Polacy żyją w świecie mitów i wykreowanych, ogłupiających bzdur
KŁAMSTWA NASZE POWSZEDNIE INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
Ü Str. 10, 11 http://www.faktyimity.pl
Nr 2 (306) 19 STYCZNIA 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Ü St
r. 9
bywatel Górny nabył za 200 tys. zł 15 hektarów uroczyska w Skajbotach na Mazurach, następnie wystąpił do gminy o to, by mógł wybudować na tej ziemi kopalnię żwiru. Wykopałby z niej co najmniej 15 mln zł, ale rezerwowe ujęcie wody pitnej dla Olsztyna szlag by trafił. Okoliczni zdesperowani mieszkańcy nie chcieli mieć pod nosem wielkiej czarnej dziury. Dziennikarze „FiM” stanęli na głowie, żeby uratować kawałek polskiej przyrody... Ü Str. 6, 7
O
2
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Do religijnej ofensywy ruszyła Platforma Obywatelska, która w Łagiewnikach (Sanktuarium Miłosierdzia Bożego) urządziła dla swoich parlamentarzystów trzydniowe rekolekcje w towarzystwie abpa Dziwisza. Platformersi głośno wypominali Panu Bogu sukcesy PiS i Rydzyka. W modlitwach prywatnych prosili zapewne o szybką koalicję z Kaczorkami i stołki dla siebie.
Mały Napoleon
Miłosierdzie Boże... Tylko to może jeszcze uratować PO przed przerobieniem na karmę dla Kaczek.
Tymczasem stołki dostają na razie ci, którzy opuścili PO. Przygarnięcie Zyty Gilowskiej jest ciosem wymierzonym w szefów PO. Marcinkiewicz wprost sugeruje, że jeżeli platformersi usuną Tuska i jego otoczenie, to wspólny rząd będzie możliwy. Zyta wyznała przy okazji nominacji, że jest „chrześcijańskim liberałem”, czyli taką matką dziewicą.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wpadł na pomysł zorganizowania trybunałów doraźnych. Miałyby one w ciągu 24 godzin skazywać chuliganów złapanych „na gorącym uczynku”. My też jesteśmy za skutecznością sądów. Tyle że może tu chodzić nie tyle o chuliganów, co o tych, których PiS uzna za chuliganów.
Nowy prezydent rusza w świat. Celem jego pierwszej podróży ma być oczywiście Watykan, a następnie Praga. Kaczyński chciałby się zaprzyjaźnić z eurosceptycznym prezydentem Klausem. Klaus jest przeciwnikiem poddaństwa wobec UE, ale równie mocno nie lubi sklerykalizowanych Polaków, poddanych papieży.
Bezdzietny kawaler Jarosław Kaczyński martwi się, że na „świat przychodzi zbyt mało dzieci”. W związku z tym chciałby doprowadzić do wydłużenia urlopu macierzyńskiego do 26 tygodni. Jarosław powinien wreszcie uciąć plotki o swojej mało katolickiej orientacji seksualnej i – na wzór Ziobry – ożenić się, a nawet rozmnożyć.
Jednym z hitów tygodnia była informacja o katolickim ślubie kościelnym Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich. Doszło do niego kilka tygodni temu, zaś cała sprawa była trzymana w tajemnicy. Nic dziwnego, że w tajemnicy – taki wstyd...
Kościół wyznaczył kolejnego świadka świętości zmarłego papieża. Tym razem zaszczyt kopnął generała Jaruzelskiego. To nie zaszczyt, lecz upokorzenie generała i symbol zwycięstwa Kościoła nad komunistami: niech teraz świadczą o świętości tego, który stał im kością w gardle!
Rząd zapowiedział utworzenie w Polsce radia, które będzie wspierać anty-Łukaszenkowską opozycję na Białorusi. PiS-owcy chcą zdążyć jeszcze przed wyborami prezydenckimi w marcu 2006 r. Tymczasem około 75 procent Białorusinów popiera Łukaszenkę. Autorytarne rządy Łukaszenki i Kaczyńskich różnią się tym, że ten pierwszy rządzi w imieniu narodu, a bliźniaki – w imię boże.
Rząd na razie zaprzeczył twierdzeniu „Rzeczpospolitej”, że obiecał Bushowi poprzeć atak USA na Iran. Tak twierdził jeden z amerykańskich ekspertów do spraw bezpieczeństwa. Minister obrony Radek Sikorski chce, abyśmy w Iraku pozostali do 2007 r. Dzisiaj Irak, jutro Iran i Rosja... Walka z niewiernymi jest obecnie w zgodzie z polską racją stanu, którą głosi Radio Maryja.
Rada Języka Polskiego wydała dokument oceniający polszczyznę różnych instytucji. W kategorii kościołów za prostotę i precyzję pochwalono Kościoły ewangelickie, a katolickiemu episkopatowi zarzucono „niesprawność komunikacyjną”. No bo co oznacza np. słowo „ubogacić”? To wie tylko „ubogacony” Kościół.
Grupa rockowa Sweet Noise podała do sądu Telewizję Trwam. Skarga dotyczy pomówienia zespołu o satanizm w filmie „Przystanek Woodstock. Przemilczana prawda”, który był wielokrotnie emitowany na falach Rydzykowej telewizji. Zespół domaga się także zapłacenia za wykorzystaną w filmie muzykę. Muzycy jeszcze nie pojęli, że Rydzyk nie płaci? To jemu płacą. POZNAŃ Padł rekord dotacji UE dla polskiego Kościoła. Proboszcz poznańskiej fary dostał 6 mln zł na remont świątyni. Prawie 2 mln zł dało też miasto, a resztę dołożyli wierni. Naiwni unijni dają na renowację zabytków, jakby nie wiedzieli, że świątynie to komercyjne „hurtownie dusz”. OPOLE Biskup Alfons Nossol zakazał swoim księżom zbierania
ofiar podczas odwiedzin kolędowych. Biskup nie chce, aby wierni mieli wrażenie, że księża przychodzą do domów po pieniądze. To nie nowina. Każdy wierny powinien natomiast po kolędzie złożyć w kancelarii lub dać na tacę pełną kopertę. PODPISANĄ! WATYKAN Władze Kościoła ostrzegły w specjalnym komunika-
cie, opublikowanym przez Nuncjaturę Apostolską w Polsce, przed łamaniem prawa kanonicznego przez duchownych. Dokument, który piętnuje nadużywanie autorytetu Kościoła, uważa się za wymierzony w Radio Maryja i salezjanów (patrz str. 5). W komunikacie stwierdza się na koniec, że Kościół nie ponosi odpowiedzialności prawnej i moralnej za niezgodne z prawem kanonicznym poczynania własnych duchownych i instytucji. To chyba pierwszy w historii przypadek firmy, która nie ponosi odpowiedzialności za służbowe poczynania swoich pracowników.
ybory w 2005 roku wygrał Jarosław Kaczyński. Rozpisał on szczegółowy plan zdobycia i utrzymania władzy. Jak na razie – poraża skutecznością. Jeszcze w 2000 r. był w polskiej polityce zaledwie trzecim garniturem – byłym prezesem Porozumienia Centrum, posłem trzyosobowego koła Ruchu Odbudowy Polski, skłóconym ze wszystkimi ważnymi personami prawicy. Ale siedem lat wcześniej był na wozie i rozdawał karty jako senator, twórca rządu Tadeusza Mazowieckiego, prawa ręka Lecha Wałęsy i szef jego kampanii, a w 1991 r. – szef Kancelarii Prezydenta. W tym samym roku doprowadził do powołania rządu Jana Olszewskiego. Od 23 grudnia 1991 r. dla starszego z braci Kaczyńskich zaczęła się równia pochyła: upadek rządu Olszewskiego, rozpad Porozumienia Centrum, utrata wpływów, w końcu przegrana kampania wyborcza w 1993 roku. Sam Jarosław mówi, że nie miał wówczas z czego żyć. Wyrzucony na margines polityki – niczym Napoleon zajął się przygotowywaniem prawicowej rewolucji. Wspólnie z grupą oddanych mu pretorian za pieniądze pochodzące z prywatyzacji RSW „Prasa-Książka-Ruch” założył Fundację Prasową „Solidarność” i spółki z grupy Srebrna. Podprowadzony Skarbowi Państwa („FiM” pisały o tym w numerach 18, 25/2005) majątek, czyli biurowce w centrum Warszawy, służył m.in. do finansowania tłumaczeń politycznych i gospodarczych programów amerykańskich konserwatystów. To właśnie tam Jarosław szuka natchnienia. Plan był prosty – na początek opanowujemy media i wprowadzamy rewolucję moralną (kończymy z tolerancją i wolnością słowa). Aby zrealizować pomysł, musiał znaleźć politycznego sprzymierzeńca. W 1997 r. jedyną taką siłą była Akcja Wyborcza Solidarność. Kaczyński jednak w ostatniej chwili zrezygnował z pewnego mandatu poselskiego z list AWS (Marian Krzaklewski obiecywał mu drugie miejsce w Warszawie i miejsce w pierwszej piątce listy krajowej). Dlaczego odmówił? Wyjaśnienie dały już pierwsze tygodnie rządu Jerzego Buzka. Skłócona i podzielona AWS nie stanowiła zwartej formacji, lecz pospolite ruszenie o znikomej jakości. A Jarosław lubi jakość i ordnung. Pozbawiony realnego zaplecza politycznego, postanowił zainwestować środki spółek Srebrna i Fundacji Prasowej „Solidarność” w tygodnik „Nowe Państwo”. Pisemko o znikomym nakładzie służyło do urabiania opinii wśród posłów AWS oraz finansowania tych, którzy na prawicy zwalczali Buzka. W 2000 r. wykorzystał nominację brata Lecha na ministra sprawiedliwości. Wtedy to zaczął się wielki powrót Kaczyńskich do władzy. Do J.K. przystąpiła grupa polityków ZChN oraz SKL – związanych z Opus Dei. Grupa ta wniosła w wianie pieniądze, kontakty biznesowe oraz wpływy w służbach specjalnych. Powstało PiS (w całej Polsce partia liczy zaledwie 700 członków, głównie prawników). Jarosław przystąpił do realizacji drugiego etapu planu – przygotowania swoich elit i struktur do budowy jednej zamordystycznej prawicy i sprawowania władzy dłużej niż przez jedną kadencję. W 2001 r. PiS wprowadził do Sejmu 44 posłów, a nowa partia stała się czwartą siłą polityczną. W latach 2001–2005 Kaczyński wciągał w orbitę swojej partii rolników, konserwatystów oraz związkowców. Zdawał sobie jednak sprawę, że program, jaki ma PiS, nie da pełnego zwycięstwa. Po prostu społeczeństwo nie zaufa ludziom, którzy głoszą hasła: precz z demokracją, precz z wolnością. Trzeba było zagrać czymś innym. Na początek wykorzystał nieumiejętność SLD do rozprawienia się z aferami. Robił, co tylko mógł, aby media opanowane przez prawicę bębniły niemal co tydzień o kolejnych nadużyciach lewicowej władzy, często robiąc widły z przysłowiowej igły. Jarek wysyłał do komisji śledczych swych najlepszych siepaczy. PiS głosiło, że państwo się rozpada (w domyśle: czekamy na zbawcę, który je uratuje) i trzeba stworzyć IV RP. Gdy granie na nutę afer się skończyło, Kaczyński zagrał na nucie socjalnej. Genialnie wykorzystał to, co zagubił SLD – bezpieczeństwo obywateli, troskę o ubogich, zabezpieczenie socjalne. Jednak zwycięstwo dało mu dopiero zdobycie poparcia Radia Maryja. Jarosław wiedział, że zdyscyplinowane Rodziny RM oraz jego rozbudowane struktury staną się husarią w jego armii. Sojusz z Rydzykiem miał też służyć eliminacji lub wchłonięciu Ligi Polskich Rodzin. J. Kaczyński przygotował bowiem plan przebudowy sceny politycznej tak, aby PiS stało się fundamentem do powstania jednej siły politycznej na prawicy. To jest istota jego marzenia. Po drugiej stronie ław sejmowych mogą zasiąść niedobitki z Platformy, PD i SLD
W
– tworzące coś na kształt partii liberalnej. Taki dwubiegunowy układ (na wzór Anglii i USA) mógłby wreszcie uporządkować zwariowaną polską scenę polityczną i wprowadzić jasne kryteria odpowiedzialności za sprawowanie władzy. Kłopot w tym, że nie ma w nim miejsca dla ludzi lewicy, krytyki Kościoła, marszów równości itp. Ponadto nowa silna partia prawicowa na bazie PiS ma zagwarantować najbliższe 8 lat rządzenia dla Jarosława i jego kolegów oraz dwie kadencje prezydenckie Lecha Kaczyńskiego. Przez te 8 lat ktoś, kto ma media i pełnię władzy, może naprawdę skutecznie zmienić oblicze tej ziemi. Marzenia o wolności, świeckim państwie i dobrobycie możemy spokojnie przełożyć z synów na wnuki. Plan Jarosława opiera się na następujących założeniach: – opanowujemy media (przede wszystkim telewizję publiczną, zaś media prywatne podporządkowujemy sobie poprzez naciski KRRiT oraz koncesje), – przy pomocy służb specjalnych rozprawiamy się z SLD, – nie wchodzimy w koalicję z Platformą Obywatelską. PO, po raz kolejny postawiona w kącie opozycyjnym, skazana jest na rozpad; wyjmiemy z niej ambitnych polityków (vide: Gilowska, Sośnierz), po czym będziemy ją wpychać w stronę wspólnej opozycji z SLD, a to z kolei doprowadzi do kolejnego kryzysu wewnątrz PO – grupy konserwatystów z łatwością przejdą do PiS, – eliminujemy LPR i PSL, rozbijamy lub marginalizujemy Samoobronę, – rozbitą, skłóconą lewicę dobijemy Trybunałem Stanu, przed którym postawimy Millera, Kwaśniewskiego, byłych ministrów rządów SLD. Damy ludziom igrzyska. W ogóle plan J.K. i PiS w dużej mierze sprowadza się do wyjścia naprzeciw oczekiwaniom tłumów. Stąd zaostrzenie prawa, 24-godzinne rozprawy, pogróżki w stronę krnąbrnych lekarzy, uwolnienie z aresztu mieszkańców Włodowa, którzy zlinczowali miejscowego bandytę, itp. Czasem ma się wrażenie, że nowi ministrowie wydają swoje decyzje, kierując się sondażami. Aby pozbyć się LPR, Prawo i Sprawiedliwość musi być bardziej katolickie niż Liga. Temu planowi przeszkadzają jednak działania niektórych biskupów, np. udzielenie przez arcybiskupa Michalika poparcia Lidze w sprawie zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Kaczyński wie, że sprawa ta wywoła społeczne oburzenie. PiS-owi zawsze grozi powtórka z 1993 r., kiedy szalone, klerykalne pomysły ZChN były kołem zamachowym dla SLD. To przecież projekty całkowitego zakazu aborcji w wydaniu Jurka, Boby i Łopuszańskiego generowały protesty kobiet. Na to Kaczyński nie może sobie pozwolić. I stąd ten zadziwiający, konfrontacyjny list Jarosława do abpa Michalika. Kaczyński chce rewolucji moralnej, chce skrajnego konserwatyzmu obyczajowego: braku wolności słowa, cenzury, policji pałującej gejów. Wie jednak, że plan osiągnie wtedy, gdy pozbędzie się konkurencji. Robi więc wszystko, aby sparaliżować działania PSL czy PO. Oto przykład: – 24 godziny po pierwszych rozmowach W. Pawlaka z PSL-u z D. Tuskiem z PO grupa eurodeputowanych z PSL zostaje nakłoniona przez wysłanników J.K. – eurodeputowanych M. Bielana i M. Kamińskiego – do zmiany frakcji w Parlamencie Europejskim. Były prezes ludowców Janusz Wojciechowski oraz jego byli zastępcy – Zbigniew Kuźmiuk, Zdzisław Podkański – postawili Waldemarowi Pawlakowi ultimatum: albo koniec rozmów z PO, albo wyprowadzamy swoje biura poselskie z lokali PSL. Dla partii mającej 24 posłów szantaż 3 eurodeputowanych jest niezwykle groźny z powodów finansowych, gdyż partia może stracić lokale. Elementem planu J.K. są przyśpieszone wybory parlamentarne. Dobre wyniki PiS przy bardzo niskiej frekwencji (socjologowie szacują, że tylko 20 proc. obywateli może pójść oddać głos) mogą dać Kaczyńskim totalne zwycięstwo. W wyborach nie wezmą bowiem udziału mieszkańcy dużych miast, czyli zniechęceni wyborcy SLD i PO. Prezesowi PiS na razie na młodym pokoleniu nie zależy, gdyż wie, że jest zbyt liberalne i wyzwolone. Dla niego nadzieją są dzisiejsi trzydziestolatkowie, zatroskani o swoje nowe rodziny. Oni są poddawani operacji prania mózgu (sławne opróżnianie lodówki), co za kilka lat da wzorcowego monofonicznego obywatela IV RP. To ułatwi realizację planu pod hasłem: władzy raz zdobytej już nigdy nie oddamy. Co może zatrzymać małego Napoleona z PiS? Tylko szybkie zjednoczenie całej lewicy powstrzyma ten szalony plan. JONASZ, MP
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r. dy tak na nią patrzyłem – odkurzoną i otrzepaną – myślałem sobie, gdzie są granice tego, co właśnie telewizja transmituje na żywo? A także – jak się ona teraz czuje? Bo przecież musiała wiedzieć, co robi. Gdy liberałka, zwolenniczka podatku liniowego, wolnej gospodarki, wchodzi do rządu, który jest niechętny prywatyzacji, wymaga podporządkowania jednej, własnej ideologii, centralizuje władzę na wszystkich poziomach, zamiast dialogu używa wojskowych kamaszy,
G
ugrupowanko poza. Teraz, chcąc nie chcąc, musi grać dalej rolę jedynego sprawiedliwego. Z miedzianym czołem. Ciekawe również byłoby wejść w myśli sędziego Anczykowskiego, skazującego Zbigniewa Sobotkę na trzy i pół roku więzienia, niczego mu wcześniej nie udowodniwszy. Gdy „nierozerwalny łańcuch poszlak” pruł się jak stare gacie, sędzia Anczykowski łatał go rozpaczliwie własnymi domniemaniami. Fragment ustnego uzasadnienia wyroku, który usłyszeliśmy w telewizji, przejdzie do historii:
COŚ NA ZĄB
Rodzina pani Zyty pałuje nieprawomyślnych, to jako osoba rozumna, wykształcona, musi chyba coś czuć. To przecież tak, jakby Luter pojechał do Rzymu i ucałował papieski pierścień, jakby „Monter” przeszedł pod komendę Zambrowskiego, jakby Miller przeszedł do Borowskiego, a Ronaldinho do Realu... Nic z tych rzeczy! Żadnego wstydu. Cienia zażenowania. Na placu budowy IV RP to już nie jest pojedynczy przypadek. To zjawisko, niestety. Marek Borowski też zapewnia, że jako człowiek zasad, dla zasady zrobił to, co zrobił. Teatr trwa, choć przecież każdy wie, kim Borowski był w Sojuszu, jaką miał tam władzę. I że kalkulował na przejęcie SLD – z jego pieniędzmi, budynkami, strukturami. Wysadził więc tę partię w powietrze niejako niechcący. Ale i to spieprzył, bo nie wysadził jej do końca. To SLD jest w Sejmie, a jego
„Co prawda nie udowodniono oskarżonemu, że to on przekazał wiadomość o planowanej akcji policji, ale mógł to zrobić, bo miał telefon”... Wyrok Anczykowskiego dał prawnie sankcjonowaną podstawę do publicznego potępienia Sobotki. W szpicy byli Marek Biernacki – były komendant główny policji, Zbigniew Wassermann i, jakżeby inaczej, Zbigniew Ziobro. Aż im w gardłach gulgotało z oburzenia na czyn Sobotki. Najczęściej mówili, że jako przełożony policjantów, zdradził ich. Co gorsza – przekazując informację o planowanej akcji, naraził ich na utratę życia. Tak? No to proszę odtajnić akta tej sprawy. Ale wszystkie! Jakoś bowiem nie słychać, by Ziobro chciał spełnić tę tak solennie składaną obietnicę. Pamiętacie? Odtajnienie akt to była wręcz groźba pod adresem Kwaśniewskiego – że niby społeczeństwo zobaczy, jakiego to on skurczybyka-kolesia ułaskawia. No
GORĄCE TEMATY więc czekamy, odtajniajcie... Nie odtajnią, bo na jaw wyszłoby całe zakłamanie tego procesu. Polityczna intencjonalność wymiaru sprawiedliwości byłaby widoczna jak na dłoni. To właśnie kryją tajne akta sprawy. Są tam na przykład zeznania policyjnych „operatorów” (oficerowie bezpośrednio nadzorujący tajną akcję przeciwko starachowickim przestępcom), którzy, jak się okazuje, wiedzieli, że był przeciek, ale nie zmienili planów, bowiem byli przekonani, że policjanci niczym nie ryzykują... Mało tego – oto fragment uzasadnienia wygłoszonego przez sędziego Anczykowskiego, ale poza kamerami telewizyjnymi: „Wymaga podkreślenia w tym miejscu okoliczność, że Zbigniew Sobotka przekazał informacje dotyczące tylko działaczy samorządowych – nie ujawnił natomiast tajemnicy związanej z rozpracowaniem operacyjnym domniemanej grupy przestępczej, z czego wywodzić należy, iż ma rację sąd, ustalając, że chodziło o dobro określonej formacji politycznej i indywidualny interes jej członków”. Nie ujawnił natomiast tajemnicy związanej z rozpracowaniem operacyjnym domniemanej grupy przestępczej. Zapamiętajcie dobrze to fundamentalne zdanie, bo nie przeczytacie go nigdzie indziej. Ono boleśnie demaskuje tych, którzy z zimną krwią porządnego człowieka ciągali po sądach. A przecież oni wszyscy mają się dobrze, śpią spokojnie: pani Marszałek i jej liczni naśladowcy, kieleccy prokuratorzy, sędzia Anczykowski i sędziowie z Krakowa, Ziobro, Biernacki, Borowski, który w imię zasad był przeciwny ułaskawieniu, i wszyscy pozostali, którzy na nieszczęściu Sobotki usiłowali zbijać polityczne fortuny... Nowi bracia i siostry pani Zyty. MAREK BARAŃSKI
Kościelna orkiestra gra Platforma Obywatelska stanęła do walki o względy biskupów. Skupienie modlitewne, któremu poddali się jej posłowie, poskutkowało. Niestety – my za to zapłacimy. Festiwal noworocznej dobroczynności rozpoczął poseł PiS Wojciech Jasiński z Płocka. Dyrektor wydziału spraw obywatelskich dawnego Urzędu Wojewódzkiego w Płocku – zasłużony w latach 80.
dla tego województwa – po transformacji doznał iluminacji, a to poskutkowało jego najświeższym pomysłem opłacania przez państwo budowy Świątyni Opatrzności na warszawskim Wilanowie (co prawda „Nowy Tygodnik Płocki” wystąpił do IPN z pytaniem, czy nie ma tam teczki pana posła, ale to przecież czysta złośliwość). W tyle za PiS-em nie chce pozostać Platforma, która udała się na rekolekcje do krakowskich Łagiewnik. Jak już się platformersi namodlili i nadumali, ogłosili, że oni wystąpią o dotację w wysokości 22,42 miliona złotych na uczelnie katolickie. Papieski Wydział
Poemat pedagogiczny jak wychowywać krnąbrnych szczeniaków, którzy jeszcze nie wiedzą (albo nie chcą wiedzieć!), że są pokoleniem JPII. Jak to zrobić? Oto gotowa recepta pana wice: „Wychowanie młodzieży MUSI opierać się na wartościach chrześcijańskich, które są wspólne dla wszystkich Europejczyków”. Pięknie! Nareszcie ktoś wyrzucił do śmieci nędzne zapisy Konstytucji RP mówiące, że rodzice mają niezbywalne prawo do wychowywania religijnego (albo ateistycznego) i moralnego dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami. Ten fragment ustawy zasadniczej to przecież jakaś anarchia. Wszyscy bowiem dobrze wiedzą, że „należy skupić się na uniwersalnych wartościach, a za takie należy uznać na pewno wartości chrześcijańskie”. Tak prawi Zieliński, a ja już mam dłonie obolałe od oklasków.
Teologiczny w Warszawie ma dostać 6 milionów złotych, Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna „Ignatianum” (prowadzona przez jezuitów) – 10,2 miliona złotych, a Teologiczny Wydział Papieski we Wrocławiu – 6,22 mln. Przypominamy, że Platforma Obywatelska to partia niby liberalna, opowiadająca się za państwem świeckim i dbająca o podatników. Warto też pamiętać, że nawet bez tej szczo-
Do KUL-u i 34 uczelni utrzymywanych lub dotowanych z państwowej kasy dołączą inne kościelne kuźnie kadr
GŁASKANIE JEŻA
– Wasze teksty sieją defetyzm. Ja wiem, że nie ma się obecnie z czego śmiać, ale – kochani – trochę więcej optymizmu! Nie dołujmy już tak do końca Czytelników... – grzmiał redaktor naczelny do felietonistów „FiM”. No to proszę bardzo! Z radością przeto i z niekłamaną satysfakcją informuję, że wkrótce powstanie Narodowy Instytut Wychowania. Owa placówka finansowana z budżetu, czyli z kieszeni nas wszystkich, ma w założeniu naprawić Rzeczypospolitej „młodzieży chowanie”. Genialny pomysłodawca przedsięwzięcia – wiceminister edukacji Jarosław Zieliński – ogłasza, że wobec upadku wszelkich wartości należy zebrać do kupy wszystkich nauczycieli, po czym ich przeszkolić. Tak przeszkolić, aby raz na zawsze wiedzieli,
3
Jednak rodzi się we mnie pewna obawa. Taki jaskółczy niepokój, za który znów zgani mnie szef. Jak wyegzekwować od gówniarzy wiarę w owe wartości? Jak ich przekonać, że to, co ma stempel krzyżyka, jest dobre, a złe jest to wszystko, co takiej pieczątki nie ma? Ot, zasępiłem się nad problemem, ale natychmiast wyjaśnił mi go przyszły – prawdopodobnie – szef Instytutu Stanisław Sławiński, też wiceminister edukacji i nauczyciel w liceum sióstr nazaretanek. W swoim wiekopomnym dziele „Spór o wychowanie w posłuszeństwie” napisał ten mąż opatrznościowy tak: „Przymus wychowania można porównać do borowania zębów, zawsze to niezbyt przyjemne, czasem bardzo boli, ale dla pacjenta niezbędne”. Ów „przymus wychowania” to tylko taki eufemizm, bo Sławiński wprost uważa,
drości na nasz koszt Papieska Akademia Teologiczna kosztuje nas rocznie 67 milionów złotych, a KUL – 11 milionów. W tym samym czasie głosami posłów PiS, PO i LPR Sejmowa Komisja Finansów Publicznych uwaliła wniosek o dotację w wysokości 1,9 mln złotych na renowację XVI-wiecznego klasztoru i odbudowę cerkwi prawosławnej w Supraślu na Podlasiu. Miło jest wiedzieć, że nasi wybrańcy nie mają względu na wyznania, ale jeszcze milsza jest świadomość, że polskie państwo nie ma żadnych pilniejszych potrzeb. JAKUB PUCHAN
że krnąbrne dzieciaki, co to nie chcą chodzić do kościoła, trzeba lać i patrzeć, czy równo puchną. Skąd to wiem? A z kolejnego akapitu jego książki: „Kary fizyczne, jak popularny klaps, potrząśnięcie dzieckiem, dotkliwe pociągnięcie za rękę, przykry uścisk czy tzw. lanie, jeśli nie da się ich uniknąć, MUSZĄ być wykonywane ze szczególnym zwróceniem uwagi na niebezpieczeństwo urazów”! Proszę... cóż za humanizm! Noo! Niechbym ja dorwał tego pana Stasia, to zaraz zrobiłbym mu „przykry uścisk”, ale oczywiście taki, aby go „nie urazić”. Mamy więc złą młodzież (z wyjątkiem Wszechpolskiej) i tylko lejąc ją, można coś osiągnąć. A to „coś”, to wiara w katolickie cuda jako źródło wszelkich wartości. Felieton miał być optymistyczny i taki też będzie na koniec. Uważam, że młodzież mamy wspaniałą (z wyjątkiem Wszechpolskiej) i ONA (młodzież) dobierze się w końcu PiS-owcom do dupy. A im prędzej to zrobi, tym prędzej będziemy żyli w normalnym kraju. MAREK SZENBORN
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Nie bójta się! Czuj, czuj, czuwaj, harcerze i żołnierze! Głoszę dla was dobrą nowinę. Będziecie zbawieni. Zadbali o to wasi przełożeni. Istnieje coś takiego jak Ordynariat Polowy Wojska Polskiego, w którym znajduje się największa liczba oficerów wysokich rangą. Oczywiście, są to wyłącznie księża. Ta bogobojna instytucja jest pomostem między żołnierzami a Bogiem. W związku z tym dysponuje niezwykle szerokim wachlarzem usług (od chrztu, poprzez komunię do pogrzebu), a szczególnie modlitwami i kościelnymi przyśpiewkami. Nasi dzielni szwejkowie nie muszą się bać, a nawet walczyć, co przecież jest ich rzemiosłem. Wystarczy, że w ogniu bitwy odmówią taką modlitwę: „Panie Jezu, boję się, gdyż wokół mnie jest tyle niebezpieczeństw. Panie Jezu, Ty przede wszystkim wiesz, co to znaczy być niesłusznie oskarżonym. Proszę, pomóż mi zachować się tak jak Ty i nie szukać zemsty. Panie, właśnie zostałem poniżony i naprawdę nie czuję się na siłach, aby nastawić drugi policzek. Pomóż mi uwierzyć, że wciąż w Twoich oczach jestem coś wart. Proszę, uspokój mnie swoją miłością”. Na czele ordynariatu stoi ksiądz, były kapelan Biura Ochrony Rządu, pułkownik Tadeusz Stefan Płoski, biskup polowy WP. Niedługo zostanie generałem w podzięce za zasługi dla obronności kraju, bowiem Płoski
napisał pracę pt. „Stolica Apostolska i Rzeczpospolita Polska wobec zagadnienia bezpieczeństwa”. Nobel murowany! O co w niej głównie chodzi? Nie wiecie? Już mówię: żołnierze, nie bójta się! W razie wojny możecie liczyć wyłącznie na pomoc boską! Także nasi harcerze są już niezatapialni i niezniszczalni, nie muszą się niczego obawiać, a to dzięki kapelanom Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Od listopada 2004 roku naczelnym kapelanem organizacji jest ksiądz Krzysztof Masiulanis (harcmistrz), przez przyjaciół zwany Maślakiem. Pracuje
Polsce, której godłem stała się ostatnio kaczka w koronie, zapowiada się kolejna ideologiczna ofensywa. Jej ofiarą ponownie padną szkoły. Wydaje się, że od strony wychowawczej i światopoglądowej w polskiej szkole nie może już być gorzej: obowiązkowa de facto nauka religii, panoszący się księża katecheci, którzy na prowincji cieszą się wpływami większymi niż dyrektorzy. A na dodatek dominująca atmosfera patriotyczno-romantyczna, kształtująca dzieci w duchu kultu narodowych klęsk, cudów i pobożnych życzeń. Mało miejsca na racjonalną krytykę i myślenie, bardzo dużo na ślepy kult pseudoautorytetów i tradycji prawicowo-katolickiej. Aż strach posyłać dziecko do takiej szkoły – mimo wysiłku wielu wspaniałych nauczycieli. Tymczasem rząd Kaczyńskich nie byłby sobą, gdyby nie próbował popsuć tego, co jeszcze nie zostało do końca zniszczone. Minister edukacji, Michał Seweryński, zapowiada reformę oświaty i wychowania w duchu tzw. wartości chrześcijańskich. Wiceminister Jarosław Zieliński zapowiada utworzenie Narodowego Instytutu Wychowania, który będzie szkolił nauczycieli i wychowawców w duchu patriotycznym (czyli prawicowym) i katolickim, za pieniądze z budżetu, rzecz jasna. Instytutowi ma szefować inny PiS-owski wiceminister od oświaty – Stanisław Sławiński, spec od szkół katolickich. Doprawdy trudno zgadnąć, w jaki sposób PiS pogodzi nową linię edukacyjną z nakazem konstytucji,
W
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA w gdańskiej kurii – w wydziale katechetycznym. Jest liturgistą. Maślak zaprasza wszystkich do udziału w Harcerskim Wirtualnym Kole Żywego Różańca. A cóż to jest, do jasnej cholery, i dlaczego wirtualne? Wyjaśnia nam to harcmistrz Iza Paczesna: „W kole żywego różańca, bo modlić się trzeba naprawdę, a nie wirtualnie – codziennie należy odmawiać jedną dziesiątkę”. Także pismo „Krajka”, kwartalnik organizacji harcerskiej, piórem redaktorki naczelnej Magdaleny Ząbkiewicz, poświęca wiele miejsca głównym zadaniom harcerzy na rok 2006, jako że będzie on „czasem przygotowywania się do spotkania z Bogiem, który zstępuje między nas. Niech to będzie owocny czas pracy nad sobą, aby godnie i radośnie przyjąć samego Boga i aby inni mogli czerpać z nas dobre wzorce”. Jak to wykonać w praktycznym działaniu, jak zdobyć nową sprawność? Sposób jest niezwykle prosty, a wyjaśniają nam go starsi druhowie: „W ramach przygotowania do akcji każdy harcerz musi posiadać pocztówkę z Księdzem Jerzym i modlitwą o beatyfikację, w czasie zbiórek modlić się o beatyfikację Księdza Jerzego, oglądnąć film „Zwycięscy nie umierają – opowieść o Księdzu Jerzym” i sprawować wartę przy grobie Księdza Jerzego”. I tak to w kraju nad Wisłą fanatyzm religijny stanowi codzienny pokarm nie tylko dla harcerzy i żołnierzy, a nad upowszechnianiem moherowej inteligencji jak zawsze czuwają nasi okupanci. Czuj, czuj, czuwaj, na przyjście Pana... księdza. ANDRZEJ RODAN
która wymaga neutralności światopoglądowej organów państwa. Jedno jest pewne – skoro udało się wpisać do ustawy o mediach publicznych nielegalny zapis o wartościach chrześcijańskich, to uda się to samo zrobić ze szkołą. No, chyba że ludzie podniosą larum, ale na to w naszym biernym społeczeństwie liczyć raczej nie należy. A jest powód do alarmu, bo wychowanie w duchu kościelnym to kształcenie jednostek poddanych autorytetowi kleru. To kult tego, co Kościół uzna za słuszne i poda do wierzenia. To kształtowanie ludzi słabych, bezkrytycznych i naiwnych – wiecznych dzieciaków, stale zależnych duchowo od ojców, którzy są w Rzymie, kurii i na plebanii. Innymi słowy – to odwrócenie się plecami do wartości oświecenia, którymi kieruje się współczesna Europa, i powrót do średniowiecza. Wychowanie w duchu wiadomych wartości to kolejny krok wstecz i przyczynek do izolacji naszego kraju w Europie. Bo przecież historia naszego kontynentu to w dużej mierze historia walki z papieskim kołtuństwem i zniewoleniem. Rewolucja we Francji, reformacja, oświecenie – między innymi to miały na celu. Uratować nas może tylko opór, nie tylko jednostek – uczniów i rodziców – ale także partii i stowarzyszeń. Mam nadzieję, że głos zabierze Związek Nauczycielstwa Polskiego, którego wielu członków jest czytelnikami „FiM”. Nie dajmy się do reszty ogłupić! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Ratujmy dzieci
Prowincjałki W kościele w Pabianicach znaleziono kulę ortopedyczną. Proboszcz stara się ustalić, który fragment mszy spowodował, że wierny wyszedł o własnych siłach.
CUD
Nauczyciel zielonogórskiego gimnazjum w szkolnej sieci internetowej zamieścił obsceniczne rysunki i propagował strony pornograficzne i erotyczne. Dyrekcja zwolniła go za wykorzystywanie Internetu w sposób nieodpowiedni i działanie na szkodę moralności pedagogów szkolnych. A co z uczniami?!
NAUCZYCIEL SEKSU
43-letnia mieszkanka Białegostoku pokłóciła się na imprezie ze znajomym. Poszło o równouprawnienie. Doprowadzona do furii kobieta zaczęła skakać po mężczyźnie, który doznał m.in. złamania kręgosłupa, uszkodzenia rdzenia kręgowego, krwiaka mózgu i stłuczenia nerek. Zmarł w szpitalu.
RÓWNOUPRAWNIONA
20-letni mieszkaniec Krakowa natknął się na swoim osiedlu na czarnoskórego obywatela Gwinei. Po chrześcijańsku nazwał go czarnuchem, bambusem i asfaltem, po czym kazał wracać do Afryki. W odpowiedzi Murzyn złamał mu nos. Jeden odpowie przed sądem za brak gościnności, a drugi – za jej nadużycie.
GOŚĆ W DOM
Z jednego z łódzkich mieszkań, w ramach porachunków mafijnych, kilku zamaskowanych zbirów porwało młodego mężczyznę. Wywieźli go do łagiewnickiego lasu i podpalili. Facet trafił do szpitala. Przesłuchującym go policjantom wyznał, że największy żal ma do... żony, która z powodu takiej drobnostki powiadomiła władze. Opracowała AH
DROBIAZGOWA DO BÓLU
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Różne rzeczy mi się śnią, ale wstydzę się o tym mówić publicznie. (Donald Tusk)
¶¶¶
Największym wydarzeniem 2006 roku będzie upadek rządu Kazimierza Marcinkiewicza. (Jan Rokita)
¶¶¶
W Polsce widać już ten dobry i budzący nadzieję proces oczyszczenia, który ujawnił się w wyborach parlamentarnych i prezydenckich (...). Myślę, że poprzez wynik wyborczy z jednej strony ujawniła się część sceny politycznej bliższa Polakom, a z drugiej – ukazała się niedojrzałość niektórych elit politycznych, które nie potrafiły spojrzeć przez pryzmat dobra Polski... (abp Józef Michalik)
¶¶¶
Ratowanie cywilizacji będzie wymagało wprowadzenia w przyszłości czegoś w rodzaju obyczajowej cenzury. (Jarosław Kaczyński)
¶¶¶
Lech Kaczyński jest znakomicie przygotowany do tego, by wywrzeć taki wpływ na polską klasę polityczną, jaki wywarł na francuską państwowość prezydent Charles de Gaulle. („Niedziela” 2/2006)
¶¶¶
Jan Paweł II także dziś modli się za Ali Agcę, ja też to czynię. (abp Stanisław Dziwisz)
¶¶¶
Niektórzy chcieliby nas zamknąć w zakrystii. Nawet usiłują nam mówić, że skoro jest to radio katolickie, to powinniśmy się tylko modlić. Ale wiara bez uczynków jest martwa. Gdybyśmy zostawili ludzi bez pomocy i nie dbali o ich prawa, a mówili tylko „módlcie się”, to byłoby to nienormalne. (o. Tadeusz Rydzyk)
¶¶¶
Radio Maryja jest groźne dla całego medialnego areopagu, gdyż jest wiarygodne. Tę wiarygodność podkreśla fakt, że odróżnia się ono wyraźnie od innych mass mediów, skutecznie opierając się dyktowanej przez nie modzie i politycznej poprawności. (...) w ten sposób Radio Maryja może uczestniczyć w losie Jezusa, który został wzgardzony i odrzucony przez ludzi. Po drugie, w dzisiejszym pejzażu medialnym Kościół bez Radia Maryja byłby skazany na korzystanie z usług mediów „nowoczesnych”, które chętnie wykorzystują autorytet Kościoła dla budowania swojej własnej wiarygodności i bardzo często tak przedstawiają jego problemy, by go zdyskredytować w oczach świata. („Nasz Dziennik” 6/2006) Wybrała OH
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
NA KLĘCZKACH
IV RPARAFIALNA „Jestem zdecydowanym zwolennikiem poważnej dyskusji na temat cenzury obyczajowej” – powiedział w sobotę na antenie Radia Maryja i Telewizji Trwam Jarosław Kaczyński. Brat prezydenta zapewnił, że jego partia dołoży starań, aby „instytucje katolickie (...) znajdowały wsparcie ze strony państwa i nie były dyskryminowane”. Chodzi o to, żeby uczelnie i szkoły katolickie otrzymywały pieniądze z budżetu oraz z dotacji unijnych. Poza tym Kaczyński zapewnił: „Robimy wszystko, żeby obronić wartości, obronić Kościół, religię, tradycję, ale żeby obronić, trzeba umieć wygrywać, trzeba mieć władzę, trzeba mieć wpływ na różnego rodzaju instytucje – medialne, edukacyjne. Trzeba mieć możliwość także wsparcia tych instytucji, które są na pierwszej linii, które walczyły i które istniały już od wielu lat. Mówię tutaj np. o Radiu Maryja, niewątpliwie najważniejszej spośród tych instytucji”. Chcieliście Polski? No to ją macie – jak pisał mistrz K.I. Gałczyński. MW
JAJA Z HISTORII W piątek 6 stycznia, późnym wieczorem, I Program TVP wyemitował dokument o obronie Częstochowy. Wielu świadomym rzeczy widzom szczena opadła, gdy dowiedzieli się z materiału, że przeor Kordecki co prawda kolaborowal ze Szwedami, co prawda napisał wiernopoddańczy list do Karola Gustawa, ale wszystko po to, aby zyskać na czasie. Okazuje się też, że obrońcy klasztoru (160 dusz) nie mieliby żadnych szans wobec 3 tysięcy zawodowych żołnierzy szwedzkich. Nie mieliby, ale pomogła im Święta Panienka i tylko tak tłumaczyć należy zwycięstwo. Co więcej, słynna kolubryna (wielka armata mająca kruszyć mury klasztoru) przestała nagle strzelać z niewiadomego powodu, w czym znów autorzy reportażu upatrują ingerencji boskiego palca – no bo przecież nie Kmicica. Ale jaja! MarS
„NASZ FAKT” Nie „Nasz Dziennik” czy „Niedziela”, ale otoczony dyskretną opieką opusdeistów niemiecki „Fakt” (4/671) udziela Polakom wskazówek co do wysokości ofiary składanej księdzu podczas tzw. kolędy. I tak: na wsiach „nie wypada” dać mniej niż 20 zł, w miasteczkach 50–100 zł, a w dużych aglomeracjach 150 zł. Zamożnym parafianom „Fakt” zaleca ofiarę w wysokości 200 zł. Dziennik daje też szczegółowe wytyczne, jak urządzić domowy ołtarzyk oraz informuje „owieczki” o tym, co im „dostojny gość” zrobi: „Mocą święconej wody
z mieszkania przepędzi wszystko, co złe, by mogła gościć w nim dobroć”. Poza tym za skromne „co łaska” „wysłucha wszystkich waszych żali jak największy przyjaciel”. MW
KOMU SKRZYDŁA, KOMU ROGI
miesiąc? No to śpieszymy poinformować, że ma w tym swój niemały udział Duszpasterstwo Pracowników Wodociągów, Kanalizacji, Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska, wydające co kwartał ekskluzywny biuletyn „Wspólnota” i organizujące jubileuszowe fety oraz doroczne pielgrzymki do Częstochowy. Ostatnio do każdego pracownika firm wodociągowych i kanalizacyjnych w całej Polsce trafił kolorowy kalendarz wydany przez Prezydium Krajowej Rady Duszpasterstwa, pełen świętych tekstów i zdjęć kapliczek. PS
GŁASKANIE OWIEC Fot. Alex Wolf
Pod takim tytułem „Super Express” ogłosił konkurs, mający na celu wyłonienie tych „dobrych” (aniołów) i tych „złych” (diabłów) roku 2005. Gazeta nie omieszkała sama wskazać słusznych kandydatów... Na anielskie skrzydła nie zasługuje na przykład Brajanek Chlebowski, chłopiec, który poniósł śmierć w płonącej kamienicy, po tym, jak zaalarmował straż pożarną, lecz abp Stanisław Dziwisz za to, że „z każdym dniem udowadnia, że aniołowie są wśród nas”... Czyli za nic! Natomiast diabła „SE” upatruje w Krystynie Łybackiej (na zdjęciu), ponieważ tak reformowała polskie szkolnictwo, by broń Boże nie wyszło to z korzyścią dla uczniów. Obok byłej minister edukacji kandydatami do „rogów” są m.in. Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski. MAR
W SIECI Sieć hipermarketów Carrefour zaprzestała sprzedaży tygodnika „Fakty i Mity”. Jest to odwet za nasz artykuł pt. „Magicy z Carrefoura” („FiM” 49/2005), traktujący o nieprawidłowościach w przekazaniu nagrody dla klienta przez jeden ze sklepów tej sieci. Tak twierdzi Marek Malarz z biura zarządu firmy „Kolporter”, która zajmuje się dystrybucją „FiM”, a my mu wierzymy. Niezwłocznie zwróciliśmy się z pytaniem do francuskiej centrali firmy, czy w jej pragmatyce leży podobne postępowanie i taka właśnie reakcja na wytykanie błędów. Do chwili oddania gazety do druku nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Noga nasza nie postanie więcej w czymkolwiek, co nazywa się Carrefour. A Wasza? MarS
W drugiej połowie stycznia rusza kolejny proces w sprawie słynnego salezjańskiego oszustwa. Ciekawe, czy i tym razem sędzia, kierując się – jak przed rokiem – „względami moralności”, utajni rozprawę. Kilkakrotnie, m.in. w nr. 51–52/2001, „Po prostu Bosko” 5/2005 i 29/2005 opisaliśmy przekręt, jakiego dopuścili się salezjanie z Lubina i Legnicy. Przypomnijmy – w 2001 r. braciszkowie działający pod szyldem Fundacji Pomocy dla Młodzieży im. św. Jana Bosko wyłudzili z Kredyt Banku na własnych parafian łącznie 533 mln zł pod zastaw fałszywych weksli Banku Zachodniego WBK. Część forsy przeznaczyli na budowę kościoła w Lubinie, część zainwestowali na giełdzie, a część przehulali. W końcu – pod naciskiem – oddali Kredyt Bankowi 400 mln zł. Pozostała kwota (133 mln zł) przepadła. Ks. Ryszard M. prysnął za granicę. Śledztwo wlokło się 3 lata i dopiero w ubiegłym roku kilku braci trafiło do aresztu. Wyszli za minimalną kaucją. Szanse Kredyt Banku na odzyskanie pieniędzy są równe zeru, gdyż sąd orzekł, że Kościół lub zakon nie może ponosić winy za działanie kilku czarnych owiec. MW
STRZELEC Z okien świdnickiej plebanii ksiądz strzelał do ludzi z wiatrówki. Od pięciu lat toczy się proces w tej sprawie. Wreszcie sąd uznał sutannowego winnym i skazał go na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Ksiądz Andrzej Sz. musi dodatkowo zapłacić ponad 3 tys. zł. To zabolało go najbardziej. Zapowiedział apelację. Będzie więc ciąg dalszy serialu sądowego – na koszt podatnika, oczywiście. RP
KASOCIĄGI
TEATR LALEK
Nie wiesz, Czytelniku, dlaczego systematycznie rośnie cena kranówy i ścieków, za które musisz płacić co
Po Janie Pawle II na zniczach, bombkach i koszulkach przyszła kolej na lalkę Karola. Na
ten nowatorski pomysł wpadło Muzeum Lalek w Lipianach niedaleko Tarnowa. Tam codziennie pomiędzy godz. 8 a 16 można podziwiać lalkowego półmetrowego Papę, który jest przewodnikiem po wystawie zatytułowanej „Habemus Papam”. W czasie 20-minutowego spektaklu można posłuchać, jak Wojtyła opowiada o swoim dzieciństwie, młodości oraz kapłaństwie. W tle słychać oczywiście ukochaną przez niego „Barkę”. Polskiemu papieżowi towarzyszą inne znane figury, m.in. arcybiskupa Stanisława Dziwisza. Autorzy pomysłu już zapowiadają dalszy ciąg – kolejna część ekspozycji będzie opowiadała o pielgrzymkach Wojtyły do kraju. OH
PRECEL MATKI TERESY W Boże Narodzenie miasteczkiem Nashville w USA wstrząsnęła zuchwała kradzież kilkuletniego cynamonowego precla, przypominającego twarz Matki Teresy z Kalkuty. Ciastko było własnością Boba Bernsteina, który z okazji świąt wystawiał je w witrynie swojego sklepu. Złodziej zabrał jedynie warty 25 dolarów wypiek, kasę sklepową pozostawiając nienaruszoną. Mimo to sprzedawca jest załamany. Od lat bowiem Precel Zakonnicy (Nun Bun) przyciągał wielu turystów, a co za tym idzie – znacznie wpływał na zwiększenie obrotów. Bernstein nie mógł go jednak sprzedać, ponieważ sama Matka Teresa jeszcze przed swoją śmiercią napisała do niego list z prośbą, aby nie wykorzystywał jej wizerunku do celów komercyjnych... Bernstein się doigrał, a włamywacza poszukuje policja stanowa. Mamy nadzieję, że złodziej nie nabawił się niestrawności. BS
NAZYWAM SIĘ JEZUS „My name is Christ. Jesus Christ” – tak zgodnie z prawem oficjalnie może się przedstawiać 40-letni José Luis Espinal. Pod koniec ubiegłego
5
roku jeden z amerykańskich sądów wydał wyrok zezwalający mu na zmianę imienia i nazwiska na Jezus Chrystus. Konieczność zmiany używanych dotychczas personaliów zainteresowany tłumaczył tym, że faktycznie czuje się Jezusem Chrystusem. Także w Stanach Zjednoczonych na Jezusa Chrystusa sądownie przechrzcił się biznesmen Peter Robert Philips. AK
BISKUP KRETYN Biskup Como (północne Włochy), Alessandro Mogginioli, ogłosił podczas mszy setkom malców: „Święty Mikołaj nie istnieje i nie przynosi wam żadnych prezentów. To oszustwo! Istnieje za to Dzieciątko Jezus”. Włoska prasa donosi, że rewelacje biskupa wywołały szok u wielu najmłodszych. Nie obyło się bez płaczu. Cóż, biskupi nie muszą „wierzyć” w Świętego Mikołaja, to naiwni wierni robią im prezenty przez cały rok. MarS
LEK NA CAŁE ZŁO Powołując się na słowa prawosławnego zakonnika o. prof. Anatolija Berestowa, szefa Centrum im. św. Jana z Kronsztadu, rosyjska agencja RIA Nowosti poinformowała, że 33 osoby zarażone wirusem HIV cudownie ozdrowiały po nawróceniu się na prawosławie i zmianie sposobu życia na zgodny z Ewangelią. O. Berestow z wykształcenia jest lekarzem i na co dzień zajmuje się duszpasterstwem i leczeniem nosicieli wirusa HIV oraz chorych na AIDS. Przez jego ośrodek przeszło 4 tys. pacjentów z różnymi uzależnieniami. Sam o. Berestow początkowo nie mógł uwierzyć w rezultaty swej kompleksowej terapii. U wielu młodych ludzi, którzy zmienili tryb życia, odstawili narkotyki i zwrócili się ku wartościom zgodnym z duchem Ewangelii, testy na obecność wirusa HIV nie wykazały zakażenia, mimo że poprzednio wynik badań był pozytywny. BS
6
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
siądz infułat Jan Górny to w Olsztynie człowiek bardzo znany i wpływowy. Jest jednym z najbliższych współpracowników arcybiskupa Edmunda Piszcza (obaj na zdjęciu), metropolity warmińskiego, sprawuje w kurii funkcję dyrektora Wydziału Duszpasterskiego, uczy na Wydziale Teologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, redaguje „Warmińskie Wiadomości Archidiecezjalne”... Mało kto natomiast wie, że jest też przebojowym biznesmenem, który we wsi Skajboty (gmina Barczewo) wykupił – za około 200 tys. zł – 15 hektarów gruntów, z silnym postanowieniem uruchomienia tam odkrywkowej kopalni żwiru. Problem
K
„uchwałę intencyjną” o przeznaczeniu działki 252/6 na żwirownię. Wyszło również na jaw, że jeszcze w grudniu 2004 roku wojewoda Stanisław Szatkowski udzielił nieznanemu nam przedsiębiorcy (urzędnicy odmawiają informacji, kto to jest) koncesji na poszukiwanie i rozpoznanie złoża. Włos mi się zjeżył na głowie, gdy spostrzegłem, że inwestycja planowana jest na zbiorniku „Olsztyn 213”, a trasa przejazdu technologicznego dla kilkunastotonowych ciężarówek mających transportować urobek, przebiega przez enklawy dziewiczej przyrody, tuż za oknami gospodarstw agroturystycznych. Zaalarmowani przez Mojzycha tubylcy przystąpili do kontrofensywy. Elżbieta Wąsowska, bur-
– Sprzedałem tę ziemię w 2000 roku. Wszystkie formalności załatwiał pośrednik z Olsztyna, więc pojęcia nie miałem, kto będzie faktycznym właścicielem. Zapewniano mnie jednak, że kupiec zamierza pójść w kierunku agroturystyki... Hodowla koni i temu podobne. Przez dwa lata nic się nie działo i ziemia leżała odłogiem. Później ktoś robił próbne, płytkie wiercenia, a w 2004 roku przyjechała ekipa ze specjalistycznym sprzętem i przez tydzień ryli w ziemi. Tym razem głęboko, wykonując odwierty co kilkadziesiąt metrów. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że będę miał w sąsiedztwie kopalnię żwiru. Kto będzie jej właścicielem? Mówią, że ksiądz z kurii...
nie widzą problemu w powstaniu kopalni. Niemniej zastanawiam się nad sensem kontynuowania prac, bo ta ziemia, choć włożyłem w jej kupno sporo pieniędzy, jest już dla mnie przykrym balastem – powiedział nam ksiądz dyrektor. Był tak miły, że zgodził się na dodatkową rozmowę, by podzielić się wrażeniami z wizyty delegacji entuzjastów żwirowni. Przestudiowaliśmy zgromadzoną przez Urząd Miasta dokumentację dotyczącą planu lokalizacji kopalni w Skajbotach. Faktycznie, jest wychuchana. Są zgody wszystkich wymaganych instytucji, ekspertyzy (gwoli ścisłości dodajmy, że robione na zamówienie i za pieniądze inwestora...) z prognozami zysków dla gmi-
warstw nieprzepuszczalnych, izolujących go od wód powierzchniowych. Eksploatacja żwirowni może zagrozić czystości tego zbiornika” – czytamy w piśmie, które 15 grudnia 2005 r. w imieniu prezydenta Olsztyna wystosował do Zielonych RP Marek Skorupski, dyrektor Wydziału Strategii i Rozwoju Miasta, zapowiadając „zamiar podjęcia stosownych działań”. Spotkaliśmy się też w Barczewie z burmistrz Wąsowską, której towarzyszyła Halina Piotrkowska, kierowniczka Wydziału Budownictwa i Gospodarki Komunalnej, oraz specjalnie dla nas ściągnięta z Olsztyna architekt Izabella Ossowska-Rożen, autorka planu przestrzennego zagospodarowania.
ny (30 708 zł rocznie) i gwarancjami, że nic złego środowisku naturalnemu żwirownia nie uczyni. Wzięliśmy do ręki kalkulator: złoże zawiera 3,15 miliona ton żwiru. Ile to będzie kursów 20-tonowych ciężarówek? Prawie 160 tys. dojazdów po kruszywo i tyleż samo – załadowanych – powrotów. Podsumujmy: 320 tys. ryczących silnikami i dymiących spalinami samochodów mknących przez terytorium o „dość wysokich walorach krajobrazowych” – jak określa Skajboty i okolice Zbigniew Zaprzelski z Olsztyna, autor „Prognozy oddziaływania [kopalni] na środowisko”. No ale trudno, żwir trzeba jakoś wywieźć. Z tego samego dokumentu dowiadujemy się ponadto, że woda dla miasta będzie jak kryształ. Tymczasem... „Potwierdzamy w pełni Wasze obawy co do potencjalnego zagrożenia dla tego [„Olsztyn 213”] zbiornika wody podziemnej przez eksploatację żwiru (...). Skłaniają nas do tego materiały z badań hydrogeologicznych (...). Wynika z nich, że zbiornik wód podziemnych nie posiada
Panie wyjaśniły nam, że choć rozumieją desperację sąsiadów przyszłej kopalni, to prawo jest nieubłagane: skoro złoże zostało udokumentowane i wniosek o ustanowienie obszaru górniczego wpłynął, to nie ma zmiłuj – plan być musi. Tak więc jest już gotowy i czeka na uchwałę Rady Miejskiej, co wszakże nie oznacza, że gigantyczna dziura w Skajbotach powstanie, gdyż decyzja będzie należeć do organu wydającego koncesję na wydobycie. Że tak szybko poszło? – Wszystko zależy od powierzchni obszaru oraz stopnia komplikacji sprawy. I nie miało absolutnie żadnego znaczenia to, kim jest inwestor – kategorycznie zastrzegła pani burmistrz. Zapytaliśmy ją jeszcze, czy naprawdę „w razie potrzeby przed każdym sądem zaświadczy, że Mojzych jest chory psychicznie”. – Nigdy i nikomu czegoś takiego nie mówiłam – uspokoiła nas Elżbieta Wąsowska. Tylko skąd to dziwne zawstydzenie na jej obliczu...
Krecia robota Ryby, grzyby, cisza, kryształowo czysta woda... Tylko patrzeć, jak wszystko to szlag trafi. Na razie wyrok jest odroczony. W ostatniej chwili udało nam się przeszkodzić pewnemu kurialiście z Olsztyna, który uparł się zamienić piękny kawałek polskiej przyrody w piekło. w tym, że kopalnia oddalona będzie o kilkaset zaledwie metrów od obszaru chronionego krajobrazu. Co gorsza – dokładnie pod nią znajduje się „Olsztyn 213” – jeden z wymagających szczególnej ochrony tzw. głównych zbiorników wód podziemnych w Polsce. To gotowa do eksploatacji (kilkadziesiąt odwiertów studni głębinowych) rezerwa wody pitnej dla Olsztyna. Niewykluczone, że księdzu dyrektorowi może się udać, gdyż – dzięki godnemu podziwu tempu pracy i dyskrecji urzędników z Barczewa – sprawę ma dopiętą na przedostatni guzik. Wezwani na pomoc przez mieszkańców wsi sąsiadujących z projektowaną kopalnią – pojawiliśmy się w okolicy tuż przed zapięciem ostatniego... ¤¤¤ – O zamyśle zrujnowania środowiska dowiedzieliśmy się dopiero pod koniec października 2005 roku, kiedy to wyłożono do publicznego wglądu gotowy plan zagospodarowania przestrzennego terenu górniczego „Skajboty” – opowiada Wiesław Mojzych, znany w regionie społecznik, przewodniczący Zarządu Warmińsko-Mazurskiego partii Zieloni RP. I dodaje: – Okazało się wówczas, że utrzymywane w tajemnicy intensywne prace nad planem trwają już od 4 kwietnia. W tym dniu Rada Miejska Barczewa podjęła bowiem
mistrz Barczewa, otrzymała zbiorowe protesty z ponad 220 podpisami. Nie na wiele się zdały... Wprawdzie częściowo zmieniono w planie trasę przejazdów ciężarówek, bo – jak czytamy w Zarządzeniu nr 135/05 burmistrza z 19 grudnia 2005 r. – „(...) nie będzie przebiegała przez zabudowę wiejską wsi Skajboty, Bogdany i Kaplityny”, jednak niektóre odcinki nowej wyznaczono drogami nieistniejącymi (ścieżki wymagające kosztownej przebudowy). – W praktyce będzie tak, że kierowcy pojadą trasą najkrótszą i dla nich najwygodniejszą, czyli przez nasze wsie – twierdzi Waldemar Sołkiewicz, sołtys Skajbotów. I dodaje: – Byliśmy z radą sołecką u pani burmistrz i prosiliśmy o zaniechanie lokalizacji kopalni na terenie wsi. Zbyła nas jakimiś ogólnikami. Ot, pogłaskała po główce, choć łzy ludziom ciekły strumieniem. Pytana, kto zapłaci za szkody, odparła, że to już problem inwestora, a nie gminy. Zastanawiające było, że za nic nie chciała zdradzić, kto zamierza sprowadzić na nas ten kataklizm. U mnie, w księdze podatkowej, figurował tylko pan Jan Górny z Olsztyna. Niedawno słyszałem plotkę, że to jakiś wysoko postawiony ksiądz... Tadeusz Jancewicz, były właściciel działki 252/6, wspomina:
Gdy jeden z pracowników Urzędu Miasta zapewnił nas, że w kopalniany biznes wszedł osobiście ks. Górny, poprosiliśmy infułata o komentarz: – Słyszałem o protestach, ale przecież ten żwir jest dobrem, które należy wykorzystać, i tylko człowiek wyjątkowo uprzedzony może się sprzeciwiać. Pani burmistrz zagwarantowała mi, że dmuchała na zimne, żeby wszystko było załatwione profesjonalnie i zgodnie z przepisami. Także architekt, z którą jestem w ciągłym kontakcie, po sugestiach mieszkańców wyznaczyła nieuciążliwe drogi dojazdów do kopalni. Tam jest jeden człowiek, który miesza. Ten Mojzych opowiada bzdury, że krajobraz będzie księżycowy, a krowy przestaną dawać mleko. Burmistrz zapewniła mnie, że w razie potrzeby, gotowa jest przed każdym sądem zaświadczyć, że to człowiek chory psychicznie. On działa wbrew interesom gminy. Wiem, że mieszkańcy czują się przez niego oszukani. Jutro mam spotkanie z ludźmi ze wsi Skajboty, a oni
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r. ¤¤¤ W drugim dniu naszej bytności w Barczewie i okolicach zadziałał system wczesnego ostrzegania przed dziennikarzami „FiM”... Byliśmy już po kolejnej rozmowie z ks. Górnym, który oświadczył, że wysłuchał dodatkowych argumentów, zastanawia się nad rozwiązaniem problemu i spróbuje znaleźć przedsiębiorcę, który weźmie na siebie odium nienawiści za kopalnię. Właśnie żegnaliśmy się z grupą mieszkańców zaangażowanych w powstrzymanie inwestycji, gdy do gospodarza spotkania nieoczekiwanie zatelefonowała Ewa L. ze Skajbotów: – Mam najświeższe informacje od pani Zosi B., która była dzisiaj w kurii, a także u księdza. On postanowił zrezygnować z budowy kopalni i nawet dał gwarancję na piśmie – oznajmiła rozradowana kobieta. Ponieważ zebrani zgodnie powątpiewali w szczerość intencji Ewy L., a nawet podejrzewali o kolaborację z przeciwnikiem, odczekaliśmy godzinę i – wcielając się w „księdza Zbigniewa” z olsztyńskiej kurii – zapytaliśmy ją telefonicznie, „czy te hieny dziennikarskie już sobie pojechały, bo arcybiskup okropnie niepokoi się sytuacją”. No i zupa się wylała: – Tak jak pani Zosia prosiła, robimy, co możliwe, proszę księdza, żeby wyciszyć nastroje. Także ksiądz Henryk (Błaszczyk, proboszcz parafii w Klebarku Wielkim – dop. red.) przed chwilą rozmawiał ze mną w tej sprawie. Obdzwaniam wszystkich i mówię, że kopalni nie będzie, a arcybiskup nie ma z nią nic wspólnego i o niczym nie wiedział. Szkoda, że ksiądz infułat nie chciał podpisać jakiegokolwiek oświadczenia, byłoby łatwiej ludzi przekonać – smuciła się pani Ewa. Z tą samą kwestią zwróciliśmy się do Zofii B. Oto co nieopatrznie „księdzu Zbigniewowi” zdradziła: – Po rozmowie z księdzem Janem zawiadomiłam, kogo mogłam, żeby uważali, bo zaszkodzą Kościołowi. Bardzo pomógł mi ksiądz Henryk. Niestety, dziennikarze byli już u sołtysa. To dobry chłopak, ale całkiem bez wyrobienia, więc mógł coś niepotrzebnego powiedzieć. Nie wiadomo, co działo się później, bo nie chcieli wziąć sołtysa ze sobą. A w urzędzie miasta to nawet – proszę księdza – fotografowali dokumenty. Mam pewną informację, co tam robili. Straszne! Żeby tylko jakiegoś zgorszenia nie było... – darła szaty niewiasta. ¤¤¤ Według szacunku specjalistów, czysty zysk na tonie żwiru – zależnie od metody wydobycia i granulacji – mieści się w przedziale 5–8 zł, co oznacza, że ksiądz infułat ma do wzięcia co najmniej 15,5 mln zł. Szykuje się więc w Skajbotach niezła zadyma, gdyż ludzie są zdesperowani, a my obiecaliśmy, że nie pozostawimy ich na pastwę kreta... ANNA TARCZYŃSKA Współpr. ST
Takich historii jest wiele. Jednak tylko od czasu do czasu zza drzwi plebanii, kościołów i seminariów przebija się bezsilny płacz ludzi wykorzystywanych ponad wszelką miarę i wszelkie miłosierdzie. Na spotkanie zaprosiła nas pani, która przez 12 lat harowała w łódzkim seminarium duchownym jako pomoc kuchenna. Musiała odejść w połowie ubiegłego roku. Nie ona jedna. Wielebni postanowili oddać żywienie w pacht firmie zewnętrznej, a ta staremu personelowi podyktowała warunki zaporowe. Nie liczyło się, że pracujące tam dotąd kobiety stały się niemal częścią seminarium, że nigdy nie zawiodły, że pracowały za półdarmo. W praktyce, na swoim podwórku, księża nie kierują się bynajmniej wskazaniami społecznej nauki Kościoła, którą tak propagował Jan Paweł II. Gdy chodzi o pieniądze, ich bożkiem jest kapitalizm, i to ten w najbardziej bezlitosnym dla pracownika wydaniu. Posłuchajmy. Imiona rozmawiających z nami kobiet zmieniliśmy, by nie pozbawiać ich szansy na uzyskanie w Łodzi jakiejkolwiek pracy. Anna: – Od dawien dawna, aż do końca roku akademickiego 2004–2005, seminaryjną kuchnią kierowały siostry służebniczki. My – świeckie pomoce kuchenne – byłyśmy wykorzystywane do najcięższych robót. Było nas sześć. Pracowałyśmy w systemie dwuzmianowym, a ściślej: co drugi dzień, od bladego świtu do wieczora. Gotowałyśmy i sprzątałyśmy dla ponad 150 osób. Bywało, że w czasie czyjegoś urlopu bądź choroby miałam przepracowane nawet 230 godzin w miesiącu. Oczywiście, nie było mowy o zapłacie za nadgodziny. W rachubę wchodził jedynie ich częściowy odbiór, o ile siostra przełożona się zgodziła. Elżbieta: – Gdy rektorem był jeszcze ksiądz Ireneusz Pękalski, dzisiejszy biskup sufragan, a dyrektorem ekonomicznym ksiądz Ryszard Stanek (obecnie proboszcz parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Tomaszowie Mazowieckim – dop. red.), czułyśmy się docenione i lżej znosiłyśmy wszelkie uciążliwości. Jak obsługiwałyśmy
POLSKA PARAFIALNA
Jak śmieci imprezę kościelną, to i po 50 złotych potrafili dać każdej. Za te nadgodziny można było wziąć do domu słoik zupy, surówki z obiadu, resztę ziemniaków... Później to już nawet tego siostry nie pozwalały zabrać. Wolały wylać do kanału. A tymczasem same wynosiły całe torby jedzenia. Kiedyś klerycy porobili siostrom, objuczonym do granic udźwigu silnego mężczyzny, zdjęcia z ukrycia. Śmiali się później, że kuchnią rządzą prawdziwe bizneswoman. Byłe pracownice WSD zgodnie twierdzą, że warunki pracy i panująca w niej atmosfera zdecydowanie pogorszyły się z objęciem stanowiska I ekonoma w Referacie Finansowym Kurii Archidiecezjalnej przez ks. Ireneusza Kuleszę, byłego dyrektora łódzkiego Caritasu.
Barbara: – Zastąpił księdza prałata Zdzisława Banula, który odszedł w atmosferze pomówień związanych z gigantycznym mankiem w kasie kurii. Kulesza ściągnął sobie do referatu krewnych z Wielkopolski, małżonków Ewę i Pawła G. Dostali ładne mieszkanie służbowe i ona jest teraz główną księgową, zaś on – dyrektorem do spraw administracyjnych. Tak więc cała kasa archidiecezji znalazła się w zarządzie jednej rodziny. Nepotyzm jest tam zresztą normą: Szczawin (ośrodek rekolekcyjny pod Łodzią – dop. red.), cmentarze, kierowcy biskupów... – wszystko obstawiają pociotki księży, którzy mają coś do powiedzenia w kurii. I prawdopodobnie właśnie Kulesza ustawił na finansach seminarium swojego kolegę, byłego zastępcę z Caritasu, księdza Mariusza Szcześniaka. Anna: – Gdy ten, zamiast wziąć do galopu siostrzyczki, zaczął nas „restrukturyzować”, to nawet nie miałyśmy kogo prosić o pomoc. Już w pierwszych dniach urzędowania kombinował, co mu się na szczęście nie udało, jakby tu obniżyć nasze pensje do określonego przepisami minimum. Zero funduszu
socjalnego, skończyły się drobne „kopertówki” za usługiwanie podczas imprez. Mogłyśmy liczyć tylko na... 100 zł rocznej premii. Tymczasem on, popisywał się wyścigowym motocyklem, czasem przesiadając się do luksusowego volvo. Klerycy, a nawet księża profesorowie, niejednokrotnie to komentowali, zastanawiając się, skąd młody Szcześniak ma pieniądze na takie fanaberie. Dla nas nigdy nie było grosza. Weźmy dodatki stażowe, które za księdza Stanka były przecież wypłacane. Gdy minęło mi 10 lat pracy, zapytałam Szcześniaka o ten dodatek: »Dopóki ja tu rządzę, żadnych dodatkowych pieniędzy pani nie dostanie. Jak się nie podoba, proszę złożyć wymówienie« – odpowiedział. Poszłam poskarżyć się do biskupa Pękalskiego i księdza
wicekanclerza Zbigniewa Tracza... Tylko rozkładali ręce. Barbara: – W styczniu 2005 roku Szcześniak oświadczył nam, że „wszystkie pracownice świeckie zostaną zwolnione”, ponieważ siostry zakonne postanowiły zakończyć posługę w seminarium. Gdy zapytałyśmy o odprawy, zbaraniał i skończył rozmowę. Cztery miesiące później wzywał każdą na indywidualne rozmowy, informując, że kuchnię przejmuje jakaś zewnętrzna firma i tylko te panie, które mają umowy na czas nieokreślony, mogą zostać, ale na warunkach, jakie podyktuje nowy pracodawca. Za ile i co to za warunki – nie umiał odpowiedzieć. Anna: – Te z umowami na czas określony miały jasność: koniec, kropka. Pozostałych skłonili do podpisania dokumentu, że z dniem 31 lipca 2005 r. rozwiązujemy stosunek pracy „za obopólnym porozumieniem”. Zgodziłam się, bo Szcześniak obiecywał, że firma, która przyjdzie, z pewnością mnie weźmie oraz krzywdy nie zrobi. Chodziłyśmy później bez przerwy zapłakane i – sama słyszałam – nawet księża profesorowie mówili w jadalni, że ksiądz
7
rektor Janusz Lewandowicz ze swoimi pomagierami chcą wyrzucić starych pracowników, co za biskupa Pękalskiego byłoby nie do pomyślenia. Za kobietami próbowali wstawić się klerycy V roku. Tyle zyskali, że ks. Lewandowicz ich obsobaczył: »A co wy myślicie, że jak w sutannie, to już nigdy nie zwolni?«. Byłe pomocnice kuchenne z największym wszakże rozrzewnieniem wspominają ks. Jerzego Świątka, od kilkudziesięciu już lat sprawującego w łódzkim seminarium funkcję ojca duchownego: – Gdy poszedł porozmawiać o naszych zwolnieniach, rektor musiał mu tak mocno dokuczyć, że aż się staruszek popłakał. Nie chciał powtarzać, co usłyszał. Był jedynym księdzem, który przyszedł pożegnać się z kobietami odchodzącymi po latach ciężkiej pracy. Na zakończenie roku akademickiego 2004–2005 odbyła się w seminarium uroczysta msza, podczas której ordynariusz diecezji arcybiskup Władysław Ziółek pożegnał siostry służebniczki, odchodzące do innej pracy „ku chwale” Kościoła. Wystąpił również rektor ks. Lewandowicz, zapowiadając, że żadnej z pań pomagających zakonnicom włos z głowy nie spadnie, gdyż mają zagwarantowaną kontynuację zatrudnienia. No, ale msza się skończyła, uroczystości dobiegły końca, goście się rozjechali. Anna: – Pozbyli się nas kilka dni później jak śmieci. Na pożegnanie dostałyśmy album „Pielgrzymki polskie” i po dyplomie. Nowa szefowa Grażyna M., właścicielka firmy świadczącej teraz dla WSD usługi gastronomiczne, a prywatnie serdeczna przyjaciółka Szcześniaka, zaproponowała warunki zaporowe: najniższe zarobki i umowy na okres zaledwie 3 miesięcy. Miałyśmy świadczyć pracę dla kleryków i profesorów oraz – na boku i z wykorzystaniem seminaryjnej infrastruktury, pod inne zamówienia, jak to mówią – na mieście. Z pracy w seminarium pamiętam jedno charakterystyczne wydarzenie: kilka miesięcy po rozpoczęciu studiów jeden z kleryków I roku zapytał mnie: „Jak długo pani u nas pracuje?”. Odpowiedziałam, że jedenaście lat. „I jeszcze pani chodzi do kościoła...?” – zdumiał się przyszły ksiądz. Res Sacra Miser? W polskim Kościele – nie zawsze. DOMINIKA NAGEL Poszukuję osób i podmiotów gospodarczych – dostawców – niezadowolonych ze współpracy z odbiorcą z Lubania. Informacji oczekuje P.W. „LAMIR”, 11-041 Olsztyn, Gutkowo 85 Tel. 501 506 742, e-mail:
[email protected]
8
ielegalne premie sięgające miliona złotych, zawyżone koszty najmu biura i ulatniające się jak kamfora dotacje – to znaki rozpoznawcze wiceministra finansów, Cezarego Mecha. W niektórych (czytaj: prawicowych) mediach Mech przedstawiany jest jako twórca programu gospodarczego PiS. Według naszych informacji, jego pozycja jest znacznie niższa, a zasługi uboższe. A to z powodu konfliktu z prezydentem Lechem Kaczyńskim – konfliktu sięgającego lat 2002–2005. Wtedy to Cezary Mech próbował pisać tzw. strategię budżetową Warszawy. Problem w tym, że jej założenia były sprzeczne z koncepcją budżetu opracowywaną przez skarbnika stolicy. Patowa sytuacja doprowadziła w końcu do tego, że Kaczyński – wtedy prezydent Warszawy – zakazał Cezaremu publicznego prezentowania jakichkolwiek analiz. W normalnej partii członek skłócony z jednym z jej liderów byłby politycznie skończony. Nie w PiS-ie jednak i nie w Polsce. W Polsce, mimo że rządzi nią niepodzielnie rodzina Kaczyńskich, Cezary Mech otrzymał tekę wiceministra finansów. Zapewne fakt, że jest filarem polskiego Opus Dei, nie miał tu żadnego znaczenia... Świeżo upieczony wiceminister po raz pierwszy dał o sobie znać
N
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
POD PARAGRAFEM
Lewizny polskiej prawicy (9) w 1993 r. Wtedy to fundacja ZChN-u, w której zarządzie zasiadał Mech, otrzymała w ramach dotacji z PFRON-u około miliona złotych. Te pieniądze miały zapewnić letni wypoczynek podopiecznym fundacji. I zapewniły, tyle że nie wszystkim. Okazało się bowiem, że na kolonie wyjechało mniej dzieci niż uwzględniono w planach i poginęły dokumenty finansowe oraz faktury dotyczące kosztów wakacji. Sprawę załatwiono polubownie – PFRON odstąpił od roszczeń, a fundacja została zlikwidowana. W ramach ukojenia nerwów Mech wyjechał na 3 lata do Hiszpanii na stypendium, które ufundowała uczelnia związana z Opus Dei. Przeznaczone na ten cel pieniądze musiały być niemałe, skoro pozwoliły utrzymać się w Pampelunie nie tylko Cezaremu Mechowi, ale również jego żonie i dwójce dzieci. Te ostatnie
wykształcenie zdobywały w tamtejszych prywatnych szkołach. Po powrocie do kraju, w 1997 roku, Mech został prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi w rządzie Jerzego Buzka. Przez cały okres funkcjonowania UNFE (niecałe cztery lata) co roku Najwyższa Izba Kontroli negatywnie oceniała wykonanie jego budżetu. Przyjrzyjmy się teraz umowie najmu budynku przy ulicy Foksal, przeznaczonego na siedzibę UNFE.
Porady prawne Czy 26 lat po orzeczonym rozwodzie bez orzekania o winie moja była żona, od lat obywatelka francuska, może żądać ode mnie alimentów? Jestem 80-letnim emerytem, żona ma 75 lat, a syn, obywatel USA, mógłby pomóc matce. Mam na utrzymaniu inwalidę I grupy. (S.C., Wrocław) W przypadku rozwodu bez orzekania o winie małżonek rozwiedziony może żądać od drugiego rozwiedzionego małżonka dostarczania mu środków utrzymania w zakresie odpowiadającym jego usprawiedliwionym potrzebom oraz możliwościom zarobkowym i majątkowym małżonka zobowiązanego tylko w sytuacji, jeżeli znajduje się w niedostatku. Jeśli jednak zobowiązanym jest małżonek, który nie został uznany za winnego rozkładu pożycia, a także w przypadku rozwodu bez orzekania o winie, obowiązek ten wygasa zawsze z upływem lat pięciu od orzeczenia rozwodu. Była żona nie może zatem żądać od Pana alimentów. Może natomiast wystąpić z takim żądaniem wobec syna. ¤¤¤ Czy jest taka ustawa, która zwalnia określone osoby od opłaty abonamentu radiowo-telewizyjnego? Jestem inwalidą I grupy (Józef M., Szczecin) Ustawa z dnia 21 kwietnia 2005 r. o opłatach abonamentowych przewiduje zwolnienie od opłat następujące osoby: co do których orzeczono o zaliczeniu do I grupy inwalidów, całkowitej niezdolności do pracy i samodzielnej
§
egzystencji, znacznym stopniu niepełnosprawności, trwałej lub okresowej całkowitej niezdolności do pracy w gospodarstwie rolnym, osoby, które ukończyły 75 lat, osoby, które otrzymują świadczenie pielęgnacyjne lub rentę socjalną z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych lub innego organu emerytalno-rentowego, osoby niesłyszące, u których stwierdzono całkowitą głuchotę lub obustronne upośledzenie słuchu, a także osoby niewidome, których ostrość wzroku nie przekracza 15 proc. Jako inwalida I grupy jest Pan zwolniony od opłat RTV, pod warunkiem że nie pozostają z Panem we wspólnym gospodarstwie domowym co najmniej dwie osoby powyżej 26 roku życia, które nie spełniają warunków do uzyskania tych zwolnień. ¤¤¤ Zaciągnąłem pożyczkę dla kolegi. Jego rodzice poświadczyli na piśmie, że w razie zalegania ze spłatą rat, przejmą je „na swoje barki”. Kolega zalega ze spłatami, a jego rodzice nie kwapią się z przejęciem zobowiązań. Czy mogę dochodzić należności przed sądem na podstawie ich pisemnego zobowiązania? (Czytelnik z Ostrowa Wlkp.) Zaciągnął Pan pożyczkę w swoim imieniu, choć faktycznie na rzecz kolegi. Jest więc Pan dłużnikiem, a rodzice kolegi są poręczycielami Pana długu. Istota poręczenia polega na tym, że wierzyciel w braku zapłaty przez dłużnika może żądać zapłaty od poręczyciela. Z żądaniem zapłaty długu przez poręczyciela Pan, jako dłużnik, nie może wystąpić. Jedynie wierzyciel może egzekwować sądownie
Cena wynajmu metra kwadratowego powierzchni wynosiła średnio 70 dolarów. Niby tanio, jeśli jednak dołożyć do tego kolejne 3 mln zł na kapitalny remont obiektu, to kwota ta nabiera innego wymiaru. Tym bardziej że w tym samym czasie rynek nieruchomości dysponował luksusowymi biurami, których cena najmu za metr kwadratowy wynosiła 30–40 dolarów. Drugą sprawą, do której przyczepili się kontrolerzy NIK-u, były pensje pracowników UNFE. W 2002 roku, kiedy likwidowano urząd, średnia płaca wynosiła tam 6 tys. zł brutto i była wyższa od tej przewidzianej w ustawie budżetowej o 27 proc. I wreszcie sprawa podpisywania umów z kancelariami adwokackimi z zewnątrz, chociaż Mech chwalił się wszem wobec, że w nadzorowanym przez niego urzędzie pracuje trzynastu najlepszych prawników w Polsce. Usługi z zewnątrz kosztowały ponad 3 miliony zł! Ósmym cudem
od poręczyciela zapłatę długu. Jeżeli otrzymane z pożyczki pieniądze przekazał Pan swojemu koledze, to może Pan żądać ich zwrotu. Pisze Pan, że rodzice kolegi zobowiązali się do zapłaty. Tego oświadczenia nie znam, ale nie można wykluczyć, że oświadczenie to jest poręczeniem, iż kolega zwróci Panu pieniądze. W takiej sytuacji być może rodzice kolegi zobowiązali się do zwrotu Panu pieniędzy w przypadku, gdy kolega nie spłaci pożyczki. Powinien Pan zwrócić się do prawnika, który będzie mógł te dokumenty ocenić. ¤¤¤ Pracuję w Czechach w polskiej firmie i na polskich warunkach. Zawarto ze mną dwie kolejne umowy o pracę na czas określony. Trzecią umowę podpisano na rok, a następnie odebrano mi ją. Szef powiedział, że wystarczy, że to on ma umowę. Pracuję w tej firmie nadal, ale do dziś nie otrzymałem umowy. Czy pracodawca powinien zawrzeć ze mną umowę na czas nieokreślony, czy może np. tylko na rok? Czy można zwolnić pracownika zatrudnionego na czas nieokreślony, jeżeli przebywa na zwolnieniu chorobowym? (Stefan W., Wałbrzych) Polskie prawo dopuszcza zawarcie po sobie dwóch kolejnych umów o pracę na czas określony. Trzecia umowa musi zostać zawarta na czas nieokreślony. Nawet jeśli trzecia umowa została zawarta na czas określony, to i tak będzie miała skutki prawne umowy zawartej na czas nieokreślony. Odebranie Panu umowy nie zmienia faktu, iż została ona z Panem zawarta. Pracodawca ma natomiast prawny obowiązek wręczyć Panu drugi egzemplarz umowy. Ponadto może Pan żądać sądowego ustalenia, że jest Pan zatrudniony na czas nieokreślony. Mimo iż nie posiada Pan umowy, może Pan powołać na świadków osoby, które potwierdzą powyższe okoliczności.
świata pozostaje fakt, że urząd, który od strony prawnej zabezpieczali zatrudnieni na etatach najlepsi fachowcy i wynajmowane z zewnątrz najlepsze kancelarie, przegrywał większość spraw przed Naczelnym Sądem Administarcyjnym. Cezary Mech i jego ówczesny zastępca, Paweł Pelc, za trudy i znoje, które musieli znosić, kierując tak poważną instytucją, sowicie się wynagradzali. NIK podsumowała, że premie, które panowie sami sobie wypłacali, były zawyżone o dwie trzecie. A zatem rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów dotyczące sposobów wynagradzania było notorycznie łamane. W roku 2002 kranik obfitości został Mechowi brutalnie zakręcony, a to za sprawą następcy Buzka, Leszka Millera, który zlikwidował Urząd Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. Kazimierz Marcinkiewicz, głuchy na echa przeszłości, powołał Cezarego Mecha na stanowisko wiceministra finansów. Odwaga premiera ma szansę przejść do historii. Podobnie jak budżet państwa w rękach takiego speca od finasów. AGNIESZKA HAMANKIEWICZ MICHAŁ POWOLNY
Nie można zwolnić pracownika w czasie trwania stosunku pracy, jeżeli jego nieobecność w pracy jest usprawiedliwiona chorobą. Należy zatem niezwłocznie przedstawić pracodawcy zwolnienie lekarskie w przypadku, gdy powodem nieobecności jest choroba. ¤¤¤ Wkrótce zamierzam wyemigrować do kraju, który nie jest członkiem Unii Europejskiej. Od lat otrzymuję rentę inwalidzką przyznaną mi na stałe. Czy w związku z moim wyjazdem z kraju ZUS będzie zobowiązany wypłacać mi to świadczenie na dotychczasowych zasadach do miejsca mojego pobytu, czy też zostanę tego świadczenia pozbawiony? (Leszek S., Gdynia) Przyznano Panu rentę na stałe, ponieważ spełnił Pan ustawowe wymogi do jej nabycia. Wyjazd do innego kraju nie jest podstawą utraty prawa do renty. Świadczenie to będzie Panu przysługiwało bez względu na to, w jakim kraju zdecyduje się Pan zamieszkać. W powyższej sytuacji może Pan wskazać osobę upoważnioną przez Pana do odbierania renty w dotychczasowym miejscu Pana zamieszkania. Może Pan również wskazać konto bankowe w innym kraju, na które ma być przesyłana renta. Wówczas otrzyma Pan świadczenie w obcej walucie. W tym wypadku musi się Pan liczyć z tym, że z renty zostaną potrącone koszty transferu bankowego oraz koszty związane z wymianą waluty. ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań tygodniowo. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Odpowiedzi szukajcie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
§
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r. ajbardziej tajemnicza organizacja katolików – Opus Dei – coraz mocniej zapuszcza korzenie w Polsce. Opanowuje elity polityczne i środowiska naukowe. W naszym kraju działa około 350 aktywnych opusdeistów oraz około 1000 sympatyków. Ta ortodoksyjna organizacja nie pojawiła się w Polsce dopiero w ostatnich latach. Z pewnością zwolennicy Josemarii Escrivy de Balaguera (założyciel OD) – kanonizowanego przez Jana Pawła II w październiku 2002 r. – działali w Polsce już od dawna, jednakże nie pojawiali się w świetle telewizyjnych jupiterów. Dopiero jednoznaczne poparcie polskiego papieża i przemiany polityczne nad Wisłą pozwoliły im wypłynąć na szersze wody. JPII nie krył swoich sympatii dla OD, które zresztą wybrało go na papieża. Szacuje się, że wokół Wojtyły uwijało się około 100 członków i protektorów organizacji, m.in. rzecznik prasowy Watykanu Joaquin Navarro-Valls. Jak ostatnio słyszeliśmy, wybór nowego papieża, Benedykta XVI, również przeforsowali członkowie Dzieła. Także w polskim Kościele można spotkać wielu hierarchów, którzy śladem sternika z Watykanu od lat otwarcie sympatyzują z Dziełem. Należą do nich m.in.: sekretarz Episkopatu, bp Piotr Libera, metropolita gdański Tadeusz Gocłowski, abp Sławoj Leszek Głódź i bp Piotr Jarecki. Sympatii i związków z ortodoksyjnymi katolikami nie ukrywa dziś wielu polityków, m.in. z Argentyny, Peru, Brazylii, Chile. Coraz liczniej, choć nieśmiało, ujawniają się ci z Hiszpanii, Austrii czy Włoch. Szczególnie duże wpływy miała ta organizacja w Hiszpanii za czasów gen. Franco i prawicowego rządu Jose Marii Aznara. Początki oficjalnej działalności Dzieła Bożego w Polsce związane są ze Szczecinem, a ściślej mówiąc – z diecezją szczecińsko-kamieńską. W 1989 r. tamtejszy biskup Kazimierz Majdański zaprosił OD do Polski i stworzył jej członkom warunki do działania. Pierwsze kroki stawiał tu niezwykle ambitny ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski, którego rodzina od lat służy tej organizacji. W ostatnich latach postacią numer jeden w tym regionie stał się Alberto Lozano Platonoff, numerariusz OD, doradca ministra finansów. Ten Meksykanin z pochodzenia – znakomicie znający Polskę i naszych rodaków – jest wicedyrektorem ośrodka akademickiego OD w Szczecinie i wykładowcą Uniwersytetu Szczecińskiego. Z uczelni tej zresztą pochodzi także wielu innych aktywistów organizacji, m.in. prof. Jan Lubiński, mąż Teresy Lubińskiej, do niedawna ministra finansów, a obecnie sekretarza stanu w Kancelarii Premiera Marcinkiewicza. Po Szczecinie przyszła kolej na inne ośrodki w kraju: Warszawę, Kraków i Poznań. Dziś OD dysponuje
N
nie tylko kilkusetosobową „kadrówką” i coraz większym zastępem sympatyków, ale i potężnym majątkiem, m.in. własnymi przedszkolami i szkołami, choć oficjalnie występują one pod innymi szyldami. Obecnie pod egidą Opus Dei nabiera rozpędu kształcenie kadr menedżerskich, rekrutowanych m.in. spośród aktywistów PiS i PO. Ekspansja organizacji odbywa się na niespotykaną dotąd skalę, choć wiele aspektów jej działalności nadal skrywa milczenie. Tylko nieliczni domyślają się, że także w Polsce, śladem wielu krajów europejskich, rośnie materialne zaplecze Dzieła – na przykład w Piotrkowie Trybunalskim powstają mury nowoczesnej uczelni, która będzie kształcić funkcjonariuszy Opus Dei.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI ekonomiczne odpowiada wiceminister finansów Cezary Mech, absolwent hiszpańskiej uczelni OD, były prezes Urzędu Nadzoru nad Funduszami Europejskimi, skłócony z Lechem Kaczyńskim, co zablokowało jego awans na ministra finansów. Jeszcze większe wpływy Kościoła widoczne są w resorcie kultury. Do organizacji należą: sam minister Kazimierz Ujazdowski, a także obaj jego zastępcy – Jarosław Sellin (b. członek KRRiT) i Tomasz Merta (b. dyr. Instytutu Dziedzictwa Narodowego zajmującego się faktycznie promocją świętych Kościoła kat., napędzający do organizacji stado młodych wilków). Także Ministerstwem Skarbu kierował do 4 stycznia br. członek OD
w MON Aleksander Szczygło, kojarzony z OD. W resorcie zdrowia wiceminister Bolesław Piecha jest członkiem tej organizacji. Z OD związani są również: wiceminister spraw zagranicznych Anna Fotyga (b. eurodeputowana PiS), wiceminister środowiska Agnieszka Bolesta, minister i jego zastępca w resorcie pracy, czyli Krzysztof Michałkiewicz i Kazimierz Kuberski. W Sejmie członkiem organizacji jest sam świątobliwy marszałek Marek Jurek, a także posłowie PiS: Małgorzata Bartyzel, Tadeusz Cymański, Artur Górski, Tomasz Górski, Paweł Kowal, Piotr Krzywicki, Jan Libicki, Barbara Marianowska, Paweł Poncyliusz, Ryszard Wawryniewicz, Artur Zawisza, Stanisław
Wszyscy ludzie Opus Dei ¤¤¤ Szacuje się, że jedną trzecią Klubu Parlamentarnego PiS stanowią dziś ludzie związani w różnym stopniu z Opus Dei. Liderami tej grupy są: poseł Kazimierz Ujazdowski (minister kultury i dziedzictwa narodowego) i senator Ryszard Legutko (wicemarszałek Senatu). O wpływach OD świadczy m.in. wybór na premiera Kazimierza Marcinkiewicza, który już od wielu lat jest przygotowywany do wstąpienia do Opus Dei. Premier pochodzący formalnie spoza OD gwarantuje braciom Kaczyńskim kontrolę nad rządem, ale w praktyce nie wygląda to zbyt różowo. Kancelarią Premiera kierują więc ludzie braci K. (Mariusz Błaszczak, b. burmistrz dzielnicy Śródmieście w Warszawie, Piotr Tutak, b. dyrektor biura PiS w Sejmie, i Adam Lipiński, najbliższy współpracownik Jarosława Kaczyńskiego), ale faktycznie za sznurki pociągają: Zbigniew Derdziuk (wiceszef Kancelarii Premiera Jerzego Buzka, prawa ręka Wiesława Walendziaka, członek rad nadzorczych spółek, m.in. Telewizji Familijnej i Instytutu Środkowoeuropejskiego, dziś członek rady Instytutu Sobieskiego) i Konrad Ciesiołkiewicz (rzecznik prasowy rządu, wychowanek Kazimierza Ujazdowskiego, polityczne szlify zdobywał w ZHR). Pod całkowitą kontrolą OD są też trzy resorty: finansów, kultury i dziedzictwa narodowego oraz skarbu państwa. Poza Alberto Lozano Platonoffem w Ministerstwie Finansów działają jeszcze inni funkcjonariusze Dzieła: za strategię podatkową odpowiada dr Marian Moszoro (31 lat), absolwent uniwersytetu OD w Barcelonie; cłami, administracją podatkową, grami losowymi i zadłużeniem zajmuje się z kolei supernumerariusz Marian Banaś, de facto pierwszy zastępca ministra finansów, który awansował tak wysoko za zasługi dla Dzieła w Krakowie. Za instytucje finansowe, informatyzację i analizy
Twórca Opus Dei w Polsce – ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski
Andrzej Mikosz, a po jego wymuszonej dymisji pałeczkę przejął Paweł Szałamacha, też członek Dzieła, do niedawna prezes Instytutu Sobieskiego, faktycznego zaplecza finansowo-programowego PiS, powiązany wcześniej z pampersami Walendziaka. W resorcie eksponowane stanowiska zajmują również sympatyzujący z organizacją Maciej Heydel (wiceminister) i Piotr Rozwadowski (wiceminister). Nie brak także „swoich” w innych resortach – Ministerstwem Transportu i Budownictwa kieruje Jerzy Polaczek, supernumerariusz, zaś jego prawą ręką jest Piotr Styczeń, członek Dzieła, któremu powierzono rozwiązywanie problemów budownictwa mieszkaniowego. Z kolei w MSWiA na stanowiskach wiceministrów pracuje 2 bliskich sympatyków Dzieła: Arkadiusz Czartoryski (nadzoruje wojewodów) i Paweł Soloch (odpowiada za straż pożarną i system ratownictwa). W Ministerstwie Gospodarki tak newralgicznym tematem jak zapewnienie Polsce dostaw gazu zajmuje się Piotr Naimski, sympatyzujący od lat z organizacją OD. Za kontakty z parlamentem oraz sprawy międzynarodowe odpowiada
Zając, Paweł Zalewski i Łukasz Zbonikowski. Z Platformy Obywatelskiej do OD należą: Jolanta Fabisiak, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Julia Pitera i Urszula Augustyn. Również wśród „ligusów” nie brak ludzi Escrivy, a należy do nich Roman Giertych, Witold Bałażak i Rafał Wiechecki. W izbie refleksji (Senat) z Dziełem kojarzy się głównie wicemarszałka Ryszarda Legutkę, profesora UJ (to ten, który walczy o sfinansowanie z budżetu budowy Świątyni Opatrzności Bożej), a także Przemysława Alexandrowicza (PiS). Jak już wspomnieliśmy, OD tradycyjnie prowadzi działalność pod płaszczykiem wielu organizacji pozornie nie mających nic wspólnego z Kościołem. Na przykład we wpływowym Klubie O1 – zrzeszającym głównie przedsiębiorców i prawników – działają m.in.: numerariusz Jakub Banaś (syn wiceministra finansów Mariana Banasia, prezes kilku firm i fundacji), Stanisław Kluza (główny ekonomista Banku Gospodarki Żywnościowej), numerariusz Leszek Skiba (wykładowca Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu) i Michał Zborowski (Porty Lotnicze). W fundacji
9
„Inkubator”, która organizuje np. praktyki studenckie, radę fundatorów stanowią m.in.: Monika Skiba (siostra Leszka Skiby), Jakub Banaś i Jacek Jonak (b. członek Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, konsul honorowy Luksemburga, doradca Eureco). W fundacji Academia Juris, szczycącej się udzielaniem porad ludziom ubogim, w zarządzie działa m.in. aktywista OD Marcin Szczyguła. Z kolei Wolontariat Polska swoją siedzibę umieścił w lokalu Dzieła przy ul. Filtrowej, co świadczy o obliczu i wpływach WP. Członkowie i sympatycy Dzieła w ostatnich latach tworzyli sporo instytucji zajmujących się wspieraniem PiS – np. Instytut Sobieskiego (do twórców należał Paweł Szałamacha i eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości Konrad Szymański), Fundację Odpowiedzialność Obywatelska (m.in. Zygmunt Kostkiewicz, b. prezes PZU, dziś szef Commercial Union). Dzieło drąży również wpływowe środowisko mediów. Sekretarzem Rady Nadzorczej TVP jest Adam Pawłowicz, wśród członków Rady Nadzorczej „Ruchu” znajduje się Jacek Rusiecki (pampers Walendziaka), zaś członkiem zarządu i dyrektorem Biura Reklamy TVP jest Piotr Gaweł. Do grona znanych dziennikarzy organizacji należą m.in.: Bogdan Rymanowski (TVN 24), Piotr Semka (TV PULS), Grzegorz Górny („Ozon”), Robert Tekieli („Ozon”), Jakub Sufin („Panorama” TVP), Łukasz Warzecha („Fakt”), Cezary Michalski („Fakt”). Zapomniany już nieco Wiesław Walendziak wciąż jest bardzo aktywny – obecnie kieruje firmą Polski Operator Telewizyjny, która przygotowuje się do uruchomienia w Polsce nadajników naziemnej telewizji cyfrowej. W biznesie wielką rolę odgrywa również Bartłomiej Pawlak, b. prezes OBOP, który nadzoruje EuroPolGaz. Radę Nadzorczą Banku Gospodarstwa Krajowego także niemal w całości stanowią ludzie Dzieła, np. Marian Moszoro, Zbigniew Derdziuk i Anna Witkowska (doradza ministrowi finansów). Macki kościelnej organizacji sięgają teraz coraz głębiej i dalej. Członkiem Dzieła jest m.in. młody wojewoda śląski Tomasz Pietrzykowski, karierę w samorządzie łódzkim robi także Michał Król, LPR-owski radny sejmiku, kandydujący do Dzieła. W kolejce do organizacji stoją już kolejni pretorianie żądni władzy, wpływów, pleców i pieniędzy. Opus Dei dysponuje dziś w kraju potężnym majątkiem szacowanym na mniej więcej 40 mln zł, ale formalnie nie należy on do organizacji. Większa część mienia figuruje na kontach różnorodnych stowarzyszeń powiązanych z Kościołem, co znakomicie ułatwia ukrycie powiązań organizacyjnych i własnościowych. Wszystko to razem tworzy siatkę, za którą faktycznie stoi Kościół. Czy stanowi to zagrożenie dla struktur państwa? Czas pokaże... BARBARA SAWA ANNA KARWOWSKA
10
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
KWIATKI POLSKIE
iemy, że nas osaczają. Sączą się z ust polityków „przeciwnych głodnym dzieciom”, „dzielących się sukcesem” biznesmenów, „broniących życia” biskupów. Najczęściej – rzeczników prasowych. Przywykliśmy do ich istnienia. Próbujemy je tylko rozszyfrować, bo rozszyfrowane przestają nam zagrażać. To kłamstwa nasze powszednie, zadomowione w Polsce w życiu publicznym i nie tyl-
W
daje zwodzić. Badaniem trików i technik, używanych przez polityków podczas kampanii wyborczych, zajmują się liczne specjalności: psychologia społeczna, socjotechnika, marketing, public relations. Profesjonalny doradca polityka, czyli spin doctor, jest w stanie nawet idiotę wprowadzić do parlamentu. Dla wyborców programy i „deklaracje programowe” mają minimalne znaczenie, bo na przykład ładni i wyżsi zawsze wypierają brzydkich i niższych. Ci z fotką z Nim – tych, którzy bezcennej fotki nie ma-
podaje się, jaki komitet ich wystawił (np. Maria Szyszkowska – nr 5835, Polska Partia Pracy). Do Sejmu wchodziłoby 460 osób z największą liczbą głosów. Wszyscy prowadziliby kampanię w całym kraju i mieli równe szanse; nie byłoby „spadochroniarzy” ani „lokomotyw wyborczych”. Co więcej – kandydatów na jedno miejsce nie byłoby 28, jak obecnie, ale 4 lub 5, bo „dopychacze” mający za zadanie nazbierać kilkaset głosów po prostu by nie startowali. Cały tak wybrany parlament auto-
częściej widziano yeti i arkę Noego. Reform mamy zatrzęsienie (prawdopodobnie od 16 lat nie schodzimy poniżej setki), ale ta w zakresie „służby zdrowia” jest
„zwykłego” marnotrawstwa należałoby do tego dodać straty spowodowane przez korupcję, nepotyzm i ustawione przetargi. Jeśli są straty, to trzeba zacisnąć pasa, żeby je odrobić. Zaciskanie pasa ma to do siebie, że dotyka nie tych, których powinno. W Polsce obliczono, że znacznie łatwiej „oszczędzać”, zabierając studentom kilka procent zniżki na PKP, niż klerowi prawo do sprowadzania bezcłowych samochodów. Cóż począć? Trzeba „zacisnąć pasa”, bo zgaśnie słońce i ciemności spowiją ziemię – jak wytłumaczyliby to kapłani egipscy. W języku polskim nie zadomowiło się, niestety, rozróżnienie między „oszczędzaniem” a rozsądnym gospodarzeniem. Oszczędzać znaczy tyle, co używać mniej niż potrzeba z powodu niedoboru. Rząd może np. nakazać oszczędzanie wody w czasie suszy. Drugie znaczenie najlepiej oddaje słowo „roztropność”, choć nie ma ono znaczenia ekonomicznego. Właściwy sens oddaje tu
najpopularniejsza. Codziennie – od kilkunastu lat – wszyscy kolejni ministrowie ją reformują. Gwałcąc przy tym język polski. Bo jeśli coś się reformuje szesnaście lat, to znaczy, że żadnej reformy nie ma i nie wiadomo nawet, czy była jakaś przymiarka do niej. To tak jakby powiedzieć, że USA „reformują się od ponad 200 lat”. Nie mówcie o tym premierowi Marcinkiewiczowi, bo biedak właśnie „wprowadza niezbędne reformy”; 6) „zaciskanie pasa” – inaczej: masochizm finansowy. Jednocześnie nakaz moralny dla Polaków na wieki wieków. Niemiecki Instytut Ochrony Podatnika, który bada i ujawnia przypadki marnotrawienia publicznych pieniędzy, szacuje, że urzędnicy niemieccy co roku marnują miliardy euro z podatków na bezsensowne projekty, które można było wykonać znacznie taniej lub okazały się zgoła niepotrzebne. Jeśli tak mają się sprawy w Niemczech, to co dopiero w Polsce?! Oprócz
zaprzeczenie – „brak marnotrawstwa”. To ogromna różnica. Ludzie roztropni rzadko kiedy muszą oszczędzać. I odwrotnie – marnotrawcy prawie nigdy nie oszczędzają, ponieważ twierdzą, że „nie mają z czego”. Ludzie roztropni wiedzą, że znacznie lepiej wydać więcej na przedmioty energooszczędne, ponieważ taki wydatek po pewnym czasie się zwraca. Póki jednak państwo nie będzie miało motywacji ekonomicznej do takiej roztropności, w środku zimy pośród grubego śniegu będziemy widzieli szerokie na dwa metry pasy trawy nad rurami ciepłowniczymi, które marnotrawią połowę energii. To znak, że znów musimy „zacisnąć pasa”; 7) „niebezpieczne sekty” – temat stary jak wakacje, bo wtedy ma się najlepiej. Czy nowe ruchy religijne mogą być niebezpieczne? Oczywiście, że tak. I bywają. Co więcej – niebezpieczne mogą być nawet wielkie religie. Wszystko używane w nadmiarze albo niezgodnie z instrukcją obsługi może być niebezpieczne. Hinduizm na przykład, poprzez pojęcie karmy, doprowadził do sytuacji,
zwalniająca od samodzielnego myślenia, a przy tym – w odróżnieniu od autorytetu naukowego – niekontrolowana”. Tym samym budowniczowie kultu jednostki w Polsce znaleźli się w nad wyraz dwuznacznej sytuacji, bo wspomniany frazes znaczy tyle, co następny: „Oto człowiek, który ma być dla was ołtarzem waszego rozsądku, samodzielności i wolności”. Mało zachęcające, prawda? 5) „reforma służby zdrowia” – coś, o czym wkrótce będzie się mówić, że nie wiadomo, co to jest, bo
Kłamstwa nasze powszednie ko. Przyjrzyjmy się im, aby stały się dla nas mniej groźne. Nie ma w Polsce, niestety, klimatu do sceptycznego i krytycznego myślenia. Pamiętam znakomity magazyn popularno-naukowy „Sonda”, który kiedyś, jako dziecko, lubiłem oglądać, mimo że nie wszystko rozumiałem. Obecnie zamiast „Sondy” mamy sondowanie, ile osób szlag trafi po obejrzeniu wiadomości o sabacie egzorcystów na Jasnej Górze. A przecież tak wychowywane dzieci są oduczane naturalnych odruchów i reakcji, czyli zdrowego rozsądku! Zaś „gdy rozum śpi, budzą się upiory”. Ten mały przegląd to zaledwie wierzchołek góry lodowej... 1) „spadek wzrostu bezrobocia” – jeden z pierwszych tworów wymyślonych przez rządy prawicowe na początku lat 90., w działaniu zbliżony do morfiny. A ponieważ pierwszy, to taki prymitywny, że aż śmieszny. Późniejsze były już o wiele bardziej wyrafinowane. Czyż nie lepiej powiedzieć: „nastąpił spadek wzrostu bezrobocia” – zamiast: „nadal, dzień w dzień, zamykane są w Polsce kolejne zakłady pracy, a bezrobocie osiągnęło poziom dramatu narodowego”? No pewnie, że lepiej. Policzmy i załóżmy, że na początku transformacji pracę traciło 100 tysięcy osób miesięcznie. Po roku mamy 1,2 mln bezrobotnych. Gdyby nie „spadek wzrostu bezrobocia” po trzech latach bezrobocie osiągnęłoby 3,6 mln, po pięciu – 6 mln, a po dziesięciu – 12 mln. W narodzie niespełna 40-milionowym! Jest to więc odkrycie na miarę ekonomicznego Nobla. Co ciekawe, rząd (jeszcze!) nigdy się nie pochwalił „wzrostem wzrostu” czegoś; 2) „naród wybrał” – bardzo popularny wytrych, który praktycznie zamyka dyskusję na temat wyborów (nawet poważnym naukowcom – tym, którzy nie pragną narazić się obrońcom poprawności politycznej). Parafrazując starożytnych: „Naród wybrał, sprawa zamknięta”. Albo: „Wola boska” – według prymasa Glempa. Widocznie to najlepsze, co mogło się zdarzyć. Przecież naród się nie myli. Tymczasem nie myli się, ale często
ją. A panowie wpisujący na ulotkach dane: żonaty, troje dzieci, syn Waldemar studiuje w seminarium duchownym” – wypierają całą resztę pozbawioną tak wspaniałych atutów; 3) „demokratyczny ustrój RP” – dogmat równie wielki jak to, że Jan Paweł II Największym Moralnym Autorytetem Świata był (patrz: Kłamstwo nr 4). Nasze demokratyczne władze same o sobie mówią, że są demokratyczne. Bardzo słusznie zresztą. Żeby być wiernym etymologii, państwo można uznać za w pełni demokratyczne, jeśli partie polityczne nie są preferowane przez system wyborczy w stosunku do innych komitetów wyborczych. Tymczasem nie było i nie ma w Sejmie kandydatów spoza partii politycznych (z wyjątkiem „ustawowych” dwóch Niemców), choć w każdych wyborach parlamentarnych startują ich tysiące. Haczykiem jest próg wyborczy, który eliminuje jednostki wybitne na rzecz ścibolenia promili przez setki towarzyszy Szmaciaków. Idealnie demokratyczny system wyborczy wyglądałby następująco: nie ma okręgów wyborczych, wszyscy kandydaci w kraju uszeregowani są alfabetycznie i tylko informacyjnie
matycznie stałby się uosobieniem elity, bo z elit by się składał. Czy taki prosty i uczciwy system wyborczy (pomijając względy techniczne) mógłby zostać przyjęty przez nasz parlament? Zapewne nie zgodziłby się na to... demokratyczny ustrój RP; 4) „Jan Paweł II – Największy Moralny Autorytet Świata” – frazes z determinacją godną lepszej sprawy, powtarzany do znudzenia przez wszystkich urzędników – od wójta Zapiecek Dolnych po prezydenta Kwaśniewskiego. Nie chodzi tu o negowanie tej opinii – nie można temu bowiem przypisać ani prawdy, ani fałszu, bo nie jest to forma zdaniowa, lecz emocjonalny panegiryk. Polskie elity przegapiły jednak myśl Lwa Tołstoja: „Wiara w autorytety powoduje, że błędy autorytetów przyjmowane są za wzorce”. Dla osób, którym myśl ta jest bliska, sama instytucja autorytetu (nie mylić z prawdziwym, a nie wykreowanym przez ambonę czy media) jest podejrzana, potencjalnie szkodliwa, a w najlepszym razie – nieznacząca. Prof. Barbara Stanosz ujęła to tak: „Jeśli upada instytucja autorytetu moralnego, to dobrze, bo to podejrzana instytucja,
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r. w której teologicznie usprawiedliwiony jest brak wszelkiej pomocy potrzebującym (skoro cierpią, to znaczy, że chcą w ten sposób osiągnąć doskonałość albo zasłużyli na to
w poprzednich wcieleniach). Islam zaś, który powstał w kulturze skrajnie patriarchalnej, nie zmienił się pod tym względem i nadal może prowadzić do podporządkowania kobiet oraz usprawiedliwiać przemoc wobec nich. Czy można jednak zakazywać działania nowym ruchom religijnym albo choćby ograniczać ich działalność? Otóż nie, jeżeli nie robi się tego samego wobec religii dominującej. W przeciwnym wypadku nie jest to troska o nadużycia wolności religijnej – jak twierdzą tropiciele sekt – ale dyskryminacja w czystej formie. Największa sekta – rodem z Watykanu – oferuje m.in.: obsesje i problemy seksualne oraz strach przed piekłem zamiast moralności, ekspresowe czyszczenie sumienia w konfesjonale oraz dyskryminację kobiet, rozwodników i homoseksualistów. Jest to najbardziej ewidentne wtedy, gdy przeciwko sektom występują „psy Boga”, czyli dominikanie – główna siła dawnej świętej inkwizycji. Państwo, oczywiście, wciąż pozwala robić z siebie idiotę, dotując działalność największej sekty; 8) „Wielce Szanowny Pan Poseł” – to nie tyle kłamstwo, co sposób manipulacji. Oczywiście, każdemu posłowi należy się szacunek „na kredyt”. Problem zaczyna się wtedy, gdy niektórzy z nich (głównie „pierwszaki”) legitymacją poselską wymachują z powodu braku większych dokonań, a w skrajnym przypadku traktują ją jako glejt na prowadzenie po pijanemu lub pozwolenie na pijacką burdę w restauracji. Ludzie, którzy osiągnęli samorealizację, nie potrzebują zewnętrznych oznak swojej pozycji. Chowanie się pod autorytetem Sejmu świadczy więc o pośle jako o ośle. Poza tym oznaki dostojeństwa – takie jak całowanie po rękach czy prawo pierwszej nocy – cechują społeczności niedemokratyczne, a nigdy – demokratyczne. Tym gorzej dla demokracji, jeśli upowszechnią się choćby w szczątkowej formie;
9) „dziecko poczęte” – znaczy mniej więcej tyle, co „moralność komunistyczna”. A tak na serio nie jest to opis rzeczywistości, ale pułapka na ideologicznych oponen-
tów. Jeśli uzna się istnienie „dzieci poczętych”, to trzeba się opowiedzieć albo za ich „obroną”, albo „zabijaniem”. Ot, i cała sztuczka z dziedziny erystyki. Można ją zdemaskować w następujący sposób: wszystkie dzieci w Polsce mają numer PESEL. Jeśli więc istnieją „dzieci poczęte”, to znaczy, że są dyskryminowane z powodu wieku („ujemnego”). Kto używa pojęcia „dzieci poczęte”, musi się opowiedzieć za przyznaniem im PESEL-u. Jeśli tego nie zrobi, to przyzna, że „dzieci poczęte” nie istnieją; 10) genotyp zygoty a religia – zanim coś się wyprodukuje, trzeba to przetestować. Gdyby tę regułę wzięli sobie do serca niektórzy biskupi i „obrońcy życia” (patrz: Kłamstwo nr 9), pewnie ugryźliby się w język, zamiast mówić, że zygota jest człowiekiem, bo posiada genotyp. Jest to oczywiście wybiórcze używanie zdobyczy nauki do obrony religijnego zakazu aborcji. Nieskuteczne z dwóch powodów – po pierwsze, ta sama nauka głosi mnóstwo teorii sprzecznych z doktryną katolicką (na przykład, że rozwody i onanizm są czymś normalnym, leżącym w naturze ludzkiej). Jeśli „obrońca życia” nie chce popaść w sprzeczność, musi je zaakceptować, ponieważ – powołując się na argument spoza religii – przestał być przez nią „chroniony” (a tego nie zrobi, bo przestałby być katolikiem). Po drugie i bodaj ważniejsze – jest to ateizacja nauki Kościoła, co dla obrońców jego nauki jest grzechem najcięższym z możliwych. Z religijnie ortodoksyjnego punktu widzenia aborcja nie jest grzechem, dopóki w ciało nie
SEJMOGRAF wstąpi dusza (i tylko wtedy aborcja skazuje płód na piekło z powodu braku chrztu, co jest bezpośrednim problemem teologicznym). Wszyscy wielcy teolodzy, z Tomaszem z Akwinu na czele, zgadzali się, że w początkowym stadium (do 40 dnia w przypadku chłopców i 80 w przypadku dziewczynek) płód nie ma duszy, więc aborcja nie jest ani zabójstwem, ani problemem teologicznym. Naukę tę zaakceptował sobór wiedeński w 1312 roku. Kłamstwo nr 10 jest więc nie tylko łatwe do rozszyfrowania (powód pierwszy), ale jest też herezją, bo kto tak mówi, przedkłada omylną naukę nad stulecia tradycji chrześcijańskiej! 11) pogrzeby płodów jako „szacunek dla życia” – kłamstwo wyjątkowo podłe i cyniczne, a jednocześnie jawne (jako element maniactwa antyaborcyjnego). Ma oznaczać, że księża mają więcej szacunku dla życia niż humaniści. To tak jakby humaniści spreparowali Biblię na swoją modłę, drukowali ją i rozdawali na ulicach; 12) nienaturalność homoseksualizmu – kolejny mit typu „pies, czyli kot”. „Nienaturalne” znaczy niewystępujące w naturze. Tymczasem badacze odkryli, że homoseksualizm występuje także wśród zwierząt. Choć trzeba przyznać, że tylko nieochrzczonych. Ale i to nie jest clou odpowiedzi na ten zarzut – wszak mówią to księża, którzy robią coś jak najbardziej nienaturalnego, czyli żyją w celibacie. Celibat jest jedną z przyczyn pedofilii, a także poważnych problemów psychicznych. Kościół nie ma więc moralnego prawa wysuwać takiego argumentu. MACIEJ PSYK
11
WYWIAD Z ANDRZEJEM LEPPEREM
Granice koalicji z PiS Andrzej Lepper: – Nie jesteśmy zakładnikami PiS. Ziobry się nie boimy! Przewodniczącego Samoobrony złapaliśmy w drodze z jednego spotkania na drugie. Jeździ po kraju, odwiedza swoich ludzi, przygotowuje do wyborów samorządowych. Od soboty jednak temat tych spotkań zmienił się. Decyzja Jarosława Kaczyńskiego o dokooptowaniu Zyty Gilowskiej do rządu Marcinkiewicza zaskoczyła nawet Wodza. Choć Lepper stara się trzymać fason: – Mnie tak bardzo nie zaskoczył. To nie pierwszy sygnał, że PiS idzie w kierunku liberalnym.
– Gdzie jest granica wspierania przez was tego rządu? – Mogą liczyć wyłącznie na poparcie ustaw, które idą w kierunku poprawy sytuacji socjalnej społeczeństwa, w kierunku polityki prorodzinnej, rozwoju kraju, obniżenia kosztów pracy, obniżenia podatków. Żadnych innych. Jeśli będą chcieli złożyć projekt idący w kierunku liberalnym, to mowy nie ma o naszym poparciu. Poparcie dla projektów politycznych też nie wchodzi w grę. – Czy będziecie mieli pieniądze na przyspieszone wybory? – Dziś już nikt nie robiłby wyborów tak kosztownych jak te
Fot. WHO BEE
W krótkim czasie zmienił przecież dwóch ministrów, i to – moim zdaniem – głównych resortów: skarbu i finansów. Skarb jest dla nich ważny, bo przecież do sprywatyzowania mają jeszcze energetykę, KGHM i wiele innych strategicznych przedsiębiorstw, a finanse, wiadomo – przyjmujemy budżet. – Ale to jest kłopot dla Pana. Gilowska dostała posadę wicepremiera i ministra finansów w dwa dni po tym, jak Pan się PiS-owi, po raz kolejny, zaoferował. Samoobrona postawiła sprawę na ostrzu noża, a w odpowiedzi zobaczył Pan w telewizji pałacową ceremonię z Gilowską. – To jest odpowiedź i dla nas, i policzek dla Platformy. PiS kopie rowy nie do przeskoczenia. Wykopał między sobą a Platformą, a teraz kopie między sobą a Samoobroną i Ligą.
z ubiegłego roku. Tylko czy byłaby frekwencja, czy naród to wytrzyma? PiS nie może liczyć na duże poparcie. W terenie widać, że ludzie liczyli na wielką koalicję i się zawiedli, więc to poparcie w sondażach, moim zdaniem, nie odzwierciedla stanu faktycznego. – Czy w tej sytuacji poszukujecie jakichś innych kierunków współpracy niż tylko z PiS-em? Czy rozmawiacie z SLD, z PSL? – Rozmowy się toczą i PiS nie może być pewny, że żadna inna koalicja niż z nimi się nie zawiąże. – Mówi się, że na krnąbrnych partnerów PiS ma ministra Ziobrę... – Nie twierdzę, że na pewno nikt spośród nas się nie boi, ale na pewno ani ja, ani nikt z czołowych działaczy. Na pewno nie jesteśmy zakładnikami PiS. Rozmawiał MB
12
SIŁY ZDROWEGO ROZSĄDKU
Gdańsk. Piąta rano. Cierpiący na bezsenność staruszek spaceruje z chuderlawym ratlerkiem. W ciemnej bramie anonimowy vlepkarz czeka, aż znikną z horyzontu. Potem szybko sięga po klej i wąski zwój zadrukowanego papieru... Za godzinę pierwsi przechodnie przeczytają na wyborczym billboardzie (jeszcze) kandydata na prezydenta: „Kaczyński ma małego fiutka”. Napis pod fotografią zajmuje całą szerokość plakatu. Widać go z daleka. Sprawca afrontu pozostaje nieznany. Mija miesiąc. Po obrazoburczym haśle nie ma śladu, po sprofanowanym billbaordzie zresztą też. Nic to! Wkrótce na ulicach Trójmiasta pojawią się nowe vlepki, vlakaty, szablony. Wkraczamy bowiem w epokę IV RP, a są tacy, którym się to baaardzo nie podoba. W przeczuciu nadchodzącej fali klerykalnego zamordyzmu i państwa totalitarnego budzi się podziemna sztuka ulicy. Nowej władzy, jej wartościom i nieoficjalnej cenzurze mury zaczynają mówić: NIE! W słoneczne południe autor serii antykaczych i antyklerykalnych vlepek pokazuje mi swoje prace. W otwartej galerii miasta oglądam też dzieła innych niepokornych – anarchistyczne i antyfaszystowskie szablony, graffiti wymierzone w polskie uwielbienie dla ikon Maryi i JPII, a także czarno-białe, surowe w formie i mocne w przekazie plakaty Radykalnej Akcji Twórczej. – Zwykle działam w pojedynkę, ale tylko większe akcje, takie jak ta z billboardem Kaczyńskiego, wymagają klejenia pod osłoną nocy. Żeby zamieścić kilkucentymetrową vlepkę na latarni czy odwrocie znaku drogowego, wystarczy chwila. Kiedy idę na spacer czy do pracy, zawsze mam w kieszeni plik vlepek. W drugiej – klej w sztyfcie. Niektórzy odbijają wzory na papierze samoprzylepnym, ale to kosztuje. Ja wybrałem metodę: minimum środków – maksimum treści.
– Co chcesz tym wyrazić? – Bunt przeciw głupocie. Street art (niezależna sztuka ulicy) prawie zawsze jest zaangażowany, choć zdarzają się artyści działający tylko „z potrzeby serca”. Ale nawet oni, działając wbrew narzuconym normom (za vlepkarstwo czy malowanie szablonów grożą sądy), wyrażają ideę wolności sztuki. Obawiam się też, że w nowej rze-
przez firmy reklamujące w ten sposób swoje produkty. Chodzi o to, aby dotrzeć do tych, którzy nie ufają kolorowym, „dopicowanym” plakacikom, przełamać konwencję... – Na przykład vlakatem przedstawiającym cztery gracje i żądanie eucharystii pod czterema postaciami? To się nazywa obraza uczuć religijnych! – A moje uczucia obraża Kościół, kiedy spija śmietankę z trudu robotników, którzy strajkowali w stoczni. Kościół bezpodstawnie zawłaszczył sobie prawo do „Solidarności”, do robotniczych pragnień. Tymczasem w ówczesnej opozycji byli ludzie o różnych światopoglądach, nierzadko myślący inaczej, niż im kazano z ambony, humaniści... – Sam projektujesz swoje vlepki? – Niektóre wzory projektuję, ale większość motywów powielam. Kopalnią pomysłów i gotowych wzorów jest Internet. Wszystkim zainteresowanym vlepkarstwem polecam strony www.vlepvnet.prv.pl, www.rat.bzzz.net oraz www.obin.org niezależnej gdańskiej pracowni artystycznej. – Czym jest więc sztuka ulicy w Trójmieście i jaka jest jej rola w naszej rzeczywistości? – Mam wrażenie, że sztuka alternatywna rozchodzi się w Polskę właśnie z Gdańska. To tutaj w budynkach postoczniowych mieści się Kolonia Artystów i Galeria MM. W marcu otwarto w niej wystawę poświęconą różnym formom street artu: graffiti, szablonom, vlakatom... To u nas kilka lat temu ruszyła słynna antykomercyjna akcja „I chuj!” polegająca na zalepianiu reklam napisami takiej właśnie treści. W kwietniu trójmiejska Radykalna Akcja Twórcza porozlepiała billboardy „Ducha nie gaście” – wymierzone w medialną histerię po śmierci papieża. Gdańsk ma wielkie symbole, ma Jankowskiego, ale ma też niepokornych i myślących młodych artystów. Ich są kościoły i kamienice, do nas należy ulica... MAŁGORZATA Fot. Autor
Krzyk ulicy czywistości braci Kaczyńskich i ojca dyrektora sztuka ulicy będzie jedyną formą wolnego przekazu myśli. – Starsze pokolenie wszelkie naklejki czy graffiti wrzuca do jednego wora. Dla wielu twoje vlepki niczym się nie różnią np. od rasistowskich naklejek pseudokibiców. – Bo ich nie czytają. Widzą tylko kawałek papieru na murze, śmieć. A to treść jest istotna. Od dawna wiadomo też, że graffiti to nie to samo co chuligańskie bazgroły na świeżo odnowionych murach. Ja z kolei spotkałem wiele osób, które po spojrzeniu na moją vlepkę czy zaangażowany vlakat przyznały, że to daje do myślenia. – Atakujesz stereotypy, podważasz wartości. Czemu to ma służyć? – Zdemaskowaniu faktu, że te „wartości” nie mają żadnej wartości, a stereotypy przyjęte za normę moralną bardzo łatwo można ośmieszyć. Tego rodzaju przekaz dociera głównie do ludzi młodych i do nich jest kierowany. O jego skuteczności może świadczyć zjawisko sięgania po vlepki
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
13
Siemaneczko
Mimo 10-stopniowego mrozu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka gr(z)ała w całej Polsce i poza jej granicami. Chłodem za to wiało z kościołów i Radia Maryja, które tradycyjnie bojkotują i dyskredytują twórcę Orkiestry. A Owsiak i miliony rodaków robią swoje. Tym razem główny dyrygent podczas niedzielnego finału wystartował z anielskimi skrzydłami, szybując wysoko i otaczając opieką potencjalne ofiary wypadków. Udzielanie pierwszej pomocy osobom poszkodowanym to główny cel tegorocznej zbiórki. 120 tysięcy wolontariuszy w całym kraju zbierało pieniądze na sprzęt ratujący życie dzieci. Pełne skarbonki donoszono też do studia TVP przy ul. Woronicza w Warszawie, a niezmordowany Owsiak co jakiś czas meldował o wynikach zbiórki. Przed północą z dumą wykrzyczał: 20 milionów złotych – absolutny rekord świata! – Kocham pana, panie Jurku! – wyznał przed kamerami minister zdrowia Zbigniew Religa, wręczając Owsiakowi list gratulacyjny. Wniebowzięci byli także liczni goście z zagranicy, m.in. z Norwegii i USA, którym imponowała nie tylko gorąca atmosfera w Polsce, ale i rozmach, z jakim zabraliśmy się do szkolenia młodych ludzi z zakresu udzielania pierwszej pomocy. Ta „totalna grzanka” nie udzieliła się jednak premierowi Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, który – choć przebywał w jednym z sąsiednich studiów telewizyjnych – „nie znalazł chwili”, by wpaść do grającej właśnie Owsiakowej Orkiestry. Dopisało za to wiele innych znanych postaci. – Nie mogło mnie tu zabraknąć, bo wiem doskonale, co znaczy pomoc dzieciom poszkodowanym w wypadkach – mówiła „FiM” aktorka Dorota Stalińska, sama kiedyś dotkliwie dotknięta przez los. Także nasz świetny bramkarz Jerzy Dudek, który na licytację przeznaczył m.in. swoją koszulkę, nie krył wzruszenia, mówiąc o pomocy poszkodowanym maluchom. Podobnie twierdzili inni, m.in. Czesław Lang i Mateusz Kusznierewicz, a także Anna Dymna, która od wielu lat wspólnie ze swoją Fundacją „Mimo Wszystko” pomaga ludziom pokrzywdzonym. W Owsiakowym sztabie Orkiestry z wielkim zadowoleniem przyjęto wypowiedź abpa Józefa Życińskiego, który publicznie podziękował tysiącom wolonatriuszy uczestniczących w zbiórce. Choć później
do studia przy Woronicza przybył jeszcze ks. Arkadiusz Nowak, z równą atencją wyrażający się o Orkiestrze, te głosy przedstawicieli Krk zginęły w morzu złowrogiego milczenia sutannowych i moherowców. Za to wiele wyrazów sympatii płynęło spoza granic Polski, nawet z Grecji boleśnie doświadczonej tego dnia trzęsieniem ziemi. Znakomity muzyk Carlos Santana ofiarował do zlicytowania swoją gitarę. „Kocham was, Polacy, jesteście świry, ale wspaniali ludzie” – mówił w studiu przy Woronicza jeden z zagranicznych gości. „To prawdziwy kosmos!” – nie kryli swojego zdumienia inni, widząc pęczniejące konto Orkiestry i gorące serca Polaków, którzy potrafią zjednoczyć się także wokół pięknych i cennych idei. Po północy, już w poniedziałek, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka zamilkła. W studiu pojawił się potężny tort. Wygląda na to, że znów pobito kolejny rekord zbiórki pieniędzy. Za rok spotkamy się po raz piętnasty. Sie ma! RYSZARD PORADOWSKI Fot. WHO BEE
Milczenie baranków Ciszą w eterze skwitowało Radio Maryja XIV Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nasi dziennikarze z narażeniem zdrowia psychicznego od rana do późnej nocy prowadzili nasłuch i... nic. Milczenie miało być odpowiedzią rydzykantów na hurtowe i entuzjastyczne nagłaśnianie imprezy przez „media polskojęzyczne”, czyli „niepolskie” i niekatolickie. Zdawkowa wzmianka na temat ogólnopolskiej akcji pojawiła się dopiero w serwisie informacyjnym o godz. 20. Ogromne dzieło fundacji Owsiaka skwitowano: „Cel szczytny, ale osoba organizatora podejrzana”. Ojciec prowadzący zakwestionował sposób zarządzania fundacją WOŚP. Na dokładkę zwrócił też uwagę na „drugą stronę medalu”, czyli Przystanek Woodstock, sierpniową imprezę muzyczną – nagrodę dla uczestników kwesty i ofiarodawców, na której „są tylko narkotyki, alkohol i młodzież biegająca nago”. MW
14
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
ZE ŚWIATA
Diabelskie portki item sezonu w zsekularyzowanej Szwecji stały się „antychrześcijańskie” dżinsy Cheap Monday, na których widnieje logo przedstawiające czaszkę z odwróconym krzyżem.
H
Autorem kontrowersyjnego projektu jest Bjorn Atldax, który o swoim pomyśle mówi bez żenady: „Moje logo jest wyrazem zaangażowanego stanowiska przeciwnego chrześcijaństwu. Nie jestem satanistą, jednak odczuwam wielką niechęć do zorganizowanych form religii”. Producent spodni Orjan Andersson w obawie przed oskarżeniami o obrazę „wartości” próbował tonować śmiałą wypowiedź projektanta i obrócić wszystko w żart. Ale to głównie odwaga Atldaksa przyczyniła się do rewelacyjnej sprzedaży marki. Wygodne i niedrogie (warte 400 koron, czyli ok. 160 zł) spodnie
znikają ze sklepów, ponieważ hurtowo wykupuje je „zdziczała moralnie” młodzież. Zdarza się jednak, że sprzedawcy sami wycofują je z obrotu. Pomysłem „szatańskich” portek zgorszony jest przede wszystkim kler. Księża i pastorzy zgodnie uznali Cheap Monday za prowokację wymierzoną w chrześcijaństwo. Książęta Kościołów uważają, że w portkach tkwi diabelski pazur, na co Atldax odpowiada, że to chrześcijaństwo reprezentuje ową „siłę zła”, która była przyczyną mnóstwa wojen, jakie miały miejsce w minionych wiekach. Kiedy Cheap Monday trafią do polskich butików? MW
Madonna w kondomie asze uczucia dobrego smaku zostały obrażone: jezuicki periodyk zamieszcza reklamę sprzedaży posążka Matki Boskiej wewnątrz kondomu.
N
Na łamach pisma jezuickiego „America” posążek był polecany jako „unikalne, współczesne dzieło sztuki religijnej autorstwa brytyjskiego rzeźbiarza Steve’a Rosenthala (wiadomo, Żyd! – dop. red.). Maria Dziewica spowita delikatnym lateksem”. Cena: 300 dolarów. Watykan zagrzmiał. Do zgromienia bluźnierstwa użyto wysokiej klasy fachowca – Vittoria Messoriego, współautora książek JPII i Benedykta XVI. Na pierwszej stronie czołowego dziennika włoskiego „Corriere della Sera” ukazała się jego miażdżąca krytyka niecnego postępku. „Wszystko w Kościele takim jak
w Ameryce zredukowane jest do obaw przed bankructwem i totalnego potępiania kleru” – pisze ze wstrętem Messori. Władze jezuitów zmartwione są atakiem Messoriego, bo wiedzą, że ma on prestiżową pozycję w Watykanie i duży wpływ na poglądy hierarchów. Autor reklamy wyjaśnił, że opublikował ją, by zakpić sobie z wiary katolickiej. Niedawno „America” miała inne problemy: jej były naczelny, ks. Thomas Reese, zmuszony został do rezygnacji ze stanowiska po skrytykowaniu Kościoła, co wywołało negatywną reakcję papieża Benedykta. PZ
Majtki na grobie śród młodych Żydówek popularna jest wiara, że odwiedziny miejsca pochówku rabina Yenothana ben Uziela w Amuka w północnym Izraelu są gwarancją zamążpójścia, i to w ciągu roku.
W
W związku z tym tabuny panien ciągną do grobowca. Niewiasty rozwieszają majtki i biustonosze na kratach otaczających miejsce spoczynku, wierząc, że przyspieszy to małżeństwo i wzmocni siłę pomocy rabina. Obsługa grobowca zdjęła właśnie 400 par bielizny, która
wisiała także na pobliskich drzewach. Odpowiadający za miejsce spoczynku ben Uziela rabin Israel Deri oświadczył ostatnio autorytatywnie, że rozwieszanie fig przy grobowcu nie przyspiesza ślubu czy połogu, a dodatkowo naraża na karę grzywny. TW
iniony rok zaoferował nam ponadnormatywną dawkę wojen, katastrof naturalnych i tragedii. Nie zapominajmy jednak i o tych bardziej zabawowych chwilach i zdarzeniach. Oto kilka z nich.
M
potomka. Oburzone władze więzienne dołożyły im do wyroku po 4 miesiące za zniszczenie państwowego mienia i – co gorsza – zacementowały dziurkę. Może zdążą zrobić drugą, bo tureckie mury więzienne muszą być bardzo cienkie. Chyba że
Krotochwile anno 2005 ¤ Emily, amerykańska kotka zamieszkała w stanie Wisconsin, do tego stopnia obrzydziła sobie Busha, że nie mogła już wytrzymać w USA. Wymknęła się z domu i autostopem (w kontenerze) dojechała do portu, skąd statek wywiózł ją za granicę. Miała szczęście. Nie wylądowała w jakiejś Korei, gdzie mogłaby się stać ozdobą obiadu, lecz w kotolubnej Francji. Podając łapkę, poprosiła o azyl. Niestety, nie władała francuskim, więc nie była w stanie się dogadać. Po wylegitymowaniu (miała dowód osobisty na obroży) wsadzono ją do samolotu i odstawiono do USA. ¤ Najpopularniejszym grobem na cmentarzu w Tel Awiwie jest mogiła 19-letniego żołnierza brytyjskiego, który poległ na wojnie przed 66 laty. Prowadzi doń wydeptana ścieżka, a do samego miejsca pochówku trudno się czasem dopchać. Skąd sława? Wojak zwał się Harry Potter. ¤ Pan i pani przebywający czasowo w tureckim zakładzie karnym siedzieli ściana w ścianę. Czas się dłużył, nuda doskwierała: żadnych rozrywek, o seksie nie wspominając. Ale... dla chcącego nie ma przeszkód. W murze oddzielającym cele wydłubali dziurkę umożliwiającą penetrację. Po 9 miechach odsiadki dorobili się
szczęśliwy ojciec dysponuje pogrzebaczem... ¤ Niemiecki wynalazca, odpowiadając na potrzeby społeczne, skonstruował telefon trumienny. Wprawdzie nie zdarzyło się jeszcze,
by jakiś nieboszczyk z niego skorzystał, ale za to najbliżsi nie muszą się fatygować na cmentarz, by powiedzieć zmarłemu, jak im go brak. Wystarczy, że wykręcą jego numer. ¤ Japonia zawsze stawiała na wykształcenie. Policjanci z Nagoi
zatrzymali kierowcę za wykroczenie drogowe. Okazał się nim student. Tak przejęli się jego opowieścią, że spieszy się na ważny egzamin, iż w eskorcie policyjnej na sygnale odwieźli go na uniwersytet. ¤ Chorwacki prezydent Stipe Mesic dostał od współpracowników w prezencie obraz. Radość trwała do czasu, gdy okazało się, że został on rąbnięty z lokalnej wystawy. ¤ Artysta angielski ofiarował swemu macierzystemu miastu Carlisle pomnik. Na kamieniu wyrzeźbił słowa antycznej klątwy. Nie minęło dużo czasu, a Carlisle nawiedziły katastrofalne powodzie, pomór padł na bydło, zaś miejscowa fabryka zbankrutowała. Władze twierdzą, że to przez klątwę, i planują zwrócenie pomnika ofiarodawcy. ¤ Rabuś z Mali metodycznie przygotowywał się do skoku na bank. Nasmarował się maścią, która miała uczynić go niewidzialnym. Niestety, strażnik miał chyba zdolność widzenia niewidzialnego i złodziej kuruje się z ran postrzałowych. ¤ Władze turystyczne w Szwajcarii ogarnęła panika z powodu topniejących lodowców. W ramach profilaktyki zawinięto jeden z lodowców w folię odblaskową. ¤ Pastor duńskiego kościoła został karnie zawieszony w obowiązkach, bo nieopatrznie zadeklarował, że nie wierzy w Boga. Obecnie zwierzchnicy z Kościoła luterańskiego zlitowali się nad niedowiarkiem i go odwiesili. ¤ Zamożny Żyd z Izraela pokłócił się z żoną. Awantura była tak potężna, że wyciągnął z sejfu 680 tys. dolarów i na złość babie spalił na trawniku. Czy to aby na pewno był Żyd? ¤ Chińczycy szybko się uczą od Amerykanów. Pewna firma ochrzciła się Ambasadą Księżyca i sprzedaje działki na jego powierzchni. Właściciel argumentuje, że nie zabrania mu tego żadne prawo. JOHN FREEMAN
Pomarańczowa alternatywa Miejscem grozy stały się lasy USA. Od listopada nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszcza się między drzewa. Knieje przemierzają watahy półciężarówek wypełnionych osobnikami o przekrwionych oczach, uzbrojonymi w sztucery. Na leśnych duktach ścielą się stosy puszek po piwie „Budweiser” i opakowania po smakołykach z McDonalda. Sezon polowań. Dnie i noce wypełnione palbą. Znów media zapełniają się doniesieniami, że kogoś odstrzelono, bo nieopatrznie wyszedł z domu w pobliżu zagajnika, że łowczy otworzyli ogień do autobusu szkolnego, który wzięli za jelenia. Zwierzyna, która nie ukryła się skutecznie w matecznikach, w panice przebiega przez
drogi, powodując wypadki. Nagłą śmiercią giną krowy, konie, psy. W miarę upływu czasu w myśliwych narasta desperacja, powodowana wizją powrotu z polowania z pustymi rękami i szyderczego rechotu małżonki. I tak rok w rok. Prawdziwy amerykański samiec nie może nie polować, bo padnie nań podejrzenie, że jest zniewieściałym liberałem. Już lepiej wrócić z kulą ze sztucera w plecach... Znalazł się wreszcie ktoś, kto zaistniałej sytuacji miał po dziurki w nosie i postanowił zadziałać. Farmer Fritz Konieczka kupił puszkę pomarańczowej, odblaskowej farby i pomalował w pasy wszystkie krowy, konie i kozy. Na wszelki wypadek przeleciał pędzlem indyki, a nawet ulubionego dalmatyńczyka Buddy’ego... CS
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r. rzynastego grudnia w więzieniu stanowym San Quentin w Kalifornii zabito dawką trucizny Stanleya Tookiego Williamsa. Przed ćwierćwieczem Williams był w Los Angeles liderem gangu Crips. Śmierć była karą za zarzucane mu za-
T
ZE ŚWIATA
kilkakrotnie nominowany do Nagrody Nobla (pokojowej i literackiej). W USA wielu ludzi o niekwestionowanym prestiżu wnioskowało o zamianę kary śmierci na dożywocie. Decyzja była w rękach Arnolda Schwarzeneggera. Na kilka godzin przed wykonaniem wyroku gubernator
Życie za życie bójstwo 4 osób w roku 1979. Williams nie przyznawał się do winy. W więzieniu przeszedł kompletną metamorfozę: stał się autorem licznych książek dla dzieci (w których zniechęcał do wstępowania do gangów), wspomnień oraz „Tookie Peace Protokol” – specjalnego kwestionariusza dla gangów, które chcą zawrzeć pokój. Tookie Williams był
oświadczył, że nie widzi podstaw do ułaskawienia. W amerykańskich celach śmierci siedzi obecnie 3400 więźniów, w tym 118 cudzoziemców. W Teksasie wykonano wyroki na 355 skazańcach: w Kalifornii zaś – tylko na 11, choć na egzekucję czeka tam najwięcej, bo 650 osób. Co ósmy skazaniec zostaje uniewinniony przed wykonaniem wyroku. Kiedyś zmiany wyroku śmierci na dożywocie były stosunkowo częste: orzekano je wobec 25 proc. skazanych. Ale to się zmieniło. Obecnie darowanie życia zdarza się rzadko, tylko w celu naprawienia błędu sądowego lub gdy
limat polityczny USA staje się coraz bardziej nerwowy. Powody: wojna, wybory, spadające notowania popularności Busha. Republikanie coraz wyraziściej zdają sobie sprawę, że prezydent jak balast ciągnie ich w dół i zmniejsza szanse reelekcji. Jego wojna przybiera coraz bardziej krwawy i beznadziejny obrót, z czego wreszcie zdaje sobie sprawę społeczeństwo. A więc: im dalej od Busha, tym lepiej. Polityczny instynkt samozachowawczy republikanów zaczyna brać górę nad partyjną dyscypliną. 27 listopada kolejny lider republikański zdystansował się od taktyki Białego Domu. Przewodniczący komisji sił zbrojnych senatu John Warner w programie publicystycznym wezwał Busha, by wyjaśnił otwarcie Amerykanom, jakie ma plany zakończenia okupacji Iraku. Wyraził pogląd, że 155-tysięczna armia USA powinna pozostać tam jeszcze pół roku, a potem rozpocząć wycofywanie się. Nieco wcześniej on, a także inni republikanie dołączyli do demokratów, przegłosowując rezolucję wzywającą władze irackie do wzięcia na siebie ciężaru obrony kraju przed powstańcami. Aktualne władze czują się znacznie pewniej na amerykańskich bagnetach: doradca ds. bezpieczeństwa Mawaffaq al-Rubaie
K
w grę wchodzi choroba umysłowa skazanego. Ostatniego skazańca w Kalifornii ułaskawiono w roku 1967. Większość lokatorów cel śmierci w USA to biedacy z Południa. Czarni. „Rasa skazanego odgrywa poważną rolę przy decydowaniu, kto otrzymuje wyrok śmierci – stwierdza Barry Schenk, założyciel programu Innocent Project, który stara się ratować niewinnych na podstawie badań genetycznych DNA. – Pokazaliśmy, że zbyt dużo niewinnych ludzi jest skazywanych na śmierć”. Karanie śmiercią to wcale nie jedyny aspekt wymiaru sprawiedliwości w USA, który budzi protesty i odrazę w innych krajach, zwłaszcza europejskich. Według najnowszych raportów Amnesty International i Human Rights Watch, 2225 dzieci odsiaduje w USA wyroki dożywocia bez szansy na ułaskawienie. Dzieci czarne są dziesięciokrotnie częściej skazywane na bezwzględne dożywocie niż białe i stanowią 60 proc. populacji odsiadujących dożywocie. „Mają czelność pytać, czy chcę ostatni posiłek: absolutnie nie. Czy chcę, by ktoś był obecny przy egzekucji: absolutnie nie. Czy chcę księdza? Absolutnie nie. Nic nie chcę od tej instytucji. Chcę żyć” – powiedział Tookie Williams. PIOTR ZAWODNY
wyraził pogląd, że jednostki USA będzie można zredukować do poziomu 100 tys. w roku 2007. Pierwszy posthusajnowski premier Iraku – Ajad Allawi – pogłębił narastającą konfuzję stwierdzeniem w wywiadzie dla brytyjskiego „Observera”: „Społeczeństwo egzystuje w warunkach takich samych jak za Husajna, a nawet gorszych. Obaliliśmy Saddama i nadal dzieją się te same rzeczy. Wielu Irakijczyków jest torturowanych i zabijanych podczas przesłuchań. Sądy kierują się muzułmańskim prawem szariatu w sądzeniu ludzi i wykonywaniu na nich egzekucji”. Brak szans na pomyślne zakończenie interwencji ożywia dyskusje o tym, dlaczego do niej doszło. Bush i jego ludzie zwalają winę na błędne dane wywiadowcze, ale dziś już wiadomo, że były one redagowane zgodnie z politycznym zapotrzebowaniem. Demokraci zażądali przesłuchania tych notabli z administracji Busha, którzy bili na alarm przed zagrożeniem ze strony Husajna – pragną ich zapytać, na czym opierali swe apokaliptyczne scenariusze i złowieszcze groźby, które pomogły przygotować społeczeństwo do inwazji. Postulat demokratów poparł wpływowy republikański senator John McCain. W polityce USA zapowiada się gorący rok. JF
Bush pikuje
ilku funkcjonariuszy CIA poinformowało anonimowo dziennikarzy amerykańskiej sieci telewizyjnej, że agencja wywiadowcza prowadzi w Afganistanie tajne więzienie, na przedmieściach Kabulu. Według relacji pracowników CIA, wobec podejrzanych stosowano m.in. podtapianie, uniemożliwianie snu przez długi czas, przetrzymywanie w zimnie przez 40 godzin. Wkrótce potem adwokaci 8 więźniów przetrzymywanych w Guantanamo poinformowali organizację Human Rights Watch o relacjach złożonych przez swych klientów. Relacjach bardzo do siebie podobnych i spójnych. Przed
K
przewiezieniem do Guantanamo byli trzymani i przesłuchiwani w obiekcie pod Kabulem, który nazywali więzieniem ciemności. Byli zamknięci
przesłuchań przykuwano ich do ziemi i bito. Jeden z więźniów samotnie spędził w ciemności 4 tygodnie. Przesłuchujący groził mu gwałtem dood-
Więzienie ciemności w lochu bez odrobiny światła, przykuci do ścian, pozbawiani przez długi czas jedzenia i picia (czasem dostawali śmierdzącą wodę), a głośniki nieprzerwanie emitowały ogłuszającą muzykę rap lub heavy metal na przemian z diabelskim śmiechem i akustycznymi efektami z filmów grozy. Podczas
bytniczym. Inny więzień mówi, że powiesili go za ręce na dwa dni. „Wielu ludzi oszalało. Walili głowami w mury, bez przerwy płakali i krzyczeli”. Prawie identyczne historie o katowni w Kabulu opowiedziało czterech jeńców, którzy uciekli z obozu koncentracyjnego w Bagram. TN
15
Precz z biskupem! W
mieście Dubuque w stanie Iowa przed Centrum Archidiecezjalnym demonstrują oburzeni katolicy.
Protestują, bo arcybiskup Jerome Hanus nie ukarał należycie biskupa emeryta Sioux City, Lawrence’a Soensa. Przeszedł on na emeryturę w roku 1998, ale ani myśli zniknąć ze sceny. Niedawno stał u boku arcybiskupa Hanusa na uroczystej mszy upamiętniającej 10-lecie jego pracy w Sioux City. Nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie fakt, że bp Soens jest pedofilem. Wytoczono mu 9 spraw o przestępstwa seksualne, których miał się
dopuścić, gdy był dyrektorem katolickiego gimnazjum i rektorem seminarium. Wzywał uczniów i studentów do swego gabinetu i molestował. „Ołtarz to nie miejsce dla pedofila – stwierdzają działacze organizacji Survivors Network, reprezentującej ofiary księży. – To fatalny przykład dla dzieci. Domagamy się, by bp Soens przestał funkcjonować jako ksiądz”. Arcybiskup tłumaczy się, że nie ma władzy dyscyplinować biskupa. TN
Pieśń śmierci księstwie Lichtenstein, wciśniętym między Austrię i Szwajcarię, a zamieszkanym przez 33 tys. obywateli, odbyło się referendum nad nową poprawką do konstytucji, która wprowadziłaby zakazy: aborcji (za wyjątkiem przypadków zagrożenia życia matki), kontroli urodzin oraz eutanazji.
W
Zdelegalizowane byłyby natomiast testamenty, których autorzy nie godzili się na sztuczne podtrzymywanie ich funkcji życiowych w przypadkach beznadziejnych, jak np. ustanie pracy mózgu. Poprawka była forsowana przez organizacje konserwatywne pod egidą i przy energicznym poparciu Kościoła katolickiego – w odpowiedzi
na podjęte w ubiegłym roku przez rząd próby liberalizacji prawa do przerywania ciąży. Konserwatywny arcybiskup Wolfgang Haas określił sprzeciwy wobec poprawki „pieśnią śmierci”. 80 procent wyborców odrzuciło kościelny dyktat, mimo że mieszkańcy Lichtensteinu są w trzech czwartych katolikami. TW
Klima(k)t(erium) Busha tany Zjednoczone odmówiły podpisania komunikatu końcowego z konferencji w Montrealu, poświęconej ochronie zagrożonego klimatu ziemi.
S
Ponad 150 krajów zaakceptowało realizację drugiego etapu porozumienia z Kioto, mającego zredukować emisję gazów powodujących efekt cieplarniany. Zachowanie USA jest policzkiem dla premiera Tony’ego Blaira, który poświęcił 18 miesięcy na przekonanie Busha do powrotu do stołu obrad w sprawie ratowania klimatu Ziemi: na ostatnim szczycie 8 uprzemysłowionych państw
w Szkocji Bush to obiecał. Teraz przyrzeczenie złamał. Amerykański wielki biznes sprzeciwia się wszelkim akcjom chroniącym atmosferę, bo to pociąga za sobą koszty, ograniczenia i pomniejsza jego zyski, a gospodarka USA cienko przędzie. Bush twierdzi, że podpisanie porozumienia z Kioto zniszczyłoby ją. Bill Clinton określił to stanowisko jako nieprawdziwe. CS
Włoski temperament yły opat klasztoru z miejscowości Farneta w Toskanii, 44-letni ksiądz Pierangelo Bertagna, który od lipca przebywa w areszcie domowym, przyznał się do molestowania kilkudziesięciu chłopców.
B
Duchowny zeznał przed sądem, że zaczął wykorzystywać dzieci jeszcze jako seminarzysta i robił to przez cały okres 6-letniej posługi kapłańskiej. Opat został zawieszony w pełnieniu swoich funkcji po ujawnieniu gwałtu na 13-latku.
W sumie 39 rodzin złożyło doniesienie o molestowaniu swoich dzieci przez Bertagnę. Włoskie media podkreślają, że jest to pierwszy skandal pedofilski w tamtejszym kościele katolickim. Pierwszy ujawniony... MW
16
ŻYDZI POLSCY (cz. 16)
Mali bogowie Kabaliści postrzegali 22 litery alfabetu hebrajskiego jako nośniki mocy twórczej, ponieważ Jahwe stworzył świat za pośrednictwem hebrajskich słów. Dzięki ich tajemnej kombinacji najwięksi mistrzowie, według licznych opowieści, powoływali do życia bezdusznych ludzi – golemy. Kabała praktyczna miała wiele niezwykłych zastosowań i z reguły każdy kabalista parał się alchemią. Celem tej dyscypliny ezoterycznej – znanej już w Babilonii – było odkrycie metody przekształcania pospolitych metali w złoto oraz poszukiwanie substancji przedłużającej ludzkie życie – panaceum vitae (eliksir młodości). W warunkach laboratoryjnych podejmowano też próby stworzenia miniaturowego człowieka – homunkulusa. Najstarsze ocalałe teksty alchemiczne, które zawiera tzw. Papirus z Lejdy, pochodzą z okresu II–III w. z grekojęzycznych obszarów Egiptu; są to opisy niektórych procesów alchemicznych, przyrządów i recept. Kabała podawała wiele przepisów na wytworzenie złota ze zwykłego metalu, a nawet z ziół. Technikę kombinacji liter uważano za analogiczną do kombinacji pierwiastków chemicznych stanowiących sedno doświadczeń chemicznych. W moc alchemii wierzyli również ci rabini, którzy jej nie uprawiali, zgodni wszakże co do tego, że bohaterowie biblijni opanowali tę sekretną wiedzę.
K
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
W średniowieczu szczególnie popularne było wierzenie, że za pomocą kombinacji pewnej liczby hebrajskich słów i liter, naśladując niejako Boga, można do pewnego stopnia powtórzyć akt stworzenia pierwszego człowieka i powołać do życia tzw. golema. Istotę o nadludzkiej sile, lecz pozbawioną duszy rozumnej (neszama), a zatem także zdolności mowy i sumienia. Słowo „golem” występuje w Biblii tylko raz – w Psalmie 139. 16 – i bywa w tym miejscu tłumaczone jako oznaczenie materii pozbawionej formy, a także ludzkiego embrionu. W pismach Eleazara z Wormacji znajduje się pierwsza wzmianka o golemie, ożywionym podczas ekstazy jego twórcy (część tradycji żydowskiej głosi, że również Adam był golemem, zanim został obdarzony bożym tchnieniem).Wedle licznych opowieści, postać golema formowano najczęściej z gliny dziewiczej (tj. wziętej z miejsca, które nigdy nie było uprawiane, lub z mułu rzecznego), wokół której wykonywano magiczny taniec (wymodelowaną postać należało okrążyć siedem razy) ze
siądz, a zarazem antyklerykalny wolnomyśliciel, zwolennik reformatorskich idei. Za swoje przekonania zmarł w więzieniu świętej inkwizycji. Aleksander Skultet (Sculteti) urodził się pod koniec XV w., prawdopodobnie ok. 1485 r., w Tczewie (lub Gdańsku), zmarł zaś ok. 1564 r. w Rzymie w więzieniu świętej inkwizycji, zapewne w wyniku obrażeń odniesionych w trakcie tortur. Był polskim geografem, kartografem i historykiem. Ukończył studia prawnicze i teologiczne w Akademii Krakowskiej. Po święceniach kapłańskich (1519 r.) został kanonikiem warmińskim oraz kanonikiem w Dorpacie i Rewalu, zaś w latach 1530–1539 był również kanclerzem warmińskiej kapituły. Skultet pogłębiał swoją wiedzę i udał się w tym celu na włoską ziemię, najpierw do Bolonii, a później do Rzymu, gdzie zdobył tytuł doktora praw i został pracownikiem kurii papieskiej. Skultet był autorem opublikowanego w Rzymie w 1546 r. dzieła pt. „Chronographia sive Annales” będącego pierwszą w dziejach ludzkości chronologią wydarzeń historycznych, rozciągającą się na 5504 lat. Do powstania tego dzieła rękę przyłożył sam Mikołaj Kopernik. Kopernik i Skultet starali się przełożyć stare kalendarze na nowy – gregoriański. Szczególnie interesujące we wspomnianym powyżej dziele są zawarte w nim informacje o intelektualnych sympatiach Skulteta, a więc
śpiewem i recytacją imion boskich oraz kombinacji liter z Sefer Jacira (Księga Stworzenia). Gdy golem był gotowy, wprawiało się go w ruch, wypisując tetragram (JHWH) na papierku, który należało następnie umieścić pod jego językiem lub też grawerując magiczne słowo na jego czole. Tradycja hebrajska mówi, że poza Eleazarem było jeszcze wielu kabalistów, którzy tworzyli golemy. Należy do nich jakoby biblijny prorok Jeremiasz i jego syn Syrach, a także Abraham ibn Ezra i Awicebron (słynny filozof nazywany „żydowskim Platonem”), który miał sobie sporządzić kobiecego golema do posług domowych. Inny rabbi – Dawid Jaffe z Grodna – w 1800 r. wykonał golema, żeby w zastępstwie szabes goja rozpalał ogień w szabat. Na nieszczęście z powodu nieostrożności nieporadnego golema pożar miał strawić całe miasto. Tego rodzaju opowieści z dreszczykiem, a zapewne także eksperymenty związane ze stworzeniem golema znane były bardzo dobrze w Polsce. Szczególnie w kręgach wokół rabbiego Eliasza z Chełma (1513–1583 r.), noszącego przydomek Bal Szem (Mistrz Imienia). Przydomek ten – nadawany od IX w. – informował, że noszący go mistrz znał prawdziwe imiona istot żywych oraz rzeczy i dysponował magiczną mocą. Tradycja głosi, że pewnego razu Eliasz zamknął się na strychu, skąd przez wiele godzin nie wychodził. Żydzi z gminy zebrali
o najwybitniejszych – jego zdaniem – postaciach historycznych. Odnotował je w rubryce „Clarorum virorum”, gdzie pośród wielu odnaleźć można takich chociażby antyklerykałów jak Filip Kallimach i jego przyjaciel Konrad Celti;
się przed domem, oczekując z ciekawością na jego pojawienie się. W końcu rabbi ukazał się na schodach, prowadząc ze sobą olbrzyma z gliny, którego ożywił za pomocą zakazanego imienia Boga (szem ha-meforasz), a na jego czole wypisał hebrajskie słowo emet, co znaczy „prawda”. I wszyscy byli zadowoleni i pełni podziwu dla mistrza, dopóki monstrum nie wymknęło się rabbiemu spod kontroli, zagrażając światu. Golem urósł przy tym tak dalece, że rabbi nie mógł dosięgnąć jego czoła, by wymazać pierwszą literę (w języku hebrajskim pierwszą literą w słowie emet jest spółgłoska alef) i utworzyć w ten sposób nowe słowo – met (śmierć) i tym samym – zniszczyć golema. Eliasz uciekł się więc do podstępu. Rozkazał, aby golem zdjął mu buty, i wtedy dotknął jego czoła. Jednak waląca się glina miała zmiażdżyć rabbiego... Inny przekaz mówi, że tylko go ciężko poraniła. Najstarszym znanym świadectwem dotyczącym golema chełmskiego jest list Christopha Arnolda – niemieckiego badacza z 1674 roku. Jego tekst przedrukowywano wielokrotnie (z drobnymi zmianami)
swoją kochanką Anną Schilling, o tyle Skultet nagminnie i w sposób niemalże jawny łamał celibat, a nawet oficjalnie zawarł ślub kościelny. Skulteta posądzono o ateizm, a głównymi oskarżycielami byli biskupi Stanisław
POCZET ANTYKLERYKAŁÓW POLSKICH
Aleksander Skultet gdzie pojawia się niderlandzki homoseksualista, filozof, teolog, filolog, literat i pedagog w jednej osobie, czyli Erazm z Rotterdamu (właśc. Gerhard Gerhards); nadto plejada filozofów, a wśród nich Mikołaj Kuzańczyk, Lorenzo Valla i Giovanni Pico della Mirandola; wielu znamienitych hellenistów, latynistów, filologów i humanistów, jak chociażby Giovanni Boccaccio – włoski humanista. Są tam również nieprawowiernie myślący rzymscy katolicy, jak św. Thomas More (Tomasz Morus) – męczennik za wiarę katolicką, a zarazem neoplatoński filozof, będący socjalistycznym utopistą (twórca terminu i pojęcia „utopia” oraz zwolennik eutanazji rozumianej przez niego jako cecha sprawiedliwego społeczeństwa). O ile Kopernik starał się zachować pozory przyzwoitości i jako ksiądz nie ożenił się ze
Hozjusz i Jan Dantyszek. Czy była to prawda? W istocie tak Skultet, jak i Kopernik byli poplecznikami oraz dobrymi przyjaciółmi szlachetnego humanisty i biskupa Tydemena Gizego, zaciekłego wroga Dantyszka, i to zapewne było przyczyną nienawiści do Skulteta. Poniekąd dowodzi tego fakt, że biskup Dantyszek spiskował nie tylko przeciw owemu tczewianinowi, ale także przeciw samemu Kopernikowi, ujawniając publicznie jego romans z kobietą. Skultet zaś po raz pierwszy podpadł i tym samym ściągnął na siebie gniew Dantyszka i Hozjusza, gdy wyraził swój sprzeciw wobec ustanowienia tego pierwszego biskupem. O ile można powątpiewać w ateizm tczewianina, to trudniej odrzucić drugie wysunięte przeciw niemu oskarżenie. Skultet nie uznawał dogmatu o eucharystii, a więc poglądu
aż do pierwszych dziesięcioleci XIX wieku. W niemal dokładnym brzmieniu powtórzył go bajkopisarz Jacob Grimm w swojej „Gazecie dla pustelników”. Stamtąd trafiła do licznych utworów europejskiego romantyzmu. Znała ją również Mary Shelly, autorka sławnego „Frankensteina”. Legenda związana z Eliaszem z Chełma prawdopodobnie przeniesiona została na postać wielkiego rabbiego praskiego i alchemika – Jehudę Loewa ben Betzalela (1520–1609). Według legendy, golem praski, którego nie można było zabić mieczem, spalić ani utopić – chronił tamtejszą gminę przed fałszywymi oskarżeniami o mordy rytualne. Krążył w tym celu po ulicach praskiego getta, by zapobiec podrzucaniu pod żydowskie domy zwłok chrześcijańskich dzieci, z których rzekomo Żydzi wytoczyli krew. Inicjatorem intrygi był katolicki ksiądz wychrzta, niejaki Tadeusz. Jego działania zostały w końcu zniweczone, a cesarz Rudolf II, po spotkaniu z wielkim rabinem, wymierzył sprawiedliwość. Niektórzy próbowali wykorzystać kabałę w sposób jeszcze bardziej radykalny. Otóż pewien kabalista postanowił wywołać diabła, by pozbawić go mocy, przyspieszyć przyjście mesjasza i zbawienie Izraela. Udało mu się ponoć sprowadzić Samaela – księcia demonów – lecz magia okazała się zbyt słaba w zetknięciu z jego potęgą. Zamiast tego człowiek ów stał się bezwolnym sługą sił ciemności i heretykiem, a po śmierci odrodził się pod postacią czarnego psa. Opowieść tę często przytaczano jako przestrogę przed niebezpieczeństwami związanymi z nierozważnym uprawianiem kabały. ARTUR CECUŁA
opartego na ślepej wierze, wedle którego Jezus Chrystus obecny jest w sposób rzeczywisty w konsekrowanym chlebie i winie. Taki pogląd potwierdza m.in. fakt, wykorzystany zresztą później przez świętą inkwizycję przeciwko niemu, że w jednej z książek ze swego księgozbioru, autorstwa „heretyka” Henryka Bullingera, podkreślił własną ręką, a nadto opatrzył własnym aprobującym komentarzem następujące zdanie: „Chrystusa nie ma tam [w konsekrowanym chlebie i winie – dop. red.] w inny sposób, jak tylko symbolicznie i na pamiątkę”. Potyczki Skulteta ze świętą inkwizycją trwały przez ok. 23 lata. W 1541 r. Skultet trafił do więzienia inkwizycji rzymskiej. Siedział w nim przez niecałe cztery lata, pisząc w tym czasie swoje dzieło pt. „Chronographia...”. Na krótko wypuszczony (uniewinnił go sąd papieża Pawła IV po wstawiennictwie jednego z kardynałów) zdążył jedynie oddać książkę do druku, po czym po raz kolejny znalazł się w szponach inkwizytorów. Ojczulkowie dostrzegli bowiem – o czym mowa była powyżej – że Skultet w książce Bullingera podkreślił i opatrzył pozytywną opinią zawarty tam heretycki pogląd o eucharystii. 24 października 1546 r. został po raz drugi uniewinniony. Biskupi nie dali za wygraną i Skultetowi wytoczono nowy proces, zamykając go po raz trzeci w lochu świętej inkwizycji, gdzie zmarł. PATRYK P. GURTOWSKI
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r. ojna polsko-krzyżacka mogła zmienić mapę Europy i zapewnić Polsce dominację w środkowej Europie na całe stulecia. Tak się jednak nie stało. Dlaczego?! Jak doszło do tego, że obie armie spotkały się właśnie pod Grunwaldem? Pomijam świadectwa Jana Długosza jako niezbyt obiektywne (na jego kronice opierał się Henryk Sienkiewicz, pisząc „Krzyżaków”, jak również Józef Ignacy Kraszewski, pisząc powieść „Krzyżacy 1410”), przytoczę natomiast ostatnie ruchy obu
W
Scenę z mieczami, jak i przebieg samej bitwy, znamy głównie z przekazów Sienkiewicza oraz z obrazów Jana Matejki. Dodam na marginesie, że wersje literackie Kraszewskiego i Sienkiewicza są podobne, a ponieważ Kraszewski pisał swą powieść znacznie wcześniej, bowiem już w 1874 roku, podejrzewam że Sienkiewicz, który swoich „Krzyżaków” stworzył ćwierć wieku później (1897–1900), inspirował się Kraszewskim. Nie tylko treść obu powieści ma identyczne cechy, ale nawet imiona głównych bohaterów są takie same. Czy więc Sienkiewicz
PRZEMILCZANA HISTORIA dodać, że rycerze krzyżaccy byli zmęczeni długotrwałym, trzygodzinnym staniem w deszczu. Ulrich von Jungingen nie popisał się jako wódz. Druga faza bitwy rozpoczęła się późnym przedpołudniem atakiem jazdy krzyżackiej, która po zażartej walce odepchnęła, a w zasadzie zmusiła do ucieczki wojska litewskie, pod wodzą wielkiego księcia Witolda, w kierunku gęstego lasu. Częstokroć historycy (szczególnie litewscy) podkreślają, że ucieczka Witolda z Litwinami i Tatarami była pozorowana, taktyczna i tym to właśnie zmyślnym fortelem związała
Wspomniany Posilge pisze tak: „Armia, zarówno jazda, jak i piechota, została zniszczona kompletnie, tracąc życie, dobra i honor, a liczba wyciętych była taka, że nie zliczysz. Niech Bóg ma litość nad nimi”... W bibliografii niemieckiej bitwa pod Grunwaldem występuje jako bitwa pod Tannenbergiem (Schlacht bei Tannenberg). Wynik bitwy miał zasadniczy wpływ na stosunki polityczne w ówczesnej Europie. Nie tylko załamał potęgę Zakonu, ale również wyniósł dynastię jagiellońską do rangi najważniejszych na kon-
17
nadesłania posiłków, pisząc niezwykle dramatyczny list, którym zagrał na nastrojach rycerstwa: „My, brat Heinrich von Plauen, działając w zastępstwie Wielkiego Mistrza Zakonu Niemieckiego w Prusach, powiadamiamy was, że król Polski i książę Witold z wielkimi siłami i z niewiernymi Saracenami oblegli Marienburg [Malbork]. (...) Dlatego prosimy was, prześwietni i szlachetni panowie, abyście pozwolili swoim poddanym, którzy pragną pomóc i bronić nas przez miłość Chrystusa i całego chrześcijaństwa, czy to dla zbawienia, czy dla pieniędzy, przyjść nam z pomocą naj-
OGNIEM I KRZYŻEM
Mordercy w habitach (15) Wiktoria pod Grunwaldem załamała potęgę Zakonu i wyniosła dynastię jagiellońską do rangi najważniejszych na kontynencie. Jednakże Władysław Jagiełło atakowany jest przez historiografów za to, że nie wykorzystał tak wielkiego zwycięstwa. wojsk opisane przez niemieckiego kronikarza Posilge. Jego niewiarygodne opisy zbrodni popełnionych rzekomo przez Polaków świadczą o ówczesnych zdolnościach propagandowych Niemców: „Ponieważ król Polski nie ważył się przekroczyć Drwęcy, poszedł w kierunku Dąbrówna i zajął to miasto, i spalił je, i zabijali młodych i starych, i wespół z poganami popełnili tak wiele niecnych zabójstw, że trudno uwierzyć, hańbiąc dziewice i niewiasty, obcinając im piersi, torturując je i pędząc w niewolę. Poganie popełnili także wiele bluźnierstw przeciw sakramentom; za każdym razem, kiedy wchodzili do kościoła, kruszyli rękami hostię i rzucali pod nogi i takim sposobem dopuszczali się lżenia jej. Ich wielkie bluźnierstwa i obrazy poruszyły serce wielkiego mistrza, całego zakonu i wszystkich rycerzy i zbrojnych spośród gości; i ciągnęli oni w wielkim oburzeniu przeciw królowi spod Lubawy do Grunwaldu (Tanneberg), wioski w komturstwie Ostródy, i zbliżyli się do króla bez ostrzeżenia, o świcie 15 lipca. A kiedy zobaczyli nieprzyjaciela, uformowali swoje szeregi i nie spuszczali nieprzyjaciela z oczu przez ponad trzy godziny... Marszałek posłał przez heroldów królowi dwa nagie miecze”.
był plagiatorem? W pewnym sensie tak, ale miał większy talent niż jego poprzednik i na pewno większą siłę przebicia. Kraszewski napisał również powieść „Rzym za Nerona”, a kilkadziesiąt lat później Sienkiewicz powtórzył główne wątki tej książki w swoim słynnym „Quo vadis? Powieść z czasów Nerona”. Ale wróćmy teraz do bitwy pod Grunwaldem. ¤¤¤ Na początku bitwy nasza kawaleria nie spisała się zbyt dobrze. Rację miał kronikarz Jan Długosz, krytykując polską jazdę za brak wiary w pokonanie Krzyżaków, żądzę zagarnięcia łupów i skłonność do wpadania w panikę. Poza tym, co w pierwszej fazie bitwy pod Grunwaldem miało niebagatelne znaczenie, polscy jeźdźcy stawiali na szybkość, a osiągnięcie należytej zwrotności i szybkości wymagało rezygnacji z ciężkiego rynsztunku. Tak więc w starciu z ciężkozbrojną jazdą krzyżacką, która szła do przodu jak żelazny taran, nasza konnica nie miała większych szans. Podobnie jak Litwini i Tatarzy, że już nie wspomnę o polskich źle uzbrojonych chłopach, dla których była to przeważnie pierwsza bitwa w życiu. Na początku bitwy lekka jazda tatarska rozpoznała umocnienia krzyżackie na polu bitwy. Należy
w pościgu poważne siły zakonne, które wróciły na główne pole bitwy pewne zwycięstwa. Taką taktykę „ucieczki” Litwini dość często stosowali w historii swoich wojen. W tym momencie Krzyżacy byli przekonani, że bitwa została rozstrzygnięta na ich korzyść. Tymczasem okazało się, że „ucieczka” Witolda nie załamała Polaków, którzy natarli na lewe skrzydło Krzyżaków. W ostatniej fazie nastąpił decydujący atak polskiej ciężkozbrojnej jazdy, która rozerwała zasadniczy korpus sił przeciwnika oraz umożliwiła przeprowadzenie ataku lekkiej jazdy i sprytnie ukrytej w zaroślach i lesie licznej piechoty. Do akcji wkroczyły również wypoczęte pułki smoleńskie. To musiało zaskoczyć Ulricha von Jungingena. Jego błędem było też niedostateczne wykorzystanie potężnej artylerii krzyżackiej. Zacięty bój trwał sześć godzin. Otoczony przez polskich żołnierzy Ulrich von Jungingen został ściągnięty z konia i dobity przez jakiegoś prostego ciurę. W szeregach krzyżackich wybuchła panika. Niemieccy rycerze nie byli już zdolni do walki, próbowali uciekać lasem, wąskimi drogami, bagnami, ale tam czekała na nich śmierć lub niewola.
tynencie. Dlaczego Jagiełło nie zajął po bitwie Malborka? ¤¤¤ Rozbieżne są opinie na temat dalszej taktyki Jagiełły, który zmierzał z armią w kierunku Malborka. Gdyby zdobył zamek, całe Prusy byłyby jego, szczególnie że mieszczanie Torunia, Elbląga, Chełmna, Dzierzgonia, Ostródy sami usuwali załogi wojskowe i poddawali miasta. Natychmiast też biskupi Warmii, Sambii i Ziemi Chełmińskiej pospieszyli do Jagiełły, uznając go za swego władcę. Dość częste są przewijające się w niektórych pracach historycznych pogłoski, jakoby Malborka broniło zaledwie kilkunastu rycerzy wspomaganych przez uzbrojonych ciurów. To nieprawda. Krzyżacy zawdzięczają ocalenie Malborka jednemu dzielnemu człowiekowi. Był nim komtur Heinrich von Plauen, który rozkazał swoim trzem tysiącom rycerzy maszerować do Malborka zająć twierdzę, zanim dotrą do niej wojska polskie. Zdążyli. Plauen wysłał do mistrza inflanckiego rozkaz: „Natychmiast przysłać posiłki!”, a załodze Gdańska: „Natychmiast stawić się w Malborku!”. Rozkazy wykonano. Również w Niemczech zdołał komtur namówić mistrza zakonu do
szybciej jak to możliwe, abyśmy mogli ich odeprzeć”. Apel ten trafił na podatny grunt. Kiedy 25 lipca 1410 roku królewska armia dotarła pod Malbork, załoga twierdzy była przygotowana do odparcia szturmu. Czy były jakieś inne przyczyny kunktatorstwa Władysława Jagiełły? Według niektórych badaczy – np. Stefana M. Kuczyńskiego albo Pawła Jasienicy – fenomenalny i dość niespodziewany generalny sukces odniesiony głównie siłami polskimi, spowodował poważny kryzys w stosunkach polsko-litewskich i zadecydował o kunktatorskiej postawie króla, który obawiając się nazbyt mocnego wzrostu znaczenia Polski (chociaż w unii i tak była stroną silniejszą), opóźnił pościg za niedobitkami wojsk krzyżackich i ostatecznie nie zdobył osłabionego Malborka. Rzeczą bez precedensu jak na ówczesne czasy był natomiast wspaniałomyślny gest króla, który kazał odnaleźć zwłoki Wielkiego Mistrza Ulricha von Jungingena i co ważniejszych braci oraz odesłać je z honorami do Malborka. Co dalej działo się z Zakonem? Jak doszło do jego sekularyzacji i utworzenia Prus? O tym w następnym odcinku. Cdn. ANDRZEJ RODAN
18
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
TERAZ MY yktaturą ciemniaków, o czym młodsi Czytelnicy zapewne nie wiedzą, tzw. opozycja antysocjalistyczna nazwała w okolicach marca ’68 roku sposób sprawowania rządów przez ekipę towarzysza Wiesława. W określeniu tym zawarta była spora dawka pogardy i potępienia dla zamordyzmu oraz niekompetencji ówczesnej władzy. Lata 60. przez niektórych nazywane były okresem sier-
„Przemyślanka” D – postscriptum Oto kilka porad, jak rozpoznać, czy alkohol, który mamy zamiar kupić, nie jest zrobiony ze spirytusu Royal, z płynu do spryskiwaczy albo innego świństwa. Tydzień temu opisaliśmy, jak w Polsce na masową skalę podrabiana jest wódka. Świetnie zorganizowana mafia wykorzystuje do produkcji wszystko, co zawiera alkohol. Co zrobić, aby nie dać się otruć i mieć pewność, że zakupiony produkt jest wytworem jednego z Polmosów? Jest kilka sposobów: 1. Przyjrzyj się dokładnie banderolce akcyzy. Choć jej podróbki do złudzenia przypominają oryginał (nawet świecą w ultrafiolecie), to oszustom drukarzom trudno wytłoczyć odpowiedni wzór. Takie tłoczenie jest dość dobrze wyczuwalne pod opuszkiem palca. 2. O ile to tylko możliwe, nabywaj alkohol w nietuzinkowych, rzadko spotykanych butelkach. Podrobiona wódka nie jest do nich rozlewana. Ot, kwestia opłacalności. 3. Bacznie przyjrzyj się przejrzystości płynu. Jakiekolwiek jego zmętnienie to znak, że trzymasz w ręku wyrób chałupniczy. 4. Spójrz na dno butelki. Jeśli jest tam choć cień białawego osadu, wiedz, że będziesz miał okazję wypić produkt sporządzony z przemysłowego, drzewnego spirytusu.
5. Popatrz pod światło na tylną stronę etykiety. W oryginałach klej nakładany jest cieniutkimi pasemkami, tzw. grzebieniami – dość dobrze widocznymi. Podrabiacze nie mają (jeszcze?) takiej technologii. 6. Jeśli już jednak nabyłeś jakąś butelczynę i dopiero wówczas nabrałeś podejrzeń, to jeżeli poczujesz w ustach metaliczny smak albo coś w rodzaju piasku na języku, wypluj natychmiast to świństwo. A tak w ogóle – to na zdrowie! Po naszej publikacji z redakcją skontaktował się pan Janusz Kłosiński z Legionowa – znawca tematu – który w pełni potwierdził nasze obawy, że co dziesiąta butelka wódki na polskim rynku to podróbka. Kłosiński opatentował sposób na to, aby nabywca był na 100 proc. pewny, że kupuje pełnowartościowy produkt. Patent polega na wtopieniu w szyjkę butelki paska metalowej folii, który w ostatniej fazie technologicznej zostaje połączony z zakrętką. Jej odkręcenie powoduje zerwanie tej swoistej plomby. Klient, widząc, że nabywana w sklepie flaszka ma zerwany pasek, wie, że została napełniona ponownie, a więc to podróbka. Niestety, zainteresowanie Polmosów patentem Kłosińskiego jest mizerne. Podobno wprowadzenie wynalazku rozważa tylko fabryka wódek w Białymstoku. MarS, RP
Konkurs Świąteczny rozstrzygnięty! Szanowni Czytelnicy! Dziękujemy Wam za liczny udział w naszej zabawie. Otrzymaliśmy od Was około 200 listów z poprawnymi rozwiązaniami świątecznych krzyżówek i rebusów. Z przyjemnością zawiadamiamy, że rozlosowaliśmy wśród Was 25 zestawów oryginalnych firmowych gadżetów „Faktów i Mitów”. Nagrody otrzymują: Mariusz Śliwiński z Miłosławia, Zofia Zarzycka z Tarnobrzega, Maciej Kędzior z Poznania, Danuta Jach z Nowego Tomyśla, Zbigniew Biedny z Bełchatowa, Daniel Salostowicz z Piekar Śląskich, Kazimierz Kurpiel z Grudziądza, Ryszard Hodun z Łodzi, Teresa Dzieńska z Przemyśla, Waldemar Choroś z Puław, Kazimiera Mleczko z Brzeska, Krzysztof Bałdys z Będzina, Krzysztof Gajdziński z Barlinka, Bogumiła Bartnik z Sopotu, Wiktor J. Bieryt z Łodzi, Aspazja Sawicka ze Szczecina, Zofia Sulińska z Opola, Józef Żuchowski z Sanoka, Alicja Rączka z Jasła, Irmina Braniecka ze Szczecina, Eugeniusz Drewnik z Secemina, Aleksander Młynarczyk ze Skarżyska-Kamiennej, Franciszek Cedrowski z Krakowa, Leszek Szturc ze Skoczowa oraz Józef Kaszuba z Trzebini. Gratulujemy! Poniżej publikujemy rozwiązania zadań konkursowych: Krzyżówka świąteczna (str. 31) – Święta, święta i po świętach – już o kasie nie pamiętam. Szyfrogramy (str. 30): „Zwracaj się zawsze do bogów obcych, wysłuchają cię poza kolejką” (Stanisław Jerzy Lec); „Od jutra się poprawiać zacznę, bo dzisiaj grzechy takie smaczne” (Jan Sztaudynger); „Módl się i pracuj – radzą przyjacioły – to się inni obłowią, a ty będziesz goły” (Jan Sztaudynger). Rebusy (str. 30): „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” „Moherowe berety” I kto to mówi? (str. 32): a-7, b-6, c-2, d-19, e-8, f-3, g-17, h-13, i-15, j-11, k-14, l-20, ł-10, m-9, n-5, o-6, p-12, r-1, s-4, t-18.
mówili, że bezpieka przywiozła go do stoczni motorówką. Ruch, o którym mowa, miał tak wielką siłę, że dla jego uspokojenia kolejna nowa władza musiała wyprowadzić na ulice transportery opancerzone, odłączyć telefony i postawić żołnierzy przy koksownikach. Pamięć o tym ruchu, wspieranym przez Kościół Przenajświętszy i Jego Ówczesnego Szefa, na wielu obywateli działa do dziś niczym afrodyzjak.
ubóstwa i nędzy. Skończył się także stan permanentnego niedoboru dóbr. W socjalizmie wszystkiego brakowało, a teraz – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – wszystko można kupić. Było to możliwe dzięki wprowadzeniu wymienialności pieniądza, ściągnięciu zagranicznych banków i funduszy. Rośnie tylko to przeklęte zadłużenie, które sięgnęło już ponad 130 mld dolarów, a tylko w ciągu ostatnich 7 lat podwo-
Demokracja szmondaków miężnego socjalizmu. Dochód narodowy rósł w tym ustroju rocznie o 7 proc., a bezrobocie, inflacja, deficyt budżetowy i zadłużenie kraju były pojęciami zupełnie nieznanymi. W powszechnym przekonaniu, głównym obowiązkiem państwa była troska o obywatela, o jego edukację, zatrudnienie, wypoczynek, emeryturę i bezpieczeństwo. Bardzo popularne stało się w tym okresie powiedzenie: czy się stoi, czy się leży, dwa patyki się należy. Wynikało z niego w sposób oczywisty, że państwo miało dawać, a obywatel brać. Gdy w 1970 r. władza powiedziała, że musi podwyższyć ceny mięsa i wędlin o 10 proc., naród poczuł się zdradzony i zawył z wściekłości. Na Wybrzeżu odbyło się tzw. kryterium uliczne, popłynęła krew i władza musiała ustąpić. Po zmianie ekipy i objęciu rządów przez towarzysza Edwarda, okres miniony potępiono, a następnie rozpoczęto realizację bardzo potrzebnego skądinąd i ambitnego programu modernizacji kraju, nazwanego budową „drugiej Polski”. Niestety, budowy prowadzonej za cenę zadłużania kraju i drukowania pustego pieniądza. Po kilku latach pojawiły się kartki na cukier, ceny na mięso i wędliny zwane komercyjnymi, no i powróciły te przeklęte kolejki w sklepach. Winna była oczywiście władza, jak zawsze niekompetentna i arogancka. To nieważne, że ludzie wyjeżdżali na darmowe wczasy, że powstały setki fabryk, miliony mieszkań i kilometry dobrych jak na ówczesne możliwości dróg, a mały samochód stał się dostępny dla mas. Nikt nie chciał o tym pamiętać, ludzie znowu poczuli się oszukani. Na znak protestu powstał wielomilionowy ruch obywatelsko-związkowy (mniejsza o jego nazwę), na czele którego stanął gość podający się za elektryka. Robił ten elektryk w prądzie o napięciu 12V i niektórzy
Wojskowi na czele z Generałem Wojciechem, którzy jako kolejni przejęli władzę, nie chcieli popełniać błędów niekompetentnych poprzedników i zaangażowali do swej ekipy wielu utytułowanych fachowców, czyniąc premierami i ministrami profesorów oraz docentów. Miało to gwarantować bardzo wysoki pod względem intelektualnym poziom rządzenia. Brak sukcesów nowej władzy, co po pewnym czasie dało się zauważyć, tłumaczono masom obstrukcją czynioną przez wielkiego przeciwnika komunizmu, urzędującego za oceanem w charakterze prezydenta mocarstwa, wcześniej dość znanego aktora. Generał sprytnie wykorzystał okres smuty, jaki akurat nastał w sąsiednim mocarstwie, zwołał Okrągły Stół, aby całkowicie bezboleśnie, pokojowo i w duchu miłości bliźniego oddać władzę swoim odwiecznym, nienawistnym przeciwnikom, których już ręce świerzbiły do rządzenia. Powstały niczym nieskrępowane warunki do wprowadzenia w Polsce bezprzymiotnikowej demokracji. Takiej, o jakiej marzyły od zawsze tysiące światłych polskich inteligentów i za jaką ginęli stoczniowcy Gdańska, Szczecina i górnicy „Wujka”. No i oczywiście wolnego rynku, albowiem tylko on stanowi podstawę zdrowej gospodarki, o czym z kolei żarliwie przekonywali świeżo nawróceni ekonomiści – dotąd marksiści. Dziś, po 16 latach od owych pamiętnych dni, Polska jest wreszcie krajem sukcesu. Raz na zawsze udało się skończyć z koszmarem marnotrawstwa, tak charakterystycznym dla socjalizmu. Wystarczyło zlikwidować parę tysięcy przedsiębiorstw państwowych, głównie przemysłowych, wypędzić na zbity pysk kilka milionów robotników, a miliony ludzi doprowadzić do stanu
uków w woj. lubelskim słynie z fabryki produkującej dobre wędliny. W tym mieście jest też szpital z oddziałem psychiatrycznym, gdzie leczy się ludzi z choroby alkoholowej. Wśród tych pijących wszystko (oprócz smoły i lepiku) w ostatnim okresie przebywali dwaj księża. Jeden z nich – jak doniósł mi krecik z siedleckiej diecezji
Ł
iło się. Alienację zastąpiło uczucie strachu, wręcz przerażenia możliwością utraty pracy. Ono właśnie motywuje najsilniej pospólstwo i pozwala nie płacić pracodawcy za robotę albo płacić grosze. Od kilkunastu lat systematycznie rozdawany Kościołowi lub wyprzedawany jest majątek pozostały po nieboszczce komunie, a uzyskane ze sprzedaży środki przejada się ku ogólnemu pożytkowi. Nikt już nic nie chce od państwa – obywateli raz na zawsze wyleczono z takich głupawych pomysłów. W sferze ideologii niepodzielnie zapanował Kościół Święty i Powszechny. Dzienniki telewizyjne zaczynają się jak trzeba, czyli od relacji z Watykanu. Typem dominującym w ośrodkach władzy jest typ szmondaka. Posła, który potrafi po pijaku referować projekt ustawy; ministra, który nie ma jakiegokolwiek przygotowania do zajmowanego stanowiska, ale niespecjalnie mu to przeszkadza; i premiera, który prowadzi rokowania międzynarodowe, nie znając języka obcego, wymaganego dziś od hydraulika i pielęgniarki. Doszło nawet do tego, że polski europoseł nie chce z kurwą unijną kopulować w kondomie, a i płacić za usługę także niekoniecznie. Szmondactwo nasze rośnie więc w siłę i naprawdę nie ma takich barier, których nie byłoby w stanie pokonać. Wszystko jednak przed nami. Amargo
– aby podtrzymać ciąg alkoholowy, dopuszczał się profanacji mszy św. W czasie mszy ksiądz zazwyczaj miesza wino z wodą. Taka mieszanka była zbyt słaba dla tego księdza alkoholika, więc zamiast wina wlewał w kielich spirytus. Bywało, że w czasie dnia odprawiał trzy msze św. Po trzeciej – jak powiedział – padał na pysk. Marian Kozak, Siedlce
Spirytus w krew
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
LISTY O tempora! O mores! Myślałem, że prezio „wszystkich” Polaków, Kwaśniewski, już niczym mnie nie zaskoczy. Niestety, bardzo się myliłem. Po dwudziestu kilku latach małżeństwa zapragnął jeszcze utrwalić je ślubem kościelnym. Czyżby jakiś amok padł na naszych „polityków”? Czy bez wiedzy i zgody „czarnych sotni” nic w tym biednym kraju nie może się wydarzyć? Co chciał przez to osiągnąć? Jeżeli pogardę takich jak ja, to mu się udało. Dla czarnych zawsze będzie komuchem, choćby cały wysmarował się wazeliną. Kto chociaż troszkę „liznął” historii, wie, jaka jest wdzięczność „panów” w ciemnych sukienkach. Zawsze kler trzymał z silnym, obojętne czy był to „biały”, czy „czerwony”. Do słabego i biednego mówił ustami Kaczora: „Spieprzaj, dziadu!”. Bogdan z Dębicy
posadek nie wylecieć. Cóż, jaki pan, taki kram. Ponieważ „towarzystwo” to znam nie tylko z mediów – niechaj nikt nie próbuje mnie przekonywać o rzekomej „cudownej” przemianie w SLD. To zwykłe bajki dla naiwnej publiczności – albo bezkrytycznie wierzącej w to, co „prasa podała”, albo pozbawionej zdolności do samodzielnego myślenia, albo... rzetelnej wiedzy dotyczącej faktów. Zwłaszcza tych niewygodnych. Jerzy Przyk, radca prawny
Cytat z Onetu „To najtrudniejsze podsumowanie roku, z jakim przyszło się nam zmierzyć, i pewnie najtrudniejsze w naszym życiu. Od początku to-
LISTY OD CZYTELNIKÓW Jasność i ciemność Kilka dni temu w „Faktach” TVN podczas jednego z reportaży pokazano tabelkę. Było tam napisane, iż w zeszłym roku Caritas zebrał 200 mln zł, czyli tyle samo, ile Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy przez cały okres swego działania. I tu przydałoby się wyjaśnić kilka kwestii: 1. Może i Caritas zebrał 200 mln zł, ale ile przekazał, a ile „poszło w struktury” – nie wie nikt. W przypadku WOŚP wszystko jest jasno i pięknie podane na stronie fundacji (www.wosp.org.pl). 2. Caritas jest dotowany z budżetu, kasa wpływa (i wypływa) różnymi drogami, których państwo polskie nie kontroluje. 3. Sami księża z Caritasu mówią, że byłoby dobrze, gdyby na po-
Wazeliniarze Przypominając znane powiedzenie o tym, jak zaczyna i kończy prawdziwy mężczyzna, trudno nie zauważyć, że kończący Kwaśniewski równie kiepsko zaczął (ordynarne kłamstwo magisterskie), jak i skończył (ułaskawienie kolesia z ferajny, której zawsze był jedną z czołowych postaci). Pamiętam go z Uniwersytetu Gdańskiego (Sopot) jako zaangażowanego, ambitnego działacza studenckiego – nic dziwnego, że nie miał czasu na taki drobiazg jak praca magisterska. Dla mnie i wielu moich koleżanek i kolegów z tamtych czasów zawsze był typem cwaniaczka, sprytnie dającym się wynieść na fali przemian końca lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Nie zakłamujmy jednak najświeższej historii: to sami Polacy generowali te przemiany, więc zawdzięczają je wyłącznie samym sobie i nikomu więcej, a już na pewno nie Kwaśniewskiemu, tj. osobie która stanowiła tych przemian jedynie dekorację. Dekorację, która dobrze, że niczego nie zepsuła. Zresztą nie do końca. Kwaśniewski będzie bowiem zawsze stanowić symbol wazeliniarstwa wobec hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego. W równym zresztą stopniu, jak doszczętnie skompromitowane SLD. I tutaj dochodzimy do Olejniczaka. Pamiętam tego Pana z jego wyczynów w Ministerstwie Rolnictwa, gdzie sprawował z mocy prawa nadzór nad okrytą złą sławą Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Warszawie. To ta sama rządowa „ajencja”, której co wybitniejsi, pardon, specjaliści całymi watahami, szybciutko i sprawnie poprzebierali się w szatki „społecznych inspektorów pracy” jedynie w tym celu, aby zapewne w uznaniu wybitnych zasług za szczególne osiągnięcia... z ciepłych
warzyszyło nam pytanie, czy można w jednym miejscu wspominać śmierć papieża Polaka i inne wydarzenia. Częściowej odpowiedzi na nie dostarczyło nam niezwykłe życie Karola Wojtyły, któremu nigdy nie były obce sprawy zwyczajnych ludzi – przez lata dzielił się ze wszystkimi radościami i smutkami, pochylał się nad pogmatwanym ludzkim losem”. Szlag człowieka może trafić. Ponad 86 tysięcy ofiar trzęsienia ziemi w Azji. Ponad tysiąc – po huraganie w Stanach Zjednoczonych. Nie mówiąc o innych wydarzeniach na świecie, wojnach itp. Ale to wszystko nic. Mogłaby wymrzeć połowa ludności na Ziemi, ale to mało ważne. Ważniejsze, że umarł nasz mistrz, człowiek nieomylny, idealny i święty. Nigdy nie były mu obce sprawy zwyczajnych ludzi. Bardzo kochał chorych na AIDS. Zakazał nawet stosowania prezerwatyw, aby jeszcze więcej osób mogło szybciej spotkać się z Bogiem. Wiadomo również, że przez każdego księdza przemawia Bóg. Zezwalał więc, aby księża pokazywali dzieciom, co znaczy ta „Boża miłość”. Nie sposób wymienić wszystkich jego dobrych uczynków. Przynajmniej ja nie potrafię tego zrobić bez szkody dla własnej psychiki. Michał
moc szło 50 proc. z kasy, którą dostają. Ale idzie mniej, nad czym wielce ubolewają... 4. Fundacja Owsiaka nie wspiera wyłącznie tych „światopoglądowo poprawnych”. Mieszko z Warszawy
Co wolno wojewodzie... Zachwyciłem się, jak to „nasz” nowy władca bawi się w Zakopanem. Chętnie obejrzałbym wydrukowane w prasie kopie imiennych rachunków za pobyt i przelot całej ekipy rządowym helikopterem z Warszawy do Zakopanego i z powrotem. Niegdyś, jeden z rządzących (SLD, nazwiska nie pomnę) za podobny przelot był przez opozycję odsądzany od czci i wiary, że okrada biedną Polskę dla prywaty. Musiał zapłacić, co opublikowano jako sukces czwartej (niezależnej) władzy w wykrywaniu nadużyć. A może Pan Prezydent (uczciwy i sprawiedliwy) okazałby rachunki za prywatny przelot i pobyt na zagranicznych wojażach tuż przed złożeniem prezydenckiej przysięgi? Tak byłoby prawnie i sprawiedliwie. Jerzy Stachurski
Bomby pod B16? 3 I 2006 r., Kraków, godz. 9.15. Jadę aleją 3 Maja. Na wysokości
stadionu „Wisły” dwa policyjne radiowozy z włączonymi kogutami i policjant kierujący wszystkich w ul. Reymana. Wzdłuż ulicy, za radiowozami, kilka mikrobusów (na wysokości skały poświęconej papieżowi). Była to forpoczta B16, która sprawdzała miejsce majowej pielgrzymki. Żeby było zabawniej, 10 metrów dalej jest parking przed stadionem. Ale widać purpuratom to ciut za daleko. A że utrudniają ludziom życie, to pryszcz. Strach pomyśleć, co będzie, gdy wyniosą Papę na ołtarze. Na razie – bądź co bądź – mamy podobno państwo świeckie. D
Kamasze Dorna Ludwik Dorn, szef MSWiA, groził lekarzom, że jeśli 2 stycznia nie otworzą swoich gabinetów, pójdą „w kamasze”. VIII Krajowy Zjazd lekarzy domagał się w związku z tą wypowiedzią odwołania Dorna. Rzecznik resortu oświadczył: „Reakcja lekarzy nie jest współmierna do tego, co przedstawił minister. Dlatego nie zmienił zdania i nie przeprosi ich”. Sam minister raczył powiedzieć, że „nie rozumie oburzenia lekarzy”. Nikt jakoś nie wyraził zainteresowania „groźbą bezprawną”, jaką się posłużył Dorn. Skoro lekarze nie podpisali z NFZ kontraktów, nie byli zobowiązani do świadczenia pracy. Ministerialne przymuszanie kogoś do świadczenia pracy bez podpisanej umowy ustanawia nowe – wzięte z moherowego kapelusza – relacje pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. Oto poPiSowe rozumienie prawa! P.Sz.
19
Panie Romanie! W komentarzu „Na szczęście, na zdrowie” bardzo ciekawie opisał Pan „szczęście”. Pochodzę z bardzo biednej rodziny. Jestem jedynaczką. Wychowywała mnie babcia i pamiętam, jak często byłam głodna, choć blisko mieszkały ciotki (siostry mamy). Pamiętam, że na święta babcię stać było tylko na pół kg kiełbasy zwykłej, ale ja nie narzekałam nigdy. Wyszłam za mąż bardzo młodo, wychowałam 2 dzieci i z pomocą teściów na ich placu postawiliśmy skromny pokój z kuchnią, a z czasem z komórki zrobiliśmy drugi pokój. W życiu było różnie – ciężko z mężem pracowaliśmy, a dzieci już się usamodzielniły. Jesteśmy z mężem 42 lata po ślubie, a od 10 lat mąż jest bardzo ciężko chory. Muszę go karmić, myć, zmieniać pampersy i dźwigać. Mimo to – proszę mi wierzyć – nigdy do nikogo się nie żalę ani nie narzekam, choć kłopoty (oprócz choroby męża) mam także... Jak tysiące innych ludzi. Jestem szczęśliwa, gdy mąż ma kilka lepszych dni. Gdy wstanę rano i widzę jasny dzień. Gdy widzę sikorki dziobiące słoninkę, którą im wieszam na gałęzi w ogródku. Mam też 2 psy i koty. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było ich wokół mnie. Wiem, że większości ludzi jest bardzo ciężko, ale jest także wielu ludzi, którzy nie zaznali głodu i biedy, a jednak w tym pędzie, aby mieć więcej i lepsze, nie dostrzegają rzeczy naprawdę ważnych. Jolanta Załęcka Radom
20
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
CZUCIE I WIARA
NIEPOKORNI SYNOWIE KOŚCIOŁA (23)
Friedrich Schleiermacher Nowy okres w życiu Kościoła, nie tylko ewangelickiego, zapoczątkował w dobie romantyzmu protestancki filozof religii – Fryderyk Ernst Daniel Schleiermacher. Urodził się w 1768 r. we Wrocławiu jako syn kapelana wojskowego. Został wychowany w tradycji pietystycznej i kształcił się w seminarium teologicznym braci morawskich oraz na uniwersytecie w Halle. Po ordynacji pełnił urząd pastora oraz profesora teologii na uniwersytecie w Berlinie, który powstał przy jego współudziale. Zmarł w Berlinie w 1834 r. Schleiermacher zapoczątkował nową drogę w teologii ewangelickiej. W swej książce pt. ,,Mowy o religii do wykształconych pomiędzy jej naśmiewcami” (1799 r.) bronił religii przeciw szerzącemu się sceptycyzmowi, ale w zupełnie nowy sposób. W swoim głównym dziele z zakresu teologii systematycznej ,,Wiara chrześcijańska według zasad ewangelickiego Kościoła” (1821–1822) religię przedstawił nie jako zbiór poglądów i zobowiązań wobec Kościoła, ale jako poczucie absolutnej zależności od Boga. Choć – jak pisał – poczucie to zostało zgaszone i zamazane przez grzech, to jednak w doskonałym stopniu posiadał je Jezus Chrystus, który jest pomostem pomiędzy Bogiem a człowiekiem, prowadzącym
W
go do zbawienia i przywrócenia mu doskonałego odczuwania istoty Bożej. Tak więc Schleiermacher uczynił uczucia elementem, na którym opiera się przeżycie religijne. Dla niego religia to coś więcej niż teologia i etyka, to głównie sfera uczuć, inna od wiedzy i działania. Nie znaczy to jednak, że religia nie ma odniesienia do wiedzy i działania. Pisał: ,,Nie mam na myśli tego, że jedno mogłoby istnieć bez drugiego – że np. człowiek mógłby mieć religię i być pobożny, a w tym samym czasie postępować niemoralnie”. Przeciwnie – dla Schleiermachera religia, czyli uczuciowy związek z Bogiem, jest w istocie prawdziwą podstawą zarówno dla wiedzy, jak i działania. Tak więc człowiek musi jedynie pielęgnować swoje poczucie zależności od Boga w Chrystusie, a to zapewni mu radość i pokój serca. Schleiermacher był rzecznikiem autonomii religii odrębnej od teologii. Według niego, doktryny i dogmaty nie są religią i nie są konieczne dla samej religii. Było to radykalnie nowe podejście. ,,Aż do Schleiermachera
Biblii jest tak wiele niejasno ści, a nawet błędów, że nie wiem, jak to pogodzić z twier dzeniem, że jest ona natchniona przez Boga. Czy Biblia rzeczywiście jest sło wem Bożym? – pyta jeden z Czytelników. Problem wynika z tego, że wielu konserwatywnych chrześcijan zakłada, że cała Biblia, z racji jej natchnienia, jest nieomylnym słowem Bożym. Czy jednak Biblia to potwierdza? Co sama Biblia nazywa słowem Bożym? Przede wszystkim słowa przekazane przez Mojżesza i proroków. Na przykład: „A Pan mówił wszystkie te słowa i rzekł: Jam jest Pan, Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli” (Wj 20. 1–2) lub „Weź sobie zwój księgi i wypisz na nim wszystkie słowa, które ci powiedziałem o Jeruzalemie, o Izraelu i o Judzie, i o wszystkich narodach, od dnia, gdy zacząłem mówić do ciebie, od czasów Jozjasza aż do dnia dzisiejszego” (Jr 36. 2; por. 37. 28, 32). Ponadto Biblia mówi, że ,,Pan Bóg nie uczyni niczego, jeśli nie objawił swego zamiaru sługom swym, prorokom” (Am 3. 7 BT), a „proroctwo nie przychodziło nigdy z woli ludzkiej, lecz wypowiadali je ludzie Boży, natchnieni Duchem Świętym” (2 P 1. 21). Powyższe zapewnienia nie oznaczają, że każdy werset biblijny jest słowem Boga. Na przykład słowem Bożym nie są opisy, historie, przypowieści czy osobiste rady (por. Wj 18. 17–23; 1 Kor 7. 12, 25–40). Przypomnijmy, że podstawą judaizmu była i jest przede
zadaniem teologii było wyjaśnianie Bożego objawienia – zawartego w Piśmie, tradycji, naturze albo jakimś ich połączeniu. Schleiermacher uczynił z niej studium o religii, religijnym doświadczeniu człowieka. Nadał słowu objawienie zupełnie nowy sens. Staje się ono religijnym doświadczeniem każdej jednostki. »Każda intuicja i każde autentyczne uczucie pochodzi z objawienia«. Schleiermacher otwiera drzwi dla »chrześcijaństwa«, które już nie akceptuje nauki Biblii jako czegoś normatywnego i nie jest już dłużej związane z normą zewnętrzną. Ostro oddzielając religię i teologię, chroni religię przed racjonalistycznymi atakami sceptyków – lecz w ten sposób zdaje się bronić formy kosztem treści” (Tony Lane, ,,Wiara, rozum, świadectwo”). Schleiermacher wyrażał nie tylko krytyczny stosunek do tradycji i skostniałych form, ale również do samej Biblii. Traktował ją raczej jako zapis religijnego doświadczenia człowieka niż objawienia danego przez Boga. Pytanie, jakie stawiał
wszystkim Tora, następnie prorocy, a dopiero w trzeciej kolejności Pisma dydaktyczne. A zatem księgom tym przypisywano różne stopnie natchnienia. Talmud podaje, że „Duch Święty, który oświeca proroków, czyni to podług miary”. Podobną zasadę zdaje się stosować Paweł, który nie tylko powiada, że „cząstkowa jest nasza wiedza i cząstkowe nasze prorokowanie”
każdej doktrynie, brzmi: Jakie znaczenie ma ona dla chrześcijańskiego doświadczenia? Kryterium dla teologii stanowiła dlań zgodność nie z nauką Biblii, lecz z doświadczeniem spisanym w Piśmie Świętym. Pomijał więc główną zasadę reformacji, że norma Pisma Świętego powinna być sprawdzianem dla doświadczenia, a nie odwrotnie. Konsekwencją takiego podejścia było umniejszenie dzieła Chrystusa, który – według Schleiermachera – nie
p.n.e. uznawało wszystkie te Pisma, to aż do synodu w Jabne (koniec I wieku n.e.) niektórzy kwestionowali kanoniczność Księgi Przysłów, Pieśni nad pieśniami, Księgi Koheleta, Estery, a nawet Księgi Hioba. Już sam ten fakt daje wiele do myślenia. Jeśli bowiem samym prorokom kanonicznym przypisywano różne stopnie natchnienia, to tym
CZYTELNICY PYTAJĄ
Czy Biblia jest słowem Bożym? (1 Kor 13. 9), ale również napomina, „by [nikt] nie rozumiał o sobie więcej, niż należy rozumieć, lecz by rozumiał z umiarem stosownie do wiary, jakiej Bóg każdemu udzielił” (Rz 12. 3). Wracając jednak do proroków... Jak już zauważyliśmy, księgi Starego Testamentu podlegały pewnej hierarchii. Na pierwszym miejscu znajdował się Pięcioksiąg Mojżesza, a następnie pisma prorockie, tj. Księgi: Jozuego, Sędziów, Samuela, Królewskie, Izajasza, Jeremiasza, Ezechiela i Dwunastu Proroków Mniejszych. Natomiast do tzw. pism zaliczono: Księgę Rut, Psalmy, Księgę Hioba, Przysłów, Koheleta (Eklezjastesa), Pieśni nad pieśniami, Lamentacje (Treny), Księgę Daniela, Estery, Ezdrasza (razem z Nehemiaszem) oraz Kronik. Warto dodać, że chociaż Wielkie Zgromadzenie już w III w.
bardziej niektórym Pismom dydaktycznym. Czy to je dyskwalifikuje? Bynajmniej. Jednak nie znaczy to, że księgi te – werset po wersecie – są słowem Bożym pozbawionym pewnych nieścisłości. Nie dotyczy to, rzecz jasna, słów Boga („Tak mówi Pan”) – bo one są nieomylne – lecz opisów uwarunkowanych czynnikami społeczno-kulturowymi, które wpływały na redakcję poszczególnych ksiąg Biblii. Zamiast więc twierdzenia, że Biblia jest słowem Bożym, należałoby raczej powiedzieć, że Biblia zawiera słowo Boże. To znaczy, że nie każde słowo i nie każdy werset w Biblii jest bezbłędny. Przykładów na to jest wiele. Nie o to jednak chodzi. Najważniejsze jest, aby zrozumieć, że Biblia jest historią zbawienia, a nie podręcznikiem naukowym. Przesłanie
przyszedł, aby zadośćuczynić za grzech, ale aby być naszym nauczycielem i przykładem, a przede wszystkim, aby wzbudzić w nas świadomość Boga, który jest stale obecny we wszechświecie. Twierdził, że Jezusa różni od innych ludzi jedynie ,,istotowa bezgrzeszność i absolutna doskonałość”. Dzięki temu posiada On jednak wszystko, czego potrzebujemy do naszego zbawienia. W jego rozumieniu dzieło Jezusa Chrystusa czyni więc zbytecznym Jego zmartwychwstanie, wniebowstąpienie, a nawet drugie przyjście. A za odkupiciela można by Go przyjąć nawet wtedy, gdyby Biblia milczała o tych wydarzeniach. Stąd przyjęcie tych doktryn nie jest konieczne dla wiary chrześcijańskiej. Zależy to tylko od naszej oceny pewności Pisma Świętego. Tak więc po Lutrze, reformatorze doktryny kościelnej, i Spencerze, reformatorze życia chrześcijańskiego, Schleiermacher stał się reformatorem teologii ewangelickiej. Szkoda tylko, że teologia ta zdeformowała pogląd na dzieło Jezusa Chrystusa i zbagatelizowała grozę grzechu. Otrzeźwienie przyszło dopiero z chwilą wybuchu I wojny światowej, co dało początek neoortodoksyjnej reakcji Karla Bartha, Emila Brunnera i innych. BOLESŁAW PARMA
wszystkich proroków, Chrystusa oraz apostołów zawsze sprowadzało się do wezwania błądzących do nawrócenia i postępowania drogą przykazań Bożych. Przykładem tego mogą być słowa: „Może mieszkańcy Judy, słuchając o nieszczęściach, jakie zamierzam sprowadzić na nich, nawrócą się każdy ze swego przewrotnego postępowania, tak że będę mógł odpuścić ich występki i grzechy” (Jr 36. 3 BT). Przede wszystkim więc „Pisma święte mogą obdarzyć mądrością ku zbawieniu przez wiarę w Jezusa Chrystusa” (2 Tm 3. 15). Jeśli ten cel będzie przyświecał badaczom Biblii, wtedy żadne nieścisłości w niej występujące nie doprowadzą nikogo do konsternacji. Nieścisłości te bowiem są jedynie dowodem ludzkich ograniczeń. Pewne zaś księgi, np. Ewangelie, powstały dopiero po kilkudziesięciu latach od wydarzeń, które opisują, i stąd te sprzeczności, które jednak nie podważają zasadniczej treści przesłania w nich zawartego. A zatem natchnienie Pism (inspiracja) nie oznacza, że każdy werset jest słowem Bożym. „Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują” (Rz 8. 28), np. w powstaniu Pism, ale przecież nawet apostołowie popełniali błędy (Ga 2. 11–14). Stąd rada: „Proroctw nie lekceważcie. Wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego się trzymajcie” (1 Tes 5. 20–21). Pamiętajmy też, że niebezpieczny jest zarówno konserwatyzm (fundamentalizm), jak i liberalizm. Unikajmy więc wszelkich skrajności. BP
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
C
entralnym tematem ST jest idea przymierza, które Jahwe zawarł ze swo im ludem na Synaju. W opinii uczonych – schemat tego przy mierza powielony został z ukła dów i traktatów hetyckich. Starożytni władcy byli z reguły nieufni wobec swoich sąsiadów. Czy nie zaatakują? Czy nie będą spiskować za plecami z bardziej oddalonymi wrogami? Jednym ze sposobów
SZKIEŁKO I OKO
Częstsze wszakże były układy lennicze, które królowie hetyccy zawierali ze swymi wasalami. Z odnalezionych tekstów wynika, że wszystkie pisane były według tego samego schematu, który – co do formy – jest uderzająco podobny do biblijnego przymierza synajskiego (Wj 21.–30.). Traktaty hetyckie miały następujące elementy składowe: wstęp, w którym przedstawia się król-suweren, prolog historyczny, w którym wyliczono wy-
NIEŚWIĘTE PISMO
Przymierze synajskie zabezpieczenia się przed taką ewentualnością było zawieranie układów i przymierzy. Silni zawierali je na równych prawach lub – częściej – zmuszali słabszych, by ci zaakceptowali ich jako swoich zwierzchników. W ruinach stolicy Hetytów koło Bogazkoy w Turcji odkryto pochodzące z XV–XIII w. p.n.e. archiwum tamtejszych królów. Z glinianych tabliczek odczytano teksty co najmniej dwóch tuzinów zawartych przymierzy. Jednym z nich jest słynny układ zawarty w 1259 r. p.n.e. pomiędzy Hattuszilem III ze strony Hetytów a Ramzesem II ze strony Egiptu. Kopia tego przymierza została wyrzeźbiona hieroglifami na ścianie świątyni w Karnak w Egipcie. Był to układ partnerski: na jego mocy królowie stawali się braćmi, zobowiązywali szanować wzajemne interesy, współdziałać przeciwko wrogom i przekazywać sobie zbiegów.
K
darzenia poprzedzające zawarcie przymierza, ze szczególnym uwzględnieniem łaskawości „Wielkiego Króla”, następnie określano stawiane w nim wymagania, wzajemne prawa i obowiązki, zalecenia co do przechowywania dokumentu w świątyni i publicznego odczytywania oraz imiona świadków. Na końcu określano korzyści (błogosławieństwa), jakie
ościół to jedna wielka rodzina – mówią nie którzy. To prawda. Słowo „rodzina” pisał bym jednak w cudzysłowie, bo ta struktura przy pomina rodzinę mafijną... Analogii pomiędzy Kościołem rzymskokatolickim a mafią jest mnóstwo i nie wynikają one tylko z faktu, że klasyczni mafiosi, ci południowowłoscy, to wierni i oddani katolicy. Przede wszystkim mafia to struktura bardzo mocno zhierarchizowana. Panuje tam żelazna dyscyplina, każdy zna swoje miejsce, a wszyscy razem i każdy z osobna poddani są „ojcu”. Posłuszeństwo i lojalność to dwie główne, a właściwie jedyne wartości moralne, które bezwzględnie tam obowiązują. Kto jest posłuszny i wykonuje rozkazy, może liczyć na dostatnie życie, opiekę i szacunek ze strony innych członków „rodziny”, a nawet ich czułą tkliwość. Może także oczekiwać wyrozumiałości, bo „ojciec chrzestny” wiele rozumie i wybacza. Ten, kto jest nieposłuszny i nielojalny, może uważać się za martwego. A jak to jest w rodzinie „Ojca Świętego”? Nie da się ukryć, że cnota posłuszeństwa jest wśród duchownych uważana za podstawową, a właściwie jedyną zaletę. Swoim synom w kapłaństwie „Ojciec” wybacza wiele: nieślubne dzieci, pedofilię, kochanki i kochanków, nawet szwindle. Ale nigdy nie zapomni zdrady. Nieważne, czy zdradzono go w sumieniu, w imię posłuszeństwa Biblii, czy też władzy świeckiej. Zdrajcę czeka zgon. Już nie ten fizyczny, bo „Ojciec Święty” nie może już zabijać
będzie miał wasal (i jego lud), jeśli dochowa warunków przymierza. Z drugiej zaś strony klątwy ku przestrodze tych, którzy go złamią. W ocalałych dokumentach asyryjskich zerwanie przymierza nazwane jest wprost „grzechem” (hitu). Nawet niektórzy spośród biblistów katolickich przyznali, że schemat ten wykorzystany został przez biblijnych autorów. S. Łach przyznał, że „opisy przymierzy hetyckich samorzutnie przywodzą na myśl formę przymierza synajskiego”. Z kolei J. Kudasiewicz uznał – już bez wątpliwości – że „autor natchniony użył tego samego schematu literackiego, aby wyrazić przymierze narodu izraelskiego z Bogiem”. Odrębnymi badaniami potwierdził to w 1954 r. znawca ST – G.E. Mendenhall. Na przymierze synajskie – tak jak w traktatach wasalnych – składa się wstęp, prolog historyczny i zobowiązania wynikające z tego układu dla obydwu kontrahentów. Jego warunki wyszczególnione zostały w Dekalogu i Prawie Mojżeszowym przechowywanym w świątyni. Zapisywanie przymierza na tablicach jest dobrze udokumentowane. Wspomniane przymierze między Hetytami a Egiptem zapisane zostało na srebrnej tablicy. W Mezopotamii pakty i sojusze również zapisywano na tablicach. Unieważnienie takiej ugody dokonywało się przez rozbicie tablic. Czynność Mojżesza miała zatem wymiar symboliczny. ARTUR CECUŁA
nieposłusznych (odebrała mu tę możliwość władza świecka), ale zgon społeczny. Zostanie odrzucony, wyklęty i przeklęty, napiętnowany i wyizolowany z dotychczasowej wspólnoty. Ma też obietnicę śmierci wiecznej. Mafia słynie z tajemniczości. Ale i u „Ojca” rzymskiego panuje podobna atmosfera. Procesy w sądach watykańskich są często niejawne, a wiele tajemnic kryje się za zasłoną klasztornej klauzury. W najbardziej elitarnej gwardii przybocznej papieży – Opus Dei – niejawna jest przynależność, więc tylko „Ojciec” wie na pewno, „którzy są jego”. Cele obydwu organizacji także są podobne: to utrzymanie (lub poszerzenie) władzy nad danym terytorium, żeby sprawować nad nim kontrolę i ciągnąć zyski. „Rodzina” zapewnia „ochronę” swoim podopiecznym tak długo, jak długo nie próbują się buntować i płacą haracz. Jeżeli tylko są nieposłuszni, spotyka ich sroga kara. Kto sądzi, że Kościół istnieje po to, by kultywować jakieś „wartości” poza pieniędzmi i władzą, ten grzeszy naiwnością. Watykan wielokrotnie zmieniał front, zwalczał to, co później popierał. Pamiętamy, że jeszcze do niedawna wolność sumienia i demokracja były przez Rzym piętnowane i zwalczane. Teraz przeciwnie – papieże kreują się na pierwszych obrońców tych wartości. Nie dziwi zatem, że Kościół przez całe pokolenia tolerował z wyrozumiałością „rodziny” mafijne i cieszył się ich hojnymi datkami. Jak mógł potępić tych, którzy go hojnie wspierali? MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Rodzina mafijna
K
iedy na świat przyszedł drugi syn faraona Amenhotepa III, nic nie wskazywało, że właśnie on sta nie się jednym z najsłynniej szych władców Egiptu. Zachowane wizerunki sugerują, że Amenhotep IV nie był typem wojownika i prawdopodobnie nie interesował się sprawami materialnymi bardziej, niż to było konieczne. Na malowidłach pojawia się na tle kwiatów, a jego pociągła twarz nacechowana jest nostalgią i zadumą. Niekształtna, gruszkowata sylwetka królewskiego syna zdaje się zdradzać jeszcze jedno – skazę genetyczną wywołaną prawdopodobnie kazirodczymi związkami, od pokoleń praktykowanymi w egipskiej rodzinie panującej. Taki właśnie młodzieniec w połowie XIV wieku p.n.e. przejął władzę w potężnym państwie. Już jego ojciec, pragnąc skonsolidować kraj, podjął działania w kierunku ujednolicenia dziesiąt-
21
na początku, mimo ostrożności władcy, doszło do zbrojnego oporu i zamieszek. Nowy kult Atona latami nie potrafił zdominować religijnej sceny Egiptu. Sam faraon dopiero po roku przyjął nowe imię – Echnaton – na cześć Atona, który zastąpił boga Amona. Potem usunął pradawny kult Horusa, chociaż sokół wciąż jeszcze pozostał świętym ptakiem. Wreszcie, między szóstym a dziewiątym rokiem panowania Echnaton przeniósł się do nowej stolicy kraju – Achetaton, czym przypieczętował zmiany. Echnaton był bez wątpienia filozofem wizjonerem, któremu nie wystarczała stara formuła religijna. Chciał upowszechnić wiedzę o bogu, którego nie można zdefiniować ani przedstawić. Tarcza słoneczna w jego koncepcji stała się jedynie symbolem boga, a nie nim samym. Echnaton wydaje się zatem bezinteresownym poszukiwaczem i głosicielem prawdy, który nie może
HISTORIA WOLNEJ MYŚLI
Faraon rewolucjonista ków religii i lokalnych kultów praktykowanych w Egipcie. Lud czcił dziesiątki pomniejszych bóstw, lecz ponad nimi widział panteon bogów wyższych, z Amonem na czele. Właśnie tam, w warstwie wysublimowanych, niedostępnych ludowi rozważań teologicznych, kapłani odkryli, że bogowie stanowią jedność. Kosmosem rządzą niezmienne, odwieczne prawa, a bogowie są tylko ich strażnikami i wykonawcami, czego jednak prosty lud nie wiedział i nie rozumiał. Najwyraźniej w XIV wieku p.n.e. takie ujęcie przestało wystarczać. Mityczny porządek niebios jest odbiciem porządku na ziemi. Skoro więc faraon jest tak potężny, a Egipt zdecydowanie góruje nad sąsiadami, nasuwa się wniosek, że również w zaświatach istnieje bóstwo najwyższe lub nawet jedyne. W czwartym roku panowania Amenhotep IV wysłał najwyższego kapłana Amona z ekspedycją do odległych kamieniołomów, chcąc go odsunąć od swoistej rewolucji, jaką zamierzał przeprowadzić w stolicy. Faraon zakazał wtedy kultu Amona, a jedynym bogiem ogłosił słonecznego Atona. Ponieważ nie mógł zlikwidować dawnych kultów, stworzył synkretyczne bóstwo solarne Aton-Re-Horachty-Szu. Już to wskazuje, że reforma musiała być przygotowywana od dawna i poparta konkretnymi rozważaniami teologicznymi. Dziś możemy sobie tylko wyobrażać reakcje ówczesnych konserwatystów. Prawdopodobnie już
dłużej znieść naiwnych bóstw z głową hipopotama czy krokodyla. Lecz nie był tylko marzycielem. Jako władca i kontynuator polityki swego ojca, chciał zjednoczyć Egipcjan wokół słusznej wiary. Wszystko wskazuje jednak na to, że eksperyment w skali kraju nie powiódł się. Kult Atona pozostał religią wyłącznie dworską, a lud nadal modlił się do dawnych bogów. Jednak o wiele ważniejsze wydaje się to, iż na szczycie tak zorganizowanego państwa stanął faraon jako jedyny ziemski przedstawiciel boga i zarazem jego arcykapłan. Otóż, zamykając świątynie Amona w całym kraju, pozbawił politycznej siły jego kapłanów, którzy nader często wpływali na bieg wydarzeń w Egipcie. Dzięki monoteizmowi faraon umacniał więc własną pozycję i dlatego opłacało mu się terrorem zwalczać przeciwników, burzyć świątynie, skuwać stare napisy i wszczynać prześladowania tradycjonalistów. Natychmiast po śmierci Echnatona stara wiara powróciła, a miejsca heretyckiego kultu zostały zniszczone i opuszczone. Jednak nie było to odejście ostateczne. Niedługo potem przywódcy Izraelitów przejęli pomysł egipskiego władcy na zjednoczenie swego ludu jako Narodu Wybranego. I odtąd wszędzie, gdzie zawita monoteizm, zaczyna się terror wobec innowierców, co wydaje się oczywistą konsekwencją założenia, że istnieje tylko jeden Bóg – ten, którego „ja” czczę. LESZEK ŻUK
22
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA APP RACJA Andrychów – 20.01, godz. 16, ul. Lenartowicza 7 (klub osiedlowy); e-mail:
[email protected], www.republika.pl/appwadowice/; Augustów – Bogdan Nagórski, tel. 601 815 228; Bełchatów – Marek Szymczak 603 274 363,
[email protected]; Będzin – zebrania w każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; Białystok – zarząd wojewódzki, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309 (DH „Koral”), dyżury: pn.– czw. w godz. 16–18; Bielsk Podlaski – ul. Brańska 123, Stanisław Łaźna, tel. 730 28 70 – wypożyczalnia książek o charakterze historyczno-religijnym; Biłgoraj – 15.01, godz. 13, ul. Kościuszki 28 (siedziba SLD); Bolesławiec – Wiesław Polak, tel. (75) 734 34 25; Brzeg – zebrania w każdy ostatni czwartek miesiąca, godz. 19, restauracja „Laguna” (przy obwodnicy). Koordynator na Brzeg: Zenon Makuszyński, tel. 696 078 240; Busko Zdrój – Kamil Oliwkiewicz, tel. 600 121 793;
[email protected]; Bydgoszcz – 19.01, godz. 17 – Zarząd Miejski APPR zaprasza członków i sympatyków na noworoczne spotkanie w restauracji „Parkowa” (park im. W. Witosa – wjazd od ul. Piotrowskiego); dyżury w każdy czwartek, godz. 17–19, ul. Garbary 24; kontakt: Marek Moszyński, tel. 512 388 911; Chełm – kontakt: Z. Pierściński, tel. 501 711 386; Cieszyn – 18.01, godz. 16, Remiza OSP Bobrek, ul. Stawowa – spotkanie członków i sympatyków; tel.: 661 210 589, 609 784 856; Częstochowa – zebrania w pierwszy wtorek m-ca, al. NMP 2, lokal Ogólnopolskiego Zrzeszenia Emerytów i Rencistów; dyżury: każdy wtorek, godz. 17–19, kontakt: Maciej Kołodziejczyk, tel. 601 505 890; Dąbrowa Górnicza – zebrania w każdą trzecią środę m-ca, godz. 17, w siedzibie Polskiego Związku Wędkarskiego przy ul. Wojska Polskiego 35; Gdańsk – tel. kontaktowy dla powiatu gdańskiego: 508 639 947; Gdynia – kontakt: 606 924 771; Gliwice – Andrzej Rogusz, e-mail:
[email protected], tel. 600 267 076; Gniezno – 21.01, godz. 17, ul. Sienkiewicza 15. Zebranie członków i sympatyków z Gniezna i powiatu gnieźnieńskiego; Gorzów Wlkp. – Czesława Król, tel. 604 939 427; Grudziądz – zebrania w każdy piątek o godz. 17, ul. Pułaskiego10a/18, kontakt: E. Poraziński tel. 603 703 904, T. Nowaczyk 605 924 182; Gryfice – Henryk Krajnik, tel. 603 947 963; Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 600 872 683; Jastrzębie – 21.01, ul. Jasna (bar Caro), godz. 17, Szymon Krzyżaniak tel. 0-604 140 272; Kalisz – Stanisław Sowa, tel. (62) 753 08 74; Katowice – Ryszard Pawłowski, tel. (32) 203 20 83, 606 202 093; Kielce – kontakt: tel. 609 483 480;
[email protected]; Kluczbork – Dariusz Sitarz, tel. (77) 414 20 47; Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy poniedziałek w godz. 16–18 w siedzibie, ul. Rybacka 8, tel. 505 155 172; Konin – kontakt: Zbigniew Górski, tel. 601 735 455; Kostrzyn – Andrzej Andrzejewski, tel. 502 076 244; Kraków – Zarząd Wojewódzki APPR, tel. (12) 636 73 48; (12) 626 05 07; 695 052 835. Spotkania: trzeci czw. m-ca, godz. 17, korty WKS Wawel, budynek nr 38; Legnica – 23.01, godz. 17 – zebranie członków i sympatyków APPR w siedzibie SLD w Legnicy, Rynek 32; Łowicz – Mirosław Iwański, tel. 837 78 39; Łódź – zebrania we wtorki w godzinach 16–18, ul. Zielona 15, I piętro, pokój nr 10. Kontakt: Jolanta Komorowska, tel. (42) 684 47 55; Mysłowice – druga sobota każdego m-ca w Brzęczkowicach, lokal „Alf” (naprzeciwko Mini Kliniki), godz. 17, Remigiusz Buchalski, tel. 508 496 086;
Niemodlin – Bogdan Kozak, tel. 694 512 707; Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. (68) 388 76 20; Nowy Tomyśl – Barbara Kryś, tel. (68) 384 61 95; Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40; Opatów – tel. (15) 868 46 76; Opole – Stanisław Bukowski, tel. (77) 457 49 04; Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Frejlich, tel. 506 516 850; Piła – Henryk Życzyński, tel. (67) 351 02 85; Pińczów – tel. 888 656 655; Płock – tel. 603 601 519; Poznań – kontakt: Witold Kayser, tel. (61) 821 74 06. Koordynator na powiaty: jarociński, pleszewski i krotoszyński – Marcin, tel. 692 675 579; powiat słupecki – Włodzimierz Frankiewicz, tel. 692 157 291; Radom – Maciej Tokarski – przewodniczący Koła APPR w Radomiu, tel. 660 687 179; Rybnik – Janusz Wiśniewski, tel. (32) 425 17 76, 503 343 275; e-mail
[email protected]; Rzeszów – spotkania w drugi i ostatni poniedziałek miesiąca, godz. 16, pub „Korupcja”, ul. Króla Kazimierza 8 (boczna od Słowackiego), tel. 606 870 540, (17) 856 19 14; Sandomierz – Szymon Kawiński, tel. (15) 832 05 42; Sanok – kontakt: Klaudiusz Dembicki, e-mail:
[email protected], tel. 606 636 273; Siedlce – zebranie członków i sympatyków APPR w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 17 w barze Smaczek, ul. Kazimierzowska 7. Kontakt: Kozak Marian, tel. 606 153 691; adres: Siedlce 6, skr. poczt. 9; Skarżysko-Kamienna – Wiesław Milczarczyk, tel. 693 424 226; Słupsk – kontakt: 505 010 972; Sosnowiec – trzecia środa m-ca, godz. 17, ul. Urbanowicza 21a – siedziba Stowarzyszenia „Uniezależnienie”, tel. (32) 297 72 65 (Maria Kaleta); Starachowice – tel. (41) 274 15 76; Stargard Szczeciński – Marian Przyjazny, tel. 601 961 034; Staszów – Dariusz Klimek, tel. 606 954 842; Świnoujście – 21.01, godz. 16 – zebranie członków i sympatyków w restauracji „U Nataszy”, ul. Monte Cassino; Tarnowskie Góry – Bożena Wrona, tel. 603 068 881, Bogdan Kucharski, tel. (32) 384 91 77; Tarnów – 26.01, godz. 17, OHP, ul. Mościckiego 27, bl. B – zapraszamy na spotkanie członków i sympatyków Ziemi Tarnowskiej i sąsiednich powiatów; Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93; Toruń – 18.01, godz. 17, ul. Gagarina 152, lokal Kuchnia Latino „Nazca” (wejście po schodach od ul. Łukasiewicza) – spotkanie członków i sympatyków. Tematem spotkania jest II Konwencja Krajowa APPR i dalsza strategia działania w woj. kujawsko-pomorskim. Istnieje możliwość nabycia kubka antyklerykalnego. Kontakt: Józef Ziółkowski, tel. 607 811 780 (www.kujpom.racja.org.pl); Turek – kontakt: Wiesław Szymczak, tel. 609 795 252; Tychy – dyżury w środy, godz. 17–19, ul. gen. Grota-Roweckiego 10, zebranie ogólne co drugi wtorek m-ca, godz. 18; Wałcz – Józef Ciach, tel. 506 413 559, zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 14; Warszawa – Zarząd Koła APP RACJA zaprasza członków i sympatyków na zebrania Koła Warszawy, które odbywają się w każdą pierwszą środę miesiąca przy ul. Długiej 29, sala na I piętrze, godz. 18. Kontakt: Mariusz Grabek, tel. 605 350 793 lub Krzysztof Mróź, tel. 608 070 752; Wrocław – członków oraz sympatyków APP RACJA zapraszamy w każdą środę w godz. 16–18 przy ul. Zelwerowicza 4 (Klub Kombatanta). Roman Szwarc, tel. (71) 394 90 12 oraz 692 049 488; Zielona Góra – Bronisław Ochota, tel. 602 475 228; Zawiercie – Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233 – zebrania w pierwszy wtorek m-ca; Żary – Andrzej Sarnowski, tel. 507 150 177.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Leksykon naszych czasów Antyterroryzm – doktryna społeczno-ekonomiczna uzasadniająca eksploatację pól naftowych w Iraku. Antykorupcyjny urząd – miejsce przygotowywania materiałów stanowiących podstawę czystki. Balcerowicz musi odejść – oficjalne hasło Samoobrony, stosowane do czasu przejścia na socjalliberalizm. Becikowe – element katolickiej polityki prorodzinnej, opierający się na wierze, że za tysiąc złotych ludzie zdecydują się na długoterminową inwestycję wymagającą kilkuset tysięcy zł. Belka – miara lojalności; Religa = 0,5 Belki. Czystka – polityka kadrowa prawicy stosowana każdorazowo po zwycięskich wyborach. Dekomunizacja – działania mające na celu utrwalenie władzy bliźniaczej w RP. Duch Święty – były doradca prezesa NBP w sprawach kursu dolara; w rządzie Marcinkiewicza awansował na Ministra Skarbu in pectore (po Mikoszu). Ekspert– odmiana bezpartyjnego fachowca; specjalista sporządzający na koszt Sejmu opinie zgodne z oczekiwaniami komisyjnych większości. Episkopat – grupa najwyższych funkcjonariuszy Kościoła katolickiego doskonale radząca sobie ze wszystkim z wyjątkiem èRadia Maryja. Figa z makiem – dar kolejnych rządów dla obywateli Rzeczypospolitej Polskiej. Front Jedności Narodu – marzenie èPrezesa Pana. Gilowska Zyta – triumf KUL-u nad èOpus Dei. Grupa trzymająca władzę – nasza dobra, ich zła. Gruszka Józef – pierwsza ofiara komisji orlenowskiej. Heil – forma zamawiania piwa stosowana powszechnie przez Młodzież Wszechpolską. Intronizacja – koronacja Lecha Kaczyńskiego na króla moherowej Polski.
Immunitet – ostatnie nieodebrane posłom uprawnienie; uniemożliwia pozbycie się opozycji. Immanuel – Kant, popierany przez Szyszkowską. Jan Paweł II – idol nauki polskiej; pod względem liczby cytowań wyprzedził Marksa i Lenina razem wziętych. Jasnej Góry obrona – fikcja literacka podniesiona uchwałą Sejmu do rangi wydarzenia historycznego. Kaczyzm – jaki jest, każden widzi. Kamasze – Dornowska koncepcja poprawy opieki medycznej w IV RP. KRRiTV – konstytucyjny organ powołany do kontroli przestrzegania wartości chrześcijańskich w mediach. Lincz – forma sprawiedliwości ludowej popierana przez PiS. Lista Wildsteina – dowód na konieczność likwidacji IPN; èX archiwum. Łagiewniki – miejsce żarliwych modłów polityków o własny sukces i klęskę konkurentów. Moherowe berety – elitarna formacja èRadia Maryja; w 2005 roku przekształcona w zbrojne ramię PiS. Moralna rewolucja – złudzenie, że może być... moralna. Niezwłocznie – jednostka czasu w polskim prawie; trwa od kilku minut (wykładnia marszałka Sejmu dokonana przy przechodzeniu od pierwszego do drugiego czytania projektu tzw. ustawy warszawskiej) do kilku miesięcy (interpretacja Ministra Sprawiedliwości w sprawie akt Sobotki). Ojciec – w społeczeństwie patriarchalnym głowa rodziny; w Polsce czczony w trzech odmianach: Bóg Ojciec, Ojciec Święty i Ojciec Dyrektor. Opus Dei – kuźnia kadr rządu Marcinkiewicza; szkoli lepiej niż Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu-Leninizmu (WUML) w PRL. PO-PiS – niedoszła koalicja partii Tuska i Kaczyńskich; èYes, yes, yes.
Prezes Pan – polski odpowiednik Piotrusia Pana; najwyższy organ IV RP; adresat meldunków składanych przez Prezydenta i Premiera III RP. Radio Maryja – rządowa rozgłośnia IV RP; przedmiot kultu i cel pielgrzymek polityków prawicy. Rydzyk – Ojciec Dyrektor èRadia Maryja, guru moherów, medialny klon księdza Jankowskiego. Rywin – siedzący dowód braku staranności w doborze kompanów. Stolik brydżowy – pozostałość po okrągłym; symbol korupcji w III RP. Socjalliberalizm – nowa doktryna Samoobrony mająca ją przeprowadzić z III do IV RP. Ślub kościelny – modne w 2005 roku uświęcenie wieloletniego pożycia małżeńskiego niedoszłych i przeszłych prezydentów RP. Świadectwo udziałowe powszechne – źródło potęgi finansowej ojca èRydzyka. Tanie państwo – 200 tysięcy miejsc w więzieniach i cztery stadiony zamiast ètrzech milionów mieszkań. Trzy miliony mieszkań – PiS-owski odpowiednik 100 milionów złotych Wałęsy; èfiga z makiem. Ustawa – pośpieszny produkt bezmyślności polskich parlamentarzystów, tworzony masowo w marksowskim przeświadczeniu, że ilość przechodzi w jakość. Wanna – narzędzie zamachu na życie ministra Wassermanna, czyniące zeń nowego Popiełuszkę; symbol męczeństwa w IV RP. X archiwum – miejsce przechowywania èlisty Wildsteina; chwilowo w posiadaniu IPN. Yes, yes, yes – znajomości angielskiego, popis zastępujący koalicję PO-PiS. Ziobro – poziom tolerancji dla lewicy preferowany przez PiS. Życie po Zycie èGilowska Zyta. SENYSZYN JOANNA – pierwsza czarownica IV RP
Zróbmy milowy krok! O przyszłości Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, jej nazwie, charakterze ideowym oraz możliwych sojuszach wyborczych rozmawiać będą uczestnicy II Konwencji Krajowej, która odbędzie się 14 stycznia w Warszawie. Czas na podjęcie decyzji, które mogą okazać się nową nadzieją dla antyklerykałów, chcących realizować się w polityce. Wszelkie zmiany, a szczególnie radykalne, niosą za sobą ryzyko niepowodzenia. Warto jednak pamiętać, że cechą wyróżniającą lewicę jest postęp. Ona zawsze prze do przodu! Chce zmian, lepszych możliwości realizowania swoich postulatów. Nasza partia od samego początku miała w nazwie słowo „postęp”. Założyciele, z Romanem Kotlińskim na czele, nie wahali się wyznaczać nowych ścieżek w meandrach polskiej polityki. Ponieważ samym antyklerykalizmem niewiele dało się zdziałać, stworzono wspaniały, lewicowy program socjaldemokratyczny. Robiliśmy, co w naszej mocy, aby Polska była Polską, a nie lennem Watykanu. Niestety, rzeczywistość po raz kolejny przywołała nas do porządku. Bez pieniędzy i mediów nie udawało się realizować założonych celów. A trzeba mieć świadomość, że właśnie te dwa czynniki kreują postrzeganie polityki przez społeczeństwo. Czy w takiej sytuacji powinniśmy się poddać? Nie! Jesteśmy przecież antyklerykałami, mniejszymi bądź większymi lewicowcami, a więc musimy drążyć skałę, czy – jakby powiedział znany nam ojciec dyrektor – siać, siać, siać. Pytanie tylko, czy na ślepo? Nie rezygnując z naszych celów, szukamy nowych możliwości ich realizowania. Być może trzeba nam sprytu, być może musimy kogoś przechytrzyć. Jako ludzie lewicy i postępu musimy podjąć ryzyko i – nie zaczynając niczego od nowa, kontynuując piękne, choć trudne działania – zrobić krok milowy. Wspólnie tego dokonamy! DANIEL PTASZEK
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE wielbiam amerykańskich pseudonaukowców! Bez nich ludzkość już dawno zeszłaby na psy, a w najlepszym wypadku nigdy nie opuściłaby drzew. Cały europejski wkład w rozwój wiedzy człowieka o świecie i samym sobie to pryszcz w porównaniu z osiągnięciami tych mędrców zza Wielkiej Wody. A tych interesują zwłaszcza wszelkie zależności między ciałem (body) a osobowością (personality), czyli np. rozważania, jak poruszanie uszami w trakcie jedzenia wpływa na poczucie sytości, a co za tym idzie – na poziom zadowolenia z życia. Niedawno słyszeliśmy, że gadanie przez komórkę rozbija małżeństwa. Wniosek: najbardziej udane związki mają ci, których nie stać na komórki, czyli bezdomni. Ostatnio wszechstronni eksperci dokonali kolejnego niebanalnego odkrycia w dziedzinie fizjologii. Porównawszy aż 547 (sic!) różnych typów czyszczenia nosa doszli do wniosku, że sposób smarkania mówi o tym, jaki typ
U
www.ojciec-dyrektor.de
– Czy pełnia ma wpływ na życie seksualne lud zi? – Na moje na pewno. Lepiej wtedy widzę prz ez lornetkę. ¤¤¤ – Po czym poznać, że masz naprawdę nieud ane życie seksualne? – Udajesz orgazm na wet podczas masturba cji. ¤¤¤ – Co może najszybciej poprawić wizerunek nowej Pierwszej Damy – ...? ? – Photoshop.
23
PLOTKOWISKO
Muchy w nosie osobowości reprezentuje badany zasmarkaniec. Naukowcy pod kierunkiem dr Patti Wood, specjalistki od mowy ciała, wyodrębnili podstawowe typy smarkania. I tak: l głośne „trąbienie” charakteryzuje ludzi z natury charyzmatycznych, wpływowych i przywódczych, l dyskretne i ciche czyszczenie to specjalność osób spokojnych, lojalnych i skłonnych do podporządkowywania się, l zakrywanie całego nosa i ust chusteczką cechuje „smarkaczy” powściągliwych, nieco dystyngowanych i eleganckich, l ludzie szybcy z natury, impulsywni, czyszczą nozdrza pospiesznie i bez zastanowienia. Wyniki badań są jednoznaczne i uniwersalne dla ogółu ludzkości.
Jeżeli coś Wam się nie zgadza, to powinniście niezwłocznie skontaktować się ze swoim psychoanalitykiem. Nie macie psychoanalityka?! Katastrofa! Za chwilę, kiedy niekontrolowane, na wskroś anarchistyczne i nie podlegające klasyfikacji smarkanie doprowadzi Was na skraj załamania nerwowego, może być za późno nawet na... księdza! Jakie to szczęście, że jednak nie mieszkam w Ameryce! Ciekawe, jaką terapię zaleciłaby mi doktor Wood, gdyby się dowiedziała, że niedawno z powodu straszliwego przeziębienia przyszedł mi do głowy jedyny doskonały i kompleksowy sposób na wyczyszczenie nosa – paluchem! MAŁGORZATA PIEKIELNICA
Poziomo: 1) jeśli brak mu żony, może zejść z ambony, 6) kręci w robocie, 9) przy półtuszach się porusza, 13) jeździ autem z kratą?, 14) bałwan ma ją w nosie, 15) pieniędzy w dwuszeregu, 16) dziecięca wiatrówka, 19) szerokie jak knajpy, 21) auto żal, 25) liryczna waluta, 26) przyciąga z żelazną konsekwencją, 29) jedna z dziesięciu, 30) kapie z niejednego ołtarza, 31) ideał milczka, 32) zwany pożądaniem w Nowym Orleanie, 33) chrząka w brodziku, 34) jedwabny dom, 36) postać skrzydlata, nie z tego świata, 38) portowe sprawozdanie, 40) czerwony nie pieje, 41) gliniak z Troi, 44) dźwięki spod wprawnej ręki, 46) przyjeżdża z Niemiec, 49) szkatułka z setką, 51) w opozycji do rządu, 52) gdy prawica sprawnością nie zachwyca, 53) Watykan dla geografa, 54) medycyna w internacie, 55) ognia rozpalanie. Pionowo: 1) mami lukami, 2) matecznik, 3) wokół niej wiruje Zośka, 4) cała biała i bez ciała, 5) wołowina nie dla wegetarianina, 6) czas na dogrywkę, 7) gotuje się w tużurku, 8) gdy jest pod górkę, 10) kraina ropą płynąca, 11) chrześcijański prześladowca, 12) lanie na planie, 17) oferuje numerek, 18) Ania od altem śpiewania, 19) brawo i hura, czyli szalona natura, 20) w lewo lub w prawo, 22) jędza załzawiona, 23) zerka na jubilera, 24) wzruszenie jako usprawiedliwienie, 26) przypomnienie z ponagleniem, 27) Pogoń na Litwie, 28) śmietanka w jelitach, 35) zawsze gotowy do przemowy, 37) zorientowany na wschód, 38) z ręką w sutannie, 39) posag z ogonkiem, 42) lodowcowy – długi jak u pleciugi, 43) sportowa reprezentacja narodowa, 44) wychodzi z domu na podwórko, 45) obosieczna broń Temidy, 47) gdy zbyt niski – fałszu bliski, 48) raj dla krów, 50) menedżer od kosmetyków. Rozwiązanie konkursu świątecznego na stronie 18 TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 2 (306) 13 – 19 I 2006 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Amen i alleluja!
ewien mężczyzna wrócił z pracy do domu w kiepskim nastroju. Był wkurzony, że on ciężko pracuje, a żona siedzi w domu. Tak oto zakończył swą wieczorną modlitwę:
P
domu, zostawił zakupy i wyszedł opłacić rachunki oraz uzupełnić debet. Wrócił do domu, umył kuwetę i zmienił żwirek kotu, potem wykąpał psa. Zorientował się, że minęła godz. 13. Szybko pościelił łóżka, zrobił pranie, odkurzył, wytarł ku-
Dla panów – ku przestrodze
Rys. Tomasz Kapuściński
Wbrew pozorom – bank nie jest watykańskim geszeftem, ale jednym z największych przedsiębiorstw finansowych Tunezji (na zdjęciu: oddział w Sousse). Wraz z moherowieniem Polski proponujemy nadać np. Bankowi PKO BP nazwę Alleluja Bank, w nawiązaniu do słynnego powiedzenia ojca dyrektora... Fot. AC
– Panie Boże, codziennie idę do pracy, haruję ciężko przez osiem godzin, podczas gdy moja żona siedzi sobie w domu. Chciałbym, by poznała, przez co muszę przechodzić codziennie. Spraw, by choć przez jeden dzień była mną... Bóg spełnił życzenie mężczyzny. Następnego dnia mężczyzna obudził się jako kobieta. Wstał wcześnie rano, zrobił śniadanie dla swego męża. Potem obudził dzieci, przygotował im ubranie szkolne, dał śniadanie, spakował do tornistrów drugie śniadanie i zawiózł dzieci do szkoły. Następnie wrócił do domu, spakował brudne rzeczy i zawiózł do pralni. Po drodze wstąpił do banku, by założyć lokatę. Z banku zaszedł do sklepu zrobić zakupy. Wrócił do
rze z mebli i zmył podłogę w kuchni. Odpalił auto w pośpiechu, by zdążyć odebrać dzieci ze szkoły i pokłócił się z nimi w drodze do domu. Ugotował mleko, postawił ciastka i odrobił z dzieciakami zadania domowe. Potem zabrał się za prasowanie. O 16.30 obrał ziemniaki, umył warzywa na sałatkę, przygotował schabowe i wyłuskał fasolkę na obiadokolację. Po kolacji
sprzątnął w kuchni, włączył zmywarkę do naczyń, rozwiesił pranie, wykąpał dzieci i położył je spać. Po godz. 21 był tak wyczerpany, że poszedł do łóżka, mimo iż nie skończył wszystkiego, co miał do zrobienia. W łóżku partner już czekał, aby się z nim kochać. Zniósł wszystko bez słowa skargi i usnął zmęczony. Następnego dnia, jak tylko się zbudził, klęknął przy łóżku i powiedział: – Panie Boże, nie wiem, dlaczego tak pomyślałem. Myliłem się, zazdroszcząc żonie, że marnuje w domu całe dnie. Przywróć nas, Panie, do naszych dawnych postaci... A Bóg, w swej nieskończonej mądrości, odpowiedział: – Synu, widzę, że była to dla ciebie dobra lekcja. Bardzo chętnie przywrócę was do waszych dawnych postaci. Niestety, będziesz musiał na to poczekać jeszcze 9 miesięcy. Ubiegłej nocy zaszedłeś w ciążę... Na podstawie Internetu opracował MIKOŁAJ