2
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY POLSKA Po 17 latach urzędowania prawie na pewno zostanie
odwołany nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk. Nie zgłębił on przeszłości bpa Wielgusa przed jego nominacją na arcybiskupa warszawskiego, dzięki czemu ośmieszył papieża Benedykta, który nominację raz podpisał, a potem – po rozmowie z prezydentem Kaczyńskim – cofnął. Aby papież nadal mógł pozostać nieomylnym, Wielgus powiedział, że rezygnuje sam. I znowu skłamał...
Senat zabrał się do poprawiania budżetu państwa na rok 2007. Zaczęto od priorytetu – senatorzy PiS z puli przeznaczonej na dotację dla ZUS chcą wyszarpać 40 milionów zł i przekazać je na budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Wszystko pod płaszczykiem wspierania inicjatyw służących ochronie dziedzictwa narodowego. Wdzięczni emeryci i renciści nie będą teraz wiedzieli, komu dziękować: senatorom PiS, Opatrzności Bożej czy Glempowi.
Jurek upokorzył Leppera. Po ponadpółrocznej zwłoce nagle wysłał on do Trybunału Konstytucyjnego (w którym PiS ma już przewagę) zapytanie, czy Samoobrona miała prawo dyscyplinować swoich posłów za pomocą weksli. Sprawa skończyła się na wymianie wzajemnych obelg. Z kolei Giertychowi marzy się natychmiastowe odwołanie Jurka za jego nacisk na abpa Wielgusa, aby ten zrezygnował z urzędu metropolity Warszawy. Ciekawostką jest to, że zarówno Giertych, jak i Jurek należą do Opus Dei. Nie dziwimy się wicepremierom. Jurek nawet świętego by wkurzył.
Chwieje się pozycja Andrzeja Sośnierza, prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia. Ten polityk PiS dla chleba zmienił przynależność partyjną. Do Sejmu dostał się z list PO. W USA trwa postępowanie w sprawie podejrzanych transferów z kont amerykańskich firm na konto pewnej Sośnierzowej fundacji. Urzędnicy USA podejrzewają, że mogły to być łapówki dla ówczesnego szefa Śląskiej Kasy Chorych. Oby się wkrótce nie okazało, że „Andrzej S. wyprowadził z kasy NFZ”...
Dymisji Wildsteina chcą (tym razem zgodnie) zarówno politycy PiS, LPR, jak i Samoobrony. Na czele nielicznych obrońców stanęła Elżbieta Kruk – szefowa KRRiT. Blokuje ona powołanie nowych członków Rady Nadzorczej TVP, a bez nich jakakolwiek zmiana w zarządzie tej firmy nie jest możliwa. Złośliwi sugerują, iż pani przewodnicząca „sie odwdzięcza”. Właśnie wróciła z luksusowej wycieczki do Watykanu, którą zafundowała jej TVP. W Katolandzie nikt nigdy nie wymyśli bardziej idealnej łapówki od zafundowania komuś wycieczki do Watykanu.
Po raz drugi w historii Polski może dojść do strajku generalnego w oświacie. Trwa w tej sprawie referendum wśród członków Związku Nauczycielstwa Polskiego. I wcale nie chodzi o obiecane przez Giertycha podwyżki, których „zawrotna wysokość” oscylować będzie w granicach 4 złotych miesięcznie na nauczyciela. Pedagodzy dość mają szeregu poronionych pomysłów min i s t r a , a ostatnio takiego, że wiceszefem Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli został wszechpolak Paweł Zanin. Dotychczasowe osiągnięcia Zanina to zadymy podczas debat publicznych poświęconych polskiej szkole. A właściwie to dlaczego pensjonariusze poprawczaków nie mieliby szkolić swoich wychowawców?!
Wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz wezwał związki zawodowe działające w kopalniach do strajku generalnego. Zaprosił związkowych liderów na konsultacje do Warszawy, po czym oświadczył im, iż żadnej narady i dyskusji nie będzie, bo dokument jest gotowy i jakichkolwiek poprawek nie przewiduje się. Nauczyciele, górnicy... Czekamy na strajk księży przeciw lustracji.
Andrzej Lepper postanowił zmienić wizerunek Samoobrony. Ze swojej partii chce uczynić ugrupowanie kojarzące się... z elitą umysłową. W tym celu na rzecznika powołał posła Mateusza Piskorskiego. Ten bohater naszych tekstów był nie tak dawno działaczem neofaszystowskim i namawiał do chwalenia Hitlera. To faktycznie elita. Że też taki geniusz chce reprezentować Leppera.
Prezydent Lech Kaczyński wybrał całkiem zdolnego kandydata na prezesa NBP. Jego wybranek zdołał przez niecały rok zdestabilizować PKO BP – największy bank detaliczny w Polsce. Sławomir Skrzypek oświadczył posłom, że jako szef NBP będzie brał przykład z samego Wima Duisenberga. Były prezes Europejskiego Banku Centralnego zmarł w 2005 roku... Czyżby państwowe finanse mógł uzdrowić tylko kontakt z duchami?
Trwa polowanie z nagonką na Leszka Millera. Prokuratura wznowiła postępowanie, chcąc ustalić, czy przypadkiem syn byłego premiera nie uczestniczył w praniu brudnych pieniędzy. Całą transakcję już wcześniej wielokrotnie badały wszelkie jawne i tajne służby, nie znajdując cienia podejrzeń.
Jadwiga Szczypiń, podlaska kurator oświaty z nadania PiS i LPR, upokorzyła tamtejszych prawosławnych, skracając im święta Bożego Narodzenia do jednego dnia wolnego. Drugi kazała odpracować w sobotę. Dotąd – od dziesięcioleci – prawosławni mieszkańcy Podlasia mieli zagwarantowane prawo do wolnych dwóch świątecznych dni. List pani kurator został opublikowany przez większość rosyjskich i białoruskich gazet. Oczywiście – ze złośliwymi komentarzami. POLSKA/BRUKSELA Skrajni narodowcy z Belgii, Austrii, Rumunii i Bułgarii postanowili założyć własną frakcję w Parlamencie Europejskim. Zaproszenia nie wysłali jednak do eurodeputowanych LPR. I słusznie, bo Maciej Giertych i jego koledzy są klasą sami dla sie-
Lustracja na przeczyszczenie „W
yznaję dziś przed Wami popełniony przeze mnie przed laty błąd. Jeśli mnie przyjmiecie, o co ze skruszonym sercem Was proszę, będę bratem wśród Was, który chce jednoczyć, a nie dzielić” – napisał abp Wielgus do kapłanów i wiernych archidiecezji warszawskiej. Nikt już się nie dowie, jak chce jednoczyć Wielgus, bo we współczesnym Kościele nie ma miejsca dla hierarchów, którzy popełnili błędy, te powszechnie znane. I tak byłego biskupa płockiego zastąpi „bezbłędny” prymas Glemp, a wkrótce inny „niepokalany” medialną nagonką kapłan. Podstawą egzystencji katolickiego Kościoła jest bowiem skrzętne ukrywanie błędów osób duchownych, przy jednoczesnym eksponowaniu grzechów tzw. prostych ludzi. Jakżeby inaczej ci pierwsi mogli pouczać tych drugich? Ale oto obserwujemy wyłom w tej odwiecznej zasadzie – lustrację po polsku, a dokładnie po Kaczemu. Kto i w jakim celu mógł podnieść rękę na Kościół? Tylko ci dwaj mali, żądni nieograniczonej władzy despoci, co to już za młodu ukradli księżyc, a przy tym omal nie spalili Grand Hotelu w Łodzi. Oto dowody. „Gazeta Polska” od lat jest tubą PiS-u. „Rzeczpospolita”, która pociągnęła temat i postawiła kropkę nad „i”, jest gazetą rządową, inne lustracyjne tuby to również sama prawica. Kto mógł dać rozkaz do tak ważnej prowokacji jak spuszczenie Wielgusa, jeśli nie sami dwaj szefowie prawicy i państwa? Kto wcześniej czynił zabiegi u prymasa i w samym Watykanie co do obsady i miejsca urzędowania arcybiskupa warszawskiego? Kto – na zasadzie dziel i rządź – usilnie wspiera i hołubi tylko jedną, toruńską nogę Kościoła, tę bezkrytyczną wobec PiS-owskiej władzy? Kto przyjął w Belwederze księdza Isakowicza-Zaleskiego, głównego lustratora wśród duchowieństwa, którego prymas nazwał nadubowcem, a któremu prezydent RP udzielił pełnego poparcia? Kto przy tym wielokrotnie (także w samym exposé) deklarował, że obecna ekipa rządząca chce silnego Kościoła? Tylko ktoś bardzo naiwny albo taki, co to nigdy nie oglądał „Ojca chrzestnego”, mógłby sądzić, że wytrawny gracz będzie krytykował lub straszył kogoś, z kim chce się właśnie rozprawić. Otóż robi się dokładnie odwrotnie, z najlepszymi życzeniami i pocałunkiem śmierci włącznie. O niepohamowanej żądzy władzy braci Kaczyńskich i ich zakusach do podporządkowania sobie Kościoła pisałem wielokrotnie, m.in. w komentarzu pt. „Układ”, trzy tygodnie temu. Przepowiedziałem, że lustracja będzie batem na krnąbrnych biskupów,
którzy nie zechcą głośno popierać Kaczej dwuwładzy. Właśnie realizują się te scenariusze. Kaczyńscy nie mogli zmarnować takiej okazji. Podobnie jak ich idol Piłsudski, dyktator-socjalista, trzymał niepokorny kler na pasku majątków i przywilejów, tak Bracia straszą biskupów teczkami, bez strat własnych. Kościół musi wspierać ich rządy, wtedy dopiero oni w nagrodę dadzą mu siłę i przywileje. Pisałem, jak kończą się podobne mariaże – otóż zawsze tragicznie dla społeczeństwa i kraju, a także dla Kościoła, który przyjmuje na siebie odium decyzji i błędów rządzących. Zyskuje tylko aktualna władza. Jako nawrócony, były ksiądz i szef pisma antyklerykalnego mógłbym mieć pokusę, aby przyłączyć się do Kaczej nagonki. Otóż nie mam. Po pierwsze dlatego, że jest to nagonka i oskarżanie na podstawie pseudodowodów, o czym pisze w tym numerze wyczerpująco Dominika Nagel. Po drugie, atak wymierzono w porządnych ludzi, takich jak ks. Czajkowski czy właśnie abp Wielgus. Ten ostatni był dla Kaczyńskich wprost wymarzoną ofiarą – z powodu warszawskiego ingresu. Teraz już episkopat wie, że obecna władza może pokrzyżować szyki nawet papieskiej nominacji. Po trzecie, lustratorzy nie walczą z Kościołem jako takim, a w końcowym efekcie doprowadzą nawet do jego oczyszczenia i umocnienia – przynajmniej medialnego, czyli skutecznego. Konflikty Kościoła z rządzącymi nigdy temu pierwszemu nie szkodziły. Tylko na krótki czas autorytet kleru po lustracji może podupaść. Ślepo wierzący w swoich idoli katolicy odzyskali teraz wzrok i zobaczyli Kościół nagi, pełen grzechów i słabości pasterzy. To dobrze, ale przecież tylko oni mogli sądzić, iż jest inaczej. Za kilka tygodni nowy „kryształowy” następca Glempa ogłosi, że wielkie rekolekcje lustracyjne w Kościele zakończono. Zrobi to przy pomocy tych samych koniunkturalnych mediów, które teraz polują na kolejnych agentów w sutannach. W Polskę i świat pójdzie radosna wieść: polscy księża są już zlustrowani – wyspowiadani i rozgrzeszeni; tym złym nadano pokutę i odsunięto. Pozostali sami dobrzy, godni zaufania i zaszczytów! Sytuacja zmieni się o 180 stopni na lepsze dla kleru, a jego autorytet jeszcze bardziej wzrośnie.
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r. Na razie jednak jakieś nieznaczne osłabienie wpływu Kościoła w społeczeństwie po lustracji nastąpi. Tabu „niepokalaności” wyższego kleru, a także „nieomylności papieża” zostało u maluczkich przełamane. Nigdy wcześniej w polskim telewizorze nie słyszałem słów: biskup zachował się arogancko, metropolita łże, arcybiskup kłamie, Kościół boi się prawdy... Dziś zarzuty te wypowiadają publicyści katoliccy, a nawet (o, tempora!) sami czupurni zakonnicy i księża. Ale postęp liberalizmu w polskim Kościele już nazajutrz po śmierci Wojtyły stał się oczywisty i nieunikniony. Powoduje on stopniowe odchodzenie od praktyk religijnych zarówno części katolickiej elity, jak i wielu zgorszonych, dotychczas ślepo wierzących. Odejdą też do katakumb ci, którzy mamili łatwowierną gawiedź wizją Kościoła tryumfującego – rozmaite Rydzyki i Głódzie. Po obecnym przeczyszczeniu się lustracją i umocnieniu za lat kilkanaście Kościół znormalnieje, ale też znacznie osłabnie. Nie będzie już dla Polaków wyrocznią, choć na osłodę zostaną mu majątki i małe trzódki klakierów. To perspektywa nawet nie najgorsza, ale droga do niej mnie osobiście nie zadowala. Przede wszystkim dlatego, że instytucja Kościoła nie zasłużyła sobie ani na grubą kreskę, ani na tak ewolucyjny odwrót na z góry upatrzone pozycje. Upadek Krk powinien być zupełnie inny – spektakularny i całkowity. Z Kościołem klerykalnym, władczym i bezczelnym, pełnym pychy, obłudy i arogancji – trzeba walczyć. Ale uderzanie w niego lustracją to tylko przytarcie mu nosa i danie okazji, aby go do reszty wydmuchał. I nic dziwnego, bo Kaczyńskim też ani w głowie walka z Kościołem i nie o obronę przed państwem wyznaniowym im chodzi, lecz o umocnienie własnej władzy. Co więcej, oni chcieliby umocnić właśnie tę toruńską, bezczelną wersję Krk, o ile tylko im będzie powolna. Kościół katolicki w obecnej postaci może naprawdę upaść wyłącznie z trzech powodów: 1) ze względu na swoją zbrodniczą przeszłość, 2) ponieważ jest antybiblijny, 3) jego fundamentem są kłamliwe dogmaty. Krótko mówiąc dlatego, że NIE MA W NIM BOGA. Tylko zdemaskowanie tej najbardziej skrywanej prawdy o Krk może nas od niego wyzwolić. Tylko w ten sposób – uderzając w ideologiczne podstawy funkcjonowania katolicyzmu (dogmatykę opartą na nieomylności papieża oraz sprzeczności z Biblią) – protestantyzm w krajach północno-zachodniej Europy zdołał na trwałe wyprzeć wiarę w papieskie cuda. Ludzie mieli też wówczas żywo w pamięci zbrodniczy szał inkwizycji, który dziś trzeba przypominać. Lustracja, w której po raz kolejny, tym razem oficerowie z IPN-u, łamią ludzkie sumienia – nie powinna być powodem do ataku na kogokolwiek, a najlepiej, gdyby jej w ogóle nie było. Każdy w sumieniu musi przyznać, że w Kościele – jak wszędzie – mają prawo być ludzie grzeszni. Czy fakt, że św. Piotr był słaby i trzy razy zaparł się Jezusa, przekreślił go? A Szaweł z Tarsu, apostoł narodów, który zanim się nawrócił, mordował pierwszych chrześcijan? Mimo to przyjęto go i przebaczono mu. Podobnie jak zdziercy – celnikowi Mateuszowi, późniejszemu autorowi Ewangelii. Takiej szansy nie dostał abp Wielgus. Cóż, czasy się zmieniają. Arcybiskupa publicznie osądzono i potępiono, choć jak dotąd akurat w jego przypadku nie ma żadnych dowodów na czynną, czyli faktyczną współpracę ze służbami PRL. Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy orzekły, że sama – choćby własnoręcznie podpisana – deklaracja współpracy z SB nie jest z nią równoznaczna, a podpisujący ją nie musi być uznany za agenta. Przyznają to sami inkwizytorzy z komisji kościelnej, pisząc w specjalnym komunikacie, że „działalność ks. Stanisława Wielgusa mogła wyrządzić szkody różnym osobom”, a analiza dokumentów dotyczących jego późniejszej „współpracy” z wywiadem PRL „nie pozwala jednoznacznie stwierdzić, że ks. Stanisław Wielgus wyrządził komukolwiek szkodę”. Inne komisje badające inne akta podejrzanych o współpracę wielokrotnie stwierdzały, że gra z bezpieką i zwodzenie jej funkcjonariuszy przez nagabywane i zastraszane ofiary gróźb i szantażu – to czyny wręcz chwalebne. A przecież tak właśnie robił abp Wielgus. Ci sami oskarżyciele – w tym dziennikarze katoliccy, teolodzy i księża – którzy nie mają żadnych wątpliwości co do grzechu i zdrady Wielgusa, jednocześnie umywają ręce, gdy padają pytania o konkrety. Jeden z nich – prof. Tomasz Węcławski, teolog, w wywiadzie dla „Wyborczej” – na pytanie o wiarygodność akt SB powiedział: „Nie czuję się kompetentny, żeby oceniać wiarygodność tych ani innych akt tajnych służb PRL”. Ale czuł się kompetentny, wydając wyrok na arcybiskupa: winny! „Fakty i Mity”, owszem, piszą czasem o księżach agentach, ale tylko o takich obłudnych moralizatorach, którzy widzą źdźbło trawy w oku bliźniego, a belki we własnym oku nie dostrzegają. Oni to potępiają innych, zapominając o własnej przeszłości. Przede wszystkim piszemy zaś wówczas, gdy nie mamy żadnych wątpliwości co do współpracy i – nauczeni doświadczeniem – nie polegamy w swych ocenach na „niezależnych historykach” z IPN-u. JONASZ PS À propos ilustracji: kogut może oznaczać zarówno zdradę lub przebudzenie, jak i pożar, czyli zniszczenie...
GORĄCY TEMAT
P
olsce grozi dramatyczna zapaść energetyczna – to konkluzja poufnego raportu przygotowanego dla rządu RP. Być może już niedługo przyjdzie nam przeprosić się ze świeczkami i lampami naftowymi. Raport napisany jest skomplikowanym językiem techniczno-naukowym, więc dla potrzeb Czytelników przetłumaczyliśmy go na język polski. Sprawy mają się tak oto: Jest w Polsce zgodny (teoretycznie) z normami europejskimi system zarządzania siecią energetyczną. Zarządzanie to ma koordynować firma Polskie Sieci Energetyczne – Operator Systemu Przesyłowego. Jest to strategiczna spółka państwowa i do jej zadań należy planowanie wyłączeń (i włączeń) poszczególnych bloków energetycznych w rozmaitych elektrowniach. Wyłączenia są spowodowane
ce, która ni z gruszki ni z pietruszki wyłączyła dwa bloki energetyczne, co załamało nam cały system. Minister na razie przyjął to tłumaczenie za dobrą monetę i jął zastanawiać się, za co dyrektora Ostrołęki powiesić. Aż tu tymczasem dostał specjalne pismo od Polskich Sieci Energetycznych-Operatora , w którym te prosiły, aby wpłynął na Radę Ministrów, by wydała rozporządzenie, które będzie umożliwiać odłączanie odbiorców od prądu. To nic innego jak powrót do słynnych „stopni zasilania” z lat 80. epoki słusznie minionej. Są jeszcze tacy, którzy pamiętają, że telewizja takie stopnie ogłaszała co rusz, a po Polsce krążył dowcip, że jak już nastąpi stopień 22, to będzie się świecić jedynie czerwona gwiazda na Pałacu Kultury i Nauki. Minister zdziwił się więc niezmiernie, bo oficjalna wiedza mówiła
3
za wiele, więc wszczął dogłębne śledztwo, które wykazało, że awaria nie nastąpiła w południe 26 czerwca, tylko wiele godzin wcześniej, i to w dodatku z kompletnie niewiadomych przyczyn. Aby ratować w tej sytuacji system energetyczny, PSE-Operator zaczął wydawać nieskoordynowane, wzajemnie sprzeczne polecenia elektrowniom. Prościej mówiąc, zamiast nakazać włączać się kolejnym blokom elektrowni w system, kazał im się wyłączać. Przy okazji wyszło też, że PSE-Operator są zupełnie nieprzygotowane do eksportu energii (brak planów) i zaistnienia jakichkolwiek sytuacji awaryjnych. Innymi słowy – przesyłem energii w Polsce zarządza grupa ignorantów. Konkluzja raportu, o którym mowa na wstępie, jest taka: „Należy natychmiast wprowadzić zmiany organizacyjne i personalne
Jaśnie ociemniali choćby koniecznymi remontami. Firma nadzoruje też eksport i import prądu. W praktyce wygląda to tak, że gdy mamy nadwyżki energii (np. w nocy) to sprzedajemy ją – głównie do Szwecji, Niemiec i Czech. Gdy zaś prądu brakuje, kupujemy go oborotno w Szwecji i w Niemczech. Są jeszcze sytuacje nadzwyczajne: wielkie mrozy, powódź, huragan i inne plagi i to właśnie wówczas Operator Systemu Przesyłowego ma największe pole do popisu. Do jego zadań należy wtedy zlecanie elektrowniom produkowania dodatkowej energii elektrycznej. To powinno działać w sposób stabilny. Powinno, ale... Aby zrozumieć, jak rzecz się ma cała, musimy cofnąć się do 26 czerwca 2006 roku. Tego dnia w południe, nagle, ni z tego ni z owego, zabrakło prądu w Warszawie i w północno-wschodniej części Polski. Zamilkło radio, wyłączyła się telewizja (nawet TRWAM), stanęły pociągi, metro, windy, o żarówce u Kowalskiego już nie wspomnimy. Ponieważ nastąpił totalny paraliż stolicy (szlag trafił komputery w ministerstwach i u Kaczyńskich na biurkach), rozeźlony minister gospodarki zatelefonował (specjalną rządową linią) do Polskich Sieci Energetycznych-Operatora i grzecznie zapytał: – Co wy tam... taka wasza mać, wyprawiacie? W odpowiedzi usłyszał: – My nic a nic nie jesteśmy winni, tylko winna jest ta durna elektrownia w Ostrołę-
mu, że z polskich elektrowni można wycisnąć 33 tysiące megawatów, a faktyczne zapotrzebowanie to 19–20 tysięcy megawatów. „Gdzie więc, do cholery, podziewa się nasz prąd, i to w czasie, gdy budujemy IV RP?!” – zdumiał się dygnitarz. Zapytał, ale żadnej odpowiedzi nie uzyskał, więc powołał specjalny zespół do zbadania fenomenu. Czas go naglił, bo wściekli się Szwedzi, krzycząc na unijnym forum, że Polska nie dotrzymuje umów i nie dostarcza energii, za którą oni zapłacili. Ministerialny speczespół udał się tedy do Polskich Sieci Energetycznych-Operatora w celu rozwiązania zagadki, ale tu spotkała go nie lada niespodzianka. Oto państwowe PSE-Operator odmówiły państwowym kontrolerom wysłanym przez państwowego ministra udostępnienia jakichkolwiek danych i dokumentów. Ministrowi szczena opadła. Pełen najgorszych przeczuć zatelefonował do rzeczonej elektrowni Ostrołęka, a tam poinformowano go, że... żadnej awarii nigdy u nich nie było, a bloki wyłączono na polecenie – uwaga! – PSE-Operator. Noo, tego już było ministrowi
w zarządzie PSE-Operator, przywracające zdolność wypełniania przez niego obowiązków nałożonych przez Prawo energetyczne”. Jeżeli minister (jego zespół) stwierdził, że należy „przywrócić zdolność wypełniania obowiązków”, to rozumowaliśmy logicznie, że takiej zdolności dotąd nie było. Zwróciliśmy się zatem z pismem, czy minister gospodarki złożył wniosek do ministra skarbu o niezwłoczne przeprowadzenie zmian kadrowych w energetyce. Odpowiedziano nam, że nie ma takiej konieczności. No to drążyliśmy temat, kierując kolejne pismo do ministra skarbu, czy, a raczej kiedy ignoranci wylecą z roboty na zbity pysk. Ministerstwo Skarbu Państwa odparło, że to nie leży w jego kompetencjach i odesłało nas z powrotem do ministra gospodarki. Zapytaliśmy więc, czy ukrywanie dokumentów przed państwową kontrolą jest zgodne z prawem. Odpowiedziano nam, że... owszem. Reasumując: wszystko wskazuje, że całością polskiego prądu kierują ludzie, którym nikt przy zdrowych zmysłach nie powierzyłby wymiany bateryjki w latarce. Mają za to jedną wielką zaletę: są z PiS!
4
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Uderzyć z buta! Minął rok, także ten sportowy. Na przekór działaczom nasze utalentowane młode wilki udowodniły, że sport nie jest zesłaniem na tortury. Jak było do przewidzenia, Otylia Jędrzejczak została już po raz trzeci najlepszą polską sportsmenką. Tylko Adam Małysz trzykrotnie zdobywał ten zaszczytny tytuł, a przed wojną – Stanisława Walasiewiczówna (złoty medal w biegu na sto metrów na olimpiadzie w Los Angeles 1932 r. oraz srebrny na igrzyskach w Berlinie, 1936 roku). Popularna „Oti” wyprzedziła Roberta Kubicę, pierwszego polskiego kierowcę w Formule 1, oraz Sebastiana Świderskiego, lidera siatkarskich wicemistrzów świata. Chyba zbyt nisko oceniono Euzebiusza Smolarka (szósty), który w rankingu „Kickera” został uznany za trzeciego napastnika Bundesligi, a z pewnością mieści się w pierwszej dwunastce europejskiej. Trudno, zjazd czarownic z PZPN nie takich zawodników olewał. Sebastian Świderski oraz Raul Lozano (najlepszy trener 2006 r.) jak najbardziej zasłużyli na laury, co prorokowaliśmy już w felietonie „Prezes dostał w dziób” („FiM” 49/2006). Nasi sportowcy uderzyli z buta i świat o nich usłyszał. Cóż poza tym wydarzyło się ciekawego w światku sportowym w 2006 roku?
Największym wicem ubiegłego roku był kontrakt, który podpisał Janusz Filipiak, prezes MKS Cracovia, z trenerem Wojciechem Stawowym. Kontrakt podpisano na... dziesięć lat. Po kilku tygodniach Stawowy został... zwolniony! Najwyższym kontraktem ubiegłego roku pochwalić się może Andrij Szewczenko. Po transferze do Chelsea Londyn za 30 milionów funtów Szewczenko został najdroższym piłkarzem Premiership. Która scena finałów mistrzostw świata w piłce nożnej była najczęściej pokazywana? Gole? Finał? Najpiękniejsze dryblingi? Wcale nie! Najczęściej pokazywano, jak Zinedine Zidane walnął z byka Marco Materazziego. Największą aferą, jaka wstrząsnęła futbolową Polską, była afera tzw. Listy „Fryzjera”. Siedzi w pierdlu już ponad 60 sędziów piłkarskich,
trenerów, prezesów klubów, a Polski Związek Piłki Nożnej wciąż bagatelizuje sprawę. Dlaczego? O tym się mówi, i wcześniej czy później wyjdzie na jaw, że zagłębiem „Fryzjera” byli najbardziej prominentni działacze centrali warszawskiej. I to dopiero będzie wejście świni do jaskini. Polska reprezentacja w piłce nożnej udowodniła, że nie jest już drużyną do sparingów i nabijania punktów przez innych, ale potrafi najlepszych uderzyć z buta. Biegali jak ping-pong, a strzelali celnie jak James Bond. Chłopcy, przybijcie piątkę, dalej liczymy na was! Czego życzę naszym sportowcom w tym roku? Chciałbym, aby powróciła era triumfów naszych „Złotek”. Polska reprezentacja narodowa w pływaniu niech dalej płynie na fali zwycięstw. Jestem także przekonany, że nasi piłkarze będą w czołówce rankingu za rok 2007, a Leo Beenhakker zdobędzie tytuł najlepszego trenera. Natomiast prezesowi PZPN Michałowi Listkiewiczowi życzę, aby wziął przykład z arcybiskupa Wielgusa. ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Pewna pani nie zmieściła się swoim autkiem na jezdni i ścięła kilkanaście słupków oddzielających drogę od chodnika. Policyjny alkomat wykazał, że piratka miała blisko 2 promile alkoholu. Dociekliwi policjanci stwierdzili nie bez zdumienia, że Izabela R. jest... sądową kuratorką, zajmującą się w Myszkowie patologiami alkoholowymi właśnie. Ale to jeszcze nie wszystko. Pani kurator pracuje w swoim fachu nadal, bo jej przełożeni orzekli, że odnośna ustawa wśród kilkunastu powodów usunięcia kuratora nie przewiduje spowodowania po pijanemu wypadku drogowego. Kary za odpalenie wielogłowicowej rakiety nuklearnej pewnie też w ustawie nie ma. MarS
KURATORKA
Puławscy policjanci zatrzymali Henryka M. do rutynowej kontroli. Okazało się, że ma we krwi blisko 2 promile alkoholu. Kierowca usilnie prosił, żeby mu darować i nikomu o tym nie mówić, a brak prawa jazdy tłumaczył tym, że zostało mu ono zabrane za... jazdę po pijanemu. WZ
CICHO SZA!
Nieopodal Komendy Miejskiej Policji przy ul. Północnej w Lublinie złapano podczas jazdy „na podwójnym gazie” 46-letniego Dariusza K. Miał ponad 2 promile alkoholu i stopień starszego aspiranta. Był bowiem policjantem. Piszemy „był”, bo mamy taką nadzieję... WZ
KRES ASPIRACJI
Janusz S. z Kraśnika wybełkotał na policji, iż podczas libacji w jakimś mieszkaniu nieznani mu (sic!) współbiesiadnicy, trzymając za ręce jego kuzyna, 85-letniego Józefa B., zrabowali znalezione w jego kieszeni 200 zł. Ponieważ we krwi staruszka płynęła już krew z domieszką procentów, nie był w stanie się bronić. Zgłaszający sprawę kuzyn – również nawalony jak stodoła – też nie był w stanie pomóc krewniakowi ani nawet podać policjantom adresu, pod jakim zdarzenie miało miejsce. WZ
DELIRKA
Późnym popołudniem w świetlicy szkolnej w Karpaczu pojawiła się kobieta, żeby odebrać swojego synka. Do domu już razem nie dotarli, bowiem świetliczanka – zaniepokojona wonią alkoholu, który wyczuła od mamusi – zadzwoniła po policję. Badanie wykazało we krwi 31-latki 2,6 promila alkoholu. Chłopiec trafił do ojca, a mamusia do aresztu. WZ
MAMA NA GAZIE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
T
ego, że ledwie w rok po śmierci papieża najbardziej konserwatywne i prokościelne gazety w Polsce na pierwszych stronach będą obrzucać wyzwiskami katolickiego arcybiskupa, nie wymyśliłby nawet najbardziej zakręcony i naćpany autor scenariuszy komediowych. Do redakcji „Faktów i Mitów” dzwonią w ostatnich dniach rozbawieni Czytelnicy i zwiastują nam, pół żartem, pół serio, rychłe bankructwo. „Jeśli nadal w takim tempie katoprawica będzie wykańczać hierarchów Kościoła, to wkrótce misja »FiM« dobiegnie końca. Bo nie będzie ani autorytetu Kościoła do podważenia, ani klerykałów u władzy, ani niczego watykańskiego już tu nie będzie. Katooszołomy zabiją się własną pięścią” – zapowiadają Czytelnicy. My w redakcji nie jesteśmy aż takimi optymistami (lub pesymistami, jeżeli chodzi o los naszego miejsca pracy...), ale trzeba przyznać, że sytuacja jest komiczna. Oto najbardziej konserwatywna i katolicka część polskiego świata politycznego, która obecnie jest u władzy, rozkręciła z błogosławieństwem Kościoła spiralę lustracyjnej histerii. Jej motorem była nienawiść do „czerwonych” i chęć zemsty na dawnych przeciwnikach politycznych oraz ich tajnych współpracownikach. Do akcji opartej na niskich pobudkach dziennikarze, intelektualiści i Kościół dorobili ewangeliczną ideologię – o tym, że „poznacie prawdę i prawda WAS wyzwoli”. Gdyby Chrystus, któremu przypisuje się te słowa, pozostawał w grobie, to niewątpliwie przewróciłby się w nim na wieść, że jego wzywanie do nawrócenia
będzie mottem służącym do wzajemnego moralnego wykańczania się przez jego wyznawców. Teraz walec rewolucji lustracyjnej powoli miażdży tych, którzy jego uruchomieniu pobłogosławili. Kościół katolicki przeżywa najgorszy okres od nagonki, jaką rozpętał przeciwko hierarchom Władysław Gomułka po słynnym liście do biskupów niemieckich („Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”). Nie ma wątpliwości, że nagonkę na Wielgusa rozkręcili dziennikarze mediów związanych ze środowiskiem Kaczyńskich – wystarczy popatrzeć, które gazety najzacieklej nań ujadały: „Gazeta Polska”, „Fakt”, „Dziennik”, „Rzeczpospolita”, „Wprost”. Tak środowisko wyniesione do władzy przy poparciu Kościoła (Radio Maryja!) gryzie ręce swoich mocodawców. Wszystko to piszę bez najmniejszej sympatii dla arcybiskupa Wielgusa. Pamiętam, gdy jako wykładowca na KUL ze śmiechem na ustach dowodził, że inkwizycja nie była taka straszna, bo zabijała motywowana troską o zbawienie swoich ofiar. Mordowała ich z miłości! Wracałem po tym wykładzie (jeszcze jako gorliwy katolik) z potwornym niesmakiem. Pamiętam też jego histeryczne, niezwykle napastliwe antyaborcyjne filipiki, wygłaszane w kościele akademickim. Później, już jako płocki biskup, atakował współczesny, demokratyczny świat – „cywilizację śmierci”. Jest typowym konserwatystą w Wojtyłowym stylu. Nie żal mi Wielgusa, gdy jako pasterz jest rozszarpywany przez własne, sfanatyzowane przez siebie samego owce. Zaprawdę, prawda go wyzwoliła. Od wszystkiego. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Komedia pomyłek
Z tych ludzi, którzy mają być dziennikarzami, porobiły się jakieś szwadrony śmierci; ci ludzie najpierw oskarżają kogoś, kogo chcą, biorą na odstrzał, czy to będzie ksiądz, czy biskup, czy dobry katolik. Biorą takiego i najpierw oskarżają, potem ci sami osądzają i wreszcie wydają wyrok. Wyrok śmierci moralnej. Ilu już biskupów tak ocenili, »załatwili«, ilu księży, ilu porządnych ludzi? (...) Jest potrzeba lustracji dziennikarzy, właścicieli mediów. To mnie niepokoi, że księdza arcybiskupa właśnie telewizja publiczna atakowała. Jakim prawem? Kto tam pracuje, jacy ludzie? Ci sami, co byli przedtem, ci sami agenci. (o. Tadeusz Rydzyk)
Musimy z tego wyjść, musimy bardziej intensywnie uświadamiać narodowi, kto tutaj był ofiarą, a kto był katem, i trzeba tymi katami się zająć. (Jarosław Kaczyński)
Kościół to religijny absolutyzm, a państwo to absolutyzm polityczny. Nic zatem dziwnego, że prowadzą one dialog i zawierają kompromisy, bo jeśli wrogowie nie prowadzą dialogu, walczą ze sobą na oślep. (Emanuele Severino, włoski filozof, w odniesieniu do kontaktów abpa Wielgusa z SB)
W testach na inteligencję wypadam bardzo źle, więc nie lubię testów. (Jan Rokita)
Nie mogłam się rozwieść z Donaldem Tuskiem, bo musiałabym się z nim ożenić. A ja wybrałam Jana Rokitę, bo zasługuje na małżeństwo ze mną. (Nelly Rokita o swoim odejściu z PO)
Dziś wystarczy siedzieć na sofie i bluzgać, by być gwiazdą. Beknąć, pierdnąć, kogoś obrazić i już jest popularność. (Andrzej Rosiewicz) Wybrała OH
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
NA KLĘCZKACH
POWTÓRKI Z ROZRYWKI Oj, wysypało nam agentami w sutannach, wysypało... Gdy spadła już głowa abpa Wielgusa, pojawił się biskup Jerzy Dąbrowski, alias Ignacy (odkrycie tygodnika „Wprost”), oraz zacny ksiądz infułat Janusz Bielański, pseudonim Waga (skalp zdjął „Dziennik”). Żurnaliści pilnie pracują nad dalszymi newsami, więc tylko z kronikarskiego obowiązku przypominamy, że już w czerwcu ubiegłego roku napisaliśmy („Lista Zaleskiego” – „FiM” 24/2006)
o „licznych popijawach, podczas których bezpiekę reprezentował gen. Zenon Płatek i płk Adam Pietruszka, a prymasa Józefa Glempa – jego najbliższy współpracownik bp Jerzy Dąbrowski”. W tym samym artykule ujawniliśmy przyczyny nagłego odsunięcia od władzy w 1984 r. ordynariusza płockiego, 64-letniego zaledwie biskupa Bogdana Sikorskiego (przekraczająca już wszelkie granice zażyłość z pułkownikiem Zbigniewem J.) oraz że „pseudonimem Waga bezpieka określała pozostającego »na kontakcie« kapitana Bogdana Podolskiego, 67letniego księdza infułata Bielańskiego, proboszcza i kustosza katedry na Wawelu”. W posiadaniu redakcji „FiM” są również nieciekawe kwity na biskupa Pieronka, tego Pieronka („FiM” 41/2006). Koleżankom i kolegom z tzw. opiniotwórczych mediów serdecznie dziękujemy i przypominamy o tym Sikorskim... AT
WYTRYSK KACZORA Czy zastanawialiście się kiedyś, ile to jest trzy i pół miliona złotych? Otóż dokładnie tyle, ile potrzeba na remont pałacowej fontanny. I nie chodzi tu akurat o sułtana Brunei. Jego na takie ekstrawagancje zwyczajnie nie stać. Za to stać jak najbardziej prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Okrągłe 3,5 dużej bańki zaplanowała właśnie prezydencka kancelaria na odnowienie (rok temu wyremontowanego) pałacowego zdroju. Teraz Kaczyńskiemu brakuje już tylko słonia w karafce, bo zegarek z wodotryskiem już prawie ma. MarS
STOSUNEK DO ŁÓŻKA NASI DRODZY EMIGRANCI... Z okazji 16 Dnia Migranta Episkopat Polski wystosował list skierowany do rodaków, coraz częściej czmychających z najbardziej katolickiego kraju świata. Biskupi zauważyli na wstępie, że emigracja zarobkowa stała się poważnym problemem. Jednak pomysłu na ulżenie doli biednych rodaków w kraju czy za granicą niech nikt od biskupów się nie spodziewa. Biskupi apelują jedynie, by rodacy na obczyźnie zachowali godną postawę „chrześcijanina, katolika i Polaka”. W liście są oprócz tego napomnienia do wierności małżeńskiej i pamięci o rodzinach pozostawionych w kraju. Ale ojcowie narodu koncentrują się najbardziej na... kasiorze, oczywiście! Miliony dewiz zarabianych przez utracone owieczki muszą spędzać im sen z oczu. Podkreślają bowiem, że w przeszłości jedyną siłą, która pozwoliła przetrwać Polakom na emigracji, był Kościół właśnie (bez mszy i modłów pewnikiem by wszyscy pomarli). To dla NIEGO emigranci „na emigracji budowali kościoły i kaplice, troszczyli się o sprowadzenie i utrzymanie kapłanów”. I wszystko jasne. A
EKSTRAFACHOWCY Szef Rady Nadzorczej ZUS, znany z występów przed kamerami TV Robert Gwiazdowski, bez mrugnięcia okiem zaakceptował po 38 tys. złotówek nagrody dla 3 członków zarządu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych: Wandy Pretkiel, Ireneusza Fąfary i Sylwestra Rypińskiego. Za co? Za „organizowanie, koordynowanie i nadzorowanie pracy ZUS”, czyli wypełnianie tych obowiązków, za które ww. i tak biorą olbrzymią kasę (prawie 134 tys. pensji plus sekretarka, plus samochód służbowy, plus bezpłatna komóra). Według Gwiazdowskiego „fachowcy w zarządzie powinni dobrze zarabiać”. Wypasione nagrody otrzymali również szefowie firmy w terenie. PS
JAŚNIE OŚWIECENI W samym śródmieściu Łodzi straszą całkowicie zrujnowane domy, w których gnieżdżą się tysiące rodzin. Prawicowe władze z bogobojnym prezydentem Jerzym Kropiwnickim na czele, deklarujące bezustannie troskę o mieszkańców, mają głęboko w zanadrzu los najbiedniejszych i zasłaniają się brakiem kasy. Tymczasem w brudnym i biednym mieście nie brakuje pieniędzy na oświetlanie kolejnych kościołów. Sam projekt iluminacji
świątyni przy ulicy Pomorskiej kosztował ratusz 50 tys. zł, a niedługo oświetlony zostanie również kościół garnizonowy przy ul. Jerzego. O zużywanym prądzie, za który płacą podatnicy, nie wspominamy, by nie wnerwiać ludzi ledwo wiążących koniec z końcem. BS
ŚW. INWESTOR W IV RP wszystkim dobrze się powodzi, a już zdecydowanie najlepiej emerytom. Komuś, kto powątpiewa w prawdziwość tych słów, spieszymy przedstawić osobę Zygmunta G. – pensjonariusza Domu Pomocy Społecznej w Łodzi. Dżentelmen ów postanowił otóż za własne pieniądze ufundować pomnik Jana Pawła II. Inwestycja ma kosztować około 30 tysięcy złotych, a monument już wkrótce stanie na placyku przed DPS. MarS
LOS WYNALAZCY W Gdańsku chyba nie lubią słowa drukowanego. Do takiego wniosku można dojść, śledząc historię pokaźnej figury Jana Gutenberga. Stała sobie ona spokojnie od wieku XIX na skwerku we Wrzeszczu, aż tu nagle ktoś ją podpieprzył. Kto? Można się domyślać, bo monument wykonany był w całości z brązu. No to w miejsce dawnego postumentu ustawiono nowego Gutenberga – wykonanego ze specjalnej żywicy. – Czegoś takiego nikt nie ukradnie, bo i po co! – zakładali włodarze miasta i mieli rację. Ukraść się nie dało, ale... doszczętnie spalić – jak najbardziej. Gdańszczanie nie dali jednak za wygraną i ustawili nowy pomnik. Stoi na razie, jednak ktoś dla odmiany oblał go niezmywalną farbą. Jak nic – zemsta księdza prałata na pismakach! MarS
FAŁSZYWA BOMBA 2 stycznia anonimowy telefon o bombie podłożonej w kościele postawił na nogi całą policję w Hrubieszowie. Ponieważ informator nie sprecyzował, w którym kościele należy szukać ładunku wybuchowego, policjanci na wszelki wypadek musieli sprawdzić wszystkie, czyli trzydzieści (sic!) obiektów tego rodzaju znajdujących się na terenie powiatu. W stan gotowości została też postawiona straż pożarna, pogotowie ratunkowe i energetyczne. Alarm na szczęście okazał się fałszywy, a efektem całej akcji było znalezienie w jednym z kościołów podejrzanego foliowego pakunku, wewnątrz którego, jak się okazało po zdetonowaniu, były śmieci. Teraz trwają poszukiwania autora głupiego dowcipu. AK
W Czerminie koło Pleszewa zmarł pewien ksiądz, a jego śmierć jest dla sądów nie lada kłopotem. Pośród wielu dóbr doczesnych księżulo pozostawił bowiem po sobie gigantyczne łoże marki IKEA. Łóżko nie jest hebanowe (cheba stare też nie jest), a mimo to spór spadkowy przed sądem toczy o nie rodzina kanonika. O prawo do łożnicy familia spiera się z... gospodynią kanonika, niejaką Bronisławą P. „Mebel ma dla nas wartość pamiątkową” – przekonują wysoki trybunał braciszkowie księdza. Po pięciu latach kosztownego procesu Temida skłania się do przyznania łóżka pani Bronisławie, słusznie rozumując, że dla niej łóżko może być pamiątką jeszcze ważniejszą, do której ma „stosunek” sentymentalny. Słowo „stosunek” wzięliśmy w cudzysłów nieprzypadkowo. BS
OŁTARZ NA ZŁOM Mieszkańcy Pratulina nad Bugiem są niepocieszeni. Największa atrakcja tej podlaskiej wsi – ołtarz, na którym Jan Paweł II w 1999 roku odprawił mszę – został zburzony. Olbrzymich rozmiarów konstrukcja przyozdobiona łanem złotych kłosów z rur poliwinylowych oraz trzydziestometrowym krzyżem zwieńczonym napisem „Bóg jest miłością” nawiązywać miała do męczeństwa podlaskich unitów. Decyzję o likwidacji ołtarza podjęła siedlecka kuria, ponieważ ustawiony na podmokłym terenie obiekt nie wytrzymał upływu czasu i znalazł się w opłakanym stanie, a na finansowanie jego utrzymania i konserwacji nie znaleźli się chętni. Metalową konstrukcję pocięto na kawałki, a stal przekazano do huty. Betonowe słupy rozbito ciężkim sprzętem, a (święte) miejsce po ołtarzu zrównano z ziemią. AK
BIBLIA JAK BOMBA Brytyjskie Linie Lotnicze British Midlands International (BMI) zakazały swojej stewardesie zabrania egzemplarza Biblii na pokład samolotu lecącego do Arabii Saudyjskiej.
5
Stewardesa nazwała ten krok dyskryminacją religijną. Przedstawiciel BMI wyjaśnił, że chodziło o to, by nie denerwować obywateli krajów islamskich. Kilka miesięcy temu na lotnisku Heatrow zawieszono jedną z pracownic, ponieważ nie chciała schować krzyżyka zawieszonego na szyi. Sprawę rozdmuchano, zaangażował się w nią nawet sam premier, a zwierzchnik Kościoła anglikańskiego zagroził British Airways wycofaniem zainwestowanych 15 mln euro. RP
REWOLUCJA FRANCUSKA Francuskie czasopismo „Le Monde des Religions” ogłosiło wyniki sondażu na temat religijności Francuzów. I tak połowa z nich uważa się za katolików (20 lat temu było to jeszcze 75 proc. społeczeństwa), ale większość wierzących nigdy nie bywa w kościele, nie licząc sytuacji okazjonalnych, takich jak ślub, pogrzeb lub chrzest. 81 proc. osób deklarujących wyznanie katolickie uważa, że obowiązkowy celibat jest zbędny, 79 proc. natomiast widzi potrzebę wyświęcania kobiet na księży. AC
PRAWICA PROGEJOWSKA W Europie Zachodniej skrajnie prawicowe ugrupowania polityczne podobne do naszego PiS-u czy LPR przeżywają zdumiewającą metamorfozę poglądów. Postfaszystowski Alians Narodowy (współrządził Włochami wraz z Berlusconim) – ku zdumieniu Kościoła – postanowił wesprzeć inicjatywę centrolewicy legalizującą związki partnerskie. Podobne oświadczenie sprzyjające prawom mniejszości seksualnych złożyła córka przywódcy francuskiego konserwatywnego Frontu Narodowego, eurodeputowana Marine Le Pen, zrywając z dotychczasowym, prokatolickim kursem swojej partii. Jak tak dalej pójdzie, Watykan będzie mógł liczyć w Europie tylko na Kaczyńskich z Giertychem. No, chyba że Kaczory znajdą teczkę Ratzingera dokumentującą jego współpracę z enerdowską Stasi... MK
6
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
INNY PUNKT WIDZENIA
P
oszukiwanie właściwej drogi, także na płaszczyźnie religijnej, to naturalne dążenie człowieka. Postanowiliśmy sprawdzić, jak różne wyznania odnoszą się do życiowych problemów człowieka XXI wieku – szczególnie dylematów najbardziej kontrowersyjnych.
wspierani, by mogli prowadzić normalne życie. Podobnie uważają świadkowie Jehowy oraz prawosławni. Buddyzm w tej kwestii próbuje pogodzić moralność z praktyką w myśl zasady, że życie ludzkie przede wszystkim musi mieć sens. Jeśli więc człowiek leży przez rok nieprzytomny, można poddać go
domeną związku małżeńskiego między mężczyzną i kobietą. Przez baptystów wszelkie tego typu praktyki są traktowane jako grzech. Stanowisko luteran jest w tym względzie złożone – bywa, że wewnątrzkościelne grupy mają skrajnie różne podejście, można się więc spotkać z podejściem bardzo liberalnym
na rozwód – żadne wytyczne nie zmuszają wiernych do życia u boku kogoś, kto ich krzywdzi. Chociaż przysięga małżeńska jest dozgonna, nie trzeba żyć ze sobą w cierpieniu. Rozwody są więc dopuszczalne w każdej sytuacji, jednak ponowny ślub jest możliwy tylko wtedy, kiedy pierwszy związek
złe. Zgoła inne stanowisko mają Adwentyści Dnia Siódmego, u których dopuszcza się stosowanie wszystkich środków antykoncepcyjnych oprócz wczesnoporonnych. Wynika to z tego, że duży nacisk kładzie się tutaj na kontrolę urodzin, aby wyeliminować bezmyślne „produkowanie” dzieci; ważniejsze jest, aby zapewnić im
rozpadł się w wyniku zdrady fizycznej. Wyjątek stanowi sytuacja, w której jeden z byłych małżonków zdecyduje się na ponowny związek – w ten sposób otwiera swemu byłemu współmałżonkowi drogę do ponownego ślubu kościelnego. Sytuację, w której dwoje ludzi postanawia zerwać związek małżeński, dopuszczają prawosławni, pod warunkiem że powody tej decyzji są rzeczywiście istotne, np. przemoc, zdrada, wieloletnie opuszczenie. Baptyści uważają, że rozwód jest niezgodny z wolą Bożą, a możliwy jest tylko w przypadku, gdy powodem jest dopuszczenie się nierządu. Odejść może również małżonek niewierzący, jednak powtórne małżeństwo tego wierzącego jest możliwe dopiero po śmierci współmałżonka. Wszelkie związki pozamałżeńskie są grzeszne. Podobne stanowisko mają zielonoświątkowcy. Metodyści traktują rozwód jako pożałowania godną alternatywę w sytuacji rozłamu małżeństwa (podobne stanowisko zajmują luteranie). Rozwód nie wyklucza jednak ponownego zawarcia związku małżeńskiego. Buddyści są zdania, że jeśli nawet małżeństwo ma dziecko, to lepiej, żeby było tydzień ze szczęśliwą matką i tydzień ze szczęśliwym ojcem. Jeśli coś nie działa, jeśli między ludźmi się nie układa, to nie ma sensu tego ciągnąć. Świadkowie Jehowy żyją wyłącznie w związkach małżeńskich, również w kwestii rozwodów trzymają się wytycznych biblijnych – jedyną podstawą do rozwodu jest zdrada małżeńska. ~~~ Antykoncepcja. Kościół katolicki nie dopuszcza stosowania żadnych środków antykoncepcyjnych innych niż naturalne (kalendarzyk małżeński, metoda termiczna czy metoda Billingsów – obserwacja śluzu), bowiem tylko one szanują ciało małżonków. Wszystkie inne są
byt i godne życie. Identycznie jest u baptystów i zielonoświątkowców, luteran i prawosławnych. Buddyści natomiast – oprócz tego, że dopuszczają antykoncepcję – uważają ją za zbawienną dla ludzkiego życia, szczególnie w XXI wieku. – Ktoś, kto głosi, że nie można w dzisiejszym świecie, przy tak dużym zagrożeniu chociażby AIDS, używać prezerwatyw, ma krew na rękach – mówi Karol Ślęczek, buddysta. Z kolei świadkowie Jehowy prezentują stanowisko, że Biblia nie potępia regulacji urodzin, a więc decyzja w tej sprawie należy do małżonków, a wybór środków antykoncepcyjnych jest sprawą osobistą. Należy się jednak wystrzegać takich, które powodują śmierć już rozwijającego się dziecka. ~~~ Współcześnie chyba największym wyzwaniem dla różnych Kościołów i wyznań jest dostosowanie swej dok-
Cudzego nie znacie Aborcja, a więc celowe, przedwczesne zakończenie ciąży, to problem prawie we wszystkich religiach i wyznaniach traktowany podobnie – jako grzech i czyn moralnie niedopuszczalny. Występują jednak drobne różnice. Według Kościoła katolickiego, kobieta absolutnie nie może poddać się aborcji. Jest to czyn określany jako zło moralne – bez względu na to, z jakiego powodu chciałoby się podjąć taką decyzję. Za to „przestępstwo przeciw ludzkiemu życiu” Kościół nakłada karę ekskomuniki. Baptyści traktują przerywanie ciąży jako wykroczenie przeciw przykazaniu: „Nie zabijaj”. Podobnie zielonoświątkowcy i świadkowie Jehowy. Nieco odmiennego zdania są metodyści. Chociaż wyrażają głębokie przekonanie o świętości nienarodzonego życia, to starają się jednocześnie respektować dobro matki. Z tego powodu w uzasadnionych przypadkach Kościół metodystyczny dopuszcza przerwanie ciąży. Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny dopuszcza aborcję tylko wtedy, gdy istnieje zagrożenie życia lub zdrowia matki. W takiej sytuacji zezwalają na przerwanie ciąży także Adwentyści Dnia Siódmego, którzy zezwalają także na usunięcie ciąży, jeśli jest ona następstwem gwałtu bądź kazirodztwa. Według buddyzmu, umysł rodzi się w momencie zapłodnienia – z połączonej energii męskiej i żeńskiej. Z tego względu buddyści wyznają zasadę, że lepiej oddać dziecko do adopcji, jeśli jest niechciane, aniżeli poddawać się aborcji. ~~~ Eutanazja jako zadanie śmierci osobie nieuleczalnie chorej (które jest motywowane skróceniem cierpień) Katechizm Kościoła katolickiego określa jednoznacznie jako działanie moralnie niedopuszczalne, gdyż „osoby, których sprawność życiowa jest ograniczona lub osłabiona, domagają się szczególnego szacunku”, zaś chorzy lub upośledzeni powinni być
eutanazji, by skrócić cierpienie. Kiedy pacjent jest świadomy tego, co się z nim dzieje, ma też prawo odmówić leczenia. Adwentyści Dnia Siódmego nie dopuszczają eutanazji w formie holenderskiej, czyli tzw. eutanazji czynnej, która polega na podaniu zastrzyku na życzenie. Jeśli jednak chory wegetuje i podtrzymuje go przy życiu wyłącznie aparatura, wtedy decyzja o odłączeniu aparatury jest akceptowana, bo skoro dano ludziom Bożą obietnicę wiecznego bytowania na odnowionej ziemi, nie muszą trzymać się rozpaczliwie ostatnich chwil życia. Jeśli więc opieka medyczna polega jedynie na podtrzymywaniu funkcji organizmu bez nadziei na przywrócenie pacjentowi świadomości, ze spokojnym sumieniem może zostać zaniechana. Niemal bliźniacze stanowisko zajmują metodyści. ~~~ Homoseksualizm jest potępiany właściwie przez wszystkie omawiane tu wyznania. Kościół katolicki głosi, że sama skłonność nie jest grzechem, choć uznaje się ją za dewiację, ale już wszelkie praktyki to ocieranie się o krawędź piekła – stosunki homoseksualne są sprzeczne z prawem naturalnym, bowiem taki akt płciowy wyklucza dar życia. Z tego właśnie względu nigdy nie mogą zostać zaakceptowane. Podobne stanowisko mają świadkowie Jehowy i zielonoświątkowcy. Dla adwentystów oraz prawosławnych sama skłonność nie jest grzechem, a dopiero praktyka i związki, bowiem seksualna intymność jest wyłączną
i niezwykle konserwatywnym. Metodyści nie akceptują związków homoseksualnych, zaś ceremonie ich zawierania nie mogą się odbywać w ich kościołach. Buddyści twierdzą, że homoseksualizm nie jest problemem, a Budda nie zaglądał nikomu pod kołdrę. Orientacja i aktywność płciowa jest prywatną sprawą każdego człowieka.
~~~ Rozwody i wolne związki to kolejna dziedzina ludzkiego życia, której Kościół katolicki nie akceptuje. Zresztą nie on jeden. W pozostałych omawianych tu wspólnotach rzecz wygląda bardzo podobnie, z tą tylko różnicą, że niektóre dostrzegają bezsens ludzkiej udręki. Kościół katolicki uznaje, że bez względu na to, jak źle układa się między ludźmi, powinni być wierni raz złożonej przed ołtarzem przysiędze, zaś „małżeństwo zawarte i dopełnione nie może być rozwiązane żadną ludzką władzą i z żadnej przyczyny, oprócz śmierci”. A jeśli już zdarzy się tak, że małżonkowie jednak się rozwiodą, pod żadnym pozorem nie wolno im ponownie się wiązać, bowiem dzięki nim osoba, z którą się zwiążą, popełnia publiczne i trwałe cudzołóstwo. Z tego też powodu katolicy nie powinni żyć w wolnych związkach. Związków pozamałżeńskich nie akceptują też adwentyści, mają jednak trochę inne spojrzenie
tryny do codziennego życia, realnych potrzeb, dylematów i problemów społeczno-etycznych, przed którymi stają wierni. Jak widać, jednym udaje się lepiej, innym – trochę gorzej. WIKTORIA ZIMIŃSKA
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
D
o Gorzowa Wielkopolskiego, na zaproszenie wielce wpływowego miejscowego księdza, przyjechał cyrk. Rozbił namiot w prokuraturze, a arenę ulokowano w gmachu policji. W tym rozrywkowym nastroju być może nikt nie zauważy, że człowiek, który usiłował wyrwać „swoją” kobietę z łap wielebnego, trafi na 3 lata do więzienia... Ona i On używali wspólnej pocztowej skrzynki e-mailowej, systematycznie penetrowanej przez kogoś niepowołanego. Mężczyzna zauważył, że niektóre listy są dyskretnie otwierane, a inne – wymazywane bezpowrotnie. Domyślał się, że sprawcą jest Jej „były”, zostawił więc w skrzynce list z wiadomością typu: łeb ci urwę, gnoju, i nasikam w szyję... Minęło kilka dni i otrzymał wezwanie na policję, gdzie przedstawili mu zarzut „stosowania przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia” (art. 191, par. 1 kk), za co może pójść do pierdla nawet na 3 lata. Niemożliwe? Jak najbardziej możliwe, gdyż rzecz dzieje się w Katolandzie, a „byłym” – nieroztropnie przez mężczyznę nastraszonym – okazał się ksiądz katolicki... ~~~ W rolach głównych dramatu, który za chwilę pokażemy, występują (imiona bohaterów zmienione): ~ Adam – młody, starannie wykształcony (m.in. psychologia), wykonujący wolny zawód, po umiarkowanych „przejściach” (rozwodnik); ~ Maria – atrakcyjna studentka zielonogórskiej uczelni, z psychiką nieco obarczoną tzw. syndromem DDA (dorosłe dziecko alkoholika), silnie związana z kat. Kościołem; ~ ksiądz Mariusz (na zdjęciu) – ponad 40-letni wikary z bardzo prestiżowej parafii diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, będący też nauczycielem religii w szkole średniej. Adam poznał Marię w lipcu 2004 roku. Wybuchło między nimi gorące uczucie, zaczęli wspólnie pomieszkiwać, snuć plany na przyszłość... Dziewczyna bąknęła kiedyś, że przyjaźni się od dzieciństwa z pewnym księdzem, ale dla Adama było to całkiem naturalne, skoro jego luba nie opuszczała żadnych rekolekcji i większych imprez kościelnych. Po raz pierwszy i jedyny zetknął się przelotnie z owym księdzem Mariuszem na korytarzu szpitalnym, gdy cierpiąca na jakąś drobną dolegliwość Maria czekała na zabieg operacyjny, a wielebny przyszedł ją wyspowiadać. Wkrótce na szczęśliwym związku dwojga młodych ludzi pojawiła się rysa... – Marysia zaczęła na okrągło i z jakimś maniakalnym uporem powtarzać: „Nie można budować szczęścia na cudzym nieszczęściu”. Gdy wyjawiła wreszcie, o co chodzi, okazało się, że ksiądz Mariusz wmówił jej, że nasz związek nie ma szans – jako
krzywdzący moją byłą żonę. Próbowałem tłumaczyć, że ona już dawno poukładała sobie życie, ale żaden argument nie skutkował. Na domiar złego moje kochanie bardzo uaktywniło się w kościele i coraz dłużej przesiadywało u księdza... – opowiada Adam, przyznając, że w zaistniałej sytuacji nie najładniejszymi słowami odesłał Marię z powrotem do mamy. Oto fragment listu, w którym czytamy, jak ks. Mariusz przekonywał Marię, by nie ulegała, gdy dowiedział się, że Adam przyszedł z przeprosinami: „On chyba zdaje sobie sprawę, że szybko podobnej »zdobyczy« nie złapie. I dlatego się miota, błaga, prosi, obiecuje, grozi, żąda – wszystko, byś wróciła. Bez radości, bez przyjaciół, bez Jezusa w komunii, bez możliwości ślubu w kościele. On nie mo-
POLSKA PARAFIALNA – Mimo pewnych problemów, to była kiedyś wspaniała, normalna dziewczyna. Gdy przez dłuższy czas pozostawała pod wpływem swojego „serdecznego przyjaciela”, zmieniała się nie do poznania – tłumaczy Adam, pokazując nam fragmenty listów od Marii: ~ „Na rozmowie z księdzem usłyszałam, że powód moich ostatnich koszmarów to działanie Złego”; ~ „Zainteresowała mnie historia opętanej dziewczyny i przypadkiem znalazłam katolickie czasopismo na ten temat (...). Ci z innych dziedzin często negują Kościół. I dlatego ta opętana została uznana za chorą psychicznie, a księża, którzy ją wyzwalali z opętania, zostali uznani winni jej śmierci!”; ~ „Adam, ksiądz Mariusz nie wydał wyroku, tylko powiedział, że to mo-
Ksiądz Mariusz dał się wreszcie przekonać do terapii Marii, ale zastrzegł: ks. M.: – O ile nie będzie wskazań, byś urwała wszelki kontakt z tym... księdzem, który sypia z przyjaciółką... M.: – Nie idę na terapię, by ciebie osądzono. ks. M.: – Dla jakiejś obcej osoby to nie będzie normalne, że na przykład ksiądz pisze o trzeciej w nocy SMS-y do ciebie. ~~~ Gdy Adam to przypadkowo przeczytał, w pierwszym odruchu miał ochotę nakłaść wielebnemu po ryju, ale odpuścił. Porozmawiał z Marią i napisał do ks. Mariusza list: „Z przykrością informuję Pana, że stan psychiczno-emocjonalny, w jakim zastałem Marię po jej wieloletniej i bar-
Mariusz@ksiądz że od ciebie wymagać, byś i ty niszczyła życie dlatego, że jemu się nie udało (...). Tylko pamiętaj, ile bólu ten człowiek zadał tobie i mnie, a że i on trochę pocierpi, to chyba nie tragedia. Naprawdę... Pa, pa”. „Ten człowiek”, nie znając jeszcze treści cytowanego listu, miał z powodu rozstania ogromnego kaca moralniaka, bo okiem specjalisty zaobserwował, że dziewczyna ma kłopoty z psychiką, łatwo nią manipulować i często – będąc na psychotropach – zachowuje się niezbyt rozsądnie. ~~~ Mijały miesiące, Maria kilkakrotnie wracała i znowu odchodziła. – Ilekroć byliśmy razem, zawsze nasilała się inwazja księdza. Nieustanne SMS-y, nadsyłane do późnych godzin nocnych lub budzące nas skoro świt tekstami typu „nie mogę przez ciebie spać”, rozmowy prowadzone ściszonym głosem... Zacząłem w końcu powątpiewać, czy aby na pewno z tym księdzem to jest tylko przyjaźń. Uspokoiła mnie zapewnieniem – pamiętam dokładnie jej słowa – że „związek z Mariuszem jest jedyną możliwą formą przyjaźni między kobietą a mężczyzną”. Skąd zatem jego szalona aktywność? „Z troski o moje zdrowie i bezpieczeństwo” – tłumaczyła. Wierzyłem, ale w końcu zażądałem wyboru: albo układamy sobie życie bez jego nadzoru, albo dajmy sobie wreszcie spokój – mówi Adam, który miał już serdecznie dość życia w tym swoistym trójkącie. Postawił też Marii dodatkowe – przyjęte przez nią bez zastrzeżeń – warunki: zwrot drogich prezentów (telefon komórkowy, komputer) otrzymanych od księdza Mariusza, zerwanie z nim wszelkich kontaktów oraz podjęcie terapii psychologicznej:
że być powód. To nie chodzi o sny. Bo ja ze strachu, lęku tego, co widzę i słyszę, nie mogę spać. Wszystko dotyczy Szatana. Wierzę w istnienie Szatana. To nie są domysły księży, tylko fakt”. Zgoda dziewczyny na cykl wizyt u psychoterapeuty przeraziła sutannowego – wiadomo, opowiada się tam różne rzeczy, jak na świętej spowiedzi... Oto fragment rozmowy na komunikatorze internetowym Gadu-Gadu: Maria: – Od czwartku idę do nowego psychologa na terapię. Zobaczymy, co powie i ile wytrzyma. ks. Mariusz: – A nie przyszło ci nigdy do głowy, że ja chciałbym cię wysłuchać? M.: – Ale Muszku, o niektórych opowieściach ty wiesz, bo braliśmy razem w nich udział. Potrzeba mi osoby z boku. ks. M.: – W takim ujęciu spychasz mnie do osoby marionetki, która dała się uwieść... M.: – Nie uwiodłam cię, Mariusz. Nic nie robiliśmy wbrew swojej woli...
dzo bliskiej znajomości z Panem, wzbudza wiele wątpliwości od strony psychiatrycznej, etycznej i moralnej (...). Od początku waszej znajomości Maria cierpiała na DDA (...). Myślę, że musiał zwrócić Pana uwagę fakt zbyt łatwego uwiedzenia Marii, wykorzystania seksualnego oraz uzależnienia emocjonalnego. Tym bardziej że Pana obowiązkiem – jako duchownego i terapeuty – było skierowanie takiej osoby do właściwego specjalisty, a nie wykorzystywanie okazji do praktyki seksualnej z jeszcze nastoletnią dziewczynką i utrzymywanie tego przez lata w wielkiej tajemnicy”. Kobieta odizolowała się murem milczenia od „czarnego” przyjaciela, ale ten nie ustępował: „Nie znam powodów, dlaczego mnie tak potraktowałaś, nie znalazłem żadnego racjonalnego powodu (...). Być może kiedyś się z tego podźwignę, być może jeszcze kiedyś uwierzę, że warto nadal szukać ludzi, mieć dla nich czas, siły i środki” – przypomniał w dramatycznym liście prezenty, zapewniając dalej byłą kochankę: „Jeśli zechcesz, zawsze będziesz mile
7
widziana w G. (...). Jeśli nie zechcesz – to i tak bardziej już mnie skrzywdzić nie możesz. Przeżyję”. Adam trzymał już rękę na pulsie i odpowiedział: „Za jej zgodą i na jej oczach spróbuję odpowiedzieć na Pana wątpliwości, których albo nie chce, albo nie potrafi Pan zrozumieć...”. W dalszej części listu grzecznie poprosił, żeby „Pan Mariusz”: ~ zaniechał prób rozwalania jego związku z Marią; ~ podał adres, gdzie odesłać prezenty, bo w przeciwnym razie paczka zostanie nadana do kurii biskupiej, i to wraz z dokładnym opisem okoliczności romansu; ~ pamiętał, że on, Adam, ma z Marysią wzajemny i nieograniczony wgląd we wspólną korespondencję elektroniczną. To ostatnie ostrzeżenie wzięło się stąd, że Adam zaobserwował, iż ktoś grasuje po internetowej skrzynce pocztowej Marii, posuwając się nawet do usuwania niektórych przesyłek. Wstawił więc tam swój list, w którym napisał m.in.: „Widzę, że nie masz dość problemów etyki księdza współżyjącego z przyjaciółką, rozsyłania pornografii, robienia nagich zdjęć (...). Masz ochotę na panienki – zrezygnuj z kapłaństwa, a jak nie, to spodziewaj się wszystkiego najgorszego. Czekam 90 dni – tyle masz czasu na dobrowolną rezygnację z kapłaństwa...”. Adam nie doczekał: ~ świecka psychoterapia przegrała w konfrontacji z kwalifikacjami ks. Mariusza i Maria od Adama odeszła; ~ przedstawiciel (znany redakcji) kurii biskupiej, podczas nieoficjalnego spotkania z Adamem (na jego prośbę) w klubie „Jankiel”, stwierdził, że ks. Mariusz „był już kiedyś w sprawie gorszących związków z kobietami na dywaniku u biskupa ordynariusza Adama Dyczkowskiego, ale niestety – nie pomogło”; ~ prokuratura w Gorzowie Wielkopolskim wszczęła śledztwo (sygn. 1Ds–2065/06), zarzucając Adamowi, że świętojebliwy ks. Mariusz, „będąc upoważnionym do korzystania ze skrzynki pocztowej Marii (...), odczytał w niej tekst zmuszający go do porzucenia kapłaństwa, pod groźbą szkalowania oraz rozpowszechniania nieprawdziwych informacji o nim” (zagrożone karą do 3 lat pozbawienia wolności); ~ w domu podejrzanego przeprowadzono rewizję i zabezpieczono jego komputer. Żeby zaś „strzał” nie okazał się pusty, zlecono biegłemu informatykowi Przemysławowi Jacewiczowi sprawdzenie, „czy na twardym dysku znajduje się nielegalne oprogramowanie lub utwory muzyczne chronione przez ustawę o prawie autorskim” (postanowienie z 20 października 2006 r., wydane przez sierżant Izabelę Plech-Maternik z Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim). Cyrk? To chyba zbyt mało powiedziane... ANNA TARCZYŃSKA
8
D
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
POD PARAGRAFEM
obry pomysł plus odpowiednia jego realizacja są w stanie zapewnić sukces niemal na każdym gruncie. Niemal, bo nie na gruncie Ministerstwa Edukacji. Kolejnym, który się o tym przekonał, jest wójt Stubna Janusz Słabicki (na zdjęciu). Zarządza gminą liczącą 4,3 tysiąca mieszkańców. Wśród nich 60 nauczycieli i ponad 500 uczniów, którzy uczęszczają do dwóch szkół. Co roku dostaje na te placówki 2,6 miliona złotych, jednak ta suma nie jest w stanie pokryć rzeczywistych kosztów. Chcąc nie chcąc, na potrzeby lokalnego szkolnictwa gmina dokłada 400 tysięcy złotych z własnego, niewielkiego budżetu. W końcu samorząd zdecydował, że chce mieć więcej do powiedzenia w sprawie finansowania szkół, a szansą na to było przekazanie zarządzania lokalną oświatą specjalnie w tym celu powołanej fundacji. I właśnie ten pomysł stanął ministerstwu ością w gardle. Mimo to fundację „Oświata w Gminie Stubno” powołano. W jej skład weszli: wójt, sekretarz, skarbnik, przewodniczący rady gminy, przewodniczący komisji oświatowej i budżetowej oraz dwaj przedstawiciele rady rodziców i rady pedagogicznej. Do ich zadań miało należeć odpowiednie gospodarowanie subwencją oświatową, a więc wspomnianą kwotą 2,6 mln zł, a także zdobywanie potencjalnych sponsorów. Problem polega na tym, że – według litery prawa – w każdej gminie musi być choć jedna szkoła zarządzana przez resort oświaty. Wójt Słabicki miał więc twardy orzech do zgryzienia, bowiem na jego terenie szkoły są tylko dwie, w dodatku w jednej z nich duża część uczniów to mniejszość ukraińska. Nie chciał tworzyć zbędnych podziałów, nie chciał antagonizmów,
Sztywny pal oświaty stawiania kogoś ponad kimś. To dlatego zdecydował, że najlepiej dla wszystkich będzie, jeśli obydwie szkoły będą zarządzane przez fundację. – Karta nauczyciela nie daje dyrektorowi żadnej władzy. Jeśli się na lekcji nie upije, jest nieusuwalny, a przecież dyrektor nie wie do końca, kim jest nauczyciel, gdy go zatrudnia. To jest chory układ. Jedna czwarta spośród naszych nauczycieli to są ludzie, którzy nie przykładają się do pracy. Prawa mają wszyscy, obowiązków nikt. Tymczasem ponad 90 proc. gminnych pieniędzy przeznaczonych na oświatę idzie na płace. Gmina to pas transmisyjny między ministerstwem a nauczycielami, a przecież to ona ma zapewnić na przykład odpowiednie wyniki nauczania. I właśnie w myśl tej zasady chcieliśmy zapanować nad tą jawną niegospodarnością – opowiada wójt. Już latem 2006 roku gmina wystąpiła do kuratorium oświaty o stworzenie szkół i powierzenie ich zarządowi fundacji. Miały to być placówki powstałe na bazie już istniejących. Ale ówczesny kurator Stanisław Rusznica odrzucił propozycję
w obawie przed tym – jak wyjaśniał – że fundacje czy stowarzyszenia, które prowadzą szkoły, nie będą działać wiecznie. – Liczyliśmy na zdrowy rozsądek kuratora, który widział, że skład fundacji to nic innego, jak władze gminy ubrane w inny strój, a fundacja będzie na trwałe przypisana gminie. Powstała w ten sposób osoba prawna daje możliwość regulacji zatrudnienia i płac – wyjaśnia „FiM” wójt Słabicki, który z niedowierzaniem przyjął odmowę, ale pełen nadziei zaskarżył ją do Ministerstwa Edukacji. Minister przychylił się do decyzji kuratora. Słabicki odwołał się więc do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, ale i na tym gruncie poległ. – Największym kuriozum jest fakt, że w prywatnych rozmowach przyznają mi rację, a kiedy przychodzi co do czego, odmawiają – podsumowuje. – W Karcie nauczyciela tkwi skostniały układ, który już po prostu nie
Alina Kozińska-Bałdyga, Federacja Inicjatyw Oświatowych: „Z powodu złych przepisów w tarapatach jest przynajmniej jedna trzecia gmin. Samorządy do subwencji oświatowej z budżetu państwa dokładają rocznie około 10 miliardów złotych. I mimo to nie mają najmniejszego wpływu na działalność szkół. A wiejska oświata wymaga ogromnych zmian, mogą je przeprowadzić tylko samorządy przy wsparciu rodziców. Badania potwierdzają, że szkoły prowadzone przez organizacje pozarządowe i stowarzyszenia rodziców to lepsza, nowoczesna edukacja. Wyrok WSA takie zmiany blokuje”.
W
czasie okupacji jako 12-letni chłopiec zostałem zmuszony przez Niemców do pracy w dużym gospodarstwie rolnym. Pracowałem od wiosny 1942 r. do wyzwolenia. Funda-
o świadczenie, które jest przyznawane decyzją Kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Do wniosku powinien Pan załączyć opinię właściwego stowarzyszenia osób poszkodowanych oraz
Porady prawne cja „Polsko-Niemieckie Pojednanie” przyznała mi odszkodowanie ze swoich środków. Czy przysługuje mi świadczenie z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych? Pobieram emeryturę w wysokości 1600 zł. (Jerzy Z., Nieszawa) Ustawa o emeryturach i rentach z FUS nie przewiduje świadczenia z tytułu wykonywania w czasie wojny pracy przymusowej. Wynika z niej natomiast, iż okres wykonywania takiej pracy jest zaliczany do okresu składkowego, a nadto uwzględnia się go w wymiarze podwójnym przy obliczaniu stażu pracy. Może Pan natomiast ubiegać się
§
dokumenty i dowody potwierdzające rodzaj i okres represji. Świadczenie takie przysługuje za każdy pełny miesiąc trwania pracy przymusowej, nie więcej jednak łącznie niż za 20 miesięcy. W Pana przypadku powinno ono wynosić 144,25 zł. Dodam, że świadczenie to podlega okresowej waloryzacji na tych samych zasadach, co emerytury i renty (podstawa prawna: Ustawa z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU z 2004 r., nr 39, poz. 353; Ustawa z 31.05.1996 r. o świadczeniu pieniężnym przysługującym osobom deportowanym do pracy przymusowej oraz osadzonym w obozach pracy przez III Rzeszę i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, DzU nr 87, poz. 395).
przystaje do otaczającej nas rzeczywistości. A nikt nie ma ochoty zmieniać tej nieżyciowej struktury. Ludzie boją się zmian – dodaje.
~~~ Pomysł gminy był dokładnie przemyślany. Oprócz tego, że chcieli zaoszczędzić pieniądze, a pozostałe wydawać rozsądnie i według rzeczywistych potrzeb, zaproponowali nauczycielom, że wszyscy, którzy do tej pory pracują w szkołach, będą mogli w nich zostać. Różnica miała polegać jedynie na tym, że zatrudnieni byliby na podstawie umowy cywilnej, a nie na podstawie Karty nauczyciela. Pensum wynosiłoby 24–26 godzin lekcyjnych i choć zniknąłby dodatek wiejski i mieszkaniowy, to byłyby środki na to, aby premiować pedagogów za osiągane wyniki.
§
~~~ Zawarłem umowę o korzystanie z anteny telewizji kablowej. Wybrałem pakiet „B”, od którego ustalona była opłata w wysokości 15 zł miesięcznie. Po dwóch latach korzystania z usług firma, z którą zawarłem umowę, bez żadnego uzgodnienia ze mną podniosła mi abonament o 100% i obecnie płacę 30 zł miesięcznie. Dwukrotnie zwracałem się w tej sprawie listem poleconym o wyjaśnienie, ale do dziś nie otrzymałem odpowiedzi. Czy firma miała prawo i na jakiej podstawie zmienić wysokość opłaty na moją niekorzyść? (Józef M., Szczecin) W pierwszej kolejności powinien Pan dokładnie przeczytać umowę, którą Pan podpisał. Umowy o korzystanie z telewizji kablowej są z reguły umowami długoterminowymi, w związku z czym najczęściej zawierają postanowienia uwzględniające możliwość podniesienia wysokości miesięcznych opłat. Opłaty te ulegają zmianie przede wszystkim z powodu wzrostu rozmaitych kosztów związanych z transmisją telewizji satelitarnej. Jeżeli podniesienie miesięcznego abonamentu nastąpiło zgodnie z warunkami umowy, to w takiej sytuacji, podpisując umowę, wyraził Pan
~~~ Na razie udało się zdobyć poparcie starosty przemyskiego Jana Pączka, który obiecał zwołać w styczniu konwent wójtów zainteresowanych oddaniem szkół ze swojego terenu pod opiekę specjalnie w tym celu powołanych fundacji. Zamierzają zaprosić ministra Romana Giertycha, kuratora, a także posłów ze swojego terenu. Wszystko po to, aby przekonać, że reformowanie szkół, szczególnie w małych miejscowościach, to konieczność. Słabickiego wspierają i zagrzewają do walki wójtowie innych małych gmin, a także dyrektorzy szkół. Codziennie odbiera kilka telefonów z całej Polski. To ludzie, którzy naprawdę pracują dla dobra dziecka, a nie zwyczajnie grzeją stołki. Zupełnie inaczej rzecz wygląda w gminie. Chociaż Słabicki przeprowadził rzetelną politykę informacyjną, łącznie z ulotkami, które dokładnie wyjaśniały, o co w tym wszystkim chodzi, trudno jest przekonać tych, co to lepiej wiedzą albo pod kościołem po niedzielnej mszy roznoszą jedynie słuszne informacje. Ludzie wolą poczekać, aż proponowane zmiany wprowadzi jakaś inna gmina. Ale polityka zachowawcza to nie to, o co chodzi: – Ja jestem człowiek czynu, więc jak można coś zrobić już, to po co czekać – mówi o sobie wójt Stubna. I cieszy się z tego, że udało się wnieść w skostniałą oświatę ozdrowieńczy powiew, że zaczęto roztrząsać problem, którego wcześniej nikt nie dostrzegał. Czy Janusz Słabicki ma jakąś radę dla tych, którzy chcieliby pójść w jego ślady? – Muszą uwzględniać we wszystkim, co chcą zdziałać, resort edukacji, na który nie mogą liczyć. To jest sztywny pal Azji. Resort jest chory i jeśli Roman Giertych go uzdrowi, to odmówię za niego zdrowaśkę. Nawet w dwóch językach. WIKTORIA ZIMIŃSKA
zgodę na taką zmianę. Jeżeli okaże się, że umowa w ogóle nie przewidywała możliwości podniesienia wysokości abonamentu bądź ograniczała możliwość takich zmian do określonej górnej granicy, to należy przyjąć, że zaproponowano Panu nowe warunki umowy, które mogą, ale nie muszą zostać przez Pana przyjęte. Oznacza to dla Pana możliwość odstąpienia od kontynuowania takiej umowy. Nie znając oferty objętej pakietem „B” trudno natomiast stwierdzić, czy kwota 30 zł miesięcznie za korzystanie z telewizji kablowej jest faktycznie wygórowana (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93). ~~~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań tygodniowo. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Dla wytrawnych fałszerzy nie ma rzeczy nie do podrobienia. Fałszuje się wszystko, co tylko można dobrze sprzedać. A popyt jest przede wszystkim na tzw. „białko”, czyli lewe papiery. Kryminolodzy przekonują, że nie ma falsyfikatu nierozpoznawalnego. Ale często są go w stanie ujawnić dopiero w laboratoriach kryminalistycznych. Tam autentyczność obiektu stwierdza się na podstawie
wprowadzono do obiegu? Podobno kilkanaście milionów, najczęściej w nominałach 100 euro. Zainteresowaniem fałszerzy cieszą się nawet monety o nominale 2 euro – najczęściej w niemieckiej wersji.
trzeba przyznać, że ze względu na skalę trudności podróbki nowe dowody tożsamości cenione są dwa razy drożej od starych, tzw. szmaciaków. Sprawdziliśmy, ile one kosztują na wrocławskim bazarze przy ul. Robotniczej i giełdzie przy ul. Na Niskich Łąkach. Za nowy dowód płacimy w granicach 2–2,5 tys. zł; prawko kosztuje z reguły połowę mniej. Jeśli klient sobie życzy, dostaje „białka” na fikcyjne nazwisko, jednak przy odbiorze jest ostrzegany, że może przez to „incognito” wpaść w tarapaty. Fałszerze wie-
Lewe białko badań struktury materiału (np. papieru), analizuje skład tuszu i farb używanych do druku, a także tzw. topografię dokumentu, czyli kształt, rozmieszczenie i kolory poszczególnych elementów graficznych. Ale jak autentyczność podstawionych mu „kwitów” ma ocenić zwykły śmiertelnik? Gołym okiem to on sobie może... popatrzeć. Starych fałszerzy śmieszy widok panienki sprawdzającej na testerze oryginalność banknotów. Oni już dawno opanowali technologię produkcji falsyfikatów świecących w podczerwieni pożądanym kolorem oraz wtapiania nitek rozpoznawczych. Nawet najbardziej skomplikowane dokumenty ze znakami wodnymi i hologramami są obecnie podrabiane. ~~~ Nie minął miesiąc od wprowadzenia euro, a już w Hiszpanii zatrzymano Polaka z fałszywymi banknotami o nominale 20, 50 i 100 euro. Wkrótce po tym zdarzeniu zlikwidowano naprawdę profesjonalne „mennice” na Litwie, w Bułgarii i Macedonii. Europejski Bank Centralny mocno spuścił z tonu i przyznał, że w 2004 r. wykryto już 594 tys. falsyfikatów euro. A ile
R
Według danych Europejskiego Biura ds. Przeciwdziałania Oszustwom (OLAF), odkryto ich w ubiegłym roku 9 tys. sztuk. Chętnie również podrabia się dolary USA i inne waluty. Fałszerze „patrioci” nie zapomnieli też o pogłębianiu polskiej dziury budżetowej. Według danych opublikowanych przez Narodowy Bank Polski, w 2004 roku ujawniono 56 487 falsyfikatów pieniężnych. Rok wcześniej było ich o 3,5 proc. więcej (58 549).
Liczy się fachowiec A tych czarny rynek poligraficzny płodzi na potęgę. Papiery mistrzowskie, świadectwa szkolne, łącznie z dyplomami wyższych uczelni, idą jak woda. Już za 2–3 tys. zł można zaopatrzyć się w dowód osobisty lub prawo jazdy. Wystarczy zagadnąć stałych bywalców placów targowych czy giełd w większych miastach, by doprowadzili do dyżurującego w tym miejscu fałszerza lub pośrednika. Każdego roku policja łapie ok. 40 tys. osób, które produkują lub posługują się falsyfikatami. Za to grozi aż pięć lat więzienia. Ale strachy na Lachy. Interes kwitnie. Chociaż
ząd Kaczyńskiego i Leppera obiecał rolnikom rekompensatę strat poniesionych w wyniku suszy. Jak chłopi te dopłaty zobaczyli, zaschło im w gardłach. Susza jest jedną z plag, której rolnik boi się jak diabeł święconki. W 2006 roku ta właśnie plaga dopadła większość gospodarstw w Polsce. Rząd fachowców pod wodzą Jarosława Odnowiciela rzucił się ratować chłopstwo przed zatraceniem. Głoszono w mediach z całą powagą: „Najwięcej, bo 230 mln zł przeznaczy się na jednorazowy zastrzyk gotówki dla tych, którzy stracili co najmniej 30 proc. zbiorów”. Suma, jaką zatwierdziła Rada Ministrów, miała wystarczyć dla około 300 tys. gospodarstw. Premier zapewnił publicznie, że „jeśli straty będą większe, rząd da więcej pieniędzy”. W sumie rząd „fachowców” wyliczył, że wartość
trąbiły już dolnośląskie gazety lokalne. Czterdziestu? Wolne żarty, takich lewusów w kombinacie miedziowym jest znacznie więcej. Zresztą w każdym większym zakładzie można znaleźć wielu bazarowych techników czy magistrów. Najbardziej jednak chodliwe są świadectwa maturalne. Stare powiedzenie: Nie matura, lecz chęć szczera – straciło na aktualności. Papier pozwala w końcu zrealizować własne ambicje. Stąd też w przychodni rejonowej przy pl. św. Macieja we Wrocławiu hydraulik w godzinach popołudniowych mógł się przekwalifikować na ginekologa. Co dziwne, jego pacjentki nader pozytywnie wyrażały się o jego profesjonalizmie. A jak to było w Krakowie? Na podstawie spreparowanych
dzą bowiem, że w razie policyjnej kontroli personalia sprawdzane są w centralnym rejestrze komputerowym. Jeśli się zgadzają, to po kłopocie, a jeśli nie, to... po herbacie! Czy na placu można załatwić świadectwo maturalne? Żaden problem. Z ogólniaka kosztuje ok. 1000 zł, z technikum jest o 500 zł droższe, dyplom wyższej uczelni jest do zrobienia za 5–8 tysięcy. Ale nie na poczekaniu, trwa to z tydzień od zaliczkowania. Wszelkie papiery mistrzowskie można już nabyć za marne 2–3 stówki, podobnie „papier” potwierdzający ukończenie dowolnego studium pomaturalnego. Czarny rynek lewych papierów przeżywa istny boom. O 40 górnikach z KGHM, przyłapanych na posługiwaniu się lewymi świadectwami,
tegorocznej pomocy dla gospodarstw poszkodowanych przez suszę wyniesie 500 mln zł. Lepper zapewniał, że 200 mln zł Agencja Nieruchomości Rolnych przekaże Agencji Restruk-
Tuż po tym, jak media zapomniały o suszy i obietnicach dopłat, powstało kolejne rozporządzenie. Szczegółowe tym razem. Podano tam dokładny wzór obliczania strat: po-
Słowo premiera turyzacji i Modernizacji Rolnictwa, a ta da je na ratowanie poszkodowanych. Rolnicy jak zwykle uwierzyli. Rząd obiecywał, ale to było przed wyborami. Tuż po wyborach okazało się, że obietnice rządzących są funta kłaków warte. Na dodatek z zarezerwowanych w budżecie 55 milionów rozporządzono jedynie 5 milionami – 50 milionów nie wykorzystano na tegoroczne dopłaty do rolniczych ubezpieczeń.
wierzchnię użytków rolnych, w których były one szacowane, mnoży się przez procent szkód ustalony przez komisję wojewódzką, a następnie dzieli przez powierzchnię całego gospodarstwa. W ten sposób średni procent szkód spadał zazwyczaj poniżej 30 procent. I w ten oto banalny sposób rząd załatwił problem. Aby było jeszcze ciekawiej, przyjęto szacunkowo, że procenty strat w poszczególnych
9
dokumentów oszuści wyłudzili od władz miejskich kilka pożydowskich kamienic w centrum miasta – wartych 8 mln zł! Nie ma ludzi wolnych od pokus. Ostatnio na Dolnym Śląsku zatrzymano księdza posługującego się fałszywym prawem jazdy. Tłumaczył, że oryginalne zgubił, więc sobie zastępcze kupił na bazarze. Przy sprawdzaniu wyszło na jaw, że księżulo jest już poszukiwany listem gończym za wcześniejsze posługiwanie się takim falsyfikatem i nigdy w życiu nie miał oryginalnego prawka!
Z fałszywkami życie jest prostsze Za pomocą dwóch podrobionych dokumentów można wynająć mieszkanie, zameldować się w nim na fałszywe nazwisko, a później lokal opędzlować naiwnym. Lewe zameldowanie pozwala skorzystać z szerokiej gamy kredytowych zakupów. Fikcyjne zaświadczenie o pracy i zarobkach także nie jest kłopotem. Bez problemu wypożycza się samochód na wieczne oddanie, sprzęt audiowizualny, wyłudza gotówkowe pożyczki. Walką z fałszerzami zajmują się policjanci z pionów przestępczości kryminalnej, gospodarczej, a także Centralnego Biura Śledczego. Jedną z największych nielegalnych drukarni zlikwidowano w maju ubiegłego roku w Krakowie. W mieszkaniu na osiedlu Bieżanów taśmowo produkowano paszporty, dowody osobiste, dyplomy ukończenia studiów oraz świadectwa szkolne. Nawet bilety i legitymacje MPK. Wytwórnia „białek” działała pełną parą i całodobowo – przy „pracy” zaskoczono czterech osobników drukujących akurat prawa jazdy. Z policyjnego rozeznania wynikało, że tylko ta drukarnia wprowadziła do obiegu kilka tysięcy podrobionych dokumentów. JAN SZCZERKOWSKI
uprawach będą wynosić: zboża – 40 proc., ziemniaki – 60 proc., a kukurydza – 0 proc. Cały numer polega na tym, że strat w ziemniakach praktycznie nie było, natomiast kukurydza padła pokotem. Rolnicy nie mają czym karmić bydła. Tylko w jednym województwie – lubelskim – tamtejszy Urząd Wojewódzki wyliczył, że ponad 110 tys. gospodarstw rolnych straciło plony na skutek suszy. Cała ta rządowa pomoc, czyli po 500 lub 1000 zł na łebka, to był wielki pic na wodę. W województwie lubelskim kilka tysięcy rolników najpierw otrzymało informację, że dostanie z a p o m o g ę , a następnie kolejne decyzje – tym razem o jej nieprzyznaniu. Urzędnicy tłumaczyli, że to wynika ze zmienionego rozporządzeniem przelicznika. Tak więc administracyjnie rząd uznał, że suszy de facto nie było.
10
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
W SŁUŻBIE BEZPIECZEŃSTWA IV RP
InGrey’s arcybiskupa Abp Wielgus został skazany, egzekucję pośpiesznie wykonano. W szaleństwie lustracyjnym nikt nie zauważył, że część istotnych dowodów, na podstawie których zapadł wyrok, została ewidentnie sfałszowana. Komu na tym zależało?
N
ie znając jeszcze pełnej treści 68 dokumentów przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej i dotyczących rzekomej przeszłości arcybiskupa Stanisława Wielgusa, napisaliśmy w ubiegłym tygodniu („Departament IV RP” – „FiM” 1/2007), że na początku lat 70. „uwzględniając całokształt pomyślnego dialogu” ksiądz Wielgus „został zarejestrowany jako tajny współpracownik (Wydziału IV Służby Bezpieczeństwa w Lublinie), a zaraz po wyjeździe do Niemiec jego akta przekazano do Departamentu I”, czyli wywiadu cywilnego. Skąd zatem na okładce „FiM” przewrotny tytuł: „Wielgus nie współpracował z SB”? Ten nagłówek nie wziął się z cytowanych przez nas opinii oficerów byłej SB, że w Departamencie I nie mieli z ks. Wielgusa żadnego pożytku, ani nawet z zapewnienia, że fałszywy jest obiegowy pogląd, jakoby niedoszły metropolita warszawski kolaborował z kontrolującymi Kościół specsłużbami dowodzonymi przez Departament IV aż do początku 1990 r. A zatem? Otóż uznaliśmy, że w sprawie tak wielkiego kalibru, przy braku jakichkolwiek materialnych dowodów (agenturalnych doniesień, zeznań świadków) lub układających się w logiczny i nierozerwalny łańcuch poszlak, nie wolno zapominać definicji sformułowanej przez najwyższe organa władzy sądowniczej w Polsce: „Współpracą w charakterze tajnego informatora jest zachowanie polegające na udzieleniu organom bezpieczeństwa państwa pomocy w postaci dostarczenia informacji ułatwiającej
2
3
wykonanie zadań powierzonych tym organom. Nie jest natomiast współpracą uchylanie się od dostarczenia takiej informacji ani współdziałanie pozorne – choćby przejawiało się w formalnym dopełnianiu czynności i procedur wymaganych przez oczekującego współpracy” – czytamy w orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego oraz dwóch wyrokach Sądu Najwyższego. Okazało się, że tylko nas pamięć nie zawiodła, bowiem – na podstawie
wspomnianych 68 kwitów (i tylko nich!) – arcybiskup został uznany za kapusia przez: ~ Rzecznika Praw Obywatelskich – „Nie podlega wątpliwości fakt świadomej tajnej współpracy ks. Wielgusa ze Służbą Wywiadu (Departament I MSW) w latach 1973–1978”;
~ Kościelną Komisję Historyczną – „Istnieją liczne, istotne dokumenty potwierdzające gotowość świadomej i tajnej współpracy ks. Wielgusa z organami bezpieczeństwa PRL. Z dokumentów wynika również, że została ona podjęta”; ~ prawie wszystkie media zaliczane do „opiniotwórczych”. Stało się tak, mimo że podsądny kategorycznie zaprzeczał oskarżeniom o czynną współpracę: ~ 5 stycznia wystosował oświadczenie, w którym wprawdzie przyznał się do jednorazowego (w 1978 r. przed wyjazdem do Monachium) podpisania wywiadowi deklaracji o współpracy („Była to chwila słabości”), jednak zapewnił: „(...) żadnego zadania wywiadowczego nie zrealizowałem”; ~ 6 stycznia, w specjalnej odezwie do wiernych archidiecezji warszawskiej, przeprosił za „uwikłanie
w kontakty ze służbami bezpieczeństwa”, podkreślając: „Nie donosiłem na nikogo ani nikogo nie starałem się skrzywdzić”. Wyrok zapadł i egzekucję wykonano, choć: ~ w dokumentacji definitywnie zamykającej rzekomą współpracę oskarżonego z wywiadem znajduje się sporządzone przez 1 SB résumé, że ks. Wielgus „nie spełnił zadań, które przyjął do wykonania przed wyjazdem za granicę. Zachował bierność i daleko idącą ostrożność na odcinku realizacji zadań szczegółowych: brak naprowadzeń, zupełna pasywność na odcinku nawiązywania znajomości z ludźmi wchodzącymi w zakres naszego zainteresowania”; ~ po zapoznaniu się z dokumentami IPN-u wersję o tajnej współpracy arcybiskupa stanowczo zanegowali specjaliści od wywiadowczych specsłużb (5 stycznia generał Gromosław Czempiński, a dzień wcześniej pułkownik Henryk Piecuch – obaj w TVN 24). ~~~ W zbiorowym szaleństwie lustracyjnym NIKT jakoś nie zauważył, że część dowodów, na których oparto wyrok, zawiera ewidentne kłamstwa i fałszerstwa. Popatrzmy... Wśród IPN-owskich kwitów dotyczących sprawy najstarsze są: ~ „Notatka” z 24 września 1973 roku, w której inspektor Wydziału VIII Departamentu I ppłk Leonard Mroczek opisuje przebieg
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
11
oficerami działającymi „pod przykryzapis „Ja... Grey... zgadzam się do4-dniowego (12–15 września 1973 4 ciem”. W MK mógł browolnie...”, uzupełniono do: roku) szkolenia „przygotowywanego również pojawić się „Ja... Grey... Wielgus Stanisław, syn do przerzutu tajnego współpracowni„nielegał” (wywiaAdama, urodzony 23.04.1939 r., zgaka ps. Adam”, zakwaterowanego dowca pracujący za dzam się dobrowolnie...”. Nawiasem przez wywiad na czas trwania kursu granicą, bez gwamówiąc, nie trzeba też być grafolow warszawskim mieszkaniu konspirarantującego osobiste giem, żeby zauważyć, iż zarówno cycyjnym (MK) kryptonim „Zyta”; bezpieczeństwo fry w liczbach, jak i literki w „Greyu” ~ „Umowa o współpracy” z wypaszportu dyplomaróżnią się kształtem od pisanych ręwiadem PRL i „Umowa o łączności” tycznego – dop. red.) ką ks. Wielgusa w autoryzowanym określająca miejsca spotkań, znaki i nikt odpowiedzialny przez niego (pełnym imieniem oraz rozpoznawcze, hasła i odzewy. Obie nie zgodziłby się, żenazwiskiem, bez używania jakichopatrzono tzw. gryfem tajności „ściry w planie poby wpuścić tam pozykolwiek kryptonimów) i zachowaśle tajne”, datą 28 września 1973 r. zyskań kończącego się roku, bo roznym w aktach oraz podpisem „Adam Wysocki”. poczynając jakąkolwiek współpracę, – „Planie badań O pochodzeniu dokumentów dowia5 musieli, podkreślam: musieli już naukowych” z 11 dujemy się z późniejszego – datowaw czerwcu, niezwłocznie i bezwzględwrześnia 1973 r. nego na 16 października 1973 r. nie ten fakt zarejestrować – komen(w „Departamen– „Raportu dot. przerzutu agenta ps. tuje dla „FiM” były wicedyrektor decie IV RP” opisyGrey” (skan 1), czyli ks. Wielgusa, partamentu w peerelowskim Ministerwaliśmy okolicznoktóry „został przejęty na naszą łączstwie Spraw Wewnętrznych. ści sporządzenia teność w czerwcu br.”, a „w wyniku pełgo sprawozdania nego zrozumienia naszych potrzeb 2. Wspomniane umowy jako warunku wyi przeszkolenia podpisał obowiązujące o „współpracy” i „łączności” z 28 dania przez SB dokumenty (wspomniane „Umowy” września 1973 r. oznaczone są niepaszportu). – dop. red.) i wyjechał na początku bm. stosowaną wówczas w MSW klau~~~ w charakterze kadrowego współprazulą „ściśle tajne”. Co ciekawe: zaPominęliśmy cownika wywiadu PRL do wykonarówno na poprzedzającej je „Notatliczne nieścisłości w IPN-owskich skiwane dopiero, nawet nie zarejenia wieloletnich zadań na Zachodzie” ce” ppłk. Mroczka z 24 września, jak 3. Całkiem odrębną kwestią jest dokumentach, jak np. permanentstrowane źródło, ryzykując dekonspi– jak czytamy w dokumencie autoryi wszystkich dokumentach późniejzakwaterowanie człowieka nie będąne mylenie wieku ks. Wielgusa (bez rację obiektu – zapewnia „FiM” inzowanym przez ppłk. Mroczka oraz szych (w tym również analogicznych cego formalnym i wielokrotnie sprawwzględu na to, czy rzecz dzieje się formator z byłej SB. dwóch oficerów Wydziału VIII. umowach podpisanych „23.02.1978” dzonym współpracownikiem wywiaw roku 1973, czy 1977 – on wciąż pseudonimem Grey) znajdujemy już du, w ich mieszkaniu Stwierdzamy, że „Raport dot. prawidłowy gryf, czyli „tajne spec. znakonspiracyjnym. przerzutu...” zawiera konfabulaczenia”. Skąd wziął się ten wyjątek – Z punktu wicje, bo: (przypomnijmy, że abp Wielgus kadzenia obowiązują1. Nie ulega najmniejszej wąttegorycznie zaprzeczył, iżby w 1973 cych wówczas propliwości, że w dacie jego sporząroku cokolwiek podpisał wywiadowi)? cedur to rzecz zudzenia ks. Wielgus nie był żadpełnie niewyobranym tajnym współpracownikiem – Może ktoś stworzył te dwa żalna. Zgodę na wy(agentem) Departamentu I. Nie dokumenty współcześnie i z rozkorzystanie mieszkabył też nim do – co najmniej – 19 pędu bądź przyzwyczajenia wpisał nia musiał wyrazić grudnia 1973 r. będącą aktualnie w użyciu klauzuwyższy przełożony, lę „ściśle tajne”? Nie, to już byłaby Oto tzw. karta E-15 (skan 2), któbo przeprowadzano jakaś kosmiczna bzdura... Doprawrą wypełnił i podpisał ppłk Mroczek tam często spotkady, nie mam pojęcia – poddaje się (posługujący się bezprawnie – wszak nia z kadrowymi nasz konsultant. był tylko zwykłym inspektorem – pieczęcią „Naczelnik Wydziału VIII”), pytający Biuro „C” MSW (prowadzące ewidencję wszystkich spraw operacyjnych SB), czy „Stanisław Wielgus ur. 23.04.1939 r.” nie pozostaje aby w kręgu zainteresowań innej jednostki. I cóż czytamy w zamieszczoSąd Najwyższy, wyrokiem z 2 października 2002 r., nej na odwrocie odpowiedzi oczyścił Mariana Jurczyka, legendę szczecińskiej „So(skan 3), noszącej datę 19 lidarności”, z zarzutu kłamstwa lustracyjnego, mimo grudnia 1973 r.? „Nie rejepodpisania przez niego zobowiązania o współpracy strowany w Kartotece Dez SB, stwierdzając, że „zachowanie Mariana Jurczyka partamentu I MSW”! Oznabyło w istocie rzeczy jedynie formalnym wypełnianiem czać to może, że panowie procedur narzuconych mu przez funkcjonariuszy ówz wywiadu dorobili kwity do czesnej Służby Bezpieczeństwa”. naturalnie zaistniałych okoma 34 lata) oraz niespotykane liczności, a gdy na początku Jednego z fałw SB określanie go na przemian października 1973 r. ks. Wielszerstw istotniejtajnym współpracownikiem, kontakgus szczęśliwie już wyjechał na szych i widocznych tem operacyjnym czy wreszcie agenstypendium, zrobili z tego w aktach IPN-u gotem. Przymknęliśmy też oko na fakt, „przerzut za granicę kadrowełym okiem dokonano że nie zachował się żaden orygigo współpracownika wywiadu na „Umowie o współnalny meldunek „Greya”, choć PRL”, rejestrując go w Samopracy”, podpisanej taki „papier” jest dla służb spedzielnej Sekcji Ewidencji Depseudonimem Grey cjalnych stokroć ważniejszy od partamentu I (wyodrębniona i opatrzonej datą gołosłownych zapewnień z notajednostka zajmująca się ewiden„23.02.1978” (skan 4). tek funkcjonariuszy. Ale czyż mocją osób i spraw pozostających Oto zupełnie ingliśmy nie zauważyć, że w lustraw kręgu zainteresowań wywianym charakterem cyjnym amoku tak łatwo zrobić człodu) pod numerem 9933. Popisma, łudząco powiekowi wodę z mózgu? wtórzmy: dopiero 19 grudnia Wyrokiem Sądu Lustracyjnego z 11 sierpnia 2000 r. Lech Wałęsa został oczyszczo- dobnym do rękopiI tylko nam trochę żal, że przy 1973 r., po około półrocznej ny z zarzutu tajnej kolaboracji ze Służbą Bezpieczeństwa: „Współpraca nie mogła su z 2 lipca 1980 r. okazji musieliśmy wziąć w obronę rzekomo współpracy! się ograniczyć do samej deklaracji woli, lecz musiała materializować się w świado- (skan 5) podporuczkatolickiego arcybiskupa... – Trochę mi to pachnie mie podejmowanych, konkretnych działaniach w celu urzeczywistnienia podjętej nika Stanisława DOMINIKA NAGEL gorączkowym łataniem dziu- współpracy” – podkreślił sąd w ustnym uzasadnieniu orzeczenia. Piotrowskiego,
12
ŻYCIE JAK FILM
O dwóch takich ... Małolaty Jacek i Placek, bohaterowie filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc”, piastują dziś dwa najważniejsze stanowiska w państwie i zgodnie pomijają filmowy epizod w życiorysie. Trudno się dziwić... Pracy przed kamerami Kaczorki nie wspominają chyba najlepiej, bo tuż po zakończeniu zdjęć stwierdzili krótko: „Możemy być tylko reżyserami, ale aktorami już nigdy!”. Od tamtej pory ich najważniejszym życiowym celem stało się zdobycie władzy. ~~~ Już przyjściu na świat bliźniaków Kaczyńskich towarzyszyły niespodzianki i perturbacje. Nie było wtedy tak doskonałych metod badania ciąży jak dziś, więc przyszła mamusia była przekonana, że urodzi jedno dziecko, i do tego dziewczynkę. Jakież musiało być zdumienie rodziców i całej rodziny, gdy miast planowanej Magdaleny pojawiło się dwóch budrysów. Tylko akuszerka, notabene matka poety Gajcego, mówiła coś wcześniej o bliźniakach, ale nikt jej nie wierzył. Poród odbył się w domu, w mieszkaniu rodziców Jadwigi Kaczyńskiej. Była druga w nocy, 18 czerwca 1949 roku. Najpierw na świat przyszedł Jarosław, 45 minut później pojawił się Lech. „Męczyłam się 24 godziny – wspominała po latach matka chłopaków,
– Jedno co chciałam, to zemdleć, żeby mnie nie bolało. Oprzytomniałam po dwóch, trzech godzinach. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że mam dwóch synów”.
Z przychówku chyba najbardziej zadowoleni byli dwaj dziadkowie. Biegali po mieszkaniu dumni jak pawie z palcami ułożonymi w kształcie litery V. Skąd imię Jarek? Pani Jadwiga na egzaminie podczas studiów polonistycznych musiała odpowiedzieć na pytanie dotyczące genezy tego imienia i uznała to za dobry znak. Miała być Magdalena, ale „gdyby na górze ktoś wymyślił inaczej”, w pogotowiu był właśnie Jarosław. Drugi
bliźniak otrzymał imię w wyniku rodzinnej debaty. Stanęło na tym, że imię to przynosi szczęście. Od początku zarówno rodzice, jak i dalsza rodzina nie mieli problemów z rozpoznawaniem bliźniaków. „Myślę, że ludzie spostrzegawczy, tak jak reżyser i operator filmu, w którym grali – nigdy nie mieli problemów, żeby ich odróżnić” – twierdzi pani Jadwiga. Przez siedem miesięcy matka karmiła piersią. Obydwaj głośno protestowali, gdy przychodziło im czekać na
swoją kolej. Jak tylko stanęli na nogi, chodzili do kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. W 1958 roku przystąpili tam do pierwszej komunii. Największa przygoda, jaka ich spotkała, nie licząc oczywiście prezydentury i premierostwa, zaczęła się, gdy mieli po 12 lat. W gazetach ukazały się ogłoszenia, że reżyser Jan Batory poszukuje dwóch chłopców, koniecznie bliźniaków. Szwagier Jadwigi Kaczyńskiej, matki Jarka i Leszka, dla kawału zgłosił chłopaków. Zrobił to na kartce z gryzmołami chłopców. Jadwiga nic o tym nie wiedziała, dlatego mocno się zdziwiła, gdy zaproszono ją na oficjalne spotkanie, czyli casting, jakbyśmy to dziś określili. Bliźniacy wyraźnie wyróżniali się spośród licznych par, a nawet trojaczków. Zaimponował im szum, jaki robiono wokół kilkuset chłopięcych par, spodobała im się także rywalizacja, z której za wszelką cenę chcieli wyjść zwycięsko. Robili więc wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Byli wygadani i nad wyraz aktywni, czym zadziwili nie tylko ekipę filmową, ale i rodzoną matkę. Do ostatecznej rywalizacji stanęły dwie pary. Filmowcy nie mogli się zdecydować i doszło do głosowania. „Więcej głosów dostali moi chłopcy. Nie było żadnego kumoterstwa, układów,
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
znajomości” – wspominała po latach Jadwiga Kaczyńska. Przyszło lato 1961 roku. Niesforne bliźniaki wraz z matką i babką udały się na wakacje do Władysławowa. Tu nadeszła depesza wzywająca Jarka i Leszka do Łeby, gdzie rozpoczęto właśnie zdjęcia do filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Zaczęła się praca przed kamerą. Chłopaków wciągnęła przygoda. Wyraźnie bawili się na planie. Choć przez wiele miesięcy przyszło im pracować poza domem, nie odczuwali zmęczenia, wprost przeciwnie – nawet wieczorami i nocą wyczyniali liczne swawole. Do scen mrożących krew w żyłach doszło szczególnie w Łodzi, dokąd po siedmiu miesiącach pracy w Łebie zjechała cała ekipa filmowa. Chłopcy wraz z matką zamieszkali w łódzkim Grand Hotelu, już wtedy obrosłym legendą i wsławionym pobytem największych pisarzy, dziennikarzy i aktorów scen polskich
(Łódź po wojnie na skutek zniszczenia Warszawy pełniła rolę stolicy – przyp. red.). Okres zamieszkiwania przy Piotrkowskiej szczególnie ciepło wspomina Jadwiga Kaczyńska: „Zajmowaliśmy dwa pokoje. Mieszkało się przyjemnie, za wszystko płacił film. Ekipa była bardzo sympatyczna. Lubiłam reżysera Jana Batorego i jego żonę, świetną montażystkę filmową. Operatorem był znakomity Bogusław Lambach”. Któregoś dnia matka bliźniaków popijała kawę z panią Kondratową (Marek – jej syn, późniejszy znany aktor – grał właśnie w Łodzi w filmie „Historia żółtej ciżemki”), gdy nagle wokół hotelu pojawili się milicjanci i strażacy. Panie spokojnie przyglądały się zamieszaniu, gdy nagle wyrósł przed nimi jeden ze stróżów prawa i zapytał: „Czy obywatelki znają tych smarkaczy?”. Kobiety spojrzały na pobliski dach i zdrętwiały – ich synalkowie jak gdyby nigdy nic spacerowali po owym dachu wśród zwisających
kabli elektrycznych. Dostali się tam przez okienko na pierwszym piętrze. Na dole rozpostarto już prześcieradła, bo spodziewano się najgorszego. Tymczasem chłopcy przez to samo okienko powrócili do hotelu, nie przejmując się nawet przez moment całym zamieszaniem. Wkrótce doszło do jeszcze bardziej drastycznych scen. Któregoś dnia bliźniacy zbałamucili rekwizytora i ten dał im świece dymne. Chłopcy zabrali je do hotelu i odpalili... w pokoju! Cóż to było za widowisko! Później trzeba było remontować dwa pomieszczenia. Tego było już za wiele – za swawole rozrabiaków musiała zapłacić ich matka. Braciszkowie bezustannie psocili, na nic nie zważając. Na przykład któregoś dnia zamknęli na klucz kierownika produkcji i biedaczyna musiał odsiedzieć swoje, narażając się dodatkowo na kpiny ekipy filmowej.
Wielomiesięczna praca przy kręceniu filmu zdemoralizowała – w opinii nauczycieli – bliźniaków. Nie brakowało zatem pretensji i awantur. Chłopcy zaczęli mieć kłopoty z nauką, ale bliźniactwo – aczkolwiek kłopotliwe – przynosiło też sporo korzyści: któregoś dnia podczas lekcji polskiego Leszek odpowiadał za Jarka, innym razem Jarek zdał za Leszka matematykę. ~~~ Uroczysta premiera filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc” jakimś dziwnym sposobem nigdy się nie odbyła, choć ją zapowiadano. Film trafił po prostu do kin. Jadwiga Kaczyńska z wielką ciekawością wybrała się na jeden z seansów, by obejrzeć ostateczne dzieło z udziałem synów. Gdy towarzyszyła im podczas kręcenia poszczególnych scen, denerwowała się bardzo, bo widziała wiele mankamentów. Jej zdaniem, chłopcy brzydko ruszali buziami. Okazało
13
się jednak, że fachowcy od filmu potrafili dokonać cudu – po ostatecznym montażu wszystko wyglądało wspaniale. „Myślę, że także dziś – mówi matka Jarosława i Lecha Kaczyńskiego – film może sprawić radość dzieciom”. Niestety, filmu z małymi Kaczorkami nie da się raczej obejrzeć ani w publicznej, ani prywatnej telewizji – prawdopodobnie obowiązuje zakaz emisji tego obrazu. Jak nas poinformowano w biurze prasowym TVP, publiczna telewizja ma licencję na „O dwóch takich...” do 2009 roku, ale na razie nie przewiduje się żadnej emisji. Konia z rzędem temu, kto znajdzie dziś kino wyświetlające ów film. Właścicielka kina w jednej z miejscowości pod Łodzią, zapytana o ewentualną projekcję, powiedziała krótko: „Chcę w spokoju dotrwać do emerytury”. PIOTR SAWICKI
14
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
ZE ŚWIATA
Polak i Fin, dwa bratanki D U
tarło się mniemanie, że to ludy wschodnioeuropejskie, a głównie Polacy, mają najwyższe notowania w dziedzinie spożycia napojów wyskokowych, a jeśli komuś ustępują, to najwyżej Rosjanom. Otóż nic podobnego... Znacznie większe problemy w definiowaniu rozsądnych granic spożycia mają Finowie. Po raz pierwszy stwierdzono, że alkohol jest główną przyczyną śmierci (!) pełnoletnich obywateli tego mroźnego kraju. W ostatnich latach ponad 2 tys. osób w wieku 15–64 lat zmarło na skutek zatrucia alkoholem lub w rezultacie chorób wywołanych jego przedawkowaniem. Alkohol jako przyczyna śmierci wyprzedził po raz pierwszy choroby serca. W zeszłym roku konsumpcja wódki osiągnęła w 5,2-milonowym kraju rekordowe wyniki. Wszystko to mimo trudnego dostępu (w supermarketach nie dostanie się nawet mocniejszego piwa) i bardzo wysokich cen.
Można by mniemać, że to mróz i noc polarna skłaniają Skandynawów do pijaństwa. Okazuje się jednak, że wysokie miejsce, jeśli chodzi o spożycie, zajmują też Australijczycy, którzy rozgrzewać się nie muszą. Badanie specjalistów z Flingers University, opublikowane właśnie w „Medical Journal of Australia”, pokazują, że Australijczycy kiepsko tolerują kaca: z jego powodu opuszczają 2,6 mln dni pracy rocznie, a straty spowodowane przez kaca szacuje się na 344 mln dolarów amerykańskich. Co ciekawe, w zwolnieniach przodują nie nałogowcy i pijacy, lecz ludzie pijący okazjonalnie, którzy znacznie gorzej znoszą „dzień po”. TW
Kozioł pod ochroną K
ozioł jest dla Szwedów zwierzęciem symbolizującym okres świąteczny. Są to wpływy tamtejszej mitologii: dwa kozły ciągnęły zaprzęg Thora, boga grzmotów. Od lat 60. mieszkańcy miasta Galve starają się upamiętnić święta, stawiając na centralnym placu kozła zrobionego ze słomy. Mają jednak poważne problemy. W ciągu minionych 40 lat kozioł 22 razy był niszczony. Najczęściej bywał podpalany, choć czasem wandale obcinają mu nogi, a raz nawet został staranowany samochodem. Sprawców rzadko udaje się złapać, choć w roku 2001 ujęto 51-letniego Amerykanina, a w roku 2005 – wandala przebranego za Świętego Mikołaja. W tym roku radni powiedzieli: Dosyć, nie pozwolimy, by kozłowi spadł włos z... ogona. Uruchomili stronę komputerową, na której można 24 godz. na dobę monitorować kozła, poza tym nasączyli go specjalnym preparatem uniemożliwiającym
zapalenie. Teraz nawet napalm nie da mu rady – odgrażają się. Zobaczymy po świętach. JF
O
Łanie zjadają odchody swych młodych, by nie zostawiać śladów dla drapieżników. Żurawie nepalskie używają ekskrementów w zalotach – podrzucając bobki w górę usiłują zaimponować potencjalnemu partnerowi. Nawet rośliny korzystają z kupy: produkują smaczne dla zwierząt owoce, których nasiona są roznoszone i wydalane z odchodami. Najbardziej wydajnym producentem
Ludzkie kupy nie mają raczej żadnego praktycznego zastosowania, a dla wielu roślin są toksyczne. Podobnie jak wydaliny gryzoni, które zawierają groźne zarazki chorobotwórcze. Niektóre plemiona wykorzystują odchody zwierzęce bardzo praktycznie, na przykład kenijskie plemię Masajów buduje z niego domy. Inne „plemiona” – w tym również Polacy – podrzucają je pod pomidory i sałatę.
Kupa na wystawie odchodów jest słoń – jego kupa ma wagę dorosłego człowieka. Na wystawie eksponuje się skamieniałe (można dotykać) łajno dinozaura z gatunku Tyrannosaurus rex, sprzed 80 mln lat. Warto by je podesłać do obejrzenia prof. Giertychowi, który majaczy o dinozaurach żyjących wraz ludźmi (Adamem i Ewą zapewne).
statniego dnia grudnia o północy agencje wywiadowcze USA odtajniły po 25 latach miliony dokumentów. Był to efekt decyzji Clintona sprzed 11 lat, kiedy prezydent zdał sobie sprawę, że na utajnianie archiwalnych już dokumentów idą miliardy dolarów z kieszeni podatników. Przez minione lata agencje usiłowały się od tej decyzji odwoływać lub zyskać na czasie. W końcu CIA odtajniła 30 mln kartek, National Security Agency (wywiad elektroniczny) 35 mln kartek, a FBI – 270 mln. Archiwa dotyczą głównie okresu zimnej wojny, gdy Federalne Biuro Śledcze śledziło tysiące osób podejrzanych o prokomunistyczne sympatie. Najbardziej znany przypadek dotyczy Johna Lennona. W roku 1981 historyk Jon Wiener wystąpił o odtajnienie jego akt i walczył z FBI przez 25 lat. Biuro argumentowało przed sądem, że ujawnienie akt Lennona spowoduje „dyplomatyczny, ekonomiczny i militarny odwet zagranicy przeciw USA”. W roku 2004 sąd oddalił argumenty
Nowe zastosowanie odchodów ludzkich testuje nieznany jeszcze badacz z południowo-wschodniej Anglii: wykorzystuje moment, gdy w pociągu nikogo nie ma w pobliżu, i smaruje swą kupą przedział. Jak dotąd jest nieuchwytny, choć kamera zrobiła mu zdjęcie, które opublikowały media. Wyrządził on jak dotąd szkody na kwotę 60 tysięcy funtów, a ponadto naraził mnóstwo ludzi na spóźnienia, bo zafajdane składy trzeba było wycofywać z ruchu. W tym przypadku kupa służy zapewne jako narzędzie zemsty (np. za mandat otrzymany za jazdę bez biletu) albo wyraz ogólnej frustracji egzystencjalnej. TN
FBI. W roku 2005 biuro zapowiedziało, że będzie się odwoływać. Chodziło o 10 ostatnich dokumentów, których za żadne skarby nie chciało ujawnić. Teraz to uczyniło i znawcy przedmiotu ryknęli śmiechem. „Supertajne” dokumenty to wywiad piosenkarza dla lewicowej gazetki londyńskiej, w którym wyraża solidarność z biednymi i upośledzonymi na świecie, jego obietnica pomocy finansowej w otwarciu lewicowej księgarni oraz stwierdzenie analityka, że Lennon rozpowszechnia swe rewolucyjne poglądy w piosenkach, co odnosiło się do utworu „Władza dla ludu”. „Wątpię, czy Tony Blair rozpocznie inwazję przeciw USA za ujawnienie tych tajemnic” – szydzi Wiener. FBI twierdziło przez całe dekady, że akta Lennona, przesłane przez brytyjski wywiad M-5, „zawierają informacje związane z kwestią bezpieczeństwa narodowego”. Prócz „Power to the People” bezpieczeństwu USA zagrażała jeszcze piosenka z epoki wojny wietnamskiej „Trzeba dać pokojowi szansę”. PZ
Terrorysta Lennon
Specjalista
S
P
erfidną niespodziankę zgotował swym dawnym kumplom z pracy ekspolicjant z Teksasu Barry Cooper, którego były szef uważa za najlepszego specjalistę w USA od walki z narkotykami. Obecnie ów specjalista zamieszcza na swej stronie internetowej reklamę własnego filmu, który jest już do nabycia. Tytuł: „Nigdy więcej nie daj się zapuszkować”; treść: jak zmylić gliniarzy szukających narkotyków. Wideo instruuje, gdzie najlepiej chować narkotyki, jak wyprowadzić w pole policyjne psy itp. Cooper, który jest zwolennikiem legalizacji marihuany, twierdzi, że
o zoo ludzie przychodzą najczęściej z dziećmi i głównie po to, żeby popatrzeć na zwierzęta. W Miami też, ale główną atrakcją tego zoo są... kupy. Ta szczególna ekspozycja została przygotowana na podstawie książki kanadyjskiego autora i fotografa Wayne’a Lyncha i pokazuje, jaki użytek robią zwierzęta (a także ludzie) ze swych odchodów. Wystawa cieszy się wielką popularnością. „Nie powinniśmy się tego bać – mówi rzecznik ogrodu Ron McGill. – Gdyby nie nasza awersja wobec kup, na raka jelita grubego nie umierałoby tylu ludzi. Tymczasem ludzie boją się lub wstydzą badania”. Zwierzęta nie mają tych zahamowań – są absolutnie praktyczne. Jest taki gatunek żaby, która broni się przed atakiem, upodobniając do kupy. Hipopotamy oznaczają granice swego terytorium, robiąc kupę i kręcąc jednocześnie ogonkiem jak śmigłem. Nieco inaczej znaczą granice łowczego rewiru nosorożce: rozdeptują swe łajno, by potem zostawiać zapachowe ślady.
walka z narkotykami to marnowanie pieniędzy i czasu policji. Zamykani palacze skrętów wypełniają więzienia i w efekcie nie ma już miejsca dla naprawdę groźnych kryminalistów. Na wieść o wideo jego byli koledzy wpadli w szał. Obiecują zbadać, czy Cooper może legalnie sprzedawać swój instruktażowy film, na który popyt jest ogromny. CS
kandal pedofilski trzęsie od 4 lat Kościołem (szczególnie w USA) jak żółta febra; wierni zażenowani i zniecierpliwieni, niektórzy wściekli, organa ścigania tracą strach i pokorę przed czarnym, czerwonym, a nawet... białym. Prokuratorzy coraz śmielej majstrują przy aktach oskarżenia dotyczących biskupów. Czy w tych warunkach jakiemukolwiek słudze bożemu może strzelić do łba libido? Owszem. Jak bezlitośnie powala ono na łopatki duszpasterzy, najlepiej pokazuje przykład prałata Stephena Forisha z diecezji Allentown, dżentelmena cokolwiek leciwego (61 l.). W 1998 roku 23-letni narkoman Angel Figueroa oskarżył Forisha
Siła libido o to, że duchowny oferował mu forsę na heroinę za usługi seksualne. Kościół był wtedy jeszcze święty i nietykalny, przeto ława przysięgłych prawidłowo zarzuty oddaliła, uniewinniając księdza. „Nikt, kto mnie zna, nie wierzył w to” – piał rozpromieniony kapłan, opuszczając sąd. Dziękował przy tym Bogu, adwokatowi i skandującym jego imię parafianom. Teraz Forishowi tak gładko nie pójdzie. Policja Greensburga w Pensylwanii capnęła duchownego o godz. 1.10 w nocy, gdy na ulicy (między komisariatem a kościołem!) namawiał
po kolei czterech przechodniów do miłości i – jak poskarżyli się – czynił to w sposób wulgarny. Organa nie ujawniły wieku zaczepianych, stwierdzono tylko, że jeden był mężczyzną. Diecezja zapewne już wcześniej zwąchała, że Forish może wywołać chryję, bo od jakiegoś czasu nie pozwalała mu sprawować funkcji duchownych. Ks. Forish wziął się więc za psychologię i otworzył poradnię. Ciekawe, co i komu radził... Teraz będzie miał sprawę sądową. Może posmakować seksu więziennego. CS
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
ZE ŚWIATA
Placek objawiony Miliony ludzi na świecie wypatrują dowodu na istnienie Boga i śladu jego obecności. Ponieważ nie wiadomo, jak wygląda, poszukiwania skupiają się na Matce Boskiej i Jezusie Chrystusie. Wierzący dostrzegają ich podobizny w przedmiotach komicznie banalnych: cegle, pniu drzewa, ścianie, ciastku, a ostatnio – samorodku złota znalezionym na pustyni w Arizonie. Szukanie wizerunków istot nadprzyrodzonych stało się zjawiskiem tak częstym, że naukowcy ukuli specjalną jego nazwę: pareidolia. Rośnie grupa uczonych poświęcająca się badaniu motywów tego fenomenu. Jednym z nich jest Steward Guthrie, profesor antropologii z Fordham University, który twierdzi, że ludzie są tak psychicznie ukształtowani, by w pewnych kształtach i obrazach dostrzegać sygnały boskości. U podstaw tego leży, zdaniem profesora, instynkt przetrwania nie pozwalający się pogodzić z nieodwracalnością śmierci, wywołujący przeświadczenie, że po jej drugiej stronie jest miłościwy Bóg i wieczne życie. Prof. Guthrie poświęcił temu zagadnieniu
swą książkę „Twarz w chmurach: Nowa teoria religii”. Jacinto Santacruz, pracownik fabryki czekolady, na urządzeniu do jej mieszania zauważył zastygły kształt, który natychmiast mu się skojarzył z postacią Madonny. Firma Bodega Chocolade stała się miejscem pielgrzymek. Ludzie klęczą przed mieszadłem i modlą się. „Wzruszenie sprawia, że płaczę” – wyznaje Santacruz. W 1996 roku furorę światową zrobiła bułka cynamonowa z Nashville, w której właściciel piekarni ujrzał Matkę Teresę. Przez internet zaczął sprzedawać koszulki i kubki ze zdjęciem bułki. Po protestach Matki Teresy wycofał się z handlu, ale nawet po jej śmierci odmówił zaprzestania pokazywania bułki spragnionym cudu tłumom. Wreszcie w Boże Narodzenie 2005 roku ktoś włamał się do piekarni i bułkę „Matkę Teresę” rąbnął. Kradzież miała podtekst religijny, bo złodziej nie zareagował na ofertę 5 tys. dolarów nagrody. Przez dziedziniec przed budynkiem banku w Clearwater na Florydzie w ciągu kilku lat przewinęło się pół miliona osób podziwiających
postać Matki Boskiej na szybie. Obiekt stał się miejscem kultu. Eksperci stwierdzili, że to plama rdzy na szkle, co zostało oczywiście zignorowane. Kiedy wandal walnął w szybę kamieniem i święta postać rozsypała się, bank kupiła organizacja religijna i w to miejsce wstawiła obraz Jezusa. Budynek przemianowano na Virgin Mary Building. Najsłynniejszy w historii cudów był najprawdopodobniej placek tortilla ze stanu Nowy Meksyk. Maria Rubio przygotowała go mężowi na śniadanie, ale nieco przypaliła. I właśnie w owym przypaleniu ujrzała postać Chrystusa. Mieszkanie zamieniono w świątynię, Rubio rzuciła pracę i zatrudniła się jako jej kurator. Setki tysięcy ludzi składały kwiaty, odprawiały modlitwy i przynosiły zdjęcia chorych, bo placek miał właściwości lecznicze. Zazdrośnicy w okolicy wyprodukowali kilka podobnie przypalonych cudownych tortilli, ale żadna nie przyćmiła sławy pierwowzoru. Na cudownych wizerunkach zbija się niezłą fortunę. 10-letnia kanapka z serem, który przypominał Matkę Boską, poszła na internetowej giełdzie za 28 tys. zielonych; precel w kształcie rodzicielki Chrystusa osiągnął tam cenę 10 600 dolarów, a kawałek przegniłej ściany z łazienki z plamą w kształcie Jezusa znalazł nabywcę za 2 tys. dolarów. JF
15
Niemoralna archidiecezja D
avid Clohessy, przewodniczący organizacji Survivors Network, reprezentującej ofiary przemocy seksualnej kleru, oskarżył archidiecezję Indianapolis o stosowanie „niemoralnej strategii” i stosowanie kruczków proceduralnych celem uniknięcia odpowiedzialności za przestępstwa księży. W opinii Clohessy’ego stosowanie utrudnień proceduralnych „jest szczególnie podłe”. Ta opinia wiąże się z wypowiedzią Jaya Mercera, adwokata archidiecezji, który reprezentuje ją w procesach wytoczonych przez ofiary molestowania. W wywiadzie dla „Indianapolis Star” oświadczył, że nie ma dlań znaczenia, czy wygra proces dzięki trickom proceduralnym, czy też na bazie merytorycznej. „Nie widzę żadnej różnicy. Wygrana to wygrana” – stwierdził. „Obawiamy się, że stanowisko Mercera jest takie samo jak stanowisko abp. Daniela Buechleina – mówi Clohessy. – Nie sądzimy, by Jezus aprobował taktykę wygrywania niezależnie od użytych środków”. Ostatnio sędzia na wniosek obrońcy archidiecezji oddalił pozwy 22 poszkodowanych z powodu przedawnienia: nie wnieśli oskarżenia przed ukończeniem 20 roku życia. Teraz podobny argument stosuje Kościół w procesie 12 ofiar.
Wcześniej wnosił, że religia nie może być oskarżona z uwagi na jej konstytucyjny rozdział od państwa; archidiecezja Indianapolis utrzymywała także, że nie odpowiada za przestępstwa księży. W innym procesie nie zgadza się na ujawnienie swych archiwów, w których są informacje świadczące o wiedzy hierarchów o przestępstwach podwładnych. ZW
Duszpasterz pedofila Post nie oczyszcza Gazeta brytyjska „Observer” opublikowała rezultaty swojego śledztwa, które pokazuje, jak biskupi Kościoła katolickiego bronili przestępców seksualnych. Ksiądz David Crowley brutalnie i agresywnie gwałcił przez kilkanaście lat ministrantów. Jednym z nich był 10-latek „Paul”, siłą zmuszany przez 4 lata, aż do roku 1995, do stosunków seksualnych. Obecnie oskarża biskupa Leeds Davida Konstanta o zatajanie dowodów, że Crowley jest drapieżnym pedofilem. W roku 1987, jak pokazują dokumenty, Kanstant został poinformowany, że ks. Crawley poi ministrantów alkoholem i zmusza do usług seksualnych. Biskup wysłał wkrótce potem do podwładnego list stwierdzający, że jego postępowanie to „poważny skandal”, i w związku z tym nie będzie mógł pracować w diecezji jako ksiądz. Ale już inny dokument kościelny konkluduje, że ks. Crowley nie pasuje do psychologicznego
N
ajwiększa w USA archidiecezja Los Angeles zawarła właśnie zakulisowe porozumienie z adwokatami 45 ofiar przestępstw seksualnych księży, na mocy którego wypłaci im 60 mln dolarów tytułem odszkodowań. To jedna z najwyższych kwot wypłaconych dotąd poszkodowanym – przeciętnie każdy otrzyma 1,3 mln dol. W październiku zawarto ugodę z grupą 7 ofiar, które otrzymały w sumie 10 mln. Wciąż jest ponad 500 spraw o molestowanie seksualne, wytoczonych archidiecezji i czekających albo na proces, albo na porozumienie. Kardynał Mahony zapewnił, że nie będzie brał od parafii pieniędzy na wypłatę
profilu pedofila. Choć zachowywał się „wielce niewłaściwie”, nie jest pedofilem, a jego poczynania wywołane są nadużywaniem alkoholu i emocjonalną niedojrzałością. Biskup wysyła więc księdza na kurację i za kilka miesięcy znajduje mu nową pracę w Devon. Zaczyna się to samo, więc Crawley przenoszony jest do nowych parafii, gdzie wciąż poluje na nieletnich i gwałci ich – nawet po ceremonii pogrzebowej. W roku 1998 Crowley pracujący akurat jako szpitalny kapelan został aresztowany i skazany na 9 lat więzienia. Przyznał się do gwałcenia i molestowania małoletnich chłopców. Przez 11 lat! Po oskarżeniu biskupa przez „Paula” Kościół katolicki w Wielkiej Brytanii oświadczył, że nie poczuwa się do żadnej winy, informując przy tym, iż Konstant jest „niezwykle ciężko chory”. CS
odszkodowań: 40 mln pochodzić ma z „funduszy centralnych” (najprawdopodobniej uzyskanych ze sprzedaży dóbr kościelnych), resztę pokryje ubezpieczenie.
Bakera na krótką kurację, a potem wysłał na kolejne parafie, gdzie ksiądz miał kontakty z dziećmi. Dziś kardynał wyjaśnia, że myślał, iż pedofilia jest uleczalna.
Kościół płaci Większość księży i zakonników oskarżonych o przemoc seksualną wobec 45 nieletnich to recydywiści. Tacy jak ks. Michael Baker: w roku 1986 wyznał Mahony’emu, że ma stosunki seksualne z dwoma chłopcami. Jednego z nich molestował przez 12 lat, od chwili gdy ukończył on 7 rok życia. Mahony wyekspediował
Krytycy Kościoła wskazują, że decyzja o polubownym załatwieniu sprawy nie wynika ze skruchy liderów katolicyzmu, ale z czystej kalkulacji biznesowej: to wychodzi znacznie taniej niż przegrany proces, który dodatkowo pogłębiłby kompromitację kleru i dał publice wgląd w archiwa kościelne. TW
Z
adeklarowanie dnia całkowitego postu i pokuty jako wyraz solidarności z ofiarami przestępstw seksualnych księży zasugerował podczas nabożeństwa ksiądz Raniero Cantalamessa, którego oficjalny tytuł brzmi: „duszpasterz domu papieskiego”. Cantalamessa w ostrych słowach potępił „okropieństwa” pedofilii duchownych i stwierdził, że „Kościół zapłacił za to wysoką cenę”. Czynniki watykańskie nie skomentowały oficjalnie inicjatywy osobistego księdza papieża. Tymczasem Barbara Blaine – prezes organizacji Survivors Network reprezentującej poszkodowanych przez księży – oświadczyła, że
Kościół powinien się zdobyć na więcej niż głodówkę: „Potrzebne są stanowcze działania, by chronić dzieci, nie zaś nieistotne gesty – powiedziała. – Wolelibyśmy raczej, by papież wyciągnął dyscyplinarne konsekwencje wobec biskupów, którzy kryli przestępców. To byłoby właściwe i efektywne”. A na post czas przyjdzie... w więzieniu! TN
Kolejny kamyk lawiny N
astępny młody Meksykanin wytoczył proces przed sądem w Los Angeles liderowi tamtejszej archidiecezji, kardynałowi Rogerowi Mahony’emu, oraz najwyższemu rangą hierarsze meksykańskiemu, kardynałowi Norbertowi Rivierze. Tak jak w poprzednim oskarżeniu (sprawa trafiła do sądu we wrześniu) – chodzi o świadome chronienie przez kardynałów księdza pedofila. Tego samego: Nicholasa Aguilara, który zgwałcił lub molestował seksualnie ponad sześćdziesięcioro dzieci w Meksyku i USA. Tym razem ks. Aguilar – który wciąż się ukrywa w Meksyku – oskarżony został o to, że przed 10 laty
popełnił przestępstwa seksualne w diecezji Tehuacan. Ofiarą był trzynastoletni chłopiec. Duchowny zagroził mu, że jeśli piśnie słowo o tym, co miało miejsce, życie jego matki oraz innych członków rodziny będzie zagrożone. Rodzice dowiedzieli się jednak o molestowaniu syna i zgłosili to na policję. Żadnej reakcji. Kościół w Meksyku był – i wciąż jeszcze jest – świętą krową. JF
16
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA (20)
Jak pies z kotem Wielki zatarg księcia Henryka IV Probusa z biskupem Tomaszem II dotyczył siedemdziesięciu wsi. Ze sporu o wsie kler uczynił konflikt narodowy. Henryk IV Probus (1257–1290), książę wrocławski od 1270 roku, krakowski od 1288 r., odznaczał się samodzielnością, wielką energią i przebiegłością w działaniu. Tam, gdzie nie mógł czegoś osiągnąć w drodze walki orężnej czy układów, uciekał się do podstępów, łamiąc dane słowo, a nawet zwyczajowe prawo gościnności. Tak też, depcąc prawo kościelne, ożenił się powtórnie, oddalając swą dotychczasową żonę – księżniczkę opolską. Kiedy miał dwadzieścia kilka lat, zakochał się w uroczej margrabiance Matyldzie. Biskup wrocławski Tomasz II nie dał się nakłonić do unieważnienia małżeństwa z Opolanką i udzielenia drugiego ślubu. Poza tym stawiano inne przeszkody kanoniczne – Matylda była z Henrykiem spokrewniona. Mając za sobą liczne rzesze zakonników, książę i tak zrobił po swojemu – ożenił się wbrew woli biskupa i bez dyspensy papieskiej. Opat klasztoru NMP na Piasku pobłogosławił ten związek, zaś ślub odbył się nie w katedrze, lecz w kościele klasztornym przy biciu dzwonów, z muzyką i śpiewem duchowieństwa zakonnego. Najostrzejszy i najdłuższy spór toczony był przez Henryka IV Probusa z biskupem Tomaszem II w innej sprawie. Stale rosnąca potęga Krk na Śląsku budziła zaniepokojenie już u pradziada księcia, Henryka Brodatego, który – jak pamiętamy – pragnąc ograniczyć dochody
Z
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
NASI OKUPANCI
biskupa wrocławskiego Tomasza I, umarł pod klątwą kościelną. W celu rozwoju gospodarki księstwa wrocławskiego Henryk IV podjął akcję rewindykacji ziem książęcych bezprawnie zagarniętych przez biskupów. Szło przede wszystkim o uniemożliwienie utworzenia księstwa kościelnego w kasztelanii otmuchowskiej. Biskupi wrocławscy, odkąd objęli w posiadanie cały okręg Nysy i Otmuchowa, zdołali ulokować na ziemi książęcej kilkadziesiąt wsi, z których większość powstała w tzw. przesiece, czyli pasie granicznym, zarezerwowanym dla celów obronnych, a stanowiącym bezsporną własność książąt. Biskup Tomasz II, pochodzący z możnego rodu Zarębów, był zwolennikiem wyższości władzy kościelnej nad świecką. Walkę z wrocławskim Henrykiem podjął tym odważniej, że wcześniej wygrał inny spór na terenie księstwa głogowskiego z księciem Konradem, który ściągnął interdykt biskupi na Żagań i Krosno. Sprawę doprowadzono wtedy aż do Rzymu, a zakończyła się upokorzeniem księcia (1273 r.). Konflikt między Henrykiem IV a biskupem wybuchł około roku 1274. Przerywany wyrokami legata papieskiego Filipa, biskupa Fermo, wyrokami polubownymi i układami, trwał mimo to dalej, raz po raz wybuchając na nowo. Książę uczynił ze sporu walkę o suwerenność władcy wobec czynników kościelnych. Szło nie tylko o bezprawnie
nalazłem ostatnio mało znaną wypowiedź prymasa Józefa Glempa sprzed dwóch dekad. Warto ją upowszechnić, bo zawiera myśli praw dziwie rewolucyjne. Zdaniem kardyna ła, tylko katolicy i żydzi są... Polakami. Okazuje się, że Józefowi Glempowi już pod koniec PRL-u marzyła się Polska katolicka, z katolickim szkolnictwem, zasiedlona przez Polaków katolików. Wypowiadając się w 1988 roku na temat neutralności światopoglądowej (czyli świeckości) niektórych instytucji państwa, uznał, że „żądanie neutralizacji niektórych instytucji jest żądaniem na tym etapie, nie możemy bowiem zakładać, że neutralność będzie w przyszłości odpowiadać postawom narodu (...). Kościół jako najpełniej wyrażający uczucia narodu nie może zrezygnować z chrześcijańskiej wizji państwa i szkoły”. Innymi słowy, Kościół, który w czasach PRL uchodził za obrońcę wolności, miał zamiar tę wolność znacząco ograniczyć w nowej Polsce, gdy tylko uzyskałby wpływ na rządy. Jak Glemp zaplanował, tak też i uczynił – bez oglądania się na zdanie
zawłaszczone terytoria książęce i około 70 wsi, ale również o prawa do władzy zwierzchniej nad ludnością z dóbr biskupich, na których bp Tomasz planował zbudować sobie niezależne państewko, o dziesięciny i inne opłaty oraz prawo do sądzenia i karania duchownych przez sądy książęce. Kiedy w styczniu 1282 roku legat Fermo wydał wyrok po myśli Tomasza II, książę zakwestionował orzeczenie. Skonfiskował Nysę i Otmuchów, wygnał zwolenników biskupa ze swego księstwa i zakazał w nim stosowania biskupich zarządzeń. Demonstracyjnie plądrował ołtarze, szukając złota, urządzał turnieje w Nysie, biskupim mieście, spasał konie zbożem biskupim, zgromadzonym w spichlerzach kościelnych. Biskup uciekł z Wrocławia i schronił się w Raciborzu, na dworze wrogich Probusowi książąt Mieszka i Przemka. Na księcia rzucił klątwę (1284 r.), a na kraj – interdykt (1285 r.). Ogólnopolski synod w Łęczycy, któremu przewodniczył arcybiskup Jakub Świnka, poparł biskupa (1285 roku). Uczestnicy synodu uznali wystąpienia antykościelne na Śląsku za wyraz agresji elementu niemieckiego przeciwko Polakom. W ten sposób walka biskupa z księciem przybrała charakter konfliktu narodowego – tym przykrzejszego, że duchowieństwo polskie miało za wroga rodzimą dynastię książąt piastowskich. Ze wszystkich ambon, jak Polska długa i szeroka, oczerniano Probusa jako człowieka
społeczeństwa. Wbrew woli Polaków ustanowiono państwo wyznaniowe, zabroniono aborcji, wmuszono religię w szkołach. Po co Kościół miał się na kogokolwiek oglądać, skoro sam „najpełniej wyraża uczucia narodu”! Mamusia
całkowicie oddanego Niemcom i wroga Polaków. Fakt, że synod stworzył linię podziału między zwolennikami biskupa i polskości a zwolennikami księcia i żywiołu niemieckiego, oznaczał tak naprawdę ruinę wszystkich planów Henryka IV. Odtąd książę mógł liczyć właściwie jedynie na niemieckie mieszczaństwo i duchowieństwo – zwłaszcza na potępionych jako „odszczepieńców” franciszkanów śląskich. Duchowieństwo śląskie podzieliło się w zasadzie zgodnie z podziałem językowym, choć nie znaczy to, aby w otoczeniu księcia nie było duchownych polskich, jak na przykład prepozyt kapituły wrocławskiej Zbrosław, pozbawiony za to przez biskupa swego urzędu. W obłożonym interdyktem Wrocławiu nadal odprawiano msze i sprawowano sakramenty, tyle że czynności te wykonywali głównie duchowni niemieccy. Lojalnych wobec biskupa dominikanów książę pozostawił w spokoju do czasu, gdy w ich klasztorze zjawiła się pewna kobieta wysłana przez Tomasza.
będzie zawsze w jakimś sensie katolikiem, odnajdzie związki z Kościołem. Od pojęcia Polak-katolik jest jeden wyjątek: Polak-Żyd”. Istnieją zatem według Glempa dwie kategorie Polaków. Prawdziwy Polak – „w jakimś
ŻYCIE PO RELIGII
Polacy, których nie ma (tu: Matka Kościół) wie najlepiej, czego dzieciom potrzeba... Lepiej niż same dzieci. Zatem to, co zrobiono tu przez ostatnich 17 lat, nie było jakimś przypadkowym biegiem wypadków, lecz realizacją dawno ustalonego programu. Kościół łgał w latach osiemdziesiątych, gdy twierdził, że jest zwolennikiem demokracji i samostanowienia społeczeństwa. Bo państwo wyznaniowe jest oczywistym zaprzeczeniem państwa demokratycznego i wolnego. To nie koniec karkołomnej logiki Glempa. Dalej dowodzi on, że „prawdziwy Polak
sensie katolik”, i Polak mniej prawdziwy – Polak-Żyd. Tertium non datur. W glempowym umyśle nie ma miejsca dla innych kategorii Polaków. Nie istnieją dla niego Polacy protestanci, Polacy ateiści czy też Polacy świadkowie Jehowy. Chyba że są oni podgatunkami lub mutacjami mniej prawdziwego, glempowego Polaka-Żyda... Tak czy inaczej, Drodzy Czytelnicy, innowiercy i niereligijni – my dla Glempa, i zapewne dla wielu innych hierarchów, nie istniejemy. A skoro nas nie ma, to znaczy, że
Książę pod zarzutem „nierządu z mnichami” porwał ją i spalił, choć – jak pisał kler w skardze do papieża – „stara była i szpetna”. Kiedy książę dowiedział się, że w Otmuchowie przez jakiś czas przebywał biskup, najechał miasto i zburzył zamek. Potem skierował swoje wojsko na Racibórz, w którym zamknął się biskup z nielicznym, a wiernym mu do końca oddziałem zbrojnych i wyższym duchowieństwem. Przez dłuższy czas biskup wytrzymywał wraz z mieszkańcami Raciborza wszelkie niewygody, a nawet głód. Gdy jednak lud, bardziej niedostatkiem dotknięty, zaczął się buntować, Tomasz II skapitulował. Udawszy się do obozu wroga z wielką pokorą, niepodobną zgoła do jego poprzedniej dumy, prosił o przebaczenie. Wtedy też doszło do zwrotu sytuacji. Książę najwyraźniej nie spodziewał się takiego zakończenia i gdy biskup padł przed nim na kolana i on ukląkł, prosząc o odpuszczenie win. Probus wiedział, że bez poparcia kleru polskiego nie ma szans na koronę polską. Nim zajął Kraków, stoczył jeszcze walkę z biskupem krakowskim Pawłem z Przemankowa. Biskup został wzięty do niewoli, a wrogi Probusowi Władysław Łokietek ledwie uszedł z życiem. Zdając sobie sprawę, jak drogo kosztuje pozwolenie na koronację w kurii rzymskiej, zaopatrzył swojego posła do Rzymu w sporą sumę pieniędzy. Niestety, poselstwo nie dotarło do papieża. Delegowany przez księcia duchowny skradł pieniądze. Na domiar złego tenże duchowny był bratem medyka książęcego, który, chcąc niefortunnego posła ratować z opresji, otruł Henryka IV Probusa. ARTUR CECUŁA
nie warto się z nami liczyć. Ani z naszym zdaniem, ani naszymi potrzebami. Trzeba przyznać, że likwidacja Polaków niekatolików odbyła się dosyć humanitarnie – po prostu uznano, że nie istniejemy. Tacy Żydzi za czasów Hitlera mieli znacznie mniej szczęścia, bo zrobiono im ostateczne rozwiązanie... Wszystko dlatego, że Hitler w odróżnieniu od Glempa nie studiował teologii katolickiej i miał umysł mniej wprawiony w subtelnych rozważaniach metafizycznych. Dla teologów katolickich bowiem zło samoistnie nie istnieje – jest jedynie brakiem dobra. Stąd i dla Glempa, dla którego dobry Polak to katolik, my nie istniejemy jako źli Polacy, bo niekatolicy. Hitler naprawdę wierzył, że zło istnieje, utożsamił je z Żydami i zagazował. A więc drodzy nieistniejący Polacy niekatolicy, mieliśmy cholerne szczęście! Tak jak w starym dowcipie, „cieszmy się, że dostaliśmy po pysku! Bo przecież mogli nas zabić”... Vivat Glemp! Vivat święta teologia katolicka! Na pohybel kundelkom! MAREK KRAK
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
Ś
lepe przywiązanie do literalnego znaczenia tekstów biblijnych miało położyć się cieniem na wielu wiekach dziejów naszej cywilizacji. „Charakterystyczne dla całości stanu wykształcenia antycznego V w. jest to, iż nie prowadzono już badań naukowych mających na celu osiągnięcie postępu” (J. Vogt, „Upadek Rzymu”). W dobie oświecenia zaczął się przyjmować zwyczaj szczepienia ospy, powodującej dotąd epidemie i pandemie i będącej przyczyną wielu zgonów. Zanim szczepienia przyjęły się na kontynencie, stosowali je Anglicy. Wolter, wśród jeszcze innych, będąc w Anglii, prowadził propagandę na rzecz szczepień (zob. m.in.
i szczepień przeciw niej: „Nie mogę szczepienia ani pochwalić, ani też zakazywać, ale z mej strony traktuję je jako targnięcie się na prawa majestatu Bożego”. Nie mniejsze obawy wywoływał piorunochron, który wynalazł pewien bezbożny mason, czym zgorszył bardzo księży wmawiających dotąd ludowi, że gromy to boska kara za grzechy, za które odmawiać trzeba różańce i płacić intencje. Franklin dowiódł jednak, że wcale nie trzeba śpiewać hymnów o zmiłowanie, lecz wystarczy zamontować solidny drut. Kler Anglii i Ameryki potępił piorunochron jako świętokradczą próbę przeciwstawienia się woli bożej. Zwano go później w Niemczech
PRZEMILCZANA HISTORIA system utopijnego społeczeństwa przyszłości z „religią ludzkości”, w którym to systemie filozofia pozytywna (rozumiana jako uogólnienie wyników nauk) miała stać się dogmatem religijnym; uczeni – „kapłanami” sprawującymi władzę zgodnie z zasadami altruizmu i humanizmu, realizującymi ideę integracji społecznej; przedmiotem kultu miała być ludzkość; celem zaś nauki miało być formułowanie praw pozwalających na przewidywanie zdarzeń i zjawisk. Z czasem zrodziło to nurt filozoficzny określany mianem scjentyzmu. Dzieło Darwina na temat ewolucji gatunków wywołało spory ferment ideologiczny i intelektualny (ewolucjonizm) i stanowiło dobry
między nimi (...). Czy nowoczesna cywilizacja zgodzi się porzucić drogę postępu, który dał jej tak wiele potęgi i szczęścia (...). Czy ugnie się przed dyktatem siły (...) która przez całe wieki trzymała Europę w stanie stagnacji, ogniem i mieczem zwalczając każdą próbę postępu; siły, która opiera się na mglistych tajemnicach, która stawia się ponad rozumem i rozsądkiem, która głośno szerzy nienawiść wobec wolności myśli i wolności instytucji obywatelskich (...). Stało się zatem prawdą, że Chrześcijaństwo Rzymskie oraz Nauka są uznawane przez swoich zwolenników za absolutnie niezgodne ze sobą; nie mogą razem istnieć; jedno musi ulec drugiemu; ludzkość musi dokonać wyboru – nie może mieć obu”.
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (38)
Przeklęty piorunochron! Pierwotny Kościół już w pierwszych wiekach wypowiedział walkę postępowi cywilizacyjnemu i intelektualnemu, głosząc, że cała wiedza jest już zdobyta i wystarczy jedynie sięgnąć do Pisma Świętego, by znaleźć w nim wszystkie niezbędne informacje i rady, jakich potrzebuje człowiek. Do dziś jeszcze niektóre chrześcijańskie sekty utrzymują to pierwotne stanowisko. „O szczepieniu ospy”, List jedenasty, w: „Listy o Anglikach...”), które przyjmowały się z oporami, mając przeciw sobie uprzedzenia i przesądy. Kościół od początku uznał tę praktykę za „niechrześcijańską”. O przypadku Mary Wortley-Montague, która wprowadziła szczepienie do Anglii, pisał Wolter: „Kapelan owej damy na próżno jej tłumaczył, iż doświadczenie to, jako niechrześcijańskie, tylko u niewiernych udać się może”. Louis Pasteur (1822–1895) udowodnił, że choroby zakaźne wywołuje szkodliwy zarazek bakteryjny, przeciw któremu można się uodpornić metodą szczepień ochronnych osłabionymi zarazkami. W 1880 r. wprowadził szczepienia ochronne przeciw cholerze drobiu, w 1881 – wąglikowi, w 1883 – różycy świń. Badania nad wścieklizną w latach 1881–1885 doprowadziły go do udanego zastosowania pierwszej szczepionki przeciw wściekliźnie u człowieka pokąsanego przez wściekłego psa. Tymczasem katolicki przesąd stawiał temu zaporę. Wolnomyśliciel Stanisław Kostka-Potocki w „Podróży do Ciemnogrodu” (1821) ukazywał tytułowy kraj, mający być Państwem Kościelnym, jako zamieszkały przez ludzi zabobonnych, którzy „żadnej przeciw zarazie nie używają ostrożności, mówiąc, że temu, co się dzieje z zrządzenia Nieba, opierać się człowiekowi nie godzi”. A jeszcze i papież Leon XIII (1878–1903), jakby na potwierdzenie swego ciemnogrodzkiego statusu, takie zajął wówczas stanowisko w kwestii epidemii ospy
heretycką żerdzią, a księża długo nie pozwalali montować go na swych świętych przybytkach, woląc, aby one płonęły, niżby miały się tak ohydnie splamić. Jako ciekawostkę można podać, że „wola boża” łupnęła w roku 1870 w Bazylikę św. Piotra, i to w czasie, kiedy ustanawiano dogmat o nieomylności papieskiej... Wcieleniem wstecznictwa był papież Grzegorz XVI, który zamknął swoje dominium przed jakimikolwiek zwiastunami postępu – zabronił nawet instalacji lamp gazowych. Wiek XIX przyniósł zasadniczą zmianę we wzajemnych stosunkach i wpływach religii i nauki. Nurt filozofii pozytywistycznej, postulującej
Ludwik Pasteur
sygnał do pozytywistycznego natarcia. W 1874 r. ukazała się książka lekarza Johna Williama Drapera pod tytułem History of The Conflict Between Religion and Science („Historia konfliktu między religią i nauką”). Czytamy w niej m.in.: „Historia Nauki nie stanowi jedynie zapisów
„Przez ostatnie czterysta lat, kiedy rozwój nauki ukazywał stopniowo ludziom wiedzę o otaczającym świecie i uczył, jak opanowywać siły natury, duchowieństwo toczyło skazaną na porażkę walkę przeciw nauce na froncie astronomii i geologii, medycyny, anatomii i fizjologii, biologii, psychologii i socjologii. Kler wyparty z jednych pozycji, zajmował inne. Poniósłszy klęskę w dziedzinie astronomii, dokładali wszelkich starań, by nie dopuścić do rozwoju geologii. W biologii zwalczali Darwina, a w dzisiejszych czasach przeciwstawiają się naukowym teoriom w dziedzinie psychologii i edukacji. Na każdym kolejnym etapie starają się, by społeczeństwo zapomniało o ich wcześniejszym obskurantyzmie i nie rozpoznało obskurantyzmu współczesnego”. (Bertrand Russell) usunięcie wszelkiej metafizyki, wartościowanie poznania zgodnie z zasadami empiryzmu, fenomenalizmu i nominalizmu, przyczynił się do rozwoju nauk ścisłych. Czołową postacią tzw. pierwszego pozytywizmu, oprócz J.S. Milla i H. Spencera, był August Comte (1798–1857), francuski filozof i socjolog. Dążąc do wykorzenienia przesądów, stworzył
pojedynczych odkryć; jest to opowieść o konflikcie między dwiema konkurującymi potęgami – ekspansywnej siły ludzkiego intelektu z jednej strony, a z drugiej ograniczeń wyrosłych z tradycyjnej wiary oraz ludzkich potrzeb (...). Wiara z natury swej jest niezmienna, stacjonarna; Nauka jest z natury progresywna. W końcu musi dojść do głosu niemożliwa do ukrycia rozbieżność
Pisząc to, Draper miał zapewne przed oczyma gromy, jakie cztery lata wcześniej cisnął w swobodę nauk Sobór Watykański I: „Niech będzie potępiony (...) Kto twierdzi, że nie istnieją cuda lub że nie mogą być z całkowitą pewnością uznane, i że boskie pochodzenie chrześcijaństwa nie może być przez cuda dowiedzione (...). Kto twierdzi, że ludzkie nauki mogą być uprawiane w takim duchu swobody, iż mogą być uznane za prawdziwe ich stwierdzenia, nawet gdy są w sprzeczności z objawioną doktryną. Kto twierdzi, że w imię postępu nauki, doktryny, których naucza Kościół, mogą niekiedy być brane w innym sensie niż ten, w którym Kościół je otrzymał i nadal otrzymuje”. Od czasów pozytywizmu teologia religijna znalazła się w defensywie i została poważnie osłabiona. Wówczas to Herbert Spencer mówił buńczucznie i drwiąco, że pokonani teologowie leżą przy kołysce każdej nauki niczym zaduszone węże przy kołysce Herkulesa. Upadek filozofii katolickiej był jeszcze głębszy niż w dobie oświecenia. To właśnie przede wszystkim w odpowiedzi na ten trend
17
doszło w Kościele, w czasach pontyfikatu Leona XIII, do odrodzenia tomizmu (tzw. neotomizm). W encyklice Aeterni Patris („O potrzebie odnowienia filozofii tomistycznej”) z 1879 roku Leon XIII pisał o współczesnym klimacie naukowym i o naukach przyrodniczych: „(...) wielość i rozmaitość koncepcji jakże często prowadzi do chwiejności i zwątpienia. Każdy dobrze wie, jak łatwo ludzkie umysły z wątpienia popadają w błędy. To zamiłowanie do nowości nie ominęło nawet, jako że ludzie skłonni są do ulegania modnym trendom, umysłów wielu filozofów katolickich, którzy, porzuciwszy ojcowiznę starożytnej mądrości, miast rozwijać i ubogacać pozostawione im dziedzictwo, korzystając z nowych doświadczeń, woleli trudzić się wokół pociągających nowości, kierując się w tym z pewnością nie rozwagą i mądrą radą, a raczej ulegając szkodliwym wpływom nauk szczegółowych. (...) w tych naszych niespokojnych czasach, wskutek machinacji i podstępu jakiejś oszukańczej nauki, zwalczana jest wiara chrześcijańska. (...) bardzo wielu ludzi spośród tych, którzy odstąpili od wiary, nienawidzi zasad katolickich i wyznaje, iż jedynym nauczycielem i przewodnikiem jest dla nich rozum”. Papież Pius X (1903–1914), ogłoszony świętym, oświadczał w encyklice Ex Supremi Apostolatus Cathedra: „Będziemy z największą uwagą chronić nasze duchowieństwo przed pułapkami współczesnej myśli naukowej – nauki, która nie oddycha prawdami Chrystusa, lecz przez swoją przebiegłość i wyrafinowane argumenty deprawuje umysły ludzi błędami racjonalizmu i semiracjonalizmu”. Dziś, podobnie jak dawniej ze szczepieniami, walczy się – jako z czynami „grzesznymi” lub „nieetycznymi” – z dopuszczalnością aborcji, badaniami genetycznymi, klonowaniem dla celów leczniczych, eutanazją i innymi praktykami, które za jakiś czas zostaną powszechnie uznane za kolejne zdobycze rozwoju cywilizacji. W tym kontekście z całą pewnością inaczej brzmi apel wybitnych naukowców, wyrażony w „Deklaracji w obronie klonowania i niezawisłości badań naukowych”, sygnowany m.in. przez F. Cricka, H. Hauptmana, R. Dawkinsa i in., gdzie czytamy m.in.: „(...) istnieje bardzo realne niebezpieczeństwo, iż badania, które mogą przysporzyć ogromnych korzyści, zostaną wstrzymane tylko dlatego, że są niezgodne z przekonaniami religijnymi niektórych ludzi. Warto pamiętać, że podobne obiekcje religijne wysuwano niegdyś przeciwko sekcji zwłok, znieczulaniu, sztucznemu zapładnianiu i całej współczesnej rewolucji genetycznej – a wszak wszystko to przyniosło ludzkości bardzo wiele pożytków. Obraz natury ludzkiej zakorzeniony w mitologicznej przeszłości ludzkości nie powinien być podstawowym kryterium przy podejmowaniu decyzji dotyczących klonowania”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Poniżej publikujemy list autorstwa pana Krzysztofa Mrózia, wiceprzewodniczącego RACJI PL, członka Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli i innych organizacji społecznych, skierowany do księdza prałata Sławomira Odera, postulatora w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II. Sądzimy, że jego treść godna jest upowszechnienia, mimo że autor nigdy nie otrzymał odpowiedzi od adresata... Wyrażam sprzeciw, jako obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, przeciwko beatyfikacji Jana Pawła II. Działalność Kościoła katolickiego w Polsce, w mojej ocenie, jest jednym z czynników destabilizujących słabą polską demokrację. Wskutek jego działalności coraz bardziej oddalamy się od państwa prawa i społeczeństwa obywatelskiego. Kościół aktywnie uczestniczy, i to na wszystkich szczeblach struktur władzy, w życiu politycznym i społecznym, ale rezultatów swojej działalności nie poddaje weryfikacji w demokratycznych procedurach wyborczych. Stale dąży do objęcia swoich członków totalną kontrolą, od narodzin aż do śmierci, wykorzystując do tego celu bogaty i zróżnicowany zestaw środków socjotechnicznych. Jest ogarnięty, między innymi, różnymi fobiami związanymi z seksualnością człowieka – z wiadomymi skutkami. Kościół katolicki wykorzystuje system instytucji państwowych i samorządowych do propagowania nieweryfikowalnych dogmatów oraz bogacenia się. Te negatywne czynniki zostałyby pogłębione po beatyfikacji Jana Pawła II. Krytyka Kościoła katolickiego byłaby traktowana jako świętokradczy atak na Jana Pawła II, Boga i religię. Są również i inne czynniki, które powodują, że Jan Paweł II nie zasłużył, w mojej ocenie, na beatyfikację: 1. Jan Paweł II nigdy w sposób wiarygodny nie przeprosił za zbrodnie popełnione przez Kościół katolicki. W swojej homilii dotyczącej wyznania win i prośby o przebaczenie przyznał co prawda, że Kościół jest współodpowiedzialny za podział chrześcijaństwa, stosowanie przemocy, lecz jednocześnie zaznaczył, że... „dopuszczano się tego w służbie prawdy”. Następnie, w znacznie mocniejszych słowach opisał winy popełnione przeciwko chrześcijanom. Nastąpiło, w mojej ocenie, zamazanie rzeczywistości, zbanalizowanie zła popełnionego przez instytucję Kościoła.
2. Wizja Jana Pawła II – dotycząca rozwiązania problemów społeczno-politycznych i gospodarczych współczesnego świata oraz międzynarodowych konfliktów – była anachroniczna i całkowicie utopijna. Właściwie – oprócz wkładu w obalenie socjalizmu – nic mu się w tym względzie nie udało. Wyrazem bezradności Jana Pawła II było jego odwołanie się do Maryi i Miłosierdzia Bożego jako panaceum na bolączki współczesności. Koncepcja zbawienia świata przez Miłosierdzie Boże wykazała swoją nieskuteczność już przed Janem Pawłem II, jak również w trakcie jego
współdziałał aktywnie w stosowaniu represji przez swych kapelanów wojskowych. Organizacja znana pod nazwą Matki z Plaza de Mayo złożyła we włoskim wymiarze sprawiedliwości oskarżenie biskupa o współpracę z dyktaturą argentyńską. Nie ma to oczywiście skutków prawnych, ponieważ kardynał sprawujący urząd prefekta ds. wychowania katolickiego, zgodnie z traktatami laterańskimi, korzysta z immunitetu. Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Chile w październiku 1987 roku legitymizował swoimi działaniami dyktatora Pinocheta – udzielił mu komunii, wspólnie, papież
Dyplomacja watykańska aktywnie włączyła się w dezintegrację Jugosławii. Dodatkowo papież, podczas swojej pielgrzymki w 1994 r. do Zagrzebia w Chorwacji, wzmocnił katolickich nacjonalistów chorwackich, którzy w 1995 roku zaatakowali w Krajinie Serbów, mieszkających tam od wieków, i zmusili setki tysięcy z nich do ucieczki. Dodać należy, że beatyfikowanie co najmniej kontrowersyjnych postaci, takich jak np. Alojzije Stepinac – chorwacki kardynał, który współpracował z ludobójczym reżimem ustaszowskim – potęguje
Non possumus pontyfikatu. Nie sprawdza się również po jego śmierci. Była to ucieczka Jana Pawła II w świat złudy. 3. Jan Paweł II nie potrafił wyzwolić się z ograniczeń narzuconych przez funkcjonujący, dwubiegunowy, układ zimnowojenny, co przejawiało się w jego stosunkowo mało krytycznym, a wręcz pobłażliwym stosunku do różnego rodzaju prawicowych dyktatur, np. mordercy Pinocheta, którego nazwał swoim przyjacielem. W tym kontekście zakrawa na żart poruszanie przez Jana Pawła II problematyki praw człowieka. W otoczeniu papieża byli ludzie, którzy pozytywnie odnosili się do prawicowych dyktatur, pod warunkiem że były one życzliwe dla interesów Kościoła katolickiego. Do ludzi tych należeli między innymi: a) kardynał Angelo Sodano, sekretarz stanu, w hierarchii watykańskiej osoba nr 2, nuncjusz w Chile za czasów dyktatury Pinocheta, z którym utrzymywał przyjazne stosunki oparte na całkowitej zgodności poglądów politycznych; b) kardynał chilijski Jorge Medina Estevez, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny, sympatyk Pinocheta. O braku szacunku kardynała do demokracji i o przynajmniej pośredniej legitymizacji dyktatury świadczy wypowiedź z sierpnia 1990 roku: „Demokracja nie oznacza automatycznie, że Bóg chce, aby ona była stosowana w praktyce”; c) kardynał kolumbijski Alfonso Lopez Trujillo, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny. Osoba, która jest bardzo negatywnie nastawiona do antykoncepcji i świadomego macierzyństwa. Kardynał był zaangażowany w zwalczanie teologii wyzwolenia. Nie potępiał – gdy był sekretarzem, a następnie przewodniczącym Konferencji Episkopatu Ameryki Łacińskiej – krwawych dyktatur na swoim kontynencie; d) kardynał włoski Pio Laghi – kiedy był nuncjuszem apostolskim w Buenos Aires, popierał krwawą juntę argentyńską. Kościół argentyński
i dyktator, wystąpili na balkonie pałacu La Moneda przed tłumem sympatyków Pinocheta. Wspólnie modlili się w pałacowej kaplicy. W czasie wizyty papieża policja brutalnie tłumiła demonstracje przeciwników dyktatora. O tej podróży wspomina kardynał Angelo Sodano w liście prywatnym z 18.02.1993 r. dołączonym do depeszy Jana Pawła II z życzeniami z okazji złotych godów dyktatora. Informując na wstępie, że jego zadaniem jest przekazanie Jego Ekscelencji (Pinochetowi) i jego czcigodnej małżonce odręcznego pisma papieskiego jako dowodu szczególnej życzliwości, stwierdził, że Jego Świątobliwość (Jan Paweł II) zachowuje pełną wzruszenia pamięć o spotkaniu z członkami jego rodziny z okazji swej niezwykłej wizyty pasterskiej w Chile. Nic dziwnego, że Watykan zaangażował się w obronę dyktatora, kiedy ten został zatrzymany w 1998 roku w Wielkiej Brytanii pod zarzutem ludobójstwa (przypomina się pomoc Watykanu w ukrywaniu zbrodniarzy hitlerowskich po wojnie). Jan Paweł II, podczas wizyty w Argentynie w 1987 roku, zamiast prosić o przebaczenie za popieranie przez znaczną część argentyńskiego Kościoła katolickiego krwawej junty argentyńskiej i zrobić uczciwy rachunek sumienia, starał się zapobiec wprowadzeniu ustawy zezwalającej na rozwody. 4. Rozsypała się papieska koncepcja ekumenizmu, która mogła gwarantować w dającej się przewidzieć przyszłości zjednoczenie Kościołów chrześcijańskich i w rezultacie faktyczny pokój w wielu rejonach świata. Całkowitą klęskę poniósł Jan Paweł II w kontaktach z Cerkwią prawosławną. Polityka zmierzająca do tzw. ewangelizacji ludności na terenie Rosji, Białorusi i Ukrainy prowadziła do nasilającego się konfliktu z Kościołem prawosławnym, zwiększenia nacjonalizmu i w rezultacie do wzrastającej wrogości pomiędzy społeczeństwami.
rozdźwięki pomiędzy dwoma wyznaniami na Bałkanach. 5. Jan Paweł II postrzegał rolę kobiety w Kościele katolickim i społeczeństwie w sposób do bólu (kobiet) tradycyjny. Uważał, że głównym miejscem jej pracy powinien być dom, a głównym zajęciem opieka nad dzieckiem, ponieważ „dziewictwo i macierzyństwo to dwa szczególne wymiary spełniania się kobiecej osobowości” – List apostolski „Mulieris Dignitatem”. Chcąc utrzymać kobiety w domu lub w zakonach, nawoływał do „uznania i poszanowania przez wszystkich niezastąpionej wartości pracy kobiety w domu” – Adhortacja apostolska „Familiaris Consortio”. Kobieta według papieża jest przede wszystkim „niezastąpionym oparciem i źródłem duchowej siły dla innych” – List apostolski „Mulieris Dignitatem”. Nie traktował kobiety jako podmiotu twórczego wykraczającego poza ramy rodziny. 6. Jan Paweł II zakazał antykoncepcji, odżegnując się tym samym od kierunku zmian planowanych przez swojego poprzednika. Peter Piot, dyrektor ONZ-owskiego programu walki z AIDS (UNAIDS), w wywiadzie udzielonym „Frankfurter Rundschau” stwierdził, że zakaz stosowania prezerwatyw „jest poważnym błędem, który kosztuje ludzkie życie...”. Tragicznie brzmią nauki Carla Caffary, kierownika Papieskiego Instytutu ds. Małżeństwa i Rodziny, który stwierdza, że jeżeli zainfekowany wirusem HIV małżonek nie jest w stanie zachować dożywotniej „pełnej wstrzemięźliwości”, lepiej będzie, jeżeli zainfekuje swą żonę, niżby miał stosować prezerwatywy, ponieważ „uszanowanie wartości duchowych, takich jak sakrament małżeństwa, należy przedłożyć nad dobro życia” („NIE i AMEN” Uta Ranke-Heinemann). 7. Zdecydowanie negatywna postawa papieża wobec homoseksualizmu spychała osoby o tej orientacji seksualnej na margines
Kościoła katolickiego i powodowała, że wiele z nich wystąpiło ze wspólnoty kościelnej. 8. Jan Paweł II nie reagował stanowczo, przez długi czas, wobec skandali pedofilskich w amerykańskim Kościele katolickim. Już w 1985 roku biskupi amerykańscy po przeprowadzeniu badań na użytek wewnętrzny Kościoła zorientowali się, że problem pedofilii jest poważny. Wydali w tej sprawie dokument „Iść w świetle”. Tymczasem Jan Paweł II przyjął bardziej zdecydowane stanowisko wobec tego problemu dopiero po 2000 roku, kiedy to opinia publiczna spowodowała, że w Stanach Zjednoczonych wzięła górę opcja zera tolerancji dla księży pedofilów. Należy głęboko ubolewać, że Jan Paweł II krytycznie odniósł się do propozycji biskupów amerykańskich, którzy chcieli zawieszać duchownych w pełnionych funkcjach w przypadku wysunięcia w stosunku do nich oskarżeń o pedofilię. Sam nakazywał przenosić księży pedofilów do innych parafii i wyciszać skandal. 9. Jan Paweł II umacniał centralizm i absolutyzm władzy kościelnej. Jest to sprawa ważna zarówno dla światłego katolika, jak i osoby niewierzącej, ponieważ Kościół katolicki nie ogranicza się do posługi religijnej, lecz prowadzi aktywną działalność polityczną. Nie jest więc obojętne, czy Kościół katolicki będzie instytucją demokratyczną, czy co najmniej autorytarną. Należy pamiętać, że Jan Paweł II: a) ogłosił, że przepisy kanoniczne są rozkazami Boga, b) przyjął praktykę zrównywania papieskich decyzji z mocą samej Biblii, c) wprowadził wewnętrzną cenzurę w Kościele katolickim za pośrednictwem „Instrukcji dotyczących pewnych aspektów wykorzystywania społecznych środków przekazu”. Warto wspomnieć, że nowy Katechizm powszechny traktuje nieakceptowanie niektórych nauk papieża jako przestępstwo. Ten punkt został wprowadzony w ostatniej chwili na życzenie papieża – bez konsultacji z międzynarodową komisją, która opracowała nowy kodeks. Pamiętać również należy, że niepokorni teolodzy, na rozkaz papieża, zmuszani byli do milczenia. A trwający w swym uporze byli rugowani z katolickich uczelni. Jednocześnie Jan Paweł II wyniósł na ołtarze Josemarię Escrivę de Balaguer y Albas – przywódcę integrystycznej organizacji Opus Dei. Biorąc powyższe pod uwagę, wnoszę jak na wstępie. Z poważaniem Krzysztof Mróź Do wiadomości: 1) Jego Ekscelencja Ks. Abp Stanisław Dziwisz, Trybunał Rogatoryjny 2) Jego Ekscelencja Ks. Bp Tadeusz Pieronek, Trybunał Rogatoryjny
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
LISTY Judasze Po kościelnych aferach z pedofilstwem, homoseksualizmem, pijaństwem (wypadki samochodowe), handlem samochodami przyszedł czas na handel wiarą, i to dzięki IPN. Organizując Instytut Pamięci Narodowej, zapewne nikt nie spodziewał się, że kapusiami, donosicielami będą głównie przedstawiciele kleru. Kiedy szydło wyszło z worka i coraz więcej przedstawicieli duchowieństwa ujawnia się za sprawą teczek SB, władzom Kościoła jest coraz bardziej łyso. Skoro księża handlowali swoją wiarą, to zastanawiam się, co warta jest taka wiara, którą można kupić, sprzedać – np. za wyjazd na Zachód? Dają temu przykład księża od najniższych po najwyższe stanowiska kościelne. Ci noszący czarne sukienki upodobniają się do legendarnego Judasza, który dla chęci zysku sprzedał podobno swego nauczyciela. Można wysnuć wniosek, że jaka wiara, tacy przywódcy. Trafnie takie osoby nazwała Pani Profesor Joanna Senyszyn: Osoby CHętnie Udzielające Informacji. Marian Kozak RACJA PL Siedlce
3. Wielgus był agentem własnego państwa, działał na korzyść tego państwa i jest wredny! Toż to są totalne jaja. To może być tylko „w Polsce, czyli nigdzie”! Jeżeli tak sprawę stawiają ci wszyscy „mądrzy”, to wszystkiego, co zdobyli w PRL (wykształcenie, majątki itp.), powinni się wyrzec, a życie zacząć od Dworca Centralnego. Bo przecież nie przyjmują niczego, co PRL osiągnęła, w tym korzyści z działalności Wielgusa. Ludzie, nie dajmy się zwariować! Pozdrawiam wszystkich zdrowych na umyśle. Ramzes II
LISTY OD CZYTELNIKÓW chrześcijaństwo w rzymskiej diasporze, gdzie wszystkie wyznania i religie były wówczas równe. W Palestynie natomiast zaciekle zwalczał brata Jezusa i jemu podobnych, walczących o uwolnienie Izraela od rzymskiego okupanta. Czyżby wykonywał zadanie zlecone mu przez „Centralę”? Cała historia Kościoła opiera się na wspieraniu „prawowitej władzy” cesarzy, carów, królów przeciwko „ciemnym ludom”. Nie dziwota, że współcześnie groźbą, krzykiem, prześladowaniami „zachęcano” również i duchownych do „współpracy”. Skoro wybaczono Pawłowi, niech pójdą w zapomnienie grzeszki Wielgusa! Sprawiedliwy
30 tys. agentów Wszystkim, którzy są oburzeni faktem, że arcybiskup Wielgus był domniemanym agentem SB, przypominam, że przecież na terenie Polski od wielu lat działa 30 tysięcy agentów
Początek końca? „Gazeta Polska”, prawicowa, ujawnia współpracę purpurata z SB przez 20 lat, nie podając przykładów.
W temacie Grey Wkurza mnie, a zarazem śmieszy obłuda „autorytetów” moralnych z firmy Krk. Wyrażają oburzenie na współpracę Wielgusa i dziwią się decyzji Watykanu. Jest to typowe robienie ludziom wody z mózgu: 1. Dlaczego się dziwić, jeżeli papieżem jest były hitlerowiec? To biskupem w jednym z tysięcy kościołów nie może być były agent komunistyczny? Dla tego papieża taka współpraca to mały pikuś. 2. Krk istnieje jako firma 2000 lat. Istnieje dzięki temu, że zawsze, wszędzie i w każdych warunkach potrafi się dostosować do sytuacji. Jego urzędnicy współpracowali z Hitlerem, Mussolinim, Franco, Pinochetem, komunistami itp. Zawsze liczy się tylko interes firmy. Współpraca Wielgusa tylko wpisuje się w tę filozofię. 3. Jakby przejrzeć teczki pozostałych fioletowych i purpurowych, to pewnie by się znalazło to samo, co na Wielgusa. Wkurza mnie, a zarazem śmieszy obłuda „autorytetów” politycznych państwa: 1. Wielgus nie był agentem takim sobie – kundlem esbeckim, a był agentem wywiadu. A to jest istotna różnica, czy ktoś donosi na kolegów od stołu, czy zbiera za granicą informacje istotne dla państwa. Został agentem wywiadu, bo uważał, że jest to pożyteczne dla państwa (?). 2. Kukliński był amerykańskim agentem, działał na szkodę własnego kraju za pieniądze i jest „bohaterem”.
obcego państwa Watykan. Działają zaś bardzo często na szkodę Polski i narodu. Ten fakt jakoś nikogo nie bulwersuje. A poza tym, dlaczego papież odmówił ingresu Wielgusowi? Przecież kto jak kto, ale były żołnierz Hitlera powinien zrozumieć byłego poplecznika komuny, bo to przecież dwie strony tego samego medalu zwanego totalitaryzmem. A że Kościół rzymski nie ma nic wspólnego z demokracją, to chyba wszyscy wiedzą... Grzegorz W.
Agent „Paweł”? Obejrzałem w którymś programie telewizyjnym uczonego duchownego, chyba historyka mediewistę, który oświadczył, że w świetle ostatnich badań naukowych rola św. Pawła wydaje się dwuznaczna. Pochodził z bogatej żydowskiej rodziny osiadłej w Tarsie. Był na owe czasy bardzo wykształcony. I, co skrzętnie ukrywał przed wyznawcami, był OBYWATELEM RZYMSKIM. Ów katolicki uczony stwierdził, że Paweł prawdopodobnie był agentem rzymskiego imperium. Wiadomo z innych przekazów historycznych, że twórcą chrześcijaństwa był właśnie Paweł. Jezusa nigdy nie spotkał – poza mitycznym widzeniem na pustyni, gdy piechotą wędrował do Damaszku (on, syn bogacza, piechotą?). Szybko upowszechnił owo wymyślone przez siebie
Mimo wrzawy i potępienia, redakcja nadal uparcie twierdzi, że tak było. Czytam różne wypowiedzi w prasie i na forach dyskusyjnych. Coś chyba musi być na rzeczy... Episkopat, a nawet sam Watykan (co rzadko się zdarza) wydają komunikat, że arcybiskup jest czysty jak łza, że wierzą mu, on sam zaprzecza kategorycznie oskarżeniom o jakiekolwiek kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa. Ruszają jakieś komisje lustracyjne (historyczne), dotąd uśpione, IPN stwierdza, że papiery są. Wiadomo, że księża chcący robić karierę, w tym za granicą, nie musieli nawet podpisywać żadnych zobowiązań, nie musieli nic pisać – wystarczyło, że mówili. Jak Hejmo, Czajkowski, Maliński itp. Tymczasem abp Wielgus przyznaje, że podpisał lojalkę i pisał, jaki cel miały jego podróże. Przy okazji, na forum dyskusyjnym w internecie, jeden z dyskutantów opisał sytuację swojego ojca, będącego w PRL działaczem „Solidarności” (jeśli to, co pisze, jest oczywiście prawdą). Ojciec ów chciał kończyć filozofię na uczelni, a jego recenzentem był właśnie ksiądz Wielgus i już wtedy chodziły pogłoski, że kapłan ma zbyt częste kontakty z SB, która dzięki swoim naciskom sprawiła, że ów działacz „Solidarności” nie mógł skończyć uczelni. Udało mu się to dopiero po roku 1989. Jeśli prawdą jest to, co przeczytałem, to jestem wstrząśnięty...
Kościół przez długie lata odsuwał na bok sprawę lustracji w swoich szeregach, uznając, że jest czysty jak łza, że sam sobie poradzi z tym problemem, bo jedynie świeccy mogli iść na współpracę z SB. Coraz częściej dowiadujemy się, że bardzo wielu księży współpracowało. Wyraźnie widać, że Krk ma coraz większe problemy ze sobą, ze swoją przeszłością, zaczyna padać na kolana. Nie jest już tym Kościołem, któremu można zaufać, któremu można wierzyć, a jego nauki – w kontekście przeszłości – stają się zwyczajnie śmieszne. To dopiero początek upadku tej instytucji... Myślący
Zamiast religii Mijający rok skłonił mnie do refleksji. Chyba już czas, by w roku 2007, wg kalendarza chińskiego roku Świni, powiedzieć dość m.in. Giertychowi. Jego propozycje naprawy oświaty powodują wiele kontrowersji. Propozycja matury z religii? Twierdzenie pana Giertycha, że byłoby to ułatwienie dla przyszłych studentów teologii itp. – szokuje. Alternatywą dla powyższego według mnie byłoby wprowadzenie matury z wychowania fizycznego. Lekcje wf. – sport ponad podziałami. Kandydaci na AWF też by skorzystali. A ci, którzy nie uzyskaliby indeksów, pozostaliby sprawnymi (nie tylko duchowo, ale i fizycznie) obywatelami IV RP. W Olsztynie w latach 1960–1980 ubiegłego stulecia dyrektorem jednego z techników w Olsztynie był fanatyk sportu – człowiek wielkiego serca, przyjaciel młodzieży. W jego szkole każdy uczeń musiał coś „uprawiać”, trenować, ba – nawet tańczyć w szkolnym zespole. Oczywiście w ramach zajęć pozaszkolnych. Religia, jeśli ktoś chciał chodzić, prowadzona była w kościółkach. Dziś zajęcia pozaszkolne „leżą”. Religia jest w szkole. Wspomniany dyrektor wprowadził też „obowiązek”, zgodnie z którym każdy potencjalny abiturient przed maturą musiał wyleczyć zęby. Może niech MEN sporządzi ankietę o stanie uzębienia młodzieży. Na wzór tej ostatniej dotyczącej ciąży. (Jedna z uczennic na forum olsztyńskiej „GW” napisała: „Strzeż się ciąży, Roman krąży...”). Z bezpłatnego leczenia uzębienia dziatwy szkolnej byłby większy pożytek. Wiele się też mówi na temat bezpieczeństwa dzieci i młodzieży na drodze. Ale prawie nic się nie robi! Folie odblaskowe, odblaski, pogadanki prowadzone przez policjantów, wychowawców – to mało. Statystyki policji są bezlitosne. Może zaproponować ministrowi Romanowi obowiązek edukacji dzieci i młodzieży w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego, począwszy od przedszkoli? Na wzór religii. Albo obowiązkowe dla maturzystów prawo składania egzaminu na prawo jazdy. Czyż opisane propozycje nie mają sensu? Panu ministrowi Giertychowi podaję to pod rozwagę. Tadeusz D., Olsztyn
19
Komu dobrze Ze świadomością oczywistego déjà vu odczytałem w „Rzeczpospolitej” sensacje w wykonaniu Premiera RP pod tytułem: „To najlepszy rok od 17 lat”. Ponieważ w lutym 2007 r. ukończę 51 lat, pozwolę sobie na następujące pytania: 1. Skoro rzekomo jest aż „tak dobrze” – skąd bierze się zapowiadana od stycznia 2007 r. skala niezrozumiałych i niespotykanych, drastycznych podwyżek cen? Skoro jest aż tak dobrze, to dlaczego dla tysięcy rodzin w Polsce jest aż tak fatalnie, a 2007 r. zapowiada się wręcz beznadziejnie? 2. Skoro w grudniu 1970 roku w Gdyni i Gdańsku – wskutek podobnych zapowiedzi podwyżek – upadły reżimowe władze Wł. Gomułki, utopione we krwi Polaków, skąd pewność dzisiejszych spadkobierców (beneficjentów) tamtego systemu, że unikną podobnego losu? 3. PiS wychowany na obietnicach i zakłamaniu E. Gierka (Polska dziesiątą potęgą świata itd., etc.) próbuje na sprzedajne media wywierać wpływ wszelki. Dlaczego zatem wolne media nie dostrzegają oczywistych paraleli? 4. Dlaczego...? Jerzy Przyk, Gdańsk
Kartoflisko Przepraszam, ale muszę zacząć ten list sformułowaniem: KURWA MAĆ!!! Moją nerwicę spowodowała informacja o najbliższych podwyżkach. Chleb o 10 proc., mleko – to samo itp. Prąd i gaz – standard – znowu o kilka procent, i tak już od kilku lat. Ciągle to samo, same podwyżki, podwyżki i podwyżki, a pensje stoją. No, niby mówią, że płaca minimalna ma wzrosnąć o jakieś 34 zeta – po prostu rewelacja, na pewno nie poczuję tych podwyżek. W tym kraju naprawdę nie będzie się dało żyć. Posłuchajcie, Kartofle i reszta Baranów z Wiejskiej: Przyjdzie taki czas, że nie będzie miał kto was wybierać, bo większość ludzi wyjedzie, a reszta wymrze. Polska zostanie zaorana i posadzą tu kartofle. Taki będzie pożytek z tego kraju – jedno wielkie kartoflisko. Mam małe dziecko, kupiłem niedawno mieszkanie, ale jak tak będzie dalej, to też stąd spierdalam, chociaż będzie mi ciężko. Piotr Guza, Pionki
Prostujemy Do naszego tekstu o rozwiązaniu konkursu na Klerykała Roku („FiM” 51–52/2006) wkradło się przejęzyczenie. Zamiast napisać o kandydaturach największych klerykałów użyliśmy słowa „antyklerykałów”. Drobne pomyłki wkradły się również do tekstu Ankiety. Wszystkich Czytelników najmocniej przepraszamy! Redakcja
20
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
CZUCIE I WIARA
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Grzech pierworodny Interesuje mnie, skąd się wzięło pojęcie grzechu pierworodnego i czy chrzest gładzi ten grzech. Co z następstwami tego grzechu, którymi – jak uczy Kościół – są choroby, wojny i inne nieszczęścia? Czy to prawda, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa nie było chrztu? Kiedy został wprowadzony przymus chrzczenia dorosłych, a potem dzieci? Przede wszystkim należy zaznaczyć, że Biblia nie zna pojęcia grzechu pierworodnego. Przyznają to zarówno bibliści katoliccy, jak i protestanccy. Jak pisze Zenon Ziółkowski – pojęcie tego „(...) nie znajduje się w Piśmie Świętym ani też nie znajdujemy w Biblii jego sformułowania” (,,Najtrudniejsze stronice Starego Testamentu”). W podobnym tonie wypowiada się Emil Brunner, kalwinistyczny teolog szwajcarski: „Teoria o grzechu pierworodnym, obowiązująca w chrześcijańskiej nauce o człowieku od czasów Augustyna, jest zupełnie obca myśli biblijnej” (Konstanty Wiazowski, „Podstawy naszej wiary”). Pierwsze wzmianki o grzechu pierworodnym pojawiły się już u Ireneusza (zm. 202 r.). Biskup Lyonu pisał: „W osobie pierwszego Adama obraziliśmy Boga, nie spełniając Jego przykazania” oraz: „(...) w Adamie nieposłuszny człowiek został dotknięty” („Adwersus haereses” w: „Studia humanistyczno-teologiczne” 1–2/2004). Podobnie rzecz ujmował Tertulian (160–220). Pisał: „Zło, które istnieje w duszy (...) jest wcześniejsze, wywodzi się z dziedzicznego grzechu, stawszy się w pewien sposób czymś naturalnym dla nas” (tamże). Jeszcze dalej poszedł Ambroży (zm. 397 r.), twierdząc, że grzech nie tylko przeszczepia się z Adama na jego potomków, ale również że jedynie chrzest usuwa grzeszny stan człowieka i wyposaża go w nowe siły. Idee te przejął i rozwinął Augustyn (354–430 r.). Chociaż początkowo nauczał, że pochodzenia zła należy doszukiwać się nie w czymś naturalnym, lecz w woli ludzkiej – w swobodnej decyzji Adama – jednak pod wpływem Ambrożego oraz egzegezy (Rz 5. 12–21) odrzucił wszelką ludzką inicjatywę i skonstruował teorię grzechu pierworodnego i jego skutku. Augustyn uważał więc, że „w Adamie mieściła się cała przyszła ludzkość. Dlatego w nim wszyscy zgrzeszyli i w nim wszyscy zostali ukarani. Stan, w jaki Adam popadł po upadku, panuje odtąd nad całą ludzkością. Nawet i nowo narodzeni mają tę samą winę i tę samą karę, choć w formie łagodniejszej. Gdyż także i odrodzony chrześcijanin pozostaje nadal grzesznikiem, który uczynkami swoimi, a więc i rozmnażaniem swoim czyni tylko to, co grzeszne. Augustyn stara
się oddzielić wyraźnie małżeństwo od płodzenia. Małżeństwo jest wprawdzie stanem gorszym niż dziewictwo, lecz dlatego nie jest jeszcze niemoralne. Płodzenie natomiast, którego nie da się oddzielić od żądzy zmysłowej, przenosi w konsekwencji żądzę tę i na dzieci” (Wiktor Niemczyk, „Historia dogmatów”). Pogląd Augustyna, z daleko idącymi następstwami, został przyjęty na synodach: w Kartaginie (418 r.), w Orange (529 r.) i ostatecznie jako dogmat został sformułowany na soborze trydenckim (1546 r.). Konsekwencją tego dogmatu jest m.in. twierdzenie Kościoła, że chrzest prowadzi do zgładzenia grzechu pierworodnego i wewnętrznego odrodzenia człowieka, a co za tym idzie – wprowadzenie praktyki chrztu niemowląt. Czy takie stanowisko jest jednak słuszne? Biblia nie mówi o grzechu pierworodnym w rozumieniu katolickim. Od samego początku przedstawia człowieka jako istotę wolną i o wysokim potencjale duchowości (Rdz 1. 27, 31). To znaczy, że w biblijnym Adamie dominowało pragnienie dobra, które jednak nie wykluczało możliwości popełnienia zła (Rdz 2. 16–17). Jak pisze rabbi Chajim z Wołożyna, „przed grzechem Adam był wolny i mógł kierować się zarówno ku dobru, jak i ku jego przeciwieństwu – taki był przecież cel całego stworzenia. Adam mógł więc popełnić grzech i rzeczywiście tak się stało. Jednak nie było w nim pragnienia zła. Wewnętrznie był całkowicie dobry, bez żadnej domieszki zła czy jakiejkolwiek skłonności ku niemu. Pragnienie zła stało poza nim, z dala od niego; był wolny w tym sensie, że mógł uczynić zło częścią siebie, jeśli chciał, tak jak człowiek może, jeśli chce, wejść w ogień. Namowa do grzechu musiała przyjść spoza niego – od »węża«. Różni się to bardzo od okoliczności, w jakich żyjemy, gdy jecer hara (skłonność do złego), która kusi kogoś do grzechu, jest wewnątrz niego i wydaje mu się, że to on sam chce zgrzeszyć, a nie że ktoś z zewnątrz chce go do tego nakłonić” (Elijahu E. Dessler, „Pożądanie prawdy”). Innymi słowy: grzech praprzodków tak wpłynął na kondycję duchową potomstwa, tak uaktywnił skłonność do zła, że w efekcie „każdy
bywa kuszony przez własne pożądliwości, które go pociągają i nęcą” (Jk 1. 14, por. Mk 7. 20–23). Jednak grzech Adama nie przesądza o naszym wiecznym losie. Nie jest więc tak, jak głosi teoria Augustyna, że rodzimy się winni i zasługujemy na ogień piekielny (jeśli nie zostaliśmy ochrzczeni), zanim cokolwiek złego zrobimy. Biblia bowiem nie mówi, że z powodu grzechu Adama ktokolwiek będzie potępiony. Nie jest to bowiem niczyja wina, że Adam zgrzeszył. „Syn nie poniesie kary za winę ojca ani ojciec nie poniesie kary za winę syna” (Ez 18. 20). Natomiast „każdy, kto grzeszy, umrze” (Ez 18. 4), czyli każdy poniesie odpowiedzialność za własne przewinienia, a nie cudze. Tego uczy Biblia od pierwszych stronic. Uczy, że każdy człowiek ma wolną wolę i nie jest skazany na
potępienie z powodu upadku Adama ani też nie jest skazany na życie w grzechu. Przykładem tego może być Kain, do którego powiedziano: „Czemu się gniewasz i czemu zasępiło się twoje oblicze? Wszak byłoby pogodne, gdybyś czynił dobrze, a jeśli nie będziesz czynił dobrze, u drzwi czyha grzech. Kusi cię, lecz ty masz nad nim panować” (Rdz 4. 6–7). To, że Kain, mimo grzechu Adama, mógł nadal podejmować właściwe decyzje i „czynić dobrze”, a nawet „panować” nad złem, uczy, że każdy człowiek odpowiedzialny jest za własne decyzje. Dotyczy to również chrztu. Twierdzenie więc, że chrzest sam w sobie, bez poznania i przyjęcia Ewangelii (wiary) i całkowitego odwrócenia się od zła i zwrócenia się do Boga – co jest niemożliwe w przypadku niemowląt – powoduje zgładzenie omawianego grzechu i duchowe odrodzenie
– jest bezzasadne i nie ma żadnego znaczenia. Na ten fakt zwracał uwagę m.in. Jan Chrzciciel. „A gdy ujrzał wielu faryzeuszów i saduceuszów, przychodzących do chrztu, rzekł do nich: »Plemię żmijowe, kto was ostrzegł przed przyszłym gniewem? Wydawajcie więc owoc godny opamiętania«” (Mt 3. 7–8). Ponadto, o nieochrzczonych dzieciach Jezus powiedział, że do nich należy Królestwo Niebios (Mt 19. 14). Jeśli zaś chodzi o zgładzenie jakiegokolwiek grzechu, według Biblii jest ono możliwe tylko wówczas, gdy człowiek osobiście wyznaje i porzuca grzech. Mówią o tym następujące teksty: „Kto ukrywa występki, nie ma powodzenia, lecz kto je wyznaje i porzuca, dostępuje miłosierdzia” (Prz 28. 13); „Grzech mój wyznałem tobie [Bogu] i winy mojej nie ukryłem. Rzekłem: »Wyznam występki moje Panu«; wtedy Ty odpuściłeś winę grzechu mego” (Ps 32. 5); „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” (1 J 1. 9). Na ten warunek zwracali uwagę również tzw. ojcowie Kościoła. „Jak powiedzą później Tertulian i Orygenes, obmycie w wodzie nie jest skuteczne dla człowieka, który odrzuca życie według prawa Bożego. W stosunku do hipokrytów reguła wspólnoty jest surowa: »Taki człowiek niech nie wchodzi do wody, by dostąpić oczyszczenia ludzi świętych, ponieważ nie będzie oczyszczony ten, który się nie nawrócił z własnej złości: pozostanie on nieczystym wraz z tymi, którzy przekraczają słowo Boga«” (Michel Dujarier, „Krótka historia katechumenatu”). Świadectwo pisarzy wczesnochrześcijańskich i tzw. ojców Kościoła potwierdza tym samym praktykę chrztu. Należy przypomnieć, że na jego powagę i znaczenie zwracano uwagę już w samym judaizmie, chrzcząc prozelitów. Ponadto wszystkie Ewangelie podają, że chrztu dokonywał również Jan Chrzciciel, a później – uczniowie Jezusa Chrystusa. Całe Dzieje Apostolskie (2. 38, 41; 8. 12, 36–39; 9. 18; 10. 48; 16. 33; 19. 5), a nawet niektóre Listy Pawła (Rz 6. 3–4; 1 Kor 1. 14; Ga 3. 27), są potwierdzeniem owej praktyki, która – według zgodnego świadectwa ewangelistów – była Bożym zarządzeniem (Mt 3. 15; 21. 25; Mk 11. 30; Łk 20. 4; J 1. 33). Tak więc chociaż chrzest sam w sobie nikogo nie zbawia, nie
uwalnia od jakiegokolwiek grzechu (tym bardziej od „grzechu pierworodnego”), a praktyka chrztu niemowląt wprowadzona na przełomie II i III wieku jest rażącym przykładem odstępstwa Kościoła rzymskiego od doktryny Pisma Świętego – sam chrzest ma uzasadnienie biblijne i był konsekwentnie dokonywany w pierwszych stuleciach. W związku z powyższym warto przypomnieć, że o praktyce chrztu w okresie poapostolskim wspomina już „Didache”, a około 140 roku również „Pasterz” Hermasa oraz Justyn Męczennik, który w swej „Apologii” mówił o wymaganiach chrzcielnych. Warto też w tym miejscu przypomnieć, co mówił Tertulian około 200 roku do katechumenów: „Obmycie w chrzcie jest pieczęcią wiary, ale ta wiara ma swój punkt wyjścia i swoją gwarancję w szczerości skruchy. Nie zostajemy zanurzeni w wodzie, by położyć kres naszym grzechom, ale ponieważ już położyliśmy im kres, bo zostaliśmy obmyci w [naszym] sercu: to w istocie jest pierwszym chrztem kogoś, kto słucha [Słowa]” („De paenitentia”). Nowy Testament i bogata historiografia wczesnochrześcijańska nie pozostawiają więc wątpliwości nie tylko co do samego praktykowania chrztu, ale również co do wymagań stawianych katechumenom, sposobu chrztu, a przede wszystkim – jego znaczenia. Chrzest nie miał gładzić jakichkolwiek grzechów, lecz był symbolicznym wyrażeniem wcześniejszej śmierci dla grzechu i powstania do nowego życia w Chrystusie (Rz 6. 3–6). Nowe życie nie uwalnia jednak od następstw wcześniej popełnionych grzechów. Biblia mówi, że chociaż wyznane i porzucone grzechy zostają zgładzone, to jednak owo zgładzenie nie uwalnia człowieka od bolesnych konsekwencji. Innymi słowy: skruszony złodziej może liczyć na przebaczenie Boga, a nawet osoby poszkodowanej, ale już niekoniecznie na anulowanie sądowego wyroku. Podobnie jest z każdym innym przestępstwem (1 J 3. 4). Według Biblii zbawienie dokonuje się etapami: pierwszy dotyczy samego grzechu (Mt 1. 21); drugi – jego skutków (Hbr 9. 28; Ap 21. 1–5). Na to, aby były one jak najmniej bolesne – już tu i teraz – pewien wpływ mamy my sami. Izajasz pisze: „Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna. Jeżeli zechcecie być posłuszni, z dóbr ziemi będziecie spożywać, lecz jeżeli będziecie się wzbraniać i trwać w uporze, miecz was pożre, bo usta Pana tak powiedziały” (Iz 1. 16–20). A zatem nie grzech pierworodny będzie przyczyną naszej klęski i potępienia – co w końcu przyznał sam Benedykt XVI, wyznając, że nigdy nie wierzył w istnienie limbusa – lecz nasze własne grzechy! Czyżby Benedykt XVI kwestionował nieomylność swoich poprzedników? BOLESŁAW PARMA
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
„S
prawa arcybiskupa Wielgusa to tragedia i dramat Kościoła, który jest instytucją narodową, a więc sprawa abp. Wielgusa jest tragedią narodową” oznajmił pan premier Kaczyński w swoim Polskim Radiu (9 stycznia – MB). Czy ktoś ogłosił już żałobę, czy flagi spuszczono już do połowy masztu, czy Państwo płaczą? To oczywiście żadna tragedia narodowa, to czysta polityka. Co zyskał Kaczyński przez to, że publicznie wy-
Biskupi mają podwójnego pecha. Kaczyńscy uznają ich bowiem nie tylko za część PRL, ale i za okrągłostołowych zdrajców. Długo czekali, żeby dać im po łbie, ale doczekali się. W ich rozumieniu to, co wszystkim wydawało się zasługą Kościoła w latach 80., było w istocie zdradą, i to zdradą, za którą Kościół został suto wynagrodzony. Za pośrednictwo między „władzą” a „Solidarnością” Kościół wziął słoną cenę w postaci wielkich korzyści politycznych i materialnych. Kaczyń-
MAREK & MAREK iż w IV RP nie tylko „komuchów” i „ubeków” ma nie być, ale że „deesbekizacja” musi także objąć „zdrajców”. A „zdrajcy” są wszędzie. Jeden był nawet tak bezczelny, że pchał się na stanowisko metropolity warszawskiego! Na szczęście w porę udało się go zdemaskować... Pozostali też już zostali wskazani. Proboszcz parafii wawelskiej i inni koledzy kardynała Dziwisza – z nazwiska, bo przecież „nie będzie nam jakiś kardynał” rządził w państwie. Reszta z pseudonimów: „Ramzes”,
Maryja” może się wybiegać, Rydzyk nie jest mu do niczego potrzebny. A jak podskoczy, to pan premier ogłosi, że z tym ksenofobem i antysemitą nie mógł dłużej się afiszować. Kaczyński nie potrzebuje moherowego radia, bo ma już Polskie Radio, publiczną telewizję, poobijane teczkami telewizje prywatne i całą potęgę springerowskiej prasy do pomocy. Zręcznie też wygrywa konflikty w samym Kościele. Proszę zwrócić uwagę, że Wielgusa załatwili tzw. katolicy świeccy i zakonnicy. To oni
COŚ NA ZĄB
Deesbekizacja tarł Kościołem podłogę? Przede wszystkim pokazał mu swą siłę i upokorzył go jak już dawno nikt. Może Piłsudski. „Nie będzie nam jakiś kardynał decydował, co mamy robić” – pamiętają Państwo? To z kolei powiedział Andrzej Urbański, Kaczyńskich totumfacki. „Wypsnęło” mu się, ale oni myślą tak naprawdę. „Wypsnęło” mu się za wcześnie, kiedy Kaczyńscy nie byli jeszcze gotowi do ostrej jazdy z Kościołem. Teraz to co innego, teraz mają siłę i rzeczywiście nie będzie jakiś prymas, kardynał czy biskup mieszać im w ich państwie. W ich państwie wszyscy muszą być na swoich miejscach: PRL w dobrze strzeżonym rezerwacie, biskupi w kruchcie, przeciwnicy polityczni – w więzieniach.
scy uznali hierarchów za kupców w świątyni i najwidoczniej doszli do wniosku, że pora przestać się z nimi certolić, tym bardziej że to nie tylko kombinatorzy, ale i agenciaki. Od dawna mówiło się przecież w Polsce o księżach agentach. W salonowych rozmowach padały nawet nazwiska. Charakterystyczne, że po roku 1989 władza w podzięce Kościołowi złożyła nie tylko niezmierzone ziemskie posiadłości i tysiące obiektów, nie tylko smarowała go pieniędzmi, ale też przekazała dotyczące go, a zachowane archiwa MSW. Kościół, uśpiony tą usłużnością i nakarmiony ponad miarę, spał spokojnie, Kaczyńscy zaś rośli w siłę. Dopiero w tych dniach dotarło do panów biskupów z całą mocą,
Fot. WHO BE
„Pisarz”, „Apollo”, „Pasterz”... Razem dwunastu. Teraz do białej kości obgryzą ich dziennikarze śledczy. Dziennikarzy pan premier również ma już pod dostatkiem. „Radio
GŁASKANIE JEŻA
Zapis choroby Dlaczego ludzie oglądają horrory? To proste... Lubią się denerwować. Z tego samego powodu wziąłem do ręki książkę Rafała A. Ziemkiewicza pt. „Michnikowszczyzna. Zapis choroby”. I nie zawiodłem się... Autor znany jest z tego, że na prawo od niego jest już tylko ściana; i z tego jeszcze, iż część jednej ze swoich książek poświęcił naszemu Jonaszowi oraz dowartościował „Fakty i Mity”, nazywając je znacznie bardziej plugawą gazetą niż „NIE”. W jego ustach to dla nas wielki komplement. Zupełnie źle byłoby wtedy, gdyby Ziemkiewicz ocenił „FiM” jako „drogowskaz, sztandar i sumienie narodu”. Wówczas zapewne musielibyśmy szukać sobie roboty, bo nakład naszej gazety spadłby do poziomu jego ukochanego „Najwyższego Czasu!”, a czytelnictwo osiągnęłoby wartość błędu statystycznego (podobnie jak oglądalność prowadzonego przez R.A.Z. telewizyjnego programu „Ring”). Teraz pan Rafał A. zabrał się za osobę, którą darzy głębokim, szczerym i bezinteresownym uczuciem – czyli nienawiścią. Wziął oto na warsztat Adama Michnika... i jego „Gazetę Wyborczą”. We wstępie „Michnikowszczyzny” pisze tak: „(...) rozczarowanie może czekać, tych, którzy czując na Michnika gniew (...), oczekują mocnych słów, jadowitych
złośliwości i grubych obelg”. Innymi słowy, dowiadujemy się, iż dzieło Rafała A. będzie kulturalne, wyważone i rzeczowe. Jakoś tak mało wierzyłem tym zapewnieniom (wszak już tytułowy eponim jest, delikatnie mówiąc, mało elegancki), ale wziąłem się do czytania i z biegiem liter, linijek i akapitów włos coraz bardziej jeżył mi się na głowie – jeszcze lepiej niż przy horrorze. Dowiedziałem się bowiem, że „na [Ziemkiewicza] stosunek do Adama Michnika, Urbana III Rzeczypospolitej (przyjaźń obu panów jest powszechnie znana, więc nie sądzę, by Michnik odebrał to określenie jako obelgę, choć w moim przekonaniu jest obelgą – na którą w pełni zasłużył), nie mają wpływu żadne osobiste uczucia”. Oczywiście, że tak, a jednak „Michnik (...) narobił w umysłach polskiej inteligencji strasznych spustoszeń i sączy jad, który wsączył w polskie umysły, i wciąż je zatruwa”. Poszło mu to tym łatwiej, iż „polska inteligencja jest ociężała umysłowo” (jak to inteligencja) i mógł ją Michnik zniewolić „metodami zakrzykiwania, etycznego szantażu, moralnego terroru”. Rafał A. konstatuje w końcu, że Michnik „zmarnował nam piętnaście lat niepodległości”. On i jego dziennikarze z „Wyborczej”: „Takich sobie po prostu Michnik wychował pomagierów, że nie potrafią niczego,
na okrągło występowali w TVN 24, byli w każdym studiu: aktywiści jezuickiego Opus Dei i młodzi dominikanie. Żeby dać biskupom nauczkę, Kaczyński użył ludzi, którzy im
prócz »demaskowania« niskich intencji i schorzeń umysłowych przeciwnika”. „Michnikowszczyzna” to – zdaniem Ziemkiewicza Rafała A. – choroba, która toczyła i toczy Polskę, i gdyby nie Michnik, nadwiślański kraj byłby od dawna krajem szczęśliwości. No więc cóż takiego uczynił naczelny „Gazety”, że autor – znany obrońca braci Kaczyńskich – poświęcił mu 400 stron swojej książki? Otóż to, że wraz z tchórzliwym niedojdą Mazowieckim i kolaborantem, a może nawet esbekiem Kuroniem sprzeciwiał się ostatecznemu i dogłębnemu rozliczeniu komuchów. A tych należało całkowicie i natychmiast wyeliminować ze zdrowej tkanki społeczeństwa. Najlepiej powywieszać – zaczynając od Jaruzelskiego i Kiszczaka, a na szeregowych członkach PZPR i wszelkiej maści dewiantach oraz innych antyklerykałach kończąc. Tak, Szanowni Państwo – dopiero wówczas Polska rosłaby w siłę, a ludziom żyłoby się dostatniej. No i w ten sposób streściłem Wam opasłe Ziemkiewiczowskie tomisko „Zapis choroby”
21
nie podlegają, których kościelne kariery nie od nich zależą. Trzeba powiedzieć, że to sam Kościół, zaślepiony walką z „czerwonym szatanem”, wyhodował sobie na własnej piersi te zastępy hunwejbinów. To on dawał schronienie, stwarzał warunki i chronił przed państwem. W latach 80. tylko Jerzy Małczyński samotnie przestrzegał na falach Polskiego Radia przed skutkami działalności księdza Blachnickiego i jego „ruchu oazowego”. A przecież to były początki „pokolenia JP II”. Wtedy zasiano ziarno, które dziś wydaje owoce. Teraz to pokolenie przychodzi do znaczenia, teraz oni! Kaczyńscy stwarzają im perspektywę, mówią: to nie fatamorgana, to IV RP. Chodźcie z nami! Nie ma co – biskupi znów muszą iść na wojnę, proboszczowie znów muszą wejść na ambony. To bardzo trudne, bo modły zostały przecież wysłuchane – „Pan raczył już ojczyznę wolną nam dać”. A oni muszą znów tłumaczyć, że i to państwo wcale nie jest prawe i sprawiedliwe, że i w tym państwie nie każdy „człowiek” brzmi dumnie, że nie każdej jednostki prawa są szanowane. Gdy zaś biskupi i proboszczowie zaczną znów tę robotę, to będą w kościołach nagrywani, będą podsłuchiwani w swoich domach, będą im podsuwane wódka, kobiety i pieniądze, będą wokół siebie mieli agentów. Taka jest logika każdej władzy, na Wschodzie i na Zachodzie. Jeśliby tego nie robiła, byłaby antywładzą, zdradzałaby własne państwo. MAREK BARAŃSKI
– jego choroby. Widać jej skutki, ale czy znane są przyczyny? Przypuszczam, że na patologiczną nienawiść Ziemkiewicza do wszystkiego, co nie jest ultraprawicowe, miały wpływ rozliczne prześladowania, jakimi był poddawany przez komuchów. Oto gdy Michnika zaledwie pałowano i wypraszano ze studiów, na Rafała A. strasznie krzyczała pani w żłobku; gdy naczelnego „Gazety” zapraszano do luksusowego pierdla, onże Ziemkiewicz stawał w brudnym kącie w pierwszej klasie PRL-owskiej podstawówki, a nawet szykanowano go okrutnie, wpisując uwagę do dzienniczka i niekiedy zostawiano po lekcjach w kozie. To na młodym opozycjoniście, na jego psychice, nie mogło pozostać bez śladu. Ale nie poddawał się. Jako dwunastolatek, z drżącym sercem, przygotowany na najgorsze, dokonywał czynów heroicznych, wypisując w ciemności, na ścianie szkolnej toalety słowo PRECZ!, a raz nawet nie nauczył się na pamięć wierszyka o Leninie. Innym razem podstawił nogę wrednemu synowi sekretarza POP! Taka przeszłość zobowiązuje. Taka przeszłość nobilituje. I daje prawo do bycia Katonem oraz sędzią całego pokolenia „zdrajców”. Tłumaczy też i usprawiedliwia patologiczną nienawiść. MAREK SZENBORN
22
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
RACJONALIŚCI
W
londyńskiej prasie emigracyjnej ujrzałem reklamę niejakiej Wioletty Ewy Tuchowskiej, czyli Welli. Cóż przykuło moją uwagę? Otóż różne cuda widziałem, ale na „inicjacjach anielskich” połączonych z „czakroterapią”, „kodami obfitości” i „komunikacją z aniołami” jeszcze nie byłem! Zatem... Seminarium odbywało się w najszacowniejszej instytucji polskiej emigracji w Wielkiej Brytanii – Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie. Wstęp za jednego funta. Natomiast tajemnicza „inwestycja duchowa” po seminarium – 99 funtów. Stwierdziłem, że to prawie jak za darmo.
dopiero się rozgrzewała i w ciągu następnych kilku minut pobiła własny rekord opowiadania nonsensów. Tak więc dowiedziałem się, że częstotliwość Schumanna wynosiła dotychczas 7,8 Mhz, teraz jest to średnio 13 Mhz, a w niektórych miejscach nawet 17 Mhz. Anioły zaś „drgają” z częstotliwością 100 Mhz. To akurat wspaniała wiadomość. Oznacza, że aniołów można słuchać na zwykłym radiu, zaraz obok Radia RMF FM. Na krótko przed końcem świat a , w 2010 roku, „częstotliwość Schumanna” będzie tak duża, że będziemy mogli je (anioły) widzieć na własne oczy. Następnie pani Wioletta oświadczyła, że zajmuje się „fizjonomiką kar-
POLACY RADZĄ SOBIE W LONDYNIE JAK POTRAFIĄ
Ciemna strona mózgu Wszedłem do Sali Szafirowej POSK-u i ujrzałem atrakcyjną kobietę w średnim wieku. Nie był to jeszcze anioł, tylko rzeczona pani Wioletta. Wcześniej zdążyłem przeczytać na ulotce, że „jest absolwentką Collegu Parapsychologicznego w Moskwie z szesnastoletnim doświadczeniem. Posługuje się jasnowidzeniem, numerologią, kartami anielskimi. Ma wgląd w poprzednie wcielenia. Maluje portrety Aniołów Osobistych”. Innymi słowy – uczona w każdym calu. Sala wypełniona była blisko setką osób w różnym wieku, głodnych jej nauk. Wkrótce też zaczęła przemawiać uwodzącym głosem. Na „dzień dobry” dostało się medycynie („umie jedynie faszerować antybiotykami”) i nauce. Tej ostatniej za to, że „nie rozwija uczuć”. Najlepiej „uczucia” rozwinęli Tybetańczycy. Faktycznie, są tak uczuciowi, że potrafią ogłosić swoim przywódcą małe dziecko. Następnie zwierzyła się, że będąc aniołem, bardzo tęskniła do planety Ziemia. To akurat całkiem możliwe, biorąc pod uwagę, że mieszkała w Moskwie. Anomalie klimatyczne spowodowane są – według niej – tym, że „pod koniec lat 80. Ziemia weszła w pas fotonowy”. Zabrzmiało uczenie. Co to jest foton oraz tego, że Ziemia jest w „pasie fotonowym” od swego powstania, nikt nie wiedział, więc efekt był murowany. A przez ten drański pas fotonowy w 2012 roku będzie koniec świata. Tradycyjny, bo tak jest... co 26 tysięcy lat. Podczas ostatniego końca świata zginęła Atlantyda, a 52 tysiące lat temu (a więc w okresie plejstocenu) – Lemuria. Z powodu zbliżania się końca świata rośnie „częstotliwość Schumanna” czyli „częstotliwość drgań istot żywych”. Przyznam, że w życiu takich bredni nie słyszałem, i walczyłem z usilnym pragnieniem wstania i powiedzenia pani paru „ciepłych” słów. Ale madame Wioletta
miczną”. Czyli patrzy na kogoś i od razu widzi jego karmę. Jak wysoki i ładny – to dobra, a jak pokurcz i wymizerowany – to zła. Każdy lekarz powiedziałby, że decyduje tu wpływ odżywienia, dostępu do medycyny i warunków socjalno-bytowych, ale madame Wioletta za „zbadanie fizjonomiki karmicznej” bierze „jedynie” 40 funtów (około 230 złotych). W przerwie sprzedała młodym dziewczynom kilka kamyczków „na miłość” (mogły kupić, bo zgodnie stwierdziły, że nie są w ciąży; w ciąży kamyczków nosić nie wolno). Zaś dla pewnego starszego pana znalazł się kamyczek „na zdrowie”. Wiedziałem już wszystko, czego mogłem się tu dowiedzieć, ale „seminarium” leciało dalej jak seria z cekaemu. Otóż pewien guru w Buriacji podobno właśnie się budzi po 70 latach medytacji. Wybudzanie może potrwać kilka lat, ale facet już się poci i rosną mu paznokcie. Poza tym, gdy zasnął, to leżał, a teraz siedzi. Rewelacja! Po tym wszystkim pani Wioletta przystąpiła do misterium zahipnotyzowania publiki. Po włączeniu nastrojowej muzyki zaczęła mówić, gdzie unoszą się nasze dusze. Unosiły się naturalnie do coraz wyższych poziomów nieba, spotykając po drodze „ezoteryczne Anioły Siedmiu Promieni”. Po tym zabiegu, nazwanym inicjacją anielską, wszyscy byli już gotowi do zrozumienia tego, po co tu nieświadomie przyszli – zapisania się na „indywidualne seminarium” jedynie za 99 funtów. Zapisało się kilkanaście osób. Kilka dni po „inicjacjach anielskich” w POSK-u zagościł inny jasnowidz, który obiecywał poprowadzić „kursy jasnowidzenia”. Czyżby szacowny i naprawdę zasłużony Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny w Londynie miał zmienić nazwę na Polski Ośrodek Spirytystyczno-Kabalistyczny? A może taka właśnie „wiedza” jest najbardziej potrzebna pół-
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Chybione prognozy Wpadł mi w ręce magazyn „Sukces” z grudnia 2005 roku. W świątecznej sondzie czołowi polscy dziennikarze polityczni prognozują, co się zdarzy w przyszłym, czyli teraz już minionym, 2006 roku. Redakcja zapewnia, że trudno nie dać wiary ich słowom, bo są doświadczeni. Widać naczelny zapomniał, że doświadczenie uczy, że doświadczenie nie uczy niczego. Spośród piątki przepytywanej na okoliczność przyszłości naszego kraju Łukasz Grass (TVN 24) i Tomasz Sekielski (TVN) zastrzegają się, że „trudno cokolwiek przewidzieć na polskiej scenie politycznej”, bo to „prawdziwe wróżenie z fusów”, Kamil Durczok (TVP) i Grzegorz Miecugow (TVN 24) wyrażają opinie wbrew (pierwszy – „wielu głosom”, drugi – „pozorom”), a Jerzy Baczyński („Polityka”) się obawia, zresztą całkiem słusznie, że „to nie będzie dobry rok”. W odróżnieniu od niego i pozostałych Durczok patrzy w przyszłość przez różowe okulary („nie spodziewam się czarnych chmur nad Polską”). Widać praca na państwowym, a już zwłaszcza pod światłym kierownictwem prezesa Wildsteina, rozjaśnia umysł i napawa niespotykanym nigdzie indziej optymizmem. W szczegółach było gorzej. Zapewne dlatego, że właśnie w nich tkwi diabeł. Pod postacią Rokity (Jana, Marii, Władysława, niepotrzebne skreślić) miał – według
Miecugowa – stanąć na czele wytęsknionej przez naród POPiS-owej koalicji. Jej powstania nie wykluczał też Baczyński, ale personalia przezornie pominął. Grass słusznie uznał, że „nie będzie koalicji z PO, bo być nie miało”. Niesłusznie zaś – że „bracia Kaczyńscy będą cywilizować Andrzeja Leppera”. Nie dodał, że na swoją modłę, przez co sugerował stosowanie wprawdzie bliżej nieokreślonych, ale europejskich
standardów. Wyszły amerykańskie, czyli cywilizacja bez kultury. Współczesna wersja powiedzenia „prowadził ślepy kulawego” mogłaby brzmieć: „cywilizował cham warchoła”. Mam nadzieję, że nie jest to z mojej strony „nadużycie semantyczne”, a najwyżej „skrót myślowy”. W trwanie Marcinkiewicza na premierowskim posterunku wierzyli Durczok i Sekielski. Dziennikarz TVP przypisywał to rozsądkowi Atrakcyjnego Kazimierza („nie sądzę, żeby ryzykował powtórkę
z historii”). Redaktor TVN – nieodwoływalności. W Jarosława K. nikt nie wierzył. Może oprócz posłanki Szczypińskiej, ale jej z kolei nikt nie pytał. Miecugow prognozował, że Kwaśniewski i Miller staną przed Trybunałem Stanu, a Rywin nie będzie siedział. Można to wziąć za pomyłkę drukarską. Ot, po prostu partykuła „nie” została postawiona przed „będzie” zamiast przed „staną”. Sprawdziły się przepowiednie w stylu pytyjskim. Enigmatyczne, niejasne, wieloznaczne lub po prostu ogólne. „Będą potyczki moherowych beretów z aksamitnymi kapeluszami” (Grass). „Będzie sporo zamieszania” (Baczyński); „(...) podejrzliwości, kłótliwości i mieszania polityki z wymiarem sprawiedliwości” (Durczok). Miano proroka „Sukcesu” przyznaję Łukaszowi Grassowi za przepowiednię: „IV RP zadrży w posadach, kiedy media ujawnią brudy zza kołnierzy niektórych działaczy PiS-u”. Wprawdzie większe wyszły zza koloratek, ale wszystko przed nami. Lipiński i Mojzesowicz przetarli szlak świeckich. Za nimi pójdą inni. IV RP zadrżała. Kolejne wstrząsy mogą być silniejsze. Kaczyńscy nie tylko przejęli władzę, zawłaszczają państwo i Kościół, ale przenieśli nas w strefę sejsmiczną. Tydzień temu bym napisała: ratuj się, kto w Boga wierzy. Dziś większe szanse daję niewierzącym. JOANNA SENYSZYN
Następne klocki układanki w naszym „Wielkim Konkursie”
RACJA PL zaprasza na Finał Łódzki oddział RACJI PL, współorganizator Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, zaprasza serdecznie wszystkich Czytelników „FiM” do swojej siedziby przy ulicy Zielonej 15, w niedzielę, 14 stycznia 2007 r., w godz. 11–22.
W grudniu 2006 r. zmarła Mariola Małolepsza (l. 49). Była przewodniczącą Rady Wojewódzkiej RACJI PL w Poznaniu i członkinią Rady Krajowej partii. Koleżanki i koledzy z RACJI PL
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Nauczyciel przyłapał Jasia na oglądaniu „Playboya”: – Jutro chcę widzieć twoją mamę! – A po co czekać do jutra? Jest na 42 stronie. ~~~ Przychodzi syn dresiarza do domu. Ojciec do niego: – Yoł, mały! Jak tam w budzie? – Wiesz, ojciec, dostałem dzisiaj 5 jedynek. – O, to, Jasiu, będzie bicie! – Wiem, mam już adresy belfrów!
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) „Gdzie są obiecane 3 miliony mieszkań?”, 5) szlachcic z działem, 9) tenisowy błąd serwisowy, 10) sam otwiera się w kieszeni, 11) pytajnik, 13) leśny dywan, 14) liryczna waluta, 15) w Złotym Trójkącie, 17) gdy na boki chodzi głowa, 18) już gdy jest młody, wie, że należy lać kwas do wody, 20) znaleziona w kapuście?, 21) święty jak samolot głębi, 22) buja się w różdżkarstwie, 25) o, mój ... – kwiatek w pieśni, 26) radio z koniem na frontonie, 27) ujrzycie go w życie, 29) tkwi w szczęce, 32) płat na blat, 35) pasożyt z jadem, 36) drzew bez liku w tropiku, 39) rykoszet na papierze, 43) skazane na ścięcie, 44) taki jak baki, 46) jemu to się powozi, 47) ta pani nie pozwala sobie włożyć byle czego, 50) granica śmiania, 52) robiony, by nie robić, a coś zdobyć, 53) na co kaczka jest w szpitalu?, 54) krzyż pański z dłonią, 55) dzielnica Ań, 57) wart pałaca, 58) dzika fajka, 59) pisklaczek dwóch kaczek, 60) nieparlamentarna obstrukcja, 61) przyzwolenia znak, 62) niewielka z kartofelka, 63) badanie przez roztrząsanie. Pionowo: 1) gdy piwo jest jedno, a spragnionych trzech, 2) się pasie, 3) zażywny pan, 4) państwo w państwie, 5) nieuchronne, gdy natarcie, 6) do ścinania przy stole, 7) gdy za mało czerwonych, 8) zbiórka u kapelana, 10) gdy dwoje się schodzi, by sobie dogodzić, 12) ostatni Pierwszy, 13) ciasto z Mrągowa, 16) koleżanka beczki, 17) odczucie anorektyka na widok befsztyka, 19) pary z ust nie puści, 22) jazda bez uzdy, 23) jej mąż bawi się w lekarza, 24) spec od zgryźliwości, 27) chwyta za nóżkę z kurczaka, 28) o kierownicy woźnicy, 30) w Paryżu owsa z niego nie zrobią, 31) resort w sakramencie, 33) złomiarz w kinie, 34) tam najwyżsi kontrolerzy, 36) zamiata kawałek świata, 37) łobuz z licznikiem, 38) Quasimodo z Wolfsburga, 40) wygnany jak Anita B., 41) ukochana zabawa Tarzana, 42) w kramach i na łamach, 45) dłużej jego niż przeora, 46) trąci na starość, 48) choć powszechna na świecie, leku na nią nie znajdziecie, 49) dawana na pamiątkę, 51) puste „marszograjki”, 52) szczypawki z orki, 56) pakt z tony stworzony, 58) z tyłu Rokity.
23
Kancelaria Prezydenta Kaczyńskiego wysłała tajną depeszę do Kancelarii Putina: „Nasz prezydent chce się spotkać z Waszym na neutralnym gruncie. W miarę możliwości gdzieś w ustronnym miejscu”. Po dwóch dniach przyszła odpowiedź: „Proponujemy pojutrze o godz. 18 na południowym Pacyfiku, 100 mil na zachód od Wysp Salomona. Nasz prezydent przypłynie atomowym okrętem podwodnym. W geście przyjaźni demontujemy głowice atomowe”.
Litery z pól oznaczonych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie z cyklu „Niezapomniane słowa wybrańców narodu” (Marian Piłka)
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 51–52/2006: „Dziewczyny lub chłopca w mercedesie, prezentów, ile Mikołaj uniesie, gorącej miłości na śniegu i znacznie mniej życia w biegu oraz tyle radości, ile karp świąteczny ma ości”. Nagrody otrzymują: Ryszard Kotomski ze Strzelina, Leokadia Antosik ze Szczecinka, Ewa Kasierska z Poznania. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2007 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE Krzyż, ruja i porubstwo
Jasnogórscy paulini straszą pielgrzymów okultystyczną interpretacją popularnych symboli. Dostało się nawet poczciwej pacyfie. Aż strach być przeciwko wojnie... Fot. WHO BE
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 2 (358) 12 – 18 I 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
K
ubek kawy często pomaga przetrwać. Dwa lub trzy – tym bardziej. Że przesadziłeś, wiesz wtedy gdy... Otwierasz drzwi, zanim ktoś zapuka. ~~~ Jeździsz na nartach nawet pod górę. ~~~ Masz kubek do kawy z obrazkiem swojego kubka do kawy. ~~~ Pielęgniarka musi mieć kalkulator, aby zmierzyć twój puls. ~~~ Skończyłeś robić sweter, choć nie masz pojęcia, jak się robi na drutach. ~~~ Śpisz z otwartymi oczami. ~~~ Zostałeś pracownikiem miesiąca w kawiarni, a nigdy nie byłeś tam zatrudniony. ~~~ Zużyłeś w tym tygodniu trzy pary butów do tenisa. ~~~ Jesteś tak rozdygotany, że ludzie używają twoich rąk, by rozmieszać swoje napitki. ~~~ Nie mrugnąłeś od miesiąca. ~~~ Zapominasz rozwinąć snickersa przed zjedzeniem.
~~~ Na komputerze potrafisz napisać sześćdziesiąt słów na minutę... stopami. ~~~ Wybudowałeś miniaturę miasta z małych plastikowych mieszadełek. ~~~
~~~ Chcesz być poddany kremacji, bo tylko tak możesz spędzić swoją wieczność w konsystencji mielonej kawy. ~~~ Twoje wargi są trwale ukształtowane tak, jakbyś popijał. ~~~
Mała czarna Ludzie mogą testować baterie w twoich uszach. ~~~ Pragniesz powrócić jako kubek kawy w swoim następnym życiu. ~~~ Twoje urodziny są świętem państwowym w Brazylii.
Spieszysz się nawet w sennych spacerach. ~~~ Kiedy stajesz gdzieś na wzgórzu, zaczynasz słyszeć radio, choć nie masz odbiornika. ~~~ Możesz pracować dłużej niż króliczek Energizera. ~~~ Twoje trzy ulubione rzeczy w życiu to... kawa przedtem, kawa podczas i kawa po. ~~~ Kiedy ktoś pyta: „Jak się masz?”, Ty mówisz: „Dobrze do następnej kawy”. ~~~ Twój nerwowy ruch można odnotować na skali Richtera. ~~~ Swoją sztuczną szczękę zamaczasz w reszcie wieczornej kawy. Opracowała @