DAVID EDDINGS
PIONEK PROROCTWA
Belgariady tom I
Przeło˙zył: Piotr W. Cholewa
Tytuł oryginału:
Pawn Of Prophecy
Data wydania polskiego: 1994 r.
Data pi...
4 downloads
9 Views
DAVID EDDINGS
PIONEK PROROCTWA
Belgariady tom I
Przeło˙zył: Piotr W. Cholewa
Tytuł oryginału:
Pawn Of Prophecy
Data wydania polskiego: 1994 r.
Data pierwszego wydania oryginalnego: 1982 r.
Theone,
który opowiadał mi historie, ale nie mógł zaczeka´c na moje,
i Arturowi,
który pokazał mi, jak by´c m˛e˙zczyzn ˛a. .. i nadal mi pokazuje
PROLOG
B˛ed ˛acy histori ˛a Wojny Bogów i Dzieł Czarodzieja Belgaratha adaptacja
z Ksi˛egi Alornów
Gdy ´swiat był jeszcze młody, siedmiu Bogów ˙zyło w harmonii, a rasy ludzi
były jak jeden naród. Belara, najmłodszego z Bogów ukochali sobie Alornowie.
Mieszkał w´sród nich i miłował, a oni ro´sli pod jego opiek ˛a. Inni Bogowie tak˙ze
zbierali przy sobie ludy i ka˙zdy z Bogów kochał swój naród.
Lecz najstarszy brat Belara, Aldur, nie był Bogiem ˙zadnego narodu. Mieszkał
z dala od ludzi i Bogów a˙z do dnia, gdy odnalazło go zbł ˛akane dziecko. Aldur
przyj ˛ał je na swojego ucznia i nazwał Belgarathem. Belgarath poznał sekrety Wo-
li i Słowa, i stał si˛e czarodziejem. W latach, które nadeszły, inni tak˙ze szukali
samotnego Boga. Poł ˛aczyli si˛e w bractwo i pobierali nauki u stóp Aldura, a czas
nie miał do nich dost˛epu.
I zdarzyło si˛e, ˙ze wzi ˛ał Aldur kamie´n w kształcie kuli, nie wi˛ekszy ni˙z serce
dziecka, i obracał go w dłoniach, a˙z stał si˛e ˙zyj ˛ac ˛a dusz ˛a. Wielka była pot˛ega tego
kamienia, zwanego przez ludzi Klejnotem Aldura; Aldur dokonywał nim cudów.
Ze wszystkich Bogów Torak był najpi˛ekniejszy, a jego ludem byli Angara-
kowie. Składali mu ofiary i nazywali Panem Panów, a Torakowi słodki był dym
ogni ofiarnych ofiarnych słowa uwielbienia. Nadszedł wszelako dzie´n, gdy usły-
szał o Klejnocie Aldura, i od tej chwili nie zaznał spokoju.
Wreszcie, skryty pod mask ˛a obłudy, stan ˛ał przed Aldurem.
— Bracie mój — powiedział. — Nie jest wła´sciwe, by´s trwał z dala od naszej
kompanii i rady. Odrzu´c ten klejnot, który oderwał twój umysł od my´sli o nas.
Aldur zajrzał w dusz˛e brata i upomniał go:
— Czemu szukasz władzy i panowania, Toraku? Czy nie wystarcz ˛a ci Anga-
rakowie? Nie próbuj w swej bucie posi ˛a´s´c Klejnotu, by ci˛e nie zabił.
Wielki był wstyd Toraka, gdy usłyszał słowa Aldura. Uniósł dło´n i uderzył
swego brata, a potem uciekł, porywaj ˛ac Klejnot.
Inni Bogowie błagali Toraka, by zwrócił Klejnot, lecz ten odmawiał. Wtedy
4
powstały rasy ludzi i ruszyły do bitwy przeciw hufcom Angaraków. Wojny ludzi
i Bogów szalały na ziemi, a˙z niedaleko wy˙zyny Korim, Torak wzniósł Klejnot
i zmusił, by poł ˛aczył sw ˛a wol˛e z jego wol ˛a i rozbił ziemi˛e na cz˛e´sci. Góry run˛eły
i napłyn˛eło morze. Lecz Belar i Aldur poł ˛aczyli sw ˛a moc i wznie´sli morzu bariery.
Jednak ludzie zostali rozdzieleni, a z nimi Bogowie.
A kiedy Torak podniósł ˙zywy Klejnot przeciwko ziemi, jego matce, ten zbu-
dził si˛e i zaja´sniał ´swi˛etym ogniem. Bł˛ekitny płomie´n spalił twarz Toraka. Ten
w bólu powalił góry; w udr˛ece rozłupał ziemi˛e; w agonii rozlał morze. Lewa r˛eka
zapłon˛eła i wypaliła si˛e na popiół, lewa strona twarzy stopniała jak wosk, a lewe
oko zagotowało si˛e w oczodole. Z wielkim krzykiem skoczył w morze, by zgasi´c
ogie´n, lecz cierpienie nie miało ko´nca.
Gdy Torak wynurzył si˛e z wody, prawa strona jego ciała pozostała pi˛ekna, lecz
lewa była spalona i poraniona strasznie ogniem Klejnotu. Dr˛eczony bólem popro-
wadził swój lud ku wschodowi, gdzie na równinach Mallorei zbudowali wielkie
miasto. Nazwali je Cthol Mishrak, Miasto Nocy, gdy˙z Torak w ciemno´sci skrywał
swe blizny. Angarakowie wznie´sli dla swego Boga ˙zelazn ˛a wie˙z˛e i umie´scili Klej-
not w mosi˛e˙znej szkatule na samym wierzchołku. Torak przychodził tam cz˛esto
i odchodził płacz ˛ac. L˛ekał si˛e, by nie pokonało go pragnienie ujrzenia Klejnotu
i by nie zgin ˛ał.
Stulecia mijały w ziemi Angaraków, którzy zacz˛eli nazywa´c swego okaleczo-
nego Boga Kal Torakiem, jednocze´snie Królem i Bogiem.
Belar zabrał Alornów na pomoc. Ze wszystkich ludów ci byli najtwardsi
i najwaleczniejsi, a Belar tchn ˛ał w ich serca wieczn ˛a nienawi´s´c dla Angaraków.
Z okrutnymi mieczami i toporami w dłoniach przemierzali północne krainy a˙z po
pola wiecznego lodu, szukaj ˛ac drogi do swych nieprzyjaciół.
Tak było do czasu, gdy Cherek o Nied´zwiedzich Barach, najwi˛ekszy z królów
Alornów, dotarł do Doliny Aldura i odnalazł Belgaratha Czarodzieja.
— Droga na północ jest otwarta — powiedział. — Znaki i przepowiednie nam
sprzyjaj ˛a. Nadszedł czas, by´smy odszukali przej´scie do Miasta Nocy i odebrali
Jednookiemu Klejnot.
Poledra, ˙zona Belgaratha, nosiła wła´snie dziecko, i czarodziej nie chciał jej
opuszcza´c. Słowa Chereka przekonały go jednak. Wykradli si˛e noc ˛a, by doł ˛aczy´c
do synów Chereka, Drasa o Byczym Karku, Algara o Chy˙zych Stopach i Rivy
o ˙Zelaznej Dłoni.
Okrutna zima ´scisn˛eła północ i mokradła l´sniły pod gwiazdami od szronu
i szarego jak stal lodu. Szukaj ˛ac drogi, Belgarath rzucał zakl˛ecie i przybierał po-
sta´c szarego wilka. Bezgło´snie przemykał po za´snie˙zonym lesie, gdzie drzewa
trzeszczały i p˛ekały od przenikliwego mrozu. Szron przykrył grzbiet i ramiona
wilka; na zawsze ju˙z pozostały srebrne broda i włosy Belgaratha.
Poprzez ´snieg i mgł˛e dotarli do Mallorei i wreszcie stan˛eli w Cthol Mishrak.
Znalazłszy sekretne przej´scie do miasta, Belgarath powiódł ich do stóp ˙zelaznej
5
wie˙zy.
W milczeniu wspinali si˛e po zardzewiałych schodach, których od dwudziestu
wieków nie dotkn˛eła ludzka stopa. L˛ekliwie zakradli si˛e do komnaty, gdzie Torak
dr˛eczony bólem rzucał si˛e we ´snie, kryj ˛ac okaleczon ˛a twarz pod stalow ˛a mask ˛a.
Bezszelestnie przebiegli obok ´spi ˛acego Boga i w ko´ncu wkroczyli do komnaty,
gdzie le˙zała ˙zelazna szkatuła, w której spoczywał ˙zywy Klejnot.
Cherek skin ˛ał na Belgaratha, by wzi ˛ał Klejnot, lecz ten odmówił.
— Nie mog˛e go dotkn ˛a´c — powiedział — by mnie nie zniszczył. Kiedy´s
przyjmował dotyk Boga i człowieka, lecz wola Klejnotu stwardniała, gdy Torak
wzniósł go przeciw jego matce. Nie pozwoli ju˙z tak si˛e wykorzysta´c. Czyta w na-
szych duszach. Tylko ten, co nie ma złych intencji, kto jest tak czysty, ˙ze nie
my´sl ˛ac o władzy i posiadaniu we´zmie go i poniesie nara˙zaj ˛ac ˙zycie — tylko ten
mo˙ze go teraz dotkn ˛a´c.
— Który z ludzi w mroku swej duszy nie ˙zywi złych intencji? — spytał Che-
rek.
Lecz Riva o ˙Zelaznej Dłoni otworzył szkatuł˛e i wyj ˛ał Klejnot. Płomie´n zaja-
´sniał mu przez palce, lecz Riva nie spłon ˛ał.
— Niech tak b˛edzie, Chereku — rzekł Belgarath. — Twój najmłodszy syn jest
czysty. Jego przeznaczeniem i przeznaczeniem tych, co przyjd ˛a po nim, jest nie´s´c
i chroni´c Klejnot — Belgarath westchn ˛ał wiedz ˛ac, jaki ci˛e˙zar kładzie na barki
Rivy.
— Jego bracia i ja podtrzymamy go — powiedział Cherek. — Dopóki b˛edzie
niósł ten ci˛e˙zar.
Riva owin ˛ał Klejnot płaszczem i ukrył pod tunik ˛a. Potem przebiegli znowu
przez komnat˛e kalekiego Boga, po zardzewiałych stopniach w dół, sekretnym
przej´sciem do bram miasta i dalej, ku pustkowiom.
Wkrótce potem Torak obudził si˛e i poszedł, jak zawsze, do Komnaty Klejnotu.
Lecz szkatuła była otwarta, a Klejnot znikn ˛ał. Straszliwy byt gniew Kal Toraka.
Chwyciwszy swój wielki miecz opu´scił ˙zelazn ˛a wie˙z˛e, odwrócił si˛e i uderzył raz
tylko, a wie˙za run˛eła. Potem krzykn ˛ał do Angaraków głosem gromu:
— Za to, ˙ze stali´scie si˛e niedbali i nieuwa˙zni, ˙ze pozwolili´scie złodziejom
ukra´s´c to, za co tak drogo zapłaciłem, zburz˛e miasto i przep˛edz˛e was. Angarako-
wie tuła´c si˛e b˛ed ˛a, póki nie wróci do mnie Cthrag Yaska, płomienny kamie´n.
Potem zmienił Miasto Nocy w ruin˛e, a hufce Angaraków pognał na pustkowie.
Cthol Mishrak przestało istnie´c.
Trzy mile na północ Belgarath usłyszał hałas i wiedział, ˙ze Torak si˛e przebu-
dził.
— Teraz ruszy za nami — oznajmił. — I tylko moc Klejnotu zdoła nas ocali´c.
Kiedy si˛e zbli˙z ˛a, niech ˙Zelazna Dło´n wzniesie Klejnot, by go zobaczyli.
I podeszli Angarakowie z samym Torakiem na czele, lecz Riva podniósł Klej-
not, a okaleczony Bóg i jego hufce zobaczyli go wyra´znie. Klejnot poznał swe-
6
go wroga. Nienawi´s´c rozgorzała na nowo i niebo zapłon˛eło od jego furii. To-
rak krzykn ˛ał i zawrócił. Pierwsze szeregi Angaraków pochłon ˛ał ogie´n, a reszta
umkn˛eła przera˙zona.
I tak Belgarath z towarzyszami uciekli z Mallorei i przeprawili si˛e przez mo-
czary północy, na powrót nios ˛ac Klejnot Aldura do Królestw Zachodu.
Bogowie, wiedz ˛ac, co si˛e zdarzyło, zwołali rad˛e.
— Je´sli wyst ˛apimy w wojnie przeciw naszemu bratu, Torakowi — powiedział
Aldur — starcie Bogów zniszczy ´swiat. Zatem musimy si˛e usun ˛a´c, by Torak nie
mógł nas odnale´z´c. Nie ciałem, lecz duchem tylko pozostaniemy obecni, by kie-
rowa´c i chroni´c nasze ludy. Dla dobra ´swiata musimy to uczyni´c. W dniu, gdy
rozpocznie si˛e wojna, ´swiat zostanie zgładzony.
Bogowie zapłakali z ˙zalu, ˙ze musz ˛a odej´s´c. Lecz Chaldan, Bóg-Byk Arendów,
zapytał:
— Czy podczas naszej nieobecno´sci Torak nie zdob˛edzie władzy?
— To nie nast ˛api — odparł Aldur. — Dopóki Klejnot pozostaje w´sród potom-
ków Rivy o ˙Zelaznej Dłoni, Torak nie mo˙ze zwyci˛e˙zy´c.
I tak Bogowie odeszli, a Torak jedynie pozostał. Lecz wiedza o tym, ˙ze Klejnot
w r˛eku Rivy odbiera mu panowanie, n˛ekała jego umysł.
Belgarath za´s przemówił do Chereka i jego synów:
— Musimy si˛e rozdzieli´c, by strzec Klejnotu i sposobi´c si˛e na przyj´scie Tora-
ka. Niech ka˙zdy z was odejdzie i czyni przygotowania, jak was uczyłem.
— Tak uczynimy, Belgaracie — przyrzekł Cherek o Nied´zwiedzich Barach. —
Od tego dnia nie ma ju˙z Alorii. Alornowie jednak b˛ed ˛a walczy´c z pot˛eg ˛a Toraka,
póki cho´c jeden pozostanie ˙zywy.
Belgarath wzniósł głow˛e.
— Usłysz mnie, Toraku Jednooki! — zawołał. — ˙Zywy Klejnot jest przed tob ˛a
bezpieczny i nie zwyci˛e˙zysz go. Je´sli wyruszysz przeciw nam, stan˛e do wojny.
Dniem i noc ˛a trzyma´c b˛ed˛e stra˙z i do ko´nca dni czeka´c twojego przyj´scia.
W´sród pustkowi Mallorei, Kal Torak słyszał głos Belgaratha i w furii tłukł
wszystko wokół. Wiedział bowiem, ˙ze Klejnot Aldura na zawsze pozostanie poza
jego zasi˛egiem.
Cherek u´sciskał synów i odszedł, by wi˛ecej ich nie zobaczy´c. Dras ruszył na
północ i zamieszkał na ziemiach, gdzie płyn˛eła rzeka Mrin. Wybudował miasto
Boktor i nazwał swój kraj Drasni ˛a. On i jego nast˛epcy zawsze stali u moczarów
północy, by broni´c ich przed nieprzyjacielem. Algar odszedł na południe wraz ze
swoim ludem i znalazł konie na szerokich równinach, przez które płyn˛eła rzeka
Aldur. Oswoili zwierz˛eta, nauczyli si˛e je dosiada´c i po raz pierwszy w historii
ludzko´sci pojawili si˛e konni wojownicy. Nazwali swój kraj Algari ˛a i stali si˛e no-
madami, którzy pod ˛a˙zaj ˛a za swymi stadami. Pos˛epny Cherek powrócił do Val
Alorn i zmienił nazw˛e królestwa na Cherek, gdy˙z był teraz samotny i bez synów.
7
Pogr ˛a˙zony w smutku budował wysokie okr˛ety, by patrolowały morza i broniły
brzegów przed nieprzyjacielem.
Powiernikowi Klejnotu przypadł trud najdłu˙zszej podró˙zy. Wraz ze swym lu-
dem, Riva dotarł na zachodnie wybrze˙ze Sendarii. Zbudowali okr˛ety i przeprawili
si˛e na Wysp˛e Wiatrów. Tu spalili statki, wznie´sli twierdz˛e, a wokół niej miasto
o wysokich murach. Miasto nazwali Riv ˛a, a twierdz˛e Dworem Riva´nskiego Kró-
la. Wtedy Belar, Bóg Alornów, str ˛acił z nieba dwie gwiazdy. Riva wykuł z jednej
kling˛e, a z drugiej r˛ekoje´s´c, w której umie´scił Klejnot. Miecz był tak wielki, ˙ze
nikt prócz Rivy nie mógł go podnie´s´c. Na pustkowiach Mallorei dusza podpo-
wiedziała Kal Torakowi, ˙ze miecz został wykuty, i po raz pierwszy posmakował
strachu.
Miecz przytwierdzono do czarnej skały za tronem Rivy, z Klejnotem u wierz-
chołka. Przylgn ˛ał do kamienia tak, ˙ze nikt prócz Rivy nie mógł go zdj ˛a´c. Klejnot
jarzył si˛e zimnym ogniem, gdy Riva zasiadał na tronie, a kiedy zdejmował miecz
i wznosił go nad głow ˛a, ostrze stawało si˛e długim j˛ezorem lodowatego płomienia.
Najwi˛ekszym cudem jednak był znak nast˛epców Rivy. W ka˙zdym pokoleniu
jedno dziecko z jego rodu nosiło na dłoni znami˛e Klejnotu. Dziecko takie prowa-
dzono do sali tronowej, gdzie dotykało kamienia, by mógł je pozna´c. Za ka˙zdym
razem Klejnot rozpalał si˛e wtedy blaskiem, a wi˛e´z mi˛edzy nim a lini ˛a Rivy sta-
wała si˛e mocniejsza.
Belgarath rozstał si˛e z towarzyszami i natychmiast pospieszył do Doliny Aldu-
ra. Tam jednak przekonał si˛e, ˙ze Poledra, jego ˙zona, urodziła dwie córki-bli´zniacz-
ki i umarła. Pogr ˛a˙zony w rozpaczy, nazwał starsz ˛a Polgara. Włosy miała czarne
jak skrzydło kruka. Zwyczajem czarodziejów, wyci ˛agn ˛ał r˛ek˛e, by poło˙zy´c j ˛a na
czole dziecka. Pod jego dotkni˛eciem jedno pasemko włosów stało si˛e białe jak
´snieg. Zdziwił si˛e, gdy˙z jest ono znakiem czarodziejów, a Polgara była pierwsz ˛a
dziewczynk ˛a w ten sposób naznaczon ˛a.
Druga córka, jasnoskóra i złotowłosa, nie miała znamienia. Nazwał j ˛a Belda-
ran i kochał nad wszystko, rywalizuj ˛ac z ciemnowłos ˛a siostr ˛a o jej uczucie.
Gdy jednak Polgara i Beldaran uko´nczyły szesnasty rok ˙zycia, Duch Aldura
przybył we ´snie do Belgaratha.
— Mój ukochany uczniu — powiedział. — Pragn˛e poł ˛aczy´c twój ród z ro-
dem stra˙znika Klejnotu. Wybierz wi˛ec, któr ˛a ze swych córek oddasz Riva´nskiemu
Królowi na ˙zon˛e i matk˛e jego nast˛epców. W tej linii bowiem zawiera si˛e nadzieja
´swiata, której nie zgasi mroczna pot˛ega Toraka.
W gł˛ebi swej duszy Belgarath pragn ˛ał wybra´c Polgar˛e. Znaj ˛ac jednak ci˛e˙zar,
jaki d´zwiga Riva´nski Król, posłał do niego Beldaran i płakał, gdy odjechała. Po-
lgara łkała tak˙ze, długo i gorzko, wiedziała bowiem, ˙ze jej siostra musi zestarze´c
si˛e i umrze´c. Z czasem jednak pocieszyli si˛e wzajemnie i stali sobie bli˙zsi.
Poł ˛aczyli swe siły, by trzyma´c stra˙z przed Torakiem. Niektórzy mówi ˛a, ˙ze ˙zyj ˛a
jeszcze, od nieprzeliczonych wieków trwaj ˛ac w pogotowiu.
CZ ˛E´S ´C I
SENDARIA
Rozdział 1
Pierwsz ˛a rzecz ˛a, któr ˛a zapami˛etał Garion, była kuchnia na farmie Faldora. Do
ko´nca swych dni ˙zywił szczególne, cieple uczucia dla tych specyficznych d´zwi˛e-
ków i zapachów, jakie składaj ˛a si˛e na pracowit ˛a powag˛e, zwi ˛azan ˛a jako´s z mi-
ło´sci ˛a, jedzeniem, spokojem, bezpiecze´nstwem, a nade wszystko domem. I cho´c
dotarł w ˙zyciu wysoko, nigdy nie zapomniał, ˙ze jego wspomnienia zacz˛eły si˛e od
kuchni.
Kuchnia na farmie Faldora była wielkim, nisko sklepionym pomieszczeniem,
pełnym palenisk, kotłów i ogromnych ro˙znów obracaj ˛acych si˛e wolno w komin-
kach podobnych do grot. Były tam długie, ci˛e˙zkie blaty, gdzie formowano bochen-
ki chleba, dzielono kurczaki, a seler i marchew krajano szybkimi, zdecydowanymi
ruchami długich, zakrzywionych no˙zy. Gdy Garion był jeszcze bardzo mały, bawił
si˛e pod tymi stołami i szybko si˛e nauczył trzyma´c palce z dala od stóp zapracowa-
nych kucharek. A czasem, pó´znym popołudniem, gdy si˛e zm˛eczył, le˙zał w k ˛acie
i patrzył na migotanie ognia, odbijane przez setki wypolerowanych garnków, no˙zy
i ły˙zek z długimi uchwytami, wisz ˛acych na kołkach wzdłu˙z wyszorowanych do
biało´sci ´scian. Zapadał wtedy w sen, w doskonałym pokoju i harmonii z całym
otaczaj ˛acym go ´swiatem.
Kuchni ˛a i wszystkim, co si˛e w niej działo, niepodzielnie władała ciocia Pol.
Zdawało si˛e, ˙ze potrafi jako´s znale´z´c si˛e we wszystkich miejscach równocze´snie.
Ostatnie dotkni˛ecie, poprawiaj ˛ace g˛e´s w brytfannie, zgrabnie kształtuj ˛ace rosn ˛acy
chleb czy garnirujace dymi ˛ac ˛a jeszcze, ´swie˙zo wyj˛et ˛a z piekarnika szynk˛e, zawsze
nale˙zało do niej. Cho´c w kuchni pracowali tak˙ze inni, ˙zaden bochenek, gulasz,
zupa, piecze´n czy jarzyna nie mogły by´c gotowe, je´sli cho´c raz nie dotkn˛eła ich
ciocia Pol. Wyczuwała smakiem, w˛echem czy jakim´s wy˙zszym zmysłem, czego
wymaga ka˙zde danie, i niedbałym na pozór ruchem dodawała przypraw z glinia-
nych dzbanuszków. Sprawiała wra˙zenie, ˙ze otacza j ˛a magiczna aura, ˙ze dysponuje
wiedz ˛a i moc ˛a wi˛eksz ˛a ni˙z zwykli ludzie. Ale nawet wtedy, gdy była najbardziej
zaj˛eta, zawsze dokładnie wiedziała, gdzie jest Garion. W samym ´srodku klejenia
pierogów, ozdabiania ciasta czy zszywania ´swie˙zo nadzianego kurczaka potrafiła
wyci ˛agn ˛a´c nog˛e i nie patrz ˛ac nawet pod stół, kostk ˛a lub pi˛et ˛a odsun ˛a´c go spod
10
czyich´s stóp.
Kiedy troch˛e urósł, zacz ˛ał traktowa´c to jak rodzaj gry. Pilnował, kiedy b˛edzie
zbyt pochłoni˛eta prac ˛a, by go zauwa˙zy´c, a wtedy ze ´smiechem biegł na swych
mocnych, krótkich nó˙zkach do drzwi. Ale ona zawsze go doganiała. Wtedy ´smiał
si˛e jeszcze gło´sniej, zarzucał jej ramiona na szyj˛e i całował, po czym wracał na
miejsce i czekał na kolejn ˛a okazj˛e.
W tamtych latach był przekonany, ˙ze ciocia Pol jest najwa˙zniejsz ˛a i najpi˛ek-
niejsz ˛a kobiet ˛a na ´swiecie. Przede wszystkim była wy˙zsza od innych kobiet z far-
my — niemal tak wysoka jak m˛e˙zczyzna. Zawsze miała powa˙zn ˛a, surow ˛a nawet
min˛e — chyba ˙ze zwracała si˛e do niego. I długie, bardzo ciemne, prawie czar-
ne włosy — z wyj ˛atkiem jednego pasemka nad lew ˛a brwi ˛a, które było białe jak
´swie˙zy ´snieg. Wieczorem, gdy układała go w małym łó˙zeczku, stoj ˛acym przy jej
własnym, w ich niedu˙zym pokoiku nad kuchni ˛a, wyci ˛agał r˛ek˛e i dotykał tego bia-
łego pasemka. U´smiechała si˛e i gładziła jego twarz ciepł ˛a dłoni ˛a. Wtedy zasypiał
spokojnie wiedz ˛ac, ˙ze jest obok, ˙ze go pilnuje.
Farma Faldora le˙zała w ´srodkowej cz˛e´sci Sendarii, okrytego mgłami króle-
stwa, ograniczonego od zachodu Morzem Wiatrów, a od wschodu Zatok ˛a Cherek.
Jak inne farmy w owym szczególnym czasie i miejscu, gospodarstwo nie było jed-
nym czy dwoma budynkami, a raczej zespołem solidnych szop, stodół, kurników
i goł˛ebników, ustawionych wokół centralnego podwórca z okazał ˛a bram ˛a od fron-
tu. Z galerii na pi˛etrze wchodziło si˛e do pokoi, du˙zych lub całkiem male´nkich,
gdzie mieszkali robotnicy, którzy orali, siali i plewili szerokie pola za murami.
Sam Faldor zajmował pokoje w kwadratowej wie˙zy nad główn ˛a jadalni ˛a, gdzie
jego ludzie zbierali si˛e trzy razy dziennie — podczas ˙zniw nawet cztery — by
ucztowa´c przy hojnych darach kuchni cioci Pol.
Jednym słowem, było to całkiem szcz˛e´sliwe i spokojne miejsce. Farmer Faldor
był dobrym panem. Wysoki, powa˙zny, z długim nosem i jeszcze dłu˙zsz ˛a szcz˛ek ˛a,
rzadko si˛e ´smiał czy cho´cby u´smiechał. Był jednak zawsze uprzejmy dla swych
ludzi i zdawało si˛e, ˙ze bardziej mu zale˙zy na ich zdrowiu i dobrobycie ni˙z na
wyciskaniu z nich ostatniej kropli potu. Na swój sposób przypominał raczej ojca
ni˙z zarz ˛adc˛e sze´s´cdziesi˛eciu kilku osób, ˙zyj ˛acych na jego wło´sciach. Jadał razem
z nimi — co było niezwykłe, gdy˙z wielu farmerów z okolicy trzymało si˛e z dala
od robotników — a jego obecno´s´c u szczytu głównego stołu w jadalni wywierała
uspokajaj ˛acy wpływ na młodych, czasem nadto hała´sliwych. Farmer Faldor był
człowiekiem pobo˙znym i przed ka˙zdym posiłkiem prostymi słowami zwracał si˛e
do Bogów o błogosławie´nstwo. Wiedz ˛ac o tym, ludzie z farmy z godno´sci ˛a wkra-
czali do jadalni i siedzieli w pozornym przynajmniej skupieniu, nim zaatakowali
stosy jadła, przygotowane przez cioci˛e Pol i jej pomocnice.
Ze wzgl˛edu na dobre serce Faldora i magiczne, zr˛eczne palce cioci Pol farma
była znana w okolicy jako najlepsze w promieniu dwudziestu mil miejsce pracy
i zamieszkania. W ober˙zy w niedalekiej wiosce Górne Gralt całe wieczory upły-
11
wały na opowie´sciach o cudownych daniach, serwowanych regularnie w jadalni
Faldora. Maj ˛acy mniej szcz˛e´scia ludzie, zatrudnieni na innych farmach, po kil-
ku kuflach łkali otwarcie, słuchaj ˛ac o pieczonych g˛esiach cioci Pol. Sława farmy
Faldora zataczała coraz szersze kr˛egi.
Najwa˙zniejszym człowiekiem na farmie, nie licz ˛ac samego Faldora, był ko-
wal Durnik. Gdy Garion urósł troch˛e i mógł ju˙z bawi´c si˛e z dala od czujnych oczu
cioci Pol, nieodmiennie szukał drogi do ku´zni. L´sni ˛ace ˙zelazo na kowadle przy-
ci ˛agało go z hipnotyczn ˛a niemal sił ˛a. Durnik wygl ˛adał zupełnie zwyczajnie; miał
proste kasztanowe włosy i przeci˛etn ˛a twarz, zaczerwienion ˛a od ciepła paleniska.
Nie był ani wysoki, a...