Tłumaczenie: Rylee
Tłumaczenie: Rylee
PONIŻSZE TŁUMACZENIE W CAŁOŚCI NALEŻY DO AUTORKI JAKO JEJ PRAWA AUTORSKIE I STA...
64 downloads
40 Views
3MB Size
Tłumaczenie: Rylee
Tłumaczenie: Rylee
PONIŻSZE TŁUMACZENIE W CAŁOŚCI NALEŻY DO AUTORKI JAKO JEJ PRAWA AUTORSKIE I STANOWI MATERIAŁ MARKETINGOWY SŁUŻĄCY PROMOCJI AUTORKI W NASZYM KRAJU. PONADTO, TŁUMACZENIE NIE SŁUŻY UZYSKIWANIU KORZYŚCI MAJĄTKOWYCH, A CO ZA TYM IDZIE, KAŻDA OSOBA WYKORZYSTUJĄCA TŁUMACZENIE W CELACH INNE NIŻ MARKETINGOWE, ŁAMIE PRAWO.
OBOWIĄZUJE ABSOLUTNY ZAKAZ ROZPOWSZECHNIANIA TEGO TŁUMACZENIA!
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 1
Hannah
On nie ma pojęcia o moim istnieniu. Po raz setny w ciągu czterdziestu pięciu minut zerkam w kierunku Justina Kohl, a jego piękno sprawia, że zaciska mi się gardło. Chociaż powinnam chyba znaleźć inny przymiotnik - moi koledzy twierdzą, że mężczyźni nie lubią, gdy mówi się, że są piękni. Ale, jasna cholera, nie ma innego słowa na opisane jego ostrych rysów twarzy i przenikliwych, brązowych oczu. Dzisiaj ma na głowie czapkę z daszkiem, ale wiem, co jest pod nią: grube, kasztanowe włosy, których jedwabisty połysk sprawia, że masz ochotę przebiec przez nie palcami. W ciągu pięciu lat, które minęły od gwałtu, moje serce zabiło mocniej tylko dla dwóch facetów. Jeden z nich mnie rzucił. A ten tutaj jest zupełnie tego nieświadomy. Na podium sali wykładowej profesor Tolbert wygłasza mowę pod tytułem: Jestem wami rozczarowana. To już trzecia w ciągu ostatnich sześciu tygodni. Niespodzianka, niespodzianka, siedemdziesiąt procent klasy dostało tróje z plusem, lub mniej z testu śródsemestralnego. A ja? Zdałam. I skłamałabym mówiąc, że duża, czerwona piątka na moim teście była dla mnie zaskoczeniem. Jedyne, co musiałam zrobić, to zapisać kartkę z pytaniami jakimiś bzdurami.
Tłumaczenie: Rylee
Filozofia etyki miała być jednym z tych przedmiotów, które zdaje się bez problemu. Profesor, który uczył nas wcześniej, rozdawał niewymagający używania mózgu test wielokrotnego wyboru, a egzamin końcowy polegał na przedstawieniu eseju, w którym rozważyliśmy zadane przez niego zagadnienie moralne. Ale na dwa tygodnie przez rozpoczęciem semestru profesor Lane zszedł na atak serca. Słyszałam, że jego sprzątaczka znalazła go martwego na podłodze w łazience - nagiego. Biedny facet. Na szczęście (i tak, to jest sarkazm) Pamela Tolbert zajęła jego miejsce. Jest nowa w Briar University i jest jednym z tych nauczycieli, którzy chcą, by studenci zaangażowali się w zajęcia i nawiązali więź z wykładanym przez nią materiałem. Gdyby to był film, ona byłaby młodym, ambitnym nauczycielem, który pojawia się w zdegenerowanej szkole i ogarnia ten burdel, w rezultacie czego nagle wszyscy uczniowie odkładają swoje spluwy i biorą do rąk ołówki, a napisy na końcu ogłaszają, że dostali się na Harvard. A Hilary Swank zgarnęłaby za to Oscara. Tylko że to nie jest film, a jedyną rzeczą, którą inspiruje profesor Pamela Tolbert jest nienawiść do niej. I ona naprawdę nie ma pojęcia, dlaczego nikt w jej klasie nie robi postępów. Oto wskazówka - dlatego, że ona zadaje pytania, na które można by napisać pracę podyplomową. - Jestem skłonna przeprowadzić egzamin poprawkowy dla wszystkich, którzy dostali trzy minus, lub mniej. - Marszczy nos, jakby nie mogła zrozumieć, jakim cudem jest to w ogóle konieczne. To słowo, którego właśnie użyła - skłonna. Taa, jasne. Słyszałam, że wielu studentów złożyło na nią skargę, więc podejrzewam, że administracja zmusiła ją, aby dała im szansę na poprawę tego testu. W jakim świetle stawiałoby to Briar, gdyby ponad połowa studentów oblała? Tym bardziej, że
Tłumaczenie: Rylee
sprawa nie dotyczyła jedynie kretynów, ale też piątkowych uczniów, takich jak dąsająca się obok mnie Nell. - Ci, którzy zdecydują się podejść ponownie i uzyskają lepszy wynik, na koniec dostaną średnią tych dwóch ocen. Jeżeli ktoś nie zaliczy, zostanie ta pierwsza - oznajmia Tolbert. - Nie mogę uwierzyć, że dostałaś piątkę - szepce do mnie Nell. Wygląda na tak zmartwioną, że szczerze jej współczuję. Nell i ja nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, ani nic z tych rzeczy, ale siedzi obok mnie od września, więc to naturalne, że zdążyłyśmy się już trochę poznać. Jest na kierunku przygotowującym ją do studiów medycznych i wiem, że pochodzi z bardzo ambitnej rodziny, która nieźle ją opieprzy, jeżeli nie zaliczy tego testu. - Ja też nie mogę w to uwierzyć - odpowiadam szeptem. - Serio. Przeczytaj moje odpowiedzi. To bełkot pozbawiony sensu. - W zasadzie… mogę? - pyta ochoczo. - Jestem ciekawa, co ten tyran uważa za odpowiedzi na piątkę. - Zeskanuję wieczorem i prześlę ci na maila - obiecuję. W tej samej sekundzie, gdy tylko profesor Tolbert kończy zajęcia, całą salę wykładową wypełnia echo odgłosów wynośmy-się-stąd-w-cholerę. Laptopy się zamykają, zeszyty wsuwają do plecaków, uczniowie wstają z krzeseł. Justin Kohl ociąga się z wyjściem, rozmawiając z kimś w drzwiach, a mój wzrok ląduje na nim jak pocisk. On jest taki piękny. Wspomniałam już, że jest piękny? Gdy patrzę na jego przystojny profil, dłonie mi się pocą. Jest nowy, dołączył do nas w tym roku, ale nie jestem pewna z którego college’u się przeniósł. I choć nie marnował czasu, by zostać gwiazdą naszej drużyny futbolowej jako skrzydłowy, nie jest taki, jak reszta zawodników. Nie paraduje przez dziedziniec z tym jestem-darem-od-Boga uśmieszkiem, czy każdego dnia z inną dziewczyną wiszącą mu na ramieniu. Widziałam jak się śmiał i żartował z kolegami z drużyny, ale emanuje jakąś inteligentną, intensywną aurą, która
Tłumaczenie: Rylee
pozwala mi sądzić, że znajduje się w nim jakaś ukryta głębia. I przez to jeszcze bardziej chcę go poznać. Zazwyczaj nie interesuję się sportowcami, ale w nim jest coś, co zmienia mnie w bezmyślną mokrą papkę. - Znowu się gapisz. Uszczypliwość w głosie Nell sprawia, że się rumienię. Przyłapała mnie na ślinieniu się na widok Justina więcej niż raz i jest jedną z niewielu osób, której się przyznałam, że się w nim podkochuję. Moja współlokatorka Allie również wie, ale inni przyjaciele? Do diabła, nie. Większość z nich studiuje aktorstwo, lub muzykę, co sprawia, że nasza paczka jest dość pretensjonalna. A może emo. Oprócz Allie, która od pierwszego roku studiów co chwilę jest w związku/nie jest w związku z jednym z chłopaków z bractwa, moi przyjaciele są obiektem drwin ze strony tak zwanej elity Briar. Zazwyczaj nie biorę udziału w plotkowaniu, uważam, że jestem ponad to, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Większość popularnych dzieciaków to kompletne dupki. Na przykład taki Garrett Graham - kolejna gwiazda sportu w naszym college’u. Koleś wozi się, jakby był tu panem i władcą. I chyba trochę jest. Wystarczy, że kiwnie palcem, a już jakaś laska na nim wisi. Lub wskakuje mu na kolana. Albo wkłada mu język do gardła. Jednak dzisiaj nie wygląda jak typowy popularny chłopak. Prawie wszyscy już wyszli z sali, w tym pani profesor, a on ciągle siedzi na swoim miejscu z pięścią zaciśniętą na teście. Najwyraźniej też oblał, ale nie czuję do niego współczucia, ani sympatii. Briar jest znany z dwóch rzeczy - hokeja i futbolu, a obie te dyscypliny w Massachusset są bardzo popularne i dorobiły się dwóch świetnych zespołów Patriots i Bruins. Zawodnicy, którzy grają w Briar, niemal zawsze przechodzą na zawodowstwo i grają w jednej z tych dwóch ligowych drużyn, a do tego czasu mają wszystko podawane na srebrnej tacy - wliczając w to zaliczenia.
Tłumaczenie: Rylee
Więc tak, może i jestem trochę mściwa, czując zadowolenie z faktu, że Tolbert oblała kapitana naszej zdobywającej wszystkie mistrzostwa drużyny hokeja, tak samo, jak oblała wszystkich innych. - Chcesz coś z Coffe Hut? - pyta Nell, pakując podręczniki. - Nie mogę. Za dwadzieścia minut mam seminarium. - Wstaję, ale nie idę za nią do drzwi. - Nie czekaj na mnie. Muszę sprawdzić plan. Nie pamiętam, gdzie mam te zajęcia. Kolejny „plus” uczęszczania na zajęcia profesor Tolbert - oprócz jej wykładów, mamy obowiązkowe również dwa półgodzinne seminaria w tygodniu. Ale ma to też swoją dobrą stronę - Dana, asystentka Tolbert, która prowadzi te seminaria posiada wszystkie cechy, których nie ma jej przełożona. Na przykład poczucie humoru. - Dobra - mówi Nell. - Do zobaczenia później. - Pa - wołam, gdy się oddala. Na dźwięk mojego głosu, Justin zatrzymuje się w drzwiach i odwraca w moją stronę. O. Mój. Boże. Rumienię się i nie mogę tego powstrzymać. To pierwszy raz, gdy nawiązujemy kontakt wzrokowy i nie mam pojęcia jak zareagować. Powiedzieć cześć? Pomachać? Uśmiechnąć się? W końcu decyduję się na lekkie skinięcie głową. Idealnie. Na luzie i zwyczajnie, jak na obytą studentkę przystało. Moje serce pomija jedno uderzenie, gdy kącik jego ust unosi się do góry w lekkim uśmiechu. Kiwa głową w odpowiedzi, a potem znika. Gapię się na puste drzwi. Mój puls zaczyna galopować, bo… jasna cholera. Po sześciu tygodniach oddychania tym samym powietrzem, on wreszcie mnie zauważył. Żałuję, że nie jestem na tyle odważna, aby za nim pójść. Zaproponować wspólną kawę. Albo obiad. Lub późne śniadanie - czekaj, czy ludzie w naszym wieku, w ogóle jadają późne śniadania? Ale moje stopy są przyrośnięte do lśniącej, laminowanej podłogi.
Tłumaczenie: Rylee
Bo jestem tchórzem. Tak. Totalnym. Przeraża mnie, że mógłby powiedzieć nie, a jeszcze bardziej, że mógłby powiedzieć tak. Całkiem dobrze sobie radziłam, gdy zaczynałam studia. Zostawiłam problemy za sobą, obniżyłam gardę. Byłam gotowa na randki i nie stroniłam od nich. Umawiałam się z kilkoma chłopakami, ale jedynie mój były, Devon, wywoływał u mnie takie dreszcze, jak Justin Kohl. I to mnie przeraża. Małymi kroczkami. Racja. Małymi kroczkami. To ulubiona rada mojej terapeutki i muszę przyznać, że bardzo mi pomogła. Skupiaj się na małych zwycięstwach, zawsze mi powtarzała. Więc… dzisiejsze zwycięstwo… skinęłam do Justina, a on się do mnie uśmiechnął. Na następnych zajęciach może ja też się do niego uśmiechnę. A na kolejnych zaproponuję kawę, obiad, lub późne śniadanie. Biorę głęboki oddech, ruszając w kierunku wyjścia i trzymam się kurczowo tego zwycięstwa, bez względu na to, jak niewielkie było. Małymi kroczkami.
Garrett
Zawaliłem. Kurewsko zawaliłem. Przez piętnaście lat, Timothy Lane rozdawał piątki jak cukierki. A co zrobił w roku, gdy zacząłem chodzić na jego zajęcia? Kopnął w kalendarz. A ja utknąłem z Pamelą Tolbert.
Tłumaczenie: Rylee
To już potwierdzone oficjalnie. Ta kobieta jest moim arcywrogiem. Już sam widok jej kwiecistego pisma - które wypełnia każdy skrawek wolnego miejsca na marginesie mojego testu śródsemestralnego - budzi we mnie Hulka i sprawia, że mam ochotę rozszarpać te kartki na strzępy. Zgarniałem niemal same piątki z pozostałych przedmiotów, aż do teraz, bo z filozofii etyki dostałem pałę. Gdy dodam do tego tróję z historii Hiszpanii, moja średnia spada do trzy minus. Muszę mieć trzy plus, aby nie wylecieć z drużyny. Do tej pory nie miałem problemów z utrzymaniem zadowalającej średniej. Pomimo tego, co uważają inni ludzie, nie jestem tępym idiotą. Ale hej, nie mam nic przeciwko, aby tak myśleli. Szczególnie kobiety. Z tego co zauważyłem, strasznie je kręci wizerunek dużego, napakowanego jaskiniowca, który jest dobry tylko do jednego. Ale tak długo jak nie szukam niczego poważnego, przypadkowe numerki z panienkami, które chcą jedynie mojego kutasa, jak najbardziej mi pasują. Dzięki temu mogę w pełni skupić się na hokeju. Ale nie będzie żadnego hokeja, jeżeli nie poprawię ocen. Najgorsze w Briar jest to, że nasz dziekan wymaga świetnych wyników zarówno na boisku, jak i w nauce. Podczas, gdy inne szkoły są bardziej wyrozumiałe dla sportowców, Briar stosuje politykę zerowej tolerancji. Pieprzona Tolbert. Kiedy rozmawiałem z nią przed zajęciami, pytając o sposób na zdobycie dodatkowych punktów, powiedziała mi tym swoim nosowym głosem, że powinienem zapisać się na seminarium i znaleźć grupę, z którą będę się uczył. Jestem już w obu. Więc, jeżeli nie zatrudnię jakiegoś szczęściarza, który założy maskę z moją twarzą i poprawi ten test za mnie… będę miał przejebane. Jęczę głośno z frustracji i kątem oka zauważam, że ktoś się wzdrygnął, zaskoczony. Również się wzdrygam, bo do tej pory myślałem, że tarzam się samotnie w mojej niedoli. Ale najwyraźniej byłem w błędzie, bo dziewczyna,
Tłumaczenie: Rylee
która na zajęciach siedzi w jednym z tylnych rzędów, właśnie przechodzi obok, zmierzając w kierunku biurka profesor Tolbert. Mandy? Marty? Nie pamiętam jej imienia. Prawdopodobnie dlatego, że nigdy o nie nie zapytałem. Choć jest ładna. Cholernie. Dużo ładniejsza niż myślałem. Śliczna twarz, ciemne włosy, smukłe ciało - kurwa, jak to możliwe, że nie zauważyłem tego ciała wcześniej? Ale teraz je widzę. Dopasowane jeansy ciasno opinają kształtny, jędrny tyłek, który aż krzyczy „ściśnij mnie”, a sweterek z dekoltem otula naprawdę imponujące zderzaki. Nie mam zbyt wiele czasu na podziwianie tego cudnego widoku, bo dziewczyna przyłapuje mnie na gapieniu. - Wszystko w porządku? - pyta, patrząc na mnie znacząco. Bełkoczę coś pod nosem. W tej chwili nie jestem w nastroju na gadanie. Jedna ciemna brew podnosi się do góry. - Przepraszam, mówiłeś coś? Zgniatam w kulkę mój test i odsuwam krzesło do tyłu. - Powiedziałem, że wszystko w porządku. - Acha, no to ok - wzrusza ramionami i się odwraca. Gdy podnosi podkładkę do pisania, do której ma wpięty plan zajęć, zakładam swoją kurtkę ligi uniwersyteckiej, a później wrzucam mój pomięty, żałosny test do plecaka i zamykam go. Ciemnowłosa dziewczyna rusza w stronę przejścia między ławkami. Mona? Molly? To było na pewno jakoś na M, jednak dalszy ciąg jest kompletną zagadką. Trzyma w dłoni swój test, ale nie zerkam na niego, bo zakładam, że oblała tak, jak wszyscy. Pozwalam jej przejść, zanim sam kieruję się do alejki. Mógłbym powiedzieć, że odezwała się we mnie dżentelmeńska natura, ale to byłoby kłamstwo. Chcę jeszcze raz spojrzeć na jej tyłek, bo to jest cholernie seksowny tyłek i chętnie trochę bym się jeszcze na niego pogapił.
Tłumaczenie: Rylee
Idę za nią do wyjścia i nagle uświadamiam sobie, jaka jest mała - jestem krok za nią i widzę czubek jej głowy. W chwili, gdy docieramy do drzwi, potyka się dosłownie o nic i wszystkie jej książki lądują na podłodze. - Cholera. Jaka ze mnie łamaga. Klęka i zaczyna zbierać książki, a ja robię to samo, bo w przeciwieństwie do mojej wcześniejszej wypowiedzi mogę być dżentelmenem, gdy chcę. - Och, nie musisz. Poradzę sobie - nalega. Ale w mojej ręce już jest jej test i szczęka opada mi na podłogę, gdy widzę jej ocenę. - Ja pierdolę. Dostałaś piątkę? - pytam dociekliwie. Uśmiecha się skromnie. - Tak, wiem. Sama jestem zdziwiona. - Jasna cholera. - Czuję się, jakbym wpadł prosto na Stephena pieprzonego Hawkinga, który wymachuje tajemnicami wszechświata tuż przed moim nosem. - Mogę przeczytać twoje odpowiedzi? Ponownie marszczy brwi. - To trochę za wcześnie, nie uważasz? Nawet się nie znamy. Przewracam oczami. - Nie proszę cię, abyś się rozebrała, kochanie. Chcę tylko zobaczyć twój test. - Kochanie? Żegnaj panie niecierpliwy, witaj arogancie. - Wolałabyś panienko? A może, proszę pani? Chciałem użyć imienia, ale go nie znam. - Oczywiście, że nie - wzdycha. - Mam na imię Hannah. - Robi wymowną pauzę. - Garrett. Okej, z tym M byłem cholernie daleko od H. I nie uszło mojej uwadze, że wymówiła moje imię, jakby chciała powiedzieć: Ha! Znam cię, dupku!
Tłumaczenie: Rylee
Zbiera resztę książek i wstaje, ale ja nie oddaję jej testu. Zamiast tego zrywam się na równe nogi i przeglądam kartki. Czytając jej odpowiedzi, podupadam na duchu jeszcze bardziej, bo jeżeli takiej analizy wymaga profesor Tolbert, jestem kompletnie udupiony. Nie bez powodu studiuję historię, na miłość boską - tam mam do czynienia z faktami. Wszystko jest czarne lub białe. Coś się wydarzyło i oto rezultat. Natomiast odpowiedzi Hannah dotyczą teorii i filozoficznych rozważań różnych dylematów moralnych. - Dzięki - oddaję jej test, a następnie wkładam kciuki w szlufki moich jeansów. - Posłuchaj. Czy ty… uważasz, że… - Wzruszam niedbale ramionami. - No wiesz… Wargi jej drżą, jakby starała się nie roześmiać. - W zasadzie to nie wiem. Biorę głęboki oddech. - Pomożesz mi się przygotować do tej poprawki? Jej zielone oczy - najciemniejszy odcień zieleni jaki kiedykolwiek widziałem otoczony czarnymi, grubymi rzęsami - w ciągu kilku sekund przechodzi z zaskoczenia do sceptycyzmu. - Zapłacę - dodaję pospiesznie. - Och. Umm. Cóż, no tak, jasne, że byś mi zapłacił. Ale… - Kręci głową. - Przykro mi. Nie mogę. Nie okazuję swojego rozczarowania. - No weź, wyświadcz mi przysługę. Jeżeli nie zdam tej poprawki, moja średnia spadnie. Proszę? - Błyskam uśmiechem, który robi mi dołeczki w policzkach i zawsze zmiękcza wszystkie dziewczyny. - To zwykle działa? - pyta z zaciekawieniem. - Czy co działa? - Ten uśmiech małego chłopca. Czy dzięki niemu zawsze dostajesz to, co chcesz?
Tłumaczenie: Rylee
- Zawsze - odpowiadam bez wahania. - Prawie zawsze - poprawia. - Słuchaj. Przepraszam, ale naprawdę nie mam czasu. Ledwo godzę szkołę z pracą, a teraz, gdy zbliżają się występy, będę miała jeszcze mniej czasu. - Występy? - powtarzam tępo. - No tak, zapomniałam. Jeżeli coś nie ma związku z hokejem, w ogóle cię nie obchodzi. - I kto tu teraz jest arogancki? Nawet mnie nie znasz. Wzdycha. - Jestem na kierunku muzycznym. Wydział sztuki organizuje występy dwa razy do roku - zimą i wiosną. Zwycięzca otrzymuje stypendium warte pięć tysięcy dolarów. To duże wydarzenie. Ważni ludzie z branży przemysłowej przylatują z całego kraju, aby je zobaczyć. Agenci, producenci, łowcy talentów… Więc, naprawdę chciałabym ci pomóc, ale… - Nie pomożesz - mamroczę. - Wyglądasz, jakbyś nawet teraz nie chciała ze mną gadać. Jej niewielkie tu-mnie-masz wzruszenie ramion jest irytujące jak cholera. - Muszę już iść. Przykro mi, że zawaliłeś ten test, ale jeżeli cię to pocieszy, nie jesteś sam. Mrużę oczy. - Ty zdałaś. - Nic na to nie poradzę. Tolbert najwyraźniej podobają się bzdury, które wypisuję. To dar. - Cóż, ja chcę mieć twój dar. Proszę, mistrzu, naucz mnie wypisywać bzdury. Jestem o krok od rzucenia się na kolana i błagania jej, ale ona jest już przy drzwiach. - Wiesz, że jest grupa, z którą możesz się uczyć? Mogę dać ci numer… - Już w niej jestem - mruczę.
Tłumaczenie: Rylee
- Cóż, więc nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić. Powodzenia na poprawce. Kochanie. Odchodzi pospiesznie, zostawiając mnie za sobą, sfrustrowanego. Niewiarygodne. Każda inna dziewczyna na tej uczelni wyciągnęłaby swoją cholerną rękę, aby mi pomóc. A ona? Ucieka, jakbym ją poprosił o zamordowanie kota i złożenie go w ofierze Szatanowi. I teraz jestem w tym samym miejscu, w którym byłem zanim Hannah-niena-M, dała mi złudny promyk nadziei. W czarnej dupie.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 2
Garrett
Moi współlokatorzy są pijani w trzy dupy, gdy wchodzę do salonu po wspólnej nauce z moją grupą. Stolik jest zapełniony pustymi puszkami po piwie i jedną niemal całkiem wypitą butelką Jacka Danielsa, która, jak znam życie, należy do Logana, bo on uważa, że piwo jest dla cipek. To jego słowa, nie moje. W tej chwili Logan i Tucker walczą ze sobą w zażartej rozgrywce Ice Pro, ich oczy przyklejone są do płaskiego ekranu, a palce zaciekle maltretują przyciski na padach. Spojrzenie Logana unosi się odrobinę, gdy dostrzega mnie w drzwiach, a ta chwila rozproszenia sporo go kosztuje. - Ooo tak, giń skurwysynu! - pieje Tuck, gdy jego obrońca strzela gola, a tablica wyników rozświetla się wynikiem oznajmującym jego prowadzenie. - Ech, no kurwa! - Logan włącza pauzę i podnosi na mnie czarne jak smoła spojrzenie. - Co do chuja, G? Przez ciebie przegrałem. Nie odpowiadam, bo jestem trochę rozkojarzony przez rozbieraną akcję, która aktualnie rozgrywa się w kącie. Znowu ten Dean. Siedzi rozwalony na fotelu, z nagą klatą i bez skarpetek, podczas gdy blondynka ubrana jedynie w koronkowy stanik i krótkie szorty siada na nim okrakiem. Ciemnoniebieskie spojrzenie spogląda na mnie przez chude ramię dziewczyny i Dean szczerzy się do mnie szeroko. - Graham! Gdzieś ty był, stary? - bełkocze. Wraca do całowania blondynki, zanim zdążę odpowiedzieć na jego pijackie pytanie.
Tłumaczenie: Rylee
Z jakiegoś powodu, Dean lubi się pieprzyć wszędzie, tylko nie w swojej sypialni. Poważnie. Za każdym razem, gdy tylko się odwrócę, on jest akurat w środku jakiejś formy rozpusty. Na blacie w kuchni, na kanapie w salonie, na stole w jadalni - koleś zaliczył każdy skrawek tego położonego poza terenem kampusu domu, który w czwórkę dzielimy. Jest kompletną dziwką i nic sobie z tego nie robi. Tak, wiem, święty się odezwał. Nie jestem mnichem, tak samo jak Logan, czy Tuck. Cóż mogę powiedzieć? Hokeiści to napalone skurczybyki. Gdy nie jesteśmy na lodzie, zazwyczaj można nas znaleźć z jakimś hokejowym króliczkiem, bądź dwoma. Lub trzema, gdy nazywasz się Tucker i jest Sylwester w zeszłym roku. - Napisałem ci smsa dobrą godzinę temu - informuje mnie Logan, a jego masywne ramię sięga po butelkę whiskey stojącą na stole. Logan jest obrońcą, jednym z lepszych z jakimi grałem, oraz najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem. Ma na imię John, ale mówimy na niego Logan, żeby nie mylił nam się Tuckerem, który też ma na imię John. Na szczęście Dean to po prostu Dean, więc nie musimy łamać sobie języka wołając na niego po nazwisku - Heyward-Di Laurentis. - Serio, gdzieś ty, do cholery, się podziewał? - zrzędzi Logan. - Uczyłem się - chwytam piwo ze stołu. - Co to za niespodzianka, o której pisałeś? Potrafię stwierdzić jak bardzo Logan jest schlany po sposobie w jaki konstruuje zdania pisząc smsa. A dzisiaj jest kompletnie najebany, bo musiałem użyć wszystkich moich sherlockowskich zdolności, by rozszyfrować jego wiadomość. Niepodka to niespodzianka. Ptsd, tutaj musiałem pomyśleć trochę dłużej, ale wydaje mi się, że to oznacza: przyprowadź tu swoje dupsko. Ale cholera tam wie, Logan bywa nieobliczalny. Jego uśmiech jest tak szeroki, że to cud, że nie pękła mu szczęka. Wskazuje kciukiem sufit i mówi:
Tłumaczenie: Rylee
- Idź na górę i sam zobacz. Mrużę oczy. - Dlaczego? Co tam jest? Logan parska. - Gdybym ci powiedział, to nie byłoby niespodzianki. - Dlaczego mam wrażenie, że mnie w coś wkręcasz? - Jezu - wtrąca Tuck. - Masz poważne problemy z zaufaniem, G. - Powiedział dupek, który zostawił szopa w mojej sypialni pierwszego dnia semestru. Tuck uśmiecha się szeroko. - Daj spokój. Bandit był cholernie uroczym prezentem powitalnym. Pokazuję mu środkowy palec. - Taa, cóż, twój prezent był cholernie upierdliwy. - Teraz patrzę na niego spod byka, bo nadal pamiętam, że musiałem zatrudnić trzech gości od zwalczania szkodników, żeby pozbyć się z pokoju tego sierściucha. - Na miłość boską - jęczy Logan. - Po prostu idź na górę. Zaufaj mi. Później nam za to podziękujesz. Porozumiewawcze spojrzenie, jakie między sobą wymieniają, jest dla mnie pewną wskazówką. Tak jakby. Generalnie może oznaczać wszystko, więc nie mam zamiaru tracić czujności, nie przy tych dupkach. Po drodze kradnę dwie puszki piwa. Nie piję za dużo w sezonie, ale trener dał nam tydzień wolnego,
abyśmy
mogli
ze
spokojem
przygotować
się
do
testu
śródsemestralnego i zostały nam jeszcze dwa dni. Moi kumple z drużyny, szczęśliwe gnojki, wydają się nie mieć problemu z obaleniem dwunastu piw i graniu jak mistrzowie następnego dnia. Ja? Nawet brzęczenie muchy mnie zabija i jeżdżę jak jakiś siusiumajtek, który pierwszy raz w życiu ma łyżwy na nogach. Gdy wracamy do regularnych treningów i normalnego planu, moje spożycie alkoholu spada do jednego/pięciu piw. Jedno, gdy się uczę, pięć po meczu. Bez wyjątków.
Tłumaczenie: Rylee
Planuję na maksa wykorzystać czas, który mi pozostał. Uzbrojony w piwa, wchodzę na górę do mojej sypialni. Do głównej sypialni w tym domu. Nie chciałem wyjeżdżać z argumentem, że jestem kapitanem, gdy rozdzielaliśmy sobie pokoje, ale no weź, tutaj jest osobna łazienka. Moje drzwi są uchylone, co wprowadza mnie z powrotem w stan podejrzliwości. Ostrożnie zerkam do góry, by upewnić się, że nie ma tam wiadra z krwią i popycham drzwi lekko do środka. Otwierają się na całą szerokość, a ja wchodzę w pełni przygotowany na zasadzkę. I jedną mam. Z tym, że to jest bardziej wizualna zasadzka, bo cholera, dziewczyna, która leży na moim łóżku wygląda jakby dopiero co wyszła z katalogu Victoria’s Secret. No i… jestem facetem. Nie znam nazw połowy tego, co ona ma na sobie. Widzę jedynie białą koronkę, różowe kokardki i dużo skóry. I jestem szczęśliwy. - Już myślałam, że nie przyjdziesz. - Kendall posyła mi seksowny uśmiech, który mówi poszczęści ci się, duży chłopczyku i mój kutas od razu na to reaguje, sztywniejąc pod rozporkiem. - Miałam zamiar czekać jeszcze pięć minut, a później to ściągnąć. - W takim razie jestem w samą porę - omiatam wzrokiem jej powodujący ślinotok strój, a następnie mówię, przeciągając samogłoski: - Cholera, kochanie, to wszystko dla mnie? Jej niebieskie oczy ciemnieją uwodzicielsko. - Przecież wiesz, ogierze. Jestem w pełni świadomy, że to, co w tej chwili odwalamy, brzmi jak bohaterowie jakiegoś kiepskiego porno. Ale dajcie spokój. Kiedy facet wchodzi do swojej sypialni i widzi dziewczynę, która tak wygląda, jest gotów odegrać
Tłumaczenie: Rylee
najbardziej tandetną scenę, jaką ona sobie zażyczy, nawet jeżeli będzie musiał udawać chłopaka od pizzy, dostarczającego zapiekankę seksownej mamuśce. Kendall i ja po raz pierwszy spiknęliśmy się latem, bardziej z wygody, niż z jakiegokolwiek innego powodu, ponieważ oboje nie wracaliśmy do domu na wakacje. Kilka razy uderzyliśmy do baru, i tak to jakoś ewoluowało, aż w końcu stanęło na tym, że bujałem się z seksowną dziewczyną z bractwa. Ale wraz z rozpoczęciem roku akademickiego nasz kontakt się urwał i oprócz kilku niegrzecznych tekstów tu i tam, nie widziałem jej aż do teraz. - Pomyślałam, że będziesz chciał się trochę zabawić, zanim zaczną się treningi - mówi, a jej wypielęgnowany palec bawi się maleńką, różową kokardką na środku biustonosza. - Dobrze pomyślałaś. Uśmiech unosi kąciki jej ust, a następnie Kendall podnosi się na kolana. Cholera, jej cycki praktycznie wylewają się z tego koronkowego czegoś, co ma na sobie. Przywołuje mnie do siebie, zginając palec. - Chodź tutaj. Nie tracę czasu. Bo… ponownie… jestem facetem. - Jesteś zdecydowanie zbyt grubo ubrany - zauważa, po czym chwyta pasek moich jeansów i go odpina. Następnie szarpie zamek błyskawiczny, a sekundę później mój kutas jest już w jej niecierpliwych dłoniach. Nie robiłem prania od tygodnia, więc chodzę na komandosa, dopóki nie znajdę trochę czasu na skołowanie czystej bielizny, ale sądząc po tym jak oczy Kendall rozbłysły na widok, jaki ma przed sobą, mogę powiedzieć, że podoba jej się ta cała akcja z nie noszeniem bokserek. Kiedy zawija wokół mnie palce, z mojego gardła wymyka się jęk. O, tak. Nie ma nic lepszego, niż uczucie kobiecych dłoni na twoim kutasie. Nie, poprawka. Język Kendall przyłącza się do zabawy i, jasna cholera, to jest o wiele lepsze niż jej dłonie.
Tłumaczenie: Rylee
*** Godzinę później Kendall wtula się w mój bok i kładzie mi głowę na klatce piersiowej. Jej bielizna i moje ubrania leżą na podłodze, wraz z dwoma pustymi paczkami po gumkach i butelce środka nawilżającego, który nie był nam potrzebny. Przytulanie sprawia, że robię się niespokojny, ale nie mogę tak po prostu kazać jej wyjść. Nie, kiedy tyle wysiłku włożyła w uwiedzenie mnie. Ale to też mnie martwi. Kobiety nie czekają godzinami na faceta i nie kupują drogiej bielizny, dla jakiegoś tam szybkiego numerka, prawda? Myślę, że tak, a następne słowa Kendall to potwierdzają: - Tęskniłam za tobą, kochanie. Moja pierwsza myśl, to cholera. A druga dlaczego? Ponieważ przez cały ten czas, gdy się spotykaliśmy, Kendall nie zrobiła nic, aby mnie poznać. Kiedy nie uprawialiśmy seksu, bez przerwy gadała o sobie. Poważnie. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek zadała mi jakieś osobiste pytanie. - Eee… - naprawdę staram się coś powiedzieć, zmagam się ze słowami, ale nie układają się w też za tobą tęskniłem. - Byłem zajęty. No wiesz, testy. - Oczywiście. Chodzimy na tę samą uczelnię. Ja też się uczyłam. - Jej ton się zaostrza. - Tęskniłeś za mną? Ja cię pierdolę. Jak niby mam na to odpowiedzieć? Nie miałem zamiaru kłamać, bo to jedynie dałoby jej pretekst do mocniejszego naciskania na mnie. Ale nie mogłem też zachować się jak ostatni fiut i powiedzieć jej, że nie pojawiła się w moich myślach ani razu odkąd ostatni raz się pieprzyliśmy. Kendall siada i mruży oczy.
Tłumaczenie: Rylee
- Tak, albo nie, Garrett. To proste pytanie. Tęskniłeś. Za. Mną? Moje spojrzenie strzela w kierunku okna. Zgadza się, jestem na drugim piętrze i aktualnie rozważam ucieczkę przez cholerne okno, bo tak bardzo chcę uniknąć tej konfrontacji. Jednak moje milczenie mówi jej wszystko, co chce wiedzieć. Nagle zrywa się z łózka, jej blond włosy latają we wszystkich kierunkach i zaczyna zbierać swoje ubrania. - O mój Boże! Ale z ciebie dupek! Ja cię kompletnie nie obchodzę, prawda, Garrett? Wstaję i idę prosto po moje jeansy. - Oczywiście, że mnie obchodzisz - protestuję. - Ale… Ze złością zakłada na siebie majtki. - Ale co? - Ale myślałem, że mamy takie samo zdanie na temat tego, co jest między nami. Nie chcę niczego poważnego. - Posyłam jej znaczące spojrzenie. Powiedziałem ci to na samym początku. Wyraz jej twarzy łagodnieje i przygryza wargę. - Wiem, ale… po prostu myślałam, że… Doskonale wiem, co myślała. Że zakocham się w niej jak wariat, a nasze niezobowiązujące pieprzenie zamieni się w cholerny „Pamiętnik”. Mówiąc szczerze, już sam nawet nie wiem, dlaczego zaprzątam sobie głowę ustanawianiem jakichkolwiek zasad. Z doświadczenia wiem, że żadna kobieta nie zaczyna przelotnego romansu, mając nadzieję, że nie zamieni się w związek. Może mówić inaczej, może nawet sama sobie wmawiać, że nie ma nic przeciwko związkowi opartemu tylko na seksie, ale w głębi duszy będzie miała nadzieję, że to przekształci się w coś poważnego. A wtedy ja, czarny charakter w jej osobistej romantycznej komedii, wkraczam do akcji i rozwiewam jej piękne nadzieje, pomimo tego, że nigdy niczego jej nie obiecałem, ani nie wprowadziłem w błąd nawet na sekundę.
Tłumaczenie: Rylee
- Hokej jest całym moim życiem - mówię szorstko. - Trenuję sześć dni w tygodniu, gram dwadzieścia meczów w roku - a czasem nawet więcej. Nie mam czasu na dziewczyny, Kendall. A ty zasługujesz na więcej, niż mogę ci dać. Smutek chmurzy jej oczy. - Nie chcę już tak dłużej. Chcę być twoją dziewczyną. Kolejne dlaczego niemal opuszcza moje usta, ale gryzę się w język. Gdyby okazała mi jakiekolwiek zainteresowanie poza tym cielesnym, może bym jej uwierzył. Ale fakt, że tak nie jest, sprawia, że zaczynam się zastanawiać czy jedynym powodem dla którego chce być ze mną jest status, który mogę jej zapewnić. Z trudem ignoruję moją frustrację i zdobywam się na kolejne dziwaczne przeprosiny. - Przykro mi. Na chwilę obecną moja sytuacja mi na to nie pozwala. Kiedy zapinam jeansy, Kendall przenosi swoją uwagę na porozrzucane ubrania. Chociaż ubrania to określenie trochę na wyrost, bo to jedynie bielizna i płaszcz. Co tłumaczy dlaczego Logan i Tucker szczerzyli się jak debile, kiedy wróciłem do domu. Ponieważ kiedy dziewczyna pojawia się w twoich drzwiach w płaszczu, to znaczy, że nic pod nim nie ma. - Nie możemy się dłużej widywać - odzywa się w końcu, odnajdując moje spojrzenie. - Jeżeli nie przestaniemy, zrobi się jeszcze bardziej poważnie. Nie mogę się z tym nie zgodzić, więc nie zgłaszam sprzeciwu. - Ale dobrze się razem bawiliśmy, prawda? Po chwili się uśmiecha. - Tak, to prawda. Przemierza dzielący nas dystans, staje na palcach i przykłada swoje usta do moich. Oddaję pocałunek, ale już nie z tą samą pasją, co wcześniej. Lekko. Uprzejmie. Ten przelotny związek dobiegł już końca, a ja nie mam zamiaru wchodzić w niego ponownie.
Tłumaczenie: Rylee
- To może… - Jej oczy błyszczą psotnie. - Daj mi znać, gdybyś zmienił zdanie i jednak szukał kiedyś dziewczyny. - Będziesz pierwszą osobą, do której zadzwonię - obiecuję. - Dobrze. Składa pocałunek na moim policzku i wychodzi, zostawiając mnie w zdumieniu, jak łatwo mi poszło. Byłem przygotowany na scenę, ale poza początkowym przypływem gniewu, Kendall zaakceptowała sytuację i zachowała się z klasą. Gdyby tylko wszystkie kobiety były takie ugodowe jak ona. Taaa, piję do Hannah w tym momencie. Seks zawsze pobudza mój apetyt, więc schodzę na dół w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia i jestem szczęśliwy jak diabli, gdy znajduję resztki ryżu i smażonego kurczaka, dzięki uprzejmości Tucka, który jest naszym nadwornym kucharzem, bo reszta z nas nie potrafi przegotować wody, aby czegoś nie przypalić. Natomiast Tuck dorastał w Teksasie wychowywany jedynie przez matkę, która nauczyła go gotować, gdy był jeszcze w pieluchach. Siadam przy ladzie, wpychając sobie kawałek kurczaka do ust, gdy pojawia się Logan w samych bokserkach. Unosi brwi, gdy mnie zauważa. - Hej. Nie sądziłem, że jeszcze cię dzisiaj zobaczę. Myślałem, że będziesz BZP. - BZP? - pytam między kęsami. Logan lubi tworzyć różne akronimy w nadziei, że zapożyczymy je do naszego slangu, ale w połowie przypadków nie mam bladego pojęcia, o czym, do diabła, on mówi. - Bardzo zajęty pieprzeniem. Przewracam oczami i biorę kęs dzikiego ryżu. - Na serio, blondynka już poszła? - Tak. - Przeżuwam, zanim zaczynam mówić dalej: - Ona zna zasady.
Tłumaczenie: Rylee
Czyli żadnego chodzenia, a tym bardziej żadnego nocowania. Logan opiera łokcie na ladzie, jego oczy błyszczą, gdy zmienia temat. - Nie mogę się doczekać meczu z St. Anthony. Słyszałeś? Braxton nie jest już zawieszony. Tym zyskuje moją pełną uwagę. - Bez jaj. Zagra w sobotę? - Tak. - Jego twarz przybiera niemal wesoły wyraz. - Z nieskrywaną radością rozkwaszę twarz tego palanta na bandzie. Greg Braxton gra na pozycji lewoskrzydłowego, jest gwiazdą St. Anthony i kompletną kupą gówna. Facet ma wybitnie sadystyczne skłonności, którym często daje upust na lodzie. Gdy nasze zespoły zmierzyły się ostatnio w rozgrywkach między sezonami, wysłał jednego z naszych do szpitala ze złamaną ręką. Stąd jego zawieszenie na trzy mecze, ale gdyby to zależało ode mnie, ten psychol dostałby dożywotni zakaz wchodzenia na lód. - Będę tam z tobą - obiecuję. - Trzymam cię za słowo. Och, a w przyszłym tygodniu gramy z Eastwood. Naprawdę powinienem z większą uwagą prześledzić nasz plan. Eastwood College jest na drugim miejscu w naszej konferencji (zaraz po nas, oczywiście) i nasze spotkania zawsze są bardzo emocjonujące. I nagle doznaję olśnienia, że jeżeli nie zdam poprawki z etyki, nie zagram z Eastwood. - Kurwa - mamroczę. Logan kradnie kawałek kurczaka z mojego talerza i wpycha go sobie do ust. - Co? Nie mówiłem kumplom z drużyny o sytuacji z moją średnią, bo nie miałem jeszcze okazji, ale było to nieuniknione. Więc, wzdychając, mówię Loganowi o mojej pale z etyki i tym, co to może znaczyć dla drużyny.
Tłumaczenie: Rylee
- Omiń ten przedmiot, zdasz go w innym semestrze - podsuwa natychmiast. - Nie mogę, już za późno. - Cholera. - No. Wymieniamy posępne spojrzenia, po czym Logan opada na ladę obok mnie i bierze w pięści swoje włosy. - W takim razie popraw się, człowieku. Zakuwaj i zdaj ten cholerny test na piątkę. Potrzebujemy cię, G. - Wiem. - Sfrustrowany, łapię widelec, a następnie go odkładam, bo mój apetyt zniknął. To mój pierwszy rok jako kapitan drużyny, co jest równocześnie niezwykłym wyróżnieniem, zważywszy na to, że nie jestem najstarszy, bo mam przed sobą jeszcze rok college’u. Powinienem pójść w ślady mojego poprzednika i poprowadzić drużynę do zwycięstwa, ale jak mam to zrobić, nie będąc razem z nimi na lodzie? - Załatwię sobie korepetytorkę. Pracuję nad tym - zapewniam kumpla. To pieprzony geniusz. - To dobrze. Zapłać jej ile będzie chciała. Dorzucę się, jeśli ci zabraknie. Nie mogę powstrzymać uśmiechu. - Łał. Proponujesz mi część swojej ukochanej kasy? Musi ci bardzo na mnie zależeć. - A żebyś wiedział. Tu chodzi o marzenia, stary. Ty i ja w koszulkach Bruins, pamiętasz? Muszę nadmienić, że to zajebiście fajne marzenie. Takie, o którym gadamy z Loganem odkąd tylko zamieszkaliśmy razem na pierwszym roku. Nie mam cienia wątpliwości, co chciałbym robić po ukończeniu college’u. Ani do czego przygotowuje się Logan. Jest szybszy niż błyskawica, a na lodzie zmienia się w prawdziwą bestię.
Tłumaczenie: Rylee
- Popraw te pieprzone stopnie, G. - żąda. - Inaczej skopię ci tyłek. - Trener i tak będzie kopał mocniej. - Zdobywam się na uśmiech. - Nie martw się, mam to pod kontrolą. - To dobrze. - Logan kradnie mi kolejny kawałek kurczaka, zanim opuszcza kuchnię. Wyrzucam resztkę mojego jedzenia i wracam na górę, by znaleźć telefon. Czas podwoić wysiłki, aby namówić do współpracy Hannah-nie-na-M.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 3
Hannah
- Naprawdę uważam, że ten ostatni dźwięk powinnaś zaśpiewać w tonacji e-dur - nalega Cass. Jest jak zdarta płyta, wyrzucając te same nieuzasadnione sugestie za każdym razem, gdy kończymy śpiewać. No i teraz… Jestem pacyfistką. Nie uznaję rozwiązywania problemów za pomocą pięści, uważam, że mecze bokserskie to barbarzyństwo, a sama idea wojny sprawia, że robi mi się niedobrze. A mimo wszystko jestem o włos od uderzenia Cassidy’ego Donovana w twarz. - Ta tonacja jest dla mnie za niska - mówię stanowczo, ale w moim głosie słychać nutę irytacji. Cass z frustracją przebiega dłonią po swoich ciemnych, falowanych włosach i odwraca się do Mary Jane, która kręci się na ławce do pianina, wyraźnie zakłopotana. - Wiesz, że mam rację, M.J. - powołuje się na nią. - Wyjdzie lepiej, jeżeli zaśpiewamy w tej samej tonacji, niż na głosy. - Nie, uzyskamy dużo lepszy efekt, śpiewając na głosy - wykłócam się. Zaraz zacznę rwać sobie włosy z głowy. Dokładnie wiem, do czego Cass zmierza. Chce skończyć tę piosenkę śpiewając w swojej tonacji. Cass odwala takie numery, odkąd tylko zdecydowaliśmy się na współpracę w przygotowaniu zimowego występu. Robi co może, by śpiewać w tonacji, która najbardziej jemu pasuje, jednocześnie spychając mnie na dalszy
Tłumaczenie: Rylee
plan. Gdybym wiedziała jaka z niego pieprzona primadonna, za cholerę bym się nie zgodziła na duet, ale ten podstępny palant pokazał swoje prawdziwe oblicze dopiero, gdy zaczęliśmy próby i teraz jest już za późno, aby się wycofać. Zainwestowałam w ten duet za dużo pracy i czasu, i szczerze, naprawdę uwielbiam tę piosenkę. Mary Jane napisała niesamowity kawałek i jakaś część mnie nie chce jej zawieść. Poza tym wiem, że wydział woli duety od solistów, bo ostatnie cztery stypendia przyznali właśnie duetom. Sędziowie mają banany na twarzy, gdy tylko słyszą piosenkę śpiewaną na dwa głosy, a nasza jest wprost do tego stworzona. - M.J? - ponagla Cass. - Ee... Widzę jak ta drobna blondynka mięknie pod wpływem jego spojrzenia. Cass tak właśnie działa na kobiety. Jest irytująco przystojny, a do tego ma niesamowity głos. Niestety, jest w pełni świadomy obu tych atutów i wykorzystuje je bez skrupułów, by tylko postawić na swoim. - Chyba Cass ma rację - mamrocze M.J. unikając mojego spojrzenia. Dlaczego by nie spróbować w e-dur? Zobaczymy jak wyjdzie i wtedy zdecydujemy, która wersja jest lepsza. Ty Judaszu! Mam ochotę krzyknąć, ale gryzę się w język. M.J., podobnie jak ja, została zmuszona do obcowania z niedorzecznymi wymaganiami i „genialnymi” pomysłami Cassidy’ego i nie mogę jej winić za próbę znalezienia kompromisu. - Dobra - mamroczę, zgadzając się niechętnie. - Spróbujmy. Jego oczy rozjaśnia poczucie zwycięstwa, ale nie pozostaje tam na długo, bo już w trakcie śpiewania okazuje się, że jego pomysł był do dupy. Ta tonacja jest dla mnie o wiele za niska, więc moja część brzmi tak niezdanie, że odciąga uwagę od jego zachwycającego barytonu. - Myślę, że Hannah powinna trzymać się oryginalnej tonacji - Mary Jane spogląda na Cassidy’ego, przygryzając wargę, jakby się bała jego reakcji.
Tłumaczenie: Rylee
Ale choć facet jest arogancki, to na pewno nie jest głupi. - Dobra - warczy. - Zrobimy to po twojemu, Hannah. - Dziękuję - mówię, przez zaciśnięte zęby. Na szczęście nasza godzina dobiega końca, co oznacza, że musimy opuścić salę, by mogła w niej poćwiczyć inna grupa. Marząc, by się stąd wydostać, szybko zbieram swoje nuty i zakładam płaszcz w groszki. Im mniej czasu spędzam z Cassidym, tym lepiej. Boże, nie trawię gościa. Jak na ironię, śpiewamy razem poruszającą do głębi piosenkę miłosną. - Jutro o tej samej godzinie? - patrzy na mnie wyczekująco. - Pracuję we wtorkowe wieczory, pamiętasz? Niezadowolenie wykrzywia jego twarz. - Wiesz co? Opanowalibyśmy tę piosenkę już dawno, gdyby twój harmonogram zajęć nie był taki… niewygodny. Unoszę jedną brew. - Powiedział facet, który nie chce ćwiczyć w weekendy. Bo ja jestem wolna, mogę przychodzić na próby zarówno w sobotę, jak i w niedzielę. Cass zaciska usta, a później odchodzi spacerkiem nie mówiąc nawet słowa. Palant. Głośne westchnięcie rozbrzmiewa za moimi plecami. Odwracam się i uświadamiam sobie, że M.J. nadal siedzi na ławeczce od pianina, w dalszym ciągu przygryzając wargę. - Przepraszam, Hannah - mówi miękko. - Gdy was prosiłam, abyście zaśpiewali moją piosenkę, nie zdawałam sobie sprawy, że Cass będzie taki trudny. Moja irytacja wyparowuje, gdy widzę jak bardzo jest smutna.
Tłumaczenie: Rylee
- Hej, to nie twoja wina - zapewniam ją. - Ja też się nie spodziewałam, że Cass okaże się takim dupkiem, ale jest niesamowitym wokalistą, więc po prostu skupmy się na tym, okej? - Ty też jesteś niesamowita. Dlatego wybrałam waszą dwójkę. Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek inny mógł powołać tę piosenkę do życia. Uśmiecham się do niej. Jest naprawdę kochana, nie wspominając już o tym, że jest najbardziej utalentowaną autorką piosenek, jaką kiedykolwiek spotkałam. Każdy kawałek, który zostanie zaśpiewany podczas występów musi być skomponowany przez studenta, i zanim jeszcze M.J. zwróciła się do mnie, planowałam sama to zrobić. - Obiecuję, że twoja piosenka powali wszystkich na kolana, Mary Jane. Nie przejmuj się debilnymi fochami Cassidy’ego, on lubi się kłócić dla samego kłócenia. Śmieje się. - Tak, też tak myślę. Do zobaczenia jutro? - Tak, dokładnie o czwartej. Macham do niej, wychodzę z sali i kieruję się na zewnątrz. Jedną z moich ulubionych rzeczy w Briar jest kampus. Budynki, stare i porośnięte bluszczem, są ze sobą połączone brukowanymi ścieżkami, wzdłuż których usytuowane są ławki wykonane z kutego żelaza, oraz piękne, rozłożyste wiązy. Ten uniwersytet jest jednym z najstarszych w kraju, a lista jego absolwentów zawiera nazwiska kilkudziesięciu wpływowych osób, w tym więcej niż jednego prezydenta. Ale najlepsze w Briar jest bezpieczeństwo, jakie zapewnia. Poważnie, wskaźnik przestępczości w tym miejscu jest bliski zeru, co prawdopodobnie ma coś
wspólnego
z
Deanem
Farrowsem
i
jego
deklaracją
dotyczącą
bezpieczeństwa. Szkoła zainwestowała kupę kasy w monitoring i ochroniarzy rozmieszczonych
w
strategicznych
miejscach
i
patrolujących
okolicę
Tłumaczenie: Rylee
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie, żeby to było więzienie, nic z tych rzeczy. Strażnicy są przyjaźni i dyskretni. Szczerze mówiąc, ledwie zauważam ich obecność, gdy kręcę się po kampusie. Mój akademik znajduje się pięć minut spacerem od budynku muzycznego i oddycham z ulgą, gdy przechodzę przez jego masywne, dębowe drzwi. To był długi dzień i jedyne o czym marzę, to gorący prysznic i doczołganie się do łóżka. Przestrzeń, którą dzielę z Allie jest bardziej apartamentem, niż typowym pokojem w akademiku, co jest jedną z zalet bycia studentem starszego roku. Mamy dwie sypialnie, mały hol i jeszcze mniejszą kuchnię. Jedynym minusem jest wspólna łazienka, którą dzielimy z czterema innymi dziewczynami z naszego piętra, ale na szczęście żadna z nas nie jest flejtuchem, więc toalety i prysznice z reguły utrzymane są w czystości. - Hej, późno wróciłaś. - Allie wtyka głowę do mojej sypialni, pijąc przez słomkę jakiś zielony, gęsty i absolutnie obleśnie wyglądający napój. Na szczęście już się przyzwyczaiłam do tego widoku. Allie od dwóch tygodni jest fanką świeżo wyciskanych soków, co oznacza, że każdego ranka budzi mnie ogłuszający warkot jej blendera. - Miałam próbę. - Ściągam buty i rzucam płaszcz na łóżko, a następnie rozbieram się do samej bielizny, pomimo tego, że moja współlokatorka nadal jest w pokoju. Dawno temu, byłam zbyt nieśmiała, by się przy niej rozebrać. Na pierwszym roku przebierałam się pod kocem, lub czekałam aż wyjdzie. Ale w akademikach nie istnieje coś takiego jak prywatność i prędzej, czy później trzeba po prostu to zaakceptować. Wciąż pamiętam jaka byłam zażenowana, gdy po raz pierwszy zobaczyłam nagie piesi Allie, ale ona nie ma w sobie ani krzty skromności, więc gdy zauważyła, że patrzę, jedynie do mnie mrugnęła i powiedziała: - Niezłe są, co?
Tłumaczenie: Rylee
Od tego czasu przestałam przebierać się pod kocem. - Więc słuchaj… Jej słowa stawiają mnie w stan gotowości. Mieszkam z Allie od dwóch lat, wystarczająco długo, by wiedzieć, że jeżeli zaczyna zdanie od „więc słuchaj” to przeważnie po to, by powiedzieć coś, czego nie chcę usłyszeć. - Hmm…? - mruczę, chwytając szlafrok wiszący na drzwiach. - W środę wieczorem jest impreza u Sigmy. - Jej oczy błyszczą determinacją. - Idziesz ze mną. Jęczę. - Impreza u bractwa? Nie ma mowy. - Jest mowa. - Allie krzyżuje dłonie na klatce piersiowej. - Testy się skończyły, więc nie masz już wymówki. I obiecałaś, że w tym roku będziesz bardziej towarzyska. Tak, obiecałam, ale jest taka jedna sprawa… Nie lubię imprez. Zostałam zgwałcona na jednej z nich. Boże, nienawidzę tego słowa. Gwałt. To jedno z tych kilku słów, które bardzo mocno oddziałują, gdy się je słyszy. Są jak mocne uderzenie w twarz, czy kubeł lodowatej wody wylany na głowę. Paskudne. A ja robiłam co w mojej mocy, by to, co się stało, nie przejęło kontroli nad moim życiem. Poradziłam sobie z tym. Naprawdę. Wiem, że to nie była moja wina. Że o to nie prosiłam, ani tego nie sprowokowałam. To nie okradło mnie ze zdolności ufania innym ludziom, ani nie spowodowało strachu przed każdym człowiekiem, który pojawiał się na mojej drodze. Lata terapii pomogły mi dostrzec, że ciężar winy spoczywa wyłącznie na nim. To z nim było coś nie tak. Nie ze mną. Ze mną zawsze było wszystko w porządku. A najważniejsza lekcja, jakiej się nauczyłam to to, że nie jestem ofiarą - jestem dziewczyną, która przetrwa wszystko. Ale to nie znaczy, że ta napaść mnie nie zmieniła. Bo zmieniła całkowicie. Właśnie z jej powodu noszę gaz pieprzowy w torebce, a gdy w nocy
Tłumaczenie: Rylee
wracam skądś sama, zawsze mam przygotowany do wybrania numer 911. Nie piję publicznie i nie przyjmuję od nikogo napojów, nawet od Allie, bo zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że nieświadomie poda mi narkotyk wsypany przez kogoś innego. Dlatego też niezwykle rzadko chodzę na imprezy. Podejrzewam, że to moja wersja zespołu stresu pourazowego. Dźwięk, zapach, lub przebłysk czegoś równie nieszkodliwego, wydobywa na powierzchnię wspomnienia. Słyszę dudniącą muzykę, głośne rozmowy i ochrypły śmiech. Czuję zapach piwa i potu. Jestem w tłumie ludzi. I nagle mam piętnaście lat, jestem z powrotem na imprezie Mellisy Mayer i w samym środku mojego osobistego koszmaru. Ton głosu Allie mięknie, gdy widzi moją przygnębioną minę. - Robiłyśmy to już wcześniej, Han-Han. Będzie tak jak każdym poprzednim razem. Przez cały czas będę cię miała na oku i żadna z nas nie wypije ani kropli. Obiecuję. Wstyd szarpie moimi wnętrznościami. Wstyd, żal, ale też podziw, ponieważ, cholera, ona naprawdę jest niesamowitą przyjaciółką. Wcale nie musi odmawiać sobie alkoholu, ani zachowywać czujności, tylko po to, bym czuła się komfortowo, ale to właśnie robi za każdym razem, gdy razem wychodzimy i kocham ją za to na zabój. - Dobrze. - Ustąpiłam, ale nie dla świętego spokoju, lecz ze względu na siebie. Obiecałam Allie, że będę bardziej towarzyska, ale też postanowiłam spróbować w tym roku nowych rzeczy. Wyluzować trochę, nie bać się tak bardzo tego, co nieznane. Impreza u bractwa tak do końca nie była moim wymarzonym sposobem na dobrą zabawę, ale kto wie? Może nie będzie tak źle. Twarz Allie pojaśniała. - Hura! I nawet nie musiałam wyciągać mojej karty przetargowej. - Jakiej znowu karty? - pytam podejrzliwie. Uśmieszek unosi kącik jej ust. - Justin będzie na tej imprezie.
Tłumaczenie: Rylee
Mój puls przyspiesza. - Skąd wiesz? - Ponieważ Sean i ja wpadliśmy na niego w stołówce i powiedział nam, że tam się wybiera. Podejrzewam, że podobnie jak wielu innych bezmózgich mięśniaków. Patrzę na nią spode łba. - On nie jest bezmózgim mięśniakiem. - Och, jesteś taka urocza, kiedy go bronisz. Czekaj, podejdę do okna i sprawdzę, czy świnie też latają. - Ha ha. - Serio, Hannah, to dziwne. To znaczy, nie zrozum mnie źle, to cudownie, że jesteś kimś zauroczona. Ile już czasu minęło odkąd ty i Devon zerwaliście, rok? Ale nie mogę pojąć jakim cudem ty, ze wszystkich ludzi, mogłaś zadurzyć się w typowym, zapalonym sportowcu. Zaczynam czuć się niekomfortowo. - Justin jest… on nie jest taki jak reszta. Jest inny. - Powiedziała dziewczyna, która nigdy nie zamieniła z nim nawet słowa. - On jest inny - upieram się. - Jest spokojny i poważny i z tego co zauważyłam, nie zalicza wszystkiego co nosi spódnicę, jak reszta jego kolegów z drużyny. Och, i jest mądry - w zeszłym tygodniu widziałam jak na dziedzińcu czytał Hemingway’a. - Który prawdopodobnie jest lekturą obowiązkową. - Nie jest. Allie mruży oczy. - Skąd wiesz? Czuję jak policzki mi się rumienią. - Następnego dnia pewna dziewczyna zapytała go o to w klasie i powiedział, że Hemingway jest jego ulubionym autorem.
Tłumaczenie: Rylee
- O mój Boże. Teraz jeszcze podsłuchujesz jego rozmowy? - wzdycha. Dobra, dość tego. W środę z nim pogadasz. - Być może - mówię wymijająco. - Jeśli nadarzy się okazja… - Ja się zajmę okazją. Serio. Nie wyjdziemy z tego przyjęcia, póki z nim nie porozmawiasz. Mam gdzieś, czy to będzie jedynie „cześć”, czy „co słychać?” Odezwiesz się do niego. - Dźga palcem powietrze przed moją twarzą. - Kapujesz? Chichoczę. - Kapujesz? - powtarza twardo. Po chwili wahania, wzdycham, pokonana. - Kapuję. - Super. A teraz pospiesz się i weź prysznic, żebyśmy mogły obejrzeć kilka odcinków „Mad Men” przed spaniem. - Jeden odcinek. Jestem zbyt wykończona na więcej. - Szczerzę się do niej. - Kapujesz? - Kapuję - mamrocze, wychodząc z mojego pokoju. Chichoczę do siebie i zbieram resztę przyborów prysznicowych, ale po raz kolejny nie udaje mi się pójść do łazienki - robię zaledwie dwa kroki, gdy słyszę miałczenie kota dochodzące z mojej torebki. To piskliwe zawodzenie, które wybrałam na dzwonek smsa to jedyny dźwięk, który jest w stanie zwrócić moją uwagę i nie zirytować. Stawiam kosmetyczkę na komodzie, a następnie przekopuję się przez zawartość mojej torebki, aż udaje mi się znaleźć telefon i spojrzeć na ekran. Hej, tu Garrett. Chcę się dogadać w sprawie korepetycji.
Och, do kurwy nędzy! Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Facet jest wytrwały, muszę mu to oddać. Wzdychając, odpowiadam, krótko i ani trochę miło. Ja: Skąd masz mój numer?
Tłumaczenie: Rylee
On: Z kwestionariusza rejestracyjnego do grupy wspólnego uczenia.
Cholera. Zapisałam się do tej grupy na początku semestru, ale to było zanim ustaliłam z Cassidym terminy prób i okazało się, że wypadają dokładnie wtedy, gdy spotykają się pozostali studenci, aby się razem pouczyć. Kolejna wiadomość pojawia się zanim mogę odpowiedzieć i kimkolwiek była osoba, która powiedziała, że nie jest możliwe, aby po dźwięku smsa rozpoznać jej tekst, była w błędzie. Ponieważ dzwonek wiadomości od Garretta kipi irytacją. On: Gdybyś pojawiła się na spotkaniu, nie musiałbym do ciebie pisać. Ja: W ogóle nie musisz do mnie pisać. W zasadzie, to wolałabym, abyś tego nie robił. On: Co muszę zrobić, abyś się zgodziła? Ja: Absolutnie nic. On: Świetnie. Więc zrobisz to za darmo.
Jęczę głośno. Ja: Nie ma takiej opcji. On: Co powiesz na jutrzejszy wieczór? Jestem wolny od ósmej. Ja: Nie mogę. Mam hiszpańską grypę. To bardzo zaraźliwe. Właśnie ratuję ci życie. On: Och, doceniam troskę. Na szczęście jestem odporny na pandemię, która wybiła 40 mln ludzi w latach 1918/19. Ja: Skąd tyle wiesz o pandemii? On: Studiuję historię, Kochanie. Znam wiele bezużytecznych faktów.
Ech, znowu to kochanie. No dobra. Widocznie nadszedł czas, aby to skończyć, zanim on się na dobre rozkręci z tym flirtowaniem. Ja: Cóż, miło było pogawędzić. Powodzenia na poprawce.
Gdy mija kilkanaście sekund i Garrett nie odpowiada, klepię się mentalnie po plecach, że udało mi się go spławić. Ale gdy mam już zamiar wyjść z pokoju, telefon znowu dzwoni, tym razem oznajmiając nadejście wiadomości graficznej.
Tłumaczenie: Rylee
Wbrew zdrowemu rozsądkowi pobieram ją, a po chwili na ekranie mojego telefonu pojawia się nagi tors. Tak. I mam na myśli opaloną skórę, wyrzeźbione mięśnie i najbardziej napięty sześciopak, jaki kiedykolwiek widziałam. Nie mogę się powstrzymać, parskam śmiechem. Ja: Cholera jasna! Czy Ty właśnie przysłałeś mi zdjęcie swojej klaty? On: Tak. Podziałało? Ja: W wywołaniu odruchu wymiotnego? Tak! Pełen sukces. On: W przekonaniu ciebie. Podlizuję się. Ja: Podlizuj się komuś innemu. P.S. Wstawię to zdjęcie na My-bri.
Mam oczywiście na myśli MyBriar, nasz szkolny odpowiednik Facebooka, na którym jest ponad dziewięćdziesiąt pięć procent studentów. On: Nie krępuj się. Wiele lasek będzie szczęśliwych, mogąc sobie później walnąć pamięciówkę. Ja: Zapomnij mój numer, stary. Mówię poważnie.
Nie czekam na odpowiedź. Rzucam telefon na łóżko i idę pod prysznic.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 4
Hannah Uniwersytet Briar znajduje się pięć mil od miasta Hastings, w stanie Massachuset, które ma jedną główną ulicę i jakieś dwa tuziny sklepów i restauracji. To miasteczko jest tak małe, że to cud, że udało mi się znaleźć w nim pracę w niepełnym wymiarze godzin. Większość studentów musi dojeżdżać aż do Bostonu, jeżeli chcą pracować podczas roku szkolnego. Ja mam do przebycia jedynie dziesięciominutową trasę autobusem, lub pięciominutową samochodem i już jestem w Della’s - restauracji, w której kelneruję od pierwszego roku studiów. Dzisiaj mam szczęście, bo załapałam się na cztery kółka. Mam umowę z Tracy, jedną z dziewczyn mieszkających na moim piętrze. Pożycza mi swój samochód zawsze, gdy go nie potrzebuje, tak długo jak zapewniam jej pełen bak. To bardzo przyjemna wymiana, szczególnie zimą, kiedy cały teren zamienia się w lodowisko pokryte śniegiem. Nieszczególnie lubię moją pracę, ale nie powiedziałabym też, że jej nienawidzę. Jest dobrze płatna i nie mam do niej daleko, wiec nie narzekam. Cofam to - dzisiaj z pewnością mam powód, aby narzekać. Ponieważ jakieś pół godziny przed końcem mojej zmiany trafiam na Garretta Grahama siedzącego przy jednym z moich stolików. Serio. Czy ten facet kiedykolwiek daje za wygraną? Nie mam najmniejszej ochoty go obsługiwać, ale nie mam też wielkiego wyboru. Lisa, druga kelnerka jest zajęta przyjmowaniem zamówień od grupy
Tłumaczenie: Rylee
wykładowców przy stoliku po drugiej stronie restauracji, a moja szefowa, Della, stoi za błękitną ladą i podaje placek orzechowy trzem studentkom pierwszego roku, które siedzą na wysokich, obrotowych krzesełkach. Wysuwam szczękę do przodu i podchodzę do Garretta, nie kryjąc mojego niezadowolenia. Gdy spotykam wzrokiem jego szare, błyszczące oczy, on przeciąga dłonią po swoich ciemnych włosach i uśmiecha się zawadiacko. - Hej, Hannah. Fajnie cię widzieć. - Tak, fajnie - mruczę, wyciągając notes z kieszeni fartucha. - Co mogę ci podać? - Korepetytora. - Przykro mi, nie mamy żadnego w menu. - Uśmiecham się słodko. - Ale polecam pyszny placek orzechowy. - Wiesz co robiłem wczoraj wieczorem? - pyta, ni z tego ni z owego. - Tak. Nękałeś mnie smsami. Przewraca oczami. - Mam na myśli później. Udaję, że się zastanawiam. - Hmm… Bzykałeś się z jakąś cheerleaderką? Nie, bzykałeś się z całą drużyną żeńskiego hokeja? Nie, czekaj, one pewnie są dla ciebie nie dość głupie. Obstawiam mój pierwszy typ - cheerleaderkę. - Właściwie, to była laska z bractwa - oznajmia dumnie. - Ale mówię o tym, co robiłem wcześniej. - Unosi jedną ciemną brew. - Ale jeżeli tak bardzo interesuje cię moje życie seksualne, mogę ci podać szczegóły innym razem, jeśli chcesz. - Nie chcę. - Innym razem - powtarza, lekceważącym tonem, składając dłonie na obrusie w biało - niebieską kratę.
Tłumaczenie: Rylee
Ma duże dłonie z długimi palcami, krótkimi paznokciami i czerwonymi, poobijanymi kostkami. Zastanawiam się, czy nie brał ostatnio udziału w jakiejś bójce, ale po chwili uświadamiam sobie, że to pewnie od gry w hokeja. - Byłem wczoraj na spotkaniu z naszą grupą - informuje mnie. - Przyszło jeszcze ośmiu innych studentów. Wiesz jaka była najwyższa ocena z etyki w tej grupie? - Wyrywa się z odpowiedzią, zanim mogę pobawić się w zgadywanie. Trzy plus. A nasza wspólna średnia to dwa. Jak mam się przygotować do tej poprawki, ucząc się z ludźmi, którzy są tak samo głupi jak ja? Potrzebuję cię, Wellsy. Wellsy? Czy to przezwisko? I skąd on, do cholery, wie, że nazywam się Wells? Nigdy mu nie powiedziałam jak… Cholera. Głupi kwestionariusz. Garrett zauważa moje zaskoczone spojrzenie i ponownie unosi brew. - Wiele się dowiedziałem dzięki tej grupie. Zdobyłem twój numer, nazwisko, nawet miejsce pracy. - Gratuluję. Naprawdę jesteś stalkerem. - Nie, jestem po prostu dokładny. Lubię wiedzieć z czym mam do czynienia. - Jezu Haroldzie Chryste! Nie będę twoją korepetytorką, jasne? Idź wkurzać kogoś innego. - Wskazuję leżące przed nim menu. - Zamawiasz coś? Bo jeśli nie, to proszę, wyjdź i pozwól mi wykonywać moją pracę w spokoju. - Jezu Haroldzie Chryste? - Garrett parska, zanim podnosi laminowane menu i pobieżnie przebiega po nim wzrokiem. - Wezmę kanapkę z indykiem. Odkłada menu, po czym podnosi je ponownie. - Jeszcze podwójnego burgera z bekonem, bez frytek. Albo w zasadzie z frytkami. Och i jeszcze krążki cebulowe. Moja szczęka niemal uderza o podłogę. - Masz zamiar to wszystko zjeść? Uśmiecha się szeroko.
Tłumaczenie: Rylee
-
Oczywiście.
Jestem
sportowcem,
wiecznie
rozrastającym
się
chłopakiem. Chłopakiem? Nigdy w życiu. Zauważam to dopiero teraz - wcześniej byłam zbyt rozproszona tym, jaki był nieznośny - ale Garrett Graham na pewno jest mężczyzną. Nie ma w nim nic chłopięcego. Ani w jego szerokiej, świetnie prezentującej się sylwetce, ani w wyrzeźbionej klacie, której obraz nagle miga mi przed oczami na wspomnienie zdjęcia, które mi przysłał. - Wezmę też kawałek tego ciasta orzechowego i do picia Dr Pepper. Och i jakiegoś korepetytora. - Nie ma w menu - mówię wesoło. - Ale reszta zaraz będzie. Odchodzę, nie dając mu szansy na dalsze wykłócanie się i kieruję się w stronę tylnej lady, gdzie przekazuję zamówienia naszemu kucharzowi - Julio. A jakąś nanosekundę później podbiega do mnie Lisa i zagaduje ściszonym głosem: - O mój Boże. Wiesz kto to jest? - Tak. - To Garrett Graham. - Wiem. Dlatego powiedziałam tak. Lisa wygląda na oburzoną. - Co jest z tobą nie tak? Dlaczego nie szalejesz z radości? Garrett Graham siedzi przy twoim stoliku. Rozmawiał z tobą. - Jasna cholera, naprawdę? To znaczy, jego usta się ruszały, ale nie zdawałam sobie sprawy, że on coś mówił. - Przewracam oczami i ruszam do dystrybutora napojów, aby nalać picie dla Garretta. Nie patrzę w jego kierunku, ale czuję jego przydymione, szare spojrzenie śledzące każdy mój ruch. Prawdopodobnie
telepatycznie
wysyła
mi
rozkaz,
bym
została
jego
korepetytorką. Cóż, niedoczekanie jego. Nie ma mowy, bym zmarnowała chociaż trochę z tej niewielkiej ilości wolnego czasu, jaki mam, na uniwersyteckiego hokeistę, który myśli, że jest gwiazdą rocka.
Tłumaczenie: Rylee
Lisa podąża za mną, nie zważając na mój sarkazm i nadal rozpływając się nad Garrettem. - On jest taki wspaniały. Niewyobrażalnie wspaniały. - Obniża głos do szeptu. - I słyszałam też, że jest niesamowity w łóżku. Prycham. - Pewnie sam roznosi te plotki. - Nie. Powiedziała mi to Samantha Richardson. Przespała się z nim w zeszłym roku w Theta Keeger. Powiedziała, że to był najlepszy seks w jej życiu. Nie odpowiadam, bo nie obchodzi mnie życie seksualne dziewczyny, której nawet nie znam. Zamiast tego wzruszam ramionami i chwytam Dr Peppera. - Wiesz co? Może ty przejmiesz jego zamówienie i dokończysz za mnie? Lisa wstrzymuje oddech, jakbym właśnie wręczyła jej czek na pięć milionów dolarów. - Jesteś pewna? - Tak. Jest cały twój. - O mój Boże. - Robi krok do przodu jakby chciała mnie przytulić, ale wtedy jej wzrok podąża w kierunku Garretta i cofa się, jakby się bała, że on się domyśli co wywołało jej radość. - Jestem twoją dłużniczką, Han. Chcę jej powiedzieć, że tak naprawdę to ona robi przysługę mi, ale ona już pędzi do swojego księcia. Patrzę z rozbawieniem, jak wyraz twarzy Garretta chmurzy się po podejściu Lisy. Podnosi szklankę, którą przed nim postawiła, a gdy jego spojrzenie spotyka moje, przechyla głowę. Jakby chciał dać mi do zrozumienia, że tak łatwo się go nie pozbędę.
Tłumaczenie: Rylee
Garrett Ona nie pozbędzie się mnie tak łatwo. Najwyraźniej Hannah do tej pory nie miała zbyt wiele do czynienia ze sportowcami. Jesteśmy bardzo uparci, ale najważniejsza cecha jaka nas łączy to to, że nigdy, przenigdy się nie poddajemy. Bóg mi świadkiem, przekonam tę dziewczynę, nawet jeżeli miałbym umrzeć próbując. Ale w tej chwili oddała mnie innej kelnerce, a kolejna okazja nie trafi mi się tak szybko. Przez następne dwadzieścia minut znoszę jawne próby flirtu i nieukrywane oznaki zainteresowania ze strony brunetki z kręconymi włosami, która mnie obsługuje, ale choć jestem dla niej uprzejmy, to nie daję się wciągnąć w jej grę. Jedyną dziewczyną, którą jestem dzisiaj zainteresowany jest Hannah, a moje spojrzenie przywarło do niej jak klej. Nie chcę dać jej okazji do zrobienia czegoś głupiego, gdy nie będę patrzył. Jej strój jest nawet dość seksowny, jeśli mam być szczery. Jasnoniebieska sukienka z białym kołnierzykiem i dużymi guzikami z przodu, oraz krótki, biały fartuszek zawiązany wokół talii, wygląda jak uniform żywcem wyjęty z musicalu Grease, co chyba ma sens, biorąc pod uwagę, że Della’s jest restauracją w stylu lat 50-tych. Z łatwością mogę sobie wyobrazić Hannah Wells żyjącą w tamtym okresie. Jej ciemne włosy opadają falą na ramiona, a grzywka jest upięta na bok niebieską spinką, co nadaje jej wygląd stylizowany na staromodny. Gdy przyglądam się jak pracuje, zastanawiam się jaka jest jej historia. Popytałem trochę, ale ludzie niewiele o niej wiedzą. Jeden facet powiedział mi że pochodzi z małego miasteczka na Środkowym Zachodzie. Ktoś inny
Tłumaczenie: Rylee
nadmienił, że umawiała się z jakimś kolesiem z zespołu przez cały drugi rok studiów. Ale poza tymi dwoma skąpymi informacjami jest całkowitą zagadką. - Podać coś jeszcze? - pyta gorliwie moja kelnerka. Patrzy na mnie jakbym był jakimś celebrytą, czy kimś w tym stylu, ale przywykłem już do takiego zainteresowania. Gdy jesteś kapitanem pierwszodywizjonowej drużyny hokeja, która dwa razy z rzędu zgarnęła tytuł mistrza kraju, ludzie wiedzą kim jesteś. A kobiety chcą się z tobą pieprzyć. - Nie, dziękuję. Poproszę rachunek. - Och. - Jest wyraźnie rozczarowana. - Jasne, już przynoszę. Ale zanim odchodzi, pytam szorstko: - Wiesz może kiedy Hannah kończy pracę? Jej rozczarowanie natychmiast zmienia się w niedowierzanie. - Dlaczego pytasz? - Mamy razem zajęcia. Chcę z nią pogadać o pewnym zadaniu. Wyraz jej twarzy się relaksuje, ale podejrzliwość nadal jest widoczna w jej oczach. - Jej zmiana już się skończyła, ale nie może wyjść, póki jej klienci jeszcze są. Rozglądam się po innych zajętych stolikach i widzę jedynie jedną parę w średnim wieku. Mężczyzna wyciąga właśnie portfel, a jego żona przegląda rachunek. Płacę za moje jedzenie, żegnam się z moją kelnerką i ruszam za zewnątrz, by poczekać na Hannah. Pięć minut później wychodzi tamto małżeństwo, a chwilę po nich pojawia się Hannah, ale jeżeli zauważa, że czaję się przy drzwiach, nie daje tego po sobie poznać. Jedynie zapina swój płaszcz i kieruje się wzdłuż budynku. Nie marnuję czasu, tylko idę za nią. - Wellsy, poczekaj. Zerka na mnie przez ramię i marszczy brwi.
Tłumaczenie: Rylee
- Na miłość boską, nie będę twoją korepetytorką. - Jasne, że będziesz - oznajmiam wesoło. - Muszę jedynie się dowiedzieć, co byś chciała w zamian. Hannah obraca się gwałtownie w moim kierunku jak ciemnowłose tornado. - Chcę nie być twoją korepetytorką. Tego właśnie chcę. - Dobra, czyli nie jesteś zainteresowana pieniędzmi - rozmyślam na głos, jakby wcale niczego przed chwilą nie powiedziała. - Więc musi być coś innego zastanawiam się dalej. - Alkohol? Trawa? - Nie, i nie, i spadaj. Rusza dalej, jej białe tenisówki uderzają o chodnik, gdy maszeruje w stronę żwirowego parkingu i srebrnej toyoty stojącej obok mojego jeepa. - Dobra, więc nie jesteś miłośniczką dragów i chlania. Idę za nią do drzwi kierowcy, ale ona kompletnie mnie ignoruje, gdy otwiera zamek i wrzuca torebkę na siedzenie pasażera. - To co powiesz na randkę? - proponuję. I tym zdobywam jej uwagę. Prostuje się, jakby ktoś wepchnął jej metalowy pręt wzdłuż kręgosłupa i obraca głowę, zdziwiona. - Co? - Ach. W końcu zwróciłem twoją uwagę. - Raczej wywołałeś obrzydzenie. Naprawdę myślisz, że chcę się z tobą umówić? - Wszystkie dziewczyny chcą się ze mną umówić. Wybucha śmiechem. Chyba powinienem być urażony jej reakcją, ale podoba mi się brzmienie jej śmiechu. Jest zabarwiony muzyką, jakimś chrapliwym tonem, który łaskocze mnie w uszy. - Tak z ciekawości… - mówi. - Gdy budzisz się rano i patrzysz w lustro podziwiasz swoje odbicie przez godzinę, czy dwie?
Tłumaczenie: Rylee
- Dwie - odpowiadam wesoło. - I przybijasz sobie piątkę? - Oczywiście, że nie - uśmiecham się ironicznie. - Całuję każdy z moich bicepsów, a później dziękuję temu wielkiemu facetowi z góry za stworzenie tak doskonałego okazu mężczyzny. Hannah prycha. - Aha. Przepraszam za zrujnowanie twoich złudzeń, panie doskonały, ale nie jestem zainteresowana randką z tobą. - Chyba źle mnie zrozumiałaś, Wellsy. Nie mam zamiaru nawiązywać z tobą żadnych romantycznych relacji. Wiem, że nie jestem w twoim typie. Jeżeli to poprawi ci nastrój, ty w moim też nie. - To wcale nie poprawia mi nastroju. Nawet nie zaczęłam się tym martwić, bo to jest zbyt przerażające, by w ogóle brać to pod uwagę. Gdy próbuje schować się w samochodzie, kładę dłoń na framudze drzwi, by nie mogła ich zamknąć. - Mam na myśli wizerunek - wyjaśniam. - Wizerunek? - powtarza. - Tak. Myślisz, że byłabyś pierwszą dziewczyną, która umówiła się ze mną, by zyskać większą popularność? To się dzieje cały czas. Znowu się śmieje. - Jestem absolutnie zadowolona z obecnie zajmowanego przeze mnie szczebla w drabinie społecznej, ale bardzo dziękuję za ofertę zwiększenia mojej popularności. Jesteś wspaniały, Garrett, naprawdę. Zaczynam odczuwać frustrację. - Co mogę zrobić, byś zmieniła zdanie? - Nic. Marnujesz jedynie czas. - Kręci głową, wyglądając na równie poirytowaną, jak ja. - Wiesz, gdybyś włożył tyle wysiłku w naukę, co w przekonanie mnie do pomocy, dostałbyś piątkę z trzema plusami. - Strąca moją rękę z jej auta, wślizguje się na siedzenie kierowcy i zamyka drzwi.
Tłumaczenie: Rylee
Sekundę później powołuje silnik do życia i jestem pewien, że gdybym w porę się nie cofnął, przejechałaby mi po stopie. Zastanawiam się, czy Hannah Wells była w poprzednim wcieleniu sportowcem, bo jest niezwykle upartą kobietą. Patrząc na jej tylne światła, próbuję obmyśleć mój kolejny ruch. I absolutnie nic nie przychodzi mi do głowy.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 5
Hannah
Allie dotrzymuje słowa. Jesteśmy na imprezie od dwudziestu minut, a ona jeszcze ani razu nie opuściła mojego boku, pomimo że jej chłopak błaga ją o taniec od chwili, gdy tylko przeszliśmy przez drzwi. Czuję się jak osioł. - No dobra, to niedorzeczne. Idź zatańczyć z Seanem - muszę się drzeć, aby przekrzyczeć muzykę, która o dziwo, jest całkiem przyzwoita. Spodziewałam się gównianego techno, lub wulgarnego hip-hopu, ale ktokolwiek odpowiada za muzykę najwyraźniej ma słabość do indie rocka i punka. - Nie, jest w porządku - odkrzykuje Allie. - Postoję tu sobie z tobą. Racja, bo czajenie się pod ścianą, jak jakiś czubek i patrzenie jak sączę butelkę wody, którą ze sobą przyniosłam, jest dużo zabawniejsze, niż spędzanie czasu ze swoim chłopakiem. Salon jest pełen ludzi. Głównie są to członkowie różnych korporacji, ale dzisiejszego wieczoru panuje tu dużo większa różnorodność, niż można spotkać na typowej imprezie bractwa. Widzę kilku studentów aktorstwa w pobliżu stołu bilardowego i grupkę dziewczyn z żeńskiej drużyny hokeja na trawie, rozmawiającą przy kominku, a nawet paru chłopaków z pierwszego roku, stojących przy barku. Wszystkie meble zostały przesunięte pod ścianę, a drewniane panele na środku pokoju stworzyły prowizoryczny parkiet. Wszędzie gdzie bym nie spojrzała widzę tańczących, śmiejących się i pijących ludzi.
Tłumaczenie: Rylee
A biedna Allie jest przyklejona do mnie jak rzep, zamiast cieszyć się imprezą, na którą tak bardzo chciała pójść. - Idź - namawiam ją. - Naprawdę. Nie widziałaś się z Seanem odkąd zaczęły się egzaminy. Zasługujesz, by spędzić trochę czasu ze swoim mężczyzną. Ale ona się waha. - Nic mi nie będzie. Katie i Shawna są parę kroków stąd. Spędzę trochę czasu z nimi. - Jesteś pewna? - Absolutnie. Przyszłam tutaj, aby udzielać się towarzysko, pamiętasz? Uśmiechając się klepię ją w tyłek. - Spadaj stąd, mała. Allie odwzajemnia mój szeroki uśmiech, po czym zaczyna się oddalać trzymając iPhona w górze i machając do mnie. - SOS, jeśli będziesz mnie potrzebować - krzyczy. - I nie wychodź bez mówienia mi! Muzyka zagłusza moją odpowiedź, ale Allie dostrzega moje kiwnięcie głową, zanim się odwraca. Widzę jej blond głowę lawirującą między ludźmi, gdy podchodzi do Seana, a później on radośnie ciągnie ją w stronę parkietu. Widzisz? Ja też potrafię być dobrą przyjaciółką. Tylko, że teraz jestem sama, a dwie dziewczyny, do których wcześniej chciałam podejść, są zajęte rozmową z jakimiś chłopakami. Nie chcę im przeszkadzać, więc przeszukuję wzrokiem tłum, by znaleźć jakąś inną znajomą twarz - nawet Cass byłby w tej chwili pożądanym widokiem - ale nikogo nie rozpoznaję. Tłumiąc westchnięcie, staję w kącie i kolejne kilka minut spędzam obserwując ludzi. Gdy paru facetów spogląda na mnie z nieskrywanym zainteresowaniem, besztam się w myślach za to, że pozwoliłam Allie wybrać mi strój. Moja sukienka nie jest nieprzyzwoita, sięga kolan i ma skromny dekolt,
Tłumaczenie: Rylee
ale opina moje kształty trochę za bardzo, bym czuła się w niej komfortowo, a czarne obcasy sprawiają, że moje nogi wydają się dłuższe, niż są w rzeczywistości. Nie zgłosiłam sprzeciwu odnośnie stroju, ponieważ chciałam zwrócić uwagę Justina, ale byłam tak pochłonięta tym celem, że zupełnie nie przyszło mi do głowy, że mogę przyciągać również inne spojrzenia, a to sprawia, że się denerwuję. - Hej. Odwracam głowę w kierunku uroczego chłopaka z brązowymi, falowanymi włosami i niebieskimi oczami, który przysunął się do mnie niepostrzeżenie. Ma na sobie koszulkę polo, a w dłoni trzyma czerwony, plastikowy kubek i uśmiecha się do mnie, jakbyśmy się znali. - Ee, hej - odpowiadam. Gdy zauważa mój pytający wyraz twarzy, jego uśmiech się poszerza. - Jestem Jimmy. Mamy razem literaturę angielską. - A, racja. - Zupełnie go nie kojarzę, ale w tej klasie jest ponad dwustu studentów, więc wszystkie te twarze zlewają się w jedną. - Ty jesteś Hannah, prawda? Kiwam głową, czując się niezręcznie, bo on zdążył już kilkanaście razy zerknąć na moje piersi, w ciągu tych pięciu sekund, które ze sobą rozmawiamy. Później milczy, jakby się zastanawiał, co jeszcze powiedzieć. Ja też nie mogę niczego wymyślić, bo nie jestem pewna, czy chcę cokolwiek wiedzieć. Gdybym była nim zainteresowana, zapytałabym o jego kierunek, pracę, jakiej muzyki słucha, ale w tej chwili jedynym facetem jaki mnie obchodzi jest Justin a on ciągle jeszcze się nie pokazał. To, że nieustannie go wypatruję, sprawia, że czuję się jak kompletna ofiara losu. Prawda jest taka, że nie tylko Allie się zastanawia, skąd się wzięło to moje zauroczenie. Mnie też to ciekawi, bo serio, dlaczego mam taką obsesję na punkcie tego faceta? On nie ma pojęcia o moim istnieniu. I na dodatek jest sportowcem.
Tłumaczenie: Rylee
Na miłość boską, równie dobrze mogłabym być interesowana Garrettem Grahamem. Ale on przynajmniej zaproponował mi randkę. No i proszę - w sekundzie, gdy o nim myślę, diabeł we własnej osobie wchodzi do salonu. Nie spodziewałam się go tutaj spotkać, więc schylam głowę, aby mnie nie zauważył. Może, jeżeli wystarczająco się skoncentruję, wtopię się w ścianę i on nie będzie wiedział, że tutaj jestem. Na szczęście Garrett w ogóle mnie nie zauważa. Zatrzymuje się, aby porozmawiać z paroma facetami, którzy kręcą się w okolicy baru po drugiej stronie pokoju, gdzie natychmiast zostaje otoczony przez stado dziewczyn, które trzepoczą rzęsami i wypychają do przodu swoje cycki. Obok mnie, Jimmy, przewraca oczami. - Jezu, największa gwiazda kampusu najwyraźniej nadal nie zmienia swoich przyzwyczajeń. Uświadamiam sobie, że on też patrzy na Garretta, nie skrywając obrzydzenia. - Czyżbyś nie był fanem Grahama? - mówię sucho. - Chcesz poznać prawdę o doktrynie tej korporacji? - O doktrynie? - Garrett jest członkiem tego bractwa - wyjaśnia. - Więc z technicznego punktu widzenia jesteśmy braćmi. - Robi cudzysłów palcami przy ostatnim słowie. - A wszyscy członkowie Sigmy kochają wszystkich swoich braci. Uśmiecham się. - Okej, więc to jest ta doktryna. A jaka jest prawda? Muzyka rozbrzmiewa głośniej, więc Jimmy przysuwa się bliżej. - Nie znoszę tego gościa. Jego ego jest większe niż ten dom. No i proszę - znalazłam bratnią duszę. Kolejna osoba, która nie jest członkiem Teamu Garretta.
Tłumaczenie: Rylee
Tylko że mój konspiracyjny uśmiech, którym obdarzam Jimmy’ego, najwyraźniej zostaje przez niego źle odczytany, bo przymyka odrobinę powieki i pyta: - Więc… chcesz zatańczyć? Nie chcę. Wcale. Ale dokładnie w chwili, gdy otwieram usta, by powiedzieć nie, kątem oka dostrzegam czarną koszulkę Garretta. Cholera. Zauważył mnie i idzie tutaj. I sądząc po jego zdecydowanym kroku, jest gotów ponownie się ze mną zmierzyć. - Jasne - mówię, bez zastanowienia i chwytam wyciągniętą dłoń Jimmy’ego. - Zatańczmy. Jego usta rozciągają cię w powolnym uśmiechu. O nie, chyba zgodziłam się zbyt entuzjastycznie. Ale już jest za późno na zmianę zdania, bo Jimmy prowadzi mnie przez tłum. Piosenka zmienia się w chwili, gdy wchodzimy na parkiet. The Ramones zostają zastąpieni Lady Gagą. Ale nie żadną szybką piosenką, lecz wolną wersją „Poker Face”. Świetnie. Jimmy kładzie obie dłonie na moich biodrach. Po chwili bardzo niechętnie chwytam go za ramiona i zaczynamy kołysać się w rytm muzyki. Jest dziwnie jak cholera, ale przynajmniej udało mi się uniknąć konfrontacji z Garrettem, który aktualnie obserwuje nas ze zmarszczonymi brwiami, trzymając kciuki wetknięte w szlufki wyblakłych jeansów. Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, obdarzam go krzywym uśmiechem mówiącym nic-mi-teraz-nie-zrobisz, a on mruży oczy, jakby doskonale wiedział, że tańczę z Jimmym tylko dlatego, żebym nie musiała z nim rozmawiać. Następnie ładna blondynka dotyka jego ramienia i on urywa kontakt wzrokowy. Jimmy obraca głowę, podążając za moim spojrzeniem. - Znasz Garretta? - Ton jego głosu brzmi dość nieufnie. Wzruszam ramionami.
Tłumaczenie: Rylee
- Mamy razem etykę. - Jesteście przyjaciółmi? - Nie. - Dobrze to słyszeć. Garrett i blondynka wyszli z salonu, a ja pogratulowałam sobie sukcesu w dziedzinie unikania natrętów. - On mieszka tu z wami? - Boże, ta piosenka ciągnie się w nieskończoność, ale staram się podtrzymać rozmowę, ponieważ czuję, że powinnam zakończyć ten taniec jak należy, po tym jak entuzjastycznie się na niego zgodziłam. - Dzięki Bogu, nie - odpowiada Jimmy. - Garrett ma dom poza kampusem. Zawsze się nim chwali, ale założę się, że to jego ojciec płaci wszystkie rachunki. Marszczę czoło. - Dlaczego tak mówisz? Jego rodzina jest bogata, czy coś w tym stylu? Jimmy wygląda na zaskoczonego. - Nie wiesz kim jest jego ojciec? - Nie, a powinnam? - To Phil Graham. Kiedy zmarszczki na moim czole jedynie się pogłębiają, Jimmy kontynuuje: - Napastnik New York Rangers? Dwukrotny Mistrz Pucharu Stanley’a? Legenda hokeja? Jedyny zespół hokeja jaki znam, to Chicago Blackhawks, i to tylko dlatego, że tata im kibicował i pozwalał mi oglądać mecze razem z nim. Zatem nie mam zielonego pojęcia kto grał w Rangers, na dodatek jakieś, ile, dwadzieścia lat temu? Ale nie jestem zdziwiona, słysząc, że Garrett pochodzi z hokejowej rodziny królewskiej. Wywyższanie się ma opanowane do perfekcji.
Tłumaczenie: Rylee
- Ciekawe w takim razie, dlaczego nie poszedł na studia w Nowym Jorku - mówię uprzejmie. - Jego ojciec zakończył już karierę - wyjaśnia Jimmy. - Przeszedł na emeryturę, więc pewnie jego rodzina postanowiła zostać w Massachusetts. Piosenka na szczęście się kończy, a ja udaję, że muszę skorzystać z toalety. Jimmy obiecuje mi, że jeszcze ze mną zatańczy, po czym mruga do mnie i oddala się w kierunku stołu do piwnego ping ponga. Ponieważ nie chcę, aby się dowiedział, że kłamałam odnośnie toalety, odwalam sikającą szopkę, opuszczając salon i udając się na trochę do przedpokoju, gdzie po kilku minutach znajduje mnie Allie. - Hej! Dobrze się bawisz? - Oczy jej się błyszczą, policzki ma zarumienione, ale wiem, że nie piła. Obiecała mi, że pozostanie trzeźwa, a Allie nigdy nie łamie danego słowa. - Tak, myślę, że nie najgorzej. Ale będę się niedługo zbierać. - Co? Nie, nie możesz jeszcze iść. Przed chwilą widziałam jak tańczyłaś z Jimmy’m Paulsonem, wyglądaliście, jakbyście dobrze się razem bawili. Naprawdę? Chyba jestem lepszą aktorką, niż myślałam. - Jimmy jest fajny. - Allie patrzy na mnie znacząco. - Nieee, nie jest w moim typie. Zbyt lalusiowaty. - Cóż, za to wiem, kto na pewno jest w twoim typie. - Allie porusza wymownie brwiami, zanim obniża głos do szeptu. - Nie obracaj się teraz, właśnie przeszedł przez drzwi. Moje serce wyrywa się jak latawiec podczas wichury. Nie obracać się? Czy ludzie nie zdają sobie sprawy, że wypowiedzenie tych słów przynosi dokładnie odwrotny skutek? Obracam głowę w stronę drzwi, ale od razu cofam ją z powrotem, ponieważ, mój Boże, ona ma rację. On tu jest. Justin w końcu się pokazał. A skoro ledwie na niego zerknęłam, musiałam liczyć, że Allie dostarczy mi resztę informacji.
Tłumaczenie: Rylee
- Jest sam? - mruczę. - Przyszedł z kilkoma chłopakami z drużyny - odpowiada szeptem. Żaden z nich nie przyprowadził żeńskiego towarzystwa. Robię co mogę, by wyglądać na dziewczynę, która po prostu rozmawia ze swoją przyjaciółką i nie jest zakochana w chłopaku stojącym kilka kroków dalej. I chyba to działa, bo Justin wraz ze swoimi kumplami przechodzi tuż obok nas, a ich głośny śmiech po chwili zostaje pochłonięty przez muzykę. - Rumienisz się - dokucza mi Allie. - Wiem - jęczę cicho. - Kurwa. To zauroczenie jest takie głupie, A. Dlaczego pozwalasz mi się tak upokarzać? - Bo wcale nie uważam, że jest głupie. Ani upokarzające - jest zdrowe. Łapie mnie za rękę i zaciąga z powrotem do salonu. Muzyka teraz jest przyciszona, ale dalej gwar wypełnia pokój. - Poważnie, Han, jesteś młoda i piękna i chcę, byś była zakochana. I nie dbam o to, kim on jest, tak długo, jak… dlaczego Garrett Graham się na ciebie gapi? Podążam za jej spojrzeniem i tłumię jęk, gdy szare oczy Garretta spoglądają prosto w moje. - Ponieważ on mnie prześladuje - skarżę się. Allie unosi brwi. - Naprawdę? - Tak. Zawalił etykę, dowiedział się, że dobrze mi poszło, więc teraz stara się mnie przekonać, abym została jego korepetytorką. I nie uznaje odmowy. Allie chichocze. - Chyba jesteś jedyną dziewczyną, która kiedykolwiek go odrzuciła. - Gdyby tylko reszta damskiej populacji była tak mądra, jak ja. Patrzę ponad ramieniem Allie, przeczesując wzrokiem salon w poszukiwaniu Justina i zauważam go przy stole bilardowym. Ma na sobie czarne spodnie, szary sweter, a włosy w całkowitym nieładzie opadają mu na czoło.
Tłumaczenie: Rylee
Boże, uwielbiam, gdy wygląda, jakby dopiero wstał z łóżka. Nie jest cały nażelowany, jak jego kumple, ani nie nosi kurtki futbolowej, jak reszta. - Allie, przyprowadź tutaj swój uroczy tyłek - krzyczy Sean, stojąc przy stole do piwnego ping ponga. - Potrzebuję partnera do gry. Policzki Allie oblewają się rumieńcem. - Chcesz zobaczyć jak za chwilę skopiemy komuś tyłek? Bez piwa dodaje szybko. - Sean wie, że dzisiaj nie piję. Znowu uderza we mnie poczucie winy. - Ale to żadna zabawa - mówię lekko. - Musisz pić piwo, grając w piwnego ping ponga. Allie gwałtownie kręci głową. - Obiecałam ci, że nie będę piła. - Ale ja i tak za chwilę stąd spadam - oponuję. - Nie ma powodu byś dłużej musiała odmawiać sobie zabawy. - Ale ja chcę żebyś jeszcze została - protestuje. - To może zróbmy tak: zostanę jeszcze pół godziny, pod warunkiem, że pozwolisz sobie się wyluzować. Wiem, że zawarłyśmy umowę na pierwszym roku, ale ja już nie wymagam od ciebie przestrzegania jej. Mówię poważnie, bo naprawdę mam już dość, że ona musi mnie niańczyć za każdym razem, gdy gdzieś razem wychodzimy. To nie jest w porządku w stosunku do niej. A po dwóch latach w Briar, wiem, że już nadszedł czas zacząć żyć, chociaż troszeczkę. - Chodź, pokaż mi te twoje szalone umiejętności w rzucaniu piłeczką i piciu piwa. - Biorę ją pod ramie, a ona się śmieje, gdy przyprowadzam ją do Seana i jego przyjaciół. - Hannah! - woła radośnie Sean. - Grasz z nami? - Nie - odpowiadam. - Przyszłam jedynie dopingować moją bestyjkę. Allie dołącza do Seana po drugiej stronie stołu i przez kilka minut przyglądam się najbardziej intensywnej grze w piwnego ping ponga, rozegranej
Tłumaczenie: Rylee
na tej planecie. Ale przez cały ten czas jestem w pełni świadoma obecności Justina, który krąży po salonie rozmawiając ze swoimi kolegami z drużyny. W końcu jestem zmuszona się ruszyć, by skorzystać z toalety. Jest tylko jedna, na piętrze obok kuchni, a kolejka do niej jest tak długa, że mijają wieki zanim nadchodzi moja kolej. Szybko załatwiam swoją potrzebę, wychodzę z łazienki i nagle uderzam w twardą męską klatę. - Powinnaś patrzeć jak idziesz - zauważa jakiś niski głos. Moje serce zamiera. Ciemne oczy Justina błyskają humorem, gdy kładzie dłonie na moich ramionach, by pomóc mi utrzymać równowagę. W chwili, gdy mnie dotyka, jego ciepło rozpala moje ciało i wywołuje gęsią skórkę. - Przepraszam - jąkam się. - Nic się nie stało. - Posyła mi uśmiech i klepie się po klatce piersiowej. Nadal jestem w jednym kawałku. Nagle zauważam, że nikt już nie czeka w kolejce do toalety. Jesteśmy sami na korytarzu, i Boże, z bliska Justin wygląda jeszcze lepiej. Jest też dużo wyższy, niż myślałam, muszę unieść podbródek by spojrzeć mu w oczy. - Chodzisz razem ze mną na etykę, prawda? - pyta tym swoim głębokim, seksownym głosem. Kiwam głową. - Jestem Justin. Przedstawia się tak, jakby rzeczywiście w Briar był ktoś, kto nie zna jego imienia. Ale jego skromność jest urocza. - Ja jestem Hannah. - Jak ci poszło na egzaminie? - Dostałam piątkę - oznajmiam. - A ty? - Cztery minus. Nie potrafię ukryć zdziwienia.
Tłumaczenie: Rylee
- Naprawdę? Więc wychodzi na to, że oboje mieliśmy szczęście. Chyba wszyscy inni oblali. - Myślę, że to kwestia inteligencji, nie szczęścia. Jego uśmiech sprawia, że topnieję. Serio. Zmieniam się w mokrą papkę na podłodze, nie mogąc oderwać wzroku od tych ciemnych hipnotyzujących oczu. I pachnie fantastycznie, jak mydło i cytrusowy płyn po goleniu. Czy to byłoby niewłaściwe, gdybym przycisnęła twarz do jego szyi i zaciągnęła się nim? Hmm… tak. Byłoby. - Więc… - Próbuję wymyślić coś inteligentnego, co mogłabym powiedzieć, ale jestem zbyt zdenerwowana, by błysnąć dowcipem. - Grasz w futbol? Przytakuje. - Na pozycji skrzydłowego. Jesteś fanką? - W jego brodzie pojawia się dołeczek. - Futbolu, mam na myśli. Nie, nie jestem, ale mogłabym skłamać i powiedzieć, że lubię futbol. Tylko, że to dość ryzykowne, bo wtedy on może chcieć ze mną na ten temat porozmawiać, a ja nie wiem wystarczająco o futbolu, by poprowadzić o nim swobodną konwersację. - Nie, nie za bardzo - wyznaję, wzdychając. - Widziałam kilka meczów, ale szczerze powiedziawszy, ta gra ma zbyt wolne tempo jak dla mnie. Mam wrażenie, że większość czasu stoicie, a jakaś akcja dzieje się zaledwie przez pięć sekund. Justin się śmieje. Ma cudny śmiech. Niski i gardłowy, i czuję go aż po czubki moich palców. - Tak, słyszałem już podobne zarzuty. Ale gdy grasz, odbierasz to zupełnie inaczej. Jest dużo więcej napięcia, niż myślisz. A gdy znasz zasady i interesujesz się tym sportem, jest on dużo bardziej emocjonujący. - Przechyla głowę. - Powinnaś przyjść na nasz mecz. Założę się, że będziesz się dobrze bawić.
Tłumaczenie: Rylee
Jasna cholera. On zaprasza mnie na swój mecz? - Och, tak, może przyjdę… - Kohl! - przerywa mi głośny krzyk. - Twoja kolej! Oboje się odwracamy, gdy wielki blondwłosy potwór zagląda z salonu na korytarz. To jeden z kolegów z drużyny Justina i wygląda jakby był na skraju swojej cierpliwości. - Już idę! - odkrzykuje Justin, po czym uśmiecha się do mnie smutno i robi krok w stronę łazienki. - Wielki Joe i ja właśnie ogrywamy kogoś w bilard. Muszę iść. Pogadamy później? - Jasne. - Staram się zachować zwyczajny ton, ale nie ma nic zwyczajnego w tym, co wyprawia moje serce. Gdy Justin zamyka za sobą drzwi, pospiesznie wracam do salonu, choć nogi mam jak z waty. Nie mogę się doczekać, aż opowiem Allie, co się właśnie stało, ale niestety nie mam szansy tego zrobić. W chwili, gdy wchodzę do pokoju, ponad metr osiemdziesiąt siedem centymetrów i
dziewięćdziesiąt
kilogramów Garretta Grahama blokuje mi przejście. - Wellsy - mówi radośnie. - Jesteś ostatnią osobą, jaką spodziewałem się tutaj spotkać. Jak zwykle, jego obecność powoduje, że stawiam przed sobą mury. - Tak? A to niby dlaczego? Wzrusza ramionami. - Nie myślałem, że kręcą cię imprezy u bractwa. - Cóż, nie znasz mnie, pamiętasz? Może co noc tak baluję. - Kłamczucha. Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. Garrett krzyżuje ramiona na klatce piersiowej, a ta pozycja uwydatnia jego napięte bicepsy. Zauważam kawałek tatuażu wystający spod rękawa, ale nie potrafię stwierdzić, co to może być, poza tym, że wzór jest czarny i wygląda na skomplikowany. Może płomienie?
Tłumaczenie: Rylee
- Więc… w sprawie tych korepetycji… Myślę, że powinniśmy poświęcić chwilę na porównanie naszych planów zajęć. Zaczynam się irytować. - Nie poddajesz się, co? - Nigdy. - Więc czas zacząć, bo ja nie będę twoją korepetytorką. Gdy zauważam Justina, robię się rozkojarzona. Wrócił do salonu, jego długie, giętkie ciało przedziera się przez tłum w stronę stołu bilardowego. Jest w połowie drogi, gdy podchodzi do niego śliczna brunetka. Ku mojemu przerażeniu Justin zatrzymuje się, by z nią porozmawiać. - Daj spokój Wellsy, pomóż koledze w potrzebie - błaga Garrett. Justin śmieje się z czegoś, co powiedziała dziewczyna. W ten sam sposób śmiał się ze mną parę minut temu. A kiedy ona dotyka jego ramienia i pochyla się bliżej, on się nie odsuwa. - Słuchaj, jeżeli nie chcesz pomagać mi przez cały semestr, to pomóż mi chociaż z tą poprawką. Będę ci winien przysługę. Nie poświęcam Garrettowi już nawet ułamka mojej uwagi. Justin pochyla się, aby wyszeptać tej dziewczynie coś do ucha, a ona chichocze, oblewając się rumieńcem. Moje serce ląduje na dnie żołądka. Byłam przekonana, że my, no wiesz, nawiązaliśmy jakąś więź. A teraz on flirtuje z kimś innym? - Ty nawet mnie nie słuchasz - stwierdza Garrett, oskarżycielskim tonem. - Na kogo tak patrzysz? Odrywam wzrok od Justina, ale nie dość szybko. Garrett szczerzy się głupio, gdy zauważa gdzie patrzyłam. - Który z nich? - żąda. - Który z nich, co? Patrzy na Justina, ale po chwili przesuwa się dwa kroki w prawo, a wtedy zauważam Jimmy’ego rozmawiającego z jednym ze swoich kolegów z bractwa.
Tłumaczenie: Rylee
- Paulson czy Kohl? Którego z nich chcesz wychędożyć? - Wychędożyć? - Tym ponownie zdobywa moją uwagę. - Fuj. Kto w ogóle tak mówi? - No dobra, mam użyć innego sformułowania? Z którym z nich chcesz się pieprzyć, dymać, ruchać, albo kochać, jeżeli tak wolisz. Zaciskam szczękę. Ten facet jest kompletnym dupkiem. Gdy nie odpowiadam, on robi to za mnie. - Kohl - rozstrzyga. - Widziałem jak wcześniej tańczyłaś z Paulsonem i na pewno nie robiłaś do niego maślanych oczu. Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam. Zamiast tego robię krok do tyłu. - Dobranoc, Garrett. - Nie chcę rozwiewać twoich złudzeń, Wellsy, ale nic z tego. Nie jesteś w jego typie. Gniew i zażenowanie ogarnia moje ciało. Łał. Czy on naprawdę właśnie to powiedział? - Dzięki za cynk - mówię lodowato. - A teraz, jeśli pozwolisz… Garrett próbuje chwycić mnie za ramię, ale robię unik i zostawiam go w przysłowiowych
tumanach
kurzu.
Pospiesznie
przeszukuję
salon
w
poszukiwaniu Allie i zauważam ją migdalącą się na kanapie z Seanem. Nie chcę im przeszkadzać, więc obracam się na pięcie i ruszam w kierunku drzwi. Moje pace drżą, gdy piszę do Allie smsa, by dać jej znać, że już wyszłam. Bezceremonialne stwierdzenie Garretta - nie jesteś w jego typie - rozbrzmiewa w mojej głowie, niczym depresyjna mantra. Prawda jest taka, że to jest dokładnie to, co musiałam usłyszeć. Co z tego, że z nim rozmawiałam? Najwyraźniej znaczę tyle co nic, skoro nie minęło nawet pięć minut, a on już flirtował z inną dziewczyną. Najwyższa pora zejść na ziemię. Ja i on - to się nigdy nie stanie, bez względu na to, jak rozpaczliwie będę tego chciała. Głupio zrobiłam, że w ogóle tu przyszłam.
Tłumaczenie: Rylee
Fale zażenowania przepływają przeze mnie, gdy opuszczam dom Sigmy i wychodzę na chłodne, nocne powietrze. Żałuję, że nie wzięłam płaszcza, ale nie chciałam nosić go ze sobą przez całą noc i uznałam, że jakoś przeżyję ten jesienny ziąb przez pięć sekund między taksówką, a drzwiami. Allie odpowiada, gdy jestem już na ganku, proponując, że mnie dogoni i potowarzyszy w oczekiwaniu na taksówkę, ale proszę ją, by została ze swoim chłopakiem. Następnie wybieram numer do kampusowej korporacji taksówek i już mam się połączyć, gdy słyszę moje nazwisko, a przynajmniej jakąś jego formę. Tę doprowadzającą mnie do szewskiej pasji. - Wellsy, czekaj! Schodzę z ganku biorąc po dwa stopnie na raz, ale nogi Garretta są dłuższe, co oznacza, że natychmiast mnie dogania. - No weź, poczekaj. - Jego dłoń zamyka się na moim ramieniu. Strząsam ją i obracam się, by na niego spojrzeć. - Co? Uznałeś, że niedostatecznie mnie obraziłeś? - Nie miałem zamiaru cię obrazić - protestuje. - Po prostu stwierdziłem fakt. Jeszcze lepiej. - O rany, dzięki. - Kurwa. - Wygląda na sfrustrowanego. - Znowu cię obraziłem. Nie chciałem. Nie staram się być kutasem, okej? - Oczywiście, że się nie starasz. Ty po prostu nim jesteś. Ma czelność się uśmiechnąć, ale jego rozbawienie szybko mija. - Posłuchaj, znam tego kolesia, dobra? Kohl jest przyjacielem jednego z moich współlokatorów, więc był u mnie kilka razy. - No proszę, ale masz szczęście. Więc możesz się z nim umówić, bo ja nie jestem zainteresowana.
Tłumaczenie: Rylee
- Tak, jesteś - mówi z takim przekonaniem, że nienawidzę go za to. Chciałem tylko powiedzieć, że Kohl ma konkretny typ lasek z którymi się umawia. - O ja cię, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności. Jaki jest jego typ? Nie, żebym była nim zainteresowana, czy coś - dodaję pospiesznie. Uśmiecha się znacząco. - Oczywiście, że nie jesteś. - Następnie wzrusza ramionami. - On jest w Briar od kiedy? Dwóch miesięcy? Przez ten czas widziałem go z jedną cheerleaderką i dwoma laskami z Kappa Beta. Wiesz, co to znaczy? - Nie, ale mówi mi, że zbyt wiele czasu poświęcasz na śledzeniu z kim umawiają się inni kolesie. Ignoruje mój przytyk. - To znaczy, że Kohl interesuje się jedynie dziewczynami o określonym statusie. Przewracam oczami. - Jeżeli to jest kolejna propozycja, żebym stała się popularna, to ja pasuję. - Hej, jeśli chcesz, aby Kohl zwrócił na ciebie uwagę, musisz zrobić coś drastycznego - urywa na chwilę. - Powiedz tak, a umówię się z tobą. - Ponownie pasuję. A teraz wybacz, muszę zadzwonić po taksówkę. - Nie, nie musisz. Mój telefon jest wygaszony, więc szybko wpisuję hasło, aby go odblokować. - Poważnie, nie przejmuj się tym - mówi Garrett. - Ja cię odwiozę do domu. - Nie potrzebuję podwózki. - To właśnie robią taksówki. Podwożą. - Nie chcę, abyś to ty mnie podwoził - uściślam. - Wolisz zapłacić dziesięć dolców, zamiast pozwolić mi się podwieźć za darmo?
Tłumaczenie: Rylee
Jego sarkastyczna uwaga jest jak najbardziej trafna. Ponieważ tak, bardziej ufam naszemu taksówkarzowi, niż Grahamowi. Nie wsiądę do auta z obcym kolesiem. Koniec, kropka. Garrett mruży oczy, jakby czytał mi w myślach. - Nie będę niczego próbował, Wellsy. Jedynie podwiozę cię do domu. - Wracaj na imprezę, Garrett. Twoi bracia z korporacji pewnie zastanawiają się gdzie jesteś. - Zaufaj mi, oni mają kompletnie w dupie, gdzie ja jestem. Interesuje ich jedynie znalezienie jakiejś nawalonej laski, w którą będą mogli wsadzić kutasa. Robi mi się niedobrze. - Boże, jesteś obrzydliwy, wiesz? - Nie, jestem jedynie szczery. Poza tym, nie powiedziałem, że ja tak robię. Nie muszę upijać dziewczyn, by chciały się ze mną przespać. Przychodzą do mnie same, trzeźwe i chętne. - Moje gratulacje. Nagle Garrett wyrywa mi z ręki telefon. - Hej! - krzyczę. Ku mojemu zdumieniu, odwraca telefon i robi sobie zdjęcie. - Co ty wyprawiasz? - Proszę - mówi, oddając mi telefon. - Teraz możesz wysłać tę seksowną twarz do wszystkich swoich kontaktów i poinformować ich, że odwożę cię do domu. Dzięki temu, jeśli jutro rano ktoś znajdzie twoje zwłoki, wszyscy będą wiedzieli kto to zrobił. I, jeśli chcesz, możesz przez całą drogę trzymać palec nad numerem alarmowym, na wypadek, gdybyś musiała zadzwonić po gliny. Wzdycha ciężko. - Czy teraz już mogę zabrać cię do domu, proszę? Chociaż nie cieszy mnie wizja czekania na taksówkę w tym chłodzie, ciągle jeszcze mam wątpliwości. - Ile wypiłeś? - Pół piwa.
Tłumaczenie: Rylee
Unoszę brew. - Mój limit to jedno - oznajmia stanowczo. - Jutro rano mam trening. Mój upór kruszy się pod wpływem jego niezachwianej postawy. Słyszałam wiele plotek na temat Garretta, ale żadna z nich nie dotyczyła alkoholu, czy narkotyków, a z doświadczenia wiem, że na uniwersytecką taksówkę z reguły trochę się czeka, więc co mi szkodzi spędzić pięć minut z chłopakiem w samochodzie? Zawsze mogę go olewać, jeśli zacznie mnie denerwować. A raczej, kiedy zacznie mnie denerwować. - No dobra - zgadzam się. - Możesz podrzucić mnie do domu. Ale to nie znaczy, że będę twoją korepetytorką. Jego uśmiech uosabia szczyt zadowolenia z siebie. - Przedyskutujemy to w samochodzie.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 6 Garrett
Hannah Wells jest zainteresowana futbolistą. Nie mogę tego pojąć, ale już raz ją dzisiaj zdenerwowałem, więc muszę postępować ostrożnie, jeżeli chcę ją do siebie przekonać. Czekam, aż jesteśmy już w moim jeepie i mamy zapięte pasy, nim kieruję do niej pytanie: - Więc, od jak dawna chcesz piep… kochać się z Kohlem? Nie odpowiada, ale czuję jej śmiercionośne spojrzenie wwiercające się w bok mojej głowy. - To musi być dość świeża sprawa, bo przeniósł się do nas dopiero dwa miesiące temu. - Zaciskam usta. - Dobrze, załóżmy, że od miesiąca. Żadnej odpowiedzi. Spoglądam na nią i widzę, że patrzy na mnie jeszcze groźniej, niż myślałem, ale nawet z tym posępnym wyrazem twarzy, nadal wygląda seksownie. Ona ma jedną z najbardziej interesujących twarzy, jakie kiedykolwiek widziałem. Jej policzki są trochę zbyt okrągłe, usta zbyt pełne, ale w połączeniu z jej gładką, oliwkową cerą, intensywnie zielonymi oczami i malutkim pieprzykiem nad górną wargą, jej uroda jest niemal egzotyczna. I to ciało… Jezu, teraz, gdy już je zauważyłem, nie potrafię go nie zauważać. Upominam się jednak, że nie podwożę jej do domu, żeby ją zaliczyć. Za bardzo jej potrzebuję, aby to spieprzyć przespaniem się z nią. Dzisiaj po treningu, trener wziął mnie na bok i zrobił mi dziesięciominutowy wykład na temat znaczenia, jakie mają moje dobre stopnie.
Tłumaczenie: Rylee
Cóż, wykład to określenie troszeczkę na wyrost - jego dokładne słowa brzmiały: „Utrzymaj swoją średnią, albo wpakuję ci nogę tak głęboko w dupę, że nawet po roku będziesz miał w ustach smak mojej pasty do butów”. Jak przystało na mądralę, którym jestem, zapytałem, czy ludzie w ogóle używają jeszcze pasty do butów, na co odpowiedział mi ciągiem niewybrednych przekleństw i wyszedł rozwścieczony. Nie przesadzam, gdy mówię, że hokej jest całym moim życiem, ale podejrzewam, że tak po prostu musi być, skoro mój ojciec jest pieprzoną supergwiazdą. Staruszek zaplanował moją przyszłość, gdy jeszcze byłem z łonie matki - nauczyć mnie jeździć, strzelać i na końcu zostać profesjonalistą. Phil Graham w końcu musiał dbać o swoją reputację. Pomyśl, jak źle odbiłoby się na jego wizerunku, gdyby jego jedyny syn, nie został zawodowym hokeistą. Tak, jeżeli się zastanawiasz, to był sarkazm. A teraz wyznanie: Nienawidzę mojego ojca. Nie, ja nim gardzę. A jak na ironię, ten sukinsyn myśli, że wszystko do czego doszedłem, było dla niego. Intensywne treningi, siniaki na całym ciele, wypruwanie sobie flaków dwadzieścia godzin tygodniowo, by grać jeszcze lepiej. A ojciec jest wystarczająco arogancki, by myśleć, że wpakowałem się w to wszystko dla niego. Ale to nie tak. Robię to dla siebie. Oraz, ale w mniejszym stopniu, by go pokonać. By być jeszcze lepszym, niż on. Nie zrozum mnie źle - uwielbiam grę. Żyję dla wiwatu tłumu, dla uczucia rześkiego powietrza na twarzy, gdy pędzę po lodzie, dla świstu krążka, który posłałem prosto do bramki. Hokej to adrenalina. To emocje. To nawet… ukojenie. Ponownie spoglądam na Hannah i zastanawiam się, co może ją przekonać, aż nagle uświadamiam sobie, że źle podszedłem do całej tej sprawy z Kohlem. Bo, fakt, ona nie jest w jego typie, ale dlaczego on jest w jej? Kohl sprawia wrażenie silnego, cichego faceta, ale ja miałem z nim do czynienia wystarczająco wiele razy, by wiedzieć jak jest naprawdę.
Tłumaczenie: Rylee
Wykorzystuje to całe tajemnicze badziewie, aby przyciągnąć dziewczyny, a kiedy połykają haczyk, roztacza swój bajerancki urok, żeby zwabić je prosto do swoich spodni. Dlaczego więc, na miłość boską, taka opanowana dziewczyna jak Hannah, ślini się na takiego kolesia jak Kohl? - Więc, chodzi tylko o pociąg fizyczny, czy rzeczywiście chcesz się z nim spotykać? - pytam z zaciekawieniem. Jej rozdrażnione westchnięcie odbija się echem w samochodzie. - Możemy o tym nie rozmawiać, proszę? Włączam prawy kierunkowskaz i wjeżdżam na ulicę prowadzącą do kampusu. - Myliłem się co do ciebie - mówię otwarcie. - Co to niby ma znaczyć? - Myślałem, że masz charakter. Jaja. A nie, że jesteś cipką, która nie ma odwagi przyznać, że jest zainteresowana facetem. Ukrywam uśmiech, widząc jak zaciska szczękę. Nie dziwię się, że trafiłem w czuły punkt. Jestem całkiem niezły w rozszyfrowywaniu ludzi i nie mam najmniejszych wątpliwości, że Hannah Wells jest typem kobiety, która nie boi się wyzwań, nawet jeżeli to tylko puszczona aluzja. - W porządku. Wygrałeś. - Brzmi, jakby mówiła przez zaciśnięte zęby. Może jestem nim zainteresowana. W niewielkim, maluteńkim stopniu. Przestaję się kryć z moim uśmiechem. - Jezu, takie to było trudne? - Ściągam nogę z gazu, gdy podjeżdżamy do znaku stopu. - Dlaczego, w takim razie, nie podejdziesz do niego i się z nim nie umówisz? - Dlaczego miałabym to zrobić? - W jej głosie słychać niepokój. - Ponieważ przed chwilą powiedziałaś, że jesteś nim zainteresowana. - Nawet go nie znam. - A jak inaczej chcesz go poznać, jeśli nie umawiając się z nim?
Tłumaczenie: Rylee
Wierci się na siedzeniu, wyglądając na tak zakłopotaną, że nie potrafię powstrzymać śmiechu. - Boisz się - drażnię się z nią, nie kryjąc rozbawienia w głosie. - Nie, nie boję - odpowiada natychmiast. A później milknie na sekundę. Dobra, może trochę. On… on sprawia, że się denerwuję, okej? Chwilę trwa, zanim udaje mi się zamaskować moje zaskoczenie. Nie spodziewałem się, że będzie taka… szczera. A bezbronność, którą w tej chwili emanuje jest trochę dezorientująca. Ledwo ją znam, ale zdążyłem już przywyknąć do jej sarkazmu i bezpośredniości. Niepewność widoczna na jej twarzy, wydaje się niemal nie na miejscu. - Więc masz zamiar kręcić się w jego pobliżu z nadzieją, że to on ciebie zaprosi? Krzywi się na mnie. - Niech zgadnę, uważasz, że tego nie zrobi. - Ja wiem, że tego nie zrobi. - Wzruszam ramionami. - Mężczyźni lubią gonić króliczka, Wellsy. A ty za bardzo mu to ułatwiasz. - W ogóle niczego mu nie ułatwiam - mówi oschle. - Nawet mu nie powiedziałam, że mi się podoba. - Och, on już to wie. Zaskakuję ją tym. - Nie, nie wie. - Mężczyzna zawsze wie, kiedy jakaś kobieta go pragnie. Zaufaj mi, nie musisz mówić tego głośno, w zupełności wystarczą wibracje jakie wysyłasz. Szczerzę się szeroko. - Do diabła, mi zajęło jakieś pięć sekund zorientowanie się, że na niego lecisz. - I uważasz, że jeśli umówię się z tobą, w jakiś magiczny sposób, on się mną zainteresuje? - Wrogość w jej głosie zastąpił sceptycyzm, co dobrze wróży. - Zdecydowanie pomoże ci to osiągnąć twój cel. Wiesz co kręci facetów jeszcze bardziej niż pogoń?
Tłumaczenie: Rylee
- Umieram z ciekawości. - Kobieta, która jest poza jego zasięgiem. Ludzie pragną tego, czego nie mogą dostać. - Posyłam jej ironiczny uśmieszek. - Jak na przykład ty - pragniesz Kohla. - Aha. Cóż, w takim razie, skoro nie mogę go mieć, to po co mam się z tobą umawiać? - Nie możesz mieć go teraz. Ale to nie znaczy, że nigdy. Dojeżdżam do kolejnego znaku stopu i wkurzam się, zauważając, że już prawie dotarliśmy do kampusu. Cholera. Potrzebuję trochę więcej czasu, żeby ją przekonać, więc zwalniam i mam nadzieję, że ona się nie zorientuje. - Zaufaj mi Wellsy, jeśli pokażesz się ze mną, on na pewno zauważy urywam na chwilę, udając, że się zastanawiam. - Wiesz co, w następną sobotę jest impreza i twój kochaś też tam będzie. - Po pierwsze, nie nazywaj go tak. Po drugie, skąd wiesz, że przyjdzie? - Ponieważ to będzie impreza urodzinowa Beau Maxwella. Wiesz, rozgrywający? Cała drużyna będzie. - Wzruszam ramionami. - I my. - Hmm. A co się stanie, gdy już tam dotrzemy? - Zachowuje się jakby nigdy nic, ale wiem, że mam ją dokładnie tam, gdzie chciałem. - Wmieszamy się w tłum, wypijemy kilka piw. Przedstawię cię wszystkim jako moją randkę. Laski będą chciały cię zamordować. Faceci będą się zastanawiać kim jesteś i dlaczego nigdy wcześniej nie zwrócili na ciebie uwagi. Kohl też będzie się nad tym zastanawiał, ale my będziemy go ignorować. - Dlaczego? - Ponieważ to doprowadzi go do szału. Sprawi, że będziesz dla niego jeszcze bardziej nieosiągalna. Gryzie dolną wargę. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, jak łatwo odczytać jej emocje? Rozdrażnienie, złość, wstyd. Jej oczy ujawniają wszystko, i to mnie fascynuje. Bardzo ciężko pracowałem nad tym, aby nauczyć się maskować
Tłumaczenie: Rylee
swoje uczucia - lekcja wyniesiona z dzieciństwa - ale twarz Hannah jest jak otwarta księga. To poniekąd jak powiew świeżości. - Jesteś bardzo pewny siebie - odzywa się w końcu. - Naprawdę uważasz, że wystarczy, że pojawię się z tobą na jednej imprezie i stanę się popularna? - Tak. - Nie jestem arogancki, po prostu mówię prawdę. Po dwóch latach na tej uczelni wiem, jak jest. Ale jak mam być szczery, czasami nie czuję się nawet w połowie tak fajny, za jakiego ludzie mnie uważają. I jestem pewny, że żadna z tych osób nie poświęciła nawet chwili, aby mnie poznać. Wtedy prawdopodobnie zmieniliby zdanie. To zupełnie jak z tym zamarzniętym stawem, na którym jeździłem, gdy byłem dzieckiem - z daleka lód wyglądał na gładki i błyszczący. Dopóki nie podeszło się bliżej. Wtedy, nagle, widoczne stawały się wszystkie nierówne krawędzie i rysy pozostawione przez łyżwy. Myślę, że to właśnie jestem ja. Pokryty rysami, których nikt nawet nie zauważa. Jezu, coś za bardzo dzisiaj filozofuję. Siedząca obok Hannah żuje wargę i rozważa moją propozycję. Przez ułamek sekundy mam ochotę powiedzieć jej, żeby dała sobie z nim spokój. To wydaje się… nie w porządku, że taka inteligentna dziewczyna przejmuje się tym, co myśli o niej taki palant, jak Kohl. Ona nie powinna marnować na niego swojego ostrego języka, a tym bardziej czasu. To nie skończy się dobrze. Ale później myślę o mojej drużynie, o chłopakach, którzy na mnie liczą i zmuszam się, aby zignorować moje złe przeczucia. - Pomyśl tylko - namawiam ją dalej. - Poprawka jest w przyszły piątek, co daje nam półtora tygodnia na naukę. Napiszę egzamin, a w sobotę wieczorem pójdziemy na imprezę i pokażemy kochasiowi jaka jesteś seksowna i pociągająca. Nie będzie w stanie się oprzeć, zaufaj mi. - Po pierwsze, nie nazywaj go tak. Po drugie, przestań mówić, żebym ci zaufała. Nawet cię nie znam. - Ale mimo tego co mówi, widzę, że kapituluje. -
Tłumaczenie: Rylee
Słuchaj. Nie mogę zdeklarować się, że będę twoją korepetytorką przez cały semestr. Naprawdę nie mam czasu. - To będzie tylko ten tydzień - obiecuję. Waha się. Nie dziwię się, że ma wątpliwości. Prawda jest taka, że już zaczynam obmyślać plan, jak ją przekonać, aby pomagała mi z etyką przez cały semestr. Ale nie wszystko na raz. - Więc, umowa stoi? - zachęcam. Hannah nie odpowiada, ale gdy już zaczynam tracić nadzieję, wzdycha i mówi: - W porządku. Umowa stoi. Tak, cholera! Część mnie jest naprawdę w szoku, że udało mi się ją przekonać. Wierciłem jej dziurę w brzuchu tak długo, że miałem wrażenie, że trwało to wieczność, a teraz, gdy wygrałem, mam niemal poczucie straty. I weź to ogarnij. Niemniej jednak przybijam sobie mentalną piątkę. - Który akademik jest twój? - pytam, zatrzymując auto na parkingu. - Bristol House. - Odprowadzę cię. - Zaczynam odpinać mój pas, ale Hannah kręci głową. - Nie trzeba. Nie potrzebuję ochroniarza. - Pokazuje mi swój telefon, który całą drogę trzymała w dłoni. - W każdej chwili mogę wybrać 911, pamiętasz? Na chwilę zapada między nami cisza. - Cóż. - Wyciągam do niej rękę. - Robienie z tobą interesów to była czysta przyjemność. Hannah patrzy na moją dłoń, jakbym był nosicielem eboli, więc przewracam oczami i cofam rękę. - Jutro pracuję - mówi. - Możemy się spotkać po ósmej, gdy skończę zmianę. Nie mieszkasz w akademiku, prawda?
Tłumaczenie: Rylee
- Nie, ale mogę do ciebie przyjechać. Zbladła, jakbym zaproponował jej ogolenie głowy. - Żeby ludzie pomyśleli, że się przyjaźnimy? Nie ma mowy. Przyślij mi swój adres. Ja przyjadę do ciebie. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto tak bardzo by się bronił przed moją popularnością i nie wiem, co o tym sądzić. Chyba mi się to podoba. - Byłabyś najbardziej popularną dziewczyną na twoim piętrze, gdybym tam wszedł razem z tobą, wiesz? - Przyślij mi swój adres - powtarza stanowczo. - Dobrze, psze pani. - Uśmiecham się do niej promiennie. - W takim razie, do zobaczenia jutro. W odpowiedzi dostaję jedynie kwaśny uśmiech, a później odwraca się, by otworzyć swoje drzwi. Wyskakuje z samochodu nie mówiąc nawet słowa, po czym niechętnie puka w okno. Tłumiąc śmiech, opuszczam szybę. - Zapomniałaś czegoś? - drwię. - Dziękuje za podwiezienie - mówi sztywno. A potem odchodzi, jej zielona sukienka fruwa na nocnym wietrze, gdy spieszy w kierunku skrytych w półmroku budynków.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 7 Hannah
Zazwyczaj szczycę się tym, że mam głowę na karku i podejmuję właściwe decyzje, ale zgodzenie się na dawanie korepetycji Garrettowi było głupsze niż głupie. Jadąc do niego następnego wieczoru nadal przeklinam się w myślach za to, że dałam się na to namówić. Gdy na imprezie u Sigmy przyparł mnie do muru, miałam zamiar powiedzieć mu, żeby się odwalił i zostawił mnie w spokoju, ale wystarczyło, by pomachał mi przed nosem Justinem jak marchewką, by moja silna wola rozleciała się jak domek z kart. Świetnie. A teraz jeszcze łączę ze sobą metafory. Myślę, że to odpowiednia chwila, bym stanęła twarzą w twarz z ponurą prawdą. Mój zdrowy rozsądek wyparowuje, gdy chodzi o Justina Kohla. Zeszłego wieczoru opuściłam imprezę z zamiarem wybicia go sobie z głowy raz na zawsze, ale zamiast to zrobić, pozwoliłam, by Garrett Graham wypełnił mnie jedną z najbardziej destrukcyjnych emocji znanych ludzkości - nadzieją. Nadzieją, że Justin może mnie zauważy. Nadzieją, że może mnie zapragnie. Nadzieją, że może w końcu poznam kogoś, kto sprawi, że coś poczuję. To żenujące jak bardzo ten facet mnie ogłupia. Zatrzymuję mój pożyczony samochód na podjeździe Garretta, tuż za jego jeepem i obok lśniącego czarnego pikapa, ale silnik zostawiam włączony. Zastanawiam się, jakie zdanie miałaby moja była terapeutka na temat umowy,
Tłumaczenie: Rylee
którą zawarłam z Garrettem. Chciałabym powiedzieć, że byłaby przeciwko, ale Carole zawsze stawiała na uwłasnowolnienie. Zachęcała mnie do przejęcia kontroli nad moim życiem i chwytania każdej okazji, która pozwalała mi zostawić gwałt za sobą. Więc, oto jak wyglądają fakty: Umawiałam się z dwoma chłopakami od czasu tamtej napaści. Spałam z obydwoma. I żaden z nich nie sprawił, bym czuła taki ogień, jaki Justin rozpala swoim jednym spojrzeniem. Carole powiedziałaby mi, że powinnam zgłębić możliwości, jakie to przede mną otwiera. Dom Garretta ma dwa piętra, podest zamiast ganku i jest otynkowany na biało. Pomimo mojej niechęci, zmuszam się, aby wysiąść z samochodu i podejść do drzwi. Wewnątrz domu wyje muzyka rockowa. Jakaś część mnie ma nadzieję, że nikt nie usłyszy dzwonka, ale po chwili dochodzą do mnie stłumione kroki, drzwi się otwierają i moim oczom ukazuje się wysoki facet z postawionym na żel blond włosami i twarzą wprost stworzoną na okładkę GQ. - No, no, witam panią - przeciąga samogłoski, lustrując mnie od góry do dołu. - Moje urodziny są dopiero w przyszłym tygodniu, ale jeżeli to jest wcześniejszy prezent urodzinowy, to nie mam zamiaru narzekać, maleńka. Oczywiście. Powinnam się domyślić, że Garrett będzie mieszkał z kimś równie obleśnym, jak on. Zaciskam palce na pasku mojej olbrzymiej torby, zastanawiając się, czy mogę uciec z powrotem do samochodu, zanim Garrett zorientuje się, że przyszłam, ale mój przebiegły plan zostaje udaremniony, gdy pojawia się w drzwiach. Jest boso, ubrany w wyblakłe jeansy i zwyczajny, szary t-shirt, a jego włosy są wilgotne, jakby dopiero co wyszedł spod prysznica. - Hej, Wellsy - mówi pogodnie. - Spóźniłaś się.
Tłumaczenie: Rylee
- Powiedziałam ósma piętnaście. Jest ósma piętnaście. - Patrzę lodowato na gościa z GQ. - A jeżeli przed chwilą zainsynuowałeś, że jestem dziwką, to mnie obraziłeś. - Myślałeś, że jest dziwką? - Garrett odwraca się, by spojrzeć na przyjaciela. - To moja korepetytorka, stary. Okaż trochę szacunku. - Nie myślałem, że jest dziwką, myślałem, że jest striptizerką - ripostuje blondyn, jakby miało to cokolwiek zmienić. - Ma na sobie kostium, na miłość boską. Celna uwaga. Mój strój kelnerki nie jest zbyt subtelny. - A przy okazji, chcę striptizerkę na moje urodziny - ogłasza GQ. Właśnie zdecydowałem. Załatw to. - Wykonam kilka telefonów - obiecuje Garrett, ale gdy tylko jego kolega odchodzi, wyznaje: - Nie dostanie striptizerki. Zrobiliśmy zrzutę na nowego iPoda. Starego upuścił do sadzawki za Hartford House. Gdy chichoczę, Garrett rzuca się na mnie jak puma. - Jasna cholera! Czy to był śmiech? Nie wiedziałem, że jesteś zdolna do okazywania rozbawienia. Możesz zrobić to jeszcze raz, bym mógł to sfilmować? - Ja bez przerwy się śmieję - urywam na chwilę. - Choć głównie z ciebie. Garrett łapie się za pierś, udając ból, jakbym go właśnie postrzeliła. - Jesteś zabójcza dla męskiego ego, wiesz? Przewracam oczami i zamykam za sobą drzwi. - Chodźmy do mojego pokoju - mówi. Cholera. On chce się uczyć w swojej sypialni? Choć jestem pewna, że to ziszczenie mokrego snu prawdopodobnie każdej dziewczyny na naszej uczelni, jestem pełna obaw, jeżeli chodzi o zostanie z nim sam na sam. - G, to ta korepetytorka? - krzyczy jakiś męski głos, gdy mijamy, jak mniemam, salon. - Hej, korepetytorko, chodź no tutaj, musimy pogadać! Moje zaniepokojone spojrzenie ląduje na Garretcie, ale on jedynie uśmiecha się do mnie i prowadzi do drzwi.
Tłumaczenie: Rylee
Salon,
z
dwoma
skórzanymi
kanapami
w
kształcie
litery
L,
skomplikowanie wyglądającym sprzętem składającym się na centrum rozrywki i stolikiem zapełnionym butelkami z piwem, wprost krzyczy kawalerskim stylem. Ciemnowłosy chłopak z intensywnie niebieskimi oczami podnosi się z kanapy. Jest równie przystojny jak Garrett i GQ, a ze sposobu, w jaki jego długie ciało podąża niespiesznie w moim kierunku, wynika, że jest w pełni świadomy swojej atrakcyjności. - Więc słuchaj - oznajmia surowym tonem. - On musi zdać ten test na piątkę. Lepiej, żeby tak się stało. Moje usta drgają nerwowo. - Albo co? - Albo będę bardzo, bardzo zły. - Jego uwodzicielskie spojrzenie powoli i z rozmysłem ogarnia moje ciało, zatrzymując się na piersiach, zanim ląduje z powrotem na twarzy. - A chyba nie chcesz mnie zdenerwować, prawda, piękna? Garrett prycha. - Szkoda twojego czasu, człowieku. Ona jest odporna na flirt. Zaufaj mi, próbowałem. - Odwraca się do mnie. - To jest Logan. Logan, to jest Wellsy. - Hannah - poprawiam. Logan rozważa to przez chwilę, po czym kręci głową. - Nie. Wolę Wellsy. - W drzwiach poznałaś Deana. A to jest Tucker - dodaje Garrett, wskazując chłopaka o kasztanowych włosach, który - niespodzianka, niespodzianka - jest równie przystojny, jak reszta. Zastanawiam się, czy seksowny jak cholera jest warunkiem niezbędnym do zamieszkania w tym domu. Nie, żebym kiedykolwiek zapytała o to Garretta. Jego ego i bez tego jest zbyt duże. - Siema, Wellsy - woła Tucker. Tłumię westchnięcie. Cudownie. Zgaduję, że już zostanie to Wellsy.
Tłumaczenie: Rylee
- Wellsy jest gwiazdą świątecznego recitalu - oznajmia Garrett swoim kolegom. - Zimowego występu - poprawiam go. - No przecież mówię. - Macha lekceważąco ręką. - Dobra, bierzmy się za to badziewie. Nara, chłopaki. Ruszam za Garrettem na górę po wąskich schodach. Jego pokój znajduje się na końcu korytarza, a sądząc po jego wielkości i przylegającej do niego łazience, musi to być główna sypialnia. - Miałbyś coś przeciwko, gdybym się przebrała? - pytam niezręcznie. - W torbie mam zwykłe ciuchy. Garrett siada na skraju wielkiego łoża, pochyla się do tyłu i opiera na łokciach. - Nie krępuj się. Chętnie popatrzę. Zaciskam szczękę. - Miałam na myśli łazienkę. - Ale to żadna zabawa. - Nie jestem tu dla zabawy - mamroczę. Łazienka jest dużo czystsza, niż myślałam, a słabe nuty płynu po goleniu unoszą się w powietrzu. Przebieram się szybko w spodnie do jogi i czarny sweter, włosy upinam w kucyk i chowam uniform do torby. Gdy wracam, Garrett nadal siedzi na łóżku. Jest tak skupiony na swoim telefonie, że nawet nie podnosi spojrzenia, gdy zrzucam naręcze książek na materac. - Cytując twoją irytującą osobę, czy nadal chcesz się zabrać za to badziewie? - mówię sarkastycznie. Odpowiada w roztargnieniu: - Taa. Moment. - Jego długi palec puka w ekran i wysyła wiadomość, po czym telefon ląduje na materacu. - Przepraszam. Teraz już słucham uważnie.
Tłumaczenie: Rylee
Moje opcje miejsc siedzących są dość ograniczone. Pod oknem jest biurko, ale stoi przy nim tylko jedno krzesło, które jest zawalone stertą ciuchów. To samo tyczy się fotela w kącie. Podłoga jest drewniana i nie wygląda zbyt wygodnie. Łóżko - to mi zostaje. Siadam niechętnie na materacu i krzyżuję nogi. - Dobra, myślę, że na początek powinniśmy przejrzeć wszystkie teorie. Upewnimy się, że znasz najważniejsze założenia każdej z nich i wtedy będziemy mogli zacząć stosować je w odniesieniu do konfliktów i dylematów moralnych. - Brzmi świetnie. - Zacznijmy od Kanta. Jego etyka jest najbardziej przystępna. Otwieram segregator z notatkami, które rozdała nam profesor Tolbert na początku semestru i przeglądam je, aż znajduję cały materiał na temat Kanta. Garrett przesuwa się w górę łóżka, opiera głowę na drewnianej ramie i wzdycha, gdy kładę segregator na jego kolanach. - Czytaj - rozkazuję. - Na głos? - Tak. A kiedy skończysz, chcę, abyś podsumował to, co przeczytałeś. Myślisz, że dasz radę? Mija chwila, a później jego dolna warga drży. - To pewnie kiepska chwila, aby ci to powiedzieć, ale… nie umiem czytać. Moja szczęka opada. Jasna cholera. On nie może mówić seri… Garrett wybucha śmiechem. - Wyluzuj, jaja sobie robię. - Ale nagle poważnieje i krzywi się na mnie. Naprawdę myślałaś, że nie potrafię czytać? Jezu Chryste, Wellsy. Uśmiecham się słodko. - Nie zaskoczyłoby mnie to w najmniejszym stopniu.
Tłumaczenie: Rylee
Tylko że Garrett jeszcze nie skończył mnie zaskakiwać. Nie tylko płynnie przeczytał cały materiał, ale także podsumował imperatyw kategoryczny Kanta niemal słowo w słowo. - Masz pamięć fotograficzną, czy jak to zrobiłeś? - żądam wyjaśnień. - Niee. Jestem dobry w zapamiętywaniu faktów. - Wzrusza ramionami. Mam jedynie problem z zastosowaniem tych teorii w sytuacjach moralnych. Wrzucam trochę na luz. - Moim zdaniem cała ta analiza to kompletna bzdura - oznajmiam. - Skąd możemy wiedzieć, co ci wszyscy filozofowie - którzy od dawna są martwi mogliby myśleć o hipotezach Tolbert? Z tego co wiadomo, oni ocenili wyniki na podstawie indywidualnego przypadku. Dobro i zło nie jest tylko czarne, albo białe. To bardziej złożone, niż… Telefon Garretta brzęczy. - Cholera, moment. - Zerka na telefon, marszczy brwi i odpisuje. Przepraszam, możesz kontynuować? Kolejne piętnaście minut spędzamy zagłębiając się w niuanse poglądów etycznych Kanta. W tym czasie Garrett wysyła kolejne pięć wiadomości. - O mój Boże - wybucham w końcu. - Mam skonfiskować ten telefon? - Przepraszam - mówi po raz trylionowy. - Wyciszę. Co oczywiście nic nie daje, bo położył swój telefon na segregatorze, a ten cholerny przedmiot miga za każdym razem, gdy przychodzi kolejna wiadomość. - Więc w zasadzie, fundamentem etyki Kanta jest logika… - urywam, gdy ekran telefonu znowu zaczyna świecić. - To jest niedorzeczne. Kto tak ciągle do ciebie pisze? - Nikt. Akurat. Chwytam telefon i dotykam ikonkę wiadomości. Nie ma imienia, tylko numer, ale nie trzeba być geniuszem, aby zorientować się, że te
Tłumaczenie: Rylee
wiadomości są od kobiety. Chyba, że jakiś facet ma ochotę „wszędzie wylizać” Garretta. - Uprawiasz sexting podczas korepetycji? Co jest z tobą nie tak? Wzdycha. - To nie ja, tylko ona. - Aha. Zwalmy winę na nią. - Przeczytaj moje odpowiedzi - upiera się. - Ciągle jej powtarzam, że jestem zajęty. To nie moja wina, że nie potrafi załapać aluzji. Przewijam konwersację i odkrywam, że Garrett mówi prawdę. Wszystkie wiadomości, które wysłał w przeciągu ostatnich piętnastu minut zawierają słowa: zajęty, nie teraz, pogadamy później. Wzdychając, włączam klawiaturę dotykową i zaczynam wpisywać tekst. Garrett protestuje i próbuje wyrwać mi telefon z ręki, ale już jest za późno. - Proszę bardzo - ogłaszam, oddając mu telefon. - Załatwione. - Przysięgam na Boga, Wellsy, jeśli… - urywa, czytając wiadomość. Tu korepetytorka Garretta. Wkurzasz mnie. Skończymy za pół godziny. Jestem pewna, że wytrzymasz tyle czasu bez ściągania majtek. Wzrok Garretta spotyka moje oczy i wybucha tak głośnym śmiechem, że nie potrafię się powstrzymać i też się śmieję. - To powinno być bardziej skuteczne, niż twoje dupowate zostaw mnie w spokoju. Znowu się śmieje. - Nie mogę się z tym nie zgodzić. - Mam nadzieję, że to uciszy twoją dziewczynę na jakiś czas. - Ona nie jest moją dziewczyną. To tylko jeden z hokejowych króliczków, wylądowaliśmy w łóżku w zeszłym roku i… - Hokejowy króliczek? - powtarzam, przerażona. - Ale z ciebie świnia. Tak właśnie nazywasz kobiety?
Tłumaczenie: Rylee
- Kobiety, które są zainteresowane jedynie zaciągnięciem do łóżka hokeisty, by później mogły się chwalić swoim koleżankom, że go zaliczyły? Tak, tak je właśnie nazywamy - oznajmia kąśliwie. - Jeżeli w ogóle ktoś jest tutaj traktowany przedmiotowo, to ja. - Jeśli dzięki temu możesz spać spokojnie… - Sięgam po segregator. Przejdźmy do utylitaryzmu. Teraz skupimy się na Benthamie. Na koniec przepytuję go z tych dwóch filozofów, których przerobiliśmy, i jestem zadowolona, gdy odpowiada na wszystko poprawnie, nawet pomimo kilku moich podchwytliwych pytań. No dobra. Może Garrett Graham nie jest takim matołem za jakiego go miałam. Po godzinie wspólnej nauki jestem przekonana, że nie tylko zapamiętał omawiane fakty, ale też je zrozumiał, zupełnie, jakby te wszystkie etyczne idee naprawdę do niego trafiły. Szkoda, że egzamin poprawkowy nie będzie w formie testu wielokrotnego wyboru - nie mam wątpliwości, że zdałby go śpiewająco. - Jutro zajmiemy się postmodernizmem. - Wzdycham. - Co, moim skromnym zdaniem, jest najbardziej skomplikowanym prądem myślowym w historii ludzkości. Mam próbę do szóstej, ale później jestem wolna. Garrett przytakuje. - Kończę trening koło siódmej. To może o ósmej? - Może być. - Chowam książki do torby i czmycham szybko do łazienki, żeby się załatwić. Gdy wracam, Garrett przegląda mojego iPoda. - Grzebałeś w mojej torbie? - wołam. - Poważnie? - Nie, wyleciał z bocznej kieszeni - wyjaśnia. - Byłem ciekawy co na nim jest. - Jego szare oczy wpatrzone są w ekran, gdy czyta na głos: - Etta James, Adele, Queen, Ella Fitzgerald, Aretha, Beatles, cholera, doskonała mieszanka
Tłumaczenie: Rylee
wszystkiego. - Nagle kręci głową, przerażony. - Hej, wiedziałaś, że masz tu One Direction? - Nie, naprawdę? - ociekam sarkazmem. - Pewnie samo się ściągnęło. - Właśnie straciłem do ciebie cały szacunek, Wellsy. Powinnaś być muzycznym guru. Wyrywam iPoda z jego ręki i wrzucam do torby. - One Direction mają świetny wokal wspierający. - Kategorycznie się nie zgadzam. - Unosi wojowniczo podbródek. Zrobię ci playlistę. Najwyraźniej musisz nauczyć się odróżniać dobrą muzykę, od gównianej. - Do jutra - cedzę przez zaciśnięte zęby. Ton jego głosu jest zatroskany, gdy kieruje się w stronę laptopa leżącego na biurku: - Co powiesz na Lynyrd Skynyrd? Czy preferujesz jedynie zespoły, których członkowie wspólnie dobierają sobie stroje? - Dobranoc, Garrett. Wychodząc z jego sypialni, mam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Nie mogę uwierzyć, że zgodziłam się na takie półtora tygodnia. Boże, pomóż mi.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 8
Hannah Gdy następnego wieczoru wypadam jak burza z budynku muzycznego po kolejnej fatalnej próbie z Cassidym, dzwoni do mnie Allie. - Ej, czekaj - mówi, słysząc mój lakoniczny ton. - Co cię ugryzło? - Cassidy Donovan - odpowiadam ze złością. - Próba była koszmarna. - Znowu próbuje ci podebrać najlepsze brzmienie? - Gorzej. - Jestem zbyt wkurzona, by ponownie przechodzić przez to, co się wydarzyło, więc nawet nie próbuję. - Mam ochotę zamordować go we śnie. Nie, pragnę zamordować go, gdy się obudzi, by mógł zobaczyć przyjemność malującą się na mojej twarzy, gdy będę to robić. Jej śmiech łaskocze mnie w ucho. - Cholera. Naprawdę musiał cię wkurzyć. Chcesz o tym pogadać przy kolacji? - Nie mogę. Wieczorem mam korepetycje z Grahamem. - Kolejne spotkanie, na które najchętniej bym nie szła. Jedyne o czym teraz marzę, to prysznic i telewizor, ale znając Garretta i tak mnie dopadnie, jeżeli odwołam korepetycje. - Nadal nie mogę uwierzyć, że się na to zgodziłaś - dziwi się. - Graham musi być bardzo przekonywujący. - Coś w tym stylu - mówię niewyraźnie. Nie powiedziałam Allie o moim układzie z Garrettem, głównie dlatego, aby opóźnić jej dokuczanie mi, gdy tylko się dowie jaka jestem zdesperowana, by Justin zwrócił na mnie uwagę. Wiem, że nie jestem w stanie ukrywać tego
Tłumaczenie: Rylee
przed nią wiecznie - z pewnością zacznie zadawać pytania, gdy odkryje, że idę na imprezę z Garrettem. Ale mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się wymyślić jakąś dobrą wymówkę. Niektóre rzeczy są zbyt żenujące, aby je wyznać, nawet najlepszej przyjaciółce. - Ile on ci płaci? - pyta z zaciekawieniem. Jak kompletna kretynka, rzucam pierwszą cyfrę, jaka przychodzi mi do głowy. - Ee, sześćdziesiąt. - Sześćdziesiąt dolarów za godzinę? Jasna cholera! Istny obłęd. Lepiej zabierz mnie na porządnego steka, gdy skończysz! Na steka? Cholera. To będzie kosztowało więcej, niż zarobię na trzech zmianach. Widzisz, właśnie dlatego ludzie nie powinni kłamać. To zawsze się mści. - Jasne - mówię lekko. - Dobra, lecę. Nie mam dzisiaj samochodu Tracy, muszę zadzwonić po taksówkę. Zobaczymy się za kilka godzin. Jadąc taksówką, przynajmniej mam czas, aby przygotować się do korepetycji i nastawić na nie psychicznie. Garrett powiedział, bym nie czekała, aż ktoś otworzy mi drzwi, bo przez telewizor i głośną muzykę nigdy nie słyszą dzwonka, ale dom jest cichy, gdy do niego wchodzę. - Graham? - wołam z przedpokoju. - Na górze - dochodzi jego stłumiona odpowiedź. Znajduję go w sypialni, ubranego w spodnie dresowe i białą bokserkę, która odsłania jego idealnie wyrzeźbione bicepsy i silne przedramiona. Nie mogę zaprzeczyć, jego ciało jest… kuszące. Jest duży, ale nie napakowany, zbudowany bardziej jak atleta, a koszulka bez rękawów eksponuje jego tatuaż na prawym ramieniu - czarne płomienie, które zawijają się wokół bicepsa. - Hej. Gdzie twoi współlokatorzy?
Tłumaczenie: Rylee
- Jest piątkowy wieczór, jak myślisz, gdzie mogą być? Imprezują. - Brzmi ponuro, wyciągając notatki z plecaka leżącego na podłodze. - A ty wybrałeś naukę - zauważam. - Sama nie wiem, czy jestem pod wrażeniem, czy jest mi ciebie żal. - Rzadko chodzę na imprezy w środku sezonu, Wellsy. Już ci to powiedziałem. Tak, powiedział, ale mu nie uwierzyłam. Jak to możliwe, że nie imprezuje każdego wieczoru? Mam na myśli… popatrz na niego. Jest dużo przystojniejszy i bardziej popularny niż Biber. I mam tu na myśli okres zanim Beebs zaczął zachowywać się jak oszołom i porzucił swoją ukochaną kapucynkę w obcym kraju. Rozsiadamy się na łóżku i bierzemy do roboty, ale za każdym razem, gdy Garrett poświęca kilka minut na zapoznanie się z teorią, moje myśli wracają do dzisiejszej próby. Nadal czuję gniew i chociaż wstyd mi to przyznać, mój zły nastrój przenosi się na korepetycje. Jestem o wiele bardziej zrzędliwa, niż bym chciała i bardziej ostra, niż to konieczne, gdy Garrett błędnie interpretuje materiał. - No weź, to nie jest takie skomplikowane - mruczę, gdy po raz trzeci się myli. - Chodzi o to… - Dobra, już załapałem - przerywa mi, marszcząc czoło. - Nie musisz się tak wkurzać, Wellsy. - Przepraszam. - Zamykam na chwilę oczy, aby się uspokoić. - Przejdźmy do kolejnego filozofa. Wrócimy do Foucaulta na końcu. Garrett marszczy brwi. - Nigdzie nie przejdziemy. Nie, dopóki mi nie powiesz, dlaczego tak na mnie warczysz odkąd tylko przyszłaś. Co jest? Twój kochaś zignorował cię na dziedzińcu, czy co? Jego sarkazm jedynie potęguje moje rozdrażnienie. - Nie.
Tłumaczenie: Rylee
- Masz okres? - O mój Boże. Mógłbyś nie być taki ordynarny? Po prostu czytaj, dobra? - Nie będę niczego czytał. - Krzyżuje ramiona. - Słuchaj, jest prosty sposób, żeby pozbyć się tego twojego sukowatego nastroju. Musimy zrobić tak: ty mi powiesz, dlaczego jesteś zła, ja powiem, że to śmieszne i wtedy będziemy mogli w spokoju wrócić do nauki. Chcę go zlekceważyć, ale wiem doskonale, że jego upór wygra z moją wytrwałością - miałam niejedną okazję, by się o tym przekonać. Nie mam zamiaru mu się zwierzać, ale moja kłótnia z Cassidym jest jak czarna chmura, która wisi nad moją głową, więc muszę pozbawić ją wyładowań elektrycznych zanim we mnie trafią. - On chce chórek! Garrett mruga. - Kto chce chórek? - Mój partner - mówię ponuro. - Znany również jako zmora mojej egzystencji. Przysięgam, gdybym się nie bała, że złamię sobie rękę, uderzyłabym go w tę jego zadowoloną z siebie, durną buźkę. - Chcesz, żebym nauczył cię jak się bić? - zaciska usta, jakby starał się nie roześmiać. - Kusi mnie, żeby powiedzieć tak. Poważnie, z tym gościem nie da się współpracować. Piosenka jest niesamowita, a on bez przerwy czegoś się czepia. Tonacji, tempa, układu, nawet ciuchów, jakie będziemy na sobie mieli. - Okej… a co z tym chórem? - Cass chce, aby w ostatnim refrenie towarzyszył nam chór. Chór, kurwa. Ćwiczyliśmy ten kawałek od tygodni, Garrett. Miał być prosty, wyważony, aby jak najlepiej wyeksponować nasze głosy i tekst, a on nagle chce zrobić z tego jakąś superprodukcję. - Brzmi jak jakaś diwa.
Tłumaczenie: Rylee
- Bo nią jest. Mam ochotę go rozszarpać. - Mój gniew jest tak wielki, że ściska mi gardło i sprawia, że ręce mi drżą. - A na dodatek na dwie minuty przed końcem próby ogłasza, że powinniśmy zmienić układ. - A co jest nie tak z układem? - Nic. Absolutnie nic. A Mary Jane - dziewczyna, która napisała tę piosenkę, po prostu siedzi i nic nie mówi. Nie wiem, czy tak się go boi, czy jest w nim zakochana, czy o co, do cholery, chodzi, ale nie pomaga. Gdy tylko zaczynamy się kłócić, ona milknie, zamiast wyrazić swoje zdanie. A to przecież jej piosenka. Garrett wygina usta w podkówkę. Tak samo robi moja babcia, gdy głęboko się nad czymś zastanawia. To tak jakby urocze. Ale Garrett pewnie by mnie zabił, gdybym mu powiedziała, że przypomina mi babcię. - Co? - pytam, gdy on się nie odzywa. - Chcę usłyszeć tę piosenkę. Zaskakuje mnie tym. - Co? Dlaczego? - Ponieważ nawijasz o niej od chwili, gdy ciebie poznałem. - To pierwszy raz, gdy o niej mówię! W odpowiedzi macha lekceważąco ręką, co, zaczynam podejrzewać, robi dość często. - Nieważne. Chcę ją usłyszeć. Skoro Mary Jane nie ma dość odwagi, by wyrazić swoje zdanie, ja to zrobię. - Wzrusza ramionami. - Może twój partner jak on ma na imię? - Cass. - Może Cass ma rację, a ty jesteś zbyt uparta, aby to dostrzec. - Zaufaj mi, nie ma racji. - Okej, ja zadecyduję. Zaśpiewaj mi obie wersje tej piosenki - najpierw twoją, a później jego i powiem ci co myślę. Grasz, tak?
Tłumaczenie: Rylee
Marszczę brwi. - Co gram? Garrett przewraca oczami. - Na instrumencie. - Och. Tak, gram. Na pianinie i na gitarze… dlaczego pytasz? - Zaraz wracam. Wychodzi z pokoju, słyszę jego kroki na korytarzu, później dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi, a następnie wraca z gitarą akustyczną. - Jest Tucka - wyjaśnia. - Nie będzie miał nic przeciwko, jeśli na niej zagrasz. Zaciskam zęby. - Nie zaśpiewam dla ciebie. - Dlaczego? Czujesz się skrępowana, czy coś? - Nie. Mam ważniejsze rzeczy do roboty - rzucam mu znaczące spojrzenie. - Jak na przykład pomóc ci zdać test. - Prawie skończyliśmy postmodernizm. Najtrudniejsze rzeczy zaczynają się dopiero na następnej lekcji. - Jego głos przybiera zaczepny ton. - No chodź, mamy czas. Chcę usłyszeć jak śpiewasz. Potem błyska tym swoim chłopięcym uśmiechem, i niech mnie diabli wezmą, jeśli nie mięknę. On naprawdę opanował do perfekcji to połączenie figlarnego zachowania z wielkim, silnym ciałem twardego mężczyzny. Gdy tak unosi brodę wyrażając swoją determinację, wiem, że pomijając nawet ten uśmiech, nie mam wyjścia, bo inaczej będzie mnie zamęczał przez całą noc. Przyjmuję od niego gitarę i kładę sobie na kolanach, przebiegając palcami po strunach, by sprawdzić ich brzmienie. Dźwięk jest czysty, trochę bardziej metaliczny, niż w gitarze, którą mam w domu, ale brzmi świetnie. Garrett wspina się na łóżko i kładzie głowę na stercie poduch. Nigdy nie spotkałam nikogo, kto by spał z tyloma poduszkami. Może potrzebuje ich do opatulania swojego wielkiego ego.
Tłumaczenie: Rylee
- Dobra - mówię. - Więc najpierw moja wersja. Wyobraź sobie, że jest jeszcze facet, który dołącza do mnie w pierwszym refrenie, a później śpiewa drugą zwrotkę. Wiem, że jest wielu piosenkarzy, którzy są zbyt nieśmiali, by występować przed nieznajomymi, ale ja nigdy nie miałam tego problemu. Od dziecka muzyka była dla mnie ucieczką. Kiedy śpiewam, świat znika. Jestem tylko ja, melodia i głębokie poczucie spokoju, którego nie doświadczam nigdzie indziej, bez względu na to, jak bardzo się staram. Biorę głęboki oddech, gram pierwsze akordy i zaczynam śpiewać. Nie patrzę na Garretta, bo w tej chwili jestem gdzieś indziej, zatracona w melodii, słowach, w pełni skupiona na brzmieniu mojego głosu i dźwiękach gitary. Kocham tę piosenkę. Z całego serca. Jest niesamowicie piękna i nawet bez barytonu Cassidy’ego, który dopełniałby mój głos, nadal robi niesamowite wrażenie i emanuje tymi samymi rozdzierającymi serce emocjami, które Mary Jane wlała w jej tekst. Niemal natychmiast moja głowa oczyszcza się ze wszystkich myśli, a serce robi się lżejsze. Znowu jestem w jednym kawałku, ponieważ muzyka tak właśnie na mnie działa, identycznie, jak miało to miejsce po gwałcie. Zawsze, gdy życie robi się zbyt przytłaczające i bolesne, siadam przy pianinie, lub biorę gitarę. Wtedy przekonuję się, że szczęście mam na wyciągnięcie ręki. Zawsze tam jest, tak długo, jak tylko mogę śpiewać. Kilka minut później ostatni dźwięk rozpływa się w powietrzu niczym zapach słodkich perfum i wracam do teraźniejszości. Odwracam się do Garretta, ale jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Nie jestem pewna jakiej reakcji się spodziewałam. Pochwały? Drwiny? Na pewno nie spodziewałam się ciszy. - Chcesz usłyszeć wersję Cassa? - pytam asekuracyjnie. Kiwa głową. To wszystko. Szybkie skinięcie i nic więcej.
Tłumaczenie: Rylee
Nieprzenikniony wyraz jego twarzy niepokoi mnie, więc tym razem, śpiewając, zamykam oczy. Robię przejścia tam, gdzie sugerował Cass, na końcu powtarzam refren dwa razy, tak jak nalegał, i naprawdę nie wydaje mi się, abym była stronnicza, gdy twierdzę, że wolę oryginał. Jego wersja się ciągnie, a dodatkowy refren to przesada. Ku mojemu zdziwieniu, Garrett zgadza się ze mną, gdy kończę śpiewać. - Nie, gdy tak śpiewasz ta piosenka jest za długa - oznajmia szorstko. - Widzisz? Mówiłam. - Jestem zachwycona, gdy potwierdza moje przypuszczenia. - I zapomnij o chórze. Nie potrzebujesz go. Cholera, ty nie potrzebujesz nawet Cassa. - Kręci głową w zdumieniu. - Twój głos jest… kurwa, Wellsy, jest piękny. Moje policzki robią się gorące. - Naprawdę tak myślisz? Wyraz jego twarzy mówi, że jest śmiertelnie poważny. - Zaśpiewaj coś jeszcze. - Hmm. Co byś chciał usłyszeć? - Cokolwiek. Wszystko jedno. - Jestem zaskoczona intensywnością jego głosu i błyskiem w tych jego szarych oczach. - Po prostu jeszcze raz chcę usłyszeć jak śpiewasz. Łał. Okej. Całe moje życie ludzie powtarzali mi, że mam talent, ale poza moimi rodzicami, nikt nie chciał, bym dla niego śpiewała. - Proszę - mówi cicho. Więc śpiewam. Najpierw jeszcze raz piosenkę Mary Jane w mojej wersji, ale nie jest jeszcze dopracowana, więc przechodzę do „Stand by me”, bo to ulubiona piosenka mojej mamy. Śpiewam ją jej co roku na urodziny, więc wspomnienia zabierają mnie z powrotem do tego spokojnego miejsca.
Tłumaczenie: Rylee
W połowie piosenki powieki Garretta zaczynają trzepotać i opadają. Przyglądam się, jak jego pierś unosi się i opada coraz wolniej, a mój głos załamuje się pod wpływem emocji wypełniających śpiewane przeze mnie słowa. Następnie mój wzrok ląduje na jego twarzy i zauważam małą bliznę na policzku. Zastanawiam się skąd ją ma. Od hokeja? A może miał wypadek, gdy był dzieckiem. Jego oczy pozostają zamknięte przez cały czas trwania utworu i w chwili, gdy brzdąkam ostatnie akordy jestem przekonana, że śpi. Pozwalam ostatniej nucie rozmyć się w powietrzu, a następnie odkładam gitarę. Garrett otwiera oczy, zanim udaje mi się wstać z łóżka. - Och - sapię. - Myślałam, że zasnąłeś. Siada. - Gdzie się nauczyłaś tak śpiewać? - Jego głos przepełniony jest czystym podziwem. Niezręcznie wzruszam ramionami. - Nie wiem. Po prostu umiem. - Brałaś lekcje śpiewu? Kręcę głową. - Więc jak? Pewnego dnia otworzyłaś usta i tak po prostu wyszło? Wybucham śmiechem. - Mówisz jak moi rodzice. Zawsze powtarzają, że na porodówce musiało dojść do jakiejś pomyłki i dostali nie to dziecko. Wszyscy w mojej rodzinie są praktycznie głusi. Nadal nie mogą zrozumieć, skąd się we mnie znalazły muzykalne geny. - Musisz mi dać autograf. Gdy zgarniesz pierwszą nagrodę Grammy, sprzedam go na ebay’u i zarobię kupę kasy. Wzdycham. - Rynek muzyczny to ciężki kawałek chleba. Bardzo trudno się wybić. Z tego co się orientuję, czeka mnie rozczarowanie, lub spektakularna klapa.
Tłumaczenie: Rylee
- Nic z tych rzeczy - mówi z przekonaniem. - A tak przy okazji, uważam, że robisz błąd, śpiewając tę piosenkę w duecie. Powinnaś stanąć na scenie sama. Poważnie, gdybyś zaśpiewała tak jak przed chwilą, sama, wszyscy mieliby ciary. Nie wykluczam, że Garrett ma rację. Nie w kwestii tych ciar, ale być może popełniam błąd śpiewając z Cassem. - Już za późno. Zdeklarowałam się. - Zawsze możesz się wycofać - sugeruje. - Nie ma mowy. To by było świństwo. - Mówię tylko, że gdybyś się teraz wycofała, miałabyś jeszcze czas, by zgłosić się jako solistka. - Nie mogę tego zrobić - oznajmiam, rzucając mu wyzwanie: - Czy ty zawiódłbyś swoją drużynę, gdyby na ciebie liczyła? - Nigdy - odpowiada bez wahania. - Dlaczego więc myślisz, że ja bym mogła? - Ponieważ Cass nie jest w twojej drużynie - mówi cicho. - Z twojej relacji wynika, że od początku jest przeciwko tobie. Znowu wiem, że ma rację, ale naprawdę już jest za późno na zmianę. Nie zostawię na lodzie nikogo, nawet takiego dupka jak Cass. Zgłosiłam nas jako duet i albo zaśpiewam w duecie, albo wcale. - Zgodziłam się zaśpiewać razem z nim - mówię stanowczo. - A moje słowo coś znaczy. - Spoglądam na zegarek Garretta i przeklinam pod nosem, widząc godzinę. - Muszę iść. Moja taksówka pewnie już czeka. - Szybko zeskakuję z łóżka. - Jeszcze tylko muszę siku. Garrett parska. - Mogłaś zachować tę informację dla siebie. - Ludzie sikają, Garrett. Pogódź się z tym. Gdy wracam z łazienki kilka minut później, Garrett ma najbardziej niewinny wyraz twarzy na tej planecie. Co, oczywiście, wydaje mi się
Tłumaczenie: Rylee
podejrzane. Patrzę na książki porozrzucane na materacu, a później na moją torbę, którą zostawiłam na podłodze, ale wydaje mi się, że nic nie jest na tym miejscu, co wcześniej. - Co zrobiłeś? - pytam. - Nic - odpowiada niedbale. - Słuchaj, jutro mam mecz, więc następne korepetycje musimy przełożyć na niedzielę, okej? Może być? Późnym popołudniem? - Jasne - odpowiadam, ale nadal mam dziwne wrażenie, że on coś knuje. To uczucie nie opuszcza mnie aż do chwili, gdy wracam do akademika piętnaście minut później i odkrywam, że moje podejrzenia nie były bezpodstawne. Szczęka mi opada, gdy czytam wiadomość, którą właśnie przysłał mi Garrett. On: Przyznaję się. Usunąłem wszystkie piosenki One Direction z Twojego iPoda, gdy byłaś w łazience. Ja: CO? Pocałuję cię! On: Z języczkiem?
Mija chwila, zanim orientuję się co napisałam i czuję się całkowicie zawstydzona. Ja: Zamorduję! Miałam na myśli ZAMORDUJĘ! Cholerna autokorekta. On: Jaaaaasne. Zwalmy wszystko na autokorektę. Ja: Zamknij się. On: Ktoś chce mnie pocałować… Ja: Dobranoc, Graham. On: Jesteś pewna, że nie chcesz tu wrócić? Tym razem poćwiczyć trochę językiem? Ja: Ble. Nigdy. On: Jasne. PS: sprawdź swojego maila. Przysłałem Ci plik z muzyką. Z prawdziwą muzyką. Ja: Która za chwilę trafi prosto do mojego kosza.
Uśmiecham się do siebie odpisując i dokładnie w tej chwili Allie wchodzi do mojego pokoju.
Tłumaczenie: Rylee
- Do kogo piszesz? - Sączy jeden z tych swoich obleśnych soków, a słomka wyskakuje z jej ust, gdy wstrzymuje oddech. - Cholera! To Justin? - Nieee, to tylko Graham. Irytujący dupek. - Tak? To teraz jesteście przyjaciółmi? - droczy się. Waham się. Na końcu języka mam nie, ale czuję się z tym źle. Spędziłam z nim dwie godziny opowiadając o swoich problemach z Cassem, i śpiewając dla niego, jak jakiś popieprzony nadworny pieśniarz. I szczerze, chociaż Garrett Graham czasem bywa naprawdę nieznośny, nie jest taki zły, jak na początku sądziłam. Więc uśmiecham się do niej słabo i odpowiadam: - Tak. Myślę, że jesteśmy.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 9
Garrett Greg Braxton to bestia. Niemal sto kilogramów czystej siły, szybkości i precyzji, która pewnego dnia zapewni mu świetny kontrakt z jednym z zespołów NHL. Cóż, pod warunkiem, że liga przymknie oko na czas, jaki Braxton spędza na ławce kar. Mamy drugą tercję, a on odsiaduje już trzecią karę, tym razem dzięki uprzejmości Logana, który przed chwilą strzelił gola i zadowolony z siebie przejeżdża obok jego boksu, by mu protekcjonalnie pomachać. Duży błąd, bo Braxton po chwili jest z powrotem na lodzie i pała chęcią zemsty. Uderza mną o bandę tak mocno, że przestawia chyba każdą kość w moim ciele, ale udaje mi się go wyminąć i dojść do siebie w samą porę, by zobaczyć jak Tuck strzela St. Antonio następnego gola. Tablica wyników zapala się i nawet jęki i gwizdy tłumu nie są w stanie przyćmić poczucia triumfu, krążącego w moich żyłach. Mecze wyjazdowe nie są tak ekscytujące, jak te grane u siebie, ale karmię się energią pochodzącą z trybun, nawet tą negatywną. Gdy dzwonek sygnalizuje koniec drugiej tercji, kierujemy się do szatni, prowadząc z St. Antonio 2:0. Cała moja drużyna cieszy się przewagą, ale trener Jensen nie pozwala nam jeszcze świętować. Nieważne, że wygrywamy, nigdy nie omieszka wytknąć nam błędów. - Di Laurentis! - wrzeszczy na Deana. - Co to miało być? Zawodnik dwadzieścia trzy rzucał tobą jak szmacianą lalką! A ty… - Przenosi wzrok na
Tłumaczenie: Rylee
jednego z obrońców. - Dwa razy pozwoliłeś uciec napastnikom. Twoim zadaniem jest krycie tych dupków. Widziałeś co zrobił Logan na początku pierwszej tercji? Oczekuję takiej gry, Renaud. Żadnego więcej blokowania biodrem. Atakuj całym ciałem, do cholery! Podczas gdy trener poucza innych zawodników w drugim końcu szatni, wymieniamy
z
Loganem
porozumiewawcze
uśmiechy.
Jensen
jest
wymagającym skurczybykiem, ale jest też zajebiście dobry w tym, co robi. Chwali, gdy ktoś na to zasługuje, ale przeważnie naciska i zmusza, abyśmy dawali z siebie wszystko. - Nieźle oberwałeś - Tuck patrzy na mnie ze współczuciem, gdy unoszę koszulkę, by ostrożnie zbadać lewy bok. Braxton mocno mi przywalił, już teraz mogę zobaczyć niebieski ślad powstający na skórze. Zrobi się z niego paskudny siniak. - Będę żył - odpowiadam, wzruszając ramionami. Trener klaszcze w dłonie, aby dać znak, że czas wracać na lód. Ochraniacze na łyżwy spadają na podłogę, gdy idziemy jeden za drugim w głąb korytarza prowadzącego na taflę. Gdy wchodzę do naszego boksu, czuję jego wzrok na sobie. Nie rozglądam się za nim, wiem co zobaczę, gdy to zrobię. Mojego ojca, siedzącego na tym miejscu co zawsze, na samej górze trybun, z czapką Rangersów opuszczoną nisko na oczy i ustami zaciśniętymi w wąską linię. Kampus St. Antonio nie jest daleko od Briar, co oznacza, że mój ojciec musiał jechać jakąś godzinę z Bostonu, aby się tu dostać, ale nawet gdybyśmy grali cały dzień drogi stąd, i to podczas śnieżycy stulecia, on nadal by tam był. Mój stary nigdy nie opuszcza meczów. Phil Graham, legenda hokeja i dumny ojciec. Tja, jasne. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że nie przychodzi tutaj, by obejrzeć jak gra jego syn. Przychodzi, by popatrzeć na kontynuację siebie.
Tłumaczenie: Rylee
Czasami zastanawiam się, co by było, gdybym był kompletnie do dupy. Nie umiał jeździć? Strzelać? Co, gdybym wyrósł na anemika pozbawionego koordynacji ruchowej? Albo, gdybym poszedł w stronę sztuki, muzyki, lub chemii? Ojciec prawdopodobnie dostałby choroby wieńcowej. Albo przekonałby matkę, żeby oddała mnie do adopcji. Przełykam smak goryczy, dołączając do mojej drużyny. Blokuję go. On jest nieważny. Nie ma go tutaj. To właśnie powtarzam sobie za każdym razem, gdy stawiam łyżwy na lodzie. Phil Graham jest dla mnie nikim. Przestał być moim ojcem dawno temu. Problem polega na tym, że moja mantra nie jest niezawodna. Potrafię się od niego odciąć, jak najbardziej. Ale on tu jest. Zawsze, do cholery, tu jest. Trzecia tercja jest niezwykle zacięta. Drużyna St. Antonio gra o życie, jest zdesperowana, by nie oddać nam więcej punktów. Nasz bramkarz, Simms jest atakowany od samego początku, podczas gdy Logan i Hollis przepychają się z napastnikami St. Antonio. Pot spływa mi po twarzy i karku, gdy wraz z Tuckiem i jeszcze jednym zawodnikiem z najstarszego rocznika przechodzimy do ofensywy. Robi się kocioł, obrona St. Antonio miesza się z napastnikami i musi wkroczyć ich bramkarz, aby zapanował nad sytuacją i odparł atak spod siatki, posyłając krążek na drugą stronę lodowiska. W walce o niego, za naszą bramką, Logan wdaje się w przepychanki z Braxtonem i po chwili wychodzi z tej potyczki zwycięsko. Wymyka mu się i podaje krążek do Bridge’a, który mknie szybko jak błyskawica w kierunku niebieskiej linii. Następnie posyła krążek do Tucka i w trójkę pędzimy w stronę bramki przeciwnika. Po chwili krążek leci w moim kierunku, przyjmuję go, a ryk tłumu pulsuje w mojej krwi. Przede mną Braxton kruszy łyżwami lód, mając mnie na celowniku, ale nie jestem głupi. Posyłam krążek do Tucka, wchodzę biodrem w Braxtona i odpycham go, podczas gdy mojemu skrzydłowemu udaje
Tłumaczenie: Rylee
się okiwać bramkarza markując strzał, a w rzeczywistości podaje krążek z powrotem do mnie, idealnie na uderzenie z woleja. Posyłam krążek prosto do siatki, a zegar ogłasza koniec meczu. Wygrywamy z St. Antonio 3:0. Nawet trener jest w dobrym nastroju, gdy idziemy do szatni. Nie pozwoliliśmy przeciwnej drużynie zdobyć nawet jednego gola, zatrzymaliśmy bestię, jaką jest Braxton i dodaliśmy kolejne zwycięstwo do naszych statystyk. To dopiero początek sezonu, ale mistrzowskie gwiazdki już majaczą nam przed oczami. Logan siada na ławce obok mnie i pochyla się, by rozwiązać swoje łyżwy. - Więc, co słychać u twojej korepetytorki? - Ton jego głosu jest zupełnie zwyczajny, ale znam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że w samym pytaniu nie ma nic zwyczajnego. - Wellsy? Co masz na myśli? - Ma chłopaka? Nie spodziewałem się takiego pytania. Logan lubi bardzo chude i słodsze niż cukier laski. Hannah, ze swoimi krągłościami i niewyparzonym językiem totalnie nie pasuje do tego opisu. - Niee - mówię ostrożnie. - Dlaczego pytasz? Wzrusza ramionami. Ponownie, zupełnie zwyczajnie. I ponownie, widzę w tym coś więcej. - Jest gorąca - urywa na chwilę. - Stukasz ją? - Nie i ty też nie będziesz. Jest zainteresowana jakimś palantem. - Są razem? - Niee. - No to jest do wzięcia. Sztywnieję, ale tylko trochę, nie wydaje mi się, by Logan zauważył. Na szczęście przybłąkał się Kenny Simms, nasz bramkarz, i wciąga go do rozmowy.
Tłumaczenie: Rylee
Nie wiem dlaczego nagle zrobiłem się taki nerwowy. Nie jestem zainteresowany Hannah w ten sposób, ale pomysł, że ona i Logan mogliby się spiknąć, sprawia, że czuję się nieswojo. Może dlatego, ze wiem jaką Logan potrafi być dziwką. Nie jestem w stanie nawet policzyć, ile razy widziałem laski podczas spaceru wstydu z jego sypialni. Wkurza mnie obraz Hannah wymykającej się z jego pokoju, z potarganymi włosami i spuchniętymi ustami. Nie myślałem, że do tego dojdzie, ale tak jakby ją lubię. Podnosi mi poprzeczkę, sprawia, że przy niej ciągle muszę się starać, a zeszłego wieczoru, gdy usłyszałem jak śpiewa… Jasna cholera. Z Amerykańskiego Idola znam takie wyrażenia jak barwa głosu, czy tonacja, ale nie mam pojęcia o technicznych aspektach śpiewu. Wiem jedynie, że głos Hannah wywołał u mnie pieprzone dreszcze. Wyrzucam z głowy wszystkie związane z nią myśli i idę pod prysznic. Pozostali zawodnicy cieszą się ze zwycięstwa, ale dla mnie ten wieczór się jeszcze nie skończył i pewna jego część budzi mój lęk. Wygraliśmy, czy przegraliśmy, wiem, że mój ojciec będzie czekał na parkingu obok naszego autobusu. Opuszczam arenę z wilgotnymi włosami i torbą przerzuconą przez ramię. Rzeczywiście, stary tam jest. Stoi przy rzędzie samochodów, kurtkę ma zapiętą pod samą szyję, a czapkę jak zwykle zaciągniętą niemal na oczy. Logan i Birdie otaczają mnie z obu stron i pieją o naszym zwycięstwie, ale urywają wpół słowa, gdy zauważają mojego ojca. - Pójdziesz się przywitać? - szepce Logan. Nie uchodzi mojej uwadze podekscytowana nuta w jego głosie. Moi kumple z zespołu nie potrafią zrozumieć dlaczego nie ogłaszam całemu światu, że Phil Graham jest moim ojcem. Mają go za boga, co, jak się domyślam, robi ze mnie pół-boga, skoro mam szczęście być jego synem. Kiedy zacząłem studiować w Briar nękali mnie o jego autografy, ale dość wyraźnie wyłożyłem
Tłumaczenie: Rylee
im, jak bardzo mój ojciec ceni sobie swoją prywatność i na szczęście przestali wiercić mi dziurę w brzuchu, żebym ich mu przedstawił. - Nie. - Nadal idę w kierunku autobusu. Gdy mijam ojca, nasze spojrzenia się krzyżują, a on kiwa głową. Jedno małe skinięcie, a później odwraca się i powoli oddala w stronę swojego lśniącego, srebrnego SUV-a. To ta sama stara rutyna. Po wygranym meczu dostaję skinięcie głową, po przegranym nie dostaję nic. Gdy byłem młodszy, odwalał przynajmniej ojcowskie przedstawienie z okazywaniem wsparcia, gdy moja drużyna przegrała. Klepał mnie po plecach, lub uśmiechał się pokrzepiająco, na wypadek, gdyby ktoś patrzył. Ale gdy tylko zostawaliśmy sami, zaczynała się jazda. Wspinam się do autobusu razem z moimi kumplami z drużyny i oddycham z ulgą, gdy kierowca odpala silnik i pozostawia mojego ojca we wstecznym lusterku. Nagle uzmysławiam sobie, że od wyniku testu z etyki zależy, czy zagram w następny weekend, a ojciec na pewno nie byłby zadowolony, gdybym zawalił. Dobrze, że gówno mnie obchodzi, co o tym myśli.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 10
Hannah
Jak w każdą niedzielę rano, dzwoni moja mama. Wyczekuję tej rozmowy z niecierpliwością, bo w tygodniu nie mamy czasu, żeby spokojnie ze sobą porozmawiać. Całymi dniami mam zajęcia, wieczorami próby, naukę lub pracę. Gdy wracam do akademika jestem wykończona i zasypiam, nim mama skończy swoją zmianę w sklepie spożywczym. Najgorsze w studiowaniu w Massachusetts jest to, że nie widuję rodziców. Cholernie za nimi tęsknię, ale z drugiej strony, chcę być tak daleko od Indiany, jak to tylko możliwe. Odkąd zaczęłam studiować w Briar wróciłam do domu tylko raz i po tej wizycie zgodnie uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeżeli nie będę więcej przyjeżdżać do Ransom. Moja ciocia i wujek mieszkają w Filadelfii, więc rodzice i ja spotykamy się u nich w każde święta. Przez resztę czasu rozmawiamy przez telefon, lub, jeśli mam szczęście, rodzicom udaje się odłożyć wystarczająco pieniędzy, by mnie odwiedzić. Wolałabym, aby wyglądało to inaczej, ale oni rozumieją dlaczego nie mogę wrócić do domu. A ja nie tylko rozumiem, dlaczego oni nie mogą opuścić domu, ale też wiem doskonale, że to moja wina. Wiem również, że spędzę resztę mojego życia, próbując im to wynagrodzić. - Hej, skarbie. - Głos mojej mamy otula moje ucho jak ciepły uścisk. - Hej, mamo. - Nadal jestem w łóżku. Zawinęłam się w kokon z koca i patrzę w sufit.
Tłumaczenie: Rylee
- Jak ci poszedł egzamin z etyki? - Dostałam piątkę. - To wspaniale! Widzisz, mówiłam ci, że nie masz się o co martwić. - Zaufaj mi, było. Połowa klasy oblała. - Przewracam się na bok i podtrzymuję telefon ramieniem. - Co u taty? - Wszystko dobrze. - Urwała na chwilę. - Wziął dodatkowe zmiany w młynie, ale… Moje mięśnie się napinają. - Ale, co? - Ale raczej nie będziemy mogli przyjechać na święto dziękczynienia do cioci Nicole, skarbie. Ból i żal w jej głosie tną mnie niczym nóż, a łzy kują w oczy. - Wiesz, że dopiero co naprawiliśmy przeciekający dach. Wydaliśmy wszystkie nasze oszczędności - mówi mama. - Nie mamy pieniędzy na lot. - To przyjedźcie samochodem - proponuję. - To nie jest tak daleko. Nie, wcale. Piętnaście godzin jazdy. Co to dla nich. - Wtedy zajmie to więcej czasu, a ojciec nie może sobie pozwolić na tyle wolnego. Gryzę wargę, by powstrzymać łzy. - Może ja… - Obliczam szybko ile mam oszczędności. Na pewno nie starczy na trzy bilety do Filadelfii. Ale starczy na jeden do Ransom. - Mogę przylecieć do domu - szepczę. - Nie. - Jej odpowiedź jest szybka i stanowcza. - Nie musisz tego robić, Hannah. - To tylko na jeden weekend. - Staram się przekonać siebie, nie ją. Staram się zignorować panikę, chwytającą mnie za gardło na myśl, że tam wrócę. - Nie musimy jechać do miasta, ani się z nikim spotykać. Możemy po prostu zostać w domu, ty, ja i tata.
Tłumaczenie: Rylee
Następuje długa cisza. - Naprawdę tego chcesz? Bo jeżeli tak, powitamy cię z otwartymi ramionami, wiesz o tym, skarbie. Ale jeżeli nie jesteś w stu procentach pewna, że będziesz czuła się tutaj komfortowo, wolę, abyś została w Briar. Komfortowo? Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek jeszcze będę się czuła w domu komfortowo. Przed wyjazdem z Ransom byłam tam czarną owcą, a gdy przyjechałam z wizytą do rodziców, mój ojciec wylądował w więzieniu za pobicie. Więc raczej nie. Powrót tam jest dla mnie równie kuszący, co obcięcie sobie ręki i nakarmienie nią wilków. Moje milczenie, choć krótkie, wystarcza mojej mamie za odpowiedź. - Nie przyjeżdżaj - mówi stanowczo. - Oboje z ojcem bardzo byśmy chcieli spędzić z tobą Święto Dziękczynienia, ale nie będę przekładać mojego szczęścia nad twoje, Hannah. - Głos jej się załamuje. - Wystarczy, że my musimy żyć w tym zapomnianym przez Boga, miasteczku. Nie ma żadnego powodu, abyś kiedykolwiek znowu musiała pokazać się w tym miejscu. Tja, żadnego. Z pewnym małym wyjątkiem - by zobaczyć rodziców. Ludzi, którzy mnie wychowali, którzy kochają mnie bezwarunkowo i którzy trwali przy moim boku po najbardziej przerażającym doświadczeniu w moim życiu. I którzy utknęli w miejscu, w którym wszyscy nimi gardzą… przeze mnie. Boże, chciałabym, aby uwolnili się od tego miasta. Mam wyrzuty sumienia przez to, że wyjechałam, a oni zostali. Planują się stamtąd wyprowadzić przy pierwszej nadarzającej się okazji, ale wzięli kredyt hipoteczny, by opłacić prawników, więc nie mogą sprzedać domu. Inaczej zbankrutują. Przełykam gulę w gardle, pragnąc z całego serca, by okoliczności były inne. - Prześlę wam pieniądze, które udało mi się zaoszczędzić - szepczę. Będziecie mogli wpłacić na poczet hipoteki.
Tłumaczenie: Rylee
Fakt, że mama nie ma nic przeciwko, oznacza, że są w dużo gorszej sytuacji, niż myślałam. - A jeśli uda mi się wygrać występ i stypendium - dodaję - będę miała środki, aby zapewnić sobie pobyt i wyżywienie na cały przyszły rok i nie będziecie musieli się o to martwić. Wiem, że bardzo by im to pomogło, bo pełne stypendium, które dostałam od Briar obejmuje jedynie czesne. Moi rodzice pokrywali koszty akademika i sporej części mojego utrzymania. - Hannah, nie chcę, abyś przejmowała się pieniędzmi. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Ty ciesz się studiami. Przestań się o nas martwić i skup się na sobie. - Do jej głosu wkrada się rozbawienie. - Jest jakiś nowy chłopak, o którym powinnam wiedzieć? Uśmiecham się do siebie. - Nie. - Och, weź przestań. Na pewno jest jakiś chłopak, którym jesteś zainteresowana. Oblewam się rumieńcem na myśl o Justinie. - No dobra, jest jeden chłopak. To znaczy, nie umawiamy się, ani nic, ale nie miałabym nic przeciwko. Gdyby był zainteresowany. Mama się śmieje. - Więc umów się z nim. Dlaczego wszyscy myślą, że dla mnie to takie proste? - Tak, może to zrobię. Znasz mnie, działam powoli. - A raczej wcale. Odkąd zerwaliśmy z Devonem, nie byłam na żadnej randce. Od roku. Szybko zmieniam temat. - Opowiedz mi o tym nowym kierowniku, o którym pisałaś mi w mailu. Wygląda, że doprowadza cię do szału. Przez chwilę rozmawiamy o jej pracy na stanowisku kasjerki, choć to boli jak cholera. Kiedyś była nauczycielką w szkole podstawowej, ale to było zanim wybuchł skandal ze mną w roli głównej. Dranie z systemu oświaty szybko
Tłumaczenie: Rylee
znaleźli lukę, która umożliwiła im natychmiastowe zwolnienie mojej mamy i zapłacenie jej gównianej odprawy, która zapoczątkowała nasze długi. Mama opowiada mi o nowej pasji taty - składaniu modeli samolotów, informuje o wybrykach naszego psa i zanudza szczegółami dotyczącymi ogródka warzywnego, który zasadzi na wiosnę. Zauważam brak wzmianek o przyjaciołach, kolacjach jedzonych na mieście, czy imprezach, z których znane są wszystkie niewielkie miasteczka. Bo, podobnie jak ja, moi rodzice też są czarnymi owcami w tym mieście. Ale w przeciwieństwie do mnie, nie zwiali stamtąd jakby ich stado wilków goniło. Na swoją obronę mam tylko to, że rozpaczliwie potrzebowałam nowego startu. I strasznie żałuję, że oni też nie mają takiej szansy. Zanim się rozłączamy, tkwię pomiędzy niesamowitą radością, a głębokim smutkiem. Uwielbiam rozmawiać z mamą, ale fakt, że nie zobaczę jej i taty na Święto Dziękczynienia, sprawia, że chce mi się płakać. Na szczęście Allie wpada do mojego pokoju, zanim popadam w rozpacz i spędzam resztę dnia rycząc w łóżku. - Hej - mówi radośnie. - Masz ochotę na śniadanie na mieście? Tracy powiedziała, że możemy wziąć jej samochód. - Tylko, jeżeli nie pojedziemy do Dellas. - Nie ma nic gorszego, niż jedzenie tam, gdzie pracujesz. Szczególnie, gdy szefowi zdarza się nakłaniać cię, abyś została na dodatkową zmianę. Allie przewraca oczami. - Nigdzie indziej nie podają śniadań. Ale okej, zjedzmy w stołówce. Zeskakuję z łóżka, a Allie na nie wskakuje, rozwalając się na kocu, gdy podchodzę do garderoby, aby wziąć jakieś ubrania. - Z kim rozmawiałaś? Z mamą? - Tak. - Wkładam przez głowę miękki, niebieski sweter i wygładzam go dłońmi. - Nie zobaczę się z nimi na Święto Dziękczynienia.
Tłumaczenie: Rylee
- Oj, przykro mi, kochanie. - Allie siada. - To może pojedziesz ze mną do Nowego Jorku? To kusząca oferta, ale obiecałam mamie, że przyślę im trochę pieniędzy. Nie mogę uszczuplić oszczędności, wyjeżdżając na weekend do Nowego Jorku. - Nie stać mnie - odpowiadam ponuro. - Cholera. Chciałabym wyłożyć za ciebie, ale planujemy z Seanem wycieczkę do Meksyku na wiosnę. - I tak bym ci nie pozwoliła za siebie zapłacić. - Uśmiecham się. Będziemy głodującymi artystkami po studiach, zapomniałaś? Musimy odłożyć tyle kasy, ile się da. Pokazuje mi język. - Nie ma mowy. Od razu będziemy obrzydliwie bogate. Ty podpiszesz wielopłytowy kontrakt z największą wytwórnią w Stanach, a ja będę grała w komediach romantycznych z Ryanem Goslingiem. Który, tak na marginesie, będzie szaleńczo we mnie zakochany. A potem zamieszkamy razem w domku na plaży w Malibu. - Ty i ja? - Nie, ja i Ryan. Ale ty będziesz mogła wpadać z wizytą. No wiesz, gdy akurat nie będziesz na lunchu z Beyonce i Lady Gagą. Śmieję się. - Wysoko mierzysz. - Tak będzie, kochana, zobaczysz. Naprawdę bym chciała, szczególnie ze względu na Allie, która planuje przenieść się do Los Angeles od razu po zakończeniu studiów i jest wprost stworzona do grania w komediach romantycznych. Nie przypomina Angeliny Jolie, ale ma uroczy, świeży typ urody i entuzjastyczną osobowość. Jedyna rzecz, która mnie martwi, to… cóż, jest zbyt miękka. Allie Hayes jest najbardziej empatyczną i współczującą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Zrezygnowała z kierunku teatralnego na Uniwersytecie Kalifornijskim,
Tłumaczenie: Rylee
ponieważ wolała zostać na wschodnim wybrzeżu, by być blisko ojca, który choruje na stwardnienie rozsiane. Czasami martwię się, że Hollywood pożre ją żywcem, ale wiem, że jest równie silna, co słodka, a na dodatek szalenie ambitna, więc jeżeli ktokolwiek jest zdolny do spełnienia swoich, tak wygórowanych marzeń, do właśnie Allie. - Tylko umyję zęby i możemy iść. - Spoglądam przez ramię, idąc do drzwi. - Jesteś dzisiaj wolna? Mam korki do szóstej, ale później chętnie obejrzałabym z tobą kilka zaległych odcinków Mad Men. Kręci głową. - Jem kolację z Seanem. I prawdopodobnie nie wrócę na noc. Uśmiech unosi kąciki moich ust. - Więc między wami znowu zaczyna się robić poważnie? Allie i Sean zerwali ze sobą trzy razy odkąd poznali się na pierwszym roku, ale wygląda na to, że nie mogą bez siebie żyć. - Myślę, że tak - mówi, idąc za mną. - Bardzo dojrzeliśmy od ostatniego rozstania. Ale na razie nie myślę o przyszłości. Jest nam dobrze tak, jak jest i na chwilę obecną tyle mi wystarczy. - Mruga do mnie. - A fakt, że jest fantakurwa-styczny w niczym mi nie przeszkadza. Udaje mi się wykrzesać kolejny uśmiech, ale w głębi duszy zastanawiam się jakie to uczucie. Fantastyczny seks. Moje życie intymne nie do końca jest, czy raczej było, usłane różami. Nie było w nim tęczy, motylków, czy jasnych promieni słońca. Był strach i gniew, i lata terapii. A gdy w końcu byłam gotowa, aby spróbować, zdecydowanie nie wyszło to tak, jak chciałam. Dwa lata po gwałcie przespałam się ze studentem pierwszego roku, którego poznałam w kawiarni, gdy odwiedzałam ciocię w Filadelfii. Spędziliśmy ze sobą całe lato, ale seks był dziwny i pozbawiony pasji. Z początku myślałam, że po prostu nie było między nami chemii… aż to samo nie stało się z Devonem.
Tłumaczenie: Rylee
Między mną, a Devonem latały iskry zdolne postawić w płomieniach cały pokój. Byłam z nim przez osiem miesięcy. Niesamowicie mnie do niego ciągnęło, ale nieważne jak bardzo się starałam, nie mogłam poradzić sobie z… dobra, nazwijmy rzeczy po imieniu. Z moją dysfunkcją seksualną. Nigdy nie miałam z nim orgazmu. Cholernie mnie to martwiło, i nadal martwi, nawet teraz, gdy o tym myślę. A gdy przypomnę sobie jak bardzo Devon był z tego powodu sfrustrowany, czuję straszne upokorzenie. Starał się mnie zaspokoić. Boże, jak on się starał. I to nie tak, że nie potrafię dojść do orgazmu sama, bo potrafię. Z łatwością. Ale nie z nim. W końcu znudziły mu się bezowocne wysiłki i mnie rzucił. Nie mam mu tego za złe. Naprawdę. Rozumiem, że to musi być cios dla każdego chłopaka, gdy nie może zaspokoić swojej dziewczyny. - Hej, jesteś blada jak ściana - zaniepokojony głos Allie przywraca mnie do rzeczywistości. - Wszystko w porządku? - Tak, nic mi nie jest - zapewniam ją. - Przepraszam, zamyśliłam się. Jej niebieskie oczy łagodnieją. - Naprawdę jest ci smutno, że nie zobaczysz rodziców w Święto Dziękczynienia, co? Chętnie łapię się wymówki, którą mi podsuwa i przytakuję: - Tak, to naprawdę do bani. - Po chwili wzruszam ramionami. - Ale zobaczę się z nimi w Boże Narodzenie. A to już coś. - To więcej niż coś - mówi poważnie. - A teraz umyj zęby i zrób się na bóstwo, kochana. Kawa będzie na ciebie czekała, gdy wrócisz. - Ojej, jesteś najlepszą żonką na świecie. Allie szczerzy zęby w uśmiechu. - Żonką? Oj, chyba ci do tej kawy napluję.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 11
Garrett
Hannah zjawia się o siedemnastej w grubej kurtce z kapturem i czerwonymi rękawiczkami. Gdy sprawdzałem ostatnio, na zewnątrz nie było nawet płatka śniegu, ale teraz zaczynam się zastanawiać, czy nie przegapiłem jakiejś zamieci, ucinając sobie wcześniej krótką drzemkę. - Przyleciałaś właśnie z Alaski? - pytam, gdy rozpina puchową kurtkę. - Nie - wzdycha. - Ubrałam zimową kurtkę, bo nie mogę znaleźć mojego płaszcza. Myślałam, że może został tutaj. - Rozgląda się po mojej sypialni. Wygląda na to, że nie. Cholera. Mam nadzieję, że nie zostawiłam go w sali muzycznej. Wiem, że jedna laska z pierwszego roku chciała mi go zwinąć. A tak uwielbiałam ten płaszcz. Parskam, rozbawiony. - A jak wytłumaczysz rękawiczki? - Miałam zimne ręce. - Przechyla głowę. - A ty jak wytłumaczysz okład z lodu? Uświadamiam sobie, że nadal przyciskam worek z lodem do mojego boku, dokładnie tam, gdzie uderzyło we mnie potworne cielsko George’a Braxtona. Jestem potłuczony jak cholera, a Hannah wstrzymuje oddech, gdy podnoszę koszulkę, by pokazać jej siniak wielkości pięści. - O mój Boże! To się stało podczas gry? - Tak. - Wstaję z łóżka i podchodzę do biurka po książkę do etyki. - St. Antonio mają w drużynie Hulka. Uwielbia gruchotać nam kości.
Tłumaczenie: Rylee
- Nie mogę uwierzyć, że świadomie narażasz swoje ciało na takie obrażenia - dziwi się. - To nie może być tego warte. Czy może? - Zaufaj mi, kilka siniaków i zadrapań to nic w porównaniu do emocji na lodzie. - Spoglądam na nią. - Jeździsz na łyżwach? - Nie za bardzo. To znaczy, mam łyżwy. Ale z reguły jedynie jeżdżę w kółko po lodowisku. Nigdy nie trzymałam kija i nie goniłam za krążkiem. - Tym dla ciebie jest hokej? - pytam z rozbawieniem. - Trzymaniem kija i gonieniem za krążkiem? - Oczywiście, że nie. Wiem, że ten sport wymaga wielu umiejętności i zdecydowanie jest emocjonujący, gdy się go ogląda. - Więc wyobraź sobie jaki jest, gdy się w niego gra. Hannah przysiada na brzegu łóżka i przechyla głowę z zaciekawieniem. - Zawsze chciałeś grać? Czy ojciec cię do tego zmuszał? Zamieram. - Dlaczego tak myślisz? Wzrusza ramionami. - Ktoś mi powiedział, że twój ojciec jest legendą hokeja. Wiem, że wielu rodziców zmusza dzieci, by poszli w ich ślady. Moje ramiona sztywnieją jeszcze bardziej. Jestem zaskoczony, że nie poruszyła tematu mojego ojca wcześniej, skoro, jak widać o nim wiedziała, ale zadziwia mnie też jej spostrzegawczość. Nikt inny nigdy mnie nie zapytał, czy ja w ogóle lubię grać w hokej. Wszyscy uważają, że muszę go uwielbiać, skoro mój ojciec w niego grał. - Popychał mnie w tym kierunku od dziecka - wyznaję szorstko. Jeździłem na łyżwach zanim jeszcze poszedłem do szkoły. Ale gram, bo kocham ten sport. - To dobrze - mówi miękko. - To ważne, aby robić to, co się kocha. Boję się, że może zadać więcej pytań o mojego ojca, więc odchrząkam i zmieniam temat.
Tłumaczenie: Rylee
- Więc od kogo zaczynamy? Hobbes, czy Locke? - Ty wybierz. Oboje są potwornie nudni. Chichoczę. - Jako moja korepetytorka, powinnaś obudzić we mnie entuzjazm tym tematem, Wellsy. Ale ma rację. Następna godzina jest ciężka i to nie tylko z powodu otępiających umysł teorii. Umieram z głodu, bo przespałem porę obiadu, ale nie przerywam nauki, póki nie opanuję całego materiału. Gdy wcześniej uczyłem się do tego testu, skupiałem się tylko na najważniejszych punktach, ale Hannah zmusza mnie do nauki każdego szczegółu. Każe mi też przeredagować każdą teorię, co, muszę przyznać, rzuca trochę więcej światła na wkuwany przeze mnie materiał. Gdy udaje nam się przebrnąć przez zawiłości etyki według tych dwóch filozofów, Hannah przepytuje mnie ze wszystkiego, czego uczyliśmy się przez ostatnie dni, a gdy jest zadowolona z poziomu mojej wiedzy, zamyka notatki i kiwa głową. - Jutro przejdziemy do zastosowania teorii w dylematach moralnych. - Brzmi świetnie. - Krzywię się, gdy mój żołądek burczy tak głośno, że praktycznie trzęsą się od tego ściany. Hannah parska cicho. - Głodny? - Jak wilk. Tuck zajmuje się u nas gotowaniem, ale dzisiaj go nie ma, więc miałem zamiar zamówić pizzę. - Waham się przez chwilę. - Masz może ochotę zostać? Zjeść kilka kawałków i może coś obejrzeć? Wygląda na zaskoczoną moim zaproszeniem. Sam siebie nim zaskoczyłem, ale szczerze powiedziawszy nie miałbym nic przeciwko towarzystwu. Logan i reszta wyszli na imprezę, ale nie jestem w nastroju na dołączenie do nich. Cały dzień zakuwałem, niedziela to jedyny dzień, kiedy mogę nadrobić zaległości i jestem wykończony.
Tłumaczenie: Rylee
- Co chcesz oglądać? - pyta ostrożnie. Wskazuję w kierunku mojego blu-raya stojącego obok telewizora. - Dean dał mi wszystkie sezony Breaking Bad. Chciałem się za niego zabrać, ale nigdy nie miałem czasu. - To ten serial o dealerze narkotyków? - O nauczycielu chemii, który zaczyna produkować metamfetaminę. Słyszałem, że jest zajebisty. Hannah przebiega palcami przez włosy. Sprawia wrażenie jakby w takim samym stopniu chciała iść, co zostać. - Masz coś lepszego do roboty? - podpytuję. - Nie - mówi ponuro. - Moja współlokatorka spędza dzisiaj noc u chłopaka, więc i tak oglądałabym seriale. - Więc równie dobrze możesz robić to tutaj. - Chwytam telefon. - Jaką pizzę lubisz? - Ee… Z pieczarkami. I cebulą. I zieloną papryką. - Same nudne dodatki. - Kręcę głową. - Weźmiemy boczek, kiełbasę i podwójny ser. - Po co pytałeś co lubię, skoro i tak nie miałeś zamiaru tego zamawiać? - Bo miałem nadzieję, że masz lepszy gust. - Przykro mi, że uważasz wegetarianizm za nudny, Garrett. Zadzwonisz do mnie, jak zachorujesz na szkorbut? - Szkorbut jest wynikiem niedoboru witaminy C, nie niezdrowego jedzenia. Tak czy inaczej, nie kładzie się słońca, czy pomarańczy na pizzy, kochanie. W końcu zamawiamy dwie pizze, jedną z dodatkami Hannah, drugą z mięsem i serem dla mnie. Zakrywam mikrofon w telefonie i pytam: - Dietetyczna cola? - A co, wyglądam jak zniewieściały homoseksualista? Zwykła cola i dziękuję bardzo.
Tłumaczenie: Rylee
Chichocząc do telefonu kończę składać nasze zamówienie, po czym wkładam pierwszą płytę do odtwarzacza DVD. Po dwudziestu minutach słyszymy dzwonek do drzwi. - Łał, najszybszy dostawca pizzy na świecie - zauważa Hannah. Mój żołądek nie narzeka nawet w najmniejszym stopniu. Idę na dół, odbieram zamówienie, a następnie zaglądam do kuchni, by wziąć ręczniki papierowe i butelkę piwa z lodówki. W ostatniej chwili biorę drugą, na wszelki wypadek, gdyby Hannah chciała. Lecz gdy później jej proponuję, kręci głową. - Nie, dziękuję. - Co, jesteś zbyt pruderyjna, by wypić jedno piwo? W jej oczach pojawia się skrępowanie. - Po prostu nie piję, okej? Wzruszam ramionami, otwieram moje piwo i biorę duży haust, a Hannah odrywa kawałek ręcznika papierowego i zawija w niego kawałek ciasta pokrytego warzywami. Siadamy na łóżku, żeby zjeść, nie mówiąc nawet słowa, po prostu wracamy do oglądania. Pilotażowy odcinek jest świetny, a Hannah nie zgłasza sprzeciwu, gdy od razu włączam kolejny. Mam kobietę w sypialni i żadne z nas nie jest nago. To dziwne. Ale na swój sposób miłe. Nie mówimy zbyt wiele podczas oglądania, jesteśmy zbyt pochłonięci tym, co dzieje się na ekranie, ale gdy kończy się kolejny odcinek, Hannah odwraca się do mnie i rozdziawia usta. - O mój Boże, ona nie ma pojęcia, że jej mąż gotuje metę? Biedna Skylar. - Bez obaw, dowie się. Hannah gwałtownie łapie powietrze. - Hej, żadnych spoilerów! - To nie jest spoiler - protestuję. - Tak przypuszczam, to wszystko. Uspokaja się.
Tłumaczenie: Rylee
- Okej, to dobrze. - Podnosi swoją colę i bierze łyka. Wciągnąłem już swoją pizzę, ale jej zostało jeszcze pół, więc kradnę jej jeden kawałek i wkładam do ust. - Och, spójrz kto się wziął za moją nudną pizzę? Czyżby hipokryta? - To nie moja wina, że jesz jak ptaszek, Wellsy. Nie mogę pozwolić, żeby jedzenie się zmarnowało. - Zjadłam cztery kawałki! Muszę przyznać: - Tak, więc w porównaniu do innych dziewczyn, jakie znam, wpieprzasz jak świnia. One, jeżeli w ogóle coś jedzą, to pół sałatki. - To dlatego, że muszą być strasznie chude, żeby faceci jak ty, uważali je za atrakcyjne. - Nie ma nic atrakcyjnego w kobiecie, która składa się z samej skóry i kości. - Jasne. Jestem pewna, że chude laski budzą u ciebie odruch wymiotny. Przewracam oczami. - Nie. Mówię tylko, że wolę te zaokrąglone. - Przełykam ostatni kęs i sięgam po kolejny kawałek. - Faceci lubią mieć za co chwycić, gdy… no wiesz. - Unoszę brew. - To pewnie działa w obie strony. Mam na myśli, wolałabyś spać z facetem, który jest dobrze zbudowany, czy z chudym jak patyk? Prycha. - Czy to ta część, w której komplementuję twoje niesamowicie seksowne ciało? - Uważasz, że jestem niesamowicie seksowny? Dzięki, kochanie. - Nie, to ty uważasz, że jesteś niesamowicie seksowny. - Wygina wargi w podkówkę. - Ale chyba masz rację. Nie pociągają mnie chudzi faceci. - To chyba dobrze, że twój kochaś nie jest zbudowany jak sałata. Wzdycha. - Możesz przestać go tak nazywać?
Tłumaczenie: Rylee
- Nie. - Przez chwilę przeżuwam pizzę w zamyśleniu. - Będę szczery. Nie mam pojęcia, co ty w nim widzisz. - Dlaczego? Bo nie zachowuje się jak pan i władca kampusu? Bo jest poważny, mądry i nie jest męską dziwką? Cholera, wygląda na to, że ona kupiła tę szopkę, którą odstawia Kohl. Gdybym miał kapelusz, pewnie przechyliłbym go w geście uznania dla faceta, który skutecznie wykreował postać, która sprawia, że kobiety dziczeją kujonowatego sportowca. - Kohl nie jest taki, jaki się wydaje - mówię z grubsza. - Wiem, że uchodzi za bystrego, tajemniczego kolesia, ale jest w nim coś… oślizgłego. - Ja wcale tak nie uważam - sprzeciwia się. - No tak, w końcu odbyliście tyle głębokich i istotnych dla świata rozmów - mówię między kęsami. - Zaufaj mi, on to robi na pokaz. - Zgadzam się, że się nie zgadzam. - Uśmiecha się szeroko. - Poza tym, nie masz prawa wypowiadać się na temat facetów, którzy mi się podobają. Z tego co słyszałam, umawiasz się z samymi pustakami. Odwzajemniam jej uśmiech. - Nieprawda. - Nieprawda? - Tak. Ja tylko z nimi sypiam. Z nikim się nie spotykam. - Dziwka. - Milknie na chwilę i sprawia wrażenie zaciekawionej. - Jak to możliwe, że z nikim się nie spotykasz? Jestem pewna, że każda laska na tej uczelni zabiłaby, żeby zostać twoją dziewczyną. - Nie szukam związku. To ją dezorientuje. - Dlaczego? Związki potrafią być fajne. - Powiedziała singielka. - Jestem singielką, ponieważ nie znalazłam nikogo, z kim chciałabym się związać, a nie dlatego, że jestem przeciwna związkom. To miłe mieć kogoś, z
Tłumaczenie: Rylee
kim można spędzać czas. No wiesz, porozmawiać, poprzytulać się i takie tam. Nie chcesz czegoś takiego? - W ostateczności. Ale nie teraz. - Błyskam zarozumiałym uśmieszkiem. Jeżeli kiedykolwiek będę odczuwał potrzebę, żeby z kimś porozmawiać, mam ciebie. - Więc twoje pustaki będą cieszyły się seksem, a ja będę skazana na słuchanie twojego bełkotu? - Kręci głową, wzdychając. - Mam przeczucie, że ta nasza umowa skończy się szybciej, niż to było ustalone. Poruszam wymownie brwiami. - No proszę, ty też chcesz seksu, Wellsy? Nie ma problemu, powiedz tylko słowo. Jej policzki przybierają najbardziej jaskrawy odcień czerwieni, jaki kiedykolwiek widziałem. Wybucham śmiechem. - Spokojnie, żartowałem. Nie jestem na tyle głupi, żeby bzykać swoją korepetytorkę. Skończy się na tym, że złamię ci serce, a ty w akcie zemsty nakarmisz mnie jakimiś bzdurami, żebym oblał ten test. - Znowu - mówi słodko. - Żebyś znowu oblał ten test. Pokazuję jej środkowy palec, ale i tak się uśmiecham. - Więc jak? Rozbierasz się, czy mam włączyć trzeci odcinek? - Trzeci odcinek. Zdecydowanie. Z powrotem kładziemy się na materacu. Ja na plecach z trzema poduszkami pod głową, ona na brzuchu w nogach łóżka. Trzeci odcinek jest bardzo emocjonujący, więc gdy się kończy, oboje chcemy obejrzeć następny. Zanim jestem w stanie się zorientować, kończymy odcinki z pierwszego dysku i jedziemy z kolejnym. W przerwach między jednym epizodem, a drugim wymieniamy się wrażeniami i przypuszczeniami, co do dalszego rozwoju akcji. Jak mam być szczery, to nie bawiłem się tak dobrze z dziewczyną, oczywiście platonicznie… no cóż, nigdy.
Tłumaczenie: Rylee
- Myślę, że jego szwagier wkrótce wszystkiego się domyśli - prognozuje Hannah. - Żartujesz? Założę się, że zostawią to na finał. Ale myślę, że Skylar niedługo się dowie. - Mam nadzieję, że się z nim rozwiedzie. Walter White to diabeł. Poważnie. Nienawidzę go. Śmieję się. - On jest antybohaterem. Masz go nienawidzić. Zaczyna się kolejny odcinek i milkniemy natychmiast. Jesteśmy tak skupieni na oglądaniu, że nim możemy się zorientować, kończymy cały sezon, a finał zostawia nas z szeroko otwartymi oczami. - Jasna cholera - wołam. - Obejrzeliśmy cały pierwszy sezon. Hannah przygryza wargę i spogląda na zegarek. Dochodzi dziesiąta. Właśnie obejrzeliśmy siedem odcinków z przerwami jedynie na pójście do łazienki. Spodziewam się, że Hannah powie, że musi już iść, ale zamiast tego wzdycha i mówi: - Masz drugi sezon? Nie mogę powstrzymać śmiechu. - Chcesz oglądać dalej? - Po takim finale? Nie możemy teraz przerwać. Ma rację. - Przynajmniej pierwszy odcinek - przekonuje, chociaż wcale nie musi. Nie chcesz się dowiedzieć co dalej? Bardzo, więc nie protestuję, gdy Hannah wkłada kolejną płytę. - Masz ochotę coś przekąsić? - Pewnie. - Pójdę zobaczyć co mamy. Znajduję dwa opakowania popcornu, wrzucam oba do kuchenki mikrofalowej i zanoszę w dwóch miskach na górę. W międzyczasie Hannah
Tłumaczenie: Rylee
ukradła moje miejsce, jej ciemne włosy leżą na stosie poduszek, a nogi ma wyciągnięte przed siebie. Jej czarne skarpetki w czerwone groszki wywołują mój uśmiech. Zauważyłem już wcześniej, że nie nosi drogich, markowych ubrań jak większość dziewczyn na tej uczelni. Przeważnie widzę ją w dopasowanych jeansach, lub legginsach i obcisłych sweterkach, które mogłyby uchodzić za eleganckie, gdyby nie te jej śmieszne, krzykliwe dodatki. Jak te skarpetki, czy dziwne spinki do włosów. - Jedna jest dla mnie? - wskazuje miski, które trzymam w rękach. - Tak. Podaję jej jedną, a ona siada, wkłada dłoń do środka i chichocze. - Nie potrafię jeść popcornu i nie myśleć o Napoleonie. Mrugam. - Bonaparte? Wybucha śmiechem. - Nie, Napoleon to mój pies. A w zasadzie to pies moich rodziców. Jest z nimi w Indianie. - Co to za rasa? - Ogromny kundel, przypomina trochę owczarka niemieckiego. - Więc… Napoleon lubi popcorn? - pytam. Hannah uśmiecha się szeroko. - Uwielbia. Mamy go od szczeniaka i pewnego razu, gdy miałam jakieś dziesięć lat, moi rodzice zabrali mnie do kina, a on w tym czasie włamał się do szafki w kuchni, gdzie mama trzymała popcorn. Było tam chyba z pięćdziesiąt opakowań, bo moja mama miała wtedy fioła na punkcie przecen, i wykupywała na wyprzedażach wszystko, bez względu na to, czy tego potrzebowaliśmy, czy nie. Przysięgam, ten pies zjadł wszystko, łącznie z opakowaniami. Zgadnij, jak wyglądała jego kupa przez kilka następnych dni. Chichoczę.
Tłumaczenie: Rylee
- Tata ześwirował - opowiada dalej. - Bał się, że Napoleon się rozchoruje, choć weterynarz zapewniał, że nic mu nie będzie, po prostu wszystko wydali. Urywa na chwilę. - A ty masz jakieś zwierzątko? - Nie, ale moi dziadkowie mieli kotkę, kiedy dorastałem. Miała na imię Brzoskwinka i była totalnie jebnięta. - Biorę garść popcornu i wkładam do ust. Lubiła mnie i moją mamę, ale nienawidziła mojego ojca. Co nie jest wielkim zaskoczeniem. Moi dziadkowie też za nim nie przepadali, więc podejrzewam, że ona w jakiś sposób wypełniała ich wolę. Nieustannie go terroryzowała. Hannah się uśmiecha. - Co takiego robiła? - Drapała go przy każdej okazji, sikała na jego buty, takie tam rzeczy. Nagle wybucham śmiechem. - Najlepsze było, jak raz na Święto Dziękczynienia pojechaliśmy do moich dziadków do Buffalo. Siedzieliśmy wszyscy przy stole, i już mieliśmy zacząć jeść, gdy Brzoskwinka weszła przez drzwiczki dla kota. Niedaleko domu był wąwóz i często się wymykała, żeby się tam pokręcić. Mniejsza o to, w każdym razie weszła do salonu trzymając coś w pysku, ale żadne z nas nie potrafiło stwierdzić, co to było. - O Boże. Nie podoba mi się kierunek, a jakim zmierza ta historia. Uśmiecham się tak mocno, że aż mnie boli. - Brzoskwinka wskoczyła na stół, jakby była królową, czy coś, przespacerowała się dostojnie wzdłuż obrusa i upuściła zdechłą mysz na talerz mojego ojca. Hannah bierze gwałtowny wdech. - Serio? Ohyda! - Dziadek prawie posikał się ze śmiechu, babcia omal nie dostała zawału, bo uznała, że teraz całe jedzenie na stole jest skażone, a ojciec… - Mój dobry humor znika, gdy przypominam sobie jego wyraz twarzy. - Powiedzmy po prostu, że nie był zadowolony.
Tłumaczenie: Rylee
Niedopowiedzenie roku. Dreszcz przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy cofam się do tego, co się stało, gdy wróciliśmy do domu i co zrobił mojej mamie, jako kara za „zawstydzenie” go, co w swojej wściekłości uznał za jej winę. Jedyną dobrą stroną tego, że zmarła rok później, było to, że nie widziała, jak ojciec przeniósł swój gniew z niej na mnie. Dziękuję za to każdego dnia. Hannah również straciła humor. - Nie zobaczę moich rodziców w Święto Dziękczynienia. Powracam do niej wzrokiem, przyglądając się uważnie jej twarzy. Jest wyraźnie przygnębiona z tego powodu, a jej łagodne wyznanie odwraca moją uwagę od bólu miażdżącego mi klatkę piersiową. - Zwykle jeździsz do domu? - Nie, na święta spotykamy się w domu mojej cioci, ale w tym roku moich rodziców nie stać na bilety lotnicze, a ja… nie stać mnie na to, żeby przyjechać do nich. Słyszę fałszywą nutę na końcu jej wypowiedzi, ale nie potrafię sobie wyobrazić, co tutaj mogłoby być kłamstwem. - Jest dobrze - zapewnia, widząc współczucie na mojej twarzy. - Zawsze jeszcze zostaje Boże Narodzenie, nie? Kiwam głową, chociaż jak dla mnie święta nie istnieją. Wolałbym podciąć sobie żyły, niż pojechać do domu i spędzić je z moim ojcem. Stawiam moją miskę z popcornem na stoliku i sięgam po pilota. - Gotowa na drugi sezon? - pytam zwyczajnym tonem. Ta rozmowa stała się zbyt ciężka, wolę wrócić do swobodniejszej atmosfery. - Dawaj. Tym razem siadam obok niej, ale dalej jest jakieś pół metra odstępu między nami. To popaprane, jak dużą sprawia mi to przyjemność - zwyczajne spędzanie czasu z dziewczyną, bez zastanawiania się, jak się do niej dobrać i nie
Tłumaczenie: Rylee
martwienie się o to, jak się później jej pozbyć, żeby uniknąć niepotrzebnej sceny. Oglądamy pierwszy odcinek, później drugi, trzeci, czwarty… i nagle robi się trzecia w nocy. - O cholera, która godzina? - nagle przytomnieje Hannah. Mówiąc, ziewa przeciągle. Pocieram moje zmęczone oczy, nie mogąc pojąć, jak mogło zrobić się tak późno i żadne z nas tego nie zauważyło. Obejrzeliśmy dosłownie półtora sezonu na jednym posiedzeniu. - Kurwa - mamroczę. - Nie wierzę, że już jest tak późno. - Ponownie ziewa, przez co ja robię to samo. Siedzimy w mojej ciemnej sypialni - nawet nie pamiętałem kiedy wyłączyłem światło - ziewając jak dwójka ludzi, która nie spała od miesięcy. - Muszę iść. - Hannah ledwo stacza się z łóżka i przebiega palcami po włosach. - Gdzie mój telefon? Muszę zadzwonić po taksówkę. Moje kolejne ziewnięcie niemal łamie mi szczękę. - Ja mogę cię odwieźć - mówię, słaniając się po zejściu z materaca. - Wykluczone. Wypiłeś dwa piwa. - Kilka godzin temu - sprzeciwiam się. - Nic mi nie jest, mogę prowadzić. - Nie. Przebiega przeze mnie rozdrażnienie. - Nie pozwolę ci jechać taksówką i chodzić po kampusie o trzeciej pierdolonej rano. Albo ja ciebie odwiozę, albo zostajesz tutaj. Wygląda na zaskoczoną. - Nie zostanę tutaj. - Więc cię odwiozę. Bez dyskusji. Jej wzrok wędruje do dwóch pustych butelek po piwie, stojących na stoliku. Wyczuwam jej niechęć, ale widzę też jak bardzo jest zmęczona. Po chwili jej ramiona opadają i wzdycha ciężko.
Tłumaczenie: Rylee
- Dobra. Prześpię się na kanapie. Gwałtownie kręcę głową. - Nie. Lepiej, żebyś spała tutaj. To nie była najlepsza rzecz, jaką mogłem powiedzieć, bo jej ciało natychmiast sztywnieje. - Nie będę spała w twojej sypialni. - Mieszkam z trzema facetami, Wellsy. Którzy, nawiasem mówiąc nie wrócili jeszcze z imprezy. Nie twierdzę, że musi się coś stać, ale istnieje prawdopodobieństwo, że któryś z nich, nawalony w trzy dupy, może zacząć cię obmacywać, czy coś, jak znajdzie cię na kanapie. Ja, natomiast, nie mam zamiaru cię obmacywać. - Wskazuję na moje łóżko. - Tutaj spokojnie wyspałoby się siedem osób. Nawet nie będziesz wiedziała, że tu jestem. - Wiesz, dżentelmen spałby na podłodze. - Czy ja tobie wyglądam na dżentelmena? Hannah się śmieje. - Nie. Nastaje chwila ciszy. - Dobra, przekimam się tutaj. Ale tylko dlatego, że ledwo potrafię utrzymać otwarte oczy i naprawdę nie chce mi się czekać na taksówkę. Podchodzę do komody. - Chcesz coś do spania? Koszulkę? Spodnie dresowe? - Koszulka wystarczy. Nawet w ciemności mogę dostrzec jej zaczerwienione policzki. - Masz może dodatkową szczoteczkę do zębów? - Tak. W szafce pod umywalką. Hannah bierze ode mnie jedną z moich starych koszulek i znika w łazience. Ściągam jeansy i koszulę, po czym wślizguję się do łóżka w samych bokserkach. Układam się wygodnie, słysząc spłukiwaną wodę, a później
Tłumaczenie: Rylee
odkręcany i zakręcany kran. Po chwili Hannah wraca do sypialni, klapiąc bosymi stopami o dębową podłogę. Stoi przy moim łóżku tak długo, że w końcu jęczę z irytacji. - Możesz się w końcu położyć? - marudzę. - Ja nie gryzę. A nawet jeżeli, już prawie śpię. Więc przestań robić te dziwaczne podchody i właź tutaj. Materac ugina się lekko, gdy na niego wchodzi. Słyszę szelest koca, później jej westchnienie i w końcu kładzie się obok mnie. Cóż, niezupełnie. Kładzie się tak daleko, jak to tylko możliwe, po drugiej stronie łóżka, zapewne trzymając się kurczowo krawędzi materaca, aby z niego nie spaść. Jestem zbyt zmęczony, aby to odpowiednio sarkastycznie skomentować, więc mruczę jedynie: - Dobranoc. - Dobranoc - odpowiada, równie bełkotliwie. I pięć sekund później już mnie nie ma.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 12
Garrett
Uwielbiam ten stan tuż przed otwarciem oczu, gdy delikatne nici pajęczyny oblepiające mój umysł, formują się w spójny kłębek świadomości. To fundamentalny, klasyczny moment WTF. Dezorientujący i mglisty, z połową mojego umysłu wciąż jeszcze zatraconą we śnie. Jednak dzisiejszy poranek jest jakiś inny. Jest mi cieplej niż zwykle, a w powietrzu unosi się delikatny, słodki zapach. Może truskawki? Nie, wiśnie. Zdecydowanie wiśnie. I coś łaskocze mnie w podbródek. Coś miękkiego i jednocześnie twardego. Głowa? Tak, jakaś głowa leży w zagłębieniu mojej szyi, a smukłe ramię spoczywa w poprzek mojego brzucha. Ciepła noga zarzucona jest na moje udo, a miękkie piersi przyciskają się do mojego lewego boku. Otwieram powoli oczy i widzę przytulającą się do mnie Hannah. Leżę na plecach, obejmując ją ciasno ramionami. Nic dziwnego, że moje mięśnie są takie zesztywniałe. Spaliśmy w takiej pozycji całą noc? Pamiętam, że gdy zasypiałem, byliśmy na przeciwległych końcach łóżka, więc prędzej spodziewałbym się, że znajdę Hannah leżącą na podłodze. Ale teraz jesteśmy zaplątani jedno w drugie. To miłe. Włącza mi się alarm. Na tyle głośny, by zarejestrować moją ostatnią myśl. To miłe? Co jest, kurwa? Zupełnie mnie pogięło? Przytulanie jest zarezerwowane wyłącznie dla dziewczyn. A ja nie chodzę z dziewczynami. Ale i tak jej nie puszczam. Jestem już w pełni rozbudzony, wdycham jej zapach i upajam się ciepłem jej ciała.
Tłumaczenie: Rylee
Patrzę na budzik, który ma się włączyć za pięć minut. Zawsze budzę się przed nim, jakby moje ciało wiedziało, że już pora wstać. Jest siódma. Spaliśmy tylko cztery godziny, ale czuję się dziwnie wypoczęty. I spokojny. Nie jestem jeszcze gotowy, aby dać odejść temu uczuciu, więc dalej leżę z Hannah w moich ramionach i wsłuchuję się w jej miarowy oddech. - Czy to erekcja? - Przerażony głos Hannah przecina błogą ciszę. Zrywa się do pozycji siedzącej, ale od razu opada z powrotem. Tak, pani Pełna Gracja nadal ma nogę wciśniętą między moje i nie może się wyplątać. I tak, w moich południowych rejonach znajduje się erekcja. - Spokojnie - mówię zaspanym głosem. - To tylko poranny namiot. - Poranny namiot - powtarza. - O mój Boże. Jesteś taki… - Męski? - wtrącam oschle. - Tak, jestem. A to właśnie mają mężczyźni z samego rana. To biologia, Wellsy. Budzimy się ze wzwodem. Jeżeli dzięki temu poczujesz się lepiej, zapewniam, że w tej chwili w ogóle nie jestem podniecony. - Dobra, uznaję twoją biologiczną wymówkę. A teraz, czy mógłbyś mi wyjaśnić dlaczego zdecydowałeś się do mnie przytulić w środku nocy? - O niczym, do chuja, nie zdecydowałem. Spałem. Z tego co wiem, to ty na mnie wlazłaś. - Nigdy w życiu bym tego nie zrobiła. Nawet we śnie. Moja podświadomość by na to nie pozwoliła. - Dźga palcem w sam środek mojej klatki piersiowej i stacza się niezgrabnie z łóżka. W chwili, gdy odchodzi, dopada mnie poczucie straty. Nie jest mi już ciepło i przytulnie, lecz zimno i samotnie. Gdy siadam i rozciągam ręce nad głową, jej zielone oczy prześlizgują się po mojej nagiej klacie i zniesmaczona marszczy nos. - Nie mogę uwierzyć, że całą noc spałam na tym czymś. - Moja klata nie jest czymś - rzucam jej znaczące spojrzenie. - Inne kobiety nie narzekają. - Nie jestem jak inne kobiety.
Tłumaczenie: Rylee
Nie, nie jest. Ponieważ inne kobiety nie bawią mnie tak, jak ona. Nagle zastanawiam się, jak wcześniej mogłem iść przez życie bez sarkastycznych docinek i wkurzającego marudzenia Hannah Wells. - Przestań się uśmiechać - warczy. Uśmiecham się? Nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Hannah mruży oczy, grzebiąc w swoich rzeczach. Mój t-shirt sięga jej kolan, podkreślając jaka jest mała. - Nie waż się komukolwiek o tym powiedzieć - mówi stanowczo. - Dlaczego nie? To tylko zwiększy naszą wiarygodność i twoją popularność. - Nie chcę być twoim kolejnym hokejowym króliczkiem i nie chcę, aby ludzie myśleli, że nim jestem, zrozumiano? Użycie przez nią tego określenia jedynie powiększa mój uśmiech. Podoba mi się, że podłapuje hokejowy żargon. Może nawet pewnego dnia uda mi się ją namówić, by przyszła na mecz. Mam przeczucie, że byłaby świetnym kibicem, a podczas meczy rozgrywanych u siebie to duża zaleta. Choć znając ją, pewnie dopingowałaby przeciwną drużynę. - Cóż, jeśli naprawdę nie chcesz, żeby ktokolwiek tak pomyślał, lepiej się ubieraj. - Unoszę brew. - Chyba, że chcesz, aby moi kumple z drużyny byli świadkiem twojego spaceru wstydu. A tak się niebawem stanie, bo za trzydzieści minut mamy trening. Panika zabłyszczała w jej oczach. - Cholera. Muszę powiedzieć, że to pierwszy raz, kiedy jakąś dziewczynę martwi, że zostanie przyłapana w mojej sypialni. Zwykle wychodzą stąd krocząc dumnie, jakby właśnie zdobyły Brada Pitta. Hannah bierze głęboki oddech. - Uczyliśmy się. Oglądaliśmy seriale. Wróciłam do domu. Tak to było, jasne?
Tłumaczenie: Rylee
Staram się nie roześmiać. - Wedle życzenia. - Czy ty naprawdę właśnie Narzeczona dla księcia1 mnie? - Czy ty naprawdę użyłaś Narzeczona dla księcia jako czasownik? Patrzy na mnie wilkiem, a później celuje we mnie palcem. - Oczekuję, że będziesz ubrany i gotowy do wyjścia, gdy wrócę z łazienki. Zawieziesz mnie do domu, zanim twoi współlokatorzy się obudzą. Wymyka mi się rozbawiony chichot, gdy Hannah maszeruje do łazienki i trzaska za sobą drzwiami.
Hannah Jestem po czterech godzinach snu. Zabijcie mnie. Jedynym dobrym aspektem mojego niewyspania jest to, że nikt nie widział, jak Garrett podrzucał mnie rano do domu, więc przynajmniej mój honor został nienaruszony. Poranne zajęcia ciągną się w nieskończoność. Mam zajęcia z teorii, a po nich seminarium z historii muzyki - oba wymagają ode mnie pełnej uwagi i skupienia, co jest niemiłosiernie trudne, gdy ledwo mogę utrzymać otwarte oczy. Wypiłam duszkiem trzy kawy, ale zamiast dostarczyć mi zastrzyk energii, kofeina jedynie pochłonęła skromne pokłady siły, jaką miałam wcześniej. Zamawiam późny obiad w jednej ze stołówek na kampusie i zajmuję stolik w rogu na samym końcu, wysyłając zostawcie-mnie-w-spokoju wibracje, ponieważ jestem zbyt zmęczona, żeby z kimkolwiek gadać. Jedzenie trochę mnie rozbudza i na następne zajęcia wyrabiam się wcześniej.
1 „Narzeczona dla księcia” – amerykański komediowy film przygodowy z 1987 roku. Pastisz kina fantasy o ubogim wieśniaku zakochanym w dziewczynie, która zostaje narzeczoną księcia. Bohater chyba często tak mówi (wedle życzenia) ;) Ale spójrzcie na to hue hue: http://img.zszywka.pl/1/0330/w_8986/mojswiat/narzeczona-dla-ksiecia-1987-039wedl.jpg
Tłumaczenie: Rylee
Przechodzę przez wielkie dębowe drzwi budynku filozofii, ale gdy jestem niedaleko sali, w której wykładana jest etyka, zastygam w bezruchu. Nie kto inny jak Justin wałęsa się po korytarzu ze wzrokiem utkwionym w wiadomość, którą pisze na telefonie. Mimo że wzięłam prysznic i przebrałam ciuchy w akademiku, nadal czuję się jak ostatni flejtuch. Mój strój składa się z legginsów, zielonej bluzy z kapturem i czerwonych kaloszy. Zapowiadali na dzisiaj deszcz, ale nie spadła nawet kropla, więc teraz czuję się jak idiotka. Justin, z kolei, to chodząca perfekcja. Ciemne jeansy otulają jego długie, umięśnione nogi, a czarny sweter opina się na szerokich ramionach w sposób, który wywołuje u mnie dreszcze. Im bliżej niego jestem, tym szybciej bije moje serce. Próbuję się zdecydować, czy powiedzieć cześć, czy jedynie skinąć głową, ale on rozwiązuje mój dylemat, odzywając się pierwszy. - Hej. - Jego usta wyginają się w niewielkim uśmiechu. - Fajne buty. Wzdycham. - Miało padać. - To nie był sarkazm. Lubię kalosze. Przypominają mi dom. - Zauważa moje pytające spojrzenie i od razu wyjaśnia: - Jestem ze Seattle. - Och. To z tamtej uczelni się przeniosłeś? - Tak. I wierz mi, jeśli tam nie pada, to znaczy, że coś jest nie tak. Kalosze są konieczne, jeżeli chce się przetrwać w tym mieście. - Wkłada telefon do kieszeni, a jego głos przybiera zwyczajny ton. - Więc, co się z tobą stało w środę? Marszczę brwi. - Co masz na myśli? - Imprezę u Sigmy. Szukałem cię, po tym jak skończyłem grać w bilard, ale nigdzie ciebie nie było. O mój Boże! On mnie szukał?
Tłumaczenie: Rylee
- Och, tak. Wyszłam wcześniej - odpowiadam, mając nadzieję, że brzmię swobodnie. - Następnego dnia miałam zajęcia o ósmej. Justin pochyla głowę. - Słyszałem, że wyszłaś z Garrettem Grahamem. Jego słowa budzą moją czujność. Nie myślałam, że ktokolwiek widział mnie i Grahama razem, ale najwyraźniej się myliłam. Widocznie w Briar słowa przemieszczają się szybciej niż prędkość światła. - Podwiózł mnie do domu - odpowiadam, wzruszając ramionami. - Och. Nie wiedziałem, że się przyjaźnicie. Uśmiecham się szelmowsko. - Jest wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz. Jasna cholera. Ja z nim flirtuję. Justin odwzajemnia mój uśmiech, a wtedy najseksowniejszy dołeczek, jaki kiedykolwiek widziałam, pojawia się w jego brodzie. - Pewnie masz rację. - Robi wymowną przerwę. - Chyba powinniśmy to zmienić. Jasna cholera. On też ze mną flirtuje. I tak samo jak nienawidzę tego przyznać, tak zaczynam myśleć, że w tej teorii Garretta z laską-trudną-do-zdobycia, faktycznie musi coś być. Justin sprawia wrażenie bardzo zainteresowanego faktem, że opuściłam imprezę z Grahamem. - Więc… - Jego oczy błyszczą wesoło. - Co robisz po zaję… - Wellsy! Tłumię jęk, słysząc wesolutkie powitanie - zgadnijcie kogo - Garretta. Na twarzy Justina pojawia się lekki grymas, ale po chwili uśmiecha się i kiwa głową do idącego w naszym kierunku niechcianego intruza. Garrett trzyma dwa kubki piankowe i wciska mi jeden do ręki, szczerząc się szeroko. - Przyniosłem ci kawę. Pomyślałem, że możesz jej potrzebować.
Tłumaczenie: Rylee
Nie uszło mojej uwadze dziwne spojrzenie jakim obdarzył nas Justin, ani błysk niezadowolenia w jego oczach, ale przyjmuję z wdzięcznością oferowaną kawę. Podnoszę wieczko i dmucham na parujący napój, zanim biorę mały łyk. - Ratujesz mi życie - wzdycham. Garrett przenosi wzrok na Justina i kiwa głową. - Kohl - mówi, po czym podają sobie ręce w męskim powitaniu, coś pomiędzy uściskiem dłoni, a żółwikiem. - Graham - odpowiada Justin. - Słyszałem, że w ten weekend skopaliście tyłki St. Antonio. Niezły mecz. - Dzięki. - Śmieje się cicho. - Słyszałem, że wy daliście skopać sobie tyłki tym z Brown. Dolina. - Zapowiada się świetny sezon, nie? - mówi smutno Justin. Garrett wzrusza ramionami. - Odegracie się. Maxwell zajebiście rzuca. - Nie musisz mi mówić, stary, on wymiata. Dość szybko uznaję ich rozmowę za równie pasjonującą, co polityka i ogrodnictwo, więc robię krok w kierunku drzwi. - Ja już idę. Dzięki za kawę, Garrett. Mój puls nadal szaleje, gdy wchodzę do sali wykładowej. To zabawne, że moje życie nagle dostało takiego kopa. Przed imprezą u Sigmy mój kontakt z Justinem ograniczał się do jednego kiwnięcia głową z odległości kilku metrów i to po dwóch miesiącach. A teraz, niecały tydzień później, odbyliśmy już dwie rozmowy i albo to sobie wymyśliłam, albo chciał mnie gdzieś zaprosić zanim Garrett nam przerwał. Siadam na tym miejscu co zawsze, obok Nell, która wita mnie uśmiechem. - Hej - mówi. - Hej. - Rozpakowuję torbę i wyciągam z niej notes i długopis. - Jak ci minął weekend?
Tłumaczenie: Rylee
- Ciężko. Miałam rano potworny test z chemii i nie spałam po nocach, żeby się do niego przygotować. - Jak ci poszedł? - Och, zdam na bank. - Uśmiecha się przeszczęśliwa, ale jej wesołość szybko mija. - Teraz jeszcze tylko muszę zaliczyć w piątek tę poprawkę z etyki i znowu we wszechświecie zapanuje ład i porządek. - Dostałaś mojego maila, tak? - W zeszłym tygodniu wysłałam jej skan mojego testu, żeby sobie przejrzała, ale nic mi nie odpisała. - Dosłałam. Przepraszam, że nie odpowiedziałam, ale byłam skupiona na egzaminie z chemii. Dopiero dzisiaj wieczorem się za to zabiorę. Nagle pada na nas cień i po chwili Garrett siada po mojej drugiej stronie. - Wellsy, masz może pożyczyć długopis? Brwi Nell podchodzą niemal do sufitu, a później gapi się na mnie, jakby w przeciągu trzech ostatnich sekund wyrosła mi broda. Nie dziwię się jej. Siedzimy razem od początku roku i przez ten czas nawet raz nie spojrzałam w kierunku Grahama, nie wspominając już o rozmowie z nim. Nell nie jest jedyną osobą, która jest zafascynowana tym nowym rozmieszczeniem miejsc siedzących. Gdy patrzę na drugą stronę sali, spostrzegam Justina, który patrzy na nas z nieczytelnym wyrazem twarzy. - Wellsy? Długopis? Przenoszę wzrok z powrotem na Garretta. - Przyszedłeś na zajęcia nieprzygotowany? Jestem zszokowana. - Grzebię w mojej torbie, po czym wyciągam długopis i wkładam go szybko w jego wyciągniętą dłoń. - Dzięki. - Obdarza mnie łobuzerskim uśmiechem, otwiera notes na pustej stronie, a następnie pochyla się do przodu i zerka na Nell. - Jestem Garrett. Nell gapi się na jego wyciągniętą dłoń, aż w końcu podaje swoją i nią potrząsa. - Nell. Miło cię poznać.
Tłumaczenie: Rylee
Wtedy do sali wchodzi profesor Tolbert, a gdy Garrett przenosi swoją uwagę na nią, Nell posyła mi kolejne zszokowane spojrzenie. Pochylam się bliżej jej i szepczę do ucha: - Jesteśmy tak jakby przyjaciółmi. - Słyszałem - oznajmia Garrett i dodaje: - I nie ma żadnego tak jakby. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, Nell. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Nell chichocze miękko, a ja jedynie wzdycham. Nasz dzisiejszy wykład porusza wyjątkowo trudne tematy. Głównie konflikt pomiędzy sumieniem jednostki, a obowiązkiem społecznym. Tolbert wykorzystuje nazistów jako przykład. Nie muszę chyba dodawać, że to niezwykle przygnębiające półtorej godziny. Po zajęciach, usycham z potrzeby dokończenia mojej rozmowy z Justinem, ale Garrett ma inne plany. Zamiast pozwolić mi ze spokojem ociągać się z wyjściem, bym mogła zaczepić Justina, gdy będzie przechodził obok mnie, stanowczo chwyta mnie za rękę i pomaga mi wstać. Zerkam na Justina i widzę, że idzie żwawym krokiem w naszym kierunku, najwyraźniej chcąc nas dogonić. - Zignoruj go - mówi ledwo słyszalnie Garrett, prowadząc mnie do drzwi. - Ale ja chcę z nim porozmawiać - protestuję. - Jestem pewna, że wcześniej chciał się ze mną umówić. Garrett jedynie prze do przodu, a jego ręka ściska moje ramię niczym imadło. Niemal muszę biec, by nadążyć za jego długimi nogami i jestem wkurzona jak cholera, gdy wychodzimy na chłodne październikowe powietrze. - Co to, do diabła, było? - żądam wyjaśnień, w końcu mu się wyrywając. - Miałaś być dla niego nieosiągalna, pamiętasz? Za bardzo mu to ułatwiasz. Rozdrażnienie burzy mi krew jeszcze bardziej.
Tłumaczenie: Rylee
- Chodziło o to, żeby mnie zauważył. Cóż, jak widać zauważył. Dlaczego nie mogę już skończyć z tymi gierkami? - Wzbudziłaś jego zainteresowanie - mówi Garrett, gdy idziemy brukowaną ścieżką prowadzącą na dziedziniec. - Ale jeśli chcesz utrzymać to zainteresowanie, musisz sprawić, by na nie zapracował. Mężczyźni lubią wyzwania. Chcę się z nim spierać, tylko że wydaje mi się, że może mieć rację. - Udawaj obojętność, chociaż do imprezy Maxwella - radzi. - Tak jest, proszę pana - mamroczę. - Och, a przy okazji, odwołuję nasze dzisiejsze korepetycje. Jestem wykończona po tym maratonie i jeśli wkrótce się nie prześpię, będę nie do życia przez resztę tygodnia. Garrett nie wygląda na zadowolonego. - Ale dzisiaj mieliśmy zacząć tę trudniejszą część. - Wiesz co, wyślę ci mailem przykładowe pytania, które mogłaby zadać Tolbert. Wieczorem poświęć te dwie godziny na napisanie odpowiedzi, a jutro razem je prześledzimy. Dzięki temu będę wiedziała nad czym musimy popracować. - Dobra. - W takim razie, do zobaczenia jutro. - Mierzwi mi włosy, jakbym miała pięć lat, a później odchodzi. Wymuszony uśmiech wykrzywia moje usta, patrząc jak Garrett się oddala, a jego czarno-srebrna hokejowa kurtka oblepia jego tors, gdy idzie pod wiatr. Nie tylko ja na niego patrzę - kilka innych dziewczyn też odwraca głowy w jego kierunku i praktycznie widzę jak ich majtki same się zrzucają, gdy Garrett błyska tym swoim figlarnym uśmiechem na lewo i prawo. Przewracając oczami, ruszam w przeciwnym kierunku. Nie chcę się spóźnić na próbę, zwłaszcza, że Cass i ja nadal nie doszliśmy do porozumienia w kwestii tego przeklętego chóru. Ale gdy wchodzę do sali muzycznej, jeszcze go nie ma.
Tłumaczenie: Rylee
- Hej - witam się z Mary Jane, która siedzi przy pianinie i przegląda nuty. Unosi gwałtownie głowę, a na jej twarzy pojawia się wymuszony uśmiech. - Och, hej. - Urywa na chwilę. - Cass dzisiaj nie przyjdzie. - Jak to, nie przyjdzie? - Napisał do mnie kilka minut temu. Ma migrenę. Taa, jasne. Wiem, że on i kilku naszych wspólnych znajomych wyszło wczoraj na drinka, bo jeden z nich napisał do mnie, bym do nich dołączyła, ale ja wtedy oglądałam z Garrettem Breaking Bad. Łatwo dodać dwa do dwóch Cass ma kaca, dlatego nie przyszedł. - Ale i tak możemy poćwiczyć - mówi Mary Jane. Tym razem jej uśmiech już sięga oczu. - Miło by było zagrać tę piosenkę, nie musząc się zatrzymywać co pięć sekund na sprzeczkę. - Tak, tylko że obojętnie, czego byśmy dzisiaj nie zrobiły, on i tak jutro zgłosi weto. - Siadam na krześle obok pianina i przyszpilam Mary Jane ostrym spojrzeniem. - Ten pomysł z chórem to strzał w kolano, wiesz o tym, MJ. Kiwa głową, zrezygnowana. - Wiem. - To dlaczego się za mną nie wstawiłaś? - dopytuję, próbując ukryć moje rozżalenie. Na jej bladych policzkach pojawia się rumieniec. - Ja… - Przełyka ciężko. - Możesz zachować to w tajemnicy? Cholera. Już mi się to nie podoba. - Jasne… - Cass zaprosił mnie na randkę. - Och. - Staram się nie brzmieć na zaskoczoną, ale naprawdę ciężko to ukryć. MJ jest słodką, kochaną dziewczyną i na pewno nie jest nieatrakcyjna, ale w życiu bym nie przypuszczała, że mogłaby podobać się Cassidy’emu.
Tłumaczenie: Rylee
Chociaż szczerze go nienawidzę, muszę przyznać, że jest niezaprzeczalnie cudowny. Ma twarz stworzoną na okładkę albumu, który pewnego dnia wyda, tego jestem pewna. Nie twierdzę, że zwyczajna dziewczyna nie może przyciągnąć uwagi gorącego faceta. Jestem pewna, że bez przerwy tak się dzieje. Ale Cass jest nadętym, skupionym na swoim wizerunku palantem. Ktoś taki jak on, nigdy nie pokazałby się z taką szarą myszką jak MJ, nieważne, jaka by była słodka. - Nie przejmuj się - mówi, śmiejąc się. - Wiem, że jesteś zaskoczona. Ja też byłam. Zapytał mnie przed tamtą próbą. - Wzdycha. - No wiesz, tą z chórem. Iiiii nagle wszystkie elementy układanki wpadają na swoje miejsce. Dokładnie wiem, co ten dupek kombinuje i muszę nieźle się postarać, by przełknąć mój gniew. Dla Cassa jedyny sposób, aby przekonać MJ do wzięcia jego strony podczas naszych sprzeczek, to oszukiwanie jej. Ale co niby miałabym jej powiedzieć? Że zaprosił ją na randkę, tylko po to, by wspierała jego szalone pomysły? Nie jestem suką, więc przyklejam do twarzy najmilszy uśmiech, jaki potrafią uformować moje usta i pytam: - Chcesz się z nim umówić? Jej policzki robią się jeszcze bardziej czerwone i kiwa głową. - Serio? - mówię sceptycznie. - Ale z niego jest taka diwa. Maria Carey przy nim to rozkapryszona dwulatka. Wiesz o tym, prawda? - Wiem. - Teraz wygląda na zażenowaną. - Ale to dlatego, że tak bardzo zależy mu na śpiewaniu. Potrafi być naprawdę miłym gościem, gdy tego chce. Gdy tego chce? MJ mówi to tak, jakby całkowicie to popierała, ale moim zdaniem, ludzie powinni być mili, bo tacy są, a nie dlatego, że widzą w tym jakąś korzyść dla siebie. Ale tę myśl również zostawiam dla siebie. Zamiast tego przyjmuję taktowny ton. - Boisz się, że jeśli nie poprzesz jego pomysłów, on odwoła randkę?
Tłumaczenie: Rylee
Krzywi się. - To brzmi żałośnie, gdy tak to ujmujesz. A jak inaczej mogłabym to ująć? - Ja nie chcę jedynie wywoływać dodatkowych spięć, rozumiesz? mamrocze, zawstydzona. Nie, nie rozumiem. W ogóle. - To twoja piosenka, Mary Jane. Nie powinnaś zmieniać swojego zdania, tylko po to, aby Cass był zadowolony. Jeśli pomysł z chórem nie podoba ci się tak bardzo jak mnie, powiedz mu o tym. Zaufaj mi, mężczyźni lubią, gdy kobiety mówią, co myślą. Już nawet gdy mówię te słowa, wiem, że Mary Jane nie jest taką kobietą. Jest nieśmiała i większość czasu spędza schowana za pianinem, lub zwinięta w kłębek w swoim pokoju i pisze piosenki miłosne o chłopaku, który nie zwraca na nią uwagi. O, cholera. Nagle coś przychodzi mi do głowy. Czy nasza piosenka jest o Cassie? Robi mi się niedobrze na myśl, że te przepełnione emocjami słowa, które śpiewam od miesięcy, mogą być o facecie, który budzi we mnie wstręt. - Nie uważam, żeby pomysł z chórem był zły - mówi asekuracyjnie MJ. Nie uważam go też za świetny, ale myślę, że wcale nie jest taki tragiczny. I w tym właśnie momencie dociera do mnie, że podczas zimowego występu, na scenie, zaraz za mną i Cassem, będzie stał trzyrzędowy, pierdolony chór.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 13
Garrett
Wieczorem siedzę przy blacie w kuchni i sfrustrowany jak diabli, czytam pytania, które wcześniej przysłała mi Hannah. Kazała mi zapisać wszystkie odpowiedzi, ale idzie mi to jak krew z nosa. Odpowiedź jest prosta - do cholery, jeżeli ktoś każe ci zamordować milion ludzi, mówisz: nie, dzięki, ja pasuję. Z tym, że biorąc pod uwagę założenia tych wszystkich badziewnych teorii, obie strony mają swoje racje, jest wiele za i przeciw i nie mogę tego wszystkiego ogarnąć. Domyślam się, że moim problemem jest to, że nie potrafię postawić się na miejscu kogoś innego i to jest w pewnym sensie przygnębiające. - Pytanie - ogłaszam, widząc Tucka pałętającego się po kuchni. - Odpowiedź - reaguje natychmiast. - Jeszcze go nie zadałem, dupku. Szczerząc się, myje ręce w zlewie i owija sobie wokół pasa neonowo różowy fartuszek. Logan, Dean i ja daliśmy mu to falbaniaste obrzydlistwo na urodziny. Uznaliśmy, że jeżeli już koniecznie chce nam matkować, to musi odpowiednio wyglądać. Chcieliśmy zrobić mu żart, ale on powiedział, że jest wystarczająco męski, by przyjąć na klatę każdy ciuch jaki każemy mu ubrać i teraz nosi to paskudztwo jako symboliczną oznakę honoru prawdziwego macho. - Okej, ale muszę coś zjeść - oznajmia wkładając głowę do lodówki. - Jak brzmi pytanie? - Wyobraź sobie, że jesteś nazistą… - O nie, pieprzyć to - wtrąca.
Tłumaczenie: Rylee
- Pozwól mi skończyć, dobra? Jesteś nazistą, a Hitler zmusza cię do popełnienia czynu, który przeczy wszystkiemu, w co do tej pory wierzyłeś. Mówisz mu: okej, spoko loko, szefie, zabiję dla ciebie wszystkich tych ludzi, czy odpowiadasz: wal się na ryj i ryzykujesz, że cię zabije? - Każę mu się pierdolić - milknie na chwilę. - Albo… w zasadzie, nie. Pakuję mu kulkę w łeb. I po problemie. Uśmiecham się. - Dokładnie. Ale te zdziry - mówię, wskazując książki leżące na ladzie uważają, że rząd istnieje nie bez powodu i obywatele powinni słuchać rozkazów swojego przywódcy dla dobra społeczeństwa. Tucker wyciąga kurczaka z zamrażarki. - Bzdura. - Nie mówię, że się z tym zgadzam, ale muszę przyjąć ten tok myślenia. Sfrustrowany, przeciągam rękoma po głowie. - Nienawidzę tych zajęć, stary. Tuck rozpakowuje mięso i wkłada je do mikrofalówki. - Poprawkę masz w piątek, tak? - Tak - odpowiadam ponuro. Waha się chwilę. - Będziesz grać w meczu z Eastwood? Rozpogadzam się, bo dzisiaj rano trener zapewnił mnie, że w piątek będę mógł wejść na lód bez względu na wynik testu, bo oceny zostaną wprowadzone do systemu dopiero po weekendzie, więc w tym tygodniu moja średnia oficjalnie jest całkiem zadowalająca. Ale gdy tylko nadejdzie poniedziałek, może już nie być tak kolorowo. Ławka rezerwowych. Jezu. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Jedyne, o czym marzę, to poprowadzenie mojej drużyny do mistrzostwa i przejście na zawodowstwo. Nie, ja chcę się wyróżniać wśród zawodowców. Chcę udowodnić
wszystkim,
że
jestem
najlepszy
dzięki
wypracowanym
umiejętnościom, a nie dlatego, że jestem synem słynnego hokeisty. To wszystko
Tłumaczenie: Rylee
czego kiedykolwiek pragnąłem i chce mi się wyć, że każdy gol, wszystko, na co tak ciężko pracowałem, może zostać zaprzepaszczone przez durne zajęcia. - Trener powiedział, że zagram - oznajmiam Tuckowi, a on przybija mi tak mocną piątkę, że aż dłoń mnie piecze. - Tak, kurwa! - woła. Do kuchni wchodzi Logan, z niezapalonym papierosem zwisającym z kącika ust. - Lepiej, żebyś tutaj nie palił - ostrzega go Tucker. - Linda skopie ci zad. - Wyjdę na zewnątrz - obiecuje Logan, bo wie, że lepiej nie drażnić naszej gosposi. - Chciałem tylko dać wam znać, że Birdie z chłopakami wpadną do nas wieczorem, by obejrzeć mecz Bruins. Mrużę powieki. - A konkretnie kto? Logan uśmiecha się niewinnie. - No wiesz, Birdie, Pierre, Hollis, Niko…eee, Rogers i Danny. Connor. Och, Kenny też. I jeszcze… ” Uciszam go, zanim wymieni ich wszystkich. - Cała drużyna, to chciałeś powiedzieć? - mówię szorstko. - I ich dziewczyny - tych, którzy je mają. - Patrzy to na Tucka, to na mnie. - Nie macie nic przeciwko, prawda? To nie będzie żadna całonocna bibka, ani nic… - Tak długo, jak przynoszą swój alkohol, dla mnie jest git - odpowiada Tuck. - Ale jeżeli ma się pojawić Danny, lepiej zamknij barek na klucz. - Możemy przenieść gorzałę do pokoju G. - parska Logan. - On nie wypije nawet kropli. Tuck patrzy na mnie, szczerząc się szeroko. - Biedactwo. Kiedy się w końcu nauczysz pić jak facet?
Tłumaczenie: Rylee
- Hej, z moim piciem jest wszystko w porządku. Jedynie kaca źle znoszę. - Obdarzam ich zarozumiałym uśmieszkiem. - Poza tym, jestem waszym kapitanem. Ktoś musi być trzeźwy, aby panować nad sytuacją. - Dzięki, mamo - mówi Logan, po czym kręci głową. - Nie, czekajcie, ty jesteś mamą. - Wskazuje na Tucka, a następnie przenosi rozbawione spojrzenie na mnie. - Więc ty jesteś tatą. Oboje preferujecie życie w zaciszu domowym. Oboje pokazujemy mu palec. - Ojej, mamusia i tatuś się na mnie gniewają? - drwi. - Czy to znaczy, że się rozwiedziecie? - Spierdalaj - mówi Tuck, ale się śmieje. Mikrofalówka piszczy, więc Tucker wyciąga z niej rozmrożonego kurczaka i zaczyna przygotowywać nam obiad, podczas gdy ja wracam do mojego zadania, siadając przy kuchennym blacie. Nie, to wcale nie oznacza, że preferujemy życie w zaciszu domowym.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 14
Hannah
- Hej, Han-Han. - Wieczorem Allie zaskakuje mnie w pracy, siadając przy jednym z moich stolików, z promiennym uśmiechem na twarzy. Gdy Sean wsuwa się na miejsce obok niej, z trudem powstrzymuję kąciki moich ust od wygięcia się wysoko do góry. Siedzą po tej samej stronie stolika? Między nimi naprawdę musi się dziać coś poważnego, bo tylko pary, które są w sobie zabójczo zakochane, robią takie rzeczy. - Cześć, Hannah - mówi Sean, obejmując jedną ręką szczupłe ramiona Allie. - Hej. - Całe popołudnie miałam do czynienia z upierdliwymi klientami, więc jestem szczęśliwa, widząc przyjazne twarze. - Chcecie się czegoś napić, zanim przejrzycie menu? - Ja poproszę czekoladowego szejka - zamawia Allie. Sean podnosi do góry dwa palce. - I dodatkową słomkę - dodaje, mrugając do mnie. Śmieję się. - Boże, jesteście tacy słodcy, że aż mnie zęby bolą. Ale cieszę się ich szczęściem. Jak na chłopaka z korporacji, Sean wydaje się całkiem przyzwoity i z tego co wiem, nigdy nie był nieuczciwy w stosunku do Allie. Ich poprzednie rozstania zawsze były jej decyzją - uważała, że byli zbyt młodzi na zobowiązania - a Sean za każdym razem wykazywał się nieskończoną wręcz cierpliwością.
Tłumaczenie: Rylee
Przygotowuję ich napój, a następnie podaję, kłaniając się dystyngowanie. - Szanowni państwo. - Dzięki, słońce. No więc, słuchaj - mówi Allie, w czasie, gdy Sean studiuje menu. - Kilka dziewczyn z naszego piętra organizuje jutro wieczorem maraton z Ryanem Goslingiem. Sean jęczy. - Kolejna impreza z Goslingiem? Na serio nie wiem, co laski widzą w tym kolesiu. Jest chudy jak cholera. - Jest piękny - poprawia go Allie, a następnie powraca spojrzeniem do mnie. - Piszesz się na to? - Zależy o której godzinie. - Tracy późno kończy zajęcia, ale dotrze do dziewiątej. Więc gdzieś koło dziesiątej? - Cholera. Mam korepetycje o dziewiątej. Allie pochmurnieje. - Nie możesz wcześniej? - Wygina brew i dalej próbuje mnie przekonać. Val zrobi sangrię. Muszę powiedzieć, że bardzo mnie to kusi. Minęły wieki odkąd ostatni raz spotkałam się z dziewczynami i piłam jakiś alkohol. Może i nie spożywam alkoholu na imprezach (mam ku temu cholernie dobry powód) ale nie mam nic przeciwko niewielkiemu szumowi w głowie, od czasu do czasu. - Zadzwonię do Garretta, gdy będę miała przerwę i zapytam, czy jest wolny wcześniej. Sean unosi wzrok znad menu, ponownie zainteresowany rozmową. - Więc wy dwoje jesteście teraz najlepszymi kumplami, tak? - Niee. Tylko daję mu korepetycje. - Akurat - dokucza mi Allie, a następnie obraca się do swojego chłopaka. Przyjaźnią się. Totalnie. Piszą do siebie smsy i w ogóle.
Tłumaczenie: Rylee
- Dobra, jesteśmy przyjaciółmi - mówię niechętnie, a kiedy Sean uśmiecha się do mnie znacząco, natychmiast rzucam mu spojrzenie spode łba. Tylko przyjaciółmi. Więc pozbądź się tych brudnych myśli ze swojego umysłu. - Och, daj spokój, nie możesz mnie winić. On jest kapitanem drużyny hokeja i zmienia dziewczyny szybciej, niż rolki papieru toaletowego. Wiesz, wszyscy obstawiają, że będziesz jego kolejną zdobyczą. - Mogą sobie myśleć, co chcą - wzruszam lekko ramionami. - Ale między nami nic nie ma. Sean wydaje się nieprzekonany, co uznaję za typowo męską cechę. Wątpię, aby istniał jakikolwiek facet, który uważa, że kobieta i mężczyzna są zdolni do czysto platonicznej relacji. Zostawiam Allie i Seana i idę do pozostałych klientów. Gdy nadchodzi pora mojej przerwy, znikam na zapleczu, by zadzwonić do Garretta. Mijają wieki zanim odbiera, a w słuchawce odzywa się jego szorstkie powitanie. - Hej, tu Hannah - mówię. - Wiem, wyświetlił mi się twój numer, oślico. - Dzwonię, aby się dowiedzieć, czy moglibyśmy przesunąć godzinę jutrzejszych korepetycji. W słuchawce słyszę jedynie wściekłe wycie hip-hopu. - Przepraszam, co? Podnoszę głos, by lepiej mnie słyszał. - Możemy jutro spotkać się wcześniej? Mam plany na dziesiątą, więc bardziej pasowałoby mi zacząć o siódmej. Pasuje ci? Jego odpowiedź ginie w ogłuszającym łomocie Jay-Z. - Gdzie ty jesteś? - praktycznie już wrzeszczę. - W domu - słyszę jego stłumioną odpowiedź. - Zaprosiliśmy kilka osób na mecz. Kilka osób? Brzmi jakby stał na środku Time Square.
Tłumaczenie: Rylee
- Więc będziesz o dziewiątej? - pyta. Przełykam moją irytację. - Nie, o siódmej. Może być? - Garrett, przyniesiesz piwo? - Jakiś głos odzywa się w tle. Sądząc po silnym teksańskim akcencie, to musi być Tucker. - Czekaj, Wellsy. Sekunda. Słyszę jakieś szmery, następnie wybuch gromkiego śmiechu, a później Garrett wraca. - Okej, więc widzimy się jutro o dziewiątej. - O siódmej. - Racja, o siódmej. Wybacz, w ogóle cię nie słyszę. Zobaczymy się jutro. Rozłącza się ze mną od razu, ale mam to gdzieś. Już wcześniej zdążyłam zauważyć, że Garrett nigdy nie ma czasu, żeby się pożegnać, gdy rozmawia przez telefon. Na początku mnie to wkurzało, ale teraz, tak jakby doceniam jego oszczędzające czas podejście. Chowam telefon do mojego fartucha i idę do Allie ogłosić dobrą nowinę, a ona piszczy w odpowiedzi. - Tak! Nie mogę się doczekać, żebry dorwać się do Goslinga. Najgorętszy. Facet. Na. Świecie. - Ja tu siedzę, wiesz? - marudzi Sean. - Kochanie, widziałeś jakie ten facet ma mięśnie brzucha? Sean jedynie wzdycha. Następnego wieczoru zjawiam się u Garretta dokładnie o siódmej i wchodzę bez pukania, tak jak zawsze. Zanim ruszam na górę, zahaczam o salon, aby przywitać się z Loganem i chłopakami. Logana nie ma, ale Tuck i Dean są i patrzą się na mnie skonsternowani. - Hej, Wellsy! - Tucker marszczy czoło. - Co ty tu robisz?
Tłumaczenie: Rylee
- Uczę etyki waszego kapitana, a jak myślisz? - Przewracam oczami i kieruję się w stronę drzwi. - Ja bym tam nie szedł na twoim miejscu, laleczko - woła Dean. Staję w miejscu. - Dlaczego? Jego jasnozielone oczy błyszczą w rozbawieniu. - Ee… on chyba zapomniał. - Cóż, więc mu przypomnę. Minutę później, gdy tylko otwieram drzwi, całkowicie tego żałuję. - Hej, Graham, zaczynajmy już, żebym mog… - urywam wpół słowa, zastygając w bezruchu jak jeleń w świetle reflektorów, gdy tylko dociera do mnie to, co widzę. Garrett leży na łóżku, w całej swojej nagiej chwale… z dziewczyną siedzącą na jego udach. Laska nic na sobie nie ma, a jej burza blond loków wiruje, gdy odwraca się gwałtownie na dźwięk mojego głosu. Sterczące piersi pojawiają się w moim polu widzenia, ale tak czy inaczej nie mam czasu ocenić wyglądu ich właścicielki, bo jej wysoki pisk przecina powietrze. - Co, do diabła? - Cholera. Przepraszam. Później zatrzaskuję za sobą drzwi i zbiegam na dół, jakby mnie gonił seryjny morderca. Gdy wpadam do salonu, witają mnie dwie wyszczerzone w szerokim uśmiechu twarze. - Mówiłyśmy ci, żebyś tam nie szła - przypomina Tuck, wzdychając. Uśmiech Deana powiększa się jeszcze bardziej. - Jak tam przedstawienie? Nie słyszeliśmy stąd zbyt wiele, ale mam przeczucie, że ona nieźle krzyczy. Jestem tak zawstydzona, że mam wrażenie, jakby moje policzki zapaliły się żywym ogniem.
Tłumaczenie: Rylee
- Mógłbyś powiedzieć swojemu dziwkarskiemu kumplowi, żeby do mnie zadzwonił, jak skończy? Właściwie, nie. Powiedz mu, że mój czas jest cenny, do cholery. Nie będę mu dawała korepetycji, skoro on nie szanuje moich planów. Po tych słowach wychodzę z domu, a moje emocje przechodzą z zażenowania w gniew. Niewiarygodne. Jak zabawianie się z jakąś dziewczyną może być dla niego ważniejsze od zdania tego testu? I jakim musi być jełopem, aby robić to, gdy wie, że mam przyjść? Jestem w połowie drogi do samochodu, gdy drzwi wejściowe otwierają się z hukiem i wybiega przez nie Garrett. Miał przynajmniej na tyle przyzwoitości, żeby ubrać spodnie, ale nadal nie ma na sobie koszulki. Czy butów, jeżeli ma to w sumie jakieś znaczenie. Gdy mnie dogania, wyraz jego twarzy przedstawia mieszankę zakłopotania i rozdrażnienia. - Co to, do cholery, było? - żąda wyjaśnień. - Żartujesz? - odpowiadam. - To ja powinnam o to zapytać. Wiedziałeś, że przyjdę. - O dziewiątej! - Zmieniłam na siódmą. - Patrzę na niego gniewnie. - Może byś o tym wiedział, gdybyś poświęcił mi choć trochę uwagi, gdy do ciebie zadzwoniłam. Garrett przebiega dłonią po włosach, a jego bicepsy się napinają, gdy to robi. Zimne powietrze wywołało gęsią skórkę na jego gładkim, opalonym torsie, a moje spojrzenie nieświadomie zjeżdża na cienką linię włosów, która biegnie w dół jego brzucha i znika pod rozpiętym paskiem. Na ten widok dziwny rozbłysk ciepła wędruje od mojej klatki piersiowej do podbrzusza. Moje ciało nagle robi się napięte i obolałe, a palce aż mrowią z potrzeby dotknięcia… Och, na miłość boską. Nie. Co z tego, że jest totalnie kuszący? To jeszcze nie znaczy, że chcę go ujeżdżać jak kowbojka.
Tłumaczenie: Rylee
On już kogoś od tego ma. - Przepraszam, dobrze? - mamrocze. - Schrzaniłem. - Nie, nie dobrze. Po pierwsze, w ogóle nie szanujesz mojego czasu, a po drugie, najwyraźniej nie zależy ci na utrzymaniu średniej. W przeciwnym razie twój rozporek byłby zapięty, a książki otwarte. - Doprawdy? - przybiera wojowniczą pozę. - Więc mam uwierzyć, że ty uczysz się dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu i nigdy z nikim nie chodzisz do łóżka? Brzuch ściska mi się ze zdenerwowania, a gdy nie odpowiadam, Garrett ma już swoje podejrzenia. - Nie robisz tego, prawda? Rozdrażniony oddech opuszcza moje usta. - Oczywiście, że to robię. Tylko… nie od jakiegoś czasu. - Od kiedy? - Od roku. I to nie jest twoja sprawa. - Zaciskam szczękę i wkładam kluczyki do zamka. - Lepiej wracaj do swojej lafiryndy, Garrett. Ja jadę do domu. - Lafiryndy? - powtarza. - Cóż za niegrzeczne założenie, nie sądzisz? Skąd wiesz, że nie jest stypendystką z Rodos? Unoszę brew. - A jest? - Cóż, nie - mięknie. - Ale Tiffany… Prycham. Tiffany. Oczywiście, ona ma na imię Tiffany. - Jest niezwykle mądrą dziewczyną - dokańcza Garrett. - Acha, z pewnością. W takim razie wracaj do Panny Mądrej. Ja spadam. - Możemy przełożyć na jutro? Otwieram drzwi samochodu. - Nie.
Tłumaczenie: Rylee
- Więc to tak? - Zaciska dłoń na framudze drzwi. - Rozumiem w takim razie, że naszą sobotnią randkę też odwołujemy? Gapi się na mnie. Ja na niego. I oboje wiemy, że to on ma więcej do stracenia. Ale nagle wracam myślami do rozmowy z Justinem na korytarzu. Moje policzki znowu się rumienią, ale tym razem nie ma to nic wspólnego z faktem, że przyłapałam Garretta bez spodni. Justin w końcu dostrzegł moje istnienie i jeżeli opuszczę tę imprezę, stracę okazję do porozmawiania z nim poza murami szkoły. Oprócz zajęć z etyki niemal go nie widuję, więc powinnam wykorzystywać każdą szansę, aby znaleźć się w jego pobliżu. - W porządku - mamroczę. - Spotkamy się jutro. O siódmej. Na jego twarzy pojawia się zarozumiały uśmiech. - Tak właśnie myślałem.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 15
Garrett
Gdy Hannah zjawia się w czwartek wieczorem, pamiętam o tym, aby być w domu - i sam. Jestem bardziej rozbawiony, niż zażenowany tym, że weszła do mojej sypialni, gdy byłem z Tiffany. Hej, przynajmniej nie przerwała nam, gdy kończyliśmy. Twarz Hannah byłaby sto razy bardziej czerwona, gdyby słyszała jak Tiffany krzyczy, kiedy ma orgazm. Jak mam być szczery, część mnie zastanawia się, czy Tiffany czasem nie udaje tych jęków rodem z filmów porno. Nie twierdzę, że jestem ogierem w łóżku, ale nigdy żadna dziewczyna się nie skarżyła. Natomiast wczoraj pierwszy raz miałem wrażenie, że laska w moim łóżku odstawia przedstawienie. To byłoby niewiarygodnie… niezadowalające. Nie wiem, czy ona udawała, czy jedynie przesadzała z ekspresją, ale tak czy inaczej, nie jestem zainteresowany powtórką. Hannah puka do moich drzwi, ale nie poprzestaje na jednym puknięciu. Robi to co najmniej dziesięć razy, z czego dwa rozlegają się już po tym, gdy krzyczę, aby weszła. Drzwi się otwierają i Hannah wtacza się do środka, zasłaniając oczy rękoma. - Teren czysty? - pyta głośno. Oczy wciąż ma zamknięte, a dłonie wyciąga przed siebie, jak niewidomy błądzący w ciemnościach. - Ale z ciebie gówniara - mówię, wzdychając. Hannah unosi powieki i wpatruje się we mnie mrocznym spojrzeniem.
Tłumaczenie: Rylee
- Po prostu jestem ostrożna - odpowiada wyniosłym tonem. - Nie daj Boże, znowu wejdę w sam środek twojego bzykanka. - Bez obaw, nie doszliśmy nawet do tej części. Skoro koniecznie musisz wiedzieć, byliśmy dopiero w fazie gry wstępnej. Druga baza, uściślając. - Ohyda. Nie musiałeś zagłębiać się w detale. - Sama pytałaś. - Nie, nie pytałam. - Siada po turecku na łóżku i wyciąga z torby swój segregator. - Dobra, wystarczy tej gadki - szmatki. Przeczytajmy te twoje odpowiedzi, a następnie poćwiczymy na innych przykładach. Podaję jej moje wypociny i kładę się na poduszkach, podczas gdy ona czyta. Kiedy kończy unosi na mnie spojrzenie, z którego wnioskuję, że jest pod wrażeniem. - To jest całkiem niezłe. Niech mnie cholera weźmie, jeżeli nie czuję przypływu dumy. Nieźle się napociłem nad tymi odpowiedziami i pochwała Hannah nie tylko sprawia mi przyjemność, ale też potwierdza, że coraz lepiej wychodzi mi stawianie się w sytuacji kogoś innego. - W zasadzie, to jest naprawdę dobre - przyznaje, ponownie przebiegając wzrokiem po kartkach. Biorę gwałtowny oddech. - Jasna cholera. Czy to był komplement? - żartuję. - Nie. Cofam to. Jesteś do kitu. - Za późno - kiwam palcem. - Uważasz, że jestem mądry. Hannah wzdycha ciężko. - Jesteś mądry, gdy się przykładasz - milknie na chwilę. - Dobra, to co teraz powiem nie będzie zbyt miłe, ale zawsze uważałam, że sportowcy mają w tej szkole łatwiej. No wiesz, że zawsze dostajecie piątki, bo jesteście zbyt cenni, żeby was wywalić.
Tłumaczenie: Rylee
- Chciałbym. Znam kilku chłopaków z Eastwood, ich profesorowie nawet nie czytają ich egzaminów, po prostu wstawiają piątkę i im oddają. Ale nasi wykładowcy zmuszają nas do nauki. Skurczybyki. - Jak sobie radzisz na innych zajęciach? - W większości mam piątki, za wyjątkiem trói z historii Hiszpanii, ale to się zmieni, gdy pojawią się oceny z ostatniego referatu. - Uśmiecham się z wyższością. - Wygląda na to, że nie jestem takim głupkiem, jak myślałaś, co? - Nigdy nie myślałam, że jesteś głupi. - Wyciąga język. - Myślałam, że jesteś dupkiem. - Myślałaś? - zauważam, że użyła czasu przeszłego. - Czy to znaczy, że zrozumiałaś już, że jesteś w błędzie? - Niee, nadal jesteś dupkiem. - Uśmiecha się szeroko. - Ale przynajmniej mądrym. - Na tyle, by zdać na piątkę ten test? - Moje morale trochę podupadają. Poprawka jest jutro i zaczynam się nią stresować. Nie wiem, czy jestem dostatecznie przygotowany, ale Hannah rozwiewa część moich wątpliwości. - Zdecydowanie - zapewnia mnie. - Tak długo, jak zachowasz własne zdanie dla siebie i będziesz się trzymał tego, co na dany temat myśleli filozofowie, będzie dobrze. - Oby. Naprawdę muszę zaliczyć ten test, Wellsy. Jej głos mięknie. - Drużyna jest dla ciebie taka ważna? - To całe moje życie - mówię po prostu. - Całe życie? Wywierasz na siebie dużą presję, Garrett. - Chcesz wiedzieć, co to jest presja? - Gorycz zabarwia mój głos. - To dieta proteinowa dla siedmiolatka, aby szybciej rósł. To wstawanie o świcie sześć dni w tygodniu, aby jeździć i biegać z ojcem, który przez dwie godziny jedynie na ciebie wrzeszczy. Presja to wmawianie, że jeżeli przegrasz, to nie jesteś prawdziwym mężczyzną.
Tłumaczenie: Rylee
Hannah wygląda na przerażoną moimi słowami. - Cholera. - Taa. Dobre podsumowanie. - Staram się odepchnąć od siebie wszystkie te wspomnienia, ale one wciąż pojawiają się w moim umyśle, ściskając mi gardło. - Zaufaj mi, presja, jaką sam na sobie wywieram jest niczym w porównaniu do tej, jaką miałem, gdy dorastałem. Marszczy brwi. - Mówiłeś, że kochasz hokej. - Bo tak jest. - Mój głos robi się zachrypnięty. - Tylko wtedy, gdy jestem na lodzie czuję się… żywy. I wierz mi, zrobię wszystko, by znaleźć się tam, gdzie chcę. Ja… kurwa. Nie mogę oblać. - Co by się wtedy stało? - dopytuje. - Masz jakiś plan awaryjny? Marszczę czoło. - Nie mam żadnego. - Każdy powinien mieć plan B - twierdzi uparcie. - Co będzie, gdy ulegniesz wypadkowi i nie będziesz mógł grać? - Nie wiem. Pewnie zostanę trenerem. Albo komentatorem sportowym. - Widzisz. Więc jednak masz plan. - Tak, wygląda na to, że tak. - Patrzę na nią z zaciekawieniem. - A co z tobą? Jaki jest twój plan awaryjny, gdyby nie udało ci się zostać piosenkarką? - Tak szczerze, to nawet nie jestem pewna, czy chcę nią być. To znaczy, uwielbiam śpiewać, naprawdę, ale robienie tego zawodowo to zupełnie inna historia. Nie bawi mnie perspektywa ciągłego życia na walizkach, czy spędzania wielu miesięcy w trasie. Tak, lubię śpiewać przed publicznością, ale nie jestem pewna, czy chcę robić to na scenie przed tysiącami ludzi. - Wzrusza ramionami, wyglądając na zamyśloną. - Czasami myślę, że wolałabym pisać piosenki. Uwielbiam komponować muzykę, więc mogłabym pracować za kulisami i pozwolić komuś innemu gwiazdorzyć. A jeżeli to by nie wypaliło, mogłabym
Tłumaczenie: Rylee
uczyć. - Krzywi się, zdegustowana. - A jeżeli już zupełnie wszystko zawiedzie, zawsze mogłabym spróbować swoich sił jako striptizerka. Przesuwam spojrzeniem w dół i w górę jej ciała, przesadnie oblizując usta. - Cóż, cycki masz do tego stworzone. Przewraca oczami. - Zboczeniec. - Hej, ja tylko stwierdzam fakt. Twoje cycki są świetne. Nie mam pojęcia, dlaczego bardziej ich nie eksponujesz. No wiesz, mogłabyś wrzucić kilka bardziej wyciętych topów do swojej szafy. Rumieniec pojawia się na jej policzkach. Uwielbiam to, jak szybko przechodzi od poważnej i zadziornej do nieśmiałej i niewinnej. - Przy okazji, nie możesz tego robić w sobotę - oznajmiam jej. - Czego? Striptizu? - Nie, nie możesz spalać buraka za każdym razem, gdy będę świntuszył. Hannah unosi jedną brew. - Ile razy masz zamiar to robić? Uśmiecham się szeroko. - Zależy od tego, ile wypiję. Hannah wypuszcza zirytowany oddech, a pasmo ciemnych włosów wymyka się z jej kucyka i opada na czoło. Bez zastanowienia chwytam zbłąkany kosmyk i wkładam jej za ucho. Na kilka sekund jej ramiona sztywnieją, co wywołuje mój grymas. - Tego też nie możesz robić - zamierać, gdy będę cię dotykał. W jej oczach błyska panika. - Dlaczego miałbyś to robić? - Ponieważ mam być twoją randką. Chyba już trochę mnie poznałaś. Przylepa ze mnie. - Cóż, w sobotę trzymaj swoje ręce przy sobie - mówi sztywno.
Tłumaczenie: Rylee
- Świetny plan. Wtedy twój kochaś pomyśli, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Albo wrogami, zależy jak daleko będziesz odskakiwać, gdy będę cię dotykać. Hannah przygryza wargę, a jej widoczne poruszenie sprawia, że chcę ją podpuścić jeszcze bardziej. - Och, i mogę cię też pocałować. Rzuca mi gniewne spojrzenie. - Nie mam mowy. - Chcesz, żeby Kohl myślał, że jesteś mną zainteresowana? Jeżeli tak, musisz tak się zachowywać. - To będzie trudne - mówi, uśmiechając się złośliwie. - Bzdura. Lubisz mnie. Prycha. - Uwielbiam, gdy tak prychasz - oznajmiam bez ogródek. - Strasznie mnie to kręci. - Możesz przestać? - burczy. - Nie ma go tutaj. Zachowaj te teksty na sobotę. - Staram się ciebie do nich przyzwyczaić - urywam na chwile, jakbym się nad czymś zastanawiał, ale tak naprawdę mam zamiar sprawić, żeby się tu wiła. - W zasadzie, im więcej o tym myślę, tym bardziej się zastanawiam, czy nie powinniśmy zrobić sobie rozgrzewki. - Rozgrzewki? Co to, do cholery, ma znaczyć? Przechylam głowę. - A jak myślisz, co robię przed grą? Po prostu pojawiam się na lodzie i jeżdżę? Oczywiście, że nie. Trenuję sześć dni w tygodniu, aby się przygotować. Nie tylko ćwiczę na lodzie, ale też chodzę na siłownię, oglądam taśmy z meczów, opracowuję strategię. Pomyśl, ile będzie z tego plusów. - To nie jest mecz - mówi z rozdrażnieniem. - To udawana randka. - Ale dla kochasia musi wyglądać na prawdziwą.
Tłumaczenie: Rylee
- Możesz przestać tak go nazywać? Nie, nie mam zamiaru. Lubię ją tym wkurzać. A właściwie, to lubię ją wkurzać wszystkim. Za każdym razem, gdy Hannah się złości, jej zielone oczy płoną, a policzki przybierają uroczy odcień różu. - Więc, tak - mówię, kiwając głową. - Jeżeli w sobotę mamy się dotykać i całować, zdecydowanie musimy przeprowadzić kilka prób. - Ponownie oblizuję usta. - Gruntownie. - Prawdę mówiąc, nie potrafię stwierdzić, czy jesteś poważny, czy robisz sobie ze mnie jaja - wzdycha. - Tak czy inaczej, nie mam zamiaru pozwolić ci się dotknąć, ani pocałować, ani zrobić cokolwiek, co ci się zrodziło w tym twoim zboczonym umyśle. Jeśli masz ochotę na trochę akcji, zadzwoń po Tiffany. - Tja, raczej nie. W jej głosie pojawia się nuta uszczypliwości. - Dlaczego nie? Wczoraj wyglądałeś na całkiem zadowolonego. - To była jednorazowa akcja. I nie zmieniaj tematu. - Uśmiecham się do niej szeroko. - Dlaczego nie chcesz się ze mną całować? - Mrużę podejrzliwie oczy. - Jest tylko jedno wytłumaczenie. - Robię wymowną przerwę. Beznadziejnie całujesz. Jej szczęka opada z oburzenia. - Z całą pewnością nie. - Tak? - obniżam głos do uwodzicielskiego mruczenia. - Udowodnij.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 16
Hannah
Jakimś cudem cofam się w czasie do trzeciej klasy podstawówki i dziecinnych zabaw w piaskownicy. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć dlaczego Garrett tak mnie podpuszcza, abym go pocałowała. - Niczego nie muszę udowadniać - oznajmiam mu. - Fantastycznie całuję. Niestety ty nigdy się o tym nie przekonasz. - Nigdy nie mów nigdy - odpowiada śpiewnym głosem. - Dzięki, Biber. Ale nie, to się nigdy nie stanie. Wzdycha. - Rozumiem. Jesteś onieśmielona moją męskością. Nie przejmuj się, takie rzeczy się zdarzają. O, losie. Ciągle pamiętam te dni - tydzień temu - gdy Garrett Graham nie był częścią mojego życia. Gdy nie musiałam słuchać jego przechwałek, oglądać jego
zarozumiałego
uśmieszku,
czy
brać
udziału
we
flirciarskich
przekomarzaniach, na które nie miałam ochoty. Z tym, że Garrett jest bardzo, bardzo dobry w jednej rzeczy. W podpuszczaniu. - Strach jest nieodzownym elementem naszego życia - mówi z powagą. Nie pozwól, aby przejął nad tobą kontrolę, Wellsy. Wszyscy go doświadczają. Pochyla się do tyłu i opiera na łokciach. - No ale dobra, skoro za bardzo się boisz, żeby mnie pocałować, nie będę cię zmuszał. - Bać się? - grzmię. - Ja się nie boję, jełopie. Po prostu nie chcę. Kolejne westchnienie opuszcza jego usta.
Tłumaczenie: Rylee
- W takim razie musimy wrócić do kwestii twojego braku pewności siebie. Nie martw się, kochanie, na świecie jest wiele osób, które kiepsko całują. Jestem pewien, że praktyka i wytrwałość sprawią, że pewnego dnia… - Dobra - przerywam mu. - Zróbmy to. Jego usta natychmiast się zamykają, a oczy otwierają szeroko w zdumieniu. Ha! Tego się nie spodziewał. Nasze spojrzenia nie odrywają się od siebie przez wieki. Garrett czeka, aż się do niego pochylę, ale jestem pewna, że w końcu się ruszy. Może to dziecinne, ale on już dopiął swego. Teraz pora na moje zwycięstwo. Ale znowu go nie doceniam. Jego szare oczy przechodzą w przydymione metaliczne srebro i nagle pojawia się w nich ciepło. Ciepło i błysk pewności siebie, jakby nie miał wątpliwości, że nie dam rady tego zrobić. Słyszę tę pewność w lekceważącym tonie, którego używa, gdy w końcu się odzywa: - No dobra, to pokaż co umiesz. Robi mi się słabo. Ja pierdolę. On nie może mówić poważnie. A ja nie mogę na poważnie rozważać podjęcia jego głupiego wyzwania. On mnie nie pociąga i nie chcę go całować. Koniec historii. Z tym że, cóż, to nie wygląda jak koniec czegokolwiek. Moje ciało trawią płomienie, a ręce nie trzęsą się z nerwów, lecz z oczekiwania. Kiedy wyobrażam sobie jego usta przyciśnięte do moich, moje serce wali szybciej, niż młot pneumatyczny. Co, do cholery, się ze mną dzieje? Garrett przesuwa się bliżej. Nasze uda się dotykają i albo mam halucynacje, albo dostrzegam na szyi Garretta jego galopujący puls. Przecież on nie może tego chcieć… czy może? Moje dłonie robią się wilgotne, ale powstrzymuję się od wytarcia ich w legginsy, ponieważ nie chcę, aby Garrett wiedział, jak bardzo się denerwuję.
Tłumaczenie: Rylee
Jestem w pełni świadoma ciepła promieniującego z jego ciała, tam gdzie stykają się nasze nogi, słabego zapachu jego wody po goleniu, czy lekkiego wygięcia kącików jego ust, gdy czeka na mój ruch. - No dalej - mówi drwiącym tonem. - Nie mamy całej nocy, kochanie. Teraz jestem najeżona. Pieprzyć to. To tylko pocałunek, prawda? Nie musi mi się podobać. Zamknięcie tych jego zarozumiałych ust, będzie wystarczającą nagrodą. Unosząc jedną brew, wyciągam dłoń i delikatnie dotykam jego policzka. Garrett zasysa oddech. Pocieram kciukiem jego szczękę, zwlekając, by sprawdzić, czy mnie zatrzyma. Gdy tego nie robi, powoli zbliżam moje usta do jego. W chwili, gdy nasze wargi się spotykają, dzieją się dziwne rzeczy. Rozwijają się we mnie pulsujące fale gorąca, które rozpoczynają swoją podróż od ust i płyną w dół mojego ciała, mrowiąc wierzchołki moich piersi, aż przesuwają się jeszcze niżej. Garrett smakuje jak mięta pieprzowa, guma, którą żuł przez cały wieczór. Moje usta rozsuwają się same, niemal bez użycia mojej woli, a Garrett od razu wykorzystuje okazję, by wsunąć między nie język. Gdy dołączam swoim, słyszę jego niski, gardłowy pomruk i ten erotyczny dźwięk wibruje w całym moim ciele. Nagle szarpie mną uderzenie paniki, które zmusza mnie do przerwania pocałunku. Biorę drżący oddech. - Proszę. I jak było? - staram się brzmieć, jakby nic się nie stało, ale głos lekko mi się załamuje i na pewno mnie zdradza. Oczy Garretta wyglądają jak stopiony metal. - Nie jestem pewien. Było za krótko, abym mógł ocenić. Potrzebuję jeszcze chwili, aby podjąć decyzję. Bierze mój policzek w swoją wielką dłoń.
Tłumaczenie: Rylee
Tym razem to znak dla mnie, aby się wycofać. Ale zamiast tego, pochylam się do kolejnego pocałunku. I ten jest równie niesamowity jak pierwszy. Gdy Garrett splata swój język z moim, kładę dłoń na jego policzku i, Boże, to duży błąd, ponieważ uczucie jego szorstkiej skóry pod moimi palcami, potęguje przyjemność, która sieje spustoszenie w moim ciele. Jego szczęka jest mocna, twarz męska i seksowna, a bijący od niej czysty testosteron wyzwala we mnie kolejny wybuch potrzeby. Potrzebuję jeszcze. Nie spodziewałam się tego, ale cholera, potrzebuję jeszcze. Jęcząc przeciągle przechylam głowę, by pogłębić pocałunek, a mój język niecierpliwie bada wnętrze jego ust. Nie, nie niecierpliwie - wygłodniale. Garrett wplata palce w moje włosy i przyciąga mnie bliżej, jednym silnym ramieniem obejmując mnie w talii. Teraz moje piersi są przyciśnięte do jego twardego jak skała torsu i mogę poczuć jego dziko walące serce. Jego podekscytowanie tym co się dzieje, dorównuje mojemu. Surowy, chrapliwy jęk, który uwolnił, łaskocze moje usta i sprawia, że mój puls szaleje. Coś się ze mną dzieje. Nie mogę przestać go całować. To jest zbyt wciągające. I nawet jeśli zaczęło się wyzwaniem, zupełnie już nad tym nie panuję. Garrett całuje mnie z taką pewnością siebie i umiejętnościami, że dosłownie kradnie mi oddech. Gdy skubie moją dolną wargę, czuję jak na tę pieszczotę odpowiadają moje sutki i kładę jedną dłoń na jego klatce piersiowej, aby się podtrzymać i do reszty nie dać wciągnąć w chmurę bezmyślnej przyjemności. Jego gorące usta opuszczają moje i przesuwają się wzdłuż szczęki, a później niżej, na szyję, gdzie pozostawiają pocałunki i dreszcze podążające ich śladem. Słyszę udręczone zawodzenie i jestem zaskoczona, gdy uświadamiam sobie, że pochodzi ode mnie. Rozpaczliwie pragnę ponownie poczuć jego usta na moich. Wsuwam jedną dłoń w jego włosy, abym mogła przyciągnąć go z
Tłumaczenie: Rylee
powrotem tam, gdzie go potrzebuję, ale jego ciemne kosmyki są zbyt krótkie, bym mogła je złapać. Wszystko, co mogę zrobić, to się pochylić i przysunąć swoją twarz do jego, a to wywołuje jego niski, przytłumiony śmiech. - Tego szukasz? - pyta chrapliwie, a później jego usta odnajdują moje i wsuwa między nie ten swój niesamowity język. Jęczę przeciągle, dokładnie w chwili, gdy otwierają się drzwi. - Hej, G, masz może pożyczyć… - Dean urywa nagle, zatrzymując się w miejscu. Z okrzykiem grozy odrywam swoje usta od Garretta i wstaję. - Ups, nie chciałem przeszkadzać. - Uśmiech Deana jest tak szeroki, że zajmuje całą jego twarz, a zielone oczy migoczą wesoło, rozpalając moje policzki jeszcze bardziej. Wracam do rzeczywistości szybciej, niż można powiedzieć największa pomyłka na świecie. Jasna cholera. Właśnie zostałam przyłapana na obściskiwaniu z Garrettem Grahamem. I rozkoszowałam się każdą tego sekundą. - W niczym nie przeszkodziłeś - chlapię bez zastanowienia. Dean sprawia wrażenie, jakby z trudem powstrzymywał wybuch śmiechu. - Nie? Tak to wyglądało. Pomimo zażenowania, które związało moje gardło w ciasny supeł, zmuszam się, aby spojrzeć na Garretta i milcząco poprosić go o wsparcie, ale wyraz jego twarzy zbija mnie z tropu. Jest niezwykle intensywny i rozdrażniony, ale ta druga emocja jest skierowana na Deana. I dorzucona do mieszanki jakiejś dziwnej fascynacji i niedowierzania w to, co właśnie zrobiliśmy. Ja też nie mogę w to uwierzyć. - Więc to właśnie robicie, gdy tu sobie siedzicie - mówi Dean, przeciągając każde słowo. - Prowadzicie dogłębne i intensywne korepetycje. Przy ostatnim słowie robi w powietrzu cudzysłów palcami, radośnie się śmiejąc.
Tłumaczenie: Rylee
Jego żarty mnie wkurzają. Nie chcę, aby myślał, że Garrett i ja jesteśmy… w takiej relacji. Że przez cały zeszły tydzień jedynie zabawialiśmy się za plecami wszystkich. Że jestem taką dziewczyną. A to oznacza, że muszę zdusić jego podejrzenia w zarodku. Bezzwłocznie. - W zasadzie, Garrett jedynie pomagał mi odświeżyć moje umiejętności w całowaniu - oznajmiam Deanowi, najbardziej swobodnym tonem, na jaki potrafię się zdobyć. W tym momencie prawda jest mniej upokarzająca, niż pozwolenie, by wyobrażał sobie nie wiadomo co, ale gdy tylko sama siebie słyszę, zdaję sobie sprawę, że to wyznanie brzmi po prostu niedorzecznie. Dean uśmiecha się szyderczo. - Ach, tak? - Tak - mówię stanowczo. - Niedługo mam randkę, a twój przyjaciel twierdził, że jestem za mało aktywna i prawdopodobnie kiepsko całuję. Zaufaj mi, tak naprawdę nie jesteśmy sobą zainteresowani. W ogóle. - Uświadamiam sobie, że Garrett nie powiedział jeszcze ani jednego słowa, więc zwracam się do niego: - Prawda, Garrett? - pytam ostentacyjnie. Odchrząkuje, ale jego głos nadal jest niski jak cholera, gdy odpowiada: - Prawda. - Okej - Oczy Deana błyszczą. - W takim razie sprawdzam twój blef, laleczko. Pokaż mi, co potrafisz. Mrugam, zaskoczona. - Co? - Gdy lekarz ci mówi, że zostało ci dziesięć dni życia, idziesz do innego po drugą opinię. Cóż, jeśli martwi cię to, że kiepsko całujesz, nie możesz opierać się jedynie na zdaniu Garretta. Potrzebujesz drugiej opinii. - Unosi wyzywająco podbródek. - Pokaż mi, co potrafisz. - Przestań być dupkiem, Dean - mówi Garrett.
Tłumaczenie: Rylee
- Nie, on ma rację - odpowiadam z zakłopotaniem, a mój mózg krzyczy CO? On ma rację? Najwyraźniej rozpalające ciało pocałunki Garretta zmieniły mnie w wariatkę. Jestem roztrzęsiona i zmieszana, a przede wszystkim zaniepokojona. Martwię się, że Garrett dowie się, że ja… co? Że nigdy wcześniej nie byłam tak podniecona podczas pocałunku? Że uwielbiałam każdą jego sekundę? Tak, i tak. To jest dokładnie to, o czym on nie może się dowiedzieć. Więc podchodzę powoli do Deana i mówię: - Wystaw mi drugą opinię. Przez chwilę sprawia wrażenie zaskoczonego, ale później uśmiecha się szeroko. Pociera dłonie, a następnie strzela kostkami palców, jakby szykował się do walki, a ten gest tak mnie rozbawia, że się śmieję. Gdy nasze spojrzenia się spotykają, jego brawura słabnie. - Tylko żartowałem, Wellsy. Nie musisz tego ro… Przerywam mu stając na palcach i przyciskając moje usta do jego. Tak, to właśnie ja, kolejna, typowa studentka, całująca jednego faceta po drugim. Tym razem nie ma ciepła. Żadnego mrowienia, ciarek, dreszczy. Żadnego poczucia obezwładniającej potrzeby. Całowanie Deana to zupełne przeciwieństwo całowania Garretta, ale Dean wydaje się zadowolony, bo jęczy, gdy rozchylam usta. Pozwalam mu wsunąć język, ale tylko na chwilę, a później się cofam i przybieram najbardziej nonszalancki wyraz twarzy, jaki tylko potrafię. - No i? - pytam. Dean patrzy na mnie szklistym wzrokiem. - Yy… - Odchrząkuje. - Yy… tak… uważam, że w ogóle nie masz się o co martwić.
Tłumaczenie: Rylee
Wygląda na tak oszołomionego, że nic nie mogę na to poradzić i się uśmiecham, ale moje rozbawienie znika, gdy tylko zauważam Garretta, który wstaje z łóżka z wyrazem twarzy mroczniejszym od burzowej chmury. - Hannah… - zaczyna. Ale ja nie chcę słyszeć reszty. Nie chcę więcej rozmawiać o tym pocałunku. W ogóle. Samo jego wspomnienie przyprawia mnie o zawrót głowy, a moje serce szaleje. - Powodzenia jutro na poprawce. - Słowa opuszczają moje usta w nerwowym pośpiechu. - Muszę już iść. Daj mi znać, jak ci poszło, okej? Potem szybko zbieram moje rzeczy i wychodzę z jego sypialni.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 17
Hannah - Przegrałaś zakład - mówi niepewnie Allie. - Tak. - Siedzę na brzegu łóżka i pochylam się, by zapiąć lewy but, celowo unikając wzroku mojej współlokatorki. - I teraz idziesz z nim na randkę. - Aha. - Pocieram kciukiem cholewkę, udając, że na skórze jest jakaś smuga, którą koniecznie muszę zetrzeć. - Idziesz na randkę z Garrettem Grahamem. - No. - Ale to jakaś dziecinada! Nie winię jej, że bierze to za żart. Randka z Garrettem Grahamem? Równie dobrze mogłam ogłosić, że wychodzę za Chrisa Hemswortha. Więc nie, jej zszokowany wyraz twarzy w ogóle mnie nie dziwi. Pomysł z przegranym zakładem był najlepszą wymówką, jaką znalazłam, ale i tak słabą. Teraz zastanawiam się, czy nie lepiej by było, gdybym się zwyczajnie przyznała, jaka jestem zdesperowana i żałosna, chcąc w ten sposób zwrócić uwagę Justina. Albo gdybym po prostu odwołała tę randkę. Nie widziałam Garretta od czasu… wielkiej pomyłki… jak aktualnie nazywam ten pocałunek. Napisał do mnie wczoraj po poprawce. Trzy nędzne słowa, z których żadne nie było tak naprawdę jego: „Bułka z masłem”. Nie będę kłamać, byłam zachwycona, gdy się okazało, że dobrze mu poszło. Ale nie zachwycona na tyle, by pociągnąć jakąś dłuższą rozmowę, więc
Tłumaczenie: Rylee
odpisałam tylko „fajnie”. I to był nasz jedyny kontakt do momentu, gdy dwadzieścia minut temu napisał, że jest już w aucie i po mnie jedzie, żeby zabrać mnie na imprezę. Jeśli o mnie chodzi, ten pocałunek nigdy się nie wydarzył. Nasze usta się nie spotkały, a moje ciało nie stanęło w płomieniach. On nie jęknął, gdy nasze języki się splątały, a ja nie skomlałam, gdy jego usta muskały wrażliwe miejsce na mojej szyi. To się nie wydarzyło. A jeżeli się nie wydarzyło, nie ma powodu, bym zrezygnowała z imprezy i okazji do zobaczenia Justina. Jednak nie potrafię zebrać się na odwagę i powiedzieć Allie prawdę. Zazwyczaj jestem pewna siebie w większości dziedzin mojego życia. Śpiewanie, nauka, przyjaciele. Ale gdy chodzi o facetów, emocjonalnie cofam się do tamtego traumatycznego przeżycia, które wymagało trzech lat terapii, abym ponownie poczuła się normalnie. Wiem, że Allie nie aprobowałaby tego, że wykorzystuję Garretta, aby zdobyć Justina, ale nie jestem jeszcze gotowa na wykład. - Wierz mi, dziecinada to drugie imię Garretta Grahama - mówię sucho. On traktuje życie jak grę. - A ty, Hannah Wells, grasz w nią razem z nim? - Allie kręci głową z niedowierzaniem. - Na pewno nic nie masz do tego faceta? - Do Garretta? W życiu - odpowiadam natychmiast. Tja, bo ty zaaawsze obściskujesz się z facetami, których nie lubisz. Szybko uciszam ten mój kpiący, wewnętrzny głos. To zupełnie nie tak. To było tylko zwykłe wyzwanie. I w ogóle nic nie poczułaś, tak? Cholera, dlaczego nie mam w mózgu jakiegoś przycisku, który wyłączyłby tę jego upierdliwą, sarkastyczną część?
Tłumaczenie: Rylee
Ale wiem, że nawet to nie zmieniłoby prawdy. Poczułam coś, gdy mnie całował. A te dreszcze, które wywołuje u mnie Justin? Z Garrettem też je miałam. Ale te były inne. Motylki nie fruwały radośnie w moim brzuchu - one pędziły jak oszalałe w całym moim ciele, wypełniając każdą moją cząsteczkę impulsem rozkoszy. Ale to nic nie znaczy. W ciągu dziesięciu dni, Garrett z obcego faceta zmienił się w upierdliwego typa, a później w przyjaciela, ale to wszystko, co jestem w stanie udźwignąć. Nie chcę się z nim spotykać, bez względu na to, jak świetnie całuje. Zanim Allie może mocniej mnie przycisnąć, Garrett przysyła mi smsa, że już tutaj jest. Mam zamiar odpisać mu, aby zaczekał w samochodzie, ale najwyraźniej on ma inną definicję pojęcia tutaj, bo po chwili rozlega się głośne pukanie. Wzdycham. - To Garrett. Możesz go wpuścić? Muszę jeszcze upiąć włosy. Allie uśmiecha się i znika. Gdy zaczynam czesać włosy, słyszę głosy dochodzące z salonu, później piskliwe protesty Allie i ciężkie kroki zbliżające się do mojej sypialni. Garrett pojawia się w drzwiach, ubrany w granatowe jeansy i czarny sweter i dzieje się coś potwornego. Moje serce zmienia się w delfina i wykonuje jakąś głupią akrobację z ekscytacji. Z ekscytacji, do kurwy nędzy! Boże, ten pocał… ta pomyłka naprawdę namieszała mi w głowie. Garrett przygląda się uważnie temu, co mam na sobie, po czym unosi brew. - W tym chcesz iść? - Tak - odpowiadam, jeżąc się. - Masz z tym jakiś problem? Przechyla głowę, niczym pieprzony Tim Gunn z Project Runway. - Jeansy i buty są niezłe, ale z górą musimy się pożegnać.
Tłumaczenie: Rylee
Opuszczam wzrok na mój sweter w biało - niebieskie paski, ale na serio nie wiem w czym jest problem. - Co jest z nim nie tak? - Jest zbyt luźny. A ustaliliśmy już, że masz cycki striptizerki i musisz bardziej je eksponować. Zza Garretta dochodzi stłumione kaszlnięcie. - Cycki striptizerki? - powtarza Allie, wchodząc do sypialni. - Zignoruj go - mówię. - Jest szowinistą. - Raczej facetem - poprawia, błyskając tym swoim charakterystycznym uśmiechem. - I chcę zobaczyć dekolt. - Lubię ten sweter - protestuję. Garrett przenosi spojrzenie na Allie. - Hej, jestem Garrett. Możesz powtórzyć swoje imię? - Allie. Współlokatorka i najlepsza przyjaciółka Hannah. - Świetnie. Czy mogłabyś powiedzieć swojej współlokatorce i najlepszej przyjaciółce, że wygląda jak w piżamie swojego ojca? Allie się śmieje, a później, ku mojemu przerażeniu - Judasz! - zgadza się z nim. - Nie zaszkodziłoby, gdyby ubrała coś bardziej dopasowanego - mówi taktownie. Spoglądam na nią spode łba, a Garrett uśmiecha się promiennie. - Widzisz? Wszyscy jesteśmy zgodni. Wskakuj w coś obcisłego, Wellsy. Allie patrzy to na mnie, to na Garretta i dokładnie wiem, co sobie myśli. Ale się myli. Nie jesteśmy sobą zainteresowani. Ale uważam, że lepiej, aby tak myślała, niż wiedziała, że umawiam się z nim, by zrobić wrażenie na kimś innym. Garrett podchodzi do mojej szafy jak do swojej własnej. Gdy do niej zagląda, Allie uśmiecha się do mnie szeroko. Wygląda, jakby bardzo ją to wszystko bawiło.
Tłumaczenie: Rylee
Natomiast Garrett przesuwa wieszaki w mojej szafie, aż w końcu wyciąga z niej czarny top. - Co powiesz na to? - Nie ma mowy. On jest prześwitujący. - Więc co robi w twojej szafie? Dobre pytanie. Wyciąga kolejny wieszak, tym razem czerwoną bluzkę z dekoltem w szpic. - Ta - mówi, potakując głową. - Świetnie wyglądasz w czerwonym. Brwi Allie unoszą się pod sam sufit, a ja przeklinam Garretta w myślach za niepotrzebne mieszanie jej w głowie. Ale w tym samym czasie moją klatkę piersiową wypełnia ciepło, ponieważ… on uważa, że wyglądam świetnie w czerwonym? Naprawdę zauważył, co nosiłam w przeszłości? Garrett podaje mi bluzkę. - Dobra, przebierz się. Mamy być modnie spóźnieni, nie chamsko. Allie chichocze, a ja się na nich gapię. - Mogę liczyć na trochę prywatności? Oboje, albo są zupełnie nieświadomi mojej irytacji, albo postanowili ją ignorować, ponieważ słyszę jak sobie gawędzą w salonie. Podejrzewam, że Allie przepytuje go na temat naszej „randki” i mam nadzieję, że odpowiedzi Garretta chociaż trochę pasują do mojej ściemy z zakładem. Gdy jego niski śmiech dochodzi do mojej sypialni, mimowolne drżenie przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa. Co się ze mną dzieje? Tracę z pola widzenia to, czego chcę. Nie - tego, którego chcę. Justin. Justin pieprzony Kohl. Nie powinnam całować Garretta czy Deana, jeśli już o tym mowa - ani rozpraszać się dziwnym przypływem ciepła, który buduje się w moim ciele.
Tłumaczenie: Rylee
Już czas, aby przypomnieć sobie, dlaczego zgodziłam się na tę farsę i wziąć się w garść. Zaczynając od teraz.
Garrett Beau Maxwell mieszka poza kampusem z czterema kolegami z drużyny. Ich dom położony jest zaledwie kilka budynków od mojego, ale jest w cholerę większy i napakowany jak hala sportowa w dzień Mistrzostw Świata w Hokeju. Gdy razem z Hannah wchodzimy do środka, jesteśmy witani przez ogłuszający ryk hip-hopu, a kilka ciepłych, spoconych ciał trąca nas łokciami. Od razu zapuszczamy się w głąb domu, gdzie czuć jedynie alkohol, pot i wodę kolońską. Idąc obok Hannah, klepię się po plecach za przekonanie jej do założenia tego czerwonego topu, ponieważ, Jezu pierdolony Chryste, wygląda w nim obłędnie. Materiał jest tak cienki, że podkreśla każdą rozkoszną krzywiznę jej piersi. A ten dekolt… Słodki Jezu. Jej cycki praktycznie się z niego wylewają, jakby chciały wyskoczyć i powiedzieć cześć. Nie wiem, czy ma na sobie jakiś magiczny stanik, czy jej piersi naprawdę są takie duże, ale tak czy inaczej, podskakują jak szalone przy każdym jej kroku. Co chwilę ktoś do mnie podchodzi, żeby się przywitać, ale o wiele więcej zaciekawionych spojrzeń wędruje w kierunku Hannah, która wierci się nerwowo przy moim boku, wyraźnie czując się nie na miejscu. Moja klatka piersiowa topnieje jak masło, gdy dostrzegam przerażony wyraz jej oczu. Sięgam po jej dłoń, a ona unosi na mnie zaskoczone spojrzenie. Zbliżam usta do jej ucha i mruczę: - Rozluźnij się.
Tłumaczenie: Rylee
Pochylenie się do niej to duży błąd, bo pachnie fantastycznie. Tym słodkim, znajomym wiśniowym zapachem ze słabą nutą lawendy i czegoś niezwykle kobiecego. Wymaga ode mnie naprawdę sporych pokładów silnej woli, aby nie zanurzyć twarzy w jej szyi i się nią nie zaciągnąć. Albo posmakować jej językiem. Albo lizać i całować jej ciepłe ciało, aż będzie jęczeć z rozkoszy. O, ludzie. Jestem w niezłych tarapatach. Nie mogę przestać myśleć o tym pocałunku. Za każdym razem, gdy to wspomnienie pojawia się w mojej głowie, mój puls pędzi jak szalony, jaja się napinają i wszystko, o czym mogę myśleć, to powtórka. Jednak temu obezwładniającemu pożądaniu towarzyszy niestety coś jeszcze. Odrzucenie. Ponieważ, najwyraźniej, ten cholerny pocałunek poruszył jedynie mnie. Bo gdyby Hannah coś poczuła, chociaż w najmniejszym stopniu, nie wpychałaby języka do gardła Deana dwie sekundy później. Deana. Kurwa. Jednego z moich najlepszych przyjaciół. Ale dziś wieczór nie jest tu z Deanem. Jest ze mną. I mamy zamiar sprawić, aby inny facet był zazdrosny - jakżebym mógł oprzeć się takiej pokusie? To może być moja jedyna szansa. Więc składam miękki pocałunek na jej szyi, zanim szepczę: - Będziesz dzisiaj w centrum uwagi, kochanie. Uśmiechaj się i udawaj, że dobrze się bawisz. - Kradnę jej kolejny pocałunek, tym razem wyżej, pod uchem, a ona wciąga z sykiem powietrze. Jej oczy otwierają się szeroko, i albo mi się wydaje, albo jest tam promyk ciepła, ale zanim mogę zinterpretować to, co widzę, przerywa nam jeden z chłopaków z drużyny futbolowej. - Graham! Dobrze cię widzieć, stary! - Ollie Jankowitz klepie mnie w plecy tak mocno, że niemal się zataczam, bo on jest naprawdę potężnym facetem.
Tłumaczenie: Rylee
- Hej, Ollie - mówię, zanim przedstawiam mu moją randkę. - Znasz Hannah? W pierwszych chwili patrzy na nią pustym wzrokiem, ale później jego spojrzenie ześlizguje się na jej piersi i powolny grymas rozciąga jego usta w uśmiechu. - Teraz już znam. - Wyciąga w jej kierunku swoją wielką łapę. - Hej, jestem Olivier. Hannah niezręcznie potrząsa jego ręką. - Hej. Miło cię poznać. - Macie tu coś do picia? - pytam go. - Beczki z piwem są w kuchni. A naokoło pełno wszystkiego. Bierzcie, co chcecie. - Dzięki, stary. Złapię cię później. Splatam moje palce z Hannah i prowadzę ją do kuchni, która jest przepełniona wstawionymi chłopakami z bractwa. Nie widziałem jeszcze Beau, ale jestem pewien, że prędzej, czy później na niego wpadniemy. Chwytam dwa plastikowe kubki i ruszam w kierunku jednej z beczek. Chłopaki z korporacji protestują, ale gdy tylko mnie rozpoznają, rozstępują się niczym pieprzone Morze Czerwone. Kolejny plus bycia kapitanem czczonej w Briar drużyny hokeja. Nalewam dwa piwa i oddalam się od tłumu, by wręczyć jeden kubek Hannah, ale ona stanowczo potrząsa głową. - To jest impreza, Wellsy. Jedno nędzne piwo cię nie zabije. - Nie - odpowiada twardo. Wzruszam ramionami i biorę łyka. Piwo jest rozcieńczone jak cholera, ale to raczej dobrze. Nie ma szansy, że się tym pozamiatam, chyba, że wypiję całą beczkę. Gdy kuchnia na chwilę pustoszeje, Hannah opiera się o ladę i wzdycha. - Nienawidzę imprez - mówi ponuro. - Może dlatego, że nie pijesz - drażnię się z nią.
Tłumaczenie: Rylee
- Proszę bardzo, żartuj sobie z mojej pruderyjności. Nie mam nic przeciwko. - Wiem, że nie jesteś pruderyjna. - Macham wymownie brwiami. Pruderyjne dziewczyny nie całują tak, jak ty. Jej policzki się rumienią. - Co to, do cholery, ma znaczyć? - To znaczy, że masz zajebiście seksowny język i wiesz jak go używać. Cholera. Niepotrzebnie to powiedziałem. Teraz jestem twardy. Na szczęście moje jeansy są wystarczająco ciasne, by powstrzymać moją erekcję od zrobienia namiotu. - Czasami mam wrażenie, że mówisz takie rzeczy tylko po to, aby mnie zawstydzić. - Nie, po prostu jestem szczery. - Słyszę jakieś głosy zbliżające się do kuchni i modlę się, aby nikt tu nie wszedł. Lubię być z nią sam. I chociaż nie ma powodu, aby robić przedstawienie, gdy jesteśmy sami, i tak do niej podchodzę i kładę jedną rękę na jej ramieniu, biorąc kolejny łyk piwa. - A tak z ciekawości - dlaczego nie pijesz alkoholu? - pytam bez ogródek. - To nie tak, że nie piję - milknie na chwilę. - W zasadzie, nawet lubię. Z umiarem, oczywiście. - Oczywiście - przewracam oczami, zanim sięgam po drugi kubek, który zostawiłem na blacie. - Chcesz piwo? - Nie. Muszę się roześmiać. - Przecież mówiłaś, że lubisz. - Lubię u siebie w pokoju. Z Allie. Na imprezach nigdy nie piję. - O Jezu. Więc chowasz się w domu jak jakiś pijaczyna? - Nie. - Wygląda na zirytowaną. - Po prostu… daj temu spokój, dobra? - Czy ja kiedykolwiek dałem czemuś spokój?
Tłumaczenie: Rylee
Jej rozdrażnienie przemienia się w kapitulację. - Dobra. Więc… mam pewną paranoję dotycząca tego, co może się znaleźć w moim kubku. Czuję się znieważony. - Jasna cholera, myślisz, że chcę ci coś dosypać? - Nie, oczywiście, że nie. - Jej szybka reakcja łagodzi moje obawy, ale gdy dodaje: - A przynajmniej nie ty. - Budzi moje podejrzenia. - Czy… - Marszczę brwi. - Czy coś takiego ci się przydarzyło? Przez chwilę wygląda na bardzo poruszoną, a później kręci powoli głową. - Przydarzyło się mojej przyjaciółce, gdy byłam w liceum. Moja szczęka opada. - Naprawdę? Przytakuje. - Ktoś dosypał jej narkotyki na imprezie… i… powiedzmy, że to nie była najlepsza noc jej życia. - Kurwa. Czy z nią w porządku? Hannah wygląda smutno. - Tak. W porządku. - Wzrusza niezręcznie ramionami. - Ale przez to mam opory, aby pić w miejscach publicznych. Nawet jak sama sobie naleję, albo otworzę, wystarczy, że odwrócę się na dwie sekundy i kto wie, co się stanie. Wolę nie ryzykować. Mój głos przybiera poważny ton. - Wiesz, że nigdy bym nie pozwolił, aby coś takiego ci się stało, prawda? - Hmm, tak. Jasne, że wiem - zapewnia, ale nie brzmi na całkowicie przekonaną, a ja nawet nie mogę mieć do niej o to żalu, bo widzę, że doświadczenia jej przyjaciółki musiały nieźle namieszać jej w głowie. I to nie bez powodu. Słyszałem już takie historie. Z tego, co wiem w Briar nigdy nic takiego się nie wydarzyło, ale w kilku innych college’ach już tak. Dziewczyny
Tłumaczenie: Rylee
nieświadomie zażywały pigułki gwałtu, czy inne badziewie, a gdy traciły przytomność zostawały wykorzystywane. Naprawdę nie rozumiem facetów, którzy robią coś takiego dziewczynie. Wszyscy tacy popaprańcy powinni trafiać za kratki. Ale teraz, gdy już znam jej zasadę, przestaję namawiać ją do picia i idziemy do salonu. Hannah przeczesuje wzrokiem tłum, a ja natychmiast sztywnieję, bo domyślam się, że szuka Kohla. Na szczęście nigdzie go nie widać. Przez jakiś czas kręcimy się po całym domu, wmieszani w tłum. Za każdym razem, gdy przedstawiam komuś Hannah, ludzie wyglądają na zdziwionych, jakby nie mogli zrozumieć, dlaczego jestem z nią, a nie z jakąś słodką idiotką z korporacji. I niejeden facet gapi się pożądliwym wzrokiem na jej piersi, a później do mnie mruga, jakby chciał powiedzieć „dobra robota”. Oficjalnie odwołuje moje wcześniejsze poklepanie się po plecach za przekonanie Hannah, aby ubrała tę bluzkę. Z jakiegoś powodu pożądliwe spojrzenia, które przyciąga, strasznie mnie wkurzają. Ale przełykam moją dziwną, godną jaskiniowca zaborczość i staram cieszyć się imprezą. W tłumie jest więcej futbolistów, niż hokeistów, ale nadal znam niemal wszystkich, którzy tu są. - Jezu, skąd ty znasz wszystkich tych ludzi? - mamrocze Hannah. Błyskam zarozumiałym uśmieszkiem. - Mówiłem ci, jestem popularny. O, jest Beau. Chodź, pójdziemy się przywitać. Beau Maxwell jest typowym uniwersyteckim rozgrywającym. Ma wszystko - wygląd, pewność siebie, a co najważniejsze - talent. Ale choć każdy inny facet na jego miejscu byłby kompletnym, zarozumiałym i wrednym palantem, Beau jest całkiem przyzwoitym kolesiem. Jest na tym samym kierunku, co ja i wydaje się szczerze zadowolony, że mnie widzi.
Tłumaczenie: Rylee
- G, super, że jesteś! Masz, spróbuj tego. - Wyciąga w moim kierunku butelkę… czegoś. Butelka jest czarna i nie ma żadnej etykiety, więc nie mam pojęcia, co on mi wciska. - Co to jest? - pytam z uśmiechem. - Bimber. Niezłego ma kopa. - Tak? To trzymaj to cholerstwo z dala ode mnie. Mam mecz jutro po południu. Nie mogę obudzić się z kacem mordercą. - W porządku. - Beau przerzuca się na Hannah. - Chcesz trochę, kochanie? - Nie, dzięki. - Hannah, Beau. Beau, Hannah - przedstawiam ich sobie. - Wyglądasz jakoś znajomo… - stwierdza Beau, oglądając ją od góry do dołu. - Skąd ja cię znam… o, kurwa, wiem! Widziałem jak śpiewałaś na wiosennym występie w zeszłym semestrze. - Naprawdę? Byłeś tam? Hannah brzmi jednocześnie na zszokowaną i szczęśliwą, a mi przychodzi do głowy, że być może wcale nie mieszkamy na dwóch różnych planetach, bo widocznie tylko ja nie mam pojęcia o istnieniu tych występów. - Jasne, że byłem - oznajmia Beau. - A ty byłaś niesamowita. Czekaj, jaką piosenkę śpiewałaś… „Stand by me”? Dobrze pamiętam? Hannah przytakuje. Marszczę czoło i zwracam się do niej: - Myślałem, że możecie śpiewać tylko piosenki skomponowane przez innych studentów. - To jest wymóg dla starszych roczników - wyjaśnia. - Młodsi mogą śpiewać co chcą, bo nie biorą udziału w walce o stypendium. - Tak, moja siostra musiała śpiewać własną piosenkę - mówi Beau. - Była w najstarszej grupie. Znasz ją? Joanna Maxwell? Hannah wstrzymuje oddech.
Tłumaczenie: Rylee
- Joanna to twoja siostra? Słyszałam, że dostała rolę na Broadwayu tego lata. - Tak! - Beau pęka z dumy. - Moja starsza siostra jest gwiazdą na Broadwayu, nieźle, nie? Teraz, gdy rozmawiamy z solenizantem, przyciągamy jeszcze więcej spojrzeń, ale Hannah wydaje się zupełnie tego nieświadoma. Ja, z drugiej strony, jestem całkowicie świadomy uwagi jaką przyciągamy - szczególnie jednej konkretnej osoby - Kohla. Właśnie wszedł do salonu, a jego usta zacisnęły się w wąską kreskę, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Kiwam mu głową na powitanie, a później z rozmysłem odwracam twarz i całuję Hannah w policzek. Spogląda na mnie zaskoczona, więc wymyślam coś na poczekaniu. - Zaraz wracam. Idę po piwo. - Okej. - Odwraca się z powrotem do Beau i kontynuuje rozmowę o jego siostrze. Nie dostrzegam z jej strony żadnego romantycznego zainteresowania Beau, a to przynosi jakieś dziwne poczucie ulgi. Niestety, realne zagrożenie nadchodzi z drugiego końca pomieszczenia i maszeruje w naszym kierunku, gdy tylko robię krok, aby odejść od Hannah i Beau. Przechwytuję go po drodze, zanim dociera do gawędzącej dwójki i kładę mu dłoń na ramieniu. - Hej, Kohl. Niezła impreza, co? Kiwa głową w roztargnieniu, ze wzrokiem utkwionym ponad moim ramieniem - w Hannah. Kurwa. On nie może być na poważnie nią zainteresowany. Myślałem, że nasza wielka farsa nie przyniesie żadnej znaczącej zmiany, ani niczego, czym mógłbym się martwić, ale wygląda na to, że mój plan działa aż za dobrze. Kohl nie odrywa wzroku od Hannah i w ogóle mi się to nie podoba. Ani trochę.
Tłumaczenie: Rylee
Patrzę na jego puste dłonie, po czym uśmiecham się szeroko. - Chodź, załatwimy ci coś do picia. - Nie trzeba, jest dobrze - I już mnie mija, idąc tam, gdzie nie chcę, aby szedł. W chwili gdy Hananh zauważa Justina, jej policzki robią się czerwone i zaskoczenie błyska w jej oczach, ale szybko dochodzi do siebie i uśmiecha się nieśmiało. Kurwa, nie. Nagle moje plecy są bardziej wyprostowane niż kij do hokeja. Chcę tam podejść i odciągnąć ją od niego. Albo jeszcze lepiej, przyciągnąć ją prosto w moje ramiona i całować bez końca. Ale nie robię żadnej z tych rzeczy, bo tym razem to mnie ktoś zatrzymuje. Na mojej drodze pojawia się Kendall, jej długie blond włosy splecione są w fantazyjny warkocz zarzucony na jedno ramię, a jego końcówka spoczywa na jej piersiach. Ubrana jest w niewiarygodnie krótką, czerwoną sukienkę i niebotycznie wysokie obcasy i wygląda na wkurzoną jak skurwysyn. - Hej - mówi napiętym głosem. - Hej. - Odchrząkuję. - Co słychać? Jej usta zaciskają się w niezadowoleniu. - Co słychać? Poważnie? Jesteś na randce i to wszystko, co masz mi do powiedzenia? Kurwa. Połowa mojej uwagi skupia się na Hannah, która właśnie śmieje się z czegoś, co powiedział Kohl. Na szczęście Beau ciągle tam jest i robi za przyzwoitkę, ale nie jestem szczęśliwy widząc ją i Kohla zachowujących się tak poufale. Resztę uwagi poświęcam Kendall, która, zaczynam się obawiać, ma zamiar urządzić scenę. - Mówiłeś, że nie chcesz mieć dziewczyny - syczy. - Bo nie chcę - odpowiadam natychmiast.
Tłumaczenie: Rylee
Jest tak wkurzona, że aż cała się trzęsie. - Więc jak wytłumaczysz ją? - Jeden wypielęgnowany palec zostaje wycelowany w Hannah. Świetnie. To teraz jestem załatwiony. Nie mogę powiedzieć, że z nią nie jestem, bo Kohl ma myśleć, że jestem. Ale jeżeli powiem Kendall, że jestem, to mogę oberwać. Mocno. Obniżam głos. - Ona nie jest moją dziewczyną. To zwykła randka, nic poważnego, okej? - Nie, nie okej. Naprawdę chcę z tobą być. Jeżeli ty nie chcesz być ze mną, no to w porządku. Ale miej przynajmniej na tyle przyzwoitości, by… - Dlaczego? - Nie mogę powstrzymać tego pytania. W zeszłym tygodniu ugryzłem się w język, ale teraz mam już dość. Kendall mruga, zdezorientowana. - Co, dlaczego? - Dlaczego chcesz ze mną być? Krzywi się na mnie, jakbym ją obraził tym pytaniem. - Nawet mnie nie znasz - mówię łagodnie. - Nigdy nawet się nie wysiliłaś, żeby mnie poznać. - To nieprawda - sprzeciwia się, a jej grymas niezadowolenia przechodzi w zmartwiony. Wzdycham ciężko. - Nigdy tak naprawdę ze sobą nie rozmawialiśmy, Kendall, i nie widzieliśmy się od wakacji. Nigdy nie zadałaś mi żadnego pytania o moją rodzinę, dzieciństwo, czy chociażby zajęcia. Nie masz pojęcia o moich zainteresowaniach, cholera, ty nawet nie wiesz, jaki jest mój ulubiony kolor, a to jest jedno z podstawowych pytań, które się zadaje, gdy się chce kogoś poznać. - A właśnie, że wiem - upiera się. Wzdycham ponownie. - Tak? To jaki jest mój ulubiony kolor?
Tłumaczenie: Rylee
Waha się przez chwilę, po czym odpowiada: - Niebieski. - Nie, bo czarny. - Odzywa się kolejny głos i Hannah pojawia się obok mnie, a ja jestem tak cholernie wdzięczny, że mam ochotę ją wyściskać. - Przepraszam, że przeszkadzam - ćwierka wesolutko. - Ale… facet, gdzie nasze piwa? Nie możesz znaleźć drogi do kuchni, czy co? - Nie, jedynie nie mogę tam dotrzeć. Hannah zerka na Kendall. - Hej, jestem Hannah. Przepraszam, ale muszę go porwać na sekundę. Pragnienie wzywa. Fakt, że Kendall się nie sprzeciwia, mówi mi, że moje argumenty trafiły na podatny grunt. Wyraz jej twarzy przedstawia mieszankę wstydu i winy, gdy Hannah bierze mnie za rękę i ciągnie na korytarz. Gdy jesteśmy poza zasięgiem jej wzroku, mówię do Hannah: - Dzięki za ratunek. Jeszcze trochę, a wybuchłaby płaczem, albo kopnęła mnie w jaja. - Jestem pewna, że to drugie spotkałoby cię nie bez powodu. - Wzdycha. Niech zgadnę, złamałeś jej serce. - Nie - odpowiadam. - Okazało się natomiast, że nasze polubowne rozstanie, nie było tak polubowne, jak myślałem. - Ach, rozumiem. Mrużę oczy. - Więc mój ulubiony kolor to czarny, tak? Dlaczego tak sądzisz? - Ponieważ każda koszula, czy t-shirt, jaki posiadasz jest czarny - patrzy znacząco na mój czarny sweter. - Może dlatego, że czarny pasuje do wszystkiego, nie przyszło ci to do głowy? To jeszcze nie znaczy, że to mój ulubiony kolor. - Nie? W takim razie, jaki jest twój ulubiony kolor? Wzdycham.
Tłumaczenie: Rylee
- Czarny. - Ha! Wiedziałam. - Po chwili też wzdycha. - Więc co teraz? Będziemy chować się po korytarzach przez cały wieczór, unikając tej dziewczyny? - Tak. Chyba że chcesz już wyjść? - mówię z nadzieją. Minął mi cały entuzjazm związany z tą imprezą, szczególnie teraz, gdy przyszedł Kohl. Zanim Hannah odpowiada, dodaję asekuracyjnie, aby ją przekonać: - Justin połknął przynętę. Więc jeśli teraz znikniemy mu z oczu, pozostawisz po sobie niedosyt, a taki był plan, racja? Waha się, marszcząc czoło. - Tak, ale… - Ale co? - Fajnie mi się z nim rozmawiało. Niech mnie cholera weźmie, jeśli nie odbieram tych słów jak noża wpakowanego prosto w serce. Ale dlaczego? Hannah mnie nie interesuje. A przynajmniej nie interesowała mnie wcześniej. Chciałem jedynie, aby była moją korepetytorką, a teraz… teraz nie wiem, czego chcę. - O czym rozmawialiście? - pytam i mam nadzieję, że nie słychać ostrej nuty w tonie mojego głosu. Hannah wzrusza ramionami. - O zajęciach. O futbolu. Występie. Zapytał mnie, czy nie chciałabym czasem wyskoczyć z nim na kawę, czy pouczyć się razem etyki. Hm, co? - Chyba sobie żartujesz! - wybucham. - Starował do ciebie, centralnie przed moją pieprzoną twarzą? Rozbawienie migocze w jej oczach. - My nie jesteśmy naprawdę razem, Garrett. - On o tym nie wie. - Nie mogę zapanować nad gniewem. - Nie startuje się do laski innego faceta. Kropka. To chamówa. Hannah się krzywi, a ja przyglądam się jej przez chwilę.
Tłumaczenie: Rylee
- Umówiłabyś się z facetem, który tak postępuje? - Nie - przyznaje po dłuższej chwili. - Ale… - dodaje po namyśle: - W tym nie było żadnych seksualnych podtekstów. Gdyby mnie podrywał, zaprosiłby mnie na kolację, czy coś w tym stylu. A wspólna kawa, czy nauka, to zwykłe rzeczy, które robi się w gronie znajomych. Może i ma rację, ale wiem, jak myślą faceci. Sukinsyn uderzał do dziewczyny na oczach faceta, z którym przyszła na imprezę. Chamówa. - Garrett… - zaczyna ostrożnie. - Wiesz, że ten pocałunek nic nie znaczył, prawda? To pytanie budzi moją czujność. - Hm. Tak. Oczywiście, że wiem. - Ponieważ jesteśmy jedynie przyjaciółmi… racja? - pyta, kładąc nacisk na podkreślenie tego faktu i strasznie mnie to drażni, ale wiem, że to nie jest odpowiednia chwila, aby się o to spierać. Czymkolwiek jest to to. Więc przytakuję i mówię: - Racja. Ulga rozjaśnia jej oczy. - Dobrze. Okej, no to cóż, myślę, że możemy już iść. - Jasne. Co tylko sobie życzysz. - Ale chodźmy jeszcze pożegnać się z Beau. Wiesz, naprawdę polubiłam tego faceta. W ogóle nie jest taki, jak myślałam… Mówi dalej, ale nie słyszę nawet jednego, cholernego słowa. Jestem zbyt pochłonięty rozpracowywaniem tej bomby, którą przed chwilą na mnie zrzuciła. Tak, Hannah i ja jesteśmy przyjaciółmi. Właściwie, nigdy dotąd nie przyjaźniłem się z żadną dziewczyną. I tak, chcę dalej być jej przyjacielem. Ale oprócz tego… Chcę się z nią przespać.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 18
Hannah Odkąd zaczęłam dawać korepetycje Garrettowi, bardzo zaniedbałam moich przyjaciół, ale teraz, gdy jest już po poprawce, mój czas wolny znowu należy tylko do mnie. Więc w wieczór po imprezie u Beau zjawiam się w naszej ulubionej kawiarni, bardzo podekscytowana, że w końcu spotkam się ze znajomymi. I sądząc po ich reakcji, nie mam wątpliwości, że im również bardzo mnie brakowało. - Han-Han! - Dexter zrywa się ze swojego krzesła i przyciąga mnie do niedźwiedziego uścisku. I kiedy mówię niedźwiedzi uścisk, naprawdę mam to na myśli, ponieważ Dex jest gigantycznym facetem. Zawsze mu dokuczam, że wygląda jak ten chłopak z „Wielkiego Mike’a” i zamiast śpiewać, powinien grać w futbol. Ale Dex nie ma w sobie żyłki sportowca. Podobnie jak ja, studiuje muzykę i jest naprawdę świetnym wokalistą. Następna jest Megan, i jak na mądralę przystało, wita mnie mądralińską uwagą. - Porwali cię kosmici? - pyta, przytulając mnie tak mocno, że nie mogę oddychać. - Mam nadzieję, że tak, i że robili ci badania przez odbyt jakieś dziesięć godzin bez przerwy, bo zdecydowanie na to zasługujesz za ignorowanie mnie dłużej niż tydzień. Śmieję się słysząc tę jakże milusią torturę. - Wiem. Jestem do bani. Ale przez cały tydzień dawałam korepetycje i nie miałam czasu praktycznie na nic.
Tłumaczenie: Rylee
- Och, już my wszyscy doskonale wiemy, kto tak zajmował twój czas nuci siedząca obok Dexa Stella. - Garrett Graham, Han? Serio? Tłumię westchnięcie. - Kto wam powiedział? Allie? Stella przewraca oczami w najbardziej dramatyczny sposób, jaki kiedykolwiek widziałam. Wydaje mi się, że studenci aktorstwa już tak mają mówiąc, czy gestykulując, nie potrafią się powstrzymać od przesadnej ekspresji. - Oczywiście, że nam powiedziała. W przeciwieństwie do ciebie, Allie nie ma przed nami żadnych sekretów. - Och, zamknij się. Byłam zajęta korepetycjami i próbami. I cokolwiek Allie powiedziała wam o Grahamie, to nieprawda. - Odpinam płaszcz i przewieszam go przez oparcie pustego krzesła obok Meg. - Pomagałam mu zaliczyć etykę. To wszystko. Chłopak Meg, Jeremy, wygina na mnie brwi znad krawędzi swojego kubka z kawą. - Wiesz, że to oznacza, że teraz jesteś naszym wrogiem? - Ej, no weź - protestuję. - To podłe. - Powiedział zdrajca - wtrąca Meg, drażniąc się ze mną. - Jak śmiesz bratać się z mięśniakiem? Jak. Śmiesz? Po ich rozbawionych minach wnioskuję, że mają ze mnie niezły ubaw. A przynajmniej tak to wygląda do czasu, aż mój telefon zaczyna miałczeć i wyciągam go z torebki, by zobaczyć od kogo dostałam smsa. Garrett: Powinnaś koniecznie przyjść na naszą pomeczową imprezę. Jakaś laska właśnie rzuciła dzbanek piwa nad głową Deana. Parskam śmiechem i szybko odpisuję, bo chcę wiedzieć więcej. Ja: OMG. Dlaczego? (choć nie mam wątpliwości, że zasłużył) Garrett: Chyba zapomniał jej powiedzieć, że nie są ze sobą na wyłączność.
Tłumaczenie: Rylee
Ja: No tak. Mężczyźni. On: Mężczyźni… dokończ tę myśl…Mężczyźni są niesamowici? Dzięki, kochanie. Chętnie przyjmę nagrodę w imieniu nas wszystkich. Ja: Nagrodę dla największego dupka? Tak, jesteś idealnym rzecznikiem. On: Ała. To bolało. Nie jestem ND Myśl, że mogłam zranić jego uczucia wywołuje u mnie poczucie winy. Ja: Masz rację. Nie jesteś. Przepraszam On. Ha! Jesteś największym mięczakiem na tej planecie. Wcale mnie to nie bolało. Ja: Dobrze, bo te przeprosiny nie były szczere. - Hannah Wells, proszona do gabinetu dyrektora. Gwałtownie unoszę głowę i widzę, że czwórka moich przyjaciół uśmiecha się do mnie szeroko. Dex, który odezwał się wcześniej, odwraca się do grupy: - Och, spójrzcie, ona zwraca na nas uwagę. - Przepraszam - mówię, czując wyrzuty sumienia. - Nie zerknę już więcej na telefon, tak długo jak tu będziemy. - Hej, nigdy nie uwierzysz, kogo widzieliśmy wczoraj wieczorem w Ferres - mówi Meg, mając na myśli włoską restaurację w centrum miasta. - No to się zaczyna - wzdycha jej chłopak. - Mogłabyś wytrzymać chociaż pięć minut bez plotkowania? - Nie - błyska w jego stronę szerokim uśmiechem, po czym zwraca się do mnie: - Cassa i Mary Jane - oznajmia. - Byli na randce. - Wiedziałaś, że się spotykają? - podpytuje Stella. - Wiem, że ją zaprosił - przyznaję. - Ale myślałam, że jest na tyle rozsądna, by mu odmówić.
Tłumaczenie: Rylee
Ale nie dziwi mnie, że się zgodziła. I wprost umieram z niecierpliwości, jak będzie wyglądała poniedziałkowa próba. Jeżeli Cass i Mary Jane, są teraz „parą” już nic w tym duecie nie będzie po mojemu. - Ten dupek nadal sprawia problemy na próbach? - pyta Dext, marszcząc brwi. - Tak. Mam wrażenie, że jego życiową misją jest wkurzanie mnie. Ale w tym tygodniu nie mieliśmy wspólnych prób, więc chociaż trochę od niego odsapnęłam. A jak ci idzie z twoim kawałkiem? Dex poważnieje. - Jest świetnie, naprawdę. Jon wysłuchuje wszystkie moje sugestie i chętnie się do nich stosuje. Ale nie ma też problemu z powiedzeniem mi nie, gdy coś mu się nie podoba, a ja to doceniam. Cóż, przynajmniej jednemu z nas się poszczęściło z kompozytorem piosenki. - Okej, skoczę tylko po kawę i opowiesz mi więcej, dobrze? - Zeskakuję z krzesła, chwytając torebkę. - Ktoś jeszcze ma na coś ochotę? Po tym, jak wszyscy kręcą głowami, ruszam w stronę lady i staję na końcu długiej kolejki. Kawiarnia jest dość zatłoczona jak na niedzielny wieczór, a ja jestem zaskoczona, gdy kilka osób kiwa mi na powitanie i mówi cześć. Nie znam żadnej z tych osób, ale uśmiecham się niezręcznie i odpowiadam na ich skinienia, po czym udaję, że piszę smsa, bo nie chcę rozmawiać z żadnymi obcymi ludźmi. Może poznałam ich na imprezie u Beau? Ale wszystkie nowe twarze, które przedstawił mi Garrett zlały się w jedną. Z imienia kojarzę jedynie Beau i kilku innych zawodników, w tym oczywiście Justina. Nagle czuję, że ktoś klepie mnie w ramię, więc odwracam się i patrzę wprost w piękne, niebieskie oczy. O wilku mowa. - Och, hej - mówię cienkim głosem. - Hej. - Justin wkłada ręce do kieszeni swojej futbolowej kurtki. - Co słychać?
Tłumaczenie: Rylee
- Dobrze. A u ciebie? - Staram się brzmieć, jakby moje serce wcale nie pędziło jak oszalałe. - Też dobrze. Ale nad czymś się zastanawiam. - Wygląda tak uroczo, gdy przechyla głowę, a jego ciemne kosmyki opadają na czoło, że walczę z pragnieniem odgarnięcia ich na bok. - Czego tak bardzo nie lubisz w imprezach? - pyta szczerząc się szeroko. Mrugam, zdezorientowana. - Co? - Ostatnio wpadliśmy na siebie na dwóch imprezach i z obu wyszłaś bardzo wcześnie. - Milknie na chwilę. - W zasadzie, to obie opuściłaś w towarzystwie Garretta Grahama. Nagle czuję jakiś dziwny dyskomfort. - Hm, tak. Cóż, Garrett ma samochód. Nie mogę przepuścić okazji do darmowej podwózki do domu. W chwili, gdy te słowa opuszczają moje usta zdaję sobie sprawę jak beznadziejnie to brzmi. Jednak w przeciwieństwie do Garretta, który natychmiast rzuciłby jakiś niewybredny komentarz, Justin nawet się nie uśmiecha. Jeśli już, to wydaje się zaniepokojony. Milczy przez chwilę, zanim odzywa się niskim głosem: - Wiesz co? Po prostu musze o to zapytać - ty i Garrett jesteście tylko przyjaciółmi, czy łączy was coś więcej? Mój telefon zaczyna dzwonić dokładnie w chwili, gdy Justin zadaje to pytanie, udowadniając, że iPhony mają beznadziejne wyczucie czasu. Gdy „Sexy Back” Justina Timberlake’a rozbrzmiewa w mojej torebce, każda osoba w zasięgu mojego wzroku uśmiecha się szeroko. Dlaczego mój telefon ma taki dzwonek? Cóż, pewnie dlatego, że pewien kapitan drużyny hokeja mi go ustawił, a ja byłam zbyt leniwa, aby go zmienić.
Tłumaczenie: Rylee
Spojrzenie Justina opada na wyświetlacz mojego telefonu, gdzie wielkimi literami widnieje nazwisko osoby dzwoniącej: GARRETT GRAHAM - Chyba mamy odpowiedź na moje pytanie - mówi z przekąsem Justin. Szybko naciskam „ignoruj”. - Nie. Garrett i ja nie jesteśmy razem. I żebyś nie pomyślał sobie nie wiadomo czego, to nie ja ustawiłam ten dzwonek, tylko on. Justin nadal wygląda na nieprzekonanego. - Więc nie spotykasz się z nim? Przez tę udawaną randkę, utknęłam w kłamstwie, więc nie mam innego wyjścia, jak brnąć w nie dalej: - Czasami się spotykamy, ale nie jesteśmy parą, ani nic takiego. Umawiamy się z innymi osobami. - Och, okej. Kolejka przesuwa się bliżej lady, a my wraz z nią. - Czy to oznacza, że możesz czasem pójść ze mną na kolację? - pyta, uśmiechając się miękko. Ukłucie niepokoju pojawia się w moim brzuchu, ale nie potrafię znaleźć w tym sensu, więc je ignoruję. - To oznacza, że mogę robić, co tylko chcę. Jak powiedziałam, Garrett i ja nie jesteśmy parą, jedynie czasami się spotykamy. Boże, nie brzmi to za ciekawie. Wiem, co faceci myślą, gdy słyszą coś takiego. Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że z nim sypiam bez zobowiązań. Ale Justin nie wydaje się tym zniechęcony. Wyciąga ręce z kieszeni i wkłada je w szlufki swoich bojówek w nieco nietypowej pozie. - Słuchaj, Hannah. Uważam, że jesteś naprawdę fajną dziewczyną. Wzrusza ramionami. - Chciałbym poznać cię bliżej. Moje serce pomija uderzenie.
Tłumaczenie: Rylee
- Naprawdę? - Całkowicie. Nie mam nic przeciwko temu, że w tym samym czasie spotykasz się z innymi ludźmi, ale… - Jego twarz przybiera intensywny wyraz. Jeżeli ja i ty wyjdziemy razem kilka razy i zacznie się robić poważniej, a myślę, że tak się stanie, wtedy na pewno będę chciał spotykać się z tobą na wyłączność. Nie mogę powstrzymać uśmiechu. - Nie zdawałam sobie sprawy, że futboliści to monogamiści - drażnię się z nim. Justin śmieje się cicho. - Moi koledzy z drużyny zdecydowanie nie są, ale ja nie jestem taki jak oni. Kiedy jestem zainteresowany jakąś dziewczyną, chcę, żeby była ze mną i tylko ze mną. Nie mam pojęcia co na to odpowiedzieć, na szczęście on od razu dodaje: - Ale to za wcześnie, aby o tym rozmawiać. Może na początek zaczniemy od kolacji? O mój Boże. On zaprasza mnie na randkę. Nie na kawę, nie, żeby się pouczyć, tylko na randkę z prawdziwego zdarzenia. Powinnam zrobić gwiazdę, czy coś w tym stylu, a jednak nie potrafię pozbyć się lęku, który osiadł na dnie mojego żołądka niczym małe alarmujące dzwoneczki, które podpowiadały, bym powiedziała… nie. Ale to jakieś szaleństwo. Miałam obsesję na punkcie tego chłopaka odkąd tylko pojawił się w Briar. Chcę pójść z nim na randkę. Powoli wypuszczam wstrzymywany oddech. - Jasne, brzmi świetnie. Kiedy? - Cóż, jestem trochę zalatany w tym tygodniu. Mam do napisania dwa eseje, a w sobotę wyjeżdżam z drużyną na mecz do Buffalo. Więc może w przyszłą niedzielę? Nagle mój telefon znowu wyrywa się z „Sexy Back”
Tłumaczenie: Rylee
Usta Justina wyginają się w niezadowoleniu, ale ten grymas znika z jego twarzy, gdy tylko wciskam „ignoruj”. - Przyszła niedziela mi pasuje - mówię stanowczo. - Świetnie. Docieramy do lady i zamawiam dużą latte, ale zanim mogę sięgnąć po portfel, Justin składa swoje zamówienie i płaci za obie nasze kawy. - Ja stawiam. Jego chrapliwy głos wysyła dreszcz wzdłuż mojego kręgosłupa. - Dziękuję. Gdy przechodzimy kawałek dalej, by poczekać na zamówione napoje, ponownie przechyla tak uroczo głowę. - Zostajesz tutaj, czy mogę odprowadzić cię do akademika? Czekaj mieszkasz w akademiku, tak? Czy poza kampusem? - Tutaj, w Bristol House. - Hej, jesteśmy sąsiadami. Ja mieszkam w Hartford. Dziewczyna parząca kawę kładzie nasze filiżanki na ladzie. Justin sięga po swoją i uśmiecha się do mnie. - Czy zechciałaby pani, abym ją odprowadził, milady? Dobra, to było… kiepskie. I nie podziękował baristce, która podała nam kawę. Nie wiem dlaczego mnie to martwi, ale tak jest. Jednak zmuszam się do uśmiechu, pomimo tego, że kręcę głową. - Chętnie, ale jestem tu z przyjaciółmi. - Jesteś bardzo rozchwytywaną osobą, co? Śmieję się niezręcznie. - Niezupełnie. Nie widziałam się z nimi jakiś czas. Byłam zbyt zajęta. - Ale nie na tyle, by nie spotkać się z Grahamem - zauważa. Słyszę niegroźną uszczypliwość w jego głosie, ale jest tam coś jeszcze, coś ostrzejszego - zazdrość? A może uraza? Ale po chwili się uśmiecha i żartobliwie zabiera mi telefon, który trzymałam w dłoni.
Tłumaczenie: Rylee
- Wpiszę ci mój numer. Przyślij mi swój, gdy będziesz miała chwilę i ustalimy szczegóły dotyczące przyszłej niedzieli. Moje serce przyspiesza, ale tym razem z podekscytowania. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę wybieramy się razem na randkę. Justin kończy wpisywać swój numer do listy moich kontaktów, akurat w chwili, gdy mój telefon znowu dzwoni. Niespodzianka! To znowu Garrett. - Chyba jednak powinnaś odebrać - mamrocze Justin. Może mieć rację. Trzy telefony w ciągu dwóch minut? To zdecydowanie oznacza coś pilnego. Albo tyle, że Garrett jak zwykle stara się mnie wkurzyć. - Do zobaczenia w niedzielę. - Justin oddaje mi telefon, uśmiecha się do mnie i odchodzi. Odsuwam się od lady i odbieram telefon zanim włączy się poczta. - Hej, co jest? - mówię zirytowana. - Nareszcie! - brzmi na wkurzonego. - Po co nosisz przy sobie telefon, skoro nie odbierasz, gdy ktoś do ciebie dzwoni? Mam nadzieję, że masz dobrą wymówkę, Wellsy. - Może byłam pod prysznicem - odcinam się. - Albo sikałam. Albo ćwiczyłam jogę. Albo obudziły się we mnie ekshibicjonistyczne skłonności i biegałam nago po dziedzińcu. - Robiłaś którąś z tych rzeczy? - Nie, ale mogłam robić. Nie siedzę całymi dniami wpatrując się w telefon i czekając aż zadzwonisz, dupku. Ignoruje mój przytyk. - Co to za głosy? Gdzie jesteś? - W Coffee Hut. Z przyjaciółmi. - Opuszczam część w której Justin zaprosił mnie na randkę. Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że Garrett by tego
Tłumaczenie: Rylee
nie pochwalił, a ja nie jestem w nastroju do kłótni. - Więc z jakiego powodu dzwoniłeś do mnie te dziesięć milionów razy? - Dean ma jutro urodziny i cała drużyna wybiera się do Malone’a. Później pewnie skończymy u nas w domu. Wchodzisz w to? Śmieję się. - Pytasz mnie, czy chciałabym pójść do baru, żeby popatrzeć jak drużyna hokeja zalewa się w trupa? Skąd pomysł, że miałabym ochotę coś takiego oglądać? - Musisz przyjść - mówi stanowczo. - Jutro są wyniki mojej poprawki, pamiętasz? A to oznacza, że będziemy świętować, lub łączyć się w bólu. Tak czy inaczej chcę, żebyś przyszła. - Sama nie wiem… - Proszę? Łał. Garrett zna to słowo? Szok. - Dobra - odpowiadam, bo z jakiegoś głupiego powodu nie potrafię już powiedzieć nie temu facetowi. - Przyjdę. - Świetnie! Przyjadę po ciebie o ósmej. - Dobrze. Rozłączam się, zastanawiając, jak to możliwe, że w ciągu pięciu minut umówiłam się na dwie randki. Na jedną z facetem, którego lubię, a na drugą z facetem, z którym się całowałam. Mądrze zachowuję oba te szczegóły dla siebie, dołączając do moich przyjaciół.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 19
Hannah Garrett miał absolutną rację. Jest niesamowitą dźwignią dla czyjegoś wizerunku. Gdy idę dziedzińcem w kierunku budynku, w którym mam zajęcia z etyki, zaczepia mnie przynajmniej piętnaście osób. Hej, część, świetnie wyglądasz. Jestem witana przez tak wiele uśmiechów, kiwnięć i pozdrowień, że mam wrażenie, jakbym przeniosła się na inną planetę. Na planetę Hannah, ponieważ zdaje się, że wszyscy mnie tu znają. Ale ja nie mam pojęcia kim są ci wszyscy ludzie, podejrzewam jedynie, że widzieli mnie na imprezie u Beau. Czuję się z tym nieswojo i chcę jak najszybciej się ukryć. Przez całą tą niechcianą uwagę, praktycznie wbiegam do sali i wskakuję na miejsce obok Nell. Garrett i Justin jeszcze nie przyszli, co wywołuje u mnie westchnienie ulgi. Nie jestem pewna, czy w tym momencie chcę z którymkolwiek z nich rozmawiać. - Słyszałam, że w sobotę byłaś na imprezie z Garrettem Grahamem. Takie są pierwsze słowa, jakie kieruje do mnie Nell. Słodkie Dzieciątko Jezus. Czy ja nie mogę przeżyć nawet sekundy bez przypomnienia o tym facecie? - Hm, tak - mówię niewyraźnie. - To wszystko? Hm, tak? No weź. Chcę usłyszeć wszystkie pikantne szczegóły.
Tłumaczenie: Rylee
- Nie ma żadnych. - Wzruszam ramionami. - Czasami się spotykamy. Najwyraźniej teraz to moje życiowe motto, które będę wszystkim powtarzać aż do znudzenia. - A co z twoim wcześniejszym zauroczeniem? - Nell kiwa znacząco głową w kierunku miejsca zwykle zajmowanego przez Justina. Podążam za jej spojrzeniem i dostrzegam, że właśnie się pojawił. Wyciąga laptopa z torby, a gdy wyczuwa moje spojrzenie na sobie podnosi głowę i uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam jego gest, a później wchodzi Tolbert i przerywam kontakt wzrokowy, by skupić się na zajęciach. Garrett się spóźnia, a to do niego niepodobne. Wiem, że poprzedniego wieczora świętował po meczu z chłopakami z drużyny, ale dzisiaj rano miał trening, więc to niemożliwe, żeby zaspał. Wyciągam dyskretnie telefon, aby do niego napisać, ale mnie ubiega. On: Mam sytuację kryzysową. Przyjdę na drugą połowę. Rób za mnie notatki, okej? Ja: Wszystko OK?? On: Tak. Sprzątam po Loganie. Długa historia. Opowiem później. Robię bardzo obszerne i dokładne notatki, bardziej ze względu na Garretta, niż siebie, bo jestem do przodu z materiałem odkąd musiałam poświęcić więcej uwagi etyce, ze względu na dawane korepetycje. Podczas gdy Tolbert mówi dalej, ja się wyłączam, a mój umysł dryfuje. Myślę o zbliżającej się kolacji z Justinem, a wtedy powraca ten dziwny niepokój, wywołując uczucie mdłości. Dlaczego tak bardzo się tym denerwuję? To tylko kolacja. I do niczego więcej nie dojdzie. Inne dziewczyny może i chodzą do łóżka z facetami na pierwszej randce, ale ja zdecydowanie do nich nie należę.
Tłumaczenie: Rylee
Tylko że Justin jest futbolistą. Laski pewnie rozbierają się przed nim, zanim nawet zdąży zamówić cokolwiek do jedzenia. Co, jeśli on oczekuje tego samego ode mnie? Co jeśli on… Nie, mówię sobie stanowczo. Nie mogę iść tym torem i podejrzewać, że on jest jednym z tych facetów, którzy nalegają, by dziewczyna się z nim przespała. Po czterdziestu pięciu minutach Tolbert ogłasza przerwę, a wszyscy palacze w klasie reagują, jakby byli dwa tygodnie zamknięci w kopalni. Ja też wychodzę, ale nie na papierosa, lecz żeby poszukać Garretta, który nadal się nie pojawił. Justin mija mnie na korytarzu. - Idę po kawę. Chcesz też? - Nie, dzięki. Kąciki jego ust wyginają się w uśmiechu, gdy spotyka moje oczy. - Nadal jesteśmy umówieni na niedzielę? - Tak. Kiwa głową. - Dobrze. Nie mogę się powstrzymać i zerkam na jego tyłek, gdy odchodzi. Jego spodnie nie są zbyt obcisłe, ale fajnie opinają jego pośladki. On naprawdę ma niesamowite ciało. Żałuję jedynie, że nie znam lepiej jego osobowości. Nadal trudno jest mi go odczytać i to mnie wkurza. Dlatego właśnie idziesz z nim na kolację - aby lepiej go poznać. Racja. Zmuszam się, aby o tym pamiętać i przenoszę wzrok na drzwi wejściowe, dokładnie w chwili, gdy zjawia się w nich Garrett. Jego policzki są zaczerwienione z zimna, a hokejowa kurtka zapięta pod samą szyję. Czarne Timberlandy, które ma na nogach, uderzają głucho o lśniącą podłogę, gdy idzie w moim kierunku.
Tłumaczenie: Rylee
- Hej, co przegapiłem? - pyta. - Niewiele. Tolbert mówiła o Rousseau. Garrett przenosi wzrok na drzwi od sali wykładowej. - Jest w środku? Kiwam głową. - Okej, to dobrze. Mam nadzieję, że uda mi się ją przekonać, aby teraz oddała mi test, zamiast na koniec zajęć. Nie mogę zostać. - Powiesz mi co się stało, czy mam zacząć zgadywać? Uśmiecha się szeroko. - Logan zgubił swój fałszywy dowód. Potrzebuje go na wypadek, gdybyśmy byli dzisiaj sprawdzani, więc zawożę go do Bostonu, by mógł się spotkać z facetem, który robi je od ręki - urywa na chwilę. - Ty masz dowód, tak? Ochrona u Malone’a nas zna, więc nie powinniśmy mieć problemów z wejściem, ale do ciebie może się przyczepić. - Tak, mam dowód. A tak przy okazji, dlaczego Dean wyprawia urodziny w poniedziałek? I jak późno chcecie wrócić? - Raczej nie zabalujemy długo. Będziesz mogła wrócić, kiedy tylko będziesz chciała. A Dean wyprawia urodziny w poniedziałek, bo Beau ukradł mu sobotę. I dlatego, że we wtorki nie mamy treningów na lodowisku, tylko ćwiczymy na siłowni. Kiedy jesteś na kacu dużo łatwiej jest ci podnosić ciężary, niż jeździć na łyżwach. Przewracam oczami. - Nie było by łatwiej nie być na kacu? Garrett szczerzy zęby w szerokim uśmiechu. - Powiedz to solenizantowi. Ale nic się nie martw. Ja dzisiaj nie piję. Będę trzeźwy jak niemowlę. Och, i chciałem cię o coś zapytać, ale to później. Najpierw muszę pogadać z Tolbert. Za chwilę wracam. Po tym jak Garrett znika w klasie, na korytarzu zjawia się Justin, trzymając kubek kawy.
Tłumaczenie: Rylee
- Wchodzimy do środka? - pyta, czekając na mnie przy drzwiach. - Za chwilę przyjdę. Czekam na kogoś. Dwie minuty później Garrett wyskakuje na korytarz i wystarczy jedno spojrzenie na jego twarz, by wiedzieć, że ma dobre wieści. - Zdałeś? - piszczę. Garrett podnosi swój test nad głowę, jakby odgrywał scenę z „Króla Lwa”. - Piątka - pieprzona - minus. Łapię gwałtowny oddech. - Jasna cholera. Naprawdę? - Tak. Zanim mogę chociażby mrugnąć, Garrett przyciąga mnie w swoje ramiona i przytula tak mocno, że wyciska całe powietrze z moich płuc. Zarzucam mu ręce na szyję, a później wybucham śmiechem, gdy podnosi mnie do góry i okręca tak wiele razy, że aż kręci mi się w głowie. Nasza żywiołowa reakcja przyciąga kilka zaciekawionych spojrzeń, ale mam to gdzieś. Radość Garretta jest zaraźliwa. Gdy w końcu stawia mnie na nogi, wyrywam mu
papier z ręki. Po
wszystkich tych
godzinach
zainwestowanych w korepetycje, czuję się, jakby to była też moja ocena. Pierś przepełnia mi duma, gdy przeglądam jego warte piątki minus słowa. - Niesamowite - mówię. - Czy to oznacza, że twoja średnia jest z powrotem taka, jak być powinna? - Jak cholera. - To dobrze. - Mrużę na niego powieki. - Teraz tylko dopilnuj, aby taka pozostała. - Dopilnuję. Jeżeli obiecasz, że pomożesz mi się przygotować do każdego możliwego testu.
Tłumaczenie: Rylee
- Hej, nasza umowa dobiegła końca, stary. Niczego ci nie obiecam. Ale… - Jak zawsze kapituluję w jego obecności. - Pomogę ci utrzymać dobre oceny jako dowód mojej przyjaźni, ale tylko wtedy, gdy będę miała czas. Uśmiechając się, znowu mnie przytula. - Nie poradziłbym sobie bez ciebie, wiesz? - jego głos staje się zachrypnięty. Czuję jego ciepły oddech na skroni. Powoli odsuwa się do tyłu, jego hipnotyzujące szare oczy skupiają się na mojej twarzy, po czym pochyla lekko głowę, a ja w jednej niepoczytalnej sekundzie myślę, że mnie pocałuje. Odsuwam się od niego raptownie. - Więc dzisiaj świętujemy - mówię lekko. - Nadal chcesz przyjść, tak? - w jego głosie słychać, że mu zależy. - Czy właśnie tego nie powiedziałam? - mamroczę. Na jego twarzy maluje się ulga. - Słuchaj… chciałem cię o coś poprosić. Sprawdzam godzinę na moim telefonie i uświadamiam sobie, że zostały tylko trzy minuty do końca przerwy. - Możemy porozmawiać później? Muszę już iść. - To zajmie tylko minutę. - Jego wzrok łapie moje spojrzenie. - Ufasz mi? Jego pytanie budzi moją czujność, ale gdy odpowiadam, zaskakuje mnie niezachwiana pewność mojego głosu. - Oczywiście, że tak. Rany, naprawdę mu ufam. Pomimo tego, jak krótko go znam, ufam temu facetowi. - To dobrze - jego głos gęstnieje i odchrząkuje zanim mówi dalej: - Chcę, abyś na tej imprezie wypiła jakiś alkohol. Zamieram. - Co? Dlaczego? - Ponieważ myślę, że wyjdzie ci to na dobre.
Tłumaczenie: Rylee
- Więc dlatego zaprosiłeś mnie na imprezę Deana? - mówię ostro. - Żeby mnie upić? - Nie. - Garrett kiwa głową. - Żeby ci pokazać, że to nic złego czasem sobie odpuścić. Słuchaj, ja nie będę dzisiaj pił, ale oferuję ci coś więcej niż tylko podwózkę do domu. Będę twoim ochroniarzem, barmanem, a co najważniejsze, przyjacielem. Obiecuję cały wieczór mieć cię na oku, Wellsy. Jestem dziwnie wzruszona jego przemówieniem. Ale to, co on proponuje jest zupełnie niepotrzebne. - Ja nie jestem jakąś alkoholiczką, która koniecznie musi się napić, Garrett. - Wcale tak nie uważam, głupolu. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że jeśli się zdecydujesz wypić drinka, piwo, lub dwa, nie musisz się martwić. Zajmę się tobą. - Waha się przez chwilę. - Wiem, że twoja znajoma miała złe doświadczenia, ale przysięgam, nigdy nie pozwolę, by to samo stało się tobie. Krzywię się, gdy mówi „znajoma” ale nie wydaje mi się, aby to zauważył. Część mnie wolałaby nigdy nie wcisnąć mu tej starej jak świat „pewna moja znajoma” wymówki, ale nie potrafię się zmusić, aby tego żałować. Jedynie moi najbliżsi przyjaciele wiedzą o tym, co mi się przydarzyło i tak, ufam Garrettowi, ale nie czułabym się komfortowo, mówiąc mu o gwałcie. - Więc jeżeli zdecydujesz się dzisiaj na drinka, obiecuję, że nic złego ci się nie stanie - brzmi tak szczerze, że serce mi się ściska. - To wszystko, co chciałem powiedzieć. Po prostu… pomyśl o tym, dobrze? Mam tak ściśnięte gardło, że ledwo mogę wydusić z siebie słowo: - Dobrze. - Biorę drżący oddech. - Pomyślę o tym.
Tłumaczenie: Rylee
Garrett Bar Malone’a jest tak mały, że nigdy nie ma tu gdzie usiąść, a już szczególnie teraz, gdy całą wolną przestrzeń zajmują hokeiści z Briar. Dzisiejszego wieczoru ledwo można tu oddychać, a co dopiero stać. Aby uczcić urodziny Deana zjawiła się cała nasza drużyna, ponadto poniedziałki to dzień karaoke, więc to ciasne pomieszczenie jest głośne i przepełnione jak cholera. Choć z drugiej strony, przynajmniej żaden z nas nie musiał przy wejściu pokazywać swoich fałszywych dowodów. Nagle uświadamiam sobie, że za kilka miesięcy i tak nie będzie mi już potrzebny. W styczniu skończę dwadzieścia jeden lat, ale uzyskam coś więcej niż status osoby pełnoletniej - fundusz powierniczy moich dziadków, co oznacza kolejny krok w stronę odseparowania się od mojego starego. Hannah wchodzi jakieś piętnaście minut po chłopakach i mnie. Nie przyjechała ze mną, uparła się na taksówkę, bo jej próba się przeciągnęła, a chciała jeszcze wrócić do akademika, żeby wziąć prysznic i się przebrać. A kiedy mój wzrok ląduje na niej, całkowicie popieram tę decyzję. Wygląda cholernie niesamowicie w legginsach, wysokich obcasach i dopasowanej bluzce. Jest ubrana cała na czarno, więc odruchowo szukam jakiegoś kolorowego akcentu, który zawsze gdzieś na sobie ma. Tak jest i tym razem, bo gdy się odwraca, aby pozdrowić Deana, dostrzegam na jej włosach wielką żółtą spinkę z małymi niebieskimi gwiazdkami - utrzymuje połowę jej ciemnych kosmyków upiętych, a druga połowa opada swobodnie na jej plecy i okala zaczerwienioną twarz. - Hej - mówi. - Strasznie tu gorąco, dobrze, że nie wzięłam płaszcza. - Hej - pochylam się i składam mały pocałunek na jej policzku. Nie miałbym nic przeciwko pocałowaniu jej w usta, ale nawet, jeżeli ja uważam tę imprezę za randkę, jestem pewien, że Hannah nie. - Jak poszła próba?
Tłumaczenie: Rylee
- Tak jak zwykle - patrzy na mnie ponuro. - Gównianie. - Co ten dupek wymyślił tym razem? - Nic takiego. Jedynie zachowywał się jak na dupka przystało. - Wzdycha. - Udało mi się go przekonać w kwestii układu, ale niestety będziemy mieli chór. Jęczę głośno. - Na miłość boską, Wellsy, zgodziłaś się na to? - Było dwóch na jednego - oznajmia smutno. - MJ uznała, że jej piosenka zasługuje, aby wywrzeć maksymalny efekt. Od środy zaczniemy próby z chórem. Wygląda na strasznie wkurzoną, więc ściskam jej rękę i mówię: - Chcesz drinka? Widzę jak ciężko przełyka. Przez chwilę w ogóle nie odpowiada. Patrzy jedynie w moje oczy, jakby chciała mentalnie wwiercić się w mój umysł. Wstrzymuję oddech, ponieważ wiem, że właśnie dzieje się coś ważnego. Hannah decyduje, czy powierzyć swoje zaufanie moim dłoniom, czy zamknąć je na cztery spusty, co byłoby dla mnie, jak ostre wejście całym ciałem przy bandzie, ponieważ, do cholery, ja chcę, aby ona mi ufała. Gdy w końcu udziela odpowiedzi, jej głos jest tak cichy, że zagłusza go muzyka. - Co? Oddech opuszcza jej usta, po czym odpowiada trochę głośniej: - Powiedziałam, że tak. Wraz z tym maleńkim słowem moje serce rośnie, jak balon napełniany helem. Zaufanie Hannah ląduje w rękach Garretta. Nie okazuję po sobie radości, choć utrzymanie jej w ryzach wymaga ode mnie niemałego wysiłku. Zamiast tego kiwam nonszalancko głową i prowadzę ją do baru. - To na co masz ochotę? Piwo? Whiskey? - Nie, chciałabym coś smacznego.
Tłumaczenie: Rylee
- Przysięgam na Boga, Wellsy, jeśli zamówisz jeden z tych słodkich, dziewczęcych drinków, oficjalnie przestanę się z tobą zadawać. - Ale ja jestem dziewczyną - protestuje. - Dlaczego nie mogę wypić czegoś dziewczęcego? O, może pina coladę? Wzdycham. - Dobra, mogło być gorzej. Przy barze zamawiam dla Hannah pina coladę i bacznie śledzę każdy ruch barmana. Hannah robi to samo. Z dwoma najbardziej czujnymi na tej planecie obserwatorami procesu powstawania pina colady, nie ma absolutnie najmniejszych wątpliwości, że drink, którego podaję Hannah po kilku minutach, nie zawiera w sobie nawet śladu narkotyków. Hannah bierze mały łyczek, po czym uśmiecha się do mnie. - Pyszny. Odwzajemniam jej uśmiech. - Chodź, przedstawię cię kilku kumplom. Ponownie biorę ją za rękę i idziemy w kierunku hałaśliwej grupy przy stole bilardowym, gdzie Hannah poznaje Birdiego i Simmsa. Logan i Tucker zauważają nas i dołączają, by się przywitać. Oboje przyciągają ją do uścisku, Logan jak na mój gust, robi to trochę za długo, ale gdy spotykam jego wzrok wygląda zupełnie niewinnie. Może po prostu jestem paranoikiem. Ale, do cholery, wystarczy, że muszę rywalizować z Kohlem, jeszcze tylko tego brakowało, abym stawał w przeciwnym narożniku z najlepszym przyjacielem. Chwila… ja rywalizuję? Nadal nie jestem pewien, czego właściwie od niej chcę. Mam na myśli, no dobra, chcę seksu. Chcę go bardzo, bardzo… bardzo. Ale jeżeli jakimś cudem do tego dojdzie, co wtedy? Co będzie później? Wbiję flagę w zdobytą ziemię i ogłoszę ją moją dziewczyną?
Tłumaczenie: Rylee
Dziewczyny oznaczają rozproszenie, a ja nie mogę sobie teraz na to pozwolić. Zwłaszcza, że jeszcze dwa tygodnie temu byłem bliski utraty mojej pozycji w drużynie. Nie ma zbyt wiele kwestii, w których ja i mój ojciec bylibyśmy zgodni, ale akurat w tej sprawie, mamy takie samo zdanie. Po ukończeniu studiów przejdę na zawodowstwo. Do tego czasu muszę skupić się na dobrych ocenach i poprowadzeniu mojej drużyny do kolejnego mistrzostwa. Przegrana nie wchodzi w grę. Ale oglądanie jak Hannah spotyka się z innym facetem? Na to też nie pozwolę. Jestem między młotem, a kowadłem. - O mój Boże, to jest takie dobre - oznajmia Hannah, biorąc kolejny, duży łyk. - Chcę jeszcze jedną. Śmieję się cicho. - Może najpierw wypij tą, a później pomyślimy nad kolejną? - Dobra - mówi, naburmuszona, a później wypija swojego drinka duszkiem, prawdopodobnie ustanawiając jakiś rekord prędkości. Następnie oblizuje usta i uśmiecha się do mnie promiennie. - To jak? Idziemy po kolejną? Nie potrafię powstrzymać wielkiego uśmiechu. O, ludzie. Mam przeczucie, że Hannah będzie bardzo, bardzo… interesująco nawalona. I mam absolutną rację. Trzy pina colady później Hannah stoi na scenie śpiewając karaoke. Tak, dokładnie. Wstawiona laska śpiewająca karaoke. Na szczęście ona jest fenomenalną wokalistką. Nie potrafię sobie wyobrazić jakby to wyglądało, gdyby była pijana i beznadziejnie śpiewała. Wszyscy oszaleli na punkcie jej występu. Śpiewa „Bad Romance”, a niemal cały bar razem z nią, w tym kilku moich wstawionych kumpli.
Tłumaczenie: Rylee
Zdaję sobie sprawę, że uśmiecham się jak idiota patrząc na nią na scenie. Nie robi niczego prowokacyjnego, żadnych pseudo uwodzicielskich ruchów. Po prostu śpiewa tym swoim zachrypniętym głosem, odrzucając głowę do tyłu. Jej policzki są zaczerwienione, oczy błyszczą i jest taka piękna, że aż czuję ucisk w klatce piersiowej. Kurwa, chcę znowu ją pocałować. Chcę poczuć jej usta na moich. Chcę usłyszeć ten gardłowy dźwięk, który wydała za pierwszym razem, gdy wsunąłem jej język. Wspaniale. I teraz jestem twardy jak skała, stojąc w zatłoczonym barze z moimi przyjaciółmi. - Ona jest niesamowita! - krzyczy Logan, pojawiając się obok mnie. On też się uśmiecha, obserwując Hannah, ale widzę też dziwny błysk w jego oczach. Coś jakby… tęsknotę. - Jest na kierunku muzycznym. - Okej, nie była to fajna odpowiedź, ale jestem zbyt rozproszony wyrazem jego twarzy. Gdy Hannah kończy śpiewać, wybuchają gromkie brawa. Sekundę później Dean jest na scenie i mówi jej coś na ucho. Podejrzewam, że próbuje namówić ją na duet, ale jednocześnie dotyka jej nagiego ramienia, prawdopodobnie chcąc wzmocnić efekt swojego uroku i nie mam wątpliwości, że w jej oczach błyska niepokój. - Idę ją ratować - oznajmiam, zanim zaczynam torować sobie drogę przez tłum. Gdy docieram do sceny, przykładam dłonie do ust i krzyczę: - Wellsy, przytargaj tutaj ten swój seksowny tyłek! Jej twarz rozjaśnia się, gdy mnie zauważa. Bez chwili wahania, zsuwa się ze sceny, wprost w moje czekające na nią ramiona, śmiejąc się miękko, gdy okręcam ją dookoła. - O mój Boże, ale zabawa! - wykrzykuje. - Powinniśmy ciągle tu przychodzić!
Tłumaczenie: Rylee
Jej śmiech łaskocze moją szyję. Przyglądam się jej uważnie, starając się ocenić jak bardzo jest pijana, wykorzystując do tego celu moją osobistą skalę. Jeden oznacza, że jestem zupełnie trzeźwy, a dziesięć, że obudzę się następnego dnia nago, w Portland, nie pamiętając jak się tam znalazłem. Oczy Hannah nadal są bystre i czujne, nie potyka się, ani nie zatacza, więc oceniam ją na jakieś pięć - podchmielona, ale świadoma tego, co się wokół niej dzieje. I może robi to ze mnie aroganckiego dupka, ale cieszy mnie, że to akurat ja jestem osobą, która doprowadziła ją do tego miejsca. Że jestem osobą, której ufa na tyle, by wierzyć, że się nią zajmie, by mogła sobie odpuścić i po prostu dobrze się bawić. Z kolejnym olśniewającym uśmiechem, bierze mnie za rękę i zaczyna prowadzić w kierunku przeciwnym do niewielkiego parkietu. - Gdzie idziesz? - pytam, śmiejąc się. - Muszę siku! A ty obiecałeś, że będziesz moim bodyguardem, a to oznacza, że będziesz czekał za drzwiami i pełnił wartę. - Te hipnotyzujące zielone oczy spoglądają na mnie odrobinę niepewnie. - Nie pozwolisz, aby stało mi się coś złego, prawda, Garrett? W moim gardle pojawia się gula wielkości Massachusetts. Przełykam ciężko i staram się mówić pomimo niej: - Nigdy.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 20
Hannah Nie mogę uwierzyć, że denerwowałam się przyjściem do tego baru, ponieważ, no kurde, czuję się tutaj świetnie. W tej chwili siedzę w ciasnym boksie obok Garretta, Tuckera i Simmsa, i prowadzimy dyskusję na temat wpływu elektroniki i technologii na ludzi we współczesnym świecie. Tucker uważa, że małe dzieci nie powinny oglądać telewizji dłużej, niż godzinę dziennie. Całkowicie się z nim zgadzam, ale Garrett i Simms mają odmienne zdanie i debatujemy nad tym już od dobrych dwudziestu minut. Wstyd się przyznać, ale naprawdę nie myślałam, że wszyscy ci hokeiści mają jakieś zdanie na jakiekolwiek tematy nie związane z hokejem, ale są dużo bardziej wnikliwymi obserwatorami, niż przypuszczałam. - Dzieci powinny spędzać czas na świeżym powietrzu, jeździć na rowerach, łapać żaby, wspinać się po drzewach - ogłasza Tucker, wymachując kuflem w powietrzu, jakby chciał zaakcentować swoje zdanie. - To niezdrowo przesiadywać w domu cały dzień i gapić się w ekran. - Zgadzam się całkowicie, za wyjątkiem tej części o żabach - oznajmiam. - Ponieważ żaby są obrzydliwe. Chłopaki wybuchają śmiechem. - Dziewczyny… - dokucza mi Simms. - Och, no weź, Wellsy, daj szansę żabie - protestuje Tucker. - Wiesz, że są takie gatunki, którymi możesz się naćpać, gdy je poliżesz? Gapię się na niego, przerażona.
Tłumaczenie: Rylee
- Nie mam najmniejszego zamiaru lizać jakiejkolwiek żaby. Simms śmieje się drwiąco. - Nawet takiej, która może zamienić się w księcia? - Nie, nawet takiej - odpowiadam stanowczo. Tucker bierze spory łyk piwa, a później do mnie mruga. - Może ty masz w ogóle jakiś problem z lizaniem, co, Wellsy? Moje policzki robią się czerwone na tę insynuację, ale wesołe iskierki w oczach Tuckera mówią mi, że on nie miał zamiaru być ordynarny, więc odpowiadam w podobnym tonie: - Nie mam żadnego problemu z lizaniem. Tak długo, jak liżę coś smacznego. Wybucha kolejna salwa śmiechu, ale Garrett do niej nie dołącza. Gdy na niego spoglądam, widzę, że jego oczy są ciemniejsze niż zwykle. Zastanawiam się, czy wyobraża sobie moje usta na swoim… nie, nie idź w tym kierunku. - Kurwa, ktoś powinien związać tego staruszka, żeby przestał okupywać szafę grającą - oświadcza Tucker, gdy znad baru rozbrzmiewają pierwsze dźwięki kolejnego utworu Black Sabbath. Wszyscy, jak na komendę, odwracamy się w stronę sprawcy - jakiegoś miejscowego faceta z krzaczastą czerwoną brodą i najbrzydszym grymasem, jaki kiedykolwiek widziałam. W chwili, gdy skończyło się karaoke, Czerwona Broda podszedł do szafy grającej i wrzucił do niej dziesięć dolców, wybierając na liście odtwarzania przeboje, które składały się w większości z utworów Black Sabbath, Black Sabbath i jeszcze więcej Black Sabbath. Och, i jednej piosenki CCR, przy której, jak zakomunikował nam Simms, stracił dziewictwo. W końcu nasza rozmowa przechodzi na tematy związane z hokejem, głównie za sprawą Simmsa, który próbuje nas przekonać, że bramkarz jest
Tłumaczenie: Rylee
najważniejszym zawodnikiem w drużynie, i Tuckera, który cały czas go wygwizduje. Kolejny utwór Black Sabbath na szczęście dobiega końca i na jego miejsce wskakuje Lynyrd Skynyrd “Tuesday’s Gone”. Gdy rozbrzmiewają pierwsze dźwięki, czuję, jak siedzący obok mnie Garrett sztywnieje. - Co się stało? - pytam. - Nic. - Odchrząkuje, a następnie wstaje i ciągnie mnie za sobą. - Zatańcz ze mną. - Do tego? - W pierwszej chwili jestem zaskoczona, ale później przypominam sobie, że Garrett ma wielką słabość do Lynyrd Skynyrd. Gdy dłużej się nad tym zastanawiam, nie mam wątpliwości, że ta piosenka znajduje się na playliście, którą przysłał mi na maila w zeszłym tygodniu. Tucker szczerzy zęby w szerokim uśmiechu. - Od kiedy ty tańczysz, G? - Od teraz - mamrocze. Prowadzi mnie na malutki parkiet pod sceną, który jest zupełnie pusty, ponieważ nikt inny nie tańczy. Czuję się skrępowana, ale gdy Garrett wyciąga do mnie rękę, waham się tylko sekundę. Hej, jeśli on chce tańczyć, to będziemy tańczyć. Przynajmniej tyle mogę zrobić, aby się odwdzięczyć za to, jaki jest dzisiaj niesamowity. Wiele można o nim powiedzieć, ale nie mam wątpliwości, że jak coś powie, to tak będzie. Nie opuszczał mnie na krok przez cały wieczór, pilnował moich drinków, czekał na mnie, gdy byłam w toalecie, nie pozwalał, aby ktokolwiek mnie zaczepiał, czy nękał. Całkowicie ubezpieczał moje tyły i dzięki niemu po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna, czuję się na tyle bezpiecznie, by się wyluzować. Boże. Nie mogę uwierzyć, że kiedykolwiek myślałam, że on nie jest dobrym facetem.
Tłumaczenie: Rylee
- Wiesz, że ta piosenka trwa ponad siedem minut, prawda? - pytam, gdy stajemy na parkiecie. - Wiem. - Ton jego głosu brzmi zupełnie zwyczajnie. Niewzruszenie. Ale mam dziwne wrażenie, że czymś się martwi. Garrett nie przykleja się do mnie jak plaster, ani nie próbuje wykorzystać okazji, aby mnie obmacywać. Zamiast tego tańczymy zupełnie jak moi rodzice Garrett kładzie jedną rękę na moim biodrze, a w drugą ujmuje moją dłoń. Opieram wolną rękę na jego ramieniu, a on przysuwa się bliżej, przyciskając swój policzek do mojego. Jego zarost drapie moją skórę i wywołuje gęsią skórkę na moich nagich ramionach. Gdy biorę oddech, moje płuca wypełnia jego płyn po goleniu i zaczyna mi się kręcić w głowie. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Jest mi gorąco i czuję się cała obolała - to przez alkohol - zapewniam się. To musi być to. Ponieważ oboje z Garrettem zgodziliśmy się co do tego, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi. - Dean chyba nieźle się bawi - komentuję, głównie, aby odwrócić uwagę od moich szalejących hormonów. Garrett podąża za moim spojrzeniem w kierunku jednego z tylnych boksów, gdzie Dean siedzi wciśnięty między dwie, liżące go po szyi, blondynki. - Tak, chyba tak. Wyraz jego szarych oczu jest zupełnie nieobecny. Sprawia wrażenie niezainteresowanego rozmową, więc milknę i staram się nie pozwolić, aby zawładnął mną wpływ, jaki on na mnie wywiera. Ale za każdym razem, gdy jego policzek ociera się o moją twarz jest tylko gorzej. I za każdym razem, gdy jego oddech muska moją szczękę, mam dreszcze. Ciepło jego ciała pozostawia ślad na mojej skórze i jestem całkowicie świadoma jego silnej dłoni, trzymającej moją. Zanim mogę się powstrzymać, pocieram kciukiem jej wierzch. Garrett wciąga z sykiem powietrze.
Tłumaczenie: Rylee
Tak, to zdecydowanie musi być wina alkoholu. Nie mam innego wytłumaczenia na reakcje mojego ciała. Na moje obolałe piersi, mocno zaciskające się uda i poczucie dziwnej pustki między nogami. Gdy piosenka się kończy, oddycham z ulgą i robię krok do tyłu. - Dziękuję za taniec - mamrocze Garrett. Mogę być podchmielona, ale na pewno nie jestem pijana i od razu zauważam smutek bijący od całej jego postawy. - Hej - mówię, zaniepokojona. - Co się dzieje? - Nic. - Przełyka ciężko. - To tylko… ta piosenka… - Co z nią? - Przywołuje wspomnienia. To wszystko - milknie na tak długo, że tracę nadzieję, że powie coś więcej, ale w końcu dodaje: - To była ulubiona piosenka mojej mamy. Grali ją na jej pogrzebie. Sapię, zaskoczona. - Och. Och, Garrett. Bardzo mi przykro. Wzrusza ramionami, jakby nic na świecie nie potrafiło go ruszyć. - Garrett… - Słuchaj, miałem do wyboru, zatańczyć do tego, albo się rozkleić, rozumiesz? Więc dzięki za taniec. Próbuję chwycić go za rękę, ale mnie wymija. - Muszę się odlać. Dasz sobie radę? Wrócę za pięć minut. - Tak, ale… Rusza, zanim mogę dokończyć. Patrzę jak odchodzi, walcząc z falą żalu ściskającą moje gardło. Czuję się rozdarta, stojąc tam i wpatrując się w jego oddalające się plecy. Chcę za nim pójść i zmusić go, żeby o tym ze mną porozmawiał. Tak, powinnam za nim pójść. Ruszam zdecydowanym krokiem, ale po chwili zastygam w miejscu, stając twarzą w twarz z moim byłym chłopakiem.
Tłumaczenie: Rylee
- Devon! - piszczę. - Hannah… hej. - Po wyrazie jego twarzy widzę, że czuje się wyraźnie nieswojo. Chwilę mi zajmuje zorientowanie się, że nie jest sam. Wysoka, rudowłosa dziewczyna stoi obok niego… i trzyma go za rękę. Mój puls przyspiesza, ponieważ nie widziałam Devona od czasu, gdy zerwaliśmy zeszłej zimy. Nie mamy żadnych wspólnych zajęć, bo on jest na politologii, ponadto zawsze obracaliśmy się w innych kręgach znajomych. Prawdopodobnie nigdy byśmy się nie poznali, gdyby Allie dwa lata temu nie wyciągnęła mnie na koncert do Bostonu. To była niewielka knajpka, grało w niej kilka lokalnych zespołów, a Devon był perkusistą w jednym z nich. Przegadaliśmy całą noc, w trakcie której odkryliśmy, że oboje chodzimy do Briar. Devon odwiózł mnie i Allie do akademika i od tego wieczoru byliśmy nierozłączni. Tworzyliśmy parę przez osiem miesięcy, a ja byłam szalenie i bezdyskusyjnie w nim zakochana. On też twierdził, że mnie kocha, ale po tym jak mnie rzucił, część mnie zastanawiała się, czy nie był ze mną tylko z litości. Nie, nie myśl w ten sposób. Ten surowy głos w mojej głowie należy do Caroline i nagle tęsknię za tym, aby usłyszeć go na żywo. Nasze sesje terapeutyczne zakończyły się wraz z moim wyjazdem na studia i chociaż od czasu do czasu rozmawiałyśmy przez telefon, to nie to samo, co siedzenie na skórzanej kozetce w jej gabinecie, wdychanie kojącego, lawendowego zapachu i wsłuchiwanie się w jej ciepły, uspokajający głos. Nie potrzebuję jej już tak bardzo jak kiedyś, ale teraz, stojąc twarzą w twarz z Devonem i jego nową, olśniewającą dziewczyną, zapomniane już niepokoje i niepewność wracają do mnie natychmiast. - Co u ciebie słychać? - pyta. - W porządku. Nie, świetnie - zmieniam pospiesznie. - A u ciebie?
Tłumaczenie: Rylee
- Nie mogę narzekać. - Jego uśmiech wygląda na wymuszony. - Ee… mój zespół się rozpadł. - O, cholera. Przykro mi. Co się stało? Z roztargnieniem pociera srebrną obręcz w lewej brwi, a mi nagle przypominają się wszystkie te chwile, gdy całowałam ten kolczyk leżąc razem z nim w łóżku. - Brad się stał - wyjaśnia Devon. - Pamiętasz jak zawsze groził, że zacznie śpiewać sam? W końcu zdecydował, że już nas nie potrzebuje. Załapał się na świetny kontrakt z jedną z nowopowstałych wytwórni. Chcieli wziąć nas razem z nim, ale on się nie zgodził. Nie jestem tym zaskoczona. Zawsze uważałam, że Brad to największy palant na tej planecie. Prawdopodobnie oboje z Cassem nieźle by się dogadywali. - Wiem, że to do kitu, ale myślę, że tak jest lepiej - mówię mu. - Prędzej, czy później i tak by do tego doszło, więc lepiej, że teraz, zanim coś podpisałeś. - Dokładnie to samo ciągle mu powtarzam - wtrąca rudowłosa dziewczyna, a później odwraca się do Devona. - Widzisz, ktoś się ze mną zgadza. Ktoś? Tym właśnie teraz jestem? Nie byłą dziewczyną Devona, nie jego starą przyjaciółką, nawet nie znajomą. Jestem jedynie… kimś. Serce mnie boli. Kiedyś się kochaliśmy, a teraz moja rola w jego życiu została tak umniejszona, jakbym nigdy nie była dla niego ważna. - Jestem Emily - mówi rudowłosa. - Miło mi cię poznać - odpowiadam niezręcznie. Devon wygląda na równie zakłopotanego, jak ja się czuję. - Więc, ee… niedługo zimowe występy, co? - Tak, wykonam piosenkę w duecie z Cassidym Donovanem. Wzdycham. - I z każdym kolejnym dniem uświadamiam sobie, jak wielki błąd popełniłam, godząc się na to.
Tłumaczenie: Rylee
Devon przytakuje. - Zawsze wolałaś wszystko robić sama. Mój żołądek zawiązuje się w supeł. Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że jego słowa to nic innego, jak kąśliwy komentarz. Jakby coś sugerował. Jakby tak naprawdę miał na myśli: nigdy nie miałaś problemu, żeby sama doprowadzić się do orgazmu, prawda, Hannah? Ale nie ze mną. Wiem, że to nie tak, że to przemawia przeze mnie mój brak pewności siebie. Devon nie jest i nigdy nie był okrutny. I zawsze się starał. Bardzo. Ale bez względu na to, czy to insynuacja, czy nie, i tak mnie to boli. - Miło było was spotkać, ale jestem tu z przyjaciółmi, więc… - Kiwam w stronę boksu, w którym siedzi Tucker, Simms i Logan, co wywołuje u Devona konsternację. - Od kiedy zadajesz się z hokeistami? - Dawałam korepetycje jednemu z nich i… hm… czasem gdzieś razem wychodzimy. - Och, okej. Cóż… w takim razie do zobaczenia. - Miło było cię poznać - ćwierka Emily. Gdy widzę jak odchodzą, trzymając się za ręce, czuję pieczenie pod powiekami. Przełykam z trudem, a następnie odwracam się i ruszam w przeciwnym kierunku. Chowam się na korytarzu prowadzącym do toalet i mrugam, próbując powstrzymać płynące łzy. Boże, dlaczego płaczę? Szybko wymieniam wszystkie powody świadczące o tym, że moje łzy są niedorzeczne. Devon i ja zerwaliśmy prawie rok temu. Nie chcę już z nim być. Od miesięcy marzę o kimś innym. Za tydzień idę z tym kimś na randkę.
Tłumaczenie: Rylee
Ale to nic nie daje, bo płaczę jeszcze bardziej. Ponieważ… kogo, do kurwy nędzy, chcę oszukać? Jakie są szanse na to, że Justin i ja stworzymy normalny związek? Nawet jeżeli randka będzie cudowna, nawet jeżeli zbliżymy się do siebie na tyle, że zacznie się robić intymnie, co będzie, gdy zaczniemy uprawiać seks? Co, jeżeli wszystkie problemy, które miałam z Devonem zaczną się powtarzać, jak jakaś przykra, nawracająca wysypka? Co, jeśli naprawdę coś jest ze mną nie tak i nigdy, przenigdy nie będę miała normalnego życia seksualnego? Mrugam szybciej, starając się powstrzymać te głupie łzy. Nie chcę płakać publicznie. Nie chcę. - Wellsy? - Garrett wychodzi z męskiej toalety i marszczy brwi, zauważając mnie. - Hej - mówi, unosząc mój podbródek. - Co się stało? - Nic - mamroczę. - Kłamiesz. - Nie puszcza mojej twarzy, dokłada drugą dłoń i przeciera kciukami policzki. - Dlaczego płaczesz? - Nie płaczę. - Właśnie ocieram twoje łzy, Wellsy. Więc płaczesz. A teraz powiedz mi co się stało. - Nagle blednie. - O kurwa, ktoś cię zaczepiał, czy coś w tym stylu? Nie było mnie tylko pięć minut. Przepraszam, że… - Nie, to nie to - ucinam. - Przyrzekam. Garrett się rozluźnia. Ale tylko trochę. - To dlaczego jesteś smutna? Przełykam gulę w gardle. - Spotkałam byłego chłopaka. - Och. - Wygląda na zaskoczonego. - Tego, z którym umawiałaś się w zeszłym roku? Przytakuję. - Był ze swoją nową dziewczyną. - Cholera. Musiało być niezręcznie.
Tłumaczenie: Rylee
- Tak, było. - Wrogość przetacza się przeze mnie, niczym stado rozwścieczonych mrówek. - Ona jest piękna. Mam na myśli, naprawdę jest wspaniała. - Zalewa mnie gorycz, skręcając moje wnętrzności. - Założę się, że miewa orgazmy, które trwają godzinami i pewnie krzyczy na całe gardło dochodzę, gdy jest blisko. Oczy Garretta przepełnia lekki niepokój. - Aha, okej. Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale okej. Ale nie jest okej. Ani trochę. Jak to możliwe, że kiedykolwiek myślałam, że mogę być normalną dziewczyną? Nie jestem normalna. Jestem uszkodzona. Ciągle sobie powtarzam, że ten gwałt mnie nie zniszczył, ale to nieprawda. Ta kupa gówna nie tylko odebrała mi dziewictwo, ona okradła mnie ze zdolności do cieszenia się seksem. Więc jak, do cholery, mogłabym zbudować z kimś normalny związek? Z Devonem, z Justinem, z… kimkolwiek, skoro nie mogę… Gwałtownie strząsam dłonie Garretta z mojej twarzy. - Zapomnij o tym. Jestem głupia. - Unosząc podbródek, robię krok w stronę głównej sali. - Chodź, chcę następnego drinka. - Hannah… - Chcę następnego drinka - powtarzam stanowczo, po czym mijam Garretta i ruszam w stronę baru.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 21
Garrett Hannah jest narąbana. Ale nie to jest najgorsze. Nie chciała, abym odwiózł ją do akademika. Jest pierwsza w nocy, a impreza przeniosła się do mojego domu i nieważne jak bardzo starałem się przekonać Hannah, że powinna wrócić do kampusu i położyć się spać, odmawiała. Ale muszę ją stąd zabrać. Koniecznie. Mój salon jest pełen kumpli z drużyny i hokejowych króliczków, z czego wszyscy wstrzeliwują się w co najmniej ósemkę na mojej skali upojenia alkoholowego, czyli są na dobrej drodze do pozbycia się wszelkich hamulców i zrobienia czegoś głupiego. Dean właśnie przed chwilą zaciągnął roześmianą Hannah na środek salonu i oboje zaczęli tańczyć do „Shimmy shimmy ya” ODB, które wyje z głośników. Hannah nie poruszała się sugestywnie śpiewając wcześniej „Bad Romance”, ale z całą cholerną pewnością, porusza się tak teraz. W jeden wieczór przeszła od słodkiej Miley Cyrus z Disney Chanel do Miley trzęsącej tyłkiem niczym laska z klubu ze striptizem i to jest najwyższy czas, abym ją powstrzymał, zanim jej miejsce zajmie Miley nagrywająca sekstaśmę. Chwila, czy Miley nagrała w ogóle sekstaśmę? Cholera, kogo ja oszukuję? Na pewno nagrała. Podchodzę do nich i siłą odklejam ich od siebie, stanowczo kładąc dłonie na ramionach Hannah. - Muszę z tobą porozmawiać - przekrzykuję muzykę.
Tłumaczenie: Rylee
Hannah robi naburmuszoną minę. - Ale ja tańczę! - Tańczymy! - dodaje Dean, jak zwykle mnie wspierając. Unoszę na niego twarde spojrzenie. - Zatańcz z kimś innym - warczę. Jak na zawołanie zjawia się jakaś laska i przyciąga Deana w swoje objęcia. Dean od razu zapomina o Hannah, która pozwala mi wyciągnąć się z salonu bez dalszych obiekcji. Obejmuję ją ramieniem, prowadząc na górę i nie puszczam, aż nie jesteśmy w zaciszu mojej sypialni. - Koniec imprezy - ogłaszam. - Ale ja tak dobrze się bawię… - skamle. - Widzę - krzyżuję ramiona. - Bawisz się aż za dobrze. - Jesteś podły. - Z przesadnym westchnięciem opada plecami na łóżko. Chce mi się spać. Uśmiecham się. - Chodź, zawiozę cię do akademika. - Nie chcę. - Rozciąga ręce i nogi, po czym robi orzełki na moim materacu. - Twoje łóżko jest takie duże i wygodne. - Jej powieki opadają i kolejne głębokie westchnięcie opuszcza jej usta. Tłumię jęk, zdając sobie sprawę, że jest sekundy od zaśnięcia, ale szybko decyduję, że to może nawet i lepiej, że prześpi się tutaj. Podróż na pewno by ją rozbudziła, a gdy będzie w akademiku nie będę mógł trzymać jej z dala od kłopotów, więc rozsądniej będzie, jak odwiozę ją rano. - Dobra - mówię. - Prześpij się tutaj, Śpiąca Królewno. Hannah parska cicho. - Co to oznacza, że jesteś moim księciem? - Dokładnie. - Znikam w łazience i zaczynam grzebać w szafce na leki, aż w końcu znajduję ibuprofen. Następnie nalewam szklankę wody, wracam do sypialni i siadam na łóżku, podnosząc Hannah do pozycji siedzącej.
Tłumaczenie: Rylee
- Weź obie i wypij do dna - rozkazuję, wkładając jej w dłoń dwie tabletki. - Podziękujesz mi jutro. Wciskanie komuś tabletek przeciwbólowych i wody, to dla mnie nic nowego. Często je podaję moim kumplom z drużyny. W szczególności Deanowi, który pije najwięcej z nas wszystkich. Hannah posłusznie podąża za moimi instrukcjami, po czym opada z powrotem na materac. - Dobra dziewczynka. - Gorąco mi - mruczy. - Dlaczego tutaj jest tak gorąco? Moje serce dosłownie przestaje bić, gdy Hannah zaczyna się wić, próbując ściągnąć legginsy. Materiał zatrzymuje się na kolanach, wywołując jej głośny jęk. - Garrett! Śmieję się cicho, ale szybko się nad nią lituję. Pochylam się, aby pomóc jej ściągnąć spodnie i robię co mogę, by ignorować uczucie jej jedwabistej skóry pod moimi palcami. - Proszę bardzo - mówię niewyraźnie. - Lepiej? - Yhym - mruczy i sięga po rąbek bluzki. Słodki Jezu. Odrywam od niej wzrok i potykam się, rzucając w stronę komody, aby znaleźć jej jakąś koszulkę do spania. Chwytam mój znoszony t-shirt, biorę głęboki oddech i odwracam się twarzą do niej. Nie ma na sobie bluzki. Na szczęście ma jeszcze biustonosz. Na nieszczęście, biustonosz jest z czarnej, przeźroczystej koronki, a ja mam doskonały widok na jej sutki. Nie patrz. Ona jest pijana. Słucham mojego wewnętrznego głosu i zmuszam się, aby odwrócić wzrok. A ponieważ nie ma takiej opcji, bym ściągnął jej stanik bez spuszczania
Tłumaczenie: Rylee
się w spodnie, zakładam jej koszulkę przez głowę i mam nadzieję, że jest jedną z tych dziewczyn, które nienawidzą spać w biustonoszu i sama się tym zajmie. - Świetnie się dzisiaj bawiłam - gaworzy wesoło. - Widzisz, mogę być uszkodzona, ale nadal potrafię dobrze się bawić. Zamieram. - Co? Ale ona nie odpowiada. Wsuwa się pod koc, a następnie układa na boku, wzdychając cicho. Odpływa po kilku sekundach. Wyłączam światło, walcząc z niepokojem. Hannah jest uszkodzona? Co to, do cholery, znaczy? Marszcząc brwi, wymykam się z sypialni i zamykam za sobą drzwi. Enigmatyczne wyznanie Hannah odbija się echem w mojej głowie, gdy schodzę na dół, ale nie mam okazji się w nie zagłębić, bo gdy tylko pojawiam się w salonie, Logan i Dean wciągają mnie do kuchni na rundkę szotów. - To urodziny Deana, stary - mówi Logan, gdy odmawiam. - Musisz wypić jego zdrowie. Poddaję się. Hannah śpi, moja misja skończona. Cała nasza trójka tryka się szklankami i przechyla je do dna. Whiskey pali moje gardło i rozgrzewa od środka. Cieszy mnie buzujące uczucie rozchodzące się po moim ciele. Przez cały ten wieczór byłem jakby... wyłączony. Ta głupia piosenka. Hannah płacząca w barze. Dezorientuje mnie to, jak się przy niej czuję. Jestem trochę rozbity i kiedy Logan nalewa mi kolejnego drinka, tym razem nie protestuję. Po trzecim nie myślę już o tym, jak bardzo czuję się skołowany. Po czwartym, nie myślę w ogóle. Jest druga trzydzieści, gdy w końcu zabieram mój pijany tyłek na górę. Impreza się skończyła i wszyscy wyszli. Tylko nagie hokejowe króliczki Deana, leżą razem z nim na kanapie w plątaninie rąk i nóg. Mijając kuchnię widzę
Tłumaczenie: Rylee
Tucka śpiącego na blacie z palcami wciąż zawiniętymi wokół pustej butelki po piwie. Logan zniknął w swojej sypialni ze śliczną brunetką i kiedy przechodzę obok jego drzwi, słyszę jęki, które wskazują na to, że jest bardzo zajęty. Moja sypialnia jest pogrążona w mroku, gdy do niej wchodzę. Mrugam kilka razy, przyzwyczajając wzrok do ciemności i w końcu dostrzegam Hannah zwiniętą na łóżku. Jestem zbyt zmęczony, aby umyć zęby, czy zastosować się do mojego sposobu na zapobieganie kaca, po prostu rozbieram się do bokserek i kładę obok Hannah. Staram się zachowywać najciszej jak potrafię, ale szelest pościeli sprawia, że Hannah zaczyna się wiercić. Miękki pomruk unosi się w ciemności, a później przewraca się na drugi bok i nagle ciepła ręka ląduje na moim nagim torsie. Sztywnieję. A dokładniej moja klatka piersiowa. Tam na dole jestem miękki jak budyń. I to jest cholernie smutne, biorąc pod uwagę, że wypiłem tylko pięć strzałów. Boże. Ja i alkohol to naprawdę kiepskie połączenie. Nawet gdybym chciał wykorzystać to, w jakim Hannah jest stanie, nie byłbym w stanie. Kurwa, sam ten pomysł jest odpychający, ponieważ nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Prędzej obciąłbym sobie kutasa, niż zmusił w ten sposób jakąkolwiek dziewczynę do seksu. Ale najwidoczniej w tym łóżku jest tylko jedna osoba, która ma tak szlachetne podejście do tematu. Zamieram, gdy miękkie usta muskają mój bark. - Hannah… - mówię ostrożnie. Następuje chwila ciszy. Jakaś część mnie ma nadzieję, że znowu zasnęła, ale ona szybko rozwiewa moje złudzenia, mrucząc: - Tak? - Jej głos jest gardłowy i seksowny jak cholera. - Co robisz? - szepczę. Jej usta przesuwają się na moją szyję, a później zaczynają ssać nagle rozpaloną skórę, znajdując rozkoszną metodę na wysłanie impulsu ciepła prosto do moich jaj. Jezu. Może mój kutas nie jest w tej chwili w pełni sprawny, ale to
Tłumaczenie: Rylee
nie znaczy, że nie czuję podniecenia. I, Boże Przenajświętszy, nie ma słów, by opisać, jak bardzo jestem napalony, gdy usta Hannah zachłannie pożerają moją szyję. Tłumię jęk i dotykam jej ramienia, by ją powstrzymać. - Nie chcesz tego robić. - Myślisz się. Cholernie chcę. Jęk, który powstrzymałem wcześniej, wymyka się przez moje usta, gdy Hannah się na mnie wspina i siada okrakiem na moich udach. Jej włosy łaskoczą mnie w obojczyk, kiedy pochyla się do mnie. - Nie bądź uparty - mówi. A później mnie całuje. Och, do diabła. Powinienem ją powstrzymać. Naprawdę, naprawdę powinienem. Ale ona jest taka ciepła i miękka i pachnie tak zajebiście dobrze, że nie mogę, kurwa, logicznie myśleć. Oddaję jej niecierpliwy pocałunek z zachłannością dorównującej jej i obejmuję ją ramionami, głaszcząc dolną część pleców. Smakuje jak pina colada i wydaje najseksowniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek słyszałem, gdy wsuwa mi język i pogłębia pocałunek, jakby nie mogła się nim nasycić. - Hannah… - mamrocze prosto w jej usta. - Nie możemy. Liże moją dolną wargę, a później przygryza ją na tyle mocno, bym zajęczał. Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa. Muszę to zatrzymać zanim nie będzie już odwrotu. - Uwielbiam twoją klatkę piersiową - szepcze, i jasna cholera, teraz jej piersi ocierają się o mój tors, i czuję jej sterczące sutki przez cienki materiał koszulki, którą na sobie ma. Mam ochotę zedrzeć z niej tę pieprzoną koszulkę. Chcę wziąć do ust te twarde sutki i ssać. Ale nie mogę. I nie będę.
Tłumaczenie: Rylee
- Nie. - Wplatam palce w jej włosy i zgarniam jedną dłonią w kucyk. - Nie możemy tego zrobić. Nie dzisiaj. - Ale ja chcę - szepcze. - Tak bardzo cię pragnę. Wypowiada słowa, o których marzy każdy facet, ale, do cholery, ona jest pijana i nie mogę jej na to pozwolić. Jej język muska płatek mojego ucha, a moje biodra mimowolnie unoszą się do góry. O, Jezu. Tak bardzo pragnę być w niej, że jeszcze chwila, a zacznę krzyczeć. Wykazuję się ponadludzką siłą, odsuwając ją ode mnie. Hannah skomli w proteście, ale gdy kładę dłoń na jej policzku, jej ciche łkanie zamienia się w westchnienie. - Nie możemy tego zrobić - mówię twardo. - Zaufałaś mi, że się tobą zaopiekuję, pamiętasz? Cóż, to jest mój sposób na zaopiekowanie się tobą. W ciemności nie mogę dostrzec wyrazu jej twarzy, ale jej głos brzmi na zaskoczony. - Och. - Potem przysuwa się bliżej, a ja natychmiast zamieram. Jestem gotów ponownie powtórzyć to, co powiedziałem, ale ona po prostu wtula się we mnie i kładzie głowę na mojej klatce piersiowej. - Okej, dobranoc. Okej, dobranoc? Ona naprawdę myśli, że będę w stanie zasnąć po tym, co się przed chwilą wydarzyło? Ale ona w ogóle już nie myśli. Odpłynęła od razu, a jej miarowy oddech łaskocze moją skórę. Tłumię kolejny jęk, zamykam oczy i robię, co w mojej mocy, by ignorować gorące pożądanie pulsujące w mojej pachwinie. Nie mogę zasnąć przez cholernie długi, długi czas.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 22
Hannah Po raz drugi w przeciągu dwóch tygodni budzę się w ramionach Garretta Grahama. Tylko, że tym razem… chcę tutaj być. Zeszła noc była dla mnie serią otwierających oczy doświadczeń. Piłam w miejscu publicznym i nie miałam ataku paniki. Przyjęłam do wiadomości, że gwałt odcisnął na mnie większe piętno, niż wcześniej byłam skłonna przyznać. I uznałam, że Garrett jest lekarstwem na wszystkie moje problemy. Moja próba uwiedzenia go zakończyła się niepowodzeniem, ale nie dlatego, że on nie miał ochoty. Wiem, co się działo w jego głowie - Hannah jest pijana i nie myśli racjonalnie. Ale był w błędzie. Bardzo wyraźnie pamiętam, jakie były moje motywy. Pocałowałam Garretta, bo tego chciałam. Przespałabym się z nim, bo tego chciałam. I teraz, w świetle dnia, nadal chcę. Spotkanie Devona zrodziło we mnie strach i niepewność. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co by się stało, gdybym związała się z Justinem. Czy to sprowadziłoby do mojego życia jeszcze więcej rozczarowań i frustracji? Wiem, że to brzmi jak szaleństwo, ale wydaje mi się, że przespanie się z Garrettem, byłoby odpowiedzią na część dręczących mnie pytań. Sam powiedział, że nie chodzi z dziewczynami - on z nimi sypia. Nie ma więc żadnego ryzyka, że się we mnie zakocha, czy będzie dążył do stworzenia związku. I to nie tak, że nie ma między nami chemii. W zasadzie, to jest jej tyle, że wystarczyłoby jako inspiracja do nagrania całej płyty R&B.
Tłumaczenie: Rylee
To byłby idealny układ. Uprawiałabym seks z facetem bez całej presji, która wiąże się z byciem w związku. Z Devonem moje problemy z seksem wywoływało właśnie to ciśnienie, ponieważ seks wiązał się z miłością i chęcią uszczęśliwienia drugiej osoby, co prowadziło do coraz większej frustracji. Z Garrettem chodziłoby tylko o seks. Z jego pomocą mogłabym odbudować moją uszkodzoną seksualność bez martwienia się, że znowu rozczaruję osobę, którą kocham. Ale najpierw muszę go przekonać, aby się na to zgodził. - Garrett - mruczę. Nie reaguje. Przysuwam się bliżej i kładę mu dłoń policzku. Jego powieki trzepoczą, ale się nie budzi. - Garrett - powtarzam. - Mmmmfhrhghd? Jego bełkot wywołuje mój uśmiech. Pochylam się i przykładam moje usta do jego. Nagle otwiera szeroko oczy. - Dobry - mówię niewinnie. Mruga szybko. - Śniło mi się, czy ty mnie przed chwilą pocałowałaś? - pyta oszołomiony. - Nie śniło ci się. Wygląda na zdezorientowanego. - Dlaczego? - Bo miałam na to ochotę. - Siadam i biorę głęboki oddech. - Jesteś już całkiem rozbudzony? Bo chciałabym cię zapytać o coś ważnego. Ziewa, podnosząc się do pozycji siedzącej. Koc zsuwa się na jego pas, odsłaniając nagą klatkę piersiową. Zasycha mi w ustach. On wygląda jak oszlifowany diament. Ostre rysy, lśniąca skóra, czysta męskość. - Co jest? - pyta zachrypniętym, sennym głosem.
Tłumaczenie: Rylee
Nie ma opcji, że mówiąc to, co mam do powiedzenia nie będę brzmiała jak żałosna desperatka, więc po prostu wyrzucam z siebie te słowa i pozwalam zawisnąć im w powietrzu. - Prześpisz się ze mną? Po niewiarygodnie długiej ciszy, Garrett marszczy czoło. - Teraz? Pomimo zakłopotania skręcającego mój żołądek wybucham śmiechem. - Nie. Nie teraz. - Nazwijcie mnie próżną, ale za żadne skarby świata nie będę uprawiać seksu mając poranny oddech, fryzurę, jakby piorun w kupę siana strzelił i nie mając ogolonych wiadomych obszarów. - Ale może wieczorem? Wyraz twarzy Garretta jest jak kręcące się koło fortuny - zaczyna się szokiem i niedowierzaniem, następnie przechodzi do kompletnego, niepojętego zdumienia, później do zaintrygowania, a ostatecznie kończy się na podejrzliwości. - To jakiś kawał, ale zupełnie nie mam pojęcia, co ma na celu. - To nie jest kawał. - Przenoszę wzrok, by patrzeć mu prosto w oczy. Chcę, żebyś uprawiał ze mną seks. - Okej, chyba nie tak powinnam to powiedzieć. - To znaczy, ja chcę uprawiać z tobą seks. Chodzi mi o to, żebyśmy oboje uprawiali seks ze sobą. Jego usta drgają odrobinę. Świetnie. Ja się tu upokarzam, a on zaraz parsknie śmiechem. - Jeszcze jesteś pijana? - pyta. - Bo jeżeli tak, przysięgam, że zachowam się jak gentelman i nigdy więcej nie wspomnę o tej rozmowie. - Nie jestem pijana. Mówię poważnie. - Wzruszam ramionami. - Chcesz, czy nie? Ale on jedynie się na mnie gapi. - No więc? - ponaglam go. Marszczy brwi, wyraźnie nie mając pojęcia, jak zareagować. - To proste pytanie, Garrett. Odpowiedz - tak, albo nie.
Tłumaczenie: Rylee
- Proste? - wybucha w końcu. - Chyba żartujesz. Tutaj nie ma nic prostego. - Przebiega dłonią po włosach. - Pamiętasz, co powiedziałaś na imprezie u Beau? Ten pocałunek nic nie znaczył, jesteśmy tylko przyjaciółmi bla, bla, bla… - Nie powiedziałam bla, bla, bla - burczę. - Ale powiedziałaś wszystko inne. - Zaciska szczękę. - Co się, do cholery, zmieniło od tego czasu? Przełykam z trudem. - Nie wiem. Po prostu zmieniłam zdanie. - Dlaczego? - Bo tak. - Zaczynam się irytować. - Jakie to ma znaczenie? Od kiedy to faceci przesłuchują dziewczyny, które chcą się rozebrać, jakie są ich motywy? - Od czasu, kiedy ty nie jesteś dziewczyną, która się rozbiera - warczy. Zaciskam zęby. - Nie jestem dziewicą, Garrett. - Nie jesteś też hokejowym króliczkiem. - I dlatego nie mogę się przespać z facetem, który mnie pociąga? Garrett przebiega już obiema rękoma po swojej głowie, wyglądając na jeszcze bardziej skołowanego. Później bierze głęboki oddech, powoli wypuszcza powietrze i łapie moje spojrzenie. - Okej, słuchaj. Wierzę w to, że ciebie pociągam. Mam na myśli - no bo kogo nie? A po drugie, jęczysz jak szalona za każdym razem, gdy mój język jest w twoich ustach. Mrużę powieki, najeżona. - Wcale, że nie. - Wcale, że tak. - Zakłada swoje umięśnione ramiona na klatkę piersiową. - Ale nie wierzę, że przeszłaś jakąś magiczną przemianę i nagle chcesz się ze mną przespać, no wiesz, dla zabawy. - Przechyla lekko głowę. - O co w tym
Tłumaczenie: Rylee
chodzi, co? To ma być jakiś sposób na odzyskanie byłego chłopaka, czy coś? A może chcesz, żeby kochaś znowu był zazdrosny? - Nie - mówię sztywno. - Ja po prostu… - Czuję się coraz bardziej sfrustrowana i zażenowana. - Po prostu chcę to zrobić. Z tobą. Wyraz
jego
twarzy
jest
swoistym
połączeniem
rozbawienia
i
poirytowania. - Dlaczego? - pyta ponownie. - Bo chcę, do kurwy nędzy. Dlaczego uważasz, że za tym muszą się kryć jakieś głębokie, psychologiczne przesłanki? - Ale widzę na jego twarzy, że go nie przekonałam i jestem na tyle inteligentna, aby wiedzieć, kiedy przegrałam. Wiesz co? Zapomnijmy o tym. Zapomnij, że cokolwiek… Chcę zeskoczyć z łóżka, ale on chwyta mnie za rękę. - O co, do cholery, chodzi, Wellsy? Niepokój w jego oczach rani mnie bardziej, niż jego reakcja. Praktycznie błagałam go o seks, a on się o mnie martwi. Boże, nawet nie potrafię właściwie złożyć propozycji niezobowiązującego seksu. - Zapomnij o tym - mamroczę. - Nie. Sapię, gdy Garrett wciąga mnie na swoje kolana. - Nie będziemy już więcej o tym rozmawiać - protestuję, próbując z niego zejść. Ale on kładzie dłonie na mojej talii i przytrzymuje mnie w miejscu. - Owszem, będziemy. Jego szare oczy zakopują się w mojej twarzy, przeszukując ją dociekliwie, a mi nagle chce się płakać. - O co chodzi? - pyta stanowczym tonem. - Powiedz mi co się dzieje, a ja postaram się tobie pomóc. Wybucham histerycznym śmiechem.
Tłumaczenie: Rylee
- Nie, nie pomożesz! Już poprosiłam cię o pomoc, a ty odmówiłeś. Wygląda na jeszcze bardziej zdezorientowanego niż wcześniej. - Ty mnie nie poprosiłaś o pomoc, Hannah. Ty mnie poprosiłaś, żebym cię przeleciał. - Na to samo, kurwa, wychodzi. - Na miłość boską! Nie mam cholernego pojęcia, o czym ty mówisz! Oddycha głęboko, jakby starał się uspokoić. - Przysięgam na Boga, jeżeli za chwilę mi nie powiesz o co chodzi, stracę nad sobą panowanie. Smutek łapie mnie za gardło. Żałuję, że w ogóle się odezwałam. Powinnam wymknąć się z jego sypialni, póki jeszcze spał i udawać, że zeszła noc nigdy się nie wydarzyła. Ale później Garrett wyciąga dłoń i głaszcze mnie po twarzy z tak wielką czułością, że coś we mnie pęka. - Jestem uszkodzona i chcę, abyś mnie naprawił. Niepokój błyska w jego oczach. - Ja… nadal nie rozumiem. Niewiele osób wie o tym, co mi się stało. To znaczy, nie obnoszę się z tym na lewo i prawo, i nie ogłaszam tego każdej osobie, jaką spotkam. Muszę zaufać komuś bez najmniejszych zastrzeżeń, aby wyznać coś tak ogromnego. Gdybyście kilka tygodni temu powiedzieli mi, że będę zwierzać się Garrettowi Grahamowi z najbardziej traumatycznego doświadczenia w moim życiu, posikałabym się ze śmiechu. A proszę, właśnie to robię. - Okłamałam cię na imprezie u Beau. Jego dłonie puszczają moją twarz, ale spojrzenie nadal nie odrywa się od moich oczu. - Okej… - Nie mam żadnej przyjaciółki, która w szkole średniej nieświadomie zażyła narkotyki. - Gardło mi się ściska. - To byłam ja.
Tłumaczenie: Rylee
Garrett sztywnieje. - Co? - Gdy miałam piętnaście lat, chłopak, z którym chodziłam do szkoły, bez mojej wiedzy podał mi narkotyki. - Mój łamiący się głos przechodzi w szept. A później mnie zgwałcił. Wstrząśnięty oddech opuszcza jego usta. Choć nic nie mówi, widzę, jak mocno zaciska szczękę, a jego oczy ciemnieją od furii. - To było… cóż, kurwa, na pewno możesz sobie wyobrazić, jakie to było straszne. - Przełykam z trudem. - Ale… Proszę, nie chcę, abyś mnie żałował, dobrze? To było straszne i przerażające, i wtedy zniszczyło każdą część mnie, ale dałam sobie z tym radę. Nie boję się mężczyzn, ani nie jestem wściekła na cały świat, czy coś z tych rzeczy. Garrett nadal nie mówi nawet słowa, ale nigdy wcześniej nie widziałam go tak rozgniewanego, jak teraz. - Zostawiłam to za sobą. Naprawdę. Ale przez to coś jest ze mną nie tak. Jestem uszkodzona. Nie mogę… nie mogę… No wiesz… - Moje policzki są tak rozgrzane, że czuję się jakbym dostała poparzenia słonecznego. Gdy Garrett w końcu się odzywa, jego głos jest niski i udręczony. - Nie, nie wiem. Zaszłam już tak daleko, że nie mam innego wyjścia, jak po prostu to powiedzieć: - Nigdy nie miałam orgazmu z facetem. Nie mogę. Garrett sapie cicho. - Och. Zaciskam usta, starając się nie dać zażenowaniu. - Więc przyszło mi do głowy, że może… gdybyś ty i ja… gdybyśmy… no wiesz, pobawili się trochę, może dzięki temu, nie wiem… Może moje ciało nauczyłoby się odpowiadać.
Tłumaczenie: Rylee
O Boże. Wyjąkałam te słowa, zanim mój mózg zdążył włączyć jakikolwiek filtr. Moja twarz pali, gdy tylko zdaję sobie sprawę, jaka jestem żałosna, a upokorzenie uwalnia moje łzy. Gdy tylko stłumiony szloch opuszcza moją pierś, staram się zeskoczyć z kolan Garretta i uciec jak najdalej, ale wtedy jego jedna ręka otacza mnie w talii, a druga wsuwa się w moje włosy i przyciąga głowę do jego klatki piersiowej. Chowam twarz w jego szyi, drżąc gwałtownie, a słone łzy spływają po moich policzkach. - Hej, nie płacz - prosi. - Nie mogę tego słuchać, to łamie moje pieprzone serce. Ale nie mogę przestać. Łapię spazmatyczny oddech, cała się trzęsąc, a on głaszcze moje włosy i wydaje kojące dźwięki, które sprawiają, że płaczę jeszcze bardziej. - Jestem uszkodzona. - Szyja Garretta tłumi moje słowa, ale jego słyszę bardzo wyraźnie, gdy mówi: - Nie jesteś, kochanie. Przyrzekam. - Więc pomóż mi to udowodnić - szepczę. - Proszę. Ostrożnie unosi moją głowę. Spotykam jego spojrzenie, ale nie widzę w nim nic, oprócz surowych emocji i absolutnej szczerości. - Dobrze - odpowiada szeptem, a później wypuszcza długi, nierówny oddech. - Dobrze, zrobię to.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 23
Garrett Połowa facetów na siłowni jest skacowana jak cholera, a ja, o dziwno, nie jestem jednym z nich. Nie, poranne rewelacje zepchnęły na dalszy plan ból głowy, czy mdłości. Hannah została zgwałcona. Te trzy słowa kołatają się w mojej głowie odkąd odwiozłem ją do akademika i za każdym razem, gdy wracały, rozniecały we mnie wybuchy wściekłej furii. Szkoda, że nie zdradziła mi jego imienia, numeru telefonu, albo pierdolonego adresu. Ale może lepiej, że tego nie zrobiła, w przeciwnym razie byłbym w tej chwili w moim samochodzie, jadąc pod wskazany adres z zamiarem popełnienia morderstwa. Kimkolwiek on był, mam nadzieję, że zapłacił za to, co jej zrobił. Mam nadzieję, że jest w więzieniu. A nawet lepiej, mam nadzieję, że jest, kurwa, martwy. - Jeszcze dwa. - Logan unosi się nade mną, gdy leżę na ławeczce. - No dalej, stary, bo nam sflaczejesz. Wydmuchuję krótki oddech i zawijam palce wokół sztangi. Kieruję cały gniew na ciężar unoszący się nad moją klatką piersiową. Gdy kończę ostatnią serię powtórzeń, Logan odkłada sztangę na stojak i wyciąga do mnie rękę, pomagając mi się podnieść. Zamieniamy się miejscami.
Tłumaczenie: Rylee
Chryste, muszę wziąć się w garść. Całe, kurwa, szczęście, że nie jesteśmy dzisiaj na lodzie, bo w tej chwili nie jestem pewien, czy w ogóle pamiętałbym jak się jeździ. Hannah została zgwałcona. A teraz chce uprawiać ze mną seks. Nie, ona chce, żebym ją naprawił. Jezu, pierdolony, Chryste. O czym ja myślałem, zgadzając się na to? Chciałem mieć ją nago od chwili, kiedy pierwszy raz mnie pocałowała, ale nie w taki sposób. Nie, jakby to był jakiś eksperyment. Nie, pod tak wielką presją… czego? Jej oczekiwań? Mojego własnego pragnienia, żeby jej nie zawieść? - Nie spiesz się, stary - słyszę drwiący głos Logana. Otrząsam się z moich myśli i uświadamiam sobie, że Logan czeka z wyciągniętymi rękami, aż podam mu sztangę. Biorąc głęboki oddech, zmuszam się do skupienia na teraźniejszości i zapobiegnięciu niechybnej śmierci Logana na mojej warcie. - Jestem na ciebie wkurzony - mówi, zginając łokcie i pozwalając ciężarom oprzeć się o swoją klatkę piersiową. Następnie wypuszcza oddech i unosi je do góry. - I co ja teraz pocznę? - Wzdycham. - Mówiłeś, że nie jesteś zainteresowany Wellsy. Pierś mi się zaściska, ale nie daję tego po sobie poznać. - Nie byłem. Przynajmniej nie wtedy, gdy o tym rozmawialiśmy. Logan pomrukuje nisko z każdym kolejnym wyciśnięciem. Oboje podnosimy dziewięć kilogramów mniej, niż zazwyczaj, bo po imprezie nigdy nie jesteśmy w stanie dać z siebie stu procent. - Więc co, to teraz jesteś nią zainteresowany? Przełykam. - Tak. Myślę, że tak.
Tłumaczenie: Rylee
Logan nie mówi nic więcej. Chwytam sztangę, gdy kończy swoje powtórzenia i zerkam na zegar nad drzwiami do siłowni. Jest prawie piąta. Hannah kończy pracę o dziesiątej, a później ma przyjechać prosto do mnie. Żebyśmy mogli uprawiać seks. Ciśnienie gromadzące się w moim żołądku zawiązuje się w ciasny supeł. Nie mam pojęcia, czy potrafię to zrobić. Jestem przerażony, że zrobię coś źle. Że ją skrzywdzę. - Nie dziwi mnie, że zmieniłeś zdanie - mówi w końcu Logan, gdy ponownie zamieniamy się miejscami. - Ona jest cholernie fajna. Wiedziałem to od chwili, gdy tylko ją poznałem. Tak, Hannah jest fajna. Jest także piękna, mądra i zabawna. I nie jest uszkodzona. Ucisk w moim żołądku zmniejsza się, gdy postanawiam uchwycić się tej ostatniej myśli. Właśnie dlatego zgodziłem się z nią przespać - ponieważ bez względu na to, co wydarzyło się w jej przeszłości, bez względu jak wiele blizn przez to nosi, nie mam najmniejszych wątpliwości, że Hannah Wells nie jest uszkodzona. Jest zbyt silna, by pozwolić komukolwiek - a szczególnie jakiemuś licealnemu kawałkowi gówna - ją złamać. Nie, jedyne, czego jej brakuje, to umiejętności zaufania komuś i, w pewnym stopniu, pewności siebie. Ona potrzebuje kogoś, kto by ją… poprowadził - z braku lepszego słowa. Ale, cholera, czy tym kimś powinienem być ja? Nie mam zielonego pojęcia o etykiecie wymaganej podczas uprawiania seksu z ofiarą gwałtu. - W takim razie nie jestem wkurzony, że mnie wyprzedziłeś - mówi Logan. Posyłam mu słaby uśmiech. - Rany, dzięki. Logan rozciąga usta w szerokim uśmiechu.
Tłumaczenie: Rylee
- Ale w związku z powyższym wnoszę o zwolnienie z obowiązku dotrzymania przeze mnie naszej braterskiej umowy, głoszącej, że drugi nie może spotykać się z dziewczyną, z którą zerwał ten pierwszy. Moje palce zaciskają się na drążku. Pieprzyć to. Sama myśl o tym, że Logan mógłby spiknąć się z Hannah, sprawia, że mam ochotę podnieść stojak na sztangi razem z jego zawartością i cisnąć nim przez całą siłownię. Ale jednocześnie jestem pewien, ze nie ma szans, aby Hannah chciała spotykać się z Loganem, zwłaszcza teraz, gdy wiem jakie ma zahamowania. Więc wzruszam od niechcenia ramionami i mówię: - Wniosek przyjęty. - Dobrze. Teraz dodam pięć kilogramów do tego kurewstwa, bo naprawdę, G, stać nas na więcej. Kolejne trzydzieści minut szybko przelatuje. Siłownia powoli pustoszeje, gdy chłopaki jeden po drugim ruszają pod prysznic, ale gdy zauważam, że Birdy nie ma jeszcze zamiaru iść i twardo podciąga się na drążku, idę w jego kierunku. - Hej, stary, masz chwilę? - wołam, wycierając pot z czoła ręcznikiem. Birdy puszcza drążek i jego niebieskie trampki lądują na macie. Później chwyta swój ręcznik. - Pewnie. Co jest? Waham się przez chwilę. Hokeiści raczej nie są znani z odbywania dziewczęcych pogaduszek od serca. Przez większość czasu gadamy o głupotach, wrzeszczymy na siebie w szatni, albo obrzucamy żartobliwymi obelgami, rzadko pozwalając sobie na jakieś poważniejsze tematy. Jake „Birdy” Berderon jest wyjątkiem od tej reguły. Jest konkretny, rozsądny i najstarszy z nas wszystkich, więc to zawsze u niego szukamy porady, czy dzwonimy, gdy mamy kłopoty. A on od razu wszystko rzuca, aby tylko nam pomóc. W zeszłym sezonie, gdy połowa z naszych najstarszych zawodników odebrała dyplomy i przyszedł czas nominacji na nowego kapitana,
Tłumaczenie: Rylee
powiedziałem Bidry’owi, że jeżeli chce tę pozycję, to poprę go w stu procentach. Ale on się nie zgodził, twierdząc, że jest do bani w podnoszących na duchu gadkach i wolałby skupić się na samej grze. Mimo wszystko, tak w głębi serca, wiem, że może i jestem kapitanem, ale to on jest naszym liderem. Nie znajdziesz lepszego faceta, niż on. Bez ściemy. Zerkam na otwarte drzwi na korytarz i obniżam głos. - To musi zostać między nami, dobra? Słaby uśmiech uniósł kąciki jego ust. - Chłopie, gdybyś wiedział ile sekretów znajduje się pod tą czachą, to byś oszalał. Zaufaj mi, wiem jak trzymać gębę na kłódkę. Siadam na długiej, drewnianej ławce pod ścianą i opieram ramiona na kolanach. Nie mam pojęcia od czego zacząć, ale wiem, że nie mogę powiedzieć prawdy. To coś, co tylko Hannah ma prawo wyznać innej osobie. - Spałeś kiedyś z dziewicą? - pytam ostrożnie. Mruga. - Hm. Okej, cóż… Tak. - Siada obok mnie. - Ta rozmowa zostanie między nami, tak? - pyta. - Oczywiście. - Nat była dziewicą, kiedy pierwszy raz ze sobą spaliśmy. Nat to Natalie. Jego dziewczyna, z którą jest od pierwszego roku. Są jedną z tych par, z których śmiejesz się, że są słodcy aż do porzygania, a potajemnie zazdrościsz im tego, co mają. Muszę zapytać: - A ty byłeś wtedy prawiczkiem? Szczerzy się szeroko. - Niee. Ja oddałem swój wianek, gdy miałem piętnaście lat. Piętnaście. Tyle lat miała Hannah, gdy… Nagle przychodzi mi do głowy, że to mógł być jej pierwszy raz i przerażenie chwyta mnie za gardło. Jezu. Dla
Tłumaczenie: Rylee
wielu lasek utrata dziewictwa jest sporym wydarzeniem - nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić, jakie to musi być uczucie, gdy ktoś to tobie odbiera. - Dlaczego pytasz? Masz randkę z gorącą dziewicą? - droczy się ze mną. - Coś w tym stylu. Biorąc pod uwagę, że Birdy widział Hannah zeszłej nocy w barze, na pewno doda dwa do dwóch, ale jestem pewien, że nie wypapla tego nikomu. I wydaje mi się, że historyjka z dziewicą jest bezpieczniejsza, niż poruszanie tematu ofiary gwałtu. Ponieważ, tak naprawdę podejście do tej całej sprawy nie może się jakoś diametralnie różnić, prawda? W obu przypadkach należy być cierpliwym, drobiazgowym i pełnym szacunku. Tak? - Więc, jaki byłeś w stosunku do niej za pierwszym razem? - pytam niezręcznie. - Szczerze? Po prostu dbałem o to, by czuła się komfortowo. - Wzrusza ramionami. - Ona nigdy nie była ckliwa, nie oczekiwała kwiatów, świec, czy płatków porozrzucanych na łóżku. Nie chciała robić z tego czegoś wielkiego. Znowu wzrusza ramionami. - Ale wiem, że niektóre dziewczyny chcą mieć to wszystko. Więc w twoim wypadku, najpierw zorientowałbym się jakim ona jest typem dziewczyny - ceniącym prostotę, czy mega romantycznym. Myślę o tym, jak bardzo Hannah chce być „normalna” i o tej presji, którą to na niej wywiera, co zapewne jest dużo większym ciśnieniem, niż to odczuwane przeze mnie - i natychmiast znam odpowiedź. - To pierwsze. Zdecydowanie. Świece i kwiaty jedynie by ją stresowały. Birdy kiwa głową. - Więc po prostu nie spiesz się i dbaj, by czuła się komfortowo. To jedyna rada, jaką mogę ci dać. - Urywa na chwilę. - I zapewnij jej długą grę wstępną, stary. Laski tego potrzebują. Zrozumiano? Śmieję się cicho. - Tak, proszę pana.
Tłumaczenie: Rylee
- Masz jeszcze jakieś pytania? Bo śmierdzę jakbym wylazł z wylęgarni smoków i koniecznie muszę wejść pod prysznic. - Nie, to wszystko. Dzięki, stary. Birdy klepie mnie w ramię i wstaje. - Nie stresuj się tym za bardzo, G. Seks ma być przede wszystkim dobrą zabawą, pamiętasz? - Mruga do mnie, po czym wychodzi z sali. Nie stresuj się? Jezu, jak mam się nie stresować? Jęczę głośno, wdzięczny, że jestem sam i nikt tego nie słyszy. Zapewnić jej poczucie komfortu. Nie spieszyć się. Dużo gry wstępnej. Bez stresu. Dobra. Mogę to zrobić. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 24
Hannah Jadąc do domu Garretta, trzy razy niemal zwymiotowałam, ale opanowałam jakoś nerwy, bo prowadziłam auto Tracy i ostatnią rzeczą, o której marzyłam, to płacenie za wyczyszczenie jej tapicerki z moich wymiocin. Nie pamiętam nawet sekundy z mojej pięciogodzinnej zmiany w Dellas. Czy z wcześniejszej próby z Cassem. Czy tego, jak przemieszczałam się dzisiaj z jednego miejsca na drugie. Byłam na autopilocie odkąd opuściłam sypialnię Garretta. Każda moja bardziej, lub mniej świadoma myśl, koncentrowała się na tym, co zamierzam zrobić dzisiaj wieczorem. Wspomniałam już, że jestem zdenerwowana? Choć nie powinnam. To tylko seks. Seks z facetem, który mnie pociąga. Którego naprawdę lubię i darzę zaufaniem. Moje ręce nie powinny tak bardzo się trząść, a serce nie powinno walić tak szybko. Ale mimo wszystko, z tą okropną nerwowością przeplata się też podekscytowanie. Zniecierpliwienie. Nawet ubrałam majtki pasujące do stanika. Tak, pod moim kelnerskim strojem jestem cała w czarnej koronce, a moja jedwabiście gładka skóra, tylko czeka, aby ją dotknąć. Gdy wchodzę do domu Garretta, jego współlokatorów nie ma. Chyba że chowają się w swoich sypialniach, ale nie wydaje mi się, bo idąc korytarzem do pokoju Garretta, towarzyszy mi jedynie absolutna cisza. Zastanawia mnie, czy Garrett kazał im zniknąć. Ale mam nadzieję, że tego nie zrobił, bo równie dobrze mógł wywiesić migoczący neon z informacją, że dzisiejszego wieczoru, on i ja, będziemy uprawiać seks.
Tłumaczenie: Rylee
- Hej - wita się, gdy wchodzę. Moje serce jednocześnie robi salto ze zdenerwowania i z zachwytu. Widzę, że się przygotował, bo jego włosy jeszcze są mokre po prysznicu, a twarz gładko ogolona. Spoglądam na jego czarne spodnie do biegania i opiętą szarą bokserkę, a później na mój krzykliwy uniform. Cały dzień byłam tak roztrzęsiona, że zapomniałam się przebrać. Ale jakie to, tak naprawdę, ma znaczenie? I tak nie będziemy mieli tych ciuchów na sobie zbyt długo. - Hej. - Z trudem przełykam ślinę. - Więc… jak chcesz to zrobić? Mam się rozebrać? - Milknę na chwilę, bo coś przychodzi mi do głowy. - Nawet się nie waż proponować mi striptiz, i bez tego jestem wystarczająco zdenerwowana. Garrett wybucha śmiechem. - Naprawdę wiesz, jak wprowadzić odpowiedzi nastrój, Wellsy. Jęczę, zrezygnowana. - No wiem. Jestem po prostu… zdenerwowana - powtarzam, a następnie biorę drżący oddech i wycieram wilgotne dłonie w spódnicę. - Możemy już zacząć? Stoisz tam i się na mnie patrzysz, i coraz bardziej mnie to przeraża. Garrett śmieje się cicho i podchodzi do mnie, kładąc mi dłoń na policzku. - Po pierwsze, rozluźnij się. Nie ma się czym denerwować. Po drugie, nie oczekuję, czy jakoś szczególnie chcę, abyś zrobiła striptiz. - Mruga do mnie. - A przynajmniej nie dzisiejszej nocy. I po trzecie, niczego nie będziemy teraz zaczynać. Walczę z rozczarowaniem. - Nie? Garrett podaje mi ten sam t-shirt, w którym spałam ostatnio. - Idź ściągnąć ten kostium z „Grease” i załóż to. Ja przygotuję kolejną płytę. - Podchodzi do telewizora i chwyta pudełko od Breaking Bad. - Chcesz oglądać serial? - pytam z niedowierzaniem. - Tak.
Tłumaczenie: Rylee
Otwieram usta. Później zamykam. I takie je pozostawiam, bo nagle zdaję sobie sprawę z tego, co on robi i jestem cholernie za to wdzięczna. Chce, abym czuła się swobodnie. I to działa. Znikam w łazience, szybko się przebieram i dołączam do Garretta na łóżku. Od razu otacza mnie ramieniem i przyciąga bliżej, a jego znajomy, męski zapach natychmiast mnie relaksuje. - Gotowa? - pyta lekko, trzymając pilota. Uśmiecham się. - Tak. Serial się zaczyna, a ja opieram głowę na ramieniu Garretta i koncentruję się na ekranie. Tak jak wcześniej, nie mówimy zbyt wiele. Poza moimi okazjonalnymi, zszokowanymi sapnięciami, a jego przewidywaniami panuje między nami cisza, ale tym razem, jestem tylko po części skupiona na serialu. W połowie odcinka Garrett pochyla się i całuje mnie w szyję. Nie mówię ani słowa, ale ciche westchnienie mimowolnie wymyka się z moich ust. W miejscu, gdzie jego wargi dotknęły mojej skóry, pojawia się gęsia skórka, a gdy kładzie swoją dużą dłoń na moim nagim udzie, uczucie powstałego tam ciepła jest tak wielkie, że niemal parzy mi skórę. - Co robisz? - mruczę. Jego usta przesuwają się wzdłuż mojej szyi. - Wprowadzam odpowiedni nastrój. - Podszczypuje ustami płatek mojego ucha. - W przeciwieństwie do co poniektórych, wiem jak to się robi. Wyciągam do niego język, mimo że nie może tego zobaczyć. Jest zbyt zajęty dręczeniem mnie ustami, zostawiając mokre ślady na mojej szyi. Głęboko w moim wnętrzu zaczyna budować się podniecenie i rozprzestrzenia się na całe ciało, mrowiąc wszystkie moje strefy erogenne. Za
Tłumaczenie: Rylee
każdym razem, gdy usta Garretta całują nowy fragment mojej skóry, drżę z przyjemności. Gdy jego język muska moją szczękę, obracam głowę i nasze usta spotykają się w najgorętszym pocałunku na tej planecie. Uwielbiam sposób, w jaki Garrett całuje. Nie niedbale, czy pospiesznie, lecz umiejętnie, spokojnie i absolutnie niesamowicie. Jego usta ocierają się o moje leniwie i kusząco, a język zakrada się do środka tylko odrobinę, by po chwili znowu uwodzicielsko się wycofać. Przechylam głowę, by pogłębić pocałunek i jęczę, czując na języku jego miętowy smak. Męski pomruk wydobywa się z jego gardła, a mój brzuch zaciska się w odpowiedzi. Nie odrywając ode mnie ust, popycha mnie delikatnie na plecy i kładzie się obok mnie. Następnie czuję, jak ciepła dłoń ujmuje moją pierś przez cienki materiał koszulki i skomlę cicho z przyjemności. - Powiedz mi, jeżeli posuwam się za szybko. - Jego głęboki głos pieści moje usta, a później zręczny język rozdziela moje wargi, by ponownie wsunąć się do środka. Jestem niemal przeciążona bodźcami atakującymi moje zmysły. Garrett całuje mnie, delikatnie ugniatając moje piersi i niespiesznie pocierając kciukiem sutek, i wszystko, co robi jest takie dobre, że nie wiem, na którym uczuciu mam się skupić. Mój puls dosłownie szaleje, gdy Garrett przesuwa dłoń w dół mojego ciała. Waha się przez chwilę, zanim dociera do rąbka koszulki, a później wydaje chrapliwy dźwięk i mija go, sunąc palcami jeszcze niżej. Gdy jego dłoń dociera między moje nogi, przestaję oddychać. Gdy jego palce pocierają moją łechtaczkę przez cienkie, koronkowe majtki, zaczynam skomleć. Jego ręka nieruchomieje. - Mam przestać? - Boże. Nie. Nie przestawaj.
Tłumaczenie: Rylee
Śmieje się chrapliwie, a później jego ręka znowu zaczyna się poruszać. Gdy już myślę, że nie mogę czuć się lepiej, udowadnia mi, że się mylę, odsuwając na bok materiał zakrywający moją kobiecość i muska palcem łechtaczkę. Moje biodra szarpią do góry jak rażone piorunem. - Och. Nie przestawaj tak robić. Pociera mnie delikatnie, ale pewnie, robiąc małe kółeczka wokół mojego wrażliwego miejsca, zanim przesuwa palec niżej, drażniąc wilgoć wzbierającą między moimi nogami. Jęk, który opuszcza usta Garretta, wywołuje dreszcz wzdłuż mojego kręgosłupa. - Och, cholera. Jesteś taka mokra. Jestem. Naprawdę. A ból między moimi nogami pogłębia się wraz z falami rozkoszy, które rozbijają się w moim wnętrzu. Jestem oszołomiona, czując pierwsze oznaki zbliżającego się orgazmu. To pierwszy raz, gdy jestem tak blisko, ale rozpraszam się natychmiast, gdy tylko zdaję sobie sprawę z twardej długości przyciśniętej do mojego biodra. Czuję na sobie erekcję Garretta i jest to tak erotyczne, że nie potrafię sformułować nawet jednej logicznej myśli. Chcę go dotknąć. Wręcz rozpaczliwie. Moje ręce są jak opętane, gdy wsuwam je za pasek jego spodni, a później w bokserki. W chwili, gdy dotykam jego erekcji, moja szczęka opada. - O mój Boże, chyba sobie żartujesz! Patrzy na mnie, zaskoczony. - Co się stało? - Czy to przez te hormony wzrostu, które brałeś w okresie dojrzewania? Wyrywam moją rękę z powrotem, czując kolejny przypływ zdenerwowania. Nie ma mowy, żeby tak ogromna męska bestia się we mnie zmieściła!
Tłumaczenie: Rylee
Garrett opuszcza gwałtownie głowę, chowając twarz w zgięciu łokcia, a całe jego ciało zaczyna się trząść. W pierwszej chwili przychodzi mi do głowy, że jest wkurzony. Później, że może nawet płacze. Zajmuje mi kilka sekund zanim uświadamiam sobie, co on robi - śmieje się. Nie, poprawka. On się histerycznie śmieje. Jego szerokie plecy trzęsą się tak mocno, że materac pod nami wibruje. Gdy się w końcu odzywa jego głos jest chrapliwy i przełamany śmiechem. - Męska bestia? - Przestań się ze mnie śmiać! Mówię poważnie - nalegam. - Może i mam wielkie cycki i poręczny tyłek, ale widziałeś moje biodra? Małe i wąskie! Co oznacza, że mój kobiecy kanał… Garrett zaczyna wyć. - Kobiecy kanał? -… również jest wąski. Rozerwiesz mnie na pół. Garrett unosi głowę i, przysięgam na Boga, ma łzy w oczach. - To najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałem od dziewczyny. - To nie jest śmieszne. Wciąż trzęsie się jak szalony. - Jest. Totalnie. - Wiesz co? Nie zrobimy tego. Kompletnie zepsułeś nastrój. - Ja? - pyta, nadal się śmiejąc. - Ty to zrobiłaś, kochanie. Siadam, jęcząc z frustracji. - Poważnie, to był głupi pomysł. - Wzdycham, rozglądając się za pilotem. - Po prostu obejrzyjmy serial i tyle. - Nie ma mowy. - Jego głos staje się szorstki. - Daj mi rękę. Rzucam mu podejrzliwe spojrzenie. - Dlaczego? - Ponieważ uważam, że jeśli lepiej poznasz moją męską bestię, przekonasz się, że nie ma czego się bać.
Tłumaczenie: Rylee
Parskam śmiechem, ale moje rozbawienie znika, gdy tylko Garrett chwyta moją dłoń i wkłada prosto do swoich bokserek. Nastrój, który zabiłam powraca do życia z głośnym rykiem, gdy zawijam palce wokół jego erekcji. Jest gruba i twarda i pulsuje pod moją dłonią, a wszystko to sprawia, że moje ciało ponownie zaczyna mrowić. Niepewnie przeciągam po nim dłonią, a Garrett jęczy cicho. - Widzisz? To tylko zwyczajny, stary penis, Wellsy. Parskam śmiechem. - W tym zdaniu jest tak wiele niedorzeczności, że nawet nie wiem od czego zacząć. - Milknę na chwilę. - W zasadzie… stary? Ile twój penis ma lat? - Dwadzieścia, tak jak ja - odpowiada poważnie. - Ale jest dużo dojrzalszy ode mnie. A co z twoim kobiecym kanałem? Jest mądrzejszy, niż wskazuje na to jego wiek, czy… Uciszam go pocałunkiem. Nie trwa długo, nim znowu drżę z pożądania, wystarczyło, że ręce Garretta wróciły tam, gdzie ich pragnęłam. W jakiś sposób moje majtki zniknęły, a długi palec wsunął się we mnie, wyciskając z moich płuc jęk wymieszany z westchnieniem. Moje mięśnie zaciskają się wokół niego, a dreszcz rozkoszy promieniuje, biegnąc wzdłuż moich pleców. Język Garretta wsuwa się w moje usta, a jego erekcja kołysze się w mojej dłoni. Nigdy wcześniej nie czułam się równie pożądana, ani nie miałam świadomości większej kontroli, bo wiem, że to ja jestem odpowiedzialna za te szorstkie dźwięki, które on wydaje. Garrett przerywa pocałunek i przenosi usta najpierw na szyję, później na ramię, a iskra w moim ciele rozpala się jeszcze bardziej i jest tak blisko detonacji, że jęczę jak oszalała. Ale podniecenie gaśnie, gdy tknięta przeczuciem otwieram oczy i zauważam, że Garrett na mnie patrzy. Mrowienie znika i sztywnieję pod jego dotykiem.
Tłumaczenie: Rylee
- Co się stało? - mruczy. - Nic. - Przełykam z trudem. - Tylko… pocałuj mnie jeszcze raz. Pochylam głowę i otwieram usta, witając jego język. Garrett masuje moją łechtaczkę ze zręcznością, która napawa mnie podziwem. Dokładnie wie kiedy zwolnić, kiedy przyspieszyć, kiedy zwiększyć nacisk. Moje biodra kołyszą się pod jego utalentowaną dłonią, ale gdy słyszę jego kolejny jęk, moje pożądanie znowu ulatuje. Ja też jęczę, ale z frustracji. - Co się dzieje, Wellsy? - Muska delikatnie moją kobiecość. - Wiem, że ci się podoba. Czuję to. - Tak. Ja… - Bezradność ściska moje gardło. - Zbliżam się, a później… to znika. - Zaczynam czuć kłucie łez pod powiekami. - Tak się dzieje za każdym razem. - Co mogę zrobić, żebyś doszła? - pyta z powagą. - Nie wiem. Po prostu mnie dotykaj. Proszę. I to właśnie robi. I, o Boże, jest w tym taki dobry. Gdy dwa palce wślizgują się do mojego wnętrza, zamykam oczy, ale to nic nie daje. I tak wiem, że on na mnie patrzy. Dokładnie jak Aaron, gdy brał to, czego nie chciałam mu dać. Byłam w pełni świadoma podczas gwałtu. Czasami, gdy jestem przygnębiona i się nad sobą użalam, przeklinam te narkotyki, że nie pozbawiły mnie przytomności. Pigułka gwałtu powinna pozbawiać przytomności, do cholery. Nie powinnam pamiętać tego, co mi robił. Wolałabym nie pamiętać. Ale pamiętam. Tamte wspomnienia są bardziej zamazane, niż takie normalne, ale widok dzikich oczu Aarona wwiercił się w mój umysł na zawsze. Pamiętam, że leżałam na łóżku w sypialni rodziców Melissy. Pamiętam jego ciężar, gdy wbijał się we mnie brutalnie, głęboko i boleśnie. Ale ja byłam jakby zupełnie sparaliżowana. Moje ręce i nogi nie chciały się ruszyć, bez względu na to, jak bardzo, chciałam go z siebie zrzucić. Moje
Tłumaczenie: Rylee
struny głosowe były zamarznięte, nie mogłam wykrzesać z siebie nawet pojedynczego słowa. Nie mogłam krzyczeć, walczyć, bronić się. Nie mogłam go nawet poprosić, aby przestał. Jedyne, co mogłam robić, to patrzeć na unoszące się nade mną zadowolone z siebie brązowe oczy, przepełnione pożądaniem wymieszanym z arogancją. Niechciane wspomnienia atakują mnie niczym rozwścieczony rój os, okradając mnie z ostatnich śladów rozkoszy. Wiem, że Garrett wyczuwa zmianę w moim ciele, bo nie jestem już ciepła, wilgotna, ani chętna. Jestem sztywniejsza, niż kij do hokeja i zimniejsza, niż lód. - To nie działa - mówi ochrypłym głosem. Siadam, starając się nie rozpłakać. - Wiem. Przepraszam. Po prostu… ty… patrzysz na mnie i… Marszczy brwi. - Czy to pomoże, jeśli zamknę oczy? - Nie - odpowiadam żałośnie. - I tak będę wiedziała, że sobie mnie wyobrażasz. Garrett wzdycha, po czym przesuwa się w górę łóżka i opiera głowę na ramie. Nadal jest twardy - widzę jego erekcję prężącą się pod materiałem jego spodni, ale wydaje się nieświadomy swojego własnego stanu, gdy jego wzrok powoli spotyka się z moim. - Nie ufasz mi. Natychmiast zaprzeczam: - Ufam. Inaczej by mnie tutaj nie było. - Dobra, powiem to inaczej. Nie ufasz mi na tyle, by w pełni sobie odpuścić. Zatapiam zęby w dolnej wardze. Chcę mu powiedzieć, że się myli, ale część mnie tak nie uważa.
Tłumaczenie: Rylee
- W seksie najważniejsze jest zaufanie - mówi. - Nawet jeżeli nie kochasz drugiej osoby, nawet jeżeli jest to tylko jednorazowy numerek, to nadal wymaga ogromnego zaufania. Ono jest niezbędne, aby w pełni otworzyć się przed kimś innym i pozwolić mu zobaczyć siebie od najbardziej bezbronnej i wrażliwej strony. Czyli podczas orgazmu. - Uśmiecha się sucho. - A przynajmniej tak mówi wujek Google. - Wyguglałeś to? - krzyczę. Przebłysk zakłopotania pojawia się w jego oczach. - Musiałem. Nigdy nie spałem z nikim, kto… wiesz… - Wiem. - Zagryzam wargę jeszcze bardziej, byle tylko się nie rozpłakać. - Po tym, co ci się stało, nie dziwię się, że trudno jest tobie się przed kimś odsłonić. - Waha się przez chwilę. - Byłaś wtedy dziewicą? - pyta cicho. Zaciskam usta i przytakuję. - Tak myślałem. - Milknie na dłuższą chwilę. - Mam pewien pomysł. Chcesz go usłyszeć? Nie mogę mówić, bo jestem zbyt blisko wybuchnięcia płaczem, więc jedynie kiwam głową. - Zamiast skupiać się na tym, abym doprowadził cię do orgazmu, może spróbuj zrobić to sama. Myślałam, że wyczerpałam już limit żenad przyznany mi na dzisiejszy wieczór, ale nie, to jeszcze nie koniec. - Robię to cały czas. - Policzki mi płoną i robię, co mogę, by uniknąć jego oczu. - Przede mną - dodaje. - Doprowadź się do orgazmu przy mnie. - Urywa na chwilę. - A ja dojdę przy tobie. O mój Boże. Nie wierzę, że prowadzimy tę dyskusję. Że on właśnie zasugerował to, co zasugerował.
Tłumaczenie: Rylee
- Wybacz na chwilę, idę się powiesić - mamroczę. - Bo jestem całkowicie zażenowana. - Nie masz powodu. - Jego szare oczy nabierają niesamowicie intensywnego wyrazu. - To będzie ćwiczenie na budowanie zaufania. Naprawdę uważam, że to może wypalić. Oboje będziemy w takiej samej sytuacji i przekonasz się, że nie ma czego się bać. Zanim mogę odpowiedzieć, Garrett zeskakuje z łóżka i ściąga przez głowę koszulkę. Następnie, bez chwili wahania, pozbywa się spodni i bokserek. Oddech więźnie mi w gardle. Dotykałam wcześniej jego erekcji, ale w zasadzie, to jej nie widziałam. Teraz widzę i jest długa, twarda i doskonała. Drżę na widok jego nagiego ciała, a gdy mój wzrok odnajduje jego spojrzenie, dostrzegam w nim jedynie olbrzymie pożądanie i słodkie pragnienie dodania mi otuchy. Żadnej nieczystej żądzy, poczucia władzy, złej woli, czy wrogości. To nie Aaron. To Garrett. Garrett, który wystawia mi siebie na pokaz, aby pomóc mi zrozumieć, że to nic złego sobie odpuścić. - Ściągnij koszulkę, Hannah. Chcę ciebie zobaczyć. - Uśmiecha się. Przysięgam, że nie mam na myśli striptizu. Bezwiedny uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Ale nadal się nie ruszam. - Pokaż mi, co robisz, gdy jesteś sama - namawia. - Ja… - Gula w moim gardle jest zbyt wielka, by pozwolić mi mówić. Jego głos obniża się do zachrypniętego, uwodzicielskiego szeptu: - Pokaż mi, a ja pokażę tobie. - Owija palce wokół swojego penisa, a mi wymyka się jęk. Spotykam jego spojrzenie i niezachwiana pewność w wyrazie jego twarzy skłania mnie do działania. Moje palce drżą niekontrolowanie, gdy chwytam rąbek mojej koszulki i przeciągam ją przez głowę, zostając w samym staniku. Później biorę głęboki oddech i biustonosz też ściągam.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 25
Garrett Nigdy wcześniej nie onanizowałem się przy dziewczynie. To znaczy, zdarzało się, że przeciągnąłem po nim ręką raz, czy dwa, zanim wsadziłem go w dużo przyjemniejsze miejsce, niż moja dłoń, ale zrobić to od początku, do końca? To dla mnie nowość. I jestem nerwowy. Ale skłamałbym mówiąc, że mnie to nie nakręca. Nie mogę uwierzyć, że Hannah leży naga w moim łóżku. Jest tak cholernie piękna. Jej ciało jest miękkie i zaokrąglone we wszystkich właściwych miejscach. Jej piersi są absolutnie doskonałe, okrągłe i sterczące, zakończone czerwono-brązowymi sutkami. Moje spojrzenie zjeżdża niżej, do wąskiego paska ciemnych włosków między jej nogami i umieram z pragnienia, aby je rozdzieliła. Chcę zobaczyć ją całą. Ale nie chcę, aby uważała mnie za jakiegoś zboczeńca, więc trzymam buzię na kłódkę. Jestem twardy jak skała, mój fiut pulsuje mi w dłoni i staram się nie patrzeć pożądliwie na seksowną, nagą dziewczynę leżącą w moim łóżku. - Nic nie mówisz - zauważa zaczepnie, ale słyszę w jej głosie zdenerwowanie. - Nie chcę ciebie przestraszyć - mówię ochryple. - Koleś, stoisz przede mną nagi, trzymając w ręce swojego penisa. Jeżeli to mnie nie przeraża, wątpię, byś mógł mnie przestraszyć słowami. Słuszna uwaga. - Rozłóż nogi - mówię. - Chcę ciebie zobaczyć.
Tłumaczenie: Rylee
Waha się. Ale później to robi i zapiera mi dech w piersiach. Pieprzona perfekcja. Jest różowa, lśniąca i doskonała. Dojdę zdecydowanie za szybko. To fakt. Ale zrobię co w mojej mocy, by odwlec nieuniknione. Poruszam dłonią na moim kutasie w boleśnie powolnym tempie, starając się nie naciskać na czubek i ignorując najwrażliwsze miejsca. - Pokaż mi co byś robiła, gdy mnie tu nie było - mruczę. - Pokaż mi jak się dotykasz. Jej policzki rumienią się uroczym odcieniem czerwieni. Jej usta są rozchylone, nieznacznie, ale wystarczająco, że gdybym przycisnął swoje wargi do jej i wsunął między nie język, mógłbym poczuć jej smak. Rozpaczliwie chcę ją pocałować, ale opieram się pokusie. Ta chwila jest zbyt ważna, aby ryzykować kolejny atak paniki. Hannah, bardzo powoli, kładzie dłoń między swoje nogi. Dreszcz przyjemności przetacza się przez moje ciało. - Właśnie tak, Wellsy. Dotykaj się. Muska palcem łechtaczkę. Później pociera ją delikatnie. Jej dotyk jest przemyślany, niespieszny, jakby szukała sposobu, który dostarczy jej najwięcej rozkoszy. Dopasowuję się do jej powolnego tempa. Moje ciało domaga się uwolnienia, ale zagłuszam jego krzyk, koncentrując się na tym co widzę, a nie czuję. A nie jest to łatwe, bo jestem tak cholernie blisko, że muszę oddychać przez nos i napinać wszystkie mięśnie, aby nie dopuścić do eksplozji. - Dobrze ci? - Mój głos brzmi nisko i odlegle. Hannah przytakuje, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Przez jej rozchylone usta wymyka się chrapliwy oddech, a ja nagle wyobrażam sobie te wargi owinięte wokół mojego fiuta i jestem niebezpiecznie blisko całkowitego zatracenia się w doznaniach. Posuwam się do naciśnięcia awaryjnego przycisku wyłączającego zasilanie, ściskając mojego penisa tak bardzo, że to aż boli.
Tłumaczenie: Rylee
Hannah zaczyna pocierać się szybciej i przesuwa drugą ręką po całym ciele, aż ujmuje w dłoń jedną pierś. Bawi się sutkiem, ściskając go między palcami, a ja tłumię warknięcie. Pragnę ssać ten pomarszczony pączek bardziej, niż zaczerpnąć następnego oddechu. - O czym myślisz, Wellsy? - To pytanie nie jest dla niej, lecz dla mnie. Potrzebuję rozproszenia. Natychmiast. Nie odrywa wzroku od mojej powoli poruszającej się ręki. - O tobie. Cholera. Ona wcale mi nie pomaga. Moje ruchy stają się szybsze, a ręka zaczyna żyć własnym życiem. W moim łóżku jest naga kobieta, a ja nie mogę jej przelecieć. Nie mogę, bo tutaj nie chodzi o mnie. - Myślę o tym, jaki jesteś seksowny - kontynuuje szeptem. - Myślę o tym, jak bardzo pragnę znowu cię pocałować. Już prawie do niej idę, aby dać jej to, czego pragnie, ale za bardzo się boję, że czar pryśnie. - O czym jeszcze? - pytam, niskim głosem. Jej ręka opuszcza pierś i przesuwa się w dół płaskiego brzucha, aż do bioder. Boże, naprawdę jest wąska. Pewnie mógłbym objąć ją w talii samymi dłońmi. - Myślę o twoich palcach poruszających się wewnątrz mnie. Myślę o tym samym, jak opętany, ale zadowalam się obserwowaniem jej palców. Wsuwa dwa z nich do swojej cipki, nie przestając drugą dłonią masować swojej łechtaczki. Jej policzki są zaczerwienione. Tak samo jak piersi. Zdaję sobie sprawę, że jest już blisko, a satysfakcja z tego, że to ja do tego doprowadziłem, nie przypomina niczego, czego bym wcześniej doświadczył. Ja jej to robię. Nie dotykam jej, ale nakręca ją sama moja obecność. Przesuwam dłonią po moim fiucie, ściskając główkę przy każdym przeciągnięciu.
Tłumaczenie: Rylee
- Jestem blisko - ostrzegam ją. - Tak? - Cholernie blisko. Nie wiem, czy dam radę dłużej wytrzymać. - Później przeklinam pod nosem, bo widzę wilgoć na jej palcach za każdym razem, gdy je wysuwa. Umieram tu, kurwa. - Ja też. - Jej oczy są zamglone i kołysze się niespokojnie na moim łóżku. Oboje robimy hałas. Ja jęczę, ona skomle i wzdycha. Powietrze naładowane jest napięciem, a moje ciało płonie. - Och… Boże… - dyszy. - Patrz na mnie - warczę przez zaciśnięte zęby. - Patrz, co mi robisz. Pompuję jeszcze szybciej, a ona krzyczy: - Garrett! Dochodzi z moim imieniem na ustach, a ja dochodzę słysząc to. Rozkosz przetacza się przez moje ciało, a siła mojego uwolnienia niemal powala mnie na kolana. Chwytam się biurka i trzymam je mocno, gdy fale przyjemności zalewają każdą część mojego ciała. Gdy wracam na Ziemię, zauważam, że Hannah mnie obserwuje. Wygląda na oszołomioną i zafascynowaną, a jej piersi unoszą się szybko, gdy oddycha gwałtownie łapiąc każdy oddech. - O mój Boże. - Na jej twarzy pojawia się zdziwienie. - Nie mogę uwierzyć… Mrugam, a ona nagle jest w moich ramionach. Przytula się do mnie, niewzruszona lepką wilgocią z mojego brzucha, która przykleja się teraz do jej skóry. Chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi. - Doszłam. Krztuszę się śmiechem. - Widziałem. - Doszłam, a ty tutaj byłeś, i…
Tłumaczenie: Rylee
Unosi głowę i spogląda na mnie z podziwem. Zawsze zapominam jak bardzo jest niska, dopóki nie stanie obok mnie i nie wyciągnie szyi, by móc spojrzeć mi w oczy. - To teraz możemy uprawiać seks - oznajmia. Cholera, znowu robię się twardy. A ona to czuje, bo jej oczy rozszerzają się i spogląda na moją erekcję przyciśniętą do jej brzucha. Ale najwyraźniej jestem masochistą, bo mówię: - Nie. Nie??? Nie da się ukryć. Postradałem rozum. - Co masz na myśli, mówiąc nie? - domaga się wyjaśnień. Nie zmieniam zdania, nawet widząc jej oczywiste rozczarowanie. - Dzisiejszy wieczór był dla ciebie dużym krokiem naprzód i dlatego myślę, że powinniśmy na razie zwolnić. - Przełykam i dodaję: - I iść małymi kroczkami. W jej oczach pojawia się błysk, ale nie wiem co oznacza. - Co się stało? - pytam. - Nic. Moja terapeutka zawsze tak mówiła. Małymi kroczkami. Milknie na dłuższą chwilę, a później jej olśniewający, szeroki uśmiech rozjaśnia cały pokój. To pierwszy raz, gdy widzę, aby tak się uśmiechała, z radością, która sięga jej oczu i moje serce ściska się w dziwny, nieznany mi dotąd sposób. - Jesteś dobrym facetem, Garrett, wiesz? Dobrym facetem? Chciałbym. Kurwa, gdyby mogła czytać mi w myślach i poznała wszystkie te świństwa, które chciałbym z nią robić, pewnie natychmiast odwołałaby te słowa. - Mam swoje momenty - odpowiadam, wzruszając ramionami. Jej uśmiech powiększa się jeszcze bardziej, a moja klatka piersiowa otwiera się na całą szerokość.
Tłumaczenie: Rylee
W tym momencie już wiem, że wpadłem w kłopoty. Zgodziłem się jej pomóc nie tylko dlatego, bo jestem jej przyjacielem, ale dlatego, że jestem mężczyzną. A kiedy kobieta prosi cię, abyś uprawiał z nią seks i zafundował jej orgazm, nie zastanawiasz się nad tym. Mówisz tak. Cóż, Hannah miała orgazm. I wiem, że do seksu też dojdziemy. Ale w tej chwili pragnę jedynie, aby jeszcze raz się do mnie uśmiechnęła.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 26
Hannah - Hej, nie tak szybko! - Zatrzymuje mnie wysoki głos, gdy gnam do mojej sypialni. - Gdzie tak pędzisz, młoda damo? Obracam się, zaskoczona i dostrzegam Allie leżącą na kanapie w salonie ze szklanką soku opartą na kolanie. Tak bardzo się spieszyłam, że jej nie zauważyłam. - Co robisz w domu? - pytam, zdziwiona. - Myślałam, że w środy masz ekonomię. - Odwołano zajęcia, bo profesor ma ebolę. Sapię. - Jasna cholera. Naprawdę? Zaczyna chichotać. - Cóż… nie. To znaczy, może. Przysłał nam wszystkim maila, że jest chory. - Zrobiła cudzysłów palcami przy ostatnim słowie. - Ale nie podał, co to za choroba. Mimo wszystko mam nadzieję, że to coś złego. Wtedy nie będzie mógł nas uczyć i automatycznie dostaniemy piątki. - Jesteś złym człowiekiem - informuję ją. - Pewnego dnia te twoje voodoo obróci się przeciwko tobie. Serio, nie przychodź do mnie, jak zachorujesz na ebolę. W każdym razie, na mnie już pora. Wpadłam tylko po kilka rzeczy i lecę na próbę. - Nie ma mowy Han-Han. Posadź swój zgrabny tyłek na tej kanapie, bo musimy pogadać. - Naprawdę nie chcę się spóźnić na próbę.
Tłumaczenie: Rylee
- Jasne, bo Cass zawsze pojawia się punktualnie - ironizuje. Słuszna uwaga. Wzdychając, podchodzę do kanapy i ciężko na nią opadam. - Okej. O co chodzi? Tylko się streszczaj. - Dobra, chcesz prosto z mostu? Proszę bardzo. Co, na Boga, dzieje się między tobą, a Garrettem Grahamem? Moje usta opadają. Cholera. No to wpadłam. Cóż… tak jakby na własne życzenie, bo napisałam jej wczoraj: Będę u Garretta, wrócę późno. Ale Allie od pewnego czasu była bardzo pochłonięta swoim związkiem z Seanem i miałam nadzieję, że moje relacje damsko - męskie umkną jej uwadze. - Nic się nie dzieje - odpowiadam. Ha, a przez „nic” mam na myśli „poszłam do niego, później pozbyliśmy się ciuchów i masturbowaliśmy. Ja przed nim, on przede mną. Ja miałam orgazm, on miał orgazm, i to było najlepsze uczucie na świecie.” Allie bez trudu orientuje się, że kłamię. - Zapytam cię jeszcze raz, czy ty, Hannah Julie Wells, chodzisz z Garrettem Grahamem? - Nie. Mruży oczy. - Dobra, w takim razie zapytam trzeci raz. Czy ty, Hannah Julie Wells, chodzisz z Garrettem… - Nie chodzę z nim. - Wzdycham. - Ale zdarza się nam trochę zabawić. Jej szczęka opada. Potem się zamyka, a po chwili w jej niebieskich oczach widać błysk zwycięstwa. - Ha! Wiedziałam, że jesteś nim zainteresowana! O mój Boże! Potrzymaj mój sok, muszę zatańczyć ze szczęścia. Umiesz może running man’a? A jeżeli tak, to możesz mnie nauczyć? Śmieję się.
Tłumaczenie: Rylee
- O Boże, proszę, przestań, nie ma powodu do tańczenia. To nie jest nic wielkiego, dobra? I prawdopodobnie bardzo szybko się skończy. No, gdy tylko pójdę na randkę z Justinem. Cholera, cholera. To pierwszy raz od urodzin Deana, kiedy Justin w ogóle pojawił się w moich myślach. Byłam całkowicie skupiona na Garretcie, na tym jak bardzo mnie kręci i co chciałabym z nim robić. Ale teraz, gdy przypominam sobie o mojej zaplanowanej randce, zżerają mnie wyrzuty sumienia. Czy naprawdę mogę umówić się z kimś innym po tym, co ja i Garrett zrobiliśmy zeszłej nocy? Ale… my nie jesteśmy parą. On nie jest moim chłopakiem i jestem pewna jak cholera, że on nie chce, abym była jego dziewczyną. Więc… dlaczego nie? Mimo wszystko nadal mam ochotę odwołać randkę z Justinem, ale moje uczucia spycha na bok Allie, która nadal tryska entuzjazmem na samą myśl o mnie i Garretcie razem. - Spałaś z nim? Och, błagam, powiedz, że tak! I że było dobrze! Wiem, że ty i Devon nie byliście w łóżku niczym Brangelina, ale słyszałam, że Garrett jest na serio dobry. Tak. Z całą pewnością jest. - Nie spałam z nim. Allie wygląda na rozczarowaną. - Dlaczego? - Bo… nie wiem, bo nie. Robiliśmy inne rzeczy. - Moja twarz pokrywa się rumieńcem. - I nic więcej na ten temat nie powiem, okej? - Nie okej. Najlepsze przyjaciółki powinny mówić sobie wszystko. Ty znasz każdy szczegół mojego życia seksualnego. Wiesz, że próbowaliśmy z Seanem seksu analnego, czy jak dużego ma fiuta… - A to oznacza, że wiem dużo więcej, niż bym chciała - przerywam jej. Kocham cię na zabój, ale nie chcę słuchać o tym, że Sean wkłada ci penisa do
Tłumaczenie: Rylee
tyłka i naprawdę nic by mi się nie stało, gdybyś mi nie pokazała jego rozmiaru przy użyciu linijki! Allie robi markotną minę. - Jesteś okropna. Ale nic się nie martw, w końcu wyciągnę z ciebie wszystkie pikantne szczegóły. Prawdopodobnie ma rację. Ale na pewno nie zrobi tego teraz. Wstaję, przewracając oczami. - Skończyłyśmy już? Naprawdę muszę już iść. - Dobra, idź. Ale nie, nie skończyłyśmy jeszcze. - Szczerzy się do mnie szeroko. - I nie skończymy, póki nie weźmiesz linijki i nie odpowiesz na stare jak świat pytanie - jak duży jest... - Do widzenia, zboczeńcu. Gdy piętnaście minut później wchodzę do studia, w którym mamy próby, pierwsze co widzę, to wiolonczelista. Pytanie: Po czym poznajesz, że sprawy wymknęły ci się spod kontroli? Odpowiedź: Gdy widzisz wiolonczelistę na swojej próbie i w ogóle cię to nie dziwi. Odkąd Mary Jane zgodziła się na propozycję Cassa i na próbach towarzyszy nam chór, dałam sobie spokój. Przestałam ich przekonywać, że to wszystko to gruba przesada. Od tego czasu mogą robić, co im się żywnie podoba - czyli, na co tylko Cass ma ochotę - ponieważ zwyczajnie nie mam już na to wszystko siły. - Spóźniłaś się. - Cass cmoka z dezaprobatą, gdy odwieszam płaszcz. - Wiem. Czeka na moje przeprosiny. Nie doczeka się. - Hannah, to jest Kim Jae Woo - mówi MJ, uśmiechając się nieśmiało. Będzie wam akompaniował w drugiej zwrotce.
Tłumaczenie: Rylee
Nie wątpię. Nie pytam, kiedy ta decyzja została podjęta, jedynie potakuję głową i mamroczę: - Brzmi świetnie. Przez następną godzinę koncentrujemy się jedynie na środkowej części utworu. Normalnie Cass przerywałby nam co dwie sekundy, żeby skrytykować coś co zrobiłam, ale dzisiaj cały ciężar jego przerośniętego ego ląduje na biednym Kimie Jae Woo. Koreański student pierwszego roku rzuca mi spanikowane spojrzenie za każdym razem, gdy Cass na niego naskakuje, ale jedyne co mogę zrobić, to wzruszyć ramionami i uśmiechnąć się współczująco. To smutne. Straciłam cały zapał do tej piosenki. Jedyne co mnie pociesza, to myśl, że jeżeli teraz nie wygramy tego stypendium, to będę miała jeszcze szansę na wiosnę. O drugiej Cass ogłasza koniec, a ja wzdycham z ulgą i chwytam płaszcz. Gdy wychodzę na korytarz dostrzegam Garretta. Ma na sobie swoją uniwersytecką kurtkę, w dłoniach dwa kubki kawy i stoi oparty o ścianę, witając mnie uśmiechem, który sprawia, że mój puls szaleje. - Hej! - Marszczę czoło. - Co ty tu robisz? - Wpadłem do twojego akademika, ale Allie powiedziała, że jesteś na próbie, więc postanowiłem na ciebie poczekać. - Byłeś tutaj przez cały czas? - Niee, byłem po kawę i szwendałem się trochę po okolicy. Właśnie przyszedłem. - Zerka mi przez ramię. - Próba już się skończyła? - Tak. - Chwytam kubek, który mi podaje i uchylam plastikowe wieczko. Mamy wiolonczelistę. Jego usta drgają odrobinę. - Aha. Założę się że jesteś zachwycona. - Raczej obojętna. Nagle słyszę ostry głos dochodzący zza moich pleców.
Tłumaczenie: Rylee
- Blokujesz przejście, Hannah. Niektórzy mają coś jeszcze do roboty i się spieszą. Przewracając oczami odsuwam się od drzwi i robię miejsce dla Cassa i Mary Jane. Cass nawet na mnie nie patrzy, ale gdy zauważa z kim rozmawiam jego wzrok ląduje na mnie od razu. - Cass, znasz Garretta? - pytam grzecznie. Cass obraca się ostrożnie w stronę wysokiego, potężnie zbudowanego hokeisty stojącego przy moim boku. - Nie, nie miałem jeszcze okazji. Miło cię poznać, stary. - Ciebie też, Chazz. Cass sztywnieje. - Mam na imię Cass. Garrett uśmiecha się niewinnie. - Och, przepraszam, czyż nie tak właśnie powiedziałem? Nozdrza Cassidy’ego falują gniewnie. - Więc, słyszałem, że śpiewasz w duecie z moją dziewczyną - kontynuuje Garrett. - Mam nadzieję, że nie sprawiasz jej żadnych problemów. Nie wiem, czy wiesz, ale moja Han-Han ma zły nawyk pozwalania innym sobą manipulować. - Garrett unosi jedną brew. - Ale ty tego nie robisz, prawda, Chazz? Pomimo zakłopotania, które wywołują we mnie jego słowa, z trudem powstrzymuję wybuch śmiechu. - Jestem Cass. - Chcesz mi powiedzieć, że się pomyliłem? Następuje długa chwila ciszy, podczas której dochodzi do klasycznego, męskiego pojedynku na spojrzenia. Tak jak myślałam, Cass pierwszy odwraca wzrok. - Nieważne - mamrocze. - Chodź MJ, spóźnimy się.
Tłumaczenie: Rylee
Gdy Cass odchodzi, ciągnąc za sobą Mary Jane jak worek ziemniaków, odwracam się do Garretta, wzdychając. - Czy to było konieczne? - Tak, do cholery. - Okej. Chciałam się tylko upewnić. Nasze spojrzenia się krzyżują i nagle ciepło rozprzestrzenia się po moim ciele. A niech to! Dokładnie wiem, o czym on teraz myśli. A raczej, o robieniu czego myśli. I komu. Mi. A ja myślę dokładnie o tym samym. Wcześniej powiedziałam Allie, że to, co jest między mną i Garrettem szybko się skończy, ale w tej chwili, wybucha jeszcze gwałtowniej, niż zeszłej nocy. - Jedziemy do mnie? Te trzy słowa, niskie i chrapliwe, sprawiają, że moje uda zaciskają się niemal boleśnie. Pożądanie pozbawia mnie głosu. Zamiast odpowiedzieć, wyciągam mu kubek z dłoni, i oba - jego i mój - wyrzucam do kosza na śmieci. Garrett śmieje się cicho. - Rozumiem, że to oznacza tak.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 27
Hannah Nie mam pojęcia jakie słowa padły, gdy jechaliśmy do domu Garretta. Jestem pewna, że rozmawialiśmy. Jestem pewna, że widziałam krajobraz za oknem. Jestem pewna, że oddychałam, zupełnie jak normalna osoba. Ale zwyczajnie nic z tego nie pamiętam. W sekundzie, gdy wpadamy do jego sypialni, zarzucam mu ręce na szyję i całuję. Olać małe kroczki. Za bardzo go pragnę, aby robić to powoli i moje dłonie rozpinają jego pasek, zanim nawet udaje mi się wsunąć mu język do ust. Jego ochrypły śmiech łaskocze moje wargi, a po chwili silne dłonie przykrywają moje, by mnie powstrzymać. - Naprawdę doceniam twój zapał, ale musimy zwolnić, Wellsy. - Ale ja nie chcę zwalniać - protestuję. - No to dupa jasiu. - Dupa jasiu? Co ty jesteś, moja babcia? - Twoja babcia mówi „dupa jasiu”? - Cóż, nie - wyznaję. - W zasadzie to klnie jak szewc. W ostatnie Święto Dziękczynienia wywaliła „skurwysyn” przy stole. Mój tata prawie udławił się indykiem. Garrett wybucha śmiechem. - Chyba ją lubię. - No, jest po prostu urocza.
Tłumaczenie: Rylee
- Na to wygląda. - Przechyla głowę. - Możesz już przestać mówić o swojej babci i zabijać nastrój? - To ty zabiłeś go pierwszy! - przypominam mu. - Nie, ja tylko chciałem zwolnić tempo. - Jego szare oczy przechodzą w stopiony metal. - A teraz połóż się na łóżku, żebym mógł doprowadzić cię do orgazmu. O. Mój. Boże. Wskakuję na materac tak szybko, że wywołuję tym jego kolejny uśmiech, ale nie obchodzi mnie, na jak bardzo rozochoconą wyglądam. Nie czuję już tego zdenerwowania, które wczoraj siało spustoszenie w moim żołądku, bo dzisiaj całe moje ciało drży z potrzeby. Gdzieś tam w zakamarkach mojego umysłu pojawia się myśl, że być może tym razem się nie uda, a przynajmniej nie od dotyku Garretta, ale, o Boże, umieram, aby to sprawdzić. Garrett siada obok mnie i wplata mi rękę we włosy, zanim całuje głęboko. Nigdy nie byłam z facetem, który byłby wobec mnie tak mało ostrożny. Devon traktował mnie, jakbym miała się rozpaść od jego dotyku, ale Garrett tego nie robi. Dla niego nie jestem chińską porcelaną. Jestem po prostu… sobą. Uwielbiam, jak ciągnie mnie za włosy, gdy moja głowa nie jest dokładnie tam, gdzie tego chce, czy jak przygryza moją dolną wargę, gdy drażnię się z nim uciekając językiem. Siadam, ale tylko po to, by ściągnął mi koszulkę, a później używa jednej ręki, by odpiąć mój stanik z nieznaną mi dotąd zręcznością. W chwili, gdy ściąga swoją koszulkę, przyciskam usta do jego torsu. Wczoraj nie miałam okazji go dotknąć i nie mogę się doczekać, żeby się przekonać jakie to uczucie. Jak on smakuje. Jego ciało jest ciepłe pod moimi ustami i gdy mój język muska sztywny sutek, słyszę gardłowy pomruk i nagle znowu jestem na plecach, a on mnie całuje.
Tłumaczenie: Rylee
Później obejmuje dłońmi moje piersi i bawi się sutkami, pocierając je palcami. Moje powieki zaczynają trzepotać, po chwili się zamykają i zupełnie mnie nie obchodzi, czy on na mnie patrzy. Myślę tylko o tym, jak mi z nim dobrze. - Twoja skóra jest miękka jak jedwab - mruczy. - Ukradłeś to z reklamy Dove? - Nie, po prostu stwierdzam fakt. - Przebiega palcami wzdłuż dolnej krzywizny moich piersi. - Jesteś miękka, gładka i idealna. - Unosi głowę i uśmiecha się krzywo. - Pewnie teraz masz ochotę parsknąć śmiechem, co? Tak, ale jednocześnie jego słowa są, na swój prosty i niewyszukany sposób, cholernie erotyczne i sprawiają, że mój puls przyspiesza. - Jeżeli za chwilę nie zaczniesz znowu mnie dotykać, przysięgam, że cię uderzę. - Lepiej nie, złamałabyś sobie rękę. A tak się składa, że bardzo lubię twoje ręce. - Uśmiechając się szelmowsko, chwyta moją prawą rękę i kładzie ją na swoim kroczu. Twarde wybrzuszenie pod moją dłonią jest tak kuszące, że nie mogę się powstrzymać i pocieram je. Garrett cały sztywnieje, a po chwili szybko zabiera moją rękę. - Cholera. Kiepski pomysł. Nie chcę jeszcze kończyć. Prycham. - Och, czyżbyśmy tu mieli szybkiego zawodnika? - Milcz, kobieto. Mogę całą noc. - Tja, jasne… Ucisza mnie palącym pocałunkiem, który pozbywa mnie tchu. Później w jego oczach pojawiają się figlarne iskierki i pochyla się, by pocałować mój sutek. Fala rozkoszy wybucha w miejscu, gdzie dotykają mnie jego usta i rozprzestrzenia się po całym moim ciele. Gdy język Garretta wiruje wokół twardego wierzchołka, jedyne co mogę zrobić, to kompletnie odpłynąć. Moje
Tłumaczenie: Rylee
piersi zawsze były wyjątkowo wrażliwe na dotyk, a w tej chwili są kłębkiem ciasno związanych nerwów. Kiedy Garrett ssie moją brodawkę, widzę gwiazdy. Później przenosi się na drugą pierś, poświęcając jej dokładnie tyle samo uwagi, obsypując tymi samymi leniwymi pocałunkami i uwodzicielskimi liźnięciami. Po chwili zaczyna przesuwać się na południe. Pomimo burzącego krew podniecenia, czuję ukłucie niepokoju. Nic nie mogę na to poradzić, przypominam sobie wszystkie te razy, gdy Devon robił dokładnie to samo - znaczył ustami drogę w dół mojego ciała. Czy, jak wiele czasu spędził między moimi nogami, gdy nie mogłam dojść podczas stosunku. Ale nie powinnam w tej chwili myśleć o moim eks, więc wypycham wszystkie te wspomnienia z mojego umysłu. Oddech Garretta łaskocze mnie w pępek. Gdy zaczyna rozpinać mi spodnie, czuję jak jego palce drżą. Świadomość, że jest zdenerwowany, czy tak samo podekscytowany jak ja, dodaje mi otuchy i strasznie mi się podoba. On zawsze wydaje się taki wyluzowany i pewny siebie, ale teraz, tutaj, sprawia wrażenie, jakby panował nad sobą ostatnimi strzępkami samokontroli. - Mogę? - szepcze, zsuwając mi z bioder spodnie i majtki. Później z sykiem wciąga powietrze, a ja czuję jego wygłodniałe spojrzenie utkwione między moimi udami. Wypuszczam powolny oddech i odpowiadam: - Tak. Jego pierwsze pociągnięcie językiem wzdłuż moich fałdek jest jak prąd elektryczny strzelający przez całe moje ciało. Jęczę tak głośno, że Garrett unosi głowę. - Tuck jest w domu - ostrzega, a rozbawienie błyszczy w jego oczach. Sugerowałbym ciszej. Muszę przygryzać wargę, bo to, co on mi robi… Matko Przenajświętsza. Jest. Tak. Cholernie. Dobre. Okrąża językiem moją łechtaczkę, a później liże ją
Tłumaczenie: Rylee
powolnymi i delikatnymi pociągnięciami, które doprowadzają mnie do absolutnego szału z pożądania. Nagle przypominam sobie, jak Allie wyznała mi kiedyś, że musiała gruntownie przeszkolić Seana z tego, w jaki sposób ma to robić. Garrett nie potrzebuje żadnych wskazówek. Pozwala mojemu pożądaniu rozwijać się powolutku i stopniowo, aż do momentu, w którym zaczynam go błagać. - Proszę - mamroczę niewyraźnie, gdy po raz kolejny tempo staje się nieznośnie powolne. - Jeszcze. Unosi głowę, i nie mam żadnych wątpliwości, że nigdy nie widziałam nic bardziej seksownego, niż jego lśniące usta i płonące szare oczy. - Myślisz, że możesz dojść w ten sposób? Sama się sobie dziwię, bo przytakuję. Jestem tak blisko, jakbym była bombą z kreskówki, gotową do detonacji. Lont już się pali. Z niskim pomrukiem, Garrett pochyla głowę i przykłada usta do mojej łechtaczki. Później zaczyna ją ssać, jednocześnie wsuwając we mnie palec, a ja wybucham jak wyrzutnia rakiet. Orgazm, którego doświadczam jest tysiąc razy mocniejszy, niż jakikolwiek, który miałam w całym moim życiu. Być może dlatego, że moje ciało wie, że tym razem to nie ja się do niego doprowadziłam. Lecz Garrett. To Garrett zmienił mnie w galaretę i wysłał tę słodką, pulsującą iskrę spełnienia do każdego zakamarka mojego ciała. Gdy te niesamowite doznania słabną, pozostawiają po sobie spokój i jakieś dziwne, słodko - gorzkie uczucie. To, co dzieje się później, jak dotąd widziałam jedynie w filmach i zawstydza mnie kompletnie. Zaczynam płakać. Garrett wspina się na mnie natychmiast i zaniepokojony przeszukuje wzrokiem moją twarz. - Co się stało? - pyta, a po chwili jego ramiona opadają, jakby pod ciężarem klęski. - O, cholera. Zraniłem cię?
Tłumaczenie: Rylee
Kręcę głową i mrugam, aby odgonić łzy. - Płaczę… bo… - Biorę głęboki oddech. - Bo jestem szczęśliwa. Garrett wyraźnie się relaksuje, a po chwili wygląda jakby walczył, aby się nie roześmiać. - Powiedź to - rozkazuje. - Co? - Chwytam róg prześcieradła i wycieram nim mokre policzki. - Powiedz: Garretcie Graham, jesteś bogiem seksu. Dokonałeś tego, czego nie potrafił dokonać żaden inny mężczyzna. Jesteś… Uderzam go w ramię. - O mój Boże, jesteś palantem. Nigdy, przenigdy tego nie powiem. - Pewnie, że powiesz. - Posyła mi zarozumiały uśmiech. - Kiedy z tobą skończę, wykrzyczysz te słowa na całe gardło stojąc na dachu. - Wiesz, co sobie myślę? - Kobiety nie powinny myśleć, Wellsy. Dlatego wasze mózgi są mniejsze. To potwierdzone naukowo. Znowu go uderzam, przez co wyje ze śmiechu. - Jezu. Żartowałem. Przecież wiesz, że wcale tak nie uważam. Wielbię wasze mózgi, tak samo jak całą resztę waszego ciała. - Wyraz jego twarzy robi się poważny. - Okej, powiedz mi, co myślisz. - Myślę, że nadszedł czas, aby zamknąć ci usta. Uśmiecha się drwiąco. - Tak? A jak niby masz zamiar to… - Syczy, gdy chwytam jego jądra i ściskam. - Jesteś niedobra. - A ty jesteś pewnym siebie dupkiem, więc oboje musimy jakoś się z tym pogodzić. - Och, cieszę się, że zauważyłaś, że jestem pewny siebie. - Uśmiecha się niewinnie, ale nie ma nic niewinnego w tym, jak przesuwa biodra, by jego erekcja znalazła się dokładnie pod moją dłonią.
Tłumaczenie: Rylee
Nagle zapominam, że miałam zamiar jedynie trochę się z nim podroczyć. Teraz już chcę zobaczyć jak rozpada się na kawałki. Nie przestałam myśleć nawet na chwilę, o tym jak wyglądał wczoraj, gdy… Moje uda zaciskają się na to wspomnienie. Odpinam klamrę jego paska, a on tym razem mi na to pozwala. W zasadzie, to kładzie się na plecach i pozwala mi robić wszystko, na co tylko mam ochotę. Rozbieram go, jakbym rozpakowywała błyszczący prezent i gdy jest już nago, poświęcam chwilę, żeby pozachwycać się moją nagrodą. Jego ciało jest długie i smukłe, i w przeciwieństwie do reszty chłopaków z Briar, szczyci się złotobrązowym odcieniem skóry. Przebiegam palcami po jego twardym jak skała bicepsie, uśmiechając się, gdy drży pod moim dotykiem. Gdy docieram do tatuażu na lewym ramieniu, pytam: - Dlaczego płomienie? Wzrusza ramionami. - Lubię ogień. I uważam, że płomienie wyglądają super. Jego odpowiedź jednocześnie mnie bawi i zachwyca. - Łał. Myślałam, że usłyszę jakąś historię, która się za tym kryje. Przysięgam, za każdym razem, gdy pytasz ludzi o tatuaż, odpowiadają, że w tajlandzkim oznacza to „odwagę”, a i tak oboje wiemy, że równie dobrze może to być „ziemniak”, albo „buty”, czy „jestem głupi”. Albo opowiadają o tym, jak to x lat temu sięgnęli dna, ale ciężko pracowali i dali sobie z tym radę, stąd ten feniks powstający z popiołów na ich plecach. Garrett śmieje się głośno, ale po chwili poważnieje. - To chyba odpowiednia chwila, abym ci powiedział o moim tribalu na goleni. Oznacza „wieczny optymista”. - O, Boże. Serio? - Nie. To kompletne kłamstwo. Ale potwierdza słuszność twojego twierdzenia.
Tłumaczenie: Rylee
- Hej, czasem miło jest usłyszeć, że ktoś zrobił sobie tatuaż tylko dlatego, bo mu się podobał. To był komplement, jełopie. - Pochylam się i całuję jego płomienie, które, muszę przyznać, wyglądają naprawdę fajnie. - O tak, w takim razie nie przestawaj mnie komplementować - mówi przeciągając samogłoski. - Nie zapomnij tylko używać w tym celu języka. Przewracam oczami, ale nie przerywam tego, co robię. Śledzę językiem czarne płomienie, a później przenoszę się na jego tors. Smakuje jak mydło, sól i mężczyzna i uwielbiam to połączenie. Tak bardzo, że nie mogę przestać go lizać, nie omijam nawet centymetra. Wiem, że moja bardzo dokładna wycieczka po jego ciele strasznie mu się podoba, bo jego oddech staje się nierówny, a mięśnie napinają pod moim dotykiem. Gdy docieram ustami w pobliże jego penisa, całe jego ciało sztywnieje. Patrzę w górę i znajduję szkliste, szare oczy wpatrzone we mnie. - Nie musisz… tego robić… jeśli nie chcesz - mówi niskim głosem. - Aha. Więc to chyba dobrze, że chcę, co? - Niektóre dziewczyny tego nie lubią. - Niektóre dziewczyny to idiotki. Gdy mój język dotyka ciepłego, twardego ciała, jego biodra niemal odrywają się od materaca. Liżę gładką, nabrzmiałą główkę, delektując się jego smakiem i badając językiem każdą krzywiznę. Gdy biorę do ust samą końcówkę i zaczynam delikatnie ssać, słyszę niski, udręczony jęk. - Jezu. Wellsy. To jest… - Jakie? - drażnię się z nim, unosząc głowę. - Cholernie niewiarygodne - mówi chrapliwie. - Nigdy nie przestawaj. Mówię poważnie. Chcę, żebyś spędziła resztę swojego życia, robiąc mi laskę. Czy te słowa łechcą przyjemnie moje ego? Nie. One budują je na nowo.
Tłumaczenie: Rylee
Ponieważ jest zbyt duży, bym wzięła go całego do ust, ani nie jestem ekspertką głębokiego gardła, owijam palce wokół jego podstawy i poruszam dłonią w tym samym tempie, co głową. Raz szybko, raz nieznośnie wolno, raz gwałtownie, innym razem kokietująco. - Hannah - dyszy, napinając mięśnie ud, i wiem, że jest blisko. Nigdy wcześniej nie połykałam i nie jestem na tyle odważna, by zrobić to teraz, więc główne skrzypce w doprowadzeniu Garretta do orgazmu przejmuje moja ręka. Garrett wygina plecy, tłumiąc chrapliwy krzyk i tryskając wilgocią na moje palce i swój brzuch. Wyraz jego twarzy jest tak hipnotyzujący, że nie mogę oderwać od niego wzroku. Jego usta są rozchylone, policzki czerwone, a szare oczy zupełnie zamglone, jak horyzont zasłonięty przez gęste chmury, zbierające się przed zbliżającą się burzą. Kilka chwil później jego ciało się odpręża, praktycznie stapia z materacem, a usatysfakcjonowane westchnienie opuszcza jego usta. Uwielbiam oglądać go w takim stanie. Bezwładnego, wyczerpanego, mającego problemy ze złapaniem oddechu. Chwytam kilka chusteczek z opakowania na nocnym stoliku i wycieram nas, ale gdy próbuję wstać, by pójść do kosza na śmieci, Garrett przyciąga mnie do siebie i całuje mocno. - Jezu… to było niesamowite. - Czy to znaczy, że teraz będziemy uprawiać seks? - pytam z nadzieją. - Ha! Chciałabyś. - Grozi mi palcem. - Małe kroczki, Wellsy. Pamiętasz? Dąsam się jak sześciolatka. - Ale już wiemy, że mogę mieć orgazm. Sam widziałeś. - W zasadzie, to czułem go na języku. Przez jego niewybredne określenie moje serce pomija uderzenie. Garrett lubi świntuszyć. Milknę na chwilę, a później wzdycham, pokonana. - Może to sprawi, że zmienisz zdanie. - Spoglądam na niego spode łba, a następnie recytuję, niechętnie: - Garretcie Graham, jesteś bogiem seksu.
Tłumaczenie: Rylee
Dokonałeś tego, czego nie potrafił dokonać żaden inny mężczyzna. Jesteś… tutaj następuje puste miejsce na więcej opisów twojej bezkresnej boskości. Wstaw tutaj co chcesz, zgadzam się ze wszystkim. - Unoszę brew. - Czy teraz już możemy uprawiać seks? - Absolutnie nie - odpowiada radośnie. Następnie, ku mojej całkowitej konsternacji, zeskakuje z łóżka i sięga po swoje jeansy. - Co robisz? - żądam wyjaśnień. - Ubieram się. Mam trening za pół godziny. Jak na zawołanie, ktoś wali w drzwi. - Ej, G, spóźnimy się! - krzyczy Tuck. Zarzucam na siebie koc, w rozpaczliwej próbie okrycia mojego nagiego ciała, ale kroki Tucka zaczynają się oddalać. - Jeśli chcesz, możesz tu zostać, póki nie wrócimy - proponuje Garrett, zakładając koszulkę. - To tylko trzy godziny. Waham się. - No weź, zostań - prosi. - Tuck na pewno później ugotuje coś dobrego, a jak zjemy, odwiozę cię do akademika. Na myśl, że miałabym zostać sama w jego domu czuję się… dziwnie. Ale perspektywa zjedzenia domowej kolacji, zamiast tej ze stołówki jest cholernie kusząca. - Dobra - mówię w końcu. - Obejrzę jakiś film, gdy ciebie nie będzie. Albo utnę sobie drzemkę. - Możesz robić, co chcesz. - Nagle rzuca mi twarde spojrzenie. - Ale pod żadnym pozorem nie wolno ci oglądać Breaking Bad. - Okej. Nie będę. - Obiecaj… Przewracam oczami. - Obiecuję.
Tłumaczenie: Rylee
- G, rusz dupę! Garrett podchodzi do mnie w mgnieniu oka i zostawia szybki pocałunek na moich ustach. - Muszę iść. Do zobaczenia później. I po chwili już go nie ma, a ja jestem sama w jego sypialni, co jest najoględniej rzecz ujmując, surrealistyczne jak jasna cholera. Jeszcze trzy tygodnie temu nie zamieniłam nawet słowa z tym facetem, a teraz leżę nago w jego łóżku. Dziwi mnie, że on się nie martwi, że znajdę jego kolekcję porno, ale gdy dłużej się nad tym zastanawiam, uświadamiam sobie, że to wcale nie jest takie zaskakujące. Garrett jest najbardziej szczerą i prostolinijną osobą jaką znam. Jeżeli ma jakieś porno, na pewno go nie ukrywa. Założę się, że ma wszystko skrupulatnie posegregowane w osobnym folderze na pulpicie. Słyszę głosy i kroki na dole, a później trzaśnięcie drzwiami. Po kilku sekundach jestem już ubrana, ponieważ nie czułabym się swobodnie przebywając nago w pokoju, który nie jest mój. Pomysł z drzemką odrzucam niemal natychmiast, ponieważ jestem dziwnie pobudzona po tym orgazmie i na pewno bym teraz nie zasnęła. A to jest najbardziej surrealistyczna rzecz ze wszystkich możliwych miałam orgazm z facetem. Devon i ja staraliśmy się do tego doprowadzić przez osiem długich miesięcy. Garrett zrobił to już na drugiej łóżkowej sesji. Czy to oznacza, że jestem naprawiona? To pytanie jest zdecydowanie zbyt filozoficzne, by je rozpatrywać w środku dnia, więc na razie daję sobie z nim spokój i schodzę na dół, by się czegoś napić. Ale gdy tylko wchodzę do kuchni, nawiedza mnie pewna myśl. Garrett i reszta chłopaków, pewnie będą ledwo żywi, gdy wrócą do domu. Dlaczego więc
Tłumaczenie: Rylee
miałabym pozwolić Tuckerowi harować w kuchni, jeżeli już tu jestem i mam do zabicia kupę wolnego czasu? Rzucam okiem do lodówki, spiżarni i szafek, po czym stwierdzam, że Garrett nie żartował, bo w tej kuchni naprawę się gotuje. Jest świetnie zaopatrzona. Jedynym daniem, które wiem jak przygotować jest trzywarstwowa lasagne mojej babci, więc zbieram wszystkie niezbędne składniki i układam je na blacie. Już mam zabrać się do gotowania, gdy coś jeszcze przychodzi mi do głowy. Wyciągam telefon z tylnej kieszeni jeansów i wybieram numer do mamy. Jest dopiero czwarta, a mama chodzi na wieczorne zmiany, więc mam nadzieję, że nie wyszła jeszcze do pracy. Na szczęście odbiera od razu. - Hej, skarbie! Co za niespodzianka! - Hej, mamo. Masz chwilkę? - Mam całe pięć minut - odpowiada ze śmiechem. - Twój ojciec zawozi mnie dzisiaj do pracy, więc dostąpił zaszczytu odśnieżania samochodu. Chyba się spóźnię. - Tak dużo śniegu u was napadało? - pytam, przerażona. - Oczywiście, przecież mamy… - Przysięgam na Boga, mamo, jeśli powiesz globalne ocieplenie, rozłączę się - ostrzegam ją, bo pomimo że kocham moich rodziców nad życie, to ich wykłady o zbliżającej się zagładzie naszej planety doprowadzają mnie do szewskiej pasji. - Dlaczego tata cię podwozi? Co się stało z twoim samochodem? - Jest u mechanika. Trzeba wymienić klocki hamulcowe. - Aha. - Z roztargnieniem otwieram opakowanie makaronu. - Chciałam cię zapytać o przepis na lasagne babci. On jest na osiem osób, tak? - Na dziesięć - poprawia.
Tłumaczenie: Rylee
Marszcząc brwi, myślę o całym jedzeniu, jakie pochłonął Garrett, gdy razem jedliśmy pizzę, czy gdy zamówił obiad w Dellas, a później mnożę to razy cztery i… - Kurde - mruczę. - To ciągle za mało. Muszę ugotować dla dwudziestu osób. Wystarczy, że podwoję ilość wszystkich składników, czy powinnam zrobić jeszcze więcej? Mama milczy przez chwilę. - Dlaczego gotujesz lasagne dla dwudziestu osób? - Nie gotuję dla tylu. Ale muszę nakarmić czterech hokeistów, którzy, wygląda na to, mniej więcej tyle pożerają. - Rozumiem. - Robi kolejną przerwę i praktycznie słyszę, jak się uśmiecha. - A czy wśród tych czterech hokeistów jest jakiś… wyjątkowy? - Możesz mnie po prostu zapytać, czy jest moim chłopakiem, mamo. Nie musisz robić takich podchodów. - Dobra. To twój chłopak? - Nie. To znaczy, tak jakby się spotykamy. Chyba… - Tak jakby? On doprowadził cię do orgazmu! - Ale przede wszystkim jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciółmi, którzy nawzajem doprowadzają się do orgazmów. Uciszam te irytujące głosy w mojej głowie i szybko zmieniam temat. - Masz chwilę, żeby mi pomóc z tym przepisem? - Oczywiście. Pięć minut później rozłączam się i zaczynam przygotowywać kolację dla chłopaka, który doprowadził mnie dzisiaj do orgazmu.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 28
Garrett Gdy wracam do domu, pachnie w nim jak we włoskiej restauracji. Odwracam się do Logana, który rzuca mi zdezorientowane spojrzenie, ale wzruszam jedynie ramionami, dając mu do zrozumienia, że nie mam, kurwa, pojęcia o co chodzi. Pochylam się, by ściągnąć buty, a następnie ruszam do kuchni, z której dochodzi ten pyszny zapach. Gdy staję w drzwiach, mrugam, jakbym właśnie natknął się na pustynny miraż. Wita mnie seksownie wypięty tyłek. Hannah ma na sobie różowe rękawice Tucka i pochyla się do piekarnika, aby wyciągnąć z niego parującą lasagne. Gdy słyszy moje kroki, spogląda na mnie przez ramię i się uśmiecha. - O, hej. W samą porę. Jedynie się na nią gapię. - Garrett? Halo? - Zrobiłaś kolację? - mówię bełkotliwie. Jej pogodny wyraz twarzy nieznacznie się chmurzy. - Tak. To źle? Jestem zbyt zaskoczony - i poruszony - by odpowiedzieć. Na szczęście w drzwiach pojawia się Dean i odzywa się za mnie: - Laleczko, to pachnie obłędnie. Po chwili pojawia się Tuck. - Nakryję do stołu - oznajmia wesoło.
Tłumaczenie: Rylee
Wszyscy wchodzą do kuchni, Dean i Tuck pomagają Hannah, a Logan staje obok mnie i patrzy na to wszystko, zaskoczony. - Do tego jeszcze gotuje? - Wzdycha. Coś w tonie jego głosu - cóż… nie coś, a w zasadzie nuta tęsknoty, sprawia, że cały się napinam. Kurwa. Przecież on nie może być na poważnie nią zainteresowany. Czy może? Myślałem, że chce jedynie się z nią przespać, ale sposób w jaki teraz na nią patrzy… Ani trochę mi się, kurwa, nie podoba. - Stary, trzymaj go w spodniach - warczę cicho, na co Logan zaczyna chichotać, jakby dokładnie wiedział, o czym myślę. - Kurwa, wygląda świetnie - oznajmia Tucker, stając nad lasagne z nożem i łopatką do nakładania. Cała nasza piątka siada do stołu. Hannah miała czas nie tylko ugotować, ale też po tym posprzątać i położyć na stole biało - niebieski obrus. Poza moją mamą, nigdy wcześniej żadna kobieta dla mnie nie gotowała. Podoba mi się to. - Więc, co jutro zakładasz? - pyta Tuck, podając Hannah talerz ze skromnej wielkości kawałkiem lasagne. - Co jutro zakładam…? Tuck posyła jej szeroki uśmiech. - Na Halloween. Hannah jęczy. - Och, cholera. To już jutro? Zupełnie wyleciało mi z głowy. - Mogę coś zasugerować? - wtrąca Dean. - Seksowną pielęgniarkę. Albo nie, pieprzyć to, żyjemy w nowoczesnym świecie - seksowną panią doktor. Ooo, albo seksowną pilotkę marynarki wojennej. - Nie przebiorę się za nikogo seksownego, bardzo dziękuję. Wystarczy, że będę musiała łazić po całym akademiku i rozdawać ludziom darmowe drinki. Śmieję się.
Tłumaczenie: Rylee
- Cholera, jak się w to wpakowałaś? - pytam, chociaż słyszałem, że w rzeczywistości jest to dużo bardziej zabawne, niż wygląda na pierwszy rzut oka. Hannah uśmiecha się ponuro. - W zeszłym roku też dałam się na to namówić. Było beznadziejnie. Jeżeli planujecie jutro gdzieś wyjść, lepiej trzymajcie się z dala od mojego akademika. - Nie może być aż tak źle, piękna - mówi Logan, tym swoim flirciarskim tonem, który sprawia, że cały się spinam. - Zresztą G i tak by nie przyszedł. Hannah przenosi spojrzenie na mnie. - Nie wychodzisz nigdzie w Halloween? - Nie - odpowiadam. - Dlaczego? - Bo on nienawidzi Halloween - wtrąca Dean. - Boi się duchów. Pokazuję mu środkowy palec. Ale zamiast wyznać prawdziwy powód, dla którego tak bardzo nienawidzę trzydziestego pierwszego października, wzruszam ramionami i mówię: - To bezsensowne święto z głupimi zwyczajami. Tuck skończył wszystkim nakładać, w końcu sam siada i wbija widelec w swoją porcję. - Kurwa jebana, dobre - mamrocze między kęsami. Później żaden z nas nic już więcej nie mówi, bo wszyscy umieramy z głodu po trzech godzinach na łyżwach, co oznacza, że zmieniamy się w jaskiniowców. Nie tracimy czasu, pochłaniamy wszystko - lasagne, pieczywo czosnkowe i sałatkę, którą Hannah dla nas zrobiła. - Wiedziałam, że powinnam przygotować potrójną porcję - mówi ze smutkiem, patrząc na nasze puste talerze. Później wstaje i zaczyna sprzątać ze stołu, ale wtedy odzywa się Tucker: - Mama nauczyła mnie manier. - Rzuca jej surowe spojrzenie. - Wiem, że jak ktoś dla ciebie gotuje, ty sprzątasz. Kropka. - Obraca się w kierunku drzwi,
Tłumaczenie: Rylee
przez które Logan i Dean próbują się wymknąć. - A panienki dokąd? Naczynia, dupki. G, ty masz wolne, bo odwozisz naszego uroczego szefa kuchni do domu. W korytarzu chwytam Hannah w talii i pochylam się, by ją pocałować. - Dlaczego nie możesz być wyższa? - narzekam. - Dlaczego nie możesz być niższy? - odpowiada. Pocieram jej usta swoimi. - Dziękuję za kolację. To było naprawdę miłe z twojej strony. Na jej policzki wkrada się rumieniec. - Pomyślałam, że powinnam ci się odwdzięczyć… za… no wiesz. - Róż na jej policzkach przechodzi we wściekły czerwony. - Bo jesteś bogiem seksu i takie tam. Śmieję się cicho. - Czy to oznacza, że za każdym razem, gdy doprowadzę cię do orgazmu ugotujesz mi posiłek? - Nie. To był jednorazowy układ. - Staje na palcach i przykłada mi usta do ucha. - Ale ty nadal możesz doprowadzać mnie do orgazmów. Jakbym w ogóle mógł powiedzieć nie. - Chodź, odwiozę cię do domu. Jutro masz zajęcia z samego rana, nie? Jestem zaskoczony, że znam jej plan na tyle, by to wiedzieć. Nie jestem pewien, co tak właściwie się miedzy nami dzieje. To znaczy… zgodziłem się jej pomóc i udowodnić, że wcale nie jest uszkodzona… No i udowodniłem, prawda? Dostała to, czego ode mnie chciała i nie musimy nawet uprawiać seksu, bo problem został już rozwiązany. Tak na dobrą sprawę, to ona nie musi już nawet nigdy więcej się ze mną spotykać. A ja… cóż. Nie chcę mieć dziewczyny. Moja uwaga jest i zawsze była skupiona wyłącznie na hokeju, otrzymaniu dyplomu i przejściu na zawodowstwo. Nie wspominając nawet o nowych, świetnych zawodnikach, którzy zaczęli pojawiać się w przeciwnych drużynach. Ten sezon dopiero się
Tłumaczenie: Rylee
zaczyna i zapowiada się wyjątkowo ciężko, a to oznacza więcej treningów i meczów, a mniej czasu na cokolwiek - czy kogokolwiek - innego. Dlaczego więc na samą myśl, że mógłbym już nigdy więcej się z nią nie spotkać, jakiś nieznany mi żal osiada w moim żołądku? Hannah robi krok w kierunku drzwi, ale chwytam ją za rękę i ciągnę z powrotem, by znowu ją pocałować. Ale tym razem nie jest to jakiś niewinny buziak. Całuję ją mocno, zatracając się w jej smaku, cieple i każdej cholernej rzeczy związanej z nią. Nigdy nie myślałem, że ją spotkam. Nie spodziewałem się tego. Czasami ludzie zakradają się do ciebie niepostrzeżenie i nagle zdajesz sobie sprawę, że nie masz pojęcia, jak mogłeś wcześniej bez nich żyć. Jak mogłeś iść przez życie trzymając się jedynie z przyjaciółmi, pieprząc nieistotne laski i nie mając przy sobie tej jednej, najważniejszej osoby. Hannah przerywa pocałunek, śmiejąc się miękko. - Znajdź sobie pokój. Chyba nadszedł czas, bym zmienił moje stanowisko w kwestii nie posiadania dziewczyny.
Hannah - Buahahahha! Szczęśliwego Halloween! Odwracam się od szafy - w której szukałam czegoś halloweenowego, co nie byłoby kostiumem, bo naprawdę nienawidzę się przebierać - i gapię się na stworzenie, które z gracją pozuje w moich drzwiach. Nie potrafię stwierdzić, za co Allie się przebrała. Wiem jedynie, że ma na sobie niebieskie body, mnóstwo piór i… czy to są kocie uszy? - Jakim, na Boga, stworem masz być?
Tłumaczenie: Rylee
- Jestem koto-ptakiem - oznajmia, rzucając mi spojrzenie mówiące „noo baa”. - Koto-ptak? Co to… No dobra. Dlaczego? - Bo nie mogłam się zdecydować, czy chcę być ptakiem, czy kotem. Więc Sean podrzucił, żebym była jednym i drugim, a ja zdecydowałam, że to świetny pomysł. Jestem pewna, że chciał jedynie wyjść na mądralę, ale uznałam, że wezmę jego sugestię z należytą dla tego święta śmiertelną powagą. Wybucham śmiechem. - Teraz pewnie żałuje, że nie zasugerował czegoś mniej zabawnego, na przykład seksowną pielęgniarkę, albo seksowną wiedźmę, albo… - Seksownego ducha, seksowne drzewo, seksowne pudełko chusteczek. Wzdycha. - Rany, po prostu dorzućmy „seksowny” przed jakimkolwiek rzeczownikiem i co? Mamy kostium! Nie rozumiem dlaczego, jak laska chce się ubrać jak zdzira, nie przebiera się po prostu za zdzirę. Wiesz co? Nienawidzę Halloween. Prycham. - To po co idziesz na tę imprezę? Powinnaś pójść śladem Garretta i fochać się na cały świat, siedząc samotnie w domu. - Naprawdę nigdzie nie wychodzi? - Nie lubi Halloween - wyjaśniam, ale gdy słyszę te słowa, coś mi w nich nie gra. Jaki facet opuściłby okazję do imprezowania i pooglądania seksownych… rzeczowników. Mam dziwne przeczucie, że za tym kryje się coś poważnego. Może wiele lat temu, gdy był jeszcze dzieckiem, w Halloween przydarzyło mu się coś strasznego, jak napaść chuliganów? O, albo obejrzał „Halloween” i później przez kilka tygodni nękały go koszmary? Ja tak miałam, gdy w wieku dwunastu lat obejrzałam swój pierwszy i ostatni film Michaela Myersa.
Tłumaczenie: Rylee
- W każdym razie, Sean czeka na mnie na dole, więc będę lecieć. Podbiega do mnie i całuje w policzek. - Baw się dobrze roznosząc drinki z Tracy. Tak, jasne, na pewno będę. Już żałuję, że dałam się na to namówić, a jeszcze nie zaczęłam. Nie jestem w nastroju, by kręcić się po okolicy przez całą noc z pijanymi dzieciakami. Tak naprawdę, im więcej o tym myślę, tym większą mam ochotę się wycofać, zwłaszcza, gdy wiem, że Garrett jest w domu sam i wpatruje się gniewnie w swoje odbicie w lustrze, lub rzuca piłką tenisową w ścianę, jak więźniowie w filmach. Zamiast wrócić do mojego wcześniejszego zadania i znaleźć jakiś odpowiedni strój, wychodzę z mojego mieszkania i idę na drugą stronę korytarza, by zapukać do drzwi Tracy. - Już idę! - Pojawia się niecałą minutę później, jedną dłonią przeczesując swoje kręcone, rude włosy, a w drugiej trzymając biały puder do twarzy. - Hej! - ćwierka. - Wesołego Halloween! - Wesołego Halloween. - Milknę na chwilę, a później dodaję: - Więc słuchaj… jak bardzo byś mnie znienawidziła, gdybym zrezygnowała z łażenia dzisiaj po akademiku? A na dodatek poprosiła o pożyczenie samochodu? Rozczarowanie gasi wesoły błysk w jej oczach. - Nie idziesz? Dlaczegoooo? Cholera. Mam nadzieję, że nie zacznie płakać. Tracy jest typem dziewczyny, która płacze na zawołanie, przez co jej łzy nigdy nie wydają się szczere i wysychają zdecydowanie zbyt szybko, by były prawdziwe. - Mój przyjaciel ma zły dzień - mówię niezręcznie. - Może potrzebować towarzystwa. Tracy rzuca mi podejrzliwe spojrzenie. - A czy ten przyjaciel, nie nazywa się czasem Garrett Graham? Tłumię westchnienie. - Dlaczego tak myślisz?
Tłumaczenie: Rylee
- Allie mówiła, że ze sobą chodzicie. Oczywiście. Dlaczego mnie to nie dziwi? - Nie chodzimy ze sobą, ale tak, on jest tym przyjacielem, o którym mówiłam. Ku mojemu zdziwieniu, Tracy uśmiecha się szeroko. - Trzeba było tak od razu. Oczywiście, że pozwolę ci się wywinąć od obowiązków, jeżeli to oznacza, że będziesz się pieprzyć z Garrettem Grahamem! O. Mój. Boże. Przysięgam, gdyby do mnie chociaż się uśmiechnął, majtki od razu by mi zleciały. Nie chcę zagłębiać się w nawet jedno pojedyncze słowo jej wypowiedzi, więc ją ignoruję. - Jesteś pewna, że dasz sobie radę? - Tak, jakoś sobie poradzę. - Macha lekceważąco ręką. - Moja kuzynka przyjechała mnie odwiedzić, więc po prostu ją zmuszę. - Słyszałam! - Kobiecy głos dobiega z głębi mieszkania Tracy. - Dziękuję, że jesteś taka wyrozumiała w tej sprawie - mówię z wdzięcznością. - Nie ma problemu. Poczekaj chwilę. - Znika na moment, a później wraca z kluczykami. - Hej, nie wiem jak się zapatrujesz na akcję z sekstaśmą, ale jeżeli będziesz miała okazję, nagraj każdą możliwą rzecz, którą będziesz dzisiaj robiła z tym chłopakiem. - Z całą pewnością tego nie zrobię. - Biorę kluczyki i uśmiecham się do niej. - Baw się dobrze. Wracam do mojego pokoju, chwytam telefon i piszę do Garretta. Ja: Jesteś w domu? On: Tak. Ja: Udało mi się wywinąć. Mogę wpaść? On: Cieszę się, że wrócił ci rozum, kochanie. Przyprowadź tu swój seksowny tyłek.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 29
Garrett Gdy słyszę, że frontowe drzwi się otwierają, mam pewne obawy, bo nie zdziwiłbym się, gdyby Hannah pojawiła się w jakimś śmiesznym kostiumie, który miałby mnie zachęcić do wzięcia udziału w całej tej halloweenowej zabawie i zwabić na imprezę w jej akademiku. Na szczęście, gdy wchodzi do mojego salonu wygląda jak normalna, stara Hannah. Czyli zajebiście niesamowicie i mój kutas natychmiast ją pozdrawia. Jej włosy związane są w niski kucyk, a grzywka zaczesana na bok. Ma na sobie czerwony sweter i czarne legginsy. Jej skarpetki, oczywiście, są neonowo różowe. - Hej. - Opada na kanapę obok mnie. - Hej. - Obejmuję ją ramieniem i całuję w policzek, mając wrażenie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Nie mam pojęcia, czy jestem jedyną osobą, która tak czuje, ale Hannah mnie nie odpycha, ani nie nabija się, że zachowuję się jakbym był jej chłopakiem, więc biorę to za dobry znak. - Więc dlaczego nie poszłaś na tę imprezę? - Nie byłam w nastroju. Ciągle wyobrażałam sobie, że siedzisz tu sam, zapłakany i współczucie wygrało. - Nie płakałem, oślico. - Wskazuję na nudny jak jasna cholera program dokumentalny na temat produkcji mleka, który leci w telewizji. - Uczyłem się o pasteryzacji. Rzuca mi rozbawione spojrzenie.
Tłumaczenie: Rylee
- Płacicie kupę kasy, aby mieć wszystkie możliwe kanały, a ty oglądasz akurat to? - Cóż, przerzucałem kanały i zobaczyłem wymiona, i, no cóż, strasznie mnie to podnieciło, więc… - Ble! Parskam śmiechem. - Żartuję, kochanie. Jeśli koniecznie musisz wiedzieć, to baterie w pilocie padły i nie chce mi się ruszyć tyłka, żeby zmienić kanał. Wcześniej leciał tu świetny serial o wojnie secesyjnej. - Naprawdę lubisz historię, co? - Jest ciekawa. - Nie zawsze. - Opiera głowę na moim ramieniu, a ja zaczynam bawić się kosmykiem, który wysunął się z jej kucyka. - Ja dzisiaj też nie jestem w zbyt imprezowym nastroju. - Co się stało? - Rano zadzwoniła do mnie mama. Na święta też nie uda im się wyjechać z Ransom. - Ransom? - powtarzam tępo. - Moje miasto rodzinne. Stamtąd pochodzę. Z Ransom w Indianie. - Nuta goryczy pojawia się w jej głosie. - Znane również pod nazwą: Moje osobiste piekło. Mój nastrój natychmiast robi się jeszcze bardziej ponury. - Z powodu…? - Gwałtu? - uśmiecha się smutno. - Możesz powiedzieć to słowo, wiesz? To nie jest zaraźliwe. - Wiem. - Przełykam z trudem. - Po prostu nie chcę tego mówić, bo wtedy wydaje się to takie… realne. A ja nie mogę znieść myśli, że ci się to stało. - Ale się stało - mówi cicho. - Nie możesz udawać, że nie. Między nami zapada krótka cisza.
Tłumaczenie: Rylee
- Więc… dlaczego twoi rodzice nie mogą przyjechać, aby cię odwiedzić? - pytam. - Przez pieniądze. - Wzdycha ciężko. - Na wypadek, gdybyś spoufalał się ze mną myśląc, że jestem dziedziczką jakiejś fortuny, informuję, że studiuję w Briar tylko dlatego, bo mam pełne stypendium i dostałam pomoc finansową od państwa, żeby się utrzymać. Moja rodzina jest spłukana. - Wyjdź. - Wskazuję drzwi. - Mówię, poważnie. Wyjdź i nie wracaj. Hannah pokazuje mi język. - Bardzo zabawne. - Nie obchodzi mnie, ile twoja rodzina ma pieniędzy, Wellsy. - Powiedział milioner. Całe moje ciało sztywnieje. - Nie jestem milionerem. Mój ojciec nim jest. A to różnica. - Pewnie masz rację. - Wzrusza ramionami. - Ale u mnie tej różnicy nie ma. Moi rodzice toną w długach, a to jest… - Urywa, a ja dostrzegam ból w jej zielonych oczach. - A to jest co? - Moja wina - wyznaje. - Szczerze w to wątpię. - Naprawdę. - Smutek łamie jej głos. - Musieli wziąć kredyt, aby opłacić prawnika. Sprawa przeciwko Aaronowi, chłopakowi, który… - …który lepiej, żeby siedział w więzieniu - dokańczam, bo naprawdę nie mogę znieść, kiedy Hannah wypowiada słowo gwałt. Po prostu nie mogę. Za każdym razem, gdy myślę o tym, co ten bydlak jej zrobił, wściekłość zalewa mój żołądek, a pięści zaciskają się automatycznie, jakby chciały w coś przywalić. A nie powinno tak być. Całe życie pracowałem nad tym, aby utrzymać w ryzach mój temperament. Gniew był główną emocją, która towarzyszyła mi, kiedy dorastałem, ale na szczęście znalazłem zdrowe ujście dla całej tej złości, którą w
Tłumaczenie: Rylee
sobie nosiłem - hokej. Sport, który pozwalał mi rozładowywać emocje na bezpiecznej, obwarowanej przepisami płaszczyźnie. - On nie poszedł do więzienia - wyznaje cicho. Moje ostre spojrzenie ląduje na niej natychmiast. - Chyba żartujesz! - Nie. - Hannah patrzy przed siebie niewidzącym wzrokiem. - Gdy tamtej nocy wróciłam do domu… wystarczyło jedno spojrzenie moich rodziców, by się zorientowali, że coś się stało. Nie pamiętam, co im wtedy powiedziałam. Wiem jedynie, że wezwali policję i zawieźli mnie do szpitala. Zrobiono mi obdukcję, kazano złożyć zeznania. Byłam taka zawstydzona. Nie chciałam rozmawiać z gliniarzami, ale moja mama prosiła, abym była dzielna i wszystko opowiedziała, żeby mogli go zatrzymać i żeby nigdy więcej już nikomu tego nie zrobił. - Twoja mama to bardzo mądra kobieta - mówię ochryple. - Tak. - Jej głos drży. - W każdym razie, Aaron został aresztowany, a później zwolniony za kaucją, więc musiałam oglądać twarz tego sukinsyna w mieście i w szkole… - Pozwolili mu wrócić do szkoły?! - unoszę się. - Dostał zakaz zbliżania się do mnie na sto metrów, ale tak, wrócił. Spogląda na mnie ponuro. - Wspomniałam już, że jego mama jest naszym burmistrzem? - Kurwa. - A jego ojciec jest pastorem. - Hannah śmieje się ponuro. - Jego rodzice trzymają w garści całe miasto, więc to i tak sukces, że policja w ogóle go aresztowała. Słyszałam, że jego matka zrobiła mu piekło, gdy wrócił do domu, przepraszam, do rezydencji. Ale to tyle. - Milknie na chwilę. - Krótko mówiąc odbyło się kilka wstępnych przesłuchań, a ja musiałam siedzieć naprzeciwko niego w sądzie i patrzeć na jego arogancką buźkę. Gdzieś po miesiącu całej tej szopki sędzia zdecydował, że nie ma wystarczających dowodów i sprawa została umorzona.
Tłumaczenie: Rylee
Mieszanka szoku i wściekłości uderza we mnie mocniej, niż Greg Braxton kiedykolwiek będzie w stanie. - Mówisz poważnie? - Śmiertelnie. - Ale przecież mieli twoją obdukcję, zeznania… - mówię nerwowo. - Badania lekarskie wykazały jedynie, że doszło do krwawienia i rozerwania… - Rumieni się. - Nie stawiałam oporu, bo przez narkotyki nie mogłam się ruszyć. A że byłam dziewicą, obrońca uznał, że wszelkie moje obrażenia były typowe dla aktu utraty dziewictwa. Skończyło się na tym, że było moje słowo przeciwko słowu Aarona. - Tym razem parska, niemal w zdumieniu. - A dokładniej moje słowo, przeciwko jego, i trójki jego przyjaciół. Marszczę brwi. - Co masz na myśli? - To, że jego kumple kłamali pod przysięgą i zeznali, że tamtej nocy sama wzięłam narkotyki. Aha, i że narzucałam się Aaronowi od miesięcy, a on oczywiście w końcu mi uległ, bo nie potrafił dłużej mi się opierać. Tak to przedstawili, że wyszłam na największą dziwkę w całym stanie. To było upokarzające. Aż do tej chwili nie miałem pojęcia, co oznaczało wyrażenie ślepa furia. Ale na samą myśl, jak Hannah musiała przez to wszystko cierpieć, mam ochotę pojechać do tej zapadłej dziury i wszystkich tam wymordować. - To jeszcze nie wszystko - ostrzega Hannah, widząc wyraz mojej twarzy. Jęczę. O, Boże. Nie wiem ile jeszcze zniosę, nie reagując jakoś gwałtownie. Nie chcę jej przestraszyć. - Och. - Hannah odwraca wzrok, zawstydzona. - Przepraszam. Zapomnij o tym. Szybko chwytam jej podbródek i zmuszam, by na mnie spojrzała. - Chcę to wszystko usłyszeć. Cokolwiek to jest.
Tłumaczenie: Rylee
- Dobrze. Więc… po tym, jak zarzuty przeciwko Aaronowi zostały oddalone, całe miasteczko obróciło się przeciwko mnie i moim rodzicom. Wszyscy mówili o mnie naprawdę okropne rzeczy. Byłam dziwką, uwiodłam go, wrobiłam i inne podobne rzeczy. Musiałam zrezygnować z chodzenia do szkoły, uczyłam się w domu. A później pani burmistrz i jej mąż, pastor, pozwali moją rodzinę. Szczęka mi opada. - Kurwa, nie. - Kurwa, tak. Twierdzili, że naraziliśmy jego syna na stres, że go oczerniliśmy i spowodowaliśmy nieodwracalny uszczerbek na zdrowiu psychicznym. Sędzia nie przychylił się do wszystkich zarzutów jakie postawili, ale zdecydował, że musimy pokryć ich koszty związane z procesem. A to oznaczało, że musieliśmy opłacić nie tylko naszego prawnika, ale również ich. Moi rodzice musieli zaciągnąć kolejny kredyt hipoteczny, aby za to wszystko zapłacić. - Cholera. - Dosłownie czuję kłucie w mojej klatce piersiowej. - Przykro mi. - Utknęli w tym pieprzonym mieście przeze mnie - mówi ze złością. Tata nie zrezygnował z etatu w tartaku, bo ta praca przynajmniej jest w sąsiednim mieście i bardzo potrzebują pieniędzy. Ani on, ani moja mama nie mogą pojawić się na ulicy, nie narażając się na szepty i pogardliwe spojrzenia. Nie mogą sprzedać domu, bo póki nie spłacą hipoteki jest własnością banku. Nie stać ich na to, aby mnie odwiedzić. A ja jestem zbyt wielkim tchórzem, aby pojechać do nich. Ale nie mogę, Garrett. Nie mogę tam wrócić. Nie dziwię jej się. Do diabła, mam to samo z domem mojego ojca w Bostonie. - Rodzice Aarona nadal tam mieszkają. A on przyjeżdża tam w każde wakacje. - Patrzy na mnie bezsilnie. - Jak miałabym tam wrócić? - Byłaś tam odkąd zaczęłaś college?
Tłumaczenie: Rylee
Przytakuje. - Raz. W połowie tej wizyty musieliśmy z tatą pojechać do sklepu żelaznego i wpadliśmy na dwóch ojców przyjaciół Aarona, tych gnojków, którzy kłamali dla niego w sądzie. Jeden z nich się odezwał, powiedział coś w stylu: o, popatrz dziwka i jej ojciec przyjechali po gwoździe, bo ta mała na pewno lubi być nabijana. Czy coś równie głupiego. I mój tata nie wytrzymał. Wstrzymuję oddech. - Podszedł do tego, który to powiedział i nieźle zmasakrował mu twarz, zanim udało się go powstrzymać. Został aresztowany za napaść. - Zaciska usta w wąską linię. - Zarzuty zostały wycofane, gdy sprzedawca zeznał, że mój ojciec został sprowokowany. Najwyraźniej zostało w tym mieście jeszcze kilku życzliwych ludzi. Ale od tamtej pory nie pokazałam się w Ransom ponownie. Boję się, że mogłabym wpaść na Aarona i wtedy... nie wiem. Zabić go za to, co zrobił mojej rodzinie. - Opiera policzek na moim ramieniu i niemal czuję smutek emanujący z jej ciała. Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Wszystko, co ona przeżyła jest tak brutalne i niesprawiedliwe i... rozumiem to. Wiem, jak to jest nienawidzić kogoś tak bardzo, uciekać jak najdalej, bo sam nie jesteś w stanie przewidzieć jak się zachowasz, gdy staniesz z tą osobą twarzą w twarz. Mój głos jest chrapliwy jak diabli, gdy się odzywam: - Mój tata po raz pierwszy uderzył mnie w Halloween. Hannah unosi gwałtownie głowę. - Co? Niemal rezygnuję, ale po tym co ona mi opowiedziała, nie mogę się wycofać. Chcę, aby wiedziała, że nie tylko ona doświadczyła w swoim życiu takiej niesprawiedliwości i bólu. - Miałem wtedy dwanaście lat. To było rok po śmierci mojej mamy. - O mój Boże. Nie miałam pojęcia. - Jej oczy toną w emocjach, ale nie ma w nich litości, wyłącznie sympatia i zrozumienie. - Czułam, że nie przepadasz
Tłumaczenie: Rylee
za swoim ojcem, ale nie wiedziałam, że to dlatego, że on... - Tłukł mnie na kwaśne jabłko? - Mój ton ocieka urazą. - Mój ojciec nie jest taki, na jakiego pozuje przed całym światem. Gwiazda hokeja, idealny ojciec, mąż, wielkoduszny założyciel fundacji charytatywnej. Na papierze wszystko wygląda pięknie. Ale w domu był, kurwa... potworem. Palce Hannah są ciepłe, gdy splata je z moimi. Ściskam je, potrzebując fizycznego odciągnięcia uwagi od bólu w mojej klatce piersiowej. - Nawet nie wiem, czym tak go wtedy wkurzyłem. Wróciłem do domu po zabawie w cukierek albo psikus z moimi przyjaciółmi i musieliśmy o czymś rozmawiać, może coś usłyszał, nie wiem, nie pamiętam. Pamiętam jedynie podbite oko i złamany nos, bo tak bardzo byłem oszołomiony tym, że w ogóle podniósł na mnie rękę. - Śmieję się ponuro. - Od tamtego momentu dochodziło do tego regularnie. Ale uważał, by niczego mi nie złamać, inaczej nie mógłbym grać w hokeja. - Jak długo to trwało? - pyta szeptem. - Do momentu, aż byłem w stanie mu oddać. Miałem szczęście, żyłem tak tylko przez trzy, może cztery lata. Moja mama musiała to znosić przez piętnaście. Cóż, zakładając, że zaczął ją bić od dnia w którym się poznali, bo nigdy mi tego nie powiedziała. Szczerze mówiąc, Hannah... - Unoszę wzrok, by spojrzeć jej w oczy, chociaż wstydzę się tego, co chcę powiedzieć. - Kiedy zmarła na raka płuc... odczułem ulgę. Bo to znaczyło, że już nigdy więcej nie będzie cierpiała. Hannah milczy chwilę, zamyślona. - Mogła go zostawić - mówi nieśmiało. Kręcę głową. - Prędzej by ją zabił, niż na to pozwolił. Nikt nie opuszcza Phila Grahama. Gdyby się z nim rozwiodła, zostawiłaby czarną plamę na jego nieskazitelnej reputacji. - Wzdycham. - Nigdy nie pił, czy nie miał problemów z narkotykami, jeśli zastanawiasz się, dlaczego tak postępował. On jest po prostu... chory. Tak
Tłumaczenie: Rylee
mi się wydaje. Jest furiatem, bardzo łatwo traci nad sobą panowanie, a jedynym sposobem na radzenie sobie z gniewem, jaki zna, to ten z użyciem pięści. Poza tym jest strasznym narcyzem. Nigdy nie poznałem drugiej tak zadufanej w sobie i aroganckiej osoby. Ja i moja mama byliśmy dla niego po prostu rekwizytami. Jak jakieś trofea. Piękna żona. Utalentowany syn. Troszczył się tylko o siebie. Nigdy wcześniej nikomu tego nie mówiłem. Loganowi, czy Tuckowi. Nawet Birdy'emu - mistrzowi w dochowywaniu sekretów. Wszystkie moje problemy z ojcem dusiłem w sobie. Bo smutna prawda jest taka, że wiele osób sprzedałoby tę historię, by zarobić kilka dolców. To nie tak, że nie ufam moim przyjaciołom, ufam, ale gdy zawiodła cię jedna z osób, której ufałeś najbardziej na świecie, wolisz nie ryzykować. Ale Hannah ufam. Wierzę, że nikomu o tym nie powie, a zrzucenie z siebie tego ciężaru sprawiło, że teraz łatwiej mi się oddycha. - Więc sama widzisz – mówię. - Gdy ostatnim razem świętowałem pieprzone Halloween, zostałem pobity przez własnego ojca. Świetne wspomnienie, prawda? Hannah podnosi wolną rękę i dotyka mojej szczęki, gładząc szorstką skórę, której nie miałem siły dzisiaj ogolić. - Wiesz, co moja terapeutka zawsze mi powtarzała? Najlepszym sposobem na pozbycie się złych wspomnień, jest zastąpienie ich dobrymi. - Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. - Pewnie tak. Ale co nam zaszkodzi spróbować? Oddech więźnie mi w gardle, gdy Hannah siada mi na kolanach. Można by pomyśleć, że to niemożliwe, abym zrobił się twardy chwilę po tym, jak odbyliśmy najbardziej przygnębiającą rozmowę znaną ludzkości, ale mój kutas sztywnieje od razu, gdy tylko tyłek Hannah na nim ląduje. Pocałunek, który składa na moich wargach jest delikatny i słodki, i jęczę z niezadowoleniem, gdy jej usta nagle opuszczają moje.
Tłumaczenie: Rylee
Jednak nie jestem niezadowolony zbyt długo, bo po chwili Hannah klęczy już na podłodze przede mną i uwalnia mojego kutasa ze spodni. Wiele lasek robiło mi loda. Nie chwalę się, taka po prostu jest prawda. Ale w chwili, gdy czuję na sobie usta Hannah, moje jaja natychmiast się napinają, a kutas pulsuje z podniecenia, jakbym pierwszy raz miał na sobie kobiecy język. Główka mojego fiuta pęcznieje, gdy otacza je wilgotne ciepło, a mała, delikatna dłoń pieści moje udo, gdy Hannah pracuje nade mną ustami. Drugą ręką ściska moją podstawę i pociera kciukiem wrażliwe miejsce tuż pod główką, a wszystko co robi, popycha mnie coraz głębiej w czyste, błogie zapomnienie. Moje biodra zaczynają się ruszać. Nie mogę ich powstrzymać. Nie mogę powstrzymać siebie. Wciskam się coraz głębiej w jej usta i wplatam palce w jej włosy, by nią pokierować. Ale ona nie ma nic przeciwko. Moje szalone pchnięcia wywołują u niej jęki, a te seksowne dźwięki wibrują wzdłuż całej mojej długości i płyną dalej, aż do kręgosłupa. To, co mi robi sprawia, że tracę zmysły. Nie pamiętam już czasu, gdy nie pragnąłem tej dziewczyny. Kiedy nie potrzebowałem jej tak rozpaczliwie. Nagle otwieram oczy i uzmysławiam sobie gdzie jesteśmy. Moi współlokatorzy są na imprezie, ale wcześnie rano mamy trening, więc na pewno nie wrócą późno. W zasadzie, mogą tu wejść w każdej chwili. Kładę dłoń na policzku Hannah, aby ją zatrzymać. - Chodźmy do mnie. Nie wiem, kiedy chłopaki wrócą do domu. Hannah wstaje nie mówiąc słowa i wyciąga do mnie rękę. Chwytam ją, a później idziemy na górę.
Tłumaczenie: Rylee
Hannah Garrett zostawia wyłączone światła. Zamyka za nami drzwi na klucz i widzę, jak jego oczy błyszczą w ciemności. Rozbiera się tak szybko, że zaczynam się śmiać, ale poważnieję natychmiast, gdy podchodzi do mnie zupełnie nagi. - Dlaczego wciąż jesteś ubrana? - narzeka. - Ponieważ nie każdy jest tak sprawny fizycznie jak ty. - To wcale nie jest takie trudne, kochanie. Chodź, pomogę ci. Drżę, gdy chwyta obiema rękami rąbek mojego sweterka i powoli unosi go do góry. Gdy znajduje się na wysokości obojczyka, składa miękki pocałunek między miseczkami mojego stanika i przeciąga materiał przez moją głowę. Później szorstkie palce przebiegają wzdłuż moich bioder i muskają wzgórek, a Garrett opada na kolana, jednocześnie ciągnąc moje spodnie w dół. Widzę jedynie jego ciemną głowę dosłownie centymetry od moich ud i to jest tak erotyczne i gorące, że ledwo mogę oddychać. A gdy jego usta muskają mój wrażliwy, nabrzmiały z pożądania kłębek nerwów, iskra rozkoszy niemal zwala mnie z nóg i muszę oprzeć rękę na jego głowie, aby się nie przewrócić. - Dobra, nie - ogłaszam. - Nie będę w stanie utrzymać się na nogach, gdy będziesz tak robił. Garrett wstaje i bierze mnie na ręce, jakbym nic nie ważyła. Po chwili lądujemy z hukiem na łóżku, śmiejąc się, nadzy, naprzeciwko siebie. Gdy Garrett się odzywa, mówi najbardziej bezsensowną rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam: - Myślałem, że twoje imię zaczyna się na M. - Myślałeś, że mam na imię Mannah? Parska śmiechem. - Nie, myślałem, że masz na imię Mona, Molly, albo Mackenzie.
Tłumaczenie: Rylee
Jakkolwiek, ale na M. Nie wiem, czy mam się roześmiać, czy obrazić. - Okej… - Prawie przez dwa miesiące, Hannah. Żyłem dwa miesiące nie znając twojego imienia. - Cóż, wtedy się nie znaliśmy. - Ty moje imię znałaś. Wzdycham. - Każdy zna twoje imię. - Dlaczego tak długo to trwało, zanim cię zauważyłem, do cholery? Dlaczego musiałem zobaczyć tę głupią piątkę na twoim teście, aby zauważyć ciebie? Brzmi na tak szczerze wkurzonego, że przysuwam się do niego i go całuję. - To nie ma znaczenia. Teraz już wiesz, jak mam na imię. - Tak, wiem - mówi zażarcie, a później zsuwa się niżej i bierze jeden z moich sutków do ust. - Wiem też, że gdy zrobię tak… - Zaczyna ssać mocno, aż głośny jęk opuszcza moje usta, a później uwalnia mój sutek i dokańcza: …będziesz jęczeć na tyle głośno, aby obudzić zmarłego. A gdy zrobię tak, twoje biodra zaczną się kręcić, jakby szukały mojego kutasa. - Liże mój drugi sutek, okrążając go językiem i z całą pewnością moje biodra robią dokładnie to, co przed chwilą powiedział, starając się wypełnić bolesną pustkę między nimi. Później Garrett opiera się na łokciu i czuję na twarzy jego wzrok. - Wiem też, że cię lubię - oznajmia cichym, lecz stanowczym głosem. Śmieję się miękko. - Ja też cię lubię. - Mówię poważnie, Hannah. Naprawdę cholernie cię lubię. Nie jestem pewna jak na to odpowiedzieć, więc po prostu wplatam palce w jego włosy i przyciągam go bliżej, aby pocałować. Później wszystko staje się
Tłumaczenie: Rylee
zamazane. Jego ręce i usta są wszędzie, a fala rozkoszy zabiera mnie do pięknego miejsca, w którym istnieje tylko Garrett i ja. Jego ciepłe i twarde ciało opuszcza mnie tylko na chwilę, aby sięgnąć do szuflady przy nocnym stoliku, a mój puls zaczyna gnać jak szalony, bo wiem, co za chwilę się stanie. Błysk foli rozświetla mrok, później dostrzegam, że Garrett zakłada prezerwatywę, ale zamiast wspiąć się na mnie, kładzie się na plecach i wyciąga do mnie ręce. - Ujeżdżaj mnie. - Jego głos jest chrapliwy, drży z potrzeby. Przełykając, siadam mu na udach i biorę jego penisa do ręki. Jest długi, gruby i naprawdę imponujący, ale ta pozycja pozwoli mi kontrolować jak duża jego część się we mnie znajdzie. Serce wali mi jak oszalałe, gdy powoli się na niego nabijam. Doświadczam najbardziej rozkosznego uczucia rozciągania, wsuwając go w siebie centymetr po centymetrze, aż nagle wypełnia mnie całą. Moje mięśnie ściskają jego erekcję, pulsując wokół niego, aż Garrett wydaje desperacki jęk, który wstrząsa całym moim ciałem. - O, kurwa. - Wbija palce w moje biodra tak mocno, że nie mogę się ruszyć. - Opowiedz mi o swojej babci. - Teraz? Ton jego głosu jest napięty jak nigdy. - Tak, teraz. Jesteś tak ciasna, że… dobra, nie, nie mogę myśleć o tym jak bardzo jesteś ciasna. Jak ma na imię twoja babcia? - Sylvia. - Robię co mogę, aby się nie śmiać. Garrett oddycha z wyraźnym trudem. - Gdzie mieszka? - Na Florydzie, w domu starców. - Na moim czole pojawiają się krople potu, bo nie tylko Garrett jest na krawędzi kontroli. Głód między moimi nogami jest niemal nie do zniesienia. Moje biodra chcą się poruszyć. Moje ciało domaga się ulgi.
Tłumaczenie: Rylee
Garrett wypuszcza długi, urywany oddech. - Okey, już dobrze. - Jego białe zęby rozświetlają cienie, gdy uśmiecha się do mnie. - Możesz kontynuować. - Dzięki. Bogu. Unoszę się do góry i opadam z powrotem tak mocno, że oboje jęczymy. Ten rodzaj obezwładniającej potrzeby jest dla mnie czymś nowym. Ujeżdżam go w szybkim, dzikim tempie, ale to ciągle za mało. Pragnę więcej i więcej, i więcej, aż w końcu pochylam się do niego, bo w takiej pozycji moja łechtaczka ociera się o jego ciało i potęguje moją przyjemność. Moje piersi są przyciśnięte do jego twardego jak skała torsu. On jest taki męski, tak cholernie uzależniający. Gdy całuję jego szyję, skóra pod moimi ustami niemal mnie parzy. Jego ciało płonie, a serce wali w dzikim pędzie, niemal zrównując się z moim, a kiedy unoszę odrobinę głowę, by spojrzeć na niego, obezwładnia mnie wyraz jego twarzy. Intensywny błysk rozkoszy rozświetla jego oczy, a ja jestem tak bardzo skupiona na tym co widzę, że gdy uderza we mnie orgazm, całkowicie mnie zaskakuje. - Och - wykrzykuję, obejmując go mocno, gdy cudowny impuls rozkoszy przepływa przez moje ciało. Garrett głaszcze moje plecy, gdy dyszę ciężko zatracając się w przyjemności. Moje wnętrze napina się, zaciska mocno wokół jego twardej długości, a on wbija palce między moje łopatki. - Hannah… kurwa, kochanie. Nadal z trudem łapię oddech, gdy Garrett zaczyna unosić biodra do góry i wbijać się we mnie, szybko i głęboko, bez końca, raz za razem, aż w końcu jęczy głośno wraz z ostatnim pchnięciem. Mięśnie jego twarzy są napięte, a brwi ściągają się w jedną kreskę, jakby odczuwał ból, ale wiem, że to nie to. Ponownie całuję jego szyję i przygryzam rozpaloną skórę, gdy drży pode mną i trzyma mnie tak mocno, że wyciska całe powietrze z moich płuc.
Tłumaczenie: Rylee
Po tym, jak oboje możemy już złapać oddech, a prezerwatywa wylądowała w koszu, Garrett kładzie się za mną na boku i przyciska się do moich pleców. Ciężar jego ramion sprawia, że czuję się bezpiecznie i przytulnie. Zwłaszcza wtedy, gdy przykłada płasko rozłożoną dłoń do mojego brzucha i głaszcze mimochodem moje nagie ciało. Przyciska usta do mojego karku, a ja szczerze mogę powiedzieć, że nigdy w życiu nie czułam się tak dobrze. - Zostaniesz na noc? - mruczy. - Nie mogę - odpowiadam szeptem. - Muszę oddać Tracy samochód. - Powiedz jej, że został skradziony - proponuje. - Poręczę za ciebie. Podam nawet rysopis złodzieja. Śmieję się miękko. - Nie ma mowy. Ona by mnie zabiła. Garrett opiera policzek na moim ramieniu i dociska się do mnie biodrami, tak że jego na wpół twarda erekcja, ociera się o moje pośladki. Po chwili wzdycha radośnie. - Masz najsłodszy tyłek na świecie. Nie mam pojęcia, jak dotarliśmy do tego momentu. Jednego dnia mówię mu, że ma spadać, kolejnego leżę wtulona w jego ramionach. Życie czasami potrafi być zajebiście dziwne. - Hej - odzywa się chwilę później. - W piątki nie pracujesz, prawda? - Nie. Dlaczego? - Jutro gramy z Harvardem. - Waha się przez chwilę. - Może chciałabyś przyjść na mecz? Ja też się waham. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Powiedziałam mu dzisiaj rzeczy, których nigdy nikomu nie mówiłam i jestem pewna, że podobnie było w jego przypadku. Nie wydaje mi się, aby wiele osób wiedziało o prawdziwym obliczu jego ojca. Jednak nie chcę go pytać, co to wszystko oznacza. Boję się, że wyobrażam sobie zbyt wiele. A jeszcze bardziej przeraża mnie to, że wcale sobie tego nie wyobrażam.
Tłumaczenie: Rylee
- Możesz wziąć mój samochód - dodaje. - Ja będę jechał autobusem razem z całym zespołem, więc jeep i tak będzie w tym czasie stał na podjeździe. - Mogę zabrać Allie? - Jasne. - Całuje mnie w ramię, powodując dreszcze. - Zabierz kogo chcesz. Prawdę mówiąc będzie nam potrzebne wsparcie. Mecze na wyjeździe są gorsze, bo nikt nas nie dopinguje. Przełykam dziwną, małą gulę powstałą w moim gardle. - Okej. Dobra… przyjadę. Milkniemy ponownie i nagle zdaję sobie sprawę z twardej długości przyciśniętej do mojego tyłka. Zaczynam się śmiać. - Serio? Znowu? Garrett podśmiechuje się cicho. - To a propos tego, co mówiłaś niedawno na temat mojej wytrzymałości. Mogę całą noc. Wciąż się śmiejąc, obracam się i wtulam w jego twarde, ciepłe ciało. - Runda druga? - mruczę. Jego usta odnajdują moje. - O tak.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 30
Hannah - Nie wierzę, że to się dzieje - informuje Dexter - po raz milionowy - z tylnego siedzenia samochodu Garretta. Zajmująca miejsce obok niego Stella, wzdycha zgadzając się z nim również po raz milionowy: - Ja też nie wierzę. Jesteśmy w jeepie Garretta Grahama. Aż mam ochotę wyryć moje imię na siedzeniu przede mną. - Ani się waż! - mówię stanowczym tonem z siedzenia kierowcy. - Dobra, nie zrobię tego. Ale boję się, że jak nie zostawię tutaj gdzieś swojego imienia, nikt mi nie uwierzy, że tu byłam. Do diabła, nawet ja w to nie wierzę. Nie byłam zaskoczona, gdy Allie ucieszyła się z mojej propozycji i bez wahania zgodziła się na wyjazd ze mną do Cambridge. Zwłaszcza, że nadal domagała się szczegółów odnośnie Garretta. Ale zdziwiłam się, gdy Stella i Dexter zaczęli nalegać, bym ich też zabrała. Podczas jazdy każde z nich zapytało mnie co najmniej dwa razy, czy na pewno ja i Garrett nie jesteśmy parą, na co odpowiadałam moim standardowym tekstem - że jedynie czasami się spotykamy. Ale coraz trudniej było mi przekonać do tego nawet samą siebie. Resztę drogi przebywamy, skupiając się na muzyce. Śpiewam razem z Dexterem i razem jesteśmy niedorzecznie zajebiści - dlaczego nie poprosiłam jego, aby wystąpił ze mną w duecie podczas występu? Allie i Stella kompletnie nie umieją śpiewać, to zupełnie nie ich bajka, ale towarzyszą nam w chórkach i
Tłumaczenie: Rylee
wszyscy jesteśmy w świetnym humorze wjeżdżając na parking przy hali w której ma rozegrać się mecz. Nigdy wcześniej nie byłam na Harvardzie i żałuję, że nie przyjechaliśmy wcześniej, żeby zwiedzić kampus, ale niestety jesteśmy spóźnieni, więc od razu zaciągam moich przyjaciół do środka, by załapać się na jakieś w miarę dobre miejsca. Jestem oszołomiona wielkością areny, jej nowoczesnością i tym, jak wiele osób przyszło na mecz. Na szczęście udaje nam się znaleźć wolne miejsca niedaleko boksu drużyny Briar. Nie zaprzątamy sobie głowy żadnymi przekąskami, bo w samochodzie zjedliśmy wystarczająco niezdrowego żarcia. - Dobra, więc kto mi wyjaśni, na czym polega ta gra? - pyta Dex. - Poważnie? - Śmieję się. - Tak, poważnie. Jestem czarnym dzieciakiem z Teksasu, Han-Han. Skąd mam wiedzieć cokolwiek o hokeju? - Słusznie. Podczas gdy Allie i Stella rozmawiają na temat wspólnych zajęć z aktorstwa, przybliżam Dexowi mniej więcej, czego może się dzisiaj spodziewać. Ale gdy zawodnicy pojawiają się na lodzie, uzmysławiam sobie, że moje wyjaśnienia nijak mają się do rzeczywistości. To jest pierwszy mecz hokeja, na którym jestem na żywo. Zaskakuje mnie ogłuszający ryk tłumu, wiwaty, kolorowe światła, głośna muzyka, czy zawrotne tempo, z jakim zawodnicy śmigają po lodzie. Garrett ma numer 44, ale nie muszę patrzeć na jego czarno - srebrną koszulkę, by wiedzieć, który z zawodników to on. Stoi na środku neutralnej linii i gdy krążek upada na lód, wygrywa starcie otwierające rozgrywkę i podaje do Deana, którego wcześniej błędnie wzięłam za skrzydłowego, bo najwyraźniej jest obrońcą. Jestem zbyt skupiona na Garretcie, by patrzeć na innych zawodników. On jest… zachwycający. Nawet bez łyżew jest bardzo wysoki, więc teraz, w stroju i
Tłumaczenie: Rylee
ochraniaczach, już w ogóle wydaje mi się ogromny. I jest tak cholernie szybki, że czasami mam problem, aby nadążyć za nim wzrokiem. Mknie wzdłuż lodowiska, goniąc krążek, który ukradła nam przeciwna drużyna i odbiera go zawodnikowi Harvardu jak zawodowiec. Briar prowadzi, dzięki wcześniejszej bramce strzelonej przez zawodnika o nazwisku Berderon, i chwilę to trwa, zanim uzmysławiam sobie, że to Birdie, student ostatniego roku, którego poznałam na urodzinach Deana. Zegar na tablicy wyników odmierza ostatnie sekundy pierwszej tercji, i gdy już myślę, że ta część skończy się prowadzeniem Briar, jeden z zawodników Harvardu wymierza szybki strzał w naszą bramkę i doprowadza do remisu. Gdy pierwsza tercja dobiega końca, a zawodnicy znikają w szatni, Dex obraca się do mnie i mówi: - Wiesz co? To nie jest takie złe. Może powinienem zacząć grać w hokeja. - Umiesz jeździć na łyżwach? - Nie. Ale to chyba nie jest trudne, co? Parskam. - Lepiej zostań przy śpiewaniu - radzę. - A jeżeli naprawdę myślisz o sporcie, to graj w futbol. Briar może cię potrzebować. Z tego co słyszałam, nasza drużyna futbolu w tym sezonie ma najgorsze wyniki od lat. Wygrali tylko trzy mecze z ośmiu, które do tej pory rozegrali. Ale Sean twierdzi, że nadal mają szansę zdobyć mistrzostwo, jeżeli, i tu cytuję: ”wezmą się, kurwa, do roboty, i zaczną, kurwa, wygrywać”. To sprawia, że robi mi się żal Beau, z którym tak dobrze rozmawiało mi się na imprezie w sobotę. W momencie, gdy myślę o Beau, twarz Justina pojawia się w mojej głowie, niczym podmuch wiatru. Cholera. Jestem z nim umówiona na kolację. Cholera.
Tłumaczenie: Rylee
Cholera. Jak, do kurwy nędzy, mogłam o tym zapomnieć? Bo byłaś zbyt zajęta uprawianiem seksu z Garrettem? Tjaa, to może być to. Przygryzam wargę, zastanawiając się, co zrobić. Nie myślałam o Justinie niemal przez cały tydzień, ale to nie zmienia faktu, że marzyłam o randce z nim niemal przez cały semestr. Coś mnie do niego przyciągnęło i nie mogę tego zignorować. Poza tym, nie mam pojęcia, co tak w zasadzie, dzieje się między mną i Garrettem. Wiem jedynie, że on nie chce, abym była jego dziewczyną. A czy ja, w ogóle, chciałabym nią być? Mam określony typ faceta, który mi się podoba. Cichy, poważny, spokojny. Kreatywny, jeśli Bóg da. Fajnie, gdyby śpiewał, albo grał na jakimś instrumencie i tak jak ja kochał muzykę. Mądry. Sarkastyczny, ale nie w drwiący sposób. Ważne też, aby nie bał się okazywać swoich uczuć. I aby sprawiał, że czułabym się przy nim… spokojnie. Garrett ma kilka z tych cech, ale nie wszystkie. Nie jestem pewna, czy spokój jest właściwym słowem, do opisania tego, jak się przy nim czuję. Gdy się ze sobą kłócimy i co chwilę odbijamy piłeczkę, mam wrażenie, jakby moje ciało było podłączone pod słup wysokiego napięcia. A gdy jesteśmy nago… czuję jakby wybuchały we mnie wszystkie fajerwerki przygotowane na czwartego lipca. To chyba dobrze? Nie wiem, kurwa. Moje doświadczenia z facetami nie są raczej pasmem sukcesów. Co ja w ogóle wiem o związkach? I jaki jest sens zastanawiania się nad tym, skoro w ogóle nie ma takiej opcji, aby Garrett chciał wpakować się w poważny, a przede wszystkim, monogamiczny związek. I skąd mogę wiedzieć, czy Justin nie jest chłopakiem dla mnie, jeżeli się o tym nie przekonam i nie wyjdę z nim chociaż raz?
Tłumaczenie: Rylee
- Dlaczego oni nazywają to pole za bramką zabronioną strefą? - pyta Dex, po wznowieniu gry. - I dlaczego brzmi to tak nieprzyzwoicie? Allie, siedząca po mojej drugiej stronie, pochyla się do Dexa, uśmiechając się łobuzersko. - Wszystko w hokeju brzmi jak świntuszenie. Kłucie kijem? Przytrzymanie? Ostre wejście? - Wzdycha. - Przyjdź raz do mnie do domu, gdy mój ojciec ogląda mecz hokeja i krzyczy w kółko: wejdź w niego tyłem! Wtedy dopiero będziemy mogli pogadać o tym, jak bardzo ten sport jest nieprzyzwoity. Pomijając oczywiste zażenowanie, które zapewne będziesz odczuwał, słuchając te wszystkie świństwa z ust mojego ojca. Dex i ja śmiejemy się tak bardzo, że prawie spadamy z krzeseł.
Garrett Gdy razem z chłopakami wchodzimy do szatni po meczu, ciągle mam niezłego adrenalinowego kopa po tym jak zmiażdżyliśmy gospodarzy. Pomimo tego, że to jeden z naszych nowych nabytków zapewnił nam zwycięskiego gola, uznaję, że to wszystko zasługa Hannah. Nie wygraliśmy z Harvardem od dawna, ostatnio dostaliśmy od nich w dupę trzy razy z rzędu, więc dzisiejsze zwycięstwo musi być wynikiem mojego nowego talizmanu szczęścia, który od teraz, mam nadzieję, będzie pojawiał się na wszystkich moich meczach. Umówiliśmy się, że po meczu spotkamy się przed halą i Hannah już na mnie czeka, gdy wychodzę na zewnątrz. Jest razem z Allie, jakąś szatynką, której nie rozpoznaję i ogromnym, czarnoskórym facetem, który, nie wiem jakim cudem, nie należy do naszej drużyny futbola. Beau byłby zachwycony mając w swoim zespole takiego giganta.
Tłumaczenie: Rylee
W chwili, gdy Hannah mnie zauważa, macha do mnie i mówi: - Hej. Wygląda zaskakująco nieśmiało i waha się, jakby nie wiedziała, czy mnie objąć, czy pocałować. Rozwiązuję ten problem za nią, robiąc jedno i drugie. Gdy przykładam moje usta do jej, słyszę zwycięskie: - Wiedziałam! - dobiegające z kierunku, gdzie stoją jej przyjaciele. Cofam się i posyłam Hannah szeroki uśmiech. - Czyżbyś trzymała nas w sekrecie przed swoimi przyjaciółmi? - Nie wiedziałam, że są jacyś „my”. Teraz zdecydowanie nie jest najlepszy moment, aby omawiać status naszego związku - jeżeli kiedykolwiek jest jakiś dobry - więc po prostu wzruszam ramionami i pytam: - Jak ci się podobał mecz? - To było cholernie emocjonujące. - Posyła mi złośliwy uśmieszek. Zauważyłam jednak, że nie strzeliłeś żadnego gola. Czyżbyś był jakiś przemęczony? Uśmiecham się jeszcze szerzej niż ona. - Przepraszam, Wellsy. Następnym razem bardziej się postaram. - No oby. - Zdobędę hat-tricka specjalnie dla ciebie, co ty na to? - Moi kumple z drużyny przechodzą obok nas i idą w kierunku autobusu stojącego kilka metrów dalej, ale nie jestem jeszcze gotowy, aby opuścić Hannah. - Cieszę się, że przyszłaś. - Ja też. - Słyszę w jej głosie, że mówi szczerze. - Masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór? - Co prawda jutro mamy kolejny mecz, ale wcześniej, popołudniu, a ja umieram, żeby znowu być z nią sam na sam, więc… - Pomyślałem, że może moglibyśmy się spotkać po tym jak wrócę… - urywam, zauważając kątem oka, że mój ojciec schodzi po schodach.
Tłumaczenie: Rylee
Moje plecy sztywnieją. To ten punkt wieczoru, którego zawsze się obawiam. Czas na skinięcie głową i odejście bez słowa. Jak na zawołanie, otrzymuję tradycyjne pozdrowienie. Ale odejście w milczeniu niestety nie następuje. Mój ojciec zaskakuje mnie, mówiąc: - Garrett. Na słowo. Jego głęboki głos wysyła ukłucie chłodu wzdłuż mojego ciała. Nienawidzę jego głosu. Nienawidzę widoku jego twarzy. Nienawidzę w nim wszystkiego. Na twarzy Hannah pojawia się mieszanka niepokoju i gniewu. - Czy to…? Zamiast odpowiedzieć, cofam się niechętnie. - Zaraz wracam - mówię cicho. Mój ojciec jest już w połowie drogi na parking. Nawet się nie obrócił, aby się upewnić, czy za nim idę. Ponieważ jest Philem pieprzonym Grahamem i nie wyobraża sobie, aby ktokolwiek mógłby nie chcieć znajdować się w jego pobliżu. Jakimś cudem moje sztywne nogi niosą mnie w jego kierunku. Zauważyłem kilku moich kumpli stojących w drzwiach autokaru i obserwujących nas z zaciekawieniem. Niektórzy z nich wyglądają jakby byli zazdrośni. Jezu. Gdyby tylko wiedzieli, czego mi zazdroszczą. Kiedy go doganiam, nie silę się na uprzejmości. Rzucam mu spojrzenie spode łba i pytam od niechcenia: - Czego chcesz? Zupełnie tak samo jak ja, od razu przechodzi do sedna. - W tym roku przyjedziesz do domu na Święto Dziękczynienia. Mój szok przejawia się wybuchem śmiechu. - Nie, dzięki.
Tłumaczenie: Rylee
- Przyjedziesz do domu. - Ciemne spojrzenie wyostrza jego rysy. - Albo sam cię przywiozę. Naprawdę nie mam pojęcia, co się w tej chwili dzieje. Od kiedy go w ogóle obchodzi, czy przyjadę do domu, czy nie? Nie pojawiłem się tam odkąd zacząłem studiować w Briar. W wakacje pracuję dla dużej firmy budowlanej w Bostonie i oszczędzam każdy grosz, aby mieć na czynsz i jedzenie, bo nie chcę ani grosza więcej od mojego ojca. - Dlaczego, do jasnej cholery, obchodzi cię, co robię w święta? - W tym roku musisz być w domu - mówi przez zaciśnięte zęby, jakby cieszył się z tego jeszcze mniej niż ja. - Moja dziewczyna ugotuje kolację i prosi, abyś ty też się na niej pojawił. Jego dziewczyna? Nawet nie wiedziałem, że on ma dziewczynę. Jednak sposób w jaki sformułował ostatnie zdanie pozbawia mnie drogi ucieczki. To ona mnie o to prosi, nie on. Nasze oczy się krzyżują, spotyka się ten sam odcień szarości. - Powiedz jej, że jestem chory. Albo, do diabła, powiedz jej że umarłem. - Nie przeginaj, chłopcze. O, a teraz mi wyjeżdża z chłopcem. To samo mówił za każdym razem, nim dostawałem cios w brzuch, w twarz, lub po raz setny łamał mi nos. - Nie przyjadę - informuję lodowato. - Pogódź się z tym. Przysuwa się bliżej, a jego tęczówki lśnią złowrogo w cieniu daszka od czapki, którą ma zaciągniętą nisko na oczy. - Posłuchaj mnie uważnie, ty niewdzięczny gówniarzu - syczy. - Nie proszę o wiele. W zasadzie nie proszę cię o nic. Pozwalam ci robić wszystko, co tylko, kurwa chcesz. Płacę za twoje książki, naukę, sprzęt do hokeja… Jego słowa sprawiają, że cały gotuję się z wściekłości. Na komputerze mam spisany każdy grosz, jaki do tej pory na mnie wydał, więc znam dokładną kwotę, jaką wkrótce umieszczę na czeku, zanim mu go wręczę i powiem krzyż na drogę.
Tłumaczenie: Rylee
Ale czesne za kolejny semestr jest płatne do grudnia, miesiąc przed moimi dwudziestymi pierwszymi urodzinami i datą, w której uzyskam dostęp do funduszu powierniczego moich dziadków, a obecnie nie mam tyle oszczędności, aby pokryć całość tej kwoty. A to oznacza, że nadal jestem do niego przywiązany. - Wszystko, czego oczekiwałem w zamian to tego - kontynuuje - że będziesz grał jak mistrz. Mistrz, którego stworzyłem. - Grymas wykrzywia jego usta. - Czas spłacić swój dług, synu. Wrócisz do domu na święta. Zrozumiano? Nasze spojrzenie się krzyżują. Mógłbym zabić tego człowieka. Gdybym wiedział, że ujdzie mi to na sucho, przysięgam, że bym go zabił. - Zrozumiano? - powtarza. Kiwam głową, a później odwracam się i nie patrzę za siebie. Hannah czeka na mnie w pobliżu autobusu, jej zielone oczy wyglądają na zmartwione. - Wszystko w porządku? - pyta cicho. Biorę drżący oddech. - Tak, w porządku. - Na pewno? - Tak, kochanie. Przyrzekam, nic mi nie jest. - Graham, właź do autobusu! - krzyczy trener. - Wszyscy na ciebie czekają! Jakoś zmuszam się do uśmiechu. - Muszę iść. Spotkamy się jutro po moim meczu? - Zadzwoń do mnie, gdy będziesz wolny. Zobaczę, co będę wtedy robiła. - Okej. - Całuję ją w policzek, a później wbiegam do autokaru, gdzie trener niecierpliwie tupie nogą. Patrzy na Hannah, która wraca do swoich przyjaciół, a później uśmiecha się do mnie znacząco.
Tłumaczenie: Rylee
- Słodka. Twoja dziewczyna? - Nie mam pojęcia - wyznaję. - No, tak to zwykle bywa z kobietami. To one rozdają wszystkie karty, a my nie wiemy nawet, w jaką grę gramy. - Klepie mnie w ramię. - Dalej, młody, czas wracać. Zajmuję to miejsce co zawsze, z przodu, obok Logana, a on rzuca mi dziwne spojrzenie. - Co? - pytam, rozpinając kurtkę. - Nic - odpowiada lekko. Znam go na tyle, by wiedzieć co znaczy to jego „nic” - coś zupełnie innego, ale nie mówi, o co mu chodzi, tylko zakłada słuchawki i ignoruje mnie przez większość drogi. Dopiero na dziesięć minut przed wjazdem do Briar gwałtownie szarpie za słuchawki i odwraca się do mnie. - Pieprzyć to - oznajmia. - Po prostu to powiem. Patrzę na niego trochę nieufnie. Mam ogromną nadzieję, że nie ma zamiaru wyznać, że ma coś do Hannah, bo naprawdę zrobi się dziwnie. Rozglądam się dookoła, ale większość chłopaków śpi, albo słucha muzyki. Ci, co siedzą z tyłu śmieją się z czegoś, co powiedział Birdie. Nikt nie zwraca na nas uwagi. - Co jest? - pytam cicho. Logan wzdycha ciężko. - Zastanawiałem się, czy w ogóle coś mówić, ale kurwa, nie mogę patrzeć jak ktoś jest robiony w balona, szczególnie jeśli tym kimś jest mój najlepszy przyjaciel. I wolałem też nie wspominać o tym przed meczem. - Wzrusza ramionami. - Nie chciałem, żebyś był rozkojarzony na lodzie. - O czym ty, do cholery, mówisz? - Razem z Deanem wpadliśmy wczoraj na imprezę halloweenową do Beau - mówi dziwnie napiętym głosem. - Kohl też tam był i…
Tłumaczenie: Rylee
Mrużę powieki. Logan przeważnie wali prosto z mostu, a teraz wygląda na tak skrępowanego, że nie mam wątpliwości, że to coś poważnego. - I? - ponaglam. - Powiedział, że w niedzielę idzie z Wellsy na randkę. Moje serce zamiera. - Bzdura. - Też tak mu powiedziałem… - Znowu wzrusza ramionami. - Ale zarzekał się, że to prawda. Pomyślałem więc, że ci to przekażę, no wiesz, na wypadek gdyby jednak nie kłamał. Przełykam z trudem, a mój umysł pędzi tysiąc kilometrów na sekundę. Jestem niemal pewien, że to gówno prawda, ale część mnie ma wątpliwości. Jedynym powodem, dla którego Hannah w ogóle pojawiła się w moim życiu jest pieprzony Kohl. Ponieważ była nim zainteresowana. Ale tak było wcześniej. Zanim się całowaliśmy… Po tym pocałunku i tak poszła na imprezę, aby się z nim zobaczyć. Racja. Cóż, tak było po pocałunku, ale przed wszystkim innym. Przed seksem. Przed tym jak wyznaliśmy swoje sekrety. I przed przytulaniem. Mówiłem, że przytulanie to kiepski pomysł, stary. Mój wewnętrzny cynik sieje spustoszenie w moim umyśle i, co gorsze, w klatce piersiowej. Nie, Kolh musiał pieprzyć jakieś bzdury. Nie ma mowy, aby Hannah się z nim umówiła i nic mi nie powiedziała. Prawda? - Tak czy inaczej, pomyślałem, że powinieneś o tym wiedzieć - mówi Logan. Cholernie trudno jest mi coś powiedzieć przez moje ściśnięte jak diabli gardło, ale udaje mi się wydusić jedno słowo: - Dzięki.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 31
Hannah Garrett przysyła mi smsa, gdy szykuję się do spania. Allie i ja wróciłyśmy zaledwie pięć minut temu i jestem zaskoczona, widząc wiadomość od niego jeszcze tego samego wieczoru. On: Muszę z Tobą porozmawiać. Ja: Teraz? On: Tak. O…kej. Choć to tylko sms, a co za tym idzie, ciężko jest wyczuć czyiś ton w ten sposób, to od razu zauważam, że Garrett jest wkurzony. Ja: Jasne. Zadzwonisz? On: Jestem pod Twoimi drzwiami. Unoszę gwałtownie głowę spodziewając się, że go zobaczę i wtedy zdaję sobie sprawę, że miał na myśli moje mieszkanie, a nie sypialnię. I choć czuję się głupio przez moją reakcję, to nadal mam świadomość, że to musi być coś poważnego, skoro Garrett zjawia się tak nagle i późno. Idę otworzyć drzwi, czując mdłości ze zdenerwowania. Rzeczywiście, Garrett czeka na korytarzu, nadal ma na sobie spodnie i kurtkę reprezentacji Briar, jakby chciał jak najszybciej się tu zjawić i wolał nie tracić czasu na powrót do domu, żeby się przebrać. - Hej - mówię, wskazując gestem, aby wszedł do środka. - Co się stało? Jego spojrzenie opuszcza mnie i przenosi się na pusty salon.
Tłumaczenie: Rylee
- Gdzie jest Allie? - Poszła do łóżka. - Możemy porozmawiać w twoim pokoju? Jestem coraz bardziej zdenerwowana, głównie dlatego, bo nie potrafię niczego wyczytać z jego twarzy. Jego oczy są zupełnie pozbawione wyrazu, a głos nie zdradza żadnych emocji. Czy to ma coś wspólnego z jego ojcem? Nie słyszałam o czym rozmawiali, ale wyglądali, jakby prowadzili bardzo poważną rozmowę. Zastanawiam się, czy czasem… - Idziesz z Justinem na randkę w niedzielę? Odzywa się w chwili, gdy zamykam drzwi, a ja uzmysławiam sobie z przerażeniem, że to nie ma nic wspólnego z jego ojcem. Ale ma wszystko wspólnego ze mną. Gdy spoglądam w jego oczy, mam poczucie winy. - Kto ci to powiedział? - Logan. Ale wie to od Kohla. - Och. Garrett ani drgnie. Nie rozpina swojej kurtki. Nawet nie mruga. Patrzy jedynie na mnie z taką intensywnością, jakiej jeszcze u niego nie widziałam. - Czy to prawda? - pyta. Przełykam ciężko. - Tak i nie. Po raz pierwszy odkąd tu przyszedł, pojawia się u niego jakaś emocja irytacja. - Jak mam to rozumieć? - Zaprosił mnie, ale nie zdecydowałam jeszcze, czy pójdę, czy nie. - Powiedziałaś mu, że z nim wyjdziesz? - W jego głosie pojawia się ostra nuta. - Cóż, tak, ale… Jego oczy zaczynają płonąć gniewem.
Tłumaczenie: Rylee
- Kiedy się zgodziłaś? - W zeszłym tygodniu - wyznaję. - Po imprezie u Beau. Jego twarz się rozluźnia. Ale tylko trochę. - Więc to było zanim poszliśmy razem na urodziny Deana? Zanim ty i ja… Potakuję głową. - Okej. - Garrett bierze głęboki oddech. - Okej. Nie jest tak źle, jak myślałem. - Ale rysy jego twarzy ponownie zmieniają się w kamień. - Czekaj, co miałaś na myśli, mówiąc, że jeszcze nie zdecydowałaś, czy z nim wyjdziesz, czy nie? Wzruszam bezradnie ramionami. - Nigdzie z nim nie pójdziesz, do cholery, Hannah! Jego ostry głos sprawia, że się krzywię. - Kto tak twierdzi? Ty? Bo jak ostatnio sprawdzałam, ty i ja nie byliśmy parą. Byliśmy jedynie przyjaciółmi z korzyściami! - Naprawdę tak myś… - urywa, a jego usta wykrzywiają się w grymasie. Wiesz co? Masz rację. Byliśmy jedynie przyjaciółmi z korzyściami. Ledwo mogę nadążyć za myślami, które kotłują się w mojej głowie. - Mówiłeś, że nie chcesz mieć dziewczyny - mówię słabo. - Mówiłem, że nie mam czasu na dziewczynę - odpowiada. - Ale wiesz co? Czasem priorytety się zmieniają. Robi mi się słabo. - Więc chcesz mi powiedzieć, że chcesz, żebym była twoją dziewczyną? - Tak, może to właśnie chcę ci powiedzieć. Przygryzam dolną wargę. - Dlaczego? - Co dlaczego?
Tłumaczenie: Rylee
- Dlaczego tego chcesz? - Gryzę moją wargę jeszcze mocniej. - Mówiłeś, że hokej jest dla ciebie najważniejszy, pamiętasz? A poza tym, my ciągle się kłócimy. - My się nie kłócimy, Hannah. My się sprzeczamy. - Na jedno wychodzi. Garrett przewraca oczami. - Nie. Sprzeczki są zabawne i zdrowe. A kłótnie… - O mój Boże, kłócimy się o to, w jaki sposób się kłócimy! - przerywam mu, wybuchając śmiechem. Ramiona Garretta się rozluźniają, gdy słyszy jak się śmieję. Robi krok w moim kierunku i przeczesuje wzrokiem moją twarz. - Wiem, że ci się podobam, Wellsy. I z całą pewnością ty podobasz się mnie. Dlaczego więc nie zrobimy z tego oficjalnego związku? Przełykam z trudem. Nienawidzę być przypierana do muru i jestem zbyt zdezorientowana, aby w tej chwili myśleć logicznie. Z reguły nie działam spontanicznie, zawsze potrzebuję czasu do namysłu, aby podjąć jakąś decyzję. I choć wszystkie dziewczyny umarłyby z zachwytu słysząc taką propozycję z ust Garretta Grahama, ja jestem bardziej pragmatyczna. Nie spodziewałam się, że tak polubię tego faceta. Czy, że będę uprawiać z nim seks. Czy, że on będzie chciał zostać moim chłopakiem. Jestem skołowana. - Nie wiem - mówię w końcu. - To znaczy, nigdy nie myślałam o nas w ten sposób. Chciałam po prostu… - Moje policzki pokrywają się rumieńcem. W pewnym momencie zacząłeś mnie pociągać, więc chciałam sprawdzić, czy… no wiesz. Ale nigdy nie wybiegałam myślami dalej niż to. Nie wiem nawet czym jest to to, ani do czego prowadzi, czy my… - Gdy tak się plączę, sama nie wiedząc co mówię, dostrzegam ból w oczach Garretta, a ten widok tnie moje serce jak nóż.
Tłumaczenie: Rylee
- Nie wiesz co to jest i do czego prowadzi? Jezu. Hannah. Jeśli ty… Wypuszcza drżący oddech, a jego ramiona opadają. - Jeśli naprawdę nie wiesz, to tracimy jedynie czas. Bo ja dokładnie wiem, co to jest. Ja… - urywa nagle. - Ty co? - pytam szeptem. - Ja… - znowu milknie. Jego szare oczy ciemnieją. - Wiesz co? Zapomnij o tym. Pewnie masz rację. Chodziło jedynie o to, że cię pociągam. - Ton jego głosu staje się coraz bardziej gorzki. - Byłem tylko twoim terapeutą seksualnym, racja? Chociaż, nie. Byłem pieprzonym flufferem! - Flufferem? - powtarzam tępo. - Jak w filmach porno - wyjaśnia, rozgoryczony. - Zatrudniają fluffera, aby obciągał aktorom między scenami, żeby ciągle stali na baczność. - W jego tonie słychać coraz więcej gniewu. - Tym właśnie byłem, nie? Miałem jedynie rozgrzać cię dla Kohla? Żebyś była mokra i ciepła, i gotowa się z nim pieprzyć? Jestem wstrząśnięta jego słowami. - Po pierwsze, to było obrzydliwe. Po drugie, jesteś niesprawiedliwy i dobrze o tym wiesz! - Najwyraźniej niczego już nie wiem. - Zapytał mnie, zanim się z tobą przespałam! I prawdopodobnie i tak bym nie poszła! Garrett parska śmiechem. - Prawdopodobnie byś nie poszła? Łał. Dzięki. - Robi krok w kierunku drzwi. - Wiesz co? Po prostu idź na tę cholerną randkę. Dostałaś ode mnie, co chciałaś. Justin spokojnie może zacząć od tego momentu. - Garrett… Ale już go nie ma. Nie tak po prostu, lecz z głośnym hukiem zatrzaskiwanych drzwi - najpierw tych od mojej sypialni, później od mieszkania. Gapię się w pustą przestrzeń, którą zajmował jeszcze kilka sekund temu. Ja dokładnie wiem, co to jest.
Tłumaczenie: Rylee
Chrapliwe słowa Garretta odbijają się echem w mojej głowie, a emocje ściskają moje serce niczym imadło, bo jestem absolutnie pewna, że ja też wiem, co to jest. I boję się, że przez tę jedną głupią chwilę niezdecydowania, właśnie to straciłam.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 32
Garrett Mam wrażenie, że temperatura na dworze spadła o jakieś dwadzieścia stopni w czasie który minął między tym, jak wszedłem do Bristol House, a jak z niego wybiegłem. Lodowaty podmuch wiatru uderza mnie w twarz, gdy brnę w stronę parkingu. Widzicie? Dlatego właśnie unikałem całego tego dramatu związanego z posiadaniem dziewczyny. Powinienem dzisiaj świętować, bo wygraliśmy z Harvardem. Zamiast tego jestem wkurzony i sfrustrowany i bardziej przybity niż się spodziewałem. Hannah ma rację, to nie było nic poważnego, jedynie dobrze się bawiliśmy. Zupełnie jak z Kendall, czy z laskami przed nią i z tymi, co będą po niej. Nigdy wcześniej nawet nie mrugnąłem okiem, gdy z nimi kończyłem, dlaczego więc teraz jestem taki zdołowany? Ale dobrze, że stamtąd wyszedłem. Byłem o krok od zrobienia z siebie kompletnego kretyna. Od powiedzenia słów, których nie powinienem. Może nawet od błagania. Jezu. Jeżeli właśnie nie użalam się nad sobą, jak jakaś cipa, to sam już nie wiem, jak to nazwać. Jestem w połowie drogi do mojego jeepa, gdy słyszę, że Hannah woła moje imię. Moja klatka piersiowa się zaciska. Obracam się, widząc, że biegnie chodnikiem i ma na sobie jedynie spodnie od piżamy w szkocką kratę i czarny tshirt z żółtymi nutami z przodu. Kusi mnie, żeby iść dalej, ale widok jej nagich ramion i wypieków na twarzy wkurza mnie jeszcze bardziej, niż nasza kłótnia. - Jezu Chryste, Hannah - mamroczę, gdy mnie dogania. - Przeziębisz się.
Tłumaczenie: Rylee
- To mit - ripostuje. - Niska temperatura nie powoduje przeziębienia. Ale ona cała się trzęsie, a gdy obejmuje się ramionami, i zaczyna pocierać nagą skórę, żeby się ogrzać, jęczę zirytowany i odpinam kurtkę. - Proszę. - Zaciskając zęby, zakładam ją na jej ramiona. - Dzięki. - Wygląda na równie poirytowaną jak ja. - Co jest z tobą nie tak, Garrett? Nie możesz tak po prostu wychodzić w trakcie ważnej rozmowy! - Już wszystko zostało powiedziane. - Bzdura! - Potrząsa ze złością głową. - Nawet nie pozwoliłeś mi dojść do słowa. - Właśnie że pozwoliłem - odpowiadam stanowczo. - I powiedziałaś wystarczająco. - Ja ledwo pamiętam co mówiłam! Wiesz dlaczego? Bo całkowicie mnie zaskoczyłeś i nie dałeś nawet pomyśleć. - Ale o czym tu myśleć? Albo chcesz ze mną być, albo nie. Hannah prycha gniewnie. - Znowu jesteś niesprawiedliwy! Tylko dlatego, że ty zmieniłeś zdanie i zdecydowałeś że jesteś gotowy na związek i że powinniśmy być razem, nie znaczy, że zacznę piszczeć jak dziewczyna z bractwa i powiem oł jee, jasne. Ty najwyraźniej miałeś czas, aby to przemyśleć, ale ja nawet nie wiedziałam, że jest taka możliwość. Zaskoczyłeś mnie, zarzuciłeś oskarżeniami i wybiegłeś. Dopadają mnie wyrzuty sumienia. Ona ma rację. Przyszedłem do niej dokładnie wiedząc czego chcę, bo to przemyślałem. Gdyby sytuacja była odwrócona, nie wiem jakbym zareagował. - Przepraszam, że ci nie powiedziałam o randce z Justinem - mówi cicho. - Ale nie przeproszę za to, że potrzebuję więcej, niż pięciu sekund, aby zdecydować, czy chcę się z kimś związać, czy nie. To zbyt poważna decyzja, aby podejmować ją ot tak. Wypuszczam oddech, mleczna para szybko zostaje zabrana przez wiatr.
Tłumaczenie: Rylee
- Przepraszam, że uciekłem - wyznaję. - Ale nie przeproszę za to, że chcę z tobą być. Jej piękne, zielone oczy uważnie mi się przyglądają. - Nadal tego chcesz? Przytakuję. A później przełykam z trudem. - A ty? - Zależy. - Pochyla głowę. - Będziemy ze sobą na wyłączność? - Koniecznie - odpowiadam bez wahania. Myśl, że mogłaby być z kimś innym, jest jak maczeta wpakowana prosto w mój brzuch. - Czy… przeszkadzałoby ci, gdybyśmy się nie spieszyli? - pyta niezręcznie, wykręcając sobie palce. - Zbliża się występ, święta, egzaminy, ty masz treningi, mecze… Oboje będziemy zajęci i nie mogę ci obiecać, że będę miała czas, aby się z tobą spotkać zawsze, kiedy będziesz chciał. - Będziemy się widywać, kiedy będziemy się widywać - odpowiadam prosto. Sam sobie się dziwię jak spokojnie brzmię i stoję niewzruszenie, podczas gdy w moim brzuchu lata stado jakiś owadów, które wrzeszczą na całe gardło: tak, tak, tak! Jezu. Mam zamiar skomplikować sobie życie zapraszając do niego dziewczynę, ale jakimś dziwnym sposobem jest mi z tym dobrze. - W takim razie dobrze. - Hannah uśmiecha się do mnie. - Zróbmy z tego oficjalny związek. Chcę się tym cieszyć, ale nie mogę, bo ciemna chmura zasłania spory fragment mojej radości. - A co z Justinem? - A co ma być? - Zgodziłaś się pójść z nim na randkę - mówię przez zaciśnięte zęby. - Odwołałam ją, zanim za tobą wybiegłam. Te durne owady znowu zaczynają latać. - Naprawdę?
Tłumaczenie: Rylee
Przytakuje. - Więc już na niego nie lecisz? Wesołe iskierki tańczą w jej oczach. - Lecę na ciebie, Garrett. Tylko na ciebie. I tak po prostu, mój niepokój rozmywa się w przypływie czystej radości, a usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. - No przecież wiem. Przewracając oczami, Hannah podchodzi bliżej i ociera policzek o moją brodę. - Czy teraz możemy już wrócić do środka? Mam strasznie zmarznięty tyłek i mój fluffer musi mnie ogrzać. Unoszę brew. - Słucham? Hannah niewinnie trzepocze rzęsami. - Och, przepraszam. Powiedziałam fluffer? - Uśmiech rozjaśnia całą jej twarz. - Miałam na myśli chłopak. Tak, to określenie zdecydowanie bardziej mi się podoba.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 33
Hannah Życie jest piękne. Życie jest cudownie, niesamowicie, przerażająco piękne. Ostatnie dwa tygodnie były niewyraźną plamą śmiechu, przytulania i gorącego seksu, przeplatającą się z obowiązkami i codziennym życiem zajęciami, próbami i meczami. Garrett i ja stworzyliśmy związek, który zupełnie mnie zaskoczył, i chociaż Allie nie przestaje mi dokuczać, że tak nagle zmieniłam obiekt zainteresowania, nie żałuję mojej decyzji i chcę sprawdzić, co z tego wyjdzie. A jak na razie wychodzi coś wspaniałego. Ale widzicie, życie ma to do siebie, że gdy coś idzie dobrze, natychmiast coś innego idzie źle. - Wiem, że to pewna niedogodność - mówi Fiona, moja promotorka i doradca w sprawie zimowego występu. - Ale obawiam się, że nic nie mogę zrobić. Musisz porozmawiać z Mary Jane i… - Nie ma mowy - przerywam jej, zaciskając palce na krześle. Patrzę na ładną blondynkę siedzącą za biurkiem i zastanawiam się, jak może nazywać tę bombę atomową, którą na mnie zrzuciła, pewną niedogodnością. I chce, żebym porozmawiała z Mary Jane? Pieprzyć. To. Dlaczego miałabym chcieć rozmawiać z głupią, pozbawioną własnego zdania suką, która właśnie odebrała mi możliwość wygrania stypendium?
Tłumaczenie: Rylee
Jestem wstrząśnięta i ciągle nie dociera do mnie to, co Fiona właśnie mi zakomunikowała. Mary Jane i Cass mnie wyrzucili. Właśnie dostali zgodę na usunięcie mnie z duetu, aby Cass mógł śpiewać piosenkę Mary Jane jako solowy wykonawca. Jednak część mnie nie jest zaskoczona. Garrett kiedyś zasugerował, abym sama tak zrobiła. Nie potrafiłabym, bo to świństwo. Może dlatego nie przyszło mi do głowy, że Cass mógłby odwalić taki numer mnie, i to na cztery tygodnie przed występem. Czy, że moja promotorka nie będzie widziała w tym najmniejszego problemu. Zaciskam zęby. - Nie chcę rozmawiać z Mary Jane. Najwyraźniej podjęła już decyzję. A raczej Cass ją podjął, kiedy poszedł po kolei do każdego z naszych promotorów, aby ponarzekać, jak to nasz utwór cierpi na tym, że jest śpiewany w duecie, bo jest stworzony do tego, aby wykonywać go solo. Oczywiście, zauważył jednocześnie, że szkoda by było zniszczyć tak wspaniałą piosenkę i to ja powinnam ją zaśpiewać. W tym momencie swoje trzy grosze dorzuciła Mary Jane, która oczywiście go poparła, ale dodała, że jej piosenka powinna być śpiewana przez mężczyznę. Wielkie, pierdolone dzięki, Mary Jane. - I co ja mam teraz zrobić? - pytam ze ściśniętym gardłem. - Nie mam czasu, aby nauczyć się nowej piosenki i zacząć współpracę z nowym kompozytorem. - Nie, nie masz - zgadza się. Zazwyczaj lubię jej wyważone podejście do tematu, ale dzisiaj mam ochotę jej przywalić. - Dlatego, biorąc pod uwagę okoliczności, razem z promotorem Cassidy’ego, uznaliśmy, że w twoim przypadku możemy nagiąć trochę zasady. Zdecydowaliśmy - a kierownik wydziału się pod tym podpisał - że będziesz
Tłumaczenie: Rylee
mogła zaśpiewać piosenkę swojego autorstwa. Wiem, że masz ich wiele, Hannah. Ponadto, uważam, że to jest dla ciebie świetna okazja, aby zaprezentować nie tylko swój głos, ale także umiejętności kompozytorskie. Milknie na chwilę. - Ale będziesz mogła ubiegać się jedynie o stypendium przyznawane wokalistom, kompozytorom już nie, czyli tak, jak zgłosiłaś na początku. Mój umysł kręci się jak karuzela. Tak, mam kilka własnych piosenek, które mogłabym zaśpiewać, ale żadna z nich, w chwili obecnej, nie jest na tyle dobra, abym mogła dzięki niej wygrać. - Czy Cass zostanie w jakikolwiek sposób ukarany? - pytam. Fiona wzdycha, kręcąc głową. - Posłuchaj, nie mówię, że popieram to, co on i Mary Jane zrobili, ale niestety to jedna z wad pracy w duecie. Wiedziałaś, że to może się tak skończyć. Co roku tuż przed występem rozpada się przynajmniej jeden duet. Pamiętasz Joanne Maxwell? Ukończyła studia w zeszłym roku. Siostra Beau. Przytakuję. - Cóż, jej partner zrezygnował na trzy dni przed występem - wyznaje. Mrugam, zaskoczona. - Naprawdę? - O, tak. A te trzy dni to był jeden wielki chaos. Po tych słowach trochę mi lepiej, troszeczkę, bo przypominam sobie, że Joanna nie tylko wygrała wtedy stypendium, ale jeszcze zwróciła uwagę łowcy talentów, który zaproponował jej przesłuchanie w Nowym Jorku. - Nie potrzebujesz Cassidy’ego Donovana, Hannah. - Jej głos jest mocny, pokrzepiający. - Powinnaś rozwijać się jako solowy wykonawca. To jest twoją siłą. - Unosi brew, patrząc na mnie znacząco. - O ile dobrze pamiętam, od początku ci to mówiłam.
Tłumaczenie: Rylee
Poczucie winy rozgrzewa moje policzki. Ma rację. Odkąd tylko usłyszała, że będę śpiewać z Cassem była temu przeciwna, ale on i Mary Jane przekonali mnie, że śpiewając razem wywrzemy większe wrażenie. - Będziesz miała wszystko, co tylko potrzebujesz, aby się przygotować dodaje. - Zmienimy ci plan, abyś mogła korzystać ze studia nagrań, gdy tylko będzie wolne. A jeżeli będziesz potrzebowała kogoś do akompaniowania, pomoże ci tylu studentów, ilu tylko będziesz chciała. Masz jakieś życzenia? Mów śmiało. - Jej usta wykrzywiają się w małym uśmiechu. - Zaufaj mi, promotor Cassidy’ego też nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy, więc jeśli jest coś, co możemy dla ciebie zrobić, nie krępuj się poprosić. Już chcę podziękować za tę propozycję, gdy coś przychodzi mi do głowy. - W zasadzie, to jest coś, co bym chciała. Chcę Jae. To znaczy, Kim Jae Woo. Fiona marszczy brwi. - Kogo? - Wiolonczelistę. - Unoszę podbródek. - Chcę wiolonczelistę.
Garrett - Nie mogę uwierzyć, że ten dupek to zrobił! - Niebieskie oczy Allie płoną ślepą furią, gdy patrzy na Hannah ze swojego miejsca przy stoliku. Moja dziewczyna jest wkurzona jak jasna cholera i bardzo się stara trzymać swój gniew na wodzy, ale bez trudu mogę wyczuć jak silne emanują od niej emocje, gdy wygładza rąbek swojego fartucha. - Naprawdę? Bo ja mogę - odpowiada. - Założę się, że od początku taki był jego plan - najpierw przez dwa miesiące doprowadzać mnie do szału, a później wystawić przed samym występem.
Tłumaczenie: Rylee
- Pieprzony Cass - wtrąca Dexter, siedzący obok Allie. - Ktoś powinien mu nakopać do dupy. - Przenosi spojrzenie na Logana i mnie. - Może któryś z was mógłby to zrobić? Przydałoby mu się, żeby ktoś go trochę naprostował. - Chętnie - oznajmia wesoło Logan. - Dawajcie jego adres. Dźgam go w bok. - Nie będziemy nikogo naprostowywać, młotku. Chyba, że chcesz sprawdzić cierpliwość naszego trenera i zaryzykować zawieszenie. - Przenoszę spojrzenie na Hannah i uśmiecham się do niej smutno. - Nie martw się, kochanie, spuszczę mu łomot w mojej głowie. To się liczy, prawda? Śmieje się. - Jasne. Zezwalam. - Wkłada notes do kieszeni fartucha. - Zaraz wracam. Hannah idzie w kierunku lady, a ja w tym czasie podziwiam jej tyłek, niezrażony chichotami, które w ten sposób wywołuję. Nie pytajcie mnie, jak to jest dzielić stolik z moim najlepszym przyjacielem i Hannah najlepszymi przyjaciółmi, bo to jest zajebiście dziwne. Myślałem, że jej znajomi będą traktować mnie pretensjonalnie i chłodno, zwłaszcza po tym, co Hannah powiedziała o zdaniu, jakie mają na temat sportowców i popularnych dzieciaków z Briar, ale myślę, że zdobyłem ich sympatię moim wrodzonym urokiem. Allie i Dex już zachowują się, jakbyśmy byli kumplami od lat. Stella, która odkryła swoją miłość do hokeja podczas mojego meczu z Harvardem, teraz co drugi dzień przysyła mi smsa, abym wyjaśnił jej jakieś zagadnienie związane z tym sportem. I chociaż ten koleś, Jeremy ciągle jest jeszcze trochę drażliwy, gdy mnie widzi, to jego dziewczyna Megan, wydaje się całkiem w porządku, więc dam mu jeszcze szansę. - Jest wkurzona - zauważa Logan, obserwując jak Hannah rozmawia z kucharzem. - Nic dziwnego - odpowiada Dex. - Naprawdę, jakim trzeba być kretynopalantem, żeby zrobić coś takiego. Logan rzuca mu przebiegły uśmieszek.
Tłumaczenie: Rylee
- Kretynopalantem? Kradnę to określenie, bezapelacyjnie. - Będzie dobrze - mówi z przekonaniem Allie. - Hannah ma świetne piosenki. Nie potrzebuje Cassa. - Nikt nie potrzebuje Cassa - zgadza się Dex. - Ten koleś jest jak ludzki odpowiednik syfilisu. Gdy wszyscy wybuchają śmiechem, odwracam się i skupiam na Hannah i nagle przypominam sobie pierwszy raz, gdy przyszedłem do Dellas. Wtedy byłem tu wyłącznie po to, aby ją przekonać, by została moją korepetytorką. To było trochę więcej niż miesiąc temu, a ja mam wrażenie, jakbym ją znał od zawsze. Nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej byłem tak negatywnie nastawiony do kwestii posiadania dziewczyny. Bo jakie jest posiadanie dziewczyny? Zajebiste. Poważnie. Uprawiam seks, kiedy tylko chcę. Mam kogoś, kto zbiera mnie do kupy po gównianym dniu, lub wycisku na treningu. Mogę opowiedzieć najgorszy dowcip na świecie i wiem, że ona będzie się z niego śmiała. I przede wszystkim, uwielbiam z nią być. Tak po prostu. Hannah wraca do naszego stolika, niosąc nasze zamówione napoje. A raczej napoje zamówione przez Allie i Dexa. Ja i Logan dostaliśmy wodę, chociaż nie o to prosiliśmy. - Gdzie moja cola, Wellsy? - skomle Logan. Hannah pochyla się, by zrównać się z nim twarzą i patrzy na niego twardo. - Wiesz, ile cukru jest w coli? - Dokładnie tyle ile powinno, by została dopuszczona do sprzedaży i bym mógł ją wypić? - odpowiada. - Źle. Poprawna odpowiedź brzmi: w cholerę za dużo. Za godzinę gracie z Michigan - potrzebujecie czegoś lepszego, niż zastrzyk energii na pięć minut. Jak teraz tak bardzo podniesiecie sobie poziom cukru, już w pierwszej tercji dopadnie was znużenie.
Tłumaczenie: Rylee
Logan wzdycha. - G, czy coś mi umknęło, czy twoja dziewczyna jest teraz naszym dietetykiem? Podnoszę moją szklankę wody i biorę łyka. - Chcesz się z nią kłócić? Logan przenosi spojrzenie na Hannah, której wyraz twarzy wyraźnie mówi, że prędzej padnie tu trupem, niż przyniesie mu colę, po czym patrzy z powrotem na mnie. - Nie - oznajmia ponuro.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 34
Hannah Mój telefon zaczyna miałczeć tuż po północy, ale jeszcze nie śpię. Nie jestem nawet w piżamie. Gdy tylko wróciłam z Dellas, chwyciłam gitarę i zabrałam się z powrotem do pracy. Odkąd Cass okazał się egoistycznym palantem z mojego słownika zniknęły takie wyrazy jak sen, odpoczynek, czy nie panikować. Wygląda na to, że przyszły miesiąc będzie dla mnie wyjątkowo ciężki, chyba że jakimś magicznym sposobem będę potrafiła pogodzić szkołę, pracę, mojego chłopaka i śpiew, nie przechodząc jednocześnie załamania nerwowego. Odkładam gitarę i spoglądam na wyświetlacz telefonu. To Garrett. On: Nie mogę zasnąć. Jesteś jeszcze na nogach? Ja: Czy to zaproszenie na seks? On: Nie. A chcesz, żeby nim było? Ja: Nie. Ćwiczę. I jestem totalnie zestresowana. On: Tym bardziej powinno to być zaproszenie na seks. Ja: Daj sobie spokój, koleś. Dlaczego nie możesz zasnąć? On: Wszystko mnie boli. Współczucie ściska mój żołądek. Garrett zadzwonił do mnie po meczu i powiedział, że przegrali. Najwyraźniej dostali niezły wycisk od przeciwnej drużyny, nie tylko w ilości strzelonych bramek. Gdy rozmawialiśmy wcześniej był jeszcze cały obłożony lodem. Nie chce mi się już odpisać, wolę pogadać, więc wybieram jego numer, a on odbiera po pierwszym sygnale.
Tłumaczenie: Rylee
- Hej - wita się ochrypłym głosem. - Hej. - Opieram się na poduszce. - Przykro mi, że nie mogę przyjść, by wycałować wszystkie twoje kuku, ale pracuję nad piosenką. - Nic nie szkodzi. Jest tylko jedno kuku, które chcę, abyś pocałowała, ale wydaje mi się, że teraz jesteś na to zbyt rozkojarzona. - Milknie na chwilę. Mam na myśli mojego penisa, na wypadek, gdybyś nie wiedziała. Krztuszę się ze śmiechu. - Tak, załapałam. Nie musiałeś wyjaśniać. - Zdecydowałaś już którą piosenkę zaśpiewasz? - Chyba tak. Śpiewałam ci ją, gdy uczyliśmy się do testu z etyki. Pamiętasz? - Tak. Była smutna. - Smutek jest dobry. Wywołuje najmocniejsze emocje. - Waham się chwilę, bo jest coś, o co chcę go zapytać. - Garrett, czy twój tata był dzisiaj na meczu? Nie odpowiada od razu. - Nigdy ich nie opuszcza - mówi w końcu. - Poruszył znowu temat Święta Dziękczynienia? - Nie. Dzięki, kurwa, Bogu. On nawet nie patrzy w moim kierunku, gdy przegramy, więc wiedziałem, że nie będzie skory do rozmowy ze mną. - Głos Garretta przepełnia gorycz, ale po chwili odchrząkuje i mówi pogodniej: Włącz głośnik. Chcę usłyszeć jak śpiewasz. Moje serce ściska się ze wzruszenia, ale staram się ukryć moją reakcję przyjmując zwyczajny ton głosu. - Chcesz, abym zaśpiewała ci kołysankę? Śmieje się cicho. - Czuję się, jakby przejechał po mnie pociąg. Potrzebuję rozproszenia. - Dobra. - Włączam głośnik i sięgam po gitarę. - Jak ci się znudzi, to po prostu się rozłącz.
Tłumaczenie: Rylee
- Kochanie, mógłbym oglądać jak patrzysz na farbę schnącą na ścianie i nie byłbym tym znudzony. Garrett Graham, mój osobisty słodziak. Kładę gitarę na kolanach i zaczynam śpiewać moją piosenkę od początku. Drzwi od mojej sypialni są zamknięte, i mimo że ściany w akademiku są cienkie jak papier, nie martwię się, że obudzę Allie. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po tym, jak Fiona powiedziała mi o zmianach zainicjowanych przez Cassa, było podarowanie Allie zatyczek do uszu i ostrzeżenie, że do czasu występu będę śpiewała do późna. Co dziwne, nie jestem już zła. Czuję ulgę. Cass zamienił nasz duet w jakąś szopkę, zabierając mi całą radość ze śpiewania, i tak, jak wkurzający jest fakt, że zostałam wywalona, tak z drugiej strony uważam, że dobrze się stało. Śpiewam piosenkę trzeci raz, gdy w końcu mój głos robi się ochrypły i przerywam, by sięgnąć do nocnego stolika po butelkę wody. - Ciągle tu jestem, wiesz? Głos Garretta w pierwszej chwili przyprawia mnie o mini zawał, bo szczerze zapomniałam, że jest na linii. Myślałam, że już dawno się rozłączył, lub zasnął. - Nie potrafię ukołysać cię do snu, co? Nie wiem, czy mam się czuć zaszczycona, czy urażona. - Zaszczycona. Twój głos sprawia, że mam dreszcze. Nie ma opcji, abym zasnął, gdy tak na mnie działasz. Uśmiecham się, chociaż wiem, że on mnie nie widzi. - Nie wiem, co wykombinować przy ostatnim refrenie. Powinien różnić się od wcześniejszych, ale nie mam pojęcia, czy kończyć na wyższej, czy niższej nucie. Och, i chyba środkowy fragment też powinnam zmienić. Albo zostawić, jak jest? Matko, chyba oszaleję. Wiesz co? Mam pomysł. Idź spać, a ja jeszcze nad tym posiedzę. Branoc. - Wellsy, poczekaj - mówi, zanim się rozłączam.
Tłumaczenie: Rylee
Wyłączam głośnik i przykładam telefon do ucha. - Co tam? W tej chwili następuje najdłuższa przerwa w rozmowie telefonicznej jaka miała miejsce w historii ludzkości. - Garrett, jesteś tam? - Tak. Przepraszam. Jestem. - Słyszę, że bierze wolny, głęboki oddech. Pojedziesz ze mną do domu na Święto Dziękczynienia? Zamieram. - Pytasz poważnie? Nastaje kolejna przerwa, jeszcze dłuższa niż ta pierwsza. Niemal jestem już pewna, że odwoła to zaproszenie. I wcale nie czułabym się zraniona. Z wiedzą, jaką posiadam na temat jego ojca, nie jestem pewna, czy potrafiłabym siedzieć naprzeciwko niego i nie rzucić się przez stół, żeby go udusić. Jakim trzeba być człowiekiem, aby bić swojego własnego syna? Swojego dwunastoletniego syna. - Nie mogę wrócić tam sam, Hannah. Pojedziesz ze mną? Jego głos łamie się na ostatnich słowach, tak samo jak moje serce. Biorę drżący oddech i mówię: - Oczywiście, że pojadę.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 35
Hannah Rodzinny dom Garretta nie jest rozległą posiadłością - jak się spodziewałam - lecz budynkiem z czerwonobrunatnego piaskowca w Beacon Hill, który, jak przypuszczam, jest odpowiednikiem bostońskiej rezydencji. Jednak okolica i tak wygląda wspaniale. Wcześniej byłam w Bostonie kilka razy, ale nigdy w tak ekskluzywnej części, więc mimowolnie podziwiam wszystkie te piękne dziewiętnastowieczne domy szeregowe, brukowane chodniki, czy urocze latarnie oświetlające wąskie uliczki. Podczas dwugodzinnej podróży do miasta, Garrett praktycznie nie odezwał się nawet słowem. Napięcie, z jego okrytego garniturem ciała emanuje stałymi, wyczuwalnymi falami i sprawia, że denerwuję się jeszcze bardziej. Tak, użyłam słowa garnitur, ponieważ Garrett ma na sobie czarną marynarkę, spodnie, śnieżnobiałą koszulę i krawat. Kosztowny materiał otula jego umięśnione ciało jak marzenie i nawet jego posępny wyraz twarzy nie odbiera mu seksownego wyglądu. Jego ojciec zażądał, by Garrett ubrał garnitur. Co więcej, gdy Phil Graham dowiedział się od swojego syna, że ten przyprowadzi osobę towarzyszącą, polecił, by ona również ubrała się formalnie. Stąd moja elegancka niebieska sukienka, którą miałam na sobie podczas wiosennego występu. Jedwabny materiał sięga do wysokości kolan, a srebrne dziesięciocentymetrowe szpilki, które dopełniają całości mojego szykownego wizerunku, sprawiły, że Garrett uśmiechnął się szeroko, gdy tylko zjawił się w moich drzwiach i poinformował, że teraz będzie mógł mnie wreszcie pocałować nie łamiąc sobie przy tym karku.
Tłumaczenie: Rylee
Drzwi otwiera nam nie ojciec Garretta, lecz śliczna blondynka, w czerwonej koktajlowej kreacji sięgającej kostek. Ma na sobie również czarną koronkową narzutkę z długimi rękawami, co uważam za dziwne, biorąc pod uwagę jak ciepło jest w domu. Naprawdę jest strasznie gorąco, więc pierwsze co robię, to ściągam płaszcz. - Garrett - wita go serdecznie kobieta. - Wspaniale w końcu cię poznać. Wydaje mi się, że ma koło trzydziestu paru lat, ale ciężko mi określić, bo ma coś, co nazywam starymi oczami. Jest to pewna głębia i mądrość widoczna w spojrzeniu osób, które swoje już przeżyły. Nie wiem, dlaczego mam takie wrażenie. Nic w jej szerokim uśmiechu i eleganckim stroju nie zdradza, by miała za sobą ciężkie chwile, ale przez moją własną traumę, odczuwam dziwną więź z tą kobietą. Garrett odpowiada uprzejmie, choć szorstkim tonem: - Ciebie również miło poznać…? - pozwala zawisnąć tym słowom, a jej błękitne oczy gasi smutek, gdy zdaje sobie sprawę, że ojciec Garretta nie powiedział mu, jak ma na imię jego dziewczyna. Jej uśmiech słabnie, ale po chwili powraca. - Cindy - dokańcza za niego, po czym zwraca się do mnie. - A ty musisz być dziewczyną Garretta. - Hannah - przedstawiam się, ściskając jej wyciągniętą dłoń. - Bardzo mi miło - mówi, a następnie przenosi spojrzenie na Garretta. Twój ojciec jest w saloniku. Już nie może się ciebie doczekać. Żadnej z nas nie umyka sardoniczne parsknięcie Garretta. Ściskam jego dłoń w niemym upomnieniu, by był miły, cały czas zastanawiając się, co ona ma na myśli mówiąc salonik. Zawsze myślałam, że jest to miejsce, w którym bogaci ludzie zbierają się przed kolacją, by napić się brandy, zanim przeniosą się do jadalni ze stołem na trzydzieści osób.
Tłumaczenie: Rylee
Ale wnętrze budynku jest o wiele większe, niż wydaje się to z zewnątrz. Przechodzimy przez dwa pokoje - dzienny, później kolejny, też dzienny, aż dochodzimy do saloniku, który wygląda jak kolejny - dzienny. Nagle myślę o niewielkim mieszkanku moich rodziców i tym, jak ten marny trzypokojowy dom trzyma ich na skraju bankructwa i zalewa mnie fala smutku. To nie wydaje się w porządku, że taki człowiek jak Phil Graham ma więcej, niż jest w stanie wykorzystać, podczas gdy dobrzy ludzie, jak moi rodzice, muszą tak ciężko pracować, by w ogóle utrzymać dach nad głową. Gdy wchodzimy do saloniku, tata Garretta siedzi w skórzanym, brązowym fotelu, trzymając szklankę bursztynowego płynu opartą na kolanie. Tak samo jak Garrett, ma na sobie garnitur, a podobieństwo między nimi jest wprost uderzające. Mają te same szare oczy, mocną szczękę i atletycznie zbudowaną sylwetkę, ale rysy twarzy Phila wydają się ostrzejsze, a bruzdy wokół jego ust sprawiają wrażenie, jakby skrzywił się o jeden raz za dużo i tak mu zostało. - Phil, to jest Hannah - oznajmia radośnie Candy, siadając na futrzanym krześle obok ojca Garretta. - Miło mi pana poznać, panie Graham - mówię uprzejmie. Kiwa głową. To wszystko. Jedno, ledwo zauważalne skinięcie. Nie mam pojęcia, co po tym powiedzieć. Czuję jedynie, że moje palce, zaciśnięte kurczowo na dłoni Garretta, zaczynają wilgotnieć. - Proszę, usiądźcie - Cindy wskazuje skórzaną kanapę stojącą obok kominka elektrycznego. Siadam. Garrett nie. Nie powiedział nawet słowa do swojego ojca. Ani do Cindy. Ani do mnie. Och, zabijcie mnie. Jeżeli tak ma wyglądać ten wieczór, bez wątpienia będzie to najbardziej niezręczne Święto Dziękczynienia od czasów pierwszych kolonistów.
Tłumaczenie: Rylee
Między nami panuje absolutna cisza. Pocieram spocone dłonie o kolana i staram się uśmiechnąć, ale czuję, że wychodzi z tego jedynie zakłopotany grymas. - Więc… Święto Dziękczynienia bez futbolu? - pytam lekko, zerkając na duży, płaski ekran zawieszony na ścianie. - Myślałam, że to jedna z najbardziej lubianych tradycji. - Bóg mi świadkiem, w każde Święto Dziękczynienia cała moja rodzina zbiera się przed telewizorem i razem ogląda wszystkie mecze, które kablówka serwuje w ten dzień praktycznie jeden po drugim. I chociaż większość z nas woli hokej, to zawsze świetnie się bawimy. Co prawda, jest już dość późno, bo Garrett nie chciał przyjeżdżać szybciej, niż to było absolutnie konieczne, ale jestem pewna, że Dallas jeszcze dzisiaj nie grało. Cindy szybko potrząsa głową. - Phil nie lubi futbolu. - Och - mówię. Rezultat? Jeszcze więcej ciszy. - Więc, Hannah, jaki kierunek studiujesz? - pyta Cindy. - Muzykę. A dokładniej wokalistykę ze specjalizacją śpiew solowy. - Aha - mówi. Cisza. Garrett opiera się ramieniem o wysoką, dębową biblioteczkę obok drzwi. Zerkam na niego kątem oka i dostrzegam, że wyraz jego twarzy jest kompletnie wypruty z emocji. Później przenoszę wzrok na jego ojca i widzę, że on wygląda dokładnie tak samo. Och, Boże. Nie wiem, jak przeżyjemy tę kolację. - Coś wspaniale pachnie… - zaczynam. - Powinnam sprawdzić, co z indykiem - mówi w tym samym momencie Cindy. Obie chichoczemy, zakłopotane.
Tłumaczenie: Rylee
- Pomogę - oferuję, praktycznie zeskakując z miejsca jak poparzona, co jest dużym błędem, zważywszy, że mam na stopach niebotyczne obcasy. Kołyszę się przez jedną, zatrzymującą serce sekundę, przerażona, że się przewrócę, ale na szczęście udaje mi się utrzymać równowagę. Tak, jestem koszmarną dziewczyną. Ale nieprzyjemne sytuacje sprawiają, że się denerwuję i nie mogę wysiedzieć na miejscu. Podejrzewam, że ma to coś wspólnego z gwałtem, ale nie chcę teraz o tym myśleć. I tak bardzo, jak pragnę zostać przy boku Garretta i pomóc mu przejść przez to piekło, tak czuję, że to co się dzieje w tym pokoju jest ponad moje siły. Nie potrafię, czuję się jak w pułapce, uwięziona z dwoma mężczyznami, których niechęć do siebie wysysa cały tlen z pomieszczenia. Rzucam Garrettowi przepraszające spojrzenie i ruszam za Cindy do dużej, nowoczesnej kuchni, pełnej stali nierdzewnej i czarnych marmurów. Zapachy są tutaj dużo intensywniejsze, a naczyń i półmisków przykrytych folią jest więcej niż potrzeba, by wyżywić całą ludność Trzeciego Świata. - Sama to wszystko upiekłaś? - pytam, zszokowana. Odwraca się, uśmiechając nieśmiało. - Tak. Uwielbiam gotować, ale Phil rzadko daje mi ku temu okazję. Woli wyjść coś zjeść. - Wsuwa na dłoń rękawicę kuchenną, zanim otwiera piekarnik. - Więc, jak długo ty i Garrett się spotykacie? - pyta uprzejmie, wyciągając ogromnego indyka i kładąc go na kuchence. - Około miesiąc. - Patrzę jak Cindy unosi ostrożnie folię aluminiową i zagląda do środka. - A ty i pan Graham? - Trochę ponad rok - Jest odwrócona do mnie tyłem, więc nie widzę jej twarzy, ale coś w jej tonie mnie niepokoi. - Spotkaliśmy się na imprezie charytatywnej, którą organizowałam. - Och. Zajmujesz się tym zawodowo? Cindy wbija termometr w pierś kurczaka i po chwili jej ramiona się rozluźniają.
Tłumaczenie: Rylee
- Gotowy - mamrocze. - A odpowiadając na twoje pytanie, to wtedy tak. Już tego nie robię. Sprzedałam firmę kilka miesięcy temu. Phil twierdził, że za bardzo za mną tęskni, gdy jestem w pracy. Ee. Co? Nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Gdyby mężczyzna mojego życia powiedział mi, że mam rzucić pracę, bo chce spędzać ze mną więcej czasu, byłoby to dla mnie wyraźne ostrzeżenie, że coś w naszym związku jest nie tak. - Och. To… miłe - mówię wskazując ladę i wszystkie potrawy. - Chcesz, abym ci pomogła to wszystko podgrzać, czy nie będziemy jeszcze jeść? - Phil mówił, że mamy zacząć, gdy indyk będzie gotowy. - Chichocze, ale jej śmiech brzmi na wymuszony. - Kiedy coś sobie zaplanuje, oczekuje, że wszyscy się do tego dostosują. - Wskazuje dużą miskę przy mikrofalówce. Możesz zacząć od ziemniaków. Muszę jeszcze zrobić sos. - Chwyta jakieś foliowe opakowanie. - Zazwyczaj robię go od podstaw z tłuszczu, który wytopił się z indyka, ale teraz nie mamy na to czasu, więc muszę użyć gotowego. Cindy ustawia indyka na ladzie i zabiera się za przyrządzenie sosu z paczki. Na ścianie nad kuchenką wiszą patelnie i garnki, i gdy Cindy sięga, by po nie ściągnąć, jej rękawy na ułamek sekundy zsuwają się na dół i albo sobie wyobraziłam, albo jej nadgarstki pokrywają fioletowe siniaki. Jakby ktoś ją złapał. Mocno. Później jej koronkowe rękawy opadają szybko z powrotem i sama już nie wiem, co widziałam. Może jedynie widzę to, co spodziewałam się zobaczyć i wzrok płata mi figle. - Mieszkasz tutaj z panem Grahamem, czy u siebie? - pytam, czekając aż ziemniaki się podgrzeją. - Przeprowadziłam się do Phila dwa tygodnie po tym, jak się poznaliśmy wyznaje. Znowu mam dziwne wrażenie, że w jej głosie słychać jakąś niepokojącą nutę, jakby gorycz.
Tłumaczenie: Rylee
- Och. To dość impulsywna decyzja. Musieliście ledwo się znać. - Tak. Wtedy w ogóle się nie znaliśmy. Okej, to z całą pewnością jest rozgoryczenie. Cindy zerka przez ramię, w jej oczach widzę żal. - Nie wiem, czy już o tym słyszałaś, ale spontaniczność ma tendencję do odwracania się przeciwko tobie. Nie mam pojęcia, jak na to odpowiedzieć. Więc po prostu mówię: - Och. I mam przeczucie, że tego wieczoru będę bardzo często to powtarzała.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 36
Garrett On ją bije. Ten skurwiel ją bije. Wystarczyło mi trzydzieści minut w towarzystwie Cindy, by nie mieć co do tego żadnych wątpliwości. By zauważyć wszystkie charakterystyczne oznaki. To, jak się wzdryga za każdym razem, gdy on jej dotyka. Tylko odrobinę i pewnie ledwo zauważalnie dla innych, ale w ten sam sposób reagowała moja mama, gdy on był w pobliżu. To wyglądało tak, jakby podświadomie spodziewała się uderzenia i nie potrafiła zapanować nad reakcją obronną. By uniknąć pięści, otwartej dłoni, czy nawet pieprzonej nogi. Ale to nie są jedyne symptomy, jakie zdradza Cindy. Jej czarne koronkowe coś z długimi rękawami zarzucone na czerwoną suknię jest jak kolejny element układanki - pieprzyłem wystarczająco dużo panienek z korporacji, by wiedzieć, że nie zakłada się białych szpilek do czarnej kurtki. Widzę też błysk strachu w jej oczach, gdy on zbyt gwałtowniej się ruszy. Czy jak jej ramiona opadają, gdy mówi jej, że sos jest zbyt wodnisty. W odpowiedzi próbuje rozbawić go komplementem, by był szczęśliwy. A raczej, by był spokojny. Jesteśmy w połowie kolacji. Mam wrażenie, że krawat mnie dusi i nie jestem pewien, czy potrafię już dłużej hamować gniew. Nie wydaje mi się, abym był w stanie przebrnąć przez deser, nie rzucając się na niego, by mi wyjaśnił jak może to robić kolejnej kobiecie.
Tłumaczenie: Rylee
Cindy i Hannah o czymś rozmawiają. Nie mam pojęcia o czym. Moje palce ściskają widelec tak mocno, że dziwi mnie, że jeszcze nie go nie złamałem. Ojciec próbował rozmawiać ze mną o hokeju, gdy Hannah pomagała Cindy w kuchni. Próbowałem coś mu odpowiadać. Jestem pewien, że udało mi się nawet stworzyć w miarę sensowne zdania z tych przypadkowych czasowników i rzeczowników, które przychodziły mi do głowy. Ale w chwili, gdy razem z Hannah weszliśmy do tego przeklętego domu, moje myśli były już gdzie indziej. Każde pomieszczenie w tym budynku mieści w sobie wspomnienia, które zalewają moje gardło żółcią. W kuchni po raz pierwszy złamał mi nos. Na górę, gdzie znajduje się moja była sypialnia, dzisiaj nawet nie odważę się wejść. Boję się, że sufit mógłby się na mnie zawalić pod ciężarem tego, czego w przeszłości był świadkiem. W salonie po raz pierwszy rzucił mną o ścianę. Moja drużyna nie dosłała się do play-offów. Zauważyłem, że w miejscu, gdzie zrobił mną wtedy dziurę, teraz wisiał obraz. - Więc, tak… - mówi Hannah. - Teraz będę śpiewać solo, co powinnam zrobić już na samym początku. Cindy prycha, oburzona. - Ten chłopak to egoistyczny dupek. - Cynthia. - Mój ojciec upomina ją ostrym tonem. - Język. Znowu to zrobiła - wzdrygnęła się. Teraz powinna jeszcze wyszeptać skruszone „przepraszam”, ale, ku mojemu zaskoczeniu, ona tego nie robi. - Ty tak nie uważasz, Phil? Wyobraź sobie, że nadal grasz w Rangersach, a twój bramkarz dosłownie zostawia cię na lodzie przed pierwszym meczem o Puchar Stanleya. Mój ojciec zaciska szczękę. - To są dwie zupełnie różne sytuacje.
Tłumaczenie: Rylee
Cindy szybko się wycofuje. - Tak, pewnie masz rację. Wbijam widelec w puree i na wszelki wypadek zapycham sobie usta. Zimne spojrzenie mojego ojca przenosi się na Hannah. - Od jak dawna spotykasz się z moim synem? Kątem oka dostrzegam, że Hannah zaczyna się wiercić. - Od miesiąca. Ojciec kiwa głową, niemal jakby cieszyła go ta odpowiedź. Gdy odzywa się ponownie, już wiem, skąd ta reakcja. - Czyli to nic poważnego. Hannah marszczy brwi. Ja też, bo wiem, o czym on myśli. A raczej, na co ma nadzieję. Że mój związek z Hannah, to tylko przelotna znajomość. I że skończy się raczej wcześniej, niż później, a ja będę mógł z powrotem skupić się na hokeju. Ale on się myli. Do cholery, ja też się myliłem. Myślałem, że dziewczyna będzie odwracać moją uwagę, że zapomnę o celach i marzeniach, ale wcale tak nie jest. Uwielbiam z nią być i jej obecność w moim życiu w żaden sposób nie koliduje z hokejem. Nadal trenuję do ostatniej kropli potu i miażdżę przeciwników na lodzie. Ostatni miesiąc pokazał mi, że potrafię pogodzić Hannah z hokejem i jedno i drugie obdarzyć taką uwagą, na jaką zasługują. - Czy Garrett wspomniał ci może, że po zakończeniu szkoły planuje przejść na zawodowstwo? Hannah przytakuje powoli głową. - Gdy tylko zacznie się selekcja, jego harmonogram zajęć stanie się jeszcze bardziej napięty. Twój pewnie też. - Przechyla głowę, mrużąc oczy. Gdzie widzisz siebie po ukończeniu studiów? Na Broadway’u? W studiu nagrań do debiutanckiej płyty? - Jeszcze nie zdecydowałam - odpowiada Hannah, sięgając po wodę.
Tłumaczenie: Rylee
Jej talerz jest pusty. Zjadła wszystko, ale nie poprosiła o dokładkę. Ja również, pomimo że Cindy fantastycznie gotuje. Nie jadłem tak soczystego indyka od lat. - Cóż, przemysł muzyczny jest branżą, w której niezwykle trudno się przebić. Wymaga to ciężkiej pracy i wytrwałości. - Milknie na chwilę. - A przede wszystkim, skupienia. - Jestem tego w pełni świadoma. - Usta Hannah tworzą wąską linię, jakby miała milion innych rzeczy do powiedzenia, ale zmuszała się do zachowania milczenia. - Ze sportem jest dokładnie tak samo - kontynuuje mój ojciec. - Wymaga ogromnego skupienia. Chwila nieuwagi może zaprzepaścić wiele lat ciężkiej pracy. - Przenosi wzrok na mnie. - Prawda, synu? Sięgam ręką w kierunku Hannah i przykrywam jej palce moją dłonią. - Niektóre chwile są tego warte. Jego nozdrza falują gniewnie. - Skoro wszyscy już zjedli, może teraz deser? - proponuje Cindy. Żołądek mi się przewraca na samą myśl o pozostaniu w tym domu choćby sekundę dłużej. - Hannah i ja musimy już jechać - mówię stanowczym tonem. - Ma spaść śnieg, więc lepiej, żebyśmy wyjechali zanim warunki na drodze się pogorszą. Cindy odwraca głowę i spogląda przez wysokie na całą długość ściany okno. Za szybą nie widać nawet pojedynczego płatka śniegu. Na szczęście nie komentuje tego, wprost przeciwnie, wygląda, jakby odczuła ulgę, że ten koszmarny wieczór dobiega końca. - Posprzątam ze stołu - proponuje Hannah. Cindy kiwa głową. - Dziękuję, Hannah. Naprawdę to doceniam. - Garrett. - Mój ojciec z piskiem odsuwa krzesło. - Na słowo. Potem wychodzi.
Tłumaczenie: Rylee
Pieprzyć go i jego pieprzone słowo. Ten sukinsyn nie podziękował nawet swojej dziewczynie za przygotowanie tak wspaniałej kolacji. Mam dość tego człowieka, ale przełykam gniew i idę za nim, aby się przekonać co tym razem ma mi do zakomunikowania. - Czego chcesz? - pytam, gdy wchodzimy do jego gabinetu. - I nie staraj się mnie przekonać, abyśmy zostali na deser. Przyjechałem na Święto Dziękczynienia, zjedliśmy indyka i teraz wychodzę. - Gówno mnie obchodzi deser. Musimy porozmawiać o tej dziewczynie. - O tej dziewczynie? - Śmieję się szorstko. - Masz na myśli Hannah? Ona nie jest jakąś dziewczyną. Jest moją dziewczyną. - Raczej ciężarem - warczy. Przewracam oczami. - Jak na to wpadłeś? - Przegrałeś ostatnio dwa mecze z rzędu! - ryczy. - I to niby jest jej wina? - Oczywiście, do cholery! Przez nią gorzej grasz. - Nie jestem jedynym zawodnikiem w drużynie - mówię twardo. - Nie tylko ja popełniam błędy. - Twój ostatni kosztował was zwycięstwo! - cedzi. - Tak. Wielkie mi rzeczy! Każdemu się zdarza. Nie można zawsze wygrywać, to niewykonalne. Ale wciąż jesteśmy na pierwszym miejscu w naszej konferencji. I drudzy w klasyfikacji generalnej. - Drudzy? - wykrzykuje, zaciskając pięści i robiąc krok w moją stronę. - I to cię zadowala? Drugie miejsce? Masz być pierwszy, gówniarzu! Był taki czas, gdy te płonące wściekłością oczy i napięte jak struna mięśnie, sprawiały, że kuliłem się przed tym człowiekiem. Ale już tak nie jest. Gdy w wieku moich szesnastych urodzin zdałem sobie sprawę, że jestem od niego większy i silniejszy, dotarło do mnie, że już nie muszę się go bać.
Tłumaczenie: Rylee
Do końca życia nie zapomnę wyrazu jego twarzy, gdy pierwszy raz mu oddałem. Jego pięść zbliżała się do mojej twarzy, a ja uświadomiłem sobie, że mogę po prostu ją zablokować. Że wcale nie muszę bezczynnie stać i czekać na to co się stanie. Że mogę mu zrobić to samo, co on robił mnie. I zrobiłem. Nadal pamiętam chrzest moich kostek, gdy uderzyłem go w szczękę. Pomimo wściekłości, która przejęła nad nim kontrolę, dostrzegłem w jego oczach niedowierzanie, a nawet strach. Przeraziło go, że to już koniec. To był ostatni raz, gdy podniósł na mnie rękę. - I co mi zrobisz, co? - szydzę, wskazując na jego zaciśnięte pięści. Uderzysz mnie? Czy może jesteś zbyt zmęczony po tym, jak stłukłeś tę miłą kobietę, którą nazywasz swoją dziewczyną? Całe jego ciało sztywnieje jak granit. - Myślisz, że nie wiem, że zrobiłeś sobie z niej worek treningowy? - Lepiej uważaj co mówisz, chłopcze. Zalewa mnie furia. - Pieprz się! - wyrzucam, dysząc ciężko z gniewu. - Jak mogłeś położyć na niej swoje cholerne łapy? Jak mogłeś zrobić to komukolwiek? Co jest z tobą, do cholery, nie tak? Podchodzi do mnie tak blisko, że dzieli nas zaledwie kilkanaście centymetrów. Przez chwilę myślę, że może rzeczywiście mnie uderzy. I niemal tego chcę. Wtedy mógłbym mu oddać. Rozkwasić mu tę jego cholerną twarz, by mógł zobaczyć jak to jest zostać zmasakrowanym przez osobę, która powinna cię kochać. Ale moje stopy zostają w miejscu, a dłonie nawet nie drgną. Bo bez względu na to, jak bardzo pragnę to zrobić, nigdy bym się nie zniżył do jego poziomu. Nigdy bym nie stracił nad sobą panowania. - Potrzebujesz pomocy - bardziej to wykrztuszam, niż mówię. Naprawdę. I mam nadzieję, że ją otrzymasz, zanim skrzywdzisz tę kobietę bardziej, niż już to zrobiłeś.
Tłumaczenie: Rylee
Wychodzę z jego gabinetu na chwiejnych nogach. Cudem udaje mi się dotrzeć do kuchni, w której znajduję Hannah, płuczącą w zlewie naczynia. Cindy ładuje w tym czasie zmywarkę. Obie unoszą wzrok i patrzą na mnie, momentalnie blednąc. - Cindy. - Odchrząkuję, ale nie udaje mi się pozbyć guli w gardle. Przepraszam, że kradnę ci Hannah, ale naprawdę musimy już iść. Po dłuższej chwili przytakuje. - W porządku. Poradzę sobie z resztą. Hannah zakręca kran i podchodzi do mnie powoli. - Wszystko dobrze? Kręcę głową. - Możesz poczekać na mnie w samochodzie? Muszę chwilę porozmawiać z Cindy. Zanim Hannah opuszcza kuchnię, podchodzi do Cindy i przytula ciepło. - Bardzo dziękujemy za kolację. Wesołych Świąt. - Nawzajem - odpowiada z wymuszonym uśmiechem. Sięgam do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągam z niej kluczyki od samochodu. - Proszę. Odpal, niech się w środku nagrzeje. Hannah wychodzi bez słowa. Biorę głęboki oddech, po czym przechodzę całą długość kuchni i staję naprzeciwko Cindy. Ku mojemu przerażeniu, reaguje tak, jak przez cały wieczór na mojego ojca - wzdrygając się. Jakby spodziewała się, że będę taki jak ojciec. Jakbym miał ją… - Nie skrzywdzę cię. - Głos mi się łamie. Kurwa. Niedobrze mi na samą myśl, że w ogóle muszę ją o tym zapewniać. Panika wypełnia jej oczy. - Co? Och, kochanie, nie. Nawet tak nie…
Tłumaczenie: Rylee
- Tak, pomyślałaś - mówię cicho. - W porządku. Nie biorę tego do siebie. Wiem jak to jest, gdy… - Przełykam ciężko. - Słuchaj, przejdę od razu do rzeczy, bo chcę jak najszybciej wydostać się z tego domu, zanim zrobię coś, czego będę żałował. Ale najpierw chcę, abyś o czymś wiedziała. Cindy zaczyna nerwowo bawić się rękoma, jakby nie wiedziała co z nimi zrobić. - Co takiego? - Ja… - Biorę kolejny oddech, a później po prostu to mówię: - On robił to samo mnie i mojej mamie. Znęcał się nad nami psychicznie i fizycznie przez lata. Cindy otwiera usta, ale nic nie mówi. Serce mi się ściska, gdy kontynuuję: - On nie jest dobrym człowiekiem. Jest niebezpieczny, porywczy i… chory. Nawet nie musisz mi mówić, co on dokładnie tobie robi. A może się mylę, do cholery, i on nic nie robi. Ale nie wydaje mi się, bo widzę jak się przy nim zachowujesz. Zupełnie jak kiedyś ja. Każdy mój ruch, każde moje słowo było przepełnione strachem, bo bałem się, że gdy zrobię coś źle, to on znowu mnie uderzy. Jej poruszone spojrzenie mówi mi wszystko, co muszę wiedzieć. - W każdym razie - mówię dalej, biorąc głęboki oddech. - Nie mam zamiaru cię stąd wynosić, ani wzywać policji, żeby im donieść, co się tutaj dzieje. To ty powinnaś to zrobić, ja nie podejmę tej decyzji za ciebie. Ale chcę, abyś wiedziała kilka rzeczy. Po pierwsze - to nie twoja wina. Nie zrobiłaś niczego, aby sobie na to zasłużyć i nie wyrzucaj sobie, że zawiodłaś jego oczekiwania, bo one są, kurwa, niemożliwe do spełnienia. To wszystko jego wina, ty nie zrobiłaś nic złego. - Kłucie w mojej piersi staje się tak silne, że z trudem oddycham. - I po drugie, jeżeli będziesz kiedykolwiek czegokolwiek potrzebowała, zadzwoń do mnie, okej? Jeżeli będziesz chciała pogadać, albo odejść od niego i będziesz potrzebowała pomocy, żeby się spakować, czy wyjść,
Tłumaczenie: Rylee
cokolwiek, zadzwoń do mnie. Albo jeśli on… coś ci zrobi i będziesz ranna, na miłość boską, zadzwoń do mnie. Możesz mi to obiecać? Cindy wygląda na zaskoczoną. Na całkowicie i absolutnie oszołomioną. Jej niebieskie oczy są szkliste i mruga szybko, aby odgonić łzy. Wokół nas jest tak cicho, jak w domu pogrzebowym. A ona po prostu na mnie patrzy, ciągnąc nerwowo rąbek rękawa. Po czasie, który wydaje mi się wiecznością, kiwa głową i szepce: - Dziękuję. Ciepłe powietrze wyślizguje się z wnętrza samochodu, gdy siadam na miejscu kierowcy. Hannah nie tylko odpaliła silnik, ale zapięła też pasy, jakby równie bardzo co ja, nie mogła się już doczekać, aby stąd odjechać. Ruszam z podjazdu i wjeżdżam na drogę, pragnąc jak najszybciej oddalić się od tego domu. Jeżeli będę miał tyle szczęścia, aby kiedyś grać w Boston Bruins, planuję zamieszkać tak daleko od Beacon Hill, jak to tylko możliwe. - Więc… to było tak jakby straszne - wyznaje Hannah. Mimowolnie parskam śmiechem. - Tak jakby? Wzdycha. - Chciałam zachować poprawność polityczną. - Niepotrzebnie. To był koszmar od początku do końca. - Moje palce tak mocno zaciskają się na kierownicy, że aż bieleją mi kłykcie. - On ją bije. Hannah nie odpowiada od razu, ale gdy się w końcu odzywa, w jej głosie nie słychać zaskoczenia, jedynie żal. - Tak myślałam. Gdy byłyśmy w kuchni, jej rękawy podjechały do góry i zastanawiałam się czy mnie wzrok nie myli, czy naprawdę miała siniaki na nadgarstkach. Jej słowa wywołują u mnie kolejną falę gniewu. Cholera. Część mnie wciąż miała nadzieję, że mogę się mylić.
Tłumaczenie: Rylee
Między nami zapada cisza. Wjeżdżam na autostradę, moja ręka spoczywa na drążku zmiany biegów, a Hannah przykrywa ją swoją dłonią. Głaszcze moje kostki. Jej delikatny dotyk w pewnym stopniu łagodzi ucisk w mojej klatce piersiowej. - Ona się mnie bała - mówię cicho. Tym razem Hannah brzmi na zaskoczoną. - O czym ty mówisz? - Kiedy byłem z nią w kuchni, podszedłem krok bliżej, a ona się wzdrygnęła. Zupełnie, jakby się bała, że mogę ją uderzyć. - Milknę na chwilę. To znaczy, rozumiem ją. Moja mama też była płochliwa. Ale mimo wszystko… kurwa. Nie mogę uwierzyć, że ona myślała, że chcę ją skrzywdzić. Smutek zmiękcza jej głos. - Ona prawdopodobnie zachowuje się tak przy wszystkich, nie tylko przy nim, czy przy tobie. Pewnie boi się każdego, kto się do niej zbliży. Ja też tak reagowałam jakiś czas po gwałcie. Odskakiwałam jak poparzona, byłam nerwowa, podejrzliwa. Minęło wiele czasu zanim ponownie poczułam się swobodnie wśród obcych, a nawet teraz są jeszcze rzeczy, których nie zrobię. Jak na przykład picie w miejscu publicznym. No chyba, że ty robisz za mojego bodyguarda. Wiem, że to ostatnie zdanie miało wywołać mój uśmiech, ale nie potrafię się na niego zdobyć. Nadal jestem wstrząśnięty reakcją Cindy. Tak naprawdę, to w ogóle nie jestem w nastoju na rozmowę. Z nikim. Po prostu… nie mogę. Na szczęście Hannah nie naciska. Uwielbiam to w niej. Nigdy nie stara się wypełnić ciszy wymuszoną konwersacją. Po jakimś czasie pyta, czy może włączyć muzykę i gdy przytakuję, podłącza do odtwarzacza swojego ipoda i ładuje listę piosenek, która wywołuje mój uśmiech. To składanka klasycznego rocka, którą przesłałem jej mailem, gdy się poznaliśmy. Jednak nie zaczyna od pierwszego kawałka, bo wie, że to
Tłumaczenie: Rylee
piosenka mojej mamy, a ja wiem, że gdybym ją teraz usłyszał, chyba bym się poryczał. A to tylko pokazuje jak bardzo ona jest… niesamowita. Jak cholernie jest do mnie dopasowana, do mojego nastroju, bólu. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto tak doskonale mnie odczytywał, a ona robi to bezbłędnie. Mija godzina. Wiem, bo tyle właśnie trwa ta składanka i gdy się kończy, Hannah włącza kolejną listę, która też wywołuje mój uśmiech, bo jest zupełnie inna, pełna Bruno Marsa, Motown i Rat Pack. Teraz jestem już spokojny. Cóż, spokojniejszy. Za każdym razem, gdy myślę, że udało mi się rozluźnić, ponownie widzę przepełnione strachem oczy Cindy i moja klatka piersiowa znowu się zaciska. Gdzieś tam w środku kłębią się wątpliwości i jedno pytanie wwierca się w mój mózg i nie pozwala myśleć o niczym innym. Gdy przyspieszam, skręcając w stronę Hastings, nie potrafię już dłużej ignorować męczącego mnie niepokoju. - Co, jeśli jednak jestem do tego zdolny? Hannah ścisza muzykę. - Co? - Co, jeśli jestem zdolny do tego, aby kogoś skrzywdzić? - pytam ochryple. - Co, jeśli jestem taki jak on? - Nie jesteś - odpowiada z absolutnym przekonaniem. Ale ona nie wie wszystkiego. - Mam jego temperament. Wiem o tym. Też jestem porywczy. Chciałem go dzisiaj udusić. - Zaciskam szczękę i cedzę gniewnie: - Użyłem całej mojej silnej woli, aby nim nie rzucić o ścianę, a później zatłuc na śmierć. Ale on nie był tego warty. Hannah sięga po moją dłoń i splata swoje palce z moimi. - I to jest właśnie dowód na to, że nie jesteś taki jak on. Masz silną wolę, której jemu brakuje. Potrafisz się kontrolować. On nie. On pozwala, aby gniew przejął nad nim kontrolę i sprawił ból innym ludziom. Ludziom, którzy są od
Tłumaczenie: Rylee
niego słabsi. - Ściska moją dłoń mocniej. - Co byś zrobił, gdybym teraz cię wkurzyła? Mrugam. - Co masz na myśli? - Załóżmy, że nie jesteśmy teraz w samochodzie. Jesteśmy w moim pokoju, albo w twoim domu i… nie wiem. Mówię ci, że spałam z kimś innym. Nie, mówię ci, że spałam z całą drużyną odkąd jesteśmy razem. Sama ta myśl sprawia, że coś we mnie umiera. - Co byś zrobił? - dopytuje. Odwracam się do niej, marszcząc brwi. - Skończyłbym z tobą i wyszedł. - To wszystko? Nie miałbyś ochoty mnie uderzyć? Wzdrygam się z przerażeniem. - Oczywiście, że nie. Jezu. - No właśnie. - Jej palce błądzą powoli po moich zimnych kostkach. - Nie jesteś taki, jak on. Bez względu na to, jak bardzo ktoś cię zdenerwuje, nie uderzysz go. - Nieprawda. Kilka razy brałem udział w bójce podczas meczu przyznaję. - I raz uderzyłem pewnego gościa w barze, bo powiedział jakieś świństwa o mamie Logana i nie mogłem zostawić przyjaciela, gdy wywiązała się walka. Hannah wzdycha. - Nie twierdzę, że nie jesteś zdolny do przemocy. Każdy jest. Mówię tylko, że nie potrafiłbyś skrzywdzić osoby, którą kochasz. A przynajmniej nie celowo. Oby miała rację. Modlę się o to do Boga. Ale kiedy dzielisz DNA z człowiekiem, który krzywdzi tych, których kocha, niczego nie możesz być pewien.
Tłumaczenie: Rylee
Moje ręce zaczynają się trząść i wiem, że Hannah to czuje, bo ściska moją prawą dłoń, by ją unieruchomić. - Zjedź na pobocze - mówi. Marszczę brwi. Droga jest słabo oświetlona i nawet jeżeli nigdzie nie widać żywej duszy, nie podoba mi się pomysł zatrzymania w szczerym polu. - Dlaczego? - Ponieważ chcę ciebie pocałować, a nie mogę tego zrobić, gdy jesteś skupiony na drodze. Niespodziewany uśmiech unosi kąciki moich ust. Nikt nigdy nie prosił mnie o coś takiego i pomimo, że jestem zmęczony, wkurzony, przybity i cholera wie co jeszcze, pomysł pocałowania teraz Hannah brzmi jak pieprzone niebo. Nie mówiąc nic więcej, zjeżdżam na pobocze, zaciągam hamulec ręczny i włączam światła awaryjne. Hannah przysuwa się bliżej i chwyta mój podbródek. Delikatnie pociera palcami mój zarost, a później pochyla się by mnie pocałować. Zbliża usta jedynie na tyle, że czuję je na moich, po czym cofa się odrobinę i szepcze: - Nie jesteś taki jak on. Nigdy nie będziesz taki jak on. - Jej ciepły oddech owiewa mój nos, zanim całuje mnie w jego czubek. - Jesteś dobrym człowiekiem. - Kładzie miękki pocałunek na moim policzku. - Jesteś uczciwy, miły i pełen współczucia. - Delikatnie przygryza moją dolną wargę. - Nie zrozum mnie źle, czasami zachowujesz się jak dupek, ale w dopuszczalnej granicy dupowatości. Nie mogę powstrzymać uśmiechu. - Nie jesteś taki jak on - powtarza, tym razem dosadniej. - Jedyną waszą wspólną cechą jest to, że jesteście niezwykle utalentowanymi hokeistami. To wszystko. Nie jesteś taki jak on. Boże, tego właśnie potrzebowałem. Jej słowa przeniknęły przez to przerażone miejsce w moim sercu i zastąpiły ucisk w klatce piersiowej tak znajomą mi potrzebą. Dlatego nie zastanawiam się nawet chwili, łapię ją za kark
Tłumaczenie: Rylee
i całuję mocno. Mój język wślizguje się do jej ust i mruczę ochoczo, bo smakuje jak żurawina i pachnie jak wiśnie, i ja to, kurwa, uwielbiam. Pragnę całować ją całą noc, a najlepiej do końca mojego pieprzonego życia, ale nie potrafię zapomnieć o tym, gdzie jesteśmy. Niechętnie przerywam pocałunek, gdy jej dłoń zaczyna zakradać się w kierunku mojego krocza. - Co robisz? - kwilę cicho, a później jęczę, bo ona zaczyna pocierać mojego kutasa przez spodnie. - A na co ci to wygląda? Chwytam jej rękę i unieruchamiam. - Nie wiem, czy jesteś tego świadoma, ale siedzimy w samochodzie na poboczu drogi. - Nie, naprawdę? Myślałam, że jesteśmy na pokładzie samolotu lecącego do Palm Springs. Wybucham śmiechem, ale moje rozbawienie momentalnie zmienia się w świszczący oddech, gdy kusicielka siedząca obok mnie znowu zaczyna mnie głaskać. Gdy ściska główkę mojego kutasa, jaja mi się napinają, a całe ciało przeszywa dreszcz. Jasna cholera. To nie jest najlepsza pora, ale po prostu muszę się przekonać, czy ona jest tak samo nakręcona jak ja. Kładę dłoń na jej kolanie i pieszczę gładką skórę, przesuwając rękę wzdłuż uda, aż pod jej sukienkę. Później odsuwam na bok materiał jej majtek i jęczę przeciągle, gdy czuję wilgoć. Jest mokra. Bardzo. Nadludzką niemal siłą udaje mi się wyszarpnąć rękę z powrotem. - Nie możemy tego zrobić. - Dlaczego nie? - Szelmowski błysk w jej oczach wcale mnie nie dziwi, bo szybko odkryłem, że Hannah jest cholernie żądna przygód i lubi ryzykować, gdy komuś ufa. I nadal nie potrafię uwierzyć, że to ja jestem tym kimś.
Tłumaczenie: Rylee
- W każdej chwili ktoś może tędy przejeżdżać - robię wymowną pauzę. Wliczając w to policyjny patrol. - To lepiej, żebyśmy się pospieszyli. Zanim mogę się zorientować co się dzieje, Hannah odpina mój rozporek i wkłada mi rękę w bokserki. Natychmiast przymykam powieki i z jękiem odchylam głowę do tyłu, opierając ją o zagłówek. - Przenosimy się na tylne siedzenie - informuję. Jej oczy robią się wielkie, a po chwili wypełnia je zachwyt. - Naprawdę? - Do diabła, jeżeli mamy to zrobić, zróbmy to porządnie - mówię, zanim zaczynam się śmiać, widząc jak szybko Hannah się przesiada. Chichocząc, wyjmuję opakowanie prezerwatyw ze schowka, a następnie dołączam do niej na tylnym siedzeniu. Gdy Hannah dostrzega, co trzymam w ręce, szczęka jej opada. - To są gumki? Chyba powinnam się o to wściec, oczywiście pomijając fakt jak bardzo w tej chwili się nam przydadzą. Ale serio? Trzymasz prezerwatywy w samochodzie? Wzruszam ramionami. - Oczywiście. Co, gdybym jechał przez jakieś pustkowie, a przy drodze Kate Upton łapałaby stopa? Hannah prycha. - Rozumiem. Więc to jest twój typ? Biuściaste blondynki z żebrami na wierzchu? Przykrywam sobą jej ciało i unoszę brew. - Nie. Wolę biuściaste brunetki. - Chowam twarz w jej szyi i trącam nosem jej skórę. - A jedną w szczególności. Która, tak na marginesie, również nie ma problemów z nadwagą. - Moja dłoń przesuwa się w kierunku jej szczupłej talii. - I wąskie biodra. - Wsuwam dłoń pod jej plecy, później niżej i w
Tłumaczenie: Rylee
dół, aż ściskam krągły pośladek. - I tyłek idealnie dopasowany do mojej dłoni. Następnie wsuwam rękę między jej nogi. - I najciaśniejszą cipkę na ziemi. Przechodzi ją dreszcz. - Jesteś strasznym świntuchem. - Wiem. Ale i tak mnie kochasz. Hannah bierze urywany oddech. - Tak. To prawda. - Jej zielone oczy błyszczą, gdy spogląda w moje. Kocham cię. Moje serce jest cholernie bliskie eksplozji, gdy te dwa słowa zawisają między nami. Inne dziewczyny często mi to mówiły, ale tym razem jest inaczej. Bo to Hannah. Nie, jakaś tam dziewczyna. I dlatego, bo wiem, że gdy ona to mówi, ma na myśli mnie - Garretta - nie gwiazdę hokeja, najpopularniejszego chłopaka w Briar, czy syna Phila Grahama. Ona kocha mnie. Naprawdę ciężko jest coś odpowiedzieć, gdy się ma tak wielką gulę w gardle. - Ja też ciebie kocham. Nigdy nie mówiłem tego żadnej dziewczynie, to pierwszy raz i czuję, że tak właśnie powinno być. Hannah się uśmiecha. A później przyciąga moją głowę do siebie i całuje mnie tak, że żadne słowa nie są już potrzebne. Podciągam jej sukienkę do góry, a swoje spodnie opuszczam w dół. Nawet nie ściągam jej majtek, odsuwam je tylko na bok, zakładając prezerwatywę drugą ręką i umieszczając kutasa przy jej wejściu. Jęczy, gdy w nią wchodzę. Nie żartowałem, ona naprawdę jest ciasna. Jej cipka ściska mnie jak imadło i widzę gwiazdy, próbując nie dojść od razu. Wcześniej pieprzyłem dziewczyny w moim samochodzie. Ale nigdy z żadną się nie kochałem. - Jesteś taka piękna - mruczę, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
Tłumaczenie: Rylee
Zaczynam się poruszać, pragnąc robić to jak najwolniej, ale jestem boleśnie świadomy tego, gdzie jesteśmy. Jakiś dobry samarytanin, albo co grosze - glina - mógłby się zatrzymać, aby sprawdzić, czy nie potrzebujemy pomocy. A wtedy zobaczyliby mój goły tyłek i ramiona Hannah na moich plecach, gdy wciskam w nią swoje biodra. Poza tym, w tej pozycji naprawdę trudno jest się poruszać. Wszystko, co jestem w stanie jej dać to szybkie, płytkie pchnięcia, ale Hannah nie wydaje się mieć nic przeciwko. Wydaje cholernie seksowne dźwięki, gdy się w nią wbijam. Oddycha ciężko i nierówno, a gdy uderzam w najczulsze miejsce jej wnętrza jęczy tak głośno, że muszę zacisnąć pośladki, by nie dojść. Czuję już pierwsze oznaki orgazmu, ale chcę, aby ona też skończyła. Pragnę usłyszeć jak krzyczy, gdy jej cipka kurczy się w konwulsjach i wyciska mojego kutasa do ostatniej kropli. Sięgam pomiędzy nasze ciała i pocieram delikatnie jej łechtaczkę. - Dalej, kochanie - mówię ochryple do jej ucha. - Daj mi to. Chcę poczuć jak dochodzisz wokół mojego kutasa. Hannah zaciska mocno oczy, wypycha biodra do góry, wychodząc na spotkanie moim uderzeniom i krzyczy z rozkoszy. Dochodzę tak mocno, że wzrok mi się zamazuje, a mój umysł roztrzaskuje się na milion bezmyślnych fragmentów. Gdy mogę w końcu poskładać wszystkie myśli do kupy, dociera do mnie jaka piosenka teraz leci w moim samochodzie. Otwieram szeroko oczy. - Przecież usunąłem One Direction z twojego ipoda. Wrzuciłaś ich z powrotem? Jej usta drgają odrobinę. - Nie… - Aha. To dlaczego teraz leci „Story of my life”? - pytam. Milczy chwilę, a później wzdycha ciężko.
Tłumaczenie: Rylee
- Ponieważ lubię One Direction. Proszę. Powiedziałam to. - Masz szczęście, że cię kocham - informuję ją. - Inaczej nie zdzierżyłbym takiej niesubordynacji. Hannah uśmiecha się zadziornie. - To raczej ty masz szczęście, że ja ciebie kocham. Bo jesteś kompletnym dupkiem i wiele innych dziewczyn by się ze mną w tej sprawie zgodziło. Prawdopodobnie ma rację w kwestii mojej dupowatości. A na pewno ma rację w kwestii tego, kto tu tak naprawdę ma szczęście.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 37
Hannah - Nie podoba mi się tak - oświadczam. - Serio, kochanie, nogi zaczynają mnie boleć. Mówiłam ci, nie jestem tak wygimnastykowana jak ty. Śmiech Garretta wibruje przez moje ciało. Moje nagie ciało, muszę dodać, bo właśnie jesteśmy w trakcie uprawiania seksu. Seksu, który, jak właśnie przyznałam, mi się nie podoba. Może rzeczywiście jestem zabójcą nastroju. Ale wiecie co? Mam to gdzieś. I tak zgłaszam veto w sprawie tej pozycji. Garrett klęczy przede mną, a ja leżę na plecach z nogami zarzuconymi na jego ramiona. Może gdyby nie był takim wysokim, potężnie zbudowanym hokeistą, moje nogi nie miałyby wrażenia, że spoczywają na samym szczycie Empire State Building i nie łapałyby je tak potworne skurcze. Wciąż się śmiejąc, Garrett pochyla się do przodu, a ja rozsuwam nogi na boki i krzyżuję je w kostkach na jego tyłku. Natychmiast ból opuszcza moje mięśnie, a nowy kąt sprawia, że jęczę. - Lepiej? - pyta Garrett niskim głosem. - O mój Boże. Tak. Zrób tak jeszcze raz. - Ale nie mam pojęcia, co zrobiłem. - Zakołysałeś biodrami w… oooch… tak. Właśnie tak. Za każdym razem, gdy mnie wypełnia moje wnętrze zaciska się na jego erekcji. Za każdym razem, gdy wychodzi czuję nieznośny ból, pustkę, rozpaczliwe pragnienie. Jestem uzależniona od tego faceta. Od jego
Tłumaczenie: Rylee
pocałunków, smaku, od uczucia jego krótkich włosów między moimi palcami. Od jego umięśnionych pleców, gdy wbijam w nie paznokcie. Jego biodra zaczynają się poruszać, oddech przyspiesza i uderza mocniej i szybciej, aż mój wzrok zamazuje mgła czystego pożądania. Garrett dochodzi pierwszy, ale nie przestaje pompować nawet, gdy jego ciało doznało już upragnionej ulgi. Jego orgazm spycha mnie z krawędzi i drżę pod nim, przygryzając dolną wargę, by nie obwieścić jego współlokatorom, jak rozkoszne doznania przeszywają właśnie moje ciało. Po chwili Garrett przewraca się na plecy, a ja wdrapuję się na niego jak małpka i całuję jego twarz i szyję. - Skąd ty zawsze po seksie masz tyle energii? - mruczy. - Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. - Cmokam go po całym ciele tak długo, aż zaczyna się śmiać. Wiem, że lubi uwagę, jaką go obdarzam i dobrze, że ją lubi, bo ja nie potrafię mu jej nie okazywać. Z jakiegoś powodu przy nim zmieniam się w uczuciowego potwora. Życie znowu jest piękne. Minął tydzień od Święta Dziękczynienia, a więź jaką zbudowałam z Garrettem robi się coraz silniejsza. Nawet pomimo tego, że obije byliśmy zajęci. Powoli zbliżają się kolejne egzaminy, w tym ten u profesor Tolbert, do którego pomagam Garrettowi się uczyć. Jego harmonogram treningów jest zapchany jak nigdy, podobnie jak mój rozkład dnia, odkąd przygotowuję się do występu. Ale hej, przynajmniej znowu dobrze się przy tym bawię i jestem naprawdę podekscytowana. Jae i ja nawiązaliśmy współpracę, którą pokochałam i jestem pewna, że wypadniemy świetnie. Ale to nie znaczy, że wybaczyłam Mary Jane i Cassowi to, co mi zrobili. MJ pisała do mnie kilka razy i prosiła o rozmowę, ale ignorowałam ją i poprosiłam Fionę o przydzielenie mi sali do prób na innym piętrze, byśmy nigdy się nie minęli na korytarzu.
Tłumaczenie: Rylee
A co było wisienką na zajebiście - kocham - moje - życie torcie? Tata zadzwonił do mnie w zeszłym tygodniu z dobrymi wieściami - moi rodzice będą mogli przyjechać na święta do cioci Nicole. Już zabukowałam bilet i choć nie mogę się doczekać, aż ich wszystkich zobaczę, żałuję, że Garrett nie pojedzie ze mną. Zaprosiłam go, ale termin wyjazdu koliduje z jego meczami - w tym czasie będzie miał dwa - jeden zaraz przed świętami, drugi tuż po. Więc Garrett spędzi święta z Loganem, którego dom rodzinny znajduje się dwadzieścia minut drogi od Briar. Głośne walenie do drzwi wyrywa mnie z zamyślenia. Zamek jest zamknięty na klucz, więc nie boję się, że ktoś tu nagle wejdzie, ale odruchowo sięgam po koc, aby się okryć. - Przepraszam, że przeszkadzam chłopcy i dziewczęta - krzyczy Logan ale już pora odłożyć pesy i wusy. Musimy lecieć, G. Rzucam Garrettowi nie rozumiejące spojrzenie. - Pesy i wusy? - Zazwyczaj nie potrafię doszukać się sensu z jakiejś połowy tych skrótów i akronimów, które tworzy Logan, a te są w tej połowie, której zupełnie nie ogarniam. - Daj spokój, naprawdę nie wiesz? Jednego mam ja, ty masz to drugie. Myślę chwilę nad tą wskazówką, a później się rumienię. - Niby w jaki sposób miałabym odłożyć swoją waginę? Garrett szczerzy się szeroko. - Pytaj Logana, nie mnie. Albo lepiej nie, proszę. - Wstaje z łóżka i zaczyna rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu swoich ubrań. - Przyjdziesz po próbie na mecz? - Tak, ale pewnie nie wyrobię się szybciej, niż na drugą tercję. Zanim dotrę pewnie wszystkie miejsca będą zajęte. - Załatwię kogoś, kto zajmie ci miejsce. - Dziękuję.
Tłumaczenie: Rylee
Wskakuję do łazienki, odświeżam się szybko i po chwili wracam do sypialni. Garrett siedzi na skraju łóżka i zakłada skarpetki, a na jego widok moje serce przestaje na chwilę bić. Potargane włosy, napięte ramiona, zaczerwienione ślady na szyi, w miejscach, gdzie przygryzałam jego skórę. Boże, on jest cudowny. Pięć minut później wychodzimy z jego domu i idziemy w dwóch różnych kierunkach. Wsiadam do samochodu Tracy i wracam do kampusu na próbę. Teraz, gdy nie ma już Cassa nie mogę się jej doczekać. Mój osobisty wiolonczelista i ja dopracowaliśmy zakończenie utworu i po kilku godzinach jestem wolna i jadę do hokejowego centrum Briar. Napisałam do Allie, czy chce pójść ze mną na mecz, ale razem z Seanem i innymi przyjaciółmi ślęczą nad książkami. Ja na szczęście jestem do przodu z materiałem. Uczę się na zapas, by później nie musieć nadrabiać przed samymi egzaminami i rezygnować ze spotkań z Garrettem. Większość moich przedmiotów to teoria muzyki, lub śpiewu, więc w zasadzie muszę jedynie skupiać się na literaturze brytyjskiej i na eseju z Etyki i prawie mam już wszystko gotowe. Docieram do areny później, niż sądziłam. Zaczęła się już trzecia tercja i jestem przerażona, gdy widzę 1:1 na tablicy wyników, ponieważ Briar gra z IIligową drużyną z Buffalo. Garrett przekonywał mnie, że ten mecz to będzie pestka, ale najwyraźniej się mylił. Puste miejsce czeka na mnie dzięki uprzejmości dziewczyny o imieniu Natalie. Garrett wspominał o niej wcześniej, ale do tej pory nie miałam okazji poznać jej osobiście. Wiedziałam jedynie, że od pierwszego roku spotyka się z Birdiem, co naprawdę robi wrażenie. Wiele uczelnianych związków nie utrzymuje się aż tak długo. Natalie jest zabawna i miła i świetnie się razem bawimy oglądając mecz. Gdy Dean obrywa dość mocno i przewraca się lód, prześlizgując się niemal po całej jego długości, obie wstrzymujemy oddech.
Tłumaczenie: Rylee
- O mój Boże - sapie Natalie. - Jest cały? Na szczęście nic poważnego mu się nie stało, ale chyba potrzebuje przerwy, bo po tym jak dochodzi do siebie, kieruje się w stronę ławki rezerwowych. Gdy Garrett pojawia się na lodzie, mój puls przyspiesza. Cała jego postawa nie pozostawia wątpliwości, że jest zawodnikiem, z którym należy się liczyć. Szybka praca nóg, umiejętne manewrowanie kijem, mocne uderzenia. Dopiero co doszło do wznowienia gdy, a on już pędzi razem z Biediem i przecinają niebieską linię wjeżdżając na tercję obronną przeciwnika. Birdie podaje do Garretta trochę za mocno, i ten stara się dogonić krążek, podobnie jak obrońcy z Buffalo, którzy nie chcą dopuścić do utraty bramki. Dochodzi do przepychanek z użyciem łokci i kijów. Z potyczki zwycięsko wychodzi Garrett, który okrąża bramkę i decyduje się na szybki strzał z zaskoczenia. Bramkarz bez trudu radzi sobie z obroną, ale odbity od niego krążek leci idealnie na pozycję Bidiego, który posyła go z powrotem w światło bramki. Rękawica bramkarza Buffalo spóźnia się dosłownie o sekundę, ale tyle w zupełności wystarcza, by Briar objęło prowadzenie. Natalie zrywa się na równe nogi i krzyczy na całe gardło. Obejmujemy się z przejęcia i wstrzymujemy oddech na pozostałe trzy minuty, które zostały do końca meczu. Buffalo próbowało doprowadzić do remisu, ale po strzelonym przez Birdiego golu, Briar zdominowało resztę meczu, który ostatecznie zakończył się wynikiem 2:1. Wraz z Natalie i resztą kibiców kierujemy się do wyjścia w strasznym ścisku, człapiąc powoli po schodach. - Cieszę się, że jesteś z Garrettem - oznajmia radośnie. Jej komentarz wywołuje mój uśmiech, bo przecież ona zna mnie dopiero od dwudziestu minut. - Ja też - odpowiadam.
Tłumaczenie: Rylee
- Mówię poważnie. To świetny facet, ale jest tak bardzo skupiony na hokeju, że to aż niezdrowe. Niemal nie pije, rzadko imprezuje, nie zbliża się za bardzo do ludzi, nie wspominając jego podejścia do dziewczyn. To nie dobrze tak się poświęcać dla jednej rzeczy. Opuszczamy lodowisko, ale nie kierujemy się do wyjścia, tylko ruszamy pod prąd w kierunku szatni, by poczekać na naszych chłopaków. Garrett Graham jest moim chłopakiem. Ta myśl jest niemal surrealistyczna, ale cholernie mi się podoba. - Dlatego uważam, że to dobrze, że się spotykacie - mówi. - Dobrze na niego działasz. Za każdym razem, gdy go widzę, jest taki szczęśliwy i wyluzowany. Nagle moje plecy sztywnieją, gdy dostrzegam w tłumie znajomą twarz. Ojciec Garretta. Jest niedaleko i kieruje się w tę samą stronę co my. Ma bejsbolówkę zaciągniętą nisko na oczy, ale to nie przeszkadza kilku chłopakom w rozpoznaniu go i pójściu po autograf. Phil podpisuje im koszulki i zdjęcie, które jeden z nich mu podaje. Nie widzę stąd co znajduje się na tej fotografii, ale wyobrażam sobie że zawiera uwieczniony moment z czasów jego świetności, podobne do tych, które widziałam w jego domu w Bostonie. Phil Graham, legenda hokeja. Jestem tak bardzo skupiona na mojej nienawiści do ojca Garretta, że nie zwracam za bardzo uwagi gdzie idę. I zaczynam się śmiać, gdy na kogoś wpadam. - Przepraszam, nie patrzyłam, gdzie… - słowa zamierają na moich ustach, gdy orientuję się na kogo wleciałam. Rob Delaney wygląda na równie zszokowanego, jak ja się czuję. W chwili, gdy nasze spojrzenia się krzyżują, zamieniam się w posąg. Zimny dreszcz przebiega przez każdą cząstkę mojego ciała, a stopy nie potrafią odkleić się od podłoża.
Tłumaczenie: Rylee
Nie widziałam Roba od dnia w którym zeznawał w sądzie - na korzyść Aarona. Nie wiem co powiedzieć. Zrobić. Myśleć. Ktoś krzyczy: - Wellsy! Przenoszę spojrzenie w tamtym kierunku, ale nic nie widzę. Gdy odwracam głowę z powrotem, Rob odchodzi tak szybko, jakby próbował prześcignąć pocisk. Nie mogę oddychać. Garrett pojawia się obok mnie. Wiem, że to on, bo poznaję ten delikatny dotyk dłoni na moich policzkach, ale moje spojrzenie jest utkwione w oddalające się plecy Roba. Ma na sobie kurtkę Buffalo. To tam właśnie poszedł na studia? Nigdy nie zaprzątałam sobie głowy myślami o przyjaciołach Aarona. O tym, gdzie teraz żyją, gdzie się uczą, co robią. Gdy ostatni raz miałam z nim jakikolwiek kontakt, to nawet nie bezpośrednio, lecz przez jego ojca człowieka, który obraził mnie w sklepie, zanim mój tata się na niego rzucił. - Hannha. Spójrz na mnie. Nie mogę oderwać wzroku od Roba. Nie dotarł jeszcze do drzwi. Grupka jego znajomych zatrzymała się aby z kimś porozmawiać. W końcu rzuca przez ramię spanikowane spojrzenie i blednie, gdy widzi, że ciągle się na niego patrzę. - Hannah. Jezu. Jesteś blada jak ściana. Co się stało? Wychodzi na to, że ja też jestem blada. Wyglądam jak Rob. Podejrzewam, ze oboje właśnie zobaczyliśmy ducha. Po chwili czuję, że Garrett siłą zmusza mnie, bym na niego spojrzała. - Co się stało? Kim jest ten koleś? - Odrywa ode mnie wzrok i przenosi go na Roba, patrząc na niego z wyraźną nieufnością. - Nikim - mówię słabo. - Hannah.
Tłumaczenie: Rylee
- To nikt, Garrett. Proszę. - Odwracam się plecami do drzwi, skutecznie eliminując wszystkie pokusy, by znowu spojrzeć w tamtym kierunku. Garrett milczy, przyglądając mi się uważnie. A później bierze gwałtowny wdech. - O kurwa. Czy to…? - Nie dokańcza. - Nie - odpowiadam. - To nie on, przyrzekam. - Płuca zaczynają mnie palić z braku tlenu, więc biorę drżący oddech. - To tylko chłopak. - Jaki chłopak? Jak ma na imię? - Rob. - Nudności wirują w moim żołądku jak stado rekinów. - Rob Delaney. Garrett zerka ponad moim ramieniem, co mówi mi, że Rob nadal gdzieś tam jest. Cholera. Niech już idzie. - Kim on jest, Hannah? Chociaż bardzo się staram, nie potrafię już dłużej udawać, że to nie jest jedna z osób, która zmieniła moje życie w piekło. Moje ramiona opadają i szepcę: - To najlepszy przyjaciel Aarona. Jeden z chłopaków, którzy zeznawali przeciwko mnie w… Ale Garretta już tutaj nie ma.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 38
Garrett Krew szumi mi w uszach. Słyszę, że Hannah mnie woła, ale nie potrafię się zatrzymać. Widzę świat przez czerwoną mgłę. Jestem na autopilocie, niemal jak pocisk samonaprowadzający zaprogramowany na znalezienie i zniszczenie Roba Delaney. Sukinsyna, który pomógł wywinąć się oprawcy Hannah. - Delaney! - wołam. Jego ramiona się napinają. Kilka osób odwraca wzrok w moją stronę, ale w tej chwili jest tylko jedna osoba, którą jestem zainteresowany. Odwraca się do mnie, a wtedy panika błyska w jego oczach. Widział, jak rozmawiałem z Hannah. Pewnie się domyśla, co mi powiedziała. Mówi coś do swoich przyjaciół, a później robi krok w moim kierunku. - Kim ty, do cholery, jesteś? - pyta. - Chłopakiem Hannah. Na jego twarzy maluje się strach, ale nadal gra wyluzowanego. - Tak? Czego chcesz? Biorę uspokajający oddech. Nie uspokoił mnie. Wcale. - Chciałem jedynie poznać dupka, który pomaga gwałcicielom. Nastaje długa chwila ciszy. Później Delaney krzywi się na mnie. - Spierdalaj! Gówno o mnie wiesz! - Wiem o tobie wszystko, co muszę wiedzieć - odpowiadam, całe moje ciało drży od powstrzymywanej furii. - Wiem, że pomogłeś swojemu kumplowi naćpać moją dziewczynę. Wiem, że stałeś na czatach, gdy zabrał ją na górę i
Tłumaczenie: Rylee
krzywdził. Wiem, że w sądzie kłamałeś pod przysięgą. Wiem, że jesteś pozbawioną sumienia kupą gówna. - Spierdalaj - powtarza, ale widzę, że jego brawura słabnie. - Serio? Spierdalaj? To wszystko, co masz do powiedzenia? Ale wcale mnie to nie dziwi. - Przełykam ciężko, mając wrażenie, jakby kwas palił moje gardło. - Jesteś pieprzonym tchórzem, który nie ma odwagi stanąć w obronie niewinnej dziewczyny. Skąd więc miałbyś mieć jaja, żeby bronić siebie? Moje słowa wywołują w nim gniew. - Odpierdol się ode mnie, człowieku. Nie przyszedłem tutaj, żeby być obrażanym przez jakiegoś głupiego palanta. Wracaj do swojej zdzirowatej laski i… O, kurwa, nie. Moja pięść wyskakuje w powietrze. Później wszystko jest zamazane. Ludzie krzyczą. Ktoś chwyta mnie od tyłu za kurtkę, próbując odciągnąć od Delaney’a. Moje ręce bolą. W ustach czuję smak krwi. Nie jestem w stanie opisać tego co się dzieje, bo mam wrażenie, jakbym opuścił moje ciało i patrzył na wszystko z boku, a widok zasłaniał mi tłum. Zagubiłem się w oparach niekontrolowanego gniewu. - Garrett! Ktoś popycha mnie plecami na ścianę, więc odruchowo wyprowadzam prawy sierpowy. Dostrzegam błysk czerwieni, później znowu słyszę moje imię, tym razem wypowiedziane ostrzej: - Garrett! Mój wzrok nabiera ostrości i widzę przed sobą Logana. Z kącika jego ust spływa krew. Kurwa. - G. - Jego głos jest niski i gniewny, ale w spojrzeniu widzę jedynie troskę. - Musisz już przestać.
Tłumaczenie: Rylee
Nagle całe powietrze opuszcza moje płuca. Rozglądam się dookoła, widząc morze twarzy gapiących się na mnie, słyszę ich przyciszone głosy i zdezorientowane szepty. A później zjawia się trener i nagle zdaję sobie sprawę z wagi tego, co właśnie zrobiłem.
*** Dwie godziny później stoję przed drzwiami Hannah i ledwo mam siłę, żeby zapukać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem się tak bardzo wyczerpany. Zamiast świętować z kumplami wygrany mecz, siedziałem w gabinecie trenera ponad godzinę, słuchając jego wrzasków o moim rozpoczęciu bójki na terenie szkoły. Bójki, która kosztowała mnie zawieszenie na jeden mecz. Szczerze powiedziawszy, jestem zaskoczony, że kara nie była surowsza, ale po tym jak trener razem z władzami uczelni wyciągnęli ode mnie całą historię, postanowili obejść się ze mną łagodnie. Hannah pozwoliła mi powiedzieć o tym, co jej się stało i o udziale jaki miał w tym Delaney, żeby trener nie miał mnie za jakiegoś psychola, który bez żadnego powodu atakuje przypadkowych kibiców przeciwnej drużyny. Zawieszenie na jeden mecz. Jezu. Zasługuję na wiele więcej. Jestem ciekawy, czy mój ojciec już wie, ale nie mam wątpliwości, że prędzej, czy później się dowie. Założę się, że ma w Briar kogoś opłaconego, kto mu wszystko o mnie donosi. Na szczęście nie było go w pobliżu, gdy wychodziłem z hali, więc chociaż dzisiaj nie musiałem się z nim mierzyć. Był za to Logan. Czekał na mnie na zewnątrz, a ja nigdy wcześniej nie czułem większego wstydu, niż wtedy, gdy go przepraszałem, że go uderzyłem. Ale Hannah pozwoliła mi wyznać swój sekret również Loganowi i po tym, jak mu powiedziałem kim jest Rob, przeprosił mnie, że mnie od niego odciągnął.
Tłumaczenie: Rylee
Wtedy uświadomiłem sobie jak zajebiście, kurwa, kocham tego gościa. Może i jest zauroczony moją dziewczyną, ale to dalej najlepszy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek miałem. I do diabła, jak mogę mieć do niego pretensje, że chciałby być z kimś tak niesamowitym jak Hannah? Jestem zdenerwowany jak cholera, gdy moja dziewczyna otwiera mi drzwi, ale zaskakuje mnie od razu rzucając mi się na szyję. - Wszystko w porządku? - pyta natychmiast. - Nic mi nie jest. - Brzmię, jakbym usta miał pełne żwiru, więc odchrząkuję zanim mówię dalej: - Przepraszam. Tak bardzo przepraszam, kochanie. Hannah odrywa twarz od mojej piersi i unosi głowę, patrząc na mnie smutno. - Nie powinieneś za nim iść. - Wiem. - Gardło mi się ściska. - Ale nie mogłem się powstrzymać. Ani przestać sobie wyobrażać, jak ta gnida zeznaje w sądzie, że sama wzięłaś narkotyki i uwiodłaś jego przyjaciela. Niedobrze mi od samej tej myśli. - Kręcę głową. - Nie, ja przez to wariuję. Hannah bierze mnie za rękę i prowadzi do swojego pokoju, po czym zamyka za nami drzwi i dołącza do mnie na brzegu łóżka. Później znowu bierze mnie za rękę, i sapie, widząc w jakim stanie są moje kostki. Chociaż dokładnie umyłem ręce zanim tu przyjechałem, nadal nie wyglądają dobrze, są popękane i pokryte strupami krwi. - Jak duże masz kłopoty? - pyta. - Nie tak duże, jak powinienem. Zostałem zawieszony na jeden mecz, co nie powinno jakoś bardzo odcisnąć się na drużynie. Mamy dużą przewagę, więc nawet jeżeli przegramy, nie zaszkodzi nam to na tyle, by spaść w klasyfikacji generalnej. A policja nie została wezwana, bo Delaney nie chciał wnosić oskarżenia. Trener Buffalo nalegał na to, ale Rob powiedział wszystkim, że mnie sprowokował.
Tłumaczenie: Rylee
- Naprawdę? - Tak. - Wzdycham. - Domyślam się, że bał się wracać do tamtej sprawy. Nasz wymiar sprawiedliwości mógłby potraktować go zupełnie inaczej, niż sędzia w twoim mieście rodzinnym. Pewnie chciał jak najszybciej wrócić do tej nory z której się wyczołgał i udawać, że to się nigdy nie stało. Tak jak udaje, że jego przyjaciel wcale cię nie skrzywdził. - Żółć pali moje gardło. - Jakim cudem jest to możliwe, Hannah? Dlaczego godzisz się na taką niesprawiedliwość? Dlaczego nie jesteś wściekła, że twój oprawca nadal chodzi po ulicy, a jego obrzydliwi przyjaciele go kryją? Hannah wzdycha. - To nie jest sprawiedliwe, ani się na to nie godzę. I jestem wściekła. Ale… życie nie zawsze jest sprawiedliwe, kochanie. Spójrz na twojego ojca jest takim samym przestępcą jak Aaron i też nie siedzi w więzieniu. A na dodatek jest czczony przez każdego fana hokeja w tym kraju. - Tak, bo nikt nie wie, co robił mnie i mojej mamie. - I myślisz, że jeżeli by wiedzieli, przestaliby go idealizować? Część pewnie tak, ale większość miałaby to gdzieś, bo on jest gwiazdą i wygrał wystarczająco dużo meczów, by uznawali go za bohatera. - Kręci smutno głową. - Wiesz ile takich osób chodzi wolno? I ilu gwałcicieli nie zostało ukaranych, bo ich ofiary są zbyt przerażone, by komukolwiek o tym powiedzieć? Więc tak, to nie jest sprawiedliwe, ale nie jest też warte tego, aby się tym zadręczać do końca życia. Żal ściska mi gardło. - Więc jesteś lepszą osobą niż ja. - Nieprawda - oponuje. - Pamiętasz jak w Święto Dziękczynienia powiedziałeś mi, że twój ojciec nie jest warty twojego gniewu? Że nie stracisz nad sobą panowania, bo on nie zasługuje na twoją zemstę? Cóż, Garrett, to jest najlepsza zemsta ze wszystkich możliwych. Życie dalej. Bycie szczęśliwym i nie pozwolenie, by przeszłość dyktowała ci przyszłość. Zostałam zgwałcona i to
Tłumaczenie: Rylee
było straszne, ale nie mam zamiaru tracić przez to więcej, niż już straciłam. Nie będę marnować energii, ani czasu na jakiegoś żałosnego kolesia, który nie rozumie co znaczy nie, ani na jego śmiesznych przyjaciół, którzy uważają, że zasługują na nagrodę za to, co zrobili. Naprawdę nie musiałeś wymierzać Robowi sprawiedliwości w moim imieniu. - Wiem. - Czuję wzbierające łzy. Cholera. Ostatni raz płakałem na pogrzebie mojej mamy, gdy miałem dwanaście lat. Jestem zażenowany tym, że Hannah jest tego świadkiem, ale jednocześnie chcę, aby zrozumiała dlaczego to zrobiłem, nawet jeżeli to oznacza, że całkowicie się przed nią załamię. - Nie widzisz tego, Hannah? Myśl, że ktoś zrobił ci krzywdę rozrywa mnie na kawałki. - Mrugam szybko, walcząc ze łzami. - Aż do dzisiaj nie byłem tego świadomy, ale… myślę, że ja też byłem uszkodzony. Hannah wygląda na zaskoczoną. - Co masz na myśli? - Zanim ciebie poznałem - wyznaję cicho - całe moje życie kręciło się wokół hokeja, byciu najlepszym, i udowadnianiu mojemu ojcu, że go nie potrzebuję. Nigdy nie zbliżyłem się do żadnej dziewczyny, bo bałem się, że przez to nie będę mógł się skupić na tym, co jest dla mnie najważniejsze. I wiedziałem, że jeżeli się z jakąś zwiążę, to i tak zostawię ją bez mrugnięcia okiem, gdy tylko dostanę się do Bruins i wyjadę. Nikogo do siebie nie dopuszczałem, nawet moich najlepszych przyjaciół, aż nagle zjawiłaś się ty i uświadomiłem sobie jak cholernie byłem samotny. Opieram głowę na jej ramieniu. Jestem tak bardzo zmęczony tym… wszystkim. Hannah obraca się do mnie i kładzie moją głowę na swoich kolanach. Głaszcze mnie po włosach, a ja zawijam się wokół niej i mamroczę głosem stłumionym przez jej uda: - Nienawidzę tego, że widziałaś jak straciłem nad sobą panowanie. Zalewa mnie fala wstrętu do samego siebie. - Powiedziałaś, że nigdy bym ciebie
Tłumaczenie: Rylee
nie skrzywdził, ale widziałaś, co dzisiaj zrobiłem. Nie podszedłem do niego, żeby go uderzyć, ale on był taki zadowolony z siebie, a później nazwał cię… powiedział coś okropnego i nie wytrzymałem. - Wściekłeś się i cię poniosło - zgadza się. - Ale to nie zmienia tego, co do ciebie czuję, czy tego, co o tobie myślę. Powiedziałam, że nigdy mnie nie skrzywdzisz i nadal w to wierzę. - Głos jej drży. - Boże, Garrett, gdybyś tylko wiedział, jak wielką miałam ochotę wydrapać mu oczy. - Ale tego nie zrobiłaś. - Bo byłam w szoku. W życiu bym nie pomyślała, że jeszcze kiedyś go spotkam. - Jej palce poruszają się po mojej głowie w delikatnej pieszczocie. Nie chcę, abyś siebie za to nienawidził. - Nie chcę, abyś ty mnie za to nienawidziła. Pochyla się i całuje mnie w głowę. - Nigdy nie mogłabym cię nienawidzić. Zostajemy tak na jakiś czas, ona z palcami w moich włosach, ja z głową na jej kolanach. W końcu udaje się jej mnie namówić, bym się położył do łóżka. Wsuwam się między pościel całkowicie ubrany. Leżymy na łyżeczkę, ale to ona mnie obejmuje, a ja jestem zbyt zmęczony, aby się ruszyć. Zasypiam z jej rękami głaszczącymi moją klatkę piersiową.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 39
Hannah Następnego ranka zostawiam Garretta w łóżku i zaczynam szykować się do pracy. Mimo że nadal jestem wstrząśnięta tym, co się wczoraj stało, nigdy nie cofnę ani słowa z tego, co powiedziałam wczoraj Garrettowi. Nie obwiniam go za to, że stracił nad sobą panowanie. Tak naprawdę, to pewna złośliwa część mnie cieszy się, że Rob dostał w mordę. Zasłużył na to. Kłamał pod przysięgą, składał fałszywe zeznania na policji, pozwolił, by zarzuty wobec Aarona zostały wycofane… jak okrutnym i mściwym człowiekiem trzeba być, aby zrobić coś takiego? Jednak wiem, że Garrett się martwi i wiem też, że będę musiała bardzo się postarać, aby go przekonać, że nie jest potworem za jakiego się uważa. Ale muszę też chodzić do pracy, więc Operacja Podnoszenie Na Duchu, będzie musiała chwilę poczekać. Gdy jestem już ubrana i gotowa do wyjścia, siadam na brzegu łóżka i dotykam jego policzka. - Muszę iść do pracy - szepczę. - Poodw… sćie…? Domyślam się, że proponuje mi, że mnie zawiezie i uśmiech unosi kąciki moich ust. - Mam samochód Tracy. Możesz jeszcze pospać, jeśli chcesz. Wrócę koło piątej. - Okej. - Jego powieki trzepoczą i po sekundzie zasypia z powrotem.
Tłumaczenie: Rylee
W kuchni robię sobie kawę i wypijam ją niemal duszkiem, by pobudzić mój ledwo funkcjonujący mózg do działania. Moje spojrzenie przesuwa się w stronę szeroko otwartych drzwi od sypialni Allie. Martwi mnie widok jej idealnie pościelonego łóżka, ale tylko na chwilę, bo gdy sprawdzam telefon, znajduję wiadomość z zeszłego wieczoru, w której pisze, że zostaje na noc u Seana. Moja zmiana w restauracji to jeden wielki chaos. Mijają dwie godziny zanim śniadaniowy tłum się przerzedza. Ale nawet wtedy nie mam chwili oddechu, bo Della prosi mnie o poukładanie zaopatrzenia za ladą, więc kolejną godzinę spędzam na kolanach, przekładając cukier, serwetki, kawę i szklanki z jednej półki na drugą. Gdy w końcu wstaję, zamieram, widząc człowieka siedzącego na stołku po drugiej stronie lady. To ojciec Garretta. - Pan Graham - piszczę, kompletnie zaskoczona. - Dzień dobry. - Witaj, Hannah. - Jego głos jest chłodny jak grudniowe powietrze na zewnątrz. - Musimy porozmawiać. Tak? Cholera. Dlaczego mam przeczucie, że doskonale wiem, o czym on chce ze mną porozmawiać? - Jestem w pracy - odpowiadam niezręcznie. - Mogę poczekać. Podwójna cholera. Jest dopiero dziesiąta, a ja kończę o piątej. On naprawdę ma zamiar tu siedzieć i czekać siedem godzin? Nie ma takiej opcji, bym mogła pracować, wiedząc, że on cały czas się na mnie gapi. - Zapytam się, czy mogę zrobić sobie przerwę - mówię szybko. Pan Graham przytakuje. - To nie potrwa długo. Zapewniam, że pięć minut wystarczy. Nie mam pojęcia, czy to obietnica, czy groźba.
Tłumaczenie: Rylee
Przełykam i idę do biura szefowej, która zgadza się na moją przerwę po tym, jak jej powiedziałam, że ojciec mojego chłopaka przyszedł coś pilnie ze mną przedyskutować. W chwili, gdy pan Graham i ja wychodzimy na zewnątrz już wiem, że to nie była obietnica, tylko groźba, ponieważ mowa jego ciała emanuje wrogością. - Założę się, że jesteś z siebie zadowolona. Marszczę brwi. - Słucham? Wkłada obie dłonie do kieszeni swojej kurtki i w tym momencie tak bardzo przypomina Garretta, że jest to niemal nie do zniesienia. Ale nie brzmi jak Garrett, ponieważ głos mojego chłopaka nie jest taki ostry, a oczy nie błyszczą złowrogo. - Byłem z wieloma kobietami, Hannah. - Śmieje się, lecz bez cienia wesołości, czy ciepła. - Myślisz, że nie wiem jak dobrze wpływa na kobiece ego, gdy dwóch chłopaków się o nią bije? Więc on myśli, że o to poszło? Że Garrett i Rob rywalizowali o moją miłość? Jezu. - To nie dlatego on się pobili - mówię słabo. Jego usta wykrzywiają się szyderczo. - Czyżby? Więc ta bójka nie miała z tobą nic wspólnego? - Gdy nie odpowiadam, on ponownie się śmieje. - Tak właśnie myślałem. Nie podoba mi się sposób w jaki on na mnie patrzy - z nieskrywaną wrogością. I żałuję, że nie zabrałam rękawiczek, bo dłonie zmieniły mi się w bryły lodu. Wkładam je do kieszeni i krzyżuję spojrzenie z panem Grahamem. - Czego pan chce? - Chcę, abyś przestała rozpraszać mojego syna - oznajmia od razu. Wiesz, że został zawieszony na jeden mecz? Przez ciebie, Hannah. Bo zamiast koncentrować się na grze, on wodzi za tobą szczenięcym wzrokiem i wdaje się przez ciebie w bójki.
Tłumaczenie: Rylee
Gardło mi się ściska. - Nieprawda. Pan Graham robi krok do przodu i naprawdę w tej chwili mnie to przeraża. Ale karcę się za moją reakcję, bo przecież nie ma takiej możliwości, aby on coś mi zrobił w miejscu publicznym, gdy za mną jest okno i wszyscy nas widzą. - Widzę w jaki sposób on na ciebie patrzy i nie podoba mi się to. I z całą pewnością nie podoba mi się to, że odwracasz jego uwagę. Dlatego zdecydowałem, że nie będziesz już dłużej spotykała się z moim synem. Mimowolnie parskam śmiechem. - Z całym szacunkiem, proszę pana, ale to nie pana decyzja. - Masz rację. To będzie twoja decyzja. Mój żołądek boleśnie się kurczy. - Co pan ma na myśli? - To, że zerwiesz z moim synem. Gapię się na niego przez krótką chwilę. - Ee… nie. Przykro mi, ale nie. - Tak myślałem, że to powiesz. W porządku. Jestem przekonany, że mogę zmienić twoje zdanie. - Jego zimne spojrzenie świdruje moją twarz. - Zależy ci na Garretcie? - Oczywiście. - Głos mi się łamie. - Kocham go. Moje wyznanie wywołuje w jego oczach przebłysk irytacji. Przygląda mi się uważnie, a następnie śmieje szyderczo. - Wierzę, że tak myślisz. - Wzrusza lekceważąco ramionami. - A jeżeli to prawda, to chcesz, aby był szczęśliwy, tak? Chcesz, aby odniósł sukces? Nie bardzo wiem, gdzie on zmierza, ale nienawidzę go za to, że to robi. - Chcesz wiedzieć kto sprawił, że Garrett zaszedł tak daleko? - Uśmiecha się arogancko. - Ja. Ponieważ moje podpisy widnieją na czeku, który co semestr wysyłam do Briar. Garrett chodzi do szkoły dzięki mnie. Dzięki mnie ma
Tłumaczenie: Rylee
pieniądze na książki i na alkohol. A samochód? Ubezpieczenie? Dom? Jak myślisz, kto za to wszystko płaci? Za jego sprzęt do hokeja? On nawet nie pracuje. Skąd, twoim zdaniem, miałby pieniądze, aby się utrzymać? Ode mnie. Robi mi się niedobrze. Ponieważ teraz już wiem, dokąd on zmierza. - Jestem taki hojny, bo wiem, że on ma takie same cele jak ja. Wiem, co chce osiągnąć i wiem, że to osiągnie. - Jego szczęka się napina. - Ale trafiliśmy na pewien próg zwalniający, czyż nie? - Rzuca mi znaczące spojrzenie. Tak, o mnie mowa. - Więc słuchaj uważnie, powiem ci jak teraz będzie. - Jego ton jest zadziwiająco miły. Grozi mi, jestem pewna, że szantażuje, a mimo wszystko brzmi, jakbyśmy gawędzili sobie o pogodzie. Garrett miał rację. Ten człowiek to potwór. - Zerwiesz z moim synem. Nie będziesz się więcej z nim spotykała. Nie zostaniecie przyjaciółmi. Kompletnie zerwiecie ze sobą kontakt, zrozumiałaś? - Albo co? - pytam szeptem, bo muszę usłyszeć jak to mówi. - Albo go odetnę od gotówki. - Wzrusza ramionami. - Pa, pa czesne, książki, samochód, jedzenie. Tego właśnie chcesz, Hannah? Mój mózg pędzi wraz z rodzącymi się w nim możliwościami zadziwiająco szybko, jak na stan, w którym obecnie się znajduję. Nie mam zamiaru dać się szantażować jakiemuś dupkowi, żeby zerwać z Garrettem. Musi być jakieś inne wyjście. Ale najwyraźniej nie doceniłam pana Grahama, bo wychodzi na to, że on jest nie tylko dupkiem, ale też jasnowidzem. - Zastanawiasz się co będzie, gdy powiesz nie? - zgaduje. - Próbujesz wykombinować jak nadal być z Garrettem, nie pozbawiając go wszystkiego, na co tak ciężko pracował? - Śmieje się. - No dobrze, popatrzmy. Zawsze może złożyć wniosek o pomoc finansową. Po cichu przeklinam go za to, że ukradł pomysł, który właśnie przyszedł mi do głowy.
Tłumaczenie: Rylee
- Ale czekaj, on nie spełnia podstawowego warunku. - Graham wygląda jakby był szczerze z tego zadowolony. - Kiedy ma się tak bogatą rodzinę nie dostaje się zapomogi od państwa, ani od uczelni, Hannah. Zaufaj mi, odrzucą jego wniosek od razu. Cholera. - Kredyt z banku? - podsuwa dalej. - Nie dostanie go, jeżeli nie wykazuje żadnych dochodów, ani nie ma stałych wpływów na konto. Mój umysł walczy, aby nadążyć. Garrett musi mieć jakieś pieniądze. Mówił mi, że pracował w wakacje. Ale pan Graham jest jak snajper, który zestrzeliwuje każdą myśl, która pojawia się w mojej głowie. - Wynagrodzenie za pracę w okresie letnim dostał w gotówce. Co za niefart, prawda? Żadnego śladu dla banku, że w ogóle coś zarobił. Żadnych dochodów, oszczędności, żadnego stypendium socjalnego od Briar, czy zasiłku od państwa. - Cmoka, przez co mam ochotę zdzielić go w twarz. - I dokąd nas to prowadzi? A, tak. Do kolejnej opcji, którą rozważasz. Twój chłopak pójdzie do pracy i wszystko opłaci sobie sam. Tak, to również przeszło mi przez myśl. - Masz w ogóle pojęcie, ile kosztuje edukacja na tak prestiżowej uczelni? Myślisz, że Garrett byłby w stanie opłacić czesne pracując dorywczo? - Kręci głową. - Nie, musiałby pracować na pełen etat. Mógłby od biedy pogodzić to ze szkołą i nauką, ale co z hokejem? Myślisz, że byłby szczęśliwy, gdyby musiał z niego zrezygnować? - Jego śmiech przeszywa mnie do szpiku kości. - Albo załóżmy nawet, że jakoś by mu się udało żonglować tym wszystkim - szkoła, nauka, praca, hokej. Ile by mu zostało czasu dla ciebie? Jak myślisz, Hannah? Pewnie nic, co? A to jest dokładnie to, czego on chce. Czuję się, jakbym miała za chwilę zwymiotować. Wiem, że on nie żartuje. Przestanie opłacać wydatki Garretta, jeżeli nie zrobię tego, co mi każe.
Tłumaczenie: Rylee
Wiem też, że jeżeli Garrett się o tym dowie, będzie mu kazał iść w cholerę i wepchnąć sobie swoje pieniądze tam, gdzie słońce nie dochodzi. Wybierze mnie. A to sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Bo pan Graham ma rację. Garrett będzie musiał iść do pracy, a to oznacza mniej, lub nawet wcale czasu na hokej. A ja chcę, aby on miał czas na hokej, do cholery. Przecież to jego największe marzenie. Całe jego życie. Mój umysł wciąż się kręci. Jeżeli zerwę z Garrettem, jego ojciec wygra. Jeżeli z nim nie zerwę, jego ojciec i tak wygra. Łzy zamazują mi wzrok. - To pana syn… - wyduszam z siebie. - Jak pan może być aż tak okrutny? Wygląda na znudzonego. - Nie jestem okrutny, tylko praktyczny. I w przeciwieństwie do innych osób, moje priorytety są na właściwym miejscu. Zainwestowałem zbyt wiele czasu i pieniędzy w tego chłopaka, aby oglądać jak to wszystko zaprzepaszcza dla kawałka cipki. Wzdrygam się z odrazą. - Zrób to, Hannah - nakazuje szorstko. - Mówię poważnie, nie waż się mnie sprawdzać, bo nie blefuję. - Jego lodowate spojrzenie przeszywa moją twarz. - Czy wyglądam, jakbym blefował? Żółć podchodzi mi do gardła, gdy powoli kręcę głową. - Nie.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 40
Garrett Hannah unika mnie od kilku dni. Twierdzi, że jest zajęta, fakt, ma pracę i próby, ale przecież miała pracę i próby odkąd zaczęliśmy się spotykać i nigdy wcześniej nie przeszkadzało jej to w zjedzeniu ze mną kolacji, czy zadzwonieniu, żeby pogadać przed snem. A zatem - ona cholernie mnie unika. Nie muszę być członkiem Mensy, żeby wydedukować skąd w niej ta nagła zmiana - to konsekwencje tego, jak zachowałem się w stosunku do Delaney’a. To jedyny powód, jaki potrafię wymyślić - że jest na mnie o to zła. I nie jestem pewien, czy mogę ją o to winić. Nie powinienem bić tego faceta. A już na pewno nie na środku hali i przy setce świadków. Ale pomysł, że ona mogłaby… no nie wiem… bać się mnie… To mnie zabija. Zjawiam się w jej akademiku bez uprzedzenia, bo podejrzewam, że jeżeli dałbym jej znać wcześniej, wymyśliłaby jakąś wymówkę. Wiem, że jest w domu, bo posunąłem się do najbardziej żałosnej metody i zapytałem o to Allie, robiąc kolejną żałosną, a na dodatek chamską rzecz, prosząc ją, aby nie zdradzała Hannah, że przyjdę, bo mam dla niej niespodziankę. Nie jestem pewny, czy Allie to kupiła. Chodzi o to, że dziewczyny ze sobą gadają, więc Hannah mogłaby powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce, co ją gryzie.
Tłumaczenie: Rylee
Tak jak myślałem, Hannah nie wygląda na szczęśliwą, gdy widzi mnie w drzwiach. Nie wygląda też na wkurzoną, co mnie dezorientuje i niepokoi, zwłaszcza, gdy dostrzegam w jej oczach błysk żalu. Cholera. - Cześć - mówię szorstko. - Cześć. - Przełyka ciężko. - Co tutaj robisz? Pewnie mógłbym udawać, że wszystko jest w porządku i że po prostu wpadłem, aby zobaczyć moją dziewczynę, ale taka szopka byłaby zupełnie nie w naszym stylu. My tacy nie jesteśmy. Nigdy nie byliśmy w stosunku do siebie nieszczerzy i nie mam zamiaru tego zmieniać. - Chciałem się dowiedzieć dlaczego moja dziewczyna mnie unika. Hannah wzdycha. I to tyle. Pięć dni bez jakiegokolwiek fizycznego kontaktu, zaledwie parę zdawkowych wiadomości i co dostaję? Westchnięcie. - Co się, do cholery, dzieje? - żądam wyjaśnień. Waha się, jej spojrzenie podąża w kierunku zamkniętych drzwi do sypialni Allie. - Możemy porozmawiać w moim pokoju? - Jasne, byle byśmy w końcu, kurwa, porozmawiali - mamroczę. Wchodzimy do jej sypialni, a ona zamyka za nami drzwi. Gdy odwraca się twarzą do mnie, dokładnie wiem, co chce powiedzieć. - Przepraszam, że tak dziwnie się zachowywałam. Sporo ostatnio myślałam… Jasna cholera. Ona ze mną zrywa. Bo nikt nie zaczyna zdania od „sporo ostatnio myślałam” i nie kończy go: „i uważam, że nie powinniśmy się już spotykać”. Hannah bierze głęboki wdech. - I uważam, że nie powinniśmy się już spotykać.
Tłumaczenie: Rylee
Chociaż się tego spodziewałem, te ciche słowa dźgają mnie prosto w serce i wysyłają falę bólu przez całe moje ciało. Gdy Hannah dostrzega wyraz mojej twarzy, dodaje szybko: - Po prostu… to wszystko potoczyło się za szybko, Garrett. Znamy się zaledwie od dwóch miesięcy, a już jesteśmy na etapie kocham cię i tak nagle zrobiło się tak cholernie poważnie i… - Milknie. Wygląda na wyczerpaną i smutną. Ja, z kolei, nie jestem ani wyczerpany, ani smutny. Jestem załamany. Przełykam gorycz ściskającą moje gardło. - Dlaczego po prostu nie powiesz, co tak naprawdę myślisz? Marszczy brwi. - Nie rozumiem. - Powiedziałaś, że nie znienawidziłaś mnie za to, że straciłem panowanie przy Delaney’u, ale to właśnie o to chodzi, prawda? To cię przeraziło. Zobaczyłaś we mnie jaskiniowca, który nie potrafi zapanować nad własnym gniewem, zgadza się? Jej oczy wypełniają się niedowierzaniem. - Nie. Oczywiście, że nie. Pewność w jej głosie sprawia, że zaczynam mieć wątpliwości. Ona zawsze była dla mnie jak otwarta księga, i gdy przeszukuję jej oczy nie widzę w nich nawet cienia kłamstwa. Ale… kurwa. Jeżeli nie jest na mnie wkurzona o Roba, to dlaczego do diabła ona to robi? - To dla mnie za szybko - nalega. - O to tylko chodzi. - Dobra - mówię. - Więc zwolnijmy. Tego chcesz? Spotykać się tylko raz w tygodniu? Nie nocować u siebie nawzajem? Czego chcesz, Hannah? Tylko powiedz. Myślałem, że moje serce nie może uderzać boleśniej, ale wtedy ona wbija w nie kolejne ostrze.
Tłumaczenie: Rylee
- Chcę, abyśmy spotykali się z innymi ludźmi. Wszystko co mogę robić, to na nią patrzeć. Boję się tego, co może wyjść z moich ust, gdy się odezwę. - Chodzi o to, że przed tobą byłam tylko w jednym poważnym związku, Garrett. Skąd mam wiedzieć, czy to jest miłość? Co, jeśli gdzieś tam jest coś więcej, ktoś inny… ktoś… lepszy. Boże. Ona jedynie wbija te ostrze coraz głębiej i głębiej. - College to czas nowych doświadczeń, prawda? Poszerzania horyzontów. - Teraz mówi tak szybko, że ledwo mogę nadążyć. - Ten rok miał być dla mnie przełomowy, miałam poznawać nowych ludzi, chodzić na randki, dowiedzieć się kim jestem i czego chcę. Nie spodziewałam się, że zostaniemy parą i że tak szybko zrobi się poważnie. - Wzrusza bezradnie ramionami. - Jestem zdezorientowana. I potrzebuję czasu, żeby… no wiesz… pomyśleć - kończy cicho. Przygryzam wewnętrzną stronę policzka tak mocno, że czuję na języku smak krwi. Następnie biorę długi, nierówny oddech i krzyżuję ramiona. - Dobra, więc pozwól, że sprawdzę, czy wszystko dobrze zrozumiałem. I nie krępuj się mnie poprawić, jeśli się mylę. Zakochałaś się we mnie, ale tego nie chciałaś, więc teraz chcesz spotykać się z innymi ludźmi i pieprzyć z innymi facetami, przepraszam, poszerzać horyzonty, aby mieć szansę poznać kogoś lepszego ode mnie. Hannah odwraca wzrok. - O to właśnie ci chodzi? - Mój głos jest tak lodowaty, że mógłby zamrozić wszystko wokół równika. Po wieczności spędzonej w ciszy, Hannah podnosi wzrok. A później kiwa głową. I pewnie słyszy potężne pęknięcie w mojej klatce piersiowej, gdy moje serce łamie się na pół jak arbuz. I to ona jest za to odpowiedzialna.
Tłumaczenie: Rylee
Gdzieś tam z tyłu mojej głowy odzywa się cichutki głos, że coś tu jest nie tak. Nie żartuj, kurwa, dupku. Tutaj wszystko jest nie tak. - Wychodzę. - Dziwne, że moje sparaliżowane struny głosowe pozwalają mi mówić. - Bo nie mogę już dłużej na ciebie patrzeć. Mały oddech wymyka się z jej ust. Ale nie mówi ani słowa. Na chwiejnych nogach ruszam w kierunku drzwi. Mój umysł, serce i ciało są niezwykle blisko odmówienia mi współpracy, ale udaje mi się jeszcze wydusić z siebie ochrypłe pożegnanie, zanim przekraczam próg jej pokoju: - Wiesz co, Wellsy? - Nasze spojrzenia się krzyżują. Jej dolna warga drży, jakby próbowała się nie rozpłakać. - Jak na tak cholernie silną osobę, naprawdę jesteś pieprzonym tchórzem.
*** Alkohol. Potrzebuję alkoholu. Nie ma go w lodówce. Gdzie jest ten pieprzony alkohol, kiedy go potrzebuję? Lecę na górę, biorąc dwa stopnie na raz i wpadam do sypialni Logana bez pukania. Na szczęście nie jest w środku bzykania jakiegoś bezimiennego hokejowego króliczka. Ale i tak miałbym to gdzieś. Jestem człowiekiem z misją, a szafa Logana jest moim celem. - Co ty, do cholery, robisz? - pyta, gdy otwieram szafę i sięgam do górnej półki. - Biorę twoją whisky. - Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
Tłumaczenie: Rylee
Może dlatego, że moja klatka piersiowa pali, jakby ktoś ciął ją żyletką przez jakieś, no nie wiem, ostatnie dziesięć lat? A później wziął tę żyletkę i wcisnął mi ją do gardła, aby wyciąć mi tchawicę i zniszczyć wszystko co mam w środku? A następnie dolał oliwy do ognia, wydzierając serce z mojej piersi i rzucając je na lód, by cała drużyna hokeja mogła pociąć je łyżwami. Tak. Tak się mniej więcej czuję. - Jezu Chryste, G, co się stało? Znajduję butelkę Jacka Danielsa schowaną pod starym kaskiem. - Hannah mnie rzuciła - mamroczę. Słyszę jego zaskoczone sapnięcie. Gorzka, złośliwa część mnie zastanawia się, czy cieszy go ta wiadomość. Czy myśli, że teraz ma otwartą furtkę, aby dobrać się do mojej dziewczyny. Przepraszam. Do mojej byłej dziewczyny. Ale gdy się odwracam, na jego twarzy widzę jedynie współczucie. - Cholera, stary. Przykro mi. - Ta - wzdycham. - Mi też. - Co się stało? Odkręcam butelkę. - Zapytaj mnie później, gdy będę najebany. Może wtedy ci powiem. Biorę duży haust whiskey. Zazwyczaj pijąc tak mocny alkohol mam wrażenie, że wypala mi drogę do żołądka. Dzisiaj jestem zbyt odrętwiały, żeby to poczuć. Logan przestaje zadawać pytania. Podchodzi i zabiera mi butelkę. - Cóż - mówi, zanim przykłada szyjkę do ust i przechyla głowę do tyłu. W takim razie wygląda na to, że dzisiaj się najebiemy.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 41
Hannah Wiedziałam, że zanim ten semestr się skończy, stanę się wrakiem człowieka, ale nie myślałam, że dojdzie do tego przez dziurę w mojej klatce piersiowej, w miejscu, gdzie wcześniej znajdowało się serce. Nie widziałam, ani nie rozmawiałam z Garrettem od tygodnia. Tydzień to nie jest długo. Zauważyłam, że gdy człowiek już dorośnie, czas zaczyna lecieć z prędkością światła. Mrugasz, i nagle przelatuje ci cały tydzień. Mrugasz drugi raz i mija rok. Ale odkąd zerwałam z Garrettem, upływ czasu powrócił do tego tempa, jakie miał, gdy byłam mała. Gdy szkoła ciągnęła się w nieskończoność, a każdy dzień trwał wieczność. Czas zwolnił i to jest nie do zniesienia. Te ostatnie siedem
dni,
równie
dobrze
mogły
być
siedmioma
latami.
Czy
siedemdziesięcioma. Brakuje mi mojego chłopaka. I nienawidzę jego ojca za to, że postawił mnie w takiej sytuacji. Nienawidzę go za to, że zmusił mnie, abym złamała Garrettowi serce. Chcesz poszerzać horyzonty, aby mieć szansę poznać kogoś lepszego ode mnie. Jego ponure podsumowanie mojej kłamliwej przemowy nadal brzęczy w mojej głowie niczym rój szarańczy. Kogoś lepszego od niego? Boże. Wymówienie tych słów niemal mnie zabiło. Wciąż czuję w ustach ich gorzki smak. Bo, do diabła, gdzie miałabym znaleźć kogoś lepszego od niego? Jak mogłabym nawet szukać?
Tłumaczenie: Rylee
Nie ma nikogo lepszego. Garrett jest najlepszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałam. I nie tylko dlatego, że jest bystry, seksowny, zabawny i słodszy niż kiedykolwiek bym podejrzewała. On sprawiał, że czułam, że żyję. Tak, często się sprzeczaliśmy, a jego pewność siebie czasami doprowadzała mnie do szału, ale kiedy z nim byłam, czułam się kompletna. Mogłam opuścić gardę i nie martwić się tym, co się stanie, bo wiedziałam, że Garrett Graham zawsze był obok, by mnie kochać i chronić. Jedyny plus tego całego bałaganu jest taki, że jego drużyna znowu wygrywa. Przegrali ten mecz, podczas którego Garrett był zawieszony, ale wygrali dwa kolejne, w tym ten najważniejszy - z Eastwood - ich największym rywalem. Jeżeli ta dobra passa będzie im sprzyjać, Garrett zdobędzie to, czego pragnął - poprowadzi Briar do mistrzostwa w swoim pierwszym roku jako kapitan. - O, Boże, proszę, powiedz mi, że nie masz zamiaru dzisiaj tego ubrać. Allie wkracza do mojej sypialni i marszczy brwi, widząc mój strój. - Nie. Zabraniam. Spoglądam w dół na moje znoszone spodnie w kratę i bluzkę na jedno ramię. - Co? Nie. - Wskazuję pokrowiec na ubrania wiszący na drzwiach mojej szafy. - Ubieram to. - O, daj mi zobaczyć. Allie podchodzi do torby, odpina zamek i zaczyna rozpływać się nad srebrną sukienką bez ramiączek. Jej żywiołowa reakcja uzmysławia mi na jakim autopilocie żyłam przez ostatnie dni. Ledwo pamiętam moją wyprawę do Hastings, aby kupić sukienkę na występ. Wisiała w moim pokoju od czterech dni, a ja nawet nie pokazałam jej Allie. Nie chciałam. Do diabla, ja nawet nie chcę jej zakładać. Za dwie godziny ma się zacząć zimowy występ, a nic mnie to nie obchodzi. Cały mój zeszły semestr kręcił się wokół tego występu. A teraz w ogóle mnie. Nie. Obchodzi.
Tłumaczenie: Rylee
Gdy Allie widzi wyraz mojej twarzy, markotnieje. - Och, Han-Han, dlaczego po prostu do niego nie zadzwonisz? - Bo nie jesteśmy już razem - mamroczę. Allie powoli kiwa głową. - A możesz mi jeszcze raz wyjaśnić, dlaczego? Jestem zbyt przygnębiona, by zaserwować jej tę samą gównianą wymówkę, co w zeszłym tygodniu Garrettowi. Nie wyznałam jej, ani innym moim przyjaciołom prawdziwego powodu naszego zerwania, bo nie chciałam, aby wiedzieli o ojcu Garretta. Nie chciałam nawet myśleć o tym padalcu. Więc powiedziałam im, cytuję: Nie wyszło nam. Trzy nędzne słowa, i nie udało im się wyciągnąć ze mnie ani jednego więcej. Moje uparte milczenie trwa na tyle długo, by Allie poczuła się niezręcznie. W końcu wzdycha i mówi: - Chcesz, abym ułożyła ci włosy? - Jasne - zgadzam się, ale bez entuzjazmu. Kolejne pół godziny mija nam na przygotowaniu do wyjścia. Allie robi co w jej mocy, abym wyglądała pięknie, w końcu mam stanąć przed sporą publicznością i zaśpiewać. Swoją drogą zastanawia mnie, jak mam zaśpiewać płynącą z głębi serca piosenkę, gdy to serce jest starte na proch. Myślę, że niebawem się dowiem.
*** Gdy wchodzę za kulisy, panuje tam straszny chaos. Studenci krzątają się w panice, stroją instrumenty i poprawiają ubrania. Słyszę nerwowe polecenia i podniesione głosy, ale ledwie je rejestruję. Pierwszą osobą, jaką spotykam, jest Cass. Podchodzi do mnie, gdy nasze spojrzenia się krzyżują i wygląda jak milion dolarów w czarnej marynarce i
Tłumaczenie: Rylee
łososiowej koszuli z uniesionym kołnierzykiem. Jego ciemne włosy ułożone są perfekcyjnie, a niebieskie oczy zdradzają oznaki wyrzutów sumienia. - Świetna sukienka - komentuje. Wzruszam ramionami. - Dzięki. - Zdenerwowana? Kolejne wzruszenie ramion. - Nie. Nie jestem zdenerwowana, bo mi nie zależy. Nigdy bym nie pomyślała, że jestem jedną z tych beznadziejnych dziewczyn, które po zerwaniu chodzą jak zombie i wybuchają płaczem, gdy tylko ktoś wspomni imię byłego chłopaka, ale jak widać, jestem nią w stu procentach. - Cóż, no to połamania nóg - mówi Cass, gdy orientuje się, że nie jestem zainteresowana rozmową. - Tobie też - odpowiadam, po czym dodaję pod nosem: - Dosłownie. Jego głowa gwałtownie odwraca się w moją stronę. - Przepraszam, nie dosłyszałem. Podnoszę głos. - Powiedziałam: dosłownie. Jego niebieskie oczy ciemnieją. - Jesteś suką, wiesz? Wybucham śmiechem. - Taa, wiem. To ja jestem suką. Cass rzuca mi gniewne spojrzenie. - Co, chcesz, żebym cię przeprosił? Nie zamierzam. Oboje doskonale wiemy, że ten duet by nie wypalił. Ja przynajmniej miałem jaja, żeby coś z tym zrobić. - Tak, masz rację - zgadzam się z nim. - Powinnam tobie podziękować. W zasadzie zrobiłeś mi przysługę.
Tłumaczenie: Rylee
Nie, tym razem to nie jest sarkazm. Mówię poważnie. Jego pewny siebie uśmiech nieco przygasa. - Tak? - Odchrząkuje. - Tak. Zrobiłem. Wyświadczyłem oboju nam przysługę. Cieszę się, że ty też to widzisz. - Częstuje mnie swoim firmowym uśmiechem, zanim mówi dalej: - W każdym razie muszę już iść znaleźć Mary Jane. Oddala się, a ja ruszam w przeciwnym kierunku, aby poszukać Jae. Nagłośnienie zostało ustawione rano, więc wszystko jest już gotowe, a że występuję jako ostatnia z mojego rocznika, jedyne co mi pozostaje, to posadzić tyłek i czekać na swoją kolej. Cass, oczywiście, będzie śpiewał jako pierwszy. Pewnie komuś obciągnął, żeby załapać się na to miejsce. Jest najlepsze ze wszystkich, bo sędziowie są jeszcze podekscytowani i rozgrzani po występach młodszych roczników - którzy nie kwalifikują się jeszcze do walki o stypendium. Gdy ostatni uczestnik przedostatniego rocznika - czyli ja - wyjdzie na scenę, wszyscy będą już koszmarnie znudzeni, albo na papierosie, nie chcąc przegapić najbardziej emocjonujących i wyczekiwanych występów - studentów ostatniego roku. Wtykam głowę do każdej garderoby po kolei, ale nigdzie nie mogę znaleźć Jae. Mam nadzieję, że chociaż mój wiolonczelista mnie nie porzucił, ale nawet gdyby to zrobił… cóż, mam to gdzieś. Tęsknię za Garrettem. Nie potrafię przeżyć pięciu sekund i o nim nie myśleć, a świadomość, że nie ma go dzisiaj ze mną, sprawia, że ledwo mogę oddychać. - Hannah - woła mnie jakiś łagodny głos. Tłumię westchnięcie. Cholera. Nie jestem teraz w nastroju, żeby rozmawiać z MJ. Ale ta drobna blondynka zachodzi mi drogę zanim mogę uciec do pierwszej z brzegu garderoby. - Możemy porozmawiać? - pyta szybko. To powstrzymywane westchnienie jednak mi się wymyka.
Tłumaczenie: Rylee
- Nie mam teraz czasu. Szukam Jae. - Jest w poczekalni przy wschodnim wejściu na scenę. Przed chwilą go widziałam. - Dzięki. - Staram się przejść, ale ona nie schodzi mi z drogi. - Hannah, proszę. Naprawdę muszę z tobą porozmawiać. Rozdrażnienie zaciska mi pięści. - Słuchaj, jeśli chcesz przeprosić, nie kłopocz się. Nie przyjmuję przeprosin. Po jej twarzy przebiega zranienie. - Nie mów tak. Naprawdę mi przykro. Nie powinnam pozwolić, by Cass mówił za mnie. - Nie żartuj. - Ja po prostu… nie potrafiłam mu odmówić. - Nuta bezradności łamie jej głos. - Tak bardzo go lubiłam, a on był taki miły i przekonujący. Upierał się, że ta piosenka jest wprost stworzona dla jednego wykonawcy, i że to on powinien ją zaśpiewać, bo zrobi to najlepiej. - Z każdym kolejnym słowem MJ wygląda smutniej. - Nie powinnam niczego robić za twoimi plecami. Nie powinnam była tego tobie robić. Bardzo cię przepraszam. Nie umyka mojej uwadze fakt, że mówiąc o Cassie używa czasu przeszłego. - Rzucił cię, prawda? MJ unika mojego wzroku i przygryza dolną wargę. - Od razu po tym, jak dostał zgodę na śpiewanie solo. Nieczęsto zdarza mi się żałować innych ludzi. Żal i litość są zarezerwowane dla osób, którym szczerze współczuję. Żal mi Mary Jane. - Czy muszę w ogóle mówić: a nie mówiłam? - pytam. Kręci głową.
Tłumaczenie: Rylee
- Nie. Wiem, że miałaś rację. Byłam głupia. Chciałam wierzyć, że ktoś taki jak on, mógłby zainteresować się kimś takim jak ja. Tak rozpaczliwie pragnęłam, aby to była prawda, że całkiem spieprzyłam naszą przyjaźń. - Nie jesteśmy, ani nigdy nie byłyśmy przyjaciółkami, MJ. - Wiem, że jestem dla niej zbyt ostra, ale wydaje mi się, że mój filtr odpowiedzialny za takt i uprzejmość, rozpadł się w tym samym czasie, co moje serce i nie mam już ani jednego, ani drugiego. Bo zupełnie nie zawracam sobie głowy cenzurowaniem słów, czy łagodzeniem tonu mojego głosu. - Ja nigdy nie wywinęłabym przyjaciółce takiego numeru. Zwłaszcza ze względu na chłopaka. - Proszę… - błaga. - Możemy zacząć od początku? Tak bardzo mi przykro. - Wiem. - Uśmiecham się smutno. - Słuchaj, jestem pewna, że kiedyś będę potrafiła patrzeć na ciebie i nie myśleć o tym, co zrobiłaś, może będę nawet umiała ponownie tobie zaufać, ale to jeszcze nie jest ten czas. - Rozumiem - mówi słabo. - Naprawdę muszę znaleźć Jae. - Zmuszam się do uśmiechu. - Jestem pewna, że Cass zaśpiewa twoją piosenkę najlepiej jak to możliwe. Może i jest dupkiem, ale też cholernie dobrym wokalistą. Zmywam się, zanim może cokolwiek odpowiedzieć. Znajduję Jae i siedzimy razem za kulisami, czekając aż zacznie się występ. Podczas miesiąca nieustannych prób staliśmy się przyjaciółmi, ale Jae nadal jest nieśmiały jak jasna cholera i boi się nawet własnego cienia. Mimo wszystko mam nadzieję, że z biegiem lat się rozkręci, bo jest naprawdę dobry w tym co robi i szkoda by było, gdyby płochliwość stanęła na drodze jego kariery. W pierwszej kolejności na scenę wychodzą pierwszoroczniaki. Stoimy z Jae za kulisami oglądając jeden występ po drugim, ale nie potrafię się skoncentrować na tym, co widzę i słyszę. Nie jestem w nastroju na śpiewanie. Wszystko, o czym mogę myśleć to Garrett i ból w jego oczach, gdy z nim zrywałam. Co chwilę muszę sobie
Tłumaczenie: Rylee
przypominać, że zrobiłam to dla niego, by mógł zostać w Briar, uprawiać sport, który kocha, bez martwienia się o pieniądze. Gdybym mu powiedziała o szantażu, wybrałby nas, a ja nie chciałam, aby musiał rezygnować z hokeja, nauki, czy żeby musiał zastanawiać się jak opłacić rachunki. Chcę aby spełnił swoje marzenia, przeszedł na zawodowstwo i pokazał wszystkim jaki jest utalentowany. Żeby udowodnił całemu światu, że jest na lodzie, bo tam jest jego miejsce, a nie dlatego, że jego ojciec go tam postawił. Chcę, aby był szczęśliwy. Nawet jeżeli to oznacza, że ja będę nieszczęśliwa. Między występami studentów drugiego, a trzeciego roku jest krótka przerwa, w trakcie której za kulisami znowu zaczyna się poruszenie. Ledwie udaje nam się wstać, aby nie zostać stratowanym przez niekończącą się powódź studentów i wtedy zdaję sobie sprawę, że to członkowie chóru, który będzie towarzyszył Cassowi. - Mogliśmy być tego częścią. - Uśmiecham się do Jae, który obserwuje, jak chór ustawia się w zaciemnionej części sceny. - Należeć do armii jego sługusów. Usta Jae drgają odrobinę. - Myślę, że uniknęliśmy kulki w łeb. - Ja też. Gdy przerwa się kończy, tym razem skupiam na występie całą moją uwagę, ponieważ na scenie pojawia się geniusz, jakim jest Cassidy Donovan. Rozbrzmiewają pierwsze dźwięki pianina, a ja odczuwam ukłucie zazdrości. Cholera. To taka świetna piosenka. Przygryzam wargę, martwiąc się, że moja prosta, mała balladka, wypadnie blado w porównaniu do tego przedsięwzięcia. Nie będę kłamać. Cass jest niesamowity. Każda nuta, dźwięk, pauza, wszystko jest absolutnie idealne. Wygląda wspaniale, stojąc na scenie, jakby tylko po to się urodził. Brzmi lepiej, niż kiedykolwiek, a gdy dołącza do niego chór, cały utwór wkracza na najwyższy poziom zajebistości.
Tłumaczenie: Rylee
Jest tylko jedna rzecz, której tu brakuje - emocji. Gdy Mary Jane po raz pierwszy zagrała mi tę piosenkę, poczułam ją każdą komórką mojego ciała. Czułam więź z tymi słowami i ból, który za sobą skrywały. Dzisiaj nie czuję absolutnie nic. Ale nie jestem pewna, czy to wina Cassa, czy tego, że odkąd Garrett zamknął za sobą drzwi mojego akademika, straciłam zdolność do odczuwania czegokolwiek. Ale jestem pewna jak cholera, że coś czuję, gdy pół godziny później siadam przy pianinie stojącym na scenie. W chwili, gdy niesamowite brzmienie wiolonczeli Jae wypełnia przestrzeń, mam wrażenie, jakby coś we mnie pękło. Garrett był pierwszą osobą, której zaśpiewałam tę piosenkę, choć wtedy była jeszcze daleka od ideału. I Garrett był jedyną osobą, która słyszała, jak dzień po dniu doprowadzam ją do perfekcji. Gdy otwieram usta i zaczynam śpiewać, śpiewam dla niego. Przenoszę się do tego spokojnego miejsca, do mojej małej, szczęśliwej bańki, w której nigdy nie stało się nic złego. W której dziewczyny nie zostają zgwałcone, seks nie jest skomplikowany i trudny, a ludzie nie rozstają się ze sobą, bo zostali do tego zmuszeni. Moje palce drżą na klawiszach, a serce zaciska się boleśnie z każdym oddechem, który biorę i słowem, które śpiewam. Gdy kończę, na widowni panuje absolutna cisza. A później dostaję owację na stojąco. Wstaję, ale tylko dzięki Jae, który pociąga mnie za rękę i zmusza do ukłonu. Światło mnie oślepia, a ryk publiczności ogłusza. Wiem, że gdzieś tam jest Allie, Stella i Megan, na pewno stoją, biją brawo i krzyczą z całych sił, ale nie mogę ich dostrzec. Wbrew temu, co często widać na filmach, gdy dostajesz po oczach reflektorami, nawiązanie kontaktu wzrokowego z kimś na widowni jest niemożliwe.
Tłumaczenie: Rylee
Jae zaciąga mnie za kulisy, gdzie od razu ktoś porywa mnie do niedźwiedziego uścisku. To Dexter, uśmiecha się od ucha do ucha i gratuluje mi serdecznie. - Mam nadzieję, że to łzy szczęścia - mówi. Dotykam policzków i jestem zaskoczona, gdy pod palcami czuję wilgoć. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że płaczę. - To było spektakularne. - Słyszę za sobą kobiecy głos i odwracam się, by zobaczyć Fionę, która podchodzi do mnie i przytula mocno. - Zaparłaś nam dech w piersiach, Hannah. To był najlepszy występ dzisiejszego wieczoru. Jej słowa powinny złagodzić ból w mojej klatce piersiowej, ale tego nie robią. Zdobywam się jedynie na słabe kiwnięcie głową i cichą wymówkę: - Przepraszam, muszę skorzystać z toalety. Dex, Fiona i Jae, są całkowicie zdezorientowani moim zachowaniem, ale mam to gdzieś, idę dalej. Pieprzyć toaletę. I pieprzyć resztę tego pokazu. Nie chcę tu stać i oglądać występy najstarszych roczników. Nie chcę czekać na ceremonię wręczenia stypendium. Chcę jedynie uciec stąd jak najdalej i znaleźć swoje własne, prywatne miejsce, w którym będę mogła ze spokojem się wypłakać. Biegnę do wyjścia, moje srebrne balerinki uderzają o podłogę w rytm mojej rozpaczliwej potrzeby, by stąd uciec. Jestem już niemal przy drzwiach, gdy nagle uderzam w twardy, męski tors. Unoszę wzrok i zatrzymuję go na parze szarych oczu. Od razu uświadamiam sobie, że to Garrett. Żadne z nas nic nie mówi. Garrett ma na sobie czarne spodnie i niebieską koszulę, która ciasno opina jego szerokie ramiona, a wyraz jego twarzy przedstawia mieszankę nieskończonego zdumienia i smutku. - Hej - mówi szorstko.
Tłumaczenie: Rylee
Moje serce wykonuje salto ze szczęścia i zmuszam się do zachowania spokoju i przypomnienia sobie, że to nie jest radosna chwila. - Hej. - Byłaś… genialna. - Jego oczy robią się odrobinę szkliste. - Absolutnie niesamowita. - Byłeś na widowni? - pytam szeptem. - A gdzie indziej miałbym, kurwa, być? - odpowiada, ale nie brzmi na rozgniewanego, jedynie na smutnego. Po chwili pyta, niskim głosem: - Z iloma? Mrugam, zdezorientowana. - Z iloma, co? - Z iloma facetami umówiłaś się przez ten tydzień? Sapię, zaskoczona. - Z żadnym - wypalam, zanim mogę się powstrzymać. I natychmiast tego żałuję, ponieważ w oczach Garretta pojawia się znaczący błysk. - Tak właśnie myślałem. - Garrett… - Posłuchaj, Wellsy - przerywa mi. - Miałem całe siedem dni, aby przemyśleć nasze rozstanie. Pierwszego wieczoru się nawaliłem. Byłem naprawdę, poważnie, napierdolony. Nagle dopada mnie panika, bo przychodzi mi do głowy, że Garrett mógł się z kimś przespać, gdy był pijany, a myśl o nim z inną dziewczyną po prostu mnie zabija. Na szczęście jego kolejne słowa łagodzą mój niepokój. - Ale następnego dnia wytrzeźwiałem i zmądrzałem. Zdecydowałem, że lepiej spożytkuję czas. Więc… przez kolejne dni analizowałem i rozkładałem na czynniki pierwsze to, co się między nami wydarzyło, co poszło nie tak i ponownie przemyślałem każde słowo, które powiedziałaś tamtego wieczoru… Pochyla się do mnie. - Chcesz wiedzieć do jakiego doszedłem wniosku?
Tłumaczenie: Rylee
Boże, boję się to usłyszeć. Gdy nie odpowiadam, Garrett się uśmiecha. - Okłamałaś mnie. Nie wiem dlaczego to zrobiłaś, ale wierz mi, że się dowiem. - Nie okłamałam cię - kłamię. - Naprawdę to wszystko działo się za szybko. I naprawdę chcę spotykać się z innymi facetami. - Aha. Jasne. - Naprawdę - oznajmiam moim najbardziej zdecydowanym tonem. Garrett przez chwilę nic nie mówi. Jedynie na mnie patrzy. A później wyciąga do mnie dłoń i dotyka delikatnie mojego policzka, zanim szybko cofa rękę. - Nie uwierzę, póki nie zobaczę.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 42
Hannah
Nie mogłam doczekać się przerwy świątecznej, ale gdy wsiadam na pokład samolotu lecącego do Filadelfii, jestem w totalnej rozsypce. Mam na sobie dres, fryzurę jakbym dopiero wstała z łóżka i jestem na skraju załamania nerwowego. Od czasu zimowego występu wpadłam na Garretta trzy razy. Raz w Coffe Hut, raz na dziedzińcu i raz na korytarzu przed salą wykładową, gdy przyszłam oddać pracę zaliczeniową. Za każdym razem pytał mnie z iloma chłopakami się umówiłam odkąd ze sobą zerwaliśmy. Podczas wszystkich tych trzech spotkań całkowicie spanikowałam, wyduszając z siebie, że się spieszę i uciekałam od niego jak ostatni tchórz. Tak to jest, gdy zrywasz z kimś, podając nieprawdziwe powody. Nikt nie kupuje twoich nietrzymających się kupy wymówek, dopóki nie udowodnisz, że były prawdą. W moim przypadku musiałabym zacząć umawiać się z całą masą przypadkowych kolesi i zacząć poszerzać horyzonty, bo tak właśnie powiedziałam Garrettowi. I jeżeli tego nie zrobię, on się zorientuje, że coś jest nie tak. Podejrzewam, że mogłabym kogoś po prostu zaprosić i wyjść z nim w jakieś publiczne miejsce. Wtedy Garrett na pewno by się o tym dowiedział i uznał, że faktycznie ruszyłam dalej. Ale myśl o byciu z kimkolwiek innym sprawia, że robi mi się niedobrze. Na szczęście teraz nie muszę o tym myśleć, bo kolejne trzy tygodnie spędzę z moją rodziną.
Tłumaczenie: Rylee
I gdy wsiadam na pokład samolotu, pierwszy raz od czasu, gdy ojciec Garretta postawił mi swoje ultimatum, jestem w stanie oddychać.
*** Spotkanie z moimi rodzicami było dokładnie tym, czego potrzebowałam. Nie zrozumcie mnie źle, nadal nieustannie myślałam o Garretcie, ale dużo łatwiej jest znosić ból serca, gdy piecze się świąteczne ciasta z tatą, czy robi zakupy z mamą i ciocią. Drugiej nocy mojego pobytu w Filadelfii powiedziałam mamie o Garretcie. A raczej ona to ze mnie wyciągnęła, po tym jak znalazła mnie w gościnnym pokoju całą we łzach. Oznajmiła mi również, że wyglądam jak włóczęga, który wyczołgał się z kartonu i zaciągnęła pod prysznic, bym w końcu umyła włosy. Po tym wyznałam jej wszystko, co mi leżało na sercu, a ona wpakowała we mnie trylion świątecznych smakołyków, żeby mnie rozweselić i kocham ją za to. Do końca przerwy świątecznej zostały tylko trzy dni, a ja nie jestem gotowa, by wrócić do Briar, gdzie bez wątpienia Garrett dalej będzie przeprowadzał operację pod tytułem udowodnić Hannah, że kłamała. Po prostu wiem, że on będzie starał się mnie odzyskać. I wiem też, że wcale nie będzie musiał za bardzo się starać, aby dopiąć swego. Wystarczy, że spojrzy na mnie tymi swoimi niesamowitymi, szarymi oczami, uśmiechnie się tym swoim zarozumiałym uśmieszkiem, a ja wybuchnę płaczem, rzucę się mu na szyję i wszystko mu wyznam. Tęsknię za nim. - Hej, kochanie, zejdziesz do nas? Niedługo północ, będziemy oglądać opuszczanie kuli na Time Square. - Mama staje w korytarzu z miską popcornu, a ja zamiast jej odpowiedzieć, przypominam sobie pierwszą noc, którą spędziłam
Tłumaczenie: Rylee
u Garretta i do późna oglądaliśmy Breaking Bad, obżerając się pizzą i popcornem. - Tak, za chwilę przyjdę - mówię w końcu. - Tylko przebiorę się w coś wygodniejszego. Gdy mama znika na schodach, zwlekam się z łóżka i sięgam po moje ulubione spodnie do jogi. Ściągam obcisłe jeansy i zastępuję je miękką w dotyku bawełną. Później schodzę na dół, gdzie w salonie moi rodzice, ciocia i wujek wraz ze swoimi przyjaciółmi zalegają na wielkiej kanapie i oglądają telewizję. Spędzam Sylwestra w towarzystwie trzech par w średnim wieku. To się nazywa impreza. - Więc, Hannah - odzywa się Susan, znajoma cioci. - Twoja mama mówiła, że wygrałaś prestiżowe stypendium na uczelni. Czuję, że się rumienię. - Nie wiem, czy prestiżowe… To znaczy przyznają je jedynie dwa razy w roku jedynie najlepszym… Tak, wygrałam je. I co ty na to, Cass? Nie miałam zamiaru wracać do sali koncertowej po tym jak wpadłam na Garretta, ale zanim udało mi się wymknąć, dogoniła mnie Fiona i zaciągnęła z powrotem. I tak, nie będę zaprzeczać, gdy wyczytano moje nazwisko podczas ceremonii wręczenia stypendium, byłam jej wdzięczna. Bo to było naprawdę niesamowite przeżycie. A zobaczenie miny Cassidy’ego - bezcenne. Teraz jestem bogatsza o pięć kawałków, a moi rodzice mogą odetchnąć z ulgą, bo przez kolejny semestr będę mogła utrzymać się sama. Dziesięć minut przed północą, wujek Mark kładzie kres naszej gadaninie i robi głośniej telewizor, abyśmy mogli obejrzeć uroczyste powitanie nowego roku na Time Square. Ciocia Nicole rozdaje nam brokatowe, różowe trąbki, a moja mama wciska każdemu w rękę garść konfetti. Tak, moja rodzina jest tandetna, ale co z tego? Nie zamieniłabym jej na żadną inną.
Tłumaczenie: Rylee
Gdy wszyscy zaczynają odliczać ostatnie sekundy do północy, pod powiekami zaczynam czuć znajome pieczenie. A gdy wybija dwunasta i krzyczymy „Szczęśliwego Nowego Roku!” czuję, że oczy zachodzą mi łzami. Bo wiem, że wybicie północy nie jest jedynie rozpoczęciem nowego roku. Pierwszy stycznia to też urodziny Garretta. Zaciskam usta, by się nie rozpłakać i pozwalam tacie porwać się w ramiona. - Szczęśliwego Nowego Roku, księżniczko! - Całuje mnie w policzek. - Szczęśliwego Nowego Roku, tato. Jego zielone oczy łagodnieją, gdy dostrzega mój smutny wyraz twarzy. - Och, kochanie, dlaczego po prostu do niego nie zadzwonisz? Szczęka mi opada, a później odwracam się do mamy. - Powiedziałaś tacie? Mama ma przynajmniej tyle przyzwoitości, by się tego nie wypierać. - Zapytał mnie dlaczego jesteś taka przybita. Nie mogłam mu nie powiedzieć. Tata chichocze. - Nie wiń mamy, Hannah. Sam też bym się zorientował. Jesteś taka nieszczęśliwa, że za tym musi stać jakiś chłopak. A teraz idź życzyć mu szczęśliwego Nowego Roku. Będziesz żałować, jeśli tego nie zrobisz. Wzdycham. Ale wiem, że ma rację. Serce zaczyna mi walić, gdy biegnę na górę. Wyławiam telefon z torebki, ale mimo wszystko się waham, bo to naprawdę kiepski pomysł. Zerwałam z nim. Powinnam ruszyć dalej, poszerzać horyzonty, spotykać się z innymi chłopakami i bla, bla, jebana bla. Ale to są jego urodziny. Biorę drżący oddech i wybieram jego numer.
Tłumaczenie: Rylee
Garrett odbiera po pierwszym sygnale. Spodziewałam się hałasów w tle. Muzyki, rozmów, śmiechów, pijackich wrzasków. Ale gdziekolwiek on jest, panuje tam cisza jak makiem zasiał. Jego gardłowy głos łaskocze moje ucho. - Szczęśliwego Nowego Roku, Hannah. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Garrett. Milczy przez chwilę. - Pamiętałaś. Mrugam, starając się odgonić łzy. - Oczywiście. Jest tyle rzeczy, które chcę mu powiedzieć. Kocham cię. Tęsknię za tobą. Nienawidzę twojego ojca. Ale odganiam od siebie te pragnienie i nie mówię nic. - Jak tam ci idzie randkowanie? - pyta wesoło. Żołądek podchodzi mi do gardła. - Ee… Świetnie. - Tak? Bardzo poszerzyłaś swoje horyzonty? Poznałaś już, czym jest miłość? W jego głosie słyszę szyderczą nutę, ale przede wszystkim brzmi na rozbawionego, wręcz zadowolonego z siebie. - Tak - oznajmiam lekko. - Z iloma facetami się umówiłaś? - Z kilkoma. - To świetnie. Mam nadzieję, że dobrze cię traktują. No wiesz, otwierają ci drzwi, gdy wsiadasz do samochodu, rzucają kurtkę na ziemię, abyś nie wdepnęła w kałużę, doprowadzają cię do orgazmów i takie tam. Boże, jakim on jest dupkiem. Kocham go. - Nie martw się, oni wszyscy są niezwykle rycerscy - zapewniam go. Mam się świetnie.
Tłumaczenie: Rylee
- To bardzo się cieszę - urywa na chwilę. - Zobaczymy się za kilka dni. Wtedy wszystko dokładnie mi opowiesz. Rozłącza się zanim mogę cokolwiek powiedzieć, więc przeklinam jedynie pod nosem. Cholera. Dlaczego on tak naciska? Dlaczego nie może zaakceptować tego, że nie jesteśmy już razem i skupić się na tym swoim głupim hokeju? I jak, na miłość boską, mam go przekonać, że nie chcę z nim być, jeżeli nawet siebie nie potrafię do tego przekonać?
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 43
Hannah Pierwszą rzeczą, jaką robię po powrocie na kampus jest wprowadzenie w życie mojej własnej operacji pod tytułem „Widzisz, więc uwierz”. Bo najwyraźniej to jest jedyny sposób, aby przekonać Garretta, że poszłam dalej. Musi mnie zobaczyć z innym chłopakiem. Natychmiast. Moja pierwsza okazja nadarza się, gdy wchodzę do Coffee Hut na gorącą czekoladę. Otrzepuję buty ze śniegu i wtedy zauważam chłopaka stojącego przede mną. Wygląda znajomo. Gdy odbiera zamówienie przy ladzie i odwraca się twarzą do mnie, zdaję sobie sprawę, że to Jimmy. Jimmy… jak on się nazywał? Pauley? Nie, Paulson. Jimmy Paulson z literatury brytyjskiej. Poznałam go na imprezie u Sigmy, na którą poszłam, by spotkać Justina. Garrett widział jak z nim tańczyłam. Idealnie. Mamy wspólną historię. Praktycznie już jesteśmy w związku. - Hej, Jimmy - mówię, po tym jak składam zamówienie i dołączam do niego przy kasie. Na dźwięk mojego głosu wyraźnie sztywnieje. - O, hej - odpowiada, rozglądając się na boki, jakby nie chciał, aby ktokolwiek zobaczył, że ze sobą rozmawiamy. - Słuchaj… - zaczynam. - Tak sobie pomyślałam, fajnie nam się gadało na imprezie u Sigmy… Baristka kładzie filiżankę kawy na ladzie, a Jimmy porywa ją tak szybko, że ledwie jestem w stanie zarejestrować ruch jego ręki. Dokańczam szybko:
Tłumaczenie: Rylee
- I uważam, że powinniśmy nadrobić zaległości… Jimmy zaczyna odchodzić. Jezu. Dlaczego on jest taki przerażony? Boi się, że potraktuję go nożem, czy o co chodzi? - …I wyjść czasem na kawę. - Och. - Jimmy przesuwa się dalej. - Dzięki za propozycję, ale… eee… nie pijam kawy. Gapię się na filiżankę kawy, którą trzyma w dłoni. Jimmy podąża za moim spojrzeniem i przełyka ciężko. - Przepraszam, muszę iść. Jestem… z kimś umówiony… po drugiej stronie kampusu i… to daleko… i muszę już iść. Śpieszę się. Cóż, przynajmniej nie kłamie mówiąc, że się spieszy, bo leci do drzwi jakby go stado wygłodniałych wilków goniło. No dobra, to było… dziwne. Marszcząc brwi, chwytam moją gorącą czekoladę i wychodzę na zewnątrz, ruszając w kierunku akademika. Grzęznę w śniegu, bo pada szybciej, niż ekipy porządkowe są w stanie go odgarniać. Stawiam ostrożnie i powoli każdy krok, a moje buty całkowicie giną w białym puchu. Ale idąc tak powoli, dostrzegam kolejną dziwną rzecz. Gdy umawiałam się z Garrettem, ludzie bez przerwy mówili mi cześć i do mnie machali. Dzisiaj wszyscy, których mijam, sprawiają wrażenie, jakby mnie unikali. Szczególnie faceci. Tak właśnie czują się amisze wyrzuceni ze swojej sekty? Wszyscy traktują mnie jak powietrze i ani trochę mi się to nie podoba. I ani trochę tego nie rozumiem. Postanawiam zadzwonić później do Dextera i zapytać, czy nie chciałby gdzieś wyjść wieczorem. Może do Malone’a… nie, czekajcie, Garrett może tam być. W takim razie do jakiegoś innego baru. Do stołówki. Na siłownię. Gdziekolwiek, gdzie będą jacyś faceci.
Tłumaczenie: Rylee
Podchodzę do mojego akademika akurat w chwili, gdy otwierają się drzwi sąsiedniego budynku. Wychodzi przez nie Justin i on, w przeciwieństwie do reszty świata, macha do mnie na powitanie. Odmachuję mu, przede wszystkim z ulgi, że ktoś się cieszy, że mnie widzi. - Witaj, nieznajoma - woła, podchodząc do mnie. Ma rozczochrane włosy, jakby dopiero wstał z łóżka, ale już nie uważam tego za urocze. Teraz wygląda dla mnie po prostu niechlujnie. A nawet sztucznie, bo jestem pewna, że widzę żel na jego włosach, więc wystylizował się tak specjalnie. A to oznacza, że jest pieprzonym kłamcą. Spotykamy się w połowie drogi między naszymi akademikami. - Hej, jak ci minęła przerwa świąteczna? - pytam. - Dobrze. O tej porze roku w Seattle przeważnie pada deszcz, ale tym razem mieliśmy tony śniegu. Jeździłem na snowboardzie i na nartach, a później grzałem się w jacuzzi. Było dużo zabawy. - Gdy się do mnie uśmiecha, w jego policzkach pojawiają się dołeczki. I w ogóle już to na mnie nie działa. Ale… cholera. To jedyny facet, który dzisiaj chociażby spojrzał w moim kierunku. Żebracy nie powinni wybrzydzać, prawda? - Brzmi świetnie - mówię. - Więc, słuchaj… Nie. Nie. Nie. Nie. Po prostu… nie. Nie mogę tego zrobić. Nie z Justinem. Garrett miał mi pomóc wzbudzić w nim zazdrość. Odwołałam z nim randkę, gdy zdałam sobie sprawę, że to z Garrettem chcę być. I wiem, jak Garrett bardzo nie lubi Justina. Nie mam mowy, abym się z nim umówiła. Nie tylko dlatego, że już nic do niego nie czuję, ale dlatego, że równie dobrze mogłabym wpakować Garrettowi nóż w serce. Pomyślałby, że cały czas chodziło mi o Justina i zwątpiłby we wszystko co między nami było.
Tłumaczenie: Rylee
- Więc… hej - dokańczam. - Chciałam tylko się przywitać. - Unoszę kubek z gorącą czekoladą, którą trzymam w dłoni. - Idę do domu to wypić. Fajnie było cię spotkać. Odwracam się, a wtedy słyszę jego głos. - Co tu się właśnie, do cholery, stało? - pyta. Dopadają mnie wyrzuty sumienia. - Przepraszam - mówię, wzdychając. - Jestem suką. Na jego twarzy pojawia się wymuszony uśmiech. - Cóż, nie chciałem tego mówić, ale… Odwracam się do niego. - Nigdy nie chciałam cię zwodzić - wyjaśniam. - Gdy zgodziłam się na tę randkę, naprawdę wtedy chciałam na nią pójść. - Ból pali moje gardło. - Nie spodziewałam się tylko, że się w nim zakocham, Justin. Teraz wygląda na zrezygnowanego. - A czy ludzie kiedykolwiek się tego spodziewają? To się po prostu dzieje. - Tak, pewnie masz rację. On… zakradł się niepostrzeżenie. Nawet nie wiedziałam kiedy. - Patrzę mu w oczy, mając nadzieję, że widzi w nich moją szczerość. - Ale byłam tobą zainteresowana. Nigdy w tej sprawie nie kłamałam. - Czyżby? - brzmi na smutnego. - Przepraszam - powtarzam. - Ja… cholera. Ciągle go kocham. Ale jeżeli będziesz kiedyś chciał zacząć od nowa, jako przyjaciele, to ja się na to piszę w stu procentach. Możemy pogadać o Hemingway’u, czy coś. Justin unosi brwi. - Skąd wiesz o Hemingway’u? Posyłam mu słaby uśmiech. - Cóż, zrobiłam mały rekonesans. Widzisz? Nie kłamałam mówiąc, że mi się podobałeś. Zamiast się przeżegnać i nazwać mnie stalkerem, chichocze cicho.
Tłumaczenie: Rylee
- Wychodzi na to, że faktycznie mówiłaś prawdę. Następuje niezręczna cisza, po której Justin wkłada ręce do kieszeni kurtki i mówi: - Dobra. Myślę, że możemy spróbować jako przyjaciele. Zadzwoń do mnie, gdy będziesz chciała pójść na kawę. Po tych słowach odwraca się i odchodzi, a mi jakoś lżej na sercu. Gdy docieram do domu gratuluję sobie nie dopuszczenia do potencjalnej katastrofy i wracam do rozmyślań dotyczących mojej misji. Allie wróci z Nowego Jorku dopiero jutro. Stelli też jeszcze nie ma. Gdy piszę smsa do Dextera, odpisuje mi, że musi się uczyć, bo ma jeszcze jeden zaległy egzamin. Gdy piszę do Megan, okazuje się, że ma już plany ze swoim chłopakiem. Niezrażona, dalej przewijam listę moich kontaktów, aż w końcu jedno imię szczególnie przykuwa moją uwagę. W zasadzie, im więcej o tym myślę, tym bardziej podoba mi się pomysł wykonania tego telefonu. Chłopak Allie odbiera po kilku sygnałach. - Hej, co tam? - Hej. Tu Hannah. - Niemożliwe - żartuje. - Mam zapisany twój numer, wiesz? - Ach, no tak - milczę przez chwilę, zbierając myśli. - Więc słuchaj, wiem, że Allie nie wróciła jeszcze od ojca, ale zastanawiam się, czy… - urywam na kilka sekund, po czym po prostu to z siebie wyrzucam. - Co robisz wieczorem? Chcesz może gdzieś wyjść? Sean milczy jak zaklęty. Wcale mu się nie dziwię. Nigdy wcześniej do niego nie dzwoniłam z propozycją wyjścia bez Allie. W zasadzie nigdy wcześniej do niego nie dzwoniłam, kropka. - Zdajesz sobie sprawę, jakie to dziwne? - pyta. Wzdycham. - Tak.
Tłumaczenie: Rylee
- O co chodzi? Tak bardzo ci się nudzi? Czy to jakaś popieprzona próba odbicia chłopaka swojej najlepszej przyjaciółki? Czekaj… jest tam Allie? Ona nas słucha, tak? O to chodzi? - Sean podnosi głos. - Allie, jeśli tam jesteś, kocham cię. I nigdy, przenigdy nie zdradziłbym cię z twoją najlepszą przyjaciółką! Prycham do telefonu. - Nie ma jej tu, ośle. Ale dobrze wiedzieć. I zaufaj mi, nie mam zamiaru do ciebie uderzać. Tak sobie tylko myślałam, że może moglibyśmy wyjść wieczorem z twoimi kumplami z bractwa. Może mógłbyś mnie, no wiesz, z którymś poznać? - Mówisz poważnie? - woła. - Nie ma, kurwa, mowy. Jesteś za dobra dla tych idiotów i jestem pewny, że Allie by mnie zabiła, gdybym cię z którymś umówił. Poza tym… - urywa nagle. - Poza tym, co? - dociekam. Ale on milczy. - Dokończ to zdanie, Sean. - Wolałbym nie. - A ja wolałabym tak. - Jego zachowanie budzi moje podejrzenia. - O mój Boże - sapię. - Ty wiesz dlaczego wszyscy faceci na kampusie zachowują się jakbym miała rzeżączkę! Prawda? - Może… - Może? - Gdy nie odpowiada, daję upust mojej frustracji. - Przysięgam na Boga, jeśli mi nie powiesz… - Dobra, już dobra - przerywa mi. - Powiem ci. I później mi mówi. A jedyną moją odpowiedzią jest głośny krzyk oburzenia. - On… co zrobił?
***
Tłumaczenie: Rylee
Dwadzieścia minut później niemal wywarzam drzwi wejściowe na halę. Chłodne powietrze natychmiast owiewa moje rozgrzane policzki, ale nie jest w stanie ugasić płonącego we mnie ognia. Jest piąta trzydzieści, co oznacza, że Garrett i jego drużyna właśnie skończyli trening, więc omijam lodowisko i idę prosto do szatni. Jestem taka wkurzona, że całe moje ciało trzęsie się z gniewu. Garrett przekroczył granicę. Nie, on jest tak daleko za tą granicą, że ledwie mogę dostrzec tę głupią linię. Nie ma mowy, abym puściła mu płazem tak niedojrzałe, szczeniackie zachowanie. Docieram do szatni, gdy jeden z chłopaków właśnie wychodzi. - Jest tam Garrett? Facet patrzy na mnie, zaskoczony. - Tak, ale… Przepycham się obok niego i łapię za klamkę, a on protestuje: - Lepiej teraz tam nie… Wpadam do szatni i… Penisy! Słodki Jezu. Tu wszędzie są penisy. Jestem przerażona, gdy zdaję sobie sprawę z tego co widzę. O Boże. Jestem na zjeździe penisów. Duże penisy, małe penisy, grube penisy, penisy w kształcie penisów. Nie ma znaczenia gdzie spojrzę, wszędzie widzę same penisy. Moje zawstydzone sapnięcie zwraca uwagę każdego faceta w szatni. Natychmiast w ruch idą ręczniki, kto tylko ma coś pod ręką, to się zakrywa, a ja stoję w samym środku tej katastrofy, czerwona jak pomidor. - Wellsy? - półnagi Logan uśmiecha się do mnie, opierając jedno ramię na swojej szafce. Wygląda jakby bardzo starał się nie śmiać.
Tłumaczenie: Rylee
- Penis… eee… Logan - bełkoczę. - Cześć. - Staram się unikać kontaktu wzrokowego z niemal nagimi facetami znajdującymi się w tym pomieszczeniu, z których wszyscy są albo wyraźnie rozbawieni, albo bladzi. - Szukam Garretta. Nie kryjąc znaczącego uśmieszku, Logan wskazuje mi drzwi, które, sadząc po wydobywającej się zza nich pary, prowadzą pod prysznice. - Dzięki - posyłam mu wdzięczne spojrzenie i ruszam w kierunku gęstej mgły, z której właśnie ktoś się wyłania. Pojawia się Dean i widzę jego penisa. - Hej, Wellsy - rzuca wesoło. Zupełnie niewzruszony moją obecnością, przechadza się obok mnie całkowicie nagi, jakby podobne sytuacje były dla niego na porządku dziennym. Idę dalej, zastanawiając się, czy powinnam zamknąć oczy, ale na szczęście wszystkie prysznice są przedzielone ściankami i mają drzwi typu saloon. Gdy człapię po mokrych kafelkach kilka głów obraca się w moim kierunku. Jedna z nich należy do Birdiego. -Wellsy? - piszczy. Ignoruję go i idę dalej, póki nie zauważam znajomo wyglądających pleców. Robię szybki rekonesans - złota skóra, tatuaż, ciemne włosy. To Garrett. Gdy słyszy moje kroki, odwraca się i otwiera szeroko oczy. - Wellsy? Podchodzę do dzielących nas drzwi i krzyczę: - Co ci, do cholery, odbiło?
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 44
Garrett Szczerzę się jak ostatni idiota. To nie jest najlepsza chwila, aby to robić. Nie, gdy jestem w pomieszczeniu pełnym gołych facetów, a moja dziewczyna morduje mnie wzrokiem. Ale tak się cieszę, że ją widzę, że nie jestem w stanie kontrolować mięśni twarzy. Pochłaniam ją wzrokiem. Jej zachwycającą twarz. Ciemne włosy związane różową gumką w wysoki kucyk. Rozwścieczone zielone oczy. Jest zajebiście gorąca, gdy się na mnie wkurza. - Miło cię widzieć, kochanie - odpowiadam wesoło. - Jak ci minęła przerwa świąteczna? - Nie wyjeżdżaj mi tu z kochaniem! I nie pytaj o przerwę, nie zasługujesz, aby cokolwiek o niej wiedzieć! - Patrzy na mnie wilkiem, po czym przenosi spojrzenie po kolei na każdego z trójki innych hokeistów z sąsiednich pryszniców. - Na miłość boską, możecie się w końcu spłukać i wyjść? Muszę ochrzanić waszego kapitana. Tłumię śmiech widząc moich kolegów z drużyny postawionych na baczność, jakby dostali polecenie od samego trenera. Prysznice zostają wyłączone, ręczniki zabrane i chwilę później jesteśmy z Hannah sami. Zakręcam wodę i odwracam się do niej całym ciałem. Niewielkie drzwiczki co prawda zasłaniają moje dolne rejony, ale wystarczyłoby, aby Hannah trochę się wychyliła i bez problemu zobaczyłaby mojego kutasa, który tak się cieszy, że ma ją tak blisko, że już zdążył zrobić się twardy. Ale ona się nie wychyla. Patrzy prosto na moją twarz.
Tłumaczenie: Rylee
- Zabroniłeś wszystkim facetom się do mnie zbliżać? Proszę, powiedz, że to żart. W ogóle nie jestem skruszony, gdy spoglądam prosto w jej oczy. - Oczywiście, że to nie jest żart. - O mój Boże. Jesteś niemożliwy. - Kręci głową z niedowierzaniem. - Kto w ogóle tak robi, Garrett? Nie możesz chodzić po całym kampusie i mówić wszystkim chłopakom, że mają trzymać łapy z dala ode mnie, bo inaczej skopiesz im dupę! - Nie powiedziałem tego wszystkim. Czy ja ci wyglądam na faceta, który ma na to czas? - Błyskam uśmiechem. - Powiedziałem to tylko kilku osobom i upewniłem się, że rozniosą to dalej. - Więc o to ci chodzi? Skoro ty nie możesz mnie mieć, to nikt nie będzie mnie miał? - pyta posępnie. Szczerzę się do niej. - Nie bądź niemądra. Nie jestem jakimś psycholem, kochanie. Robię to dla twojego dobra. Szczęka jej opada. - Dla mojego dobra? Jak niby na to wpadłeś? - A tak, że jesteś we mnie zakochana i nie chcesz umawiać się z innymi facetami. Ale bałem się, że aby uwiarygodnić swoją bajeczkę, posuniesz się do zrobienia czegoś wbrew sobie, więc byłem zmuszony zastosować pewne środki zapobiegawcze. - Opieram ramię na drzwiczkach. - Wiem, że gdybyś umówiła się z kimś innym, żałowałabyś tego. W końcu wróci ci rozum i wtedy czułabyś się do dupy. Chciałem jedynie oszczędzić ci tego cierpienia. Nie ma za co. Przez chwilę wygląda na zszokowaną. A później wybucha śmiechem. Boże, brakowało mi tego dźwięku. Mam ochotę wyskoczyć spod tego prysznica i pocałować ją tak, żeby zapomniała o wszystkich tych urojonych powodach, które trzymają ją z dala ode mnie, ale nie mam szansy tego zrobić.
Tłumaczenie: Rylee
- Co się tutaj dzieje? Hannah podskakuje przestraszona, gdy pojawia się trener Jensen. - O, cześć, trenerze - wołam. - Nie to, na co wygląda. Jego ciemne brwi układają się w prostą linię. - To wygląda jakbyś rozmawiał pod prysznicem ze swoją dziewczyną. W mojej szatni. - Okej. No dobra, w takim razie to jest dokładnie to, na co wygląda. Ale przysięgam, ta scena spokojnie mogłaby się pojawić w filmie od trzynastego roku życia. Cóż, oczywiście pomijając fakt, że jestem nagi. Ale bez obaw, nic perwersyjnego tu się nie dzieje. - Uśmiecham się do niego. - Staram się ją odzyskać, trenerze. Trener otwiera usta. Później je zamyka i znowu otwiera. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy jest wkurzony, rozbawiony, czy żałuje, że w ogóle tu wszedł. W końcu kiwa głową i decyduje się nie wtrącać. - Powodzenia. Trener wychodzi kręcąc do siebie głową, a ja odwracam się w samą porę, by się zorientować, że Hannah stara się wymknąć. - O, nie, Wellsy! - wołam. - Nigdzie nie pójdziesz! - Chwytam ręcznik, owijam go wokół talii i wychodzę spod prysznica. - Nie uciekniesz ode mnie. - Przyszłam, żeby na ciebie nakrzyczeć - mówi, bełkocząc pod nosem, a wzrok opuszcza na podłogę. - Skończyłam, więc teraz… - Podskakuje, gdy moje mokre dłonie dotykają jej policzków i zmuszają by na mnie spojrzała. - Świetnie. Skończyłaś na mnie krzyczeć, więc teraz możemy porozmawiać. I nie wyjdziesz stąd, póki tego nie zrobimy. - Nie chcę rozmawiać. - Trudno. - Przeszukuję wzrokiem jej udręczoną twarz. - Dlaczego ze mną zerwałaś? - Już ci powiedziałam. Bo…
Tłumaczenie: Rylee
- Wiem co mi powiedziałaś. Nie uwierzyłem tobie wtedy i nie wierzę teraz. - Zaciskam szczękę. - Dlaczego ze mną zerwałaś? Drżący oddech opuszcza jej usta. - Bo to wszystko działo się dla mnie za szybko. - Bzdura. Dlaczego ze mną zerwałaś? - Ponieważ chciałam spotykać się z innymi facetami. - Nieprawda. Dlaczego ze mną zerwałaś? Gdy nie odpowiada, frustracja popycha mnie do zmiażdżenia jej ust swoimi. Całuję ją brutalnie i rozpaczliwie. Wszystkie te tygodnie tęsknoty za nią przeradzają się w głębokie, wygłodniałe pocałunki, które pozbawiają tchu nas oboje. Bo ona mnie nie odpycha. Oddaje pocałunki z tą samą nieokiełznaną pasją, obejmując mnie tak mocno, jakby, był kołem ratunkowym, a ona dryfowała na środku oceanu i bała się, że utonie, gdy mnie puści. Stąd wiem, że nadal mnie kocha. Stąd wiem, że tęskniła za mną równie mocno, jak ja za nią. I dlatego przerywam pocałunek i szepczę prosto w jej usta: - Dlaczego ze mną zerwałaś? Jej nieszczęśliwe spojrzenie krzyżuje się z moim. Sekundy mijają, jej dolna warga drży i gdy już jestem niemal pewien, że mi nie odpowie i będę musiał powtarzać te pytanie jeszcze sto razy, mówi: - Bo twój ojciec mi kazał. Szok niemal ścina mnie z nóg. Chwieję się na nogach, nie mogąc ustać prosto, ani nie mogąc zrozumieć tego, co przed chwilą usłyszałem. - Co? - Twój ojciec kazał mi z tobą zerwać - wyznaje. - Powiedział, że jeżeli tego nie zrobię… Unoszę dłoń, aby ją uciszyć. Nie chcę o tym rozmawiać w tym miejscu i jestem zbyt oszołomiony, by słuchać. A raczej zbyt wściekły. Zmuszam się do oddychania. Biorę długie, głębokie wdechy, aby się uspokoić i dotlenić mózg, by na trzeźwo ocenić sytuację i zdecydować co dalej.
Tłumaczenie: Rylee
- Zrobimy tak - mówię cicho. - Wyjdziesz i poczekasz na mnie na zewnątrz, aż się ubiorę i wezmę moje rzeczy. Później pójdziemy… nieważne gdzie. Do twojego akademika, do mojego samochodu, wszystko jedno. Pójdziemy gdzieś, gdzie będziemy sami, a później powtórzysz mi każde słowo, które powiedział ci ten chory sukinsyn. - Biorę kolejny powolny oddech. Opowiesz mi wszystko.
Hannah Przez cały czas, gdy relacjonuję Garrettowi moją rozmowę z jego ojcem, nie odzywa się nawet słowem. Jesteśmy u mnie w pokoju, bo tu mieliśmy najbliżej, a Garrettowi bardzo się spieszyło, aby odbyć tę rozmowę. Ale gdy już tu jesteśmy, jedyne co robi, to patrzy na mnie ze skrzyżowanymi ramionami i zmarszczonymi brwiami, podczas gdy ja wyznaję mu wszystko, co tak długo dusiłam w sobie. Nie mogę przestać mówić. Przytaczam każdą groźbę jego ojca dokładnie słowo w słowo. Wyjaśniam dlaczego dałam się zaszantażować. Błagam go o zrozumienie, tłumaczę, że zrobiłam to, bo go kocham i nie chcę, by musiał rezygnować ze swoich marzeń. I przez cały ten czas, on nie mówi słowa. Nawet nie mruga. - Proszę, powiedz coś - błagam, gdy nadal się nie odzywa i nie mogę już znieść tej ciszy. Wpatruje się we mnie w taki sposób, że nie jestem w stanie ustalić, czy jest rozgniewany, rozczarowany, smutny, czy zirytowany. Każda jego reakcja miałaby dla mnie sens. Każda, ale nie ta. Tej nie rozumiem w ogóle.
Tłumaczenie: Rylee
Bo on zaczyna się śmiać. Ten głęboki, zachrypnięty dźwięk sprawia, że marszczę brwi. To nie ma sensu. Zamiast się wkurzać, on wyraźnie się relaksuje, z jego ciała znika napięcie, czoło się wygładza, a ramiona rozluźniają. Kładzie się obok mnie na łóżku i cały zaczyna się trząść w niekontrolowanym wybuchu wesołości. - Ciebie to bawi? - domagam się wyjaśnień. Bo jest mi przykro. Ja chodziłam jak jakieś nędzne zombie przez ostatnie tygodnie, a jego to bawi? - Nie. Nie bawi mnie to w ogóle. Ale nie da się ukryć, że to wszystko było zupełnie niepotrzebne. - Co było niepotrzebne? - To - wskazuje na nas. - Ty i ja. To, że przez cały ten cholerny miesiąc musieliśmy za sobą tęsknić. - Wzdycha ciężko. - Dlaczego mi po prostu o tym nie powiedziałaś? Spuszczam głowę. - Bo wiem, jakbyś zareagował. Znowu parska śmiechem. - Wątpię. Ale okej, sprawdźmy. Jak, twoim zdaniem, bym zareagował? Zupełnie nie rozumiem jego zachowania i niepokoi mnie to. - Powiedziałbyś, że masz gdzieś pieniądze swojego ojca i nie pozwolisz, aby cię kontrolował. Garrett przytakuje. - Tak, jak do tej pory wszystko się zgadza. Co jeszcze? - Powiedziałbyś, że bardziej zależy ci na mnie, niż na jego głupich pieniądzach. - Zgadza się. - I pozwoliłbyś, aby przestał za ciebie płacić. - Znowu zgadłaś. Serce mi się ściska.
Tłumaczenie: Rylee
- Twój ojciec powiedział, że nie dostaniesz żadnej pomocy od państwa, ani od uczelni, czy nawet kredytu w banku. Garrett ponownie przytakuje. - To wszystko też prawda. - Musiałbyś opłacić czesne ze swoich oszczędności i… a co dalej? Oboje wiemy ile kosztuje utrzymanie mieszkania, samochodu, jedzenie… Musiałbyś pójść do pracy… - Tutaj muszę ci przerwać, kochanie. - Uśmiech, jakim mnie obdarza jest nieskończenie czuły. - Wróćmy do tego, że ojciec odcina mnie od pieniędzy. Zapytaj mnie, co ci wtedy mówię. Przygryzam dolną wargę. Trochę za mocno, więc muszę złagodzić ból językiem. - Co mi wtedy mówisz? Garrett przysuwa się bliżej i muska palcami mój policzek. - Mówię: Nie przejmuj się, kochanie. Za kilka tygodni skończę dwadzieścia jeden lat i wtedy dostanę pieniądze z funduszu powierniczego moich dziadków. Zasysam zszokowany oddech. - Co? Garrett przykłada palec do mojej dolnej wargi. - Oni zostawili mi spadek, Hannah. Mój ojciec o tym nie wiedział, bo wszystkie formalności odbyły się za jego plecami. Babcia i dziadek szczerze go nienawidzili i widzieli jak bardzo lubił mnie kontrolować. Bali się, że będzie próbował przejąć te pieniądze, więc tak to załatwili z moją mamą i prawnikami, abym otrzymał spadek dopiero, gdy będę dorosły i gdy on nie będzie już miał nade mną władzy. Zostawili mi wystarczająco pieniędzy, bym mógł się utrzymać do końca studiów i oddać ojcu każdy grosz, który kiedykolwiek na mnie wydał. A i wtedy zostanie mi tych pieniędzy jeszcze na kilka lat.
Tłumaczenie: Rylee
Mój umysł wiruje jak karuzela. Mam problem, aby to wszystko przyswoić. - Naprawdę? - Naprawdę - odpowiada. Wtedy dopiero dociera do mnie znaczenie jego słów. Słodkie Dzieciątko Jezus. Czy on właśnie mi powiedział, że zerwałam z nim bez powodu? Garrett dostrzega wyraz mojej twarzy i zaczyna cicho się śmiać. - Pewnie teraz ci głupio, co? Otwieram usta, ale nie potrafię sformułować żadnego słowa. Nie mogę uwierzyć, że… jestem taka… taka… Boże, on ma rację. Jestem skończoną idiotką. - Chciałam postąpić, jak należy - wyznaję, nieszczęśliwa. - Wiem jak ważny jest dla ciebie hokej i nie chciałam, abyś musiał z niego zrezygnować. Garrett wzdycha. - Wiem. I uwierz mi, tylko dlatego nie jestem na ciebie wściekły. To znaczy jestem, bo powinnaś o tym ze mną porozmawiać. Ale rozumiem dlaczego tego nie zrobiłaś. - W jego oczach pojawia się gniew. - On nie miał prawa stawiać cię w takiej sytuacji. Przysięgam, gdy tylko… - urywa na chwilę. - W zasadzie, wiesz co? On nie jest wart mojego czasu i energii, pamiętasz? - Teraz już wie o tym spadku? Jego oczy błyszczą triumfalnie. - O, tak. Wykonawca woli moich dziadków, wczoraj przekazał mu czek w moim imieniu. Były tam wszystkie pieniądze, jakie byłem mu winny, a nawet więcej. Zadzwonił do mnie wczoraj wieczorem i darł się na mnie chyba z dwadzieścia minut, zanim się rozłączyłem. Fajnie się tego słuchało. - Nagle przybiera poważny ton. - Jest jeszcze coś, co powinnaś wiedzieć. Cindy go rzuciła. Jestem na równi zszokowana, co zadowolona. - Naprawdę?
Tłumaczenie: Rylee
- Tak. Spakowała się tydzień po Święcie Dziękczynienia i odeszła od niego. Również dlatego był taki wkurzony przez telefon. Myśli, że powiedziałem jej coś, przez co zdecydowała się go zostawić. - Jego twarz czerwieni się z gniewu. - Ten sukinsyn nadal nie uważa, aby robił coś złego. W dalszym ciągu zwala winę na innych. Nie przyjmuje do wiadomości, że ona odeszła przez to, co on jej robił. Mój umysł wciąż wiruje od natłoku informacji. Czuję ulgę, że Cindy odeszła od jego ojca, bardzo mnie to cieszy, bo wydawała się niezwykle miłą kobietą, ale jestem nieszczęśliwa z powodu mojego rozstania z Garrettem. I nie cieszy mnie fakt, że na darmo pozwoliłam się zaszantażować i omal na dobre nie straciłam chłopaka, którego naprawdę potwornie kocham. - Przepraszam - mówię miękko. - Tak bardzo przepraszam, Garrett. Za wszystko. - Tak, ja też... - Nawet nie waż się przepraszać. Nie masz za co. To wszystko moja wina. Zrobiłam z siebie heroiczną męczennicę, która zerwała z tobą dla twojego dobra. - Jęczę. - Boże, nie potrafię nawet być bezinteresowna i tego nie spieprzyć. Garrett uśmiecha się łobuzersko. - Nic nie szkodzi. Przynajmniej jesteś gorąca. No i nie zapominajmy o twoich cyckach godnych striptizerki… Piszczę, gdy Garrett chwyta moje piersi i je ściska. Gdy pociera moje sutki, a one natychmiast sztywnieją, mruczy zadowolony. - Och, jak ja za tym tęskniłem. Nie masz nawet pojęcia jak cholernie bardzo. Śmieję się. - Poważnie? Jeszcze nawet do siebie nie wróciliśmy, a ty już starasz się zaliczyć drugą bazę? Jego język muska moją szyję.
Tłumaczenie: Rylee
- Jeżeli o mnie chodzi, to my nigdy ze sobą nie zerwaliśmy. - Przenosi usta na płatek mojego ucha i wywołuje tym lawinę dreszczy. - I widzę to w ten sposób: Moglibyśmy przez najbliższe dwadzieścia minut się przytulać, całować i płakać nad tym, co było. Po kolejnych dwudziestu minutach ja ci wybaczę, a ty wyznasz mi głęboką, bezwarunkową i dozgonną miłość. No dobra, może po dziesięciu minutach, jeśli pozwolisz mi ściągnąć sobie majtki i doprowadzić się do orgazmu ustami, żeby nadrobić stracony czas. Uderzam go w ramię. - Ale po co marnować więcej czasu, kiedy możemy od razu przejść do tej najlepszej części? Moje usta drżą z rozbawienia. - A co dokładnie jest tą najlepszą częścią? Zanim jestem w stanie zorientować się co on zamierza, jestem już na plecach, czując na sobie jego cudowny ciężar. Błyska tym swoim firmowym, seksownym uśmiechem, który zawsze wywołuje szybsze bicie mojego serca, a później jego usta spotykają moje w natarczywym pocałunku. - To... - Zasysając moją dolną wargę, kręci uwodzicielsko biodrami. …jest najlepsza część. Obejmuję go mocno i trzymam z całych sił, a to uczucie jest tak znajome, tak niesamowicie perfekcyjne, że cała miłość, którą do niego czuję niemal już się nie mieści w moim sercu. - Kocham cię, Garrett - wyznaję. Jego ochrypły głos pieści moje usta: - Ja też cię kocham, Hannah. A później mnie całuje i wszystko w moim świecie znowu jest na właściwym miejscu.
Tłumaczenie: Rylee
Rozdział 45
Hannah Marzec - Możesz mi wyjaśnić, co twój niedoszły chłopak robi w moim salonie? pyta Garrett, pojawiając się przy moim boku. Moje spojrzenie ląduje na Justinie, który siedzi na kanapie i gra w skomplikowanie wyglądającą grę video z Tuckerem. Następnie odwracam się do Garretta, który sprawia wrażenie raczej rozbawionego, niż wkurzonego. - Jest tutaj, bo go zaprosiłam. Jest moim przyjacielem. Pogódź się z tym. - Nie sądzisz, że to trochę sukowate z twojej strony? Mam na myśli, że jego drużyna dała ciała w tym sezonie na całej linii, a on teraz ma świętować z hokeistami, którzy wygrali półfinały? I musi przebywać w jednym pomieszczeniu z tym doskonałym okazem męskości, który ukradł mu ciebie sprzed nosa. - Jego szare oczy błyszczą nieskrywanym samozadowoleniem. Jesteś okropną osobą. - Och, zamknij się. Justin bardzo się cieszy, że udało wam się dojść tak daleko. - Przysuwam usta do jego ucha. - I nie mów o tym nikomu, bo będę musiała cię zabić, ale w zeszłym miesiącu zaczął coś kręcić ze Stellą. - Naprawdę? - Szczęka mu opada, gdy patrzy na drugi koniec salonu, gdzie Allie, Dex i Stella prowadzą niezwykle ożywioną dyskusję z Loganem i Simmsem. Widok moich przyjaciół bawiących się razem z przyjaciółmi Garretta nadal jest dość dziwacznym doświadczeniem, ale przez ostatnie trzy miesiące spotkaliśmy się wszyscy już tyle razy, że powoli zaczynam się do tego przyzwyczajać.
Tłumaczenie: Rylee
Stojący obok Dexa Logan, wyczuwa, że na niego patrzę, unosi głowę i… dobra, do tego nigdy się nie przyzwyczaję. Do sposobu, w jaki on na mnie patrzy. Gdy raz poruszyłam z Garrettem ten temat - podczas najbardziej niezręcznej rozmowy wszechczasów - powiedział tylko: „On da sobie z tym radę.” Żadnego gniewu, żadnej urazy ze strony Garretta, jedynie jedno nędzne zapewnienie, które tak naprawdę nie stłumiło do końca mojego niepokoju. Nie podoba mi się, że najlepszy przyjaciel Garretta najwyraźniej darzy mnie jakimiś uczuciami, ale Logan nigdy niczego ze mną nie próbował, nawet nie poruszył tego tematu, więc przynajmniej nie jest między nami niezręcznie. Ale naprawdę mam nadzieję, że cokolwiek on do mnie czuje, wkrótce mu to przejdzie, bo pomimo tego, że szczerze go lubię, to jestem całkowicie i niezaprzeczalnie zakochana w jego najlepszym przyjacielu i to się nigdy nie zmieni. Ten semestr był dla nas niezwykle pracowity. Ja znowu mam próby, tym razem do wiosennego występu i również w duecie - z Dexterem i obojgu nam świetnie się ze sobą współpracuje. Natomiast Garrett i jego drużyna wypruwali sobie żyły przez cały sezon. Finał mistrzostw odbędzie się w przyszłym tygodniu, w Wells Fargo Center w Filadelfii, co oznacza, że tak, będę go oglądała na żywo i zostanę u cioci przez trzy dni, dokładnie tyle, ile drużyna będzie tam na wyjeździe. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wygrają. Naprawdę ciężko pracowali przez te wszystkie miesiące, więc prędzej mi kaktus na głowie wyrośnie, niż przegrają. A nawet jeżeli, to w ramach pocieszenia będę musiała zafundować mojemu mężczyźnie wiele godzin wyczerpującego seksu. Co zrobić, taki już mój los. - Spójrz kto się w końcu pojawił - odzywa się Garrett, więc odwracam się w kierunku drzwi, by zobaczyć Natalie i Birdiego. Ich policzki są zarumienione, a wyrazy twarzy nie pozostawiają wątpliwości, z jakiego powodu się spóźnili. Gdy do nas podchodzą, przytulam
Tłumaczenie: Rylee
Natalie na powitanie, a później uśmiecham się do Birdiego, który odpowiada na docinki Garretta, obronnym tonem: - Mówiłem ci przecież, że mam mieszane uczucia co do tej imprezy. Świętowanie zwycięstwa zanim się wygrało przynosi pecha. - E tam, tytuł mistrza mamy już w kieszeni. - Garrett się uśmiecha, po czym pochyla, by pocałować mnie w policzek. - Zresztą najważniejszą nagrodę już zdobyliśmy. Moje policzki zapalają się jak lampki na choince. Natalie rzuca mi rozmarzone spojrzenie, a Birdie, ku mojemu zdziwieniu, jedynie przytakuje z aprobatą. - Widzisz… - Garrett mnie przytula. - Przy nim mogę mówić takie rzeczy, bo wiem, że mnie nie wyśmieje. - A powinien - burczę. - Bo to było żenujące jak cholera. - Och, zamknij się - naśladuje mój ton. - Lubisz, gdy jestem romantyczny. Ma rację, cholernie to lubię. Birdie i Natalie poszli ze wszystkimi się przywitać, a my zostaliśmy jakby trochę na uboczu. Garrett od razu wykorzystuje okazję i przyciąga mnie do siebie, by odnaleźć swoimi ustami moje. Pomimo tego, że nie lubię publicznego okazywania uczuć, nie potrafię myśleć o etykiecie społecznej, gdy on mnie całuje. Jego usta są ciepłe i pełne, a język wilgotny i gorący, dlatego, gdy jedynie przelotnie daje mi go poczuć, pogłębiam pocałunek, pragnąc więcej. Ale Garrett zaczyna się śmiać, przerywa pocałunek i ciągnie mnie żartobliwie za kosmyk włosów. - Zachowuj się, Hannah. Jesteśmy w miejscu publicznym. - Ha. Odezwał się facet z namiotem w spodniach. Jego spojrzenie podąża w dół i słyszę westchnięcie, gdy dostrzega wybrzuszenie w swoich jeansach.
Tłumaczenie: Rylee
- Na miłość boską, Wellsy, sprawiasz, że robię się twardy, nawet o tym nie wiedząc. - Marszczy brwi. - Cholera. Teraz muszę opuścić własną imprezę, żebyśmy mogli pójść na górę i się tym zająć. Wielkie dzięki. Parskam. - Zapomnij. Nie mam zamiaru narażać się później na spacer wstydu przed wszystkimi naszymi znajomymi. Garretta markotnieje. - Wstydzisz się mnie? - Nie patrz na mnie tym wzrokiem małego chłopca. - Uderzam go w pierś. - To już na mnie nie działa. - Małego chłopca? - powtarza, a później nikczemny uśmiech unosi kąciki jego ust i odwraca się tyłem do salonu, a przodem do mnie, by chwycić mnie za rękę i położyć ją sobie centralnie na swojej twardej jak skała erekcji. - Czy to co czujesz jest dla ciebie małe, lub chłopięce? Przez moje ciało przebiega fala dreszczy. Och, nie. Teraz ja też jestem podniecona. Serce zaczyna walić mi jak szalone, cało drży, więc biorę Garretta za rękę i mówię: - Dobra, chodźmy na górę. - Nie. Zmieniłem zdanie. Zostaniemy na imprezie. Puszczam jego rękę, jakby mnie parzyła i rzucam mu spojrzenie spode łba. - Jesteś najgorszym dręczycielem wagin w historii. Wybucha śmiechem. - Wiem, ale i tak wciąż mnie kochasz. Malutkie motylki szczęścia startują do lotu w moim brzuchu i tańczą dookoła mojego serca. Ponownie chwytam go za rękę i splatam jego palce z moimi. - Tak - mruczę, uśmiechając się do niego. - Wciąż cię kocham.
Tłumaczenie: Rylee
Epilog
Garrett Mój ojciec czeka na zewnątrz areny, gdy cała drużyna wypada z niej tylnymi drzwiami. Deanowi jakimś cudem udało się zdobyć starego boom boxa i niesie go na ramieniu z „We are the champions” Queensów dudniącym z głośników. Wokół nie ma nikogo, kto mógłby usłyszeć tę piosenkę, jedynie my, nasze rodziny i przyjaciele, którzy przyjechali do Filadelfii, by nas dopingować. Ale brawa i wiwaty wybuchają mimo wszystko, gdy przechadzamy się po parkingu jak mistrzowie, którymi jesteśmy i kilku z moich kolegów robi wspólnie przesadny ukłon, zanim biegną do swoich bliskich. Zrobiłem to, do cholery. Tak, wiem, to zasługa całego zespołu i to nie mała, bo po raz pierwszy od lat w finale mistrzostw Frozen Four przeciwna drużyna nie zdobyła ani jednego gola. Ani jednego. My strzeliliśmy trzy, pierwszego ja, drugiego Tuck, a trzeciego Birdie. Jestem dumny z mojej drużyny. Jestem dumny z siebie, że udało mi się doprowadzić nas do tego zwycięstwa. To jest idealne zakończenie idealnego sezonu i robi się jeszcze bardziej idealnie, gdy Hannah podbiega do mnie i rzuca mi się na szyję. - O mój Boże! To był najlepszy mecz w historii hokeja - ogłasza, zanim całuje mnie tak mocno, że prawdopodobnie będę miał posiniaczone usta. Szczerzę się jak głupi, widząc jej entuzjazm. - Podobało ci się jak po strzelonym golu pokazałem ci gestem pistolet? Ta bramka była dla ciebie, kochanie. Hannah odwzajemnia mój olbrzymi uśmiech.
Tłumaczenie: Rylee
- Przepraszam, że muszę rozwiać twoje złudzenia, ale tak naprawdę pokazałeś go pewnemu facetowi w średnim wieku, siedzącemu kilka miejsc obok mnie. Gość całkowicie ześwirował i zaczął opowiadać wszystkim dookoła, że tę bramkę zadedykowałeś jemu. A później usłyszałam jak pytał swoją żonę, skąd wiedziałeś, że dzisiaj zdiagnozowano u niego cukrzycę, więc nie miałam serca go uświadamiać, że to nie chodziło o niego. Parskam śmiechem. - Dlaczego u nas nigdy nic nie może by proste? - Hej - fuka na mnie. - Dzięki temu jesteśmy fajniejsi. Nie mogę się z nią nie zgodzić. Kątem oka dostrzegam mojego ojca czającego się w pobliżu autokaru, ale nie nawiązuję z nim kontaktu wzrokowego. Tak naprawdę nikt na niego nie patrzy. Nie tylko ja, nie tylko Hannah, ale też chłopaki z drużyny. Kilka miesięcy temu powiedziałem im prawdę o moim ojcu, bo moja wcześniejsza rozmowa z Hannah dała mi wiele do myślenia. Nie chciałem, aby życie było niesprawiedliwe, a on czczony jak Bóg. Nie zasługiwał na to. Dlatego, gdy po Nowym Roku jeden z naszych nowych obrońców zapytał mnie, czy mógłbym mu załatwić autograf Phila Grahama, nie wytrzymałem. Zebrałem wszystkich chłopaków, w tym także trenera i powiedziałem im wszystko. Chyba nie muszę mówić, jakie to było dla mnie nie tylko krępujące, ale też cholernie ciężkie emocjonalnie, ale gdy było już po wszystkim, moja drużyna pokazała mi, że byłem nie tylko ich kapitanem, ale też bratem. I teraz, gdy wszyscy razem idziemy w kierunku autobusu, żaden z nas nie zaszczyca mojego ojca nawet pojedynczym spojrzeniem. - Zobaczymy się po powrocie? - pytam Hannah. Kiwa głową. - Wujek Mark mnie odwiezie, więc powinnam wrócić do kampusu mniej więcej w tym samym czasie co wy. - Zadzwoń do mnie, gdy dotrzesz do domu. Kocham cię.
Tłumaczenie: Rylee
- Ja też cię kocham. Kładę ostatni pocałunek na jej ustach, a później wsiadam do autokaru i zajmuje to samo miejsce co zawsze, obok Logana. A gdy kierowca zamyka drzwi i rusza, nie wyglądam przez okno, by spojrzeć na wysokiego, gburowatego mężczyznę, który wciąż stoi na parkingu. Nie oglądam się już na tamte dni. Teraz patrzę już tylko w przyszłość.
Koniec