2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dwa miesiące lekcji samoobrony, zmieszanych z sztukami walki i treningiem z bronią, nie
sprawiły, że bolało mniej, kiedy zostałam ...
3 downloads
8 Views
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dwa miesiące lekcji samoobrony, zmieszanych z sztukami walki i treningiem z bronią, nie
sprawiły, że bolało mniej, kiedy zostałam przerzucona nad ramieniem mojego przeciwnika i
uderzyłam o ziemię.
Tak, powinnam uchylić się i przetoczyć. I tak bym zrobiła, gdyby nie trzymał mojego ramienia
i nie wykręcił go tak, że właściwie natychmiast straciłam równowagę i rozpłaszczyłam się jak martwy
skoczek, czekający na obrysowanie ciała kredą.
- Poddajesz się? - zapytał.
Mój prawy nadgarstek wciąż był zablokowany przez jego uścisk, wyciągnęłam lewą dłoń i
chwyciłam go za kostkę, ciągnąc w dół i przekręcając. Uwolniłam nadgarstek z jego uścisku i
podniosłam się. Odsunęłam się szybko od maty i z zasięgu jego ramion.
- Więc mam brać to za nie? - zapytał Zayvion Jones.
Był trochę spocony i bardzo zrelaksowany, stojąc połowę maty ode mnie. Był boso, miał na
sobie parę dżinsów, które, jeśli byłaby jakaś sprawiedliwość na tym świecie, nie pozwoliłyby mu
wyginać się i rozciągać w sposób, w jaki robił to w walce, i ładną, czarną koszulkę, która odznaczała
się od mięśni jego piersi, szerokich, mocnych ramion i płaskiego, twardego brzucha.
Był przystojny w każdym znaczeniu tego słowa w słowniku.
- Weź to za cholerne nie - powiedziałam słodko.
To wydobyło z niego szeroki uśmiech, jego zęby błysnęły bielą na tle ciemnej skóry, jego
pełne wargi otworzyły się na tyle, żebym nagle chciała odrzucić to całe granie w sztuce "Ja zabiję
ciebie/ty zabijesz mnie" i go pocałować.
Zamiast tego, pokręciłam ramieniem, upewniając się, że ręka wciąż była na miejscu - Zayvion
Jones grał na poważnie - i starałam się wytrzasnąć strategię, która przechyliłaby walkę na moją
korzyść. Mógł mieć giętkie dżinsy po swojej stronie, ale ja miałam coś lepszego. Miałam magię w
moich kościach.
Moje ramię bolało, ale wciąż było przytwierdzone i funkcjonalne. Wróciłam na matę.
Mogłam zobaczyć na nim magię. Mogło być warto skończyć w łóżku z gorączką, tylko po to,
żeby przytemperować pana Superpotężnego Strażnika Wrót podczas treningowego meczu.
Naszyjnik z kamieniem pustki, kawałkiem skały, zaplątanym i uwięzionym pomiędzy spiralami
srebra i miedzi oraz koralami ze szkła, spoczywał na moim mostku i sprawiał, że magia we mnie stała
3
się leniwa i powolna. Wciąż mogłam użyć magii, ale wymagało to trochę więcej wysiłku, kiedy
nosiłam kamień.
Dowiedziałam się o kamieniach pustki, znalazłam sposób, by jeden ukraść, miesiąc temu. Nie,
żeby były powszechnie znane. Władze miały w rękawie wiele sztuczek, którymi nie lubiły się dzielić ze
zwykłymi, magicznymi użytkownikami.
- Czy jest jakiś szczególny sposób, w który tym razem chciałabyś skończyć na podłodze? -
zapytał, gdy poprawiał swoją pozycję i czekał na mój atak. - Czy chcesz, żebym cię zaskoczył?
- Rany, jeśli mam wybór to, co powiesz na to, żebym tym razem ja skończyła na górze? -
posłałam mu kombinację powolnego uśmiechu z mrugnięciem, który zawsze prowadził go do łóżka.
Oblizał usta i błysk niepewności zwęził jego oczy.
- Myślałem, że chciałaś walczyć.
Podeszłam do niego i zatrzymałam się. Poza zasięgiem jego rąk - nie jestem głupia.
- Myślałam, że pytałeś, jak chciałam to zakończyć.
Zay przyglądał mi się uważnie, jego brązowe oczy były po prostu brązowe, żadnej drobinki
złota, którą zawsze wywoływało używanie magii. O ile mogłam powiedzieć, nie używał magii w
ostatnich miesiącach. Od czasu mojego testu, który miał pokazać, czy mogłam zostać członkiem
Władz i szaleństwa z wrotami pomiędzy życiem, a śmiercią, które otworzyły się na środku tamtej sali,
wszystko ucichło.
I mam na myśli, naprawdę ucichło. Wytropiłam tylko kilka magicznych przestępstw dla
detektywa Paula Stottsa. Mój martwy ojciec, który zajmował rezydencję w mojej głowie, wydawał się
być tak odległy, że pojawiał się przeważnie w moich snach. A mój trening - zarówno fizyczny i
magiczny - z członkami Władz był wyczerpujący, ale daleki od zagrażającego życiu.
Sprawy przedstawiały się właściwie całkiem dobrze1
. Podobało mi się to. Nie musiałam się
martwić, czy przeżyję dzień. I nie tylko moje życie poprawiło się przez ten okres przestoju. Przez
ostatnie tygodnie, obserwowałam zmianę Zayviona z ponurego, ściśle kontrolującego się,
obowiązkowego mężczyzny w kogoś troszeczkę zaskoczonego tym, że cieszy się życiem.
Czas wolny od jego obowiązków we Władzach dobrze na nim wyglądał. Seksownie.
- Nie mówiłem o skończeniu tego - powiedział i zajęło mi minutę, żeby przypomnieć sobie o
czym rozmawialiśmy. O, tak, walka. - Ale możemy skończyć na dziś. Kiedy się poddasz i przyznasz, że
przegrałaś. Znowu.
Jakbym poddawała się tak łatwo. Spiorunowałam go wzrokiem.
Światło wlewało się przez okno, rzucając ciepłe cienie koloru kawy pod jego wysokimi
kościami policzkowymi i szczęką. Jego włosy zawsze były krótkie, ale ostatnio skręciły jego czarne loki,
1
Czyli zaraz się spieprzą;)
4
które tylko jakoś podkreśliły jego piękne oczy i mocny, szeroki nos. Zmartwione spojrzenie, które
tylko okazjonalnie przemykało przez jego maskę mistrza Zen było nieobecne od tygodni. Więcej się
uśmiechał. Więcej się śmiał.
I to sprawiło, że zrozumiałam, jak mocno się w nim zakochałam. Nie chciałam, żeby to, co
mieliśmy w tych ostatnich tygodniach zmieniło się albo zniknęło. Ale straciłam zbyt wielu ludzi w
moim życiu i zbyt wiele wspomnień po drodze, żeby myśleć, że sprawy pomiędzy nami zawsze będą
takie proste. Myśl o straceniu go sprawiła, że ciężko było mi oddychać.
Próbowałam odepchnąć ten strach, ale on przylgnął do mnie jak zły sen.
- Allie? - Zay dłużej się nie uśmiechał. - Jesteś ranna? To ramię? - Podszedł bliżej i położył
swoją szeroką, ciepłą dłoń na moim ramieniu.
Ten dotyk dał mi malutką wskazówkę na temat tego, co czuł: obawę, że wyrwał mi ramię przy
ostatnim przerzucie, co, tak, mógł zrobić, ale nie - nie byłam taka delikatna.
I to przypomniało mi, o co chodziło w tym małym spotkaniu. Walczenie. Trening. Stawanie się
silną na tyle, żeby dać sobie radę przeciw każdemu. Nawet legendarnemu Zayvionowi Jonesowi.
Wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Ale, hej, dziewczyna musi brać to, co prezentują
możliwości, prawda? Miałam moją strategię działania.
Przybliżyłam się do niego i obróciłam biodro, podcinając mu nogi. Upadł, przeturlał się, ale już
tam byłam, mając go blisko, przyciskając jego ramiona, moim ramieniem, a drugim na jego gardle.
- Poddaj się - powiedziałam.
Byliśmy w bliskim kontakcie, ale byłam zbyt zajęta pozostawaniem po wygrywającej stronie
tej bójki, żeby zostało mi komórek mózgowych na skoncentrowanie się na tym, co on mógł myśleć.
- Nie - stęknął.
Mimo, że byłam wysoką kobietą, Zay wciąż miał nade mną przewagę mięśni. Napiął się i
zdołał uwolnił się z mojego uścisku, przekręcając się na plecy z zaciśniętymi nogami, by mnie złapać.
Nie ma mowy, żebym pozwoliła mu to zrobić.
Podążyłam za nim, wykorzystując jego impet, żeby przeturlać się nad nim, a potem za nim.
Sapnęłam, podniosłam się na kolana i próbowałam dalej przygważdżać jego ramię.
Szarpał się i kręcił. Skończyłam, klęcząc z nim pode mną. Hura! Byłam na górze.
Miałam jedno kolano umieszczone obok niego, a drugą stopę opartą po przeciwnej stronie.
Zapomniałam o jego ramieniu - owinęłam dłonie wokół jego gardła z kłykciami przy jego tchawicy.
Przycisnął ręce płasko do moich bioder i przekrzywił swoje dłonie, kierując je do wewnątrz,
żeby jego palce przesuwały się w górę pod moją koszulką. Spojrzałam na niego gniewnie, gdy grzbiety
jego dłoni prześlizgnęły się nad blizną po kuli na lewym boku i gładkiej skórze na prawym. Potem w
górę i w górę. Jego kciuki poruszały się wolniej niż palce na moim brzuchu, zatrzymując się, by
5
zagłębić się i nacisnąć na mój pępek. Potem przesunął ręce na zewnątrz, w górę i położył je pod
moimi piersiami, podtrzymując ich ciężar.
Uniosłam brew.
- Zauważyłeś, że cię duszę? - ścisnęłam go trochę mocniej na wypadek, gdyby myślał, że się
wygłupiam.
Stęknął.
Oczywiście, że się nie wygłupiałam.
Zmienił swój chwyt. Próbował mnie przyciągnąć w dół i obrócić biodrem, żeby mnie zrzucić.
Nie ma szans. Oparłam się na piętę, żeby trzymać się z daleka i przycisnęłam mocniej.
- Litości - wyszeptał.
Rozluźniłam uścisk.
- Powiedz, że ja wygrałam.
- Ja wygrałem - powiedział.
Ponownie wsadziłam kciuki w jego tchawicę.
- Co? Ty wygrałeś. Czy to powiedziałeś? Musiałam źle cię zrozumieć.
- Remis - wyszeptał.
- O, Słodki Jezu, Jones. Jesteś najbardziej upartym mężczyzną, jakiego znam. Przegrałeś.
- Zgadzam się - powiedział.
Hmm. Nie spodziewałam się, że podda się tak szybko. Odsunęłam ręce, opierając je na jego
piersi.
- Jestem najbardziej upartym mężczyzną, jakiego znasz. - Potarł dłonią gardło. Wyszczerzył do
mnie zęby. Dałam mu klapsa w drugą rękę.
- Tu chodzi o mój honor. Ty przegrałeś. Ja wygrałam. Jeśli nie możesz tego przyznać, nie
jestem pewna, czy nasz związek przetrwa.
Prychnął, chwycił mnie za koszulkę i przyciągnął całkiem do siebie. Jego pięść w dolinie
między moimi piersiami była twardym naciskiem pomiędzy nami.
- Nic nie wejdzie w drogę naszemu związkowi - jego wzrok przeszukiwał mój własny i zabłysł
tam drobniutki strzęp złota. - Tak długo, jak my tego chcemy, nic nie stanie na naszej drodze.
Cholera. Czy ten facet mógł być jeszcze bardziej romantyczny?
Pochyliłam głowę i złapałam jego usta swoimi, miękkimi, pełnymi, głodnymi. Od razu
odpowiedział, potem delikatnie lizał moje usta, dopóki ich nie otworzyłam. Smakował głęboką, ciepłą
miętą i swoim sosnowym zapachem, przyprawionym potem, niosącym za sobą wspomnienie
niezliczonej ilości razy, gdy pieściliśmy się, kochaliśmy.
6
Zbadałam teksturę jego ust, rozkoszując się nim powoli, a on robił to samo, jego język uderzał
przepysznym ciepłem przez moje ciało. Jęknęłam cicho i poddałam się temu płynnemu ogniowi,
płonącemu przeze mnie.
Pragnęłam go. I było bardzo jasne, że on pragnął mnie.
Rozluźnił pięść i uwolnił moją koszulkę, potem otoczył mnie ramionami, trzymając mocno,
jakby się bał, że mogłabym zniknąć.
Trochę za mocno. Klaustrofobia połaskotała w tył mojego gardła. Nagle, ciężko było mi
oddychać.
Odetchnęłam i odsunęłam się na tyle, że wiedział, że musi poluzować uścisk. Podniosłam
ramiona i klatkę piersiową, i wzięłam głęboki oddech. Było tu mnóstwo miejsca, mnóstwo miejsca,
żebyśmy byli tak blisko.
Przestał otaczać mnie ramionami, zamiast tego trzymając dłonie na moich żebrach,
pomagając mi unosić się nad nim w połowie. Moja prawa ręka na podłodze obok niego wspierała mój
ciężar.
Swoją wolną dłonią założył mi włosy za ucho, gestem, który stawał się powszechny i uroczy.
- Okej? - zapytał cicho.
Skinęłam głową. Ta większa przestrzeń, ten głęboki oddech, oczyścił moją głowę i odepchnął
klaustrofobię.
W plotłam moje palce w jego i odciągnęłam rękę na bok. Powoli pochyliłam się do niego i
złapałam jego drugą dłoń i także odciągnęłam do tyłu tak, żebyśmy leżeli ciało przy ciele, rozłożeni
szeroko na podłodze. Moje piersi, brzuch, biodra, uda, zatopiły się w jego długości i twardości pode
mną. Chciałam go więcej. Go całego. Pocałowałam go w szyję, ugryzłam delikatnie. Jego ręce
zacisnęły się, a ciało odpowiedziało na moje niewypowiedziane zaproszenie.
Possałam jego szyję, kiedy rytm jego serca przybierał na sile i przyspieszał pod moimi
piersiami.
- Allie - błagał. Prąd przetoczył się przeze mnie i odebrał mi oddech.
Minęły dwa miesiące, a ja ciągle nie miałam go dość.
Pragnę cię, wyszeptał w mój umysł. Znów się pocałowaliśmy, jego język śledził krawędź mojej
dolnej wargi. Czułam jego pragnienie, płonące przeze mnie jak gorący wiatr, sprawiający, że moja
skóra drżała od surowego ciepła.
Mówiono, że Dopełnienia Dusz mogą rzucać magię ze sobą, dopasowywać się i mieszać
dokładnie tak, jak używają magii, działają magią. Mówiono, że Dopełnienia Dusz mogą stać się tak
bliskie, że słyszą swoje myśli. Mówiono, że Dopełnienia Dusz mogą stać się takie bliskie, że tracą
poczucie tożsamości i wariują. To czyniło z Dopełnień Dusz nieograniczoną moc, kombinację, która
mogła zmienić magię, złamać magię, zmusić ją do robienia rzeczy, których nie powinna robić.
7
Zay i ja mogliśmy słyszeć myśli siebie nawzajem, gdy się dotykaliśmy. Nie rzucaliśmy razem
magii, co było nieco dziwne. Myślałam, że Władze chciały wiedzieć, jaką siłą lub obciążeniem możemy
dla nich być. Ale Sedra, przywódczyni, odmówiła nam pozwolenia na pełny test.
Nie naciskaliśmy na to. Może oboje martwiliśmy się tym, że to będzie zbyt dobre uczucie.
Sprawiłoby, że pragnęlibyśmy zbyt wiele. Może baliśmy się, że jeśli zbliżymy się za bardzo, nie
będziemy zdolni się opuścić, bez względu na cenę.
Taa, ta ostatnia sprawa była całkiem prawdopodobna.
Ale jedyną rzeczą, o której nam nie powiedziano było to, że seks, kiedy mogłeś poczuć
rozkosz swojego partnera, kiedy dokładnie wiedziałeś, czego pragnie jego ciało, był niesamowity.
Zakołysałam biodrami przy jego biodrach i uszczypnęłam go w ucho.
Poproś mnie bardzo ładnie, pomyślałam.
Zay zatrzymał się, przełknął ślinę. Podniosłam się, napotykając jego wzrok. Jego oczy miały w
sobie więcej złota niż wcześniej, jakby opierał się potrzebie użycia magii. Wsunął nogę pomiędzy
moje nogi.
- Albo co? - zapytał.
Czy nie wiedział, że nie mogłam zignorować wyzwania?
Podparłam przedramiona na jego piersi i starałam się wyglądać obojętnie.
- Albo możemy skończyć na dzisiaj i iść na lunch.
- Hmm - znów odsunął moje włosy, wsadzając je za prawe ucho. Prześledził spirale magii,
które zaczynały się przy kąciku mojego prawego oka i płynęły jak metaliczne wstążki w dół krawędzi
policzka, szczęki, szyi. Zadrżałam na zimną miętę, która przesunęła się za jego dotykiem.
Jego palec zatrzymał się przy pulsie na moim gardle, mimo, że znaki magii leciały dalej w dół
mojego ramienia do koniuszków palców.
- Jesteś głodna? - zapytał.
Byłam. Ale nie jedzenia.
- Tak.
Kamyk uderzył w moje ramię.
Obróciłam się z rękami w górze, gotowa do rzucenia zaklęcia.
Zayvion był przede mną. Podparł się łokciem, przeturlał, ustawiając mnie częściowo za sobą,
prawą ręką już szkicując glif w powietrzu, chociaż jeszcze nie napełnił go magią.
Kolejny kamyk, mokry kamyk - nie, kostka lodu - uderzył w moje biodro. Więcej lodu walnęło
w ramię Zayviona, stukając w dół jego klatki piersiowej na matę. Lód opadł wokół nas garścią.
Shamus Flynn stał w połowie drogi od drzwi, kubeł lodu wsadził między ramię, a pierś i miał
szeroki uśmiech na twarzy.
8
- Dzięki Bogu, że dotarłem na czas - rzucił kolejną serią w naszą stronę. - Mogliście skończyć w
płomieniach. Wybuchnąć seksem w każdej minucie.
- Shame - ostrzegł Zay. - Odłóż ten lód.
- Jasne. Nie musicie mi dziękować. Od tego są przyjaciele.
Rzucił kolejną kostkę w głowę Zayviona. Zay nawet nie mrugnął, kiedy minęła go ze świstem.
Chłopak miał niezłego cela.
Zay nie spuszczał oczu z Shame'a, ale przesunął się tak, że nie byliśmy już dłużej spleceni.
- Pamiętasz, co się stało ostatnim razem, kiedy rzuciłeś we mnie lodem? - zapytał spokojnie.
Shame pokręcił głową.
- Nic mi nie świta.
- To miało coś wspólnego z tym, że nie mogłeś chodzić prosto przez kilka dni.
Shame rozpromienił się.
- Och, masz na myśli to, co Chase mi zrobiła. To pamiętam. Dziewczyna nie ma poczucia
humoru. I kopie jak muł. Złe połączenie.
- Kubeł? - Zay uniósł dłoń, którą wciąż trzymał glif pomiędzy serdecznym palcem i kciukiem.
- W dół.
Shame wyciągnął kawałek lodu i wsadził do ust. Żuł go - głośno, - gdy do nas podchodził.
Przysięgam, że życzył sobie śmierci.
Shamus wspaniale oddawał wibracje gotha-rockowca. Czarne włosy, obcięte z precyzją
tępych nożyc ogrodowych przyciemniały jego oczy. Czarna koszulka z krótkim rękawem na czarnej
koszulce z długim rękawem, czarne dżinsy, czarne buty. Nawet jego ręce były zakryte czarnymi
rękawiczkami bez palców. Ale za całą tą czernią krył się człowiek, który nie był taki młody, na jakiego
wyglądał. Człowiek, którego oczy niosły zbyt wiele bólu, ukrytego za tym szelmowskim uśmiechem.
- To było twoje ostatnie ostrzeżenie - Zayvion spiął się, gotowy napełnić magią glif.
- Nie spalisz najlepszego przyjaciela na wiór - powiedziałam, brzmiąc bardziej jak niańka niż
dziewczyna.
Zay nadal patrzył się na Shame'a.
- Nie będzie płonął długo. Nie z tą całą wodą na sobie.
Shame zaśmiał się.
- Dawaj!
- Nikt nie będzie nic dawał - wstałam i popatrzyłam na Zayviona i Shamusa. - Żadnych
magicznych walk w sali gimnastycznej.
Jasne. Jakby zrobili to, co powiedziałam.
Czas zmienić taktykę.
- Co z jedzeniem? Zay i ja właśnie idziemy na lunch - oznajmiłam.
9
- Lunch? - zdziwił się Shamus. - Tak to nazywacie w dzisiejszych czasach, dzieci? W moich
nazywano to pieprzeniem.
- Shamus - odezwał się Zayvion - mogę cię prosić na słowo? - Zay puścił zaklęcie i wstał
jednym, płynnym, wdzięcznym ruchem, który tylko pokazał, jak wiele lat ten mężczyzna spędził na
sparringach.
Shame nie miał czasu na odpowiedź, ponieważ Zay otoczył go, szybko i cicho jak pantera.
Owinął ramię wokół Shamusa. Wyglądali na dość zaprzyjaźnionych, ale ramiona Shame'a były
uwięzione, a on utknął, ciasno przyciśnięty do boku Zaya.
- Chcesz zamienić ze mną słowo, czy iść ze mną na randkę? - zapytał Shame. - Bo, jeśli to
drugie, to musisz kupić mi więcej niż lunch.
Zayvion zmusił go do przejścia w daleki kąt pomieszczenia.
Potrząsnęłam głową. Tych dwoje zachowywało się jak bracia, mimo, że fizycznie byli tak różni,
jak to tylko możliwe. Zerknęłam na drzwi, zastanawiając się, czy Chase, była dziewczyna Zaya,
przyszła z Shame'm. Nikogo tam nie było.
Moje ramiona opadły. Chase i ja nie byłyśmy właściwie przyjaciółkami, chociaż musiałyśmy
kluczyć wokół siebie przez te ostatnie miesiące. Nie przestała mnie nienawidzić za to, co się stało z
Greysonem, mężczyzną, dla którego porzuciła Zaya. I skończyłam z wyjaśnianiem jej, że nie
przemieniłam Greysona w pół-martwą bestię.
Co mogłam powiedzieć? Moje relacje były skomplikowane.
Znalazłam butelkę wody, którą zostawiłam na podłodze, podniosłam ją i napiłam się. Zay i
Shame byli na tyle daleko, że nie powinnam słyszeć tego, co mówią. Ale zarabianie Tropieniem na
życie oznaczało, że miałam dobry słuch. Była szansa, że będę zdolna wkroczyć, jeśli Shame
potrzebowałby mnie do uratowania swojego życia czy coś.
-...znowu rzucisz we mnie lodem, trzepnę cię tym kubłem. Rozumiesz mnie?
- Och, proszę cię. Jakbym powinien brać cię na poważnie. W ciągu dwóch miesięcy nawet nie
ruszyłeś palcem.
- Posłuchaj - Zayvion przerwał, zniżając głos. - To jest inne niż Chase i ja. Większe niż...
kiedykolwiek było - znów przerwał. - Musisz szanować to, co mamy, albo będziemy mieć prawdziwy
problem.
- Szanować? - zapytał Shamus, tak samo cicho. - Jestem wypełniony zawiścią.
- Więc przestać być dupkiem.
Shame prychnął.
- Lepiej poproś deszcz, żeby nie padał.
- Deszczu - powiedział Zay, ściskając Shame'a trochę mocniej, - nie padaj. - Uwolnił go z
uścisku.
10
Shame wyszedł spoza zasięgu jego ramion i potrząsnął dłonią, prawdopodobnie próbując
przywrócić w niej krążenie. Jak już mówiłam, Zay grał na poważnie.
- Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio mieliśmy prawdziwy problem. - Shame wsadził
rękę w kubeł z lodem i wygrzebał kolejny zamrożony kawałek, wsuwając go do ust.
- To przyjdzie do ciebie.
Z mowy ciała Shamusa, mogłam powiedzieć, że już przyszło.
- Tak. Cóż. Nie idźmy tam znowu.
Potem Shame podniósł głos, w oczywisty sposób zwracając się do mnie.
- Nie zamierzasz mnie zapytać, dlaczego wpadłem?
Wzruszyłam tym ramieniem, które nie bolało.
- Potrzebowałeś powodu do dręczenia Zaya?
- Cholera, nie. Ale nie jestem tutaj, żeby rozmawiać o Zayu. Jestem tu z twojego powodu.
Szedł przez salę w moim kierunku.
Zayvion podszedł do miejsca, gdzie zostawił swoją butelkę wody. Ten mężczyzna był tak
cichy, że gdybym na niego nie patrzyła, nie zgadłabym, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze oprócz
Shame'a i mnie.
- Co jest? - zapytałam.
Shame zatrzymał się i podniósł kubeł.
- Lodu?
- Idziemy na lunch, pamiętasz?
- Mówiłaś na serio? - zapytał. - Hmm. Cóż, musisz jeść szybko. Moja mama chce cię widzieć. -
Zerknął na zegarek na ścianie za mną. - W ciągu godziny, najpóźniej. W pensjonacie.
- Powiedziała po co? - zapytałam.
- Oficjalnie?
- W ogóle.
- Nadchodzi burza - powiedział i całe jego ...