David i Leigh Eddings
POLGARA CZARODZIEJKA
Przełożyła Maria Duch
PROLOG
Kail, Strażnik Rivy, zawzięcie protestował, gdy król Belgarion powiedział, że ...
4 downloads
10 Views
David i Leigh Eddings
POLGARA CZARODZIEJKA
Przełożyła Maria Duch
PROLOG
Kail, Strażnik Rivy, zawzięcie protestował, gdy król Belgarion powiedział, że zamierza
wyprawić się na północny kraniec Doliny Aldura jedynie w towarzystwie królowej. Jednakże
Garion w nietypowy dla siebie sposób twardo obstawał przy swoim.
- To spotkanie rodzinne, Kail. Ce'Nedra i ja nie potrzebujemy kręcącej się pod nogami służby.
Będą nam tylko zawadzać.
- Ale to niebezpieczne, wasza wysokość.
- Wątpię, aby przytrafiło nam się coś, z czym sobie nie poradzę, stary przyjacielu - odparł
Garion. - Jedziemy sami.
Rivańską Królową nieco zaskoczyła stanowczość w głosie Gariona.
Potem posprzeczali się o futra. Królowa Ce'Nedra była z urodzenia Tolnedranką, ale w jej
żyłach płynęła także krew Driad. Pochodziła z południa i na samą myśl o noszeniu
zwierzęcego futra cierpła jej skóra. W żyłach Gariona jednak płynęła alornska krew i wiele
podróżował zimą po północy.
- Włożysz futro, Ce'Nedro - oświadczył stanowczo żonie -w przeciwnym razie nigdzie nie
pojedziemy, dopóki się nie ociepli.
Garion rzadko stawiał jej ultimatum i Ce'Nedra była na tyle rozsądna, aby nie kłócić się
dłużej. Posłusznie ubrała się w futrzane odzienie Alornów, przeprowadziła rozmowę z
piastunką, która miała opiekować się królewskimi dziećmi podczas jej nieobecności, po czym
wraz z mężem opuściła Wyspę Wiatrów na pokładzie podejrzanie zdezelowanego okrętu
kapitana Greldika.
W Camaar kupili konie i zapasy, a potem ruszyli na wschód. Tolnedrańskie zajazdy,
regularnie rozmieszczone wzdłuż traktu do Mu-ros, zapewniały im godziwe kwatery każdej
nocy, ale za Muros byli już zdani prawie wyłącznie na siebie. Rivańskiemu Królowi jednak
nieraz już przychodziło spać pod gołym niebem i jego żona zmuszona była przyznać, że znał
się na rzeczy, gdy przychodziło do rozbicia obozu.
Rivańska Królowa doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak śmiesznie wygląda, zbierając
chrust. W obszernym futrzanym odzieniu, z płomiennie rudymi włosami spływającymi na
plecy wyglądała z pewnością jak rudy niedźwiedź, mozolnie brnący przez zaspy.
W górach Sendarii leżał głęboki śnieg. Ce'Nedrze wydawało się, że jej stopy na zawsze już
zamieniły się w kawałki lodu. Nie mogła jednakże dać satysfakcji mężowi, skarżąc się na
zimno. Ta wyprawa była w końcu jej pomysłem i prędzej by umarła, niż przyznała, iż być
może, nie był najtrafniejszy. Ce'Nedra taka już czasami była.
Po zejściu z gór pojechali na południe przez równiny Algarii. Śnieg lekko prószył i było
mroźno. Choć zdecydowanie wbrew jej naturze było przyznanie tego, nawet w myślach, to
Ce'Nedra była zadowolona, że jej mąż tak nalegał, by się ciepło ubrała.
A potem, gdy zimny wieczór zaczął zapadać nad południową Algarią, a niskie chmury
wypluwały drobniutkie płatki śniegu, wjechali na wzniesienie i ujrzeli dolinkę na północnym
krańcu Doliny Aldura. Stała w niej chatka Poledry i otaczające ją zabudowania. Chatka była
tam od tysiącleci, ale stodoły i szopy wzniósł Durnik, czym upodobnił to gospodarstwo do
sendarskiej farmy.
Ce'Nedra jednak nie była w tym momencie zbytnio zainteresowana architekturą
porównawczą. Chciała jedynie jak najprędzej schronić się przed zimnem.
- Czy wiedzą, że przyjeżdżamy? - zapytała męża. Jej oddech parował na przejmującym
chłodzie.
- Tak - odparł Garion. - Kilka dni temu powiedziałem cioci Poi, że jesteśmy w drodze.
- Użyteczny czasem gość z waszej wysokości - uśmiechnęła się Ce'Nedra.
- Wasza wysokość jest aż nazbyt uprzejma - odparł z lekką nonszalancją.
- Och, Garionie - westchnęła Ce'Nedra i oboje roześmieli się. A tymczasem ich znużone
wierzchowce z trudem brnęły w dół zbocza.
Chatka - jak ją zawsze nazywali, choć w istocie urosła do całkiem pokaźnego domu -
przycupnęła na brzegu skutego lodem strumyczka. Śnieg przysypał ją aż po parapety okien.
Miękkie światło lampy zapraszająco złociło się na śniegu, a kolumna niebieskiego dymu
wznosiła się z komina prosto ku groźnemu niebu. Rivańskiej Królowej zdecydowanie
spodobał się ten zwiastun ciepła i wygody, odległych o nie więcej niż ćwierć mili.
Wtem niskie drzwi otworzyły się i na podwórze wyszedł Durnik.
- Co was zatrzymało?! - zawołał ku nim. - Spodziewaliśmy się was około południa.
- Trafiliśmy na głęboki śnieg - odpowiedział Garion. - Przez jakiś czas posuwaliśmy się
powoli.
- Pospiesz się, Garionie. Ce'Nedra marznie. Jakiż on był kochany! Ce'Nedra i jej mąż wjechali
na zaśnieżone podwórze i zeskoczyli z siodeł.
- Idźcie do środka, oboje - polecił Durnik. - Ja zajmę się waszymi końmi.
- Pomogę ci - zaproponował Garion. - Potrafię rozsiedlać konia prawie tak dobrze jak ty, a
poza tym muszę rozprostować nogi. - Ujął Ce'Nedrę pod ramię i zaprowadził do drzwi. -
Zaraz wrócę, ciociu Pol! - zawołał do środka. - Chcę pomóc Durnikowi przy koniach.
- Jak sobie życzysz, kochanie - odparła lady Polgara. Jej głęboki głos przepełniała miłość. -
Wejdź, Ce'Nedro. Ogrzej się.
Rivańska Królowa niemal wbiegła do środka, rzuciła się w ramiona czarodziejki i ucałowała
ją serdecznie.
- Masz zimny nos, Ce'Nedro - zauważyła Polgara.
- Powinnaś dotknąć moich stóp, ciociu Poi - odparła Ce'Nedra z lekkim śmiechem. - Jak
potrafisz wytrzymać tutejsze zimy?
- Wyrosłam tutaj, kochana, nie pamiętasz? Przyzwyczajona jestem do takiej pogody.
Ce'Nedra rozejrzała się.
- A gdzie bliźnięta?
- Ucinają sobie popołudniową drzemkę. Obudzę je na kolację. Wydostańmy cię z tych futer, a
potem siądziesz przy kominku. Gdy tylko się nieco ogrzejesz, będziesz mogła wziąć gorącą
kąpiel, nagrzałam wody.
- O tak! - zawołała gorliwie Rivańska Królowa.
Kłopot z alornską futrzaną odzieżą był również taki, że nie miała guzików. Zwyczajowo ją się
sznurowało. Odwiązanie zamarzniętych węzłów potrafi sprawić nie lada udrękę, szczególnie
gdy się ma palce zgrabiałe z zimna. Tak więc Ce'Nedra po prostu stała na środku pokoju z
rozłożonymi ramionami, podczas gdy Polgara ją rozbierała. Potem, już bez futer, podeszła do
paleniska i wyciągnęła ręce nad płomieniami.
- Nie za blisko, kochanie - ostrzegła Polgara. - Nie przypal się. Miałabyś ochotę na filiżankę
gorącej herbaty?
- Nieziemską!
Po wypiciu herbaty i półgodzinnym moczeniu się w wannie pełnej parującej wody Ce'Nedra
w końcu ponownie poczuła się rozgrzana. Potem ubrała się w prostą suknię i wróciła do
kuchni, by pomóc nakarmić bliźnięta. Dzieci Polgary miały już roczek i zaczynały chodzić,
choć nie szło im to jeszcze zbyt dobrze. Nie radziły sobie też zbyt sprawnie z łyżkami i spora
część kolacji znalazła się na podłodze. Bliźnięta miały jasne kręcone włosy i były absolutnie
rozkoszne. Z wielkim ożywieniem rozmawiały między sobą w jakimiś dziwnym języku.
- One mówią w „bliźniaczym" - wyjaśniła Polgara. -To nic nadzwyczajnego. Każda para
bliźniąt rozwija swój własny język. Ja z Beldaran rozmawiałam w „bliźniaczym" do pięciu
lat. To doprowadzało biednego wujka Beldina do szału.
Ce'Nedra rozejrzała się.
- A gdzie Garion i Durnik?
- Durnik znowu dokonał kilku ulepszeń - odparła Polgara. -Pewnie się nimi chwali. Dodał
kilka pokoi na tyłach chatki, więc nie będziesz musiała z Garionem spać na stryszku. -
Delikatnie otarła policzek jednego z bliźniąt. - Brudasek - strofowała go łagodnie. Dziecko
zachichotało. - A zatem, Ce'Nedro, czemu wybrałaś się w tę podróż w środku zimy?
- Przeczytałaś już opowieść Belgaratha? - zapytała Ce'Nedra.
- Tak. Uważam, że była rozwlekła.
- W tej kwestii nie usłyszysz ode mnie słowa sprzeciwu. Jakim cudem mógł napisać tyle w
ciągu roku?
- Ojciec ma pewne talenty, Ce'Nedro. Gdyby rzeczywiście miał wszystko spisać, zajęłoby mu
to dużo więcej czasu.
- Może dlatego tak wiele spraw pominął.
- Nie rozumiem, skarbie. - Polgara delikatnie otarła twarz drugiemu z bliźniąt, po czym
posadziła je na podłodze.
- Jak na kogoś, kto uważa się za zawodowego bajarza, zdecydowanie odwalił fuchę.
- Wydaje mi się, że w zasadzie opowiedział o wszystkim, co się wydarzyło.
- W tej opowieści są paskudne dziury, ciociu Poi.
- Ojciec ma siedem tysięcy lat, Ce'Nedro. W tak długim czasie musiały być okresy, w których
nic się nie działo.
- Nie rozwodził się jednak zbytnio nad tym, co tobie się przydarzyło. Niewiele powiedział o
tych latach, które spędziłaś w Vo Wacune, i o tym, co robiłaś choćby w Gar og Nadrak. Chcę
wiedzieć, co robiłaś.
- Po co, u licha?
- Chcę znać całą historię, ciociu Poi. On tak wiele pominął.
- Jesteś równie nieznośna jak Garion. Ciągle zadręczał ojca prośbami o więcej szczegółów,
gdy Stary Wilk opowiadał mu jakąś historię. - Polgara przerwała nagle. - Uciekać od
kominka! - powiedziała ostro do bliźniąt.
Zachichotały, ale zrobiły, jak im kazano. Ce'Nedra domyśliła się, że był to rodzaj zabawy.
- Belgarath razem z ostatnimi rozdziałami przysłał do Rivy pewne listy. List, który skierował
do mnie, podsunął mi właśnie pomysł przyjechania i porozmawiania z tobą. Wypominał nam,
że wspólnie zmusiliśmy go do napisania tej opowieści. Pisał, że zdaje sobie sprawę, iż ta
historia ma luki, ale zasugerował, że ty możesz je wypełnić.
- Jakież to dla niego typowe - mruknęła Polgara. - Mój ojciec jest ekspertem w zaczynaniu
spraw, a potem spychaniu ich zakończenia na innych. No cóż, tym razem nie miał szczęścia.
Zapomnij o tym, Ce'Nedro. Nie pretenduję do miana bajarza i mam ciekawsze zajęcie.
- Ale...
- Żadnych ale, skarbie. Zawołaj Gariona i Durnika na kolację.
Ce'Nedra była na tyle roztropna, by dalej nie dyskutować na ten temat. W jej główce zaczął
się jednak już rodzić sposób poradzenia sobie z odmową Polgary.
- Garionie, skarbie - powiedziała, gdy później tego wieczoru leżeli w łóżku w ciepłej i
przytulnej ciemności.
- Słucham, Ce'Nedro?
- Potrafisz sięgnąć myślą i porozumieć się z dziadkiem, prawda?
- Pewnie tak. Dlaczego?
- Nie chciałbyś zobaczyć się z nim... i babcią? W końcu nie jesteśmy tak daleko od wieży
Belgaratha. Pewnie poczuliby się bardzo rozczarowani, gdybyśmy przepuścili okazję do
odwiedzin, prawda?
- Co ty knujesz, Ce'Nedro?
- Czemu miałabym zaraz coś knuć?
- Bo zwykle tak jest.
- To niezbyt miłe, Garionie. Czy nie mogę po prostu pragnąć rodzinnego spotkania?
- Przepraszam. Może źle cię oceniłem.
- Prawdę powiedziawszy, twoja ciocia Pol jest nieco uparta. Będę potrzebowała wsparcia w
przekonaniu jej do spisania swej historii.
- Dziadek ci nie pomoże. Już powiedział o tym w liście.
- Nie mówię o pomocy z jego strony. Chcę porozmawiać z Poledrą. Ciocia Pol posłucha
matki. Proszę, Garionie. - Powiedziała to swym najbardziej ujmującym i błagalnym tonem.
- No dobrze. Porozmawiam o tym z Durnikiem i zapytam, co o tym myśli.
- Czemu nie pozwolisz mi porozmawiać z Durnikiem? Jestem pewna, że potrafiłabym
przekonać go do tego pomysłu. - Pogłaskała czule kark męża. - Jestem już milutko ciepła,
Garionie - powiedziała zachęcająco.
- Tak, zauważyłem.
- Czy naprawdę jesteś tak bardzo śpiący?
- Nie aż tak, kochanie - odparł i odwrócił się, by ją objąć.
To nie będzie szczególnie trudne, uznała Ce'Nedra. Była ekspertem w stawianiu na swoim. Z
pewnością potrafi przekonać Gariona i Durnika do swego planu. Tylko Poledra może
wymagać trochę więcej pracy...
Garion, tak jak zwykle, cicho wstał z łóżka, nim jeszcze się rozwidniło. Rivański Król wyrósł
na farmie, a farmerzy z przyzwyczajenia wcześnie wstają. Ce'Nedra uznała, że dobrze byłoby
śledzić go przez następne kilka dni. Przypadkowa rozmowa męża z Durnikiem mogła
pokrzyżować jej plan - Ce'Nedra z rozmysłem unikała słowa „spisek". Dotknęła więc palcami
prawej dłoni amuletu Beldaran i poszukała myślami Gariona.
- Och, cicho - rozległ się głos Durnika, osobliwie delikatny. - To tylko ja. Śpijcie dalej.
Później was nakarmię.
Odpowiedział mu szmer i ciche gderliwe dźwięki - jakieś ptaki. Potem rozćwierkały się i
uspokoiły ponownie. Ce'Nedra usłyszała głos Gariona:
- Czy zawsze tak z nimi rozmawiasz?
- To je uspokaja, dzięki temu nie odlatują w ciemności, gdzie mogłyby sobie zrobić krzywdę -
odparł Durnik. - Uparły się nocować na tym drzewie na podwórzu, a ja muszę każdego dnia
pod nim przechodzić. Znają mnie, więc zwykle udaje mi się je przekonać, by się uspokoiły.
Ptaki szybko się uczą. Z jeleniem trwa to trochę dłużej, a zające wymagają mnóstwo
cierpliwości. Są płochliwe i bardzo kapryśne.
- Karmisz je wszystkie, prawda, Durniku?
- One też tu żyją, Garionie, a ta farma daje więcej pożywienia niż Pol, ja i dzieci moglibyśmy
zjeść. Poza tym to jeden z powodów, dla których tu jesteśmy, prawda? Ptaki, jelenie i zające
potrafią zatroszczyć się o siebie latem, ale zima to chudy czas, więc trochę im pomagam.
Był taki dobry! Ce'Nedrze niemal napłynęły do oczu łzy. Polgarda mogła wybrać dowolnego
rycerza czy władcę na męża i żyć w pałacu. Wybrała prostego wiejskiego kowala i żyła na tej
odległej farmie. Ce'Nedra wiedziała, dlaczego.
Jak się okazało, Durnikiem łatwo było manipulować. Sugestią o „małym rodzinnym
spotkaniu, skoro już tu wszyscy jesteśmy Ce'Nedra prawie natychmiast przeciągnęła go na
swoją stronę. Durnik był zbyt prostoduszny, by podejrzewać innych o ukryte zamiary. To
było tak łatwe, że Ce'Nedra niemal się za siebie wstydziła.
Garion nie był tak prostoduszny. W końcu już dość długo znał swoją przebiegłą małą Driadę.
Nie miał jednak żadnego wyboru, gdy Durnik i Ce'Nedra wspólnie zaczęli obstawać przy
spotkaniu. Choć, co prawda, rzucił kilka podejrzliwych spojrzeń na Ce'Nedrę, nim posłał swe
myśli ku dziadkowi.
Belgarath i Poledra przybyli dzień później. Starzec, gdy witał się z Rivańską Królową, jasno
dawał do zrozumienia, że wie, iż ona coś knuje. Ce'Nedra nie przejęła się tym jednak zbytnio.
To, co knuła, nie dotyczyło Belgaratha. Skupiła się więc na Poledrze.
Minęło kilka dni, nim Ce'Nedra miała okazję na poważniejszą rozmowę z babką swego męża.
Spotkania rodzinne już to do siebie mają. Oczywiście w centrum uwagi wszystkich były
bliźnięta Polgary. Dzieci to uszczęśliwiło, a Ce'Nedra była cierpliwa. Stosowny moment
nadejdzie, była o tym przekonana, więc po prostu, uzbrojona w cierpliwość, cieszyła się
bliskością tej osobliwej rodziny, w którą weszła dzięki małżeństwu.
Niezwykłość cechująca brązowowłosą Poledrę sprawiała, że Ce'Nedra czuła się trochę
niepewnie w jej pobliżu. Kilkakrotnie przeczytała opowieść Belgaratha i w pełni zdawała
sobie sprawę z osobliwego pochodzenia Poledry. Często łapała się na przyglądaniu się żonie
Belgaratha, doszukiwaniu się w niej wilczych cech. Pewnie je miała, ale Ce'Nedra była
Tolnedranką, a wilki nie są w Tolnedrze na tyle powszechne, by mogła rozpoznać ich cechy,
nawet gdyby były bardziej widoczne. Najbardziej jednak zbijał ją z tropu sposób, w jaki
Poledra patrzyła na ludzi. Cyradis nazwały Poledrę „Kobietą, Która Obserwuje" i Wyrocznia
z Kell miała w tym względzie rację. Wydawało się, że złociste oczy Poledry potrafiły przebić
się przez wszystkie kamuflaże i zajrzeć wprost do sekretnego miejsca, w którym Riviańska
Królowa ukrywała swe pragnienia. Ce'Nedra naprawdę nie chciała, by ktokolwiek tam
myszkował.
W końcu któregoś ranka zebrała się na odwagę i podeszła do złotookiej matki Polgary.
Garion, Belgarath i Durnik przeprowadzali niekończącą się lustrację farmy, a Polgarda kąpała
bliźnięta.
- Chciałabym cię prosić o przysługę, lady Poledro. - Ce'Nedra nie była pewna, w jakiej formie
ma się do niej zwracać, więc ratowała się jak najmniej niewłaściwym zwrotem.
- Tak podejrzewałam - odparła całkiem spokojnie Poledra. - Zadałaś sobie wiele trudu, aby
zorganizować to spotkanie, i bacznie mnie obserwowałaś przez ostatnie kilka dni. Byłam
pewna, że w końcu przejdziesz do rzeczy. Co cię gnębi, dziecko?
- Cóż... „gnębi" może nie jest najlepszym określeniem - sprostowała Ce'Nedra. Spojrzenie
tych przenikliwych złocistych oczu ją krępowało. - Chciałabym coś od Polgary, ale ona z
uporem mi odmawia. Wiesz, jaka potrafi czasami być.
- Tak. To cecha rodzinna.
- Tego nie powiedziałam - zastrzegła się Ce'Nedra. - Oczywiście ją kocham, ale...
- Czego od niej chcesz? Nie czaruj, Ce'Nedro. Przejdź do rzeczy.
Ce'Nedra nie była przyzwyczajona do tak bezceremonialnego traktowania, ale postanowiła
nie reagować. Zaczęła więc z nieco innej beczki.
- Czy przeczytałaś tę historyczną książkę, którą napisał twój mąż? - zapytała.
- Nie czytam wiele - odparła Poledra. - To męczy oczy. A poza tym on jej wcale nie napisał.
On opowiadał, a słowa po prostu pojawiały się na papierze, gdy mówił. Słyszałam większość,
gdy opowiadał. Była to dość dokładna opowieść.
- O to mi właśnie chodzi. Sporo opuścił, prawda?
- Miejscami tak.
- Ale twoja córka potrafiłaby te miejsca zapełnić, prawda?
- Czemu miałaby to zrobić?
- Aby opowieść była kompletna.
- Opowieści nie są naprawdę tak ważne, Ce'Nedro. Zauważyłam, że ludzie opowiadają
historie nad kuflami piwa, by wypełnić czas pomiędzy kolacją i udaniem się na spoczynek. -
Spojrzenie Poledry było rozbawione. - Naprawdę przebyłaś całą tę drogę, by zdobyć
opowieść? Nie mogłaś znaleźć nic lepszego do roboty... na przykład urodzić jeszcze jedno
dziecko?
Ce'Nedra ponownie zmieniła front.
- Ta opowieść nie jest dla mnie - skłamała - ale dla mojego syna. Pewnego dnia on będzie
Rivańskim Królem.
- Tak, jest to mi wiadome. Powiedziano mi o tym zwyczaju. Jednakże i osobliwych
zwyczajów powinno się przestrzegać. Ce'Nedra wykorzystała okazję.
- Mój syn, Geran, pewnego dnia zostanie przywódcą i musi wiedzieć, gdzie się znajduje i jak
się tam dostał. Ta historia mu to powie. Poledra wzruszyła ramionami.
- Czemu to takie ważne? To, co wydarzyło się wczoraj... czy tysiąc lat temu... nie zmieni
tego, co wydarzy się jutro, prawda?
- Może. W opowieści Belgaratha są aluzje do wydarzeń, o których nie miałam pojęcia. Tam
są dwa światy, biegnące obok siebie. Jeśli Geran nie będzie znał ich obu, popełni błędy.
Dlatego potrzebna mi opowieść Polgary, dla dobra moich dzieci i jej... - Ce'Nedra w ostatniej
chwili ugryzła się w język przed użyciem określenia „szczenięta". - Czyż troska o nasze
potomstwo nie jest sprawą najważniejszą? - Wtem przyszła jej do głowy myśl. - Ty mogłabyś
opowiedzieć historię, wiesz.
- Wilki nie opowiadają historii, Ce'Nedro. Jesteśmy zbyt zajęte wilczymi sprawami.
- A zatem pozostaje Polgarda. Mojemu synowi będzie potrzebna reszta opowieści. Dobro jego
ludu może zależeć od jego wiedzy. Nie wiem, co Aldur zaplanował dla dzieci Polgardy, ale
jest bardzo prawdopodobne, że i im także będzie potrzebna ta opowieść. - Ce'Nedra była z
siebie dumna. Odwołanie się do wrodzonego poczucia lojalności Poledry względem sfory
gwarantowało powodzenie podstępu. -Czy pomożesz mi przekonać Polgardę?
- Pomyślę nad tym - powiedziała Poledra.
Nie było to zdecydowane przyrzeczenie, na jakie Ce'Nedra liczyła, ale Polgarda wniosła
właśnie bliźnięta, więc Rivańska Królowa nie mogła dłużej drążyć tego tematu.
Gdy Ce'Nedra obudziła się następnego ranka, Gariona już nie było, jak zwykle. Jak zwykle
również zapomniał dołożyć drew do ognia i w pokoju było bardzo zimno. Trzęsąc się,
Ce'Nedra wstała z łóżka i ruszyła w poszukiwaniu ciepła. Uznała, że skoro Garion wstał, to i
Durnik jest już na nogach, więc skierowała się prosto do sypialni Polgardy i cicho zapukała.
- Słucham, Ce'Nedro - odpowiedziała ciocia Pol. Zawsze wiedziała, kto stoi za drzwiami.
- Czy mogę wejść? - zapytała Ce'Nedra. - Garion pozwolił wygasnąć ogniowi i w naszym
pokoju jest lodownia.
- Oczywiście, skarbie - odparła ciocia Poi. Ce'Nedra otworzyła drzwi, pobiegła do łóżka i
schowała się pod kołdrę obok cioci Pol i jej dzieci.
- Zawsze tak robi - skarżyła się. - Nawet nie pomyśli o dołożeniu do ognia.
- Nie chce cię obudzić, skarbie.
- Przecież mogę znowu zasnąć, jeśli zechcę, a nie cierpię budzić się w zimnym pokoju. -
Przytuliła jedno z bliźniąt. Była matką, więc potrafiła bardzo dobrze tulić. Zdała sobie
sprawę, jak bardzo tęskniła za własnymi dziećmi. Zaczynała mieć wątpliwości, czy mądrze
było ruszać w tę podróż w środku zimy, jedynie dla zachcianki.
Riviańska Królowa i ciocia jej męża rozmawiały jakiś czas o różnych nieważnych sprawach,
a potem weszła matka Polgardy, niosąc tacę z trzema kubkami parującej herbaty.
- Dzień dobry, mamo - powiedziała Polgarda.
- Nie najgorszy, choć trochę chłodny. - Poledra była czasami taka dosłowna.
- Co porabiają nasi...