„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties 2 Zapraszamy do czytania i komentowania naszego pierwszego, wspólnego dzieła: „First...
27 downloads
17 Views
2MB Size
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Z apraszam y do czytania i kom entow ania naszego pierw szego, w spólnego dzieła:
„F irst G rave on the R ight” - D arynda Jones Tłum aczenie: axses, agnes_ka1, shonaliii, Feisty Beta: jenny13 Skład: Tiniaak i V i_1011
2
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział pierw szy
L epiej jest zobaczyć martwego niż być martwym. - CHARLOTTE JEAN DAVIDSON, PONURY ŻNIWIARZ
Przez ostatni miesiąc miałam ten sam sen – taki, w którym z ciemności, w chmurze dymu i cienia wyłania się nieznajomy, i bawi się ze mną w lekarza. Zaczynałam się zastanawiać czy powtarzające się co noc halucynacje, kończące się wstrząsającymi orgazmami mogły mieć jakieś długoterminowe działania uboczne. Poważnie obawiałam się śmierci przez ekstremalną przyjemność. Ta perspektywa doprowadziła do kolejnej rozterki: czy mam szukać pomocy, czy stawiać wszystkim kolejki? Dzisiejsza noc nie była wyjątkiem. Miałam zabójczy sen przynoszący zdolne ręce, gorące usta i dwa kreatywne sposoby użycia skórzanych spodni, ale w tej samej chwili dwie zewnętrzne siły nagle spróbowały mnie wywabić z krainy marzeń. Robiłam wszystko, by się im przeciwstawić, ale były dość wytrwałe. Na początku mroźny chłód skradał się w górę mojej kostki, lodowata pieszczota wytrząsnęła mnie z rozgrzanego do czerwoności snu. Zadrżałam i kopnęłam, niechętna do uznania wezwania, a następnie podciągnęłam nogę w gęste fałdy mojej kołdry z królikiem Bugsem. Następnie miękka, aczkolwiek wytrwała melodia grała na krańcach mojej świadomości jak znajoma piosenka, której nie mogłam umieścić na właściwym miejscu. Po chwili zdałam sobie sprawę, że był to świerszczowy dzwonek mojego nowego telefonu. Z ciężkim westchnięciem, podniosłam powieki na tyle, by móc skupić się na numerach świecących na nocnej szafce. Była 4:34 rano. Jaki rodzaj sadysty dzwoni do innej ludzkiej istoty o 4:34 rano? Coś chrząknęło u podnóża mojego łóżka. Zwróciłam swoją uwagę na stojącego tam martwego gościa, opuściłam powieki i spytałam zachrypniętym głosem.
3
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Możesz odebrać? Zawahał się. - Um, telefon? - Mmmm. - Cóż, jestem czymś w rodzaju… - Nieważne. – Sięgnęłam po telefon i skrzywiłam się, gdy szarpnięcie bólu przeszło przeze mnie przypominając mi o pobiciu do nieprzytomności poprzedniej nocy. Martwy gość znowu chrząknął. - Halo – wychrypiałam. To był mój wujek Bob. Zbombardował mnie słowami o tych wszystkich rzeczach, o których miałam pozornie blade pojęcie, zważając na fakt, że tak ranne godziny oddalały mnie od spójnego myślenia. Skoncentrowałam się super-duper i wyłapałam trzy najistotniejsze zwroty: zajęta noc, dwa zabójstwa, dupa już tu na dole. Udało mi się nawet odpowiedzieć coś w rodzaju: - Jak świrniętym sadystą jesteś? Westchnął, wyraźnie zirytowany i odłożył słuchawkę. Zakończyłam rozmowę naciskając guzik kończący rozmowę na nowym telefonie, który również miał szybkie wybieranie chińszczyzny na wynos zza rogu. Następnie spróbowałam usiąść. Podobnie jak z problemem spójności myśli łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Podczas, gdy normalnie ważyłam jakieś 56 kg… cholera, to z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu w czasie, w którym z częściowo obudzonej istoty stawałam się całkiem przytomną, ważyłam całe 200 kilo. Po krótkiej, jak wieloryb walczący na brzegu, bitwie poddałam się. Zjedzenie pojemnika lodów Chunky Money zaraz po tym jak skopano mi tyłek to był prawdopodobnie fatalny pomysł. W wielkim bólu rozciągnęłam się, pozwalając, by owładnęło mną przydługie ziewnięcie, wzdrygnęłam się na bolesność szczęki i dopiero wtedy spojrzałam na martwego gościa. Był niewyraźny. I nie dlatego, że był martwy, ale dlatego, że była 4:34 rano. A ja miałam niedawno skopany tyłek. - Cześć – powiedział nerwowo. Miał pomięty garnitur, denkowe okulary i potargane włosy, które sprawiały, że wyglądał po części jak młody-czarnoksiężnik-którego-wszyscyznamy-i-kochamy, a po części jak szalony naukowiec. Miał również dwie dziury po kulach z 4
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
boku głowy i krew pokrywającą smugami prawą skroń i policzek. Żaden z tych szczegółów nie był problemem. Problemem było to, że był w mojej sypialni. W godzinach bliskich świtu. Stojąc nade mną jak martwy podglądacz. Przyjrzałam mu się swoim niesławnym zabójczym spojrzeniem, następnie tylko moim niesławnym zdenerwowanym spojrzeniem i natychmiast poznałam odpowiedź. - Sorki, sorki – powiedział, potykając się o własne słowa. – Nie chciałem cię przestraszyć. Czy wyglądam na przestraszoną? Najwyraźniej moje śmiertelne spojrzenie wymaga dopracowania. Ignorując go powoli zeszłam z łóżka. Miałam na sobie bluzę drużyny hokejowej Scorpions wydartą od bramkarza i parę bokserek w kratę – ten sam zespół, inna pozycja. Chihuahuas, tequila i rozbierany poker. Noc, która na zawsze zapisała się na pierwszym miejscu mojej listy Rzeczy Nigdy Nie Do Powtórzenia. Z zaciśniętymi zębami w agonii przeciągnęłam całe pulsujące 200 kilo w kierunku kuchni i, co ważniejsze, ekspresu do kawy. Kofeina odłupie kilogramy i w oka mgnieniu wrócę do swojej normalnej wagi. Ponieważ moje mieszkanie było wielkości pudełka od ciastek droga do kuchni nie zajęła mi wiele czasu. Martwy gość podążył za mną. Oni zawsze za mną łażą. Mogłam tylko się modlić, by jego usta było zamknięte wystarczająco długo, by kofeina zaczęła działać, ale niestety nie miałam tyle szczęścia. Zdążyłam zaledwie wcisnąć przycisk WŁĄCZ, gdy zaczął. - Um, więc tak – powiedział z progu – Zostałem wczoraj zamordowany i powiedziano mi, że tylko ty jedna możesz mnie zobaczyć. - Tak ci powiedziano, he? – Może gdybym zawisła nad dzbankiem to rozwinęłoby w nim kompleks niższości i zaparzyłby kawę szybciej, udowadniając, że może. - Ten dzieciak powiedział mi, że wyjaśniasz przestępstwa. - Tak powiedział, he? - Jesteś Charley Davidson prawda? - Taaa. - Jesteś gliną? - Niespecjalnie. - Zastępca szeryfa? 5
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Yhy. - Funkcjonariusz drogówki? - Słuchaj – powiedziałam, w końcu odwracając się do niego – bez obrazy, ale z tego, co mi wiadomo mogłeś umrzeć trzydzieści lat temu. Martwi ludzie nie mają poczucia czasu. Zero. Null. Nada. - Wczoraj, osiemnasty październik, 5:32 po południu, podwójny strzał w głowę, powodujący nieodwracalne uszkodzenie mózgu i śmierć. - Och – powiedziałam, hamując mój sceptycyzm. – Więc, nie jestem gliną. – Odwróciłam się do dzbanka zdecydowana przebić jego żelazną wolę moim niesławnym śmiertelnym spojrzeniem tylko po to, aby… - To czym jesteś? Zastanowiłam się czy twój najgorszy koszmar może głupio brzmieć. - Jestem prywatnym detektywem. Dopadam cudzołożników i zagubione psy. Nie wyjaśniam spraw o morderstwo. – Tak naprawdę wyjaśniałam, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Właśnie zakończyłam dużą sprawę. Miałam nadzieję na kilkudniowe wytchnienie. - Ale ten dzieciak… - Anioł – powiedziałam rozczarowana, że nie dokonałam egzorcyzmów na tym małym diable, kiedy miałam do tego sposobność. - On jest aniołem? - Nie, nazywa się Anioł. - Jego imię to Anioł? - Tak. A bo co? – zapytałam, zdecydowanie rozczarowana Aniołową grą. - Pomyślałem tylko, że może to być jego zawód. - To jego imię. I uwierz mi, nie jest niczym więcej. Po geologicznej epoce, w której jednokomórkowe organizmy ewoluowały w talk showy, Pan Kawa wciąż miał przede mną tajemnice. Machnęłam na to ręką i zdecydowałam, że za to się wysiusiam. Martwy gość poszedł za mną. Oni zawsze… - Jesteś bardzo… jasna – powiedział. - Um, dzięki. - I… błyszcząca. 6
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Yhy. – To nie było nic nowego. Z tego, co się dowiedziałam zmarli widzieli mnie jak swego rodzaju latarnię, świetlistą jednostkę – naciskając na świetlistą – i mogli zobaczyć mnie z dalekich kontynentów. Im bliżej byli oni, tym bardziej błyszcząca byłam ja. Jeśli słowo bardziej błyszcząca istnieje. Zawsze uważałam, że błyszczenie jest plusem bycia jedynym ponurym żniwiarzem po tej stronie Marsa. I tak długo, jak moja praca miała prowadzić ludzi do światła. Vel portalu. Vel mnie. Jednak nie zawsze szło gładko. Coś jak prowadzenie konia do wody i takie tam. - Tak przy okazji – powiedziałam, zerkając przez ramię. – Jeśli zobaczysz anioła, takiego prawdziwego, uciekaj. Szybko. W przeciwnym kierunku. – Niekoniecznie tak było, ale świrujący ludzie byli śmieszni. - Poważnie? - Poważnie. Hej... – zatrzymałam się odwróciłam do niego - …dotknąłeś mnie? Ktoś praktycznie molestował moją prawą kostkę, ktoś zimny, a ponieważ w pokoju był tylko martwy gość… - Co? – powiedział oburzony. - Wcześniej, kiedy byłam w łóżku. - Pffff, nie. Zmrużyłam oczy starając się nadać spojrzeniu groźny wygląd, a potem ponownie pokuśtykałam do łazienki. Potrzebowałam prysznica. Bardzo. Nie mogłam opieprzać się cały dzień. Wujek Bob padłby na zawał. Ale gdy weszłam do łazienki zdałam sobie sprawę, że najgorsza rzecz tego poranka – niech tam będzie jakieś światło, a przynajmniej jej część – szybko się zbliżała. Jęknęłam i zaczęłam rozważać dalsze opieprzanie się mimo strachu o tętnice wujka Boba. Po prostu to olej – powiedziałam sobie. To musi zostać zrobione. Położyłam drżącą rękę na ścianie, wstrzymałam oddech i przekręciłam włącznik. - Oślepłam – krzyknęłam zasłaniając ramieniem oczy. Próbowałam skupić się na podłodze, na zlewie, na kolorowym papierze toaletowym. Nic, tylko jasne, białawe rozmycia. Zdecydowanie potrzebowałam przyciemnić to światło. Obróciłam się, złapałam czegoś, po czym zmusiłam nogę z przodu, żeby dołączyła do tej z tyłu. Nie mogłam pozwolić, by zatrzymała mnie żarówka. Miałam robotę do zrobienia, do cholery. 7
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Czy wiesz, że masz martwego faceta w salonie? – zapytał. Spojrzałam na martwego gościa, a następnie popatrzyłam przez pokój, tam, gdzie stał Pan Wong, odwrócony do nas plecami, z nosem schowanym w rogu. Spoglądając na umarlaka numer jeden zapytałam: - Czy to nie jest trochę jak uczenie ojca robienia dzieci? Pan Wong też był martwym gościem. Malutkim i chudziutkim. Nie był wyższy niż pięć stóp wzrostu i był szary – cały, był niemal monochromatyczny w swojej przejrzystości, w szarym uniformie, z jakiegoś szarego materiału, a jego skóra i włosy były szare jak popiół. Wyglądał jak chiński jeniec wojenny. I stał w rogu mojego pokoju dzień po dniu, rok po roku. Nigdy się nie poruszał i nigdy się nie odzywał. Chociaż mimo tego wszystkiego mogłam go winić za brak urozmaicenia w kolorystyce, nawet gdy myślałam, że Pan Wong jest ześwirowany na punkcie swojej pracy. Oczywiście sam fakt, że miałam ducha w rogu pokoju nie był najstraszniejszą rzeczą, za to gdy inny martwy gość zdawał sobie sprawę, że Pan Wong właściwie nie stoi w rogu pokoju tylko unosi się kilka cali nad podłogą, zaczynał świrować. Żyłam dla takich chwil. - Dzień dobry Panie Wong! – na wpół krzyknęłam. Nie byłam pewna czy Pan Wong mógł mnie usłyszeć. Prawdopodobnie była to dobra rzecz, biorąc pod uwagę fakt, iż nie wiedziałam jak naprawdę się nazywał. Po prostu nazywałam go Pan Wong, pomiędzy tym, gdy straszny martwy gość stał w rogu mojego pokoju, a tym, że mógłby się stać normalnym chodzącym, martwym gościem, gdybym miała w tej sprawie coś do powiedzenia. Nawet martwi ludzie potrzebowali zdrowego trybu nie-życia. - Czy on jest na odchodnym? Dobre pytanie. - Nie mam pojęcia dlaczego on jest w tym rogu. Jest tam odkąd wynajęłam to mieszkanie. - Wynajęłaś mieszkanie z martwym facetem w rogu? Wzruszyłam ramionami. - Chciałam wynająć mieszkanie i wymyśliłam, że mogę go zastawić regałem czy czymś takim. Ale myśl o martwym gościu unoszącym się za półką z romansami trochę mnie gnębiła. Nie mogłam go tam tak zostawić. Nawet nie wiem czy lubi Harlequiny. –
8
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Spojrzałam na najnowszego niematerialnego, który miał na mojej łasce swoją obecność. – A tak właściwie to jak masz na imię? - Och, to niegrzeczne z mojej strony – powiedział, wyprostował się i podszedł, aby uścisnąć mi dłoń. – Jestem Patrick. Patrick Sussman. Trzeci – urwał na krótko patrząc na swoją rękę, a potem obejrzał ją głupkowato. – Nie przypuszczam, że możemy naprawdę… Wzięłam jego dłoń i potrząsnęłam. - Tak naprawdę Patricku Sussmanie Trzeci to możemy. Jego brwi zjechały się razem. - Nie rozumiem. - Tia, cóż – powiedziałam idąc do łazienki. – Witaj w klubie. Kiedy zamknęłam drzwi usłyszałam jak Patrick Sussman III w końcu ześwirował. - O mój Boże. On się po prostu… unosi. Tylko proste rzeczy w życiu, a wszystko to bzdury. *** Pod prysznicem poczułam się jakbym była w raju pokryta ciepłym czekoladowym syropem. Para i woda opływały mnie, kiedy inwentaryzowałam każdy mięsień dodając do niego w myślach gwiazdkę, jeśli zabolał pod wpływem dotyku. Mój lewy biceps zdecydowanie dostał gwiazdkę, co w sumie miało sens. Dupek w barze z ostatniej nocy pociągnął mnie za rękę z wyraźną intencją wyrwania jej. Czasami bycie prywatnym detektywem oznaczało zajmowanie się wypaczonymi społecznie charakterami, jak na przykład oburzony mąż klientki. Następnie sprawdziłam całą swoją prawą stronę. Tak, bolała. Gwiazdka. Prawdopodobnie ból pochodził od upadku na szafę grającą. Niestety nie stylowo i bez gracji. Lewe biodro – gwiazdka. Nie miałam pojęcia skąd wziął się ból. Lewe przedramię – podwójna gwiazdka. Najprawdopodobniej kiedy zablokowałam cios dupka. A potem, oczywiście, lewy policzek i szczęka – poczwórna gwiazdka, po tym jak mój blok okazał się całkowicie nieskuteczny. Dupek był po prostu zbyt silny i zbyt szybki, a
9
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
uderzenie nadeszło nieoczekiwanie. Poleciałam jak pijany cowboy po rodeo, który próbował utrzymać pion tańcząc przy tym Metallicę. Żenujące? Tak. Ale również dziwnie pouczające. Nigdy wcześniej nie zostałam znokautowana. Myślałam, że to bardziej boli. Jakoś gdy jesteś ogłuszony, ból pojawia się później. Wtedy robi się zimno, a serce nie stuka. Mimo to przeżyłam noc bez trwałych uszkodzeń. Zawsze to jakaś dobra rzecz. Kiedy starałam się wymasować nieco bólu z karku, moje myśli popłynęły do snu, jaki miałam, tego samego snu, który nawiedzał mnie każdej nocy od niemal miesiąca. I było mi coraz trudniej wyrzucić wspomnienie z głowy, po tym jak się budziłam ciągle utrzymywał się dotyk mgły głodu. Każdej nocy podczas snu z najciemniejszych głębin mojego umysłu wyłaniał się mężczyzna tak, jakby tylko czekał aż zasnę. Jego usta wędrujące po moim ciele były pełne, miękkie a zarazem męskie. Jego język wzniecał płomienie na mojej skórze i powodował iskrzenie całego ciała. Potem kierował się na południe, a niebiosa otwierały się i chór śpiewał alleluja, gdy wszystko grało w doskonałej harmonii. Początkowo te sny były krótkie. Pojedynczy dotyk. Pocałunek lekki jak muśnięcie piórkiem. Uśmiech, który mogłam dostrzec tylko na krańcach jego warg, odnajdując piękno tam, gdzie go się nie spodziewałam. A potem sen zaczynał się rozwijać, stawał się silniejszy i przerażająco intensywny. Po raz pierwszy w życiu przeżyłam orgazm we śnie. I nie tylko ten jeden raz. Przez ostatni miesiąc często dochodziłam, więcej nocy było „z” niż „bez”. Rąk – i innych części ciała – mojego wyśnionego kochanka nie mogłam w pełni dostrzec. Mimo to wiedziałam, że był uosobieniem zmysłowości i posiadał męski magnetyzm i urok. I wiedziałam też, że kogoś mi przypominał. Pomyślałam, że moje sny mogły zostać przez kogoś zaatakowane, ale przez kogo? Przez całe życie miałam możliwość oglądania zmarłych. W końcu urodziłam się Ponurym Żniwiarzem. Chociaż nie odkryłam tego prawdziwego skarbu, jakim było bycie Ponurym Żniwiarzem, dopóki nie poszłam do liceum. Mimo to zmarli nie byli w stanie wchodzić do moich snów, żeby mnie całować, pieścić i doprowadzać do orgazmu, o który błagałam. A jeśli idzie o moje umiejętności, to nie ma w nich szczególnego. Owszem istnieją na jednej płaszczyźnie, a ludzka rasa istnieje na innej i jakoś – przypadek, złośliwość losu, boska interwencja albo zaburzenie psychiczne – ja istniałam na obu. Bez transu. Bez
10
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
kryształowej kuli. Bez kanalizowania cierpienia zmarłych z jednej płaszczyzny do drugiej. Tylko dziewczyna i kilka duchów, oraz cała ludzka rasa. Czy mogło być coś prostszego? A przecież mężczyzna był czymś innym, czymś… nieumarłym. A przynajmniej taki się wydawał. Osoba z mojego snu emanowała ciepłem. Martwi są zimni, dokładnie jak w filmach. Ich obecność powoduje wydostawanie się pary z ust przy oddychaniu, dreszcze i wstawanie włosków na karku. Ale mężczyzna z moich snów, mroczny, uwodzicielski nieznajomy, od którego byłam uzależniona, był gorący. On był jak parząca woda obmywająca mnie zmysłowo i boleśnie, jednocześnie i wszędzie. I moje sny były takie realistyczne, uczucia i reakcje wywołane przez jego dotyk tak żywe. Nawet teraz mogłam prawie go poczuć, jego dłonie przesuwające się po moich udach, jakby w tym momencie brał ze mną prysznic. Mogłam wyczuć jego palce na biodrach i stalowo twarde ciało przyciskające się do moich pleców. Sięgnęłam do tyłu i przejechałam palcami wzdłuż jego twardych pośladków, kiedy przyciągnął mnie do siebie. Jego mięśnie spinały się i uwydatniały pod moim dotykiem, niczym przypływ i odpływ na morzu podczas faz księżyca. Kiedy wcisnęłam dłoń między nas i zsunęłam w dół sięgając ku jego erekcji, syknął z przyjemności, i przytulił się do mnie. Poczułam jego usta na moim uchu, jego oddech owiewał mi policzek. I nigdy nie rozmawialiśmy. Żar i intensywność snu nie zostawiała miejsca na rozmowę. Ale tym razem po raz pierwszy usłyszałam szept, słaby i prawie niesłyszalny. - Dutch. Liczba uderzeń mojego serca wzrosła i wzdrygnęłam się rozglądając pod prysznicem, szukając duchów w jego szparach i szczelinach. Nic. Czy zasnęłam? Pod prysznicem? Nie mogłam. Ciągle stałam. Ledwie. Ale stałam. Złapałam baterię od prysznica, aby zachować pozycję pionową, zastanawiając się, co w tym szalonym pozagrobowym życiu właśnie się stało. Obejrzałam swoje ciało, zakręciłam wodę i złapałam ręcznik. Dutch. Wyraźnie usłyszałam słowo Dutch. I tylko jedna osoba na ziemi nazwała mnie Dutch, raz i to bardzo dawno temu.
11
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział drugi T ak wiele martwych ludzi, tak mało czasu. - CHARLOTTE JEAN DAVIDSON
Nadal mocno wstrząśnięta wiedzą o potencjalnej tożsamości Gościa ze Snów owinęłam się ręcznikiem i rozsunęłam zasłonę prysznicową. Sussman wsunął głowę przez drzwi, a moje serce z szoku zanurkowało do brzucha kalecząc się tam o postrzępione zakończenia nerwowe. Podskoczyłam i położyłam uspokajająco dłoń na klatce piersiowej, rozdrażniona faktem, że tak łatwo można mnie zaskoczyć. Po tych wszystkich razach, gdy widziałam pojawiających się znikąd martwych ludzi, można by pomyśleć, że już przywykłam do tego. - Sussman, do jasnej cholery. Może byście nauczyli się pukać. - Bezcielesna istota – odparł, pokazując swoją postać. Wyszłam spod prysznica i chwyciłam z toaletki butelkę ze spryskiwaczem. - Postawisz jedną nogę w łazience, a roztopię twoją twarz moim nadprzyrodzonym odstraszaczem na szkodniki. - Poważnie? – Jego oczy się rozszerzyły. - Nie – powiedziałam, opuszczając ramiona. Obecnie miałam naprawdę spory problem z okłamywaniem umarlaków. - To tylko woda. Ale nie mów o tym panu Habershamowi spod 2B. Ta butelka jest jedyną rzeczą, która trzyma tego starego sprośnego typa z dala od mojej łazienki. Brwi Sussmana podjechały do góry, gdy lustrował mój strój Adama. - Nie mogę powiedzieć, żebym go za to winił. Spojrzałam na niego wilkiem i pociągnęłam za drzwi przechodzącymi mu przez twarz, dezorientując go. Przyłożył jedną dłoń do czoła, a drugą oparł na ościeżnicy starając się przetrwać zawroty głowy. Nowicjusze byli tacy łatwi w obsłudze. Dałam mu chwilę na dojście do siebie i pokazałam tabliczkę wiszącą po drugiej stronie moich drzwi do łazienki. 12
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Zapamiętaj to – nakazałam i ponownie zatrzasnęłam drzwi. - „Żadnych martwych ludzi za tymi drzwiami” – przeczytał na głos. – „I tak: jeśli nagle masz możliwość przechodzenia przez ściany to znaczy, że nie żyjesz. Nie leżysz w jakimś rowie czekając na pobudkę. Otrząśnij się i, do cholery, trzymaj się z dala od mojej łazienki”. – Znowu wsunął głowę do środka. – Nie uważasz, że to trochę brutalne? Moja tabliczka mogła wydawać się brutalna dla niewprawnego oka, ale zwykle dość szybko pojmowali wiadomość, którą im przekazywałam. Wyjątkiem był pan Habersham. Jemu musiałam grozić. Często. Nawet z tą informacją wiszącą na drzwiach myłam głowę jakby w mieszkaniu szalał pożar. Martwi ludzie stojący ze mną pod prysznicem w trakcie spłukiwania piany to trochę za dużo. Nigdy nie będziesz taka sama po tym, jak postrzał-ze-strzelby-w-głowę wpadnie do ciebie na herbatkę i saunę. Wskazałam ostro palcem. - Won! – nakazałam i odwróciłam się do rozważań nad spuchniętą i posiniaczoną twarzą. Nałożenie podkładu po tym, jak skopano ci tyłek było raczej sztuką niż nauką. To wymagało cierpliwości. I warstw. Jednak już po trzeciej zabrakło mi cierpliwości i zmyłam z twarzy to coś. Tak poważnie, to kto będzie mnie oglądał o tak wczesnej porze? W międzyczasie związałam czekoladowo brązowe włosy w kucyk, przekonując samą siebie, że siniaki i podbite oczy dodają wyglądowi pewnego je ne sais quoi1. Trochę korektora, trochę szminki i voila, byłam gotowa dla świata. Pozostawało jednak pytanie, czy świat jest gotowy na mnie? Wyszłam z łazienki mając na sobie zwykłą, białą koszulę i dżinsy, i mając nadzieję, że odsłonięcie sporej części piersi pomoże mi osiągnąć solidne 9,2 punktu na 10 możliwych. Biustu ci u mnie dostatek. Na wszelki wypadek jednak rozpięłam górny guzik, by pokazać więcej dekoltu. Może dzięki temu nikt nie zauważy, że moja twarz przypominała topograficzną mapę Ameryki Północnej. - Łał – powiedział Sussman. – Wyglądasz gorąco nawet z tym lekkim oszpeceniem. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. - Coś ty powiedział?
1
je ne sais quoi - coś trudnego do określenia; takie coś; jakieś coś
13
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Um, że wyglądasz gorąco? - Pozwól, że cię o coś zapytam – odparłam zbliżając się. Cofnął się ostrożnie. – Gdybyś żył, powiedzmy pięć minut temu, powiedziałbyś jakieś poznanej przed chwilą lasce, że wygląda gorąco? Myślał o tym przez moment, a następnie odpowiedział. - Nie. Żona by się ze mną rozwiodła. - Dlaczego w takim razie w chwili, gdy wy, panowie umieracie, myślicie sobie, że możecie mówić co wam się podoba i komu się wam podoba? Nad tym również myślał przez chwilę. - Bo moja żona mnie nie słyszy? Dźgnęłam go pełną mocą swojego zabójczego spojrzenia, prawdopodobnie oślepiając na wieki. Następnie chwyciłam torebkę i klucze. Chwilę przed tym jak wyłączyłam światło, odwróciłam się i puszczając do niego oko, powiedziałam: - Dzięki za komplement. Uśmiechnął się i podążył za mną grzecznie wychodząc przez drzwi. *** Najwidoczniej nie byłam tak gorąca, jak myślał Sussman. Tak naprawdę to zamarzałam. I oczywiście zapomniałam kurtki. Zbyt leniwa, by po nią wracać, pobiegłam do mojego wiśniowo czerwonego Jeepa Wranglera. Nazywał się Misery2, w hołdzie dla mistrza horroru i wszystkich przerażających rzeczy. Sussman wślizgnął się na fotel pasażera. - Ponury Żniwiarz, co? – powiedział, gdy zapięłam pasy. - Tak. – Nie wiedziałam, że zna nazwę mojego zawodu. Musiał mieć pogadankę z Aniołem. Przekręciłam kluczyk i Misery zamruczała do życia. Jeszcze trzydzieści siedem rat i ta dziecina będzie moja. - Nie wyglądasz jak Ponury Żniwiarz. 2 Misery - powieść Stephena Kinga, na podstawie której nakręcono film. Znany powieściopisarz Paul Sheldon ma wypadek samochodowy. Z pomocą przychodzi mu Annie Wilkes, jego wierna fanka, która mieszka w okolicy. Jest środek zimy i z powodu zasp Sheldon musi kurować się u kobiety. Z czasem okazuje się, że Annie jest niebezpieczną psychopatką.
14
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Spotkałeś go już, co? - Cóż, właściwie to nie, nie bardzo – powiedział. - Moja szata jest w pralni. Zaczął chichotać speszony. - A twoja kosa? Posłałam mu diaboliczny uśmiech i podkręciłam ogrzewanie. - Mówiąc o zbrodni – zmieniłam temat – może udało ci się zobaczyć strzelającego? - Na oczy go nie widziałem. - Czyli… nie. Wsunął okulary palcem wskazującym. - Nie. Nikogo nie widziałem. - Cholera. To nie pomaga. – Skręciłam w lewo w kierunku centrum. – Czy wiesz gdzie jesteś? Gdzie jest twoje ciało? Jedziemy do centrum. Być może do ciebie. - Nie, ja właśnie wjechałem na podjazd domu. Moja żona i ja mieszkamy w Heights. - Czyli jesteś żonaty? - Pięć lat – powiedział, a smutek przenikał jego głos. – Dwójka dzieci. Dziewczynki. Cztery lata i osiemnaście miesięcy. Nienawidziłam tej części. Pozostawionych-ludzi-części. - Tak mi przykro. Spojrzał na mnie z tym wyrazem twarzy mówiącym: skoro-widzisz-martwych-ludzito-musisz-znać-wszystkie-odpowiedzi, który widywałam przed nim u innych. Będzie bardzo rozczarowany. - To będzie dla nich trudne, prawda? – zapytał, zaskakując mnie kierunkiem w jakim biegły jego myśli. - Tak, będzie – odpowiedziałam szczerze. – Twoja żona będzie krzyczeć i płakać z powodu głębi piekła. Wtedy znajdzie się w takiej, o jakiej nie wiedziała, że istnieje. – Spojrzałam dokładnie na niego. – Ale przeżyje. Dla dziewczynek przeżyje. Wydawało się, że to zadowoliło go na chwilę. Kiwnął głową i spojrzał przez okno. Pokonaliśmy resztę drogi przez śródmieście w ciszy, która dała mi niechciany czas na rozmyślania o moim sennym kochanku. Jeśli miałam rację, miał na imię Reyes. Nie miałam pojęcia czy Reyes było jego nazwiskiem czy też imieniem, skąd pochodził, gdzie znajdował się teraz, ani jakiejkolwiek rzeczy z nim związanej, jeśli o to chodzi. Ale 15
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
wiedziałam, że nazywa się Reyes i jest piękny. Niestety był również niebezpieczny. Jedyny i niepowtarzalny czas kiedy go spotkałam to było lata temu, kiedy oboje byliśmy nastolatkami. Nasze jedyne spotkanie było pełne gróźb, napięcia, skóry, jego ust tak blisko moich, że prawie mogłam ich posmakować. Nigdy ponownie go nie widziałam. - Tam jest – powiedział Sussman, odciągając mnie od moich myśli. Dostrzegł miejsce zbrodni kilka przecznic dalej. Czerwone i niebieskie światła pulsowały wzdłuż budynków, oświetlając czarny jak smoła poranek. Kiedy podjechaliśmy bliżej jasne reflektory ustawione dla detektywów oświetlały z połowę miasta. Wyglądało to tak, jakby w tym miejscu wzeszło słońce. Zobaczyłam SUVa wujka Boba i zjechałam na parking w pobliżu hotelu. Zanim wyszliśmy, odwróciłam się do Sussmana. - Hej, czy przypadkiem nie widziałeś nikogo innego w moim mieszkaniu? - To znaczy oprócz pana Wonga? - Tak. No wiesz, coś jak koleś. - Nie. A był tam ktoś inny? - Nie, zapomnij o tym. Pojęłam jak Reyes zrobił tą prysznicową sztuczkę. O ile nie miałam osobliwej zdolności do spania na stojąco, to w takim wypadku mógł zrobić o wiele więcej niż tylko wejść w moje sny. Po tym jak wysiadłam – a Sussman mniej więcej wypadł – rozejrzałam się za wujkiem Bobem. Stał jakieś czterdzieści metrów dalej, reflektor roztaczał wokół niego niesamowity blask, a on posłał mi złowrogie spojrzenie. Nie jest nawet Włochem. Nie jestem pewna czy to legalne3. Wujek Bob lub Wubek, jak lubiłam go nazywać – choć rzadko rzucając mu to w twarz – to brat mojego taty i śledczy w Departamencie Policji Albuquerque. Chyba dostał wyrok dożywocia, bo mój tato, będący również gliną, przeszedł na emeryturę rok temu i kupił sobie bar w centrum. Moja kamienica stała bezpośrednio za nim, a ja dorabiałam sobie tam okazjonalnie prowadząc bar, co dawało mi łącznie 3,7 etatu. Gdy mam klientów jestem prywatnym detektywem, barmanem, gdy potrzebuje mnie tata oraz jestem również
3 “He stood about forty yards away, a spotlight casting an eerie glow around him as he gave me the evil eye. He’s not even Italian. I’m not sure that’s legal.” – po konsultacjach dochodzimy do wniosku, że wujek Bob musiał w tej scence wyglądać jak ojciec chrzestny… więc resztę pozostawiamy Waszej wyobraźni ;)
16
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
na liście DPA4. Na papierze widnieję jako konsultant, pewnie dlatego, że to brzmi poważnie. Tak naprawdę jestem tajemnicą sukcesu wujka Boba, tak jak byłam tym samym dla taty, gdy jeszcze pracował dla DPA. Moja umiejętność pociągnęła w górę ich awanse, aż obaj stali się detektywami. To niesamowite jak łatwo jest rozwikłać zagadkę zbrodni, kiedy możesz zapytać ofiarę, kto to zrobił. 0,7 etatu wynikała z mojej prześwietnej kariery jako Ponury Żniwiarz. Choć to zajęcie nie zabiera mi wiele czasu, ale też nigdy nie zarobiłam na tej części swojego życia. Tak więc wciąż jestem niezdecydowana czy powinnam nazywać to pracą. Przeszliśmy pod policyjną taśmą dokładnie o 5.30. Wujek Bob był siny ze złości, ale w dziwny sposób tym nie zaskoczony. - Jest prawie szósta – powiedział, klepiąc zegarek. Jakby mnie uczył. Miał na sobie ten sam brązowy garnitur, co poprzedniego dnia, ale jego szczęka była gładko ogolona, wąsy starannie zaczesane i pachniał wodą kolońską ze średniej półki. Ścisnął mnie za podbródek i odwrócił na bok moją twarz, by lepiej widzieć siniaki. - Jest dużo bliżej 5.30 – spierałam się. - Wezwałem cię ponad godzinę temu. I musisz nauczyć się uników. - Zadzwoniłeś do mnie o 4.34 – powiedziałam, ściągając z siebie jego dłoń. – Nienawidzę 4.34. Uważam, że 4.34 powinna być zakazana i zastąpiona czymś bardziej rozsądnym, jak powiedzmy 9.12. Wujek Bob wypuścił długi oddech i strzelił gumką na swoim nadgarstku. Mówił mi, że to część programu kontroli gniewu, ale mnie wciąż dziwiło jak zadawanie sobie bólu miało pomóc w radzeniu sobie z tym nastrojem. Mimo to zawsze byłam chętna do pomocy swoim gburowatym krewnym. Nachyliłam się do niego. - Mogę porazić cię prądem, jeśli sądzisz, że to pomoże. Znowu przesunął po mnie złowrogim spojrzeniem, ale zrobił to z uśmiechem, co mnie ucieszyło. Najwyraźniej kierownik Biura Medycyny Sądowej wykonał swoją część pracy, więc mogliśmy wejść na miejsce zbrodni. Gdy to zrobiliśmy, zignorowałam mnóstwo
4
W org APD, zmieniłam kolejność ze względu na polskie tłumaczenie znaczenia.
17
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
ukradkowych spojrzeń skierowanych w moją stronę. Pozostali oficerowie nigdy nie zrozumieli jak robię to, co robię, jak mogę rozwiązywać sprawy tak szybko, więc patrzyli na mnie z ostrożną podejrzliwością. Tak sobie myślę, że nie mogę ich za to winić. Zaraz, zaraz. A jednak mogę. Wtedy zauważyłam Garetta Swopesa, inaczej znanego jako cierń-w-dupie, łowcę głów stojącego nad ciałem. Przewróciłam oczami tak daleko w tył głowy, że o mało co ich nie zwichnęłam. Nie dlatego, że Garrett nie był dobry w tym, co robił. Uczył się pod kierunkiem legendarnego Franka M. Ahearna, chyba najbardziej znanego łowcy głów na świecie. Z tego co słyszałam, dzięki panu Ahearnowi, Garrett mógłby znaleźć Hoffa, gdyby włączył w to swój umysł. Miał również miły dla oka wygląd. Krótkie, czarne włosy, szerokie ramiona, czekoladową skórę jak u Majów i przygaszone szare oczy, które mogłyby pochwycić duszę dziewczyny, gdyby wpatrywała się w nie wystarczająco długo. Dzięki Bogu miałam komarzy zakres skupiania uwagi. Gdybym miała zgadywać powiedziałabym, że jest w połowie Afroamerykaninem. Skóra jaśniejsza o ton i szare oczy krzyczały o mieszance. Nie wiedziałam po prostu czy jego druga połowa jest latynoska, czy angielska. Tak czy inaczej, miał pewny siebie chód i przyjazny uśmiech, którym skupiał na sobie uwagę gdziekolwiek byliśmy. Czyli, wygląd na pewno nie był obszarem, nad którym musiał pracować. Nie, Garrett był cierniem w dupie z innych powodów. Gdy tylko weszłam w oświetlone miejsce spojrzał na siniaki na mojej szczęce i uśmiechnął się znacząco. - Randka w ciemno? Zrobiłam tą rzecz, kiedy drapie się brew i wystawia środkowy palec w tym samym czasie. Jestem niezła w wielozadaniowości na raz. Garrett uśmiechnął się znacząco. Znowu. Dobra to nie była jego wina, że był głupkiem. Kiedyś mnie lubił, dopóki wujek Bob w pijackim upojeniu nie zdradził mu naszego małego sekretu. Oczywiście, nie uwierzył w ani jedno słowo. Kto by to zrobił? To było jakoś miesiąc temu i od tamtego czasu nasza przyjaźń zaczęła ostro pikować ku nieistnieniu. Prawie umieścił mnie w wariatkowie. I wujka Boba również za wiarę w to, że widzę zmarłych. Niektórzy ludzie w ogóle nie mają wyobraźni. - Co tu robisz, Swopes? – zapytałam, będąc trochę bardziej niż zirytowana faktem, że muszę mieć z nim do czynienia. 18
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Myślałem, że może to być jeden z moich uciekinierów. - I jest nim? - Nie, chyba, że koksiarze metaamfetaminy noszą trzyczęściowe garnitury i mokasyny Cirsci za sto pięćdziesiąt dolarów. - Szkoda. Jestem pewna, że łatwiej jest odebrać ci honorarium, gdy uciekinier jest martwy. Garrett wzruszył ramionami, w połowie się ze mną zgadzając. - Właściwie to – wtrącił wujek Bob – powiedziałem mu, żeby kręcił się w pobliżu, wiesz, jako dodatkowa para oczu. Próbowałam ze wszystkich sił nie patrzeć na trupa – martwych ludzi znosiłam, martwych ciał jakoś nie – ale ruch, który dostrzegłam kątem oka skierował moje spojrzenie właśnie na tę rzecz. - Widzisz coś? – zapytał wujek Bob - ciągle myślał, że jestem psychiczna - ale byłam zbyt zajęta gapieniem się na martwego gościa, by odpowiadać. Przesunęłam się do niego i trąciłam go stopą. - Koleś, co ty tam ciągle robisz? Umarlak spojrzał na mnie wielkimi oczami. - Nie mogę ruszyć nogami. Parsknęłam. - Nie możesz również ruszyć rękami lub stopami czy zamrugać powiekami. Jesteś martwy. - Jezu – syknął Garrett przez zaciśnięte zęby. - Słuchaj – Odwróciłam twarz w jego kierunku. – Ty bawisz się po swojej stronie piaskownicy, a ja po swojej. Comprende5? - Nie jestem martwy. Obejrzałam się na trupa. - Skarbie, jesteś tak samo martwy jak moja stryjeczna babka Lillian i zaufaj mi, kobieta jest teraz w zaawansowanym stadium rozkładu. - Nie, nie jestem. Nie jestem martwy. Dlaczego nikt nie próbuje przywrócić mi przytomności?
5
Rozumiesz?
19
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Um, może dlatego, że jesteś martwy? Usłyszałam jak Garrett odchodząc mamrocze pod nosem. Niedowiarki byli takimi królowymi dramatu. - Dobra, w porządku, skoro nie żyję, to jak rozmawiam z tobą? I dlaczego jesteś taka ożywiona? - To długa historia. Po prostu zaufaj mi chłopcze, jesteś martwy. Właśnie wtedy podszedł sierżant Dwight z całym tym swoim rzeczowym i formalnym wyglądem w mundurze DPA i militarnym brzmieniem. - Pani Davidson czy ty właśnie kopnęłaś zwłoki? - Na miłość boską, nie jestem martwy! - Nie. Sierżant Dwight spróbował swoich sił w zabójczym spojrzeniu. Starałam się nie chichotać. - Zajmę się tym sierżancie – powiedział wujek Bob. Sierżant odwrócił się do niego i wpatrywali się w siebie jakąś minutę, zanim przemówił. - Czy mógłbyś wraz ze swoją krewną nie zanieczyszczać mojego miejsca zbrodni? - Twoje miejsce zbrodni? – zapytał wujek Bob. Żyła na jego skroni zaczęła pulsować. Rozważyłam strzelenie gumką na jego nadgarstku, ale wciąż miałam wątpliwości co do jej skuteczności. - Hej, wujku Bobie – wtrąciłam, klepiąc go w ramię – chodźmy stąd porozmawiać, dobrze? Odwróciłam się i odeszłam nie czekając, z nadzieją, że wujek Bob podąży za mną. Poszedł. Przechadzaliśmy się za reflektorami w stronę drzew, przyjmując nieszkodliwą gawędziarską pozycję. Posłałam uśmiech sierżantowi Dwightowi Yokelowi, który skłaniał się do bycia przemądrzalcem. Myślę, że warknął. Dobrze, że nie byłam lizusem. - O co chodzi? – zapytał wujek Bob, gdy Garrett ponownie, acz niechętnie, do nas dołączył. - No nie wiem. On nie chce wyjść ze swojego ciała. - On co? – Garrett przeczesał dłonią włosy. – Klasycznie. Zignorowałam go i patrzyłam jak Sussman podszedł do trzeciego trupa na miejscu zbrodni, uderzająco pięknej kobiety z blond włosami i w czerwonej, garniturowej spódnicy. 20
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Biła od niej kobiecość i moc. Od razu ją polubiłam. Sussman uścisnął jej dłoń. Wtedy oboje odwrócili się do umarłego, leżącego w kałuży z własnej krwi. - Myślę, że oni się znają – powiedziałam. - Kto? – wujek Bob rozejrzał się, jakby mógł ich zobaczyć. - Masz dane tego gościa? - Tak. – Wyjął notatnik, przypominając mi o konieczności popędzenia do Staples6. Wszystkie moje małe notesiki były zapisane po brzegi. W rezultacie przechowywałam ważne dane spisane na dłoni, następnie przypadkowo je zmywałam. – Jason Barber. Prawnik w … - Susmann, Ellery i Barber – powiedział Susmann razem z wujkiem Bobem. - Jesteś prawnikiem? – zapytałam go. - Pewnie, że tak. A to jest mój partner, Elizabeth Ellery. - Cześć Elizabeth – powiedziałam, wyciągając rękę, aby ją uścisnąć. Garrett ścisnął grzbiet swojego nosa. - Pani Davidson, Patrick powiedział mi, że nas widzisz. - Tak. - Jak…? - Długa historia. Ale po pierwsze – powiedziałam, zamierzając zadać grad pytań – pozwól mi to uporządkować: cała wasza trójka jest partnerami jednej kancelarii adwokackiej i wszyscy umarliście ostatniej nocy? - Kto jeszcze umarł ostatniej nocy? – zapytał wujek Bob, szarpiąc swój notes. - Wszyscy zostaliśmy zamordowani ostatniej nocy – poprawił Susmann. – Wszyscy od dwóch dziewięciomilimetrowych kulek w głowę. Elizabeth uniosła na niego swoją perfekcyjną brew. - Dwóch kulek? Uśmiechnął się zakłopotany i spróbował skopać brud ze swoich stóp. - Słyszałem jak rozmawiały gliny. - Mam tylko dwa zabójstwa. Spojrzałam na wujka Boba. - Masz tylko dwa zabójstwa z wczorajszej nocy? Powinny być trzy.
6
Coś jak u nas któryś z dyskontów.
21
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Garrett ciągle dreptał, prawdopodobnie zastanawiając się, jak mogłam wiedzieć którąś z tych rzeczy, skoro nie mogłam widzieć martwych ludzi, więc martwi ludzie nie mogli mi powiedzieć, że byli martwi. To po prostu było niemożliwe. Wujek Bob studiował swój notes. - Mamy Patricka Sussmana znalezionego na podjeździe jego domu w Mountain Run i tego gościa, Jasona Barbera. - Dobrze, teraz z nami jest Patrick Sussman… Trzeci – powiedziałam, posyłając uśmiech Sussmanowi – i Jason Barber. Ale on jest obecnie w zaprzeczeniu. – Obejrzałam się jak koroner zapinał czarny worek. - Pomocy! – Barber wrzeszczał, wijąc się jak robak na patelni. – Nie mogę oddychać! - Och, na miłość boską – głośno syknęłam. – Nie możesz po prostu wstać? - I? – zapytał wujek Bob. - Elizabeth Ellery również została zamordowana – powiedziałam, nienawidząc tego, że mówiłam to, gdy ona stała obok. To było niezręczne. Teraz Garrett przyglądał mi się z jawną wrogością. Gniew był powszechną emocją, kiedy stawało się twarzą w twarz z czymś niemożliwym do uwierzenia. Ale tak całkiem szczerze to pieprzyć go. - Elizabeth Ellery? Nie mamy żadnej Elizabeth Ellery. Elizabeth przyglądała się Garrettowi. - Ten facet wygląda na trochę zdenerwowanego. Pokiwałam głową. - Nie wierzy, że mogę was widzieć. Wkurza go, że z wami rozmawiam. - Wielka szkoda. On jest... – przekrzywiła głowę, by obejrzeć jego pośladki. – …fajniutki. Zachichotałam i przybiłyśmy sobie dyskretnie piątkę, jeszcze bardziej zawstydzając Garretta. - Wiesz gdzie jest twoje ciało? – zapytałam. - Tak. Miałam zamiar odwiedzić moją siostrę niedaleko szkoły Indiana i Chelwood. Niosłam prezent dla siostrzeńca. Opuściłam jego urodziny – dodała smutno, jakby zdając sobie właśnie sprawę, że przegapi również całą resztę. – Słyszałam jak dzieci bawią się na podwórku i postanowiłam podkraść się, żeby je zaskoczyć. To ostatnia rzecz jaką pamiętam. 22
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Czyli ty też nie widziałaś strzelającego? – zapytałam. Potrząsnęła głową. - Słyszałaś coś? Jeśli zostałaś postrzelona, na pewno… - Nie pamiętam. - Użył tłumika – powiedział Sussman. – Dziwnie to brzmiało, jakby stłumione trzaśnięcie drzwiami. - Strzelający użył tłumika – przekazałam wujkowi Bobowi. – I żadne z tej dwójki nie widziało, kto strzelał. Gdzie dokładnie jest twoje ciało? – zapytałam Elizabeth. Powtórzyłam adres wujkowi, gdy mi go podała. – Jest obok domu. Jest tam mnóstwo krzaków, co mogłoby wyjaśnić, dlaczego jeszcze nikt jej nie znalazł. - Jak ona wygląda? – wujek Bob zapytał. - Um, rasa biała, około pięć cali i dziesięć stóp – powiedziałam, obliczając jej wzrost odejmując trzynastocentymetrowe obcasy. - Ej, dobra jesteś – powiedziała. Uśmiechnęłam się z zachwytem. - Blond włosy, niebieskie oczy, lekkie znamię na prawej skroni. Potarła świadomie skroń. - Myślę, że to krew. - O, przepraszam. Kolorystyka jest czasem nieco mglista. – Wskazałam usłużnie na notes wujka Boba. – Skreśl to znamię. – Spojrzałam w górę na niego. – Powinna być tam jedyną martwą osobą w czerwonej spódnicy od kostiumu i szpilkach. Garrett prawie warknął na mnie. - Idź do mojego samochodu – rozkazał przez zaciśnięte zęby. – I zabierz ze sobą martwą laskę. To ostatnie powiedział sarkastycznie. Odwróciłam się do wujka Boba. - Zamierzasz pozwolić mu odzywać się do mnie w ten sposób? Wujek Bob wzruszył ramionami. - Ma kiepskie wyniki zatrzymań. - Świetnie – powiedziałam rozdrażniona. Nie to, że nie mogłam sama poradzić sobie z Garrettem. Chciałam się tylko poskarżyć. Jednakże przed odjazdem musiałam zająć się
23
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Barberem. Elizabeth, Sussman i ja przeszliśmy do ambulansu, gdzie koroner rozmawiał z sierżantem Dwightem. Nos Barbera wystawał z worka na zwłoki. - Koleś, ja nie żartuję… masz wyjść z ciała. To mnie wkurza. Uniósł się trochę dla mnie, bym widziała jego twarz. - To moje ciało do cholery. Znam prawo i jestem szczęśliwym posiadaczem7 mojego ciała. A co do ciebie – powiedział, wskazując palcem z worka – to czy nie powinnaś być tu dla nas? Pomóc nam w potrzebie? To nie tym się zajmujesz? - Nie, jeśli mogę pomóc. - Cóż, mam dla ciebie dwa słowa: zmęczenie współczuciem – powiedział oskarżycielskim głosem. Zwróciłam się do Sussmana i westchnęłam. - Nikt nie docenia mojej niezdolności do docenienia ich sytuacji. Czy mógłbyś przemówić mu do rozsądku? Garrett stanął obok swojej ciężarówki sapiąc ciężko dlatego, że nie podążyłam za nim jak płaszczące się szczenię. - Davidson! – wrzasnął ze środka. - Swopes! – Odbiłam, szydząc z wieloletniej tradycji odnoszenia się do swoich partnerów po nazwisku. Spojrzałam na moich prawników. – Spotkajmy się później w moim biurze. Sussman skinął głową i spojrzał na pana Nie-Jestem-Martwy-jak-Zimny-Trup-wSierpniu. Elizabeth poszła ze mną do samochodu Garretta. - Mogę siedzieć obok byczka? Zaszczyciłam ją największym uśmiechem na jaki mogłam się zdobyć. − Jest cały twój.
7
A więc tu mamy kolejny cudowny idiom. W org brzmi: possession is nine-tenths of it, co oznacza szczęśliwy, kto posiada. W USA ma to znaczenie, że jeśli coś jest do końca twoje, to jest to trudne do zabrania przez innych. Coś w tym stylu.
24
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział trzeci N igdy nie pukaj do drzwi śmierci. Zadzwoń dzwonkiem i uciekaj. Ona tego nienawidzi. - TEKST Z T-SHIRTA
Wyjeżdżając z centrum Garrett przełamał zimny opatrunek8, potrząsnął nim i rzucił nim we mnie. - Twoja twarz jest asymetryczna. - Miałam nadzieję, że nikt nie zauważy. – Puściłam oko do Elizabeth siedzącej między nami, o czym nie wspomniałam Garrettowi. Lepiej, gdy pewne rzeczy pozostaną przemilczane. Garrett skierował na mnie rozdrażnione spojrzenie. - Myślałaś, że nikt nie zauważy? Żyjesz całkiem miło w tej swojej popieprzonej rzeczywistości, co? - Cholera – powiedziała Elizabeth. – Nie jest zbyt subtelny. - A ty bardzo mnie wkurzasz i możesz pocałować mnie w dupę – odpowiedziałam. Do Garretta, a nie do Elizabeth. Jest pewna odpowiedzialność, która wiąże się z posiadaniem imienia Charley Davidson. To imię nie znosi żadnej krytyki. Nie przyjmuje od nikogo żadnego gówna. I nadaje sens spotkaniom z klientami. Oni czują jak gdyby już mnie znali. Jakbym nazywała się Martha Washington czy Ted Bundy9. Spojrzałam w boczne lusterko, białe i czarne podążało za nami10 pod adres, gdzie detektyw Robert Davidson opierając się na anonimowej wskazówce spodziewał się znaleźć
8 9
Mają takie cuda, co jak przełamiesz to chłodzi. Martha Washington to żona Georga Washingtona, pierwsza dama USA. Ted Bundy seryjny morderca słynący ze swojego czaru, atrakcyjności i inteligencji. 10 Wnioskuję, że podczas jazdy miga jej biały pas na czarnym asfalcie, co powoduje dziwne wrażenie, że coś może podążać za samochodem.
25
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
kolejną ofiarę. Wujek Bob miał mnóstwo anonimowych wskazówek. Garrett zaczął to wszystko składać do kupy. - A więc ty jesteś tym wszechwiedzącym anonimowym źródłem? Sapnęłam. - No co ty nie powiesz? Chociaż podoba mi się ta wszechwiedząca część. – Kiedy Garrett spojrzał na mnie spode łba, odpowiedziałam. – Tak. Jestem jego anonimowym źródłem. Byłam, odkąd skończyłam pięć lat. Jego wyraz twarzy zmienił się w pełen niedowierzania. - Twój wujek zabierał cię na miejsca zbrodni odkąd miałaś pięć lat? - Nie bądź śmieszny. Wujek Bob nigdy by tego nie zrobił. Nie robił tego. Mój tata tak robił. – Gdy szczęka Garretta opadła, zachichotałam. – Żartuję. Nie musiałam być na miejscu zbrodni. Ofiary zawsze znajdowały drogę do mnie bez mojej pomocy. Najwyraźniej jestem jakimś światłem. Odwrócił się i patrzył na różowo pomarańczowy wschód słońca w Nowym Meksyku jawiący się na horyzoncie. - Musisz mi wybaczyć, jeśli nie dam się na to nabrać. - Um, nie, nie wybaczę. - Dobra – powiedział zirytowanym głosem. – Jeśli rzeczywiście tak jest, to powiedz mi w co moja mama była ubrana na pogrzebie. Świetnie. Był jednym z tych. - Słuchaj, najprawdopodobniej twoja mama poszła gdzie indziej. Wiesz, w stronę światła – powiedziałam, poruszając palcami, by zobrazować myśli. – Większość tak robi. I nie mam tajnego dekodera w pierścieniu na tej płaszczyźnie. Moje hasło pełnego dostępu wygasło lata temu. Prychnął. - To wygodne. - Swopes – powiedziałam, w końcu zbierając odwagę, by docisnąć zimną paczuszkę do policzka. Ból strzelił mi w szczęce, gdy oparłam głowę i zamknęłam oczy. – Dobra. To nie twoja wina, że jesteś dupkiem. Dawno temu nauczyłam się nie mówić ludziom prawdy. Wujek Bob nie powinien był nic zdradzać. – Zrobiłam przerwę na odpowiedź. Nie otrzymując żadnej, kontynuowałam. – Wszyscy mamy pewną wiedzę w jaki sposób działa wszechświat. A kiedy zjawia się ktoś i kwestionuje tą znajomość, nie potrafimy sobie z tym 26
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
poradzić. Nie jesteśmy zaprogramowani w ten sposób. Trudno jest nagle zakwestionować wszystko, co zawsze wydawało się prawdziwe. Tak więc, jak powiedziałam, to nie twoja wina. Możesz mi wierzyć lub nie, ale cokolwiek wybierzesz to i tak będziesz jedynym, który będzie musiał poradzić sobie z konsekwencjami. Lepiej mądrze podejmij decyzję, koniku polny – dodałam, wykrzywiając w uśmiech nie spuchniętą część ust. Gdy nie otrzymałam w odwecie jednej z tych charakterystycznych ripost, otworzyłam oczy i zobaczyłam, że się we mnie wpatruje. Przez Elizabeth, ale jednak… Stanęliśmy na światłach, a on wykorzystał ten czas, żeby zanalizować mnie tymi swoimi super zmysłami łowcy głów. Jego szare oczy, wyróżniające się na ciemnej skórze, błyszczały z ciekawości. - Zielone światło – powiedziałam, łamiąc zaklęcie ciszy. Zamrugał i nacisnął pedał gazu. - Myślę, że on cię lubi – powiedziała Elizabeth. Ponieważ nie przyznałam się Garrettowi, że ona tam siedzi, posłałam jej skróconą wersję mojego zabójczego spojrzenia. Zachichotała. Przejechaliśmy kilka przecznic dalej zanim Garrett zadał pytanie za sto punktów. - Kto cię uderzył? - Mówiłam – wtrąciła Elizabeth. Zacisnęłam zęby i skrzywiłam się przekładając opatrunek niżej. - Pracowałam nad sprawą. - Sprawa cię uderzyła? Usłyszałam starą podejrzliwość w nie-dupku Garrettcie. - Nie, mąż sprawy mnie uderzył. Dałam mu zajęcie, podczas gdy sprawa weszła na pokład samolotu do Meksyku. - Tylko mi nie mów, że zaangażowałaś się w przemoc rodzinną. - Dobra, nie powiem. - Zrobiłaś to, prawda? - Tiaa. - Cholera, Davidson, niczego się ode mnie nie nauczyłaś? Teraz przyszła moja kolej na gapienie się na niego niedowierzająco. - Koleś, nauczyłeś mnie tego, czego Frank Ahearn nauczył ciebie, czyli jak nauczyć ludzi znikać. Myślisz, że dlaczego potrzebowałam tej informacji? 27
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie po to, żeby mieszać się w rodzinne awantury. - Cała baza moich klientów to rodzinne afery. Jak myślisz, czym zajmują się prywatni detektywi? Oczywiście on również był licencjonowanym PD11 i mógł prowadzić prywatne dochodzenia jak ja, ale swoją pracę prowadził głównie w oparciu o organy ścigania12. Windykatorzy dobrze płacili, gdy było się tak dobrym, jak on. I rzeczywiście w tym jednym się z nim zgadzałam. Miałabym za dużo na głowie. Ale i tak finalnie wszystko dobrze się kończyło. Sprawa, innym znana jako Rosie Herschel, dostała mój numer od kolegi znajomego i zadzwoniła do mnie w nocy, prosząc o przybycie do Sack-N-Save13 w zachodniej części miasta. To była niemalże scena w stylu płaszcza i ukrytego sztyletu. Aby wydostać się z domu, powiedziała mężowi, że potrzebują mleka i spotkałyśmy się w ciemnym kącie parkingu Sack-N-Save. Sam fakt, że musiała szukać pretekstu, by wyjść z domu, doprowadził moje nerwy na krawędź. Powinnam wtedy wziąć nogi za pas, ale była tak zdesperowana, tak wystraszona i tak zmęczona mężem, który wmawiał jej, że jest przegrana, że nie mogłam nie przyjąć tej sprawy. Moja szczęka nie dorównuje jej podbitemu oku, jakie miała podczas naszego pierwszego spotkania. Wiedziała, i ja również w to wierzyłam, że gdyby spróbowała zostawić swojego męża bez pomocy, nigdy nie dożyłaby kolejnych urodzin. Ponieważ pochodziła z Meksyku i miała tam krewnych, przygotowałyśmy plan, by spotkała się z ciotką w Mexico City. Następnie miały skierować się na południe z dokumentami i gotówką wystarczającą na otwarcie małej gospody na plaży blisko wsi, gdzie mieszkali jej dziadkowie. Z tego, co mówiła mi Rosie, jej mąż nigdy nie spotkał żadnego z jej krewnych z Meksyku. Miał blisko zerowe szanse na znalezienie właściwej rodziny Gutierrez w Mexico City. Ale na wszelki wypadek mieliśmy przygotowane dla nich nowe tożsamości. Przygoda sama w sobie. W międzyczasie wysłałam informację do pana Herschela, udając jego wielbicielkę i zapraszając go na drinka w barze w zachodniej części miasta. Choć brakowało mi
11 12 13
PD – prywatny detektyw. Skips Sieć sklepów.
28
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
bezpieczeństwa baru taty, nie było możliwości, bym zaryzykowała, że ktoś wygada moje prawdziwe imię. Tak więc podrzuciłam Rosie na lotnisko, z którego odlatywał samolot do Rio Grande. Musiała tam być na kilka godzin przed odlotem, ale miałam plan, jak zająć pana Herschela przez całą noc. Sprowokowałam go do uderzenia mnie i wniosłam oskarżenie. Nie żeby to było łatwe. Flirtowanie jak lisica w rui, a następnie wyciąganie hamulca bezpieczeństwa w taki sposób, żeby odczuł jakby został spoliczkowany wymagało pewnych umiejętności. I naturalnie, mężczyzna taki jak Herschel poczułby się urażony, gdyby dowiedział się, że został zmanipulowany. Dorzuć kilka zniewag o małym penisie i raz lub dwa zachichocz poniżająco, a pięści same zaczną latać. Mogłam oczywiście uchlać go do nieprzytomności i porzucić w jakiejś alejce, ale nie mogłam zaryzykować odkrycia zniknięcia Rosie aż do poranka. Noc w więzieniu była wszystkim, czego potrzebowaliśmy. A teraz ona była na dobrej drodze do poważnej kariery jako posadera14. - To tu – powiedziała Elizabeth. - Och, tu – przekazałam Garrettowi. – Ten dom na rogu? Pokiwała głową. I była tam, gdzie mówiła, że będzie. Najpierw zobaczyłam jej buty, czerwone, modne i drogie, a następnie spojrzałam na martwą Elizabeth. Idealnie dopasowane. Dla mnie wystarczyło. Poszłam na ganek i klapnęłam ciężko, podczas gdy Garrett i policjant wzywali posiłki. Kiedy byłam zajęta ruganiem siebie samej za niezbadanie ciała i nieprzeszukiwanie miejsca zbrodni dla zebrania śladów jak prawdziwy detektyw, kątem oka zauważyłam jakąś plamę. To nie było takie zwyczajne migniecie, jakie widzi każdy. To było ciemniejsze, bardziej… stałe. Spojrzałam w bok tak szybko jak mogłam, ale zgubiłam to. Znowu. Ostatnio zdarzało się to coraz częściej. Ciemne plamy na obrzeżach mojego widzenia. Wnioskowałam również, że Superman umarł i przemyka po całym kraju z prędkością światła (ponieważ martwi ludzie nie poruszają się za szybko; pojawiają się znikąd i znikają w ten sam sposób) lub miałam mnóstwo z tych małych wylewów krwi do mózgu, które pewnego dnia
14
Coś jak gospodyni tylko po hiszpańsku.
29
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
doprowadzą mnie do masywnego i niszczycielskiego krwotoku w moich szarych komórkach. Koniecznie musiałam przebadać poziom cholesterolu. Oczywiście były też inne możliwości. Takie, których nie chciałam przyjąć do świadomości, ale które wiele by wyjaśniały. Nigdy nie bałam się nieznanego, jak również innych ludzi. Ciemnych rzeczy, potworów czy bogeymana. Przypuszczam, że gdybym się czegoś obawiała to nie byłabym odpowiednim Ponurym Żniwiarzem. Jednak teraz coś lub ktoś mnie prześladowało. Próbowałam przez wiele tygodni wmówić sobie, że to tylko wyobraźnia. Ale w życiu widziałam tylko jedną rzecz ruszającą się tak szybko. I była to jedyna rzecz na ziemi i poza nią, która mnie przerażała. Nigdy tak porządnie nie analizowałam powodów mojego irracjonalnego lęku, ponieważ ta istota nigdy mnie nie skrzywdziła. Prawda jest taka, że kilka razy uratowała mi życie. Ocaliła mnie, kiedy jako dziecko zostałam prawie porwana przez zwolnionego warunkowo gwałciciela. Kiedy Owen Vaughn w liceum próbował rozjechać mnie Suburbanem swojego ojca, to ona mnie uratowała. Gdy w college’u byłam śledzona i ostatecznie zaatakowana to to mnie ochroniło. W tym czasie nie brałam na poważnie tego całego śledzenia mnie przez tą istotę dopóki to mi się nie ujawniło. Dopiero wtedy, prawie za późno, zdałam sobie sprawę, że moje życie jest w niebezpieczeństwie. Tak więc, można by pomyśleć, że będę bardzo wdzięczna. Ale nie chodziło tylko o to, że to coś uratowało mi życie. Chodziło o sposób, w jaki to zrobiło. Zdolność do zerwania rdzenia kręgowego u mężczyzny bez zostawiania widocznych śladów była nieco niepokojąca. W liceum, gdy inne nastolatki desperacko próbują dowiedzieć się kim są i gdzie należą w świecie, to powiedziało mi, kim byłam ja. Wyszeptało mi w ucho rolę, jaką będę grać w swoim życiu, gdy nakładałam błyszczyk na usta w żeńskiej łazience. Słowa, których nigdy nie usłyszałam, słowa, które zawisły ciężko w powietrzu, czekając aż wchłonę je razem z oddechem, by zaakceptować to kim jestem i kim się stanę. Podczas, gdy dziewczyny wokół mnie tylko migały mi w lustrze, widziałam tylko jego, stojącą nade mną zakapturzoną postać, otaczającą mnie jak dusząca próżnia.
30
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Stałam tak dobre piętnaście minut, po tym jak dziewczyny i on wyszli, ledwie oddychając i nie mogąc się ruszyć dopóki pani Worthy nie złapała mnie na wagarowaniu i odesłała do sekretariatu. Był zasadniczo mroczny i straszny, i tak po prostu pojawiał się w moim życiu, często przekazując mi jakieś soczyste kąski pozagrobowej mądrości – i strasząc mnie tym na śmierć – tylko po to, żeby zostawić mnie dygoczącą po jego wizycie. Przynajmniej ja byłam jasnym i promiennym Ponurym Żniwiarzem. On był mroczny i niebezpieczny, a śmierć zdawała się unosić od niego jak para z suchego lodu. Kiedy byłam dzieckiem postanowiłam nadać mu jakieś proste imię, coś niegroźnego, ale Puchatek po prostu nie pasowało. Finalnie został ochrzczony Wielkim Złem. - Pani Davidson – powiedziała Elizabeth siadając obok mnie. Zamrugałam i rozejrzałam się dookoła. - Widziałaś kogoś przed chwilą? Również rozejrzała się po okolicy. - Nie sądzę. - Niewyraźną plamę? Ciemna i… zamglona? - Um, nie. - Och dobra, przepraszam. Co tam? - Nie chcę, żeby moje siostrzenice i siostrzeniec obudziły się i zobaczyły moje ciało. Leżę tuż pod ich oknem. Również o tym myślałam. - Masz rację – powiedziałam. – Może powinniśmy przekazać twojej siostrze nowiny. Ze smutkiem skinęła głową. Zawołałam Garretta i uzgodniliśmy, że z policjantem zadzwonię do drzwi i przekażę wiadomość siostrze Elizabeth. Może Elizabeth mogłaby pomóc mi w tym, co i jak jej to powiedzieć. Jej obecność mogła ułatwić to nam wszystkim. Przynajmniej tak myślałam. Godzinę później, byłam w SUVie wujka Boba i oddychałam w papierową torbę. - Trzeba było na mnie zaczekać – powiedział bardzo pomocnie. Nigdy więcej. Oczywiście były rodzeństwem, które faktycznie się lubiło. Kto to wiedział? Kobieta przeżyła w moich ramionach załamanie emocjonalne. Wydawało się jednak, że najbardziej zmartwiło ją to, że Elizabeth była pod jej domem całą noc, a ona o tym nie wiedziała. Może powinnam ominąć tą część. Kobieta chwyciła moje ramiona 31
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
wbijając paznokcie w skórę i potrząsnęła w zaprzeczeniu poranną fryzurą, która była czymś pomiędzy stylem disco i narkomanem uzależnionym od kraku. Potem upadła na podłogę i zaszlochała. Zdecydowanie załamanie emocjonalne. Najgorsza część była wtedy, gdy padłam na podłogę i zaszlochałam razem z nią. Martwych ludzi mogłam znieść. Zazwyczaj histeria była im obca. To była ta część z pozostawionymi ludźmi. Najcięższa część. Przytulałyśmy się długo, aż wujek Bob pojawił się na miejscu i wyciągnął mnie od niej. Szwagier Elizabeth przygotował dzieci i wyprowadził je tylnymi drzwiami do samochodu, którym pojechali na wycieczkę do domu babci. W sumie byli bardzo kochającą się rodziną. - Zwolnij – powiedział wujek Bob, gdy sapałam do worka. – Jeśli hiperwentylujesz i zemdlejesz to nie będę cię łapać. Kontuzjowałem sobie ramię podczas gry w golfa. Moja rodzina była troskliwa. Próbowałam spowolnić oddech, ale wciąż myślałam o tej biedaczce, która straciła siostrę, przyjaciółkę, comadre15. Co ona teraz zrobi? Jak dalej będzie żyć? Gdzie znajdzie wolę przetrwania? Zaczęłam znowu płakać, a wujek Bob poddał się i zostawił mnie samą w SUVie. - Skarbie, z nią będzie wszystko dobrze. – Spojrzałam na Elizabeth we wstecznym lusterku i pociągnęłam nosem. – Jest twarda – dodała. Mogłabym opowiedzieć, jaka była wstrząśnięta, ale to pewnie by nie pomogło. Znowu pociągnęłam nosem. - Przepraszam. Nie powinnam tam iść. - Nie, doceniam to, że to ty, zamiast bandy gliniarzy, byłaś z moją siostrą. Czasem faceci tego nie rozumieją. Spojrzałam na Garretta, gdy mówił coś do wujka Boba, pokręcił głową i przesunął pozbawione wyrazu spojrzenie prosto na mnie. - Nie, chyba nie. ***
15
Towarzyszka.
32
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Musiałam się do cholery wydostać z Dodgea – jakoś – bo Elizabeth chciała jechać do swojej matki sprawdzić jak się mają sprawy. Planowałyśmy spotkać się później w moim biurze, więc poprosiłam innego policjanta, by podrzucił mnie do mojego Jeepa. Jazda była spokojna. Ludzie właśnie wychodzili do pracy. Słońce, wciąż wiszące nad horyzontem, roztaczało łagodną łunę w rześki poranek, oblewając Albuquerque perspektywą nowego startu. Domy w stylu Pueblo z wypielęgnowanymi trawnikami przesuwały się obok nas i odrywały od dzielnicy handlowej ze swoim nowym i starym budownictwem pokrywającym każdy dostępny cal. - Czuje się pani już lepiej? Spojrzałam na oficera Tafta. Był jednym z tych młodych glin próbujących dobrze żyć z moim wujkiem, więc zgodził się mnie podwieźć, myśląc, że to może pomóc jego karierze. Zastanawiałam się czy wie, że ma na tylnym siedzeniu zmarłe dziecko. Pewnie nie. - O wiele lepiej, dziękuję. Uśmiechnął się. Zadając mi grzecznościowe pytanie o samopoczucie, od teraz mógł mnie ignorować. Podczas, gdy normalnie nie przeszkadza mi bycie ignorowaną, to teraz chciałam zapytać o tą drobną blondynkę wyglądającą na jakieś dziewięć lat i wpatrującą się w niego lśniącymi oczami, jakby właśnie przed chwilą uratował świat przed totalną destrukcją. Ale to dociekanie wymagało taktu. Biegłości. Subtelności. - To ty jesteś oficerem, któremu ostatnio w radiowozie umarła mała dziewczynka? - Ja? – zapytał zaskoczony. – Nie. Przynajmniej mam taką nadzieję. – Zachichotał. - Och dobrze, to dobrze. Przesunął się niespokojnie na swoim miejscu, gdy zastanowił się nad tym, co powiedziałam. - Nie słyszałem nic takiego. Czy ktoś…? - Och, wiesz to tylko plotka. – Oficer Taft prawdopodobnie słyszał o mnie od innych dzieciaków w piaskownicy16. Wakacje mogły być takim powodem do plotek. Najwyraźniej chciał ograniczyć do minimum tą rozmowę. Ale moja ciekawość wzięła górę. - A byłeś ostatnio w pobliżu miejsca, gdzie umierała mała dziewczynka? Jakaś blondynka?
16
W sensie policjanci i komisariat
33
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Teraz przyglądał mi się jakbym miała ślinotok i była zezowata. Na wszelki wypadek otarłam spuchniętą część ust. - Nie. – Potem się nad tym zastanowił. – Ale była mała dziewczynka, która zmarła w wypadku jakiś miesiąc temu. Zrobiłem jej CPR17, ale było za późno. Ciężkie to było. - Założę się, że tak. Mi również przykro. Dziewczynka westchnęła. - Czyż on nie jest najwspanialszy? Parsknęłam. - Co? – zapytał. - Och nic. Pomyślałam tylko, że musiało to być naprawdę trudne. - Słuchaj suko. Skoncentrowałam całe swoje jestestwo, by nie rozszerzyć oczu w reakcji. To właśnie wygląda dziwnie dla żyjących, gdy reagujesz na coś, czego oni nie widzą ani nie słyszą. Odchyliłam się do dziewczynki, udając szczególne zainteresowanie widokiem za nami i uniosłam w brwi w niemym pytaniu. - Nie możesz go mieć, zrozumiano? – powiedziała zza metalowej siatki. - Mmm – wyszeptałam. Oficer Taft spojrzał na mnie. - To jest naprawdę piękna dzielnica. - Taa, tak myślę. - Wydrapię ci oczy z tej brzydkiej głowy. Brzydkiej? To było to. Czas na zabawę w dzwonienie. - Och – powiedziałam przekopując moją torbę. – Wydawało mi się, że telefon zawibrował. – Otworzyłam go gwałtownie. – Halo? - Oszczędziłabym sobie mieniącego się makijażu, gdybym była tobą. To ci nie pomaga. - Nie mam na sobie mieniącego… - I przestań się na niego gapić. Zasługuje na kogoś ładniejszego. - Słuchaj skarbie – powiedziałam, podziwiając ponownie widoki za nami z nadzieją, że nie przypominam kogoś rozmawiającego ze zmarłymi osobami na tylnym siedzeniu, a po
17
CPR - Resuscytacja krążeniowo-oddechowa
34
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
prostu osobę prowadzącą zwykłą telefoniczną rozmowę. – Mam swój własny niemożliwy związek z facetem, którego nie mogę mieć. Comprende? Oparła zaciśnięte pięści na ubranych w piżamę biodrach i spiorunowała mnie wzrokiem. - Ja tylko mówię, suko. - Mogłabyś przestać mnie tak nazywać, ty mała… Zauważyła, że brwi oficera Tafta poruszyły się niespokojnie. - Związki – powiedziałam wzruszając ramionami. Oczywiście sztuczka z telefonem najlepiej działa z telefonem w trybie cichym. Podczas, gdy udawałam rozmowę wyjaśniając trzeciej stronie, że czasem pojawia się w pobliżu bardzo jasne światło to powinna iść w jego kierunku, mój telefon zaczął dzwonić piątą symfonią Beethovena, co oznaczało, że wujek Bob wzywał. Prawie podrzuciłam telefon i uśmiechnęłam się do Tafta. – Moje poprzednie połączenie musiało się rozłączyć. – Nie ośmieliłam się wypowiadać na temat tego, że kilka sekund temu był na wibracjach. Złośliwy duch na tylnym siedzeniu zawył diabolicznym śmiechem. Skąd do cholery wzięło się to dziecko? Wtedy to mnie uderzyło. Może to był problem. Może naprawdę pochodziła z piekła? - Heloł? – powiedziałam. - Chcesz żebym poszła w stronę światła, więc możesz teraz wykonać swój ruch – rzuciło demoniczne dziecko. - To nie jest to, czego chcę. - Dobra – odpowiedział ostrożnie wujek Bob z wahaniem w głosie. – Żadnych więcej „cześć dzieciaki” dla ciebie. - Przepraszam wujku Bobie, myślałam, że jesteś kimś innym. - Zawsze jestem mylony z Tomem Selleckiem. Taft zapatrzył się w górę. - Czy twój wujek czegoś potrzebuje? Kawy? Latte? Podlizywanie się było takie niemęskie. - Potrzebuje kogoś, kto zaopiekuje się jego nieślubnym dzieckiem, jeśli jesteś zainteresowany. Usta Tafta zacisnęły się, kiedy odwrócił się w kierunku jazdy. Okay, przyznaję. To było niegrzeczne. Demon na tylnym siedzeniu pomyślał tak samo. Zamierzyła się na mnie. 35
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Zaśmiałam się, kiedy uniknęłam jej pięści przypadkowo lub celowo opuszczając swoje nabłyszczone wiśnią wargi na deskę rozdzielczą. - Zrobię co mogę – powiedział wujek Bob. - Och, racja. W moim biurze o dziewiątej. Rozumiem. Idę do mojego mieszkania, coś przekąszę i będę tam. - Dzięki dzieciaku. Wszystko w porządku? - U mnie? Jak zawsze – powiedziałam, gdy złotowłosa demonica bombardowała mnie wzrokiem. Wyskoczyła z samochodu gdzieś pomiędzy Carlisle i San Mateo. – Ale muszę powiedzieć wujku, że odkryłam, dlaczego niektóre gatunki zjadają swoje młode.
36
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział czw cz w arty
U wielbiam dzieci, ale nie sądzę abym mógł zjeść jedno w całości. - NAKLEJKA NA ZDERZAK
Martwiłam się, że demoniczne dziecko pójdzie za mną do mojego mieszkania i zacznie świrować, więc zanim wsiadłam do Misery i wymknęłam do domu, upewniłam się, że nie ma jej nigdzie w zasięgu wzroku. Tak na wszelki wypadek szybko wpadłam przez drzwi mieszkania, rzuciłam pośpieszne „cześć” panu Wongowi i zaczęłam grzebać w moim domowym sprzęcie rozrywki18 w poszukiwaniu wyposażenia do egzorcyzmów. Trzymałam to tam, bo czym innym były egzorcyzmy jeśli nie rozrywką. I nie, tak naprawdę to nie mogłam przeprowadzić żadnego z nich, mimo swojej wiele obiecującej pozycji Ponurego Żniwiarza. Mogę jedynie pomóc zmarłym zrozumieć dlaczego ciągle są na ziemi, a następnie zwabić ich do przejścia między płaszczyznami. Nie mogę ich zmusić do czegoś wbrew ich woli. Przynajmniej tak sądzę, że nie mogę. Tak naprawdę nigdy nie próbowałam. Jednakże mogę ich oszukać. Kilka świec, szybki monotonny śpiew i voila egzorcyzm dnia gotowy. Nieboszczycy dają się na to nabierać cały czas i w końcu przechodzą wbrew sobie. Poza panem Habershamem z dołu korytarza. On tylko chichotał, gdy starałam się go wypędzić. Stary pierdoła. Pomimo pana Hebarshama i jak tak o tym pomyśleć to też pana Wonga, to uwielbiałam tu mieszkać. Nie tylko dlatego, że moja kamienica, zwana Causeway stała tuż obok baru mojego taty, a więc też mojego biura, to była też swego rodzaju punktem orientacyjnym. Żyłam tu trochę ponad trzy lata, ale kiedy byłam młoda – zbyt młoda, żeby wiedzieć o istnieniu zła – ten stary budynek był wtopiony w moje wspomnienia, nie z swojej winy. 18
Entertainment center – części składowe to telewizor, kino domowe, konsole, wszelkie odtwarzacze, wzmacniacze i inne cuda upchane w ładną meblościankę.
37
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Później, gdy tata kupił bar, stanęłam na tylnym parkingu i zobaczyłam budynek pierwszy raz od ponad dekady. Patrząc na misterne średniowieczne rzeźby umiejscowione wzdłuż wejścia, co było rzadkością w Albuquerque, stałam sparaliżowana ciemnymi i bolesnymi wspomnieniami pędzącymi przeze mnie. Wywołały ból w mojej klatce piersiowej i skradły oddech. Od tej pory miałam obsesję na punkcie tego budynku. Mieliśmy wspólną historię, straszną i koszmarną historię z zaangażowanym w to zboczeńcem pod obserwacją na warunkowym zwolnieniu. A może mieszkając tutaj czułam jakbym jakoś pokonywała swoje demony. Oczywiście to sprawdzało się najlepiej, gdy demon nie wpadał z wizytą. Włączyłam dzbanek z kawą i ruszyłam do łazienki, żeby sprawdzić czy oczy mam tak samo spuchnięte jak szczękę. Szlochanie niczym gwiazda filmowa na odwyku nie było najlepszym zabiegiem kosmetycznym. Ale szybko zauważyłam, że czerwony obrzęk wydobywa złoto z moich oczu. Super. Odkręciłam na maksa gorącą wodę, a potem odczekałam wymagane dziesięć minut aż zrobi się faktycznie gorąco. A mówią, że Nowy Meksyk19 ma niedobór wody. Według mojego gospodarza to nieprawda. Właśnie wtedy usłyszałam Cookie, moją sąsiadkę / najlepszą przyjaciółkę / recepcjonistkę wskakującą przez drzwi z filiżanką kawy w ręce. Cookie była jak bohater Kronik Seinfelda20 Kramer21, może nie była aż tak nerwowa jak on, ale tak jak on mogłaby być na Prozacu. Wiedziałam, że ma filiżankę w dłoni, ponieważ zawsze ją miała. Myślę, że bez niej miałaby trudności z tworzeniem pełnych zdań. - Skarbie jestem w domu! – wrzeszczała z kuchni. Tak, miała ją w dłoni. - Ja też! – usłyszałam inny głos, delikatny i rozbawiony. Poznałam Cookie kiedy przeprowadziłam się do Causeway. Właśnie się tu przeniosła po rozwodzie z obrzydliwym dupkiem – jej słowa – i natychmiast stałyśmy się przyjaciółkami. Ale ona miała córkę Amber i stanowiły pakiet do wzięcia. Podczas gdy 19 20
Mowa tu o jednym ze stanów w USA. Kroniki Seinfelda - Amerykański sitcom. Główny bohater, Jerry jest centralną postacią. Jest komikiem, który uważa się za głos rozsądku w naszych czasach. Boi się bakterii i jest pedantem, także zagorzałym fanem Supermana i płatków śniadaniowych. Jego mieszkanie jest Osią Świata, wokół której wszystko się obraca, zaś jego niedojrzałe relacje z kobietami stanowią główną oś fabularną większości odcinków. 21 Cosmo Kramer (Michael Richards) — Kramer to sąsiad Jerry'ego. Rozpoznajemy go po jego energicznych wejściach do mieszkania, które zgromadzona publiczność w miarę wzrostu popularności postaci, nagradzała coraz to dłuższymi i dłuższymi oklaskami.
38
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Cookie i ja szybko zaskoczyłyśmy względem siebie, martwiłam się nieco o dziecko. Nigdy nie akceptowałam czegoś, co ma cztery stopy wzrostu i niesamowitą zdolność do wytknięcia wszystkich moich błędów w mniej niż trzydzieści sekund. I będąc dokładną mogę powiedzieć, że umiem czytać bez poruszania ustami. Byłam zdeterminowana pokonać to w Amber za wszelką cenę. Jednak po jednej grze w mini golfa, byłam miękka jak wosk w jej rękach. - Zaraz wyjdę – powiedziałam z łazienki. Pani Lowenstein z końca klatki musiała robić pranie, ponieważ nie trwało długo, gdy woda osiągnęła typowe dwa tysiące stopni. Para otoczyła mnie, gdy spłukałam twarz. Potem spojrzałam w lustro i ponownie się poddałam. Dzięki Bogu Koleś ze Snów nie widział mnie w takim stanie. Wytarłam ręcznikiem oczy, następnie cofnęłam się, kiedy imię uformowało się ze skroplonej pary. D U T C H. Wstrzymałam oddech. Dutch. Nie wyobraziłam sobie tego. Koleś ze Snów vel Reyes vel Bóg Fantazji i Wszystkich Tych Zmysłowych Rzeczy naprawdę powiedział do mnie Dutch pod prysznicem. Kto inny mógłby to być? Rozejrzałam się po łazience. Nic. Stanęłam i nasłuchiwałam, ale jedyne co słyszałam to Cookie brzdąkająca w kuchni. - Reyes? – Zerknęłam za prysznicową zasłonę. – Reyes jesteś tu? - Potrzebujesz nowego czajniczka do kawy – zawołała do mnie Cookie. – Ten tu podgrzewa całe wieki. Zrezygnowałam z poszukiwań z westchnieniem i przejechałam palcami po każdej literze z napisu na lustrze. Moja ręka zadrżała. Starłam to szybko i po zamazaniu ostatniego pola wyszłam z łazienki zbierając siły na wszystkie „ochy” i „achy” wywołane widokiem mojej twarzy. - Co do krwawego licha w Hadesie i na litość boską… - Cookie odstawiła filiżankę z kawą. Następnie podniosła i zaczęła od początku. – Co się stało? - Ooooch! – zanuciła Amber, podskakując do mnie, by móc lepiej się przyjrzeć. Jej ogromne niebieskie oczy rozszerzyły się, gdy oglądała mój policzek i szczękę. Wyglądała jak bezskrzydły duszek, obietnica gracji widzialna była w każdym kroku jaki wykonała. Miała ciemne, długie włosy, które opadały poplątane na jej plecy, a jej usta układały się w doskonały łuk. Zachichotałam, gdy ciekawość połączyła jej brwi w głębokiej koncentracji. 39
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie powinnaś być w szkole? – zapytałam. - Mama Fiony zabiera mnie rano. Jedziemy na wycieczkę do zoo i mama Fiony jest opiekunką, więc powiedziała pani Gonzalez, że spotkamy się na miejscu. Czy to boli? - Tiaa. - Oddałaś mu? - Nie. Byłam nieprzytomna. - Nie gadaj. - Gadam. Cookie przecisnęła się obok swojej córki i sama obejrzała moją szczękę. - Czy ktoś rzucił na to okiem? - Tiaa, gorący blondyn siedzący w kącie baru i rzucający w moim kierunku pokraczne spojrzenia. Amber zachichotała. Cookie zacisnęła usta. - Miałam na myśli lekarza. - Nie, ale łysiejący cudacznie gorący sanitariusz powiedział, że ze mną wszystko dobrze. - Och i on jest specjalistą? - Od flirtowania – powiedziałam. Amber znowu zachichotała. Lubiłam ten dźwięk przypominający dzwoneczki wietrzne w łagodnej bryzie. Cookie udzieliła jej ostrej nagany w oślepiającym macierzyńskim spojrzeniu, a potem odwróciła się do mnie. Była jedną z tych za dużych kobiet na uniwersalny rozmiar i miała za złe komuchowatym producentom odzieży taki rodzaj ubrań. Raz musiałam odwieść ją od zamachu na producenta odzieży w uniwersalnym rozmiarze. Poza tym była pospolicie ładna. Miała czarne, szorstkie włosy zwisające poniżej ramion i nadające jej miłą reputację czarownicy. Nie była jedyna, ale ukradkowe spojrzenia posyłane w jej kierunku były fajne. - Jest jeszcze jakaś kawa? Cookie poddała się i sprawdziła czajnik. - Serio to się nie mieści w głowie. To jak chińskie tortury wodne, tylko mniej humanitarne. - Mama przechodzi przez stan odstawienia. Wczoraj wieczorem skończyła nam się kawa. 40
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Uch-och – bąknęłam, uśmiechając się do Cookie. Usiadła przy blacie ze mną, podczas gdy Amber grzebała w szafkach w poszukiwaniu ciastek Pop-Tarts. - Och, zapomniałam ci powiedzieć – powiedziała Cookie. – Amber chce, żeby twój tata zdobył maszynę teriyaki22 tak, żeby mogła śpiewać tym wszystkim samotnym knajpiarzom. - Jestem dobrą piosenkarką, mamo – tylko dwunastolatka mogła sprawić, by słowo „mamo” brzmiało bluźnierczo. Oparłam się o Cookie. - Czy ona wie, że to nie nazywa się..? - Nie – szepnęła. - Powiesz jej? - Nie. Tak jest o wiele zabawniej. Zachichotałam i przypomniałam sobie o wizycie Cookie u lekarza poprzedniego dnia. - Jak tam twoja wizyta? Jakieś nowe wyniszczające choroby, o których powinnam wiedzieć? - Nie, ale potwierdziłam swój pełen szacunek do lubrykantu. - Fiona już jest! – krzyknęła Amber gwałtownie zamykając telefon i wypadła przez drzwi. Wróciła pędem z powrotem, żeby pocałować matkę w policzek, pocałować mnie w policzek – w ten zdrowy – i popędziła z powrotem na zewnątrz. Cookie obserwowała jej wyjście. - Ona jest jak wicher na metaamfetaminie. - Rozważałaś Valium? – zapytałam. - Dla niej czy dla mnie? – Zaśmiała się i skierowała w stronę dzbanka do kawy. – Biorę pierwszą filiżankę. - A kiedy nie bierzesz pierwszej filiżanki? Co powiedział lekarz? Cookie nie lubiła o tym rozmawiać, ale kiedyś walczyła z rakiem piersi i rak prawie wygrał.
22
teriyaki machine - Japoński grill do szaszłyków.
41
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie wiem – powiedziała wzruszając ramionami. – Wysyła mnie do jakiegoś innego lekarza, który jest czymś w rodzaju guru w medycznym środowisku. - Naprawdę? Jak ma na nazwisko? - Doktor… cholera, nie wiem. - Och on. – Uśmiechnęłam się. – Dobry jest? - Ponoć. Myślę, że wymyślił narządy wewnętrzne czy coś. - No to jest na plus. Nalała dwie filiżanki i znowu opadła na krzesło obok mnie. - Nie, mam się dobrze. – Wymieszała cukier i śmietankę w kawie. – Myślę, że mój lekarz chce się upewnić, że historia się nie powtarza. - Jest ostrożny – powiedziałam bełtając w mojej kawie. – Podoba mi się to w ludziach, zwłaszcza u tych z mocą życia i śmierci w swoich palcach. - Cóż, nie chcę żebyś martwiła się tym wszystkim. Nie czułam się tak dobrze od lat. Myślę, że ty utrzymujesz mnie młodą. – Puściła oko znad swojej filiżanki. Po dłuższym łyku, zapytałam. - To nie zasługa Amber? Prychnęła. - Amber wykorzystuje każdą okazję, by powiedzieć mi jak stara i nieciekawa jestem. „Nie jesteś jak Charley” mówi. Ciągle. Jest na dziewięćdziesiąt procent pewna, że jesteś cudowna. - Przynajmniej ktoś tak myśli – powiedziałam poruszając brwiami. - Uch-och – odparła, odstawiając filiżankę. – Miałaś kolejne stracie z tym gorącym łowcą głów? Osunęłam się na swoje krzesło, wkurzona, że w ogóle o nim wspomniano. I to na dodatek w moim własnym mieszkaniu. - Jest takim palantem. - Miałaś – powiedziała, a jej twarz się rozjaśniła. Miała jakąś słabość do Garretta. To było… niepokojące. – Gadaj – Przysunęła się bliżej. – Co mówił? Kłóciliście się? Biliście się? Uprawialiście wściekły seks? - Fuj – powiedziałam marszcząc nos. – Nawet jeśli byłby ostatnim pyszniutkim łowcą głów na ziemi.
42
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Co wtedy? Powiedz mi. – Złapała mnie wolną ręką za kołnierzyk. Próbowałam nie chichotać. – Kiedy zdasz sobie sprawę, że pośrednio żyję dzięki tobie? - Tak? - Heloł. – Wygładziła mój kołnierzyk i wróciła do swojej kawy. – Mam nastoletnią córkę. Nie mam żadnego życia towarzyskiego. Żadnego porządku dnia, który nie obejmuje programu Disneya. I seks – powiedziała, dramatycznie falując dłonią. – Nawet ze mną nie zaczynaj. Nie uprawiałam seksu z niczym nie na baterie od lat. Potrzebuję szczegółów Charley. Po tym jak załapałam komentarz o niczym nie na baterię, powiedziałam: - Próbowałam umówić cię z dostawcą Davem. - Chlebowym facetem? – Pomyślała o tym i jej usta ułożyły się w ponury grymas. – Zgaduję, że mogłabym trafić gorzej. Wypuściłam zdławiony chichot i wtedy się uśmiechnęła. - To jak, zamierzasz opowiedzieć mi co wydarzyło się ostatniej nocy? – zapytała. - Ach tak. Wczorajsza noc. – Przeszłam przez cały wieczór z dupkiem-mężem Rosie, zapewniając ją, że umieściłam bezpiecznie Rosie w samolocie i bezpiecznie wywiozłam z kraju. Potem opowiedziałam jej o moim poranku z innym dupkiem, Garrettem, sceptycznym łowcą głów. Następnie zdałam relację z fatalnego czasu spędzonego z siostrą Elizabeth. I wreszcie opowiedziałam o najlepszej części. O Reyesie. - A więc Reyes, tiaa? - No. Roześmiała się. - Mogłabyś to powiedzieć z odrobiną głośniejszym westchnieniem? Uśmiechnęłam
się
i
jagodzianką
zgarnęłam
nieco
truskawkowego
serka,
dostarczając sobie porcję zbóż, nabiału i owoców za jednym zamachem. - Pierwszy i jedyny raz, kiedy go widziałam, to było tej nocy w Południowej Dolinie z Gemmą. - Jaką nocą? – Wtedy oczy Cookie powiększyły się. – Masz na myśli tą jedną? - Tak myślę. Jeśli się nie mylę, to on. Znała tą historię. Opowiadałam ją jej dziesiątki razy. Co najmniej. Gdy Cookie siedziała oniemiała, zastanowiłam się ponownie, co wiedziałam o Reyesie. Niestety, nie wiedziałam za wiele. 43
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Gdy widziałam go pierwszy i ostatni raz byłam pierwszoroczniakiem w liceum, a moja psychiczna siostra, Gemma, była w ostatniej klasie. Jak zwykle próbowała ukończyć szkołę semestr wcześniej, by rozpocząć studia w pełnym wymiarze godzin, ale wcześniejsze ukończenie było zależne od klasowego projektu. Jednakże była zbyt wielkim tchórzem, żeby samej go zrobić. Zatem chodź Charlotte Davidson, supersiostro, święta i lepiej robiąca projekty, ale jednakże nie bez narzekania. Dziwne, byłam w stanie przypomnieć sobie naszą rozmowę jakby to było chwilę temu. Ale minęło dwanaście lat od tej pięknej i strasznej nocy. Nocy, której nigdy nie zapomnę. - Jeśli pytasz mnie – powiedziałam, mamrocząc przez czerwony szal zawinięty wokół mojego nosa i ust – to żaden klasowy projekt nie jest wart umierania za niego, nawet za te dziesięć punktów ekstra kredytu dla sprawy. Gemma odwróciła się do mnie i opuściła kamerę taty, żeby odgarnąć blond lok. Grudniowe zimno o północy dodawało metalicznego połysku jej niebieskim oczom. - Jeśli nie dostanę tego kredytu – powiedziała, a jej oddech parował w lodowatym powietrzu. – Nie ukończę wcześniej semestru. - Wiem – odparłam, próbując nie brzmieć na rozdrażnioną. – Ale tak na poważnie, to jeśli umrę na dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem, to wrócę, żeby cię nawiedzać. Wiecznie. I zaufaj mi, wiem jak to robić. Gemma obojętnie wzruszyła ramionami, a następnie wróciła do robienia zdjęć Albuquerque. Słabe światło z budynków i chodników rzucało niesamowite cienie na opustoszałe ulice. Dla edukacji społecznej świadomości, Gemma postanowiła nakręcić wideo. Chciała uchwycić życie na południowych ulicach. Sprawiające problemy dzieci szukające akceptacji. Narkomanów poszukujących kolejnego odlotu. Bezdomnych rozglądających się za pożywieniem i schronieniem. Do tej pory wszystko, co zdobyła, to wywalający się deskorolkarz w centrum i prostytutka zamawiająca napój bezalkoholowy w Macho Taco. Nasza godzina policyjna już nadeszła i odeszła, a my wciąż czekałyśmy stłoczone w cieniu opuszczonej szkoły, drżąc i starając się być niewidzialne. Byłyśmy wciąż dręczone przez członków gangu, którzy koniecznie chcieli wiedzieć co tam robimy. O mało brakowało, a zdobyłabym kilka numerów telefonów, ale w sumie było dość spokojnie. Pewnie dlatego, że było trzydzieści stopni poniżej zera.
44
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Właśnie wtedy zauważyłam dziecko skulone pod szkolnymi schodami. Miało na sobie poszarzałą koszulkę i brudne dżinsy. Nie drżało, mimo, że nie miało kurtki. Pogoda nie miała wpływu na umarlaków. - Cześć – powiedziałam, podchodząc bliżej. Spojrzał w górę, szok wypłynął na jego młodą twarz. - Możesz mnie zobaczyć? - Pewnie. - Nikt nie może mnie zobaczyć. - No cóż, ja mogę. Nazywam się Charley Davidson. - Jak motocykl? - Coś w tym stylu – odparłam uśmiechając się. - Dlaczego jesteś taka jasna? – zapytał, mrużąc oczy. - Jestem Ponurym Żniwiarzem. Nie martw się, to nie takie straszne na jakie brzmi. Tak czy inaczej, strach wkradł się do jego oczu. - Nie chcę iść do piekła. - Piekła? – powiedziałam, siadając obok niego i ignorując westchnienia irytacji Gemmy, ponieważ po raz kolejny rozmawiałam z powietrzem. – Zaufaj mi skarbie, gdybyś był zapisany na indywidualny wywiad ze złem wcielonym to nie znajdowałbyś się tutaj. Ulga zmiękczyła jego intensywne spojrzenie. - Ty po prostu zawisłeś? – zapytałam. Nie trwało długo dowiedzenie się, że ten dzieciak był niedawnym trzynastoletnim członkiem gangu o imieniu Anioł, który dostał dziewięciomilimetrową kulką w pierś podczas jazdy samochodem. Był kierowcą. W moich oczach jego odkupienie nadeszło w momencie, gdy dowiedziałam się, że nie miał pojęcia, iż jego przyjaciel zamierza zabić te puta dziwki vatos za próbę wkroczenia na ich teren aż do chwili, gdy zaczęły latać kule. Podczas próby powstrzymania przyjaciela, Anioł rozbił samochód matki i zaczął walczyć z przyjacielem o broń. W sumie tej nocy umarła tylko jedna osoba. Podczas, gdy byłam zajęta prowadzeniem wykładu dla Anioła o korzyściach płynących z posiadania kamizelek kuloodpornych, moją uwagę przyciągnęła scena w odległym oknie. Wyszłam z cienia dla lepszego widoku. Surowe, żółte światło oświetlało kuchnię w małym mieszkaniu, ale to nie to przyciągnęło moją uwagę. Na początku
45
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
zastanowiłam się czy wzrok nie robi mi kawału. Zamrugałam skonsternowana, a następnie wessałam głęboki wdech, gdy szok wspinał się w górę mojego kręgosłupa. - Gemma – szepnęłam. Impertynenckie „Co?” Gemmy było słyszalne przed również gwałtownym wdechem. Także to zobaczyła. Mężczyzna
w
bardzo
brudnej
koszulce
i
bokserkach
trzymał
nastolatka
przyciśniętego do ściany. Chłopiec rzucał się z paznokciami na rękę mężczyzny zaciśniętą wokół jego gardła, gdy mięsista pięść wyrwała się do przodu. Uderzyła w szczękę chłopaka z tak agresywną siłą, że jego głowa odskoczyła do tyłu i uderzyła o ścianę. Opadł bezwładnie, ale tylko na chwilę. Jego ręce uniosły się do góry, by po omacku odeprzeć atak. Na czas pojedynczego uderzenia serca wydawało się, że zdezorientowane spojrzenie chłopca spotkało się z moim. Wtedy mężczyzna uderzył ponownie. - O mój Boże, Gemma, musimy coś zrobić! – Krzyczałam. Pobiegłam do przejścia w szkolnym ogrodzeniu. – Musimy coś zrobić! - Charley zaczekaj! Ale byłam już za ogrodzeniem i biegłam w kierunku mieszkania. Spojrzałam tam, żeby zobaczyć jak mężczyzna walczył z chłopcem na stole kuchennym. Schody prowadzące do budynku nie były oświetlone. Potknęłam się na górze i załomotałam bezskutecznie w zamknięte drzwi. Małe okienko obok ukazywało ciemny, opuszczony przedpokój. - Charley! – Gemma stała na ulicy pod mieszkaniem. Ponieważ okno było dość wysoko, musiała się cofnąć, żeby coś zobaczyć. – Charley pospiesz się! On go zabije. Podbiegłam do niej, ale nie mogłam zobaczyć chłopca. - Zabije go – powtórzyła. - Gdzie poszli? - Tam. Nigdzie. Nie poszli nigdzie – powiedziała w pośpiechu od emocji. – Upadł. Chłopiec upadł, a mężczyzna… Zrobiłam jedną rzecz, która wpadła mi do głowy. Pobiegłam sprintem do opuszczonej szkoły i złapałam cegłę. - Co robisz? – zapytała, gdy przedzierałam się z powrotem do niej przez ogrodzenie. - Prawdopodobnie ściągam na nas śmierć – powiedziałam i wycelowałam. – Lub co gorsza, uziemienie. 46
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Gemma cofnęła się, gdy przebiłam kuchenne okno cegłą. Ogromna tafla szkła rozbiła się, ale przez chwilę pozostała w jednym kawałku, jakby zszokowana tym, co zrobiłyśmy. Wtedy roztrzaskała się, zakłócając nocną ciszę w ryczącej katastrofie, gdy odłamki spadały kaskadowo na chodnik. Mężczyzna natychmiast się pojawił. - Dzwonię na policję draniu – próbowałam brzmieć wystarczająco przekonująco, żeby go wystraszyć. Spiorunował nas wzrokiem, gniew wykrzywiał jego twarz. - Ty mała zdziro. Zapłacisz za to. - Biegnij! – Instynkt przejął kontrolę. Złapałam ramię Gemmy. – Biegnij! Podczas, gdy Gemma próbowała uciec z ulicy, ja ciągnęłam ją w stronę budynku od którego starałyśmy się uciec. - Co robisz? – wrzasnęła, a strach podniósł jej głos o kilka oktaw. – Musimy dostać się do samochodu. Pobiegłam pod osłoną ciemności. Ciągnęłam Gemmę między kamienicą i pralnią, przeciskając przez wąską szczelinę. - Możemy przejść przez strumień. Będzie szybciej. - Jest za ciemno. Serce waliło mi aż w uszach, gdy przedzierałam się przez pudła i kratki wentylacyjne. Zimno nie było już kwestią sporną. Nie czułam nic poza potrzebą sprowadzenia pomocy. Żeby go uratować. - Musimy dostać się do telefonu – powiedziałam. – Po drugiej stronie strumienia jest sklep spożywczy. Kiedy wyszłyśmy z zabudowań, inne ogrodzenie zablokowało nam drogę. - Co teraz? – Gemma zajęczała pomocnie. Suchy strumień był po drugiej stronie płotu, a sklep jeszcze dalej. Pociągnęłam ją wzdłuż ogrodzenia, szukając przejścia. Nawet ze światłem z pralni ślizgałyśmy się i szłyśmy niepewnym krokiem po zamarzniętej, nierównej ziemi. - Charley zaczekaj. - Musimy sprowadzić pomoc. – Ta jedna myśl uczyniła mnie ślepą na wszystko inne. Musiałam pomóc temu chłopcu. Nigdy w swoim życiu nie widziałam nic tak agresywnego. Adrenalina i strach wzbiła żółć do gardła. Przełknęłam i odetchnęłam rześkim powietrzem, by się uspokoić. 47
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Czekaj. Czekaj. – Zdyszana prośba Gemmy w końcu zwolniła mój pęd. – Myślę, że to on. Zatrzymałam się i zakręciłam wokół. Chłopiec klęczał obok kontenera, trzymając się za brzuch, a jego ciało drgało w suchych odruchach wymiotnych. Zaczęłam tam iść. Tym razem Gemma złapała mnie za ramię i walczyła, aby mnie zatrzymać i pociągnąć za sobą, gdy się cofała. Kiedy podeszłyśmy do niego chłopiec starał się stanąć na nogi, ale otrzymał ostre lanie. Słaby i drżący opadł z powrotem na kolana i podparł się ręką o kontener. Długie palce drugiej dłoni wbił w ziemię, gdy próbował złapać oddech, połykając ogromne hausty zimnego powietrza. Miał na sobie tylko cienką koszulkę i szare spodnie od dresu. Musiał być przemarznięty. Z empatią ściskającą moją klatkę piersiową uklękłam przy nim. Nie wiedziałam co powiedzieć. Jego oddech był płytki i szybki. Jego mięśnie skurczone z bólu, oplatały ramiona, na których zobaczyłam płynne, wyraźne linie tatuażu. Trochę wyżej grube, ciemne włosy skręcały się za uchem. Gemma podniosła aparat wiszący na jej szyi, by oświetlić nasze otoczenie. Spojrzał w górę. Mrużąc oczy pod światło, podniósł brudną rękę, żeby osłonić oczy. I jego oczy były niesamowite. Wspaniale brązowe, głębokie i bogate, z plamkami złota i zieleni lśniącymi w świetle. Ciemna czerwona krew pokrywała smugami jeden z boków jego twarzy. Wyglądał jak wojownik z nocnego filmu, bohater, który ładuje się w bitwę pomimo minimalnych szans. Przez chwilę zastanowiłam się czy gdybym popełniła błąd to on faktycznie by nie żył, ale w porę przypomniałam sobie, że Gemma również go widziała. Zamrugałam i zapytałam. - Wszystko w porządku? – To było głupie pytanie, ale jedyne jakie mogłam wymyślić. Zatrzymał na mnie spojrzenie przez dłuższą chwilę, a następnie odwrócił się i splunął krwią w ciemność za sobą. Był starszy niż początkowo myślałam. Miał siedemnaście lub osiemnaście lat. Ponownie spróbował wstać. Podskoczyłam, by pomóc, ale cofnął się przed moim dotykiem. Pomimo przytłaczającej, prawie desperackiej potrzeby, żeby mu pomóc odsunęłam się na bok i patrzyłam jak walczy o utrzymanie się na stopach. 48
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Musimy dostarczyć cię do szpitala – powiedziałam jak już stał. Dla mnie wydawało się to doskonale logicznym krokiem, ale on patrzył się na mnie z mieszanką wrogości i nieufności. To była moja pierwsza lekcja z nielogiczności męskiej populacji. Ponownie splunął i ruszył w kierunku wąskiego przejścia, z którego właśnie przyszłyśmy, trzymając się blisko ceglanego muru dla wsparcia. - Słuchaj – powiedziałam, podążając za nim. Gemma zacisnęła dłoń na mojej kurtce i szarpała nią od czasu do czasu wyraźnie nie chcąc iść. Pociągnęłam ją mimo wszystko. – Widziałyśmy co się stało. Musimy zaprowadzić cię do szpitala. Nasz samochód jest niedaleko. - Idź stąd – odezwał się w końcu, jego głos był podszyty bólem. Z wysiłkiem wspiął się na skrzynię i złapał się wysokiego parapetu okiennego. Jego szczupłe, umięśnione ciało wyraźnie drżało, gdy próbował zajrzeć do mieszkania. - Wracasz tam? – zapytałam przerażona. – Oszalałeś? - Charley – Gemma szepnęła z tyłu – może powinnyśmy właśnie iść. Oczywiście zignorowałam ją. - Ten mężczyzna próbował cię zabić. Rzucił mi gniewne spojrzenie, odwracając się od okna. - Której części z „idź stąd” nie zrozumiałaś? Przyznaję, że się zawahałam. Ale nie wyobrażałam sobie, co się może wydarzyć, gdy wróci do mieszkania. - Dzwonię na policję. Jego głowa okręciła się wokół. Owładnęła nim piękna zręczność, jakby nagle był niewzruszony laniem i zeskoczył twardo ze skrzynki tuż przede mną. Z zaledwie taką ilością siły, by dać mi znać, że wie o tym gdzie stoję, położył dłoń wokół mojego gardła i popchnął mnie na ceglany budynek. Przez dłuższą chwilę tylko patrzył. Wachlarz emocji przetoczył się po jego twarzy. Gniew. Frustracja. Strach. - To byłby bardzo zły pomysł – powiedział w końcu. To było ostrzeżenie. Odrobina desperacji zmąciła jego płynny głos. - Mój wujek jest gliną, a mój tata eks gliną. Mogę ci pomóc. – Płynęło od niego ciepło i zdałam sobie sprawę, że ma gorączkę. Stanie na mrozie tylko w koszulce nie mogło pomagać. Moja odwaga zdawała się go zaskakiwać. Prawie się zaśmiał. 49
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- W chwili, gdy będę potrzebował pomocy pochlipującego bachora z wyższych sfer to dam ci znać. Wrogość w jego tonie wprawiła w zakłopotanie moją determinację, ale tylko na chwilę. Otrząsnęłam się i naparłam ponownie. - Jeśli tam wrócisz to dzwonię na policję. Mówię poważnie. Zacisnął szczękę z frustracji. - Zrobisz wtedy więcej złego niż dobrego. - Wątpię – potrząsnęłam głową. - Nic o mnie nie wiesz. Ani o nim. - To twój ojciec? Zawahał się i wpatrywał się niecierpliwie jakby próbował zdecydować jak najlepiej się ode mnie uwolnić. Wtem podjął decyzję. Mogłam zobaczyć to na jego twarzy. Jego oblicze spochmurniało. Zbliżył się, przycisnął mnie swoim ciałem, oparł się o mnie i szepnął mi do ucha. - Jak masz na imię? - Charley – powiedziałam, nagle wystraszona, zbyt wystraszona, by nie odpowiedzieć. Następnie próbowałam powiedzieć Davidson, ale rozwiązał mi szalik, by lepiej widzieć moją twarz. Davidson wyszło ze mnie jako jakaś wyszarpnięta sylaba, która zabrzmiała mniej więcej jak… - Dutch? – zapytał, łącząc swoje brwi w linię. Był najpiękniejszą istotą jaką kiedykolwiek zobaczyłam. Był pewny, silny i dziki. I bezbronny. - Nie – szepnęłam, gdy jego palce zjechały w dół i gładziły moją pierś. – Davidson. - Zostałaś kiedyś zgwałcona Dutch? Świadomość, że dążył do wywołania czystego szoku typu wszystkie-chwytydozwolone, nie zmniejszyła wstrząsu wywołanego pytaniem. Byłam ogłuszona i totalnie przerażona. Próbowałam oprzeć się pragnieniu, by uciec i stanąć twardo na ziemi, ale instynkt był trudną rzeczą do ujarzmienia. Szybkie spojrzenie na Gemmę jako wsparcie trochę pomogło. Moja siostra stała z wybałuszonymi oczami i rozdziawionymi ustami, trzymając z roztargnieniem kamerę jakby to ciągle miało znaczenie i jakoś nie nagrywając ani jednej z tych chwil na taśmę. - Nie – odpowiedziałam bez tchu. 50
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Potarł swoim policzkiem mój, a jego ręka ponownie zamknęła się na moim gardle. Dla zwykłego przychodnia wyglądaliśmy jak para kochanków bawiąca się frywolnie w ciemności. Kolanem zmusił moje nogi do rozdzielenia się, zyskując pełen dostęp do mojej najbardziej prywatnej strefy. Zachłysnęłam się tym intymnym kontaktem, gdy jego wolna dłoń zjechała między moje nogi i instynktownie wiedziałam, że to za dużo. Obiema rękami złapałam go za nadgarstek. - Przestań proszę. Zatrzymał się, ale dalej palcami obejmował moje krocze. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i pchnęłam łagodnie, odsuwając go ode mnie. - Proszę. Cofnął się ostrożnie i zajrzał mi w oczy. - Odejdziesz? - Odejdę. Jego niezmienne spojrzenie złączyło się z moim przez dłuższą chwilę, następnie podniósł ramiona i oparł je na ścianie nad moją głową. - Idź – powiedział szorstko. To nie była propozycja. Przemknęłam pod jego ramieniem i pobiegłam, zanim nie zmieni zdania, chwytając po drodze Gemmę. Gdy minęłyśmy budynek, odwróciłam się i zatrzymałam. Wspiął się na skrzynię i unosił wzrok na okno. Z żałosnym westchnieniem oparł głowę o ścianę i zdałam sobie sprawę, że nie wróci do mieszkania. Po prostu chciał popatrzeć przez to okno. Wtedy zastanawiałam się kogo zostawił w środku. Dwa dni później dowiedziałam się tego od wkurzonej właścicielki mieszkania. Rodzina spod 2C wyprowadziła się w środku nocy i wykiwała ją zostawiając z niezapłaconym czynszem za dwa miesiące oraz z kosztowną wymianą okna. Ten cały instynkt samozachowawczy powstrzymał mnie przed wspomnieniem o szczegółach rozbicia okna. Gdy w końcu przekonałam ją, żeby przestała zanudzać o utraconych dochodach, powiedziała mi, że słyszała jak starszy mężczyzna nazywał młodszego Reyes. Więc był Reyesem. Ale palącą kwestią było to, co zostawił w środku. Wtedy właścicielka powiedziała mi, że siostrę. Zostawił siostrę w środku. I została tam sama. Z potworem.
51
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała Cookie, sprowadzając mnie do teraźniejszości. – Czy on jest, no wiesz, martwy? Cookie od dawna wiedziała, że mogę widzieć zmarłych. Nigdy jej to nie przeszkadzało. - To właśnie jest dziwne – powiedziałam. – Nie wiem. To jest tak inne od czegokolwiek, co dotychczas doświadczyłam. – Sprawdziłam swój zegarek. – Cholera, muszę iść do biura. - Och to prawdopodobnie dobry pomysł – zachichotałam. – Będę tam migiem. - Oki doki – odparłam, wypadając za drzwi. – Do zobaczenia za chwilę. – Utrzymuj fort panie Wong!
52
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział pią pi ąty M atoł. - TEKST Z T-SHIRTA
Kierując się w stronę tylnego wyjścia z baru taty przeczłapałam jakieś pięćdziesiąt stóp zastanawiając się jednocześnie nad powodami, dla których trzech prawników zostało tu, a nie przeszło na drugą stronę. Moje kalkulacje – pozwalały na 12 procent granicy błędu i opierały się na promieniu odpowiadającemu przedziałowi pewności i wskazującemu główne zagrożenie – dowodząc tym razem, że prawdopodobnie nie zostali tylko dlatego, że lubią taco. Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i włożyłam do skórzanej torebki, pozwalając swoim oczom dostosować się do przygaszonych świateł we wnętrzu baru. Delikatnie mówiąc bar mojego taty był cudowny. Główna sala miała katedralny sufit pokryty na każdej wolnej powierzchni ciemnym drewnem. Oprawione obrazy, dyplomy oraz banery z przeróżnymi egzekwowanymi zasadami porządku publicznego wisiały na każdej ścianie baru. Gdy wchodziło się tylnym wejściem to barowa lada stała po prawej stronie, okrągłe stoły i krzesła ustawione były na środku, a wysokie stoliki bistro rozmieszczone były wokół pomieszczenia. Wspaniałość tajnego baru niczym z czasów prohibicji ze stuletnimi wyrobami kowalskimi, otaczającymi salę jak starożytna korona aż przytłaczała. Zmuszała do okręcania się wokół i wabiła oko na zachodnią ścianę, skąd wyłaniała się wysoka i dumna winda z kutego żelaza. Coś, co widuje się tylko na filmach i w bardzo starych hotelach. Coś z tymi wszystkimi mechanizmami i kołami napędowymi otwarte dla radości publiki. Coś, co zawsze dostarczy to, co trzeba na drugie piętro. Moje biuro prywatnego detektywa zajmowało drugie piętro i prowadziło do niego osobne wejście z boku budynku ze schodami pomalowanymi w stylu Nowej Anglii. Jednak zwątpiłam w możliwość posłużenia się stopniami bez jednoczesnego odczuwania
53
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
nadmiernego bólu. Odkąd zaklasyfikowałam cały ból jako nadmierny, zdecydowałam się skorzystać z windy wewnątrz baru, nawet pomimo jej ograniczeń. Dotarł do mnie głos, wywołując uśmiech. Tata był jak deszcz na wypalonej pustyni. W dzieciństwie powstrzymał mnie przed wysychaniem i popadnięciem w ruinę. Co byłoby karygodne. Przechadzając się w środku, zauważyłam jego szczupłą, wysoką sylwetkę. Siedział przy stole z moją nikczemną macochą i starszą nie przyrodnią siostrą. Podczas, gdy tata był deszczem, to one były skorpionami i już dawno temu nauczyłam się je omijać. Moja prawdziwa mama umarła podczas moich narodzin – wykrwawiła się, co nigdy nie było jednym z moich ulubionych wspomnień – i mój tata poślubił Denise zanim skończyłam rok. Nawet nie pytając mnie o zdanie w tej sprawie. Denise i ja tak naprawdę nigdy się nie zaakceptowałyśmy. -
Hej
skarbie
–
powiedział
tata,
gdy
z
powrotem
nałożyłam
okulary
przeciwsłoneczne i próbowałam przejść niezauważona, niespecjalnie pewna, dlaczego niby okulary miałyby mi pomóc. Byłam niemal zła przez to, że zostałam spostrzeżona, aż zdałam sobie sprawę, że i tak nigdy by mi się nie udało przemknąć. Cholerna winda była głośniejsza niż V8 chevroleta23 i wspinała się w górę jak ślimak. Byłam pewna, że Denise zauważy, kiedy ciemnowłosa dziewczyna w okularach zacznie przeciskać się obok niej. Pospieszyłam w kierunku ich stolika. - Chodź zjeść śniadanie – powiedział tata. – Podzielę się. Denise i Gemma przyniosły tacie jedzenie, by się nie zagłodził. Najwyraźniej nie byłam zaproszona – co za niespodzianka – pomimo, że mieszkam w odległości około dwóch cali na południe od tylnych drzwi. Gemma nie wysiliła się nawet, żeby rzucić na mnie okiem znad swojego burito. To jej poruszenie mogło zostać wyprzedzone przez prędkość wzrostu włosa. Denise tylko westchnęła na propozycję taty i zaczęła przecinać jego burito, by mógł się ze mną podzielić. - Nie trzeba – powiedziałam. – Właśnie zjadłam. Wtedy spojrzała w górę na mnie, jawnie zdenerwowana. Miałam skłonność do robienia jej tego.
23 Oczywiście chodzi o silnik w samochodzie.
54
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Co zjadłaś? – zapytała, a jej głos był jak ostrze noża. Zawahałam się. To był podstęp, mogłam to wyczuć. Udawała zaniepokojenie zawartością odżywczą mojego śniadania i to miało sprawić, bym pomyślała, że się martwi. Stanęłam z zaciśniętymi ustami odmawiając złapania się na taki oczywisty trik. Ale odwróciła w moim kierunku swój potężny, laserowy wzrok i się poddałam. - Drożdżówkę. W rozdrażnieniu wywróciła oczami zanim ponownie skupiła się na swoim burito. Uff. Było blisko. Kto mógł przypuszczać, że wzmianka o drożdżówce może tak rozdrażnić moją macochę? Może powinnam dorzucić śmietankowy lub truskawkowy serek dla wsparcia. Ciężko być takim kompletnym rozczarowaniem dla kobiety, która cię wychowała, ale o rety i do cholery, dawałam z siebie wszystko. Mogłabym wynaleźć koło, a i tak byłaby rozczarowana. Albo żółte samoprzylepne notesy. Albo szpik kostny. Tata podniósł się na krześle po buziaka i sapnął łagodnie, gdy zobaczył moją szczękę. Byłam prawie pewna, że Denise również ją zauważyła – widziałam jak jej powieki rozszerzają się na ułamek sekundy zanim doprowadziła się do porządku – ale odkąd postanowiła mnie ignorować, ja robiłam tak samo. Obniżyłam szybko okulary i pokręciłam głową do taty. Zatrzymał się, złączył brwi w jedną linię w niezadowoleniu, ponieważ wiedział, że nie chciałam niczego wyjaśniać przed moją nikczemną macochą, a następnie pocałował mnie w czoło. - Przez chwilę będę na górze. – Mimo to dał mi do zrozumienia, że i tak czeka na wyjaśnienia. - Też tam będę – powiedziałam, otwierając kraty do windy. – Jeśli będziesz mieć szczęście. Zachichotał. Denise westchnęła. Moja macocha nigdy nie bzikowała na temat tej całej sprawy dotyczącej wychowania. Myślę, że zużyła cały swój potencjał w tej kwestii na moją starszą siostrę, a kiedy przyszła kolej na mnie, była już całkowicie wyprana z chęci wychowywania. Jednakże zaserwowała mi fragmenty poradników dla dzieci. Jako jedyna poinformowała mnie, że nie tylko mam komarzy zakres uwagi, ale mam komarzy zakres uwagi połączony ze słuchaniem wybiórczym. Przynajmniej myślę, że tak właśnie powiedziała. Nie słuchałam. Och i powiedziała mi, że mężczyźni chcą tylko jednej rzeczy. 55
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
I tej uwadze muszę oddać chwałę i moc. Ja również nie chcę od nich niczego innego. Ale tak naprawdę, broniąc mojej macochy, kto mógłby ją winić? To znaczy miała Gemmę. Gemma Vi Davidson. Trudno było konkurować. Szczególnie, że byłyśmy totalnymi przeciwieństwami. Gemma miała blond włosy i niebieskie oczy. Ja nie. Gemma zawsze była piątkową uczennicą. Ja raczej dziewczyną w stylu wszystko-naco-cię-stać-to-4. Kiedy Gemmę interesowała nauka, mnie ciekawiła skakanka. Kiedy Gemma interesowała się językami obcymi, ja rozglądałam się za włoskimi przystojniakami po ulicy. A kiedy Gemma studiowała i ukończyła psychologię w trzy i pół roku z czerwonym paskiem, ja poszłam na studia i ukończyłam socjologię po trzech i pół roku, tyle, że z wyróżnieniem. Gemma nigdy nie wybaczyła mi wstydu jaki jej zrobiłam. Pchnęło ją to do kontynuacji nauki w ramach naszej niekończącej się walki wywyższania się, co można by nazwać swego rodzajem bitwą o przetrwanie, tylko, że bez szlachetnych pobudek. I nie zatrzymała się tylko na magisterce. Przeszła całą drogę do tytułu doktora. Poślubiła profesora zwanego dr Roland. I zdobyła tytuł doktorski zanim skończyła trzydziestkę. Najwyraźniej potrzebowała przypieczętować to profesurą. Denise również nigdy mi nie wybaczyła. Kiedy Gemma kończyła szkołę, oczy Denise były wypełnione łzami radości. Kiedy ja kończyłam, oczy Denise przewracały się więcej razy niż u heroinowca z funduszem powierniczym. Wydaje mi się, że była zła, ponieważ musiała opuścić swój Sobotni Klub Ogrodniczy ze względu na konieczność obecności podczas ceremonii. A może to było przez koszulkę, którą założyłam pod lśniącą togę, a spod której prześwitywał napis MATOŁ. Tata był ze mnie dumny, tak myślę. Przez długi czas twierdziłam, że to za mało. Wciąż myślałam, że któregoś dnia Denise zda sobie sprawę, że posiada nadludzką zdolność do bycia dumną z więcej niż jednej osoby w tym samym czasie. Ten dzień nigdy nie nadszedł. Tak więc w akcie całkowitego buntu, zrobiłam dokładnie to, czego oczekiwałaby ode mnie Denise: zawiodłam ją. Ponownie. Ponieważ Denise uważała, że miejsce kobiety jest w klasie, ja pokłusowałam na rekrutację odbywającą się w kampusie i dołączyłam do Korpusu Pokoju. Rozczarowywanie jej było dużo łatwiejsze niż trzymanie mojego tyłka z dala i próby zapracowania na akceptację. 56
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Małe spojrzenia z ukosa i westchnienia konsternacji nie bolały tak mocno i były jak najbardziej zasłużone. Nie wspominając faktu, że robiłam kilka projektów dla wojska i niespodziewanie wojsko okazało się być pełne mężczyzn w mundurach. Naprawdę, za dużo szczęścia na raz. Juhu! Winda w końcu dotarła na piętro i zanim weszłam na korytarz prowadzący do tylnego wejścia do mojego biura, pomachałam tacie siedzącemu na dole. Wejście od frontu, z którego zazwyczaj korzystam, prowadziło przez recepcję. Było też trzecie wejście, nieco trudniejsze do manewrowania i prowadziło przez schody pożarowe. Ale kiedy na korytarzu zobaczyłam Garretta opartego o moje drzwi i czekającego na mnie, zdałam sobie sprawę, że musiał wskoczyć na schody przeciwpożarowe i wspiąć się przez okno. Pokazówka. - Pamiętasz tą część o tym, że mój tata jest byłym gliną? Co tu robisz? – zapytałam, z twardniejącym od irytacji głosem. Miał na sobie białą koszulkę, ciemną kurtkę i ładnie dopasowane dżinsy. Wyprostował się i uniósł pytająco brwi. - Jaki jest powód, że wsiadłaś do windy, która podróżuje z prędkością melasy24 w styczniu, zamiast wejść schodami? Garrett był ślicznotką, cholera z nim, z tą jego ciemną skórą i tlącymi się szarymi oczami, ale było to dla mnie zdecydowanie za wiele. Każda minuta wzajemnego przyciągania, którą wcześniej czuliśmy, była pogrzebana pod grubą warstwą niechęci i wrogości. I tak daleko jak to zajechało, to dokładnie tam zostało. Otwierając ciężkie, drewniane drzwi do mojego biura pozwoliłam, by mój zirytowany wygląd odpowiedział za mnie. Spojrzałam przez Garretta na czekających trzech zmarłych gości. - Cieszę się, że do nas dołączyłeś – powiedziałam do Barbera. – Stojąc pionowo jesteś o wiele wyższy. Sussman szturchnął go łokciem, a Garrett skierował się do środka, najwyraźniej nie chcąc patrzeć jak gadam do tapety. - Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie – powiedział Barber. – Myślę, że to było coś w rodzaju zagubienia się.
24
Gęsty, ciemnobrunatny syrop.
57
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Jego przeprosiny pozostawiły mnie w poczuciu winy za nie bycie bardziej… nie wiem, pomocną. Może potrzebowałam jakiegoś treningu wrażliwości. Kiedyś zapisałam się na zajęcia kontrolowania gniewu, ale instruktor mnie wkurzał. - Nie umiem cię zrozumieć – odparłam, klepiąc Barbera po ramieniu. – Nigdy nie umarłam. Nie oficjalnie. - Nie oficjalnie? – zapytał Sussman. - Długa historia. - Tak, tak – powiedziała Elizabeth. – Czy możemy wejść do środka? Zgaduję, że nie zostało mi za dużo czasu, a chcę, pożądam wszystkiego, co jest wysokie, ciemne i sceptyczne. Dlaczego nie mogłam go spotkać wczoraj? Mogłabym umrzeć szczęśliwa. Wiedziałam, co czuje. Miałam podobne odczucia w stosunku do Reyesa. Wkroczyliśmy do mojego biura, które również służyło jako galeria sztuki dla mojej przyjaciółki Pari. Mroczne, abstrakcyjne obrazy życia w śródmieściu pokrywały ściany. Jeden z nich niepokojąco odwzorowywał dziewczynę gothkę spierającą krew ze rękawów. Dziewczyna trochę przypominała mnie samą, tylko że przedstawioną w krzywym zwierciadle, bo ja nienawidziłam prania. Na szczęście mój obraz był trudny do wypatrzenia w gąszczu szarych, wirujących wokół scen. Pari była również tatuażystką i miała salon niedaleko stąd. Zaprojektowała tatuaż na mojej lewej łopatce. Taki z małym Ponurym Żniwiarzem o dużych, niewinnych oczach widocznych zza okrywającego płaszcza. Pari była pełna dowcipu. Garrett odwrócił się do mnie. Nie chciałam nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. Odłożyłam torbę i włączyłam ekspres do kawy w chwili, gdy Cookie weszła przez frontowe drzwi. - Skarbie, jesteś tu? - Na tyłach – zawołałam do niej. – Wstawiłam kawę. Trzymałam ekspres w biurze, żeby monitorować spożycie kawy przez Cookie. A tak naprawdę to była moja odpowiedź na ten cały bigos. - Kawa. Dzięki bogom – powiedziała Cookie otwierając drzwi pomiędzy recepcją, a biurem. – Och – zobaczyła Garretta. – Pan Swopes, nie wiedziałam… - Właśnie wychodzi – odpowiedziałam jej. Garrett uśmiechnął się do mnie, a następnie obdarzył Cookie tym całym swoim symetrycznym uśmiechem. Drań. 58
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- No, no, no – Elizabeth powiedziała jednym tchem. – O tym właśnie mówię. Tłumiąc bezradne westchnienie patrzyłam jak Cookie zaczyna coś jąkać o papierkowej robocie, a potem machając rękoma zamyka za sobą drzwi, zostawiając nas samych. - Dokładnie wiem, co ona teraz czuje – zamruczała Elizabeth. Opadłam na krzesło stojące przy biurku, podczas gdy Garrett zajął miejsce naprzeciw mnie. - A więc? – zapytałam. - A więc? – powtórzył. - Nie jesteś tu społecznie, Swopes. Czego chcesz? Mam trzy morderstwa do rozwiązania. Moja pewność siebie wydawała się go bawić. - Tak sobie pomyślałem, że możemy czasem pójść gdzieś na kawę. - Cholera – powiedziała Elizabeth. – Idziecie na kawę? Mogę popatrzeć? Skrzywiłam się na nią. - Nie idziemy na żadną kawę. – Garrett pochylił głowę, jakby zmuszał się do cierpliwości. – Słuchaj – powiedziałam, podkopując jego śmiałość. – Już ci to mówiłam. Możesz albo poradzić sobie z moimi zdolnościami, albo nie. Najlepiej nie. Tam są drzwi. Miłego dnia i pocałuj mnie w dupę. Uniósł głowę, jego wyraz twarzy był poważny, ale nie wyrażał takiego wkurzenia, jakiego oczekiwałam po komentarzu z „dupą”. - Przede wszystkim – odparł głosem przesyconym rozdrażnieniem. – Wciąż się do tego wszystkiego przyzwyczajam, Panno Wkurzona i Słodka jak Ocet. Daj mi trochę czasu. - Nie. - Sekundę – kontynuował, nie tracąc wątku. – Chcę tylko o tym porozmawiać. - Nie. - To znaczy, no jak to działa. - Dobra. - Widzisz martwych przez cały czas? - Świątek, piątek i niedzielę. - Czy oni są, no wiesz, wszędzie?
59
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- A czy dupa żaby jest wodoszczelna? – spytałam odchylając się na swoim fotelu i unosząc nogi na biurko, by dać im odpocząć od ciężkich butów i w ogóle. Skrzyżowałam nogi w kostkach i rozprostowałam palce, aby wyrazić swoje zniecierpliwienie, gdy cierpliwie czekałam aż Garrett podejmie decyzję. Wierzyć czy nie. Tę część, kiedy ludzie zaczynali naprawdę zastanawiać się czy widzę martwych nazywałam „świtaniem”. Och, wciąż miewają wątpliwości. Większość ludzi łamie sobie głowę próbując wymyślić jakiekolwiek wyjaśnienie na sposób, jak ja to robię. I jak żyję i oddycham, Garrett Swopes właśnie wymyślał coś podobnego. Mimo wszystko martwi ludzie nie chodzą, starając się samodzielnie rozwiązać sprawy swoich morderstw. Duchy nie istnieją. Nic nie jest możliwe z tego, co mówię. Świtanie było jak rozkoszowanie się widelcem w trakcie podróży, a przysłowiowy podróżnik musiał wybrać jeden z jego zębów. Niestety ten konkretny ząb prowadził do Charley-widzi-martwych-ludzi i był bardziej ostry niż bezpieczny ząb pod tytułem Charleyma-psychozę. Nikt nie chciał wyjść na głupka. Z tego powodu dziewięciu na dziesięciu ludzi nie pozwalało sobie na uwierzenie mi. Garrett patrzył na mnie przez kilka sekund, a następnie ponownie skupił się na moich palcach. Mogłam prawie zobaczyć jak wirują trybiki w jego głowie. Po kilku chwilach zaczęłam myśleć, że te trybiki będą wymagać dobrego smarowania. - Ale skąd wiedziałaś gdzie znaleźć ciało panny Ellery? – zapytał w końcu. - Nie będę tego ponownie wyjaśniać, Swopes. - Poważnie… - Nie. Po kolejnej długiej przerwie zapytał. - Robisz to odkąd skończyłaś pięć lat? Parsknęłam. - Byłam w stanie widzieć zmarłych od urodzenia. Po prostu pięć lat zajęło mojemu tacie uwierzenie mi. Ale kiedy powiedziałam mu gdzie znaleźć zaginione ciało dziewczynki, zdał sobie sprawę jakim będę asem w rękawie. - Dziewczynka Johnsonów – powiedział. Próbowałam się nie skrzywić. To wspomnienie nie było jednym z moich ulubionych. W rzeczywistości, gdyby ktoś pytał natrudziłabym się nad wybieraniem najmroczniejszego ulubieńca. W dniu fiaska z dziewczynką Johnsonów, jak nazwałam to zdarzenie, Denise 60
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
zwróciła się do bezpiecznego zęba w widelcu, wybierając nie wierzenie mi i poprzysięganie, aby nigdy o tym nie rozmawiać. To był również dzień, w którym zrozumiałam, jaką jestem anomalią. I że jacyś ludzie – bliscy mi – gardzą mną z tego powodu. Oczywiście macocha rugająca mnie bezsensownie przed tuzinem obserwatorów również nie wkradła się w moją łaskę. - Wszystko w porządku? – zapytał Sussman. Prawie zapomniałam, że tam byli. Skinęłam dyskretnie głową. - Wiesz – powiedziała Elizabeth. – Myślę, że on stara się otworzyć na to umysł. Moje oblicze zmieniło się na zdenerwowane. Miała to na myśli. Próbowała tylko pomóc. - Czy oni tu są? – zapytał Garrett. Westchnęłam, nieszczególnie łaknąc jego antagonizmu. Ale zapytał. - Tak. Wyciągnął swój notes. - Możesz zapytać panny Ellery kiedy są jej urodziny? - Nie. - Dwudziestego czerwca – Elizabeth podeszła do przodu. Spojrzałam na nią. - On wie kiedy masz urodziny. Chce wiedzieć czy ja wiem. - Nie? – zapytał. Wydawał się zawiedziony, jakby chciał, żebym mu powiedziała, jakby chciał wierzyć. W każdym razie przez pięć minut. To była chwilowa wiara, jaką już widywałam. Mieli paskudny zwyczaj kopania mnie w brzuch, kiedy najmniej się tego spodziewałam. - Po prostu mu powiedz – powiedziała Elizabeth. - Nie rozumiesz – powiedziałam jej. – Ludzie tacy jak on nie uwierzą, nie do końca. Zawsze będzie miał wątpliwości. Zawsze będzie mnie przepytywał, wyciągając informacje, które już ma tylko po to, aby sprawdzić czy coś spieprzę. – Spojrzałam z powrotem na Garretta. – Więc pieprzyć go. - Elizabeth – powiedział Sussman. – Może powinniśmy… - Nie! – krzyknęła, a ja podskoczyłam skupiając na sobie uwagę Garretta. – Po prostu mu powiedz. – Podbiegła do biurka i pochyliła się nad nim. – Musi być ponad to i po prostu ci uwierzyć. Nie wie, czego będzie mu brakować. Będzie szedł przez życie z tą 61
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
wizją jednowymiarowego świata w jakim funkcjonuje. Nie ma poczucia kierunku, nadziei na to, że ludzie, których kochał i stracił trafili do lepszego miejsca. Że z nimi wszystko w porządku. Zdałam sobie sprawę, że Elizabeth nie mówiła o Garrettcie, tylko o sobie samej. Wstałam i podeszłam do niej. - Elizabeth, co się stało? Prawie płakała. Mogłam zobaczyć łzy lśniące w jej jasnych oczach. - Tak dużo mam do powiedzenia swojej siostrze, ale ona jest taka jak on… taka jak ja. Również nigdy bym ci nie uwierzyła. – Jej ramiona opadły, gdy przeniosła na mnie swoje obwiniające się spojrzenie. – Przykro mi Charlotto. Nawet za milion lat. I ona również. Ulga powiększyła uśmiech na mojej twarzy. To wszystko? Chciałabym napotykać tego rodzaju problemy niezliczoną ilość razy. - Elizabeth – powiedziałam. – Na wszystkie problemy, które mamy, jest jedno proste rozwiązanie. Garrett przyglądał się naszej wymianie – raczej mojemu monologowi – ale muszę przyznać, że wyraz jego twarzy pozostał bierny. Często zastanawiałam się jak śmiesznie muszę wyglądać dla żyjących, kiedy mówię do siebie, gwałtownie gestykuluję i przytulam powietrze. Ale nie zawsze miałam wybór. Jeśli Garrett nie chciał wyjść, to będzie miał do czynienia z moim światem. Nie będę zmieniać swoich zachowań, aby uspokoić jego wrażliwe poczucie przyzwoitości w moim biurze. Elizabeth pociągnęła nosem. - Co masz na myśli? Jakie rozwiązanie? - Zostawisz liścik. - Liścik? - Pewnie. Robię tak cały czas. To oszczędza mi wiele wyjaśnień – powiedziałam machając ręką. – Podyktujesz mi liścik, ja go napiszę – oczywiście z datą wsteczną – i w cudowny sposób odnajdzie się w twoim domu. To będzie liścik w stylu gdyby-coś-mi-sięstało. Powiesz jej wszystko, co chcesz, żeby wiedziała, a my będziemy udawać, że napisałaś go przed śmiercią. Znam nawet gościa, który podrobi twój podpis, jeśli będziesz chciała. - Kto? – zapytał Garrett. Spojrzałam na niego ostrzegawczo. To, co robiłam ze zmarłymi nie było jego sprawą. 62
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Zdziwienie przeszło przez twarz Elizabeth. - To genialne. Jestem prawnikiem. Jestem bardziej zorganizowana niż dziesiętna klasyfikacja biblioteczna. Na pewno się na to nabierze. - Oczywiście, że się na to nabierze – odparłam, klepiąc ją po plecach. - Czy mogę napisać do mojej żony? – zapytał Sussman. - Pewnie. Wtedy wszyscy spojrzeliśmy na Barbera, oczekując, że również ma kogoś, komu zechce zostawić list. - Mam tylko mamę. Ona wie, co do niej czuję – powiedział, a ja zastanowiłam się czy powinnam być z tego powodu smutna, czy zadowolona, ponieważ miał tylko matkę. - Cieszę się – powiedziałam mu. – Gdyby tylko więcej ludzi znalazło tyle czasu, by przekazać innym swoje uczucia. - Tak. Nienawidziłem jej charakteru, odkąd skończyłem dziesięć lat. Naprawdę nie umieściłbym wiele więcej w liściku. – Starałam się ukryć szok, który poczułam. Zauważył to i tak. – Och zaufaj mi, uczucie jest odwzajemnione. - Dobra, w takim razie dwa liściki. - Hej – Elizabeth powiedziała nagle przyjaźnie. – Jaki dzień jest pierwszym dniem lata? - Planujesz pobyć tu tak długo? – zapytałam. Wzruszyła ramionami wskazując Garretta skinieniem głowy i unosząc doskonale wydepilowane brwi. - Ach – próbowałam się nie roześmiać. – Dwudziestego czerwca czy coś koło tego… Garrett sapnął, a Elizabeth skrzyżowała ramiona i uśmiechnęła się. Zadowolenie promieniowało od niej falami. - Masz rację – powiedział Garrett. – Urodziny Elizabeth Ellery są dwudziestego czerwca. Przeniosłam na nią swoje upokorzone spojrzenie. - Wrobiłaś mnie. - Prawnik – zapiała, jakby to wszystko tłumaczyło. Tak, bardzo ją lubiłam. Wróciłam z powrotem na krzesło i opadłam na nie ze swoją zwyczajną pompą. - Wrobiła mnie – powiedziałam Garrettowi. 63
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Uśmiechnął się. Jednak jego uśmiech był inny. Zmienił się i zdałam sobie sprawę dlaczego. - Och nie. Nie, nie, nie, nie, nie – powiedziałam, machając mu palcem. – Nawet nie zaczynaj z tymi bzdurami. - Jakimi bzdurami? – zapytał, cały niewinny i strwożony. - Patrzysz na mnie i myślisz, że znam odpowiedzi na wszystkie pytania zadane we wszechświecie. Nie znam. Nie widzę przyszłości. Nie mogę odczytywać twojej przeszłości. Jestem cholernie pewna, że nie mogę wróżyć z dłoni, niezależnie, do cholery, o co tam chodzi. Nie mogę… - Ale jesteś medium, tak? - Koleś – powiedziałam, pochylając się nad biurkiem. – Jestem takim medium, jak marchewka. - Ale… - Żadnych ale! – Miałam poważne podejście do słowa na „m”. Jakoś nigdy nie byliśmy powiązani. Przykryłam dłońmi uszy i zaczęłam nucić do siebie. - To bardzo dojrzałe. Miał rację. Jednak i tak zanim opuściłam ręce pokazałam mu język. - Słuchaj, nawet ja mam więcej pytań niż odpowiedzi. Jestem prawie pewna, że moje umiejętności są bliższe schizofrenii niż siłom nadprzyrodzonym. Zapytaj kogoś. Jeśli byłabym jadalna, byłabym ciastem owocowym. - Schizofrenia – powiedział niepewnie. - Słyszę głosy w głowie. Ile więcej trzeba do schizofrenii? - Ale właśnie powiedziałaś… Uniosłam palec wskazujący, żeby go zatrzymać. Jednak środkowy byłby bardziej odpowiedni, zanim stracę grunt, który zyskałam. - Słuchaj, kiedy ludzie są w pozycji, w jakiej ty się teraz znajdujesz, kiedy prawie dają wiarę w to, co mogę robić, wypruwają sobie żyły. Zadają głupie pytania typu „gdzie będzie następne trzęsienie ziemi” albo „jakie numery w wygrają totolotku”. Tak poważnie to widziałeś takie nagłówki jak: „Medium wygrało w totka”? Nie jestem medium. Nawet nie wiem czy takie coś istnieje. - Powiedz mu czym jesteś – podpowiadała podniecona Elizabeth, podczas gdy Garrett otworzył swój notes. 64
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Błysnęłam jej desperackim zamknij-się-albo-giń spojrzeniem. Nie zadziałało. Prawdopodobnie dlatego, że już była martwa. - Poważnie – dodała. – Po prostu mu powiedz. Właśnie teraz zaczyna ci wierzyć. Pomyśli, że to jest super. - Nie, nie pomyśli – szepnęłam przez zaciśnięte zęby, zapominając, że byłam jedyną żywą osobą w tym pomieszczeniu mogącą ją słyszeć. - Osoba wrażliwa na rzeczy poza naturalnym zasięgiem percepcji. – Garrett spojrzał na mnie. – Definicja medium. - Och, cóż, dobra. Może – powiedziałam. – Ale ciągle nienawidzę tego wyrazu. I jego następstw. - Słusznie – odrzekł wzruszając ramionami. – I czego nie pomyślę? - Że to jest super. - Co? Twoje umiejętności? - Niezupełnie. - Więc co? I co dalej? Zgaduję, że jeśli naprawdę chce wiedzieć, to wytrząsnę z niego cały obiad. Mimo wszystko byłam na fali. Dlaczego teraz się zatrzymywać? Nawet tata i wujek Bob nie do końca wiedzieli czym byłam. Nigdy nie miałam potrzeby, żeby im to mówić. Wierzyli mi i to było wystarczające. Ale ponieważ nie obchodzi mnie to, co myśli o mnie Garrett… - Dobra – powiedziałam z nutą wyzwania w głosie. – Powiem ci wszystko. Jeśli to zrobię to pójdziesz sobie? Po chwili przytaknął prawie niezauważalnym skinieniem. - Jestem… Jestem czymś w rodzaju… Jestem trochę jak… no cholera. – Zacisnęłam zęby i po prostu wyrzuciłam z siebie. – Jestem Ponurym Żniwiarzem. Tak, istotnie Ponurym Żniwiarzem. Proszę. Powiedziałam to. Wyłożyłam kawę na ławę, oczyściłam powietrze, obnażyłam duszę, przez cały czas ślubując, że żaden banał nie został przekręcony. Nawet nie drgnął. Nie śmiał się. Nie spadł z krzesła i nie wymaszerował przez drzwi. Tak naprawdę nie ruszył się wcale. Nawet na milimetr. Zastanawiałam się czy wciąż oddycha i wtedy mnie olśniło. To była jego pokerowa twarz. Jego szare oczy spoczęły niewzruszone na moich, gdy czekałam na jego reakcję, jakiej nie zamierzał mi dać. Musiałam przyznać, że stoicyzm nieźle mu wychodził. Nie miałam pojęcia o czym teraz myśli. 65
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Myślę, że ci uwierzył – powiedziała Elizabeth, najpierw pochylając się i patrząc na niego, a następnie zerkając na mnie. Nie miała szansy zobaczyć w moich rysach nic poza zwątpieniem, gdyż uważnie kontrolowałam emocje. - A jak to działa? – zapytał w końcu. Ponownie skupiłam na nim swoją uwagę. - Powiedziałeś, że sobie pójdziesz. - Jeśli – kontynuował. – Powiesz mi wszystko. Cholera jasna. - Ok., jak to działa? Do diabła nie wiem. Po prostu działa. - Miałem na myśli, co robisz? - Och, pomagam ludziom przechodzić. - Przechodzić? - Um, na drugą stronę? – Zastanawiałam się jak ciemny był w tym temacie. - Jak? Rany, ale on uparty. - Przepraszam. – Podskoczyłam, przysuwając swoją biurową wersję krzesła miłości do blatu i oparłam się na nim. Prawnicy przybliżyli się, chcąc również usłyszeć każde słowo mojej historii. – Czy możecie usiąść? Kręcąc się tak denerwujecie mnie. - Och, no jasne – powiedzieli i cała trójka ścisnęła się na jednym siedzeniu. Walczyłam z chichotem. - Jak? – powtórzył Garrett. Powrót do trzeciego stopnia. Długi oddech wymknął się z moich ust, gdy rozważałam wszystko, co mu powiedzieć. To może zostać użyte przeciwko mnie. Zdarzało się to wcześniej, od ludzi, którym ufałam bardziej niż Garrettowi. Ciągle mogło się wydarzyć. - Zasadniczo – powiedziałam, przesadnie niechętnym tonem głosu. – Staram się pomóc im zrozumieć dlaczego nie przeszli. Potem prowadzę ich do światła. - Jakiego światła? - Światła. Tylko tyle wiem – odpowiedziałam stosując ucieczkę i uchylanie się od odpowiedzi. Była to taktyka, którą poznałam od porucznika pierwszego dnia w college’u. - Acha – odparł, nie nabierając się na to. – Jakie światło?
66
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Zawahałam się. Niektóre szczegóły tych informacji były po prostu bardziej święte niż inne. Niektóre były zarezerwowane tylko dla zmarłych. Prawda o tym, co robię, nie pomoże mu uwierzyć. Bardziej prawdopodobne, że wyśle go biegiem za drzwi. Choć jak o tym pomyśleć… - Mnie – powiedziałam z nutą zadufanej ignorancji unosząc podbródek. Poczułam się jakbym była z powrotem w szkole średniej, prosząc jednego z łobuzów, by mnie wyzwał. Po chwili rozważania, zapytał. - Ciebie? - Mnie – powtórzyłam z taką samą arogancją. Śmiało Panie Sceptyku, spraw mi wielką przyjemność. Wyzwij mnie. Udowodnij mi błąd. Tak jakby. – Podobno jestem bardzo jasna. I nagle uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Chciałabym powiedzieć za dużo. Wypuściłam moją dumę na imprezkę i skończyło się to przesłuchaniem do “Girls Gone Wild25”. To takie przyziemne. Garrett siedział oparty na krześle i pozwolił swoim oczom podróżować po każdym calu mojego ciała, który mógł dostrzec, po czym napotkał mój wzrok. - A więc pomagasz im, kiedy nie mogą przechodzić. Nie było żadnego sposobu, żeby teraz przerwać tą cholerną rozmowę. Nic dziwnego, że pycha była jednym z grzechów głównych. - Tak – odpowiedziałam. - I następnie prowadzisz ich w stronę światła. - Tak. - Którym jesteś ty. - Tak. - Czyli kiedy przechodzimy – powiedział Sussman. – To dzięki tobie? Rzuciłam na niego okiem. Zorientowałam się, że wyłuskał pojęcie - takie, które mogło być uznane za świętokradztwo na tysiącu innych planetach - i wydawał się być tym zafascynowany. - Tak, przejdziesz dzięki mnie. Ponury Żniwiarz – wyjaśniłam. - Łał – powiedział Barber. – To najfajniejsza rzecz jaką słyszałem przez cały dzień.
25
Kino raczej dla dorosłych.
67
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Jesteś portalem – powiedział Garrett. Wzruszyłam ramionami. - Zgaduję, że to jeden z punktów widzenia. Zaintrygowany uśmiech rozciągnął mu twarz, gdy zawiesił na mnie wzrok sprawiając, że z podejrzenia napięły mi się wszystkie nerwy. - On tak bardzo się tobą interesuje – powiedziała Elizabeth. Zignorowałam ją i spojrzałam na zegarek. - Jej zobacz, która godzina. Gdzie do cholery był wujek Bob? - A czy duchy, które nie przejdą, zalegają na ziemi, szwendając się bez opieki po całym globie? – spytał Garrett nie gotowy na to, żeby porzucić swoje poszukiwania. Westchnęłam. To może potrwać dni. - Nie. Oni istnieją w tym samym czasie i przestrzeni, ale na innej płaszczyźnie. Tak jakby obraz w obrazie. Ja po prostu mogę być w obu płaszczyznach jednocześnie. - W takim razie to czyni cię niezwykłą – uznanie lśniło w jego oczach. Tego było za wiele. Tak metaforycznie to wciąż zbierałam szczękę z podłogi, ponieważ wierzył w to, co mówiłam. - To co ty na to, żebyśmy poszli na jakąś kawę? – zasugerował ponownie. - Ale ja właśnie wszystko już wyjaśniłam. - Kochanie wątpię czy podpełzłaś choćby pod powierzchnię. – Gdy się zawahałam, powiedział. – Możemy iść jako przyjaciele. Zmarszczyłam lekko brwi i przypomniałam mu. - Nie jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Przez ostatni miesiąc sprawiałeś, że stało się to boleśnie jasne. Nie jesteśmy koleżkami czy kumplami ani czymkolwiek innym podobnym do przyjaciół. - Weekendowi kochankowie? – podsunął. To było to. Nie wiedziałam w co on gra – tak szczerze to byłam prawie pewna, że to nie Monopol… czy warcaby – ale nie chciałam w to wchodzić. Wstałam i obeszłam dookoła biurko, by stanąć nad nim. Groźnie. Jak Lord Vader, tylko z lepszą wydajnością płuc. Po posłaniu znaczącego spojrzenia, pokazałam mu wyjście. - Mam robotę do zrobienia. Spojrzał na wskazane przeze mnie drzwi, które sugerowałam jako wyjście. 68
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Masz robotę do zrobienia? Na tych drzwiach? – zapytał drażniąc się i wymądrzając. - Co? - Będziesz je malować? - Nie. - Sugeruję głęboki, intensywny brąz, który będzie pasował do twoich włosów. – Wstał, odwracając całą sytuację przeciwko mnie. Po kolejnym spojrzeniu w dół, o całkowicie innym znaczeniu, oparł się o mnie i powiedział łagodnie. – Albo złoty… będzie pasował do twoich oczu. - Myślę, że właśnie doszłam – jęknęła Elizabeth. Pozostałych dwóch prawników po odchrząknięciu miało na tyle przyzwoitości, aby opuścić pokój. Elizabeth niechętnie podążyła za nimi do recepcji inaczej znanej jako boskapsiakrew-przestrzeń-Cookie-i-nie-zapominaj-o-tym. Gdy Garrett czekał aż zgodzę się pójść z nim na kawę, zobaczyłam to kątem oka. Niewyraźna super rzecz. To poruszało się tak szybko, że gdy odwróciłam głowę nic już tam nie było. Przesunęło się w inną stronę, otarło o moje ramię, musnęło usta i zanurkowało wewnątrz mnie, osadzając się w brzuchu i wydzielając ciepło rozchodzące się na całe ciało. Moje wnętrzności zadrżały, a ja odrzuciłam do tyłu głowę i gwałtownie zassałam powietrze. Garrett zbliżył i złapał mnie za ramiona podtrzymując, abym nie upadła. Dopiero wtedy ujrzałam zdziwienie malujące się na jego twarzy. Przyciągnął mnie bliżej. Wtedy to uczucie opuściło mnie, a Garrett błyskawicznie się cofnął, jakby odtrąciła go jakaś agresywna siła. Potknął się i spojrzał na mnie. Oboje staliśmy ogłuszeni i z wybałuszonymi oczami. Runęłam w kierunku biurka i oparłam się o nie, utrzymując wyprostowane kolana. - To był… jeden z nich? – zapytał z roztargnieniem pocierając klatkę piersiową, gdzie był pozornie popchnięty. Rozejrzał się dziko i spojrzał na mnie z zakłopotaniem. - Nie – odparłam, próbując wolno oddychać. – To było coś zupełnie innego. Co to było, tego nie wiedziałam. Ale mogłam zgadywać i nie podobał mi się kierunek, w którym zmierzały moje przypuszczenia. To mogło być Wielkie Zło? Jeśli tak, to dlaczego tu? Dlaczego teraz? Moje życie nie wydawało się być w jakimkolwiek bezpośrednim zagrożeniu. Strach był trudny do ukrycia. Rzadko to czułam. Ale oczywiście teraz Garrett wyczuł to ode mnie. Myśl, że zobaczył mnie w takim stanie jeszcze bardziej mnie rozdrażniła. 69
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Wtedy inny scenariusz przyszedł mi do głowy. Przez te wszystkie czasy, gdy go widziałam, Zło nie ocierał się o mnie. Nigdy mnie nie dotknął i na pewno nie nurkował w dolnych partiach mojego ciała. Może to wcale nie był ten Zło? Rozejrzałam się po pokoju, prawdopodobnie wyglądając na trochę zrozpaczoną. Czy to był Reyes? Mógł nim być? Czy mógł być… zazdrosny? O Swopesa? Czy on był poważny? Popędziłam do drzwi i zaczęłam wypytywać każdego. - Widzieliście coś? Przechodził tędy? Elizabeth, która siedziała na naszej szaro-zielonej kanapie w recepcji podskoczyła i powiedziała. - Straciłaś go? Jak mogłaś go stracić? - Nie Garretta – odparłam może trochę zbyt niecierpliwie. – Mroczny, niewyraźny facet. Cookie wolno zaczęła zdawać sobie sprawę, że mamy towarzystwo. Rozluźniła się na swoim siedzeniu, jak gdyby miała kobrę na biurku. - Cherley kochanie, czyżbyśmy miały klientów? - Och tak. Zapomniałam o tym wspomnieć. Wszyscy, to jest Cookie. Cookie mamy tu trzech prawników, którzy opuścili nas ostatniej nocy. Ci, o których ci opowiadałam. Z wujkiem Bobem pracujemy nad ich sprawą. Dobra, a teraz pytam, czy ktoś go widział? Prawnicy spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami. Wypuściłam nieszczęśliwe westchnienie i osunęłam się na futrynę. Można by pomyśleć, że jako Ponury Żniwiarz znam wszystkie sposoby i połączenia, by rozpoznać tożsamość Niewyraźnego Faceta. Ale odkąd jedyne połączenie jakie miałam z drugą stroną, było przez Zło, inaczej zwanego jako „wcielona śmierć”, pytania pozostawały bez odpowiedzi. Wtedy zauważyłam dziwny cień w kącie, taki, który falował i przesuwał się poniżej porannego światła. To był on. Musiał być. Wyprostowałam się opierając palcami o futrynę i wychyliłam ostrożnie, starając się go nie odstraszyć. - Mogę cię zobaczyć? – spytałam słabym głosem. Wszyscy spojrzeli na kąt, ale tylko prawnicy również go ujrzeli. Cała trójka cofnęła się ostrożnie, w synchronicznym ruchu, który wyglądał jak choreografia, podczas gdy ja zrobiłam błagalny krok do przodu. - Proszę, pozwól mi się zobaczyć. 70
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Cień poruszył się, rozpadł się, zniknął i w tym samym czasie wrócił przede mnie. Wtedy nadeszła moja kolej na cofnięcie się. Potknęłam się, gdy długie mgliste ramię uniosło się do ściany przy mojej głowie. Długie ramię ustawione pod kątem do szczupłego ciała. Prawnicy sapnęli, gdy istota zmaterializowała się przed nimi i mgła stała się ciałem, molekuły dopasowały się do siebie i połączyły w jeden po drugim solidny mięsień. Moje spojrzenie opuściło jego ramię i prześlizgnęło się na rękę przytrzymującą ścianę – która nawet w roboczym ubraniu była wspaniała – oraz po długim, muskularnym przedramieniu. Podwinięty rękaw, w dziwnie jaskrawym kolorze, opinał przedramię pod łokciem, ale biceps powyżej rozciągał gruby materiał, potwierdzając siłę, jaką posiadał. Wtedy mój wzrok prześlizgnął się w górę na szeroki, silny i nieustępliwy bark. Istota zbliżała się, aż mogłam zobaczyć jego twarz, ciepło jego ciała napierało na moje. Pochylił się, by szeptać mi do ucha. Był tak blisko, że mogłam dostrzec tylko jego szczękę pokrytą co najmniej dwudniowym zarostem i ciemne włosy wymagające przycięcia. Jego usta otarły się o moje ucho, przyprawiając mnie o dreszcze. - Dutch – szepnął i rozpłynęłam się. To była moja szansa, by zapytać czy był tym, kim myślałam, że jest, mając nadzieję, że się nie mylę. Ale szybko zatraciłam się w moim wymarzonym świecie, gdzie nic dobrze nie działało. Moje ręce miały swoją własną wolę, gdy uniosły się do jego klatki piersiowej. Kości w moich nogach uległy rozpuszczeniu. Usta chciały tylko jednego. Jego. Jego smaku. Jego tekstury. Pachniał jak deszcz podczas burzy z piorunami, pierwotny i elektryczny. Zacisnęłam dłonie na jego koszulce – po to, by przyciągnąć go bliżej albo odepchnąć, tego nie byłam pewna. Dlaczego nie mogłam go zobaczyć? Dlaczego nie mogłam przekonać siebie, by odchylić się w bok i po prostu spojrzeć na niego? Wtedy jego usta opadły na moje i straciłam wszelkie poczucie rzeczywistości. Mój świat przybrał jego kształt, stał się jego ciałem, jego ustami, jego rękami, jego pośladkami, spijał ze mnie, badał moje wzgórza i doliny. Przyciągnął mnie jak swoją własną satelitę tylko siłą grawitacji. Pocałunek pogłębił się, stał się silniejszy, a moje ciało odpowiedziało drżeniem pożądania. Jęknął i mocniej przylgnął do mnie, szukając językiem między moimi wargami, nie tylko czując smak, ale smakując każdą część mnie, łącząc nasze dusze.
71
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Oderwał jedną z moich rąk ze swojej koszuli i opuścił ją niżej nakrywając nią swoją erekcję. Zassałam gwałtownie powietrze, wdychając rozchodzące się od niego gorąco. Poczułam ściśnięcie dłoni między swoimi nogami i płynny ogień pojawił się moim brzuchu. Pragnęłam go na sobie, wokół mnie i we mnie. Nie mogłam myśleć o niczym innym niż o tej kompletnej, doskonalej zmysłowości. Mój głód wydawał się nieprzenikniony, do czasu, gdy usłyszałam z daleka głos i mgła zaczęła się rozwiewać. - Charley? Otrząsnęłam się z marzeń i stanęłam na baczność. Każdy w pokoju patrzył na mnie z rozdziawionymi ustami. Wujek Bob stał w połowie drogi do drzwi z dziwacznie wykrzywionymi brwiami połączonymi w jedną linię. Garrett wyglądał lepiej. Niepokój zamigotał w jego oczach. Obrócił się i wyszedł zamaszystym krokiem za drzwi, kiwając szorstko głową do wujka Boba. I wtedy zdałam sobie sprawę, że zjawa znikła. Odeszła. Nie mogąc dłużej utrzymać swojej wagi osunęłam się na podłogę i dusiłam się w swoim własnym zdziwieniu. - Czy właśnie byłaś opętana? – po dłuższej chwili dopytywała miękkim głosem Cookie. – Bo powiem ci kochanie, że jeśli tak, to ja sprzedaję swoją duszę.
72
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział szósty A DHD. Żywotność zakłóceń. - TEKST Z T-SHIRTA
Kiedy ja chciałam tylko i wyłącznie wypytać o wszystko na temat drogi, którą wyszedł Reyes – Czy dobrze go widzieli? Jakiego koloru miał oczy? Czy wydawał się, nie wiem, martwy? – wujek Bob nalegał, byśmy omówili naszą sprawę. Tymczasem rozsadek wisiał u mnie na włosku. Moje kruche samopoczucie rozsypywało się. A zdolność do radzenia sobie z codzienną rzeczywistością runęła. Nie wspominając już o moim życiu seksualnym. Czy nie istniało nic świętego? - Masz dane strzelającego? – zapytał wujek Bob, gdy wróciliśmy do mojego biura, obecnie zwanego Strefą Śmierci. - Nie. – Pokój wydawał się zimny, prawdopodobnie dlatego, że dopiero co prawie uprawiałam seks z płonącym piekłem. Podkręciłam klimatyzację i zanim usiadłam nalałam sobie kawy. Wujek Bob usiadł naprzeciwko mnie. - Nie? Cóż, czy oni są, no wiesz, tutaj? - Tak. – Jak to się stało? Najwyraźniej Reyes nie był zwyczajnym trupem. Jeśli to w ogóle był Reyes. I jeśli był trupem. - Nie rozmawiałaś z nimi na ten temat? - Nie. – Jeśli on nie żyje to jak może być tak… gorący? Dosłownie gorący? Ale z drugiej strony, jeśli jest żywy to jak może być bezcielesny? Jak może poruszać się tak szybko? Jak może przełączać się z jednego stanu molekularnego do drugiego? Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
73
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Wujek Bob pstryknął palcami przed moją twarzą. Mrugnęłam z zainteresowaniem, a następnie spojrzałam na niego. - Nie złość się. – Pokazał dłonie w geście pokoju. – Jesteś gdzieś indziej, a ja potrzebuję cię tutaj. Ostatniej nocy mieliśmy kolejne zabójstwo. Wydaje się, że nie jest powiązane z tymi wcześniejszymi, ale muszę to potwierdzić. - Kolejne? – zapytałam, gdy wyjął z kurtki zdjęcia z autopsji. – Dlaczego nie zadzwoniłeś do mnie? - Dzwoniłem. Miałaś wyłączony telefon. - Ups. - Mam na głowie burmistrza dyszącego mi w kark. Trzech martwych prawników w jedną noc wygląda bardzo źle w wieczornych wiadomościach. Sprawdziłam swoją komórkę. - Przepraszam, bateria się rozładowała. – Chyba nic nie jest bezpieczne w Strefie Śmierci. Po tym jak podłączyłam telefon do ładowarki, wujek Bob rozłożył zdjęcia na całym biurku. Przede mną pojawiła się niebiesko fioletowa, nadęta twarz. Człowiek miał krwiste strupy wokół opuchniętych ran, jak to po wypadku. Biorąc pod uwagę okoliczności, wątpiłam żeby jakakolwiek z jego ran była przypadkowa. Kimkolwiek był, śmierć nie przyszła do niego łatwo. - Co mu się stało? – spytałam. - Był torturowany, a następnie zamordowany. Ale nie dla informacji. – Wskazał na gardło i usta faceta. – Zakleili go taśmą i zmiażdżyli tchawicę, by uniemożliwić krzyk. Wynika z tego, że albo dał im już to, czego chcieli albo wiedzieli, co zrobił. Pozwoliłam oczom błądzić bez celu jednocześnie starając się powstrzymać mdłości. - Napastnicy chcieli zadać mu przed śmiercią jak najwięcej bólu. Gdybym miał zgadywać to powiedziałbym, że koleś doniósł na niewłaściwego faceta. Ten rodzaj tortury jest zazwyczaj zarezerwowany dla zdrajców albo wyżej postawionych członków gangu, czy też dla całej grupy lub organizacji. W obecnych czasach przestępcze konsorcja są bardziej hierarchiczne niż angielska szlachta. Prawnicy skupili się wokół przy moim biurku, więc odsunęłam zdjęcia z dala od mojego wzroku. Sussman skrzywił się i cofnął. Rozumiałam go w pełni. Ale Elizabeth i Barber przyglądali im się uważniej. 74
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Trudno powiedzieć na pewno – odezwała się Elizabeth. – Może gdyby nie był tak poplamiony… - Byłoby lepiej gdybyśmy mieli zdjęcie z kartoteki policyjnej zamiast fotografii z autopsji. - Nie znamy jeszcze personaliów – powiedział wujek Bob zanim odebrał swój dzwoniący telefon. Sussman patrzył przez okrągłe okulary na zamyślonego Barbera. - Poznajesz tego człowieka, Jason? Skierowałam spojrzenie w jego stronę. Barber wydawał się zaskoczony, oniemiały i blady pomimo fizycznej niemożliwości. Brakowało im krwi i takie tam. - To on – odparł Barber. – Ten facet poprosił mnie o spotkanie. Elizabeth ponownie spojrzała na zdjęcie. - To twój tajemniczy mężczyzna? – spytała. - Jestem niemal pewny – odparł. Sussman podszedł i ponownie przestudiował fotografie. - Jesteś pewny? Barber posłał mu niepewne potwierdzenie. - Nie postawiłbym na to życia ani czegokolwiek - I tak na to za późno – powiedziała Elizabeth, wciąż patrząc na zdjęcie. Jej twarz wyrażała kolejno przez różne stadia obrzydzenia. Wujek Bob zamknął telefon. - Carlos Riviera. Ma tak długą listę aresztowań jak moja słynna i godna pozazdroszczenia pamięć. - Tak, żadnych uchybień – powiedziałam, wstrzymując śmiech. Zmrużył oczy i postukał się palcem w skroń. - Jak stalowa pułapka. - Tiaa, wydaje się, że już zapomniałeś czasy, kiedy miałeś zabrać mnie z samochodu taty i położyć do łóżka, kiedy on chlapnął kilka drinków. Obudziłam się o drugiej nad ranem, prawie zamarznięta na tylnym siedzeniu, podczas gdy ty sprawiałeś, że panna Dunlop pokrzykiwała za następnymi drzwiami. Poprawił krawat.
75
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Wierzę, że był to jednorazowy alkoholowy incydent – mruknął. Dziwnie pochlebny szkarłat rozpłynął się na jego twarzy, czyniąc tą relację wysoce interesującą. Wystarczy polać ciasto lukrem, pokręciłam głową w udawanym rozczarowaniu. - Cokolwiek pozwała ci spać w nocy Wujku od Niewyjaśnionych Zabójstw. Elizabeth zachichotała. Wujek Bob nie. - Co ty na to, że pozostawimy pozbieranie zarzutów prokuratorowi. – Zanim zdążyłam coś powiedzieć, dodał. – Znaleźliśmy pana Rivera unoszącego się w Rio Grande. - Może chciało mu się pić – zaproponowałam. - Czy kiedykolwiek próbowałaś Rio Grande? - Nie ostatnio – powiedziałam, zastanawiając się, kiedy on to robił. I dlaczego. A jeśli z tego powodu był nosicielem pasożytów. – Barber myśli, że to ten sam facet, który zaproponował mu tajemnicze spotkanie. Wujek zaintrygowany pochylił się do przodu. - Och tak? - Tak – odparł Barber wyjaśniając mi sytuację, którą przekazywałam wujkowi Bobowi, a ten jak zwykle zapisywał wszystko w notesie. - Ten facet zadzwonił do mnie – powiedział Barber, opadając na wcześniej przyciągnięte przeze mnie krzesło. Elizabeth podążyła za jego przykładem, a Sussman podszedł do okna i obserwował miasteczko studenckie położone po drugiej stronie ulicy. – Chciał spotkać się w alei, co uznałem za nieco dziwne. Jednak brzmiał, sam nie wiem, jak prawie zrozpaczony. - Czy on może opisać mi jego zachowanie? – zapytał wujek Bob. - Był zdenerwowany – odrzekł Barber – niestabilny. Ciągle patrzył na rękę, sprawdzając godzinę. Właściwie to pomyślałem, że jest pod wpływem ostatniej wesołej tabletki. - Ale i tak go wysłuchałeś? – spytałam, wyprzedzając wujka Boba. - Powiedział, że ma informacje o jednym z naszych klientów – wtrąciła Elizabeth. – Jason nie miał wyboru i musiał go wysłuchać. - Jakie informacje? – spytałam, rejestrując jej obronny odruch. Interesujące. Do czasu, gdy Barber skończył swoją opowieść dowiedzieliśmy się, że oprócz zmarłego Carlosa Rivery był też mężczyzną odsiadujący długi czas w więzieniu, ale którego
76
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
największym przestępstwem było wypalenie trawki na studiach. Trzeba przyznać, upalił się. Dowody sądowe powołały się na poważniejsze przestępstwo. Policja znalazła na jego podwórku zamordowanego nastolatka, a w jego domu tenisówki z krwią dzieciaka. Buty były jak ostatni gwóźdź do trumny. Poszlaki zostały potwierdzone przez świadków – osiemdziesięcioletnią kobietę z okularami jak denka od coca-coli i halluksami – i biedny facet poszedł siedzieć za morderstwo. Kobieta pod przysięgą potwierdziła, że widziała jak oskarżony chował dzieciaka na swoim podwórku. Na tyłach szopy. W ciemną, burzliwą noc. Najwyraźniej przeczytała dużo kryminałów. - Ale było ciemno – powiedziałam. – I była burza. Mogła zobaczyć moją stryjeczną babkę Lillian chowającą tam ciało i zasugerować, że to twój klient. - Dokładnie – zgodził się Barber. – Niemniej jednak został uznany za winnego morderstwa drugiego stopnia. - Czy twój klient znał dzieciaka? – zapytał wujek Bob. To było totalnie moje następne pytanie. Barber potrząsnął głową. - Mówił, że nigdy wcześniej go nie widział. - Jak nazywa się twój klient? – ubiegłam wujka Boba. - Weir. Mark Weir. Dał mi pendriva – powiedział Barber. - Kto? Twój klient? - Kto co zrobił? – zapytał wujek Bob nie odrywając się od pisania. - Ktoś dał Barberowi pendriva. - Nie, ten facet. – Barber kiwnął w kierunku zdjęcia. – Rivera. Choć nigdy nie powiedział mi swojego imienia, podał mi lokalizację. Powiedział, że mógłbym znaleźć dowody oczyszczające pana Weira w magazynie znajdującym się w zachodniej części miasta. Powiedział, żeby być tam w środę w nocy. - Godzina? – zapytał wujek Bob. Podobno niektórzy ankieterzy nie potrzebowali zadawać pełnych pytań. Zanotowałam to w pamięci. - Nigdy nie podał mi godziny. Myślę, że zobaczył kogoś, kto go śledził. Założył kaptur na głowę i schował się do najbliższej pizzerii zanim mogłem o cokolwiek zapytać. – Barber ponownie spojrzał na zdjęcie. – Zgaduję, że i tak go dorwali. - Dziś jest środa – powiedziałam. – Kiedy to wszystko się wydarzyło? 77
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Sussman odwrócił się i trójka prawników spojrzała po sobie. Wtedy odpowiedziała Elizabeth, smutek przyciszył jej głos. - W dniu, w którym umarliśmy. – Spojrzała na Barbera. – Wydaje się to tak dawno temu. Barber przykrył jej dłoń swoją. Jego surowa brawura i pewne siebie nie-zadzieraj-zemną-kurwa zachowanie wydawało się nieco przygasnąć. - To stało się wczoraj – powiedziałam wujkowi. - Dobra – powiedział rozpoczynając nazistowski tryb przesłuchania. Zadał setki tuzinów pytań, bazgrząc lekkomyślnie w notesie, gdy przekazywałam odpowiedzi. Zastanowiłam się czy kiedykolwiek pomyślał o dyktafonie. - Pendrive jest w biurku w jego biurze – powiedziałam, odpowiadając na kolejne pytanie. – Nie, ten facet nie powiedział, co na nim jest, ale Barber odniósł wrażenie, że jakieś nagranie. Tak, dzisiejsza środa. Nie, nie widział kto śledził Riverę. Już złożyli apelację, ale miną miesiące zanim sąd się tym zajmie. Tak. Nie. Klient nie został jeszcze przeniesiony. Może. Nie w twoim życiu. Gdy piekło zamarznie. Um, dobra. Nie, jego inne lewe jądro. Do czasu, gdy wujkowi wyczerpał się zapas pytań – dobrze, że prawnicy umieli wyczerpać temat – byłam padnięta. Miałam podejrzenia co do całej tej sytuacji. Było coś więcej niż jeden niewinny człowiek i miałam wrażenie, że w centrum tego wszystkiego jest zamordowany nastolatek. Potrzebowałam więcej informacji o tej dwójce. Udaliśmy się na dół coś przekąsić. Tata robił najlepsze Monte Cristo26 po tej strony wieży Eiffla i na samą myśl o nim poczułam w ustach ślinę. Kiedy wreszcie miałam chwilę na oddech, moje myśli z powrotem popłynęły do Reyesa. Trudno było nie skupiać uwagi na mężczyźnie, którego sama obecność wywoływała obrazy piekielnego grzeszenia. - Podoba mi się nazwa baru twojego taty – powiedziała Elizabeth schodząc po schodach. Wróciłam myślami do teraźniejszości. Stosunek Elizabeth względem mnie zmienił się odkąd omal nie uprawiałam seksu w jej obecności z niematerialną istotą. Ale nie sądzę, by była zła. Lub obrażona. Może to było coś związanego z Garrettem. Może miała wrażenie,
26
Kanapka z szynką lub z kurczakiem, jajkiem i wyglądem przypomina francuski tost.
78
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
że go zdradzam, ponieważ żywił do mnie jakieś uczucia. No dobra może i czuł coś do mnie, ale na pewno nie było to nic ciepłego i milusiego. - Dzięki – powiedziałam. - Nazwał go po mnie, totalnie dołując moją siostrę – dodałam prychając. Sussman zachichotał. - Nazwał go po tobie? Wydawało mi się, że nazywa się Calamity. - Tak. Wujek Bob nazywał mnie Calamity po Calamity Jane27. A kiedy tata kupił bar, zorientował się, że to po prostu pasuje. - Podoba mi się – odparła Elizabeth. – Raz miałam psa nazwanego po mnie. Starałam się nie roześmiać. - Jakiej rasy? - Pitbull. – Psotny uśmiech rozciągnął jej twarz. - Mogę sobie to wyobrazić – powiedziałam chichocząc. Zajęliśmy stolik w ustronnym miejscu, więc mogłam swobodnie rozmawiać ze swoimi klientami bez niczyich spojrzeń. Po krótkim wstępie - i mocno skróconej wersji o mojej nocy z mężem od przemocy domowej, która wyjaśniła tacie stan mojej twarzy – spytałam czy nikt nie zostawił mi wiadomości? - Tutaj? – zapytał. – Oczekujesz jakiejś? - Cóż i tak i nie. – Rosie Herschel, moja pierwsza sprawa ze znikaniem, miała dzwonić tylko wtedy, gdy popadnie w tarapaty, więc brak wiadomości był dobrą wiadomością. Nie chciałyśmy ryzykować jakimkolwiek sposobem komunikowania się ze mną czy z moim biurem biorąc pod uwagę fakt, że prysła od dupka-męża i żałosnego życia z nim. Nie, żeby ten Inteligent załapał, co się naprawdę stało. - “I tak i nie” wcale nie odpowiada na moje pytanie – odparł tata czekając na szczegóły. - Jasne, że tak. - Ach – powiedział, rozumiejąc mój punkt widzenia. – Oficjalne interesy. Załapałem. Dam ci znać, jeśli jakaś przyjdzie. 27
Calamity Jane właściwie Martha Jane Cannary-Burke (ur. 1 maja 1852 w Princeton w stanie Missouri, zm. 1 sierpnia 1903 w Deadwood w stanie Dakota Południowa) – amerykańska rewolwerowiec, znajoma Dzikiego Billa Hickoka z ostatnich tygodni jego życia: wspólnej dwutygodniowej podróży konwojem wozów do Deadwood i paru tygodni życia w tym samym środowisku tamże, bez znaczących powiązań, pomimo rozbudowanych legend o rzekomym wspólnym dziecku parę lat wcześniej, ślubie, rozwodzie, współżyciu, czy w ogóle jakimkolwiek romansie, i jej ewidentnego przywiązania do osoby (i mitu) Hickoka a nawet fiksacji na jego tle.
79
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Dzięki tato. Uśmiechał się przez chwilę, następnie pochylił się i szepnął mi do ucha. - Ale jeśli kiedykolwiek przyjdziesz do mojego baru z posiniaczoną i opuchniętą twarzą to odbędziemy poważną rozmowę na temat twojego oficjalnego interesu i wszystkim, co się z tym wiąże. Cholera. Myślałam, że się wywinę. Miałam nadzieję przekonać go, że moje bójki były bardziej pouczającym doświadczeniem niż życie w strachu przed każdym dniem. Ramiona mi opadły. - Dobra – powiedziałam z odrobiną skomlenia w głosie. Pocałował mnie w policzek i ruszył obsługiwać bar. Najwyraźniej Donnie jeszcze nie przyszedł. Donnie był cichym rdzennym Amerykaninem z długimi, czarnym włosami i zabójczą klatą. Nie dbał za bardzo o to, żeby zamienić ze mną parę słów, ale ja się o to postarałam. No i przy okazji, wyglądał pysznie. Wujek Bob zamknął swój telefon i skierował całą uwagę na mnie. To było niepokojące. - A więc – powiedział – zechcesz mi powiedzieć co się stało, gdy dziś rano wszedłem do twojego biura? Och to. Przesunęłam się niespokojnie na krześle. Takie działania z powietrzem musiały wydać się śmieszne dla zwykłego widza. - Jak źle było? – spytałam go. - Nieźle jak sądzę. Myślałem, że masz może jakiś atak paniki albo coś w tym stylu. Potem zobaczyłem, że Cookie i Swopes po prostu patrzą na ciebie, więc domyśliłem się, że nic nie zagraża twojemu życiu. - No tak, jasne, bo inaczej Swopes byłby już przy mnie robiąc mi usta-usta lub coś innego równie heroicznego. Wujek Bob przechylił głowę jakby znowu myślał. - Właściwie to poznałem bardziej po niewypowiedzianej tęsknocie na twarzy Cookie. Gula śmiechu podeszła mi do gardła. Mogłam wyobrazić sobie euforię na twarzy Cookie. Wujek Bob siedział cierpliwie z uniesionymi krzaczastymi brwiami, oczekując na wyjaśnienia. Cóż, nie był jedyny.
80
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Wiesz wujku musimy ominąć ten konkretny temat, mimo wszystko jesteś moim wujkiem. - Dobra – wzruszył nonszalancko ramionami, udając, że porzucił ten temat. Popił swoją mrożoną herbatę i dodał. – Swopes wydawał się być bardzo zdenerwowany. Wiesz może dlaczego? - Wiem. Jest dupkiem. - Jest czasem trochę kapryśny, to przyznaję. - Dlatego jest Josefem Mengele28. - W jego obronie powiem – kontynuował starając się mnie uspokoić – że ta cała walka między wami to moja wina. Gdybym trzymał język za zębami. Cholerne piwa. - Cóż, piwa nie zmieniły Swopesa w dupka. Jestem pewna, że taki się urodził. Wujek Bob zassał głęboki wdech po czym zmienił temat na prawdziwy. - Widzę, w jakim kierunku to nie idzie. Ale cholera, Charley, mam robotę do zrobienia. – Mrugnęłam zaskoczona, a on się uśmiechnął. – Idę podręczyć twojego tatę. – Wstał od stołu i poklepał mnie po ramieniu, co w jego języku znaczyło, że między nami wszystko dobrze. Wsunęłam swoją rękę w jego. - Podręcz go również ode mnie, dobrze? Po delikatnym uścisku wujek poszedł do baru mówiąc – głośno – że jest pracownikiem z Sanepidu. Skuliłam się. Tata znał kilka bardziej zabawnych żartów niż to, że Sanepid składa mu wizytę. To leżało gdzieś pomiędzy kontrolą skarbową, a pozwem zbiorowym. Spojrzałam na prawników. Siedzieli przy stole – wujek Bob wysunął krzesła dla nich – i rozmawiali między sobą. - Wiesz kiedy będzie pogrzeb? – Elizabeth zapytała Sussmana smutnym głosem. Opuścił głowę. - Dziś po południu będzie spotkanie pogrzebowe. Przykryła jego dłoń swoją. - Jak Michelle to znosi? 28 Josef Mengele (ur. 16 marca 1911 w Günzburgu, zm. 7 lutego 1979 w Bertiodze (Brazylia) – niemiecki lekarz, doktor medycyny i antropologii, zbrodniarz wojenny, zwany Aniołem Śmierci oraz SS-Hauptsturmführerem (kapitanem).
81
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie za dobrze. Muszę do niej wrócić. - Uchu. Zamierzał stać się jednym z tych zmarłych, którzy zostają, żeby opiekować się rodziną. Podobnie jak Barber blednący z szoku, tak duch dbający o rodzinę był fizyczną niemożliwością. Muszę spróbować odwieść go od tego pomysłu, gdy już wszystko zostanie powiedziane i zrobione. - Co z tobą? – Barber zapytał Elizabeth. – Wiesz kiedy jest twój pogrzeb? - Jeszcze nie słyszałam. – Zbliżyła się do niego. – Wybierasz się na swój? Barber wzruszył ramionami. - Nie wiem. A ty idziesz na swój? - Pomyślałam, że mogłabym. - Och tak? Elizabeth uśmiechnęła się i przysunęła się bliżej. - Dogadajmy się. - Ach. - Jeśli pójdziesz ze mną na mój pogrzeb to pójdę z tobą na twój. Barber myślał o tym przez chwilę, a następnie niechętnie wzruszył ramionami. Próbowałam nie parsknąć śmiechem. Byli jak gimnazjaliści, którzy naprawdę nie chcą iść do szkoły tańca. - Myślę, że możemy tak zrobić – odparł Barber. – Wchodzisz w to Patrick? - Co? – Sussman wydawał się być lata świetlne stąd. Skupił się z powrotem na swoich kolegach. - Chodź – powiedziała Elizabeth. – Możemy posłuchać tych wszystkich wspaniałych komentarzy o nas od osób, którzy najbardziej nas nienawidzili. Sussman westchnął. - Może masz rację. - Oczywiście, że mamy. – Elizabeth poklepała go po ręce, a potem spojrzał na mnie. – Czy nie sądzisz, że powinien iść na swój pogrzeb, Charlotte? - Jego pogrzeb? – spytałam zaskoczona. – Och, cóż, pewnie. A czy ktoś, kto już nie żyje nie powinien być na swoim własnym pogrzebie? - Widzisz – powiedziała, klepiąc go ponownie w rękę. - Mam nadzieję, że nie będziemy pochowani na tym samym cmentarzu – powiedział Barber. – Nie wiem czy wytrzymam z waszą dwójką całą wieczność. 82
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Sussman prychnął, a Elizabeth stuknęła go w ramię. - Tak tylko mówię – odparł, szeroki uśmiech rozświetlił jego twarz, gdy Elizabeth spojrzała na niego figlarnie. Wtedy zwrócił się do mnie. – Co dalej, Żniwiarzu? Już o tym myślałam. - Przede wszystkim – powiedziałam, wskazując go palcem – dla ciebie koleś panno Żniwiarzu. Zachichotał. - I po drugie, chyba powinnam zerknąć na wasze akta w tej sprawie. - Pewnie – powiedziała Elizabeth. – Mamy ukryty zapasowy klucz do biura. - Och! – uniosłam rękę zwijając się na siedzeniu jak uczniak z zapaleniem pęcherza. – Czy jest pod jednym z tych sztucznych kamieni, który wygląda jak prawdziwy, ale nie jest, bo jest przecież sztuczny? - Nie – powiedzieli jednocześnie. - Och sorki. Dalej, nie przeszkadzajcie sobie – odparłam Elizabeth, ponieważ jej przerwałam. - I będziemy musieli dać ci kod do alarmu w razie gdyby Nory tam nie było. A jeśli będzie to możesz mieć małe problemy ze zdobyciem czegokolwiek bez nakazu. - Racja. Nie pomyślałam o tym. Jestem pewna, że wujek Bob załatwi mi jakiś. - Jeśli nie – powiedział Sussman – to może rozważ włamanie się tam dziś wieczorem i wzięcie akt. Wszyscy odwróciliśmy się do niego. Nie wyglądał na włamywacza. - Co? Przecież to nie jest nielegalne jeśli jej pozwalamy? Co prawda to prawda. - Choć myślę, że władze by się z tobą nie zgodziły to podoba mi się to. Sussman uśmiechnął się. - Miałem takie wrażenie, że ci się spodoba. - Mogę zadać wam kilka pytań – zdałam sobie sprawę, że to będzie dobry moment, by wspomnieć Reyesa – o dzisiejszy ranek? - Oczywiście – odpowiedział Barber. Elizabeth opuściła wzrok, jakby się wycofała. Nie jawnie, ale czytałam z ludzi wystarczająco, by dostrzec, kiedy zmieniła się atmosfera. Byłam ciekawa co się stało i co czyniło ją tak niechętną do mówienia o tym. Wracając z powrotem do Reyesa zdecydowałam się poruszyć tą żenującą część. 83
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Zdecydowałam się poruszyć przy okazji tą żenującą część – wypaliłam. Najlepiej takie rzeczy omawiać przy podniesionej kurtynie. – Mam nadzieję, że przez to, iż widzieliście go to przed wami nie wyglądałam tak głupio, jak przed Cookie i Swopsem. To znaczy widzieliście go, prawda? Nie wyglądało to jakbym pieściła powietrze? Kiedy spojrzeli po sobie, pozornie zdezorientowani, spytałam. - Widzieliście go? - Oczywiście, że tak – powiedziała Elizabeth. – Ale niczego nie pieściłaś. Nie ruszałaś się, jeśli tak myślisz. W każdym razie nie za wiele. Pochyliłam się do przodu. - Co masz na myśli? - Stałaś tam – powiedział Sussman, wsuwając palcem okulary wyżej – oparta o ścianę, a ręce miałaś przy sobie. Odrzuciłaś głowę do tyłu i dyszałaś jakbyś przebiegła maraton, ale nie ruszałaś się. Jego opis sytuacji odwrócił na chwilę moją uwagę. Miałam ręce przy sobie? I odrzuconą do tyłu głowę? - Ale on tam był. Widzieliście go. Byliśmy… - Na sobie jak zieleń na guacamole? – zapytał Barber. - No tak, tak myślę. - Ja się nie skarżę – odparł poruszając rękami w zaprzeczeniu. – Jestem od tego daleki. To było gorące. Starałam się nie rumienić, bo jeszcze bardziej mnie to zawstydziło. Czułam gorąco wpełzające mi na twarz i mogłam mieć tylko nadzieję, że ta czerwień nie będzie się gryźć z obecnym już tam fioletem i błękitem. - Ale nie ruszyłaś się – dodała Elizabeth. – Nie fizycznie. - Przepraszam, ciągle nie rozumiem. - Twoja dusza, twój duch czy jakkolwiek to nazywasz. To się poruszało. Dla nas przybrałaś tylko więcej kolorów. - Tiaa – dodał Barber – oddzieliłaś się od ciała, by… być z nim. To było niesamowite. Siedziałam ogłuszona. Nic dziwnego, że wyglądało to jak sen. Zrobiłam coś w rodzaju astralnej projekcji? Miałam nadzieję, że nie. Nie wierzyłam w astralne projekcje. Ale może astralne projekcje uwierzyły we mnie?
84
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Jak u licha udało mi się opuścić własne ciało? – spytałam ogłuszona i zdezorientowana, choć nie z powodu czegoś niegrzecznego. - Ty jesteś Ponurym Żniwiarzem – Barber wzruszył ramionami. – Ty nam powiedz. - Nie wiem – patrzyłam na swoje dłonie jakby tam była odpowiedź. – Nie wiedziałam, że to możliwe. - Nie smuć się. Nie miałem pojęcia, że cokolwiek z tego wszystkiego jest możliwe. - Jestem wbita w podłogę – powiedziałam. Powinnam być tą mądrzejszą. Jakie korzyści wynikały z bycia Ponurym Żniwiarzem, jeśli nie znałam podstaw. Do cholery byłam portalem. Musiałam wiedzieć. - Ale on był super gorący. To sprawiło, że się ożywiłam. Popatrzyłam na Elizabeth. - Serio? Przyjrzeliście mu się? To znaczy, muszę być tu z wami totalnie szczera: nie jestem pewna czym on jest. - Masz na myśli czym poza tym, że jest super gorący? – spytała Elizabeth. - Akurat tę część zauważyłam. Zaśmiała się łagodnie. Przestaliśmy rozmawiać, gdy tata przyniósł moje kanapki i zaproponował dziesięć tysięcy dolarów za sprzątnięcie wujka Boba. Następnie wcisnął w spodnie nóż od masła najwidoczniej planując wstrząsnąć bratem sam. Pomyślałam, że może powinnam ostrzec wujka Boba, ale wtedy nie byłoby zabawy. - Elizabeth muszę cię o coś zapytać – powiedziałam, na chwilę odsuwając moją kanapkę na bok. - Jasne, co tam? - Wydaje mi się… cóż, od dzisiejszego ranka wydajesz się nieco zdystansowana. - Przepraszam – powiedziała, dając do zrozumienia, że nie zamierza wyjaśniać. Innymi słowy, próbowała się wymigać. - Och nie przepraszaj – szybko dodałam. – Martwiłam się po prostu. Czy coś się stało? Zassała długi, głęboki wdech – kolejny fizyczna niemożliwość – i powiedziała. - Tylko, że ten facet, który zmaterializował się z powietrza, ten twój facet był… był taki piękny. - Opowiedz mi o tym – odparłam kiwając głową w zrozumieniu. - I niesamowity. 85
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Jestem z tobą. - I seksowny. Nachyliłam się. - Podoba mi się kierunek, w którym to zmierza. - Ale… - Ach? - To trochę dziwne. - Dziwne? - Tak. – Również się pochyliła. – Charlotte on miał na sobie… strój więzienny.
86
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział siódm y
G eniusz ma swoje ograniczenia. Szaleństwo... nie tak wiele. - NAKLEJKA NA ZDERZAK
Więzienny strój? Co to miało znaczyć? Czy on siedział w więzieniu? Umarł tam? Mięśnie wokół mojego serca zacisnęły się na tę myśl. Miał takie ciężkie życie; to było dla mnie boleśnie oczywiste od chwili, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. A potem skończył w więzieniu. Nie mogłam wyobrazić sobie okropności, które musiał tam znosić. Choć wszystko, czego chciałam to pospieszyć do więzienia, nie miałam pojęcia w którym mógł przebywać. Z tego, co podejrzewałam mógł przebywać w Sing Sing29. Musiałam ostudzić swój zapał i skupić się na sprawie. Wykorzystując nakaz i stenogramy sądowe wujek Bob zaczął pracować, a prawnicy podążyli sprawdzać swoje rodziny, więc ja pojechałam do Miejskiego Aresztu30 porozmawiać z Markiem Weirem, człowiekiem, o którym Carlos Rivera mówił, że jest niewinny. Kobieta, funkcjonariuszka służby więziennej w wartowni, uważnie oglądała moją legitymację detektywistyczną. - Charlotte Davidson? – zapytała, a jej brwi złączyły się jakbym zrobiła coś złego. - To ja – przyznałam bezmyślnie chichocząc. Nie odpowiedziała uśmiechem. Nawet malutkim. Koniecznie muszę przeczytać książkę o tym, jak zdobywać przyjaciół i wpływać na ludzi. Ale to wymagało posiadania wrodzonego pragnienia zdobywania przyjaciół i wpływania na ludzi. A moje pragnienia w tej chwili były odrobinę bardziej osobiste. 29 Sing Sing Correctional Facility – amerykański zakład karny o zaostrzonym rygorze, znajdujący się w miejscowości Ossining w stanie Nowy Jork. 30 Metropolitan Detention Centers – są to budynki rządowego aresztu (więzienia) prowadzonego przez Federalne Biura Więziennictwa i znajdują się w całych Stanach Zjednoczonych. Uważane są za obiekty administracyjne.
87
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Funkcjonariuszka skierowała mnie do poczekalni, w czasie gdy sama poszła wezwać pana Weira. Kiedy tak siedziałam zastanawiałam się nad moimi wewnętrznymi pragnieniami, a konkretnie nad tymi przeznaczonymi dla Reyesa, aż usłyszałam, że ktoś usiadł obok mnie. - Hej Ponuraku, co robisz w szyi mojego systemu poprawczego? Rozejrzałam się i uśmiechnęłam, zanim sięgnęłam po swój prawie naładowany telefon komórkowy. Zanim się odezwałam energicznie otworzyłam klapkę i upewniłam się, że miał wyciszone dzwonki. - Cholera, Billy – powiedziałam do telefonu – Dobrze wyglądasz. Schudłeś? Billy był rdzennym amerykańskim więźniem, który jakieś siedem lat temu popełnił samobójstwo w miejskim areszcie. Próbowałam go przekonać do przejścia, ale on nalegał na pozostanie, by pomóc odwodzić innych od podążania za jego idiotycznym przykładem. To jego słowa. Ja często zastawiałam się jak chciał to robić. Wstydliwy uśmiech odmalował się na jego twarzy w odpowiedzi na mój komplement. Pomijając fakt, że umarlaki nie mogły chudnąć, on wyglądał nieco szczuplej. Może było coś, czego nie wiedziałam? Tak czy inaczej był przystojnym mężczyzną. Popatrzył na mnie figlarnie. - Ty i te twoje telefony. - Muszę tak robić albo zamkną mnie za gadanie do siebie, Panie Niewidzialny. Głęboki śmiech potrząsnął jego klatką. - Jesteś tu, bo masz na mnie ochotę? - Czy to aż takie oczywiste? - Najwyraźniej – powiedział rozczarowany – zawsze przyciągam świrnięte. Ostro zassałam oddech, byłam w środku odgrywania wartego Oscara przedstawienia – udając obrazę z takim wzruszeniem, takim realizmem – że będą wywoływać moje imię. - Ups, to ja Wielkoludzie. Kiedy przyjdziesz zobaczyć się ze mną? - Zobaczyć cię? – zapytał, gdy wstałam, aby pójść za funkcjonariuszką do pokoju odwiedzin. – Jakbym mógł cię nie zobaczyć? Jesteś tak jasna, jak te cholerne szperacze na zewnątrz. Gdy się odwróciłam jego już nie było. Naprawdę lubiłam tego faceta. Usiadłam w siódmym boksie, po czym niechlujny gość po czterdziestce siadł naprzeciwko mnie. Miał piaskowo-jasne blond włosy i niebieskie oczy, przez co wyglądał 88
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
jak skrzyżowanie chłopca basenowego z profesorkiem z college’u. Oddzielała nas cienka szyba w środku wzmacniana drucianą siatką, żeby była bardziej wytrzymała. Jasne, że zastanawiałam się jak włożyli w nią tę siatkę, że oczka były takie równomierne, ale to nie był czas na takie rozważania. Do cholery, miałam pracę do wykonania. Nie mogłam pozwolić, aby rozpraszała mnie jakaś kratownica. Pan Weir siedząc z drugiej strony uważnie mi się przyglądał – nie z „tej” drugiej strony, tylko z drugiej strony szyby – w jego spojrzeniu była ciekawość. Podniosłam słuchawkę, żeby porozmawiać i zaczęłam się zastanawiać ile osób korzystało z tej słuchawki i jak oni dbali o higienę. - Witam panie Weir. Nazywam się Charlotte Davidson. – Jego twarz pozostała bez wyrazu. Widocznie moje nazwisko wcale mu nie zaimponowało. Kolejny więzień przeszedł obok, by usiąść w następnym boksie, a mój osadzony ostrożnie spojrzał przez ramię i przyglądał się wszystkim jakby byli potencjalnymi wrogami, stale czujny, gotowy, by obronić się w każdej chwili. Ten mężczyzna nie zasługiwał, aby siedzieć w więzieniu. On nikogo nie zabił. Z taką samą łatwością mogłam wyczuć jego czyste sumienie jak winę faceta siedzącego obok niego. – Jestem tutaj z powodu dość przykrych wiadomości. – Poczekałam aż ponownie zwróci na mnie uwagę. – Pana prawicy zostali zabici ostatniej nocy. - Moi prawnicy? – przemówił w końcu. Wtedy zdał sobie sprawę, co mu powiedziałam i jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. – Co? Wszyscy troje? - Tak, proszę pana. Strasznie mi przykro. Popatrzył na mnie, jakbym dosięgła go mimo szyby i walnęła z liścia w twarz. Oczywiście on nie uważał, że takie coś mogłoby być możliwe zważywszy na stalową siatkę w szybie i wszystko inne. Po długiej chwili ciszy zapytał: - Co się stało? - Zostali zastrzeleni. Wierzymy, że w jakiś sposób jest to powiązane z pana sprawą. Przez to spiął się jeszcze bardziej. - Oni zginęli przeze mnie? Pokręciłam głową. - To nie pana wina, panie Weir. Wie pan o tym, prawda? – Kiedy nie odpowiedział kontynuowałam. – Czy dostał pan jakiekolwiek pogróżki? Parsknął i wskazał wokoło siebie pokazując mi jego obecne środowisko. 89
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Masz na myśli inne niż te, które dostaję codziennie? Miał rację. Więzienie było niczym innym niż tylko stresem. - Jak mam być szczera – powiedziałam, bo chciałam być zupełnie szczera. – Nie sądzę, że ci ludzie marnują czas na wysyłanie pogróżek. Na podstawie obserwacji z ostatnich dwudziestu czterech godzin wydają się bardziej zaangażowani. - Nie żartuj. Kto mógł zabić trzech prawników? - Trzymam ich na oku, panie Weir. Rozpracujemy to do końca. - Naprawdę mi przykro słuchać o tych prawnikach – powiedział, po czym przesunął palcami po nieogolonym policzku i potarł oczy. Był zmęczony, wyczerpany przez stres wywołany skazaniem za coś, czego nie zrobił. Moje serce ścisnęło się z jego powodu bardziej niż bym tego chciała. – Naprawdę ich lubiłem – powiedział. – Zwłaszcza Ellery – Odsunął rękę od twarzy i spróbował zapanować nad emocjami. – Była miła dla oka. - Tak, była bardzo piękna. - Przyjaźniliście się? - Nie, nie, ale widziałam zdjęcia. – Nigdy nie wiedziałam jak wytłumaczyć moje kontakty ze zmarłymi. Jedno potknięcie mogło mnie prześladować latami. Dosłownie. - I przyszłaś tu, by mi powiedzieć, żebym miał się na baczności? - Jestem prywatnym detektywem pracującym z DPA nad tą sprawą. – Wydawało się, że się zjeżył, gdy usłyszał DPA. Nie mogłam go za to winić. Tak samo nie mogłam winić DPA. Wszystkie dowody wskazywały wprost na niego. – Wie pan o informatorze? Tym, który prosił o rozmowę z Barberem tego samego dnia, kiedy wszyscy zginęli? - Informator? – zapytał kręcąc głową. – Czego chciał? Odetchnęłam głęboko i zanim udzieliłam odpowiedzi uważnie przyjrzałam się panu Weirowi, starając się rozpoznać ile powinnam mu powiedzieć. To była jego sprawa. Jeśli ktokolwiek zasługiwał, by poznać prawdę, to był to on. Jednak ciągle znak „postępuj ostrożnie” świecił się w mojej głowie. Albo muszę postępować ostrożnie, albo piąty kubek kawy właśnie zaczynał działać. - Panie Weir, ostatnią rzeczą jakiej pragnę, to ofiarować panu fałszywą nadzieję. Przypuszczenia nie są nic warte. A nawet jeśli by były, przypuszczeń nie możemy udowodnić. Rozumie pan to? – Skinął głową ale ledwo. – W filmowym skrócie mówiąc, ten człowiek powiedział Barberowi, że jest pan niewinny. – Jego powieki otworzyły się na ułamek cala zanim się połapał. – Powiedział, że sąd wpakował niewłaściwego człowieka za 90
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
kratki i on ma na to dowód. Pomimo mojego ostrzeżenia iskra nadziei zamigotała w oczach pana Weira. Mogłam to dostrzec. Mogłam również powiedzieć, że nie chciał tego tak samo, jak ja. Prawdopodobnie znosił rozczarowanie niezliczoną ilość razy. Nie mogłam sobie wyobrazić złamanego serca z powodu pójścia do paki za coś, czego nie zrobiłam. Miał prawo być rozczarowany systemem. - To na co czekasz? Sprowadź go. Potarłam czoło. - On też nie żyje. Zginął wczoraj, zamordowany. Po pełnej minucie napiętego milczenia, wypuścił z ust przeciągły syk powietrza i opadł bezwładnie na krzesło napinając kabel od słuchawki do granic możliwości. Widziałam jak dopadło go rozczarowanie. - Co to oznacza? – zapytał rozgoryczonym głosem. - Dokładnie nie wiem. Po prostu na razie wolimy to zatrzymać dla siebie. Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, by panu pomóc. Tylko czy moje wysiłki na coś się zdadzą, oto jest pytanie. Uchylenie wyroku jest cholernie trudne, bez względu na dowody. – Wydawało się, że pogrążył się we własnych myślach. – Panie Weir? Może mi pan coś powiedzieć o tej sprawie? Zajęło mu trochę czasu, aby się odnaleźć. Kiedy już to zrobił, zapytał. - Co chcesz wiedzieć? - Cóż, mam stenogramy ze sprawy, ale chciałam zapytać o kobietę, pana sąsiad zeznał, że widziała pana ukrywającego się za ciałem dzieciaka. - Nigdy w życiu nie widziałem tego dzieciaka. A jedyny raz, kiedy widziałem kobietę był wtedy, gdy stała na swoim podwórku i krzyczała na słoneczniki. Świrnięta jak świetlik na haju. Ale oni jej uwierzyli. Ława przysięgłych jej posłuchała. Chłonęli wszystko, co im powiedziała, jakby podała im mnie na srebrnej tacy. - Czasami ludzie słyszą to, co chcą słyszeć. - Czasami? – zapytał jakbym rażąco zaniżyła ten fakt. Tak było, ale starałam się pozostać optymistką. - Jakiś pomysł na to, jak krew dzieciaka znalazła się na pana butach? – To mnie niepokoiło. Mężczyzna był wyraźnie niewinny, ale kryminalistyka potwierdziła krew dzieciaka na jego butach. Ten jeden drobny dowód wystarczył, żeby ława dwunastu 91
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
przysięgłych odwróciła się od niego. - To musiało być zaplanowane. Mam na myśli to, że nijak inaczej nie mogło się tam dostać? – spytał dokładnie tak samo zaniepokojony tym faktem, jak ja. - Dobra, może mi pan nakreślić szybki przegląd tego, co się wtedy stało? Na szczęście po drodze zatrzymałam się w Staples. Wyciągnęłam mój nowy notatnik, dokładnie taki sam, jakich używali Garrett i wujek Bob. Zwykły. Nieokreślony. Skromny. Zaczęłam notować wszystko, co mogło być istotne. - Chwileczkę – powiedziałam, przerywając mu w jednym punkcie. – Kobieta zeznała, że dzieciak zatrzymał się u pana. - Tak, ale ona widziała mojego siostrzeńca. Przebywał ze mną od około miesiąca zanim to wszystko się stało. Teraz gliny myślą, że jego też zabiłem. Zamrugałam ze zdziwienia. - On nie żyje? - Z tego co wiem, to nie. Ale zaginął. A policjanci przekonali moją siostrę, że miałem coś wspólnego z jego zniknięciem. To mogło być połączenie, którego szukałam. Nie miałam pojęcia jakiego rodzaju mogło być to połączenie, ale niedługo to rozpracuję. - Kiedy zaginął? Spojrzał w dół i na prawo co znaczyło, że przypomina sobie zamiast wymyślać. Kolejny dowód jego niewinności, nie to, żebym go potrzebowała. - Teddy był ze mną około miesiąca. Jego mama wykopała go z domu. Nie mogli się dogadać. - Ona jest pana siostrą? - Tak. Potem namówiła go na powrót do domu pomimo ich niekończących się kłótni. To był ostatni raz kiedy go widziałem. Jakieś dwa tygodnie później zostałem aresztowany. Nikt mi nic nie powiedział, o jego zniknięciu dowiedziałem się po zatrzymaniu. - Jak oskarżenie definiowało pana motyw? – zapytałam. Wyraz jego twarzy przekształcił się w obrzydzenie. - Narkotyki. - Ach – powiedziałam ze zrozumieniem. – Wszystko wyjaśniający motyw. - Bardziej wypytaj go o siostrę. – Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego za mną Barbera. Miał skrzyżowane ręce i opuszczoną głową, jakby myślał. – Musiałem coś 92
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
przeoczyć. Zapytałam o to pana Weira dość zajętego sprawdzaniem na co patrzę. Po chwili odpowiedział. - Ona nie jest najlepszą matką, ale też nie najgorszą. Miała kilka kłopotów tu i tam. Dragi i nie tylko doniczkowe. Jakieś kradzieże sklepowe. Wiesz, nic specjalnego. Nic specjalnego. Ciekawa linia obrony. - A ostatnio? – zapytał Barber. Zadałam to samo pytanie. - Nie widziałem jej w tym roku. Nie mam pojęcia, co ona porabia. Zaczęłam się zastanawiać czy ona była przesłuchiwana w sprawie śmierci dzieciaka. - A co z… - Czy mogła być zaangażowana w coś poważniejszego? Obdarzyłam Barbera zirytowanym spojrzeniem, za to, że mi przerywa - ech prawnicy – a następnie przekazałam jego pytanie panu Weirowi. Barber nawet nie zauważył mojego spojrzenia. Ale pan Weir zauważył. - Z Janie – powiedział stając się bardziej niechętnym. – Wszystko jest możliwe. - Czy może pan powiedzieć… - To znaczy czy mogła stać się czyimś dłużnikiem? Kogoś na tyle wrogiego, by mógł porwać… - Dosyć – syknęłam przez zaciśnięte zęby. – Nikt nie zadaje tu pytań oprócz mnie. – Robiłam najlepszy pokaz brzuchomówczej improwizacji, jakby pan Weir nie mógł mnie usłyszeć z powodu braku ruchu na mojej twarzy. Albo nie mógł zobaczyć, że z kimś rozmawiam. Barber spojrzał na mnie speszony. - Przepraszam – powiedział trzeźwo. – Po prostu myślę, że coś mi umknęło. Coś, co miałem przed nosem przez cały czas. Świetnie, teraz czułam się winna. - Nie, to ja przepraszam – powiedziałam czując się źle, ale nadal utrzymując głupi uśmiech na twarzy, by nie musieć ruszać ustami. – Nie powinnam na ciebie warczeć. - Nie, nie, masz rację. To całkowicie moja wina. Wróciłam do pana Weira. - Przepraszam za to. To sprawa głosów w mojej głowie. 93
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Wyraz jego twarzy zmienił się, ale nie aż tak bardzo, jak oczekiwałam. Nagle spoglądał… znów z nadzieją. - Czy naprawdę potrafisz to, co mówią, że potrafisz? Ponieważ nie byłam pewna o czym on mówi – kim byli oni i co mówili o tym, co potrafię – moje brwi uniosły się pytająco. - A oni to… Pochylił się jakby to miało pomóc, abym go lepiej usłyszała przez szybę. - Słyszałem rozmowę strażników. Byli zaskoczeni, że do mnie idziesz. - Dlaczego? – zapytałam zaskoczona. - Mówili, że jesteś w stanie rozwiązać zagadki zbrodni, których nikt nie potrafi rozwiązać. Że rozwiązujesz nawet sprawy martwe od dekad. Przewróciłam oczami. - To był jeden raz, na miłość boską. Miałam szczęście. Przyszła do mnie kobieta, która została zamordowana w latach pięćdziesiątych. Przekonałam wujka Boba, by pomógł i razem zamknęliśmy jej sprawę. Nie mogłabym tego dokonać bez niego. Lub bez tych wszystkich nowoczesnych metod ścigania, które miałam po swojej stronie. Oczywiście, że pomogło to, iż dokładnie wiedziała kto ją zamordował i gdzie konkretnie szukać narzędzia zbrodni. Ta biedna kobieta wskazała pasierba. - To nie to, co mówili – ciągnął pan Weir. – Powiedzieli, że wiesz rzeczy o jakich nie wie nikt inny. Och. - Um, kto to powiedział? - Jedna z naszych strażniczek jest żoną policjanta. - Cóż, to wiele wyjaśnia. Policjanci zazwyczaj nie myślą… - To lepsze rokowania niż miałem dziś rano. - Jeśli chce pan patrzeć na to w ten sposób – powiedziałam poddając się. – Nie mogę panu zabronić. - Ale możesz robić to, o czym mówią? Niechcący zaoferowałam więcej nadziei niż zamierzałam, przez co czułam jak napięcie pełznie po moim kręgosłupie i skupia mi się na ramionach. Łatwo było uwierzyć w moje umiejętności, kiedy miało to przynieść korzyści w sprawie. A ja po prostu nie wiedziałam jakie korzyści moje talenty przyniosą w tym szczególnym przypadku. Może 94
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
sama nadzieja już była korzyścią dla pana Weira? Przynajmniej tyle mogłam mu zaoferować. - Tak panie Weir, mogę robić to, o czym mówią. – Czekałam aż ten mały klejnot zatonie w jego lekko zszokowanej twarzy, a kiedy już powróciła do normalnego wyglądu dodałam: – Zanim odeślą pana do właściwego więzienia zabiorą do centrum diagnostyczno - medycznego w Los Lunas. Mogę zmierzyć się z hordami Lunatyków i odwiedzić tam pana, jeśli pan chce. Proszę się przygotować na randkę. Niechętny uśmiech w końcu pojawił się na jego twarzy. - Chciałbym. Bokiem ust zaczęłam rozmawiać z Barberem. - Masz jeszcze jakieś pytania? Nadal był pogrążony we własnych myślach i tylko pokręcił głową. - Dobrze – powiedziałam do pana Weira. – Do zobaczenia wkrótce. Odłożyłam słuchawkę i zaczęłam pakować swój notatnik i długopis, po czym dostałam objawienia. Nawiedzenia. Odwróciłam się i zapukałam w szybę, by zwrócić uwagę pana Weira. Strażnik pozwolił mu ponownie podejść i podnieść słuchawkę. - Ile on ma lat? – spytałam, kiedy trzymałam ramieniem słuchawkę i otwierałam notatnik klikając długopisem. - Słucham? - Pana siostrzeniec. Ile lat ma pana siostrzeniec? - Och, ma piętnaście. Albo miał. Zgaduję, że teraz powinien mieć szesnaście. - I oni nadal go nie znaleźli? - Z tego co wiem, to nie. Co… - Ile lat miał dzieciak? Ten na pana podwórku. - Widzę dokąd zmierzasz – powiedział Barber. - Miał piętnaście. Uważasz, że jest jakiś związek? Mrugnęłam do Barbera, potem pochyliłam się po pana Weira z dodatkową obietnicą w oczach. - Musi być i zrobię wszystko, co cholernie możliwe, by dowiedzieć się, co to jest. ***
95
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Ostatnią rzeczą jakiej chciałam, to pochopne wnioski, ale nie mogłam pozbyć się uczucia, że tych dwóch chłopców prowadzi do tego samego celu. Dwóch chłopców z podobnego środowiska, jeden zaginiony, jeden martwy? Mój umysł krzyczał: drapieżnik. Pomyślałam, że muszę dostać papiery Barbera, ale nie chciałam mieć nic wspólnego z Norą, sekretarką prawników. Jeśli była jak inne sekretarki, które znałam, miała w swoich rękach tylko odrobinkę mniej mocy niż Bóg i nie odniosłaby się pozytywnie do żadnych poszukiwań i zagadek. Kradzieże z włamaniami były znacznie bezpieczniejsze. Ale kradzieże z włamaniami będą musiały poczekać do zmierzchu. W między czasie wujek Bob przeglądał wszystko, co DPA miało w tej sprawie, a Barber kierował się w stronę domu siostry pana Weira, aby zobaczyć czy będzie tam jakikolwiek ślad Teddy'ego, zaginionego siostrzeńca. Postanowiłam wysłać tam najpierw Barbera, by wybadał teren zanim z nim porozmawiam i zaczęłam się zastanawiać, czy nie wykorzystać pozostałego mi czasu na powrót do mojego biura i zebranie jak największej ilości informacji z internetu. Kiedy wychodziłam z aresztu miejskiego otworzyłam komórkę i zadzwoniłam do Cookie. - Hej, szefowo – powiedziała. – Nadal planujesz ucieczkę z pierdla? - Niee, wierz lub nie, oni pozwolili mi stąd wyjść. - Szaleni. O czym oni myślą? - Prawdopodobnie o tym, że sprawiam więcej kłopotów niż jestem warta. Zachichotała. - Masz trzy wiadomości, ale żadna pilna. Pani George nadal przysięga, że jej mąż ją zdradza i chce się z tobą spotkać dzisiaj po południu. - Nie. - To samo jej powiedziałam, tylko że się przy tym tak nie rozgadywałam, jak ty – odparła złośliwie. – Wszystko inne może poczekać. Co u ciebie? - Cieszę się, że pytasz – powiedziałam wychodząc przez szklane drzwi. Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu Billy'ego, ale najwidoczniej miał lepsze rzeczy do roboty. – Prawnicy zaserwowali mi interesujące wiadomości. - Tiaa? Jak bardzo interesujące? - Dość interesujące. - Brzmi obiecująco. 96
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Mogłabyś przejrzeć rejestr więzienny pod kątem nazwiska Reyes? - Rejestr więzienny? Skuliłam się. W jej ustach brzmiało to tak bardzo… karnie. - Tiaa, długa historia. - Cóż, istnieje około dwustu więźniów z i/lub nazwiskiem Reyes. - Szybka jesteś. Spróbuj jako pierwsze imię. Słyszałam klikanie, po czym powiedziała: - Lepiej. Takich jest tylko czterech. - Cóż, dobrze, spróbuj czy któryś jest koło trzydziestki. - No i został nam jeden. Zatrzymałam się z kluczykami w wyciągniętej ręce w połowie drogi do drzwi auta. - Jeden? Naprawdę? - Reyes Farrow. Moje serce zatrzepotało nerwowo w klatce piersiowej. Czy to było możliwe? Po tych wszystkich latach naprawdę byłam w stanie go znaleźć? - Masz tam jakąś jego fotkę z zatrzymania? – zapytałam. Kiedy Cookie nie odpowiedziała spróbowałam ponownie. – Cookie? Jesteś tam? - Mój Boże, Charley. On jest… to on. Klucze upadły na ziemię, a ja przycisnęłam wolną rękę do Misery. - Skąd wiesz? Przecież nigdy go nie widziałaś. - On jest wspaniały. Dokładnie taki, jak opisywałaś. – Próbowałam uspokoić oddech. Niestety nie miałam pod ręką papierowej torby. – Nigdy nie widziałam kogoś tak… no nie wiem, podniecającego, tak oszałamiająco pięknego. - To będzie on – powiedziałam, wiedząc bez wątpienia, że znalazła właściwego faceta. – Wyślij mi zaraz tę fotkę. Odsunęłam telefon od twarzy i czekałam na wiadomość. Po kilku długich sekundach zdjęcie w końcu pojawiło się na ekranie i nagle musiałam skoncentrować się na utrzymaniu pozycji pionowej. Moje kolana osłabły zupełnie niezależnie od siebie i zsunęłam się, by usiąść na stopniu z boku samochodu, nie mogąc oderwać oczu od ekranu. Cookie go przyszpiliła. Był podniecający z tym ostrożnym, a jednocześnie wściekłym wyrazem twarzy, ostrzegającym funkcjonariuszy, by zachowali dystans. Dla własnego bezpieczeństwa. Nawet w słabym oświetleniu jego oczy błyszczały tym, co wydawało się być 97
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
ledwo kontrolowaną wściekłością. W czasie, gdy robiono mu fotkę, nie był szczęśliwym obozowiczem. - On nadal wyświetla się na liście więźniów. Zastanawiam się jak często ją aktualizują. Charley? Cookie nadal była na linii, ale ja nie mogłam oderwać oczu od zdjęcia. Wydawało się, że zdała sobie sprawę, iż potrzebuję chwili i czekała w milczeniu aż się pozbieram. Pozbierałam się. Mając nowy cel przytknęłam słuchawkę do ucha i schyliłam się po kluczyki. - Jadę zobaczyć się z Rocketem. *** Próbując dowiedzieć się jak upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, skręciłam na drugą stronę ulicy i zaparkowałam przy śmietniku z nadzieją, że Sąsiedzi nie podejrzewali, iż planuję włamać się do ich opuszczonego azylu psychiatrycznego. Rząd zamknął ten szpital w latach pięćdziesiątych, po czym budynek jakimś cudem znalazł się w rękach lokalnego gangu motocyklowego, inaczej znanego jako Sąsiedzi. Sami nazywali siebie „Bandytami” i nie byli zadowoleni, gdy naruszano ich terytorium. Mieli rottweilery, by to udowodnić. Kiedy tylko weszłam do azylu mój żołądek zwinął się w supeł nie tylko z powodu rottweilerów. Azyl mnie fascynował. Kiedy byłam w college’u moje ulubione wypady weekendowe wiązały się ze zwiedzaniem opuszczonych szpitali psychiatrycznych. Odkrywałam, że były żywe, pasjonujące i pełne życia. Ironia, ponieważ był martwe. Ten szczególny azyl był domem dla mojego ulubionego rodzaju szalonych ludzi. Życie Rocketa – kiedy jeszcze był żywy – było bardziej tajemnicze niż trójkąt bermudzki, ale dowiedziałam się, że w czasie wielkiego kryzysu31 był dzieckiem. Jego młodsza siostra zmarła na zapalenie płuc i chociaż nigdy jej nie spotkałam, on powiedział mi, że ona wciąż jest gdzieś tutaj, dotrzymując mu towarzystwa. 31 Wielki kryzys - określany też mianem wielkiej depresji – najprawdopodobniej największy kryzys gospodarczy w XX wieku, który, miał miejsce w latach 1929-1933 i objął, praktycznie wszystkie kraje (oprócz ZSRR) oraz praktycznie wszystkie dziedziny gospodarki. Tradycyjnie przyjmuje się, iż kryzys ujawnił się w Stanach Zjednoczonych, po tzw. czarnym czwartku czyli po tzw. panice na giełdzie nowojorskiej na Wall Street: 24 października 1929.
98
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Rocket był bardzo podobny do mnie. Urodził się dla celu, dla swojej pracy. Ale nikt nie rozumiał jego daru. Po śmierci jego siostry rodzice oddali go po opiekę Azylu Zdrowia Psychicznego w Nowym Meksyku. Tam spędził kolejne lata niezrozumienia i złego traktowania, wliczając w to okresowe poddawanie terapii elektrowstrząsami. Wyszedł stamtąd jako ułamek osoby jaką Rocket najprawdopodobniej kiedyś był. Pod wieloma względami był jak czterdziestoletni nastolatek ze słoikiem z ciastkami, tylko że jego słoik kruszył się, jak ściany zakładu psychiatrycznego, a ciastkami były nazwiska osób, które przechodziły, a on dzień po dniu wydrapywał je na murach azylu. Ostateczny dozorca. Nie mogłam wyobrazić sobie, aby Święty Piotr był w czymś lepszy niż Rocket. Może za wyjątkiem posiadania ołówka. Adrenalina wrzała mi z podniecenia. Udało mi się wymyślić jak za jednym zamachem dowiedzieć się czy siostrzeniec Weira, Teddy, jeszcze żyje – skrzyżowałam palce – i wypytać wszystko o Reyesie. Rocket wiedział jeśli ktoś przechodził i nigdy nie zapominał nazwisk.
Natłok
informacji,
które
zalewały
jego
umysł
w
danym
momencie,
doprowadziłyby zdrowego człowieka na krawędź poczytalności, co również mogło tłumaczyć osobowość Rocketa. Drzwi i okna azylu dawno temu zostały zabite dechami. Zakradłam się od tyłu nasłuchując odgłosu łap rottweilerów i przecisnęłam się przez okienko do piwnicy, to samo, przez które właziłam przy każdej wizycie. Jeszcze nie zostałam przyłapana na odwiedzinach w tym specyficznym miejscu – to było coś dobrego, ponieważ mogłam stracić kończynę – ale raz dałam się złapać odwiedzając Las Vegas w Nowym Meksyku. Szeryf mnie aresztował. Mogę się mylić, ale i tak jestem dość pewna, że mój fetysz odnośnie mundurów zaczął się tamtego dnia. Tamten szeryf był gorący. I skuł mnie kajdankami. Już nigdy nie byłam taka sama. - Rocket? – zawołałam po tym jak wpadłam na stół i potknęłam się – raczej niezbyt imponująco – po czym stanęłam na nogach. Otrzepałam się, włączyłam diodową latarkę i skierowałam się ku schodom. – Rocket, jesteś tu? Pierwsze piętro było puste. Przeszłam przez salę dziwiąc się tysiącom nazwisk wydrapanych na gipsowo-kartonowych ścianach, a następnie zaczęłam wspinać się po schodach obsługi na drugie piętro. Porzucone książki i meble leżały w chaosie. Większość powierzchni pokrywało graffiti, co świadczyło o niezliczonych artystach, którzy przewijali 99
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
się tu przez lata, prawdopodobnie zanim gang motocyklowy wszedł w posiadanie tego miejsca. Wielość narodowości jakie Rocket uwiecznił na ścianach przerażała mnie. Były tu nazwiska w języku Hindi, Apaczów, mandaryńskim i perskim. - Panienka Charlotta – powiedział Rocket zza moich pleców, a złośliwy chichot barwił jego głos. Wzdrygnęłam się i odwróciłam. - Rocket, ty mały diable! – Lubił mnie straszyć, więc musiałam udawać doświadczanie bliskości śmierci za każdym razem, kiedy tu byłam. Zaśmiał się głośno i porwał mnie w duszący uścisk. Rocket był skrzyżowaniem niedźwiedzia gryzzli i ludzika od opon michelina. Miał twarz dziecka, serce skore do zabaw, a w ludziach widział tylko dobro. Zawsze żałowałam, że nie znałam go, gdy był żywy, zanim rząd dosłownie usmażył jego mózg. Czy był Ponurym Żniwiarzem jak ja? Nie byłam pewna czy kiedy jeszcze żył to mógł widzieć martwych ludzi. Postawił mnie na ziemi, po czym jego brwi zjechały się razem, gdy komicznie je zmarszczył. - Nigdy nie przychodzisz tylko się ze mną zobaczyć. Nigdy. - Nigdy? – zapytałam drażniąc się. - Nigdy. - Jestem teraz, prawda? – Niechętnie wzruszył ramionami. – I jest jeszcze malutka sprawa z rottweilerami, których muszę unikać za każdym razem, kiedy się tu zjawiam. - No tak. Mam dla ciebie tyle nazwisk. Tak wiele. - Tak naprawdę nie mam czasu… - Nie powinno ich tu być. Nie, nie, nie. Muszą odejść. – Rocket był również wytrawnym plotkarzem, zawsze przekazując mi imiona tych, którzy powinni przejść, ale jeszcze nie chcieli. - Masz rację Rocket, ale tym razem to ja mam nazwisko dla ciebie. Przerwał i spojrzał na mnie zdezorientowany. - Nazwisko? Postanowiłam rzucić nazwiskiem kogoś, o kim wiedziałam, że przeszedł. -
James
Enrique
Barilla
–
powiedziałam 100
używając
nazwiska
dzieciaka
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
zamordowanego w ogródku Marca Weira. - Och – powiedział i stanął na baczność. To był tani chwyt, że użyłam nazwiska takiego jak to, ale potrzebowałam, aby Rocket się skupił. Nie miałam zbyt wiele czasu. Miałam randkę z panem Nielegalne Działania. Ten wprowadzający chwyt był dobry sam w sobie. Rocket natychmiast rozpoznał nazwisko i zaczął iść do celu, niestety wliczając skróty przez ściany. Walczyłam o to, by go nie zgubić, biegając przez zakręty korytarzy, drzwi i mając nadzieję, że podłoga nie zapadnie się pod moim ciężarem. - Rocket, czekaj, gubisz mnie. Wtedy usłyszałam go jak zszedł w dół klatki schodowej i przeszedł przez kuchnię, powtarzając sobie w kółko nazwisko. Potknęłam się na połamanym krześle i upuściłam latarkę, która spadła ze schodów. Po czym Rocket wyskoczył tuż przede mną. - Panienko Charlotto, nigdy nie nadążasz. - Nigdy? – zapytałam wstając na nogi. - Nigdy. – Złapał mnie za ramię i ściągnął w dół po schodach. Ledwie udało mi się podnieść latarkę, gdy przebiegaliśmy obok. Podążaliśmy szybko. Po czym nagle się zatrzymał. Z nagłością jakiej się nie spodziewałam wpadł w poślizg, by się zatrzymać. Uderzyłam w jego plecy, wdzięczna za pulchną posturę, po czym odbiłam się i znowu wylądowałam na tyłku na ziemi. Normalnie Rocket śmiałby się, gdy wstawałam i otrzepywałam się, ale teraz miał misję. Na podstawie wcześniejszych obserwacji mogłam powiedzieć, że Rocketa nic nie mogło oderwać od jego misji. - Tutaj. Tutaj jest – powiedział wskazując wielokrotnie na jedno z tysięcy nazwisk, wydrapanych na tynku. – James Enrique Barilla. Znalezienie imienia Jamesa wśród zmarłych naprawdę nie było zaskoczeniem, ponieważ widziałam człowieka wsadzonego za kratki za zamordowanie go. Ale musiałam to sprawdzić, tak na wszelki wypadek. - Możesz mi powiedzieć w jaki sposób on umarł? – zapytałam znając już odpowiedź. - Nie jak – powiedział nagle zdenerwowany. Walczyłam z uśmiechem. – Nie dlaczego, nie kiedy. Tylko czy. - A gdzie? – teraz ja byłam uparta. 101
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Spojrzał na mnie. - Panienko Charlotto znasz zasady. Nie łam zasad – powiedział ostrzegawczo machając grubym palcem. Zawsze mnie pouczał. Czasami zastanawiałam się czy rzeczywiście nie wiedział nic więcej i postępował według jakiegoś kosmicznego zestawu reguł, którego ja nie byłam świadoma. Ale miałam przeczucie, że jego słownictwo było wynikiem lat pracy. Wyciągnęłam mój notatnik i przerzuciłam strony. - Dobra Rocket, a co z Theodorem Bradleyem Thomasem? – Jeśli nie dowiem się niczego więcej, to przynajmniej tego czy siostrzeniec Marcka Weira żyje, czy jest martwy. Rocket przez chwilę stał w zamyśleniu z pochyloną głową. - Nie, nie, nie – powiedział w końcu. – To jeszcze nie jego czas. Ulga zalała każdą komórkę mojego ciała. Teraz zostało mi tylko odnalezienie chłopaka. Zaczęłam się zastanawiać w jak wielkim niebezpieczeństwie był ten dzieciak. - A wiesz kiedy nadejdzie jego czas? – zapytałam znając już odpowiedź. Ponownie. - Nie kiedy. Tylko czy – powiedział odwracając się, by wydrapać kolejne nazwisko na tynku. Straciłam go. Zwracanie uwagi Rocketa było jak jedzenie spaghetti łyżką. Ale miałam dla niego kolejne nazwisko. Ważne. Zbliżyłam się na cale obawiając się wypowiedzieć to głośno, więc wyszeptałam. - Reyes Farrow. – Rocket przerwał. Rozpoznał nazwisko; tego byłam pewna. Oznaczało to, że Reyes był mimo wszystko martwy. Moje serce upadło na żołądek. Miałam tak wielką nadzieję, że nie będzie martwy. – Gdzie jest jego nazwisko? – zapytałam ignorując kłucie w oczach. Przeszukiwałam ściany jakbym rzeczywiście była w stanie zobaczyć jego imię wśród tysięcy innych, nabazgranych chaotycznie i sprawiających wrażenie dzieła M.C. Eschera32 stworzonego po zażyciu kwasu. Ale ja chciałam go zobaczyć. Dotknąć. Chciałam przebiec palcami przez nierówne linie rowków i zawijasów, które tworzyły litery imienia Reyesa. A potem zdałam sobie sprawę, że Rocket gapi się na mnie z ostrożnym wyrazem
32
Maurits Cornelis Escher - holenderski malarz i grafik. Światową sławę zdobył jako autor grafik, często zaczerpniętych z inspiracji matematycznych, w których formy przestrzenne były ukazywane w sposób sprzeczny z doświadczeniem wzrokowym.
102
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
twarzy. Położyłam mu dłoń na ramieniu. - Rocket, co się stało? - Nie – powiedział odsuwając się poza mój zasięg. – On nie powinien tu być. Nie, panienko. Moje oczy zamknęły się, bardzo starając się nie dostrzec prawdy. - Gdzie jest jego imię, Rocket? - Nie, panienko. On nigdy nie powinien się urodzić. Moje powieki ponownie się otworzyły. Nigdy nie usłyszałam niczego takiego od Rocketa. - Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałeś. - Nigdy nie powinien być chłopcem o imieniu Reyes. Powinien pozostać tam, gdzie należy. Marsjanie nie mogą stawać się ludźmi tylko dlatego, że chcą pić naszą wodę. – Skupił na mnie spojrzenie, ale przez dłuższą chwilę wpatrywał się w punkt za mną, zanim popatrzył mi w twarz. – Trzymaj się z dala od niego, panienko Charlotto – powiedział podchodząc o krok do mnie. – Po prostu trzymaj dystans. To mną wstrząsnęło. - Rocket, nie jesteś zbyt miły. Pochylił się do mnie, a kiedy przemówił jego głos był tylko ostrym szeptem: - Ale, panienko Charlotto, on też nie jest zbytnio sympatyczny. Coś będącego poza moimi zmysłami przykuło jego uwagę. Słuchał, odwrócił się, po czym rzucił się w moim kierunku zaciskając duże dłonie wokół moich ramion. Skrzywiłam się, ale nie byłam przestraszona. Rocket nigdy by mnie nie skrzywdził. Wtedy jego uchwyt stężał, a ja prawie krzyknęłam zdając sobie sprawę, że może mój osąd był nieco zbyt pochopny. - Rocket – powiedziałam kojącym głosem. – Kochanie, krzywdzisz mnie. Szybko zabrał ręce i wycofał się z niedowierzaniem, jak gdyby zdziwiony tym, co zrobił. – Jest dobrze – powiedziałam rozcierając sobie ramiona. Ale to tylko pogorszyło sprawę. – Jest dobrze, Rocket. Nie chciałam… Przerażenie błysnęło na twarzy Rocketa, a potem mężczyzna zniknął. Usłyszałam tylko cztery słowa: - On nie będzie dbał…
103
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział ósm y
F aceci też mają uczucia. Ale… kogo to obchodzi. - PLAKAT INSPIRACYJNY
Promień słońca na kilka uderzeń serca zatrzymał się na Dziewięciomilowym Wzgórzu, po czym stracił nim zainteresowanie i ześlizgnął się w dół na drugą stronę. Tkwiłam w Misery33 – w samochodzie, nie w uczuciu – i czekałam, aż horyzont połknie promień w całości tak, żebym mogła sobie poradzić z własnym umysłowym jazgotem. Ale im dłużej czekałam, tym bardziej myślałam o Reyesie. A im bardziej myślałam o Reyesie, tym bardziej byłam zagubiona. Rocket znał nazwisko Reyesa, ale to niekoniecznie musiało oznaczać, że on przeszedł? Czy mogło to znaczyć coś innego? Nigdy wcześniej nie widziałam przestraszonego Rocketa i to mnie przerażało. Wydawało mi się też, że on coś ukrywa, ale próba rozróżnienia bardziej świadomych chwil Rocketa od tych mniej świadomych była zupełnie bezsensowna. Plusem było to, że dowiedziałam się, iż Marsjanie nie powinni próbować stać się ludźmi tylko po to, by pić naszą wodę. Ale ponieważ Marsjanie nie istnieli, zrozumiałam, że było to tylko jakąś dziwną analogią Rocketa. Co więc, do diabła, mogło być porównywalne z istotami z kosmosu? Poza cyrkowcami? To musiała być jakaś istota sprzeczna z normą. Przychodziło mi na myśli kilka grup, ale czułam się dziwnie bezpiecznie ze świadomością, że Reyes nie był kontrolerem urzędu skarbowego ani członkiem rodziny Mansona34. Dzięki Bogu, bo swastyki nie są aż tak modne, jakby to się mogło wydawać. 33 Misery – niedola, nieszczęście, bieda, nędza… tak dla przypomnienia. 34 Charles Milles Manson - amerykański przestępca, w końcu lat 60 założył i przewodził sekcie Rodzina. Po namowie Mansona kilkoro członków Rodziny: Ch. "Tex" Watson, P. Krenwinkel, S. Atkins i L. Kasabian wdarło się nocą 8 sierpnia 1969 do willi wynajętej przez Polańskich w Beverly Hills. Sekta zamordowała wtedy żonę R. Polańskiego S. Tate, będącą w ósmym miesiącu ciąży, oraz jej trzech gości.
104
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Może głównym kawałkiem układanki była woda? Co ona symbolizowała? Czego potrzebowałaby osoba mieszkająca poza granicami społeczeństwa, aby wystarczająco mocno się dostosować? Pieniędzy? Akceptacji? Władzy? Enchiladas35 z zielonych chili? Musiałam mieć jakieś wskazówki. Stało się. Na swoją obronę miałam to, że Rocket użył bardzo złej analogii. Żyliśmy zbyt blisko Roswell36, by logicznie myśleć o najeźdźcach z kosmosu. Ale nie mogłam myśleć logicznie o sprawie, którą prowadziłam. Siostrzeniec Marka Weira żył, a ja miałam bardzo silne podejrzenie, że on znał Jamesa Barilla, zmarłego dzieciaka z podwórka Weira. To musiało się jakoś łączyć. Głównie dlatego, że tego chciałam. Jakiekolwiek to połączenie by nie było, Teddy miał z tego powodu spore kłopoty. Gdzie do diabła był Anioł, gdy go potrzebowałam? Rzadko tak długo trzymał się z dala. Jak mogłam zrobić nadprzyrodzone rozpoznanie bez zespołu do nadprzyrodzonego rozpoznania? To znaczy Zespołu Anioła, co w dużym przybliżeniu znaczyło zespołu jednego faceta. Ale przez nazywanie go zespołem mogłam powiedzieć coś w stylu „nie ma ‘ja’ w słowie ‘zespół’”. Cholernie uwielbiałam wypowiadać tego typu gówna. Kiedy tak stałam to zaczęłam się zastanawiać nad tym, że kiedy zakładałam te buty nie planowałam aż takiej ilość maszerowania. Po drodze z azylu zadzwoniłam do detektywa prowadzącego sprawę Weira. Był przyjacielem wujka Boba, ale nie był moim wielkim fanem. Myślę, że go wkurzałam. Mogłam być wkurzająca, gdy wkładałam w to lewą komorę serca. Pomyślałam, że też był zazdrosny o sukces wujka Boba – i mój udział w nim – lub nie lubił gorących lasek z atrybutami. Prawdopodobnie wszystko po trochu. Nasza rozmowa nie trwała długo. Odpowiedzi detektywa Anaya były dość krótkie i ostre jak brzytwa. Według niego DPA również próbowało powiązać Teddy'ego ze sprawą, ale szukali tylko jego ciała, kolejnej śmierci, którą mogliby przypiąć Markowi Weirowi. Tak prowadzone śledztwo mogło prowadzić w złym kierunku. Ponieważ wiedziałam, że Teddy nadal żyje, będę miała niewielką przewagę nad DPA, z naciskiem na słowo „niewielką”. Ta 35 Enchiladas – tradycyjne danie meksykańskie. Nazwa enchilada pochodzi od czasownika enchilar znaczącego "dodać chili". Enchiladę zwykle przyrządza się z kukurydzianą tortillą, którą smaży się przez moment w gorącym oleju, żeby zmiękła. Tortillę pokrywa się sosem, napełnia farszem i zwija w rurkę. Następnie umieszcza się kilka rurek w naczyniu żaroodpornym warstwowo, każdą warstwę pokrywając sosem i innymi dodatkami. 36
Roswell - Miejscowość znana jest powszechnie za sprawą tzw. incydentu w Roswell, czyli rzekomego rozbicia się obiektu pozaziemskiego.
105
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
przewaga również mogła być przeceniana. Kiedy przesłuchiwano mamę Teddy'ego, powiedziała policji, że po tym jak jej syn zamieszkał z jej bratem już nigdy nie wrócił do domu. I jeszcze czekała aż Mark został aresztowany, by zgłosić zaginięcie? To oznaczało dwa tygodnie nieznanego miejsca pobytu Teddy’ego. I może nie byłam mistrzem akademickiego dziesięcioboju, ale nawet ja mogłam powiedzieć, że te fakty nie sumowały się. Kiedy czekałam aż światło przestanie świecić i ciemność przykryje okolicę, otworzyłam telefon, by po raz setny tego dnia przestudiować zdjęcie Reyesa. I jak za każdym razem wcześniej, tak i tym razem, mój oddech uwiązł, gdy tylko rzuciłam okiem na ekran. Nie mogłam się z tym uporać. Znalazłam go po ponad dziesięciu latach. Prawda, że znalazłam go w więzieniu, ale na razie – a byłam dość biegła w zaprzeczeniu rzeczywistości – zignorowałam tę część. Promyk nadziei jakiego się trzymałam polegał na tym, że na fotce wykonanej w chwili zatrzymania Reyes był wkurzony. Nie zdenerwowany, nie zły, ale dziko i ekstremalnie wściekły. Winni ludzie nie są wściekli. Raczej czują ulgę, że nie muszą się już martwić. Reyes nie był jednym z nich. Zamknęłam telefon opierając się bezmyślnemu pragnieniu ucałowania ekranu i ruszyłam spacerem do drzwi kancelarii prawniczej Sussman, Ellery & Barber. Szerokie dębowe drzwi ukryte były za roślinami, żywopłotem i palmami, co czyniło włamanie mniej skomplikowanym – choć tak naprawdę nie musiałam się włamywać, a po prostu wejść, ponieważ miałam klucze i w ogóle. Biuro Barbera było tylko troszkę mniej zorganizowane niż postapokaliptyczna strefa działań wojennych. Przejrzałam stosy papierów i znalazłam teczkę z aktami Weira w kartonie podpisanym: WEIR, MARK L. Co było całkowicie logicznym miejscem do ich znalezienia. Ale tajemniczy pendrive był zupełnie inną sprawą. Barber powiedział, że będzie leżał u niego na biurku. Oczywiście nie leżał, a w jego szufladzie było siedem pendrivów i żaden nie był opisany. Nie mogłam marnować całego wieczoru. W planach miałam czatowanie, co niestety nie uwzględniało komputera i chat-roomu. Ważyłam plusy i minusy zabrania ze sobą wszystkich pendrivów i sprawdzenie ich później. Zalety wygrały. W myślach już planowałam kolejne włamanie jutrzejszego wieczoru w celu oddania zabranego sprzętu, a w między czasie zaczęłam upychać pendrivy po kieszeniacg. To doprowadziło mnie do wniosku, że mocha latte i cheeseburgery ostatnio
106
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
mi się nie przysłużyły. Co z kolei spowodowało groźne warknięcie, które odbiło się echem od ścian mojego pustego żołądka. Byłam głodna. Podskoczyłam w górę, by upchnąć ostatnie dwa pendrivy do kieszeni, mentalnie przebiegłam listę wszystkich fast foodów po drodze między tym miejscem, a magazynem, gdzie mieliśmy czatować. - Jesteś niepozorna niczym monster truck37 na pokazie egzotycznych samochodów. Wzdrygnęłam się i obróciłam, by zobaczyć Garretta stojącego w drzwiach. - Cholera, Swopes – powiedziałam kładąc dłoń na sercu. – Co ty tu robisz? Wolno przeszedł przez pokój podziwiając księżycową poświatę, zanim znów zwrócił na mnie swoją uwagę. - Twój wujek mnie przysłał – powiedział płaskim głosem. – Wszystkie dowody, które zdobędziesz bez nakazu, są w sądzie bezużyteczne. Ach, wracaliśmy do bycia śmiertelnymi wrogami. Chłód aż bił od niego. Musiałam mieć się na baczności w jego obecności, zawsze ostrożna z jego zdradzieckimi intencjami. Musiałam jeść, spać i sikać z jednym okiem otwartym. - Czy gra w skojarzenia z aresztu mówi ci coś? – zapytał. - Będzie, gdy tylko się tym zajmę. – Wzięłam pudło i skierowałam się do drzwi. – Po prostu muszę wiedzieć z czym się zmagam, Swopes. - Oprócz choroby psychicznej? Kurde, wróciły nawet słowne obelgi. Dobrze być w domu. - Nie potrzebuję udowadniać mojego talentu dochodzeniowego, Swopes, tak samo jak nie muszę powiększać sobie kutasa przez nadawanie mu imienia. Pomagam moim klientom. To jest to, co robię – powiedziałam mijając go. – To jest to, co robię od lat, na długo przed tym, jak się zjawiłeś. Garrett wyszedł za mną przed drzwi. - Jaki jest kod? – zapytał, by uruchomić alarm. Krzyknęłam mu cyfry przez ramię, a następnie umieściłam pudło z tyłu mojego jeepa. Podszedł i stanął za mną. - Muszę się zatrzymać po drodze na jedzenie. Spotkamy się w magazynie – rzuciłam.
37
Monster truck – samochód przypominający pick-up, jednak dużo większy. Powstały po przebudowaniu z innego pick-upa bądź zbudowany specjalnie od podstaw. Posiada wysokie zawieszenie i bardzo duże koła.
107
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Po zamknięciu za mną tylnych drzwi i upewnieniu się, że są zablokowane powiedział do mnie: - Jesteśmy niedaleko twojego mieszkania. Dlaczego nie możemy zostawić twojego auta i jechać dalej moim? Włożyłam kluczyki do zamka przednich drzwi. - Jestem głodna. - Możesz jeść po drodze. Kiedy moja dłoń spoczęła na klamce wymskło mi się poirytowane westchnienie,. - Czy wujek Bob zaczął ci teraz płacić za niańczenie mnie? - Mamy cztery trupy, Davidson. On jest… zainteresowany. - Wubek? – zapytałam parskając. - Pojadę za tobą do twojego mieszkania. - Niech ci świecą twoje baloniki, Swopes – powiedziałam wsiadając do Misery i trzaskając drzwiami. Nie wydawał się być szczęśliwszy z powodu zgodnej-Charley niż z Charley-radzącej-sobie-samodzielnie. Gdzieś głęboko w środku poczułam się źle z tego powodu. Albo i nie. *** - Mmm, tacos są dobre – spojrzałam na Swopesa, kiedy zaparkowaliśmy obok nieoznakowanego policyjnego samochodu wujka Boba, nijakiego, ciemno niebieskiego sedana. – Mam tylko nadzieję, że nie upaćkałam salsą twoich ładnych, skajowych siedzeń. Szczęka Garretta zacisnęła się, kiedy zazgrzytał zębami. To było zabawne. - Są skórzane – powiedział mocno kontrolowanym głosem. - Ups, cóż, są naprawdę ładne. Zaparkował z piskiem, a ja wyskoczyłam zanim napięcie przerodziło się w przypadkowe akty przemocy, po czym z powrotem schyliłam się po mój gigantyczny kubek napoju dietetycznego, a następnie pobiegłam do samochodu wujka Boba, inaczej zwanego strefą bezpieczeństwa. Zaparkowaliśmy w dosyć sporej odległości od magazynu; między nami, a rdzewiejącym metalowym budynkiem znajdowało się szerokie pole jakiś chwastów. Sam
108
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
budynek wyglądał jak skrzyżowanie hangaru lotniczego i sklepu mechanicznego stojącego centralnie po środku zadupia. Żadnego sąsiada na milę. Ten fakt uznałam za najciekawszy. Wujek Bob siedział w swoim samochodzie zza kierownicy patrząc przez lornetkę. Pochyliłam się nad jego przednią szybą, zajrzałam mu w lornetkę i się uśmiechnęłam. Odsunął super szpiegowskie urządzenie od oczu i zmarszczył na mnie brwi. - Co? – mruknęłam zanim ruszyłam w stronę drzwi pasażera i wpełzłam się do ciepłego wnętrza. Śmierć głodowa została powstrzymana o kolejny dzień dzięki Macho Taco. Życie było dobre. – Czyj to? – spytałam wskazując na drugi nieoznakowany samochód
policyjny,
strategicznie
zaparkowany
kilka
metrów
dalej.
Całkowicie
zakamuflowany przez ciemność. Za wyjątkiem jednego małego, malutkiego, maluteńkiego błędu. Miał włączone światła pozycyjne. Rzuciłam okiem i domyśliłam się, że facet nie był orłem na zajęciach w szkole policyjnej. - Oficera Tafta – powiedział wujek Bob. - Niee – westchnęłam. - Zgłosił się na ochotnika. - Niee. - Jest w tym dobry. Przewróciłam oczami i obniżyłam się na siedzeniu, kiedy Garrett otworzył tylne drzwi, żeby wsiąść, świecąc mini latareczką centralnie na mnie. - Zamknij drzwi – szepnęłam pilnie. Wujek Bob zmarszczył brwi. Ponownie. Nie wiedziałam dlaczego. Nie wyglądało, żeby potrzebował ćwiczeń praktycznych. – Taft ma fankę – wyjaśniłam. – Prześladuje go urocza dziewczynka. Myślę, że nazywa się Piekielny Pomiot Szatana. Wujek Bob zachichotał. - A ty Piekielny Pomiocie Szatana, co ty masz na sobie? To, w co Wubek tak żarliwie się wypytywał było strojem, w jaki się przebrałam, starannie wybierając najwygodniejsze czarno-czarne rzeczy, a który starannie uzupełniłam farbą kamuflującą na twarzy. Oczywiście, że musiałam zmienić kilka kompletów ubrań, kiedy Garrett siedział na skórzanych siedzeniach w swojej ciężarówce i czekał na mnie. I miałam nadzieję, że moje czasochłonne przedsięwzięcie trochę go rozdrażniło. - Jestem zmieszana – powiedziałam. 109
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Z czym? Ze Złem? - Śmiej się śmiej, wujku Bobie – powiedziałam robiąc przerwę na głośne siorbnięcie napoju. – I tylko poczekaj jak ktoś w celu śledzenia podejrzanego będzie musiał iść tropić przez pustynię. Wtedy docenisz moją przezorność. Garrett wybrał akurat ten moment, aby dołączyć do rozmowy. - Ja doceniam twoją przezorność – powiedział odległym głosem, jakby jego umysł dryfował zupełnie gdzie indziej. – Nie tak bardzo, jak twoje zderzaki, ale ciągle… Obróciłam się na siedzeniu, by spojrzeć mu w twarz. - Moje „zderzaki, jak to ładnie określiłeś, mają imiona. – Wskazałam na moją prawą pierś. – To jest Danger. – A potem na lewą. – A to Will Robinson38. Byłabym wdzięczna za zwracanie się do nich odpowiednio. Po długiej przerwie, w której zdążył zamrugać kilka razy zapytał: - Nadałaś imiona piersiom? Odwróciłam się do niego plecami i wzruszyłam ramionami. - Nadałam imiona również jajnikom, ale one nie są aż tak widoczne. Czy kiedykolwiek myślałeś, że ta cała operacja została rozwalona, kiedy torturowali Carlosa Riverę? – zapytałam wujka Boba. – Jeśli ci faceci są tylko trochę inteligentni, powinni pozbyć się obciążających dowodów już w chwili, kiedy zorientowali się, co zrobił Rivera. - Prawda – powiedział wujek Bob. – Ale jest tylko jeden sposób na upewnienie się. - Dlaczego po prostu nie wystąpisz o nakaz, nie zbierzesz małej armii i nie zaatakujesz tego miejsca? - Bazując na prawdopodobnych przyczynach? Anonimowe wskazówki nie wystarczą, by uzyskać nakaz rewizji, pączuszku. Musimy mieć ten pendrive. Miał rację. Nie jakąś szczególnie dużą, ale mimo wszystko rację. Siorbnęłam głośno rozważając możliwe odpowiedzi. Gdybyśmy wiedzieli, czego szukamy, to by bardzo pomogło. Westchnęłam, by wyrazić swoją niecierpliwość-łamaną-przez-nudę. Śledzenie było niczym, jeśli było nudne. Poczułam obywatelski obowiązek jako biegłego konesera sarkazmu, by ożywić nieco atmosferę, więc siorbnęłam jeszcze trochę. - Dlaczego nie pójdziesz dotrzymać Taftowi towarzystwa? – zasugerował wujek Bob zza lornetki.
38 Tak Charley nazywa swoje piersi i radzimy to zapamiętać, gdyż potem do tego wraca i już nie ma tam wyjaśnień.
110
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie mogę. - Wujek opuścił lornetkę. - Dlaczego? - Bo go nie lubię. - Idealnie. Nie wydaje mi się, żeby on ciebie lubił. - Ponadto – powiedziałam w tej chwili ignorując mojego niewczuwającego się wujka. – On ma Piekielny Pomiot Szatana obserwujący każdy jego ruch. Pamiętasz? – Wtedy zrozumiałam co powiedział wujek Bob. – On mnie nie lubi? – Wubek wzruszył brwiami. – Czy ja mu kiedykolwiek coś zrobiłam? – Spojrzałam na głupi samochód Tafta. – Mały nieudacznik. Jeszcze zobaczy jak mu pomogę, kiedy demoniczne dziecko zacznie manifestować swoją obecność. Szum elektryczności dobiegł zza moich pleców, kiedy Garrett otworzył okno. - Ruch. Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku magazynu, gdzie pojawił się pionowy snop światła. Masywne drzwi rozsunęły się zalewając światłem czekającego vana. Wjechał do środka, po czym drzwi zamknęły się za nim. - W tym tempie nigdy nie rozwiążemy sprawy, a Mark Weir zestarzeje się w więzieniu. To czatowanie jest do bani – powiedziałam marudząc do mojego napoju dietetycznego. – Stąd nic nie zobaczymy. Musimy się zbliżyć. - Wyślij tam swoich ludzi – powiedział wujek Bob. - Nie mam żadnych swoich ludzi ze sobą. - Co? – zapytał nagle spanikowany. – A co z Aniołem? Wzruszyłam ramionami. - Ostatnio nie widziałam gówniarza. A myślisz, że dlaczego jestem tak ubrana? Farba do kamuflażu niszczy mi cerę. - Nie ma mowy, żebym cię tam wysłał Charlotto Jean Davidson. Oho, Wubek wydawał się być dość formalny. Dałam mu dwie minuty. Sześćdziesiąt siedem sekund i trzy długie siorbnięcia później zmienił zdanie. - Dobra – powiedział z ciężkim westchnieniem. Wreszcie. – Idź rób swoje. – Ale wiedziałam, że to nie koniec. – Ale na miłość boską bądź ostrożna. Twój ojciec mnie zabije, jeśli coś ci się stanie. Podał mi radio, a ja mu napój. 111
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie pluj do niego – ostrzegłam. - Nie daj się złapać – odwrócił się do Garretta. – Pilnuj jej. - Co? – pisnęłam w radio, jako że zostałam zaskoczona w środku sprawdzania, czy działa. Wujek Bob zmarszczył brwi. – Nie ma mowy, żebym wzięła ze sobą Swopesa. On jest w złym nastroju. Garrett spojrzał na mnie, jego twarz wyrażała wszystko. - Albo Swopes idzie z tobą, albo nie idziesz wcale. Wyrwałam mu mój kubek z napojem i klapnęłam na siedzenie. - W takim razie zgaduję, że nie idę. *** - Bądź ostrożna. Skrzywiłam się na Garretta przez siatkę ogrodzenia, kiedy opadłam po drugiej stronie. Cóż, nie tej „drugiej stronie”. Po drugiej stronie płotu. - Tiaa, już to słyszałam od wujka Boba – powiedziałam kwaśno. Straciłam argument. Pomimo tego, że miałam sporo praktyki, tracenie nie było moją mocną stroną. Garrett poszedł moim śladem wspinając się na wysoką na osiem stóp siatkę, używając do tego większej siły górnych części ciała niż ja i po chwili zeskoczył obok mnie. Ale czy był w stanie wiązać ogonki od wisienek za pomocą języka? Zaczęliśmy biec otwartym terenem w stronę magazynu. Większość mojej uwagi skoncentrowałam na tym, by nie upaść, a jeszcze więcej na tym, by dla zachowania równowagi nie złapać się kurtki Garretta. - Czytałem, że Ponurzy Żniwiarze zbierają dusze – powiedział biegnąc obok mnie. Potknęłam się na kaktusie i ledwo udało mi się pozbierać. Noc była taka ciemna. To prawdopodobnie z powodu czasu. Światło księżyca pomagało, ale przemierzanie nierównej ziemi nadal stanowiło wyzwanie. - Swopes – powiedziałam oddychając powoli, starając nie dać poznać po sobie, że byłam zdyszana. – Istnieje cała kupa dusz biegających swobodnie, siejących spustoszenie w moim życiu. Dlaczego miałabym zbierać te cholerne rzeczy? A nawet, jeślibym je zbierała, gdzie miałabym trzymać te wszystkie słoiki?
112
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Nie odpowiedział. Przebiegliśmy przez cały parking z tyłu budynku o wielu oknach. Na szczęście nie miał kamer bezpieczeństwa. Ale po delikatnej łunie światła ponad nim mogłam powiedzieć, że miał okna też w dachu. Może gdyby udało mi się tam dostać, wtedy mogłabym zobaczyć, co wyprawiają w środku. To nie było dobre, oczywiście, ale musiałam mieć jakiś dowód na to, co robili. Kiedy Garrett wciągnął mnie za grupę pojemników na śmieci, wpadłam na metalową rurę biegnącą do góry i przy linii dachu, oraz mającą uchwyty co kilka metrów dla stabilizacji... Doskonałe stopnie. - Hej, podsadź mnie – wyszeptałam. - Co? Nie – powiedział Garrett patrząc na niezbyt pewne stanowisko. Odepchnął mnie na bok. – Ja pójdę. - Jestem lżejsza – stwierdziłam. – Ta rura cię nie utrzyma. – I choć argumentowałam czysto teoretycznie, rura nie wyglądała na jakąś mocną. Miała więcej rdzawego koloru niż zachód słońca nad Nowym Meksykiem. – Ja pójdę i sprawdzę świetliki. Są brudne, nie będę mogła przez nie patrzeć, ale może znajdę jakąś dziurę. Może uda mi się zrobić dziurę – powiedziałam myśląc na głos. - Wtedy ludzie, którzy są wewnątrz również zrobią dziurę. Tylko, że w twojej upartej głowie. Prawdopodobnie nawet dwie, jeśli historia się potwierdzi. Przyglądałam się rurze, podczas gdy Garrett marudził coś niespójnie o otworach i historii. Wybrałam ten szczególny moment, bo nie rozumiałam ani słowa z tego, co powiedział. Kiedy skończył odwróciłam się do niego. - Czy ty w ogóle znasz angielski? Podsadź mnie – dodałam, kiedy jego brwi zjechały się w niezrozumieniu. Wchodząc na jego barki, oburącz złapałam się rury. Poirytowane westchnienie wypłynęło z jego ust zanim wyprostował się i chwycił mnie za tyłek. Ekscytujące? Tak. Odpowiednie? Nigdy w życiu. Odepchnęłam jego ręce z dala i odskoczyłam. - Co ty do cholery robisz? - Mówiłaś, żebym cię podsadził. - Tiaa, podsadź mnie, nie swoje emocje. – Zatrzymał się, po czym obdarował mnie długim i nieprzyjemnym spojrzeniem. Co miałam powiedzieć? – Złóż ręce – rozkazałam
113
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
zanim zaczął gadać bzdury. – Jeśli uda ci się podnieść mnie do pierwszego uchwytu z resztą już sobie poradzę. Niechętnie położył sobie jedną dłoń na drugiej i pochylił się do przodu. Wraz z moim czarno-czarnym kostiumem zabrałam rękawiczki, więc teraz je założyłam, po czym umieściłam jedną nogę w złożonych dłoniach Garretta, a następnie podniosłam się aż do pierwszego uchwytu. To było dość łatwe z siłą górnej części jego ciała i w ogóle, ale druga część była trudniejsza. Metal z uchwytów próbował przeciąć materiał rękawiczek, dzięki czemu natychmiast rozbolały mnie palce. Walczyłam o to, by trzymać się rury, walczyłam również o utrzymanie gruntu pod nogami, kiedy starałam się przenieść własną wagę do następnego uchwytu. Niespodziewany ból skupił się na łokciach i kolanach, kiedy wykorzystywałam je do wspinaczki po metalu, ślizgając się i wijąc znacznie częściej niż mogło się wydawać potrzebnym. Dziesięć lat później uniosłam się nad linię dachu. Pokrywająca go blacha boleśnie otarła się o moją klatkę piersiową, jakby przedrzeźniając mnie i mówiąc: jesteś z tych głupich, co? Upadłam na dach i leżałam nieruchomo przez całą minutę, dziwiąc się o ile trudniejsza była wspinaczka niż mogłabym wcześniej przypuszczać. Rano będę miała wielkie kłopoty. Gdyby Garrett chociaż w połowie był gentlemanem zaproponowałby, że to on będzie się wspinał po rurze. - Wszystko w porządku? – wyszeptał przez radio. Próbowałam mu odpowiedzieć, ale moje palce zostały w tej samej pozycji, w jakiej kurczowo trzymałam się wsporników, by nie stracić życia i nie mogłam wcisnąć małego przycisku z boku radia. – Davidson – syknął. Och, na litość boską. Zmusiłam do współpracy moje palce i wyciągnęłam radio z kieszeni. - Nic mi nie jest, Swopes. Właśnie pławię się w użalaniu nad sobą. Dasz mi chwilę? - Nie mamy żadnej chwili – powiedział. – Drzwi ponownie się otwierają. Nie traciłam czasu na odpowiedź. Po przekręceniu się na nogi przeszłam na czworakach i tak podkradłam się do świetlików dachowych. W rzeczywistości to były panele cieplarniane, ale stare i popękane, więc miałam więcej niż jednego judasza, by przez niego zerkać. I tak zrobiłam, jednakże, aby móc dokładne zobaczyć co dzieje się na dole magazynu, musiałam niemalże położyć się na panelu. Cienka wiązka światła pojawiła się dzięki jednemu z pęknięć, więc docisnęłam ją moim push-upem, usztywniając ramiona po
114
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
obu stronach świetlika. Wymyśliłam, że tak długo, jak wytrzyma metalowa rama, nie powinnam wpaść do środka. Co było optymistycznym założeniem. Gdy patrzyłam w dół, do środka wjechał van. Dwóch mężczyzn pakowało papiery i dokumenty ze starego biurka do pudła. Poza biurkiem magazyn co najmniej pięćdziesiąt tysięcy stóp kwadratowych powierzchni był całkowicie i zaskakująco pusty. W zasięgu wzroku nie było nawet papierka po cukierku czy peta po papierosie. Moje obawy były właściwie uzasadnione. Ktokolwiek był właścicielem tego magazynu wyczyścił go w chwili, gdy Carlos Rivera spotkał się z Barberem. Moje ręce nadal drżały z wysiłku od wchodzenia, a ja głęboko ubolewałam nad tacos i czterdziestoma czteroma uncjami napoju, jakie wchłonęłam. Czterdzieści cztery uncje były czterdziestoma czterema uncjami. Niskokaloryczne czy nie, ważyły tyle samo. Musiałam się stąd zwijać. Kiedy podniosłam się na metalowej ramie przećwiczyłam sobie odpowiedź na a-niemówiłem gadkę wujka Boba. Magazyn był pusty. Tak, dokładnie tak, jak przewidziałem, że będzie. Wiedziałem, że miałem rację, ale... – Naprawdę przestań, wujku Bobie, robisz mi obciach. Naprawdę przestań. Ja nie żartuję. Właśnie wtedy, gdy wyobrażałam sobie tę rozmowę i że za moją mowę z naprawdę, naprawdę dostanę nagrodę na jakiejś uroczystości, mój umysł zarejestrował ruch. Coś błysnęło na peryferiach mojego wzroku, prawdopodobnie pięść, bo to spowodowało natychmiastowy wybuch bólu w mojej szczęce. Wtedy wszystkim, o czym mogłam myśleć, gdy spadałam przed świetlik w dachu to było: cholera jasna!
115
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Rozdział dziew iąty
Z dajesz sobie sprawę, że masz ADHD
39,
kiedy... och patrz! To kurczak! - TEKST Z T-SHIRTA
Pierwszy raz zobaczyłam go w dniu, w którym się urodziłam. Jego płaszcz z kapturem falował majestatycznie, jak cienie rzucane przez liście unoszące się na lekkim wietrze. Spojrzał na mnie, kiedy lekarz odcinał pępowinę. Wiedziałam, że na mnie patrzy, nawet jeśli nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Kiedy pielęgniarka mnie myła, dotknął mnie, choć tak naprawdę nie poczułam jego ręki. Miękkim, ochrypłym i głębokim głosem wyszeptał moje imię, ale tak naprawdę nie słyszałam jego głosu. Prawdopodobnie dlatego, że jako świeżo eksmitowany noworodek wrzeszczałam ile pary w płucach. Od tamtego dnia widziałam go tylko rzadko, przeważnie przy wszystkich tragicznych przypadkach. Stąd więc brało się przeczucie, że zobaczę go teraz. Okazja zaliczała się do tragicznych i takie tam. Kiedy spadałam przez świetlik, beton pędził ku mnie z zawrotną prędkością światła, a on tam był, patrząc na mnie z dołu, choć oczywiście nie mogłam dostrzec jego twarzy. Próbowałam zatrzymać się w powietrzu, próbowałam opóźnić upadek, aby zachować twarz. Ale grawitacja upierała się, że muszę kontynuować podróż w dół. Następnie gdzieś w ciemnych i przerażonych – niektórzy mogliby powiedzieć, że w psychodelicznych – zakamarkach mojego umysłu przypomniałam sobie. Przypomniałam sobie, co wyszeptał do mnie tego dnia, kiedy się urodziłam. Mój umysł natychmiast odrzucił ten pomysł, ponieważ imię, które wyszeptał nie było moje. Nazwał mnie Dutch. Tego samego dnia, w którym się
39
ADHD – skrót z ang. Attention Deficit Hyperactivity Disorder, czyli zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, określany w literaturze także jako zaburzenia hiperkinetyczne.
116
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
urodziłam. Skąd wiedział? Zajęta wspominaniem mojego pierwszego dnia pobytu na ziemi, zupełnie zapomniałam, że spadam ku własnej śmierci. Cholerne ADHD. Jednakże przypomniało mi się dość skutecznie, kiedy się zatrzymałam. Walnęłam tak mocno, że całe powietrze wyleciało mi z płuc. Pomimo tego on nadal na mnie patrzył. To oznaczało, że nie dotarłam do ziemi. Spadłam na coś innego, metalowego, zanim odwróciłam się i uderzyłam w metalową siatkę. Rozdzierający ból eksplodował w moim tułowiu i rozlał się we mnie niczym wybuch nuklearny, tak okropny, tak zaskakująco intensywny, że skradł mój oddech, zaciemnił mi wzrok, aż poczułam, że się stapiam i wyciekam przez kraty. I kiedy ciemność podkradła się do krańców mojej podświadomości ponownie go ujrzałam, pochylał się nade mną uważnie mi się przyglądając. Mocno próbowałam się skupić, aby zablokować ból rozlewający się po oczach i rozmywający widzenie. Ale zabrakło mi czasu, żeby zdążyć to zarządzić i wszystko stało się czarne. Nieludzki ryk – wściekły i pełen bólu – odbił się echem od ścian pustego magazynu, wstrząsnął metalowym budynkiem i zaszumiał jak kamerton w moich uszach. Ale nadal nie mogłam usłyszeć jego głosu. *** Wydawało mi się, że na chwilę straciłam przytomność, po czym ponownie się odnalazłam. Z pewnością nie leżałam tam, gdzie spadłam. Mimo tego nadal oddychałam i byłam w jednym kawałku. O dziwo stare powiedzenie miało rację: „to nie prędkość zabija, tylko nagła jej utrata”. Próbowałam unieść powieki. Nie udało mi się. Albo nie byłam naprawdę przytomna, albo Garrett znalazł tubkę super glue40 i zemścił się za incydent z salsą na jego siedzeniach. Podczas gdy walczyłam z powiekami, zdałam sobie sprawę, że on może znajdować się w pozycji pionowej i bełkotać coś do radia o tym, że mam puls. Zawsze to jakaś miła obserwacja. Jego palce spoczęły na mojej szyi. - Jestem tutaj – wujek Bob nie mógł złapać tchu drąc się do radia.
40
Super Glue – klej typu nasza polska kropelka.
117
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Potem na metalowych stopniach usłyszałam kroki i w tle dźwięk syreny. Garrett musiał wyczuć, że jestem przytomna. - Hej detektywie – powiedział do wujka Boba, który teraz kierował się w naszą stronę. – Myślę, że ją tracimy. Nie mam wyboru, ale muszę zastosować usta-usta. - Nawet się nie waż – powiedziałam, moje powieki nadal były zablokowane. Zaśmiał się pod nosem. - Cholera jasna, Charley – powiedział wujek Bob astmatycznym głosem, który brzmiał bardziej na zaniepokojony niż zły. Może mimo wszystko gumka na nadgarstku przynosiła efekty. – Co się stało? - Spadłam. - No co ty? - Ktoś mnie uderzył. - Znowu? Nie wiedziałem, że to Narodowy Tydzień Polowania na Charley Davidson. - Czy w związku z tym mogę dostać dzień urlopu? – zapytał Garrett. Wujek Bob musiał błysnąć mu swoim sławnym uśmiechem, bo Garrett zerwał się i powiedział: - Dobra. Już mnie nie ma. – Odszedł prawdopodobnie w poszukiwaniu napastnika. Syreny były coraz bliżej i słyszałam też ludzi szurających pode mną. - Złamałaś coś? – zapytał miękkim głosem wujek Bob. - Powieki. Tak myślę. Nie chcą się otworzyć. Usłyszałam jak miękko zachichotał. - Gdyby to był ktoś inny, powiedziałbym mu, że powiek nie można złamać. Ale biorąc pod uwagę źródło... Słaby uśmiech rozpostarł się na mojej twarzy. - Czyli co, jestem wyjątkowa? Parsknął kiedy przycisnął palcami tu i tam, sprawdzając moje kości i tym podobne. - Wyjątkowa nawet nie zaczyna oddawać charakteru twojej osoby, moja droga. *** Cuda się jednak zdarzają. Wymyśliłam, że jestem tego żywym dowodem. Odejście – cóż, zwleczenie się z mnóstwem pomocy – po takim upadku bez pojedynczego złamania było ewidentnym cudem. Przez duże C. 118
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Naprawdę powinniśmy wykonać kilka zdjęć rentgenowskich – powiedział ratownik medyczny do wujka Boba, kiedy ja leżałam na noszach. Karetki były fajne. - Po prostu chcesz sobie pomacać moje wyćwiczone części ciała – powiedziałam do ratownika, gdy podniosłam jakiś srebrny gadżet, który wyglądał dość niepokojąco, jak jakaś sonda dla obcych, skrzywiłam ją, a następnie szybko odłożyłam na miejsce, mając nadzieję, że nie naraziłam na niebezpieczeństwo życia kogoś przez to, że ratownik nie będzie miał wyprostowanej swojej sondy dla obcych. Ratownik medyczny zaśmiał się i zmierzył mi ciśnienie. – Naprawdę wujku Bobie, nic mi nie jest. Kto jest właścicielem tego magazynu? Wujek zamknął swój telefon i popatrzył na mnie przez otwarte drzwi karetki. - Cóż, jeśli liczysz, że nad jego głową miga neon z napisem „Zły Facet”, to będziesz bardzo rozczarowana. - Nie gadaj, facet jest świętszy niż wszyscy święci? - Blisko. Nazywa się Ojciec Federico Diaz. Łał. Dlaczego katolicki ksiądz był właścicielem magazynu na zadupiu? Dlaczego katolicki ksiądz w ogóle był właścicielem magazynu? Ta sprawa z minuty na minutę robiła się coraz dziwniejsza. - Nikogo – powiedział Garrett podbiegając do nas. – Nie rozumiem tego. Jeśli w środku było dwóch gości i jeden na dachu, to gdzie oni się podziali? - Van był jedynym pojazdem na miejscu. Musieli uciec na piechotę – powiedział wujek Bob z dziwnym wyrazem twarzy rozglądając się wokół. - Albo wcale nie uciekli – dodałam. – Gdzie są pudła? Oboje odwrócili się i rozejrzeli po pustym magazynie. - Jakie pudła? – zapytał wujek Bob. - No właśnie – podniosłam się na noszach i wręczyłam skrzywioną sondę ratownikowi medycznemu, który z uśmiechem zabrał ode mnie część sprzętu do inwigilacji obcych i odłożył to na miejsce, po czym wstałam, i tylko skrzywiłam się dużo bardziej niż było to społecznie akceptowalne. - Mam dla ciebie trzy słowa – powiedział ratownik medyczny. – Możliwy krwotok wewnętrzny. Odwróciłam się do niego. - Nie sądzisz, że gdybym miała krwotok wewnętrzny wiedziałabym o tym gdzieś głęboko w środku? Na przykład wewnętrznie? 119
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Jedno prześwietlenie – zaordynował. Kiedy ponownie się skrzywiłam dodał: - Być może dwa. Wujek Bob owinął swoje ramię wokół mnie. Byłam nanosekundy od kłótni z sanitariuszem, kiedy powiedział: - Charley, mamy tu wielu ludzi. Obiecuję, że przekopiemy to miejsce w poszukiwaniu twoich zaginionych pudeł. - Ale... - Jedziesz do szpitala choćbym miał cię przykuć kajdankami do noszy – powiedział Garrett podchodząc do mnie, jakby chciał zablokować mi jedyną możliwą drogę ucieczki. Ze zirytowanym westchnieniem skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego. - Przestań próbować zakuć mnie w kajdanki. Chcę być przy tym, gdy będziesz rozmawiać z Ojcem Federico – powiedziałam do wujka Boba ignorując zdziwione spojrzenie Garretta. Czy on się nigdy nie nauczy? - Dobra – zgodził się szybko wujek Bob zanim zdążyłam zmienić zdanie. – Zadzwonię do ciebie jutro i się umówimy. - Będziesz potrzebowała podwózki ze szpitala do domu – przypomniał mi Garrett. - Ty po prostu chcesz wypróbować te kajdanki. Zadzwonię po Cookie. Idź dowiedzieć się gdzie zniknęły te pudła. - Jutro będziesz chciała też poprzeglądać zdjęcia w kartotekach policyjnych? – zapytał wujek Bob. – Będziesz umiała wskazać faceta, który cię uderzył? - Cóż... – zmarszczyłam nos rozważając możliwość pozytywnej identyfikacji mojego napastnika na bazie ciosu jaki mi zaserwował. – Mam prawie przejrzyste wspomnienie lewej pięści tego faceta. Mogłabym rozpoznać jego mały palec. *** Z jakiegoś dziwnego powodu, którego nie łapałam, Cookie nie wydawała się być zadowolona z wezwania o pierwszej w nocy, by odeskortować mnie ze szpitala do domu. - Coś narobiła tym razem? – spytała wchodząc do sali badań. Była w spodniach od piżamy i w masywnym swetrze narzuconym na górę, przez co wyglądała nieco
120
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
postapokaliptycznie. A jej włosy wyglądały jak plantacja szczypiorku po uderzeniu pioruna. To było zabawne. Odsunęłam stolik ze sprzętem do badań, jakby miał zainstalowaną w sobie bombę z wbudowanym czujnikiem ruchu. Podbiegła do mnie, by mi pomóc. Gdyby rzeczywiście była w nim zamontowana bomba z wbudowanym czujnikiem ruchu, obie wyleciałybyśmy w powietrze. - Dlaczego zakładasz, że to moja wina? – zapytałam, kiedy moje stopy mocno stały na ziemi. Wykrzywiła usta się w ponurej naganie. - Czy masz jakiekolwiek pojęcie jak to jest dostać telefon ze szpitala w środku nocy? Wskoczyłam w tryb paniki. Ledwie umiem poskładać dwa słowa do kupy. - Przykro mi – pokuśtykałam do kurtki, założyłam ją i zastanowiłam się nad tym, jak wiele trzeba włożyć wysiłku w to, by nie zemdleć. – Pewnie pomyślałaś, że coś się stało Amber. - Żartujesz? Amber w porównaniu z tobą to anioł. Patrząc na ciebie szczerze doceniam jej okres dojrzewania i hormony wpływające na zachowanie. Prawdę mówiąc nie wiem jak twoja macocha to przeżyła. Żarówka zapaliła się nad moją głową, kiedy to powiedziała. Nie jakaś szczególnie jasna – może taka 12 Watowa – nie mniej zwróciłam uwagę na brak zainteresowania mojej macochy moim dobrym samopoczuciem. Może nasz kamienisty związek był po części moją winą? Albo i nie. Cookie marudziła mi przez całą drogę do domu. Na szczęście karetka zawiozła mnie do szpitala Pres, więc było tylko kilka minut jazdy. Jej troska była słodka, ale jednocześnie dziwnie irytująca. Jednakże moją uwagę całkowicie pochłaniał morderca. Starałam się być twarda, ale nic nie mogłam na to poradzić, że pod moją kupioną za siedem dolarów i trzydzieści centów kurtką od Gucci’ego lekko gotowałam się ze złości. Ktoś mnie uderzył. Ktoś próbował mnie zabić. Prawie mu się udało, bo prawie umarłam. A potem, jakby mój permanentny, wiecznie pogodny stan nie pozwolił zainfekować mojego mózgu negatywnymi myślami – jestem całkiem pewna, że w poprzednim życiu byłam dzieckiem-kwiatem – musiałam zobaczyć, że szklanka jest w połowie pełna. Na szczęście Jacka Danielsa. Nauczyłam się czegoś dzisiejszej nocy, oprócz tej lekcji o nagłym 121
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
zatrzymywaniu się. Dowiedziałam się, że jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności losu Reyes i Wielkie Zło byli połączeni. Ale jak? Reyes nie mógł mieć więcej niż trzy lata, gdy się urodziłam. Skąd Zło wiedział, że piętnaście lat później Reyes nazwie mnie Dutch? Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Zbyt wyraźnie to pamiętałam. Dutch. Wyszeptane miękko, głęboko i hipnotyzująco. Raczej jak Reyes we własnej osobie. I podobieństwa nie kończyły się na tym. Mój umysł zaczął rejestrować wszelkie podobieństwa miedzy tymi dwoma. Ciepło i energia emanowała od obu. Sposób poruszania się – rozmycie – bardzo sprzeczne ze zmarłymi. Paraliżująca moc ich dotyku i spojrzeń. Sposób, w jaki moje kolana odmawiają współpracy, gdy obaj się pojawiają. Może coś mi umykało. Albo to, albo Reyes i Wielkie Zło byli bytem tego samego rodzaju. Ale jak to w ogóle było możliwe? Potrzebowałam jakiejś drugiej opinii. Kiedy Cookie zatrzymywała swojego taurusa41 na parkingu powiedziałam: - Znowu go widziałam. – Zahamowała gwałtownie i spojrzała na mnie. – Kiedy spadałam ze świetlika – dodałam. - Reyesa? – zapytała z niedowierzaniem. - Nie. Nie wiem – zmęczenie przebijało z mojego głosu. – Zaczynam się zastanawiać. Zaczynam się zastanawiać nad wieloma rzeczami. Pokiwała ze zrozumieniem głową, wyrównała do krawężnika i zgasiła silnik. - Zrobię rozpoznanie. Jest późno, ale mam wrażenie, że nie będziesz mogła spać, dopóki nie dostaniesz odpowiedzi na niektóre pytania. *** Po tym jak Cookie mniej lub bardziej wniosła mnie do mojego mieszkania, poszła sprawdzić, co u Amber. Krzyknęłam, żeby się przywitać z panem Wongiem, po czym wsypałam porcję kawy do ekspresu i zgodnie z załączoną instrukcją dołączoną przez dobrych ludzi z AAA Electric przeprowadziłam śledztwo w celu sprawdzenia brakującego pokrętła – czymkolwiek, do cholery, było to pokrętło i dlaczego, do cholery, ktokolwiek miałby go kraść. Był czerwony. Ekspres, nie pokrętło. Nie miałam pojęcia, jakiego koloru są
41
Ford Taurus (łac. byk) jest przednionapędowym samochodem klasy E produkowanym przez Ford Motor Company w Ameryce Północnej i sprzedawanym głównie na tamtejszych rynkach. Jego prezentacji dokonano w grudniu 1985 jako model roku 1986.
122
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
pokrętła, bo odkryłam, że go brakuje na długo przed tym, gdy zaczęłam rozważać jego kolor. Mimo to wątpiłam, by było czerwone. Nalałam sobie szklankę mleka, żebym miała czym popić cztery tabletki ibupromu na raz, bez jednoczesnego rozwalenia błony śluzowej żołądka. Odmówiłam przyjęcia recepty na środki przeciwbólowe, jakie proponował mi lekarz w szpitalu. Opiaty i ja nie dogadywaliśmy się najlepiej. Ale ból już zaczął zajmować moje mięśnie, usztywniając je tak, aż myślałam, że pękną za każdym razem, gdy nimi ruszałam. Upadek prawdopodobnie nie przyniósł trwałych uszkodzeń, ale tymczasowa krzywda też była do bani. Ledwie oddychałam. Mimo to nawet niewielka zdolność do oddychania była lepsza niż brak istnienia. Pomiędzy odwiedzeniem Marka Weira w areszcie, gonieniem Rocketa po azylu, włamaniem do kancelarii prawniczej i upadkiem ze świetlika magazynu nie miałam palców wystarczająco długo na klawiaturze komputera, aby przeszukać więzienną bazę danych, żeby zdobyć jakieś informacje na temat Reyesa. Kiedy zasiadłam na fotelu przed moim komputerem, Cookie podeszła do mnie z naręczem notatek i wydruków. Znając ją wiedziałam, że zbadała życie Reyesa od jego rozmiaru buta aż do grupy krwi. Zalogowałam się na stronę internetową Departamentu Resocjalizacji w Nowym Meksyku, podczas gdy ona przyrządzała nam kawę. Dziesięć sekund później dzięki światłowodom zdjęcie z zatrzymania Reyesa jasno świeciło na moim ekranie. - Mój Boże – powiedziała Cookie zza moich pleców. – Najwyraźniej przeżywasz tę samą reakcję narządów wewnętrznych patrząc na Reyesa, co ja, za każdym razem kiedy mu się przyglądam. Postawiła kubek z kawą obok mnie. - Dziękuję – powiedziałam. – I przepraszam, że zadzwoniłam po ciebie w środku nocy. Przyciągnęła sobie krzesło, usiadła i położyła dłoń na mojej. - Charley czy ty naprawdę uważasz, że twój telefon to dla mnie kłopot? Czy to było podchwytliwe pytanie? - Cóż, tak, któż by nie był zły, gdy się go wyrywa z łóżka? - Ja – powiedziała zaskoczona jakbym uraziła jej uczucia przez samo sugerowanie czegoś takiego. – Byłabym wściekła gdybyś nie zadzwoniła. Wiem, że jesteś wyjątkowa i masz niezwykły dar i że cię nigdy w pełni nie zrozumiem, ale mimo to jesteś człowiekiem i 123
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
nadal jesteś moją najlepszą przyjaciółką. – Całą jej twarz pokryły zmarszczki mimiczne. – Nie byłam zła, że do mnie zadzwoniłaś. Byłam zdenerwowana z powodu tego, że uważasz się za niezniszczalną. Nie jesteś – przerwała na moment, by jej oczy mogły spojrzeć w moje. To było słodkie. – I z powodu tego fałszywego poczucia bezpieczeństwa możesz wpaść w... najdziwniejsze sytuacje. - Najdziwniejsze? – spytałam udając oburzenie. - Dwa słowa. Totalne bagno. - To zupełnie nie była moja wina – nie zgadzałam się już z samą ideą tego. Jakby to mogła być moja wina. Cookie zacisnęła wargi i czekała aż się odnajdę. - Dobra, to moja wina. – Znała mnie za dobrze. – Ale tylko trochę. I to w ogóle nie o to chodzi. Więc czego się dowiedziałaś? – spytałam, ponownie patrząc na zdjęcie Reyesa. Cookie przejrzała papiery i wyciągnęła jeden w moją stronę. - Jesteś na to gotowa? - Dopóki nie będzie tam zdjęć nagich staruszek, będzie dobrze. – Ciągle patrzyłam w oczy Reyesa, były gwałtowne i intensywne jak on sam. Cookie podała mi wydruk. - Morderstwo. - Nie – szepnęłam, jakby wiatr wywiał to słowo z moich ust. Podała mi artykuł z wiadomości datowany na dziesięć lat wcześniej. Nie, nie, nie, nie. Wszystko tylko nie morderstwo. Albo gwałt. Albo porwanie. Albo rozbój. Albo ekshibicjonizm, bo to jest po prostu straszne. Patrzyłam na artykuł niechętnym okiem tak, kiedy niechcący zerkasz na coś nie mogąc odwrócić wzroku. MĘŻCZYZNA Z ALBUQUERQUE UZNANY ZA WINNEGO. Krótkie. Rzeczowe. Mężczyzna z przeszłością bardziej tajemniczą niż okoliczności śmierci jego ojca, w poniedziałek, po trzech dniach obradowania ławy przysięgłych, został uznany za winnego. Podczas procesu zmagano się z licznymi nietypowymi problemami, takimi jak na przykład ten, że Reyes Alexander Farrow, lat dwadzieścia, nie istnieje. Reyes Alexander Farrow. Przerwałam na chwilę, próbując złapać oddech, aby spowolnić puls. Nawet pełne nazwisko Reyesa przyprawiało mnie o palpitację serca. A to, że on nie istnieje? Cholera, mogłam im to powiedzieć. 124
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
„Farrow nie ma aktu urodzenia.” – stwierdziła prokuratura po zakończeniu dwutygodniowego śledztwa. – „Nie ma dokumentacji medycznej, nie ma numeru ubezpieczenia, nie ma go w szkolnych rejestrach, poza trzymiesięcznym pobytem w Yucca High. Na papierze ten człowiek jest duchem.” Duch. Jakby powiedział Morfeusz, los też ma poczucie humoru. Ojciec Farrowa, Earl Walker, został znaleziony przez grupę turystów martwy w swoim samochodzie na dnie kanionu pięć mil na wschód od Albuquerque. Chociaż jego ciało spłonęło w stopniu uniemożliwiający identyfikację, sekcja zwłok wykazała, że zgon nastąpił pod wpływem tępego urazu czaszki. Kilku świadków widziało jak Farrow walczył ze swoim ojcem na kilka dni przed tym, jak narzeczona zgłosiła zaginięcie Walkera. „Mamy związane ręce” – stwierdził po wydaniu wyroku Stan Eichmann, główny obrońca Farrowa. – „Ta sprawa jest głębsza niż by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Chyba nigdy nie dowiemy się, co wydarzyło się naprawdę”. Oświadczenie Eichmanna stanowiło tylko jedną z kilkudziesięciu zagadek w tej sprawie. Na przykład Walker nie miał numeru PESEL, ani nigdy nie rozliczył PIT-u42. „Nie miał nic, co definiowałoby go jako praworządnego obywatela” – Powiedział Eichmann. – Wydaje się, że żył pod kilkoma pseudonimami. Zajęło nam przeszło tydzień zanim ustaliliśmy coś, co jak wierzymy jest jego prawdziwym nazwiskiem”. „To w rzeczywistości ma więcej wspólnego, niźli mogłoby się zdawać” – stwierdziła prokuratura. – „Ale takiego wyboru dokonują dorośli zawodowi przestępcy. Z drugiej jednak strony, Farrow nigdy nie istniał. Z naszych informacji wynika, że on nigdy się nie urodził, a wyniki badań DNA stwierdzają, że Walker nie był jego biologicznym ojcem. Na podstawie tego, co się o nim dowiedzieliśmy, można przypuszczać, że jest całkiem prawdopodobne, iż Reyes Farrow jako dziecko został porwany. Oddech uwiązł mi klatce piersiowej. Czy on naprawdę mógł zostać uprowadzony? Szybko przejrzałam resztę artykułu.
42
Security Number – dosłownie numer ubezpieczenia, ale w Ameryce funkcjonujący jak nasz PESEL. Tax Return – zwrot podatku, czyli nasz PIT.
125
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Farrow nigdy nie zabrał głosu w swojej obronie, pozostawiając przysięgłym trudną decyzję do podjęcia na podstawie poszlak dowodowych, mimo sukcesu obrony w obaleniu kilku kluczowych teorii stosowanych w strategii organów ścigania. Dalej artykuł mówił o narzeczonej Walkera, Sarah Hadley. Zeznała ona, że Reyes niejednokrotnie groził Walkerowi i że oboje obawiali się o swoje życia. Jednakże jeden świadek, współpracownik pani Hadley, obalił jej oświadczenie i zeznał pod przysięgą, że narzeczona Walkera była w sekretnym związku z Farrowem i była zdolna zostawić Walkera bez mrugnięcia okiem, żeby być z Reyesem. Świadek stwierdził, że jeśli pani Hadley obawiała się kogoś, to był to Walker we własnej osobie. „Sprawa dotyczy złamanego serca i chorego umysłu” – powiedział Eichmann na chwilę przed tym, jak ława przysięgłych udała się na obrady. – „Akta Walkera same w sobie narzucają liczne wątpliwości, co do zasadności zarzutów, zaczynając od motywu, który obejmuje jego jedyne dziecko.” Jego jedyne dziecko? Ale Reyes miał siostrę. „Okoliczności jego śmierci są tak przejrzyste, jak ja jestem” – kontynuował Eichmann. – „Farrow, który dzięki fałszywemu numerowi PESEL, chodził do szkoły wieczorowej zaraz przed aresztowaniem, o ironio, na kierunku studiów prawniczych, kiedy odczytywano wyrok stał niewzruszony z lekko opuszczoną głową.” Serce w mojej piersi zamarło, kiedy wyobraziłam sobie Reyesa stojącego w sali rozpraw, czekającego aż przysięgli osądzą go i uznają za winnego lub niewinnego. Zaczęłam się zastanawiać co musiał czuć, jak poradził sobie z ich decyzją. - Tajemnica kim jest Reyes Farrow pogłębia się z każdą minutą – powiedziałam. Teoria narzeczonej Walkera jakby można było powiedzieć z braku lepszego określenia: była bardzo gówniana. Maltretowane dzieci rzadko atakują swoich prześladowców, którzy bardziej lub mniej je dręczą. Kobiety nigdy nie byłyby w potajemnym związku z kimś, kto ich zdaniem mógłby zabić w każdej chwili. - Ale to morderstwo, Charley. - Wiesz ilu ludzi siedzi w więzieniach za zbrodnie, których nie popełnili? - Myślisz, że Reyes jest niewinny? W moich snach tak. - Musiałabym go poznać osobiście, by mieć pewność. Jej brwi zsunęły się w jedną. 126
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Czy jest to częścią twoich zdolności? Chodź nigdy nie myślałam o tym w taki sposób, powiedziałam: - Taa, chyba tak. Zapomniałam, że nie każdy może zobaczyć to, co ja. - A mówiąc o tych, które możesz zobaczyć, mówiłaś że widziałaś zakapturzonego dzisiejszego wieczoru. Rozmawiałaś z nim na temat Reyesa? - Ach, prawda – wyprostowałam się, po czym skrzywiłam, bo zabolało, a następnie ponownie umościłam się w fotelu, zastanawiając się od czego by tu zacząć. Lepiej od razu wyłożyć kawę na ławę, więc nabrałam powietrza w płuca, by przemówić. – Pewnie zdajesz sobie sprawę, że nie powiedziałam ci pewnych rzeczy, ponieważ nie chciałam, żebyś zaczęła mi szukać terapeuty. Cookie roześmiała się. - Tak, ale przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. - Tiaa, no cóż, to dobrze, bo zaraz przejdziesz szybki kurs o wszystkim co ponure. Ja jestem zagubiona. - Czy nie tak, jak zwykle? – powiedziała, psota błyszczała w jej oczach. - Zabawne. Nie mówię tu o moim zwykłym stanie zagubienia. Tym razem jest inaczej. - W odróżnieniu od zupełnego chaosu? – Kiedy skrzywiłam się udając irytację, Cookie przysunęła swoje krzesło i powiedziała: - Dobra, masz moją całkowitą uwagę. Ale ja nadal tkwiłam w tym „zupełnym chaosie”. Cookie miała rację. Moje życie miało tendencję do zawracania na ręcznym i zawrotnego pędzenia pod prąd ruchu ulicznego ze zwracaniem niewielkiej uwagi na inne pojazdy czy cel podróży. - Po prostu przechodzę przez jakieś życiowe potknięcie, nie mogę? - Cóż, noo, ale to nic – powiedziała wzruszając jednym ramieniem. - Myślisz? - Jasne. Wszyscy przechodzimy przez jakieś potknięcia w życiu, jeśli mnie pytasz. - Mimo to, całe to bycie Ponurym Żniwiarzem powinno mieć dołączoną instrukcje obsługi. Albo jakiegoś rodzaju schemat. Wykres byłby miły. - Och, masz rację – powiedziała Cookie wspomagając to rozumiejącym skinieniem głowy. – Taki z kolorowymi strzałkami, co? - Prosty, z łatwymi do odczytania pytaniami, na które można odpowiedzieć tylko „tak” lub „nie”. Na przykład: „Czy odwiedziło cię dzisiaj wcielenie śmierci? Jeśli nie, przejdź 127
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
do kroku numer dziesięć. Jeśli tak, zatrzymaj się teraz, bo jesteś strasznie pokręcona, dziewczyno. Możesz prosić o telefon do przyjaciela, aby powiedzieć mu, że może pocałować cię w tyłek na do widzenia...” – Zdałam sobie sprawę, że Cookie nie wspomaga mnie rozumiejącym skinieniem głowy. Spojrzałam w jej nagle pobladłą twarz. Była nawet ładna. Jakby bladość podkreślała błękit jej oczu. – Cookie? Kiedy już miałam zamiar sprawdzić jej puls, wyszeptała: - Wcielenie śmierci? Ups... - Och, to – powiedziałam z lekceważącym machnięciem ręki. – On w rzeczywistości nie jest wcieleniem śmierci. On tylko wygląda jak wcielenie śmierci. Jeśli już o tym myślę, on wygląda jak śmierć. – Zatrzymałam się na tej myśli i zdecydowałam, że w tej chwili zignoruję pajęczyny na żyrandolu. – On równie dobrze może wyglądać jak, cóż, Ponury Żniwiarz. Z wyjątkiem tego, że ja jestem Ponurym Żniwiarzem, a on zupełnie nie wygląda jak ja. Ale gdybym wiedziała jak w rzeczywistości wyglądają Ponurzy Żniwiarze, nie to, że chciałabym kiedykolwiek spotkać jakiegoś osobiście, to on jest dokładnie tym, co go przypomina – spojrzałam z powrotem na Cookie. – Tiaa, wcielenie śmierci oddaje jego postać dość dobrze. - Wcielenie śmierci? Naprawdę istnieje coś takiego? Być może wyjaśniałam to w niewłaściwy sposób. - On nie jest prawdziwą śmiercią. Jak sądzę jest raczej cool, na swój przerażający sposób. – Cookie bladła coraz dalej. Próbowałam to naprawić. – Czy jeśli już pójdziesz szukać mi terapeuty, czy będę musiała za niego zapłacić? - Nie – powiedziała prostując ramiona i udając, że ma wszystko pod kontrolą. – Nic mi nie jest. Po prostu wzięłaś mnie z zaskoczenia, to wszystko. – Machnęła na mnie ręką. – Dawaj dalej. Mogę sobie z tym poradzić. - Przysięgasz? – zapytałam, niepokojąc się sinością jej ust. - Przysięgam, nawijaj, jestem gotowa. Kiedy zacisnęła dłonie na podłokietnikach krzesła, jakby przygotowując się do ataku lotniczego, naszły mnie wątpliwości. Co ja robię do jasnej cholery? Poza straszeniem jej na całe życie? - Nie mogę ci tego zrobić – powiedziałam przewartościowując wszystko, co mogłam jej powiedzieć na temat Zła w magazynie, w celu uzyskania jej opinii na całą tę sprawę. Nie 128
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
mogłam zrobić czegoś takiego Cookie. – Przykro mi. Nigdy nie powinnam wspominać o czymkolwiek z tego. Zabrała dłonie z podłokietników i spojrzała na mnie, cel nikł w jej oczach. - Charley, możesz mi powiedzieć, co chcesz. Obiecuję nie świrować. – Kiedy mój wzrok wyrażał całkowitą wątpliwość, wyjaśniła: - Obiecuję, że postaram się nie świrować ponownie. - To nie twoja wina – powiedziałam kiwając głową. – Jest kilka rzeczy, o których lepiej, by ludzie nie wiedzieli. Nie mogę uwierzyć, że prawie ci o nich powiedziałam. Przepraszam. Jedną z konsekwencji mojej szczerości z tymi, którzy byli mi bliscy było to, jaki wpływ wywierałam na ich psychikę. Dawno temu nauczyłam się, że owszem boli, kiedy ludzie mi nie wierzą, ale kiedy już uwierzą, ich życia zmieniają się na zawsze. Nigdy więcej nie widzą świata w taki sam sposób. A taka perspektywa może być katastrofalna. Musiałam bardzo uważnie wybierać komu powierzam tajemnice. A jak do tej pory tylko jednej osobie na ziemi powiedziałam o facecie imieniem Zło i tej decyzji żałuję do dzisiaj. Cookie siedziała na krawędzi krzesła, podniosła kubek i zajrzała do środka. - Pamiętasz pierwszy raz, kiedy powiedziałaś mi, kim jesteś? W myślach wróciłam do tej chwili. - Ledwie. Jeśli sobie dobrze przypomnisz byłam w trakcie trzeciej margarity43. - Pamiętasz co powiedziałaś? - Umm... trzecia margarita. - Pozwolisz, że zacytuję, powiedziałaś: „Cookie, jestem Ponurym Żniwiarzem”. - I uwierzyłaś mi? – zapytałam, jednocześnie z niedowierzaniem unosząc brwi. - Tak – potwierdziła. – Bez cienia wątpliwości. Jak już przy tym jesteśmy, widziałam zbyt wiele, by nie uwierzyć. Co, do diabła, mogłabyś mi teraz powiedzieć, co brzmiałoby gorzej? - Mogłabyś się zdziwić – zabezpieczyłam się. Cookie zmarszczyła brwi. - Czy to naprawdę jest aż takie złe? - To nie jest aż takie złe – wyjaśniłam starając się, żeby zachowała chociaż odrobinę
43
Margarita – koktajl alkoholowy na bazie tequili, likieru typu triple sec i soku z cytryny lub z limetki.
129
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
swojej niewinności i zdrowia psychicznego. – Tylko może odrobinę mało wiarygodne. - Och, prawda, bo ostatnio na każdym rogu można spotkać Ponurego Żniwiarza. Miała rację. Więcej niż mniej, jednakże moje umiejętności wpędzały mnie w kłopoty i zabierały ode mnie ludzi, którym wierzyłam, że mogę im zaufać. Z tych samych powodów wahałam się teraz, nieważne jak dobrze myślałam o Cookie. Szczerze, co ja sobie myślałam? Czasami mój egoizm mnie zdumiewał. - Kiedy byłam w liceum – powiedziałam łowiąc ją na stary to-dla-twojego-dobra haczyk. – Powiedziałam za dużo mojej przyjaciółce. Przez to nasza przyjaźń miała opłakany koniec. Po prostu nie chcę, żeby to powtórzyło się między nami. Nie to żebym nie mogła całej winy zwalić na Jessickę. Dotychczasowe doświadczenia i moje szalone umiejętności czytania ludzi powinny powstrzymać mnie przed powiedzeniem mojej eks przyjaciółce więcej, niż mogła znieść. Mimo to jej nagła i ostateczna nienawiść do wszystkiego, co dotyczyło Charley Davidson mocno mnie uderzyła. Po prostu nie mogłam zrozumieć skąd brały się jej działania wojenne. W jednej chwili byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, a w kolejnej najgorszymi wrogami. To był dla mnie szok. Często o tym myślałam, choć po latach zdałam sobie sprawę, że jej zachowanie wynikało ze strachu. Tego, co mogłam zrobić. Tego, co było gdzieś tam. Tego, co oznaczały moje umiejętności w stosunku do wielkiego schematu. Ale w tamtym czasie byłam zdruzgotana. Kolejny raz zdradzona przez kogoś, kogo kochałam. Przez kogoś, o kim myślałam, że mnie kochał. Pomiędzy latami wojny z Jessicką i obojętnością mojej macochy, pochłonęła mnie bardzo głęboka depresja. Taka, którą dobrze ukryłam za sarkazmem, ale ten incydent wywołał cykl autodestrukcyjnych zachowań, których skutki ciągnęły się latami. Co dziwne, Reyes był tym, który wyciągnął mnie z mojej własnej depresji. Jego sytuacja sprawiła, że doceniłam co mam, a zwłaszcza ojca, który nie dręczył mnie dla samej radości z możliwości wyżywania się na innych. Miałam tatę, który mnie kochał, deficytowy towar dla Reyesa. A mimo to on nie tarzał się w klatce użalania się nad sobą. Jego życie było sto razy gorsze niż moje, a mimo to nie czuł w stosunku do siebie ani grama żalu. Przynajmniej z tego, co widziałam. Dlatego postanowiłam przerwać moją prywatną, małą, płaczliwą imprezkę.
130
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Natomiast zaufanie było kolejnym z moich problemów. Ufanie żyjącym nigdy nie było moją mocną stroną. Ale to była Cookie. Najlepsza przyjaciółka jaką kiedykolwiek miałam. Ona akceptowała wszystko, co kiedykolwiek jej powiedziałam, bez żadnych wątpliwości czy pogard, czy jakiejkolwiek myśli o monetarnym zysku. - A ty myślisz, że nie będę w stanie znieść tego, co mi powiesz? - Nie. I właśnie o to chodzi. Jeśli ktokolwiek mógłby sobie z tym poradzić, to właśnie ty. Ja tylko nie wiem, czy powinnam ci to zrobić. – Położyłam dłoń na jej ramieniu i pochyliłam się do przodu, pokazując jej zrozumienie. – Nie zawsze lepiej jest wiedzieć. Po długiej pauzie poprawiła papiery, które trzymała i uśmiechnęła się słabo. - Twoje umiejętności są częścią ciebie, Charley, częścią tego, kim jesteś. Nie sądzę, że cokolwiek, co mi powiesz może zmienić moje postrzeganie ciebie. - To nie o to jak mnie postrzegasz się martwię. - Jest późno – powiedziała upychając papiery do teczki. – A ty musisz iść do łóżka. Czy zraniłam jej uczucia? Czy myślała, że nie chcę, by wiedziała? Dzielenie się każdą częścią mojego życia z najlepszą przyjaciółką, której mogłam się zwierzyć ze wszystkiego, byłoby jak znalezienie garnka pełnego zielonego chili na końcu tęczy. Czy się odważę? Czy mogłam zaryzykować jedną z najlepszych rzeczy, jakie mnie kiedykolwiek spotkały? Było późno, ale jak wspaniale brzmiała myśl, żeby powiedzieć Cookie wszystko – żeby poznała prawdę, całą prawdę i tylko prawdę – moja adrenalina zaczęła wzrastać. Byłoby miło mieć kogoś, komu można by zaufać, powierniczkę, towarzyszkę broni i żelu do włosów, pomijając fakt, że była niemal druga w nocy, a ja byłam wyczerpana, obolała i bliska stanu śpiączki. Po prosu modliłam się, by nie nawiedziło nas nic więcej, czego nie mogłybyśmy przeżuć. Zrobiłam tak raz z gumą do żucia. To nie było przyjemne. Może mogłabym zaryzykować. Tylko ten jeden raz. Może Cookie wyjdzie z tego bez szwanku i zdrowa na umyśle tak, jak w to weszła. Nie to, żeby było się nad czym rozwodzić, ale mimo to. Przejechałam palcem po krawędzi kubka z kawą, nie będąc w stanie popatrzeć jej w oczy. Zaraz miałam zmienić na zawsze jej życie. I nie koniecznie w dobry sposób. - On jest jak dym – powiedziałam i poczułam, że Cookie nadal siedzi przy mnie. – I jest potężny. Czuję jak to pulsuje z niego falami. To sprawia, że jestem słaba, kiedy jest blisko, jakby pochłaniał jakąś moją część.
131
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Oszołomiona siedziała przez chwilę cicho, następnie odłożyła teczkę z dokumentami z powrotem na biurko. Przekroczyła schizmę, barierę między dwoma światami, o której istnieniu wielu ludzi nawet nie wiedziało. Od tej chwili Cookie Kowalski nigdy już nie będzie taka sama. - I to jest to, co dzisiaj widziałaś? – zapytała. - Tak, w magazynie. Ale również dziś rano, kiedy Reyes pojawił się w biurze. - Ta istota tam była? - Nie. Zaczynam myśleć, że on i Reyes są istotami podobnego rodzaju. Ale Reyes jest prawdziwy, ludzki, a potem okazuje się, że widzę rozmycia i załamania światła, do tego we śnie mam niewyobrażalny seks, a potem pojawia się pod moim prysznicem… - Prysznicem? - …i nazywa mnie Dutch w dzień moich urodzin, tak jak Reyes, z tą różnicą, że Reyes był zbyt młody, żeby tam być, gdy się urodziłam, ha, więc skąd mógłby wiedzieć? I skąd Wielkie Zło ma wiedzieć jak Reyes nazwie mnie piętnaście lat później? Kubek z kawą wyślizgnął mi się z rąk, kiedy Cookie umieściła go na biurku. - Żadnej więcej kofeiny. - Przepraszam – powiedziałam, starając się stłumić bezwolny uśmiech. - Powinnyśmy zacząć od samego początku – Wspierająco poklepała mnie po dłoni. – No chyba, że chcesz zacząć od sceny pod prysznicem. - Jest tak dużo rzeczy, których ci nie mówiłam, Cookie. Jest wiele do zniesienia. - Charley, ty wiele znosisz. – Zaśmiałam się, z powrotem złapałam swój kubek i wypiłam ostatni łyk kawy. – Kiedy po raz pierwszy miałaś do czynienia z tą istotą? - W dniu, w którym się urodziłam. – Czy ona nie słuchała? - To był pierwszy raz, kiedy zobaczyłam „Wielkie Zło” – powiedziałam robiąc palcami znaki cytatów w powietrzu. - Wielkie… - On jest dymem. To jest stworzenie typu potwór, które pojawia się w najdziwniejszych
okolicznościach.
Przeważnie
wtedy,
kiedy
moje
życie
jest
w
niebezpieczeństwie. Powinnyśmy zrobić popcorn. Przesunęła się na krawędź krzesła. - I był obok, kiedy się urodziłaś? - Tiaa, po prostu nazwałam go Wielkie Zło, ponieważ Humanoidalna Obślizgła Kreatura, Która Kocha Zło i Mnie Wkurzać byłoby za długa nazwą. 132
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Cookie skinęła głową, oczarowana tym, dokąd może prowadzić moja historia, świadoma, że moje opowiadanie może być bardziej absorbujące niż opowieść starej ciotki o tym, że widziała ducha na poddaszu. Moja nie była z rodzaju tych do poduszki czy przy ognisku. Co w sumie mogło tłumaczyć brak zaproszeń w okresie dorastania. - Jednakże tak jak powiedziałam, był tam w dniu, w którym się urodziłam. Cookie trzymała swój kubek w stanie zawieszenia między biurkiem, a ustami, bardzo mocno starając się nie ślinić. Aż do tej chwili nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo była spragniona, by dowiedzieć się więcej. Jak bardzo dotykało ją moje milczenie. Ze zmarszczonym czołem zapytała: - To skąd o tym wiesz? Czy ktoś ci o tym powiedział? - Powiedział mi co? – Mój kubek po kawie był całkiem ładny. Miałam na nim wzór ulubionego kwiatka, lilię tygrysią. Studiowałam go uważnie starając się nie patrzeć na zdjęcie Reyesa na monitorze. - No, że ta wielka, zła istota stała tam, kiedy się urodziłaś. - Um, że co? – O czym do cholery ona mówiła? Może mimo wszystko nieświadomie ześlizgnęłam się do podświadomości? - Skąd wiesz, że to tam było w dniu, w którym się urodziłaś? Och, prawda. Przecież nie wiedziała jeszcze o tej części. - Całkiem dużo pamiętam od dnia numer jeden. - Dnia numer jeden? – Skinęłam głową, jednocześnie spostrzegając po raz pierwszy, że jeden z płatków lilii tygrysiej zakrzywia się na obrzeżu kubka. – Dnia numer jeden czego? Pierwszej klasy? Pustynnej Burzy44? Pierwszej miesiączki? – syknęła, kiedy zdała sobie sprawę. – To jest to! To wszystko wydarzyło się, kiedy dostałaś pierwszy okres. Sprawa hormonów, prawda? To właśnie wtedy zorientowałaś się odnośnie tego wszystkiego? Uśmiechnęłam się. Była zabawna. - Dzień numer jeden mojego życia. Pierwszy dzień mojej egzystencji. Mojej obecności na ziemi. - Nie nadążam. 44
Operacja Desert Storm – Pustynna Burza - przeprowadzona na podstawie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 678 z 29 listopada 1990 roku operacja wojskowa, której celem było wyzwolenie zajętego przez Irak Kuwejtu. Trwająca od 17 stycznia do 28 lutego 1991 roku operacja powietrzno-morsko-ladowa, była odpowiedzią na wszczęta przez Irak atakiem na Kuwejt I wojnę w Zatoce Perskiej.
133
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Dzień moich narodzin – powiedziałam przewracając oczami. Cookie nie zawsze była taka ociężała umysłowo. Po moim wyjaśnieniu przez dłuższą chwilę siedziała w ciszy. To było dziwne. – Wiem. To wszystkich rzuca na kolana. – Po przejechaniu palcem po krawędziach pomarańczowego płatka na moim kubku dodałam: - Najwyraźniej jest to dla ludzi coś rzadkiego, aby pamiętali dzień swoich narodzin. – Płatki kwiatu były pełne kolorów, najciemniejsze w środku, jasne na krawędziach. - Rzadkiego? – zapytała w końcu odnajdując słowa. – Poważnie? A spróbuj pamiętać nieistnienie. - Cóż, to po prostu dziwne. – Przejechałam palcem po kolejnym płatku. – Pamiętam dzień moich urodzin jakby to było wczoraj. I to wczoraj wcale nie jest rozmyte. – A potem dałam sobie spokój z płatkami i mój wzrok znowu wyhamował na Reyesie. Ból i gniew w jego twarzy były nieomal namacalne. A kolor jego oczu był bogatym, głębokim brązem, jeszcze ciemniejszym, gdy zbliżał się ku centrum i jaśniejszym na krawędziach. - Mój Boże, Charley, pamiętasz poród? - Pamiętam jego. - Wielkiego, złego faceta? - Wielkie Zło. I pamiętam też inne rzeczy, jak doktor przecinający pępowinę i pielęgniarki myjące mnie. – Cookie opadła na oparcie krzesła ze zdumienia. – Wypowiedział moje imię albo to, co uważałam za moje imię. Odetchnęła, kiedy zdała sobie sprawę, co to było. - Nazwał cię Dutch. - Tak, ale jak? Jak on mógł to wiedzieć? - Kochanie, nadal myślę nad tym twoim dniem numer jeden. To prawdopodobnie godne uwagi. Byłam zmęczona, więc nie mogłam być całkowicie pewna, ale miałam wyraźne przeczucie, że Cookie odleciała.
134
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Rozdział dziesiąty
N ie bój się Żniwiarza. Wystarczy jak będziesz bardzo, bardzo na nią uważał. - CHARLOTTE JEAN DAVIDSON
- No więc patrzę w górę i oto jest. Cookie zastygła z kawałkiem popcornu na ustach słuchając mojej opowieści z oczami szeroko otwartymi ze zdziwienia. A może był to pierwotny, mrożący krew w żyłach strach. W tej chwili nie sposób było tego określić. - Wielkie Zło – powiedziała. - Tak, ale możesz to zdrabniać do Zło. No więc dalej, to on tam stoi i przypatruje mi się, a ja jestem goła i wysmarowana łożyskiem, choć w tamtej chwili jakoś tego nie zarejestrowałam. Pamiętam tylko, że mnie zahipnotyzował. Wydawało się, że jest w stanie stałym, ale miał taką płynność ruchów. - Jak dym? - Jak dym – powiedziałam, wyrwałam jej kawałek popcornu z dłoni i włożyłam sobie do ust. – Drzemiesz, tracisz, chica45. - A pamiętasz cokolwiek przed nim? – zapytała, kiedy sięgnęła po kolejny kawałek, tylko po to, by również trzymać go w stanie zawieszenia między ustami. Starałam się nie złamać i przerwać zaklęcie.
45
Chica – z hiszpańskiego - rzeczownik, rodzaj żeński - dziewczyna, narzeczona, panna
135
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie za bardzo. To znaczy nie pamiętam porodu czy czegoś takiego, dzięki Bogu, bo to by była ohyda. Tylko rzeczy, które były po. I to jest nieco rozmyte. Poza nim. I moją mamą. - Czekaj – powiedziała podnosząc palec. – Twoją mamą? Ale twoja mama zmarła przy porodzie. Pamiętasz ją? Powolny uśmiech przesunął się po mojej twarzy. - Była taka piękna, Cookie. Ona była moją pierwszą, umm… klientką. - Masz na myśli… - Tak. Przeszła przeze mnie. Była światłem, ciepłem i bezwarunkową miłością. Wtedy tego nie rozumiałam, ale powiedziała mi, że była szczęśliwa oddając swoje życie, bym ja mogła żyć. Sprawiła, że poczułam się spokojna i kochana, co było dobrą rzeczą, ponieważ Zło trochę mnie straszył. Wzrok Cookie przesunął się gdzieś obok mnie, kiedy przetwarzała, co jej powiedziałam. - To… to… - Niemożliwe do uwierzenia, wiem. - Zdumiewające. – Popatrzyła na mnie. Ulga zalewająca moje ciało nic nie mogła pomóc. Powinnam była wiedzieć, że ona mi uwierzy. Ale ludzie, z którymi dorastałam, ludzie, którzy byli mi bliscy nigdy nie wierzyli w to, że można pamiętać własne narodziny. - Czyli, tak jakby po drodze poznałaś swoją mamę, tak? - Tak. – I kiedy dorastałam zdałam sobie sprawę, że to więcej niż miały niektóre dzieciaki. Na zawsze pozostanę wdzięczna za te kilka chwil, jakie spędziłyśmy razem. - I znasz każdy język, jakim kiedykolwiek mówiono na ziemi? Wdzięczna za zmianę tematu odpowiedziałam: - Każdy jeden. - Nawet perski? - Nawet perski – powiedziałam z uśmiechem. - O mój Boże! – prawie wykrzyknęła. Jakaś myśl musiała nawiedzić jej mózg. Potem wyraz jej twarzy uległ zmianie, pociemniał, a ona wystawiła palec w moim kierunku. – Wiedziałam. Wiedziałam, że wiedziałaś, co powiedział mi Wietnamczyk wtedy na rynku. Widziałam to w twoich oczach. 136
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Uśmiechnęłam się i znów popatrzyłam na zdjęcie Reyesa. - Powiedział, że podoba mu się twój tyłek. Zakrztusiła się. - Mały zbok. - Mówiłam ci, że się na ciebie napalił. - Szkoda, że z tym wzrostem sięgał mi tylko do dekoltu. - Myślę, że to dlatego mu się spodobałaś – powiedziałam chichocząc. Cookie w ciszy chwilę nad tym myślała. Dałam jej moment na przetworzenie informacji, które jej zaserwowałam. Po minucie zapytała: - Jak to w ogóle możliwe? - Cóż... – powiedziałam, decydując się troszkę się z nią podrażnić. – Nie sądzę, żeby faktycznie tam sięgał, ale myślę, że byłby szczęśliwy podejmując wyzwanie. - Nie, mam na myśli twoje rozumienie języka. Jestem taka... - Pozytywnie zakręcona? – zapytałam głosem pełnym nadziei. - Skonsternowana. - Och tak, zgaduję, że tak musisz się czuć. - I od dnia twoich narodzin rozumiesz co ludzie do ciebie mówią? Ze zmarszczeniem nosa odpowiedziałam: - Coś w tym stylu. Jednakże nie dosłownie. Nie miałam schematu ani przeszłości, do której mogłabym odnieść te słowa, nie miałam doświadczenia, by się do czegoś odwołać. Kiedy ludzie do mnie mówili rozumiałam ich na poziomie podstawowym. Co dziwne zaczęłam mówić i chodzić jak normalne dziecko. Ale kiedy ktoś odzywał się do mnie, rozumiałam go. Nie ważne, w jakim mówił języku. Ja po prostu wiedziałam, co oni do mnie mówią. – Trąciłam myszkę, gdy pojawił się wygaszasz ekranu, zmuszając komputer do wyświetlenia Reyesa. – Tak samo zrozumiałam pierwsze słowa, jakie wypowiedział do mnie ojciec – kontynuowałam starając się ukryć smutek w moim głosie. – Przynajmniej w większości. Powiedział, że moja matka umarła. Cookie pokręciła głową. - Tak mi przykro. - Myślę, że mój tata wiedział. Myślę, że wiedział, iż go rozumiem. To była nasza mała tajemnica. – Wzięłam garść popcornu i zaczęłam po kawałku wrzucać go do ust. – A potem ożenił się z moją macochą i wszystko się zmieniło. Ona dość szybko zorientowała się, że 137
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
jestem dziwadłem. Wszystko zaczęło się, kiedy uzależniłam się od meksykańskich telenoweli. - Charley nie jesteś dziwadłem. - Wszystko ok. Nie mogę jej za to winić. - Tak, możesz – powiedziała, jej głos nagle stał się ostry. – Ja też jestem matką. Matki tego nie robią, nie ważne swoim czy przybranym dzieciom. - Tiaa, ale Amber nie urodziła się jako Ponury Żniwiarz. - To nie ma znaczenia. To twoja macocha. To nie tak, że jesteś seryjnym mordercą. Boże, kochałam mieć kogoś po mojej stronie. Mój tata zawsze kochał mnie bez zastrzeżeń, ale tak naprawdę nigdy nie miałam takiego wsparcia. Myślę, że Cookie stanęłaby samodzielnie przeciwko mafii tylko dla mnie. I wygrałaby też tylko dla mnie. - Czyli w dniu, kiedy się urodziłaś, on nazwał cię Dutch? - Tak. - Ale czy to było przed tym, czy po tym, jak twoja matka przeszła przez ciebie? - Po tym, ale ja po prostu tego nie rozumiem. Skąd on wiedział? Aż do dzisiaj nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Zło nie wypowiedział mojego prawdziwego imienia. Nie nazwał mnie Charlotta. Nazwał mnie Dutch, Cookie, podobnie jak zrobił to Reyes, kiedy byłam w liceum. Skąd mógł to wiedzieć? – Mój umysł zaczął się kręcić, desperacko próbując poskładać tę układankę. - Dobra, pytam dalej – powiedziała Cookie marszcząc czoło w zadumie. – Kiedy pierwszy raz zobaczyłaś Reyesa, czy zauważyłaś u niego coś niezwykłego? - Poza tym, że dupsko skopał mu psycho-tatuś? - Tak. Odetchnęłam głęboko i pomyślałam o nim. - Wiesz, mogło być coś, ale wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. To znaczy, może było coś innego, coś nadprzyrodzonego, ale cała ta adrenalina przepływająca przez moje ciało, kazała mi myśleć, że to ekscytacja z chwili. Był taki wspaniały. Taki piękny, zwinny i doskonały. - Wnioskując po tym, jak to opisujesz, może Reyes jest jakiegoś rodzaju nadprzyrodzoną istotą. Fakt, że zniósł takiego rodzaju bicie i tak po prostu, zwyczajnie odszedł, mocno mnie zastanawia.
138
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nigdy nie patrzyłam na to w taki sposób. – W myślach wróciłam do tej nocy, a wspomnienia o Reyesie były zarówno niepokojące jak i fascynujące. – Wiesz co? – zapytałam, kiedy zdałam sobie z tego sprawę. – On był inny. On był... no nie wiem, mroczny. Nieczytelny. - Cóż, jak dla mnie brzmi to podejrzanie nieludzko. Gdybym nie była taka zmęczona, pewnie bym się zaśmiała. - Nagle jesteś ekspertem? - Jeśli jest to gorące i mroczne to tak. – Tym razem się roześmiałam. – Ile razy widziałaś Zło? – spytała jakby próbując pogodzić się ze wszystkim, co jej powiedziałam. To było dobre. Produktywne. Tańsze niż leczenie. - Niezbyt wiele. - A kiedy go zobaczyłaś, co się stało? Podniosłam kubek i siorbnęłam łyka gorącej czekolady, do której mogłam się podłączyć jak zapewniała mnie Cookie. Położyła rękę na moim ramieniu z rozumiejącym wszystko wyrazem twarzy. - W parku. Przy sprawie tej Johnson – próbowałam odstawić kubek z nonszalancją, jakiej tylko ja byłam mistrzem. Myślenie o incydencie z Johnson było jak wkładanie palca bezpośrednio w mózg. Próbowałam pomóc matce wyjść z psychicznego dołu, w jaki wpadła, kiedy zaginęła jej córka. Zamiast tego wywołałam skandal w mieście, który zakończył się ostatecznym wstydem dla mojej macochy. Tego dnia odwróciła się ode mnie i nigdy nie patrzyła wstecz. Czyli tak, ten incydent był ciemną plamą na mojej psychice, ale bywały też gorsze. Miałam otwarte rany, które nie chciały się leczyć, a Cookie wiedziała tylko o niewielkiej ich ilości. – Tak – powiedziałam unosząc podbródek. – W parku. To był trzeci raz, kiedy go widziałam. - Ale twoje życie wtedy nie było zagrożone. Czy było? - W ogóle, ale może on myślał, że było. Był wściekły, być może dlatego, że moja macocha wrzeszczała na mnie przed tymi wszystkim ludźmi. – Pochyliłam głowę na to wspomnienie. – I uderzyła mnie. To był szok. – Popatrzyłam Cookie w oczy chcąc, aby dokładnie zrozumiała, jak się wtedy go bałam. – Myślałam, że on ją zabije. Drżał z wściekłości. Czułam jak energia płynąca od niego kłuje moją skórę. Szeptałam do niego, kiedy moja macocha upokarzała mnie przed połową miasta i błagałam go, by jej nie krzywdził. 139
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Usta Cookie rozciągnęły się z sympatią. - Charley tak bardzo mi przykro. - W porządku. Nie jestem tylko pewna dlaczego on mnie aż tak przeraża. Nie mogę uwierzyć, jakim czasem jestem mięczakiem. - Też mi przykro, że on cię przeraża, ale bardziej miałam na myśli tą część z twoją macochą. - Och nie, niepotrzebnie – powiedziałam kręcąc głową. – To była całkowicie moja wina. - Miałaś pięć lat. Przełknęłam, pochyliłam głowę i powiedziałam: - Nie wiesz co zrobiłam. - Jeśli nie oblałaś tej kobiety benzyną i nie podpaliłaś, to i tak nie jestem pewna czy jej reakcja była właściwa. Półuśmiech wkradł mi się na usta. - Mogę cię zapewnić, że w tym wspomnieniu nie występują żadne produkty ropopochodne. - Co się stało potem? Ze Złem? - Myślę, że mnie posłuchał. Odszedł, ale nie był szczególnie szczęśliwy. Cookie skinęła ze zrozumieniem i powiedziała: - I jestem skłonna się założyć, że kiedy byłaś w college’u pokazał ci się przynajmniej raz.. - Łał, dobra jesteś. - Wiesz, to ty powiedziałaś mi o tym, jak zostałaś zaatakowana, kiedy pewnego wieczora wracałaś ze szkoły do domu, ale nie powiedziałaś mi czy on tam był. - Tiaa, był. Uratował mnie tak samo, jak wtedy, kiedy miałam cztery lata. Zaskoczenie odmalowało się na jej twarzy. - Cztery? Co się stało, kiedy miałaś cztery lata? Czekaj. Uratował cię, kiedy zostałaś napadnięta w college’u? Jak? – spytała wypowiadając pytania, które pojawiły się w jej głowie. Zdałam sobie sprawę, że mój opis i charakterystyka Wielkiego Zła mogły doprowadzić Cookie do przekonania, że on jest, no cóż, wielki i zły. No i taki był. W jakiś
140
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
sposób. Ale wciąż nie mogłam jej powiedzieć jak on mnie uratował. Nie mogłam jej tego zrobić, nie dopóki nie przekonam się, że wszystko będzie z nią dobrze, kiedy już się dowie. - On... ściągnął ze mnie faceta. - O mój Boże, Charley. Chyba nie zdawałam sobie sprawy... To znaczy, to brzmiało niewinnie. I twoje życie było w niebezpieczeństwie? Wzruszyłam ramionami i powiedziałam: - Może trochę. Był w to wmieszany nóż sprężynowy. Nawet nie wiedziałam, że dalej produkują takie rzeczy. Czy one nie są nielegalne? - On pojawia się, kiedy twoje życie jest w niebezpieczeństwie – powtórzyła pogrążona w myślach. – I uratował cię, kiedy miałaś cztery lata? Co się wtedy zdarzyło? Poruszyłam się na fotelu, przeszył mnie ból, z którym ledwie mogłam sobie poradzić. - Cóż, to było jak rodzaj porwania, choć nie bardzo byłam porwana, bardziej uprowadzona. – Cookie natychmiast zakryła usta dłonią, by nie pisnąć. – Boże, to wszystko brzmi tak strasznie, kiedy wypowiadam to na głos – narzekałam. – Skomlę bardziej niż Goth na blogu. Wcale nie było tak źle. W rzeczywistości okres mojego dojrzewania był raczej szczęśliwy. Miałam wielu przyjaciół. W większości byli martwi, ale jednak. - Charley Jean Davidson – powiedziała upominająco Cookie. – Nie możesz używać słowa „porwanie” w zdaniu i potem tego nie rozwinąć. - Dobra, jeśli naprawdę chcesz wiedzieć. Ale od razu mówię, że ci się to nie spodoba. - Naprawdę chcę wiedzieć. Po przeciągłym westchnieniu powiedziałam: - To stało się tutaj. - Tutaj? W Albuquerque? - W tym budynku. Kiedy miałam cztery lata. - Wcześniej mieszkałaś w tym budynku? Nagle poczułam się jakbym była na terapii i wszystkie rzeczy, które przydarzyły mi się w przeszłości, zarówno te dobre jak i te złe, zaczęły tryskać z ropiejącej rany. Ale to, co zdarzyło się w tym budynku było najgorszym z najgorszych. Nóż w moim ciele wbity tak głęboko w moje wnętrze, że wątpiłam w to, żeby kiedykolwiek mógłby być w całości wyjęty. Przynajmniej bez ogólnego znieczulenia. - Nie – powiedziałam biorąc kolejny łyk, smakując bogatą, ciepłą czekoladę na języku. – Nigdy tu nie mieszkałam. Ale zanim mój tata kupił bar, tu niedaleko było miejsce 141
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
spotkań policjantów. Kilkakrotnie zabrał mnie ze sobą, było dość niewinnie, głównie to były przyjęcia urodzinowe i takie tam. Kilka razy, bo musiał porozmawiać ze swoim partnerem, a to było w latach osiemdziesiątych PK – kiedy Cookie zmarszczyła brwi, dodałam. – Przed Komórkami. - Ach, oczywiście. - No i na jednym z takich spotkań zdenerwowałam swoją macochę, kiedy powiedziałam jej w dość rzeczowy sposób, że jej ojciec umarł i przeszedł przeze mnie, bo chciał jej przekazać wiadomość. Ona jeszcze nie wiedziała, że on zmarł i wściekła się, nie chciała słuchać. Nigdy później nie pozwoliła mi przekazać tej wiadomości. I tak tego nie zrozumiałam. Coś o niebieskich ręcznikach. - Nie chciała słuchać nawet po tym, gdy dowiedziała się, że umarł? - Absolutnie nie. W tamtym okresie Denise była nastawiona anty w stosunku do wszystkiego, co powiązane ze śmiercią. Cookie wzięła głęboki oddech, aby uspokoić nerwy. - Ta kobieta nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. - Powinnaś spróbować jej kotletów mielonych. Po nich wyrosną ci całkiem grube włosy na klatce piersiowej. Cookie zachichotała. - I tak mam
do czynienia z mnóstwem włosów, dziękuję ci bardzo. Nie mam
zamiaru przychodzić na wieczorki kulinarne do domu Davidsonów. Wzruszyłam ramionami. - Twoja strata. - Ale wróćmy do czasu, kiedy miałaś cztery lata. Rany, ale była nachalna. - Racja. Cztery lata. Wtedy moje uczucia zostały zranione, jak zwykle zresztą, a kiedy przyjechaliśmy do baru, a mój tata poszedł po piwo, Denise zostawiła mnie na ławce w kuchni, by pójść i donieść na mnie tacie. Gdy pan Dunlop, kucharz, nie patrzył wymknęłam się tyłem. - Czterolatka sama w nocy w centrum? To najgorszy koszmar rodziców. - Tiaa, cóż pomyślałam, że jej pokażę – powiedziałam. – Nie byłam najrozsądniejszą czterolatką w centrum. Oczywiście w chwili, gdy wyszłam na zewnątrz, rozmyśliłam się. Nie to żebym była przerażona. Nie jestem bojaźliwa jak większość ludzi. Byłam po prostu... 142
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
ostrożna. Ale zanim mogłam popędzić z powrotem do środka, bardzo miły mężczyzna w płaszczu zaoferował mi pomoc w znalezieniu mojej macochy. Co dziwne zamiast iść do baru, gdzie wiedziałam, że ona jest, odeszliśmy od budynku. - Och, kochanie – powiedziała z rozpaczą w głosie. - Ale nic wielkiego się nie stało – powiedziałam wzruszając ramionami. – Tak jak mówiłam, Zło mnie uratował. – Próbując wlać trochę światła do mrocznej opowieści dodałam: - Patrząc wstecz nie sądzę, żeby ten mężczyzna planował pomóc mi ze znalezieniem macochy. Cookie sięgnęła do mnie i owinęła ramiona wokół mnie w wielkim, mocnym, długim uścisku. To sprawiło, że pomyślałam o przyjemnych płomieniach w kominku w zimowy wieczór. I z jakiegoś powodu o prażonych piankach. Po tym, co zdawało mi się godziną i dwudziestoma siedmioma minutami wymamrotałam. - Nie... mogę... oddychać... Odchyliła się w tył z brwiami ściągniętym w zmyśleniu. - Czy tylko mi się wydaje, ale fakt, że mieszkasz w budynku, w którym zostałaś zaatakowana wydaje się być nieco chorobliwy? - Pffff, tylko tobie – powiedziałam bagatelizując tę całą dziwną, związaną z duchami przeszłości, rzecz. Byłam szczęśliwa, że nie naciskała mnie na wyjawienie detali. Diabeł tkwił w szczegółach, a ja nie miałam szatańskiego nastroju w tym momencie. – Och – powiedziałam przypominając sobie kolejny incydent. – Ten koleś w liceum46 próbował mnie gonić w kółko SUV’a taty. Zło pchnął samochód na wystawowe okno sklepu. – To wspomnienie przyniosło uśmiech na moją twarz. - Ktoś próbował cię dorwać, gdy byłaś w liceum? – spytała przerażona. - Tylko ten jeden raz – odpowiedziałam. Dwoma palcami ścisnęła nasadę nosa, po czym zapytała: - Czy to jedyne chwile, gdy widziałaś Zło? Po cichu liczyłam na palcach. - Tiaa, tylko to go uwzględnia. - A naszym zadaniem jest dowiedzenie się jaką rolę w tym wszystkim odgrywa 46
Liceum to nie to samo co college. Ostatnio opowiadała o napadzie, kiedy chodziła do college’u, teraz o napadzie, gdy chodziła do liceum.
143
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Reyes? - Ponownie tiaa. Powinnyśmy uprażyć pianki. - Czuję się w obowiązku – niezrażona mówiła dalej. – Jako przyjaciółka i powierniczka, żeby z szerszej perspektywy przeanalizować szczegóły sceny spod prysznica. Ledwo powstrzymałam chichot. - Nie jestem pewna czy scena prysznicowa odgrywa w tym jakąś rolę. Wydaje mi się bardziej, no nie wiem, nieistotna. - Charley – powiedziała ostrzegawczo. – Mów albo umieraj bardzo powolną i bolesną śmiercią. Kto był z tobą pod prysznicem? Reyes? Wielkie Zło? Współpracuj ze mną. - Dobra – powiedziałam zgadzając się. – Wiesz, że Reyes nazwał mnie Dutch tej nocy, kiedy miałam piętnaście lat, tak? - Tak – powiedziała wyraźnie zniecierpliwiona, że nie od razu przechodzę do sceny pod prysznicem. - I wiesz o pięknym mężczyźnie pojawiającym się w moich snach w każdą noc przez ostatni miesiąc, prawda? - Prawda – powiedziała z westchnieniem w głosie. - Cóż, więc dzisiaj Koleś ze Snów napisał na moim zaparowanym lustrze Dutch i pod prysznicem też nazwał mnie Dutch. - Teraz to dopiero rozmawiamy. – Przesunęła się na krawędź krzesła, po czym zatrzymała gwałtownie, kiedy coś sobie uświadomiła. - Ach, Koleś ze Snów to Reyes? - No właśnie o to mi chodzi. Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że Zło nazwał mnie Dutch w dzień moich narodzin. Cookie zmarszczyła brwi w zakłopotaniu. - To który był pod prysznicem? Uśmiechnęłam się i spojrzałam na nią, nagle podziwiając kobietę, która siedziała obok. - No wiesz, ja ci tylko powiedziałam, że wielki, przerażający stwór kręci się wokół mnie i dość często ratuje mi życie, i że pamiętam dzień swoich narodzin, i że znam każdy język na ziemi, a ty jeszcze nie wybiegłaś z krzykiem z pokoju. Jak możesz po prostu akceptować to, co mówię? Po długiej przerwie zapytała: 144
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Celowo próbujesz zmienić temat? Pod wpływem głębokiego chichotu niemal się zakrztusiłam. Złapałam się za bolące żebra i powiedziałam: - Przestań. Nie rozśmieszaj mnie. To boli. - Przykro mi. Wcale nie. Mogłam to stwierdzić. - Czego dowiedziałaś się z informacji z więzienia? – zapytałam próbując skupić zamazany wzrok na ekranie. – Czy Reyes nadal tam jest? Czy on... żyje? - Wszystko, co mogła powiedzieć mi pani oficer to to, że Reyes nadal widnieje na liście więziennego rejestru bloku D. Ale muszę powiedzieć, że mam przeczucie, iż ona nie powiedziała mi wszystkiego. - Pojadę tam jutro. - Gdzie? Do więzienia? - Tak – kliknęłam na akta personalne na więziennej liście kadrowej i wyświetliłam zdjęcie Neila Gossetta. – Chodziłam do szkoły z zastępcą naczelnika. - Naprawdę? Przyjaciel czy wróg? Sama się nad tym zastanawiałam. - Trudno powiedzieć. Gdyby nagle w szkolnej stołówce wybuchły płomienie wątpię, żeby on poświęcił swoją porcję witaminy D, by mnie uratować, ale jestem dość pewna, że później czułby z tego powodu wyrzuty sumienia. - O mój Boże – powiedziała Cookie patrząc szeroko otwartymi oczami na kolejny artykuł, który trzymałam w ręce. Pochyliłam się, skrzywiłam z powodu bólu wywołanego ruchem, a następnie zatrzymałam się czytając ostatni akapit tekstu. Wujek Bob był detektywem prowadzącym w sprawie przeciwko Reyesowi. Cóż, cholera.
145
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział jedenasty N ie musiałabym tak bardzo skupiać uwagi i koncentracji, gdyby nie było tu tylu błyszczących rzeczy. - TEKST Z T-SHIRTA
Obudziłam się bladym świtem, ponieważ wzywała mnie matka natura. Po upadku czułam się jakbym wychyliła z pięć szklanek Jacka47. Po tym jak wpadłam na doniczkę, mój mały palec od nogi skutecznie znalazł stołek, a następnie moja twarz równie skutecznie znalazła drzwi, aż w końcu dotarłam do toalety, by załatwić potrzebę. Dzięki Bogu, że miałam minimalistyczne podejście do wystroju domu. Jeśli coś jeszcze stanęłoby między mną, a porcelanowym tronem, mogłabym nie dożyć kolejnych urodzin. Spojrzałam w dół, na koszulkę piłkarską jaką miałam na sobie, a którą to ukradłam chłopakowi w liceum, blondynowi o niebieskich oczach i grzesznym diabłem we krwi. Już na pierwszej randce był bardziej zainteresowany kolorem moich majtek, niż kolorem moich oczu. Gdybym wiedziała o tym wcześniej, włożyłabym te lepsze. Dziwną rzeczą było to, że nie przypominałam sobie, bym wczorajszej nocy wkładała tę koszulkę. Nawet nie pamiętałam jak poszłam do łóżka. A może Cookie wrzuciła mi do gorącej czekolady pigułkę gwałtu? Będę musiała z nią później porozmawiać, ale teraz muszę wymyślić co zrobić z resztą dnia. Czy mogę zrezygnować z policyjnych obowiązków i iść do więzienia, by sprawdzić Reyesa? Czy może powinnam zrzucić wszystkie policyjne obowiązki na Cookie i dopiero potem iść do więzienia, by sprawdzić Reyesa? Moje serce skurczyło się na myśl o zobaczeniu go, co natychmiast sprowadziło na mnie zdenerwowanie. A co jeśli nie spodoba mi się to, co znajdę? A co jeśli on jest 47
Jack Daniel's - amerykański burbon produkowany od 1866 roku. Filtrowany przez ponad 3-metrową warstwę klonowego węgla drzewnego. Wynaleziony został przez Jaspera Newtona "Jacka" Daniela w destylarni w małej miejscowości Lynchburg w stanie Tennessee w USA.
146
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
rzeczywiście winny? Nic nie mogłam na to poradzić, że kurczowo trzymałam się myśli o jego niewinności i nieporozumieniu, jakim było skazanie go. Tego, że Reyes został niesłusznie oskarżony. Że dowody były błędne lub sfabrykowane. Wyparcie to nie jest termin fizjologiczny. Z tego co udało mi się pozbierać ubiegłej nocy, czytając artykuł za artykułem na temat tej sprawy – i nie każdy z nich miał ładną czcionkę – a nawet część stenogramów z procesu Reyesa, dowody nie wystarczające, by go skazać. Mimo to dwanaście osób uznało go za winnego. A najbardziej niepokojące było to, że nie było nawet jednej wzmianki o przemocy, jakiej doświadczył. Czy pobicie prawie na śmierć przez własnego ojca w ogóle się nie liczyło? Tak samo bardzo jak chciałam wrócić spać, tak wiedziałam, że to się nie stanie. Mój umysł pracował za intensywnie, za szybko, nawet pomimo tego, że miałam bardzo dobry powód, by wrócić do łóżka, aby wpaść w zapomnienie, nastawić się na nieuniknione. To była pierwsza noc w tym miesiącu, w którą Reyes mnie nie odwiedził. Ze swoimi ciemnymi oczami i ciepłym dotykiem nie wślizgnął się do mojego snu. Nie całował drogi w dół mojego kręgosłupa i nie przesuwał dłońmi między moimi nogami. I nic nie mogłam na to poradzić, ale zastanawiałam się, dlaczego. Czy zrobiłam coś nie tak? Poczułam pustkę w sercu. Chyba stałam się dość uzależniona od jego nocnych wizyt. Postanowiłam jeszcze się nad tym zastanowić. Może wyjazd do dużego domu rzuci nowe światło na tę sytuację. Kiedy myłam zęby usłyszałam szuranie w kuchni. Podczas gdy większość kobiet mieszkających samotnie byłaby zaniepokojona tym dźwiękiem, ja uznałam to za sprawę do sprawdzenia. Wyszłam z łazienki i zmrużyłam oczy pod wpływem ostrego światła. - Ciocia Lillian? – spytałam kuśtykając do blatu z przekąskami i ciężko opadając na stołek. Małe ciało cioci Lillian zostało połknięte przez luźną, kwiatową podomkę, która miała tyle kieszeni, co skórzana rybacka kamizelka, a na szyi cioci wisiały śliczne kolorowe koraliki rodem z lat sześćdziesiątych. Na przestrzeni lat próbowałam dowiedzieć się co
147
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
robiła ciocia, kiedy umarła. Po postu nie mogłam wymyślić niczego w co zaangażowana byłaby podomka i koraliki. Nic innego oprócz grania w twistera48 po LSD49. - Hej, kluseczko – powiedziała, a bezzębny uśmiech rozświetlił jej twarz. – Słyszałam jak potykasz się w drodze do łazienki, więc pomyślałam, że się do czegoś przydam i zrobię kawę. Wyglądasz jakbyś jakiejś potrzebowała. Skrzywiłam się. - Naprawdę? Jak słodko. – Cholera. Ciotka Lillian nie mogła naprawdę zrobić kawy. Siedziałam przy blacie i udawałam, że piję z filiżanki. - Czyżby była za mocna? – zapytała. - Nie ma mowy, ciociu Lil, ty zawsze robisz najlepszą. Udawanie picia kawy było podobne do udawania orgazmu. Gdzie w nadnaturalnym życiu pozagrobowym była cała zabawa? Ale wyimaginowana kofeina była najmniejszym z moich problemów. Wciąż nie mogłam pozbyć się z mojej głowy myśli, że Reyes się nie pojawił. Może zrobiłam coś nie tak? Albo nie zrobiłam czegoś, co powinnam? Może powinnam być bardziej aktywna w łóżku? Oczywiście to mogłoby być równoznaczne z tym, że w czasie tych nocnych sesji miałam jakąś kontrolę. A mająca kontrolę to nie najlepiej dobrany przymiotnik, kiedy w panoramicznym przekroju opisywałam Cookie to zagadnienie. - Wydajesz się być… rozproszona, pączuszku. – Cóż, nie prosiłam się o bycie rozproszoną. – Może masz temperaturę? Spojrzałam na ciotkę. - Jestem pewna, że moja temperatura jest w porządku, ciociu Lil. Dzięki za troskę. – Zapomniałam wspomnieć, że tak, rzeczywiście mogę mieć temperaturę. Każda żyjąca na ziemi istota ma temperaturę. Nawet zmarli ludzie mają temperaturę. Nie za dobrą, ale mają. – I dzięki bardzo za kawę. - Och, nie ma problemu, słodziutka. Chcesz jakieś śniadanie? Nie, jeśli planuję wykorzystać jakoś dzisiejszy dzień.
48
Twister – gra gdzie na dużej macie, którą rozkłada się na podłodze są namalowane w czterech rzędach duże kolorowe kropki, po czym kręci się ruletką, która losowo pokazuje kolor na który uczestnik gry musi postawić stopę bądź dłoń. 49 LSD - Dietyloamid kwasu D-lizergowego – psychodeliczna substancja psychoaktywna, pochodna ergoliny. W latach 60. i 70. XX w. jako narkotyk LSD uzyskało popularność w pewnych kręgach młodzieży szczególnie związanych z ruchem hipisowskim.
148
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Och nie, nie mogłabym o to prosić. I tak muszę iść pod prysznic. Wielki dzień przede mną. Pochyliła się i uśmiechnęła konspiracyjnie. Zawsze zastanawiałam się czy jej włosy w prawdziwym życiu też były aż tak niebieskie, czy może to był efekt jej bezcielesnej postaci. - Idziesz ścigać jakiś łobuzów? Uśmiechnęłam się. - Wiesz przecież. Najgorszych. Westchnęła. - Ach, bycie młodym i lekkomyślnym. Ale naprawdę, kluseczko – powiedziała poważniejąc i patrząc na mnie bardzo surowo. – Musisz przestać pozwalać skopywać sobie tyłeczek. Wyglądasz jak siedem nieszczęść. - Dziękuję, ciociu Lil – odparłam z grymasem podnosząc się ze stołka. – Będę o tym pamiętać. Uśmiechnęła się odsłaniając pustą jaskinię, gdzie powinna znajdować się proteza. Najwidoczniej nie dotarła z nią na drugą stronę. Nigdy nie byłam pewna tego czy ciocia Lil wie, że nie żyje, czy nie, i nigdy nie miałam serca jej tego uświadomić. Chociaż naprawdę powinnam. W końcu miałam mój ekspres do kawy, a moja zmarła pra-pra-ciotka zawsze chciała być do czegoś użyteczna. - A tak przy okazji, jak było w Nepalu? – zapytałam. - Ugh – powiedziała unosząc ręce w geście bezradności. – Wilgotno i gorąco, można się spocić. Ponieważ pogoda nie miała wpływu na zmarłych, musiałam znów powstrzymać się od chichotu. Właśnie wtedy Cookie wpadła do mojego mieszkania, rzuciła okiem w moją stronę i ruszyła do przodu, jej niebieska piżama była pomięta i pomarszczona. - Zasnęłam – powiedziała dysząc z pośpiechu. - A czy nie to powinnaś robić w nocy? - Nie – powiedziała przyglądając mi się okiem matki. – Cóż, tak, ale już parę godzin temu miałam wpaść i sprawdzić co z tobą. – Pochyliła się i spojrzała mi w oczy. Dlaczego? Nie miałam pojęcia. – Dobrze się czujesz? - Żyję – powiedziałam i dokładnie to słowo miałam na myśli. Tylko na wpół przekonana wygładziła górę od piżamy i rozejrzała się wokoło. 149
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Może powinnam zaparzyć nam jakąś kawę. - Dlaczego? – zapytałam oskarżycielskim tonem. – Żeby wsypać mi kolejną tabletkę gwałtu? - Co? - Poza tym – powiedziałam, nonszalanckim skinieniem głowy wskazując ciocię Lillian. – Ciocia Lil już zrobiła mi kawę. Patrzyłam – i naprawdę strasznie mocno próbowałam się nie śmiać – jak wielkie nadzieje Cookie na kofeinę właśnie roztrzaskują się na skałach ironii. Zwiesiła głowę i wzięła filiżankę, którą jej podałam. - Dzięki ciociu Lillian, jesteś niezastąpiona. *** Wkopałam Cookie w żmudne przeglądanie stenogramów sądowych ze sprawy Marka Weira – które wujek Bob zostawił na moim biurku – i w sprawdzenie pendrivów Barbera. Na szczęście Barber nie kolekcjonował pornografii. A nawet jeśli tak, na szczęście nie pozostawił tego typu dowodów na penach, które każdy mógł znaleźć. Te rzeczy zapewne musiał mieć zakopane gdzieś głęboko na twardym dysku komputera, zapewne w katalogu chronionym hasłem, oznaczonym jakąś niepozorną nazwą. Jak „gorące strażniczki miłości”. Na przykład. Moja komórka zaczęła grać refren piątej symfonii Beethovena i jadąc 75 mil na godzinę zmuszona zostałam do szukania igły w stogu siana, zastanawiając się jak telefon komórkowy może się sprytnie ukrywać w jednej malutkiej torebce. - Hej Wubku – powiedziałam po jakiś trzech godzinach poszukiwań. - Musisz mnie tak nazywać? – zapytał wycieńczonym głosem. Brzmiał na tak pozbawionego kofeiny jak ja się czułam. - Taa, znalazłam dokumenty, które zostawiłeś na moim biurku. Teraz Cookie przedziera się przez nie. - A ty co teraz robisz? - Swoją robotę – odpowiedziałam udając, że się obraziłam. Tak bardzo jak chciałam zapytać wujka odnośnie skazania Reyesa, tak samo chciałam stanąć z nim twarzą w twarz, żebym mogła czytać z wyrazu jego mimiki. Bardzo 150
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
chciałam na niego wtedy patrzeć. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że był detektywem prowadzącym w sprawie Reyesa. To było najdziwniejsze. - Och, dobrze – powiedział. – Znaleźli część łusek na miejscu zbrodni u Ellery. - Naprawdę? – zapytałam z nadzieję. – Wpadli już na coś? - To nie CSI50, kochanie. Tutaj rzeczy nie dzieją się tak szybko. Po południu powinnyśmy wiedzieć, czy nas to gdzieś zaprowadzi. – Ziewnął głośno, a następnie zapytał: - Siedzisz w Jeepie? - Pewnie, że tak. Jadę do więzienia w Santa Fe, sprawdzić pewne rzeczy. - Jakie rzeczy? – zapytał podejrzanie zmieniając głos. - To… inna sprawa nad, którą pracuję – zabezpieczyłam się. - Och. – To było łatwe. – Hej, co znaczy bombázó? - Wujku Bobie – powiedziałam z wyrzutem. – Znowu byłeś na węgierskim czacie? – Naprawdę próbowałam nie chichotać, ale myśl, że jakaś węgierska laska nazwała Wubka „bombowy” to było zbyt wiele. Nie wytrzymałam i parsknęłam. - Nieważne – powiedział zirytowany. Zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej. – Zadzwoń do mnie, gdy z powrotem będziesz w mieście. Po tym jak nagle się rozłączył próbowałam przez łzy śmiechu skupić się na drodze. Moja reakcja była niewrażliwa i niestosowna. Śmiałam się jeszcze długo, prowadząc samochód i trzymając się za bolące żebra. Kilka chwil zajęło mi dojście do siebie, ale przynajmniej śmiech z Wubka był lepszy niż tęsknota za Reyesem, czym się zajmowałam cały ranek. Niestety mój strasznie długi prysznic – podczas którego odkryłam jak bardzo czarna i sina się stałam – nie dał mi żadnego wglądu w to, dlaczego Reyes nie pojawił się uprzedniej nocy. Ale im bliżej zakładu penitencjarnego w Nowym Meksyku byłam, tym bardziej ogarniał mnie optymizm. Z pewnością w tym miejscu znajdę kilka odpowiedzi. A potem podjechałam pod bramy więzienia o zaostrzonym rygorze i mój optymizm przekształcił się w fajny, podszyty słodyczą pesymizm. Jeszcze raz przypatrzyłam się swojej garderobie. Luźne spodnie, długie rękawy, wysoki kołnierz. Szyja zakryta aż po kolana. Zastanawiałam się czy męski wygląd w więzieniu o zaostrzonym rygorze może mieć jakieś plusy. Kwestia gustu. 50
CSI: Kryminalne zagadki - serial telewizyjny, kryminalistycznego policji w Las Vegas, Miami i Nowym Jorku.
151
opowiadający
o
pracy
zespołu
laboratorium
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Trzydzieści minut i dwie starsze włoszki później – kiedy siedziałam w poczekalni przeszły przeze mnie, całą drogę dyskutując – zostałam zaprowadzona do biura zastępcy naczelnika, Neila Gossetta. Było małe, ale jasne, z ciemnymi biurowymi meblami i stosami papierów na każdej wolnej powierzchni. Neil w liceum był dość dobrze wytrenowanym zawodnikiem footballu i zachował większość swojej młodości, choć nie dokładnie w tych samych proporcjach. Wyglądał dobrze, oprócz pojawienia się tragicznych w skutkach objawów męskiego łysienia. Wstał i okrążył biurko. - Charlotta Davidson – powiedział bardziej niż zaskoczony. Przez jego wzrost musiałam spojrzeć w górę, kiedy uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń. - Neil, świetnie wyglądasz – odparłam zastanawiając się czy było dobrze mówić takie rzeczy osobom, z którymi się nie przyjaźniłam. - A ty wyglądasz… - rozłożył ręce w geście bezradności. Zastanowiłam się czy przypadkiem nie powinnam się obrazić. To pewnie przez siniaki. Naprawdę mocno pracowałam, żeby je ukryć. A może to moje włosy? To najprawdopodobniej moje włosy. – Wyglądasz spektakularnie – wreszcie dokończył. Och, to było miłe. - Dziękuję. - Usiądź proszę – gestem wskazał krzesło, które zaraz odsunął, żebym mogła usiąść. – Muszę przyznać – przyznał. – Że jestem trochę zaskoczony twoimi odwiedzinami. Cień uśmiechu pojawił się na moich ustach, gdy próbowałam wyglądać „miło i zalotnie”. - Cóż, mam kilka pytań odnośnie jednego ze skazanych i pomyślałam, że zacznę pracę od samej góry, schodząc kolejno w dół. – Seksualny podtekst tego zdania nie był zamierzony. Prawie się zarumienił. - Nie do końca jestem samą górą, ale miło, że pomyślałaś o mnie w ten sposób. – Zaśmiałam się odpowiednio i wyciągnęłam notatnik. – Luann mówiła mi, że teraz jesteś prywatnym detektywem. Luann oznaczało jego sekretarkę.
152
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Tak, jestem. Obecnie współpracuję z policją i prokuraturą nad sprawą morderstwa – powiedziałam to celowo, żeby brzmieć nieco zarozumiale. Jego brwi wygięły się w łuk. Przynajmniej wywarłam jakieś wrażenie. Pomoże nam to uprościć rozmowę. - I przyszłaś do mnie ze względu na tę sprawę? - To wszystko jest powiązane – powiedziałam wykręcając się. – Właściwie jestem tu z powodu mężczyzny skazanego dziesięć lat temu za morderstwo. Czy możesz mi powiedzieć cokolwiek na temat gościa imieniem… - spojrzałam na mój notatnik udając znudzenie. - Reyes Farrow? Miałam nadzieję porozmawiać z nim odnośnie sprawy, nad którą pracuję z… Straciłam wątek, kiedy zobaczyłam jak Neil nagle pobladł. Podniósł słuchawkę i wcisnął guzik. - Luanne, możesz tu przyjść? Cholera. Już byłam w tarapatach? Czy miał zamiar mnie wykopać? Dopiero przyjechałam. Wiedziałam, że powinnam dodać kilka szczegółów, ale jakoś nie umiałam wymyślić żadnych na szybko. - Tak proszę pana? – spytała Luann otwierając drzwi. - Możesz przynieść mi teczkę Reyesa Farrowa? Uff. Ale Luann zawahała się. - Ale proszę pana? - Wszystko w porządku, Luann. Przynieś mi teczkę pana Farrowa. Spojrzała na mnie i z powrotem na niego. - Już się robi, proszę pana. Była dobra. Cookie nigdy nie mówiła „już się robi, proszę pani”. Chyba będziemy musiały porozmawiać. A reakcja Luann była tak samo ciekawa jak reakcja Neila. Sekretarka wyglądała bardzo kobieco. Spod garsonki czuć było zapach olejku do kąpieli. Ale jej puls przyspieszył i stała się ostrożna. Prawie rozgniewana. Mimo iż jej gniew nie wydawał się być skierowany przeciwko mnie. - Czy chodzi o incydent? – zapytał Neil. – Nie sądzę, żeby Farrow miał jakiś krewnych.
153
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Incydent? – zapytałam, kiedy Luann przyniosła dokumenty i podała mu je. Zostawiła je nawet na mnie nie patrząc. Czy coś się stało Reyesowi? Może on naprawdę nie żyje? Może to dlatego tak nagle zaczął pojawiać się znikąd? Neil otworzył teczkę i zaczął przeglądać papiery. - Prawda. Tu jest napisane, że nie ma żadnych krewnych. Kto cię wynajął? – popatrzył mi w oczy i buntownik we mnie przejął dowodzenie. - To poufna informacja, Neil. Nie chcę, ale muszę wplątać w to prokuratora. - Prokuratora? On już zna sprawę, mogę cię zapewnić. Ups, cóż to nie pomogło. Och, na litość boską. Westchnęłam głęboko. - Posłuchaj, Neil. To bardziej osobiste poszukiwania, w porządku? Pracuję nad sprawą, ale nie jest powiązana. Ja po prostu… - Po prostu co? Chcę zgwałcić twojego więźnia? Chcę sprawdzić czy on potrafi być bezcielesny? – Po prostu chcę z nim porozmawiać. Spojrzałam na niego spod półprzymkniętych powiek. Prawdopodobnie wyglądałam jak idiotka. Prawdopodobnie jak jedna z tych fanek, które piszą listy miłosne do więźniów i aż palą się do małżeńskich odwiedzin. - A więc nie wiesz? – zapytał. Jakaś ulga zabarwiła jego głos. Ale było coś jeszcze. Może żal? - Najwyraźniej nie. – Właśnie miał to powiedzieć. Reyes nie żyje. Umarł, kiedy, miesiąc temu? Z zapartym tchem czekałam na tę wiadomość. - Farrow jest w śpiączce. Prawie od miesiąca. Kilka chwil zajęło mi zbieranie szczęki z podłogi i odnalezienie na powrót głosu. Kiedy już to zrobiłam zapytałam: - Śpiączka? Co? Dlaczego? Co się stało? Neil wstał zza biurka i wręczył mi teczkę. - Może chcesz kawy? Wzięłam z jego rąk grubą teczkę jakby była wysadzana drogocennymi kamieniami i zamyślona odpowiedziałam: - Zabiłabym za kawę. – Ups. – Nie, nie zabiłabym – zapewniłam go przypominając sobie, że jestem w więzieniu o zaostrzonym rygorze. – Nigdy nikogo nie zabiłam. Oprócz jednego gościa, ale on się tego spodziewał.
154
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Moje słabe poczucie humoru zdawało się rozluźnić Neila. Echo uśmiechu rozciągnęło jego usta. - W ogóle się nie zmieniłaś. Przygryzłam dolną wargę. - To prawdopodobnie źle, co? - Bynajmniej. Zostawił mnie zastanawiającą się nad jego odpowiedzią i poszedł po kawę, a ja zaczęłam uważnie studiować teczkę Reyesa, inaczej zwaną jako Święty Graal.
155
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział dw unasty
R eyes Farrow. Perfekcja to brudna robota, ale ktoś musi ją wykonywać. - CHARLOTTE JEAN DAVIDSON
- Znasz go? – zapytał Neil jakąś godziną później. Czytałam. Rozmawialiśmy. Dzwonił Garrett. Zignorowałam go. Dużo się dowiedziałam. Jakiś miesiąc wcześniej na spacerniaku wybuchła walka i więźniów natychmiast spacyfikowano. Każdy miał położyć się na ziemi. Kiedy jeden z osadzonych, duży zdziecinniały mężczyzna, z którym zaprzyjaźnił się Reyes zdezorientował się i nie położył na ziemi, strażnik z jednej z wieżyczek przygotował się do oddania strzału ostrzegawczego. Reyes to zobaczył i rzucił się na przyjaciela, aby pociągnąć go na ziemię, bo myślał, że strażnik chciał go zastrzelić. Zamiast niewinnego zagrzebania się w błocie jakie było w planach, pocisk odnalazł czaszkę Reyesa i przebił płat czołowy. Od tamtego czasu mężczyzna pozostawał w śpiączce. Spojrzałam w górę i ponownie skupiłam się na pytaniu Neila. - Tylko z powodu jednego incydentu, który zdarzył się, gdy byłam w liceum – powiedziałam. Opowiedziała mu o nocy, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Reyesa, o tym jak mężczyzna, którego podobno zabił, znęcał się nad nim fizycznie. Neil nie wydawał się być zaskoczony. Zamknęłam teczkę i popatrzyłam w jego szare oczy. – Tak między nami – powiedziałam pochylając się do przodu, aby oświadczenie brzmiało bardziej osobiście. – Jak między starymi przyjaciółmi – doprecyzowałam. – Co o nim wiesz? Co o nim myślisz? – Postukałam palcem w teczkę. – Czego tutaj nie ma? Neil oparł się wygodnie w fotelu, poprawił kołnierz i westchnął długo i przeciągle. - Gdybym ci powiedział nie uwierzyłabyś mi. To było obiecujące. 156
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Założę się, że bym uwierzyła – powiedziałam mrugając jednym okiem. Patrzył na mnie dobrą minutę zanim odpowiedział. A kiedy to zrobił zrozumiałam zbyt dobrze, że robił to niechętnie. Naprawdę wątpił, bym mu uwierzyła. Gdyby tylko wiedział… - Kiedy Farrow dostał się tu po raz pierwszy, około tydzień po tym, gdy przeniesiono go z aresztu wydarzyło się coś dziwnego – powiedział spoglądając w dół i studiując zapięcie swojego zegarka. – Gang południowców przysłał trzech swoich żołnierzy, by go zabili. Dlaczego? Nie mam pojęcia, ale gdy południowcy atakują ludzi, to oni umierają. Na czas. Mój klatka piersiowa skurczyła się, a zęby zazgrzytały o siebie, gdy próbowałam nie zareagować na to, co powiedział mi Neil. To mogło zdradzić co tak naprawdę myślę o Reyesie. - Skończyło się w tym samym momencie, co się zaczęło – ciągnął, a jego twarz ciemniała, kiedy rekonstruował wspomnienia i łączył w całość to, co wiedział. – Byłem wtedy zwykłym strażnikiem, prosto po szkoleniu, świeży narybek. Niemal zlałem się w portki, kiedy zobaczyłem tych mężczyzn zmierzających po Farrowsa, nie to, żebym wtedy nie wiedział, kim on był. Wezwałem posiłki, ale nim skończyłem mówić trzej południowcy leżeli na ziemi, w kałuży z własnej krwi, a ten dwudziesto-kilku latek… nie wiem… kucał na stole, gotowy, by skoczyć na każdego, kto by się zbliżył i spoglądał na współwięźniów bez żadnych emocji, w ogóle bez strachu. Siedziałam nieruchomo jak głaz, ledwie oddychając, kiedy patrzyłam jak opisywane wydarzenia odgrywają się w moim umyśle. Neil pokręcił głową i spojrzał na mnie, jego twarz odzwierciedlała mieszaninę ulgi i szacunku. - Nie był bardziej zdyszany niż ja teraz. Ja ledwo dostrzegłem przebłysk tego, co się stało, ale… - Ale? – ponagliłam go ledwo mogąc znieść moją ciekawość. - Ale… on nie ruszał się, jak poruszał się zwykły mężczyzna, Chalrey. Był rozmyciem, tak szybkim, że niemal niemożliwym dla zarejestrowania przez moje oko. Potem przykucnął na stole jak zwierzę, potężne i niebezpieczne. – Neil znowu pokręcił głową, jakby nie wierząc temu, co widział na własne oczy. – W taki właśnie sposób zarobił na swoje imię. - Jakie imię? – zapytałam jeszcze bardziej zaintrygowana. 157
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Po tym nikt nigdy go nie dotknął – kontynuował. – Przez te wszystkie lata jakie tu spędziłem, nigdy nie wiedziałem czegoś podobnego. On jest legendą dla tutejszych, prawie bóstwem. Przysunęłam się bliżej biurka, prawie się śliniąc. - Wspominałeś o imieniu. - Prawda – powiedział powracając do mnie swoją uwagą. – Nazywają go El Aliento del Diablo. - Oddech diabła – powiedziałam po angielsku. - Mówiłem ci, że będzie trudno w to uwierzyć – powiedział z ciężkim westchnieniem, wyraźnie czekając, abym wróciła do tej historii. - Neil, nie wątpię w ani jedno słowo z tego, co powiedziałeś – Kiedy na jego twarzy zaczęło malować się zdziwienie, dodałam: - Widziałam coś podobnego, w noc, kiedy go spotkałam. Sposób w jaki się poruszał. Sposób w jaki szedł. - Dokładnie – powiedział Neil wskazując na mnie wielokrotnie. – Nie do końca… nie do końca… - …ludzko – dokończyłam za niego. Spojrzał na teczkę w moich dłoniach. - Choć myślę, że on jest wystarczająco ludzki. Nic nie mogłam na to poradzić, że przycisnęłam do piersi dokumenty, żeby zatrzymać każdy szczególik dotyczący Reyesa Alexandra Farrowa. - Chyba. – Reyes był jak enigma, surrealistyczny i mistyczny. - Wiesz, niezbyt cię lubiłem, gdy byliśmy w liceum – powiedział Neil przywracając mnie do teraźniejszości. Hmm, przynajmniej był szczery. - Wiem – powiedziałam przepraszająco. – Ja też cię jakoś niezbyt lubiłam. - Nie lubiłaś? – wydawał być się zaskoczony. - Nie. Przykro mi. - Tak, mnie też. Kiedyś myślałem, że byłaś wariatką. - A ja myślałam, że byłeś aroganckim draniem. - Byłem aroganckim draniem. - Och tak, racja – powiedziałam tłumiąc smutny chichot.
158
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Ale ty nie byłaś wariatką, prawda? – Pokręciłam głową wdzięczna za troskę. – Pozwolę ci go zobaczyć, jeśli chcesz. – Moje serce pogubiło rytm i wydawało się fizycznie zwiększyć objętość w mojej klatce piersiowej. – Ale muszę ci powiedzieć, Charley, że nie będzie to przyjemny widok. Jego mózg obumarł. – Tak szybko jak stanęłam na nogi, tak szybko podłoga wydawała się wyślizgiwać mi się spod stóp. Śmierć mózgu? Jak to możliwe? – Jest tak, odkąd to się stało – dodał. Wstał i obszedł biurko dookoła, po czym położył mi dłoń na ramieniu. – Przykro mi to mówić, ale planujemy zakończyć to w przeciągu trzech dni. - Masz na myśli wyciągnięcie wtyczki? – zapytałam. Zalała mnie fala paniki. Próbowałam przełknąć, ale moje gardło nagle wyschło na wiór. Usta Neila wygięły się w żalu. - Przykro mi, Charlotte. Bez krewnych, którzy mogliby to podważyć… - Ale co z jego siostrą? - Siostrą? Farrow nie ma żyjących krewnych. Zgodnie z informacjami zawartymi w tych aktach on nigdy nie miał rodzeństwa. - Nie. To nie w porządku – powiedziałam ponownie otwierając teczkę i sortując papiery. – Tamtej nocy miał siostrę. - Widziałaś ją? – Jego głos był pełen nadziei. Nie chciał śmierci Reyesa podobnie jak i ja. Wiedząc, że w tych aktach nie będzie nic na temat jego siostry przerwałam poszukiwania i zamknęłam teczkę. - Nie – powiedziałam starając się nie dać się pożreć rozczarowaniu. – Gospodyni mi powiedziała. Z westchnieniem rezygnacji Neil opadł na krzesło obok mnie. - Musiała się mylić.. *** Kiedy jechałam do Zakładu Opieki Długoterminowej w Santa Fe, gdzie trzymali Reyesa, w głowie kręciło mi się od nadmiaru informacji, które starałam się posegregować w małe kolorowe foldery, by nie pomieszało się to, czego się dowiedziałam. Reyes kontynuował naukę i rok po wyroku dostał dyplom z kryminologii. Następnie, co dziwne, 159
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
przerzucił się na komputery. Miał magistra z komputerowych systemów informatycznych. Rozwijał się. Gdyby wyszedł byłby produktywnym, płacącym podatki członkiem społeczeństwa. A teraz mieli zamiar go zabić. Neil wyjaśnił mi, że jedynym sposobem powstrzymania państwa było zdobycie nakazu, a do tego trzeba było mieć cholernie dobry powód. Gdybym tylko mogła odnaleźć jego siostrę... Kiedy otworzyłam telefon, by zadzwonić do Cookie, w tym samym momencie postanowił zadzwonić przypisanym do niej dzwonkiem Roda Stewarta „Do Ya Think I’m Sexy?51”. Odebrałam, a Cookie zapytała: - No i? - On jest w śpiączce. - Nie mów. - Mówię. A oni mają zamiar wyłączyć system podtrzymywania życia w przeciągu trzech dni, Cook. Co ja mam robić? – Emocje tak starannie utrzymywane w ryzach w biurze Neila zagroziły wybuchem. Mocno walczyłam, aby je stłumić za pomocą technik głębokiego oddychania, jakich nauczyłam się z mojej płyty DVD z Yogą. - Co możemy zrobić? Gossett powiedział ci coś? - Muszę znaleźć siostrę Reyesa. Tylko ona jest w stanie to powstrzymać. I nie to, że ja się poddam. Zaszantażuję wujka Boba. Może on coś zrobi. – Nie miałam zamiaru stracić Reyesa bez walki. Znalezienie go po tych wszystkich latach... musiał być jakiś powód. - Szantaż będzie dobry – powiedziała Cookie. Świat stał się zielony, kiedy zaparkowałam samochód na parkingu, który bardziej przypominał angielski ogród. Zanim rozłączyłam się zleciłam Cookie kolejną robotę. Według artykułu jaki czytałam w nocy, Reyes spędził trzy miesiące w szkole Yucca High. Może jego siostra też tam była. Musiałam dostać listy wpisowe. Cookie poszła szukać list, a ja wysiadłam i udałam się do wnętrza wspaniałego zakładu opieki medycznej. To na pewno było lepsze niż więzienne ambulatorium. Wymyśliłam, że nie mogli w więzieniu opiekować się mężczyzną w śpiączce, więc przenieśli
51
Myślisz, że jestem seksy?
160
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
go tutaj. Neil telefoniczne uprzedził o moim przyjeździe i powiedział pracownikowi resocjalizacyjnemu pilnującemu Reyesa, że złożę mu wizytę. Kiedy szłam korytarzem do dyżurki pielęgniarek, oficer stał we wnęce w głównym korytarzu flirtując z jedną z pielęgniarek. Nie mogłam go winić. Pilnowanie więźnia w śpiączce nie było najbardziej ekscytującą pracą na świecie. A flirtowanie było zabawne. Wyprostował się kiedy podeszłam, a pielęgniarka szybko oddaliła się do swoich obowiązków. - Witam panią – powiedział do mnie unosząc niewidzialny kapelusz. – To pani musi być Davidson. - To ja. Mniemam, iż pan Gossett uprzedził o moim przybyciu. - Rzeczywiście tak zrobił. Nasz chłopak jest tam – dodał wskazując na przesuwane szklane drzwi ustawione w poprzek sali, na końcu której była niebieska kurtynka zapewniająca prywatność. Nieco zdziwiony oficer nie prosił o legitymację, więc udałam się wprost do drzwi. Cóż, większość mnie ruszyła w tym kierunku. Moje buty pozostały twardo przyczepione do podłogi. Co znajdę kiedy już tam wejdę? Czy wygląda tak samo? Czy bardzo się zmienił przez ostatnie dziesięć lat pobytu w więzieniu? W ciągu tych dwunastu lat od kiedy go pierwszy raz widziałam? Czy więzienie odcisnęło na jego wyglądzie swoje piętno? Czy twardość bardzo wpływała na ludzi, którzy dużo czasu spędzali w pasiakach? Oficer zdawał się rozpoznać moją konsternację. - Nie jest tak źle – powiedział, sympatia zmiękczyła jego głos. – Ma rurkę do oddychania. To chyba najgorsze. - Znasz go osobiście? - Tak, proszę pani. Prosiłem o ten przydział. Reyes uratował mi życie podczas więziennych zamieszek. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie on. Przynajmniej tak mogę się odwdzięczyć, rozumie pani? Moje gardło ścisnęło się i chciałam zapytać o więcej, ale coś nagle zaczęło mnie ciągnąć do pokoju Reyesa, jakby grawitacja w tamtym miejscu wzrastała wykładniczo. Zrobiłam krok, a oficer znów uniósł swój niewidzialny kapelusz i udał się w kierunku automatu do kawy.
161
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Kiedy przekroczyłam próg, rozejrzałam się po sali, w razie jakby Reyes znajdował się w tym pokoju w swojej bezcielesnej formie. Byłam nieco rozczarowana, gdy go nie zobaczyłam. Był całkiem cielesny. Dostrzegłam go na łóżku. Leżał tam, Reyes Farrow, mocny i prawdziwy, jego ciemne włosy i ciemna karnacja skóry odcinały się pod białą pościelą. Grawitacja znowu mnie pochwyciła, tylko tym razem koncentrowała się na nim. Kiedy podeszłam bliżej, do samej krawędzi łóżka po raz drugi w życiu zobaczyłam absolutną doskonałość. Rurka do oddychania była umocowana w okolicy tchawicy i miał bandaż owinięty wokół głowy. Jego zmierzwione włosy, grube i ciemne wymykały się spod bandaża i opadały na czoło. Trzydniowy zarost obsypywał szczękę, a rzęsy długie i grube rzucały cień na policzki. I wtedy mój wzrok spoczął na jego ustach, zmysłowych, wyrzeźbionych i niemożliwych do zapomnienia. Jedyny dźwięk w pomieszczeniu pochodził od maszyny tłoczącej powietrze. Nie wydobywał się żaden pisk z maszyny monitorującej bicie serca, chociaż takowa była podłączona, a na jej ekranie pojawiały się ciągłym strumieniem tylko linie i numery. Podeszłam bliżej, moje biodra były przy jego ramieniu. Rękawy bladoniebieskiej szpitalnej koszuli były krótkie i mogłam zobaczyć twarde mięśnie, napięte nawet we śnie. Miał tatuaż, który oplatał jego opalony biceps, nadając mu wyraz piękna. Plemienny wzór jako dzieło sztuki, z wdzięcznymi liniami i zmysłowymi krzywiznami. Linie i krzywizny, które miały jakieś znaczenie. Widziałam je już wcześniej. Były starożytne, tak stare jak czas. I ważne. Ale dlaczego? Moje serce i umysł miały trudności z pogodzeniem się z faktem, że to rzeczywiście Reyes Farrow znajduje się w tym łóżku, leży tam jednocześnie wrażliwy i potężny. Kolana mi zmiękły i zaczęłam się zastanawiać jak długo jeszcze będę mogła stać w jego obecności o własnych siłach. Po tym całym czasie wydawał się być jeszcze bardziej surrealistyczny niż w moich snach. Piękniejszy niż w moich fantazjach. Jego szeroka pierś unosiła się i opadała w takt maszyny. Przeciągnęłam palcami po jego ramieniu, parząc się. Szybki rzut oka na wykres wiszący na ramie jego łóżka potwierdził mi jego idealną temperaturę 36,60C, mimo to jego gorączka była tak prawdziwa, jakbym stała naprzeciw pieca.
162
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Nawet w spoczynku wyglądał na dzikiego i nieokiełznanego, jak coś niemożliwe do oswojenia, do powstrzymania na dłuższą metę. Pokonując żar dotyku jego skóry położyłam rękę na jego ramieniu i się pochyliłam. - Reyesie Farrow – powiedziałam, a mój głos drżał ze wzruszenia. – Proszę obudź się. – Nie obchodziło mnie to, co mówiło państwo; Reyes nie był bardziej martwy niż ja. Jak w ogóle mogli rozważać odłączenie go od maszyn podtrzymujących życie? – Chcą odłączyć tę maszynerię, jeśli się nie obudzisz. Rozumiesz? Słyszysz mnie? Mamy trzy dni. Rozejrzałam się po pokoju mając nadzieję, że pojawi się gdzieś tu w bezcielesnej formie. Nadal nie wiedziałam dokładnie czym on był, ale zdecydowanie był czymś więcej niż tylko człowiekiem. Wiedziałam to bez cienia wątpliwości. Musiałam odnaleźć jego siostrę. Musiałam to zatrzymać. - Wrócę – wyszeptałam. Ale zanim mogłam wyjść, pochyliłam się jeszcze bardziej i przyłożyłam wargi na jego ust. Pocałunek parzył, ale wytrwałam w nim klika uderzeń serca, rozkoszując się czuciem gorąca warg na moich. Próbowałam się podnieść, aby zakończyć pocałunek, ale nagle zaczęły napływać do mnie obrazy. Zaczęłam przypominać sobie nasze noce w ciągu ostatniego miesiąca. Jego ręce obejmujące moje biodra, moje nogi oplecione wokół niego, jakby trzymające się życia, a on wpychający się do wewnątrz, wysyłający tym ku mnie fale niewyobrażalnej przyjemności. Przypomniał mi się pocałunek w biurze Cookie, jak pokierował moją rękę, jak trzymał mnie, gdy moje kolana zmiękły pod moim ciężarem. Wtedy przypomniałam sobie tę noc, dawno temu. Kiedy jego ojciec uderzył go, a on stracił przytomność na kilka sekund. Przypomniałam sobie spojrzenie jego oczu, gdy rzucił się do ataku. Gniew. Skierowany nie na ojca, ale na mnie! Spojrzał na mnie. Przez ułamek sekundy widział mnie, a gniew z niego kipiał. Wtedy przypomniałam sobie kubek przy ustach, mokry ręcznik na głowie i ramię podtrzymujące mnie, kiedy wracałam do rzeczywistości, zastanawiając się gdzie podziały się moje kości. - Wszystko w porządku? Pani Davidson? - Masz – powiedziała kobieta. – Wypij to kochanie. Zaliczyłaś upadek. Napiłam się zimnej wody i otworzyłam oczy, aby zobaczyć pracownika resocjalizacyjnego z pielęgniarką stojących nade mną. Oficer trzymał mokry ręcznik na moim czole, podczas gdy siostra próbowała namówić mnie do wypicia większej ilości wody. 163
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Wynieśli mnie na krzesło na zewnątrz pokoju i starali trzymać mimo tego, że moje bezwładne ciało uparcie dążyło ku płytkom na podłodze. - Niestety – powiedziała pielęgniarka. – Trzymasz ją? - Trzymam, ona po prostu wyślizguje się w mojego uścisku. Jest jak naprawdę ciężkie spaghetti. - Co? – zapiszczałam powracając do przytomności. – Jak to ciężka? Co się stało? Spoglądałam w górę w radosne oczy oficera i wzięłam kolejny łyk, kiedy on wyjaśnił: - Albo znowu zemdlałaś, albo chciałaś z bliska przyjrzeć się pęknięciom płytek. Tak czy inaczej znowu walnęłaś w ziemię. - Poważnie? Przytaknął. - Może nie powinnaś starać się z nim baraszkować – zasugerował. Skąd o tym wiedział? - Pocałowałam go tylko na pożegnanie. Oficer prychnął i wymienił z pielęgniarką porozumiewawcze spojrzenia. - Dla mnie to tak nie wyglądało. Prawdopodobnie nie. Ale co się stało? Czy Reyes Farrow mógł przejąć nade mną kontrolę nawet znajdując się w pieprzonej śpiączce? Miałam przesrane. - O mój Boże! – powiedziałam podskakując na krześle. Po dziwnej chwili, która zbytnio przypominała mi świętowane w nocy po ukończeniu szkoły – z basenem, do którego narzygałam – zatoczyłam się z powrotem do pokoju Reyesa, podziwiając jego piękno przez jeszcze kilka minut, dałam mu szybki pocałunek na do widzenia – w policzek – następnie pośpieszne wyszłam ze szpitala, dziękując i machając na pożegnanie oficerowi i pielęgniarce. Musiałam odszukać siostrę Reyesa, a czas uciekał. *** - Zemdlałaś? Westchnęłam do telefonu i czekałam kiedy Cookie przełknie zaskoczenie. Nie miałam pojęcia dlaczego jeszcze cokolwiek ją zaskakiwało. - Doszukałaś się list wpisowych z ogólniaka Reyesa? 164
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Jeszcze nie. Odleciałaś? Całując go? - Czy jest jeszcze coś, co powinnam wiedzieć? - Cóż, przejrzałam te pendrivy. Wszystkie są pana Barbera. Nie ma na nich nic odnośnie spraw, które prowadził. - Cholera. Będę musiała porozmawiać o tym z Barberem. – Tak przy okazji to gdzie byli moi prawnicy? – I będę musiała odnieść te peny zanim sekretarka zorientuje się, że ich brakuje. – Zanim się rozłączyłam poprosiłam jeszcze Cookie, aby sprawdziła czy sekretarka prawników, pani Nora, ma zamiar iść dzisiaj do biura. Na szczęście nie miała tego w planach. W takim razie skoro się tam nie pojawi to nie odkryje też braku pendrivów. Kiedy zaparkowałam Misery na parkingu pod Causeway, inaczej zwanym słodkim domkiem, mój telefon zaczął grać dziewiątą symfonię Beethovena. Wujek Bob powiedział mi, że znają tożsamość i adres strzelającego. Albo faceta, o którym myśleli, że był napastnikiem. Ja bardzo chciałam, aby przynajmniej jeden z prawników widział strzelającego, byśmy mieli pewność, że mamy właściwego gościa. Ponoć facet pracował dla Noniego Bachicha, właściciela lokalnego sklepu z częściami samochodowymi. Noniego znałam osobiście i nigdy nie angażował się w coś takiego, więc tam musiał istnieć jakiś haczyk. Ale i tak nie dowiemy się niczego, dopóki nie dotrzemy do rzekomego strzelającego. Wujek Bob był w drodze, by tego dopilnować. Z połową sił policyjnych jako wsparciem. Oczywiście ja nie mogłam przegapić całej zabawy. Byłam w stanie powiedzieć czy facet był winny, czy nie w przeciągu jednego mrugnięcia. To była część mojej istoty Ponurego Żniwiarza, jak się domyślałam. Problem pojawiał się kiedy gość był winny z powodu mnóstwa innych przestępstw. Wina była winą. Czasami ciężko było powiedzieć z powodu jakiego przestępstwa. Ale mimo to mogłam próbować. Dostałam adres, zawróciłam i pojechałam do kompleksu apartamentów w południowej strefie działań wojennych, gdzie rezydował pan Julio Ontiveros. Zespół policyjny był nadal przecznicę stąd, przygotowując się do działania. Najwyraźniej mieli bardzo solidny cynk, że Julio spał w środku. Musiał ostro balować w nocy. Stanęłam pomiędzy SUV-em wujka Boba, a jakimś samochodem patrolowym, przełączyłam komórkę w tryb cichy – ponieważ nie było nic gorszego niż dzwoniący telefon w środku akcji, wszyscy na ciebie patrzą takim znaczącym wzrokiem – następnie udałam się na poszukiwanie Wubka. 165
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Dziewięćdziesiąt dziewięć procent czasu nie przejmowałam się tym, że traktowali mnie jak odmieńca – stąd motywacja do doskonalenia mojego zabójczego spojrzenia. Ale dzisiaj wszystkie fajne dzieciaki zwijały się. Czułam się jak dziewczyna, która na wystawnym przyjęciu pojawiła się w dżinsach i koszulce Pink Floydów. Znałam to uczucie prawdopodobnie dlatego, że kiedyś tak zrobiłam. Znalezienie Wubka obok innego samochodu patrolowego przyniosło ze sobą krzyk zbliżającego się Garretta Swopesa. Zdusiłam w sobie ukłucie żądła zazdrości, kiedy zdałam sobie sprawę, że Wubek musiał zadzwonić do niego w pierwszej kolejności. Pomagałam temu facetowi w rozwiązywaniu spraw odkąd skończyłam pięć lat, a on najpierw zadzwonił po Swopesa? Zalała mnie fala agresji, strosząc moje piórka, stawiając dęba moje piórka, niezależnie od tego, gdzie one były. Czy nieco uznania to tak wiele, o co proszę? Trochę nepotycznego faworyzowania? Wujek Bob jak zwykle wisiał na telefonie, a Garrett spojrzał na mnie zza otwartego bagażnika samochodu patrolowego, troska mignęła w jego oczach. Z przekleństwem na ustach uświadomiłam sobie, że ból w żebrach i w biodrze powodują widoczną kulawiznę. Zacisnęłam zęby, wyprostowałam kręgosłup i starałam się iść tak prosto, jak to tylko możliwe. Potem musiałam się zmusić, by się troszkę rozluźnić, z obawy, że mój chód wygląda nieco jak robo-taniec z lat osiemdziesiątych. - Nie mogę uwierzyć, że nie masz złamanych dwudziestu siedmiu żeber – powiedział Garrett, kiedy przeszłam obok niego w moim robo-stylu. - Nie mam dwudziestu siedmiu żeber. - Jesteś pewna? – zapytał wpatrując się w moją klatkę piersiową. – Może powinienem je policzyć? Już czując łaskotki owinęłam się ramionami, aby się ochronić. - Tylko jeśli chcesz stracić rękę – ostrzegłam, chociaż w dżinsach i białym podkoszulku, na który nałożył kamizelkę kuloodporną wyglądał raczej apetycznie. Bardzo męsko. – Ale nie martw się – ciągnęłam dalej. – Na pewno nauka liczenia zaprocentuje w przyszłości. Uśmiechnął się dopinając kamizelkę. - Na pewno. - Dobra, idę dalej. - Dlaczego? 166
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Bo mogę. I ciebie tam nie ma. - Och. Nie daj się zastrzelić. Parsknęłam – tak jakby – i pokuśtykałam dalej. - I nie spadnij z niczego – wycedził scenicznym szeptem. Był taki zabawny. Zajęłam pozycję za kompleksem mieszkalnym zaraz obok fajnego policjanta imieniem Rupert, gdy usłyszeliśmy jakby wystrzał dochodzący z wnętrza. Rupert wkroczył do akcji. Przeskoczył przez ogrodzenie i ruszył ku tylnemu wyjściu, po czym gwałtownie zatrzymał się dociskając się do budynku z czerwonej cegły z bronią przygotowaną do strzału. Rupert był taki młody. Jako starsza i mądrzejsza wybrałam wejście przez otwartą bramkę, znajdującą się kilka stóp dalej. Biorąc sobie do serca radę Garretta, by nie zostać zastrzeloną... rozważyłam ją ponownie... przykucnęłam i wycofałam się w głąb ogródka. Dwanaście sekund później leżałam rozciągnięta w błocie, łapczywie łapiąc powietrze. Wydawało się, że podejrzany zauważył poruszenie w okolicach jego budynku. I z jakiegoś powodu, kiedy został otoczony przez policjantów z błyszczącymi odznakami zdecydował się pójść po linii najmniejszego oporu, jaką była nieuzbrojona laska - pomimo jej postawy. Jeszcze miałam czas, aby podziwiać ładnie ukształtowany tyłek Ruperta, zanim duży, zakapturzony łobuz zdecydował, aby zrobić dziurę w porządku wszechświata i mnie rozerwać. Mocno walnęliśmy na ziemię, a ból w moich żebrach spowodował, że dostrzegłam białe światło gorących gwiazd... i strach. Jego strach. I jego niewinność. On nikogo nie zastrzelił. Cholera.
167
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział trzynasty
G rzeczne kobiety rzadko przechodzą do historii. - LAUREL THATCHER ULRICH
Moje techniki pracy jako prywatnego detektywa nigdy nie staną się legendą. Nigdy nie trafią do podręczników kryminologii, czy na sale wykładowe wyższych uczelni. Ale ja z pewnym naciskiem czułam, że mogłam mieć silną pozycję w negocjacjach. Jeśli nie mogłam być dobrym przykładem, przynajmniej mogłam być poważnym ostrzeżeniem. Próby położenia łapek na listach wpisowych i dziennikach klasowych w liceum Reyesa przez Cookie spełzły na niczym. To zdarzało się rzadko, a jednak. Coś z zasadami prawa i poufnością. Mając to na uwadze poszłam na posterunek policji, cel był moim przewodnikiem. Przewodnictwo to było prawdopodobnie zbyt wielkim ciężarem na moje posiniaczone i spuchnięte ramię, ale zignorowałam ostrzeżenia i podejrzane spojrzenia wycelowane w moją osobę, i poszłam prosto w kierunku pokoju przesłuchań. I wtedy usłyszałam: - Psssst. Zwolniłam i rozejrzałam się po posterunku. Z mojego punktu widzenia nic tylko biurka i mundury. Potem spojrzałam w stronę toalety. Starsza latynoska w lekkiej kwiatowej sukience skinęła na mnie krzywym palcem. Miała czarną, koronkowa chustę owiniętą wokół głowy i ramion, i mogłam się założyć o moje ostatnie drobne, że robiła tortillę jak nikt inny na świecie. Kiedy jeszcze była żywa, oczywiście. Tak naprawdę nie miałam czasu na rady od zmarłych, ale nie mogłam odmówić. Nigdy nie potrafiłam odmówić. Raz jeszcze rozejrzałam się po posterunku i przeszłam do damskiej toalety, z chłodem i nonszalancją, właściwie nie wiem dlaczego. Przecież odpowiadanie na wezwanie natury nie było niczym nielegalnym. Ale pięć minut później
168
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
wyszłam w taki sam sposób. Tylko tym razem byłam uzbrojona po zęby – w przenośni – i gotowa do targowania się. Zauważyłam wujka Boba stojącego przy drzwiach do pokoju obserwacyjnego. Kiedy ruszyłam do nich rozprawiał o czymś z sierżantem Dwightem. - Chcę zawrzeć umowę – przerwałam im. Dwight spojrzał na mnie. Wubek uniósł brwi w zainteresowaniu. - Jakiego rodzaju umowę? - Julio Ontiveros nie zastrzelił naszych prawników. – Wina spływała po osobie. Mogłam ją wyczuć na milę. A Julio Ontiveros nie był winnym człowiekiem. Przynajmniej nie był winny morderstwa. A to, co brzmiało jak wystrzał wewnątrz jego apartamentu, w rzeczywistości było strzałem gaźnika jego motocykla. Najwyraźniej wprowadził go do środka, żeby nikt go nie ukradł. Sprytny dzieciak. - Świetnie – powiedział sierżant Dwight przewracając oczami. – Cieszę się, że mamy ciebie, byś mogła mówić nam te rzeczy. Ale brwi wujka Boba zrobiły się skośne, podbródek obniżył się, a on sam przysunął się bliżej. - Jesteś pewna? – zapytał z niedowierzaniem sierżant. Wujek Bob, w rzadkiej chwili wrogości rzucił ostre jak brzytwa spojrzenie w kierunku Dwighta, które zmroziłoby nawet mrozoodporne odmiany kwiatów. Dwight zacisnął szczękę, nic nie powiedział, odwrócił się od nas i wszedł do pokoju obserwacyjnego, po czym zaczął przyglądać się podejrzanemu przez weneckie lustro52. - To jest dość ważna sprawa, Charley. Potrzebuję, abyś była pewna. Góra bardzo ciśnie w tym przypadku. - Zawsze jest ważna sprawa. Chcę, żebyś przypomniał sobie ostatni raz, kiedy nie miałam racji. Wubek pomyślał chwilę, po czym pokręcił głową. - Nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnio się pomyliłaś. - Dokładnie. 52
Lustro fenickie (w języku ogólnym nazywane lustrem weneckim) – odmiana lustra, która odbija część światła, a część przepuszcza (pomijając światło pochłonięte). Praktycznie polega to na tym, że z jednej strony wydaje się być zwykłą szybą, z drugiej natomiast zwykłym lustrem. Najbardziej znanym użyciem lustra fenickiego są okazania świadkom osób podejrzanych.
169
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Ach, prawda. A twoja umowa? Wubek zaraz to pokocha. - Jeśli uda mi się dzisiaj, teraz, nakłonić go, by wyznał jaką miał w tym wszystkim rolę i dodam do tego dowody przeciwko prawdziwemu strzelającemu, będziesz musiał zrobić dla mnie dwie rzeczy. - To powinno być dobre – powiedział. - Potrzebuje byś powstrzymał państwowy nakaz o odłączeniu wtyczki sprzętu podtrzymującego życie pewnego więźnia w śpiączce. Jego brwi pojechały ku górze. - Na jakiej podstawie? - To część numer jeden – powiedziałam wzruszając ramionami. – Będziesz musiał coś wymyślić. Cokolwiek, co będzie trzeba, wujku Bobie. - Zrobię, co będę mógł, ale… - Żadnych „ale” – powiedziałam przerywając mu i unosząc w górę palec. – Po prostu obiecaj, że spróbujesz. - Masz moje słowo. A druga sprawa? - Potrzebuję, żebyś wrócił ze mną do liceum. I zabrał ze sobą swoją odznakę. Po kilku sekundach wstrząs zaskoczenia rozszerzył jego oczy i powiedział: - Przyjmuję, że wytłumaczysz to wszystko później. - Z krzyżem na piersi – powiedziałam robiąc wyżej wymienioną czynność palcem wskazującym. – A teraz zajmijmy się tym gościem i przekonajmy się, co on wie. Sierżant Dwight słysząc naszą rozmowę parsknął z powodu czegoś, co wydawało się mu moją arogancją. Zirytowane westchnienie wymknęło się z moich ust. - To nie potrwa długo – powiedziałam do wujka Boba. Nie mogąc stać i nic nie robić, sierżant Dwight odwrócił się do nas. - Chyba nie zamierzasz wpuścić jej tam i przez to poważnie zagrozić całemu dochodzeniu, prawda? – Kiedy Wubek tylko stał w zamyśleniu, dość skutecznie ignorując zirytowanego mężczyznę, Dwight zazgrzytał zębami i stanął tuż przed twarzą Wubka. - Davidson – powiedział, oczekując odpowiedzi. Nie miałam na to czasu. Podczas gdy wujek Bob zajmował się Dwightem, ja weszłam do pokoju obserwacyjnego i przyglądałam się panu Ontiverosowi przez weneckie lustro. Drugi oficer znajdujący się w pokoju odwrócił się ku mnie ze zdziwieniem. Oczywiście 170
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
zignorowałam go. Julio siedział w małym, wydzielonym obszarze naprzeciw sali obserwacyjnej, wiercił się na krześle i spoglądał w lustro. Miał typową fryzurę łobuza – wygolone na bokach włosy, trochę dłuższe u góry – a jego postawa była ostateczna. Ale strach sączył się z każdego pora jego ciała. Nie był tak całkiem niewinny, ale też nikogo nie zastrzelił. Jego strach wynikał z myśli o pójściu do więzienia za coś, czego nie popełnił. Wydawało się, że ostatnio często zdarzały się takie przypadki. Odwróciłam się i mrugnęłam do Yesenii, latynoski z którą rozmawiałam w damskiej toalecie, a która przy okazji okazała się być ciotką Julio Ontiverosa. Stanęła czekając w rogu pokoju i uśmiechnęła się do mnie, kiedy wyszłam. - Jestem gotowa – rzuciłam do wujka Boba, przed wejściem do pokoju przesłuchań. Kiedy
zamykałam
drzwi,
usłyszałam
jak
Dwight
spieszy
się do
pokoju
obserwacyjnego, by móc patrzeć. Potem usłyszałam kolejne kroki podążające w tym samym kierunku. Najwyraźniej będziemy mieli publiczność. Mogą być rozczarowani. To nie potrwa długo. Julio siedział przykuty do małego, metalowego stołu. Spojrzał na mnie, jego oczy rozszerzył się w niedowierzaniu, a jego brwi na ułamek sekundy pojechały ku górze, zanim ponownie przejął kontrolę nad swoją twarzą. W stylu luzaka oparł się o krzesło. - Kim ty do ku… - Zamknij się – powiedziałam celowo podchodząc do niego. Oparłam się o biurko, jednocześnie ocierając biodrem o jego skuty nadgarstek i blokując mu widok na lustro, ale co ważniejsze, uniemożliwiając podsłuchiwanie mężczyznom w pokoju obserwacyjnym. Byłam
wystarczająco
blisko,
aby
usiąść
Ontiverosowi
na
kolanach.
Konieczna
niedogodność, ponieważ to, co miałam powiedzieć nie mogło zostać podsłuchane. Gdyby ktoś to usłyszał, wysłano by mnie do bardzo szczególnego miejsca, gdzie pokoje mają wyściełane ściany, a leki podawane są w małych, białych kubeczkach. Mogłam poczuć jak wujek Bob niepokoi się moją bliskością z, jak on to uważał, zimnokrwistym zabójcą. Ale ja wiedziałam lepiej. Wzięłam Julio z zaskoczenia. Przekształcając na moją korzyść sekundy jakie będą mu potrzebne na pozbieranie się, pochyliłam się do niego i zaczęłam mu szeptać do ucha. Nie miałam zbyt wiele czasu zanim wujek Bob wpadnie do pokoju, zaniepokojony o moje 171
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
bezpieczeństwo. Tylko kilka słów, dwa lub trzy krótkie zdania i Julio Ontiveros będzie sypał jak śnieg na wigilię. Modliłam się o dziesięć sekund. Dostałam je. - Nie mamy zbyt wiele czasu, więc bądź cicho i słuchaj. – Skorzystał z tej sytuacji grając twardziela na całej linii. Odwrócił się do mnie i wdychał zapach mojej skóry i włosów. – Przysyła mnie twoja ciotka Yesenia... – Zastygł w bezruchu. – I zdradziła mi lokalizację trzech rzeczy, których pragniesz najbardziej na świecie. Mogłam usłyszeć jak obraca się klamka przy drzwiach. Tak samo mogłam wyczuć wątpliwości unoszące się nad Ontiverosem, jego podziw dla mojej szyi ulotnił się niespodziewanie. Zawsze się tak działo, kiedy mówiłam o zmarłych. Odchyliłam się nieco i spojrzałam prosto w jego ostrożne oczy. - Jesteś pięć minut od tego, żeby wsadzili cię za potrójne morderstwo, a oboje, ty i ja wiemy, że tego nie zrobiłeś. Opowiedz jaką miałeś w tym rolę niczego nie ukrywając, a ja powiem ci, gdzie jest medal. Tak na początek. Z zaskoczenia zaczął szybko oddychać. To było jego pragnienie numer jeden. Pragnienie numer dwa było równie solidne, ale numer trzy będzie nieco trudniejsze do spełnienia, w większości dlatego, że ciotka Ontiverosa nie znała dokładnej lokalizacji trójeczki, tak samo jak ogólnego położenia. Ale wymyśliłam, że od tego miałam Cookie. W momencie, w którym skończyłam grę, wujek Bob wpadł przez drzwi, z ostrzegawczym wyrazem twarzy. Mrugnęłam do niego jednym okiem i odwróciłam się do Julia, wyciągając jednocześnie moją wizytówkę z tylnej kieszeni i wsuwając mu ją do ręki. - Masz moje słowo – powiedziałam przed wyjściem. Przeszłam z powrotem do pokoju obserwacyjnego i czekałam, aby sprawdzić czy połknął haczyk. Nie to, żebym mogła wiele zobaczyć. Mały pokój zdążył się napełnić. Połowa mężczyzn znajdujących się tam szukała mnie – wliczając w to rozwścieczonego Garretta Swopesa, który mógł mnie cmoknąć w moją apetyczną pupcię – a druga połowa stała już pod drzwiami pokoju obserwacyjnego. I wtedy to usłyszałam. - Będę mówił – zabrzmiał przez głośniki Julio. – Powiem wam co wiem, ale chcę status światka koronnego. Nikogo nie zabiłem i nie mam zamiaru iść za to siedzieć. Z błyskiem w oku odwróciłam się, by przybić piątkę ciotce Julia, Yesenii, kobiecie która go wychowała i postanowiła nie opuszczać ziemskiego padołu, dopóki on się nie wyplącze z tego gówna – to jej słowa – po czym wyszłam z posterunku z uśmiechem ulgi na 172
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
twarzy. Wujek Bob zadzwoni do mnie później, by zdać relację i wtedy będę mogła przedstawić mu szczegóły naszej umowy. W tym momencie byłam zmęczona i obolała, potrzebowałam długiej i gorącej kąpieli. Gdybym wiedziała, co mnie czeka w domu, moje potrzeby zostałyby przesunięte w bardziej zmysłowym kierunku. *** Z myślą o bąbelkach i kąpieli przy blasku świec, otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do swojego mieszkania, starając się nie przeszkadzać Cookie i Amber. Było późno. Słońce już od kilku godzin dryfowało po drugiej stronie świata, a ja nienawidziłam zarywać Cookie dwie noce z rzędu. Przed przyjściem do domu zatrzymałam się w biurze i dowiedziałam się tam, że Neil w zaskakującym akcie dobroci wysłał mi kopię akt Reyesa. Nie byłam pewna jak legalne to było, ale nie mogłam być bardziej wdzięczna nawet, gdyby ktoś dał mi zwycięski los Powerballa53. Do akt była przyczepiona notatka, na którą tylko rzuciłam okiem. Nie dostałaś tego ode mnie. Sprawdziłam wszystkie wiadomości, na wypadek gdyby Rosie, kobieta której pomagałam uciec od znęcającego się nad nią męża potrzebowała czegokolwiek, potem podkradłam trochę gulaszu z zielonego chili i pobiegłam przed parking do Causeway. Choć brak wiadomości od Rosie był dobrą wiadomością, to nie mogłam powstrzymać obawy pełzającej po moim kręgosłupie, że ona chciałaby zadzwonić, pomimo moich ścisłych zaleceń, aby tego nie robiła. Przemknęłam przez salon, by rzucić szybkie pozdrowienie dla pana Wonga, gdy nagle odwrócił się do mnie Reyes. Stał dumny i boski obok okna mojego salonu. Reyes Farrow. Ten sam Reyes, który leżał w śpiączce w szpitalu w Santa Fe, godzinę drogi stąd. Odwrócił się z powrotem, by gapić się przez to okno, dając mi czas, abym rozłożyła swoje graty na blacie w kuchni. Gdy już to zrobiłam podeszłam do niego. Przesunął się, spuścił potężne spojrzenie i przyjrzał mi się dokładnie. Choć był wyraźnie bezcielesny, zdawał się być zrobiony z gęstszej materii niż ludzkie mięso, bardziej solidny i nieustępliwy.
53
Powerball – loteria w USA, coś jak nasz Toto-Lotek
173
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Szukałam odpowiednich słów. Jakoś „jesteś zajebisty w łóżku” nie było tym, czego chciałam. W akcie desperacji wypaliłam z pierwszą rzeczą, jaka mi przyszła do głowy. - Za trzy dni chcą cię odłączyć od maszyny podtrzymującej życie. Spojrzał na mnie zaczynając od moich stóp i jego wzrok leniwie przesuwał się w górę. W wyniku tego przeszła mnie fala ciepłego mrowienia, poruszając każdą komórkę mojego ciała za pomocą energii, która rozpoczynała się w moim brzuchu, wirowała, skupiała się na samym jego dole, osłabiając moje ciało i zwiotczając moje kończyny. Walczyłam, aby się skoncentrować. - Musisz się obudzić – wyjaśniłam, ale on milczał. – Czy możesz przynajmniej zdradzić mi dane twojej siostry? – Jego spojrzenie zatrzymało się na moich biodrach zanim kontynuowało swoją podróż na północ. – Ona jest jedyną osobą, która może powstrzymać państwo. Wciąż nic. Wtedy przypomniałam sobie reakcję Rocketa na imię Reyesa w azylu. Jego strach. Podeszłam bliżej, ale uważałam, by pozostać poza zasięgiem ręki. Pomimo tego całe moje ciało drżało z powodu jego bliskości, błagając o jego dotyk w typowym odruchu Pawłowa54 tak, że każdy behawiorysta byłby ze mnie dumny. Musieliśmy porozmawiać. - Rocket boi się ciebie – powiedziałam chrapliwym głosem. Kiedy Reyes patrzył na Danger i Willa Robinsona55 zapytałam: - Nie skrzywdziłbyś go, prawda? – A potem jego palący i burzliwy wzrok odnalazł moje oczy. Choć staliśmy kilka stóp od siebie, jego ciepło przenikało do mnie. Bardzo próbowałam tego nie robić, ale zrobiłam o krok ku niemu. Miałam tak wiele pytań, tak wiele wątpliwości. W tym właśnie momencie, bardziej niż czegokolwiek innego, chciałam wiedzieć – brzmiało dosyć żałośnie – dlaczego nie odwiedził mnie wczorajszej nocy. Przychodził codziennie przez miesiąc, aż tu nagle nic, a moja niepewność rosła. Reyes zmarszczył czoło, jego brwi nad mahoniowymi oczami zjechały się w środek, po czym przechylił głowę na bok, jakby zastanawiał się o czym myślałam. 54
Warunkowanie pawłowowskie – Pawłow stwierdził, że podanie psu pokarmu do pyska wywołuje u niego wydzielanie śliny. Reakcję tę Pawłow nazwał odruchem lub reakcją bezwarunkową, ponieważ występuje ona bez uczenia się, w sposób niezmienny, utrwalony dziedzicznie; pokarm zaś jest bezwarunkowym bodźcem dla tej reakcji. Dzięki warunkowaniu klasycznemu można uzyskać reakcję wydzielania śliny na dowolny sygnał obojętny, wystarczy tylko regularnie go powtarzać w towarzystwie bodźca bezwarunkowego. 55 Oczywiście jak wszyscy pamiętają prezentację z 8 rozdziału, chodzi o piersi Charley.
174
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Tak bardzo, jak chciałam zadać własne pobłażliwe pytania, musiałam się upewnić, że Rocket nie był w niebezpieczeństwie z powodu Reyesa, choć nie mogłam sobie wyobrazić, dlaczego właściwie miałby być. - Gdybym poprosiła, naprawdę ładnie i z wisienką na wierzchu, to nie skrzywdziłbyś Rocketa? Jego spojrzenie opadło na moje usta, przez co nie mogłam złapać tchu, skoncentrować się, aby nie skoczyć na niego w tym momencie. Musiałam się skupić. - Mrugnij raz, jeśli się zgadzasz – zdążyłam powiedzieć zanim stracę resztki własnej godności i rzucę się na niego. Oczywistym było, że on jest bardzo niebezpieczną istotą, a ja dość mocno zaczęłam się zastanawiać, jakiego typu mógł być istotą. Może był jak ja i Rocket? Może urodził się dla powołania, pracy, ale gdzieś po drodze jego życie okazało się złe, i tak jak Rocket, Reyes nigdy nie był w stanie sprostać swoim obowiązkom? Moja samokontrola była coraz bardziej krucha. Gubiłam się w drobinkach złota w jego oczach. Czułam się jak dziecko zahipnotyzowane przez czarodzieja, zwabione przez niego samą siłą woli. Nagle odwrócił się łamiąc zaklęcie pod jakim mnie trzymał, jakby coś odwróciło jego uwagę. A potem nagle znalazł się tuż przede mną, jego zmysłowe usta zatrzymały się ledwie cal od moich. - Byłaś zmęczona... – powiedział znikając w wirze ciemnej masy nawet zanim skończył mówić. Stałam nieruchomo oczarowana skutkami jego obecności, jego bogatego głosu, spływającego po moim kręgosłupie niczym płynne złoto, kiedy Cookie wpadła przez drzwi. - Dzwonił Garrett, mówił że zostałaś ranna – powiedziała pędząc w moją stronę. – Znowu. Ale że już wszystko z tobą w porządku. – Przechyliła głowę lekko w lewo. – Coś w tym stylu. Czy kiedykolwiek rozważałaś, że twoja zdolność do szybkiego leczenia może być częścią bycia Ponurym Żniwiarzem? Reyes był tutaj, w moim salonie, stał przede mną, jednocześnie solidny i zwiewny, niczym posąg Davida56. - Charley? Ciepło jego ust, tak blisko moich, a on zwlekał. Chwileczkę. Byłam zmęczona? Co on 56
Dawid – rzeźba Michała Anioła przedstawiająca biblijnego Dawida bezpośrednio przed podjęciem decyzji o zmierzeniu się z Goliatem. Uchodzi za jedno z najważniejszych dzieł renesansowej rzeźby.
175
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
miał na myśli?... O mój Boże. Odpowiedział na moje pytanie, dlaczego nie pojawił się poprzedniej nocy. Pytanie, którego nie wypowiedziałam, tylko o nim pomyślałam. To było niepokojące. - Reyes. Cookie znieruchomiała, przygryzła dolną wargę, po czym spojrzała i zapytała: - Przekazałaś mu pozdrowienia ode mnie? *** Następnego ranka nadal wszystko mnie bolało. Ale ponownie – ciągle oddychałam. Pół szklanki pełnej i takie tam. Dotarłam do łazienki bez ani jednego wypadku. Na pewno to był znak, że mój dzień będzie dobry. Wywnioskowałam to po tym, że noc taka nie była. Reyes się nie pojawił. Znowu. Rzucałam się i wierciłam, a następne co pamiętałam, to to, że wujek Bob wysłał mi sms-a. Po wyjściu z szoku przez to zjawisko – bo Wubek nie pisał sms-ów – spróbowałam go przeczytać. Pisało tam coś jak „chlrny dibl i jbay duk”. To wystarczyło, bym zaczęła myśleć o nadchodzącym dniu. Mieliśmy jechać do ogólniaka Reyesa. Spędziłam pół nocy czytając więzienne akta Reyesa, gruby plik zawierający bezcenne dane. To była naprawdę jedna z najciekawszych rzeczy jakie kiedykolwiek widziałam. On miał najwyższe IQ w historii więziennictwa w Nowym Meksyku. Jak oni to nazwali? Niemierzalne? W więzieniu był dość skryty, choć miał kilku przyjaciół, wliczając w to współwięźnia zwolnionego pół roku temu. I oficer resocjalizacyjny w szpitalu mówił prawdę. Reyes uratował mu życie podczas więziennych zamieszek. Oficer został zamknięty w budynku, gdy wybuchły rozruchy i otoczyła go grupa więźniów. Do czasu pojawienia się Reyesa został pobity do nieprzytomności, więc nie znał szczegółów tego, co zaszło. Po prostu twierdził, że Reyes uratował mu życie, a następnie zaciągnął go do bezpiecznego miejsca, ukrywając do końca zamieszek. Byłam z Reyesa taka dumna. Wiedziałam, że był jednym z tych dobrych. Podczas gdy informacje zawarte w jego aktach nadawały się do tworzenia niezliczonych fantazji, to żadne nie prowadziły do jego siostry. Naprawdę nie było o niej ani jednej wzmianki. Zaczęłam rozważać wtajemniczenie Garretta w całą tę sprawę. Jeśli ktokolwiek mógłby znaleźć siostrę Reyesa, to właśnie on. Ale to wymagałoby wielu wyjaśnień. 176
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Odkładając ten pomysł na później wyszłam z pod prysznica i natknęłam się na Anioła, mojego trzynastoletniego śledczego opierającego się biodrem o zlew. - Wzywałaś szefowo? – zapytał przeciągając palcem wzdłuż kranu. - Gdzie byłeś? – Sięgnęłam po okrycie, gdy nie patrzył. – Martwiłam się. Nigdy nie znikałeś na tak długo. - Sory. Kręciłem się w pobliżu mojej mamy. - Och. – trzymając moje podejrzenia w ryzach owinęłam ręcznikiem włosy. Zaledwie kilka sekund wcześniej byłam golusieńka i obmyślałam flirt, ale Anioł Garza nawet tego nie zauważył. Coś było nie tak. Anioł żył – oczywiście metaforycznie – by oglądać mnie nagą. Zwłaszcza całkowicie nagą. Powiedział mi o tym przy kilku okazjach. A teraz zamiast ślinić się na mój widok, macał kran. Coś zdecydowanie było nie halo na ziemiach Anioła. Martwy trzynastoletni członek gangu miał jakiegoś focha. Anioł i ja zaczęliśmy się włóczyć razem wkrótce po tym, gdy spotkałam go w „Noc Boskiego Reyesa” jak lubiłam ją nazywać. Przeszedł ze mną przez ogólniak, college, a nawet korpus pokoju57. Kiedy w końcu otworzyłam własną firmę detektywistyczną, Anioł wynegocjował umowę, w której ja wysyłałam pieniądze jego matce, te które on dla mnie zarabiał – anonimowo oczywiście – a on w zamian za to stał się moim najlepszym, najsprawniejszym i jedynym śledczym. Ale w końcu Anioł zaczął dostrzegać inne korzyści z naszej współpracy. Przekonał mnie do swojego zdania, żeby pobierać pieniądze od ludzi, którzy w dość nietypowych sytuacjach korzystali z naszych wyjątkowych umiejętności. - Lalka, możemy mieć z tego niezłą kapuchę – powiedział. - Kapucha to takie dobre słowo. - Pomyśl tylko. Moglibyśmy iść do krewnych ludzi, którzy zginęli i natrzepać siana ile wlezie. - To jest wymuszenie. - To jest kapitalizm.
57
Korpus Pokoju (ang. Peace Corps) − niezależna federalna agencja amerykańska z siedzibą w Waszyngtonie.
Powołana do życia 1 marca1961 r. z inicjatywy prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego. Korpus służy pomocą słabiej rozwiniętym
krajom
w
zaspokajaniu
potrzeb
technicznych
przy
współpracy
wykwalifikowanych
amerykańskich wolontariuszy oraz propaguje w tychże krajach wiedzę o Stanach Zjednoczonych i Amerykanach.
177
kadr
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- To jest karalne i niezgodne z dobrem ogółu. W końcu zaczął mówić sfrustrowanym i oskarżycielskim tonem. - Po prostu wykorzystujesz mnie dla mojego ciała. Dzień, w którym wykorzystam martwego trzynastolatka z powodu jego ciała, będzie dniem, w którym się zastrzelę. - Ty nie masz ciała – przypomniałam mu. - Śmiało, rzuć mi tym w twarz. - Technicznie rzecz biorąc twarzy też nie masz. A nawet jeśli zaczniemy zarabiać pieniądze przy pomocy naszych zdolności, to nie będzie tak, że pójdziesz sobie kupić nową deskorolkę. - Bosssze, chodzi o ekstra kasę dla mojej mamy. - Cóż, to już coś. - No i lubię odpał. - Co? - Odpał – powiedział. – No wiesz, to jak wyglądają ludzie, kiedy w końcu kapują, że nie ściemniasz. To jak prąd i sprawia że mam ciary na całym ciele. Jak naelektryzowany koc. Łeee. - Naprawdę? Nigdy o czymś takim nie słyszałam. - Tiaa i wiesz, lubię kiedy ludzie dowiadują się, że się tu bujam. Przysunęłam się i zapytałam: - Chcesz, żeby twoja mam zdała sobie sprawę, że się tu bujasz? Chcesz, żeby o tym wiedziała? - Nee. Zbyt długo zajęło jej użalanie się po mnie. W sumie był dobrym dzieckiem. Ale jego dzisiejsze zachowanie było dla niego nietypowe. Minęłam go i zaczęłam grzebać w kosmetyczce. - Wszystko w porządku? – spytałam tak nonszalancko, jak to tylko możliwe. - Jaha – odparł wzruszając ramionami. – Też wyglądasz, jakby cię walec przejechał. Nie mogę cię zostawić samą nawet na dwie sekundy. - Miałam dość ciekawy tydzień. Odtransportowałam Rosie – powiedziałam, przypominając o naszej klientce. Anioł wymyślił, aby wróciła do Meksyku i to on odwalił 178
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
kawał dobrej roboty znajdując mały hotelik na sprzedaż przy plaży. Musieliśmy zdobyć trochę funduszy, aby go nabyć, ale w końcu wszystko się udało. Dotknął buteleczki perfum, którą postawiłam na blacie. - Wiesz, tu nie jest tak źle – powiedział tajemniczo. Po tym jak skończyłam podziwiać wszystkie odcienie zieleni na mojej twarzy i nałożyłam podkład spojrzałam na niego. – Znaczy, po tej stronie. Nie to, że jestem głodny, czy jest mi zimno, czy takie tam. Dobra, to było bardzo dziwne. - Jest coś, czego mi nie mówisz? - Nie. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała. Na przyszłość i w ogóle. Kiedy zdałam sobie sprawę, że to może być aluzja do Reyesa, aż zassałam oddech. - Anioł, wiesz cokolwiek na temat Reyesa Forrowa? Wzdrygnął się i ze zdziwieniem spojrzał na mnie. - Nie. Nic o nim nie wiem. Masz dla mnie jakąś robotę, czy co? – zapytał zmieniając temat. Cholera. Nikt nic nie wiedział o Reyesie, ale każdy zdawał się stawać na baczność, kiedy wypowiadałam jego imię. Zabiłabym, aby dowiedzieć się co tu się dzieje. Zawaliłam Anioła szczegółami sprawy naszych prawników i naszym niesłusznie skazanym Markiem Weirem. Oczywiście nie mógł się doczekać, żeby spotkać Elizabeth. Potem wysłałam go, aby poszukał powiązania między dzieciakiem zmarłym na podwórku Weira, a jego bratankiem. - Ach – powiedział Anioł zanim wyszedł. – Ciotka Lillian tu jest. Lubię ją. Starałam się nie wyglądać na rozczarowaną… - Też ją lubię, ale jej kawa jest do bani. Przeważnie dlatego, że nie istnieje. Roześmiał się i poszedł na zwiad. W międzyczasie ciotka Lillian zajęła się panem Habershamem, martwym facetem spod 2B. Nawet nie chcę wiedzieć o co tym razem poszło. Pukanie do drzwi popędziło mnie do szybszego zapięcia butów. Miałam umówione spotkanie z wujkiem Bobem za dwadzieścia minut i nie mogłam wymyślić kto inny mógłby dobijać się do moich drzwi tak wcześnie rano. Wyłożyłam brązowy sweter na wierzch dżinsów, spojrzałam przez judasza i dostałam zadyszki – metaforycznie oczywiście – bo za drzwiami stał oficer Taft. Niemożliwe, żeby to się działo. Nie teraz. Drzwi otworzyłam powoli, głównie dlatego, że wszystko mnie bolało. Całe moje ciało 179
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
pulsowało pod wpływem ciągłego, tępego bólu. - Tak? – spytałam spoglądając przez szczelinę. - Hej – powiedział zerkając na mnie, jakbym była na wpół szalona. – Tak się tylko zastanawiam czy mógłbym zamienić z tobą słówko. - Jakiego rodzaju słówko? – Nie mogłam szerzej otworzyć drzwi. Wiedziałam, że tam była. Mogłam wyczuć żar jej laserowego spojrzenia, próbującego mnie spalić. - Przepraszam, że ci przeszkadzam... - Tak, tak, rozumiem. Wiem. Czego potrzebujesz? - Tak sobie tylko myślę, cóż, zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Cholera, oparłam się ramieniem o drzwi i otwarłam je szerzej, a w szczelinie ukazał mi się złotowłosy, niebieskooki pomiot szatana. Przykładając sobie dłonie do oczu załkałam melodramatycznie: - Nie! Nie zrobisz mi tego! Nie przyprowadziłeś jej do mojego domu, mojego sanktuarium. - Przepraszam – powiedział, a jego spojrzenie drżało ze strachu. – To prawda, co? Jestem nawiedzony. Demoniczne dziecko westchnęło z irytacją. - Nie nawiedzony, tylko obserwowany. Spróbowałam opanować złość i popatrzyłam na nią. - To się nazywa prześladowanie, moja droga i w większości kultur nie jest akceptowane. - Czy możesz… zobaczyć kogoś? – zapytał Taft pochylając się, by szepnąć. - Koleś, ona cię słyszy. Wejdź zanim sąsiedzi zaczną gadać. – To była wymówka. Sąsiedzi zaczęli gadać już w momencie, w którym się wprowadziłam. Ale równie dobrze mogliśmy przenieść ten cyrk do środka mojego skromnego mieszkania. Gestem pokazałam Taftowi, aby siadł na kanapie, a sama odwróciłam do niego krzesło. - Zaproponowałabym ci kawę, ale moja ciotka Lillian ją robi. - Hmm, ok. - Dobra, to co chcesz wiedzieć? - Cóż, to po prostu dziwne rzeczy, które dzieją się ostatnio. - Mm-hmm. –Naprawdę mocno próbowałam nie ziewać. 180
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- No wiesz, jakbym słyszał dzwoniący dzwonek, który stoi na moim kominku, ale gdy się odwracam nikogo tam nie ma. - Ja tam jestem – powiedziała dziewczynka patrząc na niego. – Zawsze tam będę. Tak bardzo cię kocham. Spojrzałam na demoniczne dziecko. - Poważnie? Już? Wystawiła mi język. - Słyszałem na twój temat wiele ciekawych rzeczy na posterunku. No wiesz, o bla, bla, bla, bla… - zaczął Taft. W pewnym sensie podryfowałam myślami i opuściłam Tafta, kiedy mój wzrok spoczął w miejscu, gdzie wczoraj stał Reyes. Nigdy nie wiedziałam nic podobnego do niego. W rzeczywistości nigdy nie spotkałam żadnych nadnaturalnych istot za wyjątkiem zmarłych. Żadnych poltergeistów, wampirów, demonów. - Dlaczego jesteś taka jasna? – zapytało demoniczne dziecko. – Wyglądasz jak głupek. No cóż, może demony tak. Po obdarowaniu jej moim najlepszym sardonicznym spojrzeniem, zdecydowałam się ją olać. Byłam wkurzona już z samej konieczności znoszenia jej obecności. Tylko olanie jej wydawało się być fair. - Teraz mówi oficer Taft, więc zamknij się, kochana. Gniew, który błysnął w jej oczach był nieco śmieszny. Poważnie, miałam zamiar przekonać ją do przejścia. Anioł i ja moglibyśmy ponownie odegrać egzorcyzmy. Nienawidziłam bawić się w egzorcyzmy. Głównie dlatego, że on wyglądał głupio unosząc się nad podłogą i udając, że płonie pod wpływem święconej wody z kranu rozpryskiwanej na niego miotełką. - Słuchaj – powiedziałam przerywając Taftowi. – Rozumiem. I tak, masz małą dziewczynę drepczącą za tobą krok w krok, prawdopodobnie tą z wypadku, o której mi opowiadałeś. Ma długie jasne włosy, srebrzysto-niebieskie oczy – ale to mogło być dlatego, że nie żyje – i różową piżamę w truskawkowe ciastka – spojrzałam na Tafta. – Och i ona jest złem wcielonym. Taft był na wskroś policjantem. Nauczył się jak zachowywać twarz pokerzysty, więc zajęło mi chwilę zanim dostrzegłam kipiącą w nim złość. Energia, która w nim rosła, 181
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
otaczała go niczym miraż, coś jakby zobaczyć kałużę wody na drodze, której w rzeczywistości nie ma. Co ja takiego powiedziałam? Wstał z kanapy, a ja poszłam w jego ślady. - Skąd do cholery o tym wiesz? – spytał przez zaciśnięte zęby. Co? - Ponieważ ona stoi teraz obok ciebie. - Gdzie zawsze będę – powiedziała. – Na wieki wieków. Nie to, żebym musiała coś do tego dodawać. Truskawkowe ciastko stawało się upierdliwe. Taft prawie się gotował. Jego gniew śmiało mógłby wygiąć cewkę Tesli58. Podszedł do mnie blisko, a ja przygotowałam się na wszystko, cokolwiek miało się zdarzyć. Ale mogłam przysiąc na wszystkie święte rzeczy, że jeśli zostanę uderzona, powalona na ziemię lub przepchnięta przez świetlik choćby jeszcze raz w tym tygodniu to prawdopodobnie wpadnę w szał zabijania. I zacznę od niego. Stał tuż przed moją twarzą dobrą minutę, w końcu ochryple wyszeptał: - Pierdol się – a następnie udał się do drzwi. Oki doki, tak samo interesujące jak to, było moje umówione spotkanie z wujkiem Bobem. I przeznaczenie. Po włożeniu akt Reyesa do mojej wielkiej torebki, zamknęłam mieszkanie na klucz i udałam się do biura. Truskawkowe ciastko pojawiło się przede mną. W myślach porównałam ją do małego ss-mana. No poważnie, czy mój dzień mógłby zacząć się jeszcze gorzej? - On nie chce mnie w pobliżu, co? – zapytała kołysząc małymi ramionami na boki. Zabarykadowałam swoje serce. - Nie – powiedziałam sprawdzając sms-y. – Ani ja. Postawiła nogę, by odejść i znikła. To było łatwiejsze niż przypuszczałam, że będzie. Zajmę się małą ss-manką, kiedy będę miała więcej czasu. Teraz miałam ludzi do zobaczenia i miejsca do odwiedzenia. Taty nie było jeszcze na miejscu, więc powoli podążyłam zewnętrznymi schodami. 58 Transformator Tesli (cewka Tesli, transformator rezonansowy, generator Tesli) – transformator powietrzny wytwarzający wysokie napięcie rzędu milionów woltów. Twórcą cewki wysokonapięciowej jest Nikola Tesla.
182
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Bolało. Słońce jasno świeciło, przez to dzień wydawał się zwodniczo ciepły. Podczas mojej długiej i żmudnej podróży na drugie piętro, przemyślałam to, co miałam dzisiaj zrobić. Po pierwsze Yucca High. Wubek tylko pomacha im swoją odznaką i będą ładnie współpracować. Potrzebowałam list wpisowych i dzienników. Na pewno ktoś pamięta Reyesa. Jakby mogli go zapomnieć? Mogłabym przepytać uczniów z każdej klasy, do której chodził. Więcej uczniów, większe prawdopodobieństwo, że ktoś go zapamiętał. I jego siostrę. Jednym płynnym ruchem rzuciłam płaszcz i torebkę na krzesło, odwróciłam się ku ciepłu, a następnie podeszłam – raczej sztywno – do ekspresu do kawy po codzienną porcję energii. I właśnie wtedy świat postanowił osunąć mi się spod stopami. Czy to była karma? Czy może mój mniej-niż-troskliwy stosunek do Tafta, wrócił, by użądlić mnie w tyłek, apetyczny czy nie? Sprawdziłam, nawet dwukrotnie, szukałam i modliłam się, ale zostałam całkowicie i kompletnie bez ani jednego ziarenka kawy. Jak to możliwe? Jakim cudem wszechświat mógł być aż tak okrutny? Pukanie do drzwi ożywiło moje nadzieje. To było do bocznych drzwi mojego biura, tych których zazwyczaj używa tata. Musiał mieć kawę. Jeśli wiedział, co dla niego dobre. Szeroko otworzyłam drzwi, tylko po to, by wpaść na spiętego Garretta Swopesa. Moje płuca wyprodukowały długie westchnięcie, po czym skrzywiłam się do niego. - Czego chcesz? Jego twarz zmiękła. - Mam kawę. Spojrzałam na kawę w jego dłoniach, starając powstrzymać ślinotok, a potem zaczęłam się zastanawiać czy bogowie pogrywają sobie ze mną zsyłając mi kawę w takiej postaci. Dobra, pogram w tę ich grę. Przyczepiając olśniewający uśmiech do twarzy zaczęłam jeszcze raz. - Och, cześć Garrett. Co słychać? – Wystarczająco dobre? Wyrwałam mu z ręki kawę i popędziłam do mojego plastikowo-drewnianego bóstwa, po czym usiadłam na prawie skórzanym fotelu. – Po co przyszedłeś? – zapytałam przez ramię. - Chciałem tylko pogadać. - Jestem zajęta. - Nie wyglądasz na zajętą. Co robisz? - Cokolwiek, co rozkażą mi małe głosiki. 183
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Poświęcisz mi minutkę? Jakby opóźniona reakcja uderzyła we mnie, po tym, jak potraktował mnie Taft. Kolejna osoba postanowiła mnie wnerwić bez powodu. Nawet jego spojrzenie teraz mi się nie podobało, nie wspominając o tych wczorajszych na posterunku. W rzeczywistości mężczyźni byli w tej chwili na dole mojej listy priorytetów. Niech Garrett ugryzie mnie w tyłek. - Nie czuję się szczególnie skłonna, by coś ci poświęcać, Swopes. Nawet minutki. - Jak ty to zrobiłaś? Wczoraj na posterunku? Coś ty mu powiedziała? - Proszę cię. I tak mi nie uwierzysz, nawet jak ci powiem. - Posłuchaj – powiedział podchodząc bliżej. – Musisz przyznać, że to trochę trudne do przełknięcia, ale spróbuję. Podskoczyłam z miejsca, nagle zła na cały świat, aby stanąć z Garrettem twarzą w twarz. - Wiesz z czym się zmagam? Pomyślał przez chwilę. - Z nieestetycznym cellulitem? - Z ludźmi takimi, jak te dupki wczoraj na posterunku. Z ludźmi takimi, jak Taft, z ich ukrywanymi spojrzeniami, szeptami i tym, że odwracają się plecami za każdym razem, kiedy wchodzę do pokoju. Z ludźmi takimi jak ty, którzy traktują mnie jak gówno, dopóki nie przekonają się, że naprawdę potrafię to, co mówię, że potrafię. A potem nagle jestem ich najlepszym przyjacielem. - Taft? Ten policjant? - I… i… oni! - Oni? - Oni wszyscy! Chcą, bym wiązała wszystkie luźne końce spraw, jakie za sobą zostawiają, a gdy już to robię, gryzą. - Myślałem, że mówisz o twoich prawnikach… - Nie prawnicy – powiedziałam z lekceważącym machnięciem ręki. – Mają wiele powodów, by związać ich luźne końcówki. To ci ludzie, którzy przychodzą do mnie z „Nie powiedziałem Stelli, że ją kocham zanim wciągnął mnie ten silnik odrzutowy”. - Dobra, powoli i bez żadnych gwałtownych ruchów, trzymaj ręce na kawie. Zdobędę dla ciebie kolejny kubek i możemy zacząć od początku. 184
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Co jest z tymi kubkami – spytałam patrząc podejrzliwie. - Musisz dostać bezkofeinową. Odetchnęłam bardzo głęboko i usiadłam za biurkiem. Napady wściekłości nigdy nie dopadały mnie tak niespodziewanie. - Przepraszam, pracuję i mam bardzo mało czasu. - Nad tą sprawą? - Nie – powiedziałam myśląc o Reyesie leżącym na szpitalnym łóżku, podłączonym do maszyn podtrzymujących życie. Po kilku kojących łykach kawki, uspokoiłam się. Cóż, może prawie. Moje wnętrzności jeszcze trochę kipiały. Taft był popaprańcem. – Dlatego tu jesteś? Aby dowiedzieć się, co mu powiedziałam? - Mniej więcej. I żeby skopać ci tyłek za to, że byłaś w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, znowu. - Pfff… ustaw się w kolejce. - Ten facet dość konkretnie cię poturbował. Czy specjalnie szukasz okazji, by ktoś cię okaleczył? - Nie codziennie. Słyszałeś cokolwiek o magazynie? - Dotarło do mnie tyle informacji, abym stwierdził, że nie jest tym, czym sadziliśmy, że jest. - Och, cóż, to dobrze, że nie upierałam się przy swoim zdaniu jak osioł. - Słyszałem z dobrych źródeł, że dobry Ojciec, jest rzeczywiście dobrym Ojcem. Prowadzi w centrum ośrodek dla dzieci ulicy. - Dzieci? – zapytałam. - Nie masz zamiaru mi powiedzieć, prawda? – zapytał odnosząc się do mojej umowy z Julio Ontiverosem. - Nie. Skoro mamy dwoje dzieci wmieszanych w sprawę Marka Weira, powiedziałabym, że tam gdzieś jest jakiś związek. - To możliwe. Możesz dać mi jakąś wskazówkę? Pukanie do drzwi uratowało mnie przed koniecznością kolejnego powiedzenia „nie”. Tak przy okazji, co było z mężczyznami i słowem „nie”? Pukanie brzmiało przy tych samych bocznych drzwiach, przez które przeszedł Garrett. - Wchodź tato – zawołałam. Po czym odwróciłam się do Garretta. – Wiesz, mamy też frontowe drzwi. – Beztrosko wzruszył ramionami. Kiedy tata nie wszedł wstałam i 185
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
podeszłam do drzwi. – Tato, możesz wchodzić – powiedziałam, kiedy je otwierałam. Ułamek sekundy później całe moje życie przemknęło mi przed oczami, a ja doszłam do jednego ważnego wniosku. Było zabawne, gdy trwało.
186
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział czternasty C óż, to krępujące. - TEKST Z T-SHIRTA
Najwyraźniej to naprawdę był tydzień z cyklu Zabij Charley Davidson. Albo przynajmniej Strasznie Ją Okalecz. Już z progu zauważyłam wycelowany we mnie świetny pistolet. Jednak taka nazwa nigdy nie zostałaby uznana przez rząd i tak samo niedoceniona jak Halloween czy Dzień Tezaurusa59. Kiedy otworzyłam drzwi, Zeke Herschel, obelżywy mąż Rosie, stał naprzeciwko mnie z zemstą wypełniającą mu oczy. Spojrzałam na niklowany pistolet w jego zaciśniętej dłoni i poczułam jak bicie mojego serca słabnie, a każde kolejne uderzenie następuje po sobie szybciej i szybciej, plącząc się i potykając o siebie, wpadając jedno na drugie, by zakończyć niczym przewracające się kostki ułożonego domina. Zabawne jak czas nieruchomieje, kiedy śmierć jest blisko. Podczas gdy wpatrywałam się w zaciskające się mięśnie Herschela, jego palec nacisnął spust, a ja skupiłam wzrok na jego twarzy. Próżna arogancja błyszczała w jego pozbawionych koloru oczach. Znowu spojrzałam w dół na pistolet, patrzyłam jak iglica60 przesuwa się do przodu, a następnie moje spojrzenie przesunęło się na prawo... do niego. Zło stał obok Zekea Herschela, patrząc na niego groźnie, jego płaszcz z kapturem był zaledwie kilka cali od głowy człowieka, a srebrne ostrze lśniło w słabym świetle. Potem zwrócił pełne ciepła spojrzenie na mnie. Efekt był podobny do wybuchu jądrowego. Jego gniew, gęsty i namacalny, gorący i niewybaczalny, obmył mnie, skradł mój oddech. W czasie potrzebnym na rozszczepienie atomu Zło wyrwał Herschelerowi rdzeń kręgowy. Wiedziałam to, bo zrobił to już wcześniej. Ale w tym samym czasie koniuszek jego 59 Tezaurus - zbiór semantycznie i hierarchicznie powiązanych terminów, ułatwiający wyszukiwanie pochodnych informacji lub słownik wyrazów bliskoznacznych dołączany do niektórych procesorów tekstu. Zbiór terminów z jednej dziedziny. 60 http://static.ddmcdn.com/gif/revolver-firing-pin.jpg takie coś co zabezpiecza blok zamka wyrzutnika.... czyli zabezpiecza przed dostaniem się kuli do komory o ile dobrze zrozumiałam mechanizm...
187
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
srebrnego ostrza prześlizgnął się w moją stronę. W momencie, w którym zdałam sobie z tego sprawę, zostałam przecięta przez ostrze Zła, a Herschel poleciał do tyłu i rozbił się o kratę windy tak mocno, że zaklekotało w całym budynku. Następnie Zło zwrócił się ku mnie, jego płaszcz i aura zlały się w jedno jako falista masa, a ostrze bezpiecznie ukryte zostało w fałdach gęstej czarnej materii. Uświadomiłam sobie wtedy, że spadałam. Świat ruszył na spotkanie ze mną dokładnie w chwili, kiedy ramiona zamknęły się na mojej talii, a ja po raz pierwszy zobaczyłam kto znajduje się pod kapturem płaszcza. Reyes Alexander Farrow. *** Kiedy staliśmy przed barem oparci o SUV-a taty, wręczył mi kubek gorącej czekolady. Owinął mnie też swoją kurtką, gdyż moja nadal była oglądana przez śledczych. Kurtka pochłonęła mnie. Byłam zaskoczona, biorąc pod uwagę jak szczupły był mój tato. Rękawy zwisały mi do kolan. Z bezgraniczną troską tata podwijał mi rękawy, gdy przekładałam kubek z jednej do drugiej dłoni. Winda zatrzeszczała zatrzymując się wewnątrz baru i wiedziałam, że sanitariusze wynoszą Herschela na zewnątrz. Czekałam, a mój oddech się spłycił, kiedy wwieźli go do karetki i zamknęli drzwi. To był ten sam człowiek, który uderzył mnie w barze. Ten sam człowiek, który regularnie bił swoją żonę jak niewolnicę. Ten sam człowiek, który wycelował do mnie z broni z czystą nienawiścią w oczach i przemocą w sercu. Musiał domyślić się, że żona opuściła jego żałosną dupę, dodać dwa do dwóch i dlatego przyszedł do mnie pragnąc zemsty. Być może nawet informacji. A teraz będzie sparaliżowany do końca życia. Powinnam czuć się z tym źle. Jaki rodzaj człowieka by nie czuł żalu. Jaki potwór delektuje się bólem i cierpieniem innych? Czy w ogóle różniłam się od Zła? Od Reyesa? Moje serce zatrzymało się na chwilę, kiedy uświadomiłam sobie po raz kolejny, że Zło i Reyes są tą samą istotą. Tą samą istotą zniszczenia. Naprawdę musiał być rozmyciem, które widziałam, kiedy prześlizgiwał się dookoła jak Zły Superman. Tak więc Niewyraźny Facet równał się Złu, równał się Reyesowi. Grzeszna Trójca. Dlaczego musiał być tak cholernie podniecający? 188
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Kładąc dłonie na żebrach, przez które czysto przeszło ostrze, dziwiłam się na brakom śladu na mojej skórze, braku krwi na moim swetrze. Zły kroił od wewnątrz. Zostałam przecięta, ale tylko nieznacznie i jedynie obraz z rezonansu magnetycznego mógł pokazać prawdziwą skalę uszkodzenia. Ponieważ nie czułam się jakbym miała krwotok wewnętrzny, postanowiłam odłożyć wizytę na pogotowiu, gdyż najprawdopodobniej szybciej skończyłoby się to w domu dla obłąkanych niż u chirurga. - Oto kula - umundurowany powiedział do wujka Boba. Podniósł zamknięty, plastikowy woreczek na dowody, żeby Wubek mógł go dokładnie obejrzeć. - Była w zachodniej ścianie. Jak tam wylądowała? Pistolet był dokładnie naprzeciwko mnie. Cookie znowu wydmuchała nos, zbyt starannie owijając głowę, jak na fakt, że to ja prawie zostałam zastrzelona. Poklepałam ją po ramieniu. Jej emocje podryfowały przeze mnie jak namacalny podmiot. Chciała mnie zbesztać, powiedzieć żebym była bardziej ostrożna, tulić mnie do moich następnych urodzin, ale przez ten honor trzymała się pod kontrolą w obecności tylu mundurowych. Wujek Bob rozmawiał z Garrettem, który wydawał się być w szoku, jeśli jego bladość była jakimś wskaźnikiem. Położył mnie na ziemi. Reyes. Kiedy mnie złapał, położył mnie z powrotem na ziemi, spojrzał na mnie, specjalną uwagę przywiązując do miejsca gdzie wbił się czubek jego ostrza, a potem z warknięciem rozpuścił się w nicość na moich oczach. Moje rzęsy zatrzepotały; wtedy Garrett był nade mną, mówiąc głośno, zadając mi pytania, których nie mogłam zrozumieć. Reyes zostawił po sobie wyraźny ślad. Jego desperacja osiedliła się w każdej cząstce mojego ciała i zaczęła płynąć w moich żyłach. Mogłam go poczuć i posmakować, i pragnęłam go teraz bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. - To nie jest pierwszy raz, gdy to się zdarza, wiesz. Spojrzałam na tatę. Wcześniej błagałam go, żeby nie dzwonił do mojej macochy. Zgodził się niechętnie, przysięgał, że przeżyje piekło, kiedy wróci do domu. Jakoś w to wątpiłam. - W kamienicy, w której teraz mieszkasz – powiedział stając obok mnie – stało się dokładnie to samo. Byłaś mała. Tata był łowcą informacji. Długo podejrzewał, że tamtej nocy coś mi się stało. Był głównym detektywem w sprawie zwolnienia warunkowego pedofila atakującego dzieci. Po 189
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
ponad dwudziestu latach udało mi się połączyć to w jedną całość. Miał rację. To nie był pierwszy raz, ani też drugi. Wydawać by się mogło, że Reyes Farrow od dłuższego czasu był moim aniołem stróżem. Niezdolna do poukładania związków przyczynowo - skutkowych, postanowiłam o tym nie myśleć i skupić się na dwóch rzeczach, które nie były związane z Reyesem: piciu gorącej czekolady i uspokojeniu drżących rąk. - Rdzeń kręgowy został zerwany bez żadnego urazu zewnętrznego w tym miejscu. Żadnego siniaka. Żadnej rany. A ty byłaś tam za każdym razem. Znowu łowił, czekając aż się poddam, czego jak wiedziałam, oczekiwał. Myślę, że zmieniłam się tego dnia, wycofałam się trochę, nawet jako czterolatka. Ale dlaczego miałabym mu teraz powiedzieć? To tylko sprawiłoby mu ból. Nie musi znać każdego szczegółu mojego życia. I było kilka rzeczy, których nawet w wieku dwudziestu siedmiu lat nie należy mówić swojemu ojcu. Nie sądzę, żebym mogła znaleźć słowa, czy nawet spróbować. Położyłam dłoń na jego ręce i ścisnęłam. - Nie było mnie tam, tato. Nie tego dnia - powiedziałam łżąc jak pies. Odwrócił się ode mnie i zamknął oczy. Chciał wiedzieć, ale jak powiedziałam Cookie, nie zawsze lepiej jest wiedzieć. - To był ten sam facet z innej nocy? Ten, który cię pobił? - zapytał wujek Bob. Po odsunięciu od ust kubka odparłam: - Tak. Próbował mnie poderwać. Powiedziałam nie, zrobił się nieprzyjemny, resztę już znacie. - Nie miałam zamiaru mówić im prawdy. Robiąc to mogłabym zagrozić wolności Rosie. - Mówiłem, że wszyscy idziemy na posterunek o tym porozmawiać - zarządził wujek Bob. Tata posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, a moje mięśnie napięły się. Kiedy tych dwóch walczyło nie było miło. Może to trochę zabawne, ale wątpiłam, by ktoś był w nastroju do śmiechu. Poza mną. Śmianie się było jak Jell-O61. Zawsze jest pora na Jell-O. - Świetnie, bo i tak chciałabym zejść z tego zimna - rzuciłam ledwo unikając III Wojny Światowej. 61
Takie oto galaretki http://1.bp.blogspot.com/_-GW3T87x3tc/TU7cJZ0FaI/AAAAAAAAAFw/tBeVyt8PZEk/s1600/jello-gowanus.jpg
190
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Możesz pojechać ze mną - powiedział po chwili wujek Bob. Czego tata się po nim spodziewał? Znał zasady. Ostatecznie i tak musielibyśmy pojechać na posterunek. W sumie mogliśmy to już zakończyć. Potem wujek Bob spojrzał na Garretta. - Równie dobrze ty możesz jechać ze mną. Tata spojrzał na niego zdziwiony, a następnie z wdzięcznością, kiedy wujek Bob do niego mrugnął. Gdy tata odprowadzał mnie do SUV-a wujka Boba, pochylił się i szepnął. - Wasza dwójka musi poznać po drodze swoje historyjki. Zeznając powiedz po prostu, że kiedy otworzyłaś drzwi było tam dwóch mężczyzn. Walczyli, pistolet wypalił, a drugi facet uciekł schodami przeciwpożarowymi. Poklepał mnie po plecach i zanim zamknął drzwi posłał mi uspokajający uśmiech. Otoczyła go mgła zmartwień i nagle poczułam się winna za wszystkie rzeczy, które dojrzewając zrzuciłam na niego. Bardzo się o mnie troszczył. Stwarzał usprawiedliwienia, znajdował sposoby, by wsadzać ludzi za kratki bez angażowania bezpośrednio mnie, a teraz musiał zaufać, że wujek Bob zrobi to samo. - Jak to zrobiłaś? - zapytał Garrett, zanim Wubek wsiadł do samochodu. - Ten facet musiał ważyć ponad dwieście funtów. Oboje siedzieliśmy na tylnym siedzeniu. - Nie zrobiłam. Patrzył na mnie ostro, próbując zrozumieć. - Jeden z twoich martwych facetów? - Nie – powiedziałam, patrząc jak wujek Bob i tata rozmawiają. Wydawali się w porządku. - Nie, to było coś innego. Słyszałam jak Garrett odchyla się w fotelu i przeciąga dłońmi po twarzy. - Czyli jest coś więcej niż tylko chodzący martwi ludzie? Na przykład co? Demony? Poltergeisty? - Poltergeisty to po prostu wkurzeni martwi ludzie. To naprawdę nie jest aż takie zagadkowe - odparłam. Ale kłamałam. Reyes był tak tajemniczy, jak to tylko było możliwe. Bez znaczenia było co zrobiłam, nie mogłam przestać o nim myśleć. Zastanawiałam się nad jego tatuażami, próbując odkryć ich znaczenie z chaosu zebranego w głowie.
191
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Gdybym tylko nie miała tam tak wielu plątających się, bezużytecznych faktów. Cholera, moja Pursuit of Trivia62. Zastanawiałam się nad innymi rzeczami. Czy był zbudowany z węgla? Naprawdę miał trzydzieści lat, czy może trzydzieści miliardów? Był introwertykiem, czy ekstrawertykiem? Wiedziałam tyle, by nie kwestionować jego ziemskiego pochodzenia. Nie był z kosmosu. Z drugiej strony czwarty wymiar nie działał w ten sposób. Nie było żadnych planet, krajów, ani słupów odgradzających, by dostrzec jakieś granice. To trwało we wszechświecie i jego okolicach. To po prostu było. Wszędzie naraz. Podobnie jak Bóg – pomyślałam. - Dobra – powiedział wujek Bob, zapinając pasy. - Teraz muszę naprawdę mocno pomyśleć podczas drogi na posterunek. Prawdopodobnie nie chcę usłyszeć rzeczy, które powiecie innym. - Ponownie spojrzał na mnie we wstecznym lusterku i mrugnął. Otwierając drzwi na posterunek na korytarzu zobaczyłam dwóch mężczyzn. Ten drugi mężczyzna miał włosy w kolorze brudnego blondu i brodę, nieokreślone ciemne ubranie i żadnych znaków, które czyniłyby go choć trochę rozpoznawalnym. A niech to. Szczerze mówiąc, byłam trochę zaskoczona kiedy Garrett się z tym zgodził. - Jakbym chciał zostać zamknięty w pokoju bez klamek – powiedział, kiedy szliśmy na posterunek. Zaczynał rozumieć, dlaczego nigdy nie mówiłam ludziom czym jestem. Pierwsza para oczu jaką spotkałam na posterunku należała do wciąż-kipiącego-zezłości oficera Tafta. Stał, czytając przy biurku otwarte akta i spojrzał na mnie, kiedy szliśmy obok. Tak samo zrobiło Ciastko Truskawkowe. Przynajmniej mnie nie zaatakowała. To był jakiś plus. Mimo tego nie mogłam się powstrzymać. Strzeliłam do niego moim najlepszym uśmiechem i zwalniając obok niego, powiedziałam: - Kiedy dowiesz się, co się naprawdę dzieje i będziesz potrzebował pomocy, nie przychodź do mnie. - Nie jestem tym, który potrzebuje pomocy – odpowiedział. Wujek Bob przyspieszył kroku, żeby mnie dogonić. - Co to było? - zapytał wyraźnie zaintrygowany.
62 Trivial Pursuit - to klasyczna gra oparta na pytaniach i odpowiedziach,
192
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Piekielny Pomiot Szatana, pamiętasz? Sprawia, że jej obecność jest zauważalna, a on nie może sobie z tym poradzić, więc jest na mnie zły. Odwrócił się z zamyślonym wyrazem twarzy. - Mógłbym wysłać go na wyścig pączków63, by ochłodzić jego wzburzenie. Brzmiało jak plan. Po skończeniu składania zeznań, które były zadziwiająco podobnie sformułowane, wszyscy wrzuciliśmy coś na ruszt; potem wujek Bob i ja porzuciliśmy Garretta i udaliśmy się do Yucca High. Garrett jak dzieciak, który musi w sobotę zostać w domu, błagał by móc iść z nami. Nawet nieco skomlał. - Proszę – powiedział. - Nie, znaczy nie. - Musiał się tego kiedyś nauczyć. Yucca High osadzona głęboko w południowej części Albuquerque, była starą szkołą z podłą przeszłością i doskonałą reputacją. Dotarliśmy tam w czasie późno popołudniowej przerwy. Dzieciaki korzystały z pięciu minut rozmawiając, flirtując i brutalnie bawiąc się z pierwszoroczniakami. Zanim przyjechaliśmy nie bardzo brakowało mi liceum. Kiedy tam dotarliśmy nadal praktycznie mi tego nie brakowało. Następstwa tego poranka nadal obciążały mi kończyny. Rzeczy nie poruszały się z normalną prędkością. Wszystko wydawało się wolniejsze, ospałe, jakbym płynęła przez rzeczywistość tak, że świat nie zamieniał się w zadyszkę po doświadczeniu bliskiej śmierci. Przypominało to ruch, niekończący się cykl tych epizodycznych przygód zwanych życiem. Minuty parły do przodu. Światło przesuwało się po niebie. Obcasy moich butów wyznaczały w tym takt. Weszliśmy do biura Yucca High School i zastaliśmy przemęczoną asystentkę dyrektora. Było tam nie mniej niż siedem osób ubiegających się o jej uwagę. Dwoje chciało usprawiedliwić spóźnienie. Jeden z nich miał list od swojego ojca, mówiący że jeśli szkoła nie pozwoli jego dziecku brać leków w czasie zajęć, oskarży nowe fantazyjne stroje ich drużyny atletycznej. Kolejnym był nauczyciel, któremu podczas lunchu skradziono klucze. Dwoje było pracownikami biura, czekającymi na instrukcje. A ostatnia była to piękna młoda dziewczyna z ciemnym końskim ogonem, w kocich okularach i krótkich białych skarpetkach, wyglądem rodem z lat pięćdziesiątych.
63 doughnut run – wyścig 4x400 m, w którym po przebiegnięciu każdego z 400 m zatrzymujesz się i jesz pączki, kontynuuje się jedzenie do czasu aż wszyscy się poddają i zostajesz zwycięzcą (ale to chyba przy ostatniej 400 je się ile wlezie).
193
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Usiadła w rogu z książkami przyciśniętymi do piersi i nogami skrzyżowanymi w kostkach. Zajęłam miejsce obok niej i czekałam aż chaos się zmniejszy. Wujek Bob skorzystał z okazji i wyszedł zadzwonić. Jak zawsze. Białe Skarpetki nadal patrzyła wprost na mnie, więc zrobiłam sztuczkę z telefonem i mówiąc patrzyłam wprost na nią. - Cześć - powiedziałam. Jej oczy rozszerzyły się, zanim zamrugała rzęsami w zdziwieniu, zastanawiając się czy mówię do niej. - Często tu przychodzisz? - zapytałam, chichocząc nad własnym zdumiewającym poczuciem humoru. - Ja? - zapytała w końcu. - Ty - odparłam. - Możesz mnie zobaczyć? Nigdy nie doszłam do tego, dlaczego się o to pytają, skoro patrzę wprost na nich. - Jasne, że mogę. Jej usta otworzyły się nadymając, więc wyjaśniłam. - Jestem Mrocznym Żniwiarzem, ale w dobry, niezrzędliwy sposób. Możesz przejść przeze mnie jeśli chcesz. - Jesteś piękna - powiedziała, patrząc na mnie z podziwem. Robiłam to ludziom. Jesteś jak basen w słoneczny dzień. Łał, to było inne. Szybki rzut okiem powiedział mi, że tłum się przerzedza. - Od jak dawna tu jesteś? - Od dwóch lat, tak myślę. - Kiedy moje brwi podniosły się z powątpiewaniem, powiedziała - Och, moje ubranie. Homecoming64. Dzień lat pięćdziesiątych. - Och – powiedziałam. – Cóż, wyglądasz stosownie do sytuacji. Pochyliła nieśmiało głowę. - Dzięki. Został tylko jeden spóźniony dzieciak. Najwidoczniej dyrektor rozmawiał z ojcem grożącym oskarżeniem. Czekający na instrukcje zajęli się skradzionymi kluczami. - Dlaczego nie przeszłaś? - zapytałam. 64
Homecoming - coroczna tradycja w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Mieszkańcy miast, byli uczniowie szkół spotykają się (zwykle pod koniec września lub w październiku) by powitać w rodzinnym mieście czy szkole tych, którzy się wyprowadzili lub absolwentów. Spotkanie zorganizowane jest wokół centralnego wydarzenia jakim może być parada, bankiet, czy też mecz futbolu amerykańskiego, koszykówki czy hokeja.
194
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Kolejny dzieciak idący korytarzem zawołał do swojego kolegi. - Hej, Westfield, znowu zamierzasz dać się oklepać? Chłopak czekający na usprawiedliwienie, wyraźnie ochronił krocze odwracając się do niego plecami, w stylu incognito. Naprawdę bardzo starałam się nie chichotać. Dziewczyna obok mnie wzruszyła ramionami, po czym wskazała na asystentkę administracji skinieniem głowy. To moja babcia. Była naprawdę smutna, kiedy umarłam. Spojrzałam na kobietę. Jej plakietka mówiła: panna Tarpley. Miała stylowy nieład na głowie, włosy ciemne z czerwonymi pasemkami i zabójcze zielone oczy. - Łał, wygląda świetnie jak na babcię. Białe skarpetki zachichotała. - Muszę jej coś powiedzieć. Czy to nie zaledwie kilka chwil temu przechodziłam przez całkowicie obłąkane tyrady ze strony Garretta o tej samej rzeczy? Jak ja to ujęłam? Próbując dopasować luźne końce? Mogłam być taką suką. - Pomóc ci? Twarz dziewczyny rozjaśniła się. - Możesz to zrobić? - Jasne, że mogę. Po chwili zagryzania dolnej wargi powiedziała. - Czy mogłabyś jej powiedzieć, że nie zużyłam całej jej pianki? - Poważnie? - spytałam z uśmiechem. - Dlatego wciąż tu jesteś? - Cóż, to znaczy zużyłam całą jej piankę, ale nie chcę, żeby myślała o mnie źle. Moje serce ścisnęło się jak klucz zaciskowy na jej spowiedź. Myśli, które biegną ludziom w głowach przed śmiercią nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. - Kochanie, myślę że twoja babcia nie myśli o tobie nic innego niż tylko wspaniałe rzeczy. Tak naprawdę, założę się o moją duszę, że pianka nawet jej nie przeszła przez myśl. Z opuszczoną głową i machając nogami pod krzesłem, powiedziała: - W takim razie chyba mogę iść. - Jeśli chcesz, żebym coś jej powiedziała, nawet to o piance, upewnię się, że otrzyma wiadomość. Uśmiech powoli rozprzestrzenił się po jej twarzy. - Czy możesz jej powiedzieć, że moja poduszka jest większa niż jej? 195
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Tak bardzo chciałam usłyszeć tą historię, ale biuro opustoszało z uczniów i nauczycieli. - Obiecuję. I Białe Skarpetki znikła. Pachniała jak grejpfrut i balsam dla niemowląt, a kiedy była mała miała różowego słonia, który nazywał się Chubs. - W czym mogę ci pomóc? - zapytała babcia. Wujek Bob, a'la rycerz w lśniącej zbroi, ruszył i błysnął odznaką w prawdziwie policyjnym stylu z lat sześćdziesiątych. Cholera, był dobry. Nie mogliśmy dostać dokumentacji bez pewnego rodzaju nakazu. Najwyraźniej prawo było przeciwne rozdawaniu informacji o uczniach byle Joe z ulicy. Miałam nadzieję, że odznaka Wubka będzie wystarczająca i nie będziemy potrzebować prawdziwego nakazu, bo nie miałam pojęcia na jakiej podstawie moglibyśmy go otrzymać. - Potrzebujemy wszystkich zapisów i wykazów klas ucznia, który uczył się tutaj koło... Wujek Bob odwrócił się do mnie. Zamknęłam mój telefon i podskoczyłam. - A tak, racja, około dwunastu lat temu. Kobieta przez chwilę popatrzyła na Wubka, zanim złapała za pióro i zaczęła zapisywać datę, którą podałam. Wubek znowu na nią spojrzał. Iskry leciały. - A nazwisko? - zapytała. Racja. Nazwisko. Miałam nadzieję, że wujek Bob nie pamięta kogo posadził na dwadzieścia pięć lat życia. - Um... - Pochyliłam się bardziej, starając się wykluczyć go z rozmowy. - Farrow. Reyes Farrow. Nie musiałam patrzeć na wujka Boba, żeby wiedzieć, że znieruchomiał za mną. Czułam napięcie zagęszczające powietrze w namacalną masę. Cóż, cholera.
196
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział pię pi ętnasty
W
życiu nie chodzi o odnajdywanie siebie. Przeważnie chodzi o czekoladę. TEKST Z T-SHIRTA
- Wujku Bobie? – zapytałam. – Czy dasz mi choć szansę na wyjaśnienia? Staliśmy w korytarzu na zewnątrz biura panny Tarpley, dokąd wujek wyciągnął mnie za ramię. - Reyes Farrow? – spytał przez zaciśnięte zęby. – Czy ty wiesz kim jest Reyes Farrow? - A ty? – skontrowałam, próbując ukryć niepokój w głosie. - Ja tak. - Czyli dobrze się obaj znacie? – spytałam z nadzieją. Rzucił w moim kierunku wątpliwie groźne spojrzenie. - Zazwyczaj nie kumpluję się z mordercami. Snob. - Potrzebuję tylko kilku informacji o nim. - Pobił na śmierć swojego ojca kijem baseballowym, a następnie wrzucił go do bagażnika jego chevroleta i podpalił. Co więcej chcesz wiedzieć o tym typie, Charley? Wypuściłam rozdrażniony wydech, próbując zyskać na czasie, by wymyślić dobry argument. Gdzie do cholery byli moi prawnicy, gdy ich potrzebowałam? Nikt nie był lepszy w sprzeczkach niż prawnik. Kiedy nic nie wymyśliłam postanowiłam wypuścić Wubka trochę dalej. Rozpaczliwy czas wymagał rozpaczliwych środków. - On by tego nie zrobił – powiedziałam ściszonym szeptem. - Nie było cię tam. Nie widziałaś… - Nie mógłby tego zrobić – dodałam pochylając się bliżej. – On jest… inny.
197
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Większość morderców jest. – Wubka nie ruszały jakieś wstrząsające dowody. Po zaczerpnięciu głębszego wdechu, powiedziałam: - To był on. Dzisiaj. Ta rzecz z rdzeniem kręgowym? On to zrobił. - Co? Wujek Bob nie chciał mnie wysłuchać, nie chciał, ale nie miał wyboru. Jego ciekawość zawsze brała górę. I znałam pewien gwarantowany sposób na zdobycie jego całkowitej i niepodzielnej uwagi. Ścisnęłam palcami jego marynarkę i powiedziałam. - Obiecaj, że nie powiesz tacie. Wujek Bob nagle aż ślinił się, żeby wiedzieć więcej. Wyjaśniłam mu jak najszybciej mogłam, że Reyes jest czymś więcej niż człowiekiem. Jak wyglądał i jak się ruszał. O tym, że był przy mnie, gdy się urodziłam – przy tym punkcie Wubek wpadł w jakiś dziwny rodzaj transu wywołanego przez stres, wywołany zbyt dużą ilością informacji. Pominęłam dwa urazy kręgosłupa i cóż, całe to nocne uwodzenie. Nie musiał wiedzieć jak głęboko sięgają moje uczucia do Reyesa. - Czym on jest? – spytał w końcu. Potrząsając głową powiedziałam: - Chciałabym wiedzieć. Ale on umrze za dwa dni, jeśli tego nie powstrzymamy. A jedyny sposób, żeby to zatrzymać, to znalezienie jego siostry. - Ale jeśli on jest… tą potężną istotą… - W ludzkiej postaci – poprawiłam. – Nie wiem co się z nim stanie, jeśli jego ciało umrze. – Wiedziałam jednak co stanie się ze mną. Nie chciałam żyć bez niego. Nie wiem czy dałabym radę. Nie w tym momencie. Piętnaście minut później mieliśmy wydruki planów zajęć Reyesa wraz z rozpiską każdego z kursów. - Pamiętasz go? – zapytałam panny Tarpley. Oderwała spojrzenie od wujka Boba i przeniosła je na mnie. - Jestem tu dopiero dziesięć lat – powiedziała. - I nie ma innych Farrowsów w systemie? - Nie. Przykro mi. Może jego siostra nie uczyła się w liceum. - To możliwe. On też chodził tu zaledwie przez trzy miesiące. – Spojrzałam na akta Reyesa. – Ale tu jest napisane, że zdawał tu maturę. 198
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie w tej szkole – powiedziała. – Czekaj. – Kliknęła paznokciami w klawisze komputera. – Mamy informację o jego dyplomie, ale to jest niemożliwe. Pochyliłam się do wujka Boba. - Nie dla hakera. – Zaczęłam składać do kupy kawałki układanki, do czego Reyes wykorzystywał swoją inteligencję i umiejętności obsługi komputera. - Dziękuję bardzo za to, panno Tarpley – powiedział Wubek, biorąc jej dłoń w swoją. Zrobiła maślane oczy. On zrobił maślane oczy. To wszystko było bardzo romantyczne, ale miałam zaginioną osobę do odnalezienia. Szturchnęłam wujka Boba. - Możemy ruszać w drogę? Po subtelnym proteście odwrócił się do niej i pożegnał. Gdy tylko ruszyliśmy w stronę drzwi, zatrzymałam się. - Och – powiedziałam, dając jej notatkę. – Znalazłam to w kącie, o tam. Wyglądało na… ważne. - Dziękuję – powiedziała, rozkładając papier. Gdy przechodziliśmy pod budynkiem spojrzałam w jej okno. Przyciskała kartkę do piersi i płakała. To musiało być coś z rodzaju tych poruszających serce rzeczy. *** Zajrzeliśmy do mojego biura, by dać Cookie harmonogram zajęć klasowych. Miała sprawdzić odnośniki o uczniach z klasy Reyesa i spróbować skontaktować się z kilkoma z nich, by wyłowić informacje o tajemniczej siostrze. Ponieważ miałam okazję być ponownie w biurze, złapałam mojego Glocka i wsunęłam go do kabury na ramieniu. Pod skórzaną kurtką był ledwie zauważalny. Tak naprawdę to nigdy nie musiałam go na nikogo wyciągać. Po prostu chciałam go tylko czuć tuż przy swoim ciele, by wiedzieć, że tam jest, choćby tylko chwilę. W drodze powrotnej na posterunek dwóch moich prawników wskoczyło do SUV’a wujka Boba. Kiedyś sama go prowadziłam, ale po małym wypadku Wubek uparł się, żeby przejąć ten obowiązek. Blond-włosa i rubinowo-usta Elizabeth Ellery usiadła za nim. - Hej Charlotto. - Cześć wam. – Odwróciłam się do nich. – Co porabiacie? 199
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Jason Barber wzruszył brwiami. - Moja mama jest smutna. - Jesteś zaskoczony? – spytałam, patrząc na wujka Boba kręcącego się niewygodnie na siedzeniu. On tak naprawdę nigdy nie przywykł do ich obecności. To były takie chwile, gdy miał zerową kontrolę nad sytuacją. A on tego bardzo nie lubił. Po prawdzie nie lubił nawet napojów mających w nazwie zero. - Cóż, tak, coś w tym stylu. - Z twoim wujkiem wszystko dobrze? – spytała Elizabeth z niepokojem w oczach. Z wątpliwym uśmieszkiem, powiedziałam. - Jest na mnie wściekły. Wujek Bob wyprostował się. - Czy ty mówisz o mnie? - Są z nami Elizabeth i Barber. Właśnie zapytała czy z tobą wszystko dobrze. Pobielały mu kłykcie, gdy chwycił kierownicę mocniej niż to prawdopodobnie było konieczne. - Już nigdy więcej nie będziesz prowadzić tego pojazdu. Popisowo przewróciłam oczami. - Pffff proszę cię. Ta popisówka była całkowicie zbędna. Tak szczerze, wujku Bobie, to ile razy należało przypominać ci o ograniczeniach prędkości? Nikt o tym nie zapomniał. Wciągnął głęboki, kojący wdech. - Staję się za stary na to gówno. - Ach tak. Impotencja i niezdolność. Ale pamiętaj, że zawsze będziesz miał Werther’s Original65. – Patrzyłam jak twarz wujka staje się blada, ryzyko stłuczki zwiększyło się, gdy przeobrażał się z bladego do ciemnego różu. Musiałam się roześmiać. Tak w środku, bo naprawdę był na mnie wściekły. – Gdzie jest Sussman? – zwróciłam się do prawników. Elizabeth opuściła spojrzenie. - Ciągle ze swoją żoną. Przechodzi bardzo ciężki czas. - Przykro mi. – Nie chodziło o to, że nie cierpiałam tej części o zostawiających coś za sobą ludziach. Po prostu nie cierpiałam o tym rozmawiać. Niestety, było to niezbędne. – Jak tam twoja rodzina?
65 Werther’s Original - Cukierki do ssania. Byłą taka reklama z dziadkiem dającym cukierka wnuczkowi...
200
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Z moją siostrą jest nadzwyczajnie dobrze. Myślę, że jest na lekach. Moi rodzice… nie za bardzo. - Twoja siostra nie jest z nimi? Elizabeth potrząsnęła głową. - Ciężko mi sobie wyobrazić jak trudne musi to być dla nich. - Potrzebują separacji, Charlotto. - Zgadzam się z tym. - Musimy dowiedzieć się kto to zrobił. Myślę, że to im pomoże. Miała rację. Wiedza dlaczego i jak zawsze pomagała ofierze z poradzeniem sobie z tym, co jej zrobiono. Wsadzanie winnych za kratki było jak lukrowanie ciasta. Sprawiedliwość może i była ślepa, ale stanowiła niesamowite lekarstwo. Spojrzałam do tyłu na Barbera. - Och i wzięłam siedem pendrivów z twojego biura, ale wszystkie były twoje. Pamiętasz, co zrobiłeś z tym, który dostałeś od Carlosa Rivery? Poklepał się po marynarce. - Cholera, co mogłem z nim zrobić? - Może oni go zabrali? Może wiedzieli, że on ci go dał? - Myślę, że to możliwe. – Ścisnął grzbiet nosa. Przepraszam, nie pamiętam. To zdarzało się często. Zwłaszcza, kiedy ofiara skończyła z dwiema kulkami w głowie. Ponieważ nie mogliśmy polegać na dodatkowej pamięci, musieliśmy opierać się na naszych szalonych umiejętnościach. - Dobra, nasz były podejrzany, a obecnie informator, Julio Ontiveros powiedział, że dał przyjacielowi pudełko naboi po tym, jak sprzedał mu swoją dziewiątkę66. To dlatego jego odciski palców były na łuskach znalezionych na miejscu zbrodni. - Kim był ten przyjaciel? - Chaco Lin. A zgadnijcie dla kogo pracuje Chaco Lin? - Szatana? – zapytała Elizabeth. - Blisko. Benny Price. Prawnicy spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
66
Broń 9 mm.
201
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Normalnie nie mogliśmy o tym wspomnieć – powiedział Barber. – Ale odkąd jesteśmy niespecjalnie tutaj, myślę, że zasady nas nie obowiązują. Benny Price był oskarżony o handel ludźmi. - Powiedz im o śledztwie dotyczącym handlu ludźmi – powiedział wujek Bob. - Najwyraźniej już wiedzą. – Ponownie spojrzałam na Barbera. – Mamy jednego zamordowanego nastolatka i jednego zaginionego. Wiedziałeś coś o zaginionym siostrzeńcu Marka Weira? – Powinien od razu sprawdzić siostrę Weira i czy ma jakiś kontakt z synem. - Niezupełnie, ale muszę przyznać, że wyglądało to jakby coś działo się z matką chłopaka. - Działo się? – Moje wnętrzności nagle zadrżały. – Możesz być bardziej precyzyjny? Wujek Bob również się poderwał. - Kilka dni temu dostała telefon od Ojca Federico. Stała się po nim nieco rozgorączkowana. Zassałam nagły, gwałtowny oddech przy wzmiance o człowieku, który był właścicielem magazynu. - Co? – zapytał wujek Bob. Barber kontynuował. - Z tego, co dowiedziałem się z jednorazowej rozmowy telefonicznej miała się z nim spotkać, ale on nigdy się nie pojawił. Wubek posłał mi rozpaczliwe spojrzenie. - Janie Weir miała spotkać się z Ojcem Federico, ale on nigdy się nie pojawił – wyjaśniłam. Zatrzymaliśmy się przed posterunkiem. - Wygląda na to, że nikt go ostatnio nie widział. - Myślisz, że gra nieczysto? - To możliwe. Czy on, no wiesz, zaprezentował się świetliście? - No nie. Jednak to niekoniecznie znaczy, że… - Racja – powiedział, otwierając telefon i szybko wybierając numer do jednego ze swoich śledczych. Ten człowiek spędzał więcej czasu z telefonem niż niejeden trzynastolatek. Odwróciłam się do prawników. 202
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Czy któryś z was wie ile kosztuje zderzak do Dodge’a Durango? Barber potrząsnął przecząco głową, a Elizabeth zachichotała. *** Gdy spacerowaliśmy w kierunku posterunku, by przeprowadzić operację Rzucić Bennego Price’a Na Kolana67, Garret stał w korytarzu przeglądając notatki z dnia. - Wiesz co jest niepokojące? – spytał zamykając swój notes, gdy podeszliśmy. - Twoje uzależnienie do pornosów z karłami? - Nikt od kilku dni nie widział Ojca Federico – odpowiedział nie dając wytrącić się z równowagi. Najwyraźniej było to pytanie retoryczne. Chciałam, żeby się określił zanim zmarnuję najlepszą linię obrony. Nienawidziłam być w błędzie. - Siostra Marka Weira miała się z nim spotkać kilka dni temu, a on się nie pokazał – dodał wujek Bob. Wszystko zaczynało składać się do kupy. Jeśli Benny Price handlował dziećmi za granicą, być może miał siostrzeńca Marka Weira, Teddego. Być może odpowiadał również za śmierć Jamesa Barilla, chłopaka znalezionego na podwórku Weira. Może James walczył, próbował uciec i go zabili. Ale dlaczego, na stworzyciela planety Plutona, umieścili ciało na podwórku Weira, a jego samego wrobili go w morderstwo? Zagrażał im jakoś? Potrzebowałam kofeiny. Odsuwając burzę mózgów na bok skierowałam się w stronę ekspresu do kawy. Reszta podążyła za mną, ale zrobiłam sobie kawę i dopiero poprowadziłam ich w kierunku niewielkiej sali konferencyjnej. - Dlaczego tego nie czuję? – zapytał Barber. - Słucham? – Postawiłam kawę na stole i wysunęłam dla nich krzesła. - Kawa. Nie czuję jej. - Próbowałam powąchać włosy mojej siostrzenicy – powiedziała Elizabeth ze smutkiem przenikającym jej głos. - Nie jestem pewna – odparłam. – Czy czujecie cokolwiek? - Tak. – Elizabeth powąchała powietrze. – Ale nie rzeczy, które są przede mną.
67
Bring Benny Price to His Knees
203
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Zbierasz zapachy z płaszczyzny, na której jesteś, a która techniczne rzecz biorąc nie jest tą, na której ja jestem. - Naprawdę? – powiedział Barber. – Ponieważ mógłbym przysiąc, że chwilę temu czułem grilla. Czy mają grilla po tej stronie? Zachichotałam i usiadłam obok wujka Boba. Po
dwudziestu
minutach
sprzeczania
się
jak
dorwać
Benny’ego
Price’a,
zaproponowałam plan. Benny był właścicielem sieci lokali ze striptizem Patty Cakes68. Sama nazwa była niepokojąca. I według akt ze śledztwa w jego sprawie, Benny lubił te striptizerki, jednakże nawet w połowie nie tak bardzo, jak lubił siebie. - Mam plan – pomyślałam głośno. - Już mamy sprawdzającą go grupę – powiedział Wubek. – Jeśli już to musimy tylko skoordynować nasze wysiłki z nimi i wyciągnąć własne wnioski z ich dochodzenia. - To zajmie całe wieki. W tym czasie Mark Weir siedzi w więzieniu, Teddy Weir uznany został za zaginionego, a my mamy rodziny, które czekają na odpowiedzi. - Co chcesz, żebym zrobił, Charley? - Przygotuj podstęp – powiedziałam. - Podstęp? – zapytał Garrett z miną wyrażającą niedowierzanie. - Daj mi po prostu szansę. Mogę zdobyć dowody obciążające tego człowieka zanim zajdzie słońce. Podczas gdy Garrett praktycznie wrósł w swoje siedzenie, wujek Bob pochylił się do mnie z zainteresowaniem skrzącym się w jego oczach. - Chcesz coś ugotować? - Detektywie... – Garrett wyrzucił rugającym tonem – ...nie możesz mówić poważnie. Wubek wzdrygnął się jakby wychodząc z transu. - Racja. Tak tylko pomyślałem. - Ale wujku – zajęczałam jak dziecko, które właśnie dowiedziało się, że nie dostanie kucyka na urodziny. Albo Porsche. - Nie, on ma rację. Ponadto twój tata zerwie ze mną umowę. - Pfff – pffnęłam ścigając na siebie jego rozczarowane spojrzenie. – Nie możesz nic powiedzieć, cykorze?
68
Można to dosłownie przetłumaczyć jako sieć klubów ze striptizem „Babeczki” – takie ciasteczka.
204
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
To musiało go zaniepokoić. Nie za często na niego pfffałam. - Charley prawie dziś zginęłaś. – Srebrne spojrzenie Garretta lśniło gniewem. Był taki kapryśny. – I wczoraj. Och, no tak i przedwczoraj. Może powinnaś dać sobie z tym spokój? - Może powinieneś ugryźć mnie w dupę. – Odwróciłam się do wujka Boba. – Mogę to zrobić i ty o tym wiesz. Mam drobną przewagę nad przeciętnym Joe. - Coś ty powiedziała? – zapytał Garrett. – Ty masz niewielką przewagę nad psychopatą? Wątpię. Cóż, tak właśnie było. - Co wymyśliłaś? – zapytał Wubek, niezdolny pomóc sobie samemu i mój uśmiech zalśnił wyższością. Czy Garrett nigdy się nie nauczy? - Powiedziałeś, że nie udało ci się ustawić podsłuchu w jego biurze, prawda? – zapytałam. - Racja. Za mało dowodów. - Nie mogę uwierzyć, że jej słuchasz? – dodał Garrett. -
My
również
słuchamy
–
powiedział
Barber.
Elizabeth przytaknęła w
potwierdzeniu. - Dzięki ludzie. Tak jak mówiłam – kontynuowałam, piorunując wzrokiem zdrajcę, zanim zwróciłam się z powrotem do Wubka. – On nagrywa wszystkie swoje rozmowy kwalifikacyjne z nowymi dziewczynami. - Tak. – Brwi wujka Boba połączyły się w zamyśleniu. - I on te wszystkie rozmowy przeprowadza w biurze, bo tylko na kanapie ma taką możliwość. - Ok. Gdy wyjaśniałam mój plan wujkowi, Garrett siedział gotując się pod swoim apetycznym kołnierzykiem. Tak szczerze to ten mężczyzna miał chyba zamiar dostać ataku serca. - To całkiem dobry plan – powiedział wujek Bob, gdy skończyłam swoją przemowę. – Ale nie możesz tak po prostu wejść po schodach i szepnąć mu coś do ucha, jak to zrobiłaś z Julio Ontiverosem? Jesteś jak zaklinacz koni dla złych facetów. - Ale to zadziałało tylko z jednego powodu i dla jednego powodu. - Mianowicie? 205
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Julio nie był złym facetem. - Och. Racja. - Moja moc perswazji jest tak samo silna jak bzdury, które dzięki niej mam poprzeć. - Cóż, podoba mi się to – powiedziała Elizabeth. – I lubię patrzeć jak pan Swopes zabawnie pluje złością. Barber i ja zgodziliśmy się z nią chichocząc. - Cieszę się, że możesz się śmiać z tego wszystkiego, Charley – powiedział Garrett z okropnym grymasem wykrzywiającym jego twarz. – Nie masz pojęcia jakiego rodzaju mężczyzną jest Price. - A ty wiesz? - Wiem jaki rodzaj człowieka angażuje się w coś tak barbarzyńskiego jak handel ludźmi. - Załapałam, Swopes. Nie jest rodzajem człowieka, którego zapraszasz do domu, by przedstawić go swojej macosze. – Przemyślałam to na nowo. – Czekaj minutę. Może moja macocha powinna go poznać. Myślisz, że zabrałby ją statkiem do Stambułu? - Charley – warknął wujek Bob ostrzegawczym tonem. Znał aż za dobrze chwiejne podwaliny mojego związku z macochą i nawet raz mi powiedział, że nie ma pojęcia dlaczego mój tata nic z tym nie zrobił. Ten jeden raz zabił mi klina. - To była tylko taka myśl – powiedziałam obronnie. Podczas gdy wujek Bob zaczął negocjować z grupą dochodzeniową przydzieloną do Benny’ego Price’a, zdecydowałam się dopaść Sussmana, który był zaginiony w akcji od jakiegoś czasu. Garrett targał się na swój Garrettowy sposób, gdy ja poza salą konferencyjną sprawdzałam swój telefon. Mógł tarmosić się ile tylko chciał. Dlatego, że przyprowadził swój samochód wcześniej, a ja nie zdążyłam dostarczyć tu Misery, miał mnie podwieźć. Im szybciej wtargnął do swojego samochodu, tym dłużej musiał czekać. Co było dla mnie korzystne na kilku poziomach. Miałam dwa sms-y, oba od Cookie, oba o treści: ZADZWON DO MNIE JAK TO PRZECZYTASZ. To musiało być ważne. - Dostałam cynk od jednej z kobiet z liceum Reyesa – powiedziała Cookie, gdy tylko do niej zadzwoniłam. – Ona i jej przyjaciółka pamiętają naszego chłopca bardzo dobrze. - Dobra robota. – Kochałam tą kobietę. - Mogą się z tobą spotkać u Dave’a dziś wieczorem, jeśli chcesz. 206
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Chcę. O której? - O tej, o której możesz tam być. Powinnam oddzwonić do nich. - Superrrr – powiedziałam do telefonu, naśladując najlepiej jak umiałam kobietę kota. – Muszę sprawdzić co z Sussmanem. Zaginął w akcji. Może za godzinę od teraz? - Zadzwonię do nich. Tak w ogóle jak się masz? Nie miałyśmy okazji porozmawiać od twojego najnowszego bliska-śmierć doświadczenia. - Żyję – powiedziałam. – Chyba nie mogę prosić o nic więcej niż to. - Charley możesz. Po długiej przerwie powiedziałam. - W takim razie mogę prosić o milion dolarów? - Możesz prosić – odparła odkładając słuchawkę z prychnięciem. Znała mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie zamierzam rozmawiać o moim najnowszym dramacie w tym momencie. Później dam temu upust. A ona będzie musiała unieść to wszystko. Biedna kobieta.
207
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział szesnasty
S arkazm. Jedyna z oferowanych usług. -TEKST Z T-SHIRTA
Trzydzieści minut i jedną upiorną jazdę później – Garrett dusił się w swoim wkurzeniu na mój plan przez całą drogę do Jeepa – wysiadłam niedaleko domu Sussmana i zauważyłam go po drugiej stronie okna na piętrze. Stał odwrócony tyłem do mnie i uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie patrzy na swoją żonę. Kilka samochodów stało wzdłuż krawężnika przy jego olśniewającym, trzypiętrowym domu. Ludzie przeszli i poszli cicho rozmawiając. W odróżnieniu od filmów nie wszyscy byli ubrani na czarno i nie wszyscy płakali. Cóż, niektórzy płakali. Ale kilku śmiało się tu i ówdzie, prowadząc ożywioną dyskusję wpieraną machaniem rąk lub witali gości. Niezdarnie przeszłam do głównych drzwi i weszłam. Nikt mnie nie zatrzymał, gdy przemknęłam przez tłum do schodów. Powoli weszłam na drugie piętro po grubym, beżowym dywanie i znalazłam coś, co wyglądało jak główna sypialnia. Drzwi były lekko uchylone i dlatego mogłam usłyszeć szloch dochodzący z wnętrza. Zapukałam niepewnie. - Pani Sussman? – zapytałam, zaglądając do środka. Patrick spojrzał na mnie zdziwiony. Obserwował żonę opierając się o parapet. Inna kobieta, duża i w żałobnym stroju, siedziała przy niej owijając ramionami panią Sussman. Posłała w moim kierunku żmijowate spojrzenie. Uch-och. Wojna terytorialna. - Chciałabym porozmawiać z panią Sussman, jeśli ona się na to zgodzi – powiedziałam. Kobieta potrząsnęła głową. - To nie jest dobry moment.
208
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- W porządku Harriet – wtrąciła zapłakana pani domu. Spojrzała w górę na mnie, jej duże brązowe oczy zionęły czerwienią i smutkiem, a blond włosy były zaczesane byle jak. Należała do tego rodzaju kobiet, których nie zauważa się od razu. Delikatny, uczciwy urok. Czułam, że jej uśmiech był prawdziwy i szczery. - Pani Sussman – powiedziałam, pochylając się do przodu, by chwycić jej rękę. – Nazywam się Charlotte Davidson. Bardzo mi przykro z powodu pani straty. - Dziękuję. – Wydmuchała nos w chusteczkę. – Znała pani mojego męża? - Poznaliśmy się niedawno, ale był wspaniałym człowiekiem. – Musiałam jakoś wyjaśnić swoją obecność. - Tak, był. Ignorując żrące spojrzenie drugiej kobiety, kontynuowałam. - Jestem prywatnym śledczym. Prowadziliśmy razem dochodzenie, a teraz współpracuję z DPA, by pomóc odnaleźć tego, kto to zrobił. - Rozumiem – powiedziała zaskoczona. - Nie sądzę, że to jest odpowiedni moment, panno Davidson. - Wcale nie – zaprzeczyła pani Sussman. – To jest właściwy czas. Czy policja już coś wie? - Mamy pewne rokujące nadzieję wskazówki – odparłam wymijająco. – Chciałam tylko powiedzieć, że pracujemy bardzo ciężko nad wyjaśnieniem tej sprawy i o tym, że… Odwróciłam się do Sussmana – … on mówił tylko o tobie. Szlochy powtarzały się i powtarzały, a Harriet dostała zajęcie w pocieszaniu. Słaby, pełen zachwytu uśmiech rozjaśnił twarz Sussmana. Po zostawieniu jej mojej wizytówki i pożegnaniu się dałam znak Sussmanowi, żeby spotkać się na zewnątrz. - To było dziwne. Staliśmy przed jego domem, opierając się o Misery i patrzyliśmy na przejeżdżające od czasu do czasu samochody. Wzmógł się wiatr. Od chłodu dostałam gęsiej skórki i otuliłam się ramionami, wdzięczna za sweter pod skórzaną kurtką. - Przepraszam – powiedział. – Chciałem przyjść z innymi. Po prostu… - Nie przejmuj się tym. Masz dużo na głowie. Rozumiem to. - Czego się dowiedziałaś? Po tym, gdy mu wszystko przekazałam, wydawał się dochodzić do siebie. 209
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Myślisz, że to chodzi o handel ludźmi? - Mamy w połowie solidny plan działania, jeśli chcesz dołączyć. - Pewnie, że tak. – Dobrze. Wydawało się, że mu lepiej. Odwrócił się na moment zamyślony i zapytał. – W międzyczasie mogę wskoczyć w twoje ciało i poobściskiwać się trochę z moją żoną? Walczyłam z uśmiechem. - To naprawdę nie działa w ten sposób. - A czy możesz poobściskiwać się z moją żoną i udawać, że jestem w twoim ciele? - Nie. - Mogę zapłacić. Mam pieniądze. - O jakiej kwocie mówimy? *** Zakradłam się z powrotem do kancelarii Sussman, Ellery & Barber, wrzuciłam pendrivy do biurka Barbera i na wszelki wypadek jeszcze raz szybko przeszukałam to miejsce, gdybym przeoczyła coś wcześniej. Nory nie było, co było dobrą wiadomością. Nie mogła powiązać zaginionych pendrivów i bałaganu ze mną. Teraz przyszła kolej na klasę Reyesa. Lokal o nazwie „Obiady u Dave’a” był jak retrospekcja lat pięćdziesiątych, pełna cynowych plakatów i jajecznych koktajli czekoladowych ze śmietanką, które ku zaskoczeniu nie zawierały ani jajek, ani śmietany. Kiedy weszłam dwie kobiety siedzące w narożnym stoliku pomachały do mnie. Idąc do ich stolika zastanawiałam się skąd wiedziały jak wyglądam. - Charley? – zapytała jedna. Była duża i zadziwiająco ładna z ciemno brązowymi, równo obciętymi włosami i szerokim uśmiechem. - To ja. Skąd wiedziałaś? Druga również się uśmiechnęła się. Była Latynoską z kręconymi włosami spiętymi w koński ogon i skórą, za którą można by zabić. - Twoja asystentka powiedziała nam, że prawdopodobnie będziesz jedyną dziewczyną wyglądającą na dumną z imienia Charley Davidson. Jestem Louise. Potrząsnęłam ręką Louise, a następnie tej drugiej kobiety.
210
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Jestem Chrystal – powiedziała. – Właśnie złożyłyśmy zamówienie, jeśli jesteś głodna. Po wsunięciu się w kolistą kabinę stolika zamówiłam hamburgera i niskokaloryczny napój. - Nie mogę wyrazić podekscytowania, że zgodziłyście się ze mną spotkać. Zaśmiały się z jakiegoś prywatnego dowcipu i dopiero wyjaśniły, litując się nade mną. - Wykorzystujemy każdą szansę, by porozmawiać o Reyesie Farrowie. - Łał – powiedziałam zaskoczona. – Ja również. Znałyście go dobrze? Po kolejnym skośnym spojrzeniu na Chrystal, Louise odpowiedziała. - Nikt nie znał dobrze Reyesa Farrowa. - No nie wiem – wtrąciła Chrystal. – Amador. - Racja. Zapomniałam, że kumplował się z Amadorem Sanchezem. - Amador Sanchez? – Otworzyłam torbę i wyjęłam plik dokumentów, który miałam na temat Reyesa. – Amador Sanchez był razem z nim w więzieniu. Faktycznie, byli współwięźniami. Czyli przyjaźnili się wcześniej? - Amador był w więzieniu? – spytała zaskoczona Chrystal. - Zaskoczyło cię to? – Louise wygięła wyskubaną brew na przyjaciółkę. - Tak jakby. Był dobrym gościem. – Wtedy spojrzała na mnie. – Reyes trzymał się raczej sam, dopóki nie spotkał Amadora. Dość szybko stali się przyjaciółmi. - Możecie powiedzieć mi coś o Reyesie? – Moje serce ścisnęło się z ciekawości i oczekiwania. Szukałam go tak długo, po to, by to on mnie znalazł i okazał się być Wielkim Złem. Jak mogłam nie wiedzieć? Louise wpatrywała się w serwetkę, po czym złożyła ją w łabędzia. - Każda dziewczyna w kampusie była w nim zakochana, ale on był taki cichy… wycofany. - Był naprawdę mądry, wiesz? – dodała Chrystal. – Zawsze go miałam za obiboka. Przybierał wiele powłok. - Zakapturzony – zgodziła się Louise. – Zawsze nosił bluzy i zawsze chodził w założonym kapturze. Ciągle miał kłopoty z tego powodu. Ale ciągle to robił. - Każdego dnia w klasie – powiedziała Chrystal, przejmując swoją kolej – próbował siedzieć z założonym kapturem i codziennie nauczyciele kazali mu go ściągać. 211
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Louise z błyskiem w brązowych oczach pochyliła się ku mnie. - To, co teraz musisz pojąć, to to, że nawet jeśli on już zjawiał się na zajęciach, to ściąganie kaptura stawało się rytuałem. Nie dla niego, nie dla nauczycieli, ale dla dziewcząt. - Dziewcząt? – zapytałam. - O tak – powiedziała Chrystal sięgając do swojej pamięci. – Każdego dnia był taki moment, w którym można było usłyszeć spadającą kroplę. Wtedy on podnosił ręce i ściągał kaptur, i to było jak oglądanie objawionego nieba. Wyobraziłam to sobie. Objawienie jego twarzy w taki sposób, w który serce zaczynało trzepotać, krew zaczynała przyspieszać, a dziewczęta wzdychać jedna po drugiej. Po chwili Louise powiedziała: - I był mądry. Był w tej samej klasie na matematyce, co nasza koleżanka Holly i zawsze dostawał maksimum punktów. Najlepszy na każdym teście. - A z nami chodził na angielski i fizykę. Pewnego dnia pan
Stone oddał nam
ocenione prace... – piszczała podniecona Chrystal. – I Reyes dostał sto punktów, a pan Stone oskarżył go o ściąganie, ponieważ niektóre pojęcia, których używał Reyes były omawiane dopiero w college’u. - Och, pamiętam to. Pan Stone mówił, że nie było sposobu, aby Reyes zdobył sto punktów na tym teście. A Reyes powiedział coś w stylu „pieprz się, wcale nie ściągałem”, a pan Stone coś w stylu „właśnie, że tak”, po czym zaprowadził Reyesa do dyrektora. - Suzy po godzinach pracowała jako zastępstwo asystentki, pamiętasz? - Chrystal zapytała Louise. Ta skinęła głową. – Weszli do gabinetu i to Stone miał kłopoty, bo dyrektor potwierdził, że Reyes ma ze wszystkiego najlepsze stopnie, więc nauczyciel nie ma podstaw, by oskarżyć go o ściąganie. - Czy on kiedykolwiek robił test na inteligencję? – zapytałam. - Tak – powiedziała Louise. – Tak, dyrektor go nakłonił, a potem zjawili się ci ludzie z ministerstwa edukacji i chcieli z nim porozmawiać, ale rodzina Reyesa zdążyła się wyprowadzić. Tiaa, byłam pewna, że zdążyli. Ojciec Reyesa sprawiał, że cały czas się przeprowadzali. Na każdym kroku unikając władz. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że zabił swojego ojca – powiedziała Chrystal. - Nie zrobił tego – powiedziałam zastanawiając się czy jest to bardziej pobożne życzenie, czy mam na to jakieś dowody. 212
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Popatrzyły na mnie zdziwione. Prawdopodobnie nie powinnam tego robić, ale chciałam je mieć po swojej stronie. Po stronie Reyesa. Powiedziałam im o pierwszej nocy, kiedy go zobaczyłam, o jego ojcu bijącym go do nieprzytomności, a także o siostrze, którą zostawił wewnątrz. Przerwałam kiedy przyszło nasze żarcie i poczekałam aż kelner odejdzie, by móc ciągnąć dalej. - To dlatego tu jesteśmy. Muszę znaleźć jego siostrę. – Wyjaśniłam im również, co stało się w więzieniu, a także powiedziałam o tym, że był w śpiączce. Ale żadna z nich nie mogła sobie przypomnieć niczego związanego z dziewczyną. – Ona naprawdę jest jedyną osobą, która może powstrzymać państwo przed wyciągnięciem wtyczki. Czy znacie kogoś, kto może mieć z nią jakiś kontakt? - Pozwól mi zadzwonić w parę miejsc – powiedziała Louise. - Mi też. Może uda nam się coś wymyślić. Ile mamy czasu? Popatrzyłam na zegarek. - Trzydzieści siedem godzin. *** W drodze do domu zadzwoniłam do Cookie i kazałam jej znaleźć pana Amadora Sancheza. Wydawał się być jedyną osobą, która wiedziała coś istotnego o Reyesie. Było późno, ale nie było rzeczy, którą Cookie kochałaby bardziej niż ściganie dla mnie ciepłokrwistego Amerykanina. Daj jej nazwisko, a ta kobieta będzie jak pitbull goniący za kością. Jak tylko się rozłączyłam moja komórka zadzwoniła. To była Chrystal. Ona i Louise przypomniały sobie, że jej kuzynka lubiła się włóczyć z dziewczyną, która spędzała dużo czasu z siostrą Reyesa podczas szkolnych lunchów. To było mało, ale i tak więcej, niż miałam pięć minut temu. Dziewczyny próbowały dodzwonić się do tej kuzynki, ale nie odbierała, więc zostawiły jej wiadomość na poczcie głosowej z moim imieniem i numerem telefonu.
213
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Po tym, jak zapisałam sobie wszystkie informacje i podziękowałam im kilka tysięcy razy, pobiegłam do supermarketu po produkty niezbędne do życia. Kawę, chipsy i awokado do guacamole69. Człowiek nigdy nie ma za dużo guacamole. Kiedy wyszłam z Jeepa usłyszałam swoje imię i odwróciłam się, by zobaczyć stojącego za mną Julio Ontiverosa. Był większy niż go zapamiętałam z posterunku. Zamknęłam drzwi i obeszłam samochód, żeby wyciągnąć swoje torby z zakupami. - Bez kajdanek wyglądasz dużo lepiej – rzuciłam przez ramię. Poszedł za mną. - Ty też wyglądasz dużo lepiej gdy nie mam kajdanek. Oho, czas odeprzeć końskie zaloty. Zatrzymałam się, by popatrzeć mu w twarz. Miejmy to już z głowy. - Medal twojego brata z akcji Pustynna Burza jest w pudełku z biżuterią twojej ciotki. Zalała go fala rozczarowania. - Gówno prawda. Zaglądałem tam. – Podszedł bliżej. Gniew i zmartwienie nadal migotały w jego oczach. - Powiedziała, że to powiesz – odparłam, kiedy otworzyłam bagażnik, by sięgnąć po torby. – Nie jest w tym pudełku z biżuterią. Jest w tym schowanym w piwnicy. Za starą, zepsutą lodówką. Zatrzymał się i zamyślił. - Nie wiedziałem, że miała inne pudełko na biżuterię. - Nikt nie wiedział. Trzymała je dobrze schowane. – Wzięłam dwie torby w jedną rękę i sięgnęłam po trzecią. – I diamenty też tam są. Ta odrobina informacji oszołomiła go jeszcze bardziej. - Ona naprawdę miała diamenty? – zapytał. - Tak, ale tylko kilka i trzymała je dla ciebie. – Zatrzymałam się i zmierzyłam go spojrzeniem. – Wydaje się, że według niej jest dla ciebie jeszcze jakaś nadzieja. Westchnął zdumiony, kiedy ta wiedza uderzyła w jego jelita i opadł, opierając się o Misery. - Jak możesz... skąd możesz...
69
Guacamole – meksykański sos (salsa) przyrządzany na bazie awokado.
214
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Długa historia – odpowiedziałam, po czym zamknęłam Misery i skierowałam się do drzwi budynku. - Czekaj – zawołał spiesząc za mną. – Powiedziałaś, że wiesz jak znaleźć trzy rzeczy, których pragnę najbardziej na świecie. To tylko dwie. Nadal miał wątpliwości. Jego umysł był w tej chwili jak chomik w środku koła, pędząc i pędząc, próbując wymyślić skąd mogłam to wszystko wiedzieć. - Och, racja – powiedziałam przekładając wszystkie torby do jednej ręki i grzebiąc w torebce wiszącej mi na ramieniu. – Och, nie, nie musisz – Sarkazm kapał z każdego słowa. – Nie musisz mi pomagać z tymi torbami i w ogóle z niczym. – Skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się. Dlaczego w ogóle zawracałam sobie głowę? W końcu znalazłam długopis. – Podaj mi rękę. Wyciągnął ją w moją stronę, po czym przybliżył się, kiedy zaczęłam mu na niej pisać numer telefonu. Przysunął się jeszcze bardziej. Jego uśmiech stał się złośliwy, kiedy przyglądał się numerowi z uniesionymi brwiami i zbliżał się coraz bardziej. - To nie jest to, czego pragnę najbardziej. Nie tracąc werwy jeszcze bardziej zmniejszyłam odległość między nami i spojrzałam w górę, w jego oczy, czym tylko poszerzyłam jego uśmiech. - Jose Ontiveros. Znieruchomiał. Jego uśmiech całkowicie zniknął, kiedy uniósł dłoń. - On jest w Corpus Christi70, mieszka w schronisku. Ale często się przenosi. Mojej asystentce namierzenie go zajęło ponad dwie godziny, nawet pomimo wyczerpujących informacji od twojej ciotki. Stał niedowierzający i oszołomiony, studiując numer zapisany na dłoni. - Dwie godziny? – zapytał w końcu. – Szukałem swojego brata przez... - Dwa lata. Wiem. Twoja ciotka mi powiedziała. – Poprawiłam torby, bo od ich ciężaru zaczynała mi drętwieć ręka. – A w przypadku, gdyby jakiekolwiek jeszcze wątpliwości kołatały się w twojej głowie, tak, twoja ciotka Yesenia teraz patrzy. Kazała mi przekazać, abyś jak najszybciej wyplątał się z tego gówna, przestał pakować tyłek w niedorzeczne sytuacje, tutaj parafrazuję, i znalazł swojego brata. Jesteś wszystkim, co mu zostało. 70
Corpus Christi - miasto w południowej części Stanów Zjednoczonych, w stanie Teksas, nad Zatoką Meksykańską.
215
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Wywiązując się z mojej części umowy odwróciłam się i weszłam do budynku zanim kochaś w ogóle zdążył zareagować. Miał wiele do przemyślenia. Kiedy tylko wyszłam z windy na moim piętrze, natychmiast zarejestrowałam ciemność na korytarzu. Kierownik miał problemy z okablowaniem do lamp na tym piętrze odkąd się sprowadziłam, więc moja czujność zwiększyła się tylko ździebko czy dwa. Wyjmując klucze usłyszałam głos dochodzący z najciemniejszego zakamarka korytarza. - Pani Davidson? Znowu? Poważnie? Około ósmej trzydzieści rano mój poziom tolerancji dla Narodowego Tygodnia Torturowania i Zabijania Charley Davidson osiągnął swój szczyt. Musiałam się uzbroić. Sięgnęłam po Glocka i skierowałam go w ciemność. Ktokolwiek stał w tym mroku nie był martwy. Mimo słabego oświetlenia byłam w stanie go zobaczyć. Po czym dzieciak podszedł bliżej i straciłam oddech. Teddy Weir. Niemożliwością było go nie rozpoznać. Wyglądał dokładnie jak jego wujek. Trzymając ręce w geście kapitulacji próbował wyglądać najbardziej nieszkodliwie, jak to tylko możliwe. Opuściłam pistolet. - Pani Davidson, nie chciałem pani uderzyć. Uniosłam go ponownie i poparzyłam na niego zdziwiona. Pomyślałam, aby rzucić w niego torbami, co ułatwiłoby ewentualną ucieczkę, ale kurde, to awokado było drogie. Niech będzie przeklęta moja miłość do guacamole. Natychmiast się zatrzymał i podniósł ręce wyżej. Nawet mając szesnaście lat przewyższał mnie o jakieś trzy cale. - Myślałem... myślałem, że jesteś jedną z ludzi Price’a. Sprzątaliśmy tam, ale pomyślałem, że znalazł nas zanim udało nam się z tym uporać. - Byłeś jednym z tych, którzy zrzucili mnie z dachu? Uśmiechnął się. Miał jasne włosy i jasne, niebieskie oczy. Wygląd gwiazdy filmowej lub ratownika plażowego. - To ja cię uderzyłem w szczękę. Po prostu tak wyszło, że byliśmy jednocześnie na tym samym dachu. Obdarowałam go śmiertelnym spojrzeniem i wymamrotałam: - Mądrala. 216
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Zaśmiał się, po czym spoważniał. - Kiedy spadłaś przez świetlik pomyślałem, że moje życie jest skończone. Pomyślałem, że na zawsze trafię do więzienia. Schowałam broń do kabury i otworzyłam drzwi do mieszkania. - Masz na myśli, jak twój wujek? Jego wzrok utkwił w podłodze. - Carlos miał to naprawić. - Carlos Rivera? – zapytałam zdziwiona. - Tiaa. Nie widziałem go ostatnio. Teddy wszedł za mną, a następnie zamknął drzwi na zamek. Normalnie to by mnie zaniepokoiło, ale mogłam stwierdzić, że chłopak wiele przeszedł. Coś mu się przytrafiło i nie chciał ryzykować. Poza tym Reyes był w pokoju. Prawie się potknęłam, gdy dostrzegłam ciemną mgłę przy oknie. A potem go poczułam. Jego żar, jego energię. Pokój pachniał jak po burzy piaskowej w środku nocy. - Siadaj – powiedziałam do Teddy’ego gestem wskazując stołek, udając, że wszystko jest w porządku. Aby ukryć, że moje ciało drży z powodu bliskości Reyesa wciąż się poruszałam. Najpierw nastawiłam kawę, potem zaczęłam pakować zakupy do lodówki. Po stwierdzeniu, że Teddy’emu również drżą ręce, wyjęłam z lodówki trochę szynki, indyka, sałatę i pomidory. - Umieram z głodu – skłamałam. – Robię sobie kanapkę. Chcesz jedną? Grzecznie pokręcił głową. Obdarowałam go moim najgroźniejszym spojrzeniem. - Najwyraźniej nigdy nie jadłeś moich kanapek. – Zdesperowany błysk w jego oczach świadczył o aktualnym stanie jego głodu. – Szynka, indyk, czy to i to? – spytałam, sprawiając, że poczuł się tak, jakby miał wybór w sprawie jedzenia. - To i to, tak sądzę – powiedział, niepewnie wzruszając ramionami. - Dobrze brzmi. Myślę, że wezmę to samo. Teraz ta trudna część. – Jego brwi złączyły się w obawie. – Napój gazowany, mrożona herbata czy mleko? – Usta rozsunęły mu się w uśmieszku, podczas gdy spojrzenie powędrowało w stronę ekspresu do kawy. – Co powiesz na mleko? Potem możesz dostać kawę. – Kolejne potwierdzenie w postaci wzruszenia ramion. – Zorientowaliśmy się już, że Benny Price jest w tym przypadku tym 217
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
złym gościem – powiedziałam, układając trzeci plasterek szynki na jego kanapce. – Czy możesz mi opowiedzieć o nocy, w której umarł twój przyjaciel? – Opuścił głowę zdecydowanie niechętny, by o tym mówić. – Teddy, musimy wyciągnąć twojego wujka z więzienia i wsadzić do niego Price'a. - Nawet nie wiedziałem, że wujek Mark został aresztowany. Myśl o nim, zabijającym kogoś jest śmieszna – dodał z parsknięciem. – Jest najspokojniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Nie tak jak moja mama, tyle mogę ci powiedzieć. - Widziałeś swoją mamę od kiedy wróciłeś? - Nie. Ojciec Federico powiedział, że ustawi spotkanie, kiedy wrócimy, a ona będzie bezpieczna, ale jego również nie widzieliśmy. Myślę, że może Price zorientował się co się dzieje i też go dorwał. - A co się dzieje? – zapytałam nalewając mu mleka do wysokiej szklanki. Wziął duży kęs, a następnie popił go lodowatym napojem. - Price wysłał tropicieli. Wiesz, ludzi, którzy poszukują bezdomnych dzieci i tym podobnych. Dzieciaków, za którymi nikt nie będzie tęsknił. - Łapię. Ale ty nie jesteś bezdomny. - James był, tak jakby. Jego mama go wykopała, kiedy ponownie wyszła za mąż. Nie miał gdzie pójść, więc przebywał w szopie wujka Marka. - I kiedy został zraniony to poszedł właśnie tam... - Tak. James miał podejrzenia na temat jednego tropiciela, który ciągle zadawał pytania i chciał wiedzieć czy James ma rodzinę, czy poszedłby z nim, by u niego zostać. Dlatego James i ja przeprowadziliśmy swoje własne śledztwo. – Odłożył kanapkę. – Odkryliśmy dla kogo pracował tropiciel i wkradliśmy się do jednego z magazynów Price'a. To była akcja jak u Jamesa Bonda, wiesz? Ale nie mieliśmy pojęcia, co się tam naprawdę działo. - Złapali cię, a ty zniknąłeś? - Tak, ale James został zraniony całkiem mocno. Uciekaliśmy i się rozdzieliliśmy. Miałem dwóch gości na ogonie. Dużych gości. Nigdy nie byłem tak przerażony. – Usiadłam obok Teddy'ego i położyłam rękę na jego ramieniu. Wziął kolejnego gryza. - Słyszałem o tym, co robił Ojciec Federico... - Robił? 218
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Pomagał uciekinierom i tak dalej. - Dobrze – odparłam. – A ty poszedłeś do niego? - Tak. Zabawną rzeczą było to, że wiedział wszystko o Bennym Price'sie. Ukrył mnie w jego magazynie. - Poczekaj, tym samym magazynie... - Ty samym. Tak w ogóle to przepraszam za to jeszcze raz. Ach, w końcu nadeszła szansa, by dowiedzieć się, gdzie wszyscy znikli tej nocy. - Dobra, w magazynie było dwóch facetów pakujących pudła, ale kiedy dotarłam na ziemię, wszyscy znikli. Jakieś pomysły? Teddy uśmiechnął się. - Ten magazyn posiada piwnicę z wyjściem prawie niemożliwym do odnalezienia. Ukryliśmy się tam dopóki wszyscy nie wyszli. Mądrze. - Czyli Ojciec Federico próbował ukryć dzieciaki, których chciał Price? - Tak. - Dlaczego po prostu nie poszedł na policję? - Poszedł. Powiedzieli, że pracują nad sprawą przeciwko niemu. W międzyczasie dzieciaki nadal znikały. Widziałaś plakaty. Widziałam. - Powiedzieli, że Ojciec Federico nie ma wystarczająco silnych dowodów, by udowodnić, że Price stoi za którymkolwiek z porwań. - Dwa lata byłeś w tym magazynie? Zadławił się kawałkiem kanapki i wziął łyk mleka. - Nie. Musisz zrozumieć, że Ojciec Federico jest facetem, który przejmuje kontrolę. Kiedy policjanci nie mogli pomóc, wziął sprawy w swoje ręce. Zaczął go obserwować, zorganizował ekipę poszukiwawczo-ratowniczą i pewnego rodzaju podziemną kolej. Ukryłam zdziwienie i czekałam, aż Teddy będzie kontynuował. Po wepchnięciu ostatniego kawałka w usta, powiedział: - Mamy różnych facetów pracujących dla tej sprawy. Ja? Ja skończyłem na Panamie. - Panamie? – zapytałam, wzięta całkowicie przez zaskoczenie. Ta sprawa była większa niż myślałam. Niż ktokolwiek myślał.
219
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Tak. Mamy rejestry wysyłek, faktur, a nawet adresy nabywców. Są wszędzie. Ale Price stale poszukiwał mnie, więc Ojciec Federico upewniał się, że jestem w ukryciu. - To Carlos Rivera pracował dla Ojca Federico? - Z początku nie. Był tropicielem. Tym, który próbował zabrać Jamesa. Sądzę, że kiedy James został zabity, Carlos zdecydował, iż ma dość. Poszedł do Ojca i wypracowali układ. Ojciec Federico potrafi być bardzo przekonujący wtedy, kiedy chce. Co z tą kawą? Dobrze. Nie mogłam tylko przestać się zastanawiać, dlaczego Carlos nie poszedł na policję. Oczywiście, wielki, gruby cel, którym by się stał, miał wiele wspólnego z jego decyzją. Niektórzy ludzie uważają, że policjanci są gorsi od kryminalistów. Idąc do nich to tak, jakby popełnić samobójstwo. - Byłeś w Panamie? - Tak. Ocaliłem siedmioro dzieciaków, gdybyś się zastanawiała – powiedział dumnie. - Cóż, pomogłem ocalić siedmioro dzieciaków. - Nie wiedziałeś co dzieje się z twoim wujkiem? - Tak, wiedziałem. Ojciec Federico mnie informował, ale ciągle myśleliśmy, że wycofają zarzuty przeciwko niemu. To znaczy, on nic nie zrobił. Nie mogłem sobie wyobrazić, że faktycznie zostanie uznany za winnego. Nie chcieliśmy ryzykować naszej misji, by uratować wujka Marka, ale kiedy został uznany za winnego, nie mieliśmy wyboru. Wciąż nie mogę w to uwierzyć. To znaczy, jak krew Jamesa dostała się na buty wujka Marka? - Padało – powiedziałam. – Twój wujek wynosił śmieci tego wieczora i musiał wdepnąć w kałużę krwi Jamesa. Nie zauważył go za szopą, ale ktoś musiał go zobaczyć jak zataczał się przy płocie i wezwał policję. - Oczywiście – odrzekł biorąc długi łyk gorącej, czarnej kawy. - Czy jesteś wystarczająco dorosły, by pić czarną kawę? Uśmiechnął się. W tym momencie wyglądał na wystarczająco dorosłego, by móc pić kawę w kolorze jakim chciał. Jego oczy widziały zbyt wiele. Jego serce doświadczyło za dużo smutku i strachu. Prawdopodobnie w ciągu ostatnich dwóch lat postarzał się o jakieś dziesięć. - Dlaczego wróciłeś? - spytałam. - Musiałem. Nie mogłem pozwolić, żeby wujek Mark poszedł do więzienia za coś, czego nie zrobił. 220
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nawet jeśli to oznacza ryzykowanie życia? – spytałam, a duma łaskotała moje serce. Wzruszając ramionami, powiedział: - To wszystko, co robiłem przez ostatnie dwa lata. Jestem zmęczony uciekaniem. Jeśli Price mnie chce, może przyjść i mnie wziąć. Ścisnęło mnie w klatce piersiowej. Nie ma takiej opcji, bym pozwoliła, aby to się wydarzyło. - Musimy zadzwonić na policję, wiesz? - Wiem. Częściowo dlatego tutaj jestem. Ojciec Federico zniknął, a my musimy cię zatrudnić.
221
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział siedem nasty
N ie przeszkadzać. Już tam jestem. TEKST Z T-SHITA
Przez cały wieczór Reyes ocierał się o mnie, głaskał moje ramię, przesuwał palcami po moich ustach powodując małe trzęsienie ziemi przechodzące przez moje ciało. Ale w tym momencie miałam dom pełen odznak. Dosłownie. Założę się o moją ostatnią pięciocentówkę, że nawet pan Wong czuł się klaustrofobicznie unosząc się w swoim kącie plecami do świata. Do licha, nawet szef policji i prokurator byli w moim mieszkaniu. Powinnam odjazdowo przystroić to miejsce. Wystawić świece. Zrobić kulę z sera. Cookie była zajęta napełnianiem filiżanek kawą, a Amber flirtowaniem z nowicjuszem, który zostanie nazwany Martwym Mięsem, jeżeli nie przestanie odpowiadać na jej zaloty. Na litość boską, ona miała jedenaście lat! Oczywiście, mógł jedynie starać się ją udobruchać. I było to trochę słodkie. W obrzydliwy, zdemoralizowany sposób. W środku tego chaosu dostałam telefon od kuzynki Chrystal. - Halo, pani Davidson? – odezwała się niepewnym głosem. - To ja. Debra? – zapytałam, zerkając na Teddy’ego. Byłam pewna, że wariował z tymi wszystkimi glinami dookoła, lecz wydawał się być spokojny, niemalże jakby odczuwał ulgę. - Tak – powiedziała rozmówczyni. – Chrystal mówiła mi, że szukasz siostry Reyesa. Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Emily, a ona mogła jedynie przypomnieć sobie jej pierwsze imię. To była Kim. Ona i Reyes mieli różne nazwiska. Ciekawe. Zastanawiałam się czy to było Walker od ojca Earla Walkera. - To wszystko, co o niej pamiętamy – kontynuowała. – Z wyjątkiem tego, że była bardzo miła. - Cóż, to i tak więcej niż miałam wczoraj.
222
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Przykro mi, nie mogę być bardziej pomocna. Wiesz, oni naprawdę byli dobrymi przyjaciółmi z Amadorem Sanchezem. - Tak, słyszałam to. – Być może ten Amador Sanchez był dobrym kierunkiem. Dobrze znał ich oboje. – Hej, do jakiej szkoły chodziliście? - Och, byliśmy na Eisenhower Middle School. - Ok., mam szukać Kim, która skończyła Eisenhower Middle School jakieś dwanaście lat temu? - Dokładnie. Mam nadzieję, że ją znajdziesz. - Bardzo dziękuję za telefon, Debra. - Nie ma za co. No cóż, to nie zaprowadzi mnie gdzieś bardzo szybko, ale mam Kim z Eisenhower Middle School. Wygląda na to, że jutro znowu spędzę czas z wujkiem Bobem. Zastanawiam się czy pozwoli mi prowadzić. - Och – powiedziała Cookie, dumnie krocząc w moją stronę. Również flirtowała. – Mam adres i numer telefonu do twojego Amadora Sancheza. - Jak słodko. – Zanim pójdę do szkoły, złożę wizytę panu Sanchezowi. Prawdopodobnie będzie mógł zdradzić mi nazwisko siostry i to, jak mogę ją znaleźć. Kumple z celi dzielili się wszystkim. Zwłaszcza kumple z celi, którzy byli przyjaciółmi w poprzednim życiu. Przybiłyśmy sobie piątki, a ona poszła rozgrzać kolejnego gliniarza. Była prawie jedenasta i wszystkie nieprzespane noce zbierały swoje żniwo, podobnie jak bicie. Podczas gdy moje ciało pulsowało ze zmęczenia, mój umysł nie chciał zostać stłumiony. Usiadłam obok Teddy’ego, aby upewnić się, że miał się dobrze. O dziwo wziął moją dłoń w swoją. Ścisnęłam ją. Dzieciak skradł mi serce w momencie, w którym wyszedł z cienia. Nienawidziłam gdy tak się działo. Prokurator siedział naprzeciwko nas, zadając Teddy’emu pytania, a wyraz jego twarzy był mieszanką zainteresowania i zmartwienia. - Czy mogę z tobą porozmawiać? Oficer Taft stanął nade mną patrząc w dół. Spojrzałam koło niego w kierunku Demonicznego Dziecka. Robiła wszystko, co w jej mocy, by zwabić pana Wonga do gry w klasy.
223
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie bardzo jestem w nastroju, Taft – powiedziałam, odprawiając go mroźnym spojrzeniem. - Przykro mi z powodu ranka. Wzięłaś mnie z zaskoczenia. Ze wzrokiem pełnym nieufności odwróciłam się do niego. - Jeżeli zamierzasz wpaść w kolejny napad furii, nie ma potrzeby, by rozmawiać. Odstawił filiżankę kawy i przykucnął obok mnie. - Obiecuję. Żadnych napadów złości. Czy możesz po prostu dać mi szansę, abym to wyjaśnił? Nie był w mundurze, a ja byłam pewna, że przyszedł tutaj jedynie po to, by ze mną porozmawiać i nie spodziewał się, że zastanie pokój pełen mundurowych. Po tym jak po raz kolejny ścisnęłam dłoń Teddy’ego, poprowadziłam Tafta do sypialni, gdzie mogliśmy porozmawiać na osobności. Reyes nas obserwował. Co mnie martwiło. Nie chciałabym wyjaśniać, co głupiego zrobił Taft, by wytłumaczyć dlaczego jego rdzeń kręgowy został rozerwany. To byłoby niezręczne. Prawdopodobnie musiałabym złożyć oświadczenie, a nie jestem dobra w wypowiedziach. Jestem o wiele lepsza w lodowatych spojrzeniach i powrotach spryciarza. Klapnęłam na łóżko, zmuszając Tafta, by stał. Jedyne krzesło w pokoju było domem dla wielu par jeansów, koronkowego stanika i nienaruszonej pary kajdanek. Aha, i dla gazu pieprzowego. Dziewczyna musi posiadać gaz pieprzowy. Taft oparł się o komodę, podpierając się rękami o biodra. Ale Reyes… Reyes był inną sprawą. Zaczynał robić się niecierpliwy. Unosił się obok mnie, ocierając o moje ramię, muskając oddechem moje ucho, mierzwiąc mi włosy na karku. Jego bliskość natychmiast ożywiła moje libido. Wiedząc do czego zdolny był ten mężczyzna, zaczęłam się trząść. Ten brak samokontroli zaczynał być coraz bardziej niedorzeczny. Demoniczne Dziecko przechadzało się po pokoju i zatrzymało przy drzwiach, na widok Reyesa otworzyło oczy szeroko niczym latające spodki. Choć nie mogłam go tak naprawdę zobaczyć – bo był dla mnie ciemną mgłą – ono musiało mieć na niego pełen widok. Dziewczynce opadła szczęka i stała tam, wpatrując się w niego. Jakby nagle czuł się nieswojo z publicznością Reyes przemieścił się do okna, a chłód osiedlił się na mnie wraz z jego nieobecnością. Demoniczne Dziecko stało jak wryte, jakby bało się poruszyć. To było nawet zabawne. 224
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Dziś rano – powiedział Taft, przywołując mnie do bieżącego zadania. – Dziewczynka, którą opisałaś, nie była z miejsca wypadku. - Phi. A myślałam, że to rozgryzłam. – Moja postawa nie zdawała się zbić go z tropu. Opuścił podbródek i zacisnął dłonie na komodzie. - To była moja siostra. – Cholera. Powinnam wiedzieć, że sięgało to głębiej niż jedynie do faktu, że znał dzieciaka ze szkoły podstawowej. – Utonęła w jeziorze niedaleko domu moich rodziców – dodał, a jego głos był napięty od smutku. - Starał się mnie uratować – powiedziało Demoniczne Dziecko, wciąż wpatrując się w Reyesa. – Prawie zginął, próbując mnie ocalić. Wzmocniłam swoje serce przeciw córce Szatana, odmawiając dostrzeżenia jej maleńkich rączek unieruchomionych po bokach, jej dużych, niebieskich oczu błyszczących w zdumieniu oraz ust, rozchylonych lekko jak u lalki. Zrównałam ją z ziemią moim najlepszym, groźnym spojrzeniem pełnym niesmaku. - Ohyda – powiedziałam. - Co? – Wreszcie oderwała oczy od Reyesa, lecz trwało to ułamek sekundy zanim znowu jej spojrzenie wróciło do niego, jakby miała system śledzenia albo radar w rogówkach. - Kochasz go tak bardzo? – zapytałam cytując jej wcześniejsze nastroje. – To twój brat. - Czy ona jest tutaj? – zapytał Taft. - Nie teraz, Taft. Teraz mamy poważniejsze problemy do rozwiązania. Spalona cegła na policzkach dziewczynki przekształciła się w zakłopotanie, gdy w końcu skupiła się na mnie. - Ale ja go kocham. Próbował mnie uratować. Przez tydzień leżał w szpitalu z zapaleniem płuc przez wodę, której się opił. - Rozumiem – powiedziałam, podnosząc rękę do góry, jakbym dawała świadectwo wiary chrześcijańskiej w kościele. Ciągle zapominam, że istnieją rodzeństwa, które rzeczywiście się kochają. – Ale to wciąż twój brat. Nie możesz prześladować go w ten sposób. To po prostu niewłaściwe. Jej dolna warga drgnęła. - On i tak nie chce żebym dłużej była w pobliżu.
225
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Podwójna cholera. Koncentrując się na czymkolwiek innym poza zbierającymi się łzami pomiędzy jej rzęsami – na podatkach, wojnie nuklearnej, pudlach – zapytałam: - Co chcesz zrobić? - Chcę zostać z nim. – Otarła policzki rękawami piżamy i usiadła na podłodze ze skrzyżowanymi nogami. Zaczęła rysować kółka na dywanie i pozwoliła spojrzeniu na krótkie chwile uciekać na Reyesa. – Ale jeśli on mnie nie chce… Wciągając długi, zmęczony oddech, powiedziałam do Tafta: - Powiedziała mi, że próbowałeś ją uratować. - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. – Że spędziłeś potem tydzień w szpitalu. - Skąd ona to wie? - Byłam tam – powiedziała. – Cały czas. Przekazałam mu jej słowa i patrzyłam jak wyraz jego twarzy z każdym słowem wyrażał coraz większe zdumienie. - Powiedziała, że teraz nienawidzisz zielonej galaretki i od czasu pobytu w szpitalu odmawiasz jej jedzenia. - Ma rację – powiedział. - Czy chcesz, żeby odeszła? Moje pytanie go powaliło go. Jąkał się od jednej odpowiedzi do drugiej, aż wreszcie wydusił: - Nie. Nie chcę, żeby odeszła. Ale sądzę, że będzie szczęśliwsza gdzie indziej. - Nie, nie będę! – krzyczała, skacząc na nogi i szarpiąc się obok niego. Chwyciła go za nogawkę spodni i trzymała ze wszystkich sił. - Chcę zostać, ale jedynie wtedy, kiedy ty będziesz tego chciał. Po chwili zdałam sobie sprawę, że Taft wyraźnie się trząsł. - Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. - Ja też nie. I nie żartowałam mówiąc, że diablica z niej. Ignorując mnie, Taft powiedział: - Jeśli chce zostać to z chęcią ją zatrzymam. Ale nie wiem jak z nią rozmawiać. Komunikować się. Uhu. Mogłam zobaczyć, dokąd to zmierzało.
226
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Nie zajmuję się tą całą interpretatorską, dodatkową fuchą, zrozumiano? Nawet nie rozważaj przychodzenia do mnie za każdym razem, kiedy będziesz chciał wiedzieć, co ona mówi. - Mógłbym ci zapłacić – powiedział, brzmiąc trochę jak Sussman. – Mam pieniądze. - O jakiej kwocie rozmawiamy? Po łagodnym pukaniu do drzwi wujek Bob wsunął do pokoju swoją dużą głowę z przysadzistym wąsem. - Wyruszamy – powiedział. - Co zrobisz z Teddy’m? – zapytałam, a niepokój przykleił się do mojego głosu. - Będzie w bezpiecznym domu z kilkoma mundurowymi. Więcej trwałych rozwiązań wymyślimy jutro. Taft i ja wyszliśmy z mojej sypialni do prawie pustego salonu. Prokurator wziął moją dłoń w swoją i mocno potrząsał nią z entuzjazmem. - Pani Davidson, wykonała pani dzisiaj wybitną robotę. Wybitną. - Dziękuję, proszę pana – odparłam decydując się nie wspominać o tym, że moja wybitna robota zawierała spadanie przez świetlik oraz zrobienie kanapki szynka-i-indyk. – Pomógł mi wujek Bob. Odrobinę. Mężczyzna prychnął i ruszył do drzwi. Po tym jak Teddy wciągnął mnie w niedźwiedzi uścisk, podążył za nim. Przytulenie było miłe, a z nim będzie wszystko ok. Cóż, jeżeli Price go nie dorwie. - Czy dobierzemy się mu do tyłka jutro wieczorem? – zapytałam Wubka, gdy wymknął się ostatni z oficerów. - Najpierw jednostka do zadań specjalnych chce się z nami spotkać z rana. Zobaczymy. To może wystarczyć, by go zapuszkować. - Nie, poczekaj – zaprotestowałam. – Wujku nie możemy ryzykować życia Teddy’ego. Musimy zdobyć więcej dowodów przeciwko Price’owi, bez uciekania się do zeznań Teddy’ego. I jeszcze musimy znaleźć Ojca Federico. A co jeśli dorwał go Benny Price? Wujek Bob wygiął brwi, frustrując się. - W tej chwili zeznania Teddy’ego są wszystkim, co mamy. Musimy powalić tego faceta na kolana, Charley, i musimy zrobić to jak najszybciej. Położyć kres całej jego działalności. 227
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Stałam twardo w miejscu odmawiając ustąpienia i tupiąc nogą… metaforycznie. - Po prostu daj mi jedną szansę. Wiesz, co potrafię zrobić. Musimy przynajmniej spróbować. Wyglądając tak, jakby trzymał wagę sumo na swoich barkach, Wujek Bob myślał o mojej ofercie. - Zobaczymy co jutro będzie miała do powiedzenia jednostka do zadań specjalnych. - A teraz co kombinujesz? – zapytała Cookie, po tym jak Wubek wyszedł. - Och, znasz mnie – odparłam wskazując z uśmiechem na Amber. – Nie jest to coś z czym nie mogę sobie poradzić. Amber zasnęła na kanapie, a włosy w perfekcyjnym łuku okalały jej delikatne rysy twarzy. Cookie zacisnęła usta, by się nie uśmiechnąć i pokręciła głową. - Flirtowanie to wyczerpująca praca. - Cholera, pewnie, że tak – powiedziałam, omijając sofę, by otworzyć drzwi. Cookie trąciła Amber, budząc ją, a następnie poprowadziła zaspaną przez korytarz do ich mieszkania. Po kilku wpadkach z framugą i roślinami doniczkowymi, Cookie odwróciła się do mnie i powiedziała: - Nie myśl sobie, że nie będziemy rozmawiać o tym, co się dzisiaj stało. Och, racja, doświadczenie bliskie śmierci. - Cóż, nie myśl, że nie będziemy rozmawiać o twojej postawie – rzuciłam, by rozproszyć jej uwagę. Mrugnęła do mnie i zamknęła drzwi. I tym sposobem zostaliśmy sami. Stałam trzęsąc się niecierpliwie i trzymając klamkę, jakby była to tratwa ratunkowa. Wraz z szeptem powietrza zmaterializował się za mną. Otoczył mnie ziemisty, bogaty i silny zapach. Wtedy jego ręka oplotła się wokół mojej talii, a druga zamknęła drzwi. Przyciągnął mnie do swojej piersi, sprawiając, że stopniałam. To było jak upadek w ogień. Jego ciepło wręcz płonęło przy mojej skórze, wszędzie na raz. - Jesteś nim – powiedziałam, a mój głos trząsł się bardziej niż miałam nadzieję. – Byłeś tam, kiedy się urodziłam. Jak to możliwe?
228
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Jego usta były na mojej szyi, paląc moje ciało, podczas gdy dłoń wsunął pod mój sweter, wysyłając płomienie wzdłuż żołądka. Ostrożnie badał obszar, gdzie czubek jego ostrza przeciął skórę. Gdzieś w podświadomości byłam wdzięczna za jego troskę. Wtedy jego usta znalazły się na moim uchu. - Dutch – powiedział muskając oddechem mój policzek. – Nareszcie. – Odwróciłam się do niego, lecz on się odsunął, studiując moją twarz, a ja w końcu miałam wyraźny, nierozmyty widok na wspaniałą istotę znaną jako Reyes Farrow. Nie
rozczarowywał.
Był
najwspanialszym
mężczyzną
jakiego
kiedykolwiek
widziałam. Był stały i ciekły w tym samym czasie, posiadał szczupłe mięśnie wyrzeźbione z kamienia, które potrafiły roztopić kobietę w ciągu jednego uderzenia serca. Włosy w kolorze kawy spadały mu na solidne czoło i zawijały się za uchem. Głęboki mahoń jego oczu splatał się z drobinkami złota i szmaragdu, i mienił się ledwie powstrzymywanym pożądaniem. A pełne, męskie usta miał zmysłowo rozchylone. Teraz rozpoznawałam jego strój; więzienny uniform, tak jak mówiła Elizabeth. Podwinięte rękawy odsłaniały długie przedramiona, zbudowane z gładkich mięśni. Z bezgraniczną troską przesunął opuszkami palców po mojej dolnej wardze, a wyraz jego twarzy był poważny jak u dziecka, które właśnie odkryło świetliki i chciało wiedzieć, co stoi za magią, sprawiającą, że świecą. Gdy jego palec otarł się o moje dolne zęby, przegryzłam go delikatnie, zamykając usta wokół końcówki, karmiąc się ziemistym i egzotycznym smakiem jego skóry. Syknął gwałtownym oddechem, po czym oparł czoło o moje z zamkniętymi oczami i wydawało się, że walczy o kontrolę, gdy wciągnęłam więcej jego palca w swoje usta. Nie byłam pewna czy to było dla mnie, czy dla niego, ale oparł rękę o drzwi i popchnął mnie na nie z jękiem, kiedy jego druga ręka znalazła się wokół mojej szyi, trzymając mnie w niewoli, a sam walczył o odzyskanie panowania nad swoim ciałem. To była najseksowniejsza rzecz jaka przydarzyła mi się w życiu. Moje ciało odpowiadało na każdy jego dotyk wstrząsem pobudzenia. Głód, tak gorący, że aż sprawiał ból, zbierał się w moim brzuchu, wirując i rozprzestrzeniając białym ogniem pożądania. Chciałam go na zawsze i w podświadomości nic nie mogłam na to poradzić, że zastanawiałam się co by było, gdyby umarł. Czy wciąż chciałabym go mieć? Czy przyszedłby do mnie, czy może przeszedł na drugą stronę, zostawiając mnie, bym sama kroczyła po ziemskim padole? Tak bardzo bałam się go stracić, gdyby jego fizyczne ciało wyzionęło 229
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
ducha. Chciałam, żeby się obudził i był w moim ciele tak samo, jak w moim duchu. Byłam w tym egoistką. - Reyes – wyszeptałam lekko chropowatym głosem, kiedy jego usta odnalazły szczególnie wrażliwe miejsce za moim uchem. – Proszę, obudź się. Odchylił się do tyłu ze zmarszczonymi brwiami jakby nie rozumiał, a potem opuścił głowę nakrywając moje usta swoimi, powodując, że straciłam zdrowy rozsądek. Pocałunek zaczął się delikatnie, jego język dryfował wraz z moim, degustując i drażniąc mnie z nieskończoną troską. Gorączka rosła tak szybko jak niekontrolowany ogień, intensywnie, stawała się brutalnie ostra i wymagająca, gdy plądrował i badał moje usta w niepohamowanej, pierwotnej potrzebie. Pocałunek ten zabrał każdą odrobinę skrywanej niepewności. Smakował jak deszcz i słońce oraz łatwopalna substancja. Podszedł bliżej naciskając na mnie, sprawiając, że iskra zapłonęła między moimi nogami. W momencie, w którym opuściłam ręce w poszukiwaniu twardości naciskającej mój brzuch, zatrzymał się. Ruchem tak szybkim, że miałam zawroty głowy przerwał pocałunek i obrócił się. Jego szata zmaterializowała się natychmiast, płynny przedmiot zakrywający nas dwoje i usłyszałam śpiew metalu budzącego się do życia, który pochodził od wyciąganego ostrza. Złowrogi, gardłowy ryk rozbrzmiał z jego piersi, a ja mrugałam, by zachować świadomość – która była tak słaba, że ledwie stałam. Czy ktoś był z nami w pokoju? Lub coś? Przez szerokie ramiona Reyesa nie byłam w stanie zobaczyć, co czaiło się w pokoju, ale mogłam poczuć napięcie, które utwardziło każdy mięsień w jego ciele. Cokolwiek utrzymywało się blisko, było bardzo prawdziwe i bardzo niebezpieczne. Potem odwrócił się do mnie, owinął wolną rękę wokół mojej talii i przyciągnął mnie do siebie, a jego mahoniowe oczy błyszczały, błagając mnie o zrozumienie. - Jeśli się obudzę – powiedział, a jego głos był udręczonym szeptem. – Znajdą mnie. - Kto? Co? – zapytałam, a niepokój ścisnął moje serce. - Jeśli mnie znajdą – kontynuował ze wzrokiem zawieszonym na moich ustach – znajdą i ciebie. Po czym zniknął. Jakieś trzy sekundy później uderzyłam o podłogę.
230
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział osiem nasty
P odczas walki z klaunami zawsze wybieraj żonglera. - NAKLEJKA NA ZDERZAK
Czy przez ostatnie dwadzieścia siedem lat tkwiłam w jakimś śnie? Czy były w nim stworzenia i istoty, których nigdy nie widziałam? Istoty tak niebezpiecznie i dzikie, że jedynie coś nadprzyrodzonego mogło z nimi walczyć? Siedziałam w sali konferencyjnej z wujkiem Bobem, ale po ostatniej nocy nie byłam w stanie się skupić. Garrett też tam był, tak samo jak prokurator, detektyw PROWADZĄCY z jednostki do zadań specjalnych, prawnicy i bardzo ruchliwy Anioł. Finalizowaliśmy plany na wieczór. Ciężko było cokolwiek robić, kiedy nie wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu mieli wpływ na podejmowane decyzje, ale wujek Bob miał to w głębokim poważaniu. Wiem, że tak. Garrett i Anioł byli zaskakująco cicho. Tego pierwszego mogłam zrozumieć. Był przeciwny całej sprawie. Ale Anioł miał doskonałą okazję do flirtu z gorącą, zmarłą prawniczką w mini spódniczce, lecz nie podjął się tego. W rzeczywistości ledwie na nią patrzył. Nie mogłam wyobrazić sobie, co go ugryzło. Czy chodziło o Reyesa? Czy wiedział, że miałam na jego temat fantazje graniczące z linią prawa? Po tym jak detektyw i prokurator wyszli, wujek Bob odwrócił się do mnie. - Ok., jaki jest prawdziwy plan? Powrót do rzeczywistości. Słaby uśmiech prześlizgnął się po mojej twarzy. - Ruszam z moim śmiesznym nagraniem oraz sfabrykowanymi dowodami i zmuszę Price’a do przyznania się do wszystkiego. - Możesz to zrobić? - Mogę. - Cholera – powiedział będąc już pod wrażeniem. – Naprawdę jesteś zaklinaczem.
231
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Garrett przesunął się w fotelu, ale odmówił powiedzenia czegokolwiek. - Co, jeśli nie będziemy w stanie go znaleźć? – zapytał Barber odnosząc się do ich poszukiwań Ojca Federico. – Co, jeśli jednostka do zadań specjalnych nie wie o wszystkich posiadłościach Price’a? Może trzymają go gdzieś indziej? - Albo już go zabili – dodał Sussman. - Zawsze jest taka możliwość – odparłam. – Ale Price jest katolikiem w każdym calu. Po prostu myślę, że podczas święceń kapłańskich przechodził trudny okres życia - Zatem Barber i ja szukamy jego posiadłości – podsumowała Elizabeth. – W tym czasie Sussman i Anioł pomagają tobie? - Taki jest plan. - Jaki jest plan? – zapytał wujek Bob. Przedstawiłam mu nasze pomysły, a on dał nam swoją akceptację. Dobrze, ponieważ naprawdę nie posiadaliśmy planu B. - Anioł – powiedziałam, kiedy wszyscy wychodzili. – Masz zamiar zacząć sypać czy mam uciec się do techniki tortur, którą poznałam w zeszłym roku podczas Mardi Gras71? Uśmiechnął się i dla mojego spokoju narzucił kpiący ton. - Wszystko spoko, szefowo. Mogę to zrobić z zamkniętymi oczami. - Jedynie dzięki temu, że potrafisz widzieć przez powieki. - Prawda – powiedział wzruszając ramionami. Sprawdziłam swój telefon. Cookie zostawiła mi wiadomość. - Po prostu wydajesz się być taki smutny – powiedziałam wybierając numer poczty głosowej. – Jakby ktoś ukradł twoją ulubioną dziewiątkę72. - Nie jestem smutny. – Zaczął iść w dół korytarza, po czym się odwrócił. – Przynajmniej nie wtedy, kiedy patrzę na ciebie. Ojej. To było słodkie. Zdecydowanie coś kombinował, a ja nie mogłam dowiedzieć się co to mogło być. - Zgadnij, co się stało! Zgadnij! – Cookie piszczała szczęśliwie w telefon. – Zdobyłam jej nazwisko. Zadzwoniłam do tego kumpla z celi Reyesa, Amadora Sancheza i zagroziłam mu, żeby miał się na baczności ze zwolnieniem warunkowym jeśli nie zacznie sypać. Zdobyłam jej nazwisko i adres. To… - Poczta głosowa przerwała wiadomość, po czym
71 72
Mardi Gras - (fr. tłusty wtorek) to dzień przed środą popielcową, ostatni dzień karnawału. Pistolet 9mm.
232
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
rozpoczęła się kolejna. – Przepraszam. Przeklęte telefony. Ona jest ciągle w Albuquerque. Nazywa się Kim Miller i ciągle jest tutaj. Kolana ugięły się pod moim ciężarem. Chwyciłam długopis i kartkę papieru z biurka, i zapisałam adres. - Nie miał jej numeru telefonu, ale powiedział, że pracuje w domu, więc powinna być tam, kiedy dostaniesz tą wiadomość. Mogłabym wycałować tę kobietę. - Wiem. Mogłabyś mnie wycałować. Tylko znajdź siostrę Reyesa, a pomiziamy się później. Z szalonym chichotem wskoczyłam do Misery i skierowałam się do centrum. Oczekiwanie rosło we mnie sprawiając, że mój żołądek zamienił się z sercem na miejsca. Spojrzałam na zegarek. Dwadzieścia cztery godziny. Mieliśmy dokładnie dwadzieścia cztery godziny, by to powstrzymać. Jazda dała mi czas na zastanowienie się nad tym, co Reyes powiedział w nocy. Co miał na myśli mówiąc, że go znajdą? Kto chciał go znaleźć? Czy był ścigany? Zdecydowałam, że nie będę myśleć o tym, na co warczał Reyes. Najwyraźniej istniały tam rzeczy, których nawet ja nie mogłam zobaczyć. Co nasuwało ważną pytanie: jaki był sens mojego istnienia jako Ponurego Żniwiarza, skoro nie mogłam widzieć wszystkiego? Czy nie powinnam mieć dostępu do najbardziej poufnych informacji? Poważnie, jak mogłam oczekiwać, że wykonam swoją robotę? Po tym jak wjechałam do ogrodzonego kompleksu mieszkaniowego, udałam się do drzwi 1B i zapukałam. Otworzyła mi kobieta mniej więcej w moim wieku ze ściereczką w dłoniach, jakbym właśnie oderwała ją od wycierania naczyń. Robiąc krok naprzód z wyciągniętą ręką powiedziałam: - Witam pani Miller, jestem Charlotta Davidson. Ostrożnie przyjęła moją dłoń, a jej cienkie jak papier palce były zimne w dotyku. Z ciemnokasztanowymi włosami i jasnozielonymi oczami zupełnie nie przypominała Reyesa. Wyglądała trochę jak Irlandka. - Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytała. - Jestem prywatnym detektywem. – Sięgnęłam po licencję i jej wręczyłam. – Czy mogę z tobą porozmawiać?
233
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Przez dłuższą chwilę przyglądała się dokumentowi, po czym szerzej otworzyła drzwi i gestem zaprosiła mnie do środka. Kiedy weszłam do oświetlonego słońcem pokoju, rozejrzałam się w poszukiwaniu zdjęć Reyesa. Lecz nie było tam w ogóle zdjęć ani Reyesa, ani nikogo innego. - Jesteś prywatnym detektywem? – zapytała, prowadząc mnie, bym usiadła. – Co mogę dla ciebie zrobić? Usiadła naprzeciwko mnie w salonie. Poranne słońce sączyło się przez materiał zasłon kąpiąc wszystko w cieple. Choć umeblowanie było skąpe, mieszkanie było czyste i w dobrej kondycji. Zastanawiając się czy miała coś z nerwicy natręctw, odchrząknęłam i rozważałam jak zacząć. To było trudniejsze niż myślałam, że będzie. Jak się mówi komuś, że jego brat ma umrzeć? Postanowiłam zachować tą część na później. - Jestem tutaj w sprawie Reyesa – zaczęłam. Lecz zanim mogłam to szczegółowo omówić, powiedziała: - Słucham? Mrugnęłam. Czy ona mnie nie słyszała? - Jestem tutaj w sprawie twojego brata – powtórzyłam. Ponieważ miałam szaloną zdolność do czytania ludzi od razu mogłam stwierdzić, że kłamała, mówiąc: - Przepraszam. Nie mam pojęcia o czym mówisz. Nie mam brata. Łał. Dlaczego miałaby kłamać? Mój umysł zaczął odtwarzać scenariusz za scenariuszem, próbując rozwiązać tą najnowszą tajemnicę. Ale nie miałam czasu, by bawić się w gierki. Nawet w tak intrygujące. Postanowiłam zwalczyć ogień ogniem i również wykorzystać kłamstwo. - Reyes ostrzegł mnie, że to powiesz – stwierdziłam z zadowolonym uśmiechem. – Dał mi hasło, byś wiedziała, że możesz ze mną rozmawiać. Jej brwi złączyły się w jedną. - Jakie hasło? – Pochyliła się do przodu. – Czy ci powiedział coś o mnie? To było zbyt proste. Prawie czułam się winna. - Nie – odparłam. – Nic nie powiedział. Ale ty właśnie to zrobiłaś. Gniew zaświecił w jej irlandzkich oczach, lecz nie był skierowany we mnie. Była wściekła na siebie. Wklęsły kąt jej ramion, rozczarowanie zaciskające usta i skubanie brwi 234
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
powiedziało mi wszystko, co potrzebowałam wiedzieć. Reyes nie był jedyną osobą w rodzinie, nad którą się znęcano. - Proszę, nie bądź zła na siebie – powiedziałam, wciąż nie czując się tak bardzo winną jak empatyczną. – Wykonuję tą robotę, ponieważ jestem w niej dobra. - Spojrzała na szmatkę w swoich dłoniach i wzmocniła uścisk. – Dlaczego Reyes chciał, aby twoja tożsamość pozostała tajemnicą? W jego więziennej kartotece nie ma ani słowa o tobie. Nigdy nie wymienił cię jako krewnej lub osoby do kontaktu jakiegokolwiek rodzaju. Nie ma słowa o tobie w żadnym z protokołów sądowych. Po długiej przerwie przemówiła ze smutkiem, który zdawał się być namacalny. - I nie powinno być. Kazał mi obiecać, że nikomu nie powiem, kim jestem. Mamy inne nazwiska. Było łatwo zniknąć w cieniu na rozprawie. Nikt niczego nie podejrzewał. Dlaczego, do diaska, Reyes chciał, by zachowała anonimowość podczas rozprawy? Jeżeli już, to powinna być kluczowym świadkiem w sprawie. - Czy wiesz, co mu się stało? – zapytałam. Obniżyła podbródek, a włosy zasłoniły jej oczy. - Wiem, że został postrzelony. Amador mi powiedział. - Ach. Czyli Amador cię informuje? - Tak. - Czyli wiesz, że państwo jutro ma zamiar zrezygnować z podtrzymywania jego życia? - Tak – odpowiedziała, a głos jej drżał. W końcu gdzieś dotarłyśmy. Po tym wszystkim to mogło zadziałać. - Musisz walczyć, Kim. Nikt inny nie może. Wydaje się, że jesteś jego jedyną żyjącą krewną. - Nie mogę – powiedziała, a ręce gwałtownie jej zadrżały. – Nie mogę się w to zaangażować. – Zdziwienie wyssało powietrze z moich płuc. Gapiłam się na nią zszokowana i otumaniona. Okręciła szmatkę wokół pobielałych pięści. – Proszę, nie patrz tak na mnie. Nie rozumiesz tego. - Oczywiście, że nie. Miękki szloch wyrwał się z jej klatki piersiowej. - Kazał mi przysiąc, że nigdy ponownie się z nim nie skontaktuję. Powiedział, że kiedy wyjdzie, znajdzie mnie. To dlatego zostałam tutaj w Albuquerque. Ale nie odwiedzam 235
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
go, nie piszę do niego, nie dzwonię i nie wysyłam prezentów na urodziny. Kazał mi przysiąc – powtórzyła, a jej oczy błagały mnie o zrozumienie. – Nie mogę się w to mieszać. Chociaż nie mogłam wyobrazić sobie dlaczego Reyes kazał jej przysiąc takie rzeczy, sytuacja wyraźnie uległa zmianie. Postanowiłam uderzyć w czuły punkt. Desperackie czasy i te sprawy. - Kim, on ochraniał cię przez te wszystkie lata – powiedziałam, a mój głos był pełen oskarżenia. – Jak możesz tak po prostu nic nie zrobić? - Ochraniał nie jest właściwym słowem – mruknęła, pociągając nosem zza ściereczki do wycierania naczyń. - Nie rozumiem tego. Czy chodziło tam… o wykorzystywanie seksualne? – Nie mogłam uwierzyć w to jak arogancka się stawałam, jak wiele czelności zgromadziłam w obliczu przeciwności losu. By po prostu chlapnąć coś tak niewrażliwego, że to aż graniczyło z brutalnością. Łzy wydostały się spod jej rzęs i płynęły strumieniami po policzkach, odpowiadając za nią. – A on chronił cię najlepiej jak potrafił. Jak możesz teraz odwracać się od niego? - Powiedziałam ci, ochraniał nie jest tu właściwym słowem. Koniec mojej cierpliwości był na wyciągnięcie ręki. Dlaczego nie chciała mu pomóc? Widziałam jak bardzo martwił się o nią, jak ryzykował tamtej nocy, by z nią zostać. Mógł uciec, pójść na policję, oddać jej psychotycznego ojca władzom i być wolnym. Ale został. Dla niej. - Zatem jakie jest właściwe słowo? – zapytałam ze zjadliwym tonem głosu. Po długiej chwili namysłu spojrzała na mnie, a jej zielone oczy mieniły się w popołudniowym słońcu. - Znosił. Ok. To mnie powaliło. - Nie rozumiem. Co…? - Mój ojciec… - przerwała, a jej głos załamywał się pod ciężarem słów. – Mój ojciec nigdy mnie nie dotknął. Byłam po prostu bronią, którą wykorzystywał, by kontrolować Reyesa. - Ale ty właśnie… dałaś mi do zrozumienia, że chodziło o molestowanie seksualne. Jej wzrok podniósł się, by napotkać mój, a jej zielone oczy były niemal wrogie z powodu tego, że zmuszałam ją, aby to powiedziała. 236
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Mój ojciec nigdy mnie nie dotknął. Mnie. Nie powiedziałam, że molestowanie seksualne nie miało miejsca. Przez całą minutę siedziałam w ciszy niemile zaskoczona i oszołomiona, chłonąc to, co właśnie mi powiedziała i analizując to w swojej głowie. Było to bolesne nawet do rozważania, jakby sama myśl była fizyczną materią, pudełkiem pokrytym bardzo ostrymi odłamkami szkła, raniącymi opuszki moich palców za każdym razem, kiedy starałam się je otworzyć. - Początkowo, żeby go kontrolować wykorzystywał zwierzęta. Skoncentrowałam się na jej delikatnej twarzy. - Kiedy Reyes był mały, ojciec wykorzystywał zwierzęta. Jeśli Reyes był nieposłuszny cenę płaciły zwierzęta, cierpiąc z powodu jego zachowania. Nasz ojciec wcześnie nauczył się, że nie mógł kontrolować go w inny sposób. Mrugnęłam, pozwalając, by słowa płynęły mimo tego, że bardzo nie chciałam tego słuchać. - Wtedy moja matka, narkomanka, która skończyła umierając z powodu komplikacji wywołanych zapaleniem wątroby, dała mu ostateczną broń. Mnie. Porzuciła mnie pod jego drzwiami i nigdy się nie obejrzała. Podarowała mojemu ojcu przewagę nad Reyesem. Jeśli nie słuchał każdej komendy tego mężczyzny, zostawałam bez obiadu. Śniadania. Ostatecznie bez wody. I tak ciągle, dopóki Reyes się nie poddał. Nasz ojciec nie interesował się mną w ogóle, byłam jedynie jego narzędziem. Wykorzystywanym przy każdym ruchu mojego brata. Siedziałam oniemiała, nie mogąc pojąć takiej egzystencji. Nawet wyobrazić sobie Reyesa tak bezsilnego, będącego prawdziwym niewolnikiem potwora. Ścisnęło mnie w klatce piersiowej i w żołądku, i czułam się tak, jakby moje śniadanie było na krawędzi tego, by znowu znaleźć się w moich ustach. Przełknęłam gulę i wzięłam kilka głębokich oddechów, brzydząc się sobą, że zmuszałam Kim, by odtwarzała horror, który ja ledwie mogłam sobie wyobrazić. - Ale musisz zrozumieć jaki jest Reyes – kontynuowała, nieświadoma mojego dylematu. – W jaki sposób myśli. To, co ci właśnie powiedziałam jest prawdą, ale on to widzi w taki sposób, że nasz ojciec krzywdził mnie z jego powodu. Brał ciężar tego na własne barki przez te lata, troszcząc się o moje dobro, jak król o dobro swojego ludu. Zacisnęłam szczękę, by powstrzymać ją przed drżeniem. 237
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Powiedział mi, że nikt nigdy ponownie nie skrzywdzi mnie z jego powodu. Jak on może tak myśleć? Było zupełnie odwrotnie. Mój ojciec ranił go przeze mnie. – Po tym jak wytarła łzy, wlepiła swój nieszczęsny wzrok we mnie. – Czy wiesz dlaczego ci to mówię? Jej pytanie zaskoczyło mnie i potrząsnęłam głową. Nie miałam o tym pojęcia. - Ponieważ to jesteś ty. Dawałam z siebie wszystko, by skupić się nad tym, co mi mówiła i słuchać. - Od momentu, kiedy Reyes był mały, miał ataki. Czasami trwały nawet ponad godzinę. Kiedy z nich wychodził miał najdziwniejsze wspomnienia. Wspomnienia o dziewczynie z ciemnymi włosami i błyszczącymi, złotymi oczami. W chwili, gdy otworzyłam drzwi wiedziałam, że to ty. Miał wspomnienia? O mnie? Mój puls przyspieszył. - Powiedział, że raz uratował ci życie. Opowiadał, że mężczyzna zabrał cię do mieszkania. – Pochyliła się do przodu. – W przypadku gdybyś kiedykolwiek się zastanawiała, nie wyszłabyś z tego mieszkania żywa. Mężczyzna zamierzał zrobić z tobą to, co chciał, a potem cię udusić. Robił to już wcześniej. Wstrząs lęku przeszedł przez mnie. - Reyes wiedział, że byłam w niebezpieczeństwie? – zapytałam w końcu odnajdując głos. - Tak. Innym razem jedynie myślał, że jesteś w niebezpieczeństwie, ale powiedział, że twoja macocha krzyczała na ciebie przed zgrają kilkudziesięciu gapiów. Byłaś przerażona i upokorzona. To silne emocje są tym, co go przyciągnęło. Kiedy się tam dostał był tak oburzony i zmartwiony, że niemal pokroił twoją macochę, by dać jej nauczkę. Ale błagałaś go delikatnym szeptem, by jej odpuścił. Z obrazami przepływającymi po mojej głowie powiedziałam: - Pamiętam. Był taki wściekły. - Później nauczył się jak znajdować cię bez ataków. Wszedłby nawet w hipnotyczny stan, by móc cię zobaczyć, oglądać. – Uśmiechnęła się wspominając lepsze czasy. – Nazywał cię Dutch. Widocznie się trzęsąc uwolniłam długi, ciężki oddech. Każde słowo, które wypowiedziała wywołało we mnie więcej pytań i jeszcze głębszy brak zrozumienia. - Jeżeli Reyes nauczył się kontrolować to, czym jest, aby wykorzystać moc i jej użyć to dlaczego nie… zatrzymał twojego ojca? 238
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Wzruszyła ramionami. - Nie sądzę, aby w to wierzył. Moje brwi się złączyły. - Nie rozumiem. - Reyes myślał, że to wszystko było fantazją. W tamtym czasie żadne z tych zdarzeń nie było prawdziwe. Nawet ty byłaś wytworem jego wyobraźni, dziewczyną z jego snów. Ale ja wiedziałam, że to, co robił było prawdziwe. Kiedy podrośliśmy zaczęłam badać niektóre rzeczy, które wyobraził sobie, że zrobił. Wszystko, co mi powiedział rzeczywiście się zdarzyło. Inteligencja mieniąca się w oczach Kim przeczyła miękkiemu głosowi potulnej kobiety, którą poznałam wcześniej. Nauczyła się ukrywać to, czym była. Do czego była zdolna. Poczułam dla niej szczery podziw. W innym życiu uwielbiałabym mieć ją za przyjaciółkę. W innych okolicznościach. Ale znowu, wszystko było możliwe. - Czy wiesz… czy wiesz czym jest? Pytanie w ogóle jej nie zaskoczyło. - Nie. W ogóle – powiedziała, kręcąc głową. – Po prostu wiem, że jest wyjątkowy. Nie jest taki, jak my. Nie jestem nawet pewna czy jest człowiekiem. Nie mogłam zgodzić się bardziej. - A co z jego tatuażami? – zapytałam. – Czy kiedykolwiek powiedział ci co oznaczają? - Nie. – Wydawała się minimalnie rozluźnić. – Po prostu powiedział mi, że od zawsze je miał. Od kiedy tylko mógł sięgnąć pamięcią. - Wiem, że coś oznaczają, po prostu nie mogę pojąć co. – Przycisnęłam dłoń do czoła tak jakbym chciała zatrzymać natłok myśli. - Jesteś taka jak on? – spytała głosem całkowicie rzeczowym. Wzięłam głęboki oddech i ponownie się skoncentrowałam. - Nie. Jestem Ponurym Żniwiarzem. – Co zawsze brzmiało tak źle, gdy wypowiadało się to na głos. Lecz ona jedynie uśmiechnęła się szeroko i pięknie, czym mnie zaskoczyła. - To właśnie mi powiedział. Jesteś jakby promem przewożącym dusze na drugą stronę. Twierdził również, że świecisz jak nowonarodzona galaktyka i zadzierasz nosa bardziej niż bogaty dzieciak w Porsche swojego ojca. Nie mogłam powstrzymać czkawki śmiechu. 239
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Tak, cóż, on również na to cierpi. Zachichotała i złożyła ściereczkę na kolanach. - Myślę, że to trzyma go przy życiu. Jego postawa. Gdyby nie był tak silny, nie sądzę, żeby mu się udało. Słowa wypowiedziane przez Kim ścisnęły mnie za serce. Chciałam, żeby z nim było wszystko dobrze. Chciałam, aby to, co przydarzyło mu się złego, zostało wymazane. Ale jak to miało być możliwe jeśli on się nie obudzi? - Proszę, czy możesz spróbować to powstrzymać? – poprosiłam zdesperowanym głosem. Jej palce zacisnęły się na krawędziach ściereczki. Podjęła decyzję. - Charlotto, on wycierpiał się już wystarczająco z mojego powodu. Złożyłam mu obietnicę. Nie mogę jej teraz złamać, nie po tym wszystkim, co dla mnie zrobił. Tak bardzo jak chciałam się kłócić, rozumiałam jej stanowisko. Widziałam miłość na jej twarzy i słyszałam ją w głosie. Co pierwotnie wzięłam u niej za lekceważenie było żarliwą lojalnością. Jedyne co mi pozostało, to pokładać wszelkie nadzieje w wujku Bobie. Znał ludzi, którzy znali ludzi. Jeżeli ktoś mógł tu zadziałać, to tylko on. Pozostałam w tym samym stanie surrealizmu, w jakim pływałam od dni. Z każdą mijającą godziną dowiadywałam się czegoś nowego, czegoś niesamowitego o Reyesie. Po tak długich, bezskutecznych poszukiwaniach lawina informacji spadła na mnie i było to trochę przytłaczające. Nie żebym narzekała. Ludzie umierający z pragnienia nie piętnowali powodzi. Zagadka, którą był Reyes Farrow na każdym kroku stawała się coraz bardziej tajemnicza. I planowałam dokładnie dowiedzieć się ile zakrętów miała ta tajemnica. Jednakże pozostawało pytanie: czy mogę to zrobić w ciągu dwudziestu czterech godzin?
240
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział dziew ię i ętnasty
M oże nie wyglądam jakoś szczególnie, ale jestem ekspertem w udawaniu ninja. - NAKLEJKA NA ZDERZAK
- Gdzie jesteś? Ledwo opuściłam budynek sądu, a zadzwonił wujek Bob. Sussman zasugerował, abym złożyła wstępny wniosek przeciwko decyzji państwa opierając się na lekko niepewnych poszlakach, jakoby Reyes był ostatnim żyjącym człowiekiem posiadającym informacje na temat seryjnego mordercy z Kansas. Nienawidziłam wyciągać karty z Hannibalem73, ale to było jedyne, co byliśmy w stanie wymyślić w tak krótkim czasie. Jeśli wniosek zostanie zaakceptowany, to i tak tylko tymczasowo powstrzyma państwo przed wyciągnięciem wtyczki, ale kupi mi to trochę czasu. Potrzebowałam jeszcze jednej okazji, by z nim porozmawiać i najlepiej, żeby wtedy nie podchodził zbyt blisko. I najlepiej, żeby mnie nie dotykał. I w ogóle nie patrzył. Może wtedy zdobyłabym jakieś porządne info. Zaczęłam się zastanawiać czy będę w stanie go powstrzymać, przywiązać do zlewu w kuchni, czy coś. Potrzebowałam supernaturalnego sznura. Lub kajdanek obsypanych pyłkiem wróżek. - A ty gdzie jesteś? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Wujek Bob był taki wścibski. - Musimy cię przygotować. - Przygotować? Na co? Czy zgodziłam się zostać przygotowaną? – nie pamiętałam zgodzenia się na bycie przygotowaną. Nawet nigdy nie byłam przygotowana do szkoły. Wubek wybuchł głośnym śmiechem. To był zabawne.
73
Hannibal Lecter – jeden z głównych bohaterów powieści Thomasa Harrisa Czerwony smok, Milczenie owiec itp. Był seryjnym mordercą i kanibalem.
241
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Podstęp – powiedział zirytowanym głosem. - Ach, racja – zapomniałam o tym. – Właśnie złożyłam wniosek przeciwko państwu. Czy możesz przepchnąć go jak najszybciej? Nie mamy zbyt wiele czasu. - Jasne. Zadzwonię do sędziny, z którą się kiedyś umawiałem. - Wujku, ale chcemy zadzwonić do osoby, która teraz cię lubi i będzie skłonna wyświadczyć ci przysługę. - Och, ona mnie lubi. W każdym calu. Zatrzymałam się, gdy wstrząsnął mną dreszcz negacji, po czym kontynuowałam spacer do Misery. - Dzięki wujku B., jestem twoją dłużniczką. - Poważnie? Mówisz poważnie? - A ty moim nie? Bo jeśli mam policzyć, ile... - Nieważne. Po prostu przytargaj tu swój tyłek. Po zapoznaniu się z nudnymi planami naszych dwóch zespołów, jakimiś szczegółami technicznymi oraz rozkładem pomieszczeń, pobiegłam z powrotem do swojego mieszkania, aby się przebrać. Głównie po to, aby przykryć podkładem sińce na twarzy, których dorobiłam się przy ostatniej przygodzie. Kiedy już dotarłam na miejsce zbiórki wyglądałam jak kot ze Shreka z miną, która niejednego faceta doprowadziłaby do łez. Garrett przerwał to, co robił i obejrzał mnie od stóp do głów. Wzięłam to za dobry znak, dopóki nie otworzył ust. - Masz go uwieść, a nie skontrolować jego podatki. Biorąc sobie do serca rady Elizabeth Ellery, miałam na sobie czerwoną garsonkę i trzy calowe szpileczki. Jednakże w przeciwieństwie do jej rad, włosy spięłam w ciasny kok i ubrałam okulary w grubych plastikowych oprawkach. - Swopes czy ty w ogóle jesteś mężczyzną? – kiedy skrzywił się zmieszany zapytałam: - Czy kiedykolwiek miałeś mokry sen z sekretarką, bibliotekarką, czy niemiecką nauczycielką w roli głównej? – Rozejrzał się z wymalowanym na twarzy poczuciem winy czy nikt nas nie słuchał. – Bingo – zatriumfowałam, po czym poszłam do furgonetki. Garrett ruszył za mną, więc kontynuowałam swój wywód. – Tak samo i Benny Price nie będzie podejrzewał zasadzki, jeśli jakaś kobieta, ubrana w ten sposób, będzie próbowała nakłonić go do przyznania się do zamordowania czterech osób. Hmmm. To świetny pomysł. A jeśli poczuję się dzisiaj nieco samobójczo, może będziemy mogli pójść w tym 242
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
kierunku. Rozejrzyj się. – Czekałam aż Garrett zauważy dwie kobiety przecznicę dalej, najwyraźniej striptizerki, zmierzające do klubu. – Te laski są dla niego łatwiejsze do zdobycia niż woda z kranu. Z drugiej jednak strony – powiedziałam, wskazując na mój profesjonalny strój. – Ja nie jestem. – Podeszliśmy do furgonetki zaparkowanej pół przecznicy dalej od klubu i zapukaliśmy. Odwróciłam się do Garretta i walnęłam go w łeb, kiedy wujek Bob otworzył drzwi. – Magister socjologii, pamiętasz? Wzruszył ramionami na wpół się zgadzając, kiedy wujek podał mi rękę i wciągnął do środka. Garsonka i szpilki. Prawdopodobnie nie najlepsze ubranie do szpiegowania. Trochę się obawiałam, że Garrett ponownie spróbuje mnie podsadzić, łapiąc za tyłek. Po czym poczułam się nieco rozczarowana, kiedy tego nie zrobił. Dziewczyna musiała jakoś wzbudzać emocje. Van zaczął się bujać, gdy Garrett wszedł do środka. - Nadal nie mamy żadnych wieści od Grupy Ojca Federico – powiedziałam do wujka Boba. – Jeśli nie mogą go znaleźć, nie wiem, co zrobimy. - Później będziemy się tym martwić – powiedział Wubek. – Na razie skupmy się na tobie. – Podniósł mały mikrofon w małym wyściełanym pudełeczku. – To najmniejszy podsłuch, jaki udało nam się zdobyć. - Mówisz poważnie? – zapytałam przerażona. – Podsłuch na drucie? Plan zakładał, że Anioł miał włączyć tą drogą, szpiegowską kamerę, którą Price ma ustawioną nad biurkiem. Będziemy mieć go nagranego, a on nawet się nie kapnie. A co najważniejsze wyjdę z tego żywa. - Prawda, ale musimy mieć jakiś nadzór – argumentował. – Skąd będziemy wiedzieć, kiedy wpadniesz w tarapaty? - Jeśli wpadnę w tarapaty wyślę wam wiadomość – spojrzałam na Anioła, który właśnie wszedł. Mogłam powiedzieć, że był podekscytowany naszym planem. I dokładnie wiedział, co robić. – Naprawdę myślisz, że Price nie rozkaże swoim ludziom zabawić się ze mną, kiedy już odkryje, po co tam jestem? - Pochyliłam się w kierunku wujka Boba. – To, że widzę martwych ludzi wcale nie oznacza, że chcę zostać jednym z nich.
***
243
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Dwadzieścia minut później opuszczałam pomieszczenie pełne pół nagich lasek i całkiem fajnej muzyki, i weszłam do zaskakująco cichego biura
Benny'ego
Price'a.
Biznesmena. Ojca dwójki dzieci. Mordercy. - Ona nie ma żadnego podsłuchu, szefie – powiedział jeden z jego bramkarzy, wysoki i dobrze umięśniony blondyn, do którego mijane striptizerki trzepotały rzęsami. Przeprowadził mnie przez mroczny korytarz prowadzący do biura Price’a, jednocześnie mnie przeszukując i zapewniając, że wybuchy złości i gniewu będą niewłaściwe. – Ale miała kamerkę. Benny Price, siedzący za masywnym, teakowym biurkiem okazał się być w rzeczywistości bardziej zaskakującym mężczyzną niż przedstawiały go fotografie. Ale przecież nie wiedział, że ktoś robił mu te zdjęcia i nie mógł przyjąć odpowiedniej pozy. Miał krótkie, czarne włosy oraz idealnie przystrzyżone wąsy i kozią bródkę. Jednak straciłam do niego cały szacunek, gdy zobaczyłam jego krawat i chusteczkę. Krawat w kolorze magenty74 zawiązany był na lśniącej czarnej koszuli i kamizelce w pionowe paski, a chusteczka wystawała z kieszonki kamizelki i odcieniem była zbliżona do fioletu. To mówiło wszystko. Musiał iść siedzieć. - Chciała się pani ze mną widzieć, pani...? - Pani... Magenta. Violeta Magenta – powiedziałam zachowując powagę. Ochroniarz podszedł i położył Price’owi na biurku kamerę, którą znalazł w mojej torebce. - Mi powiedziała, że nazywa się Lois Lane75. Niestety, myślę, że mi uwierzył. Price wstał i podniósł kamerę. Jego napięta postawa miała sygnalizować zagrożenie, które miało sprawić, że poczułam się mała i zastraszona. Wiedziałam, że na wielu kobietach jego taktyka przyniosłaby efekty. Ale ja nie byłam jedną z nich. Kiedy włączył monitorek LCD i odpalił podgląd z kamery usiadłam naprzeciwko niego. - Nazywam się Donna Wilson76 – usłyszałam swój własny głos przemawiający z 74
Magenta [czytaj: madżenta] to nazwa purpurowego barwnika anilinowego wynalezionego w roku bitwy pod Magentą (1859). Paniom wyjaśniamy, że to kolor zbliżony do fuksji, panom podpowiadamy, że to różowy, grafikom #FF00FF. 75 Lois Lane – fikcyjna bohaterka w której kochał się Superman, występująca w serii komiksów, potem w telewizyjnych filmach i serialach. 76 Donna Wilson – artystka, projektantka, ma sklep z wykonanymi przez siebie rzeczami.
244
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
drugiej strony. No cóż, nie „tej” drugiej strony... – Wysłałam ten filmik do dziesięciu osób, w tym do mojego prawnika, współpracownika i do mojej pedicurzystki. – Pedicurzystki, starałam się nie chichotać, kiedy to mówiłam. – Jeśli nie zadzwonię do wszystkich tych ludzi po kolei do godziny 21:00, oni wyślą tą taśmę bezpośrednio na policję. Mam niezbity dowód, zamknięty bezpiecznie w skrytce bankowej, na to, że Benny Price, właściciel i pracownik Patty Cakes Clubs zajmuje się handlem dziećmi i sprzedaje je jako niewolników do innych krajów. Jedna z tych dziesięciu osób, o których wspomniałam, ma klucz do tej skrytki i jeśli nie wrócę bez szwanku w wyznaczonym czasie przekaże ten dowód policji. Benny przez chwilę stał oszołomiony, po czym wyłączył monitor i oddał mi kamerę. Od kiedy wydawało się, że zaczęłam przykuwać jego uwagę zaczęłam swoją grę. Westchnęłam ciężko wykręcając ręce na mojej torebce – wspaniałym, jedwabnym jamniku, który pożyczyła mi Cookie – i popatrzyłam na niego zdeterminowanym, lekko naiwnym spojrzeniem. Najwyraźniej nie wygram nagrody roku za bycie ulubioną klientką sieci klubów Patty Cakes. Choć dobrze to ukrywał, Price był zły. Ponownie siadając za biurkiem zmusił się do zachowania spokoju. - A jakiego rodzaju dowody masz? – zapytał, a jego głos był jak lodowata woda. Spuściłam spojrzenie w dół, na torebkę, potem znów popatrzyłam na niego, mając nadzieję, że wyglądam nieco jak nerwowa, przestraszona panienka. Musiałam go pociągnąć za język, nie wydusić tego z jego gardła. - Mam pendriva, którego dostałam od mojego pracodawcy, prawnika, zastrzelonego kilka dni temu. Powiedział mi, że to jest wszystko, czego potrzeba do wsadzenia Benny'ego Price’a... ciebie... za kratki. Price uspokoił się. Kąciki jego ust drgnęły i już wiedziałam, że to on ma tego pena. Może będzie wystarczająco głupi, by... Otworzył szufladę i wyciągnął pendriva. - Masz na myśli ten? Tiaa. Był dokładnie na tyle głupi, na ile sądziłam, że będzie. Podczas gdy moje wnętrzności tańczyły makarenę, zewnętrznie powoli zaczynałam panikować. Anioł z Sussmanem weszli do pokoju i stanęli za Price’m. Kamera zaczęła nagrywać. - Czy teraz mogę iść pooglądać striptizerki? – zapytał Anioł. 245
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Z zaciśniętym zębami posłałam mu szybkie spojrzenie, po czym kontynuowałam hiperwentylację. Price uśmiechnął się jednym z tych uśmieszków bossów mafii i dyrektorów domów opieki. Sussman odsunął się i spojrzał na niego. - Och, zapomniałbym – powiedział Anioł. Skoczył do mnie i pociągnął za górny guzik mojej bluzki, tak że ten odpadł, dając kamerze Price’a ładny wgląd w mój dekolt. Wzrok Price’a od razu wylądował w strefie erotycznej. Na Danger i Willu Robinsonie. Nadzwyczajnych odwracaczach uwagi. Kiedy ponownie spojrzał w górę, kilka pasm moich włosów w magiczny sposób wymknęło się z koka i spadając oplotły mi twarz. Nerwowym gestem odgarnęłam kosmyki z okularów. - Mogę cię zapewnić, że to nie ten sam. – Po tym jak w myślach powoli oblizałam usta, powiedziałam. – Dał mi pendriva... wiem, że to był... powiedział, że zawiera dowód. Był zaszyfrowany, ale... - Mogę ci obiecać, piękna kruszynko, że moi chłopcy wzięli go bezpośrednio od twojego prawnika. Sekundy po tym, jak zmarł. Piękna kruszynka? A co ja byłam jakimś koniem wyścigowym? Można by pomyśleć, że mężczyzna, który całe dnie spędza w otoczeniu pięknych kobiet będzie trochę mniej banalny. Podczas gdy robiłam co w mojej mocy, by hiperwentylować, bez rzeczywistej konieczności utraty oddechu, Price wstał, obszedł biurko dookoła i oparł się o nie tuż przede mną. Częściowo byłam pewna, że po to, by móc patrzeć w dół swoim zabójczym spojrzeniem. Było to coś jak patrzenie na palącą się pod lupą mrówkę. Ale w większości pewnie po to, by przyjrzeć się z bliska moim dziewczęcym walorom. Korzystając z okazji Anioł ze sprośnym uśmieszkiem na twarzy zbliżył się do kolejnego guzika. Udając, że próbuję zapiąć sobie bluzkę uderzyłam go w wyciągniętą łapę – mały zbok. Anioł skrzywił się z rozczarowaniem. - Jesteś zainteresowana jakimiś pieniędzmi? – zapytał Price tak zimno, że nawet piekło nie byłoby w stanie stopić jego brawury. Gestem odprawił ochroniarza blondyna. Przełknęłam, nie mogąc już dłużej znieść jego spojrzenia – hipotetycznie – i skinęłam 246
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
głową. Sięgnął w dół i ściągnął mi okulary. Poczucie winy, zupełnie bezsilnej winy, sączyło się z niego i skraplało u jego stóp. – I po prostu postanowiłaś tu wpaść i zażądać ich ode mnie? - Tak. Mam... kłopoty. Przez śmierć prawników będzie kontrola w kancelarii. - Ach – powiedział składając okulary i odkładając je na biurko. – A ty byłaś bardzo niegrzeczną dziewczyną. - Ty... ich zabiłeś? To byłeś ty? – Nie podnosząc podbródka spojrzałam na niego poprzez rzęsy. Wydawało się, że mu się to podoba. - Oczywiście, że nie. Mam od tego ludzi. Cholera. Czy mógłby być jeszcze bardziej niekonkretny? Potrzebowałam spowiedzi, a nie stwierdzenia, które każdy byle jaki prawnik byłby w stanie podważyć. Próbowałam wstać, ale on był za blisko. Otarłam się o niego upewniając się, że moje ramię dotknęło jego erekcji. - Wysłałeś ludzi, by zabili moich szefów? Dlaczego to zrobiłeś? Jak w przypadku wielu przestępców, tak i u jego arogancja przyczyniła się do upadku. Owinął rękę wokół mojego ramienia i pomógł mi wstać. - Ponieważ mogę. Po zassaniu oburzonego oddechu, starałam się wyrwać z jego uścisku. Udawałam jakbym udawała, że udaję, iż mam całkowitą pewność, kiedy powiedziałam: - Wychodzę. Tylko, że on właśnie przyznał się do morderstwa. Nie było szans, abym wyszła z tego biura żywa. - Co ci tak spieszno? - Jeśli nie pojawię się przed 21:00 pójdziesz do więzienia. Price spojrzał na zegarek, po czym przyciągnął mnie bliżej i zacisnął ręce na mojej talii. - To daje nam prawie trzy wykwintne godziny na wydobycie z ciebie kim są twoi przyjaciele. Dziwne, coraz łatwiej i łatwiej było mi grać strach. Skinieniem głowy dałam sygnał Aniołowi. Przytaknął i wystartował, ale Sussman stał dalej, jakby przymurowany do podłogi, a osobliwa nienawiść wrzała w jego oczach. - A więc, odpowiadając na twoje pytanie, tak, zabiłem tych trzech prawników. – 247
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Przejechał palcem wzdłuż mojego obojczyka, po czym zanurzył go w moim dekolcie. – Ale ty nie musisz być następna. Tiaa, racja. Pchnęłam jego pierś w geście bezradności. No poważnie, ile mógł zająć szturm tego pokoju? Wszystko, co musiał zrobić Anioł, to szarpnąć za krawat wujka Boba, dając tym samym sygnał Wubkowi, aby wysłał swoich ludzi z karabinami. To nie była operacja mózgu. - Masz na myśli, że możemy się jakoś dogadać? – zapytałam głosem pełnym strachu. Fałszywy uśmiech wyszczerzył jego kiedyś przystojną twarz. Twarz porywacza i mordercy, który sprzedawał dzieci w niewolę. Albo do czegoś jeszcze gorszego. Pewny siebie owinął rękę wokół mojego gardła i pochylił głowę, by dostać się do moich ust. Przyszło mi do głowy, że być może nie doceniłam go wystarczająco. Nagle zaczęło mrugać czerwone światełko na biurku Price’a. Wyprostował się nagle, kiedy jego ochroniarz wpadł do pokoju. - Gliny – powiedział strażnik, a zdumiony Price popatrzył na mnie. Mogłam być mądralą i powiedzieć coś w stylu: „nie upuszczaj mydła”. Ale wyraz twarzy Price’a przekonał mnie, żebym ugryzła się w język. Tym razem. Wydawał się, nie wiem, zirytowany. W mgnieniu oka jego twarz poczerwieniała. Zanim zdążyłam ostrzec go, że nagły wzrost ciśnienia może prowadzić do zawału, złapał mnie za rękę z wystarczającą siłą, by mi ją wyrwać i popchnął mnie na ścianę. Tylko, że to nie była ściana. Otworzyło się przejście się na ciemny korytarz wypełniony lustrami weneckimi. Bezpośrednio przez nie mogłam zobaczyć jego biuro. Kiedy walczyłam z Price’m drużyna taktyczna wpadła do pokoju i zanim zaczęli mnie szukać rzucili ochroniarza na ziemię. Wzięłam głęboki oddech, przygotowując się do krzyku, ale Price pociągnął mnie w dół korytarza, a jego dłoń niezbyt delikatnie zamknęła się na mojej twarzy. To odcięło mi możliwość wydobycia głosu, tak samo, jak dopływ powietrza. Co było do dupy, ponieważ niebieski kolor zdecydowanie mi nie pasował. Wtedy poczułam Reyesa. Wyczułam go nawet zanim go zobaczyłam. Fala żaru dopłynęła do mnie i wtedy go dostrzegłam, jak zmaterializował się przed nami. Wirująca masa dymu, gęsta i namacalna. Nagle powietrze zaczęło spływać gniewem, doprowadzając do wrzenia cząsteczki wody, które piekły wrzątkiem na mojej skórze. Panika ścisnęła mi gardło. Jak wyjaśnię kolejny rozerwany kręgosłup? Ponieważ nie mogłam krzyczeć – co było zasadniczo głupie – ukształtowałam 248
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
polecenie w swojej głowie. Wcześniej Reyes czytał mi w myślach. Może zrobi to ponownie. Nawet się nie waż – pomyślałam. Bardzo mocno. Starałam się przepchnąć moje wyobrażenie przez ścianę jego gniewu, aby dotarła do jego umysłu. Wysoki dźwięk jego ostrza zamilkł i Reyes się zatrzymał. Choć nie mogłam dostrzec jego twarzy wyczuwałam, że przygląda mi się spod kaptura. – Nawet o tym nie myśl, Reyesie Farrow. Nachylił się nad nami i zbliżył do mnie, ale nie straciłam równowagi. Machając rękami i nie mogąc złapać tchu pomyślałam: - Zrób to, a skopię ci tyłek. Jego masa cofnęła się jakby zdziwiona, że w ogóle śmiem mu grozić. Ale nie miałam czasu się tym martwić. Albo zastanawiać jak dokładnie miałam zamiar sprostać swojej groźbie. Wyrywanie się z rąk Price’a prowadziło do nikąd. Nadszedł czas, by wykorzystać moje wewnętrzne ninja. Pierwszym ruchem, jaki miałam nadzieję, że zadziała, było kopnięcie mojego napastnika w łydkę. Dobrze zaplanowany kop był w stanie powalić największego z przeciwników. A szpilki? Zapomnijcie o nich. Kiedy mój umysł już przygotowywał się do kopnięcia i zaczął obmyślać następny ruch, poczułam jak ostry ból przechodzi od szyi w dół mojego kręgosłupa, po czym zobaczyłam wybuch białego, gorącego światła i usłyszałam donośne echo pękających ścian. W mgnieniu oka obróciłam się. W ostatnich sekundach zanim straciłam przytomność, zdałam sobie sprawę, że Price skręcił mi kark. Dupek. *** Na wpół oczekiwałam, że usłyszę grzmiące trąby, czy śpiewające chóry anielskie, albo głos mojej matki witający mnie po drugiej stronie. Mam na myśli, że byłam w miarę dobrą osobą. Biorąc wszystko pod uwagę. Z pewnością chciałam udać się w górę. Zamiast tego usłyszałam kapanie wody, powolne i równomierne jak rytm serca, które ledwie było w stanie kontynuować swoje działanie. Poczułam brud pod twarzą, cement i chemikalia. I smak krwi. Tylko kilka sekund zajęło mi uzmysłowienie sobie, że Reyes jest blisko. Czułam go. Jego siłę. Jego gniew. Zamrugałam otwierając oczy i rozejrzałam się dyskretnie na wypadek, gdyby Benny 249
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Price był w pobliżu. Nie chciałam, by zobaczył, że jestem przytomna i żeby spróbował skończyć to, co zaczął. Byliśmy w małym składziku. Półki z wyposażeniem do czyszczenia i sprzątania sięgały pod sam sufit. Reyes kucał na jednej z nich, balansując na nogach jak drapieżny ptak podczas polowania, ale gapił się na otwarte drzwi, usilnie odmawiając popatrzenia na mnie. Tiaa, był wściekły. Nadal otulony ciemną masą swojego płaszcza, z powrotem z kapturem na głowie, co sprawiało, że jego twarz i włosy były niewidoczne. Płaszcz opadał wokół niego. Czekał w spokoju tak samo jak jego ostrze. Zabójcza broń została wyciągnięta i teraz trzymał ją w silnym uścisku, a jej końcówka spoczywała na betonowej podłodze. To był pierwszy raz, kiedy naprawdę to zobaczyłam. Miało proste ostrze tak, jak inne miecze, tylko znacznie dłuższe, a rękojeść została ukształtowana w okrutnie wyglądające kolce. To przypominało mi dwie rzeczy: średniowieczne narzędzie tortur i jego tatuaż. - Żyję – zaskrzeczałam, kiedy uświadomiłam sobie, że Price’a nie było z nami w pomieszczeniu. - Ledwie – odpowiedział nadal odmawiając mi spojrzenia. Ale jak? Podniosłam dłoń i przejechałam nią po szyi. - Skręcił mi kark. - Próbował skręcić ci kark. - Z mojej perspektywy odniósł sukces. Reyes w końcu odwrócił się do mnie. Siła jego spojrzenia odebrała mi oddech. - Nie jesteś jak inni ludzie, Dutch. To nie jest takie proste. A ty nie jesteś jak nic, co do tej pory spotkałam. Nasze oczy przez dłuższą chwilę zostały zablokowane we wzajemnych spojrzeniach, kiedy próbowałam napełnić swoje płuca powietrzem. Po czym naszym oczom przeszkodził męski głos. - Kto tu jest? Walczyłam, aby zachować na wpół siedzącą, na wpół kołyszącą się pozycję, po czym odwróciłam się i zobaczyłam związanego mężczyznę z zasłoniętymi szmatką oczami, leżącego rogu pomieszczenia. Miał siwiejąca brodę i również siwiejące gęste czarne włosy. Miał też koloratkę katolickiego księdza. - Ojciec Federico? – zapytałam. Znieruchomiał, a następnie skinął głową. Trafiłam. 250
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Żył. Ja też żyłam. Ten dzień z minuty na minutę stawał się coraz lepszy. Po czym poczułam pistolet przyłożony do szyi. Zanim nawet zdążyłam zacząć się obracać w kierunku Price’a, usłyszałam jak ostrze przecina powietrze. Unieszkodliwiony pistolet spadł na ziemię, a Price wrzasnął z powodu ostrego bólu. Cóż, niech to wszyscy diabli. Tata mnie zabije. Zatoczyłam się w kierunku Price’a, zanurkowałam po pistolet, po czym odtoczyłam się z powrotem z dala od jego zasięgu. Ale on wił się z bólu ściskając nadgarstek i kołysząc się na kolanach. Większość mężczyzn z przerwanymi kręgosłupami nie jest w stanie kołysać się na kolanach. Spojrzałam w górę, ale Reyes stał się ciemnym dymem i zniknął, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Mogłabym przysiąc, że kiedy się rozpływał miał na twarz uśmiech. - Co… co mi zrobiłaś? To było dobre pytanie. Co zrobił Reyes? Jak zwykle nie było nawet kropelki krwi. Do składziku wpadł Sussman, ocenił stan Price’a, skinął do mnie głową, po czym zniknął. - Nie mogę ruszać palcami – płakał i skomlał Price. To było dość groteskowe. Reyes musiał zerwać mu ścięgna w nadgarstku, czy coś takiego. Ciągle celując bronią w głowę Price’a odczołgałam się w stronę Ojca Federico. Jak tylko zaczęłam go odwiązywać do pomieszczenia wpadł Anioł, a za nim rozczochrany wujek Bob, co skłoniło mnie do zastanowienia jak Aniołowi udało się doprowadzić go tutaj. Po chwili wpadło dwóch mundurowych i rozłożyli Price’a na ziemi, a wujek Bob ukląkł obok mnie. - Charley – powiedział ze zmartwieniem malującym się na twarzy. Musnął palcem mój policzek. Prawdopodobnie miałam tam krew. – Wszystko w porządku? - Żartujesz? – zapytałam po omacku zmagając się z więzami Ojca Federico. – Całkowicie nad tym panuję. A potem nastąpił jakiś dziwny moment. Jakby sprawdzenie rzeczywistości czy coś. Wujek Bob zabrał mi pistolet, po czym pomógł z więzami Ojca Federico – gdy zobaczyłam wdzięczność na twarzy mężczyzny ogarnęła mnie ulga. Wujek Bob spojrzał na mnie, jego twarz była miękka, zatroskana, że aż wskoczyłam w jego ramiona i trzymałam póki mogłam. Owinął mnie ramionami i ten uścisk był jak raj, tylko mniej błyszczący. 251
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
To musiała być ulga. Bycie żywym. Znalezienie Ojca Federico. Przyskrzynienie Price’a. Kiedy pozwalałam sobie na tarzanie się w cieple uścisku Wubka, walczyłam ze łzami napływającym do każdej uncji mojego jestestwa. To nie był czas na łzy. Nie mogłam być taką dziewczynką. Wtedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i wiedziałam, że należała do Garretta. - Czy teraz mogę iść pooglądać striptizerki? Spojrzałam przez ramię Wubka na uśmiechniętego bezskrzydłego Anioła. Jego też bym z chęcią przytuliła, ale wyglądałam dziwnie przytulając zmarłych w miejscach publicznych. *** - Ciągnął mnie za krawat – odpowiedział Wujek Bob, gdy spytałam go w jaki sposób nas znalazł. - Anioł ciągnął cię za krawat? - Prowadził mnie prosto do ciebie. Siedzieliśmy w sali konferencyjnej na posterunku oglądając taśmę ze spowiedzią Benny’ego Price’a. Było niewiarygodnie późno i odtworzyliśmy to nagranie już jakiś siedmiotysięczny raz. Myślę, że Garrett oglądał to, bo przez chwilę pokazywały się tam moje dziewczynki77. Wydawało się, że nieźle się bawił. - Muszę stwierdzić Davidson, że jestem pod wrażeniem – powiedział z oczami przyklejonymi do ekranu. – Trzeba było mieć jaja. - Proszę cię – parsknęłam. – Trzeba było mieć jajniki. Których przynajmniej mam dwa. Odwrócił się do mnie, nowe uznanie malowało się na jego twarzy. - Czy kiedykolwiek wspominałem, że jestem licencjonowanym ginekologiem? Jeśli twoje jajniki kiedykolwiek będą czegoś potrzebowały… Przewróciłam oczami, wstałam od stołu i boso pokuśtykałam do drzwi. Podczas gdy skutecznie ukrywałam fakt, iż moja szyja została uszkodzona w czasie próby ucieczki Price’a, to nie mogłam ukryć tego, że w drodze powrotnej do vana skręciłam kostkę.
77
W sensie jej piersi.
252
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Cholerne szpilki. Teraz dobijały mnie i szyja, i kostka. W międzyczasie Barber i Elizabeth wpadli, by zakomunikować, że znaleźli Ojca Federico. Był w szpitalu. Byli tylko deczko rozczarowani, gdy im powiedziałam, że znajduje się tam, bo ja go tam umieściłam. Nie był w najlepszym stanie, ale będzie żył. W sumie to był bardzo dobry dzień. Mieliśmy pendriva, taśmę ze spowiedzią i zeznania Ojca Federico. Benny Price raczej spędzi resztę życia w więzieniu. Albo przynajmniej spory jego kawałek. Oczywiście będzie musiał nauczyć się korzystać z lewej ręki – pomyślałam z uśmiechem. To na wujka Boba spadła cała chwała, ale w porządku, tak po prostu miało być. Mimo to, moja praca jako prywatnego detektywa bardzo przydała się w policji. Nie musiałam już wymyślać głupich wymówek, dlaczego jestem na miejscu zbrodni albo jakim dokładnie jestem konsultantem. Byłam PD. W zasadzie po tej akcji ludzie przestali mi zadawać pytania. - Nigdy nie zdradziłaś mi ich imion – zawołał do mnie Garrett. Odwróciłam się do niego i uniosłam w zdziwieniu brwi. Zaczepny uśmieszek rozciągał się na twarzy Garretta. – Przedstawiłaś mi Danger i Willa Robinsona, a w ogóle nie zadbałaś o przedstawienie pozostałej dwójki. – Jego wzrok błądził w dole mojego brzucha. - Dobra – powiedziałam ze zniecierpliwionym westchnieniem. – Ale nie możesz śmiać się z ich imion. One są bardzo wrażliwe. Uniósł dłonie w górę. - Nigdy bym się nie odważył. Po obdarowaniu go groźnym spojrzeniem jako ostrzeżenie wskazałam w okolice mojego lewego jajnika. - Ten tutaj to Beam Me Up – Potem wskazałam na prawo. – A ten tutaj to Scotty. Garrett uśmiechnął się, ukrył twarz w dłoniach, ale nie zapytał. - Zaczekaj na mnie – powiedział wujek Bob. Zaoferował mi podwiezienie do domu, ponieważ kostkę miałam zabandażowaną i owiniętą lodem. - Dobra robota Davidson – Powiedział jeden z oficerów, kiedy wychodziłam. Inny członek załogi na posterunku wstał, uśmiechnął się do mnie i skinął mi głową. To był ich sposób na wyrażenie gratulacji. Po latach otrzymywania od nich wrogich spojrzeń i obłudnych uwag to było trochę niepokojące. - Jutro odprowadzimy ci jeepa – powiedział Garrett idąc za nami. Pomógł mi wsiąść 253
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
do vana Wubka, po czym upewnił się, że zapięłam pas zanim zamknął drzwi. – Dobra robota – wymamrotał, kiedy odjeżdżaliśmy. To wszystko było trochę przerażające. Po powrocie do mojego mieszkania poczułam się tysiąc razy lepiej. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaka byłam zmęczona. Wujek Bob pomógł mi wejść, po czym zaczekał aż przebiorę się w moją piżamkę, tak aby po raz kolejny mógł sprawdzić, co z moją kostką. Prawnicy pojawili się w mojej sypialni, po tym jak się przebrałam. - Zrobiliśmy to – powiedziała Elizabeth, poświata ekscytacji jaśniała na jej twarzy. - Tak, zrobiliśmy – weszłam w jej otwarte ramiona, by ją przytulić. - To co teraz? – zapytał Barber. Spojrzałam na niego prawie smutno. - Teraz wy przechodzicie. Elizabeth odwróciła się i podeszła do niego. - Cóż, jeśli kiedyś będziesz miał zamiar wpaść, to jestem w pierwszym grobie po prawej, w tej nowej części cmentarza. Zaśmiał się. - Mam zamiar wpaść do ciebie po drugiej stronie. Mój pogrzeb był… miły. - Mój też. - Mogę się mylić – powiedziałam, starając się nie śmiać. – Ale nie starajcie się wrócić, by mnie prześladować czy coś, jednak jestem dość pewna, że spotkacie się tam, gdzie się wybieracie. Mam silne podejrzenie, że ci, którzy się kochają i przyjaźnią są tam razem. - To takie dziwne – powiedziała Elizabeth. – Czuję się jakbym chciała teraz odejść. Prawie tak, jakbym nie miała wyboru. - Czuję się tak samo – powiedział Barber. Wziął ją za rękę jakby chciał zakotwiczyć się w miejscu. - Przyciąganie jest mocne – wyjaśniłam. – Jak myślicie, dlaczego nie ma was więcej na ziemi? Tam jest ciepło i intrygująco, i to właśnie tam macie być. Popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się. Odeszli bez słowa. Z mojej perspektywy przechodzenie wyglądało jakby ludzie znikali na moich oczach. Czułam ich jak przelatywali przeze mnie. Ich emocje. Ich obawy. Ich nadzieje i marzenia. 254
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Ale nigdy nie czułam nienawiści, wrogości, zazdrości. Przeważnie czułam przytłaczające uczucie miłości. Za każdym razem, kiedy ktoś przechodził, moja wiara w ludzkość wzrastała. Elizabeth zostawiła wszystko, co miała swoim siostrzenicom i siostrzeńcowi. Okazało się też, że kilka lat temu Barber załatwił sobie polisę na życie, więc niedługo jego matka będzie bardzo bogatą kobietą. Choć byłam pewna, że wolałaby mieć syna, to miałam nadzieję, że pieniądze też jej się przydadzą. W końcu Barber też napisał list, jak Elizabeth i Sussman, chociaż jego był mniej… wzruszający, to i tak czułam, że jego matka powinna to docenić. Odwróciłam się do Sussmana. - A co z tobą? Gapił się przez okno. Pochylił głowę. - Nie mogę odejść. - Patrick, nic im nie będzie. - Wiem. Pójdę, ale jeszcze nie teraz. Zniknął zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek jeszcze. - Hej, kluseczko. Odwracając się do cioci Lillian prawie krzyknęłam, kiedy dostrzegłam z kim tu przyszła. - Hej ciociu Lil, panie Habersham. – Pan Habersham był martwym gościem spod 2B,
którego
nazywałam
transcendentalnym
odpychającym
szkodnikiem.
Był
niesympatyczny, brzydki i w ogóle go nie lubiłam. Ale miękka i pomarszczona twarz ciotki miała słodki wyraz. - Idziemy do Margarita Grill powąchać homara, potem będziemy oglądać wschód słońca, a w międzyczasie najprawdopodobniej będziemy uprawiać gorący, zwierzęcy seks. C… co? Nawet mój wewnętrzny bełkot się zająknął. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie powiedziała. Czy w Margarita Grill w ogóle serwowali homara? - Dobrze ciociu Lil, bawcie się dobrze. Dobra, przyznaję, myśl o tych dwojgu uprawiających gorący, zwierzęcy seks była trochę straszna, zwłaszcza, że moja ciotka nie miała żadnych zębów i ich temperatura była lekko poniżej zera. Jak gorące mogło to być? Pokuśtykałam z powrotem do salonu zastanawiając się czy powinnam powiedzieć 255
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Wubkowi, co jego praciotka zamierza robić, ale zrezygnowałam z tego. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś – powiedział kręcąc głową, kiedy odwijał mi kostkę. – Przetrwałaś piekło jakie zgotował twojej twarzy pijany tyran, potem upadek z dziesięciu stóp poprzez świetlik i nie jedną, ale dwie próby morderstwa, tylko po to, by załatwiły cię szpilki. Wiedziałem, że te cholerstwa są bardzo niebezpieczne. - Genetyczna skłonność do chorób psychicznych też jest groźna, ale jakoś nie narzekam. Zaśmiał się i rzucił bandaż na kanapę. - Obrzęk zmalał. O wiele. To niesamowite. Rzeczywiście obrzęku już prawie nie było. Myślę, że Reyes miał rację Wyglądało na to, że w porównaniu do innych moje ciało leczy się zadziwiająco szybko. I trzeba było wiele, aby mnie unieszkodliwić. Oczywiście. - Wujku, nie możesz zapomnieć o oblewaniu sukcesu. Już czuję się lepiej. - Dobrze, chyba już pójdę. Ale mam ci coś do powiedzenia – Wstał i skierował się do drzwi. – Och, mam odpowiedź od mojej zaprzyjaźnionej sędziny. Zajmie się twoim wnioskiem. – Ulga zalała każdą komórkę mojego ciała. Teraz musiałam tylko wymyślić jak powstrzymać państwo na stałe, w przypadku gdyby Reyes nie wyszedł ze śpiączki. – I dzwonili z posterunku. Ojciec Federico ma się coraz lepiej w szpitalu i przesyła ogromne podziękowania. Teddy jest teraz z nim. Ojciec Federico chciałby się z tobą zobaczyć, gdybyś zechciała wpaść. – Odwrócił się i ponownie ruszył do drzwi, a następnie znów się zatrzymał i podrapał po głowie. – A pierwszą rzeczą jaką rano zajmie się prokurator to rozpoczęcie formalności odnośnie uwolnienia Marka Weira. – Zaczął iść do drzwi i zatrzymał się… jeszcze raz. Starałam się nie śmiać. W tym tempie chyba nigdy nie dotrze do domu. – Och – powiedział wyciągając swój notatnik. – Wydaje się, że ten napastnik, który wczoraj starał się, abyś trafiła pod ziemię, ten Zeke Herschel, jest na równi pochyłej, by stać się masowym mordercą. Nie byłaś pierwszą osobą, po którą przyszedł. Dzięki Bogu, że go powstrzymałaś. Oddech utknął mi w piersi, płuca nagle zostały sparaliżowane i chłód zaczął ześlizgiwać się po moim kręgosłupie. - O czym… o czym ty mówisz? - Dzisiaj po południu prokurator wezwał nas do jego mieszkania. Znaleźliśmy jego żonę w ich sypialni, zamarynowaną we własnej krwi. – Pokój pociemniał, a ziemia wymknęła mi się spod stóp. – To jedna z najgorszych spraw z udziałem przemocy domowej 256
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
jakie kiedykolwiek widziałem. Walczyłam z grawitacją, szokiem i żałosnym, panicznym rodzajem zaprzeczenia. Ale nie udało mi się, więc dopadły mnie natychmiast i kopnęły w dupę. - To niemożliwe. - Co? – Wujek Bob spojrzał na mnie i zrobił kok w moją stronę. - Żona Herschela. To nie może być ona. - Znasz ją? - Jakby… w pewnym sensie. – Ona nie mogła być martwa. Osobiście podrzuciłam ją na lotnisko. Po czym szybko pojechałam do baru zobaczyć się z Herschelem. Po prostu nie było sposobu, żeby to była ona. - Charley – Surowość w głosie wujka Boba postawiła mnie do pionu. – Znasz ją? Czy jest coś, co jeszcze powinienem wiedzieć odnośnie tej sprawy? - Mylisz się. To nie była jego żona. To musiał być kto inny. Wujek Bob westchnął. Rozpoznawanie i radzenie sobie z odmową było codzienną częścią jego pracy. - To pani Herschel, kochanie. Jej ciotka zmartwiona, że nie dostała od niej żadnych wiadomości przyleciała dzisiaj rano do nas. Po południu zidentyfikowała ciało. Zatonęłam w mojej kanapie, pogrążyłam się w sobie i siedziałam w odrętwieniu. Nie byłam pewna kiedy wujek Bob wyszedł. Nie byłam pewna czy jestem przytomna, czy może śnię. Nie byłam pewna kiedy spełzłam na podłogę, owinęłam się w koc i ukryłam się w kącie pokoju. I nie byłam pewna kiedy – przynajmniej co do właściwego momentu – zaczęła się moja długa i spektakularna kariera całkowitego i beznadziejnego głupka.
257
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział dw udziesty N ie mieszaj się w sprawy smoków, niech ci wystarczy, że są kruche i najlepiej smakują z ketchupem. - NAKLEJKA NA ZDERZAK
Nie, to było kłamstwo. Właściwie to dokładnie wiedziałam, w którym momencie zaczęła się moja długa i spektakularna kariera całkowitego i beznadziejnego głupka, któremu nie powinno się pozwalać chodzić i żuć gumy w tym samym czasie, nie mówiąc o wypuszczeniu go na ulice Albuquerque. Od dnia, w którym się urodziłam miałam w zwyczaju pozostawiać za sobą ślad śmierci i zniszczenia. Nawet moja matka nie była odporna na mój jad. To ja byłam powodem jej śmierci. Każde życie, którego dotknęłam skażałam w nieodwracalny sposób. Moja macocha wiedziała. Próbowała mnie ostrzec. Tylko że ja nie słuchałam. Byłyśmy w parku – moja macocha Denise, Gemma i ja. Pani Johnson też tam była, jak miała w zwyczaju każdego dnia od przeszło dwóch miesięcy i wpatrywała się w linę drzew licząc, że dostrzeże tam swoją zaginioną córkę. Jak zawsze miała na sobie szczelnie zapięty, szary sweter, jakby bała się, że jeśli go rozepnie jej dusza odleci, a ona nigdy nie będzie w stanie jej złapać. Jej brzydkie brązowe włosy zostały zebrane w niezgrabny kok, ale bałagan wymykał się w każdym kierunku. Denise w jednym z jej nielicznych bezinteresownych gestów usiadła obok niej, starając się nawiązać rozmowę, aby okazać zrozumienie. Denise uprzedziła mnie, abym nie mówiła o zmarłych w miejscach publicznych. Powiedziała, że moje wyobrażenia martwią i denerwują ludzi, a przy kilku okazjach starała się przekonać tatę, żeby wysłał mnie na terapię. Ale do tego czasu tata zaczął wierzyć w moje umiejętności.
258
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
No więc to nie było tak, że nie wiedziałam, iż mam o tym nie mówić. Ale pani Johnson była taka smutna. Przez to jej oczy były błyszczące, a skóra prawie tak szara, jak jej sweter. Po prostu pomyślałam, że chciałaby wiedzieć. To wszystko. Podbiegłam do niej z szerokim uśmiechem na twarzy. Przecież mimo wszystko miałam zamiar przekazać jej najlepszą nowinę, jakiej nie usłyszała od dłuższego czasu. Pociągnęłam ją za sweter, wskazałam na miejsce gdzie bawiła się jej córka i powiedziałam: - Ona jest tam, pani Johnson. Bianka jest tam. Ona do pani macha. Hej, Bianka! Odmachałam dziewczynce, a pani Johnson zaczęła dyszeć i podskoczyła z ławki. Dłonie zacisnęła na gardle, kiedy gorączkowo rozglądała się w poszukiwaniu córki. - Bianka! – krzyczała biegając w koło i potykając się. Chciałam doprowadzić ją w miejsce, gdzie stała jej dziewczynka, ale Denise mnie powstrzymała. Jej twarz była nieruchoma, gdy patrzyła jak pani Johnson miota się po parku wołając córkę. Krzyknęła do małego chłopca, aby zadzwonił na policję i pobiegła między drzewa. Denise była w szoku, kiedy przyjechała policja. Mój tata odpowiedział na to wezwanie. Znaleźli panią Johnson i przyprowadzili ją z powrotem, by dowiedzieć się co się dzieje. Ale mój tata już wiedział. Jego głowa pochylała się w czymś w rodzaju wstydu. A potem wszyscy krzyczeli na mnie. Wszystko, co mogłam zobaczyć to nogi i palce oraz zęby krzyczące moje imię. Jak mogłam? Co sobie myślałam? Czy nie rozumiem przez co przechodzi pani Johnson? A Denise stanęła na pierwszej linii frontu, płacząc, trzęsąc się i przeklinając dzień, w którym stała się moją macochą. Wbiła paznokcie w moje ramiona i potrząsała mną, abym zwróciła na nią uwagę, rozczarowanie na jej twarzy było ogromne. Byłam tak zdezorientowana, tak skrzywdzona i zdradzona, że zamknęłam się w sobie. - Ale mamo – szepnęłam przez łzy żalu, które nic nie znaczyły dla wszystkich zgromadzonych, wliczając w to moją macochę. – Ona tam jest. Uderzyła mnie zanim moje oczy zarejestrowały jakiś ruch. Na początku nie bolało, ale była to zaskakująca siła, przez którą na chwilę zobaczyłam ciemność, kiedy mój umysł przetwarzał trzask, gdy ręka macochy zderzyła się z moją twarzą. A potem powróciłam stojąc nos w nos z Denise, jej usta poruszały się w przesadnej złości. Przez powódź łez
259
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
zniekształcającą obraz ledwo mogłam się na niej skupić. Spojrzałam na rozmyte oblicze furii, tak samo na oburzenie wszystkich osób zebranych wokół mnie. Następne zobaczyłam Zło, Reyesa, który był jeszcze bardziej wściekły niż ci wokół mnie. Ale on nie był zły na mnie. Gdybym mu pozwoliła posiekałby moją macochę na plasterki. Wiedziałam o tym tak, jak o tym, że słońce jutro wstanie. Błagałam go szeptem, by jej nie krzywdził. Starałam się, aby zrozumiał, że to, co się stało, to była moja wina. Że zasłużyłam na gniew ludzi wokół mnie. Denise ostrzegała, abym nie mówiła przy innych o zmarłych. Ale ja jej nie słuchałam. Zawahał się. Następnie zniknął z wstrząsającym ziemię rykiem, pozostawiając ślad po swojej istocie w postaci ziemistego zapachu, bogatego i egzotycznego smaku. Mój tata podszedł do przodu i złapał Denise za ramiona. Drżała od szlochu, a on objął ją i zaprowadził do swojego radiowozu. Wydawało się, że godzinami trwało, kiedy gliniarze wypytywali mnie co widziałam, ale już dłużej nie chciałam o tym mówić. Nie bardzo rozumiejąc, co zrobiłam źle, zamknęłam buzię i nic więcej nie powiedziałam. I nigdy więcej nie nazwałam Denise mamą. To była trudna lekcja i nigdy jej nie zapomniałam. Dwa tygodnie później samotnie wymknęłam się do parku. Usiadłam na ławce obserwując bawiącą się Biankę. Skinęła do mnie, abym dołączyła, ale byłam na to zbyt smutna. - Proszę, powiedz mi – powiedziała pani Johnson zza moich pleców. – Czy Bianka ciągle tu jest? Przestraszyła mnie, więc zeskoczyłam z ławki i przyglądałam się trwożnie. Patrzyła dokładnie na piaskownicę blisko drzew, gdzie bawiła się Bianka. - Nie, pani Johnson – odpowiedziałam siadając z powrotem. – Nic nie widzę. - Proszę – błagała. – Proszę, powiedz mi. – Łzy spływały jej po twarzy. - Nie mogę. – Mój głos był niczym więcej, jak tylko przestraszonym szeptem. – Będę miała kłopoty. - Charlotto, kochanie, po prostu chcę wiedzieć czy ona jest szczęśliwa. – Podeszła do przodu i uklękła przede mną, a oddech uwiązł jej w gardle. Odwróciłam się i uciekłam, po czym schowałam za śmietnikiem, kiedy pani Johnson usiadła na ławce i dalej płakała. Bianka pojawiła się obok niej i pogładziła po włosach.
260
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Wiedziałam lepiej. Wiedziałam, żeby nic nie mówić, znałam konsekwencje, ale i tak to zrobiłam. Podkradłam się i schowałam w krzakach za ławką. - Ona jest szczęśliwa, pani Johnson. Kobieta odwróciła się ku mnie i niespokojnie kręciła głową, starając się dojrzeć mnie poprzez liście. - Charley? - Och, nie. Nazywam się Kapitan Kirk78. – Nie byłam najbardziej pomysłową istota na ziemi. – Bianka prosiła, żebym przekazał, żeby nie zapomniała pani nakarmić Rodneya, i że przeprasza za to, że rozbiła babciną chińską filiżankę. Powinna była wiedzieć, że Rodney będzie miał takie złe maniery przy stole. Ręka pani Johnson zakryła usta. Wstała z ławki i zaczęła chodzić w kółko, ale nie po to, by mnie ponownie uderzyć. Wyrwałam się stamtąd i udałam do domu, przysięgając sobie, żeby nigdy nie zapominać, by nie mówić o zmarłych. Ale ona mnie dogoniła! Podbiegła do mnie i porwała w górę, jak orzeł wyrywający swój obiad z jeziora. Myślałam, żeby zacząć krzyczeć, ale przytuliła mnie do siebie. Na cóż, bardzo długi czas. Niekontrolowany szloch wstrząsnął jej ciałem, kiedy opuściła mnie na ziemię. Bianka stała obok nas, uśmiechając się i ponownie głaszcząc matkę po włosach zanim zwróciła się do mnie. Powiedziała swojej mamie, co powinna widzieć – najwyraźniej to była bardzo ważna filiżanka – po czym zdecydowała, że chce przejść. Po tym pani Johnson dłuższą chwilę kołysała mnie w objęciach aż przyjechał tata w swoim radiowozie. Puściła mnie i spojrzała na mnie. - Gdzie jest jej ciało, kochanie? Powiedziała ci? Spuściłam głowę. Nie chciałam powiedzieć, ale ona bardzo chciała wiedzieć. - Jest przy wiatraku przy drzewach. Policjanci szukali w złym miejscu. Pani Johnson płakała jeszcze trochę, po czym omówiła wszystko, co się stało z moim tatą, podczas gdy ja przyglądałam się Złu, który stał w oddali, a jego czarny płaszcz falował jak żagiel na wietrze, cały zajmował tyle miejsca, co trzy drzewa razem wzięte. Był wspaniały i był jedynym, czego tak naprawdę bałam się przez całe życie. Rozproszył się na
78
Kapitan James Tiberius Kirk – to fikcyjna postać istniejąca w serialu Star Trek: The Original Series oraz 7 filmach z serii Star Trek. Odtwórcą roli jest kanadyjski aktor William Shatner. Trzeci kapitan okrętu Gwiezdnej Floty Zjednoczonej Federacji Planet Enterprise NCC-1701 oraz pierwszy Enterprise NCC-1701A.
261
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
moich oczach, kiedy pani Johnson podeszła, aby mnie jeszcze raz przytulić, po czym jeszcze tego samego popołudnia ciało Bianki zostało odnalezione. Następnego dnia dostałam ogromny bukiet balonów i nowy rower, którego Denise nie pozwoliła mi zatrzymać. Ale co roku w dniu urodzin Bianki dostawałam jasny bukiet balonów z kartką, na której po prostu pisało „Dziękuję”. Po tym doświadczeniu nauczyłam się dwóch rzeczy: że większość ludzi nigdy nie uwierzy w moje umiejętności, nawet ci mi bliscy. I że większość ludzi nie zrozumie dewastującej potrzeby zmarłych, by ich bliscy poznali prawdę. Niezależnie od tego, co się okazało, spowodowałam tego dnia wiele bólu. I jeszcze więcej od tego czasu. Powinnam się upewnić, że Rosie Herschel wsiadła na pokład samolotu. Powinnam odprowadzić ją do kontroli celnej, a potem wypytać jednego z pracowników, czy dotarła na pokład. Zake nie mógł znaleźć jej zanim wsiadła do samolotu. On był ze mną. Czy ona zmieniła zdanie? Na pewno nie. Była jak dzieciak w sklepie z cukierkami, radośnie podekscytowana czekającym na nią nowym życiem. Ogromny ciężar życia w ciągłym zagrożeniu przemocą został zdjęty z jej ramion. Nie, na pewno nie zmieniła zdania. Ale ja zamiast chronić moją klientkę grałam w „prawy sierpowy” z jej podłym mężem. Ale właśnie w tym tkwił sęk: ona mi zaufała. Powierzyła mi swoje życie. A ja ponownie pozwoliłam, by ktoś ucierpiał w najpoważniejszy sposób. Poczułam, że Anioł pojawił się w pokoju i popatrzyłam na niego spod rzęs. Głowę miał pochyloną i co chwilę zerkał w prawo, gdzie siedział Reyes. Uświadomiłam sobie, że w ciemności on również tam był, siedząc cierpliwie przy moim boku. Nie dotykając czy nie zwracając mojej uwagi. Jego ciepło napływało do mnie jak piasek na wydmach. Anioł nie zbliża się. Nie, ponieważ Reyes był tak blisko. Bał się go. Zaczynałam rozumieć, że Reyes nie był przeciętnym stworzeniem. Straszył nawet martwych. Ponownie owinęłam się kocem, zagrzebując w nim również twarz. - Mogłeś mi powiedzieć – rzuciłam do Anioła, mój głos tłumił gruby materiał. - Wiedziałem, że cię to wkurzy. - Dlatego wziąłeś wolne na dwa dni? Prawie mogłam poczuć jego wzruszenie ramionami. - Po prostu wykombinowałem, że pomyślisz, iż ona uciekła. No wiesz, schowała się, żeby nikt jej nie znalazł. 262
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Na podłodze sypialni w kałuży własnej krwi? - Tiaa, jeszcze nie wykombinowałem, co zrobić z tą częścią. - Chciałam, żeby była szczęśliwa – powiedziałam tytułem wyjaśnienia. – Wszystko dla niej zaplanowałam. Miała otworzyć hotel, odnowić więź z ciotką i miała być szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej w jej życiu. - Ona jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek w jej życiu. Tylko nie w sposób, w jaki ty tego chciałaś. Gdybyś tylko mogła wiedzieć jak tu jest, jak tu naprawdę jest, nie byłabyś taka smutna. Westchnęłam. Z jakiegoś powodu ta wiedza wcale mi nie pomogła. - Co się stało? - Zrobiła wszystko tak, jak jej powiedziałaś – rzekł. – Zostawiła obiad gotujący się na kuchence. Zostawiła torebkę z portfelem w środku na szafce nocnej. W przedpokoju zostawiła buty i płaszcz. On nigdy by nie podejrzewał, że po prostu od niego uciekła. Pomyślałby, że coś jej się stało. - I co dalej? Co poszło nie tak? - Jej dziecięcy kocyk. – Moja głowa uniosła się gwałtownie. Anioł uważnie przyglądał się farbie na ścianie nad blatem z zakąskami, robiąc co tylko mógł, by nie patrzeć na Reyesa. – Wróciła po dziecięcy kocyk – wyjaśnił. - Przecież nie miała dziecka – powiedziałam zdezorientowana. - Miałaby, gdyby ten frajer nie walnął jej w brzuch. Znów schowałam głowę pod kocem walcząc z napływającymi łzami. - Sama go zrobiła, żółty, bo jeszcze nie wiedziała czy to będzie chłopczyk, czy dziewczynka. Straciła dziecko tej samej nocy, kiedy zebrała się na odwagę i powiedziała mu, że jest w ciąży. Zacisnęłam powieki zmuszając większość łez, żeby zatrzymały się na moich rzęsach. Wchłonął je koc i z całego serca chciałam, żeby mnie też wchłonął. Po prostu mnie połknął i wypluł same kości. Dlaczego w ogóle chodziłam po ziemi? Aby robić głupków z siebie i mojej rodziny? By ranić ludzi, których nawet nie spotkałam? - Ale Zeke Herschel był w więzieniu – powiedziałam nie mogąc w pełni zaakceptować tego, co się stało. - Wpłacono kaucję prawie w tej samej chwili, w której go zatrzymali; jego kuzyn zna się na tym. – Wiedziałam o tym, ale nigdy bym się nie spodziewała, że ona wróci. – 263
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Herschel złapał ją jak za drugim razem wychodziła z domu. I z jej spojrzenia domyślił się, co miała zamiar zrobić – Anioł przygryzł wargę zanim ciągnął dalej. – Po tym jak... zrobił to, co zrobił, znalazł twoją wizytówkę w jej portfelu i dodał dwa do dwóch. Długie milczenie było spowodowane tym, że próbowałam wymyślić, po co ja właściwie żyję na tym świecie. Oczywiście źle myślałam o tej całej sprawie z byciem Ponurym Żniwiarzem. Może to był problem. Może to właśnie nie o to chodziło. Może po prostu miałam żyć własnym życiem, bez prób pomagania ludziom, bez prób naprawiania ich problemów, życiowych czy innych. - Wiesz, że to nie była twoja wina – powiedział po chwili Anioł. - Tiaa – odpowiedziałam miękkim, wpadającym w depresję głosem. – Jasne. To prawdopodobnie była wina Rosie. Możemy winić ją. - To nie jest to, co miałem na myśli. Ja wiem jaka ty jesteś. Wszystko bierzesz na swoje barki, jak ten facet, co podtrzymuje świat, a wcale nie powinnaś. Nie jesteś muskularna i napakowana. - A jak myślisz, po co tu jestem? – zapytałam go. Anioła. Trzynastoletniego nieżyjącego gangstera. - Zgaduję, że dlatego, iż powinnaś tu być. - Och, racja, nie pomyślałam o tym w taki sposób. - A ty jak myślisz, po co tu jesteś? - Aby siać spustoszenie i nieszczęście na masową skalę – odparłam. - Ugh... - Cóż, gdybyś wiedziała... – Przebłysk uśmiechu błąkał się w kącikach jego ust. Reyes przysunął się do mnie, a wzrok Anioła spoczął na nim. - A jak myślisz, po co on tu jest? – zapytałam Anioła, skinieniem głowy wskazując Reyesa. Anioł myślał przez chwilę, po czym powiedział: - Aby siać spustoszenie i nieszczęście na masową skalę. – Odpuścił sobie „ugh”, a ja zdałam sobie sprawę, że był poważny. Spojrzałam na Reyesa. Jego wzrok był skupiony na Aniele jakby w ostrzeżeniu. - Spadam stąd – rzucił Anioł. – Moja mama rano ma umówionego fryzjera. Lubię oglądać jak ją czeszą. To nie była zwyczajna wymówka jakiej używał, ale było cholernie blisko. - Czy następnym razem po prostu mi powiesz? – zapytałam. 264
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Mrugnął do mnie zaczepnie. - Zobaczy się. – A potem już go nie było. - A ty jak myślisz, po co tu jestem? – zapytałam Reyesa, gdy siadł obok mnie. Nie odpowiedział. Oczywiście. – Uratowałeś mi życie. Ponownie. Planujesz obudzić się w najbliższym czasie? Nie wiem jak długo uda mi się powstrzymać państwo. Mój puls przyspieszył w momencie, w którym zdałam sobie sprawę, że był obok mnie. Teraz, kiedy byliśmy sami, moja krew przyspieszyła do prędkości warp79, nie zważając na znajdujące się w pobliżu gwiazdy. Energia Reysa była dość namacalną rzeczą, eklektyczna i pobudzająca, jakby odbudowująca moje ciało. On się nie poruszał, ale mogłam wyczuć go wszędzie. Starając się zachować zmysły w całości, albo przynajmniej ich część, zapytałam: - Czym ty jesteś, Reyesie Farrow? Bez słowa sięgnął do mnie, chwycił za koc i szarpnął go odsłaniając moją skórę na jego ciepło. Pochyliłam się ku niemu, koniuszkami palców śledząc krzywizny i linie jego tatuażu. Był jednocześnie futurystyczny i starożytny. Połączenie przeplatających się pasm, kończących się ostrymi krawędziami jak na mieczu miało gładkie krzywizny owinięte wokół jego bicepsa i znikające pod rękawkami koszulki. Tatuaż był solidnym dziełem sztuki, które obejmowało jego łopatki i spływało w dół obydwu jego ramion. I coś znaczył. Coś wielkiego. Coś... ważnego. I nagle byłam zgubiona. Wpadłam jak Alicja w Krainę Czarów idąc wzdłuż krzywizn, obawiając się, że nigdy się z nich nie wydostanę. To była mapa z wejściem. Widziałam ją wcześniej w innym życiu i nie kojarzyłam z miłymi wspomnieniami. Wyczuwałam to jako pewnego rodzaju ostrzeżenie. Jak omen. I wtedy to mnie uderzyło. Tak jakby mechanizmy odblokowały królestwo wyniszczającej ciemności. To był klucz do wejścia do piekła. Wstrząs wrzucił mnie z powrotem do teraźniejszości. Jakbym tonęła, wpłynęłam na powierzchnię z zadyszką, łapczywie wypełniając płuca powietrzem. Odwróciłam się do
79
Prędkość warp - szybkość, z jaką porusza się statek kosmiczny używający fikcyjnego napędu warp, wymyślonego na potrzeby serialu Star Trek. Warp 1 to prędkość światła. Kolejne prędkości warp wzrastają w sposób nieliniowy.
265
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Reyesa i patrząc na niego w przerażeniu powoli, bardzo powoli, zaczęłam odsuwać się poza jego zasięg. Ale on wiedział. Zorientowałam się czym on był, a on to wiedział. Zrozumienie lśniło w jego oczach, gdy złapał mnie niczym atakująca kobra. Starałam się uwolnić z jego uścisku, ale popchnął moją kostkę, pociągnął i przewrócił na ziemię, trzymając mnie, kiedy się rzucałam, walcząc o wolność przy pomocy paznokci i zębów. Był po prostu zbyt silny i zbyt szybki. Ruszał się jak wiatr i już pokrzyżował wszystkie plany mojej ucieczki. Po chwili zmusiłam się, by się uspokoić, by zwolnić szalone bicie mojego serca. Zablokował mi ręce nad głową używając do tego swojego twardego ciała jako barykady jeśli zmieniłabym zdanie co do spokoju. Leżałam nieruchomo, patrząc na niego ostrożnie, mój umysł pędził w stu różnych kierunkach, kiedy dyszałam pod jego ciężarem. I dziwny, niepokojący wyraz przebiegł przez jego twarz. Czy to był… wstyd? - Nie jestem nim – powiedział przez zaciśnięte zęby, nie mogąc popatrzeć mi w oczy. Kłamał. Nie było innego wyjaśnienia. - Kto inny nosi ten znak? – zapytałam próbując całą osobą brzmieć na zdegustowaną, zamiast na skrzywdzoną, zdradzoną i trochę bardziej niż oszołomioną. Podniosłam głowę, a nasze twarze były zaledwie cale od siebie. Pachniał burzą i obietnicą deszczu. I jak zwykle był gorący, prawie parzył moją skórę. On także nie mógł złapać tchu. To powinno mnie w jakimś stopniu pocieszyć, ale tak się nie stało. – Kto jeszcze na tym czy innym świecie? Kiedy nie odpowiedział ponownie próbowałam się spod niego wykręcić. - Przestań – powiedział chrapliwym, surowym głosem, jakby pełnym bólu. Mocniej chwycił moje nadgarstki. – Nie jestem nim. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Położył się na mnie prawdopodobnie po to, by lepiej mnie trzymać. - Kto jeszcze na tym czy innym świecie nosi ten znak? – zapytałam raz jeszcze. Spojrzałam na niego oskarżycielskim wzrokiem. – Znak bestii. Kto jeszcze ma wytatuowany klucz do piekła na swoim ciele? Jeśli nie jesteś nim, to kim w takim razie? Oparł głowę na ramieniu jakby chciał ukryć twarz. Głębokie westchnienie owiało mój policzek. Kiedy przemówił jego głos był pełen takiego wstydu, takiego oburzenia, że musiałam się powstrzymać od odsunięcia się. Ale to, co powiedział odebrało mi oddech.
266
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Jego synem. – Spojrzał na mnie analizując wyraz mojej twarzy, starał się zdecydować czy mu uwierzyłam. – Jestem jego synem. – Zatrzęsłam się pod wpływem szoku. To, co mówił było niemożliwe. – Byłem w ukryciu przez wieki – powiedział. – Czekając na twoje zesłanie, abyś się urodziła na ziemi. Bóg z Nieba nieczęsto zsyła Żniwiarza, a za każdym razem przed tobą, czułem takie rozczarowanie, taką stratę. Moje rzęsy zatrzepotały w zmieszaniu. Skąd on mógł wiedzieć takie rzeczy? Ale może bardziej istotnym pytaniem było: - Dlaczego byłeś zawiedziony? Zanim odpowiedział odwrócił twarz, jakby się wstydził. - Dlaczego ziemia szuka ciepła słońca? – Moje brwi zsunęły się razem, gdy próbowałam zrozumieć. – Albo las szuka wilgoci deszczu? – Kiedy pokręciłam głową kontynuował. – Kiedy dowiedziałem się, że ma zamiar zesłać ciebie, wybrałem rodzinę i tak samo narodziłem się na ziemi. By czekać. By patrzeć. Po chwili nieco bardziej niż przerażona, zapytałam: - I wybrałeś Earla Walkera? Kącik jego ust uniósł się w pół uśmiechu, kiedy jego spojrzenie wędrowało po mojej twarzy. Palcami jednej ręki przeciągnął po moim ramieniu aż jego dłoń spoczęła na mojej szyi. - Nie – powiedział patrząc na mnie z gorączkowym natężeniem, jakby zahipnotyzowany. – Pewien mężczyzna zabrał mnie od mojej rodziny i trzymał przez chwilę, a następnie sprzedał Earlowi Walkerowi. Wiedząc, że nie będę miał żadnych wspomnień z przeszłości, gdy będę człowiekiem, oddałem wszystko, aby być z tobą. Nie wiedziałem kim byłem… czym byłem, aż spędziłem kilka lat w więzieniu. Moje korzenie w kawałkach wróciły do mnie, w popękanych snach i połamanych wspomnieniach, jak puzzle, których ułożenie zajmuje dekady. - Nie pamiętałeś kim byłeś, kiedy się urodziłeś? Jego uścisk na moich nadgarstkach złagodniał, ale ledwo. - Nie. Ale przeprowadziłem badania. Powinienem dorastać szczęśliwie, chodzić do tych samych szkół co ty, do tego samego college’u. Wiedziałem, że kiedy już stanę się człowiekiem nie będę miał kontroli nad własnym losem, ale to było ryzyko, jakie zgodziłem się podjąć.
267
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Ale jesteś jego synem – powiedziałam, naprawdę mocno starając się go nie nienawidzić. – Jesteś dzieckiem Szatana. Dosłownie. - A ty jesteś pasierbicą Denise Davidson. Łał. To było nieco okrutne, ale: - Ok., masz punkt. - Nie jesteśmy tylko produktami świata, w którym się urodziliśmy tak samo, jak nie jesteśmy swoimi rodzicami, jakich otrzymaliśmy. Słuchałam argumentu charakter-kontra-wychowanie przez całe studia, ale jego teza była nieco trudna do udowodnienia. - Szatan jest tak bardzo… no nie wiem… zły? - A ty myślisz, że ja też jestem zły? - Jaki ojciec, taki syn? – powiedziałam tytułem wyjaśnienia. Przeniósł ciężar ciała na bok. Ten ruch sprawił, że wibracje wciąż rosły w moim ciele, a ja walczyłam z pokusą, by nie opleść go nogami w pasie. - Czy wydaje ci się, że jestem zły? – zapytał. Jego głęboki głos pieścił jak aksamit. Skupił się na patrzeniu jak bije puls na mojej szyi, sprawdzając go za pomocą palców, jak gdyby fascynowało go ludzkie życie. - Masz tendencję do zrywania rdzeni kręgowych. - Tylko dla ciebie. Niepokojące, ale dziwnie romantyczne. - I siedziałeś w więzieniu za zabicie Earla Walkera. Jego ręka zeszła niżej, przez chwilę zawisła nad Willem Robinsonem aż odnalazła dół mojego swetra. Po czym wyruszyła w drogę powrotną, tym razem gładząc nagą skórę, wysyłając fale przyjemności przez najdelikatniejsze regiony mojej anatomii. - To jest problem – powiedział. - Zrobiłeś to? - Będziesz mogła zapytać Earla Walkera, kiedy już go znajdę. Nie było wątpliwości, że poszedł prosto do piekła. - Możesz wrócić? Możesz iść do piekła, by go odnaleźć? To znaczy, czy nie jesteś teraz w ukryciu? Jego ręka nadal podążała w górę, objęła Willa i zaczęła drażnić jego twardy wierzchołek. Przygryzłam wargę z powodu jęku rozkoszy. 268
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- On nie jest w piekle. Zaskoczona powiedziałam: - Z pewnością nie poszedł w drugim kierunku. - Nie – powiedział zanim pochylił głowę i ustami odnalazł mój puls, znacząc go malutkimi, gorącymi pocałunkami. - To by znaczyło, że on nadal jest na ziemi? – Naprawdę mocno próbowałam się skoncentrować, ale Reyes wydawał się mieć to gdzieś. Czułam na mojej skórze, że się uśmiechał. - Tak. - Och. To dlaczego ukrywasz się przed swoim ojcem? – zapytałam prawie bez tchu. - Earlem Walkerem? - Nie, tym drugim. – Miałam tak wiele pytań. Chciałam wiedzieć o nim wszystko. O jego życiu. O jego… wcześniejszym życiu. - Ukrywałem się – powiedział przygryzając płatek mojego ucha. To wysłało dreszcz w dół mojego kręgosłupa. - Ukrywałeś się? – wyszeptałam starając się nie myśleć o przyjemności, tylko o czymś innym niż fale rozkoszy wstrząsające moim ciałem. - Tak, ukrywałem się. - Możesz to rozwinąć? - Jeśli bardzo chcesz, ale wolałbym tego nie robić. - O… mój… B… Jego ręka podążała w kierunku moich spodni od piżamy, wślizgnęła się do moich majtek i znalazła sobie wyśmienite miejsce do zabawy. Zadrżałam mocno, kiedy jego palce przebiegły po moich śliskich fałdkach. Kiedy zatopił je głębiej, wzdrygnęłam się z powodu tak intensywnego uczucia. Syn Szatana. Syn Szatana. Podczas gdy jego palce nadal pieściły moje wrażliwe ciało między udami, jego usta – jego perfekcyjne, doskonałe usta – podróżowały na południe, aby zatrzymać się na wierzchołku Danger. Nagle, gdzieś w zakamarkach
umysłu, zdałam sobie sprawę, że
jestem w połowie naga i obnażona przed jedną z najpotężniejszych istot na ziemi. Nie pamiętałam, by ściągał którąkolwiek rzecz ze mnie. Czy tak samo jak łamał kręgosłupy, tak samo szybko znikał ubranie? 269
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Wyrwałam ręce z jego uścisku i zatopiłam palce w jego włosach. Przyciągając go z powrotem do siebie pocałowałam z całą tęsknotą i pożądaniem jakie budził we mnie od lat. Ten pocałunek był dla niego, specjalny na właśnie tego typu okazję. Degustowałam jego smak na języku, kiedy przechylił głowę i wepchnął się głębiej, łaknąc mojej istoty, mojej siły życiowej. To był pierwszy raz, kiedy czułam, że pławię się w morzu pożądania tak silnego, że ledwo mogłam pozostać świadoma. Nie to, żebym miała z tym jakiś problem – po prostu miałam tylko niewiele kontroli, niewiele świadomości. On był prawdziwy, mocny. To nie był sen. To nie było bezcielesne przeżycie. To był Reyes Farrow, tak bardzo cielesny, jak tylko mógł być facet leżący w śpiączce w szpitalu godzinę drogi stąd. Powietrze wokół nas falowało jakby żar buchał z pieca. Mruknął, a ja pomogłam mu zdjąć moje spodnie, kopiąc i machając nogami, aby się ich pozbyć. Po kilku chwilach Reyes przerwał pocałunek, szarpiąc je z moich stóp i rzucając na pana Wonga. Potem ponownie się na mnie położył, jak koc zrobiony z ognia, płomienie lizały wszystkie moje dziewczęce części, podsycając i topiąc moje ciało w żarze i pożądaniu. Moje ręce walczyły z jego ubraniem, zniknął je dla mnie, jego oczy upojone były grzechem. Jego szerokie ramiona, ściana solidnych mięśni, były pokryte gładkimi, a jednocześnie ostrymi jak brzytwy tatuażami. Płynne i żywe, wytyczały granice między piekłem a niebem, tak, że w tej postaci były naturalne i zwiewne, wydawały się oddychać wraz z nim. Przeciągnęłam dłońmi po jego klatce piersiowej, sztywnej i zahartowanej niczym starożytne żelazo, a następnie przez jego umięśniony, twardy brzuch, który reagował na dotyk moich dłoni. W końcu moja ręka dotarła niżej, owinęła się wokół wzwodu, długość moich palców ledwie wystarczyła, by go objąć. Syknął i złapał mój nadgarstek, trzymając go nieruchomo, kiedy walczył o kontrolę. Drżał z potrzeby, opadł z powrotem na kolana. - Chciałem, aby to trwało. A ja chciałam, by był we mnie. Zapomniałam o zranionej kostce, przeturlałam się, pchnęłam go na plecy i nadziałam się wzdychając mocno, kiedy zacisnęłam zęby z pożądania, które wybuchło w moim brzuchu. Napiął się do gęstości marmuru, kiedy wsunęłam go do środka. Jego ramiona oplotły mnie, unieruchamiając, gdy próbowałam się ruszać. Dałam mu chwilę rozkoszując się jego obecnością we mnie, twardością, która mnie doskonale wypełniała. Nawet kompletnie nieruchoma unosiłam się na skraju orgazmu, to uczucie pogłębiało się z każdym oddechem. Walczyłam z jego uściskiem, chcąc zacząć się 270
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
ruszać, by dojść. Wplątałam palce w jego włosy, żeby się przytrzymać, kiedy próbowałam się unieść, ale nieskutecznie. Warknął, przyciągnął mnie do siebie w swoim niezachwianym uchwycie. A następnie z gardłowym jękiem położył mnie na plecach i jednym długim pchnięciem zagłębił się we mnie. Zassałam powietrze, trzymałam w płucach, gdy on się nie ruszał, po czym wypuściłam, gdy zaczął wychodzić w boleśnie powolnym, szalenie skrupulatnym ruchu. Torturował mnie w ten sposób przez klika długich minut, zatrzymując się, gdy dochodziłam zbyt blisko krawędzi, wychodząc, kiedy wbijałam palce w jego stalowe pośladki, chcąc więcej. Powoli zwiększył rytm, przyspieszył tempo, wabiąc mnie coraz bliżej i bliżej płonącego piekła w moim brzuchu, aż w końcu wybuchł we mnie orgazm. Na jednej burzliwej fali adrenalina i żądło rozkoszy obmyły mnie, pulsując i drażniąc wszystkie komórki w moim ciele. Odrzuciłam głowę do tyłu i pozostałam nieruchomo pozwalając sobie płynąć na tej fali, drżąc pod nim z powodu jej mocy. Doszedł chwilę po mnie, wysyłając drugi szczyt poprzez moje żyły. Ale ten był inny. Ten był chyba nawet bardziej intensywny. Bardziej… ważny. Gwiazdy z jasnością supernowych eksplodowały w mojej głowie. Galaktyki uformowały się w moich myślach i ujrzałam jak rodzi się wszechświat. Planety zostały uformowane z surowego materiału, kiedy dopadła je grawitacja i zabrała co tylko mogła dosięgnąć, manipulując i naginając kawałki do swojej woli. Gazy i arkusze lodu odbijały się w sferach, jasne i rozżarzone naprzeciw czarnej otchłani, podczas gdy inne mknęły przez niebo osiągając niemożliwe prędkości. Potem zobaczyłam ziemię i jej magnetosfery nabierające kształtu, nadające jej genialną niebieską atmosferę i zdolność do podtrzymywania życia jako tarczę przed niebem. Widziałam jak jedna masa lądu staje się wieloma, po czym zobaczyłam jak powstają aniołowie i jak kilku upada. Wiedzione przez przepiękną istotę ukrywały się w kamieniach i szczelinach świata, gdzie płynęła najgorętsza stopiona skała, lawa niczym ziemskie morza. To właśnie wtedy, po krótkiej anielskiej wojnie, urodził się Reyes. Prawie identycznie jak ojciec, został stworzony z żaru supernowej i wykuty z pierwiastków ziemi. Szybko przeszedł przez kolejne stopnie, stając się wielkim i szanowanym przywódcą. Drugi zaraz po ojcu, dowodził milionami żołnierzy, głównie złodziejami. Był jeszcze piękniejszy i potężniejszy niż jego ojciec, miał wytatuowany klucz do bram piekieł na swoim ciele. 271
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Ale aspiracje jego ojca były wysokie. Chciał niebios. Chciał pełnej kontroli nad każdą żywą rzeczą we wszechświecie. Chciał tronu Boga. Reyes wypełniał każdy rozkaz ojca, czekał i wypatrywał portalu, by zostać zrodzonym na ziemi, jako bezpośredniego przejścia do nieba, drogi wyjścia z piekła. Bezbłędny tropiciel przeszedł przez bramy zaświatów i znalazł portale do najodleglejszych zakątków wszechświata. I wtedy zobaczył mnie. Bardzo się starałam, ale nie mogłam zobaczyć samej siebie jego oczami. Wszystko, co widziałam to tysiące świateł, identycznych w kształcie i formie. Ale Reyes skupił się mocniej i dostrzegł jedno zrobione z czystego złota, córkę słońca, mieniącą się i połyskującą. Odwróciła się i uśmiechnęła kiedy go zobaczyła. I Reyes był stracony. Gwałtownie wróciłam do teraźniejszości, kiedy poczułam jak Reyes opiera się na łokciach z niepewnymwyrazem twarzy. - Nie chciałem, abyś to zobaczyła – powiedział, jego głos był cichy, kiedy próbował oddychać. Nadal lekko drżałam, czując jeszcze spełzający orgazm, który właśnie zanikał. - To byłam ja? – wyszeptałam zdumiona. Położył się obok mnie, aby złapać oddech, oparł głowę na ramieniu i patrzył. Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że jego oczy wyglądają jak małe galaktyki z miliardem pulsujących gwiazd. - Nie będziesz ponownie próbowała uciec ode mnie, co? Zbyt zszokowana, by się uśmiechnąć zapytałam: - Czy stworzono mnie jako dobrą? Podniósł silne ramię. - Gdybyś wiedziała do czego jesteś zdolna, to może. To było ciekawe. Przewróciłam się na bok, by móc na niego patrzeć. Jego oczy błyszczały nasycone i zrelaksowane. - A właściwie do czego jestem zdolna? Uśmiechnął się, jego przystojna twarz – zbyt przystojna jak na człowieka – zmiękła pod moim spojrzeniem. - Gdybym ci powiedział, straciłbym moją przewagę.
272
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Ach. – Kolejny element układanki wskoczył na swoje miejsce. – Wytrawny gracz, który ma więcej asów w rękawie niż niejeden magik. Opuścił głowę jakbym go zawstydziła. - To było dawno temu. Jego ciało lśniło obok mojego, a ja nic nie mogłam na to poradzić, że mój wzrok błąkał się po wzgórzach i dolinach, które tworzyły ten cudownie ukształtowany organizm. Nagle uświadomiłam sobie, że był pokryty bliznami, niektóre były małe inne… nie tak bardzo. Zaczęłam się zastanawiać czy były wynikiem mieszkania z Earlem Walkerem, czy jego życia jako generała w piekle. - Co miałeś na myśli, kiedy wcześniej powiedziałeś, że Szatan cię szukał? Leniwie kręcił małe kółka w okolicy mojego pępka, powodując tym delikatne drżenie spływające prosto do mojego rdzenia. - Miałem na myśli to, że już mnie nie szuka. - Poddał się? – zapytałam z nadzieją. - Nie. Znalazł mnie. Moja szczęka opadła. - Ale jak bardzo jest źle? - Bardzo. Usiadłam, żeby lepiej móc widzieć jego twarz. - Czyli ponownie musisz się ukryć. Gdziekolwiek byłeś wcześniej musisz tam wrócić i się schować. I wtedy go straciłam. Coś poza zasięgiem mojej percepcji skradło jego uwagę. Od razu stał na nogach, ubrany w czarną szatę z kapturem. Rozejrzałam się, ale nie mogłam dostrzec nic z tego, co on widział. To mnie zaniepokoiło, szczególnie po tym, czego byłam świadkiem. Było tak wiele tego, czego nie mogłam zobaczyć, tego, co działo się wokół mnie każdej minuty każdego dnia, a ja nie miałam do tego dostępu. - Reyes – szepnęłam, ale zanim jeszcze skończyłam wymawiać jego imię już stał przede mną, zakrywając mi ręką usta. Jego szata łaskotała moją skórę, wywołując efekt wyładowań elektrostatycznych na moich zakończeniach nerwowych. Po chwili zdjął dłoń z moich ust i zastąpił ją swoimi wargami w pocałunku, który otoczył mnie dreszczem żaru.
273
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Pamiętaj – powiedział zanim zniknął. – Jeśli cię znajdą, będą mieli dostęp do wszystkiego, co święte. Portale muszą zostać ukryte za wszelką cenę. Przełknęłam mocno, ponieważ smutek barwił jego głos. - Jaka cena jest wszelką? – zapytałam znając już odpowiedź zanim ją potwierdził. - Jeśli cię znajdą będę musiał odebrać ci siłę życiową, aby zamknąć portal. Nagły wstrząs przeszedł przeze mnie. - A to znaczy? Przycisnął czoło do mojego, zamknął oczy i powiedział: - Będę musiał cię zabić. Rozproszył się obok mnie, jego istota owiała moją nagą skórę i włosy, aż ostatni opadł swobodnie w dół. Po raz pierwszy w życiu wiedziałam co było stawką. Miałam odpowiedzi, których od tak dawna pragnęłam. Mimo to nic nie mogłam na to poradzić, ale czułam się trochę zdradzona, ponieważ za wyjątkiem samej siebie, nie miałam kogo obwiniać. Wiedziałam, że randkowanie z synem Szatana musi się źle skończyć.
274
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
R ozdział dw udziesty pierw szy
C zyste sumienie
jest zazwyczaj oznaką złej pamięci. - STEVEN WRIGHT
- Najwyraźniej miałaś o wieeeeele za dużo zabawy ostatniej nocy. Próbowałam podnieść i otworzyć powieki, a także zorientować się w otaczającym mnie środowisku, ale z tym też nie mogłam się uporać. - Czy nadal leżę naga na podłodze w moim salonie? Cookie gwizdnęła. - Wow, miałaś więcej zabawy niż myślałam. – Usiadła na krawędzi łóżka, odbiła się trochę, by mnie podrażnić, po czym powiedziała: - Zrobiłam kawę. Ach, dwa magiczne słowa. Moje rzęsy zatrzepotały, by pobłogosławić widok filiżanki kawy unoszącej się przed moją twarzą. Wiłam się i chybotałam aż usiadłam w pozycji pionowej, a następnie wzięłam od niej filiżankę. - I przyniosłam ci burrito na śniadanie – dodała. - Słodko. – Po długim, bogatym łyku zapytałam: - Która godzina? - To stąd wiem, że dobrze się bawiłaś ostatniej nocy – powiedziała z chichotem. – Rzadko śpisz tak długo. Cóż, to i fakt, że twoja piżama jest porozrzucana na podłodze w salonie. Podniosłam większość z twoich rzeczy, ale spodnie są w rogu pana Wonga. Nie ma mowy, bym zapuściła się w jego kąt. Masz zamiar sypać teraz czy później? Wzruszając ramionami, powiedziałam: - Teraz, tak sądzę, ale będę musiała podać ci skróconą wersję opowieści. - Zgoda – odparła, popijając własną kawę i patrząc wyczekująco. - Cóż, okazało się, że trudniej mnie zabić niż przeciętnego człowieka. - Zdumiony grymas wykrzywił jej rysy twarzy. – Dowiedziałam się, że Rosie Herschel nigdy nie wyjechała z kraju. Jej mąż zabił ją zanim przyszedł po mnie.
275
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Jej wyraz twarzy zmienił się w zaalarmowany. - Odkryłam również, że Reyes jest bogiem seksu i wszystkiego co orgazmiczne. Teraz była zmieszana. - Poza tym, w rzeczywistości jest synem Szatana i jeśli istoty z zaświatów mnie znajdą, będzie zmuszony mnie zabić. Na jej twarz wrócił wyraz przerażenia. - Tak – powiedziałam, przypominając sobie – to mniej więcej ostatnia noc w pigułce. Myślisz, że jestem psychiczna? Zamrugała, po czym zmartwienie wyryło się w jej rysach. - Bo w tym momencie, mój rozsądek jest wszystkim co mam. W porządku to i śniadaniowe burrito. Zamrugała kilka razy więcej. - Kurka wodna, czy to ta godzina? – zapytałam, patrząc na zegarek. Po prostu zerknęła na niego, najwyraźniej nie będąc w stanie mówić. Nie mogłam sobie wyobrazić dlaczego. Wciąż trzymała filiżankę kawy. Ale była już prawie dziewiąta. Wyskoczyłam z łóżka nie zwracając uwagi na brak ubrania, lecz zauważając bolesność, która zdawała się stapiać moje kości w całość i wbiegłam do łazienki, by się ubrać. O dziesiątej państwo miało zaplanowane odłączenie Reyesa od systemu podtrzymywania życia. Jeśli ten nakaz sądowy nie przejdzie… Nie mogłam teraz o tym myśleć. Wujek Bob miał od tego sędzinę. Z pewnością to przejdzie. Po ubraniu się w ciemny sweter i jeansy, uczesaniu włosów w kucyk, wzięciu czterech ibuprofenów naraz, ruszyłam do biura, gdzie miałam wszystkie numery na wszelki wypadek przeczepione do tablicy z kolorowych karteczek. Wyrwałam je, a następnie zawróciłam do drzwi. Cookie spotkała mnie na schodach i powiedziałam jej dokąd idę. Wymamrotała coś o konieczności podwyżki, ale minęłam ją pospiesznie i wbiegłam na parking. W drodze do Santa Fe próbowałam dodzwonić się do Neila Gossetta do więzienia, ale już wyszedł. Próbowałam też porozmawiać ze Strażnikiem Zakładu Opieki Długoterminowej, ale speszona recepcjonistka powiedziała, że nie może udzielać informacji o pacjentach przez telefon. Starałam się także dodzwonić do wujka Boba, ale nie odbierał.
276
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Podjęłam też próbę dodzwonienia się do asystentki sędziego tam, gdzie był złożony nakaz, ale wniosek poszedł do sądu w Santa Fe. Ogarnęła mnie panika. Co jeśli nakaz nie przejdzie? Co jeśli sędzia w Santa Fe odrzuci wniosek? Na dwie minuty przed dziesiątą wjechałam na parking przy Zakładzie Opieki, gdzie zastałam migające światła i tętniącą życiem aktywność. Moje serce kołatało z lękiem. Może coś się stało w Zakładzie i państwo nie zrobiło tego, co miało zrobić. Jeśli coś się działo, na pewno będą musieli odłożyć zabicie Reyesa Farrowa na inny dzień. Wtedy zobaczyłam SUV-a wujka Boba z wgnieceniem w zderzaku. Co on do diabła tutaj robił? W momencie, w którym zaparkowałam Misery, drzwi zostały otwarte. - Twoja komórka znowu jest rozładowana – powiedział wujek Bob wyciągając do mnie rękę. - Poważnie? – Przyjęłam jego dłoń jedną ręką, a drugą wygrzebałam komórkę z torebki. – Właśnie do ciebie dzwoniłam. – Rzeczywiście. Zimna jak trup. I zdecydowanie potrzebowałam nowej baterii. Najlepiej takiej naładowanej nuklearnie, która przetrwałaby dwanaście lat bez obdarowania mnie guzem mózgu. - Próbowałem dorwać cię wcześniej w biurze – powiedział, kiedy potykając się wychodziłam z Misery. Brzmiał dziwnie, jakby był zdenerwowany. - A ja starałam się dodzwonić do ciebie jak byłam w drodze. Nie odebrałeś. Co się dzieje? Drażniący rodzaj świadomości splótł mój kręgosłup. Wubek zachowywał się dziwnie. Nie żeby to było niepodobne do niego, ale teraz zachowywał się dziwniej niż zwykle. Zamknął za mną drzwi i poprowadził przez utarczkę między policjantami a specjalistami opieki zdrowotnej. - Wujku – powiedziałam za jego plecami, walcząc, by dotrzymać mu kroku. – Czy coś się stało Reyesowi? - Nakaz nie przeszedł – odparł przez ramię. Wpadłam w poślizg i się zatrzymałam. Połączenie niedowierzania i zaprzeczenia wręcz skradło mi oddech, kiedy stałam z tysiącem scenariuszy rozgrywającymi się w mojej głowie. Jeśli odłączyli go od systemu podtrzymywania życia i umarł, to czy przeszedł na drugą stronę? Czy może został? Czy jeśli był nieboszczykiem to mogliśmy mieć jakiegokolwiek rodzaju związek? Może odłączyli go od maszyny podtrzymującej życie, a on 277
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
po prostu się obudził. I wszystko z nim w porządku. Wypatrywałam zakończenia rodem z Hollywoodu, licząc na to, co najprawdopodobniej było niemożliwe. - Charley – rzekł wujek Bob, kiedy zatrzymał się i odwrócił do mnie, a krztyna ostrzeżenia w jego głosie postawiła moje nerwy na baczność. – Czy mówisz mi wszystko na temat Farrowa? Coś było nie tak. Cała moja kobieca intuicja aż mrowiła. - Co masz na myśli? - Mam na myśli, że powiedziałaś mi… - Pochylił się i złagodził ton głosu. – Że jest nadnaturalny. Ale myślałem, że w taki sposób jak ty. Nie jak, no wiesz, nad-nadnaturalny. Wszystko o czym mogłam pomyśleć to: O Mój Boże! Dlaczego wujek Bob pytał mnie o takie rzeczy? Z pewnością z Reyesem było wszystko w porządku skoro Wubek podejrzewał nad-nadprzyrodzone zjawiska. - To, hmm, dlaczego pytasz? - Charley – powiedział ostrzegawczym tonem, a moje tętno gwałtownie wzrosło. Chwycił mnie za ramię i ponownie zaczął przeciskać nas przez tłum. - Co się stało? – zapytałam za jego plecami z nadzieją w każdej sylabie. Reyes musiał żyć. Coś cudownego musiało się zdarzyć. Dlaczego jeszcze Wubek miałby zadawać takie pytania? Dlaczego ta reszta ludzi jeszcze tu była? - Nie wiem, Charley – odparł głosem ociekającym sarkazmem. – Nikt nie wie, Charley. Być może ty potrafisz wyjaśnić w jaki sposób człowiek może po prostu zniknąć z ziemi. - Co? – I to wywołało kolejny postój. – O czym ty mówisz? Wujek Bob ponownie się zatrzymał i odwrócił do mnie. - Wiedziałem jak ważne było to dla ciebie, więc przyjechałem tutaj, by osobiście porozmawiać z sędziną. Nie żeby to pomogło. Nie mogła uzasadnić podtrzymywania życia twojego przyjaciela, kiedy było oczywiste, że jest w stanie śmierci mózgowej i utrzymywanie go przy życiu kosztuje państwo fortunę. - Przyjechałeś tu specjalnie dla mnie? - Tak, tak – odrzekł, odpinając kołnierzyk, by uwolnić się od dyskomfortu. – Pomyślałem, że przynajmniej mogę tu być, kiedy odłączą go od systemu podtrzymywania życia. Ale kiedy przyjechałem na miejscu zastałem zamieszanie. A on zniknął. - Zniknął? – pisnęłam, po czym odchrząknęłam. – Gdzie zniknął? 278
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Pochylił się ponownie, a jego głos był szorstkim, zdesperowanym szeptem. - Nie tylko zniknął, Charley, on po prostu się rozpłynął. - Nie rozumiem. Uciekł? - Musisz to zobaczyć na własne oczy. – Pospiesznie przeszliśmy przez frontowe drzwi do małego pomieszczenia ochrony. – Pokaż jej – powiedział do ochroniarza, który natychmiast posłuchał. Po tym jak wpisał kilka poleceń na swoim komputerze, zapytałam: - Co to jest? - Po prostu to obejrzyj – odparł. Monitor ukazał nagranie z kamery. Rozpoznałam miejsce. - Czy to jest przed pokojem Reyesa? - Po prostu oglądaj – powtórzył w tajemniczy i wkurzający sposób. Wtedy zobaczyłam ruch. Pochyliłam się bliżej. Drzwi do Reyesa były otwarte, a czarno biały kadr przesunął się bezpośrednio do jego pokoju. Reyes poruszył się, podniósł rękę do swojej głowy, gwałtownie wstał i się rozejrzał. Rozdzielczość ekranu była tak niska, że ostatecznie ciężko było zobaczyć cokolwiek, ale to był zdecydowanie Reyes. I się obudził. Gdy rozpoznał otoczenie, uspokoił się, wziął głęboki oddech, po czym odwrócił się w stronę kamery i uśmiechnął się. Uśmiechnął się! Niegodziwym uśmieszkiem, który sprawiał, że topiłam się w swoich butach. Jakaś usterka spowodowała, że na ekranie pojawiły się zakłócenia, po czym zapanowała ciemność, a gdy obraz powrócił, Reyesa już tam nie było. W mgnieniu oka. Był tam w jednej chwili, a w następnej było widać jedynie jego puste łóżko pozostawione w nieładzie. - Gdzie on się podział? – spytałam skonsternowanego ochroniarza, który wzruszył ramionami. - Miałem nadzieję, że ty będziesz mogła nam to powiedzieć – stwierdził wujek Bob. Reyes z pewnością nie był z tego świata, ale zdolność do dematerializacji ludzkiego ciała po prostu nie istniała. Przynajmniej ja nic o tym nie wiedziałam. Oczywiście, parę godzin temu nie wiedziałam, że Szatan ma syna. - Wujku – zaczęłam. – Tak naprawdę nie powiedziałam ci wszystkiego. - Tak sądzisz? – wujek Bob gestem wskazał ochroniarzowi, by zostawił nas samych. Kiedy wyszedł, zaczęłam mówić: 279
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
- Ja po prostu… cóż… Tak naprawdę nigdy nie powiedziałam ci wszystkiego. - Co masz na myśli? – zapytał skołowany jeszcze bardziej niż wcześniej. - Mam na myśli to, że jestem inna. Wiesz o tym. Ale nigdy nie powiedziałam ci dokładnie jak bardzo inna. - Ok. – odparł ostrożnym tonem. – Jak bardzo jesteś inna? Nie mogłam sobie wyobrazić jak powiedzenie wujkowi Bobowi, że jestem Ponurym Żniwiarzem lub tego, że Reyes jest synem Szatana mogłoby, być korzystne dla sprawy. Niektóre rzeczy były lepsze, kiedy pozostawały niewypowiedziane. - Powiedzmy, że jestem bardziej inna niż myślałeś, że jestem, i owszem, część Reyesa jest nad-nadprzyrodzona. - Jaka część? - Hm… ta nad-nadprzyrodzona część? - Chcę więcej niż to, Charley – ostrzegł, robiąc krok naprzód. – Musisz to wyjaśnić. Usiadłam na krawędzi krzesła ochroniarza, ze sztywnymi plecami i zaciśniętą szczęką. Jedno słowo przychodziło mi do głowy, wielokrotnie. Cholera. Jak do diabła mogłabym wyjaśnić dematerializację ludzkiego ciała? Jeśli to było naprawdę tym, co się zdarzyło. Właśnie wtedy wszedł Neil Gossett. Jego wzrok natychmiast wylądował na mnie, po czym spoczął na wujku Bobie w wyrazie winy, jakbyśmy dzielili tajemnicę. Którą faktycznie dzieliliśmy. On po prostu nie znał wszystkich detali. - Panie Gossett – powiedział wujek Bob, wyciągając dłoń. - Detektywie – odparł Neil, potrząsając jego dłonią. – Coś nowego? Wtedy wujek Bob spojrzał na mnie. - Nic znaczącego. Zarówno Wubek jak i Neil wiedzieli wystarczająco, by być w niebezpieczeństwie. I żaden z nich nie znał całej historii. Zastanawiałam się jak długo mogę trzymać ich na dystans. Już i tak w ciągu ostatniego tygodnia ujawniłam o sobie więcej niż zrobiłam to przez całe życie. I choć uwolniłam się w ten sposób, to zaproszenie tak wielu ludzi do mojego świata było ryzykowne. Zrobiłam to już wcześniej. I zapłaciłam za to cenę. - Kim jest Dutch? – zapytał wujek Bob, gestem wskazując monitor, a oddech uwiązł mi w gardle.
280
„First Grave On The Right” - Darynda Jones Made by: divinehotties
Chociaż nie dotknęłam go, ekran był czarny. Po środku, zaraz za migającym kursorem, widniało samotne słowo sprawiające, że ulga zalała mnie całkowicie tak, iż myślałam, że osunę się z krzesła. Reyes. Reyes Alexander Farrow żyje. Długo wpatrywałam się w przezwisko, które mi nadał w dzień mojego narodzenia, zastanawiając się czy ciągle mógł przyjść do mnie, czy wciąż mogliśmy być razem. Wtedy poczułam go, jak dotknął lekko moich ust i wiedziałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo.
K oniec
281