McCauley Barbara
Dynastia z Bostonu 05
Miłość jak ogień
ROZDZIAŁ PIERWSZY
sc
an
da
lo
us
Emily Barone stała w...
11 downloads
16 Views
511KB Size
McCauley Barbara
Dynastia z Bostonu 05
Miłość jak ogień
ROZDZIAŁ PIERWSZY
sc
an
da
lo
us
Emily Barone stała w małym, tylnym pomieszczeniu biura firmy Baronessa Gelati. Obserwowała, jak kartka papieru powoli wsuwa się do kserokopiarki, a następnie ląduje na trzech kopiach, które zrobiła wcześniej. Żarówka zamigotała w słabo oświetlonym pokoiku. Maszyna zadrżała i skończyła pracę. - Nie do wiary... - powiedziała do siebie Emily już po raz setny. - To nie może być prawda. Ale w głębi serca wiedziała, że znalazła dowód przeciwko Derrickowi. Nie było żadnego wyjaśnienia, niczego, co mogłoby usprawiedliwić czyn jej brata. Albo to, co zamierzał zrobić. Ręka jej zadrżała, gdy sięgała po kartkę będącą dowodem przestępstwa. Derrick chciał sprzedać konkurencji receptury opracowane w rodzinnej firmie. Był bardzo ostrożny, nie chciał wzbudzić podejrzeń. Nawet Emily, jego sekretarka, nie zauważyłaby niczego, gdyby przypadkiem nie usłyszała dzisiaj kilku słów wypowiedzianych szeptem podczas rozmowy na prywatnej linii; te słowa ją zaniepokoiły. Kiedy kilka minut później Derrick opuścił biuro, a Emily szybko weszła tam i wcisnęła w telefonie guzik „redial", w słuchawce odezwała się recepcjonistka firmy Snowcream, Inc. - był to największy konkurent na rynku ich rodzinnej firmy Baronessa Gelati. Emily postanowiła zaczekać do wieczora, aż wszyscy wyjdą, a następnie rozpocząć poszukiwania dowodu potwierdzającego zdradę Derricka. Przeszukiwała jego biurko prawie godzinę. Kolejne piętnaście minut
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
zajęło jej znalezienie pliku zawierającego szczegóły jego rozmowy z Grantem Summersem, prezesem Snowcream. W dokumencie widniały również daty i czas trwania spotkań, które Derrick odbywał z Summersem, podana była suma pieniędzy, która została wypłacona za informacje, i numer konta w szwajcarskim banku, gdzie kierowano przelewy. Emily przełknęła z trudem i zamrugała, by powstrzymać napływające do oczu łzy. Wiedziała, że była naiwna. W wieku dwudziestu czterech lat nadal próbowała dostrzegać w ludziach tylko dobro, wierzyła, że w końcu zawsze postąpią właściwie i pójdą dobrą drogą. Nie mogła pogodzić się z myślą, że rodzony brat jest zdrajcą i złodziejem, że mógłby okraść kogokolwiek, a co dopiero Baronessę Gelati. Była zadowolona z faktu, że jej ojciec, Paul Barone, wybrał zawód prawnika, zamiast prowadzić firmę, którą założył ponad pół wieku temu dziadek Marco. Teraz myśl o tym, że będzie musiała opowiedzieć rodzicom o swoich odkryciach, sprawiła, że ścisnął jej się żołądek. Matka tego nie przeżyje - syn okazał się zdrajcą i sprzedawczykiem! Ale rodzice mogą się przecież o niczym nie dowiedzieć, pomyślała Emily, wyłączając kopiarkę. Prezesem Baronessy był brat ojca, Carlo. Powinna właśnie jemu przedstawić te dokumenty. Było oczywiste, że Derrick natychmiast straciłby fotel dyrektora departamentu jakości, ale prawdopodobnie zatuszowano by potencjalny skandal w firmie i w rodzinie. Stryj Carlo będzie wiedział, co robić. Był mężczyzną o niskim, grzmiącym głosie, co czasami budziło strach, ale był dobrym człowiekiem, kochał swoją żonę i dzieci, i troskliwie opiekował się całą rodziną. Nagle Emily zamarła, słysząc dźwięk zamykających się drzwi w pierwszym pomieszczeniu. Szybko wyłączyła małą lampę na stoliku. Stała w ciemności, nasłuchując. Z sąsiedniego pomieszczenia dobiegał szelest, potem ucichło. Emily powoli przesuwała się w stronę małego zamkniętego okienka, przez które można było zajrzeć do pierwszego pomieszczenia biurowego. Zajrzała przez szparę z boku rolety. Świata były zgaszone, ale mogła dostrzec sylwetkę wysokiego, szczupłego mężczyzny
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
stojącego przy jednym z biurek. Gdy mężczyzna się odwrócił, zabrakło jej powietrza. To był Derrick! Kiedy odwrócił się w jej stronę, odskoczyła od okienka. Nigdy nie potrafiła przekonująco kłamać. Gdyby Derrick ją tu zobaczył, nie potrafiłaby z tego wybrnąć. Tylko by na nią spojrzał i już by wiedział, co odkryła. Dostałby szału. Emily nie może dopuścić do konfrontacji, dopóki nie porozmawia najpierw ze stryjem Carlem. Przycisnęła plecy do ściany, wstrzymała oddech i czekała. Po chwili drzwi do biura się zamknęły. Emily wreszcie wypuściła powietrze. Odczekała jeszcze parę minut. Nie miałaby szans na ucieczkę, gdyby Derrick wrócił i zastał ją w biurze z plikiem dokumentów, które skserowała. W biurze było cicho i pusto. Serce Emily waliło jak szalone. Westchnęła z ulgą. Odczekała jeszcze dwie minuty i... Znieruchomiała. Pociągnęła nosem. Czy to dym? Zapaliła lampę. Nad podłogą snuły się smugi szarego dymu, który przedostawał się tu szparą pod drzwiami. O Boże! Podniosła roletę w okienku i spojrzała do pierwszego pomieszczenia. Płomienie strzelały w górę na środku pokoju i szybko rozprzestrzeniały się na boki. Dlaczego nie włączył się alarm?! I dlaczego nie włączyły się zraszacze? Czyżby Derrick... Nie! Nie do wiary, żeby mógł zrobić coś tak potwornego! Sprzedawanie sekretnych receptur to jedno, ale podpalenie to kolejne przestępstwo! On nie mógłby popełnić tak obrzydliwej zbrodni!!! Emily złapała torebkę i skserowane kartki. Nie było czasu, by odłożyć oryginały na miejsce. Musiała stąd szybko wyjść, zanim ogień ogarnie całe biuro. Nie miała wyboru, musiała przejść przez pierwsze płonące pomieszczenie. Tam były okna, które wychodziły na ulicę, znajdowała się na drugim piętrze - mogłaby krzyczeć o pomoc. Gdyby wszystko wyglądało bardzo kiepsko, mogłaby nawet skoczyć. Nabrała powietrza, otworzyła drzwi i wybiegła ze swojej kryjówki. Uderzyła w nią fala gorąca, ale Emily nie zatrzymała się. Usłyszała odległy dźwięk syren i to przywróciło jej nadzieję. Już jadą, pomyślała,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
gdy dźwięk stał się głośniejszy. Już prawie tu są. Ogień płonął w całym pomieszczeniu, wszędzie fruwały iskry. Gorące powietrze parzyło gardło i oczy. Chciała dotrzeć do okna, ale nagle z tyłu rozległ się głośny trzask. Odwróciła się. Z przerażeniem obserwowała, jak stalowe belki podtrzymujące sufit rozstępują się. Sufit otwierał się niczym gigantyczny suwak, zaczęły spadać gipsowe płytki. W panice Emily odwróciła się do okna, ale pękające powierzchnie i spadające płytki osaczyły ją jak wściekły potwór. Stała w miejscu, nie wiedząc, co robić. Po chwili osunęła się na podłogę... - Mówi Hemming Taylor ze stacji KLRT. - Jasnowłosa reporterka z mikrofonem zwracała się do oka kamery. - Jako pierwsi dotarliśmy na miejsce wydarzeń w Brookline w stanie Massachusetts. Ogień płonie wewnątrz jednego z budynków należących do firmy Baronessa Gelati. Płomienie ogarnęły drugie piętro biurowca i jak państwo widzą... wskazała ręką i kamera pokazała budynek - rozprzestrzeniają się także na inne. Strażacy walczą z ogniem, usiłując ugasić pożar. Napięcie wśród strażaków i gapiów wzrosło z powodu niepotwierdzonej informacji, że w środku może znajdować się kobieta. Ta wiadomość dotarła do nas kilka minut temu i... Wybuch na trzecim piętrze biurowca przerwał relację. Dziennikarka i kamerzysta odbiegli, by się ukryć. Strażacy pracujący na zewnątrz padli na ziemię, w samochodach parkujących na sąsiednich ulicach włączyły się alarmy. Shane Cummings znajdował się właśnie w wypełnionej dymem klatce schodowej między pierwszym i drugim piętrem, gdy wybuch na górze rzucił go na ścianę. Otrząsnął się szybko, wyprostował i poszukał wzrokiem Matta. - Jesteś cały?! - krzyknął po drugiej, mniejszej eksplozji. Matt podniósł rękę, dając znak, że wszystko w porządku i można ruszać na drugie piętro. Powinni już dawno stąd wyjść, ale strażnik z budynku po drugiej strome ulicy przysięgał, że widział tu, na drugim piętrze, kobietę w oknie. Dwie minuty, pomyślał Shane i kopniakiem otworzył drzwi na piętro. Dwie minuty, a potem spadamy stąd.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Wchodzimy na drugie piętro od strony klatki schodowej! krzyknął do słuchawki przy hełmie, przekrzykując trzaskające płomienie i pękające elementy konstrukcji. - Pokój szesnaście na trzynaście na czterdzieści, wypełniony gęstym dymem, sufit spadł. Kobieta powinna być przy oknie na wschód. Idziemy tam. - Zabraniam, Cummings! - głos Griffina, szefa jednostki, zaskrzeczał w słuchawce. - Nie ma już trzeciego piętra. Schrzaniaj stamtąd! - Pięć minut... - Shane spojrzał na Matta, który kiwnął głową. Potem wyskakujemy. - Bez heroizmu, Cummings - warknął Griffin. - Wykonać rozkaz, do diabła. I zabierajcie stamtąd tyłki, natychmiast! - Dwie minuty - negocjował Shane - i podstawcie drabinę do okna. Griffin bluznął stekiem przekleństw i gróźb, ale Shane już go nie słuchał i zanurkował w gęsty dym. Matt ruszył za nim. Shane czuł przypływ adrenaliny, gdy okrążał ścianę płomieni, idąc w stronę okien, które znajdowały się za rzędem biurek. Wśród dymu nie można było dostrzec, czy na podłodze ktoś leży. Nagle zauważył długie nogi, wystające spod sterty sufitowych płytek. - Mamy ją! - krzyknął do Matta, a potem zameldował szefowi: Mówi Cummings. Znalazłem kobietę, leży około dwóch metrów od wschodniego okna, chyba jest nieprzytomna. Słyszycie? Shane usłyszał westchnienie, a potem: - Słyszymy, Curnmings, Zabieraj ją i wychodźcie. - Tak jest. Bez odbioru. Zaczęli szybko rozgrzebywać stertę połamanych płytek i kawałków gipsu, aż wreszcie zobaczyli całe ciało kobiety. Była młoda, miała prawdopodobnie dwadzieścia kilka lat, stwierdził Shane, gdy wziął ją na ręce. Była lekka. Pył i brud pokrywał jej ubranie, ale na nagich ramionach i na nogach nie dostrzegł śladów oparzeń. Kiedy wstał, włosy opadły jej z twarzy i uniosła powieki. Spojrzała na niego. Shane dostrzegł w jej oczach zmieszanie i lęk. - Znalazłem cię! - krzyknął. - Czy ktoś tu jeszcze jest? Nie usłyszał, co odpowiedziała, ale miał nadzieję, że to było słowo: „nie". Na górze znowu nastąpiła eksplozja. Shane zacisnął zęby i przytulił kobietę do piersi, gdyż spadł na nich deszcz pyłu i gipsowych
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
kawałków. - Musimy wydostać się przez okno! - krzyknął, by przekrzyczeć huczący ogień. - Dasz radę? Kiwnęła głową i mocno chwyciła go za szyję. Trzymając ją w ramionach, Shane zrobił krok ku oknu i otworzył je. Poczuł że bolą go płuca od gryzącego dymu, który buchnął w ciemną noc. Słyszał zgiełk na dole, widział czerwone migające światełka samochodów strażackich. Krzyki nasiliły się, gdy pojawiła się drabina. - No to ruszamy. - Shane przerzucił kobietę na jedno ramię w taki sposób, że górna część jej ciała spoczywała na jego barkach. Chwycił ją mocno i wyszedł na parapet. Matt był tuż za nim. Shane już miał postawić nogę na drabinie, gdy kolejna eksplozja wybiła okna na drugim piętrze i wypchnęła ich na zewnątrz. Shane upadł na ziemię. Swoim ciałem ochronił kobietę przed upadkiem. Zadrżała i przytuliła się do niego, gdy spadał na nich deszcz kawałków szkła i cegieł. Shane rozejrzał się, żeby się upewnić, czy z Mattem wszystko w porządku. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, jak kolega podnosi się z chodnika i unosi kciuk do góry. Shane niezbyt delikatnie ponownie chwycił dziewczynę na ręce i ruszył w kierunku czekających pielęgniarzy. Podbiegli z noszami i szybko nałożyli jej maskę tlenową. Gdy nieśli ją do karetki, podniosła głowę i wpatrywała się w Shane'a. Wydawała się taka drobna i bezbronna. Miała brudną twarz, na czole krew. Shane poczuł, jak ściska mu się serce. Ruszył za sanitariuszami, ale zatrzymał go głos Griffina: - Cummings! Szef był wielki i zwalisty, przypominał byka. - Mówiłem ci, żebyś stamtąd zjeżdżał! - ryknął. -Powinienem złoić ci tyłek za głupotę i brawurę! Shane zdjął hełm i otarł pot z czoła. - Nie chciałem, ale... - Daruj sobie - warknął Griffin. - Krwawisz. Idź do karetki, niech cię opatrzą. A potem wracaj na komendę, musisz napisać raport. - Tak jest. Ekipa telewizyjna i dziennikarze otoczyli karetkę niczym szarańcza.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Shane odpychał wycelowane w niego mikrofony i przedzierał się przez tłum do ambulansu. Wszedł do karetki i usiadł obok kobiety na noszach. Wydawała się spokojna. Nakrył jej drobne palce swoją dłonią, uśmiechnął się. Odpowiedziała mu słabym uśmiechem, potem zamknęła oczy i straciła przytomność. Kilka minut później karetka z wyciem syreny zatrzymała się przed szpitalem Brookline. - Emily... Emily... Daleki męski głos docierał niby zza grubej warstwy mgły, powodując ból w głowie i pieczenie w piersiach. Czuła się, jakby unosiła się gdzieś w powietrzu, częściowo uwolniona od ciała... - Emily, słyszysz mnie? Odejdź, chciała odpowiedzieć, ale nie mogła poruszyć wargami. Nie mogła ruszać żadną częścią ciała. Słyszała dzwonek telefonu... człowiek wzywał pielęgniarkę... skrzyp, skrzyp, skrzyp... gumowe podeszwy na terakocie... Gdzie ja jestem? Dlaczego czuję dym? Dym, lekarstwa. .. i męską wodę kolońską? - Emily, obudź się. To ja, Derrick. Derrick? Nie znam nikogo o tym imieniu. Głos był teraz bliższy, nalegający. Próbowała otworzyć oczy, ale powieki były tak ciężkie, że poczuła zmęczenie i zrezygnowała. Nie wiedziała, kim jest ta Emily, i było jej to obojętne. Chciała tylko spać. - Dzwoniłem do rodziców, ale oni są w operze. Zostawiłem im wiadomość... Emily, na Boga, otwórz oczy i powiedz coś. Nie chcę rozmawiać, pomyślała i odwróciła głowę. Prześcieradło było chłodne i szorstkie. Kołdra lekka i ciepła. Było jej tak lekko i ciepło... Spać... tylko spać... - Co robiłaś w biurze? - Głos mężczyzny zamienił się w nerwowy szept. - Przecież wyszłaś przede mną, dlaczego wróciłaś? Nie miała pojęcia, kto do niej mówi ani czego chce. Poczuła, jak w jej głowie narasta ból, jęknęła. Powoli uniosła powieki i zobaczyła zamazaną sylwetkę mężczyzny. Stał blisko, był wysoki, miał ciemne włosy. Zamrugała z powodu
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
jasnego światła, obraz stawał się wyraźniejszy. Mężczyzna miał ostre rysy twarzy, jego usta tworzyły wąską linię. Nosił czarny, dobrze skrojony garnitur, białą koszulę i krawat, który połyskiwał srebrnym wzorem. Silny zapach jego wody koloń-skiej drażnił gardło. Zakaszlała. Pochylił się i wziął ją za rękę. Chciała go odepchnąć, ale nie miała siły. - Powiedz mi - znowu mówił szeptem - dlaczego byłaś w biurze. Jestem w szpitalu, uświadomiła sobie, widząc rurki biegnące od jej ramienia do butelki z jakimś płynem wiszącej przy łóżku. - Ja... - wzięła głęboki oddech - nie wiem. Jego ręka mocniej ścisnęła jej dłoń. - Co to znaczy „nie wiem"? Jak możesz nie wiedzieć?! Nie wiem, dlaczego nie wiem, chciała odpowiedzieć, ale poczuła ból w płucach i w głowie, jakby przesuwały się tam kawałki szkła. Walczyła z ciężkimi powiekami, które się zamykały, usiłowała patrzeć na mężczyznę. Derrick. Powiedział, że ma na imię Derrick. - Wyszłaś z firmy pół godziny przede mną. - Jego oczy się zwęziły. Widziałem, jak odjeżdżałaś. Co robiłaś w biurze wieczorem? - Ja... nie wiem... o czym mówisz - wykrztusiła i znowu zaniosła się kaszlem. - Do cholery, Emily, co ty sobie... - Urwał, bo rozległo się pukanie w uchylone drzwi. Derrick wyprostował się i zmarszczył czoło. - O co chodzi? - Przyszedłem odwiedzić Emily. Ten głos. Głęboki, lekko zachrypnięty, znajomy, pomyślała. Bezpieczny... Uniosła ciężkie powieki i spojrzała w stronę drzwi. - Kim pan jest? - zapytał Derrick. - Przyjacielem. - Mężczyzna miał na sobie wyblakłe dżinsy, czarne buty i drelichową kurtkę. Zmierzył wzrokiem Derricka i wszedł do pokoju. - A pan kim jest? - Bratem Emily, nazywam się Derrick Barone. Mężczyzna podszedł bliżej, a Emily poczuła, że puls jej przyspiesza. Znała go, była tego pewna. Ale nie wiedziała, skąd go zna. Był wysoki, miał szeroką klatkę piersiową i umięśnione ramiona.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Włosy w kolorze piasku były krótko przycięte na bokach, dłuższe na środku głowy, na czoło opadło mu parę kosmyków. Miał zielone oczy, nie - były niebieskie. Nie, zielononiebieskie, zdecydowała i wstrzymała oddech, gdy na nią patrzył. - Jak się czujesz? - zapytał. Zanim zdołała odpowiedzieć, wtrącił się Derrick: - Przepraszam, ale nie dosłyszałem pańskiego nazwiska. - Mam na imię Shane - powiedział mężczyzna, patrząc na Emily. Shane Cummings. - Znam większość przyjaciół siostry - odparł Derrick - i nie przypominam sobie, żebyśmy się kiedykolwiek spotkali. - Bo się nie spotkaliśmy - rzucił Shane, minął Derricka i podszedł do łóżka Emily. - Hej, Kopciuszku, co porabiasz? Kopciuszku? Dlaczego tak ją nazywa? - zaciekawiła się. Nagle ból niczym strzała przebił jej skroń, wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Ogień... wszędzie płomienie... dym... Odgłosy pożaru nasilały się. Wybuchy, trzask płonącego drewna, pękające szkło... Wyciągnęła rękę i poczuła ciepłą dłoń Shane'a obejmującą ją. „Trzymam cię..." Słyszała głos Shane'a, czuła jego silne ramiona wynoszące ją z osypiska. Uratował ją, ochronił własnym ciałem, został przy niej... To było wszystko, co pamiętała. Nie wiedziała, co zdarzyło się wcześniej ani co nastąpiło później, gdy wsiadł z nią do ambulansu. Ból zelżał i otworzyła oczy. Zobaczyła jego zatroskane spojrzenie. - Wezwać lekarza? - spytał cicho. - Chwileczkę - Derrick niespokojnie wygładzał swój krawat - nie wiem, kim pan jest ani co pan tu robi. Moja siostra miała straszne przeżycia. Może by pan raczył... - Pan Barone? - Rudowłosa pielęgniarka wetknęła głowę do pokoju. - Dzwonią pana rodzice. Chcą z panem porozmawiać. Derrick zerknął na Shane'a, potem na Emily. - Zaraz wrócę. Jeżeli czegoś potrzebujesz... - Ja tu będę - odparł Shane. Derrick zmarszczył czoło i wyszedł. - Ty... mnie uratowałeś - wyszeptała Emily.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Teraz czy wcześniej? - W obu przypadkach. Uśmiechnął się do niej. - Pamiętasz mnie? - Pożar... Wyniosłeś mnie... Kiedy zaczęła kaszleć, ścisnął jej dłoń. - Lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze, ale nawdychałaś się dymu i płuca mogą cię boleć przez parę dni. Poza tym przypuszczam, że boli cię głowa. Spadł na nią sufit. Uśmiechnęła się słabo i dotknęła bandaża na głowie. - Co się właściwie stało? - Miałem nadzieję, że dowiem się od ciebie. Byłaś jedyną osobą w tym budynku, kiedy wybuchł pożar. - W jakim budynku? - spytała. - Firmy Baronessa Gelati. - Kiedy nie zareagowała, dodał: - Tam pracowałaś. Zamknęła oczy, wulkan w jej głowie znowu się budził. Dlaczego nic nie pamięta? - Panie Cummings? - Jasnowłosa lekarka weszła do pokoju. Myślałam, że pan już wyszedł. - Właśnie wychodziłem. - Shane włożył ręce do kieszeni i zrobił krok w stronę drzwi. - Ale kiedy zobaczyłem, że panna Barone odzyskała przytomność, pomyślałem, że może pamięta, co się zdarzyło. Lekarka założyła okulary w czarnych oprawkach i popatrzyła na Emily. - Jestem doktor Tuscano. Jak pani głowa? - Pęka - odpowiedziała Emily słabym głosem. Lekarka uśmiechnęła się. - Ma pani kilka szwów blisko Unii włosów. Kiedy się wszystko zagoi, nie powinno być dużych blizn na czole. Dawkujemy pani kroplówką środki przeciwbólowe, ale jeśli w nocy będzie się pani czuła lepiej, rano zabierzemy kroplówkę. Oprócz stłuczeń i siniaków, i oczywiście dymu w płucach, jest pani w niezłej formie, zważywszy na to, co panią spotkało. - Shane uratował mi życie - szepnęła Emily.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- To prawda. - Doktor Tuscano zapisywała coś na karcie Emily. Rodzina bardzo się ucieszy, kiedy usłyszy, że wszystko będzie dobrze. - Moja rodzina? Lekarka przerwała pisanie i spojrzała na Emily. Odłożyła kartę i wyjęła małą latarkę z kieszeni. - Nie pamięta pani wypadku? - Nie. Lekarka świeciła jej latarką w oczy. - Czy pani pamięta, kim jest, gdzie mieszka? Kim jest? Ból w głowie nasilił się. Z rozmowy wywnioskowała, że nazywa się Emily Barone. Ale nie wiedziała, kim jest. Ani gdzie mieszka. - Nie pamiętam. - Hm... Lekki wstrząs, nic poważnego. - Doktor Tuscano schowała latarkę do kieszeni i znowu zaczęła pisać coś w karcie. - Rodzice już tu jadą. Ale nie powinna pani mieć więcej odwiedzających. - Pani doktor... - głowa rudej pielęgniarki znowu wychynęła zza drzwi - dzwoni doktor Heaton, na trójce. - Będzie dobrze. - Lekarka uśmiechnęła się i poklepała Emily po ramieniu. - Przyjdę tu rano. Zobaczymy, jak się pani poczuje po nocnym odpoczynku. Emily odprowadziła wzrokiem lekarkę do drzwi, a potem spojrzała na Shane'a. Stał nieruchomo w pobliżu jej łóżka, z rękami w kieszeniach. Dostrzegła niepokój w jego spojrzeniu i zapragnęła dotknąć jego policzka, by go pocieszyć. - Chyba już pójdę - powiedział po chwili. - Wpadłem, żeby zobaczyć, jak się miewasz. Emily poczuła się jak samotne przestraszone dziecko. Jedyną osobą, którą znała i pamiętała, był Shane. Nie chciała, żeby odchodził. Jeśli on tu zostanie, będzie mogła zasnąć i nic złego jej się nie zdarzy. - Dzięki, że przyszedłeś. - Łzy same popłynęły jej po twarzy. - Co się stało? - Podszedł bliżej. - Boli cię? Zawołać lekarza? - Nie. - Odwróciła głowę. - Przepraszam. To głupie... - Co jest głupie? - Pomyślałam, że może... jeślibyś mógł...
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Co? - Czy mógłbyś... - odwróciła twarz ku niemu - zostać ze mną, dopóki nie zasnę? Patrzył na nią przez chwilę, potem kiwnął głową, przysunął sobie krzesło i usiadł. - Jasne - powiedział z uśmiechem. - Dzięki. Wiedziała, że ją obserwuje, ale to jej nie krępowało. Czuła się bezpieczna. Zasypiając, miała nadzieję, że gdy się obudzi, jej świat nabierze sensu. Wszystko sobie przypomni. Powieki stawały się coraz cięższe, oddychała coraz wolniej, zapadała w ciemność.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ DRUGI
sc
an
da
lo
us
Wiosną turyści przychodzą do bostońskiego portu całymi stadami. Wszyscy noszą kapelusze i okulary przeciwsłoneczne, mają ze sobą aparaty cyfrowe o różnych kształtach. Rodziny i grupy wycieczkowiczów obsiadają doki. Jedzą ogromne hot dogi kupione w budce przy wejściu na przystań albo lody w rożkach sprzedawane przez Marty'ego Marynarza, który wabi klientów opowieściami o syrenach i zatopionych statkach, a potem odbywają dwugodzinną wycieczkę po porcie. Z pokładu swojej żaglówki Shane obserwował pierwszy autobus wycieczkowy, który wjeżdżał właśnie na parking po drugiej stronie portu. Wspaniałe miejsce do zwiedzania, pomyślał, pociągając duży łyk gorącej kawy z kubka. A jeszcze lepsze do życia. Pół roku Shane mieszkał w mieszkaniu znajdującym się nad pubem wuja, a drugie pół - na łodzi. Za pieniądze, które otrzymał z ubezpieczenia po śmierci mamy, kupił jacht o nazwie „Wolny Duch". Matka, Marjorie Cummings, kochała ocean i uwielbiała wycieczki, na które zabierał ją syn, nawet wtedy gdy już była chora. Shane lubił sobie wyobrażać, jak by się uśmiechnęła, gdyby jej powiedział, że kupił łódź i na niej zamieszkał. Cholera, tak bardzo brakowało mu jej uśmiechu... Dźwięk silnika przepływającej obok żaglówki rozproszył jego myśli. Podniósł rękę, pozdrawiając załogę „Morskiej Bryzy". Był to mały ładny jacht, do tego również szybki. Gdy Shane podziwiał jego lśniące chromowane ozdoby, dzwonki i gwizdki, uświadomił sobie, że wielkie powierzchnie nie są dla niego. Jak
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
by zagospodarował wielką kabinę na jachcie? Nawet nie ma dziewczyny, a co dopiero żony, chociaż kilka dziewczyn, z którymi się spotykał, wydawało się bardzo zainteresowanych małżeństwem. Ale Shane'owi odpowiadało życie, jakie prowadził. Przychodził i wychodził, kiedy chciał, czasami nie było go parę dni. I nie musiał nikogo o tym uprzedzać, nawet wuja. Nikt go nie kontrolował, nie wypytywał, gdzie był, z kim, i co robił. I tak było dobrze. Obserwował parę mew, które z krzykiem unosiły się nad wodą, kłócąc się o kawałki chleba. Poranne powietrze było chłodne i rześkie, ale mgła już zaczęła się podnosić, co obiecywało pogodny i ciepły dzień. Dobry dzień na żeglowanie, pomyślał Shane, rozważając wyjście w morze. Nie, jednak nie. Obiecał wujkowi, że wpadnie do pubu i pomoże mu w porze lunchu, kiedy jest największy tłum. Poza tym powinien pomalować końcową część pokładu, którą wyczyścił już kilka dni temu. Miał naprawdę czym zająć ręce i myśli. W takim razie dlaczego spędził pół nocy i cały ranek, myśląc o pięknej brunetce o piwnych oczach i pełnych ustach? Gdy wrócił wczoraj ze szpitala, wypił na pokładzie zimne piwo, siedział w ciemnościach i przypominał sobie, czego się dowiedział od pielęgniarek o Emily Barone. Jak mu mówiono, artykuły o rodzinie Barone i ich słodkim królestwie - firmie Baronessa Gelati - ostatnio często pojawiały się w kolorowych czasopismach. Jeden z tabloidów opublikował śmiałe zdjęcia kuzynki Emily ze specjalistą od public relations i tekst o próbie zatrucia ostatniego lodowego produktu firmy. Shane dowiedział się też, że Emily ma starszą siostrę i dwóch starszych braci bliźniaków. Jednego z nich poznał wczoraj i raczej go nie polubił. Gdy wszedł do szpitalnej izolatki i zobaczył, że Derrick wyraźnie zmusza do czegoś Emily, powstrzymał się, by nie chwycić go za kark i nie wyrzucić za drzwi. Nie dawała mu spokoju myśl, że Emily obudzi się rano i nadal nie będzie wiedzieć, kim jest ani co się z nią stało. Są tam jej rodzice, zaopiekują się nią, ale mimo wszystko Shane był pełen niepokoju. Potarł ręką brodę i wypił resztkę kawy. Nie musiał więcej myśleć o wypadku Emily. Wykonał swoje zadanie - wyniósł ją z płonącego
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
budynku. Nie miała oparzeń zagrażających życiu. Jej liczna rodzina zapewni jej dobrą opiekę. Ona wyzdrowieje, zapewnił sam siebie. Nie powinien tyle o niej myśleć. To nie jego problem. - Emily, potrzebujesz czegoś, skarbie? Może trochę wody albo jeszcze jedną poduszkę? Emily spojrzała na kobietę siedzącą przy jej łóżku. Miała jasne krótkie włosy, starannie przycięte. Jej oczy były niebieskie, z widocznymi zmarszczkami w kącikach. Miała na sobie elegancki czarny kostium, ten sam, który włożyła wczoraj, idąc do opery, ale nadal prezentowała się świeżo i atrakcyjnie. Emily zwróciła uwagę na pojedynczy sznur pereł na porcelanowej szyi, Jest wysoka, elegancka i całkiem ładna, pomyślała. Wiedziała, że ta kobieta musi być jej matką, ale w jej wyglądzie nie znajdowała niczego bliskiego ani znajomego. - Nie, dziękuję - odparła. - Nic mi nie trzeba. - Mówiła ci to już pięć minut temu, Sandro - powiedział mężczyzna, odwracając się od okna. - Daj jej odpocząć. Mężczyzna, który się odezwał, był jej ojcem - Paulem Barone. Nie był zbyt wysoki, raczej krępy, miał szeroką klatkę piersiową i grubą szyję. Gdyby mama nie powiedziała jej, że jest prawnikiem, pomyślałaby, że pracuje jako wykidajło w eleganckim klubie. Miał ciemne włosy, miejscami przerzedzone, głęboko osadzone piwne oczy i grube ciemne brwi. Odkąd tu był, nie powiedział więcej niż kilkanaście słów. Wolał, żeby żona go wyręczyła w opowiadaniu. Gdy Emily się obudziła dziś rano, zaczęły się różne badania. Prześwietlenie głowy, badanie krwi, EKG i tak dalej. Padły też dziesiątki pytań dotyczących przeszłości, na które nie potrafiła odpowiedzieć. Doktor Tuscano przeanalizowała wszystkie wyniki i zapewniła pacjentkę, że jej stan jest bardzo dobry. Z wyjątkiem jednej sprawy... Problem nazywa się amnezja. Chwilę trwało, zanim Emily przetrawiła to słowo. Uświadomiła sobie wielką różnicę między ogólną wiedzą, że coś takiego istnieje, a faktem, że przytrafiło się to właśnie jej. Lekarka zapewniła Emily i jej rodziców, że utrata pamięci po
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
uderzeniu w głowę to nic niezwykłego i na razie nie ma powodów do niepokoju. Trzeba też do tego dodać wstrząs emocjonalny, powiedziała doktor. Nikt nie wie, co się dokładnie wydarzyło, ale Emily na pewno była przerażona, próbowała wydostać się z płomieni, zanim runął na nią sufit. Nie wiadomo, kiedy pamięć może wrócić. Młody mężczyzna wniósł do pokoju ogromny bukiet kolorowych kwiatów, już drugi tego ranka. Mama przyjęła kwiaty i przeczytała karteczkę. - Od Claudii - Sandra zerknęła na zegarek. - Miała spotkanie w Waszyngtonie, ale złapała pierwszy samolot, kiedy otrzymała od nas wiadomość. Już tu leci. Bardzo się o ciebie martwi, Daniel też. On jedzie tu z Manchesteru. Nie mogłam się z nim skontaktować wiesz, jaki on jest. Nie, nie miała o tym bladego pojęcia. Nie znała go Powiedziano jej, że ma siostrę o imieniu Claudia i jesz-cze jednego brata, Daniela - on i Derrick był bliźniakami. Ale nie znała ich. Myśl o tych wszystkich ludziach, którzy tu jadą, by zadawać jej setki pytań sprawiła, że rozbolała ją głowa. Zamknęła oczy i pomyślała o Shanie. On był jej jedynym wspomnieniem. Bezpieczną przystanią na nieznanych wodach. Siedział przy niej wczoraj, dopóki nie zasnęła. Wiedziała, że to głupie, ale miała nadzieję, że ujrzy go też tutaj rano, gdy otworzy oczy. Na myśl, że może go już nigdy nie zobaczyć, poczufa ból w piersi. - Powiedziałam coś nie tak? - zapytała Sandra. -Przepraszam... Jestem trochę zmęczona. Zobaczyłam cię na tym łóżku, powiedziano mi, że mało brakowało i... - jej głos zadrżał i zaszlochała. - Tak bardzo cię, kocham... - Próbowała powstrzymać łzy. Emily wzięła ją za rękę. - Dziękuję. To miło wiedzieć, że mam rodzinę, ko-goś, kto się o mnie troszczy. Ale dlaczego ty i... tata nie pojedziecie do domu, żeby trochę odpocząć. Możecie tu wrócić po południu. - Nie mogę cię zostawić samej w takim stanie. Nic nie... - Sandro - Paul Barone położył rękę na ramieniu żony - Emily też chce odpocząć. Ale nie da się tego zrobić w tłumie. Chodźmy,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
przyjedziemy do niej później. - Chyba masz rację... - powiedziała, ale widać było, że robi to niechętnie. - Trzeba wziąć prysznic i się przebrać. Te buty są takie niewygodne. - Jedźcie, ze mną wszystko dobrze - zapewniła ją Emily z wymuszonym uśmiechem. Sandra westchnęła i pocałowała ją w policzek. - Jeżeli czegoś będziesz potrzebowała, zadzwoń do domu. Przyjedziemy najszybciej, jak się da. Wydam Annie odpowiednie instrukcje, w razie gdybym zasnęła. Nie martw się o... - Sandra, dosyć tego. - Paul chwycił żonę za ramię, schylił się i cmoknął Emily w czoło. - Wrócimy za kilka godzin. Teraz śpij. Musisz zgromadzić dużo sił na spotkanie z resztą bandy, która tu dotrze. Gdy wyszli, Emily wypuściła powietrze, które długo trzymała w płucach. Pulsujący ból w skroniach nieco zwolnił rytm. Emily nie czuła się zmęczona, ale trudno jej było skupić myśli. Świadomość, że przyjdzie tu tyle osób, których nie pamiętała, sprawiła, że czuła niepokój. Potrzebowała ruchu, musiała wstać z tego łóżka. Jeśli to zrobi, poradzi też sobie z natrętnymi gadatliwymi gośćmi. Powoli wysunęła nogi spod kołdry. Usiadła, ból głowy nasilił się, po chwili nieco zelżał. Emily postawiła gołe stopy na zimnych płytkach, znieruchomiała na chwilę, po czym powoli wstała. Podłoga była równa i stabilna. Nie najgorzej, pomyślała, chociaż kolana jej drżały, a w głowie trochę się kręciło. Była pewna, że da radę zrobić parę kroków, poćwiczyć mięśnie, a potem znowu się położy. Doszła do końca łóżka i ten sukces zbytnio ją ośmielił. Odwróciła się - a właściwie myślała, że się odwraca, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Upadłaby na podłogę, gdyby sekundę wcześniej nie chwyciły jej silne ramiona. - Hej! - Shane znowu trzymał ją na rękach. - Co robisz? Powinnaś leżeć. - Ja... chciałam tylko wyprostować nogi. Nogi są naprawdę wspaniałe, pomyślał Shane, patrząc na jej uda,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
kolana, stopy i paznokcie pomalowane na różowo. Biały szpitalny szlafrok do pół uda nie był zbyt seksowny, ale to nie miało znaczenia. Krew zaczęła mu szybciej krążyć w żyłach. Drugi raz przytulał ją do piersi. Pierwszy raz jako strażak w czasie akcji - wtedy myślał tylko o tym, jak wykonać zadanie i bezpiecznie opuścić płonący budynek. Teraz nie był na akcji i skupił się tylko na Emily. - Czy to pana stały zwyczaj, panie Cummings? Ratowanie kobiet z opresji? - Po prostu przechodziłem... - Prawie nic nie waży, pomyślał. Jej skóra była miękka i delikatna. Ciepła. Powinien położyć ją na łóżku. Naprawdę powinien szybko to zrobić. - Przechodziłeś koło mojego pokoju? - Lekarka powiedziała, że powinienem dzisiaj przyjść na badanie płuc. To była prawda. Doktor Tuscano chciała go zbadać. Ale mógł zrobić badanie płuc w innej klinice, znacznie bliżej portu. Zamiast tego znowu pojawił się w szpitalu Brookline. - I jaki wynik? Jest bardzo ładna, nie jak modelka, ale po prostu ładna, taka delikatna, pomyślał. - Co? - Jaki jest wynik badań? - Aha, dobry, wszystko w porządku. - Shane... - Na jej policzkach pojawił się rumieniec. - Możesz mnie już postawić. Niechętnie wypuścił ją z ramion, kładąc delikatnie na łóżku. Zrobił krok w tył. - Jak się dziś miewasz? - Nie tak źle. - Przykryła się kołdrą. - Wiesz, kiedy się dziś obudziłam, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego po prostu nie wypchnąłeś mnie z okna, zamiast trzymać cały czas na rękach. Czy to dla mnie? Spojrzała na różyczkę leżącą w nogach łóżka. Kiedy Shane wszedł do pokoju i zobaczył, co się dzieje, rzucił kwiat na pościel. Teraz dostrzegł dwa ogromne bukiety w pokoju i poczuł się głupio.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Na dole jest stoisko z kwiatami - powiedział, wzruszając ramionami. Podał Emily różyczkę. - Dochód ze sprzedaży będzie przekazany oddziałowi dziecięcemu. Na zabawki i różne gry. - Jest naprawdę śliczna. - Emily powąchała kwiat. - Dziękuję. Shane patrzył na jej gładką kremową twarz kontrastującą z purpurą róży i z wrażenia zaschło mu w gardle. Emily była taka piękna. Do diabła, co tu robisz? - przywołał się do porządku. Wiedział dobrze, co to była za rodzina, ci Barone. Każdy mieszkaniec Bostonu musiał o nich słyszeć. Jego półroczny zarobek był dla nich śmieszną sumą. - Jeszcze ci nie podziękowałam za to, że uratowałeś mi życie powiedziała z uśmiechem i wyciągnęła do niego rękę. - Dziękuję. - Nie ma za co - odparł, ściskając jej dłoń. Poczuł, że przenika go dziwny dreszcz. Cofnął rękę. - Powinnaś odpocząć, więc... - Nie, proszę, zostań. - Zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.. . Chodzi o to... że jesteś jedyną osobą, którą znam... To niezwykłe uczucie. - Nadal niczego nie pamiętasz? Pokręciła głową. - Wiem tylko to, co mi powiedzieli rodzice. Lekarze mają nadzieję, że te opowieści o mnie jakoś pomogą mojej pamięci. Pracowałam w firmie Baronessa Gelati jako sekretarka mojego brata Derricka. Kilka dni temu byłam z mamą na lunchu i zakupach, kupowałyśmy prezenty na urodziny ojca. Mieszkam w dzielnicy Brookline, niedaleko od firmy. Lubię makaron i ekierki. W domu nazywano mnie Em. - Zamknęła oczy i położyła głowę na poduszce. - Od tego tylko boli mnie głowa. - Więc nie myśl o tym. - Przysunął fotel do jej łóżka i usiadł. Pozwól swoim myślom płynąć swobodnie, tam gdzie chciałabyś się znaleźć. - Na przykład?' - Może w jakiejś spokojnej zatoczce? Nie, nie otwieraj oczu polecił. - Albo na jakiejś cudownej ciepłej wyspie. - Na wyspie, tak. - Uśmiechnęła się. - Jak ona wygląda? - Rośnie tam mnóstwo wysokich palm. Ich liście szeleszczą poruszane balsamiczną bryzą, fale uderzają o brzeg. Woda jest tak czysta, że można zobaczyć stada żółtych rybek. A niebo ma kolor pięknego, głębokiego błękitu.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Nad moją głową znajduje się pierzasta biała chmurka. - Emily zmarszczyła czoło w zamyśleniu. - Ma kształt motyla. Shane obserwował, jak Emily spokojnie oddycha i rozluźnia się. Opowiadał ściszonym głosem: - Leżysz na miękkim, gorącym piasku. Wokoło pusto, nie ma nikogo w odległości wielu, wielu kilometrów. - Ty tam jesteś - powiedziała szybko. - Pływasz w morzu. Na samą myśl, że znalazłby się z Emily na takiej wyspie, krew zaczęła mu szybciej krążyć w żyłach. - Woda jest cudowna- szepnął. - Może popływasz ze mną. - Nie wiem, czy umiem pływać. Ja... nie pamiętam. - Nauczę cię, jeśli... - Emily? Porzucając wyspę marzeń, Emily otworzyła oczy. Do pokoju energicznie wkroczyła młoda kobieta. Shane wstał i odsunął się parę kroków w tył. - Emily, dzięki Bogu, nic ci nie jest! - Ścisnęła jej rękę. - Tak się martwiłam! Daniel też tu jest, parkuje samochód. Och, skarbie, jesteś taka blada... Oczy kobiety miały intensywnie niebieski kolor, taki sam jak jedwabny kostium, zauważyła Emily. Wysoka i szczupła, przed trzydziestką. Gęste jasne włosy były spięte spinką na czubku głowy, ale parę grubych pasm spływało w dół wokół pięknej twarzy. Drzwi znowu się otworzyły i do pokoju wszedł mężczyzna. Wysoki, ciemnowłosy, o niebieskich oczach - tej samej barwy cc u młodej kobiety. Emily wiedziała, że to drugi brat bliźniak, ale różnił się od Derricka, nie byli identyczni. Chociaż miał na sobie weekendowe ubranie: czarne luźne spodnie i białą koszulkę polo, emanował atmosferą zamożności. - Hej, Em! - zawołał wesoło, ale w jego wzroku był niepokój. - Jak twoja głowa? Zaczęło się od nowa, pomyślała. - W porządku. - Wiesz, kim jestem? - Tak, Daniel, mój brat. - Emily przyjrzała się jego twarzy,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
dostrzegając podobieństwo do ojca. Potem spojrzała na kobietę, siedzącą na jej łóżku. Włosy i oczy miała podobne do mamy. - A ty jesteś Claudia, moja siostra. Claudia uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła Emily. - Mówiłam ci, że będzie wiedziała, kim jesteśmy - powiedziała do brata. - Oczywiście. Mama mówiła jej, że tu jedziemy. Pytanie brzmi... Daniel uniósł brwi - czy Emily nas pamięta? - Jasne, że tak, głupku. Jak można nie pamiętać własnego brata i... Claudia zamilkła na chwilę. - O rany, nie pamiętasz nas, prawda? Emily tak pragnęła znaleźć się znowu na wyspie z Shane'em. Daleko od tych wszystkich pytań i spojrzeń. - Przepraszam... To tylko chwilowe... - Oczywiście, że tak. - Claudia uścisnęła dłoń Emily. - Bardzo się cieszymy, że jesteś cała i że strażacy zdążyli cię uratować. - Shane mnie znalazł. - Emily popatrzyła tam, gdzie stał przez kilka minut. Ale go nie było. - Kto? - Claudia obejrzała się przez ramię. - Shane. Strażak, który wyniósł mnie z pożaru. - Gdzie on jest? - zapytał Daniel. - Chciałbym mu podziękować za uratowanie siostry. Emily kurczowo trzymała różyczkę, którą jej przyniósł, i spojrzała na otwarte drzwi. - Wyszedł.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ TRZECI
sc
an
da
lo
us
Emily leżała w pobliżu basenu rodziców ze szklanką miętowej herbaty w ręku. Był ciepły majowy dzień. Powietrze było przesycone zapachem kwitnących róż i jaśminów, które porastały żelazne konstrukcje tworzące szpaler wiodący do nowego warzywniaka matki. Donice białych floksów i purpurowych petunii okalały patio. Z pyska delfina z brązu wytryskiwała woda i spływała z delikatnym szmerem po trzystopniowej fontannie. Powiedziano Emily, że ta fontanna była podarunkiem od niej na ostatnie urodziny mamy, że dwa tygodnie temu pomagała sadzić cebulki w ogrodzie, że trzy dni przed wypadkiem przyjechała tu po pracy, przywiozła zdjęcia, które zrobiła na Wielkanoc. Pokazywali jej album za albumem, filmy wideo kręcone na różnych przyjęciach rodzinnych, zdjęcia jej własnego mieszkania. Przygotowywali jej ulubione potrawy i puszczali muzykę z opery „Carmen", którą ostatnio oglądała razem z rodzicami. Nie pamiętała niczego, żadnego wydarzenia, żadnego obrazu. Pięć dni temu opuściła szpital. Po dwóch dniach badań i obserwacji doktor Tuscano stwierdziła, że fizycznie jej pacjentka jest zupełnie zdrowa. Rany szybko się goiły, bóle głowy ustąpiły. Siniaki stały się całkiem blade. Jak dziwnie było spojrzeć do lustra i zobaczyć obcą twarz. Chociaż Emily przygotowywała się na ten moment, nadal była zaskoczona i trochę przestraszona. Dotknęła swoich ciemnych włosów sięgających brody, policzków, warg. Chciała się upewnić, że to nie sen. Że to wszystko nie było snem. A raczej sennym koszmarem. Ale Shane był rzeczywisty. To wiedziała na pewno. Nie przyszedł już
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
więcej do szpitala, nie zadzwonił. Tak bardzo chciała go znów zobaczyć. Tylko raz. Rodzina bardzo się starała jej pomóc, ale ona nadal była oszołomiona i niepewna siebie i tego, co dalej robić. Gdyby Shane tu był, czułaby się spokojniejsza, bezpieczniejsza. „Pozwól twoim myślom płynąć tam, gdzie chciałabyś się znaleźć" powiedział. Tak zrobiła. Popłynęła na karaibską wyspę. Śpiew ptaków w ogrodzie i plusk fontanny pomogły w wizualizacji tropikalnego raju. Poczuła gorący piasek pod plecami. Słyszała plusk fal, słońce powoli chowało się za horyzont, zamieniając wodę w morze tańczących gwiazd. Shane wyszedł z połyskującej srebrem wody. Miał ciało atlety, pływaka, mocne, muskularne, o zdecydowanych konturach. Stanął nad nią i wyciągnął do niej ręce. Chwyciła jego dłoń i wstała. Uniosła twarz, a on pochylił głowę. Jego usta były delikatne, smakowały solą. Kiedy jego język znalazł się między jej wargami, przylgnęła do niego. Mocne, mokre ramiona zamknęły ją w uścisku... - Emily - rozległ się pogodny głos Sandry Barone. - Przyniosłam ci trochę zupy i kanapkę. Emily, przestraszona, wylała herbatę ze szklanki, którą trzymała. Jej serce waliło jak szalone. Z powodu Shane'a - Przepraszam, kochanie, że cię przestraszyłam. Myślałam, że słyszysz moje kroki. - Sandra postawiła tacę na szklanym stoliku i podała córce chusteczkę. - Nic się nie stało, musiałam zasnąć. - Chyba tak. - Mama przysunęła stolik bliżej do leżanki. - Słyszę, jak chodzisz nocą po korytarzu i piętrach. Jesz tyle co mały ptaszek. Zrobiłam ci dzisiaj sałatkę z jajkiem i zupę jarzynową. Zawsze uwielbiałaś moją zupę. Mimo że wcale nie była głodna, Emily zjadła łyżkę zupy i zmusiła się do uśmiechu. - Pyszna! Dzięki. - Emily... - Sandra usiadła obok córki. - Nigdy nie potrafiłaś ukrywać swoich uczuć. Nie pamiętasz mnie w tej chwili, ale nadal jestem twoją matką. Nie musisz przede mną udawać. - To już tydzień. - Emily gapiła się na łyżkę, a potem spojrzała w
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
łagodne niebieskie oczy Sandry. - A ja nie przypominam sobie niczego. Ani ciebie, ani taty, ani tego domu, nic... - To się zmieni, kochanie. Pewne rzeczy wymagają czasu... - A jeśli się nie zmieni? I nigdy nic sobie nie przypomnę? - spytała Emily. Sandra pogłaskała ją po głowie i wsunęła za ucho luźny kosmyk. Matczyny gest, pomyślała Emily. Opiekuńczy i czuły. Ale ciągle nie miała dla tej kobiety innych uczuć poza wdzięcznością za jej starania. - Słuchaj, kochanie, może spróbujemy inaczej, dobrze? Wiem, że ostatnio czułaś się przytłoczona. Wszyscy cię zamęczamy. Nadszedł czas, żeby dać ci trochę oddechu. Rób to, co chcesz. Jeśli w głowie masz pustkę, może posłuchasz swego serca? - To dobry pomysł. - Emily uśmiechnęła się do matki, i tym razem nie był to wymuszony uśmiech. - Dziękuję. Sandra pocałowała Emily w policzek, westchnęła i wstała. - Nie myśl, że nie będę się o ciebie martwić. To tak, jakbyś zakazała słońcu Wstawać albo poprosiła panią Carmichael, żeby nie prowadzała swojego pekińczyka koło moich kwiatów. Pewnych rzeczy, się nie zmieni. A teraz zjedz zupę. Bądź grzeczna i zjedz też kanapkę. Jedną rzecz moje dzieci na pewno sobie przyswoiły - pewne zasady zachowania. Sandra wyszła przez szklane drzwi. Emily, chcąc jej zrobić przyjemność, wzięła kanapkę i jadła małymi kęsami, obserwując wróbla, który kąpał się w fontannie. Może posłuchasz swego serca? A co mówi serce Emily? Działaj. Nie siedź bezczynnie. Rób coś. Co? Odpowiedź nadeszła bardzo szybko. Ciasteczka. Emily z uśmiechem zebrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę kuchni. - Shane, do diabła, kiedy masz zamiar wreszcie nauczyć się gotować? Shane zwiększył temperaturę w piekarniku i rzucił w Matta pudełkiem z pizzą pepperoni. - Właśnie gotuję - odparł, biorąc kolejne pudełko. - Moje potrawy są przynajmniej rozpoznawalne. Nadal możemy się zakładać, czy to danie, które zaserwowałeś w zeszłym tygodniu, to był kurczak, czy wołowina.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Bardzo śmieszne. - Matt, obrażony, rozerwał pudełko z pizzą. Dobrze wiesz, że to była ryba. - Ryba? Do diabła, przegrałem pięć dolców. - Przepis na to danie pochodzi od mojej prababci. - Matt spoglądał na Shane'a wilkiem. - Przygotowywała je każdej wiosny, aby zapewnić rodzinie urodzajne zbiory. - Aha, już wiem, co zrobiłeś źle - zaśmiał się Shane. - Zamiast to jeść, powinieneś rybkę zakopać! - Uważaj, Cummings! - Matt chwycił puste pudełka po pizzy. - Nie wyśmiewaj się z rodzinnej tradycji. Shane pomyślał, że sam nie ma niczego, co mógłby wyśmiać. Nie miał już rodziców ani żadnych zwyczajów, które mógłby kultywować. Może z wyjątkiem Dnia Świętego Patryka, który obchodził jego wuj. Do pubu mogli wejść tylko ludzie ubrani na zielono. Trzeba było pić tylko zielone i jeść to, co zielone. W tym dniu w pubie było zawsze głośno i tłoczno; każdy, bez względu na pochodzenie, stawał się Irlandczykiem. I to była do pewnego stopnia rodzinna tradycja Shane'a. - I lepiej wymyśl coś. innego niż ten okropny wczorajszy pudding powiedział Matt, wychodząc z kuchni. - Albo zakopiemy ciebie. - To była czekolada z wanilią! - krzyknął Shane za Mattem. - Idę po łopatę! - padła odpowiedź. A więc nie umiem gotować, myślał nachmurzony Shane. Świetnie. Mrożone potrawy dobrze mu wychodziły, ale ostatnio było coraz więcej narzekań. Może przestaną gadać, jeżeli Shane włoży w gotowanie trochę więcej wysiłku? Zacznie od deseru. Zajrzał do spiżarni. Może mógłby zamaskować jakoś ten pudding? Może go nie rozpoznają? Przejrzał półki. Makaron, fasolka w puszkach, tuńczyk, puszki kukurydzy, oliwki. Nic, co by się nadawało na deser. Mam przechlapane, stwierdził. I wtedy zauważył pudełko krakersów. Bingo! Położy krakersy na spodzie, na to ten pudding, a na wierzchu. ..? Może beza? Chyba potrzebne są do tego jajka? Trzeba ubić pianę z białek, położyć na wierzchu... Cholera! Przecież beza musi się upiec. A może... - Shane? Odwrócił się na dźwięk cichego kobiecego głosu.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Emily. Stała w drzwiach, trzymając w rękach białe pudełko. Miała na sobie czarne szerokie spodnie i bluzkę w kolorze lawendy. Wydawała się podekscytowana. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam... - zaczęła. Do diabła, dlaczego się tu pojawiła? Do tego wygląda tak pięknie... Shane walczył ze sobą, by trzymać się od niej z daleka przez cały tydzień, chociaż nie mógł wyrzucić jej z myśli. Wiele razy chciał się poddać i iść do niej, ale w ostatniej chwili rozsądek brał górę nad emocjami. Zauważył, że Emily jest trochę zdenerwowana, jej dolna warga drżała. - Oczywiście, że mi nie przeszkadzasz - powiedział. - Ja... jeszcze raz chciałam ci podziękować. Za uratowanie mi życia. - Spojrzała na pudełko. - Upiekłam trochę ciasteczek. I pierników. Z czekoladą. - Domowe ciasteczka i pierniki? - Shane uśmiechnął się od ucha do ucha. - Wspaniale! Teraz to ty uratowałaś mi życie! Gdy popatrzyła na niego z ciekawością, wyjaśnił: - Teraz moja kolej na gotowanie. Mówiąc szczerze, nie jestem w tym najlepszy. Koledzy wybaczą mi te pizze ze sklepu, jeśli poczęstuję ich na deser takimi ciasteczkami. - Podszedł do niej i poczuł miły kwiatowy zapach perfum. - Jak się czujesz? - Dobrze. - Uśmiechnęła się. - Poza jednym nieistotnym szczegółem: mimo starań mojej rodziny nadal nie wiem, kim jestem. Czy to nie jest prawdziwy powód, że tu przyszła? - pomyślał. Nie tyle podziękować, ale uciec od rodziny. Czy to miało dla Shane'a jakieś znaczenie? Przyszła do niego, i to było najważniejsze. Tak chciał dotknąć jej policzka, ale to nie był dobry moment. Ani miejsce. Na pewno każdy na komendzie już wiedział, że w służbowej kuchni jest z nim piękna kobieta. Na pewno będą sobie żartować. W innym przypadku złośliwe uwagi kolegów nie miałyby dla niego żadnego znaczenia, ale ponieważ mogłyby dotyczyć właśnie Emily, nie mógł do tego dopuścić. - No cóż,.. chyba już pójdę. - Podała mu pudełko. - Proszę.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Dziękuję - powiedział. Ale jesteśmy uprzejmi, pomyślał z irytacją. Położył pudełko na stole. - Zostań jeszcze chwilę. - Muszę już iść... - Emily. - Wziął jej dłonie w swoje i popatrzył jej prosto w oczy. Proszę cię, zostań jeszcze chwilę. - Dobrze. - Uśmiechnęła się. Tak pragnął ją pocałować. Chciał ją objąć, przytulić. Wiedział, że to głupie, ale nadal trzymał jej ręce. Emily pomyślała, że powinna zrobić krok w tył, odsunąć się albo powiedzieć coś zabawnego, cokolwiek, co przerwałoby to czarodziejskie zaklęcie, które na nią padło. Powinna przynajmniej uciec wzrokiem przed jego spojrzeniem. Ale nie potrafiła. Nie mogła się poruszyć, prawie nie oddychała. Tak dobrze było stać tu z nim, gdy jej dotykał. - Emily - powiedział miękkim głosem. - Muszę... - Zamilkł i patrzył na jej usta. - Co? - Uniosła ku niemu twarz. Cofnął ręce. - Sprawdzić, co z pizzą. - Tak, jasne. Nadal wstrzymywała oddech. Wolno wypuściła powietrze i odwróciła się. Shane otworzył piekarnik, pomieszczenie wypełnił zapach włoskich przypraw i topiącego się sera. Zapach ten wydał jej się znajomy i przyjemny. Przyjrzała się całej kuchni. Na ścianie obok lodówki i szafek wisiała duża korkowa tablica. Emily uśmiechnęła się do niemowlaka na fotografii podpisanej „Martha", obok widniała data urodzenia. Przeczytała zawiadomienie o aukcji strażaków na balu w Boston Marriott. - Po posiłku chętnie cię oprowadzę – zaproponował Shane. Ponownie zaniknął drzwiczki piekarnika. - Pizze będą gotowe za dziesięć minut. - Nie zostanę na kolacji. - Myśl o tym, żeby siedzieć przy tym wielkim stole z oddziałem strażaków, przeraziła ją. - Nie mogę. Ja... - Czy pamiętasz, jak się robi sałatkę? - Tak. Oczywiście, że tak.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Więc zostajesz. Sałata i pomidory są w lodówce, inne rzeczy też. Osobiście mógłbym się bez tego obejść, ale kilku facetów mówi, że sałatka jest obowiązkowa. - Otworzył szafkę i wyjął stos talerzy. - A może wolałabyś nakryć do stołu? - Nie, zrobię sałatkę. - Po tylu dniach bezczynności Emily była naprawdę szczęśliwa, jeśli mogła do czegoś się przydać. Znalazła wszystkie produkty, jakich potrzebowała. Zaczęła kroić do wielkiej miski pomidory, pieczarki i zieloną paprykę. Pracowali przez kilka minut w absolutnej ciszy. Emily uświadomiła sobie, że to dziwne, że żaden ze strażaków nie wszedł dotychczas do kuchni, by zapytać o kolację. To dlatego, że ja tu jestem, stwierdziła. Była im naprawdę wdzięczna. Każdy z nich ryzykował życie, pełniąc służbę. Mimo że straciła pamięć, doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby nie oni, nie byłaby „taką szczęściarą". - Czy jest już znana przyczyna pożaru? - spytała. - Jeszcze nie. Śledztwo trwa - odparł. Obserwowała go, jak krążył po kuchni, otwierał szafki i szuflady i nakrywał do stołu. - Jedna z pielęgniarek mówiła, że mieszkasz na łodzi... Pielęgniarki opowiadały też o Shanie inne rzeczy - że jest kawalerem i kiedyś umawiał się na randki z kilkoma z nich, ale każda, która miała nadzieję zostać panią Cummings, powinna wziąć numerek i czekać w kolejce. Bardzo długo... - Tak, na jachcie. - Przeszedł obok niej i sięgnął po dzbanek na półce. - Byłaś kiedyś na jachcie? - Nie wiem. Postawił dzbanek na blacie. Ujął jej brodę i popatrzył w oczy. - Utrata pamięci może być zabawna - powiedział z uśmiechem. Wszystko jest nowym doświadczeniem. - Nie myślałam o tym w ten sposób, ale coś w tym jest odpowiedziała z uśmiechem. - Wszystko sobie przypomnisz, Emily. - A jeżeli nie? - Wtedy trzeba będzie zacząć od początku. - Przesuwał kciukiem po jej brodzie. - Tworzyć nowe wspomnienia. Mój dyżur kończy się jutro
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
rano. A potem zabiorę cię na wycieczkę jachtem. - Nie, nie musisz... - Oczywiście, że nie muszę. Ale chcę. - Uniósł brwi. - Czy jest ktoś, kto miałby coś przeciwko...? Emily zmarszczyła czoło, zakłopotana. - Nie rozumiem. - Jeżeli masz zazdrosnego chłopaka, chciałbym wcześniej o tym wiedzieć. - Och, nie. Nie mam; - Siostra powiedziała jej, że spotykała się z chłopakiem o imieniu Jeffrey, ale zerwali ze sobą kilka miesięcy temu. - W takim razie zabieram cię wczesnym popołudniem. - Świetnie! - Cholera! Nawet nie próbowała zachowywać się skromniej. Prawie rzuciła się na Shane'a. I wcale się tym nie przejmowała. Przestraszyło ją to, jak bardzo pragnęła, by ten mężczyzna trzymał ją w ramionach i całował. I żeby powtarzał: Wszystko będzie dobrze. Rozległo się brzęczenie piecyka, ale Shane nie zareagował. - Założę się, że jest jedna rzecz, której wcześniej nie robiłaś powiedział. - Mianowicie? - Jedzenie kolacji w towarzystwie dwunastu strażaków. Roześmiała się. - Chyba masz rację. - Niech się pani przygotuje, panno Barone. - Shane cofnął rękę. Czeka panią przeżycie absolutnie nie do zapomnienia.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ CZWARTY
sc
an
da
lo
us
Dwupiętrowy ceglany dom znajdował się w cienistej klonowej uliczce. Trawnik przed domem był wypielęgnowany, podobnie jak rabaty kolorowych kwiatów. Wszystko wokół, nawet sąsiedztwo majestatycznych domostw, tworzyło atmosferę bogactwa i dostojeństwa. Kiedy Shane miał siedemnaście lat, spotykał się z dziewczyną, która mieszkała w tej okolicy. Megan Worthington. Pracował wtedy w jachtklubie, czyścił łódki, załatwiał różne sprawunki dla członków klubu, pomagał w kuchni klubowej restauracji. Megan była uroczą blondynką, starszą od niego o dwa lata. Shane myślał, że kocha ją z wzajemnością do chwili, gdy rodzice podarowali jej porsche, żądając w zamian zerwania znajomości z Shane'em. Tydzień później, gdy Megan szalała swoim nowym samochodem, Shane nie miał już dziewczyny ani pracy. To była bolesna lekcja życia, pomyślał. Shane skręcił na podjazd domu Sandry i Paula Barone'ów i zaparkował. Nadal nie był pewien, czy dobrze zrobił, przyjeżdżając tutaj. Wielokrotnie sobie powtarzał, że nie ma powodu, żeby się znowu spotkali, a potem nagle zaprosił ją na żeglowanie. Trochę słońca i świeżego morskiego powietrza na pewno jej nie zaszkodzi, pomyślał. Może odzyska pamięć, gdy się zrelaksuje? A kiedy to się stanie, na pewno wróci do swojego świata, na pewno. A prawda była taka, że Shane mimo to chciał z nią być. Lubił, gdy była przy nim, na przykład wczoraj. I widział, że ona też podziela jego uczucia, chociaż na pewno czuła do niego przede wszystkim wdzięczność. Cokolwiek czuli do siebie nawzajem, to nie będzie się dalej rozwijać. Zabierze ją na rejs jachtem, i na tym koniec.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Shane zadzwonił do drzwi rezydencji. Zauważył, że we frontowym oknie poruszyła się zasłona. Za chwilę drzwi się otworzyły. Stała przed nim uśmiechnięta kobieta w niebieskiej bluzce i czarnych spodniach. Jej oczy miały ten sam kolor co bluzka. Jasne włosy upięła w elegancki kok. - Witam, panie Cummings. - Wyciągnęła do niego rękę... - Jestem Sandra Barone. Proszę wejść. Tak się cieszę, że wreszcie mogę pana poznać. Wnętrze rezydencji było tak samo eleganckie, jak pani domu. Kręte schody, lśniące drewniane podłogi, wysokie sufity, sztukaterie. Przez szklane drzwi prowadzące na patio Shane dostrzegł trzy kobiety siedzące przy stoliku. - Nie miałam dotąd okazji podziękować panu za uratowanie mojej córki - powiedziała Sandra. - Nie mam słów, żeby wyrazić swoją wdzięczność. Shane poczuł się niezręcznie. - Po prostu wykonałem zadanie. - Powiedziano mi, że pan ją wyniósł na moment przed eksplozją. Gdyby pan jej nie znalazł... - Jej głos zadrżał, a oczy wypełniły się łzami. - Ale znalazłem, pani Barone - powiedział cicho. - Jest zdrowa. Jestem pewien, że wkrótce odzyska też pamięć. Sandra westchnęła i uśmiechnęła się. - Czy mógłby pan dołączyć do naszego kółka brydżowego? Napijemy się herbaty, zanim wyjedziecie z Emily. Chętnie usłyszymy coś o tej akcji ratunkowej z pierwszej ręki. Herbatka w kółku brydżowym? Spojrzał na maleńkie chińskie filiżanki i talerze z mikroskopijnymi kanapkami stojące na stoliku w holu. Wolałby raczej skoczyć z wieży do wody pełnej rekinów. - Dziękuję, ale raczej powinniśmy... - Shane! - U szczytu schodów pojawiła się Emily w zielonym T-shircie i białych spodenkach. Na ramieniu miała dużą płócienną torbę. Na jej widok zaschło mu w gardle. Poczuł lekkie zdenerwowanie, niczym nastolatek idący na swoją pierwszą randkę. - Cześć! - Schodząc w dół, nie odrywała od niego wzroku. Przepraszam, że czekałeś. - Dopiero wszedłem.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Emily cmoknęła mamę w policzek. - Zadzwonię później. Sandra popatrzyła na nią z niepokojem. - Baw się dobrze, kochanie. W razie czego dzwoń na moją komórkę albo do taty do biura, albo.. - Mamo, spokojnie - przerwała jej Emily sztywno. Sandra westchnęła i odwróciła się na wołanie przyjaciółek. - No dobrze. W takim razie do zobaczenia. - Pomachała im i poszła na patio. - Zapomniałam swetra. Zaraz wracam - powiedziała Emily do Shane'a i pobiegła na górę. Shane patrzył za nią. Była szybka, miała wdzięczne ruchy, długie nogi i... - Cummings. Shane zacisnął szczęki i odwrócił się w stronę głosu. Derrick Barone. Brat Emily stał w drzwiach salonu. W ręku trzymał szklankę z bursztynowym napojem. Pociągnął łyk. - Słyszałem, że zabierasz Emily na wycieczkę po morzu. - Owszem. - Moja siostra nie czuje się dobrze. - Derrick skrzywił się z dezaprobatą i wszedł do holu. - Powinna odpoczywać. - To opinia lekarza czy twoja własna? Derrick zacisnął wargi. - Mam prawo do własnego zdania, Cummings. Które ma większą wagę niż twoje. Chcę, żeby Emily wyzdrowiała - to jest mój motyw. A jaki jest twój? Shane miał wielką ochotę wepchnąć mu tę szklankę do gardła, ale się powstrzymał. Jeszcze nie teraz, i nie tutaj. - Twoja siostra jest piękną kobietą i lubię jej towarzystwo - odparł. - A może znalazłeś zagubioną, bezbronną dziewczynę, która inaczej rozumie słowo „wdzięczność". - Derrick opróżnił szklankę do dna. Albo podoba ci się fakt, że możesz mieć dużo większe profity na miesiąc niż do tej pory na rok. Zrobiłem błąd, pomyślał Shane. Mogłem mu jednak wcisnąć tę szklankę do gardła. Oczywiście, wtedy nic by nie wyszło z żeglowania i prawdopodobnie już nigdy by nie zobaczył Emily, ale i tak nie
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
oczekiwał, że ją jeszcze spotka. Do diabła! Ruszył w stronę Derricka, dostrzegł strach w jego oczach i... - Już jestem. - Emily zbiegała po schodach. Shane znieruchomiał, ale wpatrywał się w Derricka, który się cofnął. Emily stanęła między nimi, przenosząc wzrok z jednego na drugiego. - Wszystko w porządku? - zapytała. - Tak - odparł Shane sucho. - Ja i twój brat poznawaliśmy się trochę lepiej, prawda, Derrick? Derrick posłał jej sztuczny uśmiech i uniósł pustą szklankę. - Tak, to prawda! Shane popatrzył na Emily, dziwiąc się w duchu, że może być spokrewniona z takim draniem. - Jedziemy? Emily jeszcze raz spojrzała z niepokojem na brata. Kiwnęła głową. - Nie czekaj - rzucił Shane do Derricka, obejmując Emily i prowadząc ją do drzwi. - Wrócimy późno. Shane był pewien, że usłyszał w odpowiedzi zgrzytanie zębów. Co za palant!, pomyślał. Następnym razem nawet obecność Emily nie uratuje Derricka, jeśli go zaczepi. - Kolejny raz mnie uratowałeś - powiedziała Emily, gdy wsiadali do samochodu. - Mama chciała mnie wciągnąć do swojego kółka brydżowego. Masz u mnie dług wdzięczności. Shane usiadł za kierownicą, zacisnął zęby, patrzył przed siebie. Emily zagryzła wargę. - Shane... Wiem, że jesteś zajęty, ale... poświęciłeś mi tyle czasu. Rozumiem, że wolałbyś nie... - Nie jesteś mi nic winna, Emily. - Odwrócił się do niej. Wykonywałem swoją pracę. To wszystko. Ofiarą pożaru mógł być każdy, kobieta, mężczyzna... Za to mi płacą. Emily widziała, że jest zdenerwowany, ale wyczuwała, że nie gniewa się na nią, a raczej na siebie. - Przepraszam - powiedziała cicho. - Nie powinnam wczoraj przychodzić na twój dyżur. To musiało być żałosne, i do tego postawiłam cię w niezręcznej sytuacji..
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Emily, daj spokój! - Chwycił ją za ramiona. - Nie umówiłem się z tobą na randkę z litości. Chciałem się z tobą spotkać. Rozumiesz? Kiwnęła głową. Więc są na randce? Ta myśl sprawiła, że poczuła trzepotanie w żołądku. Jego ręce delikatnie ześliznęły się z jej ramion. Shane włączył silnik, potem radio. Żeby nie rozmawiać, pomyślała. To, co jej powiedział, było prawdą. Jednak czuła do niego wielką wdzięczność, czy tego chciał, czy nie. Ale to nie była tylko wdzięczność. W momencie kiedy otworzyła oczy - w czasie pożaru i potem w szpitalu - i ich spojrzenia się spotkały, czuła, że między nimi powstaje jakaś więź. Nie potrafiła tego wyjaśnić ani nazwać, ale to czuła. Shane był jedyną osobą, przy której odzyskiwała spokój i czuła się bezpieczna. Ale nie mogła mu tego powiedzieć. Dowiedziała się o nim sporo od pielęgniarek w szpitalu. Na pewno nie szukał stałego związku. Ładniejsze i zgrabniejsze od niej próbowały go poderwać i dostały kosza. Trzeba cieszyć się chwilą, tym, co jest teraz, pomyślała. Miło było jechać z nim samochodem, słuchając piosenek Nirvany i Red Hot Chili Peppers. Jechali ulicami miasta w stronę drogi prowadzącej do portu w Bostonie. Wysiedli na zatłoczonym parkingu przy porcie. Wzdłuż doków spacerowały tłumy, wszędzie krążyły krzykliwe mewy. Emily wciągnęła w płuca wilgotne morskie powietrze. To wszystko jest nowe, a zarazem znajome, pomyślała. Mijali fotografujące się rodziny i wycieczki kupujące hot dogi. - Nie jesteś głodna? - zapytał Shane. - Nie... Wiesz... mam dziwne wrażenie, że byłam tu już. Deja vu. - Na pewno byłaś. Z rodziną albo z chłopakiem. - Mówiłam ci, że kiedyś spotykałam się z Jeffreyem, ale zerwaliśmy. - Jego strata - powiedział i pocałował ją w rękę. - A dla mnie dobrze. Dotyk jego ust sprawił, że poczuła dreszcz w całym ciele. Jestem głupia, pomyślała, głupia i żałosna. Ale czuła się mimo wszystko cudownie. Obejmując ją, poprowadził wzdłuż doków. Gdy przechodzili, kilka osób na cumujących tu jachtach machało do Shane'a i pozdrawiało go.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Shane odpowiadał im coś, ale nie zatrzymywał się na pogaduszki ani po to, by przedstawić Emily. Zatrzymał się tylko u sprzedawcy, żeby kupić kanapki i chipsy. Byli już prawie na końcu doku, gdy Shane powiedział: - Jesteśmy na miejscu. Stali przy pięknym jednomasztowym jachcie. „Wolny Duch" - jaka ładna nazwa, pomyślała Emily. Shane przekroczył burtę i podał Emily rękę, żeby bezpiecznie weszła na pokład. Poprowadził ją po schodkach do wnętrza łodzi. - Masz tutaj wszystko - powiedziała zachwycona. - Zlew i kuchenkę. Nawet lodówkę! - To moja jachtowa kuchnia. - Otworzył wąskie drzwi po lewej stronie. - A tu jest toaleta. Emily zerknęła do środka Była tam mała umywalka i ręcznik. Zauważyła butelkę szamponu na półce, tubkę pasty do zębów wyciśniętą do połowy, obok grzebień i brzytwę, i biały ręcznik kąpielowy wiszący przy prysznicu. To ją zdziwiło. - Mieszkasz tutaj ? - Odwróciła się do Shane' a. - Na jachcie? - To bardzo ułatwia życie - odparł z uśmiechem i wzruszył ramionami. - Nie muszę strzyc trawy ani przycinać krzewów. Nie ma żony, nie ma dzieci. Równie dobrze mógłby nazwać swoją łódź „Kawaler". Emily rozejrzała się po niewielkiej kabinie. - A gdzie jest twoje łóżko? Z chęcią cofnęłaby to pytanie, ale zostało już wypowiedziane. Czy zawsze była taka śmiała i spontaniczna? - zastanowiła się. A może tylko w towarzystwie Shane'a czuje się tak swobodnie? - Na jachcie to się nazywa koja - powiedział z uśmiechem. Znowu wziął ją za rękę i poprowadził na dziób łodzi. Stało tam duże łóżko przykryte zieloną kapą. Ściany były wyłożone drewnianymi panelami, a na podłodze leżał beżowy szmaciany dywanik i para znoszonych sportowych butów. Na stoliku przy łóżku Emily zauważyła książkę. Tak jak powiedział, jego życie cechowała prostota. Nie potrzebował
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
wielu rzeczy. Nawet ścian nie zdobił żaden obraz, żadna ozdoba. Ale było tu przytulnie i wygodnie. Emily przez chwilę miała ochotę wyciągnąć się na tym szerokim łóżku, zamknąć oczy i poczuć, jak łóżko kołysze się na falach. Shane podszedł bliżej. Serce dziewczyny przyspieszyło, gdy delikatnie dotknął palcami jej policzka. - Masz najdelikatniejszą skórę pod słońcem - powiedział. - Dziękuję. - Przeszedł ją dreszcz. Ich spojrzenia spotkały się. Jego palce sunęły w dół jej twarzy. Czekała. - Krem... - Shane cofnął rękę. - Słucham? - Zamrugała. - Czy masz krem przeciwsłoneczny? - Spojrzał na torbę, którą miała na ramieniu. - Jeżeli nie, ja chyba jakiś mam. - Eee... Tak... - Wróciła do rzeczywistości, biorąc głęboki oddech. Wzięłam krem. - Dobrze. Musisz nałożyć dużo kremu. A co z kapeluszem? - Zapomniałam. Shane podszedł do małej szafki i wyjął czapkę z daszkiem. Włożył jej na głowę. Zrobił krok w tył. - Jesteś gotowa? Uśmiechnęła się. Serce nadal jej waliło i nie mogło się uspokoić. - Tak jest, kapitanie. Shane włączył motor - jacht powoli, z terkotem, wypływał z portu. Kilka metrów za końcem mola Shane zgasił motor. Emily usiadła przy sterze i patrzyła, jak Shane stawia żagiel. Popołudniowe słońce zabarwiło srebrem fale oceanu. Niebo wydawało się bardziej niebieskie niż zwykle, a woda bardziej przezroczysta. Emily zamknęła oczy, wciągnęła w płuca cudowne morskie powietrze, na twarzy czuła ożywczy powiew bryzy. - Chwyć je mocno - usłyszała. Otworzyła oczy. Shane stał przy niej i układał jej dłonie na kole sterowym. Gdy jego dłonie przykryły jej ręce, Shane skręcił kołem. Serce Emily podskoczyło, kiedy jacht drgnął i zrobił zwrot. - Teraz zacznie się zabawa - powiedział ze śmiechem.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
„Wolny Duch" złapał wiatr w żagle i ruszył bystro na połyskujący ocean. Emily śmiała się wesoło, czując, że wstępuje w nią wielka radość z powodu cudownego poczucia wolności. Oparła się plecami o silne ciało Shane'a i pozwoliła, żeby wiatr pieścił jej twarz i włosy. Tutaj nie musiała myśleć, kim jest ani jakie było jej życie przed wypadkiem. Tutaj mogła po prostu być. Z Shane'em. I tak było cudownie. Tu było jej miejsce. - Tam zjemy podwieczorek - powiedział, wskazując małą wyspę przed nimi. Emily straciła poczucie czasu. Nie wiedziała, jak dawno wypłynęli. I nie obchodziło jej to. Zafascynowana obserwowała, jak Shane ostrożnie manewruje, żeby wpłynąć do niewielkiej zatoczki. Szybko zrzucił żagiel i przycumował. Zszedł pod pokład i po chwili wrócił z kocem, kanapkami i dwiema butelkami wody. Emily zdjęła płócienne tenisówki. Woda była tu płytka, ale zimna. Rozłożyli koc na plaży. Piasek był czysty, gorący, wokół otaczały ich wysokie skały. Byli sami. - Shane, tu jest przepięknie - szepnęła Emily. - Jak znalazłeś to miejsce? - Szczęśliwym trafem. Wysepka jest za mała, żeby się znaleźć na mapie. Szukałem innej wyspy, o której ktoś mi opowiadał, i przypadkiem znalazłem tę. Chyba jest bezludna. Shane zdjął koszulkę. Emily zobaczyła jego ciało w pełnej krasie. Opalona skóra, długie nogi, szeroki umięśniony tors pokryty ciemnymi włosami, muskularne ramiona... Uświadomiła sobie, że pragnie go dotknąć. I pragnie, żeby on dotykał jej... Chcąc rozproszyć te myśli, rozejrzała się wokół. - Jak długo jesteś strażakiem? - zapytała, patrząc na fale. - Pięć lat. - Wyciągnął się na kocu i podłożył sobie ręce pod głowę. - Dlaczego wybrałeś ten zawód?
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- To on wybrał mnie. Mój tata był strażakiem, poszedłem w jego ślady. - Był? - Zginął dziesięć lat temu w pożarze w domu towarowym. Zawalił się dach. - Tak mi przykro... - Emily pomyślała, jak blisko podobnej katastrofy był niedawno Shane. - Dla twojej mamy to musi być bardzo trudne. Straciła męża i ciągle martwi się o ciebie. - Tak było, kiedy jeszcze żyła. Przegrała walkę z rakiem. .. parę lat temu - odparł cicho. - Och, Shane... - Emily nie wiedziała, co powiedzieć. Dotknęła jego ramienia. Poczuła, jak napięły się jego mięśnie. Rozluźnił się, gdy delikatnie go pogłaskała. - Masz jakąś rodzinę? - Nie mam rodzeństwa. Tylko wuja Darcy'ego, brata mamy. Emily uprzytomniła sobie, że nadal go głaszcze i że to może wydać mu się dziwaczne. Już chciała zabrać rękę, ale szybko ją chwycił. - Kiedy byłem mały - zaczął, bawiąc się jej palcami - mama zapraszała go do nas w niedzielę. Mam wiele miłych wspomnień z naszych kolacji i różnych uroczystości. Czy ja kiedykolwiek odzyskam swoje wspomnienia z dzieciństwa? pomyślała Emily. Rodzinne obiady, nazwiska nauczycieli, przyjaciół z klasy... Imię chłopaka, który pocałował ją po raz pierwszy... Spojrzała na Shane'a, przyglądał jej się uważnie. Teraz gładził jej dłoń. Powinna ją cofnąć, ale nie potrafiła. Marzenie stawało się rzeczywistością... Leżała z Shane'em na gorącym piasku plaży... Ale marzenie jeszcze nie spełniło się do końca. Nie całkiem. - Shane, czy mógłbyś... - Odwróciła wzrok. - Czy mógłbyś mnie pocałować?
Anula & polgara
ROZDZIAŁ PIĄTY
sc
an
da
lo
us
Czy mógłby ją pocałować? O niczym innym nie myślał przez cały ubiegły weekend. Ale myślał też o innych rzeczach, które mogliby robić razem, starał się jednak rozproszyć te myśli. Jakoś zdołał się powstrzymać, gdy byli pod pokładem. Nie pocałował jej. Teraz, kiedy widział, jak jest zmieszana, gdy mógł dotknąć jej zaczerwienionych policzków, zdawał sobie sprawę, że już nie potrafi się oprzeć. Chciała cofnąć rękę, ale przytrzymał jej dłoń. - Przepraszam, Shane... - szepnęła i odwróciła głowę. - To było silniejsze ode mnie. Po prostu nie pomyślałam... - To dobrze. Nie myśl. - Oparł się na łokciu. Przesuwał palcami w górę jej ramienia, aż dotarł do szyi. Pochylał głowę, patrząc jej w oczy. Wreszcie dotknął wargami jej ust. Pieścił je delikatnie, a potem pogłębił pocałunek. Jest słodka, pomyślał. Niewiarygodnie słodka. Przypuszczał, że całowanie Emily może być niebezpieczne. Przede wszystkim dla niego. Musi się kontrolować, mieć się na baczności. Ale z niego idiota! Gdy usłyszał jej cichy jęk, poczuł, że znowu traci nad sobą kontrolę. Przykrył ją swoim ciałem i całował zachłannie. Obejmował ją. Czuł słoneczne ciepło na plecach i dotyk jej palców na szyi. Poczuł, jak Emily drży, i wiedział, że pragnie go tak samo, jak on jej. Ta myśl była niczym zimna fala morska. Nie mógł tego zrobić. To nie był ten moment. Emily nie była sobą. To dlatego siedziała przy nim teraz. Nie mógł wykorzystać tej sytuacji. I nie chciał. Obiecał sobie, że pomoże jej uporać się z kłopotami. Nie mógł
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
dodatkowo komplikować spraw. Powoli zsunął się na bok i usiadł. Patrzył na spienione fale oceanu i próbował uspokoić emocje. Emily otworzyła oczy. - Czy masz na sobie kostium kąpielowy? - zapytał, gdy już był pewien, że potrafi mówić normalnym głosem. Usiadła. Drżącą ręką odgarnęła z twarzy luźne kosmyki. - Tak. - Świetnie. - Wstał i spojrzał na nią. - Masz dwie minuty, żeby zdjąć ubranie i skoczyć do wody. Jeśli nie, wrócę po ciebie. Pobiegł do wody i zanurkował. Była zimna. Stanął i odwrócił się, patrząc na plażę. Emily powoli zdejmowała koszulkę i spodenki. Miała na sobie różowy jednoczęściowy kostium, wysoko wycięty na bokach, co sprawiało, że jej długie nogi wydawały się jeszcze dłuższe. Badał wzrokiem jej ciało: nogi, talię, piersi... Idealnie pasowałyby do dłoni. Jego dłoni... Ponownie zanurkował i długo nie wypływał na powierzchnię. Jednak ani zimna słona woda, ani wiatr od morza nie mogły usunąć smaku Emily, jaki czuł na wargach. Popełnił błąd, pomyślał. I zapłaci za to. Patrzył, jak Emily ostrożnie wchodzi do wody. Wyciągnęła ręce do przodu, nieświadoma faktu, że jej piersi niemal zupełnie wypływają z kostiumu. Shane ponownie zanurkował i zaczął pod wodą liczyć do dziesięciu. Może był w stanie trzymać się od niej z daleka, nie widywać jej, ale wiedział na pewno, że nie będzie mógł o niej zapomnieć. - Emily, na pewno nie chcesz, żebym do ciebie wpadła na kilka minut? Zrobię obiad. Nie zostanę długo. Mogłabym cię oprowadzić... - Claudia, naprawdę nie ma takiej potrzeby. - Emily siedziała w samochodzie Claudii i patrzyła na kamienny budynek, przed którym siostra zaparkowała. Dostrzegła, że ramy okienne były pomalowane białą, lśniącą farbą. Przed wejściem znajdował się mały skwerek z rabatami kwiatów. Do drzwi wejściowych prowadziła kuta żelazna brama. Wzdłuż ulicy rosły stare klony i stały stylizowane latarnie.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Pięknie tu, bardzo ładna okolica, stwierdziła Emily. Mieszkała tutaj ponoć od trzech lat, ale nic nie wydało jej się znajome. - Wejdę z tobą - powiedziała Claudia, kiedy siostra nadal w milczeniu przyglądała się kamienicy. - To twoja pierwsza wizyta w domu. Może ci się coś przypomni i ja mogłabym... - Nie. - Emily pokręciła głową. - Chcę tam iść sama. Trudno to wytłumaczyć, ale chciałabym być sama... Cztery dni Emily przekonywała rodziców, że musi to zrobić. Rozumiała, że to z miłości są tacy nadopiekuń-czy i przesadnie ostrożni, ale nadal byli dla niej jak obcy ludzie. To ciągłe napięcie było bardzo męczące. Na zewnątrz udawała, że wszystko jest w porządku, ale w środku ciągle czuła się przestraszona i niepewna. - A może odprowadzę cię tylko do drzwi? - naciskała Claudia. - Nie. - Zaniosę ci walizkę. - Wykluczone. - Może... - Claudia! - No dobrze. - Claudia westchnęła. - Boże, nigdy nie byłaś taka uparta! Trudno się do tego przyzwyczaić. - To dotyczy nas obu. - Emily uśmiechnęła się i uścisnęła siostrę. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - Obiecałaś, że za godzinę zadzwonisz do mamy. - I zadzwonię. - Daniel i ojciec przyprowadzili tu twój samochód. Stoi z tyłu na parkingu. - Claudia sięgnęła do torebki i wyjęła kluczyki do samochodu. - To niebieski camry. Twoje klucze zginęły w pożarze, z całą torebką. W najwyższej szufladzie biurka masz karty kredytowe, trochę gotówki i czeki. Jeżeli potrzebujesz zrobić zakupy, mama zadzwoni do naszych dostawców i wszystko ci przyniosą w ciągu godziny. Gdybyś czegoś potrzebowała albo coś ci się przypomniało. - Claudia, dosyć! Już wysiadam. Cześć! - I zanim siostra znowu podjęła przemowę, wysiadła z samochodu i wzięła z tylnego siedzenia swoją walizkę.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Ruszyła w stronę drzwi frontowych kamienicy. Mama powiedziała, że w tym budynku jest sześć mieszkań. Jej miało numer cztery i znajdowało się na pierwszym piętrze. Przez chwilę stała w małym holu, wdychając zapach pieczonego chleba i cytrynowego środka do czyszczenia. Z mieszkania na parterze dobiegał dźwięk wiolonczeli. Miejsce wyglądało na wygodne i przyjazne, ale obce. Kiedy wchodziła na pierwsze piętro, poczuła, że nogi się pod nią uginają, a serce zaczyna walić. Chciałaby, żeby był teraz przy niej ktoś, na kim mogłaby się oprzeć. Ale nie Claudia, nie matka i nie ojciec. Shane. Myślała o nim cały tydzień, uśmiechając się za każdym razem, kiedy przypominała sobie wydarzenia z ich wycieczki po morzu. Za każdym razem, gdy rozpamiętywała ich pocałunek, to, jak ją obejmował, czuła, że się czerwieni. Była pewna, że już wcześniej się całowała, ale nie pamiętała tego. Teraz pocałunek Shane'a był dla niej absolutnie pierwszy. Ekscytujący, cudowny, przeszywający rozkosznym dreszczem... Poprosiła go o to, i pragnęła więcej. Ale on, niestety, nie. Pływali w morzu, a potem zjedli podwieczorek. Gdy wrócili do portu, Shane odwiózł ją do domu i grzecznie odprowadził do drzwi. Powiedział, żeby uważała na siebie, i odszedł. Nie pocałował jej na dobranoc ani nie obiecał, że zadzwoni. Nie miała do niego pretensji. Chociaż wiedziała, że jest atrakcyjna, nie była żadną femme fatale. Shane prawdopodobnie gustował w innych kobietach. Na pewno w takich, które pamiętają swoje nazwisko... Usłyszała, jak w jednym z mieszkań na parterze dzwoni telefon, i to skierowało jej myśli na chwilę obecną. Ruszyła na górę po schodach wyłożonych dywanem. Stanęła przed drzwiami swojego mieszkania i włożyła do zamka klucz, który rano dała jej matka. Drzwi się otworzyły. Emily weszła do środka. Nie potrafiła określić, co poczuła, ale to było jakieś dziwne doznanie. Jakby wcześniej tu była... Dębowe lśniące podłogi, białe ściany... W salonie stała sofa w biało-brązowe paski, leżały na niej poduszki z materiału w szkocką kratę i w zielono-czerwone kwiaty.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Emily postawiła walizkę na podłodze i podeszła do zielonego miękkiego fotela. Spojrzała na książki leżące na stoliku obok: Słynne bostońskie ogrody, Nowa Anglia, Dzieje zegarów i zegarków. Popatrzyła na półki na ścianie. Wypełniały je powieści współczesne, literatura faktu, książki sensacyjne, thrillery i romanse. Właścicielka tego mieszkania na pewno lubiła czytać. Emily kontynuowała obserwacje. Jej kuchnia była duża i jasna. Zobaczyła tam wiele książek kucharskich, które wyglądały na używane. Łazienka była także przestronna, z odnowioną staroświecką wanną i toaletą. W pokoju gościnnym stało biurko i podwójne łóżko. W sypialni Emily na ścianach były tapety w różowe paski i łóżko królewskich rozmiarów, z czterema słupkami i kwiecistym baldachimem. Otworzyła szafę i poczuła zapach lawendy. Miała zdecydowanie tradycyjny gust: marynarki i kostiumy od krawca, dominowały ubrania beżowe, granatowe, kremowe. Właśnie oglądała beżowy lniany kostium, kiedy usłyszała dzwonek u drzwi. To na pewno dostawca warzyw przysłany przez matkę, pomyślała. Ale to nie był dostawca. Emily zobaczyła młodą kobietę z bukietem kwiatów. Była piękna, miała piwne oczy i długie brązowe włosy. Miała na sobie ciemnoniebieską marynarkę, zwężoną w talii, i spodnie w tym samym kolorze. - Cześć, Emily! - Uśmiechnęła się. - To ja, Maria, twoja kuzynka. - Maria... Emily przypomniała sobie zdjęcie ośmiorga kuzynów, które pokazywała jej mama. Maria była w mniej więcej tym samym wieku, co ona. Była najmłodszą córką cioci Moiry i wujka Carla. - Aha, oczywiście, proszę... Wejdź. - Więc to prawda. - Maria podała jej bukiet. - Nadal nic nie pamiętasz. - Niestety. - Emily zmusiła się do uśmiechu. Maria patrzyła na nią przez chwilę, po czym chwyciła za rękę, zaprowadziła do kuchni i posadziła na krześle. Emily obserwowała; jak wyjmuje z szafki wazon, napełnia go wodą i układa kwiaty. Następnie z
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
drugiej szafki wyjęła butelkę chianti i dwa kieliszki, a-z szuflady korkociąg. - Byłaś tu już - powiedziała Emily, gdy Maria otwierała butelkę. - Wiele razy. - Napełniła kieliszki winem i podała jeden Emily. Salute! Stuknęły się szkłem i Emily wypiła spory łyk. Wspaniały smak wypełnił jej usta. - A więc lubię wino. Maria roześmiała się i przysiadła na stole. - Oczywiście. Jesteś Włoszką. Masz to we krwi. - Mama niczego takiego mi nie proponowała, więc sądziłam, że nie piję. - Otwierałyśmy sobie wino przy różnych okazjach: przyjęciach, dziewczyńskich wieczorkach, rodzinnych obiadkach... Emily wypiła kolejny łyk i poczuła ciepło rozchodzące się w całym ciele. Przy Marii wpadła w podobny stan, jak przy Shanie; nic sobie nie musiała przypominać, była po prostu zrelaksowana. - Słuchaj... - spojrzała na kuzynkę - w przyszłym miesiącu ma się odbyć zjazd rodzinny. Może mi coś opowiesz o naszej rodzinie? - Zawsze miałyśmy dobry kontakt - powiedziała Maria. - Ale szczególnie blisko byłaś z Aleksem. Jest pilotem w marynarce wojennej, w Niebieskich Aniołach. Może gdy go zobaczysz, coś kliknie w twojej głowie... - Mam nadzieję - odparła Emily z westchnieniem. - Mama pokazywała mi fotografie, opowiadała różne historie, ale mam uczucie, jakby coś ukrywała. - Aha, trup w szafie. - Maria kręciła wino w kieliszku. - Kiedyś podsłuchałam, jak rozmawiali o jakimś problemie w rodzinnym biznesie. Gdy zapytałam, o co chodzi, powiedzieli, żebym się nie martwiła, że wszystko jest w porządku. Wiem, że zbyli mnie, bo się o mnie martwią, ale byłabym ci wdzięczna, gdybyś powiedziała mi prawdę. - Interesuje cię ostatni skandal czy wcześniejsze? - Zacznijmy od najnowszego, a potem cofniemy się do przeszłości. - Dobra. Na początek ktoś popsuł nowy smak lodów, których
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
promocja odbyła się w lutym. Dodano do nich chili. Wyobrażasz sobie, co się działo? - Piekące lody? - Emily skrzywiła się. - Kto mógł zrobić coś podobnego? - Oto jest pytanie. - Maria westchnęła. - Konkurencyjna firma, rozwścieczony pracownik albo jakiś szaleniec. Tylu ich wokół. Może jakieś mafijne powiązania? Ale to absurd. Natomiast ludzie chętnie czytają w gazetach takie nagłówki. Emily znowu łyknęła wina. Rodzina Barone rzeczywiście miała kłopoty. - Następnie - ciągnęła Maria - pojawił się tabloid ze zdjęciami mojej siostry Giny, zresztą półnagiej, z Flintem Kingmanem, PR-owcem z naszej firmy. Mój ojciec nadal kipi gniewem, gdy sobie o tym przypomni, chociaż Gina i Flint są już małżeństwem. Emily uniosła brwi ze zdziwienia. - A potem ten pożar... - powiedziała. Maria dotknęła ręki Emily. - To był wypadek. Nie znaleziono śladów podpalenia. - Shane mówił mi, że śledztwo trwa. - Shane? - To strażak, który mnie uratował. - Ach, tak. - Maria uśmiechnęła się i położyła łokcie na stole. Słyszałam, słyszałam. Emily zesztywniała. - Co słyszałaś? Jakieś plotki? - Nic strasznego. Ponoć jest bardzo sexy, a kiedy na ciebie patrzy, może rozpalić wielki ogień... - Od kogo to słyszałaś? - Barone mają wszędzie swoich szpiegów. - Maria zamyśliła się, po czym znowu uśmiechnęła i powiedziała: - Evelyn Van Der Weilen należy do kółka brydżowego twojej mamy. Była u was w ostatnią niedzielę, kiedy twój strażak przyszedł, żeby cię zabrać na żeglowanie. Lucy, córka Evelyn, przyjaźni się z moją siostrą Giną - twoją kuzynką. Emily poczuła niepokój. Te wszystkie imiona... Wszyscy wiedzieli o niej o wiele więcej niż ona sama o sobie... Zupełnie jakby żyła w małym miasteczku.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Przykro mi, ale muszę rozczarować Evelyn i Lucy. Ja i Shane jesteśmy tylko przyjaciółmi. On się czuje za mnie odpowiedzialny, to wszystko. - A ty? - zapytała Maria. - Ja... - Emily zawahała się. Nie chciała nikomu mówić o swoich uczuciach do Shane'a. Zwłaszcza że on ich nie odwzajemniał. - Lubię go. - Lubisz go? - Maria się skrzywiła. - Tak. - Emily spuściła wzrok. - Bardzo. A jednak. Powiedziała to. - No, to już coś. Dalej, Emily, opowiadaj. Pocałował cię? Jasne, że tak! - Maria zobaczyła, jak policzki Emily przybierają kolor intensywnej czerwieni. - I jak było? - To było... zdumiewające. Ale nieważne. Nie zadzwonił, chociaż nie obiecywał, że to zrobi. Nie spodziewam się, że go jeszcze zobaczę. Jeżeli... Nie. Nie zrobi tego. - Jeżeli co? Emily zagryzła wargę. Co było gorsze? Zrobić z siebie idiotkę czy zawsze żałować, że nie spróbowała...? Miała zbyt dużo pustych plam w życiorysie. Nie chciała dodawać do tego kolejnego ,, jeżeli". Może powinna zacząć nowe życie, odrzucając wszystkie lęki. Być bardziej pewną siebie. Zdecydowanie podejmować decyzje. A skoro postanowiła zacząć nowe życie, musi też zmienić wygląd i styl. Wypiła kolejny łyk wina i zapytała Marię: - Czy masz jutro trochę czasu? Mam pewien plan. Mogłabyś mi pomóc? - Oczywiście. Znajdę kogoś, kto mnie zastąpi w pracy. - Uniosła brwi! - Nie powiesz mi, o co chodzi? - Jutro. Dzisiaj chciałabym jeszcze posłuchać o mrocznych rodzinnych sekretach. - Może zamówimy pizzę? A tak przy okazji, lubisz z grzybami i papryką. Przynajmniej kiedyś tak było. - Sięgnęła po słuchawkę telefonu na ścianie. - A ja uwielbiam pepperoni. Maria zamówiła pizze, a potem objęła Emily i poprowadziła do salonu. - Musimy usiąść wygodnie, kuzynko. Moja opowieść trochę potrwa.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ SZÓSTY
sc
an
da
lo
us
Nie cierpiał smokingów. Do tego nigdy nie potrafił prawidłowo zawiązać krawata. Wolałby już skoczyć z okna płonącego budynku, niż wkładać ten błazeński strój. Gdyby nie jego litościwe serce, byłby teraz wiele kilometrów od portu, w drodze na Wyspę Wilsona, albo na Przylądek Anny; na pewno byłby na otwartym morzu. Rzadko miał jasny plan, dokąd płynie. Najczęściej pozwolił prowadzić się wiatrowi. Wyciągnął szyję i rozejrzał się po zatłoczonej sali balowej Boston Marriott Long Wharf. Dziesięcioosobowy zespół grał standardy z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, na parkiecie wirował tłum bogatych biznesmenów z partnerkami. Kobiet było w sali dwa razy więcej. Kobiet bez pary. Liga Kobiet zorganizowała dzisiejszy bal połączony ze zbieraniem pieniędzy na oddział dziecięcy szpitala Brookline. Doroczna aukcja kawalerów stała się słynnym wydarzeniem w mieście i co roku przybywało na bal coraz więcej osób; stawki też były coraz wyższe. Shane czułby się o wiele swobodniej, gdyby nie był jednym z „przedmiotów" tej licytacji. Dwudziestu strażaków z czterech oddziałów zostało wytypowanych przez całą bostońską załogę. Shane podejrzewał, że koledzy, głosując na niego,, chcieli się zemścić za jego fatalne gotowanie. Podszedł do niego mężczyzna w smokingu. Kapitan Griffin. Shane pomyślał, że wygląda jak pingwin w czerwonym krawacie. - Cześć, Cummings. - Czołem, kapitanie. - Mam nadzieję, że się trochę wysilisz. W zeszłym roku oddział piętnasty pobił nas na dwa tysiące dolarów.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Pokonali nas, bo zdjęli połowę ubrań i paradowali po scenie jak banda idiotów - odparł Shane. - Ważny jest cel, chłopcze. Dzisiaj mamy zamiar przynieść największy dochód na aukcji albo ktoś będzie miał dwa razy więcej obowiązków na najbliższych dyżurach w kuchni. - Uśmiechnięty kapitan położył rękę na ramieniu Shane'a i poprowadził go do miejsca, gdzie stał Sam Greenbury, kolejna z czterech ofiar z ich oddziału. Sam dopiero kilka miesięcy temu skończył szkołę pożarniczą i był nowy w oddziale. Nie miał więc pojęcia, co go dzisiaj czeka. Wkrótce się dowie. Zobaczył królową ceremonii, Doris Finwater, która torowała sobie drogę na podium; to znaczyło, że licytacja zaraz się zacznie. - Uwaga, uwaga! - Doris dotarła do mikrofonu. Zespół przerwał granie, rozmowy ucichły. - Dziękuję za przybycie na nasz doroczny bal. Będę dla państwa prowadzić Aukcję Strażaków. Rozległy się entuzjastyczne okrzyki i brawa. - Jak pewnie wiecie - ciągnęła Doris -jest tu z nami dwudziestu strażaków, którzy ofiarowali swój czas, żeby pomóc zebrać pieniądze na budowę nowego skrzydła oddziału dziecięcego szpitala Brookline. Jednak zanim, zaczniemy aukcję, chciałabym wam pokazać krótki film na temat przedsięwzięcia, na które dzisiaj zbieramy datki, a także przedstawić kawalerów, z którymi nagraliśmy wywiady. Shane wiedział, że nadszedł czas, by udać się za scenę i czekać na wywołanie swojego nazwiska. Wywoływano ich po kolei, gdy kobiety obejrzały już wszystkie klipy o każdym z mężczyzn. Po zakończeniu aukcji limuzyna zabierała każdą „parę" do restauracji, gdzie jedli' kolację, a potem odwoziła ich do domu. Trwało to trzy, cztery godziny. Łatwo zarobione pieniądze na szczytny cel. Shane zerknął na zegarek. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, powinien mieć to z głowy przed jedenastą. Jeśli będzie miał szczęście, zostanie trofeum siedem dziesięciopięcioletniej matki kapitana Griffina, Fern. W zeszłym roku postawiła na niego sto dolarów. Jeśli wygra licytację dzisiaj, Shane upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu - będzie w domu przed
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
dziewiątą, a kapitan Griffin nie będzie na niego zły, że przyniósł mały dochód. Babcia Fern mrugała do niego w tłumie i podnosiła kciuki, co znaczyło, że szykowała się do aukcji. Miał nadzieję, że to ona wygra. Przy dźwiękach muzyki pierwszy z kawalerów został poproszony na scenę. Rozległy się brawa; wrzawa rosła, gdy licytacja się zaczęła. Shane starał się nie myśleć o tym, co się dzieje na scenie. Myślał o Emily. Jak zawsze w ciągu ostatnich tygodni. - Cummings. - Sam szturchnął go nerwowo. - Ja będę następny. Co mam robić? Był naprawdę przerażony. Shane'owi zrobiło się go żal. Teraz na scenie prezentował się Matt. Shane zerknął zza kurtyny i zobaczył, że przyjaciel wyciągnął ciemne okulary i udawał Schwarzeneggera. Kobiety szalały, stawki rosły. Shane spojrzał na Sama. - Kiedyś zrobiłeś salto podczas dyżuru - powiedział. - I co z tego? - Zrób tutaj to samo. - I to wszystko? - Tak. Sam odetchnął. Kilka minut później śmiało wszedł na scenę i wykonał potrójne salto w tył. Po czym pękły mu spodnie. Uff! Shane z ulgą wypuścił powietrze. Kwota wyjściowa - pięćset dolarów! O dwieście więcej niż dotychczas. Dwie słodkie blondynki pod sceną ciągle zwiększały stawkę. Po zaciekłej licytacji blond bliźniaczki wygrały Sama za najwyższą stawkę wieczoru - oszałamiającą sumę trzech tysięcy dolarów! Oddział 40 nadal zdecydowanie prowadził. Suma, jaką „zdobędzie" Shane, będzie na pewno bardzo mała. Kapitan Griffin zamieni jego życie w piekło. Shane wygładził smoking i za chwilę usłyszał, jak Doris wykrzykuje jego nazwisko. Skrzywił się, gdy usłyszał piosenkę w tle, przebój country „Be My Baby Tonight". Po prostu wspaniale. Czy można do tego coś dodać? Przywołał na twarz sztuczny uśmiech i wszedł na scenę.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Rozległ się głośny aplauz. Shane zrobił pierwszą rzecz, która mu przyszła do głowy - chwycił Doris wpół. Podczas gdy piosenkarz country miauczał o miłości od pierwszego wejrzenia, Shane zrobił kilka kroków z zaskoczoną królową ceremonii, obrót, pocałował ją w policzek i puścił. Tłum kobiet szalał, piszczał i bił brawo. Doris, czerwona na twarzy, sama zaczęła licytację od siedmiuset dolarów. - Osiemset! - Tysiąc! - Tysiąc pięćset! No, dalej, babciu Fern, ponaglał w myślach Shane. Licytacja przebiegała bardzo szybko. Dwa tysiące, trzy tysiące... Babcia Fern odpadła przy kwocie trzy tysiące pięćset. - Trzy sześćset! - Trzy siedemset! Shane pomyślał, że to niezła sumka, gdy z tylu ktoś krzyknął: - Pięć tysięcy dolarów! Tłum zafalował. Rozległy się okrzyki zdziwienia. Pięć tysięcy? To była najwyższa stawka wieczoru. Shane podniósł głowę, by zobaczyć, kto jest tak hojny, jednak światła skierowane na scenę oślepiły go. - A więc mamy pięć tysięcy - zaszczebiotała Doris do mikrofonu. Kto da więcej? Zapadła cisza, wszyscy wstrzymali oddech. - Pięć... po raz pierwszy... po raz drugi... po raz trzeci! Sprzedany! Doris stuknęła młotkiem. - Nabywcą jest... - Spojrzała na tłum. - Emily Barone. Na dźwięk jej głosu puls Shane'a przyspieszył. Emily? Emily tu jest?! Po sali przebiegły podniecone szepty. Większość zgromadzonych tu osób doskonale wiedziała, kim jest Emily Barone. A dokładnie, z jakiej rodziny pochodzi. Widział teraz, jak przeciska się przez tłum. Patrzyła na niego.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Uświadomił sobie, że Emily ma inną fryzurę. Jej włosy nie były krótsze, ale wyglądały inaczej. Okalały twarz falującymi kosmykami. Miała staranny makijaż. Czerwoną połyskującą szminkę na wargach... Włożyła dziś czarną, długą, obcisłą sukienkę z dekoltem w kształcie litery V. Na szyi miała sznur pereł, na ramionach czarny długi szal. W ręku małą czarną torebkę. Shane słyszał szepty: „Rodzina Barone...", „zatrute lody...", „seksualny skandal...". Emily także musiała to słyszeć. - Panno Barone - Doris uśmiechała się od ucha do ucha - proszę wejść na scenę i odebrać nagrodę - ma pani randkę dziś wieczorem. Shane widział, że Emily wyraźnie straciła pewność siebie. Z niepokojem zerkała w bok. Wszyscy się na nią gapili. Przygarbiła się, spuściła wzrok. Shane był pewien, że miała ochotę odwrócić się i uciec. O, nie! Szybko zeskoczył ze sceny, chwycił ją na ręce i ruszył przez tłum do wyjścia. Błyskały flesze, ludzie bili brawo i pokrzykiwali z entuzjazmem. Shane kierował się przez hol do głównego wejścia, przed którym stały limuzyny. Otworzył tylne drzwi pierwszej z nich i posadził Emily na skórzanym siedzeniu. Usiadł obok. Wyciągnął z kieszeni kopertę zawierającą nazwę i adres restauracji, wręczył ją kierowcy. Potem zamknął okno oddzielające ich od szofera i odwrócił się do Emily. Naciągnęła szal na głowę i siedziała sztywno jak posąg. Shane z uśmiechem chwycił koniec szala i zwijał go powoli, odsłaniając jej twarz. - Na pewno myślisz, że jestem skończoną idiotką - powiedziała. - Dlaczego mam tak myśleć? - Jestem strasznym tchórzem - przyznała, odwracając twarz. Gdybyś nie zrobił tego... co zrobiłeś, nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa. - Hej! - Shane podniósł palcami jej brodę i zmusił, by Emily na niego spojrzała. - Przyjście na tę imprezę wymagało śmiałości, do tego ofiarowałaś szpitalowi pięć tysięcy. Byłaś wspaniała! - Czy mógłbyś poprosić kierowcę, by odwiózł mnie do domu? -
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Podała swój adres. - Czeka na nas kolacja. Nie jesteś głodna? - Nie. - Przypomniała sobie te szepty i spojrzenia. Myślała, że sobie z tym poradzi i potrafi stawić czoło tym wszystkim ludziom. Myliła się. Shane westchnął i przez telefon wydał nowe dyspozycje szoferowi. - Shane... Przepraszam - zaczęła. - Nie miałam pojęcia, że moja rodzina jest na pierwszych stronach gazet. Zobaczyłam to dopiero na twarzach tych ludzi. Te błyskające flesze... Dzisiejsze wydarzenie też będzie nie lada gratką... - A jakie to ma znaczenie? - spytał. - Co cię to obchodzi, co napiszą w gazecie? - Nie obchodzi mnie, co napiszą o mnie, ale wciągnęłam ciebie w ten cały plotkarski szum pod tytułem „Barone". Ładna zapłata za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. - Emily, chyba nadszedł czas, żeby szczerze porozmawiać. Ach tak, teraz na pewno powie: Jesteś miła i bardzo cię lubię, ale... pomyślała. - Nie musisz tego mówić, Shane - powiedziała na głos. - Rozumiem, że nie wydaję ci się atrakcyjna. Jednak ty mi się bardzo podobasz. I tak jest dobrze. Naprawdę. - Emily... - Ze względu na afery w mojej rodzinie - przerwała mu szybko - i na drobny fakt, że straciłam pamięć, nie mam do ciebie pretensji, że trzymasz się jak najdalej... - Emily, do diabła, czy możesz przestać?! Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Ten pocałunek był równie namiętny, jak ten na plaży, o którym nie mogła zapomnieć. Przyciągnęła go bliżej, chciała więcej... Nagle Shane odsunął się. - Myślę, że teraz wiesz, co do ciebie czuję - powiedział cicho. I znowu ją namiętnie całował. Po chwili ponownie przerwał pocałunek i popatrzył jej w oczy. Zobaczyła, jak bardzo jej pożąda. - Musisz też wiedzieć - dodał przerywanym głosem - że trzymałem się na dystans... nie z powodu jakichś plotek... czy artykulików o twojej rodzinie. Byłem z boku, bo myślę o tobie cały czas... od kiedy spojrzałaś na mnie w karetce. To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba... Od
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
razu wiedziałem, że cię pragnę... Emily zamrugała, gdy dotarł do niej sens jego słów. - Ty... pragniesz mnie? Uśmiechnął się. - Musiałem bardzo się starać, żeby trzymać ręce przy sobie. - Wcale nie musiałeś... Shane chciał znowu ją pocałować, ale zawahał się i wypuścił ją z ramion. Usiadł prosto i westchnął. - Emily, przeżyłaś ostatnio wielką traumę. Wiem, że jesteś mi wdzięczna... - I to właśnie myślisz? - przerwała mu zimno. - Jestem ci wdzięczna i dlatego chcę, żebyś mnie całował?! Shane zacisnął zęby. - Myślę tylko, że potrzebujesz trochę więcej czasu. - Każdy ma swoją opinię na temat tego, czego mi potrzeba. Ale nikt nie słucha, co ja mam do powiedzenia i czego ja chcę. - Emily... - Nie jestem dzieckiem, Shane. Straciłam pamięć, ale nie umiejętność myślenia i podejmowania decyzji. - Na litość boską, przestań... Limuzyna zatrzymała się przed budynkiem, gdzie mieszkała Emily. Dziewczyna szybko wyskoczyła z samochodu, zanim szofer zdążył wysiąść. - Jeszcze raz dziękuję, panie Cummings, za uratowanie mnie z kłopotliwej sytuacji. - Zabrała torebkę leżącą na siedzeniu auta. - Proszę mnie nie odprowadzać. Zatrzasnęła drzwi auta i ruszyła do drzwi wejściowych. Gdy weszła do mieszkania, rzuciła torebkę i szal na fotel. Potem poszła do kuchni, zrzucając po drodze buty na wysokich obcasach. Otworzyła szafkę i wyjęła tabliczkę czekolady. Rozwinęła papierek i włożyła kawałek czekolady do ust. Od razu poczuła się lepiej. Sięgnęła po drugi kawałek, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Po chwili ponowne, jeszcze głośniejsze. - Emily, otwórz - usłyszała głos Shane'a. Ruszyła do drzwi, zabierając ze sobą jeden but. Jeżeli on zacznie przepraszać, dostanie po głowie obcasem...
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Tak? - odezwała się grzecznie, otwierając drzwi. Szybko wszedł do środka i chwycił ją wpół. Jego oczy płonęły. - Czego chcesz? - zapytał. - No powiedz. - Ciebie - powiedziała śmiało. - Chcę ciebie.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ SIÓDMY
sc
an
da
lo
us
Shane zamknął drzwi. Stali nieruchomo naprzeciw siebie, badając się wzrokiem. Emily czekała. Czuła zapach kwiatów stojących w wazonie na małym stoliku. Słyszała miarowe cykanie ściennego zegara i głośne bicie swego serca. Pomyślała, że jeżeli Shane się nie odezwie, jeśli nie zrobi żadnego ruchu, ona chyba osunie się na podłogę. Czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Ale Shane wziął ją za rękę. - Czy mówiłem ci, że pięknie dziś wyglądałaś? -Dotknął ustami jej palców. - Bardzo sexy. - Dziękuję - jej głos był ledwie słyszalny. - Ty również. To znaczy... - poprawiła się - jesteś przystojny, i świetnie wyglądasz w smokingu. Bardzo sexy. - Dzięki - powiedział z uśmiechem. Pocałował wnętrze jej dłoni. Przez jej ciało przebiegł dreszcz. Wypuściła but, który głośno stuknął o podłogę. - Ty... także dobrze tańczysz... Roześmiał się. - Improwizowałem. - Chyba dzisiaj zdobyłam kilku nowych wrogów. - Emily usiłowała logicznie formułować zdania, chociaż Shane nadal dotykał językiem jej dłoni. - Tam była pewna staruszka z niebieskimi włosami... Myślałam, że mnie zaatakuje, gdy przebiłam jej stawkę. - To Fern Griffin, matka naszego kapitana. Lubi mnie. Ma do mnie słabość. Emily wiedziała, że Shane żartuje, ale prawda była taka, że wszystkie
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
kobiety między ósmym a osiemdziesiątym rokiem życia miały do niego słabość. Obserwowała na sali twarze tych, które brały udział w jego licytacji. Shane był mężczyzną, który miał w sobie to „coś". - A co z szoferem? - spytała nagle. Shane objął ją w talii i przyciągnął do siebie. - Odesłałem go do domu. - Och! - Jeżeli nie chcesz, żebym tu został... - szeptał, całując jej szyję - po prostu to powiedz... - Chcę, żebyś został - odparła śmiało. - To dobrze, bo mam pewne plany... - Jakie? - Objęła go za szyję. - Zrealizuję wszystkie fantazje, jakie miałem na twój temat, odkąd cię poznałem. - Fantazje? Na mój temat? - Nie, na temat Doris Finwater - zrobił zabawną minę. - Opowiedzieć ci, czy raczej pokazać? - Przesuwał usta po jej szyi. - Pokaż - szepnęła po chwili. Dotknął ustami jej warg i pogłębił pocałunek. - Smakujesz jak czekolada - powiedział. - Marki Lady Godiva - wtrąciła, łapiąc oddech. - Masz na sobie za dużo ubrań... - powiedział, przesuwając dłońmi po jej ciele. Emily poczuła, jak rozsuwa suwak jej sukienki. Materiał wolno spłynął na podłogę. Shane dotknął jej bielizny. - Co to jest? - zapytał. - Powiedzieć ci, czy pokazać? - odszepnęła. - Pokaż. Emily zrobiła krok do tyłu, chociaż przez chwilę nie była pewna, czy w ogóle zdoła się poruszyć. Shane patrzył jak zauroczony na jej ciało w czarnym obcisłym body, które podkreślało zgrabną figurę. Brakło mu słów, by wyrazić zachwyt. Nie był przygotowany na taki niesamowity widok. Odebrało mu mowę. Więc postanowił jej pokazać, co czuje. Emily zadrżała, gdy zsuwał najpierw jedno czarne ramiączko, a potem
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
drugie. Objął dłońmi jej piersi. Oczy Emily pociemniały. Objęła go i odchyliła głowę do tyłu, gdy zaczaj całować jej szyję. - Shane... ja nie mogę... - wyszeptała. - Muszę... Wiedział, co chciała mu powiedzieć. Po raz drugi tego wieczoru wziął ją na ręce. - Gdzie jest sypialnia? - zapytał. - Ostatnie drzwi na prawo. Światło księżyca oświetlało łóżko z czterema kolumnami. Emily zaczęła rozpinać guziki u koszuli Sha-ne'a, jeszcze zanim postawił ją na podłodze. Kiedy zdjął marynarkę, przylgnęła ustami do jego nagiej piersi. - Emily, poczekaj... Ale nie mogła już czekać. I tak czekałam na ciebie za długo, pomyślała. Całe moje życie - była tego pewna. Upadli na łóżko. Shane zaczął ją zachłannie całować. Emily poczuła, że jej ciało płonie. Leżała w ramionach Shane'a. Jej ręka spoczywała na jego piersi. Miała zamknięte oczy. Wydawało jej się, że znowu jest na łodzi, która delikatnie kołysze się na falach. Słyszała równe, spokojne bicie jego serca - ten dźwięk też działał kojąco. - Emily... - zaczął Shane, przerywając ciszę. -Nie wiem, co powiedzieć. Nie sądziłem, że... to będzie pierwszy raz... Ja... Emily uśmiechnęła się. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ona była zaszokowana. Ale była też bardzo szczęśliwa i nie chciała, by ten nastrój tak szybko minął. - Dlaczego? - Delikatnie głaskała jego pierś. - Chcesz powiedzieć, że to był również twój pierwszy raz? Ułożył ją na plecach i spojrzał w twarz. - Emily, wiesz, co mam na myśli. Dotknęła jego policzka. - Jestem tak samo zaskoczona jak ty, Shane. W szafce znalazłam pigułki, więc... przypuszczałam, że... robiłam to już wcześniej. Wytrzymała jego spojrzenie. - Tylko nie mów, że jest ci przykro, Shane. Tylko mi tego nie mów. Nakrył jej ręce swoimi, a potem ucałował wnętrze jej dłoni.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Wcale nie jest mi przykro. Byłbym bardziej delikatny, gdybym wiedział, ale absolutnie nie jest mi przykro. Odetchnęła z ulgą. - Czy to zawsze jest takie cudowne przeżycie? - zapytała. Uniósł brwi. - Chcesz oceny? - Oczywiście. Przewrócił się na plecy i Emily znalazła się teraz na jego piersi. - Panno Barone, mogę stwierdzić bez cienia wątpliwości, że osiągnęłaś poziom bliski najwyższemu. Mało brakowało, a musiałabyś wzywać pomoc, żeby mnie reanimowali. Żartował, ale jego odpowiedź ją zadowoliła. - Więc chcesz powiedzieć, że nigdy nie bywa lepiej? I nie ma potrzeby... ćwiczyć? Shane jęknął. - Możesz zrobić mi przysługę: nie wzywaj ratowników z mojej załogi, dobrze? Emily obudziła się w ramionach Shane'a. Oplatały ją jego ręce i nogi. Patrzyła na jego ładną twarz i umięśnione nagie ciało oświetlone promieniami księżyca. Wyglądał jak grecki młody bóg. Był wspaniałym kochankiem. Czułym, namiętnym, spontanicznym. Takim, o jakim marzą kobiety, na którego czekają, za jakim tęsknią. Dzisiaj należał do niej. Nie chciała myśleć o jutrze ani o następnych dniach. Już się nauczyła, że nigdy nie wiadomo, co przyniesie następny dzień. Najważniejsza była ta noc. I Emily chciała się cieszyć każdą chwilą, którą przeżywała z Shane'em. Cicho wstała z łóżka i poszła do łazienki. Zapaliła światło i spojrzała w lustro nad umywalką. Jej nowa fryzura była tylko wspomnieniem, miała zarumienioną twarz i wargi spuchnięte od pocałunków. - Emily - wypowiedziała głośno swoje imię, zdziwiona, że słyszy znajomy ton w swoim głosie. Pierwszy raz od wypadku poczuła, że zna kobietę, którą widzi w lustrze. Uczucie, że jest białą niezapisaną kartą, rozwiało się. Nie miało już znaczenia, czy kiedykolwiek przypomni sobie przeszłość, czy też nie.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Czuła się jak nowo narodzone dziecko, które wyłoniło się z głębokiej ciemności i znalazło w świecie jaskrawych kolorów i głośnych dźwięków. To było ekscytujące. Przerażające. Pobudzające. Zastanawiała się, czy nie wślizgnąć się z powrotem do łóżka - a raczej wskoczyć - ale zamiast tego zdjęła szlafrok z haczyka na drzwiach, włożyła go i ruszyła do kuchni. Nie poszli wczoraj na kolację do restauracji i Shane na pewno będzie głodny, gdy się obudzi. Właściwie mogłaby coś zamówić przez telefon, ale poczuła nieodpartą chęć na gotowanie. Nie miała pojęcia, co przygotować, ale postanowiła kolejny raz zaufać swemu instynktowi. Do tej pory jej nie zawiódł. Uśmiechając się, otworzyła spiżarnię i zaczęła zdejmować z półek puszki i różne pudełka.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ ÓSMY
sc
an
da
lo
us
Shane'a obudził smakowity zapach czosnku i ziół. Miejsce obok niego było puste. Zerknął na zegarek na szafce nocnej - prawie północ. Usiadł i przeciągnął ręką po włosach. Miał nadzieję, że cokolwiek Emily gotuje, będzie tego sporo. Włożył spodnie i kierując się zapachem, ruszył do kuchni. Stała przy piecyku w krótkim niebieskim szlafroku i mieszała jakiś sos. Spróbowała łyżką. - Ładnie pachnie - powiedział. Na dźwięk jego głosu odwróciła się, posyłając mu uśmiech, na pół nieśmiały, na pół kokietujący. - Przypuszczam, że jesteś głodny. - Odwróciła się z powrotem do piecyka. - Jak wilk. Podszedł do niej i objął ją od tyłu. Pocałował w szyję. - Wszystko dobrze? - spytał. Odwróciła głowę, by na niego spojrzeć. - Lepiej niż dobrze. Uśmiechnął się. - U mnie też. Jej policzki ślicznie się zaróżowiły i szybko odwróciła się do swego sosu. - Na blacie stoi otwarta butelka wina, może... - przerwała, bo zaczął pieścić językiem jej ucho. -.. .Chcesz się napić? - Jasne. - Całował jej szyję. Upuściła drewnianą łyżkę i położyła ręce na jego biodrach. - Kieliszki są w szafce... po prawej stronie zlewu. - Dobrze. - Jego ręce dotykały jej piersi przez cienki materiał szlafroka. - A może chcesz wody sodowej...? - Zamknęła oczy. - Mam zwykłą i
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
dietetyczną... Odwrócił ją w ramionach i zaczął powoli całować, dopóki oboje nie stracili oddechu. Shane pragnął, by znowu znaleźli się w łóżku, ale wiedział, że Emily potrzebuje trochę czasu. To, co się dzisiaj wydarzyło - emocjonalnie i fizycznie - było dla niej zupełnie nowe. Dla mnie też, uświadomił sobie. Ale nie był gotowy zmierzyć się teraz z tymi myślami. Nadal był oszołomiony intensywnością swych uczuć. Opuścił ręce i zrobił krok w tył. - Naleję wina. Napełnił dwa kieliszki i oparł się o blat, obserwując ją przy pracy. - Wygląda na to, że robiłaś już tę potrawę- ocenił, sącząc wino. - Tak mi się wydaje. - Wyłączyła palnik pod garnkiem z bulgoczącym sosem i podeszła do szafki. Wyjęła dwa duże płaskie talerze i nałożyła na nie makaron z cedzaka. - Moja kuchnia jest dobrze wyposażona i wygodna do gotowania. A jak smakuje moje spaghetti to już inna sprawa. Shane pomyślał, że czuje się tu z nią bardzo dobrze. Cudownie było patrzeć, jak krząta się po kuchni w szlafroku, zarumieniona, z błyskiem w oczach. - A teraz powiedz szczerze: nie jest za ostre? - zapytała, gdy usiedli przy stole nad parującymi talerzami. - Możemy zawsze zamówić pizzę... Danie było pikantne, ale bardzo smaczne. Pomidorowy sos z kawałkami kiełbasy i grzybów miał bogaty, zdecydowany smak. - Za bardzo ostre - orzekła Emily. Shane nic nie mówił. Wiedziałam! Zamówimy pizze. Jaki rodzaj lubisz? Zaraz... Shane chwycił ją za rękę. - Emily, na litość boską, daj mi sekundę! Przeżywam doniosły moment. - Smakuje ci? - Czy smakuje? - Nabrał na widelec kolejną porcję i zamruczał: Boże, kobieto, mam niebo w gębie. Emily uśmiechnęła się i wypiła łyk wina. - Maria mówiła mi, że dobrze gotowałam, ale nie byłam pewna, czy po prostu nie powiedziała tego z grzeczności.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Maria? - To moja kuzynka. - Emily przełknęła kęs makaronu. - Wpadła tu któregoś dnia, żeby mnie zobaczyć. Nie pamiętałam jej, ale wydała mi się jakoś znajoma. Była pierwszą osobą, która rozmawiała ze mną całkiem szczerze. Opowiedziała, co się stało w mojej rodzinie, o zdjęciach kuzynki Giny w kolorowych pisemkach, o piekących lodach, i oczywiście o powiązaniach z mafią, co byłoby śmiechu warte, gdyby ludzie tak łatwo nie wierzyli w to, co wypisują w gazetach. Muszę przyznać, że to trochę przytłaczające. A szczytem wszystkiego jest ta klątwa. - Jaka klątwa? - Wszystko się zaczęło ponad sześćdziesiąt lat temu. Mój dziadek, Marco Barone, był zaręczony z córką swego ojca chrzestnego, Lucią Conti. Jednak w walentynki uciekł z Angelicą, moją babcią. Dwie rodziny stały się wrogami od tej chwili, a Lucia rzuciła klątwę na mojego dziadka i całą jego rodzinę. Shane uniósł brwi. - I twoja rodzina wierzy w tę klątwę? Emily wzruszyła ramionami i znowu wypiła kilka łyków wina. - Według Marii jedni wierzą, inni nie. Ale na pewno w tym dniu dzieją się dziwne rzeczy. Najbardziej tragiczne zdarzenie miało miejsce w pierwszą rocznicę ślubu dziadka i babci - w walentynki. Babcia poroniła ich pierwsze dziecko. A ostatnio - oczywiście w walentynki miała miejsce ta afera z lodami. Shane pokręcił głową. - Takie jest życie, Emily. Wystarczy włączyć telewizor albo otworzyć gazetę, żeby się o tym przekonać. Takie rzeczy po prostu się zdarzają i nic na to nie poradzimy. Emily zamilkła na chwilę. Piła wino i obserwowała, jak Shane je z apetytem. Zauważyła dziwny błysk w jego oczach, zanim pochylił się nad talerzem. Ból? Gniew? Czy pomyślał o swojej rodzinie? Stracił szybko oboje rodziców, ale nikt nie rzucił na nich klątwy. Shane ma rację, pomyślała. Nie ma sensu martwić się tym, co przyniesie przyszłość. Życie jest tu i teraz. Najważniejsze, że siedzimy przy tym stole, jedząc spaghetti o północy. A wcześniej kochaliśmy się
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
tak cudownie... Na myśl o tym przeszył ją dreszcz. - A powiedz mi, Shane... - zaczęła, nonszalancko kołysząc kieliszkiem. - Kto był tą szczęściarą w ubiegłym roku? Jego widelec znieruchomiał w połowie drogi do ust. - Słucham"? Omal nie parsknęła śmiechem, widząc jego minę. - Na aukcji. Kto cię wygrał? - Aha, eee... Aurel. - To rzadkie imię. Jak się nazywała? - Nie mam pojęcia. Przedstawiła się jako Aurel. - Tak? - Jego lekceważący ton wydał jej się podejrzany. - Czy ona mieszka w Bostonie? - Nie, w Nowym Jorku. - Sięgnął po butelkę wina. - Chcesz jeszcze? - Nie, dziękuję. Przyjechała na bal z Nowego Jorku? - Nie. - Shane napełnił swój kieliszek i wypił łyk. - Miała pokazy tutaj, w Bostonie. - Pokazy? Jest modelką? - Tak słyszałem. Naprawdę nie chcesz wina? Emily pokręciła głową i robiła widelcem małe kółka z makaronu na talerzu. - Miło spędziłeś z nią czas? - Owszem. Co to znaczy „owszem"? Emily miała na końcu języka kolejne pytania. Zapadła niezręczna cisza. Shane odstawił na bok swój pusty już talerz i oparł się na stole, pochylając się ku Emily. - Byliśmy na kolacji w restauracji The Oak Room, a potem limuzyna podwiozła nas do hotelu, gdzie Aurel mieszkała. Odprowadziłem ją do drzwi, pocałowałem w policzek na dobranoc i odszedłem. Nie spaliśmy ze sobą. Jego szczerość ją zaskoczyła. - Nie pytałam cię o to! - wypaliła. - Nie pytałaś słowami - odparł z uśmiechem. - Ale nietrudno było zgadnąć, o czym myślisz. Ponieważ poszliśmy do łóżka, przypuszczałaś, że z Aurel było podobnie. Emily wyprostowała się na krześle i nawinęła garstkę makaronu na
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
widelec. - To nie moja sprawa. Przepraszam za wścibstwo. Shane roześmiał się i dotknął jej brody. - Ona była zabawna, ale trochę zdziwaczała. Pochodziła z Bronksu i mówiła o sobie w trzeciej osobie. Sądziła, że ma przed sobą wielką karierę aktorską, bo wystąpiła w jakimś telewizyjnym show. Wierzyła w istnienie światów równoległych i w detalach opisywała mi swoje życie na planecie Nathra, gdzie była artystką o imieniu Lexandra. Wszystkie te szczegóły przekazywał jej przewodnik o imieniu Blunther. Emily zamrugała. - Interesujące... - Słuchaj... - Westchnął. - Nie jestem świętoszkiem. Spotykałem się z wieloma kobietami, ale nie sypiałem ze wszystkimi, jak pewnie myślisz. - Potarł kciukiem policzek. - Ale to, co się zdarzyło wieczorem między nami, jest całkiem inne. Wyjątkowe. To coś znaczy. Rozumiesz? Kiwnęła głową, kiedy podszedł i pocałował ją w usta. - Odpowiedz - szepnął. - To coś znaczy. Pocałował ją ponownie. Najpierw delikatnie, a potem coraz gwałtowniej. Przylgnęła do niego całym ciałem i zarzuciła mu ręce na szyję. Emily obudził klakson ciężarówki na ulicy i głosy ludzi. Niechętnie otworzyła jedno oko. Zerknęła na zegarek. Była dziesiąta rano. Służby miejskie cały tydzień zmagały się z jakimś problemem z wodociągiem; niedziela też była dla nich dniem pracy. Zagrzebała się głębiej w pościeli, pragnąc, by powrócił cudowny sen, w którym była z Shane'em w łóżku... Nagle ryk silnika ciężarówki sprawił, że zadrżały szyby. Emily nakryła głowę poduszką, by stłumić hałas. Gdzie ona jest...? Powoli wszystko sobie przypominała. Jak Shane całował jej szyję... Powoli jego usta sunęły w dół pleców... Ręce dotykały jej ramion, boków, piersi... Tak było... Shane spędził z nią noc. Kochał się z nią. Czuła się wspaniale. Po prostu cudownie. I nie miało znaczenia, że jest trochę oszołomiona.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Zdjęła z głowy poduszkę i spojrzała obok, gdzie powinien być Shane. Ale go nie było. Ciężarówka za oknem znowu zawyła. Emily usiadła i rozejrzała się po sypialni. Zniknęło ubranie Shane'a. Nasłuchiwała dźwięku z łazienki albo kuchni, ale w mieszkaniu panowała cisza. Absolutna cisza. Nie mógł wyjść później niż godzinę temu, pomyślała Emily. Powiedział, że ta noc coś znaczyła, że była dla niego czymś niezwykłym. Wierzyła mu, ale nie była tak naiwna, by myśleć, że on chce się z nią związać. Na stałe. Czy mogę się zadowolić czym innym? - zastanawiała się, dotykając chłodnego prześcieradła. Ciągle mogła czuć zapach Shane'a i już za nim tęskniła. Wzdychając, wstała z łóżka, wzięła szlafrok i poszła do łazienki. Nie wiedziała, kiedy znowu zobaczy Shane'a. I czy w ogóle go zobaczy. To bolało. Ale nie warto o tym myśleć, przywołała się do porządku. Cokolwiek będzie, ostatnia noc była dla niej najpiękniejszym przeżyciem, i tak już zostanie. Wzięła szybki prysznic, po czym wysuszyła włosy. Włożyła obcisłe dżinsy i różową bluzkę z gniecionego materiału, którą wypatrzyła na zakupach Maria. Cztery razy zmieniała buty, zanim zdecydowała się na brązowe, na niskich obcasach. Nie jest źle - oceniła swój wygląd w lustrze na drzwiach szafy. Zaczynała lubić tę osobę, którą była. Jej wygląd też był zadowalający. Była gotowa na nowe doświadczenia i nowe wspomnienia. Miała nadzieję, że Shane nadal będzie częścią tych doświadczeń, ale nie chciała być nachalna. Nie będzie się narzucać. Chwyciła torebkę i ruszyła do drzwi. Chciała wyjść, ale nie miała pomysłu, dokąd właściwie iść. Dokądkolwiek. Był piękny, słoneczny dzień. Może do muzeum? Albo do galerii? Albo zrobi objazd miasta turystycznym autobusem. W Bostonie było wiele ciekawych miejsc do odwiedzenia. Czytała o tym. Ten pomysł jej się spodobał, energicznie otworzyła drzwi. I krzyknęła ze strachu. Za progiem stał mężczyzna w białej koszuli i granatowych spodniach. Uniósł pięść, żeby zastukać do drzwi.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Joseph Barone! - Chwyciła się za serce. - Przestraszyłeś mnie na śmierć! Na Boga, dlaczego... - Nagle zamilkła i znieruchomiała. Uświadomiła sobie, co przed chwilą krzyknęła. Z wrażenia nie mogła oddychać. - Emily? - Joseph zmarszczył czoło. - Wszystko w porządku? - Ja... ja cię pamiętam - wykrztusiła z trudem. - Ty jesteś Joseph, mój kuzyn. - Jesteś blada jak płótno! - Joseph wszedł do środka, zamknął drzwi i wziął ją za rękę. - Usiądź. - Nie... nie rozumiesz - powiedziała, kiedy posadził ją na kanapie. Ja wiem, kim jesteś. Po wypadku nie poznawałam nikogo, ani mamy, ani ojca. A ciebie poznałam. Nawet się nie starałam... nie miałam czasu... i nagłe się zjawiłeś... - Emily, spokojnie. - Usiadł obok niej i rozcierał jej lodowatą dłoń. Cała drżysz. Jej puls przyspieszył. Emily wzięła głęboki oddech. Powoli uspokajała się. - Dobrze, a teraz zacznijmy od początku - powiedział Joseph. Otworzyłaś drzwi i od razu wiedziałaś, kim jestem? Kiwnęła głową. - Co jeszcze pamiętasz? - Ja... - Starała się skupić. Dotknęła rękami skroni i wyszeptała: Nic. - Na pewno? - Tylko to, co opowiadała mi mama - powiedziała, wzdychając. Pracujesz w Baronessie. Masz trzydzieści trzy lata i rzadko pojawiasz się na rodzinnych spotkaniach, odkąd twoja żona nie żyje... - Emily zamknęła oczy. - Przepraszam... Nie powinnam tego mówić. - W porządku, Emily... - odparł. - Minęło już pięć lat. Jednak dostrzegła ból w jego oczach. To straszne: stracić ukochaną osobę, pomyślała. Kiedy ścisnął ją za rękę, poczuła coś dziwnego, jakby ktoś puścił film w jej głowie. Najpierw światło, a potem obrazy. - Siłowanie na rękę - wykrztusiła. Joseph uniósł brwi. - Co?
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Pamiętam taki obraz... Jestem w parku. A ty próbujesz siłować się na rękę z innym chłopakiem! - mówiła podekscytowana. - Wszyscy biją brawo. - Pojedynek w parku? - Joseph patrzył na nią przez chwilę, a potem kiwnął głową zaskoczony. - Dobry Boże, to było dwanaście lat temu! Chyba na przyjęciu urodzinowym Claudii. W klubie krykietowym Longwood. Ja i mój kolega podpadliśmy wtedy naszym mamom, bo przewróciliśmy dzbanek z jakimś czerwonym napojem, który wylał się na białą sukienkę Claudii. Tak wrzeszczała, że myślałem, że mi pękną bębenki w uszach. Emily roześmiała się, po czym zamknęła oczy i spróbowała wywołać dalsze obrazy, więcej szczegółów, ale umysł nie chciał być jej posłuszny. - Nic więcej sobie nie przypominam. - To świetny początek. Inne rzeczy przypomnisz sobie w swoim czasie - zapewnił. - W lipcu mamy zjazd rodzinny. Jeżeli do tej pory nie wróci pamięć, na pewno pojawią się jakieś wspomnienia kiedy zobaczysz wszystkich. A teraz... - Wstał i pociągnął ją za sobą. - Maria poleciła, żebym zabrał cię na lunch. - Joseph, na litość boską, doceniam te starania, ale to naprawdę niepotrzebne. Właśnie wychodziłam, żeby zwiedzać Boston. Wiesz, turystyczny objazd miasta autobusem albo wizyta w muzeum... - Znakomicie. Pracowałem jako przewodnik podczas wakacji w college'u. Zaczniemy przy Faneuil Hall, zwanym Kolebką Wolności, zbudowanym w 1742 przez Petera Faneuila - zaczął tonem rasowego przewodnika. - Na piętrze podczas wojny o niepodległość znajdowała się sala zebrań. Miały tam miejsce brzemienne w skutki wydarzenia. Dlaczego nie? - pomyślała Emily. Pozwoliła mu scharakteryzować czasy okupacji brytyjskiej, kiedy to budynek pełnił funkcję teatru. Na pewno nie będzie siedziała w domu. Mile spędzi czas z kuzynem i nie będzie ciągle rozmyślała o Shanie i ostatniej nocy. To dobry pomysł, zdecydowała, gdy Joseph prowadził ją do swojego samochodu.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
sc
an
da
lo
us
O szóstej wieczorem Shane zaparkował swój samochód przed budynkiem, gdzie mieszkała Emily. Na środku ulicy było otwarte wejście do kanału, czterech pracowników stało wokół otworu, a dwóch schodziło na dół. Biały pudel zaczął gwałtownie szczekać na pracowników. Jego właścicielka, starsza kobieta w niebieskiej sukience i słomkowym kapeluszu, pociągnęła go za smycz w kierunku chodnika. Tam pies zobaczył Shane'a i rzucił się obszczekiwać kolejnego intruza. Shane uśmiechnął się blado do pani z hałaśliwym pieskiem i ruszył w stronę drzwi do budynku. W korytarzu przywitały go dźwięki muzyki klasycznej płynące z jednego z mieszkań na parterze. Poczuł też zapach pieczonego kurczaka i uświadomił sobie, że od rana nic nie jadł prócz obwarzanka. Na półpiętrze zawahał się, słysząc głos jakiegoś mężczyzny, a potem śmiech Emily. Zmarszczył czoło i powoli wchodził wyżej. - Spędziłam cudowny dzień, Joseph. Świetnie się bawiłam powiedziała Emily. - Na pewno nie chcesz wejść? - Mam spotkanie jutro rano, muszę się do tego przygotować - odparł mężczyzna. - Może następnym razem. Następnym razem? Shane zacisnął zęby. Kim, do diabła, jest ten Joseph? Może jej były chłopak? Nie pamiętał, jak miał na imię. Może właśnie Joseph? I dlaczego Emily spędziła z nim dzień? Wyszedł zza rogu korytarza i jeszcze mocniej zacisnął zęby, kiedy zobaczył, jak Emily obejmuje tego faceta i całuje w policzek. Ogarnęła go taka wściekłość, że miał zamiar chwycić intruza za kołnierz i zrzucić go ze schodów. - Shane! - Emily, widząc go, wyprostowała się i uśmiechnęła. Mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał z ciekawością. - Nie spodziewałam
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
się ciebie. - Dzwoniłem po południu kilka razy... - Shane zrobił kilka kroków, nie spuszczając wzroku z faceta, który bacznie mu się przyglądał. - Nie było cię w domu. - Bo świetnie się bawiłaś gdzie indziej, dodał w myślach. - Razem z Josephem zwiedzałam Boston, byliśmy też na obiedzie. Dotknęła ramienia mężczyzny. - Poznajcie się. Shane Cummings, Joseph Barone, mój kuzyn. Jej kuzyn, do diabła! Shane poczuł się jak ostatni idiota. Miał ochotę złapać Emily na ręce i uściskać. Zamiast tego wyciągnął rękę do Josepha i uścisnął mu dłoń. - Emily dużo mi o tobie opowiadała - rzekł Joseph. - Mianowicie? - Był pewien, że nie opowiedziała wszystkiego. - Opowiadałam, jak znalazłeś mnie w pożarze i wyniosłeś sekundy przed wybuchem. I jak potem przychodziłeś do szpitala - wtrąciła szybko Emily. - Rodzina Barone ma ci wiele do zawdzięczenia. Jeśli cokolwiek możemy dla ciebie zrobić, daj tylko znać - powiedział Joseph. - Dzięki, ale to nie będzie konieczne. Joseph spojrzał na Emily. - No cóż, będę już leciał. - Jeszcze raz dziękuję za uroczy dzień. - Emily ponownie go uścisnęła. - Powiedz Marii, że świetnie wypełniłeś misję, i podziękuj jej również. Shane obserwował, jak Joseph zbiega po schodach. - Twój kuzyn... - Oczywiście, że tak. - Emily zerknęła na niego przez ramię, wsuwając klucz do zamka. - A kto to był twoim zdaniem? - Hmmm... - Wszedł za nią do mieszkania. - Nie, nikt. Emily położyła klucze na stole i odwróciła się do Shane'a. - Zobaczyłeś mnie w korytarzu z mężczyzną, którego obejmowałam, i pomyślałeś, że to „nikt"? - No dobrze... więc... pomyślałem, że to twój były chłopak. - Jeffrey? - Emily szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia. Naprawdę sądziłeś, że po cudownej nocy z tobą wyszłabym na cały dzień z byłym chłopakiem?!
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Shane poczuł, że zachował się jak beznadziejny dureń. - Nie wiedziałem, co myśleć - bąknął. - Ja też nie wiedziałam, co myśleć, gdy obudziłam się rano, a ciebie nie było - powiedziała cicho. Shane podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach. - Dostałem wiadomość na pager. Wezwano mnie do pożaru w Newton. Spałaś tak słodko... Nie chciałem cię budzić. Nie dodał, że gdyby ją obudził, wtedy na pewno nie mógłby wyjść tak szybko. Kiedy popatrzyła mu w oczy, powiedział: - Teraz dopiero uświadomiłem sobie, że powinienem zostawić karteczkę. Przepraszam... Uśmiechnęła się. - W porządku, Shane. Nie musisz się usprawiedliwiać. Była tak wyrozumiała, że znowu poczuł się głupio. - Wcale nie w porządku. - Dotknął rękami jej twarzy. - Bardzo mi na tobie zależy, Emily. Bardzo. A przede wszystkim nie chcę cię zranić. - Nie jestem tak krucha i wrażliwa, jak niektórzy myślą - odparła. Jeżeli nie chcesz się ze mną spotykać, po prostu powiedz. Jakoś to przeżyję. Powinien poczuć ulgę, słysząc te słowa, ale czuł tylko irytację. - Nigdy nie mówiłem, że nie chcę się z tobą spotykać. Zawsze staram się być uczciwy... - Tak, mówiłeś, że nie szukasz stałych związków i nie masz zamiaru się ożenić - przerwała mu. Po czym westchnęła. - A ja już wybrałam sukienkę i zaproszenia... Żartowała sobie z niego. Opuścił ręce z jej twarzy. - Cieszę się, że cię to bawi. - Och, Shane! - Zarzuciła mu ręce na szyję i szybko pocałowała w usta. - Jesteś taki poważny. Musisz się rozweselić i choć trochę cieszyć życiem. - Tak uważasz? - Objął ją i przyciągnął bliżej. - Masz jakieś konkretne sugestie? - Niech pomyślę... Zobaczymy... Lubisz żeglować, więc sprawi ci to przyjemność. Dobra książka również. Tak mówią.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Doprawdy? A co jeszcze mówią? - Pochylił głowę, by dotknąć ustami jej ucha. - Co jeszcze jest relaksujące? Jej oddech stał się szybszy. - Może... zbieranie starych monet? Spojrzał na nią i uniósł brwi. - Numizmatyka? Pocałowała go delikatnie. - Mam chyba jeszcze lepszy pomysł... - szepnęła. Shane pogłębił pocałunek. Poczuł, jak Emily zadrżała, gdy przesuwał dłońmi po jej ciele. Wsunął dłonie pod jej bluzkę. Czuł, że krew coraz szybciej pulsuje w jego żyłach. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Oboje znieruchomieli. Shane przycisnął czoło do jej czoła. - Może zaraz sobie pójdą... Pukanie rozległo się znowu, bardziej natarczywe. - Pogotowie wodociągowe! - usłyszeli męski głos. Emily poprawiła ubranie i ruszyła do drzwi. Otworzyła i wystawiła głowę na korytarz. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale musimy zakręcić wodę w budynku - powiedział hydraulik. - Nie wiem, na jak długo; może na piętnaście minut, a może na cztery godziny. Zawiadomimy panią, kiedy usterki zostaną naprawione. Jeszcze raz przepraszam za kłopot. Emily podziękowała za informację, zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Shane patrzył na jej wargi, czerwone, lekko nabrzmiałe. Na błyszczące oczy... - Chodź - powiedział nagle, chwycił jej torebkę i klucze i podał jej. - Dokąd idziemy? - Tam, gdzie na pewno nigdy nie byłaś. - Objął ją, pocałował w usta i wyprowadził z mieszkania. - Już mnie tam zabrałeś - powiedziała ze śmiechem. Pokręcił głową. - Teraz mam na myśli jedzenie. I piwo. Lubisz piwo, Emily? zapytał. - Nie wiem, ale już nie mogę się doczekać, aż się dowiem. Darcy's Irish Pub znajdował się przy urokliwej brukowanej uliczce niedaleko portu, pomiędzy antykwariatem a sklepem ze starą biżuterią. W oknie błyszczał zielony neon „otwarte", a drewniany krasnoludek leprikorn - tańczył obok garnka wypełnionego złotymi monetami. Emily przeczytała napis nad wejściem: „Możesz żyć tak długo, jak zechcesz".
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Jakaś para wychodziła z pubu, przez otwarte drzwi dobiegły dźwięki muzyki i śmiechy. Para zakochanych pomachała Shane'owi i ruszyła chodnikiem w stronę portu. - Jeżeli wolisz jakieś cichsze i mniej zatłoczone miejsce, powiedz mi teraz - oznajmił Shane, przytrzymując otwarte drzwi. - Kiedy już wejdziemy, nie uda się uciec. Emily weszła do środka, zaintrygowana dziwnymi słowami Shane'a. Przy stołach z ciemnego drewna siedziały całe rodziny, jedząc kolację. Kobiety i mężczyźni tłoczyli się przy barze, popijając z wysokich kufli piwo o różnych odcieniach brązu - od bursztynowego po kolor melasy. Sufit był zrobiony z drewnianych bali, na zielonych ścianach wisiały zdjęcia z Irlandii, fotografie znanych Irlandczyków i z imprez z okazji Dnia Świętego Patryka, który hucznie obchodzono w pubie. Pub wypełniała celtycka muzyka i smakowity zapach grilo-wanego mięsa. - Shane! - wykrzyknął mężczyzna za barem. Był wysoki i krzepki, miał miłą twarz i wianuszek siwych włosów na głowie. - Dawno nie pokazywałeś tutaj swej brzydkiej facjaty! - Chcesz zobaczyć brzydką gębę, Darcy, to spójrz do lustra za tobą rzuciła atrakcyjna kelnerka w średnim wieku, która przechodziła obok z tacą. Miała mnóstwo rudych loków i uroczy irlandzki akcent. - Jestem już stara, ale na widok Shane'a moje serce bije szybciej. Wejdź dalej, chłopcze, daj całusa swojej Katie i przedstaw mi swoją przyjaciółkę. Shane cmoknął kobietę w policzek. - Katherine Murphy, to jest Emily Barone. A ten pyszałek za barem to mój wujek Darcy. - Pyszałek to niby ja? - Darcy rzucił mu groźne spojrzenie. - Dałbym ci po uszach, ale przyprowadziłeś dzisiaj pięknego gościa, więc odłożę sobie tę przyjemność na później. Miło mi panią poznać, panno Barone. Emily już miała coś odpowiedzieć, ale Darcy chwycił duży kufel z piwem, podniósł go do góry i zakrzyknął: - Uwaga, wszyscy! Wypijmy toast na powitanie Emily! Wszyscy w pubie chwycili kufle i zawołali: - Za Emily! Emily była zbyt zaskoczona, żeby jakoś zareagować. Poczuła, że się czerwieni, a w żołądku pojawiło się dziwne ciepło. Stała w milczeniu,
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
bardzo speszona. - Chcesz to co zwykle? - spytała Shane'a Katie. Kiwnął głową i podniósł w górę dwa palce. - Zrobić miejsce dla mojego siostrzeńca i jego dziewczyny zarządził Darcy i dwaj mężczyźni opuścili swoje miejsca przy barze. Darcy oparł na blacie wielkie pięści i pochylił się do Shane'a i Emily. - Co dla pani, Emily? Guinness czy coś, co wymaga mniej żucia? Emily niepewnie zerknęła na Shane'a, a potem na Darcy'ego. - Nie wiem. Może pan mi coś zaproponuje? - Już lubię to dziewczę. - Darcy wyjął dwa kufle i napełnił je piwem z dwóch różnych kraników. - Mądra i ma dobre maniery. Nie mogę pojąć, co ona porabia w twoim towarzystwie. - Ma amnezję, to dlatego - odparł Shane żartobliwie. - Oj, chyba muszę dać ci po uszach - rzucił Darcy i popchnął kufle po blacie w stronę Shane'a i Emily. - Założę się o beczkę piwa, że wszystko, co on tu gada, to kłamstwa, a o drugą beczkę, że nie ma w tym ani krzty prawdy. I proszę to dobrze zapamiętać, panno Emily. - Będziesz tam kłapał dziobem cały czas? - odezwał się mężczyzna z drugiej strony baru. - Mam pusty kufel. - I pusto we łbie, Timothy - rzucił Darcy. Timothy odciął się złośliwą uwagą o innej części ciała Darcy'ego i wszyscy zebrani przy barze gruchnęli śmiechem. Wymiana słownych ciosów trwała. Emily szeroko otwartymi oczami popatrzyła na Shane'a. Uśmiechnął się niepewnie i podniósł swój kufel. - Twoje zdrowie! Wiedziała, że Shane jej się przygląda, gdy pociągnęła pierwszy łyk piwa. Piwo było zimne, trochę gorzkawe, ale orzeźwiające. Niezłe, pomyślała. Popatrzyła na ludzi wokół. W części restauracyjnej krążyły kelnerki, roznosząc kopiaste talerze jedzenia. Między stołami chodził magik w żółtej pelerynie, zabawiał dzieci różnymi sztuczkami i rozdawał im balony. - Wszystko w porządku? - zapytał cicho Shane, pochylając się ku niej. - Możemy się teraz wymknąć, jeśli chcesz, póki wujek stoi
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
odwrócony plecami. Chociaż mogę przysiąc, że on ma też oczy z tyłu, i prawdopodobnie by nas złapał. A wtedy na pewno dałby mi po uszach. - Nie możemy tego zrobić - odpowiedziała ze śmiechem. - Poza tym ciekawie jest go obserwować. To bardzo oryginalna postać. - To tylko jedno z wielu określeń na tego pasibrzucha. - Shane popatrzył na Darcy'ego, który dyskutował teraz z jakimś łysym mężczyzną na temat polityki burmistrza Bostonu. - Słyszałem mnóstwo uwag o nim, większość nie nadaje się do powtórzenia. Emily obserwowała, jak Darcy napełnia piwem po kolei cztery kufle i puszcza je po dębowym blacie. Każdy z kufli zatrzymywał się dokładnie na wprost klienta, który złożył zamówienie. A wszystko to działo się w tle zażartej kłótni politycznej. - A ty jak byś go opisał? - spytała. - Hałaśliwy, wybuchowy, zawzięty. - Shane pociągnął długi łyk piwa i popatrzył na wujka. - Ale ma wielkie, czułe serce, płacze jak dziecko na łzawych filmach, chociaż za żadne skarby by się do tego nie przyznał. Pracuje jak szalony, i jest tu ze względu na mnie. - A ty jesteś tu dla niego, prawda? - Oczywiście. Kto zniósłby takiego wojującego starego bambaryłę? - Wydaje mi się, że Katie - powiedziała Emily, widząc, jak Katie stanęła między dyskutującymi mężczyznami, mówiąc Darcy'emu, żeby się brał do roboty. - Katie? - Shane się roześmiał. - Są przyjaciółmi. Ona tu pracuje od czasów, kiedy byłem mały. Ech, ci faceci, westchnęła Emily w duchu. Są tacy ślepi. Emily była pewna, że to, co widziała w oczach Katie, to nie było tylko uczucie przyjaźni. Każdy by to dostrzegł. A może widzi to tylko druga zakochana kobieta? Zakochać się w Shanie... To było głupie i niebezpieczne. Ale teraz te rozważania... Całkowicie bezsensowne. Nie miała wyboru. Od pierwszej chwili, gdy pojawił się w drzwiach jej szpitalnego pokoju, nie, jeszcze wcześniej - kiedy wziął ją na ręce i uratował z płonącego budynku. Stało się. Niestety, taka była rzeczywistość. Na szczęście jej myśli zostały przerwane, bo Katie podała im gigantyczne kanapki i górę frytek. Jedzenie pachniało cudownie. Emily
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
już miała zamiar jeść, kiedy z tyłu baru rozległy się głośne krzyki, a następnie jęki. - Co się tam dzieje? - spytała. Shane wgryzł się już głęboko w swoją kanapkę. - Whiskey poker - odparł, nawet nie patrząc w tamtą stronę. Emily zmarszczyła czoło. - A co to takiego? - Rodzaj pokera, tylko że nie gra się na pieniądze, ale żetony, które można wykorzystać w Dniu Świętego Patryka. - Łyknął piwa. Niektórzy nazywają tę grę pukanym pokerem, bo pukasz, jeśli ci się wydaje, że masz najlepsze karty. Reguły i stawki mogą się trochę zmieniać, ale z grubsza na tym to polega. - A co się dzieje, jeśli zapukasz, a wcale nie masz najlepszych kart? - Jedz kanapkę, kochanie, a ja ci pokażę. W porcie panowała cisza, którą przerywał plusk fal i skrzypienie drewnianych łodzi. Shane zatrzymał się na parkingu i wyłączył silnik. Była noc. Emily siedziała obok niego z głową opartą o fotel. Miała zamknięte oczy. Gdyby nie uśmiech na wargach, można by pomyśleć, że śpi. Nie mogąc się oprzeć, pocałował ją w kącik ust. Jej uśmiech stał się szerszy, zarzuciła mu ręce na szyję. Shane zaczął ją całować, przyciągnęła go jeszcze bliżej. Smakowała jak placek cytrynowy, specjalność pubu Darcy'ego, ciasto, którym Katie poczęstowała ich przed wyjściem. Pocałunek stawał się coraz bardziej gorący. Shane czuł, że i to mu nie wystarczy. Musi wystarczyć, powtarzał sobie w duchu. Odsunął się od niej i dotknął palcami jej ust. - Jeżeli nie przestanę cię całować teraz, ochrona portu będzie miała niezłe przedstawienie, kiedy tu nadjedzie. - Nigdy nie grałam w takim przedstawieniu - powiedziała Emily, łapiąc oddech. - A w każdym razie tak mi się wydaje. - Są sytuacje, których lepiej unikać, kochanie. Nie trzeba doświadczać wszystkiego - powiedział Shane. - Zabieram cię do domu. - Do domu? - Zamrugała i wyprostowała się. - Aha, w porządku. Wyraźne rozczarowanie w jej głosie rozbawiło go. Pocałował ją w
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
policzek i mruknął: - Do mojego domu, Emily. - Aha, w porządku - powtórzyła z uśmiechem. Chłodne nocne powietrze było ciężkie od zapachu soli. Emily zadrżała. Shane objął ją i przytulił, żeby ją trochę ogrzać. Tak objęci szli wzdłuż przystani. - Podoba mi się twój wujek - powiedziała Emily, kładąc Shane'owi rękę na brzuchu. - Jest jak wspaniały, wielki, burkliwy niedźwiedź. - Boże, mam nadzieję, że nigdy mu tego nie powiesz! - roześmiał się. - Dąsałby się całymi tygodniami i wyzywałby na rękę każdego w pubie, żeby dowieść, jaki jest silny. - Pojedynek na rękę? - Emily podskoczyła. - Shane! Zapomniałam powiedzieć ci o czymś ważnym! Chodzi o Josepha. Kiedy rano otworzyłam drzwi i zobaczyłam go, od razu wiedziałam, kim jest. Shane zatrzymał się. - To znaczy, że go pamiętałaś? - Wiedziałam, kim jest - moim kuzynem Josephem - i przypomniał mi się obraz z rodzinnego przyjęcia: jak Joseph w parku walczy na rękę z kolegą. Nie jest to zbyt fascynujące wspomnienie, ale zawsze jakiś początek. I na pewno będzie więcej tych obrazów, pomyślał Shane. I przez chwilę czuł lęk, że im więcej Emily sobie przypomni ze swojej przeszłości, tym bardziej oddali się od niego. Zawstydzony swoim egoizmem, dotknął jej policzka i uśmiechnął się. - To wspaniały początek, Emily. Zanim się zorientujesz, twoja pamięć wróci, może w rozproszonych kawałkach, a może w całości, jak rzeka po podniesieniu zapory. Wszystko jedno, w jaki sposób to nastąpi, ale na pewno odzyskasz pamięć. - Przede wszystkim t o chcę pamiętać - powiedziała miękko. Moment, kiedy stoję tu z tobą na przystani... Obok są łodzie, ocean, pluszcza fale, a nad nami ciemne niebo z mnóstwem brylantów. Wielkie kanapki w pubie twojego wujka, spaghetti, które zrobiłam w nocy, kiedy u mnie byłeś... - Uśmiechnęła się. - I whiskey poker. Shane przyciągnął ją do siebie i kontynuowali spacer w stronę jego łodzi. - Kto by pomyślał, że w poprzednim życiu byłaś taką karciarą?
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Powinni nadać ci tytuł Królowej Whiskey Pokera. - Byłam dobra, prawda? Chociaż początkowo myślałam, że oni chcą być mili i po prostu dają mi wygrywać. - Nie znasz tych facetów, jeśli myślisz, że pozwolili ci wygrać tyle razy. Każdy jest zawzięty i chciwy, gdy zaczyna się gra. Nie ma altruizmu. Jesteśmy na miejscu. Pomógł jej przejść na pokład łodzi. Do wnętrza docierało blade księżycowe światło sączące się przez okna. Wszystkie przedmioty w środku wydawały się miękkie i szarawe. Shane chciał zapalić lampę przy schodkach, ale Emily dotknęła jego ramienia i szepnęła: - Jeszcze nie zapalaj. Tu jest tak pięknie! Tak spokojnie, cicho i tajemniczo. Zupełnie jakbyśmy się znaleźli w innym świecie. Shane całkowicie się z tym zgadzał. Tak właśnie było. Inny świat... A teraz była w nim Emily i ten świat stał się doskonały. Nagle ogarnęło go gwałtowne, niepohamowane uczucie, żeby się z nią kochać. Natychmiast przywołał się do porządku i odsunął o krok. - Shane? - Chcę cię, Emily. Tak cię pragnę... Wyciągnęła do niego rękę, dotknęła jego policzka palcami. Były gorące i miękkie niczym płatki róży. - Ja też cię pragnę, Shane... Kochaj mnie. Nie marzę o niczym innym. Chwycił ją w ramiona i zaczął całować, coraz gwałtowniej, namiętniej. Ogarniała ich coraz większa żądza. Emily czuła ją w każdej cząstce swojego ciała. Nigdy nie przypuszczała, że to uczucie może być tak wszechogarniające. - Uwielbiam twoje ręce - szepnęła. - Uwielbiam, jak mnie dotykasz. Jej słowa jeszcze bardziej go rozpaliły. Już niemal tracił nad sobą kontrolę. - Shane, proszę... Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Szybko zdzierali z siebie ubrania. Po chwili przeżyli rozkosz i radość, ukojenie i zachwyt sobą
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
nawzajem... Leżeli przytuleni, słuchając bicia swoich serc. Emily myślała, że jest to najszczęśliwsza chwila w jej życiu. Leżała w ramionach ukochanego mężczyzny, w świetle księżyca, kołysana delikatnym falowaniem wody. Pomyślała z uśmiechem, że to kolejne pierwsze przeżycie po wypadku - kochali się na wodzie... Cudowne przeżycie, wciąż wywołujące dreszczyk pożądania. Emily miała nadzieję, że nie był to pierwszy i ostatni raz.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
sc
an
da
lo
us
Następnego ranka, gdy Emily jeszcze spała, Shane cicho wstał, włożył dżinsy i koszulkę i wyszedł na pokład. Wokół łodzi snuły się pasma mgły, z daleka dobiegł dźwięk syreny jakiegoś statku. Do portu wracała z nocnego połowu łódź motorowa. Powietrze było chłodne i rześkie. Mewy usadowiły się na przystani w strategicznych miejscach i łypały wokół, jak zwykle gotowe momentalnie złowić kąsek rzucony przez litościwych rybaków lub turystów. Życie tutaj wydawało się spokojne, wygodne i nieskomplikowane. Paru ludzi, którzy mieszkali na łodziach, zajmowało się swoimi sprawami. Weekendowi żeglarze byli sympatyczni, ale ciągle zajęci przygotowywali swoje jachty i czym prędzej wypływali na morze albo zajmowali się dłuższymi remontami. Shane był szczęśliwy, że tu mieszka. Wszystko mu odpowiadało. Łatwo wejść i wyjść, kiedy tylko ma ochotę. Nikomu nie trzeba się opowiadać. Nikt się nie martwi... I wtedy odwrócił się i zobaczył Emily stojącą parę kroków dalej, ubraną w jego starą niebieską koszulę. Brzeg koszuli sięgał do połowy jej ud. Na pewno pod spodem była naga... Na ten widok poczuł ukłucie w piersi. To nie było pożądanie, chociaż czuł, że znowu jej pragnie. To było nowe uczucie, do niczego niepodobne, nieznane. Przestraszył się. Przez chwilę nie mógł oddychać, ogarnęła go panika. Ale gdy Emily ruszyła w jego stronę i uśmiechnęła się, Shane zapomniał o dziwnym lęku. - Dzień dobry. - Podeszła bliżej. - Witaj. - Objął ją i pocałował, nie myśląc o tym, że są narażeni na
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
spojrzenia ciekawskich. Potem odsunął się na wyciągnięcie ramion i obszedł ją dookoła. - Ta koszula nigdy nie wyglądała tak dobrze. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że ją włożyłam. Trochę zmarzłam. Pocałował ją w szyję i mocno przytulił. - Chyba jeszcze nigdy nie byłem zazdrosny o koszulę. Roześmiała się i oparła głowę na jego ramieniu. - Tak tu cicho... tak spokojnie - powiedziała. - Już rozumiem, dlaczego tu zamieszkałeś. Daleko od hałasu i chaosu wielkiego miasta. Zobacz, tam jest pelikan! Ptak przeleciał nisko nad wodą i zniknął tak szybko, jak się pojawił. Pelikany były w porcie czymś tak normalnym, że Shane już prawie nie zwracał na nie uwagi. Ale zachwyt i radość w głosie Emily podziałały na niego niczym gorące kakao na śniadanie. Nigdy nie stał rankiem na pokładzie swego jachtu z inną kobietą. Nigdy nie żywił do nikogo takich uczuć jak do Emily. Pocałował ją w głowę, a potem w skroń. Objęła go za szyję. - Miałam sen ostatniej nocy. - Jeśli ja tam byłem, to nie był sen... - powiedział jej do ucha. - No nie taki rodzaj snu - odparła ze śmiechem. - To był bardzo realistyczny sen. Jakby skrawki i kawałki mojego życia. Spojrzał jej poważnie w oczy. - Wracają wspomnienia? - Nie wiem. Obrazy szybko znikały, ale były znajome. Na przykład to, jak wchodzę po schodach do mojego mieszkania... robię zakupy w sklepie na dole, śmieję się z Claudią przy moim stole w kuchni. Tego typu mieszanka... - Utkwiła spojrzenie w snujących się pasmach mgły. Nagle znalazłam się w małym ciemnym pokoju. Za mną paliło się światło. Poczułam dym. Serce zaczęło mi walić i obudziłam się... Jej serce i teraz biło mocno, stwierdził Shane. Gładził ją po plecach, dopóki nie przestała drżeć. - Dlaczego mnie nie obudziłeś? - Usnęliśmy bardzo późno, a poza tym nie wyglądało na to, że dręczy cię zły sen. Spałaś tak spokojnie...
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Popatrzyła mu w oczy. - Shane, jeżeli kiedykolwiek sobie przypomnę, co się wydarzyło tamtej nocy, mam zamiar rozwiązać tę zagadkę. Shane przez chwilę był zirytowany, bo zrozumiał, że ona nie zastanawia się nad ich przyszłością, nad ich związkiem. Wszystko było dla niej takie proste i łatwe. Ale przecież tego zawsze chciał, czyż nie? Satysfakcjonującego związku, ale bez problemów. Ale czy to znaczyło, że nie dbał o Emily? Skądże! Zależało mu na niej bardziej niż na jakiejkolwiek innej kobiecie. Ale to jeszcze nie znaczyło, że jest gotowy na stały związek. Z czasem pamięć jej wróci i Emily miękko wyląduje w swoim świecie. Na pewno tak będzie. Ale ten moment jeszcze nie nadszedł. I Shane nadal chciał z nią być. Pochylił się i pocałował ją w usta. Znowu poczuł, jakie ma gorące ciało. Serce waliło mu jak młotem, krew pulsowała w żyłach. Emily odpowiadała na jego pocałunki i pieszczoty z nie mniejszą namiętnością. Nagle rozległ się krzyk mew. Shane z wysiłkiem cofnął ręce i odsunął się od Emily. Mimo mgły ktoś mógł ich widzieć z sąsiednich łodzi lub przepływających ku-trów. Wziął Emily za rękę i poprowadził schodami pod pokład. Teraz będziemy się kochać w świetle dnia, postanowił, a kiedy opadnie mgła, popłyniemy na wyspę, gdzie byliśmy razem na naszej pierwszej wycieczce. Będziemy pływać w morzu i opalać się nago na gorącym piasku. To będzie cudowny dzień... Wspaniale być zakochanym, pomyślała Emily. To bajeczny, uskrzydlający stan. Wszystkie opowieści, wszystkie banały i frazesy są prawdziwe. Świat wydaje się piękniejszy, niebo błękitniejsze, trawa bardziej zielona, a powietrze czyste i rześkie. Zmysły stają się bardziej wyostrzone. Wszystko wydaje się lepsze i pełniejsze. Smak lodów, które jadła wcześniej, śmiech dziecka na placu zabaw w pobliżu jej mieszkania, zapach ciasteczek pieczonych u sąsiadów na piętrze. Życie wydawało się teraz barwnym kalejdoskopem barw, dźwięków i zapachów. Emily z uśmiechem oparła się o szeroko otwarte okno do salonu.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Pozdrowiła kobietę na dole, która podlewała róże w małym ogródku. Kobieta pomachała jej ręką i wskazała krzak obsypany żółtymi pączkami. Emily nie mogła się doczekać, kiedy się rozwiną. Cofnęła się do mieszkania i zamknęła okno, bo miała ochotę śpiewać. Zerknęła na zegarek na ręku i poczuła trzepotanie w żołądku. Za kilka minut będzie tu Shane. To głupie, co miłość robi z człowiekiem, pomyślała. Nie było na to logicznego wytłumaczenia. Nieprawdopodobne szaleństwo emocji. Wiedziała, że zależy mu na niej. W minionym tygodniu spędzali razem każdą noc i dzień, z wyjątkiem tych, kiedy Shane miał dyżur. Emily chciała cieszyć się każdą minutą, którą przeżywali razem. Pragnęła, żeby były to niezapomniane, piękne chwile. Ktoś jej kiedyś powiedział, że życie zmienia się z każdym oddechem. Nie pamiętała, kto to był, ale na pewno miał rację. Musiała żyć uważnie, liczył się każdy oddech. Usłyszała pukanie do drzwi. Mieli iść na przyjęcie urodzinowe jej matki, urządzane w Cafe 88. Emily była mile zaskoczona, że Shane zgodził się z nią pójść, zwłaszcza że miała tam się pojawić cała rodzina Barone. Dostrzegła wahanie w jego oczach - a może to był lęk? - ale potem wzruszył ramionami i zapewnił, że chętnie będzie jej towarzyszył. Najwyższy czas, żeby już się zbierać. Emily uświadomiła sobie, że trochę się denerwuje. Drżącą ręką otworzyła zasuwkę. Kiedy spotkały się ich oczy, całe napięcie momentalnie minęło. A kiedy się uśmiechnął i wszedł do środka, a potem przywitał ją gorącym pocałunkiem, poczuła, że cała topnieje. - Masz na sobie nową sukienkę? - szepnął, skubiąc cienkie ramiączko czerwonej obcisłej sukienki. - Skądże! Kupiłam ją wieki temu - skłamała, bo miała ją od dwóch godzin. Kupiła ją w czasie popołudniowej przechadzki po sklepach. Od razu wpadła jej w oko. Bardzo była zadowolona z tego zakupu, zwłaszcza teraz, widząc zachwycony wzrok Shane'a. Przesuwał palcami po materiale sukienki. Od ramiączek w dół. Emily zadrżała i poczuła, że miękną jej kolana.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Jeżeli nie wyjdziemy natychmiast, na pewno bardzo się spóźnimy mruknął znacząco Shane. Westchnął, cofnął rękę i zrobił krok w tył. Emily wzięła żakiet i torebkę. Gdy Shane się odwrócił, mogła wreszcie zobaczyć go w całej okazałości. Czarne spodnie leżały na nim wspaniale, podobnie niebieska koszula z długim rękawem, pod którą widać było zarys wspaniałych mięśni. Boże, był tak przystojny i męski, że aż zapierało dech! Pół godziny później, gdy w restauracji Emily przedstawiła go Claudii, siostra potwierdziła tę opinię. - Cieszę się, że wreszcie mogę cię poznać, Shane - Claudia uśmiechnęła się do niego i pocałowała Emily w policzek. - Przynajmniej część plotek jest prawdziwa. - Plotek? - Emily nerwowo zerknęła na Shane'a. - Jakich plotek? - Chodź ze mną na drinka do baru, to ci powiem. Mama i tato jeszcze nie dotarli. Claudia ruszyła do baru, stukając wysokimi obcasami. Wiele męskich spojrzeń podążyło w ślad za nią. Ruchem głowy odrzuciła do tyłu jasne kosmyki włosów. A w głowie Emily nieoczekiwanie pojawił się nowy obraz: Claudia ubrana w bikini leży na leżaku przy basenie rodziców; wokół niej talku młodych mężczyzn - przyjaciół Daniela. Emily miała wtedy może jedenaście lat, ale pamiętała swoje zdziwienie, że wszyscy ci faceci siedzą koło Claudii, słuchając jej marudzenia, zamiast pływać. Wspomnienia takie jak to, niewielkie skrawki przeszłości, pojawiały się często podczas ubiegłego tygodnia. Chociaż nie było żadnego znaczącego przełomu, za każdym razem Emily miała wrażenie, że widzi kolejny element wielkiej układanki, którą musiała skompletować. Ciekawe, jak długo to potrwa? Kiedy ten obraz będzie skończony? I czy w ogóle da się w całości ułożyć takie puzzle? A czy tego chciała? Poczuła dreszcz na skórze. Może lepiej nie pamiętać pewnych rzeczy? - zastanawiała się. Shane objął ją ramieniem. - Zimno ci?
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Emily pokręciła głową. Oparła się o niego i rozkoszowała tą radosną chwilą. Siedzieli w eleganckiej restauracji o romantycznym wystroju. Podłoga była z ciemnego drewna, kryształowe lampy rzucały delikatne błyski, stoły przykrywały białe lniane obrusy. I do tego obok niej był człowiek, którego kochała. To dlatego czuła się w tym bogatym, ekskluzywnym lokalu tak dobrze, jak w irlandzkim pubie. Po chwili podeszli do baru i usiedli koło Claudii. Zamówili drinki. Nagle z torebki Claudii popłynęły pierwsze dźwięki „Eine Kleine Nachtmusik" Mozarta, Claudia wyjęła dzwoniącą komórkę z torebki. - Frank Gordon, ty draniu! - zawołała. - Musiałam cię ścigać po całym Bostonie z powodu tych nędznych pięciu milionów! - Potem przysłoniła telefon ręką i szepnęła do Emily: - Potrzymaj przez chwilę. Wracam za pięć, może dziesięć minut. - Po czym zeskoczyła z barowego stołka i poszła w kierunku damskiej toalety, machając do kogoś, kogo zauważyła po drugiej stronie restauracji. Shane zerknął na Emily i uniósł brwi ze zdziwienia. - Czy to ten Frank Gordon z firmy Combyte Communications? - Tak, to on. - Wszyscy słyszeli o Franku Gordonie, zwłaszcza ostatnio było o nim głośno, bo jego firmę komputerową sprzedano za bajońską sumę. - Claudia mówiła mi wczoraj, że on ma wpłacić jakieś pieniądze na jedną z organizacji charytatywnych, które Claudia prowadzi. - Nędzne pięć milionów dolarów, jak słyszałem. - Ona jest świetna w tym, co robi - powiedziała Emily z dumą. - Ma mnóstwo pomysłów i potrafi zawsze zdobyć na nie fundusze. Mama wspominała mi, że Claudia nie chciała pracować w Baronessie. Kiedy na horyzoncie pojawia się nowy projekt, od razu wstępuje w nią energia i wszystko przemienia w złoto. Styl pracy w dużej firmie produkującej lody, gdzie w każdym pokoju siedzi ktoś z rodziny, zupełnie jej nie odpowiadał. - Ale tobie to odpowiadało? Sięgnęła po kieliszek białego wina, który barman przed nią postawił. - Każdy mi powtarza, że lubiłam swoją pracę. Myślę, że zbliża się czas, żeby tam wrócić. Słowa Emily podziałały na Shane'a jak kubeł zimnej wody.
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Nie brał pod uwagę tego, że ona tak szybko będzie chciała wrócić do pracy. Przecież amnezja. A może nie przyjmował tego do wiadomości, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że każdy krok w stronę dawnego życia, życia sprzed wypadku, będzie ją od niego oddalał. - Masz zamiar wrócić do pracy? - zapytał cicho. - Mniej więcej za trzy, cztery tygodnie. - Kręciła wino w kieliszku. Wybudowano nowoczesny biurowiec, w innym miejscu. Derrick chce, żebym wróciła tam jak najszybciej. I była jak najdalej ode mnie, dodał w myślach Shane. Był zirytowany. Brat Emily jasno się wyraził: nie podoba mu się, że siostra spotyka się z kimś, kto nie dorównuje rodzinie Barone statusem społecznym. A teraz Derrick chce, żeby Emily szybko wróciła do pracy i starego stylu życia. Prawdopodobnie zamierza ją w ten sposób kontrolować, również jej prywatne sprawy... A czy zachowanie Shane'a było tak całkiem różne od zachowania Derricka? Shane chciał mieć Emily tylko dla siebie... Chciał się nią opiekować, chronić ją, ale bez żadnych obietnic i deklaracji. To czysty egoizm z mojej strony, ocenił. I bardzo nie w porządku wobec Emily. - A czego ty chcesz? - zapytał ją po chwili. Spojrzała na niego zdziwiona. - Nie rozumiem. - Nieważne, czego chce Derrick. - Shane powiedział to ostrzej, niż zamierzał. - Najważniejsze, czy t y naprawdę chcesz wrócić do pracy? - Szczerze? Więc muszę ci się przyznać, że gdy myślę o tym, że znajdę się wśród tylu ludzi, którzy nadal będą dla mnie jak obcy, to rzeczywiście zaczynam się denerwować - powiedziała cichym głosem. Ale muszę coś robić. Muszę się zmierzyć z moją przeszłością, ale myśleć też o przyszłości. Shane zacisnął dłoń na szklance z piwem. - Co masz na myśli? - Przed moim wypadkiem toczyły się jakieś sprawy... W firmie, w
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
rodzinie... Oni zawsze będą moją rodziną, chociaż niewiele pamiętam z tego, co nas łączy. Wiem, że mnie kochają i zawsze mi pomogą. - A ja nie, prawda? - wtrącił gwałtownie. - To mi chciałaś powiedzieć? Emily milczała przez chwilę. - Shane, ta rozmowa nie jest o mnie i o tobie. Nie dotyczy nas. - Jak to nie? - Popatrzył jej w oczy. - Czy możesz mi szczerze powiedzieć, że w przyszłości będziesz szczęśliwa w naszym związku, jeżeli będzie wyglądał tak jak teraz? - Ja... ja nie mówiłam o naszej wspólnej przyszłości. Tylko o pracy i mojej rodzinie. Dlaczego... to powiedziałeś? Właśnie teraz. Nie miał zielonego pojęcia dlaczego. Z lęku? Z zazdrości? Z egoizmu? Ale nie mógł cofnąć słów. - Może sprawił to sposób, w jaki mówiłaś o swojej rodzinie... zaczął niepewnie. - Miałaś taki blask w oczach... Mówiłaś o ich uczuciach i o tym, że za-wsze będą obok. O rzeczach, których ja nie mogę ci dać. Tych i wielu innych. - Co to znaczy: wielu innych? - Zmrużyła oczy. - Czego niby ja jeszcze chcę? Musiał wziąć głęboki oddech, żeby odpowiedzieć: - Małżeństwa, dzieci, wielkiego domu w pięknym otoczeniu. Zasługujesz na to wszystko. - Czy kiedykolwiek prosiłam cię o to? - spytała zimno. - Czy prosiłam... ? Nigdy, musiał przyznać. Poczuł zakłopotanie. - Jestem już dorosła, Shane. I zapewniam cię, że sama wiem najlepiej, czego chcę. Nikt inny. - Nie zgadzam się z tym, Emily. Kiedy całkowicie odzyskasz pamięć, kiedy przypomnisz sobie wszystko o sobie, wtedy będzie inaczej. Dopiero wówczas będziesz mogła powiedzieć, że wiesz, czego chcesz. - „Przypomnisz sobie wszystko o sobie..."? - przedrzeźniła go. - Co za bzdury! - wykrzyknęła. - Myślisz, że jak wróci mi pamięć, to stanę się inną osobą? Będę inna niż teraz? Myślisz, że jak będę rozpoznawać
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
osoby i wiedzieć, kto jest kim i ile zarabia, to nastąpi wielka zmiana? Że wtedy dopiero mogę mówić, czego chcę lub nie?! - Emily, na litość boską, nie upraszczaj... - To jest proste, Shane. - Patrzyła na niego zimno. - Naprawdę wierzysz w to, co powiedziałeś? Do diabła! Zabrnęli w ślepą uliczkę. Nie było wyjścia, trzeba było powiedzieć prawdę. Shane nie mógł jej okłamać. - Tak. Widział, że ją zranił. Zobaczył to w jej oczach. Wzięła głęboki oddech. - Emily, słuchaj... Jestem. - Idiotą - dokończyła za niego. Zeskoczyła z barowego stołka i pochyliła się ku niemu. - Kompletnym idiotą. Zamierzała odejść, ale chwycił ją za rękę. W tym samym momencie zadzwonił pager w jego kieszeni. Zaklął i wyjął go. Wzywano go na akcję. - Przepraszam, ale muszę natychmiast jechać... - Rozumiem - odparła lodowato i oswobodziła rękę. - Twoja rodzina... - Na pewno to zrozumie - dokończyła szybko. Cholera! Musieli go wezwać właśnie w tym momencie! Nie chciał jej tak zostawiać, ale nie miał wyboru. Zesztywniała, gdy się do niej zbliżył, ale nie cofnęła się. - Nie możemy tego tak zostawić - powiedział cicho. - Zadzwonię do ciebie później. - Wolałabym, żebyś nie dzwonił. - Stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. Potem zrobiła krok w tył. - Dziękuję za wszystko, Shane. - Po tych słowach odwróciła się i wmieszała w tłum. Chciał ją zatrzymać, ale zrezygnował w pół kroku. Wzywali go do pożaru. W takich chwilach sekundy decydowały o życiu i śmierci. Może dobrze, że tak się to skończyło, myślał, wychodząc z restauracji. Nie chciał zranić Emily, ale trzeba było kiedyś wyjaśnić sobie różne sprawy. Szkoda, że stało się to dzisiaj. Ale mimo iż przekonywał sam siebie, że taki scenariusz wydarzeń był najlepszy, że im dłużej by to ciągnęli, tym bardziej wszystko by się
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
pogmatwało, to jednak nie mógł stłumić bólu, jaki czuł w piersi, i rozproszyć uczucia pustki, które go opanowało.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ JEDENASTY
sc
an
da
lo
us
- Trzy jasne i dwa ciemne. - Katie położyła na kontuarze tacę z opróżnionymi kuflami. - Szóstka zamawia skrzydełka i porcję frytek. Katie pospieszyła do kolejnego stolika, by obsłużyć klientów. Shane zebrał brudne kufle, przekazał nowe zamówienie do kuchni i sięgnął po czyste kufle. W sobotni wieczór, kiedy odbywały się rozgrywki drużyny Celtics transmitowane w telewizji, pub zapełniał się tłumem zgłodniałych i spragnionych kibiców. Rodziny były w zdecydowanej mniejszości. - Shane! - zawołał Bobby Vickers, znajomy, który pracował w jachtklubie. Postawił na kontuarze dwie puste miski. - Potrzebujemy więcej precli, więcej chipsów, a do tego dzbanek wody z lodem. Bobby odwrócił się, gdy usłyszał głośny aplauz, i popędził do swego stolika, by dowiedzieć się, co się stało. - Dwa razy kawa, jedna ze śmietanką - rzuciła Katie w biegu. - Raz brandy, raz herbata, a blondynka w rogu prosiła mnie o twój numer telefonu. Shane zerknął we wskazanym kierunku i zobaczył ładną blondynkę. Posłała mu miły uśmiech. Zrobił, co mógł, by wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu, ale efekt był marny. Naprawdę go to rozzłościło. Uśmiechnął się blado do dziewczyny i z grzeczności wsunął do kieszonki koszuli karteczkę z jej numerem telefonu. Ale nie miał zamiaru do niej dzwonić. Zamówienia napływały co chwila ze wszystkich stron, ale Shane był zadowolony, że ma tyle pracy. Po ostatnim dyżurze w straży pracował w pubie przez kolejne trzy dni. Wiele zajęć pomagało koncentrować się na pracy, a nie na myśleniu. Myśleniu o Emily. Minął tydzień od pamiętnej rozmowy w restauracji. Nie oddzwoniła
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
do niego ani razu, chociaż zostawił jej na sekretarce kilka wiadomości. Tak było najlepiej, powtarzał sobie setki razy w ciągu minionego tygodnia. Nie miał powodu żałować ani być wściekły. Do diabła! Więc dlaczego było inaczej...? Zaczęły się ostatnie trzy minuty meczu koszykówki i wszyscy klienci nie odrywali wzroku od telewizora. Shane chwycił szmatę i zaczął energicznie wycierać blat kontuaru, starając się nie myśleć o Emily. Udało się. Przez czterdzieści pięć sekund. Cokolwiek do niego czuła, przede wszystkim wiązało się z wdzięcznością. Kiedy wróci do pracy i przypomni sobie swoją przeszłość, zapomni o nim. Wyrzuci go ze swego życia. I znajdzie sobie kogoś lepszego. Ta myśl wzburzyła go. A czego, do diabła, oczekiwał? Oczywiście, że Emily znajdzie sobie kogoś innego. Była piękna, mądra i taka urocza. Każdy facet chciałby ją poznać. Widział, jak na nią patrzyli, chociażby jego koledzy w straży. Mogłaby mieć cały legion facetów. Shane był tak zirytowany myślą, że Emily mogłaby być z innym mężczyzną, że ścisnął mocno szmatę, tak jakby to była szyja rywala. - Znowu to robi - usłyszał. Shane podniósł głowę i zobaczył, że obok stoją wujek Darcy i Katie przyglądali mu się z założonymi rękami. - Trzeci raz w ciągu godziny - powiedział wujek z błyskiem rozbawienia w oczach. - Wcześniej lał bez opamiętania piwo do dzbanka, chociaż się przelewało. - Mówiłem ci... zepsuł się zawór - rzucił Shane przez zęby. - Wrzucił plasterek cytryny do dietetycznej coli Gail Winters powiedziała Katie. - Smakowała jej - bronił się Shane, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że popełnił błąd. - Przypuszczam, że Greg Novy też lubi pić piwo rozcieńczone sokiem, co? Niestety, Gregowi nie smakował ten wynalazek. - Zgoda, popełniłem kilka błędów. Moja wina. - Tak, popełniłeś kilka błędów - powtórzył wujek, kiwając głową -
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
ale sądzę, że raczej nie tutaj. To nie ma nic wspólnego z pracą. Shane zmarszczył brwi. - Co masz na myśli? - Ostatnio nic nie mówisz o Emily - powiedziała Katie, nalewając sobie filiżankę kawy. - A od kiedy to opowiadam o kobietach, z którymi się spotykam? odparł Shane ze złością. - A od kiedy to przyprowadzasz je do pubu? - zripostowała Katie. To prawda. Emily była pierwszą dziewczyną, którą tu przyprowadził. Kto by pomyślał, że Katie jest taką bystrą obserwatorką? - Spotkaliśmy się kilka razy - powiedział, wzruszając ramionami. Zaczął z zapamiętaniem wycierać blat, który już wcześniej dokładnie wypolerował. - To nigdy nie było na poważnie. - Naprawdę? - Darcy uniósł brwi. - Więc Emily nie ma nic wspólnego z faktem, że sterczysz tu całymi dniami, zamiast żeglować? - Jeżeli nie potrzebujesz mojej pomocy, po prostu to powiedz mruknął Shane. Prawda była taka, że gdy Shane siedział sam na jachcie, myślał o Emily niemal bez przerwy. Wszędzie ją widział, czuł zapach jej perfum. W nocy budził się, myśląc, że ona śpi obok. Ale oczywiście jej nie było. Popadał w szaleństwo. Porozumiewawcze spojrzenie, jakie wymienili Darcy i Katie, rozgniewało go. - Nie macie nic lepszego do roboty, tylko wtykać nos w moje sprawy osobiste? - wybuchnął. - Ja nie mam nic lepszego do roboty - odparła Katie i pociągnęła łyk kawy. Zerknęła na Darcy'ego. - A ty? - Ja zawsze znajdę czas dla faceta, który ma kłopoty z kobietą powiedział Darcy. - A zwłaszcza jeśli jest moim siostrzeńcem. Mam wtedy mnóstwo czasu. - Ja tak samo! - zakrzyknął Greg ze swojego miejsca przy barze. - Gdy się oświadczałem, dałem mojej żonie kwiaty - dorzucił jego sąsiad, Henry Cooper. - Kobiety lubią takie romantyczne rzeczy. W pubie wybuchła wrzawa - skończył się mecz koszykówki. Shane przyjął to z ulgą. Przynajmniej skończą się komentarze i różne
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
niepożądane uwagi na temat jego spraw osobistych. Nie potrzebował żadnych rad. Napełnił sobie kufel piwem. Nie oświadczył się Emily. Ani nikomu innemu. Nawet gdyby rozważał oświadczyny - czego oczywiście nie zrobi - i tak nie chciałaby z nim rozmawiać. Nie po tym, w jaki sposób się rozstali. Sala balowa hotelu Ritz-Carlton w Bostonie nigdy nie wyglądała piękniej. Była jasna od świateł i pachnąca kwiatami. Ściany ozdabiały girlandy białych lilii, a stoły udekorowano przepięknymi bukietami purpurowych róż. Wchodzących gości witała muzyka Benny'ego Goodmana i Johna Coltrane'a. Emily stała z boku i obserwowała, jak Claudia osobiście wita każdego gościa. Siostra wyglądała olśniewająco w długiej obcisłej połyskującej niebieskiej sukni bez ramiączek. Na jej szyi i w uszach lśniły brylanty. Kilku mężczyzn było tak oszołomionych urodą Claudii, że po powitaniu stali niczym mumie i patrzyli na nią jak zahipnotyzowani. - To wygląda jak balet, prawda? - powiedziała matka. Emily odwróciła się. Sandra Barone stała za nią. - Balet? Co masz na myśli? - Sposób, w jaki ona się porusza, wprowadzając gości. Z takim wdziękiem i czarem. To po prostu zniewalające. A dzisiaj naprawdę przechodzi sama siebie. Emily rozejrzała się po sali, gdzie znajdowało się już wiele kobiet w wieczorowych kreacjach i mężczyzn w garniturach. Kelnerzy w białych rękawiczkach krążyli ze srebrnymi tacami, na których stały kieliszki z szampanem. - Wszystko wygląda naprawdę świetnie - stwierdziła Emily. Sandra wzięła z tacy dwa kieliszki szampana. Jeden podała Emily. - Claudia sięgnie dzisiaj głęboko do kieszeni wszystkich zaproszonych. Cel jest szczytny - Centrum Nagłych Wypadków w Brookline. Ona chce, żeby wszyscy darczyńcy mieli poczucie, że dobrze wydają pieniądze. To będzie wspaniały i pożytecznie spędzony wieczór. Sandra pociągnęła łyk szampana. - A czy ja ci już mówiłam, jak czarująco dziś wyglądasz? -
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Zmierzyła Emily wzrokiem. - Trzy razy - roześmiała się Emily. - Ale dziękuję. Claudia poszła z nią na zakupy i wybrały czarną wieczorową sukienkę, krótszą z przodu, a dłuższą po bokach. Pomimo tylu komplementów i różnorakich pochwał, Emily nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest na tym balu Kopciuszkiem. Czy ona kiedykolwiek przyzwyczai się do tych blasków i pompy? Jej rodzina była naprawdę bogata i otaczała się ludźmi, którzy należeli do tej samej kategorii, posiadającej zasobne portfele. Emily powinna być do tego przyzwyczajona, ale tak niewiele pamiętała ze swojej przeszłości. Z czasem wszystko sobie przypomni. Czas leczy. Ale czy leczy złamane serce? Od dwóch tygodni ból wcale się nie zmniejszał. Od pamiętnego wieczoru w restauracji. Emily starała się żyć normalnie - śmiała się, spotykała z rodziną, wróciła nawet do pracy, co było wielkim wyzwaniem. Jednak cały czas czuła w sobie pustkę. Mimo że teraz było jej tak ciężko, nie żałowała niczego. Zakochała się w Shanie. I niczego by nie zmieniła. Gdyby nie ten okropny wypadek i utrata pamięci, nie poznałaby Shane'a. Była wdzięczna losowi. Chociaż Shane nie odwzajemniał jej miłości i był przekonany, że z powodu tylu różnic nie mogą być razem w przyszłości, wniósł tak wiele do jej życia. Uczynił je o wiele bogatszym. Emily ponownie skupiła się na obserwowaniu tego, co się dzieje wokół. Kilka par wyszło na parkiet i zaczęło tańczyć przy dźwiękach znanego utworu ,Boogie Woogie Bugle Boy". Wieczór rzeczywiście świetnie się zapowiada, pomyślała. Będzie tańczyć, rozmawiać z ludźmi i objadać się w bufecie z deserami, które oferowano w rogu sali. Emily już miała na oku smakowicie wyglądające ciastko czekoladowe z bitą śmietaną i malinami. Sącząc szampana, odwróciła się w stronę Claudii i... znieruchomiała. Shane. Miał na sobie czarny garnitur i krawat. Wyglądał wspaniale. Stał w holu z kapitanem Griffinem i kilkoma innymi strażakami z oddziału. Całą grupą ruszyli, by przywitać się z Claudią. Shane szedł sztywno. Emily zrobiło się gorąco, ale powoli się uspokajała. Shane nie
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
przyszedł tutaj dla niej. Claudia na pewno zaprosiła strażaków z Brookline jako gości. To miało sens, komenda straży pożarnej znajdowała się niedaleko centrum medycznego. Ale dlaczego siostra jej nie uprzedziła? Emily zmrużyła oczy ze złości, gdy sobie uświadomiła, o co chodziło. Claudia nie tylko odgrywała tu rolę wolontariuszki zbierającej pieniądze, chciała być także swatką. Gdy Shane witał się z Claudią, pocałowała go w policzek. Zamienili kilka słów, po czym oboje spojrzeli w jej kierunku. Emily szybko się odwróciła i ruszyła w przeciwną stronę, by wmieszać się w tłum. W tym momencie chętnie udusiłaby Claudię. Nie chciała widzieć Shane'a ani patrzeć mu w oczy, ani słyszeć jego głosu... Nie chciała już nigdy więcej zachowywać się jak idiotka. Już wystarczy. Miała nadzieję, że zdążyła się ukryć w tłumie, gdy niespodziewanie ktoś złapał ją za łokieć. Dobrze wiedziała kto. Odwróciła się. - Shane! - Uśmiechnęła się sztucznie. - Miło cię widzieć. - Naprawdę? - Poprowadził ją w miejsce, gdzie było mniej ludzi. Dlaczego nie oddzwoniłaś do mnie ani razu przez dwa tygodnie? - Byłam zajęta. Pomagałam Claudii w zorganizowaniu tego balu. Emily miała wielką chęć kopnąć go w goleń. Zamiast tego uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - A poza tym... jak pewnie wiesz... wróciłam do pracy. Jakżeby mógł nie wiedzieć! Dobrze pamiętał ich ostatnią rozmowę. A teraz wreszcie zobaczył Emily. Na pozór zachowywała się przyjaźnie, ale w jej oczach brakowało uśmiechu, ramiona były sztywne - to oznaczało, że nie była tak swobodna, jak próbowała udawać. - Emily, muszę z tobą porozmawiać. - Nie odpowiadała, więc dodał: - Proszę... Widział wyraźnie, że się zawahała, ale szybko odzyskała rezon i cofnęła rękę, którą trzymał. - Dobrze. Ale dzisiaj obiecałam pomóc Claudii w zbieraniu pieniędzy. Będę zajęta. Może zadzwonię do ciebie jutro? Akurat! - Tylko pięć minut, Emily. Daj mi szansę, żeby...
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
- Miałeś już tę szansę, Shane - przerwała mu. - Jeżeli masz zamiar mnie przepraszać, to szkoda mojego i twojego czasu. - Po tych słowach odwróciła się i odeszła. Shane nie mógł tego tak zostawić. To jeszcze nie koniec. Ale przecież nie mógł jej gonić i przytrzymywać siłą w jakimś zacisznym miejscu. Trzeba było czekać na stosowny moment. Założył ramiona na piersiach i stał z boku, obserwując salę. Emily zaczęła tańczyć z facetem, który sprawiał wrażenie, jakby wszystko w życiu podstawiano mu na srebrnej tacy. Emily śmiała się podczas rozmowy w tańcu i wydawało się, że jest bardzo zadowolona z towarzystwa. Kiedy orkiestra zaczęła grać swinga, partner Emily wpadł w trans. Ze śmiechem naśladowała jego dziwaczne ruchy. Shane zacisnął zęby, bo facet za mocno ją przyciskał. Co za oferma, myślał, posyłając w stronę partnera Emily najgorsze obelgi, na pewno nie zdoła zatańczyć walca bez Uczenia. Potem obserwował kolejne tańce Emily i jej dwóch nowych partnerów. Obaj byli przystojni i wyglądali na zamożnych. Nastrój Shane'a pogarszał się z minuty na minutę. Stracił ją. Pierwszy raz znalazł w życiu coś wartościowego, i to stracił. Miała rację, nazywając go idiotą. Postanowił wyjść z balu, gdy nagle dostrzegł, że kapitan macha do niego. Wzywał wszystkich strażaków obecnych na balu. - Koniec przyjęcia - oznajmił. - Pali się blok w Chinatown. Pięć pięter. Wezwano trzy załogi, my jesteśmy najbliżej. Zaraz przyjadą tu wozy. Ruszamy! Shane nie znosił akcji w takich blokach. Wtedy ryzyko, że ktoś zostanie w środku, było największe. - No to jedziemy. - Shane już zdjął swój krawat. Nie odwrócił się, idąc do drzwi. Nie chciał, żeby ostatnim wspomnieniem tego nieudanego wieczoru był obraz Emily uśmiechającej się do obcego faceta.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ DWUNASTY
sc
an
da
lo
us
Trzy tańce później Emily opuściła salę balową i poszła do toalety. Jej ostatni partner, Roland - niski i łysy właściciel sieci pralni chemicznych dwukrotnie nadepnął jej stopę. A jego poprzednik (nawet nie zapamiętała jego imienia) - prawnik jakiejś korporacji - robił tak gwałtowne obroty, że jeszcze teraz kręciło jej się w głowie. Emily weszła do kabiny, opadła na zamknięty sedes i oparła głowę o chłodną ścianę. Jedynym jej pragnieniem było siedzieć tu przez całą noc - nie musiałaby wtedy patrzeć na mężczyznę, który złamał jej serce. Ale nie mogła uciekać jak tchórz i kryć się po kątach. Musiała się dobrze bawić i uśmiechać. I udawać, że wszystko jest w porządku, chociaż wcale nie było. Ciągle czuła jego dotknięcie na ramieniu. Wiedziała, że gdy znowu wejdzie do sali balowej i go zobaczy, będzie musiała zebrać wszystkie siły, żeby opanować drżenie kolan. Zrobiła kilka głębokich oddechów. A może podejść do niego i spróbować pogadać, jakby byli starymi przyjaciółmi? - Emily? - Claudia weszła do toalety. Emily nie odpowiedziała. Nie mogła teraz rozmawiać z siostrą. Czuła się przez nią zdradzona. - Emily? I tak wiem, że tu jesteś. Pani Larsen widziała, jak wchodziłaś. - Zaraz wychodzę - mruknęła Emily. - Otwórz drzwi, proszę. Muszę z tobą porozmawiać. Nie było wyboru, musiała wyjść. - Nie mam ochoty rozmawiać o Shanie - zaznaczyła Emily. - Masz wielu gości, musisz ich zabawiać i...
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Jedno spojrzenie na twarz siostry sprawiło, że Emily zamilkła. W oczach Claudii był niepokój... nie, coś więcej. To był lęk. - Co się stało? - zapytała szybko. - Pali się blok mieszkalny w Chinatown i strażacy zostali wezwani... Shane wyszedł z innymi pół godziny temu. Wyszedł? Emily gapiła się na siostrę. Nie było go tu od pół godziny, a ona nic o tym nie wiedziała? - Czy... z nim wszystko w porządku? - zapytała szeptem. - Chodź, usiądź tutaj. - Claudia pociągnęła ją w kierunku krzeseł stojących przy lustrach. - Nie! - Szarpnęła się. - Mów, co się stało! Claudia zacisnęła wargi. - Otrzymałam wiadomość od jednego ze strażaków. Tam nastąpił wybuch. Shane i jeszcze dwaj byli w środku... Emily zachwiała się, chwyciła Claudię za rękę. Zadrżała. - Czy on...? - Nic więcej nie wiem. Usiądź, proszę. Zaraz zadzwonię i... Emily wzięła głęboki oddech, żeby się trochę uspokoić. - Muszę jechać. - Emily, nie możesz... Pozwól mi... - Jadę. - Szła już szybko w stronę drzwi. - Muszę tam jechać. - Spodziewałam się, że tak będzie. - Claudia ruszyła za Emily. Poprosiłam już rodziców, żeby mnie tutaj zastąpili, i zadzwoniłam po samochód. Jadę z tobą. Chinatown leżało o kilka minut jazdy od hotelu, ale gdy Emily jechała tam na tylnym siedzeniu limuzyny, podróż wydawała się bardzo długa. Siostra siedziała obok i trzymała ją za rękę, dodając jej otuchy słowami, ale Emily nic nie słyszała; Miała w głowie tylko jeden dźwięk - odgłos wybuchu w budynku firmy Baronessa, wtedy, gdy Shane ją uratował. W oczach miała obraz lecących cegieł, wirującego kurzu i płomieni. Zamknęła oczy. Boże, spraw, żeby nic mu się nie stało... Dlaczego nie poświęciła mu pięciu minut, o które prosił? Pięć minut! Może ostatnie pięć minut, które mogliby razem spędzić... Ale była zbyt dumna i zbyt mocno zraniona, żeby wysłuchać, co on ma jej do powiedzenia. Nie powiedziała mu, że go kocha. Przez swoją głupią urażoną dumę!
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
Modliła się, żeby miała okazję mu to jeszcze powiedzieć. Nie musiał jej kochać, pogodziła się z tym. Ale musi być zdrowy, musi żyć... W przeciwnym razie ona tego nie wytrzyma. Kierowca stanął niedaleko płonącego budynku, zanim zatrzymała go policja. Emily wyskoczyła z limuzyny i pobiegła, omijając barierki. Claudia krzyczała za nią, żeby się zatrzymała. Krzyczeli również policjanci. Emily nie reagowała, nie odwróciła się ani nie zwolniła biegu. Widziała strażaków uwijających się jak w ukropie; jedni ciągnęli węże, inni pomagali rannym mieszkańcom, którzy leżeli albo siedzieli na kocach, czekając na transport do szpitala. Wyły syreny, błyskały światła wozów strażackich i karetek pogotowia, które nadjeżdżały na miejsce tragedii albo odwoziły ludzi do szpitali. Przepchnęła się przez tłumek dziennikarzy i kamerzystów. Zmroził ją widok, który miała teraz przed sobą: wielkie huczące płomienie buchały w niebo z dwóch ostatnich pięter pięciokondygnacyjnego bloku. Czarne kłęby dymu wydostawały się z wielkiej dziury w murze na wysokości czwartego piętra. Strach chwycił ją za gardło. On nie może tam być! Nie może. Nagle usłyszała, że ktoś ją woła po imieniu, ale nie mogła oderwać wzroku od widoku dymu i płomieni. - Emily! Dwie silne dłonie chwyciły ją za ramiona i potrząsnęły. Zamrugała. Przed nią stał Matt, przyjaciel Shane'a. - Emily! Nie możesz tu stać! - starał się przekrzyczeć hałas. - Co z Shane'em? Nadal jest w środku? Proszę, powiedz, czy z nim wszystko dobrze?! - Wszyscy wyszli z tego cało, Shane też. Jest trochę pokiereszowany, ale dojdzie do siebie. Emily uścisnęła Matta. Poczuła wielką ulgę. - Mogę go zobaczyć? Proszę, Matt... Ja muszę go zobaczyć. - Chodź. - Objął ją w pasie i poprowadził do karetki stojącej po drugiej stronie ulicy. Shane leżał na noszach, był cały pokryty pyłem i sadzą. Na twarzy miał maskę tlenową. Leżał nieruchomo, miał zamknięte oczy. Emily
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
wyrwała się Mattowi i wskoczyła do karetki. - Shane! - Chciało jej się płakać. Uklękła obok i chwyciła jego dłoń. Otworzył oczy. Spojrzał na nią. Zdjął maskę tlenową, zmarszczył brwi. - Emily... - wychrypiał. - Nie powinnaś tu przychodzić... - Matt już wygłosił mi tę lekcję, dzięki. Jak się czujesz? - Mocniej ścisnęła jego dłoń. - Będzie dobrze. Nawdychałem się trochę dymu i boli mnie głowa. Zaniósł się kaszlem. - Nic nie mów - powiedziała cicho. - Emily, ja muszę... - Ciiii... Nic nie mów - powtórzyła i nałożyła mu maskę na nos i usta. - A teraz słuchaj i nie przerywaj mi ani słowem. Uniósł brwi, ale leżał spokojnie. - Myślałam, że... cię straciłam - zaczęła rwącym się głosem. - Przez całą drogę tutaj... myślałam, co się - stanie, jeśli już cię nigdy nie zobaczę... Nigdy bym sobie nie wybaczyła... Kiedy zaczął ściągać maskę, przytrzymała jego rękę. - Ani słowa. Nie przerywaj, rozumiesz? Westchnął i kiwnął głową. Nie mogła znaleźć właściwych słów. Jak mu to powiedzieć? Nie potrafiła ubrać w słowa tego, co czuje. Otarła łzy i szepnęła: - Kocham cię. Nigdy ci tego nie mówiłam, bo wiedziałam, że nie chciałbyś tego słyszeć. Rozumiem, że mnie nie kochasz i nie chciałeś mnie zranić, ale... to bolałoby mnie o wiele bardziej, gdybym ci nie powiedziała. .. tego, co ja czuję. - Emily... - Proszę, daj mi skończyć... - Przełknęła ślinę. - Czy tego chcesz czy nie, Shane, ja cię kocham. Wiem, co sądzisz o małżeństwie, i pogodziłam się z tym. Ale nie wyobrażam sobie życia, jeśli miałabym cię już nigdy nie widzieć. Jeżeli możemy spróbować zacząć jeszcze raz z punktu, w którym jesteśmy... Jeśli dasz mi szansę, może... Dotknął palcami jej ust. Potem ponownie ściągnął maskę. - Nie. Nie? To słowo miało taki efekt, jakby wbił jej nóż w serce. Zamknęła
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
oczy, powstrzymując łzy. Kiwnęła głową. - Ro... zumiem. - Na pewno nie. - Przytrzymał jej rękę. - Emily, otwórz oczy i spójrz na mnie. Zrobiła to, o co prosił, ale przez łzy widziała wszystko zamglone. Shane wcisnął jej w dłoń małe pudełeczko. Pudełeczko z aksamitu. - Otwórz - poprosił cicho. Serce na chwilę się zatrzymało, gdy otwierała wieczko, a potem gwałtownie przyspieszyło. W środku znajdował się pierścionek z dużym brylantem, a dokoła niego trzy mniejsze. - Należał do mojej matki. - Shane włożył jej pierścionek na palec. Jeśli ci się nie podoba, wybierzemy coś innego. Ale jeśli uważasz, że to za szybko, możemy jeszcze poczekać... aż w pełni odzyskasz pamięć. Albo jeśli chcesz... Emily, wyjdziesz za mnie? - Co..? - Oderwała wzrok od pierścionka i popatrzyła na Shane'a. Co powiedziałeś? - Kocham cię, Emily. Walczyłem z tym uczuciem, ale kocham cię... od pierwszego spotkania. - Kochasz mnie? - Jej głos był prawie niesłyszalny. - Od tamtej nocy? - To mnie trochę przestraszyło....- Dotknął ustami jej palców. - Ale już wtedy, zanim poznałem twoje imię, zanim dowiedziałem się o tobie czegokolwiek, zakochałem się. Miałem zamiar powiedzieć ci to na balu, i oświadczyć się. Miałem pierścionek w kieszeni. Czekałem, kiedy znajdziesz dla mnie czas, ale zanim mogliśmy porozmawiać, musiałem wyjść. - Więc dlatego prosiłeś o „pięć minut"? Żeby poprosić mnie o rękę? - Wiem, że to niezbyt romantyczne - odparł z westchnieniem - ale nie byłem pewien, czy znowu nie uciekniesz, gdy ponownie do ciebie podejdę. Tego trochę za wiele jak na jeden wieczór, pomyślała Emily. Popatrzyła w oczy Shane'a i wiedziała, że wszystko, co mówił, było prawdą. Zobaczyła w nich miłość. - Shane... Ja zawsze będę członkiem rodziny Barone, czy moja
Anula & polgara
sc
an
da
lo
us
pamięć wróci, czy nie. Możesz to zaakceptować? - Miałaś rację, nazywając mnie idiotą - powiedział. - Ucałował jej dłoń. - Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy omal cię nie straciłem. Nie interesuje mnie, co robi twoja rodzina ani jak jest bogata. Najważniejsze, że cię kocham. I pragnę tego wszystkiego... dzieci, domu z ogrodem i ciebie... każdego wieczoru siedzącej przy mnie. Powiedz, że za mnie wyjdziesz. Proszę... - Tak. - Emily nawet nie próbowała powstrzymać łez, które wolno płynęły po jej policzkach. - Oczywiście, że tak. - Pochyliła się i pocałowała go w usta. Shane objął ją jedną ręką i przyciągnął bliżej. Wtedy usłyszeli oklaski i wiwaty. Emily odwróciła się. Przy karetce stało kilku strażaków i Claudia, uśmiechnięta od ucha do ucha. Siostra w swoim balowym stroju wyglądała trochę surrealistycznie wśród zmęczonych strażaków, czarnych od sadzy i pyłu. - No dobrze, chłopcy, koniec przedstawienia! - Mrugnęła do Emily i zamknęła drzwi karetki. Wtedy Shane znowu objął Emily i zaczęli się całować. - Kocham cię, Emily Barone - wyszeptał między pocałunkami. - Kocham cię, Shane - odpowiedziała. A dużo, dużo później, kiedy leżała obok Shane'a, pomyślała, że nie warto się zastanawiać nad przeszłością ani tym, co przyniesie przyszłość. Najważniejsze było to, co się działo tu i teraz.
Anula & polgara