1
Elizabeth Lowell
Jadeitowa Wyspa
Cz 2 cyklu: Rodzina Donovanów
2
Prolog
M czyzna by przera ony.
Dr cymi d o mi pakowa jadeit do pude . Cenny jadeit,...
4 downloads
7 Views
1
Elizabeth Lowell
Jadeitowa Wyspa
Cz 2 cyklu: Rodzina Donovanów
2
Prolog
M czyzna by przera ony.
Dr cymi d o mi pakowa jadeit do pude . Cenny jadeit, stary jak $wiat, Kamie
Niebios - odwieczne marzenia wyryte w minerale z nadludzk cierpliwo$ci ,
nadludzkim talentem.
Marzenia budz ce zazdro$(, chciwo$(, sk pstwo.
Marzenia prowadz ce do kradzie y, zdrady, $mierci.
R ce mia zimne, zimniejsze ni ten kradziony jadeit. Rze*ba za rze*b , marzenie
za marzeniem - przez jego wilgotne palce przewin a si dusza ca ej cywilizacji. Oto
wykwintny smok sprzed trzech tysi cy lat skr cony wokó w asnej osi. Obok uczony
spowity w zwiewn szat z kremowego kamienia. A w rogu góra - ycie m drców
utrwalone w zboczu zielonym jak mech, ycie wyryte przez artystów, których czas
zwykle mija przed uko czeniem dzie a.
Marzenia o pi knie zamkni te w tysi cach odcieni jadeitu: bieli przechodz cej w
kolor ko$ci s oniowej, zieleni z odcieniem b kitu, czerwieni po yskuj cej
pomara czowym blaskiem. Wszystkie te barwy przeistacza y surowe $wiat o w
wieczny p omie - ogie duszy.
Unikalne.
Bezcenne.
Niezast pione.
Siedem tysi cy lat cywilizacji zwarte w l$ni cym szeregu. Staro ytne bi - kr ki
symbolizuj ce niebo, równie stare cong - puste cylindry symbolizuj ce ziemi .
Naramienniki i brzeszczoty ozdobione symbolami o znaczeniu starszym ni pami (.
Pier$cienie, bransolety, kolczyki, wisiory, sprz czki, klamerki, fili anki, misy, p ytki,
no e, topory, chmurki, góry, m czy*ni, kobiety, smoki, konie, ryby, ptaki
nie$miertelny lotos - wszystko, o czym marzy a cywilizacja, cierpliwie wyrze*bione z
jedynego kamienia szlachetnego, jaki przemawia do duszy tej kultury. Jadeit.
- Pospiesz si , ty g upcze!
3
M czyzna wstrzyma oddech ze strachu i niechybnie upu$ci by kruch , bezcenn
mis , gdyby z ty u nie wychyn a nagle czyja$ d o i nie pochwyci a pewnie ch odnej,
wydr onej pó kuli.
- Co ty tu robisz? - wymamrota pierwszy, a serce bi o mu jak szalone.
- Sprawdzam, czy dobrze ci idzie.
- Co?
- :upienie grobu Cesarza Jadeitu.
- Ja... nie wszystko... ja... nie. Dowiedz si ...
- Na pewno nie, je$li zrobisz, co ka .
- Ale...
- S uchaj!
Pierwszy s ucha , dr c ze strachu. Czu coraz wi kszy l k, ale jednocze$nie budzi a
si w nim nadzieja. Nie by tylko pewien, co jest gorsze. Rozumia jedynie tyle, e ten
grób wykopa w asnor cznie.
S uchaj c, nie wiedzia , czy si $mia(, czy p aka(, czy te uciec przed tym diab em,
który szepta tak spokojnie i cicho o zdradzie. A przecie wcale nie musia by( o nic
pos dzony. Diabe upatrzy ju inn ofiar .
Zda sobie teraz z tego spraw i roze$mia si g o$no.
A gdy znów przyst pi do pakowania jadeitu, mia ciep e r ce.
1
Na d*wi k niecierpliwego omotania do drzwi Lianne Blakely gwa townie usiad a
na ó ku. Serce omal nie wyskoczy o jej z piersi Przez chwil s dzi a, e to tylko sen;
by a jednak za bardzo zm czona, by $ni(. Ostatniej nocy do pó*na wci od nowa
ustawia a pi kne jadeitowe rze*by. Zako czy a prac dopiero wówczas, gdy si
upewni a, e wystawa jest odpowiednio przygotowana do aukcji na cele dobroczynne.
Walenie stawa o si coraz g o$niejsze.
Lianne potrz sn a g ow , odsun a czarne w osy z czo a i zerkn a na stoj cy przy
ó ku zegarek. Dopiero szósta. Wyjrza a przez ma e okienko. Wstaj ce s o ce
zagl da o ju do okien w ca ym Seattle, ale nie w jej, wychodz cym na zachód,
4
mieszkaniu przy Pioneer S uare. Nawet przy adnej pogodzie pierwsze promienie
dociera y tutaj dopiero przed po udniem.
- Obud* si , Lianne. To Johnny Tang. Otwórz!
Teraz naprawd zacz a si zastanawia(, czy przypadkiem nie $ni. Johnny nigdy nie
by u niej w domu ani w biurze znajduj cym si na ko cu tego samego korytarza.
Lianne widywa a go bardzo rzadko, jedynie podczas odwiedzin u matki mieszkaj cej
w Kirkland.
- Lianne!
- Ju id !
Wdzi czna losowi za to, e nie ma s siadów, którzy robiliby jej wyrzuty z powodu
porannych ha asów, Lianne wyskoczy a z pos ania, chwyci a czerwony jedwabny
szlafrok - prezent od matki na ostatnie $wi ta - i wybieg a na korytarz. Dwa zamki,
zasuwa i drzwi stan y otworem.
- Co si sta o? - spyta a bez tchu. - Co$ z mam ?
- Anna czuje si $wietnie. Chce si z tob zobaczy( przed aukcj . Lianne szybko
przeanalizowa a w my$lach rozk ad dnia. Gdyby sama zrobi a manikiur, zd y aby si
spotka( z matk . Z ledwo$ci , ale chybaby zd y a.
- Wpadn , jak tylko wszystko przygotuj na wystaw . Johnny skin g ow , ale nie
sprawia wra enia cz owieka, który otrzyma to, po co przyszed . Wydawa si
wyra*nie spi ty i poirytowany. Osaczony. Gniew wykrzywia mu usta i napina skór
na szerokich ko$ciach policzkowych. Poza tym Johnny uchodzi za przystojnego
m czyzn . Szczup y, zr czny, bystry, mia prawie sto osiemdziesi t centymetrów
wzrostu i - gdy dopisywa mu humor -mi y, serdeczny u$miech.
- Mo esz pocz stowa( mnie kaw ? - spyta . - Czy te nadal u ywasz chi skiej
kofeiny?
- Pijam zarówno kaw , jak i herbat .
- Poprosz czarn . Oczywi$cie kaw , nie herbat .
Lianne odsun a si od drzwi Nie wiedzia a dok adnie, ile jej biologiczny ojciec ma
lat. Z pewno$ci zbli a si do sze$(dziesi tki, ale wygl da najwy ej na czterdziestk .
Przez ten ca y czas prawie si nie postarza . Jedynie w jego ciemnych w osach
pojawi y si pierwsze srebrne pasma, a zarys szcz ki nie "wydawa si równie ostry
5
jak dawniej. Jednak w porównaniu ze zmianami, jakie zasz y w yciu Lianne w ci gu
ostatnich trzech dekad, by y to tylko drobiazgi.
I przez te wszystkie lata Johnny Tang nie przyzna ani razu, e dziecko Anny
Blakely jest równie jego dzieckiem.
Odpychaj c od siebie przykre my$li, Lianne zamkn a drzwi na zasuw . To, czy
Johnny si przyznawa , czy nie przyznawa , przesta o ju mie( dla niej jakiekolwiek
znaczenie. Liczy si wy cznie ja-deit. Jadeit Tangów. Kolekcja jej dziadka. Setki,
tysi ce pos ków. Wszystkie wielkiej warto$ci, niektóre wr cz bezcenne, a w ka dym
z nich l$ni a przesz o$(, tajemnica i czysta dusza sztuki.
- Lubisz si nimi bawi(, co? Nie mog a$ sobie odmówi( tej przyjemno$ci? - Johnny
zatoczy r k ko o, patrz c wymownie na jadeitowe figurki.
Cz $( z nich sta a na kuchennym stole, inne le a y na pod odze, mniejsze - na
w skiej ladzie.
- Bawi(? Skoro chcesz to tak okre$li(... To jednak nie s lalki. Roze$mia si
skrzekliwie.
- Ojciec chybaby zemdla , gdyby us ysza to zestawienie.
- Wen wie, e szanuj jadeit
- Wen wykorzystuje twoje umiej tno$ci, ale za ma o ci p aci. Lianne popatrzy a na
Johnny'ego ze zdziwieniem.
- Nauczy mnie wszystkiego, co potrafi !
- Nieprawda - zaprotestowa zniecierpliwionym tonem. - Jeszcze siedem lat temu
nie wiedzia w ogóle o twoim istnieniu. Potem znalaz a$ w gara u jadeitowe paciorki,
a on doszed do wniosku, e jeste$ jakim$ jadeitowym geniuszem.
- Te paciorki, jak je nazywasz, pochodzi y z czasów zachodniej dynastii Czou,
wyryto na nich smoki - symbol w adzy królewskiej -i nawleczono na wyblak y,
czerwony jedwabny sznureczek, starszy ni Konstytucja Stanów Zjednoczonych.
- Gdyby$ je sprzeda a i zagra a na gie dzie, nie mieszka aby$ teraz w tej norze. Ale
nie, ty da a$ je ojcu na urodziny.
Zaskoczy j tak bardzo, e w pierwszej chwili nie potrafi a si zdoby( na adn
sensown ripost . Johnny nie mówi zwykle w ten sposób o Tangach. A ju na pewno
6
nie z ni . Patrz c na niego k tem oka, wychwyci a wszystkie charakterystyczne oznaki
zdenerwowania.
- Nie wiedzia am, e ci si to nie podoba o.
- A mia oby to dla ciebie jakiekolwiek znaczenie?
- Oczywi$cie. Nigdy nie chcia am rozgniewa( ani ciebie, ani nikogo z twojej
rodziny.
Mówi a prawd . Lianne stawa a na g owie, nauczy a si nawet mandary skiego i
kanto skiego, pracowa a siedem dni w tygodniu i pi (dziesi t dwa tygodnie w roku,
byle tylko przekona( Tangów, e jest ich warta. Nadal zreszt bardzo jej na tym
zale a o, cho( usi owa a udowodni( samej sobie, e trzymaj c si blisko swoich
najlepszych klientów - mi dzynarodowej du ej rodziny Tangów - dba po prostu o
interesy.
- Powinna$ by a pos ucha( rady swojej matki i zosta( nauczycielk - powiedzia
Johnny.
- I obudzi e$ mnie o szóstej rano, by mi to zakomunikowa(?
- Nie!
Johnny zamilk , a ona zwi kszy a p omie pod maszynk do kawy. W Seattle ten
sposób parzenia uwa ano za $wi tokradztwo, ale Lianne nie mia a czasu na zg bianie
skomplikowanej instrukcji obs ugi ekspresu, który przed tygodniem naby a na
wyprzeda y.
Kawa kapa a do dzbanka, a Johnny po raz kolejny przemierza male kie
mieszkanko. Lianne nie sp dza a tu zbyt wielu godzin. Jedyne ozdoby pokoju
stanowi y dwa obrazki: jeden przedstawia wyspy San Juan, drugi - ozdobne jadeity z
epoki Walcz cych Królestw. Ów subtelny dowód tego, e Lianne zajmuje si g ównie
prac , a nie yciem prywatnym, wcale Johnny'ego nie ucieszy .
- Dlaczego mieszkasz w tej norze? - spyta .
- Bo jest tania.
- Daj ... - Urwa gwa townie. - Annie z pewno$ci wystarczy oby pieni dzy na
lepsze mieszkanie dla ciebie.
- To, co ma Anna, nale y wy cznie do niej.
7
I wszystko dostaje od Johnny'ego. Tego jednak Lianne nigdy by g o$no nie
powiedzia a.
- Jestem wystarczaj co doros a, eby zarabia( na swoje utrzymanie!
Istotnie, zbli a a si do trzydziestki. Urodziny przyjdzie jej jednak $wi towa(
samotnie. Anna i Johnny wybierali si do Hongkongu, na Tahiti czy te na drug
stron Pacyfiku, by uczci( trzydziest pierwsz rocznic swego zwi zku.
- Anna twierdzi, e interesy dobrze ci id . Dlaczego nie zadbasz o mieszkanie?
- Budynek nale y do twojej rodziny. Je$li uwa asz, e to nora, zwró( si z
za aleniem do swojego najstarszego brata, Joego Tanga. To on figuruje w hipotece
jako w a$ciciel.
Na chwil zaleg a cisza. Cisza bardzo niezr czna, lecz Lianne nie zamierza a jej
przerywa(. Sama sobie nie ufa a. Mog aby na przyk ad powiedzie(: „Sk d to nag e
zainteresowanie moj osob ?" Ale takie pytanie zupe nie by oby nie na miejscu.
Johnny uczyni znacznie wi cej dla swojej nie$lubnej, nigdy formalnie nie uznanej
córki ni inni ojcowie dla legalnego potomstwa. Nie ponosi odpowiedzialno$ci za to,
e Lianne t skni a za mi o$ci rodziny, która z kolei potrzebowa a jej wy cznie jako
eksperta od jadeitów.
„To stara historia - upomnia a si w my$lach. - Od pocz tku do ko ca". Nie mog a
zmieni( przesz o$ci, ale mog a pracowa( dla przysz o$ci. I stara a si to robi(. Patronat
Tangów by dla niej oczywi$cie wa ny, ale za o y a ten interes równie z innych
przyczyn. Na jej sukces z o y y si umiej tno$ci oraz ch (, by pracowa(
dziewi (dziesi t godzin w tygodniu.
- Rozmawia a$ ju z Kyle'em Donovanem? - spyta Johnny.
- Czy przyszed e$ do mnie z pierwsz w yciu wizyt po to, by spyta( o Donovana?
- A widzisz jaki$ inny powód moich odwiedzin?
„Cho(by taki, e jestem twoj córk ", i Lianne ugryz a si w j zyk i si gn a po kubki.
Musia a co$ zrobi( z r kami, cho( kawa jeszcze si ca kiem nie zaparzy a.
- Prosz - powiedzia a, wr czaj c Johnny'emu napar. Wzi naczynie i popatrzy na
ni wyczekuj co.
- No i?
- Jeszcze nie - odpar a.
8
- Dlaczego?
Lianne nala a sobie kawy i upi a ma y yk.
- Jeste$ zwi zana z kun innym? - naciska Tang.
- Nie. Zreszt co to ma do rzeczy? Prosi e$, ebym zawarta znajomo$( z
Donovanem, a nie, ebym go uwiod a.
- W takim razie zrób to!
- Jak? Mam mu podstawi( nog ?
- Daj spokój, nie zgrywaj Chinki! - powiedzia zniecierpliwionym tonem. - Jeste$
równie ameryka ska jak twoja matka. Zachowuj si tylko tak jak inne dziewczyny.
Podejd* do niego i po prostu si przedstaw. Ja w taki w a$nie sposób pozna em Ann .
J widzisz, co z tego wysz o?" - Lianne znów musia a ugry*( si w j zyk. Wiedzia a
przecie , e by stworzy( taki uk ad, potrzebna jest wola dwóch osób. A matka bardzo
ch tnie zaakceptowa a swój drugorz dny status kochanki. Lianne nie mog a tego
wprawdzie zrozumie(, lecz powoli zaczyna a akceptowa(. Wreszcie. Koszta
jakiejkolwiek walki stawa y si zbyt du e.
- On b dzie dzi$ wieczorem na aukcji - oznajmi Johnny. - To $wietna okazja.
- Ale...
- Obiecaj!
W oczach ojca dostrzeg a co$, czego nie potrafi a okre$li(: gniew, zniecierpliwienie,
mo e jeszcze co$ innego. Te uczucia by y z pewno$ci prawdziwe, równie prawdziwe
jak jej l k przed tym, e zacznie post powa( niczym córka kurwy, a tak j w a$nie od
dzieci stwa nazywano.
- Dlaczego? - Po raz pierwszy w yciu zada a takie pytanie.
- Po uroczysto$ci jad z Ann na Tahiti. Potem b dzie za pó*no.
- Za pó*no? Na co? Dlaczego tak bardzo ci zale y na moim spotkaniu z
Donovanem?
- Bo to wa ne. Bardzo wa ne!
- Dlaczego?
- Interesy rodzinne... - Lekko si zawaha . - Nie mog ci tego wyja$ni(.
I znowu rodzina. Jak zwykle. Ale nie jej rodzina.
- W porz dku - odpar a. - Wieczorem przyst pi do akcji.
9
- Mo e pozwolisz, e podsumuj - powiedzia Kyle Donovan, patrz c z
niedowierzaniem na starszego brata. - Chcesz, ebym uwiód nie$lubn córk pewnej
Amerykanki i kupca z Hongkongu wy cznie po to, by sprawdzi(, czy dziewczyna ma
co$ wspólnego ze sprzeda skarbów kultury wykradzionych z Chin?
Archer przekrzywi g ow , jakby si nad czym$ zastanawia , popatrzy w s on ,
ch odn wod , nad któr na wyspie San Juan by po o ony domek brata, i wreszcie
skin twierdz co.
- Tak. Rzeczywi$cie mniej wi cej o to mi chodzi. Uwiedzenie nie jest jednak
obowi zkowe.
- Nie wierz w asnym uszom!
- Wi c j uwied*!
- Martujesz, prawda?
- Wiele bym za to da .
Czeka na ci g dalszy, ale brat nie by zbytnio rozmowny. I Kyle wiedzia chyba
dlaczego. Archer nie chcia anga owa( rodziny w tajemnicze sfery swojej przesz o$ci.
Wujaszek Sam stanowi niew tpliwie jedn z takich sfer. W dodatku ani rz d Stanów
Zjednoczonych, ani przesz o$( nigdy tak naprawd nie znikn y z jego ycia.
- Co si w a$ciwie dzieje? -spyta w ko cu Kyle, poprawiaj c si na krze$le. -1 nie
truj mi tylko o d oniach z czonych nad oceanem i wspó pracy mi dzynarodowej.
Archer zerkn na brata. S o ce poz oci o wyblak e w osy Kyle'a, doda o blasku
jego zielonym oczom, lecz nie roz$wietli o czarnej obwódki wokó t czówki, nie
wyg adzi o te zmarszczek ani bruzd na twarzy - widocznych $ladów ci kich prze y(,
których Archer bardzo ch tnie by oszcz dzi najm odszemu bratu.
- Uwierzy by$ w interesy?
- Chyba sobie kpisz!
Archer u$miecha si agodnie, ale w jego szarozielonych oczach czai si gniew.
A Kyle po prostu czeka . Tym razem nie zamierza przerywa( milczenia.
Archer podniós si z krzes a. By wysoki, smuk y, zr czny - podobnie jak jego
jasnow osy brat. Spacerowa w ciszy po gtównym pokoju chatki i dotyka na chybi
trafi przypadkowych przedmiotów: komputera z dodatkami od Tub Goldberga,
10
ksi ek na najró niejsze tematy - od bankowo$ci do historii chi skiego jadeitu licz cej
pi ( tysi cy lat - barokowego fletu, ma ego wazonika z ga zk rozmarynu, no a do
listów, który nadawa by si równie do innych celów, i przyn ty na ryby
przypominaj cej miniaturow spódniczk baletnicy. Pod l$ni c spódniczk tkwi
jednak hak tak ostry, e bez trudu wbi by si nawet w kamiefi. A ju naj atwiej w
cia o.
- Zmieni e$ si - powiedzia Archer z u$miechem, odk adaj c przyn t . - Przed
bursztynowym fiaskiem nie potrafi by$ tak biernie czeka(, nawet gdyby twoje ycie od
tego zale a o.
- A zale y?
Archer przesta si u$miecha(.
- O ile mi wiadomo - nie.
- Nasuwa mi si tutaj kolejne pytanie: Co ty w a$ciwie wiesz?
- Do$( du o, eby si martwi(. A zbyt ma o, by konstruktywnie dzia a(.
- Witaj w gatunku ludzkim!
Archer jeszcze przez chwil sta przy oknie. Patrzy na targany wiatrem sosnowy las
i s on wod pod lasem, gdzie pod g adk powierzchni cie$niny Rosario szala y wiry.
- Nie wiem wi cej ni to, co ju ci mówi em - odezwa si w ko cu. - Kr y y
plotki o jakim$ wspania ym znalezisku - o grobowcu cesarza z epoki Ming. Ten cesarz
by pono( znawc jadeitu. Zabra ze sob do grobu zbiór licz cy sobie siedem tysi cy
lat.
- Gdzie jest ten grób? Kto go odkry ? Kiedy? Czy Chiny...
- Przekaza em ci ju wi kszo$( informacji.
- Powiedz mi reszt .
- Mój informator twierdzi, e Dick Farmer naby wszystkie najwa niejsze
znaleziska.
Kyle gwizdn przeci gle.
- To chyba sporo wyda .
- Oko o czterdzie$ci milionów.
- Nawet dla faceta z trzema miliardami na koncie...
- Pi cioma - sprostowa Archer.
11
- To spora suma.
- Pieni dze mo na odtworzy(. Wystarczy prasa drukarska, a sam pan Bóg wie, e
Wujaszek Sam takow posiada - rzek Archer bez ogródek. 1 Zawarto$( grobu jest
jednak absolutnie unikalna. Chi czycy dostali sza u.
- Nic dziwnego. Co robi , by zwróci( na siebie uwag Wujaszka? i Niewiele. - Ton
Archera by równie sardoniczny jak u$miech. -J
Chi czycy gro zerwaniem kontaktów ze Stanami, je$li na naszym terytorium
pojawi si skarb Cesarza Jadeitu. Kyle uniós jasne brwi.
- Rzeczywi$cie s wkurzeni. A pojawi si ?
- Interesuje ci najczarniejszy scenariusz? I Masz jaki$ inny w zapasie?
- Skarb ju tu dotar .
- Konkretnie gdzie?
i Mój informator albo nie wiedzia , albo nie chcia nam zdradzi( tej tajemnicy. Ale
to i tak niczego nie zmienia. I
- Farmer nie jest g upi - powiedzia wolno Kyle. IZ drugiej strony na pewno by si
nie kry z takim skarbem. W kr gach kulturalnych chce uchodzi( za grub ryb ,
prawdziwego konesera, no i oczywi$cie bogacza. Je$li zdoby taki up jak z grobu
Cesarza Jadeitu, b dzie si chcia nim pochwali(.
- Tego si w a$nie obawia Wujaszek Sam. Obecnie prowadzimy bardzo spokojne,
delikatne negocjacje z Chinami.
- Handel, narkotyki, imigranci czy nielegalna bro ? - spyta Kyle.
- A czy to ma znaczenie?
- Owszem.
Archer u$miechn si lekko. Dopiero niedawno bracia zdali sobie spraw z tego, e
s do siebie tak podobni.
- Nielegalny eksport broni. Fakt, mocno przestarza ej wed ug naszych standardów,
lecz bardzo nowoczesnej, je$li przy o y( do niej miar Drugiego lub Trzeciego Pwiata.
- Cywilizacja! Co$ wspania ego!
- Bije na g ow wszystko, co si znajduje na drugim miejscu, cokolwiek by to by o.
Dlatego Wujaszek Sam podejmuje rozmowy zamiast od razu strzela(. Ale
12
negocjujemy z Chinami, wiec s yszeli$my setki „tak" i adnego „nie". Je$li jednak
chodzi o zaniechanie eksportu broni, niczego nie podpisano ani nie przypiecz towano.
- Czego chc Chiny?
- Nie wiem, ale na pewno czego$ wi cej, ni byliby$my sk onni da(. Je$li ta afera z
Cesarzem Jadeitu wyjdzie na $wiat o dzienne, b dziemy naprawd wygl da( jak kogut
w kalesonach. Wujaszkowi nie pozostanie nic innego, jak obieca( Chi czykom wi cej,
ani eliby nale a o. Na d u sz met Stany niew tpliwie strac , ale nie b d mia y
wyboru, chc c osi gn ( cel krótkoterminowy: mniej broni w r kach ambitnych
tyranów.
- Podaj mi mleko - poprosi Kyle. Nie móg wróci( do ó ka, a potrzebowa
jakiego$ bod*ca do dzia ania, przede wszystkim za$ do my$lenia.
Wyrwa Archerowi butelk i dopóty dolewa mleka do fili anki, dopóki kawa nie
zacz a przypomina( barw Missisipi w trakcie powodzi. Pi szybko, apczywie,
czekaj c, by zbawienna kofeina dotar a do komórek mózgowych.
- No dobra! - powiedzia w ko cu. - A wi c Wujaszek uwa a, e Tangowie zwin li
zawarto$( grobu i sprzedali j Farmerowi.
- To tylko jedna z hipotez.
- A jakie s inne?
- SunCo.
- Przecie oni maj siedzib na kontynencie. Gdyby rzeczywi$cie to zrobili, ich
rz d ju dawno z apa by ich za dup .
- Mo e i tak, chocia nie wiemy, kto z tego rz du za nami stoi Tam jest przecie
tyle frakcji, e g owa ma a. Na razie jednak powinni$my si raczej skupi( na Tangach.
Kyle wypi ostami yk kawy, przesun d oni po zaro$ni tych policzkach i spojrza
na Archera jasnymi, zielonymi oczami.
- Od czasów przej cia Hongkongu Tang Consortium jest w a$ciwie od niego
odci te. Od kontynentu równie . Tangowie potrzebuj silnego sojusznika w Stanach
Zjednoczonych i nie znajd nikogo silniejszego ni Dick Farmer.
- Fakt. Gdyby nie negocjacje w sprawie broni, Wujaszek bardzo spokojnie
patrzy by na to, jak Chiny, Farmer i Tangowie skacz sobie do garde . A my na pewno
13
nie kibicowaliby$my naszemu rodakowi. Farmer nie ma zbyt wielu ustosunkowanych
przyjació .
- Mówisz o cz owieku, który najprawdopodobniej za o y w asn parti i zostanie
prezydentem
- Je$li chodzi o w adz , by by to niew tpliwie dla niego krok wstecz. I to ogromny
krok. Je$li prezydent chce zwo a( spotkanie mi dzynarodowe, eksperci od protoko u
potrzebuj wielu miesi cy, aby je zorganizowa(. Kiedy tak wol wyra a Farmer,
wszyscy po prostu przyje d aj na wysp i nikt nie zawraca sobie g owy protoko em.
- To prawda. Strasznie mi si podoba ta jego sztuczka ze szpilk w klapie i
domowym komputerem. Kiedy po ostatniej konferencji u Farmera wynios e$ swoj
szpilk , strawi em kilka miesi cy na zg ...