1
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ruch w godzinach szczytu pod oknami mojego mieszkania dźwięczał głęboką nutą wraz ze
wznoszeniem i opadaniem zimowego wiatru. De...
3 downloads
9 Views
1
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ruch w godzinach szczytu pod oknami mojego mieszkania dźwięczał głęboką nutą wraz ze
wznoszeniem i opadaniem zimowego wiatru. Deszcz uderzał w szkło jak szpilki.
Jedynym hałasem, poza moim szybkim oddechem była zimna woda napełniająca umywalkę.
To i głos mojego zmarłego ojca.
- Allison - głos ojca odezwał się ponownie.
Odległy, jakby z wysiłkiem przebijał się przez zatłoczony pokój, zatłoczoną ulicę, zatłoczone
miasto.
Byłam jedyną osobą w mieszkaniu. A mój ojciec był naprawdę martwy tym razem.
Tego ranka poszłam na jego pogrzeb i widziałam jak został pochowany - dosłownie,
obserwowałam, jak jego ciało było spuszczane do grobu. Tym razem nie było żadnej pomyłki, żadnej
kradzieży zwłok, żadnych dziwnych, magicznych rytuałów. Tym razem nie miał drugiej, trzeciej
szansy. Z całą pewnością odszedł.
- Allison.
- Och, do jasnej cholery - powiedziałam - tak, głośno - do mojego pustego mieszkania.
- Chyba żartujesz. Co do diabła, tato?
Lustro w łazience ukazywało moją panikę. Byłam wciąż trochę zbyt blada z powodu
ostatniego pobytu w szpitalu, co sprawiało, że opalizujące znaki magii wyglądały nawet jaśniej tam,
gdzie otaczały opuszki moich palców i dalej prawą rękę, ramię, aż do brzegu obojczyka, szczęki i
skroni. Moje ciemne włosy były zmierzchwione od całowania Zayviona Jonesa kilka minut wcześniej
w kuchni, ale chociaż jedno oko było przysłonięte przez włosy, cieo zabarwił moje oczy. Ten cieo, jak
wiedziałam, był moim ojcem.
Nie było go w pokoju. Był we mnie.
To przeszkodzi w mojej randce wieczorem.
Musisz, powiedział mój zmarły ojciec w moje ucho, mniej niż szeptem, więcej niż myślą.
Nic nie muszę. Nie tym razem. Nigdy więcej.
- Nie. Nie ma mowy - powiedziałam. - "Nie" dla czegokolwiek, o czym mi powiesz. Posłuchaj -
powiedziałam tak spokojnie, jak operator spod 911, sprowadzający bezpiecznie kogoś z parapetu, -
jesteś martwy. Przykro mi z tego powodu, ale nie zamierzam pozwolid ci mną zawładnąd. Więc idź w
3
stronę światła albo przejdź na drugą stronę, albo kręd się koło własnego domu i nawiedzaj księgi
rachunkowe czy coś. Nie zostaniesz w mojej głowie.
Nic.
Ale znałam mojego ojca. "Nic" nie było gwarancją tego, że zniknął.
Jak wykopad z siebie ducha, najlepiej przed gorącą randką za parę godzin? Jedyną rzeczą,
która przyszła mi na myśl były wampiry, próg mieszkania i nie zapraszanie ich do środka. Ale
wątpiłam, żeby wampirze sprawy zadziałały na mojego odłączonego od ciała ojca. Mógł byd
bezdusznym draniem, ale w rzeczywistości nie był wampirem, ponieważ wampiry, z tego co
wiedziałam, właściwie nie istniały.
I chociaż udawałam odważną, było trudno zignorowad ciężką pięśd, uderzającą w serce pod
żebrami i sól zimnego potu na moich ustach.
- Danielu Beckstromie - powiedziałam, wkładając całe moje skupienie i koncentrację w słowa,
dając im wagę mojej woli - opuśd mój umysł, opuśd moje ciało i zostaw mnie w spokoju. Nie daję ci
pozwolenia, by byd częścią mnie.
Pot spływał w dół mojej skroni. Obserwowałam moje oczy. Obserwowałam, jak cieo odsuwa
się z moich źrenic wielkości szpilki, rozwiewając się jak chmury cofają się od słooca, dopóki gruby
okrąg nocy nie otoczył moich znajomych, jasnych, szmaragdowych tęczówek.
Zamrugałam i nawet ten pierścieo ciemności zniknął.
Zniknął.
Wypuściłam powoli powietrze. Wdech nosem, wydech ustami. Czułam się świetnie, dopóki
nie przełknęłam śliny. Smak golterii i skóry potoczył się po tyle mojego gardła. Zapachy mojego ojca.
W moich ustach. We mnie. On nie zniknął. Wcale nie. Wciąż gdzieś tam był, jako trzepotanie skrzydeł
dmy, delikatne i szybkie za moimi oczami. Myślałam, że to trzepotanie było tylko kolejnym efektem
ubocznym całej tej magii, której ostatnio użyłam, kolejną ceną do zapłacenia za próbę uratowania
tych porwanych dziewcząt i próbę ocalenia Anthony'ego.
Przeklęte wspomnienia przyszły do mnie nieproszone: magazyn z uprowadzonymi
dziewczętami, opasanymi przez zaklęcia związania; dzieciak, Anthony, złamany i zakrwawiony na
podłodze. Okaleczona twarz mojego przyjaciela Pike'a, jego pozostałe oko płonące gorączkowo, gdy
trzymał moją dłoo i wymógł na mnie obietnicę, wymógł przyrzeczenie, że będę opiekowała się zgrają
Tropicieli, którą nazwał rodziną. Tak jak nazwał rodziną mnie. I zwłoki ojca...
Odepchnęłam od siebie wspomnienia. Dziewczęta były albo martwe, albo wróciły do swoich
rodzin. Anthony wrócił do mamy, a może do poprawczaka; nie byłam pewna. Pike odszedł. Martwy.
Tak jak mój ojciec powinien byd.
4
Moje ręce były pod strumieniem zimnej wody tak długo, że zdrętwiały. Wyciągnęłam je z
wody, poradziłam sobie z wazą i różą, którą trzymałam. Wazon zabrzęczał w umywalce. Zakręciłam
wodę i potarłam czoło mokrymi, zimnymi palcami, starając się powstrzymad trzepotanie w czaszce.
- Nie lubiliśmy się wzajemnie, kiedy żyłeś - wymruczałam do ojca. - Myślisz, że zamieszkanie w
mojej głowie to zmieni?
Znajdź dyski, powiedział mój ojciec z dalekiego kąta mojej głowy.
Oparłam się pokusie wlania płynu do płukania ust w mój mózg.
- Zapomnij o tych cholernych dyskach. Jesteś martwy, Violet powiedziała, że policja szuka
dysków, a ja nie chcę cię w mojej głowie. Idź sobie.
Trzepotanie pomknęło w tył mojego mózgu, tak daleko od moich świadomych myśli, że nie
mogłam już go wyczud.
I tu to było: oficjalnie najmniej pocieszająca myśl, która się miała miejsce przez cały dzieo.
Tata nie tylko był w mojej głowie, ale mógł do mnie mówid, rozumied mnie i schowad się przede mną.
Jak fantastyczne to było?
Jedyna jasna strona? Mój ojciec, najbardziej potężny, magiczny użytkownik jakiego
kiedykolwiek znałam, fatycznie zrobił coś, o co go poprosiłam. To stało się po raz pierwszy. Ale myśl o
nim, zwijającym się w wygodny kłębek w moim mózgu sprawił, że chciałam dźgnąd się gorącym
łyżkowidelcem w głowę.
A skoro nie miałam łyżkowidelca pod ręką, pochyliłam się nad umywalką, nabrałam w dłoo
zimnej wody i przycisnęłam ją do twarzy. Musiała byd lepsza opcja niż brutalne dźgnięcie. Musiał byd
sposób, by pozbyd się mojego taty.
Myśl, Allie. Musi byd ktoś, kto potrafi to rozwiązad.
Zamierzałam zobaczyd się jutro z Maeve Flynn, żeby zaczęła mnie uczyd rzeczy o magii, o
których zwykli ludzie nie wiedzieli.
Tajemniczych rzeczy jak to, że istniała tajna grupa magicznych użytkowników - Władz - którzy
prowadzili swój własny rodzaj sprawiedliwości w tym mieście i krążyli w około, decydując kto mógł, a
kto nie mógł używad magii. Takich tajemniczych rzeczy w jakie mój ojciec był zaangażowany -
włączając w to dyski, które uczyniły magię przenośnią i prawie bezbolesną. Tata był częścią Władz i
został zabity przez tak jakby magiczną wojnę prowadzoną wśród nich.
A Zayvion, który był zdecydowanie częścią Władz lobbował za tym, bym została przyjęta do
grupy na treningi z Maeve. Nie byłam przekonana czy to najlepsza opcja, ale odkąd moim wyborem
było albo dołączyd, albo mied odebrane wszystkie moje wspomnienia o tym jak używad magii,
dołączyłam.
Bycie opętanym przez zmarłego krewnego brzmiało jak coś w sam raz dla Maeve.
Okej, więc porozmawiam z nią o tym i zobaczę, co mogłaby zrobid.
5
Teraz musiałam tylko przejśd przez moją randkę z Zayvionem Jonesem. Tak bardzo nie
chciałam taty w głowie na mojej pierwszej, prawdziwej randce z facetem, którego mogłam kochad.
Może powinnam ją odwoład.
Zayvion nie nosił telefonu, a ja nie znałam jego domowego numeru. To właśnie problem
umawiania się z tajnym, magicznym skrytobójcą, Usuwaczem: nie dzwonisz do nich, oni dzwonią do
ciebie.
Więc randka była aktualna. Powiem Zayvionowi, że mam przyzwoitkę. Może on mógłby
pomóc mi rozwiązad ten problem.
Krok pierwszy: prysznic. Czy tata poczuje, że jestem naga? Nie myśled o tym.
Krok drugi: sukienka. Czy tata mógł zobaczyd mnie nagą? W ogóle o tym nie myśled.
I krok trzeci: iśd na randkę z Zayvionem. Czy tata wiedział, co czułam do Zayviona?
Czy mógł usłyszed, co o nim myślałam? Czy mógł poczud jak jestem napalona i spragniona?
Prawdopodobnie. Bo po prostu takie mam szczęście.
Pukanie do drzwi rozbrzmiało tak donośnie, że krzyknęłam i obróciłam się z palcami
gotowymi do narysowania zaklęcia Trzymającego. Nikogo w łazience. Pukanie dochodziło od moich
drzwi wejściowych, nie drzwi łazienki.
Magia rozbłysła w moich kościach, kontrola nad nią wyślizgnęła mi się. Zmysłowe ciepło magii
nacisnęło na moją skórę, rozciągając mnie, napinając by się uwolnid i musiałam odetchnąd, by zrobid
dla niej miejsce. Naciskała ciężko na mnie, słodki ból, obietnica czegokolwiek, wszystkiego, tak długo
jak byłabym chętna zapłacid za nią cenę.
Poczułam trzepot skrzydeł dmy od mojego taty w głowie, jego ciekawośd magii w moim
wnętrzu.
- Dotkniesz jej, a użyję jej, by z tobą skooczyd - powiedziałam przez zęby.
Ciekawska, mała dma stała się bardzo, ale to bardzo nieruchoma.
Dobrze. Przynajmniej mógł wiedzied, kiedy nie żartowałam.
Bardzo ostrożnie rozpostarłam palce, a potem zamknęłam je w pięści, umyślnie opierając się
pokusie narysowania glifu Trzymania, by rzucid magię. Ponieważ nieważne co magia obiecywała, za
każdym razem, kiedy traciłam nad nią kontrolę, magia używała mnie jak jednorazowej rękawiczki na
egzaminie z proktologii.
Jestem rzeką, pomyślałam. Magia przepływa przeze mnie, ale nie dotyka mnie.
Wzięłam kolejny oddech albo dwa i magia wycofała się w bardziej normalny rytm, napływając
ze zbiorników głęboko pod miastem we mnie i nieużywana wypływała ze mnie z powrotem do ziemi.
Pukanie przy drzwiach wejściowych dźwięczało głośniej.
6
Wyłowiłam wazon i róże z umywalki i postawiłam je na małej półce nad wieszakiem na
ręczniki. Różowa róża, którą dał mi Zayvion wyglądała trochę gorzej, ale jeszcze nie zwiędła zupełnie.
Mądre kwiaty, te róże. Całe to słodkie piękno z kolcami do obrony. Lubiłam je.
Wytarłam ręce o dżinsy i wyszłam z łazienki. Nie spodziewałam się towarzystwa. Cóż, poza
Zayvionem. Ale powiedział, że wróci o siódmej. Mieliśmy plany na kolację. Pierwszorandkowe plany.
Plany pt. "bądźmy normalni, jak inni normalni ludzie".
Pukanie rozległo się ponownie.
Jest jedna rzecz, którą mogę powiedzied o mieszkaniu w mieście. Nie ma zaklęd Ochronnych
albo Alarmujących na tyle silnych, by powstrzymad kogoś od wyważenia twoich drzwi, jeśli ma on
determinację, sposób i wystarczająco silne ramiona.
Mój kij bejsbolowy był pod łóżkiem, ale zawsze zostawiałam młotek na półce.
Młotki mogą zrobid wiele szkód, jeśli zamachnie się nimi wystarczająco nisko.
Tak, to był ten rodzaj weekendu.
A pukanie wciąż trwało.
Zatrzymałam się przed drzwiami i wstrzymałam oddech i magię przez chwilę. Wyrecytowałam
moją małą mantrę: Panna Mary Mack, Mack, Mack, cała ubrana na czarno, czarno, czarno..., dopóki
porządek tych słów, nie uspokoił moich pędzących myśli.
To zabrało pięd sekund. Mój umysł, moje myśli, rozjaśniły się.
Używanie magii nie było takie łatwe jak wyglądało to w filmach. Magia nie może byd rzucona
w stanie wyższych emocji - jak gniew, albo powiedzmy, wtedy gdy wariujesz, bo twój cholerny,
zmarły ojciec jest w twojej cholernej głowie. Za każdym razem, gdy używasz magii, ona używa ciebie.
Pewnie, możesz się zaczarowad na ważny test, na ważną rozmowę kwalifikacyjną, do tej ważnej pracy
na giełdzie. A to wszystko kosztuje świetny przypadek niewydolności wątroby.
Albo imię twojego ukochanego.
Odetchnęłam. Dobrze. Spokojna? Tak jest. Pochyliłam się do futryny i pociągnęłam nosem.
Nie wciągnęłam magii w moje zmysły węchu, chociaż w tym też byłam dobra. Węszeniu, śledzeniu,
polowaniu; Tropienie wypalonych linii zaklęd z powrotem do rzucających było tym, czym zarabiałam
na życie. Ale nie mogłam wyczud niczego nad oleisty posmak WD-401
, którym spryskałam zamek
któregoś dnia.
Zerknęłam przez wizjer.
1
Najpopularniejszy na świecie i w Polsce preparat wielofunkcyjny. Posiada doskonałe właściwości
smarujące, czyszczące i ochronne.
7
Kobieta w korytarzu była ubrana w dżinsy, robioną na drutach kamizelkę, bluzkę na guziki i
ciągnący się do ziemi płaszcz. Ta blondynka, około osiem cali2
niższa od moich własnych sześciu stóp3
,
była nieco przemoczona. Portland było w tym dobre. Najlepsze. Ale nawet w nieatrakcyjnym
zniekształceniu judasza dla mnie wyglądała jak miliom słonecznych dni.
Nola Robbins, moja najlepsza przyjaciółka na świecie.
Odsunęłam zamki, które przesunęły się gładko - dziękuję ci, WD-40 - i otworzyłam drzwi.
- Och, dzięki Bogu - powiedziała. - Myślałam, że słyszałam jak krzyczysz.
- Krzyczałam. Jestem cała. Dobrze cię widzied!- praktycznie wyleciałam z mojego mieszkania
w jej ramiona.
Nola mnie przytuliła, a ja złapałam zapach miodu i ciepłej, letniej trawy, chociaż był środek
zimy. Znajome, przyjemne zapachy przyniosły wspomnienia jej niemagicznej farmy lucerny i starego,
niemagicznego domu na farmie. Odetchnęłam, wypełniając się zapachami i wspomnieniami
przyjemnych dni. Nie chciałam jej puścid.
Poklepała mnie po plecach i uścisnęłam ją po raz ostatni.
- Co ty tu robisz? - zapytałam. - Czy cos się stało?
- Nie sądzę - wykręciła się. - O co chodzi z tym młotkiem?
Rzuciłam go na mały stolik przy drzwiach.
- To tylko, no wiesz. To jest miasto.
Potrząsnęła głową.
- Mogłabyś sprawid sobie psa.
- Nie zaczynaj ze mną. Wejdź - poniewczasie zauważyłam, że ma ze sobą walizkę. - Pomogę ci.
- Poradzę sobie - wmaszerowała do mieszkania, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach.
Z nawyku spojrzałam na korytarz. Nikogo. Nawet cieni na ścianie, obserwujących nas. Miałam
taką nadzieję. Nie byłam jedynym Tropicielem w mieście, a Tropiciele wiedzieli jak byd cicho, kiedy
chcieli.
Zaryglowałam drzwi z powrotem.
- Allie - powiedziała, lustrując moje przepełnione półki i niezapełnione wszystko inne. - Czy ty
w ogóle się rozpakowałaś, kiedy się wprowadziłaś?
- Mniej więcej - oznajmiłam. - To wszystko, co mi zostało.
Albo przynajmniej to było wszystko, co przetrwało. Ktokolwiek włamał się do mojego starego
mieszkania, nie tylko porozrzucał wszystko co posiadałam; on lub ona zostawili na tym zapach. Smród
żelaza i minerałów jak stare witaminy, nie tylko wzmógł w połowie pamiętany ból, ale też wyszorował
tapicerkę.
2
ok. 20 cm.
3
ok. 183 cm.
8
I bieliznę. Nie, żebym węszyła za tym długo. Niektórych rzeczy nie warto ratowad.
Nola potrząsnęła głową.
- Co ja mam z tobą zrobid? - uśmiechnęła się tym siostrzanym uśmiechem, który sprawiał, że
wyglądała dziesięd lat starzej ode mnie, zamiast w moim wieku. - Jak się czujesz? Czy to coś na twojej
szyi to siniaki?
- Dobrze i nie. Niezupełnie. To... - miałam zamiar powiedzied "nic", ale Nola przejrzałaby moje
kłamstwo. - Cóż, może nie dobrze, ale... no wiesz - machnęłam do niej, żeby usiadła na podniszczonej
kanapie, co zrobiła, a ja usiadłam na jednym z krzeseł przy małym, okrągłym stole pod oknem. - Co ty
tu robisz? - powtórzyłam pytanie.
- Wiesz, że staram się o opiekę nad Cody'm Millerem?
Splotłam palce razem i potarłam kciukami znaki na mojej prawej i lewej dłoni. Znaki,
umieszczone tam w części, jak mi powiedziano, przez Cody'ego, który użył mnie jako kanału dla
magii. Dużej ilości magii.
- Tak ma na nazwisko? - zapytałam.
- Tak. Wpadłam w małe problemy uwalniając go. Był osadzony w stanowym szpitalu
psychiatrycznym dla przestępców używających magii - za fałszowanie magicznych sygnatur. -
Pokręciła głową. - Musiał mied wtedy osiemnaście lat. Powiedzieli, że przeszedł załamanie psychiczne
podczas procesu i już nigdy nie był taki sam. Ale teraz ustalono, że muszą go poddad dodatkowym
testom psychologicznym.
Potrząsnęła głową.
- Mieli go tam przez dwa lata. Nie wiem, czego jeszcze do tej pory nie przetestowali.
- Czekaj. Cody ma dwadzieścia lat?
- Zgadza się.
Nola pogrzebała w swojej torebce i wyciągnęła zdjęcie młodego mężczyzny z delikatnymi,
niemal kruchymi rysami. Uśmiechał się, ale jego intensywnie niebieskie oczy nosiły ten rodzaj prostej
inteligencji, której oczekiwałam od dziecka.
- Ma dwudziestkę fizycznie, ale nie psychicznie - powiedziała Nola. - Postanowiłam
porozmawiad z paroma ludźmi osobiście i dowiedzied się, dlaczego nie został jeszcze oddany pod
moją kuratelę. Mam nadzieję, że zabiorę go do domu za kilka dni.
- Chcesz, żebym sprawdziła, czy mogę pociągnąd za parę sznurków?
- A możesz?
Wzruszyłam ramionami.
- Może. Wciąż nie rozmawiam za wiele z prawnikami taty. Ale Violet w zasadzie powiedziała
mi, że los Beckstrom Enterprises jest w moich rękach. A jestem pewna, że Beckstrom Enterprises ma
możliwości pociągania za sznurki.
9
Wyszczerzyłam zęby.
- Władza w mojej garści. Całkiem fajnie, nie?
- Mmm - zgodziła się. - Jak sobie z tym radzisz?
Otworzyłam usta, żeby powiedzied "świetnie". Mogłam sobie z tym poradzid, to nie była
wielka sprawa. Ale w Noli było coś, co niweczyło moją zdolnośd do wygadywania bzdur. Nigdy nie
byłam w stanie jej okłamad, więc nawet nie próbowałam.
- Jestem zdenerwowana. Nie jestem pewna, co powinnam zrobid. Violet wykonywała
naprawdę dobrą robotę, prowadząc biznes od jego, uch... śmierci. Wciąż pracuje nad rozwojem
połączeo magii i technologii. Ona... Ona ma powody, by utrzymad biznes.
Nie powiedziałam jej, że Violet była w ciąży z moim potężnym i dużo mniej martwym niż
potrzeba ojcem. To moje jedyne rodzeostwo. Violet powiedziała, że tata nie dowiedział się o dziecku,
zanim zginął. Nie wiedziałam czy usłyszałby mnie, gdybym powiedziała to na głos. Myśl, że będę
miała do czynienia z jego widmowym napadem wściekłości, kiedy się dowie brzmiało jak
przyjemnośd, którą chciałam zachowad na potem.
Trzepot rozległ się z tyłu mojej głowy i tarłam czoło, dopóki nie ustał.
- Allie? - zapytała Nola.
- Wszystko w porządku. Po tym wszystkim z moją głową jest jeszcze trochę dziwnie.
- Pike? - Zapytała.
Skinęłam głową. I zanim jej troska zdążyła zamienid się we współczucie, powiedziałam:
- Nie miałam szkolenia z prowadzenia Beckstrom Enterprises w sposób, w jaki powinien byd
prowadzony. Nienawidziłam go przez tak długo. Jednak może byd tam ktoś, kto mógłby pomóc ci z
Cody'm. Mogę zadzwonid do Violet i dowiedzied się z kim powinnam porozmawiad.
- Dogadujecie się ze sobą? - zapytała. - Musi byd bardzo ciężko pracowad razem nad biznesem
twojego taty i pieniędzmi tak blisko po jego śmierci.
Och, nie miała pojęcia jak blisko jego śmierci byłam. Czas zmienid temat.
- Nie zarezerwowałaś pokoju w hotelu, prawda? - zapytałam. - Powinnaś zostad tutaj ze mną.
- Zrobiłam rezerwację, na wszelki wypadek - zerknęła na moją automatyczną sekretarkę. -
Dzwoniłam, ale się nie odezwałaś.
Także zerknęłam na sekretarkę. Światełko było zielone. Żadnych wiadomości.
- Może zapomniałam.
Skinęła głową.
- Wciąż uzupełniasz swój dziennik, skarbie?
- Tak. Ale mam pewien problem z telefonami i takimi innymi.
- A twój komputer? - zapytała.
10
- Nie, on jest w porządku. Ale wszystko elektryczne, co trzymam przy sobie - komórka,
zegarek - szybko się psuje.
- Więc telefon stacjonarny działa? - naciskała.
- Tak.
- Myślałam, że umówiłyśmy się, że będziemy się sprawdzad każdego dnia. Nawet
zainstalowałam sobie dla ciebie telefon.
- Kim ty jesteś, moją mamą?
- Nie, jestem twoją dodatkową pamięcią, pamiętasz? Ty, moja przyjaciółka, masz dziury w
umyśle. - Wyciągnęła palec w stronę mnie, udającej szok. - Jeśli chcesz, bym mówiła ci, co wydarzyło
się w twoim życiu, kiedy magia zje twoje wspomnienia, to musisz mi powiedzied, co się dzieje. Więc,
co się dzieje?
Zerknęłam na zegar na ścianie.
- Cóż, po pierwsze, mam randkę dziś wieczorem.
Nawet nie walczyła z uśmiechem, który sprawił, że jej twarz się rozjaśniła, jakby była zrobiona
z promieni słonecznych.
- Z Zayvionem?
Skinęłam głową.
- Nie mieliśmy wiele okazji do rozmowy, odkąd wróciłam do miasta. Przynajmniej nie o
normalnych rzeczach. Nie o nas. On pamięta... rzeczy o nas, których ja nie pamiętam. Co jest dziwne.
Więc zamierzamy spróbowad randki - prawdziwej randki. Poznad się trochę lepiej.
- Kiedy zamierza tu przyjśd? - stała i lustrowała mnie wzrokiem od góry do dołu, w oczywisty
sposób nie będąc pod wrażeniem moich mokrych rękawów, dżinsów i swetra. - Idziecie na kolację?
Jak luksusowa jest ta restauracja?
- Za mniej niż godzinę. I tak, super luksusowa. Zrobił rezerwację w Gargoyle4
.
- Powiedz mi, że nie idziesz w tym.
- Słucham? Czy właśnie kobieta, która nosi ogrodniczki i męskie buty na co dzieo o...