Rozdział 1 Powinnam się wstydzić, że idę do sex-shopu z portfelem pełnym gotówki, którą moja babcia wysłała mi na dwudzieste piąte urodziny? Albo, że ...
22 downloads
27 Views
1MB Size
Rozdział 1 Powinnam się wstydzić, że idę do sex-shopu z portfelem pełnym gotówki, którą moja babcia wysłała mi na dwudzieste piąte urodziny? Albo, że planuję wydać te pieniądze na nowy wibrator, ponieważ w tamtym nastąpiło zwarcie w wannie? Poprawiam swoją torebkę i ciągnę ponad głowę, moje ciemne, blond włosy, ukrywając tożsamość w razie wystąpienia poważnego kryzysu – zobaczenia kogoś, kogo znam. Wzdycham, przełykając ostatnie uncje świętoszka znajdującego się we mnie i wkraczam do sklepu. Normalnie, wystarczyłoby jedno kliknięcie na Amazonie, ale po dwóch tygodniach bez B.O.B – i rok bez prawdziwego chłopaka – jestem zdesperowana. Niby dlaczego miałabym płacić za wysyłkę następnego dnia, skoro sex-shop był na mojej drodze z domu do pracy? Ktoś jęczy, a ja staję bez ruchu. Co do cholery? Czy ludzie faktycznie wypróbowują te zabawki? Nie, to nie ma sensu. To jest porno. To musi być porno. Ten sam jęk wypełnia sklep ponownie, i jeszcze raz. Powtórzenia są rytmiczne, jakby zacięła się płyta. -Chodź tu kochanie, ona się zatrzyma – woła ktoś zza lady, ukryty za wystawą ze świecącymi w ciemności prezerwatywami. Oh, smakowymi również. Ona się zatrzyma? Mrugam, moje nogi są wciąż zamrożone i wtedy do mnie dociera, że jęki kobiety w agonii ekstazy, to dźwięk dzwonka. Dopasowane. Bardzo dopasowane. Wchodzę do środka i rozglądam się. Nigdy nie byłam w sex-shopie, choć nie mam nic przeciwko nim. Z powodu braku prawdziwego faceta w moim życiu, zaczęłam polegać na tego typu rzeczach, ale zawsze zamawiałam przez internet. Tam jestem anonimowa, w każdym razie? -Może pomóc ci coś znaleźć? - pyta kobieta za ladą. Na jej plakietce widnieje napis „Vixen”*. To musi być fałszywe imię pracownika sex-shopu, prawda? Kobieta jest niska i pulchna z włosami do ramion w różnych odcieniach czerwieni. Wpatruje się w nie trochę za długo, zanim zmieniam kierunek mojego spojrzenia. Spodobały mi się, ale mój szef uznałby mnie za sukę, gdybym pokazała się w pracy z kolorowymi włosami. -Tylko się rozglądam – mówię i przypominam sobie, by nie czuć się zakłopotaną. Ta kobieta pracuje przecież w świecie zabawek dla dorosłych. Widziała to wszystko, a nawet więcej. Mimo to, jest coś,co sprawia, że samotna kobieta chodząca do jednego z takich miejsc, czuje sie, jakby całe
społeczeństwo wytykało ją palcami. Dobra, pieprzyć was i wasze normy społeczne. Podchodzę do przodu i skręcam w lewo, schodząc do alejki z grami dla kochanków. Grami, które wymagają dwóch ludzi. Albo trzech.... albo czterech, lub więcej – jak mówi przód pudełka. Przyglądam się uważnie dolnej części alejki, ciekawość zastępuje zakłopotanie i zaczynam myśleć o dniu, kiedy przyjdę tu z chłopakiem i kupimy coś perwersyjnego na noc. Jadalna bielizna? Nie, przewidywalna i prawdopodobnie lepka. Zatyczka analna? Moje policzki zaciskają się na samą myśl. Nie, zdecydowanie nie. Kajdanki, przepaski na oczy, pejcze? Wciąż przewidywalne, ale czegoś jestem w stanie spróbować. Przechodzę przez wystawę damskiej bielizny tłumiąc śmiech na widok męskich stringów ze słoniem trzymającym wałek i znajduję to czego szukam. Uśmiecham się, kiedy zauważam półki pełne wibratorów i sztucznych penisów. Podnoszę je, szukając w pudełkach... naprawdę nie wiem czego. Wskazówka? Zdecydowanie szukam czegoś wodoodpornego. -To jest dobre – mówi Vixen zaskakując mnie. Ta kobieta jest jak kot. Nie słyszałam, kiedy podchodziła – mam to i kocham. -Dobrze wiedzieć – mamroczę. -Mój mąż także lubi używać go na mnie. Możesz ładować go na ścianie i jest super cichy, więc dzieci nie będą słyszeć, nawet jeśli są w sąsiednim pokoju. Wiem, że moje oczy natychmiast robią się duże jak spodki. Nie potrafię odwrócić się i spojrzeć na nią. Mrugam, próbując powiedzieć coś, co rozładuje napięcie. -Jest wodoodporny? - wyskakuję. -Założę się, że tak. Ma też różnorodne ustawienia. Chcesz, żebym pokazała ci jak pracuje? Bierze egzemplarz próbny i przez jedną przerażającą sekundę myślę, że zamierza podciągnąć spódnicę i dosłownie pokazać jego działanie. Moje serce uspokaja się w klatce piersiowej, kiedy włącza przycisk, przekręcając tarczę. -Słychać coś? Prawie nic. -Jest fajny – mówię – wezmę go. Uśmiecha się. - Pójdę to skasować, więc możesz dalej oglądać. -Nie, na dzisiaj wystarczy. -Okej – odwraca się i podchodzimy do lady w krępującej ciszy.
Staje przy kasie, a ja grzebię w mojej torebce, poszukując portfela. Panikuję na moment, gdy zdaje sobie sprawę, że nie patrzyłam na cenę wibratora „Milczącego rycerza” i mam nadzieję, że mam dość gotówki, by go kupić. Mogłabym użyć mojej karty, na której znajdowała się reszta pieniędzy, ale byłam bliska wykorzystania jej całej – podobnie jak drugiej – i muszę minimalizować wydatki do dnia wypłaty pod koniec tygodnia. -To – mówi Vixen i chwyta małą, białą butelkę pokrytą czerwonym Xs i Os – jest genialne. Wystarczy położyć trochę na swoją łechtaczkę przed zabawą i zwiększyć przyjemność. - Zmuszam się, by powstrzymać rumieniec. Słuchanie kogoś, kto mówi o tym tak otwarcie jest pokrzepiające, ale trochę niespodziewane. -Po trzech dzieciach – idzie dalej i skanuje wibrator. Patrzę szerokimi oczami, gdy całkowita cena pojawia się na małym ekranie – dzięki Bogu. Mam wystarczająco dużo gotówki, by za niego zapłacić i odebrać jedzenie w drodze do domu. – Potrzebuję małego wzmocnienia, zanim razem z mężem dojdziemy i zabrudzimy, wiesz? -Taak – mówię i rozpinam mój portfel. Uważałam siebie za otwartą księgę, ale słuchając, jak Vixen mówi o każdym szczególe swojego życia seksualnego, mam jeszcze wiele do otwarcia. Płacę i biorę torbę. -Baw się dobrze wieczorem – mówi Vixen, gdy odwracam się do wyjścia. -Będę, dziękuję – odpowiadam automatycznie, zanim zdaje sobie sprawę, że odnosi się do mnie, jakby miała trochę czasu sam na sam z moim nowym neonowo-różowym najlepszym przyjacielem. Cokolwiek. Uśmiecham się i potrząsam głową – Miłej reszty dnia. -Kończę za godzinę – mówi – dam radę. Umieszczam torebkę z powrotem na moim ramieniu, nie będąc pewna, co sprawia, że jest ona taka ciężka. Otwieram drzwi, które sygnalizują to cenzurowanych jękiem. Przenoszę jedną stopę przez próg, gdy dwie kobiety zbliżają się, zatrzymują i przesuwają w bok, aby mnie przepuścić. -Felicity? - jedna z nich pyta. Mimowolnie, moja głowa odwraca się do źródła mojego imienia. Mój mózg reaguje o milisekundy za późno, przypominając mi, że bycie zauważonym było poważnym kryzysem numer jeden. Jednak, gdy tylko widzę anielską twarz Mindy kurwa Abraham– jestem w poważnym kryzys numer dwa, ponieważ widzę ją zawsze i wszędzie, będąc sama, kilka miast od miejsca, w którym dorastaliśmy. To niewiarygodne jak jedno spojrzenie na osobę może przywołać tyle uczuć. Natychmiast wracam do czasów liceum, gdy ona siada do popularnego stołu po dwóch dniach bycia nową, podczas gdy ja od dwóch lat próbuję sprawić, by te dzieci zapamiętały chociaż moje imię. Czuję się, jak wtedy, kiedy zobaczyłam
ją obściskującą się z Todd'em Overman'em, moim crushem od siódmej klasy. Zawsze byłam pewna, że w końcu ujrzy urok frajerskiej dziewczyny i zrobi ze mną dużo dzieci. Patrzenie na jej nieskazitelną skórę i doskonałe włosy przypomina mi o wszystkim, do czego nie chciałam już wracać, wszystkim czym dalej nie jestem i jak nieuczciwe jest to, że ludzie tacy jak Mindy kurwa Abracham idą do przodu ze swoim życiem, będąc po prostu ładnym. Od dnia, kiedy spotkaliśmy się niemal dziesięć lat temu, osobistą misją tej kobiety stało się być wyżej ode mnie we wszystkim. Nie robiła tego specjalnie. Ona po prostu z natury jest lepsza ode mnie i to sprawia, że nienawidziłam jej jeszcze bardziej, kiedy byłyśmy nastolatkami. Wystarczy jedno spojrzenie i moje poczucie własnej wartości, które budowałam przez ostatnie lata roztrzaskuje się. Dopiero, gdy dorosłam, ostatecznie zaakceptowałam siebie – w pewnym stopniu. Wciąż mam drogę wyjścia, wiem... mogę przyjąć z pokorą wady, unosząc w górze swoją flagę dziwoląga z dumą. Jednak stojąc tu, czuję się jak szesnastoletnia dziewczyna, która przyciska notebooka do swojej piersi mrugając, by cofnąć łzy i czując wstyd na policzkach, przysłuchując się wszystkiemu. Kurwa. Po niefortunnym wypadku przy MIT, ukończyłam lokalny college spędzając kilka lat w klasie z Mindy kurwa Abraham. Nigdy nic do mnie nie powiedziała, nigdy nie doprowadziła mnie do łez. -Nie – mówię i przeszukuję swoją torebkę. Palce chwytają pasek, gdy ja nieprzytomnie walczę z zawartością, by znaleźć okulary przeciwsłoneczne. Ranię się w twarz, kiedy w pośpiechu je zakładam. - Musiałaś mnie z kimś pomylić. -Oh, przepraszam – mówi Mindy i przechodzi przez próg– masz znajomą twarz. -Dużo osób mi tak mówi – odpowiadam kłaniając się i ruszam. -Przysięgam, że to ona – szepcze do Mindy druga kobieta. Idę dalej, zatrzymując się dopiero obok mojego Mailbu. Naciskam guzik przy drzwiach i rzucam się na siedzenie kierowcy wydychając powietrze. Wstydzę się trochę, że pozwoliłam sobie cofnąć się tak łatwo. Potrząsam głową, kładę paczki na siedzenie obok mnie i uruchamiam samochód. Jestem spokojna, kiedy zaczyna lecieć Taylor Swift, przypominając mi, że mam to wszystko olać*. Łapię Taco Bell po drodze. Im bliżej mam do domu, tym myślę coraz więcej o wypróbowaniu nowego wibratora. Wjeżdżam do wąskiego garażu przeznaczonego dla mojego domu i przesuwam samochód na boki, próbując uniknąć uderzenia w rower.
-Cześć, Panie Pazur – mówię do grubego, pomarańczowo-białego kota, kręcącego się wokół mojej kostki, gdy idę do domu. Zrzucam moje czarne buty na obcasach i przechodzę przez pralnie do kuchni siadając przy małej wysepce. Zaczynam wcinać swoje jedzenie, jednocześnie rozpakowując wibrator. Jestem bardziej podekscytowana, niż powinnam być po jego całkowitym naładowaniu. Rzucam go na łóżko, zostawiając na później. Wykonuję najpotrzebniejsze prace domowe, a potem loguje się na swój komputer. Kusi mnie, by zobaczyć profil Mindy na facebooku, ale ostatecznie rezygnuję. Nic dobrego nie wychodzi ze śledzenia on-line i nie chcę mieć do czynienia z chorymi uczuciami widząc, jakie jej życie jest perfekcyjne. Ale hej, to nie tak, że moje życie jest złe. Jestem nowa w tym mieście, przeniosłam się sześć miesięcy temu do pracy. Nie miałam jeszcze żadnych dobrych przyjaciół, oprócz mojego szefa i jego chłopaka, ale nie martwiłam się tym szczególnie. Wiedziałam, że w końcu się zaprzyjaźnię. Poza tym, często rozmawiałam z moją najlepszą przyjaciółką Erin przez internet lub wiadomości tekstowe. Miałam też liczną grupę internetowych przyjaciół graczy. Nie mogłam poskarżyć się na bycie samotną, choć było tak z całą pewnością. Piszę Erin wiadomość o moim niewiarygodnym przeżyciu w sex-shopie (jej nienawiść do Mindy jest prawie tak głęboka, jak moja), a następnie sadowię się przy komputerze grając w League of Legends przez godzinę lub coś koło tego. Pan Pazur kuli się na moich kolanach nie przeszkadzając mi w rozmowie, ale wydając gniewny pomruk podczas gry. O drugiej w nocy zdaję sobie sprawę, że muszę umieścić swój tyłek w łóżku, albo rano będę się z niego wywlekać. Zastanawiam się, czy nie pominąć mojego nowego rutynowego planu, którego staram się trzymać – to nie tak, że potrzebuję dużo – potrafię spać 45 minut i będzie okej. Przebieram się w piżamę i wskakuję do łóżka szukając wibratora, która zaplątał się w prześcieradło. Podnoszę go i owijam palce wokół gumowej końcówki zagryzając wargę. Cóż, lepiej się śpi po dobrym orgazmie.
*Vixen – znaczy Lisica. *Piosenka Taylor Swift „Shake it off”
Rozdział 2 -Jakie masz plany na weekend- Mariah pyta mnie następnego dnia w pracy. Ziewam i spoglądam na już drugi kubek kawy. Jeden dobry orgazm nie wystarczył i zapominałam o przeszłości do późnych godzin. To zdecydowanie nie był mój najlepszy moment. Mój nadgarstek bolał jako symbol wczorajszego wstydu. -Idę do domu mojego brata na imprezę przedmałżeńską*. Cóż, nie jego jak sądzę, tylko narzeczonej. Mojej przyszłej szwagierki – dodaje unosząc brwi. Mariah śmieje się, a na jej twarz opadają truskawkowe blond włosy. -Rozumiem, że jej nie lubisz? - Odwracam się do swojego komputera, obracają krzesło, które wydaje skrzypnięcie. -Po prostu jej nie znam, to wszystko. Dziwne, że mój brat spędzi resztę swojego życia – lub weźmie rozwód – z dziewczyną, którą widziałam tylko kilka razy. Zamierza być częścią naszej rodziny, będzie spędzać z nami święta Bożego Narodzenia, Wielkanoc i święto Dziękczynienia.... oraz inne święta o których nie potrafię teraz myśleć. Na zawsze. Mariah, która jest zamężna od dziesięciu lat i ma dwójkę dzieci śmieje się jeszcze raz. - Nienawidzę żony mojego brata – mówi łagodnie – jest totalną suką. Żartujemy z niej, ponieważ mój brat trwoni wszystkie pieniądze, nie odkładając niczego na czarną godzinę. Wszyscy czekamy na rozwód. Mam nadzieję, że nastąpi zanim ona zajdzie w ciąże. -A co z tobą – pytam – jakieś zabawowe plany? - Mariah kładzie dłonie na klawiaturze. Pisze tak samo szybko, jak mówi. -Zabieramy dzieci na plażę i do dziecięcego muzeum. Powinno być fajnie, a dodatkowo będą wymęczeni, gdy dojedziemy do domu. To okropne, prawda? Nie mogę się doczekać, kiedy moje dzieci będą wyczerpane i ciche. Uśmiecham się. – Chłopcy mają osiem lat? -Dziewięć – jej stalowo-niebieskie oczy rozszerzają się – nigdy się nie zatrzymują. Naciskam enter i czekam na załadownie strony, którą tworzę. -Powinnam czuć się źle, że nie mogę się doczekać ich pory spania, prawda? mówi Mariah – naprawdę kocham te dzieci. -Nie, ja jestem wyczerpana po umyciu kuwety i przygotowaniu kociego
jedzenia. Wszystko z tobą w porządku. - Mariah uśmiecha się do mnie i wraca do pracy. Przerwę na lunch mam dopiero za dwie godziny, więc dołączam do niej. Tworzę od podstaw, niestandardową stronę internetową dla firmy ogrodniczej, która dała mi dużo luzu odnośnie projektu. Zakładanie witryn jest bardzo łatwym zadaniem i szybko robi się nudne. Na szczęście ta praca powoduje mały stres, jest dobrze płatna i nie muszę spotykać się z ludźmi osobiście, co jest największym zwycięstwem. Projektuję grafiki po to, by przesłać je do dyrektora artystycznego dla aprobaty, a następnie spędzam resztę poranka dostosowując HTML dla klienta. W końcu zabieram swój lunch do pokoju socjalnego i siadam przy dużym drewnianym stole, nad którym znajduje się przewód wentylacyjny. Zaczynam drżeć. Ten pokój jest zdecydowanie najlepszy jaki miałam do tej pory w pracy, z barem szybkiej obsługi, lodówką pełną darmowych napojów, oraz pączkami i bajglami w każdy poranek. Poza tym jest czysty i udekorowany. Tak powinien wyglądać każdy pokój socjalny dużej spółki. Wcinam jedzenie, kiedy Erin pisze mi wiadomość dotyczącą naszych strojów na Wizard World* w Chicago, podczas tego lata. Chce się przebrać za Sailor Jupiter*– znowu. „Przebierzmy się w zamian za Supermana i Batmana. Wybierzesz pierwsza” Odpowiada „Masz na myśli Catwoman i Wonder Woman, prawda?” Potrząsam głową, gdy gryzę kanapkę z indykiem. „Nie, damskie wersje facetów”. Nie odpowiada przez minutę i wiem, że to rozważa. W końcu zgadza się i planujemy wymyślić koncepcje kostiumów, gdy będę w mieście przez weekend. -Hej, Felicity – mówi Cameron, a ja obracam się uśmiechnięta. -Hej – odpowiadam, gdy kończę żuć – co tam panie prezesie? Cameron macha ręką w powietrzu – Nic, nic... co tam u ciebie? Twoje włosy wyglądają super słodko dzisiaj. Unoszę brew opuszczając moją kanapkę. Mam rozczochrany, francuski warkocz. - Czego chcesz? On nigdy nie chwali moich włosów. Nawet wczoraj plotkował o moich rozdwojonych końcówkach i braku objętości. Cameron przechodzi przez pokój socjalny i siada naprzeciwko mnie. Ubrany jest, jakby właśnie miał sesję zdjęciową dla Ralph Lauren w codziennych, biznesowych ubraniach i pachnie, jak jedna z tych wód kolońskich reklamowanych w magazynach. Zawsze tak wygląda. -Cóż, jak wiesz, Marissa nie wraca na razie.
-Nie miała mieć miesiąca przerwy? -Trzy tygodnie- mówi i kładzie rękę na stole pochylając się do mnie – ale była umówiona na spotkanie dzisiaj i wygląda na to, że potrzebuje odpoczynku, dopóki dziecko się nie urodzi. Kwestia ciśnienia krwi, czy czegoś takiego, więc zrobi tak, do czasu, aż nie wróci z urlopu macierzyńskiego. Co prowadzi mnie do pytania... czy wyświadczysz mi przysługę? Podnoszę brew. - Czy to będzie wymagać dużej ilości czasu albo energii? -Ani trochę. -Więc może. Powiedz mi co to jest, zanim się na to zgodzę. -Ona ma spotkanie z klientem w następnym tygodniu. Mogłabyś pójść w zamian? Biuro jest po drugiej stronie miasta. Nawet kupię dla ciebie lunch tego dnia. Zaciskam wargi. Obsługa klienta. Face to face. Pomaganie ludziom z problemami komputerowymi, gdzie zdrowy rozsądek mógłby to rozwiązać. Ugh. -Nie mam za małych kwalifikacji na to? - pytam. Cholera, mam zbyt wysokie kompetencje dla swojej pracy, ale jest dobrze płatna i oferuje dwa razy większe korzyści, niż poprzednia. Cameron zwęża swoje oczy. - Chcesz darmowe wejściówki i dzień wolnego na Comic Con*? -Jesteś zły. -Nie tak zły, jak połączenie tej koszuli z tymi spodniami. -Hej – mówię i spuszczam wzrok na moje niebieskie spodnie. Koszula jest w tym samym kolorze – to pasuje. -Wcale nie – śmieje się i potrząsa głową wracając do pozy szefa. - Poważnie, Lissy. To zaoszczędziłoby mi dużo kłopotów, gdybyś mogła to zrobić. Wiem, że jesteś do przodu z projektem strony ogrodowej i nie masz następnych klientów do połowy przyszłego tygodnia. Przyjmuję zastępstwo dla niej, ale dopiero od poniedziałku. Proszę zrób to dla mnie – składa swoje ręce razem – proszę Lissy. -Dobra, ale tylko ten jeden raz. -To powinien być tylko ten raz. -Dlaczego nie podoba mi się wydźwięk tego zdania? -Ponieważ nie mogę być pewny, że nie będzie rozmów telefonicznych potrzebujących sprawozdania, zanim przyjdzie zastępstwo. Sapię i gryzę kawałek swojego jedzenia. - Zgoda. Mogę to zrobić, ale ty wiesz jak się czuje, gdy muszę rozmawiać z ludźmi. No i lunch ma być lepszy niż
dobry. Uśmiech Camerona wykrzywia całe usta. Jest przystojnym mężczyzną i doskonale o tym wie. - Jesteś taka łatwa do przekupienia, gdy chodzi o jedzenie. Wzruszam ramionami. - Tak, lubię jeść. Cameron unosi brew. - To nie fair. Jesz takie gówno i nigdy nie przybierasz na wadze. Ja zjem jeden kęs bułeczki i widać go na moich biodrach następnego dnia – daje klapsa własnej dupie, a ja lustruję go wzrokiem. -Wyglądasz cholernie dobrze. -Tylko dlatego, że ćwiczę mój tyłek na siłowni. Nie powiedziałabyś tego trzy lata temu, gdy spotkałem Adama. Wychłostał mój tyłek na wiele sposobów. Parskam śmiechem. - Może będzie musiał zostać moim osobistym trenerem. Pewnego dnia. Cameron krzyżuje ręce. - Bądźmy szczerzy. Nie ćwiczysz. Pamiętasz jak lubiłaś klub biegaczy? Robię minę i wzdycham. Jedyną aktywnością jaką wykonywałam było bieganie późno do klubu. Gdy tam docierałam, nigdy nikogo już nie było, ponieważ sklep z pączkami pod drugiej stronie ulicy był otwarty tylko pół godziny dłużej. Chciałam uzyskać kształty na wypadek apokalipsy, ale bądźmy poważni – nikt tak naprawdę nie lubi joggingu. To są kłamstwa, które ludzie wmawiają sobie i innym. -Po prostu korzystaj ze swojego szybkiego metabolizmu póki możesz, kochanie. -Tak planuję. Moja mama mówi to samo. Też go miała dopóki nie urodziła dzieci, więc będzie u mnie jeszcze do, oh, końca mojego życia. -Lissy – Cameron ignoruje mój żart – nie będziesz wiecznie samotna. -Wiem – mówię i szczerze w to wierzę. W końcu sobie kogoś znajdę. Przecież jestem tylko dwudziestopięciolatką. Mam jeszcze pięć lat zanim mój zegar biologiczny zmieni się w tykającą bombę, a ja będę spazmatycznie szlochać w moje 30 urodziny siedząc sama w salonie. Dzięki Bogu, nie jestem jeszcze w tym miejscu. Jak na razie ciągle zajęta i szczęśliwa. To trwa pieprzone lata, ale lubię siebie i swoje życie. Mogą nazywać mnie głupkiem, maniakiem czy przegranym... cokolwiek. Nie obchodzi mnie to – jestem mądrzejsza od nich wszystkich – zaakceptowałam siebie, nie wstydzę się i nie czuję potrzeby miłości. To wszystko. -Wciąż idziemy na zakupy po pracy? - pyta Cameron.
-Yeah, nie mam sukienki na imprezę w ten weekend. -Super, Adam ma dzisiaj późne spotkanie i odwołał nasze plany na kolacje, więc najpierw zakupy, potem drinki? -Brzmi dobrze. * -Cholera dziewczyno – mówi Cameron wchodząc do przymierzalni – gdzie ty się do diabła ukrywałaś? - Jego oczy rozszerzają się, gdy widzi, jak dużo pokazuje dekolt sukienki. -Pod strojami odpowiednimi do pracy – odpowiadam. Czuję się trochę nieśmiało w tej sukience. Jest bez pleców, biała z niebieskimi kropkami oraz pasem wokół talii. Słodka, nie mogę zaprzeczyć, ale nie jestem pewna jak na mnie wygląda. Mam przeciętną budowę ciała, ale bez kształtów. -Wygląda dobrze? - pytam marszcząc nos na moje odbicie. -Tak. Dodatkowo jest na wyprzedaży. Weźmiesz ją i ubierzesz. Kiwam głową. Przynajmniej to było bezbolesne. -W porządku – podchodzę bliżej do trójstronnego lustra, notując w pamięci, by przed ślubem wyjść na zewnątrz i trochę się opalić. - Nie myślisz, że jest za krótka? Cameron potrząsa głową. - Nie, jest idealna na to przyjęcie. Dlaczego się martwisz? Widziałem niektóre kostiumy, które nosiłaś na Comic Con. Wzruszam ramionami. - Gram postać, to co innego. - Niektórym ludziom trudno to wytłumaczyć. Odgrywanie roli pozwala ci być kimkolwiek chcesz. Idę na tą imprezę jako ja, starsza siostra Jake'a Hills, nie jako Ahri*, lisica z dziewięcioma ogonami. -Masz Spanx w domu? - pyta, a ja unoszę brwi. Miałam, ale była strasznie niekomfortowa, więc wyrzuciłam ją do kosza w ten sam dzień, co drogi krem przeciwzmarszczkowy, który niedawno kupiłam. Niestety, moje ciało potrząsa w niektórych miejscach. Z wiekiem zmarszczki też w końcu powstaną. Po co się tym zadręczać? -Nie noszę jej. - Patrzę na siebie jeszcze raz, a oczy natychmiast wędrują do moich bioder. Może powinnam zrobić więcej. Skręcać się w Spanx, kilka cali od mojego pasa. Kurwa. Nie zrobię tego. Jestem jaka jestem i nie wyglądam tak źle biorąc pod uwagę, że jem bardzo dużo i nie ćwiczę. Nigdy nie noszę Spanx, ani żadnych innych czarów wyszczuplających ciało na Comic Con, a czuję się jak pieprzona gwiazda rocka, kiedy jestem przebrana za jednego z moich ulubionych
bohaterów. Chciałabym się tak czuć, gdy jestem po prostu sobą. Dlaczego to jest takie trudne? -Przebieraj się – mówi Cameron – wtedy porozmawiamy o butach. Opuszczamy centrum handlowe pół godziny później. Cameron przekonał mnie do nie ubierania moich Tardis* razem z sukienką, choć kolory były doskonałe. Założę parę małych, białych obcasów. Coś praktycznego, ale stylowego, więc będę mogła z łatwością poruszać się podczas dekorowania miejsca imprezy. Zjadamy obiad, potem pijemy drinki, a gdy jest już późno, wracam do domu. Jak zwykle nie śpię do późna oglądając tv i zasypiając przed nim. Oczywiście potem spieszę się jak wariatka, aby zebrać cały bałagan zrobiony przed pakowaniem na noc i półtoragodzinną jazdę do moich rodziców. Śpiewam po drodze razem z Rachel Platten, więc czas mija szybko. Czuję się trochę winna, gdy wstępuję do piekarni Erin, którą prowadzi wraz z siostrami, przed zobaczeniem się z mamą, ale wiem, że jeśli pojechałabym najpierw do domu, nigdy bym z niego nie wyszła. Mama jest gadułą. Znajduję miejsce parkingowe tuż przed różową witryną sklepową, którą otacza ceglany front. Zlokalizowany jest na głównej ulicy w centrum miasta. Cukierkowe Przysmaki wyróżniają się, więc panuje tam duży ruch. Łapię swój portfel i pospiesznie wychodzę zamykając Malibu, by jak najszybciej dostać się do sklepu. Mały dzwonek dzwoni nade mną i chichoczę przypominając sobie jęczącą kobietę w sex-shopie. Czasami jestem taka dojrzała. -Hey! - Wołam przez mały tłum zgromadzony przy wystawie kolorowych babeczek. Siostra Erin, Andrea, uśmiecha się i wskazuje. -Ona jest na zapleczu – mówi i pakuje ciasteczka dla małej dziewczynki. Podchodzę i robię unik za ladą. Erin lukruje ciasto, gdy przechodzę przez podwójne drzwi na zapleczu. Spogląda w górę i promienieje. -Najwyższy czas! Zastanawiałam się, czy nie będę musiała wysłać ekipy poszukiwawczej. Śmieję się i potrząsam głową. Przyjaźniłyśmy się od szkoły średniej i choć nie widziałyśmy się od czasu, gdy wzięłam tę pracę, to nic nie jest trudne dla tej dziewczyny. -Jestem pochłonięta pracą i mam mało czasu. -Zauważyłam, jak się jechało? -Nieźle. Ruch uliczny wzrasta, więc pewnie utknę, gdy będę jechać do domu rodziców. -Prawie skończyłam – mówi – robię swoją pierwszą wystawę.
-Trzeba zrobić test smaku? - pytam. -Tak – odpowiada i powoli kręci ciastem. - Nie do końca test, ale tam jest partia okrągłych ciasteczek, które nie nabrały odpowiedniego odcienia zielonego. Pokazuje łopatką miejsce, a ja człapię tam i biorę jednego. Kolor jest podobny do barwy wymiocin, ale ciasteczka smakują wyśmienicie. Erin zmywa różowy lukier ze swoich rąk, gdy ja kończę jeść. Idziemy do małego pokoju socjalnego, przerywając na chwilę. -Lubię cię jako blondynkę – mówi Erin patrząc na moje włosy. -Dziękuję. Pomyślałam, że zostawię je na trochę, zanim wrócę do mojego naturalnego koloru. To jeden z rodzajów bólu, który trzeba przetrwać. Naturalna blondynka, Erin, śmieje się. - Czy to nie brunetki wyznaczają teraz trendy? Albo tak było w ostatnim sezonie? Hm, może w zeszłym roku? -Twoje domysły są równie dobre jak moje. Rozmawiamy o pracy, naszych kostiumach na Comic Con oraz o tym, jak denerwujący jest mąż Erin – David. Nie no, on jest porządnym facetem i jest dobry dla Erin. Poślubiła go w młodym wieku, kiedy oboje byli jeszcze w collegu, ale nie potrafię wyobrazić sobie nikogo lepszego dla mojej najlepszej przyjaciółki. -Jakie ślubne obowiązki masz dzisiaj wieczorem? - pyta, gdy idziemy na przód sklepu. -Nie jestem pewna. Myślę, że obiad z rodzicami, wypoczynek, a jutro dostać się do klubu country na kilka godzin przed imprezą, by go udekorować. Wywracam oczami. - Czy dekorowanie naprawdę zajmuję tak dużo czasu? Już idę na to całe wesele, ale impreza przedmałżeńska.. daj spokój. Erin się śmieje. – Będę tam pół godziny wcześniej z ciastem. Twoja nowa szwagierka poszła na całość. Ciasto, które zamówiła kosztuje prawie tyle samo co tort weselny. Nawet nie chcesz wiedzieć jak ono wygląda. Jest wyborne i duże, jestem bardzo podekscytowana, że mogę je zrobić. Jej rodzice muszą mieć pieniądze. -Mają – mówię i czuję się źle, że nawet nie wiem gdzie pracują. Powinnam poznać tą dziewczynę lepiej, prawda? Zapinam sweter, ponieważ mgła zamieniła się w deszcz i obejmuję Erin jednym ramieniem. - Do zobaczenia jutro. -Do zobaczenia. Miłej zabawy wieczorem. Zmuszam się do uśmiechu. - Jestem pewna, że będzie jej mnóstwo.
* Przechylam kieliszek wina, dostając ostatnią część czerwonego Moscato. Nie marnujemy, prawda? Stawiam pusty kieliszek na małym stoliku obok mnie i słucham opowieści mojego brata, która jak zakładam, ma być zabawną historią z pracy. Wszyscy się śmieją, ale ja trochę się odcięłam, myśląc o tym, kogo mogłabym wziąć na wesele. Było jeszcze dużo czasu i dróg wyjścia. Mogłam sobie kogoś znaleźć. Może nawet chłopaka, a jeśli nie, zawsze jest Cameron. Przynajmniej byłby świetnie ubrany. Patrzę na zegar zastanawiając się jak dużo jeszcze czasu minie, zanim tata zamówi pizze. Moje oczy krążą wokół pokoju dziennego. Wiem, że mama denerwuje się tym, co Danielle i jej rodzice myślą o domu. Ja oczywiście bardzo lubię swój dom z młodości, ale on naprawdę jest piękny. Mama i tata ciągle go remontują i obsesyjnie sprzątają. Nie zdawałam sobie sprawy jak wiele pracy poszło na to wszystko, dopóki się nie przeprowadziłam i nie musiałam opiekować się własnym mieszkaniem. Wraz z domem, mają chatki nad jeziorem wynajmowane urlopowiczom, którzy przyjeżdżają do pogodnego miasta Mistwood w Michigan. Między zarządzaniem basenem, a wynajmem łodzi, utrzymują chatki i własny dom w czystości. Nie wiem jak oni to robią. Mój brat i Danielle siedzą na dwuosobowej kanapie, obejmują się ramionami i patrzą na siebie z miłością. Jake jest wysoki, tak jak tata, ale ma ciemnobrązowe włosy, jak mama i ja. Obydwoje mamy zielone oczy, w przeciwieństwie do rodziców, którzy mają brązowe i piwne. Ludzie mówią, że jesteśmy podobni, ale ja nigdy tego nie widziałam. On jest trzy lata młodszy i był potwornie upierdliwy całe swoje życie, ale jest moim braciszkiem i kocham go. Chcę by był szczęśliwy. Jest dobrym facetem i zasługuje na to. Danielle z drugiej strony... cóż, nie wiem. Mam nadzieję, że zasługuje na mojego brata. Próbuję się jej nie przypatrywać. Uczy szóstą klasę historii tu w Mistwood, więc przypuszczam, że kobieta jest cierpliwa, mając do czynienia z dojrzewającymi nastolatkami dzień w dzień. Jest drobna i ładna z kasztanowymi włosami, a jej policzki są pełne piegów. Spotkali się półtora roku temu, a zaręczyli - kilka miesięcy przed tym, jak podjęłam pracę w Grand Rapids, więc trudno było mi faktycznie ją poznać. Ona jest uprzejma i z podnieceniem opowiada o planach ślubnych mamom, podczas gdy mężczyźni rozmawiają o sporcie. -Dobrze - mówi Jake pomagając Danielle się podnieść. - Wy dwie lepiej już idźcie, jeśli nie chcecie przegapić rezerwacji. - Jego oczy spoglądają na mnie. -Gdzie idę? - pytam spychając swoje włosy do tyłu.
-Na kolacje - Jake unosi brwi posyłając mi spojrzenie, które mówi, że mam o tym wiedzieć. -Dlaczego ja? - wygaduje się. Powiedział „dwie”, miał na myśli mnie i Danielle? -Wszystkie druhny idą – Danielle mówi z uśmiechem – a ty jesteś druhną. -Oh.. - potrząsam głową – w porządku. To kiedy idziemy? Spoglądam w dół na moje legginsy ze Star Wars i za dużą, czarną koszulę. Moje włosy były poskręcane cały dzień i obecnie wisiały splątane w kompletnym bałaganie wokół mojej, wolnej od makijażu, twarzy. -Powinnyśmy wyjść w ciągu dziesięciu minut. - Danielle mówi głosem, obszytym irytacją. -Pójdę się przebrać – mówię i biegnę do swojego starego pokoju. Cudownie. Jak mam się przygotować na czas? Rozpakowuję torbę wyrzucając wszystkie ubrania, jakie przywiozłam. Nie spakowałam dużo, ponieważ przewidywałam wylegiwanie się w domu, przyjęcie i powrót. Zamieniam legginsy na ciemne jeansy i biały T-shirt bez rękawów. Zakładam szary sweter zapinając go do połowy i tak pędzę do łazienki. Polewam twarz zimną wodą, suszę, a następnie nakładam eyeliner, podkład i tusz do rzęs, najszybciej jak tylko potrafię. Pospiesznie myję zęby i rozczesuje włosy palcami. Naturalne fale są w pełni sił, dzięki opadom i wilgoci. Nie ma nadziei, więc biorę je i robię warkocz. Jestem w połowie schodów, gdy przypominam sobie, że nie mam butów i zawracam, potykam się i gramolę, aby je zdobyć. Wracam z powrotem na dół w osiem i pół minuty. -Dzięki, że się zgodziłaś – Jake mówi cicho tylko do mnie i wręcza mi kluczyki do Malibu. Podobno jestem kierowcą dzisiaj. - Naprawdę chcę, aby Danny czuła się częścią rodziny. Uśmiecham się. - Oczywiście. Ja też tego chcę, ale jej nie znam, więc jest to świetny sposób, aby to zmienić. Jake promienieje, a jego oczy robią się szklane. Cholera, jest głęboko zakochany. Rozszerzam swój uśmiech, nienawidząc, że odrobina zazdrości pojawia się wewnątrz mnie. Też chcę być kochana. Chcę planować przyjęcie, wesele i żeby wszyscy mi mówili, jak pięknie wyglądam w mojej sukience. Pewnego dnia. Może.
Nie. To się stanie. Ugh. Łapię torebkę, pokonuję drogę do garażu i otwieram samochód. Danielle w jednej ręce trzyma różową parasolkę, a drugą przytrzymuje włosy przed rozwianiem. Deszcz wzmógł się i wieje wiatr. -Mam nadzieję, że dzień twojego ślubu nie będzie tak wyglądał – mówię wsiadając do samochodu. Danielle zamyka parasol, kładzie go między stopami i posyła mi przerażona spojrzenie. Jak śmiem nawet wspominać o deszczu w dzień jej ślubu? -Lipiec tutaj jest zazwyczaj ładny - uśmiecham się. -więc, nie martw się. Przeklinam na siebie w myślach. Cudowny sposób na rozpoczęcie konwersacji. -Tak, więc – zaczynam – masz już prawie wszystko zrobione? Danielle relaksuje się na siedzeniu. - Bardzo dużo. Czeka mnie jeszcze finalna przymiarka sukienki, ale dopiero na miesiąc przed ślubem. Oczywiście, staram się schudnąć. Podnoszę brwi i tasuję ją wzrokiem. Ona jest już wystarczająco chuda. Dlaczego panny młode zawsze chcą wyglądać jak modelki...nigdy się nie dowiem. -Myślę, że wyglądasz wspaniale – mówię jej szczerze. -Dzięki – odpowiada i wypuszcza oddech – nie wyglądam jak dziewczyna, która nosiła moją sukienkę na stronie magazynu. Nie wiem czy to możliwe, ale moja brew unosi się jeszcze wyżej. Zawracam na drogę główną i udaję się do miasta. -Wiesz, że te reklamy są poddane pieprzonej obróbce graficznej, prawda? Przekręca się udzielając mi zaskoczonego spojrzenia. - Yeah, jestem pewna, że trochę tak. -Nie trochę – śmieję się – bardzo dużo. Pracowałam jako grafik przez dwa tygodnie i manipulowałam cholernymi zdjęciami. Czułam się źle, że oglądają to inne kobiety i zrezygnowałam. Poza tym nie płacili dobrze. Wcale. Danielle kiwa głową. - Cokolwiek. Wciąż chcę wyglądać dobrze. Nie idzie dobrze. - Jestem pewna, że będziesz. Jesteś naprawdę piękna, a poza tym Jake zawsze był super wybredny. Jeśli cię wybrał, to znaczy, że on też tak uważa. -Dzięki – uśmiecha się – więc, jesteś komputerowym programatorem?
-Może kiedyś. Podjęłam pracę w Grand Rapids około pół roku temu. Buduję strony internetowe. Kiwa głową. - Jestem taka kiepska w komputerach. Potrafię używać wordu i logować się na facebooka, to i tak jest całkiem dużo. Nawet nie umiałabym pomyśleć o zakładaniu strony. -To naprawdę proste - mówię -cóż, dla mnie, ale lubię to robić. -Zbyt skomplikowane jak dla mnie. Czasami muszę poprosić moich uczniów, aby pomogli mi podłączyć drukarkę. Śmieję się. - Jestem zaskoczona, że to może być trudne, dla niektórych ludzi, ale zgaduję, że to normalne, wiesz? To jest moja rzecz. Lubię podejmować się gówna i dodawać nowe gadżety do elektroniki w moim mieszkaniu. -To ma sens. Dlaczego zmieniłaś pracę? Wzruszam ramionami. - W nowej płacą dwa razy więcej i była okazja, by wyjechać z tego miasta na chwilę. -Hmm – mówi i przeczesuje swoje włosy, które pomimo pogody pozostały idealnie ułożone. - Mam za dużo przyjaciół, aby stąd wyjechać. Wiem, że to dwuznaczna zniewaga, kiedy to słyszę. - Ja wciąż pozostaję w kontakcie z moją. -Piekarnia jest własnością twojej najlepszej przyjaciółki, prawda? -Yep, Erin, jest wspaniała. Danielle uśmiecha się ponownie. - Byłam pod wrażeniem wszystkiego, co mi pokazała. -Erin jest super utalentowana. Interesowała się pieczeniem odkąd byłyśmy dziećmi. Właściwie, to tak się poznałyśmy. Byłyśmy razem w parze w siódmej klasie szkoły ekonomicznej. -Jesteście przyjaciółkami już bardzo długi czas. -Tak, lubi te same rzeczy co ja. Bębnię palcami o kierownicę i tak przemija parę minut. -Hmm, co robisz, by się zabawić? - pytam starając się utrzymać konwersację. -Ćwiczę i zapraszam dziewczyny na „noc winną” co najmniej raz w tygodniu. -”Noc winna” brzmi ciekawie. - Lubię wino i lubię noce. - Wy po prostu siadacie i pijecie? -Cos w tym rodzaju – mówi i śmieje się, jakby robiły coś niegrzecznego. Każda po kolei przynosi butelkę i jakiś deser. Oglądamy show, coś w stylu Kardashians lub „Kawalerowie do wzięcia”, pijemy i plotkujemy. Jest bardzo
zabawnie. Gdybyś mieszkała bliżej, zaprosiłabym cię – mówi z uśmiechem i wiem – mam nadzieję – że kłamie. Kilka minut mija i próbuję martwieniem się nie stwarzać niezręcznej ciszy. Stukam palcami o kierownicę w rytm muzyki. Danielle prowadzi rozmowę towarzyską przez resztę drogi i kwadrans jazdy do restauracji wydaje się być dwa razy dłuższy. Gdyby ta dziewczyna nie wychodziła za mąż za mojego brata, nigdy bym z nią nie rozmawiała. Nie mamy niczego wspólnego. Dojeżdżamy do restauracji o 6.23 i biegniemy przez padający deszcz. Pięć dobrze ubranych kobiet już siedzi. Zgaduję, że miały więcej, niż dziesięć minut na przygotowanie do tego wydarzenia. Podobno ja też miałam, pewnie tak. Jestem taka nabuzowana. -Przepraszamy za spóźnienie – mówi Danielle i mogę zobaczyć, jak jej oczy pokazują na mnie, dając znać jej przyjaciółkom, że to moja wina. Siadam na krześle ciesząc się, że przy każdym miejscu jest już kieliszek czerwonego wina. Nie uważam, że przybycie na miejsce siedem minut przed rezerwacją to spóźnienie. -Cześć – mówię – jestem siostrą Jake'a. Kobiety szemrają „cześć” i przechodzimy przez wprowadzenie. Popijam wino starając się zapamiętać imiona wszystkich. Nie jestem nieśmiałą osobą, ale siedząc tutaj z grupą dziewczyn, które się przyjaźnią od lat, sprawia, że trochę zamykam się w sobie. Mój ser ravioli jest dobry, a ja przeszukują telefon i Google w poszukiwaniu kostiumów, kiedy konwersacja zmienia się w dzielenie historiami sexu. Nie mam żadnej, którą mogłabym się podzielić, no chyba, że moje przygody z neonowo-różowym Śpiącym Rycerzem się liczą. -A co z tobą – pyta ładna blondynka. Ma na imię Chloe, albo Zoey. Do diabła. -Masz chłopaka? -Nie w tej chwili – odpowiadam. -Oh, cóż, więc nie ważne. - Nie jest zaskoczona moją odpowiedzią. -A ty masz chłopaka? - pytam. -Właśnie się swojego pozbyłam – jest zirytowana – wrzód na dupie i przylepa. Chcę żyć swobodnie przez chwilę, dla zabawy. Młodym jest się tylko raz. Uśmiecham się i wracam do szukania kostiumów na moich telefonie. To będzie długa noc.
*
Ponieważ moi rodzice mają najgorszy zasięg internetowy na całym świecie, poszłam szybko spać i wstałam o ósmej, co jest dla mnie bardzo wcześnie, kiedy nie chodzę do pracy. Jem śniadanie z tatą, a następnie spaceruję po piaszczystej drodze z ich domu do jeziora. Deszcze przestał padać i wywiało chmury. Poranek wciąż był chłodny, ale patrząc na odzwierciedlenie świtu w lekko wzburzonej wodzie, wiem, że to będzie ładny dzień. Odgłos małych fal rozbijających się o skalisty brzeg uspokaja mnie i wywołuje wspomnienia. Spędziłam tutaj więcej godzin, niż potrafię zliczyć jako dziecko, siedząc na pniu, grając w lasach i wodzie, udając, wyobrażając, fantazjując sobie, że moje życie jest wielkie i ryzykowne, a ja jestem kimś ważnym. Kimś, kto musi uratować świat. Tracenie się w fikcji i fantazji było moją ucieczką wtedy i jest nią teraz. Było wiele, wiele razy, gdy rodzice wysyłali Jake'a nad jezioro, by upewnił się, że nie zasnęłam i nie sturlałam się do wody. To zdarzyło się raz i nikt o tym nie zapomina. Chodziłam tam z książką, często Erin do mnie dołączała. Jake dokuczał nam gałązkami, ale często także kończył przyłączając się do nas. To zaprowadziło mnie do świata Cosplay*, znalazłam ukojenie w świecie fandomów, wiedząc, że są ludzie tacy jak ja, którzy pragnęli przygód, bo czuli się kimś więcej, niż tylko malutkimi mrówkami na tej planecie zwanej Ziemią. Nie wszystkim się to udaje, szczególnie hormonalnym nastolatkom, którzy wciąż próbują poukładać własne gówno. Erin i ja nie byłyśmy jedynymi maniakami w naszym liceum, ale byłyśmy jednymi z niewielu, którzy walczyli pomiędzy byciem sobą, a byciem tym, kogo wszyscy oczekiwali. Miałam chwilę „pieprzenia norm społecznych”, która szybko minęła i dopóki nie poszłam do collegu, naprawdę utknęłam. Nie jestem i nigdy nie będę już tą dziewczyną. Spróbowałam i nie cierpiałam tego, czułam odrazę do siebie ze względu na zmarnowanie czasu i energii na te próby. Wpasowanie się mnie nie uszczęśliwia. Udawanie kogoś kim nie jestem, sprawia, że czuję się jak dziwka, jakbym zdradzała siebie z fałszywą Felicity. To moja dziwaczność mnie uszczęśliwia. Podchodzę do końca doku, siadam zdejmując swoje Tomsy* i pozwalam palcom u nóg zwisać wzdłuż jeziora Michigan. Odchylam się do tyłu na łokciach i wypuszczam oddech, gdy słońce uderza w moją twarz. Skoro jestem szczęśliwa, to dlaczego czuję piłkę strachu w dole mojego żołądka? To jest głęboko i nie chcę przyznać się do tego. Kładę się na plecach i umieszczam dłonie na brzuch. Mój umysł idzie do mojego szczęśliwego miejsca, napełniając dzień czymś okazałym. Czymś, co uczyni mnie wyjątkową i czymś, co nigdy się nie zdarzy. Potrząsam swoją głową, wiedząc, że nie mogę ukrywać tego uczucia wiecznie, i
w pewnym momencie muszę pogodzić się z faktem, że ja – starsza siostra – jestem samotna, jak pojedynczo zapakowany plaster Amerykańskiego cheddara z żadnymi perspektywami w zasięgu wzroku. Tak, to mnie martwi. Może nie chcę wziąć ślubu w pośpiechu, ale pragnę kogoś znaleźć. Kogoś, kto pokocha wszystkie moja wady. Kogoś, kto nie będzie umiał przeżyć beze mnie ani jednego dnia. Kogoś, komu oddam się całkowicie i będę kochać tak bardzo, jak tylko potrafię. Pewnego dnia, znajdę tego kogoś.
1.Impreza przedmałżeńska (Birdal shower) – jedna z imprez przeznaczona dla przyszłej panny młodej w oczekiwaniu na jej ślub. W polsce nie ma czegoś takiego, dlatego tak to sobie nazwałam. 2.Wizard world – znany jako Comic Con, to największy konwent fanów komiksów i fantastyki. 3.Sailor jupiter - fikcyjna postać z serii mang i anime Sailor Moon autorstwa Naoko Takeuchi. 4.Arhi – postać z League of Legends, lisica z dziewięcioma ogonami. 5.Spanx – bielizna wyszczuplająca. 6.Buty Tardis – trudno to wytłumaczyć, ręcznie malowane
7.Cosplay - znajdujące korzenie w japońskiej kulturze przebieranie się za postaci z mangi, anime, gier komputerowych i filmów.
8.Tomsy -
Rozdział 3 Rozwijam ostatnią lokówkę ze swoich włosów i ostrożnie trzymam je w palcach, a potem pokrywam lakierem. Po dodaniu warstwy tuszu do rzęs, przyglądam się swojemu odbiciu i kiwam głową z aprobatą. Nie robię makijażu często, ponieważ zajmuje dużo czasu i wolę spać, niż wstawać godzinę wcześniej do pracy, ale lubię to i wiele osób jest zaskoczonych, że potrafię go robić tak dobrze. Słyszałam dużo wskazówek podczas robienia makijażu Cosplay. Umieszczam cały swój sprzęt z powrotem w kosmetyczce i idę do sypialni się przebrać. Wyciągam białą sukienkę w niebieskie kropki, wdzięczna, że usztywniany top jest wystarczający do noszenia stanika bez ramiączek. Drobna, szczupła Erin nigdy nie rozumiała mojej niedoli, jeśli o nie chodzi. Za to moje cycki nigdy nie potrafiły się w nich utrzymać. Jestem ubrana i gotowa na pół godziny przed wyjściem, by organizować przyjęcie. Biorę torbę Best Buy z kredensu i schodzę na dół. -Co robisz? - pyta Jake, kiedy klękam przy stojaku na tv w pokoju dziennym. -Podłączam kable HD. Nie wiem jak rodzice żyją, oglądając wszystko w standardzie def. Wywraca oczami. - Jesteś taka dziwna. Odwracam głowę z powrotem. - Miałeś mi pomóc wybrać im nowy telewizor i zainstalować wszystko w zeszłym roku. Wiesz, że to dużo zmienia. To nie ma nic wspólnego z byciem dziwną. Jestem w trakcie pomagania rodzicom iść z duchem czasu. Oni prawdopodobnie nawet nie znają różnicy między SD, a HD. Gaszę telewizor ignorując protesty Jake'a, który oglądał jakieś widowisko motocyklowe i zabieram się do pracy. Mówię sobie, że namówienie mamy i taty do wymiany kabli, byłoby wielkim wyczynem. Po skończeniu, kładę wszystko z powrotem na swoje miejsce, a Danielle przechodzi przez drzwi. Włosy falują dookoła jej twarzy. Ubrana jest w jasno-różową sukienkę i białe, wysokie obcasy. Zauważam uśmiech, oraz nieobecny wyraz oczu Jake'a i opieram się pokusie zwymiotowania. To dziwaczne uczucie, oglądając jak twój młodszy brat jest zakochany. Wstaję i wygładzam swoją sukienkę. Oczy Danielle lądują na mnie i marszczy brew. -Oh, Felicity – mówi, mrugając. Trzyma się poręczny i zatrzymuje, kiedy pokonuje ostatni schodek. - Nie poznałam cię. -Mam nadzieje, że to dobrze? - pytam.
Jake się śmieje. - Oczywiście, że tak, Sis. -Dzięki. Wstaje z kanapy i podchodzi do Danielle obejmując ją. - Wszystko jest już w samochodzie. Pojadę z wami pomóc to rozpakować, ale nie muszę tam zostawać, prawda? Danielle rozszerza oczy, gdy na niego patrzy. Nawet w szpilkach jest kilka cali niższa od niego. -Naprawdę chciałabym, żebyś tam był, ale nie musisz. Większość facetów nie chodzi na te przyjęcia. -Dobrze – mówi i pochyla się, by ją pocałowac – nie jestem większością facetów, prawda? Jej pełne usta rozciągają się w uśmiechu. - To dlatego tak powiedziałam. Całują się ponownie i wymioty, które powstrzymałam, na nowo dają o sobie znać. Odwracam się, by wziąć torebkę. Mama, która wciąż gorączkowo się przygotowuje, woła mnie, upewniając się, że jestem gotowa. Przez następne dziesięć minut, w domu panuje haos. Ludzie krzątają się, sprawdzając samochody i zaopatrzenie. Świrują, kiedy żywieniowiec dzwoni informując, że jeden z kucharzy jest chory i mogą wystąpić opóźnienia. Danielle zaczyna wydłubywać lakier z paznokci. Może jednak nie chcę się pobrać w najbliższym czasie. To wszystko, wymaga tyle pracy na jeden dzień, a to kurwa nawet nie jest wesele. W końcu pakujemy się do samochodu i po pół godzinie drogi, docieramy do klubu country. Podjeżdżamy od tyłu, by wszystko wypakować. Przyjęcie zaczyna się od koktajlu i przystawek w ogrodzie, potem przenosimy się do środka na gry, lunch, aż w końcu nadchodzi czas na rozpakowywanie prezentów i ciasto. Wszystkie te imprezy są takie szalone? Byłam tylko na kilku, dla moich kuzynek, które pochodziły z rodzin tak samo wyluzowanych, jak moja. Były przecież dziećmi siostry mojej mamy. Organizatorka ślubu przychodzi i wita się z Danielle, jak gdyby znały się od długiego czasu. Inne druhny przybywają w ciągu kilku minut, i niedługo potem, jesteśmy wszystkie zebrane wokół autorki planu ślubnego, więc ona może przydzielać nam „zadania”. Wraz z dwoma innymi druhnami, które spotkałam przy obiedzie wczoraj wieczorem - Michelle i Chloe, albo Zoey, albo jeszcze inaczej – moją pracą jest wniesienie wazonów świeżo ściętych kwiatów i położenie ich na największych stołach w ogrodzie. Każda z nas, bierze kartonowe pudełko i przechodzimy przez dziedziniec.
-Nie mrugać! - mówię, gdy mijamy posąg anioła, jego głowa jest opuszczona w dół i zakrywa ją dłońmi. -Co? - Zoey odwraca się, by na mnie spojrzeć. Jest coś znajomego w jej blond włosach i twarzy w kształcie serca, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek ją spotkałam. Mimo to, przysięgam, że widziałam ją gdzieś wcześniej. Zapewne tak było, Mistwood nie jest dużym miastem. Kiwam na posąg anioła.- Płacze... wiesz co, nie ważne. -Uh.. okej – mówi i idzie dalej. Kręcę głową. Pamiętaj, z kim tu jesteś. Ustawialiśmy resztę rzeczy w ciszy. Pół godziny później, wszystko jest na swoim miejscu i zastanawiam się, czy pozwolą nam zjeść wcześniej kilka przekąsek. Siadam w cieniu i wyciągam telefon. Erin jest w drodze z ciastem, a zabawa zaczyna się za godzinę. To będzie długi dzień. -Dzięki za pomoc. - Jake siada naprzeciwko mnie. -Oczywiście – mówię uśmiechnięta – jesteś moim dzieckiem, bro. Zrobiłabym wszystko, żeby pomóc, wiesz o tym. -Wiem, ty też. - mówi cicho, odnosząc się do czasów, gdy płaciłam kaucje trzymając go z dala od kłopotów, kiedy był w college'u i nigdy nie powiedziałam o tym rodzicom. Choć może do tego, jak płaciłam jego nagromadzone bilety parkingowe, albo pomagałam mu przejść kolejny poziom w grze video. Cokolwiek to było, jest wdzięczny. Patrzy przez dziedziniec na Danielle. -Ona jest trochę divą. - Wyrywa mu się, a potem patrzy zakłopotany, ponieważ powiedział to na głos. -Trochę – mówię i kopię jego nogę pod stołem – ale ty też taki byłeś. Zawsze wymagałeś wiele uwagi i pieniędzy. -To jest dalekie od prawdy. Śmieję się – nie, mój umysł twierdzi inaczej. Diva czy nie, Danielle wygląda pięknie. -To prawda. Życzę ci, abyś poznała ją bardziej. Może mogłybyście kiedyś razem wyjść. Powinnaś poświęcić szwagierce trochę czasu. Muszę się starać, aby pozostać neutralną. - Tak, może. To byłoby zabawne. Strzepuję włosy z ramienia. - Ona zawsze taka jest, czy może bycie divą jest pochodną od bycia bridezillą*. -Bridezilla – Jake śmieje się – lubi, gdy wszystko idzie zgodnie z planem. Wzrusza ramionami. - To jej dzień. Wiesz, że nie dbam o wesele i tą całą etażerkę, ale chce jej to dać, ponieważ to czyni ją szczęśliwą, wiesz?
-Nie każ mi płakać – mówię z uśmiechem. Jestem naprawdę bardzo dumna z Jake'a, że dorósł i zmienił się z wkurzjącego młodszego brata w mężczyznę. Ktoś podchodzi do baru. - Oh, alkohol. - Zadzieram nosa. - Może przyszły mąż chce zdobyć u mnie punkty. Weź mi sok. -Nie chcesz po prostu kieliszka szampana? -Dobra, wiesz, że nie lubię soku pomarańczowego. Kładzie ręce na stole. - Zobaczę co da się zrobić. Potem idę usiąść przy barze i oglądać ESPN, dopóki nie nadejdzie czas otwierania prezentów.- Robi miny i wywraca oczami. -Szczęściarz – mówię, mimo że sport nie jest moją pasją.- Będę tutaj, ugh, siedzieć i bawić się. Uśmiecha się i potrząsa głową – potrafisz przegrywać. -Myślę, że tak. Jake podchodzi do małego baru, rozmawia z panią za ladą, potem odwraca się i kręci głową. Cholera. Odchylam się na krześle i rozglądam po ogrodzie. Poza posągiem przyprawiającym o gęsią skórkę, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kwiaty w pełnym rozkwicie, kamienne patio i małe kryształowe ozdoby, które lśnią w słońcu na okolicznych drzewkach. To wygląda jak z bajki i bardzo mi się podoba. Śluby łączą i celebrują miłość. Powinny czynić mnie szczęśliwą, prawda? Wzdycham. To dlaczego sprawiają, że czuję się samotna? Wstaję i pytam Danielle, czy jest jeszcze coś, czego ode mnie potrzebuje – nie ma – więc spaceruję, czekając, aż Erin tu przyjedzie. Pomagam jej wnieść zadziwiająco ciężkie ciasto i ustawiam je na głównym stole w sali. Planista całego wydarzenia podbiega i stawia dekoracje, oraz świece na stole, robiąc ostatnie niezbędne szlify. Razem z Erin siadamy z tyłu gadając i oglądając ten cały gwar. Niedługo potem, rodzina i przyjaciele przybywają, więc przyjęcie się rozpoczyna. Wracam do swojego stołu z talerzem pełnym przystawek, siadając obok Erin i naprzeciwko mojej babci, oraz kilku kuzynów. -Jak w pracy? – pyta babcia. -W porządku – mówię i mam nadzieję, że nie spyta mnie ponownie co robię. Próbowałam jej wcześniej wyjaśnić, czym jest przeglądarka internetowa, ale skończyło się zamieszaniem i flustracją. -Jestem cały czas zajęta, ale lubię to. -To dobrze, kochanie. Jak tam mężczyzna, z którym się spotykałaś, Mike, albo Matt? -Mike. Nie jesteśmy już razem.
-Oh, co za kompromitacja – mówi babcia – był takim fajnym facetem. Znajdziesz innego, lepszego. -Jestem pewna, że tak będzie. - Murgam oczami do Erin, a ona bierze swój kieliszek z uśmieszkiem. -Mogę zapytać co się stało? -Po prostu nie pasowaliśmy do siebie. - Patrzę jak Erin chichocze. Babcia miała racje co do jednego: Mike był miłym gościem. Jednak miał szczególne zainteresowania seksualne, których nie mogłam się podjąć. Muszę się napić, by o tym nie myśleć. Chciałabym schować moje nogi pod pokrowcem krzesła. Mike był w porządku, ale miał fetysz stóp. Jego kutas spędził więcej czasu ocierając się o moje pięty, niż miało to miejsce wewnątrz mnie, wliczając stosunki oralne. Robiłam wszystko, trzymałam moje paznokcie pomalowane i błyszczące. Kiedy minął miesiąc bez żadnej, rzeczywistej penetracji, zostawiłam go. -Dobrze, że się o tym dowiedziałaś, zanim to zaszło za daleko – mówi babcia. -Tak – odpowiadam i biorę kolejnego drinka. Choć trudno było zajść daleko z Mike'm. - Na pewno to dobrze. Organizatorka imprezy zwraca uwagę wszystkich i zaczynamy grać w typowe, ślubne gry „imprezowe”. Nie znając Danielle, myślę, bezpieczniej jest przegrać. Na koniec przyjęcia pomagamy mojemu bratu i Danielle pakować i wywozić wszystko z powrotem do domu nad wodą. Danielle oficjalnie nie żyje jeszcze z Jake'm i próbuje przedstawić siebie jako dziewicę przed swoimi i moimi rodzicami, ale ja znam brata i wiem, że nie zostałby w związku, gdyby czegoś nie było. W sumie, ja też chyba nie chciałabym żyć cały ten czas w czystości. Erin zostaje na kolacje w domu moich rodziców, a potem przez resztę nocy szkicujemy nasze kostiumy i zamawiamy materiały przez internet. Przytulam ją i całą rodzinę na do wiedzenia i ostatni raz spoglądam na lśniące w półmroku jezioro. Wchodzę do samochodu i ruszam w drogę powrotną, pamiętając o przestrzeganiu prędkości. Mam Śpiącego Rycerza i DVR'd z odcinkami „Gry o tron”, które na mnie czekają , mimo wszystko.
* -Powinnaś ubierać się tak częściej – mówi Cameron przewijając facebooka.-
Jesteś gorąca. Odrywam wzrok od komputera, robiąc minę. - Płaciłbyś mi więcej, gdybym się tak ubierała? Unosi brwi. - Nie, ale... -Więc nie warto. - Wpisuję kod, naciskam enter i zapisuję zmiany. -Co myślisz? Odpycham się stopami od podłogi i moje krzesło oddala się od biurka. Ziewam i łapię kubek z kawą w ostatniej chwili, zanim znajduje się poza moich zasięgiem. Właśnie jest poniedziałkowy poranek. Potrzebuję dużo kawy. Cameron pochyla się i klika w serwis internetowy. -Wygląda świetnie. Sto razy lepiej, niż klient za to zapłacił. - On tylko żartuje. Naprawdę. Jesteś dobra Lissy. -Dziękuję. To było proste. -Nie wiem dlaczego tutaj jesteś – mówi cicho – tak jak nie chcę cię tracić, tak mam wrażenie, że marnujesz tu swój talent. Lekceważę komplement. - Kiedy CIA zaproponuje mi bycie częścią super sekretnej grupy hakerów, zrezygnuję. Cameron wywraca oczami. -Dlaczego nie aplikujesz? Nie musisz zostać porwaną w czarnej furgonetce bez okien, by pracować z rządem. Wiesz o tym? -Tak, zaglądałam tam. Pomyślę o tym. - Otwierałam aplikację online wiele razy. Nie tylko do CIA, ale FBI i Homeland Security też. Jestem pewna, że są inne, jeszcze bardziej tajemnicze grupy. Może nie byłabym Czarną Wdową, ale walczenie z cyberprzestępczością byłoby dla mnie idealne. -Więc.. - mówię z westchnieniem – dalej muszę iść na to spotkanie teraz? Cameron sprawdza zegarek. - Masz jeszcze trochę czasu. Co chcesz na lunch? Tajskie jedzenie? Uśmiecham się. -Aww, znasz mnie tak dobrze. -Bardziej, niż bym chciał – odpowiada. - Zawsze je bierzesz? Przytakuję i loguje się na swój firmowy e-mail, by wysłać wiadomość do dyrektora artystycznego odnośnie strony ogrodniczej. Jeżeli zgodzi się na grafikę, którą wysłałam dziś rano, jestem gotowa. Łapię swój telefon i przewijam Pinterest, przypinając fanowskie memy z moich ulubionych programów, dopóki Cameron nie pisze mi sms, że jedzenie już jest. Nikogo tak naprawdę nie obchodzi to, że przyjaźnie się z szefem, ale Cam martwi się, że jego władza traci na wartości, przez bycie tak nieformalnym ze mną. Nie ma żadnych oficjalnych zasad przeciwko temu, ale ludzie z góry krzywo na to patrzą. Cokolwiek. Kupując dla mnie lunch, jako podziękowanie,
jest niewinny - jeśli o mnie chodzi. Siedzę w pokoju socjalnym zwracając uwagę na show Steve'a Wilkosa i jem pikantne kluski, dopóki nie muszę wychodzić. Mówię ludziom na On Star* adres i od razu dostaję wskazówki. Jadę przez pół miasta do osobliwej galerii sztuki należącej do pana Hartforda. Parkuję i spuszczam lusterko przeczesując rękami włosy, które stały się niechlujnym bałaganem przez wiatr wiejący z otwartych szyb. Trochę strachu przebiega po mnie, gdy wysiadam z samochodu. Biorę głęboki wdech, znajdując swoją determinację i znów myślę o Czarnej Wdowie. Prostuje się i wchodzę do lobby. Uderza mnie zimne powietrze, które wywołuje gęsią skórkę na moich ramionach. Stoję w małym holu z ciemnymi, drewnianymi podłogami. Światła są przyciemnione i dziwne, a abstrakcjonizm wisi na ścianach. Pod każdym obrazem są ręcznie napisane, maleńkim pismem, ceny. Każda z tych rzeczy kosztowałaby cały mój miesięczny czynsz. -Czy mogę pani pomóc? - ktoś pyta i wychodzi zza zasłony zawieszonej za biurkiem. Tak – mówię i odwracam się – jestem tu, ponieważ.. - Przerywam, kiedy przede mną ukazuje się znajoma twarz Mindy Kurwa Abraham. Jej brwi złączają się. - Felicity? Cholera. Nie mogę teraz kłamać, choć moją pierwszą myślą jest przejście na brytyjski akcent i nazwanie siebie Emmą. -Jestem tu, aby pomóc ci w problemach komputerowych. Obsługa klienta. Kończę, pomijając jej pytanie. Mruga kilka razy. - Racja, racja. Uśmiecha się miło i odwracając się pokazuje, że mam za nią podążać. Jej włosy są upięte w perfekcyjnego francuskiego warkocza, a jej ołówkowa spódnica doskonale łączy się z ciasną, ale odpowiednią do pracy, szarą bluzką. Nie ma ani jednego oczka w rajstopach, a jej czarne obcasy stukają o podłogę. Otrząsam się, wbijając paznokcie w dłonie. Nie stoję już w licealnym barze szybkiej obsługi, zawstydzona, gdy ona śmieje się i wskazuje moje pudełko na lunch ze Spidermana, mówiąc że pasuje do czerwonych plam na moich ramionach. Wewnętrznie narzekam i robię krok do przodu. Pieprzyć cie, robię to dla Camerona. Zamykam oczy i oddycham, wprowadzając do mojego wnętrza harmonię. Mindy siada na dużym, skórzanym krześle przed biurkiem z ciemnego dębu. Widzę zdjęcie, na którym trzyma małe dziecko, uśmiechając się do kamery. Oczywiście, jest żonata i ma najsłodsze dziecko na świecie. -Myślałam, że przyjdzie Marissa – zaczyna i loguje się do swojego komputer.
-Miała, ale jest w ciąży – tłumaczę – tylko ją zastępuje. Kiwa głową. - Pamiętasz mnie? Jestem prawie pewna, że chodziłyśmy do liceum. Oczywiście, że ją pamiętam. Wraz z jej popularnymi przyjaciółmi, robili z mojego życia piekło przez kilka lat. Obracam się i patrzę na nią, przypominając sobie jej twarz, jakby nie miało na mnie wpływu to, co zrobiła. -Mindy- mówię, udając, że dopiero ją rozpoznałam. - Tak, pamiętam Cię. Uśmiecha się. - Tak myślałam. Widziałam cię też przy sklepie któregoś dnia. Spoglądam na ekran komputera i krzywię się, jakie to wszystko jest nieaktualne. Windows XP, poważnie? Wzruszam ramionami. -Może. Co to za problem? -Myślę, że to wirus – mówi – kupiliśmy antywirus Kasper albo jakiś podobny, ale chyba nie działa. Wszystko pracuje powoli i nie mogę dostać się do internetu bez miliona kliknięć. - Wskazuje pomalowanym paznokciem ikonkę Wi-Fi na ekranie. - Witryny się nie ładują, więc nie mogę go zaktualizować. Mogłabyś pozbyć się wirusa i założyć ochronę, by serwis znów działał. Śmieję się.- To nie jest takie łatwe. Pozwól mi najpierw sprawdzić co się dzieje. Przybliżam się na wielkim krześle i po kilku kliknięciach wiem, że jednymi z problemów są brak pamięci i stare systemy, które nie współpracują z serwisem. Serwer nie potrafi obsłużyć prawie nic zrobionego wcześniej, niż pięć lat temu. -Kiedy przeszłaś do Grand Rapids? - pyta Mindy nad moim ramieniem. Obserwuje moją pracę i to jest cholernie denerwujące. -Około pół roku temu. -Jestem tutaj od czterech lat – mówi, jakby mnie to obchodziło. - Mój mąż dostał pracę w tutejszym szpitalu.- Przytakuję, starając się nie zauważyć jak zaakcentowała słowo „mąż”. - Potrzebne było mi coś do roboty, a Ben jest taki utalentowany. -Ben? -Artysta. - Przyłapuję ją na przewracaniu oczami. - On jest właścicielem galerii. -Mam cię – mówię. -Ma komputer w gabinecie z tym samym wirusem. Powolne, złe połączenie internetowe. -To nie oznacza wirusa. Gdzie jest router? - pytam, a kiedy Mindy nie odpowiada, odwracam się do niej. Jej oczy są szeroko otwarte. -Nie wiem. Chyba ty powinnaś to wiedzieć. Jesteś tutaj ekspertem. Może w „moje dokumenty”.
Dziękuję Mindy Kurwa Abraham za wzmocnienie u mnie stereotypu, że ładny znaczy głupi. -To nie jest w komputerze – mówię – wygląda jak małe pudełko. Jakie inne komputery są tutaj? -Jest jeszcze jeden w biurze Bena. -Zgaduję, że router jest w środku. Nie ma go tam przypadkiem? Mogę spojrzeć na to teraz. Patrzy na mnie, jakbym zapytała ją o darmowe wejściówki na backstage po wyprzedanym koncercie. -On jest zajęty. Nie lubi, gdy go ktoś wtedy niepokoi. Brzmi jak miły facet. - Oh, w porządku. Nie masz wirusa, ale komputer jest strasznie podstarzały. Nie może obsługiwać tej witryny i dlatego nie zmusisz go do załadowania. Kładzie ręce na biodrach. - Możesz powiedzieć co teraz? -Uruchomię pełen test diagnostyczny. Na pewno jest jakiś problem. -Czy to długo potrwa? Mam rzeczy do zrobienia. -Nie wiem. Twój komputer potrzebuje dużo aktualizacji, a brak pamięci czyni to trudnym do zrobienia. Zobaczę co da się zrobić. Mindy pochyla się. - Czy można umieścić na nim więcej pamięci? Mam coś na dysku Google. -To nie to samo – mówię i czuję się jakbym rozmawiała z babcią. - Pomoże usunięcie danych z twardego dysku, ale musiałaby to być znaczna ilość. -Czyli nie masz pojęcia, jak długo to jeszcze potrwa? -Nie – odpowiadam i staram się pozostać profesjonalną. Pracuję, nie muszę dogadywać się ze starą, licealną Nemezis.- Jesteście do tyłu z aktualizacjami. Zrobię je i spróbuję włączyć witrynę ponownie. Oczywiście, jeśli mogę. Klikam w parę rzeczy, a rosnące zdenerwowanie i rozdrażnienie Mindy staje się uciążliwe. -Dam ci znać, kiedy skończę – informuję z uśmiechem. -Okej- odchodzi po to, by wrócić po minucie z innym krzesłem. - Muszę siedzieć przy biurku. -To ma sens. - Nadal jest zbyt blisko i czuję, że jej oczy skupiają się na mnie, zamiast na komputerze. -Nie widziałam cię od college'u. - Przerywa na chwile, by zobaczyć, czy zacznę mówić.
-Yeah, trochę czasu minęło. -Prawie nie poznaje cię bez tego problemu skóry. Wyleczyłaś to. Zastygam. Poważnie? Nie wiem, czy powinnam być zawstydzona, czy wkurzona. Trochę czasu zajęło znalezienie dobrych kremów i leków, które sprawiły, że czerwone, dziwaczne plamy na skórze, spowodowane przez łuszczycę, zniknęły. Musiałabym przerwać przyjmowanie leku, jeśli zaszłabym w ciąże, ale kiedy znajdę faceta, który będzie mnie wystarczająco kochał, przeżyje tą chwile z czerwonymi plamami. Mindy czeka na odpowiedź. Kiedy nie nadchodzi, mówi dalej. - Co porabiasz? Znam tą gre. Pyta mnie, więc ja też będę musiała i wtedy pokaże mi swoje idealne życie. Niektórzy ludzie nigdy się nie zmieniają. Można wyjąć sukę z liceum, ale nie można wyjąć suki z...cóż, nikogo. -Wiesz, normalne rzeczy – mówię jej. -Dobrze, podoba ci się w Grand Rapids? Trudno było zostawić swoich przyjaciół? Nie odrywam oczu od komputera. - Tak, ale tam też mam wielu przyjaciół i spędzam z nimi większość czasu.- Kłamię w żywe oczy. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich to internetowi gracze. Okej, dobra... dziewięćdziesiąt osiem procent, odkąd liczę pana Pazura jako przyjaciela. Przesiadywanie na forach i rozmawianie przez gry znaczy tyle samo, co spotykanie się w prawdziwym świecie. Kim ona jest, aby to oceniać? Uspokój swoje cycki Felicity! -Masz jeszcze kontakt z osobami z liceum albo college? -Nie bardzo. Tylko z moją najlepszą przyjaciółką Erin. -Erin? - pochyla głowe – nie pamiętam jej. -Szkoda, jest niesamowita. -Liceum było dawno temu. Fajnie, że ci się tu podoba. To dość zabawne, że obie skończyłyśmy w tym miejscu. -Przezabawne – mówię sucho. Komiczny dowód na to, że wszechświat mnie nienawidzi. Przybliżam się do komputera. -Masz męża? - pyta Mindy. Najwyraźniej nie potrafi dostrzec braku obrączki na moim palcu. -Nie. -Oh, ja wzięłam ślub bardzo młodo. Kilka dni po skończeniu dwudziestu jeden lat. Po prostu nie mogłam powiedzieć „nie”. - Mindy śmieje się jakby to było faktycznie zabawne. -Masz zatem chłopaka?
-Nie. -Ah, to musi być fajne, że możesz robić co tylko chcesz. -Jest – ziewam i pragnę kawy, a przecież wypiłam drugi kubek po drodze. Dlaczego Mindy wciąż czuła potrzebę upokarzania mnie w bierno-agresywny sposób? Mama powiedziałaby mi, że to jakaś głęboka, psychologiczna kwestia. Chociaż ja wierzyłam, że niektórzy ludzie są po prostu dupkami, a Mindy idealnie pasowała do tej tezy. Drzwi główne się otwierają i starsza para wchodzi, by kupić obraz. Mindy wstaje, wita się i znika w galerii. Adios bitchachos*. Pracuję w ciszy przez chwilę i szybko pojmuję, że komputer jest naładowany ciasteczkami. Problemem nie jest wirus, ale stary sprzęt, który nadaje się już do muzeum. Nie mogę nawet zainstalować nowej ochrony, którą kupili. Wprowadzę kilka aktualizacji i rozejrzę się za łazienką, ponieważ kawa szybko przeze mnie przechodzi. Stukam paznokciami w biurko, nienawidząc myśli, że będę musiała spytać Mindy, gdzie mogę załatwić swoją potrzebę. Choć to nie tak, że ona wcale z niej nie korzysta. Praca idzie do przodu, a Mindy kasuje klientów używając staromodnej kasy. Słyszę jak informuje, że obraz zostanie dostarczony jutro rano, ponieważ nie zmieścił się do samochodu. Oni wypisują dla niej czek i wychodzą z uśmiechem. -Skończyłaś już? Można pozbyć się wirusa? - pyta zamykając drzwi za staruszkami. -Nie masz wirusa. Problemy, które opisałaś, mogą być naprawione przez zaktualizowanie twojego komputera. -Możesz to zrobić? -Nie na tym. Nie ma wystarczającej ilości pamięci, by obsługiwać aktualizacje do najnowszej wersji systemu Windows. -Nie można go naprawić? Uśmiecham się miło. - Teoretycznie tak. Ten komputer jest jednak bardzo stary. Myślę, że na dłuższą metę, lepiej byłoby rozważyć kupno nowego. Mindy zaciska wargi. - To zależy od Bena. On jest bardzo przywiązany do swoich rzeczy. Mogę wywnioskować, że Ben to starszy człowiek i prawdopodobnie jest gejem. Ta galeria jest zbyt elegancka, by należała do kogoś prostego. -Kasa nie obsługuje też kart kredytowych – dodaje. To zupełnie inna sprawa. - Nie sądzę, że budynek jest podłączony do szybkiego
internetu. Modernizacja może w tym pomóc. Aby uzyskać największą szybkość, musisz być na bieżąco ze wszystkim. -Dam znać Benowi – uśmiecha się z wyższością. - Przekażę mu także, że nie potrafiłaś zrobić rzeczy, do której cię zatrudnił. -Cóż, zatrudnił spółkę, która tworzy najnowocześniejsze witryny, współpracujące tylko z nowym systemem operacyjnym. Jej wargi tworzą cienką linie. - Powiem mu. Nie ruszam się, zakładając, że ma zamiar porozmawiać z nim teraz i będę miała trochę czasu, by znaleźć cholerną łazienkę. Mój pęcherz jest strasznie nieszczęśliwy teraz. -Zgaduję, że będę musiała mu opowiedzieć o twojej firmie. Powiedział, że teraz jest zajęty, pamiętasz? Nie lubi, gdy ktoś mu przeszkadza i nie będzie szczęśliwy, gdy usłyszy, że nie można tego naprawić. Zaciskam wargi i wymuszam uśmiech. - W porządku. - Odsuwam ciężkie krzesło od biurka i zabieram swoje rzeczy. Ktoś inny wchodzi do galerii i mogę wymknąć się bez jakiegokolwiek, niezręcznego pożegnania z Mindy. Dzwonię do Camerona, kiedy przechodzę na drugą stronę ulicy do kawiarni. Nie potrzebuję aktualnie kawy, ale mają łazienkę, a mój pęcherz jest już nieźle wkurzony. -Hej szefie! - Trzymam telefon między głową, a ramieniem, siedząc w toalecie i szybko wyjaśniam sytuacje. -Jesteś w łazience? - Cameron pyta, gdy spuszczam wodę. -Oh, nie. -Jasne – mogę zobaczyć jak przewraca oczami. -Nie martw się o to. Zadzwonię później i to załatwię. -Dzięki – mówię, myjąc dłonie. - Potrzebujesz mnie z powrotem? Waha się. - Niespecjalnie. Wystarczy fakt, że wciąż jesteś tam zajęta. Uśmiecham się i czuję, że mój stres powoli opada. To nie może być najgorszy dzień ze wszystkich.
*Bridezilla - „Panny młode z piekła rodem”, potworek w sukni ślubnej ;) *On Star - należąca do grupy General Motors korporacja prowadząca działalność komunikacyjną, monitorującą, oraz śledzącą na terenie Stanów Zjednoczonych i Kanady. *Adios Bichatchos – chyba każdy zrozumiał xd Lepiej brzmi bez tłumaczenia.
Rozdział 4 Nauczę się kiedyś chodzić spać o normalnej porze, racja? Może za rok, kiedy będę starsza i rozsądniejsza. Teraz gram, dopóki słońce nie zacznie wschodzić, a potem wspinam się do łóżka i zmuszam do snu, a mój budzik dzwoni w ciągu kilku krótkich godzin. Wlokę dupę do pracy następnego dnia i padam, gdy wracam do domu. Budzę się o dziewiątej trzydzieści, jem obiad, sprzątam, a następnie biorę książkę i czytam ją na niewielkim patio, do czasu, gdy komary nie zmuszą mnie do powrotu. Długa drzemka utrudnia zaśnięcie, więc używam „Śpiącego rycerza” raz, czy dwa (lub 3, albo 4 – hey, dziewczyna ma potrzeby). Wstaję z łóżka, aby rozłożyć materiał na mój kostium, a potem oglądam tylko jeden film z serii „Harry Potter”. W środę rano znów ciągnę mój tyłek do pracy, tak samo zmęczony jak poprzedniego dnia. Wychodzę spod prysznica i robię z włosów koka, kiedy idę przez parking, a makijaż - na światłach stopu. Mam na sobie bezrękawnik z moim ulubieńcem R2D2. Zapomniałam zrobić pranie i zostałam zmuszona do założenia czegoś z sekcji „sexy ubrania bibliotekarzy”. -Spójrz na siebie – mówi Cameron, gdy umieszczam lunch w lodówce pokoju socjalnego. Pozwalam drzwiom się zamknąć i posyłam mu spojrzenie. -Wiem, zaspałam i wyglądam okropnie. -Myślę na odwrót. Kusisz tą ciasną spódnicą. -Naprawdę? - Odwracam głowę, aby spojrzeć na swój tyłek. - Uważam, że wygląda na dwa razy większy. -Może jestem stronniczy – zaczyna Cameron – albo nie, ponieważ nie uważam cię za seksualnie atrakcyjną. -Dzięki – mówię sucho. -Oh, zamknij się – wypluwa z powrotem. - Nie uważam żadnej kobiety za seksualnie atrakcyjną. Macie cycki i pochwy. - Krzywi się. - Byłem tam i próbowałem tego. To nie moja rzecz, ale wiem, że wyglądasz dobrze według wszystkich standardów. Nie wiem, dlaczego nie ubierasz się tak częściej. Trzymam swoją rękę i pocieram kciukiem palce, przypominając mu, że strojenie się nie przynosi mi korzyści. To nie działa tak, że wykonam lepiej swoją pracę w spódnicy opinającej moją dupę, niż w workowatych spodniach. Cameron wywraca oczami i nakłada serek śmietankowy na rogalik. Kilku innych ludzi przychodzi, zjadając szybko bajgle i pijąc świeżą kawę przed
rozpoczęciem pracy. Podejmuję krótką pogawędkę kończąc jeść, a następnie wracam do swojego biura rozmawiając z Mariah o pracy. Zostawiam otwartego facebooka, ponieważ rozmawiam z Erin i odpowiadam na e-maile, a potem pomagam Mariah z przeszkodą, na którą natrafiła w jednym ze swych projektów. W porze lunchu, Cameron przychodzi i siada przy stoliku obok mnie. Nie ma jedzenia, ani telefonu. Cholera. -Jeśli nie masz biletów na Comic Con, mówię nie. -Trochę zarozumiałe, nie sądzisz? Jem truskawki ze swojego talerza. - Mylę się? Wzdycha i śmieje się. - Nie, właśnie odebrałem telefon z galerii. -Nie zrobię tego. - On nie wie o Mindy i nie zamierzam tego zmieniać. -Oh daj spokój. Właściciel wymienił wszystkie komputery. Teraz są fabrycznie nowe i gotowe do zabawy. -Nie chcę się z nimi bawić. Wolę swój, dziękuję bardzo. Cameron zaciska wargi próbując się nie śmiać. - Wiesz o co mi chodzi. Proszę, pomóż mi. Jesteś bardzo uparta. Wzruszam ramionami. -Wolę mówić, że mam silną wolę. -Nazywaj to jak chcesz, ale ja już powiedziałem, że to ty przyjedziesz, aby pomóc w tym gównie. -Zgoda. Kiedy muszę tam być? -Za pół godziny. Kiwam głową i wracam do jedzenia. - Robię to tylko dlatego, że cię kocham i pochwaliłeś dzisiaj mój tyłek. Wstaje z uśmiechem. - Dziękuję Felicity. Poważnie, to oszczędza mi tak dużo kłopotów. Szybko kończę jeść, napełniam kawą swój podróżny kubek z „Małą syrenką” i zatrzymuję się przy biurku, by zabrać torebkę. Szarpię opaskę ze swoich włosów i pozwalam wiatrowi rozpuszczać loki. Jestem w połowie drogi do galerii, gdy zdaję sobie sprawę, że zostawiłam kawę na biurku. Myślę nad zawróceniem, ale mam zbyt mało czasu. Może po prostu będę w stanie przebiec przez ulicę do Starbucksa. Ziewam. Tak, nie ma dość kawy na świecie, aby przenieść mnie przez całe popołudnie z Mindy. Dostaję sms od mojego brata, który informuje mnie, że Danielle opracowuje „ograniczoną listę gości” i chce wiedzieć, czy pójdę z osobą towarzyszącą.
Czytam wiadomość podczas jazdy, jednak nie odpowiem na nią w trakcie prowadzenia, oczywiście, że nie. To nie jest warte ryzyka. Zresztą, co miałabym mu napisać? Są szanse, że nie pójdę z osobą towarzyszącą i to powoduje u mnie kiepskie odczucia. Pieprzyć to. Mogę bawić się sama, albo Erin będzie moją idealną osobą towarzyszącą. Pomyślę nad odpowiedzią później. Teraz potrzebuję kawy. Oczywiście kolejka do „drive” jest milowa. Parkuję, mając nadzieję, że w środku szybciej będę mogła złożyć zamówienie. Na szczęście kolejka wewnątrz jest niczym, w porównaniu do tuzina samochodów ustawionych wokół sklepu. Smaruję usta błyszczykiem, przeczesuję dłonią włosy i pospiesznie udaję się do kawiarni. Składam zamówienie na mrożoną mokkę i brownie z czekoladowym lukrem, który wygląda zbyt dobrze, aby zrezygnować. Płacę, a następnie staję z boku czekając na swój napój. Czuję jak panika rozrasta się we mnie z każdą kolejną minutą. Sprawdzam czas na moim telefonie. Yep, jestem oficjalnie spóźniona. Wmawiam sobie, że to nie ma znaczenia i prawdopodobnie nie będę potrzebować aż tyle czasu. Mimo to, bycie nieprofesjonalną mnie wkurza. Jeśli Cameron otrzyma skargi, dostanie je od swojego szefa i będzie musiał sobie z tym poradzić. Dodatkowo, słysząc jakim facetem jest ten cały Ben, nie mogę sobie wyobrazić, jak będzie przyjemnie, kiedy przyjdę spóźniona. Potrzebuję go, ponieważ spędzę trochę czasu w jego gabinecie i będzie musiał wpisywać hasła. Poza tym, jestem pewna, że zechce instrukcji krok po kroku jak to wszystko zrobić. W końcu mój napój jest gotowy. To trudne zadanie, trzymać jednocześnie brownie, telefon, portfel i mokke. Kiedyś naprawdę zakwestionuję swoje wybory - byłoby łatwiej, gdybym przyniosła ze sobą torebkę. Zabieram swoje rzeczy, robię krok, a następnie zatrzymuję się wiedząc, że muszę coś zmienić, bo inaczej wszystko wyląduje na podłodze. Mężczyzna, który był za mną zabiera swoją kawę z lady i zapewne myśli, że poszłam już dawno temu. Niestety wciąż tu jestem, a właściwie to krok od miejsca, w którym stałam. Zderza się ze mną. Brownie ląduje na moim telefonie, a mrożona kawa rozlewa się na przód mojej koszuli. Mój umysł wiruje. Począwszy od „co do cholery?”, przez „kurwa, to jest zimne”, by w końcu zauważyć, że on jest niewiarygodnie cudowny. Ma przeszło sześć stóp wzrostu, oszałamiające, gęste i czarne włosy, które pasują do ciemnych oczu. Kilkudniowy zarost pokrywa jego szczękę, a tatuaże wybiegają spod rękawów czarnego T-shirtu wypełnionego przez mięśnie. Jego jeansy są sprane i obcisłe we właściwych miejscach. Moje oczy samowolnie ciągną wzdłuż jego ciała. -Kurwa, tak mi przykro – mówi i robi krok w tył. Trochę mojej kawy chlapnęła
na niego, ale większość spływa z mojej koszuli, kapiąc na podłogę. - Nie widziałem cię. Cóż, byłaś tam, ale potem się ruszyłaś. -W porządku. - Próbuję złapać oddech, oglądając, jak jego pełne usta się poruszają. Mrugam. Nie, nie jest w porządku. Jestem cała w kawie. -Pozwól mi pomóc. - kładzie swój napój i bierze serwetki, a ja stoję zamrożona i nie wiem co zrobić. Moje rzeczy wyślizgują się i lada chwila pewnie wylądują na podłodze. Nie, moje brownie! -Tutaj – mówi i zabiera kawę z mojej dłoni. Otrząsam się i robię krok do przodu umieszczając ciastko, portfel oraz telefon na ladzie. Biorę serwetki z jego wyciągniętej ręki i ścieram bałagan ze swoich dłoni, a następnie przykładam je do koszuli. -Tak bardzo cię przepraszam. - Patrzy na moją klatkę piersiową, oceniając zrobione szkody. - Spieszyłem się i... kurwa. Przynajmniej mogę kupić ci drugą kawę. Pośpiech. Racja. Ja też się spieszę. Mój mózg automatycznie wędruje do wszechświata przeklinającego mnie za bycie wystarczająco samolubną, by spóźnić się na spotkanie. Przynajmniej mogłam mieć kawę. -Nie. Jeszcze trochę zostało. Mężczyzna wyciera mój telefon. - Czuje się okropnie, naprawdę. Rzucam mokre serwetki i zabieram inne, by włożyć je pod koszulę i wydostać kawałek lodu spomiędzy piersi. -Przynajmniej nie była gorąca. - Zmuszam się do uśmiechu. Odwzajemnia gest, a ja zaczynam drżeć. - Racja, nie chcę dostać pozwu sądowego. Barista przychodzi z wilgotnym ręcznikiem. Dziękuję mu i wycieram swoją koszulę, wiedząc, że wszystkie te próby są daremne. Frajer mógł zamoczyć to przynajmniej w jakimś detergencie. Pierdolić to. Będę pracować w takim stanie. Zamykam oczy, kipiąc ze złości, ponieważ wyobrażam sobie uśmieszek Mindy, gdy pyta co się stało. -Jesteś wkurzona – mówi gorący facet. -Hmm, dziwisz mi się? Przeciągam ręcznikiem po lepkiej ręce, a potem biorę od niego telefon. Wycieram go najlepiej, jak potrafię, wiedząc, że muszę robić to możliwie najszybciej. -Czy to nowy iPhone? - pyta złączając brwi. - Nie jest dostępny na rynku.
-Mam betę. - Jedna z korzyści bycia maniakiem postępu techniki. Kręci głową. - Wróćmy do sedna. Myślę, że zniszczyłem ci koszulę. -Na pewno zbyt dużo teraz widać. - Zdaję sobie sprawę, że zabrzmiało to, jakby moje cycki były na nią za wielkie, albo przybrałam na wadze i nie pasuje. Powinnam być zakłopotana? -Wygląda na tobie dobrze. - Oczami mija plamy i spogląda na mój dekolt. Nawet pokryta kawą. On do mnie uderza. Nikt tego nie robił od... długiego czasu. Nagle, potrzebuję więcej lodu spływającego po mojej skórze. -Dzięki – mówię i mrugam do niego. Jego skóra jest jasnobrązowa z nutą oliwy. Wyciera mój portfel i bałagan spoza plastikowego kubka, przyglądając się napisowi na boku. -Felicity. - Umieram, gdy jego głęboki głos wypowiada to jedno słowo. - Jesteś pewna, że nie chcesz żebym kupił ci kolejną kawę? -Chciałabym – mówię szczerze – ale jestem spóźniona na spotkanie z klientem, a słyszałam, że jest niezłym dupkiem. - Potrząsam głową z westchnieniem. Już się boję tam iść. -Oh, teraz czuję się jeszcze gorzej. Klient dupek i zniszczona koszula. -Koszula to najmniejszy problem – mówię z uśmiechem. -W takim razie twój klient musi być wielkim dupkiem. Unoszę brwi. - Coś w tym stylu. Jego sekretarka wcale nie jest lepsza. Marszczę nos. - Robię to dla szefa, bo jest moim przyjacielem. Powoli wypuszczam powietrze. Zapinam portfel wokół nadgarstka i łapię telefon oraz brownie. -Może mógłbym cię odprowadzić? - Gorący facet podnosi kawę. - Twoje ręce wyglądają na pełne. Uśmiecham się i kiwam głową, zanim mogę wymyślić jakiekolwiek logiczne zdanie. - Pewnie, dzięki. -Wciąż chcę kupić ci nową kawę. To zależy od ciebie. -Nie, okej. Naprawdę powinnam pójść i mieć to za sobą. -Mam nadzieję, że ten facet nie będzie niegrzeczny w stosunku. Powiedz mu, że jakiś idiota na ciebie wpadł i to nie była twoja wina. -Tak właśnie powiem. - Moje serce trzepocze, kiedy otwiera przede mną drzwi. - To mój. - Wskazuję na Malibu zaparkowane tuż obok wejścia. Kładę rzeczy na dachu i otwieram drzwi.
-Jeszcze raz przepraszam Felicity. Może zobaczymy się tu kiedyś ponownie. Piję bardzo dużo kawy. -Ja też. Cóż, kawy i wina. - Śmieję się z siebie. Czy ja naprawdę to powiedziałam? Dlaczego nie powiem mu jeszcze, że wino jest pite z plastikowego kubka, gdy pan Pazur okrąża moje stopy. -Obydwa są niezbędne. Powodzenia z klientem dupkiem. -Dziękuję, prawdopodobnie będę tego potrzebować. - Moje oczy spoglądają na galerie po drugiej strony ulicy. - Ten dzień nie może być już gorszy, prawda? -Miejmy nadzieję, że nie. Powoli i świadomie lustruje mnie wzrokiem. Chce, żebym widziała co robi i... podoba mu się to, co widzi. Jasna cholera. Jestem pewna, że ten facet może mieć dużo erotycznych doświadczeń na parkingach kawiarni. Rumienię się, gdy wsiadam do samochodu. Zamykam drzwi i podciągam koszulę, odsuwając ją od spódnicy, a potem rozpinam guziki. Jest zbyt poplamiona i mokra, by ją nosić. Odchylam głowę z powrotem na siedzenie. Co do cholery, mam teraz zrobić? Wzdycham i wieszam koszulę na fotelu pasażera z nadzieją, że ogrzewanie ją wysuszy. Patrzę na zegar – 15 minut spóźnienia. Wyjeżdżam i zdaje sobie sprawę, że telefon oraz brownie dalej znajdują się na masce. Łapie je bardzo szybko i przejeżdżam na drugą stronę ulicy. Wychodzę zabierając torebkę i próbuję się opanować, oglądając swoje odbicie w szybie. Gdybym tylko nosiła jakąkolwiek inną bluzkę, pod koszulę, niż tą. Cokolwiek. R2D2 jest niesamowity. Serce wali w mojej piersi. Opieram się o drzwi samochodu, dając sobie kilka minut na uspokojenie i napisanie sms do Erin. Poza tym, muszę pomyśleć. Gorący facet. Co jest ze mną nie tak? Powinnam także z nim flirtować, albo przynajmniej spytać o jego imię. No cóż. Nigdy nie zobaczę go ponownie. Kręcę głową, kiedy uświadamiam sobie, że zmarnowałam kolejne pięć minut. Teraz, mam już 20 minut spóźnienia. Roztrzepuję włosy, biorę głęboki wdech – pachnę kawą, nie jest źle – i prostuję ramiona. To jest to. Zamierzam wejść, ustawić to gówno i spadać. Zawieszam torbę na lewym ramieniu i wschodzę do środka z głową uniesioną do góry. Mindy patrzy w górę, kiedy drzwi się otwierają. Unosi brwi,dostrzegając mój bezrękawnik, który ma duże wycięcie i pokazuje więcej moich cycków, niż jest to odpowiednie. -Mogę zaczynać. -Uh, okej. - Mrugając próbuje pozbyć się szoku. - Powiem Benowi, że już
jesteś. -Dzięki. Stawiam torbę na biurku przypatrując się lśniącemu komputerowi, który zajął miejsce starego dinozaura, obecnego jeszcze parę dni temu. Mindy wstaje, a na jej twarzy można dostrzec wstręt do mojego modnego wyboru. Ona wygląda dobrze w kremowym garniturze i włosach spiętych błyszczącymi spinkami. Jej makijaż jest nieskazitelny. Poważnie, ludzie mają kiedykolwiek taką czystą skórę? Może miała jakąś operację. Wątpię w to. Jestem pewna, że moje wspomnienia ze szkoły, gdzie wszyscy ją wielbili, trochę zaburzyły mój umysł, który pokazywał ją lepszą, niż w rzeczywistości była, ale wiem, że jej skóra zawsze wyglądała idealnie. Moja nie jest szczególnie zła, ale brak jej ożywienia. Obcasy Mindy stukają o podłogę z twardego drewna i znika w galerii. Dwa obrazy z poniedziałku zniknęły sprawiając, że wejście stało się gołe. Nie wątpiłam w talent Bena, ale w ceny. Nie interesuję się sztuką i nie wiem jaka stawka obowiązuje za niestandardowy kawałek czegoś takiego. Stukam paznokciami o blat. Czekam, nie lubiąc tego Bena coraz bardziej z każdą kolejną minutą. W końcu Mindy drepcze do swojego biurka. -Zaraz przyjdzie i zaczniesz od jego komputera. On jest bardzo zajęty, wiesz? Powinnaś się spieszyć, aby mógł dalej pracować. Zatrzymuje ripostę na końcu języka. Będę się spieszyć, ponieważ chcę stąd wyjść, a nie dlatego, że Ben-diva potrzebuje swój cenny czas. -Pewnie – mówię i biorę wdech. Drzwi otwierają się i zamykają wewnątrz galerii, a po chwili słyszymy ciężkie kroki na schodach. Ben wchodzi i wszystko co mogę zrobić, to nie pozwolić mojej szczęce opaść na podłogę. Kolor odpływa z moich policzków. Sukinsyn. To jest gorsze od każdego filmu Shyamalana: dupek, mała-miss-diva Ben jest gorącym facetem z kawiarni.
Rozdział 5 Przez kilka uderzeń serca, patrzymy na siebie nic nie mówiąc. Mindy przeskakuje wzrokiem między nami, zdziwiona odrazą na naszych twarzach. -Felicity – Ben w końcu się odzywa, spoglądając na moje piersi. - Dobry wybór stroju. -Jakiś idiota wpadł na mnie i to nie była moja wina – odpowiadam. -Ben, wy się znacie? - Mindy pyta. -Tak – mówi w tym samym czasie, kiedy ja odpowiadam „nie”. Ben chrząka. Dlaczego nie zaczynasz? Nie chciałbym zdenerwować tego klienta dupka. Zaciskam wargi i piorunuję go wzrokiem. Mrugam, zabieram torebkę i idę za Mindy. Przechodzimy na środek galerii i wchodzimy po schodach, pomalowanych na czarno. Moje tętno szaleje i nie mogę oderwać wzroku od tyłka Bena, kiedy idzie przede mną. To jest perfekcyjne. Drzwi na szczycie skrzypią podczas otwierania i od razu uderza we mnie mocny zapach farby oraz gliny. -Zamknij drzwi. - Jestem pewna, że zaraz na mnie nakrzyczy, zadzwoni do mojego szefa, albo coś w tym stylu. Odwraca się i krzyżuje ręce. Uśmiecha się. - Nie jesteś grubym, brzydkim maniakiem, który przychodzi instalować nasze komputery i naprawiać stronę internetową, jak mi powiedziano. -A ty może nie jesteś klientem dupkiem, o którym myślałam. -Może nie? Podnoszę lewe ramie, by nim wzruszyć, ale waga torebki mi to uniemożliwia. -Nie znam cię jeszcze. -To prawda – mówi i przejeżdża dłonią po włosach. Opiera się o biurko zagracone książkami i stosami papieru. - Dlaczego myślisz, że jestem dupkiem? Połykam powietrze, starając się odciąć przypływ krwi do moich policzków. -Mindy o tobie mówiła. Zabrzmiało, jakbyś był divą wymagającą wielu pieniędzy i uwagi, szczerze mówiąc. Jego twarz promienieje, gdy uśmiecha się ponownie, a potem marszczy brwi. Znasz Mindy? - Cholera, powinnam skłamać, prawda? - To znaczy... ona przecież cię widziała, a ty wyraźnie nie jesteś gruba i brzydka. - Lustruje mnie wzrokiem. - Dlaczego miałaby kłamać? -Jest sadystką?
Ben przechyla głowę i uważnie mi się przygląda.- Tak, ale nie aż tak. -Chodziłyśmy razem do liceum i nie byłyśmy przyjaciółkami. - Jestem zaskoczona ulgą, którą czuję, kiedy wypowiadam to zdanie. -Hmm, byłaś popularną, gorącą dziewczyną, a ona nie? Prycham ze śmiechu i posyłam Benowi „co ty kurwa palisz?” spojrzenie. -Na odwrót? - Pyta, jakby to nie mogła być prawda. Kładę dłoń na klatkę piersiową, wskazując gigantycznego R2D2 na mojej koszulce, jakby to miało potwierdzić moje zdanie. - Bardzo na odwrót. -Ponieważ lubisz Star Trek? Mrugam i spoglądam na swoją koszulkę. Nie, po prostu... nie mogę. Kręcę głową i patrzę na niego szeroko otwartymi oczami. Adrenalina przestaje działać i czuję się coraz bardziej zakłopotana. Macham ręką w powietrzu. -Spójrz. Przepraszam za nazwanie cię dupkiem, choć właściwie tego nie zrobiłam. Po prostu pokaż mi komputery, zainstaluję je, naprawię stronę i wyjdę. Ben wciąż ma ten głupi uśmiech na twarzy i nie cierpię tego, jak atrakcyjnie z nim wygląda. -Dzięki tobie chcę udowodnić, że nie jestem dupkiem. -Naprawdę nie musisz. Twoje przeprosiny wyglądały szczerze, kiedy zniszczyłeś mi koszulę. -Mówiłaś, że nie jesteś zdenerwowana – wtrąca. -Bo nie jestem. Ta koszula naprawdę nie pasuję dobrze i mam ją na sobie tylko dlatego, że zawaliłam z praniem. Nie sądzę, bym miała ją na sobie w ostatnich latach. - Kolor zabarwia moje policzki. Dlaczego to mówię? Przestań gadać Felicity! - A teraz... skończmy z tym i pójdźmy własnymi drogami. Wtedy już więcej mnie nie zobaczysz i nie będziesz musiał myśleć o tej niezręcznej chwili ponownie. -Z całą pewnością będę myślał o niej ponownie. - Dopiero teraz zauważam plamki farby na jego dłoniach i ramionach. Gdybym na dworze nie była otępiała, przez jego cholerną urodę, pewnie dodałabym dwa do dwóch i zorientowałabym się, że to jest Ben. Chociaż szczerze w to wątpię. W moim umyśle, Ben był starszym gejem, a nie super, atrakcyjnym facetem z mięśniami, tatuażami i dość dużym wybrzuszeniem w... Stop! -Proszę bardzo – mówię, trzymając pasek ciężkiej torebki. Ben zauważa to i
robi krok do przodu, biorąc ją ode mnie. Okej, może on naprawdę nie jest dupkiem. - Więc, twoje komputery były strasznie stare. Jak funkcjonowałeś? Muszę być tępa, prawda? Przecież jesteśmy już za sztucznymi formalnościami. Ben śmieje się. - Nie używam ich za dużo. - Zauważa moje szokujące spojrzenie. - Wszędzie biorę swojego laptopa. -Oh, dobrze. Jeśli byłbyś jednym z tych ludzi, którzy nie lubią komputerów, to bym... bym nic nie zrobiła, ponieważ cię nie znam i to nie ma dla mnie znaczenia. - Śmieję się nerwowo. Kurwa, dlaczego jestem taka zażenowana? -Możemy to zmienić. - Jego oczy spotykają moje i czuję, jakby zaglądał w głąb mojej duszy, widząc desperację spowodowaną potrzebą ostrego pieprzenia przez coś innego, niż neonowo-różowy wibrator. Poważnie, moje nadgarstki bolą od codziennej rozrywki. Dziękuję ci mamo za zmuszanie mnie do gry na fortepianie, która zapoczątkowała te bóle. Czekaj, nie. Mama nie powinna znajdować się w tym procesie myślowym. Mrugam i potrząsam głową. -Ale najpierw – mówi, a ja patrzę na niego jakby był wszystkim-co-mogę-zjeść, kiedy jestem na bezglutenowej diecie, - sytuacja komputerowa. Zaktualizowałem to, co tu mamy. Łatwiej zajmować się księgowością w biurze, zamiast nosić osobisty komputer w tą i z powrotem. -Założę się, że tak. Chcesz żebym go też ustawiła? -Potrafię to zrobić sam. -Jestem pewna, że zrobię to szybciej . W jego oczach pojawia się diabelski błysk. - Z pewnością potrafisz. Czy on właśnie seksualnie zażartował, czy to ja mam brudne myśli? Pieprzyć to. Myśląc o Benie i seksie, czuję ciepło oraz mrowienie na całym ciele. -Cóż, jestem tutaj, by pomóc, więc...hm...pomogę, jeśli chcesz mojej pomocy, bo właśnie po to tutaj jestem. Aby pomóc. - Krzywię się wewnętrznie na dobór moich słów. -Hmm, więc potrafisz pomagać? - Dokucza mi i obchodzi zagracone biurko. Mam chwilę, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Biuro wygląda jak duże studio z oknami od podłogi do sufitu z widokiem na ulicę. Czyste firanki wiszą na nich, a końcówki materiału leżą swobodnie na podłodze. Ściany są mieszanką popękanego gipsu i odsłoniętej cegły. Nie jestem pewna, czy to celowe działanie, czy stało się tak za sprawą czasu. Mimo to, bardzo pasuje do galerii sztuki. Półki przywieszone na ścianie, w całości są pokryte farbami, pędzlami i innymi materiałami. Kilka sztalug znajduje się w centrum studia, a jakiegoś rodzaju posąg stoi zapomniany w kącie. Całe miejsce jest bałaganem,
ale to działa. W rzeczywistości nie działałoby w żaden inny sposób. Chaos i kreatywność idą w parze. -To jest ten nowy router, który kupiłeś? - Marszczę nos. -Co jest z nim nie tak? -Nie jest za dobry. -Facet w sklepie go polecał. Kładę rękę na biodrze. - Wierzysz jakiemuś nastolatkowi w niebieskiej koszulce bardziej, niż mi? Uśmiech wraca z powrotem na jego idealną twarz. - Skąd mam wiedzieć, że jesteś bardziej – lub mniej – wykwalifikowana? - Przebiega ręką przez gęste włosy. - Gdzie chodziłaś do szkoły? -MIT – mówię od razu i nie potrafię tego cofnąć. Chodziłam tam przez większość czasu, ale ukończyłam szkołę gdzieś indziej. -W porządku – mówi – jaki router powinienem wziąć? -Biorąc pod uwagę stare okablowanie w tym budynku, wzięłabym coś mocniejszego z lepszym zasięgiem. Mogę napisać ci kilka rad. Jego oczy spadają ponownie na moją klatkę piersiową. - Albo pójdziemy razem do sklepu i coś wybierzemy, a potem zjemy obiad. -Nie – mówię od razu, zaskakując sama siebie. Gorący facet zwany również jako dupek-nie-dupek Ben właśnie chciał się ze mną umówić. Dlaczego mój mózg zabrania mi pójść? Nie jestem już w liceum. To nie jest jakiś podstęp, aby ze mnie zadrwić. Jesteśmy dorośli. Nie zapytałby mnie, gdyby faktycznie nie chciał ze mną pójść. Patrzy zaskoczony moim odrzuceniem. - Masz chłopaka? -Nie, męża też nie mam. Jestem singlem, a ty? -Żadnego chłopaka, czy męża. Nie ma też żadnej oficjalnej dziewczyny i żony. -Czyli masz coś nieoficjalnego? -Spotykamy się, ale to nie jest nic poważnego. -Nie jestem pewna, co mam o tym myśleć. -Spójrz, niecodziennie zdarza mi się wylewać kawę na gorącą laskę, która myśli, że jestem dupkiem. Uśmiecham się. - Też nie zdarza mi się to często. Właściwie to nigdy. - Nie pamiętam ostatniego razu, gdy ktoś nazwał mnie gorącą laską. Cóż, ktoś inny, niż ludzie na Comic Con podziwia mój obcisły kostium. Chowam router do paczki i Ben będzie mógł go zwrócić. Zaczynamy
instalować nowy komputer. -Masz plany na weekend? - Poza graniem w gry video, pracą nad strojem i oglądaniem „Firefly” na Netflix, nie robię niczego. - Jeśli nie, to naprawdę chciałbym z tobą wyjść. -Myślę, że mogę pozmieniać parę planów. Dokąd chcesz mnie zabrać? -Co lubisz? -Jeśli chodzi o jedzenie? Uh, wszystko. Śmieje się, pokazując idealnie białe zęby. - To będzie łatwo. Piątek o ósmej? -Pewnie. - Z całej siły próbuję ukryć uśmiech. Nic nie może mi się stać, prawda? Odpycham początkowe obawy. Odpalam nowy komputer, a Ben idzie do studia i włącza muzykę z telefonu. Słuchamy wszystkiego od Mozarta po Pink Floyd. Spoglądam ukradkiem na niego, gdy instaluję aktualizacje. Połowa jego ciała jest ukryta za sztalugą. Ruchy ma szaleńcze i nerwowe, a nie gładkie i pełne gracji, które widzę w filmach. Zauważam jego twarz i widzę, że zupełnie się odprężył, choć cały czas tutaj jestem. Uruchomienie wszystkiego nie zajmuje dużo czasu. Używam starego routera, aby skonfigurować internet, ale nawet w nowym komputerze jest powolny jak skurwisyn, choć to może być wina moich standardów. Strona ładuje się bez żadnych przeszkód. Uwielbiam mieć rację. -Zrobione. - Cofam się na krześle i przenoszę spojrzenie na Bena, który jest oczarowany czymś, co maluje. Mindy mówiła, że nie lubi, gdy ktoś mu przeszkadza. Czy to nadal obowiązuje? Lubi mnie i nie zamierzam narobić bałaganu, zanim razem nie wyjdziemy. Pakuję wszystko i czekam. -Ben – mówię w końcu miękkim głosem. Nie patrzy w górę, więc mówię trochę głośniej. - Ben? Przeskakuje oczami na mnie i zauważam w nich coś ciemnego. Wydaje się być zdenerwowany, ale moje obawy szybko znikają, gdy jego język roluje się, wypowiadając moje imię. -Felicity. Skończyłaś już? -Tak, mówiłam, że jestem szybka. -Z całą pewnością jesteś. Mruga kilka razy, jakby próbował przywrócić siebie do rzeczywistości. Bierze garść pędzli, wkłada je do zlewu i ostrożnie myje, nie zadając sobie trudu, aby zetrzeć farbę ze swojej skóry. Podchodzi do mnie bardzo blisko i zagląda w ekran komputera. Zapach farby pomieszany z wodą kolońską jest odurzający.
Już od dawna z nikim się nie spotykałam, a co dopiero z kimś takim, jak Ben – na luzie, pewnym siebie i prawdopodobnie zupełnie normalnym. Zawsze mam nadzieję, że nowi ludzi są tak samo dziwni, jak ja. Wszystko co wiem o Benie to jego wygląd zewnętrzny, oraz to, jak oddany jest swojej przestrzeni biurowej. Ma mięśnie, więc musi ćwiczyć, no i lubi pracować w bałaganie. Przynajmniej jedną rzecz mamy wspólną. Samurajski miecz wisi na ścianie nad jego biurkiem i choć wygląda na antyk, wciąż jest w niesamowitym stanie. Poza tym jest tajemnicą, a to przeraża mnie i podnieca w tym samym czasie. Nagle czuję się taka prostolinijna: to co we mnie widzisz, jest tym co odzwierciedla stan faktyczny. Jedno spojrzenie na grafikę koszulki, którą noszę lub usłyszenie piosenki tytułowej z „Gry o tron”, gdy dzwoni mój telefon i znasz mnie bardzo dobrze. -Czy jest jeszcze coś, co mogę dla ciebie zrobić, zanim zejdę na dół? Przełykam gulę w gardle. Nie jestem pewna, jak mam się zachować i to mnie niepokoi. Po prostu bądź sobą. Przytakuję na własną myśl, zdobywając zaciekawione spojrzenie od Bena. Jego ciemne oczy ponownie spotykają moje. -Poradzę sobie, ale Mindy potrzebuje twojej pomocy. -Nie o to mi chodziło – mamroczę. Kilka niezręcznych sekund mija i Ben marszczy czoło, jakby czuł się źle, że muszę to zrobić. -To nie potrwa długo. Cóż, widzimy się w piątek? -Piątek. - Obracam się i zaczynam schodzić, kiedy Ben mnie zatrzymuje. Potrzebuję twój numer. - Trzyma mnie delikatnie za nadgarstek Mogę poczuć, jak moje tętno wali pod koniuszkami jego palców. -Racja. Prawdopodobnie ja też powinnam dostać twój. Robię kilka kroków do tyłu i stawiam torebkę na biurku wyciągając losowe rzeczy, dopóki nie znajduję telefonu na samym dole. Wymieniamy się numerami i Ben mówi, że zadzwoni do mnie w piątek, kiedy opuści studio, by dograć szczegóły. Schodzę na dół z uśmiechem. Nawet Mindy Kurwa Abraham nie może zniszczyć mi tego dnia.
Rozdział 6 Wciąż się uśmiecham, kiedy wjeżdżam do małego garażu i wciskam się wychodząc, między pierdołami, a samochodem. Mój umysł wędruje do niemożliwej przyszłości, najprawdopodobniej nastawiając się na rozczarowanie, ponieważ tak to się pewnie potoczy. Nie zastanawiam się kogo będą przypominać nasze dzieci, na co wydamy naszą emeryturę lub inne, podobne do tych, szalone rzeczy. Nie, mam limity. Pozwoliłam sobie myśleć, że piątkowa randka zmieni się w coś więcej, a Ben zostanie moją osobą towarzyszącą na wesele Jake'a i Danielle. Każdy były pod wrażeniem, nie tylko dlatego, że jest olśniewająco przystojny, ale dlatego, że jest bogatym i sławnym artystą. Okej, może trochę ubarwiłam tą część. Zrobiłam trochę śledztwa online, gdy tylko dostałam się na parking. Ben żyje na przyzwoitym poziomie – bardzo przyzwoitym – i choć jest dobrze znany w całej okolicy, nie jest sławny. Co jest dobre, bo nie poradziłabym sobie z paparazzi. Mieszkał wcześniej w Nowym Jorku i wystawiał swoje obrazy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Przeniósł się do Grand Rapids kilka lat temu, co wydaje się dziwne, ale cóż. Jest jak jest. Ben to stuprocentowy mężczyzna z prężnymi mięśniami i silną dupą. Umówił się ze mną. Nie potrafię oderwać myśli od naszej randki i radosne podniecenie przechodzi w nerwy. Mam cały jutrzejszy dzień i większość piątku, by się tym przejmować.
* -Cholera – mruczę, gdy przypominam sobie, że zostawiłam włączony zraszacz. Jestem zmęczona, moja pora snu właśnie nadchodzi i ja po prostu chcę się położyć. Przez kilka sekund zastanawiam się nad zostawieniem go do rana, ale nie zasnę wiedząc, że marnuję tak dużo wody. Ścielę łóżko i łapię telefon, chcąc użyć go jako latarki, ale widząc, że jest podłączony, zabieram miecz świetlny z mojej szafy. Włączam go i od razu zielone światło rozbłyska wokół mnie. Otwieram główne drzwi tylko po to, by szybko je zamknąć, ponieważ rój owadów lata wokół światła na ganku. Wzdycham i biorę buty, kierując się do tylnego wejścia, które powinno być bezpieczniejsze od komarów zabójców i ciem. Używając miecza świetlnego, by rozjaśnić drogę, obchodzę dom i wyłączam wodę Zaczynam zwijać węża, gdy ciemna postać przyciąga moją uwagę.
Zastygam, a moje serce przestaje bić. Ktoś właśnie podszedł do frontowych drzwi. Jest już po 23.30. Nikt dobry nie puka w twoje drzwi po 22. Trzymam miecz przed sobą, jakby to była prawdziwa broń i zielona poświata odbija się od domu. Ja po prostu rzucę okiem, kto stoi na moim ganku i pobiegnę do środka. Jeśli rzeczy potoczą się inaczej, ucieknę do mieszkania mojej sąsiadki Peral i będę błagać ją, by mnie ochroniła. Ona jest z południa i nie straciła ani grama swojej odwagi mimo siedemdziesięciu trzech lat. Dodatkowo, posiada strzelbę. Czarne Audi stoi zaparkowane na moim podjeździe. Samochód jest zgaszony i nie widzę nikogo innego w środku. Skradam się do przodu z walącym sercem, a wtedy ukazuje mi się zarys człowieka w ciemnych dżinsach i T-shircie. Mój umysł znów pędzi milion mil na godzinę, ale zamiast wyobrażać sobie pijane wesele i seks z Benem, myślę o tym facecie porywającym mnie i przeprowadzającym eksperymenty. Potykam się o wąż ogrodowy, który niedawno zwijałam i w ostatniej chwili utrzymuję równowagę. Człowiek obraca się po usłyszeniu szelestu, a światło z latarni ulicznych oświetla jego twarz. To Ben. Co do cholery? On jest prześladowcą? -Felicity? Cholera, zostałam zauważona. Biorę głęboki wdech i opuszczam swoją broń, starając się wyglądać swobodnie. -Hej. - Przechodzę przez mokrą trawę na ganek, a zielone światło rozświetla moją twarz. - Co ty tu robisz? Podnosi mój portfel. - Zostawiłaś go. Pomyślałem, że będzie ci potrzebny do piątku. Dzwoniłem do ciebie dwa razy, ale nie odbierałaś. -Cholera, ładowałam telefon w innym pokoju. Jego oczy zjeżdżają w dół mojego ciała i zatrzymują się przy mieczu świetlnym w mojej ręce. Posyła mi ten niesławny uśmiech. - Jesteś Jedi? -Chciałabym – unoszę broń. - To po prostu zastępuje latarkę. Unosi brwi, a rozbawienie iskrzy w jego oczach. Kiwa głową. - A potrzebowałaś tego, ponieważ? -Wyłączałam zraszacze, a potem nie wiedziałam kim był człowiek skradający się do mojego domu w środku nocy. -Jest dopiero 23.30. -Oh racja. To wcale nie jest późno. - Śmieję się. Normalni ludzie są nadal poza
domem, spotykając się z przyjaciółmi o tej godzinie. - Straciłam poczucie czasu. Ja nie śpię w nocy, tylko wychodzę ze znajomymi. Dlaczego nie potrafię przestać gadać? Moje wargi poruszają się, a słowa wychodzą, choć mój mózg wrzeszczy na mnie, próbując to zatrzymać. Inną rzeczą jest zatrzymanie mojego, lustrującego go, wzroku. Ma więcej farby na ubraniu, a jego włosy są w nieładzie, jakby właśnie uprawiał seks, co jest niewiarygodne i odpychające zarazem. Powinnam wyjaśnić –odpycha tylko dlatego, że ten seks nie był ze mną. -Więc, przejechałeś całą drogę tutaj, aby oddać mi portfel? Otwieram frontowe drzwi, dziękując sobie, że ich nie zamknęłam. Wyłączam miecz świetlny i rzucam go na bok, oraz gaszę światło na ganku. Pan Pazur wije się wokół moich kostek, szukając dróg ucieczki, ale wpycham go nogą do domu. -To nie było daleko. -Czekaj, skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? -Na twoim prawie jazdy jest adres. - Stykamy się palcami, gdy zabieram portfel z jego wyciągniętej dłoni. -Racja, zmieniłam go dopiero miesiąc temu. Nie mieszkam tu długo i odkładałam to, ponieważ no, kto lubi DMV*? Śmieje się i patrzy mi w oczy. - Myślę, że nikt. -Dzięki. Naprawdę, byłoby kiepsko, gdybym go rano nie miała. - Przełykam. Powinnam zaprosić go do środka? Będą tego złe konsekwencje? Lepszym pytaniem byłoby, czy mnie w ogóle obchodzi co zrobi. Wpatruję się w niego przerażona, jakby był wampirem i zapraszając go, daję mu jakąś władzę nade mną. Może powinnam zaczekać na naszą randkę w piątek. Będę wtedy przygotowana, przebrana i najprawdopodobniej troszkę pijana. Komary wirują wokół drzwi, ale kiedy ćma wlatuje do środka, wiem, że albo je zamknę, albo będę spać pod siatką. -Chcesz wejść? Ben wciąż na mnie patrzy. Waha się, a potem uśmiecha. - Jasne. - Wchodzi, a ja zamykam za nim drzwi. - Wyglądasz, jakbyś właśnie chciała iść spać. Przepraszam, jeśli cię obudziłem. -Nie spałam, tylko grałam. - Wychodzę z małego holu i rzucam portfel na fotel w salonie. Cisza następuje między nami i żałuję zaproszenia go do środka. Nie mam pojęcia, co powinnam teraz zrobić. Co zdarzyłoby się teraz w książce lub filmie? Moglibyśmy połączyć się w jednorazowym przygodnym seksie, a następnie wyjść w piątek? Nie sądzę. Spanie z Benem dzisiaj oznaczałoby
naszą pierwszą randkę, a potem co? Cholera. Nie wiem. Muszę poprawić się w tej rzeczy zwanej „byciem towarzyskim”. -W jaką grę grałaś? - pyta, przyglądając się PlayStation. -Wiedźmin 3. - Próbuję całą sobą nie obawiać się stereotypów „dziewczyny gracza”. Kurwa, nienawidzę ich. Byłam niejednokrotnie wypytywana ze swojej wiedzy na zjazdach i musiałam stawiać opór ciosom, by nie zostać wyrzuconą. -Nie grałem w to jeszcze, ale chcę. Nie mam... czy to Nintendo 64*? - Jego oczy rozszerzają się. -Tak, uratowany z mojego dzieciństwa. -Nie grałem na tym od lat. Nadal działa? Kiwam głową. - Mam też wszystkie kontrolery i gry. Mario Kart 64 jest nadal moją ulubioną. Ben patrzy na mnie z uśmiechem. - Możemy zagrać? - Szybko mruga, jakby był zakłopotany tym pytaniem. - To znaczy, jeśli musisz iść już spać to zrozumiem. Czasami zapominam, że niektórzy ludzie muszą rano wstawać, bo mają określone godziny pracy. Ja mam inaczej. Moje serce prawie wyskakuje z piersi. - Pewnie, możemy zagrać kilka rund. Wiem, że jestem zmęczona i powinnam iść spać, ale parę kolejek chyba nie zrobi różnicy. - Jestem zazdrosna o twój brak ustalonych godzin. -To rzeczywiście fajne – mówi, zdejmując buty. Wyjmuję gry i dwa kontrolery, podając jeden Benowi. Pozwalam mu wybrać postać jako pierwszemu, obserwując uważnie jego test osobowości online. Nie powie mi to niczego interesującego, ale mimo wszystko, jest ważne. Ben wybiera Mario. Bezpieczny ruch. Nie można się pomylić z Mario. Ja wybieram Toad i zaczynamy pierwszy wyścig Grand Prix. Wygrywam, a Ben jest trzeci. Nie jest źle, jak na kogoś, kto nie grał od lat. Niewielka część mnie zastanawia się, czy nie powinnam pozwolić mu wygrać następnego wyścigu, ponieważ przez całe trzecie okrążenie jedzie drugi. Nie mogę tego zrobić. Jestem zbyt ambitna, jeśli chodzi o gry. Czy to wada? Kończymy na pierwszym i drugim miejscu. Małe świętowanie pojawia się na ekranie. Oglądam to, jakby mi zależało i nerwowo spoglądam na Bena. Chcę, żeby został i zagrał ze mną kolejną rundę, ale jednocześnie jestem tak cholernie zmęczona. -Cóż, – mówi i stawia kontroler na stoliku, - powinienem się przespać. Występuję gościnnie na zajęciach ze sztuki jutro rano.- Wstaje i podaje mi rękę. - A przez rano, mam na myśli 10.
-To prawie moja przerwa obiadowa – mówię z uśmiechem, a nasze oczy się spotykają. Moje serce przestaje bić, jak uczennicy przyglądającej się swojemu Crushowi przy barze szybkiej obsługi. - Do jakiej klasy przemawiasz? -Nie jestem pewny. Dowiem się jutro – wzrusza ramionami. -Dzięki jeszcze raz za przyniesienie portfela. -Cieszę się, że to zrobiłem. - Odwraca się i podchodzimy do drzwi. - Dobranoc, Felicity. Widzimy się w piątek. -Tak, piątek. Nie pochyla się do pocałunku, a nawet mnie nie przytula. Macha z uśmiechem i wiem, że jest w pełni świadomy, jak uroczo z nim wygląda. Zamykam drzwi i udaje się do łóżka.
* -Musicie wybrać się do parku w piątek wieczorem. - Cameron trzyma łyżkę jogurtu w powietrzu. Jest czwartek rano i siedzę w jego biurze. - Wyeksponuj cycki, ciemny eyeliner i czerwona szminka. Faceci lubią proste rzeczy. -Czerwona szminka nie wygląda na mnie dobrze. -Ona ma sprawić, że wyglądasz seksownie, a facet przypomina sobie, że chce umieścić się w tobie i inne tego typu gówna. Marszczę brwi. - Co ty do cholery mówisz? Cameron wzrusza ramionami. - Widziałem artykuł na facebooku o prawdziwych powodach używania szminki. Przypomina facetom, że kobiety mają otwory, aby się w nie wbić. - Unosi swoje ręce. - To ich słowa, nie moje. Chodzi o to, że dzięki makijażowi, kobiety wyglądają na bardziej atrakcyjne seksualnie. -A może on po prostu sprawia, że czuję się piękna? -Jesteś czasami tak niewinna, ze swoim punktem widzenia, - wzdycha – ale poważnie, musisz wziąć się w garść. -Ty naprawdę myślisz, że zamierzam przeznaczyć go do strefy friend-zone? Węzeł w moim żołądku zaciska się. -Nie wiem, Adam tak myśli. -Dlaczego nie mogę przyjaźnić się z facetem, wychodzić z nim i jednocześnie mieć seksualnie odczucia? Dlaczego to musi być albo jednym, albo drugim? -Staniecie się przyjaciółmi, ale dopiero później.
Kiwam głową. Mój wymarzony chłopak jest gorącym i seksownym rycerzem w lśniącej zbroi, ale także moim przyjacielem. Mogę z nim uprawiać ekscytujący seks, albo leniuchować w piżmie na kanapie, grając w gry video. Mylę się, myśląc, że to możliwe? Silny, złowieszczy samiec alfa jest fajny w fikcji, ale nie w realnym życiu. Całe to popychanie na ścianę i pieprzenie nie tworzy prawdziwego związku. Będę miała dni, gdy nie będę w odpowiednim nastroju, kiedy będę chora i nieatrakcyjna. Pragnę orgazmu tak mocnego, że nie będę potrafiła chodzić, ale także miłości i przyjaźni. -Myślisz, że można to zrobić? -Oczywiście, po prostu pokaż mu, że jesteś lepsza od innych ludzi. Kiwam głową, myśląc, że prawdopodobnie powinnam słuchać Camerona. Zawsze dawał mi dobre rady, jeszcze zanim, węzeł w moim brzuchu mówi, żeby być po prostu sobą. Chcę związku, a nie przelotnej przygody. Tak, seks z gorącym gościem też byłby super, ale nie mogę zaprzeczać, że tęsknie za czymś dłuższym. Pewnego dnia, prawda? Pewnego dnia będę pieprzyć to gówno, zwane życiem na zewnątrz i nauczę się całkowicie ignorować definicję społeczeństwa „jaka powinna być kobieta” od wyglądu i ubrań, przez sprzątanie i wychowanie dzieci, aż po gotowy obiad czekający na stole. Pewnego dnia.
*DMV (Departament of motor vehicles) – agencja rządowa, która wydaje prawo jazdy i rejestruje pojazdy. *Nintendo 64- domowa konsola gier komputerowych.
Rozdział 7 Stoję na zamkniętej toalecie, niebezpiecznie balansując na wysokich obcasach i robię sobie zdjęcie w lustrze. Ostrożnie zeskakuję i cieszę się, że całe moje ciało znalazło się w odbiciu. Wysyłam zdjęcie Erin. Pędzę do szafy i zmieniam top na czarny, jedwabisty bezrękawnik, a spódniczkę wymieniam na dżinsy. Pozbywam się obcasów i decyduję się trzymać je w rękach, zamiast ryzykować upadkiem i złamaniem karku przed randką z Benem. Wysyłam Erin kolejne zdjęcie, a następnie idę do umywalki, by pozbyć się wałków z włosów. Kilka sekund później odpowiada, że zarówno ona, jak i jej mężuś wybierają strój numer dwa. Świetnie, nie będę musiała się przebierać. Z dużą ostrożnością luzuje loki i traktuje je lakierem do włosów. Robię makijaż i dopasowuje kolczyki oraz naszyjnik z czerwonymi klejnotami do czarnej bransoletki. Siadam na toalecie i wkładam czarne, wysokie obcasy ze złotymi dodatkami i perełkami w kolorze szkarłatu. Tak, to są buty Gryffindor i cholernie je kocham. Spryskuję się perfumami i patrzę w lustro. -Wyglądasz cudownie – mówię sobie. - Jeśli Ben cię nie polubi, to pieprz go. Jego strata. - Przytakuję sama sobie, starając się uwierzyć w tą przemowę. Czy mogę wypić lampkę wina? Wystarczy pół. Jestem bardzo nerwowa. Reguluję ramiączka stanika i pobudzam swoje piersi. Mam na sobie push-up, zrobiony na Cosplay, który sprawia, że moje cycki wyglądają pełniej i są bardziej okrągłe...chociaż, nie potrzebują dużej pomocy. Wychodzę z łazienki i poprawiam narzutę łóżka. Wiesz, na wszelki wypadek, gdybyśmy tu wrócili, a rzeczy posunęły by się do rękoczynów. Kiedy prałam swoje prześcieradło? W zeszłym tygodniu? Dwa tygodnie temu? Może dłużej, nawet kurwa nie pamiętam. Wariuję z Febreze. Wrzucam swoje rzeczy do prania, zamykam drzwi i przechodzę do salonu. Mam około 10 minut, zanim Ben się zjawi. Idziemy do Osteria Rossa, włoskiej restauracji w Grand Rapids. Byłam tam już i naprawdę nie mogę się doczekać pysznego jedzenia. Siedzę na kanapie, wpatrując się w złego Pazura. Zepchnęłam go z moich kolan, by nie być cała w futrze. Przerzucam kanały i kończę, oglądając „Nagi instynkt przetrwania”, do czasu usłyszenia dzwonka. Wstaję, liczę do
dziesięciu, przejeżdżam rękami po topie i idę do drzwi. -Wow. - Jego oczy rozszerzają się i powoli mierzy mnie wzrokiem. - Wyglądasz fantastycznie. -Dzięki. Ty też nie wyglądasz źle. - Staram się zignorować komplement i nie uśmiechać się jak matoł. Ma na sobie ciemne spodnie i czarną koszulę. Robię krok w bok. - Wejdź. Ruszamy do salonu, a on odwraca się i jego oczy pieprzą mnie na nowo. Zamyka je na chwile i gryzie dolną wargę. W końcu otrząsa się i uśmiecha. Głodna? -Tak, a ty? -Zawsze jestem godny. - Patrzy na Pazura i wyciąga dłoń, by go pogłaskać. Gruby kot syczy i odwraca nos. -On jest dupkiem. Nie bierz tego do siebie. Chciałam psa, ale w moim starym mieszkaniu był zakaz. Pazur wie, że był moim drugim wyborem i ma mi to za złe. Ben śmieje się, a ja czuję ulgę. Nie każdy rozumie moje dziwne poczucie humoru. - Prawdopodobnie powinniśmy wychodzić. Gotowa? -Tak. Łapię torebkę i wychodzę. Ben czeka na mnie, gdy przekręcam klucz, a potem otwiera dla mnie drzwi swojego Audi od strony pasażera. Siadam i wdycham zapach nowej skóry oraz farby. Odwracam się i dostrzegam narzutę na tylnych siedzeniach, chroniącą materiał przed wszystkimi plastycznymi przyborami znajdującymi się na niej. Z pewnością jest typem twórczego bałaganu. Prowadzimy małą pogawędkę, przeważnie Ben opowiada o Mindy, która wciąż nie wie, jak korzystać z serwisu internetowego. Gdy dostajemy się do restauracji, otwiera drzwi i oferuje mi swoją dłoń. Ostrożnie wychodzę na krawężnik, kurczowo trzymając torebkę. Ben zamyka samochód i chowa klucze do kieszeni, nie puszczając mojej dłoni. Mamy rezerwację i czekamy tylko kilka minut, zanim hostessa prowadzi nas do stolika w głębi restauracji. Ponownie czuję się nerwowo. Jesteś gównem. Tak, jestem. Siadamy naprzeciwko i Ben otwiera butelkę czerwonego wina – dzięki Bogu – a kelner przynosi nam przekąski, kiedy przeglądamy menu. -Mówiłaś, że nie mieszkasz tu długo – Ben zaczyna, popijając wino. -Nie, dostałam nową pracę i przeprowadziłam się tu z Mistwood około siedem miesięcy temu.
-Mistwood? -To małe miasteczko, obok jeziora Michigan. Kiwa głową. - Podoba ci się tutaj? -Jak na razie jest w porządku. Bycie w nowym miejscu to dla mnie rodzaj zabawy. Poza tym praca jest bardzo łatwa. -Też tak sądzę. Dlaczego ktoś, kto ukończył MIT, pracuje w obsłudze klienta? -Oh – mówię i kładę kawałek chleba na talerzu. - Właściwie nie pracuję w obsłudze klienta. Zastępuję kogoś w pracy. -Więc, co faktycznie robisz? -Koduję strony internetowe. Łatwe rzeczy. - Macham ręką w powietrzu. -Byłam programistką wcześniej. Uwielbiałam tą pracę, ale nie dawała możliwości rozwoju i podwyżki – dodaję z krzywym uśmiechem. - Kto wie, gdzie będę za rok lub dwa. -Masz zamiłowanie do podróży? - Ben się uśmiecha. -Tak, lubię poznawać nowe miejsca. -Ja też. - Macza chleb w oleju i wkłada do ust. Biorę kolejny łyk wina. - Od zawsze tutaj mieszkasz? -Dorastałem w Detroit. Mój tata był w wojsku, więc przenosiliśmy się często, gdy byłem nastolatkiem, aż skończył z armią na dobre. -To musiało być trudne. - Wiem, jak ciężko było mi w gimnazjum i liceum, choć miałam tych samych przyjaciół. -Nie było tak źle. Kiedy jesteś gdzieś stale nowy, zmusza cię to do przestania być nieśmiałym. Myślę, że popchnęło mnie to też do bycia artystą. -Naprawdę? Dlaczego? -Lubię sport, ale nie można dołączyć do drużyny w połowie sezonu. - Zaczyna wyjaśniać. - trudniej zawiązuje się też przyjaźnie. Zawsze jednak możesz dołączyć do klubu artystycznego, bez względu na jakim etapie jest rok szkolny. -Nie wzięłabym cię za typ artysty. Nie wyglądasz tak. – przyznaję. -To ty tak powiedziałaś. Wygląd może mylić. - Wypuszcza oddech. -Zawsze lubiłem sztukę, mogę się w niej zatracić. To jest to co czuję o Cosplay i fantazji. Myślę, że to mamy z Benem wspólne. Jesteś w tym dobry, prawda? Śmieje się.- To też. Poza tym nie sądzę, że można być złym w sztuce. Zawsze coś wyrażasz. Jeśli nie potrafisz malować pejzaży, ani rzeźbić, to zawsze znajdziesz kolejny sposób, aby wyrzucić na zewnątrz to, co czujesz.
Lubię widzieć tą jego głębszą stronę. - Ma sens. -W końcu przyzwyczaiłem się do przeprowadzek i znajdowania nowych przyjaciół. Moi rodzice dzięki temu się spotkali, – kontynuował. - Tata stacjonował przez chwilę w Japonii. Do kraju wrócił już z moją mamą. Myślę, że moi dziadkowie nadal są o to wkurzeni. -Często ich odwiedzasz? Rusza swoją głową kończąc żuć. - Kilka razy u nich byłem. Ostatnio parę lat temu, ale zamierzam wrócić. -Nigdy nie byłam w Japonii, choć bardzo bym chciała. -Tam jest pięknie. Moi dziadkowie są starej szkoły, więc to prawie jak cofnięcie w czasie. Tokio jest... duże. Zawsze coś się dzieje, jest pełno ludzi i tak bez przerwy. To jest niesamowite. - Jego oczy robią się duże i radosne podniecenie opanowuje jego twarz, gdy opowiada z taką pasją i przejęciem. - Łatwo się zgubić w tłumie, gdy tysiące ludzi przechodzi obok ciebie i pozostajesz niezauważony, ale on ma taką energię, że to jest po prostu zaraźliwe. -Dlaczego nie byłeś tam od lat? - Mam nadzieję, że nie jestem za bardzo ciekawska. -Ponieważ otworzyłem galerie. Okazało się, że jest dużo bardziej zajmująca, niż oczekiwałem, ale lubię to. Naprawdę nie wiem z czym wiąże się bycie artystą, choć to musi być niesamowite, wstawać rano i wykonywać swoje hobby, za które jeszcze ci płacą. Tworzenie stron internetowych nie jest sztuką, choć w pewnym stopniu stwarzam coś z niczego. -Lubię szyć – oświadczam – to nie do końca to samo. -Nie próbowałem. Co szyjesz? -Kostiumy. Lubię Cosplay. -Więc jesteś jedną z tych, którzy stroją się i jeżdżą na Comic Con? - W jego głosie słychać rozbawienie, a nie osąd. -Tak, to bardzo fajne. -Nigdy nie byłem na Comic Con. -Wizzard World w Chciago będzie pod koniec lata. Idę razem z moją przyjaciółką Erin. -Przebieracie się? -Oczywiście. Uśmiech wraca na jego twarz. Zanim może spytać mnie o coś więcej, kelner przychodzi przyjąć nasze zamówienie. Nie przejrzałam wcale menu, więc biorę
to samo co Ben. -Co robisz poza malowaniem? -Wychodzę z przyjaciółmi, czytam, ćwiczę – wzrusza ramionami – normalne rzeczy. Mam też dużo pokazów artystycznych ostatnio. - Wydaje się być tym zaskoczony. Przytakuję. Jego zdjęcia wyświetliły się, kiedy szukałam go w internecie, jak stał, uśmiechając się, obok obrazu, z kupującym po drugiej stronie. Jego klienci wahali się od polityków do prezesów wielkich firm. Nie powiedział tego głośno, ale wiem też, że ma swoje prace w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Dzięki temu, jego popularność wzrosła dziesięciokrotnie... a potem przeniósł się tutaj. Albo on jest dziwny, albo to, co pokazują wyszukiwania w internecie. -Ja też lubię czytać. Ulubiony gatunek? -Obojętnie. Ostatnio zainteresowałem się klasyką, a twój? -Kocham paranormalne romanse. -Nie czytałem. To coś w stylu „50 twarzy Greya”, ale z wampirami? Śmieję się. - Można tak powiedzieć. -W takim razie chyba przeczytam coś takiego. Lubię być pogryzionym. - Ben porusza brwiami. Moje policzki się czerwienią i nie mam pojęcia czy mówi prawdę. Chyba tak. Jeśli dzisiejsza noc stanie się ciężka i gorąca, powinnam przejść do ataku i zatopić w nim zęby? Zakres mojej wiedzy o BDMS jest wielki, dzięki wskazówkom od Cosmo. Jednak po ostatnim artykule na temat szturchania męskich organów widelcem – nie przecinaj skóry, napisali, jakby to nie było oczywiste – zaczynam wątpić we wszystkie ich rady. Nic dziwnego, że mój mózg wędruje do chwili, gdy Ben leży, wbijając te cudowne biodra we mnie, a ja delikatnie zaciskam zęby wzdłuż jego szyi. Krew rozgrzewa moje policzki i rozprzestrzenia się po całym ciele, sprawiając, że czuję gorąco między nogami. Kelner przynosi więcej przekąsek i ponownie napełnia nasze kieliszki. Podnoszę swój lekko drżącymi palcami i biorę duży łyk. Stawiam kieliszek na stole i spoglądam na Bena, próbując wyrzucić z głowy jego nagi obraz. Cały czas rozmawiamy o normalnych, pierwszo randkowych rzeczach, takich jak rodzina i praca. Jedzenie przychodzi, więc na chwilę przestajemy, skupiając się na gryzieniu. Milczenie jest niewygodne, ale mnie bardziej martwi to, że mówię o głupich rzeczach, które nikogo nie obchodzą, jak: ile czasu zajmuje mi sprzątanie domu. Lubię rozmawiać z Benem i im więcej czasu mija, tym czuję się bardziej
komfortowo. Pozostaje jednak, jeszcze formalność z jaką do mnie mówi, jakby w ogóle nie był sobą. Uprzejmy, łagodny i pewny siebie. Tak, ma to wszystko. Gdy biorę kęs ravioli, sos zostaje na boku moich ust, a niektóre kropelki spadają na koszulę. Dzięki Bogu, tkanina jest ciemna i nie widać plam. Nie mam tego wszystkiego. I nigdy nie będę mieć. Wzdycham. Po skończeniu dania głównego, Ben prosi o dwa kawałki sernika, bez spytania mnie o zgodę. Jego dominacja powinna mnie wkurzyć, czy pociągać (ponieważ to robi i... lubię sernik)? Nie jestem pijana, ale po winie i jedzeniu łatwiej mi się zrelaksować. Wolno jem sernik, ponieważ jestem już napchana chlebem -ale jest bardzo dobry. Ktokolwiek daje się najeść przekąskami przed posiłkiem w restauracji nie ma duszy, przysięgam. Czuję oczy Bena na sobie. Patrzę w górę z uśmiechem. - Nie chcę wiedzieć, o czym myślisz? -Hmm.. mogłabyś być zainteresowana – posyła mi złośliwy uśmieszek. -Więc lepiej mi powiedz. - Przesuwam swój palce powoli, wzdłuż kieliszka. Jego oczy opadają na moją klatkę piersiową, a następnie wracają do twarzy. -Nie rozumiem, dlaczego nie byłaś popularną dziewczyną w liceum. Wyglądasz na taką. Opuszczam wzrok. - Wygląd może mylić. - To miał być komplement, ale jego słowa sprawiają, że czuję się skrępowana. Cholera. -To prawda. -Nie zawsze tak wyglądałam. - Informuję i wiem, że powinnam natychmiast zamknąć usta i przestać mówić. -To nie ma znaczenia. Nie znałem cię wtedy, ale podoba mi się twój wygląd teraz. Bardzo. Nie potrafię zapobiec uśmiechowi, który rozciąga moje usta. - Tak, nie jest źle. Kelner przynosi rachunek i Ben chwyta go, zanim mam okazję mu się przyjrzeć, a potem płaci zostawiając spory napiwek. Byłam kelnerką w college'u, więc właśnie zarobił u mnie dodatkowe punkty. Ben łapie mnie za rękę, kiedy opuszczamy restaurację. Noc nadal jest ciepła, a lekki wiatr trzepie moimi włosami. Gwiazdy świecą nad nami, pomimo zanieczyszczeń. Jest idealnie.
-Nie wiem jak ty, ale ja nie jestem gotowy, aby zakończyć już tą noc. -Ja też nie. Trzymając się za ręce, podchodzimy do samochodu. Ben otwiera dla mnie drzwi, a potem zajmuje miejsce kierowcy. -Co chcesz teraz zrobić? - pyta, naciskając guziki. - Moglibyśmy się czegoś napić w Stacks. - Nie byłam nigdy w tym miejscu, ale wiele słyszałam. Stacks to ekskluzywny bar adresujący swoją ofertę do bogatych biznesmenów. Nie moja bajka. Marszczę nos, a Ben się śmieje. - Masz inny pomysł? -Na zewnątrz jest tak ładnie. Moglibyśmy..uh... zagrać w minigolfa i pojeździć gokartami. - Mówię pierwszą rzecz, jaka przychodzi mi do głowy. Dodatkowo rządzę w minigolfie. Twarz Bena zastyga i zapewne myśli, że to najgłupsza rzecz na całym pieprzonym świecie do zaproponowania na pierwszą randkę. Mimo wszystko, jesteśmy dorośli. Kładzie ręce na kierownicy i uśmiech wraca na jego twarz. To brzmi wspaniale.
* -Oszukujesz – Ben śmieje się, po tym jak trzeci raz przegrywa. - Nie wiem jak, ale to robisz. - Stawia piwo na cegłach otaczających ósmą dziurę i podrzuca piłkę, ustawiając ją równo z otworem, dzięki pomocy swojej stopy. Cały czas się śmieję. - Tak, mam telekinetyczne moce i oszukuję. Ben uderza piłkę, która odbija się o bok małej, ceglanej ścieżki, obraca się i spada na ziemię. Oboje zaczynamy się śmiać. Potrzebuje jeszcze pięć prób, zanim możemy przejść dalej. -Nie wiedziałem, że w tym miejscu sprzedają alkohol. - Ben bierze łyk piwa. -Cóż, gdy byłem tu ostatnim razem, nie mogłem jeszcze pić. -Przypuszczam, że zaczęli to robić dla rodziców, którzy przychodzą tu z małymi dziećmi. Niektórzy spędzają więcej czasu przy każdym dołku, niż ty i muszą pić, aby zachować swoje zdrowie psychiczne. Bierze mnie pod rękę, kiedy przechodzimy przez drewniany most. To nie jest najłatwiejsza rzecz do zrobienia w butach na obcasach. -Prawdopodobnie masz rację. - Zatrzymujemy się przy kolejnym dołku i odsuwam się na bok. -Śmiało. Zobaczymy czy trafisz w dziurkę za pierwszym razem. Ben odwraca się do mnie z diabelskim błyskiem w oczach. - Zawsze trafiam za
pierwszym razem. Oh chłopcze. Otwieram usta, chcąc powiedzieć coś seksownego i dowcipnego zarazem, ale wydostaje się tylko zniekształcone – założę się. Puszcza mi oczko i ustawia piłkę. Patrzę na jego tyłek, myśląc o wbijających się w niego moich paznokciach, kiedy będzie we mnie wchodził. Czuję uderzenie gorąca, które nie jest spowodowane zbliżającym się okresem. Biorę duży łyk swojego napoju i potrząsam głową. Grupa nastolatków krzyczy i śmieje się naprzeciwko kortu. Składa się z trzech par i wszystkie , typowo dla młodzieży, publicznie prezentują swoje uczucia. -Młoda miłość – Ben zamyśla się patrząc w górę. - Oni nie wiedzą, jak mają łatwo. -Żadnej pracy, rachunków. Tylko zadania domowe i rodzice. Choć ja nigdy nie wróciłabym do szkoły, nawet jeśli byś mi za to zapłacił. - Chyba, że byłabym tajniakiem, jak w filmach. Wtedy mogłabym to rozważyć. Może. Piłka Bena turla się do małej dziurki obok sztucznego stawu wypełnionego wodą tak brudną, że zatkana fontanna i pluje pęcherzykami, zamiast wystrzeliwać ciecz w powietrze. -Naprawdę aż tak bardzo jej nienawidziłaś? Biorę piłeczkę, uderzam i pudłuję. Wpada do wody. Krzywię się i używam swojego fioletowego kija golfowego, aby ją wydostać. -Nie wróciłabym tam, jeśli ci to coś wyjaśni, ale to było lata temu. Poradziłam sobie. -Kochałem liceum – wyznaje. Nie zaskakuje mnie to. On zawsze dobrze wyglądał i jestem pewna, że był też wysportowany i utalentowany. - Ale ja też bym tam nie wrócił. W przeciwieństwie do college'u. -Zgadzam się. - Chciałabym pozostać w Doover. Wielki czas w college'u - To była zabawa. Wymieniamy z Benem towarzyskie historie, kiedy kończymy grać. Wygrywałam przez większość czasu, ale przestałam liczyć wyniki po czwartym dołku. Wtedy stało się jasne, że go zdominowałam. -Jesteś gotowy na gokarty? - pytam Bena, kiedy zwracamy kije golfowe i piłki. Kończę napój i wyrzucam plastikowy kubek do kosza. -Jeśli to dotyczy ciebie? Jestem gotowy na wszystko. Zastanawiam się, czy to zdanie odnosi się do także do jego penisa. Wiem, jestem tak cholernie dojrzała.
-Zobaczmy, czy umiejętności z Mario Kart przeniesiesz do świata realnego. Dokucza i kupuje nam bilety. Nie ma dużo ludzi, ponieważ jest późno i zamykają za 20 minut. To więcej czasu, niż nam potrzeba. Wsiadamy do małych samochodów, a obsługujący przychodzi sprawdzić nasze pasy. Ben zwiększa obroty silnika i porusza brwiami. -Pójdziesz na dno. - mówi. Kolejne odniesienie seksualne? Oh, muszę przystopować. -Chyba ty – grożę i pobudzam swój silnik, dostając surowe spojrzenie od pana z obsługi. Swoją drogą, to było odniesienie seksualne. Kocham, gdy mężczyzna znajduje się pod kobietą. Zielone światło miga i startujemy razem z trzema innymi osobami. Ben szarpie kołem uderzając we mnie i mój samochód wpada na gumową ścianę. Śmieję się i próbuję zrobić mu to samo, ale skręca w ostatniej chwili. Jedziemy w dół, a moja prędkość jest wystarczająca, by go wyprzedzić. Dogania mnie szybko i znów uderza. Tym razem utknęłam na dłużej. -Hah! – krzyczy z uśmiechem i jedzie dalej. Muszę czekać na głupiego faceta z obsługi, aby nawrócić samochód. Poważnie, dlaczego tymi autami nie można jechać do tyłu? Wjeżdżam na tor z powrotem. Śmieję się, gdy jedno z dzieci uderza w gokarta Bena i spowalnia go wystarczająco, abym mogła przejechać obok. -To karma – krzyczę. Ben znów jest na torze i nabiera prędkości. Zderzamy się i oboje, śmiejąc się, wypadamy z trasy. Obsługujący podchodzi mrucząc, że „to nie są samochody do zderzania” i pomaga nam wrócić. Zostało jeszcze jedno okrążenie, a Ben znajduje się przede mną o zaledwie kilka stóp. Wygrywa i czeka na mnie na mecie. Wyskakuje ze swojego gokarta i podchodzi do mnie, podając mi rękę. Wspinam się chwiejnie na zewnątrz, a potem się potykam. Łapie mnie trzymając swoje ręce na mojej talii dłużej, niż to konieczne. Nie puszcza mnie nawet wtedy, gdy całkowicie odzyskuję równowagę. Wyczuwam jego mięśnie przez ubranie, zapach wody kolońskiej i ciepło jego skóry. Drżę. Obraca się, jedną rękę opuszcza wzdłuż ciała, a drugą pozostawia na mojej talii. Gdy kierujemy się na parking, jego dłoń przesuwa się po krzywiźnie mojego biodra. Słowa Camerona odnośnie bielizny wyszczuplającej wracają do mnie i zaczynają mnie dręczyć. Mam nadzieję, że Ben nie dostrzeże, albo nie będzie mu przeszkadzać dodatkowy tłuszcz, przechowywany na moich biodrach i czekający na mnie, by przejść w stan hibernacji lub czegoś takiego. Jego palce wciskają się mocno w moje ciało i nagle gorąco rozprzestrzenia się między moimi nogami. Opieram się na nim, a głowę układam na jego ramieniu.
-Dziękuję – mówi, gdy znajdujemy się już w samochodzie. - Nie bawiłem się tak dobrze od bardzo długiego czasu. -Nie ma za co. - Słowa Camerona znów mnie nawiedzają. Panikuję, że ten „dzień zabawy” postawił mnie jeszcze bardziej w strefie przyjaźni. Co ja sobie myślałam? Powinnam grać inteligentną i seksowną dziewczynę, o której myśli Ben, zamiast pozwolić mojej głupocie wyjść i pokonać go w minigolfa. Gryzę wargę i podnoszę torebkę z podłogi samochodu. Od razu łapię swój telefon i widzę nieodebrane połączenie od mojego brata i dwie wiadomości. Nie odpowiedziałam na jego pytanie odnośnie posiadania osoby towarzyszącej na ślub. Druga wiadomość jest od Erin, która życzy mi powodzenia. Kocham tą dziewczynę. Ben spogląda na mnie od czasu do czasu. Szczęście w jego oczach, zmienia się w zmieszanie, gdy dojeżdżamy pod mój dom. Mam zamiar wyjść, ponieważ właśnie przekonałam się, że do niczego więcej nie dojdzie, ale Ben mnie ubiega. Wyłącza silnik i wychodzi, by otworzyć przede mną drzwi, a potem powoli złącza nasze dłonie. -Chcesz wejść? Mam wino. Przyciąga mnie do siebie i znów czuję ciepło między nogami, a moje ciało domaga się więcej. - Chętnie wejdę. -Dobrze. -Brzmisz na zaskoczoną. -Nie, nie jestem... ja po prostu uh, jestem zadowolona, ponieważ też chciałam, byś wszedł oh, uhm jeśli chcesz eh, możemy zagrać w gry. - Rumienię się i jestem szczęśliwa, że jest zbyt ciemno, by to zauważył. Poważnie, muszę nauczyć się przestać gadać. Mówię najgłupsze rzeczy, kiedy jestem zdenerwowana. Palce Bena znajdują się na moich plecach, a ich czubki sięgają, aż za pasek moich dżinsów. - Chciałbym zagrać z tobą w gry. - Mówi głosem głębokim i władczym. Moja głowa mimowolnie podnosi się i jego usta są zaledwie kilka cali od moich. Podnosi rękę, gładząc mój policzek, a potem przybliża swoje wargi. Jestem strasznie zdenerwowana i zapominam jak się całuje. Powinnam zamknąć oczy? Otworzyć usta teraz, czy później? A ręce? Co do chuja mam z nimi zrobić? Jego miękkie, pełne wargi uderzają o moje i wtedy wszystko wraca na swoje miejsce. Trzymam go w pasie, przesuwając ręce po plecach. Jego język otwiera moje usta i wślizguje się do środka. To powoduje, że miękną mi kolana i mocniej go przytrzymuję. Pocałunek nasila się i przyciska mnie do samochodu, pochylając
głowę tak, by jego wargi ocierały się o moje ucho. -Nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnąłem przez całą noc – szepcze. Po raz pierwszy nie mówię nic, co psuje nastrój. Kładę dłonie na jego twarzy i całuję go ponownie. Chwytam go za rękę i prowadzę do domu, rozpaczliwie szukając moich kluczy w wielkiej torebce. Owady latają wokół światła na ganku, więc odganiam je i w końcu znajduję cholerny klucz. Moje ręce drżą, kiedy wpycham go do zamka. Przekręcam klucz i nieprzytomnie otwieram drzwi. Wchodzimy do środka i od razu rzucam swoją torebkę na ziemię, a Pazur syczy na Bena z kanapy. Zgadza się. Bądź zazdrosny. Ktoś inny śpi dziś w moim łóżku. Może. Prawdopodobnie? Skończymy w łóżku, jestem pewna, ale nie wiem czy będziemy spać. Napięcie na chwilę ostyga. Przełykam, ściągam buty i patrzę na Bena, niepewna, co powinnam teraz zrobić. Podchodzi do mnie, przesuwając ręce wzdłuż mojej talii, a potem wkłada je pod koszulkę. Moje serce mocno biję, gdy przyciąga mnie do siebie, tak, że moje piersi zderzają się z jego klatką. Patrzy prosto w moje oczy, spokojny i cholernie pewny siebie i tego, co ma zamiar zaraz zrobić. Odgarnia moje włosy do tyłu i całuje łagodnie, a potem przenosi wargi na moją szyję. Dreszcz przebiega po mnie i staję się mokra. Pragnę go teraz. Przestaję oddychać, a Ben robi krok do przodu, przyciskając mnie do ściany. Znajduję się prawie na jego wysokości i mogę poczuć jak jego penis twardnieje przy moim brzuchu. Opiera czoło na mnie. -Chcesz ten kieliszek wina? – pyta. Chcę ciebie. Przytakuję, ale się nie ruszam, ponieważ Ben wciąż trzyma mnie przy ścianie. -Jeśli ty chcesz – dyszę. On przyciska swoje biodra do moich i ssie skórę na mojej szyi. Przebiegam rękami po jego włosach i gwałtownie wzdycham, gdy jego zęby zaciskają się na mnie. Pieprzyć wino. Aktualnie, chcę pieprzyć Bena. Moje ręce opadają na jego pas i wyciągam koszulę z jego spodni. Całuje mnie, a jego dłonie wędrują od mojej talii do piersi. Rozpinam klamrę paska Bena i wyciągam go przez szlufki, rzucają na podłogę. Kładę rękę na jego udzie i przesuwam, czując erekcje przez spodnie, gdy on wsuwa swój język do moich ust. Przenoszę ręce na jego klatkę i delikatnie odpycham. Robi krok w tył, nie pozwalając mi się ruszyć i potyka się o nasze pozostawione buty. Cofamy się jeszcze bardziej, ale nie przestajemy
się dotykać. -Wina? - mówię między pocałunkami. -Później – warczy – tak bardzo cię pragnę. Jasna cholera. - Okej. - Biorę go za rękę i prowadzę do pokoju. W chwili, gdy mijam drzwi, Ben owija ramiona wokół mojej tali i podnosi, a ja otaczam go nogami. Robi kilka kroków, a potem rzuca mnie na łóżko, przygniatając swoim ciałem. Jestem na niego gotowa i ledwo mogę to znieść. On całuje mnie, wolno torując sobie drogę w dół mojej szyi i zatrzymuje się na obojczyku. Siada prosto i chwyta rąbek mojego topu. Trzymam ramiona ponad głowa, gdy go ściąga i rzuca na podłogę. Patrzy na mnie i wszystko o czym potrafię teraz myśleć, to ogromna ilość jedzenia, którą zjadłam na kolację. Spodnie przylegają ciasno do mojej talii, a nadmierne ciało rozlewa się ponad nimi. Powinnam była założyć bieliznę wyszczuplającą. Ben pozwala sobie na jęk. - Kurwa, jesteś piękna. Teraz jestem zadowolona, że nie mam jej na sobie. Chociażby dlatego, że trudno ją zdjąć. -Naprawdę tak myślisz? - mówię, a on kiwa głową. - Powiedz to jeszcze raz Mruga, a ja zdaje sobie sprawę, że on myśli, iż próbuję go zdominować przez nieprzyzwoitą gadkę. Pożądanie płonie w jego oczach i patrzy na mnie, jakbym była najpiękniejszą kobietą na świecie. - Jesteś bezkonkurencyjna. Kładzie głowę między moje piersi, ssąc je i całując. Sięga za mnie i rozpina mój biustonosz szybciej, niż ja robię to na co dzień. Odsuwa się i dotyka penisa, patrząc prosto na moje piersi. Jęczy i nurkuje biorąc jedną w usta, krążąc językiem wokół wrażliwego sutka. Odrzucam głowę do tyłu i zatapiam palce w jego włosach. Nikt nigdy nie symulował mojego sutka, naprawdę. Do teraz. Moje ciało reaguje i czeka z przyjemnością na to, co ma nadejść. Wiem, że będzie epicko. Nawet nie zdaję sobie sprawy, że rozpiął moje dżinsy, dopóki nie zaczyna ich ściągać. Podnoszę biodra i zginam kolana, by mu to ułatwić. Po chwili spodnie dołączają do koszulki i biustonosza na podłodze. Leżę ubrana jedynie w ciemno-fioletowe majtki, a Ben jest całkowicie ubrany. Tak nie może być. Kładę ręce na jego twarz i łagodnie spycham go z siebie. -Coś jest nie tak – mówię. Błysk rozczarowania przebiega po jego twarzy. - Co się stało? -Wciąż masz na sobie ubrania. Rozczarowanie szybko zamienia się w pożądanie i posyła mi ten swój sławny
uśmieszek, który od teraz na zawsze będzie kojarzył mi się tylko z „mam zamiar cię pieprzyć i uniemożliwić chodzenie o poranku”. Siada i rozpina guziki koszuli. Oglądam go, jakby mój prywatny Magic Mike właśnie rozgrzewał się przed pokazem. Powoli zdejmuje koszulę. Czarne tatuaże przecinają jego klatkę piersiową ciągnąc się na ramionach i w dół bicepsów. Jest zbyt ciemno, aby dostrzec co dokładnie przedstawiają, ale rozpoznaję czaszkę i kilka znaków japońskich. Jego mięśnie są tak duże, że nie potrafię objąć ich dłońmi. Moje serce mocno bije, a krew pędzi w moim ciele. Nigdy nie pragnęłam kogoś tak bardzo w swoim życiu. Przebiegam językiem po wargach i rozpinam jego spodnie. Erekcja sama popycha suwak w dół i czubek penisa wystaje z jego czarnych bokserek. Jest lśniący, mokry i abso-kurwa-lutnie perfekcyjny. Nie mogę się doczekać, aż znajdzie się we mnie. Kładzie się między moje nogi, rozszerzając je i całuje, jakbym była ostatnią kobietą na ziemi i moje życie zależałoby od niego. Jest mi gorąco i wiem, że mogłabym dojść tylko przez samo pocieranie moich majtek. Porusza się na boki i zakłada moje nogi na swoje, trzymając za uda. Całujemy się jeszcze przez chwile, a potem przerywa i zaczyna schodzić w dół. Przeciera wargami szlak z mojej szyi do brzucha. Święty kurwa panie. Zmierza do – krzyczę, gdy jego palce znajdują się blisko. Mięśnie moich ud zaciskają się, gdy ściąga mi majtki, a potem otwieram oczy i oglądam, jak zbliża się do łechtaczki. Porusza się powoli, specjalnie. Cholerny żartowniś. Jego dłonie wsuwają się między moje uda, rozszerzając je i przyciąga mnie do siebie. Językiem atakuje moją łechtaczkę mocno, potem łagodnie i znów mocno. O. Mój. Boże. Odwraca głowę i całuje wnętrze moich ud, wbijając paznokcie w mój brzuch. To już zbyt wiele, a my dopiero kurwa zaczęliśmy. Ściskam koc w dłoniach, gdy znów liże i ssie moje wrażliwe miejsce. Moja klatka piersiowa unosi się i opada, a usta wciąż mam otwarte. Zaciskam nogi wokół jego ramion i oddycham szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej. Jestem tak blisko. Ben doskonale o tym wie i – cholerny sukinsyn – spowalnia, dając mi tylko miękkie i delikatne pocałunki. Wyginam się w łuk, a moja łechtaczka pozostaje w kontakcie z jego słodkimi, cudownymi ustami i tym oh niesamowicie utalentowanym językiem. Po minucie tortur przyspiesza i wkłada we mnie palec. Jęczę głośno, wybuchając z przyjemności. Moje mięśnie ściskają się i nie mogę oddychać,
gdy nadchodzi orgazm zakończony dreszczem, zostawiając mnie drżącą i pulsującą w jego ustach. Dyszę z wizją utraty przytomności. Ben trzyma swoje usta na mnie i czeka, aż przestanę pływać w rozkoszy, by się cofnąć. Wyciera swoje wargi, puszczając mnie. Całą swoją siłą, która we mnie została chwytam jego penisa i kieruję go wewnątrz mnie. Każda część mojego ciała mrowi od tego silnego orgazmu. Kurwa, tak. Owijam palce wokół jego grubości, ciągnąc rękę w dół i z powrotem. Jęczy i całuje mnie w szyje. Cały czas pracuję ręką, dopóki nie umiem znów zgiąć swych nóg. Przerzucam go, zdejmując mu bokserki, a potem zaczynam sprawiać mu przyjemność. Ben wplątuje palce w moje włosy, gdy mój język znajduje się na koniuszku penisa. Gładzi palcami moje wrażliwe miejsce i znów prawie dochodzę. Kiedy też jest blisko, odciąga mnie i ustawia się przed moim wejściem. Niechętnie siada i wyjmuje prezerwatywę z kieszeni spodni, a ja zaciskam zęby, niecierpliwe czekając, aż umieści ją na sobie. Wycieram twarz i przebiegam dłonią po włosach z nadzieją, że wciąż wyglądam tak gorąco, jak się czuję. Ben rzuca opakowanie na łóżko i w jednej chwili jest już nade mną. Rozszerzam nogi i zginam kolana, zapraszając go do mnie. Ściska dłońmi moje policzki, całując mnie i w tym samym czasie wchodzi we mnie. Jego kutas jest duży – wiem to od początku, ale nie doceniałam tego, dopóki nie znalazł się we mnie. Ben trzyma ręce nade mnią, ściskając swoje mięśnie i wyobrażam sobie jego tatuaże pod moimi palcami. Mam oczy otwarte tylko troszkę, ale wystarczająco, by widzieć jego przystojną twarz. Wyginam się w łuk, umożliwiając jego grubości trafienie na mój punkt G. Kolejny jęk opuszcza moje ciało, gdy posuwa głowę w dół, trącając nosem moje piersi. Podnoszę się i językiem przesuwam wzdłuż jego ucha. Ben jęczy, a jego ruchy przyspieszają. Szczypię zębami jego ucho, a on wpycha się we mnie tak głęboko, jak tylko potrafi i dochodzi. Opiera głowę na mojej, trzymając pulsującego kutasa wciąż we mnie. Kilka uderzeń serca mija, zanim wolno się wysuwa i kładzie na swoją stronę. Jego ręce ślizgają się po mojej talii i całuje bok mojej szyi. Wypuszczam zaspokojony oddech i odprężam się. Chcę cieszyć się tą chwilą, smakować fakt, że jestem cała gorąca i drżąca, a penis Bena wciąż znajduje się między moimi nogami. Jestem pewna, że jutro rano będę go czuła. Oczywiście, uważam, że coś powinno zostać wyjaśnione, zanim stanie się
niezręcznym. Będziemy musieli wypić piwo, które nawarzyliśmy, a poza tym chce mi się siku, więc nie mogę udawać, że już zasnęłam. Ben podąża palcami w górę mojego brzucha i zaczyna łagodnie pieścić moje wrażliwe piersi. Drżę i przechylam głowę w jego stronę, a on mnie całuje. Czy to może być jeszcze doskonalsze? Jestem przekonana, że on jest idealnym kochankiem. -To było naprawdę miłe. Podobało mi się. - Nie zasługuję na gry video. Zamykam oczy. Kurwa, co jest ze mną nie tak? -Cieszę się, że ci się podobało – mówi - mi też. Kiwam głową i próbuję się odprężyć. Napinam się przy swoim własnym nieobyciu społecznym. Rozmowa po seksie jest uznawana za umiejętność? Zaciskam szczękę, opierają się pokusie spytania go „co teraz?” Ben prowadzi palce po krzywiźnie mojego biodra i przyciska usta do mojej szyi. Nie zachowuje się, jakby miał zaraz wyskoczyć i uciec do domu. To dobrze, prawda? Mija kilka minut, zanim wstaje i zabierając swoje bokserki, udaje się do łazienki. Analizuję wszystko i naprawdę chcę, żeby między mną i Benem było dobrze. Pragnę drugiej randki, a potem trzeciej i czwartej, by zobaczyć, jak daleko to może zajść. Lubię go i myślę, że wkrótce to uczucie może być jeszcze mocniejsze, biorąc po uwagę jeszcze kilka randek i (okej, więcej niż jeden proszę) cudowny orgazm, który mi dzisiaj dał. To także uderza we mnie i nie jestem pewna, co teraz zrobić. Jestem daleka od bycia dziewicą, ale nie miałam zbyt wielu związków. Straciłam dziewictwo na początku ostatniego roku w liceum i to nie było warte zapamiętania. Po tym wyrzekłam się mężczyzn, do czasu ukończenia dwudziestu jeden lat. Wtedy miałam dobrego kumpla od pieprzenia, do czasu, gdy nie zdecydował się wyhodować pochwy i żywić do mnie uczucia. Potem spotykałam się z panem Pieprzę Stopy. Tak... nie trzeba tego wspominać, choć spotykaliśmy przez chwilę. Sprawił, że pojawiły się u mnie uczucia. Troszczyłam się o niego, dopóki nie poprosił, by mógł ssać moje palce u stóp. Specjalnie dla niego zakładałam szpilki, o które mnie prosił, ponieważ coś do niego czułam. A to prowadzi mnie z powrotem do Bena. Ben. Opanowany, pewny siebie, wyrafinowany i seksowny artysta. Nie idealizuję go – wcale. Nie znam go dobrze jeszcze, byliśmy tylko na jednej randce. Poszliśmy dopiero na jedną randkę. Nie dwie, jedną i spaliśmy ze sobą. Czy to
czyni ze mnie zdzirę? Czy mnie to obchodzi? (nie). Ale obchodzi mnie to, co Ben o mnie myśli. Nie jestem łatwa. Nie oddaje się każdemu, kto zaprosi mnie na wino i kolację. Po prostu jest w nim coś, co czyni mnie niezdolną do zapanowania nad sobą, coś, co sprawia, że czuję się komfortowo, nawet, gdy jestem zdenerwowana. Nic z tego nie ma sensu. Co on ze mną robi? Słyszę odgłos spłukiwanej wody i po chwili Ben wychodzi z łazienki. Przebiegam ręką po włosach, spychając je ze swojej twarzy i przykrywam kołdrą swoje piersi. Nie dlatego, że nie chcę, by Ben je widział, ale dlatego, że tak robią w filmach. To jest seksowne, prawda? Albo to jedyna droga, by nie musieć cenzurować sutków. (Nawiasem mówiąc – jebać cenzurę) Ben może powiedzieć mi, że musi iść, bo ma pracę w godzinach porannych bla bla bla i nie mogę go za to winić. Nie mogę być na niego zła. Jego oczy spotykają moje i usta rozciągają się w małym uśmiechu. Podnosi resztę swoich ubrań, a moje serce tonie – on zdecydowanie zamierza wyjść. -Dobrze – zaczynam. Powinnam mu podziękować? To nie jest poprawne. Wyrazić nadzieję, że możemy to zrobić ponownie kiedyś? Tak, to może zadziałać. W każdym razie, to szczera prawda. Leniwie podnosi swoje ciuchy i rzuca na krzesło obok toaletki, a potem wspina się z powrotem do łóżka. Ja jestem w tym łóżku. Mrugam, a moje serce wyskakuje z klatki piersiowej. Nie kładzie się pod kołdrę, ale obejmuje mnie, opierając głowę na moim brzuchu. Niestety naciska też na mój pęcherz i to przypomina mi, że muszę siku. Głupie funkcje organizmu rujnują moment. Przebiegam palcami po jego włosach. -Moja kolej – mówię, starając się mieć tyle wdzięku, ile tylko jest możliwe, kiedy przechodzę do łazienki. Nadal jestem kompletnie naga i wiem, że na mnie patrzy. Sikam, myję ręce i debatuje, czy zmyć makijaż teraz, czy później. Decyduję się na później, głównie dlatego, że jestem leniwa. Pewnie jak zwykle z nim zasnę. Krótka koszula nocna wisi na drzwiach łazienki. Ledwo zakrywa mój tyłek, a poza tym jest ciemnozielona z motywem Green Lantern*. Oh, no dobrze. Zakładam ją i zauważam, że moje sutki są wciąż twarde i widoczne przez cienki materiał. To zdecydowanie nie jest coś złego. Przynajmniej nie teraz. Wracam do pokoju i
kładę się obok Bena. -Więc -zaczyna i spogląda na mnie – co powiesz na kieliszek wina?
1.Green Lantern - szereg fikcyjnych postaci (superbohaterów) znanych z serii komiksów
Rozdział 8 Budzę się około 10 następnego dnia. Czuję lekki ból głowy, dzięki dwóm butelkom wina, które wypiliśmy z Benem ostatniej nocy. Piliśmy do późnych godzin nocnych, a potem pijani graliśmy w Mario Kart. Myślę, że zbliżała się czwarta rano, gdy uprawialiśmy seks jeszcze raz na podłodze mojego salonu, a potem poszliśmy do łóżka nadzy i spoceni, przytulając się, dopóki nie zapadliśmy w błogi sen. Moje usta są suche. Powinnam skorzystać z łazienki i umyć zęby. Przejeżdżam rękami po twarzy, czując małe skórki tuszu do rzęs na policzkach. Dzięki Bogu, że obudziłam się przed Benem. Leży na brzuchu z ramieniem zawiniętym wokół poduszki i wciąż śpi, oddychając spokojnie i głęboko. Rozłożył się, zajmując ponad połowę łóżka, a koce są zaplątane w jego nogi, jakby próbował je skopać podczas snu. Podziwiam jego nagi tyłek przez minutę, a potem cicho wstaję i przechodzę do łazienki. Włączam prysznic i rozczesuję węzły na moich włosach, do czasu, gdy woda nie staje się ciepła. Wskakuję do środka i myję zęby, podczas spłukiwania szamponu z moich włosów. Ponownie golę pachy, ponieważ te cholerne włosy rosną w szybkim tempie przez noc, a nogi odpuszczam, ze względu na oszczędność czasu. Ręcznikiem suszę włosy, a potem je rozczesuję. Ben nadal śpi, gdy przebieram się i idę do kuchni, by zaparzyć kawę. W międzyczasie rozgrzewam piekarnik i wyciągam z lodówki cynamonowe bułeczki. Przed wciśnięciem guzika, odwracam się i zamykam oczy, jakbym za chwile miała przeciąć czerwony drut domowej roboty bomby z trzema sekundami do detonacji. Wkładam je do piekarnika i czekam do osiągnięcia optymalnej temperatury. Dzięki temu podobno piecze się szybciej. Biorę filiżankę kawy i podnoszę telefon. Muszę porozmawiać z Erin. Siadam przy małej wysepce i piszę jej wiadomość. „Uprawialiśmy seks po pierwszej randce! Cholera. Poważnie, WTF co ja teraz zrobię? Wciąż śpi w moim łóżku.” Dodaję śmietanki do kawy i czekam na odpowiedź. Nie jestem pewna, czy pracuje dzisiaj, czy nie, ale prawdopodobnie dekoruje tort weselny. Mój telefon dzwoni minutę później.
„Zrób mu śniadanie do łóżka. Zacznij ssać jego fiuta i powiedz mu, że jest najlepszy, jakiego do tej pory miałaś. Następnie zaoferuj anal. Zdecydowanie.” Unoszę brwi, a potem odpisuję. „Cześć David! Czy Erin jest gdzieś w pobliżu?” „Poszła do pracy i zostawiła telefon w domu. Naprawdę pieprzyliście się na pierwszej randce? Boo, jesteś dziwką.” Uśmiecham się i potrząsam głową. Nigdy nie przyzna, że „Wredne dziewczyny” to jego ulubiony film, ale cytuje go cały czas. „Hahaha dzięki. Czy mógłbyś poprosić Erin, aby do mnie zadzwoniła, gdy wróci do domu?” Po chwili odpowiada emotikoną uniesionym do góry kciukiem, więc zamykam wiadomości i wchodzę na facebooka. Nie zwracam uwagi na treść, ponieważ czekam na upieczenie bułeczek lub obudzenie Bena. Niezależnie od kolejności. Koniec jest taki, że wszystko dzieje się w tym samym czasie. Otwieram piekarnik, gdy Ben wchodzi do kuchni. -Fajnie pachnie. -Dzięki. Jest też kawa, jakbyś chciał. Pociera skronie. - Myślę, że potrzebuję. Bierze filiżankę i siada przy wysepce. Robię lukier i polewam nim bułeczki, zanim wystygną, tak by spływał na boki. Uwielbiam to. Zabieram talerz i siadam obok Bena. -Jakie masz plany na dziś? - Pyta i kroi swoją cynamonową bułeczkę widelcem. -Nic specjalnego, a ty? - Nie mam żadnych planów, oprócz gier i pracy nad strojem. -Też nic, albo... mam pokaz. -Mówisz, jakbyś tego nie lubił. -I tak i nie – przerywa i gryzie, a gdy kończy żuć, kontynuuje. - To jest praca. Oczywiście lubię sprzedawać obrazy i być za nie chwalony, ale te wszystkie fałszywe śmiechy i bzdurne gadki. Nie zacząłem malować, by brać udział w tego typu rzeczach. To szczera odpowiedź i czuję, jakbym w końcu miała przed sobą prawdziwego Bena. -Ma sens. Nie chodzę na takie wydarzenia, ale noszenie ładnej sukienki i błyszczącej biżuterii wydaje się zabawne. -Tylko przez pierwszą godzinę – mówi sucho. - Potem by cię to znudziło, zaufaj mi. -Jakie jedzenie jest na takich wydarzeniach?
Ben chichocze. - Faktycznie, nie jest złe. Niestety nie mam okazji usiąść i zjeść, ponieważ wciąż jestem zajęty spacerowaniem i rozmawianiem. -Aww, biedne dziecko – dokuczam. Trąca mnie. - Zamknij się. Tak wiem, powinienem być wdzięczny i tak dalej, ale to jest cholernie nudne. Unoszę swoją filiżankę. - Wypijmy za tą noc, aby taka nie była. -Dzięki. - Ben podnosi swój kubek kawy. - Gdybyś była ze mną, to nie byłoby nudno.- Kończy bułeczki i ustawia widelec na talerzu. - Jesteś gotowa na jeszcze jedną rundę Mario Kart?
* Kiedy Ben wyjeżdżał godzinę później, powiedział, że do mnie zadzwoni. Nie zapytałam kiedy dokładnie, chociaż chciałam. Jest to kiepskie pytanie, po tym wszystkim. Niedziela przyszła i odeszła bez słowa od niego. Tak samo poniedziałek. We wtorek rano zastanawiam się, czy to w ogóle było jakieś uczucie. Czuję się kiepsko jadąc do pracy. Zatrzymuję się przy drivie w McDonaldzie, by kupić coś tłustego co napełni mój żołądek. Około jedenastej, przysypiam, szyfrując szablon dla kolejnego klienta. Mój brzuch burczy, a w ustach czuję posmak ziemniaków i smażonej cebuli, którą zjadłam wcześniej. Odchylam się na krześle i pocieram oczy. Jestem szczęśliwa, że nie kłopotałam się z użyciem tuszu do rzęs rano. Zastanawiam się, czy nie iść już na lunch, kiedy Ben pisze do mnie. „Kiedy kończysz pracę?” „O piątej, a co?” „Chcę cię zobaczyć.” Uśmiecham się i ponownie czytam jego wiadomości, by się upewnić, że to prawda. Zanim mogę odpowiedzieć, pyta o której jem obiad i czy chciałabym się z nim gdzieś spotkać. Mój uśmiech poszerza się i zgadzam się na spotkanie w kawiarni niedaleko mojego biura. Kolejna godzina ciągnie się w nieskończoność. Kiedy docieram do kawiarni, Ben już tam jest. Czyta książkę i z roztargnieniem miesza kawę, a kiedy jestem już blisko, podnosi wzrok i się uśmiecha. -Cześć.
Lustruje mnie wzrokiem i cień żalu przechodzi przeze mnie, gdy uświadamiam sobie wybór stroju. Nie ważne, lubię moją koszulkę z World of Warcraft Alliance*. Poza tym koszulki polo są seksowne... albo były na początku roku 2000. Cokolwiek. Ben ma na sobie dżinsy i jasnoniebieski T-shirt, pokryty czymś ciemnym, możliwe, że to farba. Im bliżej podchodzę, tym bardziej mogę wyczuć zapach lakieru. Nie obchodzi go jak się prezentuje, ale ten niechlujny wygląd artysty, pasuje do niego. -Hej – odpowiadam i ściągam torebkę z ramienia. Kładzie swoją książkę na bok i wstaje. Wyciąga rękę i owija ją wokół mojej talii, składając na moich ustach szybki pocałunek. -Jak dużo masz czasu? -Około 45 minut, a ty? Oh, czekaj. To nie ma znaczenia, prawda? Uśmiecha się i kręci głową. - Nie bardzo. Staram się ustalić sobie godziny pracy, albo jestem w galerii całą noc. Nie przeszkadza mi to. -Szczęściarz. -Wiem, trzeba zamówić jedzenie, zanim braknie ci czasu. Na co masz ochotę? Pyta wyciągając portfel z kieszeni spodni. Czy to subtelny sposób na powiedzenie, że to randka? Kurwa. Dlaczego wszystko jest takie niezręcznie, gdy chodzi o randki? -Zazwyczaj biorę tutaj danie wegetariańskie. -Usiądź i zrelaksuj się – mówi – ja zamówię. -Dzięki. Siadam naprzeciwko niego i widzę, że czyta współczesny thriller. To popularna książka, która była na listach od jakiegoś czasu, ale nie przyciągnęła mojego zainteresowania. Mój telefon dzwoni w środku torebki. Napisałam do Erin sms, po tym, jak Ben się odezwał. Wyłączam telefon, ponieważ odpowiem jej dopiero, gdy będę siedzieć przed komputerem. -Jak w pracy? -Eh, jak to w pracy. -Masz jeszcze jakieś spotkanie w ramach obsługi klienta? Potrząsam głową. - Zastępca przejął moje obowiązki. Dzięki Bogu. Ja naprawdę nie lubię zajmować się ludźmi. - Ben zaczyna się śmiać. - Chociaż cieszę się, że poprowadziłam sprawę pewnego dupka. -Też jestem zadowolony. - Sięga na drugi koniec stołu i bierze mnie za rękę, delikatnie naciskając kciukiem na dłoń. - Chciałabyś wyjść ponownie w ten
weekend? -Pewnie – odpowiadam bez zastanowienia. - Co masz na myśli? -Kolacja... film... seks. - Mówi niedbale, a ja rozglądam się, czy ktoś nie słyszał. Nie zwracałabym na to uwagę, gdyby nie fakt, że seks dotyczy mnie. -Przeżyję jakoś. Piątek? -Mam galę. Sobota będzie okej? -Tak – Mój idealny piątkowy wieczór to siedzenie w domu z fikcyjnymi postaciami i winem, które dotrzymuje mi towarzystwa. Rozmawiamy i śmiejemy się, podczas lunchu, a potem Ben odprowadza mnie do samochodu. Jego ręce opadają na moje biodra, a ja wieszam mu ramiona na szyi. -Gdybym zadzwonił do twojej pracy osobiście i poprosił o ciebie, to przyjechałabyś pomóc mi podłączyć router? - zapytał głosem pełnym insynuacji. -Być może. To z pewnością jest problem, z którym mogę ci pomóc. A mój szef jest chory, więc z kimkolwiek będziesz rozmawiać, nie będzie wiedział o co chodzi. Pragnę go, a część mnie, która była do niedawna tak bardzo samotna, też się z tym zgadza. Jestem mokra na samą myśl o ponownym seksie z Benem. Za tą kawiarnią jest jakaś alejka... -Zadzwonię. Powiem, że zawiodło coś innego i będę bardzo wkurzony. -Okej, chory szef nie będzie problemem, a ja jestem bardzo dobra w naprawianiu routerów. - Potrząsam głową. - Nie wysłałby mnie, gdybyś powiedział, że zawiodłam. Nie dlatego, że zrobiłam to dla niego osobiście. On ma inne upodobania. - Muszę przestać mówić. Jak wczoraj. Kręcę głową i spoglądam w dół, zatrzymując spojrzenie na jego kroczu. -Przynajmniej to działa na moją korzyść. Chwyta moją brodę i całuje, zostawiając bez tchu. Rozstajemy się, a ja przez kilka minut uśmiecham się jak głupia. Potem otrząsam się i dzwonię do Erin. Opisuję jej w skrócie nasz lunch. -Mówiłam, że cię lubi. -Jest jeszcze za wcześnie, by to stwierdzić. - Odpowiadam ignorując uczucie strachu we mnie. Jedno pytanie: dlaczego miałby mnie lubić? Jestem po prostu sobą, nic specjalnego i niezapomnianego. Po prostu, oh Felicity. -Jednak zastanawiam się, dlaczego nie poprosił cię, byś towarzyszyła mu na tej
gali. Przypuszczam, że może wziąć towarzyszkę, a ty zazwyczaj lubisz takie wydarzenia. -Też się w połowie nad tym zastanawiałam. -W połowie? -Tak, ta myśl przyszła mi do głowy, ale nie chciałam się tym przejmować. Wiem, że może brać osobę towarzyszącą i nie zamierzam się zastanawiać, dlaczego nie chce mnie poprosić. Potrafię być wyrafinowana. Cóż, umiem się tak zachowywać. -Przepraszam, nie powinnam pytać. -Nie, jest okej. - Naciskam gaz, by przejechać na żółtym świetle. - Powiedział mi, że się z kimś spotyka. To nie tak, że mamy teraz siebie na wyłączność albo coś. On oznajmił, że miał kogoś– nadal ma – gówno, nie wiem. Cokolwiek. Może spotykać się z innymi kobietami, dopóki nie ustalimy pewnych zasad, prawda? -Racja. Może to robić. -Póki nie będę mieć kolejki wkurzonych lasek przed drzwiami. -Hej, nigdy nie wiadomo. Praskam. - Prawda, ale to nie ważne. Lubię Bena, nawet jeśli to tylko chwilowe. Żyję momentami. -Kocham twoje perspektywy. Też chciałabym taka być. -Możesz. - Erin jest wojownikiem. Etap czwarty, nieuleczalny. - Musisz się rozluźnić, albo pić więcej wina. Ja tak robię. -Piłam kieliszek ostatniej nocy. -A ja butelkę. - Przesadzam, ale tylko trochę. Wzdycham. - Jestem z powrotem w pracy, jak tam piekarnia? -Powoli – odpowiada – co jest bardzo miłe. Ten weekend będzie szalony. Ktoś zamówił wielki tort z motywem Żółwi Ninja na pierwsze urodziny swojego dziecka. -Jestem zazdrosna. -Niesamowity tory, ale trochę za duży, jak na pierwsze urodziny, co myślisz? -Całkiem szalony pomysł. Nie jest tak, że dziecko to ciasto rozbija i ślini? -Oh, zamówili osobne „ciasto do zabawy” dla dziecka. -Uprawniony mały dupek. -Ani nie mów. Wjeżdżam w głąb parkingu, wiedząc, że nie warto podjeżdżać pod same drzwi
z nadzieją, że moje wcześniejsze miejsce jest wolne. Przysięgam, że są tu sępy parkingowe, wyczekujący odpowiedniego momentu, by przestawić swój samochód. Może nie potrafią prostej matematyki, ponieważ wychodzenie, by przestawić samochód, powrót, a następnie znów na zewnątrz, to więcej chodzenia, niż normalny człowiek. -W porządku. Do później, suko. Rozłączamy się. Zabieram swoje rzeczy i różową lemoniadę, a następnie udaję się do pracy. Siedzę przy biurku dosłownie dwie minuty, zanim asystent Camerona wzywa mnie do swojego biura. Wszyscy współpracownicy na mnie patrzą, bo myślą, że jestem w tarapatach. Jeśli plan Ben idzie dobrze, to zostałam wezwana do rozmowy telefonicznej. Pieprzona epopeja. -Co się dzieje Jason? -Jakaś dziewczyna o imieniu Mandy dzwoniła z galerii, w której byłaś tydzień temu. Nie mogę powstrzymać wstrętu malującego się na mojej twarzy i nudności skręcających żołądek. Mindy pieprzona Abraham jest jeszcze gorsza, niż posmak winogron w aromatyzowanych syropach na kaszel. -Och, i? Jego grube brwi złączają się. - Nie potrafiła nawet wyjaśnić na czym polega problem. Po prostu coś jest nie tak. Chciałaby żebyś wróciła i pomogła im z zainstalowaniem nowego oprogramowania. - Potrząsa głową. - Powodzenia. Ja nie mogłem wydobyć z niej żadnej odpowiedzi. Mogłabyś się tam udać i zobaczyć czy da się to rozwiązać? Wzdycham. - Zgaduję, że chcesz, abym zrobiła to teraz? -Tak, sprawdź to. Odkąd Cameron jest chory, mamy tu istne piekło. -Bardzo zajęty? -To jeden z tych dni, wiesz? -Zrobię to – mówię i czuję się trochę winna. Nie chciałam nikogo zestresować. - Pojadę tam zaraz. Nie martw się, załatwię to. -Dzięki. Miałam nadzieję, że pozwoli mi wyjść, od razu jak skończę, ale jest dopiero połowa dnia roboczego. Trzymam oczy spuszczone, gdy wracam do biurka i wszyscy zapewne myślą, że na mnie nakrzyczał. -Obsługa klienta – szybko wyjaśniam Mariah. - Wciąż muszę to robić. Jej usta układają się w małe „o” i kiwa głową. - Baw się dobrze. -Nie powinno być tak źle. - Cholera, będzie bardzo dobrze.
* Wchodzę do galerii i dopiero wtedy przypominam sobie o Mindy. Siedzi za biurkiem w doskonałych blond lokach i jedwabistej bluzce, która podkreśla jej piersi. -Felicity – mówi i posyła mi sztuczny uśmiech. - Komputery nie działają i Ben nie może pracować. - Wypowiada wolno każde słowo i kilkakrotnie mruga. Jej rzęsy są prawdziwe? Nikt nie ma tak długich rzęs, ale przecież nikt nie jest nią. -Więc lepiej pójdę i wezmę się do pracy. -Musisz się poprawić. Myślałam, że powinnaś być super bystra i inteligenta, a nawet nie potrafisz zrobić takiej prostej rzeczy. - Wzdycha. - Nie dziwię się, że nie udało ci się z MIT i musiałaś iść do małego college'u. Prostuję ramiona. - Nie doznałam niepowodzenia w MIT. - Nie zwracam uwagi na fakt, że obraziła siebie poprzez lekceważenie szkoły, którą obie ukończyłyśmy. - Poza tym, to nie twój cholerny interes. Otwiera usta i kładzie rękę na piersi. - Bądź profesjonalna. W końcu ci płacimy. Czekaj, pewnie dostajesz kasę za godzinę. - Jestem wściekła, ale nie chcę, by zajmowała mój umysł, gdy niedługo spotkam Bena. - Właściwie to jest moja sprawa. Ben chętnie się dowie, jak niekompetentna osoba tu przychodzi. Może powinniśmy zatrudnić kogoś innego. Cholera. Nie mów Benowi, że nie ukończyłam MIT, bo on myśli odwrotnie. Ja nie chcę mu opowiadać tej historii, nie chcę nawet o niej myśleć. -Powinnam zająć się pracą – bełkoczę i modlę się, by Mindy zachowała to dla siebie. Spoglądam na schody i przechodzę obok Mindy, starając się poczuć satysfakcję, że zostałam wezwana tu dla zabawy, nie do pracy i że sypiam z jej szefem. Jestem w połowie drogi, gdy zdaje sobie sprawę, że moje czarne Tomsy nie pasują do spodni. Cameron powiedziałby, że nie idą ze sobą w parze. Otwieram drzwi do biura Bena i zastaję go spawającego coś w pobliżu okna. Zatrzymuję się, oglądając jak tworzy. Iskry latają wokół niego, a mój gniew i frustracja znikają. Wiatr z otwartych okien wpada na drzwi, które z trzaśnięciem się zamykają. Ben patrzy w górę i wyłącza, uh... spawacz? Jak do diabła nazywa się ta rzecz? To już nie ma znaczenia, bo wygląda z tym gorąco. -Przepraszam – zaczynam.
-W porządku. Gdy okna są otwarte, tworzy się tu tunel aerodynamiczny. Zdejmuje okulary ochronne, wyciera ręce w spodnie i robi krok do tyłu, podziwiając swoje dzieło. To jakaś abstrakcja i szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co to kurwa jest. Ja naprawdę nie znam się na sztuce współczesnej i czuję się głupio. Jakby brakowało mi czegoś, co jest oczywiste dla reszty świata. Podchodzi do mnie i bierze mnie w ramiona, a potem całuje. Pachnie metalem i ogniem. Owijam ramiona wokół jego tułowia i wdycham go. Gdy tylko kończy mnie całować, zamyka na klucz drzwi do swojego biura. Serce podchodzi mi do gardła i czuję gorąco między nogami, które dorównuje niebieskim płomieniom wywołanym przy spawaniu. -Jesteś spięta – mówi, a ja zastanawiam się, jakim cudem stwierdził to tak szybko. - Nerwowa? -Nie, może trochę zestresowana, ale będzie dobrze. -Usiądź – rozkazuje, a ja od razu podchodzę do krzesła. Pozwalam torebce opaść na podłogę i sadowię się na biurowym fotelu, który jest zadziwiająco wygodny. Potrzebuję takiego do pracy. - Zrelaksuj się. Kiwam głową i zamykam oczy. Ben kładzie dłonie na moich ramionach i zaczyna masaż. Jasna cholera, jakie to przyjemne. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam masaż. Zapewne to było z Erin, gdy miałam kontuzje ramienia i musiałam na nie chodzić. -Czuję się tak dobrze – jęczę, gdy on rozmasowuje moje zesztywniałe ramiona. Nie siedziałam do późna, ale nie poszłam też spać tak wcześnie, jak powinnam. To jest cholernie relaksacyjne. Bardzo dokładnie masuje mój kark, a potem przechodzi na ramiona. W końcu jego dłonie lądują na moich plecach, podwijając koszulkę. Ciepłe palce zataczają kółka niedaleko moich pośladków. Pochyla się i całuje mnie w szyję, a ja zaczynam drżeć, wypuszczając oddech. Przenosi swoje ręce na brzuch, więc odchylam się na krześle, dając mu dostęp do moich ulubionych części. Rozpina moje spodnie i zaczyna delikatnie masować łechtaczkę. W mgnieniu oka, robię się mokra dla niego, więc odwraca się i przenosi mnie na biurko. Jedną ręką trzyma mnie w pasie, a drugą gładzi policzek. Owijam nogi wokół niego i zaczynamy się całować. Jego półtwardy penis sztywnieje i naciska na moje centrum, więc zjeżdżam w dół rękami, rozpinając mu spodnie. Ściąga moją koszulkę, następnie pozbywa się swojej i obie rzuca na podłogę. W pełnym słońcu mogę dostrzec, jak zawiłe są jego tatuaże. Tusz zakrywa kilka blizn i mam ochotę zapytać, co się stało, ale może zrobię to dopiero po seksie. Nie chcę psuć nastroju, a poza tym wiem, że nie mamy zbyt wiele czasu.
Śledzę palcem długą bliznę znajdującą się po lewej stronie jego klatki piersiowej, a on drży i przestaje mnie całować. Potem wpija się we mnie, jakbym była pierwszym posiłkiem, który dostał od kilku dni. Wargami przechodzi drogę od mojej szyi do obojczyka, lekko gryząc skórę. Rozpina mój stanik, a następnie pocałunkami toruje drogę do moich piersi. Bierze jedną w dłoń, a drugą w usta. Odrzucam głowę do tyłu i uświadamiam sobie, że okna są otwarte. Jesteśmy w głębi pokoju na drugim piętrze, ale ktoś może zobaczyć. Pieprzyć to, kogo to obchodzi? Ryzyko bycia zobaczenia – i usłyszenia- przez kogoś w galerii, mnie kręci. Nigdy wcześniej nie robiłam czegoś takiego. Nigdy nie miałam kogoś takiego, kto sprawia, że czuję się namiętnie, kto pociąga mnie tak bardzo i kto czyni mnie tak gorącą. Wypełnia mnie desperacja, więc ściągam spodnie Bena i gładzę jego penisa. Mój strój ląduje obok, a on opada na kolana, kładąc moje nogi na ramionach. Opieram się na łokciach, przewracając stos papierów, a coś ciężkiego ląduje z hukiem na podłodze. No cóż. Jego usta znajdują się na mnie, a połączenie szorstkiego zarostu z miękkim i gładkim językiem, niemal doprowadza mnie na krawędź. Wtedy zatrzymuje się, a ja mam ochotę go uderzyć i powiedzieć, że ma zaczekać, aż skończę. Jestem wciąż zdyszana, gdy odwracam głowę i słyszę szelest. Och racja. Prezerwatywa. Huh. Zakłada ją i kładzie swe usta z powrotem na mnie. Dochodzę, gdy on ssie mnie i liże, a potem nie dając mi czasu na odzyskanie równowagi, wchodzi we mnie. Krzyczę, a moje ciało odczuwa przyjemność, jaką jeszcze nigdy nie czuło. Moje uszy dzwonią, a palce u nóg drżą. Ben ma szybkie i twarde ruchy. Ściska moje piersi i okrąża sutki, kciukami. -Jesteś tak cholernie gorąca. - Dyszy i pochyla się, trącając nosem moją szyję. Wciąż jadę pociągiem przyjemności i nie przejmuję się, gdzie wysiądę. Drugi orgazm przetacza się przeze mnie, powodując dreszcze, a ja zaciskam rękę na ustach, by stłumić jęk. Otwieram oczy na pół sekundy i widzę, że Ben mnie obserwuje. Gdy widzi mój orgazm, popycha mnie na biurko i chwyta mnie za uda, pchając jeszcze mocniej. Tak głęboko, że niemal boli. Prawie. Wycofuje się, a gdy jego penis jest prawie na zewnątrz, wbija się ponownie. I jeszcze raz. I kolejny. Oboje jęczymy i dochodzimy w tym samym czasie. Moje nogi drżą, a ja jestem niezdolna do złapania oddechu lub spowolnienia tętna.
Święte pieprzone gówno. Wypuszcza głęboki oddech, a następnie zabiera włosy z mojej twarzy. Moje piersi gwałtownie podnoszą się i opadają, gdy próbuję złapać powietrze. Oczy Bena spotykają moje i posyła mi ten diabelski uśmiech, a potem podnosi się do pozycji pionowej, wysuwając się ze mnie. -Mam nadzieję, że rozwiązałam twój problem komputerowy – mówię bez tchu. -Też mam taką nadzieję, ponieważ w przyszłym tygodniu będzie inny problem... - oddala się podnosząc brwi. Śmieję się i chciałabym, by tego typu obsługa klienta pojawiała się codziennie, ale wiem, że Cameron by to pojął. Ben łapie mnie w pasie i zgniata w mocnym uścisku. Czuję się skrępowana, ale jest to w jakiś sposób seksowne. Poza tym wygląda na to, że on chce położyć mnie na stole i ponownie pieprzyć. -Jesteś kimś innym – mówi i od razu wiem, że to komplement. - Co ty mi robisz? Nie potrafię wyrzucić cię z mojej głowy. - Całuje mnie namiętnie. Wiatr rozwiewa zasłony, a drzwi wydają dziwny dźwięk. Ben odwraca się i ściąga prezerwatywę, a potem wyrzuca ją do kosza. Zastanawiam się, czy zamierza to potem zakryć, przypominając dni udawania-że-jestem-dziewicą przed rodzicami i owijając zużyte kondomy w dwie warstwy papieru toaletowego. Robiłam tak samo z tamponami, by moja mama nie wiedziała, czy właśnie zaczął mi się okres, czy powinna przeprowadzić ze mną „rozmowę”. -Nawzajem – mówię, a Ben wręcza mi stanik. Ktoś puka do drzwi i zastygam. -Jest w porządku – uspokaja mnie, gdy zauważa panikę. - Drzwi są zamknięte. Kiwam głową i zakładam spodnie. Ben wciąga koszulę i prostuje rąbek, podchodząc do drzwi. Ja nieprzytomnie zakładam resztę ubrań i siadam przy biurku, kładąc dłonie na klawiaturze. -Ktoś jest na dole i ogląda posąg z brązu. - Mindy informuje, gdy Ben otwiera drzwi, a potem wyciąga szyję, by na mnie spojrzeć. - Chcą porozmawiać, ponieważ myślą o zakupie. -Zaraz tam zejdę – odpowiada Ben i spogląda na mnie. - Jesteś zalogowana, prawda? -Tak. - Wciskam losowy klawisz. Wtedy zdaję sobie sprawę, że komputer nie jest nawet włączony. -Dobrze, będę z powrotem najszybciej, jak to będzie możliwe. Przytakuję i czuję, że policzki robią mi się czerwone, choć są już zaróżowione
od pieprzenia. Ben otwiera szerzej drzwi i wychodzi, a ja nadal spoglądam uważnie w czarny ekran. Wiem, że Mindy czeka, aż na nią spojrzę, by mogła posłać mi rozdrażniony uśmiech lub zrobić jakiś bzdurny komentarz. W końcu jednak odwraca się i schodzi na dół. Opieram się i oddycham z ulgą, ponieważ zdaje sobie sprawę, jak blisko przyłapania byliśmy. Może Mindy przyszła wcześniej i wszystko słyszała, ale czekała, aż skończymy? Co za chory dziwak. A może nie. Prawdopodobnie nie zrobiła tego, ponieważ wtedy wcześniej by zapukała. Wyciągam swój telefon i loguję się na forum graczy, czytając nowości. Ludzie robią problem nawet z najmniejszych rzeczy. Pięć minut zmienia się w dziesięć, potem w piętnaście. Po dwudziestu minutach Ben pisze do mnie, że ludzie są zainteresowani kupnem i chcą dokładnie omówić szczegóły. Potrwa to około godzinę lub dłużej, ponieważ oni wszystko skrupulatnie oglądają i czytają umowę. Pisze, że jeśli muszę, to mogę wrócić do pracy, a on zadzwoni do mnie później. Zabieram swoje rzeczy, wiedząc, że nawet jeśli chcę, to nie mogę zostać tak długo. Mam trochę pracy z kodowaniem w biurze, a nie zamierzam zostawać do późna. Odpisuję Benowi „Muszę wrócić do bura, choć bardzo tego nie chcę. Mogę podłączyć router w inny dzień ;)” Przez kolejną minutę próbuję się opanować. Moje majtki są wilgotne, ponieważ ubrałam je bez ogarnięcia się, a Ben zawsze sprawia, że robię się mokra. Czuję się cholernie dobrze, gdy schodzę po schodach. Pieprzenie w środku dnia pracy jest czymś, co zawsze chciałam zrobić, ale nie myślałam, że będę z kimś, kto mógłby mi w tym pomóc. Ben patrzy na mnie uśmiechnięty, gdy pokonuję ostatni schodek. Stoi obok wysokiego posągu przypominającego drzewo. Nie miałam okazji dokładnie przyjrzeć się temu pomnikowi, ale pamiętam jego cenę. Kosztował więcej, niż mój czynsz za cztery miesiące. Jasna cholera. -Felicity. - Zaczepia mnie Mindy chorobliwie wysokim tonem głosu, gdy przechodzę obok jej biurka. Dlaczego ona tak mówi? Odwracam się i widzę ją ze ściśniętymi ustami i zmrużonymi oczami patrzącą nam mnie. Przygotowuję mój mózg na kolejną zniewagę, którą planuje we mnie rzucić. Potem jej oczy się rozszerzają. - Twoja koszula. - Zaczyna i przez krótką chwilę myślę, że zamierza wyśmiać moją WOW polo, a potem zdaje sobie sprawę, że nie rozpoznałaby godła. -Co z nią? - Spoglądam na siebie i widzę, że nie wciągnęłam jej do spodni, ale
przecież nigdy tak nie robię, ponieważ strasznie się wtedy mnie. Może całą się pomarszczyła, przez te kilka minut spędzonych na podłodze? Wątpie. Potem mówi, a ja w tym samym momencie zdaje sobie z tego sprawę. - Ubrałaś ją na lewą stronę. Kurwa. Dokładnie tak jest, ponieważ widać szew. Mrugam kilka razy, próbując wymyślić kłamstwo. To zawsze tak było? Albo założyłam ją tak dziś rano? Głupia ja. -Kiedy przyszłaś, wszystko było okej – oczy Mindy się rozszerzają, gdy dodaje dwa do dwóch. Och Mindy pieprzona Abraham, masz mnie. No cóż, pieprzę twojego szefa, więc... nie mam pojęcia co. Prawdopodobnie jestem dziwką w jej oczach. -Oh – jąkam się. - Może, nie wiem. Nie zwracałam na to uwagi. Pędzę do drzwi, widząc po raz ostatni błysk na twarzy Mindy. Przez chwilę pojawia się smutek, ale potem zazdrość przejmuje nad nią kontrolę i robi minę „skrzywdzę cię suko”, wywołując dreszcze na moim ciele. Żonata, czy nie... ona leci na Bena.
Rozdział 9 -Jesteś lepszą krawcową ode mnie – Erin wzdycha. -Nie bardzo – odpowiadam, przechylając ekran komputera, by mieć lepszy widok na przyjaciółkę i jej strój. Rozmawiamy przez Skype o postępach w tworzeniu naszych kostiumów na Comic Con. - Wygląda wspaniale. -Meh, nie wygląda dobrze na żywo. -Jeśli potrzebujesz pomocy przy drobnych detalach, to będę w domu na rocznicy moich rodziców w lipcu. Możemy wtedy popracować razem. -Mogę pójść z tobą na tą imprezę, chyba, że zapraszasz Bena? -Nie wiem. -Dlaczego? Myślę, że na pewno cię lubi, po wczorajszym telefonicznym wezwaniu. Uśmiecham się. - Prawda. Lubi seks ze mną, ale wciąż nie jestem przekonana, że lubi mnie. Erin macha ręką w powietrzu. - Nie jesteś zbyt pewna siebie. Dlaczego miałby cię nie chcieć? Moja najlepsza przyjaciółka jest niesamowita. -Dzięki. Naprawdę nie wiem...mam po prostu takie poczucie. Powiedział, że się z kimś spotyka, pamiętasz? Przypuszczam, że wychodzi z tysiącem innych piskląt, które są... Przerywam nie chcą wyrazić swoich podejrzeń na głos, nawet najlepszej przyjaciółce. W porównaniu do każdej innej dziewczyny, z którą Ben się spotyka, czy pieprzy – nie zamierzam z nimi konkurować. Chcę wierzyć, że potrafię wygrać, byciem po prostu sobą. -Cóż, zobaczymy. W każdym razie, jest bardzo zajęty. Ten weekend może być wielki dla sztuki, którą tworzy. -Okej. - Erin przewraca oczami. Coś tłucze się w głębi jej domu i po chwili David krzyczy. Przyjaciółka wypuszcza powolny oddech, starając się zachować spokój, a potem mówi przez zaciśnięte zęby.- Nigdy nie powinnam mu pozwolić kupić szczeniaka. Małe pieski są urocze, ale mój dom i rozsądek nie potrafią sobie z tym poradzić. -Husky mają bardzo dużo energii - śmieję się. -Tak, ale David chciał psa, który przypomina mu Balto*. - Potrząsa głową , cały
czas się uśmiechając. - Lepiej pójdę zobaczyć co zrobili i posprzątam to. Przysięgam, że David jest jak małe dziecko, które nie potrafi dbać o zwierzaka. Erin nie jest „typem zwariowanego dziecka”, więc zaskoczyła mnie, gdy pozwoliła swojemu mężowi kupić psa. Jest wyluzowana i zabawna, ale jej dom zawsze jest schludny i uporządkowany. -Mogłaś nazwać go Grey Wind* i udawać, że jest wilkiem na szkoleniu – sugeruję. -Może – potrząsa głową – pa Liss. Kończymy rozmowę i wracam do szycia mojego kostiumu damskiej wersji Batmana, choć trudno utrzymać oczy otwarte. Zamiast odłożyć przybory do szycia zamykam drzwi w mojej pracowni, żeby trzymać Pazura z dala od nadepnięcia na szpilki lub zniszczenia materiału. Ten dupek lubi się z nim pieprzyć. Podczas prysznica zdaję sobie sprawę, że nie jadłam nic od obiadu, więc biorę owocowe płatki i siadam na łóżko. Przerzucam kanały, a potem łapię telefon i przewijam facebooka, podczas jedzenia. Mam jedną wiadomość od Bena, którą przysłał dwie godziny temu. Ups, nie słyszałam dzwonka z drugiego pokoju. Chce wiedzieć, czy możemy się spotkać na obiad lub kolację jutro. Albo oba. Pisze, że za mną tęskni. Uśmiecham się i odpowiadam, że oba to fajny pomysł. Reaguje szybko i po chwili dostaję wiadomość, bym napisała mu o której mam przerwę. Planujemy spotkać się w tej samej kawiarni ponownie. Zasypiam myśląc o Benie.
*
-Hej – witam Bena, gdy wchodzę do kawiarni. Jest pora lunchu i panuje spory tłok, więc gdyby nie przybył tu wcześnie, pewnie nie mielibyśmy wolnego stolika. Przytula mnie i całuje, a następnie siadamy. Kładę torebkę oraz parasol naprzeciwko Bena i zajmuję miejsce obok. -Zamówiłem już – mówi, otulając mnie ramieniem. - To samo co wtedy. Mam nadzieję, że to okej. Robiło się tłoczno, a wiem, że nie masz dużo czasu. -Dziękuję. -Ufam, że wkrótce je dostaniemy. Umieram z głodu. -Ja zazwyczaj też, ale mieliśmy urodziny w biurze i wszyscy dostaliśmy ciasto. -Miło.
Chłopak z college przynosi nam dwie mrożone kawy i informuje, że jedzenie powinno być wkrótce. Otwieram słomkę i wkładam ją do zimnej mokki. -Słyszałem coś ciekawego dzisiaj. - Ben pociąga łyk swojej kawy. -Co takiego? Jego oczy zwężają się trochę. - Mindy powiedziała, że chodziłyście do college dwie klasy razem, a wiem, że ona nie jest wystarczająco mądra, by dostać się do MIT. Cholera. Gówno. Załapana. Kurwa. -Tak, chodziłyśmy razem. - Łapię opakowanie słomki i zaczynam bawić się nim palcami. -Więc, nie byłaś w MIT? -Byłam – mówię i wypuszczam oddech – ale nie ukończyłam. -Dlaczego mam wrażenie, że stoi za tym jakaś historia? -Ponieważ tak jest, ale ona nie jest dobra. Zaufaj mi. - Robię węzeł z opakowania i ciągnę go, dopóki się nie rozrywa. Wciąż czuje się strasznie, ponieważ byłam o krok uzyskania dyplomu jednej z najlepszej szkoły tech w kraju. Nadal czuję się upokorzona, że byłam na tyle głupa, by ktoś mnie kontrolował, manipulował mną i nakłonił do robienia czegoś, co mogło mi zniszczyć całe życie. Był pierwszym facetem, który powiedział mi, że mnie kocha, że nie chce żyć beze mnie. A ja mu kurwa wierzyłam. Ufałam mu. Kochałam go. Był moim pierwszym chłopakiem, który zdobył moje zaufanie od czasów liceum, aby mnie zniszczyć. Biorę głęboki wdech i patrzę na Bena. - Był facet, Micah, spotykałam się z nim, a on namówił mnie, by włamać się do dziennika, ponieważ nie szło mu dobrze. - Ben nic nie mówi. Jego twarz jest naturalna i cierpliwie czeka na dalszą opowieść. - To było niemożliwe do wykrycia, ale jeden profesor zauważył, że jego ocena wzrosła z 48% na 84%. Potem ktoś coś powiedział i inni zaczęli podejrzewać Micah. Nawet się nie zawahał, od razu się przyznał. - Przebiegam palcami wzdłuż kubka. - Dziekan i szef działu technologi, byli pod wrażeniem moich umiejętności hakerskich, ale także rozczarowani, że zrobiłam coś tak głupiego na ostatnim roku. Pozwolili mi się przenieść, zamiast wyrzucać i dlatego ukończyłam lokalny college. Byłam młoda i popełniłam błąd wierząc Micah, który mówił, że mnie kocha. Życie to nauka, prawda? Następuje kilka sekund ciszy, a potem Ben wyciąga dłoń i kładzie ją na mojej. -
Jesteś hakerem? Przechylam głowę. - Tylko w nocy. -Właściwie, to imponujące. -Jesteś jednym z niewielu, którzy tak myślą, ale dzięki. To głupie, nadal jestem trochę dumna, że udało mi się dostać do ich systemu. -Hakowałaś inne strony wcześniej? -Być może, ale ja naprawdę nie robiłam nic złego. Po tym, obiecałam sobie, używać moich super mocy tylko w dobry sposób. Kilka razy po prostu chciałam sprawdzić, czy potrafię to zrobić. Raz zmieniłam profil ex chłopaka mojej przyjaciółki na facebooku, ale uważam, że to nie był hak. Tak łatwo to zrobić. -Ja nie wiem jak – odpowiada i pochyla się na krześle. -Mało osób wie, ale to dobrze. Cyberprzestępstwo jest wciąż przestępstwem. Nie chcę dać się załapać ponownie. Miałam szczęście w MIT i prawdopodobnie następnym razem nie pójdzie tak łatwo. Cóż... oto cała historia. -Nie ma tak źle. Poza tym myślę, że to sprawiedliwe mówiąc, że chodziłaś do MIT. W końcu brakowało ci tylko semestru do ukończenia. -Ugh tak. Moi rodzice wciąż są o to wkurzeni. -Nadal uważam, że jesteś absolwentką MIT, nawet jeśli brakuje ci stopnia. -Zostały tylko przedmioty podstawowe. To miał być najłatwiejszy semestr ze wszystkich. Ale no cóż... zrobiłam źle. Dokonałam złego wyboru, pozwalając komuś przekonać mnie do zrobienia czegoś, czego nie powinnam. Dowiedziałam się tego w bolesny sposób, ale przecież obrzęk tego nie zmieni. -Dokładnie, trzeba pójść dalej, albo nadal żyć w agonii. -Racja. Żałuję, ale co tam. Każdy popełniony błąd pomaga mi dowiedzieć się kim jestem i całe to gówno. Ben chichocze i splata swoje palce z moimi. Jego oczy błyszczą i otwiera swoje usta, gdy przychodzi jedzenie. Kilka minut jemy w ciszy, a potem zaczynamy ponownie rozmawiać. -Mieliście z Mindy jakiś incydent? Zdecydowanie ma ci coś za złe, ale nie wiem co i dlaczego. Potrząsam głową i naciskam widelcem na chrupiącą skórkę wegetariańskiego paszteciku. -Nigdy nie byłyśmy przyjaciółmi. - Przenoszę swoje oczy na Bena i nagle czuję się strasznie nieśmiała. Myślę o moim okresie świetności, podczas bycia nastolatką, kiedy byłam traktowana jak gówno. Ale nie teraz.
Ponieważ teraz jem wspaniały obiad z niesamowitym człowiekiem, który na mnie patrzy. Jestem jego ulubioną osobą na całym świecie. Choć Mindy pieprzona Abraham wciąż sprawia, że czuję się jak psia kupa na spodzie jej drogiego buta, to tym razem nie kulę się, ale pozwalam sobie śmierdzieć gównem dookoła. -Naprawdę nie wiem, dlaczego nie lubiła mnie wtedy i dlaczego nadal tak jest. Przeprowadziła się do naszego miasta podczas drugiego roku i zgaduję, że po prostu musiała znaleźć jakąś ofiarę. - Biorę kęs i spoglądam przez okno, wzdychając. - Stała się jak Regina Georges w ciągu kilku tygodni, a wszyscy gromadzili się wokół niej. Znasz te typy. - Wzruszam ramionami. - To było lata temu, ale ona nigdy nie dorosła i nie ruszyła dalej. Bycie królową pszczół w liceum było jej szczytem. To smutne, gdy o tym myślisz. -Osiąganie kresu swoich możliwości w liceum, to zdecydowanie warte ubolewania – Ben zgadza się ze mną, spoglądając w moje oczy. Uśmiecham się i kiwam głową. Nie chcę mu mówić o tym, że Mindy doprowadzała mnie do łez i zastraszała. Często udawałam chorą, by nie iść do szkoły i nie musieć oglądać jej twarzy. Nie powinnam się tego wstydzić. Nie powinnam. Ale wciąż boję się, że gdy powiem głośno moje żale, zabrzmi to inaczej i Ben zacznie mnie postrzegać, tak samo jak głupkowata Mindy i inni ludzie w liceum. Logiczne myślenie mnie zabija, wiem. -Cóż, nadal jest zazdrosna, skoro mówi takie gówno. Mówiąc „nadal” sugeruje, że kiedyś też była zazdrosna, a to nie przypadek. Kiwam głową ponownie. Przyszłam na tą rozmowę, mając kilkanaście tematów i naprawdę chciałabym dojść do tego punktu, gdy żaden z nich nie będzie dotyczył Mindy. Ona nie jest tego warta. -Byłaś kiedyś w ogrodach i parku rzeźb? - pyta Ben. Kręcę głową z pełnymi ustami. Przełykam i odpowiadam. - Nie, ale ciągle o nim słyszę. Chciałabym pójść. -Co powiesz na weekend? -Pewnie, pasuje mi. -A dzisiaj. - Ostrożnie dobiera słowa i przez pół sekundy mam wrażenie, że z jakiego szalonego powodu, myśli, że zamierzam go odrzucić. - Kolacja i film? -O tak, doskonale. Niedawno wyszedł film, który chciałabym zobaczyć. -Świetnie – odpowiada z uśmiechem.
* -To jest takie wielkie – wołam. -Mówiłaś to już – śmieje się Ben. Przewracam oczami i trzymając się za ręce, schodzimy w dół alejki wypełnioną trawą, polnymi kwiatami, posągami i rzeźbami. -Naprawdę. Nie mogę uwierzyć, że nigdy wcześniej tu nie byłam. Jest pięknie. -Cieszę się, że tak uważasz. - Zwalnia, gdy przechodzimy przez drewniany most. Wszędzie jest pełno ludzi, cieszących się naturą i podziwiających dzieła sztuki w ten ciepły, czerwcowy dzień. Stajemy w miejscu, a Ben owija ramiona wokół mnie. Nie mam na sobie obcasów, tylko tomsy Hufflepuffle, więc Ben jest kilka cali wyższy ode mnie. Staję na palcach i całuję go. -Chcesz teraz zakończyć wycieczkę, czy wrócić do mojego domu na kolację? Unosi brwi i wiem, że myśli o deserze, czyli wsadzanie jego P w moją V. Jest całkiem dobry. -To zależy do ciebie. Podoba mi się to miejsce. Jest spokojne i ładne. Lubię to. Chwyta obie moje dłonie. - Możemy iść dalej. Przyjeżdżam tu od czasu do czasu, kiedy muszę pomyśleć. To miejsce jest naprawdę inspirujące, tak jak ty. Pokonujemy most i idziemy w ciszy, oglądając posągi. Jestem w pełni swobodna z Benem, co jest dość dziwne, gdy dłużej o tym myślę. Nie licząc lunchu w tygodniu, to dopiero nasza trzecia randka. Rozmawialiśmy przez telefon w czwartek kilka godzin, a w piątek zadzwonił do mnie przed swoim pokazem, by dowiedzieć się jak minął mi dzień. Zaczynam za bardzo go lubić. Następnego ranka, wstaję późno. Wczoraj, Ben udał się na imprezę kilka godzin drogi stąd i powiedział, że nie zostanie tam długo. Ja siedziałam w domu, sprzeczając się na forum o seksizmie w Cospaly, a potem grałam w League of Legends. To bardzo ważne, oczywiście. Dzwonię do Bena po przebudzeniu, tak jak chciał i ustalamy plany na dziś. Odwiedzimy ogrody, a potem wrócimy do jego domu i ugotuje mi obiad. Przypuszczam, że spędzimy razem noc, tak jak to miało miejsce u mnie. Od kiedy pieprzył mnie w moim domu, piłka jest w grze. Zamiast brać osobną torbę, wyciągam największą torebkę i ładuję do niej kilka rzeczy, takich jak: żel do mycia twarzy, szczoteczkę do zębów i podróżny
zestaw makeup. Wkładam także nową sukienkę i świeżą parę bielizny na jutro. Na dziś wieczór mam pasujący komplet. Lubię być przygotowana. Mówiąc o gotowości, zastanawiam się o wzięciu prezerwatyw. Przypuszczam, że skoro Ben zakłada je na swojego chuja, to prawdopodobnie ma ich więcej. Nie jestem aktualnie na żadnych środkach antykoncepcyjnych. Przestałam je brać pół roku temu, ponieważ byłam zbyt leniwa, by codziennie je jeść, a poza tym poważnie, co to za problem, skoro nie miałam żadnych facetów? Mogłabym wrócić do ich stosowania, ale nie chcę tego robić, dopóki moja relacja z Benem nie zamieni się w coś... uh, trwałego? Boję się, że przyniosę pecha, a to między nami – nawet nie wiem jak do diabła to nazwać – jest cholernie niesamowite. * -Co myślisz o tej? - Ben pyta, wskazując na szklaną rzeźbę wystającą z ziemi. Jest pełna wdzięku i odbija światło, a ty czujesz się, jakbyś oglądał rozgwieżdżone niebo. -Podoba mi się. Jest ładna i przypomina mi...naprawdę nie wiem. Nie bądź zły, ale nie umiem interpretować sztuki. -Nie mógłbym być zły, interpretacja jest bardzo rozległa. Jedna osoba widzi i czuje coś zupełnie innego, niż druga. Ich myśli zaś są jeszcze bardziej różne od uczuć artysty, które miał w danym momencie. Kiwam głową. - Możliwe, że artysta miał tylko takie kolory do użycia, ale wszyscy mówią, że niebieski oznacza depresję i psychologia się z tym zgadza. Nawiasem mówiąc, czasami myślę, że niebieski jest bardzo uspokajającym kolorem. To nie ma sensu, wiem. -Myślę, że ma. -To pewnie dlatego, że mam niebieskie Tardis – próbuję żartować, ale wtedy przypominam sobie, że Ben nie należy do Whovian*. To musi się zmienić, jeśli nasza znajomość się rozwinie. - Przypomina mi magię i niebo. Choć tak naprawdę, niebo to magia. Niebo jest zwykłym niebem, ale także czymś dużo więcej. To symbol braku ograniczeń i limitów, a gdy jest ciemne, przypomina, jak wiele zostało jeszcze do odkrycia. Kiwa głową spoglądając na rzeźbę. - Bardzo trafnie ją zinterpretowałaś. Nie mów, że nie jesteś w tym dobra. Wzruszam ramionami. - Kto wie, czy to jest akurat to, co mam czuć. -Tu nie chodzi o jedno uczucie, lub inne. Po prostu czuj. - Oplata mnie ręką, a
ja kładę głowę na jego ramieniu, zamykając oczy na dłuższą chwilę. - Artysta zgodzi się z tobą odnośnie niebieskiego i limitach, a raczej ich braków. -Skąd wiesz? - pytam, a potem pojmuję, że to Ben stworzył tą rzeźbę. Oh, Felicity. - Racja, są tutaj jeszcze jakieś inne twoje dzieła? -Tak, ale nie musimy ich szukać. - Mam wrażenie, że jest zbyt skromny i dlatego, nie chce mnie tam zabrać. - Poza tym byliśmy już przy połowie z nich. Moje oczy powiększają się. - Nie obraziłam twoich prac, prawda? Śmieje się i do cholery, kocham gdy to robi. - Nie, niczego nie obraziłaś, a nawet jeśli, to bardzo dobrze znoszę krytykę. Wiem, że nie każdy lubi, to co robię, ale skoro i tak nie można zadowolić wszystkich, to po co próbować? -Prawda. - Jego oświadczenie dostaje się głęboko wewnątrz mnie. Biorę te słowa osobiście, ponieważ cały rok zajęło mi, dowiedzenie się tego. Nie można zadowolić wszystkich. Ani w sztuce, ani w życiu. Po co marnować czas i emocje? -Hejterzy i tak będą hejtować – mówię, splatając swoje palce z Benem i idziemy dalej drogą. - Życie jest zbyt krótkie, aby się tym przejmować. Zajęło mi wiele czasu, by to sobie uświadomić. Skoro coś sprawia mi szczęście, kogo obchodzi to, co myślą inni. Przyciąga mnie do pocałunku. - Dokładnie. 1.Balto – bohater filmu animowanego „Balto”, pies zaprzęgowy. 2.Grey Wind – (Gra o Tron) jedno z 6 małych wilków przyniesionych przez dzieci Starka. 3.Regina Georges – bohaterka filmu „Wredne dziewczyny”. 4.Whovian – tak nazywają się członkowie fandomu fanów „Doctor Who”.
Rozdział 10 Ben mieszka w zabytkowej dzielnicy Grand Rapids. Dużo o niej słyszałam, ale nigdy nie miałam okazji jej odwiedzić. To jedna z tych historycznych wycieczek, na które miałam pójść, ale zapomniałam. Choć przejeżdżałam przez nią raz, czy dwa, potrzeba dużo więcej czasu, by ją zobaczyć. Jego dom jest jednym ze starszych. Ben mówi, że został zbudowany na początku 1900 roku. Parkuje w małym garażu. Słońce zachodzi i kiedy wychodzimy z samochodu, zwalniam. -Wow. - Patrzę na duży, ciemno-szary wiktoriański dom. - Jest piękny. -Dzięki – odpowiada i spogląda na dom tymi samymi błyszczącymi oczami, co ja. - Dużo pracy zajęło odnawianie, ale kocham go. Słuchanie jak odnosi się do swojego domu, jak do kobiety jest dziwnie urocze. Był w strasznym stanie, kiedy go kupiłeś? Kręci głową. - Kształt był niezły, ale poprzedni właściciele próbowali dokonać ulepszeń, choć nie mieli żadnych umiejętności. Musiałem wiele wyjąć i przerobić na początku, by wyglądał oryginalnie. Trzyma mnie za rękę, gdy idziemy po drewnianych schodach na ganek, a podłoga skrzypi pod naszymi stopami. Stare drewno zostało odnowione i bije od niego blask. Przed domem, na zadaszonej werandzie, umieszczone są stół i krzesła. Wyobrażam sobie odpoczynek przy kawie, oglądając inne zabytkowe domy po przeciwnej stronie ulicy. Oh, ciekawe czy jego dom jest nawiedzony! To byłoby przerażające i ekscytujące zarazem. Pies szczeka, kiedy Ben przekręca klucz. Huh, to interesujące. Nigdy nie wspominał o konieczności powrotu do domu i wypuszczeniu psa. -Uspokój się, Harumi – mówi otwierając drzwi. Żółty labrador potrząsa ogonem tak bardzo, że porusza się całe jego ciało. Szalenie wita się z Benem, jakby nie widział go on kilku dni, a potem podchodzi do mnie. -Ona jest bardzo przyjazna – mówi Ben z uśmiechem. - Zaliże cie na śmierć. Pochylam się, ciężka torebka upada na podłogę i głaskam Harumi. -Czujesz mojego kota, prawda? - pytam, kiedy wciska we mnie swój nos i wdycha. - Zapewne też cię poczuje i będzie na mnie wściekły, ale to nic nie
szkodzi. On jest dupkiem. Ben trzyma tylne drzwi otwarte i woła psa za sobą. Podnoszę torebkę i rozglądam się po pokoju, do którego weszłam. Po jednej stronie znajduje się deska do prasowania i suszarka, a na niej stos złożonych ręczników. W drugim kącie pokoju stoi szafka na buty. Większość par należy do Bena, ale zauważam też kilka kobiecych, bardzo małych. Ściągam buty i przechodzę do dużej kuchni. Białe szafki i blaty kontrastują z ciemną podłogą. Szklane panele nad zlewem wyglądają jak witraże i bez wątpienia są zrobione przez Bena. Wszystko jest czyste, uporządkowane i wygląda, jak zdjęcie kuchni z jakiegoś magazynu. Owalny stół śniadaniowy stoi przy dużych oknach, które pozwalają oglądać ganek. Widzę jak Ben rzuca piłkę Harumi na placu. Kładę torebkę na krześle i staję przy stole obserwując ich przez kilka sekund, a potem jeszcze raz podziwiam wnętrze. Przypuszczam, że wszystkie wyroby z drewna są tu oryginalne, łącznie z ozdobnymi koronami. Z jednej strony kuchni mogę zauważyć jadalnie z wielkim stołem, a z drugiej – salon. Dom jest stary i ma specyficzny zapach, ale jest czysty i pachnie farbą, co automatycznie przypomina mi Bena i sprawia, że moje serce mocniej bije (a wnętrzności mrowią). Chciałabym obejrzeć resztę domu i poszukać duchów, ale to trochę niegrzeczne. Właśnie wtedy drzwi się otwierają i Harumi wbiega do środka, a za nim Ben. -Nie wiedziałam, że masz psa. - Głaszczę podekscytowane zwierzę. -Tak, ale nie daj się zwieść jej zachowaniu. Ma już 10 lat i strasznie dużo śpi. -Aww, wygląda dobrze, jak na staruszkę. - Rozglądam się. -To jeden z najfajniejszych domów, w jakich kiedykolwiek byłam. Uwielbiam stare domy. -Mają swój charakter. Gotowa na wycieczkę? Kiwam energicznie głową i prowadzi mnie do jadalni. Od razu rozpoznaję dzieła Bena. Nie mogę powiedzieć, że ma swój styl, ponieważ wszystko różni się od siebie, ale zdecydowanie jest w tym coś osobistego. Z jadalni przechodzimy do holu i wielkimi schodami wchodzimy na piętro. Znajduje się tu balkon w kształcie litery U. Po drugiej stronie widzę ekstrawagancki salon z meblami pasującymi do poprzedniego wieku. Drugi pokój dzienny, który widziałam obok kuchni jest nowoczesny i stylowy, więc czuję, jakbym przeniosła się w czasie. Koło schodów znajduje się mała łazienka, a w tylnej części domu – nasłoneczniony pokój z dużymi oknami. Pełno w nim sztalug, farb i tkanin, a specyficzny zapach wypełnia całe pomieszczenie.
-Staram się większość pracy wykonywać w studiu, ale czasami zabieram pracę do domu -uśmiecha się i prowadzi mnie jeszcze wyżej. Są tam trzy sypialnie i dwie łazienki. Musiało być tu więcej sypialni kiedyś, ponieważ główna łazienka jest tak duża, że wygląda jak oddzielny pokój. -Ten jest mój – mówi i pokazuje ręką w bok. Zerkam tam. Pokój jest nowoczesny i zbyt normalny. Cóż, normalny, ale wciąż imponujący. Łóżko jest leniwie pościelone, góra prania leży na parapecie, a zabawki psa walają się po podłodze. Stos papierów zaśmieca biurko, zakrywając laptopa, a górna szuflada komody nie jest domknięta. To bardziej pasuje do Bena, którego znam. -Poznasz go lepiej później – dodaje. - To jest pokój, który przejęła Harumi, łazienka i druga sypialnia. Wszystko. -Twój dom jest ogromny i bardzo ładny. Zauważam, że drzwi do ostatniej sypialni są zamknięte. Jeśli to jest tylko pokój gościnny to naprawdę nie muszę go oglądać, ale pozostałe drzwi są otwarte, więc wydaje się to trochę dziwne... podobnie jak jego „pracownia artystyczna” i bałagan w sypialni, choć reszta domu jest bardzo czysta. Dodatkowo naprawdę chciałabym wiedzieć, kto zajął się psem, gdy Ben spędził u mnie noc w ostatni weekend. -Dzięki. Może to dziwne, ale uważam, że dom to wielkie płótno. Może wzbudzać uczucia, jak dzieło sztuki. Nie mogę oprzeć się myśleniu, jakie uczucie wzbudza moje mieszkanie? Wredny-maniak? Jest w ogóle coś takiego? Jeśli nie, to musi powstać. -Głodna? - pyta Ben, odwracając się w kierunku schodów. -Ja prawie zawsze odpowiadam twierdząco na to pytanie. Może nie powinnam, ale nie zamierzam kłamać. -Ja zawsze odpowiadam twierdząco na to pytanie. - Uśmiecha się. Schodzimy na dół i przechodzimy do kuchni, a Ben otwiera lodówkę. - Nie jestem dobrym kucharzem, ale postaram się najlepiej jak potrafię. Dla Ciebie. -Jesteś słodki – drażnię go.- Doceniam to, ale jeśli chcesz zamówić pizze, albo coś takiego, to nie mam nic przeciwko. Ben rozważa. - Pizza brzmi dobrze. Z dodatkowym serem i pepperoni? -A paluszki? -Zawsze. Zamawia jedzenie, a potem idziemy do nowoczesnego salonu, oglądać telewizję. Gdy tylko siadam na kanapie, przyciąga mnie na swoje kolana.
Przytulam się do niego, wdychając wodę kolońską i czuję każdy jego mięsień. Kusi mnie, aby go pocałować i wsadzić rękę w jego spodnie, ale wiem, że facet z pizzą będzie niedługo. -Co chciałbyś oglądać? - pytam go. -Obojętne mi to – mówi i pochyla się, by mnie pocałować. - Cokolwiek chcesz. Przerzucam kanały filmowe i w ciągu kilku minut znajduję drugą część „Hobbita” -Widziałeś jedynkę? -Tak, oglądałem też wszystkie części „Władcy pierścieni”- odpowiada. Czytałem książki, a „Hobbit” był moją ulubioną w dzieciństwie. Uśmiecham się i nie potrafię przestać. - Też ją kocham. Miałam kłopoty w siódmej klasie, za czytanie tej książki na zajęciach. -Naprawdę byłaś buntownikiem – żartuje. -Och, było gorzej. Czytanie w klasie, wnoszenie komiksów do kościoła... a potem wszystko poszło do diabła, gdy dostałam telefon i komputer. Byłam dziewczyną z misją, a moim zadaniem były kłopoty. Ben śmieje się i spogląda na mnie błyszczącymi oczami. - A teraz? -Używam swoich super mocy tylko w dobrych celach, pamiętasz? -Och, jak mógłbym zapomnieć? -W jakie gry grasz? - pytam patrząc na Xboxa. Dzięki Bogu, ma też PlayStation. -Mało grałem ostatnio, ponieważ byłem bardzo zajęty. Lubię Halo. Powoli odwracam się do niego. - Możemy zagrać przez chwilę? -Wiesz, jak w to grać? -Uh tak i jestem bardzo dobra. Prawdopodobnie skopie twój tyłek. -Wątpię – Ben żartobliwie uderza mnie łokciem. -Przegrany się rozbiera? -Przygotuj się, aby ściągnąć swoje ubrania – wyzywam go i prostuję się na kanapie. Ben mierzy mnie wzrokiem. - Twoje pierwsze znajdą się na podłodze. -Taa, na pewno. Wyciąga dwa kontrolery, włącza grę i siada blisko mnie. Nie grałam w to od dawna, ale nie wątpię w swoje umiejętności. Wirtualna arena jest moim ulubionym miejscem. Zaczynamy i znów przez chwilę zastanawiam się nad pozwoleniem Benowi
myśleć, że jest lepszy i dać mu się trochę zbić, ale do cholery, po prostu nie mogę. Zabiłam jego postać cztery razy, zanim dotarła do nas pizza. Położyliśmy jedzenie na stoliku, a Ben wyciągnął piwo z lodówki. Wciąż gramy, jedząc, a nasze głosy stają się coraz głośniejsze, wraz z ilością wypitego piwa. Dwie godziny później nadal gramy, pijemy i mamy ubaw. Telefon Bena dzwoni i odciąga swoje spojrzenie do telewizora. -To moja mama – mówi i ignoruje dzwonek. -Też nie zawsze odpowiadam na wezwania mamy. Szczególnie teraz, gdy zawraca mi głowę zbliżającym się ślubem mojego brata. -Kiedy się żeni? - Ben pyta i strzela do mnie. Robię unik, ale zostaję uderzona przez innego gracza. -Cholera! - krzyczę. - Pierwszy weekend po 4 lipca, ale nie pamiętam dokładnej daty. Powinnam wiedzieć, w końcu tam będę. Mam cię sukinsynu! Zabijam gracza, który postrzelił mnie mając nadzieję, że wyleczę się, zanim uderzę ponownie. -Ładnie – wtrąca Ben. - Jesteś blisko ze swoją przyszłą bratową? -Ani trochę. Ona jest okropnym człowiekiem i nie nadaje się na przyjaciela. Gdyby tylko nie stawała się częścią mojej rodziny. - Kręcę głową. - Nawet mój brat mówi, że jego narzeczona to bridezilla. Pozostał miesiąc do ślubu, a moja mama dzwoni, bym potwierdziła swój udział. Nie rozumiem, dlaczego w ogóle wysyłali mi zaproszenie. Przecież wiedzą, że idę. -Jeszcze nie odpowiedziałaś? -Zgubiłam zaproszenie – przyznaję – ale oczywiście tam będę. Nie po to wydawałam pieniądze na sukienkę druhny, by nie iść. -Minęło trochę czasu, odkąd byłem na weselu. Mój kuzyn żenił się dwa lata temu i to wszystko. Większość moich znajomych są już w związkach małżeńskich lub po prostu wolą żyć samotnie. -Mam tak samo. Moja najlepsza przyjaciółka wyszła za mąż od razu po college. Moja postać stoi w miejscu, więc ryzykuję i wstaję, by zabrać szklaną butelkę i wypić ostatni łyk piwa. -Ślub to fajna zabawa. Jeśli, oczywiście, lubisz tą osobę. -Hah tak. Wesele Erin to był odlot. Było bardzo eleganckie, ale tematycznie związane z Gwiezdnymi Wojnami. Patrzy na mnie, unosząc brwi. - Jak do cholery śluby w stylu „Gwiezdnych Wojen” mogą być eleganckie?
-To był zwykły ślub, ale małe elementy pochodziły z tego filmu. Połowa ludzi pewnie nawet ich nie zauważyła. Fan nie mógłby tego przeoczyć. Pamiętam, że on pomieszał „Star Wars” ze „Star Trek” w czasie naszego pierwszego spotkania. Fuj, taki wstyd. -Nigdy nie byłem na tematycznym ślubie. -Ja byłam kilka razy, ale chciałabym coś klasycznego. Może z bajki? Coś jak księżniczka disney'a. Choć szczerze mówiąc, nie lubię zbyt wielu dekoracji. To nie o to w tym chodzi, prawda? -W ogóle. Mam kumpla, który od kilku lat spłaca swój ślub. Wziął kredyt, który prawie zniszczył ich małżeństwo. -Dokładnie, to nie jest tego warte. Chcę wyjść za mąż, ponieważ jestem zakochana i pragnę spędzić resztę życia z daną osobą, a nie dlatego, że zależy mi na fantazyjnym przyjęciu. -Ja też – mówi Ben. - Nie mam wielkich wymagań co do wesela. Potrzebuję jedynie otwartego baru i żadnej „All the Single Ladies”. -Zgoda, nie chcę też „Sexy back”. Dlaczego są to dwie piosenki najczęściej wybierane przez DJ? -Byłbym zadowolony z kaczuszek. -Och, to trzeba mieć. Śmieję się i wtedy uświadamiam sobie, że rozmawiamy o czymś bardzo ważnym, naturalnie i na luzie. Powracamy do gry, ale po kilku minutach znów odzywa się telefon Bena. Wywraca oczami, rzuca kontroler i odbiera. -Cześć mamo – mówi, a potem milknie, słuchając głosu po drugiej stronie. Kobieta mówi zbyt szybko i nie mogę nic zrozumieć. Potem Ben wstaje i zanosi pudełko po pizzy do kuchni, mówiąc coś po japońsku. Kończę rundę i zatrzymuję grę. Słyszę jak Ben rozmawia z matką i choć mówi w innym języku, brzmi, jakby próbował ją uspokoić. Minutę później rozłącza się i wraca do pokoju. -Wszystko w porządku? -Tak – odpowiada, ale widzę, że jest roztargniony. - Moja mama często przesadza i martwi się drobnymi sprawami. -Odniosę. - Biorę puste butelki po piwie, idąc do kuchni. Czuję wibracje podłogi, gdy wchodzi za mną.- Segregujesz? -Pewnie – otwiera odpowiednią szafkę. - Dzięki, nie musiałaś tego robić. -To było łatwe. Mogę prosić trochę wody? -Oczywiście. - Chwyta szklankę i napełnia ją zimną wodą. Opróżniam połowę
w kilka sekund. Ben wypuszcza Harumi na zewnątrz, a sam staje na ganku. Wydaje się być zdenerwowany, podobnie jak jego matka i domyślam się, że nie jest to drobna sprawa. Kończę wodę i idę do łazienki siusiu, a potem udaję się na ganek. Ben siedzi na schodach i rzuca Harumi zużytą piłeczkę. Siadam obok niego i od razu przyciąga mnie do siebie, otulając ramieniem. -Piękny wieczór. -Bardzo ładny – odpowiadam.- Kocham letnie wieczory. Sprawiają, że pragnę przenieść się do miejsc, gdzie zawsze jest tak ciepło. -Haha zima nadejdzie szybciej, niż sądzimy. -Winter is coming – powtarzam, uśmiechając się mentalnie ze swojego odniesienia. Harumi przynosi piłkę, więc łapię ją i rzucam na pewną odległość. -Już nie mogę się doczekać odśnieżanie podjazdu, lub samochodu, przed wyjściem do pracy. -Kiedy jest bardzo źle, to nie wychodzę z domu. -Nie mam nic przeciwko zimie. Dorastałam tutaj, więc jestem przyzwyczajona. Jednak kiedy temperatura spada poniżej -25, mam ochotę poddać się i zapaść w sen zimowy. Kiwa głową, a następnie mruga z uśmiechem. - Nie chodzę do galerii, gdy jest źle. Mam na myśli wtedy, gdy jest śnieg albo bardzo zimno. -Szczęściarz. -Mogę pracować w domu, więc to teoretycznie nie jest dzień wolny. -Wciąż szczęściarz. -Jeśli mogłabyś pracować w domu, to co byś robiła? -Ma być to legalna praca, czy wystarczy, że nie będę niszczyć świata? Jego palce zjeżdżają w dół mojej koszuli. - Obojętnie. Co chciałabyś robić. -Naprawdę nie wiem. Może coś z grami video. Ben się śmieje. - To brzmi jak nic nie robienie. -Hej, to dużo więcej pracy, niż myślisz. Jestem pewna, że lubiłabym każdą sekundę, ale to jednak coś innego, niż siedzenie i granie. Kiwa głową. - Pewnie masz rację. Uważam się za bystrego w sprawach komputerowych, ale wiem, że to coś więcej. -Tak i dlatego mi się podoba. Technologia cały czas idzie do przodu, więc zawsze mam nowe wyzwania. Coś nowego i imponującego nie wejdzie dopiero za pięć lat. Cholera, nie potrwa to nawet rok.
-Jestem zazdrosny o twój telefon. -Dobrze, powinieneś być. Ma kilka wad, ale jest znacznie lepszy od poprzedniej wersji. -Wychodzi dopiero na jesień? -Dobra, może będę w stanie zdobyć dla ciebie betę. Jednak słowo „może” jest tutaj kluczowe. Spróbują pociągnąć za sznurki. -Jeśli to kłopot, nie musisz tego robić. -Nie – mówię i szturcham go. - Jesteś tego warty. Uśmiech wraca na jego twarz. - Cieszę się, że tak uważasz. Jego ręka otula mnie i całujemy się pod gwiazdami. Nie jest to takie romantycznie, na jakie brzmi, ponieważ ćmy i komary brzęczą, polując na nas. W końcu Ben przerywa. -Chcesz wejść do środka? Nie chciałbym zostać zjedzonym. -Ja też. - Ben wstaje i pociąga mnie za sobą. - Mógłbyś zjeść mnie żywcem, gdy wejdziemy. - Żartuję od niechcenia, choć naprawdę chciałabym go w moim centrum ponownie. Jest całkiem dobry. Ben posyła mi zamierzam-cię-pieprzyć spojrzenie i zwilża wargi. - Myślę, że możemy to zorganizować. Woła Harumi, która powoli wbiega po schodach i macha ręką, by odgonić owady latające wokół. Napełnia miskę i zamyka drzwi. Biorę kilka łyków, a potem ręce Bena lądują na mojej talii. Kładę szklankę i odwracam się twarzą do niego. -Mówiłem już, że wyglądasz pięknie dziś wieczorem? -Tak, ale możesz powiedzieć jeszcze raz. Jego wargi znajdują się naprzeciwko moich i dreszcz przebiega mi po plecach. Zamykam oczy. - Jesteś piękna. Przebiegam ręką po włosach i robię się mokra. On odwraca głowę i składa pocałunki na mojej szyi, a rękami rozpina moje dżinsy. Nawet nie zdążamy dojść na górę.
Rozdział 11 -Ktoś tutaj wygląda na szczęśliwego – Mariah mówi w poniedziałkowy poranek. Minął tydzień od naszego spaceru po ogrodach i wizycie w domu Bena. - Poznałaś kogoś? - Jej oczy świecą się na tą myśl. Mogłaby spokojnie przeżyć, tylko z historii miłosnych innych ludzi. -Jestem szczęśliwa i tak, poznałam bardzo miłego i przystojnego faceta, który wie, jak zadowolić kobietę. Wiele razy. Miriah kładzie dłoń na klatce piersiowej. - Pamiętam te dni. Ciesz się nimi, póki możesz. - Żartuje i puszcza mi oczko. - Jestem szczęśliwa razem z tobą. Będzie twoją osobą towarzyszącą na ślubie? Moje serce uderza mocniej. Chciałabym, aby ten niesamowity człowiek, był kimś więcej. Po ostatnich dwóch tygodniach jestem prawie pewna, że nie wybiera się nigdzie w najbliższym czasie. Przynajmniej mam taką nadzieję. Wczoraj, Ben zrobił dla mnie śniadanie do łóżka. Spędziliśmy cały dzień na leżeniu, oglądaniu telewizji i rozmowie. Aha, no i uprawialiśmy seks kilka razy. Nasze pożegnania stały się jeszcze dłuższe, poprzez słowa wymieszane z pocałunkami i przytulaniem. On nie chciał odchodzić, a ja nie zamierzałam go zostawiać. To jest, jak licealny romans, gdy nigdy nie masz dość. Właśnie tak się czuję. Nie potrafię się tym nacieszyć. Czuję się przy nim komfortowo. Jestem sobą. Nie chcę być nikim innym w jego towarzystwie. Znając mnie – i będąc po prostu realistą – czarna chmura już wyłania się w oddali. Nie jesteśmy na wyłączność. Nic nie zostało powiedziane, ani obiecane. Nie przesuwaliśmy także granic. Od początku mówił mi, że spotyka się z innymi kobietami. Czy jestem kimś, kto potrafi go zadowolić? Nie. Jestem sobą, dziwną, małą miss Felicity, tępym nerdem ze słabymi umiejętnościami społecznymi. Po długiej rozmowie z Erin wczoraj, przekonała mnie, bym cieszyła się chwilą i pozwoliła jej trwać. Nie mogę kontrolować wszystkiego. Nie mogę wprowadzić komendy, jak w komputerze i używać haków w prawdziwym życiu. -Nie zapytałam go jeszcze – wyznaję. - Mam czas. Próbuję przekonać przede wszystkim siebie. Nie widzę powodu, dla którego nie mógłby ze mną pójść. To tylko jedna noc, niedaleko stąd z dość ekskluzywnym barem. No i niesamowity tort robiony przez moją przyjaciółkę.
-Racja – Mariah zgadza się ze mną. Oczy przeskakują jej do drzwi biura. Ktoś z firmy jest gościem dzisiaj, a Cameron pisze mi sms, jak bardzo jest wkurzony, że taka okazja go spotyka. Poprosił mnie, bym poszła z nim na drinka zaraz po pracy. Miałam nadzieję na zobaczenie się z Benem, ale i tak zgadzam się na wyjście. Może do nas dołączy. Powiedział, że napisze lub zadzwoni, gdy skończy pracować w galerii. Nie mogę przestać o nim myśleć i po raz pierwszy, odkąd zaczęłam tu pracować, nie potrafię skończyć projektu na czas. Ważne osoby opuszczają biuro na godzinę przed zamknięciem, a powietrze od razu robi się mniej napięte. Swój czas rozdzielam między pracę, a facebooka, rozmawiając z kilkoma znajomymi o przypadkowych rzeczach. Przez dwadzieścia minut pracuję i potem znów wchodzę na portal społecznościowy, oglądając profil Bena. Przyjął moje zaproszenie niedługo po tym, jak spotkaliśmy się po raz pierwszy, ale rzadko aktualizuje informacje. Lamus. Jest oznaczony w kilku galeriach i imprezach, ale to nie pomaga mi dowiedzieć się o nim więcej. Na instagramie umieszcza dużo zdjęć swoich prac i ma imponującą ilość obserwatorów. Mam zamiar przełączyć się na Pinterest, gdy słyszę dźwięk informujący mnie, że mam nową prośbę. Klikam na nią i prawie spadam z krzesła. Mindy pieprzona Abraham. Moja myszka znajduje się nad „usuń prośbę”, ale powstrzymuję się. Wolałabym ją po prostu zignorować, ale przecież to tylko kurwa facebook, a ja jestem pieprzonym dorosłym człowiekiem. Zła siła przejmuje nade mną kontrolę i akceptuję zaproszenie. Wszystko miała ustawione na prywatne wcześniej i choć łatwo to obejść, gdy klikam na jej profil, odruchowo zamykam oczy. Zdjęcie doskonałe. Tak idealne, że skręca mnie w środku, by mieć takie białe zęby i jasną skórę, jak ona. Jestem zazdrosna o jej sztuczne piersi, choć moje są lepsze od niej. Zamiast patrzeć na cudowne zdjęcia Mindy i jej rodziny, usuwam ją ze znajomych, wyłączam internet i wracam do pracy. Mimo wszystko, dzień prawie się skończył.
* -Poproszę o szczegóły. - Cameron zaczyna, gdy pijemy Margaritę i jemy chipsy. -Byliśmy na kolacji w piątek wieczór. Oglądaliśmy film w sobotnie popołudnie i spędziliśmy razem noc, w niedzielę spędziliśmy czas na oglądaniu telewizji i
graniu. Przyjemnie. No i pieprzyliśmy się kilka razy, oczywiście. Jedna brew Camerona unosi się do góry. Patrzy na drinka i chwyta chipsa zanurzając go w salsie. -Co? - pytam. -Och, nic. -Głupia gadka? Wypuszcza oddech spoglądając na mnie, a jego twarz mięknie, jakby miał zaraz przekazać złą wiadomość. - Nie jesteście jeszcze razem, prawda? -Nie rozmawialiśmy o tym. -A on wciąż spotyka się z innymi? -O ile wiem, jeśli oficjalnie nie jesteśmy razem, to może randkować z innymi. Cameron kiwa głową. - Skarbie, kocham cię. Wiesz to, ale nie chcę, by stała ci się krzywda. Mówię to z miłości. Moje serce opada do żołądka. Dobrze, że mam odpowiednią ilość tequili w sobie. - Mówisz co? -Granie w gry video, picie piwa i zjedzenie pizzy... jesteś jednym z jego kumpli. -Ale uprawialiśmy seks. Wielokrotnie. -Każdy mężczyzna pieprzy swojego najlepszego przyjaciela, jeśli ten ma pochwe. -Myślisz, że jestem tylko przyjaciółką? -Mówię tylko, że na to wygląda. Wciąż nie zabrał cię na żaden pokaz sztuki? -Nie, ale – zamykam się. Nie mam wymówki dla Bena. Jeśli naprawdę tak jest, że używa mnie jako swoją przyjaciółkę od pieprzenia, to czuję się gorzej, niż ogórek w żeńskim więzieniu. - Co mam zrobić? -Nie jestem pewien. Prości ludzie strasznie mnie mylą. Może po prostu go poproś? -Nie. Jeśli nie spodoba mi się odpowiedź, to wolę nie wiedzieć. Mimo wszystko, niewiedza jest błogosławieństwem. Cameron głaszcze moją dłoń. - Nie powinienem tak mówić. Spójrz, jest jeszcze wcześnie. Spotykacie się dopiero od... trzech tygodni? Daj temu czas. -Racja. Trzy tygodnie to nie długo. Choć, nie powinny wystarczyć, by podjąć decyzję, czy chcę z kimś być? Wiedziałam po pierwszej randce, że Ben jest kimś, z kim pragnę bliższej relacji. Nie chodzi tu o małżeństwo, ale coś bardziej poważnego, niż zwykłe spotkania. Chociaż, jeśli Ben widział się z innymi
kobietami.... kiedy? Spędziliśmy dużo czasu razem w ciągu trzech ostatnich tygodni, w tym dwa weekendy. -W każdym razie. Wiem, że Cameron czuje się źle, ale nie tak bardzo, jak ja. Kurwa. Pieprzyć życie. Pieprzyć miłość. Pieprzyć to wszystko. Biorę głęboki wdech i piję łyk drinka. Nie potrzebuję wniosków. Nic się nie zmieniło między mną, a Benem i byłam super-zwariowanie-szczęśliwa kilka godzin temu. Zawsze wiedziałam, że przyjaźń z szefem, to zły pomysł. -Masz plany na 4? -Prawdopodobnie jadę do domu. Moi rodzice robią imprezę nad jeziorem. To jedna z tych, gdzie zapraszają znajomych, ich przyjaciół i wszystkich, których kiedykolwiek spotkali. Wypożyczają im łodzie i skutery wodne, więc to całkiem dobry biznes. -Zaprosiłaś swojego chłopca. Kręcę głową. - Jeszcze nie, ale wspomnę mu o tym. Może jeśli obiecam mu polowanie, rybołówstwo i oh, inne męskie rzeczy, to będzie chciał przyjść. -Liss – Cameron mówi ostro. - Przepraszam, okej? Nie sprawiaj, że czuję się źle. -Nie próbuję tego robić. Po prostu staram się w końcu oswoić z rzeczywistością. Patrzy na mnie ze współczuciem. - Nie musisz tego robić. Wystarczy mieć realistyczne oczekiwania. To jest to co zrobiłem i wciąż robię. - Kładzie dłoń na serce. - Świat jest surowy. -Kurwa, to jest to. Kończę drinka i czuję pulsowanie w głowie. Mam zamiar zamówić kolejnego i utopić smutki, gdy dzwoni Ben. Moje serce trzepocze mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej. -Halo. - Nie wiem co mam czuć. Dlaczego pozwalam ludziom, tak bardzo wchodzić do głowy? -Hej, co robisz? - mówi. -Upijam się ze swoim szefem, a ty? - Spoglądam na Camerona. -Właśnie odbywam rozmowę z klientem ból-w-dupie. Nie działam na zlecenie, wiesz? Nie mów mi co mam malować. Nie działam w ten sposób. - Wypuszcza oddech. -Tak – mówię, po czym zapada cisza. -Chciałem zaprosić cię na kolację, ale zgaduję, że skoro już jesteś na mieście, to
nie będziesz chciała. Tęsknię za tobą. Wtedy moje serce topnieje. Tak po prostu. -Chcesz do nas dołączyć? - pytam i nie daję Cameronowi szansy na sprzeciw. -Twój szef nie będzie miał nic przeciwko? Albo ty? Nie chcę wam przeszkadzać. -Wcale. Bardzo chciałabym, abyś do nas dołączył. Poza tym jestem trochę pijana i potrzebuję podwózki do domu. -Jesteś pijana i pełna energii? Śmieję się. - Zawsze. Rozłączam się i spoglądam na Camerona. -Nie masz nic przeciwko? -Szczerze? Już nie mogę się doczekać, by go poznać. -Dobrze.
* -Powinnaś poprosić o chorobowe jutro. - Ben mówi, wkładając ręce pod moją koszulkę. Wróciliśmy z restauracji jakiś czas temu i przekonałam Bena, do obejrzenia odcinka „Gry o tron”. Teraz jest uzależniony. Misja zakończona. -Cam na pewno by się zorientował, że kłamię. -Nie, powiesz, że miałaś zatrucie pokarmowe. -Piliśmy te same rzeczy – odpowiadam, a Ben staje między moimi nogami. Choć nikt nie będzie drążył tematu gwałtownej biegunki. -Haha to prawda. Czy kac to dobra wymówka? - pyta opuszczając głowę i całuje mnie w szyję. - Albo utrata kontroli nad dolną częścią ciała po mocnym pieprzeniu? Jasna cholera. Moje wargi wykrzywiają się w uśmiechu. Oczy rozszerzają się, a pochwa drży. -Nigdy nie myślałam, że powiem tak mojemu szefowi, ale to może być dobre. Ben śmieje się i pocałunkami schodzi w dół mojej szyi. - Teraz musisz zrealizować obietnicę. -Nie zawiodę cię. Wkłada palce w moje granatowe legginsy pokryte świecącymi gwiazdkami. Telewizor jest jedynym źródłem światła w pokoju, ale nadal wzory tworzą małą
poświatę. Ben ściąga je ze mnie i rzuca na podłogę. Potem wraca, kopiąc przypadkiem pilot do telewizora. Znajduje się blisko mnie, więc przechylam się, aby go podnieść i wtedy spadam z łóżka. Ląduję twardo, ciągle się śmiejąc. -Wszystko w porządku? - pyta Ben, powstrzymując śmiech. -Myślę, że tak – mówię i zastanawiam się, czy wyglądam seksownie na czworakach. Wstaję i krzywię się. Uderzyłam się w goleń, podczas spadania. Będzie siniak. Zapalam nocną lampkę i oglądam czerwone miejsce. -Ała – Ben bierze moją nogę w swoje dłonie. Cieszę się, że rano ją ogoliłam. Jego wargi ocierają się o skórę. -Będą musieli to amputować. -Najprawdopodobniej. To ciężkie uszkodzenie ciała i wygląda na zainfekowane. Lepiej już ją odetnijmy, zanim zakażenie się rozprzestrzeni. -Po prostu nazwij mnie Czarnym Piotrusiem, piratem. -Nie będę nazywać cię Piotrusiem nigdy, ale lubię tą piracką część. -Masz coś do piratów? -Może. Choć prawdopodobnie ma to coś wspólnego z tym, że pierwsze porno, jakie oglądałem, nazywało się „Pussy Pirates”. Nie mogę powstrzymać chichotu, który wydobywa się z moich ust. - Nie powinieneś się do tego przyznawać, prawda? Wzrusza ramionami. - Dlaczego? To nie jest wielką tajemnicą, że mężczyźni lubią porno... i masturbację. Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, to nie oglądałem żadnego, odkąd jesteśmy razem. -Miło – mówię i powtarzam jego słowa w głowie. Nie chodzi o porno, ponieważ naprawdę mnie to nie obchodzi. Czasami sama zaglądam na pornograficzne tumblr. Chodzi o słowa „od kiedy jesteśmy razem”. Jesteśmy razem? Jesteśmy jednością? Oficjalnie? Czy to tak działa świat dorosłych? Spotykacie się, pieprzycie, zbliżacie się do siebie i w końcu jesteście razem, aż pewnego dnia on pada na kolano i oferuje pierścionek? Gówno. Muszę to wiedzieć. Cosmo, zawiodłeś mnie. Ponowie. Oprócz tej wskazówki o zakręceniu rzęs, przed nałożeniem tuszu. To naprawdę dobra rada. Dziękuję za nią. -Mam kostium pirata. - Musiałam coś powiedzieć, by nie zwariować.
Czy Ben to mój chłopak? Mogę zmienić swój status na facebooku? Dlaczego on nie zmienił? Poważnie, dorośnij kurwa, Felicity. To nie powinno być pierwszą myślą. -Naprawdę? - mówi głębokim głosem i rękami przesuwa po moich udach. Myślisz, że możesz go założyć? -Przypuszczam, że tak, ale tylko wtedy, gdy ładnie poprosisz – uśmiecham się. Wstaję i idę do pokoju, w którym szyję. Szafa jest pełna kostiumów. Odsuwam swoje ubrania i kładę je na krześle. Strój pirata znajduje się w głębi i ma sznurowany gorset. Skórzany strój ściska moje sutki i rezygnuję z białej, luźnej sukienki, która miała znajdować się pod spodem. Wciągam spódnicę i rajstopy, oraz wysokie buty. Potem zakładam kapelusz i biorę do ręki miecz. Jest błyszczący, z prawdziwego metalu, ale jego krawędzie są tępe, więc Ben nie musi się martwić. Zwalniam, kiedy wchodzę do sypialni. Nosiłam kostiumy milion razy. Wolę je od normalnych ubrań. Jednak to pierwszy raz, gdy założyłam kostium z takiego powodu. Z powodu seksu. Podniecenie i pożądanie przebiega przeze mnie. Wchodzę do pokoju i próbuję wymyślić, co seksownego mogłabym powiedzieć. „Weź mnie na biurku” przychodzi mi do głowy, ale to nie jest w żaden sposób erotyczne. Nawet jeśli interesowałabym się analnym – nie próbowałam tego... jeszcze – przypominanie Benowi, że ma się we mnie wbić, na pewno zniszczyło by nastrój. -Ahoj koleżko – mówię, a Ben otwiera lekko usta, gdy na mnie patrzy. Podchodzę do łóżka, a on łapie mnie w pasie. - Zamierzam rozbić na kawałki twoje drewno, baby – mówi i oboje zaczynamy się śmiać. - Nie mam pojęcia, co to znaczy, ale wiem, że nie zamierzam kurwa przestać, dopóki nie będziesz krzyczała mojego imienia. -Yo ho-ohh. -Chciałbym też wymyślić historię. -Masz na myśli pirackie scenki? -Dlaczego nie? Nigdy wcześniej nie grałam żadnej roli w łóżku. Moje serce przyspiesza ze strachu, że zabrzmię głupio. -Jesteśmy zakazanymi kochankami? Jestem córką pirata kapitana, a ty generałem armii brytyjskiej?
Kiwa głową. - Przestań mnie kusić do zrobienia złej rzeczy. - Mówi i podnosi moją spódnicę. Czy to się dzieje naprawdę? Ben wszedł w rolę? Pieprzyć strefę przyjaźni. Jeśli przynosi mi ona tyle zabawy, to powinnam była wejść w nią już dawno temu. Mój wewnętrzny pirat potrzebuje dominacji. Przerzucam Bena i znajduje się na górze, a moje cycki zwisają nad nim. -Musimy być cicho, albo mój ojciec nas usłyszy. Zabije nas, jeśli zobaczy, że jesteśmy razem. Kładzie ręce na moich biodrach, które są nieco bardziej widoczne w ciasnym gorsecie. -To jest warte ryzyka. Całujemy się, a jego twardy kutas napiera na mnie i mam ochotę prosić, by we mnie wszedł. Otrząsam się i powoli zdejmuję jego ubrania, aż leży zupełnie nagi, podczas gdy ja wciąż mam na sobie strój. Światło nadal pali się obok łóżka i to pierwszy raz, gdy zatrzymuję się i podziwiam jego ciało. On sam jest jak dzieło sztuki. Mięśnie, tatuaże, odcień skóry oraz ciemne włosy i oczy. Każdy element jest osobno doskonały, a łącząc je, powstaje pieprzone arcydzieło. Potem jest jego kutas. Jasna cholera. Z natury nie uważam, że penisy są piękne. Są trochę zniekształcone z dziwną końcówką. Służą one do diabelnego celu, ale żeby je podziwiać... to za dużo. Oprócz tego, który znajduje się przede mną. Patrzenie na niego mnie pociąga, sprawia, że chcę go wszędzie – w moich ustach, w mojej pochwie i może nawet w moim tylnym wejściu. Jego penis jest długi i gruby, a żyły biegną wzdłuż niego. Wzdycham, ledwo mogąc oddychać w tym ciasnym gorsecie. Biorę go w usta i czuję słony smak, gdy wiruję moim językiem wokół. Ben krzyczy. Koncentruję się na końcówce, mocno ssąc, a potem znów nurkuję w dół. Jego ręce chwytają mnie za włosy i wypuszcza jęk. Jestem mokra i zastanawiam się, czy mogę dojść, nie będąc nawet dotykana. Czuję, jak jego kutas pulsuje w moich ustach, a uda się napinają. Zwalniam, myśląc o tym, czy powinnam już przestać, czy nie. Jestem pewna, że jest blisko i naprawdę chciałabym, by ten piękny penis znalazł się we mnie. Pozwalam mu zdecydować, choć to może być błąd, bo wątpię, że ma dużo samokontroli teraz. Zaciska pięści na moich włosach i wypuszcza kolejny jęk, kiedy dochodzi. Ciężko oddycha i jestem trochę dumna, że było to dla niego tak
silne. Powoli siadam, pozwalając jego penisowi wyślizgnąć się z moich ust. Chcę pobiec do łazienki, by wypluć spermę i wypukać usta, a potem wrócić. Czy to za wcześnie? Muszę zachowywać się tak, jakbym się tym cieszyła, prawda? To jest właśnie to, co kobiety powinny robić. Pieprzyć to gówno. Posyłam mu mały uśmiech i idę do łazienki. Pluję do umywalki, a potem używam ręki, jako kubka i wypłukuję usta. Wracam do łóżka po niecałej minucie. Ben wciąż leży i nadal szybko oddycha. Nie sądzę, że zauważył moje zniknięcie. Kilka sekund później przewraca mnie i znajduje się nade mną, zdejmując moje buty, rajstopy i majtki. Całuje mnie i myślę, że on też jest zadowolony z mojej wizyty w łazience. Wkłada rękę pod moją spódnicę i głaszcze łechtaczkę. Drżę z przyjemności. Jestem nakręcona i gotowa na niego. Trzymam się go, czując jak napina każdy mięsień, gdy pieprzy mnie palcami. Wpycha we mnie dwa palce, znajduje punkt G i znów przenosi się do łechtaczki. Po kilku minutach dochodzę tak mocno, że czuję dzwonienie w uszach i mrowienie w palcach. A on kurwa nie przestaje. Porusza głową między moimi nogami, całując wnętrze ud, a potem jego język atakuje moje wrażliwe miejsce i w ciągu kilku sekund witam drugi orgazm. Odwraca się na łóżku, trzymając mnie blisko i mam czas ochłonąć, kiedy pociera moje ramiona i plecy. Zaczynam się całkowicie relaksować, gdy wkłada swoją rękę między moje uda ponownie. Jęczę i przetaczam się na plecy, by dać mu dostęp. Znów porusza się mocno, nie marnując ani chwili. Czubek penisa ociera się o łechtaczkę, doprowadzając mnie na krawędź ponownie. Podnoszę biodra, a on wsuwa się we mnie. Pozwala sobie na jęk, a ja zdaje sobie sprawę, że nie ma prezerwatywy. Część mnie zupełnie to nie obchodzi i nie zamierza kazać mu przestać. Jego kutas był w moich ustach już wiele razy; jest tak samo prawdopodobne, że uzyskam STD* przez ssanie jego penisa, co przez dochodzenie we mnie. Ja po prostu nie chcę zajść w ciążę. Mam nierówny cykl. Mogę mieć miesiąc bez krwawienia i nigdy nie wiem, kiedy się rozpocznie, dopóki nie dostanę bolesnych skurczów. Kilka godzin później, pojawia się ciocia miesiączka. Nie miałam okresu, odkąd poznałam Bena i powinnam wkrótce dostać. Ale to wielkie ryzyko. Wpycha się we mnie tak głęboko, że całe logiczne myślenie, wychodzi przez
okno. Owijam nogi wokół niego i poruszam biodrami razem z nim. Dochodzę po raz trzeci i mocno go trzymam, gdy tracę kontrolę nad ciałem. Gryzie moją szyję, wypuszcza oddech i wysuwa się, gdy nadchodzi jego moment kulminacyjny. Naciska na moje uda, starając się uzyskać jakieś odczucie, a potem relaksuje się przy mnie i kładzie głowę w zagłębieniu mojej szyi. -To było miłe. - Przebiegam rękami po jego ramionach. - A przez miłe, mam na myśli kurewsko niesamowite. Ben wciąż dyszy, kiedy podnosi głowę i mnie całuje. - Ty jesteś kurewsko niesamowita. Moje serce faluje i czuję, że pomalutku jestem coraz bliżej brzegu. Nie, nie zakochuje się w nim. Nie teraz. Jeszcze nie. Nie potrafię, kiedy jest tak dużo niewyjaśnionych spraw. -Chcesz, żebym przyniósł ci ręcznik? - pyta. -Nie, już i tak pociekło na spódnicę. - Używam materiału, żeby wytrzeć nogę. Ben robi minę. - Przepraszam? -Powinieneś, więc zrób to jeszcze raz. Schodzi ze mnie, a jego klatka piersiowa unosi się i opada. - To może być nieszczere. -Faktycznie, możesz więc rozsznurować mój gorset. -Jeśli rozbieranie cię to cena, jaką trzeba zapłacić, by cię pieprzyć to... Łapie mnie i przyciąga do siebie. Nasze oczy spotykają się i Ben rozsuwa wargi, jakby chciał coś powiedzieć. Zamiast tego całuje mnie i siada. Zręczne palce rozsznurowują gorset, a potem idę do łazienki, by wilgotną ściereczką umyć lepką skórę. Chciałabym zapytać o „odkąd jesteśmy razem” ale nie jestem pewna, jak to zrobić. Nie chcę go obrazić, ponieważ to nie tak, że mam kogoś innego lub chciałabym mieć. Czemu nie możemy wrócić do czasów, gdy pisaliśmy notkę, w której należało zaznaczyć „tak” lub „nie”. Tak prosto. Czarny i biały. Chyba, że sukinsyn dodałby opcje „może” na kartce. Ben w bokserkach leży na łóżku i przeskakuje po kanałach. To wszystko czego chcę i wszystko, co myślałam, że nigdy nie będę miała. -Głodna? - pyta. -Nie bardzo, ale mam ciastka. -Lubisz piec, prawda?
-Tak – odpowiadam i otwieram górną szufladę w komodzie. Wyciągam majtki i top z motywem Kapitana Ameryki. Rozbieram się przed nim i choć wiem, że patrzy, to nie czuje się skrępowana. - Moja najlepsza przyjaciółka jest właścicielką cukierni. Zarażała mnie miłością do pieczenia już od najmłodszych lat. Jest dużo lepsza ode mnie, odkąd ma własną cukiernią. Chcesz mleka do ciastek? -Przecież nie da się ich jeść w żaden inny sposób. Uśmiecham się i wychodzę z pokoju, a wracam niosąc ciasteczka czekoladowe i dwa kubki mleka. Jestem zaskoczona, gdy widzę Pazura siedzącego obok łóżka. Nie przytula Bena, ale siedzi spokojnie i ignoruje go. To postęp. Przytulamy się, gdy jemy i oglądamy kolejny odcinek „Gry o tron”. Ben mówi, że powinien wyjść, ponieważ oboje jutro mamy na rano do pracy, ale nawet nie próbuje wstać. Kładę naczynia obok nas i leżymy wygodnie splątani pod kocem. -Co robisz 4 lipca? - pytam leniwie. Mój filtr logiki jest wyłączony, więc już się nie martwię, że go o to pytam. -Przyjaciel robi imprezę – mówi, a moje serce tonie. - Dlaczego? Masz jakieś plany? -Coś w tym rodzaju. Moi rodzice są właścicielami łodzi oraz domków wzdłuż jeziora i urządzają przyjacielskie przyjęcie. -Powiedziałaś łodzie? Przytakuje. - Mają też kilka skuterów. Wynajmują je ludziom, którzy mieszkają w domkach, ale zawsze zostawiają kilka na imprezy. -Brzmi jak zabawa. -Faktycznie. Przygotowywana jest ogromna ilość jedzenia i każdy jest pijany. Nawet moja mama, po wypiciu odpowiedniej ilości wina. Nie bywam dużo w domu ostatnio, więc nie mogę się doczekać. Poza tym Erin będzie i zrobi pyszne ciasto. -Ona jest właścicielką cukierni? -Tak. Wspominałam o tym prędzej, więc mógłbyś pójść ze mną. Moje oczy są zamknięte, a serce Bena się uspokaja. Nie chcę, żeby wyszedł. -Nie byłoby mi smutno, gdybym opuścił imprezę przyjaciela – mówi powoli. -Naprawdę? -Tak, kiedy wyjeżdżasz? -W piątek wieczorem. Zamierzałam spędzić tam weekend, ponieważ 4 jest w sobotę i w ogóle, ale ty nie musisz, jeśli nie chcesz. Wiem, że to dużo czasu ze
mną... -Chcę – odpowiada. - Lubię spędzać z tobą czas, Felicity. Zachowujesz się, jakby to była dla ciebie niespodzianka. -Po prostu się upewniam. - Uśmiecham się, a moja ręka mocniej owija się wokół niego. -Muszę otwierać jakąś wystawę w środę, więc jutro będę się szykował. Będę tam do późna, a w czwartek muszę jechać trzy godziny do innej galerii i znów nie będzie mnie cały dzień. Nie zobaczymy się do końca tygodnia. Będę czekał z niecierpliwością na cały weekend spędzony z tobą. -Dobrze, ponieważ ja też.
Rozdział 12 Materiał chrzęści pod moim tyłkiem, zakrytym jednorazowymi stringami. Przenoszę piankę na łóżko i nerwowo spoglądam na drzwi. Serce wali mi jak szalone. Kurwa. Nie powinnam tego robić. Wciąż mogę wstać, założyć spodnie i wyjść z salonu, zanimktoś przyjdzie i za pomocą gorącego wosku, wyrwie włoski z mojego ciała. Słyszę pukanie do drzwi, więc wygładzam białą tkaninę, sięgającą mi do kolan. Cholera. Nie mam czasu. Ładna kosmetyczka z ciasnym kokiem, wchodzi do pokoju. Przypomina trochę moją matkę co jednocześnie dodaje otuchy i czyni niezręcznym to całe zamieszanie. Proszę, bądź łagodna w stosunku do mnie. Jestem dziewicą wosku. -Felicity? - pyta spoglądając na formularz, który wypełniałam w recepcji. -Tak – odpowiadam i ciężko przełykam. Zapach wosku wypełnia powietrze i moje uda mimowolnie zaciskają się. Jestem cholernie nerwowa i czuję, jakbym miała zaraz mieć inwazyjny wymaz z szyjki macicy lub coś w tym stylu. Choć podobno, to boli mniej. -Zapomniałaś wypełnić jedno pole – mówi z rosyjskim akcentem i trudno ją zrozumieć. - Chcesz woskować też dolne partie ciała? -Um pewnie. Po godzinnej debacie w poniedziałkowy wieczór, wróciłam do mojego naturalnego koloru włosów. Postanowiłam też zadzwonić i umówić się na woskowanie. W ten sposób nie będę musiała martwić się o golenie albo brzydkie okolice bikini, podczas pobytu nad jeziorem. Pomyślałam także, że to może być fajna niespodzianka dla Bena, gdy zobaczy mnie jutro w nocy, ponieważ jego głowa często znajduje się między moimi nogami. Nienawidzę golenia, z całego serca. -Pierwszy raz? - pyta i odstawia formularz. Kiwam głową. -Zrelaksuj się. Ból szybko minie. -Okej, skoro tak mówisz.
Kładę się i zamykam oczy. Mam zamiar stamtąd uciec. Jesteś ponad to. Ogarnij się, Felicity. Potrzebuję się zmienić w moją wewnętrzną Czarną Wdowę. Udam, że jestem torturowana dla informacji. Tak, to zadziała. Później pomyślę, jak bardzo mnie to zawiodło. Kosmetyczka zakłada rękawiczki i bierze się do pracy. Moje palce ściskają piankę, kiedy myje i wysusza moją skórę, a potem nakłada wosk. Moje serce wali, kiedy gorąco zderza się z moim ciałem. A potem idzie taśma. O kurczę, nadchodzi ból. Zaczynam odliczać w mojej głowie. Trzy, dwa ciągnie właśnie teraz. Och, nie było tak źle. Wypuszczam oddech. Nakłada więcej wosku na moją skórę i wyrywa kolejne włoski. Kusi mnie, by zobaczyć jej pracę, ale wolę oszczędzić sobie zażenowania. Musiałam odmówić sobie golenia przez cały tydzień, aby móc być depilowaną woskiem i wyglądam trochę jak małpa. Trwa to dłużej, niż przewidywałam, a gdy każe mi się przewrócić i rozszerzyć uda, rozumiem, że „dolne partie ciała” oznaczają „tyłek”. Uderza we mnie przerażenie i jedyne co jestem w stanie zrobić, to leżeć nieruchomo i mieć nadzieję, że nie pierdnę. Wychodzę gładka, obolała i trochę naruszona. Moja skóra pali, gdy materiał majtek i dżinsów ociera się o nią, a gdy jestem pod domem moje ciało płonie i bardzo swędzi. Wtedy zdaje sobie sprawę, że balsam położony po woskowaniu jest pachnący. Zazwyczaj nie mam nic do perfumowanych rzeczy. Zazwyczaj. Świeżo woskowana, delikatna skóra plus historia z wypryskami i łuszczycą sprzed lat nie zalicza się do zazwyczaj. Cholera. Gdy tylko przejdę przez próg, zdejmę ubrania i zmyję wszystko pod prysznicem. Staję przed lustrem, kiedy woda się nagrzewa i z przerażeniem oglądam okolice bikini. Skóra jest czerwona, jak cholera. To na pewno reakcja na pachnący balsam. Wygląda jak dokładne przeciwieństwo tego, co miało się wydarzyć. Moja strefa bikini powinna być fajniejsza i zachęcać do zabawy, a nie czerwona i zła, jakby miała zabić każdego, kto chce do niej wejść. Otwieram apteczkę i biorę do ust Benadryl, a potem wchodzę pod prysznic i połykam ją, popijając spływają wodą. Stoję sztywno, bojąc się dotknąć podrażnionej skóry, ale jestem ciekawa jej gładkości. Kiedy wychodzę, czuję się dużo lepiej. Smaruję skórę dużą warstwą kortyzonu i ubieram koszulę sięgającą za udo, rezygnując z majtek. Idę do kuchni zrobić obiad i dzwonię do Erin, by opowiedzieć jej moją dzisiejszą historię o tym, że byłam tak przerażona, by
zapomnieć o moim uczuleniu na pachnące gówna. Jest moją najlepszą przyjaciółką i przez całą rozmowę nie przestaje się śmiać. Prawdziwe uczucie. Jem, a potem dopada mnie zmęczenie przez tabletkę, więc oglądam kilka odcinków „Teorii wielkiego podrywu”, a następnie wstaje umyć zęby. Sprawdzam swoją skórę – tak, wciąż czerwona – więc biorę jeszcze jedną tabletkę, z nadzieją, że obudzę się w lepszej formie. To zazwyczaj działa. Zasypiam szybko, ponieważ dwa Benadryle działają lepiej, niż środek nasenny. Rano robię makijaż i ubieram sukienkę, a pod nią babcine majtki, by uniknąć otarć. Połykam kolejną tabletkę, ponieważ dzięki nim, wyglądam lepiej, niż wczoraj. Pakuję lunch, karmię Pazura i próbuję nie zasnąć, podczas jazdy. Biegnę do biura i z ulgą siadam na krześle. -Och, podoba mi się twój nowy kolor włosów – mówi Mariah. -Dzięki – bełkoczę. -Wszystko w porządku? -W pewnym sensie. Wystąpiła u mnie reakcja alergiczna, a Bendaryl czyni mnie bardzo zmęczoną. - Chowam torebkę pod biurkiem i odpalam komputer. Potrzebuję kilku godzin, aby przestał działać i wtedy będzie dobrze. -Martwisz mnie, kochanie. - Brzmi jak matka. Czy ja wyglądam tak źle? Może powinnaś iść do domu i trochę odpocząć? To świetny pomysł, ale nie mogę poprosić o wolne z tego powodu. Mrugam kilka razy, próbując pozbyć się mgły przed moimi oczami. Nie miałam czasu, by przynieść sobie kawę, więc odpycham się na krześle i idę do pokoju socjalnego. Świeże pączki leżą na stole i pragnę pocałować tego, kto je tu przyniósł. Biorę dwa i napełniam kubek kawą. W drodze powrotnej napotykam Camerona. -Sexy kolor – mówi, dotykając moich włosów, a potem pstryka palcami przed moją twarzą. - Ciężka noc? -Można tak powiedzieć. -Chłopiec? -Haha chciałabym. - Biorę łyk kawy; zdecydowanie potrzebuję takiej kroplówki. - Właściwie to byłam na woskowaniu i dostałam reakcji alergicznej na balsam. Jest to dość bolesne, więc przedawkowałam Bendaryl. Cameron patrzy na mnie pozbawioną wyrazu twarzą, a potem wybucha
śmiechem. -To mogło się zdarzyć tylko tobie. -Zamknij się – mówię sucho. - To nie jest zabawne. -Właśnie, że jest. - Jego twarz robi się poważna. - Jak źle wygląda ta alergia? Potrzebujesz pójść do lekarza? -Nie – mówię i biorę kolejny łyk kawy. - Dzięki Bogu, zaczerwienienie już prawie znikło. Jestem po prostu cholernie zmęczona. -Dlaczego nie wzięłaś chorobowego? Wyglądasz okropnie. -Dzięki, ale ja nie jestem chora. Nawet o tym nie pomyślałam, choć powinnam. Cameron krzyżuje ręce. - Nie brałaś wolnego, odkąd zaczęłaś tutaj pracować. Nic się nie stanie, jeśli odpuścisz resztę dnia. -Poważnie? -Tak, możesz popracować w domu, prawda? -Mogę, a poza tym i tak nie mam nic do roboty tutaj. Klient wyjechał na wakacje, a nie mogę przejść dalej, bez zatwierdzenia. -Więc idź do domu. Odpocznij trochę i przyłóż lód. -Nie mów tak głośno. Śmieje się ponownie. - Przepraszam, teraz idź i prześpij się. Miłego weekendu. -Tobie również. -Och będzie. Mąż siostry Adama ma dom w Hamptons i lecimy tam zaraz po pracy. -Brzmi, jak dobra zabawa. Jestem trochę zazdrosna. - Kłamię. Z tego co wiem, to miejsce jest zbyt wymyślne, jak na mój gust. Jestem wdzięczna, za przyjaźń z szefem, gdy wracam do biura i zabieram swoje rzeczy. Żegnam się z Mariah i rozważam zadzwonienie do Bena, ale rezygnuję. Nie zamierzam mu powiedzieć, dlaczego zwolniłam się wcześniej z pracy i naprawdę chciałabym iść do domu i odpocząć. Decyduje się zostawić resztę kawy i od razu idę do łóżka.
* Cztery i pół godziny później budzę się ze swojego polekowego snu. Biorę długi, gorący prysznic i czuję się zdecydowanie lepiej. Wyglądam też dużo lepiej. Pakuję się w niecałą godzinę i przygotowuję rzeczy dla Pazura, który zostanie
sam przez cały weekend (muszę pamiętać, by zamknąć okna i włączyć klimatyzacje, tak by kotek się nie ugotował, kiedy zrobi się gorąco). Następnie dzwonię do Bena, ale włącza się poczta głosowa. Zostawiam mu wiadomość, ponieważ prawdopodobne jest zajęty malowaniem, rzeźbieniem lub rozmawianiem z klientami, którzy chcą kupić jego kosztowne pracy i idę do kuchni. Muszę coś upiec, ale byłam zbyt leniwa, by pójść do sklepu w ubiegłym tygodniu. Mam dużo jabłek. Mogłabym zrobić szarlotkę. Jest prosta i smaczna. Rozgrzewam piekarnik i zaczynam robić ciasto, a potem zdaje sobie sprawę, że powinnam skończyć otwartą butelkę Moscato, która jest w lodówce, aby nie zepsuła się, zanim wrócę z weekendowego wypadu. Nalewam sobie dużą ilość do kieliszka i siadam przy wyspie, przeglądając facebooka i pinterest przez pół godziny. Piekarnik grzeje i w mojej kuchni robi się gorąco. Upinam włosy w wysokiego koka, ale to niewiele pomaga. Idę zamknąć okna i włączam klimatyzację, gdy dzwoni mój telefon. -Hej! Jak się masz? - mówię do Bena. -Teraz lepiej. Jak w pracy? -Wyszłam wcześniej za dobre sprawowanie, a ty? -Właśnie kończę w galerii i potrzebuję prysznica. Jestem cały pokryty farbą. -Uważam, że wyglądasz wspaniale pokryty farbą. Śmieje się. - To dobrze, bo jestem nią pokryty przez większość czasu. -Możesz wpaść wcześniej jeśli chcesz. Spakowałam się już. Muszę tylko wziąć prysznic, ponieważ jestem spocona i gorąca. -Dlaczego jesteś gorąca i spocona? - pyta uwodzicielskim głosem. -Robiłam szarlotkę. Następuje chwila ciszy, a potem Ben pyta. - Czy to odniesienie seksualne? Prawie dławię się winem. - Wiem, że to mogło zostać tak zinterpretowane, ale naprawdę robiłam szarlotkę. Moja kuchnia robi się strasznie gorąca, gdy używam piekarnika. Zgaduję, że to przekleństwo małego domku – patrzę na minutnik. - Za chwilę będzie gotowe. Chciałbyś przyjść i cieszyć się kawałkiem mojego ciasta? To jest odniesienie seksualne, ale prawdziwe ciasto też możemy zjeść. Chciałam zabrać je do moich rodziców, ale pachnie zbyt dobrze. -Daj mi godzinę. Wciąż muszę się spakować. Potem przyjadę wziąć kawałek twojego ciasta. Może dwa. -Albo trzy – wypijam resztę wina. - Do zobaczenia.
-Bye Felicity. Rozłączam się z uśmiechem. Moją misją na ten weekend jest dowiedzenie się za kogo Ben mnie uważa, bo ja naprawdę chciałabym być jego dziewczyną. Niestety jakaś część mnie nadal uważa, że nie jest w moim typie i należy do innej ligi. Nie chcę o tym myśleć, więc szybko spłukuję się pod prysznicem i nakładam makijaż. Zakładam niebieski, bawełniany dres – wygodny w czasie podróży – i umieszczam parę tenisówek obok torby przy drzwiach. Jestem gotowa. Mama będzie dumna, że tak łatwo się spakowałam, chociaż przez większość czasu będę w swoim kostiumie kąpielowym na łodzi i nie potrzebuję wielu ubrań. Siadam na kanapie w salonie, ciesząc się chłodnym powietrzem wiejącym z wentylatora i oglądam powtórki „Supernatural”, dopóki Ben nie przychodzi. -Wyglądasz pięknie – mówi, kiedy wchodzi do środka. - Podobają mi się ciemniejsze włosy. Otulam go ramionami, a on przyciąga mnie do siebie. Przez te kilka dni rozłąki, zrozumiałam, jak bardzo kocham nasz wspólnie spędzany czas. -Dzięki – całuję go, a potem oboje udajemy się do kuchni. -To pachnie nieziemsko. - Kładzie dłonie na mojej talii. Zamykam oczy i odchylam się od niego. Moje myśli wędrują do słów Camerona, że Ben widzi mnie tylko, jako materiał na przyjaciela i zaczynam się smucić. To było niespodziewane. Zmuszam się do uśmiechu i próbuję się odsunąć. Nie chcę być w strefie przyjaźni z dodatkiem pieprzenia. Pragnę z Benem czegoś więcej, ponieważ choć nie jest z mojej ligi, to jest moim wymarzonym facetem. -Musi ostygnąć przez chwilę. Jest zbyt gorące, aby już jeść. Jego wargi lądują na mojej szyi, a zęby delikatnie gryzą skórę. - Wiem co możemy zrobić, aby zabić czas. Drżę i wiercę się w ramionach Bena. On patrzy na mnie wzrokiem pełnym pożądania i... czegoś jeszcze. Nie jestem pewna co to jest, ale wiem, że w ten sposób nie patrzy się na przyjaciela. -Co masz na myśli? -Wkładam ręce po jego koszulkę. Wystarczy, że czuję jego ciepłą skórę, pod moimi dłońmi i od razu robi mi się gorąco. Ben spędza ze mną weekend. Z moją rodziną.
Pozna moich rodziców. Mojego brata i jego głupią narzeczoną. Jedzie dwie godziny i opuszcza imprezę przyjaciela. Znajomi od pieprzenia tego nie robią, prawda? To zbyt wiele wysiłku. On jest przystojnym mężczyzną z imponującą karierą. Mógł być, gdziekolwiek chciał. Teraz wiem, że to coś więcej, niż kumple z dodatkami. Wzrusza ramionami. - Moglibyśmy pooglądać telewizję, iść na spacer...wiesz, coś ekscytującego. - Jego palce poruszają się wzdłuż mojego dresu. - Albo możemy pójść do sypialni i się zdrzemnąć. -Tak, drzemka. To będzie odpowiedzialne, ponieważ za niedługo jedziemy. Nie chcę przysnąć w samochodzie. -Nie całkiem o to chodziło. Robi krok wstecz i bez ostrzeżenia przerzuca mnie sobie przez ramię i biegnie do sypialni. Rzuca mnie na łóżko i przygniata swoim ciałem. Jego serce bije szybko i posyła mi jeszcze jedno spojrzenie mówiące, że jestem dla niego całym światem. Co jest z tobą do cholery nie tak, że patrzysz na mnie w ten sposób? Leżę pod niesamowitym człowiekiem z niesamowitą erekcją, która na mnie naciska i czuję się skrępowana, jak wtedy, gdy wpadłam na Mindy pieprzoną Abraham przy sex shopie. Zamykam oczy i wyrzucam te myśli z głowy. Nie powinnam ich mieć, przecież jestem dorosła. Nie powinnam troszczyć się o opinię innych ludzi, ale chociaż się staram, nie da się tego zrobić. Otwieram oczy i widzę Bena, który wciąż patrzy na mnie, jakby zamierzał mnie pożreć. Wtedy to we mnie uderza. Dbam o opinię innych. Przebiegam palcami po włosach Bena. On się dla mnie liczy. Gromadzi się we mnie tyle uczuć, że nie ufam sobie w mówieniu. Więc całuję go, łącząc nasze wargi, by uniemożliwić sobie powiedzenie czegoś głupiego. Ben wpycha swój język do środka i zaczyna mnie rozbierać. Moje majtki lądują na podłodze, a on spuszcza głowę, między moje nogi i przejeżdża dłońmi po gładkiej skórze bikini. Bez bólu, wysypki i zaczerwienienia. Dziękuję pieprzony Panie. Przyglądam się, jak pracuje swoim językiem, dopóki nie potrafię już tego znieść. Zamykam oczy, kiedy krzyczę, dochodząc tak mocno, że moje nogi się trzęsą. Im bardziej eksperymentujemy, tym lepiej poznaję swoje ciało i mam silniejsze orgazmy. Dziewczyna mogłaby się do tego przyzwyczaić. Dyszę jak szalona, moja klatka
piersiowa unosi się i opada, kiedy Ben porusza się obok mnie. -To było wspaniałe, dziękuję. Możemy już wyjechać, totalnie odpoczęłam – uśmiecham się do niego. Przygryza wargę i chwyta mnie w pasie . -Nie mam mowy, abym pozwolił ci zniknąć z zasięgu mojego uścisku i dotyku w tej chwili. Wszystko co mogę zrobić, to kiwnąć głową i zacząć rozpinać jego spodnie. Jakoś udaje mi się ściągnąć je razem z bokserkami. Twardy penis uderza mnie w brzuch, gdy Ben pochyla się nade mną . Ociera się i wypuszcza cichy jęk. Biorę jego twardość w ręce i poruszam wzdłuż niej kilka razy. Wykręcam się, kontynuując czynność i gryzę w międzyczasie jego ucho. Wiruję kciukiem po końcówce, a on odsuwa się i ustawia penisa przy moim wejściu. Ciepło rozprzestrzenia się we mnie i pragnę go w sobie. Trzymając się na łokciach, odsuwa włosy z mojej twarzy, a następnie mnie całuje. Rozszerzam nogi, by nakłonić go do wejścia we mnie, a on całuje mnie ponownie z pasją, podobną do filmowych romansów. To naprawdę się dzieje, prawda? Sięga w dół i gładzi mnie przez kilka sekund, po czym wkłada rękę pod moją głowę i przybliża swoje usta. -Potrzebuję cię. Teraz – szepczę. Czubek jego penisa znajduje się już prawie we mnie. -Zostawiłem prezerwatywy... - zatrzymuje się, aby mnie pocałować. - … w portfelu w samochodzie. -Cóż, pieprzyć to. -Jesteś – ucina podnosząc moje biodra – pewna? Nie jestem, ale nie myślę logicznie w tej chwili. Ponownie. Dwa razy z rzędu...no dalej Felicity. Wiesz lepiej. -Mam jakieś - To prawdopodobnie nie przekonuje, ale jest lepsze, niż nic, prawda? Ben odsuwa się, a ja otwieram górną szufladę i znajduje pudełeczko. Zakłada ją pospiesznie i jesteśmy z powrotem w tym miejscu, w którym przerwaliśmy. Dochodzę trzy razy, zanim kończymy.
*
Kiedy jesteśmy już czyści, siadamy z powrotem na łóżku. Kładę głowę na klatce piersiowej Bena, a on leniwie przebiega palcami po moich włosach. Nie dbam o to, co powiedzą inni. Życie jest teraz cholernie doskonałe. Mój telefon wibruje na stoliku nocnym obok nas. -Mogę zobaczyć? -Mhm – mamroczę. - Sms. Prawdopodobnie moja mama chce wiedzieć, czy już wyjechałam. Wciąż się o mnie martwi i musi wiedzieć, kiedy wyruszam, by liczyć czas. Łapie telefon. - Uh, nie. To twoja przyjaciółka Erin... chce wiedzieć, czy dalej masz wysypkę i czujesz pieczenie w tych miejscach. Odrywam się od niego całkowicie przerażona i zawstydzona. To żart. Mogę powiedzieć, że to żart, prawda? O Boże. Kurwa. -Masz? - pyta powoli. - Myślę, że powinienem to wiedzieć. Chodzi o to, że spędziłem dużo czasu między twoimi nogami. – Krzywi się. - Po prostu mi powiedz. Wiem, że nigdy nie poruszaliśmy tego tematu i może to był mój błąd, ale... -Nic nie mam – przerywam, chowając twarz w dłoniach. - Przysięgam, że jestem czysta. -To dlaczego twoja przyjaciółka o tym mówi? Nie mogę spojrzeć na Bena. Nie teraz. Nigdy. O mój Boże, chcę umrzeć. -Felicity? -Chciałam cię zaskoczyć i poszłam na woskowanie, a potem miałam reakcje alergiczną na balsam. Mam głupią, wrażliwą skórę i pachnące kremy sprawią, że pojawia mi się wysypka. - Mój głos jest przytłumiony przez dłonie na mojej twarzy. Odwracam się i kładę głowę na poduszce. - Nie chciałam ci powiedzieć, ponieważ to żenujące. Mija kilka sekund, a potem Ben wybucha śmiechem. - Zauważyłem, że jesteś gładka. Mogłaś mi powiedzieć. Nie zadałem ci bólu, prawda? -Nie – mówię, wciąż ukryta pod poduszką. Ben śmieje się ponownie. Bierze mnie za rękę i delikatnie ciągnie. - Nie wstydź się. -Za późno. -No dalej, to nic wielkiego. Nie bądź dzieckiem. -Jestem dzieckiem – lamentuję, podczas gdy on cały czas się śmieje. - To cholernie boli.
-Woskowanie, czy wysypka? -Wszystko, ale myślę, że wysypka gorsza. Teraz już jej nie ma, ponieważ wzięłam Benadryl. -Przepraszam, to zabawne. -Myślę, że jestem jedyną osobą, która nie uważa, że to śmieszne. - Pozwalam mu pociągnąć się na kolana. -Cóż, to lepsze, niż choroba. Też jestem czysty, gdybyś się zastanawiała. Kiwam głową. - Dobrze wiedzieć. Ben podaje mi telefon. - Powinnaś odpowiedzieć przyjaciółce. Właśnie wysłała jakieś zdjęcie, by wyrazić zaniepokojenie. -Muszę usunąć opcję, która pozwala na przeczytanie części wiadomości w ten sposób. Wyrwane z kontekstu zdania, mogą zrobić wiele zamieszania – mówię z bladym uśmiechem. -Przynajmniej byłaś tu i wszystko wyjaśniłaś. Odpowiadam Erin i tulę się do Bena przez kilka minut. Jestem trochę obolała, ale to nie ma nic wspólnego z woskiem lub wysypką, więc jest to dobry ból. Ubieramy się i ruszamy do wyjścia. Łapię Pazura i całuję jego futrzaną głowę. -Masz cztery miski z wodą i trzy z jedzeniem. Nie opróżnij wszystkich naraz, Grubasku. -Myślałem, że go nie lubisz. - Ben mówi, podnosząc moją torbę. -Mówiłam, że chciałam psa i dostałam go w zamian. Mimo wszystko, kocham tą zrzędę, choć jest leniwy i wątpię, że zauważy moją nieobecność. Wypuszczam Pazura i zakładam buty. - Kto będzie opiekował się Harumi? -Moja mama. Znając ją, całkowicie go rozpieści i będzie dużo cięższy, gdy wrócimy. To jej subtelny sposób, by przekazać mi, że czeka na wnuka. Mówiłem jej, że to nie moja wina, że nie ma więcej dzieci. To dla mnie za duża presja. -Bardzo prawdziwe. Mój brat żeni się pierwszy, więc to na nim spoczywa ciśnienie. Na szczęście. - Chowam klucze do torebki. -Mogę prowadzić. -Nie zrobię ci tego. Przecież to przyjęcie moich rodziców. -Nie obchodzi mnie to – upiera się. - Przynajmniej mogłabyś schować swój samochód do garażu. -Jesteś pewny? -Tak, lubię prowadzić.
Podnoszę brwi. - Jesteś takim facetem? Podoba mi się to, ponieważ nienawidzę jeździć na duże odległości. -Idealnie. Pakujemy swoje rzeczy i odjeżdżamy.
Rozdział 13 Ponieważ wyjechaliśmy kilka godzin wcześniej, niż planowaliśmy, gdy przyjeżdżamy pod dom rodziców, wciąż jest jasno. Cały podjazd wypełniony jest samochodami, choć oficjalnie, przyjęcie zaczyna się dopiero jutro. -Mój brat tu jest. Bądź przygotowany na spotkanie z Bridezillą. -Ona będzie mówić cały czas o ślubie, prawda? -Jestem pewna. To już za tydzień. Rozumiem, że to stresujące, ale żeby od razu świrować? - potrząsam głową. - Nie ważne. Przyjechałam tutaj, aby się upić, opalić i dobrze się bawić. -Myślę, że damy radę to zrobić. - Ben posyła mi uśmiech. -Możesz zaparkować tutaj – wskazuję miejsce za samochodem Jake'a. - Dobra, pojedziemy do naszej chatki po obiedzie. -Mamy własną chatkę? - pyta. -Tak, wynajęłam ją fałszywie, by upewnić się, że nikt nam jej nie zajmie. Uwierz mi, nie chciałbyś być w środku tego domu, kiedy moja mama i ciocia zaczną pić. Choć w sumie to nawet zabawne, ale ciotka będzie spała w moim starym pokoju, więc mama pewnie rozłożyłaby dla nas sofę w piwnicy. - Moje oczy rozszerzają się i kręcę głową. - Nie będę tam spać. Poza tym... prywatność jest fajna. -To miłe. - Ben pochyla się i składa pocałunek na moich wargach. Parkuje Audi w parku i wychodzimy, zostawiając w samochodzie nasze bagaże. - Te chatki mają prąd? -Tak, wyglądają jak małe domki i mają wszystko, co potrzeba. Nawet WiFi, choć zasięg jest do bani. Słyszę fale rozbijające się o brzeg i szum wody, choć jesteśmy daleko od jeziora. Mój wzrok wędruje w tamtą stronę i czuję ciepło w sercu. Zdecydowanie lubiłam dorastanie nad jeziorem i mój dom rodzinny. -Możesz zobaczyć trochę tam – pokazuję i ruszam w stronę domu moich rodziców. - Promenada łączy wszystkie domki, ale ponieważ mamy torby, możemy tam podjechać, a pospacerować jutro rano. -Jak dla mnie, brzmi dobrze.
-Muszę cię ostrzec, moja mama może być trochę, hmm, apodyktyczna czasami – mówię, kiedy podchodzimy pod dom. -Na pewno nie jest gorsza od mojej – mruczy pod nosem. -Jeśli zacznie mówić o tym, kogo przypominać będą nasze dzieci, po prostu ją ignoruj. Ona nie odpuści, musisz to olać. -Moja mówi podobnie – uśmiecha się i wywraca oczami. – Myśli, że powinienem być już żonaty. Pięć lat temu, chciała tego samego. Myśl o ślubie, nie przynosi tej samej fali smutku, jak kiedyś. Co prawda, nie planuję już naszego małżeństwa, ale to, że Ben jest tutaj ze mną, pomaga bardziej, niż kiedykolwiek. Stajemy na ganku, a ja robię się strasznie nerwowa. Powiedziałam mojej mamie, że zabieram chłopaka, ponieważ nie mogłam jej oznajmić, że my tylko czasami się spotykamy i pieprzymy. Jednak boję się potencjalnego wstydu i zażenowania, gdy Ben przyzna, że nie jest moim chłopakiem. Otwieram drzwi i od razu słyszę śmiechy, dochodzące z kuchni. Ben wciąż trzyma moją dłoń, gdy przekraczamy próg. Moja mama, tata, brat i dwie ciocie krążą wokół stołu z napojami w dłoniach. Super, ciocia Tilly tu jest. Ona jest komicznie nieprzyjemna, kiedy się upije. Z naciskiem na nieprzyjemna. -Felicity, nie spodziewałam się ciebie tak szybko. Twoje włosy są znów w naturalnym kolorze. Podoba mi się to. - Ustawia kieliszek na stole i podchodzi, by mnie przytulić. -Wyszłam wcześniej z pracy – mówię, otulając ją jednym ramieniem. -A to jest? -Ben – przerywam, zanim zakwestionuje nasz związek. Nienawidzę niezręcznych sytuacji i tego, że czuję się jakbym okłamywała Bena. Nazywam go swoim chłopakiem, choć on może wcale nie uważa mnie za swoją dziewczynę. Jestem cholernym dorosłym. Muszę być ponad tym. -Miło Panią poznać – potrząsa ręką mojej mamy, a ona patrzy na niego, jakby nie mógł być prawdziwy. Co jest lepsze od wzroku cioci Tilly, która unosi jedną brew i przebiega palcem wzdłuż krawędzi kieliszka, pieprząc Bena wzrokiem. Proszę, niech on tego nie zauważy. Wchodzę głębiej i otwieram lodówkę, zabierając zimne piwo dla Bena oraz wino dla siebie.
-Masz nowy samochód? - pyta Jake wyglądając przez okno. -Możesz sobie pozwolić na Audi? -Mogę, jeśli nie będę jeść lub płacić rachunków. To samochód Bena. Jake odwraca się do mojego towarzysza i komplementuje jego pojazd. Wymieniają kilka słów o silnikach lub czymś takim, nie znam się. -Więc, Ben – pyta druga ciocia. Moja mama ma dwie siostry: Matildę – Tilly – i Mirandę. Wszystkie wyglądają tak samo. - Czym się zajmujesz? -Jestem artystą. -Och, to ciekawe! - Mama podchodzi do stołu i siada obok taty. - Jakiego rodzaju? -Przede wszystkim maluję, ale ostatnio zacząłem coraz więcej rzeźbić. - Posyła im uśmiech. -Ma własną galerię w Grand Rapids. Tak się poznaliśmy, wykonywałam dla niego komputerową robotę. -Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował modelki – mówi ciocia Tilly i dramatycznie odrzuca włosy do tyłu. - Mogłabym poświęcić swój czas dla ciebie. Mama i ciocia Miranda śmieją się, a potem znów patrzą na nas, czekając na więcej szczegółów. -Więc, jakie mamy plany? - Zmieniam temat i przerywam niezręczną ciszę. -To samo co zawsze. - Pierwszy raz odzywa się mój tata. - Grillowany kurczak, wieczorne ognisko i oglądanie fajerwerków nad jeziorem. Za to jutro, czas łodzi i alkoholu z małym dodatkiem rybołówstwa. Moje ciotki wiwatują. Co Ben o nas pomyśli? -Woda jest trochę niepewna do narciarstwa wodnego, ale idealna do tubingu. -Tubing – wyjaśniam – w wersji mojego taty, to pływanie wokół jeziora na nadmuchiwanej tratwie, śmianie się i spadanie, a potem ogłaszanie siebie zwycięzcą. -Brzmi zabawnie – mówi Ben z uśmiechem. -Nikt nie potrafi mnie pokonać – odpowiada tata z dumą. Przewracam oczami. - Tato! -Felicity posiada rekord na najdłuższe utrzymanie się na tratwie. Zamierzasz spróbować go pobić w tym roku? -Ty to zrobisz. Razem z Benem siadamy przy ladzie i odwracam się do Jake'a. - Gdzie jest
Danielle? -Poszła z przyjaciółką do siostry. Przeżywa rozwód i to dla niej trudny czas. Będzie rano. -To musi być smutne dla siostry Danielle. -To siostra jej przyjaciółki – koryguje Jake. - Poznałaś ją na przyjęciu, Zoey. -O tak - odpowiadam, choć w ogóle jej nie pamiętam. - To miło z jej strony, że chce pomóc. -To cała ona. Nawet zaprosiła je jutro na przyjęcie. - Jake kiwa, a spojrzenie pełne miłości pojawia się w jego oczach. -Ben, umiesz kierować łodzią? - Tata wstaje. -Nie potrafię. Tata przeskakuje oczami na mnie i teraz dokładnie wiem, dlaczego pyta. Chce porozmawiać z Benem po cichu i upewnić się, że dobrze mnie traktuje. Daje mu znak, że ma być miły, a on puszcza mi oczko i odwraca się do Bena. -Chcesz się nauczyć? -Z przyjemnością. -Idźcie się przebrać i spotkamy się w dokach. Gdzie są wasze bagaże? -W samochodzie. Przechodzę przez kuchnię do małego biura, które jest zapchane szafkami z dokumentami. Łapię klucze do chatki numer 18. -Ta jest zarezerwowana – mówi mama, przypatrując się liczbie na kluczu. -Dla Lily i Jamesa Potter – odpowiadam i potrząsam głową. -Skąd wiesz? -I ty nazywasz siebie moją matką? - Dramatycznie wzdycham. - Ja zrobiłam rezerwację. Uśmiecha się, a potem złącza wargi, nagle poważniejąc. - Wy dwoje razem... no nie wiem, młoda damo. -Naprawdę, mamo. -Daj spokój Melissa – odzywa się ciocia Tilly. - Jest dorosłą kobietą, która mieszka sama w innym mieście. Myślisz, że ona nigdy nie miała gości na noc w swoim domu? -Zgoda, ale to nie znaczy, że mi się to podoba. -Też cię kocham. Spotkamy się na zewnątrz o 15 tato. Chwytam rękę Bena i wyprowadzam go z domu.
-Przepraszam – mówię, gdy jesteśmy już w samochodzie. - Mówiłam ci, że są dziwni. -Są rodziną – odpowiada i całuje mnie, uruchamiając samochód.
* Budzę się owinięta w ramiona Bena. Byliśmy przy ognisku do 2 w nocy, aż promienie prawie całkowicie zgasły. Zmęczeni udaliśmy się do chatki i po leniwym seksie pod prysznicem, poszliśmy spać. Już prawie 9 i wiem, że ominęliśmy porę, gdy moja mama przygotowuje i podaje śniadanie. Cóż, nadrobimy obiadem. Udaje mi się jakoś wyplątać z ramion Bena i na palcach idę do łazienki siusiu, a potem myję zęby. Moje włosy są nadal wilgotne; rozczesuje je i splatam w warkocz, ponieważ wiatr i woda z jeziora, tylko by je poplątały. Nie przejmuję się makijażem. Podnoszę ręce i sprawdzam sytuację moich włosów, a potem wracam do łóżka. Ben otwiera oczy i ciągnie mnie do siebie. - Obudziłem się, a ciebie nie było – mamrocze. - Nie podobało mi się to. Uśmiecham się i plączę wokół jego nagich ud. - Mogę to jakoś zrekompensować? -Myślę, że tak. Przyciąga mnie w uścisku, a następnie idzie do łazienki. Staczam się z łóżka wiedząc, że powinniśmy już wstać, bo inaczej mama, albo jedna z ciotek przyjdą nas obudzić. Zakładam bikini we wzory muszelek i naciągam ramiączka. Bycie hojnie obdarzonym to błogosławieństwo. Ja mogę zrezygnować ze wsparcia i moje piersi będę rozlazłe, albo pomóc sobie ramiączkami dla pełniejszego pokrycia. Narzucam białą sukienkę i wsuwam japonki na stopy, a telefon oraz okulary przeciwsłoneczne pakuję do plażowej torby. Jest duża, więc wrzucam tam jeszcze jeden strój na wypadek, gdyby ten został przemoczony i musiałabym się przebrać. Ben wychodzi z łazienki ubrany w szare kąpielówki i turkusową koszulkę. Jego włosy są w bałaganie, a okulary zasłaniają oczy. Wygląda całkiem dobrze. -Gotowa? -Jeśli ty jesteś?
-Jestem. Zjemy śniadanie w domu, a ja wezmę jakieś przekąski na dzisiaj. Zapomniałem o tym zeszłej nocy. -Dobry pomysł. Umieram z głodu. Idziemy wzdłuż promenady, trzymając się na ręce. Plaża jest już przepełniona, a woda pełna łodzi. Słońce mocno grzeje i tylko kilka chmurek znajduje się na niebie. Czeka nas idealny dzień. Ku mojemu zaskoczeniu, Danielle i jej przyjaciółek jeszcze nie ma. Zjadamy boczek z jajkami– co nie jest takie złe, jak się wydaje - i schodzimy do doku, gdzie Jake czeka na swoją narzeczoną. Łódź załadowana jest ręcznikami, jedzeniem i napojami. Tata sprawdza, czy każdy ma kamizelkę ratunkową, a potem przechodzi do ludzi, którzy wynajęli inną łódź na cały dzień. Siadamy z tyłu, a Ben otula mnie ramieniem. Dokładam wszelkich starań, by zrobić kilka naszych selfie. Wyglądam jak gorący bałagan: pokręcone włosy, czerwone plamy na policzkach i podpuchnięte, zmęczone oczy. Ale jestem szczęśliwa. Tylko to się liczy. Chowam telefon i wyciągam nogi do słońca. - Przepraszam, jeśli oślepi cię moja skóra albinosa. -To rani moje oczy – mówi i zasłania dłońmi twarz. - Świecisz się. -Zamknij się – szturcham go. Chwyta moje ramiona. - Jesteś w dwóch różnych kolorach. Opalone ręce i blade nogi. -Wiem, jak mieszkałam nad jeziorem, to cały czas byłam opalona. Nie wyleguję się teraz, więc to najlepsze, co mogę mieć. Czy to źle, że mnie to w ogóle nie obchodzi? -Wcale nie. Cieszę się z tego powodu. -Naprawdę? - ponieważ obchodzi, trochę. Chcę dobrze wyglądać od stóp do głowy, choć wiem, że to bzdury. Ludzie naprawdę tak nie wygladają. -Naprawdę. Ja nie bywałem często nad jeziorem, chociaż mieszkałem w Michigan przez większość mojego życia – przyznaje. -To smutne, ja kocham jezioro. -Nie pamiętam, że było ono takie duże. - Spogląda na wodę. - Podróżowanie z wojskiem sprawiło, że rodzinne, wakacyjne plany nie wypalały. Poszliśmy do Disneylandu kilka razy i to tyle. -Cieszę się, że jesteś tu ze mną. Możemy to nadrobić.
-To na pewno pomoże – mówi z uśmiechem. - Moje dzieciństwo nie było złe. Tylko inne, niż większości, jak sądzę. -Wiele razy chciałam się stąd wydostać, kiedy byłam nastolatką, ale zaczynanie od nowa byłoby trudne. Kiwa głową. - Przyzwyczajasz się do tego. Cóż, przypuszczam, że większość ludzi tak robi. Jake macha Danielle, gdy pojawia się w zasięgu jego wzroku. Ben wciąż opowiada o dzieciństwie, ale jego słowa wchodzą jednym uchem, a wypadają drugim. Danielle zbliża się do doku. Ma na sobie jasnoczerwone bikini z białym paskiem, zawiązanym wokół talii. Sandały ma wysadzane kryształkami, a włosy opadają w luźnych falach na boki jej twarzy. Uśmiecha się przez okulary i wygląda zabawnie, kiedy wypina się w swoim stroju kąpielowym. Jej przyjaciółka, Zoey, okazuje się to samą, która wyśmiewała się ze mnie na przyjęciu, idzie obok niej. Też stara się prezentować swoje kształty, ale jest nikim w stosunku do jasnobrązowej kobiety, która kroczy po jej lewej stronie. Białe obcasy pokrywają jej stopy, dołączone do długich i chudych nóg. Mój wzrok wędruje do jej wąskiej talii z małą ilością mięśni. Ma ciasne bikini, które ledwo obejmuje duże i idealnie okrągłe piersi. Jej twarz jest trudna do rozpoznania, przez okulary i kapelusz, ale od razu wiem, kim ona jest. Mindy pieprzona Abraham.
Rozdział 14 Mrugam. Nadal jestem pijana. Za długo siedziałam na słońcu. Śnię. Nie, mam koszmar. Cały czas patrzę na Mindy, która kieruje się w naszą stronę. Moja krew wrze, skóra pali, a serce wali, jak szalone. Mindy jest siostrą Zoey. Kurwa. Dlaczego wszechświat tak bardzo mnie nienawidzi? Mój umysł natychmiast przechodzi na tryb porównania. Mindy jest wysoka, szczupła i opalona. Jej piersi, choć sztuczne, mają kształt piłek i idealnie trzymają się na miejscu. Perfekcyjny makijaż pokrywa jej twarz, a włosy zaplecione są w cudowny warkocz, opadający na jej ramię. Sekunda. Jej włosy nie są naprawdę takie długi. Poważnie? Przedłużyła je właśnie dzisiaj? Mrugam ponownie. Nie, nie, nie, nie. Dlaczego Erin przyjedzie dopiero po południu? -Felicity? - Mindy zatrzymuje się w pół kroku. Nasze oczy spotykają się. Powinnam zamienić się w kamień, prawda? Potem przeskakuje wzrokiem obok mnie. - I Ben? On odwraca się i dopiero wtedy rozumie, że dziewczyna, która stoi przed nami, to jego sekretarka. -Wy się znacie? - Jake pyta, pomagając Danielle wejść na łódź. -Pracuje dla mnie – odpowiada rzeczowo Ben. Skłamałabym mówiąc, że nie mam pojęcia kim jest ta blond barbie. -Co ty tu robisz? - odzywa się Mindy i nie wiem, czy kieruje to pytanie do mnie, czy Bena. Patrzy na przyjaciółki, mojego brata, Bena i mnie, grając w „Kto Tu Nie Pasuje”. Oczywiście, że ja. -To moja łódź. Jake pomaga Zoey wejść na łódź, kompletnie nieświadomy katastrofy, która się tu odbywa. Mindy zdejmuje okulary i patrzy na Bena. -A ty jesteś tutaj...?
Ramię Bena wciąż jest owinięte wokół mnie, a palce wciśnięte w moją talię. Pochyla się jeszcze bliżej. - Jestem tutaj z Felicity. -Jesteście tutaj razem? - Mindy ściska okulary tak mocno, że prawdopodobnie już je złamała. -Generalnie, to właśnie znaczy „jestem tutaj z..” - Ben żartuje, ale w jego oczach pojawia się rozdrażnienie. Przynajmniej nie jestem jedyną osobą, którą irytuje Mindy. -Min – zaczyna Zoey odwracając się. - Nie wchodzisz? Jake wciąż stoi przy doku z wyciągniętą dłonią, by pomóc jej dostać się na łódź. Ona potrząsa głową z uśmiechem i wchodzi na pokład. -Nie rozumiem. - Mindy patrzy po naszych twarzach i kręci głową. - Skąd się znacie? -Jake to mój brat – mówię powoli, by nadążyła.- Żeni się z Danielle, która jest przyjaciółką Zoey, która podobno jest twoją siostrą, a ja zaprosiłam Bena na weekend. Otwieram małą lodówkę i wyciągam butelkę wina. Szybko odkręcam korek, ponieważ potrzebuję alkoholu. Dużo alkoholu. Spędzam weekend z Mindy pieprzoną Abraham. Głębokie wdechy. Będzie dobrze. Opieram się plecami o Bena, kładąc głowę na jego ramieniu. Łódź przepływa obok strefy zakazu pływania i ruszamy na jezioro. Woda opryskuje dziewczyny, które krzyczą i biegną do tyłu... bliżej mnie i Bena. -To świetnie, że znacie się razem z Mindy – cieszy się Danielle, ku rozczarowaniu Mindy. Zapewne opowiadała im o mnie, kiedy były na przodzie łodzi. - Szalone, jaki ten świat jest mały. -Naprawdę szalone – powtarzam. -I Mindy zna Bena. Wygląda na to, że tak miało być. -Tego nie da się opisać słowami – bełkoczę, a Ben tłumi śmiech. -Więc – Danielle zaczyna ostrożnie. - Masz już osobę towarzyszącą na ślub? Jake mówił, że nie, ale... Jej oczy wędrują do Bena, a Mindy parska. - Wygląda na to, że pójdzie sama – mówi cicho, ale nadal możemy ją usłyszeć. -Ja z nią idę. - Ben kładzie dłoń na moim udzie. -Świetnie. Wypuszczam oddech i odwracam się, oglądając jezioro. Wiem, gdzie płyniemy. Jest mała, sztuczna zatoka przy brzegu. Idealna do pływania, albo do unoszenia
się i picia, jak to będzie wyglądać w naszym przypadku. To około pół godziny drogi od doku. Dziewczyny cały czas rozmawiają o ślubie, a Mindy posyła nam sukowate spojrzenie. Nie wiem, czy to moja wyobraźnia, ale wydaje mi się, że patrzy tylko na Bena. Mój towarzysz opowiada o kilku nachodzących projektach i mówi, że byłabym dobrą muzą. Przyjmuję to, jako wielki komplement. -Ładny strój – zaczepia Mindy, kiedy przybywamy do zatoczki. -Dzięki. - Przez ułamek sekundy, myślę, że ona faktycznie prawi mi komplement. -Wybrałaś ten z muszelkami. Gdzie go znalazłaś, w sekcji dziecięcej? Odwraca się do siostry, oczekując śmiechu i aprobaty. Zoey spogląda w dół i wiem, że jest rozdarta pomiędzy parsknięciem, a nie obrażaniem przyszłej szwagierki swojej najlepszej przyjaciółki. -To są małże – koryguję i spoglądam na swoje piersi. - Byłabym zaniepokojona, gdyby sklep oferował staniki w rozmiarze podwójnego D w sekcji dziecięcej. Mam tylko jedno D, ale Mindy nie musi widzieć. -Podoba mi się. - Ben pochyla się, by spojrzeć na moje cycki. - Ładnie na tobie leży. -Dzięki. Mindy odchodzi, a Jake prosi mnie, by wstała i pomogła mu zakotwiczyć łódź. Kilka minut później, możemy już skakać do chłodnej wody. Ben skacze i nurkuje w wodzie. Wolno opuszczam się po drabinie. Nogi. Nie ma problemu. Zanurzam miednicę. To jest problem. Zasysam oddech i robię kolejny krok. -Dawaj – dopinguje Ben. - Woda nie jest zła. -Jest zimna. Powoli robię kolejny krok. Jestem już na ostatnim szczeblu. Cholera. Sutki w zimnej wodzie to najgorsza rzecz na świecie. Mentalnie liczę do trzech i odpycham się od drabinki. Podpływam pieskiem do Bena, która trzyma moją kamizelkę ratowniczą. Wciskam ją pod wodę i używam jako siedzenia. Ben próbuje owinąć ramiona wokół mnie i pocałować, ale przypadkowo spycha mnie z prowizorycznego krzesełka. W ostatniej chwili mnie łapie i oboje idziemy pod wodę, a potem wynurzamy się z wielkimi uśmiechami. Jake skacze następny, a Danielle siedzi na pokładzie z nogami zwisającymi w wodzie.
-Hej Liss – zaczyna brat. - Muszę się upewnić... Mindy jest tą dziewczyną, która nękała cię w szkole, prawda? Nie chcę mu odpowiedzieć, ponieważ wtedy Ben pozna naszą historię. Przeszłość to stare dzieje, ale wciąż mnie zawstydza. Choć nie powinno. Może to moje zażenowanie mnie zawstydza. Mamy zwycięzcę. Nie. -Przepraszam. Gdybym wiedział, nie pozwolił bym jej tu przyjść. -W porządku. Nie potrafię spojrzeć na Bena. Chciałabym się zanurzyć i nigdy nie wrócić. Dobra, wypłynęłabym po 30 sekundach. Nie potrafię wstrzymywać oddechu dłużej. Jake posyła mi krzywy uśmiech i wiem, że naprawdę czuje się źle. Mimo, że jest młodszy ode mnie, wziął rolę brata na poważnie. Kiedyś strasznie mnie to irytowało. W końcu odwraca się i próbuje namówić Danielle do skoku. Biorę Bena za rękę i prowadzę do zatoczki. Brzeg jest skalisty i pokryty glonami, co nie podoba się plażowiczom i żeglarzom. -Twoje piersi wyglądają naprawdę cholernie fantastycznie w tym. Bez tego też. Możesz ściągnąć biustonosz w każdej chwili. -Dzisiaj w nocy są całe twoje, kochanie. -Przepraszam, jeśli narzuciłem ci się odnośnie bycia twoją parą na weselu. -Wcale nie. - Staramy się objąć, ale nasze kończyny chaotycznie się poruszają, by utrzymać się na wodzie. - Zamierzałam cię zapytać, ale nie byłam pewna, czy chcesz iść. Wiem, że śluby potrafią być bardzo kiepskie. Kiwa głową, zgadzając się. - Z tobą nie będzie kiepsko. -Dzięki. - Rezygnuję z pływania i całowania. Unoszę się na plechach, rozkładając ręce i nogi, by się utrzymać. - Obawiałam się, że znów będę sama, albo będę siedzieć z rodzicami, jak przegrany. -Już nigdy nie będziesz przegranym. - Ben śmieje się cicho. -Nie przeszkadza ci to? - pytam nie mogąc ukryć niepewności. - Wiem, że masz dużo pracy. -Chcesz, żebym poszedł? -Tak. Naprawdę. -Więc nie przeszkadza mi to. Chcę cię uszczęśliwić. Poza tym, nie chcę, być
czuła się przegranym. Śmieję się. - To bardzo taktowne. Teraz naprawdę nie mogę się tego doczekać ślubu. Niewidoczny ciężar spadł z moich ramion. Nie dość, że mam parę na ślub mojego brata, to jeszcze jest to najlepszy, możliwy towarzysz, jakiego mogłam mieć. Ben składa nasze kamizelki razem i siada na nich, a potem ciągnie mnie na swoje kolana. Przy lekkim wiosłowaniu, jesteśmy w stanie przytulać się i utrzymywać na powierzchni. -Ładnie tu jest. - Ben pochyla się, aby mnie pocałować. - Przychodziłaś tutaj często, podczas młodości? -Tak, czuję, że to moje małe miejsce na tym jeziorze. Jestem wkurzona, gdy widzę tu innych ludzi, jak choćby tych facetów niedaleko nas. - Spoglądam na kolejną łódź. - Wodorosty odstraszają żeglarzy, a brzeg nie jest odpowiedni do zabaw, dlatego musieliśmy wyjść z łodzi dalej i tu przypłynąć. Woda jest spokojna, a okolica cicha. Uwielbiam to. -Też mi się podoba. Wyobrażam sobie, że nie zawsze jezioro jest tak zatłoczone. -Weekendy zawsze tak wyglądają, choć dzisiaj nie jest źle, jak na wakacje. Lubię przychodzić tu na początku lata, gdy dzieci są jeszcze w szkole. -Więcej prywatności – mówi Ben, całując mnie w szyję. -A ty jak spędzałeś lato? -Typowe, nudne rzeczy. Uprawiałem sport i spotykałem się z przyjaciółmi, a ja byłem młodszy to jeździłem na obozy. Mam na myśli wtedy, kiedy miałem 15 lat. -Pozwalają 15-latkom jeździć na obozy – drażnię go. -Jeżdżą nawet starsi. Podczas liceum, mieszkaliśmy w jednym miejscu, więc miałem przyjaciół i spędzałem z nimi czas. Lata były nudne, uwielbiałem zimy. Kocham snowboard. -Nie wiedziałam. -Jestem lepszy od przeciętnego człowieka, ale daleko mi do profesjonalisty. To fajna zabawa. Wciąż jeżdżę z przyjaciółmi każdej zimy. Dodatkowo wypożyczamy skutery śnieżne. -Preferuję aktywności przy ciepłej pogodzie. Śmieje się. - Też lubię ciepło. Mówiłem ci, że kiedy jest źle, to nawet nie idę do pracy. Ale jest zupełnie inaczej, gdy robisz coś zabawnego, jak jeżdżenie na
nartach, desce lub skuterze. Wtedy jakoś mniej marzniesz. -Nie lubię ubierać kilku warstw ubrań – marszczę nos. Oczy Bena opadają na moje piersi. - Nie sądzę, że lubiłbym, gdybyś była tak poubierana. Drżę, pomimo że słońce praży nad nami. Ben sięga do wody i pociera moje centrum, zabawnie poruszając brwiami. Chichoczę myśląc, że żartuje, dopóki nie czuje, jak jego penis stwardniał pode mną. Unoszę brwi pytająco. -Nakręcasz mnie – mówi i przyciąga mnie bliżej. - To jest problem. -Jest. - Spoglądam za siebie i widzę, że dziewczyny w końcu dołączyły do Jake w wodzie. Powoli kierują się do zatoczki. - Ale myślę, że mam rozwiązanie.
*
-Już jestem opalony – oznajmia Ben, gdy wracamy do domu na lunch. Spoglądam na swoje ramiona i grymas pojawia się na mojej twarzy. -Miałam posmarować się kremem z filtrem, ale zapomniałam. -Jeszcze nie jest za późno. -Zrobię to, kiedy wrócimy. Mindy śmieje się i przytrzymuje kapelusz przed wiatrem. -Jesteś blada, więc nic dziwnego, że tak łatwo się spaliłaś. Ja zawsze się ładnie opalam i nie mam czerwonych plam. -Każdy może się spalić, jeśli będzie przebywać na zewnątrz zbyt długo – mówię sucho. -Nie masz nawet podstawy opalenizny. - Wywraca oczami. Czuję się jak w liceum, gdy mama nie pozwoliła mi iść do solarium, ponieważ bała się, że zachoruję na raka skóry. Teraz jestem wdzięczna, ale wtedy była to kolejna rzecz, przez którą nie siedziałam przy stole „fajnych i lubianych”. -Nie dbam o to – odpowiadam wprost. -Widzę – drwi. Ben przygląda się naszej wymianie, ale nic nie mówi. Może czuje się niezręcznie, ponieważ Mindy jest jego pracownicą? Cokolwiek. Nie zamierzam pozwolić Mindy pieprzonej Abraham zdobyć nade mną kontrolę. Nie dzisiaj. Nigdy.
Łódź zwalnia, gdy dopływamy do doku. Jake zatrzymuje ją i usuwa się z drogi, by przepuścić inne łódki. -Fuuuj. - Mindy szturcha siostrę łokciem. Spoglądam w tamtą stronę, spodziewając się zobaczyć jakieś martwe ryby pływające w wodzie. Zamiast tego, ona wskazuje na dziewczynę, która nie może mieć więcej, niż 18 lat. Nie rozumiem, o co chodzi. Dziewczyna stoi na brzegu goniąc malucha, który może być jej. Ma na sobie dwuczęściowy strój kąpielowy. Odwraca się, by podnieść dziecko, które właśnie usiadło na piasku. Mindy i Zoey śmieją się, a moja krew wrze. -Nie powinna chodzić tak ubrana publicznie. - Abraham potrząsa głową, jakby właśnie była świadkiem przestępstwa. - Dlaczego oni w ogóle robią stroje w takim rozmiarze. Niewidzialna linia leżała przede mną i wiedziałam, że muszę wybrać jedną ze stron. Mogłam odwrócić głowę i pomyśleć o czymś innym lub zepchnąć Mindy do wody, śmiejąc się, jakbym właśnie przeprowadzała niszczycielską misję na zamieszkałej planecie. Spuszczam głowę w dół i zdaje sobie sprawę, że nie robię tego tylko po to, by przeciwstawić się Mindy. Robię to dla wszystkich suk na świecie, które uważają, że poczucie własnej wartości jest określone przez wielkość talii. Słowa kumulują się wewnątrz mnie i wiem, że muszę coś powiedzieć. Mindy wskazuje na brzuch dziewczyny i jeszcze raz się z niej śmieje. Spoglądam na siebie. Nie mam nadwagi, ale daleko mi do płaskiego brzucha. Moje słowa zastygają w gardle. Odwracam się i spoglądam na Bena, który ma nogi uniesione do góry i wygląda cholernie ponętnie. Wciąż czuję go między nogami, gdy pieprzył mnie tym dużym i pięknym penisem, tak szybko, byśmy nie mogli zostać przyłapani. Odstawiam kubełek z winem. Mam pierdolony statek kosmiczny do przejęcia. -Poważnie? - zaczynam, prostując się, a dziewczyny odwracają się w moją stronę. - Jeśli nie czujesz się pewnie z tym, jak wyglądasz, to nie znaczy, że możesz wyśmiewać się z innych. Obrażanie jej, nie dodaje wam uroku. Wytykając jej celulit, nie sprawicie, że wasz zniknie. To przez kobiety takie, jak wy, dziewczyny wstydzą się swoich ciał. Po co nękać i łamać te osoby, kiedy można je wzmocnić? Przestańcie ją wyśmiewać i przeznaczcie swoją energię na coś, co naprawdę się liczy. Ben nieświadomy komentarza Mindy, siada i patrzy na mnie w taki sposób, jakby zamierzał mnie pieprzyć ponownie. Jake odwraca się, otwierając szeroko
oczy i stara się nie uśmiechnąć. Danielle nie patrzy na nikogo, a Mindy tępo gapi się w moim kierunku. -Cóż... jeśli nie chce, by ludzie o niej mówili, to powinna przestać ubierać się w ten sposób publicznie – odpowiada w końcu. -O mój Boże. Nie mogę już z tobą. Mrugam i odwracam się z obawą, że głupota może być zaraźliwa. Wiem, że kiedy zacznę, to nie potrafię skończyć gadać, ale próbuje się zamknąć. Przecież i tak nie zmienię jej zdania. Ona ma racje, a reszta świata się myli. Po co tracić czas? Łódź dopływa i powoli wychodzimy na zewnątrz. Ben bierze mnie za rękę i pomaga mi wyjść na molo. -To było cholernie niesamowite. Zgadzam się z tobą. Wszystko, co mówiły, było irytujące i nieprawdziwe. Przytakuję i otwieram torbę, sprawdzając, czy Erin napisała mi, o której będzie. Niestety nie mam żadnej wiadomości. -Będziemy teraz jeść? - pyta Ben złączając nasze palce, gdy idziemy na plażę. Mała część, która rozciąga się wzdłuż chatek moich rodziców jest prywatna, dopóki ludzie się nie wkurzają. Mimo wszystko jest dzień Niepodległości. Sensem tego święta jest celebrowanie czegoś, a nie bycie kutasem, prawda? -Gdy tu jesteśmy, możemy jeść cały dzień. Jestem pewna, że moja mama ma już wszystko przygotowane. Przyjęcie oficjalnie zaczyna się o trzeciej, ale większość moich krewnych pojawia się wcześniej. -Podoba mi się to. Brzmi Amerykańsko. Zawsze tak spędzacie Dzień Niepodległości? -Tak, a wy? -Piknik i fajerwerki, ale nie aż tyle. -Dla mnie najlepszym dniem jest Halloween ze względu na stroje, ale dzień Niepodległości jest na drugim miejscu. -Zgadzam się. Nie jest już tak zabawnie, jak w czasach dzieciństwa, ale lubię wtedy oglądać straszne filmy w telewizji – przyznaje z uśmiechem. - A Boże Narodzenie to... zbyt wiele. O mój pieprzony Boże. To moja bratnia dusza. - Dokładnie, trwają za długo i są bardzo komercyjne, chociaż lubię dostawać prezenty. -Kto nie lubi? Spieszymy się, ponieważ bose stopy nie mogą długo utrzymać się na gorącym
piasku i przychodzimy pod dom. Stopy: 0. Słońce: 1 Zakładam buty i wciągam sukienkę, a potem prowadzę Bena do środka, by napełnić talerze. Postanawiamy odetchnąć od słońca i siadamy w salonie z klimatyzacją i wentylatorami. Wracam z drugim hot-dogiem i siadam obok Bena. Tylne drzwi się otwierają i Jake wraz z narzeczoną i jej przyjaciółkami wchodzą do środka, by odpocząć od słońca. Mindy je tylko owoce. Zaciskam zęby. Nie warto... nie warto. -Mam nadzieję, że podoba ci się nasza mała, rodzinna tradycja – zagaduję Danielle. -Tak – odpowiada i wiem, że jest szczera. Owija swoje ramię wokół Jake'a. Jest bardzo miło, poza tym ja uwielbiam plażę. To świetne, że posiadacie do niej dostęp tuż obok domu. -Zawsze mnie dołowało, że ludzie muszą przyjeżdżać lub przychodzić tutaj z dziećmi, bagażami i wszystkimi innymi pierdołami. -Nie myślałam o tym w ten sposób, ale masz rację. -Lubiliśmy tu dorastać – mówię. - Wiele dobrych imprez i wspomnień. -Robiłaś imprezy? - Mindy unosi brwi. - Nie słyszałam o nich. Powoli wzdycham. -Tak, robiłam. Było mnóstwo zabawy. Jake szybko zmienia temat, opowiadając Benowi, jak bardzo nie może się już doczekać rozpoczęcia sezonu piłkarskiego. Rozmawiają o zespołach – czyli o rzeczach, na których kompletnie się nie znam – a ja odprężam się przy Benie, ponieważ moja skóra nie jest już tak gorąca w dotyku. Ben kładzie rękę na moim biodrze, a mój telefon dzwoni. Erin pisze, że dopiero wyjeżdża, ponieważ Dave się opieprzał, a ja ostrzegam ją przed Mindy. Erin od zawsze była nieśmiała i cicha. Wtapiała się w tłum, podczas liceum, więc nigdy nie była bezpośrednim obiektem drwin. W przeciwieństwie do mnie. Stawała w mojej obronie, kiedy tylko mogła, chociaż społeczna konfrontacja z całą armią, zazwyczaj kończyła się źle. Ona jest naprawdę dobrą przyjaciółką i już nie mogę się doczekać, by poznała Bena. Kładę telefon obok i ustawiam głowę na umięśnionym ramieniu artysty. Nie jestem zmęczona, ale pełny żołądek plus poranek spędzony na słońcu, sprawiają, że mam ochotę się zdrzemnąć. -Więc, Felicity – rozpoczyna Mindy. Otwieram oczy i znajduję ją na skraju
kanapy obok siostry. Zabija mnie to, że jest taka ładna. Następnie złośliwość wychodzi z jej ust, pokazując prawdziwe oblicze. - Nadal robisz te frajerskie kostiumy? -Masz na myśli Cosplay? Tak, nadal je robię i naprawdę mi się to podoba. Poza tym Ben jest fanem moich frajerskich kostiumów, prawda? Twarz Mindy wykrzywia się. - Ben lubi ubierać kostiumy? -On ich nie nosi – wyjaśniam. - Powiedziałam, że jest fanem moich strojów. Dobra, tylko jednego, ale jestem pewna, że inne też mu się spodobają. -Naprawdę Ben? -Myślę, że nie powinienem tego mówić, ponieważ twój brat jest w pokoju. Zapewne nie chciałby tego wiedzieć – śmieje się. -Huh? - Jake próbuje zrozumieć. - Och, fuj. Żadnych szczegółów. Nie chcę tego wiedzieć. Po prostu przestań. Wszyscy się śmieją. Wszyscy, oprócz Mindy. Wiem, że ta kobieta nienawidziła mnie z jakiegoś powodu w liceum, ale czemu musi być suką teraz? -Nie jesteś trochę za stara, aby się przebierać? - pyta w końcu. Pytano mnie o to wcześniej wiele razy. -Nie ma granicy wieku na Comic Con, a Cosplay nie przeszkadza w dorosłości. Cóż, może nie aż tak bardzo. Nadal chodzę do pracy, płacę rachunki i to wszystko. Nie rozumiem w czym to się różni od innych hobby. Niektórzy ludzie lubią jogging albo robienie na drutach. Ja szyję kostiumy. Mindy unosi brwi. - Może. Myślę, że to dziwne. -Tylko dlatego, że ci się to nie podoba, nie oznacza, że jest dziwne – dołącza się Ben. - Felicicty ma rację, ponownie. Każdy może robić co chce. Dopóki twoje hobby nie obejmuje kurczaków, wazeliny i ciemnej szopy, jakie to ma znaczenie? -Więc co jest powodem, dla którego tak mało osób interesuje się tymi rzeczami? - Mindy zamyka usta i pochyla się do tyłu. Danielle wygląda na upokorzoną i zaczynam coraz bardziej ją lubić, nawet jeśli przyjaźni się z Mindy i jej siostrą. -Czy wiesz ile ludzi bierze udział w Comic Con? - pytam. - Dużo. -Życie jest zbyt krótkie, aby przejmować się opiniami innych – mówi dobitnie Ben. - Nie ma dużo ludzi, którzy mają odwagę robić to, co kochają, bez obawy o osądzanie przez innych. - Spogląda na mnie. - To jedna z tych rzeczy, które w tobie lubię. Uśmiecham się i mam wrażenie, że całe tło znika, a w pokoju jesteśmy sami z
Benem. Moje serce skacze, a palce Bena zaciskają się na mojej skórze. -Wyjdziemy na dwór? Chciałbym popatrzyć na wodę. To inspirujące. Ben zabiera mój talerz i niesie go do kuchni, a potem wychodzimy na zwenątrz. -Powinieneś zwolnić Mindy – mówię i patrzę na podjazd, szukając samochodu Erin. -Myślałem już nad tym – wyznaje. - Ale ona jest naprawdę dobra w sprzedaży, a ja nienawidzę rozmawiać z ludźmi. Biorę za rękę Bena i składam sobie mentalną obietnicę. Bez względu na to, czy Mindy nadal będzie rujnować mi ten dzień, nie będę o niej mówić. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to uratuję ją od utonięcia, ale najpierw poczekam, aż jej włosy i makijaż zniszczą się pod wodą. Poza tym, będę ją ignorować. Dzisiaj chodzi o zabawę i przyjaciół, a ona nie kojarzy mi się z żadnym z nich.
Rozdział 15 -On jest naprawdę idealny – szepcze Erin. - I bardzo cię lubi. -Mam taką nadzieję, bo ja bardzo lubię go. To było takie intensywne od pierwszego dnia. W dodatku z taką namiętnością. - Potrząsam głową z uśmiechem. - Mam tylko nadzieję, że on nie czuje tego samego do kogoś innego. -Myślę, że on nie widzi nikogo innego poza tobą. Nie mówię tego dlatego, że go lubisz, ale dlatego, że on w taki sposób na ciebie patrzy. Chwieję się, kiedy odchodzę od umywalki. Wpadłyśmy na chwilę do łazienki, by trochę poplotkować. -Ale my nigdy nie rozmawialiśmy o naszym związku, a on powiedział, że spotyka się z innymi. -Kiedy tak powiedział? -Uh, zanim uprawialiśmy seks pierwszy raz. -Wszystko się zmienia. Straciłam rachubę, ile alkoholu wypiłam. Wciąż myślę logicznie – dobra, w połowie – ale chyba mogłabym powiedzieć, że jestem pijana. Erin prawdopodobnie też, choć wypiła tylko trochę wina. Cóż za słaba głowa. Myję ręce i próbuję ogarnąć bałagan w moich włosach, a Erin korzysta z łazienki. Poddaje się w końcu i postanawiam zrobić z palców większy użytek, więc luzuję paseczki w bikini. Były mocno zapięte i zaczynała mnie już boleć szyja. Ben świetnie dogaduje się z każdym i wszyscy go polubili. Nigdy nie wstydziłam się żadnej osoby, którą przywiozłam do swojego domu, ale też nigdy nie byłam z nich dumna. Nie mówię tu o jego niesamowitym wyglądzie. Mówię o Benie. Kim jest. Co robi. On jest po prostu wspaniałym facetem. Słońce już prawie zaszło, więc gdy wychodzimy z domu, uderza w nas zimny podmuch wiatru. Cała moja rodzina siedzi wokół ogniska, które prawdopodobnie jest niebezpiecznie blisko domu. Cóż, w naszej rodzinie pijemy i jemy pieczone pianki gdziekolwiek kurwa chcemy. Nawet jeśli jest to niezgodne z zasadami pożarowymi.
-Kocham takie noce, gdy nawet po zachodzie, nadal jest gorąco – mówi mama Kładę dłoń na ramieniu Bena i siadam, zabierając czerwony kubek z ziemi. Może być mój. Albo nie. Jestem pijana, więc nie za bardzo mnie to obchodzi. Dopóki alkohol trafia do moich ust, jest w porządku. -Kocham lato. Szkoda, że tak szybko mija – włącza się mój kuzyn. -Szczególnie nam, nauczycielom – wtrąca Danielle, a inny kuzyn przytakuje. Uczy matematyki w tutejszym liceum. -Ja nie mogę się już doczekać jesieni. Kocham dyniowe ciasto, legginsy i buty Ugg – uśmiecha się Mindy. Nie potrafię ukryć przerażenia na twarzy. Mindy nie tylko obraża żeńską rasę, ale jest w tym bardzo zasadnicza. Patrzę na nią, jakby została złapana na nieumyciu rąk, po zrobieniu gówna, a potem potrząsam głową. Nie obchodzi cie to, pamiętasz? Kontynuujemy rozmowy i picie, a potem obracamy nasze krzesła, by oglądać fajerwerki. Krzyczymy „Ooo” i „Aww” przez prawie godzinę, jedząc, rozmawiając, śmiejąc się i nadal pijąc. Przyjęcie kończy się około północy i odprowadzam Erin do samochodu. Przytulam ją na pożegnanie i obiecuję zadzwonić, jak wrócę do Grand Rapids. Zoey i Mindy odchodzą bez pożegnania, co w ogóle mi nie przeszkadza. Jake, Danielle, Ben i ja pomagamy mojej mamie i ciociom posprzątać, a potem mój brat całuje narzeczoną i umawiają się na jutrzejszy poranek. Widzę pytanie w oczach Bena i doskonale wiem co go dręczy. -Mówią, że czekają do ślubu – wyjaśniam i zbieram czerwone kubki. -Czekają z seksem? - pyta, jakby nie umiał w to uwierzyć. -Nie prosiłam o szczegóły. Mówią, że nie spali razem. Oczy Bena rozszerzają się. - Ludzie nadal tak robią? -Zgaduję, że niektórzy tak – śmieję się. - Hmm... może ja też powinnam zerwać z nałogiem i uratować siebie. -Do diabła, nie! Kocham się z tobą pieprzyć. Uśmiech wraca na moją twarz. - Tak myślałam. Ja też kocham się z tobą pieprzyć. -Lepiej. Kręcę głową i spoglądam na niego. Jest wciąż bez koszulki, opalony i... po prostu cudowny. Stoję na piasku i spoglądam na brzeg. Czy to prawdziwe życie?
Fajerwerki nadal strzelają, oświetlając jezioro, a my siedzimy na krawędzi doku i moczymy stopy w wodzie. Rozmawiamy o wszystkim, a potem burzowe chmury pojawiają się na horyzoncie. Wstajemy, a wyczerpanie uderza we mnie (odwodnienie też; gorąco i dużo alkoholu), więc przytrzymuję się Bena, gdy wracamy promenadą. -Idealne wyczucie – mówi, gdy słyszymy huk grzmotu nad jeziorem. Ben ziewa i prowadzi mnie do chatki. Okręcam ramiona wokół niego, a on całuje mnie. Wiatr się wzmaga, ale czas stoi w miejscu. Moje serce wali jak szalone, ponieważ w końcu moje życie zaczyna się układać. Minął dopiero miesiąc, ale myślę, że się w nim zakochałam. Pieprzyć. Mnie. To nie powinno się zdarzyć tak szybko. On wpycha swój język w moje usta i od razu staje się mokra i gotowa, by wziął mnie na piasku. Właściwie, kogo obchodzi to, co „powinno” być? W każdym razie, to i tak nie była jedna z moich zasad. Plączemy się coraz bliżej siebie, cały czas się potykając, aż dochodzimy do chatki i muszę wyciągnąć klucz. Rozbieramy się z małej ilości ubrań, które mamy na sobie. Ja szarpię w dół szorty Bena, a on przerzuca moją sukienkę przez głowę i powoli ciągnie za sznureczki bikini. Moje piersi są wciąż wilgotne od materiału i zimne w dotyku pod ciepłymi rękami Bena. Piasek rozsypuje się na podłodze i drażni moją skórę, więc od razu udajemy się pod prysznic. Woda jest jeszcze zimna, gdy wchodzimy do kabiny, ale jesteśmy tak pochłonięci sobą, że żadne z nas tego nie zauważa. Ben wargami przeciera szlak od mojej szyi do piersi. Nagle odchyla się do tyłu i wypluwa. -Jesteś cała z piasku – mówi z uśmiechem. Odwzajemniam gest i pozwalam, by pęd wody skierowany był na mnie. -Lepiej? -Myślę, że tak. Kończy przerwaną czynność, a ja spoglądam na wielkiego, pięknego kutasa, gotowego do działania. Biorę go do ręki i pompuje, podczas gdy on szaleńczo mnie całuje. Potem opada na kolana i kładzie ręce na moich biodrach. Opieram się plecami o ściankę prysznica i ostrożnie umieszczam jedną nogę na jego ramieniu. Potem się ślizgam i tracę równowagę. Ben mnie łapie i zatapia głowę między moje nogi. Woda nie jest ciepła. Jest gorąca. Tak gorąca, że natychmiast współczuję Benowi. Trzymam się go ze wszystkich sił. Nie chcę poślizgnąć się jeszcze raz i narazić go na zatrzymanie
czynności. Jego język krąży po moim ciele, a ja chwytam jego silne ramię i przesuwam się na drzwi kabiny. Dołącza palce do języka na mojej łechtaczce i po chwili dwa z nich znajdują się we mnie. Napiera na mój punkt G przez chwilę, po czym uwalnia cały czas pracując językiem i -kurwa mać – dołącza zęby. To wystarczy, by poprowadzić mnie na krawędź. Krzyczę jego imię, dochodząc tak mocno, że musi powstrzymywać mnie przed upadkiem. Cała się trzęsę od orgazmu, a moje serce nerwowo kołacze. Ben chwyta moje ramiona i przyciąga mnie do siebie. -Felicity – mówi, patrząc mi w oczy. - Ja... myślałem i... Głośny grzmot rozlega się za nami. Burza nadchodzi bardzo szybko. To prawdopodobnie jest złe. Jest coś niebezpiecznego w byciu pod prysznicem podczas burzy, prawda? Nie potrafię rozumować logicznie, ale szczerze, nie obchodzi mnie to. Owijam ramiona wokół Bena i biorę głęboki wdech, zginając wciąż jeszcze drżące nogi. Robię kolejny wdech i oceniam obwód jego penisa, po czym biorę go do ust. Cieszę się, gdy Ben tryska przyjemnością, jęcząc i dysząc. Gdy jest blisko, cofa się i podnosi mnie do góry. Okręca mnie i wchodzi od tyłu. Głaska i powoli pcha, dopóki nasze orgazmy nie nadchodzą w tym samym czasie. Jesteśmy zdyszani i nadal brudni, gdy wyłączamy wodę i zabieramy ręczniki. Deszcz i wiatr uderzają w małą chatkę, a światła zaczynają migać. -Tutaj nad jeziorem, burze przychodzą szybko i są bardzo mocne – komentuję, podczas suszenia. -Trochę jak ty – odpowiada Ben z uśmiechem. Kręcę głową, a potem opuszczam ją i zawijam mokre włosy ręcznikiem. Pospiesznie nakładam balsam na opaloną skórę i udaje się do łóżka. Ben dołącza do mnie, owijając kocami nasze nagie ciała. Ściągam ręcznik z głowy i rzucam na podłogę, a potem przybliżam się do Bena. Przytula mnie i zasypiamy złączeni razem, słuchając odgłosów burzy wokół nas.
* Gdy budzimy się o dziewiątej, nadal pada i wieje. -To idealna pogoda do spania – mruczy Ben i przewraca się na drugi bok. Myślę, że mógłbym spać cały dzień. -Ja też. - Reguluję poduszkę.
To tylko kwestia minut, zanim deszcz i wiatr usypiają mnie ponownie. Budzimy się dopiero koło południa. Ben nadal leży rozwalony w łóżku, gdy wychodzę do łazienki. Mój żołądek nie jest szczęśliwy po ostatniej nocy spędzonej na piciu i jedzeniu. Słyszę, że Ben wstaje, więc zamykam drzwi. Włączenie wentylatora jest zbyt oczywiste. Cóż, muszę wziąć prysznic. Przytakuję, myśląc, że to dobry pomysł. Puszczam wodę i mam zamiar usiąść, gdy drzwi łazienki się otwierają. -Prysznic beze mnie? - pyta Ben posyłając mi Chcę-Cię-Znowu-Pieprzyć spojrzenie. Kiedy się nie odwracam, unosi brwi. - Oczywiście, jeśli chcesz. -To nie o to chodzi. -Więc o co? Próbuję wymyślić jakieś kłamstwo, ale w końcu potrząsam głową. Przecież każdy musi co jakiś czas zrobić kupkę. -Używam prysznica, by ukryć fakt, że zamierzam zrobić kupę. -Yeah, nie chciałbym tu wtedy być – Ben wybucha śmiechem. Moje policzki różowieją, ale to tylko normalne funkcjonowanie organizmu. Nie powinnam się tego wstydzić. -Później dokończymy? -Może wtedy, gdy powietrze zostanie oczyszczone. Powinnam jeszcze spakować swoje rzeczy. -Okej, możemy to zrobić, a następnie pójść na śniadanie. Uh.. lunch. - Ben wciąż jest rozbawiony. - Popracuję nad tym, gdy ty załatwisz potrzebę. -Umowa stoi. Biorę także prysznic, ponieważ wciąż mam pełno piasku we włosach. Następnie owijam je ręcznikiem i zaczynam się ubierać, a Ben wpada na szybki prysznic. Ponieważ pada deszcz, a my musimy za niedługo wracać, jedziemy do domu moich rodziców i parkujemy w garażu, by nie zmoknąć. Jemy resztki ze wczoraj, po czym żegnamy się i ruszamy w podróż powrotną. W trakcie, Ben mówi, że ma dwa przyjęcie w tym tygodniu i nawet nie wspomina o zabraniu mnie. Po tym weekendzie, nawet nie potrafię wyrazić tego, jak bardzo chciałabym być jego dziewczyną i pójść razem z nim na fantazyjne, artystyczne gówno. Myślę o tym zbyt długo i używam pretekstu zmęczenia, gdy Ben pyta, dlaczego nic nie mówię. Zmuszam się, by umieścić uśmiech na twarzy.
-Jestem głodny – odzywa się Ben, podjeżdżając na mój podjazd. -Chodź do środka, zrobię ci coś. Makaron z serem brzmi dobrze. -Faktycznie, już dawno tego nie jadłem. Podnoszę brew. Myślałam, że wszyscy samotni ludzie żyją na diecie, która w 50% składa się właśnie z makaronu i sera. Ben przynosi moje walizki i ustawia je w moim pokoju, a potem pomaga mi w kuchni. Czuję się lepiej i pewniej, gdy siadamy do stołu. -Nie chcę iść jutro do pracy. - Przeżuwam, a Ben przytakuje, ponieważ ma zbyt pełne usta. - Chociaż to tylko normalny weekend, czuję, że potrzebuję dnia regeneracji. -Ja też – odpowiada zaraz po połknięciu. - I prawdopodobnie tak będzie. Dodatkowe korzyści bycia szefem. -To nie fair. -Masz zły zawód. -Podobno. Mam wrażenie, że czeka cię dość niezręczne spotkanie z sekretarką, kiedy wrócisz. Unosi brwi. - Pewnie tak. Przepraszam, że traktowała cię jak gówno. -Dlaczego przepraszasz? - pytam ustawiając pustą miskę na podłodze. Pan Pazur lubi zlizywać resztki. -Ah, kurwa. Zapomniałem, że nic nie wiesz. Moje gardło zasycha. Te słowa zazwyczaj nie oznaczają niczego dobrego. -Nie wiem czego? -Wiem, że miałyście niemiłe przygody w liceum, ale Mindy jest super suką, ponieważ jest o ciebie zazdrosna. Tylko jeden powód może sprawiać, że ona jest o mnie zazdrosna i wiąże się z Benem. - Lubi cię? Kiwa głową. - Myślę, że nigdy nie dostała kosza. -Dostała kosza? Czekaj! Wy dwoje mieliście... - nie potrafię zmusić się, by to powiedzieć. -Tak, spotykaliśmy się, gdy zaczęła u mnie pracować. Moje serce przestaje bić. Ben, perfekcyjny, doskonały Ben spotykał się z Mindy pieprzoną Abraham. Mrugam i odwracam się. -To nie było nic poważnego – mówi, ale jego głos jest echem w mojej głowie. Wyszliśmy i uprawialiśmy seks kilka razy, tyle. Teraz mój żołądek się wywraca. Uprawiali seks. On uprawiał seks z Mindy. Nie
potrafię ukryć wstrętu na mojej twarzy. -Felicity? -Ty... ty i Mindy? - Ty i niepożądany Nr. 1. - Uprawialiście seks? -Tak, ale to już skończone i nigdy nic dla mnie nie znaczyło. Wszystko co usłyszałam jest dokładnym opisem relacji, jaką mamy ze sobą. Czyli dla Bena to też nic nie oznacza. -Ja tylko... -To nie jest wielka sprawa – mówi powoli. - Uprawiałem seks z innymi ludźmi w przeszłości i jestem pewny, że ty też. Właściwie, to jestem ci za to wdzięczny, ponieważ to sprawia, że jesteś kurewsko doskonała w łóżku. -To jest wielka sprawa. - Słowa wychodzą z moich ust mimowolnie. Teraz już się nie zatrzymam. - Wsadzałeś w nią penisa, a potem we mnie, więc w to zasadzie tak, jakbym uprawiała seks z nią. -To nie działa w ten sposób. Jesteś wściekła i ja nie do końca wiem dlaczego. Nie zrobiłem niczego złego, Felicity. Gdzieś głęboko w pustej studni, w którą zmieniło się moje serce, wiem, że ma rację. Niestety inna część mnie – ta, którą staram się ignorować – mówi, że to ma sens. Ma sens to, że Ben chciałby się spotykać z Mindy. To ma sens, że nie zabiera mnie na przyjęcia artystyczne, kiedy może pójść z kimś takim jak Mindy. Cóż, tak długo jak trzyma swoje sztuczne cycki pod kontrolą i gębę na kłódkę. Mindy jest idealna na zewnątrz. Perfekcyjne włosy, doskonała skóra. Jej paznokcie są zawsze pomalowane i bez odprysków. Nigdy nie nosi dwóch różnych skarpet, nie zapomina użyć dezodorantu, a jej włosy nie kręcą się podczas deszczu. Ona może nie być miłą osobą, ale nie można tego stwierdzić po jej wyglądzie. A mój Ben – słodki, wspaniały, namiętny Ben, w którym jestem cholernie zakochana – umawiał się z nią. Ale to coś więcej. Spotykał się z kobietą, którą nienawidzę. Z kobietą, która wyżywa się na innych, by poczuć się lepiej, którą nie obchodzi to, że postępuje źle, dopóki przynosi jej to korzyści. Nagle znów jestem nastolatką i oglądam, jak Mindy wpycha język do ust mojej sympatii. -Hej, daj spokój – trąca moje ramię. - Odpuść. -Potrzebuję czasu, aby to przemyśleć. Spałeś z moim wrogiem. -Myślałem, że jesteś ponad to. -Jestem! Ale nadal... ona jest kurwa mężatką i ma dziecko! Spałeś z zamężną
kobietą! -Rozwodziła się i nie ma żadnych dzieci. Jestem tego pewny, tylko siostrzenicę. Powiedziała mi, że są w separacji i nie mieszkają razem. Uwierzyłem jej, nie sprawdzając faktów. Nie uprawiałbym z nią seksu, gdybym wiedział, że wciąż żyje z mężem. Przyrzekam. Nie jestem taki. Poza tym to nie było nic poważnego, musiałem się po prostu wyszaleć. Zabawianie się z Mindy pieprzoną Abraham jest jak randka z Hitlerem. Kładzie rękę na moim ramieniu, a ja cofam się dalej. -Felicity, nie bądź głupia. Mój gniew i wątpliwości tworzą śmiertelną kombinację, wysyłając mnie do trybu wściekłości. -Nie jestem głupia. Chyba w końcu przejrzałam na oczy i to zobaczyłam. -Zobaczyłaś co? -Kim dla ciebie jestem i jakie znaczenie dla ciebie ma to, co jest między nami. -Co ty do cholery mówisz? -To! Jego oczy rozszerzają się i potrząsa głową. -Mówisz bez sensu. Uspokój się i porozmawiajmy jak dorośli. Gdybym wiedział, że to spowoduje taki problem, nigdy bym nie poruszył tego tematu. -Cóż, ja się cieszę, ponieważ w końcu wiem, na czym stoimy. To też musiała być zabawa. Nic poważnego. Może to też nic dla niego nie znaczyło. Ta myśl łamie mi serce i zamiast smutku, czuję gniew. Wiem, że wszystkie negatywne emocje z czasem znikną, ale teraz jestem wściekła. Muszę trzymać się tej złości, ponieważ tylko w ten sposób mogę się obronić. Nie, ja nie myślę racjonalnie, gdy jestem w takim emocjonalnym kryzysie. -Teraz wszystko ma sens. Nigdy nie zabrałeś mnie na eleganckie pokazy sztuki. Ciągle spotykałeś się z innymi ludźmi, zapraszałeś ich do domu... widziałam tam damskie buty i... nie potrafię. - Mój głos łamie się od nadmiaru emocji. -Może to moja wina, że dałem ci to mylne wrażenie, ponieważ spałem z tobą na pierwszej randce. Nie rób tego. Nie jestem taki. Było w tobie coś specjalnego, czego nie mogłem zignorować i dałem się ponieść emocjom. To było dla mnie ważne, ale zgaduję, że cię to nie obchodzi. Odwracam się i ocieram łzy, by Ben nie zauważył. Odpycham go, zanim on odepchnie mnie. Jest to świadomy mechanizm obronny i jeśli bym się uspokoiła, zrozumiałabym swoje zachowanie.
Ale tego nie robię. Nie mogę. Ben znaczy dla mnie tak dużo, że nie potrafię stosować logiki w tej chwili. On się nie porusza. Nie mówi. Moje serce bije i z każdą kolejną sekundą, uświadamiam sobie, że moje słowa są prawdziwe. Jeśli by tak nie było, zaprotestowałby, powiedziałby, że się mylę, że przeprasza za bałagan w mojej głowie. Ta cisza mnie zabija. Otwieram usta i wiem, że powinnam się zamknąć, ponieważ powiem coś, czego będę potem żałować. Wiem, że tak będzie. Ale zawsze tak robiłam. Zawsze będę tak robić. -Byłam twoją zdobyczą... tyle znaków było przede mną. Zgaduje, że wszystkich tak traktujesz. Nadal jedyną reakcją, jaką dostaję od Bena, to cisza. -Jeśli znaczę tak mało, to idź. Zadzwoń do innej dziewczyny z którą się spotykasz, może nawet do Mindy. Nic. Daj spokój, Ben. Przynajmniej się wkurz. Krzycz. Powiedz mi, że mam rację i nic cię nie obchodzę. Powiedz mi, że się mylę i jestem głupia. Po prostu. Powiedz. Coś. -Właśnie tak o mnie myślisz? - pyta w końcu. -To oczywiste, że teraz tak myślę. Ostro wzdycha. - Felicity, to nie – przerywa, potrząsając głową. - Myślałem, że jesteś inna, ale widocznie się myliłem. Powinienem iść. Mój świat wiruje, ponieważ nie spodziewałam się zobaczyć ból na jego twarzy. Oh, kurwa. -Ben – zaczynam, ale on już podchodzi do drzwi. Kładzie dłoń na klamce i odwraca się, marszcząc brwi. -Nigdy nie poprosiłem cię, byś towarzyszyła mi na pokazach sztuki, ponieważ zawsze zabierałem mamę. Swoją drogą, to jej buty widziałaś w domu. Odwiedza mnie, kiedy nie przebywa z tatą, który ma problemy z pamięcią po wielu urazach głowy, podczas wojny i potrzebuje stałej opieki. Mogłaś po prostu mnie o to zapytać. Nie podzieliłem się tym z tobą, ponieważ to nie jest rzecz, którą się chwalę. Poza tym większość ludzi nie rozumie kultury Japońskiej i uważa, że rodzice są ciężarem. Myślałem, że ty byś zrozumiała. Odwraca głowę i nasze oczy po raz ostatni się spotykają. - Myślałem, że cię kocham. Myliłem się.
Potem odchodzi. I wtedy wszystko uderza naraz: potraktowałam Bena w ten sposób, w jaki nienawidzę być traktowana. Osądziłam go. Zrobiłam założenia, a luki wypełniłam mylnymi informacjami. Pozwoliłam własnej niepewności przejąć nade mną kontrolę, a Mindy pieprzonej Abraham zniszczyć moje życie, prawie 10 lat po ukończeniu liceum. Wygrałaś Mindy. Ponownie. Moja klatka piersiowa gwałtownie unosi się i opada, a ja tłumię szloch. Mrugam i wybiegam przez drzwi, ale jest już za późno. Ben właśnie wyjeżdża na ulicę. Łzy napełniają moje oczy, gdy patrzę, jak znikają tylne światła jego Audi. Nie mogę oddychać. Zamykam drzwi, padam na kanapę i płaczę. Zepsułam. Najlepszy czas. Tak bardzo bałam się zranienia, że skończyło się na skrzywdzeniu siebie i innych. Moje własne proroctwo właśnie się spełniło.
Rozdział 16 Nie wiem co robić. Przecieram oczy, siadam i powstrzymuje szloch. Mój telefon jest w torebce, więc wyciągam go i dzwonię do Bena. Od razu odzywa się poczta głosowa. Czekam kilka sekund, po czym dzwonię ponownie. Przez chwilę słychać sygnał, a potem znów włącza się automatyczna sekretarka. Rozłączył się. Zamykam oczy, zatrzymując kolejne łzy i staram się przestać hiperwentylować. On jest wkurzony teraz. Tak samo jak ja. On potrzebuje, by się uspokoić, a nawet jeszcze nie dojechał do domu. Wracam na kanapę i czeka. Jedna minuta mija. Potem kolejna. Chciałabym zadzwonić do niego ponownie, ale wiem, że to jeszcze nie jest dobry czas. Moje serce mocno bije i czuję się chora. Spieprzyłam. Powiedziałam w gniewie i strachu rzeczy, które nie mają sensu i w które tak naprawdę nie wierzę. On powiedział, że mnie kocha. Teraz wiem, że ja też go kocham. Napadłam na niego, chociaż wcale nie chciałam, nawet jeśli byłam pewna, że mnie zranił. To ja zraniłam go. Nienawidzę siebie za to. Nie mam pojęcia, co robić dalej. Nie można usunąć usterki, przeprogramować dnia i zacząć od nowa. Przygryzam wargę i wiem, że jedyne co mogę zrobić, to przerosić Bena i poczekać, aż uspokoi się na tyle, że będzie chciał mnie wysłuchać. Dzwonię do niego kolejny raz. Dwa sygnały mijają, a potem odzywa się poczta głosowa. Biorę głęboki wdech, a słowa zamierają w moich ustach. Padam na kanapę, a łzy biegną po mojej twarzy. Jestem wyczerpana, ale mam wystarczającą ilość energii, by włożyć nasze naczynia do zlewu, wyjąc butelkę wina z lodówki i przejść do sypialni. Kładę się do łóżka i zaczynam pić. Pozwalam moim emocjom przejąć nade mną kontrolę i po niedługim czasie jest mi niedobrze, a umysł się zamglił. Ale nie zatrzymam się teraz. Kontynuuję picie, do czasu, aż mdleje z ilości alkoholu.
Chcę się obudzić w lepszej rzeczywistości. Ale tak się nie dzieje. Budzę się po godzinie spocona, z suchością w ustach i złym pęcherzem. Sprawdzam telefon – nic nie ma – i idę siku. Biorę prysznic, dlatego że wydaje się mieć sens. Ciepła woda spływa ze mnie i wraz ze łzami opada na podłogę. Zepsułam. Ponownie. Dwa razy w swoim życiu, spieprzyłam coś niezwykłego. Za pierwszym razem, nie chciałam by mój chłopak mnie zostawił, a teraz nie chciałam, by Ben mnie zranił. Zamiast tego, to ja zraniłam go. Wychodzę spod prysznica, osuszam się i zawijam w ręcznik. Ustawiam budzik na jutro i pozwalam, by sen i smutek pogrążył mnie w ciemności.
* -Trudny weekend? - pyta Mariah, kiedy siadam przy biurku następnego dnia. Moje oczy są opuchnięte od płaczu, a Ben nadal do mnie nie zadzwonił. Nie odpowiedział też na moje telefony. Próbuję się na niego wściekać. Ale nie potrafię. -Można tak powiedzieć. Zbyt dużo wypiłam i mam ból głowy. Nie chcę być niemiła, ale Mariah chyba rozumie, ponieważ zostawia mnie w spokoju. Nie chcę z nikim rozmawiać. Nie chcę wyjaśniać co się stało, ani myśleć o tym sekundę więcej. Bo jeśli to zrobię, znów zacznę płakać. Ben jest najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Jest wszystkim, czego chcę i wszystkim, czego potrzebuję. A ja pozwoliłam mu odejść, otworzyłam drzwi i wykopałam go ze swojego życia. Odwracam się do komputera i nawet nie wiem, co mam teraz robić. Po kilku minutach namysłu, mój mózg wyostrza się i mogę zająć się nowym zadaniem. I jakby wszechświat nienawidził mnie zbyt mało, mam zlecenie dla lokalnego sklepu z sukniami ślubnymi. Nie tylko mam złamane serce, ale także nie mam pary na wesele Jake'a . Ben nie będzie ze mną tańczył, rozmawiał i skrycie się śmiał z Danielle, przejmującą się mało ważnymi drobiazgami. Będę sama i jestem pewna, że tak będzie wyglądać reszta mojego życia. Nigdy nie spotkam już nikogo takiego, jak Ben Hartford. Po raz pierwszy obawiam się końca dnia. Praca idzie powoli i jest strasznie
uciążliwa. Mój telefon ciągle leży na biurku, w razie gdyby Ben napisał lub zadzwonił do mnie. Nie robi tego. A ja nie jestem pewna, czy powinnam dzwonić ponownie. Robiłam to już tyle razy i nic. Próbowałam przekonać samą siebie, że nadal jest zły, ale kiedy wieczorem wracam do samochodu i nadal nie mam żadnego sygnału od niego, wiem, że to coś więcej. Chcę być na niego zła i mówić, że zachowuje się za bardzo „dramatycznie”, ale doskonale wiem, że on naprawdę mnie kochał, ponieważ tylko ludzie o których dbasz, mogą cię zranić tak mocno. Im bardziej kogoś kochasz, tym głębsze rany. Nie lubię mieć wyrzutów sumienia, ale zabija mnie to, że zraniłam Bena i zachowałam się podobnie jak Mindy pieprzona Abraham. Dostaję się do samochodu i chowam twarz w dłoniach. Jest gorąco i z trudem oddycham. Muszę włączyć klimatyzację, otworzyć okna... cokolwiek. To kara, na jaką zasługuję. Mój telefon dzwoni i w ciągu sekundy wyjmuje go z torebki. To nie jest Ben. To Erin i ja nie zamierzam odbierać. Nie chodzi o to, że nie chcę z nią rozmawiać, nie chcę mówić jej o Benie i znów płakać, a wiem, że tak będzie. Czuję się winna, że zignorowałam jej telefon. Zapalam samochód i obiecuję sobie, że zadzwonię do niej, gdy będę w domu. Trzymam telefon na kolanach, w przypadku gdyby Ben próbował się ze mną skontaktować. Nie robi tego. Nie po drodze do domu, nie w czasie obiadu, nawet nie podczas 4-godzinnego maratonu „Doctor Who”, jedzenia lodów i użalania się nad sobą. Ciągle trzymam się nadziei, ale ona powoli się wymyka. Gdy nadchodzi pora snu, dzwonię do Erin. -Hej Lady – mówi optymistycznie, jak zwykle. - Chciałam się tylko upewnić, że wróciłaś do domu i że wszystko w porządku. Nie zalogowałaś się na żadne konto wczorajszego wieczoru. Zamykam oczy – Wiem, miałam kilka rzeczy do zrobienia w domu. -Och, ale wszystko okej? -Nie, nie jest. - Wtedy zaczynam płakać i opowiadam jej o naszej słownej walce i o tym, że powiedziałam mu przykre rzeczy, których wcale nie chciałam, ale nie mam filtra i nie potrafię się powstrzymać, gdy zacznę. - Wszystko zniszczyłam. - Szlocham i siadam wygodnie na kanapie, a Pan Pazur próbuje mnie pocieszyć. -Wcale nie – zapewnia mnie Erin. - Pokłóciliście się. Zdarza się. Wiesz jak
często ja i Dave się kłócimy? Jeśli wiesz, powiedz mi Lissy, bo ja przestałam liczyć dawno temu. Ludzie walczą ze sobą, to się zdarza. Przeproś i wyjaśnij, że twoje słowa były wynikiem braku pewności siebie. Myślę, że zrozumie. Moje oczy są opuchnięte od płaczu. Mrugam kilka razy, by wyostrzyć obraz i biorę drżący wdech. -Sądzę, że on nie wie, jak bardzo brak mi pewności siebie. Przeproszę go przy pierwszej okazji, ale uważam, że same wyjaśnienie moich słów nie wystarczy. -Nie zgadzam się. Powiedział, że cię kocha. Jestem pewna, że nadal tak jest, ponieważ nie można kogoś po prostu przestać kochać. Zakochanie to nie decyzja. To się po prostu dzieje. Zadzwoń do niego. Idź do niego. Porozmawiaj z nim w jakiś sposób. -Zadzwonię – mówię i od razu robię się nerwowa. - Chciałabym, żeby znów wszystko było dobrze. -Ludzie walczą, kłócą się, a na końcu wychodzą z tego silniejsi. -Mówisz tak, jakby to było proste. -Nie jest. W związkach nic nie jest proste. Wymagają wiele pracy. Rozłącz się i zadzwoń do niego. -Okej, tak zrobię. -Świetnie, kocham cię Lissy. Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz mnie potrzebować. -Dziękuję Erin. Rozłączamy się, a ja wymyślam w głowie to, co zamierzam powiedzieć Benowi. Biorę prysznic, przygotowuje obiad na jutro i siadam na łóżko. Mam tylko 2% baterii na telefonie, więc sięgam po ładowarkę i decyduję się zadzwonić do niego dopiero za pół godziny. W końcu jednak zasypiam, śniąc o wspaniałym weekendzie, jaki przeżyłam z Benem. Chciałabym się nie obudzić. Otwieram oczy o 1 w nocy i wiem, że to za późno, by dzwonić. Ulżyło mi, ponieważ mam jeszcze jeden dzień, w którym mogę trzymać się fałszywej nadziei.
*
Zadzwonię dzisiaj po pracy do niego. Zrobię to. Nie zrobiłam tego wczoraj, ale nie będzie więcej szans.
Wtorek mija szybko i jest przepełniony strachem o to, co powie. Próbuję sobie to wyobrazić i mam dwie przeciwne wersje. Najlepsza. Powiem mu wszystko, a on mi wybaczy i zechce się dzisiaj ze mną spotkać. Będziemy uprawiać oszałamiający seks i wszystko będzie w porządku. Najgorsza. Cóż, naprawdę nie potrafię się zdecydować. Chyba najgorszym byłoby, gdyby powiedział, że nie chce mnie więcej widzieć. Od jego słów zależy ilość wina, jaką kupię w drodze do domu. Czuję się źle, że unikam Camerona. On na pewno wie, że coś jest nie tak, ponieważ nie przemycam dodatkowych pączków w ciągu dnia. Pod pretekstem wyjścia na obiad, udaję się do samochodu i jedząc sałatkę, słucham optymistycznej muzyki, by poprawić nastrój. Wracam do biurka i odbieram maile od właścicieli sklepu z sukniami ślubnymi. Chcą zawrzeć na stronie zdjęcia uśmiechniętych klientek i całujących się par. Oh, kurwa. Muszę powiedzieć Jake'owi, że nie mam pary na jego ślub. Erin też została zaproszona i potwierdziła swój udział razem z mężem, więc nie mogę jej zabrać, jako osoby towarzyszącej, a Danielle będzie zła, że zmarnowałam talerz. Pieprzyć to, najwyżej zjem dwa posiłki. Kończę pracę i wychodzę na parking. Chmury przysłoniły słońce, a powietrze stało się wilgotne. Otwieram drzwi i siadam na fotelu kierowcy. Cała się trzęsę, więc zamykam oczy i biorę głęboki wdech. Mogę to zrobić dla Bena. Dla nas. Wyłączam radio i znajduję w torebce telefon. Moje palce drżą, szukając numeru Bena, a potem naciskam na jego nazwę, nie dając sobie chwili na zawahanie. Przykładam telefon do ucha i przełykam gule w gardle. Pojawiają się kolejne sygnały, a on nie odpowiada. W końcu odzywa się poczta głosowa, a ja słysząc jego głos – nawet ten nagrany – uświadamiam sobie, jak bardzo za nim tęsknię. -Ben – zaczynam. - To ja, Felicity. Ben, ja... przepraszam. Nie miałam na myśli tego, co powiedziałam. Nie jestem przyzwyczajona, że ktoś taki, jak ty, może mnie polubić i spanikowałam. Byłam pewna, że zamierzasz mnie zostawić i tak naprawdę, wcale mnie nie lubisz. Jestem taką idiotką. Ben, musisz wiedzieć, że strasznie mi przykro. Ja wiem, że to nie ma sensu, ale odpychałam cię, ponieważ tak czułam się bezpieczniej i w końcu zraniłam nas oboje. - Biorę głęboki wdech i kończę. - Ja nie tylko myślę, ja cię kocham. Jestem tego pewna. Zamykam oczy, a łzy spływają po moich policzkach. Kończę rozmowę i pozwalam telefonowi upaść na kolana. Kładę obie ręce na kierownicy i pozwalam sobie na chwilę płaczu, a potem uruchamiam samochód i wracam do domu.
Kończę butelkę wina, którą zaczęłam wczoraj i żałuję, że nie pojechałam do sklepu, by kupić więcej. No cóż, kupię jutro. Ustawiam największą głośność w telefonie i szyję kostium na Comic Con do późna. Ben nie oddzwania. Po tym co powiedziałam mu w wiadomości głosowej, nie wiem, jak jeszcze mogę mu udowodnić, że jest mi przykro i chcę z nim być. Jestem wyczerpana, kiedy idę pod prysznic, a potem kładę się do łóżka. Leżę przez godzinę z chorym uczuciem żalu, który zastępuje wszelkie nadzieje, jakie we mnie pozostały. Pieprzyć to. Będę musiała z tym żyć.
Rozdział 17 -Miałaś już ostateczną przymiarkę? - pyta mama, gdy wychodzę z pracy w czwartek. Wesele już za kilka dni i wszyscy biegają, jak kurczaki z odciętymi głowami. Tata przysięgał, że widział, jak kury naprawdę chodziły po odrąbaniu głowy siekierą. Nie wierzę mu. -Tak – kłamię. Nawet nie próbowałam tego cholerstwa, odkąd je uszyłam. Po latach tworzenia kostiumów, uważam, że jestem dobrą krawcową, ale muszę wrócić do domu i jak najszybciej sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest. To będzie długa noc. -Wygląda świetnie. Mam też buty i biżuterię, którą chciała Danielle. -Po prostu się upewniam. Jestem strasznie podekscytowana, by zobaczyć cię w pełni wystrojoną razem z twoim chłopakiem. Kto wie, może za niedługo to dla was zabiją dzwony weselne. Krzywię się wewnętrznie. Nie wiem, co się u niego dzieje. Żadnych wiadomości, żadnych telefonów. Nawet nie zaktualizował swojego instagrama od zeszłego tygodnia. -Być może – wzdycham. Wydałam wczoraj wszystko, aby wydostać się z kałuży użalania, ale niestety się utopiłam. Teraz ociekam, ale przynajmniej stoję i nie topię się. -Muszę lecieć, do zobaczenia jutro. Kocham cię, bye. Rozłączam się, zanim mama może cokolwiek powiedzieć. W końcu zobaczę ją jutro po południu. Pracuję pół zmiany, a następnie wracam do domu, gdzie zostanę przez weekend. Gdzie będę jej musiała powiedzieć, dlaczego nie ma ze mną Bena. Nie chcę tego robić. Nie chcę litości, ani przypominania, że jestem zupełnie sama na weselu mojego brata. Nie jestem tradycjonalistką, ale jest młodszy ode mnie i pierwszy się żeni. To trochę smutne. Po drodze do domu, zatrzymuję się w sklepie. Mój okres rozpoczął się w nocy we wtorek i aktualnie jestem w moim ostatnim tamponie... który musi zostać zmieniony. Teraz.
Przez cały dzień chodziłam z czerwoną plamą na spodniach. Jestem prawie pewna, że wszechświat naprawdę mnie nienawidzi. Wzdycham. Przynajmniej Czerwona Ciotka mogłaby się spakować i wrócić w sobotę. Naprawdę muszę w końcu jakoś unormować mój cykl. To niespodziewane krwawienie zniszczyło moją ulubioną parę spodni. W ciągu kilku minut, mój koszyk jest prawie pełny różnych rzeczy – których tak naprawdę nie potrzebuję – do higieny intymnej. -Hej Felicity! O miłości wszystkich dobrych rzeczy na tym świecie. Dlaczego to musi być ona? Zaciskam wargi. -Mindy? Hej – mówię stanowczo. Spoglądam obok niej na pudełko tamponów, których szukam. Ona wyciąga różowe pudełeczko wkładek higienicznych i wkłada je do koszyka. -Co się stało z Benem? - pyta od razu. -Nie wiem – mruczę, wkładając pudełko. -Jestem pewna, że jednak wiesz. Wyjechał z pracy we wtorek rano i do dzisiaj nie wrócił. Było cichy cały dzień i nie chciał mówić o „tym” cokolwiek to znaczy. Jestem prawie pewna, że był w domu opieki. Czy jego ojciec umarł? Moje serce zatrzymuje się w klatce piersiowej. Wspominał o nim tylko raz i to w dodatku podczas naszej kłótni. Jego ojciec ma problemy z pamięcią i wymaga stałej opieki. O kurwa. -Porozmawia z tobą, kiedy będzie gotowy. Pa – mówię zachowawczo i idę dalej. Dzięki Bogu, Mindy nie żegna mnie słowami „do zobaczenia na weselu”. Mimo to, wciąż może się pokazać. Kto wie. Mam wszystko, czego potrzebuję, więc idę do kasy i płacę, a potem od razu udaję się do toalety. Teraz mogę bezpiecznie wrócić do domu. Mam kilka rzeczy do zrobienia.
* Po godzinie, udaje mi się dowiedzieć, że ojciec Bena mieszka w Meadow View Centers w samym centrum Grand Rapids. Włamuję się do ewidencji przyjęć, ale muszę przekopać się przez dokumentację medyczną. Nie jestem już żadnym przestępcą.
Jego ojciec został tu przeniesiony na miesiąc przed przeprowadzką Bena z Nowego Jorku. Teraz, to wszystko ma sens i rani moje serce coraz bardziej. Ben opuścił swoją wymarzoną pracę, zostawił uznanie i sławę na rzecz rodziny. On naprawdę nie jest tym, za kogo go uważałam. Bałam się i pozwoliłam sobie uwierzyć, że moje myśli są prawdziwe. Zamykam laptopa i przygryzam wargę, zastanawiając się co zrobić. W końcu biorę telefon i wybieram numer ośrodka. Przez dłuższą chwilę dzwoni, a potem ktoś odbiera. -Witaj, czy James Hartford ma chwilę? - pytam pielęgniarkę. -Właśnie je obiad w jadalni. Przekazać jakąś wiadomość? -Nie – mówię i czuję ulgę. Tak naprawdę wcale nie chciałam z nim rozmawiać. - Zadzwonię później. Dziękuję, do widzenia. Rozłączam się i mam nadzieję, że nie byłam podsłuchiwana lub nie sprawdzili mojego identyfikatora rozmówcy. Tata Bena żyję i w jakiś sposób oznacza to, że wszystko jest w porządku. Co teraz? Czy mogę zadzwonić do Bena ponownie? Dać mu jeszcze jedną szansę? Nie chcę wyglądać na zdesperowaną, ale dokładnie taka jestem. A ludzie robię desperackie rzeczy dla tych, których kochają. Moje ręce drżą, gdy znajduję numer Bena. Tym razem nie rozłącza się, ale też nie odpowiada. -Ben – mówię do poczty głosowej. - To ja. Przepraszam. Tęsknię za tobą. Czy moglibyśmy porozmawiać osobiście? Ja... ja po prostu muszę wiedzieć. Przerywam i zamykam oczy, zastanawiając się, jak długo jeszcze potrwa, zanim wrócę do normalnego życia. Byłam szczęśliwa. Trochę samotna, to prawda, ale wszystko było okej. Żyć, kochać życie i po prostu być sobą. Chciałabym do tego wrócić, ale bardziej wolałabym Bena.
*
Nie skończyłam mojej sukienki na czas, ponieważ zemdlałam w salonie. Obudziłam się o 4 rano i przyczołgałam do łóżka. Spałam dwie godziny, a potem usłyszałam dźwięk budzika. Następnie zadzwoniłam do pracy i powiedziałam, że jestem chora. Tak, czuję się winna, kiedy siadam przed maszyną do szycia. Cameron był
zaniepokojony; powiedział, że ostatnio byłam strasznie cicho i mogę wrócić dopiero w poniedziałek. Wypuszczam oddech. Prawie skończone. Lubię tworzyć stroje, ale przerabiać sukienki z takich przerażających materiałów... już nie tak bardzo. Na szczęście nie trzeba było dużo zmieniać. Musiałam ją trochę skrócić, zacisnąć na dekolcie i usunąć z niego wszystkie bezsensowne dodatki. Wkładam ją na siebie. Pasuje idealnie. W końcu. Sukienka jest trochę zmięta, więc zabieram ją do łazienki i wieszam na zasłonie prysznicowej, szukając parowego żelazka. Nigdy nie przypuszczałam, że przyda mi się do sukienki. Zaczynam się pakować. Muszę wziąć coś na próbną kolacją wieczorem więc wrzucam zwykłą czarną sukienkę i obcasy Harry'ego Pottera. Pakuję też wszystko na jutro i układam w samochodzie. Zatracam się w League of Legends na chwilę, a potem żegnam się z Pazurem i wyruszam w samotną podróż do domu rodziców. Po przyjeździe nie zastaję nikogo w domu. Zapewne wszyscy są u Jake'a albo w hotelu, gdzie przebywa reszta rodziny. Wykorzystuję ten czas na przeniesienie moich rzeczy do pokoju. Miałam zarezerwowaną z Benem jedną z chatek, ale to już nie będzie konieczne. Zabieram komputer i schodzę na dół, szukając jakiegoś alkoholu. Wlewam sobie do kieliszka czerwone Moscato i oglądam półtorej odcinka „Supernatural” zanim moi rodzice wracają do domu. -Och, jak dobrze, że już jesteś – mówi mama, gdy tylko przechodzi przez drzwi. Ma na sobie tymczasowe styropianowe japonki, które wkłada się, gdy malujesz paznokcie. Cholera. Wiedziałam, że coś miałam zrobić. Zginam nogi i chowam stopy. Jest mały zestaw do malowania paznokci w górnej łazience. Co prawda, pozostał z mojego dzieciństwa, ale mam nadzieję, że będzie w porządku. -Gdzie indziej miałabym być? -Dzwoniłam do ciebie, a ty nie odebrałaś. -Och tak, zostawiłam telefon na górze – śmieje się z siebie. -Wzięłaś sukienkę? -Tak. -A buty? -Też, mamo. -A naszyjnik, który ci dała Danielle? -Przecież go noszę – dotykam szyi.
Mama kładzie torebkę i wchodzi do salonu. Wzdycha i zamyka na chwilę oczy. -Dobrze. Jestem taka nerwowa. -Uspokój się mamo. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy to twoje omdlenie. -Nie zemdleje. Dlaczego wyglądam, jakbym miała zemdleć? Nie jestem blada, prawda? Nie używałam kremu z filtrem ostatnio, by się trochę opalić – mówi dość szybko. -Wyglądasz wspaniale mamo. Opalenizna odmładza. Po prostu wyluzuj. Danielle ma swoje fantazyjne wesele i nic więcej. Będzie perfekcyjnie. Mama uśmiecha się do mnie. - Będzie. I tak będę denerwować się bardziej przed twoim weselem. W końcu za ten jutrzejszy nic nie płacę. - Wywracam oczami. - Właśnie, gdzie jest twój chłopak Ben? Zaciskam szczęki zamykając oczy. Chciałabym jej wszystko opowiedzieć, wypłakać się i obwiniać siebie, a potem mama mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze. Życie czasami dla wszystkich jest do bani, ale potem będzie coraz lepiej. Zawsze tak jest. Musi. Ale nie mówię jej prawdy. Ona jest już wystarczająco zestresowana weselem mojego brata i nie chcę by martwiła się jeszcze bardziej. -Miał duże przyjęcie i nie zdążył wrócić. Coś o inwestorach z Nowego Jorku. Nie potrafię spojrzeć na mamę, kiedy kłamię, więc podchodzę do komputera i udaje zainteresowanie. - Postara się dotrzeć jutro. -Oh przykro, ale w pełni go rozumiem. Twój kuzyn Randy chętnie go zastąpi, jeśli nie da rady jutro dojechać. -Ew, to przerażające. Mama macha ręką w powietrzu. - On po prostu cię lubi. -Mamo, on ma moje zdjęcie powieszone na ścianie w pokoju. W szkolnej szafce też. -Ukończył liceum w ubiegłym roku, więc teraz ma tylko jedno twoje zdjęcie. Marszczę nos. - Akurat to w pokoju jest przerażające. -Nie ważne – posyła mi mały uśmiech. - Mam zamiar przygotować wszystko na jutro. Chcesz mi pomóc zapakować przekąski? Unoszę brwi. - Po co w ogóle pytasz? -Moja dziewczyna. W lodówce jest sałatka z kurczakiem, zjedz coś, zanim pojedziemy. Kolacja będzie późno, ponieważ wszyscy jedziemy potem na miejsce wesela. Danielle prosiła, byśmy pomogli planiście. Poza tym czeka nas też próba.
-Jaki jest sens w zatrudnianiu planisty, skoro musimy jeszcze jej pomagać? wywracam oczami. - Jake mówił mi, jak dużo jej płacą. -To dzień Danielle. Po prostu jakoś to przeżyj, a nie będziesz jej więcej widzieć, aż do święta Dziękczynienia. -Zgoda. Nie będę się kłócić, że to nie jest tylko dzień Danielle, ale Jake'a również. Kończę odcinek Supernatural, jem i idę na górę się przebrać. Jestem gotowa przed mamą, więc dołączam do mojego taty na kanapie. -Nie wyglądasz, jak ty, dzieciaku – mówi, choć widział mnie tylko przez chwilę. Zmuszam się do uśmiechu. - Jestem po prostu zmęczona. To wszystko. Tata nie jest przekonany, ale kiwa głową. Odwracam się i skupiam uwagę na tym, co ogląda. Mama przychodzi spóźniona, ale krzyczy na tatę, że to jego wina. On kręci głową. Często tak się dzieje, więc jest już do tego przyzwyczajony. Wchodzimy do samochodu i ruszamy. Ciemne chmury zbierają się nad naszymi głowami. Nikt z nas nic nie mówi, ale jestem pewna, że wszyscy myślimy o tym samym: Danielle się załamie, jeśli będzie padać. Choć Danielle nie pochodzi z Mistwood, uznała, że mała, plażowa społeczność to idealne tło dla jej ślubu. Właściwie to każdego. Przejeżdżałam obok starego kościoła wiele razy, ale nigdy w nim nie byłam. Budynek jest biały z wysoką wieżą i dzwonnicą, a krzewy kwitną przed głównym wejściem. Wygląda, jak wyjęty z telewizyjnego programu o weselach. Nie spodziewałam się, że przez mój żołądek przejdzie cała masa emocji, które wywołają łzy. Odwracam się i robię głęboki wdech, a następnie idę za rodzicami do kościoła. Jestem szczęśliwa i dumna z Jake'a, że pomimo jego upierdliwego charakteru, jest gotowy się ustatkować i zostać mężem. Jestem też zła na siebie za zranienie Bena i zmarnowanie szansy, aby być może – tylko może – zostać jego żoną w przyszłości. Kolejny głęboki wdech. Przetrzymaj to. Zwolnij. Okej. Trochę lepiej. Danielle siedzi koło ołtarza, a jej druhny stoją wokół niej. Wolałabym nie być jedną z nich. Dostałam tą rolę tylko dlatego, że jestem siostrą Jake'a, nie mam z Danielle żadnych przyjaznych przeżyć. Zoey odwraca się i posyła mi dziwne spojrzenie. Wspaniale. Zupełnie o niej
zapomniałam. Przypominam sobie radę Hermiony, że to co słuszne, nie zawsze jest łatwe. Przybieram nieszczery uśmiech i idę do reszty druhen, by powiedzieć Danielle, że wygląda wspaniale. Kolejne dziesięć minut czekamy na resztę, a potem próba się rozpoczyna. To standardowa ceremonia kościelna: wchodzimy, zajmujemy miejsca przy ołtarzu, czekamy na pannę młodą... bla bla bla... potem dalsza część ślubu. Danielle już płacze, gdy idzie w stronę ołtarza, niosąc bukiet z wstążkami i kokardkami. Spoglądam na Jake'a, który jest w nią zapatrzony i kurwa, zaskakuje mnie to. Kilka niechcianych łez gromadzi się w kącikach moich oczu, ale nie pozwalam im wypłynąć. Powtarzamy ten proces pięciokrotnie. Pięć razy. Każdy, kto widział film ślubny, wie jak to robić. Nawet ksiądz wygląda na znudzonego, gdy Danielle chce powtórzyć wszystko jeszcze raz. W końcu zaprzestajemy tej szopki. Mój żołądek burczy i mam nadzieję, że zaraz udamy się do miejsca wesela, ale nie, przychodzi fotograf, by zrobić zdjęcia. Czy będziemy to naprawdę robić teraz? Na szczęście zrobiłam makijaż i upięłam włosy. Czterdzieści pięć minut później biegniemy przez parking, unikając kropel deszczu i wsiadamy do samochodu. Sala weselna znajduje się pół godziny drogi stąd, ale deszcze spowalnia sprawy. Restauracja jest nowa, otwarta dwa lata temu. Zatrzymuję się, gdy przechodzę przez główne wejście. Sala znajduje się przede mną, ale masywne drzwi są zamknięte i przylepiono na nich znaczek „tylko dla pracowników”. Zakrzywione schody prowadzą na balkon ciągnący się wzdłuż budynku. Czerwone dywany leżą na stopniach, a wszystko ma bogaty wystój. Planistka wesela staje między moim bratem i Danielle, a następnie każe im zamknąć oczy. Fotograf robi zdjęcia, a jej asystent wszystko nagrywa. Nawet ja czuję lekkie zaciekawienie, gdy planistka powoli otwiera drzwi. Danielle piszczy z podniecenia i razem z druhnami zaczyna wychwalać każdą rzecz w sali. Ja trzymam się z tyłu razem z rodzicami i pozwalam innym wejść, a dopiero potem sama przechodzę przez drzwi. Oświetlenie jest małe, a wszystko ustawione zostało idealnie. Tak, to rzeczywiście imponujące. Mój umysł zastanawia się nad kosztami, kiedy podziwiam satynowe kokardki przypięte do każdego krzesła. To wygląda, jak wystrój z okładki magazynu, a ja zaczynam w końcu czuć podekscytowanie. Danielle dokładnie ogląda całą salę, a potem mówi, że nie trzeba nic zmieniać. Byłabym zaskoczona, gdyby chciała to zrobić, ponieważ całość wygląda idealnie. I choć nigdy nie będę w stanie pozwolić sobie na planistkę wesela, to
wezmę jej wizytówkę na wszelki wypadek. Deszcz pada jeszcze mocniej, gdy wyjeżdżamy z miejsca wesela. Mama jest pewna, że do jutra niebo będzie czyste, ale gdy tata włącza prognozę pogody, wygląda na to, że matka natura nie za bardzo się z tym zgadza. Jestem cicha przez całą kolację, a potem sprawdzam telefon. Ben wciąż nie dodał nic na instagram. Nie ma też nowych zdjęć na internetowej stronie galerii. Kończę z prześladowaniem go, choć to legalne poprzez social media, a ja nie przekroczę tej granicy już nigdy więcej. Mama idzie wcześnie spać. Jake, który spędza swoją ostatnią noc z dala od Danielle, przez chwile ogląda ze mną i tatą telewizję, a potem wstaje i mówi dobranoc. -Też powinnaś iść spać, dzieciaku. - Tata rozkłada się na fotelu. -Nie jestem zmęczona – mówię, wiedząc, że nie będę potrafiła zasnąć. Tata czeka, aż Jake zniknie w swoim pokoju, a potem kontynuuje. -Przez cały dzień mówiłaś, że jesteś zmęczona, a teraz nie jesteś? Co się dzieje, Felicity? Nie jesteś sobą. -Jest w porządku. To znaczy będzie. -Kobiety nie używają słów „w porządku”, kiedy naprawdę tak jest. - Siada obok mnie na kanapie. - Co jest nie tak? Kręcę głową. - Pokłóciłam się z Benem. Powiedziałam rzeczy, których nie miałam na myśli i prawdopodobnie zniszczyłam wszystko. -Ty mówisz głupie rzeczy w złości? Nie ma mowy. - Tata posyła mi uśmiech. Przeprosiłaś? -Tak, ale nie od razu i to sprawia, że czuje się jeszcze gorzej. - Wypuszczam oddech. - Ale to jest okej. Jestem smutna, przyznaje. Naprawdę bardzo go lubiłam, ale będę ponad tym. Obiecuję. -Wiesz, że ja i twoja mama poznaliśmy się w college? -Tak. -Ale myślę, że nigdy nie opowiadałem tobie, ani twojemu bratu o naszej pierwszej randce. Zabrałem waszą mamę na imprezę bractwa. Byłem zdenerwowany, upiłem się, a potem zwymiotowałem w jej samochodzie, gdy wracaliśmy do domu. Z tego całego zawstydzenia, nawet nie pomyślałem, by zaprosić ją na drugą randkę. Dopiero ona zadzwoniła do mnie. -Chciała z tobą wyjść ponownie? -Nieee. Chciała, bym zapłacił rachunek za sprzątanie jej samochodu. - Tata się śmieje. - Kiedy zobaczyłem ją ponownie, postanowiłem spróbować jeszcze raz.
Wtedy odwróciła się i poszła, ale po powrocie do domu, czekała na mnie wiadomość od niej. Zabrałem ją na weekend, a reszta to już historia. Chodzi o to, że ludzie wybaczają błędy. Jeśli Ben nie jest w stanie wybaczyć czegoś tak małego, jak „głupi argument”, to znaczy, że nie jest odpowiednim facetem dla ciebie. Słowa taty dodają mi otuchy, bo wiem, że są prawdziwe. To nie ostatni raz, gdy powiem lub zrobię coś głupiego w stosunku do Bena i innych. -Dzięki tato. Masz rację. Rzeczywiście poczułam się lepiej. -Dobrze – obejmuje mnie ramieniem. - Teraz idź na górę i prześpij się trochę. Jutro czeka nas wielki dzień.
Rozdział 18 -Jak się masz? - pyta cicho Erin. -Jest w porządku. Naprawdę. - Uśmiecham się, żeby jej to udowodnić. Gdy tylko przybyliśmy na miejsce wesela, od razu znalazłam Erin. Ona i jej siostry właśnie dostarczały ciasto. Cała ceremonia była piękna, a deszcz nie padał wystarczająco długo, by zrobić milion zdjęć przed kościołem i w ogrodzie. Erin unsi brwi, a ja w duchu modlę się, żeby szybko otwarto bar. -Okej, jestem smutna. Tęsknię za Benem i jestem wściekła na siebie. Oczywiście nie ma nic lepszego do przypominania ci, że jesteś szalona i całkiem sama, od ceremonii zjednoczenia dwójki ludzi. -Znajdziesz kogoś innego. Hej, może ktoś stąd! -Być może – mówię, aby zachować pozytywne nastawienie. Wciąż mam „nie ma nikogo na tym świecie oprócz Bena” fazę. Postanowiłam dać sobie tydzień na bycie smutną, a potem się z tego otrząsnąć. Tak więc teoretycznie, mam czas do jutra. Będę cieszyć się życiem, prawda? -Prawdopodobnie powinnam tam pójść, huh? -Tak, twoje przemówienie zaraz się rozpocznie. Marszczę nos. Poszłam z przyjacielem Jake'a, Teddym, który podobno był we mnie zadurzony od lat. Gdy jechaliśmy limuzyną, był już trochę pijany i wtedy powiedział mi, że kiedyś będzie wystarczająco odważny, by dotknąć moich cycków. Och. -Trzymaj się. Spotkamy się przy barze, gdy tylko zostanie otwarty. Zostaję w fantazyjnym holu, a Erin wchodzi do sali i siada obok Davida. Jestem ostatnią druhną w kolejce i Danielle posyła mi wściekłe spojrzenie. Przecież nie spowodowałam ich opóźnienia, ani nic. Każdy na mojej drodze chce tańczyć, więc lekko potrząsam ciałem, by się wpasować. Odstajesz, gdy jesteś jedyną osobą, która tego nie robi, wiesz? Na szczęście dostajemy pierwsze danie, a potem przemówienia się rozpoczynają. Teraz muszę już tylko przetrwać krojenie trotu i pierwszy taniec. Wszystko jest doskonałe i wiem, że mój brat jest szczęśliwy. Widząc, że to
Danielle zmienia jego leniwy tyłek i czyni go uśmiechniętym, staram się choć trochę ją polubić. Chciałabym to zrobić. Przecież kiedyś urodzi moich siostrzeńców. Wreszcie mogę wstać i pójść do baru. Zamawiam dziwnie nazywającego się drinka. Jest fioletowy i słodki, a smakuje prawie jak alkohol. To może być źle. Rozmawiam z Erin przez chwilę, a potem ona idzie na parkiet z Davidem. Zamawiam kolejny koktajl i oglądam szczęśliwe pary, które tańczą wyjątkowo blisko siebie do piosenki „Thinking Out Loud” Ed'a Sheeran'a. Alkohol czyni mnie strasznie wrażliwą, więc co mam robić? Piję dalej, ponieważ jestem w tym mistrzem. Kiedy moje oczy zachodzą mgłą, przez ból, który powstał od tęsknoty za Benem, postanawiam wyjść na zewnątrz. Przechodzę obok palaczy tłoczących się wokół drzwi i szybko rozdmuchujących swoje toksyczne opary, zanim ktokolwiek zdąży je dotrzec. To miejsce jest dla niepalących. Siadam na ławce pod zadaszeniem, ponieważ jest ciemno i pada deszcz. Światła parkingu są zgaszone i nikt po nim nie chodzi, prawdopodobnie ze względu na deszcz. Wiatr zawiewa i krople spadają na moją skórę. Drżę i owijam się ramionami, zamykając oczy. Nienawidzę być smutna. Nienawidzę użalać się nad sobą. Ale to przejściowe, prawda? Każdy musi to przeżyć po rozstaniu. W końcu zacznę żyć dalej i znajdę kogoś odpowiedniego dla mnie. Może powinnam poważnie pomyśleć o randkach online... Deszcz pada coraz mocniej, a w oddali zaczyna się błyskać. Ponownie drżę i zamierzam wejść do środka, gdy światła zapalają się w tylnej części parkingu. Spoglądam w tamtym kierunku i zastanawiam się, jak to się stało, że nie słyszałam podjeżdżającego samochodu. Mój umysł wędruje do „Doctor Who” i „Supernatural”. Chciałabym, żeby moje życie było takie ekscytujące. Nie ma tam czasu na miłość, czy złamane serce. Po prostu przelatujesz przez życie z prędkością stu mil na godzinę ratując ludzi i przedmioty... masz wyższe cele. Wzdycham i kręcę głową. Muszę być swoim własnym bohaterem. Wziąć sprawy w swoje ręce i znaleźć to pieprzone szczęście. Już kiedyś je miałam. Mogę znaleźć je ponownie. Odwracam się do wejścia, ale ciemny cień przykuwa moją uwagę. Och, ja naprawdę nie miałam na myśli tego, co myślałam. Nie mam teraz broni do walki z demonami i złymi aniołami. Wtedy zdaję sobie sprawę, że to żaden z nich.
Moje usta stają się suche, a serce uderza mocno w mojej piersi. To gorsze od fikcyjnej postaci, bo nie mam pojęcia, co się wydarzy. Otwieram szeroko oczy i czas się zatrzymuje, kiedy idzie przez parking. Trzyma parasolkę blisko ciała, ale niewiele pomaga i krople spadają na niego. Sprawia, że zaczynam się trząść na nowo. -Felicity – mówi, a powietrze opuszcza jego płuca ze świstem. Składa parasol, a nasze oczy się spotykają. Zwalnia, jakby był w szoku, jakby się mnie tu nie spodziewał, jakby jeszcze nie był w stanie zmierzyć się z rzeczywistością. Kiedy jest jard ode mnie, nie potrafię dłużej wytrzymać. Biegnę do niego, deszcz spływa na moją skórę, a obcasy rozpryskują kałuże. On przyciąga mnie do siebie i złącza nasze wargi. Trzyma mnie, jakbym była ostatnią kobietą na ziemi, jakbym była jedyną, która potrafi go utrzymać. Więc przytulam go jeszcze bardziej. -Ben – szepczę. - Co... dlaczego... - Nie potrafię znaleźć słów. - Jesteś tu. -Tak bardzo przepraszam – mówi. -Nie, to ja przepraszam. Nie miałam na myśli tego, co powiedziałam i... Przerywa mi kolejnym pocałunkiem. Podnosi mnie tak, że jesteśmy na równi ze sobą, a potem całuje mnie najmocniej, jak tylko potrafi. -Dzwoniłem do ciebie – mówi, trzymając moje dłonie w swoich. -Mój telefon – zaczynam, ale nawet nie jestem pewna, gdzie dokładnie jest. -W porządku. Nie spodziewałem się, że odbierzesz. Patrzę na jego przystojną twarz i łzy pojawiają się w moich oczach. Czy on jest tutaj naprawdę? Może to sobie wyobraziłam, a może wypiłam za dużo i zemdlałam? -Porozmawiajmy. Ben ściąga swoją marynarkę i owija ją wokół moich ramion. Zamykam się w sobie, przestraszona, że to nasze ostatnie pożegnanie. -Nie powinienem tak wychodzić... -A ja nie powinnam mówić takich rzeczy – przerywam. - Przykro mi Ben. Bardzo, bardzo przepraszam. -Wiem – mówi i owija rękę wokół mnie. -Nie uważam, że jesteś męską dziwką. -Dobrze – chichocze. - Ja też nigdy nie miałem złego wrażenia o tobie. Nigdy nie spałem z kimś po pierwszej randce, ale też nigdy nie czułem tak dużo pasji
do kogoś innego. Byłaś wszystkim czego chciałem i wszystkim o czym potrafiłem myśleć. Czas przeszły. Czyli jednak koniec? Zamykam oczy, próbując odgonić zły. -Przeraziło mnie to, co do ciebie czuje, ponieważ nie mam pojęcia, dlaczego ty czujesz coś podobnego do mnie. Nie jestem idealna. Jestem zwykłym nerdem. Nie zasługujesz na taki typ kobiety. -Patrzę na ciebie i nie widzę nerda, ani nikogo takiego. Widzę piękną kobietę, która ma własne zdanie i nie pozwala nikomu decydować o swoim życiu. Kładzie dłoń na moim policzku. - Nie rozumiem, dlaczego uważasz, że nie jesteś wyjątkowa. Nigdy nie spotkałem nikogo takiego, jak ty i nie sądzę, bym kiedykolwiek jeszcze spotkał. Nie chcę cię stracić. Nie chcę dni, kiedy nie będę cię całował, pieprzył, budził się obok ciebie i mówił, jak bardzo cię kocham. -Naprawdę mnie kochasz? -Tak. Całuje mnie, a ciepło przepływa przez moje ciało. Wszystko znika, jesteśmy tylko my, wiatr, deszcz i burza szalejąca niedaleko. -Dlaczego? - pytam. Ben posyła mi swój sławny uśmiech. - Czy to nie jest oczywiste? -Nie dla mnie – kręcę głową. -Nie pozwalasz, by cokolwiek powstrzymywało cię od robienia tego, co kochasz, od bycia sobą. Jesteś przeciwieństwem wszystkich osób, jakie kiedykolwiek spotkałem. Złożona i skomplikowana w najlepszy z możliwych sposobów. Ale właśnie o to chodzi w życiu, prawda? By kolorować poza liniami. Przesuwać i testować granice. Nie pozwalać niczemu cię zniszczyć. To jest dokładnie to, co mi zrobiłaś. Jesteś poza moimi liniami. Kocham cię. -Też cię kocham. - Łzy zbierają się w kącikach moich oczu. -Przepraszam, że nie oddzwoniłem. Odsłuchałem wiadomości i chciałem wrócić, ale we wtorek mój tata upadł. -Upadł? -Zapomniał, że potrzebuje pomocy w dostaniu się na wózek inwalidzki. Upadł i uderzył głową w kąt szafki nocnej. Zabrali go do szpitala i musiał tam zostać do środy wieczór. Byłem z nim do tego czasu, a zasięg komórkowy w szpitalu jest straszny. Powinienem znaleźć chwilę i do ciebie zadzwonić. Wiem. Ale wtedy zbyt dużo czasu minęło i myślałem, że straciłem swoje szanse. -Z twoim tatą w porządku? -Będzie. Jest posiniaczony i obolały. Ma też kilka szwów. Moja mama była –
wciąż jest – bałaganem. Cały czas potrzebowałem ciebie tam, pomimo że byłem wkurzony. Gdy widziałem moich rodziców razem, jak mama dbała o tatę po tych wszystkich latach... to dało mi do myślenia. Dużo. Wiem, że opiekowanie się nim nie jest łatwe. Moja mama spędza dzień i noc siedząc na fotelu w domu opieki obok człowieka, który czasami zapomina jej imię. Ona nie musi tego robić, ale chce. Spoglądam w ciemne oczy Bena, a on łapie moje dłonie. -Tego właśnie pragnę – wyjaśnia. - Ostatecznie właśnie na tym polega życie. Na znalezieniu osoby, która się nami zajmie, która będzie nas kochać niezależnie od tego, jak źle będzie. Wiem, że nie byliśmy ze sobą długo i nie znamy się perfekcyjnie, ale chciałbym, byś była tą osobą. Odgarnia moje mokre włosy z twarzy. -Poszedłem do twojego domu w czwartek, ponieważ bałem się, że nie odbierzesz ode mnie telefonu. Sam zachowałem się jak dupek i odrzucałem twoje połączenia. Przepraszam. Byłem pewny, że to koniec, ale kiedy się dzisiaj obudziłem, stwierdziłem, że nie mogę pozwolić, by to się zakończyło. -Cieszę się, że na to nie pozwoliłeś. Też nie chciałam końca. -Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale wiem, że nie chcę nawet o niej słyszeć bez ciebie przy moim boku. Słucham bicia jego serca, gdy przytulam się do klatki piersiowej Bena. Błyskawice rozświetlają niebo nad nami, gdy siedzimy splątani na ławce. Wiatr się wzmaga, więc Ben otula mnie jeszcze mocniej, a potem pochyla się, żeby mnie pocałować. Zatrzymujemy się dopiero wtedy, gdy oboje potrzebujemy powietrza. -Czy możemy udawać, że to nigdy się nie wydarzyło? -pytam, bawiąc się guzikiem z koszuli Bena. -Zgadzam się – mówi z uśmiechem. - I żeby było jasne, czy zostaniesz oficjalnie moją dziewczyną? -Oczywiście – śmieję się. -Świetnie – ponownie odgarnia moje włosy i całuje. - Jesteś tak przemoczona, że twoja bratowa zapewne się wkurzy. -Nah, zdjęcia są już porobione. O ile mi wiadomo, moja praca tutaj dobiegła końca. -Dobrze to słyszeć. - Przesuwa dłoń w dół i kładzie ją na mojej pupie. Ponieważ chciałbym z tobą zatańczyć. -To oznacza, że muszę tam wrócić, wyglądając, jak gówno. -Nie. - Robi krok do tyłu, przenosząc dłoń na moją talię. - Możesz tutaj
usłyszeć muzykę. -Słyszę jedynie deszcz. -Właśnie to jest nasza muzyka. Zatańczysz ze mną, Felicity? Moje mokre włosy przylepiają się do twarzy, kiedy unoszę głowę w górę. -Oczywiście.
*
-Mógłbym przyzwyczaić się do tego widoku. Ben przeciąga się na huśtawce obok jednej z chatek moich rodziców. Ja piję kawę, oglądając wschód słońca nad jeziorem Michigan. -Łatwo się przyzwyczaić. Trudniej opuścić to miejsce. Gdy Ben się zjawił wczoraj, wróciliśmy na chwilę do sali weselnej, a potem pojechaliśmy do domu. Było zimno, a my byliśmy cali przemoczeni. Dodatkowo sala była klimatyzowana. Oczywiście nie obyło się bez namiętnego seksu po drodze. -Planujesz tu kiedyś wrócić? Borę kolejny łyk kawy. Po seksie, rozmawialiśmy przez chwilę, dopóki nie poczuliśmy się lepiej. Co się stało, to się nie odstanie. Pokłóciliśmy się po raz pierwszy i oboje ustaliliśmy, że po raz ostatni. Ponieważ kiedy ludzie się kłócą, robią i mówią głupie rzeczy, których nie mają na myśli. Ale się pogodziliśmy. Bo tak robisz, kiedy kogoś kochasz. -Naprawdę nie wiem. Lubię Grand Rapids, a poza tym to nie jest daleko. Zawsze mogę tu przyjechać. Lubię podróżować. Kiedy wyobrażam sobie, że będę robić dzieciom warkoczyki, wtedy mogłabym to miasto nazwać domem. Może. Nie wiem, to jeszcze nie ten czas. Odpoczywam z głową na klatce piersiowej Bena. Huśtawka zwalnia, więc odpycha się nogą od ziemi, by wprowadzić nas w ruch. -Choć to dom mojego dzieciństwa. Mam do niego sentyment. O ile to w ogóle ma sens. -Ma. Przenosiłem się tak wiele razy, że trudno mi sobie wyobrazić co by było, gdybym przebywał w jednym miejscu.
Przytakuje, bo wiem, jakie to byłoby trudne dla mnie. -Mamy kilka lat, zanim zaczniemy się o to martwić. - Od razu czuję się zakłopotana. - To znaczy kilka lat na zdecydowanie, czy potrafimy stworzyć związek. -Dokładnie, nie martwy się na zapas. Huśtamy się w ciszy, a ja kończę kawę. Odstawiam filiżankę i owijam ręce wokół Bena. -Zmęczona? -Tak, chcesz wejść do środka i się położyć? -Chciałbym, ale nie chce mi się stąd ruszać. -Mam tak samo – śmieję się. Kilka minut później w końcu docieramy do łóżka. Ben ma tylko bokserki, a ja jego koszulkę. Tulimy się blisko siebie, a nasze serca biją w tym samym rytmie. Zamykam oczy, słuchając tego pięknego dźwięku. Wszystko znów wróciło na właściwe miejsce. Mam to, co się liczy. Miłość. Kogoś, kto akceptuje mnie taką, jaką jestem. Wtedy uderza we mnie, że właśnie w życiu o to chodzi. Nie pozwalać nikomu się ograniczać i nie próbować się wpasować. Być sobą. Być szczęśliwą. Żyć poza liniami.
Epilog Ben Rok później
Promienie słoneczne wpadają do kuchni przez duże okna, które dają wspaniały widok na wodę. Niebo jest prawie bezchmurne, a temperatura bardzo wysoka. To idealny dzień na pływanie łódką, na wyjście z tej małej chatki, która stała się już nasza. Przestaję spoglądać na wodę i chwytam widelec. Mój żołądek narzeka z głodu, ale nerwy utrudniają jedzenie. -Jeśli nie chcesz tej reszty bekonu, to chętnie go zjem. - Felicity kiwa na mój talerz. Uśmiecham się i przenoszę wzrok na jej twarz. Jesteśmy w chatce numer 18. Znów zaspaliśmy i spóźniliśmy się na śniadanie u jej rodziców. Jak zwykle. Włosy ma upięte w niechlujnym warkoczu, policzki opalone, a jej niebieskoczerwony strój kąpielowy ledwo zakrywa duże cycki. Ona jest piękna. Jest najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła, a dziś mam zamiar uczynić ją moją na resztę naszego życia. Oczywiście, jeśli powie tak. Nie wiem dlaczego miałaby się nie zgodzić. Rozmawialiśmy już o weselu i posiadaniu dzieci. Kiedy spacerowaliśmy obok sklepów z biżuterią, oglądaliśmy pierścionki, ponieważ chciałem zobaczyć, co jej się podoba. Potem połączyłem wzory, które jej się podobały w moim autorskim projekcie. Mam nadzieję, że jej się spodoba. -Czy ja kiedykolwiek nie dokończyłem boczku? - pytam, unosząc brwi. -Hej, zawsze musi być ten pierwszy raz. Wciąż zmęczony? - pyta ściszając głos. - To znaczy, wiem, że jesteś wyczerpany fizycznie po ostatniej nocy. -To ja cię zmęczyłem. Jak dużo razy wczoraj doszłaś? Kopie mnie pod stołem. - Cicho! Moja mama tam jest. Śmieję się u spoglądam za siebie. Jej mama jest zajęta zmywaniem naczyń i nie
słyszy naszej rozmowy. Poza tym myślę, że jej wcale nie obchodzi to, co mówię. Jestem staroświecki i poprosiłem rodziców o rękę ich córki. Dali mi swoje błogosławieństwo, a matka Felicity prawie się wygadała i zniszczyła niespodziankę. Teraz jestem na skraju czekając, gdy dokończy naleśniki. Chciałbym zobaczyć już pierścionek na jej palcu, żeby wiedziała, że nie zamierzam pozwolić jej przejść przez życie samotnie. Chciałbym, żeby wiedziała, że kocham ją bardziej, niż cokolwiek na całym świecie. I tak, chciałbym mieć pewność, że ona mówi i czuje to samo. Felicity jest pełna niespodzianek. Kurwa. Kocham ją. -Gotowa się zamoczyć? - pytam, kiedy kończy jeść. Posyła mi wielki uśmiech i kiwa głową. Jesteśmy razem od roku, a nasz namiętny seks ani razu nie zwolnił. Mam nadzieje, że nigdy do tego nie dojdzie. - W wodzie. O czym ty myślisz? Masz taki brudny umysł. -Och proszę, a ty nie? Wkładamy naczynia do zmywarki, a potem rozmawiamy z jej mamą przez kilka minut. Czuję ulgę, gdy w końcu wychodzimy na zewnątrz. Poranek spędzamy jeżdżąc na nartach wodnych i przestajemy dopiero w porze obiadu. Udajemy się do przybrzeżnej restauracji ze wspaniałym widokiem. Potem jeździmy jeszcze przez godzinę, a następnie wracamy do chatki i robimy sobie drzemkę. Resztę dnia spędzamy leniwie na plaży. Kolacja serwowana jest późno, a potem mama celowo prosi Felicity, by pomogła jej posprzątać, w czasie, gdy ja ustawiam potrzebne rzeczy. Poruszam się gorączkowo, rozpalając ognisko i ustawiając koce. Przynoszę wino i zapalam świece. Kiedy jestem gotowy, uświadamiam sobie, że zapomniałem pierścionka w torbie. Biegnę, jak wariat przez deptak do chatki numer 18 i zabieram cenną rzecz, a potem równie szybko wracam, zanim Felicity zdąży wyjść. Jestem zdyszany, ale nie przez bieg. Mój telefon dzwoni w kieszeni. Mama Felicity daje mi znać, że jej córka jest już w drodze. Staram się uspokoić oddech i obserwuję, jak ciemna postać znajduje się coraz bliżej, aż w końcu świece rozświetlają jej piękną twarz. Zwalnia, gdy zauważa to wszystko. Uśmiecha się, ale jednocześnie wygląda na przerażoną. -Ben – pyta drżącym głosem. - Co to jest?
Podchodzę do niej i biorę ją za ręce, prowadząc bliżej wody. Przyciągam ją do siebie i namiętnie całuję. Nigdy nie pozwolę jej odejść. -Felicity – zaczynam. - Od chwili, gdy wylałem kawę na twoją koszulkę, do momentu, gdy stoimy tutaj razem, wiedziałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Chciałbym spędzić resztę życia z osobą, która wybacza mi, że mieszam Star Wars i Star Trek. Czynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Ma łzy w oczach, a jedną dłonią zasłania usta. Wyciągam pudełeczko z mojej kieszeni i opadam na jedno kolano. -Wyjdziesz za mnie? Jej głowa porusza się w górę i w dół. -Tak – mówi cicho, a łzy spływają po jej policzkach. Biorę jej lewą dłoń i wsuwam pierścionek na palec. Jest idealnie dopasowany, dzięki Erin, która pomogła mi dobrać rozmiar. A propos, ona powinna za niedługo się tu zjawić. Każda osoba bliska Felicity przybędzie i będziemy razem świętować. Przyciągam ją do siebie i całuję. Po kilku minutach odsuwa się ode mnie i spogląda na pierścionek. -Jest piękny – szepcze, obracając dłoń tak, że blask odbija się od diamentów. -Cieszę się, że ci się podoba. To mój własny projekt. Patrzy na niego ponownie, a potem mnie całuje. -Więc jest piękny i jedyny w swoim rodzaju. -Dokładnie tak, jak ty.