David & Leigh
EDDINGS
STARSI BOGOWIE
MARZYCIELE: KSIĘGA PIERWSZA
Przełożyła
Agnieszka Barbara Ciepłowska
Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału:
THE ELDER ...
8 downloads
12 Views
2MB Size
David & Leigh
EDDINGS
STARSI BOGOWIE
MARZYCIELE: KSIĘGA PIERWSZA
Przełożyła
Agnieszka Barbara Ciepłowska
Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału:
THE ELDER GODS
BOOK ONE OF THE DREAMERS
Copyright © 2003 by David and Leigh Eddings
Ilustracja na okładce
Jacek Kopalski
Redakcja
Łucja Grudzińska
Redakcja techniczna
Anna Troszczyńska
Korekta
Bronisława Dziedzic-Wesołowska
Łamanie komputerowe
Aneta Osipiak
ISBN 83-7469-318-5
Fantastyka
Wydawca
Prószyński i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7
www.proszynski. pl
Druk i oprawa
ABEDIKS.A.
61-311 Poznań, ul. Ługańska 1
Przedmowa
Wyjątek z dzieła „Dhrall - charakterystyka kompletna", opracowanego przez Wydział Teologii Porównawczej Uniwersytetu Kaldacińskiego.
Jeśli wierzyć legendom dotyczącym Dhrallu, kontynent ten od początku czasu znajdował się zawsze w tym samym miejscu. Choć Ojciec Ląd jest niespokojny, choć inne ziemie wędrowały i ciągle wędrują poprzez bezmiar Matki Wody w poszukiwaniu nowego miejsca spoczynku, Dhrall, jak sądzimy, od zarania dziejów zakotwiczony był w obecnym miejscu, osadzony tam wolą panujących na nim bogów. Tam też pozostanie aż do końca świata.
Jak powstał ten ląd oraz dlaczego, to kwestie wykraczające poza granice ludzkiego pojmowania. Z legend wiemy jedynie, że stworzenie go było nawet dla bogów zadaniem tak ogromnym, iż chociaż nieśmiertelni i wszechpotężni, znużyli się tą pracą.
W tym czasie pojawili się młodsi bogowie. Ulitowali się nad wyczerpanymi stwórcami i nakłonili ich do odpoczynku, a sami przejęli ich obowiązki. Starzy bogowie byli im wdzięczni, gdyż odczuwali już śmiertelne znużenie. Prędko zapadli w sen, a dzieło stworzenia dokonywało się nadal, kształtowane rękoma młodszych bogów.
Starsi bogowie spali przez dwadzieścia pięć wieków. Kiedy się zbudzili, pełni sił i gotowi wrócić do swoich zadań, ich młodsi następcy z chęcią udali się na spoczynek.
Ląd wypiętrzał góry, którym klimat i czas odbierały potęgę wysokości. W Matce Wodzie powstało wiele form życia, niektóre istoty wyszły z oceanu, by szukać gdzie indziej domu. Z czasem nowe otoczenie zmieniło je nie do poznania. Powstały nowe gatunki i rodzaje. Stare wymierały, ustępując im miejsca.
Bogowie Dhrallu nie wpływali na rozwój żywych istot. W swej nieskończonej mądrości zezwolili im swobodnie dostosowywać się do świata. Zaiste, wszystko się zmienia, dlatego doskonała w jednej krainie istota, w innej nie ma szans na przetrwanie. Władcy Dhrallu rozumieli, że zmiany zachodzące w żywych stworzeniach muszą być odpowiedzią na wymagania stawiane przez naturę, a nie wynikiem boskich kaprysów.
Czas płynął, mijały kolejne cykle boskiej pracy i odpoczynku, a Matka Woda i Ojciec Ląd przyglądali się temu w milczeniu.
Wreszcie bogowie podzielili kontynent między siebie; każdy z nich, młodszy czy starszy, dostał we władanie jedną domenę. Na samym środku lądu pozostało ogromne Pustkowie; nie należało do żadnej z czterech nadbrzeżnych Krain: ani do Wschodniej, ani do Zachodniej, ani do Północnej, ani do Południowej. Było nagie i brzydkie. Istniało tam życie, lecz zupełnie inne niż na pozostałych ziemiach. Legendy prawią, że formy życia obecne w centrum Dhrallu zostały stworzone przez Vlagha.
Co do pochodzenia Vlagha nie ma żadnej pewności. Wedle niektórych podań to istota z sennego koszmaru, który nawiedził jednego ze starszych bogów w czasie ich pierwszego długiego wypoczynku. Inne podania donoszą, że Vlagh jest bytem znacznie starszym niż bogowie, że jego postać przypomina ludzką i że jest władcą kąsających insektów oraz jadowitych gadów, które dawno już zniknęły z powierzchni ziemi i z morskiej otchłani. Wszystkie przekazy zgodne są w jednym: Vlagh nie miał cierpliwości czekać, tak jak to uczynili bogowie Dhrallu, aż wszelkie podległe mu stworzenie we właściwym czasie, wskutek naturalnego procesu rozwoju, zmieni formę na najbardziej odpowiednią. Wolał sam pokierować tokiem przemian, by w ten sposób zyskać jak najdoskonalsze sługi.
Spostrzegł, iż istota przystosowana do wykonywania jednej tylko funkcji spełnia swoje zadanie lepiej niż organizm wszechstronnie rozwinięty.
Vlagh cyklicznie zaszywał się w kokonie, w ciemnym gnieździe pośrodku Pustkowia, a gdy z niego wychodził, stanowił byt całkowicie odmienny od poprzedniego. Wówczas sprawdzał możliwości nowej formy, by określić jej predyspozycje do wypełniania poszczególnych zadań, poznawał jej mocne i słabe strony. Następnie znów ukrywał się w kokonie, a gdy z niego wychodził ponownie, nie miał już żadnych słabości, a moc jego wzrastała wielokrotnie.
W ten sposób, doświadczając kolejnych doznań, Vlagh zmieniał własną postać tak długo, aż osiągnął formę najdoskonalszą. Wówczas odtwarzał ją w tysiącach, by mieć sługi pomocne w osiągnięciu ostatecznego celu.
Wreszcie wracał do gniazda i rozpoczynał cały proces od początku, tworząc kolejny byt przeznaczony do pełnienia następnej szczególnej funkcji.
Dlatego żaden twór spośród tych, które wyszły na świat z kokonu Vlagha, w niczym nie przypomina stworzeń żyjących w krainach bogów Dhrallu. Stanowią one dziwaczne krzyżówki, są zarazem insektami, gadami i zwierzętami ciepłokrwistymi, a każdy gatunek służy Vlaghowi na swój sposób, wykonując sobie przydzielone, szczególne zadania.
Jedyną charakterystyczną cechą właściwą wszystkim bez wyjątku mieszkańcom Pustkowia jest obsesyjna potrzeba rozszerzania włości Vlagha, który pragnie zagarnąć cały kontynent Dhrall.
Vlagh wysyłał licznych poddanych do krain bogów Dhrallu, by tam szpiegowali i siali niepokój. Następnie rozważał każdą, najbłahszą nawet wiadomość, aż po wielu latach znajdował niedoskonałość, którą mógł wykorzystać w chwili przekazywania władzy pomiędzy generacjami bogów.
Prawdą jest bowiem, iż w tym momencie starsi bogowie, znużeni i stęsknieni za odpoczynkiem, stawali się roztargnieni, a młodsi mieli jeszcze resztki snu na powiekach.
Vlagh niecierpliwie czekał na ten moment. Snuł plany i przygotowywał wszystkie podległe mu stworzenia do wojny, w czasie której zamierzał pokonać prawdziwych bogów Dhrallu. Na bezdrożach Pustkowia marzył o dniu, gdy zapanuje nad urodzajnymi krainami kontynentu, bo tam zyska obfitość pożywienia i tam jego pragnienie płodzenia nie będzie wreszcie ograniczane przez niedostatek jadła. Miał jeszcze bardziej dalekosiężne cele. Tęsknił do dnia, gdy cały świat zmieni się w jego gniazdo, gdy jego potomstwo będzie tak liczne, iż nikt nie zdoła go porachować, a wszelkie inne stworzenie będzie stanowiło jego pokarm.
Dopiero wówczas Vlagh będzie zadowolony.
*
Tymczasem Ojciec Ląd i Matka Woda nie przywiązywali najmniejszej wagi do poczynań bogów, ale też nie próżnowali. Na ich barkach spoczywał obowiązek utrzymania przy życiu wszelkich stworzeń zamieszkujących ląd i wodę, więc biada każdemu - człowiekowi czy bogu - który by zagroził ciągłości istnienia. Bo choć ziemia i ocean zdawały się bezbronne, mogły przecież spowodować niewyobrażalne katastrofy, nieszczęścia i klęski, gdyby miały bronić życia.
Dawno temu w Krainie Północnej mieszkał na wpół oszalały pustelnik. Miewał prorocze wizje, a w nich widywał pogrążone we śnie dzieci, których marzenia mogły zmienić plany Vlagha, ponieważ ich sny miały moc sprawczą, a Matka Woda i Ojciec Ląd musieli być posłuszni rozkazom Marzycieli.
Większość ludzi zamieszkujących Dhrall szydziła z pustelnika oraz jego wizji, wszyscy bowiem wiedzieli o jego szaleństwie. Tymczasem bogowie północy i południa, wschodu i zachodu nie wyśmiewali się z niego wcale; widzenia pustelnika zapadły im głęboko w serca, gdyż dostrzegli w nich prawdę. Troskali się prawdziwi bogowie Dhrallu, bo przeczuwali, że przybycie Marzycieli odmieni cały świat i już nic nie pozostanie takie samo jak dawniej.
Kolejne wieki mijały, dążąc ku niepewnej przyszłości. Młodszym bogom przybyło lat, zbliżał się kres ich rządów w Dhrallu. W tym miejscu zaczyna się nasza historia. Zelana z Krainy Zachodniej miała serdecznie dość istot ludzkich. Były wyjątkowo odpychające i wiecznie się na coś skarżyły albo czegoś domagały, co irytowało ją niepomiernie. Zdawało im się chyba, że bogini istnieje wyłącznie po to, żeby spełniać ich zachcianki.
W końcu obraziła się na nich i przeniosła na wyspę Thurn leżącą u brzegów jej krainy. Tam żyła w harmonii z Matką Wodą, zabawiając się układaniem wierszy i komponowaniem muzyki.
W wodach przybrzeżnych odkryła rzadki gatunek różowych delfinów. Były inteligentne i chętne do zabawy, z czasem zaczęła je traktować jak przyjaciół, a nie tylko sympatyczne zwierzęta. Szybko poznała ich język, dzięki czemu zyskała mnóstwo wiadomości o Matce Wodzie i o jej mieszkańcach żyjących w głębokich otchłaniach czy na brzegu. W podzięce grywała delfinom na flecie albo śpiewała. Bardzo lubiły te koncerty i odwdzięczały się zaproszeniami do wspólnego pływania.
Wówczas to zdumiały się umiejętnościami bogini. Dostrzegły, że nigdy nie sypia, a pod wodą może przebywać nieomal bez końca. Wydało im się niesamowite, że nie okazywała zainteresowania ławicami ryb. Zelana próbowała wyjaśniać, że sen, powietrze i jedzenie znaczą dla niej zupełnie co innego niż dla nich. Sypiała rzadziej, lecz dłużej, składniki potrzebne jej do oddychania potrafiła uzyskiwać z samej wody, a żywić się wolała światłem, nie wodorostami. Delfiny nie mogły pojąć jej wyjaśnień, więc w końcu dała spokój tłumaczeniom.
Za to istoty ludzkie mieszkające w Dhrallu wiedziały doskonale, kim jest pani Zelana. Panowała w Krainie Zachodniej, ale nie była na kontynencie jedyną władczynią. Jej starszy brat, Dahlaine, opiekował się ziemią na północy. Był to bóg srogi i ponury. Młodszy brat pani Zelany, płochy Veltan, rządził na południu, oczywiście wówczas, gdy akurat nie siedział na księżycu lub nie kontemplował koloru niebieskiego. Na wschodzie podwójną funkcję bogini i królowej pełniła starsza siostra pani Zelany, obowiązkowa i zawsze poprawna Aracia.
Lata płynęły, jak to mają w zwyczaju, lecz pani Zelana nie zwracała na upływ czasu najmniejszej uwagi, gdyż nie miał on dla niej żadnego znaczenia. Któregoś razu, w krystaliczn...