Barbara Elsborg Lucy in the Sky Barbara Elsborg Lucy in the Sky Rozdział pierwszy Chlorella: jednokomórkowy glon z gromady zielenic, jeden z najprosts...
17 downloads
19 Views
2MB Size
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział pierwszy Chlorella: jednokomórkowy glon z gromady zielenic, jeden z najprostszych i najpowszechniej występujących na Ziemi, który może się rozwijać jedynie w wodnym i wilgotnym środowisku.
Lucy zawsze twierdziła, że jeśli kiedykolwiek uda jej się ujrzeć statek kosmiczny, będzie to miało postać przelotnej jasnej poświaty na niebie. Sekunda i już go nie ma. Gdyby miała wielkie szczęście, być może wielobarwny talerz zawisnąłby w powietrzu na tyle długo, by zdążyła chwycić swój aparat i uwiecznić tę chwilę. Jeśli natomiast miałaby niezwykłe nie-z-tego-świata szczęście, dostrzegłaby obcego, machającego lub wypinającego tyłek przez okienko. To, czego Lucy nigdy nie spodziewała się zobaczyć, to statek kosmiczny usadowiony w jej ogrodzie. Dopiero szósta rano, więc nic nie piła, nawet filiżanki herbaty. Lucy sięgała dłonią po czajnik, kiedy jej wzrok skierował się w stronę okna i tak już zamarł. Wpatrywała się z otwartymi ze zdziwienia ustami w olbrzymią rozpiętość ciemno-srebrnego—czegoś— na środku trawnika. Żadnych okien czy drzwi. Żadnego tyłka z okienka, pomyślała Lucy z rozczarowaniem. Rozsądek powrócił w mgnieniu oka, więc napełniła czajnik. Oczywiście, że to nie statek kosmiczny. I nawet tego tam nie było. Tak pragnęła, by coś innego stało się w jej życiu, że gdy się nie wydarzyło, jej wyobraźnia zafundowała jej prawdziwy nonsens. Wyjęła z szafki kubek i wrzuciła do niego torebkę herbaty. „Nie patrz przez okno” powiedziała i zaśmiała się. „Ach, mówię do siebie, druga oznaka szaleństwa.” Pierwsza—myślenie, że statek kosmiczny jest na jej podwórku. Nie mogła się oprzeć szybkiemu rzuceniu okiem. Mmm, jednak wciąż szalona. Lucy próbowała odwrócić wzrok, lecz lśniący obiekt kusił jak nagi mężczyzna, i nie potrafiła przestać się gapić. Więc, co to jest? To nie może być statek kosmiczny, ale nie wyglądało jak samolot albo część samolotu. Gdyby to wypadło z samolotu czy spadło z przestrzeni kosmicznej—jakiś samowolny, rozpadający się satelita—usłyszałaby uderzenie.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky W dodatku, zrobiłby wielką dziurę, prawdopodobnie krater, na tyle głęboki, by w całości się w nim zakopać. Zamiast tego, to wciąż siedziało na trawie. Wyglądając doskonale. Obserwując. Obserwując? Skąd wzięła się ta myśl? Strach przebiegł jej po plecach. Puls się zatrzymał, zaschło jej w ustach, a kolana się ugięły. Oparła się o blat, jej serce waliło, jakby chciało wydostać się z piersi, by uciec na górę i schować się pod łóżkiem. Wzięła głęboki uspokajający oddech. Cóż, wzięła głęboki oddech. Nigdy nic ekscytującego jej się nie przydarzyło, a teraz, gdy miało to miejsce, nie zamierzała kryć się pod łóżkiem. Nie było wystarczająco dużo miejsca. Zbyt wiele butów i powieści w miękkich okładkach. Kierując się wiecznym twierdzeniem matki, że jednym z kolejnych imion Lucy powinno być Niemądra, przeszła boso przez kuchnię i wyszła z domu bocznymi drzwiami. Rzut okiem za róg sprawił, że się zachwiała i otarła łokciem o mur. Podwórko było puste. Co do…? Jej serce podskoczyło między gardłem a żołądkiem. Jak coś tak olbrzymiego mogło zniknąć bezdźwięcznie? Pobiegła w dół kamiennymi schodami i pośliznęła się, próbując zatrzymać na mokrej trawie. Jęk rozpaczy wyrwał się z jej ust. Statek kosmiczny nie był jedyną rzeczą, która zniknęła. Tak stało się też z jej pięknym ogrodem. Głębokie koryto wyżłobione było dokładnie przez środek kwiatowej rabaty, niszcząc róże oraz wyrywając każdy krzew i krzak. Grządka ziół została zorana do gleby, wszystkie jej małe rzeźby rozbite na drobne kawałki i nie było śladu Erosa. Rozdarta pomiędzy płaczem a wściekłością, Lucy zaczęła głośno zawodzić. Te wszystkie godziny, które jej ojciec spędził na obsiewaniu ogrodu, cała praca, którą włożyła w to, by mógł na coś spoglądać przez okno podczas choroby, ta jedyna rzecz, która jej o nim przypominała, teraz zniknęła—zniszczona. Podwórko otaczały wysokie drzewa. Rzecz, którą ujrzała była zbyt duża, by wymknąć się między sosnami. Przeorana ziemia sugerowała, że musiał ugrzęznąć właśnie tam, gdzie go zobaczyła. Więc, gdzie się podziewał? Lucy przechyliła głowę do tyłu i spojrzała w puste niebo, czując ulgę, że nie wypatrzyła żadnego monstrum, zagrażającego jej lub całemu Zachodniemu Yorkshire.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Zrobiła kilka niepewnych kroków, wczesnoporanna rosa chłodziła stopy. Część trawnika pomiędzy nią a zdewastowanym ogrodem wyglądała źle. Żadnych pereł wilgotnych kropel na zmiażdżonych źdźbłach trawy. Lucy przełknęła. To nie jej wyobraźnia. Coś tu było. Dało radę ominąć drzewa, ale wpadło w poślizg na dzikiej przestrzeni na samym końcu jej posesji, następnie przeorało kwiatową rabatę i wyhamowało niedaleko miejsca, w którym stała. Lucy przeszła owalną pętlą obserwując teren, przygryzając wargi z powodu jej zdewastowanych roślin. Czy mogła którąś uratować? Pewnie nie. Wróciwszy do punktu, w którym rozpoczęła, Lucy stanęła z rękami na biodrach. Cała ta przestrzeń mierzyła dwadzieścia stóp szerokości i może z piętnaście długości, ale zwężała się z tyłu. Czy trawa w tamtym miejscu była rzeczywiście sucha, czy może to sobie wyobraziła? Lucy ruszyła naprzód, by to sprawdzić. Oszzz. Popatrzyła w niebo po wylądowaniu na brzuchu, a następnie wsparła się na łokciach i spojrzała wprost przed siebie. Lucy nie mogła niczego dojrzeć, ale coś tam było. Weszła w to. Adrenalina szalała w jej krwiobiegu, pobudzając synapsy i doprowadzając mózg do obłędu. Wygramoliła się na nogi i wytarła mokre ręce o uda. Niewidzialne? Niemożliwe. Ale… jedno niepewne sięgnięcie wprzód i jej palce wyczuły coś, czego nie mogła zobaczyć. Cofnęła rękę, jakby dotknęła węża, przezwyciężyła pisk i spróbowała ponownie. Ciepłe. Gładkie. Twarde. Coś, jak metal i takie też było w dotyku. Lucy przesunęła dłoń po powierzchni, rozpoznając kształt statku, który zobaczyła z kuchennego okna. Nie wyobraziła sobie tego. Obcy wylądowali na jej podwórku tuż za domem. Juppii. Nie. Nie juppii. Pomocy. Policja. Straż. Karetka.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Cóż, może nie karetka, choć sposób, w jaki jej serce brykało i skakało sugerował, iż być może niedługo będzie jednej potrzebować, pomyślała Lucy. Tylko co, do cholery, mogła powiedzieć, dzwoniąc na policję? Statek kosmiczny zniszczył mój ogród i zastanawiam się, czy bylibyście tak uprzejmi, by przyjechać i usunąć go stąd? Zobrazowała sobie odpowiedź—karetka, ciasny biały kaftan i dwie napakowane pielęgniarki. Nie dostałaby nawet szansy przekonania ich, by zeszły trawnikiem w dół i wymacały. Lucy przemyślała to. Lepiej nie formułować tego dokładnie takimi określeniami. Lucy jeszcze raz przeszła całą drogę wokół, tym razem przeciągając palcami po metalu. Zastanawiała się, czy były tu tylne drzwi, których nie była w stanie dojrzeć z kuchni. Sądząc po stanie ogrodu aż do punktu wyhamowania, ta rzecz musiała się rozbić. Co, jeśli ktoś został ranny i potrzebował pomocy? Mogli tam w środku umierać, a ona stała na zewnątrz, gapiąc się. Myśl zaświtała w jej głowie. Odwróciła się i pobiegła z powrotem do domu.
Kiedy ta kobieta sunęła swymi długimi smukłymi palcami po jego wahadłowcu klasy 0, Trzy wzdrygnął się. Spostrzegł ją idącą po trawie i domyślił się, że nie zamaskował statku wystarczająco szybko. Jej zderzenie z nim to potwierdziło. Na szczęście nie ucierpiała. Wysoka i szczupła, z krótkimi blond włosami w nieładzie, wyglądała na bardziej podekscytowaną niż przestraszoną. Ocenił jej wiek na trzydzieści ziemskich lat. Okrążyła statek i rozważała najlepszy sposób poradzenia sobie z tą sytuacją. Gdyby wyszedł na rzadkie powietrze, nawet jeśli wyglądał jak Ziemianin, pewnie by krzyczała. Gdyby odsłonił statek, pewnie by krzyczała. Gdyby wystartował, oddolne ciśnienie zabiłoby ją, ale z początku, przez chwilę, pewnie by krzyczała. Usłyszenie tego dźwięku nie wchodziło w rachubę. Trzy nie lubił krzyczących kobiet. Co prawda krzyk, który go tak denerwował, mógł też wyrażać rozkosz, a nie strach czy ból, ale krzyk był krzykiem i ta Ziemianka pewnie by krzyczała. Pomijając fakt, że mogło to zwrócić niechcianą uwagę, dla niego była to denerwująca kocia muzyka. Jej najbliższe sąsiedztwo znajdowało się po drugiej stronie
Barbara Elsborg Lucy in the Sky rzędu drzew, na końcu podwórka—Moorfield Garden Center. Właściciele być może już wrócili, a on nie miał pojęcia, czy ona potrafi wrzeszczeć wystarczająco głośno, by ich zaalarmować. Trzy westchnął. Oczywiście mógł teraz po prostu wystartować, gdy pobiegła do domu, i to byłby koniec historii. Powinien wystartować. Ma to, po co wyruszył i był w drodze powrotnej, kiedy doszło do usterki wahadłowca lub—Trzy niechętnie to przyznał—być może chwila nieuwagi z jego strony i zarzuciło nim na Ziemię. Miał nadzieję, że nikt się nigdy nie dowie. Nie wyrządził żadnej szkody systemom wahadłowca. Sprawdził już też blachę. Nic poza rozmazaną glebą i zarysowaniami, które zostaną usunięte przez tarcie atmosfery planety w drodze powrotnej do statku-matki. Kobieta była wciąż poza zasięgiem wzroku. Być może dzwoniła po władze. Musiał się oddalić. Dlaczego się waha? Trzy poczuł się nieswojo. Jego niezdecydowanie przeszkadzało mu. Zwykle wiedział, co jest konieczne i wykonywał swoją misję bez zbędnych pytań. Bezzwłocznie. Poczeka jeszcze tylko chwilę. Kiedy Trzy zobaczył ją wychodzącą z domu, niosącą papierowy pojemnik, zmarszczył brwi. Co ona teraz robi? Co on robi? Miał startować. Jeszcze jedna chwila. Trzy jęknął. Dlaczego nie mógł przestać na nią patrzeć? Wzięła koniec długiego, elastycznego zielonego przewodu i rozciągnęła wokół jego wahadłowca. Woda spryskała statek. Wiedział, że kropelki odbiją się od powłoki, jednak ona wciąż nie będzie w stanie nic zobaczyć. Wtedy jej ręka zanurzyła się w torbie i chmura białego proszku uniosła się w powietrzu. Trzy zacisnął usta i poczuł ukłucie w boku. Mądra dziewczynka. Teraz będzie mogła zobaczyć statek. Krzyk był, bez wątpienia, nieuchronny. „Podłoga w dół” rozkazał. Statek był zaprogramowany tak, by akceptować wszystkie języki, które Trzy miał wszczepione, w tym angielski. Mógł więc trochę poćwiczyć. Jego język zaczął posługiwać się nim swobodniej niż niektórymi innymi.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Grunt pod jego stopami obniżył go do poziomu wejścia. Trzy wcisnął przycisk otwierający drzwi, właz się odsunął, podjazd rozłożył. Szybkość była podstawą. Czyniła kobietę nieświadomą. Umieści ją w jej domu i odejdzie. Kiedy dojdzie do siebie, nikt jej nie uwierzy. Jeszcze jeden kłamliwy świadek UFO. Zakaszlał, gdy lawina białych drobinek uderzyła go w twarz. Język Trzy wysunął się i oblizał wargi. Pochodzenie roślinne. Nietoksyczne. Mąka. Ej, skąd ja to wiem? Potrząsnął głową, otrzepując proszek z oczu, i zamrugał. Kobieta ani nie krzyczała, ani nie uciekała. Stała, wpatrując się w niego. Zrobił kolejny krok w jej stronę, gotowy zakneblować dłonią jej usta. Zbyt wolno. „Co, do cholery, robisz na moim podwórku? Czy, u licha, uważasz, że to dobre miejsce do lądowania? Tysiące pustych pól tam dalej, mile opuszczonych wrzosowisk, a ty wybierasz mój ogród. Gdybyś stracił panowanie, czy nie powinieneś mierzyć w jakieś, co najmniej niezamieszkałe miejsce? Obróciłeś w perzynę moją rabatę i zniszczyłeś zioła.” Trzy gapił się na nią. Ledwie świadomy tego, że opadła mu szczęka, zacisnął zęby. „Te róże były uprawiane od sadzonek. Były w mojej rodzinie od lat. Wiele dla mnie znaczyły, a teraz są zakopane pod stertą błota. A co gorsza, ściąłeś Erosa.” Trzy był przerażony. „Zraniłem kogoś?” Zbliżyła się i szturchnęła go w klatkę piersiową. „Nie tylko jego. Spędziłam miesiące, pracując nad tym facetem, usuwając każdą niedoskonałość i urabiając go tak, jak chciałam, a ty gładko ściąłeś mu głowę.” „Analizator obrazu wskazywał tylko kobietę mieszkającą samotnie.” Trzy zauważył, że żaden czujnik ruchu nie sygnalizował innej formy życia, ani wyeliminowania jakiejkolwiek. Miał zaplanowany gruntowny przegląd wahadłowca, kiedy wróci. Może awaryjne lądowanie nie było jego winą. Rozchmurzył się na tę myśl, a potem przypomniał sobie Erosa. „Przykro mi” powiedział. Przeprosiny nie były wystarczające, ale co mógł zrobić? Jego medyczny podręcznik nie obejmował ponownego przytwierdzania głów do ciał.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Oczekiwał łez, które się jeszcze nie pojawiły. Trzy obserwował wyraz jej twarzy, coś pomiędzy oburzeniem a dezorientacją, aż do przejawu lęku. Trwało to krótką chwilę, nim powróciła jej wojowniczość. Nie ukrywała niczego. Spodobała mu się. „Idę po swojego męża” powiedziała i zrobiła krok w tył. „Eros nie jest twoim partnerem?” „Nie, trzymam go na podwórku.” Skrzywiła się. „Trzymałam go na podwórku.” Kolejny krok wstecz. To dlatego nie była jeszcze zła. Czy Eros był zwierzęciem? Psem? Miał zwierzątko, kiedy… co? Oczywiście, że nie miał. Trzy zdawał sobie sprawę, że chciała uciec, zauważył ten moment strachu wśród potoku innych emocji. Wymierzył to idealnie, przemieścił się przed nią, a ona wpadła wprost na niego. Gdy się odbiła, chwycił ją i przyciągnął w swoje ramiona. „Pff. Jak to zrobiłeś?” wydyszała. „Jestem bardzo szybki.” Zmrużyła oczy. „Cóż, spróbuj tego unikać, szybki chłopcze.” Jej kolano utkwiło między jego nogami. Błyskawiczna reakcja pozwoliła mu je zablokować pomiędzy udami, tuż przed tym, gdy zetknęło się z jego kroczem. Walczyła, więc Trzy umocnił uścisk. Jego dłoń dotknęła ciepłego nagiego ciała jej talii, a puls podskoczył. To, co miała na sobie zakrywało niewiele. Luźne szorty i krótki top na cienkich ramiączkach. Piersi były zgniecione na jego klacie. Skrzywiła się, a jej oczy—ach, jej oczy były niezwykłe. Ciemnoniebieskie, z jasnozielonymi plamkami. Małe brązowe piegi nakrapiały jej nos i policzki. Pachniała słodko, kwiatami i słońcem, i ciepłym łóżkiem. Przez moment Trzy zapragnął—, ale ta chwila minęła. „Puść mnie” warknęła, próbując wydostać się z jego uścisku. Przerzucił ją sobie przez ramię. „Postaw mnie, ty wielki idioto. Co ty, do cholery, robisz?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Nie mam pojęcia. Trzymał jej nogi i zmierzał w kierunku wahadłowca. Biła go pięściami po plecach, grzmocąc mocno w jego nerki, a Trzy pozwolił jej opaść, przytrzymując jej kolana. Pożałował tego kilka sekund później. „Hej” krzyknął. „Przestań.” Mała jędza zatonęła zębami w jego plecach. Trzy wyszarpnął ją. Wiła się jak wąż, więc ją puścił. Potrzebowała klapsa w tyłek. W mgnieniu oka stanęła na nogi i rzuciła się do biegu. Był pod wrażeniem jej szybkości. Obserwował jej pochylenie i oddech. Co za seksowny tyłek. Zauważając głowę zmierzającą w jego kierunku, uświadomił sobie, że to musi być Eros i w ułamku sekundy, który stracił, by dodać dwa do dwóch, trafił go kawał kamienia.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział drugi Tak samo, jak wody, rośliny wymagają światła i dwutlenku węgla w celu fotosyntezy oraz wzrostu.
Fuks, zgadywał Trzy, lecz cios wywołany siłą mięśni powalił go na ziemię. Potrzebował chwili, by ponownie skalibrować wszystko, co się wydarzyło, zanim przerzuci tę Ziemiankę przez swoje kolano i—Trzy poczuł nagły przypływ krwi kotłującej się w jego kroczu. Co, do cholery, się z nim dzieje? Kobieta opadła obok niego. „Cholera, cholera, cholera. Wszystko w porządku? O Boże, zabiłam go.” Jej palce pogładziły go po twarzy. Delikatny dotyk. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś dotknął go z życzliwością. „A niech to! Czyżby zaczęło się już stężenie pośmiertne? Jego członek—auć, to nie wygląda dobrze. O cholera, jego głowa krwawi.” Tak, ale nie obficie. Niedługo przestanie. Nanoboty1 w jego krwiobiegu już rozpoczęły proces uzdrawiania. „Typowe. Pierwszy przystojny facet, jakiego zobaczyłam od wieków i, oczywiście, musiałam go zamordować.” Trzy poczuł furkot przyjemności. Uważała go za atrakcyjnego i było jej przykro, że go zabiła? Jej włosy połaskotały go po policzku i jeszcze więcej krwi popędziło na południe. Odchyliła jego głowę i przycisnęła swoje usta do jego. Trzy przyjął mieszankę tlenu, azotu i dwutlenku węgla, choć wcale tego nie potrzebował. Gdyby to było konieczne, mógł funkcjonować kilka minut bez zaczerpnięcia oddechu. Uczynił wykorzystanie powietrza na tej planecie bardziej efektywnym niż jakikolwiek jej mieszkaniec. Ale podobały mu się jej
Nanoboty (nanoroboty, nanomaszyny, nanity) - mechanizmy bardzo małe (kilka nanometrów), służące do celów medycznych, tudzież bojowych. 1
Barbara Elsborg Lucy in the Sky miękkie usta stykające się z jego własnymi i próbował przypomnieć sobie ostatni raz, kiedy pocałował z chęcią kobietę. Nie potrafił. Czy to się nigdy wcześniej nie zdarzyło czy miał zablokowaną pamięć? Ta Ziemianka zrobiła coś, co sprawiło… coś się działo wewnątrz… och, na miłość zimbootów! Żadnej krwi pędzącej w tamtym kierunku, proszę. Trzy otworzył oczy i zamrugał w jasnym świetle słonecznym. Jej usta unosiły się kilka cali nad jego, a ciepły oddech owiewał wargi. „Hej, udało się. Żyjesz.” Promieniała z radości, uśmiech rozświetlał jej twarz. Dlaczego tętno jego serca przyspieszyło, a usta straciły całą wilgotność? Czy uraz był poważniejszy niż sądził? Trzy wziął głęboki oddech. Czujniki tego nie sygnalizowały. „Więc, skąd jesteś? Może z amerykańskiej bazy wojskowej Menwith Hill2. Chociaż myślałam, że to tylko baza nasłuchowa. To musi być tajna technologia, prawda? Niewidzialność.” Skrzywiła się. „Zapomnij, że to powiedziałam. Nic nie wiem. Niczego nie widziałam. Nie powiem nic. Nie musisz mnie zabijać. Ha!” Białe radary w kształcie piłek golfowych, pokrywające wrzosowiska Północnego Yorkshire, były doskonale widoczne, kiedy Trzy nad nimi przelatywał. Nie mogły wykryć jego wahadłowca. Podniósł osłony, gdy wkraczał do tego systemu słonecznego. „Rozbiłeś się? No pewnie, że tak. Nie zniszczyłbyś celowo mojego ogrodu. Co się stało? Awaria sprzętu? Katastrofalna usterka czerwonego przycisku? Sen na jawie? Musisz po kogoś zadzwonić? Jest jeszcze ktoś na pokładzie? Chcesz filiżankę herbaty?” Trzy nie sądził, by kiedykolwiek spotkał kogoś, kto mówił tak wiele. „Herbaty?” zapytał, uczepiwszy się ostatniej rzeczy, którą wymieniła.
Royal Air Force Menwith Hill – jedno z najbardziej niedostępnych miejsc na świecie; oficjalnie baza wojskowa Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, poza tym jedna z baz nasłuchowych systemu Echelon, globalnej szpiegowskiej sieci wywiadu elektronicznego; posiada rozbudowaną sieć naziemnych satelitów, monitorujących i przechwytujących różne informacje; najbardziej charakterystycznym elementem Menwith Hill są duże białe kopuły. 2
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Uśmiechnęła się. „Och, przypuszczam, że Amerykanin wolałby raczej caw-fee3. Nie mówisz jednak z akcentem. Chciałbyś wejść do domu i oczyścić się?” Podciągnął się do pozycji siedzącej. Enigma. W jednej chwili chce go zabić, w drugiej chce się nim zaopiekować. Skupił się na jej skąpym topie. Podążył oczami do twardych szczytów jej sutków, pokrytych cienkim materiałem. Jego… penis zapulsował. Ach, może to nie był dobry pomysł, by się gapić. Wstała i wyciągnęła rękę. Trzy sięgnął, chwycił zaoferowaną dłoń i wstał. Kiedy nie puściła, jego serce zakłuło, wywołując w nim, bez braku zagrożenia, niepokój. Poprowadziła go trawnikiem w kierunku domu, małego dwukondygnacyjnego budynku, z lekkich kamiennych brył i dużą ilością okien. Jego dom miał… nie, nie pamiętał domu, choć miał nadzieję, że kiedyś go miał. Tak, jak rodziców. Matkę, która dotykała go delikatnie. Ojca, który był z niego dumny. Jeśli miał, te wspomnienia przepadły. Odszedł, mając tylko to, co było mu potrzebne, aby wykonywać swoją pracę i tęskne marzenie, by być kiedyś czymś więcej niż numerem. „Usiądź” powiedziała, odsuwając drewniane krzesło od stołu. Trzy usiadł i rozejrzał się. To była jej kuchnia. Mała i zgrabna. Zatoczył spojrzeniem. Jej tyłek. Mały i zgrabny, ale cudnie zaokrąglony. Chciałby zobaczyć ją nago. Trzy się wzdrygnął. Dlaczego był tak opętany jej ciałem? Zmoczyła szmatkę i przetarła materiałem jego twarz. „Przepraszam za mąkę.” „To był inteligentny ruch.” Korciło go, by położyć dłonie na jej talii, posadzić ją na swoich kolanach. I robić co? Sprzeczał się mózg. Kiedy uniosła ramiona, odsłoniła pępek, słodki guziczek, w którym jego język—Trzy szarpnął głową w górę.
Oczywiście chodzi o słowo kawa, jednak wypowiedziane z silnym akcentem, charakterystycznym dla mieszkańców m.in.: Bostonu czy Nowego Jorku. 3
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „To paskudne zadrapanie” powiedziała. „Naprawdę mi przykro. Zwykle nie trafiam. Lepiej, żebyś nie miał mnie w swojej drużynie w walce na śnieżki. Bardziej prawdopodobne, że to ja cię znokautuję, a nie przeciwnik.” Uniósł brwi. Śnieżka—zgromadzony zlepek opadu atmosferycznego w postaci zmrożonej, używany do ataku bez powodowania skutku śmiertelnego. „Jestem Lucy. A jak ty masz na imię?” Szpony wbiły się w jego serce. „Ja nie mam… imienia.” „Oczywiście, że masz. Ludzie muszą się jakoś do ciebie zwracać, poza facet-któryza-cholerę-nie-potrafi-sterować.” Uśmiechnęła się, lecz potem zmarszczyła brwi. „A może nie wolno ci powiedzieć. Ranga i numer seryjny wystarczą.” Trzy zassał policzki. „Trzy.” „Wow, niezbyt długie, jak na numer seryjny.” O bogowie, dlaczego chce mu się śmiać? „Nie, mam na imię Trzy.” Zmarszczyła brwi. „Jak dwadzieścia siedem, dziewięćdziesiąt cztery czy sześćdziesiąt osiem?” Skinął głową. Ta kobieta nigdy łatwo nie odpuszczała. „Och, niezbyt pomysłowi rodzice, chociaż mogło być znacznie gorzej. W zasadzie, jesteś szczęściarzem. Moi rodzice mieli bez wątpienia zbyt wiele czasu i potworne poczucie humoru. Ja mam na imię Lucy Lśniący Promyk Słońca Ananasowa Królewna Ferze.” Trzy gapił się na nią. „Dziękuję, że się nie śmiejesz. Ananasa dostałam, bo to jadła mama, gdy pojechała na porodówkę. Królewna—cóż, to dlatego, że tata uważał, iż może to być użyteczne, jeśli nie spotkam księcia. A Lśniący Promyk Słońca to to, czym pragnęli, abym była—światłem ich życia. Chciałabym tylko, by nie dali mi imienia Lucy.” Trzy zmarszczył brwi. „Dlaczego?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Pomyśl o tym. Imię, nazwisko. Lucy Ferze. Lucyfer? Myślisz, że tobie dokuczyli? Ja przeszłam przez piekło.” Roześmiała się, wyciągnęła dłoń i chwyciła jego. „Jak się masz, Trzy? Miło mi cię poznać.” Trzy musiał ugryźć się w język, by nie westchnąć ze zdziwienia. „Jak-się-masz.” Pozwolił jej potrząsnąć ręką. „Zatem skąd jesteś? Nie, że z amerykańskiej stacji nasłuchowej w Menwith Hill, chodzi mi o to, skąd pochodzisz? Z jakiego stanu? Kalifornia? Teksas? Och, wiem. Nowy Meksyk! Roswell? Nie? Może Floryda? Oregon? Kansas? Arkansas? Och, muszę uważać, by nie powiedzieć źle. Wasz—” Trzy powstrzymał ją przed wyliczeniem wszystkich. „Nie jestem Amerykaninem. Nie jestem z Menwith Hill.” „Więc skąd?” „Nic ci to nie powie.” „Pewnie masz rację. Założę się, że nigdy tam nie byłam. Za granicę wyjechałam tylko raz. Wycieczka na Costa Blanca z okazji wieczoru panieńskiego i było okropnie. Wszystkie dostałyśmy zatrucia pokarmowego, chociaż to mógł być alkohol.” Uśmiechnęła się, a Trzy poczuł, że odłamek lodu ukruszył się z bryły, którą było jego serce. Mówiła zbyt wiele, gadała bzdury, ale nie chciał, by przestała. „No dalej, wyrzuć to z siebie. Ameryka Południowa? Rosja? Nowa Zelandia?” „Nie jestem z tej planety” powiedział, zanim wystartowała z kolejną listą. Trzy obserwował, jak ta informacja dociera do jej umysłu i czekał. Oblizała wargi i wzięła głęboki oddech. „Jasne. Twierdzisz, że to, co zniszczyło mój ogród to prawdziwy statek kosmiczny?” „Tak.” „A ty jesteś z kosmosu?” „Tak.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Obcy?” „Tak.” „Nie jesteś zielony.” „Nie, kiedy ostatni raz sprawdzałem.”
Mózg Lucy pracował tak szybko, że musiała walczyć, by utrzymać w głowie galopujące myśli. Powinna uciec? Chciała tego? Jaki byłby w łóżku? Nie, pieprzyć to ostatnie, niegrzeczna Lucy, a jednak nie mogła oderwać od niego oczu. Pod rozpyloną mąką znajdowało się ponad sześć stóp twardych mięśni, ledwo ukrytych pod czarnymi spodniami i czarnym T-shirtem. Mogła dojrzeć każdy mięsień jego brzucha, łuki mięśni piersiowych, wybrzuszenie na jego… Miał tak ciemne oczy, że nie była pewna, czy w ogóle posiadał tęczówkę. Jego krótkie włosy były czarne jak smoła, a skóra miedziano-brązowa. O ile mogła stwierdzić, wyglądał tak ludzko jak ona. Wiedziała, że jego krew jest czerwona. Żadnych oznak ogona czy rogów lub też pokrytej wrzodami klatki piersiowej i krzaczastych brwi. Zadrżała. Zbyt dużo Stephena Kinga. Choć, być może, coś w tym było. Może przyjął taki napakowany wygląd, by ją zmylić. Może jest Panem Szkaradnym, ale przedstawia się jako Pan Zniewalający, jej ideał ciemnowłosego faceta. Ale wtedy czuła go, obejmował ją tymi swoimi silnymi ramionami. Czy było w tym coś złego? Lucy, weź się w garść. To obcy! Nie bądź głupia. Pewnie uciekł z jakiegoś domu wariatów. Psychopaci potrafią być bardzo przekonujący. A co z tym supernowoczesnym latającym jak to się tam nazywa? Patrzy się na mnie. Przestań zachowywać się jak idiotka. I przestań do siebie mówić. „Właśnie zamierzałam zrobić herbatę i jakieś śniadanie. Jesteś głodny?” zapytała.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Tak, to było bardzo inteligentne. „Tak.” Nie był typem Pana Rozmownego. W porządku. Ona kochała gadać. Kiedy tak patrzył Lucy uświadomiła sobie, jak niewiele miała na sobie; wciąż w piżamie, na którą składał się wyblakły granatowy top na ramiączkach oraz dopasowane szorty ściągane tasiemką, ozdobione małymi żółtymi gwiazdkami. Ale jaki był stosowny strój,
aby
spotkać-przywitać-i-uwieść-obcego-o-poranku?
Poczuła
się
perwersyjnie
zirytowana, że nie miała na sobie czegoś bardziej seksownego. Może mogłaby skoczyć szybko na górę i się przebrać. Lucy, rusz mózgiem! Wyjęła z lodówki jajka, mleko oraz ser i pstryknęła czajnik. Powinna mu wierzyć? Nie była pewna, jak postąpić z jej—fałszywym czy nie—kosmonautą. „Wciąż uczysz się latać?” zapytała. „Twoja stopa zsuwa się na pedał gazu?” Zakrztusił się, a jego usta się zwęziły. „Niewielki błąd w obliczeniach, który zostanie zbadany.” Lucy umieściła patelnię na ogniu i wypełniła kubki wrzątkiem. „Dlaczego mówisz po angielsku?” zapytała. „Chip z programem tłumaczącym.” Dlaczego wydaje jej się, że on ma odpowiedź na wszystko? „Wiesz, jak przeklinać?” „Te słowa są w pakiecie, tak.” Lucy zachichotała. „Aczkolwiek trudno się zorientować, kiedy używać mowy potocznej” dodał. „Nie znam każdego słowa. Jak się mówi na brązowe plamki na twarzy?” „Piegi.” Skinął głową. „Ile znasz języków?” zapytała.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „18—” „To niezbyt wiele.” „Nie pozwoliłaś mi dokończyć. Tysiąc osiemset trzydzieści jeden. Wiele z nich to dialekty, występujące na tej samej planecie. Na przykład, Micros 22 posiada sto dziewięćdziesiąt cztery odmiany swojego głównego języka Lerm.” Trzy odchrząknął. Lucy czekała. I czekała. Wreszcie dotarło do niej, że to nie było chrząknięcie, tylko mowa. „Co powiedziałeś?” „Masz piękne włosy.” Przeczesała palcami swoje falowane blond loki. „Dziękuję.” Byłaby zadowolona, gdyby nie fakt, że wypowiedział te słowa bez żadnych emocji. Lucy była zirytowana tym, że jest zirytowana. „Chcesz mleka i cukru?” „Mleka i trzy łyż—” Roześmiała się. „Hej, nie martw się. To nic złego lubić słodycze. Ostatnie wiadomości wskazują, że cukier jest korzystny. Tak czy inaczej, nie potrzebujesz diety.” Lucy wsypała trzy łyżeczki cukru, wlała odrobinę mleka i zamieszała. Potem zrobiła to samo dla siebie. Czyż gorąca słodka herbata nie jest dobra na nerwy? Nieważne, że nie wierzyła, by był z kosmosu; ten poranek i tak był niezwykły. Stała w swojej kuchni, przygotowując śniadanie dla bosko przystojnego faceta, a nawet z nim nie spała. Ha! Kiedy tak smażyła, Lucy poczuła, że on ją obserwuje. To jej przypomniało, że była w tarapatach. Zanim przywaliła mu Erosem, próbował ją zaciągnąć do swojego statku. To, że chciał coś zjeść nie oznacza, że jego plany uległy zmianie. W najlepszym razie—był Rosjaninem. Supertajna technologia leżała wryta w jej trawnik, a teraz, gdy zobaczyła go i jego statek, będzie musiał ją uciszyć. Przełknęła. Gdyby udała, że wierzy, iż jest obcym, może pozwoliłby jej odejść. Nikt by jej nie uwierzył, nawet gdyby rozpowiadała o tym, co się stało. Ale może nie chciał aż tak
Barbara Elsborg Lucy in the Sky ryzykować. Ponieważ do tej pory jej nie zabił, pewnie chce ją ze sobą zabrać. A może chce wyciągnąć z niej informacje, a potem zabić. Albo najpierw zjeść śniadanie. Co ona wie? Tim Richards zdradza żonę. Mary Dermott jest kleptomanką. Ach, może on nie potrzebuje tego rodzaju informacji. Lucy spojrzała na niego. Była przerażona. Nie dlatego, że myślała, iż ją zabije, nie. Gdyby tego chciał, już by to zrobił. Była w nim delikatność, coś, czego nie mogła wyrzucić z głowy; szarpnął ją za serce. Czyli strach Lucy nie wynikał z faktu, że on może ją uprowadzić; raczej spowodowany był tym, iż mógłby tego nie zrobić. Nie chciała, by ten niezwykły poranek dobiegł końca. By najsłodszy facet, jakiego kiedykolwiek ujrzała, odleciał bez niej. Przerzuciła omlet na talerz i położyła przed nim. Czy straciła wszystkie komórki mózgowe, które posiadała? Czy wzrok tego wysokiego przystojnego bruneta rozerwał jej neurony i wypalił synapsy? Musiała uciekać. Szybko. Zanim żądza zdusi jej zdrowy rozsądek. „Pójdę zobaczyć się z facetem od psów.”4 „Nie masz psa.” Może Rosjanin nie zna tego zwrotu. Spróbowała znowu. „Kiedy będziesz jadł, ja skoczę się przebrać.” Rozsądna kobieta przeszłaby prosto do drzwi wejściowych, wpadła do swojego samochodu i ruszyła z rykiem, paląc za sobą gumę. Zawsze chciała tak zrobić. Teraz miała doskonałą okazję. Sęk w tym, że miała żwirowy podjazd. Dłoń Trzy wystrzeliła i chwyciła jej nadgarstek, gdy przechodziła obok. „Zostań.” Trzy pociągnął ją na krzesło. Więc nie będzie tak łatwo. Lucy sączyła herbatę patrząc, jak pochłaniał omlet i żałowała, że nie wpadła na pomysł, by rozgnieść tabletki nasenne i dodać je do posiłku. Oczywiście, nie miała żadnych tabletek nasennych, ale to był genialny pomysł. Mogła zarobić fortunę, sprzedając taką historię gazecie—zakładając, że pożyłaby wystarczająco długo—nawet, gdyby myśleli, że jest stuknięta.
Eng. „to go and see a man about a dog” (dosł. „pójść zobaczyć się z psiarzem”) – idiom; oznacza „oddalenie się w ustronne miejsce w celu załatwienia jakiejś sprawy, o której z różnych względów nie można lub nie chce się mówić publicznie”. 4
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Odłożył starannie nóż i widelec na środek talerza. „Wyśmienite. Dziękuję.” „Nie ma za co.” Patrzył na nią. Ona patrzyła na niego. Co teraz? pomyślała Lucy. „Wyjaśnij mi, dlaczego nie krzyczysz.” Przełknęła. „Ee… ból gardła. Nikt nie usłyszy.” O cholera, nie była ostrożna. „Nie skrzywdziłeś mnie.” Jeszcze. Niech to szlag. Mogła niemal zobaczyć myśli przebiegające w jego głowie w zwolnionym tempie, choć wyraz jego twarzy się nie zmienił. „Nie wierzysz mi” powiedział. „Czy to nie lepiej? W sensie, ty nie chcesz, bym powiedziała komukolwiek, prawda?” „Nie uwierzyliby ci.” Spojrzała ze złością. „Uwierzyliby w ten wrak zakopany w moim ogrodzie. Co ty tu w ogóle robisz? Nie jesteśmy z wami w stanie wojny. Wykupujecie nasze kluby piłkarskie, wszystkie nasze dawne rezydencje? Moglibyśmy zostać przyjaciółmi. Zakładając, że nie jesteś terrorystą. Nie jesteś nim, prawda?” Oczywiście, było mało prawdopodobne, by przyznał, iż jest terrorystą, ale powinna wyciągnąć jak najwięcej informacji, by przekazać je potem odpowiednim służbom. Jeśli jej nie uwierzą, przynajmniej próbowała. „Nie jestem terrorystą. Jestem kolekcjonerem ASS Xenothak z Syobwoc w Układzie Słonecznym Deltan.” Umysł Lucy przestał działać. Nie zdarzało się to często. Jej mózg przeskakiwał hiperaktywnie prosto do momentu pobudki po tym, jak tylko zamykała oczy z końcem dnia. Teraz nie wiedziała, co myśleć. Nie ma czegoś takiego, jak tarcza czyniąca samoloty niewidzialnymi. Może kiedyś będzie, ale—Lucy przełknęła, gdy jej myśli kotłowały się jak w tornado. Nie samolot. Nie terrorysta. On był naprawdę obcym. Nie chciała w to uwierzyć, ale niestety była to jedyna rzecz tłumacząca fakt, że boski facet siedzi w jej kuchni.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Boski facet może nie być dla niej zagrożeniem, ale mógłby dla ludzkości. „Jesteś tu, by zawładnąć naszym światem, prawda? Zwiadowcą, wysłanym w celu sprawdzenia naszej obronności. Losy waszej planety… Syobwoc są policzone i potrzebujecie nowego miejsca do życia. Choć najpierw moglibyście rozwiązać problem globalnego ocieplenia przed osiedleniem się w Wielkiej Brytanii. Myślę, że nasza pogoda będzie jeszcze bardziej gówniana niż w tej chwili. Deszcz, deszcz i jeszcze więcej deszczu. Więc, planujecie zmienić ziemską populację w bezmyślnych niewolników, pracujących w pocie i znoju, podczas gdy wy będziecie pławić się w luksusie? Czy zostawicie nam czekoladę i wysokie obcasy?” Patrzył na nią ze zdumieniem, jego kubek zawisł w połowie drogi do ust. „O cholera. Mam rację? Cóż, ee, naprawdę nie jesteśmy dobrzy w byciu niewolnikami. Zwłaszcza ja. Beznadziejnie prasuję. Nigdy nie robię tego, co mi każą. Często się kłócę i—” „Bez przerwy gadasz.” Spiorunowała go spojrzeniem. „Wiesz, przyszło mi coś do głowy. Może źle wybraliście. Widzisz tę uroczą błyszczącą gwiazdę, tam na niebie? Tę dużą żółtą? Jestem przekonana, że zostalibyście gorąco przyjęci, gdybyście na niej wylądowali.” „Gwiazda typu widmowego5 G26 o klasie jasności V7? Wasze słońce?” Jego usta drgnęły. W tej chwili był najbliżej ukazania jej swego uśmiechu. „Jestem pewien, że przyjęto by nas gorąco na powierzchni o temperaturze 5,756,457˚ Celsjusza. Zakładając, że dotarłbym tak blisko.” „Możesz spróbować. Mogłeś pomylić się o stopień czy dwa. Warto by było to sprawdzić.” Jego oczy pociemniały. Odłożył kubek. „Herbata była bardzo dobra. Orzeźwiająca. Dziękuję.” Wstał. „Gotowa do drogi?” „Do drogi?” Lucy skoczyła na równe nogi i wycofała się. „Nigdzie się nie wybieram.” Typ widmowy – w astronomii klasyfikacja gwiazd oparta na widmie światła, wysyłanego przez gwiazdę. 6 G2 – barwa żółta (5000-6000 K), gwiazda standardowa: Nap 7 V klasa jasności jest charakterystyczna dla gwiazd ciągu głównego (lub inaczej Karłów); są to wszystkie spalające wodór gwiazdy. 5
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Perspektywa prawdziwej podróży z nim spowodowała, że jej panika wzrosła i opadła w gardle niczym gruda masła orzechowego. Romantyczna fantazja była bardzo fajna, ale teraz to była wstrząsająca rzeczywistość. Zrobił krok w jej kierunku. „Mój chłopak jest na górze” wypaliła Lucy. „Leniwy cymbał teraz śpi. Ale będzie tu w sekundę. Jest ogromny. Masywny. Nie gruby. Po prostu wielki.” „Nie ma tu więcej ludzi.” „Nie mogę opuścić mojego kota.” Przechylił głowę na bok, a następnie spojrzał na nią. „Jedynym zwierzęciem w tym pomieszczeniu jest rattus norvegicus pod podłogą.” Spojrzał w lewo. „O mój Boże, szczur?” Lucy skoczyła do niego, wtulając się w jego ciało i podnosząc nogi z podłogi. „Tak, szczur. Chcesz go ze sobą zabrać?” Lucy puściła go i odsunęła się. „To nie jest śmieszne.” I wtedy się uśmiechnął. Odpowiedni uśmiech i Lucy się rozpływała. Facet zatrzymał jej serce. Chciała i nie chciała w tym samym czasie. „Chodź ze mną, Lucy Ferze.” Wyciągnął dłoń. „Proszę.” Gdyby spotkała go w barze, poszłaby gdziekolwiek by poprosił, wliczając w to jego łóżko, więc dlaczego się wahała? To nie jest randka, ty idiotko. On jest obcym. To porwanie. „Pozwól mi zabrać lekarstwa. Jestem podatna na napady morderczej manii.” Starała się nie uciekać. Wyszła z pomieszczenia i chwyciła swój telefon komórkowy ze stolika w przedpokoju. Zdążyła wcisnąć jeden przycisk, nim złapał ją za nadgarstek i wykręcił go. Upuściła komórkę. „Wystarczy tych opóźnień. Prosiłem ładnie—nie zadziałało, będę więc musiał użyć siły.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy wyrwała się i przybrała pozycję obronną: usztywniła nogi, uniosła ramiona, zacisnęła pięści. „Tylko spróbuj.” To były głupie słowa. Uwięził jej ręce po bokach i podniósł, jakby nie ważyła więcej niż dziecko. Kiedy wychodził z domu, Lucy wciąż się szarpała. Trudno jej było pogodzić się z tym, co się dzieje, że ten mężczyzna—ee, obcy, zaciąga ją brutalnie do swojego statku kosmicznego, by zabrać z dala od Ziemi. Nie spakowała kremu do opalania, bikini ani czegoś do czytania. Ponieważ nie zamierzasz się nigdzie stąd ruszyć, powiedział mały głosik w jej głowie. Uciekaj, ty kretynko.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział trzeci Soki roślinne transportują płyny istotne dla zdrowia i witalności rośliny, zapewniając łodydze jędrność i wyprostowaną pozycję.
Lucy zrobiła, co w jej mocy. Wierciła się, wiła, sztywniała, mdlała—próbowała wszystkiego, co mogła, lecz jego ramiona wciąż pozostawały owinięte wokół niej. Kiedy doszedł do płaskiego odcinka trawnika, Lucy przyjęła inną taktykę. Pocałowała go. Tylko jego szyję, ponieważ tam najdalej była w stanie sięgnąć, muskała jednak ustami wzdłuż jego mięśni, błądząc językiem w dół napiętej skóry, liżąc tę odległość i pozostawiając na niej szereg kąsających pocałunków. Potknął się, a przez nią przetoczył się wstrząs rozkoszy. Wtedy jego ramiona zacisnęły się. Cholera. Pocałowała go mocniej. Lucy poczuła pod pieszczotami swego języka jego galopujący puls. Zamknęła oczy. Smakował tak wspaniale, czymś pikantnym, cytrusowym i nie mogła przypomnieć sobie ostatniego razu, gdy miała szansę całować w taki sposób jakiegoś faceta. Nawet jeśli była to tylko jego szyja. Czy miałby coś przeciwko malince? Oblizała swoje usta i zaczęła ssać. „Aua.” Lucy wciągnęła gwałtownie powietrze, lądując na tyłku. Otworzyła oczy. O, do diabła. Była wewnątrz statku. Trzy uciskał dłonią swoją szyję i wyglądał, jakby chciał ją zabić. Widać nie lubił miłosnych ugryzień. Musi to dodać do swojego arsenału broni masowego rażenia. Cudzoziemcy nie lubią malinek. „Zamknąć drzwi” powiedział Trzy. Lucy spojrzała za siebie i zobaczyła, że drzwi do wolności się zamykają. Przemknęło jej przez myśl, by rzucić się w kierunku zmniejszającej się luki. Czy drzwi przecięłyby ją na pół? I zostawiły jej górną połowę na Ziemi, a tyłek i nogi wystrzeliłyby w kosmos? Mała szczelina i jej szansa zniknęła. Podłoga zaczęła się poruszać i zdała sobie sprawę, że podjeżdżają do góry. Wstała. Nie była trzęsącą się galaretą. Nie będzie wariować. O kuźwakuźwakuźwakuźwa.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Podłoga zatrzymała się, podnosząc ich do wąskiego przejścia. Drzwi się rozsunęły, a Trzy puścił ją przed sobą. Z przodu kabiny dwa fotele zamontowane były na wprost rzędów paneli sterujących, pokrytych światełkami i ekranami. Nad nimi rozciągały się zakrzywione, półkoliste okna. Lucy dostrzegła swój dom. Zdusiła kwilenie wydobywające się z jej gardła. Zapomni o próbie udawania, że to wszystko wyobraźnia, sen, szaleństwo. Przyjmie życie na innej planecie za fakt, a miała tam być—czym? Obiadem? Seksualnym niewolnikiem? Więźniem w probówce? Czczona jako królowa? Ta, jasne. Lucy spojrzała na drzwi za sobą. Nic poza płatem matowego szarego metalu. Brak uchwytów czy pokręteł. „Zapnij pasy” powiedział Trzy. Nawet nie drgnęła. Brak współpracy mógł być jedyną skuteczną bronią. „Zapnij pasy albo doświadczysz końca swoich funkcji biologicznych, kiedy wystartuję.” „Hę?” „Będziesz—wąchać kwiatki od spodu.” Cóż, skoro tak to ujął. Lucy podeszła do fotela. Gdy tylko jej tyłek dotknął siedzenia, pasy wystrzeliły i skrzyżowały się na jej ciele, więżąc ją w tym miejscu. Zaczęła się wyrywać, lecz wtedy jeszcze bardziej się zacisnęły, więc postanowiła w ogóle przestać się ruszać. Kiedy obręcz zsunęła się na jej głowę, zaczęła panikować. „WypusmeWypusmeWypusme.” „Uspokój się. Za chwilę wrócę.” Lucy nie była typem panikary, lecz musiała użyć każdej uncji swojej samokontroli, by powstrzymać się przed płaczem. Obręcz rozciągała się wokół jej głowy i pulsowała ciepłem. Sonda umysłu? Niszczyciel mózgu? Zasysacz wspomnień? Kuźźźźwa. Lucy przełknęła, kiedy ciepło zanikło. Czy wciąż posiadała wszystkie swoje władze umysłowe i cielesne? Podziel trzy tysiące trzydzieści dwa przed dziewięć. Ee—nie, wciąż nie potrafiła. To naprawdę się działo. Naprawdę istniały takie rzeczy, jak UFO. Siedziała w nim i wkrótce będzie też lecieć jednym z nich. Chryste, co jeśli zostaną zestrzeleni? Czy
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy da jej możliwość porozmawiania z pilotami wojskowymi Royal Air Force i uprzedzenia ich, że znajduje się na pokładzie? Czy to by w ogóle coś dało? Lucy roześmiała się i zrelaksowała. Była taką idiotką. To był podstęp. Prawdopodobnie jeden z tych programów telewizyjnych, w których wybierają kilkoro biednych nic niepodejrzewających członków społeczeństwa, aby ich zbajerować. Naprawdę głupich i naiwnych. Za kilka miesięcy, w jakąś deszczową sobotnią noc, będzie siedzieć i się z siebie śmiać. Tak będzie. Jednakże nie tłumaczy to znikających rzeczy. Ale zauważ, wielcy iluzjoniści sprawiali, że słonie i samoloty znikały na wolnym powietrzu, więc jak bardzo skomplikowane mogło być właśnie to? Lustra. To było to. Teraz, gdy wszystko rozgryzła, poczuła się o wiele lepiej. Będą musieli przywrócić jej ogród do poprzedniego stanu. Będzie na to nalegać. Co za kretyn ją do tego zgłosił? Steve? Mści się, bo to ona wygrała konkurs rzeźby, a nie on? Już ona przygotuje mu w zamian coś specjalnego. Lucy uśmiechnęła się i mrugnęła do niewidocznej kamery. Musiała gdzieś tu być. Czy powinna wyjawić, że połapała się we wszystkim? Może lepiej pozwoli im się wkręcić. W końcu to olbrzymi kłopot i mnóstwo pieniędzy. Trzy—cóż, jego imię prawdopodobnie brzmiało tak zwyczajnie, jak Peter Smith—wróci, uda, że startuje i zacznie się ta przejażdżka w wirtualnej rzeczywistości. Zmienią obrazy w oknie, a ona będzie wstrząśnięta i zszokowana, gdy nagle drzwi, których teraz nie widziała, otworzą się i wejdzie przez nie jakiś celebryta drugiej kategorii, z plastikowym uśmiechem i nagrodą w stylu „mamy cię”. Czując ulgę, że to rozpracowała, Lucy westchnęła zadowolona. Obręcz powróciła na swoje miejsce, a ona obróciła ramiona jak tylko mogła. Jej głowa trochę bolała, jakby próbowała zapamiętać imiona wszystkich bohaterów „Władcy Pierścieni”. Podjęła taki wysiłek dla faceta, który i tak rzucił ją po drugiej randce. Pewnie dlatego, że wymyślała też imiona dla Orków. Drzwi się rozsunęły, a potem Trzy zajął miejsce obok niej. Pasy owinęły się wokół niego. Miał bardzo ładne ciało, wyrzeźbione i twarde. Lucy zaswędziały sutki. O Boże, a oni filmują ją gapiącą się na jego kutasa, ssącą jego szyję. Skuliła się. Panele sterowania zaświeciły się, błysnęły lampki.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Zmierzamy prosto w górę?” zapytała. Spojrzał na nią. „Dlaczego pytasz?” „Cóż, zawsze chciałam sobie zrobić wycieczkę na Hawaje, ale to zbyt drogie.” Trzy wydał dźwięk, który brzmiał niemal jak śmiech. Patrzył wprost na nią, kiedy zaczęli wznosić się tak szybko, że żołądek Lucy został w tyle, w jej ogrodzie. Przypuszczała, że będzie przestraszona, a nie podekscytowana, ale rany, co za wycieczka. To jak być wystrzelonym w powietrze na jednej z tych wież swobodnego spadania w wesołym miasteczku, tylko, że w tym przypadku w górę i w górę, aż ciało robiło się cięższe i cięższe. Niesamowite, co można zrobić w tych czasach, by oszukać zmysły. Nagle zatrzymali się, a żołądek Lucy pomknął w stronę gardła. Statek przechylił się do przodu i Lucy ujrzała całe Yorkshire leżące poniżej. Trawiaste niziny upstrzone owcami, ciąg skalistych turni i rozciągające się akry wrzosowisk oraz bezzaprawowe murki, przemieniały krajobraz w skomplikowaną układankę puzzli. Och, tam był jej dom. I jej zniszczony ogród. Co było niemożliwe, gdyż nadal byli na ziemi, a to, co w tej chwili oglądała zostało nagrane wcześniej. Prawda? Lucy niczego nie słyszała. Żadnego szumu czy trzasku. Cisza absolutna. Więc dlaczego czuła, jakby rzeczywiście unosili się na niebie? Jak, do cholery, było to możliwe? Jeżeli naprawdę byli w powietrzu, to musiałoby być coś wynalezione ostatnio, superspecjalny, niewykrywalny przez stacje radiolokacyjne statek, a oni nie użyliby go w jakimś badziewnym programie telewizyjnym, by wkręcać łatwowiernych członków społeczeństwa. Dzwony zabiły w jej głowie, planety ustawiły się w rzędzie, a wyświechtana jednogroszówka upadła z brzdękiem, kiedy zrozumienie ostatecznie dotarło do jej tępej czaszki. Przyzwolenie na to, co się działo ściągnęło Lucy gwałtownie na Ziemię, ponieważ uświadomiła sobie, że pierwsza myśl, gdy spoglądała przez okno dzisiejszego poranka była prawidłowa, a wszystko, co stało się potem, tylko pobożnym życzeniem. Naprawdę została porwana przez obcego. Zabierał ją gdzieś swoim statkiem kosmicznym.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Dzięki Bogu, że był przystojny. „Pięknie” powiedział Trzy. Lucy spojrzała w dół na pola we wszystkich odcieniach zieleni. Wzgórza fioletoworóżowych wrzosowisk rozciągały się w oddali, przecinane przez ciemne rzeki, torujące sobie drogę do morza. Odwróciła się do Trzy i odkryła, że przypatruje się jej. „Tak naprawdę nie chcecie przejąć władania nad Ziemią, prawda?” spytała cichym głosem. „Wiemy, że nie wykonujemy szczególnie dobrej roboty, jeśli chodzi o dbanie o nią, ale staramy się czynić rzeczy lepszymi. Recykling, pojazdy elektryczne i te okropne żarówki energooszczędne.” „O ile wiem, nie ma planów przejęcia Ziemi.” Lucy wciągnęła powietrze, kiedy statek gwałtownie przyspieszył. Ląd został wyparty przez rozległe połacie wody, które mogła teraz dojrzeć. „Morze Północne?” zapytała. „Morze Irlandzkie.” Zatem Irlandia. Poruszali się teraz szybciej. Irlandia zniknęła w mgnieniu oka. Lucy pomyślała, że tak musi wyglądać podróżowanie naddźwiękowym odrzutowcem. Szybciej. „Umiesz wykonać pętlę?” spytała. Oczy Trzy się rozszerzyły. „Kręcić spiralę?” zasugerowała. „Jakiś rodzaj pokazu akrobatycznego?” Dźwięk, który usłyszała mógł być śmiechem, a może prychnięciem. Nagle zaczęli lecieć do góry nogami, wciąż poruszając się z prędkością światła. Lucy krzyczała z podniecenia. Wirowali po całym niebie, kręcąc się i obracając, nurkując i wzbijając się, a ona wybuchała śmiechem. „Hawaje” powiedział Trzy, kiedy statek się zatrzymał, przechylając w dół. Lucy wpatrywała się w łańcuchy wysp. Wyglądały jak grube naszyjniki wykonane przez dziecko. Ścisnęło ją w gardle. Hawaje powstały poprzez działalność wulkaniczną
Barbara Elsborg Lucy in the Sky i pewnego dnia kolejna wyspa może wznieść się ponad powierzchnię. Wyrosną rośliny i rozsieją się, przekształcając kamień w glebę. Nowiusieńkie życie. Czy ku temu zmierzała? Nowe życie… albo śmierć? Cóż, przynajmniej odhaczy jeden punkt z jej „listy rzeczy, które musi zobaczyć przed śmiercią”. Odwróciła się do Trzy, próbując lekko się uśmiechnąć. „Czy mogę rozejrzeć się przez chwilę?” „Nie.” „Tak czy inaczej, dzięki.” Kiwnął głową, a potem udali się wyżej i wyżej, poprzez każdy odcień między ciemniejącym błękitem a czernią. Lucy wiedziała z całą pewnością, że już nigdy nie ujrzy swego domu ani Ziemi ponownie.
Trzy nie czuł się… dobrze. Nie był chory. To było praktycznie niemożliwe. Był tak zaprogramowany, by uodpornić się na 99.9247% znanych chorób. Nic nie wskazywało na jakiekolwiek większe uszkodzenie. Ale jego umysł robił sobie z niego jaja, każąc mu przypominać sobie rzeczy, które nie mogły mieć miejsca. Na przykład herbata. Skąd wiedział, że chce trzy łyżeczki cukru? Dlaczego wydawało mu się, że miał zwierzątko? Dlaczego krajobraz Yorkshire wyglądał znajomo? Dlaczego jego serce biło tak szybko? Nie mógł znaleźć żadnego wyjaśnienia dla tych odczuć—z wyjątkiem jednego. Lucy. Zupełnie go rozstroiła. Być może cios kamieniem w głowę uszkodził chip czujnika na tyle, by pomieszać wszystkie katalogi jego biblioteki oraz kopie map. Nie wykonywał poleceń. Puls i temperatura Trzy wzrosły na samą myśl o tym. Zabrał ją znając konsekwencje dla nich obojga, zwłaszcza dla niej, jeśli… nie, kiedy odkryją jej obecność. Co, na legoliańską pustkę, on sobie wyobrażał? Co on z nią zrobi, gdy już raz dostała się na pokład Colonizera? Odwrócił się, by na nią spojrzeć i dostrzegł jej potargane włosy oraz spięte, nagie ramiona. Z szeroko otwartymi oczami i ustami patrzyła przez okienko widokowe, kiedy zmierzali w przestrzeń kosmiczną. Musiała być przerażona. Dłonie tak mocno zaciskała na podłokietnikach, że jej kostki straciły cały koloryt.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Gwiazdy są takie jasne. Och, spójrz tam. Hej, czy to nie Niedźwiedzica? Nie znam innych konstelacji, ale ten zbiór gwiazd wygląda jak skrzynia, z której wysypują się diamenty. O Boże tu na górze jest tak pięknie. Czuję się taką szczęściarą.” Trzy oczekiwał krzyków, być może płaczu i ewentualnie wymiotów, ale ona była po prostu podekscytowana. Nie był w stanie przewidzieć, co mogła zrobić czy powiedzieć i, choć potencjalnie była denerwująca i męcząca, sądził, że może to być również ożywcze. Kiedy Lucy całowała jego szyję, Trzy czuł mieszaninę głęboko pogrzebanych i długo tłumionych emocji. To nie była tylko krew pędząca w kierunku jego fiuta, ale również poczucie przyciągania seksualnego. Nie rozumiał, dlaczego zareagował na jej dotyk. Nie powinien. Był przecież…tak zaprogramowany. Co więcej, wiedział, że pocałunek posiada właściwości rozpraszające. Ale, choć być może Lucy nic do niego nie czuje, kiedy on patrzył na nią, rozbudzała w nim…ciepło. Czy to dlatego zabrał ją ze sobą? Ponieważ rozbudzała w nim ciepło? Trzy zacisnął zęby. Odczuwał upał i chłód. A emocje? Z pewnością, lecz w ograniczonym zakresie. Wściekłość, ciekawość i pogarda były wyraziste, ale nie to delikatne, rozmyte uczucie. Było niepokojące. Ona była niepokojąca. Lubił ją i nie chciał jej lubić. Jego umysł powinien wrócić do swojej roboty, choć skoro zabrał ją ze sobą, narobił problemów również sobie. Co on zrobi z nią na pokładzie Colonizera? Mógłby ją wyrzucić, zanim oni się tu dostaną. Nie! „Włącz SG” powiedział. „Co? Co to jest?” zapytała. „Sztuczna grawitacja, ale to nie do ciebie mówiłem. Komputer reaguje na mój głos. Nie musisz już siedzieć na miejscu, jeśli tego nie chcesz.” Pociągnęła za swoje więzy. „Jak?” „Zielony przycisk przy twoim lewym kciuku.” Wcisnęła go i westchnęła, kiedy pasy się schowały. Wstała. „Co się dzieje, jeśli nie włączysz SG?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Twoje ciało przejdzie w stan nieważkości.” „Ooch, pozwól mi zobaczyć.” W chwili, gdy polecenie „odłącz SG” wydobyło się z jego ust, Trzy zapragnął, by do nich wróciło, lecz Lucy krzyknęła z radości, kiedy tylko wzniosła się w powietrze. „Ooch, ja latam.” „Unosisz się.” „Mój żołądek czuje się, jakby był sekundę w tyle, za resztą mojego ciała. To niesamowite. Łiiiiii.” Trzy obserwował, jak odwróciła się do góry nogami i próbowała chodzić po suficie. Rzucił szybkie spojrzenie na jej piersi, gdy jej top się zsunął, i przełknął ciężko. Jego mózg mówił „nie patrz”, jednak Trzy śledził jej wyczyny, mając nadzieję kolejny raz ujrzeć w przelocie różaną brodawkę, kiedy odpychała się z miejsca na miejsce, w zwolnionym tempie nadlatując do ścian, sufitu, podłogi, i tak w kółko. Rozczarował się. „Spójrz, jestem chomikiem” roześmiała się Lucy. Prawdopodobnie się przez to rozchoruje, ale jej szczera przyjemność z robienia czegoś tak prostego zachwycała Trzy. Czy on kiedykolwiek wyłączył SG i robił to, co ona? Kiedy ostatnio cieszył się z robienia czegokolwiek? Wykonywał swoją pracę, irytowały go Rozkosze B, kładł się spać, wstawał, wykonywał swoją pracę, irytowały go Rozkosze B i znowu kładł się spać. Czasem czerpał przyjemność z towarzystwa Hylla, starszego oficera pokładowego, ale przy Hyllu czuł się też nieswojo. Nawet jedzenie nie niosło za sobą żadnej przyjemności. Ten posiłek, który ugotowała dla niego był najlepszą rzeczą, jaką miał w ustach od dłuższego czasu. Lucy odepchnęła się od ściany i chwyciła podłokietniki jego fotela, wciąż dryfując resztą ciała. Jej długie nogi unosiły się za nią. Trzy starał się nie patrzeć w dół na jej top. Ale niezbyt mocno. „Też tak zrób. To świetna zabawa.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy zwinęła się w kłębek, wprowadzając się w powolne wirowanie i zderzając z okienkiem widokowym. „Ding” krzyknęła i skręciła z powrotem, by uderzyć w przeciwległą ścianę. „Ding. Hej, jestem ludzkim fliperem8.” Palec Trzy uniósł się nad przyciskiem w fotelu i, zanim mógł zadziałać zdrowy rozsądek, wcisnął go. Pasy się odpięły, a on uniósł się w powietrze. „Złap mnie” wrzasnęła Lucy, próbując uciekać. Szybkie wykonanie jakiegokolwiek ruchu było niemożliwe. Jej stopy pedałowały, a gdy ledwo się przemieściła, zaczęła się śmiać. Kiedy Trzy do niej dotarł, kopnęła go w głowę, i tak dryfującego wysłała w dal. „Och przepraszam, przepraszam.” Lucy podpłynęła z powrotem, kierując się w tę samą stronę co on, aż chwyciła mocno jego ciało. Jej palce musnęły jego penisa, a Trzy stłumił jęk. „Przepraszam” powiedziała. Potem kolanem trafiła w jego pachwinę. „Przepraszam. Uderzyłam cię w przyrodzenie? Auć.” Trzy owinął swoje ramiona wokół niej i westchnął. „Bezpieczniej dla nas obojga, jeśli cię trzymam.” Chociaż nie był pewien, czy to prawda. Jak może nie zauważyć jego erekcji ściśniętej między nimi? „To takie dziwne” powiedziała Lucy, patrząc mu w oczy. „Dziwne?” to nie było właściwe słowo; nie, jeśli zostało użyte w stosunku do jego kutasa. „Mam ochotę… Chcę…” Nie dokończyła tego, co mówiła. Przebiegła językiem po swoich wargach, a potem przywarła ustami do jego własnych. Trzy był tak zszokowany, że odepchnął ją daleko.
Flipper (pinball) - automat do gry, w którym za pomocą dwóch wahadełek trzeba jak najdłużej utrzymać na planszy kulę odbijającą się od różnych punktowanych miejsc. 8
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Patrzył, jak Lucy toczy się na drugą stronę pokładu, podczas gdy jego zniosło w przeciwną, wyrzucając do góry nogami. Odwrócił się, by na nią spojrzeć. Opuściła wzrok. „Przepraszam” wymamrotała. Nie. Nie. Nie. Trzy nie chciał, by było jej przykro. Chciał, by zrobiła to ponownie.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział czwarty Najbardziej znanym sokiem roślinnym jest syrop klonowy. Drzewa klonu cukrowego potrafią wyprodukować w optymalnych warunkach dwanaście litrów soku w ciągu jednego dnia.
Unosząc się po pokładzie, Trzy manewrował tak, by w końcu znaleźli się twarzą w twarz. Niełatwa sztuka, kiedy Lucy zataczała się w każde miejsce. „Twoje usta… Myślę…” Trzy stracił wątek. Słowa kotłowały się w jego głowie i nie był pewny, które z nich wychwycić. „Muszę…” Chciał jej powiedzieć, jak miękkie w dotyku są jej usta, jak słodko wyglądały i smakowały, jak bardzo chciał je znów poczuć na swoich. „Chcesz się całować?” spytała z nieśmiałym uśmiechem. Trzy skinął głową tak mocno, że podryfował w tył. Lucy chwyciła go za ramię. „Wracaj tu.” Trzy złapał ją w talii. „Jeśli chcemy pozostać razem, musimy trzymać się siebie nawzajem. Będzie łatwiej, jeśli włączę SG.” „Ale nie tak zabawnie” odpowiedziała Lucy. Usta Trzy drgnęły. „Nie, nie tak zabawnie.” Lucy owinęła swoje ramiona wokół jego szyi, a on przyciągnął ją do swojego ciała, otaczając ramionami. Uśmiechnęła się i musnęła ustami jego usta; aksamitny dotyk, ledwie mocniejszy od podmuchu ciepłego powietrza, lecz Trzy wyczuł reakcję wibrującej pachwiny. Jego już nabrzmiały członek twardniał coraz bardziej. Przez chwilę miał pustkę w głowie. Czy wie, jak się to robi? Widział pocałunki Rozkoszy B, tylko czego oczekiwał? Usta Lucy napierały na jego coraz mocniej, jej język drażnił linię jego warg, wzywając go do odpowiedzi. Rozchylił usta i pozwolił jej wejść. W eksplozji doznań Trzy zdał sobie sprawę co go ominęło i zaczął oddawać jej pocałunki. Była tak miękka, tak słodka. Smakowała jak trufle z Tronii. Ich rozkołysane języki splątały się w tangu. Trzy zaśmiał się w jej ustach, gdy jego penis walczył o przestrzeń
Barbara Elsborg Lucy in the Sky w spodniach. Robił to już wcześniej, ale to było tak dawno temu…och, na miłość zimbootów. Zapomniał. Nie, nie zapomniał. To zostało usunięte z jego pamięci. Nie był przystosowany do uprawiania seksu, myślenia o nim czy zabawiania się z Rozkoszami B. Nie rozumiał dokładnie, dlaczego tak było, po prostu poczuł coś z chwilą wejścia na pokład statku. Jakiś udział inżynierii genetycznej? Chory żart złośliwego inżyniera? Trzy nie miewał erekcji, jednakże czasem, będąc sam w swoim łóżku—cóż, działo się to, co teraz, hardrockowa walka jego fiuta z zamkiem spodni. Trzy miał nadzieję, że członek wygra, a kiedy tak walczył mężnie, Trzy wciąż nie przestawał jej całować. Przechylił głowę, by mógł wsunąć głębiej język w jej usta i chwilę później zdał sobie sprawę, że Lucy szarpie się w jego ramionach. O zimpryjska cholera, czy zrobił coś złego? Odsunął swoje usta, a ona nabrała ogromny haust powietrza. „Nie mogę oddychać.” Trzy użył mentalnie czujników, by to natychmiast sprawdzić. Żadnych problemów z jakością powietrza. Komputer zbadał wymagania oddechowe Lucy z chwilą, gdy weszła na statek i dostosował warunki dla podtrzymania jej życia. „Pocałunek był fantastyczny… ale musisz pozwolić mi oddychać.” Pogładziła palcami jego plecy. Twarz Trzy zapłonęła gorącem. Zapomniał, że tempo jej oddechu było znacznie szybsze niż jego. Nic dziwnego, że uważali, iż seks nie był dla niego; wstrzymywał u niego procesy myślowe. Pocałowała kącik jego ust. „Hej, Lucy wzywa Trzy. Dojdź do siebie, Trzy. W porządku. Nie jestem martwa, tylko brak mi tchu.” Serce Trzy się ścisnęło. Nie, formalnie rzecz biorąc nie była martwa, jednak prawdopodobnie zabił ją w momencie, gdy wniósł ją na pokład. Nie mogła już wrócić na Ziemię, a mało prawdopodobne, by Caled pozwolił jej na dalszą podróż. „Jesteś taki wspaniały” szepnęła. „Wysoki, mroczny, przystojny kosmonauta. Nie mogę ci się oprzeć.” Usta Trzy drgnęły.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „No dalej, wydobądź go” powiedziała Lucy. „Co?” „Twój uśmiech. Zauważyłam, że prawie wcale się nie uśmiechasz, ale to takie urocze, gdy to robisz. Twoje oczy się rozjaśniają i jarzą jak świetliki.” Rzadko się uśmiechał. Rzadko czuł taką potrzebę. Ale teraz chciał. Zanim to zrobił, usta Lucy przywarły z powrotem do jego, liżąc zmysłowo ciepłym wilgotnym językiem wzdłuż jego górnej wargi, a potem niżej. Zostawiała szereg maleńkich całusów od jednego kącika jego ust do drugiego, przygryzając następnie pełną poduszeczkę jego dolnej wargi. Wszystko, co robiła, raniło go coraz bardziej i sprawiało ból, jak gdyby metalowa sprężyna skręcała się w jego brzuchu. Podczas, gdy trzymała się jego pleców, Trzy przesunął swoje dłonie i wplótł palce w jej krótkie, jedwabiste włosy. Pachniała kwiatami, kobiecością, seksem. Poczuł nagły przypływ złości, że został pozbawiony tego wszystkiego. „Delikatnie” wysapała Lucy. Trzy rozluźnił uścisk i pocałował ją w nos, oczy, policzki, podbródek. Zostawiając najlepsze na koniec. Jej uśmiechnięte usta. Całowanie się było ekscytujące i magiczne. Całowanie się było najlepszą rzeczą na świecie. O, może nie. Lucy zsunęła jedną dłoń na jego tyłek, przytrzymując go blisko siebie. Drugą zakradła się na przód jego ciała i przemknęła pod jego koszulką. Tam, gdzie go dotykała, zaczynał płonąć. Wiązka żaru przebiegła z jej palców na jego drżący brzuch, dalej w środek jego klatki piersiowej, aż dotarła do jego sutków. Ich szczyty stwardniały nim ich dotknęła. Jedno wykręcenie pomarszczonego pączka w jej palcach i Trzy pomyślał, że trafił go piorun. Elektryczne skurcze pognały energicznie do centrum jego krocza. Jęk wyrwał się, nim zdążył go powstrzymać. Jeśli jego kutas powiększy się jeszcze choć odrobinę, naprawdę eksploduje w jego spodniach.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy zawsze twierdziła, że to mężczyźni posiadają jednotorowe umysły, lecz została zmuszona do zmiany tej opinii. Miała tylko jedną myśl w głowie. Jak najszybciej dostać Trzy nagiego. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Nie była tak wyzwolona. Była tą, która wieczorem zawsze wracała do domu samotnie, podczas gdy jej przyjaciółki znikały z nieznajomymi. Lucy udawała, że jest dzielna, lecz wcale taka nie była. Kochała patrzeć, ale rzadko dotykała. Więc kim była ta uwodzicielka, owijająca nogi wokół pasa Trzy? Kim była ta śmiała istota, wpatrzona w twarz Trzy, gdy ściągał swój T-shirt? Lucy, którą chciała być i chociaż raz zamierzała przeżyć swoje sny na jawie. Zwłaszcza, jeśli może skończyć jako jego obiad, gdy dostawcy zawiodą. Jego oczy ciemniały i ciemniały. Nawet tak blisko jego twarzy nie mogła dostrzec różnicy pomiędzy tęczówką a źrenicą. „Nie jesteś wampirem, prawda?” wyszeptała. Minęła chwila, nim potrząsnął głową. Nieco zbyt wolna reakcja dla Lucy, by czuć się pewnie, jednak nie zamierzała się zatrzymać. Szarpnęła koszulkę powyżej jego klatki piersiowej, nad jego głową i pozwoliła jej odpłynąć w dal z jej palców. Napięty, jędrny, opalony. Mniam. Lucy przełknęła szybko w razie, gdyby zaczęła się ślinić. Nie było uncji tłuszczu czy obwisłego ciała. Zassało ją w żołądku, lecz po chwili ustało, a ona się uspokoiła. Nie była bez formy, ale Trzy był…idealny. Mięśnie jego brzucha były ostro nakreślonymi grzbietami i kopcami, które wyglądały zupełnie jak…ochh…kształt pająka. Lucy przełknęła. Właściwie miał kształt bardzo zbliżony do kształtu pająka. Ciało na brzuchu podzielone było na trzy części z pępkiem pośrodku, cztery nogi po obu stronach, sięgające jego mięśni piersiowych i… Arghh. Lucy zamrugała. Miała zbyt bujną wyobraźnię. „Jesteś cicha” powiedział Trzy. „Martwię się, kiedy milczysz.” „Nigdy nie wypowiadaj myśli. Tak zawsze mawiał mój ojciec, i większość nauczycieli. Gadam za dużo, wiem o tym.” „O czym teraz myślisz?
Barbara Elsborg Lucy in the Sky O niczym związanym z pająkami. „Masz piękne ciało.” Lucy przeniosła dłoń na jego prężny ABS. „Wyczuwam ‘ale’” „C-czym jesteś?” Proszę, nie powiedz ‘pająkiem’. Nie, żeby miała coś przeciwko ośmionożnym pajęczakom, ależ skąd, jednak nie chciała, by okazał się ponad-stuosiemdziesięciocentymetrowym pająkiem. „Co masz na myśli?” „Czy potrafisz zrzucić skórę i przemienić się w zieloną plamę? Masz skrzydła, kły i pazury? Czy udajesz—” „Jestem humanoidem, człowiekiem jak ty. Aczkolwiek raz spotkałem zieloną plamę z kłami.” Przebiegła czubkiem kciuka wokół jego napiętego sutka. „Trzy! To był żart?” „Nie.” Lucy prychnęła. „Więc patrzę na prawdziwego ciebie?” „Tak, ale z…” oddech Trzy uwiązł w gardle „ulepszeniami.” „Ulepszeniami? Okażesz się nagle pożerającym kobiety potworem z ostrymi jak brzytwa zębami i ogromnym członkiem? Choć może nie miałabym nic przeciwko ogromnemu penisowi, byle nie za dużym, bo to…” Patrzyła na niego starając się nie śmiać, jego ciemne oczy lśniły. Może powinna jednak rzucić słowo „pająk” i zobaczyć, co się stanie. A może nie. Napięte sutki w kolorze miedzi wieńczyły jego gładkie, zaokrąglone mięśnie piersiowe. Ramiona miał szerokie i mocne. Wyglądał zbyt dobrze, by mógł być prawdziwy. Pragnęła zobaczyć całą resztę.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy stłumiła w sobie Pannę Nieśmiałą, zsunęła nogi w dół jego ciała, zacisnęła je wokół jego ud i sięgnęła do jego spodni. Jej palce niezdarnie próbowały rozpiąć górny guzik. Gdy już sobie z nim poradziła, natknęła się na następny. „Cała ta technologia, a wy wciąż macie guziki?” powiedziała z zawodem. Ale było coś seksownego w zmaganiach z rozpinaniem metalowych krążków, podczas gdy dwa z nich już unosiły się wokół kabiny. Trzy oddychał głośno, gładząc jedną dłonią jej włosy, a drugą trzymając jej ramię w mocnym uścisku. Lucy rozsunęła jeszcze tylko zamek i zdała sobie sprawę, że nie nosił żadnych bokserek czy slipów, ani też kreskówkowych majtek z napisem „To Obcy sprawili, że to zrobiłem.” Dłoń Lucy wsunęła się między poły materiału, aby dotknąć rozgrzanego, nagiego ciała i szorstkich kędziorków. Czubek penisa trącił jej palce, nawilżając je śluzem przedwytryskowym, a usta Lucy natychmiast stały się wilgotne. Chwilę później wpadła w panikę. Co, do cholery, ona wyrabia? Nie robi tego z przypadkowo poznanymi facetami. A już na pewno nie z dopiero co poznanymi kosmitami. Szczerze mówiąc, gdyby wydało się to, o czym myślała, okazałoby się, że nigdy tego z nikim nie robiła. Czytała o stosunkach oralnych, rzucała ukradkowe spojrzenia na kilka darmowych filmików online, zawsze w takich ilościach, aby, jeśli jej komputer zostałby przechwycony, jacyś eksperci nie odnaleźli wszystkich jej skasowanych plików i nie oświadczyli, że jest zboczona—choć nie było nic złego w byciu ciekawym—ale faktycznie nigdy…tego nie robiła. I nawet nigdy jakoś szczególnie tego nie chciała. Robiła to teraz. Pomijając fakt, że nie wiedziała o Trzy absolutnie nic. Pociągał ją bardziej niż jakikolwiek mężczyzna. Kiedykolwiek. Nie dlatego, że był wysokim, przystojnym brunetem, choć to było pomocne. Intrygował ją. To było prawie tak, jakby powstrzymywał się w jakiś sposób, jakby nie wolno mu było się uśmiechnąć czy zaśmiać. Lucy była bardzo otwarta, co nie zawsze wychodziło dobre, ale była szczera w kwestii swoich emocji. Trzy stanowił zagadkę.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy wsunęła dłoń w jego spodnie, owijając palce wokół kutasa. Wydał ochrypły jęk, kiedy wyciągnęła jego erekcję przez wąską szczelinę. Lucy była zdumiona, jak twardy był w dotyku. Jedwab wokół stali. Zastanawiała się, jak wiele dodatkowej krwi tam napłynęło. Czy inne części jego ciała były jej pozbawione? Mózg? Musi poszperać w Internecie—ach, nie, nie mogła. Jego członek był długi, ciemny i piękny, tak jak on. I gruby. Lucy stłumiła śmiech. Czy obcy czy Ziemianin wiedziała, że chichot nie będzie teraz mile widziany. Lucy wydała przytłumione „Wow.” „Coś nie tak? Może powinienem cię uprzedzić, że nasze ciała nie są takie same w przestrzeni kosmicznej, jak w przypadku przyciągania ziemskiego. Następuje niewielki spadek wielkości mojego penisa z powodu obniżenia ciśnienia krwi.” Lucy parsknęła śmiechem. „O Boże, nie sądzę, że to problem. Twój penis jest więcej niż… Hej, a jaki to ma wpływ na moje ciało?” „Pozytywne dla zwiotczałych części.” Ścisnęła jego kutasa tak mocno, że aż krzyknął. Lucy zmrużyła oczy. „Masz szczęście, że to nie twoje jaja. Nie mam niczego obwisłego, w przestrzeni czy poza nią.” „Nie masz” wysapał. „Ale w przestrzeni jesteś wyższa, węższa w talii, masz szczuplejsze nogi, większe piersi i wyższe kości policzkowe.” Lucy gapiła się na niego. „Żartujesz?” „Nie.” „Jest tu gdzieś lustro?” „Nie.” „Cholera.” „Nie potrzebujesz lustra. Wyglądasz…pięknie.” Trzy wpatrywał się w jej usta. Czy on to powiedział? Lucy przejechała kciukiem po czubku jego członka, powodując jego drganie. W tej chwili unosili się do góry nogami i Lucy zastanawiała się, jak ma to zrobić? Pogładziła palcami jego długość i wsunęła je jeszcze głębiej, otaczając dłońmi jego jądra. Woreczek był tak ciężki i pełny, że ledwie dał się tłamsić. Delikatne pieszczoty
Barbara Elsborg Lucy in the Sky i jęk Trzy podnieciły Lucy. Chciała przyjrzeć się bliżej. Trzymając się paska jego spodni, które zsunęły mu się z bioder, kiedy się z nimi szarpała, Lucy wycałowała drogę w dół jego klatki piersiowej, zatrzymując się, by zanurzyć język w jego pępku. Och, jego skóra zadrżała, gdy go tam pocałowała. Zrobiła to ponownie. „Lucy” jęknął Trzy. Przycisnęła swoje piersi do jego kutasa i przez cienki materiał swojego topu pocierała sutkami wzdłuż jego długości. Wydawało się, że przestał oddychać, więc rzuciła okiem, by to sprawdzić. Przyglądał jej się z przejęciem, jego oczy pociemniały z potrzeby. Doszła tak daleko, że nie zamierzała się teraz wycofać. Proszę, pozwól mi zrobić to poprawnie. Lucy wykonała jedno powolne liźnięcie wzdłuż jego długości, od lśniącego czubka po twarde jak skała jądra, a jego dłoń wplotła się w jej włosy. Zaczęła unosić się w górę, więc owinęła się wokół jego nogi. Przyszło jej na myśl, że będzie musiała połknąć; w innym wypadku może się bardzo napaskudzić. Otoczyła palcami podstawę jego penisa i umieściła swe usta wokół błyszczącej główki. Smakował doskonale, co było ulgą; jakby słodko i pikantnie w tym samym czasie. Odsłonięta skóra na szczycie była bardzo miękka, jak futerko szczeniaczka. Śluz przedwytryskowy sączył się z małej szczeliny, co język Lucy chętnie przyjął. Jego palce zacisnęły się w jej włosach. „O bogowie. Co… co…” wysapał. Lucy trzymała podstawę w mocnym uścisku, kiedy zaczęła lizać jedwabistą główkę jego członka. Liźnięcia zmieniły się w ssanie, w pocałunki, w powolne pieszczoty wymierzane ustami i językiem. Im mocniej zaciskał jej włosy, tym mocniej ona chwytała podstawę jego członka. Nie ma mowy, by doszedł zanim nie doprowadzi go do szaleństwa z pożądania. Musiała zrobić to dobrze. Nie szarpnął nią ani jej nie zwymyślał. Właściwie, przeniósł drugą nogę na jej plecy, by utrzymać ją na miejscu, gdy tak unosili się dokoła kabiny. Jej policzki się zapadły, kiedy wzięła w usta tyle, ile mogła i zassała mocno. Rozkoszowała się falą przebiegającą przez jego ciało i powodzią wilgoci zalewającą krocze jej piżamy. Lucy wsunęła drugą dłoń za pasek jego spodni i teraz używała ich obu,
Barbara Elsborg Lucy in the Sky by go pieścić, jedna po drugiej, pociągając i owijając podczas ssania, a następnie uwolnić go ze swych ust. Jedno szybkie spojrzenie i zauważyła, że Trzy odchyla głowę do tyłu, zaciska mocno oczy, a z jego otwartych ust wydobywa się nierówne sapanie. Jak gdyby wyczuł, że patrzy, otworzył swoje ciemne oczy i spojrzał w dół na nią. Struga śluzu przedwytryskowego uderzyła w usta Lucy, a ona zlizała ją całą. „Do zimpryjskiej cholery” jęknął. Kiedy ponownie zaczęła ssać, Lucy pozwoliła jego kutasowi wysunąć się niemal po czubek, ukazując mu połyskującą długość poruszającą się w jej ustach. Wibrujący dreszcz przebiegł przez trzon Trzy. „Lucy” wyszeptał, gdy przyspieszyła pracę rąk i ust. „Lucy.” Chciała mu dać najlepszego loda, jakiego kiedykolwiek będzie miał, nie tylko dlatego, że pragnęła go zadowolić, ale również dlatego, że jeśli przyjdzie do decydowania o jej przyszłości, chciała, by pamiętał do czego może go doprowadzić. Lucy poczuła jego wzbierający orgazm po sposobie, w jaki jego członek się rozgrzał i nabrzmiał, a ciało się napięło. Nie tylko on był podniecony. Mięśnie jej cipki się zaciskały, a piżama była przemoczona. Naprawdę chciała wsunąć dłoń do cipki, ale nie mogła go puścić. Zamiast tego zaczęła ocierać się o jego udo, próbując znaleźć ulgę. „Lucy.” Eksplodował w jej usta z długim westchnieniem. Ciepły wytrysk spermy uderzył w tył jej gardła, a ona przełknęła. Trzy sapał z każdym strumieniem, jaki strzelał w jej usta. Lucy zacisnęła je i ssała. Um och, a co jeśli to w taki sposób kochała się jego rasa? Czy mogła właśnie zajść w ciążę? Czy jest zbyt późno, by wypluć?
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział piąty Australijskie pałanki miodojady9 zapylają wielkie kwiatostany banksji. Torbacze te mają tylko cztery cale długości, ale także długi cienki język, wysuwający się na cal poza pyszczek.
Przez długą chwilę Trzy sądził, że umarł. Nie mógł się ruszać, nie mógł mówić, nie mógł myśleć. Po prostu się unosił. Wtem myśli przebiegły przez jego głowę tak gwałtowną falą, jakby Pracusie B zmierzały do basenów po całym dniu spędzonym w biokopułach. Używając ziemskiego określenia—kurwa mać! Dlaczego nie pamiętał, co potrafią uczynić kobiece usta otaczające jego fiuta? Dlaczego uznano za niezbędne, by zapomniał, zrezygnował z rozkoszy? Jak to możliwe, że teraz doszedł? O Bogowie, czy on ją utopił? „Wszystko w porządku? Czy…czy ja cię skrzywdziłam? Zrobiłam coś nie tak? Ssałam zamiast obciągać?” zapytała Lucy. Trzy spojrzał na nią. Jej głowa opadła na jego biodro, a ona dyszała w jego krocze. Jej ramiona obejmowały go mocno w pasie, a nogi owijały się wokół jednej z jego własnych. Zauważył, że gładzi dłonią jej włosy i zaczął się zastanawiać, jaki gest powinien wykonać. „Lucy” wyszeptał, lubiąc dźwięk jej imienia w swoich ustach. Chwyciła go mocniej, ale nie spojrzała na niego. Trzy był zdziwiony dlaczego, ale poczuł się bardzo beztrosko, jakby coś szczególnego zostało mu zwrócone, cenny dar. Lucy. Podciągnął ją do góry, by być z nią twarzą w twarz i otoczył ją ramionami. „Nigdy wcześniej tego nie robiłam” powiedziała. „Nie chcę byś wyrobił sobie o mnie błędne mniemanie. Nie używam sobie tak z każdym obcym, którego spotkam. To znaczy, ja nawet cię nie znam. Och, twój…mogłeś mnie otruć. W każdej chwili mogę zacząć wić się w agonii, podczas gdy moje organy będą się topić. Czy moje oczy są czerwone? Czy wyglądam blado?” zakaszlała. „Och, moje płuca.”
Ostronóg, ostronos workowaty, pałanka miodojad - bardzo małe zwierzę nadrzewne, przypominające mysz, które zamieszkuje południowo-zachodnią Australię. 9
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Usta Trzy zadrżały. „Nie otrułem cię.” Uśmiechnęła się i ujrzała gwiazdy lśniące w jego oczach. „Naprawdę?” „Ściągniesz swoje ubrania?” zapytał Trzy. „To znaczy, że chcesz mnie nagą?” Skinął głową. „Ty pierwszy.” Zdjął buty, złapał swoją dryfującą koszulkę i cisnął wszystko do szafki. Zrzucił spodnie i też je tam wepchnął. Gdy się odwrócił, by spojrzeć na Lucy unoszącą się w poprzek kabiny, ściskającą przed sobą własne ubrania, serce Trzy zabiło mocniej. Widział nagie Rozkosze B, a w szczególności jedną z nich, Viledę, lubującą się w prześladowaniu go, kuszącą migawkami swojego ciała, ale to Lucy pozbawiła go tchu. Puściła swoją piżamę i podczas gdy ta dryfowała, jego kutas stanął z powrotem na baczność. Trzy upchnął jej ubrania w szafce razem ze swoimi. „Zagrajmy w ganianego.” Jego puls podskoczył. „Zagrajmy w berka.” Trzy mógł złapać ją wcześniej, lecz pozwolił, by jego palce prześliznęły się po niej, rozkoszując się sposobem, w jaki się uwolniła. Za każdym razem, gdy jakaś część jego ciała musnęła ją, pragnął jej coraz bardziej. „Pudło, ślamazaro.” Chwyciła oparcie jednego z foteli i użyła go, by się odepchnąć. Jej chichotanie go zachwycało. Całkowicie niepodobne do zmysłowych tonów Viledy. Chciał zagrać z Lucy. Trzy krzyknął, gdy uszczypnęła go w tyłek. „Co ci mówiłem?” warknął i chwycił ją za kostkę, gdy odpływała w dal. „Co?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Jeśli dobrze pamiętał, nie powiedział jej. Kiedy rzuciła w niego tą kamienną głową, chciał zlać jej tyłek, wymierzyć dłonią klapsy na jej skórze, dopóki by się nie zaczerwieniła. Nie, by ją skrzywdzić, po prostu… Trzy zadrżał. Co? Jego fiut zadrżał. „Co mi powiedziałeś?” zapytała Lucy, gdy przyciągnął ją bliżej i potarł swoją erekcją o jej miękki brzuch. „Nie mówiłem, ale zasługujesz na… klapsy.” Uśmiechnęła się szeroko, a jego serce zabiło mocniej. „Alarm. Wskaźnik wilgotności powyżej—” „Komputer, cisza” Trzy rzucił w stronę automatycznego głosu. Zastanawiał się, dlaczego nie ingerował wcześniej. „Co to było?” zapytała Lucy. „Komputer
pokładowy
wszystko
monitoruje.
Wszystkie
funkcje
statku.
Moje…funkcje. Twoje także. Pocimy się bardziej przy słabej grawitacji. Brak jest swobodnej konwekcji10, by odebrać ciepło ciała, więc jesteśmy rozgrzani i wilgotniejsi.” „A to, co teraz robimy, czyni nas jeszcze bardziej rozpalonymi i wilgotnymi.” Pocałowała go w podbródek. „Nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Komputer wprowadza niezbędne korekty.” „Mogę być w niebezpieczeństwie, jeśli chcesz sprawić mi lanie.” Trzy przełknął mocno. „Przy tak słabej grawitacji nie dałoby to większego rezultatu, chyba że przyparłbym cię do muru.” „Czy zlanie mnie to wszystko, co chcesz robić?” Lucy uniosła brwi i zarzuciła mu ramiona na szyję. Trzy trącił swoją, twardą jak skała, erekcją miejsce zbiegu jej nóg, unieruchamiając jej tyłek w swoich dłoniach i wyginając do niej biodra. „Pragnę…zerżnąć cię moimi palcami, moimi ustami i moim fiutem. Pragnę to zrobić do góry nogami, z przodu, z tyłu i po bokach.
Proces przekazywania ciepła, ale również sam ruch materii związany z różnicami temperatur, który prowadzi do przenoszenia ciepła. 10
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Pragnę robić to szybko. Pragnę robić to powoli. Pragnę to zrobić w każdym miejscu na pokładzie.” Głęboki jęk Lucy sprawił, że ugięły się pod nim kolana. Na szczęście, bez podłogi pod nogami, nie miało to znaczenia, chociaż podejrzewał, że wie, jaki ma na niego wpływ. Trzy pocałował smukłą kolumnę jej szyi, przebiegł językiem przez słone grzbiety jej obojczyków i w dół do jej piersi. Chciał ich dotknąć własnymi rękoma, lecz nie mógł jej puścić, bo wtedy znów by się rozdzielili. Lizał jej sutek, czując jak twardnieje w jego ustach, a potem przygryzł, oblizał i okrążył go, zanim zaczął ostro ssać. „O mój Boże” wydyszała Lucy, jej palce wbiły się w dolną część jego pleców. Smakowała ostro i łagodnie, a Trzy pomyślał, że mógłby to robić już wiecznie. Przeniósł się z jednej piersi na drugą liżąc, póki nie była cała mokra. Poczuł wilgoć na swojej nodze, w miejscu, w którym owinęła się wokół niego swoimi udami. Pragnął jej posmakować. Zamruczała, gdy osunął się w dół jej ciała. Pozwoliła mu wyśliznąć się z jej uścisku, kiedy sunął językiem wzdłuż jej mostka. Trzy chwycił jej biodra i zanurzył język w jej pępku. Jej dłonie wplotły się w jego włosy i przytrzymywały jego głowę na miejscu. „Skąd masz ten język?” wymruczała Lucy. Był jego. Jedna z niewielu własnych części. Chyba, że też nią nie była i… Trzy przestał myśleć. Sunął swym językiem coraz niżej, aż dotarł do złączenia jej ud. Miękkie kędziorki. B były tam całkiem gładkie. Trzy podobały się blond kosmyki Lucy. Objął dłońmi jej tyłek, by przytrzymać ją blisko, zaciskając je wokół okrąglutkich pośladków i ściskając. Przylgnął ustami do jej wilgotnych i zarumienionych warg sromowych i pocałował ją. Trzy użył języka, by ją otworzyć, wylizując sobie drogę przez jej miękkie różowe fałdki. Spijał jej słodycz i nawet, zanim jeszcze dotarł instynktownie do tego miejsca, wiedział, że przyniesie jej to najwięcej przyjemności; że dojdzie. Lucy rozluźniła się w jego ustach, jej skurcze dodawały energii jego językowi, kiedy zaciskała swój chwyt na jego głowie. Trzy nie przestawał lizać. Jego język wydawał się mieć swój własny rozum, zanurzając się i nurkując w jej słodkich głębinach. Przycisnął bliżej swoją twarz, aby mógł wtargnąć głębiej. Musiał mieć więcej.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Ssij moją łechtaczkę” wyszeptała Lucy. Trzy był całkiem pewien, że nie był prawiczkiem, ale czuł jakby to był jego pierwszy raz. Wycofał się, by trącić wrażliwą wypukłość czubkiem swego języka. Kiedy Lucy gwałtownie wciągnęła powietrze wiedział, że powinien kontynuować. Okrążał i przygryzał, chwytając jej tyłek mocniej i mocniej, podczas gdy jego penis wciąż się powiększał, a ciśnienie rosło w jego jądrach. Trzy zassał maleńki supełek w swoich ustach i poczuł, jak jej jęk rozbrzmiewa w jego ciele. Okrążał i wirował, szczypał i przygryzał, gdy jej biodra wygięły się do niego, a kiedy ponownie doszła, fala triumfu przelała się przez niego. Podciągnął się w górę jej ciała, by ją pocałować i wtedy zaczął się obawiać, że ona może nie chcieć posmakować—ależ żaden problem, Lucy była tak wygłodniała jak on. Przycisnęła swoje usta do jego. „Pragnę, byś we mnie wszedł. Masz jakieś zabezpieczenie?” Wnętrzności Trzy się skręciły. Nie był nosicielem żadnych chorób, ale skąd miała to wiedzieć. „Jestem całkowicie bezpieczny” powiedział. „Całkowicie.” Miał nadzieję, że to wystarczy.
Lucy westchnęła. Nie brała pigułek, więc jeśli chciała posunąć się dalej, musiała mu zaufać. Może na jego planecie był doustny środek antykoncepcyjny dla mężczyzn. Musieli być bardziej ulegli od ziemskich mężczyzn, którzy byli szczęśliwi, że to kobiety biorą pigułki antykoncepcyjne i w dodatku przeciwni pomysłowi, by samemu je zażywać. Pigułka musiała zostać wynaleziona przez faceta. „Lucy? W porządku?” Wtulił głowę w zagłębienie jej szyi i unieruchomił swoje pięty wokół jej kostek, gdy toczyli się po kabinie, odbijając delikatnie rykoszetem od ściany do ściany. Trzy obejmował Lucy tak mocno, że nie mogła oddychać bez wyczuwania poszczególnych części jego ciała. Problem
w
tym,
że
musieli
rozluźnić
uścisk,
by
przyjąć
właściwą
pozycję,
a rozluźniając go rozdzieliliby się, dryfując osobno. Kochanie się w słabej grawitacji okazało się wyzwaniem.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Przestań z tym walczyć” szepnął Trzy. „Walczę, by to zdobyć.” Spojrzeli na siebie i wybuchli śmiechem. Lucy się rozpłynęła. Jego elektryzujący uśmiech poraził ją od żył, po każdą strefę erogenną, i poza nią. Lucy pomyślała, że zrobiłaby wszystko, by wywołać u niego uśmiech. „Mógłbym włączyć SG” powiedział Trzy. „Ani mi się waż. Mogę być pierwszą Ziemianką, która to zrobi, a nigdy nie byłam pierwsza w czymkolwiek. Nawet w wyścigu z jajkiem na łyżce. Astronauci zwykle nie chcą mówić o tym, co działo się w przestrzeni kosmicznej, ale mają tak mało miejsca i prywatności, że pewnie nic się tam nie dzieje. Mogę przejść do historii” przerwała „albo nie.” Trzy obrócił ją tak, że plecy Lucy oparły się o jego klatkę piersiową. „Trzymaj się mnie.” Lucy sięgnęła za siebie i owinęła ramiona wokół jego pasa. Trzy przycisnął podbródek do jej ramienia, jego wilgotne wargi ocierały się o jej skórę, kiedy przesunął dłonie na jej piersi. Jego kciuki drażniły jej naprężone sutki, a potem zostawił tam jedną dłoń, zabawiając się, druga natomiast opadła między jej nogi. Zaczepił piętami o jej łydki, otwierając ją na jego dotyk i rozgrzaną do czerwoności falą pożądania wypalał ścieżkę do sedna Lucy. Jego palce wsunęły się w opuchnięte fałdki, a kutas trącił jej wejście. Kiedy wchodził w nią, Trzy przygryzł jej szyję, a ona poczuła to aż po podeszwy stóp. Wciąż na nią napierał, jednocześnie pociągając ją w dół, na swój trzon. Jej mięśnie zacisnęły się wokół jego twardej długości, ale nie była pewna, czy stara się go przy sobie utrzymać czy może powstrzymać przed posunięciem się dalej. „O Boże” wydyszała Lucy. Jak wiele jeszcze? Unosząc głowę znad jej szyi, obrócił się, by umieścić swe usta na jej, a Lucy wygięła się do niego ponownie. Trzy ściskał ją mocno, plądrując swym językiem. Splotła palce za jego plecami i przesunęła biodra, by mógł poruszać się w jedną lub drugą stronę. Najlepiej w obie. Jego język przedarł się przez jej usta, a fiut zrobił to samo pomiędzy jej nogami
Barbara Elsborg Lucy in the Sky w przeciwnym rytmie. Lucy myślała, że jej głowa eksploduje z przyjemności. Zakwiliła w jego usta, z potrzebą zwalczającą każdą inną myśl. Trzy pchnął swego kutasa głębiej w jej wnętrze długimi posunięciami, ciągnąc ją w dół z każdym kolejnym razem. Już dawno przekroczyła granicę swej samokontroli. Poddała się wspaniałej rozkoszy chwili, odczuciom, jakie wywoływał wewnątrz niej gruby kutas oraz silnemu naporowi jego języka w jej ustach. Gdy zesztywniał i wzmocnił swój uścisk, Lucy zacisnęła się tak mocno, jak tylko mogła na każdej jego części tak, jakby on rzucił ich w otchłań i mieli zginąć razem. Orgazm, który to zakończył mógłby powalić ją na kolana—gdyby tylko stała na nogach. Fala za falą bolesnej rozkoszy zalewały jej ciało, krążąc w żyłach i wywołując mrowienie od czubka głowy, aż po koniuszki palców. Lucy zapomniała oddychać, kiedy rakieta wystrzeliła przez jej kręgosłup i zagrzmiała zdetonowana w jej głowie. Gdy tylko straciła połączenie z rozsądkiem, Trzy wydał zwierzęcy ryk rozkoszy i trysnął w jej wnętrzu; jego ciepłe nasienie wystrzeliło tak silnie, że Lucy poczuła każde uderzenie. Obracali się w powolnych kręgach, gdy napięcie opadało z ich ciał, choć ona cały czas zaciskała palce u stóp. Trzy potarł policzkiem o jej głowę, dysząc do jej ucha. Poczuła następstwa eksplozji, w jej głowie waliło, jej pierś się ścisnęła, a ramiona i nogi zwisały wiotkie i bezwładne. Trzy wciąż obejmował ją pewnie, przytrzymując przy sobie. Lucy westchnęła, gdy wycofywał swego penisa, lecz już po chwili na tym miejscu były jego usta. Lucy wrzasnęła. „Co robisz?” „Wylizuję cię do cna” wymruczał. Mózg Lucy zaczął pracować ze zwiększoną prędkością. W stanie nieważkości wszystkie cząsteczki cieczy unosiłyby się wokół kabiny, więc on po prostu—ooch. Patrzyła na jego ciemne włosy, gdy pracował językiem nad obrzmiałym sednem jej łechtaczki. Lucy wydawało się, że doszła już wystarczającą ilość razy, by czuć zaspokojenie przynajmniej przez tydzień, jednak nie miała racji. Nabrała powietrza, kiedy Trzy przeciągnął językiem po jej przemokniętych wargach, liżąc i ssąc, jakby była najsmaczniejszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek skosztował.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Pieścił ją językiem, zanurzając go wewnątrz niej. Sposób, w jaki dotykał jej ustami i dłońmi sprawił, że Lucy zadrżała od emocji. Czy wszyscy kosmonauci posiadali magiczne języki? Ten jego przetaczał się po niej, drażniąc, podniecając, aż w końcu jego palce naparły głębiej na jej tylną szparkę. Była tak bardzo gorąca i wilgotna. Nie mogła dojść ponownie. Mogła dojść ponownie. Jeden palec drażnił jej tyłek, podczas gdy język przeszywał cipkę. On chyba nie—tak, jednak tak. Lucy załkała, gdy czubek jego palca naparł na jej odbyt. Zaczęła się wić, by go powstrzymać. Wić, by kontynuował. Niegrzeczna Lucy. Grzeczna Lucy. Płonąca i roztapiająca rozkosz działały wspólnie, doprowadzając ją do obłędu. Skąpana w uczuciach i emocjach czuła, że jej ciało przejęło kontrolę nad rozumem. Napierał palcem głębiej, ssał mocniej, a każdy jej mięsień się zacisnął. Lucy wybuchła w płomieniach, porwana nagłym przypływem pierwotnej uciechy, która pędziła w jej żyłach i na moment uczyniła jej świat mrocznym. Doszła do siebie, by zdać sobie sprawę, że wtula się w jego ramiona, jego usta składały delikatne pocałunki na jej szyi. „Wszystko w porządku?” zapytał. Lucy potrząsnęła głową. Jak to możliwe, że nie wiedziała, jak dobry może być seks? Już nigdy nie będzie taka sama. „Włączyć SG” powiedział Trzy. Zsunęli się na podłogę pod ich stopami, a on przytrzymał ją, aż mogła stanąć samodzielnie. Jej kolana trzęsły się jak u nowonarodzonego źrebięcia. Jedno wciśnięcie panelu i już wyciągnął kilka nawilżonych chusteczek z kasetki i podał jej jedną z nich. Lucy spojrzała. „Nie musisz mnie wylizywać do czysta.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy uśmiechnął się. „Co ty wyrabiasz?” Męski głos sprawił, że Lucy podskoczyła. Nie Trzy. Nie komputer.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział szósty Pewne nasiona są tak odporne, że potrafią pozostać w uśpieniu setki lat, a zbudzić je do życia może tylko specjalna kombinacja światła, wilgoci i ciepła.
Trzy przyciągnął Lucy w swoje ramiona, zakrywając dłonią jej usta. „Trzy? Odpowiedz.” „Do zimpryjskiej cholery” syknął Trzy. Lucy próbowała się uwolnić, a gdy to nie zadziałało, zatopiła zęby w jego palcu. Trzy przeszył ją spojrzeniem, lecz nie cofnął ręki. „ASS Xenothak wzywa statek Omega. Odezwij się, Trzy.” „Statek Omega się zgłasza.” „Coś ty robił?” Lucy zgadywała, że nie przyzna się do pieprzenia swojej pasażerki. „Zebrałem próbki i jestem w drodze powrotnej” powiedział Trzy. Jestem próbką? Lucy przestała walczyć. O Boże, powiedział, że jest kolekcjonerem, a ona tak łatwo zignorowała ten fakt. Może było więcej takich jak ona. Może Trzy uprowadzał kobiety z całej Ziemi, wszystkich kształtów, rozmiarów i kolorów, i przetrzymywał je w klatkach na dole. Ile pokoi mieściło się poniżej? „Systemy komputerowe wskazują na podwyższone tętno, zaburzenie równowagi hormonalnej, zwiększone tempo oddechów—” „Byłem na sterowaniu ręcznym i ledwo uniknąłem kolizji z ziemską stacją kosmiczną.” Lucy zamrugała. Miała nadzieję, że to kłamstwo. I dlaczego system komputerowy nie wykrył, że też miała serce? „Opuściłeś ziemską orbitę sześć milosów temu.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy poczuła, jak pot występuje na skórze Trzy. Zsunął dłoń z jej ust, a ona wyśliznęła się z jego uścisku. „Ta kolizja była spowodowana…” wyjąkał Trzy i przerwał; na jego twarzy widniał strach. Lucy myślała błyskawicznie. Pokazała „dochodzić”, obciągając wyimaginowanego członka. „Dochodzić” wymamrotał Trzy. Udała, że chce go uderzyć. „Uderzenie. Nadchodzące-zderzenie. Kometa na mojej drodze.” Zdusił śmiech. „Kometa?” spytał bezcielesny głos. „Dobrze się czujesz? Włącz obraz.” Lucy wskazała na swe otwarte usta. „Czarna dziura?” powiedział Trzy. Lucy klepnęła się w tyłek. „Asteroida.”11 Zatkał dłonią swoje usta, lecz głośny śmiech zdążył się już z nich wydostać. „Trzy, wróć na swoje miejsce i podłącz się do komputera w celu pełnego biobadania. Potrzebujesz konserwacji.” Zawahał się, a potem usiadł nago w fotelu i wcisnął przycisk. Pasy wystrzeliły, przytrzymując go na miejscu. Konserwacja? Co to oznacza? Lucy wzdrygnęła się. Przecież nie był maszyną. „Włącz obraz” rozkazał głos. O kurwa, gdzie są moje ubrania? Lucy biegała po kabinie, macając ściany. Nic się nie otworzyło. Trzy dał znak, by ukryła się za nim, więc osunęła się na podłogę za oparciem
11
BrE/AmE „ass” - tyłek, dupa
Barbara Elsborg Lucy in the Sky fotela i zwinęła w kłębek. Może nie mógł się zabawiać z próbkami, które zebrał. Lucy nie była pewna, czy czuła się przez to lepiej, czy gorzej. „Zawsze latasz nago?” spytał głos. Cisza. Wymyśl coś, gamoniu. Lucy zastanawiała się, czy miał problemy z kłamaniem. „Miałem trudności, zdobywając ostatnią próbkę i zabrudziłem zapasowy komplet odzieży.” Cóż, to nie było kłamstwo, pomyślała Lucy, przypominając sobie mąkę. „Hmm. Czas do połączenia?”12 „Piętnaście milosów.” „Zgłoś się do Hylla zaraz po łączeniu, a potem do mnie. ASS Xenothak bez odbioru.” Trzy wydał głośne westchnienie. „Możesz już wyjść.” Lucy nawet nie drgnęła. Coś właśnie przyszło jej do głowy. Jak to możliwe, że mogła zrozumieć, co powiedział ten facet? Nie miała tylko pojęcia, co mogło oznaczać słowo „milosów”. Albo, do zimpryjskiej cholery. Grrr do ziemskiej cholery. Co on mi zrobił? Trzy postawił ją na nogi. Myśli kotłowały się w jej głowie. „Dlaczego byłam w stanie go zrozumieć?” „Tłumaczący chip.” Trzy uniósł dłoń i musnął palcami tył jej głowy. „Tutaj.” Żołądek Lucy się ścisnął. To coś przypominające obręcz, które zaciskało się wokół jej głowy, gdy po raz pierwszy usiadła w tamtym fotelu. Ból. Wzięła głęboki oddech. Ona była próbką. Nie znaczyła dla Trzy więcej niż właśnie to. Jedynym powodem, dla którego nie chciał, by tamten facet ją zobaczył było to, że nie miał prawa eksperymentować z towarem. A głupia myślała, że coś dla niego znaczy. To był tylko seks. Czy wszyscy faceci są tacy sami? Nawet kosmici?
12
Łączenie statków na orbicie
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Dlaczego nie spytasz o czym myślę?” „To nie bolało.” „Nie w tym rzecz. Już więcej się do ciebie nie odezwę.” Trzy wywrócił oczami. „Naprawdę.” Widziała drżenie jego ust i spojrzenie. „To nie jest śmieszne. O Boże, jestem taka beznadziejna. Nie potrafię nawet z tobą nie rozmawiać.” „Lubię cię słuchać.” Nie spodobają mu się jej pytania. „Jak długo będą trwały eksperymenty?” spytała, jej głos był bardziej rozpaczliwy niż tego chciała. „Czy mógłbyś umieścić mnie w przyspieszonym programie, a potem odstawić z powrotem do Yorkshire? Może potrafisz przejść przez czasoprzestrzeń albo coś i sprawić, że będzie tydzień wcześniej—wydaje mi się, że pamiętam numery totka.” Starała się uśmiechać. Jego palec zsunął się po jej policzku i pogładził krawędź jej ust. „Nie.” Serce Lucy uderzyło o żebra. „Psujesz zabawę. W porządku, ten sam miesiąc też będzie w porządku. Nie ma sensu marnować mojego abonamentu na kablówkę.” „Miałem na myśli, że nie możesz wrócić.” „Nie od razu?” „Już nigdy.” Okej, Lucy pojęła, lecz ciężko było to usłyszeć. Przełknęła z trudem. „Umieścisz mnie teraz razem z innymi?” „Jakimi innymi?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Próbkami. Nie mówią po angielsku? Czy to dlatego potrzebuję tłumaczącego chipa? Żebyśmy mogły się porozumiewać? Oczywiście, jeśli jedna z nich jest Amerykanką, koniecznie będę potrzebować tego chipa. Ha!” Trzy usiadł w swoim fotelu i pociągnął Lucy na swoje kolana. „Dlaczego nie pozwalasz, żeby mózg skontrolował twoje słowa, zanim pozwolisz im wydostać się ze swoich ust?” Lucy zacisnęła wargi. Nie, żeby miało to powstrzymać jej gadulstwo. Trzy szturchnął nosem jej ramię. „Próbki to rośliny.” „Rośliny? Czy E.T. ich wszystkich nie zabrał?” „Co?” Powinna przewidzieć, że tego nie załapie. „Nie miałem zamiaru cię zabierać.” „Więc dlaczego to zrobiłeś?”
Trzy naprawdę nie wiedział. Jego zachowanie było całkowicie anormalne. Od chwili, gdy opuścił ziemską atmosferę nie czuł się…w porządku. Mógł z łatwością odstawić Lucy do jej domu i zostawić tam, by obudziła się z poczuciem, że przebywała poza ciałem, więc co do cholery wyrabiał? Myślał fiutem? Nic dziwnego, że pociąg seksualny został z niego usunięty. Został czy nie? Trzy przełknął. Z drugiej strony, być może Lucy wywołała pewną zmianę w jego zachowaniu, osłabiła jego seksualne zahamowanie i przypomniała jego kutasowi, czego mu brakowało. A może to Hyll zrobił coś z systemem operacyjnym podczas kontroli medycznej. Hyll powiedział mu, że wszystko było w porządku, ale może skłamał. Obaj wiedzieli, że starszy oficer pokładowy miał ukryty motyw. Tylko, że to nie Hyll był tym, kto uruchomił w Trzy popęd seksualny; to była Lucy. Ona sprawiła, że jego świat zawirował. Nie wypełniał rozkazów. Rozważał to, odkąd zatrzymał ją przy sobie. To nie
Barbara Elsborg Lucy in the Sky mogło być właściwe. Trzy pomyślał, jak pompuje swoim trzonem wewnątrz Lucy, o wspaniałym uczuciu opróżniania jego jaj w jej słodkich głębinach. Niedobrze. Niedobrze. Niedobrze. Nie zakosztował Rozkoszy B przez ostatnie pięć manów, mimo wysiłków wielu z nich, więc jak Lucy zdołała kochać się z nim po zaledwie kilku milosach? Coś musiało ulec uszkodzeniu w jednym z jego systemów. Uszkodzeniu? Spojrzał w jej piękne oczy i jego wzrok zjechał na jej miękkie usta. Dobrze. Dobrze. Dobrze. „Dlaczego mnie zabrałeś?” jej głos drżał. Trzy rozumiał wagę właściwej wypowiedzi; to, że jego słowa mogą mieć swoje konsekwencje wykraczające daleko poza ten moment, tylko że nie miał na to odpowiedzi. „Dlaczego?” powtórzyła. „Czułem, że to właściwe.” „Właściwe dla ciebie, ale nie dla mnie” powiedziała Lucy przygaszonym głosem. Trzy zamknął jej dłoń w swojej. „Właściwe dla nas obojga.” Ale tak nie było. „Więc co takiego we mnie zobaczyłeś? Próbowałam roztrzaskać ci czaszkę kamienną głową.” „A potem próbowałaś uratować mi życie.” „Cholera, czułam, że powinnam uciekać.” „Złapałbym cię.” Zawsze cię złapię. Te słowa ugrzęzły mu w gardle. Jak mógł czuć cokolwiek do Lucy? „Będziesz miał kłopoty, kiedy odkryją, że ukryłeś mnie na pokładzie?” „Tak.” „Co ci zrobią? Chleb i woda do końca podróży? Oni…oni cię nie skrzywdzą, prawda?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy westchnął. Martwiła się o niego, a nie o samą siebie. Lucy westchnęła. „Będzie o wiele lepiej dla nas obojga, jeśli nic nie powiesz. Mogę się ukryć w twoim pokoju. Będziesz przynosić mi jedzenie, a ja ogrzeję twoje łóżko. Tak długo, aż nie wylecę z hukiem, kiedy mnie odkryją. Cóż, domyślam się, że zostanę spuszczona śluzą powietrzną, by na wieki dryfować w kosmosie. A może rozsadzi mnie od wewnątrz? Powinnam bardziej uważać na lekcjach fizyki. Raz mieliśmy temat dotyczący rozszczepień i syntezy, tak, miałam to. Z pewnością byłabym martwa, prawda? Jeśli tylko ja pierwsza będę martwa, może nie będzie tak źle. Ale nie jestem odporna na ból, więc zrób to szybko. Och, mogłabym skończyć przyciśnięta do okna jakiegoś promu kosmicznego i zabrana do muzeum kosmicznych osobliwości. Żyłabym wiecznie jak mumie egipskie. Tak jakby.” Trzy starał się wydobyć sens z tych nonsensów. „Nie.” „Wprawdzie nie będę owinięta w bandaże.” „Nie, nie mogę cię ukryć. Muszę powiedzieć Caledowi.” „Caledowi?” „Caled Ekarb. Dowódca Xenothak. Ten, z którym rozmawiałem.” „Dlaczego musisz mu powiedzieć?” Myśli gnały w głowie Trzy. Jak mógł ją ukryć? Była niezdolna do utrzymania ciszy. Komputerowy system statku może wykryć ją w każdej chwili. Kamer też się nie uniknie. Nie mógł ich wyłączyć w swojej kwaterze na dłuższy czas bez wzbudzania podejrzeń. Musiałby przenosić ją nieustannie. Czy potrafił? „Mógłbyś spróbować utrzymać mnie w sekrecie” powiedziała Lucy. „Jeśli chcesz.” „Warunki życiowe Xenothak są dokładnie zbilansowane; tak, by wspierać te na pokładzie. On się dowie, jeśli ja—” „Proszę nie pozwól mu mnie skrzywdzić.” Trzy otoczył ją ramionami i trzymał mocno. Jak mógł ją ochronić? Może jej nawet nie pamiętać, gdy Caled i Hyll z nim skończą. Trzy był świadom, że jego zachowanie jest
Barbara Elsborg Lucy in the Sky zarówno lekkomyślne, jak i samolubne. Nie był głupi. Wiedział, jakie będą konsekwencje, więc dlaczego wciąż czuł, że zrobił właściwą rzecz? Lucy zaczęła pocałunkami wyznaczać sobie drogę z jego szyi do ust, a kutas Trzy zbudził się do życia niczym bulusyjski kwiat. Czy używała seksu, by go przekonać? Koniuszkiem języka kreśliła kontur jego ust, przygryzając następnie jego dolną wargę. Czy może robiła to, bo go pragnęła? Jeden ruch jej ciała i Lucy leżała już na nim, pomiędzy jego rozłożonymi nogami, napierając brzuchem na jego sztywnego fiuta. Chwyciła obiema rękami jego kark i wróciła do jego ust. Podczas gdy jedną ręką trzymała go mocno, palce drugiej wplotły się w jego włosy i delikatnie gładziły jego głowę. Trzy otworzył usta, a jej malutki gorący język wsunął się do środka. Jęknął w jej usta, pieszcząc jej głowę, ramiona i kręgosłup, nim pozwolił swym dłoniom zsunąć się w dół i chwycić mocno jej tyłek, pieszcząc przy tym kciukami dołeczki dolnej części jej pleców. Powolnymi, jedwabistymi ruchami, Lucy napierała na jego język i badała usta, a cały czas ognisty smok zwinięty w jego klejnotach gotował się do zionięcia. Lucy była łagodna, a on chciał ostro. Jakby czytała w jego myślach, zatopiła w nim swój język, aż poczuł w pachwinie delikatnie pulsujące ukłucia. Twarde czubki jej sutków ocierały się o jego pierś, gdy tak wiła się przy nim, masując czubek jego członka; płyn przedwytryskowy wezbrał, pragnąc zwilżyć je oba. Skradła mu dech; rozbudziła jak supernowa, sprawiła, że rozpaczliwie pragnął być w jej wnętrzu. Dłonie Trzy ścisnęły jej tyłek, opuszki palców kreśliły okręgi, a paznokcie drażniły. Ich języki się splątały, kiedy badał wrzące ciepło jej ust. Gdy się rozdzielili, sapali nawzajem na swoje twarze. Lucy sięgnęła pomiędzy ich ciała, omijając jego kutasa, aby wydobyć krem ze swojej szparki. Uniosła dłoń do swych ust i oblizała każdy połyskujący palec, patrząc przy tym w jego oczy. Gdy robiła to drugi raz, Trzy otworzył usta prosząc, by dała mu spróbować, lecz ona ponownie zagarnęła dla siebie swój słodki nektar. Ale nie po raz trzeci. Złapał jej nadgarstek i pochłonął każdy palec po kolei. Gdyby potop wilgoci między jej nogami to było za mało, spojrzenie Lucy spod półprzymkniętych powiek powiedziało Trzy, że nie udawała. Nie wykorzystywała seksu, by nim manipulować. Tylko, że właśnie to się działo. Pragnął jej bardziej niż wszystko,
Barbara Elsborg Lucy in the Sky na co kiedykolwiek czekał. Poczuł w sobie iskrę gniewu, że temu zaprzeczał. Przejechał dłonią po krzywiźnie jej biodra, a potem uniósł ją nad swojego fiuta. Jej piersi były tak blisko, że Trzy zdołał musnąć językiem jej sutek i zaśmiał się cicho na jej urwany jęk. Opuszczała powoli swoje ciało, napierając językiem na jego usta, podczas gdy on wsuwał penisa wewnątrz jej śliskiej cieśniny. Pochłaniał jej delikatne jęki i skomlenia, pozwalając jej pochłaniać jego. Trzy nie ruszył się przez dłuższą chwilę, po prostu siedział ze swoim członkiem zatopionym głęboko wewnątrz kojącego ciepła Lucy, z jej kremem spływającym na jego jądra. Mógł wyczuć zapach jej podniecenia, usłyszeć jej ciężkie dyszenie, poczuć drżenie. Coś w byciu z nią w ten sposób sprawiało, że Trzy czuł, jakby byli sobie przeznaczeni, że całe swoje życie czekał na Lucy. Powolnymi, delikatnymi ruchami unosił ją i opuszczał na swojego kutasa, pozwalając mieszaninie jego płynu przedwytryskowego i jej soków spływać własną ścieżką. Była tak ciasna, tak wilgotna, tak gorąca, aż Trzy pomyślał, że mógłby dojść od samego wysiłku powstrzymywania się. Wtedy Lucy wsparła się na jego ramionach, uniosła swoje biodra i otoczyła go, zwiększając tempo, pieprząc go. Jego jądra uderzały o jej tyłek, uczucie w części przyjemne, w części bolesne. Zacisnęła na nim mięśnie swojej cieśniny, wijąc się podczas schylania, by zaciągnąć się mruczeniem wydobywającym się z jego gardła. Uniósł z fotela swe biodra, aby pchnąć w nią, gdy zjeżdżała w dół. Długi jęk wyrwał się z jej ust, ale nie zatrzymała się, więc Trzy też tego nie zrobił. Ujeżdżała go mocno i szybko. Jego ręce przeniosły się z jej tyłka na piersi nalegając, by się unosiła, zachęcając, by opadała. Obserwowanie, jak jego twardy, ciemnozłocisty członek znika między tymi obrzmiałymi różowymi wargami, obserwowanie jej twarzy, gdy zmierzała ku nirwanie13, hipnotyzowało Trzy. Zacisnęła jego kutasa tak mocno swoimi mięśniami, że wydawało mu się, iż jego jaja przegapiły moment wybuchu, co doprowadzi do nieuchronnego samozapłonu. Jęczała z każdym pchnięciem. Z każdym cofnięciem jęczał Trzy. Chciał zapamiętać każdą sekundę. Gdzieś w jego zamroczonym żądzą umyśle bał się, że to było wszystko, co mógł mieć. Trzy wsunął dłoń pomiędzy ich ciała, w dół do miejsca, gdzie się złączyli, i palcem odnalazł jej łechtaczkę. Użył ich soków, by natrzeć maleńki 13
W buddyzmie - stan najwyższej szczęśliwości, wyzwolenia, zapomnienia.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky supełek, okrążając go, uciskając, muskając. Kiedy odkrył, że pocieranie palcami z każdej strony doprowadza ją do szaleństwa, sprawia, że rozpada się przy nim, nabierając gwałtownie powietrza i skomląc, serce Trzy podskoczyło z przyjemności, ponieważ uczył się jej ciała. Komputer mógł odczytać to jako zawał—i w pewien sposób właśnie nim był. Lucy zaatakowała jego serce i sprawiła, że poczuł się człowiekiem bardziej niż chcieli, by w to wierzył. Ścianki gorącej cipki Lucy zacisnęły się mocniej wokół niego. Naprężyła się i krzyknęła, potem odchyliła głowę do tyłu i wydała przeciągły krzyk. Kutas Trzy zareagował na te rytmiczne skurcze obrzękiem. Choć orgazm rozpoczął się z tyłu jego głowy—cóż, równie dobrze mogło to być poza zasięgiem wzroku, na jednej z gwiazd—wystrzelił w dół jego kręgosłupa i rozpalił jego jądra. Trzy pchnął i szarpnął, eksplodując w niej, tryskając gorącą spermą głęboko wewnątrz jej pulsującej cieśniny, kiedy drżeli przy sobie. Jej mięśnie doiły go do cna, wydobywając ostatnią kroplę z jego ciała. Opadli razem, tuląc się do siebie, mokre ciała się do siebie lepiły. Pogładził jej plecy. Otarła się o jego pierś i polizała go. Trzy zacisnął uścisk. Jego umysł gorączkowo kalkulował możliwe skutki wprowadzenia Lucy na pokład. Żaden nie rokował dobrze. Trzy nie chciał pozbawiać jej nadziei, chociaż wiedział, że nie było sposobu, by ją zatrzymać.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział siódmy Depressa aurea14 oraz ilex aquifolium15 - jałowiec i ostrokrzew – są roślinami dwupiennymi16. Poszczególne osobniki mogą być albo męskie albo żeńskie, w przeciwieństwie do większości gatunków drzew, u których zarówno kwiaty męskie, jak i żeńskie występują na tym samym osobniku.
Lucy wciągnęła spodnie, a potem, przez głowę, top od piżamy. Tak długo była naga, że czuła się teraz dziwnie w ubraniu. Chciała porozmawiać z Trzy o jego planecie, jego przyjaciołach, tym, co lubi, a czego nie, ale za każdym razem, gdy próbowała, on zamykał jej usta pocałunkami, rozpraszając ją swym dotykiem. Lucy podejrzewała, że próbował coś ukryć. Jej wzrok przeniósł się na okno i aż mocno wciągnęła powietrze. „Łoo, Trzy, spójrz. Kierujesz się prosto na tę planetę. Obróć ster czy coś tam.” Roześmiał się. „Nie sądzę, żeby to było zabawne. Zaczynam się zastanawiać nad twoimi umiejętnościami prowadzenia pojazdów. Czy ty w ogóle zdałeś egzamin? Czy kupiłeś? Może potrzebujesz okularów. Chcesz, żebym to ja prowadziła?” „To nie jest planeta. To statek-matka, Xenothak.” „O mój Boże.” Lucy opadła na swój fotel. „Jest ogromny.” „Colonizer klasy A.” „Colonizer?” Lucy nie była pewna, czy podoba jej się dźwięk tego słowa. „Istnieją trzy inne statki-matki, dokładnie takie jak ten. Przez ostatnie pięć manów wędrowaliśmy po galaktyce, zbierając roślinne osobniki i hodując je w specjalnych biokopułach.”
Jałowiec pospolity Ostrokrzew kolczasty 16 Rozdzielnopłciowe – takie, na których występują wyłącznie kwiaty męskie lub kwiaty żeńskie. 14 15
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Manów?” „Ziemski miesiąc—mniej więcej.” „Z jakiegoś konkretnego powodu czy dla badań?” „Z konieczności. Jedno z naszych dwóch słońc umiera.” „Czy to nie oznacza, że wybuchnie?” „Nie jest wystarczająco duże, by wybuchnąć. Zacznie się powiększać, a potem zaniknie. Bez grawitacji wystarczająco silnej, by utrzymać jego gaz, powoli odpłynie w dal.” Pewnie znałaby się lepiej na fizyce, gdyby Trzy był jej nauczycielem. Z drugiej strony, może lepiej nie. „Siedem krążących planet się ochładza. Orbita Syobwoc jest najbardziej oddalona, dlatego ochładza się najszybciej. Jedyna inna planeta, która nadaje się do zamieszkania nie jest w stanie pomieścić całej naszej populacji, a w niedługim czasie i tak będzie w tej samej sytuacji, więc naukowcy starają się dostosować naszą roślinność do niższych temperatur i obniżyć zapotrzebowanie na światło, wynikające z tylko jednego funkcjonującego słońca.” „I to jest właśnie twoja praca, by lecieć i zdobyć próbki takich roślin?” „Tak, jestem kolekcjonerem. To jedno z moich zadań.” Lucy wpatrywała się w wynurzający się statek. Mogła dostrzec wystające fragmenty, linie świateł, blachy o prostych ściankach. Trudno jej było uwierzyć w to, na co patrzy. „Czy na pokładzie jej dużo ludzi?” „Ludzi?” Zassał swoje policzki. „Cóż, grupa pracowników zajmująca się florą w biokopułach i—” „Może mogłabym pomóc. Wiem wszystko o roślinach. Jestem ekspertem.” Lekka przesada, ale uczynienie z siebie niezastąpionej musiało być dobrym posunięciem. „Pracuję— pracowałam w pobliskim ogrodniczym centrum handlowym. Mogłabym być niewiarygodnie użyteczna, a nie tylko marnować tlen.” Lucy wzdrygnęła się, gdy pasy bezpieczeństwa wystrzeliły wokół niej. Całe okno wypełniło się widokiem statku kosmicznego. Czuła się, jakby oglądała film science-fiction.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Nie—jakby grała w takim filmie. Maleńka część Lucy zastanawiała się, czy nie dostała wylewu krwi do mózgu i nie leżała teraz w śpiączce, śniąc o tym wszystkim. Nie, nie byłaby w stanie wyobrazić sobie tak znakomitego seksu. Musiała znaleźć sposób, by przekonać Trzy, aby nie wydał jej w chwili łączenia statków na orbicie. „Jeśli wniosłeś rośliny na pokład, czy to aby nie zmieni stosunku tlenu do dwutlenku węgla? Czy ich proces oddychania równoważy mój?” Trzy zmarszczył brwi. „Potrzebowalibyśmy od trzystu do czterystu liściastych roślin, by utrzymać cię przy życiu przez godzinę.” „Czy zdobyłeś ich tyle?” „Nie.” Ramiona Lucy opadły. „Chociaż te, które zebrałem są bardzo liściaste.” Spojrzała w górę. „To nie ma znaczenia. Bioskaner na statku automatycznie dostosowuje otoczenie dla przyswojenia nowych roślin. Prawdopodobnie podniósł poziom tlenu, a zmniejszył dwutlenku węgla.” „Nie możesz udawać, że jestem rośliną? Proszę, nie wydaj mnie. Będę cicho. Nawet nie zauważysz, że tam jestem. Naprawdę. Zrobię wszystko, co zechcesz. Mogę ukryć się w twojej szafie. Nie miałabym nic przeciwko jakiejś książce, ale mogę zostać tam cały dzień. Żaden problem. Ee—gdyby tam jeszcze była łazienka.” Trzy westchnął. Miała nadzieję, że nie z powodu irytacji. Gdy tylko Lucy pomyślała, że za chwilę rozbiją się o powłokę statku, pojawił się otwór. Trzy nie wydawał się robić wiele, więc sądziła, że to komputery kontrolują dokowanie. W ogromnym hangarze naprzeciw stały trzy wahadłowce, podobne do tego, w którym byli, choć znacznie większe. Ustawili się w luce, a potem nastąpiło niewielkie uderzenie, gdy wylądowali. Kiedy światła zgasły na tablicy tuż przed nim, Trzy oswobodził się z pasów bezpieczeństwa i wstał. Serce Lucy biło tak szybko, że poczuła mdłości.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Podskoczyła na dźwięk kobiecego głosu, który wypełnił kabinę. „Trzy, zamelduj się natychmiast w skrzydle medycznym.” Zrobiła pauzę. „A potem zgłoś się do mnie.” Bez wątpienia chichotała wypowiadając drugą część polecenia. Lucy otworzyła usta i zamknęła je ponownie. Nie było sensu nic mówić. Wcisnęła przycisk i jej pasy też się schowały. Trzy postawił ją na nogi. Pochylił się i przyłożył usta do jej ucha. „Ufasz mi?” Cofnęła się i spojrzała na niego. Westchnął, jakby zrozumiał jej powściągliwość. „Pozwól mi sparafrazować. Nieważne co się stanie, chcę żebyś mi zaufała.” Lucy skinęła lekko. Mimo swojego odrętwiałego ciała.
Zautomatyzowane
jednostki
transportowe—TB—czekały
w
przedziale
rozładunkowym; paleta nieprzezroczystych prostokątnych, unoszących się w powietrzu pudełek gotowa była do zabrania roślin—i Lucy—do części przeznaczonej na kwarantannę. Gdy tylko Trzy wszystko rozładował, wahadłowiec i wnęka dokująca zostały poddane odkażeniu. Trzy upewnił się, że Lucy umknie oczom kamer. Umieścił ją w pierwszej partii, pomiędzy—według etykiet—depressa aurea a ilex aquifolium. O tak, jałowiec i ostrokrzew. Ostrokrzew wyda czerwone owoce, a jałowiec granatowe. Trzy zamarł na chwilę. Skąd na legoliańską próżnię to wiedział? Potrząsnął głową. To musiały być migawki z jego zasobów bibliotecznych. W ciągu kilku chwil Lucy zniknęła z zasięgu wzroku za zasłoną zielonych krzewów, ponieważ tak ułożył rośliny wokół niej. Standardową procedurą było zapewnienie hermetycznej szczelności, gdy tylko paleta była pełna, lecz Trzy zostawił pojemnik Lucy otwarty, dopóki nie rozładował wszystkiego, włączając w to rzeczy zabrane z jej ogrodu, choć nie znalazły się one w jej kontenerze. Ustawił stos pudełek z nasionami, toreb kompostu i butelek nawozów. Jego zadaniem było sprowadzenie próbek od wszystkich mieszkańców Yorkshire, używanych w uprawie ich
Barbara Elsborg Lucy in the Sky roślin. Trzy był zawiedziony, gdy nie otrzymał misji do Kew Garden w Londynie17. W Kew znajdowały się największe i najbardziej zróżnicowane współczesne kolekcje botaniczne na tej planecie oraz nasiona z każdego ekosystemu—ale nie Lucy. Uśmiechnął się. Trzy rozebrał się, rzucił ciuchy i buty do zsuwni, a następnie wszedł do urządzenia sterylizującego. Miał obowiązek zostać tam, aż do zakończenia cyklu, lecz nie mógł odwrócić wzroku od okna i rzędów TB w oddali. Nie ma sensu zastanawiać się, czy zrobił słusznie. Wybrał swoją drogę. Kiedy tylko drzwi komory otworzyły się z drugiej strony, TB przesunęły się na niższy poziom w celu zewnętrznego odkażenia, a następnie do poczekalni. Trzy ubrał się szybko w regulaminową zapinaną koszulę i spodnie koloru khaki, i pobiegł w stronę wiodących TB. Uniósł dłoń nad pokrywą, myśląc o Lucy skulonej poniżej. Jak na razie zgodnie z planem. Podjąłby duże ryzyko, gdyby nie udał się prosto do skrzydła medycznego. Ale miał tylko jedną szansę, by utrzymać Lucy w tajemnicy i dobrze o tym wiedział. Ostatecznie, co za różnica czy wyznałby wszystko teraz, czy Caled dowie się później? Trzy podejrzewał, że konsekwencje byłyby takie same dla nich obojga, ale mając trochę więcej czasu, była szansa, że znajdzie jakieś rozwiązanie. Trzy schylił się i przyłożył usta do pierwszej palety. „Lucy!” Czekał, lecz ona nie odpowiadała. Czy była na niego zła? „Lucy Lśniący Promyku Słońca Ananasowa Królewno Ferze” syknął głośniej. „Co?” nadeszła cicha, stłumiona odpowiedź. „Musisz być cicho.” „Nie robię żadnego hałasu. Słyszałeś jak krzyczę? Jeszcze nie. Tylko poczekaj.” Uśmiechnął się i nacisnął przycisk „Wyjście”. Drzwi do korytarza transportowego się rozsunęły i ujrzał stojącą tam Viledę, uśmiechającą się do niego. Do zimpryjskiej cholery. Ubrana była w obcisłe czarne body, a jej duże piersi próbowały wydostać się na wolność. „Witaj w domu, Trzy.” Jej piękne oczy zalśniły, a doskonałe usta rozchyliły się w idealnym uśmiechu. „Cieszę się, że wróciłeś. Tęskniłam za tobą.” Wielki kompleks ogrodów i szklarni, a jednocześnie placówka naukowa i edukacyjna o międzynarodowym znaczeniu w zakresie badań botanicznych w południowo-zachodnim Londynie. 17
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy umknął przed jej uściskiem. Jej uśmiech nawet nie zadrżał. „Zarezerwowałam dla nas prywatną łazienkę po twojej kontroli medycznej i odprawie.” Zacisnął zęby. „Chciałabym pokazać ci moją nową technikę masażu.” „Nie, dziękuję.” „Przygotowałam ci poolah.” „Nie jestem głodny.” „Caled życzył sobie, bym ustaliła, kiedy dołączymy do niego w Gmachu Rozkoszy.” Żołądek Trzy się skręcił. Rozkosze B nie były przebiegłe, ale Vileda go zastanawiała. „Włączę to do mojego harmonogramu.” Co się nigdy nie stanie. Trzy przyszło do głowy, że jeśli ona jeszcze mocniej się uśmiechnie, jej twarz zacznie pękać. Vileda położyła dłoń na jego ramieniu. „A w międzyczasie jestem tu, by eskortować cię do skrzydła medycznego.” Trzy odsunął jej dłoń. „Najpierw muszę wykonać robotę.” Zaniepokoiło go coś bezwzględnego w jej oczach. Dłoń powróciła i chwyciła mocniej. „Mogę poprosić Pracusiów B, by zrobili to za ciebie.” Trzy zrzucił ją. „Nie. Mam tu delikatne okazy, wymagające ostrożnego obchodzenia się.” Pomyślał szybko. „Przed rozmową z Caledem muszę oczyścić uniform. Upewnisz się, że jeden z nich będzie gotowy w moich kwaterach?” „Z przyjemnością. Będę tam na ciebie czekać.” Trzy wzdrygnął się, gdy odeszła. Rozkosze B były ustępliwe, posłuszne i dające sobą kierować. One nie kusiły, nie wdzięczyły się, ani nie spiskowały. Robiły to, co im kazano.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Taki był cały sens ich istnienia, lecz Vileda zdawała się nie rozumieć słowa „nie”. Będzie czekała bardzo długo w jego komnatach i wygląda na to, że jej radar nie odnotował, że miał już na sobie czysty uniform. Podróż do Siódmej Biokopuły wydawała się trwać milosy. Wciąż oczekiwał, że usłyszy przez swoje urządzenie komunikujące głos Hylla pytającego, co do zimpryjskiej cholery wyrabiał. Trzy nie miał na to odpowiedzi. Gdy tylko minął wszystkie części oddziału kwarantannowego, odetchnął z ulgą. Zanim Pracusie B zauważyły jego obecność i rzuciły się do pomocy, Trzy otworzył pierwsze TB. Musiał być szalony, skoro to robił. Powinien się przyznać i skończyć z tym. Być może będzie w stanie chwilowo ukryć Lucy, lecz koniec był nieuchronny. Co, na legoliańską pustkę, sobie wyobrażał? Pokrywa zasyczała przy otwarciu i gdy piękne oczy Lucy uśmiechnęły się do niego, penis Trzy rzucił się na zamek w spodniach. O tak, to właśnie sobie wyobrażał. Podał jej dłoń, by jej pomóc i krzyknął. „Na miłość zimbootów, co do—?” Trzy spojrzał w dół na liść ostrokrzewu, tkwiący w jego dłoni. „Następnym razem pomyśl” powiedziała Lucy. „Siedziałam na tym. I z kim, do cholery, rozmawiałeś? Prywatna łazienka i masaż? Dostanę taką jedną?” Wspięła się pomiędzy roślinami i zeskoczyła na dół. Chwycił ją za rękę i poprowadził korytarzem prosto do jednej z jednostek sypialnych. „Gdzie mnie zabierasz?” zapytała. „W bezpieczne miejsce” powiedział Trzy. Wepchnął ją do środka i zamknął drzwi.
Rzuciwszy okiem, Lucy zdała sobie sprawę, że znajduje się w surowym pomieszczeniu o czterech jasnych ścianach i niskim pojedynczym łóżku. Odwróciła się. Trzy odszedł, a drzwi były zamknięte. Cholera. W dodatku nie odpowiedział na pytanie, z kim rozmawiał. Uderzyła w drzwi. „Hej, wypuść mnie.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy wcisnęła klawisze bloku sterującego, potem w niego grzmotnęła, trochę pobluzgała, ale nic się nie wydarzyło. Odwróciła się i kolejny raz spojrzała na swe otoczenie. Przeróbka celi więziennej. Szare ściany i szara—możliwe, że gumowa—podłoga. Jeden róg był nachylony, z odpływem na samym dole i szeroką głowicą natryskową u góry. Opuściła owalne siedzisko przytwierdzone do ściany i zorientowała się, że to toaleta. Sposób na siku i prysznic w tym samym czasie bez poczucia nieprzyzwoitości. Och, muszę siusiu. Nic nie chroniło jej przed spojrzeniami, ale przecież nie było tam okien. Nim myśli ją powstrzymały, Lucy opuściła spodnie. Nie zamierzała usiąść poprawnie—„nie siadaj na dziwnych toaletach” było instrukcją wbitą młotkiem do jej głowy, kiedy tylko przestała nosić pieluchy—lecz siedzenie miało własne zdanie i Lucy zorientowała się, że zasysa jej tyłek w dół. Krzyknęła, starała się podciągnąć, lecz nie była w stanie. O kurwa, utknęłam. Potrzeba ulżenia cierpiącemu pęcherzowi była już zbyt pilna i Lucy się złamała. Skoro już miała zostać uwięziona, mogłaby być chociaż więziona w komfortowych warunkach. Nie spodziewała się podajnika do mydła ani suszarki do rąk. Kiedy toaleta już z nią skończyła i ssanie osłabło, Lucy stanęła na nogach, szarpiąc w górę swoją piżamę. Toaleta wsunęła się z powrotem na swoje miejsce, a w jej miejsce pojawiła się umywalka. Woda, mydło i suszarka, w pełni automatyczna. W chwili, gdy się odsunęła, umywalka zniknęła w ścianie. Jak dziecko, które dostało nową zabawkę, Lucy przybliżyła się, a umywalka znów się wysunęła, oddaliła się—a ona zniknęła. Chichot wydobył się z jej ust. Zrobiła to jeszcze trzy razy, nim zaczęła się martwić, że może coś zepsuć. Chwila przyjemności nie trwała długo i Lucy osunęła się wkrótce na łóżko. Co jeszcze mogła zrobić? Zastanawiała się, co może czaić się w ukryciu? Czy jeśli wciśnie prawą część szarego panelu pojawi się telewizor? Regał z książkami? Spojrzała na swoje bose stopy. Szafka z butami? Jak długo Trzy miał zamiar ją tu trzymać? Czy był teraz z tamtą kobietą? To nie mógł być jego pokój, na pewno. Za ile godzin zwariuje z nudów? Ach. Za ile minut zwariuje z nudów?
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy położyła się na gołym szarym materacu i zwinęła w kłębek. Była tu poduszka, ale nic, czym mogłaby się przykryć, choć nie było zimno. Czuła się, jakby się ukrywała. Przygnębiona tym, zaczęła liczyć gumowe dołeczki w podłodze. ******** „Gdzieś ty był, do zimpryjskiej cholery?” pytał z pretensją Hyll. „Spodziewałem się ciebie tutaj milosa temu.” Trzy spojrzał na starszego oficera pokładowego Xenothak, najbliższego przyjaciela na pokładzie, ale nie wyjawił całej prawdy. „Pojawił się szczególny okaz.” Hyll przeczesał palcami swoje krótkie białe włosy. „Caled żąda informacji, dlaczego nie wysłałem mu raportu dotyczącego twojego funkcjonowania. Musiałem mu powiedzieć, że cały czas nad nim pracuję. Zdejmuj ciuchy i kładź tu swój tyłek—szybko. Jeśli sam postanowi to sprawdzić i zejdzie na dół, chcę, żeby to dobrze wyglądało.” Trzy rozebrał się i położył na stole do badań Hylla. Pierwsza elektrodowa nakładka została przyczepiona do jego klatki piersiowej, nim jeszcze Trzy zdążył się rozluźnić. „Bogowie, chciałbym mieć twoje ciało.” Hyll był nieco niższy i szczuplejszy, ale Trzy nie sądził, by miał na coś narzekać. „Ty naprawdę jesteś idealny” powiedział Hyll. „Większość z tego nie jest moje.” Hyll przewrócił oczami. „Tak, jest. Może i masz pewne ulepszenia, ale twoje ciało należy do ciebie.” Rzucił okiem na pachwinę Trzy i westchnął. „Gdybym to ja został wybrany, upewniłbym się, że dadzą mi ogromnego fiuta.” „A mój nie jest?” Hyll zaczął udawać, że się ślini. Trzy uśmiechnął się. „Ach, czyli twój jest karłowaty.” „Wiesz to cholernie dobrze—aa, to był jeden z twoich nielicznych przejawów humoru? Nie wyszło ci.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Hyll przymocował jego stopę do jednej z maszyn kołowych i przewrócił z boku na bok. „Jak poszło na Ziemi?” „Dobrze.” „Wykrywam oszustwo” zaintonował głos. Trzy usiadł. „Co?” Hyll pchnął go w dół. „Puls ci podskoczył, to wszystko.” „To pewnie dlatego, że Vileda stała na zewnątrz doku, kiedy przybyłem. Nie zostawi mnie w spokoju. Nie rozumiem tego. Żadna z pozostałych Rozkoszy B mnie nie prześladuje.” „Ona jest najwspanialsza. Jesteś szczęściarzem.” Trzy ledwie unikał Rozkoszy B i wcale nie czuł się szczęściarzem, czuł się prześladowany. „Dlaczego nie zaciągniesz jej do łóżka?” spytał Hyll. „Nie chcę.” Trzy miał nadzieję, że ton jego głosu da Hyllowi do zrozumienia, by nie naciskał. „Czy jest ktoś inny, kogo pragniesz?” „Nie” rzucił Trzy. „Dwoje?” „Daj spokój.” Hyll spojrzał. „Cóż, twój puls skacze z powodu mojego pytania o Ziemię, a nie przez przyjęcie powitalne. Nie wciągałeś tam czegoś, czego nie powinieneś? Albo jadłeś?” „Nie.” „Wykrywam unik.” Cholera. „To nie było trujące. Nie mogłem się oprzeć.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Hmm. Twoje ciśnienie wydaje się doznawać jakiejś ekscytującej przygody. Tętno też. Podskoczyły kilka razy w ciągu ostatnich trzydziestu milosów. Co robiłeś, że tak się spociłeś?” Trzy starał się wyrównać oddech. „Nic. Ćwiczyłem. Cóż, miałem pewne opóźnienie wahadłowca.” „Opóźnienie jakiego rodzaju?” „Nieprzewidziane lądowanie.” Oczy Hylla otworzyły się szeroko. „Rozbiłeś się?” „Powiedziałbym, że wpadłem w poślizg. Mam rozplanowaną pełną systemową kontrolę.” „Czyli to nie był twój błąd?” „Nie popełniam błędów.” Och, to dopiero było zabawne. Ale Trzy nie lubił, gdy Hyll parskał śmiechem. Biosynchronizator obniżył się i zsunął na jego głowę. „Uraz lewej skroni. Uzdrawianie” zaintonował głos. „Byłeś przypięty pasami?” zapytał Hyll. „Tak.” „Więc jak rozwaliłeś sobie głowę?” „Potknąłem się o wyjście z wahadłowca.” „Wykrywam oszustwo.” „Nie skończyłem. I zderzyłem się z kamiennym obiektem.” Trzy obawiał się, że komputer znów się odezwie. „Siniak na szyi. Uzdrawianie.” O Bogowie.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Hyll pochylił się, by przyjrzeć się uważniej. „To wygląda…co…jak…?” Wyprostował się. „Starcie z lokalnym ssakiem. Flora i fauna na tej planecie są niezwykle interesujące.” Hyll czekał. Trzy siedział cicho. Tak, jak komputer. „Co sądzisz o Ziemi?” zapytał Hyll, podłączając aparat do ramienia Trzy. „Przypomina ci o czymś? Jakieś miejsce, w którym chciałbyś żyć?” Hyll zadawał te same pytania za każdym razem, gdy Trzy wracał z misji na tamtą planetę. „Ziemia wyglądała pięknie z kosmosu. Jest bardzo niebieska. Na powierzchni jest tak samo pięknie. To było…” Jaki komentarz był właściwy? Piękne? Hyll pomyśli, że się zaplątał. „Było jakie?” „Przyjemne.” Hyll uśmiechnął się. „Więc masz wszystko, po co wyruszyłeś?” „Tak” powiedział ostrożnie Trzy. „Absolutnie wszystko.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział ósmy Dziewięćdziesiąt procent wszystkich roślin okrytonasiennych posiada obupłciowe kwiaty z organami żeńskimi w postaci słupków oraz męskimi pręcikami.
Trzy chciałby mieć pewność, że Hyll jest jego przyjacielem. Starszy oficer pokładowy był pierwszą osobą, którą poznał, kiedy po raz pierwszy wszedł na pokład Xenothak. Powitał Trzy z uśmiechem i zaprosił na te niesamowite drinki. Trzy był zaskoczony, gdy tam przybył i zdał sobie sprawę, że był jedynym gościem, choć nie miał czasu, by dowiedzieć się dlaczego. Hyll droczył się z nim podczas badania, podziwiając każdą część jego ciała, w szczególności jedną, wyraźnie oczekując u Trzy reakcji i zakłopotania, które jednak nie nastąpiły. Dzięki wrodzonej niechęci do wszystkich procedur medycznych, po tym, co mu się przydarzyło—co wciąż się z nim działo—Trzy nie chciał lubić Hylla, ale było inaczej. Coś w nim przypominało Trzy o chirurgu, który złożył go z powrotem do kupy. Chociaż, czy nie robią tak właśnie dlatego, że są lekarzami i się im za to płaci? A jednak Trzy nie potrafił przestać się zastanawiać, czy zainteresowanie Hylla wykracza poza sferę seksualną i dlaczego różni się od tego, które okazuje pozostałym członkom załogi. Czy istnieje jakiś powód, dla którego Hyll uczepił się go od początku wyprawy? To Hyll ostrzegł go o seksualnym apetycie Caleda. Do tej pory Trzy udawało się uniknąć powiedzenia „nie” dowódcy, dzięki skutecznemu schodzeniu mu z drogi. Hyll siedział przy nim, gdy jedli w stołówce i zawsze zostawiał mu swoją porcję poolah, a jednak Trzy podejrzewał, że odpowiadało mu to tak samo, jak jemu. Hyll był dobrym kompanem tak długo, jak Trzy ignorował jego propozycje seksu, choć Hyll nigdy nie naciskał. Czy seks był jedynym powodem, dla którego zabiegał o jego towarzystwo? Czy Trzy może mu ufać? Nie wiedział. Trzy chciałby zaufać swojemu instynktowi, albo pamiętać swoje życie przed wypadkiem, jaki był, jacy byli jego przyjaciele, ale nie mógł. Wiedział, że powinien przemilczeć kwestię Lucy, ale wcześniej czy później, będzie potrzebował sojusznika. Hyll był zastępcą dowódcy i Trzy chciał go mieć po swojej stronie. Mimo to, wahał się.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Zużyłeś wiele energii na robienie czegoś” powiedział Hyll. „Zdradzisz co to było?” „Załadunek”. Powinien zapytać Hylla, co zrobić z Lucy. Zadać pytanie, które rozdzierało go od momentu, w którym ją ujrzał. Nie, żeby było to coś nowego. Podobne pytanie wiło się w umyśle Trzy jak larwa jelix odkąd zrozumiał, co mu zrobili. Albo sądził, że zrozumiał. „Właściwie, ile mnie pozostało?” zapytał Trzy cichym głosem. Hyll spojrzał w górę, odwracając się od swego ekranu, i napotkał wzrok Trzy. „Sporo. Wystarczająco byś mógł być—sobą.” Naprawdę? Skąd Hyll to wiedział? Trzy był numerem. Dlaczego nie pozwolili mu zachować własnego imienia? Jego największą obawą było to, że mógł go nigdy nie mieć. Czy te mgliste wspomnienia domu, rodziców innego życia—były misternymi wszczepami utrzymującymi go w przekonaniu, że był człowiekiem? Lekarze powiedzieli mu, że został wybrany do zabiegu, ponieważ był idealnym męskim przedstawicielem Syobwoc i że bez tego by umarł. Czasami Trzy chciał umrzeć. Może kłamali. Może był jakimś groteskowym eksperymentem—nowoczesną wersją Pracusia B, biodroida, biobota. Ponieważ miał niskie libido, Trzy sądził, że pozbawili go także popędu seksualnego albo nie zawracali sobie głowy jego ośrodkami przyjemności, lecz Lucy udowodniła, że tak wcale nie było. Tylko co, jeśli celowo pozostawili tę część uśpioną, aby sprawdzić, czy może się przebudzić? Czy planowali sprowadzić mu na Xenothak ziemską kobietę? Co, jeśli to w ogóle nie była jego decyzja? Trzy zassał policzki. W swoim bioinżynieryjnym sercu Trzy podejrzewał, że jest najnowszą wersją biobota, takim, którego chcieli przekonać, że jest człowiekiem, by zobaczyć, co się stanie. Czy rozważali, iż mógłby stać się człowiekiem, gdyby nie wyruszył w tę podróż? Trzy uważał za całkiem możliwe, że Hyll w tym siedział, udając jego przyjaciela, obserwując każdy jego ruch, rejestrując i raportując każde słowo. Trzy nie potrafił zaufać nikomu, ponieważ nie ufał samemu sobie. „Nie mam nawet serca.” Do zimpryjskiej cholery, czy on to głośno powiedział?
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Oczywiście, że masz serce. Co, na legoliańską pustkę, myślisz, że teraz monitoruję? Może to nie to, z którym się urodziłeś, ale mięsień i krew są jak moja—tylko lepsze, ty zimpryjski farciarzu. Posłuchaj, naprawdę zostałeś pobłogosławiony. Prawdopodobnie przetrwasz cholerną epokę lodowcową z uśmiechem na twarzy, podczas gdy cała reszta zamarznie na śmierć.” „Odczuwam chłód.” „Nie tak, jak ja. Ty możesz wytrzymać—cóż, może próbują znaleźć sposób, by ładować się energią słoneczną. Słyszałem, że robią postępy w doświadczeniach na umierającym słońcu w układzie Jert.” „Ile mnie pozostało?” Trzy powtórzył, nieugięty. Hyll westchnął. „Masz bioinżynieryjne serce, płuca, nerki i wątrobę. Twoje gruczoły i kości zostały wzmocnione, niektóre główne naczynia krwionośne wymieniono i wprowadzono nanoboty. Mięśnie wzbogacone są o powolnie uwalniające się substancje, które czynią cię szybszym i silniejszym, dlatego ważne jest, abyś regularnie korzystał z siłowni. Ćwiczenia wywołują ich pobór.” „Co z moim mózgiem?” „Jesteś tak samo głupi, jak na początku, sepacki czerepie.” Trzy spojrzał. Hyll się uśmiechnął. „Hej, jak często udaje ci się mnie pokonać w burs?” Skomplikowana, logiczna gra 3D, której Trzy nienawidził. Miał wrażenie, że Hyll pozwolił mu wygrać ze dwa razy, aby kontynuować grę. „Co oni mi zrobili?” zapytał Trzy, wracając do tematu. „Masz ten sam mózg z kilkoma modyfikacjami, by badać twoje układy, dokonywać regulacji i naprawiać w razie potrzeby.” Trzy ujrzał w rozbieganych oczach Hylla potwierdzenie tego, co już podejrzewał. Hyll wiedział, że to dostrzegł. „W porządku, ingerowali trochę bardziej niż to. Musieli, żebyś był w stanie poradzić sobie ze wszystkimi zmianami w swoim organizmie,
Barbara Elsborg Lucy in the Sky ulepszonym metabolizmem i całą resztą. Nie było sensu wprowadzać w ciebie systemów, których nie mógłbyś przyjąć.” „Więc byłem kiedyś taki jak ty.” „Tak, ale nie tak przystojny.” „Zabrali moje imię.” Hyll westchnął. „Skąd wiesz? Rodzice cały czas dają swoim dzieciom głupie imiona. Moja siostra dostała imię po tej górze z Dacrstan.” „Stynk, tak?” Hyll skinął głową. „Brzmi beznadziejnie w każdym języku.” Trzy wziął głęboki oddech. „Ingerowali w moją pamięć.” Hyll pokręcił głową. „Moja baza danych na to nie wskazuje. Wciąż tam jest, tylko uśpiona.” „Kiedy byłem na Ziemi, myślałem, że…” „Co myślałeś?” Czy to jego wymysł, czy też ton głosu Hylla się zaostrzył? „Wiedziałem, że chcę trzy łyżeczki cukru do kubka herbaty.” Cisza. „To wszystko?” zapytał Hyll. Pragnienie, by opowiedzieć wszystko Hyllowi było już na czubku języka Trzy; jeśli nie o Lucy, to o tym znajomym krajobrazie, czy przekonaniu, że miał zwierzątko. Zacisnął usta. „Miałeś czas, żeby zatrzymać się na herbatkę?” „W centrum ogrodniczym był automat.” „Wykrywam oszustwo.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Cholera. Hyll uniósł brwi. „Chciałem dodać, że go nie użyłem. Nie miałem angielskich pieniędzy. Po prostu o tym pomyślałem. Ale skąd mogłem wiedzieć, że chcę trzy łyżeczki cukru?” Hyll wyregulował swoje urządzenie. Czy dlatego, by cały czas odwracać twarz? „Pewnie zainstalowałem coś w pamięci zanim wyruszyłeś.” Trzasnął dłonią w górną część monitora. „Kawał etańskiego gówna.” Potem chwycił po bokach i potrząsnął nim. „O, tak lepiej.” „Nie wzbudzasz we mnie zaufania, walcząc ze sprzętem.” Hyll uśmiechnął się. „Ćwiczę, nim dołączysz do mojej ligi wrestlingu.” Czyli nigdy. „Co jeszcze pamiętasz?” spytał Hyll. Trzy wiedział, że mówił o jego podróży na Ziemię, ale postanowił obrać inną ścieżkę. „Nic przed tym, jak obudziłem się w szpitalu i powiedzieli, że prawie umarłem. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego nikt nie przyszedł mnie odwiedzić.” „Co ci powiedzieli?” „Moi rodzice umarli. Żadnych żyjących krewnych. Mówili, że świętowałem z przyjaciółmi narodziny dziecka, kiedy nastąpił wybuch. Tylko ja ocalałem.” Tak szybko, jak zdołał, Trzy przejrzał zapisy na nośniku i sprawdził, czy to, co powiedział zgadzało się z raportami. Nie jego dziecko, dzięki bogom, ale to nie znaczyło, że nic z tego nie było prawdą. Udał się w miejsce, gdzie to wszystko się wydarzyło, budynek został zrównany z ziemią, a teren uprzątnięty. Pozornie nic niezwykłego—władze Syobwoc pracowały szybko, by uwolnić od wizualnej przykrości. „Nie pamiętam nic z tego wydarzenia, nic, co stało się wcześniej. Zastanawiam się, czy to kiedykolwiek miało miejsce. Trzy spojrzał w twarz Hylla, lecz ta nie wyrażała niczego.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Wydaje mi się, że mogli skonstruować mnie od podstaw, wszczepić jakiekolwiek chcieli wspomnienia i teraz obserwują, co się stanie.” Hyll pokręcił głową. „Nie jesteś biobotem. Masz prawdziwe emocje i uczucia. Dostajesz kurwicy, kiedy pokonam cię w burs. Vileda cię irytuje, gdy przychodzi do ciebie. Zawsze jesteś pierwszy w kolejce, gdy dostajemy poolah na kolację. Bioboty nie mają uczuć. Ty masz. Nie wmówisz mi, że nie.” Ale nie mieli racji. Coś przeoczono. Lucy sprawiła, że to poczuł. Różnię się od B. Różnię. Trzy wciąż potrzebował to usłyszeć, by wiedzieć. Wziął głęboki oddech i owinął palce wokół krawędzi leżanki. Nie mógł pomylić uczucia strachu. Jego jelita się skręciły. „Przysięgnij mi na swoje życie, że nie jestem biobotem.” „Przysięgam. Gdybyś był jak B, zareagowałbyś, gdybym czegoś od ciebie zażądał. Zapisałbyś się do ligi wrestlingu i dołączyłbyś do mnie w łóżku, gdybym poprosił.” „Czyli musisz o to prosić B? Nie reagują na twój wrodzony urok?” Hyll otworzył szeroko oczy. „Kolejny żart? Co się z tobą stało na tamtej planecie?” Chwycił podstawę penisa Trzy, ścisnął, a potem przeciągnął pięścią po całej długości. „Chciałbym, byś zareagował. Śnię o tobie i sobie baraszkujących i figlujących.” O, do zimpryjskiej cholery. Trzy błagał, by jego kutas udawał martwego. Nie był głupi. Wiedział, jak bardzo pragnie go Hyll. Hyll potarł kciukiem główkę penisa Trzy, a potem podniósł dłoń do ust i oblizał palce. „Masz pojęcie, jak bardzo chciałbym, byś zrobił to mnie?” Trzy zabronił ruchu każdemu mięśniowi. Nawet nie przełknął. Hyll westchnął. „Widzisz? Gdybyś był B, zerwałbyś ze mnie spodnie i zaczął obciągać.” Trzy nie był pewny, czy widział. Hyll odpiął go od sprzętu i rzucił mu ubranie. „Zdałem?” zapytał Trzy.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Czy odczuwasz nieodparte pragnienie ofiarowania mi ogromnej seksualnej rozkoszy?” „Nie.” Hyll się uśmiechnął. „Czyli zdałeś—niestety.” „Więc dlaczego cię nie pragnę?” Przebłysk bólu przemknął po twarzy Hylla. „Ty mi powiedz. Jedynym pocieszeniem jest to, że nie pragniesz nikogo.” „Wszyscy inni na pokładzie są biseksualni—załoga i B.” Oprócz Lucy. Cóż, z tego, co wiedział. Wzrok Hylla stał się przeszywający. „Wszyscy inni? To znaczy, że interesujesz się kobietami? Czy Vileda cię pociąga?” „Nie. Nie chcę Viledy.” Narzucała mu się, nie pociągała go. Ale pociągała go Lucy. Trzy wziął głęboki oddech i powiedział Hyllowi coś, co dusił w sobie od manów. „Czuję, że nie jestem w stanie odczuwać seksualnego pragnienia, że nie reaguję na B.” Hyll obdarzył go uważnym spojrzeniem. „Dlaczego? Syobwoci są istotami seksualnymi. Potrzebujemy seksu. Powinieneś potrzebować seksu. To nasza kultura. Dlaczego stworzono Rozkosze B dla Pracusiów B? Ponieważ nawet bioboty potrzebują przerwy. Rozkosze B sprawiają, że Pracusie B są szczęśliwe i produktywne.” „I reszta załogi.” „To profity za wykonywaną pracę—ale nie dla ciebie, co jest zastanawiające.” Hyll patrzył wprost na niego. „Nie ma nic złego w seksie. Nie usunięto z ciebie popędu seksualnego. Choć zaczynam myśleć, że nadmierne ilości seksu mogą szkodzić.” Trzy uniósł brwi. „Nie lubię szkód, jakie to wyrządza B.” Trzy raz widział jednego, towarzyszącego Caledowi—cóż, biedak nie był w stanie jeść tamtej nocy.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Ale nic nie mogę na to poradzić. Myślisz, że nasz zboczony dowódca zgodziłby się tkwić na tym kawałku żelastwa tak długo, jeśli nie dostałby w rekompensacie roju uległych Rozkoszy B? Radzi sobie z jednym, dwoma, trzema.” Trzy spojrzał na Hylla. „Nie on jeden.” Hyll opuścił głowę, nim się uśmiechnął. „Cóż mogę powiedzieć? Bzzzz.” Gdy tylko Trzy wyszedł, Hyll zasiadł przy swoim stanowisku pracy i odtworzył sobie ponownie całą rozmowę. Westchnął, gdy usłyszał Trzy pytającego, czy jest biobotem. Wiedział od jakiegoś czasu, że ten niepokój tkwił w umyśle Trzy i przynajmniej teraz powiedział o tym głośno; jednak Hyll miał wrażenie, że Trzy nie uwierzył w jego odpowiedź. Trzy nie był B. Hyll potrafił to rozróżnić. A Trzy się różnił, nie tylko od B, lecz także od pozostałych członków załogi. Hyllowi całkiem to odpowiadało, bo Trzy był wyzwaniem. Hyll pragnął go z intensywnością, która nie zmalała, od kiedy pierwszy raz powiedział „nie”. Sęk w tym, że nie tylko nie malała, ale wręcz rosła szybciej niż kwiat boolus. Hyll stawał się coraz bardziej sfrustrowany swoją niemożnością poradzenia sobie z Trzy. Coś go blokowało, a Hyll był zdeterminowany uwolnić go od tego, ponieważ był przekonany, że gdy to zrobi, Trzy wpadnie w jego ramiona. Być może. A Hyll nie torował sobie drogi poprzez B, wbrew temu, co sądził Trzy. Zostało mu jeszcze trochę dumy. Lepiej, że Trzy myślał, że byłby jednym z kolejki partnerów seksualnych, niż jedynym, którego pragnął Hyll. Może powinien przemyśleć wykorzystanie Viledy. Hyll chciał podniecić Trzy, a zamiast tego wydawał się go zniechęcać. Hyll wybrał najatrakcyjniejszą Rozkosz B i zmodyfikował jej seksualny bilans z UR na AR, z ulegle reagującej na agresywnie reagującą, lecz do tej pory Vileda nie zrobiła nic, poza irytowaniem. Hyll postanowił zwiększyć jej dawkę hormonów. Może nie była wystarczająco silna. Może on nie był wystarczająco przekonujący. Coś się wydarzyło na Ziemi. Opanowanie Trzy zostało zachwiane. Wszczepione wspomnienia i obrazy w galerii wyobraźni miały mu pomóc wtopić się w lokalną społeczność i umożliwić pomyślne wykonanie misji. Zamiast tego wyglądało na to, że wpakował się
Barbara Elsborg Lucy in the Sky w kłopoty. Hyll zrobił notatkę, by sprawdzić, czy herbata z trzema łyżeczkami cukru to część banku danych. Może mógłby po prostu zapytać jednego z pozostałych Kolekcjonerów. Przygotował medyczny raport dla Caleda. Nie mógł sfałszować wyników, choć nie było wiele powodów do obaw. Caled już wiedział, że tętno Trzy wzrastało kilkakrotnie. Nie było żadnych medycznych powodów, by tłumaczyć te zmiany fizjologiczne. Upadek, który uszkodził mu głowę, i prawdopodobnie szyję, był pomniejszy, lecz jeśli raport na temat wahadłowca okaże się negatywny, Caled będzie żądał przeprowadzenia dalszych kontroli. Coś spowodowało, że Trzy zarył swoim statkiem o ziemię. Popełnił błąd i Hyll chciał wiedzieć, dlaczego. Hyll przesłał kopię raportu do Caleda i drugą do Syobwoc. Zastanawiał się nad tym ich zainteresowaniem Trzy. Dlaczego Centralny Departament Nauki chce nad nim specjalnej kontroli? Hyll włożył rękę do kieszeni i poprawił swego penisa. Był twardy jak skała neit odkąd Trzy wszedł do tego pomieszczenia. Hyll nie przeoczył faktu, że Trzy trzymał swój wzrok jak najdalej od tej części jego ciała. Hyll wyszarpnął rękę z kieszeni, gdy złapał się na pieszczeniu swych jąder. Musiał rozładować na kimś swoją frustrację, a skoro Trzy nie był jeszcze chętny, Zend będzie musiał to zrobić. Hyll włączył komunikator. „Zend. Do mnie. Natychmiast.” Rozkosz B przybył, zanim jeszcze Hyll zdążył się rozebrać. Zend wszedł do pomieszczenia z uśmiechem na twarzy. Czy nie robił tak zawsze? „Zamknąć drzwi” powiedział Hyll. Zend miał doskonałą sylwetkę. Był wysoki, muskularny i piękny, ale takie były wszystkie B. Zend zrzucił ubranie przechodząc przez pomieszczenie, zostawiając za sobą ślad, niczym legoliański wąż. Jego kutas był już wyprostowany i gruby, końcówka lśniła. Zend stanął przed Hyllem i jego uśmiech jeszcze się rozszerzył. „Czego potrzebujesz?” Szczęka Hylla drgnęła. „Czemu ty nie zdecydujesz?” Wiedział, że marnuje swój czas. Zakłopotanie pojawiło się na twarzy Zenda, lecz Hyll, choć raz nie chciał być aktywem, tym, który inicjuje. Nawet, gdyby kazał Zendowi zerżnąć
Barbara Elsborg Lucy in the Sky go do nieprzytomności, Hyll wciąż miałby nad tym kontrolę. Dominacja była bardzo dobra, lecz B nigdy nie mówiły „nie”, nigdy nie prosiły, by przestać, nie pojmowały idei słowa bezpieczeństwa18, ponieważ przyjmowały wszystko, co się im ofiarowało. Nawet destrukcję. Caled doszczętnie wyniszczył jednego i poważnie uszkodził kilka innych. Hyll z pomocą specjalistycznych Pracusiów B próbował naprawić tego, który doznał największych uszkodzeń, lecz nie udało mu się uratować biobota. B były delikatniej wyważone, niż wielu sądziło, ale ich skłonność do uległości pozostawiała je podatne na nadużycia. Hyll zaryzykował, zmieniając ustawienia hormonalne Viledy, by sprawdzić, czy bardziej spodoba się Trzy, lecz w jej przypadku mógł użyć eksperymentu jako pretekstu, ponieważ Hyll nie uprawiał z nią seksu. Wszyscy wiedzieli, że to Zend jest B wybranym przez Hylla. Gdyby Zend stał się agresywny, Caled domagałby się wyjaśnień, więc Hyll nie mógł ryzykować grzebania w hormonach Zenda. B stał tam czekając, nadal uśmiechnięty, wciąż naprężony. Hyll nie chciał spojrzeć w jego usłużną twarz. „Uklęknij na leżance. Twarzą w stronę drzwi. Tyłek w górze. Głowa na poduszce.” Do zimpryjskiej cholery, to było jak egzamin medyczny, ale z B musiałeś być precyzyjny. Kolejna frustracja. Łatwiej je wykorzystać niż sprawić, by wykorzystały jego. Hyll obniżył leżankę do właściwej wysokości i stanął za Zendem. B klęczał z głową skierowaną w dół i uniesionym tyłkiem, odsłaniając wilgotną zmarszczkę swojej lśniącej dziurki. Puls Hylla przyspieszył. Sięgnął i pociągnął pięść w dół erekcji Zenda. B jęknął. Hyll przytknął twarz do tyłka Zenda. Jęczał z rozkoszy czy dlatego, że tak właśnie był zaprogramowany? Hyll nie chciał, by miało to znaczenie, ale miało. Za każdym razem, gdy pieprzył Zenda, myślał o tym coraz bardziej. O co chodziło w chwilowej przyjemności, która może zaspokoić na poziomie fizycznym, ale nic ponadto? Hyll ścisnął jądra Zenda i językiem wytyczył ścieżkę wzdłuż jego kręgosłupa. Czy Trzy tak by właśnie smakował? Lepiej? Cofając się, by polać dłoń lubrykantem, Hyll rozsmarował go na długości swojej erekcji, obciągając raz i obserwując, jak nabrzmiewa; purpurowa główka wyłoniła się
Słowo bezpieczeństwa (a safeword) – jego użycie ma na celu dać osobie dominującej do zrozumienia, że przekroczone zostały granice bólu i wytrzymałości osoby uległej i należy przerwać sesję BDSM. 18
Barbara Elsborg Lucy in the Sky z ciemnej skóry jego fiuta. Nie wynaleźli sposobu, by utrzymać nawilżenie B, choć Hyll wiedział, że naukowcy nad tym pracowali. Co za żałosne marnotrawstwo zasobów. Było więcej spraw do odkrycia, niż to. Uprawiał seks z biobotem tylko dlatego, że mógł. Hyll naparł czubkiem penisa na pierścień mięśni, zamknął oczy i pchnął. Powolny, wyśmienity ślizg poprzez dwie warstwy mięśni i umysł Hylla został zamroczony. Zend westchnął, ale nie powiedział nic. Wiedział lepiej. Ciasny uścisk na kutasie Hylla był znakomity. Jego orgazm unosił się w oddali, potęgując dręczącą rozkosz z sekundy na sekundę. „Do biegu, gotowi, start” wymruczał Hyll, owijając ręce wokół bioder Zenda, gdy zatapiał się w nim tam i z powrotem równomiernymi pchnięciami. Czuł, jak pośladki Zenda się zaciskają, czuł mięśnie jego ud, naprężonych przy jego własnych. Oddech Zenda przyspieszył, by zrównać się z oddechem Hylla—mruczenie przeszło w sapanie, sapanie w jęki. Namiętne tarcie rozbudziło orgazm Hylla, galopując teraz po szlaku, kiedy pchał mocniej, drążył szybciej, zatapiając się w tyłek Zenda. Ból w tyle czaszki Hylla przybierał na sile. Zend uniósł tyłek, by zmienić kąt natarcia i to wywołało wyzwolenie Hylla. Orgazm przemknął wzdłuż jego kręgosłupa i zesztywniał, wspierając się na Zendzie poprzez kurczowe trzymanie jego bioder. Trysnął w niego, struga soków po strudze, aż poczuł, jak spływają w dół jego fiuta. Zend opadł pod naporem masy Hylla. Serce Hylla biło jak oszalałe tuż przy plecach Zenda, a on sam podążył ustami do łopatki Zenda, którą całował, lizał i przygryzał. Zend wypuścił zduszone skomlenie, a Hyll poczuł, że jego kutas doznaje ostatniego wstrząsu, gdy mięśnie tyłka B ścisnęły go mocno. Kiedy jego oddech wrócił do normy, Hyll cofnął się i stanął na chwiejnych nogach. Zend podciągnął się i zszedł ze stołu. Jego fiut był nadal sztywny. „Czy mam cię oczyścić?” spytał cichym głosem. Hyll podniósł wzrok. Ton głosu Zenda brzmiał—przez moment Hyll poczuł coś dziwnego. Rozkoszy B nie obchodziło, czy dochodziły, czy też nie. Ich celem było zaspokajanie innych, nie siebie, więc jeśli doszły, to tylko dlatego, że któryś z nich tego pragnął. Czasem Hyll chciał, by Zend osiągnął orgazm, a czasem nie. Ale Zend miał to gdzieś.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Czy, aby na pewno?
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dziewiąty Dereń kanadyjski, gatunek ozdobnego krzewu, przenosi swój pyłek szybciej niż jakakolwiek inna roślina, z mocą osiemset razy większą niż doświadczenia astronautów podczas startu.
Lucy śpiewała sobie i tańczyła przez około godzinę niewoli, i była całkiem pewna, że zwariowałaby w jeden dzień. Nie chodziło o to, że była przyzwyczajona do ciągłej rozmowy z ludźmi. W dni, kiedy pracowała w centrum ogrodniczym nie mogła z nikim zamienić słowa. Choć, jeśli jakiemuś nieszczęsnemu sukinsynowi, w postaci telemarketera, zdarzyło się zadzwonić, nieważne, co tam sprzedawał, Lucy była skłonna porozmawiać tylko po to, by zwolnić tempo. Lecz ten pokój robił wrażenie tak spokojnego i cichego jak… w grobie. O cholera. Nawet tak nie myśl. Tęskniła za swoim ogrodem, za szumem wiatru pośród drzew, świergotem ptaków. Brakowało jej nawet niespodziewanego przelatywania myśliwców odrzutowych Royal Air Force, ćwiczących niskie manewry, co zawsze sprawiało, że ona podskakiwała, a owce pędziły po drodze na drugą stronę pastwiska. Brakowało jej taty. Minęło siedem miesięcy odkąd umarł, i tęskniła za nim każdego dnia, mimo że był nieznośnym człowiekiem. Tęskniła za Trzy. Gdzie, do cholery, się podziewał? Oprócz poczucia deprywacji sensorycznej19—nikogo, z kim można porozmawiać, nikogo, kogo można posłuchać, żadnego otulającego zapachu, ani nic, na co można popatrzeć—Lucy odczuwała również głód i pragnienie. Ile dni minęło odkąd jadła? W porządku—godzin. Nabrała kilka łyków wody z umywalki, bez najmniejszych umiejętności, biorąc pod uwagę, że okazała się być ona zaprogramowana tylko do mycia rąk, tryskając szybko. Prawie ugrzęzła głową pod kranem, próbując podstawić usta pod strumień. Lucy policzyła dołeczki w podłodze siedem razy i za każdym z nich otrzymywała inny wynik. Przebrnęła przez cały alfabet, wymyślając męskie imiona, żeńskie imiona, miejsca nadające się do seksu, miejsca wykluczające seks, i myśląc tak o tym zdała sobie sprawę, 19
Oddzielenie człowieka od dopływu bodźców zewnętrznych.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky że gdyby znalazła się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, nie istniałoby miejsce wykluczające seks. Rozmyślała biorąc prysznic, bez mydła, bez szamponu, bez ręcznika, ani odzieży na zmianę. A co najgorsze—bez suszarki do włosów. Cóż, w każdym razie, nie w zasięgu wzroku. Lucy kilkakrotnie stukała i pukała wokół pokoju, mając nadzieję, że ściany rozsuną się z triumfalnymi fanfarami trąb, lub chociaż bez tego. Wykrzykiwanie „Sezamie, otwórz się” też nic nie dało. Wzięła się za ćwiczenie stania na rękach, kiedy jeden panel otworzył się tuż przy jej stopach, a ona zsunęła się bokiem na podłogę. Lucy stanęła na nogach i pospieszyła, by przeszukać komorę. Ha! Czy Trzy sądził, że Ziemianki nie mają mózgu? Za nic nie weźmie dobrowolnie trzech tabletek, które tam są, choć szklanka wody kusiła. Tylko co, jeśli coś do niej było dosypane? Och, pieprzyć to. Jakie to ma znaczenie? Czy mogło być jeszcze gorzej? Lucy opróżniła szklankę jednym haustem. Smakowało jak woda, więc pewnie to była woda. Pigułki schowała pod materac—będzie udawać otumanioną—i położyła się. Nie jak księżniczka, Lucy pomyślała z uśmiechem. Ale przecież zawsze zastanawiała się nad tą historią—Księżniczka na ziarnku grochu—no bo, czy groch nie powinien zostać zgnieciony i stać się papką? Chyba że był to suszony groch. Lucy obróciła się i jęknęła. Już traci rozum. Nie trwało to długo. W końcu wzięła prysznic tylko po to, by coś zrobić. ******** Aby upewnić się, że żywność i woda zostaną dostarczone do pokoju, w którym ukrywał Lucy, Trzy musiał włamać się do systemu głównego komputera, a nie chciał tego robić ze swojego stanowiska pracy. Użył do tego dyspozytorni na zewnątrz Kopuły Rozkoszy wiedząc, że skryje się przed Viledą, która wciąż czekała w jego kwaterze. Niestety nie uchronił się od krzyków. Dźwięki radosnej satysfakcji, które dochodziły z basenów były nazbyt jasne, choć ku jego zdziwieniu odkrył, że nie drażniły tak jak zwykle. Trzy chciał znaleźć innego Kolekcjonera i zapytać, czy do ich wspomnień zalicza się herbata z cukrem, aczkolwiek nie obmyślił jeszcze sposobu, w jaki to zrobi tak, by nie wzbudzać podejrzeń. Włączył kamerę, aby sprawdzić baseny.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Vasp, Kolekcjoner i jeden z ostrych jak żyleta goryli Caleda, który miał zdolność do irytowania Trzy jednym tylko spojrzeniem, leżał w płytkiej wodzie niebieskiego basenu, będąc zaspakajanym przez dwie B, męskiego i żeńską. Vasp został wysłany na najlepszą misję do Kew Gardens w Londynie. Nieusuwalny, Trzy był tego pewny. Inni dwaj Kolekcjonerzy byli na Moskiewskim Uniwersytecie i w Kanadyjskim Muzeum Przyrody. Trzy nie okazał żadnej reakcji na wysłanie go do maleńkiego centrum ogrodniczego w Yorkshire, ale miał o to pretensje. Teraz uważał, że nigdy nie był większym szczęściarzem. Za wyjątkiem trzech milosów w cyklu, gdy pozostawały zamknięte, baseny były w ciągłym użyciu przez Rozkosze i Pracusiów B oraz przez załogę. Udogodnienia Kopuły Rozkoszy były ekstrawagancją, lecz relaks, który zapewniała, uznano za niezbędny. W nagłych przypadkach woda była zmieniana w żel za dotknięciem jednego przycisku, pokrywając szybko szczelną osłoną każdy z basenów. Nawet coś tak zwyczajnego, jak rozlana wokół woda, mogło zagrozić stabilności statku. Colonizer nie stanowił wyjątku. Trzy lubił pływać w basenie z wyznaczonymi torami. Nigdy nie odważył się wejść do tego z bąbelkami. Więcej działo się pod jego powierzchnią niż powyżej. Postanowił poczekać, aż Vasp wyjdzie. Trzy wyłączył ekran i obrócił się w fotelu, próbując zdecydować, czy ośmieli się sprawdzić Lucy. Nie mógł tego zrobić z własnego panelu sterowania, ale jakie było ryzyko zerknięcia stąd? Jeden szybki rzut oka, by upewnić się, że nadal jest z nią w porządku, a potem wyłączy kamerę—na wszelki wypadek. Sięgnął do łącznika z toaletą B7 i przełknął. Z trudem. Przed swoją misją na Ziemię, Trzy mógł policzyć na palcach fentris chwile, w których miał erekcję inną od tej, kiedy przebywał w łóżku—sam. A ponieważ fentris to małż, wychodzi na to, że nigdy. Teraz jego penis stał się sztywny w jednej chwili na widok nagiej Lucy. „Zamknąć drzwi” warknął Trzy. Nie chciał, by ktoś go zaskoczył. Trzy obserwował, jak woda spływa kaskadą po Lucy, kiedy zwróciła twarz ku natryskowi. Uśmiechnął się na jej skamlenie, gdy ściana otworzyła się, ujawniając mydło i szampon. Może powinien był wyjaśnić sposób działania czujników. Kiedy jej dłonie zakryły piersi, a kciuki otarły się o sutki, Trzy oblizał wargi
Barbara Elsborg Lucy in the Sky i zapragnął być tam razem z nią. Nie ma sensu tam spieszyć, prysznice były dokładnie zsynchronizowane. Skończy, zanim on tam dotrze i wszystko przegapi. „Trzy?” Głos Viledy w jego komunikatorze sprawił, że żołądek mu się skręcił. „Tak?” zapytał. „Czekam na ciebie. Twój uniform jest gotowy i ja również. Zdjęłam ubranie i leżę naga na twoim łóżku.” Trzy wyłączył komunikator. Kropelki wody odbijały się od ciała Lucy, drobne diamenciki migotały w świetle. Powiększył na ekranie obraz jej twarzy i patrzył, jak woda spływa w dół długich, gęstych rzęs i kapie na piegowate policzki. Ponownie zmniejszył obraz, by zobaczyć, jak cienki strumień rośnie, spływając w dół jej szyi i wokół piersi, zatrzymując się dłuższą chwilę na jej napiętych sutkach. Dysze suszące zostały uruchomione, a Lucy wyskoczyła pędem na środek pomieszczenia. Trzy roześmiał się. Kiedy wróciła w róg i pozwoliła ciepłemu powietrzu dmuchać wokół, okręcając i obracając ciało pod strumieniem, jego śmiech zmienił się w jęk. Trzy wsunął rękę do spodni i poprawił penisa. Potrzebował, by włożyła ubranie. Tylko, tak naprawdę, wcale tego nie chciał. Lucy rzuciła się na łóżko. Naga. Jej śliczny tyłeczek rumienił się od prysznica, a ona rozciągnęła się jak Micros henga. Trzy zacisnął zęby. Powinien wyłączyć monitor, zamiast tego rozpiął suwak. ******** Hyll oblizał usta, jego wzrok utkwiony był w dłoni Trzy, wsuniętej w przód jego spodni. Usłyszał głos Viledy, zanim Trzy wyłączył swój komunikator. Czy ta B faktycznie go pociągała? „Zamknąć drzwi” powiedział Hyll, po czym wyszeptał do ekranu „Wyciągnij swojego fiuta.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Nawet nie mrugnął, kiedy Trzy, jednym pociągnięciem, obnażył się. Hyll jęknął. Jęknął głośniej, gdy Trzy wstał i szarpnął w dół swoje spodnie. Palce Hylla majstrowały przy kamerze. Następnie zbliżyły się do lśniącego, ciemnoróżowego szczytu penisa Trzy, gdy ten zakołysał się leniwym łukiem, pogrubiając się, wydłużając. Do zimpryjskiej cholery. Wydawało się, że Rozkosze B zawsze przybywały z erekcją. Nigdy nie zauważył, by kutas Zenda robił coś innego niż stał w gotowości. Hyll widział wcześniej penisa Trzy— gdy go badał, gdy pływali w basenie, w pomieszczeniach słonecznych. Ale nigdy nie obserwował tego—sposobu, w jaki rośnie szybciej niż roślina Grigus, pęczniejąc, zwiększając objętość, przygotowując się do rozsadzenia główki nasiennej. Hyll jęknął ponownie. Trzy rozpiął koszulę, rozsunął ją i usiadł w fotelu. Dzięki wam, Bogowie. Hyll miał doskonały widok na krocze Trzy, choć chciałby wiedzieć, co tak podnieciło Trzy. Czyżby obserwował Viledę leżącą nago na jego łóżku? Lub kogoś innego? I dlaczego teraz? Co się wydarzyło w trakcie podróży na Ziemię? Hyll rozpiął swoje spodnie khaki, uwalniając swego penisa, nim ten eksplodował. Sięgając za pasek czarnego benus, Hyll objął swoje jądra, chwytając je mocno, a następnie zacisnął pięść na podstawie swego fiuta. Chciał wytrwać tak długo jak Trzy. Ciężki, napięty worek mosznowy Trzy zbliżył się mocno do podstawy jego penisa, a usta Hylla stały się wilgotne na myśl o otarciu się o niego podbródkiem, braniu do swych ust, ssaniu, lizaniu, całowaniu. Wyobrażał sobie Trzy stojącego nad nim, wplatającego palce w jego włosy i nakłaniającego do zrobienia więcej, przyjęcia głębiej, pochłonięcia go. Hyll pozwolił sobie na jedno powolne pociągnięcie wzdłuż swojej długości i zadrżał. ******** Lucy przycisnęła twarz do poduszki i pomyślała o Trzy. Powiedział, że powinna mu zaufać i nawet jeśli uważała, że nie mogła, że tego nie zrobi, że nie powinna—jaki miała wybór? Była w górze, pośród gwiazd, miliony, tryliony, gazyliony20 kilometrów od domu, bez nadziei na powrót. Czy zaufanie jest naprawdę takie trudne? Okej, faceci zawiedli ją w przeszłości. Bardzo. Mike, a potem Jasper i Richard, o i Eric—och, przestań, powiedziała do siebie. Czemu myślisz o draniach, kiedy możesz wyobrazić sobie lepsze rzeczy? Lucy pomyślała o sposobie, w jaki dotykał ją Trzy, jak gdyby nie był w stanie 20
Dowolna liczba dodatnia, całkowita z przedziału od 1 do + ∞, która akurat pasuje w zdaniu.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky uwierzyć we własne szczęście. Odwróciła się na plecy, zakrywając ramieniem oczy przed światłem i przesunęła dłoń na swą pierś. Uszczypnąwszy sutek między wskazującym palcem a kciukiem, Lucy wciągnęła powietrze przez zęby, wspominając sposób, w jaki robił to Trzy. Ścisnęła mocno, czując rwanie w swym sednie. Jej palce zsunęły się do wilgotnego zbiegu ud. Trzy. Trzy. Trzy. Potok ciepłego płynu zwilżył jej dłoń, a ona przeciągnęła jednym palcem wzdłuż swych obrzmiałych fałdek, gromadząc wilgoć, zanim przesunęła go tam i z powrotem, rozsuwając delikatnie płatki swej płci. Gdy rozsmarowywała wilgoć coraz mocniejszymi okrążeniami, jej oddech stał się głośny. Płomienne wstrząsy rozkoszy rozpoczęły rozdzierającą ścieżkę przez jej ciało, aż kołysała tyłkiem po łóżku. Tak wolno, jak tylko mogła, Lucy zanurzyła dwa palce wewnątrz swojej cipki, aż czubkiem dłoni docisnęła swą łechtaczkę. Żar zwinął się w jej brzuchu niczym wąż gotujący się do ataku, a ona wydała z siebie głośny jęk. Jej sutki zaswędziały, kiedy mięśnie cipki się zacisnęły. Poruszała się teraz szybciej, a dźwięk wsuwanych i wysuwanych z jej przemoczonej cieśniny palców porażał jeszcze bardziej. Lucy uniosła biodra na spotkanie napierającej dłoni, rzucając się mocniej, gdy zwiększyła szybkość swoich pchnięć. Zacisnęła oczy i przeniosła drugą rękę w dół, do swej łechtaczki. Przesuwając stopy w górę łóżka, Lucy rozszerzyła kolana i zaczęła drażnić nabrzmiałe sedno błyskawicznie szybkimi ruchami, by dopasować je do pchnięć palców, a następnie spowolniła ruchy dla przeciągnięcia przyjemności. Kiedy naparła palcami z obu stron łechtaczki, nie było gdzie uciec niż w nieubłagalny uścisk czystej rozkoszy. Jej klatka piersiowa się ścisnęła, a spazmy uderzały ostro i żarliwie, jak dzikie płomienie wybuchające w jej jelitach. Gdy intensywność wzrosła, Lucy naparła na siebie mocniej i z dzikim jękiem płynęła na palącej fali w sam środek płomieni. ******** Trzy zapomniał oddychać. Zapomniał mrugać. Zapomniał, że ktoś w każdej chwili mógł zacząć zastanawiać się, gdzie był. Jedną dłonią ścisnął podstawę swego penisa tak mocno, że aż stracił czucie w palcach. Drugą dłonią pociągnął wzdłuż długości—chwytając
Barbara Elsborg Lucy in the Sky ciasno, potem rozluźniając, ciasno, rozluźniając, ściskając jak pastę do zębów. Jego palce były zroszone preejakulatem, a trzon sunął szybciej dzięki jego mokrej pięści. Jądra miał obolałe z potrzeby szczytowania, nabrzmiałe tak bardzo, że każde muśnięcie było agonią— ekstazą. Ruchy Lucy stały się bardziej zapamiętałe, a Trzy dopasował się do nich, wykręcając swego kutasa, gdy szarpnął nim w uścisku. Kiedy jej biodra podskoczyły i wydała z siebie okrzyk, Trzy doszedł ze zdławionym jękiem. Obciągnął bulwiasty czubek swego fiuta serią krótkich, ostrych ucisków, używając opuszka kciuka oraz palca wskazującego, i puścił swe jądra, pozwalając im przywrzeć ciasno do podstawy erekcji. Ostatni oddech, który zaczerpnął przed szczytowaniem był nierównym dyszeniem rozkoszy. Gdy tylko Lucy osunęła się na łóżko, jego sok zagotował się w mosznie, odpalając fiuta i Trzy wytrysnął długimi, gęstymi pasmami, zalewając ekran. ******** Hyll rzadko się masturbował. Nie musiał; nie, mając do wyboru dziewięćdziesiąt dziewięć Rozkoszy B, mimo, że nawet nie wykorzystywał ich pełnych walorów. Nie pamiętał takiego stanu podniecenia odkąd osiągnął dojrzałość, a jego ojciec zabrał go do Domu Rozkoszy. Pragnął Trzy, naprawdę go pragnął i fakt, że nie mógł go mieć był lepszym afrodyzjakiem niż soczyste korzenie Kanha. Pomijając to, że dopiero co spuścił się do Zenda, jego jądra znów stały się pełne, a fiut nigdy nie był twardszy. Hyll naśladował ruchy Trzy, wyobrażając sobie dłoń Trzy na sobie, zamiast jego własnej. Szybko, powoli, łagodnie, ostro, każde pociągnięcie pięścią wysyłało dreszcze w dół kręgosłupa. Preejakulat sączył się długimi, lepkimi pasmami z pulsującej szczeliny na główce penisa, maleńkie oczko otwierało się i zamykało, podczas gdy orgazm się zbliżał. Hyll zobrazował sobie Trzy, klęczącego, gotowego uchwycić każdą kroplę jego soku i widok ten katapultował go do wyzwolenia. Na dłuższą chwilę świat Hylla stał się zupełnie czarny, potem gwiazdy eksplodowały jedna po drugiej, aż wszystko stało się białe. Gdy tylko ostatnie wstrząsy orgazmu ucichły, jego wzrok powrócił, lecz niewyraźny. Zamrugał, by złapać ostrość i kiedy zobaczył, co narobił, parsknął śmiechem. Mimo pierścienia benus wokół jego jąder, wybuchł jak gejzer,
Barbara Elsborg Lucy in the Sky wyrzucając z siebie sok na wszystko, co znajdowało się na jego biurku. O Zimbooci, nawet jego kubek jav nie przetrwał.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dziesiąty Chwast – roślina przeważnie niepożądana, nieciekawa i uciążliwa, gdyż pojawia się tam, gdzie jej nie chcemy.
Trzy ruszył korytarzem. Osiem milosów po tym, jak obserwował Lucy, dającą sobie rozkosz, i licząc ich każde tretosy. Pragnął udać się wprost do niej i włożyć swojego fiuta tam, gdzie były wcześniej jej palce, ale miał robotę w Piątej Biokopule, gdzie zawiodło urządzenie chłodzące. Próbki musiały zostać przeniesione i on miał to nadzorować. Ta sprawa miała pierwszeństwo przed raportem dla Caleda i rozmową z Vaspem, a także, niestety, przed przyjemnością z Lucy. Przetrwanie roślin zawsze było najważniejsze. „Potrzebujesz utrwalającego kursu startowania i lądowania, Trzy?” zapytał głos tuż za nim. Jak, do zimpryjskiej cholery, Vasp dowiedział się o jego kraksie? Czy to Hyll mu powiedział? Trzy zastanowił się przez chwilę, czy to przypadkiem nie Vasp majstrował przy jego statku, by doprowadzić do awarii. Zwrócił twarz w kierunku Vaspa, uśmiechając się znacząco. „Musiałeś uczestniczyć w kilkudziesięciu. Który polecasz?” „Nic dziwnego, że Caled nie ufa ci na tyle, by wysłać cię do czegoś większego niż centrum ogrodnicze na kompletnym zadupiu. Pamiętałeś, by podnieść osłony?” Trzy nie miał zamiaru złapać się na przynętę. „Jak było w Kew Gardens?” „Doskonale. Caled jest zachwycony tym, co przywiozłem z powrotem.” „Gratuluję.” „Więc, co takiego się stało, Trzy? Dostałeś zastoju mózgu? Twoje obwody się poplątały? Wpadłeś do kałuży i podsmażyłeś sobie dupę?” Trzy po prostu patrzył na niego. Nie chciał pytać tego sepackiego idioty o herbatę i trzy łyżeczki cukru. Spróbuje z jednym z pozostałych Kolekcjonerów.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „No dalej, Trzy. Co się stało?” Vasp wykorzystywał jego imię, by go wkurwiać, lecz tym razem się nie udało. Trzy myślał o Lucy i jej niesamowitym imieniu, i uśmiechnął się. Odchodząc, Trzy zawołał jeszcze za siebie. „Nastąpiła katastrofalna usterka czerwonego przycisku.” „Co?” „Stopa mi się omsknęła.” Uśmiech Trzy nie trwał długo. Nadal nie wymyślił wyjścia z bałaganu, w który wciągnął Lucy. W najbardziej optymistycznych chwilach wyobrażał sobie, że Caled powie: „Może pracować w biokopule, dzielić z tobą łoże i wrócić z nami na Syobwoc. To będzie przyjemność mieć ją na pokładzie.” Bardziej prawdopodobne, że Caled—cóż, to był właśnie problem, nie miał bladego pojęcia, co zrobi Caled. Ale Trzy wiedział, że nie byłoby to nic, co by mu się spodobało. Kiedy wszedł na mostek kapitański, Caled siedział w swoim fotelu, czekając. Jego dowódca o kwadratowej szczęce utkwił swój jasnoniebieski wzrok w twarzy Trzy i nawet nie drgnął. Trzy założył ręce za plecami i wytarł dłonie o spodnie. Dlaczego odczuwał potrzebę wyznania wszystkiego, łącznie z obsesją na punkcie poolah i cyklicznym wyłączaniem komunikatora? Czy do jego głowy został wszczepiony jakiś kompleks poczucia winy? „Zaczynaj” powiedział Caled. Kusiło go, by rozpocząć od jakiegoś zabawnego punktu, jak na przykład: „po tym, jak umyłem zęby i się ogoliłem”, by przekonać się, co powie Caled, lecz Trzy się temu oparł i zrelacjonował misję z całkowitą szczerością aż do momentu, w którym to rozbił się w ogrodzie Lucy. Nie ma sensu udawać, że to się nie zdarzyło. Dziennik pokładowy to zarejestrował i Trzy nie dał rady tego usunąć. Był zbyt zajęty Lucy. „Zawinąłem do portu w celu przeprowadzenia pełnego przeglądu diagnostycznego.” Caled stukał palcami o oparcie swego fotela. „Wydaje się, że nie stwierdzono nieprawidłowości.” „Nagły niewyjaśniony punkt na ekranie radaru.” Nawet, gdy to wypowiedział, Trzy był pewny, że nigdy się tym nie wywinie.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Nie było czegoś takiego. Twój błąd?” zapytał Caled. „Nic mi o tym nie wiadomo.” Chociaż może? Zastanawiał się Trzy. „Twoje biodane wskazują kilkakrotnie podwyższony poziom serotoniny21.” „Obawa związana z tym niewyjaśnionym punktem.” Caled wstał i zaczął coraz ciaśniej okrążać Trzy. Trzy mógł wyczuć coś stęchłego. Caled niepokoił go z wielu powodów. „Groźba trafienia w ziemską stację kosmiczną?” pytał Caled. „Natknięcie się na kometę? Asteroidę? Czarną dziurę? Chcesz jeszcze coś dodać do tej listy? Starcie z oddziałem legoliańskich piratów? Musiałeś użyć ventusiańskiego dopalacza?” Trzy otworzył usta i zamknął je z powrotem. „Leciałeś nago.” „Wyjaśniłem to. Moje—” „Na pokładzie jest zapasowy zestaw ubrań.” Trzy otworzył szeroko oczy. „Naprawdę?” Caled zmarszczył brwi i jeszcze raz okrążył Trzy. „Znalazłeś wszystko w tamtym centrum ogrodniczym?” Bogowie, odpuścił. „Tak.” Trzy przebiegł myślami po wszystkim, co zdobył oraz po stanie próbek. Gdy Caled pozostał milczący, Trzy był wciąż przekonany, że on wie o wszystkim. „Jesteś zadowolony ze swojej pracy?” On coś wie. „Nie rozumiem pytania.” Caled uśmiechnął się, a Trzy musiał stłumić dreszcz. Trzy aż odniósł wrażenie, że jego dowódca ma zbyt dużo zębów. Hormon szczęścia/miłości. Działa przeciwdepresyjnie, obniża skłonność do agresji i zachowań obsesyjnych. Odpowiada za prawidłowy sen i apetyt. Serotonina zwiększa też ochotę na seks. 21
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Czy czujesz, że czegoś ci brakuje?” Tak. „Nie.” „Chcesz mi coś powiedzieć?” Kurwa. „Nie.” „Zapisz się na kompleksowe badanie. Jesteś wolny.” ******** Lucy zebrała sporą kolekcję pigułek. Odkryła, że jeśli położy dłoń na określonym fragmencie ściany i przytrzyma ją tam przez trzy sekundy, to rozsunie się, oferując wodę i jeszcze więcej tabletek. Ciepło i napór, pomyślała. Ułożyła trzydzieści jeden szklanek i dziewięćdziesiąt trzy tabletki. Okej, dała się trochę ponieść emocjom, miała zamiar zatrzymać się na trzydziestu, ale była tak bardzo znudzona. Pigułki stworzyły tęczową kolekcję, więc ułożyła je w zbiory, nadała nazwy i zaczęła grać, przerzucając je między dołeczkami w podłodze. Cokolwiek, co zdoła odciągnąć ją od myślenia o Trzy, kobiecym głosie i dręczącym głodzie trapiącym żołądek. Kolejność ich znaczenia zmieniała się z minuty na minutę. Poduszka wyglądała apetycznie. Kilka sekund później, znudzona improwizowaną grą w pchełki, Lucy wrzuciła je z powrotem do szklanki. Z odwróconych naczyń wyznaczyła wokół pokoju szlak, zamierzając skakać od jednego do drugiego. Wystarczyły trzy skoki, by upadła. Potem zbudowała wielowarstwową szklaną wieżę, a pigułek użyła jako ozdób. Ultranowoczesna choinka. Gdyby tylko miała jakiś plastyczny materiał, mogłaby coś wyrzeźbić, żeby się rozerwać. Kiedy drzwi się otworzyły i ujrzała Trzy, Lucy skoczyła i pobiegła, by zarzucić na niego ramiona. „Nie wiem, czy cię zjeść czy pocałować.” Trzy jęknął i podążył ustami w stronę jej szyi. Lucy odsunęła się. „Przyniosłeś mi coś do jedzenia?” Drzwi się za nim zamknęły, a jego wzrok zatrzymał się na stosie szklanek. „Nie możesz być głodna.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Ale nie dałeś mi nic do jedzenia od kilku dni.” Jego usta drgnęły. „Byłaś tu przez osiem ziemskich godzin.” Ramiona Lucy opadły. „Och, cóż, ale nadal potrzebuję jedzenia.” „Bawisz się nim.” „To jest jedzenie? Myślałam, że to dragi, żebym była spokojna i posłuszna.” Lucy zsunęła dłonie na jego pośladki i ścisnęła. „Mogę myśleć o kilku rzeczach.” „Możesz?” Westchnęła. „O dużym talerzu z rybą i frytkami.” „Z dużą ilością win…nego octu.” Trzy zesztywniał, gdy skończył mówić. „Jadłeś kiedyś rybę z frytkami?” Lucy dziwiła się wyglądowi jego zdezorientowanej twarzy. Pokręcił głową. „Może któraś z tabletek ci posmakuje. Każda z nich to inny rodzaj jedzenia. Trzy pigułki składają się na pełnowartościowy posiłek. Choć teraz je pomieszałaś, to niekoniecznie muszą być te wydzielone.” Lucy odsunęła się i zebrała całą garść. „Jestem wystarczająco głodna, by zjeść konia. Co się stanie, jeśli wezmę dwadzieścia naraz? Rozsadzi mnie?” Trzy parsknął śmiechem. „Być może. Spróbuj tej. Czerwone są zwykle smaczne.” Wrzucił pigułkę do jej ust. Possała i połknęła. Chwilę później, oczy Lucy otworzyły się szeroko. „Łoo, czuję, jakbym zjadła coś słodkiego. Powiedziałabym, że to było dobre, ale najpierw chciałabym wiedzieć, co to było. Uważałam, że kaszanka jest smaczna, póki nie dowiedziałam się, że jest zrobiona ze skrzepłej świńskiej krwi.” Trzy odchrząknął. „Nie możesz oszukać mnie dwa razy. Jakimiś lermiańskimi przysmakami. Wy tak naprawdę nie bierzecie tych tabletek zamiast prawdziwego jedzenia, prawda?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Czasami.” „Ja…nie…nazwałabym…tego…postępem.” Lucy jęczała pomiędzy każdym słowem, podczas gdy Trzy wytaczał pocałunkami drogę od jej ucha do ust. „Ja…” Wtedy jego język znalazł się w jej ustach i Lucy nie mogła już ani mówić, ani myśleć, tylko czuć. Trzy pieprzył jej usta swym językiem tak ostrym i roszczeniowym wtargnięciem, że Lucy zatoczyła się do tyłu pod tym naporem. Zakleszczona pomiędzy twardym ciałem Trzy a ścianą, wydała z siebie jęk prosto w jego usta. Jej cipka była obolała, a ona sama została uziemiona przez jego umięśnione udo. Jego ręce wsunęły się pod jej top, ściągając go przez jej głowę i odrzucając na bok. Palce drażniły twarde już sutki, udo uporczywie ocierało się między jej nogami, a on cały czas trzymał ją całując, uwodząc. W końcu cofnął usta, a Lucy zaczęła wciągać powietrze urywanymi oddechami. Trzy trzymał ją za biodra i patrzył w jej oczy. „Chcę cię nagą.” „Tak, proszę pana.” Lucy strząsnęła swe piżamowe spodnie i kopnęła je z dala od stóp. Trzy uśmiechnął się i opuścił głowę, liżąc wokół jej ucha. Równie dobrze mógł lizać jej łechtaczkę, bo Lucy wygięła się w jego stronę i zatopiła palce w jego ramionach. Jego pocałunki przeniosły się na jej gardło, a dłońmi chwycił jej piersi, ugniatając delikatnie, gdy przejechał mokrym językiem po jej sutku. Wszystko, co zrobił odbijało się echem pomiędzy jej nogami. Zassał jej sutek i Lucy mogła przysiąc, że jego usta znajdowały jej na jej cipce. Trzy przygryzał, lizał i ściskał jej pierś aż Lucy pomyślała, że nie wytrzyma tego dłużej. Wtedy przeniósł się na drugą, rozpoczynając od początku proces doprowadzania jej do szaleństwa. Napięcie rosło z każdym dotykiem. Doznanie zwiększyło się do takiego poziomu, że Lucy musiała świadomie podejmować wysiłek, aby oddychać. Opadł na kolana i językiem wyznaczył ścieżkę do jej pępka, cały czas zaciskając jej piersi w swych dużych dłoniach. Lucy wplotła palce w jego włosy i mocniej przylgnęła do ściany, mając nadzieję, że utrzyma ją w pionie. Od muśnięć jego ust na jej brzuchu dostała gęsiej skórki, czując, jak się przy niej uśmiechnął.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Objął dłońmi jej pośladki i przytrzymywał ją, gdy wcisnął usta między jej nogi, pozostawiając delikatne pocałunki na wewnętrznej stronie jej ud. Otarł nosem o jej fałdki, a kolana Lucy zadrżały. Była przemoczona, zawstydzona tym, że można być aż tak mokrym. Przygryzła dolną wargę, rozpaczliwie próbując dojść i zaciekle broniąc się przed tym. Kiedy dotknął ją swym językiem, biodra Lucy szarpnęły przy jego twarzy. Trzy chwycił ją mocniej, trzymając nieruchomo. „Jeszcze nie” wyszeptał. „Poczekaj.” Roześmiałaby się, gdyby była w stanie. Zamiast tego jęknęła. Jeden ruch jego języka wzdłuż jej wilgotnych fałdek i Lucy musiała powstrzymać pisk. „Smakujesz jak najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek jadłem” wyszeptał. Lucy odchrząknęła. „Lepsza od lermiańskich przysmaków?” Jego ramiona rozkołysały jej biodra, gdy się zaśmiał. „Tak.” A potem jego palce znalazły się w jej cipce, usta na jej łechtaczce, i Lucy nie była w stanie wymyślić kolejnego żartu, by uratować swoje życie. Wezbrało w niej uczucie nadchodzącej błogości, napinając i odprężając coraz silniejszymi i silniejszymi falami. Walczyła z przypływem. To było zbyt piękne, by nadejść od razu. Lecz jego palce napierały, gdy język okrążał jej wrażliwy pączek, kreśląc i dociskając, prowadząc ją wąską ścieżką do spełnienia, a Lucy nie miała innego wyboru, jak tylko pozwolić mu się posiąść. Kiedy szarpnęła się przy jego twarzy, spłynęła z niej wilgoć. „Trzy, Trzy, o Boże” dyszała. Fajerwerki wybuchły w jej rdzeniu, ogniste smugi żaru rozpalały każdą część jej ciała. Na szczęście Trzy ją podtrzymywał. Kości w jej nogach się stopiły. Maleńkie wstrząsy wtórne dręczyły ją, obaliły, aż Lucy uświadomiła sobie, że on na nią patrzył. Spojrzała w dół na jego mokrą twarz i przełknęła. „Po raz pierwszy użyłaś mojego imienia” powiedział. „Co—Bóg?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Uśmiech na jego twarzy omal nie sprawił, że jej serce eksplodowało z radości. Był wspaniały, silny, a zarazem tak delikatny. Trzy wstał i uniósł palce do jej ust. Lucy skosztowała samej siebie, słono-słodkiego piżma. Pocałował jej czoło. „Po tym, jak wzięłaś prysznic, kiedy ujrzałem, jak twoje palce wsuwają się—” „Co?” Lucy próbowała się wydostać, lecz jej nie pozwolił. „Podglądałeś mnie? Jak?” Przebiegła wzrokiem po pokoju. „Kamera.” Przywaliła łokciem w jego klatę, by się uwolnić i opadła na podłogę, chwytając swoje ciuchy. Trzymała je drżącymi palcami przed sobą, cofając się w stronę łóżka. „Lucy—” „Zamknij się. Podglądałeś mnie. O Boże.” „Przepraszam. Przykro mi. Bogowie, wyglądałaś tak pięknie. Nie mogłem nic na to poradzić. Pragnąłem tylko—przepraszam. Co mogę zrobić, żeby to naprawić?” Lucy przełknęła mocno i pomyślała nad tym. „Pozwól mi przyglądać się tobie.”
Trzy przełknął. „Przyglądać się mnie?” Nie był pewny, lecz zdawało mu się, że wychwycił błysk uśmiechu na twarzy Lucy, gdy się odwracała. Miał przepyszny widok na jej jędrne pośladki, nim usiadła na łóżku. Skrzyżowała nogi, kurczowo trzymając przed sobą ubranie. Czy się uśmiechnęłaś, ty mała hengo? „To znaczy, chcesz, żebym—” „Tak.” Teraz Trzy się uśmiechnął. Była to sroga kara. Rozpiął guziki swojej koszuli i zsunął ją z ramion. Jej wzrok zatrzymał się na jego piersi, zanim opadł w kierunku namiotu w jego spodniach. Kiedy zrzucił buty, spojrzała na jego palce. Trzy podkurczył je, a oczy Lucy się rozszerzyły. Zastanawiał się, co sobie myślała. Trudno rozmawiać z Lucy. Jej umysł nie pracował w sposób, który potrafił przewidzieć. Rozpiął rozporek, a jej język wysunął się
Barbara Elsborg Lucy in the Sky spomiędzy ust. Lucy oblizała środek górnej wargi, przygryzła dolną, zamknęła usta i przełknęła z trudem. Dłoń Trzy zastygła na kroczu. Jego serce galopowało. Wyłączając to, że nie miał pojęcia, co teraz myślała. „Dlaczego przestałeś?” zapytała Lucy. Trzy ściągnął spodnie, a jego kutas wyrwał się na wolność. Nie odrywając wzroku od twarzy Lucy, chwycił podstawę swego penisa i ścisnął mocno. Lucy opuściła, ściskane przez siebie przy piersi, ubrania, eksponując różowy czubeczek sutka. Nie dochodź. Nie dochodź. Nie dochodź. Trzy wykonał powolne pociągnięcie w górę—ściskając, gdy przebiegł i potarł opuszkiem kciuka nabrzmiałą główkę. Mógł to zrobić jeszcze raz. Może dwa. Lucy odsłoniła obie piersi. Trzy zadrżał. Nie, ani razu. Spójrzcie w jej oczy. Nie chciał tego zrobić. Pragnął zagłębić się w jej wnętrzu, lecz opuścił pięść do podstawy swego fiuta i ponownie pociągnął ją w górę, skręcając i ściskając. Jego jądra mrowiły i Trzy chwycił je—mocno. Być może ból opóźni nieuniknione. Te ciepłe, zmysłowe, łobuzerskie, piękne oczy zahipnotyzowały go, a ból w jądrach ustąpił. Skupiła się na jego dłoniach, obserwując każdy ruch, każde obciągnięcie jego kutasa. Trzy ugniatał jedną dłonią swój worek, a palcem przesunął po ultraczułej główce, aby zebrać kroplę preejakulatu. Wydała z siebie gardłowy jęk i mięśnie jego brzucha się napięły. Wkrótce, obiecał swoim jądrom. „Kim była ta kobieta?” zapytała Lucy. Trzy zamarł, a jego penis i serce zadrżały. „Ma na imię Vileda.” „Pieprzyłeś ją?” Zazdrosna? Jego serce ekscytowało się tą myślą. „Nie i nie chcę.” Nigdy nie chciał. Całe swoje życie czekał na Lucy. Otworzył usta, by jej to powiedzieć, ale czuł, że to nie była odpowiednia chwila, więc zamknął je z powrotem. Jej miodowa słodycz nadal utrzymywała się na jego języku. Zgięła swój palec wskazujący i przywołała go nim. Trzy rzucił się przez pokój i wskoczył na łóżko, odrzucając na bok jej ubrania i popychając ją na plecy, a następnie
Barbara Elsborg Lucy in the Sky obracając ją na przód. Umieścił swoje dłonie po obu stronach jej głowy, jego kolana obejmowały jej biodra. „Och, jesteś jak duży szczeniak.” Lucy zaśmiała się w poduszkę. Trzy opuścił głowę i wytyczył językiem wilgotny szlak od jej szyi, poprzez każdy kręg kręgosłupa, aż do, wiercącego się, tyłka. Jęknął. „Lucy, nie mogę czekać.” Odwróciła głowę, by spojrzeć przez ramię i jej oczy się zwęziły. „Ani ja.” Trzy wsunął pod nią dłonie i uniósł jej biodra, rozkładając tak jej nogi, by móc ustawić swego kutasa przed miękkimi, lśniącymi fałdkami. Zanurzył się głęboko, a ona sapnęła, zaciskając się wokół niego. Gorąca, mokra i ciasna. Nic nie mogło zapewnić lepszego uczucia. Trzy nie był w stanie się poruszyć. Nie był w stanie się nie poruszyć. Wycofał się, aż tylko jego nabrzmiały czubek pozostał wewnątrz niej, by następnie pchnąć w tym samym momencie, gdy Lucy naparła na niego tyłem. Uczucie jej miękkiej tkanki, przesuwającej się wzdłuż jego twardej długości na nowo wznieciło w nim pilną potrzebę spełnienia. Zacisnął zęby i zatrzymał się. Lucy miała własną koncepcję. Kołysała się w przód i w tył, a jego jądra uderzały o jej wilgotność. Dlaczego on walczy? Oboje pragnęli tego samego. Powolny mógł się dostosować do szybkiego. Trzy przejął kontrolę i ujeżdżał ją, poruszając się z mocą w głąb jej cipki i z powrotem, pozwalając ciśnieniu narastać. Przesunął swoje ramiona na jej, trzymając się wierzchu jej dłoni, gdy szarpnął biodrami, by dostać się głębiej. Wtedy Lucy krzyknęła i chwyciła go swymi mięśniami tak mocno, że wyrwała orgazm z jego ciała, by ją powitał. Trzy wstrząsnęło wewnątrz niej, każdemu gorącemu strumieniowi towarzyszyło warknięcie. Szarpnął intensywnie, jego świat zmienił się na ten moment w jedno nieskalane doznanie. Przytomność wsączyła się do jego zamroczonego umysłu, uświadamiając mu, że leżał na niej całym swoim ciężarem. Trzy pozwolił swemu penisowi wysunąć się z ciepła Lucy, potem ułożył się przy jej boku i wziął ją w swoje ramiona. Lucy dyszała ciężko w jego twarz, otworzyła przepełnione żądzą oczy i uśmiechnęła się. „Jesteś w tym taki dobry. Masz duże doświadczenie?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Starała się brzmieć zabawnie, lecz Trzy nie umknęło drżenie niepewności. Był tak szczery, jak tylko mógł. „Nie wiem.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział jedenasty Piękny Nerium oleander22 jest być może najbardziej zabójczą rośliną na Ziemi. Wszystkie jego części są trujące, a spożycie miodu, wytwarzanego przez pszczoły z nektaru tej rośliny, może mieć skutek śmiertelny.
Lucy zamrugała. „Co to znaczy? Jak możesz nie wiedzieć, ile razy uprawiałeś seks?” Żołądek Trzy zawirował. Usta straciły całą wilgotność. „Ja nie.. nie… nie jestem tym, kim myślisz.” Zmarszczyła brwi. „Chodzi ci o to, że tak naprawdę masz ogon, rogi i bulwiasty nochal, ropiejącą klatkę piersiową i krzaczaste brwi?” „Hę?” Dla Trzy niepokojące było to, że wyglądała, jakby mówiła poważnie. „Jeśli pokażesz mi swoje prawdziwe oblicze, postaram się nie zwariować. Prawdopodobnie mogłabym pogodzić się z ogonem i rogami, ale raczej nie z tą klatą. I oczywiście, nie miałabym obiekcji co do dwóch penisów. To mogłoby być bardzo interesujące.” Sprawił, że była zdenerwowana tak, jak on. „Nie jestem…” O Bogowie, nie miał pojęcia, jak jej powiedzieć. „Czym?” szepnęła. „Człowiekiem? Jesteś smokiem? Jesteś…pająkiem?” „Lucy, przestań zgadywać i posłuchaj. Zostałem—wyprodukowany.” Nastąpiła długa pauza, nim się odezwała. „Konstruktor wykonał świetną robotę, nie dając ci bulwiastego nochala i ropiejącej klatki piersiowej.” „Dzięki.” „Wyprodukowany. Cóż, wiesz co? To tak, jak ja.” Spośród wszystkich odpowiedzi, których mogła udzielić, ta była jedyną, której się nie spodziewał. „Co?” rzucił.
22
Oleander pospolity
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Mama i tata zawsze powtarzali, że jestem wyjątkowa. Kiedy miałam dziesięć lat kazali mi usiąść i powiedzieli, że nie mogli mieć dzieci w naturalny sposób. Próbowali wszelkich sposobów i wydali mnóstwo pieniędzy, aż w końcu dostali mnie. Powstałam w laboratorium. Rozpoczęłam życie jako drobinki komórek w probówce. Byłam absolutnie wyjątkowa.” Uśmiechnęła się. „Więc ty też jesteś.” Ach, to nie ten sam rodzaj produkcji, pomyślał. „Ja…” Powiedz jej. „Jestem wytworem bioinżynierii. Moje organy wyhodowano i przeszczepiono mi. Zostałem udoskonalony. By słyszeć lepiej, widzieć lepiej, działać sprawniej i myśleć szybciej. Nie pamiętam rodziców. Ja…nie sądzę, bym ich posiadał. Jestem Trzy i pomimo, iż nie chcę tego zaakceptować, gdzieś tam jest Jeden i Dwa. Jestem numerem. Nie osobą.” Lucy spojrzała. „Brak rodziców nie ujmuje ci niczego jako osobie. Możesz być czymś więcej niż to. Możesz być kimkolwiek zechcesz, ponieważ nie jesteś obarczony czy skażony tym, co było wcześniej. Nikt nie osądza cię podług opinii o twojej rodzinie. Brak przeszłości może być zaletą.” Trzy przebiegł dłonią wzdłuż jej bocznych krągłości. „Ale ty jesteś tym, kim jesteś dzięki swoim rodzicom. Jesteś miła i słodka i—” „Skąd wiesz, że to dzięki nim? Może to właśnie na przekór moim rodzicom. Może to wyraz buntu wobec sposobu, w jakim zostałam wychowana.” „Jest tak?” Lucy potrząsnęła głową. „Nie. Moi rodzice mnie uwielbiali. Nauczyli mnie szanować życie i ludzi wokół mnie. Pokazali mi, że lepiej cieszyć się z tego, co się ma, niż narzekać na niedostatek. Wiele się od nich nauczyłam, ale w ostatecznym rozrachunku każdy człowiek sam odpowiada za swoją postawę.” „Ale skąd mogę wiedzieć, czy nie zostałem zaprogramowany do udzielania pewnych odpowiedzi? Skąd wiem, że to mój wybór, a nie kogoś innego? Jestem numerem bez wolnej woli czy duszy.” „Cholera. Jak możesz myśleć, że nie jesteś człowiekiem?” Przebiegła palcami po jego klatce piersiowej i położyła dłoń na jego sercu. „Tutaj jest ciepło skóry, która drży od mojego dotyku. Serce, które bije szybciej, gdy jesteś podniecony. Tam poniżej znajduje się rozkoszny kawałek ciała, który przeistacza się z delikatnie miękkiego w twardy jak skała, kiedy
Barbara Elsborg Lucy in the Sky go pieszczę. A czasami, gdy tylko na niego spojrzę. Czuję jak bardzo mnie pragniesz. Myśl za siebie. Jesteś samodzielny. Zabrałeś mnie tutaj, chociaż nie powinieneś. Wiem, że nie jest to coś, z czego powinnam być zadowolona, ale cieszę się, że jesteś w moim życiu. Jestem miliony mil w przestworzach i boję się, lecz wiem, że zrobisz wszystko, żebym była bezpieczna.” Coś w nim pękło, jakieś hamowane uczucia rozsadziły barierę, by zalać jego serce, unicestwić każdą myśl, pokonać każdą potrzebę, oprócz jednej. Pragnienia dbania o Lucy, miłowania jej, sprawienia, by była jego po wieczność. Trzy chwycił ją mocno i wtulił twarz w zagłębienie jej ramienia. Lucy przylgnęła do Trzy, próbując zrozumieć to, co jej powiedział. Czy mówił, że nie był niczym więcej niż zaawansowanym robotem? Klonem? Czy gdzieś tam były Jeden i Dwa, wyglądający jak on, zachowujący się jak on? Cztery, Pięć… Lucy przełknęła. Czy to miało wpływ na sposób jej myślenia o nim? Ostatecznie jadł, pił, rozmawiał, irytował i zachwycał ją w równej mierze. A, pomijając ją, jaki był? Jej duży, obcy przystojniak był niepewny siebie i trochę przestraszony. Jedno mogła zrobić dobrze. Objęła jego twarz dłońmi. „Czy mogę cię zaprogramować do prasowania, sprzątania i wynoszenia śmieci?” Trzy zamrugał. „Nie.” „Cholera. Wyraźnie prosiłam o wersję Domowego Trzy, a ty jesteś tylko Seksualnym Trzy.” Jego usta drgnęły. „Czy to problem?” Lucy udała, że to rozważa. Trzy warknął. „Zbyt długo ci to zajmuje.” „Być może potrzebuję perswazji.” „Ile razy?” „Tylko raz. Mam na myśli—kiedy jestem przekonana, jestem przekonana. Przeważnie.” „Nie, chodzi mi oto ile razy chcesz dojść?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Te słowa ją zamurowały. Jego ciepły, aksamitny język oblizał linię jej ust. Lucy otworzyła je, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Jego dłoń gładziła jej podbródek, gdy zanurzał się w jej ustach. Lucy przyszło do głowy, że mógłby tak całować ją już bez końca. Coś w sposobie, w jaki smakował, sposobie, w jaki jego język z nią igrał, rozpalał jej wszystkie strefy erogenne, włączając te, o istnieniu których nie miała pojęcia. Drażnił i dręczył aż jej ciało zapłonęło, a klatka piersiowa falowała tuż przy jego własnej. Musiała zaczerpnąć powietrza, lecz nie chciała tego zatrzymać. Trzy wyzwolił się, obsypując delikatnymi pocałunkami całą jej twarz i przesunął się w dół łóżka, by possać jej piersi. Lucy wplotła palce w jego jedwabiste włosy. Odsuń go. Przyciągnij go. Odsuń. Przyciągnij. Westchnęła, gdy wilgotne ciepło zalało jej cipkę. Trzy założył jej nogi na swoje biodra i zsunął palce, by dostać się do fałdek na samym jej dole. Przygryzł jej pierś, gdy delikatnie napierał palcem na obrzmiałe fałdki. Kiedy palec przesunął się w kierunku jej odbytu, Lucy szarpnęła jego włosy. Gdy palec zwlekał, Lucy pociągnęła mocniej. Trzy uniósł głowę znad jej piersi. Jego wargi lśniły, na wpół przymknięte powieki wypełniało pożądanie, a policzki płonęły. Co ty, do cholery, wyrabiasz? widniało na ustach Lucy, z tym że pytanie to wydawało się zbędne. Cholernie dobrze wiedziała, co robił. „Pozwól mi” wyszeptał. Oczekiwanie zwinęło się w jelitach Lucy niczym śpiący wąż. Co on właściwie zrobi? Czy to zaboli? Czy jej się to spodoba? Co, jeśli on nie będzie zadowolony? Z powrotem przysunęła jego twarz do swoich piersi. Nie skrzywdzi jej. Jakkolwiek głupia była, ufała mu. Jego mokry język podążał zygzakiem przez brzuch do jej cipki. Trącił nosem jej fałdki, zamykając usta na małym twardym supełku na samej górze jej płci. Okrążył go delikatnie językiem, a Lucy wbiła paznokcie w jego ramiona. Tym razem nie urozmaicał swoich działań, lecz utrzymywał ten sam ruch, ten sam napór, a Lucy poczuła, że zsuwa się po krawędzi klifu. Z cichym westchnieniem runęła w dół, dochodząc przy jego twarzy. „Raz.” Trzy zamruczał do jej krocza. Ile palców miał ten facet? Wydawało się, że są wszędzie. Lucy spróbowała cofnąć nogę, lecz Trzy wciągnął ją wyżej, na swoje ramię. Czuła palec, wiercący się wewnątrz niej, hamujący dopiero na kostkach, jego usta na jej łechtaczce, teraz liżące, ocierające się jak kot. Kolejny palec wepchnął się do jej fałdki na samym dole, odnajdując inne wejście do jej ciała
Barbara Elsborg Lucy in the Sky i krążył, za każdym razem napierając troszkę mocniej, aż nakłonił ciasny pierścień jej mięśni do rozluźnienia i wpuszczenia go. Lucy była przerażona i podekscytowana. Przełknęła głośno powietrze i sapnęła, gdy jego palec wsunął się w jej odbyt. Zabolało, a potem przestało i zapragnęła go głębiej. Chwilę później już go nie było. Trzy odsunął się i przekręcił ją na plecy. Sięgnął, by wyciągnąć poduszkę spod jej głowy i wepchnął ją pod jej biodra. Rozsuwając ramionami jej uda, spojrzał na jej twarz i uśmiechnął się. „Chcę skosztować całej ciebie” wyszeptał. „O Boże.” Podejrzewała, że wie, o co mu chodziło. Wycałował ścieżkę wzdłuż jej nogi. Powstrzymaj go. Lucy otworzyła usta, a gdy jego język polizał ją między pośladkami, zacisnęła je. Nie powstrzymuj go. Wiedziała, że powinna, lecz ból narastał w niej do rozmiaru Empire State Building23. W chwili, w której doszła, zdała sobie sprawę, że zamroczyło jej umysł. Jego język połączył się z jej pomarszczoną dziurką i biodra Lucy szarpnęły. Dłoń na jej brzuchu docisnęła ją w dół. I wtedy zaczął z niej czerpać. Czerpać z niej! Jedną ręką chwyciła jego głowę, by przyciskać w dół, drugą pociągnęła go za włosy, by unosić w górę. Lucy miała wrażenie, że wybuchł w niej fosforyczny blask, rozgrzany do czerwoności, rozżarzony do białości, nienasycony. Lizał jej tyłek, a Lucy usłyszała obce kwilenie „tak”, wydobywające się z jej gardła. Jakiś mały diabełek wewnątrz niej—nie ona. Ona była grzeczną dziewczynką. Była grzeczną dziewczynką. Jestem zepsuta. Bardzo. Zboczona. Och Boże, pozwól mu dalej to robić. Jego język, dręcząc, wyznaczał sobie drogę ku jej zakazanej dziurce, a gwałtowny wzrost wilgoci napłynął z jej cipki. Wtedy jego język wsunął się w nią głębiej i Lucy zaczęła
Wieżowiec w Nowym Jorku. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli zarówno miasta, jak i Stanów Zjednoczonych. Z budynku rozciąga się jeden z najlepszych widoków na panoramę miasta. 23
Barbara Elsborg Lucy in the Sky drżeć. Cała—ramiona, nogi i serce. Każda żyła w jej ciele tryskała stopionym ogniem. Utrata opanowania zarówno przerażała, jak i ekscytowała. Uścisk orgazmu był mocniejszy niż jakikolwiek stalowy łańcuch. Plecy Lucy się wygięły, a jej płuca zacisnęły, gdy potężne skurcze zawładnęły jej sednem, rzucając kotwiczące haki do najdalszych zakątków jej ciała, rozciągając się, przytrzymując, aż eksplodowała i krzyknęła. Dłoń Trzy zatkała jej usta. Lucy wciąż krzyczała. Jego usta zastąpiły dłoń, a ona pozwoliła mu złapać jej głos, wchłonąć ją, aż zdała sobie sprawę, że nadal oddycha, nadal panuje nad swoimi kończynami, nadal żyje. „Dziękuję.” Te słowa były niczym więcej, niż gardłowym szeptem. Niezbyt adekwatne, ale co mówisz do faceta, który właśnie dał ci orgazm życia. „Krzyczałaś.” Lucy uniosła brew. „Zauważyłeś?” „Dwa” powiedział Trzy z pewnym siebie uśmiechem. Lucy zmrużyła oczy. „Nawet nie myśl o trzecim razie, Trzy. Och, jak pragnęłam to powiedzieć. Zostawię go sobie na później. Jedyne, czym jestem w stanie poruszać są moje usta.” „Doskonale.” Zachichotała i wpełzła na niego, łaskocząc go pod pachami. „Hej.” Trzy zacisnął łokcie przy bokach. „Oo, masz łaskotki?” Nie mogła się oprzeć. Chwilę później tyłek Lucy uderzył o podłogę. Trzy wciągnął ją z powrotem na łóżko. Jej serce podskakiwało w piersi, wykorzystując żołądek jako trampolinę. „Wystarczy tego” powiedział Trzy. „Jak się nabawiłeś łaskotek?” zapytała Lucy. Wyglądał na zakłopotanego. „Pomyśl o tym” powiedziała. „Dlaczego, do cholery, miałbyś zostać wyprodukowany z łaskotkami?” Rzuciła się w dół łóżka i chwyciła jego stopę. „Żadnego kopania.” Mniej niż
Barbara Elsborg Lucy in the Sky dwie sekundy po tym, jak jej palce musnęły spód jego stopy, Lucy leżała z powrotem na podłodze.” „Lucy, zrób to jeszcze raz.” „Dobrze, ale trzymaj się z daleka od ścian. Jeszcze jeden taki kopniak i możesz szykować tyłek.” Kiedy następnym razem Trzy się zaśmiał, było inaczej. Śmiał się z radości. ******** Vileda obserwowała przez swój ekran wizyjny, jak Trzy opuszcza korytarz, idąc w dół Siódmej Biokopuły. Miał dziwny wyraz twarzy. Pragnienie podążenia za nim było silne, lecz oparła się mu, gdyż chęć zobaczenia, co też robił w Pokoju Wypoczynku B7 była silniejsza. Pospieszyła w kierunku pomieszczenia, które opuścił. Vileda cierpiała z pożądania do niego, jednak nie rozumiała dlaczego. Powodem istnienia Rozkoszy B było zapewnienie przyjemności każdemu na pokładzie statku, Pracusiom B oraz załodze. Zrobiła wszystko, co mogła, by uczynić Trzy szczęśliwym. Usiłowała serwować mu jedzenie, a on odmówił tej ofercie. Starała się upiększyć jego kwaterę, a on nakazał jej ściągnąć ozdoby. Próbowała zaspokoić go w basenach, a on wychodził z wody. Dlaczego? Była przekonana, że seks z Trzy pomoże uśmierzyć to rozstrajające uczucie wewnątrz niej. Wiele Rozkoszy B wiązało się z kilkoma członkami załogi, służąc im regularnie, lecz Vileda chciała obsługiwać wyłącznie Trzy. Dlaczego się opierał? Vileda wpatrywała się w drzwi do B7. W ciągu ostatnich kilku milosów dostarczono tam trzydzieści trzy posiłki. Trzy nie mógł zjeść wszystkich. Czy miał tam w środku inną B? Vileda wzdrygnęła się. Może to wcale nie była Rozkosz B. Usłyszała, jak wymawia kilka dziwnych słów, kiedy czekała w korytarzu transportowym. Czy to były imiona? Drzwi nie otworzyły się na jej polecenie. Żaden problem. ******** Trzy popatrzył w okno i dostrzegł Hylla, pracującego w pomieszczeniu technicznym, połączonym z Piątą Biokopułą, najchłodniejszym ekosystemem. Zapukał w szybę. Hyll spojrzał w górę i zamachał do niego, by wszedł. Trzy ściskał kurczowo w swoim uścisku
Barbara Elsborg Lucy in the Sky zapieczętowany pylm. Poprzez, sięgający od podłogi do sufitu, punkt obserwacyjny w pomieszczeniu technicznym Trzy mógł dostrzec Pracusiów B w biokopule poniżej— sprawdzających,
zasilających,
rozmnażających
rośliny,
wykonujących
pomiary,
rejestrujących dane. B nie odczuwały chłodu, natomiast Trzy potrzebował odzieży wierzchniej, gdy już odważył się wejść. Czasem nawet wytwarzali tam śnieg, by przetestować odporność roślin na mróz. Jeśli był udoskonalonym modelem, dlaczego nie był w stanie wytrzymać większych wahań temperatury? I te łaskotki? Trzy uśmiechnął się. „Coś cię bawi?” spytał Hyll. „Wiesz, zanim udałeś się na Ziemię, myślałem, że posiadasz tylko jeden wyraz twarzy.” „Przystojny?” „Nie, łapy przy sobie. A to co?” Hyll skinął głową na worek. „Roślina, której nie było na liście. Jest czysta. Przeszła kwarantannę.” Hyll otworzył pylm i wyciągnął wiązkę ciernistych patyków. Spojrzał w górę na Trzy. „Odmiana ziemskich róż” powiedział Trzy. „Potrafisz je rozsadzić?” „Czemu?” „Widziałem je na Ziemi i chciałbym podziwiać kilka własnych.” Hyll uniósł brwi. „Spróbuj jeszcze raz.” „Chcę dać komuś te kwiaty.” Hyll położył część pod skanerem. „Tak, to możliwe. Ukorzeniacz w proszku, woda, przyspieszacz wzrostu i mój magiczny dotyk. Niewiele jest w stanie zapobiec wzrostowi, gdy już raz położę na czymś swoje ręce.” Trzy zignorował mrugnięcie. „Zrobisz to?” „Dla kogo to ma być? Vileda w końcu cię zdobyła?” „Nie.” „Nie Vileda? Więc kto? Inna Rozkosz B? Członek załogi?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Hyll wpatrywał się w niego i czekał. Trzy trzymał buzię na kłódkę. Twarz Hylla zbladła. „O Bogowie, coś ty narobił?” „Nic.” „A jednak.” Wstał. „Przywiozłeś ze sobą więcej niż te gałęzie.” „Przywiozłem wszystkie rośliny—” „Nie mówię o roślinach, sepacki czerepie.” Trzy westchnął. Powinien wiedzieć, że Hyll się zorientuje. Może chciał, by to zrobił. „Skąd wiedziałeś?” Hyll opadł na swój stołek. „Bogowie, nie wiedziałem. Właśnie mi powiedziałeś. Do zimpryjskiej cholery, Trzy. Wprowadziłeś obcego na pokład?” „Lucy Lśniący Promyk Słońca Ananasowa Królewna Ferze.” „Łooo. Aż sześć?” „Tylko jedna z sześcioma imionami, Lucy.” „Coś ty sobie wyobrażał?” „Przesunęła palcami po moim wahadłowcu.” Hyll wywrócił oczami. „Oczywiście.” „Nie, mam na myśli, że dotknęła statku. Potem mnie zobaczyła, a ja jej zapragnąłem.” „Och, myślałeś swoim fiutem. To wszystko wyjaśnia i usprawiedliwia.” „Naprawdę?” „Nie, ty sterto etańskiego gówna. Oczywiście, że nie. Co się, do cholery, z tobą porobiło na tamtej planecie?” Lucy, pomyślał Trzy. „Gdzie ona jest?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy stanął przed niewidzialną linią. Potrzebował pomocy. Nie mógł trzymać jej z daleka, w zamknięciu przez resztę misji. „Wiesz, że Caled się dowie” powiedział Hyll. „Wiesz, co zrobi, kiedy to się stanie. Nie z tym obcym, tylko z tobą. Sprzeciwiłeś się rozkazom.” Trzy nie chciał o tym myśleć. „Jeśli chcesz, bym ci pomógł, mów gdzie ona jest.” Nie było sensu się wahać. „Jeden z Pokoi Wypoczynku Siódmej Biokopuły. B7.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dwunasty Żyło sobie kiedyś piękne dziewczę o imieniu Rodanta, która prześladowana była w nieskończoność przez żądnych zalotników. Zmuszona została do schronienia się w świątyni swej przyjaciółki Diany, bogini łowów, lecz gdy zalotnicy Rodanty wdarli się do budynku, zazdrosna Diana przemieniła ją w różę, a jej adoratorów w ciernie.
Kiedy drzwi się rozsunęły, Lucy spodziewała się ujrzeć Trzy, niosącego dla niej coś do ubrania, jednak postać w drzwiach była kobietą. O Boże, naprawdę wysoką i piękną, z długimi blond włosami, które opadały niczym płynny atłas. Była chodzącą reklamą szamponu i zdrowego trybu życia. Jej piersi—przywodziły na myśl arbuzy. Przekonujące uzasadnienie dla chirurgii plastycznej. Wyglądała, jakby była stworzona do noszenia tego czarnego obcisłego stroju. Podkreślał wszystko—krągłości, długie nogi, wąską talię. Ta kobieta posiadała same plusy. Lucy wyprostowała plecy i swój pognieciony podkoszulek—chodzącą reklamę dobrej woli. „Nie jesteś tu bezpieczna” powiedziała kobieta. „Trzy przysłał mnie, bym zabrała cię w bezpieczniejsze miejsce.” „Kim jesteś?” „Janus.” Lucy nie była głupia. Co, jeśli kłamała? „Nie Vileda?” Kobieta potrząsnęła głową. „Jest w basenach. Chcesz się z nią zobaczyć?” „Nie. Jak brzmi hasło?” Animowana Barbie zamrugała. „Trzy nie podał mi hasła. Mam iść i go zapytać, Lucy Lśniący Promyku Słońca Ananasowa Królewno Ferze?” Trzy nie wyjawiłby nikomu jej imienia, chyba że chciałby, aby temu komuś zaufała. „Nie, w porządku. Pójdę z tobą.” ********
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Szybkość tętna Trzy wzrastała nierówno, gdy udał się na mostek. Wracał z powrotem do Lucy, niosąc ubrania, kiedy na jego komunikator nadeszły rozkazy. Rzucił ciuchy do pomieszczenia technicznego i zmienił trasę. Trzy mógł poczuć, jak jego serce wali w głowie, uderzając jak młot prosto między oczy. Niespodziewane wezwania Caleda nigdy nie były czymś dobrym, zwłaszcza gdy Trzy miał coś do ukrycia. Mężczyzna, pomimo znaczenia misji, czuł się cholernie urażony za tkwienie na Colonizerze i naruszał wszelkie zasady tylko dlatego, że nie miał nic lepszego do roboty—nic, poza uprawianiem seksu z B. Kiedy drzwi się rozsunęły, aby umożliwić Trzy wejście do środka, odkrył, że Hyll też tam był. Caled stał i przechadzał się sztywnym krokiem, co oznaczało kłopoty. Trzy był wysoki, lecz Caled był wyższy, większy i lubił przypominać Trzy o tym fakcie. Caled zwrócił ku niemu twarz. „Dlaczego?” Mógł pytać o tyle spraw. Dlaczego ich słońce umierało? Dlaczego poolah serwują tylko raz w miesiącu? Trzy spojrzał na Hylla, człowieka, który go zdradził. Koniec z przekonaniem, że był jego przyjacielem. Trzy mógł wyjawić prawdę, że Lucy go intrygowała, że rozpaliła w jego wnętrzu coś, o istnieniu czego nawet nie wiedział, że była najdelikatniejszą, najsłodszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział i miał. Trzy jednak wiedział, że gdyby wypowiedział którekolwiek z tych słów, nigdy więcej już by jej nie ujrzał. Co jej zrobili? Może, tak czy inaczej, już jej więcej nie zobaczy. Zacisnął pięści po bokach. „Nie każ mi pytać dwa razy” warknął Caled. „Zauważyła statek.” „Nie włączyłeś osłony?” „Nie dość szybko. Właśnie ją zdjąłem, statek opadł ponownie na jej podwórko, a ja zacząłem sprawdzać zewnętrzne uszkodzenia.” „Nie było żadnej awarii wahadłowca.” „Dokładnie.” Caled uniósł brwi. „Ponieważ to był twój błąd.” Spojrzał na Hylla. „Twój raport medyczny nie wykazał nic znaczącego.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Hyll przytaknął. Caled ponownie przeniósł swoje mroczne spojrzenie na Trzy. „Znasz procedurę. Odesłać
nieprzytomnego
obcego
i
zostawić.
Niewielu
Ziemian
tworzy
raporty
o niezidentyfikowanych obiektach latających bez żadnego stopnia ciężkości. Kiedy dojdzie do siebie, nikt jej nie uwierzy. Jeśli miałeś wątpliwości, powinieneś zostawić ją trwale nieprzytomną. Uniknęlibyśmy wtedy marnowania czasu na tę rozmowę.” Serce Trzy zaprotestowało, grzmocąc o żebra. Ból w głowie się nasilił. „Prawdopodobnie jest skażona” powiedział Caled. „Naraziłeś na niebezpieczeństwo całą misję.” Podszedł aż do niego. „Gdzie ona jest?” Co? Dlaczego Hyll powiedział Caledowi o Lucy, ale nie o tym, gdzie przebywała? Trzy nie widział sensu, by kłamać. Być może Hyll dawał mu szansę na załagodzenie tego, co zrobił, jednak i tak miał ochotę mu wpierdolić. „Więc?” domagał się Caled. „Umieściłem ją w jednym z pokoi wypoczynku Siódmej Biokopuły. B7.” Caled wrócił do swojego biurka i chwilę później na ekranie wideo pojawił się pusty pokój. Trzy wiedział, że to B7, szklanki wciąż stały ułożone w piramidy. Nie rozumiał jedynie, w jaki sposób Caled ominął system przekaźniczy, który ustawił tak, by zapewnić transmisję obrazu B7 z kamery B5. Trzy wyczytał z twarzy Caleda, że już wiedział o nieobecności Lucy, zatem Hyll mu powiedział. Pultariański dupek. Tylko, gdzie ona była? Caled skinął na Hylla, który podszedł do Trzy z własnym skanerem. Trzymał go naprzeciw głowy Trzy. „Gdzie ona jest?” powtórzył Caled. „Nie mam pojęcia.” „Prawda” zaintonował głos. Uwadze Trzy nie umknął błysk zaskoczenia na twarzy Caleda. „Czy powiedziałeś komukolwiek poza Hyllem, gdzie była?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Nie.” Trzy zacisnął zęby. „Prawda.” Trzy spojrzał na Hylla, którego twarz pozostała niewzruszona. Caled trzasnął pięścią w biurko. „Ty ją zgubiłeś. Ty ją znajdziesz. Nie używaj B. Mają lepsze rzeczy do roboty. Przyprowadź ją do mnie. Wtedy zajmę się obojgiem z was.”
Za mostkiem Trzy oparł się o ścianę i wziął głęboki oddech. Bogowie, co on zrobi? Colonizer był ogromny. Mogła być wszędzie. Jak, na legoliańską pustkę, wydostała się z B7? Hyll wyłonił się i zrobił krok w jego stronę. Trzy skoczył naprzód i cisnął pięść w jego twarz. „Gigbat. Hyll odskoczył w tył i kostki Trzy drasnęły jedynie jego podbródek. „Zaczekaj” Hyll bezgłośnie poruszył ustami. Obrócił dłoń przy swoim uchu, znak dla „wyłącz komunikator” i wyłączył swoje urządzenie komunikacyjne. Patrząc na Hylla, Trzy zrobił to samo. Rozstrzygać to za mostkiem, gdy Caled mógł pojawić się w każdej chwili, nie stanowiło najrozsądniejszego posunięcia. Rozwali Hyllowi nos za rogiem. Chwycił Hylla za kark, przeciągnął go z dala od drzwi i cofnął pięść. „Kamera” wykrztusił Hyll. Trzy zmarszczył brwi, lecz szarpnął Hylla w miejsce poniżej zamontowanego monitora. Ci dwaj wyznaczali sobie wyzwania, od kiedy pojawili się na pokładzie—by spróbować przedostać się z jednego punktu do drugiego, nie zostając wykrytym przez kamerę. Nie, żeby ktoś ciągle ich monitorował, przynajmniej tak sądził Trzy. Jaki był w tym sens? I dlaczego Hyll chciał mieć obitą mordę poza zasięgiem kamery? Hyll szarpał się, póki jego usta nie znalazły się przy uchu Trzy. „Wiem, jak ją odnaleźć.” Trzy chwycił mocniej jego szyję. „Podejrzewam, że porwała ją Vileda.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Palce Trzy się zacisnęły. „Pozwól mi wyjaśnić.” Kiedy uścisk Trzy zelżał, Hyll wziął głęboki oddech. „Sprawdziłem B7 na podglądzie i był pusty. Zbyt pusty. Nie wyglądał, jakby ktoś tam był, więc poszedłem osobiście się przekonać. Ani żywej duszy, lecz to nie był pokój, który obserwowałem na ekranie. Domyśliłem się, co zrobiłeś, zmieniłem sprzężenie zwrotne i poszedłem zobaczyć się z Caledem.” Trzy ścisnął ponownie. „Dowiedziałby się, prędzej czy później. Tym sposobem myśli, że jestem po jego stronie. Mam lepszą możliwość poznania, co zamierza zrobić z tą ziemską kobietą, kiedy wreszcie się odnajdzie, a to da nam czas, by obmyślić plan.” To miało sens i Trzy chciał mu wierzyć. „Dlaczego sądzisz, że to Vileda ją porwała?” „Ona chce ciebie. Lucy stoi pomiędzy tobą a nią.” To mogła być równie dobrze sprawka Hylla, pomyślał Trzy. Nie wiedział, komu ufać. Nie to, żeby miał duży wybór. „Statek jest ogromny” powiedział Hyll. „Nawet przy użyciu oddziału B szukałbyś jej całe dalosy i nie znalazł. Caled nie chce marnować zasobów na poszukiwania. Pomimo oświadczenia detektora uważa, że kłamiesz i doskonale wiesz, gdzie ona jest. Oczekuje, że wykonasz rozkazy i sprowadzisz ją do niego tak, jak polecił. Ile masz czasu do kolejnego lotu?” „Dwa dalosy.” „I lecisz na Kirt. Podobna do Ziemi, podobna do Syobwoc. Mógłbyś rozłożyć poszukiwania do tego czasu i zostawić tam Lucy.” Trzy zacisnął szczękę. „Podobna aura, lecz mieszkańcy są eony w tyle z intelektem.” „Więc zostanie ich boginią. Będą ją wielbić.” „Ja ją wielbię.” Hyll spojrzał na niego ze zdziwieniem.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Nie chcę jej stracić. Ona jest we mnie, jest częścią mnie. Zrobiłbym dla niej wszystko, porzucił własne marzenia, by jej się spełniły, poświęciłbym się dla niej. Nie chcę żyć bez niej.” Trzy przełknął. Skąd to wszystko się wzięło? Hyll pokręcił głową. „Przemawia przez ciebie seks. Zbyt długo byłeś abstynentem. Obawiałem się tego. Pierwsze doświadczenie i już straciłeś głowę. Pożądanie wywiera dziwny wpływ na wszystkich.” Trzy spojrzał. „Nie, to nie to. Przypomniała mi o tym, co straciłem. Lucy mnie uszczęśliwia, nadaje sens mojemu życiu. Jest piękna. Ma te małe piegi na twarzy i za każdym razem, gdy ją widzę, pragnę całować każdą z nich. Jest słowo opisujące to, co do niej czuję. Jest na czubku mojego języka, na skraju mego umysłu, tylko nie potrafię go uchwycić. Wiem tylko, że jest wyjątkowa. Sprawia, że czuję się wyjątkowy. Nie chcę jej stracić.” Trzy patrzył na Hylla. Przez moment żaden z nich nawet nie mrugnął. „Muszę ją odnaleźć” wyszeptał Trzy. „Wiesz, co zrobi Caled, jeśli dostanie ją w swoje ręce?” Trzy zacisnął szczękę. „Zerżnął niemal każdą Rozkosz B na tym statku. Jest nieodwracalnie skrzywiony. Może znów powiększy sobie grono B z dziewięćdziesięciu dziewięciu do stu, jeśli położy na Lucy swoje łapy. Caled to seksualny drapieżca. Gdyby jego ojciec nie należał do elity Syobwoc, nigdy nie dostałby tej misji. Nie masz w tej sytuacji żadnego wyboru. Jeśli zależy ci na tej Lucy, musisz ją odnaleźć, ukryć, zabrać ze sobą na Kirt i zostawić ją tam.” ******** Lucy nie była pewna, co takiego w Janus sprawiało, że czuła się nieswojo. Cóż, pomijając fakt, że kobieta miała piękną figurę, piękną twarz i piękne włosy—och, i zajebiste buty. Czarne, ze szpiczastymi czubkami i fascynującym wycięciem na piętach. Lucy pokręciła głową. Przestań myśleć o obuwiu. Miała ważniejsze powody do zmartwień, ponieważ świadomość, że popełniła błąd sączyła się już do jej tępej czaszki. Jak właściwie Trzy wysłał kogoś, by zabrał ją w bezpieczne miejsce? Jej odczucia wobec kobiety, która zaoferowała prywatną kąpiel i masaż były już jasne. Skąd mogła
Barbara Elsborg Lucy in the Sky wiedzieć, że to nie ta sama kobieta? Trzy powiedział, że wróci z ubraniami, a Lucy powinna zaczekać. Teraz, podążając za Cudną Panną w głąb statku, Lucy zdała sobie sprawę, że mogła ona planować wepchnięcie jej do jakiegoś pomieszczenia i aktywowanie przełącznika, który zassie ją do śluzy powietrznej. Albo, być może, Lucy zostanie wystrzelona do ubijarki śmieci, gdzie boki, podłoga i sufit będą się do siebie zbliżały i—kolana Lucy zadrżały. Koniec z filmami, zakładając, że z tego wyjdzie. Dość tego. Lucy złapała się za brzuch i osunęła na podłogę. „O, a, oooo, aaaa.” Janus odwróciła się i spojrzała na nią. „Co się stało?” „Potrzebuję lekarza. Pękł mi wyrostek.” Wyrostek robaczkowy Lucy prawdopodobnie leżał sobie jeszcze w słoju jakiegoś szpitalnego laboratorium. Była bardzo dumna, kiedy lekarz oznajmił, że to największy okaz, jaki kiedykolwiek wyciął. „Pomóż mi” wydyszała Lucy. Janus po prostu tam stała. Lucy zbyt późno przyszło do głowy, że jeśli kobieta chciała się jej pozbyć, było mało prawdopodobne, że odpowie na wezwanie o pomoc. Mimo to, zabrnęła już za daleko w tym swoim marnym aktorstwie, by się teraz wycofać. Jęknęła jeszcze głośniej. „Chodź ze mną” powiedziała Janus. Lucy wiła się na środku korytarza, kręcąc się na plecach z zadziwiającą łatwością, skłonna spróbować stylu breakdance. „Wstań.” „Nie mogę.” Powinna być aktorką. Lucy zastanawiała się, czy nie zaprezentować ataku serca lub napadu padaczkowego. Albo obu. Dlaczego by nie przeskoczyć od marnego aktorstwa do przesadnego? Wstrząsnęła swym ciałem od stóp do głów, bębniąc piętami o podłogę. O, to naprawdę zabolało. Janus spojrzała na nią w dół. „Sprowadzę pomoc.” W chwili, gdy zniknęła za rogiem, Lucy wstała i pobiegła w przeciwną stronę. ********
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy nie mógł oderwać wzroku od ekranu. Zlokalizował Viledę poprzez jej czip, i kiedy zobaczył Lucy tarzającą się po podłodze, poczuł tak silny przypływ gniewu, że trzasnął w poręcz swojego fotela. Widział, jak Lucy wstaje i biegnie, i podążał jej śladem, kamera za kamerą, modląc się do Bogów, by nikt inny tego nie obserwował. Nie miała żadnego komunikatora. Nie mógł jej powiedzieć, gdzie ma uciekać, wszystko, co mógł zrobić, to patrzeć. Zawahała się, kiedy spostrzegła grupę Pracusiów B, lecz gdy nie zwrócili na nią żadnej uwagi, podążyła za nimi w kierunku Pierwszej Biokopuły. Trzy odetchnął z ulgą. Teraz, gdy przestała się przemieszczać, miał szansę się do niej dostać. Dziesięć tretosów i byłby tam. Pierwsza Biokopuła posiadała najbardziej bujną roślinność, zebraną głównie z planety Ventris, pierwszej, którą odwiedził Colonizer. Trzy wyruszył na powierzchnię pięć razy, by zebrać różne odmiany roślin. Każda część Pierwszej Biokopuły przeznaczona była na rozwój roślin odpornych na niskie temperatury, w tej czy innej odmianie—zbóż uprawnych, owoców, warzyw. Roślinność była tutaj bardziej bujna, a małe drzewka rozkwitały. Trzy spojrzał przez okno widokowe. Pracusie B, w swoim białym ubiorze, wyróżniali się na tle otaczającej zieleni. Domyślił się, że Lucy również będzie ubrana na biało. Włożył strój ochronny i wyruszył jej szukać. Znalazł ją siedzącą ze skrzyżowanymi nogami na ścieżce, z dala od któregokolwiek z Pracusiów B. Gadała. Trzy się uśmiechnął. „Jesteś teraz maleńka, ale wyrośniesz na… być może na to, co rośnie obok ciebie. Wysoką, o twardej, grubej łodydze, pełnej cudownego soku. Masz najpiękniejsze liście, jakie kiedykolwiek widziałam, takie delikatne. Oooch, masz łaskotki?” Wyrwała mały dywan limonkowej zieleni, rosnącej u podstawy małej rośliny i westchnęła. „No, teraz twoje korzenia mogą oddychać. Podleję cię troszkę. Nie za mocno, nie chcę cię utopić. Ups, ochlapałam nieco twój—och, wow, masz pączek. Nie zauważyłam. To malutki kwiatuszek, który się jeszcze nie rozwinął, w razie gdybyś nie zauważyła. Ciekawe, jaki kolor—”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Lucy.” Zerwała się i z szerokim uśmiechem rzuciła w jego ramiona. Nie mógł sobie darować, lecz odsunął ją, wskazując nerwowym wzrokiem w stronę kamery. „Ktoś może obserwować.” Jej twarz spochmurniała, a potem znów się uśmiechnęła. „Och, przepraszam. Udawaj więc, że jesteś zadowolony z powodu tej rośliny. Spójrz, czy nie jest piękna?” Kucnęła, a Trzy zrobił to samo przy jej boku. Zastanawiał się, czy powinien jej powiedzieć, że wyrwała prawdziwą roślinę—zielone pnącze—a zachwycała się chwastem. Jej dłoń objęła jego. Nie, będzie siedział cicho. „Ta kobieta o imieniu Janus powiedziała, że chciałeś, żebym z nią poszła. Ponieważ znała moje imię pomyślałam, że jest godna zaufania, ale potem zmieniłam zdanie. W każdym razie, zwiałam jej” szepnęła Lucy. „To była Vileda.” „Ach, tak podejrzewałam. Więc, o co chodzi? Jesteśmy obserwowani? Co teraz zrobimy?” „Zabiorę cię z powrotem.” W chwili, gdy te słowa wypłynęły z jego ust, Trzy wiedział, że to było to, co musiał uczynić. „Mój kolejny lot transportowy zaplanowano na planetę Kirt. Mogę wykraść jeden z większych statków i odstawić cię z powrotem na Ziemię.” Choć musiałby przestudiować sposób sterowania nim. Trzy zastanawiał się, dlaczego Lucy nic nie mówiła. Jej dłoń cofnęła się. „Do tego czasu będę w pobliżu, więc jest mniej prawdopodobne, że zostaniesz znaleziona. Ubranie Pracusiów B to dobry kamuflaż, ale sprawdzi się tylko wewnątrz biokopuły, a jeśli Pracusie B dostaną rozkaz znalezienia cię, nie będzie żadną ochroną. Myślę, że dzisiejszej nocy będziesz tu bezpieczna. Przyniosę ci coś do jedzenia i picia.” Wciąż nie powiedziała słowa. „W porządku?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Skinęła lekko. Trzy wyciągnął dłoń i wsunął jej w swoją, ściskając delikatnie. Najwyraźniej była przytłoczona, porzuciwszy nadzieję, że kiedykolwiek zobaczy Ziemię ponownie. Tak, to było to, pomyślał Trzy. Była pełna wdzięczności.
Ty głupi, durny idioto. Lucy tak mocno wrzała z wściekłości, że nie zdziwiłaby się, gdyby nosem i uszami trysnęła parą. Szanse na to, że wszystkie jej uczucia pozostaną niezachwiane nie były duże. „Kiedy zgasną światła, Pracusie B wyjdą. Przejdź do miejsca, w którym przechowują swoje narzędzia i tam się spotkamy.” Ścisnął znowu jej palce i wstał. Lucy nie patrzyła, jak odchodził. Rozczarowanie wirowało w jej krwiobiegu, osłabiając każdą komórkę. Chciał ją odstawić. Zrzucić na Ziemię i ponownie odlecieć. Nie kochał jej, lecz ona zakochała się w nim. Ha, i kto jest teraz głupią, durną idiotką? Trzy był jak wszyscy inni. Zerżnął ją i teraz zostawi. Lucy nie wiedziała, co złego zrobiła. Ofiarowywała facetom swoje serce, a oni wgniatali je w ziemię. Była miłą osobą, zawsze uprzejmą dla innych, nawet jeśli na to nie zasługiwali. Nigdy nie śmieciła. Poddawała recyklingowi papier, szkło i plastik. Nie plotkowała. Wieszała papier toaletowy tak, by rozwijał się z właściwej strony. Oglądała filmy, których nienawidziła. Udawała, że lubi piwo. I co z tego? To nie sprawiło, że faceci chcieli zatrzymać ją przy sobie. Odwróciła się, by sprawdzić, czy Trzy znajduje się nadal w zasięgu wzroku, lecz już odszedł. Opuściła głowę, a jej wzrok zatrzymał się na małej roślince, rosnącej po drugiej stronie ścieżki. Pasowała do tej, z którą rozmawiała. Chwilę później, po przeprosinach za naruszenie jej korzeni, umieściła ją w glebie tuż przy tej pierwszej. „Teraz możecie razem pogadać” powiedziała Lucy. „Już nie będziecie samotne. Hej, możecie nawet mieć dzieci. Czy to nie byłoby ekstra?” Jej oczy otworzyły się szeroko, gdy pączek pierwszej rośliny zalśnił, a delikatny niebieski kwiat się rozwinął. To było jak oglądanie w telewizji jednego z tych
Barbara Elsborg Lucy in the Sky przyspieszonych programów przyrodniczych. Lucy spojrzała na drugą roślinę. „Bądź różowa” wyszeptała. Kiedy pączek się rozwinął, był niebieski, tak jak pierwszy. „Wow, zrobiłeś to ekspresowo. Czy zamierzacie być pomocne w poszukiwaniach roślin, które poradzą sobie w zimnych warunkach?” Mogłaby przysiąc, że kwiaty zbliżyły się do siebie. Lucy uśmiechnęła się. „Hej, miłość was ogrzeje.” Wtedy uśmiech znikł z jej twarzy. Dla niej zbliżał się raczej okres lodowcowy.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział trzynasty Kiełkowanie: proces, w którym uśpione nasiono rozpoczyna proces wzrostu.
Hyll próbował pracować, lecz się poddał. Niemożliwe, żeby się skoncentrował, gdy rozmowa Trzy wirowała mu w głowie. Kiedy Trzy opisał jak się czuje w stosunku do Lucy, Hyll pomyślał przez moment, że dostał zawału serca. Z pewnością coś dziwnego działo się w jego klatce piersiowej. Jego bioczujniki nie wskazywały niczego złego, lecz dla pewności Hyll zapisał się na pełne badanie kontrolne. Ruszył z powrotem do swojej kwatery, zastanawiając się przy tym, czy to odczucie można zrzucić na karb seksualnej frustracji. Jeśli to w tym tkwił problem, mógł wezwać Zenda i ulżyć sobie, ale podejrzewał, że seks, zwłaszcza z Zendem, nie poprawi mu nastroju. Hyll pragnął Trzy od chwili, gdy go ujrzał. Jego zapał dla tej długiej misji wzrósł na widok smukłego bruneta wysiadającego z promu transportowego. Jednak Trzy nie odpowiedział na żadne seksualne zaloty Hylla. Bezpośrednie lub subtelne, żadna nie działała. Właściwie wyglądało na to, że Trzy nie jest zainteresowany seksualnie nikim na pokładzie, a Hyll był zdeterminowany, by dowiedzieć się, dlaczego. Połączenie naukowej ciekawości z osobistą potrzebą popchnęło Hylla do prób, które, miał nadzieję, przybliżą go do sukcesu. Najpierw dodał hormonalną mieszankę do poolah Trzy, by stłumić wszelki pociąg do kobiet. Drobną wadą tego planu było to, iż Trzy nie wykazywał żadnego zainteresowania kobietami przed tym zabiegiem. Co więcej, ku rozczarowaniu Hylla, to wcale nie sprawiło, że Trzy zaczął pożądać mężczyzn. Porzucił wtedy pomysł faszerowania posiłków, zmienił postawę Viledy z pasywnej na napastliwą i nakazał jej nękać Trzy. Żaden mężczyzna nie był w stanie jej się oprzeć. Trzy był. Ani jeden z tych szczegółów nie pojawiał się w raportach Hylla dla Syobwoc. Na co on liczył? Że Trzy, odrzucając Viledę, poleci na faceta? Na mnie! Albo, ewentualnie, że bardziej przekonująca Vileda mogłaby rozbudzić w Trzy zainteresowanie seksem, co mogłoby rozszerzyć się na Hylla. Na cokolwiek liczył, wszystkie jego wysiłki doprowadziły do tego, że Trzy zwiewał przed Viledą bez wpadania w ramiona Hylla.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Hyll powinien przywrócić ją do postawy pasywnej manosy temu, lecz bawiło go obserwowanie starć tej pary i wciąż miał nadzieję, że napięcie między nimi może zadziałać na jego korzyść. Przynajmniej Trzy zaczął z nim rozmawiać. Chociaż teraz, ten sepacki czerep, zabrał sobie w swoją podróż ziemską kobietę, która rozbudziła popęd seksualny Trzy, na czym zależało Hyllowi—ale nie w tym kierunku. Wszystko poszło źle. Lucy to spowodowała. Im szybciej opuści Xenothak, tym lepiej. Nie naciskał zbyt mocno na Trzy z pomysłem zabrania Lucy na Kirt, lecz orientując się, że zniknęła, Hyll nie miał wyboru. Wiedział już, że naciskanie na Trzy mogło przynieść efekt odwrotny do zamierzonego, ale przynajmniej ziarno zostało zasiane. Najlepszy scenariusz przedstawiał się tak, że Trzy uda się utrzymać Lucy z dala od Caleda do czasu kolejnej wyprawy, a potem zostawi ją na Kirt. Najgorszy—że Caled odnajdzie Lucy, a Trzy zrobi coś głupiego. Życie było takie proste na Syobwoc. Pracowałeś. Uprawiałeś seks. Kiedy znudziłeś się swoim partnerem bądź partnerami, czy to po dalosach czy milosach, lub czasem tretosach, po prostu szedłeś dalej. Hyll wyczekiwał dnia, którego spotka kobietę, z którą mógłby być i mieć dziecko, dwójkę, jeśli otrzymaliby zgodę, ale nawet taki rodzaj partnerstwa rzadko wytrzymywał próbę czasu. Jego rodzice stanowili wyjątek. Byli wciąż razem od trzydziestu pięciu lat. Ale inni szydzili za ich plecami. To było anormalne chcieć spędzić tak długi okres czasu z kimkolwiek. Nic nie trwało wiecznie. Nic. Hyll wziął głęboki oddech. Podejrzewał, że ich planeta została przeklęta, nieważne co osiągnęli Kolonizatorzy i jakie eksperymenty przeprowadzili naukowcy na Słońcu w Układzie Słonecznym Jert. Przeklęta, jak jego szanse zatrzymania Trzy w swoim życiu. Nigdy wcześniej nie pożądał tak nikogo ani niczego. Niemożność zdobycia tego, czego chciał napędzała jego desperację i przekształciła ją w groźną obsesję. Hyll kilkakrotnie został porzucony przez partnerów, ale sam zostawiał jeszcze częściej. Mógł doznawać pewnego rozczarowania, gdy odchodzili, lecz trwało to tylko do czasu, kiedy znalazł kolejnego. Taki był sposób funkcjonowania na Syobwoc. W przeszłości przeludnienie doprowadziło do przemocy. Teraz stosowano chemiczną regulację dzieci już w godzinę po narodzinach, stąd wszystkie dorastały jako biseksualiści pozbawieni silniejszych uczuć, które mogłyby zakłócić ich życie. Syobwoc była spokojną,
Barbara Elsborg Lucy in the Sky szczęśliwą planetą. Egzystencja całego społeczeństwa była pełnowartościowa. Więc dlaczego Hyll był zirytowany i rozstrojony? Może wypadek Trzy i jego późniejsze rozległe ulepszenie chirurgiczne zmieniły w jakiś sposób jego równowagę hormonalną. Ale czy medycy nie powinni zauważyć tego, nim dopuścili go do misji? Może Trzy wcale nie pochodził z Syobwoc. Hyll przełknął. Nie po raz pierwszy ta myśl przemknęła mu przez głowę. Usiadł przy biurku, poczekał aż bioidentyfikator aktywuje jego bazę, a następnie sięgnął do akt Trzy. Milosy później w dalszym ciągu pozostawał z niczym. Ani jednego słowa sugerującego, że Trzy był czymś innym niż on sam—z ulepszeniami. Choć dziwił się temu wyrostkowi na początku jelita grubego Trzy. Jakiś rodzaj anormalnej narośli? Być może, czego Hyll nie odkrył, było to bardziej znaczące. Żadnej medycznej dokumentacji przed uczestnictwem Trzy w wybuchu. Hyll spojrzał na nazwisko chirurga, który go operował i aż wciągnął powietrze ze zdziwienia. Astra Merk. Matka Hylla. Cóż, może to nie było aż tak wstrząsające. Była wybitna. Jeden z najlepszych chirurgów rekonstrukcyjnych na planecie. W jaki sposób Trzy trafił w zręczne ręce jego matki? Jej czas był niezwykle cenny. Hyll musiał czasem planować spotkania, by ją zobaczyć. Może Trzy był synem kogoś z Korpusu Oficerskiego, zarządu Syobwoc? A może już zabrnął za daleko? Rozważył kontakt z matką. Czy raporty o Trzy, zlecone przez Centralny Wydział Nauk, dostarczane są do niej? Czy powie mu, jeśli tak było? Hyll nie lubił pytań bez odpowiedzi. Dowiedzieć się ‘dlaczego?’ było dla niego ważne od dziecka. Nie mógł się powstrzymać, by nie pomyśleć o sposobie, w jaki matka rozmawiała z nim na temat ubiegania się o pracę na Xenothak, jak namawiała go, by przyjął ofertę, kiedy jeszcze się wahał. Zbieg okoliczności? Hyll wystukał do niej wiadomość, a potem przetarł ekran. Musiał uważać, co mówi. Musiał właściwie dobrać słowa. Jedną rzecz mógł zrobić. Połączył się z komunikatorem Vaspa. „Tak, Hyll?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Zgłoś się do mnie przy najbliższej okazji. Muszę sprawdzić bank pamięci przed twoim wylotem na Ziemię.” „Dwa milosy.” „Przyjąłem.” Hyll zakończył połączenie. Czy Vasp pamiętał herbatę z trzema łyżeczkami cukru? ******** Ukrywanie się na widoku wydawało się dobrym pomysłem. Lucy ubrana była tak samo jak Pracusie B i nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. To była cicha grupa. Nie usłyszała nic poza wymianą kilku słów, w dodatku związanych tylko z pracą. Uszkodzenia liści. Długość pędów. Ilość soku. Problemy z zapylaniem. Żadnej dyskusji o tym, co było w telewizji, co na obiad i kto bzyknął się z czyimś chłopakiem. Lucy podeszła do jednej z pracujących kobiet z nadzieją, że mogłaby jej pomóc. „Cześć, jestem Lucy. Jak masz na imię?” Wyglądało na to, że kobieta potrzebowała dużo czasu, by odpowiedzieć. „Nazywam się Vonda.” „Cześć Vonda. Mogę pomóc?” „Jeśli chcesz.” Lucy kopiowała zachowanie kobiety, przenosząc maleńkie sadzonki do osobnych doniczek. „Rośnij duża i silna” powiedziała Lucy i czubkami palców docisnęła ziemię wokół podstawy rośliny. „Dosięgnij słońca” rzekła Lucy do następnej, a kobieta znajdująca się z boku spojrzała na nią krzywo. „Trzymaj się korzeni.” Sięgnęła po kolejną sadzonkę. „Czerp wodę.” Głos Lucy podniósł się jak u ewangelicznego kaznodziei. „Przyjmij ten dwutlenek węgla. Rozluźnij te komórki ochronne i pozwól swoim szparkom oddychać.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy spojrzała w górę, by dostrzec, że kobieta na wprost gapi się na nią, a z tyłu, cała mała armia odzianych w biel pracowników, wzięła z niej przykład. Ups. Ja i mój długi język. „To im pomaga” wymamrotała Lucy. „Tak” powiedziała Vonda. „Rośliny potrzebują dwutlenku węgla. Dlatego, kiedy na nie oddychasz, dostarczasz im dodatkowej dawki tego niezbędnego gazu.” Lucy nie pomyślała o tym w ten sposób. „Choć trzeba by spędzić kilka milosów na bliskiej rozmowie z rośliną, by odniosło to znaczący skutek” powiedział mężczyzna za Lucy. Westchnęła. „Kiedyś śpiewałam do moich roślinek.” „Śpiewałaś?” zapytała inna kobieta. Lucy nie była dobra w utrzymywaniu melodii, jednak wystrzeliła ze swoją własną wersją „An English Country Garden”24. „Ileż to gatunków flory rozkwita W ogrodzie biokopuły na statku kosmicznym. Wymienię ci teraz te, o których wiem Mając nadzieję, że wybaczysz, jeśli jakieś pominę.” Lucy zatańczyła wokół etykiet na grządkach roślin. Cholera, jak mam to wymówić? „Gellybur i Thristletop, Bollypot i Vollygok.” Miała zamiar przerobić to tak, by się rymowało. „Goryczka, łubin i niezapominajka, Wszystkie te cuda rosną jak bajka, W ogrodzie biokopuły na statku kosmicznym.” 24
https://www.youtube.com/watch?v=EUyxCP5Rvco
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Nie spodziewała się oklasków, ale oszałamiająca cisza ją zasmuciła. Co było nie tak z tymi ludźmi? Żadnego poczucia humoru? „Jeszcze” szepnęła Vonda. Lucy wzięła głęboki oddech. To nie owacja na stojąco, ale— „Ileż to gatunków owadów zjawia się W ogrodzie biokopuły na statku kosmicznym. Wymienię wam teraz te, o których wiem Mając nadzieję, że wybaczycie, jeśli jakieś pominę. Pająki, ćmy i pszczoły Chrząszcze i trzmiele, osy Mrówki i szczypawki, biedronki i pchły, Najlepsza z nich jest wyjątkowa Pszczoła Robotnica, W ogrodzie biokopuły na statku kosmicznym.” Więcej ciszy. Potem wszyscy znów zaczęli pracować. Lucy westchnęła i wróciła do kolejnej sadzonki. Nucenie było początkowo ciche, jakby jednej czy dwóch osób, potem jednak dołączyło więcej, aż wszyscy nucili razem jedną melodię. Lucy roześmiała się. „Z której biokopuły jesteś?” zapytała Vonda. „Jestem nowa.” „Nowa?” Nucenie ucichło i Lucy miała wrażenie, że się w jakiś sposób ze sobą porozumieli. Chwilę później została otoczona. Nie mogła być nowa? Jeden z mężczyzn sięgnął, by dotknąć jej twarzy. Jego palce pogładziły ją po policzku. Lucy zdawała sobie sprawę, że powinna odczuwać zagrożenie, jednak tak nie było.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Jak się wszyscy nazywacie?” Mężczyzna przechylił głowę. „Chcesz poznać nasze imiona?” Lucy przytaknęła. „Dlaczego?” „Cóż, w razie gdybym chciała was zawołać. To znaczy, nie mogę powiedzieć ‘hej, ty w białym wdzianku’, czyż nie?” zaśmiała się. Zajęło to moment, ale twarze wokół niej zaczęły się uśmiechać. Potem podali jej swoje imiona. Lucy musiała się mocno skoncentrować, by zapamiętać je wszystkie. Jej tradycyjna metoda łączenia imion z ubraniami nie wypaliła, a te osoby były tak piękne, że dopasowanie imienia do twarzy również nie zda egzaminu. Światło przygasło i wszyscy oddalili się od niej tak szybko, jak tylko mogli. Zebrali swój sprzęt i wyszli bez słowa. Stanowili naprawdę dziwną grupę. Lucy nie chciała tak po prostu siedzieć i czekać na Trzy. Robotnicy zostawili stertę gałązek i gałęzi gotowych do zniszczenia, jednak Lucy mogła wymyślić dla nich lepsze zastosowania. Zebrała je i wzięła się do pracy. Światło wciąż tworzyło półmrok, więc widziała wystarczająco dobrze. To nie była część jej pracy w centrum ogrodniczym, ale podczas przerw obiadowych często wykorzystywała odpadki do tworzenia artystycznych kompozycji. Keith, właściciel, zwykle je wyrzucał, lecz kiedyś pewna pani zapytała, czy mogłaby jedno kupić. Lucy była zachwycona, póki nie okazało się, że kobieta chciała odstraszyć ptaki. Przypuszczała, że na Colonizerze nie było miejsca na frywolność. Wszystko było zaplanowane i każdy pracował w tym samym celu, co oznaczało, że Lucy nie była do niczego przydatna. Właściwie tak jak na Ziemi. Lubiła rzeźbić, ale nigdy nie zarobiłaby tak na życie. Podniosła więcej gałązek i zaczęła nadawać im kształt. Lucy nie miała żadnych braci ani sióstr, żadnych ciotek czy wujków. Po śmierci rodziców zbadała swoje drzewo genealogiczne, by sprawdzić, czy gdzieś tam było więcej Ferze. Nie było. Ale nie była samotna. Oczywiście, że nie. Nie miała przyjaciół, ale zawsze miała chłopaka. Zwykle. Okej, okazjonalnie.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trochę zajęło Lucy zrozumienie, dlaczego Mike nigdy nie zabrał jej w inne miejsce niż łóżko. Obawiał się, że jego żona ich zauważy. Jasper, bankier, wydawał się takim prostolinijnym facetem, póki nie pokazał jej swojej sypialni oraz prześcieradeł z tworzywa sztucznego, rozłożonych na całej podłodze, i nie powiedział, co chce z nią zrobić. Lucy już wiedziała, że sporty wodne były czymś, czego chciała próbować wyłącznie na plaży, i był to windsurfing oraz kajaki. Eric nigdy nie nosił ze sobą portfela, a Lucy tolerowała to zbyt długo, bo myślała, że naprawdę ją lubił. Huh, mężczyźni. Ach, Trzy. Lucy westchnęła i przeszła wokół biokopuły, rozstawiając małe gałązkowe ptaszki i zwierzęta. Może wywołają uśmiech na czyjejś twarzy. Zrobiła wianek w kształcie serca i wbiła w ziemię pomiędzy dwie roślinki, z którymi rozmawiała. Ich kwiaty były teraz zamknięte, ale czubki spoczywały razem. Ciekawiło ją, z jakiej planety pochodziły, zastanawiało czy Trzy albo ktokolwiek, kto je zabrał, wpadł na to, by sprawdzić czy ta flora była wystarczająco zaawansowana, by mieć uczucia. Idea inteligentnej flory nie wydawała się tak nieprawdopodobna rozważając to, co przydarzyło się jej, ale jeśli można dostać to, czego się potrzebuje, by przetrwać, wylegując się po prostu w glebie i świetle, wtedy nie wydaje się, by posiadanie wielkiego intelektu było jakąkolwiek korzyścią. Mimo to, co jeśli doznają krzywdy, wyrwane z ziemi? Co jeśli ich krzyk był czymś słyszalnym jedynie dla ucha psa? Lucy była usatysfakcjonowana, że przeprosiła. Może zrozumiały. „Lucy?” Zamarła przez ten szept. Czy one mówiły? Skąd znały jej imię? „Lucy.” Ach, to nie roślinka. Czując ulgę, że Trzy nie był świadkiem jej głupoty, odwróciła się i rzuciła ku niemu, przeskakując ostatnie kilka kroków wprost w jego ramiona. Cholera. Zapomniała, że miała strzelić focha.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Jak to się dzieje, że wyglądasz seksi nawet w białych roboczych ciuchach?” wymruczał Trzy. „Bardziej seksi wyglądam bez nich. Muszę je mieć na sobie?” „Przejdziemy dalej, gdzie rośliny są mniej podatne na urazy. Przyniosłem ci coś do jedzenia.” Podniósł wypchaną torbę. Lucy ucieszyła się, bo wyglądało na to, że zawiera więcej niż trzy tabletki. Podniosła jeden z małych ptaszków, które zrobiła i ofiarowała mu. „To dla ciebie.” Mimo marnego oświetlenia, Lucy nie przegapiła miny Trzy. Żadnego przyjemnego zaskoczenia, tylko głęboki szok. Cholera. Nie powinna ruszać gałęzi? Przecież zostały przeznaczone do zniszczenia, prawda? Może to nie była niszczarka. Może to maszyna ożywiająca czy coś. Trzy sięgnął i dotknął rzeźby, jakby była prawdziwa. Może nigdy wcześniej nie widział ptaka. Nie wpadła na to. Albo może przypadkowo stworzyła model jakiejś diabelskiej istoty, która na jego planecie wdziera się przez okno, rozrywa klatkę piersiową i kradnie twoją duszę? Lucy zadrżała. Naprawdę musi przestać czytać Stephena Kinga. Ach, teraz nie będzie to raczej problemem. Co oni robili dla przyjemności? Gdzie były książki? „Strzyżyk.” Westchnął Trzy. „Hej, starałam się zrobić strzyżyka, więc wyszło dobrze. Moje modele nie zawsze są rozpoznawalne.” „Jak się nauczyłaś to robić?” „Moja nauczycielka sztuki mi pokazała. Przyniosła owcę zrobioną z wierzbowych gałęzi, a ja pomyślałam, że to świetne.” Lucy wzięła głęboki oddech. „Więc, co się stało?” „Nic.” Nadepnęła na jego stopę. „Auć, za co to było?” „Za kłamstwo.” I za to, że nie kochasz mnie tak, jak ja ciebie.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Wygląda znajomo, jakbym widział już coś takiego wcześniej.” „Widziałeś. W moim ogrodzie. Cóż, zanim na nich wylądowałeś.” Trzy uśmiechnął się, a potem przestał, gdy spojrzała. „To musi być to.” Wziął ptaka z jej ręki, włożył do torby i pociągnął ją wzdłuż ścieżki. Zatrzymali się przed połyskującą barierą z tworzywa sztucznego. Lucy zauważyła ją, gdy przechadzała się wokół i pomyślała, że to wejście do jakiejś szklarni. „Byłaś w bubczek?” Potrząsnęła głową. Uśmiechnął się i przeszedł przez materiał. Lucy sapnęła. Cokolwiek to było—poruszało się jak ciecz i zamknęło wokół niego tak, by nie pozostawić śladów załamania na powierzchni. Trzy stanął po jednej stronie, ona stała po drugiej. „Przejdź przez to” powiedział. To było jak chodzenie w gumie balonowej, tylko zamiast przykleić się do niej czy przebić, odtwarzała się tuż za tobą. „Wow.” Lucy odwróciła się i wyciągnęła rękę, a następnie pociągnęła z powrotem. Materiał scalił się w jednej chwili. Potem wsadziła tam swoją twarz. Może bardziej jak mieszanka baniek, tylko nie mokrych. Kiedy wyjęła głowę i spojrzała na Trzy, uśmiechnął się do niej. Uśmiechał się teraz częściej. Bez uśmiechu był przystojny, z uśmiechem doskonały. Tylko nie był jej. Lucy uśmiechnęła się mimo bólu w piersi. Nie ma sensu się dąsać. Może równie dobrze wykorzystać jak najlepiej czas, który im pozostał. „Czy tam jest ciepło?” zapytała, kiwając głową w kierunku drugiej strony bańki. „Ta część biokopuły jest dla ich dalszego cyklu. Próbują symulować warunki, którym rośliny mogłyby stawić czoła, na przykład zanikającemu słońcu, poprzez wahania temperatury. W tej chwili jest tam ciepło.” Lucy zsunęła z siebie biały kombinezon. „Robią postępy?” Trzy wzruszył ramionami. „Hyll tak twierdzi, ale ja nie ogarniam tej technologii.” „Co dokładnie robisz?” Lucy ściągnęła swój mały top i zdjęła swoje gatki z tasiemką. Oczy Trzy zalśniły na ten widok. Ach, może powinna poprzestać na zdjęciu kombinezonu. Strzeliła palcami przed jego twarzą.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Głównie gromadzeniem, ale też wszelkiego rodzaju sprawami logistyki, zaopatrzenia, naprawą, wszystkim, co jest potrzebne.” Zerwał swój kombinezon i resztę ubrania. „Jest coś, czego potwornie potrzebuję” Lucy zakreśliła palcem po jego piersi. Chwycił ją za tyłek, lecz ona się wywinęła. „Jedzenia.” Trzy się roześmiał. Podniósł torbę, którą przyniósł, wziął dłoń Lucy i pociągnął ją na drugą stronę bańki. Lucy sapnęła. „Jasna cholera.” To było, jakby weszli do dżungli. „W jaki sposób sprowadzacie tu drzewa tej wielkości?” „Nie sprowadzamy. Urosły. Dysponujemy technologią przyspieszającą cykl wzrostu większości roślin.” Winorośl i pnącza oplatały gałęzie. Różnorodność kształtów i kolorów liści wydawała się nieskończona—szerokolistne palmy, jasne ozdobne paprocie, ostre ciernie i ogromne liście wielkości uszu słonia. Lucy mogła wyczuć zapach wilgotnej ziemi, początku i końca istnienia. To przypomniało jej o domu. „Żadnych czających się wielkich kotów?” zapytała. Trzy poskubał czubek ucha. „Może się zdarzyć.” „Węże?” Przywarł do jej pleców, jego gruba erekcja otarła się o jej kręgosłup. „Och, tylko martwe węże ze stężeniem pośmiertnym” powiedziała tonem udawanego rozczarowania. Trzy roześmiał się, chwycił ją za rękę i pociągnął do przodu. „Znam miejsce, gdzie możemy zjeść.” Zaprowadził ją nad małą polanę, gdzie dywan mięciutkiego mchu rozpościerał się pod stopami. Lucy zanurzyła w nim bose stopy i zamruczała. „Cudowne uczucie.” Usiadła i przeczesała palcami falujący zielony koc. „Och, to jest to, co wyrwałam.” „To nie jest chwast.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Aj, przepraszam.” Trzy wyciągnął z torby wszystko, co przyniósł. Lucy nie uznała niczego z tych rzeczy za jedzenie. Jasne różowe kostki z czymś pływającym wewnątrz, co, Lucy miała nadzieję, nie było żywe, wilgotne czarne kulki, pomarańczowe coś, wyglądające jak robaki. Wszystko miało albo dziwny kształt albo kolor. Kto na Ziemi je nakrapiane na zielono rzeczy, jeśli nie jest zdesperowany? Ach, nie była już na Ziemi i była zdesperowana. Smaki były jakby znajome, a jednak dziwnie inne. Najadła się do syta, po czym opadła na plecy z rękami założonymi za głową. „Chcesz dobre wieści czy złe?” Trzy okrążył jej sutek czerwoną borówką. „Dobre.” Kochasz mnie. Postanowiłeś mnie przy sobie zatrzymać. „Caled jeszcze nie zezwolił Pracusiom B cię szukać. Ich praca w biokopułach jest ważniejsza. Twierdzi, że wkrótce i tak się znajdziesz.” To były dobre wieści? „A złe?” „Szukają cię Rozkosze B.” „Nie powiedzą Pracusiom?” „Nie, póki nie otrzymają takiego nakazu.” Lucy parsknęła. Trzy w ogóle nie zdawał sobie sprawy, jacy są ludzie. „Jak ich rozróżnię?” zapytała. „Nie zdołasz—w każdym razie fizycznie. Tak długo, jak przebywasz w biokopułach, jesteś bezpieczna. Rozkosze B nie wejdą do nich, póki nie przeszukają pozostałych miejsc. To dezorganizuje pracę Pracusiów B i zaburza równowagę powietrza. Ale na zewnątrz kopuł nie jesteś bezpieczna. Chociaż mamy oko na tych, którzy cię szukają. Przeniosę cię z jednej do drugiej po ich rewizji.” Trzy opuścił głowę i zlizał strużkę soku spływającą w dół jej piersi. Lucy zadrżała. „Wciąż jestem głodny” szepnął. „Mieliśmy się podzielić tym jedzeniem.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy sapnęła. „Przepraszam. Jestem taką świnią.” „Wygląda na to, że teraz to ciebie będę musiał pożreć.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział czternasty Zmartwychwstanka, znana również jako róża jerychońska, może przebywać w uśpieniu do pięćdziesięciu lat, by następnie rozbudzić się dzięki wodzie, rozwijając się w krzepką zieloną paproć. Po wyjęciu z wody ponownie obumiera. Cykl ten można w kółko powtarzać.
Trzy pokrył ustami jej sutek i zassał. Lucy wciągnęła nierówny oddech i wygięła plecy, by jeszcze bardziej go zachęcić. Ale on przeniósł wargi z jej piersi na usta i pchnął ją w dół. Ciężko było zmusić go do czegokolwiek. Smakował borówkami, które właśnie na nią wycisnął, słodko z ostrym posmakiem. Nigdy nie bawiła się tak dobrze, całując kogokolwiek. Żadnej rozmemłanej wilgoci, żadnego parcia, póki nie przeszło jej przez myśl, żeby rozchylić usta, żadnych pazernych, tchórzliwych, oschłych dziobnięć. Trzy idealnie dobrał siłę naporu, idealnie dozował wilgotny język. Przygryzł jej dolną wargę, nim wciągnął ją zębami do swoich ust. Lucy objęła go, a Trzy opadł przy jej boku; jego dłoń sunęła po krągłości jej ciała. Poruszył głową i pogłębił pocałunek, przyciągając ją do siebie tak, że przywarli do siebie od stóp do głów. Jego palce przesunęły się w górę jej kręgosłupa z uwodzicielskim celem zatopienia się w jej włosach, podczas gdy dłonie Lucy błądziły w górę i w dół po wyrzeźbionych mięśniach jego pleców. Jak gdyby w jej mózgu zaciął się przełącznik, racjonalne myślenie znikło, a dążenie do przyjemności stało się celem nadrzędnym. Mięśnie się napięły, nerwy mrowiły, aż każda komórka w jej ciele wołała o niego. Lucy przejęła kontrolę nad pocałunkiem i zbadała jego usta, tropiąc grzbiety i doliny jego zębów, jedwabiście gładkie wnętrze jego policzków, pocierając przy tym palcami świeży zarost na zewnątrz. Zachwyciła się lekką chropowatością jego języka, wspomnieniem tego, jak to było, gdy pieścił jej delikatne fałdki. Myśl o utracie tego, stracie jego, wtłoczyła gulę w jej gardło. Musiała wykorzystać każdą chwilę, przechowa w swej pamięci każdą sekundę. Lucy odsunęła się od jego ust ze słodkim mlaśnięciem. Wycałowała i wyssała ścieżkę w dół do centrum jego ciała, wzdłuż ciemnej kępki włosów, aż dotarła do lśniącego penisa, sterczącego dumnie pośród szorstkich kędziorków. Lucy wsunęła czubek języka w wąską
Barbara Elsborg Lucy in the Sky szczelinę główki, wyławiając kroplę preejakulatu i wydobywając z jego gardła głęboki jęk. Chwytając u podstawy jego fiuta, gładziła czubkiem swoje usta, rozsmarowując jego sok niczym błyszczyk. Lucy spojrzała w jego oczy, a Trzy wplótł palce w jej włosy, kciukami zataczając kręgi nad jej uszami. „Lucy” wyszeptał. Wyczuła ustami zagłębienie, biegnące poniżej główki członka i wybadała je, drażniąc zanurzającym się czubkiem języka, nim zamknęła go w swoich ustach i ścisnęła. Jej nagrodą był pomruk, który przetoczył się przez ciało Trzy niczym grzmot. Jego oddech stał się głębszy, dźwięk niósł się przez zastane powietrze. Lucy objęła dłonią podstawę jego fiuta i chwyciła mocno. Drobny wybuch preejakulatu trysnął w jej podniebienie, a ona rozsmarowała słoną perłę wokół główki trzonu, wirując językiem, czerpiąc i ssąc, aż jego głośne jęki nie stały się jeszcze bardziej hałaśliwe. Lucy uwolniła go ze swym ust i uniosła podbródek. Oparł się na łokciach, obserwując ją tymi wytężonymi ciemnymi oczyma. Uniosła dłoń lekko w górę jego penisa i ścisnęła, potem puściła i przeniosła się wyżej, zanim jeszcze raz zacisnęła pięść. Każdy z jej chwytów wydobywał ciężki oddech z gardła Trzy. Doję go, pomyślała Lucy, gdy kontynuowała uciskanie i wyżej przesuwała palce. Kropla płynu wezbrała nad szczeliną. Zaczekała z dłonią wokół jego podstawy, obserwując powiększającą się kroplę, póki ta nie spłynęła w dół purpurowej główki jego członka, a wtedy opuściła swoje usta i, patrząc wprost na niego, zlizała ją. „O Bogowie” wykrztusił Trzy. Jego jądra napięły się przy jej dłoni, rozgrzane i pełne, gotowe wypalić. Lucy przesunęła językiem w dół całej jego pachwiny i oblizała miejsce, gdzie jądra łączyły się z ciałem. Jego biodra szarpnęły. Kiedy zassała kawałek ciała z tyłu jego woreczka, wypuścił charczące westchnienie. „Lucy, Lucy, Lucy.” Pogładził jej włosy, szarpnął, znów pogładził. Chwyciła ustami włóknistą skórę, delikatnie wciągając ją między wargi, zanim wzięła do ust jego jądra, i zamruczała. Mięśnie ud Trzy napięły się tak, jak jej ramiona. Zacieśniając chwyt u podstawy jego fiuta, Lucy użyła swego języka, by delikatnie rozdzielić owalne jądra,
Barbara Elsborg Lucy in the Sky pieszcząc je przez moment w ustach, nim pozwoliła im się wydostać. Używając drugiej ręki, owinęła kciukiem i palcem wskazującym jego woreczek i pociągnęła z dala od ciała tak, że skóra pomiędzy napięła się, a jego jądra niemal wydęły. Jedno possanie w tym miejscu i tyłek Trzy wystrzelił w powietrze. „Och, na miłość…pozwól mi dojść.” Nie, Lucy nie zamierzała. Jeszcze nie. Pchnęła go w dół i sięgnęła po gęste lepkie pomarańczowe coś, co smakowało jak cukierek ślazowy. Jej zacisk na podstawie jego kutasa pozostał stanowczy. „Co robisz?” wysapał. „Świetnie się bawię.” „Zdajesz sobie sprawę, że się za to odegram?” „Liczę na to.” Lucy rozsmarowała pomarańczowy żel na całym penisie, a potem zaczęła przesuwać swoją dłoń w górę od podstawy. Kiedy dotarła na szczyt, owinęła drugą dłoń wokół trzonu i ponownie pociągnęła w górę, powtarzając proces, obciągając powoli, ale wciąż mocno i szczelnie. „Nie dochodź” powiedziała. Trzy wypuścił ochrypłe parsknięcie. „Powiedz naszym słońcom, by nie wschodziły.” „Myślałam, że jedno z nich ma taki zamiar.” Jego członek szarpnął w jej dłoniach, małe żyłki zrobiły się grubsze i bardziej wypukłe. Zabrała go tak blisko krawędzi, jak tylko się odważyła, a następnie opuściła swoje usta ku lśniącej końcówce i pochłonęła. Jedna dłoń wciąż trzymała w ciasnym uścisku jego podstawę, kiedy Lucy pracowała ustami w górę i w dół trzonu. Ssała mocno, podciągając się w górę, by następnie wciągnąć z powrotem. Gdy penis uderzył w tył jej gardła, doszedł, dysząc z każdym wstrząsem swego wyzwolenia. Kremowy wytrysk wybuchł z taką siłą, że Lucy musiała szybko przełknąć, aby się nie zakrztusić. Sperma wyciekła z jej ust, gdy się cofnęła. Trzy jęknął i roześmiał się. „Bogowie, wyglądasz, jakbyś złapała jakąś dziwną chorobę.” Sięgnął, by wytrzeć jej usta i pokazał jej pomarańczową piankę.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Żadna dziwna choroba, po prostu miłość, tylko jak miała mu to powiedzieć? Miała wrażenie, że on nawet nie wie, co to słowo oznacza. „Moja kolej” powiedział Trzy. Odwrócił Lucy na plecy, podniósł jej stopę do swych ust i oblizał palce. „O mój Boże” szepnęła Lucy. Równie dobrze mógł przesunąć językiem po jej łechtaczce. Kiedy zassał jej dużego palca, Lucy spróbowała się odczołgać. Trzy pociągnął ją z powrotem. „I kto teraz ma łaskotki?” Wszystkie palce zasmakowały wilgotnej szorstkości jego języka, delikatnego ssania warg, a każdy dotyk wysyłał ogniste podmuchy doznań aż do jej rdzenia. Lucy zatonęła w tej chwili. Zamknęła oczy i rozłożyła ręce, by pieścić mech, pozwalając mchu pieścić ją. Kiedy Trzy uwolnił jej stopę, zajęczała, póki nie zajął się drugą. „Dwie pary ust byłyby dobrym rozwiązaniem” zamruczała. „Gdybyś tylko przyjął taką formę, chociaż posiadanie dwóch par ust, trzech tuzinów rąk i dwóch penisów byłoby w porządku, dopóki nie musiałabym na ciebie spojrzeć.” Roześmiał się przy podeszwie stopy i obsypał podniecającymi pocałunkami jej kostkę, nim szczypiąc, gryząc i pocierając wytoczył ścieżkę w górę jej łydki, aż do tylnej strony kolana. „Arrrgghh. Strefa erogenna numer dwieście czterdzieści siedem.” Jęknęła. „Doliczyłem się dwustu czterdziestu sześciu. Muszę zacząć od nowa.” „Nieeeeeee.” Krew Lucy zawrzała i przebiegła wzdłuż jej ciała, stawiając w ogniu każdy narząd. Spirale rozkosznego ciepła wirowały w jej wnętrzu, przerywane co jakiś czas przez skurcze rozchodzące się w jej łonie i sprawiające, że biodra wierzgały, a żołądek się skręcał. Usta Trzy sięgnęły jej pachwiny, i gdy usadowiły się na cipce, szorstkość jego policzków, ocierających się o jej uda, pobudziła ją jeszcze bardziej.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Język i palec odkrywały jej miękkie fałdki. Język drażnił łechtaczkę, a palec odbyt— pchając i napierając, aż opór mięśni ustąpił, pozwalając mu wśliznąć się do środka. Trzy pracował swym kciukiem i językiem nad jej sednem, pozwalając mu sunąć między nie, aż oddech Lucy stał się stłumionym dyszeniem. Jej umysł nie był w stanie rejestrować tego, co się dzieje—kciuk wijący się w jej cipce, opuszek pieszczący jej łechtaczkę, palec wsuwał się i wysuwał z jej tyłka, a usta Trzy wciąż całowały, całowały. I ten miękki mech, nie mógł jej też pieścić. Czy może mógł? Uniósł głowę. „W porządku?” Wydała z siebie bliżej nieokreślony pomruk. Już nigdy nie będzie w porządku. Lucy westchnęła, a potem zdusiła dławiący jęk, gdy poczuła okrągłą główkę członka napierającą na jej odbyt. Może zapomniała jak się mówi? „Pragnę cię całej” powiedział Trzy. „Chcę ciebie tutaj.” Smukły palec to jedno, jego gruby kutas był czymś zupełnie innym. „Ja…ty… będziesz… duży…”. Cóż, to było dobre. Każdy by zrozumiał. „Myślę, że będzie łatwiej, jeśli się odwrócisz.” „Myślisz?” Jedyna rzecz, której nie była w stanie zrobić. Opuścił głowę i delikatnie ją pocałował. „Nie sądzę, bym robił to kiedykolwiek wcześniej.” Jej oczy otworzyły się szerzej i wydała z siebie ciche skomlenie. „Co jeśli zrobisz to źle?” Jego ramiona zadrżały, gdy się zaśmiał. „Nie zamierzam zrobić tego źle, ale jeśli tego nie chcesz albo chcesz, żebym przestał, zrobię to.” Lucy okręciła się pod nim. Nie ma sensu udawać, że tego nie chciała, bo chciała. Była lekko wystraszona, ale mu zaufała. Kiedy Trzy przesunął się na bok, uniosła się na kolanach, zatrzymując tyłek w górze, i wzięła głęboki oddech. To musiała być najbardziej nietwarzowa poza. Dlaczego ucichł? Co robił? Co sobie myślał? Zmienił zdanie? Co—Lucy krzyknęła. „Jezu Chryste, co to, do cholery?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Spojrzała przez ramię, by ujrzeć, że Trzy trzyma nad jej tyłkiem ociekającą zieloną łodygę. „To naturalny lubrykant.” „Lodowaty.” „Ja cię rozgrzeję.” Prześliznął się czubkiem swego członka przez fałdkę tej tyłka, rozsmarowując chłodny nawilżacz głębiej i głębiej, póki nie wypełnił całej reszty. Trzy wsunął dłoń pod jej biodra i pieścił jej cipkę. Lucy mogła poczuć jego oddech uderzający o jej ramię, tarcie jego klatki piersiowej o jej plecy. Penis trącał w przód i w tył, za każdym razem napierając mocniej. Gdy pchnął dwa palce w jej cipkę, Lucy ciężko złapała oddech, a pierścień jej mięśni rozsunął się wokół jego fiuta, pozwalając mu wsunąć się do środka. „Bogowie” jęknął Trzy. „Jesteś taka ciasna.” „Jesteś ogromny.” To było—nie, nie chciała myśleć zbyt intensywnie. „Nie, to ty jesteś ciasna.” „Czy to dobry moment na kłótnię? Zbyt ciasna?” Cholera, to był zgrzyt. „Wyłaź ze mnie.” Przycisnął biodra do przodu, a uda zacisnął wokół niej. Jedną ręką podpierał się na mchu tuż obok niej, drugą trzymał na jej cipce, a jego kutas pragnął rozpaczliwie dostać się do jej wnętrza. Lucy poczuła zalewający ją wstyd, że aż tak tego pragnęła. Tak robią tylko niegrzeczne dziewczynki, prawda? Nikt nie wie, powiedział mały diabełek na jej ramieniu. Wiesz, że tego chcesz, powiedział diabeł, siedzący na drugim. Jak to się stało, że nie było anioła? Bo jestem zepsuta. A to jest tak przyjemne. Zmiażdżył ją sobą, stale napierając; bitwa na wyczerpanie, której nie chciała wygrać. Lucy dokładnie poznała ten moment, gdy jej ciało poddało się, moment, w którym jej mięśnie rozluźniły uścisk. Namiętna natarczywość przekształciła się w jednej chwili w grzeszną rozkosz. Trzy wygiął biodra i zatonął głębiej i głębiej, póki Lucy nie poczuła jego jąder dociśniętych do jej fałdek. Kiedy wydał z siebie głośny jęk czystej rozkoszy, jej poczucie winy wyparowało.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Och, jesteś taka wspaniała.” Przygryzł jej ramię. „Wszystko dobrze?” „Wspaniale.” Trzy odsunął się, lecz Lucy podążyła za nim. Zdławiony śmiech wyrwał się z jego ust. „Musisz pozwolić mi się poruszyć.” „Wydaje mi się, że utknąłeś.” Poczuła ten chichot wzdłuż całego jego członka, gdy wibrował wewnątrz niej. Trzy przygryzł jej szyję, pchał, jakby cała jego dłoń znajdowała się w jej cipce, i kiedy mięśnie Lucy mocniej chwyciły jego palce, jej uścisk na jego erekcji rozluźnił się. Trzy zdołał pchnąć i wyjść, nim mały orgazm dopadł Lucy, rozszarpując ją w swej paszczy. „O Boże, Boże, Boże” dyszała. Trzy wydał z siebie urywany jęk i w chwili, gdy jej spazm ucichł, zaczął pchać wewnątrz niej, jego biodra obijały się o jej tyłek. Lucy czuła się wypełniona, zbyt pełna, jego palce wciąż pracowały nad jej cipką, krążąc i uderzając, podczas gdy gruby fiut zatonął w jej tyłku. Lucy chciała krzyknąć, że to już dla niej zbyt wiele, lub może zbyt mało, lecz jedyne, co była w stanie zrobić, to oddychać. Westchnęła, gdy Trzy uwolnił jej cipkę i przesunął swoje ramiona na jej własne, opierając się na jej plecach, przytrzymując ją za ramiona, dalej ją pieprząc. Długie, głębokie pchnięcia wysyłały fale, docierające aż po czubki jej palców u rąk i stóp. Trzy naprężył się przy niej, a jego kutas cisnął swym wyzwoleniem. Lucy zatopiła palce w mchu, gdy dochodziła. Orgazm przebiegł przez nią niczym ściana wody, zmiatając ją po drodze, więc nie wiedziała już, którędy prowadzi droga czy jak dostać się na powierzchnię. Wszystko stało się czarne i mogłaby przysiąc, że ujrzała gwiazdy, migoczące kolorowo i eksplodujące na nocnym niebie, zanim powoli zniknęły. Doszła do siebie leżąc w ramionach Trzy. Jedną dłoń trzymał na jej biodrze, drugą tulił jej głowę. „Skrzywdziłem cię?” zapytał cichym głosem. „Nie.” Nie teraz, lecz wtedy, gdy powiedział, że odstawia ją do domu.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Mały pajęczak wpełzł na ramię Trzy, a Lucy pozwoliła mu przejść na swoją dłoń, nim strząsnęła go na liść. Owady jej nie przeszkadzały. Spędziła tak wiele czasu z tatą, słuchając jak wyjaśnia, które z nich są pożyteczne w ogrodzie, że niewieloma zawracała sobie głowę. Poza tymi, które były spoza Ziemi. Fuj. Potarła swoją dłonią o pierś Trzy. „Mam nadzieję, że maleństwo nie jest jadowite” szepnęła. „Co?” „Maleńki pajączek wspina się po rynnie”25 zaśpiewała Lucy. „Spadł deszczyk i zmył pajączka na zewnątrz.” „Wyszło słoneczko i wysuszyło cały…” Trzy usiadł, a Lucy przewróciła się na bok. „Skąd ja to znam?” Pociągnęła go w dół. „Uczyłeś się o Ziemi, prawda? To rymowanka.” Kropla wody spadła na jej ramię, aż przeszedł ją dreszcz. Czy on płacze? Potem poczuła kroplę na swoim tyłku. Ach, to nie łzy. „Trzy, ja—” Woda polała się i zostali zmoczeni w jednej chwili. Roześmiała się. „Krople deszczu spadają na mą głowę, i tak jak gość, którego stopy są…zbyt…duże…”26 zaśpiewała, póki nie ujrzała wyrazu jego twarzy. „Co jest?” Trzy usiadł, woda kapała z jego rzęs i włosów. „Tę piosenkę też znam. Zaśpiewaj ją.” „Nie znam słów. Mogę nucić la la la.” Kiedy Lucy dotarła do końca, Trzy przyłączył się do niej. „Bo jestem wolny. Nic mnie nie martwi.” Lucy skinęła. „O tak, to jest to.” Chwycił ją za ramiona i spojrzał wprost na nią. „Jak, na legoliańską pustkę, to możliwe, że znam słowa ziemskiej piosenki?” 25 26
https://www.youtube.com/watch?v=O3-t7Rhrpm8 https://www.youtube.com/watch?v=2nbzM3ZI0pw
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział piętnasty Ekologiczne zainteresowanie organizmami inwazyjnymi nie wynika jedynie z faktu zniszczeń, jakie mogą one wywołać, lecz również z powodu niewystarczającej wiedzy o tym, w jaki sposób są w stanie przeobrazić pomniejszą rolę w swym naturalnym środowisku w dominującą wobec środowiska, które atakują.
Trzy musiał koniecznie pomówić z Hyllem. Na osobności. Najchętniej w kwaterze Trzy, gdzie nie mogli zostać podsłuchani. Hyll wyłączył swój komunikator, więc Trzy wysłał mu wiadomość głosową z prośbą o spotkanie. Korciło go, by zaciągnąć tam Lucy i namówić ją, by zaśpiewała każdą znaną jej ziemską piosenkę, by opowiedziała o ziemskim jedzeniu, które mogłoby przywołać kolejne wspomnienia, lecz jego kwatera była dokładnie tym miejscem, w którym będą jej szukać, a on wciąż nie był pewny czy może ufać Hyllowi. Trzy został zmuszony, by włączyć z powrotem swój komunikator, a więc nikt nie nabierze podejrzeń. Krótkotrwałe wylogowania były akceptowane, ale gdyby urządzenie pozostało włączone, gdy on był z Lucy, ktoś mógłby ją usłyszeć. A nic nie było w stanie uciszyć Lucy, kiedy byli razem. Uśmiechnął się. Gdy tylko Trzy skręcił za róg i ujrzał, kto czeka na korytarzu, jego uśmiech zamarł. „Udało ci się zlokalizować Ziemiankę?” zapytała Vileda. O tak, zlokalizować i zadowolić lepiej niż mógłby jakikolwiek B. Trzy chciał wypalić opryskliwym komentarzem, póki nie przyszło mu do głowy, że Vileda mogła być zsynchronizowana z wykrywaczem kłamstw. „Dlaczego zabrałaś ją z B7?” zapytał. „Nie pełni żadnej funkcji na pokładzie.” Zacisnął usta. „A jaką funkcję ty pełnisz?” „Jestem Rozkoszą B.” „Twoją rolą jest dostarczanie przyjemności?” Uśmiechnęła się. „Tak.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Nie dostarczasz mi jej.” Uśmiech zrzedł z jej twarzy. „Pozwól mi spróbować—” Trzy oddalił się. „Nie dostarczasz mi przyjemności, Vileda. I nigdy nie będziesz. Poszukaj kogoś, kto cię doceni.” Wśliznął się do swojej kwatery. „Zamknąć drzwi” warknął. ******** „Jestem na zewnątrz” powiedział Hyll do komunikatora. Drzwi Trzy się otworzyły, a Hyll wyłączył urządzenie, wchodząc. Rozejrzał się wokół. „Jest bezpieczna?” „Na razie.” Trzy chodził tam i z powrotem. „Co jest?” Trzy zatrzymał się na wprost niego. „Dlaczego znam rymowanki, które śpiewają ziemskie dzieci? Skąd znam piosenkę, śpiewaną przez ziemskich dorosłych?” Hyll dopilnował, by nie okazać żadnej reakcji. „Informacja mogła być częścią pakietu danych, zainstalowanego przed twoją misją na Ziemię.” Trzy zaczął znowu się przechadzać. „Nie przypominam sobie żadnych drybtyjskich piosenek czy parsyliańskich rymowanek, pomimo moich misji na te planety. Czym się od nich różni Ziemia?” Hyll otworzył usta i ponownie je zamknął. Trzy odwrócił się do niego. „Wiem o rybie i frytkach z octem winnym. Wiem, że lubię herbatę z mlekiem i cukrem.” Hyll sprawdził dane pamięci Vaspa i nie znalazł nic na temat herbaty, mleka czy cukru. Dodał to, więc Vasp będzie teraz pamiętał. Bogowie, czy musi dorzucić do tego jeszcze piosenki? „Musiałeś mieć wystarczającą wiedzę lokalną w razie pojmania.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy się roześmiał. „Tak więc miałem śpiewać do władz i prosić o herbatę z mlekiem i cukrem? Pomyśleliby, że jestem psychiczny.” „Być może, ale nie spodziewaliby się obcego, posiadającego taki rodzaj informacji.” „Sądziłem, że w przypadku schwytania miałem z sobą skończyć.” Szczęka Hylla drgnęła. „Tylko, jeśli zawiodłyby wszystkie inne opcje.” Trzy westchnął i oparł się o ścianę, zapierając stopami. „Skoro mowa o opcjach, powiedziałem Lucy, że zabieram ją z powrotem.” Ciepły przypływ ulgi zalał ciało Hylla, a jego serce aż się uniosło. „Na Ziemię?” „Nigdy nie powinienem był jest stamtąd zabierać.” „Ale statek O nie doleci tak daleko. Weź ją na Kirt. I zostaw tam.” „Nie. Nauczę się, jak pilotować statek K i odstawię ją do domu.” Krew zagotowała się w żyłach Hylla. Nie chciał pytać, ale musiał. „I zostawisz ją tam?” „Tak.” O Bogowie, niech to będzie prawda. „Jak ona się czuje wiedząc, że wraca do domu?” Trzy zaśmiał się krótko. „Dobrze, jest szczęśliwa.” „Powiedziała ci to?” „Nie do końca, ale oczywiście, że jest szczęśliwa. To jej dom. Miejsce, do którego należy.” Teraz Hyll miał do napisania kolejny raport. ******** Lucy obudziła się i jęknęła. Nie spała na niczym tak twardym od czasów studenckich, kiedy to była zbyt pijana, aby przenieść swój tyłek z podłogi na łóżko. Sterta ubrań roboczych pod nią okazała się zbyt cienka, by zapewnić odpowiednie podłoże. Przewróciła się z boku na plecy i otworzyła oczy.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Kwilenie wymknęło się, nim zdążyła je powstrzymać. Pracusie B otoczyły ją, a ich zaciekawione twarze wpatrywały się w dół. Lucy nie była pewna, co robić. Wstanie nie było chyba złym pomysłem. „Wymagasz naprawy?” zapytała Vonda. Naprawy? „Nie, nic mi nie jest, dziękuję. To tylko mały ból pleców.” Cofnęli się, gdy wstała. „Dzień dobry Jonik, Vonda, Berit, Kool, Fenk, ee… wszyscy” powiedziała Lucy. „Kolejny dzień, kolejny dolar.” Ach, bez sensu, pomyślała. „Gotowi na jeszcze jeden dzień w kieracie?” Coraz więcej pustych spojrzeń. „Czy ty to zrobiłaś?” zapytał Berit. Wyciągnął dłoń z gałązkowym ptaszkiem. Lucy pomyślała o reakcji Trzy i zawahała się, choć nie mogła zaprzeczyć. „Tak.” „Dlaczego?” zapytał Kool. „Gałęzie miały zostać wyrzucone, więc pomyślałam, że jakoś je wykorzystam.” „Dlaczego?” zapytał Jonik. „Żeby mieć zajęcie.” „Dlaczego?” Fenk i Vonda zapytały równocześnie. „Cóż…eee…” zmagała się Lucy. „Jakiemu celowi mają służyć?” spytał Berit. „Są przyjemne dla oka. No wiecie, jak wtedy, gdy zakwitnie kwiat i wszystkie jego płatki się rozwiną. Cóż, ma się miło na nie patrzeć. Są zabawne. Sprawiają, że się uśmiechasz. A jeśli nie wyglądają tak, jak powinny, wywołują śmiech.” Jakiś szmer rozniósł się wśród grupy—nie słowa, bardziej pomruk. „Pracusie B są zaopatrywane w przyjemność” powiedział Berit. „My jej nie dostarczamy.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Dostarczacie roślinom. Pielęgnujecie je i dbacie o nie.” Vonda pokręciła głową. „Rośliny nie reagują na emocje.” „Kto tak mówi? Wiem, że te w moim ogrodzie opłakiwały śmierć mojego taty.” Lucy zdawała sobie sprawę, że brzmi jak szalona, ale mogłaby przysiąc, że kolor róż przyblakł. „W każdym razie, dlaczego nie sprawiacie przyjemności ludziom?” „To nie nasza rola” powiedziały jednogłośnie trzy głosy. „A co to ma za znaczenie? To piękne wywoływać uśmiech na czyjejś twarzy, patrzeć, jak się rozchmurza z powodu czegoś, co zrobiłeś lub powiedziałeś. To sprawia, że czuję ciepło i przyjemność. Powinniście spróbować.” „Jak?” spytał Kool. Lucy starała się nie wywrócił oczami. „Powiedz coś miłego.” „Na przykład?” zapytała Vonda. „Twoje włosy wyglądają dziś ślicznie, Vonda.” Lucy sięgnęła i okręciła lok wokół swego palca. Odwróciła się do Fenk. „Twoje piękne oczy są koloru tropikalnego morza.” Puste twarze. Cóż, było to trochę tandetne i prawdopodobnie nie mieli pojęcia, jak wygląda morze tropikalne. Tak jak i Lucy. Najbliższa temu była, oglądając je w telewizji. „Moglibyście stworzyć całe mnóstwo rzeczy z surowców, które wyrzucacie i obdarować się tymi prezentami nawzajem. Wszyscy kochają dostawać prezenty.” „My przetwarzamy” powiedział Kool. Lucy westchnęła. „Cóż, możecie przetwarzać figurki, kiedy się już nimi znudzicie.” „My zabawiamy się tylko z Rozkoszami B.” „Oj, Marj, nigdy nie zabawiasz się sam?” O Boże, nie zrozum tego źle. Nie pytała o to, czy używają wibratorów lub co robią w zaciszu swoich sypialni. Puste twarze uświadomiły jej, że nie rozumieli tego ani właściwie ani błędnie. Te osoby w ogóle nie przypominały Trzy. Być może potrzebowali jedynie trochę rozrywki. Lucy kochała wyzwania. Pokaże im, jak się bawić.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Dobra, stańcie w szeregu” powiedziała. Chwyciła łopatkę i metalową pokrywkę, i podała je jednemu z mężczyzn. „Trzymaj, Jonik, pokaż mi, że masz poczucie rytmu”. Stał tam jak lodowa bryła w swoim białym kombinezonie. Lucy westchnęła i nauczyła go, jak grać na perkusji. ******** „Gdzie szukałeś?” zapytał Caled. Trzy pospieszył z gotową odpowiedzią. Mógł z całkowitą szczerością powiedzieć, gdzie nie było Lucy. „A co z biokopułami?” „Sądziłem, że jest mało prawdopodobne, by ukryć się tam, gdzie wiele osób może cię dostrzec.” Caled zmrużył oczy. „Na pewno próbowałeś ją odnaleźć?” „Oczywiście. Wypełniam twoje rozkazy.” Zwykle to właśnie robił. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, by uczynić inaczej. Pot spłynął w dół kręgosłupa Trzy, kiedy Caled kliknął w swój podgląd video i zaczął przeszukiwać biokopułę po biokopule. Lucy będzie ubrana w kombinezon i ma wystarczająco rozsądku, by nie zwracać na siebie uwagi. Prawda? Do zimpryjskiej kurwy. „Co te Pracusie B wyrabiają? Dostały jakiegoś ataku?” Caled wpatrywał się zdumiony w ekran. Szereg odzianych w biel B poruszał się zgodnie, machając nogami i kołysząc rękoma. I bez wątpienia, to Lucy skakała przed nimi. „Wydaje mi się, że oni tańczą.” Trzy spojrzał na nią. „Włączyć dźwięk” powiedział Caled i usłyszeli śpiew Lucy. Poza rytmem. Trzy się skrzywił.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Caled popatrzył gniewnie na ekran. „Znalazłem ją w ciągu paru chwil. Miałeś do dyspozycji wszystkie narzędzia i nie dostrzegłeś jej?” Trzy nie odpowiedział. Nie było odpowiedzi. Caled powrócił spojrzeniem do Lucy. „Ziemianka jest raczej mała.” „Dobrze powyżej średniej wzrostu.” Trzy usłyszał w swym głosie obronną nutę i przygryzł wnętrze policzków. Ale Lucy była niewielka w porównaniu do Rozkoszy B i Trzy całkiem się to podobało. „Rozumiem, że mogę ufać w to, że ją tu sprowadzisz.” Trzy zauważył sposób, w jaki Caled przebiegł językiem po górnej wardze i chciał wbić mu zęby prosto w gardło. „Nie tkniesz jej” warknął Trzy. Zdziwienie w parze z gniewem rozbłysły na twarzy Caleda. Stuknął w swój komunikator. „Hyll, do Pierwszej Biokopuły. Trzy tretosy.” ******** Pracusie B zatrzymały się i spojrzały na siebie. Lucy miała wrażenie, że komunikują się we wnętrzu swych głów. Cóż, byli obcymi, kto wie co cholernego potrafili. Vonda podeszła do niej. „Załóż kaptur i włóż to.” Lucy wzięła okulary ochronne i zrobiła tak, jak jej powiedziała. Każdy z Pracusiów B poszedł za jej przykładem. „Nie śpiewaj” powiedział Berit. Skrzywiła się. „O Boże, było aż tak źle?” „Nie odzywaj się” odezwała się Fenk. „Bądź jak my” powiedzieli razem Marj i Fenk.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Pomagają mi. Lucy nie była pewna, skąd to wie, ale wiedziała. Rozeszli się na swoje stanowiska pracy, a Lucy wróciła do wybierania sadzonek. Vonda dotknęła jej ramienia i Lucy zdała sobie sprawę, że ktoś wszedł do kopuły. „Przerwać pracę B.” Lucy naśladowała wszystkich. Odwróciła się i stanęła na wprost tego głosu. Trzech mężczyzn. Duży facet z włosami czarnymi jak smoła, mniejszy z krótkimi srebrnymi włosami i boski Trzy. Ten duży drab wystąpił naprzód. Lucy zgadywała, że był to Caled. „Zdjąć kaptury. Osłony z oczu” powiedział. Ani drgnęli. Lucy zobaczyła, jak oczy Trzy się rozszerzają. Caled ruszył do przodu i chwycił Koola. Zerwał jego kaptur i zdjął gogle. „Wydałem rozkaz. Dlaczego nie jesteście posłuszni?” „Integralność biokopuły ma pierwszeństwo. Przeprowadzamy—” Caled odepchnął go na bok i ruszył pośród ubranych na biało pracowników, przystając co kilka kroków, by zerwać kaptur czy wyszarpnąć okulary z twarzy. Lucy dostrzegła furię, wydostającą się wszystkimi jego porami. Minął ją bez dotykania i ruszył z powrotem do Trzy. „Hyll, sprawdź ich.” Srebrnowłosy mężczyzna wyjął z kieszeni urządzenie i zaczął przechadzać się wśród pracowników. Serce Lucy podskoczyło aż do gardła. Nietrudno zgadnąć, że ta rzecz, którą trzymał Hyll będzie pikać, migać i krzyczeć „oszust”, gdy on tylko do niej dotrze. Chociaż robotnicy poruszali się, trącali ją i krążyli wokół tak, że Hyll nie miał już pewności, kogo sprawdził. „Stać w miejscu” ryknął Caled. „Co, na legoliańską pustkę, w was wstąpiło? Staracie się ją chronić? Dlaczego?” Zaczął zrywać kaptury i osłony na oczy z każdego pracownika w swoim zasięgu. Kiedy Vonda upadła na ziemię, a Caled kopnął ją w bok, Lucy eksplodowała. Wypadła jak burza i kopnęła Caleda, prosto w dupsko. Poczuła, jakby wyrżnęła stopą w ścianę. Ile palców złamałam? Lucy zwalczyła skomlenie. Chwilę później ręka owinęła się wokół jej szyi, a stopy zawisły nad ziemią. Kątem oka dostrzegła, że Hyll położył dłoń
Barbara Elsborg Lucy in the Sky na ramieniu Trzy. Trzy strząsnął ją, a Lucy wiedziała, że jeszcze bardziej pogorszyła i tak już złą sytuację. Zanim Trzy do nich dotarł, Caled ją postawił. Zdjął jej okulary i kaptur, i roześmiał się. Wow, miał dużo zębów. Czy to jego buzia była tak duża, czy zęby małe? „Dlaczego to zrobiłaś?” zapytał. „Zraniłeś Vondę, kopnąłeś kobietę, to obrzydliwe. Nie lubię tchórzy i tyranów.” Caled złapał nadgarstek Vondy. „Jesteś uszkodzona?” „Nie.” „Skrzywdziłeś ją” upierała się Lucy. Jak mógł nie boleć kopniak w żebra? „Aaa—skrzywdziłem.” Caled zaśmiał się ponownie i nie przestawał. Lucy wsparła ręce na biodrach. „Co cię tak bawi?” „Pracusie B nie czują bólu.” „Owszem, czują” burknęła Lucy. „To bioboty” powiedział Caled. „Są produkowane masowo, zaprogramowane na Pracusia B albo Rozkosz B. Nie czują bólu, w zasadzie nie odczuwają nic. Ciężko pracują, a w nagrodę otrzymują seks z Rozkoszami B. Choć nie wszyscy z tego korzystają.” Spojrzał na Trzy, a następnie zwrócił się do Hylla. „Dezaktywować.” „Nie” wydyszała Lucy. Ale zdała sobie sprawę, że źle zrozumiała. Hyll nie miał unieszkodliwić Trzy, tylko ją. „Pracusie, powstrzymać Trzy” nakazał Caled. „Nie.” Lucy jęknęła, gdy został otoczony przez grupę białych kombinezonów. Odskoczyła od Hylla. „Co zamierzacie ze mną zrobić? Przeprowadzić moją sekcję?” „Jakie kuszące” powiedział Caled. „Naszą standardową procedurą postępowania z niepożądanymi skażonymi jest izolacja, testy, a następnie spalenie.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Ummm.” Stłumiony protest doszedł ze środka grupy, która otoczyła Trzy. „Ale z tobą mógłbym zrobić wyjątek.” Uśmiechnął się. Znowu te zębiska. Rozkojarzona, Lucy poczuła, że coś dotknęło jej szyi. Och, opadała. Ziemia zdawała się—
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział szesnasty Brązowe plamy na liściu róży pojawiają się w czasie upałów, kiedy to słońce powiększa kropelki wody i wypala listowie.
Hyll złapał Lucy, nim uderzyła o ziemię. Położył ją i spojrzał w górę, by ujrzeć, jak Trzy próbuje uwolnić się od B i dużego ciemnowłosego furiata, zmierzającego w ich kierunku. Hyll się nie zawahał. Strzelił obok Caleda, wypatrując szyi Trzy pośród zbiorowiska kombinezonów i wymachujących kończyn. Hyll mógł to sobie wyobrazić—miał tylko chwilę na zarejestrowanie tej myśli, ale wyglądało na to, że choć B tłoczyły się przy Trzy, Hyll mógł wystrzelić stezen i mu go zaaplikować. I niby dlaczego nie? Caled był Królem-i-Królową kolonii. Jego ochrona była priorytetem. Trzy osunął się, a Hyll odetchnął z ulgą. Nieprzytomny był znacznie bezpieczniejszy. Sepacki czerep mógł dać się zabić. „Co, do zimpryjskiej kurwy, się dzieje?” domagał się Caled. Hyll otworzył usta, by odkryć, że jego mózg zastygł. Jak mógł cokolwiek z tego wyjaśnić? Caled wrócił do Lucy leżącej na plecach, i wpatrywał się w dół, w jej twarz. „Co to za ślady?” Hyll nie zauważył żadnych śladów. Pochylił się nad nią i stłumił uśmiech. Ach, piegi. Przypomniał sobie to słowo po tym, jak użył go Trzy. Hyll zassał powietrze przez zęby, pokręcił głową i przemówił swoim najpoważniejszym tonem „To może być zakaźne”. Caled cofnął się. „Mogła zainfekować Trzy? Czy to wyjaśniłoby jego zachowanie?” Dzięki wam, Bogowie. Hyll kontynuował przedstawienie, wycofując się. „Całkiem możliwe. Przeprowadzę badania.” Caled odwrócił się szybko. „Po co? Spalić ją.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Pokusa, by się zgodzić wezbrała w umyśle Hylla. Dlaczego powinien odrzucić szansę pozbycia się rywalki raz na zawsze? Otworzył usta i kątem oka zaobserwował grupę B, poruszających się między nim a Lucy, formujących ciasny krąg. Ich zdumiewające zachowanie ujęło Hylla. „Z całym szacunkiem, proszę najpierw o możliwość zbadania jej” powiedział Hyll. „Jeśli zainfekowała Trzy lub kogokolwiek innego, będę musiał opracować antidotum.” „Zgadzam się. Lepiej dokładnie prześwietl Trzy. Zmuszono mnie, by przyjąć go do grona Kolekcjonerów, a jego zachowanie od początku mnie zastanawiało. Trzymaj ich zabezpieczonych w oddzielnych med izbach.” Caled skinął, by Hyll się zbliżył i odszedł z nim na bok, pod drzwi. „Trzymaj Pracusiów B w tej biokopule i zbadaj. Zresetuj ich czipy zachowania. Spraw, żeby z powrotem były takie, jak wcześniej.” Caled wyszedł, a Hyll zwrócił się ku morzu jednakich twarzy. „Przenieść Trzy do pierwszej med izby, a Lucy do med izby drugiej.” Żaden z Pracusiów B się nie poruszył. Hyll prychnął cicho, a następnie spróbował ponownie. „Ty, ty i ty przestańcie się ociągać B i zabierzcie Trzy do pierwszej med izby.” Odetchnął z ulgą, gdy zrobili, co im kazał i załadowali Trzy na jednostkę transportową. Hyll wybrał kolejne trzy B. „Weźcie Lucy do drugiej med izby.” Żaden z nich nie drgnął, lecz gdy Hyll podszedł do niej, dwa B wysunęły się przed nią. Chronią ją. O Bogowie, co tu się wyrabia? „Nie zamierzam jej skrzywdzić. Muszę przywrócić ją do stanu przytomności. Zabierzcie ją do drugiej med izby”. Kolejne dwa B stanęły pomiędzy nim a Lucy. „Dlaczego to robicie?” zapytał Hyll. „Ona sprawia nam radość.” „Śpiewała do nas.” „Nauczyła nas tańczyć.” „Dba o rośliny tak, jak my.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „I mówi do nich.” „Nauczyła się naszych imion.” Hyll spojrzał na te twarze. Nie uznałby, że to możliwe, gdyby tego nie doświadczył. B myślały samodzielnie, przejmowały się nieznajomą, działały z własnej inicjatywy. „Nie chcemy być znowu tacy, jak wcześniej. Chcemy siebie takimi, jacy jesteśmy teraz.” Hyll nie był zaskoczony, że usłyszeli szept Caleda, ale zdumiało go to, że potrafili wyrazić swoją opinię. „Pomóżcie mi zaopiekować się Lucy” powiedział. „Pomóżcie mi ją ochronić.” „Ona pragnie Trzy” rzekła kobieta u jego boku. Hyll wziął głęboki oddech. „Zabierzcie ją do pierwszej med izby.” Zrobili, jak poprosił. ******** Była taka lekka, pomyślał Hyll, gdy podniósł ją, by ściągnąć kombinezon. Piegi odznaczały się na jej bladych policzkach, jak gdyby została ochlapana maleńkimi kropelkami jav. Wada genetyczna uratowała jej życie. A przynajmniej, na razie. Hyll przebiegł palcem w dół ramiączka górnej części jej lichego stroju oraz wzdłuż szczytów jej piersi. Miał zamiar ściągnąć ten top, ale zmienił zdanie. Da radę pracować, jeśli zostanie on na swoim miejscu. Małe piersi i spiczaste sutki rysowały się pod cienkim materiałem. Jego penis się ożywił, a on zaśmiał się krótko. Pierwszy raz od yanosów zareagował na kobietę i to musiała być akurat ta. Do jej klatki piersiowej przyklejone były elektrody, bloodjig owinięty wokół jej ramienia, a Hyll aktywował biosynchronizującą maszynę i usiadł przed nią w fotelu. Zweryfikował wnioski wielu testów, sprawdzając na ekranie. Hyll rozczarował się, nie widząc wyrostka między pętlami jelitowymi. Czy mógł zostać usunięty? Zaaplikował stezen, by przywrócić ją do stanu świadomości. Jej rzęsy zatrzepotały, a ona jęknęła. Kiedy otworzyła oczy, poniewczasie dotarło do Hylla, że powinien, co najmniej, ją skrępować.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Za późno. Mała piąstka Lucy zdzieliła go prosto w twarz. W sekundzie była już na nogach, zrywając elektrody, zrzucając bloodjig na podłogę. Zachwiała się i Hyll pospieszył z pomocą, ale cofnęła się, a jej pięść uniosła się w obronie. „Czy Trzy jest bezpieczny?” Jej pierwsze słowa nie wyrażały troski o siebie, lecz o Trzy. Hyll przyłożył dłoń do swej twarzy i sprawdził, czy nie krwawi. Miała silne uderzenie, jak na tak małą kobietkę. „Co mu zrobiłeś?” domagała się Lucy. „Wszystko z nim w porządku. Śpi.” „Ty nie…dezaktywowałeś go na zawsze?” Hylla przeszedł dreszcz. „Nie.” „Przysięgasz? Z ręką na sercu?” Zaśmiał się. „Przysięgam.” „Co oznacza dezaktywacja? Cóż, wiem, co to znaczy, ale co to naprawdę oznacza? B…Trzy. Nie rozumiem”. Hyll sięgnął po stezen. „To odłącza. Wysyła impuls drgań elektromagnetycznych do ośrodkowego układu nerwowego i kończy pracę ciała. Odwrotny ładunek sprawia, że człowiek się budzi. Można to stosować tak na istotach ludzkich, jak i na B.” „B nie są ludźmi?” „Nie. Zostały zaprojektowane bioinżynieryjnie do akceptowalnego poziomu człowieczeństwa.” „Akceptowalnego dla was, ale może nie dla nich.” Hyll się roześmiał. „Godzą się na wszystko, co mają.” „Trzy nie jest taki jak oni.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Hyll zauważył, że nie było to pytanie. „Nie, Trzy nie jest jak oni, ale został zmontowany bioinżynieryjnie dla ratowania jego życia.” „Gdzie on jest?” „W pobliżu.” Rozejrzała się. „Co to za miejsce? Co mi robiłeś?” „Jestem starszym oficerem naukowym. Przeprowadzałem testy, by upewnić się, że jesteś zdrowa”. „Nie jestem nosicielką żadnych chorób. Skąd pewność, że nie złapię czegoś od kogoś z was?” Uśmiechnął się. „Mało prawdopodobne. Pozwól, że się przedstawię. Jestem Hyll, a ty jesteś Lucy Lśniący Promyk Słońca Ananasowa Królewna Ferze.” Zmrużyła oczy. „Ta wiedza jeszcze nie świadczy o tym, że jesteś przyjacielem. Ta kobieta Vile mnie oszukała. To już się nie powtórzy.” „Vile…Vileda?” Hyll się zaśmiał. „Co się stało w kopule? W jednej chwili kopałam Caleda w dupsko, a w drugiej osuwałam się”. Objęła palcami krawędź stołu. „Jesteś pewien, że z Trzy wszystko dobrze?” Hyll przytaknął. „Będzie miał kłopoty za wprowadzenie mnie na pokład, prawda?” Wyprostowała się nieznacznie. „Ukryłam się. On nie wiedział. To nie jego wina. Obwińcie mnie.” Przygryzła na chwilę dolną wargę. „Może byłoby dla niego lepiej, gdyby mnie tu nie było.” Hyll mógł niemal ujrzeć, jak jej mózg analizuje różne pomysły. „Okej, ja…to, w jaki sposób dezaktywowałeś mnie. Bezboleśnie. Bez rozdzierania kończyna po kończynie czy przekazania mnie studentom, ćwiczącym wiwisekcję. Ale…nie mam nic przeciwko, jeśli po prostu bym zasnęła. Nie chcę tego, ale…Byłoby miło zobaczyć Trzy—nie, lepiej nie, chyba że śpi. Mogłabym się wtedy pożegnać i—” Przełknęła.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Hyll spojrzał na nią. Czy ona mówi to, o czym on myśli, że mówi? Nie było łatwo podążać jej tokiem myślenia. „Dlaczego zrobiłabyś to dla Trzy?” „Kocham go.” „Kochasz?” Hyll nie znał tego słowa. „Wymyśliłaś to sobie?” Nastroszyła się niczym parsylski dinopod. „Nie, to nie jest cholernie dobrze zmyślone. Ja go kocham. Może nie znam go zbyt długo, ale—” „Źle mnie zrozumiałaś. Ja nie znam słowa—kochać.” Jej oczy otworzyły się szeroko. Ładne. Ciemnoniebieskie z jasnozielonym nakrapianiem. Jak morze na Ventris. „Och. Cóż, to oznacza, że zależy ci na kimś bardzo mocno. To intensywne uczucie, jakie żywisz do ludzi. Poczucie, że nie możesz bez nich żyć, że pragniesz spędzić z nimi resztę swego życia.” Lucy westchnęła. „Musi istnieć odpowiednik tego słowa, jakimkolwiek językiem się posługujesz. Ja mówię po angielsku, prawda? Twój tłumaczący czip przekłada to, co mówię na, czymkolwiek się posługujesz?” Hyll skinął głową i rozsiadł się w fotelu. „Opowiedz mi więcej.” „Nigdy nie wiesz, kiedy się zakochasz, ale jestem ogromną zwolenniczką miłości od pierwszego wejrzenia—odkąd ujrzałam Trzy.” Uśmiechnęła się. „Miłość od pierwszego wejrzenia” powiedział Hyll. O Bogowie. „Kiedy się w kimś zakochasz, oddajesz mu część swojego serca, a on oddaje ci cząstkę własnego. Ooch, nie dosłownie. To byłoby nieco obrzydliwe.” Och, była zabawna. Hyll zobaczył, co Trzy w niej lubił. „Skąd wiesz, że jesteś zakochana?” Przygryzła na moment wargę. „Miłość sprawia, że jesteś szczęśliwy i nie musisz być z tą osobą, żeby to czuć. Szczęście tam jest, niezależnie od tego czy jesteście razem, czy nie.” Serce Hylla zabiło trochę szybciej. „Czy wszyscy Ziemianie kochają?” „Nie każdy ma tyle szczęścia.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Dobry seks sprawia mi radość, tak jak smaczny posiłek czy pochwała za dobrze wykonaną pracę. Jaki cel ma miłość? Tylko dawanie szczęścia?” „To coś więcej. Miłość cię dopełnia. Miejsca i rzeczy się nie liczą, tylko to, co czujesz do innych.” Zniżyła głos. „Nikt nie może mnie jej pozbawić, bez względu na to, co się wydarzy.” „Co się stanie, jeśli stracisz tego, kogo kochasz?” Zadrżała. „Niektórzy ludzie odnajdują kolejną miłość, a niektórym pękają serca i już nigdy ich nie sklejają.” Hyll zmarszczył brwi. „Pękają serca?” „Nie w sensie medycznym. Po prostu tak się mówi.” „Ale jakie znaczenie ma takie odczuwanie?” drążył. Lucy westchnęła. „Ciężko to ubrać w słowa. Potrzebujemy miłości, bo kiedy wszystko idzie źle, ona daje siłę. Jeśli masz kogo kochać, możesz znieść wszystko, bo nawet sama myśl o tej osobie czyni twój dzień pogodniejszym, jedzenie smakuje lepiej, serce śpiewa głośniej. Kiedy jesteś zakochany, nigdy nie jesteś samotny, nigdy nie rozpaczasz—zawsze towarzyszy ci nadzieja.” O Bogowie. Może Ziemianie posiadają trwałą zdolność do zakochiwania się. Czy rodzą się z potrzebą bycia docenionym przez kogoś innego, potrzebą pewności, że ktoś będzie cię chciał, pomimo twoich wad? Albo ze strachu przed samotnością? „Skąd wiesz, że znalazłaś tę właściwą?” zapytał. „Ponieważ ta osoba zadba o ciebie, kiedy najmniej będziesz na to zasługiwał i właśnie w takich chwilach najbardziej potrzebujesz tej miłości.” „I pewnie wiesz, że jest prawdziwa, gdy pragniesz szczęścia tej osoby, nawet jeśli nie będziesz jego częścią.” Lucy uśmiechnęła się. „Załapałeś.” Niestety, pomyślał Hyll. „Co się dzieje, jeśli kochasz bez wzajemności?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Trzeba się otrząsnąć i szukać dalej, choć może zająć dużo czasu, nim znów wypełnisz swe serce.” „Czy Trzy cię kocha?” Jej uśmiech zgasł. „Ja…nie wiem.” „Może mężczyźni nie kochają.” „Och, oczywiście, że tak. Czytałam kiedyś, że zakochują się szybciej niż kobiety. Trzy na cztery osoby, które zabiły się z miłości, to mężczyźni.” „Umarłabyś, by ocalić Trzy?” Lucy przebiegła palcami wzdłuż krawędzi leżanki. „Nie chcę umierać, ale jestem daleko od domu. To nie jest mój świat. Nie chcę, by Trzy cierpiał z mojego powodu. Czy kiedyś czułeś do kogoś coś podobnego?” „Kto sprawia, że moje życie promienieje? Bez którego nie wyobrażam sobie świata? Którego widok skłania moje serce do robienia rzeczy, których nie potrafię wyjaśnić. Ściska mnie w żołądku. Usta stają się suche. Penis twardnieje.” Hyll zaśmiał się krótko. „Tak. Kocham.” „Powiedziałeś jej?” „Nie.” „Powinieneś. Życie jest zbyt krótkie. Może ona odwzajemnia to uczucie. Nie dowiesz się, póki nie zapytasz.” Nie dowiesz się, póki nie zapytasz. Nie musiał pytać. Hyll wiedział, że Trzy go nie kocha. „Wrócisz na stół i pozwolisz mi zrobić te testy? Caled uspokoi się na wieść, że nie zainfekujesz nas jakimiś niszczącymi zarazami.” „Pozwolisz mi się znów obudzić?” „Nie zamierzam cię usypiać.” „Okej.” Lucy wspięła się z powrotem i położyła.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky W ciągu kilku chwil Lucy zasnęła. Hyll się uśmiechnął. Nie skłamał. Zasnęła sama. Może stezen działał inaczej na osoby z Ziemi. Odgarnął kosmyk włosów z jej czoła, a ona przesunęła się w kierunku jego dotyku. Wszystko, co powiedziała wyryło się w jego pamięci, a ta jedna rzecz, którą wypowiedział on, odbijała się echem w jego umyśle. Że kochać to znaczy pragnąć szczęścia tej osoby, nawet jeśli nie byłeś jego częścią. Hyll sądził, że będzie dla niego niepojęte to, jak ktoś może poświęcić siebie czy własne szczęście dla innej osoby. Ale tak nie było. Cząstka niego była wściekła, że ona znała Trzy tak krótko, a miała już to, czego on tak pragnął. Z kolei inna część niego cieszyła się szczęściem Trzy. Hyll westchnął, kiedy spojrzał na jej bioodczyty na swoim vid ekranie. Nie było tam jelitowego uwypuklenia, ale…Hyll podświetlił skórę w dolnej części jej brzucha i ujrzał bliznę. Nie musiał się przyglądać. Rzeczy, o których sądził, że są dodatkiem u Trzy, były obecne w Lucy. Ile jeszcze dowodów potrzebował? Był oficerem naukowym, na miłość zimbootów, dlaczego tego nie zauważył? Wszedł do sąsiedniego pokoju, zaaplikował stezen do głowy Trzy i odsunął się na bezpieczną odległość. Trzy otworzył oczy, westchnął i podniósł się wymachując pięściami. „Uspokój się” Hyll stanął w głębi pomieszczenia. Hyll uderzył o ścianę, z Trzy zaraz przy swojej twarzy. „Gdzie ona jest?” „Bezpieczna. Śpi.” „Caled?” „Domagał się, żeby została przebadana, w razie gdyby była zainfekowana. Nie jest. A ciebie chciał zbadać, bo myśli, że postradałeś rozum. Nie postradałeś—cóż, nie liczę chwili, w której postanowiłeś zabrać ją na statek.” „Jak ona się czuje?” „Dobrze. Rozmawiałem z nią.” Trzy uśmiechnął się. „Chciałeś powiedzieć, że ta mała szczebiotka mówiła do ciebie.” „Szczebio…tka? A tak, rozumiem.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Słodka i dobra i delikatna. O Bogowie”. Spojrzał na Hylla. „Lubisz ją?” „Jest bardzo…smakowita. Sympatyczna.” Hyll poczuł ciepło omiatające jego twarz. Trzy zmrużył oczy. „Nie dla ciebie.” „Caled chce raportów o waszej dwójce. Mogę to opóźnić o kilka milosów. Baseny są teraz zamknięte. Zabierz tam Lucy. Skorzystaj ze służbowych korytarzy. Wyłączyłem kamery.” „Ale co—?” „Wykorzystaj z nią tyle czasu, ile możesz; póki możesz.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział siedemnasty Każdy gatunek roślin posiada próg tolerancji zimna, związany zarówno z nasłonecznieniem, jak i temperaturą. Poniżej tego poziomu następuje trwałe uszkodzenie lub obumarcie.
Zachowanie Hylla wydawało się dla Trzy dziwne. Zwalił go z nóg, a teraz puścił wolno. Trzy nie chciał tracić czasu na zastanawianie się, dlaczego. Sytuacja pozostała taka sama i nie miał złudzeń co do końcowego wyniku. To mogło być wszystko, co jemu i Lucy pozostało. Kiedy Trzy ujrzał ją leżącą na stole do badań, skuloną na boku, wciąż ubraną w swoją piżamę, z dłońmi wsuniętymi pod policzek, gula w jego gardle zagroziła uduszeniem. Przysunął swe usta do jej ucha. „Lucy.” „Bądź ostrożny…ach, za późno” powiedział Hyll. Pięść Lucy dosięgła krawędzi podbródka Trzy. A potem zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła mocno. „Przepraszam.” Trzy wziął ją w ramiona. „Pamiętaj, że odgrażałem się zlaniem twojego tyłeczka” wyszeptał. Lucy spojrzała zdziwiona. „Nie, naprawdę?” „Jeszcze jedno uderzenie pięścią w moją twarz i to nie będzie dłużej groźba.” Podszedł do drzwi i odwrócił się, by spojrzeć na Hylla. „Dziękuję.” „Bądźcie tu z powrotem do iluminacji.” „Gdzie my—” Trzy pochylił głowę i uciszył usta Lucy. „Trzymaj swoje usteczka zamknięte.” Mogłaby pójść, lecz chciał ją nieść, pragnął zapewnić jej bezpieczeństwo w swych ramionach tak długo, jak tylko mógł. Trasa do basenów prowadząca przez służbowe łączniki była dłuższa, ale za to jedyny ruch, na jaki mogliby się natknąć, stanowiłby transport B.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Kiedy tylko znaleźli się w pomieszczeniu przeznaczonym do pozostawienia szat, Trzy postawił Lucy na nogach. „Mmm mm mm mmm?” „Co?” zapytał. „Czy już mogę mówić?” spytała rogiem ust. Roześmiał się. „Tak.” „Co tutaj robimy?” „Świetnie się bawimy.” Trzy wcisnął blokadę drzwi, wziął Lucy za rękę i pociągnął ją do Kopuły Rozkoszy. „Co…co…co…” wydyszała Lucy. „Nie mów mi, że zaniemówiłaś.” Trzy domyślił się, że kopuła zrobiła na niej wrażenie. Przed nimi rozciągał się duży prostokątny niebieski basen, z szeregu mniejszych, skupionych po bokach, osadzonych pośród imitacji skał. Główną ozdobą była góra wodospadów. Ponad głową błękitny sufit niczym niebo ukazywał dwa słońca, choć żadne z nich nie chyliło się ku upadkowi. Wszędzie znajdowały się drzewa, rośliny, krzewy—ani jedno nie było prawdziwe. Trzy wcześniej nie zastanawiał się dlaczego, teraz to zrobił. Kiedy Lucy pobiegła w kierunku wody, szarpnęła swój top przez głowę i odrzuciła na bok. Ściągnęła dresowe spodnie, skacząc na jednej nodze, a potem kopnęła je daleko. „Jest wystarczająco głęboko, by móc nurkować?” krzyknęła. „Tak.” „Łiiiii.” Trzy obserwował jej pokaz doskonałego zanurzenia w lśniącej wodzie basenu. Może powinien był ją ostrzec. Lucy wystrzeliła niczym pocisk Grigus, wyskakując z wody; jej piersi podskakiwały, sutki w momencie stwardniały. „Ajajajajajajaj” krzyknęła.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Do czasu aż dopłynęła z powrotem do brzegu—a była szybka—Trzy był już nagi. Był szybszy. Sięgnął w dół i wyciągnął ją z wody. Lucy dygotała z zimna. „O-o-ogrzej mnie.” Trzy pociągnął ją do nawiewów. „D-dlaczego ta w-woda jest tak cholernie z-zimna?” „To basen do ćwiczeń.” Nawiewy włączyły się w chwili, gdy stanęli pod nimi, ciepłe powietrze muskało każdą część ich ciał. Lucy okręciła się pod strumieniami, a Trzy przypomniał sobie, jak oglądał ją robiącą to samo pod prysznicem. Jęknął w imieniu swego cierpiącego penisa. Był sztywny odkąd ujrzał ją skuloną na leżance Hylla. Trzy zaciekawiło, czy jego fiut mógłby się złamać. Wyglądał na twardszego i grubszego niż kiedykolwiek. Nie był pewien, jak długo zdoła jeszcze czekać. „Potrzebuję—” zaczęła Lucy. Powstrzymał jej usta pocałunkiem, czując skurcz członka, gdy wypuściła oddech w jego usta. Jej wargi były tak miękkie, jak delikatna faktura skrzydeł ćmy pabus. Słodkie, wilgotne zetknięcie się z jej ustami, napierającymi na jego własne, wywołało zmianę w jego mózgu. Uruchomił się tryb pełnej desperacji. Pragnął delektować się każdą chwilą, ale naprawdę nie mógł już czekać. Jedno potarcie jej gorącym, małym języczkiem o jego i przepadła każda myśl Trzy, oprócz jednej. Być w niej natychmiast. Chwycił głowę Lucy w swe dłonie i przytrzymał ją tak, by móc posmakować jej jeszcze głębiej. Jego biodra docisnęły ją do ściany i jego fiut oparł się o nią. Ledwie świadomy resztkami swych ostatnich komórek mózgowych, że mógł ją krzywdzić, Trzy wsunął dłonie pod jej plecy, aby ją chronić. Pchnął znowu, pobudzona długość erekcji, pozbawiona wytycznych przemęczonego mózgu, wyraźnie próbowała odnaleźć drogę poprzez jej brzuch. Jej dłonie wędrowały po jego plecach, gładząc, kojąc, pieszcząc, podczas gdy on całował ją mocniej i mocniej. O Bogowie, zbyt mocno, ale nie potrafił się już pohamować,
Barbara Elsborg Lucy in the Sky nie mógł przestać, nie mógł jej stracić. Uszczypnięcie jej zębów i ślad rozsądku przeniknął przez jego tępy czerep. Trzy pozwolił jej się uwolnić od wilgotnej napaści. Sekunda, by dać jej odetchnąć i wrócił pożerając ją, pochłaniając. Zsunął rękę na jej tyłek, aby mocniej przyciągnąć ją do siebie, by ją na siebie wciągnąć. Była jego częścią, a on był częścią niej. Nie mógłby jej stracić. Nie. Trzy przerwał ten tok myślowy. Nie zniszczyłby daru tego czasu myśląc o tym, co miało nadejść. Jej piersi były dociśnięte do niego, tak miękkie i bujne. Pogłębił pocałunek, w dół jej gardła. „Miałam…powiedzieć…potrzebuję—” zaczęła Lucy. „Mnie.” Wplótł palce w jej włosy, gdy przyparł ją do ściany. „Moja” wyszeptał Trzy. „Jesteś moja.” I już był w niej. Nie był pewny, w jaki sposób zrobił to tak szybko i nie obchodziło go to. Nogi Lucy oplotły go w pasie, a jego fiut zatonął głęboko w jej gorące, ciasne głębiny—wszystko, co się liczyło. „Moja” powtórzył, wpatrując się w jej piękne niebieskie oczy. Jedno pchnięcie i doszła, jej mięśnie zacisnęły się wokół niego, ściskając jego członka, drażniąc jego jądra i wymagało to każdego grama opanowania, by nie eksplodować. Lucy odchyliła głowę w tył i jęczała z każdym spazmem, zęby przygryzały dolną wargę, gdy walczyła, by utrzymać otwarte oczy. By patrzeć na mnie! Jego oddech ugrzązł w płucach. Potrzebował rozlać się w jej wnętrzu, obciągającym mocno wobec nikłej kontroli, jaką zachował. Trzy musiał się poruszyć, jego biodra naprężyły się, gdy wycofał i zatonął głęboko długimi, mocnymi pchnięciami; jego twardy, pobudzony fiut zmierzał wprost do jej delikatnego, przemokniętego rowka. Wciąż i wciąż i wciąż. Zjednoczeni w ponadczasowym rytmie, poruszali się w doskonałej harmonii, dopasowując tempo i pchnięcia, podczas gdy zaostrzający się napór doprowadzał ich do wrzenia, otaczał gwałtownymi płomieniami.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Umysł Trzy był otumaniony. Nic nie miało znaczenia, oprócz tego, co w tej chwili robili. Statek mógłby zaraz eksplodować, zderzyć się z planetą, wpaść w tunel czasoprzestrzenny, a wszystko, czego pragnął, to być w Lucy, dojść w Lucy, rozlać swe nasienie w całym jej ciele. Jego biodra pompowały w dzikim szaleństwie, do którego się dopasowała, ich soki wymieszały się, póki mokre uderzenie ciała nie zabrzmiało głośniej w jego uszach niż maleńkie pojękiwania, mruczenia i krzyki Lucy, które tak uwielbiał. „O Boże” wydyszała i zajęczała Lucy, gdy ponownie doszła. Chciał, by krzyczała. Nie umknęła mu ta ironia. Trzy chciał sprawić, by krzyczała z radości, ponieważ miał na to ochotę. Nie mógł odpuścić. Nie mógł się zatrzymać. Trzy pragnął dojść, lecz także w tym samym czasie, nie chciał. Namiętność płonęła między nimi tak dziko, że mógł poczuć jej żar, rozprzestrzenianie, pęd wzdłuż żył. Przez chwilę Trzy obawiał się, że nie da rady przestać, kiedy jego biodra pchnęły, a penis szarpnął wewnątrz niej. Wtedy chwyciła jego głowę, wyszeptała „Ulegnij”, i złączyła swe usta z jego. Trzy zagłębił się po raz ostatni swym członkiem i językiem. Poczuł precyzyjną eksplozję w swojej głowie, rwanie wzdłuż kręgosłupa, pulsowanie w jądrach, impuls w kutasie i swoją spermę, tryskającą w niej; elektryczne wstrząsy długich, ostro szarpiących spazmów, gdy opróżnił samego siebie w jej ciasnym wejściu. Wspaniałe uczucie owionęło jego umysł i zadrżał silnie. Kiedy ostatni wytrysk ucichł, oderwał się od jej ust. Jej obrzmiałe od pocałunków wargi sapały mu w twarz. „Lucy” było wszystkim, co zdołał powiedzieć. Stracił rozum, tak jak swoje płyny. Trzy wtulił twarz w jej włosy i potarł policzkiem jej jedwabiste loki. Kiedy jego tętno się uspokoiło, myśli powróciły do głowy. Czy mógł wykraść statek? Nauczyć się szybko, jak pilotować większy model? Być może, lecz nie zawędrowałby daleko. Caled wysłałby Vaspa w myśliwcu przechwytującym klasy G. Vasp byłby w siódmym niebie. Gdyby nie zawrócili, zostaliby zestrzeleni. Czy był w stanie opóźnić znalezienie Lucy przez Caleda aż do misji na Kirt? Tylko, że przez to Hyll wpadłby w tarapaty. W dodatku prawdopodobieństwo, że Caled wciąż pozwoli mu lecieć na Kirt wynosiło zero. Trzy chwycił mocniej Lucy. Hyll wiedział, że to wkrótce się skończy. To dlatego ofiarował im tych kilka ostatnich godzin. Ból w sercu Trzy sprawił, że się wzdrygnął.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Odwinął nogi Lucy ze swego pasa, a ona osunęła się wzdłuż jego ciała, kierując się ku podłodze. Złapał ją w wciągnął z powrotem. „Co to było, do cholery?” szepnęła. O Bogowie, czy ja ją skrzywdziłem? Lucy westchnęła. „Straciłam władzę w nogach. Właśnie przeżyłam seks nie-z-tegoświata i myślę, że był znakomity. Teraz uważam, że ukrywałeś przede mną ten pozagalaktyczny seks. O Boże, jeśli chciałbyś spróbować pozakosmicznego seksu, potrzebuję mnóstwo sygnałów ostrzegawczych. Godziny. Dobra, minuty.” Trzy się roześmiał. „Możemy się rozejrzeć? Czy jest tu jakaś woda cieplejsza od tego lodowatego stawu?” „Jest przeznaczony do ćwiczeń. Choć i wypróbuj bąbelkowy.” Lucy wsunęła swą dłoń w jego i ścisnęła palce. Chciała mu powiedzieć, że go kocha. Miała te słowa na czubku języka, lecz nie potrafiła tego zrobić. Szanse, że ona i Trzy zostaną razem były nikłe. Gdyby wyjawiła Trzy, że go kocha, czy to nie pogorszyłoby sprawy? Może Trzy, jak Hyll, nawet nie znał słowa kochać. Ale po sposobie, w jaki ją dotykał i trzymał, Lucy czuła, że znał. Może to musi wystarczyć. Trzy zaprowadził ją do basenu w kształcie koniczyny, ukrytego za parawanem sztucznych skał. Woda kipiała miliardami maleńkich bąbelków. Wszedł tam, lecz Lucy się zawahała. „Co to jest? To nie bardzo wygląda na wodę.” „Jest gorąco i odprężająco. Obiecuję, że ci się spodoba.” Wystarczyło zanurzenie palca i Lucy jęknęła z zachwytu. To było jak syczące wybuchy uderzające o jej skórę. Trzy stał po pas kilka kroków od niej, a ona uśmiechnęła się. „Złap mnie” powiedziała Lucy i opadła. A drań nie. Poszła pod powierzchnię, lecz to nie była woda. Trzy wyciągnął ją i odgarnął włosy z jej oczu.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Co to jest?” zapytała. Zanurzyła dłoń w pęcherzykach, ale okazały się puste. „Halo gelgas.” „Nie woda?” „Nie. Możesz w tym pływać, relaksować się. Jest pochodną substancji z basenu, z którego wyskoczyłaś.” „To musiała być woda. Smakowała jak woda.” Oczy Trzy się rozszerzyły. „Nie piłaś tego?” „Nie celowo. Zachłysnęłam się. Czy to ma znaczenie?” „Prawdopodobnie nie. Główny basen zawiera związek chemiczny, który po wciśnięciu przycisku zmienia wodę w żel. Następnie wysuwa się osłona, by go zakryć. To zbyt duża ilość swobodnie przemieszczającej się substancji, by znajdować się na pokładzie bez pewnych środków powodujących krzepliwość. Poza tym, gdyby statek odwrócił się do góry nogami, basen bąbelkowy pozostanie taki, jaki jest.” Lucy zanurzyła dłonie pod powierzchnię i docisnęła bąbelki do swych nóg. Były jednocześnie płynne i suche. Trzy przyciągnął ją do swej piersi tak, że przylegała teraz do niego plecami. Jego ręce zsunęły się w dół jej ciała, unieruchamiając ją w miejscu. „Nie panikuj.” „Co—” Osunęli się pod powierzchnię. Lucy zacisnęła usta. Potrafiła wstrzymywać oddech przez czterdzieści dwie sekundy. Obliczyła to. Dziewięć, dziesięć. O Boże, musiała zaczerpnąć oddechu. Teraz. Starała się oswobodzić z uścisku Trzy. Nie pozwolił jej na to, ale umożliwił jej okręcenie się wokół, by była twarzą do niego. Lucy patrzyła na niego z desperacją. Wyglądał tak mętnie pod…wodą. Ten drań się uśmiechał. „Otwórz lekko usta i weź oddech.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Otworzy usta i zginie. Potrafił mówić pod wodą tak dobrze, jak oddychać? Musiał mieć skrzela. Ból nasilił się między jej oczami, jej płuca paliły i Lucy poddała się. Rozchyliła lekko usta i wessała maleńką ilość pęcherzyków. Żadnych przyzywających jasnych świateł, więc nabrała solidny haust. To było jak oddychanie w gęstej mgle. Hmm, całkiem przyjemne. Trzy puścił ją i Lucy popłynęła odrobinę głębiej. To było takie dziwne uczucie, nie wstrzymywać oddechu. Kiedy już jej mózg się przystosował, zaczęła się bawić, skąpana w płynnej satynie; ciepłe pasma otulały jej kończyny, powodując przy uderzeniu jedynie uczucie mrowienia. Nie musiała się wysilać, by płynąć, po prostu to zrobiła. Lucy zbadała dno basenu i już wypływała, gdy ujrzała przed swoim podbródkiem tyłek Trzy, który płynął w dół. Pocałowała go w tyłek, a kiedy próbował się okręcić, podążyła za nim, uczepiona jego bioder. Jej palce musnęły jego penisa. Oj, znowu robi się twardy. Cóż, wszędzie był twardy. Jego silne, mocne mięśnie ud wyglądały, jakby były wyrzeźbione z granitu. Lucy manewrowała, póki jej usta nie znalazły się przed jego kroczem. Pragnienie zwinęło się w dole jej brzucha, a ona osunęła się i wyssała drogę wzdłuż pokrytego żyłkami członka oraz wokół jego wrażliwych jąder, aż to trójkącika za nimi. Łoo, było o wiele łatwiej, gdy płynąłeś. Mogła tak nachylić jego biodra, że opierał się pod odpowiednim kątem. Lucy rozchyliła jego pośladki i spojrzała przez mgłę na pomarszczony pierścień jego odbytu. Pogładziła go czubkiem palca, a jego nogi napięły się przy jej ramionach. Okrążając i napierając, Lucy pracowała palcem w jego tyłku, liżąc jednocześnie spód jego jąder. Bąbelki wydawały się służyć za naturalny lubrykant i jej palec wsuwał się z łatwością w obie bariery mięśni, aż była już tak daleko, jak tylko mogła. A może dwa palce? Ponad swoją głową Lucy poczuła, że dłoń Trzy chwyciła podstawę fiuta. Potarła od spodu jego jądra i zamieniła palec w jego ciele na dwa. Czy ten guzek wielkości orzecha to jego prostata? Lucy pomasowała go delikatnie i poczuła, że przez jego ciało przeszły wibracje. Odsunęła jego rękę, trzymającą penisa i owinęła usta wokół niego. Lucy ssała, pompując i skręcając w tym samym czasie palce w jego odbycie. Kropla preejakulatu wyciekła z koniuszka między jej wargami i Lucy zwilżyła ustami jego członka. Smakował tak dobrze. Trzy zaczął się poruszać, pompując biodrami, zanurzając w niej swego fiuta krótkimi pchnięciami. Lucy mogła poczuć bąbelki tłoczące się wokół niego w jej buzi i przypuszczała, że muszą mu robić dobrze. Pozwoliła, aby przejął kontrolę
Barbara Elsborg Lucy in the Sky i rozchyliła gardło. Pogładził palcami jej szyję, a jego penis drgał i wierzgał w jej ustach, gdy napierał gwałtownie i ostro między jej wargi. Lucy owinęła język wokół niego, drażniąc, kiedy tak ją pieprzył. Kutas zapulsował i chwilę później gorące gęste nasienie wypełniło jej buzię. To mógł być po prostu zwykły orgazm, jednak Lucy pomyślała przez chwilę, że mogłaby utonąć. Roześmiała się i zdała sobie sprawę, że nie może przestać. Trzy wyciągnął ją na powierzchnię. „Co cię tak bawi?” domagał się. Lucy nie mogła mówić przez atak śmiechu. Trzy chwycił jej dłoń i uderzył nią o swoją brodę. „Co…co…” wykrztusiła Lucy. „Pamiętasz, co powiedziałem, że zrobię, jeśli ponownie mnie uderzysz?” Jego oczy pociemniały. Lucy przełknęła. Trzy warknął. „Biegnij.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział osiemnasty Owadopylność27 to proces, w którym pyłek przenoszony jest przez owady, zwłaszcza pszczoły. Rośliny owadopylne ewoluowały, wabiąc barwą lub zapachem, aby zwiększyć swą atrakcyjność. „Entonon” w języku greckim oznacza insekta, a „philia” – umiłowanie czegoś.
Hyll wyłączył ekran. Nie mógł dłużej tego oglądać. Nie powinien patrzeć od samego początku, lecz musiał się dowiedzieć, co go ominęło, by pojąć to, o czym opowiadała mu Lucy. Tak czy inaczej, to była jego wymówka. Obserwował tych dwoje, zabawiających się, i widać tu było małą różnicę w stosunku do spółkowania innych w basenach. B i załoga podobnie pluskali się i uprawiali seks, uprawiali seks i pluskali się. Ale ta różnica była tam, w oczach Trzy, dotyku Lucy, jej uśmiechu i opiekuńczych objęciach Trzy. Więcej niż seks. Obrócił się na krześle i spojrzał na Zenda, który stał za nim. „Co o tym sądzisz?” zapytał Hyll. „Ona jest…inna.” „W jakim sensie?” „Nie jest profesjonalistką, nie jest rozwiązła, czy doświadczona.” „Nie.” Hyll spojrzał na wybrzuszenie w spodniach Zenda. „Troszczy się, nie prosząc o nic” powiedział Zend. „Co masz na myśli?” Hyll przesunął palcem wokół konturu penisa Zenda. „Rozkosze B dostarczają przyjemności. Robią, czego się od nich wymaga. Ona wzięła go do swych ust nie wiedząc, czego potrzebował, a jednak tego właśnie sobie życzył.” „A czy ja dostarczam przyjemności tobie?” zapytał Hyll, gładząc grzbiet pod cienkim materiałem.
27
Entomogamia, entomofilia
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Tak. Czasami.” „A czy chciałbyś, bym teraz dostarczył ci przyjemności?” „Jeśli to cię zadowoli.” „Do zimpryjskiej cholery.” Hyll zerwał się i skierował wprost do drzwi. Jego dłoń uniosła się nad przycisk wypuszczający, a potem opadła. Oparł czoło o ścianę. Dlaczego miałby oczekiwać, że Zendowi zależy, jeśli tak nie było? Rozkosze B były zaprogramowane w celu dogadzania każdemu. Hyll poczuł oddech Zenda na swej szyi, zanim B przemówił. „Lubię cię.” Odwrócił się do biobota. „Dlaczego?” „Ponieważ ty starasz się lubić mnie.” W Hyllu wezbrała irytacja. „Skąd ten pomysł?” „Pragniesz Trzy, ale nie możesz go mieć. Ja też pragnę czegoś, czego nie mam.” Hyll przełknął. Czy on rzeczywiście przeprowadza tę rozmowę, czy to tylko jego wyobraźnia? „Czego?” wychrypiał. „Chcę, byś mnie lubił, a nie tylko wykorzystywał.” „O Bogowie.” „Wybierasz mnie, raz za razem, a nie innych. Dlaczego? Jestem bardziej uczynny? Atrakcyjniejszy fizycznie? Bardziej wysportowany? Cichszy? Czy jest we mnie coś, co robi dla ciebie różnicę?” Z jakiego powodu wybrał Zenda? Hyll rozpoczął jak wszyscy inni na pokładzie, niczym dziecko w sklepie z zabawkami, chcące wypróbować wszystkiego. Większość załogi zamieniała i wymieniała się, lecz niektórzy poprzestali na kilku Rozkoszach B, których stale używali. Jeśli Hyll dobrze się orientował, nikt nie zdecydował się pozostać przy jednym. Pracusie B po prostu brały najbliższą Rozkosz B. Hyll badał ich wybory, odnotowywał losowość. Czysto naukowa ciekawość. Spojrzał w twarz Zenda.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Potrafię słuchać, umiem prowadzić rozmowę” powiedział Zend. „Chcę, żebyś mnie lubił.” Uniósł dłoń i pogładził policzek Hylla. W piersi Hylla serce rozpoczęło galop. Oczy Zenda wyglądały jakoś inaczej, ale co też Hyll mógł w nich ujrzeć? Czy ten seksualny błysk wskazywał na pożądanie, czy coś więcej? „Kiedy już zdecydujesz, czego pragniesz, wiesz gdzie jestem” powiedział Zend i wyszedł. Hyll wbił wzrok w podłogę, spodziewając się odnaleźć na niej własną szczękę. Może jednak Lucy wniosła ze sobą na pokład jakąś infekcję. Hyll wcisnął przycisk wypuszczający i spojrzał w głąb korytarza. Z daleka widział oddalającego się Zenda. Oddalającego się! „Hej” zawołał Hyll. „Zaczekaj.” Zend nie zareagował. „Co do…?” Hyll pognał. Kiedy dojrzał Zenda wsiadającego do metra zube, krzyknął „Stój.” Wsunął dłoń w szczelinę zamykających się drzwi i zmusił je, by pozostały otwarte. W środku przebywały jeszcze cztery inne Rozkosze B. Spojrzały na niego z tak niewielkim zainteresowaniem, jakby udawał małpę huro. Lecz nie Zend. Delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach. Hyll trzymał jedną stopę w drzwiach, by powstrzymać ich zamknięcie. „Chciałbym cię zadowolić” powiedział Hyll. „Ale jeśli nie chcesz, by to się stało, zrozumiem.” Zend sięgnął, splótł palce z palcami Hylla i pozwolił wyciągnąć się z wagonu. Drzwi się zamknęły, a oni stali wpatrzeni w siebie. Hyll rozchylił usta, a Zend obrócił go, przycisnął twarzą do ściany, napierając prężnie od tyłu. Zęby zatonęły w jego szyi i Hyll niemal doszedł w swoich spodniach. Palce Zenda rozpięły guziki Hylla i sięgnęły, by chwycić jego kutasa. Głęboki jęk Hylla dostosował się do tego, wydobywającego się z ust Zenda. Hyll zawisł na krawędzi rychłego wybuchu. O, do zimpryjskiej kurwy, jesteśmy w głównym korytarzu. Nie mogli tego robić poza kwaterami czy Kopułą Rozkoszy. Tylko, że wcale go to nie obchodziło. Jego spodnie opadły do kostek i poczuł otarcie spodni Zenda, z którymi
Barbara Elsborg Lucy in the Sky stało się to samo. Twarda, podniecona długość penisa Zenda napierała na rowek jego tyłka. Zęby Zenda wciąż zaciskały się na jego szyi. Gdy tylko ciało Zenda odsunęło się od jego, Hyll jęknął. Chłodny strumień spływający wzdłuż linii jego pośladków przywrócił go do rzeczywistości. Hyll nie został zerżnięty odkąd wszedł na pokład. Kretyńsko odkładał to w czasie, mając nadzieję, że Trzy— Wypuścił długie westchnienie, kiedy silne palce wcierały śliski żel w jego tyłek. Chciał, by jego ciało się otworzyło i wpuściło Zenda. Palec wsunął się w jego odbyt, a Hyll zaskomlał. W tym samym czasie Zend puścił jego szyję, pracując drugim palcem obok pierwszego. Jego broda spoczywała na ramieniu Hylla, a ten odwrócił się od ściany, by na niego spojrzeć. Hyll z trudem łapał powietrze z powodu pieczenia, kiedy jego mięśnie zostały nakłonione do rozdzielenia się. Zend patrzył mu w oczy, a potem pocałował go, wpijając się w Hylla, póki ten nie rozchylił ust. Kiedy język Zenda wcisnął się do środka, jego palce zaczęły się poruszać, sunąc wprzód i w tył odbytu. Później wyciągnął palce, a Hyll już chciał je z powrotem. Zamiast tego poczuł dłonie rozdzielające jego pośladki i okrągłą główkę członka Zenda napierającą na jego dziurkę. O Bogowie, wiedział, jak duży był Zend. Nie mógłby—o tak, może. Hyll wypuścił powietrze i wypiął się, a kutas Zenda wsunął się przez barierę napiętych mięśni. Zaczął się poruszać delikatnymi pchnięciami, które wydobywały skomlenia z gardła Hylla, gdy zatracił się w siekącym płomieniu i wyzwalającym wysiłku. Niewystarczająco głęboko i Hyll wiedział, że Zend igrał, drażnił. Spróbował się odepchnąć, wymusić tempo, lecz Zend mu na to nie pozwolił. Przyciskał do ściany zaciśnięte pięści, czekając na chwilę, kiedy Zend zatonie w jego wnętrzu. „Pragniesz mnie?” szepnął Zend. W
zalanym
pożądaniem
umyśle
Hylla
pozostało
wystarczająco
rozsądku,
by rozważyć, czy Zend przestałby, gdyby tak mu kazał. Strata czasu, ponieważ była to ostatnia rzecz, której chciał. „Nie przestawaj” jęknął Hyll. „Bogowie, zrób to teraz.” Zend wysunął się i pchnął mocno, doprowadzając samego siebie do szaleństwa, póki jego jądra nie uderzyły o ciało, a biodra nie przywarły ciasno do tyłka Hylla.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Jak dobrze być w tobie” jęknął Zend. „Gorąco, ciasno, doskonale.” Hyll zachwycił się słowami, których nigdy wcześniej nie usłyszał od Zenda; słowami, których nigdy nie pozwolił mu wypowiedzieć. „Szkoda, że nie mam dłuższego fiuta” powiedział Zend. „Ja nie żałuję.” Zend roześmiał się, a Hyll poczuł wibracje, spływające wzdłuż penisa Zenda prosto w jego rozpalony rowek. „Porusz się. Proszę” wydyszał Hyll i ścisnął twarde ciało wewnątrz siebie. Zend wygiął biodra i posuwał jeszcze szybciej, wierzgając miednicą, wciskając swego członka w unerwioną tkankę. Hyll oparł czoło o ścianę i spróbował się odepchnąć, lecz Zend poruszał się w tę i z powrotem, ocierając nabrzmiałym penisem Hylla o ścianę. Hyll opuścił jedną rękę i chwycił siebie wiedząc, że jego orgazm jest kwestią kilku chwil. Zend poruszał się szybciej, w przód i w tył, każde pchnięcie było gwałtowniejsze od poprzedniego. Hyll ścisnął podstawę swego fiuta tak mocno, jak tylko mógł, lecz Zend zmienił kąt natarcia i dosięgnął jego żołędzi. Napięcie jego jąder wzrosło jeszcze bardziej, rozsuwając je i przybliżając do nasady członka. Hyll krzyknął, gdy jego zakończenia nerwowe zapłonęły, a ogień musnął pachwinę. Wygiął się w łuk, wprost na nadchodzące pchnięcie Zenda. Gęsty wybuch spermy trysnął z czubka jego kutasa, zraszając dłoń, ścianę, podłogę. Hyll poczuł, jak z tyłu Zend sztywnieje, jego fiut nabrzmiał w ciasnym rowku, a biodra Zenda zadrżały, gdy trysnął w niego.
To, w jaki sposób wrócili do bazy roboczej, było dla Hylla niewyraźną plamą. Lecz kiedy tylko zrobili z sobą porządek, jego spodnie przestały pałętać się przy kostkach, a Zend zerwał ich koszule, całując go, pieszcząc, napierając. A potem leżeli już nadzy na podłodze, walcząc, lecz bez bójki, tarzając się, kąsając, przygniatając, gryząc. Zend sprowadził go do parteru, kolanami unieruchomił uda Hylla, dłońmi przytrzymał nadgarstki nad jego głową i Hyll zdał sobie sprawę, ile jeszcze nie wiedział o Zendzie.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Zend pochylił głowę i wpił się językiem w usta Hylla, a Hyll nie miał wyboru, tylko go wpuścić, pozwolić tej dzikości nim zawładnąć, bo nie chciał, by Zend przestał. Nigdy. Ich języki splątały się i toczyły walkę, a podczas tej szamotaniny ich penisy ponownie stały się twarde. Zend uwolnił jego nadgarstki, by chwycić trzon Hylla, przesuwając dłonią zwilżoną preejakulatem w górę i w dół, podczas gdy językiem kontrolował jego usta. Kiedy Zend wycałował ścieżkę w dół, do centrum jego ciała, Hyll złapał go za ramiona. „Ja też.” Dzikie oczy, których Hyll nigdy wcześniej nie widział, spojrzały w odpowiedzi, a potem Zend zamrugał i kiwnął głową. Hyll zsunął się i wycisnął czuły pocałunek na ustach Zenda, wypalając następnie szlak wilgotnymi cmoknięciami do jego członka. Zend obrócił się, więc leżeli teraz z głowami u swych stóp i rozpoczęli ze sobą figle, liżąc, czerpiąc, ssąc; ich dłonie pracowały razem z ustami. Kiedy usta Zenda otoczyły jego fiuta, Hyll skopiował ten ruch. Jedwabisty język rozpoczął zanurzenie poniżej szczytu, i gdy Hyll uczynił to samo, obaj parsknęli śmiechem z członkami w ustach. Hyll poczuł szmer w ciele Zenda i miał nadzieję, że Zend wyczuł podobny, przebiegający przez niego. Cichy pokój wypełniły odgłosy spoconych ciał, ślizgających się w mokrych ustach, przerywane jękami, mruczeniem i wzdychaniem, coraz głośniejszymi i głośniejszymi. Hyll zastanawiał się, czy kiedykolwiek był tak zdesperowany, czy kiedyś czuł aż taki poziom podniecenia. Drażnił czubek penisa Zenda, muskając językiem jedwabistą główkę, smakując sączące się krople preejakulatu, kiedy ściskał i rozluźniał chwyt nasady. Każdy jęk z ust Zenda podniecał go coraz bardziej. Każdy wytrysk słonego preejakulatu, uderzający w jego język sprawiał, że jego fiut zrywał się w odpowiedzi. Hyll wsunął dłonie pod umięśniony tyłek Zenda i ścisnął mocno, przybliżając go do swoich ust, a sam szarpnął biodrami, wpychając swego kutasa w usta Zenda. W tym idealnym dopasowaniu, bez konieczności skręcania się w jakichś szalonych pozach, Hyll wziął go głęboko, okrążając językiem, jednocześnie wciskając swój palec w odbyt Zenda, a Zend doszedł, zalewając jego usta, niczym rwąca rzeka. Intensywne doznanie wywołało orgazm Hylla i przez chwilę drżeli zgodnie. To Zend pierwszy się poruszył. Zend, który przyciągnął Hylla do ściany, dzięki czemu mogli siedzieć, opierając się o nią, a następnie utulił go w swych ramionach. Zend, który
Barbara Elsborg Lucy in the Sky pogładził jego twarz dotykiem delikatnym jak piórko ulnis. Patrzył na Hylla głębokimi, ciemnymi oczami, nic przy tym nie mówiąc. Hyll nie miał pojęcia, co powiedzieć. Nie był pewien, czy wciąż może mówić, ale wiedział, że ten moment był wyjątkowy i nie powinien go spieprzyć. Otworzył usta i zamknął je z powrotem. Kiedy powtórzyło się to dwukrotnie, Zend uśmiechnął się ironicznie. Ironicznie! „Jak?” wysapał Hyll. O Bogowie, to dopiero było mądre. O co w ogóle pytał? „Obserwowałem cię. Słuchałem, co mówiłeś. Dostrzegłem, co ukrywasz.” Tętno Hylla zwiększyło się dwukrotnie, gdy przeciążony organ spanikował. Zend położył na nim swą ciepłą dłoń. „Ty…kochasz Trzy. Może mnie też mógłbyś pokochać.” ******** Jądra Caleda były obolałe. Siedział z rozpiętymi spodniami na wprost bloku ekranów, jego oczy przeskakiwały po nich. Nagi Trzy, pod czterema różnymi kątami, stał wsparty tyłem o skalną krawędź. Przytrzymywał Lucy do góry nogami za biodra, jej usta otaczały jego członka, a jego usta wciśnięte były pomiędzy jej nogi—pozycja, której Caled nie próbował, w każdym razie nie, stojąc. Oblizał wargi. Hyll popełnił błąd, wyłączając kamery. Caled często obserwował, co działo się w basenach, więc w chwili, gdy połączenie zostało zerwane, komunikator Caleda poinformował go o tym. Nic prostszego, by je znowu podłączyć. Był dowódcą statku, mógł zrobić wszystko. Cóż, z jakiegoś powodu dźwięk nie został aktywowany, lecz obraz wystarczał. Na czterech kolejnych ekranach Caled ujrzał Hylla z jednym z B, wijących się po podłodze, z fiutami w dłoniach, z ustami przytwierdzonymi do siebie. Caled uśmiechnął się. Może będzie miał tego B dziś w nocy. Wyglądał na zachwyconego. Zapyta Hylla, kto to był. Kiedy skończyli, B tulił Hylla i pieścił go. Policzek Hylla wydawał się wilgotny. Co to było, do zimpryjskiej kurwy? Łza? Zdumienie Caleda sprawiło, że jego penis opadł. Coś
Barbara Elsborg Lucy in the Sky przeoczył i chciał wiedzieć, co. A później upora się z faktem nieposłuszeństwa Hylla. W tej chwili chciał dojść, tak jak oni, z nierównym oddechem z płuc, drżącymi kończynami, tryskającą spermą. I chciał tego natychmiast. Caled wyłączył ekrany i aktywował komunikator. „Juse. Do moich kwater, przyprowadź Fiska. Nie potrzebujecie ubrania.” Caled rozebrał się. Nie było sensu tracić czasu. Jego nabrzmiały fiut już był ciemnopurpurowy i ociekający preejakulatem. Nie będą musieli się wysilać. Juse i Fisk weszli nadzy, członek Fiska już w gotowości, sutki Juse niczym napięte różowe pąki na szczycie jej idealnych piersi. Juse podeszła do łóżka Caleda, położyła się na plecach i rozłożyła nogi. Caled skoczył ku niej i nadział ją jednym pchnięciem, zanurzając się tak głęboko, jak tylko mógł. Trzeba przyznać, że B były zawsze ciasne. Choć, nie zawsze mokre. Poczuł strumień środka nawilżającego w szczelinie swego tyłka, a następnie penis Fiska pchnął, póki się w nim nie zagłębił. Caled pchał w Juse, a kiedy się wycofywał, Fisk pompował w niego. Kobiece dłonie pieściły go, lecz Caled czuł bardziej irytację niż pobudzenie. Jej mięśnie zacisnęły się wokół jego trzonu i spuścił się w nią. Do zimpryjskiej kurwy. Za szybko. Wycofał się i odepchnął Fiska nim tamten doszedł. „Wynocha” wrzasnął. „Żałosne. Potrzebujecie przeglądu. Zarezerwujcie go sobie.” Kiedy para odeszła, Caled rzucił się na plecy. To była strata czasu, takie podrapanie się, kiedy zaswędziało. Potrzebował więcej. Ale czego? Powolny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Lucy.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dziewiętnasty Pszczoły zabójcy, czyli afrykańskie pszczoły miodne, będą zawzięcie atakować ludzi i zwierzęta, którzy nieświadomie zbłądzą na ich terytorium. Nacierają nawet niesprowokowane i ścigają dostrzeżone ofiary na duże odległości, powodując poważne obrażenia ciała lub śmierć.
„Nigdy więcej” jęknęła Lucy. Trzy uniósł głowę spomiędzy jej nóg. „Chcesz, żebym przestał?” „Nigdy więcej nie przestawaj.” Roześmiał się. Trzy nie był pewny, czy zdołałby przerwać. Oczarował go jej zapach, jej smak, jej bliskość. Bał się zatrzymać, ponieważ przerażała go myśl, że każda z tych chwil może być ostatnią, kiedy może jej dotknąć. „Co to za hałas?” zapytała Lucy. „Uruchomiono wodospady.” Usiadła. „Wodospady? Czego mi jeszcze nie pokazałeś?” Trzy wstał i pociągnął ją na nogi. „Balii suo, pokoju frisza, …” „Zacznij od wodospadów.” Lucy westchnęła, gdy je ujrzała. „Dobry Boże, są piękne. Spójrz na wodę. Para sprawia, że wygląda, jakby oddychała. Ooch, jedwabista substancja, ale o znacznie większej mocy.” Trzy spojrzał na wodospady pod zupełnie innym kątem. Nigdy wcześniej nie pragnął się w nich zabawiać, lecz teraz chciał cieszyć się nimi razem z Lucy. „Jak dostaniemy się na górę?” „Tędy.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Rynna rapi prowadziła pływaka w górę kopuły, potem przez rzędy basenów, by opaść wodospadem wprost do punktu wyjścia. „Mogę jechać?” powiedziała, zmierzając już do rynny. Trzy usłyszał wrzask, jakby coś jej się stało, więc wszedł do środka i podążył za nią. Lucy czekała na górze, kiedy się pojawił. „O mój Boże, to było niesamowite. Jak zjeżdżalnia, tylko że odwrotnie. Trochę spanikowałam, że się nie zatrzyma. Co teraz?” „Teraz będziemy skakać.” Chwycił ją za rękę i pociągnął w rwący nurt. Przeskakiwali nad krawędzią wodospadu, zbliżając się pomału do basenu poniżej. Lucy zaczęła się śmiać. „Robią się coraz bardziej strome” ostrzegł ją. „Ostatni na dole dostaje lanie” powiedziała Lucy i rzuciła się znad krawędzi. Bogowie, była odważna. Trzy zanurkował zaraz za nią. Odważna i szybka. Przytaplał się do wyjściowego basenu, spodziewając się ujrzeć ją tam, czekającą, lecz woda była pusta. Rozejrzał się dokoła. „Lucy?” Uśmiechnął się. A więc prosiła się o klapsa. „Lucy?” zawołał. Brak odpowiedzi. Trzy postanowił ponownie udać się na górę. Może ukryła się za jednym z wodospadów.
W chwili, gdy dławiąca kula dostała się do jej ust, Lucy spanikowała. Jakiś rodzaj knebla? Ale nie mogła wypluć. To nie jest śmieszne, Trzy. Wtedy szarpnęło ją z tyłu za ramiona i Lucy naprawdę się przeraziła. Znajdowała się pod wodą, niezdolna, by oddychać, a nigdzie nie było Trzy, który by ją podtrzymał. Odepchnęła się i chwyciła czegoś, co zapewniło jej wystarczającą siłę wyporu, aby wypłynąć na powierzchnię. Lucy wciągnęła powietrze przez nos. Próba wyciągnięcia rąk wprzód zawiodła. Związane? Co do kurwy? Woda była zbyt głęboka, żeby stanąć na nogach. Lucy z trudem pochyliła się na bok, i na wpół wijąc się, na wpół miotając, wydostała się na zewnątrz. Spróbowała się przetoczyć w nadziei, że ktokolwiek ją zaatakował, będzie się
Barbara Elsborg Lucy in the Sky starał wciągnąć ją z powrotem, i zobaczyła Viledę wynurzającą się z wody. Strużka krwi sączyła się z jej ust. O Boże, Trzy, gdzie jesteś? Lucy próbowała wstać, lecz to Vileda podciągnęła ją do pozycji pionowej. Kuźwa, ta kobieta była silna. Zarzuciła sobie Lucy na ramię i odeszła sztywnym krokiem. Lucy walczyła, jak mogła, i nagle zorientowała się, że frunie w powietrzu. Kuźwakuźwakuźwa. Lucy wylądowała głową w basenie arktycznym i w tym momencie zdała sobie sprawę, że Vileda chciała ją zabić. Gdzie, do diabła, podziewał się Trzy? Lucy, wynurzyła się na powierzchnię machając nogami, by tak już pozostać, starając się nie panikować z powodu małej ilości powietrza, dostającej się do jej płuc. Woda była zbyt głęboka, by stanąć, więc spróbowała przepłynąć na drugą stronę basenu, ale nie było to łatwe z rękami związanymi na plecach. Potem nagle nie znajdowała się już w wodzie, lecz w galaretce. Ciężka kula strachu wyrosła w brzuchu Lucy. Nie mogła w tym płynąć. Mogła się tylko udusić. Zaczęła się szamotać, by pozbyć się knebla z ust, lecz nie dało się go zerwać. Lucy walczyła z wszechobecną mazią, odpychała się, starając pozostać na powierzchni, ale czuła, że tonie. W swej rozpaczy Lucy pomyślała o ruchomych piaskach i, wbrew wszelkim chęciom, przestała się rzucać, kładąc w lepkim śluzie. O Boże. Łzy spływały po jej twarzy, kiedy rozpaczliwie wciągała nosem powietrze. Jej ciało zatonęło w niebieskiej galaretce, a Lucy zapragnęła jedynie powiedzieć Trzy przed śmiercią, że go kocha. I wtedy, kiedy już tylko jej głowa pozostawała ponad powierzchnią, przestało ją wsysać. Lucy zawisła tam niczym owoce zatopione w galaretce. Obawiając się poruszyć choćby jednym mięśniem, zaryzykowała rzucenie okiem, próbując wypatrzeć Trzy. Gdzie, do diabła, był? O Boże, czy ta wariatka już go zabiła? Lucy spróbowała odepchnąć się żabką i poruszyła się nieco bez opadnięcia głębiej. Nagły hałas sprawił, że podskoczyła. Kiedy zdała sobie sprawę, co to było, zakwiliła. Pokrywa wysuwała się nad basenem.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy szukał za każdym wodospadem na każdym poziomie, spodziewając się znaleźć ukrywającą się tam Lucy, lecz tak się nie stało. Kiedy dotarł do basenu wyjściowego, podszedł i zaczął zastanawiać się, czy nie powinien ponownie udać się na górę. „Lucy?” zawołał. „W tej chwili naprawdę prosisz się o lanie.” Żadnej odpowiedzi. Tylko co to za hałas? Trzy przeszedł na drugą stronę wodospadów i spojrzał zdziwiony na pokrywę zasuwającą się na głównym basenie. Czy to było jakieś ostrzeżenie? Zostałby poinformowany przez komunikator. Bardziej prawdopodobne, że Lucy dotknęła czegoś, czego nie powinna. Podbiegł do basenu torowego i zamarł z przerażenia, gdy zobaczył Lucy próbującą poruszyć się w żelu, jak najdalej od zbliżającej się pokrywy. Pognał wcisnąć awaryjne zatrzymanie, a następnie zmienił żel z powrotem w wodę. Lucy opadła niczym kamień neit, a Trzy wskoczył do wody. Kiedy tylko wyciągnął ją na powierzchnię uświadomił sobie, że coś wepchnięto do jej ust, więc wyrwał to. Kula benus. Zakaszlała i dyszała. Co się stało z jej rękami? Krew zmroziła żyły Trzy. Ktoś próbował ją zabić. Zaniósł Lucy na brzeg basenu i podciągnął się, by wyjść. Opadła dygocząc, łapiąc powietrze w płuca. Trzy zerwał więzy na jej nadgarstkach i pociągnął ją w swoje ramiona. „Kto?” zapytał. „Vileda.” Co? Jak Rozkosz B mogła zrobić coś takiego? Ktoś musiał jej to zlecić. Caled? Trzy rozejrzał się wokół. Czy fyth wciąż tam jest? Ruszył się, lecz Lucy chwyciła go za ramię. „Nie zostawiaj mnie.” Trzy przytulił ją mocniej. „Przepraszam” wyszeptał. „Chyba już mi się tutaj nie podoba.” Jej zęby zaszczękały. „Ani mnie.” Trzy podniósł ją, zaniósł do nawiewów i stanął w ciepłym strumieniu powietrza, z ustami przyciśniętymi do jej głowy. Prawie ją stracił. I tak ją straci, gdy odstawi ją do domu,
Barbara Elsborg Lucy in the Sky ale to było co innego. Niemal przez niego umarła. Poczucie winy wypełniło jego krwiobieg. Co, na legoliańską pustkę, sobie wyobrażał, zabierając ją na statek? Im szybciej znajdzie się z dala od niego, tym lepiej. Trzy zaniósł ją, ciepłą i suchą, z powrotem w miejsce, gdzie zrzucili ubrania. Lucy wciąż drżała z szoku. Ubrał ją, a potem siebie. Nie przeoczył faktu, że Lucy cały czas starała się utrzymywać kontakt z jego ciałem. Poczucie winy Trzy jeszcze się zwiększyło. „Zabierzesz mnie w jakieś bezpieczne miejsce?” zapytała. O Bogowie, nie było takiego na tym statku. „Czy gdzieś tutaj jest bezpiecznie?” zapytała Lucy cichym głosikiem. Czy mogła teraz czytać w jego myślach? Trzy pociągnął ją w stronę korytarza. „Trzy?” szepnęła. Zabrać ją do swoich kwater? Do Hylla? Do Pracusiów B w Pierwszej Biokopule? Umysł Trzy przelatywał między możliwościami. Na końcu każdej z nich wyłaniał się Caled. „Boli mnie ręka” powiedziała Lucy. „Przepraszam.” Skręcili za róg i Trzy warknął. Vasp kierował się w ich stronę. „O Bogowie, a więc to prawda.” Trzy schował Lucy za sobą. „Nie sądziłem, że ktokolwiek byłby na tyle głupi, żeby zabrać obcego na pokład, lecz zapomniałem o tobie, sepacki czerepie. Aczkolwiek wybrałeś ładniutki okaz. Myślisz, że jesteś zbyt dobry dla B, czy też nie może ci przy nich stanąć?” „Jedna z B właśnie próbowała ją zabić” odpowiedział Trzy. Vasp roześmiał się, lecz przestał, namyślając się, gdy Trzy stanął na wprost niego. „Mówisz poważnie?” „Vileda chciała ją utopić.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Vasp zmarszczył brwi. „Dlaczego?” „Jest zazdrosna” odpowiedział Trzy. „B nie są zazdrosne.” Lucy wyjrzała zza piersi Trzy. „Ta jest. Związała mi ręce na plecach, zakneblowała czymś usta i wrzuciła mnie do basenu. Woda zmieniła się w galaretkę, a ona uruchomiła pokrywę.” „Co zrobiłaś, żeby na to zasłużyć?” spytał Vasp. Lucy spojrzała. „Oddychałam.” „Gdzie ona jest? Poinformowałeś o tym Caleda?” „Nie wiem, gdzie ona się podziewa.” Vasp pokręcił głową. „B są uległe. Nie agresywne. Jesteś pewien, że ona—” „Vileda nie zostawi mnie w spokoju” powiedział Trzy. „Staje się coraz bardziej nachalna za każdym razem, kiedy jej odmówię.” „Więc czemu jej odmawiasz?” zapytał Vasp. „Bo nie jest tą, której pragnę.” Vasp spojrzał na Lucy. „Co ona takiego ma, czego brak B?” Trzy zapragnął go zdzielić. Właściwie, czemu nie? Zrobił krok naprzód, lecz Lucy rzuciła się przed niego. „Hej, chłopaki, czy jest jakaś szansa, że dostanę filiżankę dobrej herbaty?” Vasp się roześmiał. „Aa, obok wody, najpowszechniejszy napój na Ziemi. Przykro mi, brak herbaty na pokładzie.” Trzy pociągnął Lucy korytarzem. „Myślisz, że inni też powariowali?” zawołał Vasp. „Kto wie? Lepiej uważaj na swoje tyły” krzyknął Trzy.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Wtulona w niego Lucy na chwilę zamilkła. Westchnęła ciężko. Trzy ścisnął jej palce. „Co jest?” „Czy to wszystko moja wina? To znaczy, wiem, że zaburzyłam równowagę na pokładzie.” Trzy zacieśnił uścisk. „Nic z tego nie jest twoją winą. To wszystko przeze mnie.”
Serce Lucy wciąż waliło. Mylnie sądziła, że byłoby lepiej, gdyby była martwa. Wcale nie byłoby lepiej. Lucy nie była gotowa umierać. Stało się to dla niej jasne, kiedy nieomal zginęła. Tylko, że nie miała pojęcia, jak powstrzymać ten ciąg zdarzeń. Trzy zabrał ją do swojego pokoju, na widok którego Lucy zmarszczyła brwi. Nie różnił się zbyt wiele od pokoju, w którym umieścił ją wcześniej. Brak jakiejkolwiek osobistej rzeczy sprawiał, że Trzy wydawał się jeszcze bardziej delikatny i wymagający ochrony. Kiedy puścił jej rękę, chwyciła go szybko wokół pasa, w razie gdyby miał nagle zniknąć, lecz on oparł się o ścianę i spojrzał na nią. „Nie pozwalają ci wieszać zdjęć?” zapytała, patrząc na niezwykle gładką równą powierzchnię. „Nie mam żadnego.” „Zdjęcia?” Potrząsnął głową. Usiadła na jego łóżku, a potem zajrzała pod nie. „Żadnych pisemek z gołymi panienkami?” Uśmiechnął się lekko. Lucy zmarszczyła brwi. „Żadnej mini lodówki wypełnionej Budweiserami28?” „Wolę Coronę29.” Trzy wyprostował się.
28
Budweiser Bier – czeskie piwo produkowane w Czeskich Budziejowicach.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Och, Corona. Lubisz plasterek limonki na szyjce butelki?” „Ja…nie wiem.” „Dowiedziałeś się, dlaczego przypominasz sobie te wszystkie rzeczy z Ziemi?” Trzy przytaknął. „Przed misją Kolekcjonerom wszczepia się implant, aby dostarczyć informacji o planecie, którą odwiedzają. Wiedza na temat piosenek…i piwa musi być częścią pakietu. Tak, jak Vasp wiedział o herbacie.” Poklepała łóżko obok siebie. „Chodź i usiądź. Sprawiasz, że robię się niespokojna.” Trzy dołączył do niej. Lucy położyła dłoń na jego własnej. „Nie wiń się. Niczego nie żałuję. Cieszę się, że miałam okazję cię poznać. Nie chcę…umierać, ale jeśli to się wydarzy, nie smuć się.” „Lucy—” „Uśmiechnij się na myśl, że mnie znałeś. Pamiętaj, jak się dobrze bawiliśmy i ciesz się na kolejny dzień z powodu tego, co mamy dzisiaj.” Trzy westchnął lekko. Lucy objęła jego policzki i kazała mu na siebie spojrzeć. Wiedziała, że nie powinna tego mówić. Zakazała sobie, lecz obawiając się, że kolejny raz może nie dostać takiej szansy, nie potrafiła odepchnąć tych trzech słów, buzujących wewnątrz niej, tryskających z jej serca. „Ja—” Usta Trzy wylądowały na jej, jego duże dłonie objęły jej talię i popchnął ją w tył na łóżko z ciałem przyciśniętym do niej. Pocałował ją delikatnie, lekko jak muśnięcie pędzla, wytyczając językiem łaskoczący szlak wzdłuż jej warg, póki się na niego nie otworzyła. Rozżarzone do białości impulsy odbijały się rykoszetem przez jego ciało, koncentrując na rdzeniu, a Lucy roztopiła się w jego objęciach. Jej tętno wzrosło, gdy serce wybijało przesłanie miłości. Trzy nie pozwolił jej wypowiedzieć tych słów, więc musiała mu je pokazać, nim będzie za późno.
29
Corona – piwo warzone w Meksyku.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Odsunął się i spojrzał w jej oczy. „Lucy.” Wypowiedział jej imię z westchnieniem letniego wiatru. Pocałował jej czoło, policzki, oczy, nos, linię żuchwy i dolną część szyi. Maleńkie buziaki, długie wilgotne liźnięcia, drobne skubnięcia—wszystko ją rozpalało. „Lucy.” Wyszeptał to słowo w jej ramię, a muśnięcie oddechu na jej skórze sprawiło, że zadrżała z potrzeby. Pocałował jej piersi przez cienki materiał, na co jej sutki się zmarszczyły. Trzy oderwał się od niej tylko po to, by szarpnąć przez głowę swój podkoszulek, a następnie rozprawić się z jej, nim powrócił do niej; jego ciało przylgnęło ciasno do jej, długie palce muskały sutki, które z każdym dotykiem stawały się coraz bardziej wrażliwe. „Moja piękna Lucy” powiedział, jego oczy pociemniały z pożądania, a łechtaczka Lucy zapulsowała niczym małe serduszko. Kolanem rozsunął jej uda, pochylając się do niej, usta zniżył do jednego sutka, palcami igrając z drugim, jego umięśnione nogi splotły się z jej. Badał ustami całe jej piersi, zwilżając je, okrążając językiem wierzchołki, przejeżdżając nim wzdłuż miejsca, gdzie jej biust stykał się z żebrami, sunąc w górę, by, jak potrafił najdelikatniej, zagarnąć w ciepło swych ust. Lucy nie mogła tego znieść, lecz on nie pozwolił jej się poruszyć. Trzy wycałował drogę do jej spodni, podczas gdy jego dłoń usilnie starała się ich pozbyć, ściągając z jej bioder. Potem już ich nie było, zresztą jego własnych również. Leżeli nadzy naprzeciw siebie i Lucy poczuła mocne bicie serca tuż obok. „Mój Lśniący Promyczku” wyszeptał. Pogładził włoski u zbiegu jej ud, okręcając je wokół palców, przygryzając w tym samym czasie kąciki jej ust. „Słodsza niż ananas” zamruczał. Skąd on wiedział, jak smakuje ananas, zastanowiła się. Lecz kiedy wepchnął swój język w jej usta, Lucy zatraciła się w pocałunku. Jej dłonie wędrowały po jego plecach, sunąc między odznaczającymi się mięśniami, nim rozwarła palce, by nakreślić na jego skórze, wyryć te słowa, których nie miała szansy wypowiedzieć, i przeczuwając jakoś, że nie chciał, by to zrobiła.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy przesunął palcem po jej wilgotnych fałdkach, drocząc się w drodze do wnętrza, wirując, pulsując do środka i na zewnątrz w powolnym stałym rytmie, prowadząc ją ścieżką ku zapomnieniu. Jeszcze nigdy nie postępował tak spokojnie, jeszcze nigdy nie był tak delikatny. Już była śliska, jednak te ruchy czyniły ją jeszcze bardziej wilgotną. Lucy zadrżała z tłumionego podniecenia i poczuła, że Trzy również się trzęsie. Jeden pulsujący palec zmienił się w dwa, wwiercając się głębiej, a mięśnie Lucy zacisnęły się wokół nich, gdy zadygotała przy nim, sapiąc w jego usta. „O Boże, Boże, Boże.” Jęczała, mruczała i dyszała, kiedy ścisnęło ją w klatce piersiowej, a w ustach zaschło. Trzy przygwoździł jej plecy i ułożył głowę na jej brzuchu. Dwa z jego palców zatonęły w cipce, a jeden wsunął się w jej usta. Palce pracowały wspólnie, choć oddzielnie, a ona zaciskała się na nich obydwu, ssąc przy tym jednego i kontynuując w dalszym ciągu obciąganie, gdy poczuła jego gorący, wilgotny język pomiędzy nogami, napierający na jej wnętrze, liżący i ssący, póki gwiazdy nie eksplodowały w jej głowie. Świat przechylił się i runął wprost na nią, wirował wokół, pod nią, miotając nią ku wyzwoleniu w powodzi rozkoszy, zanim niespiesznie wycofał się, pozostawiając ją wyczerpaną na brzegu. Lucy próbowała coś powiedzieć, lecz nie mogła, starała się poruszyć, ale nie była w stanie. Zamyśliła się przez chwilę nad tym, czy wciąż oddychała. Trzy z nią nie skończył. Kiedy jej świat się wyprostował, a rzeczywistość powróciła, jego palec okrążył napletek jej łechtaczki, pocierając i gładząc, nim nie dotarł tam ustami. Trzy wciągnął ją delikatnie między zęby, przyciskając ustami, dręcząc tak doskonale, jakby odkrył tajemnice jej ciała już wieki temu, a nie kilka godzin wcześniej. Lucy wplotła palce w jego włosy, kiedy wciągnął ją z powrotem w rzekę rozkoszy. Myślała, że jest zbyt wyczerpana, by szczytować po raz kolejny, lecz była w błędzie. Spirale potrzeby wwiercały się mocniej, kiedy oboje się naprężyli, aż Lucy mogła doznawać jedynie tego, co Trzy jej robił. Przełknęła powietrze, jej oddech był chrapliwy i nierówny. „Proszę.” Z trudem wypowiedziała te słowa. „Pragnę. Ciebie.” Trzy zmienił pozycję, by ustawić się u wejścia do jej ciała i, patrząc jej w oczy, pchnął prosto w nią. Lucy uniosła biodra, by go przyjąć, czując, że to pierwsze pchnięcie porusza jej serce.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Bogowie, Lucy.” Trzy skrzywił się, starając się pozostać nieruchomo. Mięśnie jego pleców napięły się pod jej dłońmi, kiedy zaczął się poruszać. Każde zanurzenie jego penisa wywoływało rozprzestrzeniającą się przyjemność. Każde cofnięcie wydobywało jęk z jej gardła. Jej cipka zacisnęła się, by przytrzymać go w środku, a opór penisa wobec jej dociskających mięśni wysłał natychmiastowo do żył mrowienie elektryzującego ciepła. Kiedy zwiększył szybkość swoich pchnięć, Lucy dopasowała się do niego, unosząc swoje biodra na to spotkanie. Miała zamknięte oczy, lecz za każdym razem, gdy zdołała je otworzyć, Trzy patrzył wprost na nią. To ostatni raz, pomyślała Lucy. Już nigdy więcej nie będę go miała w ten sposób. „Dojdź. Ze. Mną.” Trzy wydyszał każde słowo. Lucy poszłaby z nim wszędzie, lecz wiedziała, że nie to miał na myśli. Jego biodra szarpnęły szybciej, w nawałnicę ruchu, a Lucy nie miała żadnej szansy, by mu dorównać. Przenosił ją na kraniec świata. Jego fiut szalał wewnątrz niej i, z pierwszym wytryskiem spermy, orgazm Lucy wyrzucił ją w kosmos. Myślała, że jej kości się rozpadną od tak silnych spazmów. Krzyk wybuchł gdzieś w głębi i wyrwał się, nim zdążyła zamknąć usta. Jak to możliwe, że za każdym razem jest lepiej? Jeszcze chwila, a wyzionie ducha z ekstazy. Wszystkie komórki Lucy witały każdy gorący wytrysk nasienia Trzy i przez moment zapragnęła, by mógł sprawić, że będzie w ciąży. Opadł na nią, a ona z zadowoleniem przyjęła ten ciężar, pragnąc tulić go już zawsze. Trzy oparł swą głowę o jej, nabierając powietrza, kiedy jego ciało zadrżało przy niej. Lucy pogładziła jego wilgotną skórę, scałowała sól z policzków. „Teraz wiem, jak wygląda seks nie-z-tej-ziemi” powiedziała. „Bardzo głośno krzyczałaś” szepnął Trzy. „Zdawało mi się, że zobaczyłam szczura.” Jego ramiona drgały, kiedy się roześmiał.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dwudziesty Ukłucie kolcami róży czyni jej zdobycie bardziej satysfakcjonującym. Chociaż jest to bolesne.
Caled rozsiadł się w fotelu, z nogami wyciągniętymi, wyglądając przy tym zwodniczo spokojnie. Hyll wiedział, że szykował się do skoku. Trudno było się oprzeć odruchowi ucieczki, lecz nie mając gdzie się udać, decyzja stała się łatwiejsza. „Więc” powiedział Caled i uśmiechnął się. Hyll nie potrafił stłumić dreszczu, dlatego udał, że miał skurcz. „Jak wytłumaczysz fakt, że Trzy, ta ziemska kobieta i Pracusie B z Pierwszej Biokopuły nie znajdują się u ciebie na badaniach?” „Ukończyłem szereg testów. Lucy nie ma objawów choroby. Nie jest nosicielką żadnego wirusa czy infekcji bakteryjnej.” Choć wniosła coś innego. „A ślady na twarzy?” „Wada wrodzona.” Hyll był skłonny oznajmić Caledowi, że miała jakąś straszliwą chorobę przenoszoną drogą płciową, lecz to by spowodowało, że zostałaby wyrzucona przez śluzę, zanim Hyll opuściłby ten pokój. „Wyjaśnienie dla jej zachowania?” To po prostu Lucy, pomyślał Hyll, zaciskając usta. „Czekam.” Caled stukał palcami. Nagły pomysł wpadł do głowy Hylla, i zdziwił się, czemu wcześniej o tym nie pomyślał. „Antagonistyczne feromony.” Palce przestały stukać. „To naturalne substancje chemiczne, znajdujące się w owadach, ludziach i zwierzętach” powiedział Hyll.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Nie potrzebny mi wykład o feromonach.” „Kobiety z Syobwoc, mieszkające w jednym miejscu, dopasowują swoje bio-cykle. Moja matka i siostra—” „Tak, tak, a jakie to ma znaczenie?” Hyll wziął głęboki oddech. „Poświęcenie i współpraca B jest osiągane głównie poprzez bilansowanie sztucznych hormonów i feromonów. Myślę, że Lucy przypadkowo zakłóciła równowagę ich otoczenia.” Caled przytaknął. „Wstrzymała ich pracę?” „Wręcz przeciwnie, wydają się pracować ciężej.” Hyll nie miał pojęcia, czy to prawda, ale wyglądało na to, że była to najlepsza szansa, jaką mógł jej dać. „Chciałbym to zbadać, umożliwiając jej dostęp do jednej z biokopuł i porównując wydajność z innymi.” To był świetny pomysł. Umysł Hylla prześcigał się w pomysłach, w jaki sposób dokonać pomiarów— „A jaki wpływ będzie miała na Rozkosze B?” Żołądek Hylla się przekręcił. „Nie mam pojęcia.” Caled uśmiechnął się. „Przekonajmy się.” „Ale jeśli Lucy pozytywnie oddziałuje na Pracusiów, to na pewno…” przełknął Hyll. Caled wyglądał, jakby chciał go pożreć. I to nie w dobrym sensie tego słowa. „Dołączy do Rozkoszy B. A teraz, co z Trzy?” „Trzy…” Hyll nie wiedział, co odpowiedzieć. „Zdaje się, że Trzy nie może przestać z nią współżyć. Jest jedyną, której okazał zainteresowanie, odkąd wszedł na pokład. Myślałem, że zwariował, że to jakiś skutek uboczny jego wypadku i odbudowy, ale on pieprzy ją niczym świder kenta. Całkiem imponujące.” Hyll zastanawiał się, jak wiele razy Caled ich obserwował. I zdziwił się trochę, dlaczego jego pierwszą myślą nie był żal, że to nie jego posuwał Trzy.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Dokładnie przebadałem Trzy. Nie ma się czym martwić. Wszystkie dane załogi zostały pobrane na Syobwoc i tam przeanalizowane. Gdyby było w nich coś, czego powinniśmy się obawiać, już by nam powiedzieli.” Caled nie wydawał się słuchać. „Wygląda na to, że jej feromony miały wpływ na Trzy, że w jakiś sposób zwiększyły jego popęd seksualny. Zanim ta Ziemianka weszła na pokład, Rozkosze B znajdowały się na równi pochyłej. Odnotowałem ich słabszą wydajność w ostatnim czasie. Może mogłaby im dodać pikanterii.” Wcisnął komunikator. „Vasp. Zabierz brygadę do kwater Trzy. Niech kobieta, którą tam znajdziesz, zostanie przyprowadzona do mnie. Umieść Trzy w celi T. Unieszkodliw go. Hmm…weź dwie brygady.” Caled kliknięciem wyłączył komunikator i zmarszczył brwi. „A teraz—ty.” Lód spłynął po plecach Hylla. Milczał. Gdyby się odezwał, całkiem pewne, że byłby to pisk. „Zlekceważyłeś rozkazy. Pozwoliłeś Trzy i tej kobiecie opuścić oddział medyczny. Wyłączyłeś kamery w basenach. Zachęcałeś ich do uprawiania seksu.” „Podobnie jak ty…byłem zaniepokojony brakiem zainteresowania Trzy czymkolwiek innym niż praca. Czułem, że muszę wkroczyć. Spróbowałem pobudzić pewną Rozkosz B, starając się wywołać reakcję. Nie zadziałało.” Hyll zatrzymał czynną pompę hormonów Viledy kilka milosów temu. „Zachęcanie go do seksu z Ziemianką też nie pomogło. To wzmogło tylko wszelkie rodzaje
innych
problemów.
Opiekuńczość.
Agresja.
Bezczelność.
Groził
mi. To niedopuszczalne. Pozostanie w celi T póki nie uznam, że nie stwarza zagrożenia.” „Potrzebujemy go do misji na Kirt.” „Vasp może lecieć dwukrotnie.” „Mamy problem z przyciąganiem grawitacyjnym w tamtym systemie. Nie możemy pozostawać długo w pobliżu.” „W porządku. Może lecieć na misję. Do tego czasu jednak pozostanie pod okiem straży. Możemy użyć tej kobiety do wywarcia nacisku.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Hyll już opuszczał pomieszczenie, kiedy Caled zawołał „A przy okazji, kim jest B, który miał fiuta w twoim tyłku na głównym korytarzu?” Do zimpryjskiej cholery. Hyll wzruszył ramionami. „Straciłem rozeznanie. Kiedy to było?” „Ten sam B głaskał twoją twarz kilka milosów temu.” „Nie zapytałem o jego imię.” „Dowiedz się i przyślij go do mnie. I, Hyll?” „Tak?” „Nawet nie myśl o rozmowie z Trzy.” ******** Kiedy Trzy upadł na podłogę i nie poruszył się, Lucy przestała walczyć. Vasp przyciągnął ją bliżej swojego ciała. „Więc jednak masz trochę rozumu. Więcej niż on.” Kopnął Trzy w bok, a Lucy ponownie zaczęła się rzucać. „Nie” krzyknęła. „Mamy ogromną przewagę liczebną. Czemu zawracasz głowę?” Mały pokój Trzy był wypełniony mężczyznami. Wpadli i obezwładnili ich po tym, jak właśnie skończyli się ubierać. Trzy dzwonił do Hylla, kiedy drzwi się rozsunęły, ukazując Vaspa i grupę mężczyzn w żółtych skafandrach tuż za nim. Trzy zerwał się i stanął przed nią, jednak nie miał szans. Vasp miał rację. Nie było sensu walczyć. Dwóch mężczyzn zabrało Trzy i wyniosło na korytarz. Lucy opadła. „Gdzie go zabieracie?” „Do celi T.” „Co to jest? Cela terminalna? Cela tortur? Nie krzywdźcie go.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Vasp pociągnął Lucy w przeciwnym kierunku, i kiedy Trzy zniknął już z pola widzenia, naszła ją myśl, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. „Nie musisz mnie szarpać. Sama pójdę” powiedziała Lucy. Lecz kiedy ją puścił, jej nogi się zachwiały. Było z nim jeszcze dwóch innych mężczyzn. Lucy nie miała dokąd uciekać, nawet gdyby była w stanie. Nie zdziwiła się, kiedy na wprost niej pojawił się Caled. Kiedy podszedł bliżej, cofnęła się aż do piersi Vaspa. Owinął ramię wokół jej talii i trzymał mocno. Caled schylił się i powąchał ją. Kiedy ukrył twarz z boku jej szyi, Lucy wymierzyła kolanem prosto w jego krocze. Dłoń osłoniła jądra. Cholera, szybki jest. Caled zaśmiał się, a jego oczy rozbłysły. „Tak, tak, tak.” Nie, nie, nie. Lucy nie chciała podniecić tego gościa. Zmarszczył czoło. „Nie wyczuwam w tobie niczego innego.” „To komplement czy obelga?” rzuciła Lucy. Musnął dłonią jej biust. Lucy zesztywniała, a potem zaczęła się szamotać. Vasp zacieśnił chwyt. „Dotknij mnie jeszcze raz, a pierwszym, co ci pokażę, będzie to, jak inna jestem.” Caled przechylił głowę na bok. „Co takiego ma Trzy, czego mnie brak?” „Ile mam czasu?” Lucy spojrzała i posłała mu uśmieszek. „On jest uczciwy i miły, opiekuńczy i zabawny. Poza tym, że jest wspaniały z tymi swoimi pięknymi włosami, mięśniami, które falują pod moimi palcami, gładką skórą i cudownym uśmiechem.” „Ja też taki jestem. Możesz przetestować moje mięśnie.” „Nie, dziękuję.” „Czy wszystkie ziemskie kobiety są takie…kłopotliwe?” Dotknął jej policzka, a Lucy wcisnęła się z powrotem w Vaspa. „Nie.” Caled zmarszczył brwi. „Nie chcesz mnie?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy była całkiem pewna, że zna właściwą odpowiedź, ale nie była ona tą, którą mogłaby mu dać. Caled odszedł od niej, lecz potem zawrócił. „Trzy dokonał niefortunnego wyboru. Kiedy prosiłem go, by wybrał zastępstwo dla Rozkoszy B, miałem nadzieję na kogoś bardziej…posłusznego.” Lucy zacisnęła usta. Nie pomogło. Słowa i tak się wydostały. „Co masz na myśli?” „Rozpoczęliśmy tę wyprawę ze stoma Rozkoszami B. Niestety jedna straciła termin przydatności. Poprosiłem Trzy o znalezienie zastępstwa na Ziemi.” „Nie” powiedziała Lucy. „Czy zapytałaś go, dlaczego cię zabrał?” „Powiedział, że nie wie. Tak po prostu czuł.” Caled przytaknął. „Wszczepiony rozkaz. Nie wiń go. Nie miał wyboru.” „Nie wierzę ci.” O Boże, chociaż jakaś cząstka mnie tak. „Jako dowódca jestem odpowiedzialny za złamanie oporu nowej B. Trzy chciał cię dla siebie. Sprzeciwił się rozkazom.” Serce Lucy podskoczyło. „Co mu zrobisz?” zapytała cichym głosem. Caled uśmiechnął się. „Pozostanie w celi T, kontemplując swoje błędy tak długo, jak będę uważał, a następnie wyczyszczę jego pamięć i będzie jak nowy. W przeciwnym razie, jeśli pozostanie oporny, mogę wyrzucić go z Colonizera.” „Nie” wydyszała Lucy. Za jej plecami, Vasp napiął się. „Proszę, nie rób tego” błagała. Naprawdę wyglądał jak wielki biały rekin, pomyślała Lucy. Wyobraziła sobie ostre czubki jego zębów i zadrżała. „No cóż” powiedział „jeśli będziesz grzeczna, dam Trzy kolejną szansę.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Grzeczna, w sensie?” Choć przecież już wiedziała. „Dołącz do Rozkoszy B. Chcę, byś mnie uwiodła.” ******** Lucy nie uszła daleko korytarzem w asyście Vaspa, a już wiedziała, że musi zwymiotować. Jeden bulgot nudności i skierował ją do najbliższej łazienki. Lucy opadła na kolana i zwróciła. Kiedy z trudem ponownie stanęła na nogach, Vasp chwycił ją za łokieć i podał szklankę wody. Puścił ją, gdy stała już pewnie. „Przepraszam za to” wymamrotała Lucy. „Nie sądzę, by Caled do mnie pasował. Pozostawił paskudny smak w moich ustach.” Usłyszała za sobą zduszony śmiech i odwróciła się, by ujrzeć, jak Vasp się uśmiecha. „Nie zrozumiałam źle, prawda? On oczekuje, że go skuszę do seksu. W przeciwnym razie zabije Trzy.” Zadrżała. „Tylko dlatego, że muszę zrobić, co mówi, nie znaczy, że to nie będzie gwałt. Chodzi o to, że nawet nie jestem pewna, czy dotrzyma słowa i nie skrzywdzi Trzy.” „Caled potrzebuje Trzy do kolejnej misji. Mamy niewiele czasu, by dostać się na Kirt i stamtąd wrócić.” Vasp spojrzał na nią. Czy on próbował jej coś powiedzieć? To, że nie musi obawiać się Caleda, póki Trzy nie przyleci z Kirt? Czy może Trzy zostanie stracony, lecąc na tę misję? „Zalecałbym ostrożność co do sugestii, że Trzy został wysłany, by znaleźć zastępstwo B” powiedział Vasp. Lucy nie wiedziała już komu wierzyć, lecz czuła przyjemność, słysząc to. „Gdyby ktoś miał być w tym celu delegowany, padłoby na mnie. Mam dłuższy staż pracy.” Ukryty jad nie umknął uwadze Lucy. Vasp wyprowadził ją z powrotem na korytarz, ona ustawiła się u jego boku, a za nimi podążało dwóch mężczyzn. „Dlaczego nie lubisz Trzy?” spytała szeptem.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Mięśnie szczęki Vaspa się zacisnęły. „Został wybrany.” A Vasp nie został? „Wybrany do czego?” „By zostać ocalonym.” Czy ktoś umarł, dlatego że Trzy został uratowany? „Twój przyjaciel?” zapytała Lucy. „Mój ojciec.” Nie powiedział nic więcej. Lucy wzięła jego dłoń w swoje i ścisnęła jego palce. Vasp spojrzał zdumiony na ich złączone ręce. „Co się wydarzyło?” zapytała Lucy. „Chirurg stworzył odpowiednie serce. Mój ojciec był kolejny na liście. I wtedy, znikąd, pojawił się Trzy. Dostał serce. Mój ojciec zmarł.” „Och, Vasp” szepnęła Lucy. „To takie smutne. Bardzo ci współczuję.” Kłykciami otarła łzę, która spłynęła w dół jej podbródka. „Dlaczego płaczesz? Nie znałaś mego ojca.” „Płaczę z twojego powodu, z powodu twojej straty. Też straciłam ojca, nie tak dawno temu. Cierpiał na chorobę, zwaną Alzheimerem. Przestał pamiętać o pewnych rzeczach, jak o tym, gdzie mieszka, jaki był dzień i czy już zjadł. Jakoś sobie z tym radziłam, lecz potem zapomniał, kim jestem ja. Nic nie mogłam poradzić. On stał się dzieckiem, a ja dorosłym. Pewnego dnia poszłam na górę zanieść mu śniadanie i zobaczyłam, że zmarł w nocy. A ja chciałam…chciałam być tam przy nim, kiedy odchodził.” „Czy…brakuje ci go?” „Tak, oczywiście, że tak. Nigdy go nie zapomnę, ale robię to, czego pragnął, czyli uśmiecham się i idę naprzód.” Vasp potknął się, by potem zacząć stawiać większe kroki. „To nie wina Trzy, wiesz o tym” powiedziała Lucy. „Ani tamtego chirurga. Rzeczy dzieją się poza naszą kontrolą. Życie nie jest sprawiedliwe, ale mamy je tylko jedno i musimy
Barbara Elsborg Lucy in the Sky wykorzystać najlepiej, jak się da. Nic, co zrobisz nie przywróci ci ojca. Musisz pozwolić, by gniew odszedł.” Kurczę, kiedy ja zaczęłam tak filozofować? Vasp wcisnął przycisk otwierający drzwi, wprowadził Lucy do środka i cofnął się. „Powodzenia, Lucy” powiedział. Patrzyła, jak drzwi się za nią zamykają i westchnęła. „Witamy w Kopule Rozkoszy.” Lucy odwróciła się i ujrzała, uśmiechającą się do niej, Viledę. O kurwa. „Tędy.” Vileda wskazała dłonią. Nie ma mowy, żeby Lucy odwróciła się plecami do tej kobiety. Przywarła tyłem do ściany, przesuwając się w kierunku wskazanym przez Viledę, przez kolejne drzwi, by w końcu wrzasnąć niezbyt damskim piskiem. Nagie kobiety. Nadzy mężczyźni. Wszyscy wpatrywali się w nią, a ona była tu jedyną ubraną. „Witajcie” powiedziała Lucy, przemykając ukradkiem po ścianie, jak najdalej od Viledy. O Boże, każdy z nich był piękny. Doskonałe piersi, idealne penisy. Żadnych włosów łonowych w zasięgu wzroku. Bezskutecznie starała się nie patrzeć, co nie znaczyło, że chciała dotknąć. Dwie blondynki z włosami do pasa podeszły do niej. Jedna pogładziła jej twarz, druga chwyciła za jej top. „Co ona ma?” zapytała pierwsza. Jeden z mężczyzn stanął za nimi. Nie patrz w dół, mówiła do siebie Lucy. O, jaki wielki— Szarpnęła głowę w górę. Kiedy sięgnął w kierunku jej twarzy, przełknęła i odsunęła się. Otoczyli ją, ciało przy ciele, jakby stanowili jeden byt, zbliżając się coraz bardziej i bardziej. Lucy przestraszyła się nagle, że ją uduszą. Padła na ziemię i przedarła się między ich nogami, zrywając na równe nogi i pędząc—nie, nie w kierunku Viledy—na drugą stronę pomieszczenia, gdzie docisnęła plecy do ściany.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Co się dzieje?” zapytał mężczyzna, który próbował dotknąć jej twarzy. „Jestem przerażona.” Nastał cichy gwar, zupełnie jak w przypadku Pracusiów B. „Nie chcemy cię skrzywdzić” odezwał się ktoś. „Chcemy cię przygotować.” „Co? Na pożarcie przez Caleda? Macie jakąś trutkę, którą mogę rozsmarować na ciele?” Właściwie, to nie był zły pomysł. Czy jej ziomki, Pracusie B, pomogliby? Może istniał jakiś roślinny ekstrakt, którego mogliby użyć? „To wielki zaszczyt służyć naszemu dowódcy” odezwała się Vileda. Lucy przewróciła oczami. „W porządku, ty to zrobisz.” „Dlaczego on chce ciebie?” zapytała kobieta. „Pewnie dlatego, że ja go nie chcę. Nic tak nie kusi jak to, czego nie można mieć.” Jak ciasta z kremem, pomyślała Lucy. Oblizała usta i aż zassało ją w żołądku. „Twoje paznokcie są—” Lucy schowała ręce za plecami. Jej paznokcie nie były piękne. Za dużo prac w ogródku i rzeźbienia. „Możemy ci zrobić manicure.” „Pedicure.” „Zabieg na twarz.” „Masaż.” Wszystkie wyglądały, jakby miały zamiar błagać, więc Lucy dała za wygraną. „Dobrze. Ale Vileda mnie nie dotknie.” Jeszcze większa wrzawa, gdy Vileda spojrzała spod byka. „Ona jest zagrożeniem” burknęła Vileda. Jeden z mężczyzn stanął między Lucy a Viledą. „Caled jej pragnie.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Vileda wybiegła jak burza i dało się słyszeć zbiorowe westchnienie, kiedy wszyscy w tym samym czasie wypuścili powietrze. Lucy miała chęć się zaśmiać. Vileda chciała ją zabić. Caled pieprzyć. „Utknęłam między młotem a kowadłem” powiedziała. „Co to znaczy?” zapytała kobieta. „Jak nie urok, to sraczka.” Puste twarze. „Kiedy istnieją tylko dwie opcje i żadna z nich nie jest dobra. Jak pozostać na planecie, która zaczyna zamarzać albo podróżować na inną, która się ogrzewa. Jak wybrać, by przeleciał cię Caled, aby uratować komuś życie wiedząc, że jeśli to zrobisz, i tak pewnie stracisz tego kogoś.” „Wybrać?” „Wysoki czy płaski obcas. Lody czy czekolada. Góra czy dół. Łóżko czy podłoga. Podłoga nie jest dobrym pomysłem. Za twardo, a jeśli pokryta jest dywanem, można nabawić się paskudnych odparzeń. Kiedyś chyba przez tydzień miałam ślad na tyłku, chociaż jego kolana były w gorszym stanie. W zasadzie, potem już go więcej nie zobaczyłam. Może właśnie dlatego.” Uśmiechnęła się. „Wysokie obcasy” powiedziała kobieta. „Łóżko” stwierdził mężczyzna. „Dół” oznajmił drugi, a facet za nim dorzucił „Góra.” Lucy roześmiała się, a ich twarze zaczęły się zmieniać, usta drgnęły ku górze, pojawiły się dołeczki, zmarszczki przy oczach. „Czy mogę wybrać kolor lakieru?” zapytała Lucy i wyciągnęła dłonie, wnętrzem ku dołowi. ********
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy siedział nago na podłodze celi T, opierając się plecami o ścianę, z ramionami wyciągniętymi na boki i unieruchomionymi. Zastanawiał się, dlaczego nazywano tę celę T i właśnie się dowiedział. Miał szczęście, że pozwolili mu siedzieć. Kajdany mogłyby utrzymać go w pozycji stojącej. Jego nadgarstki były zakrwawione, lecz już zaczynały się goić. Nie było sensu szarpać się z metalowymi więzami, ale i tak zrobił to z frustracji, wściekłego poczucia winy. Prawdopodobnie za chwilę znowu to zrobi. Ból sprawił, że poczuł się trochę lepiej. Ubrania zostały z niego zdarte, a komunikator odebrany. Nie miał jak skontaktować się z Hyllem, by ostrzec go przed Viledą. Vasp wiedział, ale ten facet go nienawidził. Jeśli Vileda skrzywdzi Lucy, Trzy rozerwie ją na strzępy. Jeśli Caled tknie Lucy, Trzy zrobi z nim to samo. Jeśli miałoby to być ostatnie, co zrobi, tak właśnie będzie. Drzwi otworzyły się z sykiem i Trzy zesztywniał. Hyll wszedł do środka i położył palec na ustach. Z kieszeni wyjął okrągły zakłócacz pola i ustawił go na podłodze. Nikt nie był w stanie podsłuchać. „Lucy?” spytał Trzy. „Jest z B.” „Którymi B?” Hyll skrzywił się. „Do zimpryjskiej kurwy” syknął Trzy. „Caled jeszcze jej nie tknął, ale ona go intryguje. Nie jestem pewny, czy chce żeby uczyła się od B, czy aby B uczyły się od niej. Zapewne jedno i drugie.” „Vileda próbowała ją zabić.” Trzy patrzył, jak krew odpływa z twarzy Hylla. „Co?” wydyszał Hyll i opadł obok Trzy. „Związała Lucy ręce na plecach, wrzuciła do basenu torowego, uruchomiła utwardzacz i włączyła pokrywę. Prawie utonęła.” „O Bogowie. To moja wina.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy zmrużył oczy. „Jak to?” Hyll wciąż patrzył w dół, skoncentrowany na wycieraniu krwi z nadgarstków Trzy. „Jak to?” powtórzył Trzy. „Przełączyłem Viledę z ulegle reagującej na agresywną i związałem ją z twoim zapachem.” Trzy patrzył na niego zdezorientowany. „Ty ją do mnie przysłałeś? Cały ten czas zwierzałem się tobie, że mnie nęka, a to była twoja wina? Dlaczego to zrobiłeś?” „To był eksperyment. Wycofałem go milosy temu. Cóż, tak mi się wydawało, widocznie coś musiało pójść nie tak.” „Eksperyment?” Trzy poczuł chłód aż do kości. „Myślałem, że jesteś moim przyjacielem. Sądziłem—wynoś się stąd.” „Trzy—” „Wynocha.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dwudziesty pierwszy Wirusy mogą być przenoszone bezpośrednio poprzez soki roślinne. Zainfekowane kolonie co silniejszych gatunków albo mutują się i rozkwitają albo znajdują inny sposób, by odeprzeć agresora.
„Odpręż się.” „Ochhhh. Achhhh. Mmmm.” Lucy mruczała i jęczała, kiedy silne palce wcierały ciepły, jedwabisty balsam w jej skórę, napierając mocno na jej mięśnie i ugniatając więzadła kręgosłupa i nóg. Nie miała pojęcia, jak wiele B się nią zajmowało i właściwie nie obchodziło ją to tak bardzo, póki nie przestawały. Leżała naga, zwrócona w stronę miękkiego łoża z maseczką na twarzy. Tylko, co z Trzy? Jej ramiona się napięły. „Odpręż się.” Ktoś polerował paznokcie jednej dłoni, ktoś inny zajmował się drugą. I stopami. O Boże, umarłam i poszłam do nieba, choć Trzy nie jest w niebie. Westchnęła głęboko. „Odpręż się.” W żaden sposób nie potrafiła przestać myśleć o Trzy, który nie był rozpieszczany, który może nawet poddawany był torturom. Czy rzeczywiście został wysłany na Ziemię, by zdobyć seksualnego niewolnika? Dlaczego powinna wierzyć Caledowi? Lucy wierzyła Trzy, ale on twierdził, że nie wie, czemu ją zabrał, więc być może— „Odpręż się.” Jeśli Trzy nakazano znaleźć żeńskiego seksualnego niewolnika, czy jego działania były świadome czy też nie, miała nadzieję, że uważał ją za swoją i chciał tylko jej, dzięki spontanicznym gestom—no cóż, może nie miłości, lecz zainteresowania, pragnienia, a nawet żądzy. Cokolwiek innego niż rozkazał mu piraniousty Caled. „Odpręż się.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Co oni teraz robią? Czuła, jakby piórka pokryły jej ciało. Lucy była tak padnięta, że dziwiło ją, iż nie prześliznęła się przez stół i nie rozlała kałużą na podłodze. Jej umysł wciąż wracał do Trzy. I Caleda, ponieważ to właśnie on stanowił sens tego całego…przygotowania—B szykowały ją na seks z nim. Lucy zadrżała. To się nie stanie—ochoczo. Ale co, jeśli był to jedyny sposób, by uchronić Trzy? Czy wtedy zrobiłaby to? Potrafiłaby? „Odwróć się, gdy będziesz gotowa.” Lucy zmieniła pozycję. Dłonie ponownie sunęły po jej skórze, rozsmarowując ciepły balsam wzdłuż jej ramion i nóg, wokół piersi. Ochhh. W dół brzucha. Oni nie…a jednak. Lucy szarpnęła z twarzy maseczkę i sapnęła. Jasna cholera, czy oni wszyscy tu są? „Mamy ci nie dogadzać?” zapytał mężczyzna z palcami w jej włosach łonowych. Ooch kuźwa. Lucy chwyciła go za rękę i odsunęła od siebie. Usiadła i przerzuciła nogi na brzeg łóżka. „Było wspaniale, dziękuję.” Dobre maniery nigdy nie były złe, zwłaszcza w sytuacji przewagi liczebnej. „Ale przecież nie doznałaś spełnienia.” Kilkadziesiąt zawiedzionych twarzy. Lucy poczuła, jak jej policzki płoną z zażenowania. Wystarczająco przykre, gdy narzekał jeden facet—w porządku, może dwóch chłopaków, a Lucy nie wiedziała, dlaczego to miałaby być jej wina, skoro dochodzili niczym błyskawica—ale zawód w pokoju pełnym mężczyzn i kobiet? Upokarzające. „Co możemy zrobić?” zapytała kobieta. „Nic. Jest dobrze. Naprawdę. Nie ma sprawy. Tak czy inaczej było bardzo miło. Nie trzeba…” Lucy poczuła, że zaczyna gadać od rzeczy. „Naprawdę jest w porządku.” „Gdzie potrzebujesz naszych palców?” „Ust?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Języków?” „Nigdzie” wykrztusiła Lucy. „Ale my musimy przynieść ci rozkosz.” „To nasza rola.” „Nie możecie zabawić się między sobą?” zapytała. Cisza. „Nie możecie czy po prostu tego nie robicie?” Cisza. „To znaczy, nie wolno wam?” westchnęła Lucy. „Przynosimy rozkosz jedynie załodze i Pracusiom B.” Spojrzała na te wszystkie cudownie długie, grube penisy i na kobiety o pięknych, dużych piersiach. Co za strata. Jej usta drgnęły. „Słyszeliście kiedyś o Grze W Butelkę?” Oczywiście, że nie. Liczba osób stanowiła wyzwanie dla zdolności organizacyjnych Lucy, ale gdy już zapamiętała kilka imion i zaangażowała je do pomocy, otrzymała kilka kręgów B, siedzących na podłodze, z butelką balsamu, ustawioną pośrodku. „Kręcisz, a na kogo wskaże czubek butelki, tego trzeba pocałować. Pokażę wam.” Zakręciła butelką na środku najbliższego kręgu, niepewna czy chce, by wskazała mężczyznę, czy też nie. Kobieta. Lucy przełknęła. Nigdy nie pocałowała kobiety inaczej niż w policzek—czyli w twarz—i nie była pewna, czy chce w tej chwili eksperymentować. Pora na zmianę reguł. „Jak masz na imię?” zapytała Lucy. „Genda.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy dowlekła się na drugą stronę i wzięła w swoje usta sutek Gendy. Kiedy tak drażniła go swym językiem, stwardniał, a kobieta zajęczała. Serce Lucy waliło mocno i szybko. Lucy nie znajdowała w tym upodobania, lecz mówiąc szczerze, nie było to też nieprzyjemne. Wow, ciekawe uczucie w ustach, delikatne i w jakiś sposób jednocześnie odurzające. Palce wplotły się w jej włosy, przytrzymując w miejscu, gdy ssała. Lucy uświadomiła sobie nagle, że robi to już nieco za długo i odsunęła usta. Spojrzała w górę, na uśmiechniętą twarz Gendy, a chwilę później Lucy była już całowana w usta. Prrr, miękko, wilgotnie… Nie miała zamiaru przeciągać, ale to było całkiem przyjemne. Och, wilgoć między jej nogami i— Trzy. Lucy zerwała się na nogi. „Dobrze, taki jest pomysł. Możecie pocałować dowolną część ciała. Ten, kto kręci dokonuje wyboru. Ale całowany musi pierwszy zadać pytanie. Cokolwiek.” Podała butelkę mężczyźnie zwanemu Mand. „Ty pierwszy.” Stało się, jakby odkorkowała butelkę szampana. W ciągu kilku minut pomieszczenie wypełniły dźwięki śmiechu, pisku, ssania, chłeptania, a nawet ożywionej rozmowy. Lucy przemknęła ukradkiem, z powrotem wsunęła na siebie piżamę i podkradła małą buteleczkę olejku. ******** Zanim dotarł do Kopuły Rozkoszy, Hyll otrzymał elektroniczne powiadomienie, wzywające go do Siódmej Biokopuły. Kiedy wszedł do środka, rozejrzał się z niedowierzaniem. Wilgotność stanowiła mały problem wobec braku wzrastających roślin. Gdzie podziały się okazy przywiezione z Ziemi? Podszedł do magazynu. Żadnych nasion, żadnych nawozów, nic. Hyll złapał najbliższego Pracusia B. „Co się stało?” Mężczyzna spojrzał pustym wzrokiem. „Gdzie są ziemskie rośliny?” „Nie tutaj.” „Gdzie?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Podszedł inny B. Tomat. „Obumarły.” Hyll nabrał powietrza. „Co—wszystkie?” „Tak.” „Więc, gdzie jest nawóz i nasiona?” „Nie są już potrzebne, jeśli rośliny obumarły” odpowiedział Tomat. „Dlatego je wyrzuciliście?” Do zimpryjskiej kurwy. Jak wyjaśni to Caledowi? „Rozczarowujące tym bardziej, że były to najlepiej rokujące okazy” rzekł inny B. „Więc jak to się stało, że obumarły?” Hyll stracił panowanie nad sobą. Tomat odezwał się. „Usterka wodnego zaworu.” „Którego zaworu?” „Już został naprawiony.” Hyll wziął głęboki wdech. Powoli świtało mu w głowie, jednak wciąż trudno było uwierzyć, że B mogły mieć w tym swój udział. Podejrzewał, że rośliny i cała reszta są schowane w bezpiecznym miejscu. Miał nadzieję, że o to chodziło. Sprawdzenie równowagi atmosfery powinno potwierdzić jedną z tych tez. Chyba, że B namieszały przy czujnikach. Czy były do tego zdolne? Hyll mocno przełknął ślinę. Tak, sądził, że były. „Zatem uważacie, że dobrym pomysłem jest powrót na Ziemię, by zebrać więcej?” zapytał Hyll. Wszystkie B przytaknęły energicznie. „Nie rozumiem” szepnął Hyll. „Dlaczego nie chcecie jej na pokładzie?” „Nie może funkcjonować na Colonizerze. Ma własny dom. Musi do niego wrócić” powiedział Tomat. Hyll westchnął. „Spróbuję przekonać Caleda.” Opuszczając z rezygnacją ramiona, skierował się w stronę drzwi. „Hyll?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Tak, Tomat?” „Ona musi wrócić.” Na zewnątrz biokopuły Hyll oparł się o ścianę, jego umysł starał się pojąć, co takiego się działo. B myślały samodzielnie. Caled, przedkładając przyjemność nad powodzenie misji, wysłał Lucy do Rozkoszy B, a nie do Pracusiów. Jak trudne może okazać się skłonienie Caleda do zawrócenia Colonizera na Ziemię, by odstawić Lucy do jej domu? Bardzo. W każdym razie to ostatnie. „Hyll?” Spojrzał w górę, by ujrzeć, zbliżającego się do niego, Zenda. Hyll rzucił się w jego objęcia. Ramiona Zenda zacisnęły się wokół niego, kiedy Hyll ukrył twarz w zagłębieniu jego szyi. Już samo tulenie Zenda sprawiało, że czuł się silniejszy. I wtedy właśnie Hyll odepchnął go. Dezorientacja na twarzy Zenda zabolała. „Caled nas widział. Chce poznać twoje imię. Nie podałem mu go, ale musimy być ostrożni.” Zend uśmiechnął się powoli. „Nie podałeś go?” Hyll potrząsnął głową. Dłoń Zenda zsunęła się na przód spodni Hylla. Jego penis nabrzmiał, a Hyll jęknął. „Nie chcesz dzielić się mną z Caledem?” zapytał Zend. „Nie chcę dzielić się tobą z kimkolwiek.” Kiedykolwiek. Palce Zenda pieściły twardy grzbiet jego członka. Hyll złapał go za nadgarstek. „Tak, jak uwielbiam, gdy to robisz, tak bardzo muszę odnaleźć Lucy. Caled wysłał ją do Kopuły Rozkoszy, ale Trzy właśnie mi powiedział, że Vileda próbowała ją zabić.” „Niemożliwe.” „Wiele niemożliwych rzeczy wydaje się mieć miejsce, odkąd wkroczyła na pokład. Muszę pomówić z Caledem i skłonić go do powrotu na Ziemię po więcej roślin.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Znajdę Lucy i zaopiekuję się nią.” Hyll uśmiechnął się. „Umieść ją w celi T razem z Trzy.” Niech spędzą razem każdą chwilę, jaką jest w stanie im podarować. ******** „Gdzie ona jest?” domagał się Caled. Rozkosze B pozostały milczące. Ruszył wokół pomieszczenia, przypatrując się splecionym parom. „Co tu się wyprawia? Oboje jesteście Rozkoszami B. I ty. I ty. Nie powinniście uprawiać razem seksu.” „Niby dlaczego?” zapytał męski głos. Caled obrócił się. „Kto to powiedział?” Co tu się działo, na legoliańską pustkę? B nie pyskowały. Wyraz twarzy wielu z nich był…wrogi. Niemożliwe. Lucy. „Gdzie ona jest?” powtórzył Caled. Podszedł do najbliższej kobiety i chwycił ją za nadgarstek. „Mów albo złamię ci rękę.” „Tłumimy ból. Nie można tego zmienić” odpowiedziała kobieta. „Nie, jeśli rozbiorę was na części” warknął Caled, lecz pchnął kobietę na bok. Poważna wada w ich konstrukcji. Jak mógłby im zagrozić? Choć przecież, nie musiał tego robić, póki Lucy nie znalazła się na pokładzie. Czy one wszystkie przybliżyły się do niego? Caled przełknął ślinę. Podszedł do drzwi i odetchnął z ulgą, gdy ustąpiły. Kiedy się zamknęły, aktywował polecenie blokady, by się nie wydostali, i wezwał Vaspa przez swój komunikator. „Vasp, znajdź i asekuruj Ziemiankę. Powiadom mnie, gdy będziesz już ją miał.” Kliknął do Hylla. „Hyll. Mostek. Natychmiast.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Caled nie czuł się bezpiecznie na własnym statku. Niedopuszczalne. Kiedy tylko Vasp dorwie tę kobietę, wyląduje ona w śluzie. Im szybciej znajdzie się poza Colonizerem, tym lepiej. ******** Trzy zatonął we śnie. Nim spotkał Lucy nie sądził, by kiedykolwiek coś mu się śniło, teraz ona wypełniała jego głowę, czy to podczas snu, czy na jawie. Rozpaczliwie starał się zapamiętać każdy maleńki szczegół z nią związany, jej smak—ust, ramion, tych delikatnych, wybornych płatków między jej nogami. Pragnął zatrzymać w pamięci wspomnienie jej dotyku—palców kreślących wzory na jego skórze, sposobu, w jaki jej usta poruszały się wokół jego penisa, dręczącego łaskotania jej języka. Przypomniał sobie, jak doprowadzała go do śmiechu swoją paplaniną, sprawiała, że przeszywał go dreszcz od jej jęków i pomruków, kiedy wypełniał jej ciało. Bo to jest wszystko, co będzie miał. Wspomnienia. Nie powinien zabierać jej z Ziemi. Jej życie było w niebezpieczeństwie. Serce bolało go do tego stopnia, że Trzy chciał wyrwać je sobie z piersi. To przez nią czuł się w ten sposób. I kochał ją za to. Co? Trzy otworzył oczy sądząc, że wciąż śni, że jego wyobraźnia wyczarowała Lucy, stojącą na wprost niego. Czekał aż grzmot w klatce piersiowej opadnie i ugasi go chłodna rzeczywistość. Lecz kiedy dotknęła jego nogi wiedział, że była prawdziwa. I Trzy był tak bardzo szczęśliwy, a jednak zrozpaczony w tym samym czasie. „Co oni ci zrobili?” wyszeptała. „Czy mogę cię jakoś uwolnić?” „Nie. To wymaga odpowiedniego urządzenia.” Przytuliła się do niego, objęła go, przyciskając głowę do jego piersi, i trzymała mocno. Pocałował jej jedwabiste włosy i przytknął usta do jej głowy. „Zend powiedział, że mnie szukają” szepnęła. „Zgubiłam się, a on mnie znalazł. Ale myślę…myślę, że kiedy żółte skafandry mnie znajdą, to będzie koniec.” Uniosła głowę i spojrzała na niego.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Jęk wydobył się z jego wnętrza. „Przynajmniej mam zrobione paznokcie.” Pokazała mu rękę. „Wzięli się za przyklejanie sztucznych, ale zaczęli mnie już wkurzać, więc poprzestałam na tym jednym.” Pokiwała palcem przed jego nosem. Trzy uśmiechnął się, widząc błękitny lakier na długim paznokciu. „Już go złamałam. Aczkolwiek to bardzo twardy paznokieć. Nie wiem, z czego je robią. Wybrałam niebieski, bo to mój ulubiony kolor…cóż, mój ulubiony dzisiaj.” „Bogowie, Lucy, tak mi przykro.” Spojrzała na niego. „Nie. Nie waż się żałować.” Zamknął oczy i oparł się o ścianę. „Chciałbym—” „Nie. Otwórz oczy i zobacz, co masz teraz.” Trzy otworzył oczy, a ona się uśmiechnęła. „Czy zostałeś wysłany po mnie na Ziemię? Cóż, by znaleźć zastępstwo dla B? Wcześniej nie wydawałeś się pewny.” „Uczciwą odpowiedzią jest ta, że nie wiem. Byłoby mi łatwiej powiedzieć ‘tak’, wtedy nie czułbym się tak winny wciągnięcia cię w to wszystko, ale moje serce mówi mi, że nie było wszczepionego rozkazu; że zobaczyłem cię i zapragnąłem mieć w swoim życiu. Po prostu nie przemyślałem konsekwencji, zabierając cię z daleka od domu. Przepraszam.” Położyła kciuk na jego ustach. „Proszę, nie mów, że jest ci przykro. To rodzi myśl, że uważasz to wszystko za pomyłkę. Ja nie zapomnę tego za żadne skarby świata.” Lucy siadła okrakiem na jego kolanach, a jej gorący oddech łaskotał mu skórę. Kiedy musnęła ustami jego usta, już i tak gruby penis Trzy stał się jeszcze twardszy. Przygryzła jego dolną wargę, aż otworzył usta i wpuścił ją do środka. Przesunęła dłonie na jego ramiona i pogłębiła pocałunek. Sfrustrowany szarpnął za kajdany. Pocałowała go, całym ciałem ocierając się o niego, pieszcząc ramionami i dłońmi, gładząc palcami. Cały czas jego kutas twardniał od tych bodźców. Kiedy się odsunęła, Trzy wydał cichy jęk, lecz ona rozebrała się i wróciła na jego kolana, chwytając palcami jego kark, wplatając je w jego włosy, ocierając się sutkami o jego.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Zgadnij, co mam?” powiedziała. „Niewiarygodnie gorące ciało?” „Mmm.” „Przyprawiające-mnie-o-obłęd ciało?” „Lepiej.” Trzy zaśmiał się. Sięgnęła po piżamę i wyciągnęła butelkę. Olejek juba. Lucy trysnęła nim na dłoń, roztarła między nimi i zaczęła wcierać w jego ramiona. Trzy westchnął na zapach korzenia juba. Westchnął ponownie, odprężając się pod jej dotykiem. Jej dłonie podążyły ku jego klatce piersiowej, a jego sutki rozgorzały od tego kontaktu. Trzy nie mógł oderwać od niej oczu. Skupiona na tym, co robiła, Lucy rozprowadzała olejek śliskimi dłońmi, powolne zmysłowe ruchy pozostawiały za sobą ślad. Zapomniał o bólu w ramionach, rozciągniętych z obu stron jego ciała, zapomniał o bólu w sercu i wielbił ją. Jeszcze więcej olejku, lecz tym razem dotknęła swoich piersi, a perła preejakulatu wyciekła ze szczeliny jego naprężonego fiuta. Patrzył jak zahipnotyzowany, kiedy kreśliła leniwe okręgi na swej skórze. Kiedy potarła palcami swoje sutki, pomruk zabrzmiał nisko w jego gardle. „Pozwól mi cię posmakować” wyszeptał. „Nie będę zbyt natłuszczona?” Czy ona serio myślała, że jego to obchodziło? „Olej z korzenia juba jest jadalny.” Za zimpryjską cholerę nie dbał, czy to prawda, choć sądził, że jednak tak. Lucy pochyliła się, a Trzy otoczył ustami jej sutek. Wydobył szereg westchnień i jęków z jej gardła, każdy dźwięk nakręcał go bardziej. Wiła się przy nim, jego członek został ściśnięty pomiędzy ich śliskimi ciałami. Jego jęki ginęły w jej piersiach, aż musiał się pohamować, by nie spuścić się w całości na jej brzuch. Wtedy zeszła z niego, a jej dłonie gładziły mu nogi, wcierając w nie więcej olejku, łagodząc ból mięśni. Niespiesznie torturowała go, wytyczając drogę w górę jego łydek, wokół ud i z powrotem do brzucha. „Pominęłaś nieco.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Najlepsze zostawiam na koniec. „Zatem nie miałaś żadnych braci ani sióstr. Ja miałem…” Jego umysł wirował w chaosie. Dlaczego nagle pomyślał, że miał rodzeństwo? Jeśli zostawiasz najlepszą część swojej porcji na koniec posiłku, prawdopodobne, że zniknie ona z twojego talerza. Jeden brat cię rozprasza, a drugi w tym czasie wbija swój widelec w smakołyk. To właśnie mu się przytrafiało, był tego pewny. I wtedy Lucy objęła natłuszczonymi dłońmi jego mosznę, a umysł skierował się ku poolah. Pociągnęła jego kutasa tunelem zrobionym ze swoich palców, zahaczając czubkiem długiego paznokcia o nabrzmiałą, wydętą główkę. Zacisnął szczękę. Lucy roześmiała się i cofnęła rękę. „Więcej olejku” oznajmiła i skropiła jego wierzchołek. Spłynął po całej długości, a Trzy zadrżał od tego doznania. Jęknął, kiedy się pochyliła i objęła piersiami jego członka. Mógł dojrzeć ciemnopurpurową końcówkę wyłaniającą się i znikającą pomiędzy miękkimi jasnymi kulami, poczuć ciśnienie wzrastające w jego jądrach, doznać jedwabistego poślizgu skóry i olejku. Trzy starał się odciągnąć umysł ku czemuś innemu, lecz przepadał w każdej próbie. Kiedy usta Lucy otoczyły główkę jego penisa, skapitulował. Im szybciej dojdzie, tym szybciej będzie mógł zrobić to ponownie. Jego uda drżały, gdy ssała. Pragnął dotykać, a fakt, że nie mógł tego uczynić jeszcze bardziej go podniecał. Trzy był oczarowany widokiem lśniącej główki swego fiuta, sunącej pomiędzy jej ustami, siecią żyłek, odznaczających się na całej jego długości i sposobem, w jaki znikał w jej ustach, gdy poruszała głową powyżej jego kolan. Jej język wirował wokół niego, napierając, dręcząc i okręcając, aż wszystkim, co wypełniało jego świat stała się Lucy i to, co zrobiła z jego ciałem. Ścisnęło go w klatce piersiowej, tak jak w jądrach. Jej dłonie pracowały razem z ustami, pompując, nakręcając jego podniecenie, przyprawiając o gorączkę. Jego biodra podskoczyły, kiedy szarpnął się w jej ustach. Zbyt ostro, ale nie potrafił przestać. Później trafił w tył jej gardła, a nacisk na wierzchołek sprawił, że aż go wykręciło.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Kręgosłup Trzy wygiął się w twardy łuk, a zdolność widzenia została zachwiana, kiedy doszedł, tryskając długimi strumieniami spermy w jej usta. Schwytany w kanał piorunowy, wybuchł w ekstazie, wydając długi okrzyk rozkoszy. Lucy ssała go, póki się nie osunął, oblizując do cna, wylizując ścieżkę do jego pachwiny, po brzuchu, przez klatkę piersiową, do ust. „Krzyczałeś?” spytała. „To był męski ryk.” „Cholera. Muszę spróbować jeszcze raz.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dwudziesty drugi Pszczoły robotnice nie zaakceptują innych królowych ani pszczół w swych ulach. Jeżeli obca pszczoła zostanie odnaleziona, wyrzuca się ją. Lecz, jeśli intruz będzie oporny, pszczoły strażniczki użądlą go śmiertelnie.
Lucy leżała wtulona w pierś Trzy, jej dłoń krążyła nad jego sercem, wyczuwając silne kołatanie pod palcami. Postanowiła powiedzieć mu, że go kocha, choć wyjaśnienie znaczenia tego słowa w pewnym sensie zniszczyłoby tę chwilę. Ale najpierw musiała zapytać go o to, co powiedział Caled, jakoby Trzy otrzymał rozkaz sprowadzenia kogoś na Colonizera. Odsunęła się nieznacznie, by spojrzeć mu w twarz. „Dlaczego zabrałeś mnie z Ziemi?” Skrzywił się. „Na Bogów, chciałbym to wiedzieć.” Lucy czekała aż dorzuci, że jakaś cząstka niego była uradowana tym faktem. Nie zrobił tego. A zatem, chciałby nigdy nie zabrać jej na pokład i zapewne zrobił to tylko dlatego, ponieważ taki otrzymał rozkaz. Wspaniale. Pomijając fakt, że nie robiło to żadnej różnicy
jej
uczuciom.
Trzy
był
najbardziej
ekscytującą—najlepszą—rzeczą,
jaka
kiedykolwiek jej się przydarzyła i czy nie było lepiej żyć pełnią życia, nieważne, że przez krótki okres czasu, niż nigdy nie doświadczyć miłości, za którą można umrzeć? „Co takiego jest w tobie?” wyszeptał Trzy. „Kiedy nie jestem z tobą, czuję brakującą cząstkę siebie. Twój uśmiech rozgrzewa me serce. Twój dotyk sprawia, że moje kolana drżą. Kiedy zagłębiam się w tobie jest tak doskonale, że myślę, iż mógłbym umrzeć, gdybym cię stracił. Jestem w stanie myśleć jedynie o tym, jak bardzo cię pragnę.” Lucy zsunęła dłoń ku jego pachwinie i roześmiała się. „Ach, właśnie o mnie myślisz.” „Zawsze nad tym panuję—zawsze panowałem.” Jęknął, gdy usiadła na nim okrakiem, ocierając swym ciałem o jego.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Lubię, kiedy się nie kontrolujesz” wyszeptała, przesuwając swymi sutkami po jego ustach. „Bogowie, Lucy.” Uniosła się nad nim, pozwalając czubkowi jego penisa muskać jej wilgotne fałdki, a potem zrosić je swym sokiem, aż jęknął. Kiedy uniósł swe biodra, wycofała się. „Pozwól mi” wyszeptała. Umieściła go przy wejściu do swego ciała, napierając w dół i wycofując się, robiąc wciąż to samo, za każdym razem przyjmując ułamek centymetra więcej. Twarz Trzy była spięta i naprężona, kiedy trzymał się w ryzach, podczas gdy Lucy sunęła w górę i w dół, aż ich ciała się zjednoczyły. Ciasno, gorąco, wilgotno. Zakręciła biodrami i osiadła na podstawie jego członka. Fiut drgnął, mocny skurcz zacisnął jej macicę i jęknęli równocześnie. Wyglądał tak, jakby chciał ją połknąć w całości. Piersi Lucy były obolałe, a sutki mrowiły. Nie wykonywała żadnych ruchów, a jednak jej oddech był nierówny. Wsparła dłonie na jego ramionach i oblizała suche wargi. „Porusz się” burknął Trzy. „Za minutę.” „Za sekundę albo ja to zrobię.” Lucy uniosła biodra i zjechała w dół. Jak podczas przejażdżki w wesołym miasteczku, rozpoczęła powolnym i równomiernym unoszeniem się i opuszczaniem, przyjmując grubego kutasa głębiej swojego ciała, napierając w dół, póki nie wyczuła jąder stykających się z jej ciałem. „Szybciej” wydyszał Trzy. Lucy zacisnęła mocno mięśnie swej cipki, kiedy już się zatrzymała, a Trzy zamknął oczy, wciskając się w ścianę. „Lucy” wyszeptał.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Zakołysała energiczniej biodrami przechodząc w rytm, który cisnął nią w rwący nurt rozkoszy. Lucy oparła ręce na ścianie powyżej jego ramion, opuszczając w dół miednicę i zaciskając swe mięśnie wokół jego, zanurzonego głęboko w jej wnętrzu, penisa. Namiętne tarcie doprowadziło ją do wyzwolenia. Orgazm zwinął się w niej niczym ziarnko—czekające na odpowiedni moment, by wiosną przebudzić się do życia. Zsunęła jedną dłoń na swą łechtaczkę, pocierając trzykrotnie, a potem znieruchomiała, odrzuciła głowę i krzyknęła. Gdy tylko jej mięśnie zacisnęły się wokół niego, poczuła zalewającą ją, ciepłą strugę soków Trzy, gdy szarpnął biodrami, by pchnąć głębiej. Chcę mieć z nim dziecko. Błagała, by był płodny, by miał silnych pływaków, miała nadzieję, że jej jajeczko było chłonne, marnując czas na czekanie, by powitać zwycięzcę. O Boże, nigdy tak bardzo nie pragnęła niczego w swoim życiu, a jednak, mimo wielkiej chęci, zdusiła to życzenie, ponieważ nie mogło się wydarzyć. Kiedy zginie, zginie także jej dziecko. ******** Po tym, jak Hyll przekazał Caledowi, że rośliny z Ziemi przepadły, obawiał się, że Caled może dostać samozapłonu. Jego twarz nabrała żywego ciemnofioletowego odcienia, oczy zwęziły się zaczepnie, a pięści ścisnął tak mocno, że wszystkie żyły wyszły mu po wewnętrznej stronie rąk. Te na jego szyi przypominały małe purpurowe węże, gotowe do wydarcia się spod skóry. „To Trzy” gderał Caled. „Stara się sprawić, bym zawrócił na Ziemię, żeby mógł odesłać tę kobietę. Celowo zniszczył rośliny. Postradał rozum.” Hyll pokręcił głową. „Spędził ostatnie kilka milosów skuty w celi T.” „A więc to ona. To musiała być ona. Wyjaśnij, jak” kłapnął Caled. „Ale przecież sam umieściłeś ją z Rozkoszami B. Nie miała żadnej możliwości, ani środków.” Caled spojrzał. „Skłoniła do tego B. To musi być ona.” Hyll siedział cicho. Plan powrotu na Ziemię po nowe rośliny i nasiona musiał wyjść od Caleda. Ten matoł w końcu załapie.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Szczęka Caleda drgała tak szybko, że Hyll zastanawiał się, czy przypadkiem nie zbiera się do zatrzaśnięcia jej. Dowódca osunął się na fotel i przemówił do komputera. „Obrać kurs na Ziemię. Najszybsza prędkość.” Serce Hylla zrobiło maleńki kroczek ku radości. „Nie chcę jej na statku” powiedział Caled. „Można ją odstawić do domu—” „Nie. Nie chcę jej w tej chwili.” „Ale—” „Patrz, sepacki czerepie” Caled włączył ekran. „Spójrz na B. Rozmawiają podczas pracy. Śpiewają. Już nie tylko w Siódmej Biokopule, ale w każdej. Błędem było umieszczenie jej z Rozkoszami B. Dlaczego to zasugerowałeś?” Hyll wiedział, że nie było sensu zaprzeczać. Caled już tworzył własną teorię. Lecz przy najbliższej okazji, Hyll prześle raport na Syobwoc ze swoją wersją wydarzeń. Caled odezwał się do komunikatora. „Vasp. Znalazłeś tę Ziemiankę?” „Nie, Komandorze.” „Kiedy to zrobisz, zabierz ją do śluzy i poinformuj mnie. Osobiście wcisnę przycisk. Chcę być pewny, że jest naprawdę poza statkiem.” Caled zwrócił się do Hylla. „Kiedy już jej nie będzie, jej wpływ też zniknie, a B wrócą do normalności. Chcę, by wszystko cofnęło się do momentu przed tym, kiedy ta kobieta postawiła swą niszczycielską stopę na moim statku.” Ślina spłynęła z kącików jego ust, a Hyll pomyślał, czy rozwścieczenie go jeszcze bardziej nie spowodowałoby zatrzymanie akcji serca. Nie, nie miałby tyle szczęścia. Jak, na legoliańską pustkę, miał ogarnąć cały ten chaos? Czy istniała szansa, by opóźnić wszystko, póki statek nie dostanie się na orbitę okołoziemską, a Trzy będzie mógł odstawić Lucy? „Vasp? Zmieniłem zdanie. Zabierz do śluzy Trzy i ogłoś to, co robisz. To sprawi, że ona się ujawni.” „Pójdę i—”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Nie, ty idziesz ze mną.” ******* Lucy usłyszała za sobą otwierane drzwi i przylgnęła mocniej do Trzy. Zapomniała, że była naga. Będą musieli ją od niego wywlec. „Musicie się pospieszyć. Vasp dostał rozkaz zabrania cię do śluzy.” Lucy odwróciła się, by ujrzeć Zenda, stojącego w drzwiach. „Śluzy? Takiej wyrzucającej ze statku?” jęknęła. „Musicie się rozdzielić i ukryć” powiedział Zend. „Colonizer zmierza w kierunku Ziemi, by zebrać więcej roślin. Możesz wrócić.” Lucy wskoczyła w swoją piżamę. Zend rzucił ubrania na podłogę, a następnie zwolnił więzy, krępujące Trzy. Opadły, a on aż jęknął, gdy opuścił ramiona. „Musisz natychmiast iść. Zabiorę Lucy do biokopuły. B ją ochronią.” Jeden długi pocałunek. Jedno ostatnie spojrzenie i Lucy wyszła razem z Zendem. ******** Lucy ciekawiło, czy Zend komunikował się z kimś, gdyż zatrzymywał się gwałtownie, zmieniając kierunek, w którym podążali, zawracając z drogi, krążąc wokół. „Co się stało?” zapytała Lucy. „Istnieje niebezpieczeństwo, a ja nie jestem w stanie sam cię ochronić. Pozostali nie zdążą na czas.” „Mogę się ukryć?” „Żółte skafandry nadchodzą z trzech stron. Caled się zbliża, a wraz z nim Hyll.” „Ucieknę, więc nie przyłapią mnie z tobą.” Zanim zdążył ją powstrzymać, rzuciła się w dół korytarza, przemknęła za dwoma rogami i zderzyła się z Vaspem. Jego ramiona owinęły się wokół niej. Kopała i walczyła. Byłoby źle nie spróbować, choć miała świadomość, że to daremne.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Przestań, sepacki czerepie” syknął Vasp. Lecz to widok Caleda, nadciągającego ku nim, zmroził ją w ramionach Vaspa. Lucy zaczęła z trudem łapać powietrze z powodu wzrostu adrenaliny. Vasp i jego ludzie stali za nią, Caled wyłonił się na wprost, co sprawiało, że nie miała gdzie uciekać. Kiedy Vasp ją uwolnił, Lucy zablokowała swoje drżące kolana, nie dając im się ugiąć. Cios w twarz wysłał ją, zachwianą, z powrotem na Vaspa. Zdusiła krzyk, lecz—auć, to zabolało. „Jak jedna kobieta może spowodować tyle kłopotów?” Caled spojrzał na nią. „Jeden mały, żałosny, nieznaczący kawałek zimpryjskiego gówna i ty doprowadziliście do chaosu na całym statku. Przez ciebie B są zdestabilizowane i roztargnione. Przez ciebie pozbędę się Kolekcjonera. Przez ciebie jestem zmuszony wrócić na Ziemię po więcej roślin.” Lucy spojrzała. „Nie jesteś zbyt dobry w tym, co robisz, co?” Gapił się na nią z opadniętą szczęką. Kontynuuj. „Wiesz co, sepacki czerepie? Zostałam wprowadzona na pokład przez twojego przełożonego, by obserwować twoje umiejętności jako dowódcy. To wszystko było wielkim testem. Oblałeś.” Nie zadziała. Musiał tylko zapytać o— „Imię mojego przełożonego?” Za plecami Caleda Hyll bezdźwięcznie coś literował, ale Lucy nie miała pojęcia, co próbował jej przekazać. „Bastalon” wypaliła Lucy, a Hyll się skrzywił. Caled rozsunął usta, ukazał jej swoje zilion zębów i zawył ze śmiechu. Lucy zauważyła, jak tuż za nim, żółte skafandry wciągają Trzy. Vasp chwycił ją mocniej. „Vasp, nie” wyszeptała Lucy. „Pomyśl. To nie my jesteśmy tutaj źli. Proszę.” „Ciii. Zaczekaj.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky B wypełniły korytarz wokół nich. Wielu rozpoznała, innych nie. Trzy udało się uwolnić jedno ramię, lecz nim Lucy zdołała wziąć kolejny oddech, Caled wyszarpnął ją z rąk Vaspa, owinął ramię wokół jej talii i przycisnął długie, smukłe ostrze do jej gardła. Czubek przebił jej skórę i strużka krwi spłynęła po jej szyi. Lucy zapiszczała. „Caled, nie musisz tego robić. Odeślij ją z powrotem na Ziemię” krzyknął Trzy. Trzy zamachał pięścią, robiąc krok wprzód, a Hyll starał się go powstrzymać. „Trzy ma rację. Przesadzasz. Pozwól Lucy odejść” powiedział Hyll. Caled przycisnął mocniej ostrze noża do jej szyi, a Lucy przechyliła głowę ku jego ramieniu. „Vasp. Kontroluj sytuację” kłapnął Caled. Gwar, szum i rozmowy B przybrały na sile, kiedy skupili się, napierając na żółte skafandry. Mężczyzna trzymający Trzy zgiął się wpół i Trzy ruszył do przodu, ze wzrokiem wbitym w Caleda. „Trzy, nie” krzyknął Hyll. Lucy zatopiła zęby w ramieniu Caleda i wbiła jeden ostry paznokieć w jego bok. Caled chwycił ją mocniej i nagle wszystko pogrążyło się w chaosie. B popchnęły Hylla w tył, kiedy ten próbował dosięgnąć Trzy, torującego sobie drogę do Lucy. Jeszcze więcej B zgromadziło się wokół mężczyzn w żółtym. Podczas gdy Trzy napierał z trudem, Vileda biegła tuż za nim w kierunku Lucy. „Powstrzymać Viledę” krzyknął Vasp ze środka grupy B. „Jest uzbrojona.” Vileda uniosła dłoń, a czas się zatrzymał. Lucy wypatrywała Trzy pragnąc, by to jego twarz była ostatnią rzeczą, którą zobaczy, i kiedy nóż kierował się wprost na nią, z trudem nabrała powietrza. Ale to Caled zesztywniał tuż za nią. Pozwolił ostrzu opaść z szyi Lucy. Kiedy jego uścisk się rozluźnił, wyzwoliła się i ujrzała, jak zatoczył się na ścianę, dłoń Viledy wciąż trzymała długie, cienkie ostrze, tkwiące w jego szyi. O Boże, chybiła i zamiast mnie, trafiła Caleda? Szczęściara Lucy. „Coś…ty…zrobiła?” wydyszał Caled.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Ochroniłam królową” szepnęła Vileda i opadła na podłogę. Trzy chwycił Lucy w swoje ramiona i wtulił twarz w jej włosy. „Bogowie, myślałem, że cię straciłem—” „Nie” zawołał Hyll. Trzy zadrżał przy niej, a dłonie Lucy wyczuły na jego plecach ciepło i wilgoć. Cała jego waga naparła na nią, i choć Lucy starała się go udźwignąć, Trzy osunął się na podłogę. Podążyła za nim. Dopiero wtedy zauważyła nóż w jego plecach i Caleda, ściskającego dłonią szyję, z krwią tryskającą spod palców. „Nie” zapłakała Lucy.
Hyll obserwował rozwój wydarzeń z rosnącym przerażeniem. Starał się dosięgnąć Trzy, kiedy ten podążał ku Lucy, lecz B mu na to nie pozwoliły. Zastawiły mu drogę, powstrzymując go. Zauważył, że Zend ściska jego ramię, współpracując z pozostałymi B, przeciwko niemu. Bunt? Serce Hylla zagrzmiało, kiedy B skupiły się wokół jego ciała. Dojrzał krew na szyi Lucy, zobaczył, jak Vileda zatapia medyczny laserowy skalpel w gardle Caleda, a potem Caled wyciąga go i wbija prosto w plecy Trzy. Hyll wciąż nie mógł w to uwierzyć. Nagle B pozwoliły mu iść, a on aż się potknął, pędząc do boku Trzy. Lucy tuliła go w ramionach, jego krew rozlewała się po podłodze. Nie wiadomo skąd, pojawiła się apteczka Hylla. Jak, do diabła—I wtedy przestał myśleć, a zaczął działać, pozostając przy Trzy, rozrywając jego koszulę, mocując defibrylator, skanując funkcje życiowe, pompując płyn w celu zastąpienia tego, który tracił. Hyll odepchnął Lucy i kątem oka zauważył, jak Zend bierze ją w swoje objęcia. „Pomóż mu” błagała Lucy. „Proszę.” Hyll zrobiłby wszystko, co jest w stanie, ale obawiał się, że to nie wystarczy. „Zabrać go do pierwszej izby medycznej” powiedział.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Czy wszystko będzie z nim dobrze?” zapytała Lucy. „Dlaczego nie wyjąłeś noża?” „Hyll wie, co robi. Pójdziemy z Trzy” odezwał się Zend, pomagając jej wstać. Hyll odwrócił się do Caleda. Pragnął rozdeptać łeb tego etańskiego gówna. Z tym, że czuł się za to wszystko w pewien sposób odpowiedzialny. Dlaczego nie zauważył, co się działo? Powinien powstrzymać Caleda. Choć nie dbał o niego, Hyll opadł i spełnił swój obowiązek, podłączając go do systemu zabezpieczania życia i zbadał jego ciało. Było pewnego rodzaju satysfakcją zauważyć, że Caled już nie żył, co uchroniło Hylla przez zabiciem go. Kiedy Caled był już w drodze do izby medycznej, Hyll wstał i spojrzał w otaczające go, wyczekujące twarze. „Vasp” powiedział Hyll z westchnieniem. „Tak, dowódco.” Hyll rozpoczął. A więc nim jestem. „Porozmawiam ze wszystkimi z Kopuły Rozkoszy, kiedy tylko…” Trzy. Serce Hylla zabolało tak mocno, że nie mógł mówić. „Co mamy zrobić z Viledą?” zapytał Vasp. „Cela T, bez kajdan.” Hyllowi nie umknęło to, co powiedziała. Broniła Lucy przed Caledem. Dlaczego to zrobiła? Hyll nie potrafił teraz myśleć o tym wszystkim. Musiał ocalić Trzy. ******** Lucy nie mogła przestać się trząść. Wszystko poszło źle. Osobą, która umrze, miała być ona, nie Trzy. Zend podtrzymywał ją w drodze do izby medycznej, kiedy jej kroki stawały się wolniejsze i wolniejsze. Lucy chciała mieć nadzieję, lecz obawiała się najgorszego. Trzy był taki nieruchomy i blady. O Boże, a ona nie powiedziała mu nawet, że go kocha. „Nie chcę, żeby umarł” wyszeptała.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Hyll zrobi wszystko, co w jego mocy. Chodź tutaj i pozwól mi cię oczyścić.” „Chcę być przy nim.” „I możesz, ale najpierw daj sobie pomóc.” Krew spływała w dół. Jej własna, zmieszana z krwią Trzy. Lucy ścisnęło w płucach. Zend przetarł jej szyję, a następnie błysnął na nią światłem. „Łoo, co zrobiłeś?” „Naświetlacz czyszczący.” Technika tak poszła do przodu, więc na pewno są w stanie zrobić coś dla Trzy. Iskierka nadziei rozbłysła w niej, maleńki wystrzał wzbijał się na powierzchnię. Zend zaprowadził ją do izby medycznej. Trzy leżał na boku, z nożem wciąż w tym samym miejscu, i strach zatopił jej kruchą nadzieję. Hyll spojrzał w górę, a kiedy opuścił wzrok, Lucy westchnęła. „Dlaczego nie wyjąłeś tego noża?” zapytała. „Nie mogę, bez zabijania go.” „Nie, nie. Musi być coś, co możesz zrobić. Jesteś taki mądry. Trzy ma w sobie te wszystkie wymyślne części, musisz być w stanie mu pomóc.” „Ja…chcę, ale nic nie mogę zrobić.” Hyll ścisnął dłoń Trzy, gładząc ją delikatnie kciukiem, a Lucy dostrzegła to, co wcześniej jej umknęło. Hyll kochał Trzy. Nie był zakochany w kobiecie, lecz w Trzy. „Co teraz zamierzasz?” wyszeptała. „Zrobić to, czego oboje chcieliście i zabrać cię z powrotem na Ziemię.” „Nie chcę wracać. Chcę zostać z Trzy.” Lucy przełknęła szloch. „Mogę go dotknąć?” Hyll przytaknął. „Czy on mnie słyszy?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Sam nie wiem. Być może, chociaż jest głęboko nieprzytomny.” Lucy zrobiła kilka kroków w jego stronę i otoczyła jego dłoń swoją. „Powinnam była ci powiedzieć, że cię kocham. Nawet, jeśli miałabym tłumaczyć, co to oznacza. Dwa słowa, które trzymałam pod kluczem, podczas gdy powinnam ci je ofiarować. To największy dar zaufać komuś, powierzając mu swoją miłość, a ja ci ufam. Poświęciłeś swoje życie, by ratować moje i…nigdy cię nie zapomnę. Mój rozkoszny, łagodny przybyszu z obcej planety. Nigdy nie opuścisz mojego serca.” Pogładziła jego palce. „Kocham cię.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dwudziesty trzeci Wiele możemy się nauczyć od roślin. Wykazują one niesamowitą zdolność przystosowywania się do otaczającego je świata i przetrwania wbrew wszystkiemu.
Hyll wezwał B, by zabrały Lucy. Nie chciała opuszczać Trzy, jednak Hyll nalegał. Jej twarz była blada z oszołomienia, oddech nierówny—potrzebowała snu. Hyll podał jej śródskórnie środek uspokajający, a ona nawet nie zauważyła. Kiedy drzwi zamknęły się za Lucy i B, Zend pospieszył do Hylla i objął go ramieniem. „To nie jest twoja wina.” Hyll spojrzał w ziemistą twarz Trzy, jego nieruchome ciało, maszyny, które trzymały go przy życiu, i przeszedł go dreszcz. „Owszem jest, z tak wielu powodów. Na Bogów, nigdy nie czułem się tak bezradny. Co robiły B? Co ty robiłeś?” „Chroniliśmy dowódcę statku. Gdybyś został zabity, co by z nami było?” „Co, do zimpryjskiej cholery, się stało? To znaczy, domyślam się, że Lucy emanuje jakiegoś rodzaju feromonami, co wywołało reakcję w B, ale nawet jeśli mam rację, to nie może być wszystko.” „Nie.” Hyll spojrzał Zendowi w oczy. „Co ty wiesz?” „Porozmawiaj ze swoją matką. Być może jest sposób na ocalenie Trzy przy użyciu serca Caleda.” „Moją matką? Jak ty—” „Zadzwoń do niej.” „Ale ja nie jestem transplantologiem.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Podtrzymaj u Caleda pełne funkcje życiowe i porozmawiaj z nią. Teraz ty dowodzisz. Colonizer jest twój.” Hylla przeszedł dreszcz. „Nie chcę tego. Nie lubię przewodzić.” Zend uśmiechnął się i pogładził policzek Hylla. „Wiem. Zawrzyjmy umowę. W łóżku ja przejmę kontrolę, ale ty musisz być naszym przywódcą na tym statku. B nie ufają nikomu innemu. Oprócz Lucy.” Przerwał. „I Trzy.” Hyll spojrzał na Trzy i westchnął. Zend wtulił twarz we włosy Hylla. „Lucy wie.” „Co wie?” „Że kochasz Trzy.” Pięść zacisnęła się na sercu Hylla. „Nie potrafię go uratować.” „Możesz spróbować.” I polegnąć. „Pójdę sprawdzić, co dzieje się na statku. Porozmawiaj z matką.” Zend wyszedł, a Hyll spojrzał w dół na swoją dłoń, wciąż ściskającą dłoń Trzy. Nie chciał pozwolić mu odejść. Nagle naszła go inna myśl. Skąd Zend wie o miłości? ******** W chwili, kiedy B zabrały ją od Trzy, Lucy już chciała do niego wrócić. Może obudziłby się i, nawet jeśli ujrzałby ją tylko na moment, mogłaby uśmiechnąć się do niego po raz ostatni. Nie płakać. Żadnych łez na jego drogę. Powinna uronić je teraz, kiedy nie mógł tego zobaczyć. Lucy wybuchła głośnym szlochem. B zbliżały się coraz bardziej, aż przystanęła. Uniosły ją, odizolowały zbiorowym uściskiem, nucąc jej, i Lucy pozwoliła sobie opaść z sił. ******** Hyll przełknął, słysząc głos swojej matki. Żałował, że nie mógł zobaczyć jej twarzy, lecz odległość była zbyt duża dla uzyskania obrazu. Tęsknił za nią.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Witaj, Hyll. Jak się masz?” „Nie za dobrze.” „Dlaczego nie?” „Trzy.” „DTP?” rzuciła Astra. Ich rodzinny kod. „Tak.” Dezorientacja to podstawa. Hyll opowiedział jej wszystko—o Lucy, o tym, co zrobił Viledzie, o przemianie B, śmierci Caleda i Trzy. Prawie wszystko. Ale nie o miłości, nie o Zendzie czy jego własnych uczuciach duszącej winy. „Prześlij skany medyczne Caleda i Trzy” powiedziała Astra. Hyll wcisnął kilka przycisków i czekał. Jego matka westchnęła ciężko. „Po wbiciu noża, Caled zdołał go jeszcze przekręcić. Serce jest poważnie uszkodzone. Gdyby Trzy był tutaj, być może udałoby mi się coś zrobić, ale ty nie masz wystarczających umiejętności ani sprzętu.” „Czy mogę przeszczepić Trzy serce Caleda lub jego części? Czy to jest w ogóle możliwe?” „Mało prawdopodobne, aby Trzy przetrwał.” „Jeśli mi pomożesz, mógłbym spróbować.” O Bogowie, czy on był szalony? Reakcja jego matki była ostrożna. „Możesz spróbować.” Hyll wydał cichy jęk. „Chcesz to zrobić dla siebie?” zapytała Astra. „Dla Trzy…i być może dla ciebie.” Jego matka pozostała milcząca, lecz Hyll wiedział, że miał rację. „Chcę wysłać go do domu, na Ziemię” wyszeptał.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Wydała ciche westchnienie. „Skąd wiesz?” „Mamo, twoja zdolność manipulacji jest niemała, ale już z tego wyrosłem. Upewniłaś się, że przyjmę tę robotę. Wiedziałaś, że się nim zainteresuję.” „Myślałam, że być może…” „Tak” wykrztusił Hyll. „Kocham go, ale on mnie nie. Jest zakochany w Lucy.” „Miłość. To słowo jest zabronione, wiesz o tym.” Hyll prychnął. „Kto ustalił tak głupią zasadę? Trzeba ją zmienić.” Jego matka się roześmiała. „Zawsze byłeś moim rozrabiaką numer jeden.” Hyll uśmiechnął się, lecz potem mina mu zrzedła. „A moja siostra była złotym dzieckiem numer dwa.” „Trzy był dla mnie zakazanym dzieckiem. Trzy-obcy. Myślałam, że obaj będziecie przyjaciółmi.” „Gdzie go znalazłaś?” „Wyprawa kolekcjonerska na Ziemię.” „Do zimpryjskiej cholery, kolekcjonujesz ludzi?” „Polityka krótkoterminowa już nie funkcjonuje. Dobrze wiesz, że wskaźnik reprodukcji Syobwoc spada. Badania wskazują, że wiąże się to ze zmianą temperatury. Z problemem naszego słabnącego słońca i spadającym tempem wzrostu roślin mniejsza populacja nie może jawić się jako aż takie zło, niemniej zdecydowano o konieczności poszukiwania kompatybilnych gatunków, żyjących w chłodnym klimacie; takich, których koszty utrzymania wydają się stałe lub też takich, które są przystosowane do niskich temperatur.” Hyll był zdumiony. „Ten eksperyment jest kontynuowany, choć nie sprowadzono już więcej ludzi. Być może te działania mają taką samą wartość jak misje Colonizerów. Ale Trzy nie został
Barbara Elsborg Lucy in the Sky wybrany. Wypadł ze statku na ziemskim Oceanie Południowym30 i niemal zamarzł. Wyciągnęłam go z morza.” „I uratowałaś mu życie.” „Choć nie jego pamięć. Innym usunięto wspomnienia, ale nie mogłam usunąć czegoś, czego nie było.” „Innym?” „Ci wybrani bioinżynieryjnie do życia razem z nami na Syobwoc, do pracowania z nami…do latania z nami.” „Jak możemy odróżnić jednych od drugich.” „Nie możecie. W tym cały sens.” „Ale Trzy—” „Jest inny. Coś w nim mnie poruszyło. Przypominał mi ciebie. Wszczepiłam wspomnienia, ale im nie zawierzył. On jeden kiedykolwiek dopytywał. Gdzie nastąpiła eksplozja? Dlaczego tylko ja przetrwałem? Jacy byli moi rodzice? Dlaczego nie ma ich żadnego zdjęcia? Uważałam, że zasłużył na kolejną szansę, więc zadbałam, byście obaj znaleźli się na Colonizerze. Pomyślałam, że być może jego pamięć powróci, kiedy ujrzy swą ojczystą planetę. Twoje raporty dowiodły, że tak się po części stało.” „Sądził, że zablokowałaś jego emocje.” „Ma te same blokady, co wszyscy inni na Syobwoc, ale jego reakcja była inna, jego zachowania seksualne dobitnie wskazują, że coś było nie tak. Albo, że coś było w porządku. Zawsze mnie zastanawiało, co my, tu na Syobwoc, przegapiliśmy.” Hyll przygładził włosy Trzy. „Dlaczego nie nadałaś mu odpowiedniego imienia?” „Czułam, że to byłoby złe. On już miał imię, po prostu musiał je ponownie odnaleźć. Dla mnie, on zawsze będzie Trzy.” „Jak mam niby wyjaśnić to, co się stało?” Na Bogów, czy to był płaczliwy głos? 30
Ocean Antarktyczny
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Teraz ty jesteś dowódcą. Znajdziesz sposób. Pomyśl o całej misji, a nie tylko o Trzy. Niewykluczone, że będziemy zmuszeni opuścić Syobwoc, ale ty możesz znaleźć odpowiedź. Masz obowiązki wykraczające poza tego człowieka. Jeśli w tej chwili przekażesz to Trzy, nie przypisze winy tobie. Jeśli będziesz operował, możesz być odpowiedzialny za jego śmierć, możliwe również że za inżynieryjną śmierć Caleda. Istnieje spore ryzyko, że Trzy umrze podczas operacji lub wkrótce po niej. Nie dawaj tej ziemskiej kobiecie fałszywej nadziei. Kiedy już zdecydujesz, co robić, porozmawiamy znowu.” Hyll przerwał połączenie. Miał wrażenie, że jego głowa eksploduje. ******** Kiedy Hyll wkroczył do Kopuły Rozkoszy, wszelkie hałasy ucichły i każdy zwrócił twarz w jego stronę. Serce waliło mu i drgało, jakby próbowało wyrwać się z piersi. Wziął głęboki oddech. Czy to załoga czy B, teraz każdy na pokładzie był zależny od niego. „Wszyscy wiedzą, co wydarzyło się kilka milosów temu. Debatowanie nad tym, co doprowadziło nas do tego punktu jest bezcelowe.” Na Bogów, miał nadzieję, że nikt tego nie chciał. Przymknął na chwilę oczy. „Ważne jest to, jak postąpimy od tego momentu. Zachowanie Caleda dało mi wiele powodów do obaw. Jeszcze przed przybyciem Lucy jego obchodzenie się z B oraz załogą było nie do przewidzenia.” Gwar przetoczył się przez pomieszczenie. „Lucy wydaje się być pewnego rodzaju katalizatorem. Jej obecność spowodowała zmiany w zachowaniu nie tylko B, ale także załogi. Pod jednym względem Caled miał rację. Stała obecność Lucy na pokładzie może być szkodliwa dla misji. Jednak, podczas gdy Caled życzył sobie jej śmierci, ja chciałbym jej bezpiecznego powrotu do domu.” Dźwięki szumu stały się głośniejsze. Hyll wziął głęboki wdech. „Orzekam, iż Caled zginął w wypadku z ręki Yeby.” Zdumione krótkie wdechy nadeszły z każdego kierunku. Yeba było imieniem B zabitego przez Caleda. Hyll będzie musiał zmienić rejestr, ale nie chciał, by Vileda potępiona została za coś, co ostatecznie nie było jej winą. Być może próbowała zabić Lucy w basenie,
Barbara Elsborg Lucy in the Sky lecz pchnęła nożem Caleda, by chronić „królową”. Ciekawe stwierdzenie, pomyślał Hyll. Czy widziała w Lucy królową? Czy Lucy stanowiła dla niego zagrożenie? „Ciało Caleda zostanie skremowane, a prochy zachowane dla jego rodziny.” Wtedy nikt się nie dowie, że Hyll zabrał mu serce. „Trzy?” zapytał ktoś. „Trzy…zginął chroniąc kobietę, którą kochał.” Przez moment Hyll nie był w stanie powiedzieć słowa. Wyczuł obecność Zenda na swoim ramieniu i wyprostował plecy. „Misja trwa nadal, lecz z jednym dodatkowym celem. Szukamy niezamieszkałej planety, która jest w stanie podtrzymać życie. Jeśli ktoś z załogi, bądź B, zechce osiedlić się tam, a nie wrócić na Syobwoc, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wam to umożliwić. Jakieś pytania?” Było kilka, a Hyll odpowiedział na nie najlepiej, jak mógł. Wreszcie zakończył spotkanie. Pozostał jedynie Vasp i jego żółte skafandry. Stanowili straż Caleda. Czy będą teraz jego własną? „Masz nasze pełne poparcie” powiedział Vasp, a Hyll starał się pozbyć z twarzy uczucia ulgi. „To będzie dla mnie zaszczyt, móc odstawić Lucy do jej domu.” „Ja się właśnie do tego zgłosiłem” odezwał się Zend. Co? Kiedy? Hyll zmusił się, by nie spojrzeć na Zenda. Vasp zmarszczył brwi. „Jesteś Rozkoszą B. Nie potrafisz latać statkiem.” „Jestem przeszkolony w pilotowaniu Colonizera” odpowiedział Zend. „Pracuję pod przykryciem dla Korpusu Oficerskiego.” Szczęka Hylla opadła na podłogę i potoczyła się po niej. Vasp uniósł brwi, ale skinął głową i wyszedł z pozostałymi. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, Hyll odwrócił się do Zenda. „Pracuję pod przykrywką?” „Wobec Caleda prowadzone jest śledztwo w związku z niejasnymi decyzjami podczas jego ostatniej misji. Wpływy jego ojca pozwoliły mu dowodzić Colonizerem, lecz Korpus
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Oficerski chciał go mieć na oku. Zniszczenie Rozkoszy B potwierdziło ich obawy co do jego poczynań.” Hyll przełknął. „A ja myślałem, że jesteś Rozkoszą B. Ja pierdolę.” Zend uśmiechnął się. Hyll odpowiedział spojrzeniem. „B jak bydlak. Dlaczego pozwoliłeś mi myśleć—” „Nie miałem wyboru. Nie na początku. Potem wszystko uległo zmianie. Ja się zmieniłem. Zmieniła się misja.” Przebiegł kciukiem po ustach Hylla. „Naprawdę potrafisz latać tym kawałkiem etańskiego gówna?” „Tak i nie. Jest jakaś instrukcja?” spytał Zend. Hyll zaśmiał się krótko. „Potrzebuję jednej o tym, jak wykonać przeszczep serca.” Oczy Zenda rozbłysły. „Zamierzasz spróbować?” „Kiedy tylko Lucy opuści statek. Szanse Trzy na przeżycie nie są duże. Nie chcę, by oczekiwała zbyt wiele.” „Czy stan Trzy jest stabilny?” „Tak.” „Twoja obecność w laboratorium jest konieczna?” Hyll pokręcił głową. „Nie, on i Caled są monitorowani.” „Musisz się zrelaksować.” „Naprawdę?” Zend wziął go za rękę i pociągnął w stronę basenów. „Nie powinniśmy” wymamrotał Hyll. Lecz, kiedy tylko Zend zaczął zdejmować swoje ubranie, Hyll już pierwszy stał nagi. Wciągnął Zenda pod natryski. Tyłek Hylla uderzył o chłodną ścianę, podczas gdy jego przód rozpalało gorące ciało Zenda. Dłonie błądziły po ciałach, napierali jeden na drugiego całując, gryząc, miażdżąc, aż Hyll pomyślał, że eksploduje z pożądania. „Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo cię pragnę?” Zend przystawił usta do ucha Hylla.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Podmuch ciepłego powietrza sprawił, że pod Hyllem ugięły się kolana. Tarcie języka Zenda po kolumnie jego szyi wydobyło westchnienie z jego gardła. I wtedy bezskutecznie spróbował nabrać powietrza, gdyż Zend zawładnął jego ustami, czyniąc je swoimi własnymi, przeszywając je swym językiem, gdy jednocześnie ocierał się penisem o udo Hylla. Nagły potok lodowatej wody zmusił ich do nabrania z trudem powietrza. „Do zimpryjskiej cholery. Wiedziałeś, że staliśmy pod niewłaściwym prysznicem?” zapytał Hyll. Zend roześmiał się i pociągnął Hylla do następnej wnęki. „Ten będzie gorący.” Obrócił Hylla wokół tak, że teraz opierał się on plecami o jego pierś, a Zend przywarł tyłem do ściany. Kiedy ciepła woda spływała w dół, Zend przebiegł dłońmi po ciele Hylla. Hyll ułożył głowę na ramieniu Zenda i sięgnął, by objąć jego tyłek. Potarł umięśnione pośladki i pociągnął stanowczo sztywną długość Zenda. Penis Hylla drgnął i zapulsował, potrzebując desperacko dotyku Zenda, strumień wody obmywał perły preejakulatu. Zend wycałował ścieżkę wzdłuż ramienia Hylla, podczas gdy jego ręce zsuwały się niżej i niżej. Gardło Hylla ścisnęło się z pożądania. Odwrócił głowę, by uchwycić usta Zenda, zatapiając się i wysuwając z jego rozkosznego ciepła. Ich języki sunęły zgodnie, gdy pozostawali w mocnym uścisku. Wszystkie emocje ostatnich kilku milosów zdawały się oddalać. Jedyną rzeczą, która miała znaczenie był ten moment. Dłoń Zenda zamknęła się na członku Hylla, a on przesuwał swą natłuszczoną pięścią w górę i w dół. Skąd on wziął lubrykant? Hyll zamyślił się, lecz potem dał się ponieść odczuciom, wyginając biodra ku naporowi Zenda, wyczuwając twardego kutasa, ocierającego się o szczelinę między jego pośladkami. „Muszę dojść” wyjęczał Hyll. „Jeszcze nie.” Zend manewrował nim, póki woda nie rozprysła wokół główki jego fiuta. Hyll stłumił jęk, kiedy ból i rozkosz pędziły ramię w ramię. Dłoń za dłonią, pięść za pięścią, Zend pompował i pchał Hylla ku spełnieniu. Przygryzł miejsce wzdłuż linii obojczyka Hylla, a ten poczuł znajomy ucisk w swoich jądrach. Jego palce zatonęły
Barbara Elsborg Lucy in the Sky w pośladkach Zenda, a mięśnie klatki piersiowej zadrżały z podniecenia. Ogniste wstrząsy rozgorzały wzdłuż jego kręgosłupa, kiedy oddech przyspieszył. „Bogowie” wydyszał Hyll. Zend zacieśnił uścisk, pompując mocniej, przygryzał gwałtowniej ramię Hylla, na co ten zamknął oczy. Elektryczne spazmy wystrzeliły z rdzenia kręgowego prosto do jego jąder. „Zend.” Hyll wykrzyczał jego imię, kiedy sperma wytrysła z jego członka. Osunął się tyłem na Zenda lecz nie upadł. Jego ukochany tulił go do swego ciała. Ukochany! „Kocham cię” wyszeptał Hyll. Jedna lekcja wyciągnięta z tego zamętu. „A ja kocham ciebie.” Zend obrócił Hylla twarzą do ściany prysznica, usta gorącymi pocałunkami przemierzały szlak w dół pleców i wzdłuż wypukłości jego tyłka. Kiedy rozdzielił pośladki Hylla i przebiegł językiem wokół jego odbytu, Hyll zadrżał. Zend polizał delikatnie, a następnie naparł swym językiem, dociskając go do całej powierzchni. Hyll podkurczył palce u stóp i skierował twarz ku wodzie. Kiedy poczuł dłoń na swym fiucie, jęknął, zachłysnął się wodą i zakaszlał. „Dość.” Lecz jego kutas miał inne plany, ożywiając się w uścisku Zenda. Zend przeniósł usta na pasmo ciała pomiędzy odbytem a jądrami, a Hyll zaczął jęczeć i szarpać biodrami. Wtedy usta Zenda się odsunęły, zastąpione przez igrający palec, krążący wokół centrum, muskający i trącający, kiedy Hyll próbował rozluźnić swoje ciało. Zend zaśmiał się cicho. „Jesteś taki wspaniały. Nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnę. Szczupły, lecz bardzo silny. Opanowany, a jednak namiętny. Zabawny i uczynny.” Jego głęboki głos kołysał Hylla i sprawiał, że napierał w dół, a palec wsunął się w jego odbyt, sunąc przez niewielki opór pierścienia mięśni. Hyll jęknął, gdy jego penis nabrzmiał pod staraniami palców Zenda. Drugi palec dołączył do pierwszego w jego odbycie aż Hyll zassał powietrze na to palące uczucie. Kiedy palce Zenda obróciły się, tworząc nożyce, kutas Hylla zerwał się do życia.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Zend” wydyszał Hyll. Zend zanurzał i wysuwał palce z odbytu Hylla, a każde energiczne pchnięcie groziło kolizją kolan Hylla ze ścianą natrysku. „Teraz” poprosił Hyll. Zend wycofał palce, obmył je pod strumieniem prysznica i stanął opierając się o plecy Hylla, dysząc w jego ramię, z członkiem napierającym na wejście do ciała Hylla. Hyll westchnął na niemal bolesny nacisk zaokrąglonej główki, wsuwającej się pomiędzy barierę mięśni. Zend ukrył twarz w szyi Hylla, jego oddech był szybki i nierówny. I wtedy pchnął do końca. „O Bogowie.” Hyll sapał, podczas gdy jego ciało dostosowywało się do wtargnięcia. Zend był napięty, aż po jądra zanurzony w rowku Hylla, jego palce okręcały się wokół twardych dysków jego sutków, gdy przygryzał szyję Hylla. „Rusz się, ty kawałku zimpryjskiego gówna.” Zend zaśmiał się, a w Hyllu rozniosły się wibracje. „Teraz” błagał Hyll. Zend ugiął kolana i pchnął w górę, kiedy Hyll opuścił biodra. Hyll jęknął i pisnął, wciskając się na fiuta Zenda. Poczuł każdy palący centymetr naporu Zenda, każdy centymetr wycofywania się przez bogato unerwiony nabłonek jego odbytu. Objęły do uda Zenda, tarcie ich ciał, ślizgających się po sobie, zmusiło Hylla do mocniejszego zaciśnięcia się wokół członka Zenda, podczas gdy jego palce wbijały się w ścianę prysznica. Nie powinien być w stanie ponownie tak szybko dojść, jednak ból w jądrach był oczywisty. Zend pchał szybciej i szybciej, z każdym ruchem mocniej, głębiej, gwałtowniej. „Jak dobrze” wymruczał Hyll. Pragnął wyznać Zendowi dokładnie to, co czuł, lecz słowa stanęły mu w gardle. Zend sapał i nabierał powietrza tuż za jego plecami, a potem nagle już go nie było, i Hyll odwrócił się tak, że teraz opierał się plecami o ścianę. Zend uniósł ramiona Hylla ku drążkowi ponad ich głowami, oplótł jego palce wokół krawędzi i uśmiechnął się.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Trzymaj się.” Zend uniósł uda Hylla, umieścił swego fiuta przy wejściu do jego ciała, i pchnął z powrotem wewnątrz niego. Wpatrywali się w siebie, podczas pocałunków ich bioder, woda spływała po ich ciałach, a ssący, obijający dźwięk stawał się coraz głośniejszy. „Trzymaj się mocno” powiedział Zend i puścił biodra Hylla, by chwycić jego kutasa. Ścisnął, pociągając w górę, i kiedy penis Zenda musnął jego prostatę, Hyll wydał niski pomruk. Zend miał biodra węża, wijące się, obracające, doprowadzające Hylla do szaleństwa. Po kilku pchnięciach zostawił w spokoju jego prostatę, lecz kiedy przechylił jego biodra i ścisnął fiuta Hylla, koniec był nieunikniony. Jądra Hylla stanęły w ogniu, mięśnie się zacisnęły, i kiedy członek Zenda nabrzmiał w nim, Hyll dochodził i dochodził i dochodził. Minęła chwila, nim którykolwiek z nich był w stanie się odezwać. „Do zimpryjskiej cholery” szepnął Zend. „Co to było?” „Myślę, że utknęliśmy” odpowiedział Hyll. Zend zaśmiał się i przystawił swoje usta do ucha Hylla. „Muszę ci powiedzieć coś ważnego.” Serce Hylla opadło na żołądek. Zawsze obawiał się najgorszego. „Nie lubię herbaty z cukrem” wyznał Zend.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dwudziesty czwarty Kwiaty serduszki okazałej31to delikatne różowe serca, wyrastające z łukowatych łodyg. A pomiędzy strąkami tej rośliny znajdują się trzy mlecznobiałe nasionka.
Lucy otworzyła oczy i usiadła sztywno. Sama w łóżku. W swoim pokoju. Wszystko wyglądało tak samo. Obraz na przeciwległej ścianie wciąż wisiał krzywo. Brudne ubrania znajdowały się wszędzie, tylko nie w koszu na pranie. Jej kolekcja Troskliwych Misiów piętrzyła się na fotelu. Czy to był sen? Wciąż miała na sobie swoją gwieździstą piżamę, a jakaś maleńka cząstka zapragnęła jej nigdy nie ściągać. Lucy spojrzała na budzik. Szósta rano. Wygramoliła się z łóżka i z kołatającym sercem rzuciła rozsunąć zasłony. Żadnego statku kosmicznego, lecz zniszczenia nadal były widoczne. To nie sen, choć nigdy nie uwierzyłaby, że nim był. Trzy zabrał ją do gwiazd i zginął, by mogła wrócić do domu. Jeśli Trzy by przeżył, Hyll nie odesłałby jej na Ziemię. Zalał ją potok żalu, w płucach zatkało, a oczy Lucy wypełniły się łzami. Przez chwilę miała nadzieję, że wciąż jest na Colonizerze. Teraz była w domu i cała nadzieja odeszła. Lucy pragnęła cieszyć się z poznania Trzy, chciała znaleźć pociechę we wszystkim, co jej ofiarował, potrzebowała serca pełnego miłości, którą dzielili—nawet, jeśli on nie miał pojęcia, że to miłość—jednak wszystkim, co odczuwała były pustka i strata. Zeszła po schodach prosto do kuchni. Talerz, z którego jadł, leżał na stole, nóż i widelec były starannie ułożone obok siebie, a gula w gardle zagroziła uduszeniem. Lucy przebiegła palcami wzdłuż uchwytu widelca, by następnie unieść dłoń ku swym ustom. Kiedy odwróciła się do okna, ujrzała przezroczystą kulę ustawioną na niebieskim kaflowym parapecie. Miała około dwunastu cali wysokości, a z dna wypełnionego ziemią wyrastały dwie małe roślinki, które Lucy ulokowała obok siebie w biokopule. Ten dar od B wstrząsnął nią do głębi. Błękitne kwiaty były rozwinięte i nachylały się ku sobie. Lucy odkręciła górną część kuli i pochyliła się ku nim. 31
http://galeria.swiatkwiatow.pl/zdjecie/serduszka-okazala,4120,575.html
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Witajcie na Ziemi, chłopcy” powiedziała. „Macie w ogóle pojęcie, jak wyjątkowi jesteście? Nie słuchajcie nikogo, kto mówiłby inaczej. Może byliście chwastem na jednej planecie, lecz tylko wy dwaj z całego gatunku znaleźliście się na Ziemi.” Zmarszczyła brwi. „Boże, mam nadzieję, że nie rozplenicie się gwałtownie, kiedy już was przesadzę, i nie opanujecie miejscowych gatunków. Postarajcie się pohamować własne popędy.” Zrobiła sobie filiżankę herbaty i postanowiła wrócić do łóżka. Po tym, jak Trzy został zasztyletowany, Lucy trwała w otumanieniu. Wiedziała, że Hyll dał jej proszki, ale nie dbała już o świat, na którym brakowało Trzy. Odstawili ją, gdy spała i było jej żal, że nie miała okazji pożegnać się ze wszystkimi, chociaż może tak było dla niej najlepiej. Kiedy przechodziła przez hol w stronę schodów zauważyła, że komputer w gabinecie jest włączony. Nie było tak, gdy odlatywała. Pchnęła drzwi, gotowa powitać włamywacza odrobiną gorącej herbaty, jednak pokój był pusty. Lucy wzięła drżący oddech. Nietrudno było pojąć, że ktokolwiek odstawił ją z Colonizera chciał, by coś zobaczyła. Lucy oparła się o biblioteczkę, mocno przełknęła ślinę, a następnie zrobiła trzy kroki w kierunku komputera i opadła na krzesło. Odłożyła herbatę, nim spojrzała na ekran. Tym czymś była relacja BBC sprzed czterech lat, dotycząca żeglarza jachtowego, który zaginął na Morzu Południowym. Peter Prince żeglował samotnie w wyścigu dookoła świata, a jego jacht został odnaleziony bez nikogo na pokładzie. Uznano go za zaginionego, domniemując utonięcie. Jej serce waliło tak mocno, że Lucy wyczuwała echo w całym ciele. Nazywał się Prince? To musiał być on. Przełączyła na wyszukiwarkę obrazów, wcisnęła enter i zacisnęła powieki. Czy to mógł być Trzy? Czy te wszystkie rzeczy, które pamiętał mogły być prawdziwymi wspomnieniami, a nie wszczepami? Ryba i frytki z octem winnym, herbata z trzema łyżeczkami cukru, piosenki? Kiedy Lucy otworzyła oczy, straciła dech. Trzy stał na pokładzie olbrzymiego białego jachtu, wiatr rozwiewał długie ciemne włosy na jego oczy. Książę, którego obiecał jej ojciec, z szerokim uśmiechem na przystojnej opalonej twarzy, z jedną ręką nad sterem, a—o kuźwa—drugą wokół ramion ciemnowłosej młodej kobiety. Dziewczyny czy żony? Wtedy Lucy pomyślała o jego rodzicach. Stracili syna, a Lucy go odnalazła, i ponownie utraciła.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Jeszcze trochę buszowania i miała ich adres. Mieszkali dwadzieścia mil stąd. Przełknęła. Tak blisko. Czy to dlatego wpadł w poślizg na jej trawniku? Przypomniał sobie o swoim domu? Lucy mogła zadzwonić, lecz nie wiedziała, jaka będzie reakcja jego rodziców. Lepiej to zrobić twarzą w twarz, mając szansę przekonania ich, iż nie była szalona. I lepiej zrobić to teraz, kiedy jeszcze trzymała się w ryzach. Tylko, co powinna im powiedzieć? Myśleliście, że wasz syn nie żyje, choć tak nie było, lecz teraz jest? Może lepiej im w ogóle nie mówić. Tylko, że jeśli chodziłoby o nią, to chciałaby wiedzieć. Lucy pobiegła na górę i zdjęła piżamę. Wzięła prysznic i włożyła zwiewną różową spódniczkę oraz kremowy T-shirt. To było dziwne uczucie ponownie nosić ubrania. Dziwniejsze nawet od noszenia butów. W drodze do samochodu Lucy uświadomiła sobie, że jest trochę za wcześnie na wizytę. Wróciła do środka i krążyła, póki buty całkowicie jej nie obtarły. ******** Kiedy drzwi otworzyły się na jej pukanie, Lucy zaparło dech ze zdumienia. „P-Pani Prince.” Elegancko ubrana siwowłosa kobieta zmarszczyła brwi. „Ee, pewnie mnie pani nie pamięta. Lucy Ferze—cóż, może zamiast mnie, kojarzy pani to głupie imię. Niezbyt rzucam się w oczy. Choć bardzo bym chciała. Może pewnego dnia…” Lucy przerwała. Przestań paplać, idiotko. „Była pani moją nauczycielką sztuki w Bentley Park School.” „Oczywiście, że cię pamiętam, Lucy.” Lucy uśmiechnęła się. „Naprawdę?” „Jak mogłabym zapomnieć dziewczynę, która dwukrotnie zalała pracownię plastyczną, trzy razy podpaliła piec do wypalania ceramiki i pozowała nago ósmoklasistom. Rozbawiałaś mnie bardziej niż ktokolwiek kiedykolwiek by pomyślał.” O Boże, teraz Lucy naprawdę nie chciała tego robić. „A więc, co cię tu sprowadza w niedzielny poranek?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Chodzi…o pani syna, Petera.” „Skąd znasz Petera?” Nie uczęszczał do szkoły Lucy. Prawdopodobnie chodził do jakiejś prywatnej. „Nie byłaś jego dziewczyną.” „Nie. Cóż…” Lucy nie miała pojęcia, jak to wyrazić. „Mam coś państwu ważnego do przekazania.” Nadzieja, która rozbłysła w oczach matki wysłała falę bólu do serca Lucy. Myśli szalały w jej głowie, gdy starała się wyobrazić sobie, o czym myślała ta kobieta. Czy upozorował swoją śmierć? Dla pieniędzy? Aby uciec przed policją, dwiema żonami, dilerami narkotyków? Czy przez cały ten czas był pojmany przez jakichś, a jakże, piratów zimnych wód? Czy rozmyślała, że pewnego dnia wróci do jej domu po tym, jak odzyska już pamięć? Lucy dostrzegła w tej jednej chwili, że matka Petera nigdy nie porzuciła nadziei. I wiedziała, że powinna pozwolić jej nadal nią żyć. „Wejdź.” Nie uciekaj. Uciekaj. Natychmiast. Jednak stopy Lucy przeszły na mroczną stronę w chwili, gdy przekroczyła próg. Ojciec Petera stał na końcu korytarza. Bez dwóch zdań był to ojciec Trzy, wyglądał dokładnie jak on, tylko w starszej wersji. Siwe włosy, zmarszczki na twarzy, pomarszczona skóra, ciemne oczy Trzy. Lucy musiała się powstrzymać, by nie rzucić się w jego ramiona. „Michael, to jest Lucy Ferze. Chce nam powiedzieć coś o Peterze.” Twarz jego ojca nie wyrażała żadnej nadziei. Gniew, pomyślała Lucy. Nieufność. Cynizm. Zadrżała. Nie chciała, by jej nienawidził. „No więc?” zapytał. „Jesteś kolejnym łapiduchem, chcącym przekazać nam wiadomość od naszego syna? Kilka słów zza grobu o tym, jak bardzo za nami tęskni i chciałby, abyśmy przekazali pieniądze pewnemu nieznajomemu?” „Żadnej wiadomości” wymamrotała Lucy, choć mogła przecież przekazać tą, że bardzo ich kochał.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Widziałaś go?” wyszeptała jego matka. Lucy spojrzała na drzwi i westchnęła. „Myślę, że powinni państwo usiąść.” Podążyła za nimi do przewiewnego salonu. Fotografie Trzy ustawione były na kominku. Trzy biegnący, jadący na nartach, żeglujący. Lucy oderwała od nich wzrok. Usiadła w najbliższym fotelu, na samym brzegu, a jego rodzice na skórzanej kremowej kanapie, trzymając się za ręce. Błąd, błąd. Ale już za późno. Wiedziała, że nie ma żadnych szans, by ich przekonać, jednak nie chciała kłamać. „Peter został porwany przez kosmitów.” Jego ojciec się roześmiał, choć nie było w tym żadnej radości. „Cóż, teraz już naprawdę usłyszeliśmy wszystko. To było coś nowego, muszę ci to przyznać. Co będziesz z tego mieć? Artykuł w gazecie? Wystąpisz jako gość w telewizyjnym talk show? Żerujesz na wtrącaniu się w życie innych ludzi?” „Skąd to wiesz?” zapytała jego matka. „Wylądował swoim statkiem kosmicznym w moim ogrodzie, a potem zabrał mnie ze sobą.” Michael Prince zerwał się na równe nogi. „Wynoś się. W tej chwili.” Lucy podskoczyła. O tym nie pomyślała. Jak mogła być tak głupia? „Przepraszam. Nie miałam zamiaru pana zdenerwować. Chciałam tylko, by państwo się dowiedzieli, jak był odważny i jak bardzo go kochałam.” Łza spłynęła po jej policzku, więc szybko ją otarła. „Odważny?” zapytała jego matka. Judy, nie słuchaj jej.” Otoczył żonę ramieniem i zwrócił się do Lucy. „Wynoś się z naszego domu i nie wracaj. Powinnaś się wstydzić.” Kiedy tylko Lucy skierowała się ku wyjściu, jego matka chwyciła ją za ramię. „Czy on nie żyje?” „Judy! Nie bądź głupia.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy skinęła głową. „Zginął, ratując mnie. Przykro mi.” I wtedy Lucy zrobiła to, co powinna była zrobić nim otworzyła swoją jadaczkę— uciekła. Gdy tylko dom zniknął z zasięgu wzroku, zatrzymała się i rozpłakała przy kierownicy. Ze wszystkich szalonych rzeczy, jakie zrobiła w swoim życiu—a była to długa lista—ta była najgorsza. Jak mogła pomyśleć, że to przyniesie im ulgę? Zamiast tego, znów wywlekła tragedię na wierzch. Potrafiła wymienić rzeczy, które pamiętał Trzy—herbata z trzema łyżeczkami cukru, ryba i frytki z octem winnym, piosenki, jednak to nie dowodziło niczego. Jego DNA wciąż mogło znajdować się na jej piżamie, lecz skoro obmyli ją z krwi, Lucy podejrzewała, że pozostałe rzeczy też dokładnie oczyścili. Odciski jego palców mogły znajdować się na sztućcach, lecz—Lucy usiadła prosto. Powinna odpuścić. Nic już nie przywróci życia Trzy. ******** Lucy była w połowie drugiego kubełka lodów o smaku ciasteczkowym, oglądając na DVD trzecią z kolei komedię romantyczną, kiedy zadzwonił telefon. Po lodach ją zemdliło, a filmy wcale nie śmieszyły. Życie nie miało smaku, było bezsensowne i puste. Minęły tygodnie, odkąd widziała rodziców Trzy i nic się nie zmieniło. Cóż, jedna rzecz. Nie była pewna, czy da radę znieść taki poziom nieszczęścia. Wiedziała, że czas leczy rany, lecz w tej chwili niczego to nie ułatwiało. Telefon zadzwonił ponownie. Lucy wstała i chwyciła słuchawkę. „Halo?” powiedziała. „Miłość wzywa Ziemię.” Lucy upuściła telefon. Te lody powinny zawierać ostrzeżenie. Zjesz zbyt dużą ilość, a dopadną cię halucynacje słuchowe. A może to wina filmów. Obejrzyj zbyt wiele, a uwierzysz, że są prawdą, że na zawsze „długo i szczęśliwie”. Telefon leżał na dywanie. Jadowita kobra czarnoszyja czy może niewypowiedziane, nieocenione, niewyobrażalne szczęście? Podniosła go, wzięła głęboki oddech i powiedziała „Ziemia wzywa Miłość.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Lucy.” „C…co…g-gdzie…j-jak…” Poddała się. „To ja.” „Ja…nie potrzebuję podjazdu ani podwójnych szyb.” „Do zimpryjskiej cholery, a właśnie byłem w okolicy. Mogę zaoferować korzystną ofertę oranżerii.” „W miejscu?” „Niedaleko.” „Jak daleko?” „Za tylnym wejściem.” Lucy trzymała kurczowo słuchawkę, idąc przez pokój. „Mów dalej.” „Co chcesz, żebym powiedział?” „To, że nie umarłeś. Że do mnie wróciłeś. Że nie masz gąbczastej ropiejącej klatki piersiowej najeżonej oczami.” „Może lepiej nie otwieraj drzwi.” Roześmiała się. Jej serce było tak pełne szczęścia, że obawiała się, iż pęknie. Lucy nie była pewna czy pamiętała o oddychaniu, kiedy podniosła słuchawkę, po tym jak ją upuściła. Odsunęła zasuwę i otworzyła drzwi. „Ach, jeszcze w piżamie” powiedział Trzy. „Ale innej.” Ta była niebieska, pokryta chmurkami. „O Boże.” Czy ona sobie to wyobraziła? Czy aż tak bardzo za nim tęskniła, że go sobie wyczarowała? Kolana się pod nią ugięły, lecz Trzy ją złapał.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy nie mógł uwierzyć, że trzyma ją w ramionach, i nie uwierzy, póki nie zatonie w niej, a jego kutas nie zostanie otulony jej delikatnym ciepłem. Zatrzasnął drzwi kopniakiem i zaniósł ją w kierunku schodów. „Puść mnie” wrzasnęła. Trzy ją puścił. Lucy spojrzała na niego z poziomu podłogi. „Byłoby miło, gdybyś to zrobił nieco subtelniej. Martwiłam się o ciebie. Nie chcesz się nadwyrężyć.” Trzy ukląkł przy jej boku. „Czuję się świetnie.” Dzięki umiejętnościom Hylla i szybkiej rekonwalescencji, był prawie jak nowy. Ściągnął jej top przez głowę i westchnął na widok jej piersi. Przełknął mocno. Teraz czuł się świetnie. „Hyll powiedział mi, że nie żyjesz.” „Byłem już niemal martwy, ale Hyll podtrzymał moje biosystemy, a potem zoperował serce. Jego matka, będąc na Syobwoc, kierowała jego ruchami. Ona jest chirurgiem, który uratował mnie trzy razy. Raz z oceanu, drugi na Syobwoc, a po raz trzeci na Colonizerze.” „Wiesz, kim jesteś?” „Nie, ale odkrycie tego nie powinno być trudne. Byłem sam na jachcie i zostałem uznany za zaginionego, za zmarłego. Są doniesienia w mediach. Pamiętam też kilka szczegółów. Hyll przekazał mi tyle, ile sam wiedział. Nie pamiętam wszystkiego o życiu na Ziemi. Jeszcze nie.” Lucy ściągnęła mu bluzę przez głowę. Przygryzła wargi, gdy ujrzała bliznę na jego klatce piersiowej. „Hyll mógł się tego pozbyć, ale ja nie mogłem czekać. Nie mogę czekać.” Przesunął palcem po jej piersi, aż do sutka. Lucy westchnęła. „O nie, już nie jesteś doskonały.” Roześmiał się. „A byłem?” „Twoje ciało było. Mimo to, teraz jest piękne. Jak bardzo jesteś obolały?” zapytała Lucy.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Ani trochę.” „A więc jesteś w stanie zrobić porządek z tym bałaganem, który narobiłeś na moim podwórku?” „Jeśli mnie pamięć nie myli, muszę znaleźć się w łóżku, pod troskliwą opieką.” Wziął ją na ręce i wstał. „Gdzie jest sypialnia?” „Po schodach. Mogę chodzić.” „Nie. Już nigdy nie chcę cię wypuścić z mych ramion.” „To może być trudne, kiedy będę musiała skorzystać z łazienki. Albo toalety. Jak to wyjaśnisz? Albo, kiedy pójdę do pracy,—” Trzy powstrzymał pocałunkiem jej cudowne usta. Lucy zarzuciła mu ramiona na szyję, a jego penis wykonał desperacką próbę przedarcia się przez suwak jego spodni. Wybrał lekko uchylone drzwi, kopnął je, by otworzyły się szerzej i przestał ją całować, kiedy ujrzał ten bajzel. „To twoje? Mam nadzieję, że nie masz zamiaru wyskoczyć z informacją o niesamowicie niechlujnym współlokatorze. Wiem, że mieszkasz tu sama.” „Ja—” „Nie, nie było tu włamania.” „Czekałam.” Trzy położył Lucy na łóżku i ściągnął dół jej piżamy. Lucy uniosła biodra, by mu to ułatwić. „Czekałaś na co?” zapytał, odrzucając piżamę na bok. Jego wzrok skierował się ku smukłemu ciału Lucy. „Czekałam na niesamowicie schludnego współlokatora, który dzieliłby ze mną życie.” „Czekanie skończone.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Zrzucił swoje buty, kopnął je na bok, ściągnął spodnie i rzucił przez pokój. Lucy przewróciła oczami. Jego członek zakołysał się, by następnie skierować się prosto na nią. „Urządzenie naprowadzające?” zapytała z uśmiechem. Roześmiał się i pochylił nad nią, utrzymując swój ciężar na przedramionach, by jej nie zmiażdżyć. Trzy znaczył pocałunkami jej policzek i czubek nosa, zanim zatrzymał usta nad jej wargami. Wciąż nie mógł uwierzyć, że tu był, że byli razem. Dzielili powietrze, wpatrując się w swoje oczy, a serce ścisnęło mu się w piersi. Serce Caleda. Nie chciał o tym myśleć. Nie w całości Caleda, jak powiedział Hyll, część jego, część inżynieryjna. „Potrzebujesz całego dnia, by mnie pocałować?” zapytała Lucy. „Myślałem o tym.” „Ty…jesteś tu już na dobre? Nie musisz wracać? Czy przyleciałeś, by mnie zabrać? Pójdę z tobą. Jeśli tego chcesz. Ale tym razem chciałabym spakować trochę ciuchów i butów i kilka tysięcy książek. Policzyłam już przecież te wszystkie szczeliny—” Przywarł ustami do jej własnych, a ona jęknęła prosto w nie. Objęła ramionami jego plecy i przyciągnęła go w dół. Trzy poczuł, jakby odkrywał ją po raz pierwszy, tak oszalały z pragnienia jak za pierwszym razem. Może powinien opróżnić jaja w statku, zanim dotarł pod jej drzwi. Ale podejrzewał, że nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Lucy doprowadziła go do szaleństwa z pożądania. Badał jej usta, przygryzał pełną poduszeczkę jej dolnej wargi, prześledził linię jej zębów, drażnił swym językiem. Jego kutas był obolały, naprężony niczym smycz pitbulla. W jaki sposób mógł się kiedykolwiek gdzieś bez niej ruszyć? Ona wywoływała trwałą erekcję. Powstrzymał się. Potrzebował gumek. A potem przestał myśleć i wytyczył szlak pocałunków wzdłuż jej szyi, aż do biustu. Jej sutki były już twardymi różowymi szczytami, a kiedy okrążył je swym językiem, wydała szereg krótkich jęków i krzyków. Trzy osunął się niżej. Pragnął posmakować wszystkiego. Musiał sprawić, by w tej chwili doszła, ponieważ jemu pozostanie jedynie jedno pchnięcie w jej wilgotnym cieple, nim jego jądra eksplodują.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Trzy zawędrował wilgotnym językiem w dół jej brzucha, kiedy wplotła palce w jego włosy. Sięgnął ku jej piersiom, liżąc i zasysając do ust jej słodki krem. Kiedy dotknął małego sedna jej łechtaczki, Lucy wygięła się w łuk i przywarła do jego twarzy, a Trzy zatonął językiem w jej wnętrzu, pochłaniając nektar. Chciał przytrzymać swe usta na miejscu, póki ona się nie uspokoi, lecz to groziło spuszczeniem się na łóżko. Kiepski sposób zaimponowania jej. Trzy przesunął się w górę jej ciała, wspierając się na ramionach, biodrami przywarł do jej własnych i wsunął się do wnętrza. Lucy wydała długie, zadowolone westchnienie, wpatrując się w jego oczy. „Dojdę, jeśli ruszysz choćby mięśniem” wykrztusił Trzy. Mrugnęła. Nadeszło spełnienie. „Do zimpryjskiej kurwy.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dwudziesty piąty Róże są symbolem przyjaźni, pokoju i miłości. Róża Lucy Lśniący Promyk Słońca Ananasowa Królewna jest jedyna w swoim rodzaju. Naukowcy wciąż starają się to wyjaśnić.
Trzy przewrócił się na bok i objął mocno Lucy. „Kocham cię.” Nie czas, by pytać go, czy wie, co to oznacza. „To dobrze.” Lucy pocałowała go w nos. „Ale.” Oparła się plecami o poduszkę, by na niego spojrzeć. „Jest jakieś ale? Jak to? Nie, żadnych ale.” „Ciii.” „Nie uciszaj mnie.” „Będziesz musiała nauczyć się robić, co do ciebie mówię.” Zmrużyła oczy. „Nie sądzę. Nie jesteś moim szefem.” „Czy nie powiedziałem, żebyś nie ruszała mięśniami?” „Tak, ale—” „Kontynuując” Trzy obrócił ją szybkim ruchem, i nim Lucy zdążyła się zorientować, co się stało, leżała rozłożona na jego kolanach. „Zawsze dotrzymuję obietnic. Cóż, przynajmniej tych, o których pamiętam.” Klepnął jej tyłek. „Hej.” Trzy pchnął jej głowę w dół. „To była pierwsza” powiedział.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy wierciła się. Nigdy nie sądziła, że chciałaby mieć zlany tyłek, a jednak Trzy jej nie skrzywdził, w dodatku jakimś sposobem każde z jej zakończeń nerwowych spięło się w stan najwyższej gotowości ku nadchodzącemu podnieceniu. Jego dłoń opadła ponownie i Lucy krzyknęła. Och, była mokra. „Druga” powiedział Trzy. „Bogowie, twój tyłeczek zrobił się cały różowy i zarumieniony.” Lucy czuła wszędzie to rozgorączkowanie, jak gdyby zanurzyła się w gorącej kąpieli po przebywaniu na mrozie. Przeszły ją ciarki, kiedy ciało się rozgrzało. „Trzy.” Jego dłoń wznów złapała kontakt, a Lucy szarpnęła się przy nim; jej palce u stóp się zwinęły, a pięści zacisnęły. „A teraz najlepsze” dodał Trzy i tak nią manewrował, aż w końcu leżała twarzą do łóżka. „Poprawię, wycałowując twój śliczny tyłeczek.” „Może lepiej powiem ci, co zrobiłam, bo wtedy pewnie nie skończysz tego lania” wymamrotała Lucy w poduszkę. Trzy obrócił ją twarzą do siebie. „Co takiego zrobiłaś tym razem?” „Najpierw powiedz mi jeszcze raz, że mnie kochasz. Tak na wszelki wypadek, gdybym już nigdy miała tego nie usłyszeć.” Zmarszczył brwi, a Lucy westchnęła. „Kocham cię, Lucy. Kocham cię od chwili, kiedy ujrzałem twoje palce sunące wzdłuż mojego wahadłowca—nie wiem, czy kiedyś zdołam powtórzyć to przy kimś, kto nie parsknie śmiechem na takie stwierdzenie—tylko nie miałem pojęcia, że to miłość. Ale teraz wiem. Wciąż nie mogę uwierzyć, że wśród sześciu miliardów mieszkańców Ziemi, miałem szczęście rozbić się w twoim ogrodzie.” „Zastanawiałam się nad tym. Co dokładnie opowiedział ci Hyll?” Zdziwienie na jego twarzy sugerowało, że—nie za wiele.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Chodzi o to, że wiem, kim jesteś” wyszeptała Lucy. „Tr—” Położyła palec na jego ustach. „Nazywasz się Bon Jovi Keanu Brad George Johnny Orlando Denzel—” Położył palec na jej ustach. Oblizała go. „Peter Prince” powiedziała. Roześmiał się. „Spróbuj jeszcze raz. To była raczej marna próba złapania księcia, którego obiecał ci ojciec.” „Nie, naprawdę tak się nazywasz—Peter Prince.” Wpatrywała się w jego twarz, licząc na jakiś przebłysk świadomości, lecz nic takiego nie nastąpiło. „Peter. Peter.” Powtórzył imię, marszcząc brwi. „Cztery lata temu żeglowałeś samotnie dookoła świata i zniknąłeś ze swojego jachtu. Musiałeś wypaść za burtę. Uratowali cię obcy.” „Hyll mówił, że uratowała mnie jego matka. To ona poskładała mnie bioinżynieryjnie.” Lucy skinęła głową. „Hyll opowiedział mi trochę, ale…O Bogowie. Boże.” Zdusił śmiech. „Nazwała mnie Trzy. Hyll mówił, że nazywała go Jeden, a jego siostrę Dwa.” „Ach, cóż za przejaw czułości. Najlepsze imię, jakie mogła ci dać, nie znając prawdziwego.” „Hyll powiedział, że jego matka upewniła się, że trafię na Colonizera, ponieważ wiedziała, że polecę na jedną z misji na Ziemię.” „Sądzę, że upewniła się nawet, iż to będzie ta na Yorkshire. To stamtąd pochodzisz.” Lucy patrzyła, jak jabłko Adama w jego gardle drgnęło w górę i w dół.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Rozbiłem się, bo byłem rozkojarzony.” Wziął drżący oddech. „Czy ja cię wcześniej znałem?” Pokręciła głową. „Próbowałam rozwalić ci czaszkę Erosem, pamiętaj.” „To—nie zapomniałem.” Posłał jej kpiące spojrzenie. Serce Lucy zagrzmiało. „Jedynie w tamtej okolicy mieszkają ludzie, których znałeś wcześniej.” Wzięła głęboki wdech. „Twoi rodzice. Sprawdziłam, czy miałeś dziewczynę lub żonę. Nie miałeś.” Później przeczytała wszystko, co tylko mogła o nim znaleźć, nie żeby było tego wiele. „Masz trzy siostry. Jednego brata.” „I mam rodziców?” Przytaknęła. „Którzy myślą, że jestem martwy. Oni wszyscy myślą, że nie żyję. Rodzina. Przyjaciele.” Przewrócił się na plecy. „Co ja im powiem?” Lucy przestała żuć paznokcia. Nic nie zostało już z tego jednego sztucznego. „Prawdę?” Trzy parsknął śmiechem. „Nie jestem aż takim idiotą, by to zrobić. Zamknęliby mnie w psychiatryku.” Skuliła się. „Pojechałam zobaczyć się z twoją mamą i tatą.” Trzy zwrócił ku niej twarz. „O Bogowie, Lucy. Nie powiedziałaś im, że uprowadziłem cię na swój statek kosmiczny?” „Być może.” Spojrzał i połaskotał ją pod pachami. „Tak, tak, tak, zrobiłam to.” „Co powiedzieli?” „Twój tata kazał mi się wynosić. A mama chciała mi wierzyć. Tylko, że powiedziałam jej, że umarłeś, ratując mi życie.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Posłał jej udręczone spojrzenie. „Nie pamiętam ich.” „Może sobie przypomnisz, gdy ich spotkasz. Zapamiętałeś kilka szczegółów z Ziemi—piosenki i to, że lubisz herbatę z trzema łyżeczkami cukru. Myślę, że z czasem wszystko sobie przypomnisz. Pomogę ci. Możesz tu ze mną mieszkać. Będę się tobą opiekować, karmić, poić…mmm…uprawiać z tobą seks.” „Dopóki nie wspomniałaś tej ostatniej rzeczy, zastanawiałem się, czy nie masz mnie za roślinę.” „Posiadasz twardy, sztywny trzon pełen wzbierającego soku.” Lucy owinęła palce wokół jego penisa. „A ja umiem postępować z roślinami.” Jego oczy rozbłysły. „Naprawdę? Nie pamiętam.” Opuściła głowę i polizała lśniącą główkę jego erekcji. „Teraz pamiętasz?” zapytała. „Jeszcze nie.” Lucy przebiegła językiem w dół długości jego trzonu, a potem wzięła go do ust, pozwalając jedwabistej główce członka ocierać się o wnętrze jej policzka, podczas gdy ona dręczyła dalej swym językiem. Trzy warknął. „Nie przestawaj. Zaczynam sobie przypominać.” Lucy pogładziła kciukiem przestrzeń pośrodku jego jąder, cały czas obciągając jego kutasa i zaciskając usta, gdy wysuwała go z nich. „Aarrgghh.” Zagłębiła język w słonej szczelinie na czubku jego penisa, a kiedy zaczęła nim poruszać, biodra Trzy szarpnęły. „Pamiętam, pamiętam” wykrztusił i wciągnął ją okrakiem na swoje ciało. „Czy nic się nie stanie jeśli pierwsze piętnaście razy będzie szybkie, jeśli obiecam, że za szesnastym będzie powoli?” Lucy się roześmiała.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Mam nadzieję, że nie potrafisz liczyć” szepnął i uniósł ją tak, by móc opuścić na swego fiuta. Lucy ujeżdżała go wolno, napierając w dół, by przyjąć całość, a potem unosząc się, aż w środku pozostawał jedynie koniuszek. „Jesteś na najlepszej drodze zrobienia ze mnie bełkoczącego idioty” powiedział z niskim jękiem. Przeszła z kłusa do galopu, ściskając go mocno mięśniami cipki i swymi udami, a wiaterek żaru przerodził się w wicher szalejący w jej ciele. Jej oddech przyspieszył i dopasował się do oddechu Trzy, a gdy chwycił jej pośladki i przycisnął je do swych jąder, Lucy ścisnęło w piersi. Pochyliła się, by go pocałować, a kiedy obrócił ją tak, że leżała teraz pod nim, ich języki spotkały się tocząc ze sobą bój, splatając się i igrając, odnajdywały i pieściły. Lucy była przytłoczona lawiną doznań. Jądra Trzy uderzały o jej przemoknięte nabrzmiałe wargi sromowe, jego dłonie przytrzymywały biodra, wciskając kciuki w jej skórę, jego gorące usta pozbawiały ją powietrza, karmiły powietrzem. Ostre spazmy dopadły jej ciało, i kiedy jego język przeszył jej usta z większą gwałtownością, jego fiut popadł w szał, a świat Lucy eksplodował. Wzrok ją opuścił, runęła w ciemną otchłań, lądując w ekstazie. Wydała z siebie długi, donośny krzyk i poczuła tryskającą w niej spermę, kiedy krzyknął tuż nad nią. Trzy tulił ją w swych ramionach. Lucy czuła jego bijące serce. Niemal niewiarygodne. „O czym myślisz?” wyszeptał. „Jaką jestem szczęściarą. Dzięki Bogu czy Bogom i Hyllowi i jego mamie za uratowanie cię.” „Pominęłaś najważniejszą osobę.” Lucy zamyśliła się przez moment. „A tak, Vileda. Gdyby na mnie nie spudłowała i nie dźgnęła Caleda, mogłoby mnie tu nie być po twoim powrocie.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Vileda celowała w Caleda. Nie jest pewne, czy to ciebie, czy może Hylla chciała uratować. Ponieważ użyła określenia ‘królowa’, Hyll chce, by chodziło o ciebie.” Zachichotał. Lucy podniosła głowę i spojrzała na niego. „O mnie?” „Jestem przekonany, że tak. Ujrzeli w tobie przywódcę, nauczyciela, mistrza. B w końcu nawet Viledę przekonały, że ty i wszystko, co sobą reprezentowałaś musiało być chronione. Ofiarowałaś B coś, czego nie miały. Zdolność rozrywki i empatii. Ofiarowałaś mi z powrotem coś, co utraciłem. Moje człowieczeństwo. To ja jestem szczęściarzem.” Lucy się uśmiechnęła. „Przypuszczam, że nasze życie będzie nudne teraz, gdy utknęliśmy na Ziemi. Będziemy musieli wypełnić go seksem, seksem i jeszcze większą ilością seksu.” Trzy się roześmiał. „Tęsknię trochę za B” powiedziała Lucy z westchnieniem. „Czy z Hyllem będzie wszystko w porządku? Wiesz, co do ciebie czuje?” „Nic mu nie będzie. Jest coś, co nie pozwoli mu się nudzić.” Lucy uniosła brwi. „Kiedy już Colonizer pozwoli mu na wytchnienie, Zend pozbawi go tchu.” Uśmiechnęła się. „Cieszę się. Nie chciałam, by był samotny.” „Okazuje się, że Zend ma coś wspólnego z tobą i mną.” Jej oczy się rozszerzyły. „Jest uzależniony od seksu?” Trzy się roześmiał. „Pochodzi z Ziemi.” „O mój Boże.” Mózg Lucy włączył kolejny bieg. „Czy on chce wrócić? Czy ma kogoś, kogo powinniśmy zawiadomić? Ty to zrób. Bardziej prawdopodobne, że to tobie uwierzą. Ale mogę to też zrobić sama, nie mam nic przeciwko. On—” „Ciiiii.” Trzy położył palec na jej ustach. „Nie, on nie chce wracać. W każdym razie, nie teraz. Ma krewnych, ale nie chce, by ich informować. Więc musisz zachować to dla
Barbara Elsborg Lucy in the Sky siebie. W przeciwieństwie do mnie, on wszystko pamięta.” Odsunął palec. „A przy okazji, Hyll przesłał ci prezent.” „Ooch, kocham prezenty. Gdzie on jest?” „Na zewnątrz, w ogrodzie.” Zerwała się i pobiegła do drzwi. „Lucy. Ubranie.” „Nie ma potrzeby. Ogród jest odgrodzony.” Kiedy biegła schodami w dół, słyszała podążającego za nią Trzy. Wpadł na jej plecy, gdy zatrzymała się w drzwiach. Krzew stał w donicy. Był pokryty różami, z których każda miała inny kolor. „O mój Boże” wysapała Lucy. „Jak on to zrobił? Przeszczepił je jakoś?” „Hyll powiedział, że każdy ścięty z tego krzaka kwiat będzie rodził swego klona. Kolejną roślinę w tym samym kolorze.” „Mój tata byłby…” „Zachwycony?” Lucy roześmiała się. „Nie, wściekły, ale ja jestem zachwycona. Kocham to, kocham to, kocham to. Kocham ciebie.” Odwróciła się i go pocałowała. „Jest coś jeszcze” powiedział Trzy. Lucy odwróciła się, by spojrzeć. „Co?” „Naprawiłem Erosa.” „Ha, a więc jednak.” Posąg stał po drugiej stronie ogrodu. Nie tam, gdzie wcześniej. „Pójdę i umieszczę go na cokole.” „Lucy!”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Pobiegła ścieżką. „Zatrzymaj się” krzyknął Trzy. „Dlaczego—ożeż.” Podbiegł do niej, schylił się i postawił ją na nogi. „O mój Boże” wyszeptała. „Pozwolili ci jednego zatrzymać?” Gdy go dotknęła, statek zmaterializował się przed nią. „Ja to zrobiłam? Nie, to ty. Jak to zrobiłeś? Nie masz na sobie żadnych ciuchów. Gdzie chowasz pilota? Czy ja go aktywowałam?” Spojrzała na jego nabrzmiałego penisa, a Trzy parsknął śmiechem. „Aktywowałaś mnie, ale statek jest sprzężony z moim mózgiem. Potrafię myślą sprawić, że stanie się widoczny lub niewidzialny.” Przerwał. „Tak dla jasności, mam na myśli statek, nie swojego członka.” „A więc życie nie będzie aż tak nudne” rzekła z szerokim uśmiechem. Przyciągnął ją z powrotem do swej piersi i wsunął jedną rękę pomiędzy jej nogi, drugą obejmując jej biust. „Wizja seksu, seksu i jeszcze większej ilości seksu zdecydowanie przypadła mi do gustu.” „Ale teraz możemy go mieć w dowolnym miejscu na świecie. Nawet na Hawajach.” „Nawet pośród gwiazd.” Westchnęła. „Nie możemy nikomu powiedzieć, w przeciwnym wypadku zabiorą nam wahadłowiec i rozdzielą na lata przesłuchań. A potem będą udawać, że statek nigdy nie istniał, i że jesteśmy szaleni, i zamkną nas—” „Nikomu nie powiemy.” Nakrył jej usta. Lucy jęknęła. „Twoi rodzice pomyślą, że jestem wariatką.” „Sądzę, że możemy powierzyć im naszą tajemnicę, ale najpierw muszę sobie przypomnieć więcej o sobie samym, by móc przekonać ich o tym, kim jestem.” „Jedno spojrzenie i twoja mama będzie wiedziała. Chciała mi wierzyć. Myślę, że powinniśmy iść tam natychmiast.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Jeszcze nie.” Pociągnął ją z powrotem w stronę domu. Trzy przystanął w kuchni, by przyjrzeć się kwiatom na parapecie. „Czy to—?” „To nie są chwasty” odpowiedziała Lucy. „To dwie bardzo szczególne rośliny.” „Nie, są trzy.” Lucy pochyliła się. Zaraz przy glebie, u stóp dwóch większych roślin, znajdował się maleńki pęd. Jej serce wykonało mały skok i salto. Ścisnęła dłoń Trzy. „Chodź się położyć. Mam ci coś ciekawego do powiedzenia.” Wychodząc z kuchni, Lucy wyjrzała przez okno. Tam, w jej ogrodzie, naprawdę znajdował się statek kosmiczny. Okazało się, że ma jednak szczęście nie-z-tego-świata.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Rozdział dwudziesty szósty Lucy stała na dole schodów, stukając palcami o poręcz. „Trzy. Pospiesz się. Spóźnimy się.” „Minuta” zawołał. Wiedziała, że był zdenerwowany. Minęły trzy miesiące, odkąd wrócił do domu, a wciąż nie skontaktował się ze swoimi rodzicami. Początkowo Lucy rozumiała jego powściągliwość. Nawet nie pamiętał, jak wyglądali. Jak, do diabła, mógł im wyjaśnić, gdzie był? Nawet, gdyby wyjawił prawdę mamie i tacie, co miał powiedzieć przyjaciołom i sąsiadom? Co mógłby powiedzieć organom władzy? Kłębek prawdy rozwijał się powoli. Wyruszając w rejs dookoła świata nie porzucił żadnego, czekającego na niego, domu. Żadnej pracy, do której trzeba było wrócić. Żadnych niezapłaconych rachunków. Sprzedał większość swoich rzeczy, a resztę zostawił rodzicom. Trzy nie został uznany za zmarłego. Nie musiało minąć siedem lat, by stwierdzić, iż w zaistniałych okolicznościach jego przeżycie nie było realne, jednak nie pojawił się żaden wniosek, by umieścić go w wykazie osób zmarłych. Lucy domyśliła się, że stała za tym jego mama. Jego ubezpieczenie na życie nigdy nie zostało tknięte, co wykluczało kwestię wyłudzenia, jednak jego powrót po uznaniu za zaginionego w wyniku utonięcia doprowadziłby do węszenia w jego życiu w chwili jego ponownego pojawienia się. Spojrzała w górę, by ujrzeć, jak schodzi powoli po schodach, z twarzą bledszą niż zwykle. Miał na sobie ciemne spodnie i białą lnianą koszulę, a serce Lucy zagwizdało na ten widok. Splotła palce z jego palcami i ścisnęła je. „Cześć przystojny Ziemianinie.” „Cześć przepiękna Ziemianko.” „Będzie dobrze” powiedziała. „A jeśli mi nie uwierzą?”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Przewróciła oczami. „Wałkowaliśmy to na okrągło. Jedno spojrzenie na ciebie i twoja mama będzie wiedziała. Chodź.” Lucy pociągnęła go przez drzwi, do samochodu. „Ja poprowadzę.” Trzy wydarł kluczyki z jej palców. „Nie, ja. Jestem już wystarczająco zdenerwowany bez kierowania z siedzenia pasażera, próbując co chwilę wciskać niewidzialny hamulec. Nie mam pojęcia, jakim cudem zdałaś egzamin na prawo jazdy.” Otworzył drzwi dla Lucy, a potem przeszedł na drugą stronę. Lucy nadąsała się, gdy usiadł obok niej. „Co złego jest w moim stylu jazdy?” Trzy uniósł brwi. „Słuchanie, jak co chwilę mówisz—pasażerze, jak krawężnik?—tak, by pamiętać, po której stronie jezdni jesteś nie działa najlepiej na moją pewność siebie.” „Dobrze, że nie musisz słuchać, jak recytuję alfabet.” „Nie śmiem pytać.” „Gaz, hamulec, sprzęgło. Tylko, aby się upewnić, co do kolejności, gdy czasami zapomnę, od której strony zacząć.” Trzy zadrżał. „Jak tylko odzyskam dostęp do konta bankowego, kupię ci automat. Jeden pedał mniej do zapamiętania.” Sięgnął, by zapiąć jej pas i pogłaskał ją po brzuchu. „Pamiętaj, że nosisz w sobie mojego syna, więc uważaj.” „Córkę.” „Syna.” Lucy roześmiała się. Jego pamięć powracała etapowo. Przykleił się do telewizora na kilka dni, a następnie pochłonął internet. Cieszyła się, wychodząc z nim i obserwując, jak jego oczy zaczynają lśnić, gdy coś sobie przypomniał. Jedzenie było największym osiągnięciem. Uwielbiał ryby i frytki, ślinił się na pieczeń wołową i yorkshireski budyń, a nawet lubił kapustę. Dziwak. Przypomniał sobie z czego żył, nim zaginął—projektował statki, a co istotniejsze, przypomniał sobie, jak rysować statki—nakłoniła go, by spróbował, więc mógł znów zarabiać tym na życie. Dziwne, że nie pamiętał, jak się prasuje czy zmywa naczynia. Lucy poinformowała go, że lepiej dla niego, jeśli jak najszybciej się tego dowie.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Nie bawiły jej jego złośliwości, kiedy udawał, iż pamięta, że miał żonę i czworo dzieci, jednak Lucy nie sądziła, by była w stanie grzmotnąć aż tak mocno. Może to wtedy, gdy mu przywaliła. „Czemu się uśmiechasz?” zapytał Trzy, wjeżdżając na główną drogę. „Ta chwila, gdy ci walnęłam.” „Szczęśliwy strzał.” „Na który zasłużyłeś.” „Oczywiście.”
Lucy upewniła się, że Judy i Michael Prince będą w domu, kiedy rano, tydzień wcześniej, zadzwoniła i umówiła się na spotkanie. Powiedziała im, że instytut żeglarski, do którego należał ich syn, rozważa wzniesienie pomnika i chciałby to omówić. Lucy pociągnęła Trzy w górę ścieżki prowadzącej do frontowych drzwi, a potem odepchnęła go na bok. „Twoja mama mogłaby zemdleć. Zobaczymy, czy otworzy twój tata.” Zapukała i cofnęła się o krok. Drzwi otworzył Michael Prince. Lucy znów przeszło przez myśl, jak bardzo Trzy go przypomina. „Prawdopodobnie nie pamięta—” zaczęła Lucy. „Jak mógłbym zapomnieć? Jesteś wariatką, która twierdziła, że mój syn został porwany przez kosmitów i zginął próbując ci pomóc. Zdenerwowałaś moją żonę. Co teraz? Tak naprawdę nie umarł, a ty chcesz pieniędzy na rozpoczęcie akcji ratowniczej?” „Nie ma takiej potrzeby. Zrobiła to wszystko sama.” Trzy stanął u jej boku. „Cześć, tato.” Lucy przebiegała wzrokiem pomiędzy nimi. Żaden nie spuścił oczu z drugiego.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Peter?” wyszeptał jego ojciec. „Czy ja mam omamy? Czy—czy to jakaś sztuczka? C—co—ja—o Boże.” Zatoczył się na framugę. „Michael, nie trzymaj naszych gości w progu. Zaproś—” Matka Trzy wkroczyła do holu, a dźwięku, który wydobył się z jej ust, Lucy nie słyszała nigdy wcześniej. Zduszone westchnienie szoku, strachu i niewypowiedzianej radości. Judy zachwiała się, lecz dzięki szybkim ruchom jej syna osunęła się bezpiecznie w jego ramiona, a potem ich ojciec przytulił ich oboje. Wszyscy płakali, a Lucy się uśmiechała. To był jeden z najlepszych momentów w jej życiu. A miała ich ostatnio kilka. We wszystkich uczestniczył Trzy, który był najlepszą rzeczą w jej życiu. Zastanawiała się, co by zrobiła, gdyby jej mama i tata niespodziewanie zapukali do jej drzwi po tylu latach i oznajmili, że nie utonęli, lecz zostali zabrani do podwodnego miasta. Ooo, to było coś, co ani jej ani Trzy nie przyszło na myśl, by wyjaśnić jego zniknięcie. Gdzieś tam, pod Biegunem Południowym, mógł istnieć świat w rodzaju Atlantydy. Przebierając nogami, oparła się o ścianę. Matka Trzy obejmowała dłońmi jego twarz, jej palce ocierały łzy z jego policzków, ust, brody. Ojciec ściskał jego rękę, jakby się bał, że syn mógłby nagle zniknąć. „Przypuszczam, że to wy jesteście ludźmi, którzy przyszli porozmawiać z nami o pomniku” powiedział Michael. Lucy przytaknęła. „Musieliśmy mieć pewność, że będą Państwo w domu.” „Wejdź i usiądź. Porozmawiaj z nami” rzekła Judy. Trzy sięgnął po Lucy, a ona pozwoliła wciągnąć się w jego objęcia. „Gdzieś ty się podziewał?” zapytał ojciec, gdy weszli do salonu. Trzy pociągnął Lucy na kanapę. Poczekał, aż rodzice usiądą, zanim przemówił. „Zostałem uprowadzony przez obcych.” Cisza. Nawet wstrząśnięty zegar na kominku przestał tykać.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky „Ten mało śmieszny żart trwa już zbyt długo, Peter” odpowiedział ojciec. „Cokolwiek się wydarzyło, możemy pomóc ci się z tym uporać. Powiedz nam prawdę.” „Naprawdę zostałem porwany przez obcych.” Ścisnął palce Lucy. Ojciec zmarszczył brwi. „Będziesz musiał wymyślić coś lepszego.” Trzy otworzył usta, by po chwili zamknąć je z powrotem. Lucy mówiła, że mu nie uwierzą, ale on upierał się, że tak nie będzie. Idiota. Jej idiota. „W co byłoby łatwiej uwierzyć?” zapytała Lucy. „Że został porwany przez piratów i stracił pamięć? Może został sprzedany do niewoli. Albo dołączył do tajemniczego kultu religijnego i teraz ujrzał światłość. Ewentualnie został wciągnięty do podwodnego królestwa.” „A na to jak wpadłaś?” zapytał ze śmiechem Trzy. „To wszystko brzmi prawdopodobnie, za wyjątkiem ostatniego. Które jest prawdziwe?” zapytał ojciec. „Został porwany przez kosmitów” wyszeptała Judy. Jej oczy rozszerzyły się. „O mój Boże.” Spojrzała na Lucy. „Powiedziałaś prawdę, ale sądziłam, że on nie żyje.” „Ja również” odpowiedziała Lucy. „Czy wyście wszyscy pogłupieli” rzucił Michael. „Co ta wariatka ci zrobiła? Pranie mózgu, byś uwierzył w te brednie? Może wcale nie jesteś naszym synem, tylko go przypominasz i razem zaplanowaliście to oszustwo.” Trzy westchnął. „Rozdeptałem mojego pierwszego chomika i ustaliliśmy, że Mama nigdy się o tym nie dowie.” „O Boże” jego ojciec łapał oddech, a Lucy wiedziała już, że w końcu uwierzył, iż Trzy jest jego synem. „Posłuchajcie” powiedział Trzy. „Opowiem wam tę historię tylko raz. Nie możecie przekazać jej nikomu innemu, nawet rodzinie. Nasze życia będą zrujnowane jeśli odpowiednie władze się o tym dowiedzą. Możemy mówić, że zostałem uratowany przez statek, ale byłem ciężko ranny i straciłem przytomność. W pewnym sensie jest to prawda, choć to statek kosmiczny mnie wyłowił.”
Barbara Elsborg Lucy in the Sky Lucy ściskała mocno jego dłoń, kiedy opowiadał swoją historię. Łzy spływały po policzkach jego matki, a ojciec siedział blady i milczący. „Wiesz, nic z tego nie ma już znaczenia. Jesteś w domu” rzekł jego ojciec. „Twoja matka nigdy nie porzuciła nadziei, że pojawisz się pewnego dnia. Sądziłem, że się myli. Teraz wiem więcej.” Objął i przytulił swoją żonę. „Gdyby nie Lucy, nadal byłbym na Colonizerze. Przywróciła mi życie i to dla niej wróciłem na Ziemię. Kiedy mój jacht zaczął tonąć w lodowatej wodzie myślałem, że jestem najbardziej pechowym gościem na świecie, a okazało się, że była to najszczęśliwsza rzecz, jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła.” „Jeśli nie liczyć Erosa, którym ci przywaliłam, gdy rozbiłeś się w moim ogrodzie.” Trzy uśmiechnął się. „To był moment, w którym się w tobie zakochałem.” „Łatwizna” odpowiedziała Lucy.
Barbara Elsborg Lucy in the Sky
Epilog „Ta planeta zdecydowanie nadaje się do zamieszkania” powiedział Hyll. Zend objął Hylla ramieniem. „Dom.”
Zespół masowego ginięcia pszczoły miodnej to dziwne zjawisko nagłego znikania pszczół z uli. Najnowsze dane wskazują, iż nie wymierają, lecz z niezrozumiałych przyczyn rozpoczynają nowe życie w innym miejscu.