T ł u m a c z e n i e : L i l a h
– Nie. Nie założę tego. Nie ma mowy. – Detektyw Sean O'Brian spojrzał na stos czarnej
skóry leżącej na jego dużym, m...
7 downloads
0 Views
T ł u m a c z e n i e : L i l a h
– Nie. Nie założę tego. Nie ma mowy. – Detektyw Sean O'Brian spojrzał na stos czarnej
skóry leżącej na jego dużym, mosiężnym łóżku i pokręcił głową.
– Musisz. – Detektyw Nick Valenti, jego partner, najlepszy przyjaciel, a od półtora roku
także i kochanek, przesunął dłonią po swoich gęstych, czarnych włosach i zmarszczył brwi.
Przyniósł przebranie do mieszkania O'Briana, a jedno takie miał na sobie. I chociaż Valenti założył
ciasne, czarne skórzane spodnie, czarną skórzaną kamizelkę i buty motocyklowe, jego partner nie
chciał nawet dotknąć swojego kostiumu.
– Dlaczego niby muszę? Kurde, Valenti, dzisiaj jest Czwarty Lipca, a nie Halloween. Poza
tym dlaczego mamy to robić teraz? Myślałem, że pójdziemy do parku zobaczyć fajerwerki – to
nasza tradycja.
– Później będzie mnóstwo czasu na fajerwerki. A na razie załóż te ciuchy – powiedział mu
Valenti.
– Po co? – O'Brian zmrużył swoje zielone jak morze oczy. Właśnie wrócił z wizyty od
rodziców i nie miał za dobrego humoru. Nie chciał nawet przytulić Valentiego. Odkąd się ostatnio
widzieli, minęły długie dwa tygodnie i Valenti tęsknił jak cholera za nim i za twardym ciałem
swojego partnera przyciśniętym do jego. Więc bolało, kiedy O'Brian go odepchnął. Bardzo bolało.
Czyżby jego partner nie tęsknił za nim tak bardzo jak on za O'Brianem? Czy po prostu O'Brian
musiał się rozweselić? Coś wyraźnie leżało mu na sercu, ale wyraźnie nie był jeszcze gotowy, by o
tym porozmawiać. Westchnął i postanowił wrócić do tematu.
– Mówiłem ci – powiedział, starając się być cierpliwym.– idziemy na obserwację do The
Castle – Kapitan Harris dostał cynk, że ma się tam odbyć spory przerzut. Jeśli tego nie założymy,
będziemy tam pasować jak wół do karety.
– The Castle? Najbardziej zboczony klub w mieście?
– Dokładnie ten – powiedział sucho Valenti.
– Kurde, dzięki, że zapytałeś mnie, zanim wziąłeś taki świetny przydział – głos O'Briana
ociekał sarkazmem. Wciąż narzekając, zaczął ostrożnie wybierać ze stosu skórzanych ubrań, jakby
wydawało mu się, że jak będzie ich dotykał za długo, to się poparzy.
– Myślałem, że nie będziesz miał nic przeciwko, zważywszy na to, przez co przeszliśmy w
RamJacku – powiedział Valenti, krzyżując ręce na piersi. RamJack był ośrodkiem dla gejów, który z
wierzchu błyszczał, a pod swoją bogatą fasadą aż kipiał z korupcji. Od czasów udawania dwóch
gejów i złapania barona narkotykowego, Vincenta Conrada, Valenti i O'Brian byli nie tylko
najlepszymi przyjaciółmi i partnerami, ale i kochankami. Okoliczności zmusiły ich do przyznania
T ł u m a c z e n i e : L i l a h
się do swoich prawdziwych uczuć – uczuć, które okazały się całkowitym zaskoczeniem, bo żaden z
nich nigdy wcześniej nie wykazywał zainteresowań tą samą płcią. Ich związek nie brał się jedynie z
nienasyconego pożądania, jakie iskrzyło między nimi za każdym razem, gdy się dotykali, ale także
z lojalności i zaufania tak głębokiego, że dla obu było to nieodłączne. Więc przyszedł czas, by
O'Brian pokazał mu trochę tego zaufania i założył te cholernie ciuchy, pomyślał cierpko Valenti.
– A tak, RamJack. – O'Brianowi zaświeciły się oczy, kiedy podniósł parę skórzanych
ochraniaczy na spodnie i zaczął szukać sposobu jak je założyć. – Więc będziemy odgrywać te same
role co tam?
– Cóż, nie do końca – Valenti uśmiechnął się widząc zapał O'Briana. Nie potrafił zapomnieć,
że przed działaniami w RamJack, jego partner był zły, że to on musiał odgrywać uległą rolę
"chłopca Tatuśka" Valentiego. Ale nie można było zaprzeczać, że ze swoim niewielkim wzrostem,
blond-rudymi włosami i jasnymi, zielonymi jak morze oczami, Sean O'Brian świetnie odgrywał
swoją rolę. Metr osiemdziesiąt pięć Valentiego, jego czarne włosy i poważne brązowe oczy, razem
ze skrytą osobowością, wykluczały go z odgrywania roli uległego.
– Jak to, "nie do końca"? – zapytał podejrzliwie O'Brian, zdejmując buty i zsuwając swoje
obcisłe dżinsy.
Valenti starał się nie patrzeć za bardzo, kiedy O'Brian zdjął także koszulę i zaczął przypinać
ochraniacze. Jemu te dwa tygodnie, kiedy O'Brian był u swojej rodziny, wydawały się bardziej jak
dwa miesiące i sam widok umięśnionego ciała partnera wystarczył, by Valentiemu zwilgotniały
usta. Oczywiście, były takie czasy, kiedy myśl o patrzeniu na ciało innego faceta i podniecenie się
tym widokiem wydawała się obcym pojęciem. Ale tak było zanim poddał się uczuciom, które
bardzo długo skrywał i pozwolił sobie kochać O'Briana jako kogoś więcej, niż tylko najlepszego
przyjaciela i partnera.
– Cóż – powiedział, po czym odchrząknął, zastanawiając się jak ma mu to wyjaśnić. – To
będzie coś bardziej Domin/uległy. Ja będę Dominem, a ty uległym.
– Czyli? – O'Brian uniósł brew, dalej walcząc z ochraniaczami.
Valenti odchrząknął ze skrępowaniem. – Czyli ja będę twoim, uch, Panem, a ty moim
niewolnikiem.
– W sensie, seksualnym niewolnikiem? – O'Brian upadł nagle na kolana i położył dłonie na
udach Valentiego. – Co mam robić? – zapytał niskim, chropowatym głosem. – Chcesz, żebym
błagał o possanie twojego fiuta...Panie?
Trzon Valentiego, który był już wpół twardy przez sam widok swojego partnera w samych
tylko ochraniaczach, w sekundę stał się całkowicie sztywny. – Skoro prosisz – zaczął, ale zanim
zdążył skończyć, O'Brian był znów na nogach i sprawdzał swoje ochraniacze.
T ł u m a c z e n i e : L i l a h
– Tak to powinno być? – zapytał, patrząc na czarną skórę, która otaczała jego krągły,
umięśniony tyłek i grubego fiuta. – Mam założyć do tego coś jeszcze? Przecież nie mogę iść tylko
tak, czy mogę? Będziesz musiał aresztować mnie za publiczne obnażanie, zanim w ogóle dotrzemy
do The Castle.
Valenti odchrząknął, czując jak serce wali mu w piersi. – Prawdę mówiąc, jest coś, co
powinieneś jeszcze założyć, partnerze. – Podszedł do łóżka i chwycił czarny, skórzany przedmiot z
grubą rączką i zwisającymi z niego wieloma długimi, skórzanymi frędzlami. – To.
– Co to jest? – O'Brian podszedł, by się lepiej przyjrzeć. – Cholera – powiedział, patrząc z
ciekawością na rączkę. – To jest prawie tak duże jak twój fiut, Valenti.
– Zgadza się. – Nagłym ruchem, którego jego partner nie zauważył, Valenti rzucił się na
mniejszego mężczyznę i pociągnął go na łóżko. Potem bez wahania wyciągnął swoje kajdanki i
skuł dłonie O'Briana za jego plecami, zmuszając go do ustawienia się w uległej, klęczącej pozycji
na środku materaca.
– Ej! Co ty do cholery wyprawiasz? – zaprotestował O'Brian, patrząc ze zdezorientowaniem
na swojego partnera. – Co to ma być, Valenti?
– To ma nauczyć cię jak będą wyglądać nasze role w The Castle. Mianowicie, ja jestem
Panem i ma być tak, jak ja mówię – warknął Valenti. – To nauczy cię też pewnej lekcji, partnerze.
– Lekcji? Jakiej lekcji? Rozkuj mnie, Valenti, albo to ja nauczę cię lekcji na temat
przepraszania – warknął O'Brian.
– Nie sądzę – Valenti pokręcił głową. – Sean, pamiętasz co stało się w ostatnie Boże
Narodzenie na naszą pierwszą rocznicę?
O'Brian zaczął wyglądać niepewnie. – Cóż, tak – przyznał po długiej przerwie. – Ja, eee, ty
zachowywałeś się nierozsądnie przez tego głupiego nowicjusza, z którym musiałem przez jakiś czas
pracować, więc musiałem, eee...
– Porwać mnie z przyjęcia dobroczynnego, przywiązać do łóżka – tego samego co to tutaj –
Valenti poklepał gruby materac dużego, mosiężnego łóżka O'Briana. – A potem musiałeś mnie
wypieprzyć do nieprzytomności. To właśnie musiałeś zrobić, partnerze?
O'Brian przekręcił się na kolanach z niepewnością w swoich zielonych oczach. – No tak, ale
obu nam się to podobało, Valenti. Prawda?
– Podobało. – Valenti posłał partnerowi leniwy uśmiech. – Ale to nie oznacza, że nie
czekałem na odpowiedni moment, by ci odpłacić. A wiesz co mówią, O'Brian – spłata jest
prawdziwą suką. Nie mówiłem ci, że nie zapomnę ci tego, że byłem związany i wypieprzony jak
jakaś bezradna laska?
– Cholera – O'Brian zmarszczył brwi, oczy miał pełne zarówno strachu, jak i pożądania. –
T ł u m a c z e n i e : L i l a h
Nie miałem pojęcia, że potrafisz być...tak dominujący, skarbie.
– Niespodzianka – Valenti przesunął dłonią od karku partnera do muskularnej krzywizny
jego nagiego tyłka. – Nie tylko ty umiesz posługiwać się kajdankami.
– Wychodzi na to, że nie. – O'Brian zadrżał pod jego dotykiem, po czym uniósł wyzywająco
brodę. – To skoro już jestem skuty i bezradny, to co będzie dalej?
– Teraz założę ci resztę kostiumu. Czy powinienem powiedzieć w ciebie? – rozwodził się
Valenti, podnosząc czarny, skórzany przedmiot z podłogi, na którą upadł, kiedy zakuwał O'Briana w
kajdanki.
– Że co? Co to w ogóle jest, do cholery? – O'Brian spojrzał niespokojnie na skórzanego
fallusa z jego długimi, czarnymi frędzlami.
Valenti spojrzał swojemu partnerowi prosto w oczy i uśmiechnął się leniwie, wyjmując
tubkę nawilżacza z ciasnej, przedniej kieszeni swoich skórzanych spodni. – To jest pejcz.
– Że co do kurwy? Co to ma kurwa być? – Zielone oczy O'Briana stały się niemożliwie
szerokie. – Na pewno tego we mnie nie wsadzisz, Valenti. Zapomnij – wiesz, że nie gustuję w
czymś takim.
O'Brian zawsze wzdragał się przed wzbogacaniem ich życia erotycznego seks zabawkami,
Valenti podejrzewał, że to dlatego, że wydawało mu się, że będą przez to bardziej "gejowscy". Bo
O'Brian nie uważał się za geja. Jak powiedział wcześniej Valentiemu, był facetem hetero, który był
zakochany w swoim partnerze, który jak się złożyło, także był facetem.
Gej czy hetero – Valenti często rozmyślał nad tym, że ich związek był poza metkami i
wykraczał poza homofobiczne myślenie ich społeczeństwa. Miłość między nim, a O'Brianem była
waleczną więzią – wzajemnym uczuciem jakie było między starożytnymi Grekami czy Spartanami.
Innymi słowy, nie byli zwykłymi pieprzącymi się kumplami, ich dusze były złączone. Ale to nie
znaczyło, że jego fiut nie pulsował teraz w jego ciasnych, skórzanych spodniach na sam widok jego
skutego i bezradnego partnera. Czarne, skórzane ochraniacze tworzyły idealną oprawę dla ciała
O'Briana i jednocześnie dały Valentiemu dostęp do najbardziej wrażliwych części ciała jego
partnera.
– Wsadzę to w ciebie, Sean – powiedział miękko, zbliżając się do partnera. Pogładził czarną,
skórzaną rączką drżące boki O'Briana i jego płaskie sutki, rozkoszując się sykiem jego partnera,
kiedy chłodna skóra zetknęła się z rozgrzanym ciałem. – A potem będę cię tym posuwał –
kontynuował. – Ruchał cię aż nauczysz się swojej lekcji.
– J...jakiej lekcji? – Pomimo wyraźnego strachu, O'Brian prawie dyszał z pożądania. Jego
pierś i policzki były zarumienione i bezustannie oblizywał swoje pełne usta. Usta, które Valenti
chciał wziąć w posiadanie wysysającym duszę pocałunkiem.
T ł u m a c z e n i e : L i l a h
– Po pierwsze, na temat manier – powiedział, kładąc pejcz tak, by O'Brian mógł go widzieć.
– Widziałem cię dwa tygodnie temu, Sean i tęskniłem jak szalony. Ale ty od powrotu zachowujesz
się dziwnie – jakbyś nie cieszył się, że mnie widzisz – jakbyś nie chciał mnie nawet dotknąć. To
boli.
Wzrok O'Briana złagodniał. – Skarbie, oczywiście, że chcę cię dotknąć. O tym myślałem
przez całą drogę do domu. Chodzi po prostu o to...cóż, mogę wyjaśnić—
– Wyjaśnisz później – uciął Valenti. Wycisnął trochę lubrykantu na palce i klęknął za swoim
partnerem, rozszerzając mu kolanami nogi. – Teraz musisz nauczyć się swojej lekcji.
Usłyszał jak jego partner wciąga powietrze, kiedy naparł najpierw jednym, a potem dwoma
śliskimi palcami w ciasne wejście O'Briana. Boże, tak dobrze było to robić, dotykać swojego
partnera po tak długim czasie. Strasznie tęsknił za O'Brianem i bycie z nim po tak długim czasie
było tak właściwie, jakby kawałek układanki odnalazł swoje miejsce. Nie miał też nic przeciwko
temu, że jego partner jęczał teraz swoim niskim głosem i wił się, kiedy Valenti go otwierał.
Głębokie, męskie jęki zdawały się trafiać wprost do jego krocza, sprawiając, że jego fiut był obolały
z potrzeby.
– Boże, skarbie to takie – och! – O'Brian nie był w stanie dokończyć, ale Valenti wiedział co
chciał powiedzieć.
– Dobre, prawda partnerze? – wymruczał, wysuwając palce i podnosząc skórzany pejcz. –
Przygotuj się – będzie jeszcze lepiej.
O'Brian odwrócił głowę i spojrzał przez ramię na Valentiego, ponownie robiąc wielkie oczy.
– Boże, Nick, nie wiem...
– Nie musisz wiedzieć, bo nie masz wyboru – powiedział głębokim i bezlitosnym głosem. –
Możesz albo rozłożyć nogi i otworzyć się dla mnie po dobroci, albo mogę zmusić cię do rozłożenia
nóg. A jeśli będę musiał to zrobić, to obiecuję, że czeka cię naprawdę ostra jazda, Sean. – Przez
długą chwilę wpatrywał się w swojego partnera, chcąc usłyszeć odpowiedź O'Briana. Na ułamek
sekundy w oczach O'Briana pojawił się sprzeciw, ale potem wolno kiwnął głową.
– Dobrze, Nicky – wymruczał. – Zrób to. Zrób ze mną co chcesz – nie potrafię z tym
walczyć. Nigdy. – Wolno i posłusznie rozłożył nogi. Jego dłonie wciąż były skute za jego plecami,
więc opuścił twarz na granatową pościel i westchnął głęboko. – Zrób to, Nicky – powiedział,
patrząc przez ramię na partnera. – Pieprz mnie. Chcę tego.
Valenti poczuł jak serce podchodzi mu do gardła na widok tej pięknej, uległej postawy. To
była ta sama poza i te same słowa jakich O'Brian użył za pierwszym razem, gdy kochali się w
RamJacku. Wtedy po raz pierwszy O'Brian przyznał, że chce, by Valenti go wziął, by go pieprzył,
chociaż nigdy wcześniej żaden z nich nie zrobił czegoś takiego z innym facetem.
T ł u m a c z e n i e : L i l a h
Ale choć serce zaciskało mu się w piersi, to jego fiut pulsował boleśnie w spodniach i
Valenti wiedział, że chce zobaczyć długą, czarną, skórzaną rączkę w uległym tyłku partnera. Chciał
patrzeć jak O'Brian ulega mu i bierze wszystko, co on mógł mu dać, co musiał mu dać.
– Przygotuj się, Sean – powiedział zachrypniętym od emocji głosem. – Bo będę cię dzisiaj
ostro pieprzył.
O'Brian jęknął miękko, nie mówiąc ani słowa. Kiedy Valenti naparł grubą końcówką
czarnej, skórzanej rączki na jego ciasne wejście, zadrżał jak nerwowe zwierzę, ale nie próbował się
odsunąć. Zamiast tego, rozłożył nogi jeszcze szerzej i pchnął do tyłu, by wyjść na spotkanie
pejczowi, który wchodził w niego cal po calu.
– Właśnie tak, Sean – wymruczał Valenti, gładząc delikatnie drżące plecy i pośladki
partnera. – Właśnie tak. Weź go. Rozłóż nogi i weź go dla mnie. – Od ich pierwszego razu nigdy
nie czuł takiej kontroli. Choć w RamJacku O'Brian oddał się Valentiemu, to i tak było w tym
poczucie winy, wrażenie, że nie powinien robić tego swojemu partnerowi, mężczyźnie, którego
kochał najbardziej na świecie, bo to na zawsze zniszczy ich przyjaźń. A teraz, kiedy byli
kochankami, a nie tylko przyjaciółmi i partnerami, Valenti czuł tylko władzę i zero wstydu.
Zastanawiał się przez chwilę, czy O'Brian czuł tak samo, kiedy w ostatnie święta przykuł
Valentiego do łóżka i pieprzył do nieprzytomności.
– Boże, skarbie – tak głęboko! – Jęknął O'Brian, przerywając jego myśli. – Tak...tak
kurewsko głęboko.
– Będzie jeszcze głębiej – warknął Valenti i wsunął ostatnie pięć centymetrów skórzanego
pejcza. Kiedy w końcu cały znalazł, się w krągłym, ciasnym tyłku O'Briana, długie, skórzane
frędzle otarły się jego uda, a on sam wciągał spazmatycznie powietrze i starał się pozostać w
bezruchu.
– Boże – wyszeptał. – Nie mogę uwierzyć...Boże...
– I jak? – zapytał Valenti, wysuwając skórzany pejcz na kilka centymetrów i wpychając go z
powrotem, rozkoszując się jękiem O'Briana. Pomyślał, że nigdy nie widział niczego równie
erotycznego jak jego szorstki, bezwzględny partner, klęczący na łóżku twarzą w dół, ze skutymi
rękami i czarnym, skórzanym pejczem wbitym w jego ciało. Samo patrzenie na ten obrazek
sprawiało, że jego fiut ociekał prejakulatem w ciasnych spodniach i patrząc między nogi O'Briana,
widział, że był on w takiej samej sytuacji – twardy jak skała i ociekający. – Jak to jest mieć to tak
głęboko w tobie, partnerze?
– Cholernie...cholernie intensywnie – wydyszał O'Brian. – Niesamowicie. – Spojrzał na
Valentiego oczami pełnymi potrzeby. – Ale to mało, skarbie. Ciągle mam ciebie mało. Chcę...chcę...
– Czego? – Valenti obszedł go, także klęczał tuż przed O'Brianem, nie wyciągając pejcza. –
T ł u m a c z e n i e : L i l a h
Czego chcesz, Sean? – zapytał łagodnie.
– Chcę cię ssać, skarbie – wymruczał O'Brian. – Chcę twojej spermy.
To wyzwanie sprawiło, że fiut Valentiego zapulsował jeszcze bardziej. Objął dłonią policzek
O'Briana. – Oczywiście, że możesz mnie possać, Sean – wymruczał. – Uwielbiam czuć na sobie
twoje usta – zawsze tak dobrze mnie ssiesz.
– Nie. – O'Brian uniósł ramiona z łóżka i pokręcił głową. – Nie rozumiesz mnie, Nick.
Chcę...chcę, żebyś mnie do tego zmusił. Zmuś mnie – dobrze?
– Mam cię zmusić, tak? – Valenti zmarszczył brwi, po czym spłynęło na niego zrozumienie.
– Chcesz, żebym traktował cię jak niewolnika, prawda? – warknął. Przesuwając zaborczo dłonią po
włosach partnera, chwycił je i szarpnął mocno. – Chcesz, żebym zmusił cię do ssania twojego
Pana?
– Tak...tak, chcę. – Na twarzy O'Briana pojawił się wstyd i pożądanie, a Valenti uświadomił
sobie, że jego partnerowi nie było łatwo przyznać, że jest tym podniecony, podniecony byciem
zdominowanym. Jednocześnie był trochę zszokowany tym jak podniecało go bycie Dominem
O'Briana. Ale był w tamtej chwili tak napalony, że nie miał czasu na analizowanie sytuacji. Chciał
jedynie poczuć na swoim pulsującym trzonie gorące usta O'Briana.
– Więc zrób to – warknął, ciągnąć głowę partnera i wpychając twarz O'Briana między jego
zakryte skórą1
uda. – Wyjmij mojego fiuta i ssij mnie, Sean. – Posłał partnerowi powolny, leniwy
uśmiech. – I nie proś mnie, żebym cię rozkuł. Użyj swoich ząbków. Możesz zaczynać. – Valenti
odpiął srebrny guzik swoich spodni i odchylił się, dając O'Brianowi miejsce do działania.
Wyraźnie było widać, że jego partner nie mógł się doczekać, by wypełnić rozkazy
Valentiego. O'Brian pochylił się i chwycił zębami srebrny suwak. Powolnym, zmysłowym ruchem
pociągnął go w dół, rozdzielając ciasne, skórzane spodnie Valentiego i uwalniając jego fiuta.
Valenti jęknął przeciągle, kiedy O'Brian ochoczo wziął jego trzon w usta, ssąc i liżąc, jakby
nie miał dość ciepłego, słonego smaku. Odkąd przyznali się do wzajemnego pociągu, zawsze tak
między nimi było – jakby nie mieli siebie dość. Ale Valenti musiał przyznać, że O'Brian był
szczególnie dobry w obciąganiu. Wziął się do tego od początku, a teraz był przeklętym ekspertem.
– Boże, tak mi dobrze! – jęknął Valenti, wsuwając dłonie we włosy partnera i pieprząc
głębiej jego gorące, uległe usta. – Ssij mnie głęboko, Sean. Weź mnie całego. – Poruszał mocno
biodrami, pozwalając sobie na szorstkość, wiedząc, że jego partner mógł to przyjąć, wiedząc, że
tego właśnie chciał O'Brian. Chciał być posiadany. Posuwany.
Valenti czuł jak orgazm narasta w jego jądrach, ale nie chciał tak dojść. Spędził dwa długie
tygodnie bez swojego partnera i kiedy dojdzie, nie chciał, by odbyło się to w gardle O'Briana,
1 W takich sytuacjach to, że leather i skin, znaczą to samo, jest trochę uciążliwe
T ł u m a c z e n i e : L i l a h
nieważne jak to było seksowne. Nie, chciał dojść w tyłku swojego partnera, wypełnić sobą O'Briana
i sprawić, by ich zjednanie było kompletne.
O'Brian ssał go mocno, przesuwając językiem po główce kutasa Valentiego, aż ten myślał,
że oślepnie z rozkoszy. Ciężko było wysunąć się z tych ciepłych, mokrych ust, ale jakoś mu się
udało.
– Co...? – O'Brian uniósł z rozczarowaniem wzrok. – Gdzie idziesz, skarbie? – zapytał
zachrypniętym głosem. – Uwielbiam cię ssać. Nie mam dość twojego kutasa.
Te słowa napaliły Valentiego jeszcze bardziej. – Wiem i dlatego zaraz dam ci więcej –
obiecał. Zmienił pozycję, tak że teraz był znowu za O'Brianem i przez chwilę podziwiał gruby,
skórzany pejcz cały czas zagłębiony między pośladkami partnera. Widok był niezwykle erotyczny,
ale jeszcze bardziej chciał zobaczyć swojego fiuta w niestawiającym oporu ciele O'Briana,
pieprzącego go mocno i długo.
– Co...co robisz? – zapytał O'Brian, przekręcając głowę tak by mógł spojrzeć przez ramię.
Valenti uśmiechnął się i chwycił za podstawę pejcza. – Chociaż to bardzo ładne, to
przechodzi mi przez myśl coś innego, co wolałbym w tobie...