W warszawskiej lecznicy znaleziono ukrytą kamerę
POLICJA PODGLĄDA NAS W SZPITALACH? INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
 Str. 9
http://www.faktyimity.pl
Nr 1 (566) 13 STYCZNIA 2011 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Tylko dwie przyczyny mogły sprawić, że TU-154 lądował w Smoleńsku w takich warunkach atmosferycznych: awaria (w tym brak paliwa) lub presja przełożonych załogi granicząca z rozkazem. Awarii nie było, paliwa nie zabrakło... Â Str. 3
byś ł y b Czy ym dobr m ze księd abawa hoz – psyc Str. 16-17 Â
 Str. 8
 Str. 12 ISSN 1509-460X
 Str. 11
2
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Wolne od pracy święto Trzech Króli za nami. Pierwsze takie od dziesięcioleci. I być może ostatnie. Organizacja pracodawców „Lewiatan” zwróciła się do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie ustanowienia dodatkowego wolnego od pracy dnia za czyn niezgodny z ustawą zasadniczą. I ma na rewizję duże szanse. A to będzie na chrześcijaństwo i Kościół zamach kolejny. Na ekrany kin wszedł obraz „Mgła”. To nie remake słynnego horroru, chociaż rzecz traktuje o katastrofie smoleńskiej, a sam tytuł oraz nazwiska reżyserek (Lichocka i Dłużewska) gwarantują „rzetelność”. Także i to, że producentem dokumentu jest „Gazeta Polska”. Za tydzień w „FiM” recenzja. Ileż to miesięcy zastanawiano się, kto wpadł na niesłychany pomysł pochowania Kaczyńskiego na Wawelu! Posądzany był decydent Dziwisz, ale szedł w zaparte. Z filmu „Mgła” dowiadujemy się, że pomysłodawcą był spin doktor PiS Michał Kamiński. Dziś wróg śmiertelny i renegat. Nic, tylko wtyka Palikota. Okazuje się, że aresztowany Marek P., pełnomocnik Kościoła do spraw wyłudzania ziemi, był na etacie zakonu cystersów i pobierał miesięczną pensję 20 tysięcy zł plus 11 procent ceny każdej wycyckanej od państwa nieruchomości lub kwoty. Tylko w przypadku samego Krakowa było to 7,5 mln zł od 68 milionów w gotówce, które miasto wypłaciło zakonnikom, plus kolejne 11 proc. od 23 mln zł wartości (zaniżonej) wydartych miastu nieruchomości. Szacuje się, że oszust dostanie jakieś 5 lat. Wyjdzie po 2,5, żyjąc przez resztę swoich dni jak król, a nawet jak Dziwisz. „Fundusz jest nieadekwatną w warunkach państwa neutralnego światopoglądowo formą budżetu wyznań” – napisał SLD w sejmowym projekcie uchwały o likwidacji Funduszu Kościelnego (ok. 100 mln państwowych pieniędzy na Krk. rocznie). Pieronek nie mówi nie, ale zaraz pyta: „A co w zamian?”. Odpowiemy słowami napoleońskiego generała Cambronne: „Gówno!”. „Otwórzcie okna w Kościele – trzeba go przewietrzyć” – ogłosił Pieronek i dodał, że watykański pochówek Kaczyńskiego był „katastrofalnym, dzielącym Polaków błędem”. Są tylko dwa powody takich słów biskupa: albo mu się pogorszyło, albo zaczął czytać „FiM”. W ogóle niektórzy biskupi mówią ostatnio głosem samego Jonasza. Oto arcybiskup Michalik zaapelował do księży: „Nie bądźcie pazerni, unikajcie chciwości”. Pięknie, ale czy nie za późno? Równie skutecznie mógłby nawoływać, żeby to towarzystwo powstrzymało się od jedzenia i przestało oddychać. W zeszłym roku słynny z niemoralnych propozycji agent Tomek, a w tym roku… Antoni Macierewicz. Oto „Człowiek Roku” polskiej prawicy, czyli taki, który narobił w Polsce najwięcej gnoju i wstydu. 4 złote zamierzają pobierać od każdego pielgrzyma i turysty lewicowe władze Częstochowy. „Za pozyskane w ten sposób 16 milionów zł rocznie wyremontujemy ulice i wypielęgnujemy zaniedbane parki” – marzy „komuszy” zarząd miasta. Który w ten sposób „zamachuje się” na Kościół i na chrześcijaństwo – co jasno oświadczyli paulini z jasnogórskiego klasztoru. Podczas audycji dla młodzieży (każdy piątek wieczorem) w Radiu Maryja zatelefonowała tam słuchaczka, którą okazała się Beata Kempa. Urodzona 45 lat temu posłanka PiS stwierdziła, że wcale się nie pomyliła. A szczęśliwy prowadzący program ks. Piotr nawet nie przypuszczał, że RM ma aż tak młodych słuchaczy. Uczniowie szkół publicznych w Łodzi w ramach tak zwanych zajęć dramy będą mogli wcielać się w najważniejsze postaci z Biblii. Prowadzący dramę katecheci mają pomóc młodym zrozumieć, jak czuli się bohaterowie biblijnych wydarzeń. Obawiamy się tylko, że nie będzie chętnych na zawsze dziewice. No i mamy nadzieję, że katoreżyserzy nie każą się smarkaczom krzyżować. Martin Bormann – syn nazisty i adiutanta Hitlera, obecnie były ksiądz i mąż byłej zakonnicy – został właśnie oskarżony o regularne gwałcenie, bicie i poniżanie kilku swoich wychowanków w szkole przyklasztornej. Jaki ojciec... Archidiecezja w Milwaukee, nie chcąc wypłacić ofiarom swoich księży pedofilów zasądzonych 29 mln dolarów, ogłosiła bankructwo. To już kolejna amerykańska diecezja, która w ten sposób ucieka przed wypłatą odszkodowań za przestępstwa seksualne kleru. Te kosztowały Krk w USA już ponad 2 miliardy dolarów.
Czarny ląd O
statnie dwa tygodnie 2010 roku spędziłem w Kenii. Z czym na ogół kojarzy się ten kraj? Z egzotyczną przyrodą, walecznymi Masajami, parkami narodowymi, safari, filmem „Pożegnanie z Afryką”... Od dzieciństwa, kiedy przeczytałem przygody „Tomka na Czarnym Lądzie”, chciałem na własne oczy sprawdzić, jak jest naprawdę. Kenia ma opinię kraju w miarę cywilizowanego, zwłaszcza w zestawieniu z sąsiednim Sudanem czy Etiopią. Oficjalnie panuje tam demokracja parlamentarna, choć de facto rządzi jeden klan, który opanował całą politykę i administrację, czyli koryta (skąd my to znamy?). Wszechobecne wojsko i policja, wobec stosunkowo niskiej przestępczości, nie pozostawiają złudzeń – to zamordystyczna republika bananowa, w której angielskich kolonialistów zastąpili najsilniejsi miejscowi. Sprzyja temu rozwarstwienie społeczne – ogromną większość rodowitych Kenijczyków zdominowali bogatsi od nich Arabowie, Hindusi i biali, głównie Anglicy. Mombasa, miasto niedaleko którego mieszkałem, to wizytówka nadmorskiej Kenii – obok setek tysięcy czarnych żebraków widać tam również limuzyny, prywatne szpitale i hotele. Zupełnie inaczej wygląda prowincja, gdzie mieszkają już sami biedacy. Jadąc samochodem, godzinami widzi się niezmienny krajobraz: ciągnące się bez końca wioski z domkami ulepionymi z krowiego łajna, klejonego na szkieletach uplecionych z patyków. Ludzie wędrują poboczami, nosząc wodę z niżej położonych terenów. Przy każdym domku maleńkie podwórko, poletko i parę kózek lub krowa. Po takiej zagrodzie biega gromadka półnagich dzieci. I właśnie przeludnienie jest największym problemem Kenii (ale przecież nie tylko jej!). Znaczną część kraju zajmują wielkie plantacje, na przykład nerkowców, a także góry, jeziora i parki narodowe. Małe poletka nie są w stanie wykarmić wszystkich, zwłaszcza ludzi żyjących na wsiach, dlatego co 4 minuty umiera tam z głodu jedno dziecko, a średnia życia w całym państwie wynosi 43 lata. Wydawać by się mogło, że rozwiązaniem jest po prostu rozdawnictwo prezerwatyw, ale robią to w zasadzie tylko Kościoły protestanckie, które skupiają ponad 50 proc. wszystkich wierzących. Na katolików (ok. 15 proc.), a zwłaszcza muzułmanów (ok. 10 proc.) trudno w tym względzie liczyć. Nie pomaga też mentalność biedaków, dla których wypełnienie czymś żołądka (najczęściej plackami z mąki kukurydzianej, warzywami lub owocami) oznacza czas na kopulację. Z pewnością nie myślą wówczas o pracy, dla której mają ulubione powiedzenie: pole, pole, co w języku suahili oznacza: wolno, wolno. I nie chodzi tu tylko o upał, który wysiłkowi nie sprzyja. Prawdziwą pracę mają nieliczni. Na oko 1/3 narodu struga tam amatorsko scyzorykami małe zwierzątka dla turystów; 1/3 te zwierzątka sprzedaje, a reszta uprawia ziemię motyką lub żebrze. Mój kierowca i przewodnik zawiózł mnie do „prawdziwej fabryki”,
czyli na mały, zaśmiecony plac, na którym rosło kilka dużych drzew dających cień; pod nimi kilkunastu ludzi strugało słoniki, żyrafki, masajskie maski i takie tam. Obok, w chałupie z krowiego gówna, mieściło się biuro oraz hurtownia z działem sprzedaży. Skąd takie zacofanie? Z braku technologii. Anglicy nie pozostawili tu – zresztą tak jak w większości swoich kolonii (Kenię opuścili dopiero w 1962 roku) – prawie żadnych dobrodziejstw cywilizacji. W odróżnieniu na przykład od Francuzów, którzy taką Algierię czy zwłaszcza Tunezję pomogli rozwinąć nad podziw i są tam do dziś bardzo poważani. Owszem, sprzedają w tych krajach wiele swoich produktów, m.in. samochody, ale zaszczepili też mnóstwo europejskich rozwiązań i patentów. Murzyni są bardzo zdolni manualnie i niezwykle szybko – w ciągu 2, 3 miesięcy, i to w dodatku od samych turystów – uczą się obcego języka. Jednak nie są w stanie sami wykształcić swoich naukowców czy rozwinąć nowoczesnych linii produkcyjnych. Niepewna sytuacja polityczna też nie sprzyja zaangażowaniu obcego kapitału. W efekcie ogromny potencjał siły roboczej (nawet takiej pole, pole) jest zupełnie niewykorzystany, a większa część kraju stanęła na etapie XVIII, XIX wieku. Po nielicznych szynach jeździ parę… parowozów. W hotelu wiszą gaśnice made in England, sztućce są tureckie, stroje kelnerów sprowadzono z Indii, a na płynie do kąpieli, który kupiłem, widniał napis: „Wyprodukowano w Unii Europejskiej”. A gdzie komputery, obrabiarki czy choćby porządne rowery dla wieśniaków?! Rezydent z biura podróży, który brał udział w rekrutacji i przyuczeniu miejscowych ludzi do pracy w hotelu, twierdził, że żaden z nich nigdy wcześniej nie widział wody lecącej z kranu. Wszyscy byli w szoku, że pod kranem nie ma żadnej dziury w ziemi. Pracownicy hotelowi zarabiają średnio 36 euro (ok. 150 zł) na miesiąc i uważają się za szczęśliwców. Z reguły już 1 dolar na dzień wśród często niepiśmiennych wieśniaków jest przyzwoitym zarobkiem, bo mogą za to przeżyć 2 osoby. Przeżyć, czyli nie umrzeć z głodu. Dzieci, które coś tam dorobią lub dożebrzą, z reguły żywią się same. Nie muszę dodawać, że dla miejscowych ceny podstawowych produktów (innych nie kupują) są minimalne i że kwitnie handel wymienny. Samochodów czy motorów na wsiach nikt nie posiada, a bogactwem są już dwie chude krowy i żona o szerokich biodrach. Ale najbardziej żal dzieci – ślicznych, żywych, rozkrzyczanych i – jeśli brzuszka nie ściska z głodu – roześmianych od ucha do ucha. Za gardło chwyta jakże częsty widok: 3-, 4-, 5-latki leżące na ziemi i grzebiące w niej dołki. To ich jedyna zabawa… JONASZ PS Za tydzień ciąg dalszy opisów i galeria zdjęć, które wykonałem.
Za tydzień darmowa wkładka z raportem na temat finansów Kościoła
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
O
przyczynach tragedii w Smoleńsku, otoczce propagandowej wokół śledztwa oraz szansach na uniknięcie podobnych przypadków w przyszłości rozmawiamy z dwoma doświadczonymi pilotami wojskowymi. „FiM”: – Czy katastrofa była wypadkową koszmarnych błędów, czy efektem wyrafinowanego zamachu? Płk pil. Jerzy Kubiak: – O zamachu mówi tylko prezes PiS Jarosław Kaczyński i jego ludzie. Skoro był zamach, to muszą być zamachowcy oraz organizatorzy. Prezes wskazuje na premiera Tuska, jego ekipę i Rosjan. Są to rzadkiej próby banialuki. – Prezydent Komorowski zapowiada, że przyczyna może okazać się „arcyboleśnie prosta”, co wyraźnie sugeruje błędy pilotów… – O nich mówi się niechętnie, żeby nie obrażać naszej dumy. A to
– Pojawiają się sygnały, że Protasiuk chciał dla świętego spokoju jedynie zamarkować lądowanie w Smoleńsku i odlecieć na zapasowe. – Co miał w głowie, tego już nigdy się nie dowiemy. Z pewnością natomiast popełnił przestępstwo, narażając ludzi na utratę życia, mimo informacji z wieży, ostrzeżeń kapitana polskiego Jaka-40, sygnału że rosyjski Ił-76 po zorientowaniu się w warunkach podejścia nawet nie próbował lądować i odleciał do Moskwy. Pogwałcił także reguły wysokości decyzji nakazujące, że jeśli nie widzi ziemi z wysokości 120 m, ma obowiązek przerwania zniżania, zlekceważył sygnały AWS (system ostrzegający o zbliżaniu się do ziemi), nie zareagował na krzyk drugiego pilota „Odchodzimy!”… – można by długo wyliczać. Gdy w końcu kontroler podał komendę gorizont
GORĄCY TEMAT przyczyną katastrofy były fałszywe informacje podawane przez rosyjską wieżę kontrolną i sposób nawigacji”, ale już nie mówi, jakież to rzekomo fałszywe informacje miał przekazać kontroler, skoro kierunek pasa pilot znał, a wszystkie urządzenia pokładowe działały sprawnie do samego końca. „Materiały rosyjskie robią olbrzymie wrażenie” – twierdzi Macierewicz, ale przezornie nie podaje, jakie. Jedną z przyczyn jest podobno brak na lotnisku ILS (system nawigacyjny wspomagający lądowanie samolotu w warunkach ograniczonej widzialności – dop. red.). Tego systemu nie montuje się w dwa dni, a poza tym należy go oblatać. Przepalona żarówka przy pasie, którego i tak piloci nie widzieli – wielki powód. Trzeba posypać głowę popiołem oraz uczciwie przyznać, że Rosjanie wcześniej ostrzegali, iż lotnisko nie nadaje się do przyjmowania samolotów pasażerskich.
itd. Naszą pożal się boże „delegację” zgodziło się przyjąć czterech senatorów, z czego dwóch odmówiło polskim mediom jakiegokolwiek komentarza do tych spotkań. Wstydzili się przyznać podatnikom, że stracili czas na słuchanie bzdur… – Wciąż jest wiele hałasu o to, że w toku zabezpieczania śladów celowo zniszczono nam bezcenną relikwię… – Niektóre media podnoszą larum, że Rosjanie, tnąc wrak, niszczą dowody. Tylko nie wiadomo, czego dowody. Samolot był sprawny do końca. Nie trzeba dużej wyobraźni, aby uprzytomnić sobie stan ciał po uderzeniu samolotu w ziemię. Rozczłonkowane i wymieszane między sobą szczątki. Wydobycie ich bez uszkodzenia tak cennych dla niektórych blach wraku brzmi ponuro. Z kolei przykrycie wraku tylko przyspieszyłoby korozję części stalowych.
TU musiał lądować Błąd pilota na małej wysokości to kara śmierci bez prawa apelacji, a wyrok wykonywany jest natychmiast. przecież piloci sporządzali plan lotu. W uzgodnieniu z Rosjanami musieli zaplanować trasę lotu i co najmniej dwa lotniska zapasowe. Oczywiście znali również Smoleńsk, bo zapoznanie się z lotniskiem docelowym i zapasowymi jest absolutnym elementarzem i nie mam cienia wątpliwości, że go dokładnie „przeczytali”. – Ale cóż mogli począć, skoro Rosjanie rozpylili mgłę… – Taka mgła na terenach podmokłych powstaje nagle i może zmniejszyć widzialność nawet do kilkudziesięciu metrów. Konsultacja z meteorologiem bardzo by się historykowi Macierewiczowi przydała. – W każdym razie nad Smoleńsk dolecieli. Co robili dalej? – Po nawiązaniu łączności z wieżą kontroler podaje załodze warunki podejścia do lotniska, warunki lądowania i – przede wszystkim – meteorologiczne. Pilot je znał, ale zignorował. Rozumiem rozterki kontrolera, który prawdopodobnie konsultował się z przełożonymi w Moskwie. Ostateczną decyzję pozostawiono załodze, wychodząc z założenia, że samolot prowadzi nie małpa, lecz pilot, podobno doświadczony. Dopiero po czasie dowiedzieliśmy się, że doświadczony także perturbacjami swojego przełożonego kapitana Grzegorza Pietruczuka, który po odmowie lądowania w Tbilisi został w przytomności załogi (tragicznie zmarły w Smoleńsku kpt. Arkadiusz Protasiuk był wówczas drugim pilotem – dop. red.) zrugany przez prezydenta Kaczyńskiego, a za okazany profesjonalizm i odpowiedzialność próbowano człowieka włóczyć po sądach.
(przejdź do lotu poziomego), pilot już do tej fazy przechodził, ale kilkanaście sekund za późno. Tupolew to nie jest samolot myśliwski… – Te okoliczności już znamy. A czego wciąż nie wiemy? – Co lub kto przekonał pilota, żeby podjął ryzyko. Zdawał on sobie sprawę z tego, że w Smoleńsku czeka na prezydenta grupa ludzi z kwiatami, może z trąbami, kamery, byłoby widowisko. Na lotnisku zapasowym czekałby co najwyżej konsul i trzy autobusy, żadnych trąb. Opóźnienie wzrosłoby do kilku godzin, ale wszyscy by żyli… Mam nadzieję, że kiedyś dowiemy się, o czym prezydent meldował swojemu bratu przez telefon satelitarny na kilka minut przed lądowaniem, gdy już było wiadomo o problemach. – Czy Smoleńsk był przypadkiem incydentalnym? – Ależ skąd! Niemal identyczna sytuacja wystąpiła przy katastrofie CAS-y w Mirosławcu, kiedy to pilot zignorował wszystkie ograniczenia – minima lotniska i samolotu, swoje własne, ściśle określające warunki, na które był przeszkolony, i widzialność, przy której miał prawo lądować. Tam również kontroler zachował bierność, choć miał obowiązek podania komendy „zabraniam lądować”. No, ale na pokładzie była śmietanka, więc tylko obserwował, co pilot wyprawia. – Czy da się jakoś zrzucić odpowiedzialność na kogoś spoza załogi i pasażerów tupolewa? – Zgodnie z oczekiwaniami prezesa Kaczyńskiego winni mają być Rosjanie, więc Macierewicz już to udowodnił. Według niego, „bezpośrednią
Amerykanie obśmiali ich i spławili...
– Ale przecież tupolew to nie jest taki zwykły samolot… – Słyszałem, jak taki jeden opowiadał, że to przerobiony bombowiec, więc powinien kosić brzozy o średnicy 40 cm. Niech prezes rozpędzi swoją limuzynę do 100 km/godz. i walnie w drzewo. Zobaczymy, czy będzie zdolny taki eksperyment powtórzyć. A tupolew miał na liczniku ponad 300 km/godz. Z jednym skrzydłem lecieć się nie da, nawet półtora nie wystarczy. Tak już jest w lotnictwie, że błąd popełniony przez pilota, szczególnie na małej wysokości, karany jest śmiercią bez prawa apelacji i kara wykonywana jest natychmiast. – Śledczy z PiS-u zapowiadają, że Amerykanie w tej sprawie pomogą… – Ekspert od katastrof lotniczych Macierewicz i godna współczucia była minister spraw zagranicznych Anna Fotyga polecieli do USA po prośbie, ale Amerykanie obśmiali ich i spławili. Mieli i mają własne katastrofy, tylko że oni najpierw powołują ekipę specjalistów, a nie prokuratorów. To fachowcy określają bezpośrednią przyczynę zdarzenia. Jeśli urwał się statecznik pionowy, to określą powód złamania sworzni łączących statecznik z kadłubem
Nie trzeba kochać Rosjan, ale obrażanie ich jest świadectwem fobii, czyli zwykłej głupoty. – Czy te wszystkie raporty i śledztwa wskażą jednoznacznie winnych? – Przyczyną katastrofy lotniczej jest na ogół łańcuch wielu zdarzeń, ale tę sprowadziło bezpośrednio podjęcie niedopuszczalnie ryzykownej próby lądowania. Chcieli to zrobić za wszelką cenę. Dlaczego? Kto tak kazał? Kto wysłał generała Błasika do kokpitu? Śledztwo tego prawdopodobnie nie wykaże, ale chyba łatwo się domyślić… – A rosyjski kontroler? – Korespondencja między nim a pilotem jest bardzo prosta, to nie opowiadanie sobie bajek. Podaje warunki lądowania, pogodę, wysokość podejścia do punktu rozpoczęcia zniżania i wyraża zgodę, lub nie, na zniżanie. Jego wina polega przede wszystkim na tym, że nie był w stanie wyczuć, pod jak wielką presją jest jego partner w tupolewie, a jednocześnie wyobrażał sobie ten jazgot, gdyby powiedział negative, zapreszczaju, zabraniam lądować. Dopiero gdy zorientował się, że sytuacja jest skrajnie nienormalna, podał komendę gorizont, ale było już za późno…
3
~ ~ ~ Mówi płk pil. Wiesław O. (ponad 20 lat za sterami): – To nie Rosjanie mają problem z określeniem winnych, tylko my. Chcą, żebyśmy skonsumowali ten keks z zakalcem i z wyników ich badań sami wskazali sprawców. Nasza polityczna komisja i podkomisje „specjalistów” w rodzaju komisji Macierewicza mają ciężki orzech do zgryzienia – jak przekazać narodowi, że załoga jest winna? Ale byłby to dopiero początek. Pilot nie wsiada do samolotu, jeśli nie zna minimalnych warunków do lądowania. To katechizm każdego z nas. Jeśli więc załoga decyduje się na lądowanie w tak tragicznych warunkach, powody mogą być tylko dwa: nie ma możliwości wylądowania gdzie indziej (brak paliwa, awaria) lub jest do tego zmuszana. Innych po prostu nie ma! – Który, pańskim zdaniem, przeważył w Smoleńsku? – Paliwa mieli pod dostatkiem, wszystko działało należycie, więc chyba wszystko jest jasne… Niektórzy, wykorzystując tragedię, szybko uderzyli w ton braku nowoczesnych samolotów w 36. pułku. Według mnie, bardzo dobrze się stało, że ich nie kupiliśmy, bo nawet ultranowoczesny boeing 777 z ILS najwyższej kategorii IIIC podzieliłby los tupolewa. Problem tkwił nie w samolocie i nie w ilości VIP-ów na pokładzie, ale w ludzkiej świadomości. – Jak można takich dramatów uniknąć? – Musimy sobie odpowiedzieć jednoznacznie na kilka pytań. Czy Zwierzchnik Sił Zbrojnych (prezydent RP) ma prawo do dowodzenia załogą w powietrzu, czy tylko do sprawowania kontroli nad siłami zbrojnymi? Co załoga miała zyskać na udanym lądowaniu w karkołomnych warunkach, bo przecież nie chodziło tylko o oklaski, skoro to wątpliwej jakości jury wiezione na „pace” nie miało bladego pojęcia o złożoności zadania? A poza tym: jeśli się bierze na pokład tyle najwyższych rangą osobistości, to minimalne warunki atmosferyczne do lądowania trzeba podnieść, a nie obniżać. Lądowanie powinno się odbyć tylko wówczas, kiedy komunikat podany z ziemi jest lepszy niż minimum pogodowe określone dla takich lotów. Trzeba zrobić wszystko, by decydenci nie mieli nic do powiedzenia w kwestiach nadzoru czy ingerowania w czynności załogi. To podstawa! Dla mnie przypadek CAS-y i Tu-154 należy dokładnie do tej samej kategorii – wpływu buty prominentnych osób na czynności pilota. Nikt tego, niestety, nie udowodni ponad wszelką wątpliwość, bo środki OKL, czyli tzw. Obiektywnej Kontroli Lotów, nie sięgają do saloniku prezydenckiego, a ponadto nie ma woli politycznej, by w nieuchronnej konsekwencji takiego śledztwa wyprowadzić „prezydenta bohatera” z Wawelu… ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Bez happy endu Psychologia uczy, że wzorce zaseksoholikiem, hipochondrykiem czy chowań, które mała dziewczyninnym zboczeńcem, nie ma już dla ka wynajdzie w ulubionej bajce, naszej bohaterki większego znaczeani chybi zadecydują o jej dalnia. Liczy się przede wszystkim staszym życiu. Jaka była ulubiotus, który można dzięki niemu uzyna baśń matek Polek? skać. Ona sama niewiele znaczy. Jednostką pełnoprawną społecznie staKopciuszek. Jedna z kultowych je się dopiero w ramionach przedopowieści, idealnie obrazująca sustawiciela płci przeciwnej. Małżeńperpoddańcze meandry ludzkiej psystwo ustawia ją wyżej w ludzkiej hiechiki, a właściwie tej kobiecej i barrarchii i daje poczucie wartości. „Jeszdzo porządnej. Dodatkowo wszystcze niedawno niezamężna kobieta nie ko okraszone typowo babskim miliczyła się w społeczeństwie. Była wytem o wybawcy i księciu z bajki. śmiewaną starą panną albo dziwką. Znamy dobrze tę opowiastkę. Nasz Kopciuszek to typowa kobieta patriarchalna, wychowana na służebnicę. Cicha, posłuszna panieneczka, gnębiona przez złe siostry i podłą macochę, która pokornie znosi swój los. Nie buntuje się, nie walczy o swoje. „Czy to nie ideał kobiety? Nie lata po sklepach, nie wydaje pieniędzy, nie zajmuje się sobą, nie ma nawet porządnej kiecki (...). Ta wersja Kopciuszka przyjęła się tak dobrze u nas, bo żyjemy w katolickim chrześcijaństwie” – zauważają autorki „Bajek rozebranych” Katarzyna Miller i Tatiana Ciechocka. I nagle... skromna białogłowa dostaje swoją szansę i łowi księcia. Książę ma pozycję Kopciuszek i Macocha i kasę. To, czy nie jest gburem,
(...) to przekonanie znajduje odbicie w tej historii” – dodają autorki. Siostrzyczki i macocha, skupione na wyglądzie zewnętrznym, pyskate i leniwe, to tak naprawdę – według autorek – cechy samego Kopciuszka. Wyparte wady, których niewiasta cichego serca mieć nie może. Trudne emocje przydusza, aby do grobowej deski pozostać przykładnym dziewczęciem. Bunt, szukanie siebie, swojego miejsca w świecie czy swobodne wyrażanie temperamentu nie są już tak piętnowane jak kiedyś. Jednak nadal nie cieszą się społeczną aprobatą. Wciąż wiele z nas wierzy w ideał kobiety Kopciuszka, która biernością i zapominaniem o sobie zdobędzie szczęście. W szczególności szkodliwa jest mentalność kościółkowa, która pełnię kobiecości widzi tylko w matce. I to nawet nie zwykłej rodzicielce, tylko matce Polce – odwiecznej fance odrealnionej boskiej mamy... Pewnie to wszystko nadinterpretacja naiwnej starej historyjki. Ale skąd popularność komedii romantycznych i telenowel opartych na niebezpiecznym schemacie z książęcym happy endem? JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki Policjantów z patrolu zaintrygował facet z siekierą, który bladym świtem stał na jednym z gliwickich przystanków autobusowych. Kiedy wysiedli z radiowozu, aby delikwenta wylegitymować, ten rzucił się do ataku. Jego furię powstrzymały dopiero strzały ostrzegawcze.
ZBÓJ CZY DRWAL?
17-latek uciekł z ośrodka wychowawczego w Puławach. A że potrzebował trochę grosza, włamał się do kościoła w Baćkowicach. Jego łupem padła gipsowa figurka wypełniona wdowim groszem. Sprawiedliwość boska jednak złodzieja dosięgła. Grozi mu do 10 lat więzienia.
KIESZONKOWE OD BOZI
Na ciekawy pomysł wpadła 20-letnia Monika D., bezrobotna kucharka. Kobieta postanowiła 2 miliony złotych polskich wyciągnąć od stacji TVN w zamian za to, że nie wysadzi w powietrze jej siedziby, którą jakoby zaminowała. Szantażystkę policjanci rozpoznali po… numerze telefonu komórkowego, z którego wysyłała bombowe wiadomości.
GOTOWA NA WSZYSTKO
Tak sędzia określił naganę, jaką za zakłócanie ciszy nocnej ukarał panią Danutę z Katowic. Lokatorka bloku cierpiąca na stwardnienie rozsiane podczas ciężkiego ataku choroby waliła laską o podłogę. A że przy okazji miała drgawki, problemy z widzeniem i zaburzenia równowagi – zdarzyło jej się przewrócić krzesło. Tego już było sąsiadowi za wiele.
KARA WYCHOWAWCZA
W Mińsku Mazowieckim w ręce funkcjonariuszy wpadł pan Leszek, nietrzeźwy rowerzysta. W zamian za przymknięcie oka zaproponował władzy kawałek czekolady i dwie krówki, takie w formie słodyczy. Panowie poczuli się urażeni, – i trudno się temu dziwić. Sprawa o wręczenie korzyści majątkowej trafiła do prokuratury. Za słodką uprzejmość facet może dostać nawet 10 lat paki. Opracowała WZ
POCZĘSTUNEK
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Episkopat nie umiał i nie umie, a może nawet nie chce poradzić sobie z Radiem Maryja. (bp Tadeusz Pieronek)
L
aicyzacja w Polsce ruszyła, to pewne. Jej tempo oraz szczegóły przebiegu zależą od tego, co będzie laicyzowane, czyli od tego, jaka jest w istocie polska religijność. Wiele osób zastanawia się nad ciągle niskim odsetkiem polskich ateistów. Jest ich z agnostykami jakieś 4–5 procent. Nawet w religijnej Ameryce stanowią większy odsetek mieszkańców. Skąd taka posucha na bezbożników nad Wisłą? Złośliwi twierdzą, że aby wiarę stracić, to trzeba ją najpierw posiadać. Tymczasem kwestie wiary są czymś, co Polaków prawie w ogóle nie obchodzi. Rodacy nie bywają więc ateistami, bo też nieszczególnie często bywają naprawdę wierzący. Są na ogół religijni, ale jest to rodzaj religijności właściwie pozbawiony poważnej wiary – z jej dylematami i przeżyciami. Istnieje jeszcze jeden rodzaj ateizmu – wypływający nie tyle z osobistego przeciwstawienia się wierze, co z ateistycznej kultury i tradycji społecznej lub rodzinnej (np. w Czechach). Ale i tej tradycji w Polsce prawie nigdy nie było poza inteligenckimi, wielkomiejskimi wysepkami. Skoro w Polsce trwa laicyzacja, na co wskazują dane statystyczne (spadek liczby praktykujących, wzrost nastrojów antyklerykalnych itp.), to w co zamieni się dziwna polska religijność? I jaka dokładnie ona jest? Ostatnio wypowiedział się na jej temat profesor Zbigniew Mikołejko, filozof i historyk religii, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Zdaniem profesora, wiara Polaków cechuje się „teologiczną infantylizacją”, czyli poznaniem Boga na poziomie dziecinnego katechizmu. „Bóg nie jest nam potrzebny
do zbawienia, ale do codziennego użytku. To jest Bóg z instrukcją obsługi użyj i wyrzuć” – dowodzi Mikołejko. Ten Bóg użyteczny ma się nami opiekować i nie zawracać nam zbytnio głowy sobą ani swoimi wymaganiami. Profesor wskazuje na różnicę pomiędzy polskim, lekkim podejściem do kwestii etycznych a protestanckim rygoryzmem moralnym Niemiec lub Holandii. Na sugestię dziennikarki, że w krajach protestanckich są puste kościoły, Mikołejko obrusza się i wskazuje, że na Zachodzie wiara ma charakter intymny i osobisty. A z pustymi kościołami Zachodu Polska może konkurować religijnością pustych form. Zdaniem profesora, słynna polska tolerancja wynikała z obojętności i umysłowego lenistwa: „Dziecinne formy polskiej wiary są puste. Nie jesteśmy przejęci wiarą. I na pewno nie oddalibyśmy za nią życia”. Zdaniem Mikołejki, jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy było wprowadzenie do Polski katolicyzmu przemocą: „Gwałtem wprowadzone chrześcijaństwo nie sięga podglebia wiary i mentalności Polaków. Życie codzienne jest wyjęte z porządku wiary”. A Bóg służy jedynie „ku pokrzepieniu serc”. Polak nie chce ani znaleźć Boga, ani go stracić – „boi się takich przeżyć”. Jakie płyną z tego perspektywy dla antyklerykalizmu? Niewesołe raczej, bo zdaniem Mikołejki, nawet polski antyklerykalizm jest „tani”. Dla mnie otwarte pozostaje pytanie, czy jako społeczeństwo bylibyśmy w stanie, i pod jakimi warunkami, przeżyć etyczną rewolucję, która sprawiłaby, że wszystko tutaj przestałoby być wreszcie „tanie”: wiara, niewiara i antyklerykalizm. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Taniość narodowa
Dostrzegam poważne zagrożenia, obserwując katastrofalne skutki działania prawicowych i przy tym katolickich fundamentalistów. (prezydent Bronisław Komorowski)
Przeżywamy chwile dzisiaj decydujące dla tego, czy będziemy Polakami i czy Polska będzie tylko samą nazwą, czy naprawdę będzie państwem wolnych Polaków, jak trafnie powiedział niedawno Jarosław Kaczyński, wskazując na tych, którzy zbierają się co miesiąc 10 kwietnia, przypominając, że jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy. (poseł Antoni Macierewicz, PiS)
W wigilijnych i bożonarodzeniowych kazaniach w polskich kościołach miał miejsce wściekły atak kleru na świecki charakter państwa. Biskupi, do mycia nóg, do mycia tych polskich biednych stóp! A nie do purpury! (Janusz Palikot)
Moim zdaniem, geje powinni zaprzestać swych aktywności seksualnych na czas mundialu. (prezydent FIFA Sepp Blatter)
Kuriozalna jest polska polityka amerykanizacji armii, która polega na łaszeniu się do przywódców USA, by dali nam jakąś broń. Choćby do potrzymania. Domagamy się, aby amerykańskie gadżety przylatywały do nas, choćby na chwilę. (prof. Magdalena Środa, etyk)
Jezus ze Świebodzina unosi się nad miastem niczym Miś z filmu Barei, w nocy świeci jak latarnia morska, która zagubionym na podziurawionych, zatłoczonych i nieoświetlonych przygranicznych drogach cudzoziemcom pokazuje, że są w Polsce katolickiej. (jw.)
Mamy sześcioletniego syna w zerówce. Oboje z żoną uważamy, że ze względów organizacyjnych, także dla bezpieczeństwa naszych dzieci, lekcje religii powinny odbywać się w szkole. (poseł Marek Wikiński, SLD) Wybrali: AC, ASz
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
NA KLĘCZKACH
SZKODA GADAĆ Nowa dyrekcja TVP zapowiedziała, że planowany na przełom lutego i marca koniec emisji programu „Warto rozmawiać” – prowadzonego przez katolickiego fundamentalistę Jana Pospieszalskiego – stanie się faktem mimo protestów środowisk prawicowych. Przeniesiony w 2004 roku z katolickiej telewizji Puls program od zawsze urągał wszelkim prawidłom uczciwej debaty telewizyjnej i był produktem propagandowym, w którym pseudodebata toczyła się według z góry przyjętego scenariusza. Przeciwko programowi protestowały wielokrotnie różne środowiska, a znaczna część znanych postaci polskiego życia publicznego o poglądach liberalnych i lewicowych stale odmawiała Pospieszalskiemu udziału w jego przedstawieniach. MaK
DOŻYNANIE WSI Niektórzy katolicy, wbrew prawom ekonomii, utrzymują, że darowizny na rzecz Kościoła nie zubażają kraju i społeczności lokalnych, bo rzekomo służą dobru wspólnemu. Do innych wniosków doszli dziennikarze „Nowego Tygodnia we Włodawie”, którzy przyjrzeli się działaniom wójta gminy Wojsławice. Piastujący ów urząd Jacek Semeniuk dwa razy zaprzepaścił okazję pozyskania funduszy z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Powód? Gdyby złożył odpowiednie wnioski, to kasy nie dostałaby miejscowa parafia, bo założenia programu przewidują, że każda gmina może wystawić tylko trzy projekty. Wójt nie próbował nawet robić dobrej miny do złej gry i szczerze przyznał, że wniosek miał gotowy, lecz schował go do szuflady, bo nie chciał być konkurencją dla księdza. W końcu to proboszcz, a nie ludzie, decyduje o obsadzie najważniejszego fotela w gminie. o.P.
LUDZKI PAN Umiejscowione na końcu mszy ogłoszenia duszpasterskie bywają nudne i długie. Nieraz mają formę imperatywów, połajanek i ustaw podatkowych na rzecz parafian. Jednak posiadają jedną cechę wspólną. Jaką? Odczytuje się je w kościele. Zapomniał o tym proboszcz parafii w Starym Brusie, który informację, że biskup siedlecki ks. Zbigniew Kiernikowski udzielił dyspensy od postu i pozwolił na zabawę w sylwestra, rozwiózł po okolicznych… sklepach. Dlaczego akurat tam? Otóż świątynia w Brusie jest nieogrzewana, a pozbawione treści kazania trwają pół godziny. Ergo – wierni rzadko bywają w kościele i mogliby nie wiedzieć, że w szampański piątek można wsuwać kiełbasę. Gdyby nie ogłoszenie proboszcza, to kto wie,
czy ateiści i świadkowie Jehowy mieszkający na terenie jego parafii 31 grudnia bawiliby się hucznie do samego rana. o.P.
HIPERKOŚCIOŁY
Społeczny Ruch Świętowania Niedzieli z Dolnego Śląska apeluje do Polaków, aby nie robili zakupów w niedzielę, bo to zmusza innych do pracy. Ruch zdążył już zdobyć poparcie ordynariusza diecezji legnickiej Stefana Cichego oraz Bogdana Orłowskiego – przewodniczącego tamtejszego oddziału NSZZ „Solidarność”. Wiadomo już, że zwolennicy tej akcji będą razem z księżmi przekonywali z ambon o słuszności totalnej laby w niedzielę. Założycielem i pomysłodawcą Ruchu jest ks. dr Bogusław Wolański, który twierdzi: „Niedzielne zakupy zmuszają innych ludzi do pracy”. Nikt oczywiście nie pomyślał o ludziach, którym niedzielna praca często jest niezbędna do utrzymania siebie i rodziny. No i o niedzielnym handlu w kościołach. ASz
PRIORYTETY Radny z Zielonej Góry – Filip Gryko z SLD – zaproponował, aby brakujące środki na remont sali gimnastycznej w jednej z lokalnych szkół zorganizować, obcinając dotacje na świetlice Caritasu. „Ich istnienie powinien opłacać Kościół, a miasto powinno inwestować w miejskie placówki” – zabluźnił Gryko i szybko doczekał się gromów. Zakamuflowana walka z Kościołem to najdelikatniejszy zarzut, jaki usłyszał. WZ
KRÓLOWIE NA WIESZAKU Litery C+M+B pisane kredą na drzwiach wejściowych to skrót od Christus Mansionem Benedictat, czyli „Niech Chrystus błogosławi ten dom”, lub inicjały rzekomych trzech królów: Caspra, Melchiora i Baltazara. Zgodnie z tradycją mają być świadectwem przyjęcia księdza po kolędzie. Napis ten
powinien być zrobiony na drzwiach od strony zewnętrznej, ale od tej zasady istnieje jednak szereg różnych wyjątków, czyli „okoliczności łagodzących”. Tak informuje parafia pw. św. Mikołaja w Tarnowskich Górach. Księża zezwalają więc parafianom na dawanie dowodu, że „mieszkańcy tego domu są świadkami Chrystusa i nie wstydzą się tego, że wraz z kapłanem na kolędzie, przyjęli Go do swego domu”. I niczego zdrożnego nie widzą w umieszczaniu napisu C+M+B na framugach drzwi, ścianach, skrzynkach elektrycznych, a nawet ramach obrazów, szybach, szafkach i wieszakach oraz… w „tysiącach różnych miejsc”. AK
KOLĘDOWA KRUCJATA Sezon tzw. odwiedzin duszpasterskich w pełni i księżom zbierającym pieniądze oraz informacje przybyło dwóch nieoczekiwanych pomocników. Krajowe głupie bulwarówki – „Fakt” i „Super Express” – instruują swoich Czytelników – niczym kurialne okólniki – jak przyjmować duchownych. „Fakt” nie tylko poucza, ale wręcz nawołuje: „Przyjmij księdza po kolędzie!” i twierdzi, że księża zbierający koperty z pieniędzmi „pomogli wielu zagubionym i nieszczęśliwym”… Gazeta należąca do prawicowego koncernu niemieckiego Axel Springer w misyjnym zapale zachęca nawet niewierzących, dowodząc, że „nie musi to być przykry obowiązek”. Podobny artykuł w Niemczech zabiłby gazetę śmiechem. MaK
FALSTART NAWRÓCENIA Wymienione wyżej dzienniki ekscytowały się ostatnio także rzekomym nawróceniem generała Wojciecha Jaruzelskiego. Chorego generała miał odwiedzić w szpitalu ksiądz „z sakramentami”, o czym „Fakt” i „Super Express” doniosły wielkimi literami. Niestety, z efektownego nawrócenia wyszły nici. Jaruzelski po wyjściu ze szpitala z oburzeniem zaprzeczył przypisywanemu mu przystąpieniu do spowiedzi. „Super Express” z wyraźnym żalem skomentował, że „nawet tak ciężka choroba nie przybliżyła go do Boga”. MaK
RESPEKT DLA DIABŁA Katolicki egzorcysta Waldemar Grzyb żali się w mediach, że szatan bardzo go nęka z powodu pracy polegającej na uwalnianiu dusz z piekielnych sideł. Grzyb miał już ponoć 3 wypadki samochodowe odkąd
został egzorcystą i ich inspirację przypisuje oczywiście czartowi. Ponadto wyznaje, że ma do czynienia w swoich zmaganiach z różnymi diabłami, w tym z tymi „wyższymi rangą”, wobec których czuje też „większy respekt”. Wygląda więc na to, że piekło jest zbudowane według podobnej hierarchii co watykański Kościół, czasem mamy wręcz wrażenie, że to ta sama hierarchia… MaK
5
miał nakłaniać ich do przerwania protestów i wysłał specjalny list w tej sprawie do biskupów irlandzkich, w których nazwał on strajk głodowy „sprzecznym z chrześcijańskimi zasadami moralnymi”. Dany Morrison, polityk irlandzki, nazwał „perwersją” papieską inicjatywę usłużną wobec potrzeb brytyjskiego rządu, a wymierzoną w interesy Irlandczyków, czyli poddanych papieskiego Kościoła. MaK
JEDNAK CUDOWNY Dwie komisje, w skład których wchodzą lekarze i teolodzy, uznały cud Jana Pawła II. Chodzi o domniemane uzdrowienie francuskiej zakonnicy z objawów choroby Parkinsona. Choroba miała ustąpić, gdy Francuzka modliła się do Papy. Wiadomo jednak, że co najmniej kilku lekarzy zakwestionowało cudowne uzdrowienie Marie Simon-Pierre, a niektórzy twierdzą nawet, iż jej choroba wciąż się pogłębia. „Il Giornale” podaje, że jeszcze w styczniu zapadnie decyzja w sprawie beatyfikacji. Być może odbędzie się ona 2 kwietnia tego roku – w rocznicę śmierci papieża (czemu nie 10 kwietnia? – taki cud…). Do prawdopodobnych dat należą również maj albo październik, czyli 33 rocznica wyboru Wojtyły. Koszty dopisania słowa „błogosławiony” do setek nazw polskich ulic i instytucji (pieczątki, wymiana dokumentów itp.) będą niebotyczne. ASz
PAPIEŻ IMPERIALNY Brytyjskie Archiwum Narodowe ujawniło dokumenty, z których wynika, że Jan Paweł II spełnił życzenie premier Margaret Thatcher i nakłaniał protestujących bojowników IRA do zaniechania strajku głodowego w latach 1980–1981. Północnoirlandcy katoliccy bojownicy (ale nie zamachowcy) za pomocą radykalnych głodówek chcieli zmusić rząd brytyjski do przywrócenia im słusznego statusu więźniów politycznych. Polski papież
SANCTA OMERTA Parę dni temu papież Benedykt XVI powołał Urząd Informacji Finansowej, który od tej pory będzie kontrolował wszystkie operacje z udziałem instytucji watykańskich. Poza tym, że Watykan był zobowiązany przez UE do stworzenia takiego departamentu, to według włoskich mediów, kontrolerami są… również Watykańczycy, czyli wszystko zostanie w rodzinie. Co więcej – wyniki, a nawet sam fakt przeprowadzanej kontroli, mają być ścisłą watykańską tajemnicą. „Od tej pory Włosi nie będą już mogli twierdzić, że Stolica Apostolska nie chce przestrzegać międzynarodowych standardów. Kościół katolicki chce być zaliczony do państw, które walczą z terroryzmem i praniem brudnych pieniędzy” – powiedział watykański prawnik Vincenzo Scordamaglia. ASz
KATEGORIA: ZBOCZEK Belgijski ksiądz i działacz charytatywny Francois Houtart przyznał się publicznie do molestowania seksualnego swojego nieletniego kuzyna. Houtart wpadł ze swoim występkiem po latach w bardzo nietypowej sytuacji. Otóż miał on być belgijskim kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. Gdy jego kandydaturę ogłosiły media, zwróciła się do nich kuzynka księdza, siostra molestowanego, która wyjawiła wstydliwą tajemnicę Houtarta. MaK
6
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Nowy Rok Tematów do komentowania internetowym obserwatorom z pewnością nie zabraknie. No ale zawsze jest nadzieja, że nowy rok będzie lepszy niż ten, który właśnie minął. W Unii Europejskiej chrześcijanie są demoralizowani – stwierdził prymas Polski abp Józef Kowalczyk podczas mszy na rozpoczęcie roku 2011, kiedy to modlił się m.in. o prawo do wolności wyznania i za prześladowanych chrześcijan: ~ Jeśli chodzi o dyskryminację, to demagogia prymasa przerasta wszelką przyzwoitość, bo właśnie najwidoczniejsza dyskryminacja jest w katolickiej Polsce, gdzie niekatolik, począwszy od zwykłego urzędnika, a skończywszy na przedstawicielu rządu, nie ma większych szans, jest jedynie tolerowany („moim_zdaniem”); ~ Dyskryminowani są szczególnie biskupi i kardynałowie w Polsce... Nic biedni nie mają, nic nie mogą… („tarta”); ~ A najbardziej to te biedaki są prześladowane i krzywdzone w Polsce przez 0,5 proc. ateistów („Ech, szkoda słów”);
T
~ Tak, szczególnie w Polsce są dyskryminowani. Na przykład przez Komisję Majątkową. Albo przez Urząd Skarbowy, który dosłownie uwziął się na Kościół katolicki. Albo przez Sejm permanentnie uchwalający ustawy antychrześcijańskie. Aż mi łzy lecą („e. gienia”); ~ Unia nie dyskryminuje, Unia broni się przed średniowieczem i ciemnotą („łowwwca”); ~ Ujawnianie pedofilii nazywa się dyskryminacją? („zeta5”); Uczniowie łódzkich szkół dostaną szansę na to, aby wczuć się w rolę Jezusa, Maryi, syna marnotrawnego i innych biblijnych postaci. Wszystko w ramach lekcji religii prowadzonych przez katechetów po specjalnym – organizowanym przez łódzką kurię – kursie dramy: ~ Nie chcę czuć się jak krzyżowany Jezus. Chcę kosić kasę, jak każdy ksiądz („młody”);
oczy się zawzięta walka o wartości, te katolickie – dowodzą biskupi wspierani przez kohorty swoich podwładnych kapłanów. Tymczasem życie pokazuje, że hierarchia dba o wartości, ale tylko te, które akurat jej są potrzebne. Początek XX wieku. Przy starym cmentarzu brętowskim, gdzie grzebano Niemców oraz Polaków, gdańska kuria postanowiła utworzyć parafię. Cmentarz, a dokładnie jego północna część, został więc poświęcony dla lepszej sprawy – budowy kościoła (dziś stoją tam również garaże oraz dom parafialny). Parafia Matki Boskiej Nieustającej Pomocy została erygowana w roku 1929, a w 1983 roku panowie z kurii wmurowali kamień węgielny. A że mieszkające w okolicznych blokach owieczki nie są specjalnie hojne, kuria natomiast płacić ze swojej kieszeni nie zamierza, do dziś nie udało się kościoła skończyć (w przeciwieństwie do okazałych rozmiarów domu parafialnego). Robi więc ta sakralna budowla za postrach dzielnicy. Okazuje się jednak, że spełnia też funkcje dydaktyczne. Bo jeśli komuś przyjdzie do głowy, aby wybrać się na spacer po otaczającym świątynię lasku (dawna dziecięca część brętowskiego cmentarza), doświadczy faktycznej wartości nauk Kościoła katolickiego. My poszliśmy, aby
~ A może wcielić ich w bogatych biskupów! („Longin”); ~ Idę o zakład, że zamiast jak Jezus, uczniowie woleliby poczuć się jak biskup. A w ramach warsztatów choć przez parę dni pojeździć limuzyną czy pokosztować biskupiej kuchni („zgred”); ~ A może tak BISKUPI poczuliby się jak JEZUS... („olo”); ~ A może będą mogli spożywać wino na lekcjach („zoob2”); ~ Ciekawe, jakie uczucia będzie miał uczeń w roli Józefa, kiedy... ten się dowiedział, że żona porodziła nie jego syna? („D. Święty”). Z okazji trwającej kolędy krakowska kuria postanowiła wesprzeć swoich pracowników specjalną instrukcją. Wynika z niej, że pielgrzymowanie od drzwi do drzwi to dla kapłanów zajęcie mocno stresujące. I to nie tylko
dlatego, że istnieje realne zagrożenie, iż nie zostaną wpuszczeni do mieszkania czy pogryzą ich psy. Kolędujący – zwraca uwagę kurialny dokument – muszą zmagać się z sytuacjami, gdy gospodarze uciekają ze swoich mieszkań, bo są na bakier z Kościołem, tj. żyją w konkubinacie czy innych nieprawidłowych związkach albo po prostu są alkoholikami. Trafiają też księża na roznegliżowane kobiety, mają wielki (?) kłopot z odmówieniem „jednego głębszego” czy kolejnej z rzędu kolacji: ~ To po jaką cholerę oni w ogóle łażą? („dave”); ~ Jeśli kapłan puka do moich drzwi, to mówię mu obcesowo, że akwizytorów nie przyjmuję. Przy okazji mogę mu przypomnieć, żeby nauczył się odróżniać baranów od ludzi („AI”); ~ Zawsze myślałem, że boją się, że trafią na pustą kopertę („monbazillac”); ~ Przed wizytą księdza moja babcia wypastowała podłogę. Ksiądz przyszedł z kolędą, poślizgnął się, przeleciał pół pokoju i wsunął się pod stół. A mój dziadek na to: Proszę księdza, spokojnie – kopertę mam tutaj („adibodas”); ~ Jak przez pomyłkę otworzyłem kiedyś takiemu kapłanowi drzwi, to kot się zjeżył na jego widok („jet”). JULIA STACHURSKA
Lekcja wartości się przekonać, jak w cieniu sacrum dochodzi do profanum. Bo to, że groby nie są zabezpieczone, a okoliczne psy z powodzeniem załatwiają na nich swoje potrzeby, nie przeszkadza ani ks. Tadeuszowi Chajewskiemu
zawiadującemu obecnie parafią, ani nawet wielkiemu estecie, za jakiego uchodzi metropolita gdański Sławoj Leszek Głódź. – A co z szacunkiem dla zmarłych i poszanowaniem miejsca pochówku? – zastanawia
się pan Andrzej, jeden z mieszkańców pobliskiego osiedla. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. Autor
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
7
POLSKA PARAFIALNA
P
Determinacja, z jaką kler walczy o materialne dobra doczesne, każe powątpiewać w prawdziwość opowieści o życiu wiecznym. Bo nie Bogu, a mamonie służy współczesny Kościół. Świątyń ludzie mają zresztą jakoś coraz bardziej dosyć. W Gdańsku mieszkańcy osiedla Świętokrzyskiego protestują przeciwko planowanej budowie wysokiego na 50 metrów kościoła, bo – ich zdaniem – kler zaplanował inwestycję z przesadnym rozmachem. Nie przemawia im do wyobraźni nawet fakt, że świątynia ma stanowić wotum wdzięczności, jakie metropolita Głódź chce wystawić dla Jana Pawła II. Ci, co swoje parafie mają, nie zawsze potrafią swoje szczęście docenić. Do jakości zarządzania zabytkowym mieniem, jakie praktykuje ksiądz proboszcz od Podwyższenia Świętego Krzyża w Rakszawie Dolnej, zastrzeżenia mają parafianie. A to dlatego, że wielebny z ich kościoła zrobił sobie prywatny folwark, a z nich samych – maszynkę do robienia pieniędzy. No bo dotąd było tak, że na co zawołał – oni z poczucia obowiązku dawali. Tyle że w końcu skonstatowali, że ich datki zasilają nie parafialną, ale proboszczowską kasę. Kiedy dawać przestali, zaczął ich duszpasterz tytułować oszołomami, sekciarzami, których archanioł Michał winien strącić do piekła. O takim dusz pasterstwie rada parafialna powiadomiła arcybiskupa Józefa Michalika. Na co arcybiskup… rozwiązał radę parafialną. Ksiądz proboszcz ma się dobrze. A co z majątkiem, który już trafił w ręce purpuratów? Rozwój Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej blokują krakowscy augustianie. Na terenie Knurowa władze planowały utworzenie
kilku tysięcy miejsc pracy. Według informacji Agencji Nieruchomości Rolnych (wciąż jeszcze zawiaduje tym terenem), miał tam powstać m.in. zakład produkujący części dla Fiata oraz centrum logistyczne. Byli też inni inwestorzy, zainteresowani tym bardziej, że strefa położona jest tuż obok autostrady A4 i drogi krajowej nr 78. Inwestorów już nie ma. A to od czasu, gdy do sądu trafił wniosek krakowskich zakonników o przejęcie 16 ha terenu. Tym samym rozpoczął się spór sądowy o prawo własności. Kiedy się skończy – tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że to wcale nie jedyne roszczenia augustianów. W zamian za majątek utracony w okresie PRL-u chcą jeszcze 80 ha w Będzinie. Wartość ziemi szacowana jest na kilkadziesiąt milionów złotych. Agencja Nieruchomości Rolnych szykowała te tereny na sprzedaż, m.in. deweloperom, ale pozew augustianów skutecznie związał jej ręce. Analogiczny kłopot mają władze Opola. 16 ha gruntów o wartości kilkunastu milionów złotych w samym środku tutejszej strefy ekonomicznej (to najważniejsze tereny inwestycyjne miasta – za samo uzbrojenie terenu gmina zapłaciła 18 mln zł)
dostały warszawskie szarytki. Te hektary położone są tak, że nowe właścicielki bez przeszkód mogą blokować inne inwestycje. A na razie blokują je skutecznie, bo za metr kwadratowy swoich włości chcą 200 zł (za grunty miejskie w strefie potencjalny inwestor zapłaci tylko 80 zł). W Sosnowcu tuż za płotem świetnie rozwijającego się Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II leżą dwa hektary nieużytków (fot. powyżej). Można by na nich wybudować przychodnie, dodatkowy parking, pomieszczenie z przeznaczeniem dla położnictwa czy nawet mały hotel dla rodziców ciężko chorych dzieci – tak marzą sobie władze dziecięcej
obiecał nawet kościelną ziemię przekazać na potrzeby rozbudowy placówki. Oczywiście – niebezinteresownie, bo miasto miało w zamian sprzedać hierarchii za 1 proc. wartości znajdującą się w centrum nieruchomość zabudowaną (biegli wycenili ją na 2,5 mln zł), dzierżawioną obecnie przez Centrum Edukacji i Wychowania Młodzieży KANA. Władze Sosnowca, mając na uwadze konieczność rozbudowy szpitala, na taki układ z kurią poszły. – To była honorowa umowa między biskupem a władzami miasta. Wymiana miała nastąpić tuż po tym, jak sąd stwierdzi zasiedzenie terenu sąsiadującego z centrum pediatrii przez parafię Chrystusa Króla – mówi sosnowiecki radny. Stało się to w marcu 2010 r. Tylko że biskup Śmigielski zmarł, a nowy, Grzegorz Kaszak, nie jest już tak skory do służenia maluczkim – budynek KAN-y za 1 proc. wartości „kupić” jest gotów, ale nie ma zamiaru dawać w zamian ziemi na rozbudowę centrum pediatrii. – A przecież najłatwiej byłoby w tej sytuacji zrobić transakcję wiązaną i wszyscy byliby zadowoleni. Strona kościelna tym bardziej, że budynek KAN-y położony jest w ścisłym centrum miasta, a ziemia obok szpitala to jego peryferia – mówi Daniel Miklasiński, ordynator oddziału chirurgii dziecięcej, a zarazem miejski radny. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. kochamrawe.pl
rzedstawiciele poznańskiej parafii św. Jana Jerozolimskiego za Murami toczą przed sądem batalię o 98 mln zł (na tyle roszczenia wycenił biegły sądowy) tytułem rekompensaty za mienie utracone w czasach PRL-u. Pozwani to miasto Poznań, Agencja Nieruchomości Rolnych i Ministerstwo Finansów. A chodzi o niezwykle atrakcyjne tereny wokół słynnego Jeziora Maltańskiego (m.in. jezioro, część os. Warszawskiego z zabudowaniami mieszkalnymi, fragment kompleksu sportowego oraz trasy kolejki turystycznej Maltanka). Tadeusz Kieliszewski, radca prawny reprezentujący parafię, przyznaje, że miasto oraz Agencja Nieruchomości Rolnych proponowali przeróżne nieruchomości zamienne, ale żadna nie usatysfakcjonowała strony kościelnej. Wyrok przed Sądem Okręgowym w Poznaniu ma zapaść 12 stycznia br. A sposobów na to, aby bezustannie mnożyć majątek Krk, zwykle kosztem państwa, purpuraci mają solidny wachlarz. I tak na przykład biskup łowicki Andrzej Dziuba postanowił utworzyć w niespełna 20-tysięcznej Rawie Mazowieckiej kolejną – trzecią już – parafię. Tym razem na osiedlu Zamkowa Wola. I choć zamysł wielu wydawał się fanaberią, został misternie zrealizowany, a kuria – niedysponująca gruntami pod budowę nowego kościoła – rozegrała partię po mistrzowsku. Najpierw na najbliższe 20 lat wynajęła od Zakładu Energetyki Cieplnej garaż w budynku po byłej kotłowni. Wzburzony lud boży pisał co prawda petycje do władz miasta, głośno wyrażał dezaprobatę dla pomysłu czynienia miejsca kultu w „takim” miejscu, zwracał uwagę na wiążące się z tym niewygody, m.in. kłopoty z parkowaniem, które mieszkańcy okolicznych bloków mają już dziś – bez zlokalizowanego pod nosem nowego miejsca kultu. Ale... w tym samym czasie remont garażu toczył się pełną parą. W końcu na dachu budynku ustawiono krzyż, co oznacza tyle, że wbrew woli owiec (w zakresie potrzeb duchowych obsługiwanych dotychczas przez lokalnych ojców pasjonistów) powstała tam kaplica, na otwarcie której zjechał zresztą sam łowicki ordynariusz Dziuba. Proboszczem ustanowił 33-letniego ks. Konrada Świstaka (na zdj. obok, drugi od prawej) To, że kibicowała mu zaledwie garstka wiernych, nie psuło mu bynajmniej dobrego humoru. I nic dziwnego, bo kaplica to jedynie preludium do prawdziwej inwazji, a więc budowy pełnometrażowego kościoła. Gdzie? Na miejskim gruncie, na którym Rawsko-Mazowiecka Spółdzielnia Mieszkaniowa zamierza budować bloki mieszkalne. Prezes zarzeka się, że zgody na taki ruch wydać nie zamierza, chyba że miasto da mu w zamian 5 ha gruntów pod zabudowę mieszkaniową. No a miasto? Ziemię pod nową parafię znaleźć przecież musi.
placówki. Można by, gdyby nie fakt, że właścicielem terenu jest katowicka kuria, nagminnie uniemożliwiająca tę rozbudowę. Dziwi taka zaciętość o tyle, że na działce Kościół nie prowadzi żadnych inwestycji (znajduje się tu tylko niedokończony od 25 lat budynek, w którym miał być dom katechetyczny). A że miasto jest nią żywotnie zainteresowane, negocjacje w sprawie zamiany trwają od kilku lat. Poprzedni biskup Adam Śmigielski
8
O
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
rdynariusz diecezji kaliskiej bp Stanisław Napierała udowodnił już ponad wszelką wątpliwość, że Polska jest krajem wyznaniowym. Oto kościelny hierarcha jednym pociągnięciem pióra wywalił z roboty nauczyciela. I to nie w jakiejś szkole przykościelnej, lecz w normalnej publicznej placówce oświatowej. A było tak: Zofia Podemska (51 l.) z Jarocina ukończyła studia na kierunku pastoralno-katechetycznym i niemal od 12 lat pracowała jako nauczyciel (mianowany) religii, dopełniając etat lekcjami wychowania do życia w rodzinie (4 godz. tygodniowo). Uczyła równolegle w Zespole Szkół Społecznych, gimnazjum oraz dwóch przedszkolach. Kobieta ma społecznikowski temperament, działała dotychczas w Caritasie, a tuż przed wyborami samorządowymi za namową swojej córki Mileny przystąpiła do Niezależnej Inicjatywy Obywatelskiej „Wolny Jarocin”, której lokalne SLD oddało kilka miejsc na liście kandydatów do rady miasta. Obie panie zgodziły się na umieszczenie tam ich nazwisk, bo nie widziały żadnej kolizji między wyznawanym światopoglądem oraz realizowanymi w życiu zasadami a zapowiedziami partnerów, dotyczącymi programu socjalnego, opieki nad niepełnosprawnymi oraz radykalnego zwiększenia puli pieniędzy przeznaczonych na stypendia i pomoc dla uzdolnionej młodzieży. Jako katechetka Podemska podlegała nadzorowi ideologicznemu swojego proboszcza, ks. Andrzeja Sośniaka z parafii Chrystusa Króla w Jarocinie. Pozostawali w dobrej komitywie – pleban odwiedzał Podemskich w domu przy okazji uroczystości rodzinnych, a ona czynnie udzielała się przy wszelkich imprezach kościelnych. Sytuacja zmieniła się raptownie po opublikowaniu listy kandydatów na radnych. – Zatelefonował do pani Zosi w piątek 12 listopada o siódmej rano. Oznajmił, że właśnie wczoraj dowiedział się o sprawie startu z listy SLD i z wrażenia przez całą noc nie spał. Twierdził, że bardzo głupio zrobiła, ponieważ teraz będzie musiał wystąpić do kurii o odebranie jej misji kanonicznej do nauczania religii. Bezwstydnie kłamał, bo wiedział o wszystkim znacznie wcześniej i doniósł biskupowi bez jakiejkolwiek próby perswazji wobec niej, żeby wycofała się z wyborów! – podkreśla jeden z członków „Wolnego Jarocina”. 17 listopada bp Napierała wystosował do Podemskiej list rozpoczynający się takim oto stwierdzeniem: „Ucząc dzieci rodziców rozmaitych orientacji, katecheta nie powinien łączyć się z jakimkolwiek ugrupowaniem politycznym, by nie stać się powodem krytyki czy nawet podziałów. Katecheci wiedzą o tym, ponieważ otrzymali odpowiednie pouczenie
ode mnie, jak też ze strony Synodu Diecezji Kaliskiej”. – Pasterz trochę minął się z faktami, bowiem w paragrafie 404 zatwierdzonych przez Synod postanowień jest mowa jedynie o tym, że katecheta uczy dzieci „rodziców różniących się niekiedy poglądami”, więc nie powinien należeć (a jest to pojęcie znacznie węższe niż łączenie się) do żadnej partii ani związku zawodowego – wyjaśnia nam duchowny z Kalisza.
„Kandydowanie z listy jakiegoś ugrupowania politycznego jest odbierane przez ludzi za równoznaczne z pośrednim podzielaniem poglądów tego ugrupowania, nawet jeśli kandydujący nie jest formalnie zapisany do jego członków”.
z nut! – konkluduje społecznik z „Wolnego Jarocina”. ~ ~ ~ Z dniem 30 listopada 2010 r. Podemska straciła pracę, bo obowiązujące w naszym kraju zbójeckie prawo nie
Biskup wyrzucił nauczycielkę z pracy. Wydarzyło się to w szkole publicznej, a powodem były poglądy.
Hańba domowa – Ciekawe, że biskupowi nie przeszkadza na przykład fakt, iż bardzo wielu nauczycieli religii należy do związków zawodowych, zaś magister teologii katolickiej Jan Szczerbań, powszechnie znany jako przyboczny księdza Sośniaka, jest czynnym katechetą, a jednocześnie bardzo kontrowersyjnym radnym powiatowym – mówi dyrektorka jednej z miejscowych placówek oświatowych. Biskup Napierała napisał dalej: „Sprawa staje się wyjątkowo drażliwa w przypadku ugrupowania, które ustami swoich przywódców zapowiada, że po dojściu do władzy będzie dążyć do usunięcia religii ze szkół oraz głosi poglądy godzące w naukę wiary i moralności, zwłaszcza w prawo człowieka do życia od poczęcia do naturalnej śmierci”. – My kwestionujemy prawo człowieka do życia?! Biskup opowiada takie głupstwa, że doprawdy trudno je komentować – zauważa Mikołaj Kostka, szef jarocińskiego SLD (kandydat na burmistrza w ponownych wyborach, bowiem zwycięzca poprzednich – Adam Pawlicki – został przed kilkunastoma dniami prawomocnie skazany). „Kandydując jako katechetka do władz lokalnych z listy takiego ugrupowania, spowodowała Pani zdziwienie i reakcje społeczne oraz postawiła siebie w sytuacji nie do pogodzenia z zasadami określającymi wymogi do udzielenia komuś misji kanonicznej”. – Są to oczywiście zwykłe brednie, bo jakoś nie dotarły do nas żadne odgłosy „zdziwienia” rodziców, nie mówiąc już o „reakcjach społecznych”. No chyba że całym społeczeństwem Jarocina mieni się Sośniak, jego wikariusze i rada parafialna – ironizuje nauczycielka z Zespołu Szkół Społecznych.
– Napierała nie odróżnia Sejmu od samorządu lokalnego, gdzie zawiązuje się sojusze na rzecz czysto społecznych przedsięwzięć, niemających żadnego związku z polityką przez duże „p” – dodaje Kostka. „Mając na uwadze przytoczone wyżej fakty i normy, przychylam się do wniosku z dnia 10 listopada 2010 r. (…) przedłożonego mi przez księdza Andrzeja Sośniaka, Proboszcza parafii pw. Chrystusa Króla w Jarocinie, i z dniem
dzisiejszym wycofuję Pani misję kanoniczną do nauczania religii…” – orzekł w zakończeniu listu bp Napierała, skazując w ten sposób nauczycielkę na zasiłek dla bezrobotnych. – Ten człowiek chce uchodzić za moralną wyrocznię, a doszczętnie się skompromitował w środowisku nauczycielskim, zabierając kobiecie pracę w środku roku szkolnego, gdy wszystkie zajęcia są już rozplanowane i nie ma szans, żeby uciułać godziny do pełnego etatu – tłumaczy dyrektorka. – Proboszcz twierdzi, że o sprawie wyborów dowiedział się dopiero 11 listopada, a już dzień wcześniej zdążył wysmażyć paszkwil. Dyrektor Wydziału Katechetycznego kurii ks. Jerzy Adamczak zapewnia dzisiaj, że pani Zosia była przez nich upominana i namawiana do wycofania się z wyborów, a tymczasem nikt nie przeprowadził z nią żadnej rozmowy na ten temat. Kłamią jak
daje pracodawcy, czyli dyrekcji szkoły, żadnych szans na przeciwstawienie się kaprysom biskupa. „W przypadku utraty misji kanonicznej przez nauczyciela religii zatrudnionego na podstawie mianowania stosunek pracy wygasa z końcem miesiąca, w którym nastąpiło cofnięcie misji kanonicznej” – stanowi Karta nauczyciela. – Choć nauczyciele religii opłacani są z kasy publicznej, to wszystkich mianuje, nadzoruje, programuje
i odwołuje biskup wedle własnego widzimisię. Ja tylko wypłacam im pensję. Przepisy są tak haniebnie skonstruowane, że nawet w przypadku absolutnie niezawinionego przez katechetę cofnięcia misji kanonicznej on nie może pójść do sądu. W Karcie nauczyciela troskliwie zadbano o interesy Kościoła, czyli żeby mógł niechcianego pedagoga wywalić w trybie ekspresowym na bruk, ale w ogóle nie zabezpieczono praw ludzi, którzy nierzadko są w wieku przedemerytalnym i mają znikome szanse na przekwalifikowanie się. Mało tego: ministerialne rozporządzenie powiada, że jeśli biskup cofnął katechecie misję w trakcie roku szkolnego, to nowego sam musi finansować. Z drugiej strony to ja jestem przecież pracodawcą, więc moim zasmarkanym obowiązkiem jest też wypłacenie katechecie pensji i mogę jedynie łudzić się nadzieją, że pan biskup odda mi te pieniądze.
A jak nie odda? Często tak właśnie się dzieje i pozostaje tylko droga cywilnoprawna, ale wielu szefom placówek oświatowych brakuje niestety odwagi, żeby zawlec kurię do sądu… – wzdycha dyrektor łódzkiego liceum. Sympatyzujący z „FiM” duchowny zwraca naszą uwagę na kulisy jarocińskiego skandalu: – Nie jest tajemnicą, że w całej Polsce księża muszą płacić swoim kuriom haracz za etat w szkole. Jego wysokość wynosi na ogół 10 proc. pensji, ale w niektórych diecezjach żądają już 20 proc. Księża płaczą i płacą, bo w razie sprzeciwu wylądują w szkole specjalnej lub na jakimś zadupiu, natomiast od świeckiego katechety nie ma jak tych pieniędzy wyrwać, więc jeśli tylko nadarza się okazja, „cywile” są zastępowani kapłanami, rzadziej zakonnicami. To jest bardzo wyraźny trend, bowiem w skali kraju idzie o setki milionów złotych rocznie. Gwoli ścisłości odnotujmy fakt, że podobnie stało się też w Jarocinie, gdzie zwolnione przez Podemską godziny natychmiast przejął podkomendny ks. Sośniaka, wikariusz ks. Tomasz Drożyński… Społeczne efekty takiej polityki dają się już zauważyć, bo w portalu internetowym Katolickiej Agencji Informacyjnej roi się od ogłoszeń nadprodukowanych oraz żebrzących teraz o jakąkolwiek robotę lub złorzeczących świeckich katechetów. Popatrzmy na najbardziej reprezentatywne: ~ Mąż jest nauczycielem mianowanym, obecnie nie ma dla niego pracy w zawodzie, bo księża mają pierwszeństwo. Na przykład w pobliskiej szkole ksiądz ma ok. 25 godzin, ale dla bezrobotnego nie ma nawet dwóch. Kuria w ogóle tego nie kontroluje. Na Wydziale Teologicznym trwa nabór, czasami ogłaszają się w gablotkach przykościelnych i mimo że jest to wiedza, która nie idzie na marne, absolwenci powiększają grono bezrobotnych (żona teologa); ~ To jest totalna kpina. Niedawno jeden z księży powiedział mi, że mogłem skończyć inne studia, a nie mieć pretensje do kapłanów, że w szkole pracują. Według niego, ksiądz też potrzebuje kasy (katecheta z woj. śląskiego); ~ Na Górnym Śląsku proboszcz pełniący funkcję dziekana ma 30 godzin w szkole, a jak świecki był u niego poprosić o kilka godzin, bo ma rodzinę, to mu powiedział, że mógł najpierw poszukać pracy, zanim założył rodzinę (teolog); ~ Ja pracuję w katechezie 15 lat, a misję mam przedłużaną z roku na rok. Nie mamy żadnych praw, nie dotyczą nas przepisy zawarte w Karcie nauczyciela. Jeśli ktoś uważa, że złapał Pana Boga za nogi, bo ma mianowanie i umowę na czas nieokreślony, to niech spuści z tonu. Wystarczy, że proboszcz nie zechce wystąpić dla nas o misję i po zawodach (Eska). DOMINIKA NAGEL Współpr. TS
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
9
Operacja specjalna W renomowanym Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus – Centrum Leczenia Obrażeń przy ul. Lindleya w Warszawie (na zdjęciu) znaleziono instalację techniki operacyjnej. Była to nowoczesna, starannie zamaskowana, mikroskopijna kamera bezprzewodowa, więc nie ma wątpliwości, że ktoś potajemnie inwigilował pacjentów i lekarzy. Czy nadal to czyni? Tego nie wiadomo, bowiem specsłużby nie mają zwyczaju udzielania informacji w kłopotliwych dla siebie sytuacjach, zaś gdyby dyrekcja szpitala chciała się przekonać, musiałaby przeprowadzić kapitalny remont pomieszczeń lub zapłacić potężne pieniądze prywatnym detektywom wyspecjalizowanym w wykrywaniu szpiegowskiej aparatury. Kamerę odkryto 27 grudnia 2010 roku we wczesnych godzinach popołudniowych. Całkiem przypadkowo i wyłącznie dzięki spostrzegawczości pielęgniarza. Co go zaintrygowało, że zaczął dłubać w ścianie? Tę kwestię pomińmy, żeby nie ułatwiać partaczom roboty… Ze zrozumiałych względów ujawnienie podglądu miało pozostać najściślejszą tajemnicą (po konsekwencjach głośnej sprawy kardiochirurga Mirosława G. ze szpitala MSWiA, śledzonego przez Centralne Biuro Antykorupcyjne za czasów braci Kaczyńskich), ale zdołaliśmy uchylić jej rąbka. – No cóż, muszę niestety potwierdzić smutny fakt, że nas co najmniej podglądano. Mam w szpitalu kilku fachowców, którzy otarli się o resorty spraw wewnętrznych i obrony. Orzekli, że ten znaleziony sprzęt jest bardzo profesjonalny
Podczas pobytu w szpitalu warto się na wszelki wypadek uśmiechać, bo być może wpadniemy w oko ukrytej kamery zainstalowanej gdzieś w ścianie przez specsłużby… i raczej niedostępny na rynku – przyznaje profesor Janusz Wyzgał, dyrektor placówki. W rozmowie z „FiM” zastrzega, że gospodarzem sprawy jest Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ochota, której przekazał wszystkie informacje o wydarzeniu oraz szczątki zdemontowanego urządzenia, ale na pytanie o możliwe przyczyny inwigilacji odpowiada: – Niektórzy pacjenci są konfliktowi i podejrzliwi. Być może stanowi to jakieś podłoże. Tym bardziej że wywołano niedawno wokół nas wiele krzywdzącego szumu informacyjnego. Rozdmuchano w prasie oskarżenia, ale już nikt ich nie sprostował, gdy okazały się fałszywe – zauważa prof. Wyzgał. – Chodziło o aferę ze śmiercią Izabeli W., niegdyś redaktorki PAP, a ostatnio znanej na rynku medialnym organizatorki wystaw fotograficznych. Trafiła na Lindleya na początku grudnia ze złamaniem nogi i podczas oczekiwania na operację zmarła. Wystąpił zator, choć podawano jej leki przeciwzakrzepowe. Podobne wypadki się zdarzają, ale
stołeczne gazety zrobiły z tego wielkie halo. Tymczasem wszystko wskazuje na razie na to, że w niczym nie uchybiono sztuce lekarskiej
i szpital był absolutnie bez winy – twierdzi urzędnik z Ministerstwa Zdrowia. ~ ~ ~ Podsłuchy, tajną obserwację, podgląd i kontrolę korespondencji może dziś stosować dziewięć służb: Policja, Żandarmeria Wojskowa, Straż Graniczna, Biuro Ochrony Rządu, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Służba Kontrwywiadu Wojskowego, Służba Wywiadu Wojskowego oraz
Centralne Biuro Antykorupcyjne. Która z nich zadała sobie trud przeniknięcia do szpitala? – Podgląd zainstalowano przy stanowisku lekarzy dyżurnych. W jego zasięgu było miejsce wypełniania dokumentacji pacjentów. Przy wysokiej rozdzielczości obrazu uzyskiwanego z kamery
z łatwością można było odczytać wszelkie dokonywane przez medyków zapiski. Kto je podglądał? Wojsko należy raczej wykluczyć, wywiad cywilny również. Wydaje się, że ABW też odpada, bo to nie ich działka. Pozostaje CBA i policja, ale nawet nie próbujcie pytać. Nikt się nie przyzna, więc szkoda prądu
– mówi oficer z pewnej formacji strzegącej bezpieczeństwa państwa. Jak zdołano zamontować kamerę w dyżurce, gdzie (lub w pobliżu) niemal zawsze ktoś się kręci? – W takiej sytuacji wśród personelu musi być agent, który wprowadzi pracownika wydziału techniki operacyjnej na obiekt i odpowiednio zalegenduje jego obecność, żeby nie budzić niczyich podejrzeń. Podobnie zdejmują instalację po zakończeniu pracy. Fachowiec nie potrzebuje wiele czasu na załatwienie sprawy, ale sytuacja na Lindleya dowodzi, że miał go bardzo mało. Mam nadzieję, że zainteresowani zdołali chociaż „posprzątać” resztę, bo z pewnością był tam również podsłuch, a w jakimś niezbyt odległym pomieszczeniu musieli sobie zorganizować punkt odbioru sygnału – tłumaczy nasz rozmówca. Wedle aktualnego stanu prawnego, instalacja w szpitalu byłaby legalna, gdyby jej właściciele mieli zgodę sądu wydawaną wyłącznie dla wykrycia ściśle określonych najgroźniejszych przestępstw, gdy inne metody zawiodą. Jesteśmy na tropie rzekomej zbrodni i wkrótce do sprawy wrócimy… ANNA TARCZYŃSKA
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja przejęła prowadzenie fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, która ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także biednym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego (możliwość odpisania wpłat w wysokości 1 procenta od podatku dochodowego, z podaniem numeru KRS: 0000274691) i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata” Zielona 15, 90-601 Łódź nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291
10
P
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
POD PARAGRAFEM
olicyjni śledczy za swojego praojca przyjmują starotestamentowego proroka Daniela. W jednej z apokryficznych ksiąg zawarta jest opowieść o tym, jak zdemaskował on konkurencję propagującą kult boga Bela (staroperski bóg lata). Owo bóstwo w zamian za codzienną ofiarę w postaci 6 beczek wina, 40 owiec oraz 12 miar pszenicy miało zapewniać spokój i szczęście poddanym króla perskiego Cyrusa II zwanego Wielkim lub Starszym. Co wieczór po złożeniu bóstwu darów świątynię plombowano, a rano komisyjnie otwierano. Świadkowie potwierdzali znikanie darów. Miało to dowodzić istnienia bóstwa. Nikt przecież nie miał wstępu do świątyni, a pozostawionych w niej wina, owiec i pszenicy nie znajdowano. Daniel postanowił udowodnić Cyrusowi, że nie ma w tym nic nadprzyrodzonego. Podczas pewnej uroczystości dyskretnie rozsypał na posadzce świątyni popiół. Gdy następnego dnia drzwi otwarto, komisja zauważyła liczne i wyraźne ślady stóp kilku osób. Mimo to Cyrus nadal upierał się, że to bóg Bel zabiera dary. Dowodem miało być urwanie się śladów stóp przy kamiennej ścianie świątyni. Okazało się jednak, że stanowi ona tajemne drzwi prowadzące do mieszkań duchownych obsługujących światynię. Po tym odkryciu, jak głosi opowieść, król nakazał zburzenie świątyni, a sprytnych kapłanów skazał na śmierć. Za formalnego twórcę współczesnej kryminalistyki uważa się austriackiego sędziego śledczego Hansa Grossa. W roku 1893 wydał on „Podręcznik dla sędziów śledczych, urzędników policyjnych oraz żandarmów i innych”, w którym spisał znane metody wykrywania i ścigania sprawców najpoważniejszych przestępstw, m.in. zabójstw i fałszerstw. Jest to jednak data umowna, gdyż już w starożytnej Grecji i Rzymie proszono medyków o określanie przyczyn śmierci. I to właśnie medycyna sądowa zbudowała kryminalistykę. Współcześnie lekarz sądowy, aby wydać opinię, potrzebuje pomocy wielu specjalistów. Oprócz wiedzy matematyków, informatyków, fizyków i chemików korzysta również z wiedzy entomologa, czyli specjalisty od owadów. Otóż ciało człowieka, podobnie jak innych zwierząt, staje się po śmierci siedliskiem najróżniejszych gatunków owadów, zwanych nekrofagami. W zależności od tego, po jakim czasie od zgonu przeprowadza się sekcję, badacz znajdzie inne gatunki tych stworzeń. Każde da się dopasować do czasu śmierci. Mordercy myślą, że zmylą śledczych poprzez zakopanie lub utopienie ciała ofiary. Ta sztuczka nie przynosi żadnych rezultatów, gdyż entomolog i tak ustali datę śmierci. Obok niego przy analizie danej sprawy pracują także matematycy, fizycy i informatycy. Dzięki nim możliwe jest ustalenie okoliczności śmierci. Na podstawie przygotowanych przez nich symulacji oraz analiz śladów
prochu, charakterystyki ran postrzałowych, ich rozmieszczenia oraz toru lotu pocisków specjaliści od broni mogą ustalić niezwykle dokładnie jej typ, rocznik i kaliber. Dzięki nim nie jest już możliwy błąd, jaki na przełomie lat 30. i 40. XX wieku popełnili włoscy lekarze sądowi w sprawie śmierci Niny Virando. Ta młoda kobieta postrzeliła się śmiertelnie we własnym łóżku w rezydencji w Bangkoku 23 sierpnia 1938 roku, co stwierdzili
zabójstwa. Temu celowi służy inna metoda identyfikacji osób. W starożytności i średniowieczu uznano, że najlepiej będzie znaczyć osądzonych sprawców przestępstw. Delikwentom obcinano kończyny (rękę odcinano okradającym grobowce, w Anglii prawe ręce tracili lichwiarze), części kończyn, głównie palce u rąk, a nawet pozbawiano ich jąder (obcinano je za seks z mniszkami), uszu (w Niemczech każdemu złapanemu przestępcy), nosa (w Niemczech odcinano go
przestępców. W połowie XIX w. zrezygnowano z tatuowania. Okazało się bowiem, że przestępcy znaleźli sposoby na skuteczne pozbywanie się oznaczeń. W odpowiedzi policjanci zaczęli spisywać i katalogować znanych sobie rzezimieszków. Danych dostarczali funkcjonariusze pracujący po cywilnemu. Pierwszy tego typu oddział powstał w 1750 r. w Londynie pod wodzą Henry’ego Fieldinga. Ludzi tych nazywano runnersami – gońcami. Powrócono też
Dawniej policyjny śledczy mógł opierać się głównie na własnej dedukcji i analizie prostych informacji. Współczesny detektyw to chemik, biolog, matematyk i psycholog w jednym.
Nauka i przestępcy tajscy śledczy. W jej samobójstwo nie uwierzyli jednak ani rodzice, ani brat, i doprowadzili do odrzucenia tej wersji przez policję włoską. Hans Dieter Otto w książce pt. „W imieniu pomyłki” pisze, że włoscy lekarze sądowi uznali w końcu, iż doszło do morderstwa. Po prostu inaczej odczytali ślady i doszli do wniosku, że Nina sama się nie postrzeliła, lecz została zastrzelona. O zabójstwo oskarżono jej męża, doktora Ettore Grande. Dopiero po 12 latach ciągłych procesów udało mu się
recydywistom). Korzystano także powszechnie z systemu tatuowania przestępców – z rozkazu cesarza Chin złapanym złodziejom tatuowano policzki. Metodę tę stosowano także w Europie nawet do początków XIX wieku. Najbardziej szczegółowe dane umieszczono w tatuażach stosowanych w Austrii. Na plecach przestępców zapisywano nie tylko symbole czynów, jakie popełnili, ale także sygnatury akt i oznaczenia okręgów policyjnych, które prowadziły ich
dowieść swej niewinności. Pomogli mu w tym fizycy współpracujący z ostatnią ekipą biegłych lekarzy sądowych. Opracowane przez nich symulacje pozwoliły wzmocnić opinię, że ujawniony przez włoskich medyków ślad… nie był śladem pocisku. Udowodnili, że z punktu widzenia praw fizyki strzał nie mógł być oddany w taki sposób. No dobrze, ale jak znaleźć sprawcę mordu? Zazwyczaj nie zostawia on dowodu osobistego na miejscu
sprawę. We Francji do Wielkiej Rewolucji tatuowano na twarzach skazańców oznaczenia kar i przestępstw, jakie popełnili (litera V oznaczała złodzieja). Podobne kary stosowano także w Polsce. Statuty Kazimierza Wielkiego przewidywały obcięcie ucha rabusiowi grasującemu w domu szlacheckim. Wraz z rozwojem nauki i życia społecznego kolejne rządy zaczęły odchodzić od brutalnego oznaczania
do portretów pamięciowych, których koncepcję stworzył Leonardo da Vinci. Pewien belgijski funkcjonariusz więziennictwa, niejaki Stevens – opierając się na wynikach prac matematyka Adolfa Queteleta – zaproponował, aby każdemu złapanemu przestępcy zmierzyć obwód głowy, długość uszu i nóg, wzrost oraz obwód klatki piersiowej. Otóż Quetelet dowodził, że proporcje ciała dorosłej osoby nie ulegają zmianie. Stevens nie przebił się ze swoim pomysłem do szerszej policyjnej opinii, ale udało się to Alfonsowi Bertillonowi, funkcjonariuszowi z Paryża. Metoda oparta na mierzeniu przestępców w celu ich powtórnej identyfikacji miała sporo mankamentów. Podstawowym był spory margines błędów, a tuż za nim sytuowały się koszty prowadzenia rozbudowanych kartotek. Prawdziwym przełomem było wdrożenie fotografii do codziennej pracy policjantów. Bardzo szybko stała się ona podstawowym narzędziem katalogowania złapanych przestępców i dokumentowania miejsca zdarzenia. Samo skuteczne skatalogowanie przestępców nie przynosiło jednak sukcesu. Policjanci szukali sposobów powiązania z podejrzanym śladów pozostawionych na miejscu. Od końca XIX wieku zaczęto analizować ślady zębów. Za najważniejsze dokonanie historycy kryminalistyki uznają jednak wdrożenie – w 1892 roku – daktyloskopii. Stało się to po krytycznej analizie prowadzonych dotąd studiów nad odciskami oraz opublikowaniu przez
Francisca Galtona podręcznika do posługiwania się tym dowodem. Nie był on jednak pierwszym człowiekiem, który zajął się odbitkami palców. Już dwa tysiące lat przed naszą erą uczynili to Chińczycy. Znakowali oni w ten sposób wszelkie dokumenty urzędowe. Oni pierwsi potraktowali zabezpieczone odbitki palców jako dowody w sprawach cywilnych i karnych. Z ich doświadczeń korzystali także Japończycy. Odbitki palców to ślady indywidualne, których sfałszowanie jest trudne i kosztowne. Poza tym ślady palców są niezmienne – kształtują się od 3 miesiąca ciąży, a zanikają dopiero w wyniku rozkładu pośmiertelnego. Bez zniszczenia skóry właściwej nie uda się zainteresowanemu zmienić śladów, jakie zostawiają jego dłonie. Znawcy opuszków palców na dzień dobry określą nam, czy sprawca należy do rasy białej, czy żółtej. Mają one bowiem odrębne kształty wzorów. Współczesna nauka pozwoliła także na skuteczną analizę śladów, jakie pozostawiają nasze wargi. Są one naprawdę niepowtarzalne, a amatorów romansów musimy przestrzec, że ich skok w bok łatwo można udowodnić, poddając analizie ślady ust. Działają już prywatne firmy analizujące resztki kobiecych szminek na męskich koszulach. Specyficzne ślady pozostawiają także nasze stopy, więc nie opłaca się kraść na bosaka. Zajmuje się tym podoskopia, a eksperci od niej po analizie zebranych odbitek powiedzą, ile lat miał sprawca, ile ważył, jakiej był płci i jakiego wzrostu. No dobrze, ale jeżeli bandyta używał rękawiczek, nikogo nie podsłuchiwał i nie całował, nie dał się sfotografować, a swoją sylwetkę dokładnie zamaskował, to czy ma szansę zapisać się w dziejach kryminalistyki jako sprawca przestępstwa doskonałego? Na szczęście nie. Policjantom pomogą bowiem psychologowie, którzy na podstawie opisu zdarzenia sporządzą portret psychologiczny bandyty – określą jego wiek, siłę fizyczną, metodę działania, cechy charakteru, typ reakcji na bodźce, związek z ofiarą lub miejscem zdarzenia, a nawet typ relacji rodzinnych i jego codzienne zachowania. Śledczych wspomoże także laboratorium zajmujące się kodem DNA. Wystarczy do tego kropelka śliny sprawcy, oderwana z jego ubrania nitka czy ułamany włos. Pracujący tam eksperci przekażą śledczym komplet informacji o danym osobniku. A specjaliści od sieci komórkowych namierzą numery telefonów komórkowych, które były aktywne w czasie i w pobliżu miejsca zbrodni. Aby połączyć te wszystkie informacje, współczesny detektyw musi być prawdziwym omnibusem. Albo nazywać się… na przykład Colombo. MiC W tekście wykorzystałem książki: „Kryminalistyka” prof. B. Hołysta i „Kryminalistyczna identyfikacja człowieka – rys historyczny (wybrane zagadnienia)” nadkomisarza J. Gąsiorowskiego.
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
O
dkąd 29 września 2008 roku Konferencja Episkopatu Polski ustaliła zasady dotyczące przebiegu i procedur apostazji, coraz więcej mieszkańców naszego kraju decyduje się na zerwanie wszelkich stosunków z Kościołem. Choć sprawa nie wygląda tak prosto jak na przykład w Niemczech, to i tak do tej pory, czyli w ciągu przeszło dwóch lat, z polskiego Kościoła rzymskokatolickiego wypisało się ok. 200 tysięcy osób! W sumie apostatów mamy w Polsce ponad pół miliona. Aby wszystko odbyło się zgodnie z kościelnym prawem, potencjalny apostata musi mieć ukończone 18 lat i w obecności dwóch wybranych przez siebie i pełnoletnich świadków złożyć w parafii w miejscu zamieszkania stosowne oświadczenie wraz z aktem chrztu. Tylko tyle i aż tyle, bo proboszczowie bardzo często utrudniają tę procedurę. Jedni w ogóle nie chcą podpisać dokumentów, inni próbują „nawracać”, kolejni krzyczą i w nerwach drą dokumenty na strzępy. Przyjrzeliśmy się najciekawszym przypadkom proboszczowych fanaberii i nadużyć, z powodu których apostaci stracili sporo czasu i zdrowia, chcąc pozbyć się katolickich więzów. Pierwszą historię opowiedział nam 22-letni Jakub Tyrka z Lubina, którego problemy zaczęły się już na samym początku, przy próbie uzyskania świadectwa chrztu. – Ksiądz Wiesław Migdał, proboszcz kościoła pod wezwaniem świętego Maksymiliana Kolbego w Lubinie, zachowywał się skandalicznie. Odmówił mi wydania dokumentu, twierdząc, że nic mi nie wypisze i „nie pomoże w zdradzie”. Uznałem to stwierdzenie za obraźliwe, biorąc pod uwagę fakt, że ochrzczono mnie jako dziecko, bez mojej woli, więc z Kościołem katolickim nie czuję się w żaden sposób związany. Te dwa fakty w moim odczuciu wykluczają jakąkolwiek zdradę. Proboszcz Migdał był również pewien, że opętał mnie diabeł, i wysłał do egzorcysty. Kiedy stwierdziłem, że moja decyzja wynika ze światopoglądu, posłużył się takimi zwrotami jak: „Ty nie masz światopoglądu” oraz, cytuję: „Gówno wiesz i będziesz tego jeszcze żałował”. Niestety, to nie był koniec problemów młodego mężczyzny. Kiedy w końcu po wielu prośbach i listach do Episkopatu oraz sądów kościelnych udało mu się zdobyć akt chrztu, pojawił się kolejny problem. Duchowny, który dokument apostazji powinien podpisać, nie chciał tego zrobić i zażądał kuriozalnych i kompletnie sprzecznych z prawem rzeczy. – W listopadzie 2010 roku poszedłem do kościoła pod wezwaniem świętego Jana Sarkandra w Lubinie w celu zakończenia tej całej nieszczęsnej procedury. Ksiądz proboszcz Andrzej Drwiła nie tylko
POLSKA PARAFIALNA
11
Dręczenie owiec Na szczęście coraz bardziej popularna, na nieszczęście wciąż mocno blokowana i utrudniana – procedura apostazji to coraz częstszy temat dyskusji wśród Polaków. odmawiał przyjęcia dokumentów (wziął je w końcu po prawie godzinnych prośbach), lecz również zażądał rozmowy z moją matką. Ponieważ mam 22 lata, czyli jestem dorosły, i posiadałem komplet wymaganych dokumentów oraz dwóch świadków, uznałem to za bezcelowe. Na rozmowę jednak zezwoliłem i podałem numer telefonu. Ksiądz Drwiła zadzwonił do mojej mamy przy mnie i moich świadkach, a nawet groził jej, że moja rezygnacja z członkostwa w Kościele poskutkuje także jej potępieniem. W trakcie rozmowy pytał mnie, jaka sekta mnie przyjęła i wysłała, i ile mi zapłaciła. Gdy stwierdziłem, że jest to moja dobrowolna decyzja wynikająca ze światopoglądu, wyśmiał mnie. Stwierdził również, że zostałem opętany przez diabła, wyzywał od antychrysta, a kiedy wyjąłem z kieszeni telefon komórkowy i powiedziałem, że zacznę wszystko nagrywać, użył przemocy i siłą wyprowadził mnie z terenu parafii. Jeszcze w połowie grudnia tego roku Jakub Tyrka udał się ponownie do proboszcza, ponieważ do tej pory nikt nic nie zrobił w jego sprawie. Duchowny na dzień dobry powiedział, że nie chce go tu widzieć, bo zdradził „Kościół, Chrystusa i Boga, z którymi związał się chrztem”. Często zdarza się również, że księża w ogóle nie mają pojęcia o procedurach związanych z apostazją. Nie wiedzą o zaostrzonych regułach z 2008 roku, a bywa, że nawet nie słyszeli o postanowieniach Episkopatu. Przykładem tego jest opowieść jednej z użytkowniczek portalu Apostazja.pl. W akcie apostazji osiemnastoletnia mieszkanka Bydgoszczy napisała, że nie życzy sobie nakłaniania jej do powrotu na ścieżkę wyznaczoną przez Kościół. Ks. proboszcz po przeczytaniu tego zdania zażądał, aby dziewczyna przyprowadziła swoich rodziców i w ich
obecności wyrzekła się Kościoła. Twierdził, że on „ma obowiązek powiadomić rodziców, że ich córka zrywa z Kościołem, i jak straszne są tego konsekwencje. Na przykład, że nie będzie pochowana na uświęconej ziemi, że pozbawi ją wszelkich sakramentów i tak dalej”. Rozmowa z księdzem (przytoczona przez forumowiczkę) wyglądała następująco:
POMOGĘ CI
ODCIĄĆ SIĘ
OD KOŚCIOŁA
– W zasadach, które ustaliła Konferencja z 2008 roku, obecność rodziców bądź chrzestnych to zalecenie, a nie wymóg. – Proszę pani, z przyczyn dla mnie niezrozumiałych powołuje się pani na konferencję czegoś, co pani uważa za niebyt. To jest nielogiczne. – To znaczy, że ktoś z mojej rodziny lub chrzestnych ma być świadkiem? – Nie, jak mówiłem, do tego nie potrzeba świadków. Ale jeżeli pani pisze, że nie życzy sobie nakłaniania do nawrócenia przez członków rodziny, muszę powiadomić pani bliskich, matkę, ojca, rodziców chrzestnych i innych, że wyrzeka się pani Kościoła i jak straszne są tego konsekwencje! – Proszę księdza, z matką chrzestną nie będzie problemu, ale moja matka wie o mojej decyzji od trzech
lat, dostała ataku histerii i zdecydowanie odmówi stawienia się tutaj i słuchania tego! – Nie muszą popierać pani decyzji, ale muszą wiedzieć, na co się pani decyduje. – Dla mnie to niezrozumiałe, proszę księdza. Ja jestem pełnoletnia, o apostazji myślę od trzech lat, i jest to całkowicie moja decyzja, aby wystąpić z Kościoła! – Tak, ale nie zmienia to faktu, że pani jest jeszcze kobietą młodą, takim jak pani często zdarza się popełniać błędy, a konsekwencje wyrzeczenia się Kościoła są, jak wszyscy wiemy, straszne. Poza tym, pani tego nie wie, ale sakramentu chrztu nie da się zmazać tak do końca! Poza tym proszę panią, jestem 42 lata księdzem, byłem w różnych częściach Europy, 20 lat jestem proboszczem w parafii, która liczy 12 tysięcy osób i jest to pierwszy przypadek apostazji, z którym się spotykam! Pani się teraz tylko wydaje, że to tak łatwo można iść pod prąd, ale jak pani wie, nic w tym życiu nie jest takie łatwe. Zobaczymy, na jak długo wystarczy pani siły. Oczywiście świadkowie, których i tak nie potrzeba, zdają sobie sprawę, że jeśli już są świadkami, to zostanie to odnotowane w ich księgach. I to, co popierają, i z kim się zadają. W obydwu przypadkach duchowni ewidentnie złamali prawo własnego Kościoła. Najwięcej problemów z wypisaniem się z Kościoła katolickiego mają młodzi ludzie, do których starzy i wszystkowiedzący księża podchodzą z pogardą. Na stronach portalu Apostazja.pl doświadczeni w bojach apostaci dzielą się również perełkami, czyli najśmieszniejszymi wypowiedziami zaskoczonych duchownych. Oto kilka z nich: ~ Ksiądz: Dlaczego Pani chce zrezygnować? Ja: Jestem osobą niewierzącą. Ksiądz: Nie trzeba być osobą wierzącą, to jeszcze nie powód. ~ Ksiądz: Pan jest Jehowy? Ja: Nie czytał ksiądz mojego listu? Ksiądz: Napisał pan, że jest ateistą, to pomyślałem, że Jehowy. ~ Ksiądz: Dowodem na to, że Bóg stworzył świat, jest świat.
~ Ksiądz: A ja pana nie znam. Ma pan tutaj rodzinę? Ja: Nie chodzę do kościoła. Zna ksiądz moją rodzinę. Moja siostra jest wolontariuszką. W piątki gotuje dla dzieci w stołówce parafialnej. Ksiądz: O Boże! Taka porządna rodzina. ~ Ksiądz: Jezus oddał za pana życie, a pan go opuszcza. Ja: Nie żyłem w czasach Jezusa, więc nie oddał życia za mnie. Poza tym występuję z instytucji i moja decyzja nie odnosi się do jego osoby. ~ Ksiądz: Pomyślał pan o tym, że po śmierci nie spotka pan swojego tatusia i mamusi? ~ Ksiądz: To kto będzie świadkiem? Ja: Moja mama Ksiądz: A ile mama ma lat? Ja: 70 Ksiądz: No to młoda już nie jest. Proszę, by pan się zastanowił, bo to będzie odnotowane w jej aktach, że zgodziła się na odejście jej syna z Kościoła i po tym może być problem z pochówkiem mamusi. ~ Ksiądz: Skoro chcesz popełnić duchowe samobójstwo – zapraszam. ARIEL KOWALCZYK
REKLAMA
12
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
BEZ DOGMATÓW
Siostra Lucyfera Na rynku usług magicznych trwa zażarta wojna o klientów. Nie unika się szantażu i zastraszania, padają też ofiary… Jedną z najbardziej rozreklamowanych w naszym kraju wróżek jest niejaka Sabina D.-K. vel Karina S. znana wśród klienteli jako Lilith Black Moon (także Lilith666, Kara lub Kara von Bast). Przez kilka lat pracowała na czarno, a od września 2010 r. uprawia magię i handluje jej akcesoriami pod szyldem jednoosobowej firmy z siedzibą we wsi L. na Lubelszczyźnie. W zależności od potrzeb prezentuje się jako „ukraińska szeptunka zamieszkująca wschodnią część Polski” bądź „wnuczka ukraińskiej szeptunki”, której babcia przekazała „tajniki prastarej słowiańskiej tradycji magicznej” polegającej na umiejętności rzucania i odczyniania rozmaitych uroków. Powiada o sobie, że jest ekspertem w dziedzinie jakiejś Ścieżki Lewej Ręki oraz autoryzowanym przedstawicielem Zakonu Lucyfera na całą Europę Wschodnią, swój zawód traktuje jak sztukę, „cieszy się dużym zainteresowaniem, a rezultaty świadczonych przez nią usług – skutecznością”, w chwilach wolnych „szkicuje, lubi podróże, pasjonuje ją muzyka metalowa”. Pewną ciekawostką w życiorysie pani Sabiny jest też fakt, że legitymuje się dyplomem ukończonych w 2008 r. studiów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (Wydział Zamiejscowy Nauk Prawnych i Ekonomicznych w Tomaszowie Lubelskim), choć informacji o obronie jej rzekomej pracy magisterskiej z filozofii prawa nie udało nam się potwierdzić na uczelni… Dlaczego akurat ją wzięliśmy pod lupę? Stało się to na skutek próśb wielu osób, które błagały nas o pomoc, skarżąc się, że pod urokiem Lilith straciły gigantyczne pieniądze, a próby ich odzyskania skutkują zastraszaniem, a nierzadko szantażem. W tym miejscu od razu wyjaśnijmy, że w kwestii zwrotu kasy całkowicie się z wróżką zgadzamy (gdyby postąpiła inaczej, to ludzie mogliby zacząć dobijać się na przykład do kolektur Lotto, żądając zwrotu gotówki za kupony, na których nie trafili przynajmniej „trójki”), ale szantażu przemilczeć nie wolno. ~ ~ ~ Pani Sabina wraz ze swoim wiernym giermkiem o pseudonimie artystycznym WhiteCrow (z zamiłowania informatyk) prowadzi marketing przede wszystkim za pośrednictwem internetu. Na różnych tematycznych forach nieustannie pojawiają
się setki hymnów pochwalnych dotyczących jej nadzwyczajnej skuteczności, a analiza stylu takich wpisów prowadzi do jednoznacznego wniosku, że ich produkcją zajmują się co najwyżej 3, 4 osoby. Uważnie śledzą one wszelkie wypowiedzi, aby – zmieniając co chwila swoje nicki – manipulować dyskusją i kontratakować w przypadku najdrobniejszych choćby zagrożeń. Internet jest dla Lilith także podstawowym narzędziem pracy, bowiem w jej ofercie są przede wszystkim usługi zdalne oraz sprzedaż wysyłkowa. ~ Rytuały przyciągające miłość wybranej osoby kosztują 600 zł, zaś najprostsze klątwy – 400 zł (za klątwę z „kamieniem odczyniającym” lub miłosną winszuje sobie 600 zł). Żeby skorzystać z takiego zabiegu, trzeba najpierw zapłacić, a następnie zdać (pocztą elektroniczną) Lilith dokładną relację o rodzaju przeżywanych kłopotów lub opis tych, które chcemy na kogoś ściągnąć. Na adres, który znajduje się w wiadomości, jaką ode mnie otrzymasz, musisz mi wysłać wasze: daty urodzenia, imiona i nazwiska, zdjęcia (mogą być wydrukowane, obojętne, czy razem, czy oddzielnie – wytnę) oraz twoje życzenie do rytu, np. „Życzę sobie, aby…” napisane odręcznie, twój pukiel włosów oraz coś, co należało do niego, nawet nitka z ubrania czy próbka pisma (jeśli takową rzecz posiadasz, jeśli nie, trudno, poradzę sobie inaczej). Po otrzymaniu od ciebie maila napiszę termin rytuału (odbędzie się w ciągu tygodnia od pierwszego kontaktu). Gdy wyznaczę termin, przed rytem (obojętnie ile dni) oczyścisz mieszkanie szałwią. Zrobisz to także po rycie. Szałwię wsypujesz do filiżanki, podpalasz i okadzasz dom przynajmniej pół godziny przy zamkniętych oknach. Następnie wywietrzysz pomieszczenie. Po rytuale otrzymasz ode mnie paczkę, którą sobie schowasz – instruuje pani Sabina. Jak szybko zadziała rzucony urok i przesłane pocztą dwie figurki przewiązane kolorową wstążeczką? Czas oczekiwania na spełnienie to od miesiąca do 3 miesięcy, choć generalnie około 1,5 miesiąca, ponieważ czasem zdarzają się dwa tygodnie, a czasem 3 miesiące – zapewnia i lojalnie uprzedza, żeby później nie było pretensji, bowiem klątwa jest sprowadzana na człowieka z zamiarem szkodzenia mu, a nieszczęścia przeznaczone przez przekleństwa mogą prowadzić do choroby, a nawet śmierci.
tyle,
~ Amulety i talizmany (800 zł za sztukę) to przede wszystkim „torby mojo”, które wedle życzenia przyciągają pieniądze, miłość, usuwają klątwy i uroki, przynoszą szczęście w grze czy wreszcie – zapewniają dobrą pracę. W ofercie specjalnej przeznaczonej tylko dla kobiet jest „torba mojo zapewniająca kontrolę nad mężczyzną”. Batem na wszelkich nieproszonych gości jest „parzystopa” (800 zł), czyli proszek sporządzony z papryczki chilli, siarki, olejków i przypraw, gwarantujący, że wskazane wróżce osoby będą omijać nasz dom z daleka. ~ Wróżba z tarota i kart klasycznych (dziesięciodniowa – 60 zł,
że przeznaczone są wyłącznie dla VIP-ów, a ceny negocjuje indywidualnie. – Chodzi z grubsza o te same zabiegi, ale odbywane bardziej starannie. Moja znajoma chciała rzucić klątwę na rywalkę, a ponieważ bardzo jej zależało, żeby szybko i mocno zadziałała, zapłaciła prawie siedem tysięcy złotych zamiast czterystu, ale i tak g…o z tego wyszło – żali się Katarzyna z Warszawy. Pewien żołnierz zawodowy o imieniu Jacek zamówił u Lilith ekspresową klątwę (miała zadziałać w ciągu trzech dni) i miłosno-zdrowotny rytuał, do którego wykonania
całoroczna – 200 zł). W tym przypadku wysyłamy Lilith jedynie imię, datę urodzenia oraz nurtujące nas pytanie. Odpowiem wróżbą w ciągu 24 godzin od otrzymania wpłaty. Pamiętajcie, że zadając ogólne pytanie, otrzymacie również ogólną odpowiedź. Zadając pytanie precyzyjne, otrzymacie precyzyjną wróżbę. Przykładowo: „Jak będą wyglądały w przyszłości moje relacje partnerskie?” to wróżba ogólna, a „Jak będzie wyglądał związek między mną, a… (tu imię i nazwisko)?” to wróżba precyzyjna. Nie wróżę na dłużej niż na rok w przyszłość, ponieważ wróżba nie jest odgórnie przesądzonym losem, lecz jest następstwem tego, co zrobiliśmy do tej pory. ~ W ofercie znajdują się też niewymienione z nazwy usługi specjalne, o których Lilith ujawnia jedynie
konieczne było ustalenie miejsca pobytu osoby na podstawie danych zastrzeżonych dla specsłużb z logowania się telefonu komórkowego. Zapłacił 6 tys. zł. Z rezultatów klątwy był umiarkowanie zadowolony, ale rytuał po umówionym terminie kompletnie nie zadziałał. Gdy na forum publicznym zażądał zwrotu kasy, Lilith odparła: Nie kupujesz mnie, lecz ryt, a info, które chciałeś, jest nielegalne. Dwa dni po upływie miesiąca to niewielki szok. Nie wspomniałeś o klątwie, która zadziałała w ciągu 3 dni na cito for you i nie była to zwykła klątwa, lecz vip special only for you. A to, że ci teraz z tym źle, to nie mój biznes. Jacek: Sabina, ja chyba śnię! Temat legalności może niech tu nie pada, bo może wyjść niezła draka, kto
i co robi nielegalnie, więc – grzecznie proponuję – ostrożnie z tego typu określeniami. Klątwa only for me? Czyżbyś zapomniała, jaka z tego wyszła bryndza? Dowód z odcinkiem i datą wpłaty też mam przedstawić? Żeby zamówić ryt z najwyższej półki, bo tylko taki ponoć gwarantował powodzenie całego „przedsięwzięcia”, musiałem na to ciężko zapracować. Poproszę o zwrot moich pieniędzy za coś, za co zapłaciłem i czego nie ma. Umowa była konkretna: miesiąc i nawet dnia dłużej, a po tym się rozliczamy. I radzę kolejny raz, skończ ze straszeniem. Chcesz być poważnie traktowana, to przede wszystkim wywiązuj się z umów, terminów i deklaracji. Chcę swoich pieniędzy i tyle w temacie, bo nie jestem dla ciebie instytucją charytatywną. Sabina zagroziła klientowi skompromitowaniem go, jeśli się nie uspokoi: Na twój domowy adres zostanie wysłana faktura ze wszystkimi materiałami oraz dowód wpłaty. Pieniędzy nie dostaniesz, zatrzymam też twoje SMS-y i rozmowy o namierzeniu telefonu dziewczyny, by było jasne jak na dłoni. Pewien zadłużony po uszy młodzieniec poprosił o „rytuał finansowy” z katalogu oraz coś ekstra. A jaka będzie cena, żeby się dowiedzieć czyjś login i hasło? – zapytał wróżkę o dostęp do cudzych pieniędzy. S: 156,89 euro. Klient: Na 100 proc. będzie dobre? S: Tak. Gdy ujawnił później tę zarejestrowaną rozmowę, Lilith oszalała: Nie zamierzam odpisywać bezczelnemu gówniarzowi z mordą, jakby cię matka o krawężnik tłukła. Twoje życie już jest moje! ~ ~ ~ Opowiada młoda kobieta prosząca o pozostanie pod pseudonimem Valentine La Croix: – Od dwunastego roku życia zajmowałam się okultyzmem i tarotem. Nawiązałam z Lilith kontakt na jakimś ogólnodostępnym forum, a później rozmawiałyśmy na jej prywatnej stronie internetowej. Rozpoczęłam pracę na własny rachunek i zetknęłam się z wieloma nieszczęśliwymi osobami oskubanymi przez nią z ostatniego grosza. Gdy zaczęłam o tym głośno mówić, początkowo tylko mi groziła, aż wreszcie WhiteCrow ujawnił w internecie moje intymne zwierzenia oraz dwa erotyczne ogłoszenia, które kiedyś nieopatrznie zamieściłam na pewnej aukcji. Bardzo ciężko to przeżyłam i do dzisiaj doświadczam regularnego mobbingu w sieci. A co na to pani Sabina? Gdy przesłaliśmy jej kilka jasno sformułowanych pytań dot. powyższych kwestii, stwierdziła, że owszem odpowie, ale dopiero wówczas, gdy zdradzimy skąd o tym wszystkim wiemy. My, wróżce?! ANNA TARCZYŃSKA
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
BEZ DOGMATÓW
13
banialuki.pl W dzisiejszych czasach, w dobie internetu, rozpowszechnianie informacji jest banalnie proste. Dezinformacji i bredni – jeszcze prostsze, więc ludziskom wodę z mózgu robi kto chce. A chce wielu... Najlepszym przykładem takiego stanu rzeczy jest strona internetowa kusząca samookreśleniem „niewiarygodna”. Oczywiście to wcale nie jedyna tego typu witryna, ale z tłumu podobnych wyróżnia się poparciem i reklamą w jednym z największych portali internetowych w kraju. W Wirtualnej Polsce mianowicie. Skąd taki splendor – nie wiadomo, ale pewnikiem jest za to rzesza internautów, którzy z zachwytem czytają kolejne „niewiarygodne”, ale... prawdziwe (tak zapewnia witryna) artykuły. Z szeregu tekstów wybraliśmy kilka najbardziej typowych dla poziomu zidiocenia twórców tych bredni i ich odbiorców. Oto dzięki – z pewnością – kreatywnym dziennikarzom dowiadujemy się na przykład, że paralityczka została uzdrowiona w trakcie modlitwy. To nie żart, a całkiem poważny tekst na temat 46-letniej Kanadyjki. W 1987 r. pochodząca z Kanady Delia Knox uczestniczyła w wypadku samochodowym, w wyniku którego straciła władzę w nogach. Ale w sierpniu tego roku 46latka przyszła na spotkanie modlitewne z udziałem uzdrowiciela. Knox, która nie liczyła na żaden cud, w jednej chwili stanęła na nogi” – zaczyna zachęcająco autor artykułu. W dalszej części czytamy, jak wyglądał cały proces uzdrowienia pani Knox. Aż dziw bierze, że cudotwórca, który według portalu wyleczył chorą kobietę, nie został uznany świętym już za życia. W pewnym momencie spotkania ewangelickiego, w którym nie brała czynnego udziału, została wezwana przez odprawiającego modły kaznodzieję Nathana Morrisa. Mężczyzna nakazał jej mężowi, by podprowadził wózek inwalidzki pod ołtarz. Po chwili Morris zaczął się za nią modlić (…). Wtedy stało się jednak coś niewytłumaczalnego. Oczywiście, dla uwiarygodnienia całej historii nie brakuje licznych wypowiedzi – na przykład ta: Usłyszałam głos, wiedząc, że pochodzi od Ducha Świętego. Usłyszałam wezwanie: – Wstań! – i nagle pojawiło się czucie w nogach. Chwilę później uwierzyłam w to, że mogę chodzić. Nie zamierzałam już pozwolić, by ktokolwiek to ode mnie zabrał. Wiedziałam, że to była
moja noc, aby wstać z wózka (…). Jestem pełna podziwu, widząc moc Boga nie tylko w moim życiu, ale na całym świecie. Prawdziwości tego i innych „cudownych” uzdrowień opisanych w portalu nie potwierdził żaden lekarz… Następnym „arcyautentycznym” artykułem godnym uwagi jest z pewnością „Cud w Terespolu”. Wieść o cudzie w cerkwi św. Apostoła Jana Teologa rozeszła się w błyskawicznym tempie. Według zeznań wiernych, z oczu znajdującej się tam ikony
Matki Boskiej Szybko Spełniającej Prośby wypływa wonna, oleista ciecz o cudownych właściwościach. Zawsze Dziewica ostatnio bardzo często płacze, a jeśli weźmiemy pod lupę ostatnie tysiąclecie, to odkryjemy, że choruje ona na depresję, i to w najcięższym wydaniu. Szloch w Terespolu może nie byłby niczym specjalnym, gdyby nie fakt, że te „oleiste łzy” są lekarstwem na każdą dolegliwość. Osoby, które zostały nimi namaszczone, zaświadczają o ich niezwykłym działaniu. Chorzy wracają do zdrowia, a zmęczonym powraca chęć do życia. Na pewno wielu z czytających ten tekst myśli, że nie można już napisać większych bredni. Otóż można jak najbardziej. Kolejnym artykułem wprowadzającym w stan osłupienia jest ten pod tytułem „W naszej łazience pojawił się diabeł”. Jak dotąd nikomu nie udało się dociec, co rogaty osobnik robi w toalecie małżeństwa z Węgier. Czytamy, że wielu badaczy zjawisk paranormalnych
twierdzi, że rzeczywistość czasem pęka, a wtedy wnika w nią coś z innego świata. Z takim zjawiskiem, i to we własnej łazience, zetknęła się pewna rodzina z Węgier. Ci „badacze” zastanawiają się również, czy portret, jaki dostrzeżono w łazience państwa Crefko z Budapesztu, pochodzi z zaświatów, czy raczej wprost z piekła. Bo liczący 52 lata Laszlo Crefko i jego 47-letnia żona Andrea odkryli, że na płytkach ich łazienki pojawił się portret samego diabła. Tak! Takiego jak go Pan Bóg stworzył! Gdy mogli już cieszyć się nową wanną, kabiną prysznicową i pieczołowicie dobranymi kafelkami, wydarzyło się coś, co wprawiło ich w przerażenie. Pani Andrea poszła wziąć pierwszy prysznic w odnowionym przybytku czystości, gdy nagle zobaczyła twarz szatana na kafelkach. Tutaj także nie brakuje wypowiedzi samych zainteresowanych. Pani domu, żona Laszla, do tej pory nie doszła do siebie: Skończyłam korzystać z prysznica i stanęłam naga przed lustrem. Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok (...). Przestraszyłam się i obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam diabelską twarz na ścianie i wtedy naprawdę się przeraziłam. Ten diabeł to niewątpliwie kawał chama – podglądał obcą kobietę podczas kąpieli. Potrzebujemy pomocy od Boga albo świata dobrych duchów. Inaczej będziemy musieli zabić gwoździami drzwi do łazienki i odciąć to pomieszczenie od nas na wieki. Swoją drogą, ciekawe, gdzie teraz biorą prysznic. Diabeł prawdopodobnie niebawem zniknie, bo zwyczajnie będzie się nudził w pustym kibelku. Dla uwiarygodnienia tej „niesamowitej” opowieści, autor porównuje kafelkowego diabła do historii „twarzy z Belmez”. W 1971 roku w andaluzyjskiej wsi Belmez Maria Gomez Pereira odkryła na kamiennej posadzce w swojej kuchni plamy przypominające ludzkie twarze. Rodzina Pereirów usiłowała zetrzeć z podłogi te plamy-portrety. Bezskutecznie. Zerwano więc posadzkę i położono nową, ale
twarze znów się pojawiły. Ciekawy jest fakt, że podobne historie najczęściej pojawiają się właśnie w małych wioskach, gdzie ludzie nie należą do specjalnie wykształconych. Dla wyjaśnienia – twarze z Belmez to po prostu zwykłe, udowodnione fałszerstwo. Do stworzenia takiego efektu użyto chemicznego utleniacza – wystarczył kwas azotowy, siarkowy lub octowy… Witryna niesie też wiele „dowodów” na istnienie Jezusa. Przykładem niech będzie artykuł pod tytułem „Czy kosmici przynieśli światu Jezusa?”. W tekście znajdziemy różne próby udowodnienia, że to zielone ludziki napisały Biblię, a ona sama zawiera wiele opisów UFO. Istnieją jednak teorie mówiące, że kosmici pozostawili także swe ślady w Starym i Nowym Testamencie, objawiając się w postaci różnego rodzaju
tajemniczych zjawisk interpretowanych niekiedy jako znaki od Pana. Zaliczamy do nich m.in. wspominane w Piśmie Świętym opisy latających pojazdów (w tym rydwanów), podniebnych filarów, chmur, ogni i cudownych świateł. Kolejny dowód
na istnienie Jezusa odnajdziemy w opisie jego drzewa genealogicznego. Artykuł pod tytułem „Naukowcy ujawnili, kim naprawdę była prababka Jezusa” opisuje z pieczołowitą dokładnością całą Chrystusową familię. Historycy natrafili na wzmianki, które sugerują, że prababcią Jezusa i jednocześnie babcią Matki Boskiej była św. Ismeria (…). Ojcem św. Ismerii był Nabon, który wywodził się z ludu Judei i plemienia króla Dawida. Ismeria miała poślubić Liseo określanego mianem patriarchy Ludu Bożego. Ze związku małżeńskiego tych dwojga pochodzi Anna, która później poślubiła Joachima. Joachim i Anna byli zaś rodzicami Marii z Nazaretu, matki Jezusa – ot i mamy całą rodzinkę w komplecie. Takich perełek znajdziemy na opisywanej stronie internetowej bardzo dużo. Niestety, grono czytelników portalu wciąż się powiększa (czyżby idiotów u nas przybywało?), a komentarze zachwyconych treścią internautów mówią same za siebie. Na przykład taki: Znamy tylko 4 proc. tego wszystkiego, co nas otacza, o reszcie nic nie wiemy. I tu jest miejsce na duchy czy cokolwiek innego. Niektórzy może i widzieli anioły, demony, ale nie potrafią tego udowodnić. No ta... prawie się zgadza, z tym że to właśnie entuzjaści takich informacji poznali około „4 proc. ze wszystkiego, co nas otacza”… ARIEL KOWALCZYK
14
FINAŁ KONKURSU „FiM”
Gdzie można... ...czytać „Fakty i Mity”? Okazuje się, że wszędzie. Dosłownie. Chyba większą trudność naszym Czytelnikom sprawiłoby pytanie, gdzie „FiM” czytać się nie da. Nasz konkurs fotograficzny zaowocował setkami (dosłownie!) Waszych prac. A kreatywność autorów była wprost nieziemska. Tytułowe pytanie potraktowaliście – tak jak tego oczekiwaliśmy – z przymrużeniem oka, z tym że przez myśl nam nie przeszło, że jesteście stuokimi Argusami. Co tydzień cierpliwie drukowaliśmy Wasze zdjęcia, a tymczasem nadchodziło ich coraz więcej i więcej. Czas więc na podsumowanie, czyli zbiorówkę. Oto najciekawsze i niepublikowane jeszcze prace pod tytułem „Gdzie można czytać »Fakty i Mity«”. MAREK SZENBORN
[email protected]
Żona Pana Jerzego na plaży nudystów
Pani Dorota: „Nawet, kiedy spadam z drabiny, czytam »FiM«”
Zdjęcie nadesłał Pan Włodzimierz
Pani Małgorzata ze znieczuleniem
Pan Zbigniew. Stuttgart
Pan Roman
Pani Teresa wraca do zdrowia
a Nadesłał Pan Marian z Koronow
Pan Marian w Egipcie
Pan Piotr Smerek w Bieszczadach
Antyklerykalny pupil Pani Mirosławy
Nadesłała Pani Małgorzata z Łodzi
Zaczytana Ninka
Zosia z Chotomowa – od urodzenia zdrowa na ateizm
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
Pan Henryk podczas wędrówki po Tatrach
Pan Arkadiusz podczas przerwy w pracy
Pan Jakub. Przylądek Dobrej Nadziei, RPA
Pan Bernard z prawnukiem
Pan Krzysztof z Gdyni
Malbork, podczas przygotowań do odparcia ataku wojsk Jagiełły
Pan Jan pod pomnikiem Robin Hooda w Nottingham
Pan Stanisław w Tokio
Pan Krzysztof. Pekin, plac Tiananmen
Pan Andrzej i jego towarzysz
Miłe czekanie na męża...
Pan Krzysztof z głową Jezusa ze Świebodzina
Nasz Czytelnik na wakacjach pod gruszami
Pan Grzegorz na dachu
Pan Marek w miłym towarzystwie
Eryk Antykleryk. New Jersey, USA
Pan Bronisław
15
16
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
PSYCHOZABAWA
Czy byłbyś dobrym księdzem? I
leż to razy, Drogi Czytelniku, zadawałeś sobie – zwłaszcza po lekturze „Faktów i Mitów” – takie pytanie: czy byłbym dobrym księdzem, gdyby tak na mnie w życiu padło, gdyby coś się inaczej potoczyło, jakiś przypadek, jakiś traf, nagłe olśnienie, zwane powołaniem? I co to w ogóle znaczy „dobry ksiądz”? Bo co innego znaczy być „dobrym księdzem” dla parafian, a co innego dla ekscelencji biskupa, a jeszcze co innego – dla Boga. Jeśli On w ogóle istnieje i dodatkowo podobnymi pierdołami się zajmuje. Nasza psychozabawa (skonstruowana wspólnie z psychoanalitykiem) pomoże Ci odpowiedzieć na to pytanie. Czy byłbyś dobrym, czy złym księdzem, i dla kogo dobrym lub złym? Po przeczytaniu pytania zakreśl tylko jedną odpowiedź – tę, która najbardziej trafia Ci do przekonania i jest najbliższa Twoim zapatrywaniom. Po dokończeniu zabawy zsumuj punkty (nie oszukuj, przecież i tak nikt oprócz Ciebie nie będzie znał wyniku) i przeczytaj stosowną charakterystykę. MAREK SZENBORN
1. Na Twoją ewentualną karierę duchownego, a więc na pójście do seminarium, mógłby mieć wpływ: A – sposób wychowania (rodzina, szkoła, środowisko) B – ksiądz, który zaraził Cię religijnością i przekonał o powołaniu lub wytłumaczył, że to intratna profesja C – Bóg, święci, aniołowie itp. byty, które objawiły Ci się we właściwym momencie D – nikt nie mógłby Cię przekonać do założenia sutanny 2. Czy we wczesnej młodości istotny wpływ na Twój rozwój miały jakieś autorytety: A – rodzina (ojciec, matka, ktoś ważny w najbliższym otoczeniu) B – Kościół (katecheta, proboszcz, biskup, papież) C – szkoła (nauczyciel, trener, koledzy) D – nie miałeś żadnych autorytetów 3. Czy Twoja sytuacja materialna w młodości była: A – kiepska B – przeciętna C – dobra D – doskonała 4. Płcią przeciwną zacząłeś interesować się w wieku: A – 12 lat B – 16 lat C – później D – w ogóle nie interesowałem się płcią przeciwną
A – nie B – tak, pod warunkiem pełnej dobrowolności C – nie, Kościół powinien być finansowany ze specjalnego podatku D – tak, ale to zbyt mało i nie wystarcza 14. Czy przestrzegasz Dekalogu: A – tak, ale tylko w rozumieniu dobra lub zła B – tak, ściśle C – nie, to przestarzałe prawa D – tak, ale tylko czasem 15. Czy znasz Pismo Święte: A – tak, doskonale B – nie, wcale C – na ile tego wymaga tzw. wiedza ogólna D – mniej więcej
5. Czy w młodości odczuwałeś potrzebę: A – dominacji nad rówieśnikami, przywództwa B – poczucia bezpieczeństwa i spokoju C – przynależności do określonej grupy D – nie odczuwałem żadnej potrzeby aktywności społecznej 6. Czy miałeś w dzieciństwie zwierzątko: A – nie miałem, ale chciałem mieć B – chciałem mieć i miałem C – nie chciałem, ale miałem D – nie chciałem mieć i nie miałem 7. Czy rozumiesz ludzi, którzy się modlą: A – oczywiście, każdy niech robi to, co uważa za stosowne B – nie, to zabobon i idiotyzm C – to zabobon, ale jeśli komuś w czymś to pomaga, to niech się modli D – oczywiście, modlitwa naprawdę pomaga 8. Czy zdarzyło Ci się modlić: A – tak, ale tylko w młodości pod presją rodziców B – czasem, zależnie od sytuacji C – nigdy D – często się modlę 9. Czy myślisz o Bogu, że to: A – byt realny i wszechpotężny B – byt, dzięki któremu można coś załatwić C – nie myślę o Bogu w ogóle D – śmieszny zabobon 10. Pieniądze są dla Ciebie: A – środkiem do celu B – celem samym w sobie C – czymś nieistotnym
D – czymś potrzebnym tylko do tego, by przeżyć 11. Czy oszczędzasz pieniądze: A – tak, na czarną godzinę B – tak, na lokacie, bo chcę pomnażać kapitał C – nie, bo nie bardzo mam z czego D – nie, w ogóle o tym nie myślę
16. Czy lubisz się stroić: A – nie B – tylko na wyjątkowe okazje C – nie interesuje mnie ubiór D – tak, bardzo 17. Czy lubisz budzić zainteresowanie, być w centrum uwagi: A – tak B – tak, ale tylko wtedy, gdy mam coś ważnego do powiedzenia C – nie, nigdy D – nie, ale muszę
12. Czy pożyczyłbyś komuś pieniądze: A – w ostateczności B – tak C – tak, ale tylko na jakiś procent D – nie, nigdy nie pożyczam pieniędzy
18. Czy lubisz dzieci: A – tak B – nie bardzo C – zdecydowanie nie lubię D – to zależy, jakie te dzieci są
13. Czy uważasz, że taca lub kolęda to dobry sposób finansowania Kościoła:
19. Czy wolisz towarzystwo: A – dzieci płci męskiej B – dzieci płci żeńskiej
C – bez różnicy D – to jest pytanie nie na miejscu 20. Czy jesteś wierzący: A – nie B – tak C – nie wiem D – jestem agnostykiem 21. Czy Twój stosunek do przełożonych jest: A – oparty na partnerstwie B – na strachu C – staram się nie mieć przełożonych D – na normalnych relacjach: przełożony–podwładny 22. Czy Twój stosunek do podwładnych cechuje: A – władczość B – rzeczowość C – partnerstwo D – każdy powinien znać swoje miejsce 23. Czy uważasz, że życie seksualne człowieka: A – jest jego sprawą B – powinno podlegać normom kulturowym C – powinno podlegać normom religijnym D – powinno podlegać prawnym normom cywilizacji 24. Czy aborcja to: A – zło w każdej sytuacji B – osobista sprawa obojga rodziców C – zło, ale są sytuacje, które ją dopuszczają D – dopuszczalny środek „antykoncepcyjny” 25. Najbardziej boisz się gniewu: A – Boga B – ludzi C – swoich zwierzchników D – nikogo i niczego się nie boję Teraz podlicz punkty, sumując je według następującego klucza: po 3 punkty za zaznaczenie odpowiedzi 1B, 2B, 3A, 4D, 5A, 6D, 7B, 8C, 9C, 10B, 11B, 12 C, 13D, 14D, 15C, 16D, 17A, 18D, 19A, 20A, 21B, 22A, 23C, 24A, 25C; po 2 punkty za zaznaczenie odpowiedzi 1C, 2A, 3C, 4C, 5D, 6C, 7D, 8A, 9D, 10A, 11A, 12D, 13C, 14B, 15B, 16C, 17D, 18C, 19B, 20C, 21C, 22D, 23B, 24D, 25A; po 1 punkcie za odpowiedzi 1A, 2C, 3B, 4A, 5B, 6A, 7C, 8D, 9B, 10C, 11D, 12A, 13A, 14 C, 15D, 16A, 17C, 18B, 19C, 20D, 21A, 22B, 23D, 24B, 25D; 0 punktów za odpowiedzi 1D, 2D, 3D, 4B, 5C, 6B, 7A, 8B, 9A, 10D, 11C, 12B, 13B, 14A, 15A, 16B, 17B, 18A, 19D, 20B, 21D, 22C, 23A, 24C, 25B.
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
ZE ŚWIATA
M
iniony rok zapisał się na łamach mediów nie tylko wieloma doniosłymi wydarzeniami, ale także doniesieniami o mniejszym ciężarze właściwym… Co nie znaczy, że nudnymi. Oto przegląd najciekawszych historii z dziedziny seksu. ~ Jessica Weber była pracownicą hotelu w stanie Oregon. Teraz pozwała właścicieli do sądu z powodu… zgorszenia, na jakie ją narazili. Ward i Julie Frederick zostali oskarżeni
że wprawdzie biust jest taki jak w oryginale, ale wolałby większy. ~ Pewien człowiek z Hiszpanii oderżnął sobie nożem przyrodzenie. A zrobił to… po odbyciu pięcioletniej kary więzienia. W nadziei, że nie zostanie deportowany do rodzimego Kazachstanu. Czyżby Kazachstan nie przyjmował kastratów? ~ Czy za odnalezienie syna, oddanego przed laty do adopcji, matka może trafić do więzienia? Tak, ale w przypadku, gdy podejmie z nim
17
do biur Berlusconiego została tylko wypożyczona i nie wolno samowolnie dokonywać żadnych zmian. Na szczęście fiut był tylko przykręcony. ~ 21-letni Brytyjczyk otrzymuje zasiłek państwowy z tego powodu, że ma problemy z uczeniem się. Ale stara się pogłębiać wiedzę. Pytanie tylko, czy zgodnie z intencjami fundatora. Inwalida najpierw przeszedł kilka kursów o tematyce seksualnej, a potem z zasiłku sfinansował wyjazd szkoleniowy do Amsterdamu,
Do czytania na kacu Od 0 do 35 punktów: Gdybyś przypadkiem zechciał zostać osobą duchowną, to masz przed sobą pewne perspektywy, ale raczej nie w Polsce i chyba jednak nie w katolicyzmie. Jeśli nawet znalazłbyś jakieś uznanie w oczach Boga – a zatem jego poparcie w ewentualnej karierze – to już na wstępie zostałbyś udupiony przez miejscowego biskupa, który albo sam, albo przy pomocy Twojego proboszcza wyjaśniłby Ci, że sutanna nie jest strojem dla Ciebie. Brak Ci bowiem w tym fachu „przymiotu” podstawowego: bezwzględności i kompletnego nieliczenia się ze zdaniem innych. To znaczy nie potrafisz lekceważyć wszystkich poza przełożonymi – proboszczem, biskupem czy kardynałem. Twoim prawdziwym bogiem nie są pieniądze, a w tym fachu powinny być. Łamiąc codziennie tę podstawową prawdę wiary (Bóg = pieniądz), naraziłbyś się na nieustanne szykany swoich przełożonych i pozostał wikarym po kres swoich dni. A potem trafiłbyś do katolickiego piekła. O tym, że jesteś bardzo przyzwoitym człowiekiem, nie dowiedzieliby się nawet Twoi parafianie, więc może lepiej spożytkować swój zapał w innej sferze aktywnego służenia bliźnim? Bardzo namawiamy! Od 36 do 60 punktów: Cóż, jesteś, bracie, urodzonym konformistą. Nawet nie takim złym człowiekiem, nie do końca przynajmniej, tylko takim, który potrafi przystosować się do każdej sytuacji. I w każdej mu jest dobrze. Pod warunkiem, że własny interes i własne ego nie doznają zbyt dużego uszczerbku. Jesteś gotowy modlić się do Boga, do biskupa czy wreszcie do kogokolwiek, kogo Ci wskażą, pod warunkiem świętego spokoju i niemartwienia się o jutro. To trochę takie przesypianie życia, no ale jeśli Ci z tym wygodnie... Jakim byłbyś księdzem? To zależy od sytuacji, w jakiej byś się znalazł. Mógłbyś zostać nawet i przyzwoitym, lubianym przez ludzi duszpasterzem – pod warunkiem, że właśnie tego oczekiwaliby od Ciebie Twoi zwierzchnicy.
A ponieważ niemal nigdy tak nie bywa, byłbyś jednym z setek proboszczów średniej parafii – usłużnym wobec hierarchii, mało przejmującym się ludzkim losem. Czyli kapłanem na warunki polskie standardowym i modelowym. Od 61 do 75 punktów: Nie sądzimy, by jakiś Czytelnik „FiM” mógł zdobyć taką liczbę punktów. Jeśli jednak tyle punktów nazbierałeś, to znaczy, że naszą ZABAWĘ potraktowałeś jako zabawę i dla hecy dawałeś przeciwne odpowiedzi. Bo jeśli nie, to strach pomyśleć, jakim jesteś człowiekiem. I jakim byłbyś „wspaniałym, wręcz urodzonym” księdzem. Posada proboszcza, że o wikarym już nie wspomnimy, to znak, że ktoś się po prostu na Tobie nie poznał. Ty zajdziesz wyżej. Znacznie wyżej. Gdyby tylko było to możliwe, zostałbyś samym „Bogiem”, podłożywszy świnię swojemu poprzednikowi, ale na razie zadowolisz się posadą biskupa z szansą na arcybiskupstwo, kardynalstwo i prymasowstwo. Masz ku temu wszelkie potrzebne przymioty: nie liczysz się z Bogiem, o którym mówisz, za nic masz ludzi, a podwładnych traktujesz wyłącznie jako siłę pociągową. Inna rzecz, że wielu z nich do niczego innego się nie nadaje. Na szczęście takich jak Ty jest w Polsce mniejszość.
o to, co robili podczas party wydanego dla gości i pracowników placówki. Najpierw pryncypał rozebrał się do naga i odtańczył taniec brzucha. Następnie jął się publicznie onanizować. Nie działał zresztą wyłącznie z pobudek autoerotycznych: chodziło o konkurs. Goście mieli wcześniej zgadywać, jakiej wielkości jest narząd p. Fredericka. Żeby wyłonić zwycięzcę, organ należało zmierzyć, a można to zrobić rzetelnie tylko w stanie erekcji. Osoba, która najtrafniej określiła rozmiar, w nagrodę otrzymała od jego żony worek zabawek erotycznych. Potem odbywały się zawody polegające na rzucaniu metalowych pierścieni na penis właściciela hotelu. ~ Ile może kosztować lalka seksualna? Pewien mężczyzna zamówił wierną kopię swej byłej kochanki i zgodził się zapłacić za to 18 tys. dolarów. Włoski wytwórca Diego Bortolin wyjaśnia, że cena jest tak wysoka, bo musiał uwzględnić szczegóły anatomiczne. Po zakończeniu dzieła 50-letni biznesmen oświadczył,
współżycie płciowe, jak to uczyniła 54-letnia Kathryn Thornton z Seattle. 33-letni odrzucony potomek nie był stroną inicjującą: wyrodna mama położyła się do łóżka, w którym leżał. Dlatego on uniknął wyroku za kazirodztwo, a mama dostała rok i musi się zarejestrować jako przestępca seksualny. ~ Lekarze głowili się nad przypadkiem mężczyzny, który po przeżyciu orgazmu na pewien czas tracił wzrok. Wreszcie odkryli, że to uniesienie seksualne zakłóca obieg krwi. ~ Nazwisko włoskiego premiera Berlusconiego często pojawia się w kontekście wzmianek o męskim organie płciowym. Jedna z nich mówi o tym, że szef państwa, zapewne motywowany litością, polecił renowację statui Marsa, którą trzyma na służbowych pokojach. Remont polegał na doprawieniu pomnikowi odtrąconego (nie przez premiera) penisa. Koszt: 95 tysięcy dolarów. Z ostrym sprzeciwem wystąpił konserwator zabytków: statua należy do muzeum,
aby utracić dziewictwo przy wydatnej pomocy prostytutki. „Wszystko w porządku – oświadczył pracownik socjalny. – Odmówienie mu skorzystania z tych usług byłoby równoznaczne z pogwałceniem jego praw ludzkich. Nie wolno nam nakładać ograniczeń na młodego człowieka, który pragnie poznać świat”. ~ Podczas służbowego wyjazdu z kolegami z pracy pewna Australijka zapragnęła zacieśnić stosunki z panem z innego działu i zaprosiła go wieczorem do pokoju. Podczas burzliwego zacieśniania stosunków spadł jej na głowę żyrandol, wybijając zęby i łamiąc nos. Ponieważ wyjazd był służbowy, wystąpiła z wnioskiem o odszkodowanie za rany doznane w pracy. Uzasadniła to, twierdząc, że „stosunek jest zwyczajowym elementem pożycia ludzkiego”. Trybunał apelacyjny po namyśle wniosek oddalił. Orzekł, że roszczenie można by uznać, gdyby pracownica z góry poinformowała pracodawcę, że na delegacji planuje pożycie. CS
Boże Narodzenie jak joga Święta, które się właśnie przewaliły… Co to było? Misterium religijne? Upamiętnianie rocznicy urodzin jednej z centralnych postaci kultu? Zapewne każdy się pod tym skwapliwie podpisze, ale wielu z ręką na sercu przyznać musi, że to w coraz większym stopniu pretekst do zakupów (kulinaria i prezenty), generalnego sprzątania, wizyt, obżarstwa, wypitki, imprezowania i wałkonienia się. Jeśli nawet w Polsce jeszcze tak wyraźnie tego nie widać (nie uchodzi...), to w innych krajach o podobnej powszechnej, ostentacyjnej i powierzchownej religijności ten trend jest niewątpliwy. LifeWay Research, chrześcijańska instytucja badawcza z Nashville w USA, przeprowadziła przed Bożym Narodzeniem sondaż, którego wyniki są dla ludzi pobożnych przygnębiające. „Wielu Amerykanów celebruje święta w podobny sposób jak partycypuje w jodze: bez świadomości i bez zainteresowania jej religijną genezą – mówi prezes Ed Stetzer, duchowny. – Nie jest już żadną niespodzianką, że więcej ludzi wierzy w św. Mikołaja (38 proc.) niż w ewangelię (28 proc.). Bardzo niewielu potrafi opowiedzieć historię narodzin Chrystusa, a jeśli wiedzą na ten temat coś konkretnego, to z kreskówki „A Charlie Brown Christmas”. Najpowszechniejsze desinteressement wykazuje pokolenie Amerykanów, którzy osiągnęli pełnoletniość na przełomie wieków (Millenials). Tylko 56 proc. uważa, że Boże Narodzenie to przede wszystkim święto religijne, 74 proc. jest zdania, że to „po prostu święta”, okazja
do rozrywki i zabawy, która nie ma nic wspólnego z narodzinami Jezusa. „Jeśli na święta jedzie się do religijnych rodziców, a oni nalegają, że przede wszystkim Kościół, to w porządku, po co zadzierać” – konstatuje Drew Dyck, autor książki „Generation Ex-Christian”. Esther Fleece pracuje w fundamentalistycznej organizacji „Focus on Family” (Rodzina w centrum uwagi) i nie kryje rozgoryczenia: „Black Friday (czarny piątek, czyli dzień zniżek w domach towarowych po Święcie Dziękczynienia – przyp. red.) stał się narodowym świętem, a Boże Narodzenie to jak walentynki”. „Podczas tych świąt nie chodzi już o Dzieciątko Boże – konstatuje Barry Kosmin, dyrektor Instytutu Studiów nad Zeświecczeniem Społeczeństwa w Hartfort. – W Święto Dziękczynienia odmawia się jeszcze wspólną modlitwę przy stole. Boże Narodzenie degeneruje się w religijnym kalendarzu”. Sondaż LifeWay Research pokazuje, że 62 proc. Amerykanów wyznających niechrześcijańskie religie obchodzi Boże Narodzenie – podobnie jak 89 proc. agnostyków i 55 proc. ateistów, którzy stanowią 5 proc. populacji USA. „Chrześcijanie nie mają prawa monopolizowania tego święta” – konstatują ateiści na internetowym portalu swej organizacji. Nie podoba im się, że od 1870 roku Boże Narodzenie jest również oficjalnym świętem państwowym, jedynym dniem w roku, kiedy wszystko w USA (z wyjątkiem sklepów i stacji benzynowych prowadzonych przez niechrześcijan) jest zamknięte. TN
18
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Homo fabricus Zapiski z emigracji zarobkowej w Wielkiej Brytanii (autentyczne fragmenty pamiętnika naszej Czytelniczki) Gdzieś pomiędzy pierwszym a trzecim kamiennym kręgiem, pomiędzy nutami celtyckich brzmień – miasto. Budynek na budynku, mało drzew na mojej ulicy, równo przystrzyżone krzaki. Papierki lukrowane na bruku. Parki, biblioteki, sklepy, sklepy, sklepy, bankomaty. Samochody, drogie podobno. Opływowe ich kształty nie zmniejszają emisji spalin. Kamienne małe kościoły. Dwa krany nad umywalką, ruch samochodowy lewostronny, klamka jako spłuczka, sznureczek jako włącznik światła. Ukryty za polityczną i społeczną poprawnością rasizm. Anglicy, Hindusi, Kurdowie, Polacy i inni… Stojąc w kolejce do pracowniczego kloka, tęsknię do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, nie nad Niemnem, choć szeroko rozciągnionych. Za domem, za psem i spacerami. Za zapachem ojczyzny. Bo moja ojczyzna to rodzina, przyjaciele, mały kosmos, moje uniwersum. A tutaj istnieje tylko praca… Czas przestaje płynąć, zawiesza się w jednym mrocznym bezczasie, zaczasie. Siada na dziwacznym tronie bezpanowania i panuje w ukryciu, a ty żyjesz rytmem tych samych czynności powtarzanych z częstotliwością... Fabryka Stoję na finiszingu, wkładam chłodnice do dżiga, sprawdzam, czy rurki aluminiowe wpasowują się w jego kształt. Pierwsza chłodnica, druga chłodnica, trzecia chłodnica, piąta, milionowa... Boli mnie ręka. Nie mam już siły kapslować. Napisałam sobie na blacie markerem czerwonym jak krew (robię nim kropeczki na kapselkach): Per aspera ad astra.... Marzę o gwiazdach, wyobrażam sobie Ziemię błękitno-zieloną, piękną i prawie okrągłą, widzianą z Księżyca. Jestem kosmitą. Ale pieniądze zarobione tutaj pomogą mi spełnić marzenia o podróżach, licznych i dalekich. Chociaż... czy naprawdę aż tak bardzo ich potrzebuję? Pieniędzy, bo podróży bardzo. Małych i olbrzymich, ucieczek i powrotów z czasu do przestrzeni – w wieczność i nieskończoność. A fabryka śpiewa tak, jak potrafi. Pachnie sobą. Aluminium, kurz, tajemniczy fluks. Buczenie, brzęczenie, trąbienie. Wszechwładny Bezczas wyłania się z Chaosu, aby walczyć z Czasem cyklicznym i linearnym, mającym ponoć błogosławieństwo samego Stwórcy. Stwórcą czasu fabrycznego, konkurenta czasu ziemskiego, jest człowiek. Teraz bogaty. Właściciel. Władca. Japończyk. Technokrata wietrzący swoje jajka na Hawajach. A może On zawsze był bogaty? A może miał tylko dobry plan?
Linia Linia, ludzie pracujący na linii muszą ze sobą współpracować, są jak jeden organizm, ale chyba niezbyt żywy, nie-do-żywy. Henryk Spencer, pozytywistyczny ideolog, pewnie przewraca się w grobie. Ostatnio często o nim myślę. Uświęcająca moc pracy przestaje działać, bo twoim sercem i mózgiem są szefowie. Jesteś trybikiem w trzeszczącej i spoconej maszynerii. Musisz pracować „sibciej” i „sibciej”. Nieważne, czy myślisz, czy jesteś człowiekiem, czy robotem. Twój byt sprowadza się do działania i wykonania Wielkiego Dzieła. Wypacasz Złoto, ale bez przesady, marne jak na angielskie warunki jego ilości. Trud pracy nie zbliża cię do poznania, a kamień filozoficzny chowa się za kolejnym niespełnionym urlopem, spotkaniem z bliskimi i kontaktem z Naturą. Eliksir życia powolutku wypływa z serca, sączy się niezagojoną raną, a ty nieustraszony produkujesz złoto głupców. Dostrzegam brudne alejki fabryczne, meandry zakrętów i ślepych zaułków, mające szeroko otwarte oczy kamer. Oprócz wielości kamer obserwuje cię bacznie szef szefa, który sam podlega kilku szefom i szefuje paru niższym hierarchom fabrycznym. Władca fabryki, podobnie jak starotestamentowy bóg czy monarcha ma swoich posłańców – wielookich i groźnych aniołów. Ale nie jest to dobry bóg moich snów, jest zaledwie ikoną – straszakiem dla niezsynchronizowanych. Na samym krańcu fabryki, na końcu świata fabrycznego – łerhause, magazyn. Żyje odmiennym rytmem, trąbiąco-wrzaskliwym, chyba odrobinę milszym dla ucha. Znajdują się tam ogromne bramy, okna na świat. Jeśli się do nich zbliżysz, poczujesz powiew świata, wiatr, niosący promienie słońca. Ujrzysz też, ile kurzu i ciemności kryje się we wnętrzu molocha. Ujrzysz nadętą i brudną Sztuczność. A pośród jej śrub i boksów, pamptraków i pędzących forkliftów: Człowiek – przyuczony i skuteczny, pracowity i posłuszny, przynajmniej w założeniu i w snach managerów dusz. Co znajduje się w umyśle homo sapiens fabricus? Strach? Smutek? Myśli, marzenia o lepszej fabryce, która jak matka nakarmi i uchroni przed nędzą? Czy chociaż kryzysem ekonomicznym? Niestety, nie przed nędzą duchową... Rozmówki polsko-p polskie na ziemi angielskiej – Ale chujowa pogoda dzisiaj – powiedziała Kaśka. – Chuj, a nie pogoda – przytaknął Józek. Rzeczywiście, pogoda nie nastrajała pozytywnie, padało nieustannie
już od kilku dni, wiał przenikliwy, nieprzyjazny wiatr. Nie otulał swoim ciepłem, nie niósł piękna i nadziei w swych podmuchach. Niósł złowrogie wizje Końca. – Mam to w piździe, koniec przerwy, idziemy! I zanurzyli się po raz kolejny w bezmiar fabrycznego kurzu... Moja, twoja, nasza opowieść Każdy ma swoją historię, zwykłą, niezwykłą, wiodącą utartymi, uświęconymi przez tradycję szlakami bądź też zupełnie zbuntowaną, wiodącą brukowanymi drogami. I także tutaj w tym przedziwnym miejscu, gdzie dla pieniędzy wykonujesz ogłupiającą i okrutnie nudną pracę, w tym fabrycznym wymiarze rzeczywistości spotykają się różne ludzkie opowieści. Każdego przywiodły w to miejsce inne dzieje. Józek uciekł przed samym sobą, ale alkohol, będący lekiem na całe zło świata i poczucie beznadziei, odnalazł go również i tutaj. Do niego dołączyły używki powodujące „bogatsze” doznania. Mógł się nimi dzielić z braćmi Anglikami. Handel dobrym białym proszkiem kwitł. Dusza i wycieńczony organizm więdły. Zło świata to oczywiście kobiety, a dokładniej – kobieta. Zdradziła, kasę zabrała i mieszka sobie teraz z czarnookim Kurdem... Jednak nie mówił o niej zbyt często. Za to lubił mówić o pracy; zachęcać współtowarzyszy do żwawej aktywności. Miał do tego niekwestionowane prawo, sam był prawdziwym hardworkerem: – To jest pozoracja pracy, okurwieńcy! Do roboty! – Tak, tak, kobiety na traktory... – żartowała Kaśka. – Spadaj z tą peerelowską agitacją – dodał Jędrzej. Wszyscy śmiali się głośno. W ten sposób praca stawała się łatwiejsza i bardziej znośna... Może dobrze się rozumieli, może mieli podobne poczucie humoru, a może to tylko przedziwny biały pył, czymkolwiek by on był, zaczął zmieniać ich umysły? Substancja ta, unosząca się w powietrzu nieustannie, służyła ponoć do celów fabrycznych, była ważna i pożyteczna, a przede wszystkim szkodliwa. – Oj, nie przesadzaj, Władek, to plotki i pomówienia. Ten pył to tylko zwykły klej, nie jest bardziej szkodliwy niż kurz – dobrodusznie uspokajał timlider działu rurek, Dejw. Nie mógł odpowiedzieć inaczej, bo dziś była wizytacja wysłanników Szefa i wszędzie kręcili się wszechwładni Japończycy.
Jednak Władek nie czuł się ani odrobinę spokojniejszy, jego umysł przepełniały czarne, przerażające wizje. Oczyma duszy widział zniekształcone, powyginane ciała przeszyte radioaktywnym promieniowaniem przenikliwym. On doskonale wiedział, jak takie ciała wyglądają, bo gdy był jeszcze młodzieniaszkiem, w jego umysł zapadły oglądane w telewizji czarno-białe obrazy skutków wybuchu reaktora jądrowego w Czarnobylu. Najwyraźniej zapamiętał dwugłowego, pięknego cielaczka, nadaremnie usiłującego utrzymać się na kruchych nóżkach. Władek był mistrzem wizualizacji. Uprawiał ją prawie tak często jak masturbację. Z tą różnicą, że słodkie sam na sam wychodziły mu na zdrowie, a chora wyobraźnia wpędzała go w skrajny, ortodoksyjny pesymizm. Jakby tego było mało, to jeszcze praca na linii, nużąca i jednostajna, rytmiczna i poparta pohukiwaniem maszyn doprowadzała jego smutny umysł na krańce goryczy. Władek lubił czasami rozmawiać z Józkiem na brejkach, tak więc czarnowidztwo bardzo zbliżyło ich do siebie. Miał się chociaż komu wyżalić na przerwie:
– A ty, kurwa, znowu flirtujesz? Na chwilę z oczu cię, babo, spuścić nie można! – zagadnął ze skrzywioną miną Paweł. Kaśka była wiecznie zadowoloną blondynką, zawsze umalowaną i pachnącą oryginalną perfumą zakupioną za fabryczną kasę. Na takie perfumy nie mogłaby sobie raczej pozwolić w ojczystym kraju, a tutaj w Anglii... krainie funtem i potem płynącej... było chyba łatwiej... – No nie, a ty znowu zaczynasz... Daj spokój, wariacie – odpowiedziała. – Pogadamy w domu! – odgrażał się Paweł. Paweł, zbliżając się do wyjścia, poczuł na twarzy oddech wiatru i humor mu się poprawił. Z radością zapalił rumuńskiego malborasa. Miał 22 lata, a swoimi przygodami mógłby obdarować niejedno życie. W wieku dwunastu lat był mistrzem tatuażu w swojej dzielnicy w którymś z polskich miast. Sam projektował wzory, zrobił maszynkę. Miał swoich klientów. Rodziców nie interesowało za bardzo, co robił i co robi obecnie. Ich nie interesowało nawet własne życie, tylko... chlanie. Banalna historia, pełna dziwnych zwrotów akcji. Ale Paweł potrafił dawać sobie radę, tak mu się przynajmniej wydawało. Uciekł z domu, spędził rok w niemieckim więzieniu za handel narkotykami, później pracował w holenderskim porcie. No i w końcu trafił tutaj, do Anglii, zatrudnił się w fabryce japońskiej i zarabia uczciwie na życie. No i ma dziewczynę... Tymczasem Kaśka i Jędrzej zanurzyli się w fabryczny świat tętniący swoim własnym życiem. Bezczas ponownie ich ogarnął. Narrator gównowiedzący...
– Józek, chłopie! Ty nadal liczysz na ten pernament? Przecież Angole nieraz nas wystawili, nie pamiętasz, jak nas wychujali w Jałcie i Teheranie? Sprzedali nas! – wbrew pozorom jednak Władek nie znał dobrze historii, ale lubił nawiązywać do niej, jak tylko pojawiła się ku temu okazja. – No, może i nas sprzedali, ale przecież, proszę ciebie, mnie nie wychujają, ja jestem hardworker – iskra nadziei rozbłysła w sercu i na ustach Józka, po to tylko, by zaraz zgasnąć: – Prędzej to mnie Polaczki wygryzą. Masz ci los. Biednemu to zawsze chuj w oko… Przykrótki czas porannego brejku dobiegał końca zawsze za szybko. Dojadano w biegu kanapki, dopalano papierosy. Pety lądowały na zielonym, równiusieńko przystrzyżonym dywanie. Pracownicy, jeszcze niedobudzeni, ruszyli w kierunku wejścia. Zostawili za sobą powietrze i zachmurzone niebo. Józek i Władek kontynuowali swoje pesymistyczne wywody. Kaśka żywo dyskutowała z łerhausowym współpracownikiem Jędrzejem. W rozsuwanych drzwiach minęła się ze swoim facetem, którego sekcja zaczynała przerwę 15 minut później.
Dziwnie być narratorem tej opowieści. Gdyby chociaż miała ona jakiś początek i koniec, jakąś strukturę. Jednak posiada zaledwie rytm i wplecione w niego melodie zaprzepaszczonych marzeń. Marzeń, które – stłamszone – ukrywają się głęboko w psychice bohaterów, niedostrzegalne, zapomniane, opuszczone. Błąkają się samotne między paleciakami, między porozrzucanymi pudłami, śrubami i powyginanymi rurkami. Dlaczego bohaterowie tej opowieści utknęli w takim miejscu? Dlaczego uciekli ze swojego kraju? Dlaczego godzą się być poniżani, pracować ciężej niż inni za te same pieniądze? Przecież wielu z nich ma wyższe wykształcenie... Dlaczego wielu z nich rezygnuje ze swoich młodzieńczych planów i zapomina, kim jest? Wielu przecież zostało w kraju i dają sobie radę, podobno, jakoś (może mają znajomości?). Narrator nie jest wszechwiedzący, mimo że w pewnym sensie rozumie swoich bohaterów. Nie zna ich myśli, tylko czasami ujawniają się w nim zdolności paranormalne, ale musi mieć dobry dzień. Żeby jednak narrator miał dobry dzień, dobry dzień musi mieć autor, a to już zupełnie inna historia... BLANKA SZLACHETA
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
SZKIEŁKO I OKO szybciej przedostanie się z czyśćca do nieba? Bo ksiądz wypowie parę słów o nim? Tupack
LISTY Religia albo zdrowie W Egipcie islamscy terroryści dokonali zamachu na chrześcijan. W Aleksandrii zginęło przed kościołem 21 osób. W Kanadzie ojciec udusił córkę, bo nie chciała nosić chusty. Dzisiaj islam jest religią terroru i przemocy. Kiedyś taką religią było chrześcijaństwo. Ale czy dziś w Polsce, gdzie indoktrynuje się dzieci już w przedszkolach, nie mamy do czynienia z przemocą światopoglądową? Uważam, że tak. Dzieci powinny być wolne od jakiejkolwiek religijnej indoktrynacji. Najpierw powinny mięć dostęp do rzetelnej naukowej wiedzy, a później, już jako osoby dorosłe, mogłyby wstępować do dowolnego Kościoła czy sekty religijnej. Uważam, że dzieci powinny być chronione prawnie przez państwo przed każdą religią aż do osiągnięcia dojrzałości! Powinna być określona granica wiekowa, na przykład 18 lat – tak jak w przypadku prawa jazdy – by człowiek był świadomy swoich decyzji i za nie odpowiadał. Rodzice nie powinni mieć prawa do narzucania własnego światopoglądu swoim dzieciom. Tak powinno być w całej Europie. Religie wypaczają nasz stosunek do otaczającej rzeczywistości. Wiedza, tolerancja i humanizm wystarczą, by być dobrym człowiekiem. W.Sz., Trójmiasto
Asia chorągiewka Wśród wielu różnorodnych doniesień i rozważań na temat Joanny Kluzik-Rostkowskiej zabrakło mi jednego. Jak postępowałaby i co by teraz robiła ta PiSówka, gdyby jej bożyszcze, Jarosław Kaczyński, został prezydentem Najjaśniejszej Pomrocznej…? Na Śląsku Cieszyńskim, a zwłaszcza na Zaolziu, takich nazywa się „szkopyrtokami”, i to jeszcze jest zbyt delikatne określenie takich jak J.K.-R. Jan Puczek
Ksiądz i aktor
mógłby się martwić, że te pół kilometra biedny człowiek musiał przejść pieszo po tych ośnieżonych chodnikach, lub, co gorsza, przejechać na rowerze! Tak więc dziś rano Duszpasterz zapukał i do moich drzwi. Ani to ładne, ani dowcipne wpadać tak do świeżo posprzątanego domu, po łebkach wypytać „o zdrowie”, chwycić z fałszywym ociąganiem białą kopertę, w moim przypadku z fioletowym papierkiem w środku, i powrócić... za rok. Jeszcze ktoś sobie pomyśli, że się czepiam. A gdyby tak naród zaczął „odwiedzać” świątynie, biorąc przykład z duszpasterzy? Wpaść, wybrać z koszyczka drobniaki i... wrócić za rok. Ja osobiście, mimo antyklerykalnego nastawienia, przyjmuję księdza co rok. Ile to ja już się nasłuchałam o krzywdzie, jaką wyrządzam mojemu nieochrzczonemu dziecku. Z roku na rok jest coraz lepiej – proboszcz przyjął postawę „nic na siłę”. Skoro nie udało się groźbą, trzeba prośbą. Czekam z niecierpliwością na dzień kapitulacji. Czytelniczka
Święta i ON Poświąteczny czas widać gołym okiem. Nasza Klasa zawalona jest fotkami przy choince, w internecie aż huczy od przepisów na poświąteczną dietę, a na Allegro masowo wystawiane są aukcje z nietrafionymi prezentami. Jeszcze jedna rzecz wpisała się na trwałe w poświąteczną mentalność… Otóż dziś z samego rana, bo już około ósmej, niedaleko naszego domu zaparkował czerwony mercedes klasy A. Wysiadł z niego proboszcz naszej parafii i, przebiegając ulicę, dotarł do pierwszego z domów, tym samym rozpoczynając kolędę 2011. Nie stwierdzam zaistniałego faktu z jakiejś złośliwości, zazdrości czy czegoś podobnego. Piszę o tym, bo ktoś
Duchowa korupcja Korupcja jest, jak podaje „Słownik wyrazów obcych”, przyjmowaniem przez pracownika instytucji państwowej lub społecznej korzyści majątkowej w zamian za wykonanie czynności urzędowej lub w zamian za naruszenie prawa, przekupstwo. Chciałem odnieść się do sprawy, która była niedawno poruszana w mediach. Podobno lekarz za cielesną usługę w szpitalu zażądał od pacjenta 500 zł. Pieniądze te przyjął, mimo że otrzymuje wynagrodzenie za wykonywane usługi zgodne z umową o pracę. Przez redaktora programu został zaliczony, słusznie, bo według prawa, do ludzi skorumpowanych.
Jak ma się podobna rzecz ze świadczeniami za usługi duchowe? Duchowni poszczególnych Kościołów chrześcijańskich otrzymują miesięczne wynagrodzenie. W zamian za to mają świadczyć swym owieczkom, w zależności od potrzeby, duchowe usługi, tj. chrzest, bierzmowanie, ślub, ostatnie namaszczenie, pochówek oraz wszelkiego rodzaju modlitwy i ceremonie. Każdy duchowny, który nadstawia łapę, jest skorumpowany i podlega pod prawo karne. Czyżby w Polsce mierzono dwojaką miarą? Jan Wojtas, Niemcy
Trud odmienności Wracając dzisiaj o 7 rano z pociągu, zauważyłem kilka młodych osób idących do kościoła (miały one książeczki z nauk przed bierzmowaniem, bo ksiądz zamiast zaufać, woli bawić się w podpisy). Zastanowiłem się wtedy, czy chodzą z własnej woli – dla pogłębienia wiary i więzi z Kościołem, czy może zmusili ich rodzice, otoczenie lub strach przed wyobcowaniem (małomiasteczkowy klimat), czyli konformizm. Oczywiście współczułem im, gdyż w Polsce tak już zazwyczaj jest, że nie toleruje się innych poglądów niż te „poprawne”. Wszystko, co inne, jest nienaturalne. Ilu jest takich ludzi? Ilu ateistów łamie się opłatkiem w Wigilię, żeby nie urazić swoich bliskich (sam tak robię)? Rodzina po prostu nie rozumie. Nie mieści im się to w głowach, że ktoś może nie wierzyć. Nie zadają sobie pytań typu: dlaczego muszę płacić za sakramenty? Dlaczego trzeba płacić księdzu za pogrzeb? Księża często ustalają stawki i nie interesuje ich, że wielu ludzi nie ma pieniędzy. Dlaczego za msze intencjonalne trzeba płacić? A w konsekwencji – czy dusza człowieka mającego bogatą rodzinę
Jaka jest różnica pomiędzy zawodowym aktorem a zawodowym księdzem? Przyszły aktor i przyszły ksiądz przygotowują się do wykonywania zawodu. Obaj uczą się gry i kwestii, które będą wygłaszać. Następnie z dyplomem w ręku są przydzielani do swoich teatrów. A tam przed wystąpieniem na scenie (bo obaj mają swoją publiczność, która za to przedstawienie płaci) zakładają śmieszne kostiumy i każdy z nich gra swoją wyuczoną rolę. I zawodowego księdza, i zawodowego aktora publiczność słucha w skupieniu… I tu kończą się podobieństwa. Jeśli zawodowy aktor wywoła aferę, to sprawa jest nagłośniona – piszą o tym gazety, mówi telewizja. Natomiast jeśli aferę wywoła zawodowy ksiądz, to mamy do czynienia z cudem. Niby sprawa jest, ale jakby jej nie było. Bo jest utajniona. Podobno ze względu na dobro ofiar pana księdza. Teraz niech mi ktoś odpowie – dlaczego
19
policjanci, prokuratorzy i sędziowie dostają sraczki na samą myśl, że mogliby przesłuchać lub, nie daj Boże, aresztować księdza? Dlaczego chronią pedofilów, złodziei, oszustów i morderców w sutannach? Tak, morderców. Jeżeli nawalony jak stodoła ksiądz jedzie swoją limuzyną i zabija ośmioletnią dziewczynkę, po czym ucieka z miejsca wypadku, to nie można go inaczej nazwać jak MORDERCĄ. Prawie wszyscy oni uchodzą bezkarnie! Ponieważ bezkarność rozzuchwala, to ta najbogatsza sekta religijna czuje się ponad prawem. Tu w Kanadzie, gdzie mieszkam, klechy siedzą jak mysz pod miotłą, bo wiedzą, że jak zrobią przekręt, to będą sądzeni jak wszyscy inni obywatele. Mam nadzieję, że doczekam czasów, kiedy w Polsce będzie identycznie. Może się tak stać za sprawą ludzi mądrych, światłych i wykształconych, którzy nie wierzą w te klerykalne bajki. A tak już na koniec – cieszę się bardzo, że jest taki tygodnik jak „Fakty i Mity”, bo dzięki niemu coraz więcej ludzi dowiaduje się o przekrętach kleru katolickiego w Polsce i na świecie. Bogdan Burakowski Toronto
Radio „FiM” znów nadaje... Po świątecznej przerwie wracamy do internetu. Na żywo! Szukajcie nas i włączajcie na stronie www.faktyimity.pl W poniedziałek, środę, czwartek i piątek audycje rozpoczynamy tradycyjnie już o godzinie 12.00. A we wtorek zmiana! Realizując liczne prośby słuchaczy, emisję wtorkowego wydania radia „FiM” przesuwamy na godzinę 17.00. Telefonujcie do nas bezpośrednio na antenę pod numer 695 761 842
Potrzebna pomoc!
Proszę Czytelników „FiM” o pomoc w odnalezieniu siostry. Nazywam się Anna Smosarska i obecnie mieszkam w Islandii, w Polsce mieszkałam ostatnio w Rudawie k. Krakowa. Wychowywałam się w domu dziecka w Krakowie, a w 1955 roku zostałam adoptowana przez Jadwigę i Kazimierza Smosarskich. Moi biologiczni rodzice to Kazimierz i Anna Oskwarek, oboje już nie żyją, a ja postanowieniem sądu w Krakowie miałam zastrzeżony dostęp do informacji o rodzicach biologicznych, dopóki żyją moi rodzice przybrani. Wiem, że moja biologiczna siostra próbowała się ze mną skontaktować, była nawet w Rudawie, ale nie znalazła informacji o moim aktualnym miejscu zamieszkania. Dlatego bardzo proszę o pomoc Szanownych Czytelników „Faktów i Mitów”, którzy może wiedzą coś o mojej siostrze. Proszę o kontakt na adres e-mail:
[email protected] lub telefon: 00 35 46927257 Anna Smosarska
20
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
HISTORIA PRL (40)
Aby Polska rosła w siłę Polityka gospodarcza Edwarda Gierka do dziś budzi skrajne emocje. Dla jednych była to nieprzemyślana inwestomania gospodarcza, która w konsekwencji doprowadziła do ekonomicznego krachu i zadłużenia Polski, zaś dla innych było to stworzenie warunków przyjaznego państwa dla ogółu społeczeństwa, z dostępem do pracy i szerokich świadczeń socjalnych. Aby dokładnie zrozumieć Gierkowską epokę, należy przyjrzeć się sytuacji polityczno-gospodarczej świata lat siedemdziesiątych XX wieku. W okresie tym gospodarki większości krajów znacznie wyhamowały po wielkim boomie gospodarczym, jaki miał miejsce w związku z odbudową świata ze zniszczeń wojennych. Ponadto doszło do konfliktu między USA a krajami arabskimi z powodu zaangażowania się Stanów Zjednoczonych w politykę Izraela oraz Iranu rządzonego wówczas przez szacha (Waszyngton traktował ten kraj jak podległą kolonię). W efekcie kraje zrzeszone w OPEC wstrzymały eksport ropy naftowej do USA oraz sojuszników. Kraje kapitalistyczne, których gospodarka w dużym stopniu opierała się na kupowanej bardzo tanio arabskiej ropie, popadły wówczas w poważny kryzys ekonomiczny. Świat zachodni przekonał się, jak kruchy i niestabilny jest jego system gospodarczy, i przy okazji stworzył wspaniałą koniunkturę dla posiadającego ogromne złoża ropy ZSRR, który automatycznie zwiększył eksport tego surowca. Z drugiej zaś strony pogrążony w zapaści zachodni kapitał rozpaczliwie szukał nowych rynków inwestycyjnych. Ze względów doktrynalnych takim obszarem nie mógł być ani ZSRR, ani kraje całkowicie od niego uzależnione. Dlatego oczy wielu światowych ekonomistów zwróciły się na Polskę, która pod rządami Edwarda Gierka zaczęła prowadzić politykę otwarcia na świat. Zdaniem światowego biznesu, wiarygodność naszego kraju zwiększało silne powiązanie z ZSRR, za którym stała potężna baza surowcowa. Pozyskanie ZSRR jako znakomitego dostawcy surowców zmieniło również układ światowej polityki, która z zimnowojennego etapu przeszła w tzw. okres odprężenia. Efektem tego były układy rozbrojeniowe
Sztandarowa inwestycja z czasów Gierka
„Salt” zawarte między ZSRR i USA oraz prowadzone w latach 1973–1975 wielostronne rozmowy w ramach Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (KBWE). Doprowadziły one do podpisania w 1975 roku w Helsinkach przez większość europejskich państw (oczywiście także Polskę) oraz USA i Kanadę – wspólnej deklaracji nazwanej Wielką Kartą Pokoju. Zakładała ona pokojowe współistnienie dwóch ideologicznych bloków oraz nienaruszalność obecnych granic. Deklaracja ta została skrytykowana przez polskie środowiska emigracji politycznej, które tradycyjnie już, obrażając się na cały świat, przyrównały ją do drugiej Jałty. Powstały układ geopolityczny wytworzył atrakcyjną perspektywę dla Polski. Ponadto polska gospodarka wymagała dynamicznego bodźca, gdyż na lata siedemdziesiąte przypadał okres wkraczania w dorosłość wielkiego wyżu demograficznego z lat powojennych – prawie cztery miliony obywateli wchodziło na rynek pracy, a obowiązkiem państwa socjalnego było zapewnienie im zatrudnienia oraz odpowiednich warunków mieszkaniowych. W tym okresie Polska miała jeden z największych w Europie wskaźników ludności aktywnej zawodowo. Wydłużyła się również długość życia obywateli oraz – pomimo obowiązującej ustawy aborcyjnej zezwalającej na usunięcie ciąży z przyczyn społecznych – notowano stale rosnący przyrost naturalny, także jeden z największych w Europie. W 1978 roku ludność Polski liczyła już ponad 35 milionów obywateli, czyli o 13 milionów więcej niż w 1945 roku i raptem o trzy miliony mniej niż obecnie. Fakty te stawiały przed władzą nowe zadania. Gierek powołał więc zespół ekspertów; powołano także Narodowy Plan Społeczno-Gospodarczy pod przewodnictwem Jana Szydlaka. Opracowano pięcioletni plan gospodarczy
na lata 1971–1975, który przewidywał wzrost dochodu narodowego o 39 proc., produkcji przemysłowej o 50 proc., a płac realnych o 18 proc. Hasłem propagandowym Gierkowego dziesięciolecia stało się powiedzenie „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej!”. W ramach realizacji ambitnego planu polski rząd zakupił na zachodzie 370 licencji (składały się na nie: myśl technologiczna, niezbędne maszyny oraz materiały do produkcji), które całkowicie przeobraziły polską gospodarkę. Warto tu wymienić chociażby zakupioną we Włoszech licencję na produkcję fiata 126p (popularny maluch), który zaczął wypierać wszechobecne na polskich drogach syrenki, a samochód stał się powoli produktem dostępnym dla ogółu społeczeństwa. Umowa z koncernem Fiata była o tyle korzystna, że koszty całej transakcji Polska mogła spłacać, produkując podzespoły dla włoskich zakładów, a później już gotowe fiaty 126p, które produkowano w nowo powstałych zakładach w Tychach i Bielsku-Białej. By ułatwić eksport fiatów, turyński koncern udostępnił Polsce własną sieć promocyjno-marketingową. Następnie po długich negocjacjach rząd USA zgodził się sprzedać Polsce technologię produkcji telewizorów kolorowych (opory Amerykanów wynikały z faktu, że technologia, którą wykorzystywano w przemyśle zbrojeniowym, „wyciekała” za żelazną kurtynę). Nie trzeba też dodawać, że wynalazek ten zrewolucjonizował polską telewizję. Podobnie było w przemyśle AGD, gdzie od jugosłowiańskiej firmy Gorenje zakupiono licencję na produkcję nowoczesnych lodówek oraz pralek bębnowych, które wkrótce zastąpiły poczciwe wirnikowe Franie. Natomiast firmy Grundig oraz Thomson sprzedały nam technologię do produkcji radioodbiorników, a także podzespołów do innych sprzętów RTV, które
niedługo stały się cenionym polskim towarem eksportowym. Belgijskie kontakty Gierka zaowocowały odkupieniem od tamtejszej firmy Uniroyal licencji na produkcję opon samochodowych, które zaczęto produkować w dębickich zakładach oponiarskich Stomil. Natomiast od francuskiego koncernu Citroën nabyto prawa do produkcji autobusów Berliet, która ruszyła w podwrocławskim Jelczu. Pojazdy te wykorzystywano głównie w komunikacji miejskiej i zastąpiono nimi sędziwe Jelcze 043 – popularne „ogórki”. Oczywiście nie sposób wymienić wszystkich nowych technologii, które wdrożono do polskiej gospodarki, choć na koniec warto wymienić jeszcze zakupienie od wspomnianych Belgów licencji do produkcji znakomitej czekolady firmy Van Houten (niestety, ta produkowana w Polsce daleka była od pierwowzoru) oraz coca-coli. Na ten wielki proces industrializacji przemysłu polski rząd przeznaczył sumę ok. dwóch bilionów złotych, a Polska wkrótce przemieniła się w wielki plac budowy. Na pierwszy ogień tradycyjnie poszedł rozwój przemysłu ciężkiego – rozpoczęto budowę sztandarowej inwestycji epoki Gierka – Huty Katowice w Dąbrowie Górniczej, czyli w jego rodzinnym Zagłębiu. Ten gigantyczny kombinat metalurgiczny powstał na 25 km kw. (średniej wielkości miasto), dając zatrudnienie prawie czterdziestu tysiącom ludzi. Huta była w stanie wytwarzać astronomiczną wprost ilość 4,5 milionów ton stali rocznie i była największym zakładem w Polsce. Równolegle z kombinatem wybudowano szerokotorową (odpowiednią dla kolei radzieckich) linię kolejową ze Sławkowa do przejścia granicznego z ZSRR w Hrubieszowie, którą transportowano radziecką rudę (obecnie ta linia ulega degradacji, choć znakomicie nadaje się do współpracy ze Wschodem).
W ramach planu nastąpił również proces rozwoju górnictwa – powstały nowe okręgi przemysłowe, m.in. Bełchatowskie Zagłębie Węgla Brunatnego oraz Lubelskie Zagłębie Węglowe „Bogdanka”. Rozbudowano również istniejące okręgi, m.in. Legnicko-Głogowski Okręg Miedziowy czy Rybnicki Okręg Węglowy. Nieistniejące dziś kopalnie Wałbrzycha i Nowej Rudy przekształcono w Dolnośląskie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego. W przemyśle energetycznym wybudowano dwie wielkie elektrownie – Dolna Odra i Kozienice oraz rafinerię w Gdańsku (Lotos). Równolegle z nią powstał Port Północny, z którego rurociągiem przepompowywano ropę ze statków wprost do rafinerii, natomiast we Włocławku powstały ogromne zakłady azotowe Anwil. ~ ~ ~ Jedną z podstawowych kwestii w ocenie epoki Gierka jest zadłużenie kraju, które w konsekwencji doprowadziło do załamania się polskiej gospodarki oraz okazało się przysłowiowym gwoździem do trumny dla niego samego. Otwartego na świat Gierka można paradoksalnie uznać za wykonawcę testamentu... Włodzimierza Lenina. Otóż wódz rewolucji powiedział, że przyjdzie czas, kiedy kapitaliści dadzą robotnikom sznur, na którym sami się powieszą (tzn. chętnie pożyczą pieniądze, których nie będzie można spłacić – przyp. aut.). Jednak uwzględniając problem polskiego zadłużenia, należy wziąć pod uwagę fakt, że zaciągnięte wtedy kredyty w dużej mierze zostały zainwestowane w istniejące do dziś zakłady przemysłowe, które dają ludziom pracę i z powodzeniem wytwarzają dochód narodowy. W tamtym okresie Polska była rynkiem bardzo chłonnym i perspektywicznym (żaden zachodni bank nie udzielałby na taką skalę pożyczek niewiarygodnemu partnerowi), a ówcześni polscy ekonomiści zakładali, że zobowiązania finansowe będą spłacane towarami powstałymi w nowo uruchamianych zakładach pracy. Pomysł wydawał się słuszny, jednak jednego nie przewidziano – że towary z polskich firm, które nie prowadziły w zasadzie żadnej działalności promocyjno-reklamowej, będą miały ogromny problem z przebiciem się na zachodnie rynki. W przypadku fiata 126p, gdzie Włosi zobowiązali się dopuścić samochód z Polski do swojej sieci handlowej, inwestycja udała się znakomicie. Nie było również większych problemów z udzielonymi Polsce kredytami rublowymi w ramach wspólnoty RWPG, która była naturalnym partnerem gospodarczym Polski. Tam nasz rząd spłacił zobowiązania bez problemów. Z drugiej strony ewentualny większy sukces gospodarczy Polski nie był na rękę krajom z obozu NATO – z politycznego punktu widzenia. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
Z identycznym stanowiskiem spotykamy się na kartach wszystkich pozostałych Pism hebrajskich oraz w Nowym Testamencie, który również potępia wszelkie przejawy bałwochwalstwa. Niestety, chociaż na ogół wiadomo, że przykazania Boże są niezmienne, podobnie jak Chrystus – „ten sam i na wieki” (Hbr 13. 8) – wielu uważających się za chrześcijan zamiast się opamiętać i wierzyć, jak mówi Pismo, nadal kultywuje przeróżne pogańskie zwyczaje. Według Księgi Apokalipsy, ma tak być do samego końca. Czytamy, że nawet
również Chrystus, który powiedział: „Gdybyście wierzyli Mojżeszowi, uwierzylibyście i mnie” (J 5. 46). Pomnik w Świebodzinie to zatem rażący przykład sprzeniewierzenia się Bogu i Jego przykazaniom oraz Chrystusowi, który po pierwsze – przestrzegał przed unieważnieniem któregokolwiek z tychże przykazań (Mt 5. 19–20); po drugie – potępiał wszelkie przejawy ostentacji i fanatyzmu religijnego, mówiąc: „Baczcie, byście pobożności swojej nie wynosili przed ludźmi” (Mt 6. 1) oraz: „Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie” (J 4. 24); po trzecie – odrzucał wszelkie propozycje dotyczące panowania nad światem (Mt 4. 8–9) czy chociażby w ówczesnej Judei (J 6. 14–15), ponieważ „nie przyjmował [fałszywej] chwały od ludzi” (J 5. 41), wiedząc, że jego „władza i chwała, i królestwo” (Dn 7. 14)
w obliczu największych nieszczęść (plag) ludzie „nie przestaną oddawać czci demonom oraz bałwanom złotym i srebrnym, i spiżowym, kamiennym, i drewnianym, które nie mogą ani widzieć, ani słyszeć, ani chodzić” (Ap 9. 20). Większość ludzi nie przejmuje się bowiem biblijną wyrocznią, która mówi, że bałwochwalcy Królestwa Bożego nie odziedziczą (1 Kor 6. 9–10; Ga 5. 19–2; 1 Rz 1. 23–25, 32). A szkoda, bo przecież Biblia wyraźnie mówi, że każdy bożek, kogokolwiek by on przedstawiał, jest bałwanem, za którym stoją demoniczne duchy, a nie Bóg (1 Kor 10. 19–20, por. Pwt 32. 17). Wynika z tego, że chociaż cała Biblia piętnuje i potępia wszelkie przejawy i formy bałwochwalstwa, ludzie bardziej wolą słuchać swoich przywódców religijnych niż tego, czego naucza Biblia, a tym samym
pochodzi od Boga i w całej pełni objawi się dopiero podczas paruzji (1 Tm 6. 14–16). Krotko mówiąc, Jezus nigdy nie pretendował do roli mesjasza społeczno-politycznego. Jaka płynie z tego nauka? Ta mianowicie, że wywieranie jakiegokolwiek nacisku na rząd i parlament, by te organa państwowe podjęły określone decyzje o charakterze religijnym, na przykład obwołując Chrystusa królem Polski, jest nieuzasadnione z chrześcijańskiego punktu widzenia. Podobnie jak twierdzenie, że takich deklaracji chce sam Jezus Chrystus. Chrystus bowiem wyraźnie powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18. 36). Dlatego też i chrześcijanie, chociaż mają głosić ewangelię o Królestwie (Mt 24. 14), bo tylko ona jest w stanie dogłębnie zmienić istotę ludzką (Rz 1. 16), muszą postępować
BEZDROŻA KATOLICKIEJ RELIGIJNOŚCI (1)
Pomnik pychy O pomniku w Świebodzinie zrobiło się głośno nie tylko w polskich mediach, ale również poza granicami kraju. Dla jednych jest on świadectwem wiary i ofiarności, dla innych – przejawem fanatyzmu, pychy i bałwochwalczej mentalności kleru i wiernych. Co Biblia – źródło wiary chrześcijańskiej – ma do powiedzenia na temat tego przejawu religijności? Pomysł budowy pomnika zrodził się z widzeń Rozalii Celakówny (1901–1944), pielęgniarki z Krakowa, której ponoć we śnie objawił się Pan Jezus i polecił, aby Polska i inne kraje uznały Go za króla. Według niej, w akcie intronizacji mają uczestniczyć przedstawiciele całego państwa z rządem na czele, a im szybciej do tego aktu dojdzie w Polsce, tym szybciej nastąpi duchowy przełom w naszym kraju (ma to być również warunek ocalenia naszego narodowego bytu). Kiedy i inne państwa intronizują Chrystusa, zostanie On królem całego świata. Oczywiście same wizje Rozalii Celakówny, która we śnie rozmawiała z Matką Boską, Jezusem Chrystusem i świętymi, nie na wiele by się zdały, gdyby jej przeżyć duchowych nie uznał – choć z pewną powściągliwością – prymas Polski August Hlond, a później także ks. kardynał Franciszek Macharski, który 5 listopada 1996 r. oficjalnie rozpoczął jej proces kanonizacyjny. Ksiądz prałat Sylwester Zawadzki, który bezpośrednio zaangażował się w budowę pomnika w Świebodzinie, twierdzi, że to sam Pan Jezus chce, aby go zbudować, bo chce być królem nie tylko Polski, ale całego świata. Inicjatywie prałata sprzyjały różne organizacje kościelne, a także burmistrz Świebodzina i rada miasta, która w ekspresowym tempie zmieniła plan zagospodarowania terenu, bo ziemia, na której pomnik stanął (areał o powierzchni 5 hektarów), była wcześniej ziemią rolną. Poparcia prałatowi udzielili również wierni, bo Świebodzin to miasto ludzi wierzących, oraz bogaci fundatorzy, z właścicielem czterech stacji Shella na czele. Poza tym niemałą rolę w realizacji inicjatywy Zawadzkiego odegrał Mirosław Patecki, rzeźbiarz z Przybyszowa, z którego usług niejednokrotnie korzystali już księża. Według niego – jak podała „Gazeta Wyborcza” – początkowo rzeźba miała być wysoka na kilka metrów. Jej obecne wymiary to już pomysł ks. prałata, który chciał, aby 33-metrowy pomnik przypominał o wieku Chrystusa w chwili jego śmierci. Ponadto chciał, aby był majestatyczny i wyrażał wolę Jezusa panowania nad światem.
No cóż, intencje może i dobre, ale czy rzeczywiście zgodne z wolą Chrystusa? Czy Jezus chciałby – jak twierdzi ks. prałat – żeby powstał taki pomnik? Czy chciałby, aby w taki sposób propagowana była Jego wola panowania? Aby odpowiedzieć na te pytania, koniecznie trzeba odwołać się do Biblii, przede wszystkim do Pism hebrajskich, czyli tzw. Starego Testamentu. Wszystko bowiem, czego nauczał Jezus, oparte było na przesłaniu zawartym w tych księgach, a świadczą o tym chociażby następujące teksty: „Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać prawo albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zaprawdę powiadam wam: dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z prawa, aż wszystko to się stanie” (Mt 5. 17–18); „Błądzicie, nie znając Pism ani mocy Bożej” (Mt 22. 29); „O głupi i gnuśnego serca, by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy (...). I począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach” (Łk 24. 25, 27); „Gdybyście bowiem wierzyli Mojżeszowi, uwierzylibyście i mnie. O mnie bowiem on napisał. A jeśli jego Pismom nie wierzycie, jakże uwierzycie moim słowom?” (J 5. 46–47); „Wiara tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (Rz 10. 17). Innymi słowy, Jezus „na to przyszedł na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18. 37), a prawda ta zawarta jest na kartach Biblii, która mówi: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i na ziemi w dole…” (Wj 20. 4); „Nie będziecie czynili sobie bałwanów ani stawiali sobie podobizny rzeźbionej, ani kamiennych pomników, ani tez umieszczali kamiennych obrazów w ziemi waszej, by im się kłaniać; gdyż Ja, Pan, jestem Bogiem waszym” (Kpł 26. 1); „Strzeżcie usilnie dusz waszych, gdyż nie widzieliście żadnej postaci, gdy Pan mówił do was na Horebie spośród ognia, abyście nie popełnili grzechu i nie sporządzili sobie podobizny rzeźbionej, czy to w kształcie mężczyzny, czy kobiety” (Pwt 4. 15–16).
21
podobnie jak ich Mistrz. Muszą wystrzegać się upolitycznienia (upartyjnienia) wiary i zasad ewangelicznych i stale pamiętać o słowach Jezusa, który powiedział: „Oddawajcie, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co Bożego, Bogu” (Mt 22. 21). Ze słów tych wynika, że jak państwo nie powinno ingerować w sprawy wiary, tak chrześcijanie (Kościół) nie powinni narzucać swoich dogmatów całemu społeczeństwu. Niestety, wbrew nauce Chrystusa, taka właśnie ingerencja w sprawy państwowe niektórym urzędnikom Kościoła papieskiego weszła w krew. Jednym z wielu tego przykładów była właśnie sejmowa batalia dotycząca intronizacji Chrystusa na króla Polski, a także pomnik w Świebodzinie. Obie inicjatywy są bowiem zaprzeczeniem całej Biblii, nad którą Kościół przedkłada (czyni to od wieków) swoją tradycję, swoje interesy, a nawet… sny Rozalii Celakówny. Czyż Biblia nie potępia takich właśnie postaw? Oto dlaczego m.in. Jezus powiedział do uczonych w Piśmie i faryzeuszy, którzy przedkładali ludzkie nauki i swoje interesy nad Słowo Boże: „Daremnie mi cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie. Chytrze uchylacie przykazania Boże, aby naukę swoją zachować” (Mk 7. 7–9). Słusznie niektórzy zagraniczni komentatorzy uznali pomnik w Świebodzinie za przejaw fanatyzmu, pychy i bałwochwalczej mentalności Kościoła rzymskokatolickiego. Pomnik ten – również wielkością – przypomina babiloński posąg króla Nabuchodonozora. Był równie potężny (Dn 3. 1) i tak jak katolicki triumfalizm wyrażał chore ambicje króla, który „wykorzystał całą potęgę polityczną do narzucenia systemu religijnego” swoim poddanym (Władysław Polok, „Proroctwa Daniela a współczesność”, s. 43). Przypomnijmy, że to samo czynił Kościół papieski przez całe wieki i próbuje również dziś – przynajmniej niektórzy jego dygnitarze najchętniej narzuciliby całemu światu swój bałwochwalczy kult. Poza tym pomnik w Świebodzinie ma służyć nie tylko Kościołowi (miejscowym księżom nie brak pomysłów), ale również władzom, fundatorom, biznesmenom, handlowcom, biurom podróży etc. Oto co powiedział Dariusz Bekisz, burmistrz Świebodzina: „Skoro cały Egipt, tysiące sklepikarzy, hotelarzy, żyje z piramid, dlaczego u nas nie mogłoby być podobnie?”. Czyżby słowa Jezusa: „Nie możecie Bogu służyć i mamonie” (Mt 6. 24) nic już nie znaczyły? Biblia mówi: „Błogosławiony naród, którego Bogiem jest Pan” (Ps 33. 12). Ale mówi również: „Przeklęty mąż, który zrobi podobiznę rzeźbioną lub laną, obrzydliwość dla Pana, dzieło rąk rzemieślnika…” (Pwt 27. 15). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (12)
Wyprawy na Pomorzan Polski miecz zawisł nad Pomorzem w połowie X w. Odtąd przez dwa stulecia Pomorzanie uporczywie bronili własnej niezależności. W odniesieniu do genezy państwa polskiego pełne zastosowanie ma pojęcie podboju wewnętrznego, czyli pokonania, zawojowania sąsiadujących z Polanami plemion siłą oręża i scalenie ich w jeden organizm polityczny. W ślad za tym szło zjawisko militaryzacji społeczeństwa oraz ustroju społeczno-gospodarczego, prowadzące do powstania tzw. gospodarki wojennej. Pouczającym przykładem zawojowania jako czynnika państwowotwórczego jest podbój Pomorza. Tamtejsza ludność – podobnie jak mieszkańcy pozostałych ziem państwa polskiego – należała do tej samej lechickiej grupy językowej i etnicznej. Samo położenie geograficzne łączyło ziemie pomorskie z pozostałymi ziemiami polskimi. Nęciły także polskie rycerstwo i polskich feudałów bogactwa rozwijających się pomyślnie miast nadmorskich. Najdawniejszy piastowski podbój Pomorza nastąpił w X w. Pierwsze uderzenie Piastowie wielkopolscy skierowali wzdłuż Wisły w kierunku Gdańska. Główne ośrodki oporu mieściły się najprawdopodobniej w dorzeczu Wierzycy i Raduni. Datę
J
opanowania Pomorza Gdańskiego przez Mieszka I umownie wyznacza się na połowę X w. W latach następnych książę Polan podjął próbę opanowania ziemi lubuskiej i otwarcia sobie drogi na Pomorze Zachodnie. Ekspansja polska na Pomorze natrafiła na opór nie tylko lokalnych plemion pomorskich – Pyrzyczan i Wolinian – ale i sąsiadujących z nimi plemion wieleckich – Lubuszan, Wkrzan, Redarów i innych. Pomoc ich nie mogła być jednak skuteczna, gdyż Wieleci i sąsiadujący z nimi Łużyczanie toczyli równolegle zaciekłe walki z margrabią Marchii Wschodniej. W 967 r. Mieszko I zdołał więc podbić Wolinian. Co prawda w 972 r. margrabia Hodo usiłował usunąć Mieszka z Pomorza, lecz natknąwszy się u ujścia Odry na silne oddziały polskie, poniósł dotkliwą klęskę. Od tej pory panowanie Mieszka I na Pomorzu stało się faktem. Około 990 r. Mieszko I, oddając swój kraj pod opiekę papiestwa i wystawiając dokument Dagome iudex, określił granice państwa polskiego na zachodzie wzdłuż Odry, a na północy „wzdłuż morza” (longum mare).
edną z najistotniejszych cech ate istycznej etyki humanistycznej jest minimalizowanie cierpienia wszystkich, którzy są na nie narażeni. Ten po stulat dotyczy nie tylko ludzi. Etyka świeckiego ateizmu wywodzi się z przesłanek racjonalistycznych, a nie dogmatycznych. Stara się wszystkie ludzkie decyzje i sposoby postępowania gruntownie przemyśleć przede wszystkim ze względu na ich późniejsze skutki. Dla świeckiego humanisty etyczna tradycja oraz święte prawdy tej lub innej wiary lub tradycji moralnej nie są szczególnie istotne. Interesują go natomiast fakty, które można ustalić. Z tego właśnie powodu – niejako wbrew rozpowszechnionej w Europie chrześcijańskiej tradycji lekceważenia zwierząt – świecki humanista będzie się starał nie krzywdzić ich. Niektórych z nas ta chęć niezadawania zbędnych cierpień zmobilizuje do wegetarianizmu, innych do ograniczenia spożywania mięsa i częściowej rezygnacji z wykorzystywania innych wyrobów pochodzenia zwierzęcego (futro, skóra), a wszystkich – do sprzeciwu wobec okrutnych sposobów hodowli i traktowania zwierząt. Nie jest także bez znaczenia troska o ograniczanie rozmnażania zwierząt. Bezmyślny rozród jest przecież mnożeniem cierpienia. Świeckich humanistów nic przy tym nie obchodzi to, że religie abrahamiczne (chrześcijaństwo, judaizm, islam), które zdominowały
Na zjeździe gnieźnieńskim w 1000 r. utworzono dla Pomorza biskupstwo w Kołobrzegu, żeby w ten sposób przy pomocy papiestwa umocnić państwowość polską nad Bałtykiem, jednak związek Kołobrzegu z ziemiami Polan był raczej słaby, bo były to tereny odcięte przez puszcze, bagna i jeziora. Nowa wojna polsko-niemiecka w latach 1003–1018 utrudniła, a w końcu sparaliżowała działalność misyjno-organizacyjną Bolesława Chrobrego na Pomorzu. W latach 1007–1013 wraz z upadkiem biskupstwa rozeszły się drogi Lechitów i Pomorzan. I właśnie wtedy, korzystając z zamieszek wojennych, a w szczególności z poparcia nienawistnego Polsce połabskiego plemienia Luciców, Pomorzanie wypowiedzieli posłuszeństwo księciu polskiemu. Pokój zawarty w Budziszynie w 1018 r. zapewnił Polsce posiadanie Milska i Łużyc, zostawiając na boku Wieletów i Pomorze. Kolejne walki z Pomorzanami przypadły na okres rządów Kazimierza Odnowiciela (1034–1058). Kiedy przeciwko młodemu księciu wybuchł
nasz krąg kulturowy, gardzą zwierzętami i traktują je przedmiotowo, a człowieka kreują na pana i władcę „stworzenia”. Cudza obojętność i demoralizacja, jaką przynosi ze sobą religia, nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla naszego własnego niegodziwego postępowania. Opowiastki o tym, że zabijanie jest „zgodne z naturą”, są może dobre dla
w kraju bunt, książę, zmuszony do ucieczki, znalazł schronienie na dworze niemieckim. Odżyły wtedy dawne separatyzmy plemienne oraz tęsknoty za kultem pogańskim. W niższych warstwach społecznych wynikało to z tęsknoty za dawną wolnością i z nienawiści do ucisku ze strony państwa i Kościoła katolickiego. Klęski, jakie spadały na Polskę, tłumaczono nawet porzuceniem starych bogów. Na Mazowszu w roli samodzielnego władcy wystąpił cześnik Mieszka II – Miecław, który cieszył się pełnym poparciem Pomorzan, zwłaszcza że ci w utrzymaniu niezależności Mazowsza widzieli też potwierdzenie własnej samodzielności. Wydaje się, że w latach upadku władzy centralnej w Polsce również Pomorze Gdańskie zrzuciło z siebie zależność władców polskich. Wobec dużych strat terytorialnych na południu kraju dostęp do Bałtyku, zawsze ważny, nabrał jeszcze większego znaczenia. Przeprowadzona przez Kazimierza w 1042 r. kampania pomorska zakończyła się
i nie wyciąga zbyt daleko idących wniosków z kościelnego nauczania. Poza tym bałamuci katolicyzmem jak wszyscy inni medialni emisariusze Kościoła. Tym razem jednak Hołownia w felietonie zamieszczonym na łamach „Newsweeka Polska” biadoli nad tym, że „w naszym ponoć chrześcijańskim kraju” źle się traktuje zwierzęta. Biedaczysko nie
ŻYCIE PO RELIGII
Mniej cierpienia kształtowania czy raczej deformowania sumień pobożnych dzieci, ale nie ludzi chcących naprawdę żyć etycznie i racjonalnie. Skoro rzekomi miłośnicy natury tak bardzo chcą być jej posłuszni, to niech zrezygnują z domów i ubrań, a także gotowania posiłków i niech jedzą surowe mięso z osobiście zagryzionych lub zaduszonych przez siebie zwierząt. Niech odrzucą prawo, zabezpieczenia społeczne i technikę. Przecież to wszystko jest sprzeczne z naturą, prawda? W okresie poświątecznym z katolickiego snu obudził się na chwilę telewizyjny katolik Szymon Hołownia. Ten wierny syn Kościoła bywa lubiany nawet przez ateistów, bo – w odróżnieniu od Tomasza Terlikowskiego – często się uśmiecha, dowcipkuje
dostrzega związku, jaki łączy barbarzyńskie obyczaje panujące nad Wisłą z siłą katolickiej doktryny, tradycji i mentalności. Cieszę się oczywiście z tego, że medialny katolik Hołownia dostrzegł wreszcie nasze swojskie bestialstwo i wzywa do „zastanowienia się, ile istot musiało dać głowę, żeby nasze świętowanie narodzin Dzieciątka przebiegało zgodnie z tradycją”. Szkoda natomiast, że nie zadaje sobie trudu, aby zobaczyć, skąd się ta tradycja wzięła, kto wymyślił lub przynajmniej spopularyzował w naszej kulturze składanie ofiar ze zwierząt, i czy nie była to przypadkiem judeochrześcijańska Biblia. Jakaż to kultura obstawała i częściowo nadal obstaje przy okrutnym zabijaniu z upuszczaniem krwi, które przedłuża mękę
co prawda zdobyciem Gdańska, jednak źródła mówią, że książę kołobrzeski Siemiosił jeszcze przez kilka lat był aktywnym wrogiem Polski. Oznacza to, że nie został ostatecznie pokonany. W 1047 r., kiedy wybuchła wojna o Mazowsze, Kazimierz znalazł sojusznika w księciu ruskim Jarosławie, natomiast przy Miecławie bez wahania stanęli wodzowie plemienni Jaćwieży, Litwy i Prus, a także Pomorzanie. Ci ostatni – zbyt późno powiadomieni – spóźnili się jednak na pole bitwy. Według słów Galla Anonima, „miała to być wielka rzeź”, podczas której Kazimierz pokonał koalicję mazowiecko-bałtycką, sam o mało nie ginąc w bitwie. Teraz przyszła kolej na Pomorzan. Wspomniany Gall, autor „Kroniki polskiej” (tworzył ją w latach 1112–1116), pod rokiem 1047 część walk z Pomorzanami opisał w duchu krucjatowym: „Kazimierz z nieliczną garstką pospieszył bez wahania, by zajść drogę wojsku Pomorzan (…). Gdy przybyli na pole bitwy, Kazimierz, jako mąż wymowny, a doświadczony (…) zachęcał swych rycerzy: Pogromiwszy fałszywe chrześcijany, już bez trwogi uderzcie w pogany! [A za to] Bóg [was] swą łaską wesprze w męstwie (…). To powiedziawszy, z pomocą Bożą rozpoczął walkę i wielkie odniósł zwycięstwo. Miał też [bowiem w zwyczaju] gorliwie i pobożnie czcić Kościół święty”. Pomimo wielkiego zwycięstwa do zupełnego podboju Pomorza przez Polskę było jeszcze daleko. ARTUR CECUŁA
katowanych zwierząt? Czy nie ta wynaleziona w tzw. Ziemi Świętej? W jakich to kościołach je się ciało i pije krew ofiarnego Baranka Bożego, który właśnie krwią musiał „gładzić grzechy świata”? Obrzydliwe? Okrutne? Ale jakże dobrze nam znane, bo wyssane przez większość z nas z mlekiem katolickich matek i zasiane do uszu na tysiącach mszy i lekcjach religii. Hołownia oburza się, że „ekologia, wegetarianizm, protesty przeciwko okrutnym fanaberiom, takim jak myślistwo, kojarzone są z tzw. lewicową orientacją”. A z czym mają być kojarzone? Przecież nie z Kościołem, który zabijanie traktuje jak normalną i pobłogosławioną przez wiarę część życia, a na spotkaniach myśliwych odprawia msze. Napiszmy to raz jeszcze – w obecnych czasach chrześcijaństwo w swej masie (pomijam chlubne wyjątki) nie jest żadnym promotorem etycznego postępu, ale jego wielkim hamulcowym. Tradycja religijna judeochrześcijaństwa raczej nie budzi sumień, wręcz przeciwnie – usypia je lub kieruje na fałszywe tory. W imię kościelnych dogmatów każe na przykład ratować za wszelką cenę nic nieczujące embriony, a znieczula na prawdziwe cierpienie i przechodzi koło niego obojętnie. To jest jeden z najważniejszych powodów, dla których taka tradycja powinna już zejść ze sceny dziejów. Jest szkodliwa, bo mnoży zbędne cierpienie. MAREK KRAK
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
W
e wczesnym średniowieczu cesarz Franków Karol Wielki (742–814) sam regulował sprawy kościelne, sam osądził papieża i tak jak dawni cesarze rzymscy sam rozstrzygał doktrynalne sprawy Kościoła. Później, w czasie pontyfikatu Mikołaja I (858–867), to papiestwo stało się potęgą – teraz Mikołaj rozkazywał władcom, „tak jakby był panem całego globu” (Deschner). W X w., w czasie odrodzenia się cesarstwa rzymskiego (choć narodu niemieckiego), cesarze znów podporządkowali sobie papieży, a papiestwo znalazło się na dnie upadku. Cesarz Henryk III (1017–1056), ojciec upokorzonego w Canossie Henryka IV, pozbawił rzymskie stronnictwo arystokratyczne wpływu na wybór papieża, złożył z urzędu trzech papieży i mianował trzech papieży Niemców. Próba wyrwania się Kościoła spod władzy świeckiej doprowadziła do otwartego sporu pomiędzy papieżem Grzegorzem VII (1073–1085) a cesarzem Henrykiem IV w roku 1075. Jeszcze kilka lat wcześniej Grzegorz miał dalekosiężne plany osobistej wyprawy na niewiernych. Jego marzeniem było samodzielne poprowadzenie wielkiej krucjaty w celu odbicia Jerozolimy. Proponował nawet Henrykowi IV, aby ten pod jego nieobecność kierował sprawami świata chrześcijańskiego – aż do czasu, kiedy sam wróci ze Wschodu. Plany te wkrótce runęły i krucjaty musiały zostać odłożone na kilkadziesiąt lat, bowiem papież rozpoczął spór o inwestyturę z cesarstwem. Konflikt ten dotyczył praktyki wręczania przez króla nowo mianowanemu biskupowi pierścienia i pastorału jako symbolu nadawanego mu biskupstwa. Papież Grzegorz – człowiek o usposobieniu autokratycznym – uznał to za zbyt daleko idącą ingerencję władzy świeckiej w sprawy władzy duchowej. Nawet arcybiskup Bremy Liemar pisał o nim tak: „Ten niebezpieczny człowiek pozwala sobie rozkazywać biskupom niczym swoim ekonomom”. Kiedy zaognił się spór o mianowanie biskupstwa mediolańskiego, papież wydał dokument zwany Dictatus Papae, który określał absolutną władzę papieża nad światem, cesarzem i innymi władcami. 24 stycznia 1076 r. synod niemieckich biskupów w Wormacji – z inspiracji Henryka IV – specjalnym oświadczeniem złożył Grzegorza z urzędu papieskiego. Cesarz tak wówczas pisał do papieża: „Wyrokiem wszystkich naszych biskupów i nas samych jesteś potępiony, uniż się, zejdź z papieskiego tronu, do którego rościłeś sobie prawo. Pozwól innemu zasiąść na Piotrowym tronie – temu, który nie będzie maskował gwałtu udawaną religijnością, lecz będzie nauczał czystej doktryny św. Piotra. Ja, Henryk, z Bożej łaski król, razem ze wszystkimi naszymi biskupami mówię ci: uniż się, uniż się!”.
OKIEM SCEPTYKA
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (55)
Władcy świata Od IV wieku najwyższe zwierzchnictwo nad Kościołem miał cesarz rzymski, jednak bywały okresy, w których dominowała władza duchowieństwa. Później na kilka wieków rozgorzała rywalizacja między władzą świecką a religijną i „wikariusze Chrystusa” nierzadko wychodzili zwycięsko z owych bojów o wpływy. Strącili z tronów co najmniej sześciu królów, a kilkunastu obłożyli ekskomunikami. Dumny Grzegorz oczywiście nie „Sądzę, iż jest Ci wiadome, że tylko nie zamierzał słuchać, ale nakrólestwo węgierskie, jako też inne wet podjął rękawicę. Niezwłocznie przezacne królestwa, powinno istnieć sporządził i ogłosił podniosłe weo własnej swobodzie, a nie podlegać zwanie, w którym ogłosił swoje prakrólom innych królestw, lecz tylko wa: „Jest mi powierzona od Boga daświętej i powszechnej Matce, Kościona moc związywania i rozwiązywałowi rzymskiemu, która swoich podnia w niebie i na ziemi. Wsparty tym danych nie ma za sługi, lecz wszystzaufaniem, za cześć i w obronie Kokich jako synów podejmuje” (do Gejścioła, w imieniu Wszechmogącego zy – 23 marca 1075 r.); Boga Ojca i Syna i Ducha Świętego, zabraniam królowi Henrykowi występującemu z niesłychaną zuchwałością przeciw Twemu Kościołowi, sprawowania rządów w całym królestwie niemieckim i we Włoszech, a wszystkich chrześcijan zwalniam z więzów przysięgi, nakładam na niego w Twoim zastępstwie pęta klątwy”. Cała ta retoryka bardzo przemówiła do wyobraźni biskupom, z których wielu rychło pognało przez Alpy, aby paść na kolana przed papieżem i prosić o wybaczenie. Aby uzyskać odpowiednie wsparcie dla idei supremacji nad cesarzem, papież utworzył krąg sprzymierzeńców Stolicy Apostolskiej. Należały do niego kraje, które uznały zwierzchność papieża. Była wśród nich również Cesarz Henryk IV upokorzony przed Polska. Papież przeszukał archi„Chcemy, aby Wam było wiadowa watykańskie i zgromadził wszelme, co dla Waszej chwały nie tylko kie dokumenty, które dawały jakieprzyszłej, ale i teraźniejszej jest barkolwiek przesłanki do tego, aby dadzo przydatne, że wedle dawnych ny kraj uznał się lennikiem papieustanowień królestwo hiszpańskie jest skim (m.in. dawne nadania, płacenadane św. Piotrowi i św. Kościołonie świętopietrza…). I tak pisał Grzewi rzymskiemu na własność, co jedgorz do władców europejskich: nak przeszłych czasów niepokoje i nie„Od ludzi starszych twojej ojczyjaka naszych poprzedników niedbazny mogłeś wiedzieć, że królestwo węłość przyćmiła...” (do „królów, kogierskie jest własne świętego Kościoła mesów i innych panów Hiszpanii” rzymskiego, od króla niegdyś Stefa– 28 czerwca 1077 r.). na świętemu Piotrowi ze wszelkim praPodobnie pisał do władców Anwem i władzą oddane. Ty jednak, glii i Danii. Ponadto obdarował koi w innych sprawach od zacności i obyronami królewskimi władcę Polski czajów królewskich odstępując, uszko– Bolesława i władcę chorwackodziłeś prawo i cześć św. Piotra, ile -dalmatyńskiego – Dymitra Swiniod ciebie zawisło, gdy – jako słyszymira. Ten ostatni składał taką oto my – przyjąłeś jego królestwo jakoby przysięgę koronacyjną: lenno króla niemieckiego. I nie odzy„Ja, Dymitr Wojewoda, przez Cieskasz łaski św. Piotra ani naszej przybie [legata papieskiego] chorągwią, chylności inaczej, jak (…) naprawiwberłem, mieczem i koroną inwestoszy swój błąd uznasz, że to berło, któwany i do rządzenia królestwem pore trzymasz, jest lennem Majestatu Apostanowiony, obiecuję wypełnić wszyststolskiego, a nie królewskiego” (do Sako, co mi Jego Świętobliwość poleci, lomona – 28 grudnia 1074 r.);
tak iż cokolwiek Stolica Apostolska jako też jej legaci w tym królestwie uchwalili albo uchwalą, tego nieodwołalnie dopilnuję; dwieście bizantów trybutu rocznego płacić postanawiam; (...) Ja, Dymitr, z Bożej łaski i z daru Stolicy Apostolskiej król, świętemu Piotrowi i panu memu papieżowi Grzegorzowi, i jego następcom będę wierny” (1076 r.). Książęta niemieccy i świeccy wrogowie Henryka dostrzegli w klątwie papieża szansę na obalenie króla, więc „z radością powitali tak nieoczekiwane uświęcenie swego buntu, a jesienią mieli już przyjemność sądzić Henryka na zjeździe w Triburze” (Ch. Brooke). Król stanął wówczas wobec alternatywy: albo uzyska od papieża absolucję, albo zostanie pozbawiony tronu. W początkach roku 1077, zagrożony na wschodzie
papieżem w Canossie
przez Bolesława Śmiałego i obłożony papieską klątwą, cesarz Henryk, przeciw któremu zbuntowali się poddani – czołgał się na kolanach u wrót zamku Canossa, błagając papieża o zdjęcie anatemy. Pierwszy etap sporu papiesko-cesarskiego, zapoczątkowanego przez Grzegorza VII, zakończył się konkordatem wormackim. Utorował on drogę prawu elekcji biskupów przez kapituły katedralne i wywołał w Niemczech doniosłą zmianę w położeniu Kościoła i stanu duchownego. Sama elekcja biskupia spowodowała pewne uniezależnienie się biskupów od króla. Biskupi niemieccy stali się odtąd władcami w księstwach biskupich, książętami Rzeszy. Przestali być posłusznym narzędziem władzy monarszej i obok świeckich książąt zaczęli walczyć o uzyskanie pełnego władztwa terytorialnego. Później stało się to jedną z przyczyn rozbicia jedności kraju.
23
Formowanie przez Grzegorza VII obozu antycesarskiego kontynuowali jego następcy. Pod berłem papieskim znalazły się kolejne kraje: Szwecja, Państwo Krzyżackie, Portugalia, Bułgaria, Litwa i inne. Oczywiście wraz z podległością wasalną należało papieżowi uiszczać odpowiedni „podatek”, a tych, którzy się ociągali, zawsze ostro napominano. Papież Hadrian IV (1154–1159) tak pisał do króla Szwedów (zwanych wówczas także Gotami): „Już bez wątpienia Wasza Miłość wie, że królestwo Gotów od momentu, kiedy poznano w nim imię Chrystusa, zostało poddane władzy Księcia Apostołów i jego następców, a Goci swoje berła bogobojnie poddają pod stopy św. Piotra, któremu odtąd co roku płacą trybut. Pouczamy tedy Waszą Miłość i przypominamy, byś bez zwłoki przysłał to, co świętej i powszechnej Matce słusznie się należy...”. Również papież Aleksander III (1159–1181) strofował króla Szwecji, że ten „spóźnia się z płaceniem regularnego podatku, chociaż dobrze wie, że to królestwo jest własnością Matki – Kościoła świętego i powszechnego”. W 1202 roku Innocenty III (1198–1216) wydał sławną bullę, która kontynuuje myśl o zwierzchniej władzy świeckiej Kościoła: „Nie tylko w Państwie Kościelnym, nad którym mamy pełnię władzy w sprawach doczesnych, ale i na innych obszarach – co do niektórych spraw – pełnimy jurysdykcję w sprawach doczesnych w porządku przyczynowym. (…) są trzy rodzaje spraw (sądów): pierwsze między krwią a krwią, przez które rozumie się sprawy kryminalne, ostatnie między trądem a trądem, przez które rozumie się sprawy kościelne, i pośrednie, przez które rozumie się sprawy między sprawą a sprawą, które odnoszą się do obu: kościelnych i cywilnych. Jeśliby w tych sprawach coś było trudne lub dwuznaczne, należy uciec się do rozstrzygnięć Stolicy [Apostolskiej]”. Innocenty III zasłynął z podporządkowania sobie Anglii, bo zmusił króla do oddania jej w lenno papieskie. W 1245 roku papież Innocenty IV (1243–1254) „zdymisjonował” cesarza i odsądził od korony cesarskiej całą dynastię Hohenstaufów. Był to nie tylko koniec konfliktu, który wybuchł na początku XIII wieku między papieżem Innocentym III a cesarzem Fryderykiem II, ale także największy upadek cesarstwa, a zwłaszcza dynastii Hohenstaufów. Stanowił przy tym preludium ponad dwudziestoletniego wielkiego bezkrólewia w Niemczech. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
I
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
nfekcje górnych dróg oddechowych prowadzą często do poważnych powikłań zdrowotnych. Proces zapalny w błonie śluzowej nosa przyczynia się do zatkania ujścia zatok, a wydzielina zamknięta wraz z powietrzem w niedrożnej zatoce powoduje ucisk, którego efektem jest ból. Proces zapalny oraz upośledzenie drożności to podstawowe czynniki wywołujące zapalenie zatokowe. Z tego powodu w leczeniu przeziębienia najważniejsze jest przywrócenie drożności nosa i ujść zatok przynosowych. Ostry stan zapalny przy zbyt późnym lub niewłaściwym leczeniu może przejść w fazę przewlekłą i trwać przez wiele miesięcy, przyczyniając się do pogorszenia stanu zdrowia całego organizmu. Ponadto zapchany nos spowoduje, że będziemy oddychać przez usta, a to błąd. Nieogrzane i nieprzefiltrowane powietrze pełne wirusów i bakterii dociera wówczas do oskrzeli, narażając nas na infekcje. System odpornościowy pracuje na najwyższych obrotach i po pewnym czasie bezustannej „walki” z mikrobami zostaje osłabiony, a to może prowadzić do kolejnych zachorowań. Celem leczenia objawowego jest zwalczenie stanu zapalnego, który powoduje obrzęk śluzówki nosa i zatok, oraz upłynnienie wydzieliny zalegającej w zatokach. Ponadto należy zwalczyć ból zatok, głowy oraz gorączkę – w tym przypadku stosuje się leki obkurczające błonę śluzową (w postaci kropli lub aerozoli do nosa). Zaleca się również niesteroidowe leki przeciwzapalne (np. paracetamol, ibuprofen), które działają także przeciwgorączkowo. Kolejną grupą leków są leki mukolityczne (rozrzedzają zgęstniałą wydzielinę) w postaci kropli do nosa, aerozoli, płukanek (płukanie jamy nosowej solą fizjologiczną). W razie niepowodzenia w leczeniu zachowawczym po radiologicznym stwierdzeniu poziomu płynu w zatoce wskazana może być punkcja zatoki. Niestety, raz przeprowadzona punkcja prowadzi do częstszych nawrotów niedrożności zatok z dużą ilością zalegającej wydzieliny. Przy chronicznym zapaleniu zatok niewiele potrzeba do zachorowania – wystarczy lekkie przemarznięcie, powiew chłodniejszego wiatru itp. Lekarze zazwyczaj sięgają wtedy po antybiotyk – jeśli nie docelowo, to w celu osłonowym, aby nie dopuścić do jakiejś infekcji bakteryjnej. Niestety, antybiotyki poza likwidowaniem chorobotwórczych bakcyli powodują także wyjaławianie pożytecznej flory bakteryjnej jelit oraz prowadzą do uodpornienia się bakterii na leki, co może skutkować późniejszą opornością w leczeniu poważnych infekcji bakteryjnych. Ekstremalną sytuacją jest uodpornienie się gronkowca złocistego na wszelkie antybiotyki, z wankomycyną włącznie.
Ulżyć zatokom Pulsujące bóle i zawroty głowy, zapchany nos, pogorszenie widzenia, a nawet wymioty czy gorączka – to wszystko mogą być objawy niedrożności lub zapalenia zatok. Związek zatok z jelitami podkreślała zawsze medycyna chińska, a potwierdziły to współczesne badania kliniczne. Prawie zawsze u osób cierpiących na grzybicę układu pokarmowego stwierdzano chroniczne zapalenia zatok i ich ropne infekcje. Zapalenie zatok może czasem wywoływać problemy ze wzrokiem, ponieważ w zatoce klinowej umiejscowionej na środku czoła znajduje się newralgiczny węzeł nerwów wzrokowych. Niedrożne zatoki mogą też skutkować problemami ze słuchem, i to nie tylko ze względu na efekt „zapchania” ucha wewnętrznego, ale także z powodu wędrujących bakterii, które mogą przyczynić się do zapalenia ucha środkowego. Oczywistym i bardzo dokuczliwym rezultatem problemów z zatokami jest też niedotlenienie – efekt kłopotów ze swobodnym oddychaniem. Jest ono szczególnie niebezpieczne podczas snu, a objawia się poprzez chrapanie lub bezdech. Wszystko to prowadzi do zmniejszenia dopływu tlenu do tkanek, w tym do mózgu. Odczuwa się wówczas chroniczne zmęczenie i niewyspanie. Z czasem dochodzi do problemów z układem krążenia, nerwowym, zaburzeniu
ulega przemiana materii, a to z kolei prowadzi do nadwagi i ogólnego zatrucia organizmu toksynami. Mogą się też pojawić polipy nosa możliwe do zlikwidowania tylko za pomocą skalpela. Co zatem możemy zrobić, aby skutecznie wyleczyć zatoki i uniknąć nawrotu zapaleń? Musimy zacząć od właściwej diety. Trzeba wyeliminować z niej nabiał, mleko i jaja, gdyż produkty te przyczyniają się do wysokiego poziomu śluzu w organizmie, a zwłaszcza w zatokach. Do jadłospisu należy wprowadzić jak najwięcej surowych warzyw i owoców oraz przypraw takich jak imbir, kurkuma i czosnek. Powodują one wewnętrzne „ogrzanie”, które jest bardzo pożądane. Aby je nasilić, powinniśmy urządzać sobie gorące kąpiele oraz nagrzewać zatoki inhalacjami (3 litry wody gotowanej kilkanaście minut z 3, 4 łyżkami septosanu, dostępnego w aptekach lub sklepach zielarskich. Do mikstury możemy też dodać łyżeczkę sody, żeby rozrzedzić wydzielinę). Inhalujemy się przez 20 minut nad naczyniem z parującym płynem. Po zabiegu smarujemy plecy i klatkę piersiową rozgrzewająca maścią bursztynową, ciepło się ubieramy i idziemy spać.
Licząc w myślach do 20, przesuwamy opuszki palców z góry na dół, masując w ten sposób górę nosa pomiędzy brwiami
Palcami wskazującymi 20 razy uciskamy lekko punkty po obu stronach środkowej części nosa
Końcówkami kciuków masujemy górne krawędzie oczodołów, licząc w myślach do dziesięciu
Uciskamy lekko naprzemiennie 20 razy płatki nosa i jednocześnie silnie wydmuchujemy powietrze z tej dziurki, która jest w danej chwili odsłonięta
Możemy równolegle stosować masaż shiatsu, który powinien oczyścić zatoki: klinową, czołową i szczękową. Kilka minut poświęconych codziennie na ów zabieg może zdziałać bardzo dużo. Po kilku lub kilkunastu dniach regularnych masaży poczujemy wyraźną poprawę w jakości oddychania.
przednie zęby. Po 20 minutach wypluwamy go i dokładnie płuczemy jamę ustną i gardło czystą wodą. Po dokładnie przeprowadzonym zabiegu w ustach powinna zostać biała, toksyczna substancja. Należy ją dokładnie usunąć – w żadnym wypadku nie połykać. Po dwóch tygodniach takiej kuracji może pogorszyć się nasze samopoczucie, a nawet wystąpić lekka gorączka, ale jest to objaw naturalny – świadczy o rozpoczęciu procesu leczenia. Absolutnie nie powinno się wtedy rezygnować z dalszych zabiegów. Złe samopoczucie minie po kilku dniach, a my powinniśmy zacząć doświadczać
Pozycje ciała stosowane podczas płukania zatok
Przybieramy taką pozycję, aby woda wpływała jedną, a wypływała drugą dziurką. Jeśli jest niedrożna – bardzo delikatnie przedmuchujemy nos
Po nalaniu wody w tej pozycji, wypluwamy ją do zlewu
Kolejną metodą jest płukanie zatok. W tym celu używa się przegotowanej wody (ostudzonej do temperatury ciała) z rozpuszczoną w niej solą spożywczą. Na litr wody wystarczy jedna płaska łyżka stołowa soli. Potrzebna jest do tego półlitrowa gruszka z elastycznym wężem do irygacji. Pochylamy się nad wanną lub zlewem, odwracamy głowę uchem w stronę podłogi, w górną dziurkę nosa wprowadzamy wąż i wlewamy powoli pół litra wody o temperaturze ciała. Podczas irygacji oddychamy ostrożnie ustami, pozwalając, aby woda wypłynęła drugą dziurką nosową. Po chwili powtarzamy tę czynność „w drugą stronę”. Zabiegi wykonujemy codziennie aż do zupełnego udrożnienia zatok. Inną metodą jest wlewanie płukanki w pozycji wyprostowanej z odchyloną do tyłu głową. Woda czyszcząca zatoki spływa wówczas do gardła, skąd wypluwamy ją dokładnie, unikając połykania. Inną i ponoć niezwykle skuteczną metodą jest codzienne ssanie oleju słonecznikowego. Ważne jest, aby olej był z pierwszego tłoczenia na zimno i aby nie robić tego bezpośrednio po jedzeniu. 3/4 łyżki oleju ssiemy tak, jakbyśmy płukali nim
dobrodziejstw leczenia. Aby było ono całkowicie skuteczne, powinno trwać przynajmniej kilka miesięcy, a nawet ponad półtora roku. Pierwszym objawem zdrowienia będzie poprawa stanu jamy ustnej. Zęby będą bielsze, choroba dziąseł zaleczona, a paradontoza cofnie się. Znikną także stany zapalne jamy ustnej. Jest to metoda stosowana od kilku tysięcy lat w naturalnej medycynie indyjskiej. Ostatnio staje się coraz bardziej popularna na Zachodzie i jest stosowana w celu oczyszczenia organizmu z toksyn. Zwłaszcza zaś z tak trudnych do oczyszczenia miejsc jak tkanki kostne, stawy czy oskrzela. Oczyszczanie zatok jest jednym z trudniejszych procesów oczyszczających nasze ciało. Trwa stosunkowo długo, więc podczas jego przeprowadzania należy uzbroić się w cierpliwość i nie zrażać ewentualnymi chwilowymi pogorszeniami naszego samopoczucia. Aby zapobiec wtórnym infekcjom mogącym być rezultatem spływania z zatok zainfekowanego śluzu, możemy też kilka razy dziennie płukać gardło i jamę ustną naparem z septosanu albo dentoseptem. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Wesoły niewesoły rok Przełom roku to czas na rozmaite podsumowania, na rankingi i top listy. No to ja też spróbuję. Będzie o gafach. Pomożecie? Oczywiście nie tylko politycy popełniają gafy, choć nie przeczę, że głównie na nich się tu skupię. Ale zacznę od publicznej przestrzeni medialnej, czyli od tej sfery, która z definicji powinna pełnić funkcję kreacyjną (obok informacyjnej). Czyli, mówiąc najprościej, dbać o to, żeby „durny naród”, który „i tak wszystko kupi”, był choć trochę mniej durny. No więc jak o to dbały media? A tak na przykład, że jedna z głównych anten telewizyjnych emituje program, w którym Magda Gessler – kobieta i biznesmenka, high life i bon ton – próbuje ratować podupadające restauracje. A jak to robi? A tak (cytat prosto z anteny): „Najgorsza kuchnia, jaką dotąd jadłam. Syf i malaria. Ser jest gówniany. Szef kuchni nie umie gotować (…). Ja pie…ole. Takiego syfu nie widziałam. Śmierdzi (…). Niesamowite, jak tak można spi…lić kuchnię. Śmierdzi tu kwasem i potem, jakby się spociła kobieta pracująca. Spocona pierś. Chemioterapia kurczaka”. Abstrahując od tego, czy słynna restauratorka miała akurat rację, czy nie miała, przyznacie, że jej styl wart jest zauważenia jako werbalny przebój mijającego roku. Przy Gessler wymięka nawet Jola Rutowicz – wykreowana przez telewizję idiotka, to znaczy przepraszam – idolka nastolatek. Tej z kolei „złote wargi” za rok 2010 przyznajemy za taki oto tekst wypowiedziany
L
najpoważniej w świecie: „Myślałam o tym trzy noce, potem podzieliłam wszystko przez dwa i wyszło: Jackson żyje i ukrywa się na Maroko! Ten cały cyrk z jego pogrzebem to był pic na wodę”. To było do śmiechu, a teraz będzie… też do śmiechu, tylko takiego ciut bardziej przez łzy. Czyli hity wybrańców narodu, którym za to, co robią i mówią, płacimy ciężkie pieniądze. Bronisław Komorowski zasłynął w minionym roku m.in. tym, że chciał wyprowadzić polskie wojska z NATO (zamiast z Afganistanu), a podczas konferencji prasowej korzystał z wiedzy zawartej w rojącej się od czasami kuriozalnych błędów Wikipedii. Ale to są nieistotne drobiazgi, ot, czepialstwo zwykłe w porównaniu z jego konkurentem do prezydenckiego fotela Jarosławem K., który w ubiegłym roku posadził dęby. Uroczyście i w blasku kamer. A te złośliwe drewniane dranie jak jeden wzięły i zdechły. Jeżeli to jednak wina dębów, a nie sadzącego, to co powiecie o gminie Nawrot, którą niedoszły prezydent stawiał za przykład gospodarności „w temacie” hodowli karpi i gastronomicznego później ich wykorzystywania? Jak pięknie, tylko że w Polsce gmina Nawrot nie istnieje i zapewne tylko z tego to mało istotnego powodu nie hoduje ona karpi. Ani smacznych, ani żadnych. Poza tym o Kaczyńskim dowiedzieliśmy się w minionym roku jeszcze i tego, że muzyki to on słucha, ale pod warunkiem, że to nie jest
udzie przywykli już traktować wieści o pojawianiu się osób rozmawiających z Bogiem za pewnego rodzaju normę. Nie codzienność może, ale też nic elektryzującego, szokującego, wyjątkowego. Kościół katolicki spogląda na to zjawisko z mieszanymi uczuciami: z jednej strony lepiej, że ludziom objawia się Matka Boska albo Jezus, niż miałaby ich nawiedzać zjawa dajmy na to Róży Luksemburg czy Lenina. Z drugiej jednak Kościół nie może mechanicznie przyklepywać wszystkich widzeń, bo utraciłby monopol pośrednictwa na kontakty z Bogiem (i jego rodziną), a więc straciłby rację bytu. Prawda święta czy łgarstwo – Kościół nie lekceważy objawień. Właśnie ukazała się nowa wersja (przetłumaczona na język włoski) francuskiego przewodnika po objawieniach Matki Boskiej, bo to ona jest w tej materii najbardziej ruchliwa i aktywna. W stosunku do oryginału wydanego w roku 2007 druga edycja zawiera 150 nowych objawień. W sumie bedeker objawieniowy wymienia na 1600 stronach ponad 2400 nadprzyrodzonych rzekomo incydentów. To ilustruje rozmiary zjawiska. Z okazji nowego wydania odbyła się
zespół U DWA! Bo ten jest denerwujący czy „coś tam, coś tam…”. Sprawdziliśmy. Faktycznie. Tego DWA razy nie da się słuchać. Za to kilka razy posłuchać można posła Platformy Obywatelskiej Roberta Węgrzyna, który podczas prac komisji do spraw nacisków nie mógł ścierpieć najnowszej kreacji posłanki miss Wróbel Marzeny i – niepomny czułości reporterskich mikrofonów oraz czułości niewieściej – szepnął do kolegi: „Ty, popatrz, jaki kolor ubrała jeszcze, kuźwa”. Dzień później, solidaryzując się z koleżanką (czy też
który w telewizji zapytany o program swojej partii powiedział z rozbrajającą szczerością: „Ja pier…olę, nie wiem”. Szkoda, że Chełmecki nie został wybrany, bo to bodaj drugi od lat przypadek (po „Polska to dziki kraj” Drzewieckiego), gdy polityk powiedział narodowi prawdę. Coś podobnego powinno być nagrodzone, a nie ukarane.
zazdroszcząc jej), poseł Beata Kempa założyła czerwoną kreację i… rozpłakała się w sali obrad. O kuźwa... Zaczęliśmy od damy, czyli pani Gessler, więc tym bardziej darować trzeba nam wpadkę Dawidowi Chełmeckiemu – młodziutkiemu kandydatowi PO na radnego Jaworzna,
Jedną z ciekawszych wpadek ubiegłorocznych było słynne przemówienie posła PiS Jerzego Gosiewskiego jakby żywcem wyjęte z filmu Stanisława Tyma „Ryś”. Tylko że tam scena, w której poseł przemawia do pustych sejmowych krzeseł, była gorzką, ironiczną
25
fikcją. Nieprawdopodobnie wprost przerysowaną groteską. Ale polska rzeczywistość nie zna próżni, więc farsa ciałem się staje. „Obudźcie się z marazmu” – wołał rozpaczliwie Gosiewski do sali. A sala nie chciała, bo poza posłem PiS i prowadzącym „obrady plenarne” wicemarszałkiem nie było w niej nikogo. Tylko echo było. To pierwszy taki przypadek w kilkusetletniej historii polskiego parlamentaryzmu, która zna również czasy, kiedy to posłów było za dużo. Ale żeby żadnego? A co za granicą? Nic. Świat jest w tej jajcarskiej, politycznej materii daleko za Polską. No może kogoś tam próbował rozbawić Barack Obama, który zachował zimną krew podczas jednego z przemówień, kiedy to z hukiem odpadł z mównicy prezydencki orzeł. „Spokojnie, wszystko pod kontrolą, i tak przecież wiecie, kim jestem” – uspokoił słuchaczy prezydent USA. Z braku laku może warte odnotowania są jeszcze słowa premiera Włoch Silvia Berlusconiego, który – gdy ujawniono kolejne skandale obyczajowe z jego udziałem – odparł niewzruszony: „Cóż, lepiej patrzeć na ładne kobiety, niż być gejem”. A poza tym nic. Nuda, proszę pana, nuda – jakby to trafnie podchwycili bohaterowie „Rejsu” Piwowskiego. Wróćmy więc zatem na nasze podwórko. Na nim zawsze można znaleźć kompletnie pijanego posła Pałysa (PSL), który przynajmniej ma odwagę przyznać: „Piłem!” i chwiejącego się posła Dorna, który idzie w zaparte. A Wam, Kochani? Z czym groteskowo śmiesznym kojarzyć się będzie niewesoły rok 2010 i nasi najweselsi na świecie politycy? MAREK SZENBORN
[email protected]
Weryfikacja objawień 13 grudnia konferencja prasowa na pl. Świętego Piotra. „Kościół nie spogląda na objawienia zbyt łaskawym okiem” – przyznaje współautor wolumenu, ks. René Laurentin, który jest ekspertem od objawień, szczególnie w Lourdes. Nad książką pracował ponad 50 lat, na zlecenie Kongregacji Doktryny Wiary. Celem miało być oddzielenie prawdy od zmyśleń. Nie chodzi wyłącznie o ordynarne kłamstwa ludzi spragnionych sławy i pieniędzy: nowe techniki diagnostyczne psychologów są w stanie wyeliminować halucynacje oraz inne podobne patologiczne przywidzenia. Prof. Tonino Cantelmi, psychiatra z Pontyfikalnego Uniwersytetu Gregoriańskiego, zapewnia, że najnowsze testy neurologiczne i prześwietlenia umożliwiają wgląd w część mózgu odpowiedzialną za „doświadczenia ekstatyczne”. Eksperymenty w Kalifornii i Włoszech prowadzone za pomocą elektroencefalografu pokazują, że osoby doznające wizji znajdują się w szczególnym stanie,
pomiędzy snem a halucynacją, a zmiany w mózgu podobne są do tych przy epilepsji. Ks. Paolo Scarofani, rektor Uniwersytetu Europejskiego w Rzymie i profesor teologii, twierdzi, że Kościół musi być bardzo ostrożny w rozpatrywaniu objawień, ale nie może doniesień ignorować, bo „przeżywają je miliony ludzi”. Z wydaniem ostatecznej decyzji o uznaniu objawienia trzeba być bardzo wstrzemięźliwym. „Nie można zamykać drzwi przedwcześnie ani wydawać ostatecznej decyzji – studiowanie zjawiska wymaga czasu” – mówi Scarofani. Według ks. Laurentina, Kościół uznał oficjalnie 15 objawień, ale ks. Salvatore Perella, prodziekan Pontyfikalnego Fakultetu Teologicznego i ekspert od objawień maryjnych, twierdzi, że pełną akceptację Kościoła ma tylko 9 zjawisk tego typu. Tuż przed świętami przybyło kolejne, pierwsze w USA święte miejsce. Po dwu latach dochodzeń prowadzonych przez teologów biskup David Ricken
z Green Bay w stanie Wisconsin zadeklarował, że ma „moralną pewność” co do cudowności zjawisk w kapliczce Our Lady of Good Hope, położonej między farmami na głębokiej prowincji nieopodal miejscowości Champion. W roku 1859 imigrantka z Belgii Adele Brise obwieściła, że ujrzała tam Maryję. Faworytka Rydzyka fruwała jakoby między czubkami dwu drzew. Była ubrana w olśniewająco białą kreację i w talii przepasana żółtym pasem, a na jej blond włosach spoczywała korona z gwiazd. Boża Matka poinstruowała Adele, by krzewiła katolicyzm wśród dzieci. Kościół uznał, że nie ma podejrzenia fałszerstwa ani herezji. Oczywiście latająca Maryja z Champion nie może jeszcze konkurować z Lourdes, które przyjmuje 45 tys. odwiedzin dziennie, ani z meksykańską Matką Boską z Guadalupe (miliony pielgrzymów rocznie), ale Ameryka jest zadowolona, że ma wreszcie święte miejsce na własność. CS
26
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
RACJONALIŚCI
C
zy od czasów Marcina Lutra – i tego historycznego, i tego z wiersza Jacka Kaczmarskiego – coś się w opisywanej kwestii zmieniło?
Okienko z wierszem W zamku Wartburg, na stromym urwisku (Te niemieckie przepaście i szczyty) Wbrew mej woli, a gwoli ucisku Wyniesiony pod boskie błękity Pismo święte z wszechwładnej łaciny Na swój własny język przekładam: Ożywają po wiekach Dawne cuda i czyny, Matką Ewa znów, Ojcem znów – Adam. Bliźnim jest mi tragiczny Abraham, Gdy poświęcić ma syna w ofierze; Widzę ogień na Sodomy dachach, Gdzie zwęglają się grzeszni w niewierze. Bezmiar winy i kary surowość Brzmią prawdziwie w mym szorstkim języku. Na początku jest słowo, I okrutnie brzmi słowo, Ale spójrz wokół siebie, krytyku! Grzechy Rzym za gotówkę odpuszcza, Lecz w wojennej się nurza rozkoszy. Papież w zbroi, w ubóstwie tkwi tłuszcza, Z której groszy katedry się wznosi. W nawach katedr transakcje wszeteczne, Ksiądz spowiednik rozgrzesza za bilon. Tak jest, było i będzie, Zło i dobro jest wieczne, Lecz nie może być wieczny Babilon. Z tym więc walczę ja, mnich augustianin, Moralności teolog – to przytyk, Bo w stolicy wołają – poganin! Reformator, heretyk, polityk! Tak, papieską ja bullę spaliłem, Lecz szukajcie miast, które on spalił! Ja na wrotach kościelnych Tezy swoje przybiłem, On mnie wyklął, a mnisi śpiewali. Słowa palą, więc pali się słowa: Nikt o treści popiołów nie pyta. Ale moja ze Stwórcą rozmowa Jak Syn Jego – do drzewa przybita! Niech się gorszy prałacia elita, Niech się w mękach świat tworzy od nowa! Lecz niech czyta, kto umie, Niech nauczy się czytać! Niech powraca – do Słowa! 5.12.1991
Kontakty wojewódzkie RACJI PL dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Edward Bok Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 508 543 629 tel. 607 811 780 tel. 504 715 111 tel. 604 939 427 tel. 607 708 631 tel. 692 226 020 tel. 501 760 011 tel. 667 252 030 tel, 606 870 540 tel. 797 194 707 tel. 691 943 633 tel. 606 681 923 tel. 609 770 655 tel. 512 312 606 tel. 61 821 74 06 tel. 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 621 41 15
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Krajobraz przed prezydencją Prawa człowieka to temat dla rządzących niewygodny. Zawsze i wszędzie. Przyczyną jest powszechne ich łamanie. W majestacie prawa lub wbrew obowiązującemu ustawodawstwu. Zakres i skala naruszeń są oczywiście różne. Od cenzury, nierównej płacy za taką samą pracę, poprzez zakaz lub nakaz aborcji, bicie i zmuszanie dzieci do niewolniczej pracy, aż do tortur i politycznych zabójstw bez sądu, a nawet z czynnym udziałem sądów. Obłuda polega na głośnym krytykowaniu innych państw za łamanie praw człowieka i równoczesnym ich nieprzestrzeganiu we własnym kraju, także podczas – jak to określa prezydent Komorowski – polowań na obywateli innych państw. Kliniczny przypadek takiego rozdwojenia jaźni prezentują władze Stanów Zjednoczonych, które notorycznie łamią prawa człowieka, a równocześnie uważają się za ich pierwszego w świecie strażnika. Pod tym względem Polska jest bardzo podobna do swojego Wielkiego Amerykańskiego Brata. W poczuciu opacznie pojętej lojalności zgodziła się nawet na istnienie na swoim terytorium tajnych więzień CIA, do których amerykańskie samoloty przywoziły więźniów. Podobno na odpoczynek konieczny w czasie długiego lotu. Oburzenie polskich polityków i znacznej części opinii publicznej na łamanie praw człowieka w Chinach, na Białorusi, Litwie i Węgrzech idzie w parze z ich nieprzestrzeganiem w III RP. Polska prawica twierdzi wręcz, że prawa człowieka, a zwłaszcza takie ich aspekty, jak prawo do edukacji seksualnej,
antykoncepcji, in vitro, aborcji, bezbolesnego porodu, zawierania związków przez osoby tej samej płci czy wykreślenia danych osobowych apostatów z ksiąg parafialnych to nieistotne tematy zastępcze. Politycy, którzy się nimi zajmują, są traktowani jak wariaci. W dodatku szkodliwi, bo niepotrzebnie mieszają ludziom w głowach. Władze wmawiają Polakom, że ważniejsze od praw człowieka są prawa ekonomiczne. Nie rozumieją, że rozwój gospodarczy to nie cel sam w sobie, a jedynie środek do zapewnienia obywatelom godnego życia. Stąd mocno już przeterminowane w rozwiniętym świecie hasło „Gospodarka, głupcze!” u nas wciąż jest priorytetowe. Dla PO głównie werbalnie, ale szczęśliwie odsuwa wszystko inne na dalszy plan. Dlatego wciąż nie jest ratyfikowana Konwencja Narodów Zjednoczonych o prawach osób niepełnosprawnych, a Protokół dodatkowy do Konwencji nie jest nawet podpisany. Oznacza to, że prawa 5,5 miliona polskich obywateli cierpiących z powodu niepełnosprawności nie jest w pełni chronionych, gdyż oni i ich organizacje są pozbawieni dostępu do międzynarodowego organu kontrolnego. Na ratyfikację wciąż czeka także Karta praw podstawowych. A przecież 10 kwietnia 2010 roku przestała istnieć przyczyna zaniechania działań w tym zakresie, wymieniana przez premiera Tuska po objęciu urzędu. Prawica, wsłuchana w głos Episkopatu Polski, jak zahipnotyzowana wykonuje biskupie polecenia. W większości dotyczą one kasy, czyli dawania Kościołowi pieniędzy z budżetu i państwowej ziemi, zwolnień
podatkowych kleru oraz przymuszania obywateli do przestrzegania dekalogu i posyłania dzieci na lekcje religii. Tak Kościół pojmuje prawa człowieka, a raczej prawa strzyżonych owieczek. Innych nie uznaje. Te inne są dla biskupów niepojęte, niebezpieczne i całkowicie zbędne. Wystarczy, że wierni mają prawo się modlić, dawać na tacę, płacić za sakramenty. Niczego więcej nie potrzebują. Kościół chętnie przyznaje prawa tylko sobie i nienarodzonym. To bowiem przynosi same korzyści i nie rodzi żadnych zobowiązań. Adopcja duchowa, w odróżnieniu od rzeczywistej, nic nie kosztuje. Wśród praw ekonomicznych w Polsce wciąż króluje prawo własności. Uświęcone przez biskupów w ich własnym, kastowym interesie. Pazerni na doczesne dobra materialne biorą co się da. Przejmują szpitale, domy dziecka i opieki społecznej. Nie przejmują się wyrzucaniem z nich chorych, dzieci, niepełnosprawnych. Trudno się dziwić. Wszak są sługami Mamony i swoich zachcianek, a nie Bożymi. Konkordat jest ważniejszy od konstytucji, a modlitewne skupienie w Łagiewnikach od stanowienia sensownego prawa i rzetelnego zarządzania państwem. W takiej to rzeczywistości, w drugiej połowie 2011 roku, Polska obejmie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. W odróżnieniu od III RP, w Unii przestrzeganie praw człowieka jest priorytetem. Trzeba się będzie, choć z bólem, dostosować. Albo na dnie, bez honoru lec, bez honoru lec. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Patrzeć radnym na ręce Nowe władze samorządowe wybrane. Przez 5 lat będą decydować o naszych pieniądzach – o inwestycjach, pomocy społecznej, mieszkaniowej, edukacji, ale i o funduszach, jakie dostaną lokalne parafie. W interesie nas wszystkich leży, aby dokładnie patrzeć na ręce radnych w całej Polsce i piętnować każde nadużycie, na którym może zyskać wciąż silny w regionach Kościół. Nowo wybrana Rada Miejska w Katowicach już wie, że działacze RACJI Polskiej Lewicy z jeszcze większą determinacją będą kontrolować jej poczynania. W liście do radnych czytamy: „Nikt z kandydatów RACJI, startujących w wyborach samorządowych, nie został członkiem Rady Miasta. To jednak nie powód, by pozbawiać się prawa do wpływu na losy miasta”. Dariusz Lekki, lider katowickiej RACJI, zauważa, że chodzi o traktowanie pracy i przede wszystkim samych mieszkańców z powagą i godnością, a sprawowanie funkcji radnego to nie obowiązek, lecz zaszczyt. „Będziemy analizować wydawane uchwały, przyglądać się Waszej aktywności, w tym ilości nieusprawiedliwionych nieobecności w trakcie posiedzeń Rady, kontrolować spolegliwość wobec Kościołów i hierarchów kościelnych, głównie w rozdawnictwie majątku narodowego, aby pod koniec kadencji rozliczyć radnych, którzy nie spełnili swych przedwyborczych obietnic” – pisze w imieniu partii Lekki. Podobne akcje będą organizowane także w wielu innych miejscach Polski, a wszelkie nadużycia mają być nagłaśniane. Przedstawiciele RACJI proszą o wszelkie sygnały pokazujące uległość samorządów wobec Kościołów. BP
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
Przychodzi facet do pubu, kładzie 100 złotych na barze i mówi do barmana: – Nalej mi, bo zaraz padnę! Dowiedziałem się dzisiaj, że mój ojciec jest gejem. Za dwa tygodnie ten sam facet przychodzi, kładzie forsę i mówi: – Nalej, bo zaraz padnę! Dowiedziałem się, że mój brat jest gejem. Po tygodniu facet znów przychodzi i bez słowa kładzie 100 złotych na blacie. Barman pyta: – Czy jest ktoś w twojej rodzinie, kto sypia z kobietami? – Tak, moja żona. Właśnie się o tym dowiedziałem... Nalej. KRZYŻÓWKA Krzyżówkę rozwiązujemy, wpisując po DWIE LITERY do każdej kratki Poziomo: 1) zwykle dobrze się prowadzi, chociaż lubi tankowanie, 4) miejsce w Syrii, gdzie dama jest na pierwszym miejscu, 8) ziemia na scenie, 9) wyciekowi mówi: stop!, 11) niby nic, a wiele znaczy, 13) ojciec dekarza, 15) znacznie mniej twarda postać Edwarda, 16) na wojnie się przelewa, 17) milczy jak grób, 19) nieżyciowa dolegliwość, 20) jeleń lub leszcz, 21) potrafi dać ognia nawet w cywilu, 23) świta, nie tylko rano, 26) wyschnięty kasztan, 28) ktoś, kto myśli o karierze, ostro się do niego bierze, 31) lata z Jurkiem nad podwórkiem, 33) bez niego nieprzytomny leży, 34) powstała z miłości, 36) jest taki szeroki, że nawet okiem sokolim trudno go zmierzyć, 37) przerwy w pokładzie, 38) wcale ich nie słychać, 40) organizacja, która ratuje w górach, 41) co dla wiernego znaczy poczta z San Diego?, 42) płynie w Szczecinie, 44) kto na nią choruje, ten musi mieć w nogach, 45) małolat z ptysiem. Pionowo: 2) w czym morowe chłopy kopią swe okopy?, 3) plucha i zawierucha, 5) takim kwiatkiem można pisać tylko w okularach, 6) jakie zwierzę ciągle pierze?, 7) perora przeora, 10) co wyprawia młodzież w ferie?, 12) wieniec dla jelenia, 14) dawny młodzian modnie odzian, 15) musi wydać, by zarobić, 16) obcy za granicą, 18) podawana przez brytana, 20) marynarka zdjęta z dyrygenta, 22) koleżanka literatki, 24) nim krawiec zarabia na życie, 25) kto go obraża, ten się naraża, 26) elegancja wprost z wierszyka, 27) z czapki dla tragarza, 28) można się nimi chwalić, kiedy się je chowa, 29) szare wierzby, a nie brzozy, 30) klej, odlotowy, że hej, 32) jak się czepił, to go strzep, 35) nocny klub w Gogolinie, 37) chroni przed piciem w samotności, 39) do wysadzania przeciwnika, 41) służy do wyprowadzania leszczy, 43) niegdyś porywanie panien.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Niebo. Dziadek z babcią leżą na plaży, pogoda cudna, wszyscy uśmiechnięci, zero kłopotów, RAJ. W pewnym momencie dziadek uderza babcię: – A to za co?! – Żeby nie te twoje zakichane „zdrowe odżywianie”, to moglibyśmy tu już dawno temu być... ~ ~ ~ Mąż do żony: – Taka piękna pogoda, a ty męczysz się myciem podłogi. Wyszłabyś lepiej na dwór i umyła samochód... ~ ~ ~ Bandyta wchodzi do banku, kradnie pieniądze z kasy, po czym podchodzi do jednego z klientów i pyta: – Widziałeś, co zrobiłem? – Tak i mam zamiar zadzwonić na policję. Złodziej przyłożył mu pistolet do głowy i strzelił. Z tym samym pytaniem podszedł do następnego klienta, a ten odpowiada: – Nic nie widziałem i nic nie słyszałem, ale moja żona widziała. ~ ~ ~ Żona pyta męża: – Co byś zrobił, gdybyś zastał mnie z mężczyzną w łóżku? – Wziąłbym tę białą laskę – odpowiada mąż – i tak bym cię sprał, że popamiętałabyś do końca życia. – Jaką białą laskę? – pyta żona. – Jak to jaką? Przecież ten facet musiałby być kompletnie ślepy, żeby się do ciebie dobrać! ~ ~ ~ Dwaj menele siedzą na ławce w parku. – Chciałbym znowu być z Mariolą – wzdycha smętnie pierwszy. – A czemu nie jesteś? – pyta drugi. – Odstąpiłem ją Zdzichowi za dwie flaszki wódki. – I co? Tęsknisz za nią? – Nie, ale znowu bym ją odstąpił. ~ ~ ~ Kontrola drogowa zatrzymuje blondynkę: – Ma pani gaśnicę? – Mam. – A trójkącik? – Wczoraj zgoliłam! 1 7
13
12
17
36
6
19 23
22
21
10
29
38
30
34
35 9
39
40 8
43
42
1
44
12
5
41
20 4
11
37
16
24
33
32
3
28
27
26
31
2
15
14
18
25
10
9
8
11
6
5
4
3
2
45 7
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – rozwinięcie skrótu PKP
1
2
3
4
8
9
10
11
5
6
7
12
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 51-52/2010: „Żebyś zawsze miał z kim, miał gdzie i miał za co”. Nagrody otrzymują: Dariusz Michałowski z Gdyni, Marek Ślizga z Chełma, Tadeusz Kołodziej z Mełna. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 46,80 zł na pierwszy kwartał 2011 r. (roczna 201,90 zł); b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 46,80 zł na pierwszy kwartał 2011 r. (roczna 201,90 zł). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 1 (566) 7–13 I 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
I o to chodzi!
W
izyty w SPA, kosztowne prezenty, diamentowa biżuteria, wyszukane smakołyki… To nie lista przyjemności brzuchatego biskupa czy gwiazdy Hollywood. To codzienność niektórych amerykańskich czworonogów. ~ W USA pies to często pełnoprawny członek rodziny zastępujący potomstwo. Badania pokazują, że takie podejście do zwierząt wynika m.in. z ciągłego zwiększania się liczby bezdzietnych kobiet w USA. Amerykanki zaspokajają instynkt macierzyński, kupując pieska, który jest mniej wymagający niż dziecko. ~ Badania socjologów wskazują, że co trzecia kobieta woli pogadać z psem niż z własnym mężem. Niestety, nic nie wiadomo na temat wzajemnego zrozumienia, ale kto by się tym przejmował. Zwierzakom woli się też zwierzać 24 procent mężczyzn. ~ Aby odwdzięczyć się pupilowi za cierpliwe wysłuchanie naszych tajemnic, można zabrać go na przykład do opery w Sydney. Miał tam miejsce niezwykły koncert. Amerykańska artystka Laurie Anderson zaprezentowała psiej widowni mieszaninę dźwięków i odgłosów wydawanych przez… wieloryby. W koncercie wykorzystano też gitarę basową i skrzypce. Czworonożna część widowni była zachwycona – muzykom wtórowało radosne poszczekiwanie, a tylko nieliczne psy ziewały.
CUDA-WIANKI
Pieskie życie ~ Normą stały się wizyty u zwierzęcego psychologa zakończone wypisaniem recepty na solidną dawkę prozacu na psie smutki. Nikogo też nie dziwi huczne świętowanie urodzin pupila, obdarowywanie go z okazji walentynek czy innych świąt. ~ Aby lepiej zadbać o psie samopoczucie, można nabyć specjalne urządzenie redukujące z dźwięków wysokie częstotliwości – niesłyszalne dla ludzkiego ucha, a ponoć nieprzyjemne dla psów. „Niektórych dźwięków zwierzęta boją się równie panicznie jak fajerwerków”
– postraszono w magazynie „Your Dog”. Urządzenie pozwala na wspólne, bezstresowe słuchanie muzyki. ~ Pies to najlepszy przyjaciel człowieka nawet w sypialni. Większość samotnych Amerykanów, właścicieli czworonogów, przyznaje, że futrzasty towarzysz śpi z nimi w łóżku. Dla ludzi, którzy nie założyli rodziny, pies to prawdziwa ucieczka przed samotnością. ~ W USA rośnie w siłę rynek usług weterynaryjnych. Można wśród nich znaleźć między innymi niespotykane w innych krajach leczenie wad psiego zgryzu. Inni fundują psom masaże czy… akupunkturę. ~ Wszystkie te luksusy nie wychodzą czworonożnym pupilom na zdrowie. Coraz bardziej rozpieszczane, zatracają swoje zwierzęce instynkty. Psy tak uzależniły się od ludzi, że w „normalnych” warunkach radzą sobie coraz gorzej. W testach na inteligencję przegrywają z dzikimi krewniakami – wilkami i dingo. JC