Tłumaczenie Rylee
TŁUMACZENIE: RYLEE KOREKTA: SARAI_COHEN PONIŻSZE TŁUMACZENIE W CAŁOŚCI NALEŻY DO AUTORKI JAKO
JEJ
PRAWA
AUTORSKIE
I
STANOWI
MATERIAŁ
MARKETINGOWY SŁUŻĄCY PROMOCJI AUTORKI W NASZYM KRAJU. PONADTO, TŁUMACZENIE NIE SŁUŻY UZYSKIWANIU KORZYŚCI MAJĄTKOWYCH,
A
WYKORZYSTUJĄCA
CO
ZA
TYM
TŁUMACZENIE
IDZIE, W
KAŻDA
CELACH
OSOBA
INNE
NIŻ
MARKETINGOWE, ŁAMIE PRAWO. OBOWIĄZUJE ABSOLUTNY ZAKAZ ROZPOWSZECHNIANIA TEGO TŁUMACZENIA!
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 1 Logan Kwiecień Pożądanie dziewczyny swojego najlepszego przyjaciela jest totalnie do dupy. Po pierwsze, taka sytuacja charakteryzuje się wysokim współczynnikiem niezręczności. Naprawdę cholernie wysokim. Nie mogę mówić w imieniu wszystkich facetów, ale jestem pewny, że żaden z nich nie chciałby wpaść rano na dziewczynę swoich marzeń, gdy ta właśnie opuszcza sypialnię jego najlepszego przyjaciela, w ramionach którego spędziła noc. Po drugie, wywołuje to wstręt do samego siebie. No bo naprawdę ciężko jest nie nienawidzić siebie samego, gdy fantazjujesz o dziewczynie, którą kocha twój najlepszy przyjaciel. Ale i tak niezręczność wygrywa ze wstrętem. Bo widzicie, mieszkam w domu z bardzo cienkimi ścianami, a to oznacza, że słyszę każdy chrapliwy jęk, który opuszcza usta Hannah. Każdy pomruk i westchnięcie. Każde uderzenie zagłówka o ścianę, gdy ktoś inny pieprzy dziewczynę, o której nie mogę przestać myśleć. Leżę na łóżku, wpatrując się w sufit. Już nawet nie udaję, że przeglądam iphona szukając jakiejś piosenki. Założyłem słuchawki, aby zagłuszyć dźwięki, które Garrett i Hannah wydają w sąsiednim pokoju, ale nadal nie nacisnąłem play. Chyba dzisiaj jestem w jakimś masochistycznym nastroju.
To nie tak, że jestem idiotą. Wiem, że ona jest zakochana w Garretcie. Widzę w jaki sposób na niego patrzy i widzę to, co razem zbudowali. Są parą już od sześciu miesięcy i nawet ja, najgorszy przyjaciel na świecie, muszę przyznać, że są dla siebie stworzeni. I, cholera, Garrett zasługuje na szczęście. Udaje zarozumiałego sukinsyna, ale tak naprawdę ten facet jest, kurwa, święty. To najlepszy środkowy, z jakim grałem i najlepszy człowiek, jakiego znam i jestem na tyle pewny mojej orientacji seksualnej, że mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że gdybym był gejem, chciałbym nie tylko go przelecieć, ale poślubić. Ale właśnie dlatego to wszystko jest milion razy trudniejsze. Nie mogę nawet nienawidzić kolesia, który bzyka laskę, której pragnę. Cholera, ja nawet nie mogę pomyśleć o tym, jaką ulgę przyniosłaby mi zemsta na nim, bo nie czuję do niego nienawiści. Nawet w najmniejszym stopniu. Słyszę otwieranie drzwi i echo kroków dochodzące z korytarza i modlę się, aby Garrett lub Hannah do mnie nie zapukali. Lub w ogóle otworzyli usta, bo nie wiem, czy byłbym w stanie w tej chwili znieść dźwięk głosu któregokolwiek z nich. Raczej zdołowałoby mnie to jeszcze bardziej. Na szczęście to Dean. Wali głośno w moje drzwi, a później wchodzi, nie czekając na zaproszenie. - Impreza u Omega Phi. Idziesz? Zrywam się z łóżka szybciej, niż można powiedzieć żałosny, ponieważ impreza brzmi jak zaje-kurwa-bisty pomysł. Najebanie się do nieprzytomności to zawsze niezawodny sposób, by przestać myśleć o Hannah. W zasadzie, nie. Chcę się najebać i kogoś przelecieć. Wtedy, jeżeli jeden z tych sposobów nie do końca poskutkuje, drugi posłuży za wsparcie. - Pewnie - odpowiadam bez wahania, już rozglądając się za jakąś koszulką. Wkładam czysty t-shirt i ignoruję ukłucie bólu w prawym ramieniu, które nadal daje o sobie znać po gruchoczącym kości uderzeniu, jakie na siebie
Tłumaczenie Rylee
przyjąłem podczas meczu o mistrzostwo w zeszłym tygodniu. Ale naprawdę było warto. Po raz trzeci pod rząd nasza drużyna zdobyła mistrzostwo Frozen Four. Spokojnie można to nazwać wymarzonym hat trickiem i wszyscy zawodnicy, w tym również ja, nieustannie czerpią korzyści z trzeciego z rzędu tytułu mistrza kraju drużyn uniwersyteckich. Dean, jeden z naszych głównych obrońców, nazywa te korzyści Potrójnym B: balety, blichtr i bzykanko. To całkiem trafna ocena całej sytuacji, bo sam na własnej skórze przekonałem się nie raz, że jest prawdziwa. - Będziesz dzisiaj kierowcą? - pytam, zakładając czarną bluzę z kapturem. Dean parska. - Pytasz serio? Przewracam oczami. - Racja. O czym ja w ogóle myślałem? Ostatni raz, gdy Dean Heyward-Di Laurentis był trzeźwy na imprezie był… nigdy. Koleś pije wszystko, co popadnie i do tego na potęgę, praktycznie za każdym razem, gdy wychodzi z domu, ale jeżeli myślisz, że to w jakikolwiek sposób wpływa na jego popis na lodzie, jesteś w błędzie. Dean jest jednym z tych rzadko spotykanych przedstawicieli naszego gatunku, który potrafi imprezować jak Robert Downey Jr. w latach swojej młodości i jednocześnie cieszyć się takim powodzeniem i szacunkiem, jakim Robert Downey Jr. jest darzony obecnie. - Nic się nie bój, Tuck dzisiaj robi za szofera - informuje mnie Dean. Wciąż ma kaca po wczorajszym. Powiedział, że potrzebuje przerwy. Taa, wcale mu się nie dziwię. Treningi zaczną się dopiero za kilka tygodni i wszyscy cieszymy się tym wolnym trochę za bardzo. Ale tak to właśnie wygląda, gdy zdobywa się najważniejsze mistrzostwo w sezonie. W zeszłym roku po naszej wygranej nie trzeźwiałem przez dwa tygodnie.
Nie mogłem się doczekać tej przerwy. Praca nad kondycją, szybkością i siłą, wszystkie te ćwiczenia, niezbędne, aby pozostać w formie są niezwykle wyczerpujące, ale to nic w porównaniu do ciągnięcia tego równolegle z dziesięciogodzinnymi zmianami. Ale to nie tak, że mam jakiś wybór. Treningi są niezbędne, jeśli chcę być odpowiednio przygotowany do kolejnego sezonu, a praca… cóż. Złożyłem obietnicę mojemu bratu i bez względu na to, jak beznadziejnie się z tym czuję, nie mogę się wycofać. Jeff obedrze mnie żywcem ze skóry, jeśli nie wywiążę się z tej umowy. Nasz dzisiejszy kierowca czeka na nas na dole. Rudo-brązowa broda pokrywa niemal całą twarz Tuckera, przez co wyglądem przypomina trochę nastoletniego wilkołaka, ale jest zdecydowany wypróbować ten nowy image, odkąd jakaś laska, którą poznał na imprezie w zeszłym tygodniu, powiedziała mu, że ma dziecinną twarz. - Wiesz chyba, że to owłosienie a’la Yeti nie sprawi, że będziesz bardziej męski, co? - oznajmia wesoło Dean, zamykając za nami drzwi. Tuck wzrusza ramionami. - Podobno laski lubią, gdy faceci nie są gładko ogoleni. Parskam śmiechem. - Taa, może, ale chyba trochę przesadziłeś, bobasie. Wyglądasz jak szalony naukowiec. Pokazuje mi środkowy palec, a następnie siada za kółkiem mojego pickupa. Ja zajmuję miejsce obok niego, a Dean sadowi się z tyłu na pace, oznajmiając, że chce pozażywać trochę świeżego powietrza. Ale ja znam go na tyle, by wiedzieć, że on po prostu chce, aby włosy potargał mu wiatr i nadał im tego seksownego wyglądu, dla którego laski same zrzucają przed nim majtki. Tak dla waszej informacji - Dean jest obrzydliwie próżny. Ale ma też wygląd modela, więc domyślam się, że ta cecha nie wzięła się z kosmosu i ma solidne podstawy.
Tłumaczenie Rylee
Tucker odpala silnik, a ja ze zniecierpliwienia zaczynam bębnić palcami o uda. Wielu studentów należących do bractwa wkurza mnie niemiłosiernie tymi swoimi dziwnymi zasadami i prawami, ale muszę im oddać, że wiedzą jak robić imprezy. Gdyby to było dyscypliną olimpijską, bractwa należące do Briar za każdym razem zdobywałyby złoto. Gdy Tuck odjeżdża z podjazdu, mój wzrok ląduje na czarnym jeepie Garretta, który stoi sobie grzecznie pod domem i błyszczy, podczas gdy jego właściciel spędza noc z najfajniejszą dziewczyną na świecie i… I dosyć tego. Ta obsesja na punkcie Hannah Wells naprawdę zaczyna robić mi burdel w głowie. Muszę kogoś zaliczyć. Koniecznie. Tucker jest dziwnie cichy, gdy jedziemy do Omega Phi. Możliwe też, że marszczy brwi, lub robi jakiś grymas, ale naprawdę ciężko to stwierdzić, odkąd wygląda jakby ktoś zgolił całe owłosienie z ciała Hugh Jackmana i przykleił na jego twarz. - Coś ty taki cichy? - pytam lekko. Tuck posyła mi ostre spojrzenie, po czym kieruje je z powrotem na drogę. - No weź, daj spokój. Jesteś wkurzony o to, co mówiliśmy o twojej brodzie? Przecież o tym jest pierwszy rozdział Brody dla opornych, stary. - Jeśli zapuścisz brodę, kumple będą się z ciebie śmiali. Koniec rozdziału. - Nie chodzi o brodę - mamrocze. Marszczę czoło. - Ok. Ale jesteś o coś wkurzony. - Gdy nie odpowiada, naciskam: - Co jest z tobą nie tak? Jego zirytowane spojrzenie spotyka moje. - Ze mną? Nic. Ale z tobą? Nawet nie wiem od czego zacząć - przeklina cicho. - Musisz przestać, stary.
Jego słowa sprawiają, że jestem naprawdę skołowany, ponieważ jedyne co robiłem przez ostatnie dziesięć minut, to siedzenie na dupie i czekanie, aż Tuck dowiezie nas na imprezę. Gdy zauważa wyraz mojej twarzy, dodaje ponuro: - Chodzi o Hannah. Mimo
że
moje
ramiona
natychmiast
sztywnieją,
odpowiadam
roztargnionym tonem: - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Tak, wybieram kłamstwo. W zasadzie to dla mnie nic nowego. Mam wrażenie, że odkąd jestem w Briar każde słowo, które wypływa z moich ust jest kłamstwem. Urodziłem się, żeby grać w NHL. Po szkole od razu przechodzę na zawodowstwo! Uwielbiam pracować w warsztacie mojego ojca podczas wakacji. Nie ma to jak dodatkowe kieszonkowe! Nie lecę na Hannah. Ona chodzi z moim najlepszym przyjacielem! Kłamstwa, kłamstwa i jeszcze więcej kłamstw, ponieważ każda z odpowiadających im prawd to totalna porażka, a ostatnią rzeczą, jakiej chcę od moich kumpli, to współczucie, czy litość. - Takie kity, to możesz wciskać Garrettowi - ripostuje Tuck. - A tak przy okazji, masz szczęście, że jest zbyt rozproszony tymi latającymi wokół niego serduszkami, bo w przeciwnym razie na pewno by zauważył, jak się zachowujesz. - Jak ja się niby zachowuję? - Nie potrafię pohamować ostrego tonu, ani zaciętego wyrazu twarzy. Wkurwia mnie to, że Tuck wie, co czuję do Hannah. A jeszcze bardziej wkurwia mnie to, że po tych wszystkich miesiącach milczenia w końcu zdecydował się wywlec ten temat. Dlaczego nie może zostawić tego w spokoju?
Tłumaczenie Rylee
Czuję się wystarczająco gównianie bez wypominania mi, że czuję coś, czego nie powinienem. - Serio? Chcesz, żebym zaczął wymieniać? Dobra. - Poważnieje, zaczynając recytować każdą cholerną rzecz, która od miesięcy wywołuje we mnie poczucie winy: - Za każdym razem, gdy oni wchodzą do pokoju, ty z niego wychodzisz. Chowasz się w swojej sypialni, gdy ona zostaje na noc. Gdy jesteście w tym samym pomieszczeniu, patrzysz na nią, gdy myślisz, że nikt nie widzi i… - Wystarczy - przerywam mu ostrym tonem. - Załapałem. - I jeszcze te wszystkie panienki - mamrocze. - Nigdy nie odmawiałeś sobie ruchania, ale stary, przeleciałeś pięć lasek w tym tygodniu. - No i? - No i mamy czwartek. Pięć lasek w cztery dni. Weź to sobie podziel, John. O, w mordę. Zwrócił się do mnie po imieniu. A robi to tylko wtedy, gdy naprawdę porządnie go wkurzę. Z tą różnicą, że tym razem to on wkurzył mnie, więc ja też zwracam się do niego po imieniu: - I co z tego, John? Tja, obaj mamy na imię John. Dlatego ja jestem Logan, a on Tucker. - Mam dwadzieścia jeden lat - kontynuuję, zirytowany. - Mam prawo sobie poruchać. Nie, ja mam obowiązek to robić, ponieważ o to właśnie chodzi w chodzeniu do college’u. O to, żeby dobrze się bawić, uprawiać seks, pić i cieszyć się czym tylko się da, zanim wejdziemy do prawdziwego świata, a nasze życie zmieni się w totalne gówno. - Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że wszystkie te twoje numerki to jedynie jakiś rytuał przejścia i korzystanie ze studenckiego życia? - Tucker kręci głową, a później wzdycha ciężko i dodaje łagodniejszym tonem: - Nie wypieprzysz jej ze swojej głowy, stary. Nie w ten sposób. Możesz przespać się
dzisiaj z setką lasek i to nadal niczego nie zmieni. Musisz zaakceptować fakt, że ty i Hannah nigdy nie będziecie razem i ruszyć dalej. Wiem, że on ma rację. Jestem w pełni świadomy, że zupełnie sobie z tym nie radzę, a laski traktuję jedynie jako rozrywkę i odwrócenie uwagi od problemów. Wiem też, że powinienem przestać upijać się do nieprzytomności. Że powinienem porzucić tę małą, znikomą iskierkę nadziei, że być może, jakoś, kiedyś, jednak coś się wydarzy i po prostu pogodzić się z tym, że nigdy do tego nie dojdzie. Ale… Nie dzisiaj. Może jutro. Dzisiaj będę się trzymał mojego oryginalnego planu. Najebać się. Zaliczyć. I do diabła z całą resztą.
Grace Zaczęłam studia jako dziewica. I zaczynam myśleć, że tak też je skończę. Nie, żeby to było coś złego. Co z tego, że zaraz stuknie mi dziewiętnaście lat? Nie mam zamiaru się pociąć z powodu błony dziewiczej, nawet jeżeli powoli zaczynam się czuć jak zasuszona stara panna. Poza tym, to nie tak, że nie miałam okazji. Odkąd zaczęłam studiować w Briar, moja przyjaciółka zaciągnęła mnie na więcej imprez, niż jestem w stanie zliczyć. I tak, faceci ze mną flirtowali. Kilku z nich próbowało mnie uwieść. Jeden z nich nawet przysłał mi zdjęcie swojego penisa z podpisem: To wszystko dla Ciebie, słonko, co było dość… cóż, obrzydliwe, ale jestem pewna, że gdybym go lubiła, uznałabym to za… hmm… mniej obrzydliwe? Ale żaden z tych facetów nigdy mnie nie pociągał. A niestety ci, którzy mi się podobali, nigdy nawet nie spojrzeli w moim kierunku. Aż do dzisiejszego wieczoru.
Tłumaczenie Rylee
Gdy Ramona oznajmiła mi, że idziemy na imprezę do bractwa, nie miałam zbyt wielkich nadziei, że kogoś poznam. Na takich imprezach trafia się przeważnie na facetów, którzy dobrą gadką starają się zaciągnąć cię do łóżka i tyle. Ale dzisiaj poznałam chłopaka, którego naprawdę polubiłam. Ma na imię Matt, jest uroczy i nie wyczuwam od niego żadnych palanto zwiastujących wibracji. Nie tylko jest dość trzeźwy, ale też mówi pełnymi zdaniami i ani razu, odkąd zaczęliśmy rozmawiać, nie użył słowa „masakra”. Wiem, też jestem w szoku. Tym bardziej, że to głównie on mówi. Ja, jak na razie nie odzywałam się zbyt wiele, ale wystarcza mi stanie i słuchanie. Lubię to, poza tym dzięki temu mam czas, aby podziwiać jego idealnie wyrzeźbioną szczękę i blond włosy, które w niezwykle uroczy sposób podkręcają mu się za uszami. Jeżeli mam być szczera, to lepiej, że się nie odzywam. Przystojni faceci sprawiają, że robię się nerwowa. Cholernie. Jakby ktoś wpakował mi elektrycznego pastucha między zwoje mózgowe, wywołał spięcie i spierdolił, pozostawiając mnie na pastwę losu. A wtedy wszystkie moje filtry odpowiedzialne za obsługę aparatu mowy się wyłączają i nagle opowiadam o tym, jak to zsikałam się w majtki na wycieczce do fabryki syropu klonowego w trzeciej klasie podstawówki. Albo, że przerażają mnie pacynki. Czy, że cierpię na łagodną formę nerwicy natręctw, która może mnie zmusić do posprzątania komuś pokoju, w chwili, gdy tylko odwróci wzrok. Więc taa, lepiej dla świata, że jedyne co robię, to się uśmiecham i przytakuję, wtrącając od czasu do czasu: - Och, naprawę? - Żeby facet wiedział, że nie jestem niemową. Oczywiście pomijając te sytuacje, w których uroczy chłopak zadaje pytanie, które wymaga ode mnie konkretnej odpowiedzi.
- Chcesz wyjść na zewnątrz i zapalić? - Matt sięga do tylnej kieszeni i wyciąga skręta. - Wolałbym wypalić to tutaj, ale wykopią mnie z bractwa, jeśli to zrobię. Przestępuję niezręcznie z nogi na nogę. - Ee… nie, dzięki. - Nie palisz trawy? - Nie. To znaczy, nie za często. Zioło sprawia, że robię się trochę… szalona. Matt uśmiecha się czarująco. - O to właśnie w tym chodzi. - Tak, ale oprócz tego robię się też strasznie zmęczona. Och, i za każdym razem gdy palę, kończy się na tym, że wspominam prezentację w Power Poincie, do obejrzenia której zmusił mnie tata, gdy miałam trzynaście lat. Zawierała wszystkie możliwe statystyki i tabelki dotyczące efektów jakie wywołuje marihuana, jej skutków ubocznych i dowody na to, że w wbrew powszechnemu przekonaniu, trawa jest bardzo uzależniająca. Za każdym razem, gdy zmieniał się slajd, tata pochylał się nade mną i pytał: Chcesz stracić wszystkie swoje szare komórki, Grace? No chcesz? Chcesz? Matt gapi się na mnie, a w mojej głowie rozbrzmiewa głośna syrena: Zamknij się! Ale już jest za późno. Tama pękła i nie mogę tego zatrzymać. - Ale to i tak nic, w porównaniu do tego, co zrobiła moja mama. Starała się być wyluzowanym rodzicem, więc gdy miałam piętnaście lat, zawiozła mnie późnym wieczorem na ciemny parking, po czym wyciągnęła skręta i ogłosiła, że będziemy wspólnie palić. To było prawie jak scena z tego serialu: Prawo ulicy. Czekaj. Ja nigdy tego nie widziałam. To o narkotykach, prawda? W każdym razie byłam osrana. Siedziałam na tym parkingu, święcie przekonana, że za chwilę pojawią się gliny i nas aresztują. A mama co chwilę pytała mnie, jak się czuję, więc chciałam, czy nie, musiałam cieszyć się ziołem, które załatwiła. To chyba pogłębiło moją traumę. - Jakimś cudem moje usta w końcu się zamykają.
Tłumaczenie Rylee
A Matt patrzy na mnie wyraźnie skołowany. - Cóż, tak, więc… - Macha niezręcznie skrętem. - Idę na zewnątrz. Do zobaczenia później. Zmuszam się, aby nie westchnąć głęboko. Czekam z tym, aż odejdzie i dopiero wtedy to robię, po czym wypłacam sobie mentalny policzek. Cholera. Nie wiem, po co w ogóle zawracam sobie głowę gadaniem z facetami. Za każdym razem jedynie się upokarzam. Po kolejnym ciężkim westchnięciu, wyruszam na poszukiwanie Ramony. Kuchnia jest pełna beczek z piwem i chłopaków z bractwa. Tak samo wygląda sytuacja w jadalni. Salon, z kolei, jest pełen bardzo głośnych i bardzo pijanych facetów, otoczonych morzem skąpo ubranych dziewczyn. Podziwiam je za odwagę, bo na zewnątrz jest dość chłodno, a drzwi wejściowe są otwierane i zamykane bez przerwy, powodując cyrkulację zimnego powietrza w całym domu. Ja mam na sobie obcisłe jeansy i sweter, a i tak nie jest mi za ciepło. Nigdzie
nie
mogę
znaleźć
przyjaciółki.
Przy
akompaniamencie
ogłuszającego hip-hopu, wyławiam z torebki telefon i spoglądam na zegarek, odkrywając, że już prawie północ. Nawet po ośmiu miesiącach w Briar nadal czuję maleńki przypływ radości, gdy zdaję sobie sprawę, że jestem poza domem po jedenastej, która do chwili wyjazdu na studia, była moją godziną policyjną. Mój tata był bardzo uparty i trudny w tej kwestii. W zasadzie, to w każdej. Wydaje mi się, że nigdy w życiu nie złamał żadnej zasady i zastanawiam się jak to jest, że moja mama tak długo z nim wytrzymała. Ona jest jego zupełnym przeciwieństwem, wolnym duchem, ale wydaje mi się, że to jedynie potwierdza starą jak świat regułę, że takie osoby najbardziej do siebie pasują. - Gracie! - kobiecy głos unosi się ponad muzyką, a po chwili Ramona obejmuje mnie i przytula. Gdy się cofa, wystarcza mi jedno spojrzenie na jej szkliste oczy i zarumienione policzki, by wiedzieć, że jest pijana. Oprócz tego jest skąpo
ubrana, podobnie jak większość dziewczyn na tej imprezie, jej krótka mini ledwo zakrywa jej tyłek, a czerwony top odsłania większość dekoltu. Obcasy jej skórzanych kozaków są tak wysokie, że nie wiem, jak może w nich chodzić. Wygląda wspaniale, pomimo tego, że ledwo stoi i podtrzymuje się moich ramion, aby utrzymać równowagę. Jestem pewna, że kiedy ludzie widzą nas razem, zastanawiają się jak to możliwe, że możemy się przyjaźnić. Czasami ja myślę to samo. W ogólniaku Ramona była bardzo imprezową laską, która popalała papierosy za rogiem, a ja grzeczną dziewczynką, która redagowała gazetkę szkolną i organizowała charytatywne zbiórki żywności. Gdybyśmy nie były sąsiadkami, prawdopodobnie nie wiedziałybyśmy o swoim istnieniu, ale wspólna droga do szkoły i niezobowiązujące rozmowy, aby zabić niezręczną ciszę, zapoczątkowały naszą przyjaźń i z każdym dniem stawałyśmy się sobie bliższe. Dlatego, składając papiery na uczelnię, upewniłyśmy się, że dostaniemy się do tej samej, a gdy nam się udało, poprosiłyśmy mojego tatę, by porozmawiał z władzami uczelni, by przydzielili nam wspólny pokój w akademiku. Ale pomimo tego, że nasza przyjaźń zaczęła się lata temu, nie mogę nie zauważyć, że ten rok nie był dla nas łaskawy i wraz z początkiem studiów zaczęłyśmy się od siebie oddalać. Ramonę zaczęli interesować wyłącznie faceci i zdobycie popularności. Bez przerwy o tym gada i coraz częściej łapię się na tym, że… mnie irytuje. Kurde. Myślenie o tym sprawia, że czuję się jak gówniana przyjaciółka. - Widziałam cię na górze, jak rozmawiałaś z Mattem - syczy mi do ucha. Zaiskrzyło? - Nie - oznajmiam ponuro. - Chyba go przestraszyłam. - No nie. Powiedziałaś mu o swojej pacynkowej fobii, prawda? - pyta, zanim wzdycha przesadnie. - Kochanie, musisz przestać zaczynać znajomość od
Tłumaczenie Rylee
odsłaniania swoich dziwactw. Zostaw to na później, gdy facet już cię polubi i trudniej mu będzie zwiać. Nie mogę powstrzymać wybuchu śmiechu. - Dzięki za radę. - Więc, chcesz wracać już do domu, czy zostaniemy jeszcze trochę? Rozglądam się po salonie. Mój wzrok zatrzymuje się w rogu, gdzie para dziewczyn, ubranych w same jeansy i staniki, dość ostro się obściskuje, podczas gdy jakiś koleś z bractwa nagrywa je telefonem. Tłumię jęk. Założę się, że jeszcze dziś ten filmik pojawi się na trzech różnych stronach porno, a te dziewczyny nie będą miały pojęcia o jego istnieniu, aż do chwili, gdy kiedyś będą chciały się ustatkować i wyjść za wpływowego senatora, a wtedy największy szmatławiec w kraju dokopie się do ich niechlubnej przeszłości i wybuchnie skandal. - Wolałabym już iść - stwierdzam. - Taa, ja też. Unoszę brwi. - Od kiedy to tak chętnie opuszczasz imprezę? Robi grymas. - Nie ma sensu zostawać. Już ktoś mnie ubiegł. Od razu wiem, o kim ona mówi. O jakiejś lasce, która dostała to, czego ona chciała. Deana Heywarda-Di Laurentisa. Ramona ma obsesję na jego punkcie odkąd wpadła na niego w kampusowej kawiarni. I mam tu na myśli naprawdę poważną obsesję. Zaciąga mnie na wszystkie mecze hokeja, tylko po to, aby zobaczyć Deana w akcji. Muszę przyznać, że facet jest niezły. Jest też strasznym ogierem, jeżeli wierzyć plotkom, ale na nieszczęście dla Ramony nie umawia się z dziewczynami z pierwszego roku. Czy raczej, nie sypia z nimi, co jest dokładnie tym, czego Ramona od niego chce.
Na tę imprezę przyszła tylko dlatego, bo słyszała, że Dean na niej będzie. Ale on najwyraźniej trzyma się swojej zasady dotyczącej pierwszaków, bo bez względu na to, jak bardzo Ramona mu nadskakuje, on zawsze wychodzi z kimś innym. - Muszę jeszcze skorzystać z toalety - mówię. - Spotkamy się na zewnątrz? - Dobra, ale pospiesz się. Powiedziałam Jasperowi, że wychodzimy i czeka na nas w samochodzie. Po tych słowach rusza w kierunku drzwi, zostawiając mnie z ukłuciem żalu. Miło, że zapytała mnie, czy chcę iść, po tym jak i tak sama podjęła decyzję. Ale przełykam gniew, przypominając sobie, że Ramona zawsze tak robiła i nigdy wcześniej mi to nie przeszkadzało. Jak mam być szczera, to gdyby nie jej zmuszanie mnie do pewnych działań i narzucanie swojej woli, spędziłabym cały ogólniak siedząc w redakcji szkolnej gazetki i udzielając rad uczniom w sprawach, o których sama nie miałabym bladego pojęcia. Ale mimo wszystko… chciałabym, aby najpierw zapytała mnie o zdanie, zanim podejmie jakąś decyzję. Do łazienki na dole jest straszna kolejka, więc omijam tłum i idę na górę, tam, gdzie wcześniej rozmawiałam z Mattem. Gdy już prawie docieram do celu, otwierają się drzwi i wychodzi przez nie śliczna blondynka. Wzdryga się przestraszona, gdy mnie dostrzega, po czym posyła mi zarozumiały uśmieszek i poprawia nieprzyzwoicie krótką spódniczkę, spod której widać różowe majtki. Czuję, że się rumienię. Zakłopotana odwracam wzrok i nie ruszam się, dopóki nie słyszę jej oddalających się kroków. Gdy mam już pewność, że sobie poszła sięgam do klamki, ale zanim udaje mi się położyć na niej dłoń, drzwi znowu się otwierają.
Tłumaczenie Rylee
I wtedy moje spojrzenie zatrzymuje się na najbardziej niebieskich oczach, jakie kiedykolwiek widziałam. Rozpoznanie ich właściciela zajmuje mi dosłownie ułamek sekundy i wtedy moje policzki rumienią się jeszcze bardziej. To John Logan. Znany również jako jedna z największych gwiazd i główny obrońca naszej drużyny hokeja. I wiem o tym nie tylko dzięki Ramonie, która od miesięcy prześladuje jego przyjaciela, Deana, ale dlatego, że jego seksownie wyrzeźbiona twarz była na okładce uniwersyteckiej gazetki w zeszłym tygodniu. Odkąd zdobyli mistrzostwo, główny artykuł zawsze dotyczy jednego z zawodników i, nie będę kłamać, wywiad z Loganem był jedynym, który przeczytałam od deski do deski. Ponieważ ten facet jest cholernie gorący. Podobnie jak blondynka, Logan jest zaskoczony moim widokiem i podobnie jak blondynka szybko odzyskuje rezon i posyła mi szeroki uśmiech. A później zapina spodnie. O mój Boże. Nie wierzę. Mój wzrok mimowolnie opada w okolicę jego krocza, ale on nie wydaje się tym przejmować. Unosi jedynie brew, wzrusza ramionami i odchodzi. Wow. Okej. Powinnam być zdegustowana. Pomijając już nawet oczywisty numerek w toalecie, cała ta akcja z zapinaniem przy mnie rozporka powinna umieścić Logana na samym szczycie największych palantów, jakich kiedykolwiek spotkałam. Ale zamiast tego, świadomość, że on przed chwilą zabawiał się w łazience z tamtą dziewczyną, wywołuje u mnie zupełnie niezrozumiałe i niespodziewane ukłucie zazdrości. Nie twierdzę, że chciałabym uprawiać seks w toalecie, ale…
No dobra, kłamię. Chciałabym zrobić coś takiego. A przynajmniej chciałabym to zrobić z Johnem Loganem. Sama myśl o jego rękach, lub ustach, uwalnia lawinę gorących dreszczy wzdłuż całego mojego ciała. Dlaczego ja nie robię takich rzeczy? Dlaczego nie zabawiam się z facetami w toaletach? Przecież jestem na studiach, do jasnej ciasnej. Powinnam się bawić, popełniać błędy i odnaleźć siebie, a jak na razie zrobiłam jedno wielkie nic. Żyłam bardziej życiem Ramony, niż moim. Obserwowałam jak moja niegrzeczna najlepsza przyjaciółka ryzykuje, próbuje nowych rzeczy i świetnie się bawi, podczas gdy ja, grzeczna dziewczynka, stałam w miejscu przywiązana do mojego ostrożnego życia, którego zasady ojciec wpajał mi z uporem maniaka, odkąd byłam jeszcze w pieluchach. Cóż, jestem już tym zmęczona. Jestem zmęczona byciem grzeczną dziewczynką. Semestr już prawie się kończy. Zostały mi dwa egzaminy i praca z psychologii, ale kto powiedział, że nie mogę tego zrobić, jednocześnie dobrze się bawiąc? Zostało mi tylko kilka tygodni pierwszego roku. I wiesz co? Mam zamiar dobrze wykorzystać ten czas.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 2 Logan Postanowiłem przystopować trochę z imprezami. I nie tylko dlatego, że wczoraj tak się nawaliłem, że Tuck musiał mnie zanieść do mojej sypialni, bo nie byłem w stanie utrzymać się na nogach. Choć, co tu dużo mówić, było to głównym czynnikiem mojego procesu decyzyjnego. Tak więc mamy piątkowy wieczór, a ja nie tylko nie przyjąłem zaproszenia na imprezę od jednego kumpla z drużyny, ale męczę tę samą szklankę whiskey, którą nalałem dalej jak godzinę temu. Nie przyjąłem też skręta, którego Dean co chwilę mi podsuwa. Wylegujemy się dzisiaj w domu, stawiając czoło chłodowi wczesno kwietniowego powietrza, siedząc w naszym niewielkim ogródku na tyłach. Zaciągam się papierosem, podczas gdy Dean, Tuck i nasz kumpel Mike Hollis podają sobie skręta i słucham jednym uchem, jak Dean streszcza niesamowicie perwersyjny numerek, który przeżył zeszłego wieczoru. Ten temat przywołuje moje własne wspomnienia z wczorajszej akcji w łazience i seksownej jak diabli blondynki z bractwa, która mnie tam zwabiła. Mogłem być pijany, przez co niektóre fragmenty są trochę zamglone, ale dość dobrze pamiętam jak doszła dzięki moim palcom. I z całą pewnością pamiętam spektakularnego loda, którego mi później zrobiła. Jednak nie zamierzam o tym opowiadać. Wiecie, Tuck - wścibski skurczybyk, który najwyraźniej prowadzi dość skrupulatne zapiski moich poczynań. - Czekaj, jeszcze raz. To ty zrobiłeś? - podniesiony głos Mike’a przywraca mnie do rzeczywistości.
- Wysłałem jej zdjęcie mojego kutasa - oznajmia Dean tonem, jakby robił takie rzeczy codziennie. Mike gapi się na niego. - Poważnie? Ale w jakim celu? Jako pamiątkę po bzykanku, czy co? - Nieee. Jako zaproszenie na drugą rundę - odpowiada szczerząc się szeroko. - W jaki sposób, na miłość boską, coś takiego miałoby ją namówić na powtórkę? - Mike brzmi dość sceptycznie. - Pewnie teraz uważa cię za kompletnego dupka. - W życiu, stary. Laski potrafią docenić odpowiednio zrobione zdjęcie kutasa. Zaufaj mi. Hollis zaciska usta, jakby starał się nie roześmiać. - Tja, jasne. Strzepuję popiół z papierosa na trawę i biorę kolejnego macha. - Tak z ciekawości, jak wygląda odpowiednio zrobione zdjęcie kutasa? Chodzi o oświetlenie? A może o pozycję? - pytam sarkastycznie, ale Dean odpowiada ze śmiertelną powagą, niemal uroczyście: - Cóż, cała sztuka polega na tym, aby nie pokazywać jaj. Tucker ze śmiechu krztusi się piwem. - Na serio - upiera się Dean. - Jaja są strasznie niefotogeniczne. Kobiety nie chcą ich oglądać. Mike zaczyna się śmiać, jego oddech zamienia się w mleczną parę i rozmywa się w nocnym powietrzu. - Wygląda, że dużo o tym myślałeś. To trochę smutne. Ja też się śmieję. - Tym właśnie się zajmujesz za zamkniętymi drzwiami swojej sypialni? Robisz sobie zdjęcia swojego kutasa? - Och, dajcie spokój. Jakbym był jedynym facetem, który kiedykolwiek to zrobił.
Tłumaczenie Rylee
- Bo jesteś jedynym - mówimy z Mikiem jednocześnie. - Gówno prawda. Jesteście zasranymi kłamcami. - Dean nagle uzmysławia sobie, że Tucker nie zaprzeczył i odwraca się do niego. - Ha! Wiedziałem! Unoszę brew, kierując na Tucka spojrzenie i widzę, że nawet broda nie jest w stanie ukryć jego zaczerwienionej twarzy. - Serio, stary? Serio? Tuck wzrusza ramionami i posyła mi zakłopotany uśmiech. - Pamiętasz tę dziewczynę, z którą spotykałem się w zeszłym roku? Sheene? Więc… przysłała mi zdjęcie swoich cycków. I napisała, że mam się odwdzięczyć i coś jej odesłać. Deanowi opada szczęka. - Wysłałeś kutasa za cycki? Stary, ale dałeś ciała. Przecież to zupełnie nie ta liga. - Co w takim razie jest w tej samej lidze, co cycki? - pyta Mike, zaciekawiony. Dean zaciąga się skrętem. - Jaja - oświadcza, robiąc kółeczko z dymu. Wszyscy wybuchamy śmiechem, słysząc jego odpowiedź. - Ale przecież mówiłeś, że kobiety nie chcą oglądać jaj - zauważa Mike. - Bo nie chcą. Ale nawet największy idiota wie, że zdjęcie kutasa wysyła się w odpowiedzi na pełen dolny negliż. - Przewraca oczami. - Przecież to logiczne. Nagle ktoś odchrząkuje. Głośno. Odwracam się, dostrzegając stojącą w drzwiach Hannah, a moja klatka piersiowa zaciska się tak mocno, że aż bolą mnie żebra. Ma na sobie legginsy i jedną z koszulek, którą Garrett zakłada na treningi. Jej długie, ciemne włosy są rozpuszczone i spływają na jedno ramię. Wygląda pięknie.
I tak, jestem totalnym dupkiem, a nie przyjacielem, bo nagle wyobrażam ją sobie w mojej koszulce. Z moim numerem. To byłoby na tyle, jeżeli chodzi o akceptację i pójście dalej. - E… no dobra - mówi powoli. - Tak na wszelki wypadek zapytam, żeby nie było, że coś źle zrozumiałam… czy wy właśnie rozmawiacie o wysyłaniu dziewczynom zdjęć swoich penisów? - Rozbawienie tańczy w jej oczach, gdy patrzy na każdego z nas po kolei. Dean prycha. - Tak, dokładnie. I nie przewracaj tak oczami, Wellsy. Naprawdę chcesz nam powiedzieć, że Garrett nigdy nie przysłał ci takiego zdjęcia? - Wybacz, ale nie zaszczycę tego pytania odpowiedzią. - Wzdycha i opiera się ramieniem o futrynę drzwi. - Zamawiamy z Garrettem pizzę. Macie może ochotę? A, i będziemy oglądać film w salonie. Tym razem on wybiera, więc zapewne będzie to jakiś beznadziejny film akcji, więc… może chcecie obejrzeć z nami? Tuck i Dean zgadzają się natychmiast, ale Mike kręci głową z żalem. - Może następnym razem. Muszę już lecieć. W poniedziałek mam ostatni egzamin, więc cały weekend będę się uczył. - Jasne. Cóż, powodzenia. - Uśmiecha się do niego, po czym cofa o krok. - Jeżeli chcecie mieć coś do powiedzenia w kwestii dodatków, lepiej już chodźcie, inaczej ja będę zamawiać i na pizzy znajdą się same warzywa. Och, i co jest, Logan, do cholery? - Mruży oczy. - Mówiłeś, że palisz tylko na imprezach. Czy ja naprawdę mam skopać ci dupę? - Chętnie zobaczę, jak próbujesz, Wellsy. - Mój głos jest zabarwiony humorem, ale w chwili, gdy Hannah wchodzi do środka, moje rozbawienie znika. Przebywanie w jej pobliżu jest jak cios w brzuch. A myśl, że miałbym siedzieć w salonie razem z nią i z Garrettem, jeść pizzę i oglądać film, a raczej
Tłumaczenie Rylee
ich, przytulających się i takich zakochanych… to jest po prostu nie do zniesienia. - Wiesz co? - zwracam się do Mike’a. - Chyba wpadnę do Danny’ego. Mogę zabrać się z tobą do akademików? Nie chcę brać auta, bo nie wiem, czy nie będę pił. Dean gasi skręta na pokrywie od grilla. - Nie będziesz pił, stary. W akademiku Danny’ego porządku pilnują prawdziwi Naziści. Sprawdzają korytarze i robią wyrywkowe kontrole pokoi. Serio. Mam to gdzieś. Nie muszę pić. Muszę po prostu stąd wyjść. Nie mogę tu zostać z Hannah i z Garrettem. Nie, dopóki nie poradzę sobie z tym moim durnym zauroczeniem. - Ok, to najwyżej nie będę pił, jak nie będzie można. Ale i tak muszę zmienić otoczenie. Siedziałem w domu cały dzień. - Zmienić otoczenie, co? - Ton głosu Tackera daje mi jasno do zrozumienia, że mnie przejrzał. - Tak - mówię chłodno. - Masz z tym jakiś problem? Tuck nie odpowiada. Zaciskam zęby i idę za Mikiem do jego samochodu. Piętnaście minut później jestem na drugim piętrze Fairview House. Na korytarzu jest tak cicho, że rozwiewa to resztki mojej nadziei. Cholera. Tutaj naprawdę musi panować straszny rygor. Nie słyszę nawet najmniejszego szmeru z jakiegokolwiek pokoju, ale nie mogę zadzwonić do Danny’ego, aby się dowiedzieć, czy impreza została odwołana, bo tak się spieszyłem, żeby uciec z domu, że zapomniałem telefonu. Nigdy wcześniej nie byłem w akademiku Danny’ego, więc przez jakiś czas stoję na środku korytarza, próbując sobie przypomnieć numer pokoju, który mi wcześniej przysłał. Dwieście dwadzieścia? A może to było dwieście
trzydzieści? Mój problem rozwiązuje się sam, gdy zauważam, że na tym piętrze nie ma numeru dwieście trzydzieści. Dwieście dwadzieścia - jest. Pukam i niemal natychmiast słyszę czyjeś kroki. Super, przynajmniej ktoś tam jest. To dobry znak. Wtedy drzwi się otwierają, a ja patrzę na kogoś zupełnie nieznajomego. Co prawda, bardzo ładnego nieznajomego, ale nadal nieznajomego. Dziewczyna mruga, zaskoczona moim widokiem. Jej jasnobrązowe oczy są w tym samym kolorze, co włosy, które splecione ma w gruby, zarzucony na ramię warkocz. Ma na sobie luźne spodnie w kratę i czarną koszulkę z logo Briar. Jeżeli jej stój nie byłby wystarczającą wskazówką, że zapukałem do złych drzwi, na pewno byłaby nią cisza panująca w jej pokoju. - Hej - mówię niezręcznie. - Więc… to chyba nie jest pokój Danny’ego? - E… nie. - Cholera - mamroczę. - Wydawało mi się, że podawał mi numer dwieście dwadzieścia. - Na tym piętrze nie ma żadnego Danny’ego - urywa na chwilę, zamyślona. - On studiuje na pierwszym roku? - Nie, na trzecim. - Och. W takim razie na pewno tutaj nie mieszka. To akademik studentów pierwszego roku - mówiąc, bawi się końcówką warkocza i ani razu jeszcze nie spojrzała mi w oczy. - Cholera - powtarzam. - Jesteś pewien, że twój przyjaciel powiedział Fairview House? Waham się. Jestem pewien, ale… nie za bardzo. Z Dannym spotykam się raczej sporadycznie, głównie na imprezach, lub gdy wpada z resztą chłopaków do naszego domu. I to tyle. - Sam już nie wiem - odpowiadam, wzdychając.
Tłumaczenie Rylee
- Dlaczego do niego nie zadzwonisz? - Nadal unika mojego wzroku. Tym razem patrzy na swoje skarpetki, jakby to była najbardziej fascynująca rzecz, jaką w życiu widziała. - Zostawiłem telefon w domu. - Kurwa. Przebiegam dłonią po włosach, rozważając moje opcje. Robi się późno, a ja muszę się napić. - Mogę skorzystać z twojego telefonu? - Ee… jasne. Pomimo wahania, otwiera drzwi i gestem zaprasza mnie do środka. Jej mieszkanie jest typowym dwuosobowym pokojem, gdzie jedna strona jest lustrzanym odbiciem drugiej, z tym, że obie różnią się od siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe. Jedna jest aż do przesady zadbana, a druga niechlujna. Najwyraźniej współlokatorki posługują się zupełnie innymi definicjami porządku. Z jakiegoś powodu nie jestem zdziwiony, gdy widzę, że dziewczyna podchodzi do biurka stojącego po schludnej części pokoju. Odłącza telefon od ładowarki i podaje mi go: - Proszę. - W chwili, gdy tylko aparat znajduje się w mojej dłoni, jego właścicielka wycofuje się z powrotem w kierunku drzwi. - Nie musisz odchodzić - mówię oschle. - Chyba że rozważasz ucieczkę. Nie odpowiada, ale jej policzki robią się czerwone. Uśmiechając się, przewijam ekran telefonu i uruchamiam klawiaturę, aby wybrać numer. - Nie martw się, piękna. Chcę tylko skorzystać z telefonu. Nie zamierzam cię zabić. - Och, wiem. A przynajmniej mam nadzieję, że wiem - odpowiada, dukając. - To znaczy, wyglądasz na porządnego faceta, ale z drugiej strony pewnie wielu seryjnych morderców sprawia dobre pierwsze wrażenie. Wiedziałeś, że Ted Bundy w rzeczywistości był bardzo czarującym mężczyzną? - Jej oczy robią się ogromne. - Jakie to popaprane. Wyobraź sobie, że pewnego
dnia poznajesz naprawdę uroczego i miłego chłopaka, myślisz sobie, o mój Boże, on jest idealny, aż nagle jesteś w jakiejś ciemnej piwnicy z wszystkimi jego trofeami, kostiumami szkieletów i oskórowanych zwłok i lalkami Barbie z wydłubanymi oczami i… - Jezu - wtrącam. - Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że dużo mówisz? Jej policzki robią się jeszcze bardziej czerwone. - Przepraszam. Czasami tak mam, gdy jestem zdenerwowana. Błyskam kolejnym uśmiechem. - Sprawiam, że jesteś zdenerwowana? - Nie. Cóż. Może trochę. Chodzi o to, że… nie znam cię i… więc tak. No wiesz… nie powinno się rozmawiać z nieznajomymi i takie tam, podobno to niebezpieczne, choć wiem, że ty nie jesteś niebezpieczny - dodaje szybko. - Ale wiesz… - Tak, wiem, Ted Bundy - dokańczam za nią z całej siły starając się nie roześmiać. Znowu zaczyna bawić się warkoczem, a jej odwrócony wzrok daje mi okazję, aby uważniej jej się przyjrzeć. Cholera, ona jest naprawdę ładna. Nie w żaden nadzwyczajnie olśniewający sposób, ale ma taki świeży typ urody dziewczyny z sąsiedztwa, który jest na serio pociągający. Piegi na nosie, łagodne rysy twarzy i cera gładka jak z reklamy kosmetyków do makijażu. - To dzwonisz? Mrugam, przypominając sobie po co w zasadzie tu przyszedłem. Spoglądam na telefon, wpatrując się w klawiaturę numeryczną równie intensywnie, co wcześniej na te piegi. - Oto wskazówka: Masz palce? No to ich używasz. Najpierw wybierasz numer, a później naciskasz połącz. Unoszę na nią wzrok, a jej ledwo powstrzymywany uśmieszek, wywołuje mój śmiech.
Tłumaczenie Rylee
- Świetna wskazówka. Dzięki. Ale właśnie zdałem sobie sprawę, że nie mogę sobie przypomnieć jego numeru - wyznaję posępnym tonem. - Jest zapisany u mnie w telefonie. Kurwa. Czy to jakaś kara za fantazjowanie o dziewczynie Garretta? Karma się na mnie mści? Zostawiła mnie w piątkową noc bez imprezy, telefonu, nawet bez transportu, abym mógł wrócić do domu? Pewnie na to zasługuję. - Pieprzyć to, zadzwonię po taksówkę - decyduję w końcu. Na szczęście ten numer pamiętam, więc go wybieram, ale zamiast połączenia, słyszę muzykę przeplatającą się z sygnałem oczekiwania. Tłumię jęk. - Nie idzie się połączyć, co? - Nie. - Ponownie na nią spoglądam. - Tak w ogóle, jestem Logan. Dzięki, że pożyczyłaś mi telefon. - Nie ma sprawy - milknie na chwilę. - Jestem Grace. Słyszę jakieś trzaski na łączach, muzyka milknie i gdy już myślę, że zaraz odezwie się dyspozytorka, znowu coś zaczyna ćwierkać. Mimo wszystko nie jestem zdziwiony. W końcu mamy piątkowy wieczór. Kto wie, jak długo będę musiał czekać. Siadam na brzegu łóżka - tego idealnie posłanego - i staram się przypomnieć sobie numer na jakąś inną taksówkę, najlepiej z Hastings, najbliższego miasteczka, ale mam kompletną pustkę w głowie, więc dalej czekam na połączenie i wysłuchuję durnego ćwierkania. Moje spojrzenie pada na otwartego laptopa, leżącego po drugiej stronie łóżka i gdy zauważam co jest na ekranie, patrzę na Grace, zaskoczony. - Oglądasz „Szklaną pułapkę”? - Nie, eee… w zasadzie to oglądam „Szklaną pułapkę 2”. - Wygląda na zażenowaną. - Jedynkę przed chwilą skończyłam. - Masz coś do Brusa Willisa, czy jak? To wywołuje jej śmiech.
- Nie. Po prostu lubię klasyczne filmy akcji. W zeszły weekend miałam maraton z „Zabójczą bronią”. Muzyka w telefonie znowu się urywa, by po chwili polecieć od początku. Zaciskam usta i odwracam się do Grace. - Mogę skorzystać z twojego komputera, żeby znaleźć numer na inną taksówkę? - Jasne. - Odpowiada po chwili wahania i siada obok mnie, sięgając po laptopa. - Włączę ci tylko przeglądarkę. Gdy dotyka klawiaturę, program automatycznie wznawia odtwarzanie filmu i dźwięk rozbrzmiewa z głośników. To pierwsza scena, ta na lotnisku i natychmiast pochylam się bliżej, aby ją obejrzeć. - Cholera, świetna jest ta akcja. Jedna z najlepszych scen walki w historii kina. - Wiem, prawda? - wykrzykuje Grace. - Uwielbiam ją. W zasadzie uwielbiam cały film. Nieważne co wszyscy gadają - jest niesamowity. Oczywiście nie jest tak dobry jak jedynka, ale pierwsze części zawsze są najlepsze. A ta wcale nie jest taka zła, jak ludzie twierdzą. Sięga, aby zatrzymać film, ale chwytam jej rękę. - Możemy najpierw obejrzeć tę scenę do końca? Wygląda na zaskoczoną. - Ee… tak, okej. - A po chwili dodaje: - Możemy obejrzeć cały film, jeśli chcesz. - Opuszcza wzrok, jakby była zakłopotana swoim zaproszeniem. Chyba, że masz jakieś inne plany i musisz gdzieś być. Myślę nad tym przez chwilę, zanim kręcę głową. - Niee, nie mam żadnych konkretnych planów. Mogę zostać na trochę. No bo serio, jakie mam inne opcje? Wrócić do domu, by oglądać jak Hannah z Garrettem nawzajem karmią się pizzą i kradną sobie pocałunki podczas filmu? - O. Dobra - mówi Grace, ostrożnie. - Fajnie.
Tłumaczenie Rylee
Śmieję się cicho. - Myślałaś, że powiem nie? - Tak jakby - przyznaje. - Niby dlaczego? Szklana pułapka? Pomyśl, jaki facet odrzuciłby taką propozycję? Jedyne co mogłoby to przebić, to gdybyś zaproponowała mi jakiś alkohol. - Nie mam, niestety. - Zastanawia się przez chwilę. - Ale za to mam mega pakę misiowych żelków. - Wyjdź za mnie - mówię od razu. Śmiejąc się, podchodzi do biurka i z dolnej szuflady rzeczywiście wyciąga wielkie opakowanie słodyczy. Przesuwam się w górę łóżka i opieram na poduszkach, a ona kuca obok małej lodówki przy biurku i pyta: - Wodę, czy Pepsi? - Poproszę Pepsi. Po chwili wręcza mi żelki i napój, po czym siada obok mnie, kładąc komputer między nami na materacu. Wpycham sobie do buzi pełną garść gumowych miśków i skupiam wzrok na ekranie. No dobra. Ten wieczór miał wyglądać zupełnie inaczej, ale, do diabła, równie dobrze mogę spędzić go w ten sposób.
Rozdział 3 Grace
John Logan jest w moim pokoju. Nie, John Logan jest w moim łóżku. A ja zupełnie nie jestem na to przygotowana. Walczę z pokusą potajemnego skontaktowania się z Ramoną i błagania, aby coś mi poradziła, bo nie mam najmniejszego pojęcia, co powinnam zrobić, lub powiedzieć. Dobrą stroną tej sytuacji jest to, że oglądamy film, więc nie muszę robić nic poza gapieniem się w ekran, wybuchaniem śmiechem słysząc jakiś zabawny tekst i udawaniem, że najgorętszy facet w Briar wcale nie leży na moim łóżku. A on jest nie tylko gorący w sensie seksowny. Jest też gorący w sensie gorący. Naprawdę, on jest jak piekarnik, a ponieważ jestem już nieźle rozgrzana mrowieniem wywołanym samą jego obecnością, ciepło promieniujące z jego ciała sprawia, że zaczynam się pocić. Staram się niepostrzeżenie ściągnąć koszulkę i odłożyć ją na bok, ale Logan kątem oka dostrzega, że się ruszam i odwraca głowę w moją stronę. A wtedy jego głębokie, błękitne spojrzenie, ląduje na moim cieniutkim topie, ciasno opinającym mój biust. O Boże. On obczaja moje cycki. I pomimo tego, że noszę jedynie miseczkę B, wyraz jego twarzy zmienia się, jakbym była wyposażona niczym gwiazda porno. Gdy zdaje sobie sprawę, że przyłapałam go na gapieniu się, po prostu mruga i wraca do oglądania filmu.
Tłumaczenie Rylee
Ale dla mnie skupienie się na ekranie jest już niemożliwe. Patrzę na niego, ale nic nie widzę. Mój umysł dryfuje gdzie indziej. W kierunku faceta, który siedzi obok mnie. Jest o wiele większy, niż myślałam. Ma nieprawdopodobnie szerokie ramiona, umięśnioną klatkę piersiową i długie nogi. Widziałam jak gra w hokeja, wiem, że jest agresywny na lodzie, a przebywanie w odległości zaledwie kilku centymetrów od tego potężnego ciała wysyła falę dreszczy wzdłuż moich pleców. Wygląda dużo dojrzalej i bardziej męsko, niż wszyscy faceci, z którymi spotykałam się przez ostatni rok, razem wzięci. Tak, jest na trzecim roku, wiem. Ale i tak wygląda na starszego. I ma wszystkie te męskie cechy, które sprawiają, że mam ochotę zdjąć z niego ubranie i lizać go jak loda. Zapycham sobie usta żelkami, żeby mu tego nie powiedzieć, jednocześnie mając nadzieję, że jakoś je przełknę przez moje wyschnięte na wiór gardło. Na ekranie żona McClane’a jest na pokładzie samolotu i kłóci się z nieznośnym dziennikarzem, który robił problemy w pierwszym filmie i nagle Logan odwraca się do mnie i pyta: - Myślisz, że potrafiłabyś wylądować samolotem, gdybyś nie miała innego wyjścia? - Ton jego głosu zdradza autentyczną ciekawość. Śmieję się. - Czy ty czasem nie mówiłeś, że widziałeś ten film? Wiesz chyba, że ona nie będzie musiała tego robić, co? - Tak, wiem. Ale przez tą scenę zastanawiam się jakbym się zachował, gdybym był na pokładzie samolotu, znajdował się w kabinie pilota i był jedyną osobą, która mogłaby posadzić tę maszynę na płycie lotniska. - Wzdycha. Chyba bym nie potrafił tego zrobić.
Zaskakuje mnie, że tak łatwo się do tego przyznaje. Inni faceci pewnie próbowaliby zgrywać macho i przechwalaliby się, że mogliby to zrobić z zamkniętymi oczami, czy z palcem w nosie, czy gdzieś tam. - Ja też nie - wyznaję. - Jeżeli już, tylko bym wszystko bardziej pogorszyła.
Prawdopodobnie
przeprowadziłabym
dekompresję
kabiny,
dotykając zły przycisk. Albo i gorzej. Pewnie byłabym tak przerażona, ze zemdlałabym w chwili, gdy tylko spojrzałabym przez przednią szybę. Logan chichocze cicho, a ten niski, ochrypły dźwięk wywołuje u mnie kolejne dreszcze. - Chyba lepiej poszłoby mi z helikopterem - rozmyśla. - Pilotowanie helikoptera powinno być łatwiejsze, niż samolotu, jak myślisz? - Możliwe. Szczerze, to nie mam zielonego pojęcia o lataniu - przyznaję. Nie powtarzaj tego nikomu, ale tak naprawdę, nie jestem nawet pewna, jak to się dzieje, że te wielkie kupy żelastwa unoszą się nad ziemią. Śmiejemy się, a później z powrotem skupiamy na filmie. Przybijam sobie mentalną piątkę. Właśnie odbyłam rozmowę z nieziemskim facetem i nie gadałam od rzeczy. Cóż, przynajmniej nie bez przerwy. Zasługuję na zajebisty złoty medal. Nie zrozumcie mnie źle, nadal jestem zdenerwowana i kompletnie nie wiem co robić. Ale coś w Loganie sprawia, że łatwiej mi nad sobą panować. On jest taki wyluzowany, a poza tym, jak miałabym się czuć onieśmielona facetem, który ma usta pełne misiowych żelków? Gdy oglądamy film, moje spojrzenie co chwilę ucieka na profil Logana. Jego nos jest lekko przekrzywiony, jakby był kiedyś złamany raz, czy dwa. A te seksownie wykrojone usta… czysta pokusa. Tak bardzo chcę go pocałować, że nie potrafię trzeźwo myśleć. Boże, a on pewnie zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Jest całkowicie skupiony na filmie i prawdopodobnie ostatnią rzeczą o jakiej myśli, jest
Tłumaczenie Rylee
studentka pierwszego roku, która niecałą godzinę temu porównała go do Teda Bundego. Staram się wciągnąć w film, ale myślę jedynie o tym, żeby jeszcze się nie kończył, bo wtedy Logan sobie pójdzie. Lecz kiedy pojawiają się napisy końcowe, on wcale nie wstaje. Zamiast tego odwraca się do mnie i pyta: - Więc jak to jest z tobą? Marszczę brwi. - Co masz na myśli? - Jest piątkowy wieczór. Dlaczego siedzisz tu sama i oglądasz filmy? Rzucam mu buńczuczne spojrzenie. - A co w tym złego? - Nic. - Wzrusza ramionami. - Zastanawiam się jedynie, dlaczego nie jesteś na imprezie. - Byłam wczoraj. Nie wspominaj mu, że go widziałaś. Nie wspominaj mu, że go widziałaś… - Widziałam cię tam. Wydaje się zaskoczony. - Tak? - Tak. W domu Omega Phi. - Aha. Nie pamiętam cię - odpowiada, zmieszany. - W zasadzie to w ogóle nie pamiętam zbyt wiele. Byłem strasznie narąbany. To trochę boli, że mnie nie pamięta, ale szybko przepędzam uczucie zranienia. Był pijany. I dopiero co zabawiał się z kimś innym. Co się dziwić, że nie zrobiłam na nim wrażenia? - Dobrze się bawiłaś na tej imprezie? - Po raz pierwszy odkąd wszedł do mojego pokoju, do jego tonu wkrada się niezręczna nuta. Jakby silił się na miłą pogawędkę.
- Tak, raczej dobrze. - Milknę na chwilę. - Nie, cofam to. Było fajnie, ale tylko do momentu w którym upokorzyłam się przy jednym facecie. Jeżeli Logan rzeczywiście czuł się niekomfortowo, to już tak nie jest. Teraz już się uśmiecha. - Serio? Co takiego zrobiłaś? - Paplałam bez ładu i składu, mówiąc rzeczy, których nie powinnam. Wzruszam bezradnie ramionami. - Zawsze tak mam przy facetach. - Teraz tego nie robisz - zauważa. - Tak, teraz nie. A pamiętasz tego seryjnego mordercę sprzed niecałych dwóch godzin? Oto cała ja. - Zaufaj mi, doskonale pamiętam. - Jego zadziorny uśmiech wywołuje szybsze bicie mojego serca. Boże. Ten uśmiech. Za każdym razem, gdy Logan unosi kąciki ust, jego oczy rozjaśniają wesołe iskierki. - Teraz już się przy mnie nie denerwujesz? - Nie - kłamię. I nie kłamię. Nie wiem. Nie jest już tak źle, jak na początku, ale oczywiście, że się denerwuję. To John pieprzony Logan, jeden z najpopularniejszych chłopaków w Briar. A ja jestem Grace pieprzona Ivera, jedna z tysiąca dziewczyn, które się w nim podkochują. Jego spojrzenie ponownie przesuwa się po moim ciele. Powoli. Ociąga się, nie spieszy, za to rozgrzewa mnie do czerwoności. Tym razem nie mam wątpliwości, co wyraża to spojrzenie. Powinnam wykonać jakiś ruch? Powinnam, prawda? Przysunąć się, albo coś. Pocałować go. Albo poprosić, aby to on mnie pocałował. Mój umysł przenosi się do liceum, starając się przypomnieć sobie jak to było z tymi pocałunkami. Czy to faceci robili pierwszy ruch, ja, czy może ustalaliśmy zgodnie, że teraz jest odpowiednia pora i tak, kuźwa, zróbmy to.
Tłumaczenie Rylee
Tylko, że żaden z tamtych facetów nie był taki, jak ten. - Chcesz, żebym wyszedł? Jego niski głos mnie zaskakuje i zdaję sobie sprawę, że patrzę na niego już dobrą minutę i nie mówię absolutnie nic. Moje usta są tak suche, że muszę je oblizać i przełknąć, zanim mogę cokolwiek z siebie wydusić. - Nie. To znaczy, możesz zostać jeśli chcesz. Możemy jeszcze coś obejrzeć, albo porobić coś innego… Nie mogę dokończyć tego zdania, bo Logan przysuwa się bliżej i dotyka mojego policzka, przez co moja umiejętność wydobywania z siebie głosu zanika całkowicie, zastąpiona dziko galopującym sercem. O Boże. Opuszki jego palców są szorstkie i pachnie tak dobrze, że czuję zawroty głowy. Głaszcze delikatnie mój policzek i muszę się powstrzymywać, aby nie mruczeć jak spragniony pieszczot kociak. - Co robisz? - pytam cicho, niemal szeptem. - Patrzyłaś na mnie, jakbyś chciała, żebym cię pocałował. - Jego niebieskie oczy ciemnieją. - I to właśnie mam zamiar zrobić.
Rozdział 4 Grace
Moje serce szaleje, krew szumi w uszach, a umysł zmienia się w papkę. O mój Boże. On chce mnie pocałować? - Chyba, że tylko mi się wydawało? - dopytuje. Przełykam,
rozpaczliwie
próbując
zapanować
nad
galopującymi
reakcjami mojego ciała. Nie ma szans, abym coś powiedziała. Nie teraz. Tylko wszystko bym popsuła. Mimo że moje zdolności motoryczne w tej chwili są dalekie od działania na pełnych obrotach, udaje mi się potrząsnąć głową. Jego śmiech ogrzewa powietrze między nami. - Nie, nie wydawało mi się, czy nie, nie całuj mnie? Jakimś cudem udaje mi się wypowiedzieć całe zdanie: - Chcę, abyś mnie pocałował. Nadal się śmieje, gdy się nade mną pochyla i delikatnie kładzie mnie na plecach. Każdy mięsień w moim ciele napina się w oczekiwaniu, pragnie jego dotyku. Gdy kładzie jedną dłoń na moim biodrze, drżę tak bardzo, że trudno, aby tego nie zauważył. Mały uśmiech wygina jego usta. Usta, które są coraz bliżej i bliżej moich. Centymetry. Milimetry ode mnie. A później jego wargi dotykają moich, i, o mój Boże, całuję Johna Logana. Niemal natychmiast mój umysł wypełnia się tyloma myślami, że nie sposób skupić się tylko na jednej.
Tłumaczenie Rylee
Słyszę głos mojego ojca, niekończące się wykłady o szanowaniu siebie, zachowywaniu się poprawnie i nie robieniu niczego lekkomyślnego w college’u. A później słyszę głos mamy, który nakazuje mi się bawić i czerpać z życia garściami, bo mam je tylko jedno. I gdzieś tam, miedzy tymi głosami, słyszę jeszcze jeden, podekscytowany, mój: John Logan mnie całuje! Boże, a jak on całuje… Jego usta są ciepłe i zdecydowane. Z początku delikatne. Miękkie i nieznośnie kuszące. Sprawiają, że skomlę cichutko. Później liże moją dolną wargę i skubie ją lekko, by po chwili przesunąć czubkiem języka między moimi ustami. Smakuje jak żelki i z jakiegoś powodu to wywołuje mój jęk. Gdy w końcu jego język rozdziela moje usta i wsuwa się do środka, słyszę jego chrapliwy pomruk, który wibruje wzdłuż całego mojego ciała. Całowanie Logana jest najbardziej niesamowitym doświadczeniem, jakie kiedykolwiek przeżyłam. Przy tym bledną moje wakacje w Egipcie, na które pojechałam z rodzicami, gdy miałam dziewięć lat. Cała świetność piramid, świątyń, czy nawet cholernego Sfinksa jest niczym w porównaniu do tego, jak się czuję, gdy ten facet mnie całuje. Gdy nasze języki się spotykają, Logan wydaje kolejny niski, gardłowy dźwięk, a później obejmuje moją lewą pierś. O cholera. Cyckowy alarm. Myślałam, że będziemy jedynie się całować, a my się totalnie obmacujemy. Nie mam na sobie stanika, więc gdy jego kciuk pociera mój sutek przez bardzo cienki materiał, ten dotyk posyła impuls ciepła od wierzchołka mojej piersi, prosto do łechtaczki. Całe moje ciało staje w płomieniach, jest obolałe i napięte z podniecenia. Logan nie przestaje mnie całować. Skubie palcami moje sutki i przysuwa swoje biodra do moich. Jego erekcja jest jak rozgrzany pręt odciskający piętno na mojej skórze, a świadomość że go podniecam, niesamowicie mnie nakręca.
Nagle przerywa pocałunek, oddychając ciężko. - Powinienem się martwić, że twoja współlokatorka może przyjść w każdej chwili? - Nie, nie przyjdzie na noc. Pojechała do jakiegoś baru w mieście i planuje przenocować u Caitlin z Kappa Beta. Co, moim skromnym zdaniem, jest bardzo kiepskim pomysłem, ponieważ ostatnim razem, gdy wyszły gdzieś razem, prawie zostały aresztowane za picie w miejscu publicznym, ale Ramona zaczęła flirtować z gliniarzem i… Logan zamyka mi usta kolejnym pocałunkiem. - Wystarczyłoby nie - mruczy prosto w moje usta. A później sięga po moją rękę i kładzie ją sobie centralnie na wypukłości swoich spodni. I zanim jestem w stanie przyswoić ten fakt, czuję jego rękę między moimi nogami. O cholera. Kolejny alarm. Tym razem akcja w dolnych rejonach. Nie martwię się odpowiedzią mojego ciała na jego dłoń. Jedno powolne przeciągnięcie jego palców jest wszystkim czego potrzebuję, aby wybuchł we mnie pożar. Nie, to moja ręka wywołuje u mnie nerwowość. Ręka, która aktualnie pociera erekcję Logana schowaną za zamkiem jeansów. To nie tak, że nigdy wcześniej nie robiłam tego facetowi. W przeszłości zdarzyło mi się zrobić nawet kilka lasek, które, z tego co wiem, zakończyły się sukcesem. Ale nie mam na tyle doświadczenia, by uważać się za eksperta w dziedzinie penisów i ręcznych, czy też ustnych robótek. I wszystkie te wcześniejsze penisy i robótki dotyczyły tylko jednego faceta, Brandona - chłopaka, z którym chodziłam w ogólniaku i który był równie niedoświadczony, co ja. A jeśli plotki, które słyszałam na temat Logana są prawdziwe, ten facet spał z połową dziewczyn z Briar. No wiem, to brzmi nieprawdopodobnie, ale
Tłumaczenie Rylee
nawet jeżeli jest mocno przesadzone, nie zmienia to faktu, że jest między nami przepaść. - W porządku? - pyta, przesuwając dłonią między moimi nogami. Kiwam głową, mocniej pocierając go przez spodnie, aż z jego ust wymyka się udręczony jęk. - Cholera, poczekaj. - Kładzie się na plecy, a moje serce przestaje bić, gdy uświadamiam sobie, że rozpina spodnie. Opuszcza je na dół, jedynie na tyle, by uwolnić swoją erekcję z bokserek, a później wsuwa rękę pod moje spodnie i majtki. W sekundzie, gdy jego palce dotykają moje nagie ciało, mimowolnie unoszę biodra do góry, szukając większego kontaktu. Logan muska palcem moją łechtaczkę. - Lepiej? - Jego głos jest gruby i chrapliwy. O wiele, wiele lepiej. Tak dobrze, że zaczyna mi się kręcić w głowie, a moja odpowiedź ogranicza się do niezrozumiałych jęków. Logan uśmiecha się słysząc moje pozbawione sensu bełkotanie i ponownie mnie całuje. Swoją wolną ręką chwyta moją prawą dłoń i kładzie na swojej erekcji, delikatnie owijając wokół niej palce. Jest długi, twardy, gorący i łatwo przesuwa się w mojej zaciśniętej dłoni. Moje ciało ponownie staje w płomieniach. Fale pożądania rozwijają się w moim wnętrzu, a gdy Logan wsuwa we mnie środkowy palec, moje mięśnie zaciskają się ciasno wokół niego i wszystko co robi, wywołuje u mnie tak wielką rozkosz, że ledwo pamiętam, jak się oddycha. Nie przestajemy się całować. Nawet po to, aby zaczerpnąć powietrza. Oboje ciężko dyszymy, nasze języki się plączą, a dłonie żyją własnym życiem. Logan kciukiem pociera moją łechtaczkę, jednocześnie wsuwając i wysuwając we mnie palec i wywołując kumulowanie przyjemności, która zbliża się do
uwolnienia i sprawia, że moje biodra poruszają się w niekontrolowanym przeze mnie rytmie. Mijają minuty. A może godziny. Nie mam pojęcia, bo jestem zbyt pochłonięta tym, co czuję. Pocieram jego erekcję, za każdym razem ściskając główkę, aż jego biodra również zaczynają się poruszać i szorstkie polecenie opuszcza jego usta: - Szybciej. Zwiększam tempo, a on wbija się w moją pięść z niskim jękiem, który owiewa moje usta, gdy w końcu przerywa pocałunek. Jego oczy są zamknięte, rysy twarzy napięte, a zęby wgryzają się w dolną wargę. - Za chwilę dojdę. Rozkosz zaczyna pulsować między moimi nogami i wiem, że on czuje jaka jestem podniecona i mokra. Jęczy ponownie, wsuwając we mnie palce głębiej i szybciej. Kilka sekund później opiera czoło na moim ramieniu i jego biodra wybijają się do przodu po raz ostatni. Gdy ciepła wilgoć tryska w mojej dłoni, Logan powoli otwiera oczy, a senna przyjemność, która się w nich tli, zwyczajnie zapiera mi dech w piersiach. Jasna cholera. Nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek widziała coś równie seksownego, jak widok Johna Logana tuż po orgazmie. Nadal ciężko oddycha, gdy jego spojrzenie odnajduje moje. - A ty skończyłaś? Cholera. No tak. Jego palec nadal znajduje się we mnie. Już się nie rusza, ale przypomina mi o orgazmie, który zaczynał się we mnie budować, zanim zostałam rozproszona widokiem dochodzącego Logana, jego niespokojnymi ruchami bioder i dźwiękami, jakie wydawał. Ale jestem zbyt zawstydzona, aby przyznać, że nie doszłam. On już skończył i czułabym się niezręcznie prosząc go, aby kontynuował. Więc kiwam głową i mówię: - Tak. Jasne.
Tłumaczenie Rylee
Cień wątpliwości przykrywa błękit jego oczu, ale zanim jestem w stanie zamrugać, on zabiera ode mnie ręce i oznajmia: - Pójdę już. Ignoruję równą dawkę rozczarowania i irytacji, która osiada w moim żołądku. Serio? Nie może nawet zostać pięć minut na po zabawowej gadceszmatce? Super. Ale po chwili jest jeszcze dziwniej. Logan chwyta pudełko chusteczek leżące na biurku i się wyciera, a ja udaję, że wszystko jest jak być powinno, gdy poprawiam majtki i spodnie, jednocześnie obserwując, jak on robi to samo. Zmuszam się do uśmiechu podając mu telefon, by mógł zadzwonić po taksówkę. Na szczęście tym razem szybko udaje mu się dodzwonić, więc nie musimy przeciągać w nieskończoność tej niezręcznej atmosfery. Gdy odprowadzam go do drzwi, przez chwilę wygląda jakby się wahał. - Dzięki za zaproszenie - mówi w końcu, szorstkim tonem. - Dobrze się bawiłem. - Ee, jasne. Ja też. Chwilę później, już go nie ma.
Rozdział 5 Logan
Wchodzę do pokoju po porannym prysznicu i słyszę dzwonek mojego telefonu. Ponieważ wszyscy w moim wieku wysyłają smsy, a nie dzwonią, nie muszę nawet patrzeć na wyświetlacz, by wiedzieć kto to. - Cześć mamo - witam się, ściągając mocniej róg ręcznika i podchodzę do szafy. - Mamo? A jednak to prawda. To znaczy, tak, dwadzieścia jeden lat temu urodziłam cudownego małego chłopczyka, ale teraz nie jestem już tego taka pewna. Ponieważ, gdybym rzeczywiście miała syna, dzwoniłby do mnie częściej, niż raz w miesiącu. Śmieję się, pomimo wyrzutów sumienia. Ona ma rację. Ostatnio byłem okropnym synem. - Przepraszam - mówię, skruszony. - Pod koniec semestru zawsze jestem strasznie zajęty. - Wiem i rozumiem. Uczysz się pilnie do egzaminów? - Pewnie. - Tak, jasne. Nie otworzyłem nawet książki. - Nie wciskaj kitu swojej starej matce, Johnny. - No dobra. Nie zacząłem jeszcze się uczyć. Ale wiesz dobrze, że najlepiej działam pod presją. Możesz poczekać sekundę? - Jasne. Odkładam na chwilę telefon, zrzucam ręcznik na podłogę i zakładam spodnie dresowe. Krople wody ciągle jeszcze spływają z moich włosów na nagą klatkę piersiową, więc podnoszę ręcznik i jedną ręką wycieram głowę, a drugą chwytam ponownie telefon.
Tłumaczenie Rylee
- Już jestem - mówię. - Więc jak tam w pracy? Jak David? - Dobrze i świetnie. Przez kolejne dziesięć minut opowiada mi o swojej pracy - jest menadżerem w restauracji w Bostonie - a później mówi co słychać u mojego ojczyma. David jest księgowym i jest tak nudny, że czasami przebywanie w jego towarzystwie mnie usypia. Ale kocha moją mamę całym sercem i traktuje ją jak królową, więc tak naprawdę nie mogę go nie lubić. W końcu mama wspomina o planach na letnie wakacje, przybierając ten sam ostrożny ton, co zawsze, gdy porusza temat mojego ojca: - Więc rozumiem, że znowu spędzisz całe wakacje pracując u swojego taty, tak? - Tak - silę się na swobodny ton. Razem z moim bratem ustaliliśmy już dawno, że prawdę zachowamy dla siebie. Mama nie musi wiedzieć, że tata znowu pije. Nie chcę, aby ponownie przechodziła przez ten koszmar, więc staramy się trzymać cały ten syf jak najdalej od niej. Udało jej się od tego uwolnić i zrobię wszystko, aby tak zostało. Ona zasługuje na szczęście, a David, może i nudny, ale bardzo ją uszczęśliwia. Ward Logan, z drugiej strony, bardzo ją unieszczęśliwia. Nigdy jej nie uderzył, ani nie znęcał się nad nią psychicznie, ale to ona musiała zawsze sprzątać jego bałagan. To ona musiała znosić jego napady złości, gdy niezliczoną ilość razy był na odwyku. To ona podnosiła go z podłogi, gdy wracał do domu najebany i tracił przytomność na korytarzu w kałuży swoich wymiocin. Cholera, nigdy nie zapomnę, gdy miałem osiem, może dziewięć lat, a tata zadzwonił do domu o drugiej w nocy. Strasznie wrzeszczał, bo wywalili go z jakiegoś baru, a że był nawalony jak świnia nie potrafił powiedzieć gdzie jest.
Był środek zimy i mama bała się, że zaśnie gdzieś w jakiejś zaspie i zamarznie, a że nie chciała zostawiać mnie i mojego brata samych w domu, zapakowała nas do auta i cała nasza trójka pojechała szukać ojca po barach. Znaleźliśmy go po kilku godzinach. Nigdy nie zapomnę tego, co wtedy czułem. Gdy wciągnęliśmy go do samochodu i ruszyliśmy do domu po raz pierwszy poznałem czym tak naprawdę jest żałość i wstyd. Wstydziłem się mojego własnego ojca. I było mi go żal. Gdy następnego dnia mama wysłała go na odwyk, odczułem ulgę. - Mam nadzieję, że dobrze wam płaci, kochanie - mówi, brzmiąc na zmartwioną. - Tyle godzin spędzacie w tym warsztacie. - Oczywiście, że nam płaci. Ale czy dobrze? Cholera, nie. Zarabiam wystarczająco, by się utrzymać, ale zdecydowanie nie tyle, ile powinienem, pracując po dziesięć godzin dziennie. - To dobrze - milknie na chwilę. - Będziesz mógł wziąć tydzień wolnego, aby mnie odwiedzić? - Tak właśnie planuję zrobić - zapewniam ją. Jeff i ja już ustaliliśmy grafik w ten sposób, aby każdy z nas miał trochę czasu podczas wakacji, by móc odwiedzić mamę. Rozmawiamy jeszcze przez kilka minut, a później się rozłączam i schodzę na dół, aby coś zjeść. Przygotowuję sobie miskę jakiś płatków zbożowych z otrębami, wszystko odpowiednio nudno zbilansowane, bo z jakiegoś powodu Tucker jest przeciwnikiem cukru i zmusza nas do zdrowego jedzenia. Gdy siadam przy ladzie, nagle moje myśli wracają do wczorajszego wieczoru. Zostawiając Grace pięć sekund po tym jak doprowadziła mnie do orgazmu było posunięciem godnym największego dupka. Wiem o tym. Jestem dupkiem. Ale musiałem stamtąd wyjść. Gdy tylko opadła mgła spowijająca mój umysł, moją pierwszą myślą było: co ja, do cholery, wyprawiam?
Tłumaczenie Rylee
To znaczy, tak, Grace jest świetna, seksowna, zabawna i chętna, ale czy ze mną naprawdę jest już tak źle, że nie mogę się opamiętać nawet na jeden dzień i zwyczajnie obejrzeć z dziewczyną film, pogadać i grzecznie wyjść? I nawet nie mogę użyć alkoholu jako wymówkę, bo byłem trzeźwy jak nigdy. A co jest w tym wszystkim najlepsze? Ona nawet, cholera, nie doszła. Jasne, czułem jaka była mokra, słyszałem jak jęczała, ale jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewien, że nie miała orgazmu, pomimo tego, że powiedziała inaczej. Ponieważ, kiedy kobieta odpowiada: tak, jasne, na pytanie, czy miała orgazm, to oznacza, że kłamie. A to jej tak, jasne, ja też w odpowiedzi, że dobrze się bawiła? Nie tylko nie doszła, ale w ogóle nie spędziła fajnie tych dwóch godzin w moim towarzystwie? Nie jestem pewien, jak się z tym czuję. Oprócz tego, że gównianie. Skłamała, bo nie było jej dobrze i chciała, żebym już poszedł? To znaczy, nie jestem idiotą, wiem, że orgazmy nie spadają z nieba i nie lądują w łóżku kobiety za każdym razem, gdy uprawia seks. Wiem, że czasem udają. Ale, podobnie jak reszta facetów chodząca po tej planecie, lubię myśleć, że nie udają, gdy są ze mną. Cholera. Powinienem wziąć od niej numer telefonu. Dlaczego, do cholery, o niego nie poprosiłem? A tak, bo jestem skończonym dupkiem. Przez ostatnie kilka miesięcy nie zajmowałem sobie głowy braniem numeru od lasek. A raczej, byłem zbyt pijany przed, w trakcie i po, żeby miało to dla mnie znaczenie. Kroki dochodzące z korytarza wyrywają mnie z zamyślenia. Gdy unoszę wzrok, widzę Garretta wchodzącego do kuchni. - Dobry - mówi.
- Cześć - odpowiadam i wpycham sobie łyżkę płatków do ust, ignorując poczucie skrępowania, jednocześnie nienawidząc siebie za to, że w ogóle się pojawiło. Garrett Graham jest moim najlepszym przyjacielem, do jasnej cholery. Nie powinienem czuć się skrępowany w jego towarzystwie. Nie chcę. - To co w końcu wczoraj robiłeś? - Garrett łapie talerz z szafy, łyżkę z szuflady i dołącza do mnie przy ladzie. Przeżuwam, zanim odpowiadam: - Spotkałem się z jedną dziewczyną. Oglądaliśmy film. - Fajnie. Znam ją? - Niee, sam poznałem ją dopiero wczoraj. I prawdopodobniej nigdy więcej jej nie zobaczę, bo jestem egoistycznym kochankiem i gównianym towarzystwem. Garrett wrzuca trochę płatków do miski i sięga po mleko, które zostawiłem na ladzie. - A właśnie, zadzwoniłeś do tego agenta? - Nie, jeszcze nie. - Dlaczego? Bo nie ma sensu. - Bo jeszcze tego nie zrobiłem - mój ton jest ostrzejszy, niż zamierzałem i w szarych oczach Garretta pojawia się uraza. - Nie musisz od razu tak warczeć. Tylko zapytałem. - Przepraszam. Ja… przepraszam. Jaki ja jestem elokwentny. Tłumiąc westchnięcie, biorę kolejny kęs. Między nami zapada krótka cisza, ale Garrett szybko ją przerywa: - Słuchaj, ja to naprawdę rozumiem, okej? Nie zostałeś przyjęty do draftu 1 i to jest do kitu. Ale to nie tak, że nie masz innych opcji. Nie zostałeś wybrany, 1
Tłumaczenie Rylee
więc nie masz żadnych zobowiązań wobec zespołu, sam jesteś sobie panem, możesz podpisać kontrakt z jakąkolwiek profesjonalną drużyną, która będzie ciebie chciała i kiedy będzie chciała. A będą cię chcieli, Logan. Na pewno. Wiem, że on ma rację. Wiem, że jest wiele zespołów, które by chciały, abym dla nich grał. Może jakiś nawet podpisałby ze mną kontrakt. Gdybym tylko kiedykolwiek w ogóle zgłosił się do draftu. Ale Garrett o tym nie wie. Myśli, że już od dwóch lat jestem w puli zawodników do wybrania, a ja pozwalam mu w to wierzyć. Wspomniałem już, jakim jestem beznadziejnym przyjacielem? Ponieważ bez względu na to, jak popapranie to brzmi, pozwolenie mojemu najlepszemu przyjacielowi myśleć, że nie zostałem wybrany, jest w cholerę łatwiejsze, niż przyznanie się, że nigdy nie przejdę na zawodowstwo. Widzicie, Garrett zrezygnował z draftu świadomie. Chciał ze spokojem skończyć studia, bez pokusy grania dla profesjonalnego zespołu. Wielu naszych kolegów zrezygnowało ze studiów, by grać, bo gdy już się zostanie wybranym, ma się zobowiązania wobec drużyny. Jeżeli każą ci rzucić szkołę i więcej trenować, wyjeżdżać, grać, to nie masz wyjścia. Ale Garrett to mądry facet. Wie, że jest dobry i ten rok zwłoki go nie zbawi. Tak czy inaczej drużyny będą się o niego zabijały. Ponadto, oboje widzieliśmy, co się stało z Chrisem Littlem - jednym z naszych kolegów z zespołu. Został wybrany podczas draftu, podpisał kontrakt, grał zawodowo i co? Po pół roku nabawił się poważnej kontuzji, która położyła kres jego karierze. Na zawsze. Nie tylko nie będzie mógł już nigdy więcej postawić nogi na lodzie, ale każdy grosz, który zarobił na podpisanym Draft (ang. – zaciąg, pobór) – w sporcie sposób wybierania nowych graczy do lig zawodowych, najczęściej spośród młodych zawodników, rozpoczynających karierę profesjonalną. Standardowy draft polega na tym, że z puli zawodników zgłoszonych do naboru (zwykle dużo większej niż miejsc w drafcie), drużyny po kolei wybierają jednego. To dość złożony proces, jak kogoś bardziej to interesuje, to zapraszam na wiki ;)
kontrakcie wydaje na leczenie i rehabilitację. Na czesne, aby dokończyć porzuconą szkołę, już mu nie starcza. A stypendium sportowe przepadło, bo nie będzie już mógł grać nawet w lidze uniwersyteckiej. Więc tak, Garrett po prostu postępuje rozsądnie. A ja? Ja wiem, że nigdy nie będę grał w NHL. - Gretzky nie wszedł podczas dryftu i co? Spójrz na wszystko, czego dokonał. Teraz jest legendą. Prawdopodobnie najlepszym zawodnikiem w historii hokeja… Garrett nie przestaje podnosić mnie na duchu, a ja jestem rozdarty między chęcią wydarcia się na niego i kazaniem mu się zamknąć, a przytuleniem go i podziękowaniem, że jest takim niesamowitym przyjacielem. Ale nie robię żadnej z tych rzeczy. Wybieram trzecią: - Zadzwonię do agenta w poniedziałek - zapewniam, ale jedynie po to, aby go uspokoić. Garrett przytakuje, zadowolony. - Super. Gdy pakujemy brudne naczynia do zmywarki, powraca cisza. - A, wybieramy się dzisiaj do Malone’a - mówi po chwili Garrett. - Ja, Wellsy, Tuck i może jeszcze Dean. Idziesz z nami? - Nie mogę. Muszę w końcu zacząć się uczyć do egzaminów. Zaczynam się gubić we wszystkich tych kłamstwach.
Grace - Przepraszam, możesz powtórzyć? - Ramona gapi się na mnie oczami wielkimi jak spodki. - Zeszłego wieczoru był tutaj John Logan - wzruszam ramionami, jakby Ramona wcale nie wyciągała ze mnie newsa ostatniej dekady.
Tłumaczenie Rylee
- Zeszłego wieczory był tutaj John Logan - powtarza. - Tak. - Przyszedł do naszego akademika. - Tak. - Byłaś w tym pokoju, później on wszedł do tego pokoju i oboje byliście w tym samym pokoju. W tym pokoju. - Tak. Szczęka jej opada do samej podłogi. Później ją zamyka. A następnie wydaje taki wrzask, że jestem w szoku, że woda w naszych szklankach nie wibruje jak w Jurassic Parku. - O mój Boże! - Ramona podbiega do mojego łóżka, po czym rzuca się na nie. - Opowiedz mi wszystko. Nadal ma na sobie ciuchy z poprzedniego dnia, które założyła na imprezę - wąską minisukienkę, która podjeżdża jej jeszcze wyżej na uda, gdy zakłada nogę na nogę i zaczyna ściągać srebrne szpilki. Gdy Ramona weszła do naszego pokoju wytrzymałam całe trzy sekundy, zanim powiedziałam jej o Loganie, ale teraz, gdy patrzy na mnie z takim podekscytowaniem, zaczynam żałować, że w ogóle się odezwałam. Nagle jestem zbyt zakłopotana, aby jej powiedzieć, co się wczoraj wydarzyło, ponieważ… cóż, to było jednym wielkim rozczarowaniem. Fajnie się bawiłam oglądając z nim film. I uwielbiałam każdą sekundę tego, co robiliśmy później. A przynajmniej póki cała akcja nie osiągnęła punktu kulminacyjnego, po którym facet po prostu wstał i wyszedł. Kto tak robi? Nic dziwnego, że wszystkie numerki zalicza na imprezach. Dziewczyny prawdopodobnie są zbyt pijane, by się zorientować, czy w ogóle miały orgazm, czy nie. Ale już jest za późno, jak zwykle powiedziałam coś, czego żałuję, a Ramona nie da mi spokoju, jeżeli nic więcej nie zdradzę. Wyjaśniam jej więc, że
Logan się pomylił, zapukał nie do tych drzwi i od słowa do słowa, jakoś tak wyszło, że został i obejrzał ze mną film. - Tylko tyle? Obejrzeliście film i nic więcej? Czuję, że moje policzki się rumienią. - Cóż… Kolejny pisk wstrząsa naszym pokojem. - O mój Boże! Pieprzyliście się? - Nie - odpowiadam szybko. - Oczywiście, że nie. Ledwo go znam, wiesz, że ja nie… Ale… no cóż, doszło do… czegoś. Nie mam zamiaru zdradzać nic więcej, ale oczy Ramony i tak rozjaśniają się jak lampki na bożonarodzeniowej choince. Wygląda jak dziecko, które dostało swój pierwszy rower. Albo kucyka. - Obmacywałaś się z Johnem Loganem? Boże! To jest wprost nieprawdopodobne! Dobrze całuje? Ściągnął koszulkę? Ściągnął spodnie? Widziałaś jego sprzęt? - Nie - kłamię. Ramona nie może już dużej wysiedzieć na miejscu. Zrywa się z łóżka i zaczyna skakać po pokoju, jakby miała kauczukowe piłeczki zamiast stóp. - Nie mogę w to uwierzyć. Nie mogę uwierzyć, że mnie tu nie było, by być tego świadkiem. Unoszę brwi. - To teraz kręci cię podglądanie? - pytam sucho. - Johna Logana? Tak. Godzinami mogłabym patrzeć jak się z kimś zabawia. - Nagle sapie gwałtownie. - O mój Boże, napisz do niego, aby przysłał ci zdjęcie swojego kutasa. - Co? Nie! - Och, no weź, teraz wszyscy tak robią. Poza tym… - Kolejne sapnięcie. Nie, napisz mu, żeby dzisiaj też przyszedł. I niech przyprowadzi ze sobą Deana.
Tłumaczenie Rylee
Ignoruję ukłucie żalu na wspomnienie w jakich okolicznościach Logan opuścił wczoraj mój pokój i odwracam wzrok. - Nie mogę, nawet jakbym chciała - wyznaję. - Nie mam jego numeru. - Co? - Ramona wygląda na zdruzgotaną. - Żartujesz? Proszę powiedź, że chociaż dałaś mu swój. Kręcę głową. - Jakoś się nie złożyło. Ramona milknie na chwilę, patrząc na mnie uważnie. Jej brązowe oczy skupiają się na mojej twarzy z taką intensywnością, jakby chciała się wwiercić do mojego umysłu. Zaczynam kręcić się niespokojnie. - Co? - Mów prawdę - żąda. - Czy on naprawdę tu był? Sapię, wstrząśnięta. - Pytasz poważnie? Gdy jedynie wzrusza ramionami, mój szok przeradza się w przerażenie. - Dlaczego miałabym zmyślać coś takiego? - Nie wiem… - Ramona wkłada kosmyk włosów za ucho wyraźnie zakłopotana. - Po prostu… On jest straszy, cholernie gorący i popularny, a ty nawet nie dałaś mu swojego numeru. - Więc twierdzisz, że kłamię? Nie mogę w to uwierzyć. Wstaję, urażona i ruszam do drzwi. - Nie, oczywiście, że nie. - Ramona wycofuje się szybko, ale już jest za późno. Jestem wkurzona i nie mam zamiaru udawać, że tak nie jest. - Dokąd idziesz? - krzyczy za mną. - Grace, daj spokój. Wierzę ci, naprawdę. Nie musisz tak wybiegać. - Nie wybiegam. - Rzucam jej chłodne spojrzenie przez ramię, a później łapię torebkę. - Jestem umówiona z ojcem. Naprawdę muszę wyjść.
- Naprawdę? - pyta sceptycznie. - Naprawdę. - I naprawdę mam ochotę ją walnąć. - Ale to nie znaczy, że nie jestem na ciebie wkurzona. Dobiega do mnie i obejmuje, zanim jestem w stanie ją zatrzymać i przytula tak mocno, że wyciska całe powietrze z moich płuc. To jeden z jej przepraszających uścisków, którymi obdarowała mnie w przeszłości tak wielką ilość razy, że nie jestem w stanie już tego zliczyć. - Proszę, nie bądź na mnie zła - błaga. - Przepraszam. Wiem, że tego nie zmyśliłaś i gdy wrócisz, chcę abyś opowiedziała mi każdy szczegół. - Dobrze, w porządku - mówię, ale tylko dlatego, bo chcę już stąd wyjść, zanim nie wytrzymam i powiem coś nieprzyjemnego. Ramona odsuwa się z wyrazem wyraźnej ulgi malującej się na twarzy. - Świetnie. W takim razie do zoba… Zanim może skończyć to zdanie, ja już jestem za drzwiami.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 6 Grace
Gdy wchodzę do Coffee Hut, mojego taty jeszcze nie ma, więc zamawiam sobie zieloną herbatę i siadam przy stoliku w rogu pomieszczenia. Jest sobotni poranek, kawiarnia jest pusta, bo większość studentów ma kaca po szaleństwach piątkowej nocy. Gdy rozsiadam się w miękkim fotelu, słyszę dzwonek nad drzwiami. Spoglądam w tamtym kierunku i dostrzegam tatę. Ma na sobie brązową marynarkę i spodnie w kolorze khaki, a do tego wykrochmaloną koszulę. - Cześć, kochanie - wita się. - Pójdę tylko po kawę. Dołącza do mnie dosłownie minutę później, wyglądając na bardziej zmęczonego, niż zazwyczaj. - Przepraszam za spóźnienie. Byłem w gabinecie, żeby zabrać eseje i zatrzymała mnie jedna ze studentek, chcąc omówić ze mną swoją pracę semestralną. - Nic się nie stało, sama dopiero co przyszłam. - Uchylam wieczko mojego kubka i pozwalam, by gorąca para ogrzała moją twarz. Dmucham na herbatę, a później biorę mały łyczek. - Jak ci minął tydzień? - Nerwowo. Ze względu na egzaminy musiałem wydłużyć godziny pracy, aby mieć czas dla studentów, którzy mają pytania odnośnie swoich zaliczeń i poprawek. Jestem na terenie kampusu codziennie do dziesiątej wieczorem. Marszczę brwi. - Wiesz, że masz asystenta, prawda? Nie może ci pomóc? - Pomaga, ale wiesz przecież, jak lubię kontakty z moimi studentami.
Tak, wiem i jestem pewna, że to dlatego wszyscy studenci tak go uwielbiają. Tata wykłada biologię molekularną w Briar, kierunek, który nie powinien być popularny, a mimo wszystko, dzięki niemu, chętnych na te zajęcia jest zawsze dużo więcej niż miejsc. Miałam przyjemność być na kilku jego wykładach i muszę przyznać, że potrafi przedstawić nawet tak trudne i nudne tematy w sposób niezwykle wciągający i ciekawy. Tata popija kawę, spoglądając na mnie znad krawędzi swojego kubka. - Więc, zarezerwowałem stolik w Ferro na piątek. Szósta trzydzieści pasuje naszej solenizantce? Przewracam oczami. Nigdy nie podchodziłam zbyt entuzjastycznie do świętowania swoich urodzin. Wolę bardziej kameralne spotkania, a najlepiej ich brak, ale moja mama uwielbia huczne imprezy, obdarowywanie zabawnymi prezentami, czy zmuszanie kelnerów, by śpiewali „Sto lat”. Jestem niemal pewna, że jej życiową misją jest sprawdzenie, ile żenujących sytuacji jestem w stanie znieść, zanim umrę ze wstydu. Ale odkąd trzy lata temu przeprowadziła się do Paryża i nie może już spędzać ze mną urodzin, obowiązek upokarzania mnie przejął tata. - Wasza solenizantka przyjdzie, ale tylko wtedy, gdy jej obiecasz, że nikt nie będzie dla niej śpiewał. Tata blednie. - Och, nie. Naprawdę myślisz, że bym ci to zrobił? Spędzimy miły, spokojny wieczór, a gdy później będziesz rozmawiała z mamą, możesz jej powiedzieć że byli mariachi i co tam jeszcze przyjdzie ci do głowy. - Umowa stoi. - Jesteś pewna, że nie masz nic przeciwko kolacji w piątek, zamiast w środę? Jeśli chcesz świętować faktycznie w swoje urodziny mogę odwołać dyżur ze studentami…
Tłumaczenie Rylee
- Piątek jest super, tato - zapewniam. - Dobrze, w takim razie jesteśmy umówieni. A, i rozmawiałem wczoraj z twoją mamą - dodaje. - Zapytała, czy mogłabyś przylecieć do niej już w maju, na całe trzy miesiące. Chciałaby spędzić z tobą jak najwięcej czasu. Dwa miesiące to dla niej za mało. Waham się. Tęsknię za mamą i jestem strasznie podekscytowana spędzeniem wakacji w Paryżu, ale aż trzy miesiące? Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam moją mamę. Jest zabawna, wesoła, spontaniczna i pełna życia. Przebywanie w jej towarzystwie jest jak cała drużyna cheerleaderek kibicująca ci non stop na każdym kroku. Ale przez to jest także… męcząca. Jest małą dziewczynką w ciele dorosłej kobiety, która robi wszystko, na co ma ochotę, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. - Pozwól, że to przemyślę, dobrze? - odpowiadam. - Muszę się zastanowić, czy mam na tyle energii, by dotrzymywać jej kroku aż tak długo. Tata się śmieje. - Cóż, więc chyba nie ma o czym myśleć tak naprawdę. Nikt nie ma tyle energii, aby dotrzymać kroku twojej mamie, kochanie. Tak, ciężko się z tym nie zgodzić. Tym bardziej patrząc na to w jaki sposób przebiegł ich rozwód - całkowicie polubownie. Gdy mama oznajmiła, że odchodzi, tacie bardziej ulżyło, niż go to zdenerwowało, czy zasmuciło. I gdy mama ogłosiła, że przeprowadza się do Paryża, by „odnaleźć siebie” i „zbliżyć się do swojej sztuki” jedyne co zrobił, to ją wspierał. - Odpowiem ci w ten weekend, dobrze? - sięgam po kubek, ale moja ręka zamiera w połowie drogi, gdy słyszę dzwonek nad drzwiami i widzę chłopaka w hokejowej kurtce Briar i przez jedno uderzenie serca myślę, że to Logan. Ale nie. To ktoś inny. Niższy, bardziej krępy i nie tak przystojny jak on. Łapię się na tym, że czuję rozczarowanie, ale szybko je przepędzam. Nawet jeśli Logan by wszedł przez te drzwi, to co wtedy? Czego bym oczekiwała? Że podejdzie, przywita się i mnie pocałuje? Zaprosi gdzieś?
Jasne. Nie jestem aż tak naiwna. Doprowadziłam go do orgazmu, a on nawet nie został wystarczająco długo, by pocałować mnie na pożegnanie. Więc tak, pora zmierzyć się z faktami. Jestem jedynie kolejną laską na długiej liście podbojów Johna Logana. I wiecie co? Nie mam zamiaru rozpaczać z tego powodu. Wiedziałam co robię
i
z
kim.
Chciałam
tego.
Chciałam
chociaż
raz
zrobić
coś
nieodpowiedzialnego. Zaszaleć trochę. Dlatego pomimo rozczarowania, nie żałuję, że John Logan zapukał do złych drzwi.
Logan - Czy kiedykolwiek jakaś dziewczyna udawała z tobą orgazm? wyrzucam z siebie. Jest poniedziałkowy poranek, a ja nerwowo ściskam blat w kuchni i patrzę na mojego współlokatora. Dean, który właśnie szedł do lodówki, zatrzymuje się w pół kroku tak nagle, że gdyby był na łyżwach, właśnie wycierałbym z twarzy drobinki lodu. - Przepraszam, niedosłyszałem. Możesz powtórzyć? Wygląda jak uosobienie niewinności, dlatego w pierwszej chwili nie zdaję sobie sprawy, że robi sobie ze mnie jaja. Nagle zgina się wpół i przysięgam na Boga, widzę łzy w jego oczach, gdy śmieje się spazmatycznie. - No dobra, słyszałem za pierwszym razem - mówi, dysząc ciężko. Chciałem tylko, żebyś jeszcze raz to powiedział… o cholera… chyba zaraz się posikam. - Kolejna salwa śmiechu opuszcza jego usta. - Zaliczyłeś jakąś laskę, a ona udawała? Zaciskam zęby tak mocno, że aż cała szczęka mnie boli. Jak, na miłość boską, mogło mi przyjść do głowy, żeby pogadać o tym z Deanem? - Nie - warczę.
Tłumaczenie Rylee
A Dean nadal śmieje się jak obłąkany. - Skąd wiesz, że udawała? Powiedziała ci, gdy było po wszystkim? O Boże, proszę, powiedz tak! Gapię się na kubek z kawą. - Nic mi nie powiedziała. Po prostu odniosłem takie wrażenie, okej? Dean otwiera lodówkę i chwyta karton soku pomarańczowego, nadal podśmiechując się pod nosem. - To jest po prostu epickie. Największy ogier na kampusie nie doprowadził dziewczyny do orgazmu. Właśnie dałeś mi powód, abym mógł się z ciebie nabijać przez lata. Nie wątpię. Cóż… nigdy nie twierdziłem, że nie popełniam błędów. Ale już sam nie wiem, co robić. Dlaczego mam taką obsesję na tym punkcie? Cały weekend walczyłem z pokusą, aby nie wyjść, by zobaczyć się z Grace. Zabrałem się do nauki. Odpaliłem Xboxa i zrobiłem sobie sześciogodzinny maraton w IcedPro z Tuckerem. Nawet posprzątałem pokój i zrobiłem pranie. Aż otworzyłem oczy dzisiaj rano i nie mogłem już tego znieść. Przecież potrafię zaspokoić kobietę, do jasnej cholery. Laski wiedzą, że decydując się na zabawę z Johnem Loganem, odejdą z rozmarzonym wyrazem twarzy, w pełni usatysfakcjonowane. I doprowadza mnie do szału, że Grace mogła nie osiągnąć spełnienia. Gryzie mnie to od kilku dni. Dni, do cholery. Wiecie co? Pieprzyć to. Mogę nie mieć jej numeru telefonu, ale wiem gdzie mieszka. Nie ma mowy, abym mógł się skoncentrować na czymkolwiek innym, póki nie naprawię tej nieludzkiej sytuacji. Pozostawienie dziewczynę nieusatysfakcjonowaną jest nie tylko żenujące. To jest niedopuszczalne. ***
Pół godziny później stoję przed drzwiami Grace. Zjawienie się u dziewczyny o ósmej trzydzieści rano może nie być najlepszym sposobem na zapunktowanie, ale moje głupie ego nie pozwala mi dłużej czekać. Biorę głęboki oddech i pukam. Grace otwiera drzwi dokładnie sekundę później. I ma na sobie jedynie szlafrok. Otwiera szeroko oczy, gdy mnie widzi. - Hej - mówi cicho. Przełykam ciężko, ze wszystkich sił starając się nie skupiać na fakcie, że pod tym szlafrokiem prawdopodobnie jest całkiem naga. Biały materiał sięga jej kolan, a pasek jest ciasno zawiązany wokół jej talii, ale rozchylona góra daje mi całkiem niezły widok na jej dekolt. - Hej - Mój głos brzmi ochryple, więc odchrząkuję. - Mogę wejść? - Ee… jasne. - Zamyka za mną drzwi, a później się odwraca. - Ale trochę się spieszę. Za godzinę zaczyna się mój ostatni wykład z psychologii, więc muszę się ubrać i przejść cały kampus. - Nic nie szkodzi. Ja też nie mam zbyt wiele czasu. Za pół godziny mam zajęcia z moją grupą. - Wciskam ręce do kieszeni, tylko po to, aby coś z nimi zrobić. Jestem zdenerwowany i nie mam pojęcia dlaczego. Nigdy wcześniej nie miałem problemu z rozmawianiem z dziewczyną. - O co chodzi? - Grace poprawia poły szlafroka, jakby właśnie się zorientowała jak blisko są rozsunięcia. - Nie skończyłaś, prawda? - To bezceremonialne pytanie opuszcza moje usta, zanim udaje mi się je powstrzymać. - Czego nie skończy… - urywa, nagle rozumiejąc o co pytam. - Och. Masz na myśli…?
Tłumaczenie Rylee
Zaciskam zęby i kiwam głową. - Cóż… nie - wyznaje. - Nie skończyłam. Marszczę brwi. - Dlaczego powiedziałaś inaczej? - Nie jestem pewna. - Wzdycha. - Ty już skończyłeś. A ja nie chciałam zranić twojego ego. Kiedyś czytałam taki artykuł, z którego wynikało, że mężczyźni są bardzo wrażliwi na tym punkcie. Że jeżeli nie doprowadzą kobiety do orgazmu, później czują się niedowartościowani. Jakby nie byli prawdziwymi mężczyznami. Ale wiedziałeś, że około dziesięciu procent kobiet w ogóle nie osiąga spełnienia z partnerem? Biorąc pod uwagę tą statystykę, nie powinieneś… - Chyba znowu zaczynasz nawijać. Posyła mi zakłopotany uśmiech. - Przepraszam. - Nie masz za co. Nie przeszkadza mi to. Cieszę się, że martwisz się o moje ego. - Uśmiecham się do niej. - Bo powinnaś się martwić. Wygląda na zaskoczoną. - Dlaczego? - Ponieważ nie mogę przestać myśleć o tym, że ostatnim razem nie doprowadziłem cię do orgazmu. - Milknę na chwilę. - I jak bardzo pragnę to zmienić.
Rozdział 7 Logan
Policzki Grace przechodzą od lekko różowych do wściekle czerwonych zaledwie w przeciągu dwóch sekund. Ona jest najbardziej ekspresyjną osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Wszystko co czuje od razu maluje się na jej twarzy. Cieszy mnie, jak łatwo można ją rozczytać, w innym wypadku jej przeciągające się milczenie, zaczęłoby mnie martwić. A zaintrygowany błysk w jej oczach potwierdza, że na szczęście jej nie wystraszyłem. - Naprawdę? - unosi brwi. - Tak. - Posyłam jej mały uśmiech, podchodząc bliżej. - Więc co ty na to? Na jej twarzy pojawia się niepokój. - Na co? - Na to, abym doprowadził cię do orgazmu. Strach w jej oczach natychmiast ustępuje miejsca rosnącemu podnieceniu. Nie wystraszyła się mojej propozycji. Ona ją nakręciła. Dzięki, kurwa, Bogu. - Hmm… Eee… - Jej usta opuszcza zduszony śmiech. - Po raz pierwszy facet zjawia się w moich drzwiach zadając mi takie pytanie. Zdajesz sobie sprawę jakie to szalone, prawda? - Chcesz wiedzieć, czym jest prawdziwe szaleństwo? Przez cały pieprzony weekend nie mogłem przestać o tobie myśleć. Zazwyczaj nie jestem takim dupkiem, okej? Może i nie jestem święty, ale zawsze dbam o to, aby dziewczynie było ze mną dobrze i dobrze się ze mną bawiła. Grace wzdycha. - Ale ja dobrze się z tobą bawiłam.
Tłumaczenie Rylee
- Bawiłabyś się dużo, dużo lepiej, gdybym od razu nie wyszedł. Grace wybucha śmiechem, a ja wzdycham. - Zabijasz mnie. Ja ci mówię, że chcę ci dać zajebisty orgazm, a ty się ze mnie śmiejesz. - Uśmiecham się. - Chyba już ustaliliśmy, że moje ego jest wyjątkowo kruche i musisz na nie uważać. Już się nie śmieje, ale kąciki jej ust unosi psotny uśmiech. - Myślałam, że mówiłeś, że nie masz za wiele czasu - przypomina mi. - Stąd mam dziesięć minut drogi do biblioteki. Czyli zostaje mi dwadzieścia minut. - Posyłam jej diaboliczny uśmiech. - Jeżeli przez ten czas nie doprowadzę cię do orgazmu, to będzie oznaczało, że najwyraźniej robię coś źle. Grace zaczyna bawić się swoimi ciemnymi, mokrymi włosami, widocznie zdenerwowana. Mój wzrok opada na jej usta, które właśnie zwilżyła językiem. Pragnienie pocałowania jej burzy mi krew w żyłach, a napięcie wiszące w powietrzu jest tak gęste, że można je kroić nożem. Podchodzę o krok bliżej. - Więc? - Więc… - Grace wypuszcza drżący oddech. - Jasne. Jeśli chcesz. Wymyka mi się śmiech. - Jasne, że chcę, do cholery. Pytanie, czy ty chcesz? - T-tak. - Odchrząkuje. - Tak. Podchodzę do niej, a wtedy jej oczy ciemnieją z pożądania. Ona mnie pragnie. Widzę to. Czuję. Ja też jej pragnę, ale szybko uspokajam mojego niecierpliwego kutasa, każąc mu chociaż raz zachowywać się jak należy. Tym razem nie chodzi o nas, stary. Tylko o nią. Mój kutas protestuje, bo to w końcu kutas, ale nie ma mowy, aby dzisiaj doszło do czegokolwiek z jego udziałem. Gdyby chodziło o jakąś inną dziewczynę, mógłbym zaproponować szybki numerek, ale jeżeli mnie intuicja
nie myli, Grace jest dziewicą. A ja nie tylko nie mam teraz czasu, aby to odpowiednio rozegrać, ale wolałbym nie brać na siebie odpowiedzialności bycia jej pierwszym. Wątpię, abym się do tego nadawał. Ale to… Sięgam do jej paska, zahaczam o niego palcem i rozplątuję powolnym pociągnięciem… To zdecydowanie mogę zrobić. I tym razem zrobię to, jak należy. Nie rozpinam jej szlafroka do końca, pozwalam aby zwisał luźno z jej ramion, po czym wsuwam pod niego dłoń i delikatnie kładę palce na jej nagim biodrze. Drży, gdy jej dotykam. Jej jasnobrązowe oczy skupione są na mojej twarzy, a gdy przesuwam palcami wzdłuż jej biodra, jęczy cicho i podchodzi bliżej. - Idź na łóżko - mówię, ochrypłym głosem, delikatnie trącając ją do tyłu. Siada na materacu, ale się nie kładzie. Jej wzrok nie opuszcza mojej twarzy nawet na sekundę, jakby czekała na kolejne polecenie. Biorę głęboki oddech, klękając przed nią, a później pociągam w końcu za jedną stronę szlafroka i patrzę jak puszysty materiał ześlizguje się z jej ramion. Oddech, który właśnie wypuszczałem, z powrotem wraca do moich płuc. Ja pierdolę. Jej nagie ciało sprawia, że mój kutas ma ochotę mi przywalić, za to, że odmawiam mu bliższego kontaktu. Jest szczupła, z wąskimi biodrami, długimi, gładkimi nogami i małymi piersiami, których różowe sutki kuszą, bym ich dotknął. Pochylam się i przesuwam po jednym z nich językiem. Nie mogę się powstrzymać. Muszę jej posmakować. - Słodki, pierdolony, Jezu. - Wzdycham, po czym biorę jej sutek między usta i zaczynam ssać. Grace skomle cicho i wygina plecy, przysuwając się bliżej i pchając swoją pierś jeszcze głębiej do moich ust. Boże, mógłbym ssać i bawić się jej cyckami cały dzień, a ta myśl posyła impuls ciepła do samego czubka mojego fiuta. Ale lekkie kołysanie bioder
Tłumaczenie Rylee
Grace przypomina mi, że dzisiaj czas nie jest moim sprzymierzeńcem. I, cholera, nie wyjdę stąd, póki ona nie dojdzie. Uwalniam jej sutek i kładę dłonie na jej udach. Ich drżenie pod moimi palcami wywołuje mój chichot. - Wszystko w porządku? Przytakuje bez słowa. Zadowolony z jej reakcji, rozchylam szerzej jej nogi, pochylam się i dotykam językiem łechtaczkę. I natychmiast robię się twardy jak skała. Kurwa. Uwielbiam to robić. Pierwszy raz, kiedy zadowalałem dziewczynę w ten sposób miałem piętnaście lat i tak mnie to nakręciło, że doszedłem w spodniach. Nie jestem już nastolatkiem, ale muszę przyznać, że uczucie wilgotnego, ciepłego ciała Grace między moimi ustami, sprawia, że mój kutas robi się tak twardy jak jeszcze nigdy. Liżę jej łechtaczkę powolnymi, długimi pociągnięciami, które wywołują jej jęki. Czuję, że odchyla się do tyłu. Unoszę wzrok i widzę, że oparła się na łokciach i zamknęła oczy. Jej usta są rozchylone, a oddech ciężki i wszystko co widzę i słyszę zachęca mnie do kontynuowania. Mój język przemieszcza się niżej i wsuwam jego koniuszek do jej wejścia. Cholera. Ale ona jest mokra. Chyba jednak powinienem zacząć się martwić powtórzeniem mojego niechlubnego wyczynu z młodzieńczych lat, bo moje jaja są tak napięte, że grozi im eksplozja. Napinam mięśnie, starając się zapanować nad dzikim mrowieniem w podstawie kręgosłupa i skupiam się na tym, aby było jej dobrze. Wracam językiem do jej nabrzmiałej łechtaczki. Liżąc, ssąc i całując, badam każą jej reakcję, aby się dowiedzieć, co najbardziej lubi. Powoli i delikatnie, ustalam. Gdy drażnię ją w ten sposób, jej jęki są bardziej rozpaczliwe, a ruch bioder szybszy i bardziej niespokojny.
Tylko że ona nie jest jedyną osobą, która przeżywa katusze. Mój fiut jest tak obolały i twardy, że się nie zdziwię, jeśli za chwilę się na mnie obrazi. Wsuwam opuszek palca do jej wnętrza i natychmiast zostaję nagrodzony gardłowym pomrukiem. - Dobrze? - pytam szeptem, patrząc na nią. Spogląda na mnie spod ciężkich powiek. - Yhymmm. Uśmiecham się, jeszcze bardziej zdeterminowany i postanawiam podkręcić trochę atmosferę. Leniwe pociągnięcia mojego języka zmieniają się w bardziej dokuczliwe, a palec wsuwa się coraz głębiej i głębiej, aż cały znajduje się wewnątrz niej. Jest ciasna. Naprawdę ciasna. I mokra. Naprawdę mokra. Jeżeli za chwilę nie dojdzie, moje spodnie też będą mokre, bo jestem tak cholernie blisko eksplozji, że … - Dochodzę - jęczy. Dzięki, kurwa, Bogu. I naprawdę dochodzi. Mocno. Jej łechtaczka pulsuje pod moim językiem, a cipka zaciska się wokół mojego palca jak imadło. Nie krzyczy. Nawet jakoś szczególnie głośniej nie jęczy, ale te udręczone, ochrypłe dźwięki, które opuszczają jej usta są bardziej seksowne niż wszystko, co w życiu słyszałem. Nadal drży, a ja ciągle nie przestaję, masuję jej wnętrze i ssę jej łechtaczkę, pragnąc przeciągnąć jej przyjemność jak najdłużej. Po kilku sekundach zaczyna chichotać i się wyrywać. - Łaskocze - woła słabo. Unoszę głowę, uśmiechając się szeroko. - Przepraszam. - O mój Boże, oszalałeś? Nie przepraszaj. Nie teraz. Nie po… - Zasysa nierówny, gwałtowny oddech. - To było… niesamowite. - Siada powoli, jej oczy
Tłumaczenie Rylee
jeszcze są zamglone z rozkoszy. - Nie mam pojęcia co więcej mogłabym powiedzieć. Dziękuję? Wybucham śmiechem. - Proszę? Gdy wstaję, czuję, że nogi mi drżą. Nadal jestem całkowicie i absolutnie twardy, ale zegarek na stoliku nocnym mówi mi, że zostało mi dokładnie jedenaście minut na dojście do biblioteki. W jakichkolwiek innych okolicznościach nie dbałbym o spóźnienie, ale to jest ostatnie spotkanie mojej grupy przed jutrzejszymi zajęciami z marketingu, które, jak tak dalej pójdzie, obleję. A nie mogę ich oblać. - Muszę już iść. - Nasze spojrzenia się spotykają. - Mogę dostać twój numer? - Och. Ee… Jej wahanie wywołuje mój niepokój. Kiedy ostatnio poprosiłem dziewczynę o numer telefonu, a ona nie była pewna, czy mi go dać? Cholera. Czyżby mój urok zaczynał zawodzić? Unoszę brew, przyjmując zaczepny ton: - Chyba że nie chcesz? - Nie. To znaczy, tak. Chcę. - Przygryza wargę. - Chcesz go teraz? Śmieję się, mając nadzieję, że brzmi to bardziej na uwodzicielski chichot, niż jakiś beznadziejny nerwo-śmiech. - Tak, teraz. - Wyciągam telefon z tylnej kieszeni, otwieram nową zakładkę kontaktów i podaję Grace. - Proszę. Grace wpisuje ciąg cyfr, później ja dopisuję jej imię i chowam telefon do kieszeni. - Może się kiedyś spotkamy? Moglibyśmy obejrzeć kolejną część „Szklanej pułapki”. Grace patrzy na mnie przez chwilę bez słowa. - Tak, jasne. Brzmi świetnie - mówi w końcu.
Serio? Znowu to: „tak, jasne”? Co trzeba zrobić, aby ta dziewczyna zareagowała z większym entuzjazmem? - Dobra, w takim razie zadzwonię. Grace nie odpowiada, a ta nagła cisza sprawia, że czuję się niezręcznie. I wtedy robię najgłupszą rzecz, jaką tylko można w takiej sytuacji zrobić. Wiem, bo zrobiłem już wiele głupot w moim życiu, ale ta bije je wszystkie na głowę. Całuję ją w czoło. Nie w policzek. Nie w usta. Tylko w pieprzone czoło. Zabijcie mnie. Grace patrzy na mnie z rozbawieniem, ale zanim ma możliwość skomentować moje debilne zachowanie, mówię: - Zadzwonię. I drugi raz w ciągu trzech dni, opuszczam pokój Grace czując się jak kompletny dureń.
Grace Mój wykład z psychologii trwa trzy godziny i mogę szczerze powiedzieć, że nie usłyszałam ani jednego słowa z tego, co powiedział profesor. Przez całe sto osiemdziesiąt minut odtwarzałam w myślach każdą niesamowitą sekundę tego, co dzisiaj rano robił mi Logan. Można uznać kogoś za świętego tylko dlatego, że ma boski język? Jeżeli tak, John Logan powinien zostać kanonizowany. A może istnieje jakiś departament seksu, który nominuje osoby wybitnie uzdolnione w obdarowywaniu innych orgazmami? Jeżeli tak, John Logan powinien otrzymać każdą możliwą nagrodę.
Tłumaczenie Rylee
Wciąż jestem oszołomiona tym, co się stało. Jak mogłabym nie być? On zjawił się w moich drzwiach i niemal zażądał, żebym pozwoliła mu doprowadzić się do orgazmu. Najwyraźniej jego ego jest tak wrażliwe, jak twierdzi Cosmo. Ale wiecie co? Pomijając wszystko inne, uważam, że to było na swój sposób urocze. I dziwnie łechcące moje ego, że ktoś tak pewny siebie jak
on,
zwątpił
w
swoje
umiejętności
seksualne
przez
kogoś
tak
niedoświadczonego, jak ja. Zabawne. Nie dalej jak tydzień temu narzekałam na moje nudne i nieciekawe życie, a spójrzcie na mnie teraz - seksowny hokeista zjawia się w moich drzwiach, aby wstrząsnąć moim światem. Do diabła. Ja też powinnam dostać jakąś nagrodę. Logan nadal nie opuszcza moich myśli, gdy spotykam Ramonę i resztę dziewczyn na obiedzie i dołączam do nich przy naszym ulubionym stoliku w stołówce. Caver Hall jest moim ulubionym budynkiem na kampusie. Ktokolwiek go zaprojektował, w ogóle nie kierował się tym, jak wyglądają pozostałe i stworzył przepiękną budowlę w rustykalnym stylu. Wysokie sufity, ściany wyłożone drewnem i ozdobne kinkiety, które rzucają ciepły, jasny blask, zamiast fluorescencyjnego światła, które można spotkać w pozostałych budynkach. I jest usytuowany zaledwie dwie minuty od mojego akademika, co znaczy, że mogę przychodzić tutaj tak często jak chcę. Stawiam tacę na blacie i zajmuję najbliższe puste krzesło. - Hej - witam się ze wszystkimi. - O czym rozmawiamy? Nagle Ramona, Jess i Maya milkną, a wyrazy ich twarzy i wlepione we mnie spojrzenia nie pozostawiają mi złudzeń, co do tematu ich rozmowy. Mówiły o mnie. Przymykam nieufnie powieki. - O co chodzi? Ramona odchrząkuje, patrząc na mnie nieśmiało.
- Dobra, więc… nie bądź zła… ale powiedziałam im o Loganie. Wstrzymuję oddech, czując jak krew się we mnie gotuje. Nie wiem dlaczego w ogóle zdradzam Ramonie jakiekolwiek prywatne sprawy. Proszenie jej o dyskrecję jest jak rzucenie psu piłki i oczekiwanie, że za nią nie pobiegnie. Cóż, rzuciłam tę cholerną piłkę, a teraz Ramona z nią wraca. A w tym roku zaprzyjaźniła się z dwoma dziewczynami, które są jeszcze większymi plotkarami niż ona. Jess i Maya spędzają na tym tyle czasu, że gdyby to wszystko umieszczały na stronie internetowej, zrobiłyby niemałą konkurencję wszystkim szmatławcom w kraju. - Więc to prawda? - dopytuje Jess. - Zabawiałaś się z Johnem Loganem? Czuję się niezręcznie rozmawiając z nimi o Loganie. To nie jest ich sprawa. Ale one i tak już wiedzą i nie dadzą mi spokoju, jeżeli zacznę się wymigiwać od odpowiedzi. Jedyne co mogę zrobić, to postarać się zapobiec przesadnemu rozdmuchaniu tej sprawy. Wbijam widelec w makaron i przybieram normalny ton: - Tak. - A później wkładam jedzenie do ust. - To wszystko? Tak? - Jess patrzy na mnie z przerażeniem. - Nic więcej nie masz do powiedzenia? - Mówiłam wam, że ona jest dziwnie małomówna w tej sprawie. Ramiona posyła im przebiegły uśmiech. - Najwyraźniej musimy jej przypomnieć, na czym polega przyjaźń. Czyli na niezatajaniu szczegółów, kiedy migdaliłaś się z jednym z najgorętszych facetów na kampusie. Przeżuwam mój makaron. - Są rzeczy, o których nie rozmawia się nawet z przyjaciółmi. A to jest jedna z nich. Nagle odzywa się Maya, w jej głosie słyszę szyderczą nutę: - Wiesz, biorąc pod uwagę całkowity brak szczegółów, niektórzy mogliby pomyśleć, że to się w ogóle nie wydarzyło. Niektórzy?
Tłumaczenie Rylee
Przenoszę wzrok na Ramonę. Niewiarygodne. Więc teraz to jest jej głównym zajęciem? Rozpowiadanie ludziom, że jestem jakąś walniętą, patologiczną bajkopisarką? Ramona, widząc wyraz mojej twarzy, broni się zanim udaje mi się cokolwiek jej zarzucić: - Hej, przecież już o tym rozmawiałyśmy, pamiętasz? Ja wierzę ci absolutnie. - Dwa razy - mówię, zanim mogę powstrzymać te słowa. Cholera. Ramona unosi brwi. - Co masz na myśli? Wzruszam ramionami. - Spotkaliśmy się dwa razy. Przyszedł do mnie dzisiaj rano. Słyszę dwa sapnięcia - od Mayi i Jess. Ramona się nie odzywa, ale gdy na nią spoglądam, wyraz jej twarzy jest niemożliwy do rozszyfrowania. - O mój Boże. Naprawdę? - wykrzykuje Jess. - Kiedy to było? - pyta Ramona. - Jej głos jest podejrzanie zbyt uprzejmy. - Zaraz po tym, jak wyszłaś na zajęcia. Ale nie mógł zostać zbyt długo. Oczy Ramony lekko się zwężają. - Tym razem dał ci przynajmniej swój numer telefonu? - Nie - odpowiadam. - Ale ja dałam mu swój. - Więc nadal nie masz jak się z nim skontaktować. To nie jest pytanie. To nie jest nawet zwyczajne stwierdzenie faktu. To świadomy przytyk. Słyszę to w jej głosie. A gdy spoglądam przez stół widzę uśmieszek jakim wymienia się z Mayą. Nie wierzą mi.
Ramona może zaprzeczać, ale nie jestem głupia. Moja najlepsza przyjaciółka nadal uważa, że to zmyśliłam. A na dodatek robi co może, aby reszta naszych przyjaciół też tak myślała. Naszych przyjaciół? Szyderczy głos w mojej głowie zwraca mi na coś uwagę. Nagle nie mogę sobie przypomnieć nawet jednej osoby, z którą spotkałam się w tym roku i która nie zostałaby przedstawiona mi przez Ramonę. Raz zaprosiłam kilka dziewczyn z moich zajęć z literatury angielskiej. Ramona śmiała się z nimi i żartowała przez całą noc, na koniec powiedziała im, że świetnie sią bawiła, ale gdy tylko wyszły, oznajmiła mi, że one są potwornie nudne i głupie i nie chce, aby przychodziły, gdy ona jest w pokoju. Cholera. Dlaczego pozwalam jej dyktować sobie życie? Znosiłam ją w ogólniaku, bo… cóż, nawet nie wiem dlaczego. Ale nie jesteśmy już w szkole średniej. Jesteśmy na studiach i powinnam spędzać czas z kimkolwiek będę chciała, nie martwiąc się o to, czy Ramona aprobuje te osoby, czy nie. - Masz rację - odpowiadam przez zaciśnięte zęby. - Nie mam jak się z nim skontaktować. Ale nie martw się, jestem pewna, że prędzej czy później mój wymyślony przyjaciel z korzyściami do mnie zadzwoni. Ramona marszczy brwi. - Grace… - Wracam do akademika, mam naukę. - Straciłam apetyt, chwytam tacę i wstaję. - Do później. Może byłam naiwna, ale miałam nadzieję, że na studiach będzie inaczej. Myślałam, że ona dorośnie i przestanie zajmować się bzdurami, ale najwyraźniej wredne dziewczyny pojawiają się na każdym etapie edukacji. To jak wizyta na farmie - jeżeli się na jakiejś pojawiasz i nie spodziewasz się krowich gówien na każdym kroku, to czeka cię brutalne przebudzenie. I tutaj mam dla was zagadkę do rozwiązania. Uwaga: Szkoła jest pełna wrednych dziewczyn, a farma jest pełna ____.
Tłumaczenie Rylee
Gówien. Poprawna odpowiedź to: gówien. Widzicie w ogóle jakąś różnicę? Bo ja nie. Ramona dogania mnie w chwili, gdy jestem już na zewnątrz. - Grace, zaczekaj. Zaciskam zęby i odwracam się do niej. - Co znowu? W jej oczach błyska panika. - Proszę, nie wkurzaj się na mnie. Nie znoszę, gdy jesteś na mnie wkurzona. - Boszee, przykro mi że jest ci smutno, Ramona. Co mogę zrobić, abyś poczuła się lepiej? Jej dolna warga drży. - Nie musisz być sarkastyczna. Przyszłam przeprosić. Nie no, nie wierzę. Jeżeli zacznie teraz wylewać mi tu swoje krokodyle łzy, przysięgam, że nie wytrzymam i coś jej zrobię. - Nie mam zamiaru przechodzić przez to po raz kolejny - oznajmiam chłodno. - Mam gdzieś, czy mi wierzysz, czy nie. Ja wiem, że to prawda i tylko to ma dla mnie znaczenie, rozumiesz? Chcę jedynie, abyś wiedziała, że twój brak wiary w moje słowa, po prostu mnie obraża. Przyjaźnimy się odkąd skończyłyśmy sześć lat, a ty zachowujesz się… - Jestem zazdrosna - przerywa mi. Mrugam, zdezorientowana. - Co? Ramona spuszcza wzrok. - Jestem zazdrosna, okej? Chyba piekło zamarzło. Musiało, nie ma innego wytłumaczenia na to, co właśnie usłyszałam. Przez trzynaście lat naszej znajomości Ramona nigdy się nie przyznała, że jest o mnie zazdrosna.
- Przez cały rok starałam się umówić z Deanem - zaczyna. - Przez cały cholerny rok, a on nie ma nawet pojęcia o moim istnieniu, podczas gdy ty lądujesz z jego najlepszym przyjacielem nawet o to nie zabiegając. - Jakaś wrażliwość w jej spojrzeniu łagodzi wyraz jej twarzy. - Zachowywałam się jak największa suka i przepraszam. Naprawdę bardzo mi przykro. Czułam się niepewnie i wyładowałam się na tobie i to nie było w porządku, ale proszę, nie bądź na mnie zła. W środę są twoje urodziny i chciałabym je spędzić razem z tobą i obiecuję, że nigdy więcej już nie będziesz miała powodu, aby się na mnie gniewać i… - W porządku, Ramona. Już dobrze. - Tak? Gniew, który burzył krew w moich żyłach wyparował, gdy tylko dostrzegłam skruchę i szczerość w jej oczach. To jest właśnie Ramona jaką znam i z którą przyjaźnię się od trzynastu lat. Dziewczyna, która w liceum godzinami wysłuchiwała mojego paplania o wszystkim, a głównie o niczym. Dziewczyna, która przynosiła mi prace domowe, gdy byłam chora. Która nauczyła mnie jak się malować, żeby nie wyglądać jak straszydło, i która była gotowa skopać tyłek każdemu, kto krzywo na mnie spojrzał przez moje różne małe dziwactwa. Może i jest przesadnie sobą pochłonięta, czasem zbyt płytka i infantylna, ale gdy ściąga z twarzy maskę totalnej suki, jest niesamowicie lojalna i dobra, więc: - Tak - zapewniam ją. - Między nami już wszystko dobrze.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 8 Logan
Gdy w środę rano jadę do Munsen mój entuzjazm znajduje się dokładnie na tym poziomie, co zawsze w tych okolicznościach, czyli na samym dole. Rzadko wracam do domu w trakcie semestru, ale czasem nie mam innego wyboru. Zazwyczaj dzieje się tak, gdy mechanik, zatrudniony na pół etatu w warsztacie mojego ojca nie może zastąpić Jeffa, gdy ten zabiera tatę do lekarza. Dzisiaj jest jeden z takich przypadków, ale zapewniam siebie, że dam radę przez kilka godzin zająć się wymianą oleju i strojeniem silnika i nie zwariować. Poza tym, to będzie dobra rozgrzewka przed wakacjami. Staram się zapomnieć, jak bardzo nienawidzę pracować w warsztacie, ale pierwszy dzień zawsze jest jak wysłanie na linię frontu ciężkich działań wojennych. Żołądek mnie boli, a strach niemal paraliżuje, gdy zdaję sobie sprawę, że niedługo tak będzie wyglądało moje życie przez całe trzy pieprzone miesiące. Gdy parkuję pod „Autonaprawa Logan i synowie” samochodu Jeffa już nie ma. Nazwa jest dość ironiczna, biorąc pod uwagę, że warsztat powstał na długo przed tym, zanim moi rodzice nawet się poznali. Należał do mojego dziadka, później przejął go mój ojciec i mam wrażenie, że był wyrazem nadziei na znaczne powiększenie naszego męskiego rodu w niedalekiej przyszłości. Na warsztat składa się niewielki budynek z cegły, a wnętrze to jedno pomieszczenie z dwoma stanowiskami wyposażonymi w podnośniki do aut. Jednak ta niewielka powierzchnia w żadnym stopniu nie ma wpływu na działalność, bo ona i tak nie kwitnie. L&S prosperuje na tyle, by zwrócić koszty
jego utrzymania, rachunki taty i kredyt hipoteczny za dom, który znajduje się na tyłach warsztatu. Gdy dorastałem nie mogłem przeboleć, że warsztat jest tak blisko domu. Zdarzało się, że byliśmy budzeni w środku nocy, bo komuś popsuł się samochód. Walili nam do drzwi, lub dzwonili, prosząc o dostarczenie lawety do sąsiedniego miasta. Jednak od wypadku mojego taty niewielka odległość jest sporym udogodnieniem, bo oznacza, że ma do pracy niecałą minutę drogi. Nie, żeby spędzał wiele czasu w warsztacie. To Jeff odwala całą robotę, podczas gdy tata upija się na kanapie w salonie. Podchodzę do metalowych drzwi, aby się przekonać, że są zamknięte na klucz. Z boku przyklejona jest kartka papieru i od razu rozpoznaję pismo mojego brata. SPÓŹNIŁEŚ SIĘ. Dwa słowa. Oba napisane wielkimi literami. Jeff jest wkurzony. Wyciągam z kieszeni własny komplet kluczy, wchodzę do środka, a następnie walę w przycisk na ścianie, który unosi ogromne, metalowe drzwi do góry. Jest jeszcze chłodno, ale zawsze otwieram drzwi, nie ważne jaka na dworze jest pogoda. To mój jedyny wymóg pracy tutaj. Już po chwili przebywania w tym pomieszczeniu przytłaczający zapach spalin i ropy sprawia, że mam ochotę się zabić. Jeff zostawił mi listę rzeczy do zrobienia, ale na szczęście nie jest długa. Stary buick wymaga wymiany oleju i reflektora. Nic nadzwyczajnego. Przebieram się w niebieski kombinezon z logo L&S, włączam radio, nastawiam pierwszą lepszą stację grającą metal i jestem gotowy do pracy. Po godzinie robię sobie przerwę, idę napić się wody, a później na szybkiego papierosa.
Tłumaczenie Rylee
W chwili, gdy gaszę go podeszwą, słyszę znajomy ryk silnika i dostrzegam między drzewami białą maskę nadjeżdżającego auta mojego brata. Klatka piersiowa ściska mi się tak bardzo, że z trudem mogę oddychać. Wracam szybko do środka i chowam się pod uniesioną maską buicka. Jak tchórz. Pochylam się i udaję, że coś robię i że jestem tym zbyt pochłonięty, by usłyszeć zatrzaskiwane drzwi samochodu i ochrypły głos mojego ojca, gdy mówi coś do mojego brata. Słyszę kroki - jedne powolne, oddalają się szurając butami po żwirze, drugie są coraz głośniejsze, szybkie, niemal gniewne. - Nawet nie wyszedłeś, żeby się z nim przywitać? - warczy z irytacją Jeff, wchodząc do warsztatu. Prostuję się i zamykam maskę. - Przepraszam, musiałem skończyć. Pójdę do domu zanim pojadę. - Oby, bo właśnie zostałem za to opierdolony, chociaż to nie mi nie chciało się ruszyć dupy. - Jego ciemnie brwi marszczą się z dezaprobatą i sprawia wrażenie, że jeszcze nie skończył się na mnie wydzierać, więc profilaktycznie zmieniam temat: - Co powiedział lekarz? Jeff odpowiada beznamiętnym głosem: - Musi przestać pić, albo umrze. Nie potrafię zapanować nad parsknięciem. - Akurat go to zniechęci. - Oczywiście, że nie. Zapije się na śmierć. - Jeff ze złością potrząsa głową. - Przed wypadkiem to było jedynie uzależnieniem. Teraz, mam wrażenie, że jest jedynym celem. Jezu. W życiu nie słyszałem równie przygnębiającej oceny. Ale nie mogę się z tym nie zgodzić. Wypadek wszystko zmienił. Zniszczył wszystkie te lata trzeźwości. Dobre lata, do cholery. Lata, w których znowu miałem ojca.
Gdy miałem czternaście lat, tata trafił na ostatni odwyk. Był trzeźwy cały rok, zanim mama podjęła decyzję o odejściu i pozwoliła nam z nim zostać. Podczas rozwodu mieliśmy do wyboru, z którym z rodziców chcemy zamieszkać, a że Jeff nie chciał zmieniać szkoły i opuszczać swojej dziewczyny postanowił zostać z tatą. A ja postanowiłem zostać z moim starszym bratem. Nie tylko dlatego, że go idealizowałem, ale gdy byliśmy mali, złożyliśmy sobie obietnicę, że zawsze będziemy trzymać się razem i wspierać. Po odejściu mamy, tata był trzeźwy jeszcze przez dwa lata, ale najwyraźniej wszechświat zadecydował, że rodzina Loganów nie zasługuje na szczęście. Gdy tata jechał do Bostonu, aby odwiedzić naszą mamę, uległ bardzo poważnemu wypadkowi samochodowemu. Obie jego nogi zostały zmiażdżone. I mówiąc zmiażdżone mam na myśli, ze cudem uniknął całkowitego paraliżu, czy nawet amputacji. Bardzo cierpiał, bo lekarze bali się zapisać silne leki przeciwbólowe mężczyźnie, który od lat zmaga się z uzależnieniem. Musiał mieć zapewnioną opiekę dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc Jeff zrezygnował z college’u i wrócił do domu, aby pomóc mi opiekować się ojcem. Nowy mąż mojej mamy zaproponował, że weźmie pożyczkę, aby kogoś do tego zatrudnić, ale zapewniliśmy Davida, że damy sobie radę. Bo wtedy szczerze wierzyliśmy, że tak będzie. Z jego nogami było coraz lepiej, a lekarze zapewniali, że po rehabilitacji będzie zdolny do poruszania się samodzielnie. Ale wszechświat znowu pokazał nam środkowy palec, bo ojciec, nie mogąc uśmierzać bólu lekami, zaczął znieczulać się alkoholem. Przez to nie ukończył rehabilitacji i nie powrócił do zdrowia na tyle, na ile by mógł. Więc stanęło na tym, że z trudem się porusza i musi polegać na pomocy synów, którzy będą musieli opiekować się nim, aż do dnia jego śmierci. - To co teraz zrobimy? - pytam ponuro. - To, co zawsze. Będziemy mężczyznami i zajmiemy się naszą rodziną.
Tłumaczenie Rylee
Wzbiera we mnie frustracja i dołącza do poczucia winy, które na dobre osiadło już w moim sercu. Dlaczego zawsze musimy wszystko dla niego poświęcać? Ponieważ on jest waszym ojcem i jest chory. Ponieważ wasza matka zajmowała się nim przez piętnaście lat i teraz wasza kolej. Ale już robi mi się od tego niedobrze. Byłoby łatwiej, gdyby po prostu umarł. Żółć pali moje gardło, gdy karcę się za te egoistyczne myśli. Nie chcę żeby on umarł. Może i jest ciężarem, pijakiem i dupkiem, ale to wciąż mój ojciec, do cholery. Człowiek, który zachęcił mnie do gry w hokeja i wspierał mnie w tym od samego początku. Człowiek, który pomógł mi wykuć tabliczkę mnożenia i nauczył mnie wiązać sznurowadła. Gdy był trzeźwy był naprawdę dobrym ojcem, i przez to teraz jest mi tak ciężko. Gdyby zawsze był dupkiem, łatwiej byłoby mi nie oglądać się na niego. A tak, nie potrafię go nienawidzić. - Słuchaj, tak sobie myślałem… - urywam, bojąc się reakcji Jeffa. Wyciągam kolejnego papierosa i ruszam w kierunku drzwi. - Pogadajmy na zewnątrz. Chwilę później zaciągam się papierosem, jakby nikotyna mogła w jakiś cudowny sposób dodać mi pewności siebie. W oczach Jeffa pojawia się dezaprobata, a następnie wzdycha. - Daj mi jednego. Gdy Jeff odpala swojego papierosa, wypuszczam chmurę dymu i zmuszam się do kontynuowania: - Jeden agent z Nowego Jorku jest mną zainteresowany - waham się chwilę, zanim mówię dalej: - Uważa, że bez problemu podpiszę kontrakt. Wyraz jego twarzy momentalnie twardnieje, ale nic nie mówi.
- To oznacza pieniądze, Jeff. - Desperacja ściska mi gardło. - Moglibyśmy zatrudnić kogoś w warsztacie, pielęgniarkę dla ojca. Może nawet mógłbym spłacić kredyt za dom, gdyby kontrakt był naprawdę duży. Jeff zaczyna się śmiać. - Zejdź na ziemię, John. Myślisz, że naprawdę taki młodzik jak ty dostanie jakieś poważne pieniądze? - Kręci głową. - Rozmawialiśmy już o tym. Nie mamy czasu. Jeśli chcesz przejść na zawodowstwo musisz zrobić to teraz. A ty chcesz najpierw ukończyć szkołę. Tak, wybrałem studia. Wiem, że gdybym zdecydował się na alternatywę, brat nigdy więcej już by mnie nie zobaczył. Gdybym dostał się do ligi, nic nie byłoby w stanie odciągnąć mnie od grania. A to by oznaczało, że nie dotrzymałem mojej części umowy. Ale teraz zbliża się czas, w którym powinienem się z niej wywiązać. I to mnie przeraża. - To mogłoby być naprawdę dużo pieniędzy… - upieram się, ale Jeff już kręci głową. - Nie ma mowy, John. Mieliśmy umowę. Spędziłem z ojcem pięć lat, teraz twoja kolej, aby się nim zająć. W chwili, gdy tylko odbierzesz dyplom, ja stąd spadam. - Weź daj spokój. Naprawdę mam uwierzyć, że tak po prostu pojedziesz sobie w siną dal? - Za rok wyjeżdżam z Kylie do Europy - wyznaje cicho. - Dzień po zakończeniu twoich studiów już nas tu nie będzie. Sapię, zaskoczony. - Kiedy to ustaliliście? - Od dawna to planujemy, John. Już ci powiedziałem. Nie chcemy całego życia spędzić w tej dziurze. Chcemy trochę pozwiedzać, zanim się pobierzemy, później spędzić trochę czasu z naszą mamą w Bostonie i dopiero wtedy się
Tłumaczenie Rylee
ustatkować. Zrezygnowałem ze studiów, żeby zostać z ojcem. Mi też się coś należy od życia, do cholery. Panika ściska mi żołądek. - Ale wrócisz tu, tak? To się nie zmieniło? Będziesz tu pracował? Taka była nasza umowa. Zawarliśmy ją gdy skończyłem szkołę średnią. Ja miałem pójść do college’u, on w tym czasie miał pracować i zajmować się ojcem, a później role miały się odwrócić. Ale nie na zawsze. - Tak, wrócę, John - zapewnia. - Kylie chce mieszkać w niewielkim miasteczku i tutaj wychowywać nasze dzieci, a ja, mimo wszystko, lubię pracę mechanika. Cóż, przynajmniej jeden z nas. Tylko co z tego, że on po kilku latach wróci? Jaki zespół w NHL będzie mnie chciał po takim czasie? W wieku dwudziestu pięciu lat będę już za stary na nowicjusza, nie wspominając już o kilkuletniej przerwie w treningach i meczach. - Nie przeszkadza mi opiekowanie się ojcem. Ja… - Jeff bierze głęboki wdech. - Po prostu potrzebuję przerwy, okej? Gardło mam ściśnięte, więc jedynie kiwam głową. Później gaszę papierosa i w końcu znajduję głos. - Muszę jeszcze wymienić reflektor. Lepiej już wrócę do pracy. Wchodzimy do środka, Jeff na chwilę zaszywa się w biurze, a ja wracam do buicka. Piętnaście minut później odwieszam kombinezon i krzyczę do Jeffa, że wychodzę, po czym praktycznie biegnę do mojego samochodu. Mam nadzieję, że brat nie zauważył, że nie poszedłem przywitać się z ojcem.
Rozdział 9 Logan
Wieczorem jedyne, na co mam ochotę, to walnąć się na kanapie i obejrzeć pierwszy mecz tego sezonu. Nie obchodzi mnie nawet, że nie grają dzisiaj niedźwiedzie z Bostonu - obejrzałbym każdy mecz, bo nic tak nie podnosi adrenaliny jak playoffy w hokeju. Jednak Dean ma inne plany. Czeka na mnie na korytarzu, gdy po prysznicu wychodzę z łazienki i wzdycha, zniecierpliwiony. - Jezu Chryste, stary, coś ty tam robił? Goliłeś nogi? Trzynastolatki biorą krótsze prysznice, niż ty. Patrzę na niego beznamiętnie. - Byłem tam dosłownie pięć minut. - Omijam go i idę do sypialni, a on za mną. Nie ma to jak prywatność. Staje w drzwiach i krzyżuje ramiona. - Ubieraj się. Idziemy do kina i nie chcę przegapić zwiastunów. Gapię się na niego. - Zapraszasz mnie na randkę? Pokazuje mi środkowy palec. - Chciałbyś. - Nie, to ty byś chciał, skoro proponujesz. - Wyciągam z szuflady bokserki i rzucam Deanowi znaczące spojrzenie. - Mógłbyś? - Serio? W szatni widziałem twojego fiuta setki razy. Nie wydziwiaj, tylko się ubieraj, bo się spóźnimy. - Odejdź, Dean. Dzisiaj oglądam mecz. - No weź. Przecież ty nawet nie lubisz Detroit. A dzisiaj bilety są za połowę ceny. Czekałem cały tydzień, żebyśmy mogli obejrzeć ten film.
Tłumaczenie Rylee
Unoszę brwi, oniemiały, bo on nie może mówić poważnie. - Ty dupku. Jesteś obrzydliwie bogaty. Jeżeli ktokolwiek miałby płacić całą cenę za bilet, to ty. - Chciałem być miły, jełopie. Czekałem na promocję, żeby ciebie było stać. - A później posyła mi ten swój uśmiech. Wiecie który. Laski zrzucają majtki i tak dalej. - Nie uśmiechaj się tak do mnie. To mnie przeraża. Ale wyraz jego twarzy w ogóle się nie zmienia. - Nie przestanę, póki się nie zgodzisz pójść ze mną do kina jako moja randka. - Jesteś najbardziej upierdliwą osobą, jaką… Jego uśmiech się poszerza. Ale to jeszcze nic. On do mnie mruga. Dziesięć minut później jesteśmy już za drzwiami. *** Kino w Hastings ma jedynie trzy sale i gra tylko jedną premierę w tygodniu, co naprawdę zawęża pole wyboru. Na szczęście film z Jasonem Stathamem, który tak bardzo chce zobaczy Dean znajduje się w repertuarze. Dean jest wielkim fanem Stathama. Gdyby ktoś mi powiedział, że widział go stojącego przed lustrem i mówiącego z brytyjskim akcentem któryś z tekstów z „Transportera”, kupiłbym to od razu. Nadal nie jestem w nastroju na film, ale po tym, jak Dean namówił mnie na wyjście, zdałem sobie sprawę, że to wcale nie jest taki kiepski pomysł. W środy wieczorem, po pracy, przeważnie przychodzi Hannah, więc mam nadzieję, że ona i Garrett będą już spali, gdy wrócę do domu. I tak, jestem żałosnym kretynem - znam jej grafik. Ale z drugiej strony, ostatnio nie myślałem o niej tak obsesyjnie jak zwykle. Osobą, która zmonopolizowała mój umysł nie jest Hannah, lecz Grace.
No bo… Chryste, co to był za oral. Gdy tego samego dnia wieczorem waliłem sobie konia myślałem jedynie o jej gładkich udach i ciepłej, ciasnej… - Logan. Hej. Mrugam, zdezorientowany, widząc stojącą przede mną Grace. W pierwszych chwili przychodzi mi do głowy, że mój świński umysł płata mi figle i zmaterializował obiekt moich fantazji, ale nie. Ona naprawdę tu jest. - Hej - odpowiadam. Uśmiecha się, chowając kosmyk włosów za ucho. Ma na sobie obcisły sweterek, czarne spodnie, rozpiętą niebieską kurtkę i wygląda jakby wyszła z katalogu Abercrombie & Fitch. I strasznie podoba mi się ten jej zwyczajny-alegorący styl. Słyszę cichy pisk i zauważam, że ktoś obok niej stoi - biuściasta brunetka w skórzanej, brązowej spódnicy i czerwonym topie. I gapi się na mnie z szeroko otwartymi ustami. Nagle ktoś klepie mnie w plecy. - Stary… - mówi Dean z irytacją. - Trzymaj się planu. Ty - bilety, ja popcorn. Wciskam mu do ręki dwadzieścia dolców. - Zmiana planu. Wezmę przekąski. Ty idź po bilety. Dean przewraca oczami, co sprawia, że przez chwilę jego wzrok zatrzymuje się na biuście koleżanki Grace, a później rusza w kierunku kasy. - Na jaki film przyszłyście? - pytam Grace. Uśmiecha się szeroko. - A jak myślisz? - odpowiada wesoło, po czym pokazuje mi bilety, na których dostrzegam tytuł tego samego filmu, który my chcemy obejrzeć. No tak. Zapomniałem jak wielką wielbicielką filmów akcji jest Grace. - My też przyszliśmy na ten film. Powinniśmy usiąść razem - proponuję. Jej przyjaciółka wydaje z siebie kolejny piskliwy dźwięk. Grace wskazuje na nią.
Tłumaczenie Rylee
- To jest Ramona. Ramona, to Logan. Brunetka powoli mierzy mnie wzrokiem. - Wiem, kto to jest. Och, cholera. Widziałem wcześniej to spojrzenie. Wiele, wiele razy na twarzach wielu, wielu kobiet. Jakby wyobrażała sobie mnie nago, głęboko wewnątrz niej. Ale w ogóle nie jestem zainteresowany spełnieniem tej fantazji. Mój umysł jest zupełnie gdzie indziej. Choć nadal blisko. Skupia się na Grace. Na tym, jak jej oczy zaszkliły się, gdy mój język po raz pierwszy dotknął jej łechtaczki. I na tych gardłowych dźwiękach, które wydawała podczas orgazmu. I… - Dzisiaj są urodziny Grace - oznajmia nagle jej przyjaciółka. Grace odwraca wzrok, zakłopotana. - Ramona… - Och, serio? - uśmiecham się do niej. - Wszystkiego najlepszego, piękna. - Dzięki - wysuwa dolną wargę. - Mam dziewiętnaście lat. Łał. Brawo dla mnie. Śmieję się cicho. - Rozumiem, że nie przepadasz za urodzinami? - Ani trochę. Już moja mama o to zadbała. Jej przyjaciółka nagle parska śmiechem. - Grace, pamiętasz ten festiwal? Gdy twoja mama weszła na scenę między zmianą kapel i wyrapowała ci wszystkiego najlepszego? - Pytasz, czy pamiętam dzień, w którym postanowiłam, że muszę uwolnić się od moich rodziców? - odpowiada Grace. - Jakby to było dzisiaj. Brunetka rzuca mi konspiracyjne spojrzenie. - Chciałam zaprosić kilka osób do akademika i zrobić jej imprezę urodzinową, ale Grace zagroziła, że obetnie mi obie ręce i mnie nimi nakarmi, jeżeli to zrobię. Więc poszłyśmy na kompromis i wybrałyśmy kino.
Przerywa nam Dean, który marszczy brwi, widząc moje puste dłonie i wzdycha: - Na miłość boską, czy ja wszystko muszę robić sam? - A następnie, jakby nagle uświadomił sobie, że jest w towarzystwie dwóch bardzo ładnych dziewczyn, błyska uśmiechem i dodaje: - To przedstawisz mnie, czy nie? - To jest Grace i… - Cholera. Nie mogę sobie przypomnieć jej imienia. - Ramona - podsuwa dziewczyna, uśmiechając się do Deana olśniewająco. Ramona może pożerać go wzrokiem ile chce, ale w momencie, gdy Dean dowie się, że ona jest na pierwszym roku, zacznie omijać ją szerokim łukiem. Pomimo całego swojego dziwkarskiego podejścia do życia, facet ma taką zasadę - nie zabawia się z tak młodymi dziewczynami. I tak do końca mu się nie dziwię, biorąc pod uwagę pewien incydent, który miał miejsce na początku tego semestru. Po tym, jak przespał się z jedną studentką z pierwszego roku, dziewczyna uznała, że jest szaleńczo w nim zakochana. Zaczęła pojawiać się w naszym domu o każdej porze dnia i nocy, raz ubrana, raz nie, ale zawsze z listami miłosnymi i - co jest moim ulubionym hiciorem - oprawionym w ramkę zdjęciem, na którym była ubrana w hokejową kurtkę Deana. Czasami, gdy zasypiam, nadal słyszę Deeeaaaaan pod naszymi oknami. Cała nasza czwórka zatrzymuje się przy stanowisku z przekąskami, by Dean mógł kupić popcorn i kilka minut później wchodzimy do ciemnej sali kinowej, orientując się, że seans już się zaczął. Sala jest pełna. Większe prawdopodobieństwo, że zjawi się tu sam Jason Statham, aby życzyć nam miłego seansu, niż, że znajdziemy cztery miejsca obok siebie. Ale widzę za to kilka podwójnych. Dziewczyny stoją przed nami, więc przysuwam się do Deana i pytam cicho: - Miałbyś coś przeciwko, gdybyśmy się rozdzielili? Chciałbym usiąść z Grace.
Tłumaczenie Rylee
Jego spojrzenie ląduje na niezaprzeczalnie świetnym tyłku Ramony. - Jakoś to przeżyję. Gdy sugeruję to dziewczynom, obie kiwają głowami na zgodę. Ramona natychmiast owija się wokół ramienia Deana i szepcze mu coś do ucha, na co on zaczyna chichotać i po chwili idą szukać wolnych miejsc. Grace i ja robimy to samo. Znajdujemy dwa puste siedzenia mniej więcej w połowie sali, przy samym przejściu, i po tym, jak siadamy, Grace pochyla się do mnie i pyta: - Jesteś pewien, że twój przyjaciel nie będzie miał nic przeciwko siedzeniu razem z Ramoną? Bo ona raczej nie da mu oglądać w spokoju. - Jej usta są tak blisko, że niemal muskają moje ucho. I pachnie niesamowicie. Nie mam pojęcia co to za zapach, coś kwiatowego i bardzo dziewczęcego. Pasuje do niej. - Nie martw się, Dean da sobie radę - odpowiadam, uśmiechając się szeroko. Nagle zaczyna się kolejny zwiastun i przykuwa uwagę Grace. Na ekranie pojawiają się wybuchające budynki, ścigające się samochody, wielkie spluwy, źli faceci i cała ta reszta, a ona patrzy jak zaczarowana. Tak bardzo chcę ją teraz pocałować. Jej miłość do filmów akcji podnieca mnie jak cholera. Zanim uświadamiam sobie co robię, biorę ją za rękę i splatam nasze palce. W pierwszej chwili wzdryga się, zaskoczona, ale później posyła mi mały uśmiech i z powrotem skupia uwagę na ekranie. Kompletnie nie mogę jej rozgryźć. Jest słodka i miła, ale wbrew pozorom wcale nie naiwna. Roztacza wokół siebie aurę niewinności, ale jednocześnie sprawia wrażenie osoby niesłychanie ostrożnej i zdystansowanej. Nie zasypuje mnie pytaniami, w ogóle ze mną nie flirtuje. Cholera, ona nawet nie wspomniała nic o hokeju, a to zawsze jest pierwszą rzeczą, którą robią laski, gdy ze mną rozmawiają.
To, jak mało o niej wiem, wydaje się niemal szalone, biorąc pod uwagę, że dwa dni temu miałem twarz między jej nogami i - cholera, teraz znowu o tym myślę. Wspaniale. I tym oto sposobem mam wzwód monstrualnej wielkości. Wiercę się na fotelu, walcząc z pokusą włożenia ręki w spodnie, w celu dokonania tam jakiejś dyskretnej zmiany ekspozycji. Albo włożenia ręki w jej spodnie, w celu podarowania jej urodzinowego prezentu. Ale nie robię żadnej z tych rzeczy. Odgłosy chrupania i szeleszczenia przypominają mi, że nie jesteśmy sami. Staram się skupić na filmie, ale po dziesięciu minutach mój wzwód jak stał, tak stoi. Jak długo może trwać erekcja, zanim zacznie się odchodzić od zmysłów? Trzy godziny? Cztery? Ten film chyba nie będzie trwał aż tak długo, prawda? Boże, mam nadzieję, że nie.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 10 Grace
Po raz pierwszy nie jestem zła na Ramonę, że przekonała mnie do wyjścia z domu w moje urodziny. Chciałam uniknąć jakiejkolwiek fety i po prostu zostać w akademiku, ale ona pomachała mi przed nosem Jasonem Stathamem jak małą brytyjską marchewką, a przyjaźnimy się z Ramoną na tyle długo, że zna wszystkie moje słabości. I wykorzystuje tę wiedzę bez najmniejszych skrupułów. Ale tym razem jestem jej wdzięczna, inaczej nie siedziałabym teraz w kinie razem z Loganem. A jeżeli już o tym mowa, zupełnie nie wiem, co mam o nim myśleć. Po tym, jak pierwszym razem wyszedł z mojego akademika, nie zrobił na mnie najlepszego pierwszego wrażenia, ale za to drugie wrażenie było wręcz orgazmicznie spektakularne. Myślę więc, że stosunek plusów i minusów sprawia, że w ogólnym rozrachunku ma czystą kartę. I dość szybko łapie kolejnego plusa, gdy gdzieś w połowie filmu kładzie dłoń na moim policzku i zaczyna mnie całować. I to nie jest żaden tam szybki buziak. Ani też delikatny i czuły. To gorący, namiętny i głęboki pocałunek, który sprawia, że moje serce wali szybciej i mocniej, niż ogłuszające eksplozje na ekranie. Zatracam się w nim całkowicie, nie tyle w pocałunku, co w nim, w uwodzicielskim rytmie jego języka i ciepłej dłoni pieszczącej mój kark. Nagle słyszę chichot chłopaka siedzącego po mojej drugiej stronie i uzmysławiam sobie, gdzie jesteśmy. Odsuwam się od Logana i dostrzegam, że jego ciężkie spojrzenie skupione jest na moich mokrych i spuchniętych ustach.
Pochyla się do mojego ucha. - W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo byś się przejęła, gdyby umknęło ci kilka minut filmu? Myślę nad tym chwilę. - Dwa? - Dzięki Bogu. Logan chwyta mnie za rękę i stawia na nogi. Ponieważ nasze miejsca znajdują się przy przejściu, oszczędzamy sobie przeciskania się i przepraszania, czego tak bardzo nienawidzi każdy, kto chodzi do kina. Nadal trzymając się za ręce, zbiegamy ostrożnie ze schodów. Po drodze dostrzegam Ramonę i Deana, ale są skupieni na filmie i nie zauważają naszej ucieczki. - Dokąd idziemy? - pytam szeptem. W odpowiedzi otrzymuję jedynie psotny uśmiech. Później prowadzi mnie w dół ciemnego korytarza i gdy już myślę, że za chwilę wyjdziemy na główny hol, pociąga mnie w bok i otwiera niewielkie drzwi, o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia. Jesteśmy w jakimś małym pomieszczeniu, chyba w schowku. Jest zupełnie ciemno i cuchnie detergentami, ale nagle potężne ciało Logana znajduje się tuż przy mnie i wszystko co czuję, to on. Sapię zaskoczona, gdy jego usta odnajdują moje, bo nie zauważyłam, że nadchodzą. W zasadzie, to nic nie widzę. Ale jestem pewna jak cholera, że czuję wszystko. Jego twarde mięśnie klatki piersiowej, uwodzicielski ruch języka, gdy wsuwa go i wysuwa z moich ust, czy jego dłonie błądzące po moim ciele. Gdy zarzucam mu ręce na szyję i chętnie poddaję się temu pocałunkowi, Logan popycha mnie na ścianę i wsuwa udo między moje nogi. Ten nieoczekiwany kontakt natychmiast wywołuje u mnie uderzenie podniecenia, które przetacza się przez całe moje ciało.
Tłumaczenie Rylee
A on całuje mnie, jakby nie mógł się mną nasycić, ssąc mój język, jakby był z cukierków. - Boże, chciałbym się teraz z tobą pieprzyć - warczy w moją szyję, zanim przesuwa po niej zębami, by za chwilę złagodzić językiem ból wywołany ugryzieniem. Nie zdawałam sobie sprawy, że moja szyja posiada tak wiele wrażliwych zakończeń nerwowych. Płonę, a każdy centymetr mojej skóry pali w oczekiwaniu na jego usta. Moja łechtaczka pęcznieje, boli niemal nieznośnie, a napięcie budujące się między moimi nogami rośnie i zmusza mnie do bezwstydnego ocierania się o udo Logana, szukając ulgi. Nigdy nie robiłam czegoś takiego publicznie i świadomość, że w każdej chwili ktoś może tu wejść i nas przyłapać, jest tak podniecająca, że moje biodra poruszają się szybciej, pragnąc jeszcze większego tarcia. - O cholera, nie przestawaj, kochanie - mruczy. - Ocieraj się o mnie swoją cipką. O. Boże. Świntuszenie jest czymś… innym. I ekscytującym. Jestem tak podniecona, że nie potrafię sformułować żadnej spójnej myśli. Po chwili usta Logana wracają do moich. Od razu wsuwa mi język i zaczyna naśladować nim ruchy swoich bioder. Cholera. Gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi, że będę w kinowym schowku uprawiała seks na sucho z Johnem Loganem, chyba zabiłabym go śmiechem. Ale ja naprawdę tu jestem, z nim, i jest kurewsko zajebiście. Moja łechtaczka pulsuje za każdym razem, gdy jego twarda erekcja się o nią ociera i albo całkowicie błędnie interpretuję, co czuję, albo… naprawdę za chwilę w ten sposób dojdę. W ubraniu, bez żadnego innego kontaktu za wyjątkiem jego twardego ciała i… O Boże. Tak, dochodzę.
Moje usta opuszcza rozpaczliwy skowyt, ale natychmiast zostaje wchłonięty przez kolejny gorący pocałunek Logana, którego biodra zaczynają poruszać się szybciej i mocniej, aż wybuch rozkoszy wstrząsa moim ciałem, przetaczając impuls czystej przyjemności wzdłuż mojego kręgosłupa. Logan wtula twarz w zagłębienie mojej szyi i warczy nisko, dysząc ciężko przy mojej skórze i drżąc na całym ciele. - Cholera. To było zajebiście gorące - mruczy kilka sekund później. Nadal ciasno obejmuje mnie ramionami, trzymając przy swojej silnej klatce piersiowej, podczas gdy oboje odzyskujemy powoli oddech, a walenie naszych serc stopniowo się uspokaja. W końcu mnie uwalnia i robi krok do tyłu. Moje oczy zdążyły już się przyzwyczaić do ciemności, więc widzę, jak urywa kawałek ręcznika papierowego, rozpina spodnie, wyciera się, po czym wyrzuca go do kosza stojącego przy drzwiach. Później wraca do mnie i przysuwa usta do mojego ucha. - Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. Zaczynam się śmiać. Nie wiem dlaczego. Po prostu cała ta akcja wydaje mi się teraz tak surrealistyczna, że nagle zaczynam trząść się z rozbawienia, a on razem ze mną. - Dziękuję - odpowiadam, nie mogąc przestać się śmiać. W końcu Logan ucisza mnie pocałunkiem, przelotnym, ale tyle wystarcza. A później bierze mnie za rękę i kieruję w stronę drzwi. Uchyla je, zerka, czy ktoś jest na korytarzu, a później się cofa i otwiera je szeroko, kłaniając mi się szarmancko. - Ty przodem, piękna. Och, cholera. Moje serce. Zmieniło stan skupienia ze stałego w płynny. W ciepłą, lepką papkę w mojej klatce piersiowej. I nagle już wiem, co o nim myślę. Myślę, że mogę się w nim zakochać. Mocno.
Tłumaczenie Rylee
Logan Następnego popołudnia siedzę w salonie i gram z Tuckerem w niezwykle zaciętą rozgrywkę Ice Pro. W pewnym momencie wchodzi Dean, bez koszuli i boso, po czym siada na fotelu obok naszej kanapy i zwraca się do mnie: - Słuchaj, muszę z tobą pogadać o tej lasce z pierwszego roku. - O jakiej lasce? - Tucker nie odrywa wzroku od ekranu, ale słyszę ciekawość w jego głosie. W moim słychać to samo. - Masz na myśli Grace? - mówię z roztargnieniem. Mój zespół dosłownie miażdży drużynę Tucka, ponieważ ten idiota nie chce grać żadnym innym zespołem niż Dallas, a Dallas to cioty. - Tak, mam na myśli Grace. Chyba że jest jakaś inna laska z pierwszego roku, którą zaprosiłeś do kina, a później przez cały czas ssałeś jej twarz? - Jego pytanie ocieka sarkazmem. Wciskam pauzę i biorę łyka coli. Tak, coli. Nadal staram się nie pić i nie imprezować. Cóż, jutro mam pierwszy egzamin i wolałbym nie być na kacu. - Nie zaprosiłem jej do kina - odpowiadam. - Wpadliśmy na siebie przypadkiem, pamiętasz? - Och, oczywiście że pamiętam. Tę część ze ssaniem twarzy też pamiętam. Serio. Za każdym razem, gdy się obróciłem, zastanawiałem się, czy jeszcze tam będziecie, czy obsługa już was wyrzuciła. Większość pornoli zaczyna się bardziej subtelnie niż to, co wy tam wyprawialiście. Dobrze, że mu nie powiedziałem, co robiliśmy w schowku. Pewnie miałby z nas ubaw przez cały dzień. - Czekaj, chodzisz z laską z pierwszego roku? - Wyraz twarzy Tuckera jest nieczytelny, ale jestem pewien, że słyszę ulgę w jego głosie. - Niee, nie chodzę z nią.
- To dobrze - oznajmia Dean, kiwając energicznie głową. - Te młode laski to jedynie pasmo dramatów. Tucker szczerzy się do niego szeroko. - Dramatów? Czyżbyśmy mówili o Bethany? To nie był dramat, stary. To był stalking. - Raczej wrzód na dupie - mamrocze Dean. - A tak na marginesie, dzięki za przypomnienie, palancie. Teraz będę miał koszmary w nocy. Przewracam oczami. - Bez obaw, Dean, Grace taka nie jest. Z nią nie ma żadnych dramatów. Co jest jednym z powodów, dlaczego lubię spędzać z nią czas. Grace jest najmniej skomplikowaną dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem. Ponadto, gdy z nią jestem, w ogóle nie myślę o Hannah, co… Więc wykorzystujesz ją, aby nie myśleć o Hannah? To niespodziewane oskarżenie przelatuje mi przez głowę niczym cała drużyna hokeja podczas ofensywy. Oczywiście, że jej nie wykorzystuję. Czy wykorzystuję? Nie. To chore. Ja naprawdę ją lubię, a wszystkie te rzeczy, które z nią robię, po prostu kurewsko uwielbiam. Ale… jakoś tak wyszło, że stała się świetnym odwróceniem uwagi od całej tej gównianej sprawy z Hannah. Świetnym odwróceniem uwagi? Jezu Chryste. Jestem totalnym kutasem. Gdy uświadamiam sobie, co tak naprawdę robię, zalewa mnie poczucie winy. I w tej chwili zdaję sobie sprawę, że nie mogę się już z nią więcej spotykać. Nie, kiedy jakaś część mnie postrzega ją jako metodę na wyleczenie się z innej laski. Nie, kiedy nadal czuję ten okropny uścisk w żołądku, gdy widzę Garretta i Hannah razem. Nie, gdy nadal borykam się z zazdrością, gniewem i wstrętem do samego siebie. To nie powinno tak wyglądać. Najpierw
Tłumaczenie Rylee
powinienem pogodzić się z tym, że nigdy nie będę z Hannah, a dopiero później spróbować z kimś innym. Wcześniej wysłałem jej numer telefonu i planowałem umówić się z nią na jutrzejszy wieczór, ale nie ma, kurwa, mowy, abym teraz mógł to zrobić. Mogłem być dupkiem nieumyślnie ją wykorzystując, ale na pewno nie będę tego robił świadomie. To nie jest w stosunku do niej uczciwe. - Nie ma z nią dramatów? - powtarza Dean, wybijając mnie z moich myśli. - Nie chcę rozwiewać twoich złudzeń, ale machina już ruszyła. To właśnie chciałem tobie powiedzieć. Marszczę brwi. - O czym ty mówisz? - Znasz Piper? Tucker prycha. - Wszyscy znają Piper. Nagle moje ramiona sztywnieją, bo jeżeli w to, co chce mi powiedzieć Dean, zamieszana jest Piper, to nie będzie to nic dobrego. Piper jest największym hokejowym króliczkiem w historii Briar. Jest też gorąca jak cholera, dlatego połowa mojej drużyny z nią spała. Co, tak na marginesie, jest osiągnięciem, z którego jest niesłychanie dumna i obnosi się z tym nieustanie. Jednak z tym akurat nie mam problemu. Gdy słyszę, że ktoś nazywa ją dziwką od razu sprowadzam go do parteru, no bo… serio? Większość facetów, których znam, miało z nią swoje pięć minut i im jakoś nikt tego nie wypomina. Więc nie, nie mam zamiaru potępiać Piper za jej bogate życie seksualne. Ale fakt, że jest totalną suką, to zupełnie inna sprawa. - Byłem wcześniej u Niko i powiedział mi, że Piper opowiada pewne rzeczy o tej twojej lasce. Zaciskam szczękę. - Mów dalej.
- Wychodzi na to, że siostra Piper przyjaźni się z Grace i najwidoczniej Grace powiedziała jej, że czasami lubicie się trochę zabawić. Chyba, nie wiem. Z tym, że z jakiegoś powodu, młodsza siostrzyczka twierdzi, że Grace kłamie? - To jest stwierdzenie, czy pytanie? - I to i to? Nie wiem. Staram się jedynie zrozumieć zawiłości funkcjonowania kobiecego umysłu. - Daremny trud - kwituje Tuck z powagą. Dean parska. - Wiem jedynie, że Piper rozpowiada wszędzie, że jakaś żałosna studentka pierwszego roku zmyśla, że z tobą kręci. A ja wiem, jak jest, bo widziałem was wczoraj, więc ci mówię. - W kinie było pełno ludzi. Jeżeli ty nas widziałeś, jestem pewien, że inni również. - Tak, na pewno ludzie was widzieli. - Więc dlaczego ktokolwiek w ogóle wierzy w te brednie Piper? Dean wzrusza ramionami. - Ona ma dar przekonywania. Mówi z taką pewnością, że ludzie od razu to kupują. - Wzdycha. - Tak czy inaczej, powinieneś wiedzieć, że Piper jest znowu sobą. Niko mówił, że wróciła na Twittera. I wypisuje różne, mało przyjemne rzeczy o Grace. Co? Chwytam telefon leżący na stoliku i uruchamiam Twittera. - Jakie rzeczy? - Nie mam pojęcia. Ale jestem pewien, że się dowiesz, jak wejdziesz na jej konto. Szybko wpisuję nazwisko Piper w wyszukiwarce, wchodzę na jej profil i przeglądam pierwsze kilkanaście tweetów. Już pierwszy budzi mój gniew, a każdy kolejny jedynie dolewa oliwy do ognia, aż w końcu pękam i zrywam się na równe nogi przepełniony dziką wściekłością. O nie, do cholery.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 11 Grace
Miałaś kiedyś jeden z tych niepokojących snów, w których idziesz korytarzem swojej szkoły, lub stajesz przed tłumem na mównicy i nagle uświadamiasz sobie, że jesteś naga i wszyscy się na ciebie gapią? Ja właśnie jestem w samym środku tego snu. Tylko, że to nie jest sen. I jasne, jestem ubrana, ale pomimo licznych zapewnień Ramony, że nikt na mnie nie patrzy, wiem, że sobie tego nie wyobraziłam. Widzę ciekawskie spojrzenia i głupie uśmieszki innych studentów. Przeklęta Maya Stevens. Ta suka doprowadziła do czegoś niemożliwego sprawiła, że boję się wejść do Carver Hall - mojego ulubionego miejsca w całym kampusie. W pewnym sensie jestem nawet pod wrażeniem. Bo to naprawdę niesłychane, jak ograniczając się do zaledwie stu czterdziestu znaków, siostrze Mayi udało się stworzyć piękną opowieść o naiwnej, użalającej się nad sobą bohaterce, którą nieodwzajemnione uczucie do pewnego hokeisty popchnęło do wymyślenia wielkiego romansu, przepełnionego żarem, chucią i niekończącym się pożądaniem. Innymi słowy, Piper nazwała mnie pieprzoną kłamczuchą. - To takie upokarzające - mamroczę pod nosem, bawiąc się kawałkiem kurczaka na moim talerzu. - Możemy już stąd iść? - Nie. - Ramona wysuwa wojowniczo podbródek. - Musisz pokazać ludziom, że nie obchodzi się, co gada Piper. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Mój umysł wie, że nie powinnam się przejmować jakimiś debilnymi wpisami na Twitterze, ale mój żołądek
najwyraźniej nie podziela tego zdania i skręca się jak precel za każdym razem, gdy #GraceKłamie przelatuje mi przed oczami. Co jest nie tak z tymi ludźmi? To irytujące, jak łatwo przyznają sobie prawo do wygłaszania krzywdzących opinii, mając gdzieś uczucia osoby, którą w ten sposób ranią. W zasadzie, wiesz co? Nie jestem nawet wkurzona na te wszystkie plotkary. Jestem wkurzona na tego, kto wynalazł internet i wręczył dupkom na całym świecie platformę, na której bez ograniczeń mogą pluć jadem. Pieprzony internet. Ramona uznaje moje milczenie za zaproszenie do kontynuowania. - Piper to suka, okej? Wiesz jaka ona jest zaborcza, jeżeli chodzi o hokeistów. Zachowuje się, jakby oni wszyscy należeli do niej. A tak naprawdę zżera ją zazdrość, że zwrócił na ciebie uwagę jeden z najbardziej pożądanych zawodników, którego, tak na marginesie - Ramona obniża głos do konspiracyjnego szeptu - Piper próbuje zaciągnąć do łóżka od czasu, gdy tylko pojawiła się w Briar, a on ją olewa. Słodki Jezu. Teraz my plotkujemy o Piper? Czy na tym uniwersytecie są w ogóle jacykolwiek dorośli ludzie? - Możemy o niej nie rozmawiać? - zaciskam zęby, przez co ciężko mi pogryźć makaron, który właśnie wsadziłam sobie do ust. - Dobrze - wzdycha. - Ale wiedz, że jestem w tym razem z tobą, kochana. Nikt nie ma prawa gadać głupot o mojej najlepszej przyjaciółce. Mam na końcu języka wytknięcie jej, że Piper o niczym by nie gadała, gdyby ktoś nie podsunął Mayi, że to wszystko zmyśliłam. Ale i bez kłótni z Ramoną, czuję się wystarczająco gównianie, więc nie poruszam tej kwestii. - Jeżeli chcesz, możemy dla odmiany porozmawiać o moim cierpieniu mówi ponuro. - Dean nawet nie poprosił mnie o numer telefonu… - Ramona milknie, słysząc kroki za naszymi plecami. Każdy mięsień w moim ciele się napina, gdy się odwracam i zauważam, że to Jess. Cudownie.
Tłumaczenie Rylee
No to rozpoczynamy kolejną rundę moich tortur. - Hej - wita się uprzejmie, niemal z sympatią. - Tak mi przykro z powodu tych bredni na Twitterze. Maya nie powinna o niczym mówić swojej siostrze. To taka plotkara. Gdybym miała przy sobie słownik, otworzyłabym go na literze H, podsunęła Jess pod nos i kazała na głos przeczytać definicję słowa HIPOKRYTA. Na szczęście, zanim wygłaszam jakąś nieprzemyślaną, sukowatą ripostę, zaczyna dzwonić mój telefon, oznajmiając nadejście wiadomości. Gdy na wyświetlaczu pojawia się imię Logana, moje serce robi mimowolne salto. Jakaś część mnie ma ochotę pokazać wszystkim w stołówce mój telefon, aby udowodnić im, że wbrew temu, co twierdzi Piper, ja sobie tego nie wymyśliłam, ale w przeciwieństwie do pewnych osób, nie potrzebuję słownika, by wiedzieć co oznacza termin daremny trud. Wiadomość od Logana jest krótka. On: Gdzie jesz obiad? Odpisuję od razu. Ja: W stołówce. On: W której? Ja: W Carver. Nie dostaję odpowiedzi. W takim razie… cóż. Nie mam pojęcia, o co chodziło w tej rozmowie, ale jego milczenie nie ma zbyt dobrego wpływu na moją mocno nadszarpniętą już pewność siebie. Wczoraj wieczorem dał mi swój numer, ale od tamtej pory nie zadzwonił, ani nie napisał, żeby się umówić, choć miałam cichą nadzieję, że to zrobi. A gdy się w końcu odzywa, rozmyśla się jeszcze szybciej, niż Piper rozsiewa plotki.
Z przerażeniem orientuję się, że jestem bliska łez. A nawet nie jestem pewna, kto jest ich powodem. Logan? Piper? Ramona? Ja? Ale to nie ma znaczenia. Nie będę płakać na samym środku stołówki. Nie dam nikomu tej satysfakcji. Dopiero co przyszłam, nie mogę teraz wyjść w pośpiechu. Dziewczyny z sąsiedniego stolika nie przestają szeptać i gapić się na mnie odkąd tylko tu usiadłam. Nie słyszę o czym rozmawiają, ale w chwili, gdy spoglądam w ich stronę, one szybko odwracają wzrok, więc nie mam złudzeń co do tematu ich rozmów. Zignoruj je. Mimo że mój apetyt zniknął wraz z poczuciem własnej wartości, zmuszam się do jedzenia. Każdy kolejny kęs jest trudniejszy do przełknięcia, ale koncentruję się na udawaniu, że obchodzi mnie temat, na który zeszła rozmowa Ramony i Jess i który, na szczęście, nie dotyczy już mnie. Piętnaści minut. Tyle udało mi się przetrwać, ale już więcej nie mogę. Oczy mnie bolą, od ciągłego mrugania, by odgonić łzy. I właśnie w chwili, gdy mam zamiar odsunąć krzesło i wymigać się od dalszych męczarni, kłamiąc, że muszę się uczyć i wrócić do akademika, obie moje koleżanki milkną. Jess dosłownie urywa w połowie zdania. Mam wrażenie, że cała stołówka zamiera wraz z nimi. Marszcząc brwi, odwracam się, by podążyć za spojrzeniem Ramony i Jess i dostrzegam stojącego za mną Logana. - Hej - mówi zwyczajnie. Jestem tak zaskoczona jego widokiem, że wszystko, co mogę zrobić, to gapić się na niego, oniemiała. Gdy tak stoi nade mną, wydaje się jeszcze większy, niż zwykle. Hokejowa kurtka Briar opina jego szerokie ramiona, włosy ma rozwiane, a policzki zaczerwienione z wysiłku, jakby biegł. Nasze spojrzenia krzyżują się dosłownie na sekundę, zanim robi ostatnią rzecz, jakiej się spodziewam. Pochyla się i mnie całuje.
Tłumaczenie Rylee
W usta. Namiętnie. Na samym środku stołówki. Gdy po dłuższej chwili kończy pocałunek, zauważam, że Jess i Ramona siedzą z szeroko rozdziawionymi ustami. Podobnie jak dziewczyny z sąsiedniego stolika. Chcę pławić się w blasku zwycięstwa, ale wtedy Logan błyska tym swoim psotnym uśmiechem i zapominam o bożym świecie. - Jesteś gotowa? Nie mieliśmy żadnych planów. On o tym wie, ja o tym wiem, ale nie mam zamiaru pozwolić, aby to grono wtajemniczonych się powiększyło. Więc podchwycam jego grę i odpowiadam: - Tak, możemy już iść. - Zaczynam wstawać. - Muszę tylko odnieść tacę. - Nie rób sobie kłopotu. Ja się tym zajmę. - Zabiera mi tacę, mówiąc: Miło cię znowu widzieć, Ramona. - Pozostawia kolejny pocałunek na moich ustach, zanim odchodzi niespiesznym krokiem w kierunku lady. Każda kobieta w tym pomieszczeniu, w tym także ja, podziwia jak jego czarne bojówki opinają ten niesamowicie zgrabny tyłek. Po chwili otrząsam się z transu i zwracam się do koleżanek, które nadal wyglądają na dość oszołomione. - Przepraszam, muszę już iść. Mam plany na dzisiaj. Logan wraca chwilę później. Przyklejam na twarz najjaśniejszy uśmiech na jaki mnie stać, a on bierze mnie za rękę i wyprowadza ze stołówki. W momencie, gdy wsiadam do jego samochodu i zajmuję miejsce pasażera, tama, o której utrzymanie walczyłam cały dzień, niespodziewanie pęka. Gdy tylko zaczynają lecieć mi łzy, wycieram je szybko rękawem, aby Logan nie zauważył. Ale już jest za późno.
- Hej, nie płacz. - Sięga do schowka przede mną i wyciąga opakowanie chusteczek. Cholera. Nie mogę uwierzyć, że przy nim ryczę. Podciągam nosem, biorąc od niego chusteczki. - Dziękuję. - Spoko. - Nie, nie tylko za chusteczki. Dziękuję, że się zjawiłeś i mnie uratowałeś. Ten dzień był straszny - wyznaję cicho. Logan wzdycha. - Czyli widziałaś wpisy na Twitterze. Moje zażenowanie potęguje się pięciokrotnie. - Chciałabym, abyś wiedział, że to nieprawda. Nie rozpowiadam o nas na lewo i prawo. Powiedziałam jedynie Ramonie. Uśmiecha się pocieszająco. - Nie martw się. Nie uważam cię za typ hokejowego króliczka. Śmieję się przez łzy, słysząc to określenie. - A co to za typ? - Zalicz hokeistę i się tym chwal. - Nie wiedziałam, że taki istnieje. - Wierz mi, istnieje. - Jego głos łagodnieje. - I chciałbym, abyś wiedziała, że ta laska, która rozdmuchała to na Twitterze, to największy hokejowy króliczek znany ludzkości. I nadal jest na mnie wściekła, za to, że w zeszłym roku jej odmówiłem. Unoszę brwi. Widziałam siostrę Mayi, jest piękna, więc nie rozumiem. - Dlaczego? - pytam, zaciekawiona. - Ponieważ jest strasznie nachalna i irytująca. - Przekręca kluczyk w stacyjce i zerka na mnie z ukosa. - Chcesz, żebym odwiózł cię do akademika? Bo najpierw chciałbym cię gdzieś zabrać, jeśli jesteś zainteresowana. Tym wzbudza moją ciekawość.
Tłumaczenie Rylee
- Gdzie? Posyła mi przebiegły uśmieszek. - To niespodzianka. - Miła? - A są jakieś inne? - Ee… no tak. Przychodzi mi do głowy jakieś sto. - Wymień choć jedną - wyzywa mnie. - Okej. Znajoma umawia mnie na randkę w ciemno i później okazuje się, że przy stoliku siedzi Ted Bundy. Logan unosi brew. - Bundy to twoja odpowiedź na wszystko, co? - Na to wygląda. - No dobra. Więc obiecuję, że to będzie miła niespodzianka. A w najgorszym wypadku neutralna. - W porządku. W takim razie zaskocz mnie. Logan wyjeżdża z parkingu i kieruje się na drogę prowadzącą poza kampus. Zaczyna już zmierzchać. Wyglądam przez okno, patrząc na drzewa i wzdycham głęboko. - Dlaczego ludzie czasami są takimi dupkami? - Bo tacy są - odpowiada prosto. - I szczerze mówiąc, nie warto się tym przejmować. Jeśli chcesz mojej rady, nie marnuj czasu na analizowanie głupich czynów głupich ludzi. - Ciężko się nie przejmować, gdy ktoś niszczy moje dobre imię. Ale wiem, że Logan ma rację. Po co tracić energię na takie idiotki jak Piper Stevens? Za jakiś czas nie będę pamiętała nawet jej imienia. - Poważnie. Grace, nie martw się tym. Wiesz jak to mówią - hejterzy będą hejtować, a suki będą sukami. Śmieję się. - To chyba będzie moje nowe motto.
- I dobrze. Mijamy błękitny znak „Witamy w Hastings!” i ponownie wyglądam przez okno. - Wychowałam się dosłownie za rogiem - mówię. - Jesteś z Hastings? - brzmi na zaskoczonego. - Tak. Mój ojciec wykłada na Briar od dwudziestu lat. Spędziłam tutaj całe moje życie. Myślałam, że Logan pojedzie do centrum, ale on wjeżdża na autostradę i kieruje się w stronę kolejnego miasta - Munsen. Gdy tylko sobie to uświadamiam, doznaję dość osobliwego uczucia. Bo to naprawdę dziwne, że takie spokojne i fajne miasteczko jak Hastings znajduje się w takiej samej odległości od jednego z najlepszych uniwersytetów w kraju, co Munsen - miejsce, które mój ojciec, człowiek, który nie przeklina, jeśli nie jest do tego zmuszony, nazywa kiblem okolicznych wioch. Munsen to sypiące się budynki, kilka niewielkich galerii handlowych i nędznie wyglądające domki parterowe z zaniedbanymi trawnikami. Nie mam pojęcia jak nazywa się niewielki sklep spożywczy, który właśnie mijamy, ponieważ w neonowym szyldzie z jego nazwą nigdy nie świeciło się dość liter, by ułożyć z tego jakieś sensownie brzmiące słowo. Jedyny budynek, który nie jest zrujnowany, to niewielki murowany kościół z wielkimi napisem, głoszącym: „Bóg karze grzeszników”. Mieszkańcy Munsen naprawdę wiedzą, jak przywitać przyjezdnych. - A ja wychowałem się tutaj - oznajmia ponuro Logan. Obracam się do niego. - Naprawdę? Nie wiedziałam, że ty też jesteś miejscowym. - Taak. - Rzuca mi smętne spojrzenie, zanim ponownie skupia się na drodze. - Nie ma za bardzo na co patrzeć, co? A w świetle dziennym wszystko wygląda jeszcze gorzej.
Tłumaczenie Rylee
Podskakujemy, gdy samochód przejeżdża po wyjątkowo głębokiej dziurze. Logan zwalnia, wskazując ręką budynek za moim oknem. - Na tamtej ulicy jest warsztat mojego taty. Jest mechanikiem. Uśmiecham się. - Pewnie wiele cię nauczył o samochodach. - Tak. - Z dumą wskazuje deskę rozdzielczą. - Słyszysz, jak seksownie mruczy ta dziecinka? Zeszłego lata zrobiłem jej tuning silnika. To naprawdę robi na mnie wrażenie. I strasznie nakręca, no bo serio, czy może być coś bardziej podniecającego od faceta, który pracuje rękoma? Nie, inaczej, który wie, jak pracować rękoma? Gdy przejeżdżamy przez niewielkie osiedle zaczynam się denerwować. On chce mnie zabrać do swojego domu rodzinnego? Bo raczej nie jestem gotowa na coś takiego, ani… Nie, na szczęście nie. Skręcamy w kolejną uliczkę i po pięciu minutach wyjeżdżamy z miasteczka. A po kolejnych kilkunastu docieramy do dużej polany, na której, w oddali majaczy olbrzymia wieża ciśnień. Jej biała, żelazna konstrukcja na tle ciemnego, spowitego mrokiem krajobrazu, wydaje się świecić niczym latarnia morska. Logan zatrzymuje się jakieś pięćdziesiąt metrów od wieży, a mój puls przyspiesza, gdy zdaję sobie sprawę, że to właśnie jest cel naszej małej wycieczki. Gdy spoglądam w górę na żelazną drabinkę, która zaczyna się u podstawy wieży i ciągnie tak wysoko, że nie widzę gdzie się kończy, ręce zaczynają mi się trząść. - Idziemy na górę? - wyduszam z siebie. - Bo jeżeli tak, to nie, dziękuję. Mam lęk wysokości. - Och, cholera. Zapomniałem. - Milczy przez chwilę, przygryzając wargę, po czym spogląda na mnie z powagą. - Postarasz się zwalczyć ten lęk dla mnie? Obiecuję, że warto.
Patrzę na drabinę i czuję, że cały kolor odpływa mi z twarzy. - Eee… - Chodź - namawia. - Pójdziesz pierwsza. Ja zostanę na dole i złapię cię, gdybyś spadła. Słowo skauta. - Gdybym spadła? - piszczę. - Ja nawet nie brałam tego pod uwagę. A teraz biorę. Boże, co, jeśli spadnę? Logan śmieje się miękko. - Nie spadniesz. Ale, jak mówiłem, na wszelki wypadek będę cię ubezpieczał i złapię cię, jeśli będziesz miała spaść - zapewnia, a następnie unosi zgięte ramiona, niczym kulturysta, który właśnie zdobył największe trofeum. Widzisz te cudeńka? Naprawdę uważasz, że nie jestem w stanie złapać tych twoich czterdziestu kilogramów? Unoszę brew. - Pięćdziesięciu pięciu. - Ha. Tyle to wyciskam we śnie. Przenoszę spojrzenie na drabinę. Niektóre szczeble są pokryte rdzą, ale gdy podchodzę bliżej i zaciskam wokół jednego pięść, wydaje się dość wytrzymały. Biorę uspokajający oddech. Okej. To wieża ciśnień, nie Empire State Building. I miałam skończyć z moim asekuracyjnym podejściem do życia i zacząć z niego korzystać. - Dobra - oznajmiam. - Ale, jak Bóg mi świadkiem, jeśli spadnę, a ty mnie nie złapiesz, i jakimś cudem przeżyję i będę miała sprawną chociaż jedną kończynę, zatłukę cię na śmierć. Kąciki jego ust drgają w powstrzymywanym uśmiechu. - Umowa stoi. Biorę kolejny niepewny oddech i zaczynam się wspinać. Jedna stopa za drugą. Jedna za drugą. Mogę to zrobić. To tylko malusia wieżyczka z malusim zbiornikiem z wodą. To nic takiego, jedynie…
Tłumaczenie Rylee
Zupełnie nie myśląc nad tym co robię, spoglądam w dół. I od razu robi mi się słabo. Jestem w połowie drogi, a Logan, tak jak obiecał, czeka cierpliwie na dole. Blask księżyca podkreśla zachętę lśniącą w jego oczach. - Świetnie ci idzie, Grace. Nie zatrzymuj się. Więc wspinam się dalej. Jedna stopa za drugą, jedna za drugą. Gdy opadam na platformę czuję tak wielką ulgę, że mam ochotę się rozpłakać. Nie zdawałam sobie sprawy, jaka byłam spięta. Ale teraz… Jasna cholera. Nadal żyję. - W porządku? - krzyczy z ziemi Logan. - Tak - odpowiadam. W przeciwieństwie do mnie, Logan wchodzi po drabinie w kilka sekund. Dołącza do mnie na platformie, a później bierze za rękę i prowadzi dalej, gdzie metalowa konstrukcja rozszerza się, zapewniając miłe i bezpieczne miejsce do stania. Ale najwyraźniej nie dla Logana, bo on siada, opuszczając nogi, by zwisały mu te ileśdziesiąt metrów nad ziemią i uśmiecha się do mnie, wyraźnie oczekując, że zrobię to samo. - Ej, no weź. Za daleko doszłaś, aby teraz się wycofać. Ignorując rewelacje w moim żołądku, ostrożnie i powoli siadam obok niego w identycznej pozycji. Gdy obejmuje mnie ramieniem, natychmiast wtulam się bokiem w jego ciało, z całych sił starając się nie patrzeć w dół. Czy w górę. Czy gdziekolwiek, jeśli już o to chodzi. - Wszystko okej? - Aha. Tak długo, jak nie odrywam wzroku od rąk i nie myślę o tym, że jestem trzydzieści metrów od śmierci. - Ta wieża nie ma trzydziestu metrów wysokości. - Cóż, jest na tyle wysoka, aby moja głowa przy zderzeniu z ziemią rozbiła się jak arbuz.
- Jezu. Ale ty jesteś romantyczna. Gapię się na niego. - To ma być twoim zdaniem romantyczne? Czekaj. To jakiś fetysz? Kręcą cię dziewczyny wymiotujące na ciebie ze strachu? Logan wybucha śmiechem. - Nie zwymiotujesz. Przestań, nie jest tak źle - przekonuje, ale zauważam, że mocniej mnie do siebie przytula. Ciepło jego ciała jest miłym odwróceniem uwagi, więc skupiam się na nim. Co to za zapach? Płyn po goleniu? Jakieś perfumy? A może jego naturalny zapach. Jeśli to ostatnie, to matko jedyna, powinni to butelkować i sprzedawać pod nazwą „Orgazm”. - Widzisz ten staw, o tam? - pyta. - Nie. Szturcha mnie łokciem. - Otwórz oczy, to zdecydowanie poprawia ostrość widzenia. No dalej, popatrz. Uchylam jedną powiekę i biegnę wzrokiem w kierunku, który wskazuje jego palec. - To jest staw? - Marszczę brwi. - Wygląda jak bagno. - Tak, na wiosnę robi się mętny i tak właśnie wygląda. Ale latem naprawdę jest tam woda. A zimą, gdy zamarza, wszyscy przyjeżdżają tu pojeździć na łyżwach. - Milknie na chwilę. - Gdy byłem dzieckiem przychodziłem tam z przyjaciółmi pograć w hokeja. - To bezpieczne? - Tak, ten staw jest dość płytki, szybko zamarza. Jak żyję, lód nigdy się pod nikim nie załamał. - Znowu milknie, tym razem na dłużej, a gdy w końcu się odzywa, słyszę napięcie w jego głosie: - Uwielbiałem tu przychodzić. Gdy byłem dzieckiem ten staw wydawał mi się ogromny. Jakbym jeździł po oceanie.
Tłumaczenie Rylee
A później dorosłem i zdałem sobie sprawę, jak tak naprawdę jest mały. Mogłem go przejechać wzdłuż w pięć sekund. Zmierzyłem. - Gdy jest się dzieckiem zawsze wszystko wydaje się wielkie. - Tak, to prawda. - Odchyla się trochę, by zobaczyć moją twarz. - A ty miałaś w Hastings jakieś swoje miejsce, do którego uciekałaś, gdy byłaś młodsza? - Pewnie. Znasz ten park za rynkiem? Ten z taką małą altaną? Przytakuje. - Przesiadywałam w tym parku bez przerwy. Uwielbiałam tam czytać, czy po prostu rozmawiać z ludźmi, którzy się tam kręcili. - Jedyni ludzie, jakich kiedykolwiek tam widziałem, to staruszkowie z domu seniora za rogiem. Śmieję się. - Tak, większość ludzi, których tam poznałam było po sześćdziesiątce. Opowiadali świetne historie o tym jak to było za ich czasów. Wiele się od nich nauczyłam. - Przygryzam wewnętrzną stronę policzka. - Ale opowiadali też smutne
historie.
Najczęściej
dotyczyły
członków
rodzin,
którzy
nie
przyjeżdżają, aby ich odwiedzić. - To naprawdę dołujące. - Tak - przyznaję cicho. Logan wypuszcza urywany oddech. - Ja będę jednym z nich. Marszczę brwi. - Masz na myśli, że twoja rodzina nie będzie ciebie odwiedzać? Nie wierzę. - Nie, to ja będę tym, który nie będzie odwiedzał - odpowiada napiętym głosem. - Cóż, no może nie do końca. Na pewno będę odwiedzał moją mamę i będę się starał robić to jak najczęściej. Ale gdy tata będzie w domu prawdopodobnie nie przejdę nawet przez próg.
Zalewa mnie fala smutku. - Nie dogadujecie się? - Nie bardzo. On woli skrzynkę piwa, lub butelkę whiskey ode mnie. Serce mi się ściska. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, w której nie byłabym blisko z rodzicami. Chociaż oboje są zupełnie różni, z jednym i z drugim mam bardzo silną więź. To cholernie smutne, że są na tym świecie dzieci, które nie mają wsparcia w swoich rodzicach. Logan znowu pogrąża się w myślach, a ja nie naciskam. Jeżeli będzie chciał powiedzieć mi więcej, to powie. Ale chcę przerwać tę ciszę i odciągnąć jego myśli od smutków, więc zmieniam temat i mówię coś o sobie: - Mimo wszystko lubiłam rozmawiać z tymi staruszkami. Nie przeszkadzało mi, że te pogawędki często schodziły na przykre tematy. Tak naprawdę, to oni tego właśnie potrzebowali. Kogoś, kto by ich wysłuchał. Wzdycham cicho. - To właśnie wtedy zdecydowałam, że chcę zostać terapeutką. Zdałam sobie sprawę, że słyszę więcej niż to, co ludzie mówią. Mam do nich cierpliwość, jestem wyrozumiała i ich nie oceniam. - Studiujesz psychologię? - Będę. Nie wybrałam jeszcze kierunku, bo nie byłam pewna, czy wolę psychologię, czy psychiatrię. Ale już wiem. Psychologia daje mi więcej możliwości. Mogę zostać terapeutką, pracownikiem socjalnym, doradcą zawodowym. I naprawdę pomagać ludziom, a nie tylko wypisywać recepty. Opieram głowę na jego ramieniu i wpatruję się w światła małego miasteczka, które rozciąga się za wieżą. Logan ma rację, w Munsen nie ma czego podziwiać. Więc skupiam się na stawie daleko w dole i wyobrażam sobie Logana jako małego chłopca. Jego łyżwy śmigają po lodzie, niebieskie oczy błyszczą ekscytacją i niezachwianą wiarą w to, że ten staw jest tak duży, jak ocean. Że świat jest ogromny, a przyszłość świetlana i pełna nieograniczonych możliwości.
Tłumaczenie Rylee
Jego głos przerywa ciszę: - Więc mówisz, że jesteś dobra w rozszyfrowywaniu ludzi, tak? - Choć to pytanie brzmi jak przekomarzanie, słyszę powagę w jego głosie. - To co powiesz o mnie? Uśmiecham się. - Ciebie jeszcze jakoś nie rozgryzłam. Jego ochrypły śmiech ogrzewa mój policzek. - Nie martw się, ja sam siebie tak do końca nie rozumiem.
Rozdział 12 Grace
- Pewność siebie - oznajmia Ramona. Patrzę na nią sceptycznie, gdy wciąga na uda czarne pończochy. Zapytałam ją przed chwilą, co jej zdaniem najbardziej podnieca facetów i jestem zaskoczona jej odpowiedzią. Spodziewałam się czegoś bardziej… fizycznego. - Naprawdę? - O tak - kiwa głową. - Mężczyźni lubią kobiety, które czują się pewnie ze swoją seksualnością i nie boją się tego okazywać. Nie zaszkodzi też czasem przejąć dowodzenie i zrobić pierwszy krok. - Jestem w tym do kitu - przyznaję markotnie. Ramona podchodzi do szafy, grzebie w niej przez chwilę, a następnie pochyla się i wyciąga z niej czarne obcasy. - Słuchaj, lubisz go, tak? - Tak. - Chcesz uprawiać z nim seks? Waham się. Naprawdę tego chcę? To nie tak, że jestem dziewicą, bo czekam z tym do ślubu, czy na miłość swojego życia. Wiem, że seks to ogromny kamień milowy dla większości dziewczyn, ale ja nie jestem jedną z nich. Nie uważam, aby utrata dziewictwa była najważniejszą rzeczą, jakiej dokonam w życiu. Nie chcę robić z tego wielkiego halo. Chcę jedynie w końcu trochę zaszaleć. Tak, Logan strasznie mnie pociąga i jeżeli będziemy uprawiali seks, to super. Jeśli nie, to też w porządku. Po naszym wypadzie na wieżę ciśnień,
Tłumaczenie Rylee
rozmowie i wszystkim, co wydarzyło się tamtego dnia, bardziej jestem zainteresowana spotykaniem się z nim, niż rozebraniem dla niego. Ale rozebranie się - całkowite, lub przynajmniej częściowe zdecydowanie biorę pod uwagę jako opcja na dzisiejszy wieczór. Napisałam do niego godzinę temu, pytając, czy do mnie wpadnie, a Ramona już się szykuje, aby zostawić mi wolny pokój. Pomimo że ma kaca po wczorajszym, zgodziła się wyjść i nie wrócić przed północą. Jest dopiero siódma, co oznacza, że będziemy mieli z Loganem dużo czasu na uprawienie seksu. Lub nie uprawianie seksu. Zostawię to losowi. Co ma być, to będzie. - Grace? - Ramona wyrywa mnie z zamyślenia. - Tak, myślę, że chcę się z nim przespać. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila. - W takim razie musisz coś zrobić, aby wyróżnić się z tłumu. Unoszę brwi. - Co masz konkretnie na myśli? - Och, daj spokój. Czy ty masz pojęcie z iloma dziewczynami on spał? Z całym pieprzonym haremem. No i to w końcu John Logan, na pewno wie, jak się zabrać do rzeczy. Słyszałaś co o nim mówią. To Bóg seksu. Chyba nie chcesz być kolejną laską, która leżała pod nim jak kłoda i na którą nigdy już więcej nie spojrzy? Musisz być pewna siebie, seksowna i aktywna. Pokaż mu, że trafił na kogoś równego sobie. Co z tego, że nie masz doświadczenia? To wcale nie znaczy, że on musi grać pierwsze skrzypce. Przygryzam wargę. Nie jestem ani pewna siebie, ani seksowa. Albo inaczej, być może jestem, ale takie zachowanie nie jest w moim stylu. Zawsze czułam się bardziej komfortowo, gdy to facet przejmował inicjatywę. - Och, i jeszcze musisz mu pokazać, że nie masz żadnych zahamowań. Że jesteś gotowa na wszystko. Wymyka mi się nerwowy śmiech. - A jak niby mam to pokazać?
- Nie wiem. Wsadź mu palec w tyłek, gdy będziesz robiła mu laskę. Szczęka mi opada. - Co? - pytam z niedowierzaniem. Ramona posyła mi znaczący uśmieszek. - Boże, nie dość że dziewica, to jeszcze pruderyjna, co? Nie masz pojęcia jak bardzo facetów nakręca masaż prostaty. Gdybyś wsadziła mu palec, doszedłby jak jeszcze nigdy w życiu. - Nie mam zamiaru niczego mu wsadzać - mówię sztywno. Gapimy się na siebie przez chwilę, a później wybuchamy śmiechem. Dobrze jest znowu się z nią śmiać. Ostatnio bardzo mi tego brakowało. Już nawet nie mam jej za złe całej tej akcji z Piper. Wiem, że Ramona ma wady, ale kto ich nie ma? Przyjaźnimy się od trzynastu lat, nie tak łatwo przekreślić taki szmat czasu, zwłaszcza przez jakieś tam dziecinne gadanie. - Dobra, nie, to nie - odzywa się po chwili. - Ale mówiłam serio o tej pewności siebie. Zobaczysz, doprowadzisz go do szaleństwa. - Zobaczę co da się zrobić - zapewniam. Ramona mruży powieki, lustrując mój strój od góry do dołu. - Przebierzesz się zanim on tu przyjdzie, prawda? Spoglądam na moje obcisłe jeansy i skąpy biały top. - A co jest nie tak z moim strojem? Nie, lepiej nie mów, nie chcę wiedzieć. Jest mi wygodnie i nie mam zamiaru tego zmieniać dla chłopaka. - No dobra, ale ściągnij stanik. - Ramona macha wymownie brwiami. Gdy tylko zobaczy twoje sutki przez koszulkę od razu będzie gotowy do akcji. Śmieję się. - Wezmę to pod uwagę. Ramona całuje mnie w policzek na pożegnanie, po czym piszczy: - O mój Boże, nie mogę uwierzyć, że dzisiaj wieczorem po raz pierwszy będziesz uprawiała seks. - Jeśli się okaże, że to ten moment - przypominam jej.
Tłumaczenie Rylee
- Słonko, to John Logan - mówi z uśmiechem. - Z tym facetem każdy moment jest odpowiedni.
Logan
Wpadniesz dzisiaj? Patrzę na wiadomość od Grace od chwili, gdy wyszedłem spod prysznica. Czyli od trzydziestu ośmiu minut. Nie, teraz już od trzydziestu dziewięciu. Powinienem odpisać. Nie rozmawiałem z nią od czwartku. Prawda, nie jest to jakaś nieprzyzwoita ilość czasu, biorąc pod uwagę, że jest sobota, a na wczoraj miała zaplanowaną kolację z ojcem. Więc z technicznego punktu widzenia unikam jej dopiero od jednego dnia. Ale ona o tym nie wie. No bo skąd? Więc teraz mam trzy opcje. Opcja numer 1: Zignorowanie zaproszenia. Jeśli napisze ponownie, tę wiadomość też zignorować. I ignorować ją do czasu, aż zda sobie sprawę, że nie jestem zainteresowany. Co jest wierutnym kłamstwem, bo jestem zainteresowany. Bardzo. Lubię spędzać z nią czas i gdyby nie ta cała sprawa z Hannah, na pewno widywałbym się z nią dalej. Chryste, nie powinienem zabierać ją w środę na wieżę ciśnień. To nie w porządku, że tak ją zwodzę. A to prowadzi mnie do opcji numer 2: Odpisać, że nie przyjdę i że nie chcę się z nią już spotykać, bo… (tu wstawić obojętnie jaką wymówkę). Tylko że… cóż, próbowałem już napisać taką wiadomość i nie mogłem.
Więc zostaje mi opcja numer 3: Pójść do niej i porozmawiać z nią osobiście. To dojrzałe podejście do sprawy i zdecydowanie powinienem załatwić to w ten sposób. Ale myśl, że mogę ją w jakimś stopniu skrzywdzić, lub rozczarować, sprawia, że robi mi się niedobrze. Cholera. Nie chcę tego robić. Ale czas być mężczyzną. Po naszym wieczorze na wieży ciśnień, Grace zasługuje na wiele więcej, niż spławienie przez smsa. Tłumiąc westchnięcie, ściągam ręcznik, który miałem na sobie od… teraz już czterdziestu dwóch minut. Wyciągam z szuflady czyste bokserki, jeansy i sweter, który dostałem od mamy na święta. Zazwyczaj ubieram się bardziej swobodnie, ale ten sweter był pierwszą rzeczą, jaka wpadła mi w ręce, a za bardzo się spieszę, aby zastanawiać się nad tym, co na siebie założyć. Chwytam telefon, leżący na łóżku i odpisuję Grace: Ja: Kiedy? Ona: Teraz, jeśli chcesz. Na końcu dała uśmiechniętą buźkę. Cholera. Ja: Już jadę. Dziesięć minut później gaszę silnik na parkingu przy jej akademiku. Gdy docieram do drzwi jej pokoju, zaczynam się wahać. Głównie ze względu na nerwy. Biorę głęboki oddech. Cholera. Przecież to nie tak, że z nią zrywam, czy coś. My nawet nie jesteśmy parą. Chcę jedynie dać jej znać, że teraz nie jest odpowiedni moment na kontynuowanie naszej znajomości. Że potrzebuję czasu. To nie będzie koniec na zawsze. To tylko koniec na teraz. Koniec na teraz? Ja pierdolę. Jak poetycko. Na pewno ją tym powalę. Pukam, uzbrojony w moją jakże imponującą mowę pożegnalną, ale gdy drzwi się otwierają nie mam nawet okazji otworzyć ust. A w zasadzie nie.
Tłumaczenie Rylee
Dokładniej rzecz ujmując nie mam okazji nic powiedzieć. Bo usta musiałem jednak otworzyć, inaczej jakby znalazł się w nich język Grace? Ten pocałunek jest zupełnie niespodziewany i gorętszy niż wszystko, czego do tej pory doświadczyłem. Grace zarzuca mi ręce na szyję i wciąga do swojej pogrążonej w ciemności sypialni, a zanim jestem w stanie zorientować się, co się dzieje jestem uwięziony między drzwiami, a jej ciepłym, miękkim ciałem. Całuje mnie, aż nie jestem w stanie jasno myśleć, a później odrywa się od moich ust i mówi bez tchu: - Myślałam o tym przez cały dzień. - I znowu przysuwa do mnie usta. Cholera. Nie pozwól jej znowu się pocałować. Nie pozwól… Mój język splata się z jej w kolejnym gorącym pojedynku. Do diabła. Kładę dłonie na jej biodrach, aby delikatnie ją od siebie odepchnąć, ale moje ręce zupełnie mnie nie słuchają. Zsuwają się niżej na jej jędrny tyłek, aby przycisnąć ją bliżej, nie odsunąć. Nie odrywając ode mnie ust, chwyta rąbek mojego swetra i zaczyna unosić go do góry. Jakimś cudem udaje mi się znaleźć w sobie siłę, aby przerwać pocałunek. - Co robisz? - pytam ochryple. - Rozbieram cię. O cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Pozwalam jej ściągnąć sweter, ale jedynie dlatego, że zdążyła unieść go na tyle wysoko, że zakrywał mi usta, a są mi potrzebne, aby mówić. Aby kazać jej przestać. Natychmiast. Ale wtedy ona dotyka mojej nagiej klatki piersiowej i mój mózg doznaje pomroczności jasnej. Gładzi delikatnie mój brzuch, przejeżdżając po nim jedynie opuszkami palców i wydaje przy tym tak seksowny dźwięk, że mój fiut robi się twardy jak skała. A jest jeszcze gorzej, gdy jej palce docierają do mojego rozporka.
- Grace, ja… - zamiast dokończyć, jęczę głośno, bo ja cię pierdolę, ona nie tylko ściąga mi spodnie. Ona przede mną klęka. Nie mam wątpliwości, że właśnie zapewniłem sobie miejsce w piekle. Przyszedłem do niej, aby to zakończyć, a zamiast tego pozwalam jej, aby wzięła mojego kutasa do swoich ciepłych, wilgotnych ust. Niech będzie przeklęty ktokolwiek wynalazł robienie laski. To jest zbyt dobre i robi sieczkę z mózgu. Nie mogę się skupić na niczym innym. Myślę tylko o miękkich ustach Grace, zaciśniętych wokół główki mojego kutasa. O tym, jak jej język przesuwa się wzdłuż całej mojej długości, by wrócić do czubka i zassać go głęboko i mocno. Moja ręka odruchowo zaplątuje się w jej włosach, drżąc, gdy obejmuję tył jej głowy, aby przysunąć ją bliżej. Mruczy, a ten gardłowy dźwięk wibruje wokół mojej erekcji, niczym uwodzicielska obietnica nadchodzącego spełnienia. Chryste. Nie mam pojęcia jak długo to trwa, ale po pewnym czasie jestem ogarnięty nieokiełznaną potrzebą dotknięcia jej. Wszędzie, tak długo, aż będzie odchodzić od zmysłów, tak samo jak ja. Ze zduszonym warknięciem wysuwam się z jej ust i chwytam ją za ramiona, by postawić na nogi. Następnie znowu ją całuję, desperacko zdzierając z niej ubranie, aż jest zupełnie naga. Och, słodki Jezu, ona jest naga. Jak, na miłość boską, mogłem dopuścić, aby w przeciągu pięciu minut ta sytuacja aż do tego stopnia wymknęła mi się spod kontroli? Ale nie mogę, kurwa, przestać. Nie mogę przestać jej całować. Nie mogę przestać dotykać jej piersi. Nie mogę się powstrzymać. Nie odrywając od niej ust kładę ją na łóżku, a później przykrywam ją swoim ciałem. Mój kutas pulsuje, leżąc na jej płaskim brzuchu z podstawą przyciśniętą do jej łechtaczki, podczas gdy całujemy się tak głęboko, jakbyśmy chcieli nawzajem się wchłonąć. Przestań, dupku, zatrzymaj to, słyszę w mojej głowie.
Tłumaczenie Rylee
Ale nie mogę. Za bardzo jej pragnę. Zatrzymaj. To. Tak, ten głos to moje sumienie, które stara się powstrzymać mnie przed poważnym błędem. Dlaczego więc nie potrafię go posłuchać? Dlaczego nie mogę… Grace przerywa pocałunek i spogląda na mnie jasnobrązowymi oczami i nagle cała jej brawura znika. Odważna, seksowna kobieta, która rzuciła się na mnie w drzwiach zostaje zastąpiona nieśmiałą, rumieniącą się dziewczyną, która mówi: - Nigdy wcześniej nie uprawiałam seksu. Boże. Te pięć słów łamie mi serce na pół. Ja pierdolę. Nie ma kurwa mowy, abym jej to zrobił. Zabawianie się z nią, gdy wiem, że po wszystkim to skończę jest karygodne. Ale odebranie jej dziewictwa jest niewybaczalne. Choć w obu przypadkach nadal mam wieczną miejscówkę w piekle. Cisza między nami przeciąga się w nieskończoność, podczas gdy próbuję znaleźć właściwe słowa. A jest to cholernie trudne, biorąc pod uwagę, że oboje jesteśmy nadzy, a mój kutas jest tak twardy, że mógłby przeciąć diament na pół. Grace wypuszcza drżący oddech. - Czy to jakiś problem? Otwieram w końcu usta. I mówię: - Tak. Grace mruga, zaskoczona. - Co? - Mam na myśli… nie. Nie ma nic złego w tym, że jesteś dziewicą. Ale… nie możemy tego zrobić. Zrywam się z łóżka i potykam, jak nowonarodzone źrebię. Naprawdę nogi mi się trzęsą, gdy przeczesuję wzrokiem pokój, szukając spodni.
Czuję, że Grace na mnie patrzy. Wwierca we mnie spojrzenie, próbując zrozumieć moje zachowanie. Unikam patrzenia w jej kierunku, bo wiem, że nadal jest naga, ale nie potrafię się powstrzymać, by na nią nie zerknąć. Jej zbolały wyraz twarzy rozrywa mi klatkę piersiową na kawałki. - Przepraszam - mówię cicho. - Nie mogę tego zrobić. To twój pierwszy raz i zasługujesz na coś - na kogoś - dużo lepszego niż ja. Nie odzywa się, ale nawet w półmroku widzę rumieniec na jej policzkach. I przygryza dolną wargę, jakby starała się nie rozpłakać. Jej przeciągające się milczenie potęguje moje wyrzuty sumienia. - W tej chwili moje życie jest strasznie popieprzone. Świetnie się z tobą bawiłem, ale… - Przełykam z trudem. - Na chwilę obecną nie jestem w stanie zaoferować ci niczego poważnego. Gdy w końcu się odzywa, jej głos jest spięty i zawstydzony: - Nie proszę cię, żebyś się ze mną ożenił, Logan. - Wiem. Ale seks… seks jest czymś poważnym. Zwłaszcza dla dziewicy kontynuuję, czując się jak kompletny dupek: - Nie chcesz tego ze mną, Grace. Wierz mi. Mam mętlik w głowie, masę problemów i wydaje mi się, że chciałem odwrócić swoją uwagę od tego całego gówna, które dzieje się teraz w moim życiu i że chciałem w ten sposób zapomnieć o innej dziewczynie i… - Co? - przerywa mi, w jej glosie słyszę niedowierzanie i ból. - Jesteś zainteresowany inną dziewczyną? - Tak. Nie - poprawiam szybko. - Chyba byłem i może nadal jestem. Nie wiem. Wiem tylko, że przez nią nie mogę pozbierać się do kupy od miesięcy i to byłoby nie fair w stosunku do ciebie… gdybyśmy… to zrobili… kiedy ja… milknę, zbyt zagubiony i skołowany, by mówić dalej. Unikając mojego wzroku, Grace zeskakuje z łóżka i łapie koszulkę leżącą na krześle.
Tłumaczenie Rylee
- Wykorzystywałeś mnie, aby wyleczyć się z innej dziewczyny? - Wkłada koszulkę przez głowę. - Byłam dla ciebie jedynie odwróceniem uwagi od tego, czego tak naprawdę chcesz? - Nie. Przysięgam. Bardzo cię lubię - zapewniam, niemal błagalnym tonem. - Nie miałem zamiaru cię wykorzystywać, nie celowo. Jesteś naprawdę niesamowita, ale ja… - O mój Boże, nie - przerywa mi. - Proszę… po prostu się zamknij, Logan. Wiem jak to idzie dalej… to nie twoja wina, tylko moja. Nie chcę tego słuchać. - Wkłada dłonie we włosy, jej oddech staje się płytki. - O Boże. To był błąd… - Grace… Znowu mi przerywa: - Zrobisz coś dla mnie? Mam tak wielka gulę w gardle, że ciężko mi wykrzesać z siebie głos, ale przytakuję. - Wszystko. - Wyjdź. Nic nie mów, po prostu wyjdź. Nagle z trudem łapię oddech. Wciągam głęboko powietrze, próbując nie zwracać uwagi na palący ból w klatce piersiowej. - Mówię poważnie. Wyjdź. - Rzuca mi twarde spojrzenie. - Naprawdę chcę, żebyś już poszedł. Powinienem coś powiedzieć. Znowu ją przeprosić. Uspokoić. Pocieszyć. Ale czuję, że jedyne, czego ona teraz chce, to porządnie mi przywalić. Poza tym, zdążyła już podejść do drzwi i je otworzyć. Nie patrzy na mnie, po prostu czeka, abym wyszedł. Kurwa. Tak bardzo to schrzaniłem. Aż serce mnie boli. Nie w przenośni, dosłownie czuję tam ból. Zatrzymuję się w progu i znajduję w sobie odwagę, aby spojrzeć jej w oczy. - Przykro mi.
Ostatnią rzeczą, jaką słyszę, gdy wchodzę na korytarz, to huk zatrzaskiwanych za mną drzwi.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 13 Logan
Nigdy nie używałem alkoholu jako znieczulenia. Tak, imprezuję, czasem nawet upijam się do nieprzytomności, ale wbrew temu, co można sobie pomyśleć, alkohol nie jest dla mnie niczym więcej, niż sposobem na dobrą zabawę. Gdy jestem smutny, zdenerwowany, czy zraniony nigdy nie piję. Zbyt bardzo się boję, że pewnego dnia będę polegał na alkoholu za bardzo. Że się uzależnię. A teraz, kurwa, naprawdę muszę się napić. Ale zwalczam pokusę, omijam barek i idę do kuchni. Papierosy. Równie destrukcyjny nałóg, ale w tej chwili wydaje się mniejszym złem. Może nikotyna krążąca w żyłach złagodzi poczucie winy, które osiadło w moim żołądku i z każdą chwilą robi się większe. - Wszystko w porządku? Taki ze mnie wielki i groźny hokeista, że podskakuję na pół metra, słysząc głos Hannah. Obracam się i widzę, że stoi przy zlewie, trzymając w dłoni pustą szklankę.
Byłem
tak
zaaferowany
znalezieniem
remedium
na
moje
samopoczucie, że nie zauważyłem jej od razu. Chryste, ona jest ostatnią osobą, którą chcę teraz oglądać. Tym bardziej, że znowu ma na sobie koszulkę Garretta. - Tak, wszystko w porządku - mówię, ruszając w kierunku drzwi. Zmiana planów. Nie chcę już papierosów. Chcę schować się w mojej sypialni.
- Logan? - Podchodzi do mnie ostrożnie. - Co się stało? - Nic. - Gówno prawda. Widzę, że jesteś przybity. O co chodzi? Wzdrygam się, gdy dotyka mojego ramienia. - Nie chcę o tym rozmawiać, Wellsy. Naprawdę… nie chcę. Przygląda mi się uważnie, wwiercając we mnie swoje zielone spojrzenie. Nie odrywa ode mnie wzroku tak długo, że zaczynam czuć się niepewnie. Robię kolejny krok w stronę drzwi, ale ona jest szybsza i blokuje mi przejście, jęcząc głośno z frustracji. - Wiesz co, Logan? - mówi, rozdrażniona. - Mam już tego dość. Mrugam, zaskoczony. - Czego? Zamiast odpowiedzieć, chwyta mnie za łokieć tak mocno, że to cud, że nie złamała mi ręki, a później ciągnie mnie w stronę stołu, zmuszając, bym usiadł na krześle. Jezu. Jak na kogoś takiego małego, jest zadziwiająco silna. - Hannah… - zaczynam, wiercąc się niespokojnie. - Nie, mam już dość udawania, że nie widzę, co się dzieje - oznajmia, siadając na krześle obok mnie. - Garrett twierdzi, że sobie z tym poradzisz, ale jest coraz gorzej, a ja nie mogę już znieść tej niezręczności, która jest między nami. Wcześniej wychodziłeś razem z nami do Malone’a, czy oglądałeś z nami filmy, a teraz tego nie robisz i naprawdę mi tego brakuje. - Jest taka zdenerwowana, że widzę jak drżą jej ramiona. - Więc oczyśćmy atmosferę, dobrze? Stawmy temu czoła. - Bierze głęboki oddech, a później patrzy mi prosto w oczy i pyta: - Czujesz coś do mnie? O. Cholera. Dlaczego, dlaczego nie poszedłem prosto do mojego pokoju? Zaciskam zęby i wstaję. - Było super, dzięki, a teraz pozwól, że pójdę do mojego pokoju i się zabiję.
Tłumaczenie Rylee
- Siadaj - mówi stanowczo. Waham się. Są chwile, gdy ona jest bardziej przerażająca niż trener Jensen. A to jest właśnie jedna z nich. Sadzam tyłek z powrotem na krzesło i wzdycham, pokonany. - Po co chcesz o tym rozmawiać, Wellsy? Oboje wiemy jaka jest odpowiedź. - Może. Ale i tak chcę to od ciebie usłyszeć. Rozdrażnienie ściska mi gardło. - Dobra. Chcesz to usłyszeć? Tak, czuję coś do ciebie. Na jej twarzy maluje się niedowierzanie, jakby naprawdę się nie spodziewała, że odpowiem. Rezultat? Najdłuższa cisza, jaką kiedykolwiek słyszałem. Taka, która sprawia, że twoje myśli zaczynają podążać w dziwnych kierunkach, aż masz ochotę wziąć linę i powiesić się na najbliższym drzewie, bo im dłużej ona milczy, tym bardziej żałośnie się czuję. Gdy w końcu się odzywa, zakłada mi pętlę na szyję, pytając: - Dlaczego? Marszczę czoło. - Co dlaczego? - Dlaczego żywisz do mnie jakieś uczucia? Skąd to się wzięło, Logan? Jeżeli myśli, że rozwijając to pytanie cokolwiek mi rozjaśniła, to jest w błędzie. Nadal jestem skołowany jak cholera. O co ona właściwie pyta? Jak w ogóle można na coś takiego odpowiedzieć? Hannah potrząsa głową, jakby sama nie wiedziała. - Słuchaj, Logan, widziałam dziewczyny, które przyprowadzasz do domu, czy z którymi flirtujesz na imprezach. To wysokie, szczupłe blondynki, które są wpatrzone w ciebie jak w obrazek, i które non stop ci słodzą. - Prycha. - A ja, pomijając już nawet kwestię wyglądu, bez przerwy cię obrażam.
Nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Lubię jej sarkastyczne poczucie humoru. - Otaczasz się dziewczynami, które nie szukają poważnego związku, chcą się jedynie zabawić. Ja nie jestem taką dziewczyną, Logan. Jestem typem długodystansowca, chcę mieć kogoś na stałe. - Milknie na chwilę. - I nigdy nie odniosłam wrażenia, żebyś chciał związać się z kimś na poważnie. Jej oskarżenie sprawia, że cały się najeżam. - Dlaczego? Bo często widzisz mnie z jakąś laską? - Oburzenie wyostrza mój ton. - Nie przyszło ci do głowy, że jestem sam, bo nigdy nie spotkałem właściwej dziewczyny? Że ja też mogę chcieć się do kogoś przytulić oglądając film? Że też chciałbym mieć kogoś, kto nosiłby moją koszulkę, dopingował mnie podczas meczów, gotował dla mnie kolację, gdy jestem na treningu, czy po prostu spędzał ze mną czas, jak ty z Garrettem i… - ucisza mnie jej wybuch śmiechu.
Mrużę powieki.
- Co cię tak bawi? Słysząc mój ton, momentalnie poważnieje. - Logan… podczas całej tej przemowy, ani razu nie powiedziałeś, że chcesz tego ze mną. Powiedziałeś z kimś. - Uśmiecha się promiennie. - Już rozumiem. Cóż, to chociaż ktoś, bo ja nadal nie mam pojęcia, o czym ona mówi. - Te wszystkie twoje tęskne spojrzenia wcale nie były posyłane w moim kierunku. Tylko w naszym. - Znowu się uśmiecha. - I wszystkie te rzeczy, które wymieniłeś, to rzeczy, które robię z Garrettem. Nie powiedziałeś nawet słowa o mnie, jako o osobie, do której rzekomo coś czujesz. Ty wcale nie chcesz mnie, Logan. Ty chcesz mnie i Garretta. Opada mi szczęka. - Mam nadzieję, że coś źle zrozumiałem i ty właśnie nie zasugerowałaś, że marzy mi się trójkąt z tobą i moim najlepszym przyjacielem. A jeżeli zasugerowałaś, to zapewniam, że tak nie jest.
Tłumaczenie Rylee
- Nie, nie chcesz nas, tylko tego, co mamy. Bliskości drugiej osoby, więzi, wsparcia, tego wszystkiego, co niesie za sobą związek. Zamyka mi tym usta. Czy to możliwe, że ma rację? Szybko przekopuję się przez wspomnienia ostatnich kilku miesięcy, próbując znaleźć takie, w których fantazjowałem o Hannah i jeżeli mam być szczery, niewiele z nich miało podłoże romantyczne, czy nawet seksualne. To znaczy, kilka takich było, jestem w końcu facetem, a ona jest seksowna i dużo kręci się po naszym domu, często niekompletnie ubrana. Działa na wyobraźnię, nie będę zaprzeczał. Fakt, podobała mi się od samego początku, zanim jeszcze związała się z Garrettem, ale czy aż tak? Może to było jedynie fundamentem tego, co później zacząłem źle interpretować? Bo w przeważającej większości moje fantazje dotyczyły czegoś zupełnie innego. Na przykład, gdy widziałem ich przytulających się na kanapie, chciałem być na miejscu Garretta. Ale… czy obok Hannah? Czy po prostu chciałem jedynie robić to, co on? - Słuchaj Logan, lubię cię, naprawdę. Jesteś zabawny, czarujący, uroczy i często wyłazi z ciebie sarkastyczny dupek, co generalnie uwielbiam w facetach. Ale ty nie… - urywa na chwilę, wyraźnie zakłopotana. - Nie sprawiasz, że moje serce bije szybciej. Tak chyba najłatwiej to określić. Albo i nie. Chyba można inaczej. - Wzdycha cicho, a gdy kontynuuje, jej głos jest rozmarzony: - Gdy jestem z Garrettem, wszystko nabiera kolorów. Cały mój świat budzi się do życia. Moje serce jest tak przepełnione emocjami, że mam wrażenie, że wybuchnie. I wiem, że to, co teraz powiem może zabrzmieć trochę obsesyjnie, ale czasami mam wrażenie, że potrzebuję go bardziej, niż powietrza. - Przenosi spojrzenie i teraz patrzy mi prosto w oczy. - Potrzebujesz mnie bardziej niż powietrza, Logan? Przełykam z trudem, ale nie odpowiadam.
- Jestem ostatnią osobą, o której myślisz, gdy zasypiasz i pierwszą, gdy się budzisz? Nadal milczę. - Jestem, Logan? - naciska. - Nie - przyznaję cicho. - Nie jesteś. Jasna cholera. Ona może mieć rację. Przez cały ten czas miałem poczucie winy, że pragnąłem dziewczyny mojego najlepszego kumpla, a w rzeczywistości chciałem jedynie takiego związku jaki oni mają. Kogoś, z kim spędzałbym czas. Kogoś, kto podniecałby mnie jak nikt inny i kogoś, kto wywoływał by mój uśmiech. Kogoś, dzięki komu byłbym… szczęśliwy. Kogoś takiego jak Grace? Kurwa. Tak, kogoś takiego jak Grace. Kogoś dokładnie takiego jak Grace. Jej. Razem z Tedem Bundym, opanowaną osobowością i nieopanowanym słowotokiem. O ironio. Zakończyłem coś, co mogło przerodzić się w poważny związek, tłumacząc, że nie jestem na niego gotowy, a tak naprawdę byłem. Od dawna. - Cholera. Spieprzyłem koncertowo - jęczę cicho, trąc oczy. - Nie, Logan, między nami wszystko w porządku. Naprawdę. - Nie, nie chodzi mi o nas. Zerwałem dzisiaj z naprawdę świetną dziewczyną, bo miałem zbyt wielki mętlik w głowie z twojego powodu i nie chciałem być w stosunku do niej nie fair. - Och, cholera. - Hannah patrzy na mnie ze współczuciem. - Nie możesz do niej pójść, albo zadzwonić i jeszcze raz z nią porozmawiać? Opieram łokcie na stole i wplatam palce we włosy. - Ona wykopała mnie za drzwi - wyznaję cicho. – Nie otworzy mi ich ponownie. I nie odbierze, jeśli zadzwonię. Nie ma takiej opcji.
Tłumaczenie Rylee
Przerywa nam głos Garretta dobiegający z korytarza. - Wellsy, na miłość boską, jak długo można napełniać szklankę wody? Mam ci pokazać jak się obsługuje kran? Bo jeśli tak, to nie myśl, że wyjdziesz z tej lekcji sucho… - milknie, gdy tylko mnie zauważa. - Och, cześć, stary. Nie wiedziałem, że jesteś w domu. Wstaję szybko, ale moje zachowanie wcale nie łagodzi podejrzliwości widocznej w jego spojrzeniu. Jezu, on myśli, że między mną, a Hannah do czegoś doszło? Czy on naprawdę sądzi, że kiedykolwiek byłbym w stanie wykonać jakiś ruch, żeby mu ją odbić? Sam fakt, że w ogóle się nad tym zastanawiam, świadczy o tym jak bardzo nasza przyjaźń ucierpiała przez moje zachowanie, a to sprawia, że czuję się jeszcze bardziej gównianie. Biorę głęboki oddech i podchodzę do niego. - Słuchaj, Garrett. Przepraszam, że ostatnio zachowywałem się jak kutas. Byłem… zdezorientowany. - Zdezorientowany? - powtarza sceptycznie. - Tak. Ale już doszedłem ze sobą do ładu. Szczerze. Garrett przenosi wzrok na Hannah i choć ja jej nie widzę, bo stoi za mną, spojrzenie, którym się wymieniają sprawia, że ramiona Garretta wyraźnie się rozluźniają. - Cóż, dzięki, kurwa Bogu. Bo już poważnie zaczynałem rozważać, czy nie awansować Tucka na mojego najlepszego kumpla. Prycham. - Żartujesz? To byłby duży błąd, G. On jest gównianym skrzydłowym. Widziałeś jego brodę? - Wiem, prawda? I tak po prostu, między nami znowu jest dobrze. Tak to jest między facetami. Wiemy jak zakopywać topór wojenny, nie wylewając przy tym morza łez. Laski powinny się od nas uczyć.
- Dobra, na mnie pora, muszę zadzwonić - oznajmiam. - Branoc, ludziska. Już wychodząc z kuchni, wybieram numer do Grace. Nie chcę pisać smsa, ona musi usłyszeć mój głos. Musi usłyszeć jak bardzo mi przykro. Ale sygnał wybierania powtarza się w nieskończoność, aż w końcu odzywa się poczta głosowa. Gdy dzwonię drugi raz, od razu zostaję przerzucony na pocztę, co oznacza, że prawdopodobnie odrzuciła połączenie. Cholera. Ona nie odbierze. Miażdżące poczucie klęski zmusza mnie do napisania wiadomości z pytaniem, czy możemy porozmawiać. A później zamykam się w sypialni i czekam.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 14 Logan
Jest po północy i nadal nie mam żadnych wieści od Grace. Wysłałem jej już trzy wiadomości, a teraz leżę na łóżku wpatrując się w sufit i dzielnie walczę z pokusą, by wysłać czwartą. Trzy smsy graniczą z desperacją. Cztery są już po prostu żałosne. Kurwa. Ona nie odpisze, człowieku, pogódź się z tym. Chyba będę musiał. Naprawdę to schrzaniłem. I naprawdę na to zasługuję. Ja nie tylko ją odtrąciłem. Nie powstrzymałem jej, gdy chciała zrobić mi laskę, rozebrałem ją i doprowadziłem do tego, że chciała stracić ze mną dziewictwo, a później odrzuciłem jej propozycję, oznajmiając, że jestem zainteresowany kimś innym. Pięknie. Aż dziw, że nic mnie w tej chwili nie boli. No wiesz, że nie zrobiła sobie mojej laleczki voodoo, by wbijać w nią igły. Nagle mój telefon zaczyna wibrować, a ja rzucam się w kierunku nocnego stolika, niczym skoczek olimpijski. Odpisała. Dzięki Bogu. Jednak nie uważa mnie za jakiegoś antychrysta… Ale to nie ona. Wiadomość przyszła z nieznanego numeru i zajmuje mi dobre dziesięć sekund, zanim udaje mi się zrozumieć to, co czytam. Hej, tu Ramona. Właśnie usłyszałam co się stało. Potrzebujesz pocieszenia? Chętnie do ciebie wpadnę. Upuszczam telefon, jakby był rozżarzonym węglem. Jakby samo dotykanie tej komórki mogło mnie czymś zarazić i zmienić w tak godną pogardy osobę, jaka napisała tę wiadomość.
Najlepsza przyjaciółka Grace uderza do mnie? Jakim trzeba być człowiekiem, aby robić coś takiego? Jestem taki wkurwiony, że nie zastanawiam się zbyt wiele, po prostu przesyłam tę wiadomość dalej - do Grace - i dopisuję od siebie, że uważam, że powinna to zobaczyć. To nie jest najlepszy moment, ale im szybciej się o tym dowie, tym lepiej. A później idę za ciosem i wysyłam kolejną wiadomość: Możemy porozmawiać? Ale ona nadal nie odpisuje. Ani teraz, ani do trzeciej w nocy, gdy w końcu zmuszam się do tego, aby wgramolić swój żałosny tyłek pod kołdrę, zamknąć oczy i zapaść w niespokojny sen. Grace Budzę się o piątej trzydzieści. Nie dlatego, że jestem już wyspana, lecz dlatego, że mój zdradziecki umysł zdecydował, że miałam już dość błogiego stanu
nieświadomości
i
najwyższa
pora
ponownie
pogrążyć
się
w
upokarzających wspomnieniach poprzedniej nocy. Wstyd i zażenowanie dopadają mnie od razu, gdy tylko otwieram oczy. Moje ciuchy nadal leżą na podłodze, tam, gdzie Logan je ze mnie zdarł. Nie posprzątałam ich. W ogóle nie miałam do tego głowy. Nie posprzątała ich też Ramona, która wróciła do naszego pokoju trochę po północy. On jest zakochany w kimś innym. To wszystko, co jej powiedziałam, a ona musiała widzieć spustoszenie malujące się na mojej twarzy, bo pierwszy raz w życiu nie próbowała wyciągnąć ze mnie szczegółów. Przytuliła mnie, po czym położyła się do łóżka. Teraz śpi sobie spokojnie z policzkiem przyciśniętym do poduszki. Cóż, przynajmniej jedna z nas będzie jutro wyspana.
Tłumaczenie Rylee
Wbrew mojemu wcześniejszemu postanowieniu zerkam na telefon. Są w nim dwie nowe, nieprzeczytane wiadomości. Co razem daje pięć. Najwyraźniej wyrzuty sumienia potrafią zamienić niektórych facetów w prawdziwe gaduły. Mądra osoba wykasowałaby te wiadomości bez czytania. A później wykasowałaby jego numer. Ale w tej chwili nie czuję się jak mądra osoba. Czuję się jak idiotka. Jak największa kretynka na świecie. Przez to, że w ogóle go do siebie zaprosiłam. Że go pocałowałam. Że pozwoliłam sobie coś do niego poczuć. Że otworzyłam te wiadomości i je przeczytałam. Hej, tu Ramona. Właśnie usłyszałam co się stało. Potrzebujesz pocieszenia? Chętnie do ciebie wpadnę. Mrugam. Raz. Dwa. Trzy. Ale to nic nie daje. Nie zmienia tego, co widzę. Przenoszę wzrok na Ramonę. Nadal jest pogrążona we śnie. Ale to na pewno jest jej numer. Widnieje zaraz obok godziny wysłania wiadomości dokładnie dwadzieścia minut po tym, jak wróciła do domu. Patrzę na nią, czekając na nadejście furii. Na wściekłość wywołaną jej zdradą. Ale nic się nie dzieje. Jestem… zimna. Otępiała. I zmęczona, jakby ktoś nasypał mi piasek do oczu. Palce mi się trzęsą, gdy otwieram kolejną wiadomość. Możemy porozmawiać? Nie, nie możemy. Nie chcę z nikim rozmawiać. Nie z Loganem, a już z całą pewnością nie z Ramoną. Biorę powolny, nierówny oddech. Później wstaję i skradam się po cichu do drzwi. Zakładam wiszący na nich szlafrok, po czym wychodzę na korytarz. Opieram się plecami o ścianę i zsuwam się po niej, podkurczając pod siebie nogi. Kładę telefon na kolanach i patrzę na niego przez chwilę zanim odblokowuję ekran i wchodzę w listę kontaktów.
Jest za wcześnie, aby zadzwonić do taty, ale w Paryżu jest już pora lunchu. Moje odrętwienie nie znika, gdy wybieram numer mamy. Jeśli już, jest jedynie gorzej. W ogóle nie czuję bicia mojego serca. Może nie bije. Może żadna przeklęta część mojego ciała w ogóle nie działa. - Kochanie! - słyszę uradowany głos mojej mamy. - Co robisz na nogach tak wcześnie? Odchrząkuję. - Hej, mamo… ee… mam niedługo zajęcia. - Masz zajęcia w niedzielę? - brzmi na zdezorientowaną. - Och. Nie, nie zajęcia, mam na myśli spotkanie z moją grupą. Zbliża się ostatni egzamin, musimy się przygotować. Cholera. Oczy zaczynają mnie szczypać i wcale nie dlatego, że jestem zmęczona. Wolałam odrętwienie. Nie chcę, naprawdę nie chcę płakać. - Chciałam porozmawiać z tobą o moim przyjeździe. - Biorę głęboki oddech, starając się rozluźnić gardło, by nie brzmieć płaczliwie. - Zmieniłam zdanie. Chcę przylecieć wcześniej. - Naprawdę? - Jest zachwycona. - Super, tak się cieszę! Ale jesteś pewna? Mówiłaś, że możesz mieć jakieś plany z przyjaciółmi. - Plany się zmieniły. Chcę przyjechać wcześniej. Naprawdę. - Mrugam gwałtownie, starając się odgonić łzy. - I im szybciej, tym lepiej.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 15 Grace Maj. Ludzie mówią, że wiosna w Paryżu jest magiczna. Mają rację. To miasto jest moim domem od dwóch tygodni i jakaś część mnie chciałaby zostać tu na zawsze. Mieszkanie mojej mamy znajduje się w starej części Paryża. Okolica jest cudowna - wąskie, kręte uliczki, zabytkowe budynki, świetne sklepy i piekarnie na każdym rogu. Nazywana jest też gejowską dzielnicą Paryża. Naszymi bliskimi sąsiadami są dwie homoseksualne pary, które, odkąd tu jestem, już trzy razy wzięły nas na kolację. W mieszkaniu jest tylko jedna sypialnia, ale kanapa w salonie jest bardzo wygodna. Uwielbiam budzić się rano skąpana w promieniach słońca wpadających przez balkon z widokiem na dziedziniec. Plamy farby na ścianach przypominają mi dzieciństwo, gdy mama godzinami pracowała w swojej pracowni. Z biegiem lat malowała coraz mniej i przyznała się otwarcie, że utrata weny była jednym z powodów dla których rozwiodła się z moim ojcem. Czuła się, jakby straciła cząstkę siebie, bez malowania nie wiedziała już kim jest. A bycie gospodynią domową w niewielkim miasteczku nie było spełnieniem jej marzeń. Kilka miesięcy po tym, jak skończyłam szesnaście lat, zapytała mnie, czy wolę mieć mamę, która będzie blisko, lecz nieszczęśliwa, czy daleko, ale szczęśliwa. Powiedziałam jej, że chcę, aby była szczęśliwa. I jest. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Bez przerwy się śmieje, a dziesiątki pokrytych farbą płócien, zajmujących każdą wolną przestrzeń
pomieszczenia, które zaadaptowała na swoją pracownię, udowadnia, że znowu robi to, co kocha. - Dobry! - Mama wchodzi tanecznym krokiem do salonu i wita się trelem charakterystycznym dla księżniczek z bajek Disney’a. - Dobry - odpowiadam nieprzytomnie. Salon jest dość przestronny dzięki aneksowi kuchennemu, więc widzę każdy ruch mamy, gdy podchodzi do lady i włącza czajnik. - Kawy? - woła. - Tak, poproszę. Siadam powoli i przeciągam się, ziewając, a później sięgam po telefon, aby sprawdzić godzinę. Mama nie ma w domu żadnych zegarków, bo uważa, że ograniczają umysł, ale moje zaburzenia obsesyjno - kompulsywne nie pozwalają mi się zrelaksować, dopóki nie wiem, która jest godzina. Dziewiąta trzydzieści. Nie mam pojęcia, co mama na dzisiaj planuje, ale mam nadzieję, że nie będę musiała zbyt dużo chodzić, bo nogi do teraz mnie bolą po wczorajszym pięciogodzinnym zwiedzaniu Luwru. Mam zamiar odłożyć telefon na stolik, gdy nagle zaczyna dzwonić i widzę imię Ramony na ekranie. W Massachustts jest wpół do czwartej w nocy. Czy ona nie ma nic lepszego do roboty o tej godzinie, niż nękanie mnie? No wiesz, jak na przykład spanie? Zaciskając zęby, rzucam telefon na łóżko i pozwalam mu dzwonić. Mama zerka na mnie zza lady. - Które tym razem? Chłopak, czy najlepsza przyjaciółka? - Ramona - odpowiadam burkliwie. - Która, tak na marginesie, nie jest już moją przyjaciółką, tak samo jak Logan nie jest moim chłopakiem. - A mimo wszystko oboje do ciebie dzwonią i przysyłają smsy, co świadczy o tym, że nadal im na tobie zależy. Cóż. Nie obchodzi mnie to.
Tłumaczenie Rylee
Choć ignorowanie Logana jest dużo łatwiejsze, niż ignorowanie Ramony. Jego znałam zaledwie osiem dni, ją trzynaście lat. I to niemal żałosne w jaki sposób to wszystko się skończyło. Można by pomyśleć, że tak długa przyjaźń powinna zakończyć się z hukiem, ale w naszym przypadku wyglądało to jak kwilenie rannego zwierzęcia. Gdy obudziła się tamtego poranka i zobaczyła moją twarz, od razu się zorientowała, że wiem o jej smsie do Logana. I od razu włączył się jej tryb naprawy uszkodzeń, ale żadna z jej typowych sztuczek nie odniosła zamierzonego rezultatu. Ani przytulanie, ani płacz, ani przepraszanie. Równie dobrze mogłaby mówić do pozbawionego uczuć robota. Robiła co mogła, wychodziła z siebie, a ja po prostu stałam, aż w końcu zrozumiała, że to już na mnie nie działa. Następnego dnia spakowałam swoje rzeczy i przeprowadziłam się do taty, tłumacząc mu, że w akademiku jest zbyt wielki hałas i nie mogę się skupić na przygotowaniu do egzaminów. Nie widziałam Ramony od tamtego czasu. - Dlaczego jej nie wysłuchasz? - dopytuje mama. - Wiem, że ostatnio nie miała dobrego wytłumaczenia, ale może to się zmieniło? Wytłumaczenie? Jezu, w jaki sposób można wytłumaczyć zdradę najbliższej przyjaciółki? Co dziwne, Ramona nawet żadnego mi nie podała. Nie usłyszałam ani „byłam zazdrosna”, czy „za dużo wypiłam i nie myślałam”. Wszystko co zrobiła, to usiadła na brzegu łóżka i wyszeptała: - Nie wiem dlaczego to zrobiłam, Grace. Cóż, taka odpowiedz nie wystarczyła mi wtedy i zdecydowanie nie wystarcza mi teraz. - Już ci mówiłam mamo, nie chcę z nią rozmawiać. Jeszcze nie teraz. Wstaję z kanapy i podchodzę do lady, by wziąć z niej czekający na mnie kubek kawy. - I nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek chciała z nią rozmawiać.
- Och, kochanie. Naprawdę chcesz przekreślić tyle lat przyjaźni przez chłopaka? - Tu nie chodzi o Logana. Chodzi o to, że ona wiedziała, że cierpię. Że czuję się upokorzona i nieszczęśliwa, a ona, zamiast mnie wesprzeć i pocieszyć, zaczekała aż zasnę i napisała do niego, proponując mu seks. To oczywiste, że nie dba ani o mnie, ani o moje uczucia. Mama wzdycha. - Nie da się ukryć, że Ramona zawsze była trochę za bardzo… pochłonięta sobą. Prycham. - Trochę? - Ale z drugiej strony, zawsze była dla ciebie największym wsparciem przypomina mi. - Nikt inny nigdy tak ci nie pomagał, jak ona. Pamiętasz tę dziewczynę, która nękała cię w piątej klasie? Jak ona miała na imię… Brenda? Brynn? - Bryndan. - Bryndan? Boże, co się teraz dzieje z tymi rodzicami? - Mama potrząsa głową, zdumiona. - No dobra, więc pamiętasz jak Bryn… nie, wybacz, nie mogę nawet powtórzyć tego imienia. W każdym razie wiesz o kogo chodzi. I na pewno pamiętasz jak ta dziewczyna się nad tobą znęcała. I że Ramona była jak pitbull, gotowa rzucić się i odgryźć głowę każdemu, kto chociażby krzywo na ciebie spojrzał. Teraz ja wzdycham. - Wiem, że chcesz mnie pocieszyć, ale możemy o niej nie rozmawiać? - Okej, w takim razie porozmawiajmy o tym chłopaku. Uważam, że powinnaś do niego oddzwonić. - A ja tak nie uważam.
Tłumaczenie Rylee
- Słonko, przecież to oczywiste, że jest mu przykro z powodu tego, co się wydarzyło. Inaczej nie próbowałby się z tobą skontaktować. A ty, no cóż… nie mógł być ci obojętny, jeżeli chciałaś oddać mu swój kwiat czystości… Wypluwam kawę i szybko łapię ręcznik papierowy, aby wytrzeć brodę i szyję, zanim pobrudzę sobie piżamę. - Mamo! Nigdy więcej tak nie mów! Błagam cię. - No co? Chciałam być wychowawczym rodzicem - oznajmia wyniośle. - To nie było wychowawcze. A my nie jesteśmy w wiktoriańskiej Anglii. - Dobrze. Zatem chciałaś się z nim pieprzyć… - To też nie było wychowawcze! - Ale wybucham śmiechem i mija dłuższa chwila, zanim jestem w stanie mówić bez chichotów: - Powtórzę to, co wcześniej: wiem, że chcesz mi pomóc, doceniam to, ale sprawa z Loganem też jest zamknięta. Tak, to prawda, lubiłam go. Chciałam uprawiać z nim seks. Ale do tego nie doszło, bo on jest zakochany w kimś innym. Koniec historii. Widzę zmartwienie w jej oczach, zanim wzdycha cicho i mówi: - W porządku, nie będę więcej nalegać na tę rozmowę. Ale nie zgadzam się, abyś resztę pobytu u mnie spędziła w takim smutnym nastroju. - Nie jestem smutna - protestuję. - Nie, nie na zewnątrz. Ale znam cię na wylot Grace Elizabeth Ivers i wiem kiedy uśmiechasz się naprawdę, a kiedy na pokaz. A odkąd przyjechałaś, nie widziałam, aby którykolwiek z twoich uśmiechów sięgał oczu. – Mama wstaje, prostując ramiona. - Najwyższa pora to zmienić. Chciałam wyciągnąć cię dzisiaj na spacer wzdłuż rzeki, ale wiesz co? Musimy wprowadzić w życie plan awaryjny. - Klaszcze w dłonie. - Potrzebujemy czegoś drastycznego. Cholera. Ostatnim razem, gdy użyła słowa „drastyczny” poszłyśmy do fryzjera w Bostonie i przefarbowała sobie włosy na różowo. - Czyli czego konkretnie? - pytam ostrożnie. - Musimy umówić cię z Claudette. - Kim jest Claudette?
- Moją fryzjerką. O Boże. Będę miała różowe włosy. Po prostu to wiem. Mama uśmiecha się do mnie promiennie. - Wierz mi, nic tak nie poprawia dziewczynie nastroju, jak całkowita metamorfoza. - Wyjmuje kubek z mojej dłoni i kładzie go na ladzie. - Ubieraj się. Czas się zabawić!
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 16 Logan
Czerwiec Trzydziestego trzeciego dnia mojej pracy w warsztacie „Logan i Synowie” dochodzi do pierwszej sprzeczki między mną, a moim ojcem. Szczerze, czekałem na to. Jakaś chora część mojej osobowości czekała na to nawet z niecierpliwością, ale przez większość czasu tata zostawiał mnie samego. Ani razu nie zapytał mnie o szkołę, czy o hokej. Nie wzbudzał we mnie nawet poczucia winy swoimi zwyczajowymi pretensjami o to, że nigdy go nie odwiedzam. Narzekał jedynie na ból nogi i podstawiał mi pod nos butelkę piwa, błagając: - Napij się ze swoim staruszkiem, Johnny. Jasne. Już lecę. Mimo wszystko doceniam, że nie wchodzi mi w drogę. Szczerze powiedziawszy jestem zbyt wykończony, by się z nim kłócić. Biorę udział w międzysezonowym programie treningowym przygotowanym przez naszego trenera dla każdego z nas indywidualnie, co oznacza, że wstaję o świcie, aby poćwiczyć, później jadę do warsztatu i pracuję do ósmej wieczorem, a przed snem mam kolejny trening i tak prawie codziennie. Klient, którego w tej chwili obsługuję, jest brygadzistą w jednej z ekip remontowych w mieście. Ma na imię Bernie i wydaje się całkiem porządnym facetem - cóż pomijając to, że namawia mnie na granie w hokejowej drużynie Munsen, na co nie mam najmniejszej ochoty. Bernie zjawił się pięć minut temu z dwoma pięciocentymetrowymi gwoździami wbitymi w przednią oponę.
- Posłuchaj, bez problemu mogę załatać te dziury - oznajmiam, gdy już skończył zachwalać naszą lokalną drużynę hokeja i dał mi dojść do głosu. Wyciągnę gwoździe, załatam i napompuję oponę. Ale ona nie jest w najlepszym stanie, Bern. Kiedy ostatnio ją wymieniałeś? Pociera swoją szpakowatą brodę. - Pięć lat temu? Może sześć? Klękam obok lewej opony i przyglądam się jej uważniej. - Bieżnik we wszystkich czterech oponach zaczyna się wycierać. Nie ma jeszcze tragedii, ale kilka miesięcy i dalsza jazda na tych oponach nie będzie już bezpieczna. - Och, młody, nie mam teraz pieniędzy na wymianę wszystkich opon. Poza tym, mamy z ekipą mnóstwo roboty. - Klepie swoją ciężarówkę w maskę. Ta dziecinka jest mi potrzebna na wczoraj. Załataj tylko te dziury i będzie okej. - Jesteś pewien? I tak niedługo będziesz musiał tu wrócić, więc zaoszczędzisz na łataniu opony, którą wkrótce i tak wymienisz na nową. Bernie zbywa moją sugestię, machnięciem ręki. - Wymienię je następnym razem - upiera się. Przytakuję bez dalszych dyskusji. Pierwsza zasada w biznesie? Klient ma zawsze rację. Poza tym, to nie tak, że jego opony za dziesięć sekund wybuchną. Ma jeszcze czas na wymianę. - W porządku. To powinno zająć jakieś dziesięć minut, ale najpierw muszę wyrównać geometrię nadwozia w tamtej jetcie. Więc twój będzie gotowy za jakieś pół godziny. Chcesz poczekać w biurze? - Nie, pójdę sobie zapalić. Mam kilka telefonów do wykonania. - Posyła mi uśmiech. - I na miłość boską, potrzebujemy cię na lodzie we wtorek wieczorem, przemyśl to, młody. Ponownie przytakuję, ale oboje wiemy, jaka będzie moja odpowiedź.
Tłumaczenie Rylee
Każdego roku drużyna Munsen Miners2 wysyła mi zaproszenie i za każdym razem je odrzucam. Tak szczerze, to rozważanie ich propozycji jest zbyt przygnębiające, abym chciał się w nie zagłębiać. Dla mnie to jedynie przypomnienie, że za rok będę dla nich grał. Tak, będę gwiazdą amatorskiej drużyny hokeja, której nazwa nawet nie wiadomo skąd się wzięła. W Munsen nie ma żadnych kopalni i nigdy nie będzie. Mniej niż minutę po wyjściu Berniego, otwierają się drzwi od biura i ojciec kuśtyka w moim kierunku. Na szczęście nie ma w rękach żadnego alkoholu. Ma przynajmniej na tyle przyzwoitości, żeby nie pić przy naszych klientach. - Coś ty, do kurwy, zrobił? - żąda odpowiedzi. To by było na tyle, jeśli chodzi o zachowywanie pozorów - bełkocze niewyraźnie i chwieje się na swojej lasce jak liść na wietrze. Powstrzymuję się od westchnięcia. - O co ci chodzi? - Ile razy mam ci powtarzać? Zawsze wciskaj najdroższą usługę. - Jego twarz jest cała czerwona z oburzenia i chociaż widzę go codziennie od miesiąca, nadal jestem zaskoczony, jaki jest wychudzony. Jakby cały tłuszcz z jego ciała, twarzy, ramion i nóg, postanowił ulokować się w jednym miejscu - w jego mięśniu piwnym, który wystaje spod wytartej koszulki. Poza brzuchem jest chudy jak wieszak i oglądanie go w takim stanie sprawia, że jest mi przykro. Widziałem jego zdjęcia z młodości, był naprawdę przystojnym facetem. I pamiętam jaki był, gdy nie pił. Dużo żartował, był pogodny i ciepły. Chryste, czasami naprawdę brakuje mi tego człowieka. - Łatanie za trzydzieści dolców zamiast czterech nowych opon? bełkocze pod nosem. - Co jest z tobą nie tak? Wzruszam ramionami, starając się zapanować nad temperamentem. 2 Miners – ang. Górnicy
- Zaleciłem mu wymianę opon. Nie skorzystał. - Nie masz zalecać. Masz wciskać. Powinieneś wpakować mu te opony prosto do jego pieprzonego gardła, rozumiesz? Rzucam spanikowane spojrzenie w stronę Berniego. Na szczęście jest daleko i tego nie słyszał. Ale co, gdyby był bliżej? Czy ojciec powstrzymałby się przed takiego rodzaju uwagami? Naprawdę nie wiem. Jest dopiero trzynasta trzydzieści, a on już się zatacza jakby opróżnił cały asortyment sklepu monopolowego. - Może pójdziesz do domu? - sugeruję cicho. - Kulejesz bardziej, niż zwykle. Boli cię noga? - Nie jestem obolały, tylko wkurwiony! Powiedział wkujwiony. Świetnie. Teraz jeszcze sepleni. - Po jaką cholerę tu jesteś, skoro zachowujesz się jakby pieniądze rosły na drzewie? Powinieneś mu powiedzieć, że te opony są niebezpieczne, a nie gadać o twojej pieprzonej drużynie! - Nie rozmawialiśmy o hokeju, tato. - Gówno prawda! Słyszałem. - Człowiek, który przychodził na wszystkie moje mecze w dziewiątej klasie i dopingował mnie tak, że niemal wykrzyczał sobie płuca… teraz mnie wyśmiewa. - Myślisz, że będziesz wielką gwiazdą hokeja, co, Johnny? Ale nie, nie będziesz. Skoro jesteś taki dobry, dlaczego żadna drużyna jeszcze cię nie wybrała, co? Bo jesteś do kitu. Czuję ucisk w klatce piersiowej. - Tato… - ostrzega go cicho Jeff, wchodząc do warsztatu i wycierając ręce w szmatę. - Nie wtrącaj się, Jeffy! Rozmawiam z twoim starszym bratem. - Tata mruga gwałtownie. - To znaczy z młodszym. On jest młodszy, tak? Wymieniamy z Jeffem spojrzenia. Cholera. On naprawdę już ledwo kontaktuje.
Tłumaczenie Rylee
Zazwyczaj jeden z nas przez cały dzień ma go na oku, ale dzisiaj byliśmy zawaleni robotą i przegapiliśmy moment, w którym otwarto najbliższy sklep. Nie martwiłem się, bo ojciec od rana siedział w biurze, ale teraz przeklinam siebie za to, że zapomniałem o najważniejszej zasadzie alkoholika - zawsze miej alkohol pod ręką. Musi ukrywać w biurze jakieś zapasy. Robił w ten sam sposób, gdy mama jeszcze z nim była. Raz, gdy miałem dwanaście lat, chciałem naprawić toaletę, bo bez przerwy leciała z niej woda i wtedy znalazłem pływającą w zbiorniku butelkę wódki. Ot, kolejny dzień z życia Loganów. - Wyglądasz na zmęczonego - mówi Jeff, chwytając ojca za ramię. - Może wrócisz do domu i utniesz sobie drzemkę? Tata znowu mruga kilkakrotnie i skołowanie przysłania jego gniew. Przez moment wygląda jak mały, zagubiony chłopiec i nagle mam ochotę krzyczeć. W takich chwilach walczę z pokusą, aby porządnie nim potrząsnąć i kazać mu wytłumaczyć, dlaczego pije. Moja mama mówi, że to genetyczne. Wiem, że w jego rodzinie zdarzały się przypadki alkoholizmu i depresji, ale to chyba, kurwa, nie decyduje o wszystkim, prawda? Przecież miał szczęśliwe dzieciństwo, kochającą żonę, dwóch synów, którzy robili wszystko, o co tylko poprosił. Dlaczego to było dla niego za mało? Wiem, że jest uzależniony. Że jest chory. Po prostu nie mogę pojąć, jak butelka alkoholu może być najważniejszą rzeczą w życiu - tak ważną, że jesteś gotów porzucić dla niej wszystko. - Tak, chyba jestem zmęczony - mamrocze pod nosem, nadal zmieszany. Pójdę… chyba pójdę się położyć. Oboje z bratem odprowadzamy go wzrokiem, oceniając, czy uda mu się dojść do domu o własnych siłach, ale wydaje się, że nie jest aż tak pijany.
Później Jeff odwraca się do mnie i mówi: - Nie słuchaj go. Jesteś dobry. - Tak, jasne. - Zaciskam szczękę i wracam do wysięgnika, gdzie czeka na mnie sportowa jetta. - Muszę ją skończyć. - John, on nie wie, co mówi… - Zapomnij o tym, Jeff - mówię cicho. - Ja już to zrobiłem.
*** Zamykam później niż zwykle. Dużo później, bo gdy wybiła ósma, nie mogłem się zmusić, by pójść do domu na kolację. Jeff przyszedł koło dziewiątej i przyniósł mi moją porcję pieczeni i cicho poinformował mnie, że tata „trochę wytrzeźwiał”. Jest już po dziesiątej i mam nadzieję, że tata będzie już spał, gdy wejdę do domu. Nie, ja się o to modlę. Nie mam już dzisiaj siły na kolejną konfrontację. Opuszczam warsztat bocznymi drzwiami i zostawiam klucze od jetty w małej puszcze przybitej do ściany. Jej właścicielka, ładna brunetka, która jest nauczycielką w Munsen, ma ją odebrać dzisiaj późnym wieczorem, więc w każdej chwili powinna się zjawić i znaleźć klucze tam, gdzie się umawialiśmy. Sprawdzam dwa razy, czy wszystko zamknąłem i już mam ruszyć w kierunku domu, gdy zauważam światła nadjeżdżającej taksówki. Za kierownicą siedzi starszy mężczyzna i przygląda mi się podejrzliwie, gdy tylne drzwi się otwierają i wyskakuje przez nie Tori Howard. Macha, gdy mnie zauważa, po czym daje znać kierowcy, że wszystko w porządku i może odjechać. Sekundę później, idzie już w moim kierunku, kołysząc seksownie biodrami. Tori na oko jest kilka lat starsza ode mnie i wygląda zajebiście. Przeprowadziła się do Munsen kilka lat temu i serwisuje u nas swój samochód
Tłumaczenie Rylee
dobre kilka razy w roku. I wierzcie mi, nie pojawia się u nas jedynie ze względu na swoje auto. Uderza do mnie za każdym razem, gdy się spotykamy, ale nigdy nie przyjąłem żadnej z jej propozycji, bo przeważnie Jeff kręcił się w pobliżu, a ja nie chcę, żeby myślał, że sypiam z klientkami. Ale dzisiaj jesteśmy tylko my dwoje. Ani śladu Jeffa. Uśmiech unosi kąciki jej ust, gdy mnie wita: - Hej. - Hej - kiwam w kierunku odjeżdżającej taksówki. - Mogłaś powiedzieć, że nie masz jak przyjechać. Jeff, albo ja byśmy cię podwieźli. - Och, naprawdę? Nie wiedziałam, że oferujecie takie usługi - droczy się ze mną. Wzruszam ramionami. - Robimy wszystko, by klient był zadowolony. Jej uśmiech się powiększa, a ja uświadamiam sobie jak kiepsko zabrzmiało to, co powiedziałem. Nie miałem zamiaru flirtować, ale jej oczy już zaczęły taksować mnie uwodzicielsko. Nagle zauważam, że są w podobnym odcieniu brązu, co oczy Grace. Z tym, że Grace nigdy nie patrzyła na mnie, jakby chciała mnie pożreć i poprosić o dokładkę. W jej spojrzeniu było coś szczerego. Ciepło, i tak, pożądanie też, ale bez tego wyrachowania, które widzę w tej chwili u Tori. Cholera. Muszę przestać już myśleć o Grace. Nie potrafię nawet zliczyć ile razy do niej dzwoniłem, aż w końcu uznałem, że jej cisza powinna powiedzieć mi wszystko. Nie chciała słuchać moich przeprosin. Nie chciała już nigdy więcej mnie widzieć. Jednak nie potrafię pozbyć się nadziei, że może zmieni zdanie. - Wiesz, za każdym razem, gdy cię widzę wyglądasz lepiej - mówi Tori, przeciągając samogłoski.
Wątpię. Jeśli już, to wyglądam na coraz bardziej zmęczonego. I jestem pewien, że mam smugę smaru na policzku, ale Tori wydaje się tym nie przejmować. Robi usta w podkówkę. - Co, nie odwzajemnisz komplementu? Nie potrafię powstrzymać uśmiechu. - Tori, jesteś piękna i doskonale o tym wiesz. Nie muszę ci tego przypominać. - Nie, ale czasem miło jest to usłyszeć. Nie jestem pewien, jak się czuję odnośnie kierunku, w jakim zmierza ta rozmowa, więc postanawiam zmienić temat. - Dostałaś moją wiadomość, tak? Wyjaśniłem tam wszystko, co zrobiliśmy z samochodem, ale jak chcesz mogę ci to pokazać. - Nie trzeba. Wszystko już wiem. Wygląda na to, że byłeś bardzo dokładny. - Przechyla odrobinę głowę. - Więc co teraz? Masz jakieś plany na wieczór? - Nie. Mam zamiar wskoczyć pod prysznic i pójść spać. To był długi dzień, a jutrzejszy będzie jeszcze dłuższy. - Więc prysznic? Wiesz, coś ci powiem - zaczyna zwyczajnie. - Dopiero co zainstalowano mi deszczownicę w prysznicu. - I nie ma nic zwyczajnego w tym, jak kończy: - Często widziałam takie w filmach, wyglądały niesamowicie, jakby naprawdę padał na ciebie deszcz i pomyślałam sobie, cholera, dlaczego ja nie mogę mieć czegoś takiego? A później pomyślałam, chwila, przecież mogę. Uśmiecha się. - I już mam. Nawet nie jestem w stanie ci opisać jakie to wspaniałe uczucie. Woda spływa po tobie z przodu i z tyłu jednocześnie. To jest niesamowite. Iiiiii mój kutas się obudził. Nic dziwnego.
Tłumaczenie Rylee
Po pierwsze, nie uprawiałem seksu prawie od trzech miesięcy. Po drugie, kiedy piękna kobieta opowiada ci o tym, jak bierze prysznic, musiałoby być z tobą coś nie tak, żeby na to nie zareagować i nie zacząć sobie jej wyobrażać. Pod prysznicem. Nago. Podczas, gdy woda spływa po jej ciele - z przodu i z tyłu. - Powinieneś kiedyś wpaść i wypróbować - mruga do mnie wymownie. Waham się. W każdej innej sytuacji wprosiłbym się pod ten prysznic w mgnieniu oka. Ale nadal mam nadzieję, że Grace… co? Odpisze? Przyjmie moje przeprosiny? Nawet jeżeli tak, dlaczego miałaby chcieć w ogóle ze mną gadać? Cholera, ona chciała oddać mi swoje dziewictwo, a ja ją odrzuciłem. I to jak. Gdy moje milczenie się przeciąga, Tori wzdycha. - Wiesz, słyszałam o tobie pewne plotki i jestem rozczarowana, że nie okazały się prawdą. Zwężam oczy. - Jakie plotki? - No wiesz, że lubisz się zabawić. Że zawsze jesteś chętny. I że jesteś świetny w łóżku. - Posyła mi uwodzicielski uśmiech. - A może to wszystko jest prawdą, tylko zwyczajnie nie interesują cię starsze kobiety. Ale wiesz, wydaje mi się, że sześcioletnia różnica wieku nie robi ze mnie jeszcze kuguara3. Wybucham śmiechem. - Na pewno nie jesteś kuguarem, Tori. - Więc wychodzi na to, że po prostu nie jestem w twoim typie. Mój wzrok ląduje na jej sterczących cyckach i długich, zgrabnych nogach. Nie w moim typie? Jasne. Ona zdecydowanie jest w typie kobiet, które przeważnie mnie pociągają.
3 Kuguar – inaczej kocica, puma. Dojrzała kobieta, która „poluje” na młodszych mężczyzn.
Więc co mnie powstrzymuje? Grace? Chyba po ponad dwóch miesiącach ciszy w eterze, powinienem w końcu pogodzić się z tym, że ona nie chce mnie znać? - Nie, nie prawda - mówię nonszalancko. - Po prostu zawsze, gdy pojawiałaś się w pobliżu, byłem czymś zajęty. - Hmm, Cóż, teraz też jesteś? - Nie. I właściwie… - Moje spojrzenie ponownie opada na jej biust, zanim spotyka jej oczy. - Chętnie wypróbuję ten prysznic.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 17 Logan Lipiec Garrett zaskakuje mnie zjawiając się w czwartkowy wieczór z pizzą i sześciopakiem piwa. Latem nie widujemy się zbyt często, bo ja pracuję w warsztacie, a on w firmie budowlanej w Bostonie. Z reguły wymieniamy się smsami, najczęściej dotyczącymi playoffów w NHL, ale zawsze oglądamy razem finał Pucharu Stanleya, który odbywa się w czerwcu i ten rok nie był wyjątkiem. Jednak nie da się ukryć, że latem nasza przyjaźń ma przerwę i powraca dopiero wraz z początkiem semestru. Mimo wszystko cieszę się jak diabli, że go widzę. Cieszyłbym się bardziej, gdyby nie przyniósł ze sobą piwa, ale hej, skąd mógł wiedzieć, że mój ojciec rano rozwalił mi puszkę piwa na głowie. Ta, dzisiejszy dzień zaczął się cudownie. Tata w napadzie furii rzucił we mnie puszką, a ja prawie nie wytrzymałem i zamachnąłem się na niego. Nic poważnego się nie stało, ale do akcji jak zwykle wkroczył Jeff, który zawsze odgrywał rolę rozjemcy i zaprowadził tatę do domu. Gdy przyszedłem na obiad, ojciec popijał jakieś piwo bezalkoholowe, oglądając w salonie wiadomości i przywitał mnie uśmiechem, który powiedział mi, że już zapomniał o tym, co się stało. - Hej - Garrett wchodzi do warsztatu i uśmiecha się szeroko, widząc mnie przy hondzie, w której wymieniam właśnie klocki hamulcowe. Wita się ze mną męskim uściskiem zakończonym klepnięciem w plecy, po czym przenosi spojrzenie na mojego brata.
- Jeff, stary. Kopę lat. - G! - Jeff odkłada klucz francuski i podchodzi do Garretta, aby uścisnąć mu dłoń. - Gdzieś ty się podziewał całe lato? - W Bostonie. Ostatnie dwa tygodnie harowałem jak niewolnik na dachu, bez przerwy na słońcu. Szczerzę się głupio, zauważając oparzenia na jego nosie, karku i przedramionach. A ponieważ jestem kutasem, dotykam zaczerwienionej skóry na jego bicepsie. Krzywi się. - Spierdalaj. To boli. - Biedactwo. Powinieneś poprosić Wellsy, aby robiła ci okłady na twoje kuku. Posyła mi diaboliczny uśmieszek. - Och, zaufaj mi, już zrobiła. Co sprawia, że jest dużo lepszą współlokatorką, niż ty. Współlokatorka? No tak, zupełnie zapomniałem, że Hannah na lato przeniosła się do naszego domu. A to z kolei uświadamia mi, że musimy z chłopakami pogadać o tym, jak to będzie wyglądało jesienią. Bo nie mam pojęcia co ona planuje. Możliwe, że będzie chciała oficjalnie zamieszkać z Garrettem. Lubię Wellsy, ona jest naprawdę świetną dziewczyną, ale lubię też dynamikę naszego wyłącznie męskiego towarzystwa. Zastrzyk takiej dawki estrogenu może spowodować zwarcie w naszym systemie, czy coś. - Możesz zrobić sobie przerwę? - pyta Garrett. - Ty też Jeff, pizzy starczy dla trzech. Waham się, wyobrażając sobie reakcję mojego taty, jak zobaczy, że jem pizzę z kumplem i piję piwo zamiast pracować. Jednak zanim odmawiam, odzywa się Jeff:
Tłumaczenie Rylee
- Ja podziękuję, ale John już skończył na dzisiaj - oznajmia, po czym mówi do mnie: - Zajmę się wszystkim. Weź Garretta i idź trochę odpocząć. Patrzę na niego zaskoczony. - Jesteś pewien? - Zajmę się wszystkim - powtarza stanowczo. - Dzięki - Kiwam głową, ściągam kombinezon i wychodzę z warsztatu, a Garrett za mną. Idziemy ścieżką prowadzącą do domu, ale nie ma opcji, abym do niego wszedł z Garrettem, więc skręcam na niewielką polanę po drugiej stronie naszej posesji. Kilka lat temu zorganizowaliśmy tam z Jeffem miejsce na ognisko i otoczyliśmy je kilkoma ogrodowymi krzesłami. Niedaleko, tam gdzie zaczyna się las, zbudowaliśmy domek na drzewie, ale żadna inspekcja budowlana nie dopuściłaby go do użytku ze względu na sypiącą się elewację i ogólnie marne wykonanie. Garrett kładzie pizzę na rozklekotanym stole między naszymi krzesłami, a następnie podnosi sześciopak, odrywa od niego jedną puszkę i rzuca ją do mnie. Łapię ją, ale nie otwieram. - No tak, zapomniałem - mówi. - Piwo jest dla cipek. - Przewraca oczami. - Nie ma tu żadnych lasek, stary. Nie musisz udawać, że masz taki wyszukany gust. Wyszukany? Ha. Mój przyjaciel myśli, że nie lubię piwa, bo jest słabe i smakuje jak siki. Ale prawda jest taka, że zapach chmielu przypomina mi dzieciństwo. Tata przerzucał się na mocniejsze trunki dopiero, jak kończyło mu się piwo. Co, wbrew pozorom, wcale nie zdarzało się często. - Nie jestem dzisiaj w nastroju na picie. - Odkładam puszkę na ziemię i biorę kawałek pizzy z salami. - Dzięki. Garrett też zaczyna jeść i opiera się na krześle. - Słyszałeś o Connorze? Pierwsza runda draftu i już został wybrany. Musi szaleć ze szczęścia.
Ogarnia mnie słodko-gorzkie uczucie żalu wymieszanego z radością. Kilka tygodni temu zakończył się tegoroczny draft i byłem zachwycony słysząc, że dwójka naszych kolegów z drużyny została wybrana do NHL. Connor Taryner dostał się do The Kings już w pierwszej rundzie, a w czwartej Chicago Blackhawks wybrało jednego z naszych obrońców - Joe Rogersa. Jestem z nich cholernie dumny. Oboje ukończyli dopiero drugi rok studiów, ale są niesłychanie utalentowani i zasługują na miejsce w lidze. Ale to jednocześnie przypomina mi, że ja do tej ligi nigdy nie trafię. - Connor wygrał tym, że wybrali go w pierwszej kolejności. Dzięki temu zdobędzie świetny kontrakt. Chłopak jest szybki jak błyskawica - Garrett przeżuwa powoli, myśląc głośno. - A Roger? Myślisz, że Hawks od razu wezmą go do drużyny, czy najpierw do młodzików? Zastanawiam się chwilę. - Raczej do młodzików. Myślę, że najpierw będą chcieli, aby bardziej się rozwinął, zanim wrzucą go w wielki świat. - Taa, też mi się tak wydaje. Musi popracować nad trzymaniem kija i celnością. Gadamy o hokeju, aż cała pizza zniknęła, a ja w końcu otworzyłem piwo i zrobiłem dwa łyki, bo musiałem czymś popić. Smak alkoholu utwierdza mnie w przekonaniu, że nie mam ochoty się upić. W zasadzie, ostatnio nie jestem w zbyt imprezowym nastroju. A od tamtej nocy z Tori, to już w ogóle. - Więc, co Wellsy planuje na jesień? - pytam Garretta. - Wprowadza się, czy jak? Garrett szybko kręci głową. - Nie. Po pierwsze, najpierw bym was zapytał o zdanie, zanim podjęlibyśmy taką decyzję. Ale ona i tak nie chce. To jest fajne rozwiązanie na lato, bo mój dom i tak stoi pusty, a ona ma stamtąd bliżej do pracy, ale gdy tylko zacznie się semestr, z powrotem będzie mieszkała z Allie.
Tłumaczenie Rylee
- A wie już, co będzie robiła po studiach? - Nie. Ale ma jeszcze cały rok, żeby coś wymyślić - mówi, po czym milknie na chwilę. - Słuchaj, kojarzysz Meg, koleżankę Wellsy? Przytakuję, przypominając sobie ładną studentkę aktorstwa, która, z tego co pamiętam, ma chłopaka, który jest tak jakby kretynem. - Tak, kojarzę. Spotyka się z tym całym Jimmym, tak? - Jeremym. Zerwali ze sobą - ponownie milknie, jakby trochę się wahał. Wellsy pytała, czy was ze sobą nie umówić. Meg jest fajna. Polubiłbyś ją. Zaczynam się wiercić na krześle, jakby nagle wyrosły mu kolce. - Dzięki za propozycję, ale nie jestem zainteresowany. Garrett się ożywia. - Czy to oznacza, że dziewczyna na punkcie której miałeś taką obsesję, w końcu postanowiła ci wybaczyć? Po finale Pucharu Stanleya opowiedziałem Garrettowi o Grace. Whiskey rozwiązała mi język i sprawiła, że byłem brutalnie szczery co tamtej dziewiczej nocy, jak teraz to nazywam. Dobrze było w końcu to z siebie wyrzucić, ale teraz tego żałuję, bo rozmowa o niej wywołuje kłujący ból w mojej klatce piersiowej. - Nie, nadal się do mnie nie odezwała - wyznaję. - To koniec, stary. - Cholera. To kiepsko. Domyślam się więc, że wróciłeś do bzykania wszystkiego, co nosi spódniczkę. - Nie - odpowiadam cicho. - Ale kilka tygodni temu prawie przespałem się z taką jedną starszą laską. Garrett szczerzy się szeroko. - O ile starszą? - Ona ma… dwadzieścia siedem lat. Tak mi się wydaje. Jest nauczycielką tutaj w mieście. I jest zajebiście gorąca. - Nieźle. Czyli… Czekaj. Co miałeś na myśli, mówiąc prawie? Czuję się tak niezręcznie, że żeby to zamaskować biorę łyk piwa. - Nie mogłem.
Garrett posyła mi zaskoczone spojrzenie. - Dlaczego? - Bo… to było… - milknę, próbując znaleźć odpowiednie słowa do opisania tej katastrofy. - Nie wiem. Poszedłem do niej w pełni gotowy na porządne rżnięcie, ale gdy próbowała mnie pocałować, nagle się wycofałem. Nie wiem, kurwa, co się stało. Po prostu poczułem się jakiś... pusty. - Pusty? - powtarza, brzmiąc na oszołomionego. - W jakim sensie? Cholera, żebym to ja wiedział. Odkąd zacząłem college raczej nie odmawiałem sobie seksu. Zawsze tłumaczyłem to tak, że muszę wykorzystać każdą okazję, żeby się zabawić, bo wkrótce będę pieprzonym mechanikiem, żyjącym w kompletnej dziurze i zaprzepaszczającym swoje marzenia. Ale noc, kiedy poszedłem do Tori była… równie bezwartościowa. Przechylam piwo i tym razem wypijam je duszkiem do połowy. Kurwa, a miałem nie pić, gdy mam doła. Garrett obserwuje mnie z zaniepokojeniem. - Co się dzieje, stary? - Nic. - Nie pieprz. Wyglądasz, jakby pies ci zdechł. - Nagle rozgląda się wokół. - Cholera, zdechł? Miałeś chyba psa? Czy nie? - Urywa na dłuższą chwilę. Właśnie zdałem sobie sprawę, że nic nie wiem o twoim życiu tutaj. Ma rację. Jest tutaj dopiero drugi raz, a znamy się trzy lata. Zawsze trzymałem moje życie w Munsen z dala od tego na studiach. Nie, żeby Garrett nie potrafił tego zrozumieć. Jego ojciec też nie jest święty. Część mnie nadal jest w szoku, że Phil Graham kiedykolwiek mógł podnieść rękę na swojego syna. Gdy byłem mały bardzo go idealizowałem. Ale odkąd Garrett wyznał nam prawdę o nim, nie potrafię myśleć o tym człowieku i nie chcieć wbić mu łyżwy w klatkę piersiową i przekręcić. Wiele razy.
Tłumaczenie Rylee
Więc tak, myślę, że mógłbym podzielić się z Garrettem swoimi brudami, skoro on potrafił podzielić się swoimi. Mógłbym opowiedzieć mu o moim ojcu. Kto mógłby to zrozumieć lepiej, niż Garrett? Ale nie zrobiłem tego, bo zwyczajnie jestem facetem i nigdy nie chciałem o tym gadać. Ale teraz? Jestem już zmęczony trzymaniem tego wszystkiego w sobie. - Chcesz posłuchać o tym jak wygląda moje życie tutaj? - pytam ponuro. Nie ma o czym. To tylko trzy słowa - jest do dupy. Garrett opiera piwo na kolanie i jego wzrok spotyka mój. - Jak to? - Mój ojciec jest alkoholikiem, G. Wciąga gwałtownie powietrze. - Mówisz poważnie? Przytakuję. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - Potrząsa głową, wyglądając na zmartwionego. - Bo to nic wielkiego. - Wzruszam ramionami. - Po prostu tak to wygląda. On robi bałagan, a my go sprzątamy. - Dlatego ty i Jeff praktycznie prowadzicie ten interes za niego? - Tak. - Biorę wdech. Pieprzyć to. Jeżeli nadszedł czas na wyznania, nie ma sensu przenosić reszty na kiedyś tam. - I w przyszłym roku będę pracował tu na cały etat. - Co masz na myśli? - Marszczy brwi. - To ze względu na draft? Już ci mówiłem… - Nie zgłosiłem się do draftu - przerywam mu. Szok i ból przykrywają jego oczy ciemną chmurą. - Chyba, kurwa, żartujesz. Kręcę głową. - Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Bo nie chciałem, żebyś próbował zmienić moje zdanie. Już w dniu, gdy zostałem przyjęty do Briar, wiedziałem, że nigdy nie przejdę na zawodowstwo. - Ale… - urywa, jakby nie wiedział, co powiedzieć. - Ale co z tym całym gadaniem o koszulkach Bruins? Mieliśmy nosić je razem, pamiętasz, jak to mówiłeś? - Tak, G, pamiętam. Ale to miało ciebie motywować, nie mnie - przyznaję ze wstydem. - Zawarłem z Jeffem układ. On będzie pracował podczas gdy ja będę studiował, a później się zamienimy. On się wywiązuje ze swojej umowy, nie mogę go zawieść. Ktoś musi tu zostać, inaczej ojciec straci warsztat, dom i… - I to jest jego problem - wtrąca Garrett, stanowczym tonem. - Nie chcę brzmieć jak bezduszny palant, ale taka jest prawda. To nie jest twój obowiązek. Nie musisz brać odpowiedzialności za jego błędy… - Tak, muszę. On jest moim tatą. - Żal ściska mi gardło. - I może jest przeważnie pijany i zachowuje się jak dupek, ale on jest chory, G. Gdyby miał raka też miałbym go zostawić na pastwę losu? Kilka lat temu przeżył wypadek samochodowy, zmiażdżyło mu nogi, cierpi na chroniczny ból mięśni, ledwo chodzi. - Przełykam ciężko, starając się zignorować żal. - Może pewnego dnia uda nam się go nakłonić do powrotu na rehabilitację. Może nie. Tak czy inaczej, ktoś musi się nim zająć. I to nie potrwa wiecznie. - W takim razie jak długo? - Kilka lat. Aż Jeff wróci z Europy - mówię słabo. - Wybiera się tam z dziewczyną. Mają już wszystko zaplanowane, chcą się na trochę stąd wyrwać zanim zamieszkają tu na stałe. Jeff wróci do warsztatu, a ja będę wolny. - Więc masz zamiar żyć w zawieszeniu? Przez lata? - Jego ton przepełniony jest niedowierzaniem. - Tak.
Tłumaczenie Rylee
Cisza, która nastaje po mojej odpowiedzi, jeszcze bardziej pogłębia moje skrępowanie. Wiem, że Garrett nie pochwala mojego planu, ale nic nie mogę na to poradzić. Nie wystawię Jeffa. Ani nie zostawię ojca. Koniec kropka. - Nigdy nie miałeś zamiaru zadzwonić do tamtego agenta. - Nie - przyznaję. Garrett zaciska szczękę. Później bierze głęboki oddech i pochyla się do przodu, przebiegając dłonią po włosach. - Żałuję, że nie powiedziałeś mi o tym wcześniej. Tak długo bym ci zawracał dupę, aż zgłosiłbyś się do draftu dla świętego spokoju. - Co miałem ci powiedzieć? Że po ukończeniu college’u wyląduję w pace? Bo to jak więzienie. Nie powiedziałbym ci, bo ja nie lubię o tym nawet myśleć, G. Przenoszę wzrok przed siebie i patrzę tępo gdzieś w przestrzeń. Słońce już zaszło, ale niebo nadal jest na tyle jasne, by dawać doskonały widok na ruinę mojego domu i zaniedbany trawnik pokryty mleczami. Na ponure tło życia, jakie będę prowadził po szkole. - To dlatego przez cały ten czas imprezowałeś, jakby nie było jutra? dopytuje Garrett. - Bo wierzyłeś w to, że naprawdę go nie ma? - Rozejrzyj się, stary - wskazuję ręką wyschniętą trawę i stare opony leżące na ziemi. - To jest moje jutro. Garrett wzdycha. - Więc co? Uznałeś, że jeżeli nie możesz grać w NHL, to równie dobrze możesz postarać się o status kampusowego celebryty i cieszyć się nieprzerwanym strumieniem łatwych cipek? - Garrett wygląda, jakby starał się nie śmiać. - Proszę, tylko mi nie mów, że uczyłeś się jeździć odkąd zacząłeś chodzić, wyłącznie po to, by łatwiej wyrywać panienki. Patrzę na niego spode łba. - Oczywiście, że nie. To tylko taki bonus.
- Bonus, tak? W takim razie wyjaśnij mi, dlaczego tak bardzo zależy ci na normalnym związku? - Wygina brew. - Tak, powiedziała mi. - O czym my w ogóle gadamy, G? O moim życiu seksualnym? Myślałem, że o mojej przyszłości. Która, tak na marginesie, jest jednym wielkim żartem. Nie będzie żadnego hokeja, żadnej dziewczyny, ani żadnych wyborów. - Nieprawda - oponuje. - Masz jeszcze rok. Unoszę brwi. - Co? - Masz cały rok, John. Ostatni rok studiów. Cały rok na to, aby dokonywać wyborów. Masz hokej, masz przyjaciół i jeśli chcesz mieć dziewczynę, ją też możesz mieć. - Prycha. - Ale to oznacza trzymanie kutasa z dala od lasek, które mają IQ kija hokejowego. Milczę, rozważając jego słowa. - Chcesz mojej rady? - W jego oczach błyszczy szczerość. - Gdybym wiedział, że został mi tylko rok, zanim… chciałem powiedzieć będę musiał, ale uważam, że wcale nie musisz tego robić. To twój wybór, mimo wszystko. Ale gdybym wiedział, że gdy minie ten rok, moje życie stanie w miejscu, wykorzystałbym ten czas najlepiej, jak tylko można. Przestań robić rzeczy, które sprawiają, że czujesz pustkę. Baw się. Napraw to, co popsułeś z tą dziewczyną, jeżeli to sprawi, że będziesz szczęśliwy. Przestań chodzić taki przybity i spraw, żeby twój ostatni rok studiów był wyjątkowy. - Nie chodzę przybity. - Cóż, nie robisz też nic produktywnego. Przygryzam wewnętrzną stronę policzka. Przyszły rok traktowałem jak nieuchronnie zbliżający się wyrok śmierci, ale może Garrett ma rację. Może powinienem lepiej się przyjrzeć możliwościom, jakie mi zostały. Bo nie da się ukryć, że je mam.
Tłumaczenie Rylee
Jeszcze jeden rok, aby cieszyć się wolnością. Aby uprawiać sport, który kocham. Aby spotykać się z przyjaciółmi, których na szczęście mam, a na których prawdopodobnie wcale nie zasługuję. Wolność, hokej i przyjaciele. Tak, to tworzy całkiem niezłą listę. Ale jest jeszcze coś. Pierwsze miejsce na tej liście. Muszę odzyskać Grace.
Rozdział 18 Logan Sierpień Został tydzień do rozpoczęcia semestru i w końcu widzę jakieś światełko w tunelu. Choć jak mam być szczery, końcówka wakacji wcale nie była taka gówniana. Spędziłem tydzień w Bostonie u mamy, nie miałem żadnych poważniejszych jazd z ojcem i nawet zadzwoniłem do Berniego i zagrałem kilka meczów z Miners. Okazało się, że nasi zawodnicy nie są wcale tacy tragiczni. Większość z nich jest po czterdziestce, paru nawet po pięćdziesiątce, a ja, mając zaledwie dwadzieścia jeden lat, uczyłem ich jak lepiej grać. Czułem się z tym cholernie nieswojo, ale fajnie było znowu być częścią drużyny. Jedyną czarną chmurą, która rzucała cień na moją względnie bezbolesną końcówkę wakacji był fakt, że Grace nie zadzwoniła. Po mojej rozmowie z Garrettem zostawiłem jej wiadomość na poczcie głosowej, przepraszając i prosząc o kolejną szansę. Nie wiem, czy ją odsłuchała, ale niczego to nie zmienia, bo i tak się nie odezwała. Jednak nie może unikać mnie w nieskończoność. Mogę złapać ją gdzieś na kampusie, albo… zawsze mogę przyspieszyć ten proces flirtując z laską z dziekanatu, aby zdradziła mi, w którym akademiku w tym semestrze będzie mieszkać Grace. W najgorszym wypadku mogę jeszcze zadzwonić do jej „przyjaciółki” Ramony i ją zapytać, ale to tylko wtedy, gdy już naprawdę będę miał nóż na gardle. Ale na razie to wszystko musi poczekać.
Tłumaczenie Rylee
Mam dzisiaj wolne popołudnie i jadę do Hastings. Mój plan treningowy na ten okres obejmuje wzmożony wysiłek fizyczny i więcej ćwiczeń siłowych, ale w domu nie mam takiego sprzętu, więc Jeff zgodził się zastępować mnie dwa razy w tygodniu, bym mógł pojechać do Briar i skorzystać z uczelnianej siłowni. Dean zabiera się tam razem ze mną i kiedy podjeżdżam pod nasz dom już na mnie czeka na podjeździe. Pan GQ jest bez koszulki, jedynie w spodniach dresowych i truchta w miejscy jak jakiś debil. Uśmiechając się szeroko, wyskakuję z samochodu i podchodzę do niego. - Hej, zmiana planów - mówi do mnie. - Nie idziemy na siłownię. Wellsy urwała się wcześniej z pracy i idziemy pobiegać. - Idziemy, czyli kto? - pytam, zdezorientowany. - Ty, ja i Wellsy - wyjaśnia. - Biegamy razem każdego wieczoru, czasami też z Garrettem, jeżeli nie jest zbyt padnięty po pracy. Ale na później Wellsy ma plany z rodzicami, więc idziemy pobiegać teraz. - Jej rodzice przyjechali? Wiem, że Hannah nie widuje się z nimi tak często, jak by chciała, więc wyobrażam sobie, jak bardzo musi się cieszyć. Znam też powód dla którego ich nie odwiedza i… Cholera. Pomimo tego, że Hannah zapewniła Garretta, że nie ma nic przeciwko, aby opowiedział mi o tym, co jej się przydarzyło, nie czuję się upoważniony do poruszania tego tematu. Jak będzie chciała o tym ze mną pogadać, na pewno to zrobi. - Tak, przyjechali. Zatrzymali się w hotelu pod Main - informuje mnie Dean. - Tak czy inaczej, teraz mamy jedyną okazję, żeby razem pobiegać. Jak na zawołanie w drzwiach pojawia się Hannah, ubrana w luźny t-shirt i obcisłe legginsy do kolan. Jej kucyk lata we wszystkie strony, gdy podbiega, żeby mnie przytulić. - Logan! Mam wrażenie, jakbym nie widziała cię kilka miesięcy!
- Pewnie dlatego, że nie widziałaś. - Pociągam ją za koniec kucyka. - Jak tam wakacje? - Dobrze. A twoje? Wzruszam ramionami. - W porządku. - To jak? Biegasz dzisiaj z nami? - Najwyraźniej nie mam w tej kwestii nic do gadania. Mam na sobie adidasy, wygodne spodnie i koszulkę na treningi, więc nie muszę się przebierać, ale wpadam na chwilę do domu, żeby zostawić klucze i portfel, i już po chwili znowu do nich dołączam. W samą porę, by usłyszeć, jak Hannah narzeka na niekompletny strój Deana. - No na serio, koleś, załóż koszulkę. - Hej, wiesz jak to mówią - drażni się z nią. - Masz co, to pokazuj. - Nie, jestem pewna, że mówią załóż koszulkę, gdy idziesz biegać, ty narcystyczny dupku. Dean unosi brew. - Narcystyczny? To nie narcyzm, to święta prawda. Spójrz na te mięśnie. A najlepiej dotknij. To doświadczenie odmieni twoje życie. Hannah parska. - Co, jesteś zbyt wrażliwa, aby obcować z tak doskonałym okazem męskiego piękna? - Dean uderza dłonią w swój napięty biceps. - Wiesz co? - mówi słodko. - Właściwie, to chętnie dotknę twoje mięśnie. - Nagle odchodzi kilka kroków dalej, pochyla się i chwyta coś z donicy stojącej obok garażu. Garść ziemi. Następnie podchodzi do Deana i rozsmarowuje ją na jego spoconym ciele, zostawiając smugę w poprzek torsu i brzucha. - Gotowi? - ćwierka wesoło jak skowronek. Dean rzuca jej gniewne spojrzenie.
Tłumaczenie Rylee
- Wiem, że myślisz, że teraz wrócę do domu i to zmyję. Ale wiesz co? Nie zrobię tego. - Doprawdy? Masz zamiar biegać tak po całym mieście? - Wysuwa wojowniczo podbródek. - Nie ma mowy. Jesteś na to zbyt próżny. Śmieję się pod nosem, bo wiem, że ona go nie docenia. I choć jego ego prawdopodobnie cierpi straszne katusze, bo jego nieskazitelny kaloryfer został zbezczeszczony, to Dean ma to, co każdy z nas - hokeistów - jest uparty jak jasna cholera. I z całą pewnością nie pozwoli, aby taka mała, podstępna zołza jak Hannah z nim wygrała. - Nie, maleńka. Będę nosił na sobie te znamię, jako odznakę honoru. On patrzy na nią. Triumfalnie. Ona patrzy na niego. Wkurzona. Odchrząkuję. - No to biegamy, czy będziemy tak stać i się na siebie gapić? Odrywają od siebie spojrzenia i cała nasza trójka rusza spokojnym truchtem w dół chodnika. - Zazwyczaj biegniemy tą samą trasą - informuje mnie Dean. - Do parku, a później wracamy okrężną drogą. Świadomość, że biegają razem na tyle często i długo, by mieć jakieś zazwyczaj, sprawia, że łapię się na zazdrości. Tęsknię za moimi przyjaciółmi, do diabła. I nienawidzę tego jakim odludkiem stałem się przez Munsen, w którym jedyną osobą, z którą mogłem pogadać był Jeff i mój wiecznie pijany ojciec. Po kilku minutach biegu, Hannah zaczyna nucić. Najpierw cicho, ale po chwili śpiewa już prawie na całe gardło. Jej głos jest piękny, melodyjny i jak to mówi Garrett, wywołuje ciary. Gdy zaczyna śpiewać „Take me to church” odwracam się do Deana szczerząc się głupio. - Zawsze tak robi - mówi, wzdychając. - Serio. Bez przerwy śpiewa. Tłumaczymy jej z Garrettem, że powinna kontrolować oddech, ale…
- Przysięgam na Boga - przerywa mu Hannah. - Jeszcze jeden wykład o kontroli oddechu i przysięgam, że ci przywalę. Wam wszystkim. Lubię śpiewać, gdy biegam. Pogódźcie się z tym. Tak naprawdę wcale mi to nie przeszkadza. Jej głos jest świetnym podkładem muzycznym i fajnie komponuje się z rytmem naszych kroków, nawet jeżeli piosenki, które wybiera są nieco przygnębiające. Gdy docieramy do parku zauważam dach altany prześwitujący między drzewami i nagle przypominam sobie wieczór na wieży ciśnień. Grace mówiła, że w dzieciństwie to było jej ulubione miejsce. Moje mięśnie napinają się w oczekiwaniu, niemal jakbym się spodziewał, że za chwilę ją tam zobaczę. Co jest oczywiście głupie, bo przecież to niemożliwe, żeby… Jasna cholera, ale ona tam jest. A przynajmniej jakaś dziewczyna. Siedzi na schodach, z długim, jasnym warkoczem przerzuconym przez ramię… Nie, to nie Grace. To jakaś blondynka w zielonej sukience, której popołudniowe promienie słońca rozświetlają złote włosy, gdy przechyla głowę, czytając trzymaną na kolanach książkę. A później podnosi głowę i… ja pierdolę. To naprawdę ona. Wygląda inaczej, ale to Grace. Zatrzymuję się jak wryty, zupełnie zapominając o Deanie i Hannah, którzy nawet nie zauważyli, że biegną dalej sami. Grace, jakby wyczuła, że na nią patrzę, unosi wzrok znad książki i chociaż dzieli nas dość duża odległość, nie mam wątpliwości, że mnie rozpoznała. Bo gdy nasze spojrzenia się spotykają, jej usta wykrzywiają się w grymasie. Cholera, może Dean jednak ma rację. Może gdybym nie miał na sobie koszulki, jej reakcja byłaby inna. Laski lubią popatrzeć ma sześciopaki.
Tłumaczenie Rylee
Jednak wątpię by to cokolwiek zmieniło. Raczej widok mojej nagiej klaty nie sprawi, że Grace nagle zapomni o tym, co między nami zaszło. - Hej, Logan, co jest, do cholery? Nie zatrzymujemy się. Moi przyjaciele w końcu zauważają moją nieobecność. Hannah podąża za moim spojrzeniem i wciąga głośno powietrze. - Och. Czy to Grace? W pierwszej chwili jestem zaskoczony, że zna jej imię, ale później uświadamiam sobie, że Garrett musiał jej powiedzieć. Cholera. Czy oni wszystko muszą sobie mówić? Dean staje obok mnie i mruży oczy, by lepiej widzieć. - Nie, to nie ona. Grace jest brunetką. I nie ma nóg, które ciągną się aż… cholera, te nogi są świetne. Wybaczcie na chwilę, pójdę się przedstawić… Kładę dłoń na jego ramieniu, zanim może zrobić chociaż krok. - Nigdzie nie idziesz. To Grace, kretynie. Musiała przefarbować włosy. Gdybyś spojrzał na jej twarz, a nie na nogi, to byś wiedział. Dean przygląda się jej tym razem uważniej, a później opada mu szczęka. - Cholera. Masz rację. Grace odwraca od nas wzrok i skupia się z powrotem na książce, ale wiem, że jest świadoma mojej obecności. Zdradza ją jej sztywna postawa. Jakby tylko czekała, aż odejdę. Ale to się nie stanie. Nie odejdę. Nie tym razem. *** - Biegnijcie dalej beze mnie - mówię. - Dogonię was. Albo po prostu spotkamy się w domu. Dean dalej gapi się na Grace, ale Hannah w końcu zmusza go, by pobiegł za nią.
Gdy się oddalają, ruszam w przeciwnym kierunku, a moje serce z każdym krokiem bije coraz szybciej. Im jestem bliżej Grace, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że nie tylko kolor jej włosów się zmienił. Ma wyraźniejszy makijaż, niż wcześniej. Ciemnozielony przydymiony cień do powiek sprawia, że jej oczy wydają się większe. Cholera, wygląda to zajebiście seksownie. Zwłaszcza w połączeniu z piegami, których makijaż nie był w stanie zakryć. Nagle czuję ucisk w klatce piersiowej, bo coś mi przychodzi do głowy. Ona ma na sobie sukienkę. I makijaż. W czwartkowe popołudnie. Czy to możliwe, że na kogoś czeka? Moje dłonie są wilgotne, gdy do niej podchodzę. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Jezu. Jej nogi naprawdę są świetne. Długie, smukłe, opalone i… nagle wyobrażam sobie je owinięte wokół mojej talii. Podczas gdy jej obcasy wbijają się w mój tyłek, a ja pieprzę ją do utraty tchu. Odchrząkuję. - Hej. - Hej - odpowiada. Niewiele mogę wyczytać z jej tonu. Nie jest niemiły. Ani też zwyczajny. Jest… obojętny. Cóż, mogło być gorzej. - Ja… - Nerwy przejmują nade mną kontrolę i mówię pierwszą rzecz, która przychodzi mi do głowy: - Nie oddzwoniłaś. Jej spojrzenie spotyka moje. - Nie. Nie oddzwoniłam. - Tak… nie dziwię ci się. - Żałuję, że moje spodnie nie mają kieszeni, bo właśnie zmagam się z odwiecznym problemem każdego aktora - co, na miłość boską, zrobić z rękoma? Zwisają luźno wzdłuż mojego ciała, a ja walczę z chęcią wykręcenia sobie palców. - Słuchaj, wiem, że prawdopodobnie nie chcesz usłyszeć nawet słowa z tego, co mam ci do powiedzenia, ale moglibyśmy porozmawiać? Proszę?
Tłumaczenie Rylee
Grace wzdycha. - Jaki w tym sens? Wyraziłeś się jasno. A ja, wszystko, co mam do powiedzenia, powiedziałam wtedy. To była pomyłka. Przytakuję. - Tak, masz rację. To była ogromna pomyłka, ale nie z tego powodu, co myślisz. Przez jej twarz przemyka irytacja. Zamyka książkę i wstaje. - Muszę już iść. - Pięć minut - błagam. - Proszę jedynie o pięć minut. Pomimo wyraźnej niechęci, nie odchodzi. Cóż, również nie siada, ale nadal przede mną stoi. Czyli mam pięć minut. A pięć minut dla hokeisty to wystarczająco dużo czasu, by zdobyć kilka punktów. - Przepraszam za to, jak to wszystko się potoczyło - mówię szybko. - Nie powinienem tak tego kończyć, a już na pewno nie powinienem pozwolić, aby sprawy między nami zaszły tak daleko. Schrzaniłem to, zanim nawet do ciebie przyszedłem. To wszystko, co ci powiedziałem o tym, że pragnę kogoś innego… myliłem się. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, póki nie wróciłem do domu i nie przekonałem się, że właśnie byłem z osobą, z którą chciałem być. Nie reaguje. Jej twarz nic nie zdradza. Zupełnie, jakby w ogóle mnie nie słuchała. Mimo wszystko zmuszam się do kontynuowania: - Ta dziewczyna, o której ci powiedziałem… to dziewczyna mojego najlepszego przyjaciela. Przez jej twarz przemyka zaskoczenie. Czyli jednak słucha. - Myślałem, że coś do niej czuję, ale okazało się, że to nie jej tak naprawdę chciałem. Chciałem jedynie tego, co ona i Garrett zbudowali. Związku. Grace patrzy na mnie sceptycznie. - Taak… Wybacz, ale nie kupuję tego.
- To prawda. - Zażenowanie ściska mi gardło. - Byłem zazdrosny o to, co mają. I w ogóle to nie był najlepszy okres mojego życia. Stresowałem się sprawami rodzinnymi, hokejem i innymi rzeczami. Wiem, że to brzmi jakbym wymyślał wymówki, ale mówię jak było. Nigdy ciebie nie okłamałem. Byłem jedynie zbyt przytłoczony problemami i rozgoryczony swoim życiem, żeby dostrzec to, co było w nim dobre. Naprawdę ciebie lubiłem. Nadal lubię - dodaję pospiesznie. Boże, czuję się jak jakaś żałosna cipa. Chciałbym, aby Grace okazała chociaż odrobinę zrozumienia, ale wyraz jej twarzy pozostaje pusty. - Myślałem o tobie przez całe wakacje - wyznaję szczerze. - Ciągle wyrzucałem sobie to, jak się zachowałem i chciałem to naprawić. - Tu nie ma czego naprawiać, Logan. My ledwie się znaliśmy. Nie było żadnych obietnic, oczekiwań, mieliśmy jedynie kilka niezobowiązujących momentów, i szczerze, nie mam ochoty znowu tego zaczynać. - Ja nie to miałem na myśli - wyjaśniam od razu. - Chciałbym zabrać cię na randkę. Grace wygląda na rozbawioną, jakby myślała, że żartuję. Cholera. - Mówię poważnie - nalegam. - Umówisz się ze mną na randkę? Milczy przez chwilę, a później odpowiada: - Nie. Rozczarowanie ściska mój żołądek, gdy obserwuję, jak Grace chowa książkę do torby, a następnie zaczyna odchodzić. - Muszę już iść. Jestem umówiona z tatą na lunch i czeka na mnie w domu. - Odprowadzę cię - proponuję natychmiast. - Nie, dziękuję. Poradzę sobie sama. Już kiedyś szłam tą trasą, myślę, że nie zabłądzę - urywa na chwilę. - Miło było znowu cię spotkać.
Tłumaczenie Rylee
O nie, do cholery. Nie pozwolę jej skończyć tej rozmowy w tak chłodny i bezosobowy sposób, jakbyśmy byli nieznajomymi, którzy przez przypadek wpadli na siebie na ulicy. Gdy ją doganiam i dorównuję jej kroku, spogląda na mnie rozdrażniona. - Co robisz? Mówiłam, że nie chcę, abyś mnie odprowadzał. - Nie odprowadzam cię do domu - oznajmiam wesoło. - Po prostu idę w tym kierunku. Grace wskazuje w przeciwną stronę. - Twoi przyjaciele pobiegli tam. - Tak. A ja idę tam - macham ręką przed siebie w bliżej nieokreślonym kierunku, aby się nie zorientowała, że tak naprawdę nie mam pojęcia gdzie idę. Grace zaciska zęby i mruczy pod nosem coś, co brzmi jak: jeden jedyny raz zapomniałam zabrać ipoda. Świetnie. To oznacza, że nie może mnie ignorować, słuchając muzyki. - Więc, idziesz na obiad z tatą? Dlatego jesteś tak ubrana? Grace nie odpowiada, natomiast zaczyna iść szybciej. Przyspieszam, by ją dogonić. - Hej, idziemy w tym samym kierunku, co nam szkodzi pogadać? Zerka na mnie pobieżnie. - Jestem tak ubrana, bo moja mama wydała zdecydowanie za dużo pieniędzy na tę sukienkę, by mój paranoiczny umysł pozwolił jej wisieć bezczynnie w szafie i ignorował dziwaczne przeczucie, że mama wie, że jej nie noszę, pomimo tego, że jest aż w Paryżu. - W Paryżu? - Spędziłam tam wakacje - wyjaśnia niechętnie. - Więc twoja mama mieszka we Francji? Twoi rodzice są rozwiedzeni? - Tak - odpowiada, a później się krzywi. - Przestań zadawać mi pytania. - Dobra. A ty chcesz mnie o coś zapytać? - Nie.
- W porządalu. W takim razie wróćmy do zadawania pytań tobie. - Czy ty właśnie powiedziałeś w porządalu? - Dokładnie. Czy to było wystarczająco urocze, byś zmieniła zdanie odnośnie randki? Jej usta drgają odrobinę, ale śmiech nie nadchodzi. Za to przyspiesza kroku jeszcze bardziej. Dochodzimy do obrzeży centrum, mijając kilka osobliwie wyglądających witryn sklepowych, aż opuszczamy część handlową i wkraczamy do mieszkalnej. Czekam cierpliwie, aż Grace coś powie, ale ona jest bardziej uparta, niż myślałem. - Więc… o co chodzi z twoimi włosami? Nie, żeby nie podobał mi się ten nowy kolor. Pasuje ci. - To także sprawka mojej mamy - mamrocze. - Uznała, że przyda mi się zmiana. - Cóż, wyglądasz świetnie. - Zerkam na nią z boku. Chryste, ona wygląda dużo, dużo lepiej niż świetnie. Odkąd tylko ją zobaczyłem, nie mogę wyjść z podziwu. Ani przestać się gapić na jej uda, wokół których powiewa jej sukienka, gdy idzie. Docieramy do znaku stopu, a później Grace skręca w prawo, kierując się w uliczkę wzdłuż której rosną wysokie dęby. Cholera. Jej dom musi już być blisko. - Jedna randka - naciskam łagodnie. - Proszę, Grace. Daj mi szansę, abym ci udowodnił, że nie jestem kompletnym dupkiem. Patrzy na mnie z mieszanką niedowierzania i nieufności. - Ty mnie poniżyłeś, Logan. Spuszczam wzrok. - Przepraszam.
Tłumaczenie Rylee
- Byłam gotowa uprawiać z tobą seks, a ty nie tylko mnie odrzuciłeś, ale powiedziałeś, że byłam jedynie odwróceniem uwagi, żebyś nie myślał o dziewczynie, którą tak naprawdę chciałeś mieć w łóżku zamiast mnie. - Jej policzki robią się czerwone. - Dlaczego, po czymś takim, miałabym chcieć się z tobą umówić? Ona ma rację. Nie ma absolutnie żadnego powodu, aby dać mi drugą szansę. Mija mnie i kieruje się w stronę ładnego domku z zadbanym trawnikiem, na ganku którego siedzi starszy, siwiejący mężczyzna. Na kolanach trzyma gazetę i obserwuje nas, ściągając okulary. Cholera, to musi być jej ojciec. Płaszczenie się przed publicznością może być naprawdę deprymujące, ale przed jej ojcem? Zabijcie mnie. - A wcześniej? Co z tym, co było wcześniej? - wołam za nią. Odwraca się do mnie. - Co? - Przed tą nocą - obniżam głos, podchodząc bliżej. - Gdy byliśmy razem w kinie. Albo na wieży ciśnień. Wiem, że wtedy mnie lubiłaś. Wzdycha cicho. - Tak, wtedy cię lubiłam. - Więc skupmy się na tym - proponuję. - Na tym, co było dobre. Zawaliłem, ale obiecuję, że ci to wynagrodzę. Nie chcę nikogo innego. Chcę jedynie jeszcze jednej szansy. Nie odpowiada, a ja czuję jak moja desperacja sięga zenitu. W tej chwili byłbym zachwycony, słysząc to jej powściągliwe: tak, jasne. Jej milczenie mnie dezorientuje, bo przecież przyznała, że wcześniej mnie lubiła. Dlaczego nadal się waha? - Przykro mi, ale nie - odpowiada, odzierając mnie z resztek pewności siebie. - Słuchaj, jeśli potrzebujesz mojego wybaczenia, to tak, oczywiście,
wybaczam ci. Ta noc była żenująca jak jasna cholera, ale miałam całe wakacje, żeby to przeboleć. Nie chowam urazy, naprawdę. Jeśli wpadniemy na siebie na kampusie, nie ucieknę z krzykiem gdzie pieprz rośnie. Może nawet kiedyś wyskoczymy razem na kawę. Ale nie chcę iść z tobą na randkę, a przynajmniej nie teraz. Kurwa. Naprawdę myślałem, że powie tak. Uczucie porażki miażdży moją klatkę piersiową, ale zaraz potem pojawia się płomyk nadziei, bo… z technicznego punktu widzenia, ona nie powiedziała nie. Powiedziała nie teraz. Czyli jeszcze nie wszystko stracone.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 19 Grace
To pierwszy semestr mojego drugiego roku studiów. A to oznacza, że jestem teraz Nową Grace. Stara Grace, Panie, świeć nad jej duszą, pozwalała swojej najlepszej przyjaciółce podejmować za nią decyzje, a facetom traktować się tak, jak nie powinni. Ale teraz? Teraz już tak nie będzie. Nowa Grace nie będzie już wycieraczką dla Ramony, ani rozproszeniem dla Logana. Nie. Nowa Grace jest beztroską dziewiętnastolatką, która całe wakacje rozbijała się po Francji. Czy rozbijanie się po innym kraju nadal zalicza się do zajebistych rzeczy, jeśli robiło się to razem z mamą? Jasne, że się liczy, przekonuję się. Rozbijanie to rozbijanie, nieważne z kim. Tak czy inaczej, nowy rok oznacza nową mnie. A raczej, ulepszoną wersję starej mnie. W tej chwili nowa/stara ja doprowadza do ładu swoje łóżko w nowym pokoju w akademiku i ma wielką nadzieję, że jej nowa współlokatorka nie okaże się suką, ani psycholką, ani sukowatą psycholką. Próbowałam przekonać panią w dziekanacie, aby przydzieliła mi jednoosobowy pokój, ale poinformowała mnie, że te są zarezerwowane dla najstarszych roczników. I tym oto sposobem przydzielono mnie do pokoju z niejaką Daisy. Gdy wczoraj tata pomagał mi się wprowadzić, druga połowa pokoju była pusta, ale gdy dzisiaj wróciłam z obiadu, walizki i pudła Daisy zajmowały już całą wolną przestrzeń jej części pomieszczenia. Więc teraz siedzę w pokoju i czekam aż przyjdzie, aby mieć już za sobą tę niezręczną miło-mi-cię-poznać szopkę.
Fakt, że będę miała nową współlokatorkę przynosi niepożądane ukłucie żalu do mojego serca. Nie rozmawiałam z Ramoną od kwietnia, kiedy to zabrałam swoje rzeczy z naszego pokoju i oznajmiłam, że mam dość. Być może pewnego dnia usiądziemy na spokojnie i porozmawiamy, ale na chwilę obecną mam zamiar rozpocząć wszystko od nowa, bez niej. Te wszystkie zmiany, które mama wprowadziła w moim wyglądzie były dość irytującym procesem, ale oprócz metamorfozy zewnętrznej, podarowała mi również kilka niezwykle cennych rad. Przede wszystkim, być pewnym siebie. Po drugie, być spontanicznym. Po trzecie, jedyna opinia, która ma znaczenie, to twoja własna. Wszystkie te rady mam zamiar dołączyć do mojego planu pod tytułem „Nowa Grace”, który zawiera już kilka punktów, w tym dobrą zabawę, poznawanie nowych przyjaciół i chodzenie na randki. A, i nie myślenie o Johnie Loganie. To jest kluczowy element tego planu, ponieważ odkąd wpadłam na niego w zeszłym tygodniu w parku, nie mogę przestać o nim myśleć. Mimo wszystko jestem dumna z tego, jak sobie poradziłam podczas naszej pierwszej rozmowy. Nie byłam już na niego zła. Po tak długim czasie negatywne emocje wyblakły, ale to nie znaczy, że tak od razu o wszystkim zapomnę i mu zaufam. Poza tym, teraz jestem Nową Grace. Nie tak łatwo mnie już zbałamucić. Jeżeli to, co powiedział Logan było prawdą i na poważnie proponował randkę, musi bardziej się postarać. Zdawkowe przeprosiny i kilka uroczych uśmiechów, to dla mnie zdecydowanie za mało. Nagle drzwi się otwierają, a moje plecy sztywnieją, gdy się obracam i po raz pierwszy staję twarzą w twarz z moją nową współlokatorką. Ona jest… urocza.
Tłumaczenie Rylee
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że „urocza” to ostatnie słowo, jakim większość ludzi by ją opisało, ale ja nie użyję innego. Za bardzo się boję, że gdyby usłyszała cokolwiek innego, skopałaby mi tyłek. Niemniej jest to pierwszy przymiotnik, który przychodzi mi do głowy, bo wyglądem przypomina skrzata. Cóż, oczywiście przyjmując, że skrzaty noszą czarne włosy z różowymi grzywkami, więcej kolczyków na twarzy, niż jestem w stanie zliczyć i zwiewne, żółte sukienki do czarnych glanów. - Hej - wita się wesoło. - Więc, ty jesteś Grace? - Tak. A ty Daisy…? Uśmiecha się, zamykając drzwi. - Wiem. To imię do mnie nie pasuje. Wydaje mi się, że gdy rodzice mi je nadawali, myśleli, że wyrosnę na południową piękność, jak moja mama, a dostali to. - Wskazuje na siebie, a później wzrusza ramionami. Słyszę w jej głosie lekki, południowy akcent, ale to jedynie nadaje jej niefrasobliwego uroku. I już ją lubię. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzają ci te wszystkie pudła? Przyleciałam z Atlanty dopiero rano i nie miałam jeszcze czasu się rozpakować. - Nic się nie stało. Pomóc ci? - proponuję. Jej oczy wypełnia wdzięczność. - Byłabym zachwycona. Ale rozpakowywanie będzie musiało poczekać do wieczora. Teraz wpadłam tylko po ipoda i lecę do studia. - Do studia? - Kampusowa rozgłośnia radiowa - wyjaśnia. - Raz w tygodniu jestem gospodarzem programu grającego indie rock i producentem dwóch innych. Studiuję komunikację ze specjalizacją media radiowo - telewizyjne. - Och, to świetnie. Właśnie planowałam tam pójść i się dowiedzieć, czy nie mają jakiegoś zajęcia dla mnie - wyznaję. - Myślałam o dołączeniu do szkolnej gazetki, ale facet, z którym rozmawiałam powiedział mi, że lista wolnych strzelców, którzy chcą dla nich pisać ma jakiś kilometr długości. A że
nie mam w sobie żyłki sportowca, a już na pewno nie potrafię śpiewać, ani grać na żadnym instrumencie, odpada sport i muzyka, a inne kluby i kółka wydają się potwornie nudne. A nawet stuknięte. Wiedziałaś, że członkowie jednej grupy aktywistów działających na rzecz ochrony środowiska, co tydzień przywiązują się do drzewa na cały weekend, aby zaprotestować przeciwko planom rozbudowy Hastings? A zeszłego roku jedna laska niemal oberwała piorunem, bo nie chciała zejść z drzewa, pomimo strasznej burzy… - urywam, czując, że moje policzki się rumienią. - Żeby nie było żadnych nieporozumień, powinnaś wiedzieć, że czasami jestem straszną gadułą. Daisy wybucha śmiechem. - Zauważyłam. - Nie wiem, czy cię to pocieszy, ale z moich obserwacji wynika, że za jakiś czas pewnie się przyzwyczaisz, a może nawet uznasz, że to na swój sposób urocze - informuję pokrzepiająco. - Nie martw się, nie przeszkadza mi to. Tak długo, jak tobie nie będą przeszkadzać moje nocne napady strachu. Może być trochę przerażająco, wiesz? Mogę się budzić z krzykiem wyrwana z jakiegoś strasznego koszmaru i… żartuję, Grace - Daisy śmieje się histerycznie. - Boże, żałuj, że nie wiedziałaś swojej twarzy. Nie mam żadnych koszmarów, przysięgam. Ale podobno gadam przez sen. Chichoczę pod nosem. - A, to spoko. Ja gadam w dzień, ty w nocy. Idealnie. Daisy odpina walizkę i grzebie w niej, aż znajduje jasnoróżowego ipoda. Wkłada go do swojej wielkiej, oliwkowej torby i obraca się do mnie. -
Hej,
jeśli
poważnie
jesteś
zainteresowana
jakimś
zajęciem
pozalekcyjnym, aktualnie szukamy kilku studentów do pracy w rozgłośni. Przede wszystkim potrzebujemy osób, które będą prowadziły swoje własne programy, ale wątpię być była zainteresowana, bo dzienne zmiany mamy
Tłumaczenie Rylee
obstawione, zostały jedynie nocki. A jeśli nie czujesz się na siłach, aby wchodzić na antenę, potrzebujemy też producenta jednego talk-show. - Co miałabym robić? - To program typu zadzwoń po poradę. Nadajemy go w poniedziałkowe wieczory i piątkowe popołudnia. Robiłabyś badania przesiewowe i zdobywała informacje na temat, który planuje w danym dniu poruszyć gospodarz, takie typu rzeczy. - Przygląda mi się uważnie. - Wiesz, co? Może pójdziesz ze mną? Przedstawię cię Morrisowi, naszemu menadżerowi i pogadacie. Waham się chwilę, ale w sumie nad czym się tu zastanawiać? Daisy wydaje się naprawdę fajna, a mi nie zaszkodzi porozmawiać z jej przełożonym. Poza tym, miałam zdobywać nowych przyjaciół, nie? Równie dobrze mogę zacząć już teraz. Logan Dobrze jest być w domu. Nie, żebym szalał ze szczęścia jak Dorotka po powrocie z Krainy Oz, ale naprawdę nie ma to jak z chłopakami. Chociaż z technicznego punktu widzenia, dopiero co spędziłem całe lato w domu, to w Munsen nigdy nie czułem się nawet w połowie tak dobrze, jak w Hastings. Mój pierwszy poranek po powrocie zaczynam od odpalenia na cały regulator Nappy Roots podczas pałaszowania śniadania, składającego się z płatków Tuckera. Po chwili słyszę głosy dochodzące kolejno z sypialni reszty chłopaków i jako pierwszy schodzi Garrett. - Dobry, Słonko - mamrocze. - Błagam, powiedz, że zrobiłeś kawę. Wskazuję na ekspres stojący na ladzie. - A co, zaszalałem. Garrett nalewa sobie filiżankę i siada na jednym z taboretów.
- Ubierały cię dzisiaj ptaszki i wiewiórki z bajki Disney’a? - marudzi. Jesteś jakiś podejrzanie wesolutki. - A ty zrzędzisz od rana jak stara baba. Uśmiechnij się, stary. Dzisiaj jest nasz ulubiony dzień w roku, pamiętasz? Czyli pierwszy dzień rekrutacji nowych zawodników do naszej drużyny. Taka kolej rzeczy. Najstarsze roczniki kończą Briar, lub chłopaki rzucają szkołę i przechodzą na zawodowstwo, a na ich miejsce wchodzi świeża krew młodzików zaraz po liceum. A my co roku chętnie przyglądamy się tym kwalifikacjom. Mam nadzieję, że znajdzie się dzisiaj jakiś nieoszlifowany diament, bo szczerze powiedziawszy nasza drużyna jest obecnie w bardzo osłabionym składzie. Straciliśmy trzech najlepszych napastników - Birdiego i Niko, którzy ukończyli studia, oraz Connora, który podpisał kontrakt z The Kings. Obrona będzie musiała radzić sobie bez Rogersa, który teraz gra już dla Chicago Blackhawks i dwóch innych obrońców, którzy odebrali dyplomy i poszli w siną dal. A to oznacza, że Dean i ja będziemy mieli ręce pełne roboty, póki nie znajdzie się ktoś do pomocy. A co jest z tego wszystkiego najgorsze? Straciliśmy naszego bramkarza. Kenny Simms był… czarodziejem. Pieprzonym magikiem na łyżwach. Był na pierwszym roku, gdy trener mianował go głównym bramkarzem, choć mieliśmy dwóch starszych, bardziej doświadczonych. Tak, był aż tak dobry. Ale skończył już studia, a los naszej obciążonej jakimś cholernym fatum drużyny, leży w rękach Patricka, studenta ostatniego roku, chyba że jakimś cudem, wśród nowych pojawi się kolejny Kenny Simms. - Trzeba było dać w łapę promotorowi Simmsa, żeby go oblał - mówi Garrett, wzdychając ciężko, a ja zdaję sobie sprawę, że nie tylko mnie martwi nasz osłabiony skład.
Tłumaczenie Rylee
- Będzie dobrze - zapewniam, ale raczej bez przekonania. - Nie, nie będzie - oznajmia Dean, wchodząc do kuchni. - Wątpię, byśmy w ogóle zakwalifikowali się do pucharu. Nie bez Kenny’ego. - Jesteście ludźmi małej wiary - karci nas Tuck, stając w drzwiach. - Jasna cholera - mówię na wydechu. - Zgoliłeś brodę! - Piorunuję wzrokiem Garretta. - Dlaczego mi nie powiedziałeś? Urządziłbym imprezę na naszą cześć! Dean chichocze. - Chyba chciałeś powiedzieć na jego cześć. - Nie, miał na myśli nas - odpowiada za mnie Garrett. - To my musieliśmy patrzeć na to upiorne coś przez pół roku. Klepię Tucka w tyłek, gdy przechodzi obok mnie. - Witaj z powrotem, Bobasie. - Spierdalaj - zrzędzi pod nosem. Tak, dobrze jest być w domu. Godzinę później opieram łokcie na kolanach i pochylam się do przodu, analizując strzał oddany przez krępego świeżaka z kręconymi, rudymi włosami. - Ten nie jest zły - zauważam. - Który? Ten z dywanem wystającym spod kasku? - krzyczy Hollis z końca osłoniętej trybuny, na której siedzimy. - Nie, jak na razie nie zrobił na mnie wrażenia. W dole, na lodowisku trener przeprowadza z kandydatami proste ćwiczenie polegające na jechaniu z krążkiem i oddaniu strzału. Wiem, że to dopiero pierwszy dzień, ale jak na razie ja również nie jestem pod wrażeniem. W tym samym czasie, dwójka chłopaków musi przejechać przez niebieską linię, oddać strzał na bramkę, zawrócić i jak najszybciej dojechać zewnętrznym torem na neutralną strefę, gdzie dostają kolejne podanie. To w ogóle nie jest skomplikowane, ale jak na mój gust widzę tutaj za dużo pominiętych podań.
Przynajmniej bramkarz jest dość przyzwoity. Obronił więcej strzałów, niż wpuścił, a to dobrze rokuje na przyszłość. Siedzący obok mnie Garrett gwiżdże cicho. - No, o to właśnie chodzi. Przenoszę spojrzenie z powrotem na lodowisko. Startuje kolejny chłopak i słodki pierdolony Chryste, jest szybki. Mknąca w zawrotnym tempie czarna smuga na tle białego lodu zbliża się do bramki. A strzał, który oddaje doskonale zaplanowany, doskonale wykonany i doskonale doskonały. - To mogło być szczęście nowicjusza - ostrzega Tuck. Mogło, ale nie było, bo dwadzieścia minut później ten dzieciak nadal rozwala system. - Kto to jest? - pyta Garrett. - Nie mam pojęcia - odzywa się Hollis. Pierre, Kanadyjczyk, który dołączył do nas w zeszłym roku i siedzi w rzędzie za nami, pochyla się z i kładzie Garrettowi dłoń na ramieniu. - To Hunter jakiś tam. Bogaty dzieciak z Connecticut, wielka gwiazda młodszej ligi. - Skoro jest taki dobry, dlaczego nie przyjęto go od razu do naszej drużyny, tylko przechodzi przez kwalifikacje? - pyta Tuck z powątpiewaniem. - Połowa uniwerków w kraju chce go u siebie - odpowiada Pierre. - Ale chodzą pogłoski, że on nie chce już grać w hokej. Trener nieźle się musiał nagimnastykować, by namówić Huntera na przyjście tu dzisiaj, ale nawet jak przejdzie eliminacje, istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że wejdzie do drużyny. - Och, właśnie że wejdzie - oznajmia Dean. - Nie ważne ile to będzie kosztowało, jak będę musiał to zrobię mu laskę, byleby się zgodził. Wszyscy wybuchają śmiechem. - Widzę, że nic co ludzkie, nie jest ci obce, Dean - drażnię się z nim. Jego oczy błyszczą złośliwie.
Tłumaczenie Rylee
- Wiesz co? Ja mu nie tylko obciągnę - mówi powoli i wyraźnie. - Ja sprawię, że dojdzie. No wiesz, że będzie miał orgazm. Reszta chłopaków wymienia się zdezorientowanymi spojrzeniami, ale szyderczy uśmiech Deana daje mi jasno do zrozumienia, do czego konkretnie pije. Pieprzony jebaniec. - Nie wiem, czy wiecie, ale orgazm jest punktem wieńczącym proces sprawiania sobie, lub komuś innemu przyjemności seksualnej… - O czym ty, do cholery, mówisz? - przerywa Garrett. Pan Uosobienie Niewinności trzepocze rzęsami jak jakiś świr. - Tak sobie pomyślałem, że przyda wam się kurs utrwalający waszą wiedzę o orgazmach. - Myślę, że nie ma takiej potrzeby - oznajmia Tuck, parskając. - Jesteś pewien? Nikt nie ma żadnych pytań? - Szczerzy się do mnie jak ostatni debil, ale reszta chłopaków skupia uwagę z powrotem na lodowisku, więc dźgam go w żebra. Mocno. - Jezu, John, chciałem tylko pomóc. Mógłbyś się wiele ode mnie nauczyć. Żadna kobieta nigdy nie oparła się mojemu wrodzonemu urokowi. - Ty nie masz pojęcia, co to jest wrodzony urok - odpowiadam. - Wiesz kto najlepiej wie, jak z niego korzystać? Ted Bundy. Dean posyła mi puste spojrzenie. - Kto? - Seryjny morderca. O Jezu, teraz ja wyjeżdżam z Bundym. Zamieniam się w Grace. Wspaniale. A teraz myślę o Grace. A starałem się tego nie robić. Ale nie ważne jak bardzo się staram, ona ciągle pojawia się w moich myślach.
Czy to przez moje urażone ego? Ponownie urażone? Ciągle zadaje sobie to pytanie, bo poważnie, nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje, że nie mogę wybić jej sobie z głowy. Jestem nią zainteresowany, bo ona nie jest zainteresowana mną? O co, do diabła, w tym chodzi? Lubię myśleć, że nie jestem aż tak arogancki, ale nie mogę zaprzeczyć, że jej odrzucenie, gdzieś tam mnie jednak ukuło. Chcę kolejnej szansy. Chcę jej pokazać, że nie jestem jakimś bezdusznym kutasem, który jedynie ją wykorzystywał, ale nie mam pojęcia, co mógłbym zrobić, żeby zmienić jej zdanie. Może kwiaty? Albo wielkie, publiczne płaszczenie? - Hej, złamasy! Wszyscy zrywamy się na równe nogi, słysząc rozkazujący ton trenera Jensena. Nasz nieustraszony przywódca jest jedynym członkiem kadry Briar, któremu może ujść na sucho wołanie na studentów „złamasy” i aktualnie patrzy na nas lodowato. - Jest jakikolwiek powód, dla którego wasze leniwe tyłki siedzą na trybunach, zamiast na siłowi? - ryczy. - Zmiatać stąd! - A następnie odwraca się do trójki kandydatów, którzy podśmiechują się pod nosem. - A panienki z czego się śmieją? Biegiem!
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 20 Grace
Gdy pierwszy tydzień nowego semestru dobiega końca, dzwoni do mnie Ramona. A ja, po kilku miesiącach ignorowania jej, w końcu odbieram. Nadszedł czas, aby spotkać się z nią osobiście. Wyjście z nią na kawę nie jest spełnieniem moich marzeń, ale przecież nie mogę wiecznie jej unikać. Zbyt wiele razem przeszłyśmy przez te wszystkie lata i zbyt wiele mam dobrych wspomnień, by nagle udawać, że ona w ogóle nie istnieje. Ale to spotkanie ma na celu jedynie oczyszczenie atmosfery. A przynajmniej tak sobie powtarzam, idąc przez kampus. Nie będziemy znowu najlepszymi kumpelami. Nie wyobrażam sobie, abyśmy znowu mogły być blisko, po tym, co ona zrobiła. Nie chodzi o to, co napisała Loganowi. Chodzi o to, co jej sms udowodnił - rażące lekceważenie moich uczuć. Prawdziwa przyjaciółka nie proponuje seksu facetowi, który zranił jej najbliższą przyjaciółkę. Prawdziwa przyjaciółka spycha na dalszy plan swoje samolubne pragnienia i wspiera, gdy jest potrzebna. Pół godziny po naszej rozmowie telefonicznej, wchodzę do Coffee Hut i dołączam do Ramony, która siedzi przy stoliku pod oknem. - Cześć - wita mnie nieśmiało. Niemal z obawą. Wygląda dokładnie tak samo jak wtedy, gdy widziałam ją po raz ostatni. Czarne włosy opadają na jej ramiona, a krągłe ciało opinają obcisłe ubrania. Gdy zauważa moje włosy, piszczy: - Jesteś blondynką!
- Tak, mama mnie namówiła. - Zatapiam się w fotelu naprzeciwko niej. Jakaś część mnie chce ją przytulić, ale się powstrzymuję. - Ta jest dla ciebie - Ramona wskazuje kubek z kawą stojący między nami. - Dopiero co przyszłam, więc jeszcze jest gorąca. - Dzięki - obejmuję kubek obiema dłońmi, a ciepło ze styropianowego kubka ogrzewa moje palce. Na zewnątrz jest jakieś czterdzieści stopni, ale nagle jest mi zimo, a panująca między nami niezręczna cisza potęguje to wrażenie. - Grace… - Przełyka ciężko Ramona. - Tak mi przykro. Wzdycham. - Wiem. Iskierka nadziei przegania ciemne chmury przysłaniające jej oczy. - Czy to znaczy, że mi wybaczasz? - Nie, to znaczy, że wiem, że ci przykro. - Uchylam wieczko i biorę łyka, a później się krzywię. Zapomniała o cukrze. Nie powinno mi to jakoś super przeszkadzać, ale w tej chwili jest to dla mnie jedynie kolejny znak, że moja najlepsza przyjaciółka nic o mnie nie wie. Ani o moich uczuciach, ani o tym, jaką pijam kawę. Łapię dwa papierowe opakowania cukru, rozdzieram je i wrzucam zawartość do kubka, po czym mieszam kawę plastikowym patyczkiem, kątem oka zauważając jak wyraz twarzy Ramony przechodzi od pełnego nadziei do zdenerwowanego. - Jestem gównianą przyjaciółką - mówi cicho. Nie zaprzeczam. - Nie powinnam wysyłać mu tej wiadomości. Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłam - urywa nagle, a rumieniec wstydu pokrywa jej policzki. - Nie, wiem. Ponieważ jestem zazdrosną suką. Ponownie nie zaprzeczam.
Tłumaczenie Rylee
- Ty naprawdę tego nie widzisz, prawda? - wzdycha, gdy nie odpowiadam. - Tobie wszystko przychodzi tak łatwo. Dostajesz same piątki, nawet się nie ucząc, wyrywasz najgorętszego faceta na kampusie, nawet o to nie zabiegając… - Łatwo? - przerywam, tonem trochę ostrzejszym, niż zamierzałam. - Tak, dostaję piątki, ale to dlatego, że bez przerwy się uczę. Wiedziałabyś o tym, gdybyś nie spędzała tyle czasu na imprezach i plotkowaniu. A faceci? Pamiętasz szkołę średnią, Ramona? Bo ja pamiętam doskonale, że wtedy moje życie towarzyskie tak jakby nie istniało. Nie, żeby teraz się to jakoś kolosalnie zmieniło, jeżeli już o tym mowa. - Bo ty zawsze byłaś mniej pewna siebie, niż ja. Pozwalasz nerwom przejmować nad sobą kontrolę, ale nawet wtedy, gdy jesteś nieśmiała i gadatliwa ludzie nadal cię uwielbiają. Zdobywasz ich sympatię bez trudu, już w pierwszej chwili, gdy cię poznają. Mnie to się nie zdarza. - Przygryza dolną wargę. - Ja muszę ciężko pracować, by ktokolwiek mnie polubił. W liceum ludzie zauważali mnie tylko dlatego, bo byłam niegrzeczną dziewczynką. Paliłam trawę, ubierałam się jak zdzira, a faceci zapraszali mnie na randki, bo wiedzieli, że jak się ze mną umówią, to zaliczą co najmniej drugą bazę. - Nigdy nie starałaś się tego zmienić - zauważam cicho. - Nie. Bo lubiłam być w centrum uwagi. - Spuszcza wzrok. - Nieważne, czy zwracali na mnie uwagę z dobrych powodów, czy złych, po prostu lubiłam być zauważana. Jestem żałosna, co? Ogarnia mnie potworny smutek. A może to współczucie. Żal. Nie wiem. Ramona jest jedną z najbardziej pewnych siebie osób, jakie kiedykolwiek spotkałam i słuchanie o tym, jak o sobie mówi, sprawia, że chce mi się płakać. - Nie jesteś żałosna. - Cóż, dobrą przyjaciółką też nie jestem - mówi sztywno. - Byłam tak cholernie o ciebie zazdrosna, Grace. To zawsze ja byłam tą dziewczyną, która umawia się z najgorętszymi facetami i prosiła cię o różne rady, a tu nagle ty
mówisz, że rozważasz seks z samym Johnem pieprzonym Loganem, a ja byłam tak owładnięta zazdrością, że miałam ochotę krzyczeć. Wiec gdy oznajmiłaś mi, że do niczego między wami nie doszło… - W jej oczach błyszczy poczucie winy. - Poczułam ulgę. I w jakimś stopniu zadowolenie z siebie. Pomyślałam, że gdybym była na twoim miejscu, mnie na pewno by nie odrzucił. Więc do niego napisałam. Jezu. Czy ja przed chwilą powiedziałam, że ona nie jest żałosna? Odwołuję to. - Byłam głupia i samolubna i bardzo cię przepraszam, Grace. - Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. - Wybaczysz mi? Możemy zacząć od nowa? Biorę łyk kawy, przyglądając się jej znad krawędzi kubka. Następnie odkładam go na stół i mówię: - Nie mogę, Ramona. Zmartwienie wykrzywia rysy jej twarzy. - Dlaczego? - Bo uważam, że potrzebujemy przerwy. Spędzałyśmy ze sobą każdą wolną chwilę, odkąd zaczęłyśmy szkołę podstawową, Ramona. Ale teraz jesteśmy w college’u. Mamy okazje poznać nowych ludzi, zawrzeć nowe przyjaźnie, a ja nie mogę tego robić, gdy ty jesteś w pobliżu. - Możemy przecież robić to razem - protestuje. - Nie, nie możemy. Jedynymi osobami, z którymi zaprzyjaźniłam się przez ostatni rok, są Jess i Maya, a ja nawet ich nie lubię. Po prostu potrzebuję więcej przestrzeni. Nie twierdzę, że nigdy więcej nie będziemy ze sobą rozmawiały. Byłaś wielką częścią mojego życia przez bardzo długi czas i nie chcę tego przekreślać przez jakiegoś smsa, ale nie potrafię wrócić do tego co było, jak gdyby nic się nie stało. Ramona milczy, przygryzając wargę tak mocno, że aż się dziwie, że nie tryska z niej krew. Znam ją na tyle, by widzieć, że ze sobą walczy, chce nalegać
Tłumaczenie Rylee
i wymusić na mnie ugodę, ale widocznie coś w wyrazie mojej twarzy sprawia, że pierwszy raz w życiu jednak mi ustępuje. - Ale możemy nadal… nie wiem, smsować ze sobą, albo wyskoczyć czasem na kawę? - Brzmi jak mała dziewczynka, której właśnie powiedziano, że jej ukochany pies poszedł do psiego nieba. Zastanawiam się chwilę nad jej propozycją, a później przytakuję. - Myślę, że tak. Możemy zacząć powoli i czasem się spotkać. Jaj nadzieja wraca z pełną mocą. - W takim razie kawa? Znowu tutaj? Pomimo mojego oporu, powoli przytakuję. Kawa od czasu do czasu w towarzystwie Ramony nie powinna mnie zabić. Chyba. Uśmiecha się do mnie promiennie. - Nie będziesz tego żałowała. Obiecuję. Nigdy więcej nie zrobię niczego, co mogłoby cię zranić. Uwierzę, jak zobaczę. Na razie musi jej wystarczyć mój sceptycyzm, nic więcej ode mnie nie dostanie. Wymieniamy się krótkim i cholernie niezręcznym uściskiem, po czym Ramona ucieka na zajęcia. Jestem zbyt przygnębiona, aby się ruszyć, więc siedzę dalej i w roztargnieniu mieszam patyczkiem w kawie. Czuję się jakbym właśnie z kimś zerwała. I w pewnym sensie tak właśnie było. Ale powiedziałam jej szczerze, co myślę - musimy zrobić sobie przerwę. Muszę od niej odpocząć. Przez ostatni rok ona jedynie mnie wstrzymywała. Stara Grace była jak ptak, którego Ramona wypuszczała z klatki, gdy miała na to ochotę. Cóż, nowa Grace ma zamiar latać sobie gdzie będzie chciała. Smutek w mojej klatce piersiowej zaczyna powoli się rozmywać, a zastępuje go ekscytacja. Czuję, że powoli zaczynam wreszcie odżywać.
Uwielbiam moją nową współlokatorkę, podobają mi się zajęcia, które mam w tym semestrze i niebawem zacznę pracę w kampusowej rozgłośni radiowej. Morris, student, który ją prowadzi od razu dał mi pracę, gdy tylko pojawiłam się w stacji razem z Daisy kilka dni temu. Od przyszłego poniedziałku będę pracowała nad programem radiowym razem z zespołem studentów i studentek z korporacji, które, jak mnie ostrzeżono, są bandą głupich kretynów. To słowa Daisy, nie moje. Ponadto Morris wydaje się naprawdę zajebistym kolesiem. Jest również niedorzecznie gorący, co oczywiście nie umknęło mojej uwadze, gdy tylko go zobaczyłam. Nagle rozlega się dzwonek przy drzwiach, a moja głowa odruchowo obraca się w tamtym kierunku, a później natychmiast odwracam wzrok i wlepiam go w moją kawę. Mam nadzieję, że kurtyna moich blond włosów ochroni mnie przed wzrokiem przybyszów. Czyli Logana i jego czterech przyjaciół. Cholera. Może mnie nie zauważy. A może uda mi się wymknąć zanim do tego dojdzie? Ale nie chcę zwracać na siebie uwagi, więc nie wychodzę od razu. Logan i jego kumple podchodzą do lady, a wszyscy w kawiarni wlepiają w nich spojrzenia. Coś w tych facetach sprawia, że powietrze nagle staje się przeładowane elektronami. Są więksi niż pozostali studenci, ale nie chodzi jedynie o to, że są wysocy. Lecz o pewność siebie w każdym ruchu, życzliwe docinki, którymi się wymieniają i szczere uśmiechy, którymi obdarowują innych ludzi. Wiem, że powinnam pozostać niezauważona, ale nie mogę oderwać od nich wzroku. A konkretnie od jednego. To, że Logan jest taki atrakcyjny
Tłumaczenie Rylee
powinno być karalne. Tak, patrzę na tył jego głowy, ale co z tego? To jest cholernie seksowny tył głowy. O Rany. Powinnam unikać takich myśli. Pożądanie Logana jest pierwszym krokiem do polubienia go, a ja nie jestem jeszcze gotowa, aby otworzyć te drzwi. O ile kiedykolwiek będę. Ale rozsądek wraca mi zbyt późno, bo Logon odchodzi już od lady i zmierza w moim kierunku. - Hej, piękna. - Siada na krześle naprzeciwko mnie i kładzie czekoladową babeczkę na stole. - Mam dla ciebie muffinka. Kuźwa. Najwyraźniej zauważył mnie, gdy wchodził. - Dlaczego? - pytam podejrzliwie. - Bo chciałem ci coś dać, a że masz już kawę, padło na muffinka. Unoszę jedną brew. - Próbujesz wkupić się w moje łaski4? - Tak. A przy okazji - doskonała gra słów. - To nie była gra słów. Nic na to nie poradzę, że moje imię jest homonimem5. Jego niebieskie oczy błyszczą, gdy pochyla się do mnie. - Uwielbiam, gdy mówisz do mnie homonimami. - Taa… - odchrząkuję. - Doceniam ten gest, ale czy ty na poważnie myślisz, że zrobisz na mnie wrażenie muffinkiem? - Nic się nie martw, jak umówisz się ze mną na randkę kupię ci cały posiłek - uśmiecha się do mnie. - Wszystko, na co tylko będziesz miała ochotę. Do diabła z nim i z tym jego uwodzicielskim uśmiechem. - A jeśli już o tym mowa, to kiedy idziemy? - Gdzie? - pytam nieprzytomnie. 4 5
Grace – z ang. łaska. Homonim – wyraz o podobnym brzmieniu i pisowni, ale o innym znaczeniu.
- No na naszą randkę. - Kładzie łokieć na stole i podpiera podbródek w zamyśleniu. - Dzisiaj wieczorem jestem wolny. W zasadzie, to w każdy wieczór. Więc jestem otwarty na propozycje. Boże, ten facet jest niemożliwy. I zdecydowanie zbyt przystojny, aby udawać, że się tego nie widzi. Jego mocno zarysowana szczęka pokryta jest kilkudniowym zarostem, a mój język aż świerzbi, żeby przeciągnąć nim wzdłuż jego podbródka. To pierwszy raz, gdy myślę o wylizaniu facetowi brody. Przysięgam. Nie wiem, co się ze mną dzieje. - Gratuluję sporej ilości wolnego czasu - mówię. - Ale nie umówię się z tobą. Logan posyła mi kolejny uśmiech. - Dzisiaj, czy w ogóle? - Dzisiaj i w ogóle. Przerywa nam przybycie jednego z jego przyjaciół. - Idziemy? - pyta Logana, uchylając wieczko swojej kawy. - Odejdź, G. Nie widzisz, że właśnie zabiegam o względy tej ślicznej dziewczyny? Jego przyjaciel uśmiecha się szeroko, po czym odwraca się do mnie. - Hej, jestem Garrett. No tak. Przecież mogłabym przez przypadek nie wiedzieć. Garrett Graham jest w tej szkole legendą, na miłość boską. A na dodatek tak dobrze wygląda, że się rumienię, choć nawet nie jestem nim zainteresowana. - Grace - przedstawiam się uprzejmie. - Nie chciałem przeszkadzać. - Odsuwa się o krok, ledwo powstrzymując uśmiech. - Poczekam na zewnątrz, aby mój przyjaciel mógł ze spokojem kontynuować swoje… e… zaloty. - Nie ma potrzeby. Już skończyliśmy. - Odsuwam krzesło i zrywam się na równe nogi. - Niczego jeszcze nie skończyliśmy, Grace - mruczy Logan.
Tłumaczenie Rylee
Garrett przeskakuje wzrokiem to na mnie, to na Logana, wyraźnie rozbawiony. - W ogólniaku miałem obowiązkowe zajęcia z rozwiązywania konfliktów. Nie potrzebujecie czasem mediatora? Chwytam moją kawę. - Cóż, ten który zazwyczaj mi towarzyszy akurat ma przerwę na lunch, więc chętnie skorzystam. Logan zaproponował mi wspólne wyjście, a ja rozwiązuję konflikt kulturalnym oddaleniem się z placu boju. I to tyle. Jak widzisz jednak mediator nie jest nam potrzebny, sama się tym zajęłam. Garrett wybucha tak głośnym śmiechem, że przykuwa uwagę wszystkich osób w kawiarni, w tym także trzech pozostałych hokeistów, którzy stoją przy ladzie. - Z czego tak się śmiejecie? - pyta zaciekawiony Dean, a gdy mnie zauważa uśmiecha się z zachwytem. - Grace. Szmat czasu. Bosko wyglądasz w tych włosach. Jestem zaskoczona, że on w ogóle pamięta jak mam na imię. - Dzięki. - Wycofuję się w kierunku drzwi. - Muszę już iść. Do zobaczenia Logan. I… wy… przyjaciele Logana. Jestem w połowie drogi do drzwi, gdy słyszę jak woła: - Zapomniałaś swojego muffinka! - Nie, nie zapomniałam - odpowiadam, nie obracając się. Męski śmiech wysyła dreszcz wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy zamykam za sobą drzwi.
- Oto, co musisz zrobić: weź butelkę wina, zaproś go do siebie i zadbaj o to, by w tle leciał jakiś stary kawałek Ushera. Później się rozbierz i… wiesz co, dziecinko? - mówi do mikrofonu Pace Dawson w piątkowe popołudnie. -
Zapomnij o winie i muzyce. Wystarczy, że będziesz nago, gdy przyjdzie. Od razu będzie gotowy na zabawę. Współprowadząca, Evelyn Winthrop, piszczy, zgadzając się z nim: - Golizna nigdy nie zawodzi. Faceci lubią, gdy jesteś nago. W zaciszu mojej reżyserki robię, co w mojej mocy, aby nie pokazać tej dwójce, żeby walnęła się w łeb. Przez szybę widzę jak wymieniają się porozumiewawczymi uśmiechami, jakby właśnie udzielili rady na miarę doktora Phila, dziewczynie która zadzwoniła po kilka wskazówek dotyczących uwodzenia. To mój pierwszy weekend w rozgłośni i druga część audycji „W czym ci pomóc”, którą prowadzą Pace i Evelyn. Jak na razie nie jestem porażona poziomem intelektualnym tego programu, ale podobno ma więcej słuchaczy, niż wszystkie inne razem wzięte. - Dobrze, następny rozmówca - zapowiada Evelyn. Czyli to zadanie dla mnie. Moja rola polega na odbieraniu telefonów, utrzymywaniu rozmówcy na linii i wrzuceniu go na antenę, gdy jest wywoływany. A to wiąże się z moim głównym zadaniem, czyli robieniem przesiewu. Rozmawiam z dzwoniącymi i upewniam się, czy rzeczywiście mają jakieś pytania, czy tylko robią sobie jaja. - Witaj, słuchaczu - mówi Pace. - Powiedz nam w czym ci pomóc. Student, który czekał na wejście na antenę, nie marnuje czasu i od razu przechodzi do rzeczy: - Pace, stary - wita się z prowadzącym. - Chciałbym usłyszeć twoje zdanie na temat golenia jaj. Pace, siedzący w futrzanym fotelu, prycha z pogardą. - Jestem absolutnie przeciwny. Depilacja między nogami jest dla lasek i lalusiowatych maminsynków. Na to odzywa się Evelyn: - Całkowicie się nie zgadzam.
Tłumaczenie Rylee
Podczas gdy gospodarze zaczynają dyskusję na temat zalet i wad męskiego owłosienie łonowego, tłumię parsknięcie śmiechem i skupiam się na kontrolowaniu czasu antenowego. Każdy dzwoniący ma maksymalnie pięć minut. Temu zostały jeszcze cztery. Przenoszę spojrzenie na sąsiednią kabinę i widzę jak Morris układa na półce stos płyt kompaktowych. Półka to mało powiedziane, to jest cała ściana. Setki albumów, jeden na drugim, ułożone alfabetycznie. Dziwnie mi się na to patrzy. Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam płytę CD. Mam wrażenie, jakby ten nośnik pamięci był już równie przestarzały co kasety, magnetowidy, czy boomboxy. Ale stacja jest dość oldskulowa, podobnie jak Morris. Już zdążył mi się przyznać, że w akademiku ma gramofon i starą maszynę do pisania, a jego poczucie mody w stylu retro uważam za seksowne jak diabli. Ma w sobie trochę z hipstera, trochę z punka, trochę ze staromodnego dziennikarza, trochę… mogłabym tak wymieniać bez końca. Ma w sobie trochę wszystkiego, ale w bardzo męskim wydaniu i ten styl świetnie pasuje do jego ekscentrycznej osobowości. Znam go zaledwie tydzień, ale już wiem, że nie przeżyje godziny bez opowiedzenia jakiegoś suchara, świńskiego dowcipu, czy żenującego powiedzonka. I jestem niemal pewna, że mu się podobam. O ile nieustanne flirtowanie i komplementy mogą być jakąś wskazówką. Wydaje mi się, że gdyby mnie gdzieś zaprosił, to bym się zgodziła, ale za każdym razem gdy o tym myślę, jakaś część mnie protestuje i zachęca do umówienia się z Loganem. Nie będę kłamać, ta akcja z babeczką była… urocza. Zarozumiała też, ale czarująca na tyle, że przez całą drogę do akademika nie mogłam przestać się uśmiechać. Ale to nie znaczy, że dam mu drugą szansę.
Przenoszę wzrok z powrotem do głównego studia i staram się skoncentrować na audycji. A przez następne trzydzieści pięć minut robię co mogę, aby się nie śmiać, słuchając jak dwójka prawdopodobnie najgłupszych ludzi na tej planecie radzi innym jak mają żyć. Gdy gospodarze kończą program, włączam składankę, którą przygotował mi Morris, a w tym czasie do kolejnej audycji przygotowuje się Kamal. Kamal jest zagorzałym fanem hip-hopu i puszcza kawałki, których nikt nigdy nie słyszał i prawdopodobnie nigdy więcej nie usłyszy. Gdy opuszczam reżyserkę i wchodzę do głównej sali, podchodzi do mnie Morris z uśmiechem błąkającym się na ustach. - Słyszałaś tę rozmowę o męskim owłosieniu? - Jakże bym mogła to przegapić. To była jedna z najbardziej absurdalnych debat, jakie w życiu słyszałam. - Urywam na chwilę, odwzajemniając jego uśmiech. - Ale podobało mi się jak Evelyn powiedziała, że gdyby chciała zobaczyć busz, poszłaby do najbliższego parku. Morris wybucha śmiechem, przebiegając dłonią po włosach, a ten gest sprawia, że przenoszę spojrzenie na jego niesforne, ciemne kosmyki. Ten facet ma najbardziej niecodzienną urodę, jaką widziałam. Miodową skórę, czarne włosy, brązowe oczy. I za nic w świecie nie potrafię stwierdzić jakie ma korzenie. Azjatyckie? Zmieszane z… nie mam pojęcia. - Gapisz się na mnie. - Jego usta drgają w rozbawieniu. - Mam coś na zębach? - Nie. - Czuję, że się rumienię. - Zastanawiałam się tylko nad twoim pochodzeniem etnicznym. Przepraszam. Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Wygląda na szczerze rozbawionego moim pytaniem. - Nie przejmuj się, ludzie ciągle mnie o to pytają. Moja mama urodziła się w Zambi. Jej mama była czarna, a ojciec był białym lekarzem, który pojechał do
Tłumaczenie Rylee
Afryki by prowadzić tam szpital. Z kolei mój ojciec był w połowie Azjatą, a w drugiej połowie Włochem. - Łał. Imponująca mieszanka narodowościowa. - A co z tobą? - Nic równie interesującego. Moja rodzina pochodzi z Massachusetts, ale w naszych żyłach płynie trochę szkockiej i irlandzkiej krwi. Nagle rozlega się za nami piskliwy chichot i gdy się obracamy, widzimy Pace’a i Evelyn obmacujących się przy ścianie. Mojego pierwszego dnia tutaj zapytałam Evelyn od jak dawna się spotykają, a ona spojrzała na mnie jak na wariatkę i powiedziała, że oni „spotykają się” jedynie w studiu, bo „radio jest strasznie nudne”. Gdy wymieniamy się z Morrisem rozbawionymi spojrzeniami, Pace odrywa się na chwilę od Evelyn i patrzy na nas znad jej ramienia. - Ej, Morrison - woła, w międzyczasie liżąc Evelyn po szyi. - Sigma, dzisiaj wieczorem. Gruby Ted ma nową grę i chce sprawdzić, czy go pokonasz. Gretchen, ty też powinnaś przyjść. Nawet gdybym chciała go poprawić, nie mam szansy, bo Pace z powrotem skupia całą swoją uwagę na Evelyn. - Dlaczego on mówi na ciebie Morrison i kim jest Gruby Ted? - pytam. Moriss chichocze. - Mówi na mnie Morrison, bo myśli, że tak mam na imię, nie ważne ile razy mu powtarzam, że jest w błędzie. A Gruby Ted to jeden z jego braci z korporacji. Jest maniakiem gier, często urządzamy sobie zawody. Ted jest świetny, poznasz go dzisiaj na imprezie. Śmieję się. - A kto powiedział, że Gretchen w ogóle pójdzie na tę imprezę? - Morrison. Chciał jej zaproponować randkę, odkąd tylko ją poznał. Rumienię się widząc jego szelmowski uśmiech. - To będzie randka? - pytam powoli.
- Jeśli chcesz, to tak. Jeśli nie, będziemy tylko parą przyjaciół idących razem na imprezę. Morrison i Gretchen na podbój świata. - Unosi brew. - Twój wybór. Przyjaciele, czy randka? Twarz Logana przelatuje mi przed oczami i sprawia, że się waham. A to z kolei daje mi powody twierdzić, że chyba jestem szalona. Bo przecież Logan nie powinien mieć tu nic do gadania. Nie jesteśmy razem. Nigdy nie byliśmy. A Morrison wydaje się być naprawdę fajnym facetem. - To jak będzie, Gretchen? Jego figlarny głos wyrywa mnie z zamyślenia. Spotykam jego ciemne, błyszczące oczy i mówię: - Randka.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 21 Logan Nie jestem w nastroju na imprezę, ale Garrett poinformował mnie, że jeżeli on musi iść, to ja też, bo, cytuję: „najlepsi przyjaciele cierpią razem, albo wcale.” W odpowiedzi na moją uprzejmą uwagę, że zawsze możemy wybrać opcję „wcale”, otrzymałem jedynie groźne spojrzenie, mówiące: idziesz, kurwa. Przynajmniej zgłosił się na kierowcę, więc będę mógł wypić shota, czy dwa. Ale żadnego niezobowiązującego pieprzenia. Nie. Mam nową, żelazną zasadę dotyczącą imprezowania i mam zamiar się jej trzymać. Żadnego obciągania w łazience i szybkich numerków w sypialni, która nie jest moja. John Logan jest oficjalnie w trybie monogamicznym. - Nie rozumiem dlaczego w ogóle należysz do tego bractwa, skoro nie cierpisz być jego członkiem - zauważa Hannah z tylnego siedzenia w jeepie Garretta. Siedzi tam, bo ja nie uznaję tej nonsensownej zasady, że dziewczyna kierowcy automatycznie otrzymuje prawo do zajmowania miejsca obok niego i pierwszy sobie je zaklepałem. Ale zgadzam się z nią w kwestii bractwa. Garrett jest członkiem Sigma Tau, ale nie mieszka w ich domu, nie bierze udziału w posiedzeniach, ani nawet nie spędza czasu z żadnym ze swoich „braci”. Jego jedynym wkładem jest uczestnictwo w imprezach, a i wtedy nie zostaje na nich dłużej niż godzinę. - Odziedziczyłem członkostwo po ojcu - odpowiada, ze wzrokiem skupionym na drodze. - Sigma Tau była zobowiązana mnie przyjąć, a ojciec zmusił, abym zgłosił im swoją kandydaturę. - Czekaj, to nie miałeś otrzęsin? - pyta Hannah.
- Nie. Tak bardzo chcieli, abym do nich wstąpił - wiesz, bo mój ojciec to żywa legenda - że przez cały tydzień, gdy inni kandydaci byli koceni, ja miałem luz. Gdy ktoś był w pobliżu darli się na mnie, lub kazali czyścić kibel szczoteczką do zębów, ale gdy tylko zostawaliśmy sami, mówili, bym poszedł się przespać, albo coś. Hannah parska. - Nie no, nie wierzę. Korupcja w bractwach. Jestem zszokowana. - Śmieje się. Garrett zawraca przed parkingiem Sigma Tau, na którym nie widać ani jednego wolnego miejsca i zostawiamy samochód kilka domów dalej, a następnie idziemy pieszo do olbrzymiego domu bractwa. Na trawniku widzimy Deana, Tucka i Hollisa, którzy przyjechali wcześniej i czekają na nas, podając sobie skręta. - Zgadnij kogo tu przed chwilą widziałem - mówi Dean i od razu odpowiada: - Grace. Mój puls przyspiesza. - Grace tu jest? Kiwa głową. - Taak, ale… ona, eee… nie jest sama. Co, do cholery? Przyszła z kimś? Z KIM? I lepiej, żeby to nie był jakiś pijany w trzy dupy członek Sigmy, któremu zależy jedynie, aby dobrać się do jej majtek, bo nie ręczę za siebie. Nie miałem zamiaru nikomu obijać dzisiaj mordy, ale przysięgam, jeżeli jakiś skubaniec źle ją potraktuje, opuści tę imprezę na noszach. Jednak Dean szybko łagodzi moje obawy. - To jakiś hipster - mówi. - Niegroźny typ. Nagle ogarnia mnie pragnienie, aby jak najszybciej dostać się do środka, więc zaganiam moich przyjaciół do drzwi jak owczarek, stado owiec. Garrett rzuca mi rozbawione spojrzenie.
Tłumaczenie Rylee
- Rozumiem, że dzisiaj też będziemy się zalecać? - pyta z przekąsem. A żebyś, kurwa, wiedział. Dom jest bardziej napakowany, niż kampusowa arena podczas naszego meczu. Nie mogę dostrzec Grace wśród morza zlewających się twarzy, a ogłuszająca muzyka uniemożliwia rozmowę, więc gestem informuję Garretta, że idę jej poszukać, a później wchodzę głębiej i zostaję pochłonięty przez tłum. Kilka atrakcyjnych dziewczyn uśmiecha się do mnie, gdy je mijam, ale ignoruję je. Nigdzie nie widzę Grace i powoli zaczynam się zastanawiać, czy Dean tego nie zmyślił. Grace na imprezie bractwa? Im więcej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się to niemożliwe. Wchodzę do kuchni i pospiesznie przeszukuję liczne grono studentów stojące wokół wyspy. Nie ma tu Grace. Za to jedna z lasek oddziela się od grupy i podchodzi do mnie. - Logan - mruczy uwodzicielsko, kładąc dłoń na moim bicepsie. - Hej, Piper - mamroczę w odpowiedzi, gdy jej usta lądują na moim policzku. Piper Stevens jest niezaprzeczalnie piękna. Ale nadal nie wybaczyłem jej tej kampanii przeciwko Grace na twitterze. Choć już się przywitała, nadal się nie odsuwa, a jej ręka owinięta jest wokół mojego ramienia jak taśma do oklejania kija hokejowego. - To nasz ostatni rok, Logan - mówi zmysłowym głosem. - A wiesz, co to znaczy? Nie potrafię nawet udawać, że jestem zainteresowany. Rozglądam się dalej w poszukiwaniu Grace i pytam w roztargnieniu: - Co? - Że czas nam się kończy. Gdy ciepłe usta muskają moją szyję odsuwam się i robię krok do tyłu. Piper marszczy brwi.
- Grałeś trudno dostępnego przez trzy lata - mówi z wyrzutem. - Już pora, abyś dał nam to, czego chcemy. Parskam, zanim mogę to powstrzymać. - Raczej to, czego ty chcesz. Mówiłem ci setki razy, Piper. Nie jestem zainteresowany. Jej usta wyginają się w kokieteryjnym uśmiechu. - Pomyśl, jak dobrze byłoby nam razem. Cała ta skumulowana wrogość między nami… - Staje na palcach, jej ciemne włosy łaskoczą mnie w policzek, gdy szepce mi do ucha: - Seks byłby cholernie wybuchowy. Zabieram jej dłoń z mojego ramienia. - Kuszące - mówię na odczepnego. - Ale podziękuję. I wiesz co? Jeśli jesteś wygłodniała, to mamy trochę świeżego mięsa w drużynie. Ten cały Hunter byłby dla ciebie idealny. Jej oczy płoną. - Pieprz się. Nie próbuj mydlić mi oczu, podsyłając mnie swoim kumplom. - Nie mydlę ci oczu, skarbie. Chcę, żebyś je w końcu otworzyła. Na razie, Piper. Czuję, jak piorunuje wzrokiem moje plecy, gdy wychodzę z kuchni, ale mam to gdzieś. Jestem już kurewsko zmęczony jej nachalnością i lekceważeniem tego, co do niej mówię. Ponownie przeczesuję salon, a później każdy pokój po kolei. Dwa razy. Może Grace wyszła na zewnątrz? Dzisiaj jest strasznie gorąco i wilgotno, więc impreza po części przeniosła się na ogród. A to oznacza, że pora powiększyć obszar poszukiwań. Postanawiam, że zacznę od frontu, ale gdy tylko ruszam w kierunku drzwi wejściowych, w końcu dostrzegam Grace. Jest na schodach. Sama.
Tłumaczenie Rylee
Mój puls przyspiesza na widok jej tyłka, otulonego ciasną, czarną spódnicą. Złota kaskada włosów spływa z jej ramion, falując miękko z każdym jej krokiem. Cholera, ona idzie. Wchodzi na piętro i znika za rogiem. Tracę ją z oczu i to popycha mnie do działania. Natychmiast podchodzę do schodów i idę za nią. Grace Wycieram ręce w miękki, papierowy ręcznik, a następnie spoglądam na swoje odbicie w lustrze, z zadowoleniem przekonując się, że moje kosmetyki do modelowania włosów zdały egzamin podczas spaceru do Sigma Tau w ten parny wieczór. Morris przyszedł po mnie do akademika i choć rozmawialiśmy całą drogę na imprezę, to nie odzywaliśmy się za wiele, gdy już na nią dotarliśmy. Tu jest zdecydowanie za głośno, a Morris jest zbyt pochłonięty poznawaniem jakiejś nowej gry, którą strasznie ekscytowali się jego kumple. Gdy tylko przyszliśmy, Gruby Ted posadził Morrisa na kanapie i wcisnął mu do ręki pada. Jednak nie mogę powiedzieć, aby mi to przeszkadzało. Zabawnie było oglądać jak Morris pokonuje rekordy Teda na każdym poziomie po kolei. Za każdym razem, gdy uzyskiwał lepszy wynik, chłopaki z bractwa dopingowali go, jakby byli świadkami decydującego przyłożenia w Super Bowl i dokuczali Tedowi, że dostaje po dupie. A Gruby Ted? Wcale nie jest gruby. Czasami naprawdę nie ogarniam, o co chodzi z tymi przezwiskami. Gdy wychodzę z łazienki, doznaję niezwykle osobliwego deja vu. Bo tym razem to nie ja czekam na korytarzu, lecz Logan. Wydaję z siebie zaskoczony pisk. Nie widziałam go, ani nie rozmawiałam z nim od trzech dni, dokładnie od tamtej akcji z babeczką.
- Dobry wieczór, piękna. - Uśmiecha się do mnie. - Uwielbiam tę spódnicę. Jego wzrok przesuwa się powoli po moich nagich nogach i przeklinam w myślach Daisy, że namówiła mnie na tak krótką spódniczkę. A później przeklinam siebie za falę gorących dreszczy, które wywołuje u mnie rozpalone spojrzenie Logana. Wzdycham. - Co ty tutaj robisz? - Jestem na imprezie. - Przewraca oczami. - Dlaczego pytasz? A ciebie co tu sprowadza? Odpowiadam przez zaciśnięte zęby: - Jestem na randce. Moja odpowiedź w ogóle nie robi na nim wrażenia. - Tak? A gdzie twoja randka? Powinnaś mnie przedstawić. - Nie, nie ma mowy. Logan podchodzi bliżej, a jego korzenny zapach otacza mnie jak gęsta mgła. Potężna postura góruje nade mną, sprawiając, że czuję się dziwnie bezbronna. Szerokie ramiona, długie nogi i klatka piersiowa, która jest tak napięta, że rozciągająca się na niej koszulka uwidacznia każdy mięsień, sprawiają, że mam ochotę wsunąć ręce pod materiał i przebiec nimi wzdłuż każdej twardej wypukłości. A następnie przesunąć je w przeciwnym kierunku, wsadzić mu je w spodnie i chwycić jego… Oszz, weź się w garść, na miłość boską. Staram się zapanować nad oddechem, ale nadal jest bardzo płytki. Mam wrażenie, że Logan wyczuwa zmiany w moim organizmie i widzi mój przyspieszony puls, ale w tej chwili zupełnie nie potrafię się kontrolować. Bo nawet ja czuję, jak napięcie seksualne ogrzewa każdy skrawek wolnej przestrzeni między nami.
Tłumaczenie Rylee
- Jak długo masz zamiar z tym walczyć? - Jego głos jest ochrypły i wibruje z pożądania. - Z niczym nie walczę. - To niesłychane jak spokojnie brzmi mój głos, podczas gdy serce wali mocniej, niż bas w muzyce na dole. - Wyraziłam się jasno. Nie jestem zainteresowana randką z tobą. Nie chcę też na nowo zaczynać tego, co między nami było. Było, ale się skończyło. - Niezłe rymy. - Niezrażony, jeszcze bardziej skraca dzielący nas dystans i staje tak blisko, że czuję ciepło jego ciała. - Więc chcesz mi powiedzieć, że już na ciebie nie działam? Nie odpowiadam. Nie mogę. Pożądanie ściska mi gardło. - Bo ty na mnie tak. - Jego ciężkie spojrzenie wędruje po moim ciele, aż skupia się na oczach. - Co więcej, myślę, że pragnę cię jeszcze bardziej. Wiem, o czym mówi. Mój pociąg do niego wydaje mi się tysiąc razy silniejszy, niż wcześniej. Czuję jak pożądanie, gorące i gwałtowne pulsuje w moim ciele i skupia się dokładnie między moimi nogami. Nie mogę odkleić spojrzenia od kuszącej krzywizny jego ust. Tęsknię za jego pocałunkami. Za jego chciwym i wymagającym językiem. Za jego smakiem i gardłowymi jękami. Przestrzeń. Muszę odejść, cofnąć się, uciec od jego seksualnego magnetyzmu, ale gdy robię krok do tyłu, trafiam plecami na ścianę. Cholera. Jestem uwięziona. Nie mam gdzie uciec od tego ognia, który spala cały tlen wokół nas. Logan pochyla się do mnie, aż jego usta znajdują się centymetry od moich. - Pocałuj mnie. - Jego szorstkie polecenie niemal ginie w łomocie mojego walącego serca. Jestem nim odurzona. Całkowicie. A nawet mnie nie dotknął. Wystarczy sama jego bliskość, kuszący zarost na szczęce, sposób w jaki jego język zwilża górną wargę.
Jeden pocałunek to nie koniec świata, prawda? Pozbędę się go z moich myśli. Zrobię to i będę miała z głowy. Logan podnosi rękę do mojej twarzy i jego szorstkie palce muskają mój policzek. Drżę. - Pocałuj mnie - mruczy ponownie, a ja całkowicie tracę nad sobą kontrolę. Chwytam go za tył głowy, przyciągając jego usta do moich i całuję go jak opętana. Gdy jęczy przy moich ustach, czuję ten zduszony dźwięk aż w mojej łechtaczce. O Boże. Nie mogę oddychać. Myśleć. Zmieniam się w bezwładną papkę, świadomą jedynie jego zachłannego języka i walenia własnego serca. Logan sięga w dół i chwyta mój tyłek, przyciskając moje biodra do siebie. - Marzyłem o tym przez całe lato. - Jego udręczony szept ogrzewa moją szyję, zanim lądują na niej jego ciepłe wargi, wywołując mój jęk. Chwytam się jego ramion. Nie potrafię powstrzymać tego, co się dzieje i nawet już nie próbuję. Logan wycałowuje drogę z powrotem do moich ust, rozdzielając je od razu językiem. Jego biodra zaczynają się poruszać. Tak jak i moje. Pragnę go jak szalona, a on o tym wie. Warczy cicho, a następnie wsuwa dłoń pod moją spódnicę. Jego palce łaskoczą moje udo i przesuwają się wyżej, w stronę miejsca, które najbardziej tęskni za jego dotykiem. Błaga o niego. Milimetry. Jest tak blisko. Mam ochotę krzyczeć, żeby już mnie dotknął, ale on w ogóle się nie spieszy. Pociera kciukiem moje udo. Powoli. Cholernie powoli. Boże. Nagle przerywa pocałunek i spogląda mi w oczy, a jego ręka zamiera milimetr przed moimi majtkami. Jego palce drżą, a oddech staje się coraz cięższy. A później zabiera rękę.
Tłumaczenie Rylee
- Nie, do cholery - szepcze. Wyraz jego twarzy jest tak udręczony, jakby ktoś pozbawił go możliwości napicia się wody po trzech dniach suszy. - Nie o to mi chodziło. - C…co? - pytam nieprzytomnie, wciąż oszołomiona. - Chciałem tylko pocałunku. Niczego więcej. - Bierze głęboki oddech. Mówiłem poważnie, Grace. Chcę zabrać cię na randkę. - Logan… - Urywam, nie mogąc zebrać myśli, ani pozbyć się podejrzliwości. Nagle słyszymy echo kroków dochodzące ze schodów. Logan cofa się szybko i przenosi spojrzenie w tamtą stronę. Gdy zza rogu wychodzi Morris serce podchodzi mi do gardła. Cholera. Morris. Zupełnie o nim zapomniałam. - O, jesteś - mówi, uśmiechając się niepewnie. - Martwiłem się, że zabłądziłaś. Biorę głęboki oddech, próbując uspokoić galopujące serce i mając nadzieję, że wyraz mojej twarzy nie zdradza poczucia winy. Lub, co gorsze, pobudzenia. - Nie, nie zabłądziłam - odpowiadam. - W drodze powrotnej wpadłam na… znajomego. Nozdrza Logana rozszerzają się w złości. - To jest Logan - przedstawiam go, wskazując gestem w jego kierunku, jakby Morris sam nie był w stanie się domyślić o kim mówię. Moja randka wita się z facetem, z którym właśnie się obściskiwałam. - Miło mi cię poznać. – Morris przenosi wzrok na mnie. - To jak? Możemy już wracać na imprezę? Nie. Tak. Sama już nie wiem.
Wiem jedynie, że przyszłam na tę imprezę z Morrisem, który jest naprawdę świetnym facetem, nie zrobił nic złego i nie zasługuje na to, żeby porzucić go dla innego faceta, bez względu na to, jak bardzo ten drugi mnie kusi. - Jasne. - Ledwo zerkam na Logana, mamrocząc: - Na razie. - A później idę za Morrisem w kierunku schodów, walcząc z pragnieniem, by obejrzeć się przez ramię. Ale czuję na sobie wzrok Logana przez cały ten czas.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 22 Logan
Szkoda, że we współczesnym świecie faceci nie wyzywają się już na pojedynki. Bo w tej chwili, z nieskrywaną satysfakcją ściągnąłbym z dłoni skórzaną rękawiczkę i wymierzył nią policzek Morrisowi Ruffalo, żądając potyczki. A tak na marginesie, co to w ogóle za imię? Morris Ruffalo. Ludzie, których imię brzmi jak nazwisko, nie budzą mojego zaufania. A Ruffalo? On jest Włochem? Nie wygląda na niego. I tak, znam nazwisko faceta, z którym Grace przyszła wczoraj na imprezę. Gdy zniknęła na schodach popytałem trochę i dowiedziałem się wszystkiego, co chciałem wiedzieć. Jak się nazywa, jaką ma reputację, i oczywiście, w którym akademiku mieszka. Co, tak się składa, jest miejscem, w którym teraz się znajduję. Właśnie zapukałem do jego drzwi, ale facet najwyraźniej ma czas. Wiem, że jest u siebie, bo słyszę przez drzwi stłumiony dźwięk telewizora. Może nie słyszał pukania? Uderzam w drzwi drugi raz, tym razem mocniej i od razu słyszę odpowiedź. - Chwila! - krzyczy. Dobrze. Jest w domu. Załatwię to raz-dwa i później będę mógł w spokoju cieszyć się resztą wolnej soboty. Morris otwiera drzwi i krzywi się, gdy mnie widzi. - Czego chcesz?
Więc… Zastanawiałem się, czy Grace powiedziała mu o pocałunku i jego reakcja na mnie, daje mi dość jasną odpowiedź na to pytanie. - Przyszedłem tutaj, aby zadeklarować moje intencje wobec Grace oznajmiam. - Rany, jakie to honorowe z twojej strony - parska. - Ale gdybyś rzeczywiście miał w sobie jakieś resztki ludzkiej godności, nie startowałbyś wczoraj do mojej randki. Wzdycham cicho. - To drugi powód, dla którego tu przyszedłem. Chciałem przeprosić. Pomimo wyraźnej niechęci, otwiera drzwi i gestem zaprasza mnie do środka. Wchodzę, omiatam wzrokiem zagracony pokój, po czym od razu przechodzę do konkretów. - Przepraszam, że podrywałem dziewczynę, z którą byłeś na randce. To było poważne naruszenie męskiego kodeksu i w ramach zadośćuczynienia, pozwalam ci mnie uderzyć. Proszę tylko, abyś nie celował w nos, bo skubaniec był już tyle razy złamany, że boję się, że pewnego dnia mi odpadnie. Jego usta opuszcza dźwięk niedowierzania wymieszany ze śmiechem. - Nie mówisz chyba poważnie. - Jasne, że poważnie - zapewniam. - Nie krępuj się. Przysięgam, że ci nie oddam. Morris kręci głową, na wpół rozbawiony, na wpół zirytowany. - Nie, dzięki. Nie skorzystam. A teraz mów, co masz do powiedzenia i spadaj. - Jak chcesz. Ale to była jednorazowa oferta. - Wzruszam ramionami. Dobra, to idziemy dalej. Powinieneś wiedzieć, że tak długo jak ty i Grace nie zostaniecie oficjalnie parą, będę się starał ją odzyskać. - Milknę na chwilę, a gdy mówię dalej, mój głos odrobinę drży. - W zeszłym semestrze zaczęliśmy się ze sobą spotykać, ale strasznie spieprzyłem, zanim nawet… - Wiem. Powiedziała mi.
Tłumaczenie Rylee
- Tak? Kiwa głową. - Gdy wracaliśmy z imprezy. Nie zagłębiała się w szczegóły, ale jest dla mnie jasne, że jesteś u niej spalony. Krzywię się. - Tak - zgadzam się niechętnie. - Ale staram się to naprawić. Wiem, że prawdopodobnie nie chcesz tego słyszeć, ale pomyślałem, że powinienem ciebie ostrzec, że od taj pory możesz często na mnie wpadać. No wiesz… jeśli znowu się z nią umówisz. - Unoszę brew. - A umówisz? - Może tak, a może nie. - Morris krzyżuje ramiona. - W obu tych przypadkach, to nie twój interes. - Ok, prędzej, czy później i tak się przekonam. - Wkładam ręce do kieszeni. - No dobra, to wszystko, co chciałem powiedzieć. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że podrywałem ci randkę, nie planowałem tego, po prostu… Jasna cholera, czy ty grasz właśnie w Mob Boss? - Wlepiam wzrok w ekran telewizora, zawieszonego na ścianie naprzeciwko łóżka. Morris marszczy brwi, a podejrzliwość chmurzy jego oczy. - Znasz tę grę? Nikt z moich znajomych nawet o niej nie słyszał. Podchodzę do stolika pod telewizorem i chwytam opakowanie do gry. Tak, identyczną mam w domu. - Stary, ja wiem o tej grze wszystko - mówię. - Jeden z kumpli z drużyny mi ją pożyczył. Fitzy. A w zasadzie to Colin Fitzgerarld, ale mówimy na niego Fitzy. Ten facet to prawdziwy maniak, ma i gra we wszystko jeszcze przed oficjalną premierą. A później pisze recenzje na bloga Briar… - Żartujesz?? - woła Morris. - Znasz F. Geralda? Śledzę każdą jego recenzję. Czekaj… on jest twoim kumplem z drużyny? - Tak, Fitzy pisze recenzje pod pseudonimem. Nie chce, aby laski wiedziały, że jest maniakiem komputerowym. - Szczerzę się szeroko. - My, hokeiści, musimy dbać o reputację.
Morris kręci głową w zdumieniu. - Nie wierzę, że jesteś jego kumplem. Ten facet to legenda w społeczności osób grających w gry komputerowe… - Milknie, jakby potrzebował więcej czasu, aby oswoić się z tą myślą. Po dłuższej chwili cisza zaczyna robić się niezręczna, więc wskazuję dłonią na ekran telewizora i mówię: - Zachowaj amunicję na później. Morris przymyka nieufnie powieki. - Co? - Nie możesz przejść tego poziomu, zgadłem? Przytakuje, nagle wyglądając na zmęczonego. - Ja miałem to samo – przyznaję. - Bez problemu dochodziłem do samego końca, ale nie mogłem zabić Don Angelo, bo brakowało mi amunicji. W magazynach jej nie ma, ale w dokach znajdziesz nóż. Weź go i użyj do zabicia ochroniarzy Don Angelo, a gdy już się do niego dostaniesz, dopiero wtedy odpal pistolet maszynowy. Kilka pierwszych razy może ci nie wyjść, ale w końcu się przyzwyczaisz do walki nożem i nie będziesz musiał wcześniej marnować amunicji na łatwe cele. - Nóż - mówi z powątpiewaniem. - Zaufaj mi - zachęcam. - Jak chcesz, to mogę ci przejść ten poziom. - Spieprzaj! Sam go przejdę. - Chwyta pada leżącego na stoliku, a później wzdycha i przenosi wzrok na mnie. - To gdzie jest ten nóż? Siadam obok niego. - Jest schowany w jednym w zaułków w stoczni. Musisz dojść do kapitanatu, a później… Po prostu idź, powiem ci, gdy tam dojdziesz. Morris włącza start.
Tłumaczenie Rylee
Grace Pierwszą rzeczą, jaką robię po wyjściu z rozgłośni w poniedziałek wieczorem jest napisanie wiadomości do Johna pieprzonego Logana. Ja: Jesteś w domu? On: Tak. Ja: Napisz mi swój adres. Wpadnę do ciebie. Mija cała minuta zanim odpowiada. On: A może nie jestem teraz w nastroju na odwiedziny. Ja: Serio? Po tych całych „zalotach” chcesz mi powiedzieć „nie”? Jego kolejna wiadomość zawiera adres. Ha! Tak właśnie myślałam. Moim kolejnym krokiem jest wezwanie taksówki. Normalnie nie miałabym nic przeciwko półgodzinnemu spacerowi do Hastings, ale boję się, że mój gniew osiągnie wysoce niebezpieczny stan wrzenia, jeśli pozwolę mu tlić się tak długo. Tak, jestem zła. I zirytowana. I całkowicie zaskoczona. Wiem, że Morris nie był zachwycony tym, że całowałam się z Loganem, no bo serio, kto by był, ale nie dał mi powodu myśleć, że nie chce mnie już nigdy więcej widzieć na oczy. Jeśli już, wykazał się niesłychanym zrozumieniem i wyrozumiałością, gdy opowiedziałam mu po krótce moją historię z Loganem. A to sprawia jedynie, że to, co się właśnie wydarzyło jest jeszcze bardziej niezręczne. Wiercę się niespokojnie podczas jazdy taksówką, a gdy dojeżdżamy na miejsce wciskam kierowcy dziesięć dolarów i wyskakuję z tylnego siedzenia jeszcze zanim samochód ma okazję się zatrzymać.
To moja pierwsza wizyta w domu Logana, ale nie poświęcam zbyt wiele uwagi temu, jak wygląda. Schludny trawnik, biała elewacja i drewniane drzwi, w które od razu walę pięścią. Dean otwiera drzwi w samych spodenkach do koszykówki, a jego blond włosy sterczą we wszystkich kierunkach. - Hej - wita mnie, zaskoczony. - Cześć - mówię przez zaciśnięte zęby. - Przyszłam do Logana. Dean zaprasza mnie gestem do środka, a następnie wskazuje schody na górę. - Jest w swoim pokoju. Drugie drzwi po prawej stronie. - Dzięki. I to cała nasza rozmowa. On nie pyta, po co przyszłam, a ja mu nie wyjaśniam. Idę jedynie na górę do pokoju Logana. Drzwi do jego sypialni są otwarte, więc od razu go zauważam. Leży na dużym, dwuosobowym łóżku, nogi ma zgięte w kolanach i trzyma na nich podręcznik. Czyta go w skupieniu, które wyryło głęboką bruzdę na jego czole, ale gdy tylko mnie dostrzega, odrzuca książkę na bok i zrywa się na równe nogi. - Cholera. Nie myślałem, że tak szybko przyjedziesz. Wchodzę do środka i zamykam za sobą drzwi, aby zapewnić nam prywatność, gdy będę mu wygarniać, co o nim myślę. - Co to, do cholery ma znaczyć? - mówię zamiast powitania. - Poszedłeś do Morrisa i oznajmiłeś mu swoje zamiary wobec mnie? Uśmiecha się lekko. - Oczywiście. Tak należało zrobić. Nie mogę startować do dziewczyny innego faceta bez jego wiedzy. - Nie jestem jego dziewczyną - prycham. - Byliśmy na jednej randce! A teraz nigdy już nie będę miała szansy nią zostać, bo on nie chce się ze mną ponownie umówić!
Tłumaczenie Rylee
- No co ty? - Logan wygląda na zaskoczonego. - Jestem nim rozczarowany. Myślałem że ma w sobie większego ducha rywalizacji. - Na serio masz teraz zamiar udawać zdziwienie? Morris nie chce więcej się ze mną umówić, bo pewien dupek powiedział mu, że nie może. Wiesz kto? Ty! Logan marszczy brwi. - Nie, nic takiego nie zrobiłem. - Tak, zrobiłeś. - On ci tak powiedział? - dopytuje. - Nie dokładnie tymi słowami. - Rozumiem. Więc jakich słów dokładnie użył? Zaciskam zęby tak mocno, że zaczyna mnie boleć szczęka. - Powiedział, że się wycofuje, bo to zbyt skomplikowane i on nie chce się wtrącać w to, co jest między nami. Powiedziałam mu, że między nami nie ma nic skomplikowanego, ani w ogóle niczego, bo nie jesteśmy razem. - Moje zdenerwowanie nasila się jeszcze bardziej. - A wtedy on powiedział, że powinnam się z tobą umówić, bo… - Robię w powietrzu cudzysłów palcami, powtarzając dokładnie słowa Morrisa: - …jesteś lojalnym i uczciwym facetem, który zasługuje na drugą szansę. Kąciki jego ust powoli unoszą się do góry. Dźgam palcem powietrze przed jego twarzą. - Nie waż się uśmiechać! Nie mam wątpliwości, że kazałeś mu tak powiedzieć. I o co, na Boga, chodzi z tym jego gadaniem, że jesteście „rodziną”? - Wracają do mnie wszystkie emocje, które czułam podczas rozmowy z Morrisem; zdezorientowanie i niedowierzanie, które sprawiają, że chodzę niespokojnie w tę i z powrotem po sypialni Logana. - Coś ty mu powiedział, Logan? Zrobiłeś mu jakieś pranie mózgu, czy co? Jak to możliwe, że jesteście rodziną? Poznaliście się dwa dni temu!
Od strony Logana dochodzi zduszony śmiech. Zatrzymuję się w miejscu i piorunuję go wzrokiem. - On mówił o rodzinie, jaką stworzyliśmy w Mob Boss - wyjaśnia. - To gra, w której wcielasz się w szefa mafii i walczysz z innymi grupami przestępczości zorganizowanej o powiększenie terytorium wpływów, zdobycie broni i takie tam. Graliśmy w to, gdy u niego byłem i siedzieliśmy do czwartej nad ranem. Poważnie, zajebista gra. - Wzrusza ramionami. - Jesteśmy rodziną mafijną Lorris i wymiatamy. Patrzę na niego, oniemiała. O mój Boże. Lorris? To połączenie Logana i Morrisa? Jak Brangelina? - Co się dzieje? - pytam, zdezorientowana. - Jesteście teraz najlepszymi kumplami, czy co? - On jest naprawdę fajnym facetem. - Logan wzrusza ramionami. - A po tym, jak się zachował, wydaje mi się jeszcze bardziej w porządku. Nie prosiłem go o to, ale najwyraźniej on załapał od razu to, czego ty nie chcesz dostrzec. Marszczę brwi. - Tak? Czyli co? - Tego, że ty i ja jesteśmy dla siebie stworzeni. Brak mi słów. Nie potrafię ich znaleźć, nie wiem jak opisać to, co teraz czuję. Niedowierzanie? Obłęd? To nie tak, że jestem do szaleństwa zakochana w Morrisie, ale gdybym wiedziała, że pocałowanie Logana na tej imprezie skończy się… tym, wsadziłabym sobie knebel do ust. Biorę uspokajający oddech. - Jesteśmy dla siebie stworzeni? Ty mnie wykorzystywałeś przypominam mu. Rysy jego twarzy wykrzywia żal. - Nie specjalnie. I staram się to naprawić.
Tłumaczenie Rylee
- Jak? Chcąc się ze mną umówić? Kupując mi muffinkę i całując mnie na imprezie? - Wzdycham, nie mając pojęcia, w jaki sposób przemówić mu do rozsądku. - Ja nawet nie mam pewności, czy ty tak naprawdę mnie lubisz, Logan. Mam wrażenie, że to tylko twoje urażone ego. Pamiętasz jak to było na początku? Chciałeś się ze mną spotkać ponownie tylko dlatego, bo nie mogłeś znieść, że nie miałam orgazmu. A gdy na imprezie dowiedziałeś się, że jestem z kimś innym od razu wszedłeś w tryb rywalizacji, roszczenia sobie praw do mnie, czy czymkolwiek to było. Twoje zachowanie aż krzyczy urażonym ego i nie ma nic wspólnego z uczuciami do mnie. - Nieprawda, Grace. A co z tym dniem, gdy przyszedłem do ciebie na stołówkę? W jaki sposób miałoby to wpłynąć na moje ego? - Jego głos jest szorstki. - Lubię cię, Grace. - Dlaczego? - domagam się wyjaśnienia. - Dlaczego mnie lubisz? - Bo… - Przebiega dłonią po włosach. - Świetnie się z tobą bawię. Jesteś mądra. Słodka. Zabawna. A, i sam twój widok sprawia, że jestem twardy. Udaje mi się nie roześmiać. - Co jeszcze? Zażenowanie rumieni jego policzki. - Nie wiem. Nie znamy się zbyt dobrze. Ale podoba mi się wszystko, co o tobie wiem. A to, czego nie wiem, chcę poznać. Brzmi szczerze, naprawdę, ale część mnie nadal boi się mu zaufać. Tą częścią jest zraniona i poniżona Grace, która niemal przespała się z nim kilka miesięcy temu. Która powiedziała mu, że jest dziewicą, a później patrzyła jak wyskakuje z łóżka jak poparzony. Która siedziała tam - nago - podczas gdy on mówił, że nie może uprawiać z nią seksu, bo jest zakochany w innej dziewczynie. Logan, jakby wyczuwał moje wątpliwości, dodaje szybko błagalnym tonem:
- Daj mi kolejną szansę. Pozwól mi udowodnić, że nie jestem egoistycznym kutasem. Nadal się waham. - Proszę - nalega. - Powiedz, co muszę zrobić, abyś się zgodziła na randkę, a ja to zrobię. Zrobię wszystko. To nie jest w moim stylu. W ogóle. Nie lubię gierek. Ale jestem rozdarta. Z jednej strony nie mogę pozbyć się nękającej mnie nieufności, cichego głosiku w głowie, który ostrzega mnie, żebym tym razem była już ostrożna. Ale z drugiej strony, nie potrafię powiedzieć mu nie, bo inna część mnie, ta która uwielbia spędzać czas z tym facetem, chce powiedzieć tak. Boże, może potrzebuję po prostu jakiegoś dowodu? Może łatwiej byłoby mi podjąć decyzję, gdyby on udowodnił mi, że jego intencje naprawdę są szczere i że tym razem bierze mnie na poważnie? Przychodzi mi do głowy pewien pomysł. Szalony. Wręcz skandaliczny. Ale hej, jeśli Logan nie będzie potrafił pokonać kilku prostych przeszkód, to będzie oznaczało, że nie zasługuje na kolejną szansę. - Wszystko? - pytam powoli. Jego niebieskie oczy błyszczą pewnością siebie. - Wszystko, piękna. Absolutnie wszystko.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 23 Logan - Co się rymuje z nieczuły? - Pukam długopisem o blat stołu w kuchni, cholernie sfrustrowany. Kto by pomyślał, że rymowanie może być takie trudne? Garrett, który kroi cebulę na desce obok kuchenki, spogląda na mnie przelotnie. - Czuły? - podsuwa. - Łał, dzięki, G. W życiu bym na to nie wpadł. W drugim końcu kuchni, Tucker kończy zapełniać zmywarkę i odwraca się do mnie, marszcząc brwi. - Co ty tam w ogóle robisz? Bazgrzesz w tym zeszycie już dobrą godzinę. - Piszę wiersz miłosny - odpowiadam bez zastanowienia. A później krzywię się, uzmysławiając sobie co zrobiłem. W kuchni zapada grobowa cisza. Garrett i Tucker wymieniają spojrzenia. Niezwykle długie spojrzenia. A później w idealnej synchronizacji przenoszą wzrok na mnie i patrzą, jakbym właśnie uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Równie dobrze może to być prawda. Nie ma chyba innego wyjaśnienia, dlaczego piszę ten list. A to nawet nie jest najbardziej szalona rzecz z listy Grace. Tak. Dokładnie. Powiedziałem lista. Ta mała smarkula przysłała mi w smsie nie jedno, nie dwa, ale sześć zadań do wykonania, zanim zgodzi się na randkę ze mną. Ale rozumiem, co to ma na celu. Grace myśli, że nie traktuję jej poważnie i martwi się, że znowu coś spieprzę. Boże, ona pewnie uważa, że ta lista mnie odstraszy i dam sobie spokój.
Ale się myli. Nie boję się jakiś sześciu nędznych, romantycznych gestów. Jasne, niektóre mogą być trudne, ale jestem zaradnym facetem. Skoro potrafię odbudować silnik Camaro z 69 mając do dyspozycji jedynie jakieś graty znalezione na złomowisku w Munsen, to tym bardziej poradzę sobie z rymami, a nawet wykonam „kolaż przedstawiający cechy osobowości Grace, które najbardziej mnie urzekają.” - Mam takie pytanie… - zaczyna Garrett. - Serio? - wtrąca Tuck. - Bo ja mam masę. Wzdychając, odkładam długopis. - Śmiało. Miejmy to już z głowy. Garrett krzyżuje ramiona. - To dla laski, tak? Bo jak robisz to z nudów, to to jest po prostu dziwne. - To dla Grace - oznajmiam sztywno. Mój najlepszy przyjaciel kiwa głową z powagą. A później zgina się w pół. Dupek. Patrzę na niego spode łba, gdy trzyma się za brzuch, a jego plecy drążą z każdą kolejną salwą śmiechu coraz bardziej i bardziej. Ale nawet w tym stanie udaje mu się sięgnąć do kieszeni i wyciągnąć komórkę. - Co robisz? - pytam nieufnie. - Piszę do Wellsy. Ona musi się o tym dowiedzieć. - Nienawidzę cię. Jestem tak zajęty mordowaniem wzrokiem Garretta, że nie zauważyłem Tuckera, nim jest za późno. Porywa mój zeszyt ze stołu, czyta, a później gwiżdże. - Jasna cholera, G. On zrymował złamas z kordelas! - Kordelas? - sapie Garrett. - Jak piracka szabla? - Samochód - mamroczę. - Porównywałem jej usta do takiego krwistoczerwonego wozu, który naprawiałem, gdy byłem dzieciakiem. Opieram się na własnym doświadczeniu.
Tłumaczenie Rylee
Tuck kręci głową. - Powinieneś porównać jej usta do wiśni, kretynie. Ma rację. Powinienem. Jestem tragicznym poetą i wiem o tym. - Hej! - mówię w napadzie weny. - A może ukradnę słowa do „Amazing Grace6”? Mógłbym zmienić na… hm… „Terrific7 Grace”. - Taa - oznajmia Garrett. - Świetny pomysł, serio. Milknę na chwilę, zastanawiając się nad kolejnym wersem. - Jakże cudowny… - …masz tyłek - dokańcza Tuck. Garrett parska. - Genialne umysły przy pracy. Wspaniała Grace, jakże cudowny masz tyłek - powtarza, znowu pisząc smsa. - Na miłość boską, możesz nie cytować tej rozmowy Hannah? - narzekam. - Kumple przed laskami, pamiętasz? - Nazwij moją dziewczynę laską jeszcze raz i już nie będziesz miał kumpla. Tucker chichocze. - Ale serio, Logan, dlaczego piszesz wiersz dla tej dziewczyny? - Ponieważ chcę ją odzyskać. A to jest jeden z jej warunków. To przyciąga uwagę Garretta. - A jakie są pozostałe? - Nie twój, zasrany, interes. - Jezusie, jeśli z resztą pójdzie ci chociaż w połowie tak dobrze jak z tym wierszem, odzyskasz ją błyskawicznie. 6 „Amazing Grace” (ang. Zdumiewająca łaska) protestancka pieśń religijna, która na przestrzeni lat stała się jedną z najpopularniejszych pieśni patriotycznych w USA. Na pewno ją kojarzycie Zaczyna się słowami, które później przytacza Logan: Amazing graceI How sweet…
7
Terrific - synonim amazing - zdumiewający, niesamowity, wspaniały i inne tego typu superlatywy ;)
Pokazuję mu środkowy palec. - Ten sarkazm był zbędny. - Później wyrywam Tuckowi zeszyt i ruszam w kierunku drzwi. - I wiecie co? Jeżeli w przyszłości któryś z was będzie potrzebował pomocy w zdobyciu punktów u swojej dziewczyny, na mnie nie liczcie. Dupki. Słyszę ich śmiech całą drogę na górę. Później chowam się w swoim pokoju, zamykam drzwi kopniakiem i spędzam kolejną godzinę zagłębiając się poezji. Jezu. Wkładam więcej wysiłku w ten cholerny wiersz, niż w naukę. Nadal mam do przeczytania pięćdziesiąt stron na ekonomię i projekt z marketingu do napisania na wczoraj, ale czy robię którąś z tych rzeczy? Nie. Zamiast tego biorę telefon i piszę do Grace. Ja: Prześlij mi swój email. Odpisuje niemal natychmiast. Ona:
[email protected] Ja: Wysłałem. Tym razem się nie spieszy. Zanim odpisuje mija czterdzieści pięć minut, a ja jestem na trzydziestej stronie mojego zadania domowego, ale zrywam się natychmiast, gdy słyszę dźwięk wiadomości. Ona: To było STRASZNE, Emily Dickinson. Ja: Hej, nie mówiłaś, że ma być DOBRE. Ona: Mój błąd. Z poezji masz dwóje z minusem. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć twój kolaż. Ja: Właśnie, co powiesz na błysk klejnotów? Ona: Jeśli na tym kolażu będzie zdjęcie twojego penisa, zrobię ksero i będę rozdawać na kampusie. Ja: To zły pomysł. Wpędzisz wszystkich facetów w kompleksy. Ona: Albo podbuduje ich ego. Uśmiechając się, wklepuję:
Tłumaczenie Rylee
Ja: Pójdziemy na tę randkę, piękna. Znowu nie odpisuje od razu, a później przychodzi: Ona: Powodzenia z punktem nr 6. Próbuje osłabić moje morale. Ha. Cóż, to ja tobie życzę powodzenia, Grace Ivers. Nie doceniasz zarówno mojej wytrwałości, jak i zaradności. I wkrótce się o tym przekonasz.
Rozdział 24 Grace
Śmieję się do siebie, siedząc przy biurku i ponownie czytając okropny wiersz Logana. Jego porównania – głównie dotyczące hokeja, lub samochodów – totalnie mnie rozwalają. I te rymy… Żadne tam klasyczne ABAB. Nie, jest jeszcze trzeci w każdej zwrotce. ABACB? Boże, to jest epicko tragiczne. A mimo wszystko, gdy czytam te słowa, moje serce nie może przestać radośnie podskakiwać. – Z czego tak się śmiejesz? – Daisy wchodzi do naszego pokoju po powrocie z rozgłośni. Ma na sobie podarte jeansy, zwyczajny top i glany. Ale jej grzywka teraz jest fioletowa. Musiała ją przefarbować, gdy byłam na zajęciach, bo jeszcze rano była różowa. – Ten fiolet wygląda świetnie – oznajmiam wskazując jej włosy. – Dzięki. A teraz pokaż, co cię tak rozbawiło. – Podchodzi do mnie i pochyla się przed ekranem mojego laptopa. – To ta malutka koala, którą Morris rozsyłał wszystkim rano? Bo to było takie uroc… Oda do Grace? – Daisy sapie gwałtownie. – Czy ja w ogóle chcę wiedzieć, co to jest? Myślę, że byłabym zdecydowanie lepszym człowiekiem, gdybym zminimalizowała okno i nie pozwoliła jej przeczytać wiersza Logana, ale mam to gdzieś. Ten utwór jest zbyt epicki, aby chować go przed światem. Po chwili śmiech Daisy wypełnia pokój. – Och, Boże. To katastrofa. Ale szacun za odniesienia do hokeja. – Daisy chwyta kosmyk moich włosów i przygląda mu się uważnie. – Ej, to ten sam odcień, co koszulki Bruins miały w latach sześćdziesiątych.
Tłumaczenie Rylee
Gapię się na nią. – Skąd, na miłość boską, wiesz takie rzeczy? – Mój brat taką ma. – Uśmiecha się do mnie. – W liceum chodziłam na wszystkie jego mecze i mimowolnie stałam się fanką tego sportu. Teraz jest już po studiach i gra w North Dakota. – Jej spojrzenie ponownie skupia się na ekranie. – Więc masz tajemniczego wielbiciela? – Wielbiciela, tak, ale nie tajemniczego. Znasz tego chłopaka, o którym ci mówiłam? Logana? – Tego hokeistę? Przytakuję. – Dałam mu do wykonania parę zadań, zanim się z nim umówię. Daisy wygląda na zaintrygowaną. – Jakich zadań? – Cóż, na przykład ten wiersz. I… – Wzruszam ramionami, a później sięgam po telefon i pokazuję jej wiadomość, którą wczoraj wysłałam Loganowi i która zawiera najbardziej absurdalną listę, jaką kiedykolwiek napisałam. Daisy bierze ode mnie telefon, czyta i zaczyna śmiać się jeszcze bardziej. – O mój Boże. To niedorzeczne. Niebieskie róże? Czy coś takiego w ogóle istnieje? Chichoczę. – Nie w naturze. I na pewno nie w żadnej kwiaciarni w Hastings. Ale podejrzewam, że w Bostonie sprowadzą mu je na zamówienie. – Jesteś bardzo, bardzo złą kobietą, Grace – oznajmia, szczerząc się szeroko. – Co z tej listy udało mu się do tej pory wykonać? – Tylko wiersz. – Nie wierzę, że on naprawdę zamierza to wszystko zrobić. – Daisy opada na łóżko, po czym marszczy brwi i gapi się na materac. – Ej, czy ty posłałaś mi łóżko? – Tak – odpowiadam nieśmiało, choć Daisy nie wydaje się wkurzona.
Ostrzegłam ją już na początku, że moje zaburzenia mogą od czasu do czasu popychać mnie do szalonych napadów sprzątania i uznała, że nie ma z tym najmniejszego problemu. Jedynymi rzeczami, których nie wolno mi dotykać pod groźbą kary śmierci są jej buty i lista odtwarzania na iTunes. – Czekaj, a moje pranie? – drażni się ze mną. – Co, do cholery, Grace? Nie poskładałaś? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami! Wyciągam język. – Nie jestem twoją służącą. Sama sobie wyprasuj, poskładaj, ułóż w szafie… To nic trudnego. Jej oczy błyszczą w rozbawieniu. – Więc chcesz mi powiedzieć, że możesz tak po prostu siedzieć i patrzeć na tę wysypującą się z kosza stertę pomiętych ciuchów? – Wskazuje górę wyciągniętą z suszarki. – I że w ogóle cię nie kusi, żeby zrobić z tym porządek? Z tymi wszystkimi koszulkami… które jedynie coraz bardziej się gniotą. I te samotne skarpetki… No popatrz, jakie one są smutne, niesparowane i takie… Zrywam się na równe nogi. – Chodźmy poskładać twoje pranie! Salwa śmiechu wstrząsa jej drobnym ciałem. – Tak właśnie myślałam.
Logan Mija cały tydzień, nim mam okazję odhaczyć kolejny punkt z listy. Niemal od razu udało mi się zaliczyć cztery z sześciu, ale te dwa ostatnie, to jakiś koszmar. Realizacja szóstego punktu już ruszyła, ale piąty jest cholernie trudny.
Tłumaczenie Rylee
Szukałem go wszędzie, rozważałem nawet kupno w internecie, ale te skubańce są droższe, niż myślałem. Jest wtorek po południu, a ja jestem z Garrettem i naszym kumplem Justinem na wydziale aktorstwa, aby odebrać Hannah, Allie i dziewczynę Justina, Stellę, by później wspólnie pojechać do Hastings na obiad. Ale w chwili, gdy wchodzimy do auli, w której umówiliśmy się z dziewczynami, moja szczęka opada, a plany się zmieniają. – Jasna cholera! Czy to szezlong obity czerwonym aksamitem? Faceci wymieniają się zdezorientowanymi spojrzeniami. – Ee… tak? – mówi Justin. – Dlaczego… Ale ja już biegnę w kierunku sceny. Dziewczyn jeszcze nie ma, ale mogą przyjść w każdej chwili, a to oznacza, że musimy działać szybko. – No chodźcie, do cholery! – krzyczę przez ramię. Echo ich kroków rozbrzmiewa za moimi plecami i w chwili, gdy wskakują na scenę, ja już jestem bez koszulki i sięgam do paska, aby rozpiąć spodnie. Zatrzymuję się na chwilę, by wyciągnąć telefon z tylnej kieszeni i rzucam go Garrettowi, który łapie go bez wysiłku. – Co się dzieje? – pyta Justin, patrząc na mnie jak na wariata. Opuszczam spodnie na dół i skopuję je na bok, po czym sadowię się na milusim fotelu w samych bokserkach. – Szybko. Rób zdjęcie. Justin nie przestaje kręcić głową. I mruga bez przerwy, jakby nie wierzył w to, co widzi. Garrett, z kolei, wie doskonale, że nie ma sensu zadawać pytań. W końcu kilka dni temu spędził ze mną i Hannah dwie godziny na składaniu serduszek z origami. Ale i tak szczerzy się głupio, patrząc na ekran telefonu, by odpowiednio mnie wykadrować. – Czekaj! – wołam. – Jak będzie lepiej, kciuki do góry, czy dwa pistolety?
– Co tu się, kurwa, dzieje? – woła Justin. Oboje z Garrettem go ignorujemy. – Pokaż kciuki – mówi Garrett. Posyłam w stronę obiektywu szeroki uśmiech, unosząc kciuki. Głośnie parsknięcie mojego najlepszego przyjaciela odbija się echem od ścian. – Nie, lepiej pistolety. Zdecydowanie pistolety. Garrett robi dwa zdjęcia z lampą, jedno bez i tym oto sposobem mam odfajkowany kolejny punkt z listy. Gdy pospiesznie zakładam na siebie ciuchy, Justin pociera skronie z taką siłą, jakby mu mózg przed chwilą eksplodował. Gapi się na mnie, gdy zapinam spodnie i podchodzę do Garretta, aby zobaczyć zdjęcia. Zerkam na ekran i kiwam głową z aprobatą. – Cholera. Powinienem iść na modela. – Miałeś niezłego fotografa – zauważa Garrett, pełnym powagi tonem. – Spójrz jakie ujęcie. Twój sprzęt wyszedł ogromny. Tak, kurwa, to prawda. Justin wplata palce we włosy. – Przysięgam na wszystko co święte, jeżeli za chwilę któryś z was mi nie wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi, pomyślę, że mi odwaliło. Śmieję się cicho. – Moja dziewczyna poprosiła mnie, żebym przysłał jej swoje zdjęcie na szezlongu z czerwonego aksamitu. A nie masz pojęcia, jak ciężko jest znaleźć taki fotel. – Mówisz, jakby to było jakieś wyjaśnienie, ale nie jest. – Justin wzdycha, jakby cały ciężar świata spoczywał na jego barkach. – Wy, hokeiści, jesteście popieprzeni. – Niee, po prostu nie jesteśmy takimi cipami jak ty i reszta futbolistów – odpowiada wesoło Garrett. – My jesteśmy w pełni świadomi swojego seksapilu.
Tłumaczenie Rylee
– Seksapilu? To była najbardziej porąbana scena, jaką kiedykolwiek… Wiecie, co? Nie będę się w to zagłębiał – mamrocze. – Znajdźmy dziewczyny i chodźmy na obiad.
Grace O mój Boże. On naprawdę to zrobił. Gapię się na mój telefon, nie mogąc się zdecydować, czy się roześmiać, popukać w czoło, czy polecieć do najbliższego sex shopu, aby kupić wibrator. Ponieważ, gorąca cholera, John Logan ma najseksowniejsze ciało na tej planecie. Stanie na środku rozgłośni z wywalonym językiem chyba nie jest najwłaściwszym zachowaniem w pracy, ale technicznie rzecz biorąc nie jestem dziś w pracy. Przyszłam tylko po Morrisa, aby zabrać go na lunch. I w zasadzie, to mam gdzieś, że ślinię się publicznie – nie potrafię oderwać wzroku od tego zdjęcia. Nagi tors Logana drwi ze mnie z wyświetlacza mojego telefonu, ukazując idealnie wyrzeźbione mięśnie klatki piersiowej, przedzielone delikatnym meszkiem włosów, który zanika na sześciopaku i powraca od pępka, ciągnąc się aż do… Jezu. Jego bokserki są tak ciasne, że bez trudu mogę dostrzec zarys jego… – Ja cie sune! – Zza moich pleców dochodzi zachwycony głos Morrisa. Podskakuję ze strachu i obracam się do niego. Sądząc po wyrazie jego twarzy i rozbawionych iskierkach w oczach, wnioskuję, że widział zdjęcie, na które się śliniłam.
– Zastanawiałem się, czy mu się to uda – mówi, uśmiechając się jak idiota. – Ale teraz mi wstyd. Nie powinienem w niego wątpić. Ten facet jest nie do powstrzymania. Mrużę powieki. – Powiedział ci o zdjęciu? – W zasadzie, to powiedział mi o całej liście. Widzieliśmy się wczoraj. Tak na marginesie – Lorris jest o krok od przejęcia Brooklynu. Ale do rzeczy. Logan marudził, że nigdzie nie może znaleźć tego przeklętego fotela. – Wzrusza ramionami. – Zaproponowałem, żeby narzucić czerwony koc na kanapę w moim pokoju, ale on powiedział, że ty się domyślisz, że oszukiwał i wtedy pozbawisz go swojej miłości. Tłumiąc parsknięcie śmiechem, chowam telefon do torebki, a następnie podchodzę do minibarku w rogu pomieszczenia i wyciągam z niego butelkę wody. Morris wzdycha. – Szkoda, że nie jestem gejem – mówi smutno. Chichoczę, odkręcając butelkę. – Mów dalej. Chętnie się przekonam, dokąd ta rozmowa nas zaprowadzi. – Serio, Gretch. Ja go kocham. Staje mi, jak go widzę. – Znowu wzdycha. – Gdybym wiedział, że on istnieje, nie zaproponowałbym ci wtedy tego wyjścia. A przynajmniej nie w charakterze randki. – Rany, dzięki. – Och, zamknij się. Jesteś świetna i zorientowałem się o tym w pierwszej sekundzie, kiedy cię poznałem. Ale nie mogę rywalizować z tym kolesiem. On działa na zupełnie innym poziomie, jeśli chodzi o ciebie. Życie czasami potrafi być tak przewrotnie zabawne. Morris i ja? Po naszej randce, która okazała się totalną klapą, zbliżyliśmy się do siebie i staliśmy przyjaciółmi. Czasami nadal dopadają mnie wyrzuty sumienia za to, że całowałam się wtedy z Loganem, ale Morris ucisza moje przeprosiny za każdym
Tłumaczenie Rylee
razem, gdy poruszałam ten temat. Twierdzi, że jedno wspólne wyjście nie dawało mu prawa do dyktowania mi, co mam robić i z kim. Nie byliśmy w związku, więc nie popełniłam cudzołóstwa, czy coś i mam wrażenie, że to nie tylko takie jego gadanie, a szczerze tak myśli i nie ma z tym problemu. I w głębi serca cieszę się, że między nami do niczego nie doszło, bo zaczęłam dostrzegać ukradkowe spojrzenia, które posyła Daisy i myślę, że tutaj to dopiero będzie się działo. A ja? Pragnę tej randki z Loganem bardziej, niż czegokolwiek innego i żałuję, że wymyśliłam tę durną listę. Bo mówiąc zupełnie szczerze, Logan zdobył mnie już samym wierszem. I najwidoczniej chce tej randki równie bardzo jak ja, bo inaczej nie włożyłby tyle wysiłku w najbardziej popaprany kolaż, jaki kiedykolwiek widziałam. I w te maleńkie serduszka z origami. I w te rozmokłe białe róże, pofarbowane na niebiesko barwnikiem spożywczym. I teraz jeszcze to zdjęcie. Jego determinacja naprawdę jest godna podziwu. – Wiesz co, Morris? – mówię cicho. – Źle się czuję, zmuszając go do robienia wszystkich tych rzeczy. Już i tak wiem, że się zgodzę na tę randkę. Powinnam mu powiedzieć, żeby dał sobie spokój z ostatnim punktem. – Nie, nie rób tego – odpowiada natychmiast. Marszczę brwi. – Dlaczego? Wzrusza ramionami. – Z czysto egoistycznych pobudek – oznajmia. – Jestem ciekawy, co on wymyśli. Zaciskam usta, starając się nie roześmiać. – Szczerze? Ja też.
Logan
Dwa dni po tym jak los sprowadził do mojego życia szezlong obity czerwonym aksamitem, pędzę autostradą w kierunku Hastings z Garrettem siedzącym na miejscu pasażera. Żaden z nas nie powiedział zbyt wiele podczas godzinnej drogi powrotnej z Wilmington, choć zapewne są różne powody naszego milczenia. Ja nie mogę przestać myśleć o arenie, którą mijaliśmy, jadąc na nasze umówione spotkanie. Nie przypominała niczego, co do tej pory widziałem, a już na pewno nie spektakularnej hali sportowej TD Garden w Bostonie. To był tylko stary, wielki, nijaki budynek, jakich wiele w Nowej Anglii. A mimo wszystko sprzedałbym duszę pieprzonemu diabłu, aby budzić się co rano i móc tam trenować. Parkuję na naszym podjeździe, ale zostawiam silnik włączony i spoglądam na Garretta. – Dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś. Jestem ci winien wielką przysługę – milknę na chwilę. – Wiem, że nie lubisz wykorzystywać kontaktów swojego ojca. Wzrusza ramionami. – Mikey jest moim ojcem chrzestnym. Wykorzystałem własne znajomości, nie jego – zapewnia, ale wiem, ile kosztowało go wykonanie tego telefonu. Ojciec chrzestny, czy nie, to nadal najlepszy przyjaciel Phila Grahama, a Garrett spędził większość swojego życia, starając się wyjść z cienia swojego ojca. – Rozmawiałeś z nim ostatnio? – pytam. – Mam na myśli twojego ojca. – Nie. Nadal dzwoni co jakiś czas, ale nie odbieram. A ty rozmawiałeś ze swoim? – Kilka dni temu.
Tłumaczenie Rylee
Upewniłem się, aby obdzwonić całą rodzinę, bo powoli zaczyna się sezon i jak już zostanę pochłonięty przez hokej, zapewne jak zwykle zapomnę o bożym świecie. Garrett milczy przez chwilę, a później patrzy na mnie w zamyśleniu. – Ona jest tego warta, stary? Nie pytam kogo ma na myśli, po prostu przytakuję. – Nie chodzi tylko o seks? Uśmiecham się smutno. – Gdyby chodziło, zaliczyłbym ją już w kwietniu. Kąciki jego ust unoszą się ku górze i albo mam jakieś omamy, albo on wygląda, jakby był ze mnie dumny. – Cóż, więc zakładam, że jest tego warta. – Klepie mnie po ramieniu, a później sięga do klamki. – Życzę szczęścia, stary. Prawdę mówiąc, nie wydaje mi się, aby szczęście było mi już potrzebne. Za każdym razem, gdy pojawiam się pod drzwiami Grace i dostarczam jej kolejne wykonane zadanie, nagradza mnie tak olśniewającym uśmiechem, że nie mam wątpliwości, że pozwoliłaby mi się pocałować. Ale nie robię tego. Nie chcę działać za szybko, ani na nią naciskać. Ale mam przeczucie, że dzisiaj dostanę w nagrodę coś więcej niż uśmiech. Pukam do jej drzwi piętnaście minut później, upominając się, by zachować w miarę neutralny wyraz twarzy, a nie ten triumfalny, który tak uparcie powraca na moją twarz. No bo cholera… jak tu nie napawać się takim zwycięstwem? Spełniłem wszystkie jej warunki. To naprawdę wstyd, że ludzie nie wiedzą, jakim potrafię być upartym skurczybykiem.
Grace nie wygląda na zdziwioną, gdy otwiera drzwi. Pewnie dlatego, że napisałem do niej piętnaście minut temu, że niedługo będę. Nie wyjawiłem po co, ale wystarczyło jej jedno spojrzenie na moją twarz, by się zorientowała. – Nie wierzę… – sapie. Wyciągam w jej kierunku moją komórkę zamaszystym gestem. – Zdobyłem poparcie sławnej osoby, o pani. – Wejdź. Muszę to zobaczyć. – Jedną ręką chwyta mój telefon, a drugą wciąga mnie do swojego pokoju. Jej współlokatorka, Daisy, leży na łóżku i szczerzy się do mnie szeroko, gdy wchodzę. – Proszę, proszę, Pan Romantyczny we własnej osobie. Co masz dla nas dzisiaj, duży chłopczyku? Odwzajemniam jej szeroki uśmiech. – Nic takiego. Jedynie… – Hej, Grace – dochodzi z głośnika telefonu, od razu gdy Grace włącza nagranie, a jej współlokatorka zamiera na dźwięk roześmianego, męskiego głosu. – Z tej strony Shane Lukov. – Przedstawia się. – Jasna cholera! – piszczy Daisy, a następnie zrywa się z łóżka i podbiega do Grace, aby też obejrzeć nagranie. A ja stoję naprzeciwko nich, uśmiechając się najbardziej zadowolonym z siebie uśmiechem, wśród wszystkich zadowolonych uśmiechów na świecie. – Pozdrawiam z Wilmington. Mam dla ciebie ważną wiadomość – zapowiada jedna z największych gwiazd Boston Bruins. Lukov szturmem zdobył ligę, odkąd pojawił się w niej zeszłego roku i już teraz wielu ekspertów porównuje go do takich sław jak Sidney Crosby. I szczerze, nie wydaje mi się, aby byli w błędzie. – Znam Logana szmat czasu. – Mruga do kamery. – A przez szmat czasu, mam na myśli jakieś pięć minut, ale jakby nie było, jest to jakiś czas, prawda? Na pewno wystarczy, bym mógł stwierdzić, że to dobry facet. A plotki głoszą,
Tłumaczenie Rylee
że na lodzie jest prawdziwym twardzielem. To wszystko co muszę wiedzieć, by się za nim wstawić. Umów się z nim, kochana. – Jego szeroki uśmiech wypełnia cały ekran. – Nazywam się Shane Lukov i John Logan ma moje pełne poparcie. Nagranie się wyłącza. Daisy zbiera szczękę z podłogi. A Grace patrzy na mnie, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. – Więc… – mrugam niewinnie. – O której godzinie mam jutro po ciebie przyjechać?
Rozdział 25 Grace
W Hastings jest kilka niezłych restauracji, ale jeżeli ktoś szuka wymyślnego miejsca na romantyczną kolację, powinien wybrać Ferros. Ten lokal jest cudowny – przepyszne, włoskie jedzenie, ściany wyłożone ciemnymi, dębowymi panelami, przytulne loże, krwistoczerwone obrusy. I świece. Wiele, wiele świec. Rezerwacji należy dokonać przynajmniej na tydzień wcześniej, a jednak, jakimś sposobem, Loganowi udało się zdobyć stolik w niecałe dwadzieścia cztery godziny. Gdy powiedział mi gdzie jedziemy, w pierwszej chwili pomyślałam, że profilaktycznie zarezerwował stolik wcześniej, mając nadzieję, że do tego czasu uda mu się zrealizować wszystkie moje zadania, ale podczas jazdy przyznał się, że ktoś z obsługi miał u niego dług wdzięczności. Wspomniałam już, że ma na sobie garnitur? I wygląda niesamowicie. Czarna marynarka opina jego szerokie ramiona, a że zrezygnował z krawata, widok jego odsłoniętej, opalonej skóry kontrastującej z białą, rozpiętą pod szyją koszulą, niezwykle działa na wyobraźnię. Kelner prowadzi nas do naszego stolika. Siadamy w oddzielonej od głównej sali loży. Logan czeka aż pierwsza zajmę miejsce, a później siada obok mnie. – Siedzimy na uboczu? – pytam cicho. – To… Bardzo intymne. Osobne loże zazwyczaj są zarezerwowane dla par, które nie potrafią utrzymać rąk z dala od siebie.
Tłumaczenie Rylee
Logan prostuje się i niby od niechcenia kładzie rękę na oparciu za mną, muskając palcami moje odkryte ramię. Głaszcze moją skórę delikatnie. Dokuczliwie. – To…? – zachęca. – Idealnie – kończę, na co Logan śmieje się miękko. Jego twarde, umięśnione udo przyciśnięte jest do mojego boku, przez co moja krótka, czarna sukienka podjechała trochę wyżej i mam nadzieję, że Logan nie zauważył gęsiej skórki, na moich nagich nogach. Nie jest mi zimno. Wręcz przeciwnie. Bliskość jego ciała rozpala mnie i wywołuje dreszcze. – Mogę cię o coś zapytać? – odzywa się, po tym jak kelner polecił nam danie specjalne i nalał wodę do naszych kieliszków. – Jasne – odpowiadam, obracając się bokiem, by lepiej go widzieć. Te loże nie zostały zaprojektowane z myślą o kontakcie wzrokowym i trzeba się trochę nagimnastykować, by móc porozmawiać. – Dlaczego nigdy nie zadałaś mi żadnego pytania na temat hokeja? – Zamieram, co najwyraźniej Logan myli z zakłopotaniem, bo od razu dodaje: Nie mam nic przeciwko temu. To dość odświeżające. Większość dziewczyn bez przerwy zasypuje mnie pytaniami o hokej, jakby to był jedyny temat, na jaki można ze mną porozmawiać. I dlatego dziwi mnie, że nigdy nie wspomniałaś nic o hokeju. Nawet raz. Sięgam po wodę i biorę długi, długi łyk. Wiem, że takie zagranie nie robi ze mnie geniusza taktyki przeciągania odpowiedzi, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. – Cóż. Więc. Ee. Chodzi o to, że… – biorę głęboki oddech, a następnie wyrzucam
z
siebie
z
prędkością
karabinu
maszynowego:
Nieprzepadamzahokejem. Na jego czole pojawiają się zmarszczki. – Co? Powtarzam, tym razem wolniej, robiąc przerwy między słowami:
–
– Nie przepadam za hokejem. – Następnie wstrzymuję oddech i czekam na jego reakcję. Mruga. Potem znowu. I znowu. Wyraz jego twarzy jest mieszanką szoku i przerażenia. – Nie lubisz hokeja? Z żalem potrząsam głową. – Ani trochę? Wzruszam ramionami. – Generalnie mi nie przeszkadza… – Nie przeszkadza ci? – …ale jak już gdzieś leci, to raczej nie śledzę tego, co się dzieje na lodzie. – Przygryzam wargę. Skoro zaszłam już tak daleko, to najuczciwiej będzie wyjawić wszystko i zadać ostateczny cios. – Jestem fanką futbolu. – Jesteś fanką futbolu – powtarza głucho Logan. – Razem z tatą bardzo kibicujemy New England Patriots. A mój dziadek, swego czasu, był napastnikiem w Chicago Bears. – Futbol. – Logan chwyta kieliszek i bierze duży łyk wody, jakby potrzebował nawodnienia po tej bombie, którą na niego spuściłam. Uśmiecham się pokrzepiająco. – Ale uważam, że to wspaniale, że jesteś dobry w tym, co robisz. I że masz pasję. I gratuluję mistrzostwa w Frozen Four. Logan gapi się na mnie. – Nie mogłaś mi o tym powiedzieć, zanim zaprosiłem cię na randkę? Co my tu w ogóle robimy, Grace? Nigdy nie będę mógł się z tobą ożenić. To byłoby gorsze niż mezalians. To bluźnierstwo. Drżenie jego warg nie pozostawia złudzeń, że żartuje, ale ja nie potrafię panować nad śmiechem tak skutecznie jak on i zaczynam chichotać.
Tłumaczenie Rylee
– Ej, jeszcze nie odwołuj ślubu. Wskaźnik powodzenia małżeństw międzysportowych jest wyższy, niż myślisz. Moglibyśmy zostać rodziną PetsBruins. – Urywam na chwilę. – Ale nie Celtics. Nie znoszę koszykówki. – Cóż, przynajmniej tyle nas łączy. – Pochyla się i całuje mnie w policzek. – Nie, martw się. Będzie dobrze. Jakoś razem damy sobie z tym radę. Możliwe, że w pewnym momencie będziemy potrzebowali pomocy specjalisty, ale jestem pewien, że będę potrafił zarazić cię miłością do hokeja. – Nie licz na to – ostrzegam go. – Ramona próbowała przez cały zeszły rok. Nic nie wskórała. – To oznacza, że za słabo się starała. Ja, z drugiej strony, nigdy się nie poddaję. Tak, nie sposób się z tym nie zgodzić. – A propos Ramony. – Poważnieje, a jego jasne oczy ciemnieją. – Jak to teraz z wami jest? Moje plecy sztywnieją. – Masz na myśli po tym, jak za moimi plecami zaoferowała ci pocieszenie po dziewiczej nocy? Kąciki ust Logana unoszą się odrobinę do góry. – Nazywasz to dziewiczą nocą? Ja też. Wybuchamy śmiechem i część mnie odczuwa dziwne ukojenie wynikające z faktu, że potrafię śmiać się z nocy, którą wtedy tak bardzo przeżyłam. Ale teraz to przeszłość. Logan zrobił wszystko, co w jego mocy, aby udowodnić, że żałuje tego, jak się wtedy zachował i że naprawdę chce zacząć wszystko od nowa. Wtedy w parku nie kłamałam mówiąc, że nie chowam do niego urazy. Moi rodzice zawsze mi wpajali, abym pozbywała się negatywnych emocji, wybaczała ludziom i nie pozwalała, by trawił mnie gniew i żal, bo to nie prowadzi do niczego dobrego.
– Spotkałam się w nią wtedy, gdy wpadliśmy na siebie w Coffee Hut – przyznaję. – Porozmawiałyśmy. Przeprosiła mnie. Stanęło na tym, że zgodziłam się dać naszej przyjaźni kolejną szansę, ale na moich warunkach i w moim tempie, a ona na to przystała. Logan nic nie mówi. – Uważasz, że źle zrobiłam? Wygląda na zamyślonego. – Nie wiem. Uderzanie do mnie było naprawdę gównianym posunięciem z jej strony. W taki sposób raczej nie zdobywa się tytułu przyjaciela roku. – Ściąga brwi. – Nie podoba mi się pomysł, że znowu mogłaby cię zranić. – Mi też. Ale całkowite odcięcie się od niej wydaje mi się… złe. Znam ją całe moje życie. – Naprawdę? Myślałem, że poznałyście się dopiero na pierwszym roku, jak zostałyście współlokatorkami. – Nie, przyjaźnimy się od dziecka. Opowiadam mu jak Ramona i ja stałyśmy się nierozłączne i o moim dorastaniu w Hastings, a później on wspomina swoje dzieciństwo w Munsen. Jestem zaskoczona zupełnym brakiem niezręcznej ciszy między nami, co zdarzało mi się nagminnie w towarzystwie innych facetów. I jeżeli chwile wypełnione milczeniem są naturalnym zjawiskiem na pierwszej randce, Logan i ja nie mamy takiego problemu. Milkniemy jedynie dwa razy – gdy kelner przynosi nasze posiłki, i później, gdy przychodzi z rachunkiem. Dwie godziny. Gdy zerkam na zegarek nie mogę uwierzyć, że tak długo tu byliśmy, mam wrażenie, że ta kolacja trwała zaledwie kilka minut. Jedzenie było nieziemskie, rozmowa zabawna, a towarzystwo najlepsze, jakie tylko mogłabym sobie wymarzyć. Po zjedzeniu deseru – porcji tiramisu, którą Logan nalegał, byśmy się podzielili – nie pozwala mi nawet zerknąć na rachunek. Po prostu wsuwa kilka
Tłumaczenie Rylee
banknotów do skórzanej okładki zostawionej przez kelnera, a następnie wstaje i wyciąga dłoń w moim kierunku. Przyjmuję ją i chwieję się na obcasach, gdy Logan pomaga mi wstać. Nogi mam jak z waty i czuję dziwne zawroty głowy. Nie mogę przestać się uśmiechać, ale zupełnie mi to nie przeszkadza, bo Logan ma na twarzy ten sam głupawy uśmiech, co ja. – Było bardzo miło – mruczy. – Tak, bardzo. Splata swoje palce z moimi i nie puszcza całą drogę do samochodu, nawet wtedy, gdy otwiera mi drzwi, najpierw do restauracji, później od auta. Po tym, jak obchodzi samochód i siada na miejscu kierowcy, nasze dłonie znowu znajdują się nawzajem i pozostają splecione podczas całej drogi powrotnej do kampusu. Ale gdy stajemy pod moimi drzwiami, jego niefrasobliwa postawa zaczyna słabnąć. – Więc… jak się spisałem? – pyta. Chichoczę. – Mam poddać szczegółowej ocenie każdy element tej randki? Logan szarpie kołnierzyk koszuli, a ja uzmysławiam sobie, że nigdy wcześniej nie wiedziałam go tak zdenerwowanego. – Tak jakby. Nie byłem na randce od… kurwa, wieków. Chyba od pierwszego roku studiów. Patrzę na niego szczerze zdumiona. – Naprawdę? – To znaczy… spotykałem się z dziewczynami. Rozmawiałem z nimi na imprezach, bawiliśmy się razem, ale typowa randka? Taka z odebraniem z mieszkania, zabraniem gdzieś i odwiezieniem z powrotem… – Jego policzki pokrywają się uroczym rumieńcem. – Nie, czegoś takiego jeszcze nie robiłem. Boże. Mam ochotę go objąć i wycisnąć z niego cały ten chłopięcy urok.
Zamiast tego udaję, że się zastanawiam: – No dobra, zobaczmy… Wybór restauracji? Idealny. Dziesięć punktów na dziesięć. Rycerstwo… Otwierałeś mi drzwi. Za to też dziesięć. Prowadzenie rozmowy… dziewięć. – Dziewięć? Posyłam mu szelmowski uśmiech. – Odjęłam jeden punkt za temat o hokeju. Był strasznie drętwy. Logan mruży powieki. – Przeginasz, kobieto. Ignoruję go. – Od strony uczuciowej też dziesięć. Obejmowałeś mnie i trzymałeś za rękę. To było słodkie. Och, i ostatnie – pocałunek na dobranoc. Z oczywistych względów nie mogę go jeszcze ocenić, ale powinieneś wiedzieć, że startujesz z pozycji minus jeden, bo zamiast mnie pocałować, zażądałeś oceny dotychczasowych dokonań. Logan unosi brwi. – Serio? Zostałem ukarany za to, że chciałem zachować się jak dżentelmen? – Minus dwa. Dyskutuj ze mną dalej, Johnny, a za chwilę… Jego usta uciszają moje słowa i chowają je w palącym pocałunku. Przynależność. To jedyne słowo, którym mogłabym opisać to, jak się teraz czuję. Jego usta są tam, gdzie ich miejsce. Ciepło zalewa moje serce, gdy jego duże dłonie ujmują moją twarz, a kciuki delikatnie pocierają policzki. Całuje mnie z niespotykaną mieszanką czułości i głodu. Jego język wsuwa się do moich ust, kusząc jednym słodkim pociągnięciem, później drugim, aż wycofuje się i odsuwa ode mnie. – Nazwałaś mnie Johnny – mówi, jego oddech łaskocze mnie w usta. – Tak nie wolno? – pytam. Opuszek jego palca, przesuwa się po mojej dolnej wardze.
Tłumaczenie Rylee
– Moi przyjaciele czasami nazywają mnie John, ale tylko moja rodzina mówi na mnie Johnny. – Jego spojrzenie płonie. – Podoba mi się, że ty też. Mój puls przyspiesza, gdy jego usta znowu odnajdują moje. Ale tym razem niemal ich nie dotykają, są jak piórko na wietrze, które delikatnie je łaskocze. Przesuwa dłonie wzdłuż moich nagich ramion, zostawiając za sobą gęsią skórkę, a potem kładzie je na moich biodrach, niemal zwyczajnie, choć nie ma nic zwyczajnego w tym, jakie uczucia budzi we mnie jego dotyk. – Umówisz się ze mną ponownie? Jest taki wysoki, że muszę unieść głowę, by spojrzeć mu w oczy. Kusi mnie, aby chociaż poudawać, że się zastanawiam, ale nie potrafię powstrzymać szybkiej i zdecydowanej odpowiedzi, która wyrywa się z moich ust: – Jak najbardziej.
Rozdział 26 Grace
Na naszą drugą randkę wybraliśmy się na imprezę. W normalnych warunkach nie byłabym z tego powodu zdenerwowana – w zeszłym roku Ramona zaciągnęła mnie na tyle imprez, że powinien to być dla mnie chleb powszedni. Ale to jest impreza u Beau Maxwella. Kapitana i rozgrywającego naszej drużyny futbolowej. Futboliści mnie przerażają. Ich imprezy to istny, niekontrolowany chaos, często kończący się nalotem policji. A większość zawodników to głośni i aroganccy kretyni, którzy panoszą się po kampusie niczym największy dar od Boga. Co jest dość ironiczne, bo w zeszłym roku drużyna Briar uzyskała najgorszy wynik w historii naszej uczelni od dwudziestu pięciu lat. Ostatnim razem, gdy byłam na imprezie organizowanej przez futbolistów, musiałam przerwać bójkę między moją najlepszą przyjaciółką, a jedną z groupies, która chciała wydrapać jej oczy za startowanie do jednego z napastników. I tak, ja musiałam to robić, ponieważ żaden z zawodników nie miał zamiaru pomagać. Zamiast załagodzić spór, uformowali krąg wokół dziewczyn i przez cały czas jęczeli: „Miaaał”. Głupie kutasy. – Beau jest miłym facetem – zapewnia Logan, gdy wysiadamy z taksówki. – Poważnie, kochanie. To dobry człowiek. – Jakim cudem on w ogóle jest jeszcze w Briar? Myślałam, że w zeszłym semestrze skończył studia. – Nie, Beau jest objęty programem dla zawodników, którzy mają przedłużone studia, aby zdobyć kwalifikacje sportowe. Na pierwszym roku nie dostał się do głównego składu. Trenował z drużyną, ale nie brał udziału w
Tłumaczenie Rylee
meczach, a każdy z futbolistów musi mieć czteroletni staż, jeżeli na poważnie myśli o zawodowstwie po zakończeniu studiów. Więc teoretycznie jest teraz na piątym roku. – I dobrze. To daje mu kolejny rok, aby postawić tę drużynę na nogi – mamroczę. – Jego ostatni sezon to była porażka. Oglądałeś ten mecz, w którym mieli pięć przechwyceń i żadnego przyłożenia? Co to, do cholery, miało być? Logan celuje we mnie palcem. – Wstydź się. Krytykujesz kapitana za jeden gorszy sezon całego zespołu? To niesprawiedliwe. Wzdycham. – Dobra, masz rację. Chyba powinnam mu trochę odpuścić. W końcu nie każdy może być taki dobry jak Drew Baylor. Ciepło wypełnia jego oczy. –
Twoja
znajomość
uniwersyteckich
napastników
jest
dziwnie
podniecająca. – Mam wrażenie, że dla ciebie wszystko jest podniecające – odpowiadam, przewracając oczami. – Tak, w większości przypadków. Gdy podchodzimy do drzwi wejściowych, słyszę wibrującą za nimi muzykę i chwytam Logana za ramię. – Obiecasz, że wyjdziemy, jeśli zrobi się zbyt intensywnie? – Ale przecież to twoi ziomale, pamiętasz? Dlaczego kiedykolwiek miałabyś chcieć opuścić rozkoszne łono swojej futbolowej rodziny? Jego zadowolony z siebie uśmiech wywołuje mój chichot. – Ej. Sam fakt, że lubię oglądać jak oni grają, nie znaczy, że chcę, aby grali mną. Logan pochyla się i składa pocałunek na mojej skroni. – Nie martw się. Wyjdziemy, kiedy tylko będziesz chciała. – Dziękuję.
Chwilę później bez pukania otwiera drzwi i wchodzimy prosto do jaskini lwa, wypełnionej rozgrzanymi ciałami. Boże, tutaj jest tak wiele ludzi, że powietrze niemal płonie. Zapach piwa, perfum, wody kolońskiej i potu tworzy mieszankę przez którą kręci mi się w głowie, ale Loganowi nie wydaje się to przeszkadzać. Bierze mnie za rękę i prowadzi w głąb tłumu. W rogu salonu odbywa się niezwykle porywająca gra w piwnego pingponga, a dziewczyny stojące na przeciwległych końcach stołu są w różnym stadium nagości. Okej, czyli to bardziej rozbierany ping-pong, niż piwny. W
innej
podchmielonych,
części
pokoju,
męskich
ciał,
prowizoryczny otoczonych
parkiet
wijącymi
się,
pełen
jest
półnagimi
dziewczynami. Pojawiliśmy się dość późno, bo Logan miał wcześniej trening, ale mimo wszystko jest dopiero dziesiąta, czyli zdecydowanie za wcześnie, aby ludzie byli już tacy narąbani. – Dam ci dwadzieścia dolców, jeśli wejdziesz na któryś z tych stołów – szepcze mi do ucha Logan. Uderzam go w ramię, a on posyła mi krzywy uśmiech i udaje, że pociera ramię. – Chcesz coś do picia? – krzyczy, abym go usłyszała. – Jasne – odpowiadam. Wchodzimy do kuchni, która jest równie zatłoczona i głośna, co salon. Logan chwyta butelkę rumu stojącą na stole, nalewa do dwóch plastikowych kubków, a następnie dolewa coli. Biorę łyka i od razu się krzywię. Boże, ten drink wymaga dopracowania. To praktycznie sam rum. Alkohol spływa mi do gardła, rozpalając moje ciało jeszcze bardziej, ale mam na sobie krótką, wiązaną na karku sukienkę, więc nie mam co z siebie ściągnąć, aby schłodzić pokryte potem ciało.
Tłumaczenie Rylee
– Jak to się stało, że zaprzyjaźniłeś się z tymi ludźmi? – pytam, gdy wychodzimy z kuchni. – Tata mówił, że hokeiści i futboliści nigdy ze sobą nie trzymali. Że od wieków ze sobą rywalizujecie. – Już nie. Trzy lata temu w Briar pojawił się zbawca i zakończył naszą odwieczną rywalizację. – Aha. A kim był ten zbawca? – To Dean – odpowiada, a następnie parska. – Zapewne już wiesz, że on strasznie lata za spódniczkami... Sapię, wstrząśnięta. – O mój Boże, naprawdę? Logan śmieje się cicho. – W każdym razie, gdy na pierwszym roku skończyły mu się hokejowe króliczki, przyparty do muru, przerzucił się na fanki futbolu. Wylądował na jednej z imprez Beau i oboje od razu się zorientowali, że są takimi samymi męskimi dziwkami. Tak zaczęła się ich przyjaźń. – Logan obejmuje mnie ramieniem i prowadzi korytarzem. – Dean zaciągnął mnie i chłopaków na kilka imprez, aż w końcu my też się przekonaliśmy do tych mięśniaków. I w ten oto sposób Dean położył kres naszym krwawym porachunkom. Nie mam pojęcia gdzie idziemy, ale wygląda na to, że Logan zna ten dom lepiej, niż własną kieszeń. Mijamy kilka zamkniętych drzwi, aż w końcu Logan otwiera jedne z nich i moim oczom ukazuje się przestronny pokój. Na przeciwko imponującego centrum rozrywki, ustawione są dwie duże kanapy w kształcie litery L, a za nimi stół bilardowy. Jestem zaskoczona tym, jakie to pomieszczenie jest puste w porównaniu do reszty domu. Jedynie garstka facetów stoi przy stole bilardowym, kilka par chowa się po kątach, a jedna obściskuje na kanapie – Dean i jakaś ruda dziewczyna z wielkimi cyckami. Beau Maxwell, który siedzi rozwalony na fotelu z niemal znudzonym wyrazem twarzy, rozpogadza się na widok Logana.
– Logan! – woła. – Przyszedłeś, stary. Logan siada na wolnej kanapie i wciąga mnie na swoje kolana, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Gdy jego ramiona owijają się wokół mojej talii, zauważam zaciekawione spojrzenie Beau. Gdy teraz widzę go z bliska, nie z trybun, uzmysławiam sobie, że jest trochę podobny do Logana. Oboje są ogromni, mają ciemne włosy, niebieskie oczy i mocne rysy twarzy. Ale jest jedna zasadnicza różnica – na widok Beau moje serce nie szaleje tak, jak przy Loganie. Dean i rudowłosa rozdzielają się na chwilę, ich twarze są zarumienione, gdy zwracają się w naszym kierunku. – Hej – wita się Dean, mrugając do mnie. – Kiedy przyszliście? – Teraz – odpowiada Logan. Beau nadal patrzy na mnie z zaciekawieniem. – Kim jest twoja przyjaciółka? – pyta Logana. – To jest Grace. Moja randka. Grace, Beau. Wzrok rozgrywającego przesuwa się powoli po moich nagich nogach. I udach, bo gdy Logan posadził mnie na swoich kolanach moja sukienka podjechała do góry i Beau zdecydowanie to zauważył. – Miło cię poznać, kochanie – mówi, uśmiechając się. – Muszę przyznać, że to pierwszy raz kiedy widzę Logana na imprezie z randką. – Zacznij się przyzwyczajać – wtrąca Logan – Ja już nie ruszam się bez niej z domu. – Później całuje mnie w kark, wywołując u mnie dreszcz. Jego silna dłoń spoczywa na moim biodrze i mocno przyciska mnie do swojego ciała i – tak, raczej sobie tego nie wyobraziłam – pode mną znajduje się jeszcze coś twardego. Jego erekcja, która wbija mi się w tyłek. Czasem nie mogę przestać się dziwić, że tak na niego działam. Przez cały pierwszy rok studiów słyszałam plotki na jego temat. Że to kobieciarz, że zależy mu tylko na seksie, że nie wchodzi w związki. Więc dlaczego on się ze mną
Tłumaczenie Rylee
umawia? I mając na myśli umawia, mam na myśli umawia, bo my przecież nawet nie uprawialiśmy jeszcze seksu. Podczas gdy ja staram się oswoić z myślą, że wylądowałam z kimś takim jak Logan, wokół mnie rozgorzała dyskusja. Logan i Beau pogrążyli się w dość ożywionej rozmowie na temat dopingu wśród uczelnianych sportowców, choć nie mam pojęcia, jak to się stało, że w ogóle go zaczęli. Jestem zbyt pochłonięta bliskością Logana i tym, jak jego palce głaszczą moje udo. Boże, chciałabym. aby dotykał w ten sposób mojej nagiej skóry, nie sukienki. Pragnę tego faceta tak bardzo. Przez cały, pieprzony czas. – Tutaj jesteś. – Do pokoju wchodzi dziewczyna w prowokującej, zielonej sukience i podchodzi do Beau. – Wszędzie cię szukałam. – Tam jest dla mnie za głośno – wzdycha. – Chyba robię się na to za stary. Boże, kochanie spraw, abym znowu poczuł się młodo. Proszę. Dziewczyna śmieje się, a później pochyla, by pocałować go w policzek. – Z przyjemnością, duży chłopczyku. Bardzo się staram na nią nie gapić, ale to jest niewykonalne. Ma oliwkową skórę, głębokie, brązowe oczy, gęste kasztanowe włosy, które spływają kaskadą po jej plecach i jest oszałamiająca. Nie używam tego słowa zbyt często, ale nie potrafię inaczej opisać tej dziewczyny. Jest oszałamiająca. I niewyobrażalnie zmysłowa. Zupełnie w stylu Scarlett Johanson. Patrzy na Beau i uwodzicielsko kołysze biodrami, siadając na poręczy jego fotela. Ale jej twarz przykrywa cień, gdy zauważa Deana siedzącego na kanapie. – Richie – mówi chłodno. – Sabrina – odpowiada Dean z szyderczym błyskiem w oku. – Zauważyłam, że nie było cię rano na zajęciach. – Brunetka uśmiecha się złośliwie. – Zdajesz sobie sprawę, że ten przedmiot prowadzi facet, co? Biedactwo. W tym semestrze nie będziesz mógł zdobyć pozytywnej oceny, pieprząc się z wykładowcą. – Możesz mi possać, Sabrina.
Unosi brew. – Tak? Dalej, wyciągaj go, duży chłopczyku. – Chyba powinienem. Może jak będziesz miała mojego kutasa w ustach, to w końcu się zamkniesz. Sabrina odrzuca głowę do tyłu i wybucha śmiechem. – Och, Richie, naprawdę myślisz, że to mnie uciszy? – Mruga do Beau. – Powiedz mu jakie dźwięki wydaję, gdy twój kutas jest w moich ustach. Nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje. Wrogość między Deanem, a tą Sabriną zagęszcza powietrze w całym pokoju, ale znika od razu, gdy Beau wstaje i pociąga brunetkę na nogi. – Wybaczcie nam – mówi, a błysk podniecenia w jego oczach nie pozostawia mi złudzeń, w jakim celu zabiera ze sobą Sabrinę. Gdy odchodzą, przenoszę pytające spojrzenie na Deana. – Dlaczego ona mówi na ciebie Richie? – Bo jest pieprzoną suką – wyjaśnia, tak naprawdę nic nie wyjaśniając. – Och, wyglądasz na zdenerwowanego – mruczy siedząca obok niego dziewczyna. – Chodź, coś na to zaradzę. Z kolejnym oddechem ich języki ponownie się odnajdują. Odwracam się do Logana. – O co tu chodziło? – Nie mam bladego pojęcia. – Uśmiechając się, zostawia pocałunek na moich ustach, a następnie wstaje, a ja razem z nim. – Chodź, pokręcimy się trochę. Chyba widziałem wcześniej Hollisa i Fitzy'ego. Opuszczamy pokój i znowu robi się głośno i gorąco. Zanim znajdujemy jego przyjaciół, Logan przedstawia mnie jeszcze kilku innym osobom. Nie bawię się źle. Ale dobrze też nie. Jednak nie z powodu tego, co Logan robi, czy mówi. Lecz dlatego, że w miarę jak impreza się rozkręca, zaczynam zauważać coś, co sprawia, że robię się... drażliwa. Dziewczyny. Wiele, wiele dziewczyn.
Tłumaczenie Rylee
Wiele, wiele dziewczyn, które nie mają najmniejszego problemu z bezwstydnym flirtowaniem z Loganem. Uwaga, którą on przykuwa jest niesłychana. I cholernie wkurzająca. Podejście do kogoś i przywitanie się to jedno. Ale te dziewczyny nie zatrzymują się na zwykłym cześć. Nie. One koniecznie muszą przebiec swoimi wypielęgnowanymi paznokciami po jego umięśnionym bicepsie. Pomachać do niego kokieteryjnie rzęsami. Nazwać go kochaniem, lub skarbem. Jedna nawet pocałowała go w policzek. Suka. Bardzo się staram nie dopuścić, aby to na mnie wpłynęło. Wiem, że to dlatego, że jest popularny. I, że wcześniej przygodny seks traktował jak sport. Ale to nie znaczy, że będę wdzięczna, że co dwie sekundy dostaję po oczach dowodem na jego hulaszcze życie. Gdy podchodzi do niego dziewiąta laska – tak, liczyłam – mówi cześć i zaczyna flirtować, mam tego dość. – Muszę skorzystać z toalety – mówię. Logan unosi brwi, zaskoczony moim ostrym tonem. – A... Jasne. Idź do tej na górze, nie jest tak zatłoczona. Nie proponuje, że mnie odprowadzi, ani nie pyta, czy wszystko w porządku i z jakiegoś powodu jest mi jeszcze gorzej. Zagryzam zęby i idę do ubikacji. Na korytarzu wymijam grupkę facetów, później jakąś obrzucającą się wyzwiskami parę i maszeruję w stronę schodów. Gdy jestem już na górze, słyszę za sobą głos Logana. – Grace. Poczekaj. Odwracam się do niego, niechętnie. – O co chodzi? – Ty mi powiedz. – Jego niebieskie oczy z niepokojem przeszukują moją twarz. - Praktycznie przerwałaś Sandy wpół zdania i wydarłaś stamtąd, jakby się paliło. – Och, nie. Biedna Sandy – mamroczę. – Przekaż jej moje przeprosiny.
Jego brwi unoszą się do góry. – Okej. Co się, do cholery, dzieje? – Nic. – Zalewa mnie fala wstydu, bo oczy mnie pieką, jakbym miała się zaraz rozpłakać. Odwracam się na pięcie i ruszam w kierunku łazienki. Cholera. On ma rację. Co ja odpierdalam? Nie mam pojęcia, dlaczego jestem taka wkurzona. Przecież to nie on zaczepiał wszystkie te laski, nawet nie odpowiadał na ich próby flirtu. I trzeba przyznać, że odsuwał się zawsze, gdy któraś pozwalała sobie na zbyt wiele. – Grace. – Jego dłoń ląduje na moim ramieniu i sekundę później stoję już twarzą do niego. – Porozmawiaj ze mną – rozkazuje. – Dlaczego jesteś taka zdenerwowana? – Bo... – Przygryzam wewnętrzną stronę policzka. Waham się. A później jęczę przeciągle. – Spałeś ze wszystkimi dziewczynami w tej szkole? Logan wygląda na zszokowanego. – Co? – Poważnie, Logan, co tu się dzieje? Przecież my nie możemy przejść nawet dwóch metrów, żeby nie podeszła do ciebie jakaś dziewczyna, nie zaczęła cię obmacywać i mówić: och, Logan, tak świetnie się z tobą bawiłam w zeszłym semestrze, jesteś takim ogierem, powinniśmy to powtórzyć. A później jeszcze mrugają bezczelnie, jakby ich słowa potrzebowały dodatkowego wzmocnienia, bo przecież, nie daj Boże, mógłbyś czasem nie zrozumieć, o co one tobie sugerują. Logan patrzy na mnie, oniemiały. A po chwili, jego usta rozciągają się w leniwym uśmiechu. – Czekaj, chodzi o to, że jesteś zazdrosna? Najeżam się. – Nie. – Aha. Jesteś zazdrosna.
Tłumaczenie Rylee
Zaciskam szczękę. – Nie, po prostu nie podoba mi się, że wszystkie te dziewczyny uderzają do ciebie, gdy ja stoję obok. To niegrzeczne, bezczelne i... – I sprawia, że czujesz się zazdrosna – dokańcza, a ja mam ochotę mu przywalić, żeby zetrzeć mu ten głupi uśmiech z twarzy. – To nie jest śmieszne. – Staram się strząsnąć jego rękę z mojego ramienia. Ale to sprawia jedynie, że on trzyma mnie jeszcze mocniej. Kładzie obie dłonie na moich biodrach i popycha mnie plecami na ścianę. Jego usta opadają na moje w delikatnym pocałunku, zanim spogląda mi w oczy z powagą. – Nie masz o co być zazdrosna – zapewnia, ochrypłym głosem. – Te wszystkie dziewczyny, które dzisiaj mnie zaczepiały... Ja nawet nie pamiętam, jak one wyglądały. Nie pamiętam nawet ich imion. Jesteś jedyną dziewczyną, którą dzisiaj widzę i jedyną którą kiedykolwiek chcę widzieć. – Jego ciepłe wargi ponownie muskają moje usta w uspokajającym pocałunku. – I tak na marginesie, nigdy nie spałem z Sandy. – Kłamca – mamroczę. – Serio. - Szczerzy się szeroko. – Ona gra w przeciwnej drużynie. Marszczę brwi. – Naprawdę? – Tak. W zeszłym semestrze wpadła do nas na imprezę i przez cały czas obmacywała się ze swoją dziewczyną na kanapie. – Mówisz tak, żebym poczuła się lepiej? – Nie, to prawda. Dean myślał, że umarł i poszedł do nieba. Parskam śmiechem i orientuję się, że jestem już spokojna. Moje napięte wcześniej mięśnie teraz są rozluźnione i rozgrzane przez twarde, przyciśnięte do nich ciało.
Boże, nienawidzę tego uczucia, które zawładnęło mną wcześniej. Nienawidzę i nie chcę być taka rozdrażniona i wkurzona, gotowa wydrapać oczy każdej dziewczynie, która spojrzy na Logana. – Ale to jest jeszcze gorętsze, niż oglądanie jak Sandy zabawia się ze swoją dziewczyną. – Uwodzicielska nuta zabarwia jego głos. – Co jest gorętsze? – Ty. Zazdrosna. – W jego oczach pojawia się ciepło. – Nigdy wcześniej nie byłem z nikim, kto byłby w stosunku do mnie tak bardzo zaborczy. Strasznie mnie to kręci. I on nie żartuje. Czuję jego twardą erekcję przyciśniętą do mojego brzucha, co wywołuje u mnie zadowolony jęk. Poruszam biodrami, jedynie na tyle, by potrzeć miednicą jego twardą długość. Powieki Logana robią się ciężkie. – A to podnieca mnie jeszcze bardziej – mruczy. Ukrywam uśmiech. – Tak? – Och, tak. Zaufaj mi kochanie, jesteś jedyną kobietą, której pragnę. Unosząc brew, obejmuję go za szyję. – No nie wiem... Nadal jestem jeszcze zazdrosna. Myślę, że powinieneś bardziej się postarać, aby rozwiać moje obawy. Chichocząc, wskazuje drzwi znajdujące się za nami. – Chcesz, abym sprawił, że dojdziesz w tej łazience? Na samą myśl o tym, moje uda się zaciskają. Logan to zauważa i znowu się śmieje. – Czy to znaczy: tak? – Boże, nie. – Pochylam się i skubię jego szyję. – To znaczy: o, tak.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 27 Logan
Po raz czwarty w tym tygodniu, zjeżdżając z lodowiska mam ochotę w coś walnąć. Przeraża mnie brak współpracy i umiejętności u innych obrońców z naszej drużyny. Jestem skłonny przymknąć oko na nowych, ale starsze roczniki też się nie popisały w tym tygodniu. Brodowski praktycznie cały czas stoi w miejscu i tylko patrzy komu oddać krążek, a Anderson bez sensu oddaje strzały na bramkę, gdy tylko ktoś do niego poda, zamiast pomyśleć i rozegrać akcję we współpracy z którymś z napastników. Nasza technika to katastrofa, a na dodatek w ogóle nie możemy na sobie polegać. Nowi jeżdżą jak w zwolnionym tempie, a reszta robi głupie błędy. I coraz bardziej do mnie dociera, jaka ta drużyna jest słaba. Tak słaba, że szanse na dostanie się do rozgrywek w tym sezonie stają się coraz mniejsze i mniejsze – a my nie zagraliśmy jeszcze nawet jednego meczu. Gdy ściągam strój w szatni, zdaję sobie sprawę, że nie tylko ja jestem sfrustrowany. Otacza mnie wiele gburowatych twarzy i nawet Garrett jest wyjątkowo cichy. Jako kapitan po każdym treningu wygłaszał jakąś pokrzepiającą przemowę, ale dziś nawet on jest wyraźnie zniechęcony przez fatalny stan naszego zespołu. Jedynym zawodnikiem, który się uśmiecha jest ten nowy dzieciak, Hunter, który dostał od trenera tyle pochwał, że prawdopodobnie do końca tygodnia będzie srał lizakami i słodkimi kociakami. Nie mam pojęcia jak Deanowi udało się go przekonać, aby dołączył do naszej drużyny. Wiem tylko, że jednego wieczoru zabrał go do baru, a na następny dzień rano, dzieciak był już z nami. To musiała być pamiętna noc.
– Logan. – Nagle trener pojawia się przede mną. – Przyjdź do mnie po prysznicu. Cholera. Szybko przeszukuję umysł w poszukiwaniu czegoś, do czego mógłby się przyczepić, ale szczerze, nie mam pojęcia, co zrobiłem dzisiaj źle. Dean i ja byliśmy jedynymi obrońcami, którzy faktycznie się dzisiaj przykładali. Gdy pół godziny później wchodzę do biura trenera, siedzi za swoim biurkiem, a jego ponury wygląd potęguje moje obawy. Kurwa. Czy to przez to, że straciłem krążek na początku treningu? Nie, niemożliwe. Nawet sam Gretzky nie byłby w stanie utrzymać przy sobie krążka, gdy dziewięćdziesiąt kilogramów Mike'a Hollisa uderza nim o bandę. – O co chodzi? – Siadam, starając się nie okazywać, jak bardzo jestem zdenerwowany. – Przejdźmy od razu do rzeczy. Wiesz, że nie lubię tracić czasu. – Trener pochyla się nad biurkiem. – Dzisiaj rano rozmawiałem z przyjacielem z organizacji Bruins. Zamieram. – Tak? Z kim? – Z asystentem GM. Moje oczy robią się wielkie jak spodki. Wiedziałem, że trener ma znajomości, w końcu przez siedem lat grał w Pittsburgh Penguins, ale gdy powiedział „przyjaciel” założyłem, że ma na myśli kogoś na niższym szczeblu. Nie asystenta głównego menadżera. – Słuchaj, to żadna nowość, że odkąd zacząłeś grać w Briar jesteś na oku u każdego łowcy talentów w tym kraju. I wiesz doskonale, że nie raz mnie o ciebie pytali. W każdym razie, jeśli jesteś zainteresowany, chcą, abyś przyszedł potrenować z Providence Bruins. Jezu Chryste.
Tłumaczenie Rylee
Chcą abym przyszedł potrenować z zespołem podlegającym Boston pieprzonemu Bruins? Nie mieści mi się to w głowie. Jedyne co mogę robić, to gapić się na trenera z szeroko otwartymi ustami. – Chcą mnie w drużynie? – Może. Na pewno chcą się tobie lepiej przyjrzeć. Zazwyczaj nie biorą nikogo od razu do NHL, najpierw będą chcieli zobaczyć jak się sprawdzisz w mniejszym zespole. – Jego głos wibruje od emocji, których zwykle nie słyszę na lodzie. – Jesteś dobry, John. Naprawdę, cholernie dobry. Nawet jeśli wezmą cię do Providence, nie potrwa długo zanim wskoczysz wyżej i będziesz dokładnie w tym miejscu, na które zasługujesz. Chryste. Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. To zupełnie tak, jakbym był w pieprzonym raju i ślinił się na to przeklęte jabłko. Pokusa jest tak silna, że niemal czuję już smak zwycięstwa. Bo to nie jest jakaś tam profesjonalna drużyna – to jest ta drużyna. Ta, której kibicowałem od dziecka. Ta, o graniu w której marzyłem, odkąd skończyłem siedem lat. Trener przygląda mi się uważnie. – Chciałem się upewnić, czy nie zmieniłeś może swoich planów odnośnie tego, co będziesz robił po zakończeniu studiów. Moje gardło wysycha na wiór. Chcę wykrzyczeć: Tak! Zmieniłem zdanie! Ale nie mogę. Złożyłem obietnicę mojemu bratu. I choć jest to dla mnie wielka szansa, to nie jest wystarczająco duża. Jeff nie będzie zachwycony jeśli się dowie, że gram w klubie farmerskim 8. Jedyne, co mogłoby mnie zwolnić z obietnicy, to intratny kontrakt z Boston Bruins. 8 drużyna będąca jednostką stowarzyszoną dla klubu nadrzędnego, występującego w wyższej klasie rozgrywkowej. W praktyce drużyna farmerska stanowi źródło pozyskiwania graczy dla ośrodka nadrzędnego. Pobyt i gra w klubie farmerskim daje możliwość zdobycia doświadczenia sportowego dla młodych zawodników, którzy w przyszłości są przewidziani do gry w klubie nadrzędnym. W naszym przypadku Providence Bruins jest drużyną farmerską Boston Bruins ;)
– Nie, nie zmieniłem zdania. – Zabija mnie wypowiedzenie tych słów. Zabija. A cień frustracji w oczach trenera, mówi mi, że o tym wie. – Posłuchaj, John – mówi wyważonym tonem. – Rozumiem twój wybór, naprawdę. Poza moim bratem i Garrettem, trener jest jedyną osobą, która wie, że nigdy jeszcze nie zgłosiłem się do draftu. Gdy ominąłem go za pierwszym razem, ściemniłem trenerowi, że przegapiłem termin składania wniosku, a wtedy on zaciągnął mnie do swojego gabinetu i wrzeszczał na mnie przez czterdzieści pięć minut, jakim to jestem nieodpowiedzialnym idiotą i jak marnuję swój talent. Gdy w końcu się uspokoił, zaczął mówić, że zadzwoni gdzie trzeba, że jeszcze nie wszystko stracone, więc nie miałem wyjścia i musiałem powiedzieć mu prawdę. Cóż, częściowo, bo powiedziałem mu o wypadku mojego ojca, ale o piciu już nie. Od tamtego czasu nie poruszaliśmy więcej tego tematu. Aż do teraz. – Ale my mówimy o twojej przyszłości – dodaje szorstkim tonem. – Jeżeli nie wykorzystasz tej szansy, będziesz tego żałował do końca życia. Gwarantuję ci to. Niepotrzebnie. Wiem, że będę tego żałował. Cholera, ja już teraz żałuję wielu rzeczy. Ale rodzina jest najważniejsza, a moje słowo coś znaczy. Dla mnie, dla Jeffa. Nie mogę teraz się wycofać, bez względu na to jak wielką czuję pokusę. – Dziękuję za wszystko, trenerze. I proszę podziękować swojemu przyjacielowi ode mnie. – Przełykam wielką, palącą gulę w gardle, wstając. – Ale moja odpowiedź nadal brzmi nie. *** – Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? – miękki głos Grace i jej onieśmielony wyraz twarzy wywołują kujący ból w mojej klatce piersiowej.
Tłumaczenie Rylee
Nie wiem, dlaczego w ogóle o to pyta, to oczywiste, że tego nie chcę, tylko muszę. Pomimo tego, że powiedziałem jej o mojej rozmowie z trenerem od razu po tym, jak do niej przyszedłem po skończonym treningu, teraz żałuję, że nie zatrzymałem tego dla siebie. Opowiedziałem jej o swoich planach na przyszłość już kilka dni po tym, jak zaczęliśmy się spotykać i chociaż nie powiedziała tego głośno, wiem, że nie popiera mojej decyzji. – Nie chciałem odmawiać – mówię. – Ale musiałem. Mój brat oczekuje, że wrócę do domu po zakończeniu studiów. – A twój tata? Czego on oczekuje? Opieram głowę na stosie dekoracyjnych poduszek, schludnie ułożonych na jej łóżku. Pachną tak, jak ona. Słodko, kobieco i kojąco, a mieszanka wszystkich tych zapachów działa na mnie odprężająco. – On oczekuje, że pomożemy mu poprowadzić jego interes, bo nie może zrobić tego sam. To właśnie robi rodzina. Pomaga, gdy jest potrzebna. Dba o siebie nawzajem. Grace marszczy brwi. – Nawet za cenę marzeń? – Jeśli to konieczne, to tak. – Cały mój dzień był tak gówniany i ponury jak ta rozmowa, więc przyciągam Grace bliżej mnie. – Włączmy jakiś film. Potrzebuję jakiś eksplozji i strzelanin, żeby zajęły moje myśli czymś mniej przygnębiającym. Grace sięga po laptopa i ustawia film, ale gdy próbuje położyć komputer między nami, zabieram go jej i kładę na swoich kolanach, aby bez przeszkód mogła się na mnie oprzeć. Uwielbiam się do niej przytulać. I bawić się jej włosami. I całować ją w szyję za każdym razem, gdy mam na to ochotę. Nie byłem w związku od czasów liceum, ale spotykanie się z Grace bardzo się różni od tego, jak to wyglądało kiedyś. Wydaje się... bardziej
dojrzałe. Tak myślę. Wtedy jedynie gadaliśmy o jakiś głupotach, a niezręczną ciszę wypełnialiśmy obmacywaniem. Ale Grace i ja naprawdę rozmawiamy. Opowiadamy o tym, jak minął nam dzień, co się działo na zajęciach, jak wyglądało nasze dzieciństwo, jak widzimy naszą przyszłość. Ale nie poprzestajemy na samej rozmowie. Robimy też inne rzeczy. Od czasu naszej pierwszej randki spotykamy się niemal codziennie i prawie w ogóle się od siebie nie odrywamy. Chryste, a ta akcja w łazience na imprezie u Beau? Nie z tej planety – a ona nawet mnie nie dotknęła. Zwaliłem sobie, gdy byłem na kolanach pożerając jej cipkę i, słodki Jezu, nie pamiętam, abym kiedykolwiek doszedł tak mocno dzięki własnej ręce. Ale nie uprawialiśmy jeszcze seksu i mam to gdzieś. Przywykłem do dostawania wszystkiego od razu – flirt, seks, nara. To było jak granie w hokeja, gdy chodziłem do podstawówki – szybkie mecze po szkole, bo za chwilę mama zawoła mnie na kolację. Z Grace, to jak trzy tercje w prawdziwym meczu. Pierwsza to ekscytacja, druga to eskalacja i później trzecia – czysta euforia wywołana świadomością, że udało się nam coś osiągnąć. Zwycięstwo, przegrana, remis. Nie ma znaczenia. To nadal najpotężniejsze uczucie na świecie. Gdybym miał określić, gdzie w tej chwili się znajdujemy, powiedziałbym, że na środku, dokładnie w drugiej tercji. Wszystko między nami się nasila. Gorące sesje sprawiają, że pragnę więcej, ale nie odczuwam żadnego ciśnienia charakterystycznego dla trzeciej tercji. Po dwudziestu minutach oglądania filmu, Grace nagle się do mnie odwraca. – Ej, mam pytanie. Włączam pauzę. – Dawaj. – Czy ja jestem twoją dziewczyną?
Tłumaczenie Rylee
Posyłam jej przerażające spojrzenie. – Nie wiem, kochanie. A chcesz nią być? Rozbawienie tańczy w jej brązowych oczach. – No cóż, teraz już nie. Uśmiechając się chytrze, pochylam się na łóżku i kładę laptop na podłogę, a później odwracam się szybko i rzucam się na nią. Piszczy, gdy przyszpilam ją plecami do materaca i patrzę na nią z góry, opierając się na łokciu. – Kłamczucha – mówię. – Oczywiście, że chcesz być moją dziewczyną. I do twojej wiadomości – jesteś nią. Przez chwilę patrzy na mnie w zamyśleniu, a później kiwa głową. – Jakoś to przeżyję. – Och, jak miło z twojej strony, kochanie. Powinniśmy nadrukować to sobie na koszulkach: "Jakoś to przeżyję." Jej śmiech łaskocze mnie w brodę. Uwielbiam jej śmiech. Jest tak cholernie prawdziwy. Wszystko w niej jest prawdziwe. Zabawiałem się z tak wielką ilością lasek, które grały w gierki, które mówiły jedno, a robiły drugie, które manipulowały, by dostać to, czego chciały, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Ale nie Grace. Ona jest otwarta i szczera, i kiedy jest wkurzona, albo zirytowana, to mówi, co czuje. Doceniam to. Pochylam głowę, aby ją pocałować i gdy nasze języki się spotykają, wstrząs przyjemności przebiega wzdłuż mojego fiuta, który sztywnieje przyciśnięty do jej nogi. Poruszam biodrami, a jedynie ta niewielka ilość tarcia sprawia, że jęczę. Boże, tak strasznie chcę dojść. Grace doprowadziła mnie do orgazmu dwa razy w tym tygodniu, raz ręką, raz ustami, ale każda ilość będzie za mała. W te dni, gdy orgazm nie był z różnych powodów możliwy, zwalałem sobie konia pod prysznicem, wyobrażając sobie, że pieprzyłem ją, a nie moją rękę, ale zadowalanie się samemu było niczym w porównaniu do tego, co czuję teraz, gdy Grace odpina mój rozporek i wkłada mi rękę w spodnie.
Moje powieki opadają przy pierwszym, delikatnym dotyku jej dłoni. – Kiedy wróci Daisy? – mamroczę. – Najwcześniej za godzinę. – Zatacza dłonią niewielkie kręgi wokół główki mojego penisa. Moja wilgoć pokrywa jej palce, ułatwiając jej przesuwanie się wzdłuż mojej długości. Wpycham się biodrami mocniej w jej dłoń, całuję ją i wolną rękę przesuwam w górę jej brzucha, by chwycić jej małą, jędrną pierś. Nie ma na sobie stanika, więc jej twarde sutki naciągają materiał bawełnianego topu. Pocieram jeden z nich palcami, drażniąc go między kciukiem i palcem wskazującym, co wywołuje jej jęk. Jestem tak twardy, że lewo mogę myśleć. Tak bardzo pragnę zaspokojenia, że to jest niemal nie do zniesienia. Mój oddech staje się płytki i nierówny, gdy puszczam jej pierś i przesuwam dłoń niżej, w kierunku spodni do jogi. Grace przerywa pocałunek i czuję jak sztywnieje pode mną. – Ee... – Jej policzki pokrywa rumieniec. – Dzisiaj zamknięte. Nie ta faza księżyca. Wybucham śmiechem. – Nie ta faza księżyca? – No co? – odpowiada defensywnie. – To chyba lepsze określenie, niż menstruacja? Krzywię się. – Widzisz? Moje określenie jest lepsze – oznajmia, a następnie zabiera moją rękę ze swoich spodni i kładzie ją na materacu. – Połóż się na plecach. Chcę się trochę z tobą podroczyć. Chryste. I to właśnie robi. Podciąga moją koszulkę do góry i bada każdy centymetr mojego brzucha i klatki piersiowej swoimi ustami. Zostawia miękkie pocałunki wzdłuż mojego obojczyka, później schodzi niżej, aż czuję lekkie muśnięcie jej języka na moim sutku, co pokrywa całe moje ciało gęsią skórką i
Tłumaczenie Rylee
wysyła falę przyjemności aż do mojego kutasa, który pulsuje niemal boleśnie. Jeszcze trochę i zacznę się pod nią wić. Chcę, aby jej usta znowu owinęły się wokół mnie. Chcę aby ssała główkę mojego penisa, a później kręciła wokół niej językiem. Chcę... Chryste. Swoimi pocałunkami zaczyna kierować się w dół mojego brzucha, dając mi dokładnie to, czego chcę. Przysięgam, ta dziewczyna potrafi czytać mi w myślach. Jej usta zamykają się wokół mnie, a język wiruje dokładnie tak, jak o tym marzyłem. Musiałem wydać z siebie jakiś dźwięk, bo Grace nagle unosi głowę, posyłając mi zadowolony z siebie uśmieszek. – Wszystko w porządku tam na górze? – Kurwa. Tak. Lepiej niż w porządku. – Mam pytanie – ogłasza, zamiast je zadać i tym razem to ja się uśmiecham, bo często tak robi i absolutnie to uwielbiam. – Dawaj – odpowiadam jak zwykle. – Jakie jest twoje stanowisko w kwestii twojego tyłka? Marszczę brwi. – W jakim sensie? – W takim że... czy jak zrobię tak... – Jej palec powoli ześlizguje się w miejsce, w którym nie spodziewałem się go poczuć. – To zaczniesz świrować, czy będziesz na tak? Robi tak jeszcze raz i jestem zaskoczony, gdy nagła fala rozkoszy przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa. – Będę na tak – mówię chrapliwie. – Zdecydowanie. Oczy Grace błyszczą mieszanką zaskoczenia i zaciekawienia. A gdy pochyla głowę i bierze mnie głęboko do ust, jej kolejny niespodziewany ruch odbiera mi rozum. Słodki Jezu. Jestem całkowicie otoczony przez ciasne, wilgotne ciepło. Główka mojego kutasa uderza o tył jej gardła, a moje biodra
zaczynają się poruszać, zanim jestem w stanie je powstrzymać. Cofają się o centymetr, dwa, a później wsuwają z powrotem. Jej jęki wibrują wokół mnie. Palec nie przestaje mnie dręczyć. Bada mnie delikatnie, wywołując przyjemność, której w ogóle się nie spodziewałem. Kurwa, to jest cholernie intensywne. A ona nie przestaje. Dalej mnie torturuje. Liże powoli i dokładnie jakby uczyła się mnie na pamięć. I ten palec... Gardło mam tak wyschnięte, że ledwo mogę wydobyć z siebie głos, ale udaje mi się wydusić dwa słowa: – Jestem blisko. – I kolejne dwa: – Naprawdę blisko. Ostatnim razem, gdy to robiła, nie została ze mną do końca. Tym razem zaciska usta mocniej wokół mnie. Jej długie włosy łaskoczą moje uda, gdy porusza szybko głową. Spełnienie jest nieuchronne. Pulsuje w mojej krwi. Ale nadal jest poza zasięgiem, co wywołuje mój głośny jęk zniecierpliwienia. Chcę tego. Potrzebuję. Ja... Grace wsuwa we mnie palec i, jasna cholera, nie będę kłamał. To jest zajebiście dobre uczucie. Ssie mojego kutasa mocno i naciska palcem głębiej, a ja wybucham jak granat. Gwałtownie łapię powietrze, a moje biodra wystrzeliwują do góry, gdy dochodzę przy akompaniamencie jej głośnych jęków. Grace połyka każdą kroplę dowodu mojej przyjemności, aż pozostaje ze mnie jedynie ciężka, bezmyślna papka leżąca na jej łóżku. Grace mości się obok mnie i kładzie dłoń na moim brzuchu, niczym małą, ciepłą kotwicę, która powstrzymuje mnie przed odpłynięciem. – To było... – Biorę głęboki oddech. – Fenomenalne. Jej śmiech ogrzewa mi szyję. – Zanotuję to sobie. Z palcem – było fenomenalnie. Bez palca... jak to ostatnio nazwałeś? Jedynie niesamowicie. – Wszystko, co mi robisz jest zarówno niesamowite i fenomenalne poprawiam ją, wplatając palce w jej włosy.
Tłumaczenie Rylee
Nigdy w życiu nie byłem tak zadowolony i zrelaksowany jak w tej chwili. – Ej, mam pytanie. – Dawaj. Uśmiecham się na tę zamianę ról. – Jutro wieczorem jest mój pierwszy mecz. Wiem, że nie lubisz hokeja, ale może... przyjdziesz? – Och. Przyszłabym, gdybym mogła – odpowiada smutno. – Ale mam spotkanie z tym facetem z moich zajęć z psychologii. Unoszę się na łokciach i patrzę na nią, marszcząc brwi. Dopada mnie jakieś dziwne i nieznane uczucie. – Jaki facet? Uśmiecha się. – Spokojnie, to tylko chłopak z klasy. Zostaliśmy dobrani w pary, żeby razem się uczyć. Będę się z nim spotykała przez najbliższe tygodnie. – Najbliższe tygodnie? – Milknę na chwilę. – Jest przystojny? Wzrusza ramionami. – Od biedy. Jest dość chudy, ale wiem, że niektórym dziewczynom się to podoba. Niektórym? Czy jednej konkretnej? Gdy zauważa wyraz mojej twarzy, zaczyna się śmiać. – Ha! Czyżby teraz ktoś inny był zazdrosny? – Na pewno nie ja! – kłamię. – Jesteś, jesteś. – Pochyla się bliżej i całuje mnie w usta. – Niepotrzebnie. Mam chłopaka, pamiętasz? – Cholera, żebyś wiedziała, że masz. Kurwa, teraz już wiem, jak ona się czuła wtedy na imprezie u Beau. Zaborczy ucisk w mojej klatce piersiowej jest... czymś nowym. Nie podoba mi się, ale nic nie mogę na to poradzić.
Odkąd zacząłem studiować w Briar nie byłem z żadną dziewczyną na poważnie, ale miałem kilka, z którymi znajomość trwała dłużej, niż jedną noc. To nie było nic znaczącego, ale spotykałem się z nimi na tyle często, by rozwinęło się między nami jakieś uczucie. A mimo wszystko, żaden z tych układów nigdy nie był na wyłączność. Wiedziałem, że one spotykają się z innymi facetami. I miałem to gdzieś. Ale myśl, że Grace mogłaby spotykać się z jakimś innym facetem jest dla mnie nie do przyjęcia. Nie posunąłbym się tak daleko i nie powiedziałbym, że ona jest moja, ale cóż, jest moja. Moja do przytulania, moja do całowania i moja do śmiania. Tak, moja. – Która godzina? – mruczy. – Nie mam siły podnieść głowy. Wyciągam szyję, by dojrzeć budzik. – Dziesiąta trzydzieści dwa. – Możemy dokończyć film? – Jasne. – Pochylam się nad brzegiem łóżka, aby podnieść z podłogi jej laptop i w chwili, gdy go dotykam, coś zaczyna dzwonić. – To chyba Skype. Grace zerka na ekran, a po chwili krzyczy, spanikowana: – O, nie! Ubieraj spodnie! Marszczę brwi. – Dlaczego? – Bo to moja matka! Gdybym miał jeszcze erekcję, sflaczałaby jak przekłuty balon. Pospiesznie wsuwam spodnie na biodra i zapinam rozporek, podczas gdy Grace układa sobie komputer na kolanach. Jej palce nieruchomieją nad klawiaturą i zerka na mnie. – Jeśli nie chcesz, żeby cię zobaczyła, przesuń się trochę w prawo. – Pytasz, bo ty nie chcesz, żeby mnie zobaczyła? Grace przewraca oczami.
Tłumaczenie Rylee
– Nie mam z tym problemu. W zasadzie, to ona wszystko o tobie wie, więc fajnie by było, gdybyś się przywitał. Ale zrozumiem, jeśli nie chcesz. Wzruszam ramionami. – Nie mam nic przeciwko. – No to w porządku. Ale bądź przygotowany na wszystko. Pierwsze co słyszę, to okrzyk radości. Najgłośniejszy okrzyk radości na całej pieprzonej planecie. Na szczęście jej mama obniża ton swojego głosu, gdy zaczyna mówić: – Kochanie! Jeeeej! Odebrałaś! Okno rozmowy wypełnia cały ekran, ukazując bardzo atrakcyjną blondynkę, która wydaje się zbyt młoda, by mogła mieć dziewiętnastoletnią córkę. Naprawdę, wygląda jakby miała trzydzieści lat. Albo i mniej. – Hej, mamo – mówi Grace. – Czy ja w ogóle chcę wiedzieć dlaczego już nie śpisz o piątej trzydzieści rano? Uśmiech jej mamy jest wręcz diabelski. – A kto powiedział, że w ogóle poszłam spać? Grace mówiła, że jej mama jest pełna życia, impulsywna i zachowuje się raczej jak nastolatka, a nie dorosła kobieta i już po tej krótkiej wymianie zdań widzę, że ani trochę nie przesadzała. Moja dziewczyna jęczy. – Proszę, powiedz, że malowałaś, a nie... robiłaś inne rzeczy. – Odmawiam składania zeznań, powołując się na piątą poprawkę. – Mamo! – No co? Mam czterdzieści cztery lata, kochanie. Czego ode mnie oczekujesz? Że będę żyła jak zakonnica? Czterdzieści cztery? Łał. Zupełnie na tyle nie wygląda. Ponadto nie mogę się powstrzymać i zaczynam chichotać pod nosem słysząc jej śmiałą odpowiedź, przez co mruży podejrzliwie powieki.
– Grace Elizabeth Ivers, czy obok ciebie siedzi jakiś mężczyzna? Myślałam, że ta wielka góra to twoja pościel, ale tam ewidentnie jest czyjeś ramię! – Jej mama sapie. – Przedstaw się, młody człowieku. Uśmiechając się przysuwam się bliżej, by znaleźć się w obiektywie kamery. – Dobry wieczór, pani Ivers. Albo raczej dzień dobry. – Pani Ivers mieszka na Florydzie. Mów do mnie Josie. Tłumię śmiech. – Josie. Ja jestem Logan. Kolejne sapnięcie. – Ten Logan? – Tak, mamo. Ten Logan – potwierdza Grace, wzdychając. Josie patrzy to na mnie, to na Grace, aż w końcu przyjmuje surowy wyraz twarzy. – Kochanie, chciałabym przez chwilę porozmawiać z panem Loganem. Idź się przejść, albo coś. Posyłam zaniepokojone spojrzenie mojej dziewczynie, która wygląda jakby bardzo starała się nie śmiać. – Mówiłeś, że nie masz nic przeciwko – przypomina mi, a później całuje w policzek. – I tak muszę do łazienki. Panika wypełnia moje płuca, gdy Grace zeskakuje z łóżka i dosłownie mnie opuszcza. Zostawiając na łasce swojej matki. Ja pierdolę. Trzeba było się schować, gdy miałem okazję. W chwili, gdy Grace wychodzi z pokoju, jej mama pyta: – Poszła już? – Tak. – Przełykam z trudem. – Dobra. Nie martw się, dzieciaku, będę się streszczać. I mam zamiar powiedzieć to tylko raz, więc lepiej słuchaj uważnie. Grace powiedziała mi, że dała ci kolejną szansę i ja w pełni aprobuję tę decyzję. – Josie pochyla się do
Tłumaczenie Rylee
kamery, patrząc na mnie groźnie. – Ale jeśli złamiesz serce mojej córce, wskoczę do pierwszego samolotu, pojawię się pod twoimi drzwiami i zatłukę cię na śmierć poszewką wypełnioną kostkami mydła. Pomimo przerażenia wywołanego jej surowym tonem, nie potrafię powstrzymać wybuchu śmiechu. Jezu. Co za specyficzna forma przemocy. Ale gdy odpowiadam, w moim głosie nie ma ani cienia rozbawienia: – Nie złamię jej serca – obiecuję. – To dobrze. Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy. Przysięgam, ta kobieta ma dwie osobowości, bo po sekundzie znowu zamienia się w radosnego skowronka. – To teraz powiedz mi coś o sobie, Logan. Co studiujesz? Kiedy masz urodziny? Jaki jest twój ulubiony kolor? Tłumiąc kolejny wybuch śmiechu, zaczynam odpowiadać na wszystkie jej pytania, które wyrzuca z siebie z prędkością karabinu maszynowego. Ale nie mam nic przeciwko. Mama Grace jest zabawna i od razu się orientuję po kim moja
dziewczyna
odziedziczyła
poczucie
humoru
i
skłonność
do
niezrozumiałego bełkotu. Po trzech minutach naszej pogawędki, Josie zaczyna dzwonić telefon. Mówi, że musi go odebrać, ale za chwilę do nas oddzwoni i po chwili ekran robi się czarny. Chcę odłożyć komputer na bok, ale gdy słyszę, że Grace wychodzi z łazienki, przychodzi mi do głowy pewien pomysł. Zemsta za jej dezercję. Gdy tylko drzwi się otwierają, wlepiam wzrok w pusty ekran i udaję, że nadal rozmawiam z jej mamą: – A wtedy ona wsadziła mi palec w tyłek, robiąc mi laskę i to było zajebiście niesamowite. Nigdy nie myślałem, że coś takiego mogłoby mi... – O mój Boże! – Grace rzuca się na łóżko i wyrywa mi laptopa. – Mamo, nie słuchaj go! On tylko żartuje! – urywa, widząc czarny ekran, po czym przenosi na mnie mordercze spojrzenie. – Jesteś kompletnym kutasem.
Zwijam się ze śmiechu, co tylko jeszcze bardziej ją wkurza i zaczyna okładać mnie swoimi małymi piąstkami, jakby rzeczywiście mogła mi coś zrobić. – Jesteś okropny! – krzyczy, ale i tak chichocze jak szalona. – Ja naprawdę myślałam, że jej to powiedziałeś! – O to właśnie chodziło – wyję ze śmiechu, przewracając nas na materac i pochylam się nad nią. – Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. Grace sięga w górę i pstryka mnie w czoło. – Palant. Szczęka mi opada. – Czy ty mnie właśnie pstryknęłaś? Pstryka mnie jeszcze raz. – Czy ty właśnie znowu mnie pstryknęłaś? Teraz to ona wyje ze śmiechu, bo łaskoczę ją dosłownie wszędzie. Gdy wije się na łóżku i próbuje się wyrwać, dochodzę do kilku wniosków. Po pierwsze, nigdy, w całym moim życiu, nie bawiłem się tak dobrze z dziewczyną. Po drugie, nie chcę, aby to kiedykolwiek się skończyło. I po trzecie... Myślę, że mogę być w niej zakochany.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 28 Grace
– Więc on, tak po prostu, pojawił się na twoim spotkaniu, gdy uczyłaś się ze swoim partnerem psychologii? – Ramona wygląda na bardzo rozbawioną, sięgając po swoją kawę. To nasze pierwsze spotkanie od chwili, gdy zdecydowałam się do niej odezwać na początku miesiąca i jestem zaskoczona tym, jak swobodnie się czuję. Nie miałyśmy żadnych niezręcznych przerw w rozmowie, a ona wydaje się szczerze zainteresowana tym, co dzieje się w moim życiu. – Tak – odpowiadam. – Niby przyszedł, żeby podrzucić mi kawę, ale oboje wiemy, że to ściema. Ramona się uśmiecha. – Czyli John Logan jest zazdrosny. Szczerze? Nie jestem zaskoczona. Hokeiści to samce alfa i zachowują się jak jaskiniowcy, gdy ktoś próbuje odebrać im krążek. – I w tym scenariuszu ja jestem tym krążkiem? – No tak. Przewracam oczami. – Jeśli już, to ja powinnam być zazdrosna. Nie masz pojęcia, ile dziewczyn się na niego rzuca. I to bez przerwy, nawet wtedy, gdy ja z nim jestem. Ale zdarzają się też fajne sytuacje z tym związane. – Milknę na chwilę. – Raz w kinie wpadliśmy na Piper. Ramona sapie. – O, cholera. Co powiedziała? Wzruszam ramionami.
– Na początku była strasznie słodka, ale to pewnie dlatego, że nie zauważyła, że ja też tam byłam. Flirtowała z nim, a gdy on nie okazywał zainteresowania, zaczęła gadać o hokeju. Nagle zdała sobie sprawę, że ja nie tylko stoję obok niego, ale z nim jestem i to było jakby weszła do lochu seryjnego mordercy. Czyste przerażenie. Ramona chichocze. – Logan przedstawił mnie jako swoją dziewczynę i przysięgam, Piper wyglądała, jakby chciała mnie zamordować. – Czuję jakąś dziką satysfakcję opowiadając tę historię. – Potem prychnęła i odeszła do swoich przyjaciół. – Kto z nią był? – Jakieś dziewczyny, których nie kojarzę – odpowiadam. – I Maya, która tak na marginesie nawet nie powiedziała mi cześć. Ramona nie wydaje się zaskoczona. – Maya myśli, że jej nienawidzisz – przyznaje. – No wiesz, za jej udział w tamtej akcji na twitterze. – Nie nienawidzę jej. – Wzruszam ramionami, wgryzając się w moją czekoladowo-bananową muffinkę. – Ale nie mam ochoty z nią gadać. Nie mamy ze sobą nic wspólnego. Ramona się krzywi, jakby te słowa były skierowane do niej. Ale to nie było moim zamiarem. Kiedyś świetnie się razem bawiłyśmy. W liceum zdarzało nam się przegadywać całe noce. Nawet nie pamiętam o czym, wiem jedynie, że tematy do rozmów nigdy nam się nie kończyły. Brakuje mi tego. Poza Daisy nie mam żadnej innej koleżanki i choć bardzo się do siebie zbliżyłyśmy, to nie jest to samo, co ja z Ramoną. Jakby czytała w moich myślach, odzywa się łagodnym tonem: – Tęsknię za tobą, Grace. Naprawdę za tobą tęsknię. Serce mi się ściska. – Ja też za tobą tęsknię, ale...
Tłumaczenie Rylee
Ale co? Nie ufam ci? Jeszcze ci nie wybaczyłam? Nadal nie wiem i nie jestem gotowa, aby się z tym zmierzyć. – Ale myślę, że będzie lepiej, jeśli na razie zostawimy to tak, jak jest – dokańczam, a później uśmiecham się do niej zachęcająco. – A co tam u ciebie? Jak tam twoje zajęcia? Przez kilka minut opowiada mi o swoich warsztatach aktorskich, ale widzę jakiś cień w jej oczach, który mnie niepokoi. W jej głosie brakuje tej charakterystycznej dla niej beztroski i nawet jej wygląd wydaje się trochę... gorszy. Ma na sobie więcej makijażu, niż zwykle i choć jej bluzka jest równie wydekoltowana jak wszystkie, które wcześniej nosiła, to teraz w jej wyglądzie nie ma nic seksownego. Jest tandetny i kiczowaty. Wcześniej nie miała problemu, aby ubierając się w ten sposób wyglądać zmysłowo, ale teraz nie widzę w niej tej pewności siebie, dzięki której osiągała taki efekt. Rozmowa przechodzi na nasze rodziny i spędzamy kolejne czterdzieści minut na wymienianiu się spostrzeżeniami o naszych rodzicach i ich wybrykach. Gdy informuję ją, że muszę wracać na zajęcia, kąciki jej ust opadają, ale nic nie mówi, jedynie kiwa głową i wstaje. Wrzucamy puste kubki do kosza, ściskamy się na pożegnanie i każda z nas rusza w swoją stronę. Patrzenie jak idzie z opuszczonymi ramionami i rękoma w kieszeniach jeansów, sprawia, że serce mi się ściska. Czy przez to, że trzymam ją na dystans, teraz ja jestem gównianą przyjaciółką? Szczerze, sama już nie wiem. Rozmyślam o tym idąc w kierunku sali wykładowej teorii filmu, którą w tym semestrze wybrałam na przedmiot fakultatywny. Wspinam się po schodach do pokrytego bluszczem budynku, gdy nagle zaczyna dzwonić mi telefon. To Logan. Wzdycham cicho, mając nadzieję, że nie dzwoni, żeby mnie znowu przeprosić za wczorajszy incydent z kawą. Nadal nie zdecydowałam, czy to, że postanowił mnie sprawdzić, gdy uczyłam się z moim partnerem z psychologii było wkurzające, urocze, czy jedno i drugie. Wieczorem odbyliśmy długą
rozmowę na temat zaufania do siebie i myślę, że udało nam się osiągnąć porozumienie dotyczące granic. – Hej, piękna. Dobrze, że udało mi się ciebie złapać zanim weszłaś do sali. Jego ochrypły głos wywołuje mój uśmiech. – Hej, co słychać? – Dzwonię z pewną propozycją. Dean i Tuck wybierają się w sobotę do Bostonu na koncert, będą spali w hotelu i w ogóle. A Garrett zostanie u Hannah aż do niedzieli, więc... – milknie, a ja oczyma wyobraźni widzę, jak się rumieni. Wiesz, czego w życiu bym się nie spodziewała? Że Logan rumieni się, gdy jest zdenerwowany. I to jest cholernie urocze. – Więc tak sobie pomyślałem, że może chciałabyś spędzić ze mną ten weekend? Na tę propozycję czuję podekscytowanie w każdej komórce mojego ciała. Zdenerwowanie też, ale nie za duże. Jesteśmy parą od trzech tygodni i przez ten czas Logan ani razu nie naciskał na seks. Tak naprawdę, to w ogóle nie poruszał tego tematu, co zarówno mnie niepokoiło i uspokajało. I również tym razem natychmiast rozwiewa moje ewentualne obawy: – Niczego nie oczekuję, tak na marginesie. Nie zapraszam cię, no nie wiem... na trzydniowy seks-maraton, czy coś w tym stylu. Parskam. Mój chłopak jest elokwentny, nie ma co. – Jeśli chcesz, mogę nawet wyrzucić wszystkie prezerwatywy, jakie mamy w domu. No wiesz, żeby wyeliminować pokusę. Wybucham śmiechem. – To bardzo miło z twojej strony – oznajmiam. Odchrząkuje, a gdy ponownie się odzywa, jego głos jest niezwykle niski: – Ja chcę jedynie z tobą zasnąć. I obudzić się przy tobie. I wylizać cię całą, jeśli będziesz w nastroju na orgazm od Johna Logana. Jego gardłowy śmiech, od którego kręci mi się w głowie, nie pozostawia mi wyboru.
Tłumaczenie Rylee
– Z chęcią zostanę z tobą na weekend – oznajmiam z uśmiechem. – Ale jestem umówiona na kolację z tatą w niedzielę wieczorem. Będziesz mógł mnie porzucić do jego domu na osiemnastą? – Nie ma problemu – milknie na chwilę. – Ale nie powiesz mu gdzie spędziłaś weekend, co? Blednę. – Boże. Nie. Nie chcę, żeby dostał zawału. On czasami nadal chce mi wiązać sznurowadła. Logan chichocze. – Pojadę jutro na zakupy, miałabyś ochotę na coś konkretnego? Przekąski? Lody? – O, tak. Lody. Miętowe z czekoladowymi wiórkami. – Dobra. Coś jeszcze? – Nie, ale napiszę tobie, jeśli coś wymyślę. Serce wali mi szybciej niż powinno, biorąc pod uwagę, że to tylko wspólny weekend. Przecież nie uciekamy nigdzie potajemnie, ani nic z tych rzeczy. A mimo wszystko całe moje ciało drży z ekscytacji, bo trzy dni sam na sam z Loganem brzmią jak absolutne niebo. – W takim razie przyjadę po ciebie jutro po ostatniej lekcji. Kończysz o piątej, tak? – Tak. – Ok, napiszę ci, jak będę w drodze. Do jutra, piękna. – Logan? – wołam, zanim się rozłączy. – Tak? Biorę głęboki oddech. – Nie wyrzucaj tych prezerwatyw.
Rozdział 29 Grace
Jest piątkowy wieczór. Logan i ja siedzimy splątani na kanapie w jego salonie, czekając aż zacznie się film. Gdy wróciliśmy z kolacji, którą zjedliśmy w jednej z restauracji w Hastings, myślałam, że od razu pójdziemy na górę i zedrzemy z siebie ciuchy. No wiesz, żebym oddała mu swój kwiat, jakby to powiedziała moja mama. Zamiast tego Logan zaproponował film. Podejrzewam, że nie chce na mnie naciskać, ale gorące spojrzenia, które mi posyła, zdradzają, że pragnie tego równie mocno, co ja. Ale nie mam nic przeciwko powolnemu tempu i pozwalam stopniowo budować się napięciu. – Nie mogę uwierzyć, że wybrałeś akurat to – skarżę się, widząc czołówkę filmu. – Powiedziałaś, że mogę wybrać jakiś horror – protestuje. – Tak, bo myślałam, że wybierzesz coś dobrego – Patrzę na telewizor. – Już teraz mogę powiedzieć, że ten film nie sprawi, że będę zła. – Zła? – Rzuca mi skonsternowane spojrzenie. – Chyba przestraszona? – Przestraszona? Dlaczego miałabym się bać? Logan śmieje się cicho. – Bo to straszny film, Grace. Duch zabija ludzi na różne, makabryczne sposoby. Przewracam oczami. – Nie boję się horrorów. One mnie wkurzają. Bohaterowie zawsze są bezdennie głupi i podejmują najgorsze decyzje z możliwych. Ma mi być ich żal, gdy umierają? W życiu. – Może w tym wypadku bohaterowie są mądrzy, postępują rozsądnie, ale i tak umierają – oponuje.
Tłumaczenie Rylee
– W domu jest duch, a oni postanawiają w nim zostać? Gdzie tu rozsądek? Logan ciągnie mnie za kosmyk włosów, w jego głosie słychać zaczepną nutę: – Tylko poczekaj. Na pewno okaże się, że będą mieli dobry powód, aby zostać w domu. Założę się o pięć dolców. – Ok, wchodzę. Mościmy się wygodnie na kanapie, Logan kładzie się na plecach, ja opieram głowę na jego torsie i pozwalam mu głaskać się po włosach. Po chwili na ekranie pojawia się pierwsza, wybitnie nie straszna scena, w której udział bierze biuścista blondynka, niewidzialna siła nieczysta, oraz gorący prysznic. Blondynkę spotyka makabryczny koniec, spowodowany poparzeniami pierwszego stopnia – zły duch, oczywiście, jest odporny na wysoką temperaturę. Po scenie śmierci Logan próbuje przybić mi piątkę, ale odmawiam, bo czuję się źle z powodu tej blondynki. Jej jedynym błędem było to, że poszła pod prysznic. Kto mógłby mieć jej to za złe?. Scenariusz filmu jest przewidywalny aż do bólu. Grupa studentów prowadzi eksperymenty w nawiedzonym domu i bum – mamy pierwszego trupa. – Nadchodzi – mówię radośnie. – Za chwilę poznamy rozsądny powód, dlaczego zostaną w tym domu. – Duch nie pozwoli im wyjść – zgaduje Logan. Ale się myli. Bohaterowie próbują ustalić, co powinni teraz zrobić i jedna dziewczyna ogłasza: Robimy tutaj coś ważnego! Możemy udowodnić, że istnieją istoty paranormalne! Nauka tego potrzebuje! Nauka potrzebuje nas! Wybucham śmiechem, drżąc na twardej jak skała klatce piersiowej Logana. – Słyszałeś to, Johnny? Nauka ich potrzebuje. – Nienawidzę cię – zrzędzi.
– Pięć dolców – mówię śpiewnym głosem. Jego ręka ześlizguje się po moich plecach i piszczę zaskoczona, gdy szczypie mnie w tyłek. – Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Może i wygrałaś bitwę, ale to ja wygram wojnę. Siadam. – Tak? A niby w jaki sposób? – A w taki, że i tak obejrzysz ten film do końca, choć będziesz nienawidziła każdej jego sekundy. A ja, wprost przeciwnie, będę niezmiernie się nim rozkoszował. Ten palant ma rację. Chyba że... Gdy Logan przenosi wzrok na ekran, ponownie się w niego wtulam, ale tym razem nie kładę dłoni na jego klatce piersiowej. Umieszczam ją niżej, zaledwie kilka centymetrów od paska jego spodni dresowych w które wskoczył, gdy tylko wróciliśmy z kolacji. Ale on zdaje się tego nie zauważać, jest zbyt pochłonięty wydarzeniami na ekranie. Ha. Nie na długo. Z nonszalancją graniczącą z bezczelnością kieruję dłoń do miejsca, gdzie skraj jego podkoszulki nieco się podwinął, a następnie wsuwam pod nią palce i przebiegami nimi delikatnie po twardych mięśniach jego brzucha. Słyszę, że Logan wstrzymał oddech. Walcząc z uśmiechem, nieruchomieję i czekam, aż się rozluźni. W międzyczasie, na ekranie banda zidiociałych „naukowców” badających zjawiska paranormalne, usiłuje nagrać głos zza światów za pomocą sprzętu rodem z „Pogromcy duchów”. Przysuwam się bliżej i zaczynam całować Logana po szyi. W pierwszej chwili się napina, a później śmieje się szyderczo. – To ci się nie uda, kochanie...
Tłumaczenie Rylee
– Co mi się nie uda? – pytam niewinnie. – To, co starasz się zrobić. – Aha. Pewnie nie. Kuszę go miękkimi pocałunkami, które zostawiam na całej długości jego szyi i zarzucam mu nogę na biodro, by mógł na nim poczuć ciepło mojej cipki. Boże. Cipki. Już nawet zaczynam myśleć jak on. Zdemoralizował mnie nieprzyzwoitymi słowami, które szepcze mi zawsze, gdy ze sobą baraszkujemy. Ale cholernie to lubię. Lubię podekscytowanie wywołane jego śmiałością i brakiem zahamowań i uwielbiam sposób, w jaki jego ciało drży, gdy smakuję je językiem. Jego wzrok jest wbity w ekran, ale wiem, że już nie jest skupiony na filmie. Widzę wybrzuszenie w jego spodniach, które napiera na cienki, bawełniany materiał, a gdy całuję go po szyi, jego jabłko Adama porusza się gwałtownie, jakby z trudem przełykał. Gdy się odzywa jego głos jest tak ochrypły, że wysyła dreszcz po moich plecach: – Chcesz iść na górę? Podnoszę głowę i patrzę mu w oczy. Powieki ma ciężkie, a spojrzenie zamglone. Kiwam głową. Nie wyłącza filmu. Po prostu wstaje i ciągnie mnie za sobą, a później prowadzi do swojej sypialni, przez cały czas trzymając mnie za rękę. W jego pokoju panuje dużo większy porządek, niż wtedy, gdy byłam u niego ostatnio. Czyli gdy zjawiłam się, by na niego nakrzyczeć za jego wyczyn z Morrisem. Boże, mam wrażenie, jakby to było wieki temu. Stoimy metr od siebie. On się nie rusza. Nie dotyka mnie. Jedynie patrzy, wzrokiem, który mogę opisać jedynie jako zdumiony. – Jesteś taka piękna.
Na pewno nie. Mam na sobie wydarte jeansy i luźną bluzkę, która opada mi na jedno ramię, a moje włosy to istny bałagan, przez dzisiejszą wietrzną pogodę. Wiem, że nie wyglądam pięknie, ale sposób, w jaki on na mnie patrzy sprawia, że tak się czuję. Sięgam po brzeg mojej bluzki, a następnie ściągam ją przez głowę i rzucam na podłogę. Logan zasysa oddech na widok mojego skąpego stanika. Otrzymując jego spojrzenie, sięgam za siebie i odpinam malutkie haftki, po czym pozwalam ramiączkom zsunąć się z moich ramion. Logan zamiera. Widział już moje piersi. Tak naprawdę widział mnie nago już nie raz. Ale głód w jego oczach i ten błysk podziwu... Zupełnie, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Rozpinam jeansy, wychodzę z nich i z majtek i podchodzę do Logana z ufnością, która mnie zaskakuje. Powinnam być zdenerwowana, ale nie jestem. Moje dłonie są spokojne, a ruchy opanowane, gdy ściągam z Logana koszulkę. Boże, od widoku jego nagiego torsu zawsze kręci mi się w głowie. Jest tak wyraziście wyrzeźbiony. Męski. Po prostu cholernie idealny. Nie mówi nawet słowa, gdy opuszczam jego spodnie. Nie ma na sobie bokserek. Jego twarda erekcja pręży się imponująco, a gdy obejmuję ją dłonią, Logan warczy gardłowo i rozpaczliwie. – Jest jakiś powód, dla którego twoje ręce jeszcze nie są na mnie? – drażnię się z nim. – Staram się posuwać powoli – mówi udręczonym głosem. – Jeśli cię dotknę, nie będę potrafił przestać, a wtedy znajdę się w tobie i... Uciszam go stanowczym pocałunkiem. – O to właśnie chodzi. Żebyś znalazł się we mnie. – Potem przygryzam jego dolną wargę i tak po prostu jego samokontrola pęka jak balon. Warcząc w moje usta, popycha mnie tyłem w stronę łóżka, jego potężne ciało napiera na moje, więżąc między nami jego erekcję.
Tłumaczenie Rylee
Moje łydki uderzają w brzeg łóżka i upadam z piskiem do tyłu, ciągnąc go za sobą. Lądujemy na materacu z hukiem, który wywołuje nasz śmiech. Pościel pachnie jak cytryna, czysto i przytulnie, a ten zapach wymieszany z Loganem sprawia, że każda spójna myśl wyparowuje z mojego umysłu. Logan nie żartował, ostrzegając mnie wcześniej – nie przestaje mnie całować, nawet by zaczerpnąć powietrza. Nie przestaje mnie dotykać. Wszędzie. Zachłannie smakuje moją szyję, piersi, brzuch, a po chwili jest już między moimi nogami, jego język przebiega po mojej łechtaczce, łapczywie i z pasją. Gdy mój były chłopak mi to robił, zawsze czułam się skrępowana. To było dla mnie zbyt intymne i sprawiało, że czułam się bezbronna, ale Logan jest zbyt pochłonięty przyjemnością, bym miała powody czuć się nieswojo. Moje biodra zaczynają się poruszać, gorączkowo pragnąc więcej. Logan chichocze i daje mi o co proszę. Bierze moją łechtaczkę do ust i ssie i gdybym już nie leżała, właśnie upadłabym na kolana. Rozkosz zalewa moje ciało, a gdy Logan wsuwa we mnie palec, mój umysł rozpada się na kawałki. Dochodzę szybciej, niż się spodziewałam. Niż on się spodziewał. Jęczy, gdy wiję się przy jego twarzy, prowadzona przez orgazm jego ustami i palcem. Gdy wracam z powrotem na ziemię, Logan unosi głowę i cicho przeklina. – Uwielbiam doprowadzać cię do orgazmu – mruczy. – To tak cholernie gorące. – Jego palec wysuwa się ze mnie, a później zanurza z powrotem. – I jesteś tak cholernie mokra. Jęczę z niezadowoleniem, gdy jego palec znika, ale rozczarowanie szybko zastępuje podekscytowanie, gdy widzę, że Logan sięga do nocnego stolika po prezerwatywę. Przełykam ciężko, obserwując jak ją otwiera i zakłada. Umiejętnie. Boże, on prawdopodobnie robił to miliony razy. Musi być prawdziwym sekspertem. Co, jeśli ja będę w tym kompletnie do niczego? Moje serce pędzi jak szalone, gdy Logan kładzie się na mnie, a jego usta muskają moją skroń. Miękko. Słodko.
– Jesteś pewna, że tego chcesz? Spoglądam w górę na niego i wszystkie moje obawy znikają. – Tak. Wyraz jego twarzy jest skupiony, gdy ustawia swoją erekcje przy moim wejściu. Napiera na mnie, a ja mimowolnie się napinam. Wsunął się zaledwie milimetr, ale nacisk jest intensywny. Jego penis jest dużo większy, niż palec, który przed chwilą we mnie był. – W porządku? – pyta, jego głos jest zaniepokojony. – Tak – mówię ponownie. Ciepło rozprzestrzenia się w moim wnętrzu, a łechtaczka pulsuje w rytmie mojego galopującego serca. Logan znowu wsuwa się milimetr i znowu napotyka opór. To uczucie jest dla mnie obce, ale nie nieprzyjemne. Kropla potu spływa po jego czole, gdy walczy o utrzymanie kontroli. Oczekiwanie graniczące ze strachem osiada w mojej klatce piersiowej. To chyba najgorsze porównanie, jakie można w tej chwili przywołać, ale ta sytuacja przypomina mi pierwszy raz, gdy mama zaprowadziła mnie na depilację nóg ciepłym woskiem. Leżenie tam z przyklejonym do skóry plastrem i czekanie na ból, było trudniejsze do zniesienia, niż sam moment odrywania. – Myślę, że musimy zrobić jak z plastrem – wyrzucam z siebie. – Żadne tam powoli. Po prostu zrób to szybko. Logan tłumi śmiech. – Nie chcę cię skrzywdzić. – W ogóle przestał się ruszać. Jego erekcja ani się nie wsuwa, ani nie wychodzi. Po prostu tam jest. – Co się stało, Johnny? Tchórz cię obleciał? Mruży na mnie oczy. – Szydzenie z faceta do niczego cię nie doprowadzi, kochanie. – Cóż, przeciąganie w nieskończoność raczej też nie. – Szczerzę się do niego szeroko. – No dalej, kochanie. Pozbaw mnie dziewictwa.
Tłumaczenie Rylee
Logan trzyma jedną dłoń na moim biodrze, ale drugą unosi do moich ust i klepie mnie karcąco w dolną wargę. – Nie popędzaj mnie, kobieto. – Jego spojrzenie mięknie, gdy spotyka moje oczy. – Jesteś pewna? – Tak... Gdy tylko to jedno, krótkie słowo opuszcza moje usta, Logan wbija się we mnie głęboko. Sapię, gdy szarpnięcie bólu bierze mnie z zaskoczenia. Logan jest we mnie cały, a wyraz jego twarzy nie pozostawia mi złudzeń, że zmusza się, by pozostać w bezruchu. – Jesteś ze mną? – mruczy. Kiwam głową. Ból już maleje. Ostrożnie poruszam biodrami, a Logan przygryza dolną wargę. – Jezu Chryste – mamrocze chrapliwym głosem. Boże, dlaczego on się nie rusza? Jestem taka pełna, a jednocześnie czuję się dziwnie pusta. A on jeszcze raz postanawia sprawdzić mój stan fizyczny. I mentalny. I emocjonalny. – Co tam u ciebie słychać? Przewracam oczami. – Wspaniale. A u ciebie? – Ja tu umieram. – Wreszcie, wreszcie coś robi. Jego erekcja wysuwa się, zaledwie troszeczkę, ale tyle wystarcza, bym poczuła zapowiedź rozkoszy. – Och, zrób tak jeszcze raz. – Jesteś pewna? Staram się dać ci czas, żebyś się przyzwyczaiła. – Nie trzeba, już w porządku. Przysięgam. Jego usta odnajdują moje w słodkim, czułym pocałunku i po chwili jego biodra zaczynają się poruszać. Wsuwa się i wycofuje w leniwym tempie, które
wydobywa chrapliwe dźwięki z mojego gardła. Trzymam się mocno, wbijając paznokcie w jego silne plecy. – Obejmij mnie nogami – mówi ochrypłym głosem. Robię co mówi i natychmiast zmienia się kąt naszych połączonych ciał, pogłębiając kontakt. Logan wypełnia mnie, zanurza się raz za razem, a każde jego długie pchnięcie potęguje gorące pragnienie budujące się w moim wnętrzu, aż każdy cal mojego ciała błaga o ukojenie. Potrzebuję więcej. Moja łechtaczka pulsuje niecierpliwie, więc sięgam między nasze ciała i zaczynam ją pocierać. Logan opiera się na łokciach po bokach mojej głowy, podkręcając tempo, jego biodra poruszają się szybciej, a usta nie opuszczają moich, jakby nie mógł znieść myśli, że mógłby mnie nie całować. Gdy ociera się o miejsce głęboko w moim wnętrzu, rozkosz eksploduje we mnie tak intensywnie, że nie wydaję z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Zamiast tego wyginam plecy w łuk, zaciskam mocno powieki, wstrzymując oddech z ustami przyciśniętymi do jego. – Och, kurwa. – Uderza po raz ostatni. Jego plecy, mokre od potu, drżą pod moimi palcami w rytm jego gardłowych pomruków. Jego serce uderza przy moich piersiach i czuję ogromne zadowolenie z siebie, bo ja mu to zrobiłam. To ja sprawiłam, że jęczał i przeklinał, jakby grunt usunął mu się spod stóp. Wstrząsnęłam jego światem. A on zrobił mi dokładnie to samo. Gdy dochodzimy do siebie po naszych orgazmach kładziemy się na boku, twarzami do siebie. Jestem zbyt wiotka i nasycona i zupełnie nie chce mi się ruszyć. Ale nie jestem na tyle rozleniwiona, by nie móc podziwiać pięknego, męskiego ciała leżącego obok mnie. Jest długie, silne, bez grama tłuszczu, same mięśnie i gładka skóra. – Jesteś ogromny – zauważam. – Nazywasz mnie grubasem? – oburza się, ale słyszę śmiech w jego głosie gdy to mówi.
Tłumaczenie Rylee
– Nie martw się. Lubię być w łóżku z grubymi hokeistami. – Leniwie przeciągam palcem po jego bicepsie. – Ale tak poważnie, naprawdę jesteś ogromny. Masz wielką klatę, ramiona, nogi... – I kutasa – wtrąca. – Nie zapominaj o wielkim kutasie. – Masz na myśli to malusieńkie coś? – Mój palec przenosi się w kierunku jego pachwiny, na której spoczywa jego satynowa twardość. Nie mam pojęcia jak to możliwe, że on nadal jest twardy, biorąc pod uwagę co przed chwilą robił. – Czekaj – mówię. – Pozwól, że wezmę szkło powiększające, aby lepiej się przyjrzeć. – Zamknij się, kobieto. – Śmiejąc się, przygniata mnie swoim ciałem i zaczyna całować po szyi – nie, ten palant jej nie całuje, tylko zaczyna ssać. Nie chcę mieć malinki, więc zaczynam piszczeć i się wyrywać. – To co mówiłaś o moim kutasie? – Nic! – odpowiadam wysokim głosem. – Jest idealnie dostosowany do moich potrzeb. Uśmiechając się, stacza się ze mnie i znowu kładzie na boku. – Nigdy wcześniej tego nie robiłem – wyznaje. – No wiesz, nie leżałem nago z dziewczyną, tylko rozmawiając. – Mi zdarzało się to dość często. Oczywiście pomijając tę część z nagością. Ale w liceum miałam chłopaka, z którym wiele rozmawiałam. – O czym? – O wszystkim. O szkole, o życiu, o serialach. O wszystkim, co przychodziło nam do głowy. – Dlaczego zerwaliście? – On dostał stypendium na UCLA, ja do Briar. Uznaliśmy, że związek na odległość się nie uda. – Czasami się udaje – oponuje Logan. – Tak, wiem. Ale żadne z nas nie chciało nawet spróbować, więc... – Wzruszam ramionami. – Najwidoczniej nie była to miłość na całe życie.
– Jak to się stało, że nigdy wcześniej nie uprawiałaś seksu? – pyta, zaciekawiony. – Nie wiem. Po prostu. A fakt, że nigdy nie byliśmy sami, nie pomagał. Mój tata zawsze miał wiele zasad, nie pozwalał mi mieć zamkniętych drzwi, gdy był u mnie Brandon, a jego rodzice byli jeszcze surowsi. Nie mogliśmy w ogóle siedzieć u niego, jedynie w salonie, gdzie jego mama szpiegowała nas z kuchni. Logan marszczy czoło. – Trudno mi uwierzyć, że nie udało wam się znaleźć okazji, żeby być sam na sam przez... jak długo byliście razem? – Pół roku. I tak, mieliśmy okazje, ale tak jak powiedziałam, po prostu do tego nie doszło. Duża dłoń obejmuje moją pierś i ściska ją delikatnie. – Chcesz mi powiedzieć, że on nigdy nie próbował się do tego dobrać? Może był gejem? – Zaufaj mi, nie był. I aktualnie jest już żonaty. Loganowi opada szczęka. – Poważnie? Był od ciebie starszy? – Nie. Podobno zakochał się na zabój w dziewczynie, którą poznał pierwszego dnia studiów. Pobrali się latem. Jego mama powiedziała o tym mojemu tacie. Drżę, gdy Logan muska kciukiem mój sutek, ale nie wydaje mi się, aby miał to być początek czegokolwiek. Jego policzek spoczywa miękko na poduszce, a rysy twarzy są zrelaksowane, gdy pieści mnie w zamyśleniu. – A ty miałeś jakąś dziewczynę w liceum? – pytam. Macha wymownie brwiami. – Miałem wiele. – Ooch, ale z ciebie ogier. – Ale takie poważne były tylko dwie. Z pierwszą chodziłem w pierwszej klasie. Z nią miałem swój pierwszy raz.
Tłumaczenie Rylee
– W pierwszej klasie? Ile miałeś wtedy lat, piętnaście? – Czternaście. – Mruga do mnie. – Dlatego teraz jestem w tym taki dobry. Przewracam oczami. – I skromny. – Milknę na chwilę, rozmyślając nad jego słowami. – Czternaście lat... To wydaje się zbyt wcześnie, aby rozpocząć współżycie. – Nie wiem, czy to w ogóle można nazwać seksem. – Parska. – Pierwszy raz trwał jakieś trzy sekundy, o ile w ogóle. Serio, wszedłem, doszedłem, wyszedłem. Następnym razem wytrzymałem może dziesięć sekund. Byłem taki napalony jeszcze zanim się rozebrała, że zupełnie nie potrafiłem się kontrolować. – A co z tą drugą dziewczyną? – Spotykałem się z nią w ostatniej klasie. Chodziliśmy ze sobą prawie rok. Była świetną dziewczyną, trochę rozpieszczoną, ale nie miałem nic przeciwko, bo lubiłem ją rozpieszczać. – Marszczy brwi. – Zdradziła mnie z jakimś starszym kolesiem. Chyba nawet z Briar. – Och, przykro mi. – Złamała mi serce. – Jęczy przesadnie i chwyta moją dłoń, a następnie kładzie ją sobie na piersi. – Czekałem lata, zanim pojawił się ktoś, kto poskładał je na nowo. Teraz ja jęczę, bo to było takie słabe, że szkoda gadać. – Powinieneś umieścić ten wers w poemacie. – Napiszę ci drugi – obiecuje. – Błagam, nie. – Ziewam i obracam się w stronę budzika, zaskoczona, że jest dopiero piętnaście po dziesiątej. – Dlaczego jestem taka zmęczona? – Wykończyłem cię, co? – Uśmiecha się z zadowoleniem. – Bałem się że przez mój PSC wyszedłem z wprawy, ale jednak nie. – PSC? – Jego skróty czasem sprawiają, że mózg mi się gotuje. Modlę się, bym któregoś dnia nauczyła się rozszyfrowywać je samodzielnie. – Przeciągający się celibat – wyjaśnia.
– To były zaledwie trzy tygodnie, ogierze. – W zasadzie to... sześć miesięcy? Unoszę brwi. – Nie uprawiałeś seksu od pół roku? – Nie. – Opuszcza wzrok, zakłopotany. – Nie, odkąd cię poznałem. – Nie wierzę. Teraz wygląda na urażonego. – Twierdzisz, że kłamię? – Nie... oczywiście, że nie... tylko... – milknę, gdy mój umysł stara się przetrawić tę informację. Nawet zanim go poznałam, znałam jego reputację – nawet byłam jej świadkiem, gdy wpadłam na niego pod łazienką na imprezie u bractwa. Nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu przez całe lato. A teraz on mi mówi, że przez cały ten czas nie przespał się ani razu nawet z jedną laską? To prawda, ja też z nikim tego nie zrobiłam, ale ja nie nazywam się John Logan. – Raz prawie to zrobiłem – przyznaje cicho. – Na początku lata. Ty nadal ignorowałaś moje wiadomości, więc pojechałem z jedną laską do niej do domu. Miałem zamiar się z nią pieprzyć, ale kiedy próbowała mnie pocałować, wycofałem się. Po prostu to nie wydawało się właściwe. Patrzę na niego, oniemiała. Kompletnie mnie tym powalił. – Ale to... – pochyla się do mnie i przykłada swoje usta do moich w niewiarygodnie słodkim pocałunku. – To... – Kolejny pocałunek. – Jest... – I jeszcze jeden. – Właściwe.
Tłumaczenie Rylee
Rozdział 30 Logan
Najlepszy. Weekend. W. Moim. Życiu. Szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dużo się uśmiechałem. Czy śmiałem. Czy pieprzyłem. Od piątkowej nocy, Grace i ja jesteśmy jak dwa napalone króliki. A każdy kolejny raz jest lepszy od poprzedniego. Teraz jest późny niedzielny poranek, a my nadal nie odrywamy od siebie rąk, splątani w pościeli, podczas gdy mój penis zanurza się w jej ciasnym cieple. Za każdym razem, gdy ją pytałem, czy jest obolała, odpowiadała uparcie, że nie. Ale jeśli ją boli, to radzi sobie z tym po mistrzowsku. Jak kontuzjowany hokeista, który bandażuje stłuczone miejsca, zakłada ochraniacze i wraca na lód, bo gra jest dla niego tak ważna. Przypuszczam, że ja jestem tak ważny dla niej. Albo po prostu tak bardzo podoba się jej ta niedorzeczna ilość orgazmów, którą jej funduję. I mam zamiar podarować jej kolejny. Lizałem ją przez trzydzieści minut, aż nie mogłem już tego znieść. Musiałem znaleźć się w niej, gdy jej cipka była jeszcze mokra i spuchnięta od mojego języka. A teraz ściska mnie jak imadło, jej smukłe ciało wije się pode mną i wygina wychodząc naprzeciw moim szybkim pchnięciom. Jest blisko. Widzę to po jej reakcjach, dźwiękach, które wydaje i skurczach jej mięśni, które dodatkowo stymulują moją erekcję. – Och. – Wstrzymuje oddech, jej oczy błyszczą, a biodra obejmują mnie mocno. – Jest tak dobrze.
Boże, ja nawet nie potrafię opisać tego słowami. To jest... kurewsko boskie. Prawdziwe niebo, właśnie tutaj, w tym łóżku. Uwielbiam jej cipkę. Uwielbiam ją. Rozkosz przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa, sprawiając że każdy mięsień w moim ciele się napina. Wsuwam dłonie pod jej tyłek, wbijam w niego palce i pieprzę ją mocniej. Ja dochodzę pierwszy, mój umysł spowija mgła, a myśli stają się niespójne. Grace jest tuż za mną, ściskając mojego kutasa i wydając błogie dźwięki, które doprowadzają mnie do obłędu. Za każdym razem, gdy kończymy uprawiać seks, niemal wyznaję jej, że ją kocham. I za każdym razem gryzę się w język, bo boję się, że to za wcześnie. Znam ją pół roku, ale wtedy nie byliśmy razem. Cóż, teraz jesteśmy, ale nadal nie jestem pewien jaka panuje etykieta w tej kwestii. Mojej pierwszej dziewczynie wyznałem miłość po dwóch tygodniach, drugiej, po pięciu miesiącach, więc może powinienem to jakoś wypośrodkować? Tak, powiem to Grace po trzech miesiącach. Tyle wydaje się odpowiednią ilością czasu. Gdy już dochodzimy do siebie po naszych orgazmach, postanawiamy w końcu zwlec się z łóżka. Jest już niemal południe, a my jeszcze nic nie jedliśmy, więc burczy mi w brzuchu, jakbym miał tam silnik ciężarówki. Zarzucamy na siebie jakieś ubrania, bo bez względu na to jak bardzo starałem się ją przekonać, Grace odmawia chodzenia nago, na wypadek, gdyby moi współlokatorzy wrócili do domu. Dokuczałem jej bezlitośnie z powodu jej przesadnej skromności, ale szybko odkryłem, że Grace ma jedną, niezwykle irytującą cechę – zawsze ma rację. Dopiero co weszliśmy do kuchni, gdy słyszymy otwierane drzwi i echo kroków w przedpokoju. – Ha! Widzisz? Przyłapaliby nas – mówi triumfalnym tonem.
Tłumaczenie Rylee
– Zaufaj mi, chłopaki widzieli mnie nago miliony razy – zapewniam, niewzruszony. – Może, ale tak długo, jak mam w tej kwestii coś do gadania, mnie nago nie zobaczą. Nagle wyobrażam sobie Deana, patrzącego pożądliwie na jej nagie piersi i uzmysławiam sobie, że jednak jestem wdzięczny, że się ubrała. Ale to nie Dean wchodzi do kuchni minutę później, lecz Garrett i Hannah. W pierwszej chwili wyglądają na zaskoczonych, gdy zauważają Grace stojąca przy ladzie, ale później witają ją ciepłymi uśmiechami, po czym szczerzą się do mnie szeroko. Dwa zadowolone z siebie dupki. Doskonale wiem, co właśnie dzieje się w ich głowach – śpiewają sobie wesolutko: Lo-gan ma dziewczy-nę! – Hej. – Mrużę powieki. – Myślałem, że cały weekend będziecie w akademiku. – No właśnie widzę – odpowiada Garrett z przekąsem. – Bo tak mi powiedziałeś – przypominam mu, bo widać zapomniał. Hannah podchodzi do Grace i wyciąga w jej kierunku rękę. – Cześć. Nie zostałyśmy sobie oficjalnie przedstawione. Jestem Hannah. – Hej, ja jestem Grace. – Wiem. – Hannah wygląda jakby nie potrafiła pozbyć się z twarzy wielkiego, głupawego uśmiechu. – Logan cały czas o tobie mówi. Grace przenosi na mnie spojrzenie. – Naprawdę? – Bez przerwy – wtrąca Garrett z równie idiotycznym uśmiechem, co Hannah. – Poza tym pisze o tobie obszerne poematy i każdego wieczora recytuje nam je w salonie. Hannah parska śmiechem, a ja pokazuję mu środkowy palec. – Och, akurat o wierszach to wiem – oznajmia Grace Garrettowi. – Jeden nawet wysłałam do wydawnictwa z Bostonu.
Obracam się, żeby na nią spojrzeć. – Lepiej, żeby to był żart. Garrett wybucha śmiechem. – Nie ma znaczenia, czy to zrobiła, czy nie, bo ja zrobię to na pewno. – Czuję się pominięta – skarży się Hannah. – Dlaczego jestem jedyną osobą, która nie przeczytała tego wiersza? – Wyślę ci mailem – obiecuje Grace, na co posyłam jej o-nie-nie-zrobisztego-spojrzenie. – To co jemy na śniadanie? – pyta Garrett, otwierając lodówkę. – Umieram z głodu, a ktoś nie chciał się zatrzymać na jedzenie. – Jestem tam cztery dni w tygodniu – protestuje jego dziewczyna. – To ostatnie miejsce w którym chcę jeść, gdy mam wolne. Garrett wyciąga dwa opakowania jajek. – Lubicie omlety? Gdy wszyscy przytakujemy, Garrett zabiera się za przygotowywanie ciasta, a dziewczyny do krojenia warzyw. Moim zadaniem jest nakrycie do stołu, co zajmuje mi całe trzydzieści sekund. Uśmiechając się przebiegle siadam na krześle i przyglądam się reszcie. – Nie ciesz się tak, ty będziesz zmywał – ostrzega mnie Hannah, podając Garrettowi miseczkę z pokrojoną papryką. Cóż, tak chyba będzie sprawiedliwie. Opieram łokcie na blacie i pytam: – Więc dlaczego wróciliście wcześniej? – Ponieważ Allie i Sean są aktualnie w samym środku epickiej kłótni. – Hannah obraca się do Grace i dodaje: – Moja współlokatorka i jej chłopak. – Wkrótce były chłopak, biorąc pod uwagę co tam się działo – zauważa Garrett. – W życiu nie słyszałem, aby dwoje ludzi tak na siebie wrzeszczało. Hannah wzdycha. – Czasami naprawdę jest między nimi paskudnie. Wydobywają z siebie to co najgorsze, ale również to, co najlepsze i chyba dlatego po każdym zerwaniu
Tłumaczenie Rylee
zawsze do siebie wracają. Jestem pewna, że i tym razem sobie z tym poradzą, ale kto to wie. W powietrzu zaczynają unosić się przepyszne zapachy. Garrett nie jest jakimś wybitnym kucharzem, ale robi cholernie dobre omlety. Kilkanaście minut później podaje nam złociste niebo w gębie nafaszerowane żółtym serem, pieczarkami i papryką, a nasza czwórka zasiada do stołu. To trochę jak taka podwójna randka i wydaje mi się to surrealistyczne jak diabli. Jeszcze rok temu Garrett w ogóle nie był zainteresowany posiadaniem dziewczyny, i jeszcze nie tak dawno, ja też nie. Ale cholernie mi się to podoba. Hannah i Grace dobrze się dogadują, rozmowa jest ożywiona i dużo się śmiejemy. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem się taki wyciszony i spokojny i kiedy kończymy jeść nawet mi nie przeszkadza, że muszę zająć się naczyniami. Grace lituje się nade mną i pomaga mi posprzątać ze stołu, a później podchodzi do zlewu, gdzie opłukuję naczynia zanim wkładam je do zmywarki. – Rozumiem, dlaczego jej pragnąłeś. – Głos Grace jest ledwo słyszalny, ale na tyle melancholijny, że moje ramiona natychmiast sztywnieją. Gdy uświadamiam sobie, że patrzy na Hannah, poczucie winy przeszywa moje serce. Nigdy nie wymieniłem imienia Hannah w kontekście tego, co poróżniło nas w kwietniu, ale Grace wiedziała, że chodziło o dziewczynę mojego najlepszego przyjaciela, więc zapewne dodała dwa do dwóch. – Jest zabawna. I naprawdę bardzo ładna – mówi niezręcznie. Wycieram dłonie w ręcznik papierowy i chwytam jej podbródek, by na mnie spojrzała. – To nie jej pragnąłem – mówię cicho i kieruję jej głowę z powrotem w stronę stołu. – Tylko tego. Garrett właśnie wciąga Hannah na kolana i obejmuje ją ramieniem, a ona daje mu buziaka w czubek nosa. Palce wolnej ręki zanurza w jej ciemnych
włosach, a ona pochyla się bliżej niego i szepcze mu do ucha słowa przez które zaczyna chichotać. Sposób, w jaki oni na siebie patrzą, to, z jakim szacunkiem on jej dotyka... Oni są strasznie w sobie zakochani i każdy może to dostrzec. W tym także Grace, która odwraca się do mnie z małym uśmiechem. – Tak. - Wzdycha. - Kto by tego nie chciał? Gdy kuchnia jest już wypucowana z powrotem znikamy w mojej sypialni, ale tym razem nie po to, by uprawiać seks. Niewiele spaliśmy przez ten weekend – nie, żebym narzekał – ale jesteśmy padnięci i postanawiamy trochę się przespać. Ustawiam budzik w telefonie, aby się upewnić, że nie zaśpimy, bo na osiemnastą Grace jest umówiona ze swoim tatą na kolację i obiecałem, że ją podrzucę do jego domu. Wchodzimy pod kołdrę, a ja od razu przyciągam ją do siebie i układam się za nią na łyżeczkę. Wzdycham z zadowoleniem, ale gdy już mam odpłynąć, jej głos przywraca moją czujność. – John? – mruczy. Czuję uścisk w sercu. Nie wiem dlaczego tak reaguję za każdym razem, gdy Grace używa mojego imienia. Logan też na mnie mówi. Johnny, gdy się ze mną droczy, ale tylko John sprawia, że moja klatka piersiowa wypełnia się uczuciem jak to. – Hmm? – Pójdziesz ze mną na tę kolację? Zamieram, i moja reakcja nie uchodzi jej uwadze. Śmieje się miękko i dodaje: – Możesz odmówić, jeśli nie chcesz, nie obrażę się. Ale... tak jakby już poznałeś moją mamę, i zapewniam, że mój tata też nie jest wcale straszny. Co najwyżej uznasz, że jest potwornie nudny. Dużo mówi o nauce.
Tłumaczenie Rylee
Racja. Grace wspominała, że jej ojciec jest profesorem biologii. Ale nie to mnie martwi. Ostatni raz, gdy poznawałem rodziców dziewczyny miał miejsce w szkole średniej i wtedy było to niemałym wydarzeniem. Nieuniknionym zresztą, biorąc pod uwagę, że wtedy zarówno ona, jak i ja, mieszkaliśmy z rodzicami. I tak, poznałem już mamę Grace, ale to było coś zupełnie innego – zabawna i zwyczajna rozmowa, a nie oficjalne i sztywne spotkanie. Ale poznanie ojca Grace wydaje się czymś poważnym. Powiedział facet, który jest w niej zakochany. Cóż, słuszna uwaga. Przekroczyłem granicę czegoś poważnego w chwili, gdy uzmysłowiłem sobie, co do niej czuję. – On nie będzie miał nic przeciwko, jeśli przyjdę? – Nie, ani trochę. Mama już mu powiedziała, że mam chłopaka, a on wspominał mi, że chciałby cię poznać – wyznaje. – W takim razie, dobrze. – Przytulam ją mocniej. – Chętnie z tobą pójdę. Grace Jest przyjemny, ciepły wieczór, więc tata zadecydował, że zjemy na tarasie. On przygotowuje jakieś steki na grillu, a my zajmujemy się resztą kolacji. Ja jestem odpowiedzialna za pieczone ziemniaczki, Logan za sałatkę. Ale patrząc na jego pełną koncentrację z jaką kroi pomidory, można by pomyśleć że bierze udział w finale „Top Chef”. – Spokojnie, Johnny – droczę się z nim. – Twoje umiejętności w przygotowaniu sałatki nie zaważą o tym, czy on cię polubi, czy nie. Ale myślę, że już go lubi. Nie wziął go w krzyżowy ogień pytań, jak się spodziewałam i chyba nawet mu ulżyło, gdy Logan od razu zaczął z nim żartować. Mój tata zawsze uważał, że Brandon był zupełnie pozbawiony osobowości. Tak, dokładnie, Pan Uczę Biologii Molekularnej pewnego dnia
posadził mnie na tyłku i zakomunikował, że mój chłopak jest nudny. Co zupełnie mijało się z prawdą. Brandon był nieśmiały, nie nudny. Gdy byliśmy sami, ten chłopak doprowadzał mnie do łez ze śmiechu. Ale mój tata nigdy nie miał okazji, aby się o tym przekonać. I nie da się ukryć, że Logan ma więcej pewności siebie przy moim ojcu, niż Brandon miał kiedykolwiek. Pięć minut po tym jak się poznali, Logan dał mojemu ojcu dobroduszną reprymendę za zasianie we mnie „nienawiści” do hokeja, a mój tata wraca do tego tematu, gdy siadamy przy stole. – Sprawa wygląda tak, John – mówi, jedząc swój stek. – Grace jest wystarczająco mądra, by sama zauważyć, o ile niższy poziom umiejętności sportowych wymaga gra w hokeja. – Jego oczy błyszczą wesołością. Logan teatralnie wstrzymuje oddech. – Jak pan śmie! – Spójrz prawdzie w oczy. Futbol wymaga dużo większych umiejętności sportowych. Logan żuje ziemniaki, patrząc na mojego ojca w zamyśleniu. – Okej, no to spójrzmy. Weźmy jakichkolwiek hokeistów z Bruins, dajmy im piłkę i postawmy ich na boisku. Założę się, że solidnie skopią tyłek niejednej drużynie. – Uśmiecha się łobuzersko. – Teraz weźmy chłopaków z Pats, dajmy im łyżwy i kij i umieśćmy na lodowisku. Może mi pan szczerze powiedzieć, że poradzą sobie równie dobrze? Tata mruży powieki. – Cóż, nie. Ale to dlatego, że większość z nich prawdopodobnie nie ma pojęcia jak się jeździ na łyżwach. Logan uśmiecha się triumfalnie. – Ale przecież oni posiadają dużo lepsze umiejętności sportowe – cytuje słowa mojego ojca. – Dlaczego nie potrafią jeździć na łyżwach? Tata wzdycha.
Tłumaczenie Rylee
– Trafna uwaga, panie Logan. Pozostała część kolacji toczy się podobnym torem, prowadzą ożywioną dyskusję, a każdy temat kończy się wymianą uśmiechów. A ja nie mogę powstrzymać radości w moim sercu. Czuję ogromną ulgę, widząc, że dobrze się dogadują. Aprobata obojga moich rodziców jest dla mnie niezwykle ważna. Gdy sprzątamy ze stołu, tata oznajmia: – Twoja mama chce przyjechać do Hastings na Święto Dziękczynienia. – Naprawdę? – Jestem podekscytowana tą informacją. – Będzie mieszkała w hotelu, czy tutaj? – Oczywiście, że tutaj. Nie ma sensu wydawać pieniędzy na hotel, kiedy w domu ma swój pokój. – Tata balansuje z talerzem i miską sałatki, otwierając drzwi. – Myślałem, żeby wziąć kilka dni wolnego i pojechać z nią do Bostonu. Mamy tam kilku wspólnych znajomych, których chcielibyśmy odwiedzić. W każdym innym dziecku rozwiedzionych rodziców zrodziłaby się nadzieja, słysząc coś takiego, ale ja już dawno ją straciłam. Wiem, że oni nigdy się nie zejdą – są szczęśliwi osobno – ale bardzo się cieszę, że nadal są tak blisko. Ku mojemu zdziwieniu, relacje moich rodziców są pierwszym tematem, który komentuje Logan, gdy wsiadamy do jego samochodu. – To naprawdę fajne, że twoi rodzice nadal przyjaźnią się po rozwodzie. Przytakuję. – Tak, to prawda. Każdego dnia dziękuję za to opatrzności. Nie wiem jakbym zniosła, gdyby ciągle się kłócili i używali mnie jako pionka w jakiejś swojej grze. – A później uzmysławiam sobie, że być może Logan jest w sytuacji, którą właśnie opisałam. Logan nigdy nie mówił za wiele na ich temat, a ja nie naciskałam, bo jest dla mnie oczywiste, że nie lubi poruszać tematu swojej rodziny. Zwłaszcza
swojego ojca. A to jest kwestia, której ja na pewno nie poruszę, ale nie dla jego dobra, lecz mojego. Ponieważ przeraża mnie ujawnienie moich prawdziwych uczuć w tej sprawie – myślę, że Logan popełnia wielki błąd, chcąc zrezygnować z hokeja. On twierdzi, że przejęcie interesu swojego ojca i zaopiekowanie się nim jest najlepszym rozwiązaniem dla całej rodziny, ale ja się z tym nie zgadzam. Według mnie Ward Logan powinien pójść na odwyk i poddać się intensywnej terapii leczenia uzależnień. Ale co ja tam wiem. Rok studiowania psychologii nie robi ze mnie eksperta. – Twój ojciec jest świetny. – Spojrzenie Logana jest utkwione w szybie, ale nie uchodzi mojej uwadze smutna nuta w jego głosie. – Sprawia wrażenie człowieka, który zawsze przy tobie będzie. No wiesz, że nie zostawi cię samej w szpitalu, gdy złamiesz sobie nogę, czy coś w tym stylu. Przykład, który przytoczył trochę mnie niepokoi. – Czy... tobie coś takiego się przydarzyło? – Nie. – Milknie na chwilę. – Mojej mamie. Marszczę brwi. – Twój tata zostawił ją w szpitalu? – Nie, nie dokładnie. On... wiesz co, nie przejmuj się tym. To długa historia. Jego prawa ręka spoczywa na drążku zmiany biegów, a ja przykrywam ją swoją dłonią. – Chcę to usłyszeć. – Po co? – mamrocze. – To stare dzieje. – Nadal chcę, abyś mi to opowiedział – nalegam łagodnie. Bierze głęboki, zmęczony oddech. – Miałem wtedy jakieś siedem, czy osiem lat. Byłem w szkole, gdy to się stało, więc tego nie widziałem, ale usłyszałem szczegóły od mojej ciotki. W
Tłumaczenie Rylee
zasadzie to cała okolica słyszała, bo tak głośno krzyczała moja mama, zanim mój tata w końcu wytargał swój tyłek z domu. – Nadal nie powiedziałeś, co się stało. Nie spuszcza wzroku z drogi. – Była zima, pogoda była do dupy i mama poślizgnęła się na zamarzniętej kałuży, gdy odgarniała podjazd. – W jego głosie słyszę gorycz. – Tata był w środku, nie totalnie schlany, ale wypił na tyle dużo, by nie być w stanie zrobić tego za nią, czy nawet jej pomóc. W każdym razie mama miała paskudne złamanie i strasznie krzyczała o pomoc, więc w końcu tata wybiegł na zewnątrz. Nie mieli pewności jak bardzo jest źle, więc niczego nie ruszali, tata jedynie przykrył mamę kocem i czekali na karetkę. Ramiona Logana są równie napięte, co jego szczęka, gdy kontynuuje: – Ambulans przyjechał, ale tata nie pojechał z mamą. Powiedział jej, że weźmie samochód, żeby móc później odebrać mnie i Jeffa ze szkoły. Nie widzieliśmy go później przez trzy dni. Logan kręci ze złością głową. – Nie miałem pojęcia, gdzie był. Po prostu wziął samochód i zniknął. Wiem jedynie, że nie pojawił się w szpitalu, gdzie jego żona miała dwie operacje, aby naprawić złamaną kostkę i że nie przyjechał do szkoły po mnie i Jeffa, bo czekaliśmy godzinami. W końcu nasza nauczycielka zorientowała się, że kręcimy się po szkole, a już dawno powinniśmy być w domu, więc wykonała kilka telefonów, a gdy dowiedziała się co się stało, zawiozła nas do szpitala. Później moja ciotka przyjechała z Bostonu, aby się nami zaopiekować, póki mama nie wydobrzeje, bo tata najzwyczajniej zwiał. Biorę gwałtowny oddech. – Dlaczego to zrobił? - Kto to, kurwa, wie? Podejrzewam, że zdał sobie sprawę, że będzie musiał zająć się dziećmi, domem i żoną i to go przerosło. Poszedł w tango na trzy dni i ani razu nie odwiedził mamy w szpitalu.
Oburzenie chwyta mnie za gardło i sprawia, że ręce mi drżą. Do cholery. Jaki mąż tak robi? I jakim trzeba być ojcem, by uciekać, gdy jest się najbardziej potrzebnym? Logan najwyraźniej czyta mi w myślach, bo odwraca do mnie głowę z łagodnym wyrazem twarzy. – Wiem, że w tej chwili go nienawidzisz, ale musisz coś zrozumieć. On nie jest złym człowiekiem, po prostu jest chory. I wierz mi, nienawidzi siebie za to. Bardziej niż ty, czy ja kiedykolwiek będziemy zdolni. – Jego oddech staje się nierówny. – Gdy był trzeźwy był świetnym ojcem. Nauczył mnie jeździć na łyżwach, przekazał mi wszystko, co wie o samochodach. Raz, w wakacje naprawiliśmy jego samochód. Spędziliśmy razem całe godziny w warsztacie. – Więc dlaczego znowu zaczął pić? – Nie wiem. I myślę, że on też nie. To jedna z tych rzeczy... gdy jesteś zdenerwowana sięgasz po kieliszek wina, aby się odprężyć. Albo po piwo, whiskey, cokolwiek, co cię uspokoi. Ale on nie potrafi zaprzestać na jednym. Bierze drugie piwo, trzecie, dziesiąte. Na tym polega uzależnienie. Przygryzam wargę. – Tak, wiem o tym. Ale jak długo on może usprawiedliwiać swoje zachowanie nałogiem? Uważam, że w końcu przychodzi czas, kiedy trzeba przestać mu na to pozwalać. – Już nie raz posyłaliśmy go na odwyk, Grace. Ale to nie działa, jeśli on sam tego nie chce. – Więc może powinieneś przestać mu pomagać? Pozwolić mu, aby sięgnął dna i sam zdecydował się podnieść? – I co, mam pozwolić, aby stał się bezdomny? – Jego głos mięknie. – Mam pozwolić, żeby rachunki piętrzyły się pod drzwiami i zjawił się komornik? Pozwolić, aby jego interes splajtował? Wiem, że tego nie rozumiesz, ale my nie możemy spisać go na straty. Pewnie byłoby nam łatwiej, gdyby traktował nas jak śmieci, ale on nie jest agresywny względem nas, tylko względem siebie.
Tłumaczenie Rylee
Jego zachowanie jest całkowicie autodestrukcyjne. Możemy zachęcać go, aby pozostawał trzeźwy, możemy pomagać mu wiązać koniec z końcem, ale nie możemy go zostawić. – Masz rację, nie rozumiem – przyznaję. – Nie rozumiem skąd bierze się w tobie ta bezwarunkowa lojalność. Zwłaszcza, że nie jest odwzajemniona. On nie daje ci takiego przykładu. Gdzie jest jego lojalność? Gdzie jest jego bezinteresowność? Logan odwraca dłoń wierzchem na dół i splata nasze palce. – Dlatego właśnie to robię. Bo on daje mi przykład, ale nie taki, o jakim ty myślisz. Gdybym go zostawił, nie byłbym wiele lepszy od niego. Byłbym samolubny, a za nic w świecie nie chcę być taką osobą. Czasami nienawidzę go tak bardzo, że mam ochotę zrobić mu krzywdę. Czasami nawet życzę mu śmierci. Ale bez względu na to, jak bardzo on mnie denerwuje, i jak frustrujące jest to wszystko, on nadal jest moim tatą, a ja go kocham. – Głos mu się łamie. – Traktuję go tak, jak sam chciałbym być traktowany, gdybym był na jego miejscu. Z cierpliwością i wsparciem, nawet jeżeli on na to nie zasługuje. Logan milknie, a moje serce się ściska przepełnione emocjami. Ten facet nie przestaje mnie zadziwiać. I nie przestaje budzić mojego podziwu. Jest lepszym człowiekiem niż ja, lepszym niż on sam zdaje sobie z tego sprawę i jeśli do tej pory miałam jakieś wątpliwości, to teraz już wiem to na pewno. Kocham go.
Rozdział 31 Logan - Piwo u Malone'a? - pyta Dean, po prawdopodobnie najgorszym meczu w całej naszej karierze. Zaciskam zęby. - Mam plany z Grace. A nawet jakbym nie miał, to nie świętowałbym po czymś takim, stary. Dean przebiega dłonią po wilgotnych po prysznicu włosach. - Taak, było ostro. Ale już po wszystkim. Mecz się skończył. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić. W chwilach takich jak ta, zastanawiam się, dlaczego on w ogóle gra w hokej. Pewnie dla lasek. Bo od dnia, w którym dołączył do naszej drużyny nie wykazał się większym zainteresowaniem tym sportem, co jest cholernie smutne, bo Dean jest naprawdę niesamowitym zawodnikiem. A mimo wszystko nie chce grać w hokej po skończeniu studiów, a przynajmniej nie zawodowo. - Poważnie, stary, wrzuć na luz - zachęca Dean. - Chodź z nami do baru. Załatwiłem nowemu fałszywy dowód i mam zamiar pokazać mu to i owo. Przydałby mi się skrzydłowy. Nowym, oczywiście, jest Hunter, którego Dean wziął pod swoje skrzydła i jest na najlepszej drodze do całkowitego zepsucia. - Nie, dzięki. Będziemy dzisiaj z Grace oglądać film. - Nuda. Chyba, że będziecie oglądać nago. Wtedy zatwierdzam. Tak jakby mam nadzieję, że to będzie takie właśnie oglądanie. Rozpaczliwie tego potrzebuję. Muszę uwolnić skumulowane napięcie, które dręczy mnie odkąd wszedłem do szatni po końcowym dzwonku z ciągnącym się za nami smrodem pięciopunktowej przegranej.
Tłumaczenie Rylee
Prawda, to był mecz pozasezonowy, nie liczył się do generalnej kwalifikacji, ale jeżeli mielibyśmy wyciągnąć jakieś wnioski z dzisiejszej przegranej, to takie, że nie jesteśmy jeszcze ani trochę gotowi, a nasz pierwszy mecz, jest za pieprzony tydzień. Ponadto, dostaliśmy w dupę od St. Anthony, co jedynie jeszcze bardziej mnie wkurza, bo ta drużyna składa się z samych kretynów i zarozumiałych palantów. Nadal jestem zdenerwowany, gdy przekraczam próg mieszkania Grace, a ona od razu to zauważa, gdy tylko widzi moją twarz. - Nie poszło za dobrze, co? - Obejmuje mnie i zostawia kojący pocałunek na mojej szyi. - Ciągle nie możemy się zgrać - odpowiadam, rozdrażniony. - Trener wciąż zmienia nam pozycje, ale równie dobrze mógłby próbować poskładać puzzle z różnych obrazków. To cholernie frustrujące, zwłaszcza, że Dean i ja razem jesteśmy jak dobrze naoliwiona maszyna, gdy gramy na tej samej linii. Ale jesteśmy też najlepszymi obrońcami w drużynie, więc trener nas rozdziela w nadziei, że wesprzemy tych, którzy są do dupy. Dlatego jestem w parze z Brodowskim, którego umiejętności wymagają jeszcze tyle pracy, że równie dobrze mógłbym grać na obronie sam. - Jestem pewna, że wkrótce będzie lepiej - zapewnia Grace. - I obiecuję, że w przyszłym tygodniu będę na trybunach, żeby cię dopingować. Uśmiecham się. - Dzięki. Wiem, jakie to dla ciebie poświęcenie. Wzdycha. - Potworne. - Podnosi koszulkę z podłogi i wrzuca ją do kosza na pranie. Muszę dokończyć sprzątanie. Włączymy film jak skończę, nie masz nic przeciwko? - Nie, jasne, nie przeszkadzaj sobie.
Ściągam buty i rozpinam kurtkę patrząc jak Grace chodzi po pokoju i przestawia z miejsca na miejsce przypadkowe przedmioty i ciuchy. Wszystkie należą do jej współlokatorki. Boże, Daisy musi ją kochać. Grace pochyla się, aby sięgnąć skarpetkę leżącą między biurkiem i łóżkiem, a ja jęczę przeciągle, widząc jej wypięty tyłek. Grace zerka na mnie przez ramię. - Wszystko w porządku? - Aha. Zostań w tej pozycji przez chwilę. Dokładnie w tej. - Zbok. - Masz rację. Cieszę się widokiem seksownie wypiętego tyłeczka mojej boskiej dziewczyny. Ale ze mnie zwyrodnialec. - Gardło mam suche na wiór. Chcę cię dzisiaj pieprzyć w tej pozycji. Grace łapie zachłannie powietrze. - Och, jasne. Śmieję się cicho na jej odpowiedź. - Połóż się na łóżku. Nago. Teraz. Bonusowy orgazm za szybkość. Grace pozbywa się bluzki, spodni i majtek w rekordowym tempie, a ja posyłam jej zadziorny uśmiech, sięgając do rozporka. - Ktoś mógłby jeszcze pomyśleć, że cię nie zadowalam. Grace śledzi wzrokiem moje palce, gdy rozpinam zamek. Uwielbiam sposób w jaki na mnie patrzy. Z tak wielkim głodem i zachwytem, jakby nigdy nie miała mnie dość. Minutę później mam już na sobie jedynie prezerwatywę. Nie potrzebuję dzisiaj żadnej gry wstępnej, jestem twardy jak skała i gotowy do działania, ale to mnie nie powstrzymuje od zajęcia się nią. Wczołguję się między jej nogi i całuję wewnętrzną stronę ud. Jej skóra jest gładka i jedwabista, a gdy zaczynam lizać ją w kierunku łechtaczki, wplata palce w moje włosy i niecierpliwie przyciąga mnie bliżej. Chichocząc, daję jej, czego pragnie - miękkie, powolne liźnięcia i delikatne pocałunki, aż zaczyna
Tłumaczenie Rylee
wić się na materacu.
Ale nie pozwalam jej skończyć. Jej pierwszy orgazm
zawsze jest najbardziej intensywny, a ja chcę czuć ją zaciskającą się wokół mojego penisa i słyszeć jak jęczy moje imię, gdy dochodzi. Zostawiam ostatni pocałunek, a później chwytam ją za biodra i obracam. - Uklęknij i pochyl się do przodu, kochanie. Daj mi ten słodki tyłeczek. I to właśnie robi. Jej jędrne pośladki uderzają w moje biodra, gdy za nią klękam. Przez chwilę ociera się o całą długość mojej erekcji, wysyłając gorący dreszcz wzdłuż moich pleców. Dwa miesiące razem, a ona nadal doprowadza mnie do szaleństwa. Zamienia mój mózg w papkę zaledwie jednym dotykiem. Chwytam moją erekcję i przebiegam główką po wszystkich jej wrażliwych miejscach, aż w końcu ustawiam się przy wejściu. Oczekiwanie unosi się w powietrzu. To mój ulubiony moment, gdy jestem już tak blisko i wiem, że za chwilę będę ściśnięty i ciasno otoczony ciepłem jej cipki. Jest taka mokra, że wsuwam się w nią bez trudu przy pierwszym pchnięciu i wchodzę do samego końca. Z początku pieprzę ją powoli, chcąc cieszyć się tym jak najdłużej, ale każde kolejne głębokie pchnięcie, sprawia że coraz bardziej pragnę więcej i szybciej, więc po chwili niespieszne tempo zostaje zastąpione bezlitosnym rytmem, które sprawia, że oboje jęczymy i dyszymy bez opamiętania. Ale przy całym tym gadaniu o rżnięciu od tyłu, ta pozycja wydaje się po prostu... bezosobowa. Chwytam ją za ramiona i szarpię do tyłu, tak, że jej plecy są przyciśnięte do mojej klatki piersiowej, po czym przykrywam dłońmi jej piersi i drażnię jej sutki, aż są zupełnie twarde. Jej głowa opada na bok, a ja wykorzystuję okazję, by przycisnąć usta do jej szyi. Wdycham jej zapach i całuję jej skórę, podczas gdy mój kutas porusza się w jej wnętrzu. Szybkie, płytkie pchnięcia, które sprawiają że oboje dyszymy ciężko. Odrywam jedną dłoń od jej piersi i przesuwam w dół. Muskam nią jej
brzuch, aż znajduję łechtaczkę i przyciskam do niej palec, zataczając niewielkie, leniwe kółeczka, kontrastujące z szybkimi uderzeniami mojego kutasa. Znamy reakcje naszych ciał już na tyle, że potrafimy się synchronizować i dochodzimy w tym samym czasie. Opadamy na materac w spoconej plątaninie kończyn, dysząc ciężko po naszych orgazmach i całując się gorączkowo nawet, gdy orgazmiczna euforia dawno jest już za nami. Później wchodzimy pod koc, a Grace sięga po laptopa i ustawia film. Tym razem jej kolej, aby wybrać tytuł, więc odpala jakiś staroć z Jean-Claude Van Dammem, który od początku wywołuje u nas niemal histeryczny śmiech, ale i tak oglądamy. Jednak mija niespełna pięć minut i przerywamy, bo zaczyna dzwonić telefon Grace. Sięga przeze mnie, by zerknąć na wyświetlacz, ale nie odbiera. - To Ramona - mówi, gdy rzucam jej pytające spojrzenie. - Nie jestem teraz w nastroju na rozmowę z nią. Oglądajmy film. Telefon dzwoni ponownie. Grace jęczy, sfrustrowana, po czym naciska „ignoruj”. Szczerze, nie dziwię się ani trochę. Dean mówił, że wpadł na Ramonę kilka razy w różnych knajpach, ale ja nie widziałem jej od zeszłego semestru. I niespecjalnie mam na to ochotę. - Pewnie chce się umówić - mówi Grace, a następnie wyłącza dźwięki. Ale ledwie udaje jej się położyć głowę na mojej klatce piersiowej, gdy telefon zaczyna wibrować. - No dobra, czyli jednak muszę go zupełnie wyciszyć. - Siada, sięga po leżący na materacu aparat i nagle zamiera. - Co się stało? - Próbuję zerknąć na telefon. Grace obraca wyświetlacz w moją stronę. Jest na nim napisane jedynie jedno słowo - S.O.S. Od kogo? Oczywiście od Ramony.
Tłumaczenie Rylee
Być może jestem cynicznym dupkiem, ale to na kilometr zalatuje mi manipulacją. Grace nie odpowiadała, więc Ramona postanowiła ją do tego zmusić. - Muszę oddzwonić. Tłumię westchnięcie. - Kochanie, ona pewnie chce cię jedynie przestraszyć, żebyś... - Nie. - Grace wygląda na bardzo poruszoną. - Ona nigdy nie nadużywała S.O.S. Przez wszystkie te lata przyjaźni użyłyśmy go tylko dwa razy. Raz ja, gdy myślałam, że jestem śledzona przez jakiegoś oszołoma w Bostonie i raz ona, gdy w ostatniej klasie liceum straciła przytomność na imprezie i nie miała pojęcia, gdzie jest. To coś poważnego, Logan. Nawet jeśli chciałbym wyrazić swoje zdanie, to nie mam okazji, bo ona już zrywa się z łóżka, aby oddzwonić.
GRACE
Jestem naprawdę przerażona. Dłonie mi się pocą, serce wali jak oszalałe, a płuca palą. Ale myślę, że to właściwa reakcja na informację, że twoja przyjaciółka jest przetrzymywana wbrew swojej woli przez bandę zbirów. I że wymknęła się do łazienki, aby do ciebie zadzwonić, po tym jak próbowali zabrać jej telefon, gdy oznajmiła, że chce wyjść. Siedząc na miejscu pasażera w ciężarówce Logana, uderzam niespokojnie palcami o uda. Chcę go błagać, aby jechał szybciej, ale on i tak już pędzi. I nie przestaje zadawać mi pytań. Pytań, na które nie znam odpowiedzi, bo Ramona rozłączyła się pięć minut temu i teraz nie odbiera już telefonu. - Jacy hokeiści? - drąży Logan, po raz trzeci w ciągu ostatniej minuty. - Z Briar?
- Po raz ostatni, Logan, nie wiem. Powiedziałam ci wszystko, co wiem, więc proszę, przestań w kółko pytać o to samo. - Przepraszam - mamrocze. Oboje jesteśmy zdenerwowani. Żadne z nas nie ma pojęcia, co zastaniemy, gdy dojedziemy do motelu, a gnając autostradą prowadzącą do Hastings, moja rozmowa z Ramoną brzęczy mi w głowie jak rój szarańczy. - Myślałam, że będzie tutaj więcej ludzi, ale są tylko zawodnicy. I oni nie pozwalają mi odejść, Grace! Obiecali, że podwiozą mnie do domu, a teraz mówią, że mam spać w ich pokoju, a ja nie chcę. Nie mam przy sobie torebki, jedynie telefon i nie mam jak zapłacić za taksówkę, ani nikogo innego, do kogo mogłabym zadzwonić, by po mnie przyjechał i... W tym momencie zaczęła płakać, a mnie sparaliżował strach. Znam Ramonę od bardzo dawna. Wiem jaka jest różnica między jej krokodylimi łzami, a tymi prawdziwymi. Wiem, kiedy panikuje na niby, a kiedy na serio. Wiem jak wtedy brzmi. A wtedy brzmiała na przerażoną. Podróż do miasta przebiega w gęstej atmosferze. Moje mięśnie są tak napięte, że gdy docieramy do motelu, boli mnie całe ciało. Murowany budynek w kształcie litery L położony jest na obrzeżach Hastings i choć nie jest tu tak ładnie, jak przy głównej ulicy, to nie jest to też zupełne zadupie. Gdy Logan wjeżdża na parking jego błękitne oczy natychmiast ciemnieją. Podążam za jego spojrzeniem i zauważam lśniący, czerwony autobus zaparkowany na podjeździe. - To autobus St. Antonio - oznajmia napiętym głosem. - Jutro grają z Boston College, pewnie dlatego nocują w motelu, zamiast wrócić do domu. - Zaraz, to jest drużyna z którą dzisiaj graliście? Logan kiwa głową. - To straszne skurwysyny, każdy z nich, ze sztabem trenerskim włącznie.
Tłumaczenie Rylee
Jego słowa jeszcze bardziej potęgują mój niepokój. Nie raz już słyszałam jak Logan mieszał z błotem inne drużyny, ale nigdy nie wyrażał się o zawodnikach z takim brakiem szacunku. Nawet gdy przeklinał największych rywali - Harvard - nie mówił źle o zawodnikach. Mógł krytykować ich umiejętności, wytykać błędy podczas meczu, ale nigdy nie oceniał negatywnie ich charakteru. - Naprawdę są aż tak źli? - pytam. Logan wyłącza silnik i odpina pas. - Ich były kapitan został zawieszony w zeszłym sezonie za złamanie ręki jednemu chłopakowi z naszej drużyny. A nasz zawodnik nawet nie miał przy sobie krążka, gdy Braxton w niego uderzył. A ich nowy kapitan, znany również jako pojeb z Connecticut, pluł na naszych chłopaków siedzących na ławce za każdym razem, gdy przejeżdżał obok. - Wyskakujemy z samochodu i ruszamy pospiesznie w stronę pokoju 33, którego numer był jednym z nielicznych detali, które udało mi się wyciągnąć z Ramony, gdy szlochała do słuchawki. Logan wyprzedza mnie i gestem nakazuje, bym schowała się za nim. - Ja się tym zajmę - ogłasza. Śmiertelnie poważny wyraz jego twarzy wybija mi z głowy chęć dyskutowania z nim. Wali pięścią w drzwi tak mocno, że aż framuga się trzęsie. Zza ściany dobiega głośna muzyka i ochrypły męski śmiech, który mrozi mi krew w żyłach. Wygląda na to, że świetnie się tam bawią. Chwilę później w progu pojawia się wysoki facet z ciemnymi włosami. Rzuca przelotne spojrzenie na Logana i jego kurtkę Briar, po czym wykrzywia usta w grymasie. - Czego, do cholery, chcesz? - Przyjechałem po Ramonę - odpowiada ostro. Głośny rap wylewa się przez drzwi, a dudniący bas wibruje pod moimi trampkami. Wychylam się, aby zerknąć zza szerokich ramion Logana i
zobaczyć, co się dzieje w środku, ale widzę jedynie ścianę z wielkich, masywnych ciał. Czterech, może pięciu. Przerażenie ściska mi gardło. Boże. Gdzie jest Ramona? I dlaczego, na miłość boską, uznała, że samotne imprezowanie z tymi facetami to dobry pomysł? - Odejdź, dupku. - Hokeista z St. Antonio posyła Loganowi arogancki uśmieszek. - Ona dopiero przyszła. Nie potrzebuje podwózki. Szczęka Logana zamienia się w kamień. - Zejdź mi z drogi, Keswick. Muzyka nagle cichnie, a jej dźwięk zastępują zbliżające się kroki reszty zawodników. Olbrzymia bestia z blond włosami i niebieskimi oczami uśmiecha się do Logana drwiąco. - O, jak miło. Wpadłeś na naszą imprezę? Rozumiem. Chciałeś zobaczyć jak to jest być mistrzem, co? Odpowiedzią Logana jest pozbawiony wesołości śmiech. - Taa, jestem cholernie zazdrosny, że wygraliście mecz przedsezonowy. A teraz odsuń się, abym mógł sprawdzić, czy Ramonie nic nie jest, albo, jak Bóg mi świadkiem... - Co nam zrobisz, co? Wpierdolisz nam? - odzywa się inny zawodnik, śmiejąc się szyderczo. - No to dalej, gościu. Nawet taki kark jak ty, nie da sobie rady nam wszystkim. - Chyba że lubisz dostawać w dupę - wykrzykuje ktoś inny. - Założę się, że lubisz. Pozostali chichoczą, ale Logan pozostaje niewzruszony. Posyła im miły uśmiech i mówi: - Tak, wdeptanie was w glebę - was wszystkich - jest bardzo kuszące, ale myślę, że wolałbym dzisiejszej nocy nie spędzić w pace. Ale z chęcią zapukam do każdych drzwi w tym przeklętym hotelu, żeby znaleźć trenera Harrisona i poinformować go o tej małej imprezce, którą tu sobie urządziliście.
Tłumaczenie Rylee
Keswick uśmiecha się przemądrzale. - Nie krępuj się, na pewno chętnie się do nas przyłączy. Trener ma gdzieś, czy się najebiemy po meczu, czy nie. - Tak? Cóż, a ciekawe, co powie na to, co wciągacie. Logan robi krok do przodu, a ja odruchowo napinam mięśnie, spodziewając się pierwszego ciosu. Ale Logan nie uderza Keswicka, dotyka jedynie jego nosa. A ten gest zwraca moją uwagę na ślad białego proszku, który widać nad jego górną wargą. - Koka? Brawo, idioto - mówi Logan szorstko. - A teraz zejdź mi z drogi. Grace, ty zostań. Logan wchodzi szturmem do pokoju, a ja zostaję na zewnątrz, patrząc na czterech, bardzo wkurzonych i najwyraźniej naćpanych hokeistów. Panika paraliżuje moje mięśnie i krąży w żyłach dopóki Logan nie pojawia się minutę później. Ulga zalewa moje ciało, gdy dostrzegam obok niego Ramonę. Jej policzki są bielsze niż koka na twarzy Keswicka, a oczy bardziej czerwone, niż zaparkowany za nami autobus. Wpada w moje ramiona w chwili, gdy tylko mnie widzi. - O mój Boże - płacze, ściskając mnie z całych sił. - Tak się cieszę, że tutaj jesteś. - Już dobrze. Już wszystko w porządku. - Głaszczę ją po włosach. Chodź. Idziemy stąd. Staram się ją prowadzić, ale ona zatrzymuje się po kilku krokach, a jej udręczony wzrok powraca do drzwi przez które przed chwilą wyszła. - Mój telefon - mówi, jąkając się cicho. - On mi go zabrał. Ramona wskazuje hokeistę, którego Logan nazwał wcześniej Gordonem, a
głośny ryk opuszcza usta mojego chłopaka, gdy cofa się gwałtownie w
kierunku drzwi.
- Zabrałeś jej telefon? Dlaczego, ty chory skurwielu? Żeby nie mogła wezwać pomocy, gdy będziecie ją wszyscy gwałcić? - dyszy ciężko. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego Logana. Jego niebieskie oczy są dzikie, a szerokie ramiona drżą z wściekłości. - Daj mi ten telefon. Już. Dupki przy drzwiach robią trochą zamieszania zanim jeden z nich w końcu wyciąga telefon z tylnej kieszeni i rzuca nim przed siebie z prędkością światła. Na szczęście Logan ma świetny refleks i łapie telefon zanim ten trafia go w twarz. - Wsiadajcie do samochodu - mówi do nas, nie odwracając się. Waham się chwilę, mam obawy, nie chcę zostawiać go samego z tymi bandziorami. Ale Ramona trzęsie się jakby była na detoksie i mam świadomość, że w razie czego moja obecność będzie Loganowi jedynie przeszkadzać, więc zmuszam się, żeby odejść. Ale nie spuszczam z oka hotelowego pokoju przez całą drogę do samochodu. Widzę jak Logan podchodzi bliżej i mówi coś, czego nie jestem w stanie usłyszeć. Cokolwiek to jest, wywołuje na twarzach hokeistów chęć mordu, ale żaden z nich nie wykonuje żadnego agresywnego ruchu. Jedynie cofają się do środka i zatrzaskują za sobą drzwi. Wsuwam się na tylne siedzenie i dołączam do Ramony, która natychmiast przyciska swój policzek do mojego ramienia. - Tak bardzo się bałam - jęczy. - Oni nie pozwalali mi wrócić do domu. Zmuszam ją, by na mnie spojrzała i chwytam ją za ramiona. - Czy oni cię skrzywdzili? - pytam cicho? - Zmusili cię...? Ramona żarliwie potrząsa głową. - Nie. Naprawdę. Byłam tam zaledwie godzinę, a oni byli zbyt zajęci wciąganiem koki i wlewaniem w siebie hektolitrów wódki. Ale później zaczęli mnie obmacywać i namawiać, żebym zrobiła dla nich striptiz. A gdy
Tłumaczenie Rylee
powiedziałam im, że chcę wyjść, zaryglowali drzwi i nie chcieli mnie wypuścić, więc schowałam się w łazience i zadzwoniłam do ciebie. Marszczę brwi, patrząc na nią z dezaprobatą. - Boże, Ramona, co ci strzeliło do głowy? Co ty w ogóle robiłaś z tymi facetami? Dlaczego zgodziłaś się spotkać z nimi sama? Kolejny szloch wstrząsa jej ciałem. - Nie miałam być z nimi sama. Razem z Jess wpadłyśmy na nich po meczu i zaprosili nas do swojego pokoju, ale Jess najpierw chciała spotkać się ze swoim dilerem, więc dała mi kasę na taksówkę i powiedziała, że spotkamy się na miejscu. Ale pięć minut po tym, jak weszłam do motelu, przysłała mi smsa, że nie przyjdzie. Moje ramię jest mokre od jej łez. - Wystawiła mnie. Zostawiła z nimi sama. Jaka przyjaciółka tak robi? Samolubna. Gryzę się w język i pocieram jej ramię. Część mnie czuje się odpowiedzialna za to, co się jej dzisiaj przydarzyło. Wiem, że to głupie tak myśleć, ale wiem też, że zapobiegłabym temu, gdybym była bardziej obecna w jej życiu. Ramona i ja dobrze się uzupełniałyśmy. To było coś na zasadzie równowagi. Ona zachęcała mnie do bardziej impulsywnych zachowań, a ja zachęcałam ją, żeby nie zachowywała się impulsywnie. Ale zaraz potem zmuszam się do pozbycia się tego irracjonalnego poczucia winy. Nie. Nie mogę brać na siebie odpowiedzialności za to, co robi ktoś inny. Ramona jest dorosła. To ona podjęła decyzję, aby spotkać się z tymi facetami i ma, do diabła, szczęście, że nadal czuję jakieś resztki lojalności w stosunku do niej i poczucie, że muszę ją ratować. Ta ostatnia myśl sprawia, że na chwilę zamieram. Bo uświadamiam sobie, że dzisiaj zrobiłam dokładnie to samo, za co krytykowałam Logana - pomogłam komuś, kto na to nie zasługiwał. Lata wspólnej historii i sentyment zmusiły
mnie do zrobienia czegoś, czego niekoniecznie chciałam, ale czułam, że powinnam. Wzdrygam się, gdy drzwi kierowcy nagle się otwierają, ale rozluźniam się, gdy widzę, że to Logan. Ma kamienny wyraz twarzy, ale gdy zwraca się do Ramony, jego ton jest nieskończenie łagodny: - Wszystko w porządku? Nic ci nie zrobili? - Nie - odpowiada słabo. - Nic mi nie jest. - Opuszcza głowę i patrzy na nas ze wstydem. - Dziękuję, że po mnie przyjechaliście. I przepraszam, że popsułam wam wieczór. - Proszę bardzo - odpowiada Logan. - I nie przejmuj się naszym wieczorem, cholera, Ramona. Liczy się jedynie to, że udało nam się ciebie stamtąd zabrać, nim wszystko wymknęło się spod kontroli. Jego szorstki głos otacza moje serce i wypełnia je ciepłem. Boże, kocham tego faceta. Wiem, że nie ma najlepszego zdania o Ramonie, a mimo wszystko przyjechał po nią i kocham go za to jeszcze bardziej. Kusi mnie, aby pochylić się do niego i wyszeptać mu to do ucha. Po prostu powiedzieć jak bardzo go kocham. Ale odwaga szybko mnie opuszcza. Prawda jest taka, że czekam, aż on powie to pierwszy. Nie wiem, być może są to resztki niepewności, która została we mnie po tym, co wydarzyło się w kwietniu. Logan mnie wtedy odrzucił. Boję się, że to może się powtórzyć. Boję się znowu przed nim odsłonić, dać mu swoje serce, tylko po to, by mógł cisnąć mi nim w twarz. Więc milczę. Podobnie jak Logan i Ramona. Jedziemy z powrotem do kampusu w kompletnej ciszy.
Tłumaczenie Rylee
ROZDZIAŁ 32 LOGAN
Trzy dni przed naszym pierwszym meczem, drużyna w końcu zaskoczyła. Zupełnie, jakby ktoś przestawił przełącznik z O-Boże-jesteśmy-do-kitu na może-mamy-szanse. Uważam, że nadal nie dajemy z siebie wszystkiego, ale w tym tygodniu widziałem znaczną poprawę na treningach, a trener nie wrzeszczy na nas tak bardzo jak wcześniej, więc... tak, mamy postęp. Egzaminy śródsemestralne ruszyły pełną parą, więc Grace i ja nie widzieliśmy się przez ostanie kilka dni, ale dziś postanowiliśmy zrobić sobie przerwę w nauce i zjeść kolację z jej ojcem. A ponieważ ja miałem trening, ona pojechała do Hastings z Ramoną, która odwiedzała akurat swoich rodziców. Nadal nie wiem, co myśleć o tym, że ich przyjaźń na nowo odżywa, ale Grace zapewnia mnie, że nie pozwoli już Ramonie znowu tak bardzo się zbliżyć i myślę, że muszę to po prostu zaakceptować. Poza tym, po piątkowej nocy czuję trochę więcej sympatii do Ramony. I wiele więcej pogardy do St. Antony. A wspomniałem już, że gramy z nimi pierwszy mecz otwierający sezon? Trener nie będzie z tego powodu zachwycony, ale coś czuję, że podczas tego meczu spędzę dużo więcej czasu na ławce kar, niż zazwyczaj. Sprawdzam telefon, wychodząc z hali. Znajduję wiadomość od Grace, w której informuje mnie, że szczęśliwie dojechała do taty. I wiadomość od Jeffa, w której informuje mnie, że mam NATYCHMIAST do niego oddzwonić. Cholera.
Jeff zazwyczaj nie używa wielkich liter, chyba że sprawa jest naprawdę poważna, dlatego nie tracę czasu i czym prędzej do niego oddzwaniam. Odbiera dopiero po pięciu sygnałach i brzmi na wzburzonego. - Gdzieś ty, do cholery, był przez ostatnią godzinę? - domaga się odpowiedzi. - Na treningu. Trener nie pozwala nam zabierać telefonów na lodowisko. Co jest? - Musisz pojechać do domu i sprawdzić co z tatą. - Dlaczego? - mówię z wahaniem. - Bo jestem w szpitalu z Kylie i nie mogę zrobić tego sam. - W szpitalu? Co się stało? Nic jej nie jest? - Przecięła sobie dłoń, gdy przygotowywała obiad. - Jeff brzmi na spanikowanego. - Lekarz na pogotowiu mówił, że nie jest tak źle, jak wygląda i wystarczy kilka szwów. Ale Boże, nigdy w życiu nie widziałem tyle krwi, Johnny. Zabrali ją teraz, więc siedzę w poczekalni i odchodzę od zmysłów. - Wszystko będzie w porządku - zapewniam go. - Zaufaj lekarzom, dobra? Ale wiedziałem, że Jeff się nie uspokoi, póki Kylie nie wyjdzie cała i zdrowa. Ta dwójka jest w sobie zakochana do nieprzytomności odkąd skończyli piętnaście lat. - A co to ma wspólnego z tatą? - pytam. - Zadzwonił do mnie, gdy jechaliśmy na pogotowie. Mówił bardzo niewyraźnie, jęczał, nie wiem, chyba się przewrócił. Nie mogłem zrozumieć nawet jednego pieprzonego słowa i naprawdę, do cholery, nie rozdwoję się, John. Mogę zająć się tylko jednym nagłym przypadkiem w tym samym czasie, okej? Więc proszę, pojedź do domu i sprawdź, czy wszystko z nim w porządku. Mam opory. Chryste. Nie chcę tego robić. Wcale. Chcę zobaczyć się z Grace. Ale wiem, że nie wygram z Jeffem. I nie chcę się z nim kłócić, gdy jego dziewczyna jest w szpitalu. - Zajmę się tym - mówię z grubsza.
Tłumaczenie Rylee
- Dzięki. - Jeff rozłącza się, nie mówiąc nic więcej. Z nierównym oddechem piszę smsa do Grace, aby poinformować ją, że spóźnię się na kolację i ruszam w stronę parkingu. Zaciskam palce na kierownicy przez całą drogę do Munsen. Zaczynam odczuwać potęgujący się strach, który związuje mój żołądek w ciasny supeł i wywołuje mdłości. Nie pamiętam, kiedy ostatnio musiałem sprzątać bałagan po tacie. Chyba w liceum. Odkąd zacząłem studiować w Briar, to Jeff się tym zajmował. Gaszę silnik pod domem i zbliżam się do drzwi niemal jak samozwańcza grupa naukowców badających zjawiska paranormalne w tamtym gównianym horrorze o duchach. Nieufnie, ostrożnie, z obawą. Proszę, niech on będzie żywy. Tak, przy wszystkich tych moich egoistycznych modlitwach o jego śmierć, nie mogę znieść myśli, że wracam do domu i znajduję go martwego. Używam własnego klucza do otwarcia drzwi i wchodzę do ciemnego przedpokoju. - Tato? - wołam. Żadnej odpowiedzi. Proszę, niech on będzie żywy. Gdy wchodzę do salonu, moje serce wali sto pięćdziesiąt uderzeń na minutę. Proszę, niech on będzie... Och, dzięki Bogu. Żyje. Ale nie jest z nim dobrze. Wcale. Klatka piersiowa zaciska mi się tak mocno, że jestem zdziwiony, że nie połamałem sobie żeber. Tata leży na dywanie, bez koszulki, twarzą w dół, z policzkiem w kałuży swoich wymiocin. Jedną rękę ma odrzuconą na bok, a w drugiej trzyma butelkę burbonu i przytula ją do siebie jak jakieś pieprzone nowo narodzone dziecię.
Boże, to wygląda zupełnie tak, jakby podczas upadku chronił swój największy skarb. Ale jedyne co czuję patrząc na tę żałosną scenę, to ostry, gryzący zapach. Marszczę nos, gdy uświadamiam sobie, że to mocz. Mocz i alkohol. Zapach mojego dzieciństwa. Część mnie ma ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść. Odejść i nie oglądać się za siebie. Zamiast tego ściągam kurtkę, rzucam ją na fotel i podchodzę do mojego nieprzytomnego ojca. - Tato? Porusza się, ale nie odzywa. - Tato. Słyszę jeden, cichy, udręczony jęk. Chryste. Jego spodnie są całkiem przemoczone. Burbon się rozlał i poplamił beżowy dywan. - Tato, muszę sprawdzić, czy niczego sobie nie złamałeś. - Przebiegam dłońmi wzdłuż jego ciała, zaczynając od stóp i przesuwając się do góry, upewniając się czy nic sobie nie zrobił, gdy upadł. Moje zabiegi wyciągają go z otumanienia. Otwiera powoli oczy, ukazując rozszerzone źrenice i samotność, która ułamuje kawałek mojego serca, ten, który pamiętał, jakim był ojcem, gdy byłem dzieckiem. Jęczy w panice. - Gdzie twoja matka? Nie chcę, żeby widziała mnie w takim stanie. Trzask. Kolejny kawałek mojego serca znika w otchłani popękanych szczelin. W tym czasie moja klatka piersiowa zmieni się w mroczną jaskinię, zanim zdążę stąd wyjść. - Nie ma jej w domu - zapewniam i wsuwam mu ręce pod pachy, aby podciągnąć go do pozycji siedzącej. Wygląda na oszołomionego. Szczerze, nie jestem pewien, czy on wie, gdzie się znajduje i kim jestem. - Poszła do sklepu? - bełkocze.
Tłumaczenie Rylee
- Taa - kłamię. - Nie będzie jej jakiś czas. Zdążymy tu posprzątać, dobrze? Tata kołysze się jak w jakimś amoku, a nawet nie jest na nogach. Smród wymiocin wymieszanych z moczem i alkoholem sprawia, że oczy mi wilgotnieją. A może to nie dlatego. Może jestem bliski łez, bo muszę wrzucić mojego ojca na plecy i pomóc mu wziąć prysznic. A później ubrać go w piżamę, jakby był małym dzieckiem i położyć do łóżka. Może to właśnie dlatego pieką mnie oczy. - Nie mów jej o tym, Jeff. Będzie na mnie zła. Nie chcę, żeby była na mnie zła. Nie chcę obudzić Johnny'ego - mamrocze ledwo zrozumiale. Ciężko mi się oddycha w tym smrodzie, gdy podnoszę go i niosę do łazienki na końcu korytarza. Tylko jedna myśl bombarduje mój umysł. Mój brat jest święty. On jest cholernym aniołem. Robi to codziennie, dzień po dniu, odkąd poszedłem do Briar. Sprząta wymiociny naszego ojca, pracuje w warsztacie i zajmuje się wszystkim bez słowa skargi. Boże, co jest ze mną nie tak? Pieprzyć NHL. Jeff zasługuje na normalne życie, podróżowanie ze swoją dziewczyną, oderwanie się od tego bagna chociaż na jakiś czas. Płuca mnie palą, gdy uświadamiam sobie smutną rzeczywistość. To jest moja przyszłość. Za niecały rok tak będzie wyglądało moje życie. Nigdy wcześniej nie miałem ataku paniki. Nie jestem pewien, czym się objawia. Szalejącym pulsem? Zimnymi, lepkimi dłońmi, które nie mogą przestać się trząść? Ściśniętym gardłem, przez które nie można nabrać wystarczającej ilości powietrza? Bo właśnie mam wszystkie te symptomy i to mnie cholernie przeraża. - Johnny? - Tata mruga gwałtownie, gdy gorąca głowa spływa mu po głowie, przyklejając do czoła jego ciemne włosy. - Jak się tutaj dostałeś? -
Zatacza się pod prysznicem, jego spojrzenie przeskakuje we wszystkich kierunkach. - Czekaj, przyniosę ci piwo. Napij się ze staruszkiem. Prawie wymiotuję. No dobra. Myślę, że chyba mam atak paniki. Gdy przyjeżdżam po Grace jestem spóźniony trzy godziny. Bateria mi padła, a nie znam jej numeru na pamięć, aby zadzwonić do niej z telefonu stacjonarnego i uprzedzić, że będę aż tak późno. Atak paniki ustąpił. Chyba. Przynajmniej na tyle, by czuć otępienie. Wiem jedynie, że muszę zobaczyć moją dziewczynę. Chcę ją przytulić i czerpać ciepło z jej ciała, bo w tej chwili czuję się jak bryła lodu. Na werandzie pali się światło, gdy parkuję pod domem jej ojca i natychmiast dopada mnie poczucie winy. Jest już po dziesiątej. Jestem tak cholernie spóźniony. Grace musiała czekać na mnie kilka godzin. Zacznij się przyzwyczajać - odzywa się cyniczny głos w mojej głowie. W przyszłym roku takie sytuacje będą na porządku dziennym. Uścisk w mojej klatce piersiowej powraca. Cholera. To prawda. Jak wiele razy będę ją zawodził? Jak wiele razy będę odwoływał wspólne plany? Jak długo będzie to trwało, zanim mnie w końcu rzuci? Spycham na bok rodzące się we mnie obawy i naciskam dzwonek. Drzwi otwiera ojciec Grace i wygląda na zaskoczonego, gdy mnie widzi. - Dobry wieczór. - Mój głos jest ochrypły, przepełniony żalem. Przepraszam, że nie byłem na kolacji. Zadzwoniłbym, ale telefon mi się rozładował i... - Nie. Nie ma mowy, bym mu powiedział, co zatrzymało mnie tak długo. - W każdym razie, przyjechałem po Grace, żeby zabrać ją z powrotem do kampusu. - Ona już pojechała - odpowiada pan Ivers. - Mama Ramony je odwiozła. Czuję rozczarowanie. - Och.
Tłumaczenie Rylee
- Czekała na ciebie tak długo, jak mogła. - Marszczy brwi z widoczną naganą. - Ale musiała już wracać, ma bardzo dużo nauki. Ramiona opadają mi pod naporem wstydu. Oczywiście, że czekała. Oczywiście, że w końcu pojechała. - Aha, okej - przełykam z trudem. - W takim razie już pójdę. Ale zanim ruszam, pan Ivers mnie zatrzymuje. - Co się dzieje, John? Ból w mojej klatce piersiowej pogłębia się jeszcze bardziej. - Nie. Nic takiego. Nagły wypadek w rodzinie. Patrzy na mnie, zaniepokojony. - Wszystko w porządku? Przytakuję. A później kręcę głową na nie. I znowu przytakuję. Chryste, zdecyduj się, do cholery. - Wszystko w porządku - kłamię. - Nie, nie jest w porządku. Jesteś blady jak ściana. I wyglądasz na wyczerpanego. - Jego ton łagodnieje. - Powiedz mi co się stało, synu. Może mogę ci pomóc. Zamykam na chwilę oczy. Och, cholera. Dlaczego on musiał powiedzieć do mnie synu? Pieczenie w moich oczach jest nie do zniesienia. Gardło mi się ściska. Muszę się stąd wynosić. - Może wejdziesz do środka? - nalega. - Usiądziemy i porozmawiamy. Zrobię kawę. - Ostrożny uśmiech unosi kąciki jego ust. - Zaproponowałbym ci coś mocniejszego, ale mam twardą zasadę dotyczącą nie dawania alkoholu... Pękam. W końcu. Do cholery. Pękam.
Tak. Wybucham płaczem jak dziecko, wprost przed stojącym przede mną ojcem Grace. A on zamiera. Ale tylko na chwilę, bo zaraz później jest już przy mnie i obejmuje mnie ramionami. Więzi mnie w uścisku, z którego nie mogę się uwolnić. I nie chcę. Jest jak silna ściana pocieszenia, która podpiera mnie, bym stał prosto, podczas gdy wszystko we mnie się ugina. Jestem tak cholernie zażenowany, ale nie potrafię już dłużej walczyć ze łzami. Powstrzymywałem je w Munsen, ale teraz to wszystko do mnie wróciło, panika i strach, a ojciec Grace powiedział do mnie synu i jasna cholera, nie jestem aż tak silny. Jestem w kompletnej rozsypce.
Tłumaczenie Rylee
ROZDZIAŁ 33 GRACE
Niemal w tej samej chwili, co kończę pisać egzamin z zaburzeń psychologicznych, wypadam z sali wykładowej, jakbym uciekała z płonącego budynku. Mój ojciec nie należy do melodramatycznych osób. Jest niesłychanie zrównoważony i irytująco wręcz prostolinijny, ale ma też tendencję do bagatelizowania kryzysu, zamiast przyznać, że sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Więc gdy zadzwonił do mnie dzisiaj rano i od niechcenia
zasugerował, że powinnam sprawdzić, co słychać u mojego chłopaka, od razu wiedziałam, że coś było nie tak. W zasadzie,
wiedziałam o tym już wcześniej. Wiadomość
z
przeprosinami, którą Logan przysłał mi wczoraj wieczorem wzbudziła mój niepokój, ale gdy próbowałam wyciągnąć z niego coś więcej, upierał się, że wszystko jest w porządku i musiał jedynie zostać z tatą dłużej niż przypuszczał. A później ponownie przeprosił, że nie zdążył na kolację, ani żeby odwieźć mnie do domu. Poszłam do łóżka, nie mogąc pozbyć się przeczucia, że stało się coś złego, a poranny telefon mojego ojca jedynie utwierdził mnie w tym przekonaniu. Dlatego też zamówiłam taksówkę, żeby pojechać do Logana, zamiast pójść pieszo, czy poczekać na autobus. Chcę zobaczyć go jak najszybciej, zanim rosnący niepokój zacznie pisać najczarniejsze scenariusze. Gdy wsiadam do taksówki wyciągam telefon i piszę do Logana. Ja: Jadę do ciebie.
On: Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, kochanie. Jestem w paskudnym nastroju. Ja: To ci go poprawię. On: Nie wiem, czy dasz radę. Ja: Tak czy inaczej, spróbuję. Chowam telefon i przygryzam wargę, tak bardzo pragnąc wiedzieć, co się z nim dzieje. Domyślam się, że ma to związek z jego wizytą w domu, ale co tam, do diabła, się stało? Wybuch gniewu wstrząsa moim ciałem. Nie czuję już nawet współczucia w stosunku do ojca Logana. Naprawdę. A to zmusza mnie do zadania sobie pytania, jak dobrym zamierzam być psychologiem. Zgadza się, nie planuję specjalizować się w leczeniu uzależnień, ale jakiego to czyni ze mnie człowieka, jeśli nawet nie jest mi żal alkoholika? Cholera, teraz nie czas na rozważanie, czy aby na pewno wybrałam dobrą ścieżkę kariery. Jestem w stanie radzić sobie tylko z jednym kryzysem naraz. Taksówkarz musi zatrzymać się przy krawężniku, bo podjazd pod domem chłopaków jest pełen. Wóz Logana stoi między jeepem Garretta, a sportowym czymś Deana, a za nimi zaparkowana jest toyota, którą jeździ Hannah. Gdy naciskam dzwonek, to nie Logan mi otwiera, lecz Tucker. Niepokój maluje się na jego twarzy, gdy zamyka za mną drzwi. - Pokłóciliście się, czy coś? - pyta przyciszonym głosem. - Nie. - Nagle robi mi się zimno. - Dlaczego? Tak ci powiedział? - Nie, ale od rana jest opryskliwy i jędzowaty. Dean pomyślał, że może mieliście jakąś sprzeczkę. - Nie, nie mieliśmy - mówię stanowczo. A później przychodzi mi do głowy niepokojąca myśl. - Czy on pił?
Tłumaczenie Rylee
- Oczywiście, że nie. Jest dopiero wpół do drugiej. - Tucker brzmi na skołowanego. - Jest na górze. Jak ostatnio sprawdzałem, uczył się na egzamin z marketingu. Jego odpowiedź mnie uspokaja, ale nie jestem pewna dlaczego. Logan wspominał nie raz, że nigdy nie pije, gdy jest zdenerwowany, czy przybity. Wiem, że się boi, że mógł odziedziczyć po ojcu tendencję do uzależnień i nagle czuję się źle, że w ogóle zadałam Tuckowi takie pytanie. - Pójdę z nim porozmawiać. Może powie mi, co go gryzie. Zostawiam Tuckera i idę na górę do pokoju mojego chłopaka, gdzie doznaję kolejnego przypływu ulgi. Logan wygląda w porządku. Jego jasne oczy są czujne, ciemne włosy ułożone jak zwykle, czyli wcale, a świeżo wyprana koszulka opina jego seksowne mięśnie. Na zewnątrz nie ma żadnych oznak, żeby coś było nie tak, ale gdy nasze spojrzenia się krzyżują, przez jego twarz przemyka ból. - Hej - mówię miękko i podchodzę do niego, żeby dać mu buziaka. - Co się dzieje? Jego usta muskają moje, ale pocałunek pozbawiony jest ciepła. - Twój tata do ciebie zadzwonił, co? - mówi, cierpko. - Tak. W jego oczach pojawia się cień. - Co powiedział? - Prawie nic. Jedynie, że wpadłeś po mnie wczoraj wieczorem i ma wrażenie, że byłeś zdenerwowany, więc lepiej, żebym do ciebie zajrzała. Przyglądam się mu badawczo. - Co się wydarzyło w Munsen? - Nic. - Logan. - To nic takiego, kochanie. - Wzdycha ciężko. - A przynajmniej nic nietypowego.
Biorę go za rękę. Boże, jest jak lód. Cokolwiek się wczoraj wydarzyło, Logan nadal jest pod wpływem tych wydarzeń. - Usiądź. - Muszę mocno go pociągnąć, żeby zajął miejsce obok mnie na materacu, ale nawet wtedy nie patrzy na mnie, tylko przed siebie. - Proszę, powiedz mi co się stało. - Jezu. Dlaczego to takie ważne? - Bo to jest ważne, John. - Zaczynam się irytować. - Najwyraźniej jesteś z tego powodu zdenerwowany i myślę, że mogłabym ci pomóc, gdybyś ze mną o tym porozmawiał. Jego pozbawiony wesołości śmiech odbija się echem między nami. - Rozmawianie o tym niczego nie zmieni. Ale dobra. Chcesz wiedzieć co się wczoraj stało? Zobaczyłem moją przyszłość, właśnie to. Wzdrygam się na ostrość w jego głosie. - Co masz na myśli? - Mam na myśli, że zobaczyłem moją gównianą przyszłość. Przeniosłem się w czasie i przekonałem się, jak to będzie wyglądało za rok. Na ile jeszcze sposobów mam ci to powiedzieć, Grace? Sztywnieję. - Nie musisz być sarkastyczny. Rozumiem. - Nie, nie rozumiesz. Po skończeniu studiów nic na mnie nie czeka. Nie mam żadnego życia. Perspektyw. Ale zrobię to dla mojego brata, bo on radzi sobie z tym już niemal od czterech lat. I teraz moja kolej, i ani trochę mi się to, kurwa, nie podoba, ale mam zamiar to przeboleć i wrócić do domu, bo tam jest mój przeklęty ojciec, który potrzebuje mojej pomocy. Jego wybuch łamie mi serce na pół. - Widzę, co to mi robi - kontynuuje, brzmiąc na coraz bardziej przygnębionego. - Wiem, że przez to będę nieszczęśliwy, prawdopodobnie do końca znienawidzę mojego ojca, a na koniec stracę jeszcze ciebie...
Tłumaczenie Rylee
- Co? - przerywam mu, zszokowana. - Dlaczego myślisz, ze mnie stracisz? Przenosi wzrok na mnie, jego niebieskie oczy przepełnione są żalem. - Ponieważ obudzisz się pewnego dnia i zdasz sobie sprawę, że zasługujesz na coś lepszego. Nie widzisz tego? Ostatnia noc była zapowiedzią tego, jak nasze życie będzie wyglądać za rok. Będziemy mieć plany, ale w ostatniej chwili okaże się, że będę musiał zostać dłużej w pracy, albo mój ojciec się upije i spadnie ze schodów i będę musiał odwołać nasze spotkanie, albo co gorsza kazać ci czekać w nieskończoność tak, jak wczoraj. Gapię się na niego z niedowierzaniem. - Naprawdę myślisz, że z tobą zerwę, bo kilka razy się spóźnisz? Logan nie odpowiada, ale wyraz jego twarzy mówi mi, że tak właśnie uważa. - Czy twój brat nie ma czasem dziewczyny, z którą jest już od wielu lat? zauważam. Logan przytakuje. - Kylie. - Właśnie, i czy Kylie z nim zerwała? Nie, nie zerwała. Bo go kocha i zostanie z nim bez względu na wszystko. - Teraz jestem zła. Taka zła, że zrywam się na nogi i staję naprzeciwko niego, walcząc z ochotą, żeby porządnie nim potrząsnąć. - Dlaczego myślisz, że ja z tobą nie zostanę? Nie odpowiada. Nic nie mówi i to doprowadza mnie do zajebistego szału. - Wiesz co, John? Pieprz się. - Już w ogóle nad sobą nie panuję. Najwyraźniej w ogóle mnie nie znasz, skoro uważasz, że jestem osobą, która poddaje się, gdy tylko napotka kilka przeszkód. Gdy się w końcu odzywa, jego głos jest niski i ponury: - Możemy już o tym nie rozmawiać? Nie-wiary-kurwa-godne.
Gapię się na niego, nie wierząc w to, co słyszę. I niezdolna do słuchania go nawet przez sekundę dłużej. - Dobra. Nie będziemy już więcej o tym rozmawiać. - Łapię torebkę, którą rzuciłam na podłogę, gdy wchodziłam i przewieszam ją sobie przez ramię. - Bo ja wychodzę. To przykuwa jego uwagę. Wstaje, marszcząc brwi. - Grace... Przerywam mu: - Nie. Nie mam zamiaru więcej słuchać tych bzdur. Mam zamiar zostawić cię w spokoju, byś mógł dalej pogrążać się w swojej niedoli, a kiedy już skończysz się nad sobą użalać, może wtedy będziemy mogli przeprowadzić normalną rozmowę. - Jestem wściekła jak osa, gdy podchodzę do drzwi. - I tak na wszelki wypadek, gdyby moja reakcja na twoją głupotę nie była dla ciebie dość jasna, pozwól, że ci ją wyjaśnię. - Obracam się, patrząc na niego gniewnie. - Kocham cię, ty głupi ośle. A później wypadam z jego pokoju i zatrzaskuję za sobą drzwi.
LOGAN
Zajmuje mi o wiele za długo, nim otrząsam się z transu, w który wpadłem po jej słowach. Moje usta na zmianę zamykają się i otwierają, a powieki trzepoczą w zawrotnym tempie, gdy patrzę na drzwi, za którymi zniknęła. Ona ma rację. Jestem osłem. Zwątpiłem w nią i w jej zaangażowanie w nasz związek i... Chwila. Ona mnie kocha? Moja szczęka znowu opada. I tak już zostaje. Bo w końcu do mojego zidiociałego umysłu docierają jej ostatnie słowa. Ona mnie kocha. Nawet po
Tłumaczenie Rylee
tym jak przedstawiłem jej hipotetyczny scenariusz naszej przyszłości, a raczej rozpadu naszego związku, ona i tak wyznała mi, że mnie kocha. A ja pozwoliłem jej odejść. Co jest ze mną nie tak? Wypadam z mojego pokoju i zbiegam po schodach biorąc dwa stopnie na raz. Nie ma szans, żeby Grace zdążyła zamówić taksówkę, lub dojść na przystanek autobusowy, więc prawdopodobnie jest albo przed domem, albo na końcu ulicy. A to oznacza, że jeszcze mogę ją dogonić. Wpadam do przedpokoju długim wślizgiem jak bohater jakiejś kreskówki i zamieram nagle, zauważając Garretta stojącego przy drzwiach. A później słyszę silnik samochodu dochodzący z zewnątrz i moje serce uderza o podłogę jak worek cegieł. - Hannah zawozi ją do domu - mówi Garrett cicho. Przeklinam głośno, rzucając się do drzwi i otwieram je w sama porę, by zobaczyć oddalające się światła samochodu Hannah. Cholera. Obracam się na pięcie i lecę na górę, gdzie chwytam komórkę i wybieram numer Grace. Od razu przerzuca mnie na pocztę głosową, więc rozłączam się i piszę smsa. Ja: Kochanie, proszę, wróć. Jestem kretynem. Chcę to wszystko naprawić. Nie odpisuje od razu. Mija pięć sekund. Minuta. Wieczność. A później przychodzi: Ona: Potrzebuję trochę czasu, aby przetrawić twoją głupotę. Odezwę się jak będę gotowa. Cholera. Przeciągam dłońmi po głowie, walcząc z pragnieniem, aby zrobić sobie krzywdę. Dlaczego ja zawsze muszę coś spieprzyć, jeśli chodzi o tę dziewczynę?
Słyszę echo kroków na korytarzu, a gdy w drzwiach pojawia się Garrett, tłumię kolejne przekleństwo. - Nie jestem w nastroju na wykład, stary. Naprawdę nie dam teraz rady. - Nie zamierzałem robić ci wykładu. - Wzrusza ramionami. - Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku. Siadam na brzegu materaca i powoli kręcę głową. - Ani trochę. Znowu spieprzyłem. - A żebyś wiedział. - Mój przyjaciel opiera się łokciem o ścianę i wzdycha. - Wellsy i ja słyszeliśmy jaki dostałeś ochrzan. - Myślę, że cała okolica to słyszała - dodaje Tuck wchodząc do mojego pokoju i opiera się o kredens. - No, może za wyjątkiem Deana, ale to tylko dlatego, że jest po jaja w jakimś hokejowym króliczku na środku naszego salonu. Jęczę. - Poważnie? Dlaczego on nigdy nie pieprzy się w swoim pokoju? - Czy my naprawdę mamy zamiar omawiać teraz życie erotyczne tego zboczeńca? - odpiera Tuck. - Bo nie sądzę, że akurat to powinno być teraz twoim głównym zmartwieniem. Tuck ma rację. Teraz moim priorytetem jest Grace. Chryste, nie powinienem mówić tych wszystkich bredni. Nawet sam do końca w nie nie wierzyłem, a już na pewno nie w tę część, w której ona ze mną zrywa. Przemawiał przeze mnie strach. I ona miała rację - użalałem się nad sobą. Odchodziłem od zmysłów przez to wszystko, co poprzedniego wieczoru stało się z moim tatą, nie wspominając już o tym, co stało się potem. Płakałem w ramionach jej ojca. Ja pierdolę. Jęczę, wsuwając palce we włosy. - Co jeśli tym razem straciłem ją na dobre? Garrett i Tucker natychmiast kręcą głowami.
Tłumaczenie Rylee
- Nie straciłeś jej - zapewnia Garrett. - Jak możesz być tego pewien? - Bo powiedziała, że cię kocha. - Ty głupi ośle - dodaje Tuck z uśmiechem. Kocham cię, ty głupi ośle. Zdecydowanie nie są to słowa, które chce usłyszeć mężczyzna. Pierwsze dwa - jasne. Ale trzy kolejne już niespecjalnie. - Jak mam to teraz naprawić? - pytam, wzdychając. - Szybko. Napisz jej kolejny wiersz - sugeruje Garrett. Rzucam mu groźne spojrzenie. - Nie, myślę, że Garrett może mieć rację - wtrąca Tuck. - Najlepszym sposobem na naprawienie tego, co schrzaniłeś będzie kolejny wielki gest. Co jeszcze jest na jej liście? - Nic - mamroczę. - Wykonałem wszystkie zadania. Tucker wzrusza ramionami. - Więc wymyśl coś innego. Wielki gest? Ale przecież ja jestem facetem, do cholery. Potrzebuję wskazówek. - Wellsy później tu wróci? - pytam Garretta. Uśmiecha się do mnie chytrze. - Nawet jeśli tak, nie pozwolę ci wykorzystać jej genialnego umysłu. To jest coś, co musisz zrobić sam. Następuje chwila ciszy, a później: - Ty głupi ośle - dokańczają wspólnie moi kumple.
ROZDZIAŁ 34 GRACE
Nadal jestem wściekła, gdy kilka godzin później wchodzę do budynku rozgłośni radiowej. Zazwyczaj nie trzymam w sobie urazy tak długo, ale tym razem naprawdę mam problem, żeby odpuścić. Nie mogę uwierzyć, że on myśli, że go rzucę jak przeniesie się do Munsen. Że wyrzucę go jak jakąś zabawkę, która mi się znudziła i poszukam sobie nowej. Palant. Gdy wpadam do stacji, zauważam Morrisa w kabinie realizatora. Rozmawia przez telefon przytrzymując go ramieniem i zapisując coś w notesie. Marszczę brwi, widząc że Pace i Evelyn już zdążyli zająć swoje miejsca przy mikrofonach. Pace zakłada właśnie słuchawki, poprawiając czapkę z daszkiem, a Evelyn przegląda jakieś papiery. Czyżbym się spóźniła? Przenoszę spojrzenie na zegar wiszący na ścianie. Nie. W zasadzie to jestem nawet trochę za wcześnie. Dlaczego więc Morris jest w mojej kabinie? Ruszam w jego kierunku, ale zatrzymuję się od razu, gdy dostrzegam Daisy, idącą bocznym korytarzem. Zgarnia sobie na bok grzywkę - neonowoniebieską tym razem - i uśmiecha się głupkowato, gdy mnie widzi. - Hej - witam moją współlokatorkę. - Co ty tu robisz? Wiem, że zazwyczaj nie spędza tutaj czasu, gdy ma wolne, a dzisiaj na pewno ma. - Hej. - Z jakiegoś powodu wygląda niemal na... winną. - Wpadłam przynieść wszystkim kawę. Unoszę brew.
Tłumaczenie Rylee
- Od kiedy jesteś tutaj chłopcem na posyłki? - Mrużę powieki zauważając coś interesującego. - Masz koszulkę na lewej stronie. - Milknę na chwilę. - I tył na przód. Daisy patrzy na swoją bluzkę, krzywiąc się, gdy zauważa metkę sterczącą pod szyją. A później zerka w kierunku mojej kabiny. Podążam za jej spojrzeniem i sapię gwałtownie, gdy dostrzegam uśmiechającego się do nas Morrisa. - Jasna cholera. Spotykacie się? Daisy wzdycha. - Może. Mój gniew na Logana zostaje przyćmiony jej nowinami. Nasze plany zajęć są tak niezsynchronizowane, że niezwykle rzadko jesteśmy w naszym pokoju w tym samym czasie. I o ile jest to świetne ze względu na potrzebę prywatności, to niestety wiąże się też z brakiem najświeższych plotek i dziewczyńskich rozmów. - Od kiedy? - piszczę z podniecenia. - Od kilku tygodni? - Wzrusza ramionami. - Nie powiedziałam ci, bo obie byłyśmy takie zajęte. Nie masz z tym problemu, prawda? - Oczywiście, że nie. Dlaczego miałabym mieć? - No wiesz, bo ty i Morris się spotykaliście. Śmieję się. - Raz. Jeden jedyny raz wyszliśmy gdzieś razem. I moje skandaliczne zachowanie na tej randce raczej nie zapowiadało powtórki. Uważam, że to świetnie. Naprawdę poprawiłaś mi dzień. A wierz mi, był gówniany, więc było co poprawiać. - Och, nie. Co się stało? Mój zły nastrój powraca jak upierdliwa wysypka.
- Pokłóciłam się z Loganem. I to wszystko, co mam do powiedzenia w tym temacie, bo jeśli zacznę o tym mówić, jedynie jeszcze bardziej się wkurzę, a muszę być skupiona, żeby dopilnować realizacji Głupi i Głupszy Show. Spoglądamy w stronę głównej kabiny, gdzie Evelyn przegląda się w szklance wody, poprawiając cień do powiek, a Pace, pogrążony w telefonie, odchyla się na krześle tak mocno, że przewiduję głośną katastrofę w niedalekiej przyszłości. - Boże, uwielbiam ich - oznajmia Daisy. - Chyba nigdy nie spotkałam dwójki ludzi, która byłaby tak bardzo sobą pochłonięta. Morris wychodzi z kabiny i staje obok nas, po czym zauważa koszulkę Daisy i mówi: - Słonko, jesteśmy w pracy. Okaż trochę przyzwoitości. - Powiedział facet, który zdarł ze mnie tę bluzkę w magazynie zaopatrzeniowym. - Przewraca oczami, robiąc krok naprzód. - Pójdę do łazienki, żeby doprowadzić się do ładu. Zrobiłabym to tutaj, ale boję się, że Głupszy mógłby pstryknąć fotę i umieścić na jakiejś stronie porno. - Czekaj. Głupszy naprawdę odnosi się konkretnie do jednego z nich? Myślałem, że to tak ogólnie. To który jest Głupszy? Dokładnie, gdy to pytanie opuszcza usta Morrisa, z kabiny dochodzi głośny huk. Obracamy się i widzimy Pace'a leżącego na podłodze. Tak, facet, który jakiś czas temu przekonywał mnie, że potrafi ujeżdżać byki jak wszyscy jego ziomale z Iowa, spadł z byka bez pomocy byka. Po chwili zrywa się na równe nogi i gdy widzi, że się na niego gapimy unosi ręce do góry. - Nic mi nie jest! Morris wzdycha. - Cofam pytanie. Gdy Daisy zostawia nas, by poprawić bluzkę, Morris odprowadza mnie do mojej kabiny.
Tłumaczenie Rylee
- Pierwsza słuchaczka już jest na linii - informuje mnie. - Przekazałem jej pytanie Evelyn, żeby mogła się już przygotować. Marszczę czoło. - Otworzyłeś linię zanim przyszłam? - pytam, skonsternowana. Wzrusza ramionami, wyglądając na zakłopotanego. - Przez przypadek. Chciałem zadzwonić do taty i nacisnąłem zły przycisk. Telefon zaczął dzwonić, a skoro już tam byłem, to odebrałem. Dziewczyna ma pilne pytanie do Evelyn o punkt G, więc to powinno być interesujące. Uśmiecham się szeroko. - A czy kiedyś nie było? Zajmuję swoje miejsce w kabinie. Zapalone lampki informują, że mamy już więcej oczekujących rozmów, więc włączam pierwszą lepszą i po chwili rozmowy przerzucam słuchacza do kolejki oczekujących na wejście na antenę. Zanim udaje mi się zweryfikować kolejnego chętnego do rozmowy, Pace i Evelyn zaczynają program. - Jak leci, ludziska?! - odzywa się Pace. - Słuchacie audycji „Czego ci trzeba” z Pacem i Evelyn. Evelyn pochyla się do mikrofonu. - Zanim zaczniemy, chciałabym wszystkich prosić, aby mówili dziś trochę ciszej, bo mam mega zajebistego kaca. - Patrzy na swojego partnera. - Do ciebie mówię, dupku. No to zaczynamy. - Przywitajmy naszego pierwszego rozmówcę - mówi radośnie Pace. Powiedz jak masz na imię. Ponieważ nie jestem zainteresowana przysłuchiwaniem się rozmowie o punkcie G, pochylam się do przodu, by odebrać kolejny telefon, ale natychmiast zamieram, słysząc znajomy głos. - Hej, tu Logan. Moje serce.
O mój Boże. Co on, do cholery, wyprawia? - Powiedz nam czego ci trzeba, stary. Mój chłopak odchrząkuje głośno. - Cóż, hej Pace i hej Evelyn - zwłaszcza Evelyn, bo opinia kobiety chyba będzie tu kluczowa. Mam nadzieję, że dacie mi kilka rad, co zrobić, żeby moja dziewczyna mi wybaczyła. Pace chichocze do mikrofonu. - Ooooch, człowieku. Ciche dni? - Zdecydowanie - potwierdza Logan. - A czym tak bardzo wkurzyłaś swoją kobietę? Musimy poznać szczegóły zanim sprawimy, aby spłynęła na ciebie nasza mądrość. Każdy mięsień w moim ciele napina się w oczekiwaniu na kolejne słowa Logana. Matko boska. Nie wierzę, że on ma zamiar prać nasze brudy na antenie tego głupiego programu. - W skrócie? Przedstawiłem jej swoje lęki i niepewność co do mojej przyszłości i rzuciłem kilka przypuszczeń, których prawdopodobnie nie powinienem... - Pozwól, że tutaj ci przerwę, stary - mówi, Peace pocierając swój niechlujny zarost na brodzie. - Używasz za dużo wielkich słów. Jeśli jesteś na tyle głupi, żeby do nas dzwonić, zniż się do naszego poziomu konwersacji i mów jak człowiek, bo nikt cię tu nie zrozumie. Pozdrowienia dla naszych słuchaczy! Parskam śmiechem. Och, Pace. Ty się nigdy nie zmienisz. Logan brzmi, jakby starał się nie śmiać, poprawiając swoją wcześniejszą wypowiedź: - Spieprzyłem. Powiedziałem totalne głupoty, których tak naprawdę wcale nie myślałem. Wkurzyła się i wybiegła. Pace wzdycha.
Tłumaczenie Rylee
- Laski są popieprzone. - Hej, Logan? - odzywa się Evelyn, przeciągając samogłoski. - Tak? - Masz cholernie seksowny głos. Jesteś pewien, że w ogóle chcesz być z tą dziewczyną? Bo ja jestem wolna wieczorem, jeśli jesteś zainteresowany. Zduszony kaszel wypełnia fale radiowe. - Ee. Hm, dzięki za propozycję. Ale tak, jestem pewien, że chcę z nią być. - Milknie na chwilę. - Jestem w niej zakochany. Moje serce unosi się do góry jak latawiec na wietrze. - Jestem w niej zakochany od kilku miesięcy - kontynuuje, a jego ochrypłe wyzwanie wypełnia mnie ciepłem. - Nie powiedziałem jej tego, bo bałem się, że to za wcześnie. - Stary, trzeba było jej powiedzieć. Jestem
zaskoczona
szczerą
odpowiedzą
Pace'a.
Jest
naprawdę
poruszająca. A przynajmniej za taką ją uważam, póki nie słyszę dalszego ciągu: - Gdybyś powiedział jej to podczas kłótni, od razu ściągnęłaby majtki. I nie musiałbyś teraz tyle pracy wkładać w udobruchanie jej. - A-ha - zgadza się Logan, ale znam go na tyle, by poznać sarkazm. - W każdym razie ta dziewczyna... ona jest miłością mojego życia. Jest mądra, zabawna i pełna współczucia. Wybacza ludziom nawet, gdy na to nie zasługują. Jest... - Zajebista w łóżku? - wtrąca Pace. - O, tak. Najlepsza. Boże, policzki mi płoną. - Ale seks to tylko wisienka na torcie - dodaje cicho. - Bardziej liczy się cała reszta. Kątem oka dostrzegam cień z boku. Odwracam głowę, spodziewając się Morrisa, lub Daisy stojących po drugiej stronie szyby. Ale sapię gwałtownie, spotykając spojrzenie Logana.
Ma telefon przyłożony do ucha, wytarte jeansy, kurtkę reprezentacji Briar, a jego oczy błyszczą szczerością. Nasi szanowni gospodarze też go zauważają i ich zszokowane sapnięcia wypełniają eter. - Chwila, my rozmawiamy z Johnem Loganem? - woła Evelyn. - Chwila, my rozmawiamy o Gretchen? - krzyczy Pace. Ich spojrzenia przeskakują to na mnie, to na Logana. - Nie, ja mówię o Grace - oznajmia Logan, uśmiechając się do mnie zza szyby. - O kobiecie, którą kocham. Jestem taka rozdarta. Nie wiem, czy stanąć na krześle i wykrzyczeć ja też cię kocham, czy wpełznąć pod stół z zażenowania. Duża publiczność mnie przeraża. Gdybym miała czapkę niewidkę zakładałabym ją w każde urodziny i inne ważne wydarzenia, bo nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę być w centrum uwagi. Ale nie mogę oderwać oczu od Logana. Nie mogę oddychać, ruszać się, ani sformułować jakiejkolwiek innej myśl, oprócz tej, że on mnie kocha. - W każdym razie, ja już się rozłączę - oznajmia Logan gospodarzom. Myślę, że dalej już sam sobie poradzę. Połączenie zostaje przerwane, a ja rzucam spanikowane spojrzenie centrali telefonicznej. Cholera. Powinnam wrzucić na linię kolejnego słuchacza. Na szczęście pojawia się Morris. Klepie Logana przyjacielsko w ramię, gdy przechodzi obok niego spiesząc mi na ratunek. - Idź - rozkazuje. - Ja się tym zajmę. - Jesteś pewien? Szczerzy się do mnie szeroko. - Od początku taki był plan. Myślisz, że kto ustawił ten telefon, Gretch? Wskazuje drzwi. - No idź już. Nie potrzebuję więcej zachęty. Wybiegam z kabiny i rzucam się Loganowi na szyję.
Tłumaczenie Rylee
- Nie wierzę, że to zrobiłeś. Jego śmiech łaskocze czubek mojej głowy, obejmuje mnie ramionami i kładzie swoje duże dłonie na mojej talii. - Z doświadczenia wiem, że muszę zrobić coś dużego, żeby przekonać cię, że naprawdę jest mi cholernie przykro. Odsuwam się, by spojrzeć mu w oczy. - I powinno - karcę go. - Jak mogłeś powiedzieć wszystkie te rzeczy? Ja wcale nie mam zamiaru z tobą zrywać. Nigdy. - To dobrze. Bo ja nie mam zamiaru zrywać z tobą. Nigdy. - Kładzie mi dłoń na policzku, głaszcząc go czule. - W zasadzie, to myślę, że kiedyś się z tobą ożenię. Sapię, zszokowana. - Co? - Kiedyś - powtarza, widząc moją reakcję. - Mówię poważnie, Grace. Ten związek nie jest dla mnie czymś tymczasowym. Tobie zostały jeszcze dwa lata studiów, w tym czasie będę mieszkał w Munsen, ale obiecuję, że będę przyjeżdżał, żeby się z tobą zobaczyć tak często, jak to tylko będzie możliwe. W każdej wolnej sekundzie będę twój. - Jego głos się obniża. - Jestem twój. Zasycha mi w gardle. - Naprawdę mówiłeś poważnie? To wszystko, co powiedziałeś Pace'owi? - Masz na myśli to, że cię kocham? Przytakuję. - Każde przeklęte słowo, piękna. - Milknie, wahając się chwilę, aż w końcu przełyka z trudem. - W zeszłym semestrze Hannah próbowała mi wytłumaczyć, czym jest miłość. Mówiła, że to takie uczucie, jakby twoje serce było przepełnione emocjami. Że gdy kogoś kochasz, to potrzebujesz go najbardziej na świecie, bardziej niż jedzenia, wody, czy powietrza. Tak właśnie się czuję. Potrzebuję cię. Nie mogę znieść myśli, że mógłbym cię nie mieć. Wypuszcza drżący oddech. - Jesteś ostatnią osobą, o której myślę, gdy kładę się
spać, i pierwszą, o której myślę, gdy rano otwieram oczy. Jesteś dla mnie tym wszystkim, Grace. Jego słowa, otwartość i szczerość sprawiają, że robi mi się niewyobrażalnie ciepło na sercu, ale mimo wszystko czuję wiszący nad nami cień tego, co powiedział rano. - Ale co z twoją przyszłością? Mówiłeś, że będziesz nieszczęśliwy, że znienawidzisz swojego ojca... - Przygryzam wargę. - Nie chcę, aby do tego doszło, Logan. Nie chcę, abyś zgorzkniał, czuł się bezradny i rozgoryczony... milknę. Jego palce muskają mój policzek. - Nie będę. A przynajmniej będę się starał cieszyć tym, co mam. Będzie beznadziejnie, Grace. Oboje to wiemy, ale obiecuję, że nie dopuszczę do tego, aby to nas zniszczyło. - Pomimo zapewnień, słyszę drżenie w jego głosie, które sprawia, że pęka mi serce. - To nie będzie trwało wiecznie. Jeff wróci po kilku latach i zajmie się wszystkim. Prawdopodobnie będę się czuł jak w długim, ciemnym tunelu, ale na jego końcu jest światło. A tak długo jak ty będziesz ze mną, to światło będzie też w nim. Wybucham śmiechem, przez co zranienie wypełnia jego oczy. - Myślisz, że to śmieszne? - pyta ze smutkiem. - Nie, oczywiście, że nie. Ale szkoda, że nie umieściłeś tego wszystkiego w tamtym wierszu, który mi napisałeś. Uśmiecha się miękko. - Podoba ci się, gdy tak mówię? - Uwielbiam. - Serce mi się ściska. - Uwielbiam ciebie. Jego uśmiech się powiększa. - Nawet, gdy zachowuję się jak głupi osioł? - Aha.
Tłumaczenie Rylee
- Nawet wtedy, gdy znowu zachowam się jak głupi osioł? Bo nie mogę obiecać, że tak się nie stanie. Najwyraźniej tak już ze mną jest. Czasem popełniam błędy i jestem beznadziejny, jeśli chodzi o związki. - Nie, nie jesteś. - Staję na palcach i całuję go w szczękę. - Choć bywasz trochę nieudolny w tej kwestii, to wykazujesz się też niedorzecznym wręcz talentem do wykonywania romantycznych gestów i jestem na dziewięćdziesiąt procent pewna, że jeśli znowu coś schrzanisz, nie będziesz miał problemu ze znalezieniem sposobu, aby mnie przeprosić. - Tylko dziewięćdziesiąt? - Wygląda na zmartwionego. - Cóż, wszystko zależy od tego, jak bardzo dasz ciała. Jeżeli będziesz jedynie gadał takie głupoty jak dzisiaj, to oczywiście damy sobie z tym radę. Ale jak pewnego dnia przyjdę do ciebie i w piwnicy znajdę kryjówkę seryjnego mordercy? Nie obiecuję. - Jezu Chryste, co jest z tą twoją obsesją na punkcie seryjnych morderców? - Szczerzy się do mnie. - Ej, to powinna być twoja specjalizacja. Profilowanie morderców. Cholera. To wcale nie jest taki głupi pomysł... Ale przemyślę to później, teraz unoszę ręce do góry i obejmuję Logana za szyję. - Mam pytanie. - Dawaj. - Możemy się już pocałować, czy jeszcze jesteś na etapie płaszczenia? - Zależy, czy moja dziewczyna uważa, że mogę już skończyć się płaszczyć. - Tak, Boże, skończ już. - Chwytam tył jego głowy i przysuwam jego usta do swoich. Pocałunek jest... magiczny. Zawsze tak się czuję, gdy jestem z nim. Nasze języki spotykają się w bezmyślnej plątaninie, umysł wiruje, a ciało staje w płomieniach.
- Kocham cię, Johnny - mruczę przy jego ustach. Jego śmiech ogrzewa mi twarz. Później muska moje wargi swoimi i szepce: - Ja też cię kocham, piękna.
Tłumaczenie Rylee
ROZDZIAŁ 35 LOGAN
Gdy budzę się następnego ranka, Grace wtula się we mnie we śnie i to jest najlepsze uczucie na całym cholernym świecie. Została u mnie na noc, ale poszliśmy spać dopiero po czwartej, spęczając czas na zmianę na rozmawianiu, przytulaniu i uprawianiu seksu. I nie takiego pustego, pozbawionego znaczenia na jaki pozwalałem sobie odkąd zacząłem studia. Seks z Grace coś znaczy. On nie sprawia, że czuję się pusty, lecz pełny. Wywołuje emocje, których nawet nie potrafię nazwać. Grace porusza się w moich ramionach, a ja bawię się bezwiednie kosmykiem jej włosów i okręcam go wokół palców. - Dobry. - Ziewa, podnosząc głowę. - Dobry. - Która godzina? - Dziesiąta trzydzieści. - O, nie. Zaspaliśmy? Nie masz teraz treningu? - Nie, dopiero za kilka godzin. - Och, to dobrze. Wczoraj przesadziliśmy. Grace wyskakuje z łóżka i zaczyna rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu swoich ciuchów. Szczerzę się jak głupek, bo to ja jestem odpowiedzialny za to, że jej spodnie leżą na kredensie, a koronkowe majtki na podłodze na drugim końcu pokoju. No co, pozwijcie mnie. Nic na to nie poradzę, płaszczenie sprawia, że robię się napalony.
- Mogę zabrać ze sobą Morrisa i Daisy na jutrzejszy mecz? - Wsuwa majtki po swoich długich, gładkich nogach, a ten widok tak mnie hipnotyzuje, że zapominam co mówiła, zanim nawet skończyła. Mój kutas twardnieje pod prześcieradłem, starając się zwrócić uwagę Grace. Skutecznie. Grace wzdycha, zauważając mój namiot. - Przysięgam, ty bez przerwy myślisz o seksie. - Nie będę zaprzeczał - odpowiadam, a później macham wymownie brwiami. - Dlaczego się ubierasz? Może lepiej chodź tutaj i usiądź na moim kutasie. Przewraca oczami. - Jasne. Jeśli nie masz nic przeciwko, żebym na ciebie nasikała... Gdy tylko otwieram usta, Grace celuje we mnie palcem. - Nawet się nie waż mówić, że jesteś za, bo ja nie mam zamiaru dodawać sikania do naszego życia seksualnego. Opadam twarzą na materac i śmieję się histerycznie. - Spokojnie - dukam między chichotami. - To mnie zupełnie nie kręci. Grace przykłada dłonie do klatki piersiowej i wzdycha z ulgą. - Dzięki Bogu. Po tym jak ucieka do łazienki, wstaję niechętnie z łóżka i zakładam spodnie dresowe, zastanawiając się, czy nie zaproponować obiadu na śniadanie. Po całonocnych sekscesach mam ogromną ochotę na coś tłustego, jakąś kiełbachę, albo boczek, albo... trener mnie zamorduje jeśli pojawię się na treningu słaniając się na nogach. Chodzę w kółko po pokoju, czekając na Grace, teraz to ja muszę się wysikać. Ale po chwili brzęczenie telefonu odwraca moją uwagę od niemal eksplodującego pęcherza, jednak gdy imię mojego brata pojawia się na wyświetlaczu, mój dobry nastrój znika.
Tłumaczenie Rylee
- Hej - mówi Jeff, gdy odbieram. - Możesz dzisiaj wpaść? Tłumię jęk. - Mam trening o wpół do drugiej, stary. - Więc przyjedź teraz. Do czasu twojego treningu już dawno będzie po wszystkim. - Czyli po czym? - pytam ostrożnie. - Nie mam pojęcia. Tata powiedział, że ma nam coś ważnego do powiedzenia, ale nie chciał zdradzić żadnych szczegółów, dopóki nie będziemy przy tym oboje. Marty zastępuje mnie w warsztacie, więc jestem wolny. No dalej, przyjedź, to pewnie nie potrwa długo. Rozłączam się, czując się jeszcze bardziej niepewnie, niż na początku rozmowy. Tata ma nam coś ważnego do powiedzenia? Co to, do cholery, może być? Nie mieliśmy żadnego spotkania rodzinnego od... nigdy. Nasz tata nigdy nie prosił nas na rozmowę. Nadal marszczę brwi, gdy Grace wchodzi do pokoju i zauważa wyraz mojej twarzy. - Co się stało? - pyta, zaniepokojona. Powoli kręcę głową. - Mój tata chce się dzisiaj widzieć ze mną i z Jeffem. - Dzisiaj? Ale masz trening... - Podobno nie ma to potrwać długo. Chce nam tylko coś powiedzieć. Nie wiem co. Milczy przez chwilę, przyglądając mi się uważnie. - Chcesz, abym pojechała z tobą? Jestem wzruszony jej propozycją, ale kręcę głową. - Nie wydaje mi się, aby on chciał jeszcze kogoś. - Oczywiście - mówi z uśmiechem. - Myślałam, że mogłabym poczekać w samochodzie. Jeśli to coś złego, będziesz miał kogoś, z kim od razu będziesz mógł o tym porozmawiać.
Waham się. Nie jestem pewien, czy chcę tak ryzykować i zabrać Grace do mojego taty. Ale nie chcę też jechać tam sam. - Okej - odpowiadam, wypuszczając oddech. - Ale zaczekasz w samochodzie. Nie mam pojęcia w jakim on będzie stanie, gdy przyjedziemy. Gdy piętnaście minut później wychodzimy z domu, oboje jesteśmy ponurzy, a pogoda potęguje to uczucie. Niebo jest zachmurzone, a metaliczny zapach w powietrzu zwiastuje ulewę. Mój niepokój rośnie z każdym kolejnym kilometrem, który przybliża nas do Munsen. Do czasu aż parkuję na podjeździe moje nerwy są w strzępach. - Zaraz wracam - informuję Grace i całuję ją w policzek. Kręci głową. - Nie spiesz się. - Odpina torbę i wyciąga z niej notatki. - Mam co robić, obiecuję. Nie spiesz się ze względu na mnie. Wypuszczam drżący oddech. - Okej. Minutę później wchodzę do domu bez pukania, za to mrugając gwałtownie, gdy uderza we mnie znajomy smród piwa. Przysięgam, wszystkie ściany w tym domu są nasiąknięte alkoholem. - John? - Głos mojego brata odbija się echem w korytarzu. - Jesteśmy w kuchni. Nie ściągam butów, nauczyłem się tego w dzieciństwie. Wdepnąłem w tyle kałuż, zarówno na podłodze, jak i na dywanie, żeby wiedzieć co robić, aby ochronić swoje skarpetki. Wiem, że coś się dzieje od razu, gdy wchodzę do kuchni. Jeff i tata siedzą naprzeciwko siebie przy wyblakłym, dębowym stole. Jeff pije kawę, a tata trzyma w dłoniach butelkę piwa. - Johnny, usiądź - mówi ojciec.
Tłumaczenie Rylee
Piwo nie wróży niczego dobrego, ale tata przynajmniej brzmi i wygląda na trzeźwego. A mówiąc trzeźwy, mam na myśli, że nie leży w kałuży swoich wymiocin. Bez słowa siadam na wolnym krześle. Patrzę na mojego brata. Czekam. - Wczoraj odwiedził mnie Chad Jensen. Mój zszokowany wzrok powraca do mojego ojca. - Co? Mówisz poważnie? Dlaczego, do cholery, trener miałby rozmawiać z moim ojcem? Tata przytakuje. - Zadzwonił, pytając, czy może wpaść pogadać. Powiedziałem, że jasne, czemu nie. Wciąż jestem w ciężkim szoku. Mój trener przyjechał do Munsen, aby spotkać się z moim ojcem? - Nie wiedziałem o tym - zapewnia szybko Jeff, widząc wyraz mojej twarzy. - Byłem u Kylie, gdy przyjechał, a tata powiedział mi o tym chwilę wcześniej. Ignoruję tłumaczenia Jeffa. - Czego on chciał? - pytam podejrzliwie. Policzki taty zapadają się, jakby zgrzytał zębami. - Przyjechał, aby omówić możliwe rozwiązania. - Rozwiązania czego? - Twojej sytuacji po ukończeniu studiów. - Jego spojrzenie spotyka moje. - Zapewnił mnie, że nie ma zamiaru lekceważyć, ani przekraczać żadnych granic, i że rozumie, że wypadek i jego następstwa były traumatycznym przeżyciem dla naszej rodziny. I że wie, dlaczego musisz przejąć warsztat i zająć się domem. - Jego palce zaciskają się na butelce. - Ale wyraził nadzieję, że może jest szansa, abyś mógł jednocześnie grać w hokej i pomagać swojej rodzinie.
Moje dłonie zaciskają się w pięści. Wiem, że trener chciał dobrze, ale po co, do cholery, się wtrąca? - Zapytał mnie też, dlaczego nie starałem się o grupę inwalidzką i zasiłek, skoro wypadek pozbawił mnie zdolności do pracy. Pieprzony Jensen. On absolutnie przekroczył granice. - Twój trener nie ma pojęcia, że jestem alkoholikiem, co? - mruczy, nie patrząc już na mnie. Wzrok ma wlepiony w swoje drżące dłonie. - Nie, nie wie - odpowiadam cicho. - Powiedziałem mu jedynie o wypadku. I to tylko dlatego, żeby dał mi spokój i przestał wiercić dziurę w brzuchu o wejście do draftu. Tata ponownie unosi wzrok i patrzy mi w oczy. - Powinieneś był mi powiedzieć, że nie zgłosiłeś swojej kandydatury. - A co by to zmieniło? - Wszystko - odgryza się. - Czuję się wystarczająco gównianie ze świadomością, że rano budzę się w czystej bieliźnie tylko dlatego, że mój syn mnie przebrał i położył do łóżka jak jakiegoś pieprzonego smarkacza. - Jego spojrzenie przenosi się na Jeffa. - I że mój drugi syn prowadzi za mnie interes, bo sam nie jestem w stanie. A teraz mówisz mi, że myliłem się myśląc, że żadna drużyna cię nie chce, bo ty zwyczajnie odrzuciłeś możliwość grania gdziekolwiek, a nawet w pieprzonym Bruins, tylko po to, aby zająć się swoim żałosnym ojcem? Oddycha ciężko, ściskając butelkę piwa tak mocno jakby chciał ukręcić szyjkę. Później podnosi ją do ust, bierze łyka i odstawia z powrotem na stół. Wymieniamy z Jeffem nieufne spojrzenia, na co ojciec jęczy przeciągle. - Nie patrzcie tak. Muszę to pić, bo gdy ostatnim razem starałem się rzucić z dnia na dzień, trafiłem do szpitala z atakiem wywołanym zespołem abstynencyjnym. Łapię zszokowany oddech. Jeff robi to samo.
Tłumaczenie Rylee
Tata patrzy to na mnie, to na mojego brata, a następnie odzywa się głosem, przepełnionym rozpaczą. - Idę na odwyk. Jego oświadczenie zostaje powitane przez ciszę. - Mówię poważnie. Rozmawiałem z kimś z państwowej placówki, w której byłem ostatnim razem i poprosiłem, aby wpisali mnie na listę oczekujących, a oni powiedzieli mi, że otworzyli nową listę dosłownie pięć minut przed moim telefonem. - Prycha. - Jeśli to nie jest znak od Boga, to już sam nie wiem co. Nadal nic nie mówimy. Słyszeliśmy tę gadkę już nie raz. Wiele, wiele razy. I nauczyliśmy się, aby nie rozbudzać w sobie nadziei zbyt szybko. Tata wyczuwa nasze obawy i wyostrza ton: - Tym razem będę się trzymał zaleceń. Zrobię to porządnie. Po dłuższej chwili Jeff odchrząkuje. - Jak długi jest ten program? - Sześć miesięcy. Unoszę brwi. - Tak długo? - Z moją historią choroby? Uważają, że tak będzie najlepiej. - Hospitalizacja? - dopytuje Jeff. - Tak. - Tata posyła mu zbolałe spojrzenie. - Najpierw dwutygodniowy detoks. Cholera. Nie mogę się tego doczekać. - A później kręci głową, jakby chciał wyrzucić takie myśli ze swojej głowy. - Ale zrobię to. Zrobię i będę się tego trzymać. A dlaczego? Bo jestem waszym ojcem. Wstyd wylewa się z niego niemal namacalnymi falami. - Moje dzieci nie powinny się mną zajmować. To ja powinienem dbać o was. - Posyła mi twarde spojrzenie. - Nie powinieneś poświęcać dla mnie swoich marzeń. - Później odwraca się do Jeffa. - Ty też nie.
- No dobra - odzywa się Jeff, brzmiąc na zmęczonego. - Ale co z warsztatem? Nawet jeżeli program faktycznie przyniesie rezultaty, i tak nie będziesz mógł pracować ze względu na nogi. Możesz zajmować się papierkową robotą, ale nie autami. - Będę ubiegać się o rentę. - Milknie na chwilę. - A warsztat sprzedam. Mój brat nie wygląda na zachwyconego z tego powodu, a ja nadal jestem wstrząśnięty tym, co przed chwilą usłyszałem. - Ale ja chcę prowadzić ten interes, gdy wrócę - podkreśla Jeff. - W takim razie zatrudnimy kogoś, kto będzie tu pracował, dopóki nie wrócisz. Coś wymyślimy. Ale to nie powinien być twój brat, Jeff. Ani ty, jeśli nie chcesz. - Ojciec wstaje powoli, a później chwiejąc się podchodzi do laski opartej o ścianę. - Wiem, że już to wszystko słyszeliście. Wiem, że muszę dać wam coś więcej, niż kilka obietnic, żebyście potraktowali mnie poważnie. Ma rację. - Ktoś z ośrodka przyjedzie po mnie za jakąś godzinę - mówi szorstko. Muszę się spakować. Jeff i ja gapimy się na siebie, oniemiali. Jasna cholera. On naprawdę ma zamiar pójść na odwyk. - Nie oczekuję wielkiego pożegnania, ale mam nadzieję, że będziecie czasami dzwonić i informować jak sobie radzicie. - Przenosi spojrzenie na Jeffa. - Porozmawiamy o warsztacie, gdy skończę się pakować. Nie jestem pewien, czy powinniśmy od razu go zamknąć na czas, kiedy mnie nie będzie, czy chcesz jeszcze trochę tu popracować. Niemniej, jeśli zdecydujemy się zamknąć go od razu, dobrze by było pociągnąć chociaż do końca tygodnia i zakończyć wszystkie bieżące zlecenia. Jeff kiwa głową, wyglądając na oszołomionego. - A ty... - Przekrwione oczy mojego ojca skupiają się na mnie. - Lepiej żebyś pojechał na to spotkanie do Providence Bruins. Jensen mówił, że masz duże szanse, że wezmą cię do drużyny, więc nie spieprz tego.
Tłumaczenie Rylee
Tak długo milczałem, że mija chwila, nim odnajduję głos. - Nie spieprzę - obiecuję szczerze. - Dobra. Mam nadzieję, że mi o tym opowiesz, jak zadzwonię za dwa tygodnie. Prawdopodobnie wcześniej nie będę mógł się odezwać ze względu na detoks. - Jego głos jest zachrypnięty. - A teraz spadaj stąd, John. Twój brat mówił, że niedługo masz trening. Jeffrey, my porozmawiamy za chwilę. Zaraz później odchodzi i słyszymy jego oddalające się kroki na korytarzu. Nagle czuję się tak oszołomiony na jakiego wygląda Jeff i znowu patrzymy się na siebie bez słowa. - Myślisz, że tym razem to jest na poważnie? - pyta Jeff. - Na to wygląda - odpowiadam, ale znajome wątpliwości nie dają tak łatwo za wygraną. - Myślisz, że tym razem pozostanie trzeźwy? - Cholera. Mam nadzieję. Tak, ja też. Ale w przeszłości ojciec zawiódł nas zbyt wiele razy, byśmy od razu uwierzyli w jego obietnice i rzekomą determinację. Cyniczna część mnie uważa, że będziemy powtarzali te rozmowę za rok, może dwa, może pięć. I może naprawdę będziemy. Może za pół roku on wróci do domu trzeźwy i od razu zacznie pić. A może nie. Tak czy inaczej, jestem wolny. I świadomość tego uderza we mnie z taką siłą, że niemal spadam z krzesła. Nie będę musiał się tu przeprowadzać. Nie będę musiał tu pracować. Tata dostanie zasiłek, warsztat zostanie sprzedany, albo zajmie się nim ktoś inny, dopóki Jeff nie wróci. A ja będę wolny. Zrywam się na równe nogi. - Muszę iść. Moja dziewczyna czeka na mnie w samochodzie. Jeff mruga. - Masz dziewczynę? - Tak. Przedstawię ci ją innym razem. Teraz naprawdę muszę już iść. - John. - Jego głos zatrzymuje mnie, zanim otwieram drzwi.
- Tak? - Dasz mi podpisaną koszulkę, gdy dostaniesz się do drużyny? Uśmiech rozciąga się na całej mojej twarzy. - Możesz uznać, że już ją masz. Wychodzę z domu słysząc za placami śmiech mojego brata. Gdy jestem na werandzie widzę Grace siedzącą w samochodzie. Stopy ma oparte na desce rozdzielczej, a wzrok utkwiony w notatkach. Ale musiała zauważać mnie kątem oka, bo podnosi głowę i spogląda w moim kierunku. A ja muszę szczerzyć się jak idiota, bo gdy Grace dostrzega wyraz mojej twarzy, na jej ustach pojawia się seksowny uśmiech. Schodzę z werandy i biegnę do niej. Wiatr jest bardziej porywisty, niż rano. Drzewa kołyszą się złowieszczo. Chmury zmieniły się w ciemne, gęste masy spiętrzone nad moją głową. Niebo jest tak ciemne, że niemal czarne. A jednak moja przyszłość nigdy nie wyglądała jaśniej.
Tłumaczenie Rylee
EPILOG GRACE
Dwa lata później.
Rany, ta loża dla vipów na TD Garden jest naprawdę nieziemska. Czuję się jak królowa pozdrawiająca swoich poddanych z balkonu. Wystarczy, że trochę się wychylę na moim skórzanym fotelu i widzę z góry całą arenę - tysiące krzyczących fanów hokeja wypełniających siedzenia, bezkresny ocean twarzy w czarno-żółtych barwach, okazjonalnie przeplatających się z biało-turkusowymi koszulkami kibiców Sharks. - To takie ekscytujące - szepcze mi do ucha Hannah i wiem, że specjalnie mówi tak cicho, aby nie usłyszały jej trzy żony sączące piwo kilka metrów dalej i żeby znowu nie zaczęły się z nami drażnić z powodu naszego nowego statusu. A raczej mojego. To pierwszy sezon Logana w Boston Bruins - przez rok po college'u grał w Providence, aż w końcu kadra zdecydowała, że jest gotowy, by przejść do NHL. Ponieważ Garrett zadebiutował w drużynie już w zeszłym roku - przy okazji, cóż to był za debiut! - myślałam, że Hannah jest już starą wyjadaczką i loża dla vipów jest jej drugim domem. Ale wyznała mi, że dzisiaj pierwszy raz w ogóle tu weszła. Wcześniej była zbyt onieśmielona, by siedzieć tu sama. Odkąd tu przyszłyśmy, nie możemy przestać się zachwycać. Za każdym razem, gdy reszta siedzących tu osób skupia uwagę na czymś innym, „ochamy”
i „achamy” co chwilę na coś innego. Na prywatny barek w rogu pokoju. Przekąski. Fotele. Widok. Jestem pewna, że po kilku meczach nauczymy się powstrzymywać podobne reakcje, ale nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek przyzwyczaiła się do takich luksusów. - Cały czas mam wrażenie, że zaraz wejdzie tu ochrona i nas stąd wywali - odpowiadam szeptem. - Nigdy w życiu nie czułam się równie nie na miejscu. Hannah śmieje się miękko. - Ja też. Ale w końcu przywykniemy. - Jej zielone oczy nagle skupiają się na lodowisku pod nami. Zawodnicy wjeżdżają na lodowisko i od razu wiem, w którym momencie Hannah dostrzega Garretta, bo cała jej twarz się rozpromienia. Nie mam wątpliwości, że ja wyglądam dokładnie tak samo, gdy patrzę na Logana. - Myślisz, że trener da im dzisiaj pograć? - zagaduje mnie Hannah. Zastanawiam się chwilę. - Loganowi pewnie jeszcze nie za długo. Ale Garrettowi na pewno. On i Lukov w zeszłym sezonie byli nie do powstrzymania siłami natury. Wspomnienie o Shane Lukovie wywołuje mój uśmiech. Gdy poznałam go osobiście w te wakacje, przez dziesięć minut drażnił się ze mną niemiłosiernie. Przez poparcie jakie dał Loganowi podczas wypełniania ostatniego punktu na mojej liście, uważa, że to dzięki niemu ja i Logan jesteśmy razem. - Dobra, muszę cię o coś zapytać, tylko nie wciskaj mi kitu. - Hannah pochyla się bliżej. - Czy ty teraz naprawdę kochasz hokej, czy to tylko ze względu na Logana? Zaciskam usta, żeby się nie roześmiać. - Cóż... na pewno go nie nienawidzę. I zdecydowanie nie uważam, żeby był nudny, ale... - Obniżam głos do szeptu. - Nadal wolę oglądać futbol. Hannah parska śmiechem.
Tłumaczenie Rylee
Ale ciemnowłosa kobieta, która siada obok mnie nie jest tak rozbawiona moją odpowiedzią. - Wstydź się, Grace Ivers - karci mnie mama Logana. - Myślałam, że udało nam się ciebie nawrócić. - Przykro mi, Jen, jeszcze nie. Wzdycha. - Cóż, dobrze chociaż, że dodałaś to „jeszcze”. Czyli jest dla ciebie nadzieja. Razem z Hannah śmiejemy się pod nosem. Uwielbiam mamę Logana. Jest miła, zabawna i niesamowicie wspiera swojego syna. Jej mąż, David, z kolei jest najbardziej flegmatycznym i pozbawionym wyrazu człowiekiem, jakiego w życiu spotkałam, ale jest tak dobry dla Jen, że po prostu nie można go nie lubić. I jeśli mam być szczera, ojciec Logana również mnie do siebie przekonał. Jest trzeźwy od dwóch lat i jego determinacja w utrzymaniu tego stanu w ogóle nie słabnie. Czasem nie mieści mi się w głowie, że ten uroczy człowiek, którego poznałam, to ta sama osoba, po której Logan sprzątał podłogę. Ale ponieważ Jen nadal nie chce widywać się z byłym mężem, rodzice Logana ustalili, że nie będą przychodzić na te same mecze. Ta zasada tyczy się również wizyt w naszym, położonym między Hastings, a Bostonem, mieszkaniu. Oboje mają do nas jakieś pół godziny jazdy, więc często nas odwiedzają. Myśleliśmy o zamieszkaniu razem od dawna, ale wcieliliśmy te plany w życie dopiero w tym roku, gdy skończyłam studia. Hannah i Garrett już tu mieszkają, w pięknej, zabytkowej kamienicy, którą pomagałam Hannah urządzić. - Wiesz, to jest niesamowite... - rozmyśla Hannah. - Garrett powiedział mi kiedyś, że od pierwszego roku studiów on i Logan mówili o tym, że chcą razem
nosić koszulki Boston Bruins. A teraz to naprawdę się dzieje. - Uśmiecha się miękko. - Czasami marzenia naprawdę się spełniają. Podążam za jej spojrzeniem i czuję jak kąciki moich ust unoszą się do góry, gdy widzę, jak mężczyzna, którego kocham, w koszulce, którą on kocha, mknie po lodowisku, wywołując ryk tłumu. - Tak - mówię cicho. - Czasami marzenia naprawdę się spełniają.