1 T ł u m a c z e n i e : L i l a h 2 Rozdział 1 Detektyw Sean O'Brian miał już dość. Minął już dobry miesiąc odkąd on i Valenti coś razem robili. Kie...
13 downloads
42 Views
797KB Size
1
T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
2
Rozdział 1 Detektyw Sean O'Brian miał już dość. Minął już dobry miesiąc odkąd on i Valenti coś razem robili. Kiedy zajechał swoim Chryslerem Cordobą rocznik '82 pod Spalding Convention Center w centrum miasta, uświadomił sobie, że nie, minęło więcej, niż miesiąc. Bo ostatnia noc, kiedy dostał od Valentiego jakieś miłe słowo, nie mówiąc o czymś więcej, przypadała na noc przed strzelaniną. Westchnął i przesunął dłonią po swoich gęstych, blond-rudych włosach i wysiadł z samochodu. – Co za wstyd, skarbie – mruknął, wyobrażając sobie zranione oczy Valentiego, kiedy Kapitan Harris zlecił mu zadanie "tymczasowego zawieszenia", dopóki incydent nie zostanie zbadany przez Wydział Spraw Wewnętrznych. To miło zająć tylko tydzień - góra dwa. Ale dupkom z WSW się nie spieszyło, a O'Brian wiedział, że Valenti był wzywany i maglowany co najmniej trzy razy. A choć kilku świadków potwierdziło, że ćpun, którego zdjął Valenti, groził jemu i O'Brianowi bronią, to ciągle nie mogli tego zakończyć. A dopóki tego nie zrobią, Valenti tkwił za biurkiem, a O'Brian dostał nowego partnera - nowicjusza, który miał jeszcze takie mleko pod nosem, że O'Brian chciał zobaczyć czy nie ma gdzieś spódnicy mamusi, której mógłby się trzymać. Valenti stał się zirytowany i przygnębiony. Stał się również aż nadto świadomy sekretu jaki mieli razem z O'Brianem - faktu, że odkąd wrócili z tajnego zadania w RamJacku, znanego gejowskiego klubu w San Francisco, ich partnerstwo przeniosło się do zupełnie nowego poziomu. Teraz byli nie tylko partnerami, ale i kochankami - no, może do czasu tego feralnego zdarzenia. Minął prawie rok odkąd przyznali się do swoich uczuć i zaczęli związek - opierający się na wzajemnym szacunku i dzikiej namiętności, która między nimi płonęła. Było to całkowite zaskoczenie, bo żadnemu z nich nigdy wcześniej nie podobał się żaden facet. Ale to, że przed Valentim O'Brian nie chciał żadnego innego faceta, nie oznaczało, że widok jego wysokiego, ciemnego partnera na kolanach, biorącego fiuta O'Briana do ust, był dla niego mniej podniecający. Boże, przez samo myślenie o tym miał bolesną erekcję. Gdyby tylko teraz mógł namówić swojego upartego partnera do zrobienia z tym czegoś, może wszystko wróciłoby do normy, pomyślał, kiedy opuścił parking i skierował się do centrum kongresowego. Jeszcze zanim przenieśli swoje partnerstwo i przyjaźń na wyższy poziom, byli blisko siebie przytulali się, dotykali i generalnie wchodzili sobie nawzajem w przestrzeń osobistą. Była to część ich partnerstwa, część tego, z czego byli znani i to przez ten brak skrępowania względem siebie zostali przydzieleni do zadania w RamJacku. Ale od strzelaniny i śledztwa WSW, które było jej
T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
3
następstwem, Valenti wzdrygał się, kiedy O'Brian dotykał go w miejscu publicznym. Prawdę mówiąc, tego popołudnia O'Brian stanął za partnerem, który siedział za biurkiem i wyglądał na spiętego i chciał zrobić mu masaż szyi. Valenti wzdrygnął się i odsunął jego dłonie. – Złaź ze mnie, O'Brian – mruknął, jego brązowe oczy skanowały zatłoczone biuro, by zobaczyć, czy żaden z pozostałych funkcjonariuszy nie zauważył tego publicznego wyrażania uczuć. – Jesteśmy wśród ludzi. – No i co? – O'Brian usiadł na biurku partnera, zasłaniając papiery, nad którymi siedział Valenti i zmarszczył brwi. – No i co? A to, że musimy być bardziej ostrożni. – Głos Valentiego był niski i zmartwiony. – Trochę bardziej dyskretni. Mógłbyś zejść z moich papierów? – Nie. Posłuchaj, Valenti – powiedział O'Brian w miarę rozsądnym głosem. – Przez ostatni miesiąc byliśmy tylko dyskretni. A jeśli będziemy jeszcze bardziej dyskretni, to umrę przez sine jaja1. Zlituj się nade mną. – Ciszej! – syknął Valenti, patrząc na niego z gniewem. – Ktoś może podsłuchiwać. – Wiem, że gówno mnie to obchodzi. – O'Brian zaczął być już wściekły. Przez ostatni miesiąc, a nawet więcej, znosił nieprzystępność i nagłą paranoję partnera, ale to już przestawało być śmieszne. – A mnie obchodzi czy stracimy robotę i zniszczymy sobie karierę – odparł Valenti. – Zniszczymy sobie karie... o czym ty do cholery mówisz, Valenti? – zapytał ze zdziwieniem O'Brian. – Jeszcze miesiąc temu nie odklejaliśmy się od siebie. Ludzie gadali, to jasne, ale nas to nie obchodziło. Wiem, że kiedy wróciliśmy z RamJacka, ludzie gadali jeszcze więcej, ale i tak się nie przejmowaliśmy. Ale teraz... – Pokręcił głową. – Nie wiem - jakbyś się nagle zmienił. I nie wydaje mi się, by chodziło tylko o strzelaninę i WSP, które nie daje ci spokoju. Jest coś jeszcze. Powiedz mi. – Nie zmieniłem się. I to wszystko... to jak się zachowujemy, to znaczy... to było wcześniej – mruknął Valenti, odwracając wzrok. – Wcześniej, czyli kiedy? - zażądał odpowiedzi O'Brian. – Przed strzelaniną? Czy przed tym, o czym mi nie mówisz? – Nie wiem o co ci chodzi. – Valenti próbował wrócić do papierów, ale O'Brian siedział na nich twardo i nie zamierzał się ruszyć, póki nie dowie się co się dzieje. – Cholera, Valenti, wiem, że przez ostatni miesiąc było ciężko, ale wszystko się zmieni. 1 określenie na ból pojawiający się w okolicy jąder związany z przedłużonym podnieceniem seksualnym i brakiem ejakulacji T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
4
Będzie lepiej. A nawet jeśli nie, to jestem z tobą, tak jak zawsze. – Tak, tak... – Ale wyglądało na to, że drażliwa powłoka Valentiego zaczynała topnieć. Jego wielkie brązowe oczy patrzyły łagodniej, a szerokie ramiona zakryte białą koszulą nie wyglądały już na takie spięte. O'Brian mógłby zabrać go do swojego mieszkania i zrobić mu długi, wolny, zmysłowy masaż, tak jak wtedy, kiedy byli pod przykrywką w RamJacku. Sama myśl o klęczeniu nago nad szczupłym, umięśnionym i równie nagim ciałem partnera, dotykanie, masowanie i całowanie go, aż Valenti obróci się i zacznie błagać, by wziął go w usta, sprawiło że O'Brian miał ciasno w spodniach. Wykorzystał okazję i pochylił się, by szepnąć partnerowi do ucha. – Wszystko będzie dobrze, Nick. Chcę tylko byś wiedział, że czuję to samo co zawsze. Wciąż cię pragnę. Wciąż cię potrzebuję. I to się nie zmieni. – O'Brian celowo użył imienia partnera, wiedząc, że to trafi do Valentiego jak nic innego. I rzeczywiście, kiedy Valenti wreszcie spojrzał mu w oczy, wyglądało na to, że wysoki, ciemny partner O'Briana zaczynał odtajać. – Sean – wymruczał, kładąc dłoń na kolanie O'Briana. Już ten pojedynczy dotyk, kiedy nie byli ze sobą od tak dawna, sprawił że O'Brian w ciągu sekundy z połowicznej erekcji stał się w pełni twardy. – Tak, skarbie? – powiedział niskim, zmysłowym głosem. – Nie chodzi o to, że nie czuję tego samego – powiedział Valenti. – Myślałem po prostu— – Hej, chłopaki, co tam? – Ich rozmowę przerwał głos Billy'ego Hicksa, tymczasowego partnera O'Briana i Valenti oderwał dłoń od kolana O'Briana, jakby dotknął czegoś gorącego. O'Brian miał ochotę rozwalić z frustracji biurko. Pierwsza choć na wpół porządna rozmowa z Valentim jaką miał od miesiąca i ten głupi dzieciak musiał im przerwać. – Nic, młody – warknął, odwracając się twarzą do swojego tymczasowego partnera, który szczerzył się do nich niepewnie z niewinnością, której ulice LA nie zdążyły jeszcze zabić. Na swój sposób był uroczym dzieciakiem, pomyślał O'Brian, ze swoją wiejską budową ciała i kilkoma piegami na grzbiecie zadartego nosa. Pewnego dnia uszczęśliwi jakąś dziewczynę, ale teraz działał O'Brianowi na nerwy. – Nie, serio chłopaki, wszystko w porządku? Wyglądaliście tak, eee, poważnie, więc pomyślałem, że może mamy nową sprawę - partnerze. – Trącił żartobliwie łokciem O'Briana, który zrobił to samo, może tylko trochę mocniej, niż to było konieczne. – Oprócz prywatnej rozmowy nic się nie dzieje – powiedział ostentacyjnie. Ostatnim, czego teraz potrzebował, było przypomnienie Valentiemu, że on tkwił za biurkiem, a O'Brian pracował w terenie bez niego. Ale sądząc po chłodnym spojrzeniu brązowych oczu partnera, było już za późno. T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
5
– I tak muszę już wracać do pracy – powiedział Valenti, patrząc znacząco na miejsce, w którym znajdował się tyłek O'Briana. – Mógłbyś zejść? Do piątej muszę oddać Kapitanowi te papiery. – Co tak wcześnie? – zapytał ze złością O'Brian. – Zostajesz tu codziennie do siódmej albo do ósmej i wypruwasz sobie flaki. Jesteś zbyt zmęczony, by gdzieś wyjść i się zabawić. Zbyt zmęczony, by... – Urwał, kiedy uświadomił sobie, że zarówno Valenti, jak i Hicks gapią się na niego. – Ej, chłopaki, wy i tak wychodzicie codziennie razem, nie? – powiedział Hicks, gapiąc się na nich obu. – Słyszałem, że jesteście dobrymi kumplami, no ale kurde - spędzanie tyle czasu z kolegą z pracy musi być męczące. – Ostatnio bardziej, niż zazwyczaj – powiedział przez zaciśnięte zęby Valenti. – Detektywie O'Brian, mógłbyś z łaski swojej zabrać swój tyłek z mojego biurka? – Nie, dopóki nie powiesz mi dlaczego masz dzisiaj to tak wcześniej oddać – zadeklarował uparcie O'Brian. – Czy to dlatego... – Jego serce nagle podskoczyło w nadziei. – Dlatego, że dzisiaj jest, eee, prawie równy rok? – Rok? – Valenti spojrzał na niego w osłupieniu. – No tak, rok od RamJacka. – O'Brian uniósł znacząco brew. Z pewnością jego partner nie zapomniał o ich pierwszej rocznicy, która przypadała piątego grudnia. O'Brian uważał, że to całkiem miłe, że przypada tak blisko świąt. Kiedy byli pod przykrywką, byli zbyt skupieni na dopadnięciu barona narkotykowego, Vincenta Conrada, by przejmować się porą roku. Ale w tym roku O'Brian myślał już jaki prezent sprawi partnerowi - jeśli będzie pamiętał, by pojawić się u niego, by to świętować. – Słyszałem o RamJacku! - krzyknął Hicks, przerywając jego myśli. – Czy to nie ta sprawa, gdzie wy dwaj— – Złapaliśmy największego dilera w stanie? – wpadł mu w słowo Valenti. – Dokładnie – powiedział O'Brian. – To dlatego wychodzisz wcześniej? Żebyśmy mogli to świętować? – Nie do końca – Valenti westchnął głośno. – Idę dzisiaj na przyjęcie bożonarodzeniowe dla All Children's Hospital. Kapitan Harris poprosił mnie, żebym wziął czek dla przewodniczącego ich zarządu i reprezentował wydział. Nie masz nic przeciwko? – Jego głos ociekał sarkazmem. – Nie. – O'Brian zsunął się z biurka i spróbował nadać swojemu głosowi nonszalancki ton. – Bierzesz ze sobą randkę? Jedną z... – Odchrząknął i posłał szybkie spojrzenie Hicksowi, który z T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
6
zapałem przysłuchiwał się ich rozmowie. – Na przykład jedną z maszynistek? Valenti spojrzał na niego spode łba. – A nawet jeśli, to co? O'Brian jedynie patrzył na niego, nie potrafiąc ukryć zranionego spojrzenia. Jego partner wreszcie ustąpił. – Nie – powiedział ponuro, krzyżując ręce na piersi. – Kapitan miał tylko jedno zaproszenie, więc idę sam. I tak nie chciałbym być przykuty na całą noc do jakiejś pustej panienki. – Z niewiadomych przyczyn, jego brązowe oczy powędrowały na chwilę do nic nie rozumiejącego Hicksa, po czym wróciły do papierów na biurku. O'Brian poczuł nagle rozluźnienie mięśni. Dzięki Bogu, Valenti szedł sam. Ostatnio zastanawiał się czy konflikt, jaki wyczuwał w swoim partnerze, polegał na tym, że spodobał mu się ktoś inny. Może jakiś inny facet z wydziału. Albo jeszcze gorzej, Valenti postanowił wrócić do kobiet. O'Brian nie mógł zrobić z tym za wiele - miał zły rodzaj wyposażenia, by stawać w szranki w takiej rywalizacji. To jak porównywanie skoku o tyczce do pływania stylem klasycznym, pomyślał cierpko. Ale to jak Valenti to ujął - być przykuty na całą noc do jakiejś pustej panienki - to bolało. Co teraz myślał o O'Brianie? Chwila... pomyślał. Przukuty... nagle w jego głowie zrodziła się myśl. – Długo będziesz na tym przyjęciu? – zapytał od niechcenia, udając, że wpatruje się w swoje paznokcie. Kątem oka widział jak jego partner posyła mu podejrzliwe spojrzenie, ale przynajmniej odpowiedział. – Przyjęcie zaczyna się o siódmej, a skończy koło północy – powiedział krótko. – Zadowolony? – Nie – O'Brian uśmiechnął się półgębkiem. – Ale będę, obiecuję ci to, skarbie. Na razie. – I udał się do wyjścia z Hicksem łażącym za nim jak zagubiony szczeniak. Nie miał nic przeciwko temu dzieciakowi, ale O'Brian z radością by nim potrząsnął - miał już dosyć zabawiania się w jego niańkę. Ale dopóki Valenti będzie tkwił przy biurku, był na niego skazany. – Ej, Detektywie O'Brian, szkoda, że Detektyw Valenti nie może dzisiaj z tobą wyjść. – Tak, szkoda – zgodził się z roztargnieniem O'Brian. – Może zamiast tego chciałbyś pójść ze mną na piwo po robocie – zaproponował z nadzieją Hicks. O'Brian obejrzał się i zobaczył jak Valenti patrzy na nich zmrużonymi oczami. Dochodząc do wniosku, że to świetna okazja, żeby trochę namieszać, O'Brian kiwnął głową. – Jasne, młody. Podaj tylko czas i miejsce. – Oczywiście, kiedy jego partner praktykant to zrobił i kiedy byli już poza zasięgiem uszu Valentiego, O'Brian pokręcił głową i spojrzał na niego niepewnie. – Och, no T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
7
nie wiem czy się wyrobię - to dla mnie trochę daleko, a właśnie przypomniałem sobie, że mam jutro rano przyjść i zrobić trochę papierkowej roboty. – Ale jutro jest sobota – zaprotestował Hicks. – Nigdy nie odwalasz papierkowej roboty w weekendy, chyba że Kapitan Harris cię do tego zmusi. – Cóż, robię wyjątek. Nie martw się tym. – O'Brian poklepał dzieciaka po policzku i odszedł. Misja zakończona. Teraz musiał jedynie dopracować szczegóły swojego planu...
Rozdział 2 Szuranie tenisówek o schodki centrum kongresowego wyrwało O'Briana ze wspomnień o popołudniu. Nie ubrał się na przyjęcie i wiedział, że w tym szykownym tłumie będzie wyglądał nie na miejscu, ale nie przejmował się. Jego ciasne dżinsy i koszulka w otoczeniu sukni i smokingów były częścią jego planu. Pogwizdując, dotarł do ogromnego holu, udekorowanego na czerwono, zielono i złoto. – Przepraszam, sir, ale nie można wejść bez zaproszenia. – Napakowany ochroniarz przy ogromnych drzwiach do sali balowej przypominał O'Brianowi osiłków Conrada w RamJacku każdy brzydszy od poprzedniego i wszyscy o budowie czołgu. – Tu jest moje zaproszenie. – Podsunął facetowi pod nos swoją złotą odznakę, zawsze ciesząc się ze zmiany, jaką powodowała. – Uch, przepraszam, Detektywie. – Ochroniarz wyglądał teraz ponuro, jego autorytet przebiła odznaka O'Briana. – Proszę wejść. I tak piją jeszcze koktajle. – Prawdę mówiąc, koktajl2 to coś w sam raz dla mnie. – O'Brian posłał mu uśmiech ukazujący rząd białych zębów i przeszedł przez podwójne drzwi, by znaleźć się w czymś, co wyglądało na konkurs na najlepszy ubiór. Kobiety w jedwabnych i satynowych sukniach z eleganckimi fryzurami zmieszane z mężczyznami w smokingach i muchach, wszyscy pijący szampana z długich kieliszków, noszonych na tacy przed ubranych na biało i czarno kelnerów. O'Brian wziął kieliszek od przechodzącego kelnera i opróżnił go jednym, długim łykiem, po czym odłożył go na tacy drugiego przechodzącego kelnera. Ignorując zdezorientowane i pogardliwe spojrzenia, jakie otrzymywał od
świetnie
ubranych ludzi wokół niego, zaczął przedzierać się przez tłum, szukając Valentiego. 2 Ach te podteksty :D cock to fiut, choć niektórzy przy scenach seksu piszą kogut. A przy pussy – kotek. Nie ma chyba nic gorszego przy czytaniu scen +18 "Zaraz wsadzę swojego koguta w twojego kotka!" :D T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
8
Odnalezienie partnera nie zajęło mu wiele czasu. Znajdował się w dalekim końcu sali, górując nad pozostałymi mężczyznami. Stał obok gustownie udekorowanej choinki, pogrążony w rozmowie ze starszym, dystyngowanym jegomościem ze srebrnymi włosami i poważnymi oczami. O'Brian nie marnował czasu na patrzenie na drugiego mężczyznę; wzrok miał skupiony jedynie na Valentim. Jego partner, wyglądając chłodno i wytwornie w dopasowanym, czarnym smokingu, w każdym calu prezentował sobą bogatego, doskonałego dżentelmena, znów przypominając O'Brianowi czas spędzony pod przykrywką, kiedy jego partner grał "Tatuśka" O'Briana. Cholera, na początku naprawdę wkurzało go, że jest "chłopcem", ale z pewnością wczuł się w rolę, dręcząc swojego sfrustrowanego seksualnie partnera, aż obaj całkowicie się zatracili. Samo myślenie o pierwszym razie, kiedy się kochali – pierwszym razie, kiedy uprawiali seks, mówiąc grubiańsko – tworzyło w spodniach O'Briana spore wybrzuszenie. To jak Valenti nad nim był, to co szeptał partnerowi, by zachęcić go do działań. Zrób to, Valenti. Nie potrafię już dłużej czekać. Muszę cię w sobie mieć. Muszę poczuć jak mnie pieprzysz. Jego własne słowa wróciły, by nawiedzić go, kiedy patrzył jak jego partner, przyjaciel i kochanek rozmawiał cicho w zatłoczonej sali balowej. Boże, chciał tego mężczyzny tak bardzo, że aż bolało. A i tak wydawało mu się jakby Valenti coraz bardziej się od niego oddalał. Koniec z tym, postanowił O'Brian. Prostując ramiona przeszedł przez tłum i stanął tuż za swoim partnerem. – ...bardzo ważny datek – mówił siwowłosy mężczyzna, a Valenti kiwnął głową. – Absolutnie, nasz wydział bardzo się cieszy, że może pomóc, Prezesie Tanner. Ja— – Przepraszam. – O'Brian poklepał partnera po ramieniu, a Valenti odwrócił się z wyrazem absolutnego szoku na twarzy. – O'Brian – powiedział obojętnie. – Co tu robisz tak ubrany? – Wybacz, nie miałem czasu na założenie małpiego garnituru – powiedział ironicznie O'Brian. – Ale spieszyłem się. Wybacz, że muszę wyciągnąć cię z przyjęcia, ale mamy sprawę nie cierpiącą zwłoki. – Co? O czym ty mówisz? – Valenti wyglądał na zdezorientowanego, kiedy O'Brian chwycił go za łokieć i zaczął ciągnąć za sobą. – To był Prezes Tanner, głowa szpitalnej rady dyrektorskiej – syknął do O'Briana, kiedy przedzierali się przed tłum ważnych osobistości. – Nie obchodziłoby mnie to, nawet gdyby to był Święty Mikołaj i papież w jednym – warknął O'Brian, ciągnąc partnera w stronę wyjścia. – Idziesz ze mną. – Ale dlaczego? – Valenti dalej protestował, ale przynajmniej jego stopy wciąż się ruszały, T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
9
choć O'Brian spodziewał się, że niedługo i to się skończy. Pociągnął mocniej. – To pilne – powiedział niejasno. – I tylko my z jednostki możemy sobie z tym poradzić. Musisz ze mną iść, Valenti. Pospiesz się! O'Brian unikał pytań partnera, aż dotarli do parkingu. Ale kiedy stanęli przy Cordobie O'Briana, Valenti zaparł się. – O co tu chodzi? – zażądał chyba z piętnasty raz. – I nie mów mi, że to pilne – chcę wiedzieć gdzie do cholery jedziemy i co się dzieje. – Powiem ci co się dzieje. – O'Brian pchnął swojego zaskoczonego partnera na bok samochodu i chwycił jego obie dłonie. Zanim Valenti zdążył zorientować się co się dzieje, O'Brian wyciągnął swoje srebrne, policyjne kajdanki i skuł nimi nadgarstki partnera. – Co ty do cholery wyprawiasz? – Valenti spojrzał z niedowierzaniem na swoje skute ręce. – Czyś ty zwariował? – Można tak powiedzieć – powiedział ponuro O'Brian. – Jestem zwariowany albo napalony, wybierz co chcesz. Tak czy siak, idziesz ze mną. – Nie idę – Valenti zachrzęścił groźnie kajdankami. – Wypuść mnie z tego i pozwól mi wrócić na przyjęcie. – Nie. – O'Brian wyciągnął z kieszeni czarną chustkę. Zanim Valenti zdążył zaprotestować, miał zawiązane oczy i siedział na przednim siedzeniu Cordoby, ręce miał starannie ułożone na kolanach. O'Brian z uśmiechem zatrzasnął drzwi za swoim osłupiałym partnerem. Nikt nie był lepszy w skuwaniu kajdankami od niego - Valenti powinien to już wiedzieć. Ale jego partner miał na głowie inne rzeczy, niż zręczność O'Briana - na przykład ucieczkę. – Natychmiast mnie wypuść – warknął, kiedy O'Brian odpalił silnik. – Albo przysięgam na Boga— – Nick – przerwał mu łagodnie O'Brian. – Mam cię jeszcze zakneblować? – Ja— zaczął Valenti, ale O'Brian wyciągnął dłoń i chwycił nią brodę Valentiego, przesuwając kciukiem po pełnych ustach partnera. – Nie każ mi tego zrobić, Nick – wymruczał. – Nie, kiedy znam tyle o wiele lepszych sposobów na wykorzystanie tych pięknych ust. Valenti nagle zamilknął i O'Brian czuł w czasie jazdy na palcach gorący oddech partnera. Samo dotykanie Valentiego, nieważne jak niewielkie, sprawiało że był twardy jak skała. Nagle odległość między centrum kongresowym, a jego mieszkaniem wydała się odrobinę dłuższa. Ale wiedział, że kiedy się tam dostanie, da swojemu partnerowi wieczór, którego ten nie zapomni – T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
10
miał tylko nadzieję, że Valenti później mu wybaczy.
Rozdział 3 W chwili, gdy O'Brian miał swojego milczącego partnera w swoim mieszkaniu, zaprowadził Valentiego prosto do sypialni. Planował coś innego, coś romantycznego, ale w tamtej chwili nie czuł w sobie ani odrobiny romantyczności. Jego fiut był obolały przez miesięczny celibat i nie miał teraz czasu na kwiatki i serduszka. – O'Brian, co do cholery—? – zaczął znowu Valenti, kiedy O'Brian zamknął za nimi drzwi. – Zamknij się – warknął O'Brian. Pchnął partnera na łóżko i rozkuł prawy nadgarstek Valentiego na tyle długo, by zdjąć mu marynarkę od smokingu i białą koszulę. Przesunął obiema dłońmi po twardej, umięśnionej powierzchni gładkiej, brązowej piersi partnera, rozkoszując się męskim ciałem pod swoimi palcami. Delikatnie ścisnął sutki Valentiego, po czym pochylił się, by okrążyć jeden językiem. – O'Brian...! – wydyszał. Zamiast go spowolnić, storturowany jęk jedynie jeszcze bardziej nakręcił O'Briana. Zassał drugi sutek, zatrzymując się by ostro go przegryźć i okrążył go językiem, by zmniejszyć ból. Długie, szczupłe ciało wiło się pod jego najazdem. Boże, skóra jego partnera smakowała cudownie – gorąca i słona, z domieszką goryczki. Valenti miał ciepły, pierwotny zapach, który O'Brianowi kojarzył się z pieprzeniem. Ten zapach wypełniał jego zmysły, kiedy Valenti brał go po raz pierwszy, kiedy wypełniał go swoim fiutem i kiedy doszedł głęboko w ciele O'Briana. To był zapach jego partnera, jego przyjaciela, jego kochanka - pożądanie, potrzeba i dom w jednym, a O'Brian bardzo dawno nim nie oddychał. – Boże! – Valenti, wciąż z zasłoniętymi oczami, drżał, czując na sobie język partnera, ale O'Brian jeszcze nie skończył - nie był nawet temu bliski. Chwyciwszy nadgarstki Valentiego, uniósł je do zagłówka mosiężnego łóżka. Zakuł partnera w bezradnej pozycji z rękami nad głową. – Co zamierzasz ze mną zrobić? – Głos Valentiego był zachrypnięty ze strachu i pożądania. – Słyszałeś kiedyś o Hiszpańskiej Inkwizycji? – zapytał O'Brian, nie odpowiadając na jego pytanie. – Co? – Valenti poruszył się na oślep, czarna chustka wciąż przesłaniała mu wzrok. – Hiszpańska Inkwizycja? – Powinieneś wiedzieć o czymś takim, Corazón – drażnił O'Brian, używając przezwiska T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
11
jego babci, tego którego Valenti nie cierpiał. – To jest w twojej krwi. Nieważne, w czasach Hiszpańskiej Inkwizycji źli księża torturowali ludzi, aż ci mówili prawdę. – I co to ma z tym wspólnego? – zapytał Valenti, grzechocząc kajdanki o mosiężne wezgłowie. – Tak się składa, że dużo, skarbie – powiedział mu O'Brian, biorąc się za czarne spodnie partnera. – Bo widzisz, może nie jestem księdzem, ale jestem tu tym złym. I zamierzam cię torturować aż powiesz mi co cię ostatnio niepokoi. Dlaczego traktujesz mnie ozięble, dlaczego zawsze jesteś zbyt zajęty by przyjść lub wyjść gdzieś po pracy, ale co najważniejsze, dlaczego od miesiąca się nie pieprzyliśmy. Rozumiesz? – Zdjął z partnera spodnie i bieliznę, przy okazji pozbywając go butów i skarpetek. – O'Brian, to jest szalone! – zaprotestował Valenti. – Nie, to jak się zachowywałeś, jest szalone. – O'Brian zdjął buty, ale resztę ubrań zostawił na sobie. Lubił mieć pod sobą swojego nagiego i bezradnego partnera i chciał psychologicznej przewagi noszenia na sobie ubrań, kiedy Valenti nie miał żadnych. – O'Brian, ja— – Co cię niepokoi, Nick? – O'Brian usiadł okrakiem na biodrach partnera i ułożył się wygodnie, tak że grube wybrzuszenie w jego dżinsach ocierało się o półtwardego fiuta Valentiego. Valenti jęknął, kiedy O'Brian się o niego otarł, ich trzony pocierały się o siebie przez warstwę dżinsu. – Nie wiem...nie wiem o czym mówisz – wydyszał. – A mi się wydaje, że wiesz. – O'Brian przekręcił się, by móc chwycić długi, pulsujący trzon. Nie spiesząc się, przesunął dłonią od podstawy do główki, na której zbierał się już prejakulat. O'Brian zebrał trochę kciukiem, używając go jako nawilżenia do następnego pociągnięcia. Wciąż zadziwiało go, że tak bardzo chce innego mężczyzny, że długie, szczupłe i umięśnione ciało jego partnera potrafiło podniecić go bardziej, niż jakakolwiek kobieta. Choć wiedział dlaczego tak było ich związek wychodził daleko poza ramy fizyczności. Mieli więź tak głęboką i szeroką, że nic nie mogło jej zerwać - nawet sekret Valentiego, czymkolwiek by on nie był. Zachwycał się tym jak mięśnie Valentiego napięły się pod jego gładką, opaloną skórą, jak wił się na łóżku, jak czarne włosy opadały mu na czoło, jak jego usta rozchylały się lekko w zadyszanym jęku. Ale najbardziej z tego wszystkiego uwielbiał czuć grubego fiuta partnera w dłoni, uwielbiał czuć wrażliwe jądra, które wiedział dokładnie jak chwycić, by wywołać jęk Valentiego. Nigdy nie śnił, że posiadanie takiego samego wyposażenia jak jego kochanek, może być taką T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
12
korzyścią. Nigdy nie śnił, że może odczuwać taką przyjemność z dotykania fiuta innego faceta i ze smaku jego spermy na swoim języku. – Pamiętasz kiedy pierwszy raz mi zwaliłeś, Valenti? – zapytał, cały czas gładząc obolały trzon partnera. – Wtedy, w czasie tego konkursu na trzepanie w RamJacku? – Boże, tak! – jęknął Valenti. – Pamiętam jak wtedy przejąłeś nade mną kontrolę – powiedział O'Brian, zagłębiając się we wspomnieniach. – To jak trzymałeś mnie nieruchomo i mi trzepałeś. Robiłeś to właśnie tak... – Zademonstrował długie, powolne pieszczoty na twardym trzonie partnera, aż Valenti zaczął dyszeć. – Doszedłem tak mocno, że widziałem gwiazdy – powiedział mu O'Brian. – Pamiętasz to? – Jak...jak mógłbym zapomnieć? – zapytał Valenti. – Nie wiem. Jak mógłbyś? Dzisiaj jest praktycznie nasza rocznica. Rok temu pieprzyłeś mnie w RamJacku – przypomniał mu O'Brian. – A mimo to wolałeś iść na jakieś głupie przyjęcie, niż spędzić ze mną noc na świętowaniu. – O to ci właśnie cały czas chodzi? – zapytał z niedowierzaniem Valenti. – Chodzi o coś więcej i dobrze o tym wiesz. – O'Brian ponownie przesunął po nim dłonią. Valenti wciągnął ostro powietrze i usiłował wstać, ale zatrzymały go krótkie ogniwa między kajdankami. Warknął z frustracji. – Rozkuj mnie albo chociaż zdejmij tę przeklętą chustkę i porozmawiamy o tym. – Nie mogę, skarbie. A na pewno cię nie rozkuję. Ale niech ci będzie. – O'Brian pochylił się i zerwał czarną chustkę z głowy Valentiego, uwalniając jego oczy. Widział złość w ich brązowej głębi, ale widział w nich także głód. To tę emocję chciał podsycać. – O'Brian, spójrz – zaczął ze złością Valenti, kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do mętnego światła. – Nie, to ty spójrz – powiedział mu O'Brian. Pochyliwszy się, zaczął od podstawy drżącej erekcji partnera i polizał gorącą ścieżkę aż do szerokiej główki w kształcie grzyba. – Boże! – Nagle napięcie w ciele pod O'Brianem zmieniło się i Valenti gładko przeszedł ze złości do podniecenia. – Pamiętasz, Nicky? – wyszeptał O'Brian, utrzymując wzrok partnera i dmuchnął chłodnym powietrzem na mokry ślad, który wyznaczył wcześniej językiem. – Pamiętasz kiedy pierwszy raz ssałem twojego fiuta? – Pochylił się i złożył gorący pocałunek na szerokiej główce trzonu Valentiego. – Nie miałem pojęcia co mam robić – kontynuował, a jego partner patrzył na niego szeroki oczami, już się nie wtrącając. – Wiedziałem tylko, że chcę cię posmakować, że chcę poczuć T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
13
jak twój kutas pieprzy mi usta. – Okrążył językiem czubek, zgarniając słoną, lekko gorzką spermę partnera. – Chciałem cię ssać, aż poczuję jak dochodzisz głęboko w moim gardle – wymruczał, ponownie krzyżując wzrok z partnerem. – Pamiętam jak poruszałeś biodrami, jak pchałeś nimi, by wyjść mi na spotkanie. Czułem na sobie twoje dłonie – gładzące mnie po włosach, dotykające mojej twarzy, kiedy cię ssałem, jakbyś nie potrafił do końca uwierzyć, że to robię i chciałeś się upewnić. A potem wreszcie się poddałeś, wreszcie zacząłeś wchodzić w moje usta swoim fiutem i wystrzeliłeś w moje gardło - cholera, to było najgorętsze doświadczenie w moim życiu. Najlepszy seks jaki miałem i to ja ssałem drugiemu facetowi fiuta. Masz pojęcie jak głęboka musi być nasza więź, by to w ogóle było możliwe? – powiedział O'Brian. – Ja, który biłem się z każdym frajerem w szkole za nazywanie mnie "pedziem", bo byłem za drobny i za słodziutki? – Sean... – Valenti pokręcił głową. – Ja po prostu myślałem... – Myślałeś, że możesz o tym zapomnieć - zapomnieć o nas - na cały miesiąc. Myślałeś, że możesz opuścić pierwszą rocznicę tego, co wydarzyło się w RamJacku. Myślałeś, że możesz ukrywać przede mną swoje sekrety i z nimi uciec. Tak myślałeś? – powiedział O'Brian. – A ja jestem tu, żeby ci pokazać, że nie możesz, skarbie. – Pochyliwszy się, zebrał językiem kroplę prejakulatu z pulsującej główki, po czym wziął go całego do gardła. Zajęło mu to prawie rok, ale O'Brian stał się świetny głębokim połykaniu. Ssał i przełykał trzon partnera, biorąc go głębiej i głębiej, dopóki nie czuł ciepłej, słonej spermy na tylnej ściance gardła, zamiast na języku. Gdyby ktoś powiedział mu przed RamJackiem, że będzie umiał dobrze obciągać i będzie to jedno z jego najdumniejszych osiągnięć, to O'Brian znokautowałby bydlaka. A jednak to była prawda. Jęki Valentiego i konwulsyjne dreszcze rozkoszy, jakie przeszywały jego ciało, były warte każdej sekundy poświęcanej na zwiększanie tej dziwnie rozkosznej umiejętności. Żałował jedynie, że Valenti nie ma choć jednej ręki wolnej. Nie było większej rozkoszy, niż duża, rozgrzana dłoń jego partnera przesuwająca się po jego włosach i dotykająca jego twarzy, kiedy O'Brian go ssał, zachęcając go do szczytowania. – Boże! O Boże, Sean! Zaraz...już nie mogę! Zaraz... O'Brian poczuł jak mięśnie na udach jego partnera napinają się pod jego skórą i po chwili biodra Valentiego szarpnęły bezradnie do góry, a jego ciało przeszył spazm. O'Brian zassał mocniej, biorąc Valentiego jeszcze głębiej, czekając na gorący strumień spermy. Nie rozczarował się. Valenti zawsze dochodził mocno, a przyzwyczajenie się do przełykania tak dużego ładunku zajęło mu trochę czasu. Przyzwyczajenie się do przełykania ładunku faceta w T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
14
ogóle, pomyślał O'Brian, pochłaniając łapczywie słono-gorzki strumień. A rozkosz jaką widział na twarzy partnera, kiedy wysysał z niego ostatnią kroplę, działała na niego bardziej, niż widok pięknej kobiety ssącej jego fiuta. To był akt sam w sobie - akt wzajemnego uczucia, wyrażenia więzi jaką mieli. Uwielbiał patrzeć jak jego zasadniczy partner traci kontrolę. – O'Brian...nie mogę uwierzyć... – Valenti był osłabiony, jego brązowe oczy stapiały się z emocji. – Uwierz, skarbie – powiedział krótko O'Brian. – I teraz przygotuj się na pieprzenie. Obciągnie twojego fiuta napaliło mnie na ciebie tak bardzo, że ledwo widzę. Valenti zbladł lekko pod swoją naturalną opalenizną. – Boże, Sean, nie wiem. Minął ponad miesiąc odkąd my... – Wiem dokładnie ile minęło czasu – warknął O'Brian. Jego fiut krzyczał o uwolnienie z dżinsów, więc zdjął koszulkę przez głowę i rozsunął zamek. – Zdecydowanie za długo, odkąd wsadzałem w ciebie fiuta i ostro pieprzyłem. Ale dziś będę ujeżdżał twój tyłek, Valenti, a ty będziesz kochał każdą sekundę. – Boże, kiedy tak mówisz... – Valenti zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki oddech, po czym znowu spojrzał na O'Briana. – Jak mnie chcesz? – zapytał lekko spiętym głosem. – Na kolanach? Tak jak za naszym pierwszym razem? – Chcę cię dokładnie tak jak teraz – zapewnił go O'Brian. Nagle jego serce napęczniało z miłości do partnera, mężczyzny, który był skłonny otworzyć dla niego swoje serce i ciało. Który był skłonny pozwolić O'Brianowi w niego wejść, pieprzyć go i dojść w nim, choć dopóki nie przenieśli swojej przyjaźni na nowy poziom, nigdy czegoś takiego nie robili. Pochylił się i pocałował Valentiego, długo i mocno, dokładnie tak, jak chciał to zrobić przez cały ostatni miesiąc. Rozdzielając delikatne, czerwone wargi, naparł na usta partnera, karmiąc Valentiego smakiem jego własnej spermy i wywołując w nim jęk intensywnością pocałunku. Ostatecznie odsunął się i sięgnął do szafki nocnej, po lubrykant. Przeszli długą drogę od słoika wazeliny, której używał pierwszym razem, gdy pieprzył Valentiego. Lubrykant był chłodny i gładki, i pozwalał na łatwiejszy dostęp do opierającego się ciała. Mówiąc o łatwiejszym dostępie. Valenti rozsunął szeroko uda i niech go szlag, jeśli jego fiut nie był już w połowie twardy. O'Brian wiedział jak bardzo jego partner potrzebował być posuwany - prawie tak samo jak O'Brian potrzebował posuwać jego. – Właśnie tak, skarbie – wymruczał, rozprowadzając śliski lubrykant na ciasnym wejściu do ciała partnera. – Otwórz się dla mnie. Wiem jak bardzo chcesz być wypieprzony. I wiem jak bardzo T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
15
ja chcę pieprzyć ciebie. – O'Brian naparł dwoma palcami w ciało Valentiego, krzyżując je lekko by otworzyć go wystarczająco dla jego fiuta. – Tak, chcę – prawie że warknął Valenti, jego brązowe oczy były jednocześnie uległe i pełne złości. – Ale pamiętaj, że następnym razem, to ty będziesz zakuty w kajdanki, partnerze, a ja nie zapomnę jak mnie przytrzymywałeś i pieprzyłeś jak jakąś bezradną laskę. Serce O'Briana podskoczyło na słowa "następnym razem". Cieszył się, że jego partner nie zamierza go po tym zostawić. – Nicky – powiedział szczerze – Jeśli chcesz, możesz mnie potem powiesić do góry nogami i zastosować na mnie chińską torturę wodną 3. Ale teraz czuję, że zaraz wybuchnę. Tak dawno nie byliśmy ze sobą, że jestem cały obolały, by być z tobą. Wzrok Valentiego złagodniał. Mężczyzna jeszcze bardziej rozsunął nogi, pozwalając O'Brianowi lepiej go przygotować. – Ty zawsze potrzebowałeś tego więcej, niż ja – mruknął, wyginając plecy w łuk i wciągając powietrze, kiedy palce O'Brian natrafiły na jego czuły punkt. – Nawet...nawet kiedy umawialiśmy się jeszcze z kobietami, nie potrafiłeś wytrzymać bez tego nawet tygodnia. – Miło, że teraz to pamiętasz, po tym jak przez miesiąc mi tego odmawiałeś – warknął O'Brian. Naparł mocniej, pocierając wrażliwy obszar w ciele Valentiego aż jego partner zamknął oczy i jęknął przeciągle. – Ale teraz to nieważne – kontynuował. – Bo chyba jesteś już gotowy. Gotowy do seksu, skarbie. Zanim Valenti zdążył odpowiedzieć, O'Brian rozszerzył jego nogi jeszcze bardziej i odnalazł ciasną obręcz mięśni Valentiego czubkiem swojego fiuta. Zaczął bardzo wolno wchodzić, przechodząc przez napór mięśni, a Valenti jęknął głośno i próbował otworzyć się na tę inwazję. O'Brian wszedł w ciało partnera samą główką swojego fiuta i musiał się zatrzymać. Ten jeden prosty dotyk, czucie jak ciało partnera otacza jego trzon po tak długim czasie, to było po prostu za dużo. Boże, skarbie, kocham cię. Tak bardzo cię kocham. pomyślał, zaciskając szczękę i powstrzymując się od dojścia. Nie chciał szczytować, dopóki nie znajdzie się cały w swoim kochanku, dopóki nie będą kompletną i całkowitą jednością. – Na...na co czekasz? – Wydyszał Valenti. – Na specjalne zaproszenie? – Brązowe oczy stały teraz w ogniu, płonąc potrzebą, która idealnie pokrywała się z potrzebą O'Briana. – Dalej, do cholery – warknął. – Pieprz mnie. Valenti nie musiał prosić dwa razy. Jednym, mocnym pchnięciem wszedł w ciało partnera, biorąc go i oznaczając tak dogłębnie i całkowicie jak za pierwszym razem, kiedy pieprzył 3 http://pl.wikipedia.org/wiki/Chi%C5%84ska_tortura_wodna T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
16
Valentiego. – Boże! – Biodra Valentiego uniosły się z materaca i przez chwilę wyglądał jakby walczył z chęcią ucieczki. Potem wziął głęboki, drżący wdech i otworzył oczy, które zaciskał wcześniej z bólu i rozkoszy. – Wszystko dobrze? Chcesz, żebym przestał? – Choć jego fiut wściekle pulsował, O'Brian zmusił się do pozostania w bezruchu, mimo że każdy jego instynkt krzyczał, by pchnąć. Z niepokojem wpatrywał się w partnera. Nieważne jak bardzo byli na siebie źli i skłóceni, Valenti był osobą, którą kochał najbardziej na świecie i prędzej by zginął, niż go skrzywdził. – Nie, nie chcę, żebyś przestał – powiedział Valenti, zaskakując go. – Pieprz mnie, kochanie. Chcę cię w sobie, a kiedy skończysz, chcę wiedzieć, że byłem porządnie wyruchany. Wypełnij mnie, zrób to! – Och, chcesz wiedzieć, nie ma sprawy – obiecał O'Brian. Wysuwając się tak, że w ciasnym ciele jego partnera była tylko główka jego fiuta, pchnął z powrotem, wypełniając kochanka do samego końca. Patrzył jak ból i rozkosz pojawiają się na ciemnej, wyrazistej twarzy, którą tak bardzo kochał. – Boże, Sean! – dyszał zachrypniętym głosem Valenti. – O Boże, tak głęboko! – Pokażę ci głęboko – warknął O'Brian. Pchnął mocniej, rozkoszując się ciasnym, gorącym i aksamitnym wnętrzem partnera zaciskającym się na każdym centymetrze jego trzonu, rozpalającym wszystkie jego nerwy. Boże, Valenti był tak cholernie ciasny - tak dawno się nie pieprzyli, że jego partner był praktycznie znowu prawiczkiem. Valenti poruszył biodrami, na jego ciemnej twarzy pojawiła się cała gama emocji. Miłość, złość, potrzeba, pożądanie...O'Brian patrzył na to wszystko i czuł jak zatraca się w rozkoszy wypełniania swojego partnera, brania jego ciała, pieprzenia Valentiego do nieprzytomności. Ustawił rytm wolnych, miarowych, prawie brutalnie głębokich pchnięć, ocierając za każdym razem czuły punkt partnera, który wił się pod nim, jęcząc i przeklinając z mieszanki rozkoszy i bólu, która była niemal nie do zniesienia. Fiut Valentiego znów był w pełni twardy i O'Brian chwycił go w dłoń, dalej wbijając się w otwarte, uległe ciało partnera. Czuł w podstawie kręgosłupa nadchodzącą falę i chciał, by Valenti doszedł razem z nim, tak jak za ich pierwszym razem. – Boże, Sean! – Valenti chwycił się kurczowo wezgłowia, zęby miał zaciśnięte, a jego oddech przeszedł w urywany szloch. O'Brian wbijał się w niego, całkowicie go posiadając. – Boże, tak! Nie przestawaj...nie przestawaj! Uwielbiam cię mieć w sobie - uwielbiam czuć jak mnie pieprzysz! T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
17
– Zamierzam w tobie dojść – powiedział na bezdechu O'Brian. Jego skóra była śliska od potu, dyszał jak byk, ale nie potrafił przestać. Nie mógł przestać, dopóki nie wypełni uległego ciała partnera swoją spermą. – Sean! – Ciemna, opalona skóra Valentiego również błyszczała od potu, a kajdanki uderzały rytmicznie o wezgłowie przy każdym pchnięciu O'Briana. – Boże, zrób to! - błagał bezwstydnie. – Pieprz mnie! Wypełnij mnie! Tak bardzo cię potrzebuję. – Dla ciebie wszystko, skarbie – wydyszał O'Brian, poczuł mrowienie na kręgosłupie, zwiastujące nadchodzący orgazm. Śliskie gorąco wewnętrznych mięśni Valentiego na jego trzonie to było dla niego za dużo - cholernie za dużo. – Zaraz dojdę i chcę, żebyś doszedł ze mną. ObożeoBożeoBoże. Tak dobrze, tak cholernie dobrze! Powtarzał w uniesieniu O'Brian, kiedy owładnęła nim wstrząsająca fala. Czując jakby jego serce miało zaraz eksplodować, pompował kutasa Valentiego i naparł mocno, próbując wbić swojego fiuta w to piękne, gorące ciało najdalej jak potrafił. Chcąc być z Valentim jednością w ten jedyny możliwy sposób, w czasie tej krótkiej chwili. Valenti doszedł z nieartykułowanym krzykiem. O'Brian poczuł gorącą wilgoć na palcach i wtedy i on się poddał, wypełniając ciało Valentiego swoją spermą, niewysłowioną ulgą i rozkoszą tak intensywną, że graniczyła z bólem. – Boże, Nick – wyjęczał, nieruchomiejąc w Valentim. – Tak bardzo cię kocham, skarbie. Nie potrafię nawet tego wyrazić. Po prostu...po prostu bardzo cię kocham. – Przez dłuższą chwilę wisiał nad nim, po czym osunął się na niego, wtulając policzek w pierś partnera. – Też cię kocham, Sean. – Głos Valentiego był zachrypnięty od krzyczenia, ale po raz pierwszy od miesiąca brzmiał na spokojnego. O'Brian wziął głęboki wdech, czując jak jego serce zaczyna się uspokajać i uniósł wzrok. – Zabawny wybrałeś sobie sposób na okazywanie tego – powiedział łagodnie, posyłając partnerowi niepewny uśmiech. Valenti pokręcił głową. – Myślałem, że ty...że nie jesteś już zainteresowany mną... nami. O'Brian miał wrażenie, że wreszcie dochodzą do sedna sprawy, która tak bardzo niepokoiła jego partnera. – Skąd do cholery przyszedł ci do głowy taki pomysł? – zapytał, wycofując się ostrożnie z ciała Valentiego i siadając na kolanach. Valenti skrzywił się na to nagłe wycofanie, po czym wzruszył ramionami na tyle, na ile mógł, mając wciąż skute nad głową ręce. – Nie wiem. Może dlatego, że muszę tkwić cały dzień za tym biurkiem i nie mogę chronić twoich pleców w terenie. I... – Zmarszczył brwi i odwrócił wzrok. T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
18
– Ten twój nowy partner - ten Billy Hicks. Wiem, że to brzmi głupio, ale nie mogłem przestać myśleć, że on jest młodszy, że może uznasz go za lepszego... – Że co!? – O'Brian nie potrafił ukryć niedowierzania. – Że co pomyślałeś? Że chciałbym być z tym głupim dzieciakiem, zamiast z tobą?! – Ja— zaczął Valenti, ale O'Brian mu przerwał. – Posłuchaj, partnerze – powiedział, celując palcem w twarz Valentiego i mrużąc oczy. – Co ty chcesz do cholery powiedzieć? Że zostawię cię dla kogoś innego? Dla innego faceta? Co ty sobie myślisz, że ja jestem gejem? – Eee... – Valenti pokręcił głową, jakby próbował wyjaśnić sobie jakieś błędne informacje. – Sean, nie chciałbym ci wypominać, ale właśnie zrobiłeś mi najlepszego loda w moim życiu i przełknąłeś całą moją spermę. A potem pieprzyłeś mnie tak mocno, że prawie odleciałem. Większość ludzi uważałaby to za trochę "gejowskie". – Ja nie jestem większością ludzi. – O'Brian skrzyżował ręce na swojej owłosionej piersi, dalej się krzywiąc. – I nie uważam siebie za geja, skarbie. Jestem tylko w tobie zakochany. Nawet nie patrzę w ten sposób na innych facetów. To byłoby po prostu...niewłaściwe. – Pokręcił głową. Valenti wybuchnął śmiechem. – O'Brian, nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać. Powinienem był się tego spodziewać. – Jego brązowe oczy wypełniły się skruchą. – Wiesz, to jak Hicks ciągle za tobą łazi, to jak patrzy na ciebie jakbyś był gwiazdą rocka...Po prostu przypuszczałem... O'Brian spojrzał na niego gniewnie. – Będziemy musieli odbyć rozmowę na temat tego co będzie się działo, kiedy będziesz przypuszczać – powiedział. – Bo jak sądzę twój tyłek przez jakiś czas będzie obolały – zignorował grymas Valentiego i kontynuował. – Dlaczego po prostu nie zapytałeś? – powiedział. – Dlaczego postanowiłeś jedynie, żeby zrobić nam przerwę? By zakończyć to wszystko, co mamy? Wiesz, Valenti, nie jesteś tylko moim kochankiem... – Pochylił się i delikatnie pogładził opalony policzek. – Jesteś moim partnerem i najlepszym przyjacielem – kontynuował. – Potrzebuję cię. – Ja też cię potrzebuję... – Valenti po raz pierwszy od tej całej strzelaniny, która miesiąc temu prawie zniszczyła ich związek, uśmiechnął się tak naprawdę szczerze. – ....żebyś mnie rozkuł – dokończył, wciąż się uśmiechając. – Przysięgam na Boga, O'Brian, zaraz mi ręce odpadną. Naprawdę musiałeś się posunąć do tak ekstremalnych kroków? Musiałeś porwać mnie i przykuć do łóżka, żeby mnie wypieprzyć do utraty zmysłów? – No to powiedz mi co twoim zdaniem miałem zrobić – burknął O'Brian, sięgając po T ł u m a c z e n i e :
L i l a h
19
kluczyk od kajdanek, który leżał na szafce nocnej. – Starałem się być cierpliwy, ale ty tylko coraz bardziej się oddalałeś. Próbowałem słodkich rozmówek, ale ty nie chciałeś poświęcić mi ani chwili. – Wzruszył ramionami i rozkuł kajdanki. – W tych okolicznościach, pomyślałem, że porwanie cię i przykucie do łóżka jest jedyną opcją. I nie wypieprzyłem cię do utraty zmysłów - wręcz przeciwnie. Trochę ci ich nakładłem. – Niezależnie od tego wszystkiego, to był cholernie dobry rocznicowy prezent. – Valenti ostrożnie rozmasował sobie nadgarstki i opadł na łóżku, pokazując O'Brianowi, by do niego dołączył. – A nie pomyślałeś, że to może wczesny prezent pod choinkę? – O'Brian ziewnął mocno i położył głowę na zgięciu ramienia kochanka. – A jak będziesz grzeczny, to dostaniesz tego przez komin jeszcze więcej, Nicky. – No nie wiem – skrzywił się Valenti. – Kurde, boli mnie. Chyba po raz pierwszy muszę powiedzieć, że cieszę się, że Gwiazdka jest tylko raz na rok. – Tak, ale doszedłeś już dzisiaj dwa razy – powiedział z kolejnym ziewnięciem O'Brian. – Owszem. – Valenti brzmiał na zamyślonego. – I dlatego właśnie myślę, że następny prezent powinien być dla ciebie, partnerze. – Może być – wymamrotał O'Brian z zamkniętymi oczami. – Daj mi się chwilę przespać, a potem możemy sobie dawać prezenty przez całą noc. Ostatnim, co usłyszał przed odpłynięciem w sen, był śmiech jego partnera przy jego twarzy. Czuł się wyczerpany, ale w ten szczęśliwy, zadowolony sposób. Detektyw Sean O'Brian miał wreszcie dość.
T ł u m a c z e n i e :
L i l a h