Ingrid Weaver Tajny agent Kopciuszka Rozdział pierwszy Agent Del Rogers był myśliwym. Jak dotąd ofiara wymykała się, ale myśliwy był cierpliwy. Zachow...
11 downloads
17 Views
547KB Size
Ingrid Weaver
Tajny agent Kopciuszka
Rozdział pierwszy
Agent Del Rogers był myśliwym. Jak dotąd ofiara wymykała się, ale myśliwy był cierpliwy. Zachowywał zimną krew. Stając plecami do szpitala, Del rozluźnił zaciśnięte ręce. Zaczerwieniona skóra na wierzchu dłoni piekła i rwała, a ramiona, w miejscach gdzie włosy zostały osmolone, zaczynały szczypać – pamiątka po ostatnim spotkaniu z człowiekiem znanym jako Simon. Zresztą w porównaniu z agentem, którego właśnie odwiedził na oddziale intensywnej terapii, Del i tak wyszedł z tego obronną ręką. Bomba podłożona w magazynie zaskoczyła wszystkich w najmniej oczekiwanym momencie. Następne spotkanie z Simonem będzie miało inny przebieg. Następnym razem agenci SPEAR będą na nie dobrze przygotowani. Pomaszerował chodnikiem, przezwyciężając ból mięśni nóg. Z nawyku bacznie obserwował otoczenie. Było późne popołudnie; żółte taksówki przeciskały się, wymuszały pierwszeństwo, klaksony samochodów i syreny
6
In grid Wea ver
mieszały się z ulicznym zgiełkiem Manhattanu. Z drzwi pizzerii powiało drożdżami i oregano, a już po chwili ta ciepła, pachnąca strużka rozpłynęła się w metalicznych oparach ulicy. Był kwiecień. Polowanie na Simona ciągnęło się blisko od roku i chyba zmierzało do rychłego zakończenia. Stopniowo SPEAR zaciskała pętlę. W obławie na Simona uczestniczyli najlepsi detektywi super tajnej agencji rządowej. Pomimo niezwykłej zręczności i przebiegłości, z jaką ten zdrajca wymykał się im, ilość jego kryjówek malała coraz bardziej. Teraz osaczenie i schwytanie go było już tylko kwestią czasu. Na rogu, przy wejściu do kolei podziemnej, wzrok Dela przyciągnęła barwna plama na tle metalowej balustrady. Sprzedający kwiaty siedział na odwróconym wiadrze i głośno zachwalał żonkile. Del sięgnął do kieszeni i rzucił mężczyźnie monetę. – Dzięki, koleś – mruknął sprzedawca. Obrócił monetę w ręku. – Ejże, a co to takiego? – Dwudziestodolarówka. – Nie wydam z tego reszty. – Wcale się nie spodziewam. Ostatni raz trzymałem taką przed trzema laty w Juneau. Gdy tylko Del wypowiedział umówione hasło, sprzedawca kwiatów wzruszył ramionami i sięgnął po garść żonkili. – Musisz mieć jakąś cholernie podniecającą randkę. – Aha. – Del wziął bukiet, końcami palców przejechał wzdłuż łodyżek, wyczuł ukryty nieduży prostokąt. Schodząc schodami do kolei podziemnej, wyłuskał z kwiatów mikroskopijną kasetkę i wsunął ją do kieszeni.
Tajny a gent Kopc iuszka
7
Z wysłuchaniem zawartych na niej instrukcji będzie musiał zaczekać do spotkania ze swoim wspólnikiem, Billem Grimesem. Zrobią to w bezpiecznym miejscu, a następnie, jak zawsze w przypadku instruktażowych taśm SPEAR, skasują nagranie. Tego wieczoru mieli z Billem nocną zmianę. Delowi nie przysługiwała taryfa ulgowa z powodu oparzeń i potłuczeń, nie prosił też o nią. Na obecnym etapie polowania potrzebny był każdy dyspozycyjny detektyw. Kolej podziemna zahamowała ze zgrzytem. Del wmieszał się w tłum, który wylał się ze stacji na ulicę. Minął ciąg domów, przeciął Trzecią Aleję i zatrzymał się przed sklepem z obuwiem, by w odbiciu wystawy przyjrzeć się przechodniom. Zadowolony, że nikt go nie śledzi, zerknął na trzymane w ręku żonkile. Skrzywił się na wspomnienie rzuconego przez sprzedawcę kwiatów komentarza. Zaszycie się z Billem w jakimś mieszkaniu i wypatrywanie przez noktowizor było dalekie od jego wyobrażenia o podniecającej randce. Poza tym Bill nie doceniłby kwiatów. Ale Del znał kogoś, komu sprawiłyby one przyjemność. Jego wzrok powędrował w kierunku baru po drugiej stronie ulicy. Maggie na pewno lubi kwiaty. Gdyby jej ofiarował żonkile, byłaby wzruszona. Uśmiechnęłaby się, wstawiłaby je do szklanego pucharka na lody i paplałaby, że żółty to taki szczęśliwy kolor... Nie. Bukiet kwiatów mógłby zostać niewłaściwie odczytany, a Del nie chciał wprowadzać jej w błąd, zwłaszcza jej... Dziewczyna zasługuje na coś lepszego. Życie nie obeszło się z nią łaskawie, ale radziła sobie
8
In grid Wea ver
najlepiej, jak umiała, stawiając czoło problemom ze spokojną determinacją. Podziwiał ją za to. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, gdyby ją poznał osiem lat temu, może by się zastanawiał nad ofiarowaniem jej czegoś więcej niż bukiet kwiatów. Po chwili wahania wrzucił żonkile do pojemnika na śmieci i przeszedł na drugą stronę ulicy. – Hej, Maggie. Twój kowboj przyszedł. Maggie Rice stanęła na palcach i zerknęła przez okrągłe okienko wahadłowych drzwi. Miała stąd dobry widok na wnętrze baru i na stałego bywalca, który właśnie usiadł. Chociaż siedział do niej plecami, natychmiast go rozpoznała, o czym dało jej znać przyspieszone bicie serca. Odchrząkując, Maggie wygładziła fartuszek na przodzie ciążowej sukienki. – Mylisz się, i to w obu przypadkach, Joanne – powiedziała. – On nie jest mój, podobnie jak nie jest kowbojem. Widzisz gdzieś kowbojskie boty i kapelusz? A czy słyszałaś, żeby choć trochę cedził słowa i przeciągał zgłoski? – Tacy faceci nie potrzebują rzucających się w oczy atrybutów. – Joanne Herbert wydmuchała gumę do żucia, zatrzymując balonik na czubku wargi. – Natura kowboja stanowi część jego aury. Maggie dokładnie wiedziała, co Joanne ma na myśli. Średniego wzrostu i przeciętnej budowy, w starannie wyprasowanych spodniach khaki i koszulce polo Del z całą pewnością nie przypominał mężczyzny z reklamy Marlboro. A jednak był cholernie męski. Poruszał się ze
Tajny a gent Kopc iuszka
9
swobodą ufnego w swoje siły wilka samotnika, zawsze czujny, jak jakiś legendarny rewolwerowiec, wypatrujący na horyzoncie kolejnego obiektu do zaatakowania. O Boże! Chyba ciąża rzuciła się jej na mózg. Del? Rewolwerowiec? Jest miłym facetem, być może jednym z ostatnich takich facetów w Nowym Jorku. – I jest twój – ciągnęła Joanne. – Och, bądźże realistką – odpowiedziała Maggie, przewracając oczami. – Żaden mężczyzna nie spojrzy na mnie dwa razy, nawet gdybym była nim zainteresowana. Ale nie jestem. Alan wyleczył mnie z tego. A tym bardziej teraz sama myśl o czymś takim byłaby kompletną niedorzecznością. – Ależ ja chciałam tylko powiedzieć, że to twój klient, nic więcej. Czy nie siedzi przy twoim stoliku? Co innego mogłam mieć na myśli, do licha? – zachichotała Joanne. – Ale przemyśl to i zastanów się, jaki to karmiczny zbieg okoliczności sprawia, że on zawsze zjawia się na twojej zmianie. Maggie jęknęła. – Czy nie powinnaś odśpiewać jakiejś mantry albo powróżyć z fusów? – Nie, już to zrobiłam. A tymczasem on wygląda na... głodnego. – To jasne. W przeciwnym razie po co by tu przychodził? A skoro tak ci się podoba, może go sama obsłużysz? – Siedzi przy twoim stoliku – uśmiechnęła się szelmowsko Joanne. – Poza tym, jest więcej niż pewne, że gdybym popędziła z Melem na rodeo, zraniłabym uczucia Laszlo.
10
In grid Wea ver
– Ma na imię Del, nie Mel – powiedziała Maggie. – Przy takim wyglądzie każdemu może się pomylić. Nie, Joanne nie ma racji. Dela z nikim nie można pomylić. Jego orli nos i frapujące bursztynowe oczy sprawiają, że jest jedyny w swoim rodzaju. Nie jest przystojny w klasyczny sposób – nie przypomina gwiazdora filmowego czy jakiegoś modela – ale jest... pociągający. A do tego, w przeciwieństwie do większości atrakcyjnych mężczyzn, zdaje się być nieświadomy swojego wyglądu. Bo przecież jego krótko przycięte włosy i zwyczajne, pozbawione określonego stylu ubranie nie mają na celu przyciągania uwagi. Ale przyciągał jej uwagę. Jeszcze jak. Czując, że się czerwieni, westchnęła. Czy już nic jej się nie należy? Czy tylko będzie zerkać przez okienko i z daleka strzelać do klienta oczami? Poza tym na pewno jest żonaty. Cóż, widać ma dar do wynajdowania takich, pomyślała. Ale co za różnica. W jej stanie zalotne patrzenie na kogokolwiek jest gorzej niż niedorzeczne, jest po prostu niesmaczne, wręcz rażące. – No, Maggie! – Hmm? – Zamiast zaparowywać szybę, weź się lepiej do roboty. – Joanne złapała Maggie za ramiona i lekko popchnęła. Drzwi otworzyły się i Maggie, z wdziękiem słonia w składzie porcelany, wtoczyła się do baru. Laszlo spojrzał znad grilla, zmarszczył czoło. – Maggie, nic ci się nie stało? – Oczywiście, że nie. Dzięki za troskę. – Zatoczyła się na kontuar i przesadnie uchwyciła się jego krawędzi, po czym uśmiechnęła się szeroko. – Nic dziwnego, że nie
Tajny a gent Kopc iuszka
11
mogę utrzymać się na nogach, skoro nie widziałam ich od miesięcy. Już zapomniałam, gdzie są. – Nie powinnaś pracować – burknął z silnym węgierskim akcentem Laszlo. – Powinnaś siedzieć w domu. – Co? I mam zrezygnować z moich planów? Z uzbieranych napiwków zamierzam posłać maleństwo do college‘u . Końce opuszczonych wąsów Laszlo opadły jeszcze niżej. – Jesteś upartą kobietą, Maggie Rice. Jeszcze pięć dni i ani chwili dłużej. Potem, aż do urodzenia dzieciaka, nie chcę cię tu więcej widzieć. – Więcej? Teraz to mnie przestraszyłeś. Gdyby miało mnie być jeszcze więcej, obawiam się, że nie zmieściłabym się we frontowych drzwiach! Mrugnęła zawadiacko do Laszlo i złapała swój zeszyt zamówień. Jeszcze pięć dni, a potem zostanie w domu. Wbrew temu co powiedziała szefowi, nie mogła się już doczekać urlopu. To prawda, że bardzo potrzebowała pieniędzy, ale miała też milion spraw do załatwienia. Został jej niecały miesiąc na urządzenie mieszkania i przygotowanie go na przyjęcie dziecka. – Witaj, Maggie. Jak się dzisiaj macie, ty i Junior? Stając przy Delu, wyciągnęła zza ucha ołówek. Jak zwykle jego głęboki głos wywołał w niej dziwną reakcję. Miał taki solidny i spokojny ton, i taki męski... Bądź realistką, przywołała się do porządku. Oczywiście, że jest miłym facetem, i w ciągu paru tygodni, odkąd zaczął tutaj przychodzić, odbyli wiele niezobowiązujących rozmów, z których zresztą niewiele się o nim
12
In grid Wea ver
dowiedziała, poza tym, że lubi nie za bardzo przesmażone sadzone jajka i czarną kawę, i że rozkład jego zajęć współgra z jej pracą. Nie było żadnego racjonalnego powodu, dla którego jej puls miałby zawsze trzepotać na jego widok. Obecnie nie tylko walił jej puls. Całe jej ciało było... niespokojne. Tak, tak by to określiła. Cały boży dzień drżała i czuła dzwonienie w uszach. Skoncentrowała się na bloczku zamówień, w nadziei, że dziwne uczucie w dole brzucha minie. – Nie może być lepiej. Od rana miała czkawkę, uspokoiła się dopiero, kiedy zmieniłam stację w radiu. Nie cierpi rapu. – Ona? Więc dzisiaj uważasz, że to dziewczynka? – Mam takie przeczucie. A poza tym, tak naprawdę to nie ma znaczenia. – Wybrałaś już imię, Maggie? – Jeszcze nie. Zdecyduję, kiedy zobaczę buzię maleństwa. – Końcami palców dotknęła wielkiego brzucha. – Och, już nie mogę się doczekać, żeby ją wziąć w ramiona. Obok przecisnęła się para klientów. Del przesunął się z krzesłem. – Brązowe sandałki. Zbita z tropu nagłą zmianą tematu, podniosła wzrok. – Słucham? W kącikach jego oczu pojawiła się siateczka drobniutkich zmarszczek. – Na twoich nogach. Twierdzisz, że dawno ich nie widziałaś, więc pomyślałem, że cię poinformuję, żebyś była na bieżąco.
Tajny a gent Kopc iuszka
13
Ma cudowny uśmiech, pomyślała. Nie często nim błyska, ale kiedy już to robi, przydaje kowbojskiej surowości twarzy szczyptę chłopięcego wdzięku. – Dziękuję – powiedziała. – Ale jak ci się udało pomalować paznokcie na różowo? – Uwierzysz w lusterko i pędzelek o bardzo długiej rączce? – Przeniosła rękę z brzucha w okolice krzyża. Ból, który czuła od rana, powiększył się – musiała w jakimś momencie naciągnąć mięsień. Skrzywiła się. – Coś nie tak? – zaniepokoił się. – Nie. Wszystko w porządku. – Maggie... – Naprawdę, Del. Bóle i kłucie to normalka, kiedy się dźwiga taki ciężar. Podać ci to co zwykle? – Poprzestanę na kawie. – Rozejrzał się wokół. – Niewielki dziś ruch. Dlaczego nie zrobisz sobie przerwy? – Nie mogę. Laszlo upiecze mnie i włoży do burgera. – Nie myśl, że nie słyszę! – zawołał kucharz. Zniżyła głos do scenicznego szeptu. – Nie cierpi, kiedy zdradzam jego sekrety kulinarne. – Bardzo cię rwie? – nalegał Del. – W skali od ukłucia szpilki do usuwania nerwu z zęba to jak potknięcie się i uderzenie się w palec u nogi. Nie przejmuj się – powiedziała i podniosła ramię, żeby zatknąć za ucho ołówek. – Jestem zdrowa, jak... – zasyczała. Ołówek upadł na podłogę. – Auu!– – Maggie? Co się dzieje? – Moje plecy – syknęła przez zęby. Ból ją zaskoczył, unieruchomił kręgosłup i promieniował na brzuch. Del poderwał się na nogi.
14
In grid Wea ver
– Usiądź, na wszelki wypadek – powiedział, podtrzymując ją za ramię. Nie posłuchała, ale oparła się na nim, a fala piekielnego bólu stopniowo mijała. Zszokowana, oddychała ciężko, posyłając mu niepewny uśmiech. – Nie, nic mi nie jest. To już minęło. Del przyjrzał się jej uważnie i zamiast ją puścić, poprowadził ją do najbliższego krzesła i delikatnie pomógł usiąść. – Jaki jest numer do twojego lekarza, Maggie? – Proszę, nie rób z tego sprawy – powiedziała, zamierzając wstać. – Nie powinnam była malować paznokci, to wszystko. Del położył ręce na jej ramionach i unieruchomił ją na krześle. Jego bursztynowe oczy wyrażały niepokój i troskę. – Jeśli to tylko naciągnięty mięsień, ból minie, o ile tylko nie będziesz się ruszać. Zaczekamy parę minut i przekonamy się, zgoda? – Zlituj się. Rodzę dopiero za parę tygodni, więc na razie nic się nie stanie, ani tutaj, ani gdzie indziej. – Maggie bierze urlop. – Choć Del nie podniósł głosu, ton, jakim zwrócił się do Laszlo, był tonem człowieka przyzwyczajonego do wydawania rozkazów. I nikt, poza Maggie, nie podjął z nim dyskusji. Joanne natychmiast rzuciła się ze szklanką wody, pochyliła się nad Maggie i dotknęła jej czoła. – Jesteś pewna, że wszystko w porządku, kochanie? Mogę cię zastąpić, gdybyś chciała wcześniej się zwolnić. Niepokój i troska w spojrzeniu przyjaciółki poruszyły Maggie do łez. Musiała mocno zaciskać powieki. Boże,
Tajny a gent Kopc iuszka
15
co też te ciążowe hormony wyprawiają z człowiekiem! – Dziękuję, ale zaraz poczuję się lepiej. Oczywiście, że tak. Postara się. Naprawdę nie jest tak źle. Ma przyjaciół. Ma pracę, przynajmniej jeszcze przez parę dni, i ma dom. A co najważniejsze za niecały miesiąc będzie miała dziecko. Dziecko. Maleństwo, które już kocha. Czasami z zachwytu zapierało jej dech w piersi. – To już niedługo. Del wypowiedział te słowa tak delikatnie, że Maggie uśmiechnęła się. Musiał odgadnąć tok jej myślenia. – Wiosna to idealna pora na dziecko, nie sądzisz? – zapytała. – Dlaczego tak uważasz? – Bo wiosna to czas, kiedy przyroda sama odradza się po zimie. Zakwitają tulipany, drzewka wiśni pokrywają się kwieciem, ptaki wracają, żeby budować gniazda. – Rozumiem, co chcesz powiedzieć. To jak afirmacja życia. – Właśnie. – Rozpromieniła się. – Moja ulubiona pora roku. Masz dzieci, Del? Zawahał się. Spochmurniał. O Boże! Co się z nią dzieje? Nie powinna zadawać tak osobistego pytania. To co, że są po imieniu, skoro nawet nie zna jego nazwiska? To że znają się od dwóch miesięcy, odkąd regularnie zaczął tu jadać, nie upoważnia jej do wtykania nosa w jego prywatne sprawy. – Przepraszam, nie powinnam... – Nie – odparł wreszcie. – Nie mam dzieci. Nigdy nie byłem żonaty. – Och. – Poruszyła się z trudem. Ból w plecach znów
16
In grid Wea ver
dał się we znaki. – Za to moja siostra ma ich pół tuzina. Przycisnęła dłoń do piersi. Miała trudności ze złapaniem oddechu. – Naprawdę? – Aha. Ostatnich dwoje to bliźniaki. Mają z mężem pełne ręce roboty. – Wyobrażam sobie. Wow. Twoja siostra to szczęściara. Marzyłabym, żeby kiedyś mieć dom pełen... auuu! Del złapał ją za ręce. Chyba coś przy tym powiedział, ale Maggie tak dudniło w uszach, że nie dosłyszała. Ściskała go za palce, wdzięczna, że jest ktoś, kogo może się uchwycić, gdy fala bólu dopadła dół krzyża i ponownie objęła szponami cały brzuch. Było gorzej niż za pierwszym razem i trzymało dłużej. Gdy ból zaczął ustępować, Maggie poczuła spływające po skroniach kropelki potu. Z trudem złapała powietrze. – Uff – mruknęła słabym głosem. – Czy przypadkiem z tyłu za mną nie widać nikogo? Czuję się tak, jakbym dostała w plecy kijem baseballowym. Do licha, gdy trzeba, gliny nigdy nie są na miejscu! Twarz Dela znajdowała się tak blisko, że widziała drobne złote cętki w jego bursztynowych oczach. Przyglądał się jej z uwagą. – Maggie, nie uważam, żeby to był ból mięśnia spowodowany malowaniem paznokci. – To może od przesuwania mebli. Wczoraj dostarczono mi łóżeczko, więc musiałam poprzesuwać sporo rzeczy, żeby zrobić miejsce... – Maggie, moim zdaniem ty rodzisz. Puściła jego ręce i złapała go za przód koszuli.
Tajny a gent Kopc iuszka
17
– Wykluczone. Do rozwiązania mam jeszcze trzy tygodnie i masę rzeczy do załatwienia. W mieszkaniu panuje bałagan. Nawet nie zmontowałam łóżeczka, nie zrobiłam prania i... – To wszystko może poczekać. Wszystko, poza dzieckiem. – Ale jeszcze jest za wcześnie. – Musisz jechać do szpitala. – To tylko fałszywy alarm. Mówili nam o tym w szkole rodzenia. Łagodne skurcze w trzecim trymestrze to rzecz absolutnie normalna i nie ma sensu gdziekolwiek się spieszyć, dopóki nie będę pewna... – Głęboko w środku poczuła pojedyncze szarpnięcie. W parę sekund później spomiędzy ud trysnął ciepły płyn. Pochyliła głowę, patrząc z niedowierzaniem na spływającą po nodze wodę, tworzącą kałuże wokół jej sandałków. – O rany – szepnęła. Naczynie stołowe spadło obok na podłogę, wydając nieprzyjemny dźwięk. Joanne rzuciła się do niej. – Maggie! O, mój Boże! Czy to... – Myślę, że właśnie odeszły mi wody. – O Boże! Laszlo! – wrzasnęła Joanne. – Ona zaraz będzie miała dziecko! – Nie. To niemożliwe. Maggie, to jest restauracja, nie możesz tu rodzić. Klienci baru, zaalarmowani nagłym zamieszaniem, odwrócili głowy, żeby zobaczyć, co się dzieje. Ucichły rozmowy, a już po chwili rozległa się ożywiona paplanina. Joanne kręciła się w koło, załamywała ręce. – O mój Boże, o Boże. Co robić?
18
In grid Wea ver
Maggie nie mogła odpowiedzieć. Kolejny skurcz trzymał ją jak w imadle, zamieniając jej brzuch w stal. Jęczała, wczepiła się w koszulę Dela. Jeden z guzików odpadł i potoczył się po podłodze. – Laszlo, zadzwoń na 999 – wydał polecenie Del. – I to już. Trwało to wieki. Kiedy chwyciło na dobre, świat przed oczami Maggie skurczył się do czerwonej mgiełki. Przeżyła chwilę paniki. To nie był fałszywy alarm. To działo się teraz. To działo się naprawdę. Niedługo będzie miała dziecko. Panika zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Niby czego miała się bać? Przecież właśnie tego chciała. Wszystko, przez co przeszła – złamane serce z powodu odejścia Alana, walka o podreperowanie budżetu, uciążliwości ciąży – wszystko straciło znaczenie wobec ogromu tego, co miało nastąpić. Będzie mieć dziecko. Już teraz. Gdy minął skurcz, łzy lały się po jej policzku. Może z bólu, ale też może ze szczęścia. Maleństwo do kochania, jej własna dwuosobowa rodzina. Aż ją od tego rozsadzało. Del otarł dłonią jej policzki. – Będzie dobrze, Maggie. Nie bój się. Wszystko pójdzie jak najlepiej. – Nie boję się. – Uśmiechnęła się szeroko, zlizała łzy z kącików ust. – Jak mogłabym się bać? Dobry Boże, Del! Będę miała dziecko. Moje dziecko. Czyż to nie najwspanialsza rzecz na świecie?
Tajny a gent Kopc iuszka
19
Pomieszczenie na zapleczu baru wypełniały pudła żywności oraz podniszczone metalowe biurko, przy którym Laszlo prowadził swoją księgowość. Było tu mroczno i ciasno, ale przynajmniej prywatnie. Del ukląkł obok Maggie, którą ułożył na prowizorycznym materacu, sporządzonym ze spłaszczonych kartonów i z warstw ręczników. Podciągnął jej głowę i ramiona na poduszkę, którą wyrwał z krzesełka Laszlo. – No i jak? – Lepiej – odparła. – Dziękuję. Jesteś dla mnie bardzo dobry, Del. Laszlo i Joanne są zupełnie wytrąceni z równowagi, cieszę się, że pomyślałeś o... przetransportowaniu mnie tutaj... na zaplecze... auu! – Maggie? Oddychała szybko, twarz miała czerwoną. – Uff. Zbliża się... kolejny... Del złapał jej rękę, oddychając razem z nią podczas skurczu. Gdzie, do diabła, jest karetka? Bóle są coraz częstsze i silniejsze, i trwają dobrze ponad minutę. Standardowy kurs SPEAR udzielania pierwszej pomocy nie obejmuje położnictwa, a ta sytuacja daleko odbiega od cielenia się krów, którego był świadkiem na farmie rodziców, ale jednego był pewien – narodziny dziecka to coś bardziej poważnego i doniosłego. Gdy skurcz ustał, rzucił okiem na ścienny zegar. Dłuższy niż ostatni. Do diabła. – Powinni tu być lada chwila. – Ona jest równie niecierpliwa, jak ja – powiedziała Maggie. Del potarł lekko dłonią jej naprężony brzuch i spojrzał na jej twarz.
20
In grid Wea ver
– Myślę, że to dobrze. – Moje dziecko. Pewnie wie, jak bardzo chcę ją zobaczyć. – Odetchnęła i uśmiechnęła się Po chwili, gdy pojawiły się nowe bóle, uśmiech zamienił się w grymas. Del zrobił, co mógł, żeby jej pomóc przebrnąć przez kolejny skurcz, zachęcając ją do oddychania, gdy jej ciało parło, a potem, w trakcie krótkich chwil wytchnień, zajmując ją rozmową. Zresztą niewiele miał do zrobienia – Maggie była nadzwyczaj dzielna. Znał wytrawnych agentów, którzy nie znieśliby bólu tak dobrze jak Maggie Rice. Ta kobieta nie pozwalała, by opuścił ją hart ducha. Właściwie to go nie zdziwiło. Podziwiał Maggie, odkąd ją poznał. Zawsze dla każdego miała ciepły uśmiech i miłe słowo. Otwarta, uważna i autentycznie dobra, drastycznie odstawała od świata, w którym on żył. I dlatego tak go do niej ciągnęło. Zaczął przychodzić do baru, bo mu odpowiadał, bo znajdował się o kilka bloków od miejsca, w którym pracowali z Billem. Szybko poznał szczegóły trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się ciężarna kelnerka. Została uwiedziona i porzucona przez żonatego mężczyznę. Przykra historia, po której niejedna kobieta załamałaby się albo zgorzkniała. Ale w Maggie nie było cienia goryczy. Przeciwnie, wystarczyło, żeby w restauracji pojawiły się jakieś dzieci, a ona krzątała się przy nich ze szczególną troską, zauważył też parokrotnie, jak podsuwała dodatkowego sandwicza spłukanemu klientowi. Bywało również, że za własne pieniądze kupowała kwiaty i ozdabiała nimi stoliki. Spodobałyby się jej tamte żonkile. Ale przecież nie
Tajny a gent Kopc iuszka
21
chciał wprowadzać jej w błąd. Nie mógł się do niej zbliżyć ani angażować w jej życie. Z powodu swojej pracy... Niech to diabli! Teraz jest za późno na zastanawianie się nad czymkolwiek. Siedzi w tym po uszy. Jeżeli karetka nie przyjedzie w ciągu najbliższych paru minut.... – Del! – krzyknęła Maggie, wybałuszając oczy. Zerknął na zegar. Ostatni skurcz ledwo się skończył, a już jej ciało kurczyło się i skręcało od kolejnego. – Wytrzymaj – nalegał. – Pomoc jest już w drodze. – Czuję... że... coś... – Dalsze słowa utonęły w jęku. – Maggie? Ścisnęła go za rękę tak mocno, że przeorała mu ją paznokciami do krwi. – Coś się dzieje. Dotąd robił wszystko, żeby mogła zachować trochę skromności, teraz jednak strapienie w jej głosie podpowiedziało mu, że nie pora na ceregiele i że trzeba działać szybko. Uwolnił rękę i uniósł dół jej sukienki powyżej bioder. Wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że poród nie tylko wisi w powietrzu, ale że już się zaczął. Nie ma co liczyć na pomoc Joanne. Na widok wód płodowych pozieleniała ze strachu. Kucharz też na nic się nie przyda. Nie pozostawało nic innego, jak samemu ustawić się między jej nogami. Maggie miała wrażenie, jakby każdy następujący po sobie skurcz rozrywał jej ciało, ale zaciskała wargi. Nie chciała, żeby jej krzyk był pierwszym dźwiękiem, który usłyszy jej dziecko. Chciała, żeby maleństwo wiedziało,
22
In grid Wea ver
że jest kochane, wyczekiwane i wypieszczone... ale, o Boże, chyba już tego nie wytrzyma... – Widzę już główkę – powiedział Del. – Masz rację. Twoje dziecko jest równie niecierpliwe, jak ty. Czuła, jak delikatne ręce Dela rozchylają jej uda. Co z tego, że ledwie go zna – to do niej nie docierało. Skromność nie ma tu nic do rzeczy. Zdawała się na instynkt. – Naprawdę ją widzisz? – zapytała, dysząc. – Tak. – O Boże. Ja też chcę ją zobaczyć. – Rób to, co dotąd robisz, a doczekasz się. Pojawiła się przemożna potrzeba parcia. Maggie wstrzymała oddech i poddała się nakazowi ciała. Czas przestał istnieć. Jak przez mgłę docierał do niej spokojny, dodający otuchy głos Dela, ciepły dotyk jego rąk, siła i otucha, jakiej dodawała jej jego obecność. Pracował każdy mięsień – napinał się, kurczył, parł... aż nagle, właśnie kiedy myślała, że rozerwie ją wpół, parcie ustało. A pomieszczenie rozbrzmiało najcudowniejszym z dźwięków, jakie Maggie kiedykolwiek w życiu słyszała. Było to cieniutkie, drżące kwilenie jej nowonarodzonego dziecka. Wyczerpana, spływająca potem, Maggie znalazła jeszcze w sobie siłę, żeby unieść głowę. Del klęczał między jej nogami, a jego mocne, duże dłonie delikatnie kołysały piękny, pomarszczony, czerwony, wrzeszczący cud świata. – To dziewczynka – powiedział zdławionym głosem. Spotkali się wzrokiem, a jego bursztynowe, lekko wilgotne oczy nie kryły wzruszenia. – Gratulacje, Maggie. Masz córkę.
Rozdział drugi
– ,,Służą i ci, którzy wytrwale czekają,, – zaintonował Bill Grimes. Łysy, o dobrotliwym spojrzeniu, mógłby uchodzić za roztargnionego angielskiego profesora; Bill chętnie wchodził w tę rolę, trzymając w zębach fajkę i sypiąc cytatami. Del wyłączył odtwarzacz i wyjął kasetkę. Właśnie minęła północ. Zanosiło się na długą noc. – Niestety, wygląda na to, że masz racje. Bill chrząknął i wyregulował ostrość teleskopu, którym się posługiwał. Czynność o tyle zbędna, że przyrząd był już precyzyjnie ustawiony na statywie i wyskalowany na optymalną odległość – ale Bill miał przynajmniej wrażenie, że coś robi. Del aż za dobrze rozumiał stan ducha wspólnika. Wszelako dobrzy myśliwi nie tracą cierpliwości, a oni będą jej potrzebować aż nadto. Taśma instruktażowa, którą właśnie przesłuchali, pochodziła od Jonasza, szefa SPEAR, a zatem była to informacja z pierwszej ręki. Del prawidłowo ocenił sytuację: Simon zaszył się gdzieś,
24
In grid Wea ver
stopniowo jednak ilość miejsc, gdzie mógłby się ukryć, kurczyła się. I dlatego Del, Bill i reszta grupy operacyjnej będą musieli pozostać tam, gdzie się znajdują. Będą wytrwale czekać. Del rozejrzał się po gąszczu aparatury, która zalegała niewielkie mieszkanie. Z tego wszystkiego teleskop Billa był sprzętem o najniższej technologii. Na stalowej półce przy ścianie znajdowały się noktowizory, detektory podczerwieni i broń, a wszystko to skierowane na okno mieszkania po przeciwnej stronie podwórza. Oba mieszkania miały identyczny rozkład, tylko że ich od lat nie było odnawiane. Poza lodówką i wyposażeniem kuchenki oraz kilkoma składanymi krzesłami, było też nie umeblowane. Właściwie nadawało się tylko do wynajęcia. Za to usytuowanie – w samym środku Manhattanu, w pobliżu East River – oferowało wspaniały widok na jeden z najsłynniejszych i charakterystycznych obiektów nowojorskiego pejzażu: skrzącą się szkłem konstrukcję w kształcie pudełka od płatków śniadaniowym, w której miały siedzibę główne kwatery ONZ-u. W pewnym momencie wywiad SPEAR odkrył, że mieszkanie po drugiej stronie podwórza zostało wynajęte dla Simona. Nie wiedziano tylko w jakim celu. Musiało to mieć jakiś związek z bliskim sąsiedztwem ONZ -u. Ale pytanie ,,dlaczego,, pozostawało nierozstrzygnięte. Czy miał to być punkt obserwacyjny albo baza wypadowa do ataku, czy może kryjówka snajpera? Dotychczas wszystkie plany Simona zmierzały do zniszczenia SPEAR. Czyżby obecnie zmienił taktykę? Del nerwowo potarł twarz. Jest jeszcze tyle nie wyjaśnionych spraw. Jeśli im szczęście dopisze, obecna
Tajny a gent Kopc iuszka
25
inwigilacja powinna przynieść odpowiedź na niektóre z nich. – A tak na marginesie, co ci się stało w ręce? – zapytał Bill, nie podnosząc głowy. – Nie sądziłem, że te oparzenia są aż tak głębokie. Del stwierdził ze zdumieniem, że do gojących się zaczerwienionych miejsc doszły liczne poorane ślady, na tyle głębokie, żeby je dostrzec w słabym świetle, sączącym się przez okno. Dopiero po chwili przyszło olśnienie. Ślady paznokci Maggie! Musiała to zrobić, kiedy go trzymała podczas skurczów. Pomyślał o niej, i zaraz jej ciepło oraz promienny charakter rozjaśniły posępną atmosferę mieszkania. Co za niewiarygodny kontrast! Jeszcze przed kilkoma godzinami uczestniczył w najważniejszym wydarzeniu życia, w narodzinach dziecka, a teraz zanurzył się w otchłani międzynarodowego terroryzmu. Świat jego i Maggie to dwa przeciwległe bieguny. – Te ślady nie pochodzą od wybuchu – powiedział i wykrzywił usta w czymś, co przypominało uśmiech. – Nie mają nic wspólnego z Simonem. Są od czegoś zupełnie innego. – Od czegoś innego? Na przykład? – Pamiętasz tę krótko ostrzyżoną blond kelnerkę, która pracuje w pobliskim barze? – W barze, który prowadzi Polak? – Węgier. W lokalu Laszlo. – Blond kelnerka – powtórzył Bill, mrużąc oko do teleskopu. – Chyba nie chodzi ci o tę, która jest w ciąży? – O tę.
26
In grid Wea ver
– Nie wiedziałem, że interesują cię ciężarne kobiety. – To nie jest tak, jak sugerujesz. – Nie? Odkąd zaczęliśmy tę fuchę, jadasz tam codziennie. Więc co się stało? Była niezadowolona z twojego napiwku? – Dzisiaj wieczorem urodziła dziecko. Teraz Bill podniósł głowę i znad teleskopu przyglądał się Delowi. – Nie żartuj. – Zaczęła rodzić w barze. Trzymała mnie za rękę podczas skurczów. Raczej nie była świadoma, że mnie drapie. – To znaczy, że byłeś tam wtedy? – Tak się złożyło. – Chryste, też mi miejsce na poród. Żeby przebić się przez korki, karetka chyba pruła chodnikiem, – Karetka nie zdążyła. To ja odebrałem dziecko. – Boże... – Bill wyjął fajkę i wycelował cybuch na Dela. – Ty odebrałeś poród? – Tak. To dziewczynka. – Rozmarzył się. – Ma jasne włoski i niebieskie oczki, zupełnie jak jej matka. – I obie czują się dobrze? – Znakomicie. – Na Boga, ale co ty wiesz o odbieraniu porodu? – Nie musiałem wiedzieć zbyt wiele. Maggie sama odwaliła robotę. Ja ją tylko trzymałem. – Pomyślał o bezgranicznym zachwycie Maggie, gdy podniosła głowę i po raz pierwszy zobaczyła córeczkę. Chrząknął, wzruszony. – Bill, to było niewiarygodne. – Skoro tak mówisz. – Byłem pierwszą osoba, która dotknęła tego dziec-
Tajny a gent Kopc iuszka
27
ka. Złapała pierwszy łyk powietrza, kiedy trzymałem ją w rękach. Widziałem dokładnie moment, kiedy nabrała powietrza w płuca. – I powiadasz, że ma się dobrze? Że jest zdrowa? – Tak powiedzieli ci z karetki. Ma wszystkie paluszki u rączek i nóżek. I wcale nie jest taka mała. Jej ciężar można by przyrównać do dziewięciomilimetrowego automatycznego colta z trzydziestodwustrzałowym magazynkiem. – Uśmiechnął się z zadowoleniem. – Może więc ważyć około trzech kilo. Nieźle, jak na wcześniaka. Bil pokręcił głowę. – Po prostu nie mogę w to uwierzyć. – Wspomniałem, że ma niebieskie oczy? Patrzyła na mnie i prawie wcale nie zezowała. – Maggie? – Dziecko. Bardzo bystre jak na noworodka. Będzie rozgarniętym dzieciakiem. – Szkoda, że siebie nie słyszysz – zaśmiał się Bill. – Naprawdę tak cię wzięło? – To niezapomniane doświadczenie. Będąc tam, czułem się... uprzywilejowany. – Uprzywilejowany? Ja bym się czuł bezradny i przerażony doszczętnie. – Polubiłbyś to dziecko – odparł Del. – Jest równie dziarską bestyjką, jak jej matka. – Mówisz jak ojciec, którego rozpiera duma. – Nie przestając chichotać, Bill włożył fajkę do ust i powrócił do teleskopu. – A skoro o ojcu mowa, gdzie jest ten łajdak? – zapytał. – Z tego co wiem, Maggie nie widziała go od Bożego Narodzenia.
28
In grid Wea ver
– Chyba zażąda od niego pieniędzy na utrzymanie dziecka? – Nic mi o tym nie wiadomo. Zdaje się, że postanowiła radzić sobie sama. – Żal mi jej. Bierze na siebie trudny i poważny obowiązek. To prawda. Żeby uzbierać trochę pieniędzy, Maggie pracowała na dwie zmiany. Jak teraz da sobie radę? Jest dostatecznie inteligenta, by zdawać sobie sprawę z wagi problemu. Jej pogodne usposobienie nie wynika z niefrasobliwości, ale z determinacji, by jak najlepiej wywiązać się z zadania. Jest godną podziwu kobietą. Z marsową miną Del podszedł do półki i sięgnął po metalowy futerał. Nie ma sensu rozwodzić się nad Maggie. Już i tak za bardzo zaangażował się w jej sprawy. Tym bardziej nie powinien dopuszczać do siebie takich uczuć, jakie wzbudziło w nim jej dziecko. Praca w SPEAR nie pozostawiała czasu i miejsca na sentymenty. Otworzył futerał i zatrzymał wzrok na lśniących drewnianych i metalowych częściach, spoczywających w wyłożonych pianką przegródkach. W mgnieniu oka i z dziecinną łatwością złożył ten wykonany na zamówienie snajperski karabin, po czym wprawnym ruchem przyłożył go do siebie, wyczuwając palcami kształty, z którymi był tak dobrze obeznany. Jak wszyscy detektywi super tajnej agencji rządowej SPEAR przyjmował wszystkie zlecenia bez wyjątku. Ale jego specjalnością, prawdziwym darem, który przede wszystkim zwrócił na niego uwagę SPEAR, była niesłychana zręczność w posługiwaniu się karabinem. Był najlepszym strzelcem wyborowym swojej agencji, jedy-
Tajny a gent Kopc iuszka
29
nym, którego wzywali, gdy trzeba było oddać najbardziej karkołomne strzały. Jestem tym, kim jestem, pomyślał Del. Robię to, co robię i jestem z tego dumny. Tym karabinem potrafił wytrącić broń z ręki terrorysty, jak również uniemożliwić ucieczkę każdemu pojazdowi. Znał słabe punkty wszystkiego – począwszy od Learjeta po opancerzoną limuzynę, potrafiłby też, gdyby zaszła potrzeba, wycelować z milimetrową dokładnością i drasnąć kulą czaszkę człowieka w celu zwalenia go z nóg. Mógł się poszczycić swoistym rekordem – w ciągu ośmiu lat pracy w agencji nie pozbawił życia ani jednego człowieka. Teraz jednak, trzymając karabin, przypomniał sobie, jak te same ręce kołysały dziecko Maggie. Tylko że wtedy, zamiast gładkiego drewna i zimnego metalu, czuł kruchość i aksamitną miękkość skóry noworodka. Zajmując pozycję z boku okna, powrócił myślami na zaplecze baru i do widoku łez Maggie, gdy podawał jej córeczkę. Czy można zachować zimną krew, jeżeli myślami krąży się wokół czegoś tak intymnego i poruszającego? – zapytywał siebie. Na próżno starał się o tym nie myśleć. Może jednak powinien do nich zajrzeć i sprawdzić, czy nic im nie brakuje? Choćby przez zwykłą przyzwoitość. – ,,Ciągle to jutro, jutro i znów jutro wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia,,. monolog Makbeta z: W.Szekspir, Pięć Dramatów, PIW, W-wa 1955, akt V, scena V, tłum Józef Paszkowski – przyp. tłum. Del stłumił westchnienie na wypowiedziany pod nosem komentarz Billa.
30
In grid Wea ver
Najpierw Milton, a teraz Makbet Szekspira? A zanosi się na długą noc. Maggie przejechała palcem wskazującym po zewnętrznej stronie rączki dziecka, kolejny raz zachwycając się doskonałością tej kruszynki. Doskonałe paznokietki, doskonałe różowe dołeczki, wszystko absolutnie doskonałe. Nie ma nawet jeszcze dnia, a już wypełniła swoją obecnością pokój. Co tam pokój! – maleństwo wypełniło całe życie Maggie. – Kocham cię, skarbie – wyszeptała, zbliżając rękę do małej łepetynki. Koniuszkami palców musnęła delikatnie jasnych loczków, zachłystując się ciepłym, świeżym zapachem, przesycającym główkę noworodka. – Tak bardzo cię kocham. Teraz i do końca życia. Chcę, żebyś to wiedziała. Dziecko wydęło we śnie usteczka. Maggie nie myślała przekładać małej do plastikowej kołyski stojącej obok szpitalnego łóżka. Żal jej było każdej chwili bliskiego kontaktu z maleństwem. Chyba już po raz setny w ciągu tego dnia łzy napłynęły jej do oczu. Czy rzeczywiście huśtawka nastrojów podczas ciąży była aż tak dokuczliwa? A co powiedzieć o poporodowym buzowaniu hormonów? Wystarczyło, by spojrzała na dziecko, a już zalewała ją fala szczęścia. – Moje dziecko – powiedziała, delektując się smakiem wypowiedzianych słów. Choć przygotowywała się na to przez długie miesiące, rzeczywistość przyrosła jej wyobrażenia. Miłość macierzyńska nie jest mitem. Dotychczasowy
Tajny a gent Kopc iuszka
31
kontakt fizyczny z dzieckiem przerodził się w potężną, silną więź, w emocjonalny związek, którego nie są w stanie przeciąć żadne lekarskie nożyce. Miłość do Alana okazała się pomyłką. Zwiodły ją jego gładkie słówka i zręczne dłonie, a także jej własne marzenia o mężu i rodzinie. Kiedy stwierdziła, że jest w ciąży, nie posiadała się ze szczęścia. Ale nie on. Wtedy też odkryła, że Alan ma już dzieci... i żonę. Tak, Alan był pomyłką, ale nie dziecko! Ono jest darem. Pociągając nosem, odwróciła się, by otrzeć łzy w poduszkę. Zwykle nienawidziła szpitali. Jako dziewczynka spędziła w nich zbyt wiele czasu, a później unikała ich, jak mogła. Ale nie tym razem. Nowa, przemożna fala uczuć zatarła tamte złe wspomnienia. Drugie łóżko w dwuosobowym pokoju było puste. Kobieta, która je zajmowała, wyszła tego ranka do domu razem ze swoim synkiem. Przyjechali po nią mąż i dwójka dzieci – było głośno i wesoło, na pożegnanie pomachali Maggie i zniknęli. Ona także chciałaby kiedyś należeć do takiej rodziny. Mieć dom pełen dzieci, i otaczać je miłością, męża, z którym mogłaby dzielić marzenia i nadzieje... Kiedyś. Ale nie teraz. Dzisiaj – obecna chwila – tylko ona się liczy. Takie było podejście Maggie do życia. Oto jak nauczyła się radzić sobie w życiu. W myśl starego przysłowia – najdłuższa podróż rozpoczyna się od drobnych kroczków. A w tej chwili szczęście Maggie nie miało granic. – Ty i ja, mój skarbie – wyszeptała. – Między nami dwiema będzie więcej miłości niż w dziesięcioosobowej
32
In grid Wea ver
rodzinie, zobaczysz. – Jeszcze raz wytarła mokry policzek w poduszkę, a następnie z największą uwagą zaczęła przyglądać się rysom swojego dziecka, każdemu z osobna. Słodycz. Coś nadzwyczajnego. Ukochanie. Jej córka ma już prawie dzień. Naprawdę powinna otrzymać już imię. – Do kogo jesteś podobna? – zamyśliła się. – Masz usteczka jak pączek róży. Może powinnam nazwać cię Różyczką? Niemowlę machnęło piąstką i uderzyło się w nosek. Na moment zmarszczyło czółko. – Zgoda, nie Różyczka – powiedziała Maggie. – Może Jaskier? Masz taki śliczny kolor włosków. – Przechyliła głowę i uśmiechnęła się. – Nie, nie martw się, nie obarczę cię takim imieniem. A co powiesz na... Aniołka? Mój mały skarb z nieba. Aniołek. Angela. – Westchnęła. – Nie, to mi przypomina pewną Angelę, która była moją sąsiadką, gdy miałam sześć lat. Łapała koty i zamykała je w pojemnikach na śmieci. Ziewając przeciągle, niemowlę umościło się w zagłębieniu ramienia Maggie. – Może powinnam nazwać cię Skarbem? – powiedziała. – Bo jesteś taka drogocenna. Rozległo się krótkie pukanie do drzwi. Maggie podniosła wzrok. Kiedy zobaczyła, kto przyszedł, rozrzewniła się na nowo. Toż to czyste wariactwo, żeby tak rozkrochmalać się na widok mężczyzny! A może to nie jest wariactwo. W końcu on jedyny uczestniczył w najbardziej niewiarygodnym doświadczeniu jej życia. Trzymał jej córeczkę w ramionach,
Tajny a gent Kopc iuszka
33
jeszcze zanim ona ją wzięła. Uśmiechając się, zaprosiła go ruchem głowy do środka. – Cześć, Del. – Witaj, Maggie. – Zatrzymał się w drzwiach, wkładając ręce do kieszeni granatowej wiatrówki. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – Nie, ani trochę. – Byłem w okolicy i chciałem sprawdzić, jak się masz. – Świetnie. Wspaniale. – A twoja córeczka? – Cudownie. Idealnie. Jest zachwycająca. Podejdź i zobacz. Nie mógł się zdecydować. Jak na mężczyznę zwykle tak pewnego siebie jego wahanie wydało jej się... wzruszające. – Ona śpi – powiedział. – Czy we śnie nie jest piękna? – Nie chciałbym jej obudzić. – Zrób to. Tylko wtedy będziesz mógł się przekonać, jaka jest piękna po przebudzeniu. Skóra wokół oczu Dela zmarszczyła się w zalążku uśmiechu. – I to jest absolutnie obiektywna opinia, czy tak? – Oczywiście. Każdy od razu zobaczy, że jest najpiękniejszym dzieckiem, jakie się kiedykolwiek urodziło. Podszedł i stanął z boku łóżka. Znów się zawahał, aż w końcu popatrzył na dziecko. – Masz rację – powiedział miękko. – Jest nie byle kim. – Jak na noworodka ma też gęste włoski. Czyż nie są
34
In grid Wea ver
ślicznego koloru? – Niezwykłe. Rzeczywiście niezwykłe. – Waży trzy kilo i pięć gramów. Dobra waga jak na wcześniaka. Nie ma potrzeby umieszczać jej w inkubatorze czy gdzie indziej. – To świetnie. – W rzeczywistości może nie jest aż takim wcześniakiem. Mój lekarz podejrzewa, że mogłam się pomylić w rachubach. – Aha. – Taak. Laszlo miał rację. Powinnam była wcześniej odejść z pracy. Oszczędziłabym wszystkim kłopotów. – To nie zależało od ciebie, Maggie. Twoje dziecko zdecydowało, kiedy chce się urodzić. – Del? Podniósł wzrok. – Tak? Przełknęła z trudem ślinę, twardo postanawiając nie robić z siebie fontanny. – Dziękuję ci. Za pomoc. Wiem, że tak naprawdę jesteśmy sobie obcy, i że dla ciebie to musiał być potworny szok, więc przepraszam, że wpakowałam cię w to wszystko, ale... – Wzięła głęboki oddech, wiedząc, że nie ma na to odpowiednich słów, ale chciała za wszelką cenę wyrazić swoją wdzięczność. – Del, chcę, żebyś wiedział, jak bardzo doceniam wszystko, co zrobiłeś. To jak odebrałeś moje dziecko, jak zostałeś ze mną do przyjazdu karetki. Przeszedłeś w tym nawet Dobrego Samarytanina. Dziękuję. Z głębi serca. Patrzył na nią w milczeniu. Uśmiech, który pojawił się w kącikach jego oczu, przeniósł się stopniowo na usta.
Tajny a gent Kopc iuszka
35
– Maggie, to ja powinienem ci podziękować. Dane mi było uczestniczyć w narodzinach twojej córeczki. Nigdy tego nie zapomnę. – Och, Del – zdążyła powiedzieć, zanim na dobre zadrżał jej podbródek. – Co takiego? Co się stało? – Nic. Tak ładnie to powiedziałeś. – Ty płaczesz. – To hormony. Nie mogę się powstrzymać. Wyjął ręce z kieszeni i wyciągnął garść chusteczek z pudełka na stoliku. Prawdę mówiąc wczoraj również ocierał jej łzy. – Łzy to nic złego. Podobno, ilekroć moja siostra rodziła, szwagier zamawiał kartony chusteczek. – Jestem taka... – Jej głos utonął w szlochu. – Taka szczęśliwa. – Muszę przyznać, że na mnie to wszystko również zrobiło wrażenie. – Czy to nie szaleństwo? – Taak. – Przez chwilę uśmiechali się do siebie. Potem Del wsunął rękę do kieszeni wiatrówki, skąd wyciągnął czarno – biały przedmiot. – Masz. To dla dziecka. – Co to... – Spojrzała na zabawkę, po czym szybko ją złapała. Był to pluszowy miś panda z wielkimi wyhaftowanymi niebieskimi oczami, z czarnym aksamitnym nosem i z różową jedwabną muchą przy szyi. – Och, jaki śliczny! – Sprzedawczyni powiedziała, że zabawka będzie bezpieczna, jeśli się zdejmie muchę. Poza tym nie ma żadnych wystających części, można ją również prać.
36
In grid Wea ver
– Będzie nim zachwycona. Tak jak ja. Dziękuję, Del. Jak to miło. – Znów zaczęła jej drżeć broda. Zanim polały się jej łzy, wyciągnął chusteczkę i czekał. Wzięła ją od Dela i pociągając nosem, odłożyła zabawkę na stolik,. – Jeszcze raz dziękuję. Pewnie uważasz mnie za idiotkę. – Nie, uważam, że jesteś matką, która bardzo kocha swoje dziecko. Potrząsając głową, zaśmiała się łzawym głosem. – Jeśli będziesz tak dalej mówił, nigdy nie przestanę płakać. – Przepraszam. – Nie, nie. Sprawiasz mi przyjemność. Szczerze. – Zmięła chusteczkę i rzuciła ją w stronę kosza na śmieci. – Ale naprawdę nie musiałeś niczego przynosić... Wstrzymała oddech na widok zewnętrznej strony jego dłoni. Była poorana od nadgarstka po kłykcie, aż przykro patrzeć. – O rany! Co się stało? Nie! To ja zrobiłam? – To nic takiego. Sparzyłem się w ubiegłym tygodniu, to wszystko. – W jaki sposób. – Wypadek przy pracy – odpowiedział po chwili. – Wypadek? Wzruszył ramieniem, jakby chciał zmienić temat. – Rozbiłem dzbanek z kawą. – To okropne, ale nie zauważyłam tego wczoraj – powiedziała, spoglądając na poranioną skórę. – I pozwoliłeś mi trzymać się za rękę. Tak mi przykro, Del.
Tajny a gent Kopc iuszka
37
Musiało cię bardzo boleć. – Maggie, w porównaniu z tym, co ty przeszłaś, prawie tego nie zauważyłem – odparł lekko. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła, Del – powiedziała. – A przecież chodziłam na lekcje rodzenia, tymczasem ani książki, ani filmy video nie dają pojęcia o tym, czym to naprawdę jest. Jak to dobrze, że byłeś taki spokojny i opanowany. – Cieszę się, że mogłem ci pomóc, chociaż wszystkie pochwały należą się tylko tobie. Nawet nie krzyczałaś. – Nie mogłam. Spłoszyłabym wszystkich klientów Laszlo. – Biorąc wyrównujący oddech, przeniosła wzrok na dziecko. – Miałam rację, że to będzie dziewczynka. – Ano miałaś. – Mówisz, że twoja siostra ma szóstkę dzieci? – Aha. – I wymyśliła dla nich wszystkie imiona? Ja nie mogę wymyślić nawet jednego. – Wybierała imiona z naszej rodziny. W sumie mamy trzynaścioro ciotek i wujków. – Wow. Duże rodziny... – zachichotała. – Chciałam powiedzieć, że wielodzietność musi być u was rodzinna. – Gospodarska tradycja w Missouri nakazuje samemu hodować parobków – z powagą odparł Del. – Pochodzisz z farmy? – zapytała zaintrygowana. – Och, to dawne dzieje – odparł. Więc jednak nie jest kowbojem, pomyślała. Jest farmerem. No cóż, w obu tych zawodach ma się do czynienia ze zwierzętami i mrużąc oczy spogląda się na horyzont, więc prawie na jedno wychodzi. Zanim podjęła temat, poczuła łaskotanie na ramieniu. Spojrzała na
38
In grid Wea ver
córeczkę. Dziecko zamrugało oczkami. – Och, Del – szepnęła. – Ona się budzi. – Przepraszam – powiedział półgłosem. – Nie chciałem przeszkadzać. – Śpi już od godziny – to dużo jak na noworodka. Jest taką bystrą dziewczynką. Czy już ci mówiłam, że jest genialna? – Nie, jeszcze nie. – No więc jest. – Mała mrużyła oczy, a Maggie ogarnęła nowa fala wzruszenia. Czy kiedykolwiek nasyci wzrok tym cudeńkiem? Poruszyła się w łóżku, żeby usiąść prosto, z wdzięcznością uśmiechając się do Dela za poprawienie poduszek. – Witaj, skarbie – zagruchała. – Jak się ma moja słodka ptaszyna? Del pochylił się trochę. I tak jak wcześniej zawahał się chwilę, jakby się zastanawiał nad kolejnym krokiem. Po czym wyciągnął wskazujący palec i delikatnie, samym koniuszkiem, dotykał policzka dziecka. To muszą być hormony, pomyślała Maggie, spoglądając na Dela. Wyglądał tak, jakby to specyficzne ciepełko przepływające między nią i dzieckiem objęło także i jego. Zwykłe podziękowania w żaden sposób nie wyrażą wdzięczności, jaką czuje do niego. Na Boga, przecież pomógł jej wydać dziecko na świat. Nawet firmy specjalizujące się w ozdobnych kartkach z życzeniami nie przewidują takiej sytuacji. Czy czułaby to samo wobec ekipy karetki, gdyby przyjechała pięć minut wcześniej i odebrała dziecko? Albo wobec swojej lekarki, gdyby poród odbył się w szpitalu? Chyba nie.
Tajny a gent Kopc iuszka
39
– Del... – szepnęła. Podniósł głowę. Gdyby nie męskie, surowe rysy, jego uśmiech można by określić jako promienny. – Masz rację, Maggie – powiedział. – Kiedy nie śpi, jest równie piękna. – Del, ja... – urwała, olśniona nagłą myślą. – Delilah! To jest to. – Co? – Jest akurat. Bardziej niż akurat. Jest idealne. – Uśmiechnęła się szeroko. – Delilah Rice. – Delilah? – powtórzył. – Chcesz tak nazwać swoją córkę? – Właśnie tak. Co o tym sądzisz? Spoglądał na nią osłupiałym wzrokiem. – Maggie... – Brzmi świetnie, nieprawda? Ona nie ma żadnych prawdziwych ciotek i wujków, po których mogłabym nosić imię, więc chyba nie mogłam wybrać lepiej! Jesteś kimś w rodzaju honorowego wujka. Kiedy dorośnie i zapyta, skąd to imię, będę jej mogła opowiedzieć świetną historię, nie sądzisz? Drgnął mu mięsień policzka. Spojrzał na dziecko, potem na nią. – Maggie, naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. Dziękuję. – Delilah Rice – uroczyście powiedziała Maggie, chwytając piąstkę dziecka. – Witaj, Delilo Rice. Chcę ci przedstawić Dela... Czy to nie absurd, że po tym wszystkim, co się stało, wciąż nie zna nazwiska Dela? – Rogers. Del Roberts – dopowiedział.
40
In grid Wea ver
– Delu Rogersie, przedstawiam ci najbystrzejsze, najpiękniejsze, najsłodsze, najbardziej ukochane niemowlę na świecie, Delilę Rice. Ścisnęło go w gardle. Z ociąganiem wyciągnął rękę i zamknął w niej dłoń Maggie i Delili. – Witaj, Delilo. Czy to za sprawą jego głosu, tak głębokiego i cholernie męskiego, czy delikatnego dotyku, a może tylko z powodu poporodowej reakcji hormonów, Maggie zapragnęła przez chwilę... Czego zapragnęła? Żeby sprawy potoczyły się inaczej? Żeby się mogła zakochać w kimś tak miłym jak Del, zamiast w tym tchórzu Alanie? Ale właściwie prawie nic nie wie o Delu. I nie czeka na rycerza w błyszczącej zbroi – nawet gdyby był najmilszy – który przybędzie na białym koniu i uratuje ją. Alan oduczył ją tego na dobre. Tak czy owak, jej i córce niczego nie będzie brakować – już tworzą rodzinę, a będzie w niej tyle miłości, że starczy jej na całe życie. Tęsknota za czymś innym to tylko szukanie guza.
Rozdział trzeci
Del dolał whiskey do szklanki. Przed trzema kwadransami zakończył zmianę. Kapuśniaczek, który zaczął siąpić o świcie, gdy wracał do hotelu, zamienił się w regularny deszcz, pogrążając świat w mroku na parę najbliższych godzin. W nowojorskim Monarch Hotelu panował taki sam zwyczaj, jak w całej sieci hoteli, należących do SPEAR – wiedział o tym z doświadczenia, bowiem wykonywał już tyle zleceń, iż praktycznie mieszkał w każdym z nich. Prawdziwy ruch zacznie się tutaj dopiero po dziewiątej. Ma zatem masę czasu, żeby się upić. Odstawił butelkę na nocny stolik, oparł się o wezgłowie łóżka i zakołysał kieliszkiem. Nie upijał się od lat. A dokładnie od ośmiu. Ale klan Rogersów słynął z przywiązania do tradycji, może więc pora zapoczątkować swoją własną? Tak, może powinien uczynić z tego tradycję. Upijać się w trupa przynajmniej raz w roku, czy trzeba, czy nie. To może mu dobrze zrobić. Gdyby się bardziej rozluźnił,
42
In grid Wea ver
gdyby od czasu do czasu robił sobie przerwy w pracy, może nie reagowałby tak silnie i lepiej radził z emocjami, przed którymi tak się bronił. Nie, chyba nie ma racji. Jest takim samym człowiekiem, jak każdy facet. Jego emocje są w porządku. Dysponuje całą ich gamą. Natomiast źle by się działo, gdyby miały mu przeszkadzać w pracy. Sukces polowania wymaga przysłowiowych nerwów ze stali. Zimny jak lód, pomyślał, wychylając kolejny palący łyk. Taką reputację wyrobił sobie w ciągu lat pracy w SPEAR. Oczywiście, rzutowało to także na czas wolny od pracy. Czy nie zachował zimnej krwi na zapleczu baru Laszlo? Maggie nie przestawała mu dziękować za pomoc przy porodzie. Była mu tak wdzięczna, że nawet nazwała dziecko od jego imienia. Dziecko. Delilah. Oto powód, dla którego teraz pił. Skrzywił się przy kolejnym łyku. Zawartość szklanki znikała szybciej niż poprzednia. Szkoda tylko, że nie działała szybciej. Nie powinien był wczoraj zaglądać do szpitala. W końcu z Maggie i jej dzieckiem nic go nie łączy. Był naocznym świadkiem wydarzenia i nie należy mu się z tego powodu żadna nagroda. Z wdzięczności nadała dziecku imię Delilah. To mógł zrozumieć. Traktowała to jako wyróżnienie. Pewnie nawet nie wiedziała, że tym niewinnym gestem dotyka jego bolesnego miejsca. Nie powinien się tym przejmować. Dawno pogodził się z pewnymi swoimi ograniczeniami. Obecnie żyje mu
Tajny a gent Kopc iuszka
43
się dobrze. Jest dumny ze swojej pracy, ceni sobie lojalność kumpli ze SPEAR i lubi podejmować nowe wyzwania. Poza tym czuje się w pełni spełniony i do dobrego samopoczucia wcale nie potrzebuje imienniczki. Nie powinien był mówić Billowi o dziecku. Świat Maggie nie ma nic wspólnego ze światem SPEAR. A jednak Del tak był poruszony swoim udziałem w narodzinach dziecka, że w końcu musiał się tym z kimś podzielić. Szkoda, że nie poprzestał na tym. Kiedy przyszedł na swoją zmianę i Bill zapytał go o Maggie i o dziecko, Del nie tylko opowiedział mu o odwiedzinach w szpitalu, ale wypaplał jeszcze imię, które wybrała Maggie. – No, no, no – skomentował Bill. – Delilah, powiadasz? – powiedział, pykając fajeczkę. – Gratulacje, Tatusiu. – Honorowy wujek – sprostował Del. – To dziecko nie potrzebuje wujka, tylko tatusia. – Maggie jest silną kobietą. Świetnie sobie poradzi. Do szaleństwa kocha to dziecko. – Skąd wiesz? – Wystarczy zobaczyć, jak patrzy na małą. – Aha. Chcesz powiedzieć, że uśmiecha się słodko, a jej oczy stają się maślane? – Coś w tym rodzaju. – Wypisz, wymaluj twój opis. – Co chcesz przez to powiedzieć? – Jeszcze trochę, a będziesz nosić zdjęcia dziecka w portfelu i rozglądać się za domkiem z białym płotem. – Bill...
44
In grid Wea ver
– Przyznaj, Del, że zadurzyłeś się w nich obu. – Nie wygłupiaj się. – Podobno czerwiec jest dobrą porą na branie ślubu. To jeszcze tylko dwa miesiące. – Z nikim się nie żenię. – Więc skąd to zainteresowanie samotną matką? – Nie interesuję się nią. Staram się zrobić coś dobrego. Uważam, że po tym wszystkim, co ją spotkało, może potrzebować przyjaciela. – Aha! ,,Zdaje mi się, że przyrzekasz za wiele,,. /Hamlet, akt III, scena 2, tłum. Józef Paszkowski/ Del przewrócił oczami na kolejny cytat z Szekspira. – Niedługo Maggie znów będzie śliczna i zgrabna – ciągnął Bill. – Nawet w ciąży była niczego sobie. A ty, zdaje się, lubisz blondynki. – Prawdę mówiąc, nie zastanawiałem się nad tym. – To błąd. Za to zdążyłeś zobaczyć, co ma do zaoferowania, kiedy odbierałeś... – Dość tego, Bill – uciął rozmowę Del. Niewybredna uwaga przyjaciela wyprowadziła go z równowagi i rozgniewała. – Tu nie chodziło o jakieś podglądactwo, Bill, to były narodziny dziecka – Wyluzuj się, Del. Nie chciałem cię obrazić. – Myślenie o seksie w takich okolicznościach byłoby czystą chorobą. Perwersją. – Hej, powiedziałem, wyluzuj się. Ja tylko żartowałem. Del dopiero teraz zauważył swoje zaciśnięte w pięści dłonie. To był odruch, reakcja obronna. Zmusił się do relaksu, oddychając głęboko i pocierając dłonie o nogawki spodni.
Tajny a gent Kopc iuszka
45
– W porządku. – Jesteś cholernie przewrażliwiony na tym punkcie. – Maggie nie zasługuje na podobne kpiny. – Przepraszam – powiedział Bill, patrząc podejrzliwie na Dela. – Nie wiedziałem, że ten poród zrobił na tobie aż takie wrażenie. – Na każdym by zrobił. – Nie myślałeś nigdy o własnych dzieciakach, Del? Tym razem był przygotowany – pytanie Billa nie dotknęło go tak mocno, jak zwykle. Spojrzał prosto w oczy Billowi i skłamał: – Nie. Bill przesunął fajkę w kącik ust i uśmiechnął się enigmatycznie. – Więc pewnie się cieszysz, że Maggie nazwała dziecko po tobie. Tak, cieszę się, pomyślał Del, cholernie się cieszę i upijam się ze szczęścia. Sięgnął po butelkę i dolał sobie whiskey. Ostatni raz pił ze złości. Nawet więcej – z wściekłości. Minęło osiem lat, a jeszcze pamięta tamtą bezsilną furię, którą chciał utopić w alkoholu. Wtedy – tak wówczas sądził – jego starannie zaplanowane życie rozsypało się w gruzy. Oto co miłość wyczynia z człowiekiem. Był mniej więcej w wieku Maggie, kiedy przekonał się, jak bardzo pomylił się co do osoby, którą kochał. Tyle że w jego przypadku to nie był przyprawiający o zawrót głowy romans z kimś, kto już był zamężny. Kochał Elizabeth Johanson od czasu, gdy w piątej klasie w ramach zajęć z geografii wspólnie wykonali z papier
46
In grid Wea ver
– maché model Góry Świętej Heleny. Wprawdzie model bardziej przypominał zgniecioną puszkę po piwie niż wulkaniczny krater, tym niemniej Del zakochał się w Elizabeth po uszy. Nikogo w hrabstwie nie zdziwił fakt, gdy po skończeniu liceum ogłosili swoje zaręczyny. A gdy ona wyjechała do college‘u, on został na miejscu i pomagał rodzicom na farmie, licząc dni do ich ślubu. Ilekroć Elizabeth przyjeżdżała do domu, ich miłość zdawała się coraz bardziej umacniać. Gdy skończył dwadzieścia jeden lat, rodzice zapisali mu kawałek ziemi, na którym zaczął budować dom, o jakim marzyli z Elizabeth. Miał mieć masę sypialni, chcieli bowiem, by dom był pełen dzieci. O, taak, Elizabeth chciała mieć dzieci. Była szalona na ich punkcie. Pochodziła z rodziny prawie tak licznej jak Dela i była oddana młodszemu rodzeństwu. Więc kiedy w Boże Narodzenie poprzedzające ich ślub jej młodszy brat zachorował na świnkę, bez chwili wahania zaopiekowała się nim. Nie zdawała sobie sprawy, że choroba może się przenieść na Dela. Świnka w wieku siedmiu lat nie jest specjalnie groźna. Jest jak każda inna choroba wieku dziecięcego – bardziej kłopotliwa niż niebezpieczna. Ale gdy ma się dwadzieścia jeden lat, jej konsekwencje mogą być różne. Del nie mógł uwierzyć w wyniki badań, na które skierował go lekarz. Powtórzył je jeszcze dwukrotnie, ale za każdym razem potwierdzały te pierwsze. Z powodu przebytej świnki Del nie mógł mieć dzieci. Był całkowicie bezpłodny. Trudno było się z tym pogodzić. Fizycznie Del nie
Tajny a gent Kopc iuszka
47
czuł żadnej różnicy. Nadal miał te same seksualne potrzeby normalnego, pełnokrwistego mężczyzny w jego wieku. Jego zdolności do uprawiania miłości również na tym nie ucierpiały. Kiedy jej o tym powiedział, Elizabeth popłakała się. Zaklinała się, że zawsze będzie go kochać, by już po chwili oznajmić, że zrywa zaręczyny. Nie chce się wiązać na całe życie z mężczyzną, który nie da jej dzieci Del kipiał ze złości, ale nie miał się na kim wyżyć. Czy mógł winić brata Elizabeth za zarażenie świnką? Próbował też nie potępiać Elizabeth za jej szczerość, niezależnie od tego, jak bardzo go zraniła. Czy nie powinien pragnąć jej szczęścia, jeśli ją naprawdę kocha? Czy nie powinien pozwolić jej odejść i życzyć wszystkiego najlepszego? Tak zamierzał. Wzniósł się na wyżyny szlachetności. Ale szlachetność przerodziła się we wściekłość, gdy po niecałym miesiącu od rozstania, dowiedział się, że kobieta, która zaklinała się, że będzie go zawsze kochać, uciekła z jego najlepszym przyjacielem. Po ośmiu miesiącach urodziło się ich pierwsze dziecko. Oto co warta jest miłość. Oto co warta jest lojalność. Znalezienie następcy nie zajęło wiele czasu miłości jego życia. Picie wydawało się wówczas niezłym pomysłem. Pomagało przyćmić ból. Rozcieńczyć w alkoholu bezsilną złość, jaką czuł do Elizabeth, do losu i do swojego fizycznego defektu. Ale chyba teraz nie jest zły? Więc dlaczego postanowił się upić? Z powodu Delili. Z powodu pięknego maleństwa
48
In grid Wea ver
o oczach Maggie... i o imieniu Dela. Pozwolił opaść głowie na wezgłowie. Czuł już przyjemne odrętwienie, które zaczynało się od warg. Jeszcze trochę, a ogarnie także umysł. Kłopot z tym, że alkohol wyparuje, a emocje pozostaną. Maggie naprawdę go uszczęśliwiła. Nie tylko dlatego, że nazwała małą od jego imienia. Ważna też była jej autentyczna wielkoduszność. Choć ledwo się znali, pozwoliła mu dzielić radość ze swojego dziecka. Dawno nie doświadczył tak czystej, szczerej przyjemności. Mianowała go honorowym wujkiem. Na co dzień nie za bardzo sprawdzał się w tej roli. Oczywiście, że na Boże Narodzenie i na urodziny posyłał dzieciakom siostry prezenty, ale widywał je rzadko. Już nie pamięta, kiedy ostatnio był w domu. Celowo ograniczał kontakty z małymi dziećmi. Aż dotąd nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mu tego brakuje. Niepewnym ruchem odstawił szklankę na nocny stolik. W porządku, jest pijany. Rozkleja się na dobre. Czuje, jak na wspomnienie delikatnego policzka Delili i ręki Maggie, tak idealnie leżącej w jego ręku, twarz wykrzywia mu się w głupawym uśmiechu. Chciałby to jeszcze raz przeżyć. W końcu nie będzie mu nigdy dane poznać dotyku własnego dziecka. Nie będzie krwi z jego krwi, ciała z jego ciała. Nie sprawi, że na twarzy kobiety pojawi się promień szczęścia, jaki widział u Maggie, gdy trzymała w objęciach swoje dziecko. Nie mógłby jej dać nasienia, który by sprawił cud.
Tajny a gent Kopc iuszka
49
Potarł oczy i potrząsnął głową. Za bardzo się roztkliwia. Maggie chce mieć więcej dzieci. Powiedziała to wyraźnie, nawet podczas trudów rodzenia. Wiązanie się z taką kobietą nie wchodzi w rachubę. Skończyłoby się tak samo jak z Elizabeth. Rozwiązanie problemu Dela było dziecinnie proste. Wystarczy trzymać się z daleka od kobiet, które chcą mieć dzieci. Nie powinien był składać wczoraj wizyty Maggie. Ale odwiedzi ją dzisiaj. I jutro. I jeszcze parę razy, aż skończy pracę i zacznie nowe zlecenie. Dzięki whiskey zdobył się choć na tyle szczerości. Do diabła z tym wszystkim, przecież chce ją zobaczyć! I chce zobaczyć dziecko. Czuje się przy nich tak dobrze. Przecież nie zamierza wiązać się z Maggie. Chce tylko zrobić coś przyzwoitego, służyć jej swoją przyjaźnią. Do pewnego stopnia czuje się za nią odpowiedzialny, zwłaszcza po tym, gdy nadała dziecku to imię. Nikomu nie stanie się krzywda, jeżeli ograniczy znajomość do przyjacielskich stosunków. Tak, może być jej przyjacielem, kombinował. Może być honorowym wujkiem dla swojej imienniczki. To że nie może mieć własnych dzieci, nie znaczy, że musi całkowicie wykluczyć z życia Maggie i Delilę, nieprawda? Kiedy tak sobie myślał, dostrzegł pewną ironię sytuacji – najlepszy strzelec SPEAR był zdolny jedynie do strzelania ślepymi nabojami! Czy między innymi dlatego zamienił się w kulomiot,
50
In grid Wea ver
by zrekompensować defekt w innej dziedzinie? Czy dlatego tak konsekwentnie nigdy nie odbierał życia, bo wiedział, że sam nigdy go nie da? Westchnął, zsunął się niżej i wyciągnął na łóżku. Wypił tyle, ile trzeba. Początkowe rozmiękczenie i ckliwość przeszły stopniowo w bardziej filozoficzny nastrój. Warto to powtarzać. Może tylko nie co roku. Raz na osiem lat zupełnie wystarczy. Deszcz walił o szybę baru z furią karabinu maszynowego. Koło kontuaru rozległ się huk tłukących się naczyń. Del skrzywił się na kacu. Wstrzymał oddech i czekał, aż przestanie mu chlupotać w mózgu, następnie zgarbił się i wypił kolejny łyk kawy. – Na zapleczu jest miotła – odezwał się zza grilla Laszlo. Popatrzył spode łba na spoglądającą nań buntowniczo nastolatkę. – Nie będę tego sprzątać. To nie ja zrobiłam. – Pomalowanym na czarno paznokciem dziewczyna wskazała na drugą kelnerkę. Czarny lakier korespondował ze szminką, a także z kolczykami obejmującymi cały łuk krawędzi prawego ucha. – To jej wina. Joanne wydmuchała duży balon z gumy do żucia i głośno strzeliła. – Branie odpowiedzialności za własne błędy jest dobre dla twojej karmy, dziecino. Chyba nie chcesz w kolejnym życiu pojawić się pod postacią ropuchy, nieprawda? – Trąciłaś mnie w łokieć. – Nie było mnie nawet w pobliżu, skarbie. – Dobre sobie. Czyżby luka w pamięci? Może to te
Tajny a gent Kopc iuszka
51
zbyt częste ,,kwaśne,, odloty z lat sześćdziesiątych, babciu? Joanne zaczęła mocniej żuć gumę. – Tłumok. – Krowa. Dwóch klientów w pobliżu drzwi najwyraźniej doszło do wniosku, że pora wyjść. Wstali i z piskiem ostro hamującego pociągu odsunęli krzesełka. – Dość tego – huknął Laszlo. – Albo bierzesz się za miotłę, albo szukasz sobie nowej pracy. – Pff, nawet nie wiesz, jak mnie to urządza, tłuściochu. – Dziewczyna zdjęła fartuszek i rzuciła go na kontuar. – To katorżnicza robota. Więcej zarobię machając gumową ściągaczką po szybach. – Pomaszerowała do drzwi, waląc w podłogę piętnastocentymetrowymi obcasami niczym ogniem zaporowym. – Niezłe tempo, Laszlo – mruknęła Joanne. – To już druga w ciągu dwóch dni. – Idiotka. Wygląda jak czarownica i odstrasza klientów. – Chyba nic na to nie może poradzić. Od razu zauważyłam, że ma zachwianą aurę. – Joanne wyjęła szczotkę i zamiotła potłuczone naczynia. Skorupy wydały ostry dźwięk stepującego na aluminiowej blasze zespołu. Del dopił kawę. Położył papierową serwetkę na spodku, żeby zagłuszyć stuk, i ostrożnie postawił na tym filiżankę. Bajgel, który z trudem udało mu się zjeść, ciążył w żołądku jak kamień. – Czy jeszcze coś podać? Na wypowiedziane energicznym tonem pytanie
52
In grid Wea ver
Joanne Del syknął pod nosem. Już miał potrząsnąć głową, kiedy się w porę powstrzymał. – Nie, dziękuję. – Przepraszam za zamieszanie – powiedziała. – Niełatwo jest znaleźć kogoś na miejsce Maggie. – Tak przypuszczałem. – Biedactwo. Tak się paliła, żeby mieć to dziecko, że aż uśpiła naszą czujność. – To prawda. – Całe szczęście, że byłeś na miejscu. Chryste, naprawdę nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili. – Przechyliła figlarnie głowę i uśmiechnęła się do Dela. – Powiedziała, że nazwała dziecko na twoją cześć. – Tak. Delilah. – Cała Maggie. Słodka dziewczyna. – Będzie dobrą matką. – Z pewnością. A ty masz dzieci, Del? Dlaczego ostatnio wszyscy go o to pytają? – Nie mam. – Maggie ma bzika na ich punkcie. Kiedy do niej dzwoniłam dziś rano, już mówiła o kolejnym. – Joanne jakby się ocknęła, puknęła się w czoło. – Och, nie. Maggie! – Co z nią? – natychmiast zapytał Del. – Coś nie tak? – Nie, nie w tym rzecz. Ona dzisiaj wraca do domu. – Już? – Obiecałam, że po nią przyjadę. Chce wyjść jak najszybciej. Nienawidzi szpitali. Laszlo powiedział, że pożyczy mi samochód. – Zakręciła się na pięcie. – Laszlo! Musisz ją ściągnąć z powrotem. – Kogo?
Tajny a gent Kopc iuszka
53
– Tę zakolczykowaną dziewczynę. – Nie. To czarownica. – Ale ja muszę jechać po Maggie! Jeśli ta zakolczykowana nie wróci, kto mnie zastąpi? Laszlo zachmurzył się. – Nie możesz jechać. Niech Maggie zaczeka. – Ona nie może czekać. Musi zwolnić łóżko. – To niech pojedzie metrem. – Metrem? Laszlo, czy ty nic nie rozumiesz? Jej nie chodzi o podwiezienie, ktoś musi jej pomóc i towarzyszyć w powrocie do domu z dzieckiem. W tak ważnej chwili nie powinna być sama... – Jesteś potrzebna tutaj. – Ale ja obiecałam! Spodziewa się mnie w ciągu godziny. Del przysłuchiwał się temu w milczeniu. Oczywiście widział rozwiązanie. Zaczynał zmianę za parę godzin. Może pojechać do szpitala, odebrać Maggie i Delilę, i zawieźć je do domu. Tak będzie przyzwoicie, nieprawda? Odda przyjacielską przysługę, poza tym czy nie jest honorowym wujkiem? Pomimo strug deszczu na szybie i niemiłosiernego kaca dzień nagle pojaśniał. Nawet nie zabolały go zęby, gdy z piskiem odsunął krzesło i wstał. – Może mógłbym pomóc – powiedział. Dobrze, że taksówka jest żółta, a nie biała, pomyślała Maggie, kiedy samochód rozbryzgując wodę jechał przez Queensboro Bridge w stronę jej mieszkania w dzielnicy Astoria. Dopóki jest żółty, istnieje szansa, że nie pomyli
54
In grid Wea ver
Dela z królewiczem na białym koniu, przybywającym jej na pomoc. Odwróciła głowę, żeby na niego popatrzeć. Mokre ciemnobrązowe włosy oblepiały mu czaszkę. Granatowa wiatrówka pociemniała od deszczu i oblekała go niczym ciasno utkana kolczuga. Zwykle starannie uprasowane spodnie khaki opinały mu uda, uwypuklając mięśnie, które bez trudu mogłyby ujarzmić konia. Mała damska parasolka, którą przywiózł ze sobą, wystarczała zaledwie, by osłonić ją i dziecko. Jest cholernie rycerski, czyż nie? Niczym staroświecki rycerz albo może kowboj z jakiegoś westernu z Gary Cooperem? Maggie obruszyła się. Wprawdzie huśtawka nastrojów po urodzeniu Delili trochę zwolniła, ale jeszcze czasami dawała się we znaki, i choćby z tego powodu powinna z przymrużeniem oka traktować swoją reakcję na Dela. Jest miłym facetem, to wszystko. Naprawdę miłym. I nie jest nic winien, że uczyniła go obiektem swoich idiotycznych fantazji, z czego – co już wcześniej stwierdziła – mogłyby wyniknąć tylko same kłopoty. W końcu przecież tak się zaczęło z Alanem: przypadkowe spotkanie w barze, natychmiastowy pociąg do mężczyzny o czarującym, zbyt – dobrym – by – mógł – być – prawdziwy sposobie bycia. Strasznie flirtował, a potem wciągnął ją w przyprawiający o zawrót głowy romans. Do tego doszło gorące wyznanie miłości, w które tak bardzo chciała wierzyć. Ale Del nie jest jak Alan. Jest uczciwy i czuły... To tylko hormony, upomniała siebie. Pisano o tym nawet w książkach na temat dzieci. Dlatego nie powinna
Tajny a gent Kopc iuszka
55
robić wielkiej sprawy z przyjacielskiego gestu Dela. – Jak tam mała? – zapytał. Maggie odchyliła rożek kocyka i zerknęła na Delilę. – Nadal śpi. – Dobrze. Bałem się, żeby jej deszcz nie obudził. – Dzięki tobie nie spadła na nią ani jedna kropla. Musnęła palcem rączkę dziecka. – Wygląda na to, że wciąż tylko będę ci dziękować, Del. – Nie musisz. Cieszę się, że mogę ci pomóc. – Przepraszam, że Joanne wrobiła cię w to w taki sposób. – Nie przepraszaj. Sam się zgłosiłem. – Dziękuję, Del. Gdy taksówka zatrzymała się przed domem Maggie, zagrzmiało. Eskortując je do wejścia, Del zebrał kolejną porcję deszczu, trzymając parasolkę tylko nad Maggie i Delilą. Kiedy dotarli do mieszkania na drugim piętrze, wziął od Maggie klucz i otworzył drzwi. Maggie zawsze lubiła to mieszkanie. Urządziła je tanim kosztem, przetrząsając okoliczne sklepy udzielające rabatu, malując ściany na słoneczny kolor w odcieniu bladych żonkili. Lubiła wykończony frędzlami dywan w kolorach ziemi i wyściełaną sofę, dekoracyjne poduszki i lampę z witrażowym abażurem. Zatrzymała się w drzwiach. Wszystko wyglądało tak, jak w dniu, w którym poszła do pracy, a zaraz potem urodziła dziecko. I to był problem. Było dokładnie tak, jak przed wyjściem. W szarym dziennym świetle zobaczyła stertę prania
56
In grid Wea ver
na sofie i brudne naczynia w zlewie. Bujany fotel, który wygrzebała w sklepie ze starociami, był zawalony gazetami i książkami o dzieciach. Dalej, za drzwiami prowadzącymi do malusieńkiej sypialni, dostrzegła nie posłane, skotłowane łóżko. Także łóżeczko Delili było jeszcze nie zmontowane. Przeraził ją ogrom czekającej ją pracy. Ale wtedy zerknęła na córeczkę i zebrała się w sobie. Przecież to była jedna z tych chwil, które wyobrażała sobie od miesięcy. Trzymała na ręku całe i zdrowe dziecko, i miała je wprowadzić do domu, który będą dzielić. Co z tego, że nie jest w idealnym porządku i że trzeba weń włożyć dużo pracy? Drogie, wytworne meble i czysta bielizna nie czynią jeszcze domu. Dom to miłość. A tego im nie zabraknie. Jakoś sobie poradzi. Jak zawsze. – Znów płaczesz, Maggie? Zlizała łzy, które spłynęły w kąciki ust, i przybrała energiczny wyraz twarzy. – Nie. – To dobrze – powiedział, poklepując kieszenie przemokniętej wiatrówki. – Bo chyba nie mam przy sobie nic suchego. Jego poczucie humoru sprawiło, że łzy jeszcze szybciej napłynęły jej do oczu. Westchnęła, wzięła głęboki oddech i wmaszerowała do środka. – Zdejmij kurtkę, Del. Obojgu nam przyda się parę ręczników. Zamknął za nimi drzwi, rzucił okiem dookoła, po czym wyłuskał się z wiatrówki i powiesił ją na drzwiach. – Nie rób sobie kłopotu z mojego powodu, Maggie.
Tajny a gent Kopc iuszka
57
– To drobiazg w porównaniu z przywiezieniem nas do domu i całą resztą. – Trzymając na ręku Delilę, weszła do łazienki i z szafki nad wanną wyjęła kąpielowy ręcznik. Kiedy wróciła, Del zdążył zdjąć z bujaka gazety i książki, i ułożyć je pod oknem. Wziął poduszkę z sofy i wymościł nią fotel. – Del, nie musiałeś... – Proszę. – Odebrał od niej ręcznik i powiesił go na szyi, po czym ujął ją za łokieć i poprowadził do fotela. Stał pochylony, dopóki ona i Delilah nie usadowiły się wygodnie. – Nie krępuj się. Przepełniło ją wzruszenie. – Dziękuję, Del. Wytarł ręcznikiem twarz i włosy. – Ponieważ Delilah urodziła się dość nieoczekiwanie, zdaję sobie sprawę, że nie zdążyłaś przygotować wszystkiego, co niezbędne, może więc mógłbym cię w czymś wyręczyć? Przełknęła z trudem, posłała mu wymuszony uśmiech. – Chodzi ci o atlas drogowy, żeby zorientować się w mieszkaniu, czy o buldożer, który usunie ten bałagan? – Myślę raczej o jedzeniu albo o pieluszkach, ale jeśli chcesz, mogę posprzątać. – Dzięki ci, Del, ale mam wszystko, co trzeba. Lodówka jest pełna, mam też paczkę pieluszek. Muszę tylko sobie przypomnieć, gdzie – dodała pod nosem. – A mieszanka? Butelki? – Och, niczego takiego nie potrzebuję. Zamierzam... – Zawahała się, zdumiona swoim nagłym zażenowaniem.
58
In grid Wea ver
Przecież ma przed sobą świadka narodzin swojego dziecka. Łączy ich znacznie ważniejsza od seksu intymność, a jednak, po temperaturze policzków poznała, że robi się czerwona jak rak. Przecież to absurd, niczym nie uzasadniona wstydliwość i skromność. Ze wszystkich naturalnych czynności, ta jest na pewno najzdrowsza. – Delilah nie potrzebuje żadnej mieszanki – odpowiedziała w końcu. – Będę ją karmić piersią. Pod zalążkiem pięciogodzinnego zarostu twarz Dela jakby poczerwieniała. Ścisnął trzymany w ręku ręcznik. – Och. Jego zakłopotanie złagodziło napięcie Maggie. Biorąc pod uwagę wszystko, przez co już przeszli, takie skrępowanie może się wydać co najmniej śmieszne. Ułożyła śpiącą Delilę w zgięciu ramienia i oparła łokieć na położonej przez Dela poduszce. – Twoja siostra nie karmiła piersią? – Nie wiem. Chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałem. – Nie ma nic lepszego najlepszego dla dziecka. Mleko matki jest najstrawniejsze, więc im dłużej będę ją karmić, tym będzie mniej podatna na wszelkie alergie. – To brzmi rozsądnie. – Wzmocni się też odporność jej organizmu, ponieważ wraz z mlekiem otrzyma wszystkie moje przeciwciała. – Ach, tak. Rozumiem. – A poza tym tak będzie o wiele łatwiej. – Możliwe. – Zwłaszcza podczas nocnego karmienia. Nie trzeba podgrzewać butelki i niczego przygotowywać.
Tajny a gent Kopc iuszka
59
– Słusznie. – A przy panującym tu bałaganie, to nawet się dobrze składa. – To znaczy? – Nie pogubię drogi i zawsze znajdę mleko. Zaśmiał się niepewnie. – Chyba masz rację. Uśmiechnęła się, zadowolona, że udało się jej go rozluźnić. Del ostatni raz wytarł włosy, po czym rzucił ręcznik na stos rzeczy do prania. – Okej, wygląda więc na to, że masz to, co najważniejsze. Czy jest coś, w czym mógłbym ci pomóc? – Nie, dziękuję, mam wszystko, co trzeba, a raczej mamy wszystko, co trzeba. – Czy w pobliżu jest pralnia? – Mamy pralnię w piwnicy, ale zostaw to mnie, Del. Naprawdę, wbrew temu, co widzisz, zwykle jestem bardzo zorganizowaną osobą. – Wiem o tym, Maggie. Ale wiem również, że wcześniejsze przyjście na świat Delili mogło ci nastręczyć pewnych problemów. – Milczał przez chwilę. – Jeżeli nagłe opuszczenie pracy miałaby cię postawić w trudnej sytuacji... – Ejże, czy nie wspomniałam o innej korzyści, wynikającej z karmienia piersią? Jest tanie. Nie uśmiechnął się. – Rozumiem, ale gdybyś potrzebowała pieniędzy, wystarczy, że powiesz. Spoważniała. – Del, jesteś strasznie miły, ale naprawdę dam sobie radę. Mam trochę oszczędności, będę też od czasu do
60
In grid Wea ver
czasu zajmować się Robbiem. Biedne dziecko – straciło oboje rodziców w wypadku samochodowym, a Armilda, jego mama z opieki społecznej, którą zresztą nazywa babcią, jest osobą w średnim wieku i nie zawsze sobie z nim radzi. A zatem do powrotu do pracy, jakoś to będzie. Pokiwał głową. – Okej, ale pamiętaj, że w razie czego z przyjemnością ci pożyczę. – Naprawdę, niepotrzebnie poczuwasz się do obowiązku... – Uderzyła ją nagle pewna myśl. – Del, czy uważasz, że musisz nam pomóc, bo powiedziałam, że jesteś honorowym wujkiem Delili? – Nie muszę. Chcę. – Ja naprawdę nie nazwałam tak Delili, żebyś poczuwał się do obowiązku, a już w żadnym wypadku nie chodziło mi o pieniądze... – Maggie, nawet mi to do głowy nie przyszło! – obruszył się. – Czuję się zaszczycony, że mam swój skromny udział w życiu Delili. Musisz wiedzieć, że to co mi dałaś, jest bez porównanie więcej warte od tego, co ja miałbym ci do zaoferowania. – Dziękuję, Del. – To ja powinienem ci dziękować. Moja praca to ciągłe podróże, rzadko więc widuję moich siostrzeńców i bratanków z Missouri. Także mój pobyt w Nowym Jorku jest tylko czasowy, ale ilekroć tu będę, naprawdę chciałbym mieć możność bycia honorowym wujkiem dla Delili. I twoim przyjacielem. Przyjaciel? pomyślała Maggie. Czemu nie? Przyjaciel gwarantuje bezpieczeństwo. A mężczyzna przyjaciel,
Tajny a gent Kopc iuszka
61
który w dodatku przebywa tu tylko czasowo, jest nawet bezpieczniejszy. Więc po co się przejmuje? Dlaczego toczy z nim walkę? Nie grozi jej, że wpadnie w taką samą pułapkę jak z Alanem. Tym razem nie pomyli marzeń z rzeczywistością. W końcu obecna sytuacja jest zupełnie inna. – Dziękuję, Del – powiedziała ciepło. – Chętnie skorzystam z pomocy przyjaciela. Kąciki jego oczu zmarszczyły się, gdy odwzajemniał jej uśmiech. – W porządku. Ponieważ masz zajęte ręce, co byś powiedziała, gdybym przed wyjściem zmontował łóżeczko małej? – No cóż... – Zaufaj mi, jestem dobry w składaniu różnych rzeczy. A może wolisz, żebym pozmywał? – Nie. Naprawdę. Z tym nie ma pośpiechu. – Też tak uważam. Ważniejsze jest, żeby Delilah miała gdzie spać. – Nie czekając, aż Maggie zaprotestuje, włączył światło i przeszedł do maleńkiej sypialni. Po pobieżnym zapoznaniu się z instrukcją, wyjął części łóżeczka, rozłożył je na podłodze, a następnie otworzył plastikową torebkę z metalowymi elementami. – Masz śrubokręt? – zapytał. – Jest w szufladzie przy kominku. Czy to za sprawą oświetlenia w połączeniu z jej wilgotnymi oczami Maggie wydało się, że odbite w świetle lampy koszula i spodnie Dela mają metaliczny połysk, prawie jak... jak zbroja? Lśniąca zbroja? Przycisnęła policzek do mięciutkich jak puszek loczków Delili, nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać.
Rozdział czwarty
– Del, te zdjęcia są wspaniałe! Och, popatrz na to. Kapitalnie uchwyciłeś minkę Delili, gdy marszczy nosek! – Maggie przechyliła głowę i z uśmiechem oglądała fotografię. – Dobrze wychodzi na zdjęciach. – To także twoja zasługa. Masz prawdziwy talent i świetnie znasz swój aparat. – Cieszę się, że tak uważasz. Spojrzała na następne. – Och, a na tym puszcza z buzi bańkę. – Aha. To jest rzeczywiście świetne. – Wszystkie są świetne – powiedziała Maggie. – Wszystkie i każde z osobna. Czy to nie zabawne? – przecież widzę ją stale, a jednocześnie nie mogę się oderwać od tych zdjęć. – To zrozumiałe. Bardzo się zmieniła od czasu, kiedy wróciłaś z nią do domu. – To prawda. Dzisiaj kończy dwa tygodnie, a przybyło jej już prawie trzysta gramów – powiedziała z dumą,
Tajny a gent Kopc iuszka
63
przebierając w stercie fotografii. – Zaczekaj chwilę. Gdzie jest to zdjęcie, które ja zrobiłam? – Które? – To, na którym trzymasz Delilę. Zawahał się, wzruszył ramieniem. – Obawiam się, że nie wyszło. – Do licha! To tak jak dwa inne moje ujęcia. – Czasami mój aparat miewa humory. – Jakiś ty... rycerski, Del – powiedziała Maggie i uśmiechnęła się nieznacznie. – Widać fotografia nie jest moją domeną. – No cóż, za to wykonujesz wspaniałą robotę przy Delili. – To nie robota, to radość. A skoro o radości mowa, czy wiesz, że ona jeszcze śpi? Prawie od dwóch godzin? – Nowy rekord? – Tak sądzę. – A tobie udało się pospać tej nocy? – Jasne. Chyba tak. Położył ręce na jej ramionach i delikatnie pomasował mięśnie w okolicy obojczyków. – Chyba? Poczuła wyraźną ulgę. – Och, jak dobrze – jęknęła. – Skorzystaj z mojej obecności i zdrzemnij się. Zajmę się Delilą, gdy się obudzi. – Obawiam się, że nie dasz rady – westchnęła, opuszczając brodę na piersi. – Umiem już zmieniać pieluszki. Wreszcie połapałem się w tych rzepach. Wyczuł twardy mięsień z boku jej szyi i parokrotnie
64
In grid Wea ver
ucisnął go kciukami. – Lepiej? – Hmm. – Oddychała powoli. Miał cudowne dłonie – szerokie, ale delikatne. I świetnie sobie radził z zapięciami ubranek Delili – miał wyjątkowo zwinne palce. – Pieluszkę mógłbyś zmienić, ale są pewne sprawy, których za mnie nie zrobisz. – Szybko się uczę. Jeśli mi tylko pokażesz... – Del – przerwała z uśmiechem. Wskazała na jego tors. – Brak ci odpowiedniego wyposażenia. Zastygł na chwilę w bezruchu, po czym krztusząc się ze śmiechu kontynuował masaż. – No to mnie zagięłaś. – Czuję się bosko – powiedziała, kręcąc głową. – Ciągłe wstawanie w nocy sprawia, że zmęczenie się kumuluje. Umysł pracuje na wysokich obrotach i nie pozwala ciału na relaks ani na odpoczynek, którego potrzebuje. – Mówisz tak, jakbyś i ty spędzał bezsenne noce. Nadgarstkami zataczał powolne koliste ruchy. – Zdarzyło mi się parę razy. – Co robisz, żeby się zrelaksować? – Próbuję pozbyć się napięcia. – Ach tak? – Tylko że mnie raczej budzi kawa, nie dziecko. – Mmm, kawa – rozmarzyła się. – Już prawie zapomniałam, jak smakuje. Nie piłam od roku. Na początku ciąży mdliło mnie od niej. Teraz nie mogę, bo kofeina podziałałaby źle na Delilę. Z przyjemnością ci zaparzę, przynajmniej trochę się nawdycham. – Nie trudź się, Maggie. Korzystaj z każdej chwili
Tajny a gent Kopc iuszka
65
relaksu. Argument był nie do odparcia. Poza tym niezaplanowane masowanie pleców było rozkoszne. Pewnie to znowu sprawka hormonów, pomyślała, ale jeszcze nigdy przyjacielski dotyk nie wydał jej się tak zmysłowy. Del nieczęsto jej dotykał, ale ilekroć to robił, czuła się dziwnie. A dzisiaj to uczucie było silniejsze niż zwykle. Za każdym dotknięciem odczuwała mrowienie skóry. Mrowienie? Jak z podniecenia? No nie, to muszą być te hormony! – Pomyśl, czy nie potrzebujesz czegoś na jutro? Mmm, pomyślała. Tego samego, a może więcej. Może masażu całego ciała, z pachnącym olejkiem i mięciutkim ręcznikiem, żeby można się było położyć na golasa... a Del dotykałby tymi długimi, silnymi, zwinnymi palcami nie tylko jej pleców... aż znowu poczułaby się kobietą, nie tylko matką... Szybko się opamiętała. Chyba zbzikowała. Ledwo starcza jej energii, by doglądać Delilę, jak więc może myśleć o czymś, co zatrąca o seks? – Odpręż się – powiedział, ugniatając jej kark. – Znów jesteś napięta. Maggie odetchnęła głęboko. Biedny Del. Jest dżentelmenem w każdym calu, a jego troska o nią jako młodą matkę jest wzruszająca, dopiero byłby zakłopotany jej nie mającymi nic wspólnego z macierzyństwem myślami! Uniosła lekko głowę i rozejrzała się po mieszkaniu. Było wysprzątane, ale jakby codziennie bardziej zagracone. W znacznej mierze przez Dela. Odkąd je przywiózł ze szpitala, wpadał do nich codziennie. Nigdy
66
In grid Wea ver
z pustymi rękami. I na nic zdawały się jej protesty. Ze względu na Delilę przyjmowała prezenty. Choć cierpiała na tym jej duma, nie potrafiła odmówić córeczce tych ekstra drobiazgów, na które jej samej nie było stać. Ekstra drobiazgi? W zeszłym tygodniu Del pojawił się z wózeczkiem spacerowym, nie z drugiej ręki, ale z nowym modelem, wyposażonym w osłonę przeciwdeszczową, w parasolkę w niebieskie kropeczki, z regulowanym na pięć sposobów siedzeniem. Trzy dni temu przyniósł specjalny dziecięcy fotelik, wykonany z tkaniny umocowanej na metalowej ramie, który idealnie podtrzymywał maleńkie ciałko Delili. Wiedział, że Maggie niechętnie spuszcza ją z oczu, więc żeby się nie przedźwigała, wybrał coś, co mogła wszędzie postawić. I, dobry Boże, te ubranka, które aż wylewały się z komódki dziecka, i cała masa zabawek, które odpowiednio sortując i przewiązując wstążkami, Maggie pozawieszała na ścianie. Zresztą nie tylko Delilah korzystała z jego szczodrości. Przed dwoma dniami Del zrobił zakupy i sam przygotował kolację. Wczoraj wyniósł śmieci. Dzisiaj przyniósł torbę pełną książek w miękkiej oprawie dla niej, a także fotografie małej. Jaki to miły człowiek, pomyślała. Naprawdę, naprawdę miły. Wspaniały facet. Dżentelmen w każdym calu. Prawdziwy rycerz. Jeszcze by mogła się do tego przyzwyczaić, zapragnąć tego na stałe... Zaniepokojona swoimi myślami, energicznie wciągnęła powietrze. To nie wchodzi w rachubę. Poza tym
Tajny a gent Kopc iuszka
67
wyraźnie powiedział, że w Nowym Jorku przebywa czasowo. Jest jej przyjacielem. I niech tak zostanie. – Dziękuję, Del – powiedziała wreszcie, przypominając sobie jego zasadnicze pytanie. – Biorąc pod uwagę to, co dotychczas przyniosłeś, czego bym jeszcze mogła chcieć? – A co sądzisz o dziecięcym monitorze? – Tutaj? – Zerknęła na drzwi sypialni. – Dzięki, ale naprawdę nie uważam, żeby był konieczny. Doskonale słyszę Delilę, gdy tylko się budzi. Prawdę mówiąc, mam wrażenie, jakbym miała swoisty radar. – Tak tylko się zastanawiałem – powiedział. – Znam kogoś, od kogo mógłbym dostać sporą ilość monitorującego sprzętu. – Dziękuję, że o tym pomyślałeś, ale to chyba naprawdę nie jest konieczne. – Jeśli cokolwiek przyjdzie ci do głowy, powiedz mi, zgoda? – Jasne. – Masz mój numer do hotelu, prawda? – Jest przyklejony do lodówki. – Świetnie. Mam też pocztę głosową i... – Gdy nagle rozległo się dzwonienie, urwał wpół zdania. W jednej chwili zdjął ręce z jej ramion i wyprostował się. Wyjął telefon komórkowy z kieszeni spodni. Maggie była zaskoczona. Pierwszy raz zobaczyła u niego telefon komórkowy. Nie wiedziała, że go ma. Nalegał na podanie jej swojego numeru w hotelu i zapewniał, że może zostawić wiadomość w razie jego nieobecności, a przecież byłoby o wiele prościej zadzwonić na
68
In grid Wea ver
jego komórkę, nieprawda? Odwrotnie niż z Alanem. Dał jej numer swojej komórki, ale nie podał numeru domowego. Tłumaczył wówczas, że w ten sposób łatwiej go złapie, ale dopiero teraz zdała sobie sprawę, że chodziło mu tylko o to, by nie dowiedziała się prawdy. Już wtedy powinna była wiedzieć, że coś jest nie w porządku, była jednak zbyt zaślepiona, żeby o cokolwiek podejrzewać Alana. Tak strasznie chciała mu wierzyć, że na własne życzenie zlekceważyła ostrzegające sygnały. A to, że Del chce, by dzwoniła tylko do hotelu, jest oczywiście ze wszech miar logiczne. – Muszę iść. – Jakieś problemy? – zapytała, wstając, żeby go odprowadzić do drzwi. – Nie. Po prostu muszę iść do biura. – Rozumiem. Czyli że dzwonili do ciebie z biura? – Zgadza się. Do jutra, Maggie. Mówiąc to, wyszedł. Zamknęła za nim drzwi, odwróciła się i oparła o nie. Przyjemne mrowienie szybko minęło, a zamiast niego nieoczekiwanie pojawił się niepokój. Jego biuro? Nie wiedziała nawet, gdzie się mieści. Nigdy nie rozmawiał z nią o swojej pracy. Czy to nie dziwne? Większość mężczyzn lubi mówić o swoim zawodzie, a ilekroć pytała o to Dela, zawsze zmieniał temat. Po dwóch tygodniach nadal nie wie, co robi i w jaki sposób zarabia na życie. A właściwie dlaczego? zastanowiła się. Czy to możliwe, że... coś ukrywa?
Tajny a gent Kopc iuszka
69
Czyżby znów zaufała nie temu, komu trzeba? Ależ skąd! Przecież Del to nie Alan! Del to przyjaciel. Uprzejmy i wspaniałomyślny człowiek. Ugotował dla nich kolację, przyniósł wózek i wymasował jej ramiona. I czym mu się odpłaca? Podejrzliwością? Kątem oka spojrzała na stos książek i błyszczące fotografie, które dzisiaj przyniósł, i ogarnął ją wstyd. Del jest po prostu miłym facetem. Przychodzi z powodu swojej imienniczki, to wszystko. Dlatego w rozmowie omija tematy z życia prywatnego. Za to żywo interesuje się Delilą. Zresztą nie ma powodu, by cokolwiek przed nią ukrywał. Powiedział, że nie jest żonaty, ale jeśli nawet skłamał, to co z tego? Są przyjaciółmi, nic poza tym. – Trochę ci to zajęło czasu – zauważył Bill. – Gdzie byłeś? – W Astorii. – Oczywiście u Maggie. – Tak. I nie zajęło mi to wcale tak dużo czasu. Tyle co jazda metrem z Queens. Nie dłużej niż dojazd taksówką z hotelu, więc czym tu się przejmować? – Kto się przejmuje? Chyba że każesz mi oglądać kolejne zdjęcia małej. Del postanowił nie wyciągać dodatkowego kompletu odbitek, które zrobił dla siebie. Odłożył aparat na półkę, tę samą, na której trzymał swój karabin. – Co nowego? – Nie mamy jeszcze pewności – odparł Bill. – Ale pomyślałem, że po tak długim czasie, jaki spędziliśmy, wpatrując się w puste okno, możesz zechcieć zobaczyć to
70
In grid Wea ver
na własne oczy. Del pozdrowił dwoje agentów, zajmujących stanowiska przy oknie. Specjalna folia odblaskowa, umieszczona między sprzętem monitorującym i szybą, odbijała dzienne światło, czyniąc wnętrze mieszkania niewidocznym od zewnątrz. Natomiast widok w drugą stronę był nieograniczony. W mieszkaniu, które obserwowali, Del dojrzał poruszający się cień. – Wreszcie coś się tam dzieje – powiedział. – Święte słowa – zauważył Bill, podając mu lornetkę. – Jeszcze nawet nie jest ciemno, a karaluchy wypełzają ze swojej nory. – To Simon? – Za dobrze by było. Przez lornetkę Del mógł wyróżnić krępą sylwetkę poruszającą się wzdłuż jednej ze ścian głównego pokoju. Osoba ta mogła mieć sto siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu. Poczuł się bardzo rozczarowany. Według relacji świadków, którzy na własne oczy widzieli Simona – i przeżyli, by móc o tym opowiedzieć – Simon był wyższy, mierzył jakieś sto osiemdziesiąt pięć centymetrów Błysnęło coś metalowego. Del nastawiał ostrość, aż ujrzał cienki pręt, wygięty w kształcie litery ,,U,,, przyczepiony do skrzyneczki w ręku mężczyzny. Niebieski wytatuowany wąż oplatał jego przedramię. – Co on robi? – Szuka podsłuchów . Del opuścił lornetkę. – Domyślają się czegoś? – Chyba nie – odparł młody blond agent, monitorują-
Tajny a gent Kopc iuszka
71
cy kierunkowy mikrofon. – Nasz gość wygląda na wyluzowanego. Pogwizduje sobie. – To może być rutynowe sprawdzanie – powiedział drugi agent, którym była wysoka, licząca niewiele ponad dwadzieścia lat kobieta. – Język jego ciała nie wskazuje na to, żeby się spodziewał jakichś kłopotów. – Jonasz miał rację, sugerując, żebyśmy nie instalowali u nas podsłuchu – zauważył Bill. – W przeciwnym razie, namierzyliby nas. – Nie spotkałem nigdy Jonasza – powiedział blondyn. – Słyszałem, że ma jakąś ułomność i że wycofał się z pracy w terenie, żeby kierować agencją. – A ja słyszałam, że tak naprawdę Jonasz nie istnieje– odparła jego towarzyszka. – Ktoś inny mówił jeszcze, że Jonasz to kobieta – powiedział blondyn. Bill wyjął fajkę i starannie postukał cybuchem. – Tak naprawdę jest klonem trzech ostatnich szefów – powiedział ze śmiertelną powagą. -Każdemu z nich, gdy byli rekrutowani, pobrano wycinek tkanki, na wypadek, gdyby w przyszłości okazała się potrzebna. Oczywiście, przeprowadziła to ściśle tajna, eksperymentalna grupa, w laboratorium z pięćdziesiątej pierwszej strefy. Oboje młodzi agenci odwrócili się i wyczekująco spoglądali na niego. Del zdusił śmiech. Dla wyższych rangą agentów operacyjnych SPEAR Jonasz był głosem z instruktażowej taśmy, a także autorytetem z informacyjnego biuletynu. Tylko niewielu rozmawiało z nim bezpośrednio, nikt zaś nie spotkał go twarz w twarz. Del i Bill byli w organizacji dostatecznie długo, by wiedzieć, że Jonasz
72
In grid Wea ver
jest zwykłym człowiekiem, bez reszty oddanym agencji, którą kieruje od ponad dziesięciu lat, ale ponieważ przeszłość Jonasza okryta była tajemnicą, spekulowanie na temat jego tożsamości stało się swego rodzaju tradycją wśród młodego narybku. Spoglądając na Dela, Bill uniósł brew. – I pomyśleć, że metoda klonowania została zakupiona właśnie tutaj, w Nowym Jorku. – Ach tak? – Od dżentelmena, który również sprzedał brooklyński most. Blondyn zaklął pod nosem i mocniej przycisnął słuchawki do uszu. Kobieta chrząknęła i odwróciła się do teleskopu. – Teraz obiekt przesuwa się w głąb pokoju – prawie warknęła. – Takie sprawdzanie może oznaczać, że wkrótce spodziewają się Simona – powiedział poważnie Del. – Możliwe – przytaknął Bill. – Oby się nam wreszcie poszczęściło. Del jeszcze raz wycelował lornetkę, tym razem koncentrując się na ulicy. Najpierw popatrzył na pierwsze z brzegu postacie. Kiedy nikt nie zwrócił na niego uwagi, zaczął obserwować ruch, zarówno pieszy, jak i kołowy, wypatrując jakichś powtarzających się zachowań. – Moim zdaniem w najbliższym czasie nie wydarzy się nic poważniejszego – powiedział. – W polu widzenia nie dostrzegam żadnych posiłków. Nasz wytatuowany gość zdaje się działać w pojedynkę. – Wielka szkoda. – Niekoniecznie – zauważył Del. – Skoro jest sam,
Tajny a gent Kopc iuszka
73
łatwiej będzie go śledzić po wyjściu. Kwadrans później Del maszerował chodnikiem z gazetą pod pachą i z opuszczoną głową. Szedł szybko, sprawiając wrażenie człowieka, który dokładnie wie, dokąd idzie, i niczym nie przyciąga uwagi zwierzyny, gdyby ta chciała odwrócić się za siebie. Mężczyzna zatrzymał się jeden raz, przy wejściu do metra, ale Del przeszedł tuż koło niego i, nie rozglądając się na boki, zszedł po schodach. Manewr opłacił się. Gdy po paru chwilach również mężczyzna zszedł na dół, Del bez trudu wsiadł za nim do wagonu. W ciągu kolejnych trzech godzin Del dotarł za mężczyzną do porno – kina w pobliżu pętli autobusowej przy Porte Authority, do sali bilardowej w Bronxie i wreszcie do zaniedbanego budynku mieszkalnego po drugiej stronie stacji benzynowej. Wszystko wskazywało na to, że mężczyzna jest płotką w organizacji Simona, ale im mocniej SPEAR zaciągnie sieci, tym szanse Simona na znalezienie kryjówki będą mniejsze. Mężczyzna na siedzeniu pasażera pstryknął zapalniczką – znak, że Del nie jest już potrzebny. Mógł więc wrócić do hotelu. W pokoju nie zastał wiadomości od Maggie. Nie spodziewał się zresztą i rozumiał dlaczego. Po poprzednim doświadczeniu z rezerwą odnosi się do ich przyjaźni, choć, jak mu się zdaje, stopniowo zaczyna mu ufać. Jakby się poczuła, dowiedziawszy się, że ją okłamuje? Zmusił się, by oddalić od siebie poczucie winy. Nie krzywdzi jej przecież. Dlaczego miałby się czuć winny? Pokręcił głową, rozluźniając sztywny kark. Zrzucił buty, rozebrał się do bokserek i położył się na podłodze.
74
In grid Wea ver
Powiedział Maggie, że gimnastyka pomaga mu rozładować napięcie. Ostatnio robił to każdego wieczoru. Zaczął od pompek. Następnie przekręcił się na plecy i szykował się do skłonów w pozycji siedzącej, gdy jego wzrok padł na dwie fotografie, które postawił na nocnej szafce. Na jednej Maggie kołysała Delilę w ramionach. Zrobił je w dzień po przywiezieniu ich do domu ze szpitala. Maggie miała jeszcze podkrążone oczy, ale jej twarz promieniała nieskrywaną miłością do dziecka. Maggie była stworzona do macierzyństwa. Z jej ust nie padła jedna skarga na nieprzespane noce, ani na nieustanną krzątaninę przy małej. Del robił wszystko, żeby jej pomóc, bliski był nawet zatrudnienia gosposi... albo wprowadzenia się samemu. I, Bóg mu świadkiem, ta ostatnia opcja z każdym dniem wydawała się coraz bardziej kusząca. Kiedy wracał od Maggie, sterylna cisza hotelowego pokoju coraz bardziej mu doskwierała. Ale Maggie była urodzoną matką, a on nigdy nie będzie ojcem. Założył ręce pod głowę i zrobił skłon do przodu, napiął mięśnie brzucha. Stopniowo zwiększał tempo, aż na czole i górnej wardze poczuł kropelki potu. I znów jego wzrok powrócił do fotografii na stoliku. Maggie nie widziała drugiego zdjęcia. Było jednym z trzech, które zrobiła, i jak cała reszta wyszło znakomicie. Zrobiła je tuż po tym, jak nauczyła go zmieniać pieluszkę Delili, i po raz pierwszy powierzyła mu to zadanie. Właśnie przebrał małą w świeże śpioszki i trzymał ją na ręku w sposób, w jaki pokazała mu Maggie.
Tajny a gent Kopc iuszka
75
Kiedy po raz pierwszy zobaczył zdjęcie, z trudem siebie rozpoznał. Nie miał w sobie nic z człowieka polującego na terrorystów. Tutaj był młodszy. Szczęśliwszy. Bardziej zrelaksowany. Czy dostawał to wszystko od Maggie i Delili? A co im w zamian dawał? Przyjaźń, trochę rzeczy dla dziecka... i ciągłe oszustwo. Ale nie miał wyboru. Musiał skłamać na temat tych zdjęć. Detektywom tajnych agencji rządowych nie było wolno się fotografować. Podobnie, jak nie mógł jej dać numeru swojej komórki. Była zmodyfikowana, i choć wyglądała na zwyczajną, specjalnie zakodowany system gwarantował absolutne bezpieczeństwo. Dostęp do niej mieli tylko wybrani. Dla zrobienia zdjęć dziecka Del odstąpił od reguły, pożyczając jeden ze służbowych aparatów. Tym bardziej nie mógł narażać siebie ani kogokolwiek, podając swój numer kontaktowy. Nie lubił okłamywać Maggie. Dlatego, ilekroć pytała o jego pracę, zmieniał temat. Efekt był taki, że czuł się jeszcze gorzej. Była taka prostolinijna i dobra z natury, że zasługiwała na coś lepszego. Jakże skończonym durniem i egoistą musiał być ojciec dziecka! Sądząc po jej stosunku do małej, Del gotów był się założyć, że Maggie może być namiętną kochanką. Zmysłową i nie zmanierowaną. Teraz, po urodzeniu, pozostała jej lekka nadwaga, czyniąc jej piersi i biodra bardziej kobiecymi. Była kobietą w pełni. Piękną. Dojrzałą. Pociągającą. Pociągająca? Do licha, nie powinien był jej dzisiaj dotykać. Była
76
In grid Wea ver
spięta, chciał tylko, żeby się rozluźniła. Ale gdy raz zaczął masaż, nie mógł skończyć. Dwa tygodnie temu powiedział Billowi, że wszelkie erotyczne myśli o Maggie byłyby nie na miejscu. Za bardzo ją szanuje, by wykorzystywać ich zażyłość. Chce być tylko jej przyjacielem. Zaciskając szczęki, wstał i udał się pod prysznic. – Jej przyjacielem – powtórzył, stając pod gorącą wodą. Dla człowieka, który, jak mówią, w sytuacjach na śmierć i życie ma nerwy ze stali, trzymanie się na wodzy przy Maggie powinno być łatwe. Żeby bardziej zrelaksować ciało, puścił na siebie strumień lodowatej wody.
Rozdział piąty
Maggie stała przed barem i patrzyła przez szybę na to, co dzieje się w środku. Nieznana kobieta w średnim wieku zbierała naczynia ze stolika. Za ladą Laszlo parzył kawę, a przy kasie Joanne szczebiotała z parą klientów. Było wczesne przedpołudnie, a więc już po śniadaniu, a jeszcze przed lunchem, zatem ruch był nieduży. Ostatni raz była tu prawie cztery tygodnie temu, kiedy urodziła się Delilah. Popatrzyła na swoje odbicie: ta sama krótka, praktyczna fryzura, trochę szczuplejsze policzki, no i przede wszystkim inna figura. Gdy ostatni raz przekraczała ten próg, prawie nie mieściła się w drzwiach! Ale najważniejsze było to, że teraz nie wchodziła tu sama. Spojrzała z uśmiechem na swoją córeczkę. Mała leżała w wózeczku i wpatrywała się w zawieszony nad nią sznurek kolorowych koralików. Był piękny majowy dzień, niebo było czyste i świeże, i nawet na Manhattanie czuło się wiosnę. A dobry humor Maggie wynikał nie tylko z ładnej pogody. Wspominała
78
In grid Wea ver
niedawne dżentelmeńskie zachowanie Dela, kiedy w jej mieszkaniu nieoczekiwanie pojawił się Alan. Przeżyła to spotkanie bez większego wrażenia i stać ją było, by godnie, a nawet z pewną satysfakcją zakończyć całą sprawę. Także krótkie drzemki, na które mogła sobie pozwolić podczas codziennych odwiedzin Dela, pozwalały jej złapać oddech i czuć się jak człowiek. Prawdę mówiąc, czuła się tak dobrze, że była gotowa stawić czoło gburowatym uwagom Laszlo. – No co, Delilah? – zapytała, kierując wózek w stronę drzwi. – Chcesz poznać miejsce, w którym zawarłyśmy znajomość? Zabrzęczał dzwonek nad drzwiami, gdy klienci, którzy przed chwilą stali przy kasie, opuszczali lokal. W tej samej chwili, gdy Maggie wjeżdżała do środka, Joanne podniosła wzrok. – Maggie! – krzyknęła, wyskakując zza lady, żeby uścisnąć koleżankę. – Co za niespodzianka! Ty i mała! Ale fajnie! – Witaj, Joanne – powiedziała Maggie, a następnie dodała głośniej: – Witaj, Laszlo. Odwrócił się. Drgnął wąsem, co miało oznaczać uśmiech. – Jak sie masz, Maggie? – Świetnie, dzięki. – Pokaż dzieciaka – powiedział i wycierając w fartuch ręce, podszedł do nich. Przyjrzał się bacznie Delili. Mała z powagą odwzajemniła spojrzenie, zezując przez chwilę z wysiłku. Chrapliwy, niski dźwięk – osobliwa wersja chichotu – dobył się z piersi Laszlo. – Oho, bystra dziewczynka.
Tajny a gent Kopc iuszka
79
– Istny geniusz – przyznała Maggie. – Dobra, dobra. – Odchylił fartuch i z kieszeni wyłuskał monetę. – Masz – powiedział, wciskając ją Maggie. – Wrzuć dziecku do świnki. – Laszlo, na miłość boską – żachnęła się Joanne. – Tylko ćwierciaka? – Dziecku tradycyjnie ofiarowuje się srebro – odparł, przekrzywiając głowę i poruszając to jedną, to drugą brwią do Delili. Maggie zaśmiała się i pocałowała Laszlo w policzek. Chrząknął z zadowoleniem, ukazując w uśmiechu złoty ząb, po czym wrócił do pracy za ladą. Kobieta, która sprzątała ze stołu, przystanęła po drodze. – Jakie zadbane i zdrowe dziecko. Twoje? – Tak – z dumą odrzekła Maggie, schylając się i biorąc Delilę na ręce. – Och, daj mi ją potrzymać – poprosiła Joanne. Wzięła ostrożnie małą i pokołysała w ramionach. – Witaj, promyczku. Jeśteś najciudniejsim, najśłodsim maleństwem. – Wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale do dziecka nie trzeba szczebiotać – powiedziała druga kobieta. – To tylko opóźnia jego rozwój. Joanne popatrzyła na Maggie i przewróciła oczami. – To Edith – powiedziała półgłosem, gdy kobieta poszła dalej. – Zastępuje ciebie. W tym tygodniu. – W tym tygodniu? – zdziwiła się Maggie. – To już piąta, odkąd odeszłaś – wyjaśniła Joanne. – Zdziwiłabym się, gdyby dotrwała do weekendu. – Dlaczego? Czego jej brak?
80
In grid Wea ver
– Według niej niczego. Chodząca doskonałość, rozumiesz. Tylko Edith zna się na wszystkim. Ułożyła małą w wózeczku, objęła Maggie ramieniem i zwróciła się w stronę drzwi. – Wyjdźmy stąd, zanim Laszlo jej także nie wywali. – Joanne! – wrzasnął Laszlo. – Kolej na moją przerwę – odkrzyknęła przez ramię, otwierając drzwi. Wstrzymując śmiech, wypchnęła wózek na dwór. Dopiero na chodniku zaczęły chichotać bez opamiętania. – Och, Maggie, stęskniłam się za tobą – powiedziała wreszcie Joanne. – Jest tak inaczej bez ciebie. – Ja też się stęskniłam – odpowiedziała Maggie. – Nie wierzę. Pewnie masz huk roboty przy tym aniołku i w ogóle o nas nie myślisz. A tak na marginesie, wspaniale wyglądasz. – Dziękuję. – A ja ci strasznie zazdroszczę. Jak ci się udało zrzucić wagę w ciągu trzech tygodni? – Och, jeszcze daleka droga. Na razie nie mieszczę się w żadnym ubraniu sprzed ciąży. – Ale wszystko masz na właściwym miejscu. Karmisz piersią, prawda? Maggie spojrzała na dopinające się z trudem guziki na piersi i znów się zaśmiała. – Po czym poznałaś? – Poza tym, co widać? Powiedziałabym, że po tym blasku, który z ciebie emanuje. Wyglądasz naprawdę wspaniale, tak jakby twoje pola energetyczne znajdowały się w idealnej równowadze. Pomimo, jak sądzę,
Tajny a gent Kopc iuszka
81
nieprzespanych nocy, macierzyństwo wyraźnie ci służy. Aż dziw, że tak dobrze sobie radzisz. – Robię to dla Delili, więc prawie nie czuję wysiłku. Poza tym Del bardzo mi pomaga. – Del? – powtórzyła Joanne. – Mówisz o naszym kowboju? Maggie potrząsnęła głową. – On jest bardziej jak rycerz, Joanne. Miły, dobry i uważający. To bardzo sympatyczny człowiek. – Sympatyczny? Sympatyczne mogą być niezamężne ciotki, Maggie. Faceci z wyglądem Dela to coś znacznie więcej. I zwykle chcą czegoś znacznie więcej. – Ale nie Del. To prawdziwy przyjaciel. Rozpieszcza małą, jak może. Obrzuca ją prezentami. – Nie! Naprawdę? – I robi dla mnie kolację co najmniej trzy razy w tygodniu. – Rozumiem teraz, dlaczego przestał zaglądać do naszego baru. – Jest naprawdę cudowny. Przewija Delilę, czasami robi za mnie pranie. Po wizycie Alana dopilnował, żeby zmieniono zamki i... – Zaczekaj chwilę. Alan zaglądał tu w ubiegłym tygodniu, ale nie chciałam z nim mówić. Czwarta dziewczyna, zatrudniona na twoje miejsce, rozmawiała z nim. Została wyrzucona, bo zjadała więcej, niż podawała. Zresztą nie sądziłam, że będzie miał czelność pokazać się u ciebie. No i co? – Nic. Kazałam mu się wynosić, a Del tego dopilnował. – To Del był w tym czasie?
82
In grid Wea ver
– Przychodzi codziennie. – I tylko jako przyjaciel? – Tak. – Jesteś pewna? – Absolutnie. – I to jest to, czego chcesz? Zawahała się, zanim odpowiedziała. – Oczywiście, że tak. Joanne parsknęła z niedowierzaniem. – Mówię poważnie – żachnęła się Maggie. – Nie zamierzam angażować się w żaden związek z mężczyzną. Spójrz na mnie. Oprócz śmiechu wartych cycków, mam rozhuśtane hormony, które fermentują we mnie jak drożdże. Najważniejszym moim celem jest dziecko. Jeszcze tylko brakowało, żebym wdała się w romans! Joanne popatrzyła na nią w milczeniu. Zmieniły się światła, przetoczył się strumień ludzi, a one stały i gadały. – To naprawdę byłoby głupie – ciągnęła Maggie. – Poza tym, nie znam się na mężczyznach. Alan okazał się pomyłką. Powinien był mnie wyleczyć ze wszelkich iluzji o królewiczu z bajki. Joanne zaczęła się uśmiechać. – Nie kpij sobie – powiedziała Maggie. – Poza tym to jest najmniej odpowiednia chwila. Gdybym nawet wykrzesała z siebie całą energię i przymierzyła się do czegoś poważnego z Delem, i tak bym to popsuła. A Del jest takim miłym człowiekiem. – Jest miły? – Tak. Strasznie. Żebyś widziała, jak się czerwieni, ilekroć mówię o karmieniu Delili. – Kowboj Del się czerwieni? Nigdy bym go o to nie
Tajny a gent Kopc iuszka
83
posądzała! – No może niezupełnie. Raczej się rumieni. – Popatrz, popatrz! Interesujące... – To jest urocze. Żyły na szyi zaczynają mu pulsować, a jego głos staje się odrobinę niższy. Ma cudowny głos. Taki kojący i zarazem pobudzający. Jak jego dotyk. – Ach, tak. Dotyka cię. – Tylko jak przyjaciel. – Jesteś tego pewna? – Absolutnie. Myślę nawet, że byłby zaszokowany, wiedząc, jak czasami spoglądam na jego ręce i myślę sobie... no nie... – Co sobie myślisz, Maggie? – Jak silne i delikatne są jego ręce, i jak dobrze byłoby je poczuć... – O, kochana – powiedziała Joanne, delikatnie trącając ją łokciem. – Szkoda, że siebie nie słyszysz. Jesteś w nim już prawie zakochana. – Nie, nie jestem – jęknęła Maggie. – Jak bym mogła! To by było nieszczęście. – Zdaje się, że bardziej usiłujesz przekonać siebie niż mnie. Dlaczego? Właśnie, dlaczego? Joanne ma rację, uświadomiła sobie Maggie. Czy rzeczywiście zakochała się w Delu? Ależ tak. Jakie to proste. W tak cudownym, miłym, dobrym człowieku jak Del, która kobieta by się nie zakochała? – Już ci powiedziałam, że nie jestem w formie i nie myślę o żadnym związku. Delilah i ja radzimy sobie świetnie bez niczyjej pomocy. – Ale wkrótce będziesz w formie, a skoro już pojawił
84
In grid Wea ver
się odpowiedni mężczyzna, może powinnaś go zatrzymać. – Ale on nie jest odpowiednim mężczyzną – zmartwiła się Maggie. – Przebywa w Nowym Jorku tylko czasowo. I chce być tylko moim przyjacielem. – Jesteś tego pewna? – Tak. – Hmm. – Co to miało znaczyć? – zapytała Maggie. – Nie jest żonaty, prawda? – Tak przynajmniej twierdzi. – Nie jesteś pewna? – zaniepokoiła się Joanne. – Niewiele o sobie mówi, a ja nie pytam. Nie moja sprawa. Nawet nie wiem, gdzie dokładnie pracuje ani gdzie mieszka, kiedy nie jest w podróży służbowej. – Nie rozumiem. Jeśli przychodzi do ciebie codziennie i tak bardzo się zżył z wami, chyba masz prawo wiedzieć o nim trochę więcej? – Czułabym się nie w porządku, wsadzając nos w nie swoje sprawy. – Daj spokój! Czego się boisz? Że okaże się drugim Alanem? – Alan to kłamca. Del nie kłamie. Po prostu zachowuje się... z rezerwą. – Myślisz, że coś ukrywa? – Nie powinien. Jest takim miłym człowiekiem – Maggie odpowiedziała po krótkim namyśle. – Ale? – naciskała Joanne. – Usłyszałam w twoim tonie jakieś ,,ale,,. – Nie, nic. Jest miłym człowiekiem i dobrym przyjacielem.
Tajny a gent Kopc iuszka
85
– Tak twierdzisz, a ja słyszę coś innego. Jeżeli masz jakieś wątpliwości, powinnaś je wyjaśnić, i to dla własnego dobra. Jeśli naprawdę jest wspaniałym facetem, musisz być tego pewna. Zanim zakochasz się w nim po uszy. – Więc co mam zrobić? Posadzić Dela na twardym krześle, zapalić mu lampę prosto w oczy i urządzić mu przesłuchanie? Skatować go gumowym szlauchem? – Nie, ale na początek mogłabyś się dowiedzieć, dokąd chodzi, gdy nie jest u ciebie. – A niby jak? – Nic prostszego. Możesz go śledzić i przekonać się na własne oczy. – Co? – Maggie odwróciła się błyskawicznie. – Ojej! Jakby wywołany spod ziemi ich rozmową, pojawił się Del we własnej osobie. Kroczył chodnikiem z komórką przy uchu. Maggie wstrzymała oddech. Powinna była wiedzieć, że w tej okolicy może się na niego natknąć. Przecież pracuje gdzieś w pobliżu. Ale dlaczego nie podał jej adresu biura, ani nawet nazwy firmy? A może telefony, które odbierał u niej w domu, wcale nie pochodzą z biura? A co jeśli ma żonę, tak jak Alan? Może wszystko, co jej opowiedział, jest kłamstwem? Może nie powinna mu była zaufać? A z drugiej strony... jest taki miły. Pomaga jej, jak może. Ale czy nauczka, jaką otrzymała od Alana, nie wystarczy, żeby przestać ślepo wierzyć każdemu? Trzeba przyznać, że rada Joanne nie pozbawiona jest sensu. Tylko to poczucie winy... – No, idź – powiedziała Joanne, popychając ją lekko.
86
In grid Wea ver
– Zmierza w stronę metra. Druga taka okazja może się nie powtórzyć. xxx Del włożył żeton do otworu i popchnął kołowrotek. Po uważnym przyjrzeniu się tłumowi, oparł się plecami o filar i czekał na pociąg. Miał spotkanie kwadrans po jedenastej. A więc dobre pół godziny, żeby dotrzeć na miejsce. Zwykle nie zajmował się zbieraniem informacji, ale gdy nadarzyła się okazja, chętnie z niej skorzystał. Od wpatrywania się w puste mieszkanie robiło mu się niedobrze. Tracił także cierpliwość. Myśliwy jest cierpliwy, powtarzał sobie. Myśliwy nie traci zimnej krwi. Ale minęły cztery tygodnie od czasu, gdy Simon podłożył bombę w magazynie, i nic się nie wydarzyło. Wreszcie coś powinno drgnąć. Napięcie stawało się trudne do wytrzymania. Del był uczciwy wobec siebie i miał świadomość, że jego problem nie jest związany z Simonem. Jego głównym problemem była Maggie. Nie przestawał o niej myśleć. Nieoczekiwanie ona i Delilah stały się najważniejszą częścią jego życia. Cenił sobie jak skarb czas spędzony z nimi obiema, nawet jeśli coraz trudniej przychodziło mu kontrolować i ukrywać pragnienie, jakie w nim budziła Maggie. Tak bardzo chciałby ją pocałować. Do licha, nie tylko! Po prostu pragnął jej. Na własne życzenie zapędził się w przysłowiowy kozi róg. Uważa go za rycerskiego mężczyznę. Nie potrafiłby wykorzystać sytuacji. Ma przecież sumienie. Ma też skrupuły.
Tajny a gent Kopc iuszka
87
Zaklął pod nosem i zacisnął szczęki. Ponownie rozejrzał się po peronie. Przez moment wydawało mu się, że widzi Maggie. Ale to było złudzenie. Do diabła! Zaabsorbowanie Maggie zaczyna rzutować na jego pracę! Trzeba z tym skończyć. Od nadjeżdżającego podziemnego pociągu zadrżała podłoga. Wsiadł do pierwszego z brzegu wagonu z postanowieniem zapomnienia o Maggie na czas pracy. W następnym wagonie Maggie wyminęła grupkę nastolatków, usiadła na wolnym miejscu, przyciągnęła wózek i zaciągnęła hamulec. Przez brudną szybę drzwi dzielących oba wagony dostrzegła Dela. Stał tyłem. Ubrany w kremową koszulę i spodnie khaki wyglądał pociągająco i schludnie jak zawsze, a jednak różnił się od mężczyzny, który odwiedza ją co dzień. Wydawał się... twardy, czujny. W sposobie, w jaki się poruszał, w jaki się trzymał, rzeczywiście było w nim coś z kowboja, z bezwzględnego rewolwerowca, śledzącego horyzont i wypatrującego ofiary. Oparła się o siedzenie, opamiętała się. Oszalała? Co jej strzeliło do głowy, żeby śledzić Dela? A jeśli ją zobaczy? Jak się z tego wytłumaczy? Z drugiej strony, Joanne ma rację. Maggie musi to zrobić, dla dobra Delili, jak i dla siebie. Zanim się na dobre zakocha, warto by wiedzieć, z kim ma do czynienia. Wystarczy, że już raz się nacięła. Poza tym było za późno, żeby się wycofać. Del właśnie wysiadał z wagonu. Szybko zwolniła hamulec wózka i wmieszała się w tłum, przekonana, że Del opuści stację. Tymczasem
88
In grid Wea ver
on przeszedł na przeciwległy peron i wsiadł do innego pociągu. W ciągu pół godziny jeszcze trzykrotnie zmieniali pociągi. Tylko cudem nie doszło do wpadki; ratował ją jej nieduży wzrost i dobra znajomość metra. Gdy wreszcie wysiedli i gdy się okazało, że znajdują się nieopodal miejsca, z którego wyruszyli, zaczęła podejrzewać, że może pomylił trasę. Po wyjściu z metra z trudem za nim nadążała. Raz, na przejściu przez jezdnię, gdy autobus zasłonił jej widok, straciła go z oczu, ale już po chwili dostrzegła go zmierzającego w stronę manhattańskiego oddziału nowojorskiej biblioteki publicznej. Zamiast wejść do środka, zatrzymał się u podnóża schodów i z tylnej kieszeni spodni wyjął mapę. Rozłożył ją i czytał ze spuszczoną głową. Przed nim zatrzymała się para starszych ludzi, wyglądających na turystów. Wykonał nieokreślony ruch ręką, następnie, zanim poszli dalej, wzruszył ramionami w przepraszającym geście. Postał jeszcze parę minut, wreszcie złożył mapę i znów ruszył przed siebie. Westchnęła i popchnęła wózek do przodu. Dotarła za nim do restauracji niedaleko dzielnicy teatrów. Okazało się, że nie przyszedł na spotkanie z kobietą. Podszedł prosto do stolika, przy którym siedział łysiejący mężczyzna w średnim wieku, podobny do jej dawnego nauczyciela angielskiego. Bojowy nastrój, w jakim wyruszyła w drogę, powoli minął pod ciężarem poczucia winy. Jak dotąd Del nie zrobił nic takiego, co mogłoby wzbudzić podejrzenie. Jednocześnie, nie zrobił też nic, co by rozwiało jej
Tajny a gent Kopc iuszka
89
obawy. Przy stoliku, w odległym rogu restauracji, Del wyjął z mapy zakodowaną informację, którą wsunęli mu rzekomi turyści. Ukrył ją w dłoni i przekazał Billowi. – Sam to rozszyfrujesz? – Czemu nie? Wiesz, że bezczynność prowadzi do złego. – Tak, wiem, ale chyba nie pijesz do mnie. Bill opuścił głowę. – Kiedy się nie pracuje, wtedy diabeł harcuje – wygłosił znaną tylko sobie sentencję, niezauważenie wsuwając informację do kieszeni spodni. – Nareszcie coś, co nie brzmi jak Szekspir. – Nie, to moja babka – odparł Bill. – Przekazanie szyfru odbyło się bez problemu? – Wszystko poszło jak w zegarku. Przyjechałem na spotkanie metrem. – Metrem? Szybciej dotarłbyś piechotą. – Taka standardowa procedura to najlepszy sposób na pozbycie się ewentualnych ogonów. – To także o wiele ciekawsze niż bezczynne wpatrywanie się w puste ściany mieszkania. – Święta prawda. A wideokamery robią za nas robotę. – Ale kamera nie naciśnie spustu. Del pokiwał głową. – Przypomniałeś mi o czymś. Umówiłem się przed południem na strzelanie do celu z dużej odległości. – Porozmawiam z drugą ekipą i przełożę twoją zmianę. – Dzięki. – Nie ma sprawy. Wątpię, żeby cię miało ominąć coś
90
In grid Wea ver
bardzo ekscytującego. – To czekanie działa mi na nerwy. Ucieszę się, kiedy już będzie po wszystkim. – Odniosłem wrażenie, że nie tracisz czasu. Jak tam Maggie i dziecko? – Świetnie – odparł Del. Potarł oczy. To napięcie naprawdę zaczyna dawać się we znaki. Przez sekundę wydawało mu się, że widzi odbicie Maggie w lustrzanych płytach ściany. – Delilah jest rozkoszna. Mam parę zdjęć. Przyniosę je wieczorem... – Nie, nie, dziękuję – wyrwał się Bill. – Nie trudź się. Del uśmiechnął się w duchu. Straszenie Billa fotografiami dziecka zaczynało go bawić. Taka drobna zemsta za cytaty, którymi sypał od lat. – To żaden trud. Mam dodatkowy komplet odbitek. – Ale to naprawdę nie jest konieczne. – Wzrok Billa powędrował ponad ramieniem Dela. – O wiele przyjemniej jest popatrzeć na oryginał. – Co to znaczy? – Czy to nie Maggie kryje się tam, za rośliną? – Ruchem głowy wskazał wejście do restauracji. Del odwrócił się. Tym razem to nie było złudzenie. Maggie rzeczywiście tu była. Stała właśnie w drzwiach i studiowała menu, wypisane kredą na czarnej tablicy. – Zaprosiłeś ją? – zapytał Bill. – Skądże. – A ile razy zmieniłeś pociąg? Del skrzywił się. – To jakiś zbieg okoliczności. Nie mogła mnie śledzić. Bo i po co? Bill zachichotał.
Tajny a gent Kopc iuszka
91
– Nic dziwnego, że nie możemy przygwoździć Simona, jeśli taka mała kelnerka z Queens potrafi przechytrzyć super agenta. Del nie przyłączył się do śmiechu Billa. Sytuacja bynajmniej nie wydała mu się zabawna. W tej chwili Maggie podniosła wzrok. Poprzez opadające liście paproci napotkała jego spojrzenie. Del nie miał wyboru. Podniósł rękę i pomachał na powitanie. Taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Dotąd udawało mu się całkowicie separować świat Maggie i świat SPEAR. Ale teraz te światy się zderzyły.
Rozdział szósty
– Maggie – powiedział, wstając z krzesła, kiedy podeszła bliżej. – Co za miła niespodzianka. – Cześć, Del. – Jej uśmiech zdawał się wymuszony. – Nie chcę przeszkadzać. – Nie przeszkadzasz. Właśnie zamierzaliśmy zamówić kawę. – Wskazał na Billa. – To jest... mój kolega. Bill Grimes. – Witaj, Maggie – powiedział Bill, przybierając swój najbardziej dobrotliwy wyraz twarzy. – Możesz mnie nie pamiętać, ale zaglądałem do baru, w którym pracowałaś. – To dlatego wydałeś mi się znajomy – odrzekła Maggie. – Miło cię znowu widzieć. – Mnie także. Przyjmij moje gratulacje. Masz piękną córkę. – Dziękuję. Bill przysunął dodatkowe krzesło. – Przysiądź się do nas. – Och, nie mogę. Muszę wracać z Delilą do domu. Odwiedzałam w okolicy przyjaciół, potem trochę space-
Tajny a gent Kopc iuszka
93
rowałam i wtedy zobaczyłam wchodzącego do restauracji Dela, więc postanowiłam się z nim przywitać. Wyrzucała słowa z pośpiechem i nienaturalnie podniesionym głosem. Jakby coś ukrywała. Czy Bill ma rację? zastanawiał się Del. Czy go śledziła? Co zobaczyła i jaki wyciągnęła wniosek? Ustawił wózek z boku i wziął Maggie za ramię, sadzając ją na krześle. – Odwiozę cię taksówką, jak tylko będziesz musiała iść – powiedział. – To, hmm, miło z twojej strony, Del, naprawdę. – Szkoda, że wcześniej na ciebie nie wpadłem. Kręciłem się w kółko, zanim tutaj trafiłem – powiedział, uważnie obserwując jej twarz. Ściągnęła na moment wargi, po czym spojrzała na niego, jakby z poczuciem winy. Do diabła, pomyślał. Obserwowała mnie. Śledziła. Od jak dawna to robi? I dlaczego? Jej wtargnięcie i naruszenie ich systemu bezpieczeństwa jest całkowicie niegroźne, to pewne. Gwarantuje za to własną głową. Maggie nie wie nic o SPEAR. Nie powinna. Tylko garstka ludzi z najwyższych sfer rządowych wie o istnieniu organizacji. Z pomocą przyszedł mu Bill. – Tak, tak, w głębi duszy Del jest nadal farmerskim dzieckiem – powiedział ze śmiechem. – Gubi się w wielkim mieście. Uśmiech Maggie nie był już taki wymuszony jak na początku. – Praca, która wymaga tak wiele podróżowania, musi być męcząca. Nigdzie nie zagrzewa się miejsca i nie poznaje się go do końca.
94
In grid Wea ver
– Ach. Domyślam się zatem, że Del opowiadał ci o naszej pracy – skonstatował Bill. – Trochę. Ty też jesteś konsultantem? – Pracujemy w tym samym pokoju – gładko odparł Bill. – Musicie być rzeczywiście bardzo zapracowani. Jest wielkie zapotrzebowanie na tego rodzaju produkty. – Tak, to prawda. Mamy wielki boom w interesie. Del spojrzał z poirytowaniem na wspólnika. Zrozumiał aluzję Billa do wybuchu bomby w magazynie, ale uznał, że w tej sytuacji takie poczucie humoru jest nie na miejscu. – Elektronika szybko idzie do przodu – powiedział. – Jesteśmy w czołówce, to prawda – dodał Bill. – Na przykład, wczoraj... Cokolwiek Bill zamierzał powiedzieć, zostało to przerwane przez nagłe kwilenie. Obaj mężczyźni spojrzeli na wózek. Delilah leżała na plecach, zaciskała powieki i wciągała powietrze, szykując się do kolejnego krzyku. Maggie wzięła ją na ręce. Mała na chwilę się uspokoiła. – Przepraszam – powiedziała Maggie, podnosząc się z miejsca. – Lepiej będzie, jeśli wrócę z nią do domu. Pięć minut później Del wsiadał z Maggie do taksówki. Nie żałował, że rozmowa z Billem urwała się nagle. Nie zdążył zreferować wspólnikowi, jaką zmyśloną historię na temat ich pracy podał Maggie. Zaś biorąc pod uwagę szampański humor Billa, brnięcie w dalsze kłamstwa jeszcze by bardziej wszystko skomplikowało. Był to jeden z powodów, dla których agenci SPEAR
Tajny a gent Kopc iuszka
95
rzadko nawiązywali kontakty z ludźmi z zewnątrz. Na szczęście, tym razem nie stało się chyba nic złego. Informacja została odebrana zgodnie z planem, zaś Bill, z właściwą sobie niefrasobliwością, chyba przekonał Maggie o zgubieniu się Dela w drodze na spotkanie. Ale gdyby chodziło o coś więcej niż o proste, rutynowe przekazanie informacji? A gdyby Maggie, śledząc go, wpadła na coś znacznie poważniejszego? Przez niego ona i dziecko mogłyby się znaleźć w niebezpieczeństwie. Podczas gdy taksówka z trudem torowała sobie drogę w gęstym ruchu, Delilah nasiliła koncert. – Zdaje się, że nie jest w humorze – powiedział Del. – To prawda – przyznała Maggie, bujając dziecko. – Mogę w czymś pomóc? – Dzięki, Del, ale niewiele możesz zrobić, chyba że... – urwała, przenosząc wzrok z Dela na kierowcę. – Właściwie to tak. – Świetnie. Chcesz, żebym ją potrzymał przez chwilę? – Nie. Chcę, żebyś usiadł przede mną. – Co takiego? – O tutaj – pokazała brzeg siedzenia, a sama wcisnęła się w kąt. – Po co? – Potrzebny mi jest parawan. – Nie rozumiem. – Ona jest głodna. Dlatego płacze. Minęła jej pora karmienia. Zajęło mu chwilę, zanim zrozumiał. A kiedy już dotarło, zaczerwienił się po uszy. – Chcesz ją nakarmić?
96
In grid Wea ver
Maggie szybko kiwnęła głową. Zaczęła rozpinać bluzkę. – Sytuacja jest krytyczna. Obawiam się, że żadna z nas nie może już czekać do powrotu do domu. Powinnam była wziąć butelkę, ale nie myślałam, że zabawimy tak długo. Del rzucił okiem na kierowcę, następnie odwrócił się bokiem do Maggie. Trzymając się ręką przedniego siedzenia, odwrócony plecami do Maggie, usiadł tam, gdzie mu wskazała. Zmieniła pozycję, przesuwając nogi w stronę jego biodra. – Nie przesunąłbyś się odrobinę w lewo? Posłuchał, opierając drugą rękę o drzwi auta. – O tak – powiedziała. Poczuł trącenie łokciem w plecy. Płacz Delili stawał się niemiłosierny. – Och, musisz się jeszcze odrobinę pochylić do przodu – powiedziała Maggie. Zrobił to. Poczuł za plecami lekkie poruszenie, a po dwóch sekundach krzyk Delili nagle ustał. Zapanowała zadziwiająca cisza. Jedynym dźwiękiem, oprócz ruchu ulicznego i buczenia silnika taksówki, było cichutkie, rytmiczne mlaskanie. Karmi swoje dziecko, pomyślał Del. Właśnie tu. Właśnie teraz. Tak blisko niego, że to słyszy. Tak blisko niego, że czuje jej ramię, którym trzyma Delilę przy piersi. Jej piersi. Rozpięła bluzkę i obnażyła sutek. Tuż za jego plecami. Maggie westchnęła.
Tajny a gent Kopc iuszka
97
– Dziękuję, Del. Już myślałam, że mnie rozsadzi. Na Boga, nie myśl o tym, nakazywał sobie Del. Siedział nieruchomo i nawet nie śmiał drgnąć. – Naprawdę powinnam była wcześniej wrócić do domu – powiedziała. – Biedna Delilah. Ssie, jakby przymierała głodem. Zamknął oczy. Nie, nie powinien myśleć, co dzieje się za jego plecami. Nie powinien myśleć o jej sutkach czy o piersiach. Po prostu karmi wygłodzone dziecko, spełnia funkcję, która jest zdrowa i naturalna dla kobiecego ciała... Powinien, ale nie może. Choć taksówka to jeden z tych żółtych kolosów krążących po Nowym Jorku, czyli że ma więcej miejsca z tyłu niż nowsze modele, to jednak co jakiś czas czuje ocierające się o biodro udo Maggie. A jej wciąż jeszcze bujne kształty sprawiają, że ślinka napływa mu do ust. Jakie by to było uczucie, gdy oplotła go obiema nogami? Wyobraźnia nie kazała mu czekać długo na odpowiedź. Udało mu się poczuć zapach jej nagiego ciała pod rozpiętą bluzką. Do tego stopnia, że na czole wystąpiła mu strużka potu. Jeszcze nigdy nie był tak do bólu świadomy jej kobiecości. Och, musi być namiętną kochanką. Naturalną i zmysłową, pozbawioną fałszywej skromności czy wstydu, gdy chodzi o zaspokojenie fizyczne. Każdy mężczyzna byłby zaszczycony, mogąc dzielić z nią łóżko. Każdy? Nie, właśnie że nie. Nie ten dureń, który od niej odszedł. Ona potrzebuje mężczyzny, który ją będzie szanować, podziwiać i dbać o nią. Del wpijał się palcami w tył przedniego siedzenia
98
In grid Wea ver
i dziwił się, że jeszcze nie podziurawił winylowego obicia. To była czysta tortura. Czy ona uważa, że on jest z kamienia? Nie, oczywiście, że nie. To był ten kozi róg, w który sam się zapędził. Ona mu ufa. Nie robiłaby tego w jego obecności, gdyby nie traktowała go wyłącznie jak przyjaciela. Taksówka zakręciła ostro i Del otworzył oczy. We wstecznym lusterku napotkał zainteresowany wzrok kierowcy. – Nie przejmuj się, chłopie – powiedział mężczyzna. – Prowadzę ten wózek od siedemnastu lat i niejedno widziałem. Nie potrafiłby powiedzieć, w jaki sposób przetrwał resztę podróży. Gdy wchodził z Maggie do jej mieszkania, Delilah spała w najlepsze w ramionach matki, zaś Del miał wrażenie, że każdy mięsień jego ciała jest napięty do granic wytrzymałości. Czekał w saloniku, gdy Maggie przewijała i kładła dziecko do łóżeczka. Tak dłużej nie może być, myślał, chodząc w tę i z powrotem po pokoju. Nie będzie przeciągać tej zabawy w przyjaźń. Lepiej pożegnać się od razu. W sypialni rozbrzmiały dzwoneczki pozytywki, którą kupił małej. Melodia kołysanki przywołała dobre i złe wspomnienia z dzieciństwa, przypomniała także to wszystko, co dawały mu Maggie i Delilah. Ciepło, spokój, zadowolenie... wszystko to, czego brakowało w jego życiu zawodowym. Ale nie oszukujmy się, to jest odwlekanie tego, co i tak musi nastąpić; przecież po wykonaniu zadania wyjedzie na dobre. A jednak nie
Tajny a gent Kopc iuszka
99
chciał się z nią teraz rozstać. A niech to wszyscy diabli! Maggie wróciła i stanęła przed nim. W oczach miała łzy. – Och, Del. – Coś się stało? – Poderwał się na nogi i chwycił ją za ramiona. – Nie, nic takiego, ale czuję się okropnie. Winna ci jestem przeprosiny. – Ty? A niby z jakiego powodu? – Za dzisiejszy ranek. – Maggie, nie mogłaś nic na to poradzić. Delilah była głodna. – Co? Masz na myśli karmienie? Nie, nie o to chodzi. A swoją drogą, myślę, że cię tym nie uraziłam. Uraziła? Skądże. Czarowała go. Podniecała. Speszyła jak diabli. – Oczywiście, że nie – odparł ze spokojem. – To dotyczy czegoś, co zrobiłam wcześniej. – Odwróciła wzrok. – Okłamałam cię. Ona go okłamała? – Maggie, cokolwiek to było... – Muszę to wyrzucić z siebie, dobrze? Nie znoszę kłamstw, naprawdę nie znoszę! Dela zalało poczucie winy. – Alan cały czas mnie okłamywał – ciągnęła. – Cały nasz związek okazał się jednym kłamstwem. Nie chciałabym, żeby to się kiedykolwiek powtórzyło. I dlatego chcę być wobec ciebie uczciwa. – Maggie... – Cenię sobie naszą przyjaźń, Del. Jesteś najżyczliwszym, najbardziej uważającym człowiekiem i nie
100
In grid Wea ver
zasługujesz na to, żeby cię okłamywać. – Zgoda – powiedział. – Powiedz, co się stało? – Dziś rano... nie spotkałam cię przypadkowo w restauracji. Śledziłam cię. – To wszystko? – Jak to? – zdenerwowała się. – Del, czy ty nie rozumiesz? Śledziłam cię przez całą drogę, od samego baru. A więc to nie była jego chora wyobraźnia. Rzeczywiście widział ją na peronie metra. Nie wiedział, czy złościć się na własną nieudolność, czy... podziwiać pomysłowość i zaradność Maggie. Nie tylko mogłaby nauczyć niejednego agenta odwagi i wytrzymałości na ból, ale też udzielić wskazówek, jak nie zgubić z oczu podejrzanego. – Przepraszam, Del – ciągnęła. – To było takie pokrętne i niskie. Wstydzę się... – Nie, Maggie. – Dotknął jej policzka i końcem palca otarł łzę. – Proszę, nie przejmuj się tym. Przycisnęła policzek do wewnętrznej strony jego ręki i uśmiechnęła się niepewnie. – W tak uroczy sposób pomogłeś mi w taksówce. Czułabym się paskudnie, gdybym się nie przyznała. Uroczy? Gdyby tylko mogła czytać w jego myślach... – Cieszę się, że mogłem ci pomóc. – Potraktowałam cię jak jakiegoś... tajnego agenta. Mam nadzieję, że Delilah nie ucierpiała za bardzo przeze mnie. – Delilah zdaje się czuć świetnie. – Zdał sobie sprawę, że niebezpiecznie blisko zbliżył kciuk do ust Maggie, ale nie mógł się oderwać. Pofolgował sobie jeszcze, głaszcząc ją po włosach za uchem. – Tylko
Tajny a gent Kopc iuszka
101
dlaczego mnie śledziłaś? – Bo chciałam wiedzieć, dokąd się udajesz. – Dokąd się udaję? Co masz na myśli? Wahała się, czy mu odpowiedzieć, wreszcie wzięła haust powietrza w płuca i wyrzuciła z siebie: – Byłam ciekawa. Chciałam wiedzieć, gdzie jest twoje biuro, dokąd chodzisz po tych wszystkich telefonach, czy masz jakąś przyjaciółkę albo żonę, albo... – Żonę? Maggie, przysięgam, nikogo takiego nie ma. – Czy ty nie rozumiesz? Możesz mieć cały harem, to nie moja sprawa, Del. Jesteś tylko moim przyjacielem. To co robisz w życiu prywatnym... – Maggie, w moim prywatnym życiu jesteście tylko wy. Ty i Delilah. Poza wami mam tylko pracę i ten bezosobowy pokój w hotelu – powiedział Del, uświadamiając sobie, że mówi szczerą prawdę. – To fakt, że nie wiele opowiadam o mojej pracy, ale wolę o niej zapomnieć, gdy jestem tutaj. Ja... – Zawahał się. – Staram się, jak mogę, nie mieszać tych dwóch światów. Cofnęła się i odwróciła. – Przepraszam, Del. Ale od czasu Alana mam problem z zaufaniem. – To zrozumiałe. – Ale ja tego nienawidzę. Taka była moja matka, i przez całe życie starałam się nie postępować tak jak ona. – Twoja matka? – Nie zrozum mnie źle. Kochałam ją. Była cudowną osobą. Umarła trzy lata temu, i od tamtego czasu nie było dnia, żeby mi jej nie brakowało. Gdyby tylko nie... jej skłonność do postrzegania wszystkiego w najczarniejszych kolorach.
102
In grid Wea ver
– Jak do tego doszło? – Mój ojciec zmarł, gdy miałam trzy lata. Nie zostawił żadnego ubezpieczenia, nie miał żadnej rodziny, więc matce nie było lekko. Dokładała wszelkich starań, żebyśmy miały z czego żyć, ale, jak sądzę, ból i trudy, jakie ponosiła po śmierci ojca, uczyniły z niej pesymistkę. Zawsze oczekiwała najgorszego. W ten sposób unikała rozczarowania. – Musiało ci być trudno. Jesteś taka ufna i pozytywnie nastawiona. – A jednak jej było trudniej niż mnie. Wiele z tego powodu traciła. Ona nie tylko zajrzałaby w zęby darowanemu koniowi, ale na dodatek zażądałaby prześwietlenia jego uzębienia. Miała talent do wynajdowania problemów i nie dawała sobie prawa do szczęścia, nawet gdy miała je na wyciągnięcie ręki. A po moim wypadku zrezygnowała ze wszystkiego. – Jakim wypadku? Maggie podeszła do wózka, spuściła głowę. – Miałam dwanaście lat – powiedziała. – Szłam do szkoły, kiedy jakiś samochód zjechał na chodnik i mnie potrącił. – O Boże, Maggie. Bardzo cię uszkodził? Uniosła ramię. – Niewiele pamiętam z samego wypadku, ale wiem na pewno, że to było coś zbliżonego do łamania kołem. Byłam tak fatalnie pokiereszowana, że lekarz powiedział, iż prawdopodobnie nigdy nie będę chodzić. Próbował sobie wyobrazić tę tętniącą życiem, energiczną kobietkę, przykutą na zawsze do inwalidzkiego wózka, ale nie był w stanie.
Tajny a gent Kopc iuszka
103
– Matka uznała, że rehabilitacja jest bezcelowa. Nie mam o to do niej pretensji – wiem, że chciała mnie uchronić przed rozczarowaniem. Na szczęście, miałam tylko dwanaście lat, więc nie uwierzyłam lekarzom. Byłam wytrwała, ćwiczyłam, aż w końcu się udało. Powiedziała to tak lekko, starając się bagatelizować uraz psychiczny, jakiego musiała doznać, ale Del wiedział, ile odwagi kosztowała ją ta walka. Takiej odwagi mógłby jej pozazdrościć niejeden agent. – Jesteś wyjątkową kobietą, Maggie Rice. – Och, nie. Jestem bardziej zwyczajna, niż sądzisz. Po prostu nie przejmowałam się tym, co będzie jutro – nic więcej nie mogłam zrobić. Przewracałam się nieskończoną ilość razy, ale uważałam, że lepiej próbować dalej, niż tak po prostu się poddać. – W dniu, w którym zaczęłam chodzić o własnych siłach – ciągnęła – obiecałam sobie, że nigdy nie będę taka jak moja matka. Życie jest zbyt drogocenne, żeby je marnować, uciekając ze strachu przed ryzykiem. – I dlatego podjęłaś ryzyko z Alanem – zakończył za nią. – Tak. – Przechyliła głowę do tyłu i westchnęła. – Miałam co do niego pewne podejrzenia, a mimo to dałam się nabrać. Chciałam mu zaufać. Chciałam wygrać mój los szczęścia. Przytknął policzek do jej głowy. Jaka wielka siła kryje się za jej pogodnym podejściem do życia. Jej hart ducha, jej radość życia, jej determinacja, żeby być dobrą matką dla Delili – wszystko to, w świetle tego, co mu powiedziała, nabierało jeszcze większego znaczenia. Odwróciła się ku niemu. Leciutko przytknęła dłonie
104
In grid Wea ver
do jego torsu. – I dlatego jest mi podwójnie przykro, że ci nie zaufałam, Del. – Proszę, Maggie, tylko mnie nie przepraszaj. – Kiedy ja muszę. Przyjaciele muszą być wobec siebie uczciwi. Jej słowa rozdzierały mu serce. Fakt, że wyśledziła go dzisiaj, dowodził tylko, jak bardzo ryzykowny może być ich związek. Wszystko przemawiało za tym, żeby go szybko zakończyć. Ale jak powiedzieć ,,żegnaj,, zaraz po tym, kiedy się przed nim otworzyła? Kiedy jego uczucie do niej jeszcze bardziej się pogłębiło? Przez jedną szaloną chwilę miał ochotę wyznać jej wszystko, powiedzieć, że ma prawo mu nie ufać, że jeśli chodzi o kłamstwo, bije na głowę ją, a nawet Alana. Ale nie wolno mu mówić, i to nikomu, o swoim życiu. Nie ma prawa narażać swojej misji i SPEAR. Tak niewiele może wyznać. – Maggie, bardzo sobie cenię czas spędzony z tobą i Delilą, i poczytuję sobie za zaszczyt fakt, że uważasz mnie za swojego przyjaciela. – Och, Del, jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego w ogóle miałam. – Nie, nie jestem. – Ależ... – Skoro już jesteśmy przy wyznaniach, może powinnaś usłyszeć moje. Spojrzała na niego i jej niebieskie oczy pociemniały. – Zgoda. – W tej chwili nie czuję się za bardzo jak przyjaciel.
Tajny a gent Kopc iuszka
105
– Nie? Łagodnie objął ją za szyję. – Nie. – Więc co czujesz, Del? – zapytała. Uśmiechnął się i odpowiedział szczerze: – Czuję, jakbym cię całował. Rozchyliła wargi. Jej wzrok powędrował w kierunku jego ust. – Nie powinieneś. – Masz rację. Ale tak jest. – Dopiero urodziłam dziecko. – Wiem. Byłem przy tym. Tylko jeden pocałunek, Maggie, nic więcej. – Odpowiada mi, że jesteśmy przyjaciółmi. Nie chcę się wdawać w żaden inny rodzaj związku. – Ja również. – Przyciągnął ją bliżej. – Ale nadal chcę cię pocałować. Odruchowo przesunęła ręce w górę jego piersi. – To by było istne szaleństwo – powiedziała półgłosem. – Możesz zwalić winę na mnie. – Nie. – Nie? – Jak mogę cię winić, Del, skoro od tygodni chodzi mi po głowie ta sama szalona myśl. – Splotła palce na jego szyi i przyciągnęła jego głowę. To dzień ulegania impulsom, pomyślała Maggie. Pierwszy impuls, z powodu którego ruszyła w ślad za Delem, okazał się pomyłką. Podobnie może być z drugim. Ale gdy ich usta spotkały się, postanowiła wyzbyć
106
In grid Wea ver
się obaw i najzwyczajniej cieszyć się chwilą. Tak jak podejrzewała, pocałunek był słodki, delikatny i gorący. Del nie wymuszał i nie napierał. Zamiast tego... delektował się. Tak, to było to. Nie spieszył się, tak jakby przewidział to równie dawno, jak ona. To także był dzień szczerości. Tak, naprawdę o tym myślała. Jeszcze zanim urodziła się Delilah, przyglądała się Delowi z tą myślą, ale nie chciała się do tego przyznać. Nie chciała zawierzyć swoim uczuciom. Nie chciała zaufać Delowi, ponieważ bała się kolejnego rozczarowania i bólu. Ale w tej chwili nikt jej nie ranił. Przy nim czuła się... otoczona czułością, doceniona. Ujął w dłonie jej twarz i powoli nasilił pocałunek. Westchnęła i odgięła się do tyłu, wpasowując się w jego ciało, zatapiając się w nim. W tej chwili nie myślała, że jest matką, była kobietą. Od bardzo dawna nie pozwalała sobie na żadną przyjemność. Ale przecież nie robi nic złego. Błogie uczucie rozchodziło się w jej żyłach jak gorący syrop. Nie, to nie może być nic złego. Tak jej z tym dobrze. Jakby właśnie czekała na dotyk jego warg i stopienie się z nim w pocałunku. Wsunął głębiej język, co wprawiło jej ciało w rozkoszne drżenie. Wtuliła się jeszcze bardziej. Jej piersi, takie wrażliwe i niedawno opróżnione, przywarły do jego torsu. Poczuła miłe mrowienie w sutkach. Podobne do mrowienia sprzed chwili, tuż przed karmieniem Delili, ale znacznie silniejsze. Nie było w tym nic z macierzyństwa, absolutnie nic. Od urodzenia dziecka minęły dopiero trzy tygodnie,
Tajny a gent Kopc iuszka
107
ale Maggie czuła, jak jej ciało powoli się budzi, jak miejsca, które od ponad dziewięciu miesięcy były uśpione, ożywają i reagują. Wiedziała, że jest za wcześnie na coś więcej niż pocałunek, niemniej nie mogła zagłuszyć pragnienia, które w niej rosło. Del dotykał jej pleców, a żar jego dłoni palił przez bluzkę. Czuła jego wzbierającą męskość. Drżał. Lecz nie pogłębił pocałunku. Wycofywał się stopniowo, aż poczuła jego oddech na swoich wargach. – Maggie – wyszeptał. Otworzyła oczy. – Mmm? – Przepraszam. – Nie, Del, proszę, nie przepraszaj. To było... przyjemne. – Nie przepraszam za pocałunek, Maggie – powiedział, rozcierając kciukiem wilgoć, która zebrała się na jej dolnej wardze. – Przepraszam, ale muszę go odebrać. Dopiero teraz usłyszała dzwonienie komórki. Sięgnął po jej nadgarstki i rozplótł jej ręce, którymi obejmowała go za szyję. Przetrzymał jej wzrok, a w jego oczach malował się żal, gdy po kolei muskał wargami wnętrze jej dłoni. Czuła, jak się rozpływa pod wpływem tego gestu. Ale już po chwili puścił jej ręce, wyjął telefon z kieszeni i odwrócił się. Słuchał, odpowiedział paroma słowami, po czym podszedł do drzwi. – Del? – zapytała. Zatrzymał się z ręką na klamce. – Przepraszam cię, Maggie. Zadzwonię, gdy tylko będę mógł, zgoda?
108
In grid Wea ver
Zawsze to samo, pomyślała tępo Maggie, gdy zamknęły się za nim drzwi. I tak jak to wcześniej bywało, błogość ustąpiła miejsca przykremu uczuciu. Jak mógł tak wyjść? Prawie bez słowa. Dokąd? Z kim się spotyka? Dlaczego jest tak cholernie... tajemniczy? – Aaa, pal sześć – mruknęła, opadając na sofę. Może powinna mu zaufać... Ale żeby po tak słodkim pocałunku wyjść ot tak, jak gdyby nigdy nic? A może świat zawirował tylko dla niej? Czy on nic nie poczuł? Może nie. Czyżby ponownie zawiódł ją instynkt? – Aaa, pal sześć – powtórzyła wzdychając. Dobrze się stało, że im przerwano. I tak, poza pocałunkiem, nie doszłoby do niczego więcej. Poza tym, potrzebuje trochę czasu, żeby to sobie przemyśleć. Nie należy działać pospiesznie, bo skutki mogą być opłakane, o czym tak niedawno przekonała się z Alanem. Oczywiście, Del nie jest taki jak Alan. ,,Jeśli już trafił się odpowiedni mężczyzna,,... – przypomniała sobie niedawne słowa Joanne. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że Del nie jest tym odpowiednim mężczyzną. Och, ale jak łatwo byłoby się zakochać na śmierć i życie w kimś takim jak Del Rogers. Bardzo, ale to bardzo łatwo.
Rozdział siódmy
Po poranku spędzonym na strzelnicy Del spotkał BiIla w alejce przylegającej do tego ściśle strzeżonego terenu. – Jesteś sam? – z ironią w głosie zapytał Bill. – O co ci chodzi? – Na pewno nikt cię nie śledzi? Może jakaś staruszka z psem przewodnikiem? – Bill... – Albo facet w odblaskowym pomarańczowym kombinezonie z nosem klowna? Nie wątpię, że niełatwo byłoby go wypatrzyć w tłumie. Del zaklął pod nosem i ruszył przed siebie. Bill złapał go za ramię. – Bądź teraz czujny – powiedział, tym razem poważnym głosem. – Druga godzina. Del zanurzył się w cienistej alejce i zlustrował dziedziniec po prawej stronie. – Kto? – Nie kto. Co. Teraz dziesiąta godzina.
110
In grid Wea ver
Komunikaty Billa nie miały nic wspólnego z czasem. Było południe. Del przeczesał wzrokiem teren na wprost siebie, a później z lewej, ale nie dostrzegł niczego wyjątkowego. Ruch na tym terenie, zarówno pieszy i zmotoryzowany, toczył się zwykłym rytmem. Kiedy oślepił go promień słońca, odbity od przedniej szyby jakiegoś samochodu, zmrużył oczy. Czerwony punkt zamigotał na masce taksówki. – Laser? – Zgadłeś. – Naszych? – Nie. Należy do naszego przyjaciela z tatuażem, który wcześniej składał wizytę. Del rozglądał się dalej, ale nie wypatrzył źródła promieniowania lasera. – Gdzie on jest? – W obserwowanym przez nas mieszkaniu. To wyjaśnia, dlaczego Bill czeka tu na mnie, pomyślał Del. Miejsce znajdowało się poza bezpośrednim zasięgiem wzroku z tamtego mieszkania. – Jest tam od ponad dwudziestu minut – ciągnął Bill. – Znów sprawdzał podsłuch, a następnie podszedł do okna z czymś, co wyglądało na oscyloskop. Aha, wywiad ustalił jego tożsamość. Niejaki Herbert Hull. Były żołnierz wojsk desantowych – marine. Niestety, to normalka, pomyślał Del. Wielu dawnych wojskowych zrażonych z jakichś powodów do służby w armii sprzedawało swoje umiejętności temu, kto oferował najwyższą cenę. – Coś jeszcze? – zapytał. – Został karnie zwolniony po wojnie w Zatoce. Zdaje
Tajny a gent Kopc iuszka
111
się, że zgarnął więcej gotówki, niż wyzwolił Kuwejtczyków. – Simon na ogół zatrudnia same szumowiny. – Jest jeszcze coś, co cię na pewno ucieszy. W marine był zwiadowcą. Snajperem. Czerwony punkt pojawił się w odległości niecałych czterdziestu metrów, na placu po drugiej stronie Pierwszej Alei. Zatrzymał się na chwilę na turyście, który robił zdjęcie nieopodal gmachu ONZ, po czym powędrował dalej i zniknął w oddali. Choć gołym okiem nie było go już widać, Del nie miał wątpliwości, że nadal tam jest. Poczuł dreszczyk emocji myśliwego. Większość ludzi nie dostrzega tych laserowych plamek, a jeśli nawet, to nie wie, co oznaczają. Tylko wykwalifikowany snajper, wyćwiczony w oddawaniu tylko jednego strzału, wie, co znaczą te błyski światła. – Wyznacza laserem miejsca strzałów – powiedział Del. – Tak właśnie przypuszczałem. – Teraz już wiemy, po co Simonowi to mieszkanie. – Niewątpliwie. – Naoczne zabójstwo – powiedział Del, przenosząc wzrok na maszty. Kolorowe flagi państw należących do ONZ dzielnie trzepotały w słońcu. – To nie w stylu Simona. – Zaczyna tracić cierpliwość. Zapędziliśmy go w ślepą uliczkę – powiedział Bill. – Szkoda tylko, że wciąż nie wiemy, kogo wyznaczył jako obiekt. – Kto aż tak bardzo może chcieć śmierci Simona? – zapytał Del. – Dobre pytanie. Może jakiś dyplomata? Czy sądzisz,
112
In grid Wea ver
że chce tą drogą wymusić pieniądze? – Możliwe. Choć to też nie w jego stylu. Dotąd wszystkie jego działania były wymierzone przeciw SPEAR. – Wywiad to rozpracuje. – Co by to nie było, musimy tym razem powstrzymać Simona, Bill. – Zrobimy to. Jesteś najlepszy ze wszystkich. – Było to stwierdzenie faktu, nie żaden komplement. – Nigdy nie pudłujesz. Del pomyślał o idealnych kołach na tarczy strzelniczej, jakie osiągnął dziś rano, o karcie idealnych trafień, i pokiwał głową. Tak, to było to, co robił, kim był, w czym był dobry. A gdy napotka swoją zdobycz, będzie gotowy. Maggie wyjęła kolejną pieluszkę z kosza na bieliznę i zaczęła ją składać, kiedy rozległo się gwałtowne pukanie do frontowych drzwi. Zanim poszła otworzyć, automatycznie sprawdziła, czy paski fotelika Delili są odpowiednio zabezpieczone. W holu stała młoda kobieta w jasnozielonym mundurku z wydrukowanym na górnej kieszonce napisem nazwy pobliskiej kwiaciarni. Trzymała w ręku ogromny bukiet kwiatów. – O rany – powiedziała Maggie, otwierając szerzej drzwi. – Maggie Rice? – zapytała kobieta. Zdumiona Maggie kiwnęła głową. Mocny zapach cieplarnianych kwiatów niósł się już od progu. – Przepraszam – ciągnęła kobieta – dzwoniłam, ale
Tajny a gent Kopc iuszka
113
widać pani nie słyszała. Wpuściła mnie dozorczyni, twierdząc, że zastanę panią w domu. – Widać akurat jechałam windą z pralni. Ale one chyba nie są dla mnie, to jakaś pomyłka! Kobieta uśmiechnęła się. – Ależ tak – odparła, wręczając kwiaty. – Proszę i oby sprawiły pani przyjemność. Maggie z trudem obejmowała bukiet. Po zatrzaśnięciu biodrem drzwi, zaniosła kwiaty na stół, odsuwając na bok stertę pieluszek i robiąc miejsce na wazon. Robbie, chłopczyk którym od czasu do czasu opiekowała się, wybiegł właśnie z łazienki i jak wryty stanął przed stołem. Jego rude włosy były wygładzone i przyklepane wodą, a końce ręcznika zatknięte za wycięcie podkoszulka. Kiedy Armilda, jego przybrana mama, przyprowadziła go tutaj po szkole, poinformował Maggie, że dzisiaj jest supermenem. Musiał więc uzupełnić swój strój. – Czy ktoś umarł? – zapytał, zerkając na kwiaty. Zaskoczona, Maggie przykucnęła przy nim i złapała go za rączki. – Oczywiście, że nie, kochanie. Skąd ci to przyszło do głowy? – Kiedy mama i tata umarli, przysłali tony kwiatów. – Och, Robbie – powiedziała, ściskając malca. – Jest wiele powodów, dla który ludzie posyłają kwiaty. – Wiem. – Kwiaty są po to, żeby sprawić przyjemność, bo są takie piękne. – Sięgnęła i wyjęła z bukietu chryzantemę. – Masz. Przyjrzyj się. Czy nie jest śliczna? Przyglądał się z uwagą kwiatu, który włożyła mu do
114
In grid Wea ver
ręki. – Taak. Też tak uważam. Jesteś pewna, że nikt nie umarł? – Absolutnie. – To dlaczego dostałaś kwiaty? – Dlaczego? No cóż, zaraz się przekonamy. – Wyprostowała się i rozejrzała za wizytówką. Nie od razu ją znalazła, bowiem kwiaty były stłoczone w wazonie. Wreszcie dostrzegła zatkniętą głęboko różową kopertę. – Jest! – powiedziała, rozrywając ją i wyciągając bilet. ,,Najdroższa Maggie, jeszcze raz przepraszam za sposób, w jaki odszedłem, i liczę godziny, kiedy znów cię zobaczę,,. Nagryzmolony poniżej inicjał przypominał literę D. Nie trudno było się domyślić, że kwiaty są od Dela. Tylko jeden mężczyzna mógł zrobić coś tak uroczego i słodkiego. Jest mu pewnie przykro, że po wczorajszym pocałunku tak szybko ją opuścił. Ale pewnie nie żałuje tego, co robili. Słowa na wizytówce wskazywały na to, że chce zmiany ich relacji. Mówił nie jak przyjaciel, ale jak kochanek A w każdym razie potencjalny kochanek. – Są od Dela – powiedziała wreszcie. – Taak? – Aha. – Wujaszek Del jest super – zawyrokował Robbie, obracając kwiatem, który mu dała. – Zrobił mi barykadę z poduszek na sofie. Tak, przypomniała sobie Maggie. Del był tutaj ostatnio, kiedy opiekowała się Robbiem, i tak sobie przypadli
Tajny a gent Kopc iuszka
115
do gustu, że gdy Robbie dowiedział się, że Del jest honorowym wujkiem Delili, postanowił uczynić go również swoim. Biedny Robbie. Tak strasznie chciał mieć rodzinę, iż najchętniej każdego uczyniłby swoim krewnym. Maggie aż za dobrze to rozumiała. – Del ma wyobraźnię i potrafi zrobić z niej użytek, prawda? – zapytała. – Jeszcze jak! – Założę się, że będzie wiedział, co supermen może zrobić z tym kwiatem. Robbie pomyślał chwilę, po czym zrobił wypad z wyciągniętą ręką i podniesionym do góry kwiatem. – Zap! – Co to znaczy? – To tajna broń. Strzela elektrycznymi promieniami. – Wybiegł, wymachując kwiatem, powiewając zastępującą pelerynę ręcznikiem. – Jeszcze się pokażę wujkowi Delowi! Maggie przyjęła z uśmiechem powrót dobrego humoru Robbiego i jego pragnienie ujrzenia Dela. Wprawdzie Del powiedział, że nie ma doświadczenia z niemowlętami i z dziećmi, ale swoim zachowaniem dowiódł, jak bardzo potrafi być naturalny z obydwojgiem. Byłby wspaniałym ojcem. I kochankiem. A może nawet mężem... Na miłość boską, przecież tylko się pocałowali. A te kwiaty nie są oświadczynami. Jednakowoż, gdy Del przybył wieczorem trzymając w każdej ręce po torbie jedzenia z chińskiej restauracji, jej serce biło mocno z podniecenia, pojawiła się też nagła
116
In grid Wea ver
troska o wygląd. Czy poprawiła włosy? Czy plama z pokarmu zeszła z bluzki? Czy sińce pod oczami wyglądają tak ohydnie, jak wyglądały, gdy ostatni raz zerkała do lustra? O ileż było prościej, gdy byli tylko przyjaciółmi. Bo przecież, nawet bez bilecika, bukiet od Dela mówił wiele i dobitnie... – Del, myślę, że powinniśmy porozmawiać – zdobyła się na odwagę. Przełożył torby do jednej ręki i zamknął drzwi. – O czym? – O... o tym, co robiliśmy wczoraj. Spojrzał na nią zdumionymi oczami. – Masz na myśli pocałunek? Już sam ton jego głosu sprawił, że ugięły się pod nią kolana. – Tak. Nie chcę, żebyś pomyślał sobie coś złego. Uśmiechnął się z wolna. – Byłabyś zdumiona, wiedząc, jakie myśli chodzą mi po głowie. – Del, jesteś moim najlepszym przyjacielem i nie chcę cię stracić, ale wolałabym nie wdawać się pochopnie w nic poważniejszego. Uśmiech Dela znikł. – Ja również, Maggie. Jego ochocza zgoda powinna ją zadowolić. Więc dlaczego jest inaczej? – No to świetnie. Najlepiej więc zapomnijmy o pocałunku i niech zostanie tak, jak było wcześniej. – Zawsze będę twoim przyjacielem, Maggie, co nie znaczy, że zapomnę smak tego pocałunku. – Lekko
Tajny a gent Kopc iuszka
117
pogłaskał ją po policzku, po czym opuścił rękę. – Obiecuję, że już nie będę wywierać na tobie presji. Wiem, jaki jest twój stan fizyczny. Zaczerwieniła się na taką bezpośredniość. – Och. Sądziłam, że masz inne oczekiwania, ale... – Oczekiwania? Skąd możesz je znać? – A te kwiaty, które mi przysłałeś? – Maggie, nie przysłałem ci żadnych kwiatów. – Ależ... – Odwróciła głowę i spojrzała przez ramię. Bukiet stał pośrodku stołu. – Nie przysłałem ci ich – powtórzył. – A bilecik... – urwała. – Jest nie podpisany. Założyłam, że są od ciebie. Del zaniósł torby z jedzeniem na stół i sięgnął po wizytówkę. – Ja tego nie napisałem. Że też się nie zastanowiła! Ale skoro bilecik i kwiaty nie są od Dela, to od kogo? – Och, nie – jęknęła. Przebiegła pokój, wyjęła mu kartkę z ręki i uważnie wpatrzyła się w inicjał. Myślała, że to litera D. Ale teraz, z bliska, zobaczyła, że znak jest przechylony do tyłu, zaś jego końce bardziej rozstawione. – To jest A – mruknęła. – Nie D. – Może są od Alana? – zapytał Del. Alan. Zmroziło ją. Tak, to musi być Alan. Pomyślała o słowach na bilecie: ,,jeszcze raz przepraszam za sposób, w jaki odszedłem,,. Więc kwiaty są gestem pojednawczym. Łapówką. Zaliczką. ,,Kiedy znów cię zobaczę,,. Zmięła kartkę i cisnęła ją przed siebie. – Jak on śmie – oburzyła się. – Jak śmie, po tych
118
In grid Wea ver
wszystkich kłamstwach, twierdzić, że mu na mnie zależy! Do licha! Powinnam była wiedzieć, że nie zrezygnuje! Del złapał ja za ramiona. – Spokojnie, Maggie, nie pozwolę, żeby cię niepokoił. – A jeśli przyjdzie tu znowu? – Zatkało ją na myśl o innej możliwości. -Del, a jeśli on zechce odebrać mi Delilę? – Nie bój się, Maggie. Zastanów się. Alan tego nie zrobi. Nie dopuści, żeby o jego podwójnym życiu dowiedziała się żona i rodzina. To ją uspokoiło. – Chyba masz rację. Tak, oczywiście, przecież nigdy jej nie chciał. Ale ze mnie idiotka – powiedziała chyba tysięczny raz. – Jesteś otwartą, wielkoduszną kobietą, Maggie. Zachłysnęłaś się szczęściem i sięgnęłaś po nie. Nie obwiniaj się za to. Dotarło do niej, że on ją naprawdę rozumie i nie potępia jej. Była mu za to wdzięczna. – Jakie to wszystko pokręcone – powiedziała. – Ale przynajmniej mam Delilę. – Delilah jest nadzwyczajnym dzieckiem. – Tak, mam nadzieję... że nie wrodzi się w ojca. – Nie martw się. Już się przekonałem, że wyrośnie na wspaniałą osobę, jak jej matka. – Uśmiechnął się. – Nie bądź zbyt surowa dla siebie. Wszystkim nam zdarza się popełniać błędy. Już kiedyś to powiedział. – Ty też?
Tajny a gent Kopc iuszka
119
– Co? – Zakochałeś się kiedyś w niewłaściwej osobie? Patrzył na nią w milczeniu, a iskra cierpienia przemknęła po jego twarzy. – Tak, pomyliłem się co do osoby, którą kochałem. Miała już na końcu języka następne pytanie. Powstrzymała się jednak. Nie chciała, by na nowo przeżywał bolesne wspomnienia. A mimo to pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej o jego życiu. Czekała więc, aż sam zacznie. – Byłem kiedyś zaręczony. Nic dziwnego. Biorąc pod uwagę, jak wspaniałym jest facetem, zdziwiłoby ją, gdyby dotąd jakaś kobieta nie poznała się na nim. – Kim była? – Nazywała się Elisabeth. Znaliśmy się od małego. Zaręczyliśmy się po maturze. I nic z tego nie wyszło. – Co się stało? Ustawił kartoniki z jedzeniem w równym rzędzie. Słodko – kwaśny zapach uniósł się w powietrzu. – To nie jej wina. Nie mogłem jej dać tego, czego chciała. Znalazła innego i odeszła. Słyszałem, że jej najmłodsze dziecko chodzi już do zerówki, do tej samej szkoły, w której poznaliśmy się. Jak ktoś mógł odrzucić tak cudownego człowieka, jak Del? – zastanawiała się. Jaką to wadę znalazła w nim Elisabeth? – To przykre – powiedziała półgłosem – Dawne dzieje. – Więc to dlatego zbyt często nie odwiedzasz siostry i jej dzieci, tak? Z powodu złych wspomnień nie chcesz
120
In grid Wea ver
wracać do domu. Nerwowym ruchem potarł kark i stanął twarzą do niej. – Opowiadając, jak bardzo absorbują mnie służbowe podróże i że nie pozwalają mi zaglądać do Missouri, powiedziałem ci tylko część prawdy. Masz rację. Wolę się trzymać z daleka. – Mogę to zrozumieć, ale dzieciaki? Nie jest ci przykro, że nie widujesz dzieci siostry? – Moja siostra i jej rodzina mieszkają w moim domu, Maggie. – Razem z twoimi rodzicami, tak? Zaprzeczył ruchem głowy. – Kiedy zaręczyliśmy się z Elisabeth, zacząłem budować dom na terenie farmy rodziców. Nie było to żadne cudo, ale było w nim pełno sypialni dla dzieciaków, które zamierzaliśmy mieć. Byłoby niepraktycznie, żeby się marnował, więc gdy siostra wyszła za mąż, wprowadziła się tam z mężem. Pomimo stoickiej postawy, ból malował się na jego twarzy. – Co za przykra sytuacja. Uśmiechnął się smutno kącikiem ust. – Mówiłem ci o starej tradycji farmerów Missouri? O wychowywaniu i przygotowywaniu własnych rąk do pracy? Skoro nie mogłem zapełnić tych wszystkich sypialni dziećmi Elisabeth... – Och, Del. – Bez chwili wahania objęła go za szyję i przycisnęła policzek do jego piersi. Nic dziwnego, że jest taki czuły dla Delili, pomyślała. Tyle w nim tkwi miłości... Ta Elisabeth musi być
Tajny a gent Kopc iuszka
121
idiotką! Nic dziwnego, że mówi o sobie z taką rezerwą. Po zerwanych zaręczynach i żalu z powodu przymusowego opuszczenia domu, który zbudował, ma nie mniej powodów od niej, żeby nie ufać nikomu zbyt pochopnie. Nie jest tajemniczy, jest po prostu... zamknięty w sobie. Teraz rozumie, dlaczego Del przykłada taką wagę do swojej pracy. Po prostu w ten sposób goi złamane serce. – Gdy Robbie zobaczył kwiaty, pomyślał, że odbędzie się jakiś pogrzeb – powiedziała. – Z powodu własnych rodziców? – zapytał Del. – Tak. Kwiaty kojarzą mu się z czymś bolesnym, i to jest zrozumiałe po tym, co przeszedł. Ale postarałam się mu wytłumaczyć, że kwiaty mogą także oznaczać coś innego. – Robbie to dobry dzieciak. – Przydałoby mu się trochę pozytywnych wspomnień w miejsce tych negatywnych. – To prawda. Poczuła ciężar podbródka Dela na czubku swojej głowy. – Chyba mam z nim dobry kontakt. – Na pewno. Uwielbia cię. – Ciebie też lubi. I mam nadzieję, że i ty będziesz miał kiedyś dobre wspomnienia z własnego domu, które zastąpią te dawne. Odchylił się i podniósł jej brodę, by mogli sobie patrzeć w oczy. – Próbujesz mnie namówić na przyjęcie pozytywnej postawy? – W moim przypadku to zdaje egzamin.
122
In grid Wea ver
– To prawda – powiedział. – Czy wiesz, Maggie, że jesteś prawdziwą kobietą? – No cóż, dziękuję. A ty jesteś prawdziwym facetem. Uśmiechnął się. – Aha, Maggie... – Mmm? – Nie przejmuj się Alanem. Nie sprawi już kłopotu ani tobie, ani Delili. Tyle mogę ci obiecać. – Ale jak? – Na początek zamierzam zostać tu dzisiaj na noc.
Rozdział ósmy
Przycisnął ramię do oczu i wyciągnął jedną nogę. Gdyby nie oddychał zbyt głęboko i odpowiednio ułożył biodra, pęknięta sprężyna sofy nie wbijałaby mu się między żebra. I to jak. A gdyby się mocno skoncentrował na tabliczce mnożenia, mógłby zignorować dźwięki skrzypiącego materaca w drugim pokoju. Ale chyba nie istniało nic, co by mogło wyprzeć z jego mózgu obraz Maggie, Maggie w łóżku, jej rozluźnione ciało we śnie, jej delikatnie rozchylone wargi... Minął tydzień, odkąd ją pocałował, siedem dni ostrej samokontroli. Chciała, żeby pozostali przyjaciółmi. Wiedział, że to najlepsze wyjście. Ale od tego jego noce nie stawały się łatwiejsze. Zgrzytając zębami usiadł i potarł twarz. No cóż, wprowadzenie się do Maggie było najprostszym sposobem zniechęcenia Alana i gwarancją, że Maggie nie będzie musiała osobiście stawiać mu czoła. Praktycznie, poza powrotami do hotelu na prysznic i zmianę ubrania po skończonej pracy, Del mieszkał tu już od tygodnia.
124
In grid Wea ver
Dzięki temu mógł jeszcze skuteczniej pomagać Maggie przy Delili. To brzmi całkiem rozsądnie, nieprawda? – zapytywał samego siebie. Chyba ta sytuacja odpowiada również Maggie, czy nie? Delilah jest zachwycona, a Maggie nabiera sił. Alan dwukrotnie próbował się dodzwonić, i za każdym razem odbierał Del. Niemniej jednak te telefony rozstroiły Maggie. Poczuje się lepiej, gdy będzie pewna, że Alan na dobre zniknął z jej życia. Z materiału, który zebrał wywiad SPEAR, wynikało, że Alan Blackthorn jest dokuczliwym typem, ale że nie stanowi poważnego zagrożenia. Nie figuruje w kartotekach kryminalnych, nie odnotowano też nic, co by mogło wskazywać na niebezpieczne czy obsesyjne zachowania w przeszłości. Odnosi sukcesy w życiu zawodowym, od dwudziestu lat pozostaje w związku małżeńskim i przechodzi kryzys wieku średniego. Odkąd Maggie go porzuciła, zakrywał początki łysiny pożyczką, a w porze lunchu wymykał się do klubów striptizowych W porównaniu z ludźmi, z którymi Del miewał do czynienia w swoim zawodzie, Alan był niegroźnym, niemal żałosnym typem. Wszystko wskazywało na to, że nie jest zakochany w Maggie. Natomiast był zafascynowany swoją potajemną miłosną przygodą z nią. Zarówno Maggie jak Delilah zasługują na coś lepszego, pomyślał Del. Maggie jest zbyt ciepła i czuła, by miała długo pozostać sama. Gdy Del otrzyma kolejne zlecenie, Maggie prawdopodobnie pozna kogoś nowego i... Ale o tym wolał nie myśleć. A kiedy już to się zdarzało, narastała w nim agresja.
Tajny a gent Kopc iuszka
125
Odrzucił koc, rezygnując ze spania. Ubrany w bokserki, nie zapalając światła, wziął się do ćwiczeń. Staraj się pozytywnie myśleć, przypomniał sobie. Po serii pompek, przekręcił się na plecy. Był właśnie przy trzeciej serii skłonów, gdy z sypialni Maggie doszedł go jakiś hałas. Poderwał się na nogi i w niecałą sekundę był już przy drzwiach. Wpadł do sypialni i przywarł do ściany, gotów na wszystko. W nocnym świetle stwierdził najpierw, że Delilah leży w swoim łóżeczku. Zakwiliła parę razy, podciągając kolanka do piersi, ale była bezpieczna. Wzrok Dela przeniósł się na łóżko. Było puste. Bicie serca, wzmożone już ćwiczeniami i podwyższonym poziomem adrenaliny, podskoczyło dwukrotnie, gdy postąpił w głąb pokoju. I wtedy zobaczył Maggie. Klęczała na podłodze między łóżkiem i oknem. Wokół niej leżały rozsypane kawałki lampki z jej nocnego stolika. Najważniejsze, że nie było tu żadnego intruza. Nie wydarzyło się nic strasznego ani groźnego. Maggie przypadkowo strąciła lampę, to wszystko. Del powinien był przeprosić za wtargnięcie i wrócić do saloniku. A jednak nie mógł zrobić kroku. Wpatrywał się w klęczącą postać, ubraną w długą nocną flanelową koszulę opinającą biodra i uda, uwydatniającą bujne kształty. Łagodne nocne światło rysowało na jej twarzy fascynujące cienie. Cisza późnej godziny i intymność pogrążonej w mroku sypialni jeszcze bardziej wyostrzyły jego zmysły. A niech to! Może ćwiczyć do upadłego. Może udawać
126
In grid Wea ver
szlachetnego. Ale nie przestanie być mężczyzną. Chyba łatwiej byłoby skleić tę lampę, niż nieustannie powstrzymywać się przed dotknięciem Maggie. Wiedziała, że nie powinna tak się w niego wpatrywać. Że powinna przeprosić za hałas i poderwanie go na nogi, i posprzątać odłamki lampy. Nie była jakąś płochliwą dziewicą. Zdarzało jej się też widywać półnagiego mężczyznę. Oczywiście, ale nigdy nie widziała półnagiego Dela. Wiedziała, że jest dobrze zbudowany – wystarczyło popatrzeć, jak się porusza. Odnotowała już i podziwiała jego mocne, smukłe dłonie i umięśnione przedramiona. A jednak luźne koszulki polo i spodnie khaki maskowały resztę jego figury. Był wspaniały. Nie znajdowała innego określenia. Szerokie bary i idealnie proporcjonalne do nich wąskie biodra. Ramiona były jednym wyrzeźbionym mięśniem. Ciemne owłosienie jego piersi zwężało się w okolicy kuszącego wcięcia, oddzielającego wspaniale umięśniony brzuch. Miał na sobie czarne bokserki. Jakoś nigdy dotąd nie uważała bokserek za pociągającą część garderoby, ale na Delu wyglądały one niewiarygodnie seksownie. Opierające się nisko na biodrach, sięgające początku ud, czyniły tylko aluzję do tego, co znajdowało się pod spodem. Sądząc po całości, prawdopodobnie i tam był równie okazały, jak wszędzie. – Maggie. Dobrze się czujesz? Wypowiedziane półgłosem pytanie docuciło ją. Natychmiast przeniosła wzrok na jego twarz, wdzięczna
Tajny a gent Kopc iuszka
127
półmrokowi, że ukrył jej rumieńce. Przytaknęła, kiwając głową. Przecisnął się koło łóżeczka i ukucnął przy niej. – Na pewno? Na niewielkim skrawku, między łóżkiem i oknem, czuła jego rozgrzane ciało. Pachniało mydłem i mężczyzną... i Maggie poczuła trawiące ją od środka ciepło. To nie było jej pierwsze zmysłowe doznanie z powodu Dela, choć jeszcze nigdy nie było takie silne. Czy to sytuacja, czy atmosfera, czy może naturalna reakcja jej zdrowiejącego ciała? Razem spędzony tydzień i tylko jeden pocałunek? – Mam się dobrze – w końcu wydusiła z siebie. – Co się stało? – Sięgałam do lampki i nie trafiłam. Przykro mi, że cię obudziłam. – Nie spałem. – Ach tak? Patrzył na nią w milczeniu. Znajdowali się tak blisko siebie, że widział lśnienie jej oczu. Ona również dostrzegła chwilę, gdy jego wzrok zawisł na jej wargach. O Boże, powiedziała mu, że chce, aby zostali przyjaciółmi. Nie była gotowa – fizycznie i emocjonalnie – na nic więcej. Nie chciała niczego ponaglać. Ale czy jeden pocałunek więcej to coś złego? Są na tyle dorośli, że potrafią przymknąć oczy na fakt, iż oboje są nieubrani, i że obok znajduje się łóżko, prawda? Opuszkami palców musnął jej policzek. Dotknął włosów przy skroni, po czym chwycił płatek jej ucha i delikatnie ścisnął, zwijając go między dwoma palcami. To tylko małżowina uszna, powiedziała sobie. W jej
128
In grid Wea ver
przypadku nie była to nigdy erogenna strefa. Niemniej jednak przeszedł ją dreszcz oczekiwania. Złapała go za rękę. I coś gorącego spłynęło po jej nadgarstku. Cofnęła się, odwróciła głowę, przechylając ją do światła. Na kciuku wypatrzyła ciemne rozcięcie. – Skaleczyłaś się – zauważył Del. – To pewnie od kawałka lampy. Nie wygląda groźnie. Wziął ją pod rękę i pomógł wstać. Nie pytając o nic, wsunął jedno ramię pod jej plecy, drugie pod kolana, podniósł ją bez wysiłku i ruszył w stronę drzwi. – Del! – zawołała. – Ćśś. Obudzisz Delilę. – Postaw mnie – szepnęła. – Nie musisz mnie nieść. To tylko skaleczenie. – Żebyś sobie poraniła stopy? Na podłodze jest pełno odłamków. Tak naprawdę Maggie wcale nie miała ochoty protestować. Było jej dobrze w jego ramionach. Przeniósł ją przez salonik do kącika służącego za kuchnie i posadził na brzegu stołu. Udał się do sypialni, włączył światło i wrócił z apteczką, którą trzymała w łazience. – Naprawdę nie jest aż tak źle – powiedziała. Przecież widziała, jak niepoważna jest ranka na palcu. – Ale w ten sposób zagoi się szybciej – powiedział. Nie zważając na jej sprzeciw, oczyścił i zdezynfekował skaleczone miejsce. – Robisz to tak, jakbyś miał duże doświadczenie w udzielaniu pierwszej pomocy – powiedziała, zwracając
Tajny a gent Kopc iuszka
129
uwagę na precyzję i skuteczność jego ruchów. – Nauczyłem się trochę w ciągu lat pracy. – Nie sądziłam, że może być duże zapotrzebowanie na tego rodzaju usługę w branży elektronicznej. – Bo i nie ma. Miałem na myśli czasy, gdy pracowałem na farmie rodziców. – Och, słusznie. Wygładził bandaż i puścił jej rękę, ale nie cofnął się. W ostrym świetle lampy nad głową intymny nastrój, który wziął początek w sypialni, nie rozwiał się. Co więcej, Maggie odkryła, że dodatkowe światło czyni ciało Dela jeszcze bardziej pociągającym. Próbowała o tym nie myśleć. Szukała neutralnego tematu. Czuła potrzebę rozmowy, która by ją powstrzymała przed... pożeraniem go wzrokiem. Tak, to było to, co właśnie robiła. Mógłby pozować do jakiejś antycznej greckiej rzeźby, albo służyć jako odlew dla tych potężnych bojowych napierśników, jakich używali Rzymianie. Nie namyślając się, wyciągnęła rękę i dotknęła go jednym palcem. Jego skóra była gorąca i wilgotna, jedwab pokrywający stal. Aż jej ręka zadrżała. Najchętniej zamiast palca posłużyłaby się ustami. Żeby poznać jego smak. – Maggie – powiedział chrapliwym głosem. Cofnęła rękę i przyłożyła palec do ust. Smakował solą i odrobiną czegoś, co było tylko Delem. To był niepowtarzalny, zmysłowy zapach, nikły jak szept w ciemności. Przysunął się do niej i chwycił jej nadgarstek. Patrząc jej w oczy, odwrócił jej dłoń i delikatnie ugryzł palec, który właśnie polizała. Rozkoszne uczucie spłynęło po jej ramieniu.
130
In grid Wea ver
– Idę o zakład, że tego nie nauczyłeś się na farmie – zamruczała. Wygiął wargi w uśmiechu i wessał jej palec do ust. Rozkoszne uczucie rozlało się po jej ciele. Wysunęła nogi przed siebie, żeby potrzeć palcami jego skórę. Puścił jej palec i oparł dłoń na jej biodrze. Maggie uśmiechnęła się. – Chyba naprawdę nie powinniśmy tego robić, Del. – Pewnie nie – zgodził się. – Ale jeśli cię nie dotknę, oszaleję. Do licha, ale to był długi tydzień! – Był długi i dla mnie – powiedziała. – Zatrzymam się, gdy tylko powiesz. Zanurzył głowę i złożył pieszczotliwy, trzepoczący jak skrzydła motyla pocałunek w zagłębieniu jej szyi. Wsunęła palce w jego krótkie, sprężyste włosy. Ku swojemu zdumieniu pochwyciła zapach dziecięcego szamponu, który używała razem z Delilą. Na innym mężczyźnie mógłby pachnieć obrzydliwie, ale na kimś tak jednoznacznie męskim był zadziwiająco pociągający. Spójrz prawdzie w oczy, powiedziała sobie. Wszystko w nim jest pociągające. Podniosła brodę, delektując się wilgotnym ciepłem jego ust na szyi. Och, to było cudowne. Dlaczego tak długo odmawiali sobie tej rozkoszy? Del przejechał nosem po jej policzku i zaczął skubać jej ucho. Maggie jęknęła. – Niewiarygodne, żeby ucho mogło tak reagować – powiedziała. – Jak? – Zaraz ci pokażę – odparła i śmignęła końcem języka
Tajny a gent Kopc iuszka
131
po płatku jego ucha, a potem, aż do utraty tchu obojga, ssała je i smakowała. Potem się cofnęła – nie dlatego, że chciała przestać, ale dlatego, że chciała więcej. Del musiał to chyba wyczytać z jej twarzy. Oparł ręce na stole po obu jej stronach i zniżył głowę do jej ust. O, tak, pomyślała Maggie, rozchylając wargi. Właśnie tego chciała. Pamięć jej nie zawiodła – to było równie dobre, jak zapamiętała. Lepsze. Panował nad sobą i był delikatny, jak poprzednio, jego usta prowadziły z jej ustami zmysłowy taniec. Przeniosła dłonie na jego pierś, znacząc palcami kontury mięśni. Czuła jego serce walące w takim samym opętańczym rytmie jak jej. Czego się tak bała? – zastanawiała się jak przez mgłę. Nie chciała niczego przyspieszać, ale przecież nie przyspiesza i nie ponagla, prawda? Powstrzymywała się przez cały tydzień. Stopniowo pocałunek zmienił charakter. Przestał być niezobowiązujący i delikatny. To już nie był przyjacielski pocałunek. To był pocałunek półnagiego mężczyzny w środku nocy. Objął jej biodra, a jego gorące dłonie paliły przez nocną koszulę, jakby jej na niej nie było. Nagle poczuła gorącą wilgoć między nogami. To było upajające. Wydała gardłowy dźwięk, zakołysała się ku niemu i bez reszty oddała się pocałunkowi. Mocniej ścisnął jej biodra i wszedł między jej kolana. Opuszczał ją powoli do tyłu, aż położyła się na stole. Podciągnął jej koszulę i dotknął nagiej skóry. Pożądanie, gwałtowne i naglące, porwało Maggie. Rozkwitała wewnątrz i to było nieziemskie. Macierzyństwo
132
In grid Wea ver
było spełnieniem, ale częścią niej była także jej zmysłowość. Chciała się przekonać, dokąd ją zaprowadzi, chciała, żeby to trwało aż do końca... Co z tego, że dusza pragnie, skoro ciało nie jest gotowe. Narastające podniecenie zamieniło się w kłujący ból. Jej oddech stał się świszczący. Przerwała pocałunek i z trudem chwytała powietrze. – Del... Gdy pochylił się nad nią, twarz miał surową i zawziętą, a oczy bardziej złociste niż bursztynowe. W jego wzroku nie było miękkości ani przyjaźni, tylko naga żądza. Nigdy go takim wcześniej nie widziała. Nie wyglądał rycersko, wyglądał... groźnie. Bezwzględnie. Jak rewolwerowiec. O, Boże. Czy naprawdę go zna? Czy wie, co w nim tkwi w środku? Po raz pierwszy, odkąd go poznała, poczuła się odrobinę nieswojo. A on w najlepsze muskał kciukami wrażliwą skórą na wewnętrznej stronie jej ud. Zatrzymała go, zanim sięgnął wyżej. – Del, nie. Z trudem się opanował. Poznała to po skurczu mięśnia jego policzka i po napiętych ścięgnach szyi. – Przepraszam – powiedziała delikatnie. – Ja nie mogę... to znaczy, uważam, że jeszcze jest za wcześnie. Powoli, och, jakże powoli, wygasała namiętność, która tak wyostrzyła jego rysy. Odjął ręce i odepchnął się od stołu. Pierś mu falowała, gdy głęboko oddychał, zanim się wyprostował i cofnął o krok. Wreszcie wyciągnął rękę i pomógł Maggie usiąść. Odetchnęła, minął niepokój. Musiało się jej przewi-
Tajny a gent Kopc iuszka
133
dzieć. To był nadal Del, jej przyjaciel, najmilszy facet w Nowym Jorku, nie żaden obcy twardziel. – Niech to diabli, Maggie. Za daleko się posunąłem. Nie chciałem. – W porządku, Del. To wszystko poszło jakoś tak szybko. – Przepraszam. Nie powinienem był cię dotykać. – Ale ja sama tego chciałam, Del. – Och, Maggie. Nie ułatwiasz mi tym sytuacji. – Ani ty mnie. – To znaczy? – Wiedziałeś, co przede mną ukrywasz. Cofnął się nagle, przybrał czujny wyraz twarzy. – Skąd przypuszczenie, że coś ukrywam? – Powinieneś był mnie ostrzec, że masz ciało jak grecki posąg... – Jak... – Tyle, że twoje jest znacznie cieplejsze niż marmur, to pewne. – Popatrzyła na jego tors. – Urodziłam niedawno dziecko, Del, ale to nie znaczy, że jestem nieczuła. Powinieneś był wiedzieć, co będzie, jeśli zaczniesz paradować przede mną półnagi. – Nie paradowałem. Śpię w tym. – Powiedziałeś, że nie spałeś. – Gimnastykowałem się. Ujrzała nagle giętkie i elastyczne ciało Dela, jego lśniącą, pokrytą warstewką potu skórę. Westchnęła i jak echo powtórzyła za nim: – Och, Del. Nie ułatwiasz mi sytuacji. Zaśmiał się, a następnie podniósł jej rękę do ust. Długie, silne palce, którymi tak mocno wpił się w jej
134
In grid Wea ver
biodra, okazały się niezwykle delikatne i czułe, kiedy odwrócił jej dłoń i złożył pocałunek na zabandażowanym palcu. Poczuła ulgę. Tak, coś jej się przywidziało. Jak w ogóle przyszło jej do głowy, że Dela jest niebezpieczny? Wiatr uderzał o szyby i hulał między kamiennymi kanionami Manhattanu, drażniąc przedsmakiem lata, niosąc zapach rozgrzanego asfaltu i kakofonię trąbiących aut. Gdy znaleźli się na rogu, Maggie klepnęła się w czubek głowy, żeby jej nie zwiało kapelusza. Mówiła Delowi, że nie potrzebuje kapelusza, ale uparł się, uważając, że z nadejściem upałów i przy jej jasnej cerze musi się chronić przed słońcem. W każdym razie taki podał powód, choć podejrzewała, że kryje się za tym coś jeszcze. Po prostu nie chciał się przyznać, że dał się ponieść fantazji. Kapelusz był zrobiony z najdelikatniejszej szczotkowanej bawełny, tak białej, jak obłok. Szerokie rondo zasłaniało twarz, a jednocześnie, dzięki wywiniętemu brzegowi, ładnie ją okalało. Wyszywana w fioletowe i różowe kwiatki szeroka atłasowa wstążka opasywała denko i wesoło podskakiwała na karku . Tym co czyniło go ze wszech miar atrakcyjnym był fakt, że jego miniaturowa wersja zdobiła też główkę Delili. Dzisiaj, pod pretekstem zamiany lampy, którą wczoraj zbiła, Del wyciągnął ją i Delilę do centrum handlowego i tak jakoś wymanewrował, że znaleźli się w największym magazynie z zabawkami. Pośród gigantycz-
Tajny a gent Kopc iuszka
135
nych pluszowych zwierząt i niekończących się rzędów lalek wypatrzył te kapelusze. Zatrzymali się przy krawężniku. Del uważnie popatrzył w górę i w dół jezdni, po czym, gdy światło zmieniło się na zielone, popchnął wózek przed siebie. – Mała chyba już zgłodniała – powiedział. – Jestem pewna, że lada chwila to ogłosi. Laszlo nie będzie miał nic przeciwko temu, jeżeli skorzystam z jego zaplecza. Będzie okazja, żeby zajrzeć do Joanne. – Jeśli chcesz, mogę was odwieźć do domu. Przyjechał dzisiaj samochodem. Wyjaśnił, że należy do firmy, w której pracuje, i że nie mają nic przeciwko temu, gdy go od czasu do czasu pożycza. – Dzięki, ale będąc tak blisko, głupio by było nie wpaść na chwilę do baru. – W porządku, jak sobie życzysz. Wyczuła jakiś niezrozumiały opór ze strony Dela, ale postanowiła nie wnikać w przyczynę. Już od drzwi powitała ich puszczona na pełny regulator melodia Gershwina. Dochodziła z dużego tranzystora, wciśniętego między kasę i gablotę z ciastkami. Młody człowiek w workowatych spodniach i o posturze Freda Astaire‘a żonglował trzema kopiastymi talerzami frytek, stepując w drodze do stolika. Maggie patrzyła zafascynowana, gdy teatralnym gestem podawał gościom talerze i na koniec skłonił się nisko. Śmiejąc się, przyłączyła się do burzy oklasków klientów. – Jest wspaniały! – powiedziała do Dela. – Taak. – Rozejrzał się po sali, po czym zrobił pół obrotu w kierunku wyjścia. – Hałas rozdrażni Delilę. Nie
136
In grid Wea ver
możemy tu zostać. – Ale Delila uwielbia muzykę. Poza tym właśnie ją ściszyli – odpowiedziała, kiwając głową w stronę lady. Joanne odpowiednio nastawiła dźwięk, pomachała do Maggie i pospieszyła im na powitanie. – Cześć, Mags, masz śliczny kapelusz. Och, i taki sam ma nasza malutka słodycz. – Dzięki. To od Dela. Joanne uśmiechnęła się szeroko do niego. – Są naprawdę urocze. A kwiatki na wstążce pasują do ubrania Maggie. Ma rację, pomyślała Maggie. Kolory kapelusza rzeczywiście pasowały do popielato – różowej tuniki i ciemnofioletowych legginsów. Jeszcze jeden dowód na to, jak... słodki jest Del. Wzruszył ramionami. – Są po prostu praktyczne. Chronią przed słońcem. – Co sądzicie o naszym nowym kelnerze? – zapytała Joanne. – Fantastyczny! – powiedziała Maggie. – Ale co stało się z Edith? – Edith – Chodząca Doskonałość została wywalona, gdy Laszlo zorientował się, że zamiast wołowiny ładuje do hamburgerów tofu. Na szczęście José był świadkiem tego wszystkiego i z miejsca wziął się do roboty. – Joanne zniżyła głos: – Tak naprawdę José nie jest kelnerem, rozumiecie. Tańczy na Broadway‘u. Dorabia w dzień w oczekiwaniu na swoją wielką chwilę. – Od dawna tu jest? – Pobił już rekord – jest już od ośmiu dni i Laszlo tylko raz chciał go wywalić.
Tajny a gent Kopc iuszka
137
– Za co? – José występował z Catsami – wyjaśniła Joanne. – I tak się wczuł w rolę, że wskoczył na kontuar i wywijał rękami i nogami, szalał na czworakach, no i w ogóle poszedł na całość. Maggie stłumiła śmiech. – Jest świetny – ciągnęła Joanne – ale oblał kawą dwóch gliniarzy. Laszlo powiedział, że mają u niego pączki za darmo przez cały miesiąc, jeśli przymkną oczy i nie wlepią mandatu. – Nikt nigdy nie aresztował mnie za wylanie czegokolwiek. – Nie chodzi o wylanie, ale o nielegalne zatrudnianie. – Chyba że tak! – zaśmiała się Maggie. – Laszlo poszedł na to, bo wie, że José napędzi mu klientów. – Rozumiem – powiedział Del. – Może zajrzymy tu innym razem, Maggie. Wygląda na to, że nie ma wolnego miejsca. – Nie, nie, jest jedno w rogu na końcu sali – pospieszyła z odpowiedzią Joanne. Maggie podziękowała i ruszyła przed siebie, kiedy dostrzegła znajomą twarz. Bill Grimes siedział przy stoliku koło okna, a jego łysina połyskiwała w słońcu. – Czy to nie twój przyjaciel? – zapytała. Del pozdrowił Billa kiwnięciem głową. Po znaczącym uśmieszku wspólnika Bill domyślił się bez trudu, że Del dostrzegł go już wcześniej i próbował wyprowadzić stąd Maggie. Delilah wydała ponaglający krzyk. Del wiedział z doświadczenia, że mała krzyczy z głodu. Ponownie
138
In grid Wea ver
zaproponował Maggie, że odwiezie je do domu, ale znów się wymówiła. Trzymając się Joanne, wymanewrowała wózkiem między stolikami, aż dotarła do drzwi prowadzących na zaplecze. Gdy tylko Maggie i Delilah znikły, Del dołączył do kolegi. – Nic nie mów, sam zgadnę – powiedział Bill, gestykulując nadzianą na widelczyk szarlotką. – Śledziła cię i przyszła tu za tobą, mam rację? – Jeszcze ci się nie znudziły te kawały, Bill? – mruknął Del. – Co tutaj robisz? – Jem szarlotkę i obserwuję darmowy popis kelnera – odparł. – A ta muzyka jest idealna, gdyby ktoś chciał podsłuchiwać. A co ty tutaj robisz? – Byliśmy na zakupach. – Czyżbyś się stawał prawdziwym domatorem? – Po prostu pomagam Maggie – odparł Del. – Maj minie błyskawicznie. Jeśli chcesz wziąć ślub w czerwcu, nie trać czasu. – Aleś ty nudny. Wymyśl coś nowego. Wiesz dobrze, że nie zwiążę się na stałe z Maggie – żachnął się Del. Bill odłożył widelec. – Darzysz ją uczuciem – stwierdził. -Jest wyjątkową kobietą – odparł Del. – Ale nie wie nic o mnie. Jest zbyt wiele ważnych powodów, żeby ograniczyć nasz związek do przyjaźni. – Ach, wiesz, co powiedział Lord Byron o przyjaźni? – Bill... – ,,Przyjaźń jest jak Miłość, której nie wyrosły skrzydła,,! Del skrzywił się. Miłość? Jeszcze się tak dalece nie
Tajny a gent Kopc iuszka
139
zapędził. Nie dopuściłby do tego. Wiedział, dokąd ta droga prowadzi. – Dałbyś już spokój, Bill. Agenci SPEAR nie są stworzeni do miłości i małżeństwa. – Tylko nie mów tego Tish Buckner. – Co takiego? – Nie słyszałeś najświeższych wiadomości? Tish jest w ciąży. Del był zdumiony. Tish? W ciąży? Jak to możliwe? Tish Buckner była agentką, którą w zeszłym miesiącu zaskoczył wybuch bomby w magazynie. Del poparzył sobie ramiona i ręce, wyciągając ją stamtąd. Kiedy ją widział ostatni raz, dopiero co wyszła ze stanu śpiączki. Jej mąż, Jeff Kirby, błyskawicznie znalazł się przy niej. W samej rzeczy, ostatni raz widział Tish w dniu, w którym urodziła się Delilah. Właśnie po odwiedzeniu Tish w szpitalu zaszedł do baru... i skończyło się na tym, że odebrał dziecko Maggie. – Tish była w marnym stanie. Cieszę się, że szybko doszła do siebie. – Faktycznie była już w ciąży, kiedy ją wyciągnąłeś z ognia – powiedział Bill. – Powtarzam to za Jeffem. Trzymali to w tajemnicy, dopóki się nie upewnili, że nic jej nie grozi. – Coś takiego – mruknął do siebie Del. Jak na człowieka, który dotąd na ogół starannie omijał dzieci, okazało się, że w ciągu jednego miesiąca uratował nie jedną ale dwie ciężarne kobiety. – Wracając do naszych spraw – podobno w przyszłym tygodniu ma się odbyć specjalna sesja Rady Bezpieczeństwa ONZ – zakomunikował Bill.
140
In grid Wea ver
– Czego będzie dotyczyć? – Międzynarodowego terroryzmu. – Poza tym, że Simon walnie przyczynia się do tego problemu, co on ma z tym wspólnego? – skrzywił się Del i sam sobie odpowiedział na pytanie: – Chyba, że jego ofiara będzie w tym uczestniczyć. – Tak sobie właśnie pomyślałem. Cokolwiek planuje, stanie się to podczas tej sesji. – Musimy mieć listę przemawiających i uczestników. – Na razie jeszcze trwają ustalenia. Dowiem się więcej za parę dni. – Okej. – Jeśli mnie przeczucie nie myli, za tydzień, o tej porze, nasze czekanie się skończy. Czyżby Bill miał rację? Jeden tydzień i koniec trwającej blisko rok akcji SPEAR? Koniec polowania na Simona? A zatem także jego czas z Maggie dobiegnie końca. Nagle myśl o zbliżającym się kresie godzinnych inwigilacji wydała mu się mniej pociągająca niż wcześniej. Tak jak niegdyś pragnął przyspieszyć czas, tak teraz dałby wiele, żeby go spowolnić. Spojrzał na drzwi prowadzące na zaplecze baru. Po dzisiejszej nocy, kiedy o mało nie stracił kontroli nad sobą, rozważał możliwość powrotu do hotelu. Ale teraz zmienił zdanie. Pobyt w Nowym Jorku zbliżał się do końca, nie zmarnuje więc ani sekundy z czasu, jaki pozostał im z Maggie. Kiedy po dwudziestu minutach Maggie wreszcie dołączyła do nich, zamiast zabrać ją i Delilę do domu, zawiózł je do Central Parku. Radości było co niemiara.
Tajny a gent Kopc iuszka
141
W pewnym momencie, gdy Maggie namówiła go na przejażdżkę słynną tutejszą karuzelą, poczuł się jak dziecko. Odegnał myśli związane z pracą i uległ entuzjazmowi Maggie. Zanim dotarli do mieszkania Maggie, zapadł zmierzch. Delilah, upojona świeżym powietrzem, od razy zasnęła. Del sączył piwo i zerkał na sofę. Na samą myśl o czekającej go nocy, rozbolał go kręgosłup, wolał jednak spanie na pękniętej sprężynie od sterylnych czterech ścian hotelowego pokoju. – Uff! – powiedziała Maggie i opadła na bujany fotel. – Nawet nie przypuszczałam, w jak marnym jestem stanie. – Przepraszam – bezzwłocznie odpowiedział Del. – Powinienem był się domyślić, że jesteś zmęczona. – Nie, nie. Świetnie się bawiłam i za nic na świecie nie skróciłabym zabawy. Czy wiesz, kiedy ostatnio tak fajnie spędziłam dzień? – Nie, ale pewnie nie dawniej niż ja. Jak widać, oboje mamy dużo zaległości. Uśmiechnęła się. – Chyba masz rację. I dziękuję jeszcze raz za kapelusze. Del usiadł przy stoliku naprzeciw niej. Odwzajemnił jej uśmiech, gdy pomyślał, jak wyglądała z Delilą na karuzeli, z trzepoczącymi na wietrze fioletowymi wstążkami. Żałował, że nie miał przy sobie kamery. – Cała przyjemność po mojej stronie, Maggie – Szkoda, że nie pomyślałam o nowych tenisówkach, kiedy robiliśmy zakupy – powiedziała, zrzucając pantofle
142
In grid Wea ver
z nóg. – Od tego ciężaru, który dźwigałam jeszcze miesiąc temu, rozklapały mi się stopy. A może powinnam wrócić do sandałków? – Bolą cię stopy? – Och, wystarczy, że je wymoczę. Robiłam tak zawsze po cięższym dniu pracy. Tylko teraz jestem trochę rozleniwiona i nie chce mi się ruszyć z fotela. – Daj – powiedział Del. Odstawił piwo, sięgnął po jej prawą stopę i oparł jej piętę na udzie. Złapała się poręczy fotela. – Del, co robisz? – Zrelaksuj się, Maggie. Masaż dobrze ci zrobi. – Pochylił się, sięgnął po lewą nogę i ułożył obok prawej. Ściągnął jej skarpetki i powoli zaczął masować palce. – No i jak? – Bosko – westchnęła. Masując i obracając jej palce na różne strony, uśmiechnął się na widok pomalowanych paznokci. Pomimo ogromu pracy wciąż udawało jej się malować paznokcie. To cześć jej natury, pomyślał. Umie się cieszyć każdym dniem, żyć pełnią życia. – Jutro rano muszę się udać do biura, ale gdybyś mogła zaczekać parę dni, wybierzemy się w weekend po buty. – Dzięki, chętnie. – Milczała, kiedy masował i ugniatał stopy od palców po pięty. A kiedy masował poduszeczki stóp, mruknęła z rozkoszy. Uniósł głowę. – Nie przerywaj, Del. To takie przyjemne. – Daj znać, jeśli cię zaboli, Maggie – powiedział, przechodząc do masowania kostek.
Tajny a gent Kopc iuszka
143
– Na razie z każdą chwilą jest coraz lepiej. – Nie chciałbym ci sprawić bólu. Jeśli będzie coś nie tak, powiedz, a przestanę, zgoda? – Okej. – Nie mogę się powstrzymać od dotykania ciebie, Maggie – powiedział. Spoważniała, chwyciła się mocniej oparcia fotela i spoglądała na niego w milczeniu. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że Del mówi o czymś więcej, niż masowanie stóp. Kiedy mu odpowiedziała, zrobiła to w równie bezpośredni i pozbawiony kompleksów sposób, jak potraktowała ich pocałunek poprzedniej nocy: – Nie chcę cię okłamywać, Del – powiedziała. – Lubię, gdy mnie dotykasz. Naprawdę lubię. Po prostu nie jestem jeszcze gotowa na... – Niech to pozostanie moim zmartwieniem – odparł, masując ją jeszcze przez chwilę. Potem zostawił ją na krótko. Wrócił z ręcznikiem i butelką oliwki Delili. Zrobiła wielkie oczy. – Del, co robisz? – Tylko to, na co możemy sobie pozwolić – odpowiedział. Rozłożył ręcznik na udach, położył jej stopę na podołku, a następnie skropił oliwką dłoń. Maggie wpatrywała się. Nieruchoma i zafascynowana. Coś jej mówiło, jakiś trwożliwy słaby głosik z odległego zakątka mózgu, że powinna wstać i uciec. Ale tak naprawdę, wcale tego nie chciała. Poza tym nie mogła. Próba ucieczki byłaby ryzykowna. Del rozprowadził już oliwkę na podeszwach jej stóp. Westchnęła i położyła głowę na oparciu fotela. Takie ręce, jak jego, powinno się rejestrować, jak
144
In grid Wea ver
śmiercionośną broń, pomyślała. Poczuła rozkoszne mrowienie, gdy zręcznymi, wprawnymi palcami rozprowadzał oliwkę między palcami. Nigdy nie przywiązywała znaczenia do refleksologii, ale ludzie, którzy ją praktykowali, mówili, że zdecydowanie coś w tym jest. Rzeczywiście na stopie znajdowały się wszystkie zakończenia nerwów. Jak inaczej wytłumaczyć sensacje, odzywające się echem w różnych częściach ciała, przy każdym przemieszczaniu się jego rąk? Najpierw płatek ucha, teraz stopy. Ile jeszcze erogennych stref pomoże jej odkryć? Podniósł na nią wzrok, a jej zaparło dech. Z głębi jego oczu wyzierało nagie pożądanie. Przez moment miała wrażenie, że ma przed sobą tego samego nieznajomego twardziela, który ją wczoraj przyparł do stołu, ale w chwilę potem, gdy połaskotał podbicie jej stopy, kąciki jego oczu zmarszczyły się w uśmiechu Kolejne doznanie trafiło ją tym razem w najbardziej erogenną strefę ze wszystkich możliwych. W samo serce.
Rozdział dziewiąty
Wizyta kontrolna u lekarza wypadła lepiej, niż Maggie mogła się spodziewać. Dr Hendricks obejrzał małą i stwierdził, że dziecko rozwija się nad wyraz dobrze, a potem, gdy Delilah wróciła do poczekalni do Dela, zbadał Maggie i na jej nieśmiałe pytanie o ewentualne podjęcie współżycia oznajmił, że nie widzi przeszkód. Maggie rozmarzyła się. Siostrzyczka albo braciszek dla Delili... Następne dziecko do kochania, może ciemnowłose, o ciepłych, bursztynowych oczach... Tak, oczyma duszy widziała dziecko Dela. W końcu, dlaczego nie? Jeśli jakikolwiek mężczyzna nadawał się na ojca, to był nim Del. A czy naturalną konsekwencją zbliżenia nie są dzieci? Wprawdzie gabinet lekarski nie był odpowiednim miejscem do rozmyślań o kochaniu się, ale gdy znalazła się w poczekalni i stanęła obok Dela, nie mogła od niego oderwać wzroku. Siedział koło drzwi z Delilą na kolanach, podtrzymywał jej główkę i miał zamknięte oczy, ale nie spał, co było widać po ruchu jego palców, którymi
146
In grid Wea ver
delikatnie pieścił włoski małej. Czy i on o czymś marzył? Jakim doznaniem i przeżyciem byłoby kochanie się z nim? Może się o tym wkrótce przekona. Ale teraz, gdy nie było przeszkód natury zdrowotnej, zastanowiła się, czy również emocjonalnie stać ją na podjęcie takiego kroku. Dla niektórych ludzi seks jest czystą rozrywką, ale dla niej był czymś znacznie więcej. Żeby się kochać, musiała być zakochana. Ilekroć Del znajdował się w pobliżu, przyciągał jej wzrok niczym okno w ciemności, jak te aury, o których mówiła Joanne. Zawsze na dźwięk jego głosu dygotało jej serce, a jego dotyk sprawiał, że była bliska szaleństwa. Sześć tygodni temu nie znała jego nazwiska. Czy nie za wcześnie, żeby myśleć o miłości? Z drugiej strony, sześć tygodni temu Delilę również znała zaledwie jeden dzień. Miłość nie wybiera, miłość po prostu staje się faktem. Czy więc bez reszty kocha Dela? W rzeczywistości, nic się nie zmieniło. Nadal zamierzał opuścić Nowy Jork po wykonaniu zlecenia. Nadal był irytująco skryty w większości spraw. Nigdy nie rozmawiał z nią o swojej pracy. Szansa na wspólną przyszłość była niewielka. To prawda, ale przecież życie jest po to, by je przeżywać. Gdyby nie dawała sobie szans, nie podejmowała ryzyka, czy stałaby teraz na dwóch zdrowych nogach? Jasno oświetlona poczekalnia pełna była obcych kobiet i sporadycznie marudzących niemowląt, ale to wszystko jakby zeszło na drugi plan, nie docierało do
Tajny a gent Kopc iuszka
147
świadomości Maggie, gdy stała nieruchomo, bardzo nieruchomo i patrzyła, jak silne ręce Dela czule obejmują jej dziecko. Zalała ją tak powalająca fala pewności, że aż zadrżała. O, tak. Kocha go. Del otworzył oczy. Podniósł z podłogi torbę z pieluszkami Delili i wstał. – Gotowa? O, tak. Była nie tylko gotowa, była też spragniona i zdolna do kochania się. Gdy wieczorem Delilah zaśnie i zostaną sami, pokaże mu do jakiego stopnia. Uśmiechnęła się i wzięła go pod ramię. – ,,Palec mię świerzbi, to dowodzi, że jakiś potwór tu nadchodzi,, Makbet, akt IV, scena 1, przekł. Józef Paszkowski w: W. Szekspir, Pięć dramatów, PIW, 1955 r., s.391 – przyp. tłum. – mruknął Bill, podnosząc lornetkę do oczu. Del stęknął. Znowu Szekspir. Ale wybór cytatu był trafny. Poprzez lekką mżawkę i trochę zaparowaną szybę samochodu można było dostrzec wychodzącego na ulicę Herberta Hulla. Wyszczerbione stalowe drzwi zatrzasnęły się za nim, gdy przystanął, by rzucić okiem na błyszczące, prowokujące fotosy wykonawców, wystawione pod daszkiem. Były snajper marine trzymał się stałego harmonogramu. Zanim odwiedził ten peep show, odbył parę partyjek bilardu, zjadł lunch, składający się jak zwykle z piwa, orzeszków i jajek na twardo w marynacie. Od dnia, w którym zaznaczył laserem miejsca swoich strzałów, Hull nie pojawił się więcej w domu w pobliżu
148
In grid Wea ver
gmachu ONZ, ale najwyraźniej na coś się zanosiło – wywiad SPEAR odnotował obecność w mieście dość licznej grupy ludzi, uważanych za współpracowników Simona. Jonasz wydał polecenie, by każdego podejrzanego obserwowało dwóch agentów. – Czy Horton jest na miejscu? – zapytał Bill, gdy Hull ruszył przed siebie. Del zerknął na drzwi sąsiedniego budynku, przy których skulony na deszczu siedział nieduży mężczyzna w sfatygowanym swetrze, z brązową papierową torbą, w której kurczowo ściskał butelczynę, w brudnej baseballowej czapeczce nasuniętej na oczy. Po przejściu Hulla włóczęga zatoczył się i chwiejnym krokiem powędrował w tym samym kierunku. – Taak, idzie za nim. – Nie widzę Lamere. W tej samej chwili minął ich biały van i skręcił za najbliższym rogiem. – Właśnie przejechała. – Okej. Teraz niech oni go przejmą. – Bill odłożył lornetkę i wyjął fajkę. Del stukał palcami w kierownicę. – Wkrótce coś pęknie – mruknął. – Czuję to przez skórę. – Mówiłem, że nasza cierpliwość zostane wynagrodzona. Może powtórzyć ci cytat z Miltona? – Zamknij się, Bill – łagodnie powiedział Del. Maggie odsunęła zasłonę i po raz siódmy w ciągu godziny wyjrzała przez okno. Poranna mżawka zamieniła się w regularny deszcz. Bez błyskawic i piorunów.
Tajny a gent Kopc iuszka
149
Wiedziała, że jej napięcie i niepokój nie wynikają z pogody. Towarzyszyły jej od momentu wyjścia od lekarza. Był to ten sam rodzaj zapierającego dech w piersi uczucia, jaki czuła w kolejce górskiej w wesołym miasteczku, gdy wagoniki rozpoczynały wspinaczkę na szczyt pierwszego wzniesienia. Decyzja o przejażdżce była już podjęta, ale tak na dobre przejażdżka jeszcze się nie zaczęła. Sześć tygodni temu za huśtawkę swoich emocji obwiniała hormony i ciążę. Teraz jednak czuła coś innego. Teraz nie bała się zaufać emocjom. Zawsze uwielbiała radosne podniecenie towarzyszące wznoszeniu się i opadaniu wagoników kolejki. Było w tym coś erotycznego. – Kiedy wujek Del przyjdzie do domu? – dopytywał się Robbie, wpadając na nią ślizgiem i zatrzymując się na jej biodrze. Przywarł nosem do szyby i razem z nią wpatrywał się w ciemność. Dom. Miłe, rozgrzewające od środka ciepło rekompensowało Maggie ponurą, nieprzyjazną pogodę. Lubiła brzmienie ,,Del,, w połączeniu z ,,domem,,. Kiedy wreszcie dopuściła do sobie myśl, że jest zakochana, wszystko wydało się znacznie prostsze. Tak jakby jej zdjęto kamień z serca i jeszcze raz pozwolono pomarzyć. Dom. Rodzina. Na zawsze. Tego szukała, gdy pozwoliła sobie uwierzyć w kłamstwa Alana. Tym razem będzie inaczej. Wybrała właściwego mężczyznę, mężczyznę, któremu można ufać. To co czuła do Alana, było nieporównywalne z tym, co czuła do Dela. – Ciociu Maggie?
150
In grid Wea ver
Wyciągnęła rękę i zmierzwiła rude włosy Robbiego. – Pracuje do późna – odpowiedziała na jego pierwsze pytanie o Dela. – Kiedy wróci, będziesz już spać. – A przyniesie lody? – Nie wiem. Jeżeli przeniesie, odłożę dla ciebie, okej? – Fajnie. – Rozległo się pukanie do drzwi. Robbie odepchnął się od okna i pognał, żeby otworzyć. – To babcia. – Zaczekaj, Robbie – zawołała Maggie. – Najpierw trzeba sprawdzić. Naburmuszył się, ale podskoczył do góry i zerknął przez dziurkę. – A nie mówiłem? – powiedział i otworzył szeroko drzwi. Armilda uścisnęła Robbiego, zostawiła mokrą parasolkę w holu i weszła do środka, – Co za straszny wieczór. Przepraszam za spóźnienie, Maggie, ale jak to zwykle bywa ostatnia partia brydża ciągnęła się w nieskończoność. – Nie ma sprawy, Armildo. – Dziękuję. A gdzie nasz aniołeczek? – Rozejrzała się, po czym podeszła do dziecięcego fotelika, który Maggie ustawiła przy sofie. Zsunęła z nosa okulary i uśmiechnęła się. – Hallo, Delilo. Mała zagruchała rozkosznie na widok znajomej twarzy i wyciągnęła rączkę, chcąc złapać okulary Armildy. Maggie podeszła, żeby podnieść Delilę z fotelika. – Jesteś pewna, że to cię nie zmęczy, Armildo? – Wszystko będzie dobrze, Maggie. Poza tym Robbie obiecał mi pomóc.
Tajny a gent Kopc iuszka
151
– Taak – wyrwał się Robbie, dumnie wypinając pierś. – Będę baby – sitterem. – Ale gdybyś miała jakiś problem, pamiętaj, że jestem obok. – Nie, Maggie, naprawdę zrób sobie przerwę – odparła Armilda, wyciągając ręce po Delilę. – Ostatnimi tygodniami ciągle opiekujesz się Robbiem, dziwię się, że wcześniej nie poprosiłaś mnie o tak drobną przysługę. – Tylko na parę godzin – powiedziała Maggie, gładząc rączkę Delili. – Nie krępuj się, naprawdę. – Jest nakarmiona, więc co najmniej do północy nie powinna być głodna. Na wszelki wypadek przygotowałam butelkę z mieszanką, nie wiem tylko, czy zechce to jeść. W razie czego zadzwoń. – Myślę, że sobie świetnie poradzimy – uśmiechnęła się Armilda. Gdy Robbie odszedł na chwilę, żeby pozbierać swoje zabawki, przysunęła się do Maggie i zniżyła głos: – Jeśli tylko nie wypadnie nic nieoczekiwanego, nie będę ci przeszkadzać. Uważam, że już najwyższy czas, żebyście pobyli z Delem sami i zajęli się sobą. Maggie poczuła, że się czerwieni. Czy jej prośba o popilnowanie Delili jest rzeczywiście aż tak przejrzysta? – Dziękuję, Armildo. – Del jest dobrym człowiekiem. Z tego, co zaobserwowałam przez tych sześć tygodni, powiedziałabym nawet, że jest właśnie tym mężczyzną, którego powinnaś zatrzymać. – Taki mam zamiar – odpowiedziała Maggie, nie przestając się czerwienić.
152
In grid Wea ver
– Mam nadzieję. – Armilda mrugnęła okiem. – Gdybym miała trzydzieści lat mniej, sama bym go chętnie poderwała. Maggie przechyliła głowę i wzięła się pod boki. – Uważaj, najpierw musiałabyś mnie poprosić o pozwolenie. – To rozumiem! – Armilda złapała torbę z pieluszkami i wyprowadziła Robbiego za drzwi. – Powodzenia! Gdy tylko wyszli, Maggie spojrzała na zegar. Wagonik górskiej kolejki przeskoczył następny tryb koła zębatego w kierunku szczytu. Poczuła miłe łaskotanie w brzuchu. Jest tyle do zrobienia, jeżeli wszystko ma być gotowe tak, jak zaplanowała. Sterta złożonych ubranek na stole i torby pieluszek po kątach nie nastrajają zbyt romantycznie. Podobnie jak plamy pokarmu na ramieniu podkoszulka. Świece i przyciszona muzyka pomogą stworzyć nastrój, a jeśli się pospieszy, może zanurzy się w wannie i zrobi paznokcie, tylko w co się ubierze? Może nie potrzeba zadawać sobie tyle trudu. Biorąc pod uwagę jej euforyczny stan i to, jak się czuje, kochanie się z Delem jest nieuniknione. Przecież z trudem powstrzymują się od tygodni. Może powinna po prostu odpocząć i pozwolić, żeby natura dokonała reszty. Ale, jakby powiedziała Joanne, nie zaszkodzi trochę posmarować karmiczne koło, prawda? Siedząc na brzegu łóżka, Del podniósł szklaneczkę. Zapach dobrej starej whiskey pobudził jego zmysły, niosąc obietnicę oderwania się od myśli na jakiś czas. Nie chciał tego. Ale między tym, co się chce, a tym, co
Tajny a gent Kopc iuszka
153
można, była cholerna różnica. Odczuł to boleśnie przed ośmiu laty. A widok młodych matek i dzieci podczas porannej wizyty u lekarza tylko odświeżył tamtą lekcję. Podniósł kieliszek do ust, gdy zadzwonił telefon na nocnej szafce. Spojrzał w jego stronę i przez chwilę nie ruszał się. Wprawdzie był po pracy, ale oficjalnie zawsze był pod telefonem, tylko dlaczego, jeżeli sprawa dotyczy SPEAR, nie dzwonią na komórkę? To była Maggie. Dźwięk jej głosu rozgrzał go szybciej niż jakakolwiek whiskey. – Witaj, Maggie. – Del... – zawahała się. W oddali słyszał muzykę. Nie były to dzwoneczki pozytywki Delili, ale swingujący jazz. – Niepokoję się, co z tobą. – Dzwoniłem wcześniej. – Musiałam być w wannie. – Nastąpiła długa pauza. – Zamierzasz wpaść? Nie zamierzał. Chciał zostać tutaj i przypomnieć sobie wszystkie powody, dla których nie powinien udawać się do Maggie dziś wieczór. Popatrzył na stojącą obok butelkę, zawahał się, po czym powoli ją zakorkował. Okłamywanie Maggie było ewidentnym złem, ale nie było powodu, żeby okłamywać samego siebie. Nie dbał o przykrość, a nawet cierpienie, jakie to za sobą pociągnie. Co z tego, że powtórzy ten sam błąd, który popełnił przed ośmiu laty. Nie był też na tyle silny, ani szlachetny, żeby się trzymać z daleka. Gdy Maggie otworzyła mu drzwi mieszkania, nie wiedział, co powiedzieć. Wiedział tylko, że wpatruje się
154
In grid Wea ver
w nią jak wariat i że nic na to nie może poradzić. Zrobiła coś z włosami. Jej krótkie loczki były bardziej puszyste i miękkie. Okalały jej buzię jak złocista aureola. Także jej twarz wyglądała inaczej. Oczy zdawały się większe, kości policzkowe wyższe, usta pełniejsze. Dotarło do niego, że zrobiła sobie makijaż. Zwykle o tej porze, przed snem, jej twarz bywa świeżo umyta i zaróżowiona. – Wybierasz się gdzieś? – zapytał. – Nie – odpowiedziała, wyciągając ręce po jego wiatrówkę. Kiedy się wyłuskał z mokrego ubrania, jego wzrok powędrował niżej. Zamiast noszonych na co dzień luźnych bluz czy koszul Maggie miała na sobie jedwabną bluzkę. Jej jasnokremowy kolor sprawiał, że cera Maggie lśniła jak atłas. I było na co popatrzeć – nie zapięła trzech górnych guziczków bluzki, więc kiedy podniosła ręce, żeby powiesić wiatrówkę, bluzka mocno się rozchyliła. Poczuł suchość w ustach. Do licha, reaguje jak smarkacz podniecający się na widok rozkładówki. Te dojrzałe bujne kształty, ten głęboki rowek między piersiami, mignięcie czarnej koronki... Od kiedy nosi stanik dla karmiących wykończony czarną koronką? Wzięła go za rękę i pociągnęła do pokoju. – Napijesz się wina? Wydał głuchy pomruk. Wcześniej zdążył jedynie powąchać whiskey, a czuł się tak, jakby go już zamroczyło. Za to ciało było w pełni rozbudzone. – Wina? Zostawiła go siedzącego na sofie, sama zaś podeszła
Tajny a gent Kopc iuszka
155
do lodówki i z najniższej półki wyjęła butelkę. Spódnica delikatnie opinała jej biodra, kusząc okrągłościami. – Mam nadzieję, że to lubisz. – O, taak – powiedział nieswoim głosem. – Białe – powiedziała. – Od czerwonego boli mnie głowa. – Cokolwiek podasz, będzie dobre. – Świetnie. – Wsadziła butelkę pod pachę i otworzyła szufladę. – Gdzie jest korkociąg? Przecież musi tu być. Del oderwał od niej wzrok i rozejrzał się wkoło. Nie zapaliła lamp. Jedyne światło padało z tuzina przysadzistych świec w szklanych pojemniczkach porozstawianych w pokoju. Zdekompletowane dwa kieliszki stały na środku stolika. Z niedużego przenośnego stereo w pobliżu okna płynęły dźwięki tęsknej ballady. Jej mieszkanko zawsze wydawało mu się przytulne i ciepłe. Przyzwyczaił się do porozrzucanych dziecięcych utensyliów. Jednak dzisiaj wieczorem miejsce wyglądało tak niepodobnie jak sama Maggie. Gdyby jej nie znał, mógłby pomyśleć, że zaaranżowała to wszystko po to, żeby... go uwieść. Ale to nie wchodziło w grę. Wiedziała przecież, ile go kosztuje kontrolowanie chemii w ich wzajemnych kontaktach. Nie wystawiałaby go umyślnie na pokusę, sugerując coś, czego nie może spełnić. Chyba, że... Z kuchni dobiegł niecierpliwy rumor. – No, wreszcie znalazłam – odetchnęła Maggie, wyciągając korkociąg spośród masy kuchennych przyrządów. Otworzyła wino i podeszła, by je nalać do kieliszków. Podała jeden Delowi i uśmiechnęła się. – Co się dzieje, Maggie?
156
In grid Wea ver
– A jak myślisz? – Świętujesz coś? – Można tak powiedzieć.. – Powiesz mi co to takiego? Wypiła łyczek wina. – Mam taki zamiar. – Więc? – Ja... – Wypiła kolejny łyk, po czym zagryzła dolną wargę i odwróciła wzrok. – Nie wiem, jak to powiedzieć. To znaczy, zawsze jesteśmy wobec siebie szczerzy, ale jest coś... Ujął ją delikatnie pod brodę i odwrócił ku sobie jej głowę. – Maggie? Westchnęła. – Och, Del. Jakoś mi to nie przechodzi przez gardło. – Powiedz, co? – No widzisz! Nie pytałbyś, gdybym to umiała zrobić. Popatrzył na świece i na wino, i po raz kolejny zwrócił się do Maggie. – Widzę, że zadałaś sobie dużo trudu, żeby tu było przytulnie. – Dziękuję. – I ślicznie wyglądasz. – Dziękuję. – Ale wyglądasz też ślicznie zaraz po przebudzeniu. – Del... – Naprawdę ślicznie. – Podniósł rękę do jej włosów, wsuwając palce w jej loki. – Lubię też patrzeć na ciebie tuż po kąpieli Delili, kiedy od pary kręcą ci się loczki
Tajny a gent Kopc iuszka
157
wokół twarzy, a od wody koszula przykleja ci się do ciała. Jęknęła i szybko wypiła łyk wina. – Ta bluzka, którą masz na sobie, jest bardzo twarzowa, Maggie. Chyba jej wcześniej nie widziałem na tobie. – Nie jest zbyt praktyczna. – Do kąpieli małej i przy ulewaniu się pokarmu, na pewno nie. – Przetrzymując jej wzrok, zewnętrzną stroną ręki musnął jej piersi. – Ale jeśli zamierzasz doprowadzić mnie do szaleństwa, to do tego jest jak najbardziej odpowiednia. Zwilżyła wargi koniuszkiem języka. – To dobrze. – Maggie... – Lekarz powiedział, że jestem w porządku – powiedziała prawie szeptem, poruszając ramionami i mocniej ocierając się piersią o jego rękę. – Mam więc zamiar doprowadzić cię do szaleństwa – zażartowała, uśmiechając się łobuzersko. Del zatrzymał rękę. Pochylił się i zajrzał jej w oczy, żeby się upewnić, czy się nie przesłyszał. Nawet przy świetle świec dostrzegł jej zaróżowione policzki. A także błyszczące oczy. – Dzisiaj wieczorem nie muszę być tylko matką, Del. Nie, nie przesłyszał się. Zachęta bijąca z jej oczu była bardziej niż czytelna. Zaparło mu dech. – Chcesz powiedzieć, że możemy... – Uhm. – Maggie uśmiechnęła się i stuknęła z nim kieliszkiem. – Pomożesz mi uczcić tę okazję? O, do licha, pomyślał. Uzgodnili, że nie posuną się za daleko w ich związku. Nie chciał jej zwodzić. Przed nimi
158
In grid Wea ver
nie było przyszłości. To nie zda egzaminu... Stara śpiewka, która w nagłym przypływie świadomości przemknęła w jego głowie, została szybko stłumiona przez dochodzące coraz ostrzej do głosu prymitywne pożądanie. Wziął jej kieliszek i odstawił na stolik obok swojego, po czym objął jej pośladki, podniósł ją i przycisnął do siebie. – Nie chciałbym ci sprawić bólu, Maggie – powiedział ochrypłym głosem. – Nigdy nie chciałem. Cokolwiek się stanie, mam nadzieję, że o tym pamiętasz. Maggie nogami opasała Dela w pasie, chcąc być jeszcze bliżej niego, pochłonięta doznaniami, które odciągnęły jej uwagę od wypowiadanych przez niego słów. Poczuła jego wezbraną męskość. Podciągnął ją wyżej, a intymny kontakt wewnętrznej strony ud z jego ciałem sprawił jej tak nieoczekiwaną rozkosz, że krzyknęła ze zdumienia. Odchylił się i popatrzył na nią. – Maggie? – Nie przerywaj, Del – powiedziała bez tchu. – Proszę. I tak zrobił. Cofnął się, usiadł na oparciu sofy tak, by móc utrzymać Maggie na udzie. Po czym ujął w dłonie jej twarz i pocałował. Nareszcie się zaczęło, pomyślała Maggie. I, podobnie jak z kolejką górską, nie chciała, żeby się zatrzymał. Oczywiście, kochanie się z Delem niosło ze sobą ryzyko, ale przecież tak jest ze wszystkim, co warte zachodu. Żarliwie rozchyliła usta, zachwycona, że dzięki Delowi czuje... że żyje. Wsunął palce za kołnierzyk jej bluzki, zniżając ręce,
Tajny a gent Kopc iuszka
159
aż jego kciuki dotarły do rowka między jej piersiami. Rozpiął pozostałe guziki i zsunął z ramion jedwabny materiał, który opadł aż do łokci. Przywarł ustami do jej piersi, muskając włosami jej brodę. – Och, Maggie – wyszeptał, nie odrywając warg od jej skóry. – Czy zdajesz sobie sprawę, od jak dawna na to czekam? Nie była w stanie odpowiedzieć. Jedyne o czym pamiętała to to, że musi oddychać. Długimi, zwinnymi palcami rozpiął jej stanik i objął dłońmi jej nabrzmiałe piersi. – Jesteś cudowna – szeptał. W innej sytuacji mogłaby się z nim spierać. Wiedziała, że poród i karmienie piersią zmieniły jej figurę. Że każdy dodatkowy centymetr nie służy jej urodzie. Wcale nie czuła się piękna, raczej... funkcjonalna. Z Delem czuła się inaczej. Na przestrzeni ich całej znajomości przypominał jej, że należy się jej od życia coś więcej, niż tylko bycie matką. Cudowne było to, że nie czuła się winna. Kochała swoją córkę – blisko rok żyła dla dziecka, które nosiła i urodziła – ale zbyt długo odmawiała sobie prawa do bycia kobietą. Chciała się z tym zmierzyć. Odnaleźć rozkosz. Wsunęła dłonie pod jego koszulę, zaśmiała się, kiedy usłyszała dźwięk strzelających i toczących się po podłodze guzików. Ogarnął ustami jej sutek, a jej śmiech zamienił się w jęk. Wygięła się w jego stronę, bez słowa ofiarowując mu więcej. Sięgnął po więcej. Końcem języka zataczał koła, najpierw powoli, potem coraz śmielej, śliniąc ją, rozpalając i przyprawiając o drżenie.
160
In grid Wea ver
– Och, Del – wyszeptała, błądząc rękami po jego głowie. Wsunęła palce w jego włosy, żeby go przytrzymać. – Och, Del, jakie to... – Rozkosz odjęła jej mowę. – Przyjemne? – zapytał. – Och tak, jeszcze jak. Uśmiechając się, podniósł jej pierś do ust. Zdumiała ją intensywność tego doznania. Fale rozkoszy rozchodziły się po jej ciele. Gdziekolwiek ją dotykał, gdziekolwiek smakował, ekstaza narastała. Cała drżąca, przeniosła dłonie na jego piersi. Wcześniej tylko raz dotykała jego nagiego torsu, ale jej palce rozpoznały wymodelowane, umięśnione kontury, i podążyły ich śladem. Zamknęła oczy i niespiesznie eksplorowała szeroką powierzchnię napiętej skóry, aż jej ręce spoczęły na jego sercu. Biło mocno i równo. Czy i on słyszy bicie jej serca? Czy wie, jak bardzo tęskni do niego, jak bardzo go kocha? Przytrzymując ją w pasie, Del zsunął się z oparcia sofy na poduszki, sadzając ją na sobie okrakiem. Skorzystała ze zmiany pozycji, siadając na piętach i zjeżdżając rękami do jego talii. Wyciągnęła końce jego koszuli i koniuszkami palców błądziła po jego brzuchu. Od tygodni mieszkali razem. Czuli się swobodnie jak mało kto, a jednak teraz, w tym gorączkowym podnieceniu, zabrakło jej swobody. Gdy rozpinała pasek u jego spodni, drżały jej ręce. – Maggie. – Jego cichy, gardłowy głos podziałał na jej zmysły jak aksamit. Przesunęła się w stronę jego kolan i rozsunęła zamek u spodni.
Tajny a gent Kopc iuszka
161
– Maggie, mam nadzieję, że wiesz, co robisz, bo jeśli mnie dotkniesz, nie ręczę, czy potrafię się zatrzymać... – Kto mówi o zatrzymywaniu się? – mruknęła. Kolejny wydany przed Dela dźwięk był zbyt gardłowy, zbyt ponaglający jak na język mówiony, ale zrozumiała go doskonale. Wsunęła rękę pod gumowy pasek bielizny, muskając przez dłuższą, jakże upajającą chwilę koniuszek jego wezbranej męskości, zanim, wzdychając z rozkoszy, objęła ją całą ręką. Czy mogła w bardziej przekonujący sposób wyrazić swoją miłość do niego? Czy kochanie się nie było kwintesencją miłości? Fizycznym wyrazem tego, co tkwi w sercu? Komunikowała mu swoją miłość bez słów, a zdawało się, że wokół rozbrzmiewają chóry. Ogrom jego podniecenia pobudzał ją jeszcze bardziej. Poczuła serię krótkich i szybkich skurczów w dole brzucha, naglące pragnienie w spojeniu nóg. Wzmocniła uścisk i wykręciła się, by przywrzeć wargami do jego piersi. Chwycił ją za ramiona i podciągnął do góry, gorączkowo szukając jej ust. Pocałunek był namiętny, poddańczy i zwycięski zarazem. Kiedy ręce Dela powędrowały pod jej spódnicę, pomyślała, że nic ich nie powstrzyma. Chciała tego. Chciała Dela. To było tak proste – i konieczne – jak wciągnięcie kolejnego oddechu. Delikatnym ruchem zsuwał jej majtki. Uczucie rozkoszy nie miało sobie równych. Wiedziała, że Del czuje to samo. Zatopił język w jej ustach, a w tym samym czasie jego palce zapuszczały się coraz głębiej, aż natrafiły na wrażliwy, ukryty wewnątrz pączek.
162
In grid Wea ver
– Del – załkała. Zrozumiał jej prośbę. Uniósł ją na tyle, by pomóc jej zdjąć resztę bielizny, po czym położył ją na sobie. Nie zdjęli reszty ubrania. Nie potrzebowali. Jednym poruszeniem bioder ich ciała złączyły się. Na sekundę Maggie zajrzała Delowi w oczy. Jeżeli jeszcze miała jakąkolwiek wątpliwość, to po tym co w nich zobaczyła, odegnała ją od siebie. W jego bursztynowym spojrzeniu jarzyła się czysta, szczera namiętność... i równie niekłamane jak jej pożądanie. Jak gdyby byli kochankami od lat, poruszali się razem, odnajdując rytm, który narastał z każdym gładkim, pulsującym posunięciem ich ciał. Napięcie narastało spiralnie, sięgało wszędzie, aż wreszcie każdy nerw domagał się uwolnienia. Orgazm, który wstrząsnął ich ciałami, wydobył krzyk spełnienia z jej ust i łzy emocji z oczu. Zamruczała z rozkoszy i opadła na pierś Dela. Słyszała bicie jego serca – mocne i równe. Pod jej policzkiem jego skóra była gorąca i wilgotna. Wciągnęła zapach mydła, seksu i Dela, i druga fala drżenia wstrząsnęła jej ciałem. Czuła się syta i spełniona. Najchętniej wtopiłaby się w to mocne i silne ciało, na którym leżała. Nigdy wcześniej nie czuła się podobnie. I nie sądziła, żeby powodem była jej długa abstynencja, hormony czy cokolwiek innego, fizycznego. Było tak, gdyż była zakochana. Del łagodnym ruchem odgarnął loczki z jej twarzy. – Jak się czujesz? – Bardzo dobrze. – Przepraszam, jeśli byłem niezbyt delikatny.
Tajny a gent Kopc iuszka
163
– Nie byłeś – odpowiedziała, odwracając głowę i całując go w sam środek torsu. Potarła nos o sprężyste owłosienie i uśmiechnęła, gdy ją połaskotało. – Cieszę się, że współpracowałeś ze mną – Współpracowałem? – W moim zamyśle uwiedzenia cię. Nie bardzo wiedziałam, jak się do tego zabrać. Cieszę się, że nie musiałam użyć siły. Roześmiał się. – Maggie, to by było do ciebie niepodobne. – Dzięki. Też tak uważam. – Oparła brodę na rękach, podniosła głowę, żeby na niego patrzeć. Och, prezentował się wspaniale. W migoczącym świetle świec jego szeroki, umięśniony tors wyglądał jak wyrzeźbiony w brązie. Koszula, ogołocona z kilku guzików, przekręciła się w poprzek i zsunęła do połowy ramion. Panujący półmrok złagodził jego rysy i zaciemnił mimiczne zmarszczki wokół ust. Oczy miał na wpół zamknięte, nie ze zmęczenia lecz z błogiego zadowolenia. O Boże, czy to nie cud, że mężczyzna, którego kocha, jest jeszcze do tego tak przystojny, tak wart grzechu? – Co cię tak śmieszy? – zapytał, wędrując końcem palca po jej wargach – Nic, tak sobie rozmyślam o twoim ponętnym ciele. – Ponętnym? – Podciągnął się i chwycił dół jej bluzki, ścigając ją z niej. Za bluzką poszedł stanik. Uśmiechając się szeroko, rzucił to wszystko na podłogę i wsunął ręce między ich ciała, ujmując w dłonie jej piersi. – No właśnie, to one są ponętne – powiedział, delikatnie je ściskając. Poruszyła ramionami.
164
In grid Wea ver
– Hmm. Zmienił pozycję. – Maggie? – Hmm? – Przenieśmy się do łóżka. Chyba, że obawiasz się, że moglibyśmy przeszkodzić Delili? – Delilah jest u sąsiadki – odpowiedziała. – Armilda zaopiekowała się małą. – Delilah jest u... – Usiadł, posadził ją sobie na kolana. – Chcesz powiedzieć, że jesteśmy sami? Obejmując go za szyję, pokiwała głową. Po raz drugi pomyślała, że może powinna czuć się winna, ponieważ myśli tylko o własnej przyjemności, ale odsunęła to uczucie od siebie. – Kolejne karmienie dopiero po północy. Del szybko zrzucił z siebie koszulę, po czym podgarnął Maggie i wstał. Spadający na podłogę pasek od spodni wydał metaliczny dźwięk, a luźne spodnie opadły mu do kostek. Kiedy się z nich wydobył i kopnięciem usunął na bok, na jego twarzy malowały się wesołość jak i pożądanie. Nagi, poniósł ją do sypialni. Świeca, którą Maggie postawiła na nocnej szafce, zamieniła się w kałużę roztopionego gorącego wosku. Świeża pościel, którą po południu przykryła materac, utworzyła wilgotny, skotłowany stos w nogach łóżka. Obrazek, który wisiał nad głową, leżał na podłodze -od trzęsącego się łóżka przed godziną wypadł gwóźdź. Zaplatając palce nad głową, Maggie przekręciła się na plecy i przeciągnęła zmysłowo. – Hmm.
Tajny a gent Kopc iuszka
165
Del pochylił się i pocałował ją w pępek. – Czy wiesz, ile razy powtarzałaś w nocy to ,,hmm,,? – Nie. Myślę, że pogubiłam się w rachubie. – No cóż, podejrzewam, że mógł paść swoisty rekord. Zachichotała. – Okej, przyznaję się. Nie liczyłam. – To może wejść w nałóg. – Pod warunkiem, że będziemy praktykować. – Przytknęła rękę do jego policzka. Poczuła pod palcami ostre zaczątki brody. Chwycił ustami jej palec, lekko go przygryzł i zaczął go ssać. – I to dużo – powiedziała, coraz bardziej podniecona. – Musimy bardzo dużo praktykować. – Niezły pomysł. – Uwolnił jej palce, pochylił się i całował ją długo i gruntownie. Rekord czy nie, ale zanim podniósł głowę, Maggie zapragnęłaby go znowu, gdyby nie ostrzegawcze kłucie w newralgicznych partiach. Westchnęła i przytuliła się do jego piersi. – Nigdy nie sądziłam, że może być aż tak. – Ja też nie, Maggie – powiedział szeptem. – Czasami, kiedy tak sobie myślę, nie mogę zrozumieć, jakim cudem przytrafiło mi się aż tyle szczęścia. – Pocałowała go leciutko w samo serce. – Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Del. Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie był moim najlepszym przyjacielem, ale ty jesteś nim od dnia, w którym urodziła się Delilah. Palcami ścisnął ją w pasie. – Cieszę się, że nadal uważasz mnie za swojego przyjaciela, Maggie.
166
In grid Wea ver
– Och, bo nim jesteś. Nie wiem, jak bym przeżyła te tygodnie bez ciebie. – Nie przesadzaj. Poradziłabyś sobie sama – powiedział. – Być może. Ale ja nie chcę radzić sobie sama. – Wygięła się do tyłu, żeby zajrzeć mu w oczy. – Zostań ze mną, Del. Zapadła krótka cisza. – Jestem z tobą. – Nie chodzi mi o teraz. Wiem, że po skończonej pracy zamierzasz opuścić Nowy Jork, ale... – Maggie – powiedział bezbarwnym tonem. – Przestań. Proszę. Usłyszała ostrzeżenie w jego głosie. Ogarnął ją strach. Przecież właśnie się kochali. Byli sobie tak bliscy, jak tylko to jest możliwe między dwojgiem ludzi. A mimo to pozostał niewzruszony, czuła wręcz, że się odsuwa. Podniosła się na kolana. Trudno, powie mu, co myśli, nie zmarnuje tej okazji. Może go stracić, ale im większa stawka tym większe ryzyko. A za przyszłość z Delem gotowa była zaryzykować wszystko. Pochyliła się, ujęła jego twarz w obie ręce i uśmiechnęła się. – Kocham cię, Del. Na chwilę w jego oczach pojawiła się autentyczną radość. Zmiękła ostra linia jego podbródka. Wziął ją za ręce. Rozchylił wargi. W pełnej napięcia ciszy czekała na jego odpowiedź, kiedy stopniowo dotarło do niej odległe, stłumione dzwonienie komórki. Del zaklął pod nosem i cofnął ręce. – Przepraszam, Maggie.
Tajny a gent Kopc iuszka
167
– Del... – Bardzo mi przykro. – Przekręcił się i opuścił łóżko. W chwilę później zabrzęczała na podłodze klamra jego paska, zaszeleściło ubranie i rozległ się głos Dela. Maggie klęczała na środku materaca, oniemiała z powodu tak raptownej zmiany wszystkiego. Część jej chciała zwinąć się w kłębek, naciągnąć prześcieradło na głowę i udawać, że to tylko zły sen. Jak mógł to zrobić? Jak z czułego kochanka mógł się zmienić w ciągu sekundy w kogoś tak zimnego i obcego? O ile ważniejszy od jej wyznania miłości może być ten telefon? A może w ogóle nie było żadnego telefonu. Może po prostu uciekł po tym, co powiedziała. Oczywiście! – uchwyciła się desperackiej myśli. Tak, na pewno tak. Wielu mężczyzn panicznie się boi tego słowa na M. Z powodu zerwanych w przeszłości zaręczyn Del jest przesadnie ostrożny. Powinna to wiedzieć. Chwyciła szlafrok i na bosaka pobiegła do saloniku. Był już w ubraniu. Gdyby nie brakujące guziki i pogniecione spodnie, mogłaby sądzić, że cały ten wieczór zrodził się w jej wyobraźni. – Zaczekaj, Del – powiedziała. – Maggie, ja muszę iść. – Nie zdradzę cię, nie zawiodę, Del. – Co? – Możesz mi zaufać, Del. Byliśmy wobec siebie uczciwi i szczerzy, i tak będzie zawsze. Nie jestem taka, jak tamta kobieta. – O czym ty mówisz? – Nie jestem taka, jak Elisabeth, jak ta kobieta, która
168
In grid Wea ver
złamała ci serce. – Maggie... – Wiem, że zostałeś zraniony i stąd twoja przesadna ostrożność wobec mnie, ale nie pozwól, by to, co zdarzyło się w przeszłości, przekreśliło naszą szansę na przyszłość. Nie pozwól. – Podeszła bliżej i położyła ręce na jego ramionach. – Kocham cię, Del. Proszę, nie uciekaj przed tym. Zostań i daj nam szansę. – Nie rozumiesz, Maggie – rzucił niecierpliwie. – Tu nie chodzi o nas, chodzi o biznes. – Co? – Muszę być w biurze. – Dlaczego? – Wydarzyło się coś bardzo ważnego. Taka jest moja praca... – Twoja praca? – Odepchnęła go. – Praca to tylko sposób zarabiania pieniędzy, ale to nie jest całe twoje życie. – To jest moje życie, Maggie. – Mylisz się. Praca nie może zastąpić domu i dzieci, i kogoś, kto naprawdę cię kocha. Nie krył zniecierpliwienia. – Dla mnie może. – Ale, Del... Chwycił jej nadgarstki i odciągnął jej ręce. – Nie jestem tym, za kogo mnie masz. – Więc mi powiedz, kim jesteś. Powiedz, co przede mną ukrywasz. Wciągał mocno powietrze, aż rozszerzyły mu się nozdrza. – Nie mogę, Maggie.
Tajny a gent Kopc iuszka
169
Patrzyła na niego z rosnącą grozą. Przez ponad sześć tygodni skutecznie przekonywała siebie, że przesadza odnośnie jego tajemniczości, że jej obawy wynikają z jej własnych oporów i z obawy przed zaufaniem komukolwiek. Zrobiła, co mogła, żeby zracjonalizować i usunąć wątpliwości. A tymczasem on nie próbuje nawet zaprzeczyć, że coś ukrywa. – Dlaczego nie możesz? – dopytywała się z narastającą złością. – Dlaczego, do diabła? Czy to, co niedawno robiliśmy, nic dla ciebie nie znaczy, Del? Jeśli coś ukrywasz, czy nie uważasz, że winien jesteś mi prawdę? Wahał się chwilę. Ale zaraz potem puścić jej nadgarstki i odwrócił się w stronę drzwi. Wszystkie podejrzenia, wszystkie przyprawiające o skurcz żołądka obawy, które udało jej się zepchnąć w głąb świadomości, wypłynęły ze wzmożoną siłą. Czy aby nie jest żonaty? Czy nie prowadzi podwójnego życia? Czy nie robi czegoś nielegalnego? O Boże. Po raz drugi wyszła na idiotkę. Łudziła się, i to na własne życzenie. Jakby znowu trafiła na Alana. W ostatnim okresie próbowała się pozbierać, ale teraz, po tym co się stało, znowu cierpienie rozszarpywało jej serce. Otworzył zasuwkę, zdjął łańcuch. Żal wyostrzył mu rysy. – Nigdy nie chciałem sprawić ci bólu. Nagle zdała sobie sprawę, że już wcześniej to mówił. Tuż przed ich pierwszym kochaniem się. Wtedy puściła to mimo uszu, ale czy to nie znaczyło, że ją uprzedzał? Kochała się z nim, ale czy dla niego to nie był tylko seks?
170
In grid Wea ver
Pociągnęła poły szlafroka. Nagle poczuła się naga. – Taak, to prawda – powiedziała, z przykrością słysząc swój drżący głos. – Maggie... Sięgając poprzez niego, nacisnęła klamkę i szarpnęła drzwi. – Skoro wychodzisz, to wyjdź. Po prostu odejdź. Tego właśnie chcesz, prawda? Zacisnął szczękę i wyszedł do holu. – Nie chcę, żebyśmy się w ten sposób rozstawali, Maggie. Wrócę, kiedy... – Nie, Del. Nie wracaj. – Maggie... – Miałeś rację – powiedziała, mrugając oczami i powstrzymując łzy. – Rzeczywiście nie jesteś tym, za kogo cię brałam. – Zatrzasnęła drzwi.
Rozdział dziesiąty
Po ilości mokrych śladów Del policzył, że co najmniej sześciu agentów zjawiło się już w punkcie obserwacyjnym. Najwyraźniej wywiad SPEAR powiadomił cały osiągalny personel. Telefon, który odebrał Del był zwięzły ale klarowny. Zwierzyna, na którą polowali, wreszcie została zauważona. Simon był w drodze do mieszkania na Manhattanie. Po miesiącach nudnego oczekiwania ta nowina powinna uskrzydlić Dela. Czy nie tego chciał od dawna? Irytowała go przymusowa bezczynność. Nie mógł się doczekać końca polowania. W jego życiu nie istniało nic ważniejszego od satysfakcji, jaką mu dawała jego pozycja w SPEAR. To było to, co robił, kim był... To nie jest całe twoje życie. Bezsilna frustracja, jaka go opanowała po wyjściu od Maggie – a ściślej mówiąc, kiedy go wyrzuciła – przerodziła się we wściekłość. Del wyrżnął pięścią w ścianę klatki schodowej.
172
In grid Wea ver
Do licha, aż trudno o gorszy moment! Przeżył właśnie najbardziej niewiarygodne miłosne chwile w swoim życiu, i że też musiał zakończyć to wszystko z niezręcznością dzieciaka, który spóźnił się na egzamin. Maggie zasługuje na coś lepszego. Zasługuje na kogoś lepszego niż on. I chyba sama w końcu doszła do takiego wniosku, o czym świadczyło jej poirytowanie. Del dotarł na piąte piętro i jeszcze raz walnął w ścianę, prawie nie czując ćmiącego bólu w ramieniu. Gdy znalazł się na korytarzu, ktoś chwycił go za ramię. – Hej, nie tak nerwowo. Del obrócił się błyskawicznie, przygniatając ramieniem tchawicę napastnika i przypierając go do muru. Ułamek sekundy później rozpoznał jego twarz. Zaklął i opuścił rękę. – O rany, Del. – Bill potarł gardło i spojrzał spode łba. – Zachowaj siły dla przeciwnika. – Przepraszam – odparł Del. – Uszkodziłem cię? – Nie. Ale mogłeś mi przetrącić szyję – powiedział Bill. – Co ci odbiło? – Nic – warknął Del i odwrócił się. – Akurat! – Bill ponownie złapał go za łokieć. – Co się dzieje? – Po prostu staram się wykonywać swoją robotę – gorzko zażartował Del. – Bo w końcu przecież nic innego nie robimy, no nie? Odwalamy robotę! – Więc weź się w garść. Nie przydasz się nikomu w takim stanie. Wiedział, że Bill ma rację. Miał nadzieję, że idąc tutaj wyparuje z siebie trochę złości. Musi się skupić na
Tajny a gent Kopc iuszka
173
bieżącym zadaniu. Od tego zależy życie jego i całej reszty. Odchylił do tyłu głowę, wciągnął powietrze przez zęby, starając się odzyskać samokontrolę, z której był znany. Bill ściszył głos: – Coś nie tak z Maggie? Czy warto kłamać? Rzygał już kłamstwem. – Zgadłeś. – Czy telefon zadzwonił w złym momencie? – W najgorszym – odburknął, kierując się do mieszkania. Przynajmniej raz Bill nie drążył tematu, tylko zrównał się z nim i szedł obok w milczeniu. Najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że Del już i tak jest na skraju wytrzymałości. Po przekroczeniu progu mieszkania Del stwierdził, że zaniżył ilość przybyłych przed nim agentów. Było ich już dziewięciu – trzech obserwujących przy aparaturze przy oknie, czterech zgromadzonych przed migających ekranem monitora i dwóch składających broń w kuchni. W pomieszczeniu czuło się napięcie. Nie przerzucano się żartami, nikt się nie wygłupiał, a świadomość powagi sytuacji znajdowała odzwierciedlenie w wyrazie twarzy i postawie każdego agenta. Kamiennym twarzom towarzyszył pełen rynsztunek bojowy. Del podszedł od razu do szafki i rozebrał się do bielizny. Zawahał się chwilę przy pustych dziurkach koszuli – guziki powinny jeszcze leżeć na podłodze u Maggie. Jej śmiech, kiedy je wyrywała, był najbardziej erotycznym śmiechem, jaki kiedykolwiek słyszał... Nie, nie powinien teraz o tym myśleć. Nie w momencie,
174
In grid Wea ver
na który czekał tak długo, a który wymagał od niego co najmniej stuprocentowej uwagi i koncentracji. Zaciskając zęby, włożył czarny kombinezon i buty na gumowych podeszwach. Następnie czarną kuloodporną kamizelkę, zauszną słuchawkę, mikrofon krtaniowy – to wszystko, co zapewni mu kontakt z resztą ekipy. Przybyli kolejni agenci. Del naciągnął czarną kominiarkę, sięgnął po swój snajperski karabin i usunął się na bok, żeby zrobić miejsce nowoprzybyłym. Mimo tak dużej ilości ludzi, w mieszkaniu było cicho, jak makiem zasiał. Jedynie od czasu do czasu zaszeleściło czyjeś ubranie lub zachrzęściła broń. Del utorował sobie drogę do okna, przyłożył karabin do oka i skierował celownik optyczny na oświetlone mieszkanie po przeciwnej stronie dziedzińca. Szybko wypatrzył Herberta Hulla. Z przewieszonym przez ramię M16 wytatuowany eks marine zajął stanowisko przy drzwiach mieszkania. Występował raczej w roli wartownika niż snajpera – karabin kaliber 5.56milimetrów, który trzymał, nadawał się bardziej do powstrzymania ataku niż do oddania celnego strzału z dużej odległości. W czasie, gdy Del obserwował pomieszczenie z przeciwka, Hull wpuścił dwóch mężczyzn, wnoszących dużą ilość przedmiotów dla reszty ekipy. I podobnie jak Hull, wszyscy oni byli uzbrojeni. Del zamienił karabin na lornetkę. Rozpoznał wiele twarzy, które znał z materiałów instruktażowych, przekazanych im przez wywiad. Byli to świeżo przybyli do miasta współpracownicy Simona. Wszystko wskazywało na to, że mieli wyznaczone spotkanie. Agent, który obsługiwał kierunkowy mikrofon, zdjął
Tajny a gent Kopc iuszka
175
słuchawki i włączył głośnik. W jednej chwili w pokoju rozbrzmiały dźwięki rozmowy. – ,,...jak długo jeszcze będziemy na niego czekać,,. – ,,Wkrótce przybędzie,, – odpowiedział Hull. – ,,Coś mi się tu nie podoba,, – powiedział inny głos. Del skierował lornetkę na mówiącego. Nieduży mężczyzna, z papierosem zwisającym z kącika ust, stał oparty o ścianę. – ,,Jakie korzyści wynikną z tego planu?,,. – ,,Zwróć się z tym do Simona,,. Nieduży mężczyzna nerwowo wypuścił dym i rozejrzał się wokół. – ,,E, wolę nie zaczynać z Simonem. Chcę po prostu wiedzieć, co z tego będę miał...,, Dalej toczyła się chaotyczna rozmowa. Nie powiedziano nic istotnego. Hull i jego przyjaciele zdawali się czekać na Simona. Możliwe, że to jeszcze nie wszyscy, pomyślał Del. Przez następne pół godziny Hull nadal wpuszczał ludzi do mieszkania. Deszcz powoli ustał i agenci SPEAR mogli się lepiej przyjrzeć zgromadzonym mężczyznom. Wreszcie, bez uprzedzenia i powitalnych fanfar, zjawił się Simon. Człowiek, którego SPEAR tropiła i deptała mu po piętach od blisko roku, wkroczył pewnie między swoich współpracowników. Był wysokim, pięćdziesięcioparoletnim mężczyzną, ciągle jeszcze silnym i twardym jak skała, jeśli sądzić po energicznych ruchach. Gęsta ciemnobrązowa broda ze sporą ilością siwizny, podobnie jak włosy, zakrywała dolną połowę jego twarzy, ale nie była w stanie ukryć blizn na policzkach. Od szczęki po
176
In grid Wea ver
skronie skóra była pomarszczona i naznaczona świecącymi biało – czerwonymi cętkami i bruzdami po oparzeniu sprzed dziesiątek lat. Wzrok miał zimny, nieprzenikniony i tylko w połowie ludzki – jedno oko było szklane. Wokół Dela rozległy się szepty agentów. Klikała migawka kamery, kręcił się film, gdy grupa inwigilacyjna korzystała z rzadkiej okazji uwiecznienia twarzy Simona. To było to, pomyślał Del. Poczuł dreszcz podniecenia, kontrolowany, gwałtowny przypływ adrenaliny myśliwego. Pewnymi, niezawodnymi rękami sięgnął po karabin i trzymał zdobycz na muszce. Dla Dela zastrzelenie go nie przedstawiało żadnego problemu. Jedno naciśnięcie na spust i SPEAR pozbyłoby się wroga, którego celem było unicestwienie agencji, i który od roku uciekał się do brutalnych aktów terroru. Ale Del nie był mordercą. Nie odbierał życia. Musiał więc czekać na okazję, żeby jednym strzałem wyłączyć Simona z akcji. Przy całej swojej potędze SPEAR skrupulatnie przestrzegała dawno temu określonych zasad. Jednakowoż, namierzywszy zdobycz, SPEAR nie zamierzała wypuścić jej z rąk. Jeden po drugim, agenci opuszczali mieszkanie, żeby zająć pozycje wokół budynku i zacieśnić obławę. Było już dobrze po północy. O tej porze, na tym terenie znajdowało się jeszcze trochę przechodniów, ale nawet oni mieliby trudności z dostrzeżeniem ubranych na czarno agentów, wtopionych w półmrok bram i uliczek. Najwyraźniej nieświadomy tego, co dzieje się na zewnątrz, Simon powoli wyjawiał swoje zamiary i plan. W większości potwierdzał to, czego Del i SPEAR już
Tajny a gent Kopc iuszka
177
się domyślali. Wynajął to mieszkanie z powodu widocznego stąd gmachu ONZ. A wydarzeniem, które go interesowało, była sesja Rady Bezpieczeństwa poświęcona światowemu terroryzmowi. Simon naprawdę planował zamach. Ale kiedy wyjawił obiekt ataku, zaskoczył wszystkich. Bezosobowy głos Simona płynął z głośnika: – ,,Wystąpi przed radą za dwa dni,, – mówił. – ,,Zaatakujemy go, kiedy będzie się zbliżać do budynku. Stoi na czele ściśle tajnej rządowej agencji o nazwie SPEAR i nigdy nie był widziany publicznie. Znany jest jako Jonasz,,. Bill podszedł do okna i stanął obok Dela. Nie zapalona fajka sterczała mu z ust, półautomat M21 kołysał się na ramieniu. Zamiast jednego z klasycznych cytatów rzucił krótkie, niecenzuralne przekleństwo. Del mu zawtórował. Wiedział, że Simon poczyna sobie coraz śmielej, ale żeby aż tak? Dobiera się do samego szefa SPEAR? To szczyt cynizmu, rzecz bez precedensu. A na odsłoniętym terenie, jakim jest podjazd do gmachu ONZ, taki plan może się powieść. – Czy centrala też tego słucha? – Słyszą to samo, co my – odpowiedział agent monitorujący telewizyjną kamerę. Simon kontynuował, mówiąc coraz głośniej w miarę rozwijania swojego planu. – ,,Hull, ty będziesz pierwszym i głównym strzelcem, reszta zajmie pozycje wzdłuż drogi dojazdowej. Nieduży mężczyzna zapalił od niedopałka papierosa. – ,,Ile zażądamy?,, – ,,Ani centa,, – odparł Simon.
178
In grid Wea ver
Nastała krótka cisza, a potem rozpętała się burza protestów. Simon kazał się uciszyć, po czym przygważdżał kamiennym wzrokiem każdego po kolei. – ,,W przeszłości dzieliliśmy się nielichymi łupami,, – przypomniał. – ,,Tym razem nie chodzi o biznes, to sprawa osobista,,. Kolejna runda protestów była mniej porywcza. Simon odczekał, aż się wykrzyczą, po czym przedstawił szczegóły. – ,,Chcę śmierci człowieka o imieniu Jonasz. I chcę być w pobliżu, by patrzeć, jak kona. Taki jest mój cel i zamierzam dać dwa tysiące dolarów temu, kto odda śmiertelny strzał,,. Gdy padła obietnica zapłaty, niesnaski ustały. Simon uśmiechnął się, a blizny na policzkach wykrzywiły się groteskowo. Następnie rozwinął mapę i w najdrobniejszych szczegółach zaczął referować swój plan. Kobieta z nasłuchu SPEAR sprawdziła czerwone światełko w zapasowym magnetofonie i uśmiechnęła się z zadowoleniem. – I o to chodzi, Simon. Chętnie cię posłucham – powiedziała. – Wyłóż to wszystko tak, żebyśmy mogli udowodnić ci winę. I Simon wyłożył wszystko. Albo tak był rozzuchwalony i upojony swoimi przeszłymi sukcesami, iż nie uwierzył, że jest inwigilowany, albo tak arogancki, że miał to w nosie. Przez następnych siedemnaście minut obciążył siebie tak dokładnie, że nawet renomowany hollywoodzki zespół adwokatów nie byłby w stanie podjąć się jego obrony. W telefonie w uchu Dela nastąpiło chwilowe za-
Tajny a gent Kopc iuszka
179
kłócenie, zanim odezwał się niski głos. – Bądź w pogotowiu, Rogers. Del zesztywniał. Znał ten głos. Słyszał go tylko na taśmach instruktażowych, rzadziej zaś przez zakodowany telefon komórkowy, ale zrównoważony, zdecydowany ton był łatwy do rozpoznania. To był sam Jonasz. Z zasady Jonasz pracował z ukrycia, ufając, że jego agenci wykonają robotę najlepiej, jak potrafią. Teraz jednak tak się złożyło, że postanowił włączyć się w to bezpośrednio – Simon oznajmił bez ogródek, że zobaczenie Jonasza martwego jest sprawą osobistą. – Tak, szefie? – powiedział Del, przyciskając mikrofon przy szyi. – Możesz go wziąć żywego? Przesuwając się płynnym ruchem, pomimo walącego pulsu, Del opuścił szybę okna i uklęknął przy nim. Oparł podnóżek snajperskiego karabinu na parapecie i wycelował nieco powyżej lewego ucha Simona. Wystrzelona z tej odległości kula nieznacznie zwolni przechodząc przez szybę mieszkania po drugiej stronie, ale, gdy draśnie czaszkę Simona, zachowa odpowiednią prędkość, by spowodować wstrząśnienie mózgu. – Tak, szefie. Spróbuję. – Grupy natarcia, zgłoś się – zakomenderował Jonasz. Na linii rozległo się więcej głosów, kiedy agenci, którzy mieli zająć upatrzone pozycje, zaczęli to potwierdzać. – Oddziały gotowe do natarcia – powiedział Jonasz. – Agent Rogers, przygotuj się do strzału. Niezliczone godziny zaprawy nie poszły na marne. Del wyłączył się ze wszystkiego, co go otaczało.
180
In grid Wea ver
Nieprzerwane buczenie głosu Simona z głośnika, twarda podłoga pod kolanami, chłodny, wilgotny wiatr, wiejący przez okno – wszystko to przestało istnieć, gdy jego uwaga zawęziła się do punktu nie większego od dziesięciocentówki. Wiedział, że Bill stoi za nim, gotów go osłaniać, wiedział, że od jego własnych umiejętności wyborowego snajpera zależeć będzie powodzenie trwającej jedenaście miesięcy pogoni, a i tak jeszcze oddalił to wszystko w głąb świadomości. Jedyne, co się liczyło, to robota. Tym się zajmował, tym żył. Nacisnął spust. Idealnie równa okrągła dziurka pojawiła się w szybie oświetlonego okna. Wąska czerwona kreska przeorała skroń Simona, który w ułamek sekundy później runął na ziemię. Rozpętało się istne pandemonium. Ludzie Simona byli całkowicie zdezorientowani; jedni miotali się, by osłaniać Simona, inny biegli do drzwi. Dopiero przytomny Hull zgasił światła. Gdy agenci SPEAR wpadli do nagle pociemniałego mieszkania, z gotową, wycelowaną bronią, sami stali się łatwym celem. Hull zajął pozycję i wypalił z M16 do pierwszego mężczyzny. Padając, agent wydał rozdzierający krzyk. Z punktu obserwacyjnego po drugiej stronie dziedzińca Del obserwował z przerażeniem, jak to co miało odbyć się szybko i sprawnie zamieniło się w jatkę. Ciemność panującą w mieszkaniu przerywały tylko sporadyczne błyski wystrzałów, nie wystarczające jednak, żeby mógł wycelować. Porzucił karabin dalekiego zasięgu i wtłoczył amunicję do pistoletu Heckler & Koch.
Tajny a gent Kopc iuszka
181
Z dotrzymującym mu kroku Billem, popędził na ulicę. Wkładając pościel z łóżka do kosza z bielizną, Maggie zlizała łzę, która zawisła w kąciku jej ust. Poniosła go do drzwi i postawiła obok worka ze śmieciami, do którego wrzuciła ogarki świeczek. Gdyby ją było stać, najchętniej spaliłaby tę pościel. Gdyby kieliszki nie były jedynymi, jakie posiadała, walnęłaby nimi o ścianę i z przyjemnością patrzyła, jak się rozpryskują. A gdyby jej fantazyjna jedwabna bluzka nie kosztowała napiwków z całego tygodnia, podarłaby ją na strzępy, tak jak rozdarte było jej serce. Rąbkiem podkoszulka otarła oczy. A właściwie, czego się spodziewała? Szczęśliwego zakończenia bajki? Północ nadeszła, wybiła i minęła. Skończył się bal. Pora wracać do zgrzebnej rzeczywistości pieluszek i plam po pokarmie. – Mogło być gorzej – pocieszyła siebie. – Jakoś to przeżyjesz. Oczywiście, że tak. Ma jeszcze zdrowie, ma jeszcze Delilę. Co z tego, że straciła najlepszego przyjaciela? Seks jest przereklamowany. Lepsza jest czekolada. Zawsze jest pod ręką, jeśli się jej potrzebuje, można się nią delektować w dowolnym tempie, bez obawy o nieprzespane poranki. Tak, niech tylko minie ten okropny dzień, a pofolguje sobie. Pierwsza rzecz, jaką zrobi rano, to zaopatrzy się w cały karton czekolady albo dwa. A może pięćdziesiąt. Znów zalała się łzami. Pociągając nosem, klapnęła na bujak. To dobrze, że nie wyrzuciła ciążowych ubrań. Gdy się tylko dorwie do tych tabliczek czekolady, znowu
182
In grid Wea ver
zacznie tyć w pasie. Z drugiej strony, zważywszy na rekord, jaki ustanowili dziś wieczór z Delem, ciążowe ubrania wręcz mogą okazać się potrzebne. Szansa zajścia w ciążę w trakcie karmienia piersią jest nikła, ale, jak powiedział jej lekarz, niewykluczona. Myślała o zabezpieczeniu. Naprawdę myślała. Po to poszła do apteki na rogu i kupiła pudełko kondomów. Tylko jakoś tak się złożyło, że ich nie użyła. Nie zrobiła tego z premedytacją. Po prostu tak wyszło. To co robili z Delem, wydawało się tak naturalne, tak słuszne, że zaryzykowała następną ciążę, tym bardziej że Del byłby takim cudownym ojcem i mężem... – O Boże – jęknęła, rękami zakrywając twarz. – Znowu to samo. Jej marzenia wzięły górę nad rozumem. Tak strasznie chciała wierzyć, że Del jest tym jedynym, z którym może zbudować przyszłość, iż rzuciła się w to całym ciałem... i sercem. Tyle gdy chodzi o jej rycerza w błyszczącej zbroi. Wielokrotnie odtwarzała w głowie ich ostatnią scysję, ale jakby na to nie patrzyła, fakty pozostawały faktami. Del przyznał, że coś ukrywa. I cokolwiek to było, było na tyle poważne, że musiał wyjść. Do licha, ale ich sobie wybiera! Może jej matka miała rację, że zawsze przewidywała najgorsze. Do diabła z zaufaniem i podejmowaniem ryzyka! Koniec z rozczarowaniami. Z sypialni dobiegł marudny płacz, i do całego nieszczęścia Maggie dołączyło się jeszcze poczucie winy. Odkąd przyniosła małą od Armildy, Delilah kaprysiła.
Tajny a gent Kopc iuszka
183
Jak większość dzieci, była wyczulona na niepokój matki. A więc jej zaślepienie Delem przyczyniło się jeszcze do cierpienia dziecka. Gdy Maggie wyjmowała Delilę z łóżeczka, jej wzrok przyciągnęło coś trzepoczącego. Delikatny jednorożec zawieszony na ruchomych sznureczkach rozhuśtał się żwawo pod wpływem prądu powietrza, jaki spowodowała. Del kupił tę zabawkę jakieś trzy tygodnie temu. Twarz mu pojaśniała, kiedy ją zamocował i rozhuśtał, a Delilah wyciągała po nią rączki. Kupił też różowe śpioszki, które teraz miała na sobie, a także całą menażerię miękkich zabawek, które wisiały na wstążce w rogu pokoju, i spacerowy wózeczek, i nocną lampkę, i te bliźniacze, kokieteryjne, przepasane purpurową wstążką kapelusze chroniące od słońca... Serce Maggie ścisnęło się z bólu. Jak mogła się aż tak pomylić? Del nie był taki jak Alan. Był łagodny i delikatny, a także uważający. A może ją poniosło? Gdyby mu jeszcze dała szansę... Och, spójrz na fakty, przywołała się do porządku. Powiedział dobitnie i wyraźnie, że nie zostanie. Licho wie, co jeszcze ukrywa, jakie jeszcze kłamstwa ma w zanadrzu... To była scena jak z koszmarnego snu. Ludzie, których Del znał jako niezawodnych agentów, którzy z nim pracowali w najprzeróżniejszych sytuacjach, wykrwawiali się teraz na klatce schodowej i w korytarzu, podczas gdy kryminaliści – wspólnicy Simona – bezlitośnie usuwali przeciwników, byle uciec z pułapki, jaką stało się
184
In grid Wea ver
tamto mieszkanie. Del przedzierał się korytarzem, z rozwagą i zastanowieniem wybierając cele. W tej samej chwili, gdy z ust Billa padło ostrzeżenie, poczuł piekący ból w lewym ramieniu. Zachwiał się, ale zdążył jeszcze strzelić i wytrącić broń z rąk Hulla, nim ten oddał kolejny strzał. Bill w mgnieniu oka doskoczył do byłego marine, wymierzając mu nogą cios karate w bok karku. W końcu sytuacja odwróciła się. Ubrani na czarno agenci SPEAR przejęli kontrolę, dwojąc się i trojąc wśród leżących ciał. Gdy zapalono światło, Del przekroczył próg mieszkania, które obserwował od miesięcy. Ludzie Simona, ci którzy jeszcze byli przytomni, szybko zostali unieszkodliwieni za pomocą plastikowych taśm, którymi unieruchomiono im kostki i nadgarstki. Służby medyczne opatrywały najciężej rannych po obu stronach, a mapa, którą posługiwał się Simon do zilustrowania swojego planu, została zabezpieczona, jako dowód koronny. – Czy teren jest bezpieczny? – Pytanie Jonasza dotarło do Dela przez słuchawkę. – Tak, szefie – odpowiedział do mikrofonu. – W jakim stanie jest Simon? Del podniósł lufę do góry i dokładnie przyjrzał się tłumowi, wypatrując barczystego, brodatego mężczyzny, którego dosięgła jego kula. Miejsce, gdzie Simon upadł, było puste. – Nie – szepnął Del, podchodząc bliżej. Na podłodze obok drobnych odłamków szkła po dziurze w szybie połyskiwały plamy krwi. Ale ciała nie było. – To niemożliwe – mruknął Del, rozglądając się
Tajny a gent Kopc iuszka
185
dookoła. – Unieruchomiłem go przecież. – Rogers? – warknął głos w słuchawce. – Czekam na meldunek. Jeszcze raz obszedł mieszkanie, sprawdzając twarze, odwracając ciała, ale nie znalazł tego, kogo szukał. Zmroziło go. Nie, pomyślał. Jeszcze raz? Po tak długim czasie, po tylu trudach i niekończącym się śmiertelnie nudnym wyczekiwaniu to jeszcze nie koniec? Odwrócił się twarzą do okna i oszołomionym, skonsternowanym wzrokiem spojrzał prosto w kamerę, skierowaną na to mieszkanie. – Jego tu nie ma, szefie. – Powtórz jeszcze raz. – Wygląda na to, że Simon ulotnił się. Zapadła przygnębiająca cisza. Szok, wściekłość i gorzkie rozczarowanie malowało się na twarzach otaczających Dela agentów. – Jakim cudem, do diabła? – zapytał ktoś, artykułując pytanie, które cisnęło się wszystkim na usta. Odpowiedź pojawiła się niezwłocznie. Młody agent z trudem podniósł się na nogi, pół twarzy miał obite i spuchnięte, a wzrok nieprzytomny. Jego czarna kurtka i kominiarka zniknęły. Bez wątpienia analiza obrazu zarejestrowanego w podczerwieni pokaże, co wydarzyło się w ciemności. Teraz nie ma czasu na pytania i wzajemne oskarżenia. W mgnieniu oka agenci, którzy nie odnieśli obrażeń, rozsypali się wachlarzem po okolicy. Byli pewni, że Simon jest w pobliżu – z bólem głowy po wstrząśnieniu mózgu spowodowanym kulą Dela nie mógł ujść daleko. Del wsunął rewolwer za pasek i odwrócił się, by
186
In grid Wea ver
ruszyć za Billem, gdy zatrzymała go lekarka. – Pokaż ramię, Rogers. Del spojrzał w dół. Rękaw czarnego kombinezonu połyskiwał od świeżej krwi. Żelazne opanowanie trzymające jego ciało i emocje na wodzy opuściło go na koniec. Dopiero teraz dotarł do niego rwący, pulsujący ból ciała. Lekarka poprowadziła go do krzesła, wsunęła skalpel w dziurę w materiale i ze spokojem rozpruła rękaw. Ujęła jego ramię i obejrzała ze wszystkich stron. – Kula przeszła na wylot. Nie wygląda na to, żeby naruszyła kość. – Potrząsnęła głową i zaaplikowała dużą ilość środków dezynfekujących przy wlotowej i wylotowej ranie. – Masz fart, że nie trafiła parę centymetrów w prawo. Kamizelka na nic by się zdała przy specjalnych nabojach, których używają. Del przeniósł wzrok na agenta, który jako pierwszy sforsował drzwi mieszkania. Kładziono go na nosze. Twarz miał kredowobiałą, ciało bezwładne, a w kamizelce, na środku piersi, widniała dziura. – Przeżyje? – zapytał Del, pokazując głową mężczyznę na noszach. Lekarka bandażowała ramię Dela. – To nie wygląda zbyt dobrze – powiedziała spokojnym tonem. Czy mężczyzna na noszach był żonaty? Czy miał żonę, która go będzie opłakiwać, dziecko, które będzie się wychowywać bez ojca? To był powód, dla którego agenci SPEAR nie powinni się żenić. Wykonywali zbyt niebezpieczną robotę. Nie mieli żadnych gwarancji na przyszłość.
Tajny a gent Kopc iuszka
187
Del powtarzał to sobie niezliczoną ilość razy. Brzmiało to logicznie, a jednak czegoś w tej argumentacji brakowało. I nagle Del uzyskał pewność, co to takiego. Przyszłość to nie jest jakiś tam odległy, najgorszy z możliwych scenariuszy. Przyszłość zaczyna się teraz. Patrzył, jak wynoszą nosze, i poczuł, jak jego widzenie świata się zmienia. Tak, byłoby tragedią, gdyby ten mężczyzna pogrążył w żałobie rodzinę, ale czy nie byłoby jeszcze większą tragedią, gdyby nie zostawił zupełnie nikogo? A jeżeli jego życie było puste, jeżeli nie miał okazji dzielić go z osobą, którą kochał? Jeżeli nigdy nie poznał radości trzymania w ramionach nowonarodzonego dziecka albo nie słyszał namiętnego śmiechu ukochanej kobiety? Życie jest drogocenne. Nie wolno go marnować. I właśnie dokładnie sam to robił. Nie pozwól, by to, co zdarzyło się w przeszłości, przekreśliło naszą szansę na przyszłość. Powróciły do niego słowa Maggie, szemrząc w jego głowie jak pachnąca deszczem bryza, rześka, świeża i pełna obietnic. Powiedział jej, że go nie rozumie, ale był w błędzie. Rozumiała go lepiej, niż on siebie. Życie nie dawało żadnych gwarancji, niezależnie od tego, co człowiek robi. Na przykład Maggie. Była dzieckiem, gdy doznała ciężkich obrażeń, ale nie poddała się. Zaryzykowała i chwyciła życie za rogi, nie zważając na przeciwności. Wszystko co robiła, robiła z taką pasją! Czy to nie cud, że się w nim zakochała? A spełnienie tego wszystkiego było takie łatwe i proste, i to przez cały czas, tylko on uparcie nie chciał tego
188
In grid Wea ver
widzieć. Przejrzał dopiero dzisiaj, zaglądając śmierci w oczy. Kocha ją. Ale co z dziećmi, których ona chce? Kiedy się dowie, że nie może jej ich dać, co wtedy? Czy znów powtórzy się to, co z Elisabeth? Nie zdradzę cię... Nie jestem, jak tamta kobieta. Czy to prawda? Czy Maggie zechce zaakceptować go takim, jaki jest? Czy może tego od niej wymagać? Biorąc po uwagę, jak się zachował, kiedy od niej wychodził, może nigdy nie będzie miał okazji dowiedzieć się tego. – Agent Rogers? Wzdrygnął się, ponownie spojrzał na lekarkę. – Zdejmuję cię z czynnej służby na czterdzieści osiem godzin – powiedziała. – Zaraz, chwileczkę. Nie możesz... – Wiesz przecież, że tutaj ja rządzę. Straciłeś dużo krwi. Masz niskie ciśnienie. Kiedy jeszcze spadnie ci poziom adrenaliny, możesz zemdleć i nie będzie z ciebie żadnego pożytku. Powinieneś udać się do szpitala. – Mam tylko przestrzelone ciało. To nic poważnego. – Wiedziałam, że to powiesz. – Wymodelowała temblak z bandaża i zawiązała mu go na szyi. – Przynajmniej trzymaj to ramię nieruchomo. Powinieneś się położyć i nie przebywać samotnie na ulicy. Wiedział, że ma rację. Gdy z trudem podniósł się z krzesła, poczuł lodowate mrowienie w koniuszkach palców. Musiał się więc pogodzić, że inni rozprawią się z Simonem bez niego. Jakoś po raz pierwszy od ośmiu lat nie pragnął tak
Tajny a gent Kopc iuszka
189
naprawdę dokończyć tej akcji. Jego praca nie była jego życiem. Nie chciał spełniać obowiązku ani wylądować w szpitalu, ani też wracać samotnie do hotelu. Naprawdę chciał tylko jednego – udać się do Maggie. Kolorowe światła patrolujących wozów i karetek pogotowia, powielone w kałużach, oświetlały podwórze. Jak przy wszystkich operacjach SPEAR, lokalne władze i strażnicy prawa blokowali dostęp ludzi i mediów. Chodziło o zagwarantowanie anonimowości organizacji i prowadzonych przez nią akcji. Del wyminął oczekujące karetki i wrócił do mieszkania, z którego prowadził inwigilację. Zatrzymał się tylko po to, żeby zmienić ubranie na cywilne i z powrotem wyjść w ciemną noc. Przytrzymał się latarni, żeby złapać równowagę, kiedy na moment zakręciło mu się w głowie, po czym odepchnął się i powędrował w stronę metra. Światła i syreny pozostawił za sobą. Nie koncentrował się na tym, co dzieje się wokół; nie myślał o pracy. Już nie polował. Myślami był przy Maggie i tym, co jej powie, o ile da mu szansę. Czy zechce go widzieć? Nie miałby jej za złe, gdyby odmówiła, ale chciał spróbować. Mając na co dzień do czynienia z jednym z najbardziej ryzykownych zawodów na świecie, postanowił wreszcie zaryzykować tym, co najważniejsze – swoim sercem. Zamierzał powiedzieć Maggie całą prawdę. Miał tylko nadzieję, że choć w połowie okaże się taki odważny, jak ona.
Rozdział jedenasty
Była trzecia godzina, kiedy w zamku obrócił się klucz. Maggie zatrzymała nogami bujak i odwróciła głowę w kierunku drzwi. Wiedziała, kto to. Oprócz niej, tylko Del miał klucz. Czyżby była skazana na powtarzanie tych samych błędów? Już raz, dzięki zapasowemu kluczowi, wszedł do jej mieszkania nieproszony Alan. Danie klucza Delowi wydawało się dobrym rozwiązaniem w swoim czasie – odkąd zaczął spędzać tu noce, był to jedyny sposób, żeby swoimi wejściami i wyjściami nie odrywał jej od obowiązków przy Delili. Uważała, że może mu zaufać. W końcu nikt inny tylko on był za zainstalowaniem nowego zamka. Tak. No cóż, zaradzi temu, gdy tylko ślusarz otworzy warsztat, postanowiła, patrząc, jak otwierające się drzwi blokuje założony przez nią łańcuch. – Maggie? Ciarki ją przeszły, gdy niskim, dźwięcznym głosem wyszeptał jej imię. Przypomniała sobie brzmienie jego
Tajny a gent Kopc iuszka
191
głosu w oświetlonej świecami sypialni, dotyk jego warg na swojej skórze. Czy to miało miejsce zaledwie przed czterema godzinami? Chcąc stłumić zdradziecką reakcję ciała, odepchnęła się nogami i zaczęła się bujać. Myśl o czymś innym. O czekoladzie. Przecież gdzieś w domu musi być jakaś czekolada. Może pozwoli jej przestać o nim myśleć? – Maggie, proszę, pozwól mi wejść. Oczy zaszły jej łzami. Powiedział to tak szczerze, tak słodko, jakby mu rzeczywiście zależało. Ale nie da się nabrać i nie zaufa mu. Koniec z zaufaniem. Koniec z mężczyznami. Poczeka, aż sobie pójdzie. – Wiem, że nie śpisz, Maggie – mówił, ściszając głos, żeby nie niepokoić sąsiadów. – Słyszę skrzypienie bujaka. Zaparła się nogami o podłogę, zębami zagryzła dolną wargę. Nie chciała z nim rozmawiać. Co więcej, nie chciała go słuchać. Ale nie była jedyną kobietą w tym mieszkaniu, która zareagowała na dźwięk głosu Dela. Delilah, która drzemała na jej ramieniu, uniosła główkę i wesoło zagruchała. – Dlaczego Delilah nie śpi? – zapytał natychmiast. – Jest zdrowa? Nie potrzebuje lekarza? Och, niech to szlag trafi. Niech szlag trafi! Akurat teraz, gdy uważała, że ma dość silnej woli, żeby się go pozbyć, musiał zapytać o Delilę. Mogła się na nim zawieść w innych sprawach, ale instynkt matki podpowiadał, że uczucie Dela do Delili jest prawdziwe i szczere. Przycisnęła małą, zabujała się do przodu i pozwoliła, by siła rozpędu wysadziła ją z fotela. Powędrowała do
192
In grid Wea ver
drzwi, rzucając po drodze okiem na kosz z pościelą, w której kochała się z Delem przez cały wieczór... Zgrzytając zębami, odepchnęła go nogą i stanęła przy drzwiach. Nie powinna go widzieć. Już i tak źle się stało, że go usłyszała. – Czujemy się dobrze, Del. Dziękuję za troskę. A teraz odejdź. – Najpierw mnie wysłuchaj. – Nie. – Proszę tylko, żebyś mi dała szansę. – Po co? Żebyś mnie znów zostawił? Już to przerabiałam, Del, i nie zamierzam tego powtarzać. Nie zamierzam też udawać, że nic się nie stało. – Maggie... – Nie. Może wolno się uczę, ale nie jestem idiotką – powiedziała. – Proszę cię, odejdź. Łańcuch napiął się do granic możliwości, gdy panele drzwiowe jęknęły od uderzenia. Zaskoczona Maggie cofnęła się o krok. Del był na tyle silny, że gdyby chciał, dostałby się w ten sposób do środka, nie sądziła jednak, że posunie się tak daleko. – Nie próbuję usprawiedliwiać mojego zachowanie – powiedział prawie szeptem. – Nie ma na to usprawiedliwienia. Byłem idiotą. – A zatem pod tym względem jest nas dwoje. Żegnaj, Del. – Powiedziałaś, że winien ci jestem prawdę. Po to tu jestem. – Za późno. – Nie mów tak, Maggie. – Zamilkł. W ciszy słyszała jego wysilony oddech. – Dziesięć minut. To wszystko,
Tajny a gent Kopc iuszka
193
o co proszę. Daj mi dziesięć minut na wytłumaczenie się, a potem, jeśli nadal będziesz chciała, żebym odszedł, odejdę. – Del... – Proszę. Tylko dwie sylaby, a ile było szczerości w tym niepozornym słowie. Maggie odchyliła głowę, szukając w sobie siły, żeby się oprzeć, ale na próżno. Podtrzymując jedną ręką Delilę, wychyliła się na tyle, na ile pozwalał łańcuch. Jęknęła na widok Dela. Opuścił ją zaledwie przed czterema godzinami, a zmienił się nie do poznania. Wyglądał przerażająco. Woskowa cera, niezdrowo błyszczące oczy. Opierał się całym ciężarem na prawym ramieniu, napierając ciałem na drzwi. Nie próbował ich sforsować, tylko upadł na nie, a one go podtrzymywały. – O mój Boże – jęknęła. – Del, co się stało? – Wytłumaczę ci później. – Nastąpiła krótka pauza. – Naprawdę to zrobię. I wszystko ci wytłumaczę. Bez żadnych kłamstw, Maggie, obiecuję. Lewy rękaw jego granatowej wiatrówki był pusty. Dostrzegła kawałek białego materiału i uświadomiła sobie, że ma ramię na temblaku. Czy na jego ręku nie ma krwi? Nie zastanawiając się dłużej, zdjęła łańcuch i otworzyła drzwi. Del zatoczył się, zdrową ręką chwycił się framugi. – Dziękuję. – Gdy się wyprostował i przekraczał próg, z wysiłku rozdymał nozdrza. – Boże, Del. Ty potrzebujesz lekarza! – powiedziała, cofając się. – Wejdź i usiądź, a ja zadzwonię...
194
In grid Wea ver
Jej oddech zamienił się nagle w przerażony krzyk. Del jeszcze nie zdążył minąć progu, gdy z głębi korytarza rzuciła się w ich stronę jakaś postać. W tym krytycznym momencie Maggie zamurowało. Będąc mieszkanką Nowego Jorku, zawsze przedsiębrała niezbędne środki ostrożności. Wiedziała, ile przestępstw wydarza się każdego dnia. Ale bandyta? Tutaj, na korytarzu? Tutaj, gdzie codziennie nosi do zsypu śmieci, tutaj, gdzie Robbie bawi się w supermena? Och, nie! – Del! – krzyknęła. Del odwrócił się w miarę szybko, ale jej ostrzeżenie padło zbyt późno. Wysoki, brodaty mężczyzna zaatakował go ciałem, trafiając go prosto w chore ramię. Na widok potwornego bólu wykrzywiającego twarz Dela Maggie poczuła, jak skręca się jej żołądek. Jednak Del szybko odzyskał równowagę, stając między nią i tym obcym, celując łokciem prawej ręki w gardło nieznajomego. – Maggie, uciekaj! – rozkazał. – Odejdź! Odejdź. To samo powiedziała mu parę chwil wcześniej. Ale teraz nie chciała go zostawić. Z ręką na temblaku Del był bezbronny, nie miał żadnej szansy z tym bandytą. Ale jak może mu pomóc? Przycisnęła Delilę do piersi. Musi chronić swoje dziecko. Musi posłuchać Dela i uciekać. Może do Armildy? Od niej będzie mogła wezwać policję. Gdy już podjęła decyzję, rzuciła się do otwartych drzwi. Nieznajomy podstępnym kopnięciem w krocze powalił Dela na podłogę. W ostatniej chwili wyciągnął rękę
Tajny a gent Kopc iuszka
195
i złapał Maggie za podkoszulek, gdy go mijała. Nagły ból szyi zatrzymał ją w miejscu. Krztusząc się, rozpaczliwie chwytając powietrze, wierzgnęła nogą za siebie, żeby się uwolnić. Piętą walnęła bandytę w rzepkę. Zaskowyczał z bólu, ale już po chwili Maggie została oderwana od podłogi i ciśnięta z całą siłą do tyłu. Krzyknęła, padając zwinęła się, żeby chronić Delilę. Upadła na plecy, uderzając głową o kant stolika. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszała, był paniczny krzyk Delili. To było gorsze od koszmarnego snu. To było istne piekło. Zaciskając zęby z powodu potwornego bólu w ramieniu i w kroku, Del podciągnął się na kolana. Przed nim roztaczał się straszny widok. Maggie leżała na podłodze zwinięta na bok, z zamkniętymi oczami. Ledwo oddychała. Ale nawet półprzytomna chroniła w ramionach swoje dziecko. – Jakie to wzruszające. Uwiłeś tu sobie prawdziwe gniazdko. Przytrzymując się ściany, Del powoli podniósł się na nogi. Przeniósł spojrzenie z Maggie i wbił wzrok w pozbawione wyrazu brązowe oczy człowieka, na którego polował prawie przez rok. Spodziewał się konfrontacji ze ściganą przez siebie zwierzyną w jakiejś ciemnej ulicy albo w zaminowanym magazynie, albo też w paru innych, kontrolowanych przez policję, sytuacjach. Simon i zło, jakie ucieleśniał, należały do innego świata, do świata SPEAR. Ale nie tutaj, u Maggie. O Boże, nie tutaj. Oglądanie
196
In grid Wea ver
tego człowieka, tego uosobienia genialnego zła, w tym samym pokoju co Maggie i jej dziecko, było strasznym nieporozumieniem. Było nieprzyzwoite. Było piekielne. I nikogo nie mógł za to winić, poza sobą. Jak mógł być tak nieostrożny i dopuścić, by ten potwór go śledził? Ale niech go krew zaleje, jeżeli pozwoli, żeby Maggie i Delilah miały zapłacić za jego błąd. Delilah przywarła do piersi matki, wydając zniecierpliwione krzyki, ale, na szczęście, nie noszące śladu bólu. Del postąpił w ich stronę. Simon wyciągnął spod kurtki broń i wycelował ją w Dela. – Ani kroku dalej, Rogers. – Więc wiesz, kim jestem. – Oczywiście. – Końce palców wolnej ręki przycisnął do skroni, po czym je odwrócił, żeby pokazać ślady krwi. – Jesteś tym, przez którego tak kurewsko boli mnie głowa. Jesteś Del Rogers, jedyny na świecie człowiek, który mógł oddać taki strzał. – Przykro mi, że chybiłem – powiedział Del. – Nigdy nie chybiasz. Jonasz zawsze potrafił otaczać się najlepszymi z najlepszych. Ramię Dela paliło jak diabli. Czuł spływającą w dół ramienia świeżą ciepłą krew. Starał się to zagłuszyć, skoncentrować się i pomyśleć racjonalnie, zmusić mózg do pracy. Musiał opanować sytuację. Ale, do licha, jak może zachować spokój? Ten łajdak wtargnął do mieszkania Maggie. Skrzywdził jego ukochaną kobietę. Del nie miał ochoty na chirurgicznie precyzyjny strzał, żeby powalić Simona, miał ochotę skoczyć mu do gardła i udusić go gołymi rękami.
Tajny a gent Kopc iuszka
197
– Zamknij drzwi – powiedział Simon, wykonując ruch lufą. Del nie poruszył się. – Czego chcesz? – Żebyś zamknął drzwi. Nie chcemy dodatkowych komplikacji w postaci hałaśliwych sąsiadów. – Najpierw wypuść kobietę i dziecko. Nie mają z tym nic wspólnego. – Wprost przeciwnie. Stanowią ważną część mojego planu. – Zapomnij o tym, Simon. Wiemy wszystko o planowanym przez ciebie zabójstwie Jonasza, a wszyscy twoi współpracownicy są już pod kluczem. Nie ma więc sensu... – Och, daruj sobie tę całą mowę – trawę. Obaj wiemy, że zawsze mi się udaje. A teraz idź i zamknij drzwi. – Gdy Del nadal się nie poruszył, Simon wycelował broń prosto w czoło Maggie. – Wszystko mi jedno, którą wybiorę. Jeżeli zabiję matkę, nadal pozostanie mi dziecko. Del zatrząsł się z hamowanej wściekłości. Był nieuzbrojony – idąc do Maggie, nigdy nie nosił broni. Z powodu rany reagował wolniej niż zwykle, a do tego mógł używać tylko jednej ręki. Szansa na dosięgnięcie Simona i powalenie go, zanim ten odda strzał, była znikoma. I choć rwał się do działania, na razie nic nie mógł zrobić. Wyciągnął więc rękę i zamknął drzwi. – Jeśli chcesz mieć zakładnika, weź mnie – powiedział. – O, nie. Ciebie, agencie Rogersie, potrzebuję do czego innego. – Nadal celując w Maggie, Simon obszedł sofę i usiadł na niej. Pochylił się i trzepnął Maggie
198
In grid Wea ver
w policzek. – Obudź się. Del wysunął się do przodu. – Jeśli zrobisz jej krzywdę, zabiję cię! – Nikogo nigdy nie zabijasz – zauważył Simon. – Zabiję cię – powtórzył Del, celowo przeciągając zgłoski. Coś w jego tonie musiało uprzytomnić Simonowi, że to nie są czcze pogróżki. Więcej nie uderzył Maggie. Zamiast tego potrząsnął ją za ramię. Zaczęła szybciej oddychać. Wykrzywiła twarz. Zamrugała dwukrotnie oczami i potoczyła wokół niewidzącym wzrokiem. Gdy w pełni oprzytomniała, zrobiła wielkie oczy i jeszcze mocniej przycisnęła Delilę do piersi. Powoli płacz dziecka ustał. Simon potrząsnął nią jeszcze raz. – Siadaj – rozkazał. Tuląc dziecko, Maggie podparła się plecami o sofę i usiadła. Po czym odwróciła głowę i wbiła zęby w rękę Simona. Gdy ten krzyknął z bólu, Del przeciął pokój, gotów wykorzystać chwilowe zamieszanie. Tymczasem Simon, zamiast wyrwać się Maggie, przesunął lufę, której koniec spoczął na uszku Delili. – Mnie jest wszystko jedno – warknął, spoglądając na Dela. – Powiedz to jej. Jeśli zabiję dziecko, nadal będę miał matkę. W jednej chwili dławiąca, gorzka żółć podeszła Delowi do gardła. – Nie! – zawołał. Maggie zaskamlała i cofnęła głowę. Oddychała szybko przez otwarte usta, była blada jak śmierć. Jej oczy
Tajny a gent Kopc iuszka
199
biegały jak oszalałe, aż zatrzymały się na Delu. Widok jej przerażenia pomógł mu znaleźć siłę, której potrzebował, by przemóc narastającą rozpacz. – Zachowuj się spokojnie, Maggie – powiedział. – I rób, co on każe. Tak będzie lepiej. – No właśnie, słuchaj swojego przyjaciela – przytaknął Simon. Rozległ się zdławiony szloch Maggie. – Proszę, nie rób krzywdy mojemu dziecku – zapłakała. – Weź wszystko, co chcesz. Tylko nie... – załamał się jej głos. – Nie rób jej nic złego. Simon ścisnął jej ramię. Z miejsca po ugryzieniu sączyła się krew, ale on zdawał się tego nie zauważać. – To chciałem usłyszeć – powiedział. – Masz pojętną kobietę, Rogers. – Czego od nas chcesz, Simon? – zapytał Del. – Chcę dokończyć robotę, którą mi przerwałeś – odparł Simon. – Chcę Jonasza. – Nie wiem, gdzie on jest. – Nie, ale możesz mi go znaleźć. – Nie mogę... – Oczywiście, że możesz. Wystarczy, że wykręcisz specjalny numer w tej komórce, którą nosisz. Masz ją jeszcze, czy tak? Jak zawsze wiedza Simona o tym co dzieje się wewnątrz SPEAR była równie trafna, co kłopotliwa. Ten facet zawsze wyprzedzał ich o krok. – Proponuję prostą transakcję handlową – ciągnął Simon. – Ty dostarczysz mi Jonasza, a ja zwrócę ci kobietę i dziecko. – Wiem, że chcesz go zabić – powiedział Del.
200
In grid Wea ver
– Jeżeli nie zabiję Jonasza, zabiję te dwie. Nie brakuje mi nabojów. Wybór należy do ciebie. – Del? – zapytała Maggie cienkim głosem. – O czym on mówi? Znasz go? – Och, jeszcze jak! – odpowiedział za Dela Simon. – Zna mnie. Wie także, że nigdy nie blefuję. Prawda, Rogers? A więc wybieraj. Co wolisz? Życie Jonasza czy ich? Nie ma wyboru, pomyślał Del. Simon nie blefuje. Co nie znaczy, że później dotrzyma słowa. Posłuży się Maggie i Delilą, żeby osiągnąć swój cel, a potem nie zawaha się wykorzystać ich przy pierwszej okazji. Był pozbawionym skrupułów bydlakiem. Ucieleśnieniem zła. Żeby ocalić Maggie, Del będzie musiał się z nim układać. – Zgoda – powiedział. – Mów, czego chcesz. Blizny na policzkach Simona wykrzywiły się i pogłębiły w ohydnym uśmiechu. – Wyśmienicie. Chcę, żebyś zaaranżował spotkanie. Tylko Jonasz i ja. Jak mężczyzna z mężczyzną. Uważasz, że ci się to uda? -Tak – odpowiedział Del, bez cienia wątpliwości w głosie, choć wcale nie miał gwarancji, że Jonasz wyjdzie z ukrycia. Nikt jej nie miał. – Mogę to zrobić, ale pod jednym warunkiem. Pozwól kobiecie i dziecku odejść. Wystarczę ci jako zakładnik. – Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę. Już to przerabialiśmy. Nic z tego. Zostaniesz tutaj. One pójdą ze mną. Dokładnie za godzinę zadzwonię i powiem, gdzie i kiedy dokonamy wymiany. Stosuj się dokładnie do moich instrukcji, bo w przeciwnym razie zabiję je
Tajny a gent Kopc iuszka
201
obie. – Simon chwycił Maggie za ramię i wstał z sofy. – Rusz się, kobieto. Oczy Maggie napełniły się łzami. Ściągnęła wargi i szurając nogami poszła przodem przed Simonem, tak jak jej kazał. Del miał wrażenie, że krew zalewa mu oczy. Widok odwagi i siły Maggie w obliczu nie znającego skrupułów Simona, jej niesamowitej miłości do dziecka, sprawiły, że podziw dla niej pogłębiał się z każdą chwilą. Nigdy nie był bardziej zakochany... i bardziej bezsilny. Chciał ją wziąć w ramiona, kochać ją, zawierzyć jej wszystkie swoje tajemnice i obiecać wszystko. Już tyle czasu zmarnował. A co, jeśli się okaże, że jest za późno? Ale teraz nie było czasu na uleganie uczuciom. Gdyby to zrobił, zginęliby wszyscy. Maggie prowadziła taksówkę opustoszałymi ulicami miasta. Miała suche oczy. W jakimś momencie przestała płakać. Nie dlatego, że łzy się wyczerpały. O, nie. Potrzeba płaczu tkwiła w niej nadal, podobnie jak potrzeba krzyku, a także chęć odwrócenia się na siedzeniu i wydrapania oczu mężczyźnie, który trzymał jej dziecko. Po prostu panowała nad sobą. Miała wrażenie, jakby surowa, bezosobowa maska zakryła jej rysy, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Dela. Nie jestem tym, za kogo mnie masz. W jaką kryminalną aferę jest zamieszany? Czy to właśnie przed nią ukrywa? Czy biznes, o którym nigdy nie chciał rozmawiać, wiąże się z obcowaniem z takimi ludźmi jak ten... ten potwór obok?
202
In grid Wea ver
Ten człowiek nie był bandytą, który wybrał jej dom na chybił trafił. On znał Dela. I to Del wciągnął go w jej życie. Dlaczego? Jak? Czy Del jest członkiem jakiegoś kryminalnego gangu? A może jest gliną? Ale jeśli jest po stronie policji, czy nie powinien mieć odznaki i broni? Czy nie mógł jej o tym powiedzieć? A kim jest ten Jonasz? Oby nigdy nie spotkała na swojej drodze Dela Rogersa! I nie zakochała się w nim. Wiedziała, że mogą być z nim kłopoty, ale w najgorszych koszmarach nie śniła, że może być aż tak źle. W jej bezpieczeństwo, w jej zwykłe, codzienne życie nagle wtargnęła broń, przemoc i groźba śmierci. Za to co się stało, powinna go znienawidzić. Ale nie potrafiła. Kochała go. Próbował jej bronić. Proponował, że zajmie jej miejsce jako zakładnik. Obiecał, że wszystko będzie w porządku. Ale jest ranny. Ledwie stoi na nogach. Widziała ciemną plamę krwi na temblaku. Gdyby nie trzymała go tak długo w holu... Ale gdyby go nie wpuściła, nie ściągnęłaby na siebie i na dziecko tego wszystkiego. Nie powinna teraz myśleć o Delu. Powinna powstrzymać się od obwiniania siebie czy jego, od zadawanie sobie pytań, na które nie ma odpowiedzi. Jedyne, co musi, to przeżyć. – Zatrzymaj tutaj – poinstruował mężczyzna, pokazując na pogrążona w ciemności aptekę. Zrobiła, co kazał. Nie dyskutowała z nim. Widziała, co zrobił z niewinnym kierowcą tej taksówki. Zatrzymał się chyba dlatego, że zobaczył Maggie i Delilę, ale skończył
Tajny a gent Kopc iuszka
203
w jakimś zaułku, nieprzytomny i krwawiący po uderzeniu kolbą rewolweru. Ten człowiek o imieniu Simon jest bezlitosny. Nic go nie powstrzyma. Co, na Boga, Del może mieć z nim wspólnego? – Chodź ze mną – powiedział. Maggie nie miała wyboru. Poszła z nim. Apteka była zamknięta, drzwi zaryglowane, ale Simonowi nie robiło to różnicy. Lufą wybił szybę, otworzył drzwi, popchnął Maggie do środka i wmaszerował za nią. Idąc, uważnie przyglądała się półkom, szukając czegoś, czegokolwiek, co mogłoby posłużyć za broń. Czy jeśli mu pryśnie w twarz lakierem do włosów, oślepi go? Gdyby mieli tu cichy alarm, ściągnąłby policję, ale czy zatrzyma go na tyle długo, żeby doczekać się pomocy? A gdyby nawet znalazła broń, gdyby przyjechała policja, jaki byłby z tego pożytek? Przecież ten potwór nadal trzyma jej dziecko – Czego pan szuka? – zapytała. – Lekarstw? Czy dlatego... – Zamknij się – mruknął. Zatrzymał się przy środkach przeciw bólowi głowy, zgarnął do kieszeni kilka opakowań, po czym poprowadził ją z powrotem do skradzionej taksówki. Tam wyjął cztery aspiryny i wsadził je do ust. Przełknął je z trudem i kazał Maggie jechać dalej. Aspiryna? – pomyślała. Włamał się do apteki z powodu bólu głowy? Delilah zapłakała, a Maggie wstrzymała oddech. Na szczęście dotychczas dziecko było grzeczne. Jaka będzie reakcja tego potwora, gdy mała rozpłacze się na dobre?
204
In grid Wea ver
Zdjęła nogę z gazu. – Proszę mi ją pozwolić potrzymać. Przecież nie ucieknę... – Prowadź – powiedział, nie zwracając uwagi na coraz głośniejszy szloch dziecka. Zaklął pod nosem, po czym przełożył Delilę na drugie ramię, pohuśtał ją i powoli uspokoił. Łatwość, z jaką to zrobił, zdumiała Maggie. Jak taki potwór może uspokoić marudzące dziecko? Czyżby miał w sobie choć odrobinę człowieczeństwa? Gdyby dotarła do niego, może by coś wskórała? Popatrzyła z ukosa. – Dziękuję. – Za co? – Za uspokojenie mojego dziecka. Musiał pan już wcześniej to robić. – Zgadza się – odpowiedział i popatrzył na nią. Jego wzrok był tak zimny i martwy, że aż zadrżała. Chyba oszalała, licząc, że dotrze do niego, ale musi próbować. – Ma pan dzieci, panie Simonie? – Tak. W porządku, pomyślała, biorąc wyrównujący oddech. To dobrze. Prowadzą prawie normalną rozmowę. – Chłopca czy dziewczynkę? – zapytała, starając się nadać głosowi naturalny ton, pomimo potwornego bicia serca. Nadal patrzył na nią tym swoim niezgłębionym wzrokiem. – Córkę. Wstąpiła w nią nowa nadzieja. – A więc mamy coś wspólnego. Przecież tak napraw-
Tajny a gent Kopc iuszka
205
dę nie skrzywdziłby pan mojego dziecka, prawda? – Dlaczego nie? – zapytał obojętnym tonem. Poczuła skurcz żołądka. Znów miała ochotę krzyczeć. Opanowała się jednak. – Pomyślałby pan o własnej córce. Obrzucił ją takim spojrzeniem, jak wąż swoją ofiarę. Postanowiła drążyć. – Jest pan rodzicem. Jakby się pan poczuł, gdyby ktoś strzelał... Roześmiał się. Dźwięk zawierał w sobie tyle zła i niegodziwości, że zaszczękała zębami. – Nie doceniasz mojej determinacji, Maggie – powiedział wreszcie. – Chyba się nie pomyliłem, nazywając cię Maggie, tak? Zacisnęła szczęki i skinęła głową. – Bardzo dobrze wiem, jak bym się czuł, gdyby ktoś strzelał do mojej córki. – Posłał jej uśmiech, któremu daleko było do normalności. – Bo widzisz, sam ją zastrzeliłem. Przerażenie, nieporównywalne z niczym, co znała z życia, poraziło jej serce. Och, Del, pomyślała. Obiecałeś, że wszystko będzie dobrze. Proszę, proszę, niech to tylko nie będzie jeszcze jedno z twoich kłamstw.
Rozdział dwunasty
Dokładnie po godzinie i dwunastu sekundach od wyprowadzenia przez Simona w głuchą noc wszystkiego, co najbardziej w świecie ukochał Del, zadzwonił telefon Maggie. Pomieszczenie, zwykle zawalone dziecięcymi utensyliami – które jeszcze przed paroma godzinami wypełniały zapalone świece i dźwięki miłej dla ucha muzyki – zajęli pochłonięci swoją pracą mężczyźni i kobiety. Kliknął magnetofon. Ekran komputera, podłączonego do telefonu, był gotowy do pracy. Agent SPEAR, który monitorował sprzęt w poprzednim punkcie obserwacyjnym, przycisnął słuchawki do uszu i mruknął coś do mikrofonu. Bill skinął głową i dał znak Delowi. Del natychmiast złapał słuchawkę telefonu. – Tu Rogers – powiedział. Simon nie tracił czasu na zbędną rozmowę. – Będziesz mi mógł dostarczyć Jonasza? – zapytał. – Tak – odpowiedział Del. – Jest w drodze do Nowego Jorku.
Tajny a gent Kopc iuszka
207
Del nie przestawał być zdumiony faktem, że to co mówi, nie jest kłamstwem. Jeszcze nie tak dawno, z jedną sprawną ręką, czy bez, gotów był udać się do Waszyngtonu i rozebrać kamień po kamieniu główną siedzibę SPEAR, byle znaleźć Jonasza. Zamierzał zrobić wszystko, żeby przekonać szefa SPEAR do podjęcia gry z Simonem w celu przedłużenia życia Maggie. Przynajmniej przez następną godzinę. Tymczasem wystarczyło, że powtórzył żądanie Simona. Po trwającej przez rok zabawie w kotka i w myszkę Jonasz jak nikt był gotów zakończyć tę grę. Szef SPEAR zgodził się na spotkanie twarzą w twarz z Simonem, mimo że dobrze wiedział, iż tamten zamierza go zabić. Logicznie rzecz biorąc, Simon nie miał szans na zrealizowanie swojego planu. Jego współpracownicy znajdowali się pod kluczem. Nie będzie miał przewagi w ludziach ani w broni. Ale dopóki ma Maggie i Delilę, trzyma w ręku kartę atutową. Ekran komputera wyświetlił plan Lower East Side. Bill zasłonił usta ręką i przekazywał informacje przez komórkę, wysyłając agentów w tamten region, w oczekiwaniu na namierzenie telefonu, z którego dzwonił Simon. Dał znak Delowi, żeby kontynuował rozmowę. I bez tego Del nie zamierzał się jeszcze rozłączyć. – Pozwól mi porozmawiać z zakładniczką – powiedział. – Zgoda – odpowiedział Simon. – Del? – Usłyszał po chwili w słuchawce. Na dźwięk głosu Maggie łzy gromadzące się w kącikach oczu Dela zaczęły szczypać. Zawsze tętniła energią
208
In grid Wea ver
i radością życia. A teraz z trudem rozpoznał jej słaby, przerażony głos. – Maggie, nic ci nie jest? – Nie, wszystko w porządku. – W tle dało się słyszeć kwilenie dziecka. – Z Delilą też. Och, Del – powiedziała załamującym się głosem. – Tak strasznie się boję. – Wytrwaj jeszcze, Maggie. Wszystko będzie dobrze – powiedział, modląc się, żeby tak było. – Nie pozwolę, by cokolwiek wam się stało. Ucichła. Del nie wiedział, czy dlatego, że mu nie wierzy, czy też dlatego, że Simon wyłączył telefon, zanim zdążyła odpowiedzieć. Nagrywanie trwało, błyskał ekran komputera, kiedy Simon wykładał resztę swojego żądania. Spotkanie ma się odbyć za trzydzieści minut w bezludnym miejscu w pobliżu East River. Simon przyprowadzi swoje zakładniczki, zaś Jonasz ma przybyć sam, z jednym wyjątkiem. Simon chcę, żeby przy całej operacji był obecny Del – bez broni i w widocznym miejscu. Natychmiast po skończonej rozmowie agent monitorujący wykres potrząsnął głową. – Simon używa komórki i jest w ruchu. Nie zdołałem go namierzyć. Bill podszedł i chwycił Dela za ramię. – Nie idź na to spotkanie bez broni – powiedział. – Nie musisz robić tego, co on każe. Del zdjął jego rękę. – Muszę. Wrobiłem w to Maggie i muszę ją z tego wydostać. Obstawimy miejsce wyborowymi strzelcami, umieścimy łodzie pościgowe na rzece. – Ale przecież ledwie trzymasz się na nogach.
Tajny a gent Kopc iuszka
209
– Zmieniając opatrunek, lekarka dała mi zastrzyk amfetaminy. To powinno zadziałać. – Del, czy ty nie rozumiesz? Simon wcale cię tam nie potrzebuje. Wie natomiast, że to ty do niego strzelałeś, i będzie chciał cię zabić – zapienił się Bill. Del wysunął rękę z temblaku, zazgrzytał zębami, gdy sprawdzając możliwość poruszania nią, przeszył go piekielny ból. – Wiem, Bill. On chce nas wszystkich zabić. Jaskrawożółta karoseria taksówki świeciła się jak musztarda, kiedy samochód mijał ostatnią uliczną latarnię. Budynki w sąsiedztwie okazały się być od dawna opuszczone, okna pozabijane deskami, a sypiące się ceglane mury pokryte wymalowanymi sprayem graffiti. Połamane kikuty betonu – wszystko co pozostało z konstrukcji innego fundamentu – zalegały ziemię. Gdy otoczyły ją ciemności, Maggie zwolniła. – Jedź dalej – rozkazał Simon. Ściskając kierownicę, Maggie omijała przeszkody i pokonywała ciemność. Przez okno powiało zgniłą, metaliczną wilgocią. Muszą być gdzieś w pobliżu East River, pomyślała. O Boże. Co, jeśli ten szaleniec każe jej wjechać prosto do rzeki? Nagle w świetle reflektorów pojawiła się jakaś postać. Maggie nacisnęła pedał hamulca i zamarła. To był Del. Stał nieruchomo, na szeroko rozstawionych nogach. W ciemności jego sylwetka wyróżniała się solidnością i niebywałym spokojem. Kiedy patrzył prosto na nich, jego twarz była jak wyrzeźbiona z jasnego kamienia.
210
In grid Wea ver
Simon zachichotał. – Doskonale – powiedział. Szybkim ruchem rewolweru kazał Delowi przesunąć się w lewo. – Podjedź tam. Maggie przez chwilę nie ruszała, tylko napawała się widokiem Dela. Jest tutaj. Pomoże jej i przerwie ten koszmar. Ale to przecież on uwikłał ją w ten koszmar... – Jedź. Słyszysz? Maggie ruszyła. Po paru metrach reflektory oświetliły niski betonowy murek. Za nim płynęła spowita w mroku rzeka, dalej jarzyły się światła Brooklynu. Tak jak kazał Simon, wykręciła samochód, stając przodem w kierunku, z którego przyjechali. Del odwrócił się w ich stronę. Simon kazał jej wysiąść pierwszej. Mając za sobą maskę samochodu, ustawił Maggie przed sobą, podając jej Delilę. Ulga, jaką poczuła, odzyskując dziecko, nie trwała długo. Simon nie puścił jej wolno. Miały mu służyć za tarczę. – Gdzie Jonasz? – zawołał Simon. – Zaraz tu będzie – odparł Del. – Zawarliśmy układ, Rogers – warknął Simon, chwytając za szyję Maggie i zasłaniając się nią. – Zgadza się. Powiedziałeś trzydzieści minut. Minęło dopiero dwadzieścia dziewięć. Maggie podniosła się na palce, żeby poluzować ucisk gardła. – Proszę pozwolić nam odejść – zachrypiała. – Dostanie pan to, czego chciał... – Zamknij się – odrzekł Simon. – Wcale nie wiesz, czego chcę.
Tajny a gent Kopc iuszka
211
– Ma pan na pieńku z jakimś tam Jonaszem. Nie potrzebuje pan mnie ani mojego dziecka. Proszę pozwolić nam... – urwała, kiedy tuż pod uchem poczuła ucisk wylotu lufy. – Nie waż się jej tknąć, Simon – powiedział Del. Głos miał tak zimny jak bryza znad rzeki. – Dotrzymałem słowa. Jonasz jest w drodze. – Jeśli nie, zostało jej trzydzieści sekund życia. – Będzie tutaj. – Dwadzieścia pięć sekund. – Nie rób tego, Simon. – Świetnie, nie zrobię. Zacznę od dzieciaka – powiedział Simon, mierząc w Delilę. – Zatrzymaj się! – wrzasnął Del. Zdarł z siebie wiatrówkę i rzucił ją za siebie. To samo zrobił z koszulą. Nagi do pasa, poza białym bandażem na przedramieniu, podniósł ręce nad głowę i postąpił krok naprzód. – Jeżeli Jonasz nie przyjdzie, najpierw zabij mnie. Przerażenie Maggie sięgnęło zenitu. Myliła się, sądząc, że wyschły jej łzy. Gorące i rzęsiste spływały jej po policzkach. Dudnienie w uszach narastało, a bryza od rzeki zamieniła się w wir powietrzny... Nagle zorientowała się, że słyszy nie tylko swój puls – to był cichy, rytmiczny warkot silnika. Nad rzeką jakby coś się ruszało. Podmuchy wzmagały się, aż z trudem łapała powietrze. Odwróciła Delilę buzią do piersi, żeby ją osłonić, i spojrzała ukosem w kierunku wiatru. Jak fantom rodem z jakiejś fantastyki naukowej, wielka maszyna cicho wyłoniła się znad muru. Zawisła w przestrzeni, pokraczna, wykonana z matowego czarnego metalu, a nad nią w zawrotnym tempie obracały się
212
In grid Wea ver
śmigła. Dopiero po chwili dotarło do Maggie, że to helikopter. Del stanął szerzej, żeby stawić opór wiatrowi, wytwarzanemu przez wirnik helikoptera. Maszyna nadlatywała cicho i szybko, wzburzając wodę na rzece. Jej kanciasty kształt i specjalne osłony powodowały, że była niewidzialna dla radaru, tak jak noc czyniła ją niewidzialną dla oka. Ten doskonały wehikuł służył za środek transportu legendarnemu samotnikowi, jakim był Jonasz. Gdyby jeszcze się okazał równie skuteczny, jak przyciągający uwagę. Del potoczył wzrokiem po szczytach dachów po drugiej stronie. Chociaż musieli się wdrapać i znaleźć punkty strategiczne w bardzo ograniczonym czasie, na jaki pozwalało chwilowe zamieszanie, agenci SPEAR zdążyli już zająć dogodne stanowiska. Dalszy ciąg, aczkolwiek prosty, miał być mniej zabawny. Nie trzeba było czekać na dodatkowy obciążający dowód, nie trzeba było czekać na sygnał. Przy pierwszej nadarzającej się okazji mieli unieruchomić Simona. Ale Simon nie ułatwiał im tego. Nie rozpraszał się. Spektakularne pojawienie się helikoptera nie sprawiło, żeby choć na chwilę odjął broń od Maggie. Nie skorzystał z propozycji Dela, ofiarowującego się jako cel. Mikroskopijny nadajnik w uchu Dela syknął: – Nie ma mowy o czystym strzale. Powtarzam, nie ma mowy o czystym strzale. Del szepnął do przyklejonego do wargi mikroskopijnego mikrofonu: – Róbcie, co do was należy.
Tajny a gent Kopc iuszka
213
– Zakładniczka znajduje się na linii strzału. Pomimo przenikliwego zimna, Del poczuł pot na skroniach. Wiedział, że doskonale wyszkoleni snajperzy SPEAR nie dorównują mu. Gdyby on był na dachu, strzeliłby celnie. Wystarczyłby mu niecały centymetr kwadratowy, szczelina nie większa od dziesięciocentówki w żywej tarczy Simona. Ale to nie było jakieś tam ćwiczenie czy kolejna misja. Nie była to też zwykła robota. Żywą tarczą była Maggie. I, na Boga, ona płakała! Nawet z daleka widział jej połyskujące łzy. I wciąż mocno trzymała Delilę. Dotykała palcami jej pleców, by tą łagodną pieszczotą zapewnić jej spokój. Nawet gdy jej własne życie wisiało na włosku, myślała przede wszystkim o dziecku. Czuł, jak zbiera mu się na krzyk. Teraz, kiedy musi zachować zimną krew i jasność umysłu, wzrok mu się mąci z wściekłości. Nie ma swojego karabinu. Pozbawiony jest tego luksusu, jakim jest wybór właściwej chwili. Wszystko co ma, to niepokój w żołądku, trzęsące się z przemęczenia ręce i pistolet zatknięty za bandaż na ramieniu. – Jonasz! – krzyknął Simon. Z lufą poniżej ucha Maggie obserwował kręcący się helikopter. – Pokaż się. Taka była umowa. Del ponownie szepnął do mikrofonu. Wiedział, że Jonasz monitoruje wszystko z potężnie opancerzonej maszyny. Był zbyt ważny dla SPEAR, żeby podejmować zbędne ryzyko. Ale Del nie myślał o organizacji, której się poświęcił. Przez Simona ta sprawa stała się jego osobistą sprawą i Del nie rozumował już z bezosobową logika myśliwego, tylko myślał sercem.
214
In grid Wea ver
– Szefie? Potrzebujemy więcej czasu. – Alarm dla wszystkich oddziałów – spokojnym tonem powiedział Jonasz. – Ląduję. Tym razem nie popełnij błędu. – Ręczę za to własnym życiem – mruknął Del. – My wszyscy ręczymy, Del – odparł Jonasz. Jak potężna, pokraczna ważka, czarny helikopter przechylił się na bok, uniósł dziób i przeskoczył przez cementowy mur. Kilka chwil później osiadł lekko na długich, wąskich płozach, lądując na ziemi niecałe dwadzieścia metrów od błyszczącej żółtej taksówki i brodatego mężczyzny z rewolwerem. Wstrzymując oddech, Del nie spuszczał oczu z Simona. Kątem oka widział, jak skrzydła helikoptera stopniowo zwalniają. Przez zaciemnioną przednią szybę nie było wprawdzie nic widać, ale wiedział, że Jonasz tam siedzi. W innych okolicznościach Del byłby może zachwycony faktem, że wreszcie, po tak długim czasie, stoi w obliczu tajemniczego samotnika – szefa SPEAR. Ale teraz o tym nie myślał. Najważniejsze, że człowiek, któremu przed ośmiu laty przysięgał lojalność, mógł uratować życie Maggie. Tylko, do diabła, dlaczego nie bierze się za to? Drzwi z boku helikoptera otworzyły się, zostawiając szparę. Niepokój i napięcie Dela dosięgły szczytu. – Pospiesz się, Jonasz – zawołał Simon. – Nie będę tu czekać całą noc. Szpara poszerzyła się. Z ciemnego wnętrza wylała się na zewnątrz struga światła i skierowała na Simona.
Tajny a gent Kopc iuszka
215
– A to po co? – zapytał Simon, śmiejąc się dziko. – Chcesz mnie zobaczyć, Jonasz? Więc podejdź tutaj i stań przede mną, twarz w twarz. Z tyłu poruszyła się ledwo widoczna postać i przesunęła się w stronę drzwi helikoptera. Zaległa krótka cisza, a po chwili do uszu Dela dotarł wzburzony głos Jonasza: – ,,Nie. To niewykonalne,,. – Rozejrzyj się dobrze, Jonasz – powiedział Simon. – Chcę, żebyś poznał swojego oprawcę. – Znowu się zaśmiał. Nim przebrzmiało echo, odjął lufę od szyi Maggie i wycelował w stojącą w cieniu drzwi postać. W tej samej chwili Del dostrzegł szansę na oddanie strzału. Nie zamierzał czekać ani chwili. Wszystkie lata treningu, cała praktyka i poświęcenie skupiły się w tym jednym skoncentrowanym ruchu. Wsunął prawą rękę pod bandaż i zacisnął palce na pistolecie. Wyszarpując go i celując w Simona, rozdarł gazę. Kula trafiła Simona w prawe ramię. Zawył i wypuścił broń, zataczając się do tyłu w stronę rzeki. – Maggie, kładź się! – wrzasnął Del, biegnąc do niej. Z szeroko otwartymi oczami, z rozmazaną na policzku krwią Simona, Maggie użyła wolnej ręki, by wbić paznokcie w ramię zaciskające jej szyję. Del wycelował i jeszcze raz strzelił. Tym razem kula oberwała górną część ucha Simona. Rozluźnił uchwyt, przytknął dłoń do boku twarzy, uderzył tyłem kolan w nadrzeczny murek. Wreszcie Maggie wyrwała się. Dusząc się, płacząc, potykając, biegła na oślep w kierunku Dela. Otoczył ją ramionami i powalił na ziemię. Chowając Delilę między nimi, osłaniając je obie własnym ciałem,
216
In grid Wea ver
przetoczył się razem z nimi. Z otaczających dachów poniósł się trzask strzelających karabinów. Simon upadł. Jego ciało przetoczyło się przez niski mur i zniknęło. Do szemrzącego dźwięku helikoptera i świszczącego wiatru wolno obracających się śmigieł, dołączył głuchy plusk. Del podniósł głowę i rozejrzał się wokoło. – Simon załatwiony. – Radosny krzyk jednego z wyborowych strzelców dotarł do uszu Dela. – Trafiliśmy go, szefie! Ale z ust szefa SPEAR nie padła żadna odpowiedź. Zgasło wycelowane na Simona światło. Zamknęła się szpara w drzwiach helikoptera, chroniąc w swoim wnętrzu Jonasza. Zaległa grobowa cisza. – Odnajdźcie jego ciało – po chwili rozkazał Jonasz. – Teraz. Potężne motory ożyły. Potężne reflektory w oka mgnieniu oświetliły rzekę. Poprzez dźwięk pościgowych łodzi i szmerów w nadajniku Del usłyszał wzburzone kwilenie dziecka. Usiadł okrakiem na biodrach Maggie i podciągnął się na kolana. Maggie leżała na wznak, z zaciśniętymi powiekami, z mokrymi od łez policzkami, nadal z wysiłkiem chwytając powietrze. To samo robiła leżąca na jej piersi Delilah. – Rogers, chcę, żebyś... Ale Del nie słuchał dalszego ciągu rozkazu Jonasza. Wyrwał z ucha aparat, odkleił mikrofon i cisnął oba na bok. Próbował podnieść Delilę, ale Maggie nie pozwoliła sobie odebrać dziecka. Więc Del usiadł i przygarnął je
Tajny a gent Kopc iuszka
217
obie do siebie. – Och, Maggie – wyszeptał, sadzając ją sobie na kolanach. – Maggie. Najpierw zaczęły drżeć jej ramiona, potem nogi, a potem trzęsła się cała. Chwytała powietrze wielkimi, przerywanymi szlochem haustami, składając się wpół, żeby osłonić swoje dziecko. Del widział wcześniej takie symptomy traumatycznej reakcji, wiedział też, czego się spodziewać i jak do tego podejść, a jednak w obliczu emocji Maggie jego przygotowanie wydawało się nieprzydatne. Ta cudowna, wspaniała, pogodna i dobra z natury kobieta, która z niespotykaną odwagą stawiła czoło własnym trudnym problemom, rozsypała się na jego oczach. I to on jej zrobił. Ściągnął na nią ten koszmar. To za jego sprawą Simon wtargnął w jej świat. Gdyby ją naprawdę kochał, odszedłby z jej życia, pozwoliłby jej znaleźć sobie kogoś innego... Nie, pomyślał, zacieśniając uścisk. Nie będzie się zasłaniać szlachetnością, ani wykręcać obowiązkiem pracy, po to żeby nie angażować się sercem. Pokazała mu, na czym przede wszystkim polega odwaga. Nigdy nie pozwoli jej odejść. – Przepraszam, Maggie – powiedział, kołysząc ją w ramionach. Nawet nie próbował otrzeć łez, które kapały na jej włosy. Omal jej nie stracił na zawsze, nie zamierzał więc już niczego udawać. – Przepraszam. Jest mi tak strasznie przykro. Coraz bliżej wyły syreny. Łodzie motorowe wciąż warczały na rzece, której fale waliły o brzeg. Helikopter Jonasza oderwał się nagle w powietrze, wzniecając wiatr,
218
In grid Wea ver
unosząc szefa SPEAR w bezpieczną ciemność. Bill, z karabinem przewieszonym przez ramię, podszedł i trącił Dela. – Del! – zawołał. – Dobrze się czujesz? Amfetamina nie działała już od wielu minut. Rana otworzyła się, gdy wyszarpywał rewolwer z opatrunku. Pokaleczył gołe żebra, gdy toczył się z Maggie po ziemi. Ale w porównaniu z bezgraniczną rozpaczą, jaką by czuł, gdyby ją stracił, ten chwilowy dyskomfort był niczym. Pokiwał głową i przycisnął policzek do głowy Maggie. – Karetka pogotowia jest w drodze. – Bill przykucnął obok nich. Dotknął jej ramienia. – Maggie? Krzyknęła i odskoczyła. Była zbyt rozbita, żeby słuchać kogokolwiek – Pojadę z nią do szpitala – powiedział Del. – Pozbiera się za jakiś czas – powiedział Bill. Podał Delowi jego wiatrówkę. – To silna kobieta. Drobnym ciałem Maggie wstrząsnęły kolejne dreszcze. Na szczęście, nie tak silne jak ostatnie. Del okrył ją swoją wiatrówką. – Byłeś wspaniały, wspólniku – powiedział Bill. – Nie, nie byłem. Chybiłem. – Co ty opowiadasz? Oba strzały były fenomenalne. Nie ma na świecie drugiego takiego strzelca, jak ty. – Chybiłem – powtórzył Del. – Nic podobnego. Dwa razy trafiłeś Simona. Del musnął wargami loki Maggie i podniósł głowę. Echo głębokiej, prymitywnej wściekłości, jaką czuł, kiedy naciskał spust, odezwało się skurczem w jego brzuchu. Wpatrywał się w miejsce, gdzie Simon przeleciał przez murek i wpadł do rzeki.
Tajny a gent Kopc iuszka
219
Przez osiem lat rekord Dela pozostawał nienaruszony. W czasie wykonywania zawodu nigdy nikomu nie odebrał życia. Dziś w nocy, gdyby nie drżenie rąk, wynik mógł ulec zmianie. – Bill – powiedział spokojnie. – Ja nie celowałem po to, żeby go zranić. Ja chciałem go zabić.
Rozdział trzynasty
Umysł musi być wyposażony w jakiś rodzaj ochronnego mechanizmu, pomyślała Maggie, wpatrując się w sufit sypialni. Gdy sprawy przerastają człowieka, mechanizm po prostu sam się wyłącza. Wszystko odbywało się w zwolnionym tempie. Lekarze dali jej jakiś uspokajający zastrzyk. Kiedy pojawili się z igłą, dostała histerii. Dopiero Del przekonał ich, żeby najpierw skontaktowali się z jej lekarzem. Gdy ten zapewnił Maggie, że środek poprzez mleko nie zaszkodzi Delili, zgodziła się. Budziła się i zasypiała na przemian, jednak środek nie był na tyle mocny, żeby wymazać z pamięci okropności tej nocy. Wystarczył strzęp myśli o tych strasznych godzinach, żeby jej puls przyspieszał dwukrotnie i żeby nie mogła oddychać. Wtedy wyciągała rękę i dotykała Delilę. Równomierny oddech dziecka i bijące od niego ciepło uspokajały Maggie, uśmierzały paniczny strach. Przekręciła ociężałą głowę na poduszce, dokonała
Tajny a gent Kopc iuszka
221
wysiłku, by unieść powieki i popatrzyła na małą. Delilah spała obok niej w łóżku. Del wiedział, że Maggie nie jest gotowa, żeby stracić małą z pola widzenia, więc ze zrolowanych koców zrobił bariery i bezpiecznie położył Delilę na środku. Maggie delikatnie dotknęła policzka córeczki, a następnie spojrzała na mężczyznę, który jej nie odstępował, odkąd padła w jego ramiona. Del przyniósł do sypialni jedno w kuchennych krzesełek. Było małe i niewygodne, ale tylko ono zmieściło się między łóżkiem i ścianą. Nie mówił za wiele – zdawał sobie sprawę, że niewiele do niej dociera. Więc siedział tutaj i pilnował jej. Od czasu do czasu kładł rękę na jej piersi, sprawdzając oddech, albo muskał końcami palców jej policzek, Zachowywał się tak samo, jak ona wobec Delili, jakby musiał upewniać samego siebie, że ma się dobrze, że koszmar minął. Gdyby nie mechanizm, który przyćmił jej świadomość, mogłaby wręcz pomyśleć, że Del zachowuje się jak zakochany mężczyzna. Westchnęła, rozchylając wargi w czymś co można by uznać za cień uśmiechu, i ponownie zapadła w niezakłócony, ozdrowieńczy sen. Gdy obudziła się kolejny raz, wczesne popołudniowe słońce wlewało się przez okno sypialni, a Delilah płakała. Poderwała się na łokcie i rozejrzała po pokoju, w którym nie było nikogo. Pusto. Pusta sypialnia. Gdzie jest jej dziecko? Gdzie Del? Była już bliska panika, gdy pojawił się na progu
222
In grid Wea ver
z Delilą na ręku. – Przepraszam, że ją zabrałem – powiedział. – Nie chciałem, żebyś się przestraszyła, ale zależało mi na tym, żebyś pospała. Wykąpałem ją i przewinąłem – dodał, siadając obok na łóżku. – Ale są pewne sprawy, do których, jak kiedyś powiedziałaś, nie mam odpowiedniego wyposażenia. Maggie podniosła się wyżej i popatrzyła na niego. Czy udało mu się pospać w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin? Miał lekko spuchnięte, podkrążone oczy, i bruzdy wokół ust. Był nieogolony, a spod krótkiego rękawa koszuli polo wystawał bandaż. Nie przypomina sobie, by kiedykolwiek wyglądał równie wspaniale. Chciała go objąć za szyję, położyć koło siebie i upewnić się, że naprawdę jest tutaj... Nie, zaraz. Ponownie spojrzała na opatrunek. Ktoś mówił, że został ranny. Pod bandażem jest rana od kuli. Natychmiast powróciły wspomnienia, emocje i milion pozostających bez odpowiedzi pytań. Zniecierpliwiona Delilah zakwiliła i wyprężyła się ku matce. – Jest głodna – powiedział Del, podając dziecko Maggie. Ułożyła małą w zgięciu ramienia i sięgnęła do rąbka podkoszulka. Zatrzymała się na chwilę i popatrzyła na Dela. Przetrzymał jej wzrok. – Chciałbym zostać. Mogę? – Del... – Obiecałem, że wszystko wyjaśnię. Zacząłem, ale musiałem przerwać. Proszę tylko, żebyś mi dała szansę
Tajny a gent Kopc iuszka
223
dokończenia tego, co mam do powiedzenia. Delilah kwiliła niecierpliwie, ssąc przód koszuli Maggie, która wciąż się wahała. – Nie dziwię się, że nie masz do mnie zaufania, Maggie. Ale nie mogę cię teraz zostawić. Żadnej z was. Proszę, pozwól mi zostać. Czy wilgoć w jego oczach spowodowana jest zmęczeniem? – zastanawiała się. Jakby przez mgłę przypomniała sobie, jak siedział przy niej i czuwał, przypomniała też sobie, co wtedy pomyślała... Miłość. Pomyślała, że może ją kocha. Ale czy nie tak to wszystko się zaczęło? Czy jej marzenie o kimś, kogo mogłaby pokochać, nie doprowadziło do tego całego nieszczęścia? Czy ma mu dać jeszcze jedną szansę i jeszcze raz sparzyć się boleśnie? Skąd ma mieć pewność, że znów jej nie okłamie? Patrząc teraz na niego, przypomniała sobie innego Dela – stojącego pośrodku rumowiska, z nagą piersią, z podniesionymi rękami, chcącego poświęcić się za nią. – Przepraszam. Jest mi przykro, że cię w to wszystko wciągnąłem. Nie miałem prawa... – Dobrze, Del. Chyba powinnam cię wysłuchać, a nawet, prawdę mówiąc, nie mogę się doczekać wyjaśnień. Zacznij od samego początku – powiedziała, unosząc koszulę i odpinając miseczkę stanika. – Tak będzie najprościej. Początkowo słuchała jego wyznań z niedowierzaniem, ale stopniowo łamigłówka, zwłaszcza dotycząca jego działalności w tym jakimś SPEAR, zaczęła się układać w sensowną całość. Z powodu Alana uważała, że za powściągliwością
224
In grid Wea ver
Dela kryje się coś tak osobistego, jak żona i rodzina. Nigdy, w najśmielszych przypuszczeniach, nie odgadłaby, że... – Jesteś szpiegiem? – zapytała. – Jestem agentem, wykonuję różne zlecenia, ale przede wszystkim jestem strzelcem wyborowym. A zatem jej pierwsze wrażenie było trafniejsze, niż przypuszczała. Joanne nazywała go kowbojem, ale Maggie zawsze wyczuwała w nim... rewolwerowca. A więc poznała prawdę. Del Rogers, ostatni najmilszy facet w Nowym Jorku, mężczyzna, który zdobył jej serce swoją delikatnością i dobrocią, okazał się być tajnym agentem. Do licha, ale ich sobie wybiera! Nieoczekiwanie, roześmiała się. Nie sądziła, że po tym, co przeszli, będzie się jeszcze kiedykolwiek śmiać. A jednak im dłużej Del mówił, tym lepiej się czuła. Racjonalnie wyjaśniał jej wszystko. I na tyle jej ufał, że wyjawiał jej to, o czym wiedziało niewiele osób na świecie. – Co stało się z tym mężczyzną, tym, który... – przełknęła z trudem. – Z Simonem. Zabiłeś go, prawda? – Jest ranny. Nie znaleźli jego ciała. – O mój Boże. Więc wciąż jest gdzieś tutaj? – Biorąc pod uwagę jego zdolności wodzenia nas za nos, nie wykluczyłbym takiej możliwości. – A więc może tu wrócić? Powiedz! – Nie tknie cię więcej – oznajmił Del. – Dwóch naszych agentów na okrągło obserwuje twój dom. A ja nie zamierzam zostawić cię samej. Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że aż pod-
Tajny a gent Kopc iuszka
225
skoczyło jej serce. – To moja wina, że zostałaś w to wszystko wplątana, Maggie. Ten potwór trafił do twojego mieszkania przez moją nieuwagę. Gdybym tylko mógł cofnąć to, co się stało. Jest mi strasznie przykro, Maggie. – Przecież byłeś ranny – powiedziała, patrząc na jego ramię. – Byłeś w okropnym stanie. – To mnie nie usprawiedliwia. – Przecież to on wziął mnie jako zakładniczkę. – Wiem. – No i wszystko skończyło się dobrze, czyż nie? Przeżyliśmy wszyscy. – To prawda. – I uważasz, że powinieneś tu zostać i opiekować się mną, bo czujesz się winny? – Jasne, że czuję się winny – odpowiedział. – Ale nie dlatego zamierzam tu zostać. I nie dlatego przyszedłem do ciebie tej nocy. Maggie, ja... – urwał nagle, powędrował gdzieś wzrokiem, jakby dopiero teraz dotarło do niego, że ona nadal karmi dziecko. Jego blada twarz powoli pokryła się rumieńcem. Za późno, żeby się zakryć, pomyślała Maggie. O wiele za późno. Ostatniego wieczora, który spędzili razem w łóżku, obnażyła przed nim dużo więcej niż piersi. Obnażyła swoje serce. – Czy to cię wprawia w zakłopotanie? – zapytała. – Och, nie, Maggie – powiedział. – Czy coś tak naturalnego może wprawić w zakłopotanie? – Wyciągnął rękę i końcami palców dotknął główki Delili, muskając przy tym zewnętrzną stronę piersi Maggie. Dotknięcie było nieśmiałe, prawie pełne czci, ale
226
In grid Wea ver
poruszyło Maggie bardziej niż wszystko, cokolwiek robił wcześniej. Nawet jeśli palce, które tak czule pieściły ją i jej dziecko, przywykły do obcowania ze śmiercionośną bronią, Maggie nie miała obaw. Dzielenie tego kontaktu z dwojgiem ludzi, których kocha, wydało się... uprawnione. Och, tak. Nadal go kocha. Pomimo wszystko nigdy nie przestała. A jak jest z nim? Przysunął się bliżej, kładąc rękę z przodu jej piersi. Uśmiechnął się, gdy Delilah złapała jego kciuk i przytrzymała. – Jesteś stworzona, żeby być matką. – Delili trudno nie kochać – odpowiedziała wzruszonym głosem. – Nawet w trakcie rodzenia mówiłaś, że chcesz mieć więcej dzieci. – Tak. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie. – Rodzina, i to na zawsze. – Uśmiech zniknął z jego twarzy. – Tak kiedyś powiedziałaś. Przytaknęła głową, zastanawiając się, do czego zmierza. – Jest jeszcze coś, co ukryłem przed tobą, Maggie. Nie. Na Boga, nie! Czyżby miały się potwierdzić jej wcześniejsze podejrzenia? Żona, dzieci? – I masz prawo to wiedzieć – ciągnął. – Nie chcę, żeby między nami były jeszcze jakieś tajemnice. – Więc powiedz, proszę. Wahał się chwilę, po czym, patrząc jej prosto w oczy, zaczął: – Mówiłem ci, że byłem kiedyś zaręczony i że ona
Tajny a gent Kopc iuszka
227
zerwała zaręczyny. Powiedziałem ci też, że stało się tak, bo nie mogłem jej dać tego, czego chciała. A chciała mieć dzieci, Maggie. – Nie rozumiem. – Chciała mieć dużą rodzinę, podobnie jak ty, a ja w wieku dwudziestu jeden lat przeszedłem świnkę, po której stałem się bezpłodny. Nie mogę dać kobiecie dzieci. Powiedział to szybko, jakby recytował fakty, ale udręka na jego twarzy poruszyła Maggie do łez. – Och, Del. – Teraz wiesz wszystko – powiedział zmienionym głosem. I to już wszystko, naprawdę? – pomyślała. To jest ostatnia rzecz, którą przed nią ukrywał? Uśmiechnęła się z ulgą. – Przecież to nieważne, Del. – To jest ważne – upierał się. – Jesteś stworzona, żeby być matką, Maggie. Ale ja nie mogę być ojcem. – Co ty mówisz? Oczywiście, że możesz być ojcem. Jesteś ojcem dla Delili od chwili, kiedy się urodziła. – Delilah jest szczególnym dzieckiem. Ale czy ty nie rozumiesz, Maggie? Już raz przez to przeszedłem. Tobie też nie mogę dać tego, czego chcesz. Pewnego dnia zapragniesz dać Delili braci i siostry, i... – Del, na miłość boską – przerwała mu. – Uważasz, że mogłabym być aż tak samolubna? Popatrzył na nią zdumiony. – Jesteś najbardziej wspaniałomyślną kobietą, jaką znam. – Więc dlaczego uważasz, że nie mogłabym pokochać
228
In grid Wea ver
dziecka, którego bym sama nie nosiła i nie urodziła? – Myślałem... – Bywają różne rodziny, i nie muszą ich łączyć więzy krwi, ale miłość. Wpatrywał się w nią długo, w milczeniu. Stopniowo twarz mu miękła, a na koniec pojawił się na niej uśmiech. W niczym nie przypominał mężczyzny, który półnagi i bez broni stawiał czoło terroryście. Był odprężony i szczęśliwy, i jakby odmłodniał. A Maggie wreszcie dopuściła do siebie myśl, że jednak możliwe bywa szczęśliwe zakończenie. – Del? Czy chciałbyś mi jeszcze coś powiedzieć? Uśmiechnął się szeroko. – O, taak. I to dużo. Czekała, nie ośmielając się prawie oddychać. – Chodź ze mną – powiedział półgłosem. Pogłaskał śpiącą Delilę po główce, przeniósł do łóżeczka, po czym wrócił po Maggie, wziął ją za rękę i pomógł wstać. Zamknął za nimi drzwi sypialni i wprowadził ją do saloniku. Maggie zatkało. Pokój tonął w kwiatach. Na parapecie okiennym stały fiołki, w części kuchennej olbrzymi bukiet gladioli, a na stole chryzantemy. – Del? Co tu się dzieje? Del puścił jej rękę i sięgnął po bukiet żonkili. – To też dla ciebie. – Ależ... – Dawno temu chciałem dać ci żonkile – powiedział. – Nie zrobiłem tego, bo bałem się, że zostaną źle zrozumiane. Popatrzyła na żonkile, które jej ofiarował.
Tajny a gent Kopc iuszka
229
– A jak mam to teraz rozumieć? – To tylko kwiaty, które mają ci sprawić radość. – Sprawiają. Kocham kwiaty. – A ja kocham ciebie. – Zawsze sądziłam, że... – zatrzymała się. – Co powiedziałeś? Del położył dłonie na jej ramionach i przyciągnął ją bliżej. – Kocham cię, Maggie Rice. Mam tylko nadzieję, że pewnego dnia wybaczysz mi wszystko, w co cię wpakowałem. – Och, Del. – Przekręciła głowę i musnęła wargami jego dłonie. – Oczywiście, że przebaczam. Kocham cię. Drżały mu ręce. – Więc wyjdź za mnie. – Wyjść za ciebie? – Skoro uważasz, że nie będziesz żałować, iż nie masz więcej dzieci... – Możemy adoptować – pospieszyła z odpowiedzią. – Przystałabyś na to? – Oczywiście! Tysiące dzieci czeka na prawdziwy dom. – Więc będziemy mieć ich tyle, z iloma sobie poradzisz. – Sięgnął po jej rękę i na wewnętrznej stronie złożył gorący pocałunek. – Obiecuję ci rodzinę i to na zawsze, Maggie. Wyjdziesz za mnie? Widziała go jak przez mgłę. Zacisnęła powieki, żeby się nie rozpłakać ze szczęścia. – Tak, wyjdę za ciebie, Del.
Epilog
Gdy samochód wjechał na wzgórze, roztoczył się widok na okolicę skąpaną w jarzących się barwach końca sierpnia. Czasza błękitnego nieba zdawała się nie mieć końca; pofałdowane, krótko skoszone pastwiska otaczały metalowe płoty; rozsiane, pomalowane na biało farmerskie zagrody otwierały się i wyczekiwały, jak rodzice wyciągający ramiona do zbłąkanego dziecka. – Jak tu pięknie, Del – powiedziała wzruszona Maggie. – Dokładnie tak, jak opisywałeś. Del zwolnił, zjechał na pobocze wyżwirowanej drogi i wyłączył silnik. – To prawda – powiedział miękko. – Już prawie zapomniałem, jak to wygląda. Maggie wciągnęła dużo powietrza i słodko westchnęła. Missouri, a zwłaszcza miejsce, gdzie dorastał Del, było tak inne od tego w Connecticut, gdzie mieli dom. Tutejsze szerokie, otwarte przestrzenie zapierały dech, a jednak wolała swoje własne miejsce na ziemi, swój własny dom. Lubiła zapach świeżo strzyżonych traw-
Tajny a gent Kopc iuszka
231
ników i kwiatów w starannie utrzymanym ogrodzie. – Ale nie tak pięknie jak u nas. – Nie będę się sprzeczać, Maggie. – Uśmiechnął się. – Żeby urządzić dom po swojemu, będziesz musiała wykupić pół sklepu z tapetami i farbami. – Powiedziałeś, że podoba ci się sposób, w jaki urządzam dom. – Bo dokonujesz prawdziwych cudów. – Uniósł brew. – I muszę przyznać, że mam wielką słabość do żółtego jak żonkile koloru. – Na jesieni posadzę ich całą grządkę. – Nie będę mógł doczekać się wiosny. Możemy ozdobić sypialnię bukiecikami i uczynić z tego tradycję. – Uśmiechnął się szeroko. – Chyba, że zostawimy je w ziemi, a zasadzimy wielki prawdziwy żywopłot. Roześmiała się. – Dziękuję, wolę mój biały parkan. – Ciągle nie mogę uwierzyć, że namówiłaś mnie na to wszystko. Bill nabijał się ze mnie przez parę tygodni. – No cóż, marzyłam o takim właśnie domku z bajki. – Łatwiej w nim będzie mieć na oku Delilę. Lada dzień zacznie raczkować. – Ona naprawdę jest genialna. – To prawda. A właśnie... – Zerknął na tylne siedzenie. Zamieszanie i emocje na lotnisku, podróż samolotem, a także jazda wynajętym samochodem wpłynęły usypiająco na dwójkę małych pasażerów. – Wyjdźmy na chwilę – szepnął. – Po co? Obszedł maskę, otworzył jej drzwi i pociągnął ją prosto w swoje ramiona.
232
In grid Wea ver
– Bo czuję, że muszę pocałować moją żonę bez widowni. – Nie będę się sprzeczać, Del – roześmiała się i z pasją oddała się pocałunkowi. Byli małżeństwem od prawie trzech miesięcy i ciągle nie mogli się sobą nasycić. Zabawne, myślała, że w jej życiu nie może już być lepiej, a jednak było! I to jak! – Uśmiechasz się – powiedział Del, skubiąc jej dolną wargę. – Co też może się roić w tej ślicznej głowie? – Och, pomyślałam właśnie, jaka ze mnie szczęściara. – Zabawne, ja pomyślałem to samo o sobie. – Objął ręką jej pośladek i przyciągnął ją bliżej. – Zachowuj się, Del. Co sobie dzieci pomyślą? – zaśmiała się cicho. – Dam im po dolarze i odeślę je do ich pokojów – mruknął, pieszcząc wargami jej szyję. – W ten sposób, zanim dotrą do college‘u, będą milionerami. – Jakie szczęście, że masz stałą pracę. – Mmm. Stałe godziny pracy też mają swoje zalety. Choć Del nadal miał tę swoją komórkę, nie dzwoniła tak często, odkąd objął funkcję instruktora strzelania w SPEAR. Del okazał się być bardzo majętnym człowiekiem. Zgadzając się wyjść za niego za mąż, Maggie nie myślała o pieniądzach, ale była mile zaskoczona, gdy okazało się, z jakim powodzeniem lokował i inwestował pieniądze, zarobione przez lata pracy w SPEAR. Najbardziej niepocieszony okazał się Laszlo, gdy Maggie zakomunikowała, że nie wróci już do pracy. Po następnym długim pocałunku Del oparł się o zderzak i obrócił Maggie w ramionach. Z brodą opartą na jej głowie spoglądał z nią na farmę rodziców.
Tajny a gent Kopc iuszka
233
– Widzisz ten dom, daleko za sosnami? – Tak? – Tam mieszka moja siostra. A więc to był dom, który Del zbudował dla Elisabeth, pomyślała. Nie odezwała się, tylko czekała, co powie. – Powiedziałaś kiedyś, że muszę zgromadzić trochę nowych wspomnień, które zastąpią tamte złe – ciągnął. – Tak powiedziałam. I to zdaje egzamin. – W moim sercu nie ma miejsca na złe wspomnienia, Maggie. Miłość do ciebie przepełnia mnie po brzegi. Że też ciągle potrafi ją wzruszyć do łez, pomyślała. I nie może już tego zrzucić na karb hormonów. Jest beznadziejnie i cudownie zakochana w swoim mężu. – Del? – Tak? – Kocham cię. – I ja cię kocham. – Zaczął zataczać powolne kółko wokół jej piersi. – O której mamy być u rodziców? – Del, na miłość boską – zaśmiała się. – Już jesteśmy spóźnieni. Jednak wtuliła się w niego i jeszcze raz go pocałowała. – Tato, czy to są prawdziwe krowy? Odwróciła się gwałtownie w stronę samochodu. Ich sześcioletni rudowłosy syn wyglądał przez okno, a jego piegi poruszyły się żwawo wraz z jego uśmiechem, gdy spoglądał na pastwisko za płotem. Zwykle proces adopcji trwałby dłużej, ale Del użył swoich znajomości w SPEAR, żeby pokonać biurokrację. Końcowe dokumenty zostały podpisane w tym tygodniu. Delilah miała starszego brata, a Robbie rodzinę, jakiej zawsze pragnął, i jeszcze trochę. Armilda pozostała jego
234
In grid Wea ver
babcią, poza tym doszła mu para oficjalnych dziadków, wraz z prawdziwymi ciotkami, wujami i z całą masą kuzynów. – Tak, Robbie, to prawdziwe krowy – powiedział Del. – A jeśli dobrze pamiętam, w stajni jest kucyk, na którym mógłbyś pojeździć. – O rany! Bomba! Moglibyśmy już tam pójść? – Cierpliwości, synu. Mężczyzna musi być cierpliwy, jeśli chce dostać to, czego pragnie. – A dlaczego się tutaj zatrzymaliście? – Bo chciałem pocałować twoją matkę – odparł Del. Robbie wzniósł oczy do nieba i jęknął: – O Jezu! Ciągle to samo. – Tak. I nie jest żadną tajemnicą, że zamierzam utrzymywać ten stan bardzo, bardzo długo – powiedział Del, zwracając się do Maggie.