Widząc obłudę, chciwość, pedofilię, zacofanie...
POLACY ODCHODZĄ Z KOŚCIOŁA Ü
INDEKS 356441
Str. 6, 7
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 2 (462) 15 STYCZNIA 2009 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Chcecie poznać patent genialny w swej złodziejskiej prostocie? Oto charytatywna kościelna firma Caritas zatrudnia w swoich firmach osoby niepełnosprawne, które własną pracą zarabiają dla niej pieniądze. A kto płaci pensje tym nieszczęśnikom? Otóż my wszyscy. Ü
Ü
Str. 9
Ü
Str. 12
Ü
Str. 20
Str. 8
ISSN 1509-460X
2
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „Komuniści zagrabili kościelne majątki w sposób półbandycki – rozdzierał szaty w studiu TVN (program „Teraz my!”) poseł PO Andrzej Czuma. – Biadolenie z powodu jakichś 500 ha ziemi, że to są jakieś duże pieniądze, jest nie na miejscu i małostkowe” – dodał. A my dodajmy, że „sposób półbandycki” oznacza wypłacanie rekompensat przez ponad pół wieku i oddanie więcej, niż się upaństwowiło. Takie jest tych ludzi, tych Czumów, pseudopatriotów Prawdziwe Oblicze. W skrócie PO! Aż serce roście i wielki kamień z niego spada na wieść, że kolejny hierarcha Krk niewinny jest jako ta lelija. Otóż nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk zarejestrowany był przez SB jako kontakt operacyjny i oczywiście nic a nic o tym nie wiedział. Jeśli donosił, to tylko przez sen i wyłącznie dobre nowiny. Jaką miały wartość? Zawsze co łaska. Święty kapłan... 50 dolarów – tyle kosztowała radość przełamania się opłatkiem z ojcem Rydzykiem. Ową przyjemność miało 1500 przedstawicieli moherowej Polonii amerykańskiej w Chicago. Oprócz obowiązkowego „wpisowego” tatko przyjmował też pękate koperty. Polonii dziękujemy za wsparcie macierzy w kryzysie. A tata dyrektor? Będzie siał, siał i siał. Na zielono. Ale szatan nie śpi. Dwie fundacje Rydzyka – „Lux Veritatis” i „Naszą Przyszłość” – wzięła pod lupę prokuratura. Takie działanie wymusiły doniesienia medialne (w tym nasze) o tym, że to nie żadne instytucje charytatywne, tylko sprawne maszynki do kręcenia wielkiego szmalu. Niestety, jak szybko wszczęto postępowanie, tak szybko je zakończono, bo „prokuratorzy nie dopatrzyli się większych nieprawidłowości”. Szkoda, bo większych już być nie może. Przedświąteczna noc. Telefon do Radia Maryja. „Niech będzie (...) i zawsze dziewica”. „Teraz i zawsze” – odpowiada ksiądz Jacek, po czym zamienia się w słuch. „Ryszard z Opola mówi. Proszę księdza, są takie media, które propagują polityków nieznających polskiego hymnu, takich, co to mówią, że białe jest czarne i odwrotnie, które deprawowaniem słuchaczy się zajmują i sianiem narodowej nienawiści oraz waśni”. „No tak, tak... są niestety takie media, to smutne” – odpowiada błyskotliwie ks. Jacek, którego IQ nie przekroczyło tej nocy niebotycznej granicy 80 punktów. Pana Ryszarda z Opola prosimy o kontakt z redakcją. Po raz nie wiadomo już który nie doszło do rozpoczęcia procesu Antoniego J. – wielkiego przyjaciela i sponsora ojca Rydzyka, byłego rektora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu (o tym „dżentelmenie” pisaliśmy parokrotnie na łamach „FiM”). Lekarz rydzykowca oskarżonego o malwersacje finansowe i przestępstwa seksualne oświadczył zdumionym sędziom, że jego klient „jest totalnie otępiały”. Naszym zdaniem, to nie jest stan patologiczny, tylko zupełnie normalny w tych kręgach. Jakby ataku izraelskiego w Palestynie było mało, Caritas Polska zapowiedział (i oczywiście natychmiast podał numer specjalnego konta), że będzie wspierał arabskie ofiary konfliktu w Strefie Gazy. To teraz oprócz wojny wybuchnie tam jeszcze klęska głodu! „Walka klasowa zaostrza się” – powiedział Józef Stalin i jeśli miał na myśli Napieralskiego i Olejniczaka, to był prawdziwym wieszczem. Nasz największy zawód roku 2008 – Grzegorz N., nazywany przez niektórych trzecim bliźniakiem, zarzuca Wojtkowi O., że ten łasi się do PO. Tylko jak tu mówić o walce klas, skoro klasy w tym nie ma żadnej. Napieralski zapowiedział, że podczas corocznego spotkania SLD z dziennikarzami nastrój ma być luźniejszy i on – przewodniczący zaśpiewa... karaoke. A dokładnie co? Podobno niegdysiejszy hit „Wypijmy za błędy...”. Jak tak dalej pójdzie, lewicowy elektorat zaintonuje: „Na barykady, ludu roboczy...”. Nareszcie wszystko stało się jasne, choć marna to, niestety, pociecha. Oto najbardziej znany na świecie egzorcysta, ksiądz Gabriele Amorth, oświadczył triumfalnie, że wie, kto stoi za światowym kryzysem ekonomicznym. Otóż diabeł za nim stoi. Taki najprawdziwszy, z ogonem, kopytami i rogami. No cóż... Zawsze twierdziliśmy, że Bush to kawał łobuza, ale żeby zaraz Antychryst?! Dwóch brytyjskich pastorów przeszło jednocześnie na katolicyzm. Nie byłoby w tym niczego niezwykłego, gdyby rzecz nie dotyczyła ojca i syna. Jakby tego było mało, obaj celebrowali mszę w kościele niedaleko Birmingham. Agencje donoszą, że to pierwszy taki przypadek w historii Kościoła papieskiego. Agencje, niestety, jaja sobie robią z księżowskich jaj. Episkopat Nikaragui alarmuje, że „po dojściu do władzy polityków lewicowych w kraju łamane są zasady demokracji”. Ale przecież nie wystarczy tylko narzekać. Pasterze owieczek powinni wskazać swojej trzódce wzorcowe standardy. Ot, choćby mającą wiekowe tradycje demokrację watykańską...
Watahy dorżnąć J
eszcze zanim powstał PiS, pisałem, że bliźniacy przy władzy są największym złem, jakie może spotkać Polskę. Dlaczego? Ponieważ od zawsze grupowali wokół siebie prawicowo-klerykalnych oszołomów, którzy potrzebowali tylko wodza, żeby rozpalić współczesne stosy inkwizycji. To ludzie żądni deptania innych, nieważne: byłych agentów, wykształciuchów, niekatolików czy budowniczych PRL i III RP. Wśród nich są też kompletni wariaci, takie małpy z brzytwą, jak Macierewicz. Bez wodza wszyscy oni byli rozproszeni i skłóceni, bo każdy chciał być duce. Dwugłowy wódz – Kaczyńscy – pogodził ich, dając każdemu przestrzeń życiową w rządzie, magistracie Warszawy i innych synekurach. Hydra się rozrastała, ale kiedy chciała połknąć wszystko, zjadła własny ogon, stawiając na kolejne wybory do parlamentu. Obecnie jest historyczna szansa, aby katoprawicowe watahy rozproszyć tak skutecznie, by w tym pokoleniu już nie zdołały się zjednoczyć. W ten sposób rządy w kraju mogliby na długo objąć rozsądni liberałowie (nie mylić z obecną PO) na zmianę lub wespół ze zjednoczoną lewicą. Klucz do realizacji takiego scenariusza ma Donald Tusk. Wbrew pozorom problemem Tuska nie jest wcale prezydent i jego weta, lecz sama Platforma Obywatelska, która stała się ugrupowaniem konserwatywnym społecznie i liberalnym gospodarczo. Tyle że taka mieszanka jest niespójna i nie ma przyszłości. Młodzi wyborcy chcą zarówno wolności ekonomicznej, jak i obyczajowej. Ostatnie wyczyny rządu (patrz projekt dotyczący in vitro posła Gowina) pokazują, że PO to tylko łagodniejsza wersja PiS. Oparcie się na klerykałach może się przyczynić do klęski PO w następnych wyborach, a jest szansa na miażdżące zwycięstwo. Tusk, którego czujność usypiają obecne pozytywne dla PO sondaże, nie zauważył też kilku innych rzeczy. Po pierwsze: PiS zachowuje pozory spójności. Ta partia jest już w agonii. Prezesa opuścili już Rydzyk oraz stronnicy Jurka z Opus Dei. Potem była wolta członków Rad Nadzorczych TVP i Polskiego Radia, dzięki której PiS-owcy stracili wpływy i stanowiska w mediach publicznych. Z PiS odchodzi także młody, ideowy narybek, np. Marek Opioła, doradca Jarosława, jeden z asystentów Lecha jako prezydenta Warszawy, który jako 30-latek został członkiem Komisji ds. Służb Specjalnych (2005–2007), a następnie był sekretarzem komisji weryfikacyjnej WSI. Inny przykład to Marek Tretter, lat 30., związany z PiS od początku studiów; pracował w KRRiTV, potem był m.in. koordynatorem Biura Analiz Biura Klubu PiS. Od kwietnia 2008 r. jest asystentem ministra Grupińskiego z... PO. Po drugie: Opus Dei, ideowy sojusznik PiS, także traci wpływy w mediach. Dodatkowo w lutym ma się ukazać demaskatorska książka byłego dyrektora biura polskiej struktury OD w Polsce – nawróconego z katolicyzmu Francuza, który przez 18 lat werbował do OD osoby z elit i kierował finansami Dzieła w Polsce. Książka ma zawierać instrukcje, jakie OD wydawało swoim członkom, m.in. politykom prawicy, i inne tajne materiały wewnętrzne! Po trzecie: jeśli lewica będzie popierać dobre ustawy PO przeciwko Lechowi K., ten wraz ze swoją watahą PiS-owców zostanie zupełnie zmarginalizowany. Napieralski, Tusk i ich ludzie muszą tylko myśleć perspektywicznie – co jest dobre dla kraju, a nie tu i teraz dla ich partii. Wyborcy to z pewnością docenią. Poza tym wspólny wróg powinien łączyć. Wychodząc z takich przesłanek, należy stwierdzić, że Donald Tusk nie tylko bez potrzeby boi się PiS-u i jego prezydenta, ale
też chce wpuścić własną partię w kanał. Jak zauważa Lech Mażewski – komentator polityczny związany z nieliczną reprezentacją normalnej polskiej prawicy (np. postawił tezę, że stan wojenny był koniecznością) – prezydent w Polsce de facto nie ma władzy. Władza jest w rękach premiera. Nie wolno tylko dać się zakwakać, że jest inaczej! Jedynym dostępnym prezydentowi narzędziem jest weto, tyle że to strzał we własną stopę, gdyż wyborcy nie znoszą politycznych bijatyk. Niespójność ideowa w PO destabilizuje ją samą. Ponadto mogą w niej przeważyć głosy klerykałów, co doprowadzi do jej porzucenia przez młodych wyborców, a to już równia pochyła. Zgadzam się z Mażewskim, że ewentualny rozpad Klubu Parlamentarnego PiS (co jest prawdopodobne) należy wykorzystać do zmian w konstytucji, porządkujących relacje pomiędzy prezydentem, rządem i parlamentem. Na początek powinno pójść dalsze zmniejszenie liczby głosów wymaganych do obalania weta prezydenta. W 1992 r. niezbędne było zebranie 2/3 głosów (307), zaś od 1997 r. tylko 3/5 (276). W prezydenckiej Francji do odrzucenia weta prezydenta wystarczy połowa głosów izby niższej parlamentu. Tak naprawdę już w obecnej konstytucji nigdzie nie wyczytamy prawa prezydenta RP do samodzielnego kreowania polityki wewnętrznej. Ani tym bardziej międzynarodowej. W takich ramach prezydenci skazani są na nudę i z nudów robią polityczne awantury. Wałęsa i Kwaśniewski doprowadzili do kryzysów politycznych, dzięki czemu mieliśmy rządy, które nie odpowiadały przed nikim, tylko przed nimi (rząd Bieleckiego, Suchockiej i Belki). W dodatku prezydenci wywoływali awantury głównie z obozami, z którymi byli związani: Wałęsa – z obozem „S”, a Kwaśniewski – z Millerowską lewicą. Dla sprawności reform i rządzenia Polską należy wyeliminować nawet teoretyczne pole do konfliktu. Dalsze skupienie władzy w rękach premiera jest najwłaściwsze i daje szansę na realną odpowiedzialność przed społeczeństwem za efekty rządzenia. Premier nie może wtedy własnego lenistwa zwalić na prezydenta i odwrotnie. Po uporządkowaniu tych spraw – aby ostatecznie odejść od dwuwładzy – można by znieść powszechne wybory prezydenckie. Sejm – pomniejszony personalnie o jakąś połowę – wybierałby reprezentanta państwa i narodu, którego zatwierdzałby jeszcze Senat lub jakaś komisja. To być może uchroniłoby nas na przyszłość przed wyborem paranoicznego, złośliwego karła-niedojdy, który nie dość, że nie zna żadnego obcego języka, to nawet nie potrafi poprawnie założyć słuchawek. Przed wyborem i opłacaniem debilnych posunięć „Najwyższego Przedstawiciela” wybranego przez Wolaków po niedzielnej sumie. Przy rozpadzie Klubu PiS zdobycie brakujących 20 głosów niezbędnych w celu przegłosowania w Sejmie zmian w konstytucji nie wydaje się trudne. Czy jednak Tusk będzie chciał zawrzeć trwałą koalicję z lewicą? Czy stać go na odsunięcie w PO kościelnych agentów? Jeżeli znowu pokaże lenistwo, jego marzenie o ciągłości władzy odpłynie w niebyt, a małpy znów naostrzą brzytwy i zbiorą się w stado. JONASZ
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r. schyłku 2008 r. generał Czesław Kiszczak udzielił „Gazecie Wyborczej” obszernego wywiadu oraz zamieścił na jej łamach specjalne oświadczenie. Redakcja entuzjazmuje się, że zwierzenia ostatniego szefa peerelowskiej policji politycznej „rzucają nowe światło na wiarygodność zapisów o działalności agenturalnej wielu osób figurujących w aktach SB jako tajni współpracownicy” i od teraz „żadna poważna dyskusja o lustracji nie będzie mogła pominąć głosu byłego szefa MSW”, skoro on sam „przyznaje, że polecił SB zapisywać informacje z podsłuchów jako doniesienia od agentów”. Tak twierdzi dziennikarz Wojciech Czuchnowski – najwybitniejszy w „Gazecie” fachowiec od służb specjalnych. Po lekturze generalskich wynurzeń i ich jedynie słusznej interpretacji poczuliśmy się trochę rozdarci, bo choć ani na jotę nie zmienił się nasz pogląd, że archiwa Instytutu Pamięci Narodowej są ekskluzywnym szambem, w którym od czasu do czasu topi się wybrane osoby, to przecież nie sposób przejść obojętnie wobec prymitywnej próby zrobienia narodowi wody z mózgów... ⁄ ⁄ ⁄ „Informacje uzyskane za pomocą techniki operacyjnej przypisywano w dokumentacji źródłom osobowym: tajnym współpracownikom, istniejącym faktycznie lub stworzonym przez SB na użytek wewnętrznej konspiracji, kandydatom na t. w., a także, choć rzadziej, kontaktom operacyjnym” – napisał w oświadczeniu Kiszczak. Przywołuje na dowód dwie dyspozycje wydane przez siebie w okresie styczeń–luty 1982 r., w których znalazł się (co jest prawdą) zapis, że „informacje uzyskane środkami pracy »B«, »T«, »W« można włączać do spraw operacyjnych tylko w tak przetworzonej postaci, aby nie zaprzepaścić ich wartości operacyjnych, a jednocześnie całkowicie zakonspirować źródło pochodzenia”. Wyjaśnijmy, że owe tajemnicze literki oznaczają jednostki operacyjno-techniczne SB, zajmujące się odpowiednio: obserwacją („B”), instalacją i eksploatacją wszelkiego rodzaju podsłuchów („T”) i kontrolą przesyłek pocztowych („W”), realizowanymi na zamówienie stricte operacyjnych jednostek „numerowanych” (np. Departament II – kontrwywiad, Departament IV – kościoły i związki wyznaniowe itd.). A jak konspirowano, żeby „nie zaprzepaścić”? – W praktyce polegało to na „przesuwaniu źródeł” – powiada Kiszczak, co według jego wersji wyglądało tak, że gdy np. kilku opozycjonistów (nieświadomych „uszu w ścianach”) naradzało się, jak obalić komunę, to po sporządzeniu przez pracownika techniki notatki zdającej relację, kto co powiedział, oficer prowadzący daną sprawę operacyjną wkładał uzyskane w ten sposób informacje w usta dowolnie wybranego
U
uczestnika spotkania, czyniąc z nieszczęśnika wysokiej klasy agenta. Były minister podkreśla w wywiadzie, że pod jego rządami wszelkie podsłuchy były „najczęściej legalne, bo zakładane za zgodą prokuratora” i tylko w wyjątkowych sytuacjach naruszano tę regułę, zaś owo „przesuwanie źródeł” stanowiło usankcjonowaną przepisami „powszechną i rutynową pracę kamuflażową”, w której nie chodziło o to, żeby komukolwiek zrobić na złość, bowiem spreparowana dokumentacja przeznaczona była wyłącznie na użytek wewnątrzresortowy. – Myśmy nie robili tego z myślą, co się z tym będzie działo za 20 lat. Sądziliśmy, że nikt nigdy tego nie będzie ujawniał – opowiada dziennikarzowi „Wyborczej”.
GORĄCY TEMAT słyszałem o „firmie”. Owszem, przetwarzano je, ale nie na „fikcyjne doniesienia TW” – jak to bezmyślnie powtarza za „Wyborczą” większość mediów – lecz na doniesienia fikcyjnych TW. Jest różnica?! Żeby zakamuflować technikę jako źródło pochodzenia informacji, często rejestrowano w charakterze tajnego współpracownika lub jako tzw. kontakt operacyjny nieistniejącego człowieka, któremu nawet zakładano teczkę personalną i pracy, po czym taki TW bądź KO, „prowadzony” z reguły przez naczelnika wydziału lub szefa analityków, stawał się najcenniejszym (ze względu na jakość dostarczanych newsów) i najgłębiej zakonspirowanym (ze względu na niemożność identyfikacji) agentem. Oficer zajmujący się
następców (trzeba pamiętać, że oficer nie był przywiązany dożywotnio do prowadzonych przez siebie spraw, które częstokroć były przekazywane – np. w ślad za przeprowadzką figuranta bądź TW – do innych jednostek), to jeszcze musiałby wtedy napisać dwie notatki: jedną do teczki pracy agenta, a drugą do prowadzonej sprawy. Dodatkowa i całkiem bezsensowna robota – zauważa mjr M. W., oficer operacyjny łódzkiej bezpieki. ⁄ ⁄ ⁄ Relacjonuje nam naczelnik wydziału w Departamencie Techniki MSW: – Materiały z techniki miały ściśle określony obieg. W MSW trafiały bezpośrednio do rąk dyrektora departamentu i tylko stenogramy z podsłuchów najważniejszych obiek-
Apel do poległych W ogólnopolskim dzienniku opublikowano instrukcję dla byłych oficerów Służby Bezpieczeństwa, jak mają zeznawać, gdyby w sądach pytano ich, czy ten i ów był agentem... I żaden sąd ani IPN nie zdoła dzisiaj rozszyfrować wymyślonej przez niego szarady, bowiem po przypisaniu ludziom fikcyjnych doniesień będących w istocie przetworzonymi informacjami uzyskanymi ze źródeł technicznych, oryginalne stenogramy podsłuchanych rozmów niszczono w terminie 10 dni. – Tylko oficer „dołowy”, który bezpośrednio zwerbował i prowadził tajnego współpracownika, może powiedzieć, czy X lub Y był TW i czy to on osobiście meldował, czy była to informacja z podsłuchu – przekonuje dziennikarza Kiszczak. Korzystając z gościnnych łamów „Wyborczej”, zaapelował też do byłych funkcjonariuszy SB, żeby nie dali się nikomu zastraszyć i zeznawali w sądzie jak na świętej spowiedzi, a jakby coś, to on bierze wszystko na siebie. „Przekazanie prawdy o tamtym systemie oraz jego metodach jest naszym – dowódcy i podwładnych – wspólnym obowiązkiem. Jest też jedyną możliwą dla nas obecnie formą zadośćuczynienia tym, którzy dzisiaj ponoszą konsekwencję naszych ówczesnych działań” – czytamy w oświadczeniu 84letniego szefa nieboszczki bezpieki. A jaka jest prawda? ⁄ ⁄ ⁄ – Twierdzenie, że informacje z podsłuchów wkładano w usta realnie istniejących, mających tożsamość ludzi, jest jedną z największych bredni, jaką kiedykolwiek
daną sprawą operacyjną często nawet nie wiedział o istnieniu PP (podsłuchu pokojowego – dop. red.) na „jego” obiekcie, zwłaszcza w przypadku instalacji u znaczących osób, a już z pewnością nie mógł dostawać do dalszej obróbki stenogramów toczonych tam rozmów. Miał jedynie dostęp do przetworzonej informacji pochodzącej od nieznanego mu „agenta” i tylko taki dokument mógł ewentualnie znaleźć się w aktach prowadzonej przez niego sprawy – wyjaśnia „FiM” były dyrektor jednego z departamentów MSW. – W praktyce występowały jednak odstępstwa od sztywnych reguł, bowiem np. materiały z PT (podsłuchu telefonicznego) – mimo tej samej klauzuli tajności – traktowano znacznie mniej restrykcyjnie i bezpośrednio zainteresowany nimi funkcjonariusz miał wgląd w stenogramy. Z najciekawszych sporządzał i wpinał do akt sprawy notatki, że np. ze źródła „Agata”, którym to kryptonimem oznaczony był dany podsłuch, uzyskał informację, że figurant planuje jakiś wyjazd lub spotkanie. Czy mógł wkładać tę wiedzę w usta osobowych źródeł? Teoretycznie tak, tylko po co? Nie dość, że kompletnie dezorientowałby swoich ewentualnych
tów czytał przed nim minister. Kiszczak chętnie to robił, bowiem szalenie lubił upokarzać dyrektorów pytaniami o wydarzenia, o których sam przed chwilą przeczytał, a tamci nie mieli jeszcze o nich bladego pojęcia. Przychodzili do mnie z koniakami, żebym uprzedzał ich o treści komunikatów przekazanych do zapoznania Kiszczakowi. W terenie cała dokumentacja szła najpierw do zastępcy komendanta wojewódzkiego ds. SB. To oni, dyrektorzy i szef SB, decydowali później, jak daleko w dół można tę wiedzę udostępnić. Obowiązywało jedynie kategoryczne zalecenie ograniczania liczby wtajemniczonych pracowników do minimum absolutnie niezbędnego i uzasadnionego faktycznymi potrzebami operacyjnymi. Szczególnie w kwestiach PP, co wynikało przede wszystkim z obaw przed dekonspiracją i wykryciem nielegalnych na ogół instalacji. Kiszczak mówi, że stanowiły wyjątki? Włóżcie to między bajki, bo spośród wszystkich PP i PT na co najmniej 90 proc. nie było żadnych prokuratorskich podkładek. ⁄ ⁄ ⁄ Podobnego zdania jest były naczelnik „kościelnego” Wydziału IV: – Informacji z techniki wszyscy
3
naczelnicy w komendach wojewódzkich strzegli niczym źrenicy oka. I nie chodziło im o żadne ministerialne instrukcje, lecz własną dupę. Moim zasmarkanym obowiązkiem było zapewnienie Wydziałowi „T” operacyjnych warunków do zainstalowania mikrofonów i kabli, jak również ich awaryjnego demontażu bądź zniszczenia w przypadku niebezpieczeństwa wykrycia podsłuchu. Udało nam się go założyć w gabinecie ordynariusza, bo mieliśmy akurat w kurii biskupiej dobrego agenta, dzięki któremu fachowcy szybko uporali się z solidną, przewodową instalacją, którą można było wykorzystywać całymi latami. Ten sam człowiek figurował w naszych planach na wypadek zagrożenia i konieczności likwidacji podsłuchu. Gdy agent z dnia na dzień awansował, obejmując pewien urząd kościelny poza kurią, zostałem z niczym. Gdyby cokolwiek wówczas się wydarzyło, wyleciałbym na zbity pysk z roboty. Ciężko pracowaliśmy nad pozyskaniem do współpracy nowego człowieka, ale żaden się do takiej operacji nie nadawał, więc w obliczu wpadki mógłbym co najwyżej wysadzić kurię w powietrze. I co? Miałem przetwarzać i wkładać informacje z PP w usta kandydata na tajnego współpracownika, którego jakiś nieświadomy niczego oficer poszedłby werbować do współpracy, szermując argumentem, że „przecież kiedyś ujawnił nam pan to i tamto”? A może w usta proboszcza, który owszem, chętnie z nami rozmawiał, ale nie miał zielonego pojęcia, że został z tego powodu zarejestrowany i ma w bezpiece teczkę pracy? Byłbym idiotą i samobójcą! O istniejącym w kurii podsłuchu wiedziało u mnie tylko trzech ludzi, a incydentalnie pozwalałem na włączanie uzyskanych tą drogą informacji do innych spraw operacyjnych tylko w postaci celowo zdeformowanych doniesień fikcyjnego TW i – o ile mi wiadomo – w całym kraju robiono podobnie. ⁄ ⁄ ⁄ W cóż zatem gra Kiszczak wespół z „Wyborczą”? – Widać gołym okiem, że środowisko „Gazety” prowadzi silny ostrzał medialny przed ponownym procesem lustracyjnym bardzo blisko z nim związanej Małgorzaty Niezabitowskiej, której w apelacji uchylono wyrok sądu pierwszej instancji oczyszczający z zarzutu współpracy. Z kolei Kiszczak pozostaje w głębokiej zażyłości z redaktorem naczelnym Adamem Michnikiem (obaj na zdjęciu), odkąd ten nazwał go przed laty „człowiekiem honoru” i przyrzekł dozgonnie „bronić jak niepodległości” („GW” 29 z 3–4 lutego 2001 r. – dop. red.). Wniosek? To oświadczenie generała jest oczywistą formą instrukcji, jakiej mamy trzymać się wersji, gdyby wzywano nas na świadków w tym i wszelkich innych procesach lustracyjnych – podkreśla oficer SB rozpracowujący niegdyś opozycję polityczną. ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
4
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Zmowa milczenia Co może usłyszeć kobieta, która dzwoni do Państwowej Inspekcji Pracy i informuje, że jest molestowana przez swojego szefa? A to na przykład, że panowie po czterdziestce tak mają. Albo żeby cierpliwie czekała, aż boss się zestarzeje lub znajdzie inną, to przejdzie mu ochota na amory. A w ogóle to „inspekcja nie jest od naprawiania świata”! Udowodniły to działaczki kobiecej Fundacji „Feminoteka”, które pod koniec ubiegłego roku dzwoniły do kilkunastu oddziałów PIP, podając się za molestowane pracownice. Prosiły o pomoc. Usłyszały, że niewybredne komentarze na temat ich biustów czy zalecenie chodzenia do pracy w mini należy traktować jako... komplement, a propozycja seksu na wyjeździe służbowym to „kwestia interpretacji”. Prawie za każdym razem urzędnicy życzliwie radzili szukać innej pracy, bowiem, jak przekonywali, bez twardych dowodów w sądzie zbyt wiele nie zdziałają. I większość molestowanych kobiet tak właśnie robi – zmienia pracę, podczas gdy sprawca pozostaje bezkarny.
Na Zachodzie sprawy o molestowanie traktuje się bardzo poważnie. U nas problem zauważa się dopiero wtedy, gdy dojdzie do gwałtu. Seksualne aluzje i propozycje, obmacywanie, plotki na temat seksualnych upodobań traktuje się jak normę, z którą nie warto nawet walczyć. Jak podaje CBOS, 22 proc. dorosłych Polaków dostrzega w swojej firmie czy na uczelni problem molestowania. Jednak większość takich incydentów nigdy nie zostaje ujawniona. Dlaczego? W przypadku molestowanych kobiet wciąż pokutuje stereotyp, że najczęściej to ona sama jest winna. Była miła, atrakcyjna, modnie ubrana, umalowana, znaczy się – ma, czego chciała. Co
ciekawe, takie opinie równie często jak mężczyźni wygłaszają... inne panie. Molestowane kobiety słusznie obawiają się, że zostaną uznane za histeryczki, które koniecznie chcą zrobić wokół siebie dużo szumu. Albo liczą na jakieś konkretne korzyści. Polki boją się też utraty pracy. To obawa jak najbardziej uzasadniona – na taką daleko idącą poufałość, czy wręcz seksualny szantaż, z reguły pozwalają sobie mężczyźni na kierowniczych stanowiskach (w przedziale wiekowym świadczącym o kryzysie wieku średniego), którym władza zbytnio zaszumiała w głowach i podległe sobie pracownice traktują jak własność. Ich ofiarami stają się zwłaszcza te kobiety, którym najbardziej zależy na utrzymaniu pracy: samotne, wychowujące dzieci, gorzej wykształcone czy zatrudnione na okres próbny. Mimo tych wszystkich przeciwności coraz więcej szykanowanych Polek decyduje się walczyć o swoje prawa (i odszkodowanie) w sądzie. Ma im w tym pomóc styczniowa zmiana ustawy o dyskryminacji. Więcej na ten temat za tydzień. JUSTYNA CIEŚLAK
W związku z pojawiającymi się na niektórych forach internetowych sensacyjnymi doniesieniami, że Andrzej Rodan „z pewnych tajemniczych powodów” zrezygnował z pracy w redakcji „FiM”, informujemy, że rzecz miała się dokładnie odwrotnie. To „Fakty i Mity” rozstały się z Panem Rodanem.
W
adliwie sporządzona konserwa może zawierać w sobie jad kiełbasiany, zabójczy dla nieostrożnych amatorów jedzenia z puszki. Także polscy konserwatyści raczą nasze społeczeństwo pokarmem nieświeżym, czasem zatrutym. Przed tygodniem pisaliśmy o panowaniu w naszych mediach przykościelnych konserwatystów, którzy czczą i propagują sławetne 4 „R”: rodzinę, religię, rynek i rozsądek + życie ludzkie. Wspomniałem, że ów deklarowany „szacunek dla rodziny” jest mitem, ponieważ konserwatyści czczą jedynie patriarchalną rodzinę wyobrażoną i podaną do wierzenia przez Kościół. Konserwatyści zapełniają media płaczem nad rzekomym współczesnym upadkiem i kryzysem rodziny, który nie jest niczym innym, jak kolejnym mitem sprzedawanym (łatwo)wiernym. Rodzina jako taka ma się zupełnie dobrze, a dowodem jej żywotności jest właśnie to, że ciągle zmienia się i ewoluuje, poszukuje nowych form trwania i rozwoju. Ludzie spontanicznie chcą tworzyć rodziny, ale niekoniecznie takie jak dotychczas. Poszukują form bardziej ich satysfakcjonujących, ale zawsze takich, które pomogą wyrazić wzajemną więź, przywiązanie, miłość ich członków, w tym poczucie bezpieczeństwa i rozwój dla dzieci. Kościół nie chce słyszeć o żadnych innych rodzinach poza sakramentalnymi, a nowym, mającym szansę na przetrwanie i dawanie satysfakcji formom życia rodzinnego odmawia prawa do istnienia. Gdzie tyko więc może, blokuje legalizację konkubinatów, utrudnia rozwody albo wręcz ich zakazuje (jak na Malcie), manipuluje przy in vitro, atakuje antykoncepcję. Jeżeli coś natomiast przechodzi kryzys, to z całą pewnością rodzina patriarchalna, oparta na władzy (także
fizycznej) mężczyzny nad kobietą, przemocy rodziców nad dziećmi, podszyta strachem, obłudą i różnymi formami dominacji, w tym zmuszaniem do przyjęcia przez dzieci religii rodziców. Rodzina taka podparta jest często autorytarną, ogłupiającą szkołą, która gwałci twórczość i naturalny pęd do wiedzy dziecka, a zastępuje go kultem lizusostwa, wyścigiem szczurów i przemocą światopoglądową. Tak, taka rodzina przeżywa dramatyczny kryzys w zmieniającym się świecie, w którym kobiety nie mają już ochoty pełnić funkcji maszyn do rodzenia dzieci, a młodzi liczą na poważne traktowanie, a nie przemawianie do nich jedynie z pozycji władzy rodzicielskiej. I to zapewne nad tą rodziną płaczą biskupi w co drugim liście pasterskim, a na ekranach TV płaczą też Terlikowscy i Hołownie. Bo taka chora rodzina jest odbiciem stosunków władzy panujących w Kościele – zatęchłego dogmatyzmu, bezwzględnego autorytaryzmu i urzędniczej bezduszności. Powolna śmierć patriarchalnej rodziny zapowiada zgon powiązanego z nią Kościoła i tego właśnie boją się panowie w czerni i ich akolici. Śmieszy też propagowanie przez konserwatyzm kultu religii jako wartości samej w sobie. Religie przez ich wielość, niejednoznaczność ich przesłania oraz targające nimi wewnętrzne sprzeczności nie są instytucjami, które muszą być szanowane z samej definicji. Religie to sympatia dla bliźniego, współczucie i pomoc, ale także przemoc, fanatyzm, sekciarska nienawiść. Obawiam się, że częściej mamy do czynienia z tym drugim niż pierwszym. Owszem, mądra i szanująca człowieka religia może mieć pozytywny wkład w życie indywidualne i społeczne, niestety – w polskich warunkach bardzo trudno o dobre i niebudzące wątpliwości przykłady. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Jad kiełbasiany
Prowincjałki Prezydent Sopotu nagrodził młodych lokalnych koszykarzy za zdobycie mistrzostwa kraju. Chłopaki dostali po zegarku. Firmowym. Szwajcarskim. Przynajmniej oficjalnie tak było. Do czasu, aż jeden z obdarowanych poleciał do zegarmistrza, żeby skrócić bransoletkę. Okazało się, że to podróba. Prokuratura sprawę umorzyła. A młodziaki? Jeszcze mają czas na markowe rzeczy, niech im się w głowach nie przewraca.
SOUVENIRY
Zdaniem prokuratury, przez ponad cztery lata kazał się wozić z domu do pracy radiowozem, a bywało, że używał go jak prywatnego samochodu. Przez dwa miesiące wypłacał pensję swojej partnerce życiowej, chociaż ta ani jednego dnia nie spędziła w komendzie. Takie wybryki ma na swoim koncie Tomasz G., naczelnik wydziału przestępstw gospodarczych wrocławskiej policji. Cóż, napatrzył się chłop, jak robią to inni...
POJĘTNY NACZELNIK
W Białymstoku urzędnicy odbębnili radośnie koniec konkursu na logo miasta, zwycięski znaczek zamieścili w internecie i wtedy... ktoś dopatrzył się podobieństwa znaczka z logo nowojorskiej organizacji homoseksualistów, transseksualistów i biseksualistów!!! Idziemy o zakład, że to najtrudniejsze chwile w kadencji urzędującego w mieście prezydenta.
LOGO
Zanim Zakłady Azotowe Kędzierzyn na dobre zadebiutowały na giełdzie, ich akcje pojawiły się na rynku. Wszystko za sprawą operatywnych studentów stołecznej uczelni, którzy na lewych papierach wartościowych zamierzali zrobić interes życia. Pierwszą partię za 61 tys. zł udało im się opchnąć. Drugiej – o wartości 77 tysięcy – już nie. Biznes zastopowali policjanci.
AKCJA STUDENCKA
Ośmiolatek z Bielska-Białej wybrał się na spacer. Do sklepu ze sprzętem elektronicznym. Ochroniarze zatrzymali malca akurat w momencie, kiedy pakował pod kurteczkę zdjętego z półki laptopa.
MAŁY INFORMATYK
Niezapomniany sylwester stał się udziałem mieszkańców Piły. Od jednej źle wycelowanej petardy zhajcowała się tamtejsza szkoła. 5 lat temu wybudowana za 7 milionów polskich złotych. Opracowała WZ
BUDA POSZŁA Z DYMEM
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Bogu dzięki, bo tu raczej Opatrzność zadziałała, że były wcześniejsze wybory, że prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu coś kazało umożliwić wcześniejsze wybory. Wyobraźcie sobie w tej sytuacji niepewności gospodarczej, kryzysów wojennych w wielu miejscach świata, żeby rządziła taka ekipa, jaka rządzi w telewizji publicznej, z tymi konfliktami, z tymi niejasnymi kompetencjami i nieustannym skakaniem sobie do gardeł. (Donald Tusk)
¶ ¶ ¶ W zależności od prowadzonej polityki ten kryzys w Polsce może być lekki, ciężki albo bardzo ciężki. Z całą pewnością wprowadzenie euro będzie sprzyjało temu, że będzie to kryzys ciężki albo bardzo ciężki. (Jarosław Kaczyński)
¶ ¶ ¶ Jarosław Kaczyński to już polityczny nieboszczyk, on już po prostu nie istnieje. (Stefan Niesiołowski)
¶ ¶ ¶ Jarosława Kaczyńskiego już wcześniej kilkakrotnie politycznie grzebano, ale on zawsze wracał. (Władysław Stasiak)
¶ ¶ ¶ Badania wskazują, że w krajach, w których pary homoseksualne zostały zupełnie oswojone społecznie, gdzie doszło do legalizacji konkubinatów homoseksualnych, spada ilość zawieranych małżeństw, a wzrasta ilość rozwodów. (Tomasz Terlikowski, dziennikarz katolicki)
¶ ¶ ¶ Zamiast inwestować ogromne pieniądze w ryzykowne techniki typu in vitro, lepiej przeznaczyć je na leczenie zdrowia osób mających kłopoty z płodnością. Spowoduje to, że wiele małżeństw, które były niepłodne, staną się płodne i będą mogły cieszyć się dziećmi. (Abp Henryk Hoser, lekarz z wykształcenia!) Wybrali: RK, OH, AC
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
NA KLĘCZKACH być chrzestnymi i nie mogą się domagać pogrzebu katolickiego. Członkowie tych rodzin są uważani za niewierzących!”. AK
KSIĄDZ JEST KOBIETĄ Był pierwszy Polak w kosmosie, pierwszy, który rządził Watykanem, jest wreszcie i pierwsza Polka, która została... rzymskokatolickim księdzem. Chodzi o Janinę Sevre-Duszyńską ze stanu Kentucky w USA. Nasza rodaczka należy do opozycyjnych wobec Rzymu środowisk katolickich i przyjęła święcenia kapłańskie nieuznawane przez watykańskich oficjeli. Z tego powodu została wykluczona z oficjalnego Kościoła jako buntownica i grzesznica. Duszyńska nic sobie jednak nie robi z ekskomuniki i twierdzi, że tylko Bóg może ją wykluczyć z Kościoła. PPr
jakiegokolwiek rodzaju nowotworu. Mało tego, długotrwałe przyjmowanie środków zawierających wyciąg z nadrzewnego grzyba może prowadzić do poważnych uszkodzeń wątroby. MaK
OJCOWIE MIŁOSIERNI
OPATRZNOŚĆ
WYROKI NA DUCHOWNYCH Wyrokami zakończył się proces dwóch księży: prawdziwego i fałszywego (różnica okazała się w tym przypadku nieistotna), zamieszanych w aferę z wyłudzeniami pieniędzy w diecezji tarnowskiej („FiM” 48/2008). Duchowny uważany za fałszywego dostał 3 lata więzienia za wyłudzenie m. in. 200 tys. zł pożyczki, a ksiądz prawdziwy, uwiarygodniający tego pierwszego, dostał grzywnę i nakaz uiszczenia zwrotu kosztów sądowych. Prawdziwemu duchownemu sąd dowiódł także składanie fałszywych zeznań. MaK
GURU BETANEK GÓRĄ Kompromitacja wymiaru sprawiedliwości. Tak najkrócej można skomentować zarzuty, jakie prokuratura postawiła ks. Romanowi K., byłemu kapelanowi zbuntowanych betanek z Kazimierza Dolnego. Gdy jesienią 2007 r. toczyła się batalia o usunięcie 50 zbuntowanych siostrzyczek z klasztoru w Kazimierzu, księdzu zarzucano m.in. ich seksualne wykorzystywanie. Teraz w akcie oskarżenia skierowanym do sądu mówi się zaledwie o naruszeniu miru domowego i nietykalności cielesnej policjanta oraz znieważeniu funkcjonariuszy. Skończy się z pewnością umorzeniem z powodu znikomej szkodliwości czynu, no bo jak można skazać księdza, choćby zbuntowanego! Chciałoby się powiedzieć „nie nasza parafia”, ale za kilkuletnie śledztwo i proces zapłaci każdy z nas. Podobnie jak za państwową akcję pacyfikacji prywatnego domu sióstr. PS
HUBA BUBEL W poradniach ojców bonifratrów sprzedaje się specyfik sporządzony z huby, a polecany jako lek na raka. Tymczasem naukowcy ostrzegają, że nie istnieją żadne badania kliniczne dowodzące skuteczności huby w zwalczaniu
Dzieciaki mają wskazać, które słowa w tytułach powinny być pisane dużymi literami. Do wyboru są: „Wally poznaje świat”, „Mama, Tata, Komputer i Ja”, „Kubuś Puchatek”, „Wiedza i Życie” oraz... „Gazeta Wyborcza”. „To jest indoktrynacja od najmłodszych lat i darmowa reklama” – wrzeszczy „ND” i chyba mu nie chodzi o Puchatka. W dodatku ma rację. No bo „Fakty i Mity” to jak się pisze? MarS
Bonifratrzy karmiący chorych na raka szkodliwymi grzybkami nie mają także wiele miłosierdzia dla chorych leczonych metodami naukowymi. W Katowicach dostali budynek szpitalny i próbują wyrzucić z niego instytucję publiczną – Szpital Miejski im. Ludwika Rydygiera. W sądzie domagali się eksmisji personelu i pacjentów szpitala. Placówka będzie musiała się zwijać (personelowi dyrekcja wręczyła już wypowiedzenia), a decyzję w sprawie eksmisji sąd wyda w końcu lutego. MaK
JPII NA GRUZACH Wojewódzki konserwator zabytków w Białymstoku wyraził zgodę na zburzenie zabytkowego budynku konsumów w Bielsku Podlaskim, choć stanowiły one cenny element starej zabudowy miasta. Obiekt „był tylko w ewidencji urzędu konserwatorskiego, a nie w rejestrze” – usłyszeliśmy bałamutne wyjaśnienie Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Zgodę na rozbiórkę budowli wydano tylko po to, aby w jej miejscu stanął pomnik JPII. Jakby mało było skandalu, to wyburzenie kosztowało już podatników prawie 60 tys. zł, a to nie koniec, bo monument papieża także sfinansowany zostanie w znacznej części z pieniędzy podatników. A domu pomocy społecznej jak w mieście nie było, tak i nie ma. PS
SPISEK „Nasz Dziennik” wpadł na trop ogólnopolskiego spisku oświatowego! Otóż w podręczniku dla czwartoklasistów jest zadanie z ortografii.
Doszło do kolejnego wypadku podczas realizacji kościelnej budowy (czyżby opatrzność powędrowała na budowy świadków Jehowy?). Zawaliło się rusztowanie przy wykańczanym Centrum Studiów im. Jana Pawła II (przy łódzkiej katedrze) i pięciu młodych robotników runęło na ziemię z dziesięciu metrów. Z poważnymi urazami trafili do szpitala. Wypadek jest efektem niedostatecznego nadzoru. To jeden z najczęstszych głównych grzechów wykonawców kościelnych obiektów, realizowanych najczęściej z drastycznym łamaniem przepisów bhp. Bo taniej. BS
SIOSTRY PRZYTULANKI To tytuł kontrowersyjnej sztuki, która weszła na afisz w stołecznym teatrze Na Woli. Autor: Marek Modzelewski, reżyser: Kolumbijczyk Giovanny Castallanos. Medialny szum, jaki już powstał wokół spektaklu, z pewnością pomoże zapełnić salę teatru, podobnie zresztą jak i sama tematyka: w męskim klasztorze zakonnicy coraz gorzej znoszą celibat i wreszcie przeor zarządza demokratyczne referendum. Zakonnicy mają odpowiedzieć na jedno (ale za to jakie!) pytanie: czy jesteś za regularnymi wizytami w klasztorze osób, które Pismo nazywa niewiastami? Recenzja ze spektaklu wkrótce na łamach „FiM”. PS
NIE SZCZUĆ PSAMI! Odwiedziny duszpasterskie mają być „okazją do szczerej rozmowy na temat sytuacji w rodzinie oraz o sprawach parafialnych (...). Prosimy nie podejmować żadnych tematów politycznych oraz zmuszać kapłana do spotkania ze zwierzętami!!!” – informuje wiernych na swojej stronie internetowej parafia pw. Chrystusa Miłosiernego w Inowrocławiu. Ponadto ostrzega, że „nieprzyjęcie kolędy jest publicznym zaparciem się przynależności do Kościoła. Członkowie rodzin nieprzyjmujących Kolędę nie mają prawa
KARNAWAŁOWA POKUTA Karnawał to idealna pora na... pokutę i post. Zamiast marnować czas na grzeszne hulanki i swawole, w ciągu kilkudziesięciu karnawałowych dni katolik powinien całkowicie oddać się modlitwie i opłakiwaniu popełnianych wówczas na całym świecie grzechów – ponad sto lat temu radził kapucyn Honorat Koźmiński w „Karnawale dusz pobożnych”. A oto przepis na karnawałową pokutę: „Poświęć przynajmniej pół godziny na rozmyślanie męki Jezusowej. Z podwójną pilnością zajmuj się czytaniem książki duchownej. Ponieważ Pan Bóg w tym czasie jest szczególnie obrażany przez zbytki w jedzeniu i napoju, staraj się swój smak umartwiać w jakości i ilości pokarmu. Zadaj sobie jakieś umartwienie ciała. Gorliwie wypełniaj wszystkie ćwiczenia, modlitwy i adoracje. Jak najczęściej odwiedzaj kościół choć na jedno »Zdrowaś Maryja«. Co godzinę uczyń krótki akt żalu za grzechy, które popełniane są w tym momencie na całym świecie. Przynajmniej trzy razy dziennie uczyń pokłon, zwracając się ku czterem stronom świata, aby uczcić Boga ciężko znieważanego w każdej części ziemi. W każdy czwartek lub sobotę ofiaruj komunię świętą na przebłaganie gniewu Bożego. Odnawiaj codzienne postanowienia i obietnice Bogu uczynione”. AK
FAŁSZERSTWO – SPECJALNOŚĆ KRK Oficjalny organ prasowy Kościoła Starokatolickiego Mariawitów w swoim najnowszym wydaniu zawiera oświadczenie bpa naczelnego
5
tego Kościoła nt. dokumentu sprzed 100 lat. Chodzi o sporządzoną przez Kościół rzymskokatolicki broszurę pt. „O wizjach i objawieniach Felicji Kozłowskiej”. Dokument został sfałszowany. Z przetłumaczonego na łacinę tekstu, którego użyto w Watykanie (do nałożenia imiennej ekskomuniki), usunięto fragmenty, które dotyczyły pokory lub określały stosunek do Maryi, założycielki mariawityzmu – twierdzi biskup Jabłoński. Hierarcha mariawicki przekonuje: „Ta lektura nie ukazuje pokory i duchowej głębi św. Marii Franciszki, a skoro aż 11 najistotniejszych fragmentów z tekstu zostało usuniętych, nie dziwi, że Święte Oficjum (dziś Kongregacja Nauki Wiary) uznało jej objawienia za nierzetelne i nakazało rozwiązać Zgromadzenie Mariawickie, a nawet odsunęło Kozłowską od kontaktu z kapłanami i siostrami zakonnymi”. PPr
BISKUPIA KRYTYKA PAPIESTWA Ostra krytyka spotkała Jana Pawła II oraz jego następcę Benedykta XVI. Biskup Bernard Tissier de Mollarais z Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w najnowszym wywiadzie stwierdził, że Jan Paweł II nie zrobił nic, aby odrodziła się wiara, a Benedykta XVI nazwał modernistą i heretykiem. „Rzym cierpi na zatwardziałość serca” – podsumował lefebrysta. Biskup skrytykował również członków Bractwa, którzy są otwarci na dialog i porozumienie z Watykanem, zarzucając im niewierność: „Wielu rezygnuje z powodu braku przekonań i poszukują kompromisów. Dali się uwieść uśmiechom prałatów rzymskiej kurii”. Polityka Benedykta XVI wobec lefebrystów po raz kolejny okazała się przegrana, a dialog, jak widać, przynosi mierne efekty. PPr
6
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
N
ie będę ukrywał – jednym z głównych celów powstania i wydawania tygodnika „Fakty i Mity” jest spowodowanie, aby jak najwięcej Polaków opuściło szeregi wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego. Najlepiej formalnie. Powodów jest aż nadto! Mają je ateiści, ale również – a może przede wszystkim – ludzie wierzący. Ci pierwsi, jeśli chcą żyć w zgodzie z własnym sumieniem i mieć szacunek dla samych siebie, nie powinni przestępować progów świątyń, nawet z okazji wielkich świąt czy procesji. Niestety, zmiana władzy na kościelno-solidarnościową spowodowała, że wielu agnostyków i ateistów przybrało koniunkturalne pozy „jedynych sprawiedliwych”, czyli wierzących. W polskozaściankowym mniemaniu bowiem osobą moralną i godną
Krzyczenie owiec Mam cenną sugestię dla wszystkich chętnych opuścić na zawsze katolicki kierdel z baranami, owieczkami i furt zdemoralizowanymi „bacami i juhasami”. Zaskoczonemu naszym przybyciem plebanowi przedstawiamy znany Wam już pewnie z sieci pisemny akt apostazji, w którym możemy poniższe sugestie wymienić jako główny lub poboczny powód apostazji. Gdy on zaczyna swoją nakazaną mu przez biskupów biurokratyczną mantrę, możemy w tym momencie powiedzieć tekst, po którym wielebnemu biret się przekręci, o ile nie zleci... „Proszę księdza. Czytając Pismo Święte, ze zgrozą stwierdziłem, że w niemającym nic wspólnego z chrześcijaństwem Kościele katolickim nie ma też... chrześcijan! Mało tego, praktykujący niechrześcijański chrzest Kościół kat. sam de facto i de jure wykluczył się z grona Kościołów, mogących być podejrzewanymi o chrześcijańskie powinowactwo – i to jest główny powód mojej apostazji”. Przed jeszcze bardziej zdziwionym plebanem kontynuujemy: „Zachęcony przez hierarchów do czytania Pisma Świętego przeczytałem, że „kto uwierzy, a ochrzci się, ten będzie zbawiony”. W momencie, gdy mnie chrzczono, nie miałem ani rozumu, ani woli, ani tym bardziej – co jest prostą implikacją – dojrzałości do decyzji o akcie chrztu wiary, którą awansem wmówili i próbowali ją we mnie „zakląć” moi rodzice chrzestni. Drugim powodem, dla którego postanawiam opuścić Kościół niechrześcijański, jest samo pogwałcenie tak ważnego elementu, jakim jest... motywacja, a właściwie jej brak u osoby chrzczonej, zaznaczam – chrzczo-nej, a nie chrzczą-cej się! Pierwszym powodem był brak wymagalnej wiary, – drugim jest wyraźnie wskazana motywacja osobista: kto ochrzci się, ten będzie zbawiony, tymczasem ja... zostałem o-chrzczo-ny, a to, proszę księdza, nie to samo. Leon Bod Bielski
Potrzebny bank Moje stanowisko jest odpowiedzią na pytanie Jonasza o Niezależny Bank Apostazji. Wyrażam przekonanie, iż taki bank jest jak najbardziej potrzebny, nie tylko po to, żeby każdy zainteresowany mógł zamanifestować
Nawróćcie się zaufania może być tylko ten, który składa – najlepiej demonstracyjnie, tj. publicznie – rączki do katolickiej Bozi. Nie mówiąc już o tym, że w wielu środowiskach, np. na Podkarpaciu, tylko takim osobom powierza się odpowiedzialne stanowiska w firmach państwowych i prywatnych. Wierzący mają jeszcze bardziej klarowną sytuację. Otóż (co trafnie na tej stronie zauważa Pan L. Bod Bielski) pozostając w szeregach Krk, nie są oni de facto chrześcijanami, gdyż nie przyjęli nigdy chrześcijańskiego
chrztu. Kiedy już dorosną, każe się im wierzyć w papieskie „prawdy wiary” nieobecne, niezgodne lub jawnie sprzeczne z Biblią. Ponadto na katolikach spoczywa odium ogromu zbrodni ludobójstwa popełnionych w ciągu wieków przez Kościół papieski. Żadna inna organizacja w dziejach świata nie ma na sumieniu tylu ofiar, w dodatku zupełnie niewinnych, często walczących o prawa człowieka, naukowców, wynalazców, ewangelicznych chrześcijan. Kościół ten w dalszym ciągu zajmuje stanowisko antyhumani-
swoje odejście od Krk, ale również po to, by pomóc w tym odejściu, które – jak wiemy – często nie jest łatwe. Ponadto tego typu „bank” (nazwijmy to bazą danych o apostatach) mógłby po jakimś czasie stać się najlepszym dowodem zarówno liczby osób, które odeszły z Krk, jak i tych, które chciały odejść, jednakże im to formalnie uniemożliwiono. Świadczyłby też o tym, jakiego rodzaju ostracyzm spotyka ich po odejściu. To oczywiście byłby jasny i klarowny dowód na nadużycia przedstawicieli Krk
umożliwiającej indywidualne wskazanie osoby (przed dokonaniem agregacji i anonimizacji danych statystycznych). Dobrem komplementarnym dla powyższego rozwiązania jest oczywiście strona internetowa z automatycznie aktualizowanymi statystykami oraz listą osób, które wyrażają życzenie obwieszczenia wszem i wobec, że z Krk nie mają już nic wspólnego. Tu, tak jak w każdym tego typu projekcie, zachodzi konieczność rozważenia sposobu weryfikacji osób rejestrujących się w serwisie, tak żeby prezentowane tam dane były wiarygodne, a jednocześnie sam proces rejestracji nie zniechęcał równie skutecznie jak funkcjonariusze Krk. Na co dzień jestem programistą aplikacji do obsługi ruchu SMS-owego, aplikacji internetowych i baz danych. Z wielką przyjemnością w ramach możliwości posłużę pomocą przy tego typu projekcie. Jordan Jasiński
[email protected]
Publiczna lista
i dałby możliwość złożenia skargi konstytucyjnej... Przecież nasza konstytucja z 1997 roku, przynajmniej w teorii, gwarantuje wolność wyznania lub jego braku. Tego typu „bank” powinien być sporządzony w formie elektronicznej bazy danych, połączonej z aplikacją internetową dostępną przez www, w której każdy zainteresowany mógłby się zarejestrować. Rejestracja możliwa byłaby zarówno dla osób, które już odeszły z Krk, wraz z ich uwagami na temat przebiegu tego procesu, jak i dla osób, które dopiero chcą odejść. Te ostatnie mogłyby mieć możliwość automatycznego wygenerowania „wniosku o wykreślenie z Krk”, włącznie ze znalezieniem właściwej parafii, adresu itp. (jeśli takowa baza zostałaby zastosowana, co nie powinno być wielkim problemem). To wielu osobom może ułatwić cały proces, zwłaszcza gdy przeprowadzały się i przypomnienie parafii może być trudne. Osoby te miałyby również możliwość dodawania wpisów o postępach w procesie „wykreślenia z Krk”, a zatem można by sporządzić raport o tym, jak długo przebiega ten proces, jakie napotyka się przeszkody itp. Osoba rejestrująca się powinna też mieć możliwość wyboru, czy chce, aby jej dane były jawne i dostępne (np. w internecie), czy woli, aby dane nie były upublicznianie w formie
Odpowiadając na pytanie Jonasza kończące list Ryszarda Nanke, pragnę wyrazić swój pogląd na temat listy osób dokonujących apostazji. Myślę, że sam pomysł stworzenia takiego spisu jest ze wszech miar godny pochwały, bo zmusiłoby to hierarchów Kościoła do akceptacji decyzji apostaty i uniemożliwiłoby ewentualne skrywanie takiego faktu. Moim zdaniem, jeśli taka lista miałaby czemuś służyć, nie może być „utajniona”. Myślę, że jeśli ktoś miał odwagę rozstania się z Kościołem, to i powinno mu wystarczyć odwagi do publicznego potwierdzenia tego aktu. Jestem apostatą od września 2006 roku i do dnia dzisiejszego nie otrzymałem pisemnego potwierdzenia usunięcia moich danych osobowych z kościelnych spisów, mimo że tego wyraźnie w akcie apostazji żądałem. W ostatnim liście w tej kwestii, otrzymanym z kurii metropolitalnej Gdańska, stwierdzono: „W odpowiedzi na pismo z dn. 22.11.2008 roku informuję, że w świetle obowiązującego prawa adnotacja dokonana w urzędzie parafialnym jest jednoznaczna z definitywnym zamknięciem sprawy aktu apostazji. Kanclerz Kurii Ks. dr Stanisław Zięba”. Pojawiają się pytania (zresztą zawarte w liście „To my wychodzimy z Kościoła”): jakiego prawa? Przez kogo uchwalonego? W którym Monitorze opublikowane? Przekonany jestem, że nadal pozostaję w kościelnych spisach, może tylko z jakąś adnotacją na marginesie kartoteki parafialnej, bo kościelny z pobliskiej parafii nie omija mego mieszkania, kwestując z opłatkiem.
styczne i jest wrogiem postępu służącego człowiekowi. I jeszcze jeden powód. Jeśli ktoś kocha swój kraj i uważa się za patriotę – nie może swoim członkostwem, a i pieniędzmi, wspierać obcego państwa – Watykanu – i jego polskich najemników, którzy drenują budżet Polski i pasożytują (materialnie i mentalnie) na polskim narodzie. Piszę to jako były ksiądz i były katolik. W porę oświecony i z całym przekonaniem nawrócony z błędnej życiowej drogi. A co do banku apostatów, będziemy dalej zbierać Wasze opinie (kilka z nich podaję obok). Skłaniamy się już jednak ku temu, by stworzyć i opublikować listę nawróconych na naszym nowym portalu internetowym. JONASZ
Wnioskuję więc za „publiczną bazą danych”. Może nie będzie ona tak „obfita”, jakby była w przypadku „utajnionego spisu”, ale na pewno bardziej wiarygodna. Ponadto na pewno doda odwagi osobom niezdecydowanym. Witold Szabłowski, Gdańsk
To my wychodzimy z Kościoła Z dużym zainteresowaniem przeczytałam artykuł p. Ryszarda Nanke o wychodzeniu z Kościoła. Myślę, że wyartykułował Pan odczucia wielu. Ja również uważam, że wystąpienia dokonujemy nie dla hierarchów, lecz dla siebie, dla wyznawanych zasad i wartości oraz zdrowia psychicznego. Taką decyzję podjęłam kilka lat temu – była oczyszczająca i uspokajająca. Pozostały do załatwienia formalności. I właśnie z tym „noszę się” od kilku lat! Myśl, że przed hierarchami miałabym wystąpić w roli petenta, budzi głęboką niechęć i sprzeciw. Obrzydliwa jest myśl, że pleban mógłby mnie pouczać, krytykować, osądzać, być może kpić i poniżać. Już sam tryb apostazji opracowany przez Konferencję Episkopatu jest poniżający dla ludzi wolnych. Powinno być tak, jak napisał p. Ryszard – strona kościelna może co najwyżej przyjąć ten stan do wiadomości. Amen. Dlatego odnosząc się do myśli Jonasza w sprawie otwarcia i prowadzenia Niezależnego Banku Apostazji – tak, to ma sens. Jednak cele i forma są do przemyślenia. Całkowite utajnienie bazy nie jest logiczne, bo właśnie teraz jesteśmy w jakiejś formie utajeni i rozproszeni. To teraz wielu z nas samodzielnie, ale i samotnie musi stawać przed nieprzyjaznym obliczem skostniałej instytucji, której nie akceptuje. Dlatego nie możemy również akceptować zasad i trybu apostazji, które Krk usiłuje nam narzucić. Oczekuję, że NBA zignoruje te zasady i opracuje własne. Oczekiwałabym, że NBA nie będzie wyłącznie ewidencją, lecz gromadzone akty apostazji w sposób sformalizowany będzie przekazywać do wiadomości instytucji kościelnej, co ostatecznie będzie kończyć nasze kontakty i związki z Kościołem. Nie ma znaczenia, czy proboszczowie zgodzą się na nasze warunki – to ich kłopot i ich lęk przed szefami w czerwonych berecikach. Nie ma również znaczenia, czy wykreślą nas ze swojej ewidencji, czy podkreślą czerwonym flamastrem. Skoro dokonujemy aktu apostazji, odrzucamy w całości instytucję i jej wymysły, ewidencje, dogmaty, czary, egzorcyzmy i podobne szalbierstwa. Barbara z Białegostoku
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
Niech nas zobaczą! Nie chcesz, aby przedstawiciele Kościoła katolickiego wypowiadali się w twoim imieniu? Nie zgadzasz się z faktem angażowania się władz kościelnych w sprawy polityki? Wierzysz w Boga, a nie w Kościół? Szukasz innej wspólnoty? Jesteś ateistą lub agnostykiem i nie chcesz być uważany za katolika? Masz wybór! Możesz wystąpić z Kościoła rzymskokatolickiego! Ulotki o takiej treści kolportują w całym kraju apostaci, którzy rozstanie z Kościołem już szczęśliwie mają za sobą. A kłody rzucane im pod nogi przez przedstawicieli Kościoła zdają się tylko mobilizować ich do aktywniejszego działania. W ubiegłym roku w sierpniu odbył się I Ogólnopolski Zjazd Apostatów. Już wiadomo, że w tym roku – choć nie ustalono jeszcze terminu – będzie kolejny. Powstał także kanał informacyjny polskich apostatów w serwisie YouTube (www.youtube.pl/apostazjapl). Powodów, dla których ludzie decydują się na formalne odejście z Kościoła, jest wiele. Całą litanię wyliczył Jerzy D. z Częstochowy. Magister inżynier, lat 54. „Będąc w pełni świadom swojej decyzji, wnoszę o apostazję z Kościoła rzymskokatolickiego. W gronie jego wyznawców znalazłem się bez własnej woli drogą chrztu na Jasnej Górze. Do 53 roku życia uczestniczyłem w życiu Kościoła. (...) budowałem dwa kościoły, czerpałem z mądrości księdza Józefa Tischnera, pracowałem przy obsłudze pielgrzymek papieskich wizyt oraz studenckich pielgrzymek z Krakowa do Częstochowy, brałem ślub na Skałce i starałem się wychowywać dzieci zgodnie z Dekalogiem” – napisał do swojego arcybiskupa Stanisława Nowaka. – To, co obserwuję obecnie, budzi we mnie obrzydzenie i poczucie zmarnowanych lat. Kościół katolicki widzę wyłącznie jako sektę religijną, wywodzącą się z nurtu chrześcijaństwa. Wszystko zgodnie z regułami – guru w Watykanie, guru pomniejsi w precyzyjnych szczeblach oraz pracujący na to wszystko wyznawcy sekty – katolicy bezlitośnie wykorzystywani mentalnie i finansowo w zamian za mocno wątpliwe perspektywy. Będę postępował zgodnie z Dekalogiem aż do śmierci, ale kościelnych zakłamanych statystyk nie chcę i nie będę poprawiał – twierdzi pan Jerzy. Marcin mieszka w Siemianowicach Śląskich. Już dawno przestało mu być po drodze z Kościołem, a od lat zawyżał tylko statystyki mówiące, że w kraju nad Wisłą jest co najmniej 95 proc. katolików. W końcu postanowił, że chce wystąpić. Oficjalnie. Żeby – jak twierdzi – jego nazwisko nie widniało na liście
organizacji zbijającej majątki na ludzkiej krzywdzie. Przy okazji pierwszej wizyty w kancelarii parafialnej dowiedział się, że apostazja jest możliwa, owszem, ale tylko... w Niemczech. W Polsce czegoś podobnego się nie praktykuje. Nie było łatwo przekonać proboszcza, że – jako wolny człowiek – ma prawo sam decydować, czy chce należeć do Kościoła, czy nie. W końcu się udało. – Rozmowa z księdzem utwierdziła mnie w przekonaniu, że postąpiłem słusznie. Jestem naprawdę dumny i polecam tę drogę każdemu – mówi Marcin. Odkąd we wrześniu ubiegłego roku Konferencja Episkopatu Polski opracowała oficjalne wytyczne dotyczące zasad występowania z Kościoła, droga, którą kilka miesięcy wcześniej przebył Marcin, stała się bardziej wyboista. Dwóch świadków, akt chrztu oraz konieczność uzasadnienia swojego wyboru, nieuznawanie apostazji przeprowadzonej za granicą – to tylko niektóre z postanowień polskich purpuratów, dostosowujących (zaostrzających) instrukcję Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych do polskich realiów. A jak tę samą instrukcję „dostosowano” w cywilizowanych państwach Europy? Aby dokonać aktu apostazji w Austrii (w 2001 r. z tamtejszego Kościoła wystąpiło ok. 34 tys. osób, a dwa lata później tylko archidiecezja wiedeńska straciła 13 tys. wiernych), wystarczy wysłać odpowiedni wniosek listem poleconym bądź udać się do urzędu miasta. Ci, którzy ukończyli 14 lat, mogą wystąpić z Kościoła bez zgody rodziców lub opiekunów prawnych. W Szwajcarii chęć wystąpienia zgłasza się w kancelarii parafialnej (osobiście bądź listownie). Nie potrzeba tłumaczyć powodów swojej decyzji. Podobnie jak w Niemczech, gdzie aktu apostazji dokonuje się osobiście w odpowiednim ze względu na miejsce zamieszania urzędzie. Można też udać się w tym celu do notariusza. Pomiędzy 12 a 14 rokiem życia o religii wciąż decydują rodzice, ale dziecko musi wyrazić zgodę na jej praktykowanie. We Włoszech wystarczy wysłać list do proboszcza parafii z załączoną kopią dowodu osobistego. Nie ma tutaj, podobnie jak w innych wymienionych krajach, wymogu
uzasadniania swej decyzji. Hiszpanie – dzięki ustawie o ochronie danych osobowych – mogą wystąpić z prośbą o usunięcie swego nazwiska z parafialnych kartotek. Przestrzegania tego prawa pilnuje Agencja Ochrony Danych, która już kilkadziesiąt razy z powodzeniem interweniowała w przypadku opornych duchownych. Francuskim katolikom prawo gwarantuje możliwość wystąpienia z Kościoła, zaś biskupów obliguje (pod groźbą kar!) do odnotowania tego faktu w księgach parafialnych. W Katolandzie musi być gorzej. Kiedy więc apostaci poczuli, że są obywatelami niższej kategorii, a postanowienia Episkopatu uznali za niezgodne z prawem, o całej sytuacji napisali do rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego. W myśl zasady, że są sytuacje, których nie należy zbywać milczeniem, i licząc, że RPO także dostrzeże w dokumencie KEP liczne naruszenia. I to nie tylko konstytucyjnej wolności sumienia i wyznania (por. „Biskupi osaczają apostatów”, „FiM” 41/2008). „Uważamy, że zasady uchwalone przez KEP, w ogromnym stopniu utrudniają, jeśli nie uniemożliwiają formalne opuszczenie Kościoła. Zdajemy sobie sprawę, że Kościół, w ramach swojej autonomii, ma prawo do stanowienia wewnętrznych regulacji określających zasady jego funkcjonowania, jednak nowe ustalenia w sprawie apostazji naruszają konstytucyjne prawo obywatela Rzeczypospolitej Polskiej do wolności religijnej (art. 53 ust. 1 Konstytucji RP, a także art. 18 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz art. 9 ust. 1 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności)” – zaalarmowali członkowie Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów (PSR). Odpowiedź, że katolicki rzecznik samowoli kleru przeszkadzać nie ma zamiaru (por.: skan), specjalnie ich nie zaskoczyła. Raczej wzmogła determinację. – Presja katolickiego z reguły środowiska to już wystarczająca bariera dla wielu tych, którzy chcieliby odejść z Kościoła. Nowe wytyczne wprowadzają wymóg przedstawienia aż dwóch
świadków. Nie zawsze ktoś, kto chce wystąpić z Kościoła, ma szansę znaleźć odpowiednie osoby. Często najbliższa rodzina nie akceptuje jego decyzji, a znajomi są katolikami i nie chcą podpaść proboszczowi – tłumaczy Paweł Gliński z PSR. Naprzeciw potrzebom takich ludzi wyszedł serwis internetowy apostazja.pl. Tutaj na forum (www.forum.apostazja.pl) powstaje baza świadków. – Są to osoby z całej Polski, które chcą bezinteresownie pomóc innym w dokonaniu aktu apostazji. Lista jest wciąż poszerzana i aktualizowana – wyjaśnia Gliński. ⁄ ⁄ ⁄ „Kościół boleje z powodu każdego grzechu, szczególnie z powodu odejścia ochrzczonych ze wspólnoty, a czerpiąc przykład od Miłosiernego Boga z miłością oczekuje i przyjmuje tych, którzy do niej powracają. Dlatego osoby znajdujące się w niebezpieczeństwie
7
popełnienia tego czynu należy z miłością pouczać i zachęcać, by odstąpiły od zamiaru opuszczenia Kościoła, zachowując jednak ich naturalne prawo do wyboru drogi życia”. Z tego powodu – jak zalecają członkowie 354 zebrania plenarnego KEP – akt wystąpienia nie powinien być dokonywany w tym samym dniu, w którym osoba chcąca wystąpić z Kościoła zgłasza swój zamiar duszpasterzowi, ale dopiero po upływie czasu, jaki proboszcz roztropnie pozostawi do namysłu przed podjęciem tak poważnego kroku. Ilu będzie takich jak pewien pleban, który zalecił przyjść swej parafiance za... dwa lata?! Jak zauważył jeden z rozmówców na forum apostazja.pl, „jeśli będziemy siedzieć z założonymi rękami i nic nie robić, to zawsze będziemy mogli zgodnie z polską cechą narodową Polaków narzekać na to, że nic się nie zmienia, a przecież nie o to chodzi”. Tym bardziej że w końcu sutannowi muszą skapitulować. Jeśli tego nie zrobią, czym będzie się różnił Kościół katolicki od sekt, które tak zapamiętale potępia... WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
8
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Goebbelsi wiecznie żywi Czy jawni naziści oraz antysemici mogą być szefami mediów publicznych? Nigdzie na świecie! Ale w Polsce... Telewizja Polska oraz Polskie Radio od ponad 17 lat są przedmiotem politycznych rozgrywek. To wszystko za nasze pieniądze, zabrane w postaci abonamentu radiowo-telewizyjnego. Zresztą nieważne było, kto kierował publicznymi mediami, i tak pieczę nad programem sprawowali kościelni komisarze z zakonu jezuitów (patrz: „FiM” 14/2008). Gdy w 2005 roku władzę zdobył PiS, nikt nie spodziewał się radykalnych zmian. W TVP rządziła konserwatywna prawica (zarząd tworzyli Jan Dworak i Piotr Gaweł z Opus Dei – patrz: „FiM” 12/2006. To jednak dla braci Kaczyńskich było za mało i w grudniu 2005 r. z pomocą LPR i Samoobrony przepchnęli przez parlament zmiany do ustawy o radiofonii i telewizji. Z dnia na dzień (a dokładniej w środku nocy) przerwano kadencję Krajowej Rady oraz rad nadzorczych i zarządów mediów publicznych TVP, Polskiego Radia i 17 rozgłośni regionalnych. Prezes Kaczyński Jarosław osobiście dobierał kandydatów na ich członków. Jakość przygotowanego przez posłów PiS nowego prawa medialnego nieco utrudniła koalicji wzięcie władzy z marszu. Trójwirat musiał poczekać na decyzję Trybunału Konstytucyjnego. W końcu wiosną 2006 r. zmiany ruszyły. W fotelu członka zarządu TVP zasiadł Piotr Farfał, zaś Polskie Radio dostało Michała Dylewskiego. ⁄ ⁄ ⁄ Panowie Farfał i Dylewski pochodzą z drużyny Romana Giertycha, czyli Młodzieży Wszechpolskiej. Ich życiorysy są do siebie niezwykle podobne. Obaj pomimo młodego wieku zaliczyli już po dwie porażki wyborcze. W 2002 r. Piotr i Michał z rozkazu szefa LPR walczyli o mandaty w wyborach samorządowych. Pierwszy – w rodzinnym Głogowie, drugi – w stolicy. Jednak wyborcy uznali, że nie nadają się na radnych (Farfał w swojej dzielnicy dostał 164 głosy na 5156 oddanych, wynik Dylewskiego był podobny). Trzy lata później obaj próbowali dostać się do Sejmu: Farfał z Koszalina (z pierwszego miejsca), Dylewski z rodzinnej Warszawy (z czwartego miejsca). Wynik? Spośród 182 685 głosujących w Koszalinie i okolicach Farfał podbił serca 3172 fanek Radia Maryja, Dylewski zdobył poparcie 350 spośród 781 041 głosujących mieszkańców stolicy. W tym czasie obaj poszli do roboty. W instytucjach samorządu mazowieckiego. Farfał jako prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony
wieki ostoją polskości, to od lat 40. XX wieku do struktur kościelnych przeniknęło wielu Żydów, zmieniając katolicyzm w judaizm. Dowodem na to był II Sobór Watykański”. W 2000 roku – już jako student prawa na Uniwersytecie Szczecińskim – Farfał zdemaskował demokrację jako „system zniewalania ludzi, bowiem nie można zmusić idioty, by stał się geniuszem; podobnie z demokracji nie można uczynić obrońcy interesów Narodu. Kłamstwo w demokratycznej maszynce do prania mózgów jest doraźnym instrumentem politycznym oraz celem o dalekosiężnych skutkach. Kłamstwa mniej istotne lub celowe prowokacje ujawnia się za pomocą
Środowiska i Gospodarki Wodnej, Dylewski początkowo jako wicedyrektor Mazowieckiego Centrum Kultury i Sztuki, a od lutego 2006 roku jako wiceszef Departamentu Kultury, Promocji i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. Jacyś wstrętni internauci opowiadają, że zarówno Farfał, jak i Dylewski samorządowe fuchy traktowali dość swobodnie i raczej się w pracy nie przemęczali. Swoje stołki zawdzięczali Giertychowi i braciom Kaczyńskim. To oni wiosną 2003 roku zaproponowali liderowi LPR zawarcie koalicji samorządowej w Warszawie i woj. mazowieckim. ⁄ ⁄ ⁄ Podczas oficjalnych prezentacji kandydatur obu wszechpolaków, w ich notach biograficznych pominięto jeden drobiazg. Są nim ich osiągnięcia na niwie mediów. Farfał zapomniał, że był redaktorem naczelnym i wydawcą pisma „Front”, współredagował „Szczerbiec”, pismo Narodowego Odrodzenia Polski, oraz publikował w innych periodykach związanych z tak zwaną Narodową Sceną Muzyczną... Oto co ciekawsze myśli Farfała: „Surowe represje w stosunku do Żydów są rzeczą konieczną, jeśli naród chce samodzielnie i zdrowo się rozwijać. Pora wreszcie pozbyć się całkowicie żydostwa, któ- Piotr Farfał, na prawo od Romana re musi być wypędzone z całej Eumediów. W ten sposób wyrabia się ropy. Nie wolno nam powiedzieć: ten w Narodzie poczucie zaufania do środporządny Żyd, a tamten nikomu nie ków masowej informacji. Jednoczezaszkodzi. Bez litości i fałszywego senśnie ukrywa się fakty, które mogłyby tymentu. Polacy zaś przekupieni mazagrozić istnieniu Systemu. Co, oczymoną żydowską, sprzedający Żydom, wiście, byłoby wielce niepożądane dla zasługują nie tylko na naszą pogarwszystkich prostytutek mieniących się dę, ale i dotkliwą karę. Nasza świędziennikarzami – są oni przecież Systa rzecz, Żydzi z Polski precz! Żydowtemu istotnym elementem”. Opowiaska Unia Europejska promuje euredanie zaś, że komunizm i demokragiony, aby dokonać rozbiorów Polcja czymś się różnią, jest według preski. Zachodnia część Polski ma trazesa TVP powtarzaniem bzdur, gdyż fić pod okupację Niemiec, a central„kłamstwo jest ich istotą, ich najważną i wschodnią mają rządzić Żydzi niejszym nakazem. Prawdziwa natuw ramach tak zwanej Judeopolonii, ra demokracji daje nam jednak uczcijednak, gdy naród widzi swą siłę, to wą odpowiedź na jedno proste, ale żydowska okupacja, choć jeszcze tak oczywiste pytanie: jakimi ludźmi być silna, już traci swą władzę, ku upadnie powinniśmy, by nie stracić godkowi chyli się”. W tekście programoności, honoru i szacunku dla samych wym „Dlaczego skinheads” z 1996 siebie. To oczywiste – nie możemy roku Farfał oświadcza: „Nie tolerustać się demokratami”. Podzielał przy jemy tchórzów, konfidentów, Żydów. tym zdanie liderów Narodowego OdJesteśmy przyszłością – zwarci, silni, rodzenia Polski, że „w 1945 mielisolidarni, bezwzględni, bezkompromiśmy w Norymberdze do czynienia sowi i zawsze gotowi do walki. Po proz największą zbrodnią sądową w dziestu jesteśmy najlepsi”. W innym tekjach ludzkości, kiedy to przed nieleście Piotr wyznaje: „(...) my, Polagalnym i samozwańczym trybunałem cy, mamy problem z Kościołem kapostawiono liderów społeczeństwa tolickim, bo choć katolicyzm był przez
polem badań Dylewskiego były nurty współczesnej pedagogiki. W tekście „Antypedagogika w służbie pedofilii” czytamy mity, że za „edukacją seksualną stoi lobby pedeofilskie. A jeśli tak, to antypedagogika staje się w rękach tego środowiska skuteczniemieckiego, którzy mieli prawo dzianym orężem, za pomocą którego mołać brutalnie, gdyż walczyli z żydowże ono próbować zalegalizować konską zarazą”. takty seksualne dorosłych z dziećmi!”. O Polsce i Polakach szefowie Gdy rodzice i nauczyciele móFarfała ze „Szczerbca” pisali zaś, że wią dziecku, aby siebie zaakceptow czasie II wojny światowej stanęwało, a także było z siebie dumne, li... po niewłaściwej stronie. Swoimi to, według Dylewskiego, próbują gaodkryciami chwalił się w pismach sić ogień (problemy z dzieckiem) Narodowej Sceny Muzycznej (pod za pomocą benzyny (hasła o samojej szyldem ukrywają się zespoły proakceptacji). „Nadanie dzieciom praw pagujące antysemityzm i gloryfikuoznacza, że odbiera prawa do wychojące nazizm, ich reklamy publikowania potomstwa rodzicom. W szkowane są w pismach dotowanych le gdzie panuje dyktat praw ucznia przez Ministra Kultury i Dziedzicnauczyciele są pozbawieni skutecztwa Narodowego, między innymi nych sposobów egzekucji ucznioww „Templum Novum” – patrz: skich obowiązków. Rzecznicy praw „FiM” 30/2009). W czołowym maucznia to zazwyczaj pedofile” – ujawgazynie skinhedów „Skin’s Front” nia Dylewski. Zboczeńcom pomaga wykorzystywanie przez nauczycieli podczas lekcji stron internetowych oraz omawianie w szkole książek o Harrym Potterze. ⁄ ⁄ ⁄ Jarosław Kaczyński wyczyny publicystyczne Piotra Farfała nazwał „drobnymi błędami młodości”. W podobny sposób określił brednie publikowane przez Dylewskiego. Pewną ciekawostką jest jednak to, że większość z nich zamieścił pan D. w piśmie „Nowe Państwo” (periodyk wydawany przez PiS-owską spółkę Srebrna – patrz: „FiM” 43/2007). Jarosław akceptował obu panów w zarządach mediów publicznych aż do jesieni 2008 roku. Wtedy to doszło do wojny domowej pomiędzy funkcjonariuszami PiS w radach nadzorczych TVP i Polskiego Radia. Poszło o stanowiska i przesunięcie na gorszą porę emisji programu Jana Pospieszalskiego w drugim programie Giertycha Fot. PAP/Andrzej Wiktor TVP. Nie mógł on przeboleć, że dzięki Andrzejowi Urbańskiewyjaśniał, że rozpoczął wydawanie mu czołowe miejsce w ramówce pisma „Front”, dlatego że „na sceTVP 2 zajął Tomasz Lis. Wierni nie narodowej była pustka, a młoKaczyńskiemu członkowie rady naddzi ludzie potrzebują zina o wyraźzorczej telewizji zarzucali prezesonie narodowym obliczu”. Do zakuwi Urbańskiemu promowanie anpu zachęcał gustowny plakat z natypisowskich dziennikarzy (na przypisami: „Biała siła”, „aryjska siła”, kład Hanny Lis) i brak właściwe„Domagamy się odebrania praw żygo wsparcia dla PiS w trakcie kamdom”. Podobne ilustracje zdobią panii wyborczej 2007 roku. Prezes stroniczki „Frontu”. Pełno tam anTVP, budując front obrony włatyżydowskich haseł, zwierząt załasnej osoby, zamienił telewizję w Biutwiających swoje potrzeby na flaro Kadr Ligi Polskich Rodzin (wygach Izraela, chłopców podnosząsokie pensje dostali tam między incych rączki w geście „Heil Hitler” nymi byli posłowie LPR Radosław i depczących Gwiazdę Dawida. Parda, Szymon Pawłowski – szwaNa tym polu dokonania drugiegier Wierzejskiego, Daniel Pawgo speca od zarządzania publicznyłowiec i inni pomniejsi). To jedmi mediami, pana Michała Dylewnak nie pomogło i ostatecznie – głoskiego, są znacznie skromniejsze. sami koalicji LPR-Opus Dei przy Jest starszy od Farfała, a zajmował wstrzymaniu się reprezentanta Sasię wychwalaniem faszystów rumuńmoobrony – Rada Nadzorcza TVP skich, którzy według niego „próbozawiesiła prezesa i jego zastępców wali ratować swój kraj przed upadzwiązanych z braćmi K. Farfałowi kiem spowodowanym przez lewicę powierzono zaś kierowanie telewii króla”. Swoich przeciwników wyzją publiczną. W taki sam sposób sadzali w powietrze i rąbali siekieludzie prezesa Jarka utracili władzę rami. Za wroga niepodległej Rumuw Polskim Radiu. MiC nii uznali Żydów i ich spiski. Innym
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Pełnosprawny Caritas Oddając niepełnosprawnych w ręce instytucji kościelnych, państwo zyskuje czyste sumienie, a wielebni czystą gotówkę... Mocno wyblakła już legenda, że polski kat. Kościół zawraca sobie głowę ludźmi na tyle słabymi, że nie stać ich na opłacenie modłów o poprawienie swojego losu. Wprawdzie tu i ówdzie pojawiają się jeszcze zapewnienia, jakoby „na pomoc dla potrzebujących Kościół w skali roku wydawał setki milionów złotych” (ks. Robert Nęcek, rzecznik krakowskiej kurii metropolitalnej), ale coraz więcej osób traktuje je jako ponure żarty, wiedząc, że jeśli już Kościół coś daje, to jest to jedynie CZĘŚCIOWA redystrybucja dóbr przekazanych mu w tym celu przez inne instytucje. Powtórzmy: redystrybucja, przy której wielebni potrącają sobie godziwą marżę za fatygę... Caritas jest największą w Polsce agendą działającą w branży charytatywnej, dokładnie oplatając cały kraj pajęczyną swoich terenowych ekspozytur (oprócz centrali noszącej nazwę Caritas Polska w każdej diecezji istnieją jej – niezależne finansowo i organizacyjnie – odpowiedniki podległe miejscowym ordynariuszom). Koncern przykłada ogromne znaczenie do swojego wizerunku medialnego, nie kryjąc już nawet przed społeczeństwem swojego „heroizmu” w oficjalnych komunikatach: ⁄ „Ponad 4 mln złotych dla potrzebujących przeznaczył w 2007 r. Caritas Diecezji Radomskiej. Dzieła Caritasu zostały wsparte z funduszy pochodzących z 1 procenta odpisów podatkowych i ofiar wiernych oraz dotacji samorządu marszałkowskiego, wojewódzkiego i gminnego”; ⁄ „Włączyliśmy się w wydanie albumu pod redakcją ks. Biskupa Stefana Regmunta pt. »Jan Paweł II wielki przyjaciel osób niepełnosprawnych«. Wydawnictwo zostało dofinansowane ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i zostało to dobrze przyjęte w środowisku” (z komunikatu Caritasu Diecezji Legnickiej); ⁄ „21 listopada 2008 r. zakończyły się siódme z kolei warsztaty w ramach projektu „Wiem, że potrafię” realizowanego przez Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej, przy współudziale środków PFRON”. Cóż z podobnych ogłoszeń wynika? Dla przeciętnego ich konsumenta sprawa jest jasna: Caritas włożył w interes swoją krwawicę (ofiary wiernych, oszczędności kurii biskupich i parafii), a instytucje publiczne dołożyły się do „dzieła” jakimś marnym groszem. Z ciekawości sprawdziliśmy, jak to wyglądało w cytowanym przypadku radomskim. Okazuje się, że
tamtejszy Caritas zainkasował od wiernych w 2007 r. 11 tys. 595,96 zł, natomiast z odpisów 1 proc. podatku na Organizacje Pożytku Publicznego – 174 tys. 295,12 zł. Doliczając prawie 144 tys. wpłacone przez „osoby prawne” (parafie i inne bliżej nie określone w sprawozdaniu instytucje), wychodzi 330 tys. Wniosek? Wspomniane – ot, tak sobie, od niechcenia – samorządy wsparły „czteromilionowe dzieło” radomskiego Caritasu kwotą ok. 3,7 mln zł, czyli ponad dziesięciokrotnie wyższą od wkładu własnego speców od dobroczynności. Kościelny proceder „pomocy dla potrzebujących”, o której powiada ks. Nęcek, wygląda dokładnie tak samo w skali całego kraju... ⁄ ⁄ ⁄ Ludzie, których zły los skrzywdził ułomnością fizyczną lub intelektualną, są oczkiem w głowie Kościoła, czego najbardziej oczywistym dowodem – wedle tromtadrackich komunikatów – jest fakt, że Caritas wydaje na niepełnosprawnych kwoty idące w miliony. Skąd te pieniądze? Oczywiście własne, przez świątobliwych mężów i niewiasty uzbierane pod kościołami – zapewnia koncern. No, czasem jeszcze coś dorzuci państwo. „Największym programem wspierającym osoby niepełnosprawne był realizowany w 44 ośrodkach Caritas diecezjalnych dla osób niepełnosprawnych Program »Indywidualne Ścieżki kariery zawodowej szansą dla osób niepełnosprawnych«, współfinansowany ze środków PFRON” – szczyci się Caritas Polska. Poprosiliśmy PFRON o wyjaśnienie, dlaczego tak skąpią na niepełnosprawnych, że w sprawozdaniach Caritasu jawią się zaledwie kwiatkiem do kożucha. Odpowiedziano nam, że w 2007 r. i pierwszej połowie 2008 r. Caritas prowadził za pieniądze PFRON cztery ogólnopolskie programy: „Ośrodki Informacji dla Osób Niepełnosprawnych”, „Ograniczania Skutków Niepełnosprawności”, „Partner 2006”, „Partner III” oraz „Wyrównywania różnic między regionami”, które Fundusz „współfinansował” łączną kwotą 12 mln 167 tys. 772,72 zł (patrz tabela). Przykładowo: na program „Partner III” tylko w pierwszym półroczu 2008 r. Caritasy diecezjalne dostały od PFRON prawie 4,5 mln zł, z czego najwięcej trafiło do Katowic (1,28 mln zł) i Kalisza (509 tys. zł), a tylko 13,5 tys. zł do Tarnowa.
W jakim stopniu partycypował w tym przedsięwzięciu „swoimi” środkami Caritas? – Średnio 10 procent, czyli w sumie nie więcej niż 450 tys. zł, przy czym na ogół nie były to wykładane na stół pieniądze, lecz przeliczana na wartości materialne praca bądź udostępnione lokum i sprzęt. A jeśli już nawet wysupłali odrobinę żywej gotówki, to i tak wszystko zostawało w rodzinie, bowiem przeważnie zatrudniali tylko swoich ludzi, wydawali materiały informacyjne w instytucjach przykościelnych, a realizowane w ramach programu np. „imprezy kulturalne poza granicami kraju” były de facto pielgrzymkami. Musicie też wiedzieć, że te kilkanaście milionów złotych dało się wyodrębnić tylko dlatego, że dotyczą konkretnych, dużych programów wymagających zbiorczych sprawozdań. Każdego roku wypłacamy Caritasowi, bezpośrednio lub za pośrednictwem samorządów, znacznie więcej na indywidualne projekty, refundację kosztów zatrudnienia, a nawet zakupy i remonty ich nieruchomości, jak to miało miejsce ostatnio w diecezji radomskiej. Ile w sumie? Absolutnie nie da się tego policzyć – mówi urzędnik PFRON. ⁄ ⁄ ⁄ Przyjrzyjmy się teraz fragmentom działalności najhojniej przez PFRON obdarowanego Caritasu Archidiecezji Katowickiej, który pod wodzą ks. dyr. Krzysztofa Bąka (na zdjęciu) zdaje się być wyjątkowo dobrze oliwioną maszynką do robienia pieniędzy: ⁄ W 2005 r. ta kościelna firma osiągnęła 35,1 mln zł przychodów, spośród których ponad 34 mln zł pochodziło z kasy publicznej (reszta z prowadzonej działalności gospodarczej i odpisów podatkowych przekazanych przez wiernych). Caritas oczywiście
prowadził za te pieniądze działalność statutową (Domy Pomocy Społecznej, Warsztaty Terapii Zajęciowej, hospicja, świetlice, jadłodajnie i noclegownie), ale wydał na nią (oficjalnie, bo kto go sprawdzi?) 28,8 mln zł. A co z resztą? Jest milczeniem... Ale – UWAGA! – tylko na wynagrodzenia 743 pracowników Caritasu poszło w sumie 16,3 mln zł, co stanowiło ok. 56,5 proc. ogółu kosztów! Nie trzeba dodawać, że najwięcej zarabiają księża i zakonnice; ⁄ Rok 2006 był dla katowickiego Caritasu mniej pomyślny. Wprawdzie do kasy wpłynęło im 43,6 mln zł (w tym 1,14 mln zł z działalności gospodarczej i odpisów 1 proc. podatku), ale zużyli aż 40,3 mln zł. Nie przełożyło się to jednak na dobrobyt podopiecznych, bowiem ostro wzrosły koszty zatrudnienia już 879 osób, na co przeznaczono 18,5 mln zł (46 proc. ogółu wydatków). A co z pozostałymi w kasie trzema milionami z ogonkiem?;
9
⁄ W 2007 r. archidiecezjalny Caritas otrzymał zastrzyk gotówki w kwocie 47,9 mln zł (1,2 mln zł pochodziło z własnej działalności gospodarczej i odpisów podatku na Organizacje Pożytku Publicznego). Wydał 46,3 mln zł, ale znowu sporo poszło na płace dla 900-osobowego personelu, którego wynagrodzenie pochłonęło 21,7 mln zł (46,8 proc. ogółu kosztów). Konkludując: tylko w trzech rozpatrywanych latach 2005–2007 katowicki Caritas „zaoszczędził” prawie 11 mln zł z pieniędzy, które w zamyśle darczyńców miały trafić do ludzi potrzebujących pomocy. Na bilans roku minionego przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale że wielebni uciułają sobie na boku dwie-trzy dodatkowe „bańki”, jesteśmy całkiem spokojni. Ile jest w Polsce przedsiębiorstw tak odpornych na wszelkie kryzysy (wspólnym wysiłkiem wszystkich podatników)? ⁄ ⁄ ⁄ Wizytówką katowickiego Caritasu jest Ośrodek dla Osób Niepełnosprawnych „Miłosierdzie Boże” w Mikołowie-Borowej Wsi, na który składa się ofiarowany przez państwo kompleks budynków o łącznej powierzchni ponad 6 tys. mkw. i 23 hektary gruntu. Robi się tam dla „dzieci gorszego Boga” dużo dobrego, ale też... zarabia na nich całkiem przyzwoite pieniądze, co doprawdy włosy nam na głowie podniosło! Oto w owym ośrodku zainstalowała się obok niepełnosprawnych spółka „Kuncar”, szczycąca się przynależnością „do czołówki firm produkujących akcesoria meblowe”, co naturalnie żadnym grzechem nie jest, skoro płaci Caritasowi za wynajem pomieszczeń, aczkolwiek uszczupla przestrzeń życiową podopiecznych „Miłosierdzia Bożego”. Przedsiębiorstwo uzyskało liczne przywileje, w tym m. in. system ulg i zwolnień podatkowych oraz subwencjonowanie przez PFRON (332 tys. zł w 2007 r., 362 tys. zł w trzech kwartałach 2008 r.) z tytułu zatrudnienia kilkunastu niepełnosprawnych pozostających pod opieką Caritasu, co bezdyskusyjnie jest jak najbardziej zgodne z prawem, tudzież przyzwoitością. Oniemieliśmy jednak, gdy okazało się, że faktycznym właścicielem „Kuncaru” jest… archidiecezjalny Caritas posiadający w tej spółce 50,82 proc. udziałów, z których dywidendy (54 tys. zł w 2007 r.) doskonale wpływają na zaspokojenie potrzeb życiowych i samopoczucie ojców wielebnych. Nazywając rzecz po imieniu: dajemy Caritasowi pieniądze na zapewnienie niepełnosprawnym dobrobytu, a „czarni” zaganiają tych ludzi do roboty na rzecz kościelnego dobrobytu! Ot, łeb do interesów! ANNA TARCZYŃSKA Za tydzień cd.
10
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
POD PARAGRAFEM
Nieloty Podejrzane licencje dla pilotów i awantury o lotnisko Warszawa-Babice to obraz polskiej administracji lotniczej roku 2008. Lotnictwo cywilne to jeden z najbardziej kontrolowanych biznesów na świecie. Ścisłemu nadzorowi podlegają linie lotnicze, ośrodki szkoleniowe, warsztaty, a piloci muszą zdawać specjalne egzaminy. Słusznie, bo czym może się skończyć liberalne przyznawanie uprawnień do pilotażu maszyn pasażerskich, przekonaliśmy się we wrześniu 2001 roku w USA. Żeby zminimalizować możliwość powtórki ataku z wykorzystaniem samolotów pasażerskich, rządy niemal wszystkich państw świata zaostrzyły reżim wydawania licencji dla personelu lotniczego. ⁄ ⁄ ⁄ W Polsce, oczywiście, musi być na odwrót. Zdarzyło się nawet, że licencję pilota śmigłowców dostała osoba, która nigdy nie siedziała za jego sterami. Prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego uznał, że nic się nie stało. Jego zdanie podzielili prokuratorzy. Posłowie SLD bezskutecznie kilka razy próbowali wymóc na urzędnikach państwowych ponowne zajęcie się tą sprawą. Przez lata na forach dyskusyjnych krążyły informacje, że nie był to wcale odosobniony przypadek. Jednak nikt nie chciał się bliżej sprawą zainteresować. Aż nadszedł grudzień 2008 roku i do pracy wzięli się prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Ich podejrzenia wzbudziła dokumentacja uzyskania przez obywatela RFN o inicjałach E.H. polskiej licencji pilota liniowego. Wcześniej w tej sprawie do ULC pisał jego niemiecki odpowiednik (LBA). Poszło o to, że LBA nie spodobało się, że
gość, któremu wcześniej odebrali prawa do pilotowania samolotu pasażerskiego ze względu na stan zdrowia, znowu może usiąść za sterami. Na list LBA polscy urzędnicy grzecznie odpowiedzieli, że rzeczywiście wydanie owej licencji budzi wątpliwości i w związku z tym została w ULC powołana specjalna komisja. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w jej skład weszli urzędnicy, którzy wcześniej... podpisali licencję. Prokuratorom zwracamy szczególną uwagę na dokumenty, jakie zostały dołączone do licencji numer PL-17301-ATPL (A)-07 po dniu 1 października 2008 roku, to jest wniosek E.H. o jej wymianę z 14 października 2008 roku oraz protokół egzaminu z 15–16 października tegoż roku. Pierwsza rzecz, jaka od razu rzuca się w oczy, to wygląd kwitu, który przeszedł podobno całą procedurę rejestracyjną w ULC. W 2004 roku minister infrastruktury – zwierzchnik Urzędu Lotnictwa Cywilnego – oświadczył, że aby uniknąć machinacji przy wydawaniu licencji, każdy kwit będzie centralnie rejestrowany. W głównej recepcji ULC zostanie mu także nadany specjalny kod kreskowy. W grudniu 2008 roku zapytaliśmy rzeczniczkę Urzędu, czy wspomniany program komputerowy do zarządzania obiegiem dokumentów już działa. Odpowiedziała, że tak, i to od roku 2007. Prokuratorom zwracamy na to uwagę, bowiem wniosek E.H. z 14.10.2008
roku nie nosi śladu przejścia przez zintegrowany system komputerowy – nie widzimy tam kodu kreskowego. Dalej E.H. w rubryce o posiadanych przez siebie uprawnieniach wymienił wyłącznie niemieckie licencje. W zapale wpisał nawet te, które dawno straciły ważność (ATPL (A)-3311008059, która wygasła w 11 czerwca 2005 roku). W instrukcji wypełniania wniosku dostępnej na stronie www Urzędu Lotnictwa Cywilnego możemy przeczytać, że wnioskodawca ma wymienić wyłącznie ważne licencje. Ponadto E.H. zapomniał wpisać polską licencję, którą chciał uaktualnić. Na dodatek pola dotyczące wniesienia opłaty są puste, podobnie jak rubryki dotyczące dokumentów, jakie wnioskodawca winien dołączyć do podania.
Pomimo takich uchybień 15 października 2008 roku Inspektorat Licencjonowania Załóg Statków Powietrznych skierował E.H. na egzamin teoretyczny przed Państwową Komisją Lotniczą. Jego celem jest sprawdzenie wiedzy i umiejętności kandydata z 14 przedmiotów. Gdyby ktoś chciał go zdawać bez żadnych przerw, musiałby siedzieć na sali egzaminacyjnej prawie 21 godzin. Co ciekawe, PKL zebrała się w celu przepytania E.H. ad hoc jeszcze przed otrzymaniem stosownego wniosku. Jak też wyjaśnić następujący zbieg wydarzeń: Inspektorat rozpatrzył podanie o wymianę licencji i skierował delikwenta na egzamin 15 października 2008 roku, Komisja otrzymała owo podanie dzień później (datownik komisji
Porady prawne Prosimy o poradę prawną w następującej sprawie. Ożeniłem się po raz drugi. Mieszkamy z żoną w domu wybudowanym przeze mnie, ale zapisanym mojej córce. Mam emeryturę górniczą i rolniczą, jestem ubezpieczony na wypadek śmierci – płacę składki 100 zł rocznie. Żona ma emeryturę rolniczą. Jakie prawa miałaby żona, gdybym ja odszedł wcześniej? Z czego mogłaby skorzystać? (Teodor M.) Jeżeli nie zostawi Pan testamentu, cały majątek odziedziczą Pańska żona i dzieci w równych częściach, żona otrzyma jednak nie mniej niż 1/4 spadku. Poza tym wdowie (wdowcowi również) przysługuje – po spełnieniu pewnych warunków – wypłacana przez ZUS renta rodzinna. Żeby mogła otrzymać rentę, zmarły do śmierci musi pobierać emeryturę albo
rentę z tytułu niezdolności do pracy albo po prostu pracować i mieć ubezpieczenie społeczne. Poza tym wdowa (wdowiec) musi spełniać jeden z następujących warunków: w chwili śmierci współmałżonka ma skończone 50 lat lub jest niezdolny do pracy (wtedy wiek nie ma znaczenia) lub wychowuje co najmniej jedno z dzieci, wnuków lub rodzeństwa uprawnionych do renty rodzinnej po zmarłym (dzieci nie mogą mieć skończonego 16 roku życia, a jeżeli się uczą – 18 roku lub muszą być całkowicie niezdolne do pracy). Co do ubezpieczenia na wypadek śmierci – zostanie ono wypłacone temu, kogo Pan uposażył. Podstawa prawna: ustawa z dn. 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny – DzU 1964.16.93 ze zm.; ustawa z dn. 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004.39.353, tj. ze zm.
– patrz: skan). Normalnie zapisy na egzaminy przyjmowane są z wyprzedzeniem dwóch, trzech miesięcy. ⁄ ⁄ ⁄ Jesienią i zimą 2008 r. polskie środowisko lotnicze żyło także wojną, jaką Urząd Lotnictwa Cywilnego wydał lotnisku Warszawa-Babice. Nagle okazało się, że lotnisko funkcjonujące od czasów przedwojennych zagraża bezpieczeństwu mieszkańców stolicy, a przez to nie jest możliwe, aby mogły się na nim odbywać loty szkoleniowe, a nawet szybowcowe. A co ważniejsze, aby mogło stacjonować tam lotnicze pogotowie ratunkowe. I dlatego w listopadzie 2008 roku
ULC postanowił nie przedłużać zezwoleń na dalsze funkcjonowanie 11 ośrodków szkolenia pilotów (komercyjnych i działających na zasadach non-profit). Budżet państwa obok konieczności wyłożenia pieniędzy na nowe lotnisko dla ratowników pogotowia straciłby także wpływy z podatków od wyeksmitowanych z lotniska firm i ich 144 pracowników. Reprezentanci Urzędu Lotnictwa Cywilnego tłumaczą, że lotnisko Warszawa-Babice to lotnisko MSWiA, a nie cywilne, i z tego powodu nie
⁄ ⁄ ⁄ Zwracam się z prośbą o wyjaśnienie nurtujących mnie pytań dotyczących spadku. Ojciec mój zmarł w 1980 r. i nie pozostawił testamentu. Obecnie odbywa się sprawa sądowa o stwierdzenie nabycia spadku. W skład spadku wchodzi działka rolna i działka przydomowa razem z budynkiem mieszkalnym i zabudowaniami gospodarczymi. Czy pod uwagę będzie brana obecna podstawa prawna, czy ta z roku 1980? Czy to, że jestem trwale niezdolny do pracy, wpłynie na wysokość zachowku? Jakiej wysokości jest opłata sądowa w sprawie o zachowek? W przypadku spadku otwartego w 1980 r. stosować się będzie przepisy kodeksu cywilnego wówczas obowiązujące, czyli w przypadku dziedziczenia gospodarstw rolnych – w brzmieniu ustalonym ustawą z 26 października 1971 r. Niezdolność do pracy rzeczywiście wpływa na wysokość zachowku. Jeżeli uprawniony do zachowku jest trwale niezdolny do pracy lub małoletni, należą mu się
może być ono wykorzystywane przez inne podmioty. Ale jakoś przez 8 lat ULC godził się, aby na tym samym lotnisku stały śmigłowce policji, cywilne samoloty sportowe i szkolne oraz powietrzne karetki pogotowia. Co ciekawe – w Bydgoszczy, Krakowie i Wrocławiu armia i cywile mogą korzystać z tego samego lotniska i nie niesie to za sobą żadnego niebezpieczeństwa. Jak wynika z informacji MSWiA, Babice już faktycznie stały się lotniskiem cywilnym. W okresie od stycznia do listopada 2008 roku na 28 273 startów i lądowań aż 26 368 przeprowadziły samoloty sportowe, szkolne oraz pogotowia ratunkowego. Obsługa cywili daje rocznie około 2–2,3 miliona złotych przychodów. Budżet państwa nie dokłada do lotniska ani złotówki. Ale może to niedobrze? Urząd Lotnictwa Cywilnego argumentuje, że Lotnisko Warszawa-Babice nie ma straży pożarnej. Co prawda ma ono profesjonalny wóz strażacki wraz z wyposażeniem i zatrudnia strażaków, ale według biurokratów, ich samochód nie jest wozem ratowniczo-gaśniczym. I dlatego domagają się, aby Babice obsługiwała jednostka PSP, jaką mają duże porty międzynarodowe. Chcemy wierzyć, iż jedynym powodem radykalnych działań Urzędu Lotnictwa Cywilnego jest bezpieczeństwo mieszkańców Warszawy i osób korzystających z tego lotniska. Nie chce się nam bowiem wierzyć w informacje krążące wśród pasjonatów latania, że ULC pomaga firmom budowlanym, które chcą na tym pięknym terenie postawić osiedle mieszkaniowe. Na marginesie warto zwrócić uwagę, że przez działania Urzędu Lotnictwa Cywilnego Warszawa będzie jedyną w Europie stolicą bez lotniska obsługującego samoloty ratownicze i sportowe. MiC
2/3 wartości udziału spadkowego (w pozostałych przypadkach – 1/2). Wpis sądowy wynosi 5 proc. wartości przedmiotu sporu (wartość zachowku zaokrąglona do pełnego złotego w górę). Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż roszczenie o zachowek przedawnia się z upływem lat trzech od ogłoszenia testamentu lub od otwarcia spadku (śmierci spadkodawcy). Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny – DzU 1964.16.93 ze zm.; ustawa z dnia 26 października 1971 r. zmieniająca ustawę Kodeks cywilny, DzU 1971.27.252. ⁄ ⁄ ⁄ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
11
Miejskie legendy Po kraju jeździ czarna wołga. Pojawia się znienacka w małych wioskach, ale i wielkich miastach. Jej pasażerowie porywają dzieci i za pomocą specjalnego urządzenia wysysają ich krew, która używana jest później do transfuzji. W Niemczech. Ta opowieść wywołała psychozę w Polsce końca lat sześćdziesiątych. W szkołach skracano lekcje, milicjanci wygłaszali w klasach pogadanki. A że nic podobnego nigdy nie miało miejsca? No to co? A mało to bzdur wysłuchujemy codziennie w serwisach informacyjnych? Czytamy w tabloidach? I chętnie w nie wierzymy. Jak powstają tak zwane miejskie legendy, czyli współczesne bajki opowiadane kumplom przy piwie, przy herbatce u cioci na imieninach? Kto je wymyśla? Kto tworzy? Socjologowie nie są tu zgodni i najczęściej bezradnie rozkładają ręce. „To tak, jak odpowiedzieć na pytanie, kto wymyśla dowcipy. Same jakoś się tworzą. Jedni lubią opowiadać i wzbudzać zainteresowanie, a drudzy chcą tego słuchać. Ot, zjawisko społeczne” – twierdzą spece od wiedzy o nas. Niewątpliwie opowiadający czerpie radość, a może i rozkosz z tego, że usłyszy od pobladłego słuchacza słowa – tu użyję anagramu – o ja cierpię dolę!!!. No i stanie się duszą towarzystwa. Im rzecz bardziej nieprawdopodobna, niesłychana, szokująca, a jednak w jakimś tam pierwiastku możliwa, tym dla opowiadającego lepiej. Oto garść najpopularniejszych miejskich legend z całego świata. Ale przedtem powtórzymy raz jeszcze, że żadna z tych historii nigdy się nie wydarzyła. Za to niektóre z nich żyły latami (żyją do dziś) i wywołały sporo szkód oraz spustoszeń. Makabryczna ta historyjka została opisana już w prasie z początków XX wieku (oczywiście – jako prawdziwa) i nadal ma się dobrze. Wszędzie bowiem można spotkać jegomościa, który przy lampce czegoś mocniejszego opowie Wam chętnie coś takiego: „Moja ciotka mieszkała w małej wiosce, a tam był pewien ksiądz. Ten ksiądz miał kota. Bardzo łownego. Żadnej myszy nie przepuścił. Proboszcz podczas snu strasznie chrapał. Pewnej nocy kot rzucił się na jego drgająca grdykę i przegryzł ją, bo myślał, że to gryzoń. Plebana znaleziono martwego następnego dnia”. Czy jest ktoś, kto nie słyszał tej bujdy? Ale miejskie legendy to wcale nie polski wynalazek ani nawet nie specjalność. Zatem zapraszam na spacerek po innych krajach i innych opowieściach.
Kompletnie przechlapane ma sieć fast foodów McDonald’s. Aż dziw, że jeszcze nie zbankrutowała. Przytoczymy aż trzy historie, które działają cokolwiek wymiotnie na słuchaczy. Oto w „donaldsie” można dostać napój o nazwie „szejk”. Gęsty i słodki. Pewien klient źle się poczuł po skonsumowaniu swojego ulubionego napitku i trafił do szpitala. Przeprowadzono badania, wysłano laborantów do restauracji i... okazało się, że w „szejkach” jest sperma pracowników sieci. Tak się zabawiali, by
pognębić swoich „prześladowców”, czyli tych, co to przychodzą po jedzenie i w ogóle się panoszą. Zrobiło się Wam niedobrze? Oto kolejna porcja... opowieści. Do McDonalda udał się inny dżentelmen, który zamówił frytki z ketchupem. Zjadł je z apetytem, a po kilku miesiącach obowiązkowo poddał się okresowym badaniom
lekarskim. Wynik rzucił go o glebę: AIDS w postaci terminalnej. To niemożliwe – łkał. – Jestem impotentem, nie przyjmowałem też żadnych zastrzyków! Śledztwo policji wykazało, że zarażeni HIV dwaj pracownicy „MD” dodawali swoją krew do pomidorowego sosu. Obie całkowicie wyssane z palca historie o mało nie doprowadziły do bankructwa hamburgerowego potentata. A rzecz miała miejsce w jednym z krajów skandynawskich w latach 80. W Polsce można je usłyszeć do dziś. Ta o spermie kolportowana jest np. w Łodzi i w Warszawie. Jak widać, bajki nie znają granic. Jeśli chodzi o McDonald’s, to można podejrzewać, że konkurencja zatrudnia do bajkopisarstwa najwybitniejszych twórców horrorów. Oto pewna pani przyszła do „MD” i zażądała kanapki z kurczakiem; „Tylko bez majonezu, bo go nienawidzę”. Zamówienie zrealizowano po kilku minutach. Jejmościna wgryzła się w sandwicza i zawyła z oburzenia. Wyciekł z niego bowiem obficie... jajeczno-oliwny sos. Kelnerka niemal na kolanach przysięgała, że poza mięsem w bułce niczego innego nie było, ale fakty świadczyły o czymś przeciwnym. Potrawę poddano analizie. I okazało się, że załoga fast foodu nie kłamała. Bo to nie był majonez. Po prostu kurczak był chory i miał rozległy... ropień! W tym miejscu wielbiciele dreszczowców powiedzą: „E tam, cokolwiek rzygawiczne, ale do zniesienia”. Dla takich mamy historię o pewnym małżeństwie, które w sylwestra chciało udać się na upojną zabawę. W tym celu wynajęli nastoletnią opiekunkę do małego dziecka. Miała odpowiednie referencje i wyglądała sympatycznie. Kilkanaście
minut po północy mama dzidziusia zatelefonowała do domu, by sprawdzić, czy wszystko jest OK. „Oczywiście, nawet indyk już doszedł” – odparła indagowana panienka, co uspokoiło rodziców do czasu, aż nie zadali sobie pytania: „JAKI INDYK?!”. Przerażeni wrócili do swoich pieleszy, by znaleźć nieprzytomną od narkotyków nastolatkę i upieczone w piekarniku elektrycznej kuchenki roczne dziecko. Nic nie pomogło dementi amerykańskiej policji, że podobna historia nigdy nie miała miejsca. Niemal sto procent agencji wynajmującej w USA piastunki do dzieci zbankrutowało w latach 50. z dnia na dzień. Kilka lat później okazało się, że nie tylko oseski są zagrożone. Oto amerykańskie brukowce obiegła opowieść o tym, że istnieje światowy gang kradnący ludziom nerki sprzedawane później do przeszczepów. Typowa o tym opowieść brzmi następująco: Pewna nastolatka z Wirginii poszła na dyskotekę i tam poznała bardzo miłego i przystojnego młodzieńca. Zaczęło się od pocałunków, potem była tylna kanapa samochodu, a jeszcze później jakiś drink i... ciemność. Panienka obudziła się rano w wannie hotelowego pokoju. W wodzie pływały kostki lodu. Obok leżała karteczka: „Nie masz jednej nerki, jeśli chcesz przeżyć, nie wychodź z zimnej wody i czekaj na pogotowie”. Ta opowieść kończy się przynajmniej „połowicznym” happy endem. Następna – niestety – nie. Pewna panna, która za kilka dni miała stanąć na ślubnym kobiercu, doszła do wniosku, że jest cokolwiek za blada. Ale to żaden problem, przecież wystarczy pójść do solarium. Jak pomyślała, tak i zrobiła. Ale efekt był mizerny. Ponowiła seans... Niestety – rezultat nadal jej nie zadowalał. W sumie leżała pod lampami siedem razy w ciągu dwóch dni. Trzeciego dnia znaleziono ją martwą. Sekcja wykazała... No właśnie... nic nie wykazała. W środku zwłok nie było narządów wewnętrznych. Zostały spalone promieniowaniem ultrafioletowym.
Dziwicie się, że ludzie potrafią uwierzyć w podobne opowieści? Otóż potrafią. Do tego stopnia, że w Stanach Zjednoczonych rynek sztucznego opalania popadł w kryzys na ponad pięć lat. Kolejna miejska legenda to już naprawdę autentyczny horror. Pewna rodzinka w Polsce bardzo cieszyła się z posiadania krewnych za oceanem. Jakże nie było się cieszyć, skoro ci słali co jakiś czas paczki z samymi smakołykami. Przed świętami Bożego Narodzenia w środku lat 70. też wysłali. Wśród wielu wiktuałów była ładna puszka, a mozolnie przetłumaczony na niej napis oznajmiał, że to przyprawa do potraw. Szary proszek stanowiący zawartość pojemnika nie poprawiał smaku zup ani sosów, ale dodawano go skrupulatnie, bo przecież... amerykański. Po Nowym Roku w ślad za przesyłką przyszedł list, a w nim komunikat, że były bardzo poważne dyplomatyczne, finansowe i formalne kłopoty z przesłaniem urny zmarłej właśnie babci (która zażyczyła sobie być pochowana w Polsce), więc krewni zastosowali fortel i przemycili starowinkę, a teraz dopytują się, gdzie została pochowana. Gdyby ta historia zdarzyła się naprawdę, to świeczki 1 listopada rodzina musiałaby stawiać chyba w... ubikacji. Bywają też legendy sympatyczne. Do dziś w salonach Warszawki można usłyszeć opowieść o tym, jak to do kawiarni SPATiF wszedł mocno wczorajszy Jan Himilsbach i od progu wrzasnął: „Inteligencja, wypierdalać!”. Na to od stolika wstał Gustaw Holoubek i do kolegów rzekł: „Nie wiem jak państwo, ale ja wypierdalam”. To tylko próbka, niewielki wycinek zjawiska socjologicznego znanego pod nazwą „miejskie legendy”. Opowieść o nich dokończymy w części drugiej. A może i Wy znacie tego typu niesamowite historie? Jeśli tak, piszcie:
[email protected] Wtedy powstanie część trzecia. MAREK SZENBORN
12
A TO POLSKA WŁAŚNIE
BeZUStanny bój „Macierzyństwo znajduje się w Polsce pod szczególną ochroną prawną” – tak uważa Rzecznik Praw Obywatelskich. Prawo do innego zdania mają te kobiety, które na drodze do szczęśliwego rodzicielstwa napotkały niektórych urzędników ZUS. Jak długo kobieta powinna być zatrudniona u swojego pracodawcy, żeby bezpiecznie zajść w ciążę i uzyskać należne jej świadczenia z tytułu zwolnienia chorobowego związanego z ciążą lub jej nagłymi komplikacjami? Czy jeśli kobieta planuje mieć dziecko albo już jest w ciąży, nie ma prawa ubiegać się o pracę? Czy pracodawca powinien odmówić zatrudnienia kobiecie, jeśli przypuszcza, że może ona zajść w ciążę? A czy kobieta – zanim zdecyduje się na dziecko – powinna się skonsultować z odpowiednim urzędnikiem ZUS? Te pytania tylko z pozoru są retoryczne. Karolina z Grudziądza ma dyplom marketingu i zarządzania. Jak na przykładną Polkę przystało – wyszła za mąż i urodziła dziecko. W końcu postanowiła wrócić do pracy, by wspomóc wciąż kulejący domowy budżet. Pracę w pełnym wymiarze godzin podjęła w firmie swojego ojca. Do jej zadań – jako sprzedawcy i specjalisty ds. marketingu – należała obsługa magazynu, pozyskiwanie nowych klientów oraz sprzedaż w miejscu pracy. Pensja – 1126 zł brutto. Najniższa krajowa. Żadnych szaleństw. Wówczas nie wiedziała jeszcze, że spodziewa się dziecka. Po miesiącu zaczęły się komplikacje, ciążę uznano za zagrożoną, a Karolina poszła na zwolnienie lekarskie. Popularne L4. A dalej potoczyło się zgodnie ze scenariuszem, który poznało setki nowo zatrudnionych młodych kobiet. Przyszłą matką zajęli się lekarze, a jej pracodawcą – urzędnicy ZUS. Szczegółowa kilkudniowa kontrola miała ustalić, czy stosunek pracy nie był przypadkiem pozorny, oraz udowodnić, że przyszła matka zatrudniła się tylko po to, żeby okraść państwową instytucję. Dla urzędników gra warta świeczki, biorąc pod uwagę, że kobiecie w ciąży, która przebywa na zwolnieniu lekarskim, należy się sto procent wynagrodzenia oraz urlop macierzyński. – Gdyby zaistniała tu chęć wyłudzenia przeze mnie czy też przez moją rodzinę jakichkolwiek pieniędzy, to czy mój tata zatrudniałby mnie w swojej firmie na najniższej krajowej pensji wynoszącej wówczas 1126 zł brutto? W takim przypadku pensja ta byłaby z pewnością zdecydowanie wyższa, rzędu kilku tysięcy złotych, biorąc pod uwagę moje wykształcenie, doświadczenie oraz odpowiednie i wysokie kwalifikacje. Zapewniłoby mi to wówczas znacznie wyższe świadczenia zdrowotne, macierzyńskie, jak i wychowawcze – tłumaczy Karolina.
Urzędników takie racjonalne argumenty jednak nie przekonały. Podobnie jak szereg dowodów na wykonywanie zawartych w umowie obowiązków. Postępowanie trwało cztery miesiące. Ciągłego stresu i poczucia niepewności dla Karoliny. W końcu zapadła decyzja. Zdaniem ZUS-u, umowa o pracę miała charakter pozorny i została zawarta wyłącznie w celu stworzenia warunków umożliwiających włączenie kobiety do systemu ubezpieczeń społecznych. Innymi słowy, zatrudniła się wyłącznie po to, aby zapewnić sobie prawo do związanych z ciążą świadczeń – zasiłku chorobowego i macierzyńskiego.
– Moją żonę narażono na stres, jakże groźny w ciąży, oraz – co najgorsze – pozbawiono naszą w tej chwili już czteroosobową rodzinę środków do życia – mówi Piotr, mąż Karoliny. Postanowili więc walczyć o swoje. Tym bardziej że wartość przedmiotu sporu, a więc niewypłaconych świadczeń, zdążyła osiągnąć astronomiczną jak dla nich kwotę ponad 8 tysięcy zł. Wynajęli adwokata, zebrali dowody, przedstawili świadków i udowodnili ponad wszelką wątpliwość, że Karolina swoją pracę wykonywała, dopóki nie dowiedziała się, że jej ciąża jest zagrożona, czego akurat ani ona, ani pracodawca nie mogli przewidzieć w chwili zawierania umowy. W grudniu ubiegłego roku – po niemal ośmiu miesiącach przepychanek – Sąd Okręgowy w Toruniu zmienił decyzję ZUS, uznając, że ten postąpił niezgodnie z prawem.
– Nam się udało, ale dzięki ogromnej determinacji. Ile jest rodzin, które w wyniku takiego postępowania ZUS pozostają całkowicie bez środków do życia, i jak się ma do tego polityka prorodzinna państwa? – zastanawia się Piotr. ⁄ ⁄ ⁄ W podobnej sytuacji są kobiety w całej Polsce. Najgłośniej o praktykach ZUS było przy okazji akcji o kryptonimie „Brzuszki”, jaką kilka lat temu z oddaniem prowadzili urzędnicy, a która zaowocowała masowymi odmowami przyznawania zasiłków ciężarnym kobietom. Od tego czasu matki Polki mogą liczyć na wsparcie między innymi Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która uznaje, że tego typu praktyki to nic innego jak przejaw dyskryminacji wobec kobiet spodziewających się dziecka. Polityka prorodzinna nie schodzi z ust wszelkiej maści rządzących.
Tymczasem jej jakość, odbiegająca od europejskich standardów, pozostawia wiele do życzenia. Potrzeby rodzących kobiet są bagatelizowane, ich prawa naruszane. Według fundacji Rodzić po Ludzku – ciąża i macierzyństwo narażają kobiety na marginalizację, szczególnie na rynku pracy. W wielu przypadkach urodzenie dziecka powoduje obniżenie statusu materialnego. Sama kontrola prowadzona przez urzędników ZUS, jak twierdzą przedstawiciele fundacji, nie powinna dziwić, tym bardziej że nadużycia faktycznie się zdarzają. Ważne jest jednak, w jaki sposób jest prowadzona i jakie wnioski wyciągane. Karolinę i jej pracodawcę potraktowano jak przestępców chcących wyłudzić należne jej świadczenia chorobowe oraz macierzyńskie. Fundacja Rodzić po Ludzku zachęca do działania: „Konstytucja RP i przepisy prawa chronią kobiety w ciąży i matki małych dzieci. To, czy nie pozostaną martwym zapisem, zależy również od Ciebie”. Bo walczyć trzeba. Tylko dlaczego są do tego zmuszane kobiety w ciąży, skoro żadne polskie przepisy nie zabraniają przyznawania świadczeń, a Sąd Najwyższy uznał, że uzyskanie ich z ubezpieczenia społecznego jest jak najbardziej legalnym celem podejmowania pracy. Co więcej – często decyduje o wyborze tej formy zatrudnienia i nie dyskwalifikuje zawartej umowy, pod warunkiem że osoba zatrudniona rzeczywiście wywiązuje się ze swoich obowiązków. Procesy sądowe, nawet jeśli wygrane przez ZUS w pierwszej czy drugiej instancji, zazwyczaj są odrzucane przez Sąd Najwyższy. A koszty postępowania ponoszą podatnicy. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Jak w przypadku krzywdzącej decyzji przygotować się do nierównej walki z ZUS-em, która może trwać nawet kilka lat, wyjaśniają na swojej stronie internetowej pracownicy fundacji „Rodzić po ludzku”. Podstawą jest odwołanie się od decyzji ZUS-u. To jedyny sposób na to, aby ubezpieczenie zostało kobiecie przywrócone. Należy pamiętać o tym, by zachowywać dowody na wykonywanie swojej pracy (podpisane faktury, listy obecności itp.). Zgromadzić kompletną dokumentację (umowa o pracę wraz z zakresem obowiązków, badanie lekarskie). O rozpoczęciu kontroli w miejscu pracy Zakład Ubezpieczeń Społecznych musi powiadomić osobę, której kontrola dotyczy, zaś w trakcie trwania postępowania – na bieżąco informować o jego przebiegu. Po zakończonej kontroli pracownik ZUS przygotowuje protokół, który jest podstawą do wydania decyzji. Decyzja powinna zapaść w ciągu dwóch miesięcy. Jeśli postępowanie się przedłuża, kobieta ma prawo złożyć skargę do centrali ZUS oraz do sądu ubezpieczeń społecznych. Do tego samego sądu należy się odwołać (w ciągu 14 dni) w przypadku niekorzystnej decyzji, wykazując przy tym dowody na wykonywanie pracy w miejscu zatrudnienia i wskazując na uchybienia proceduralne popełnione przez ZUS w trakcie postępowania wyjaśniającego.
Fot. MH
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
13
A
LASTOR – po wstał w 1986 roku w Kutnie. Zespół grający ciężką odmianę rocka wydał w 1989 roku swą debiutancką płytę „Syn droms Of The Cities” w całej Europie. Na swoim koncie ma występy na największych festiwalach metalowych i rockowych w naszym kraju, Metal mania, Rock Festival Węgorzewo, kilkakrotnie Jarocin. Wydawałoby się, że grupa osiągnęła szczyty, sławę i rozgłos, że nie może już niczym zasko czyć. Nic bardziej mylnego – zespół właśnie za kończył prace nad naj nowszym albumem „Spaaazm”, który na początku przyszłego roku pojawi się na muzycznych półkach. Ta płyta będzie wydarze niem roku na polskiej scenie metalowej, bo zaska kuje brzmieniem, świeżością oraz innowacjami twórczymi. W chwili, gdy materiał nabiera ostatnich kształtów, rozmawiam z wokalistą grupy Rober tem Stankiewiczem.
– W jakim punkcie znajdujecie się po 20 latach grania? – Tak nas dziwnie los ukierunkował, że pomimo zwyżek formy i sukcesów jesteśmy ciągle w tzw. grupie niszowej. Jednak po 11 latach milczenia zdecydowaliśmy się na nagranie nowego materiału i gdybym miał powiedzieć, w jakim punkcie jesteśmy, to... zaczynamy wszystko od nowa. Jest to ciekawy rodzaj życiowego eksperymentu. – Byliście w Polsce prekursorami bardzo technicznego grania. Czy nadal słychać ten styl? – Nie jest może aż tak bardzo technicznie. Kiedy jesteś młody, chcesz pokazać światu, na co naprawdę cię stać, ile potencjału twórczego drzemie gdzieś tam w tobie, natomiast po tylu latach grania dojrzewasz do pewnych rzeczy. W tej chwili cyzelujemy wszystkie dźwięki i wybieramy to, co uważamy za najlepsze. Kształt i forma utworu jest dokładnie przeanalizowana. W tej muzie nie ma zbędnych dźwięków, sama konstrukcja jest bardzo dojrzała. – Porozmawiajmy teraz o warstwie tekstowej. Jest swoistą formą buntu na to, co się wokół nas dzieje. Masz nadzieję, że właśnie tym trafisz do młodego pokolenia? – Nasze teksty nie są łatwe w odbiorze, trzeba je czytać kilka razy. Staram się pisać takimi obrazami, hasłami. Taka formuła najbardziej mi odpowiada i daje możliwość refleksji oraz własnej interpretacji. Sama myśl jest bardzo precyzyjna, aczkolwiek
Buntownicy staram się unikać gotowych recept, takiego ładowania łopatą do głowy. Tekst powinien zostawiać margines własnej interpretacji, możliwości odniesienia się do niego. – Z tego wniosek, że dajesz słuchaczom drzwi. Jedne są otwarte, łatwo nimi przejść, a do drugich potrzebny jest klucz, i to oni zadecydują czy, i w jakim momencie go użyć.
– Dokładnie tak, bardzo trafnie to ująłeś. – Czym zajmujesz się na co dzień? – Pracuję w edukacji, resorcie, który – moim zdaniem – jest mocno nadwerężony przez złe rządzenie. Od blisko 20 lat uczę w szkole plastyki, w zasadzie w dwóch szkołach, a czasami trzech, aby przeżyć. Wykładam też metodykę plastyki – doradzam słuchaczom, jak uczyć tego przedmiotu, jak pracować i próbować dotrzeć do trudnej młodzieży. – Czy pracując w szkole, zetknąłeś się ze zjawiskiem, o którym ostatnio było dość głośno, czyli masowym opuszczaniem lekcji religii? – Myślę, że żyjemy w czasach, gdzie społeczeństwo ulega presji światopoglądowej. Młody człowiek dokładnie widzi i czuje, co się wokół
niego dzieje, a że nie lubi, gdy mu się coś narzuca z góry, efekt jest właśnie taki. Uważam, że każdy powinien mieć możliwość świadomego wyboru, i sądzę, że gdyby etyka weszła do szkół jako przedmiot, na co czekam, zobaczylibyśmy wtedy naprawdę, jaki jest prawdziwy przekrój duchowy młodego pokolenia. – Z jednej strony jesteś buntownikiem, a z drugiej – ogromnym patriotą. Czy nie dostrzegasz tu jakiegoś konfliktu? – Jak każdy Słowianin czuję się mocno związany z tym krajem, mam wielki szacunek dla ludzi, którzy dla tego miejsca na ziemi coś zrobili, oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Jednocześnie gardzę osobami, które uparcie niszczą to, co budowali nasi przodkowie. Powiem w ten sposób: świadomie nie opuściłbym Polski, dla paru groszy nie warto tracić przyjaciół, rodziny, pewnych ideałów oraz ludzi, którzy pomogliby mi, gdybym tej pomocy potrzebował. Tych rzeczy nie znajdę w żadnym innym miejscu, gdzie będę tylko przedmiotem, wyrobnikiem zarabiającym pieniądze. Lepiej być pierwszym na wsi niż ostatnim w mieście. – Powiesz coś o nowej płycie? – Płyta jako całość stanowi 13 utworów, ponad 60 minut muzyki. Jest to najdojrzalsza rzecz, jaką udało nam się zrobić podczas 20 lat. Od początku do końca bardzo przemyślana. Mam głęboką nadzieję, że słuchacze otrzymają materiał na światowym
poziomie, po prostu solidnie brzmiącą płytę. – Jakie jest Twoje motto życiowe? – Żyć zgodnie z samym sobą, aby nie stać się hipokrytą i nie krzywdzić drugiego człowieka. – Czy do tego potrzebna jest religia, Kościół? – Tak... Własna religia. Ja jestem kościołem dla mojego Boga, nie potrzebuję budynków z krzyżem i złotych pałaców oraz wykładów obłudnych „mędrców”, którzy twierdzą, że posiadają monopol na jedynie słuszne prawdy. – Duża część fanów heavy metalu to antyklerykałowie. Czy również wy nimi jesteście? A jeśli tak, to co Was najbardziej wkurza w Kościele? – To kolos zbudowany na kłamstwie, bezustannym zamiataniu pod dywan spraw niewygodnych i braku jakichkolwiek chęci radykalnych zmian na lepsze – za dużo mają do stracenia. – Heavy metal jest kojarzony z buntem. Przeciwko komu i czemu buntuje się muzyka metalowa?
– Przeciwko zakłamaniu, szeroko rozumianej żądzy posiadania, hipokryzji, ograniczaniu swobód jednostki... Rozmawiał ZBIGNIEW CIECHANOWICZ
14
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
ZE ŚWIATA
KAWA: DOBRA I ZŁA Kofeina ujawnia coraz to nowe tajemnice swego działania. Profesor psychologii z Uniwersytetu Yale John Bargh w oparciu o swe badania doszedł do wniosku, że filiżanka ciepłej kawy wywołuje ciepłe, przyjazne uczucia; objawia się wzrostem szczodrobliwości i zaufania wobec bliźnich. Nie jest przypadkiem, że nowe związki i przyjaźnie nawiązuje się często przy kawie. Z zalet ciepłej kawy nie mogą jednak korzystać ciężarne. Amerykańscy uczeni wykryli, że nawet jedna czarna dziennie niesie ze sobą o 50 proc. wyższe zagrożenie dla zdrowia płodu – dziecko może urodzić się z niedowagą, co w przyszłości może zaowocuje większą zapadalnością na choroby. Dwie lub więcej kawy dziennie dwukrotnie zwiększają ryzyko poronienia. Dopuszczalny dla ciężarnych dzienny limit kofeiny wynosi poniżej 100 mg. Kawa jest dla przyszłych matek równie szkodliwa jak alkohol – ostrzegają naukowcy z brytyjskiego Uniwersytetu w Leeds. PZ
mniejsze – konkludują naukowcy na łamach „American Journal of Clinical Nutrition”. PZ
GINĄCY GATUNEK Słabsza płeć? Mężczyźni i samce. Taka jest naukowa prawda, niestety. Cała płeć męska jest zagrożona – alarmują naukowcy.
OFIARA CAŁUSA
PO KIELICHU W nauce trwa ostra walka. Zwolennicy teorii o pozytywnych efektach umiarkowanego picia krzyżują szable z orędownikami abstynencji, wyszukującymi same negatywy alkoholi.
Obecnie na prowadzenie wysuwają się alkoholofile. Studium badawcze europejskich mężczyzn wykazało, że kieliszek czy dwa alkoholu dziennie powoduje wzrost poziomu kwasów tłuszczowych omega-3, które mają pozytywny wpływ na zdrowie. Najlepsze jest wino. Jego konsumpcja w najbardziej widoczny sposób wpływa na metabolizm – stwierdza dr Romina di Giuseppe z Katolickiego (sic!) Uniwersytetu w Campobasso we Włoszech. Kwasy tłuszczowe obniżają poziom szkodliwych trójglicerydów (rodzaj szkodliwych substancji tłuszczowych w krwi), redukują stany zapalne, przeciwdziałają arytmii serca, a także podwyższają poziom „dobrego” cholesterolu HLD i zmniejszają prawdopodobieństwo zakrzepów w naczyniach krwionośnych. Odkrycie pozytywnego wpływu alkoholu na poziom omega-3 wyjaśnia, dlaczego u pijących umiarkowanie ryzyko chorób serca jest
wielokrotnych orgazmów osiąganych drogą seksu lub masturbacji. Wśród uczestników mieli być heteroseksualiści, geje, lesbijki oraz biseksualiści. Wszyscy pełnoletni. Organizatorem orgii był ruch Realien identyfikujący się jako „religia UFO”. Wyznawcy wierzą, że rodzaj ludzki został stworzony przez kosmitów. Rzecznik Realien Kobi Drori protestuje przeciw temu, że w obecnych czasach słowa „wojna”, „przemoc”, „morderstwo” stały się zupełnie normalne, w przeciwieństwie do słów „seks”, „orgazm” i „rozkosz”. „Chcemy wprowadzać w czyn hasło »Kochajcie się, nie wojujcie!«” – deklaruje Drori. Anulowanie dnia orgazmu nie jest klęską Realien. W planie jest szereg dalszych imprez. Na 22 stycznia przewidziano konferencję na temat seksu i masturbacji. Religia Realien ma kilkuset wyznawców w Izraelu i 70 tys. na całym świecie. „Nie wierzymy w demony, duchy ani w bogów” – zapewnia Drori. CS
Przyczyną są chemikalia, które powodują niewieścienie samców. Badania wykazują, że chłopcy, których matki narażone były w trakcie ciąży na kontakt z chemikaliami, rodzą się z mniejszymi penisami. Fauna i ludzie wystawieni są na działanie ponad 100 tys. szkodliwych związków chemicznych. 99 proc. z nich nie jest w żaden sposób kontrolowane ani regulowane. W 85 proc. przypadków brakuje instrukcji, jak zachować bezpieczeństwo i unikać kontaktu z nimi. Są to związki zaburzające procesy endoktrynalne, zakłócające funkcjonowanie hormonów. Szkodliwe chemikalia zawarte są w opakowaniach żywności, kosmetykach, substancjach utrudniających palenie się drewna („ekologiczne” drewniane domy), w zasypkach dla dzieci nawet. Feminizacja wielu gatunków samców jest obecnie szeroko rozpowszechnionym zjawiskiem – konstatują naukowcy. W krajach o wysokim poziomie zanieczyszczeń rodzi się obecnie dwa razy więcej dziewczynek niż chłopców. Liczba plemników w spermie mężczyzn spadła w ciągu ostatniego półwiecza ze 150 mln na mililitr do 50 mln. TN
DZIEŃ BEZ ORGAZMU Międzynarodowy Dzień Orgazmu, święto jak najbardziej oddolne, pozbawione zadęcia i oficjalnej pompy, poniosło w tym roku całkowite fiasko. Pod presją oburzonych moralistów organizatorzy zmuszeni byli je odwołać. Święto orgazmu miało się odbyć w Izraelu; uczestnictwo potwierdziło 250 osób pragnących promować światowy pokój przez inicjację
Jak namiętny może być pocałunek, wie najlepiej młoda Chinka z miasta Zhuhai. Całus jej lubego wytworzył tak duże podciśnienie w jamie ustnej, że nie wytrzymał bębenek w uchu – i pękł. Głucha na lewe ucho panna zgłosiła się do szpitala, gdzie otoczono ją opieką. Lekarze twierdzą, że słuch uda się odzyskać za kilka miesięcy. Istnieje obawa, że incydent nie wpłynie pozytywnie na przyszłość romansu. Doktorzy twierdzą, że buziaki są w zasadzie bezpieczne, lecz trzeba zachować należytą ostrożność. ST
ŚWIĄTECZNE POCZĘCIA Konsekwencje każdego okresu świąteczno-noworocznego widać na pasku: nie chce zapinać się na tę samą dziurkę, co jeszcze dwa tygodnie wcześniej. Ale są jeszcze konsekwencje z opóźnionym zapłonem, uwidaczniające się hałaśliwie we wrześniu następnego roku. Przynajmniej w USA, choć nie ma powodu sądzić, że w innych krajach jest inaczej, wziąwszy pod uwagę podobne bodźce i doznania. Na 10 dni w okolicach Bożego Narodzenia i Nowego Roku przypada kulminacja aktywności seksualnej Amerykanów. Objawia się to, jak stwierdził David Lam z Centrum Studiów nad Populacją Uniwersytetu Michigan, 9 miesięcy później, kiedy przypada szczyt urodzin. Trend dostrzegają producenci i sprzedawcy kondomów: ten okres to dla nich również hossa. Nie inaczej jest w Europie, konstatuje Gabriele Doblhammer z Instytutu Studiów Demograficznych Maxa Plancka w Rostocku. Świąteczno-noworoczny szczyt seksualno-prokreacyjny jest typowy dla wszystkich kultur chrześcijańskich. Składa się
na to kilka przyczyn. Dużo wolnego czasu przede wszystkim. Jedni usiłują zrealizować bezzwłocznie noworoczne zobowiązania reprodukcyjne, inni padają ofiarą osłabionej czujności: alkohol, przyjęcia, nowi znajomi itp. A co z wiosną, uważaną powszechnie za sezon miłości? Skoki aktywności seksualnej obserwuje się tylko w okresie dłuższych weekendów. Nie tylko wiosennych. Jeszcze w latach 30. minionego wieku na poziom aktywności seksualnej zasadniczy wpływ miały fluktuacje temperatury, wilgotności i długości ekspozycji na światło słoneczne. Obecnie, gdy człowiek coraz szczelniej odgradza się od przyrody, czynniki te straciły znaczenie. CS
CZŁONEK W OGNIU Dlaczego mściwe instynkty samic czasami koncentrują się na narządach płciowych samców? Co jakiś czas świat obiegają doniesienia medialne o obcięciu mężczyznom członków przez partnerki. 44-letnia Australijka Rajini Narayan zapisała kolejny rozdział w smutnej historii tego typu okrutnych występków. Nad ranem oblała spirytusem metylowym genitalia śpiącego męża i podpaliła je. W rezultacie mężczyzna doznał oparzeń 85 proc. powierzchni ciała i walczy o życie. Sprawczyni z trójką dzieci uciekła z płonącego domu. Motywy czynu nie są znane, ale co nieco można się domyślać... ST
WZWÓD I WYROK Arab Imran Hussain jechał brytyjską autostradą z prędkością 200 km na godzinę i nagle stracił panowanie nad swym audi. Wbił się w bagażnik fiata uno wiozącego rodzinę na wakacje.
Zabił dwie osoby. Usiłował uciekać, zbluzgał udzielających pomocy ludzi. Spostrzegli oni, że nie tylko szybkość przyczyniła się do wypadku: z rozpiętego rozporka pana Hussaina sterczał penis w stanie wzwodu. Musiał się podczas jazdy onanizować, co stwierdził sędzia, mówiąc: „Penis we wzwodzie jest dowodem, że nie poświęcał pan pełnej uwagi na prowadzenie samochodu”. Arab, z zawodu diler samochodowy, ojciec czworga dzieci, opuścił dom w nocy po kłótni z żoną. Usiłował dodzwonić
się do agencji towarzyskiej, lecz była zamknięta, wziął więc „sprawy” w swoje ręce. Dostał 16 lat. Allah nie będzie zadowolony z jego stosunku do nakazów Koranu... ST
NIE UDAWAJ GREKA Francuzi prężą się dumnie, a Grecy nie wiedzą gdzie oczy podziać. Wszystko przez podanie do wiadomości publicznej rezultatu badań europejskiego Instytutu Konsultacyjnego ds. Kondomów. Przez 8 miesięcy indagowano samców z 25 krajów (w sumie 10 500 mężczyzn) o rozmiary przyrodzenia. Okazało się, że największym przeciętnie pistoletem dysponują Francuzi (15,48 cm), najmniejszym zaś Grecy (3 cm mniej). To, że Grecy nie są pod tym względem bliźniakami Murzynów, widać, kiedy ogląda się antyczne posągi. Ale co do żabojadów, to obstawialibyśmy raczej języki... PZ
ŚWIĘTO KLOZETU W Makao obchodzono Światowy Dzień Toalet. Podczas sesji z tej okazji przewodniczący Światowej Organizacji Toalet Jack Sims oświadczył, że klozety ze spuszczaną wodą muszą zostać wyeliminowane. Jego opinię potwierdzają eksperci: zużywają za dużo deficytowej wody i powodują skażenie środowiska odchodami. Należy je zastąpić toaletami suchymi, w których są oddzielne zbiorniki na mocz i kał. Prof. Mike Young z Uniwersytetu w Adelaidzie zaproponował wprowadzenie nowego podatku toaletowego. Skłoni to ludzi do oszczędzania wody, krótszego prysznicowania się i podłączenia do klozetów zbiorników z deszczówką. W ramach dnia toalet zaprezentowano garść danych ilustrujących konsekwencje używania ubikacji. Przeciętny człowiek dziennie spuszcza 22 litry wody i zużywa 8 kawałków papieru, a z toalety korzysta 2500 razy w roku. 2,6 mld ludzi na świecie nie ma dostępu do toalet, zwłaszcza w Chinach i Indiach. Należy wybudować 500 mln ubikacji; ich brak zabija rocznie 1,8 mln ludzi, w tym dzieci. Pierwszy spuszczany klozet zbudował szlachcic angielski John Harrington w roku 1595. Koledzy śmiali się z niego, ale on waterclosetu używał. Przeciętnie spędzamy w ubikacji 3 lata życia. Na krótko przed Dniem Toalet magazyn „Time” zaprezentował najdroższą toaletę świata. Produkt firmy japońskiej ma automatycznie podnoszoną i opuszczaną klapę, sedes jest podgrzewany, a defekacji towarzyszy relaksująca muzyka. Urządzenie umożliwia zmierzenie ciśnienia, zbadania składu moczu, skontrolowanie wagi i warstwy tłuszczowej. Z luksusowych kibli można korzystać w ekskluzywnych restauracjach japońskich. Wody raczej nie oszczędzają. TN
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
N
a kogo polscy emigranci na obczyźnie w USA mogą liczyć, jak nie na polskiego księdza?! Ksiądz Czesław („Chester”) Przybyło z parafii Pięciu Świętych Męczenników w Chicago zainteresował się rodziną uciekinierów z PRL, a konkretnie ich 13-letnim synem. Zainteresowanie trwało od roku 1987
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
tylko w majtkach, w pokoju swego kolegi. Jest też skarga rodziców dzieci uczęszczających na religię, skierowana do chicagowskiego kardynała Josepha Bernardina, że Przybyło bił je i ściskał za genitalia, kiedy gadali na lekcjach. W roku 1983 Joseph Janicki, wysoki rangą ksiądz archidiecezji Milwauke, raportował, że Przybyło zachowuje się jak „paranoik”
– tłumaczy rzecznik. – Odpowiada za niego macierzysta diecezja w Tarnowie, gdzie został wyświęcony w roku 1976. Na proces wytoczony w roku 2006 Przybyło zareagował... oskarżeniem poszkodowanego, organizacji Survivors Network reprezentującej ofiary pedofilii kleru, która zorganizowała dwie konferencje prasowe w tej sprawie oraz ośrodka
Drogi ksiądz Czesław do 1992. Kiedy chłopak miał dość zainteresowania, duszpasterz zaczął mu grozić, że każe go aresztować i deportować do kraju jego matkę. W roku 2006 były obiekt zainteresowania, obecnie anonimowy mężczyzna po 30., wytoczył troskliwemu duchownemu proces o molestowanie seksualne. Archidiecezja chicagowska zgodziła się właśnie na polubowną ugodę za cenę 1 mln 350 tys. dolarów. Nasz ks. Czesław okazał się jednym z najdroższych na świecie! Dokumenty ujawnione przez reprezentującego ofiarę adwokata Jeffa Andersona, znanego specjalistę od przestępstw seksualnych kleru, pokazują, że nieżyjący już biskup chicagowski Alfred Abramowicz indagował Przybyłę w sprawie zarzutów o dopuszczanie się sodomii wobec innego nieletniego. Hierarcha uznał, że oskarżenie było prawdziwe, bo kapłan mu nie zaprzeczał. W archiwum znajduje się też informacja innego księdza, który pracował z Przybyłą u Świętych Męczenników i donosił, że widział chłopca,
P
i „wariat”, np. usiłował oświadczyć się innemu duchownemu. W roku 1990 kolejny biskup chicagowski, Raymond Goedart, zanotował informację pochodzącą od innego księdza, że powtarzają się pogłoski natury seksualnej à propos Przybyły, np., że zabiera młodych chłopców do swego pokoju. W roku 1990 do dokumentacji trafia inny zapis bpa Goedarta: „Różni księża, którzy pracowali z Przybyłą albo znali go lepiej, nazywają go »Chester molester«”. Archidiecezja nie mogła obstawać przy wersji, że nikt nic nie wiedział i tylko dlatego Przybyło nie został wcześniej uziemiony ani ukarany. Ale kiedy obecny oskarżyciel osobiście poskarżył się na molestowanie biskupowi Abramowiczowi, ten zarzucił mu kłamstwo i kazał iść do spowiedzi. W końcu archidiecezja chicagowska zmuszona była zgodzić się na wypłatę 1,35 mln dol., ale wciąż utrzymuje, że nie ponosi odpowiedzialności za Przybyłę. On tylko tu pracował, ale nie był księdzem archidiecezji
apież zbiera cięgi. I to od Włochów – tak blisko związanych z Watykanem. Powodem krytyki jest mnożenie zakazów. W opublikowanym ostatnio, najważniejszym od 20 lat dokumencie dotyczącym zagadnień bioetyki, Watykan potępia sztuczne zapładnianie, klonowanie, badania na komórkach macierzystych, tabletki „rano po” zapobiegające zajściu w ciążę, pastylki wczesnoporonne oraz środki antykoncepcyjne, szczególnie spirale domaciczne. Wcześniej Watykan oprotestowywał projekt deklaracji ONZ dekryminalizującej homoseksualizm oraz wzbraniał się przed poparciem praw inwalidów. „Jedno veto za drugim – pisze Marco Politi, znany watykanolog, dziennikarz „La Repubblica”. – Kolejne »nie« papieża. »Nie« wobec tego, »nie« wobec tamtego. Nie, nie, nie”. Benedykt XVI zasługuje na reputację papieża „zakazującego wszystkiego” – konstatuje Politi, współautor książki o Janie Pawle II pt. „Jego Swiątobliwość”. Oponuje przeciw reformom takim jak od dawna dyskutowana modernizacja doktryny dotyczącej udzielania komunii rozwiedzionym katolikom. Ratzinger nie spełnił obietnicy poświęcenia uwagi dialogowi międzywyznaniowemu, „pełnej i widocznej unii” wszystkich chrześcijan. Zamiast tego Benedykt podkreśla teraz przeszkody na drodze
analitycznego Bishops Accountability badającego przestępstwa seksualne duchownych. W roku 2004 członek kierownictwa diecezji Joliet, gdzie przeniósł się Przybył, poinformował biskupa Josepha Imescha, że polski kapłan sam wybrał sobie radę parafialną i kontroluje dobra wartości ponad miliona dolarów. Inny współpracownik Imescha alarmował, iż „wygląda na to, że Przybyło wydał 35 tys. dol. z datków parafian na pokrycie kosztów swego adwokata. 58-letni Przybyło (nigdy nie poniósł żadnych konsekwencji karnych swych czynów!) jest obecnie księdzem w parafii Świątyni Chrystusa Króla w Winfild, która zwie się katolicką, ale nie podlega strukturom Kościoła katolickiego. Indagowany przez dziennikarzy w sprawie odszkodowania, które wypłaciła za jego przestępstwa archidiecezja, Przybyło oświadczył, że czuje się... zdradzony przez kierownictwo kościelne, wyraził szok i oburzenie. Polak potrafi! JF
ekumenizmu. Niedawno oświadczył, że dialog międzywyznaniowy w „ścisłym sensie tego słowa” między chrześcijanami, żydami a muzułmanami „nie jest możliwy”. Papież „minimalizuje” znaczenie reform II Soboru Watykańskiego. Jedyne reformy minionych 3 lat, stwierdza Politi, to odrodzenie mszy łacińskiej i wprowadzenie bardziej wojskowych strojów gwardii watykańskiej. Zdaniem znanego włoskiego dziennikarza, Benedykt „ma niedostateczne zdolności komunikowania się ze światem”. JPII umiejętnie posługiwał się mediami, a jego następca „trzyma je na dystans” i odpowiada tylko na niektóre z pytań dostarczonych wcześniej na piśmie. Kiedy reporterzy zwracają się doń podczas wakacji, jego pierwsze słowa brzmią: „Dziękuję, bez pytań”. W tych opiniach Marco Politi nie jest we Włoszech odosobniony. Historyk religii Giovanni Miccoli ocenia, że pontyfikat Benedykta jest „bogaty w deklaracje, ale ubogi w fakty”. Prof. Mario Morcellini z Uniwersytetu Rzymskiego, który specjalizuje się w zagadnieniach masowej komunikacji, uważa, że Benedykt „słusznie nie stara się naśladować poprzednika, lecz wydaje się, że ma kłopoty, by wyjść ze swej skorupy i nawiązać kontakt z masami wiernych”. CS
Papa na „nie”
15
Bush niedowiarek P
rezydent Bush na wylocie z Białego Domu przeżywa religijną metamorfozę. Dał temu wyraz w wywiadzie TV ABC.
Okazuje się, że po 8 latach Dablju – dotychczas obnoszący się ze swą dewocją – nie wierzy w prawdziwość Biblii. Obowiązkowe przekonanie, że każde słowo Pisma Świętego jest świętą prawdą, to kardynalna deklaracja fundamentalistów religijnych, do których Bush się oficjalnie zaliczał. Przecież dzięki ich głosom spędził dwie kadencje w Oval Office. Teraz już mu niepotrzebni. Odpływający w niebyt prezydent stwierdził m.in., iż jego wiara, że Bóg stworzył świat, jest nie do pogodzenia z naukowymi dowodami świadczącymi o prawdziwości teorii ewolucji. Indagowany, czy sądzi, że zostałby prezydentem, gdyby nie jego wiara i palec boży, odpowiada: „Nie wiem, ciężko powiedzieć”. Wcześniej lansował wersję, że to głos Boga kazał mu ubiegać się o stanowisko. Okazuje się też, że decyzja rozpoczęcia wojny z Irakiem nie była związana z jego wierzeniami religijnymi, choć wcześniej przy różnych okazjach powtarzał, że był wykonawcą boskiej
decyzji. „Myślę, że Bóg był ze mną, gdy podejmowałem kluczowe decyzje, ale to były decyzje George’a Busha” – mówi teraz. TN
Ekologia religijna B
enedykt kolejny raz uznał za niezbędne przywalić homoseksualistom.
„Tak jak ratujemy świat, działając na rzecz ocalenia lasów deszczowych, tak powinniśmy chronić ludzkość przed homoseksualizmem. Lasy tropikalne zasługują na naszą ochronę. Ale człowiek jako stworzenie nie zasługuje na gorszy los” – oświadczył papież, deklarując, że zachowanie wykraczające poza tradycyjne stosunki heteroseksualne stanowi „niszczenie
dzieła bożego”. Antygejowską filipikę wygłosił lider Watykanu w swym spiczu do kurii, administracji Państwa Kościelnego. Z oszacowań badaczy wiadomo, że znaczna część duchowieństwa to homoseksualiści. Niektórzy naukowcy w USA szacują ich liczbę nawet na 50 proc. Czyżby słowa Benedykta były zawoalowanym ostrzeżeniem? PZ
Adam był kobietą H
omoseksualiści amerykańscy poczuli się pokrzywdzeni, że nie posiadają własnej Biblii.
Zapotrzebowanie rychło zostanie zaspokojone: gejowską wersję Pisma Świętego opublikuje wytwórnia filmowa z Nowego Meksyku – Revision Studio. Wydawnictwo ma się nazywać Biblią Księżniczki Diany. Nie dlatego, by podejrzewać ją o lesbijstwo, tylko dlatego, że „uczyniła wiele dobrych rzeczy”. Ujęcie jest intrygujące od początku owej „Biblii”. Bóg nie stworzył Adama, lecz Aidę. Następnie zaaplikował Aidzie narkozę, amputował żebro, z którego utworzył Ewę. „Obie były nagie, kobieta i jej żona, ale wcale się tego nie wstydziły”. Nie wiadomo
jeszcze, czy do przestępstwa kradzieży jabłek gadający wąż namówił Aidę czy, tradycyjnie, Ewę. „Istnieje 116 wersji Biblii – konstatuje autor przedsięwzięcia, reżyser Max Mitchell, autor filmów science fiction. – Nie widzę powodu, dla którego nie moglibyśmy mieć swojej własnej. Czemu inne mają być lepsze od naszej?”. Studio planuje nakręcenie gejowskiej „Biblii” w postaci miniserii: „Gejowski Stary Testament” i „Gejowski Nowy Testament”. Jeśli pojawi się tłumaczenie na język polski, pierwszy egzemplarz wyślemy Romanowi Giertychowi. TN
16
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (121)
Sutannowi podżegacze Po roku 1945, w efekcie kilku kampanii antysemickich, zmuszono większość Żydów do emigracji z Polski. Podkreślić w tym trzeba niechlubną rolę katolickiego kleru. Ostatnią wojnę światową przeżyło, według różnych szacunków, nie więcej niż 350 do 500 tys. Żydów polskich. Niektórzy z nich nie wrócili do Polski w ogóle, inni – zwłaszcza młodzież z syjonistycznych organizacji – od razu organizowali drogi przerzutu na Zachód i do Palestyny. Jednak wielu Żydów widziało dla siebie miejsce w Polsce, a większość miała tu majątki. Ci, którzy zdecydowali się pozostać, szybko przekonali się, że nawet tak bardzo zdziesiątkowana po Zagładzie społeczność żydowska nie będzie mile widziana. Podłożem niechęci i wrogości były zbiorowe wyobrażenia „żydokomuny” (Żydzi jako rzecznicy wrogiego systemu), a także tradycyjne katolickie przesądy (Żydzi jako mordercy Chrystusa uprawiający rytualne mordy). Jedynym wyjątkiem były w tym względzie tzw. Ziemie Odzyskane, bo na obszarze, gdzie wszyscy byli przybyszami z zewnątrz, Żydzi nie stanowili zagrożenia, a przede wszystkim nie byli niespodziewanie ocalałymi właścicielami zagrabionej przez Polaków własności. Do najbardziej tragicznego w skutkach pogromu na Żydach w powojennej Polsce doszło 4 lipca 1946 roku w Kielcach. Według niektórych ocen, w pogromie mogła brać
W
udział jedna czwarta mieszkańców miasta (!). Do głównego pogromu doszło w kamienicy przy ul. Planty 7, jednak mordowanie Żydów objęło tego dnia całe miasto, a nawet stacje kolejowe i pociągi. Zamordowano kilkudziesięciu Żydów, a wielu odniosło rany. Do pogromu doszło na kanwie średniowiecznego zabobonu katolickiego, że Żydzi porywają „na macę” chrześcijańskie dzieci. Brytyjski ambasador w Polsce Victor Cavendish-Bentinck ze zdumieniem relacjonował rozmowę z katowickim biskupem pomocniczym Juliuszem Bieńkiem, który przekonywał go (bez żadnych dowodów!), że chłopiec porwany przez Żydów w Kielcach był torturowany i że utoczono mu z ramienia krew. „Jeśli biskup jest gotów wierzyć w coś takiego, to nic dziwnego, że prości ludzie w Polsce myślą tak samo – raportował Cavendish-Bentinck do Foreign Office w Londynie. – Wysłałem kopię tego listu do Watykanu” (Jan. T. Gross, „Strach”). W podobnym duchu kard. Stefan Wyszyński, tuż po ingresie na biskupstwo lubelskie, zignorował prośbę Centralnego Komitetu Żydowskiego o publiczne napiętnowanie pogłosek o mordach rytualnych. Kard. Wyszyński „wytłumaczył” jego delegatom, że księgi żydowskie
śród wielu religii świata ist nieje pewna starożytna, nie zwykła tradycja religijna, któ rej wyznawcami mogliby być także ate iści. Mam na myśli, oczywiście, buddyzm. Czy człowiek, który „żyje po religii”, czyli ateista bądź agnostyk, może być aktywnym członkiem jakiejś religijnej społeczności? Choć tak postawione pytanie wydaje się absurdalne, to warto zwrócić uwagę na to, że nie wszystkie religie w centrum swojego zainteresowania stawiają Boga, posłuszeństwo jego woli, świętym pismom oraz reprezentantom bóstwa na ziemi. Na naszych łamach stosunkowo często wspominamy o unitarianizmie, wyznaniu wywodzącym się z chrześcijaństwa (z tradycji m.in. braci polskich), w którego obecnych ramach mogą odnaleźć się także świeccy humaniści. Niezwykłą religią pozostaje także buddyzm, starsza o 500 lat od chrześcijaństwa tradycja religijna, która mało uwagi poświęca Bogu i bogom, a koncentruje się na losie człowieka. Mieszkańcy naszego kraju mają raczej marne pojęcie o tej religii, która statystycznie wyrządziła o wiele mniej krzywdy ludziom i światu niż skoncentrowane na służbie jedynemu Bogu agresywne i krwawe religie
zgromadzone przy okazji procesu Bejlisa – Żyda oskarżonego o mord rytualny w 1913 r. w Rosji – nie pozwalają rozstrzygnąć kwestii, czy Żydzi używają krwi chrześcijańskiej do produkcji macy, czy też nie. Spośród hierarchów kościelnych jedynie bp Teodor Kubina z Częstochowy jednoznacznie potępił antysemityzm kieleckiego tłumu, nazywając nonsensem twierdzenia o dokonywaniu przez Żydów mordów rytualnych. Został on za to publicznie skarcony przez Episkopat, który na sesji plenarnej we wrześniu 1946 r. przyjął zobowiązanie, by biskupi „nie stwarzali sytuacji, jak po wypadkach kieleckich (...), że ordynariusz jednej z diecezji współuczestniczy w wydawaniu odezw, których treść i intencje inni ordynariusze diecezji uznali za niemożliwe do przyjęcia z zasadniczych założeń myślowych i kanonicznych Kościoła katolickiego” (!). Bezpośrednio po pogromie wybuchła wśród Żydów panika tak wielka, że półtajne organizacje syjonistyczne nie nadążały z organizacją ich wyjazdów z Polski. Do końca 1947 r. Polskę opuściło ok. 170 tys. Żydów. Stalinizacja kraju po 1948 r. spowodowała drugą wielką falę emigracji Żydów, których wydalano
żydowskiego lub arabskiego pochodzenia: judaizm, islam i chrześcijaństwo. Większość Polaków sądzi zapewne, że buddyzm polega na czczeniu Buddy (czyli Przebudzonego lub Oświeconego), paleniu kadzidełek przed jego złoconymi, wielkimi figurami oraz kręceniu modlitewnymi młynkami w celu
z Polski często pod pretekstem szpiegostwa, gdyż mieli oni rodziny na Zachodzie, głównie w USA. Mniejszość żydowską postrzegano jako syjonistyczno-imperialistycznych spiskowców, zaś po odwilży politycznej 1956 roku reżim komunistyczny uczynił z niej „kozła ofiarnego”, na którego przelewano grzechy władzy ludowej, obarczając ją odpowiedzialnością za stalinowskie „wypaczenia”. Do 1959 r., głównie w latach 1956–1957, wyjechało z Polski kolejne 50 tys. Żydów. Po wojnie izraelsko-arabskiej w 1967 r. (tzw. sześciodniowej) i po wydarzeniach marcowych, które w 1968 r. wstrząsnęły Polską, tym razem frakcja Mieczysława Moczara rozpętała kolejną czystkę antysemicką. Żydów oskarżono o uprawianie „wywrotowej polityki” i przedstawiano ich jako dążących do wybuchu III wojny światowej. Medialna
czczymi, pustymi słowami o niczym”. Nie przeczył istnieniu bogów, ale uważał, że duchowni mówią o czymś, o czym nie mają pojęcia. Sam też nie zajmował się teologią, lecz problemem ludzkiego cierpienia. I to jest intuicja, która bardzo mi się podoba: oderwać wzrok od ciągle chowającego się przed
ŻYCIE PO RELIGII
Wiara bez Boga zjednania sobie boskich łask. W tym karykaturalnym ujęciu Budda miałby być czymś w rodzaju buddyjskiego Boga lub Chrystusa. Nic bardziej mylnego. W odróżnieniu od semickich religii monoteistycznych, w których wszystko wywodzi się od Boga i do niego zmierza, buddyzm klasyczny raczej niewiele ma do powiedzenia na temat osób boskich. Na ogół nie neguje ich istnienia, ale też nie poświęca im wiele uwagi. Według tradycji buddyjskiej, Przebudzony miał nazywać nauczanie na temat bóstwa hinduistycznych braminów, wśród których żył, „głupią gadaniną” i „idiotycznymi,
ludźmi bóstwa i skierować na najbardziej palące życiowe sprawy. Przyznam, że nie jestem do końca usatysfakcjonowany ani buddyjskimi diagnozami na temat pochodzenia ludzkiego cierpienia, ani środkami zaradzenia mu, ani tym bardziej tamtejszą mitologią. Za bezcenne jednak uważam zwrócenie uwagi na cierpienie jako absolutnie podstawowy problem każdego człowieka. Podoba mi się też intuicja, aby rozwiązania problemów z samym sobą szukać raczej w sobie, a nie wokół siebie, a przede wszystkim imponuje mi etyczny imperatyw, aby minimalizować zadawanie cierpienia i kierować
nagonka dotknęła głównie młodzież i całe intelektualne środowisko żydowskie – działaczy, naukowców, artystów, lekarzy. Wielu straciło posady, było przesłuchiwanych, a nawet aresztowanych. Episkopat polski z kard. Wyszyńskim na czele nie potępił tej pełnej oszczerstw, rasistowskiej kampanii, ujawniając swoje endeckie sympatie. Kler nie zaprotestował, gdyż miał antysemityzm „we krwi”, a ponadto prześladowania w znacznej mierze dotknęły Żydów i osoby pochodzenia żydowskiego, będących wówczas lub w stosunkowo niedawnej przeszłości członkami PZPR, naturalnego wroga Kościoła. Wiele osób atakowanych brutalnie w Marcu, wcześniej dało się Krk mocno we znaki. Brak jednoznacznego potępienia dla tego typu działań był więc rodzajem swoistej zemsty kleru na „żydokomunie”. W jedynym dokumencie, liście pasterskim z 3 maja 1968 r. co prawda biskupi przezornie i delikatnie opowiedzieli się przeciwko nowej fali antysemityzmu, ale w tym samym liście skrytykowali potępiającą ją kampanię na Zachodzie... To było wszystko, na co potrafili zdobyć się kard. Wyszyński i spółka. W odpowiedzi ok. 25 tys. Polaków żydowskiego pochodzenia opuściło Polskę. Niektóre uniwersytety, np. łódzki, straciły w ten sposób nawet połowę kadry profesorskiej. W trzech fazach (1946–1950, 1956–1959 i 1968–1971) i przy wielkim udziale kleru katolickiego dokonało się powojenne opróżnienie Polski z ludności żydowskiej. W niektórych środowiskach antysemickie hasła aktualne są do dziś. ARTUR CECUŁA
się współczuciem nie tylko wobec ludzi, ale także wszystkich istot czujących. Bliski jest mi też nieco sceptyczny buddyjski dystans wobec życia i jego spraw, tego całego kołowrotu trosk, chęci, pragnień, pożądań i namiętności, którymi jesteśmy zwykle napędzani. Na koniec wszystkim Czytelnikom niniejszego cyklu dedykuję wypowiedź przypisywaną Buddzie, a którą za swoje motto mógłby przyjąć każdy szanujący się racjonalista. O ileż mądrzejsza jest ona od wpajanego nam od dziecka ślepego i groźnego posłuszeństwa dla autorytetów, tradycji i „wiary ojców” oraz współczesnej mody na wiarę w cudowności i zjawiska nadprzyrodzone: „Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swoim autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym”. MAREK KRAK
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r. Konstytucja Andersona z 1723 r., jeden z podstawowych tekstów ideowych kształtujących nowożytne wolnomularstwo, głosi, że mason nie może być „głupim ateistą”. Mimo to już od początków rozwoju wolnomularstwa związani z nim byli ateiści, którzy nawet zakładali loże. Na przykład paryska „Lodge des Sciences” została założona w 1766 roku przez Helwecjusza i astronoma Lalande’a. Przytoczmy jednak fragment Konstytucji Andersona na temat niewiary: „Wolnomularz powinien, z tytułu swojej przynależności, przestrzegać Prawo Moralne i jeżeli dobrze rozumie zasady Sztuki, nie będzie nigdy bezmyślnym ateistą ani libertynem nieuznającym żadnej religii. W dawnych czasach Wolnomularze we wszystkich Krajach musieli praktykować Religię ich kraju czy narodu, jakakolwiek by ona była; obecnie, kiedy każdy ma prawo do własnych poglądów, bardziej wskazane jest nakłanianie do przestrzegania Religii, co do której wszyscy ludzie są zgodni. Polega ona na tym, aby być dobrym, szczerym, skromnym i honorowym, niezależnie od tego, jak się człowiek nazywa i jakie jest jego wyznanie. Wynika stąd, że Wolnomularstwo jest ośrodkiem zjednoczenia i sposobem na zawiązywanie szczerych przyjaźni między osobami, które w innych okolicznościach nie mogłyby utrzymywać bliskich stosunków między sobą”. Można by, oczywiście, rozumieć to w ten sposób, że ateiści należący do wolnomularstwa nie są „bezmyślni”, lecz cechowali się czy cechują pogłębionym „życiem wewnętrznym”. To jednak jest interpretowanie kombinowane. Lepiej po prostu przyjąć, że pisma te, jako stanowiące pewien ideowy fundament, nie pełnią dla masonerii roli takiej, jak dla kościołów zbiór dogmatów. I jako takie podlegają reinterpretacjom. Wszak jednym z fundamentów masońskiego światopoglądu jest dynamiczna kultura i cywilizacja – rozwój i postęp. Wolnomularstwo akceptuje, szanuje i uznaje religię jako taką tudzież wyznawców różnych religii w swoich szeregach. Nie znaczy to jednak, że wolnomularstwo podziela przekonanie jakiejkolwiek religii o jej jedynej prawdziwości czy jedynozbawczości. Wolnomularstwo, negując totalny i uniwersalny charakter religii, przyjmuje, że poszczególne tradycje i systemy religijne są równorzędnymi środkami wyrażania uczuć i przekonań religijnych. Ważne też, że już w tych pierwszych pismach masońskich wyraźnie pobrzmiewa relatywizm religijny, na ogół prezentowany jako „neutralność”. Szanuje się oczywiście wierzenia oryginalne członków, lecz podkreśla się, że dziś (tj. na początku XVIII w.) już nie tylko nie jest to obowiązkiem, ale nawet preferuje się „religię uniwersalną” lub „naturalną”. A polega ona na kultywowaniu minimum etycznego. A co dziś, dla współczesnych Europejczyków
może być ową Andersonowską religią, „co do której wszyscy ludzie są zgodni”? Należy podkreślić, że masoneria nie ma swojego boga, nie ma „boga masońskiego”, jak często zwykło się mówić o Wielkim Architekcie (choć w przeszłości nierzadko loże wymagały wiary w bo-
PRZEMILCZANA HISTORIA pojęcie? Poniżej kilka ciekawych interpretacji. „Wielki Architekt świata, w którego należy koniecznie wierzyć, aby należeć do naszej loży, może być przez chrześcijanina utożsamiany z Bogiem lub też z losem, jeśli jest się ateistą” – Claude Collin, doradca generalny Wielkiej Loży Francji na Region Śródziemnomorski, 1988 r. „Wielkim Architektem świata jest także człowiek, który stopniowo odkrywa prawa kosmosu, ujarzmia siły natury i podporządkowuje je własnym celom. To człowiek, który dokonuje wynalazków, zmienia, rozumuje, którego myśl nie zna ograniczeń. To człowiek, który upatruje Boga w sobie samym, ponieważ jest zdolny do wytworzenia w sobie takiej idei
jasno pojąć, nie uznaje niczego, jak tylko Ludzkość... »Teologia« Wielkiej Loży jest przeciwieństwem teologii” – Marcel Cauwell na konwencie Wielkiej Loży w 1924 r. Jest więc masoneria w kontekście tych wypowiedzi wolnomyślno-humanistycznym moralitetem. Senator Goblet d’Aviello, który należał do Wielkiego Wschodu Belgii, mówił w 1877 r.: „Postęp masoński ma miejsce wówczas, kiedy z człowieka podporządkowanego Bogu i tym, którzy nazywają się jego reprezentantami na ziemi, wyłania się człowiek wyzwolonej moralności, człowiek – wolny myśliciel”. A wtóruje mu sto lat później Jacques Mitterrand w „Polityce wolnomularzy”: „Jeśli postawienie
HISTORIA MASONERII (4)
Głupi ateista ga chrześcijańskiego). Dziś masoni zasadniczo zgodni są co do tego, że Wielki Architekt nie zawiera treści teologicznej, w szczególności nie ma znaczenia teistycznego, lecz symboliczne. Od poszczególnych braci zależy, co oni w swoim światopoglądzie będą rozumieć pod figurą Wielkiego Architekta. Może to być zarówno bóg chrześcijański, islamski, żydowski, koncepcja deistyczna lub ateistyczna (w przypadku konfucjanisty, buddysty czy np. ateistycznego światopoglądu naukowego w stylu Einsteina). Wielki Architekt jest więc symbolem transcendencji, który pozwala masonom wierzyć w ponadczasowe prawa etyczno-moralne i ład wszechświata, który pozwala odkrywać rządzące nim prawa. Koncepcja Wielkiego Architekta nie jest de facto współcześnie wymierzona w ateizm, lecz w relatywizm moralny. Wprawdzie wciąż masoni wyznający wiarę w Wielkiego Architekta najczęściej twierdzą, że jest ona sprzeczna z ateizmem, lecz wynika to bardziej ze skrupułów przed uporczywą łatką bezbożników i libertynów, która jest dla wolnomularstwa tak uciążliwa i szkodliwa. Masoni, słusznie obawiając się niezrozumienia swej koncepcji Wielkiego Architekta, w wypowiedziach wolą zapewniać, że wyklucza ona ateizm, choć de facto jest to koncepcja nieteistyczna. Warto pamiętać, że rozważania o Wielkim Architekcie Wszechświata mają sens jedynie dla części wolnomularstwa, gdyż istnieje przecież silny nurt tzw. adogmatyczny (liberalny), który zupełnie porzucił koncepcję Wielkiego Architekta, zastępując ją zapisem o absolutnej wolności sumienia wolnomularzy. Wciąż jednak większość lóż świata odwołuje się do Wielkiego Architekta. Jak zatem ateista może rozumieć to
Obrzędy masońskie w Wielkiej Brytanii
(...). Wielki Architekt to także sama przyroda, taka, jaką dostrzegamy, nie rozpoznając jej przyczyn i celu” – Raport Rady Federalnej Wielkiej Loży Francji, 1923 r. „Bóg masonów nie jest ani Substancją, ani Przyczyną, ani Duszą, Moralnością, Stworzycielem, Ojcem, Pocieszycielem, Odkupicielem, Stanem ani czymkolwiek, co odpowiadałoby pojęciu transcendentalnemu. Tutaj odrzuca się całą metafizykę. Bóg masonów jest personifikacją powszechnej Równowagi, »Architektem«, który trzyma kompas, poziomicę, węgielnicę, młot, narzędzia pracy i miary. W porządku moralnym jest sprawiedliwością. Oto i cała teologia masońska. A poza tym żadnych podobizn, żadnych ofiar, żadnych modlitw, żadnych sakramentów, żadnej łaski, żadnego kapłaństwa, żadnego kultu. Społeczność masońska nie jest Kościołem. Nie przyjmuje niczego poza tym, co Rozum może
człowieka zamiast Boga na ołtarzu jest grzechem Lucyfera, humaniści od czasów odrodzenia popełniają ten grzech. Był to jeden z zarzutów postawionych masonom, kiedy zostali po raz pierwszy potępieni przez papieża Klemensa XII w 1738 r.”. Oczywiście, to są wypowiedzi przedstawicieli masonerii liberalnej, jednak tendencje liberalizujące zaczynają się pojawiać także i w łonie masonerii tradycjonalistycznej. Istnieje bowiem coraz większa swoboda interpretowania idei Wielkiego Architekta. W zjadliwy sposób pokazał to katolicki „Ład”, relacjonując odwiedziny w Polsce przedstawiciela masonerii liberalnej, Jacques’a Orefice’a z Wielkiego Wschodu Francji: „Na marcowej konferencji prasowej doszło do sprzeczki między panem Orefice’em i sekretarzem Wielkiej Loży Narodowej, związanej z nurtem anglosaskim. Sekretarz, historyk Tadeusz
17
Cegielski nie zniósł twierdzenia Orefice’a, jakoby masoneria anglosaska wyznawała deizm, czyli wiarę w osobowego Boga i objawienie [sic!]. Pan Cegielski zaprzeczył temu, tłumacząc, że Wielki Budownik Wszechświata nie jest Bogiem osobowym, tylko symbolem transcendencji. Na to pan Orefice odbił piłeczkę, konstatując, że taki pogląd właśnie jego nurtowi jest właściwy. Zostawmy jednak masonom rozstrzygnięcie, kto z nich jest lepszym ateistą” („Ład”). Z drugiej jednak strony masoneria nie jest też programowo antyreligijna, jeśli właściwie będzie się rozumieć pojęcie religii i religijności (w szczególności jeśli przez religijność nie będzie się rozumieć poparcia dla klerykalizmu, gdyż masoneria występuje w obronie neutralności światopoglądowej państwa; zob. np. White Book of „Laicité” – GOdF). Masoni otwierają swoje świątynie dla wyznawców wszystkich religii, dzięki czemu stanowią one często doskonałą szkołę dialogu międzyreligijnego i działań ekumenicznych. Masoni doceniają pierwiastek religijny i w żadnym razie nie walczą z religią jako taką. Bywa natomiast, że sprzeciwiają się takim jej formom, które nazbyt pętają jednostkę ludzką dogmatami, utrudniając jej osobisty rozwój. Masoneria jest oczywiście przeciwnikiem i takich form religii, które są zarodnikiem konfliktów społecznych i etnicznych. Jeśli chodzi o stosunek masonerii do religii, można go określić trzema słowami – masoneria jest: areligijna, ponadreligijna i multireligijna. Dla pełni obrazu dodać jeszcze należy, że masoneria sama w sobie nie jest jakkolwiek religijna, tzn. nie jest formą religii. Nie przeczy temu ani znaczenie rytuałów w masonerii, ani frazeologia i symbole często odwołujące się lub zakorzenione w treściach religijnych. Posiadanie rytów nie może być podstawą do określania masonerii religią, gdyż elementy rytów i czynności konwencjonalnych otaczają nas zewsząd, także w życiu świeckim (np. ceremonia świeckiego małżeństwa w USC albo rytualne picie herbaty na Dalekim Wschodzie; zresztą czymże innym jak nie cząstką rytu jest formuła przysięgi z unoszeniem prawej dłoni lub obrzęd pasowania pierwszoklasisty w szkole?). Ryty spełniają doniosłą rolę w naszym życiu, a masońskie tym się wyróżniają, że są bardziej rozbudowane i steatralizowane. Także symbolika i często quasi-religijna frazeologia nie kodują w masonerii treści teologicznych czy religijnych, lecz humanistyczne. Dlatego też masoneria nie jest ani religią, ani nawet quasi-religią, lecz typowo świeckim stowarzyszeniem – zakonem inicjacyjnym kultywującym etykę, braterstwo i doskonalenie ludzi. Potwierdza to fakt, że organizacje masońskie nie działają jako związki wyznaniowe, lecz stowarzyszenia. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Homoseksualizm w Biblii Niedawno wielką sensację wywołał w USA prasowy tekst, którego autorka napisała, że Biblia nigdzie nie zabrania małżeństw między gejami. Zapanowało powszechne oburzenie. Autorkę, Lisę Miller, oskarżono, że szarga świętości. Tymczasem ona po prostu postawiła sobie pytanie, czy prawdzie odpowiada to, w co święcie wierzy wszelka religijna ekstrema: katolicka, protestancka, żydowska i muzułmańska, a co pewien duchowny Kościoła metodystów ujął tak: „Zarówno Stary, jak i Nowy Testament definiują małżeństwo jako związek jednego mężczyzny i jednej kobiety. Kościół nie może zgadzać się na małżeństwa jednopłciowe, a tym bardziej błogosławić ich, stałoby to bowiem w sprzeczności z Pismem Świętym i naszą tradycją”. ⁄ ⁄ ⁄ Podobnie jak ów pastor uważa Watykan. Jest tylko jeden problem. W całej Biblii nie ma ani jednej wzmianki definiującej małżeństwo jako związek „jednego mężczyzny i jednej kobiety”. Gorzej. Wielkie postaci biblijne – Abraham, Jozue, Salomon, Dawid czy Jakub – żyły w związkach ordynarnie poligamicznych. Zaś Jezus i św. Paweł byli kawalerami. Słowem, w Piśmie Świętym próżno szukać wzorca tradycyjnej rodziny, w jaką wierzą religijni ortodoksi. Jest jeszcze gorzej. Jak wskazują najnowsze badania krytyczno-historyczne, Biblia w ogóle homoseksualizmu... nie potępia. Szczegółowo zanalizował to w swej książce z roku 1994 „Co Biblia naprawdę mówi o homoseksualności” Daniel A. Helminiak – skądinąd... ksiądz katolicki, od 30 lat pracujący w USA jako duszpasterz gejów i lesbijek.
Problem tkwi w przekładzie. Księgi Starego i Nowego Testamentu zostały zredagowane dawno temu w starożytnych językach. Dziś jest problem, żeby precyzyjnie określić znaczenia, wymowę i kulturowy kontekst poszczególnych. To, co proponują oficjalne przekłady poszczególnych kościołów, jest już de facto interpretacją – zgodną z pewną, wymyśloną przez ludzi, tradycją. Tymczasem skrupulatna analiza rzekomo potępiających homoseksualizm ustępów Biblii dowodzi czegoś wręcz przeciwnego! Otóż starożytny judaizm cechowała duża tolerancja wobec różnych zachowań seksualnych. Nie wyodrębniał on homoseksualizmu jako takiego – a jeśli wspominał zachowania homoseksualne, to nie w kontekście etyczno-moralnym, a wyłącznie rytualnym. Albo też, jak w opowieści o Sodomie i Gomorze, chodziło o coś całkiem innego.
Co to jest „grzech sodomski”? Oczywiście historia aniołów, którzy odwiedzili Lota, a których tłum chciał „poznać”, ma podtekst homoseksualny – jednak bynajmniej nie na tym polegał słynny „grzech sodomski”, za który miasto spotkała zagłada z rąk miłosiernego Boga. Chodziło o pogwałcenie zasad gościnności przez chęć upokorzenia gościa. Analogiczną opowieść zawiera Księga Sędziów w rozdziale 19 – tam też
Pani pozna Pana 61-letnia emerytka pozna Pana w odpowiednim wieku, bez nałogów, opiekuńczego domatora, kochającego zwierzęta. (1/a/02) Rozwódka, 60/155, z wykształceniem zawodowym, energiczna domatorka bez nałogów, rencistka, inteligentna i oczytana, pozna szlachetnego, wolnego Pana bez nałogów, z domkiem na wsi. (2/a/02) 58-letnia warszawianka, w separacji, pracująca, bezdzietna, umiejąca słuchać ze zrozumieniem, pozna starszego, miłego, inteligentnego Pana na długie zimowe wieczory. (3/a/02) Pani po 60., niezależna, kulturalna i miła, pozna wysokiego, zadbanego Pana, niekaranego i bez nałogów, nie rozwodnika, z ziemi łódzkiej. (4/a/02) Filigranowa i samotna 42-latka, inwalidka drugiej grupy, pozna uczciwego, tolerancyjnego i niepijącego Pana na dobre i na złe, w wieku od 40–55. Zdjęcie mile widziane. (5/a/02)
znaczenie ma nie tyle homoseksualizm, co przemoc. Księga Mądrości mówi zresztą wyraźnie, że „grzech sodomski” polega na nienawiści. Również Jezus wskazuje u Mateusza, że Sodomę spotkała kara za to, że odrzuciła wysłanników Boga. O homoseksualizmie nie ma tu ani słowa. Podobnym nieporozumieniem jest rzekomo homofobiczny wydźwięk słynnego ustępu z Księgi Kapłańskiej: „Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość!”. Tłumaczony zwyczajowo jako „obrzydliwość” termin to'ebah oznacza jednak tak naprawdę co innego – nieczystość, a nawet tabu. To’ebah miało znaczenie rytualne, nie moralne, i oznaczało wszystko, co zaburza idealny porządek stworzenia, w który wierzyli Żydzi – na przykład obsiewanie pola dwoma rodzajami ziarna. Jeśli mężczyzna penetrował mężczyznę, symbolicznie odwracał role męsko-kobiece i zakłócał porządek świata – oraz tożsamość Izraela. Podobnie jedzenie mięsa w piątek nie jest samo w sobie złe – ale zagraża tożsamości katolika. Właśnie dlatego mamy tu termin to'ebah, a nie zimah, czyli coś złego, grzech. Księga Kapłańska nie mówi, że seks między mężczyznami jest zły – mówi tylko, że jest rytualnie nieżydowski. Jak wysnuto z tego potępienie gejów jako takich, przekracza nasze pojmowanie. Żydzi mieli do męskiego i damskiego homoseksualizmu stosunek całkiem obojętny. Seksu między kobietami w ogóle nie uważali zresztą za seks, gdyż dla nich liczyła się tylko penetracja. W okresie między II a V wiekiem naszej ery interpretacje rabiniczne wszelkie kontakty seksualne poza seksem penetracyjnym, w tym
Pani pozna Pana w wieku 68–70 lat, biednego, ale uczciwego, logicznie myślącego o dalszym życiu – do wspólnego zamieszkania w zgodzie i harmonii. (6/a/02) 71-letnia wdowa, fanka „FiM”, zadbana, niezależna, o wszechstronnych zainteresowaniach, ceniąca tolerancję i uczciwość, lubiąca wycieczki i przyrodę, pozna kulturalnego Pana o podobnych zainteresowaniach. (7/a/02) Pan pozna Panią Wysoki brunet, 38-letni antyklerykał, obecnie przebywający w ZK, pozna Panią w wieku 30–45 lat, także z dzieckiem. Tylko poważne oferty. (1/b/02) Wdowiec, niepalący 60-latek na emeryturze, nałogowy rowerzysta z dużym domem i ogrodem oraz psami i kotem, pozna Panią z okolic Krosna. (2/b/02) 32-letni brunet, 175 cm wzrostu, obecnie przebywający w ZK, nawiąże kontakt z dziewczyną w podobnym wieku, tolerancyjną pod każdym względem. Foto mile widziane. (3/b/02) 66-letni samotny emeryt z zarostem pozna bezdzietną, uczciwą, niekonfliktową Panią bez nałogów, także niepełnosprawną rencistkę, zainteresowaną ateizmem, erotyką i tarotem, gotową zamieszkać na wsi. (4/b/02)
„ocieranie się”, traktują jako formę masturbacji – którą odradzają, jednak jej nie zabraniają.
Święty Paweł homofob Rozprawiwszy się z rzekomą homofobią Starego Testamentu, przejdźmy do Nowego. Tutaj na czołowego gejożercę od lat promowany jest święty Paweł. W pierwszym rozdziale Listu do Rzymian werset 26 przyjęto traktować jako potępienie lesbijek, a werset 27 – gejów: „Mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie naturalne na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy naturalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd”. Mamy tu znów mnóstwo czysto filologicznych nieporozumień. Przede wszystkim para physin nie znaczy „przeciwny naturze”, ale nieswoisty, niecharakterystyczny. Para physin ma się do „przeciwny naturze” jak paranormalny do nienormalny. Werset 27 nie mówi więc o lesbijkach, a jest opisem jakiegokolwiek seksu poza waginalnym – na przykład oralnego. Aschemosyne to zaś nie „bezwstyd”, ale coś nieładnego, niewłaściwego. Paweł homoseksualistów nie potępia, na co mógłby wskazywać negatywnie nacechowany przekład. On po prostu relacjonuje, że seks między mężczyznami nie uchodzi za coś budzącego szacunek. W dodatku robi to ze względów nie tyle moralnych, co politycznych – chcąc pochwalaniem rytualnej czystości zjednać sobie chrześcijan pochodzenia żydowskiego. Podobnie mają się sprawy z dwoma kolejnymi wzmiankami o gejach
Samotny, 165/68/75, ze średnim wykształceniem, przeciętnie sytuowany, pozna Panią w odpowiednim wieku na dobre i na złe. (5/b/02) 39-latek, ciemny blondyn z niebieskimi oczami, niepalący romantyk o wadze 76 kg, szuka samotnej Pani, zadbanej i miłej katoliczki w wieku 35–45 lat, także z dzieckiem. Może być puszysta. (6/b/02) Samotny, 28/184/86, kulturalny, spokojny, bez nałogów, lubiący dzieci, ze średnim wykształceniem, były sportowiec i romantyk, lubiący długie spacery po plaży w świetle księżyca, pozna Panią w celu nawiązania przyjaźni lub związku. (7/b/02) Kawaler, 28/183, pozna Panią z poczuciem humoru, szczerą i samotną, także z dzieckiem, w celu stworzenia poważnego związku. Foto mile widziane, odpowiedź na każdy list gwarantowana. (8/b/02) Inne Pracująca 58-latka, lubiąca spokój i zwierzęta, bez meldunku, chętnie dopilnuje opuszczonego domku do 20 km od miasteczka. Tylko poważne propozycje. (1/c/02) Niezależny 60-latek z własnym mieszkaniem pozna ludzi o różnych zainteresowaniach, niefanatyków religijnych, w celu nawiązania szczerej, otwartej i dobrej przyjaźni. (2/c/02)
w listach Pawłowych – Pierwszym do Koryntian i Pierwszym do Tymoteusza. Wciąż trwają spory, jak właściwie rozumieć określenie oute arsenokoitai – tradycyjnie tłumaczone jako homoseksualiści, ale zdaniem wielu badaczy mogące oznaczać męską prostytutkę, również hetero (Boswell) polujących na spadki (Countryman), czy wręcz pedofili (Scroggs). To jeszcze nic. Zdaniem niektórych uczonych, Biblia nie tylko nie potępia homoseksualizmu, ale wręcz go promuje!
Propaganda gejowska... w Biblii? Pozytywnym przykładem jednopłciowej miłości może być istotnie wieloznaczny stosunek Jonatana do Dawida (1 Sm 18. 1–4) oraz historia niejasnego związku emocjonalnego między Rut i Naomi. Wyznanie pierwszej do drugiej (Rt 1. 16–17) uchodzą za tak piękną deklarację miłosną, że są odczytywane podczas katolickich ceremonii ślubnych! „Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam będę pogrzebana”. Egzegeci mają też problem z jedną z najsłynniejszych opowieści ewangelicznych – o „ukochanym chłopcu” (pais entimos) rzymskiego setnika, w której padają liturgiczne słowa: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie”. Choć Jezus musiał wiedzieć, jaka jest natura związku między setnikiem a jego sługą, nie potępił ich, ale uzdrowił „na odległość”, stawiając wszystkim za wzór potęgi wiary. Ale że dzisiejsi namiestnicy Jezusa na ziemi nie biorą z niego przykładu, to w końcu nic nowego. Zabawne tylko, że wzniesiony przez nich gmach dyskryminacji, wykluczenia i homofobii stoi na tak wątłych fundamentach – nieporozumieniach, złej woli i zwyczajnym nieuctwie. MH
Kulturalna wdowa w wieku 49 lat, zgrabna i namiętna, z tolerancyjnym przyjacielem, pozna sympatycznego kapłana lub pastora w celu wspólnych spotkań na wieczorkach towarzyskich. Kraków (3/c/02) Gej pozna gejów z Krakowa lub okolic w wieku 26–60 lat. (4/c/02) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,45 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,45 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
LISTY Protest społeczny Przeciwko „Ustawie o ochronie genomu ludzkiego i embrionu ludzkiego oraz Polskiej Radzie Bioetycznej i zmianie innych ustaw” (z dnia 10 XII 2008 r.), wypracowanej przez Zespół ds. Konwencji Bioetycznej, powołany na mocy Zarządzenia nr 38 Prezesa Rady Ministrów z dnia 7 kwietnia 2008 pod przewodnictwem Posła Jarosława Gowina Szanowni Ustawodawcy! Panie Premierze! Państwo Posłanki i Posłowie Sejmu RP! W imię solidaryzmu społecznego zgłaszamy swój protest przeciwko projektowi Ustawy, która zagraża wolnościom i prawom obywatelskim oraz prawom człowieka. Projekt Ustawy nie jest zgodny ani z międzynarodowymi standardami ochrony praw człowieka, w tym z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka, konwencjami ONZ i Rady Europy, ale także z Konstytucją RP. Z konstytucyjnego punktu widzenia narusza zasadę neutralności światopoglądowej państwa, niedyskryminacji i równego traktowania (ze względu na płeć, wiek, stan cywilny, stan zdrowia, etc.), jak również zasadę równego dostępu do opieki zdrowotnej. Z medycznego punktu widzenia nie zapewnia dostępu do najlepszych procedur medycznych. Ustawa dyskryminuje kobiety, odbierając im prawa do decydowania o swojej płodności, wprowadza kuriozalną z prawnego i naukowego punktu widzenia zasadę przedkładania interesu komórki jajowej i zarodka nad prawa dorosłych ludzi pragnących leczyć niepłodność. Niektóre jej ograniczenia podobne są do stosowanej w przeszłości i uznawanej za zbrodniczą legislacji eugenicznej. Projekt ustawy wzbudza sprzeciw tak ze względu na treść, jak i na proces jej powstawania. Pozorne konsultacje społeczne, brak debaty publicznej nad propozycjami specjalistów i grup interesów zaangażowanych w tworzenie rozwiązań bioetycznych (pacjentów, lekarzy i prawników) to tylko niektóre błędy proceduralne popełnione podczas prac nad projektem Ustawy naruszającej zasadę partycypacji społecznej, jawności życia publicznego i procesów demokratycznych. Niepłodność to nie problem wyłącznie osób dotkniętych niepłodnością, to poważny problem społeczny, z którym przyszło nam się zmierzyć w XXI wieku. Stworzenie dobrego prawa jest obowiązkiem władz państwowych. Ustawa bioetyczna ma dotyczyć wszystkich ludzi o różnych światopoglądach i nie zgadzamy się na to, by preferowanie jednego tylko światopoglądu nam te prawa odebrało. Tymczasem zapisy w projekcie Ustawy są dyskryminujące i odzwierciedlają poglądy tylko części
LISTY OD CZYTELNIKÓW
społeczeństwa utożsamiającego się ze stanowiskiem Kościoła katolickiego. Sposób, w jaki hierarchia Kościoła katolickiego ingeruje w tworzenie prawa, jest wysoce niepokojący. Żadna religia nie może rościć sobie prawa do wpływania na władze publiczne. Projekt Ustawy jawnie łamie artykuł 25 Konstytucji RP, który głosi, iż władze publiczne w naszym
Wróg ludzkości
kraju zachowują bezstronność w sprawach religijnych, światopoglądowych i filozoficznych. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Wanda Nowicka i 29 innych sygnatariuszy
Kiedy Kopernik odkrył, że Ziemia nie jest centrum wszechświata, Kościół jego dzieła potępił i wpisał na indeks ksiąg zakazanych. Kiedy Galileusz odkrył pierwsze cztery księżyce Jowisza i potwierdził, że Ziemia się kręci (epur si muove), Kościół wymusił na nim, aby odwołał te „herezje”. Kiedy Van de Velde, holenderski seksuolog, wydał pierwszą książkę o życiu seksualnym człowieka („Małżeństwo doskonałe”), Kościół potępił nowoczesne badania naukowca i robił wszystko, aby ta książka nie była wydawana. Kiedy Darwin ogłosił swoją słynną teorię ewolucji, Kościół również potępił wynik badań naukowych, twierdząc, że teoria jest sprzeczna z prawami boskimi. Odkrycia genetyczne potwierdziły słuszność teorii i dopiero JPII, pod naciskiem faktów... Kiedy wreszcie nauka dała możliwość bezpłodnym kobietom urodzić dziecko z zapłodnionej pozaustrojowo komórki metodą in vitro, Kościół znów twierdzi, że to jest wbrew prawu boskiemu, że dziecko nie jest własnością człowieka. Na świecie metoda ta jest już powszechna, w Polsce też, i rodziny mające dzieci dzięki osiągnięciom nauki są szczęśliwe. W cywilizowanych państwach nikomu nie przyjdzie do głowy twierdzić, że ta metoda jest niegodziwa! Co jeszcze Kościół katolicki wymyśli? Mówienie, że in vitro jest produkowaniem, że dziecko nie jest własnością człowieka, jest straszliwym nadużyciem, negującym uczucia ludzi mających i chcących mieć dzieci, jest negacją człowieczeństwa, jest znieważaniem intymności człowieka. Janusz Gładyszewski
Pełny tekst Protestu wraz z pełną listą sygnatariuszy na www.faktyimity.pl
Co fakt, a co mit? W całej tej nagonce biskupów na in vitro śmiem twierdzić, że... człowiek współczesny powstał dzięki in vitro właśnie! Nie jestem żadnym propagatorem Biblii, ale w Księdze Rodzaju mamy napisane, że z nieba zstąpiły Istoty, które współżyły z mieszkańcami ziemi. Dzięki tym zbliżeniom Istot z małpoczłowiekiem powstała nowa, nasza rasa. A uzupełnieniem niekompletnych informacji biblijnych niech będą tablice sumeryjskie. Można tam znaleźć opisy, z których wynika, że ci, którzy zstąpili z góry, dokonali na naszych prarodzicach manipulacji genetycznych. Jest tam nawet przedstawiona... probówka! W niej to dokonano zapłodnienia, a płód umieszczono w ciele kobiety. Chcę jeszcze dodać słówko o masonerii. Kiedyś czytałem, że w naszych rodzimych wierzeniach ludowych panowało przekonanie, że – uwaga! – kandydat na masona był zamykany w trumnie, gdzie spędzał całą noc. Ukazywał mu się tam demon, z którym zawierał układ. Każdy mason miał na ścianie (w miejscu spotkań chyba) swoją fotografię i jak któryś z nich zaczął żałować tego, że wyparł się wiary chrześcijańskiej, na fotografii... pojawiały się krople potu, co dało znak innym członkom loży, aby delikwentem się zająć w niezbyt przyjemny sposób. Kto mógł to wymyślić na odstraszenie ludzi od tej organizacji, jak nie nasz „kochany” Kościół? Czytelnik
Kiedy ludzkość wyzwalała się spod niewolnictwa pańszczyźnianego, walczyła o poprawę bytu materialnego czy domagała się dostępu do wiedzy, Kościół katolicki potępiał te dążenia, nazywając je modernizmem, niszczeniem ustalonego porządku boskiego.
Lewica bez jaj Przez kilka lat mieszkałem i pracowałem w Hiszpanii. Oczywiście, oglądałem tamtejszą telewizję, a i z językiem już nieźle sobie radzę.
Widziałem wielokrotnie w TV pana Zapaterę, także wtedy, kiedy jeszcze nie był premierem. Wróciłem do Polski i dotarło do mnie, że niejakiego Napieralskiego nazywają niektórzy „polskim Zapaterą”... Ale jaja! To najlepszy żart, jaki słyszałem od lat! À propos jaj – tym właśnie różnią się ci dwaj panowie. Zapatero ma kokones jak wiadra, a Napieralski jak ziarnka ikry – w rozumieniu przenośnym, ma się rozumieć, bo jakie mają naprawdę, to ch... wie. Zapatero w telewizji mówi zdecydowanie, wypowiada się z przekonaniem, gestykuluje, po prostu widać, że facet ma rację! Jest bardzo odważny w tezach i osądach. Pamiętam jak – chyba podczas kampanii wyborczej – zaatakował go w studiu telewizyjnym jakiś biskup, a tamten zaśmiał mu się w twarz i zagadał. Napieralski siedzi jak trusia, jak uczniak... Na przykład ostatnio przed Miecugowem w TVN. Cały szczęśliwy, że go w ogóle zaprosili, zgaszony, onieśmielony, nieprzekonujący, nijaki. Żal patrzeć. Biedna polska lewica z takim przywódcą. Jarek K., Opole
19
Od dobrego dziennikarza oczekuję informacji, ile płacimy za gaz rosyjski, ile płacą państwa Unii Europejskiej, a ile Ukraina czy Białoruś. Mając te dane, czytelnik może sobie sam wyrobić opinię, czy Ukrainie dzieje się krzywda, czy po prostu zalega z opłatami. Podawanie wiadomości bez ww. informacji jest manipulacją. Cenę towaru ustala producent lub dostawca, a nie klient. Niech jeden z drugim redaktorzyna pójdzie do sklepu kupować telewizor wyceniony na 2 tys. zł i zażąda, aby mu go sprzedali za 300 zł. Podoba mi się postawa Czechów, którzy oświadczyli, że nie znając umów, nie będą się w tej sprawie wypowiadać. Edward Jaroszyński PS Piszę ten list z powodu nawału manipulacji w mediach dotyczących Rosji. Im częściej w czasach PRL media podawały, jaka to pomoc przychodzi z ZSRR, tym bardziej byłem przekonany, że ZSRR nas okrada. Teraz im więcej napaści w mediach na Rosję, tym większą sympatią darzę ten kraj.
Podziękowanie Helo, Moraliści z TVN 24! Na takiej samej zasadzie moralnej i pseudodemokratycznej, jaką stosujecie w TVN, protestuję przeciwko pokazywaniu w pozytywnym świetle demonstrantów pod Ambasadą Izraela przeciwko operacji wojsk izraelskich w Gazie. Uzasadnienie: Żydów łączy z nami, Polakami, wspólny grób naszych PRZODKÓW, w jakim przedstawiciele tych rodów w ilości przeszło czterech milionów leżą w naszej ziemi. Byli oni obywatelami Polski, pracującymi wspólnie z nami i naszymi przodkami dla POLSKI... Każdy więc zamach na ich BRACI w ziemi Izraela nas osobiście boli. Nie może więc być tak, że polska telewizja terrorystów z Hamasu przedstawia opinii publicznej w lepszym świetle niż naszych braci – Żydów. Stanowczo przeciwko temu nadużyciu protestuję. Fred@
Manipulatorzy Oburzają mnie manipulacje dziennikarzy środków masowego przekazu. Dziennikarz powinien informować czytelnika o faktach, a nie podsuwać mu swoje interpretacje.
Wdzięczni jesteśmy za rzeczowy, klarowny, instruktywny i wychwytujący istotę rzeczy artykuł pani Wiktorii Zimińskiej „Ostatnia bitwa”. Czytelnik nieobeznany z zagadnieniem uzyskuje wgląd w walkę toczoną przez żołnierzy zawodowych o należne im świadczenia i respektowanie prawa łamanego przez władze i instytucje do strzeżenia tego prawa powołane. Czytelnik biorący udział w owej walce czuje sie przez takie publikacje wewnętrznie wzmocniony. Nie tylko emeryci, ale też ich rodziny czytają takie wypowiedzi z wielką satysfakcją, tym wyżej oceniając moralny profil Tygodnika. Jako stały czytelnik „Faktów i Mitów” gratuluję wielkiej liczby cennych publikacji. Stanisław Matuła, pułkownik WP w stanie spoczynku
Wyniki sondy W numerze 51/52 „FiM” zaproponowaliśmy naszym Czytelnikom udział w głosowaniu nad poparciem dla treści zawartych w tekstach: „Wyjątkowość Jezusa” Bolesława Parmy lub „Zrodzeni z dziewicy” Artura Cecuły. Rację argumentom pierwszego autora przyznało 198 osób, a drugiego – 361. Redakcja
l Największy przekręt prasowy l Po raz pierwszy kulisy weryfikacji dziennikarzy l Pikantne szczegóły dziennikarskiego zawodu w PRL l Z ziemi wileńskiej do Łodzi
Fascynująca książka red. Marka Filanowicza „Spowiedź reżimowego żurnalisty” Zamówienia na adres redakcji „Fakty i Mity” tel./fax 042 630-72-33, cena 27 zł wraz z kosztami wysyłki
20
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Objawienia maryjne (cz. 1) W jaki sposób reagować na objawienia maryjne? Czy są one prawdziwe? Czy to Bóg przez nie przemawia – jak twierdzą m.in. teolodzy katoliccy? Co ponadto sądzić o świętych wizerunkach, takich jak np. obraz Morenity z meksykańskiego Tepeyac w Guadalupe? Reakcje na objawienia maryjne mogą być różne. Jedni – jak na przykład Carl G. Jung – redukują je do psychologicznej projekcji archetypu ,,wielkiej matki”, zakorzenionego w nieświadomości zbiorowej. Inni uważają jednak, że są one manifestacją rzeczywistej Maryi, wysłanniczki samego Boga. Jeszcze inni są przekonani, że za objawieniami tymi stoją pozaziemskie cywilizacje. I wreszcie – o czym przekonana jest większość ewangelicznych chrześcijan – objawienia te to największe zwiedzenie szatańskie czasów końca. Jak jest naprawdę? Czy objawienia te rzeczywiście są tylko wytworem ludzkiej wyobraźni, ingerencją kosmitów czy może wypełnieniem biblijnych zapowiedzi? Aby odpowiedzieć na te pytania, spójrzmy najpierw na kilka istotnych faktów. Po pierwsze – objawienia te są powszechne. Ich liczba wzrosła szczególnie po ogłoszeniu dwóch ostatnich dogmatów: o niepokalanym poczęciu Maryi (1854) i jej wniebowzięciu (1950). Do najczęściej odwiedzanych miejsc objawień maryjnych należą m.in.: francuskie Lourdes i La Salette, portugalska Fatima, bośniackie Medjugorie, irlandzkie Knock, japońska Akita, afrykańskie Kibeho, no i meksykańskie Guadelupe. Objawienia te mają więc miejsce na wszystkich kontynentach. Nawet w protestanckiej Ameryce (USA) – jak podał w 1997 roku ,,Newsweek” – w XX wieku zanotowano ponad 400 objawień maryjnych. Po drugie – objawienia te nie są już ograniczone do jednostek, jak to miało miejsce w minionych wiekach. W ostatnim stuleciu bowiem coraz więcej wizjonerów opisuje swój kontakt z Marią. Wszyscy też przedstawiają ją jako piękną młodą kobietę, która emanuje niesamowitym światłem. Ponadto czyni ona cuda i uzdrawia. Po trzecie – co jest szczególnie znamienne – postać ta występuje zazwyczaj z różańcem i wzywa wiernych do codziennego odmawiania go. Nazywa też siebie pośredniczką i orędowniczką, niepokalanie poczętą, gwiazdą zaranną, drzwiami do nieba, królową niebios, matką eucharystii, panią wszystkich narodów i chce ustanowienia dogmatu o jej zbawczych zasługach. Jako współodkupicielka obiecuje swoim wiernym światowy pokój i jedność. Chce więc, aby był
tylko jeden Kościół – katolicki. Po czwarte – postać ta nie tylko nakazuje tworzyć swoje wizerunki (obrazy i figury) – wyjątkiem jest wizerunek Morenity w Guadelupe, który ponoć powstał w sposób ponadnaturalny – ale również wzywa do czci tychże wizerunków. Ponadto w każdym prawie miejscu swoich objawień wzywa do budowy sanktuariów. Powstaje więc pytanie: kto tak naprawdę stoi za tymi objawieniami? Przypomnijmy najpierw, jakie jest stanowisko Kościoła rzymskiego w tej sprawie. W ocenie teologów katolickich, większość objawień maryjnych uznaje się za prawdziwe, ponadnaturalne. Wielu z nich uważa też, że objawienia te mają na celu dobro całej ludzkości, bo właśnie dzięki nim ludzie przybliżają się do Boga. Co więcej, w ostatnich latach objawienia te zafascynowały nawet protestantów. Tak więc zarówno katolicy, jak i niektórzy protestanci uważają, że to sam Bóg posyła Marię, aby przemówić do ludzi i doprowadzić ich do pokuty. Oto co na ten temat pisze polski mariolog prof. Celestyn Napiórkowski: ,,Liczne objawienia maryjne, z których wiele legitymuje się znakami autentyczności, pozwalają stwierdzić, że Bóg od mniej więcej półtora wieku eksponuje Matkę Najświętszą jako wyjątkowe narzędzie swojej zbawczej aktywności. Zdaje się Ją posyłać, jak niegdyś proroków, by nawoływała do nawrócenia” (,,Dogmat »soboru korespondencyjnego«”, s. 4–5). Kościół rzymskokatolicki zatwierdził więc wiele objawień maryjnych. Jan Paweł II dwukrotnie zawierzył też Marii cały świat i jej przypisywał swoje ocalenie. Ponadto uważał, że zwycięstwo nad mocami ciemności Kościół zawdzięcza właśnie Marii. Jak zatem traktować te objawienia? Co na ten temat mówi Biblia? W świetle Pisma Świętego nie wszystkie objawienia pochodzą od Boga. Święty Jan napisał: ,,Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat” (1 J 4. 1). Biblia uczy więc, że wiele tzw. objawień prowadzi do religijnego zwiedzenia. Aby jednak ocenić, które objawienia są od Boga, a które pochodzą z innego źródła i mają
zwodniczy charakter, potrzeba przynajmniej podstawowej znajomości Biblii. Jej pomoc jest tu nieodzowna, napisano bowiem: ,,Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, i do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości” (2 Tm 3. 16, por. Mt 22. 29; Dz 17. 11). Ponadto warto też pamiętać, że ,,wiara (...) raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3). To znaczy, że niczego nie można dodać do biblijnych zasad wiary. Te zostały bowiem ustalone i przekazane ,,raz na zawsze”. Oto co głosi Biblia w kwestii objawień. Przede wszystkim księga ta ostrzega przed ogólnoświatowym zwiedzeniem. Powszechność maryjnych objawień nie jest więc żadnym dowodem na to, że pochodzą one od Boga. Biblia ostrzega nawet, że Szatan ,,zwodzi cały świat” (Ap 12. 9). Najczęściej zaś używa do tego niebiblijnych, a nawet antybiblijnych doktryn, w tym i dogmatów maryjnych. Jak bowiem wiadomo, żaden z tych dogmatów nie ma podstaw w Biblii. Przeciwnie, wszystkie są sprzeczne z jej przesłaniem. Nigdzie w Piśmie Świętym nie czytamy przecież ani razu, aby Maria została nazwana ,,Matką Boską”, ,,Zawsze Dziewicą”, ,,Niepokalaną” lub by została wzięta do nieba z duszą i ciałem. Wiadomo też, że dogmaty te powstały bardzo późno. Pierwszy, o,, Bożej Rodzicielce” (Theotokos), powstał dopiero w 431 roku, a pozostałe jeszcze później: o wiecznym dziewictwie – w roku 1123, o niepokalanym poczęciu – w 1854 r., a o wniebowzięciu – w 1950 roku. Poza tym w Nowym Testamencie czytamy, że z chwilą, gdy Jezus rozpoczął swą działalność, zawsze nazywał Marię niewiastą, nigdy matką. Z kolei Jego uczniowie zawsze
nazywali ją matką Jezusa (Dz 1. 14), nigdy zaś ,,Matką Boską”. Dodajmy, że Biblia konsekwentnie nazywa wierzących dziećmi Bożymi, nigdy jednak dziećmi Marii. Co więcej, zgodnie z Bożym zaleceniem dotyczącym współżycia i rozmnażania (Rdz 1. 28), Ewangelie wyraźnie podają – co jest zupełnie naturalne – że Maria współżyła ze swoim mężem (Mt 1. 25). Jezus został nazwany jej pierworodnym właśnie dlatego (Łk 2. 7), że nie był jedynakiem, ale miał młodsze rodzeństwo (Mt 12. 46–50; 13. 53–56; J 7. 5; Dz 1. 14). Krótko mówiąc, kult dziewicy matki nie pochodzi z Biblii, lecz ze starożytnego Egiptu i Babilonu oraz z wielu innych religii pogańskich. Podobnie zresztą jest z dogmatem o niepokalanym poczęciu Maryi, który również ma podłoże pogańskie. Zresztą dogmat ten wyraźnie zaprzecza wyznaniu samej Marii, która mówiła o potrzebie Zbawiciela (Łk 2. 47) i złożyła ofiarę oczyszczenia za grzech (Łk 2. 22–24, por. Kpł 12. 7–8). Zaprzecza więc jednoznacznemu stwierdzeniu Biblii, że ,,nie ma ani jednego sprawiedliwego (...), gdyż wszyscy zgrzeszyli” (Rz 3. 10, 23), oprócz Jezusa Chrystusa (J 8. 46; 2 Kor 5. 21; Hbr 4. 15; 1 P 2. 22). I wreszcie Biblia głosi również, że ,,nikt nie wstąpił do nieba, tylko Ten, który zstąpił z nieba, Syn Człowieczy” (J 3. 13). Wszyscy zmarli do chwili zmartwychwstania przebywają bowiem w prochu ziemi (J 5. 28–29; 6. 39–40; 1 Kor 15.; 1 Tes 4. 13–18) i dopiero przy zmartwychwstaniu otrzymają ,,zapłatę” (Łk 14. 14). Ponadto św. Paweł napisał, że ,,ciało i krew nie mogą odziedziczyć Królestwa Bożego” (1 Kor 15. 50). To zaś oznacza, że
dogmat o wniebowzięciu Marii z ciałem i duszą nie ma absolutnie żadnego potwierdzenia w Piśmie Świętym – nawet w najpóźniej powstałej Ewangelii św. Jana. Poza tym ilekroć głośno jest o objawieniach maryjnych, należy pamiętać, że Biblia uczy, iż ,,szatan przybiera postać anioła światłości” (2 Kor 11. 14). Jest więc niczym Lucyfer, ,,syn jutrzenki”, czy też ,,gwiazda poranna”, tj. Wenus (Iz 14. 12, por. Łk 10. 18), która była również planetą babilońskiej ,,królowej niebios”, Isztar (Jer 7. 18; 44. 17). A zatem światłość otaczająca rzekomą Marię oraz takie tytuły jak ,,Matka Boska” czy też ,,Królowa Niebios” nie tylko nie stanowią dowodu, że pochodzą od Boga, ale wręcz przeciwnie – wskazują raczej na pogańskie pochodzenie tego kultu. Ponadto demaskują tego, który w istocie za tymi objawieniami stoi, czyli samego Szatana. Dodajmy, że również cuda same w sobie niczego nie dowodzą. Sam Jezus ostrzegał bowiem, że ,,powstaną fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wszelkie znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych” (Mt 24. 24). Dlatego też ostatecznym kryterium przyjęcia lub odrzucenia wszelkich objawień, znaków i cudów, nie mogą być nasze zmysły, lecz wyłącznie Biblia. Ona bowiem demaskuje wszelkie fałszywe kulty oraz manifestacje samego Szatana, który zwodzi, oszukuje, manipuluje, zaślepia ludzkie umysły na ewangelię i jest źródłem wielu rzekomych cudów (Mt 4. 8; 13. 38–39; 16. 23; J 8. 44; 2 Kor 4. 4; Ef 2. 2–3; 2 Tes 2. 9–10). Według Biblii, demoniczne postacie mogą więc nie tylko wpływać na ludzi, ale również czynić cuda. W Apokalipsie czytamy: ,,I widziałem trzy duchy nieczyste jakby żaby wychodzące z paszczy smoka i z paszczy zwierzęcia, i z ust fałszywego proroka; a są to czyniące cuda duchy demonów...” (16. 13–14). Cokolwiek by więc powiedzieć o objawieniach rzekomej Marii, nie wolno nam zapominać o tym, że Szatan jest mistrzem zwiedzenia i potrafi przybrać każdą postać (2 Kor 11. 14). Według Biblii, on też ma mistrzowski plan zwodzenia, m.in. przez cuda i objawienia. Wiedząc o tym, należy podkreślić, że wszystkie te objawienia i roszczenia są objawieniami i roszczeniami fałszywymi i muszą być odrzucone, ponieważ nieuchronnie prowadzą do wypaczenia i całkowitego zwiedzenia. Innymi słowy, należy odciąć się zarówno od nich, jak i kultu rzekomej Marii, która w rzeczywistości nie ma nic wspólnego z błogosławioną matką Jezusa Chrystusa. Z biblijnego punktu widzenia, oddawanie czci Marii jako ,,Królowej Niebios” jest absolutnie nie do przyjęcia, ponieważ cześć oddawana każdej innej istocie poza Bogiem i Jezusem Chrystusem jest pokłonem wobec Szatana. BOLESŁAW PARMA
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
A to Wolska właśnie Jeśli ktoś chciałby w Se `vres pod Paryżem umieścić wzorzec wazeliniarskiego włazidupstwa, ksenofobii, konformizmu i złego smaku, to powinien raz-dwa zdjąć wymiary z Marcina Wolskiego. Do podobnego wniosku musiał w sylwestrową noc dojść każdy przyzwoity widz TVP. (Na marginesie taka dygresja: nie, nie ma Pan racji, Szanowny Czytelniku Wojciechu M. z Warki. Porównując w liście do redakcji „FiM” telewizję publiczną do publicznego domu, obraził Pan kilka bardzo przyzwoitych burdeli. To mocno krzywdzące i nieusprawiedliwione). Ale do rzeczy. W TVP nadali „Szopkę noworoczną” autorstwa wspomnianego Wolskiego. Pisałem o nim jakiś czas temu, pokazując zadziwiającą metamorfozę człowieka, który zaczął od socrealistycznego poety i kadrowego członka PZPR, a skończył na etacie tropiciela i gnębiciela komuchów emerytów. Czyli marnie skończył. Bo neofici prędzej czy później zawsze marnie kończą. Jak marnie? Odpowiedź na to pytanie dają szopkowe postaci Lecha Wałęsy i obu Kaczyńskich. Przed wielu laty ten sam Wolski realizował w TVP programik (też żenujący i lizusowski) pt. „Polskie zoo”.
Tamże Wałęsa – postać lwa – robił za mędrca i męża opatrznościowego narodu, zaś bliźniaki przedstawieni byli jako para denerwujących, złośliwych, wszystko psujących, brzydkich chomików. Jak dalece zmieniła się optyka „artysty” (co ja, k..., piszę?!) Wolskiego, niech świadczy fakt, iż były prezydent odmalowywany jest obecnie jako godny pogardy agent SB, zaś chomiki niesłychaną przeszły przemianę. Zamiast dawno wykitować (jak to chomiki słusznie mają w zwyczaju), teraz są zbawcami Polski. To oni, no i może jeszcze Macierewicz, znów „poprawią gorzki los człowieka”; to oni rozliczą „czerwony okrągły stół przygnieciony teczkami i przeżarty korupcją”. Ja nie żartuję. To są autentyczne fragmenty tej literatury. Mniej więcej takich samych od lat Wolskich szopek. Chcecie więcej? Proszę... o ile macie mocne nerwy. Oto Kaczyński, Kurski i Ziobro śpiewają coś takiego: „Ale nie bój nic, minie jakiś czas, pożegna naród ich (czyli PO – przyp. red.), znowu wezwie nas.
Z woli Boga oraz mas”. Jest też parodia songu pt. „Chłopaki nie PŁACĄ”. Może to zakamuflowane przesłanie Ziobry dla doktora G.? W ogóle songów w szopce pana W. jest sporo. Jak dla Kultowego Kazika Staszewskiego nawet zbyt
bo własne. Sprawcy wykorzystali muzykę z piosenki mojego autorstwa »Gdy nie ma dzieci«, wyrzucając tekst oryginalny, a w to miejsce instalując jakiegoś lirycznego potworka. Pomijając poziom artystyczny czy wymowę ideową, taki ruch wymaga zgody
sporo, bo w liście do TVP wściekły jak diabli napisał: „Tuż po rozpoczęciu nowego roku przypadkiem miałem nieprzyjemność oglądać Program 1 TVP. Nadawano tam szopkę noworoczną. Pod koniec tego strasznego spektaklu dobiegły mnie dźwięki jakby znajome. Znajome były i owszem,
autora i kompozytora piosenki, ponieważ jest ona utworem tzw. łącznym – jej urok, sens i wartość to muzyka i słowa stanowiące nierozerwalną całość. Niestety, nikt o taką zgodę nie raczył mnie ani kompozytora zapytać. Nie miałem więc nawet okazji do odpowiedzi odmownej”.
BAJKI DLA DOROSŁYCH
Opowieść noworoczna Dawno, dawno temu żył sobie Wódz Wolaków Jarosław. Nie była to postać sympatyczna. Nie miał rodziny ani przyjaciół. Miał za to partię polityczną, którą terroryzował. Oraz wrogów, przeciwko którym knuł i spiskował. Najbardziej na świecie nie lubił zaś sylwestra, bo wtedy zamierało życie polityczne i nie miał jak spiskować i knuć. Siedział więc w domu i dłubał w zębach. Poza knuciem nic innego do roboty nie miał. Pewnego sylwestra siedział więc sobie Jarosław przy stole, zapamiętale dłubiąc w zębach. Nagle patrzy – a tu duch. Spojrzał Jarosław groźnie, że niby nie z nim takie numery, ale duch się nie spłoszył, tylko dalej lewitował. Aż nagle zaświstał w ten deseń: – Strzeż się, Jarosławie, bo niby tej nocy sylwestrowej odwiedzą cię jeszcze trzy duchy i w ogóle wygarną, jaki to z ciebie gagatek. „Tere-fere”, pomyślał Jarosław, i dalejże dłubać w zębach. Ducha to zniechęciło, więc znikł. Ale na jego miejsce – zjawa jakaś niewyraźna. Przebóg! Marszałek Piłsudski. Jakby zlazł z portretu. Zgiął się Jarosław wpół, bo to jego idol w końcu. A Marszałek siedzi, wąsa żuje, aż w końcu powiada tak:
– Myślałem, żeś ty jaki większy. Zafrasował się Jarosław, że nie jest większy, ale nic. Siedzi jak trusia. Marszałek tymczasem surowo zmierzył go spojrzeniem i rzecze: – A, diabła tam! Nie będę z takim pokurczem jak ty gadał. – Ależ dlaczego, Marszałku, idolu mój? – zaszczebiotał Jarosław. – Jak się kury szczać prowadzać nauczysz, to i o polityce pogadamy – rzucił Marszałek i zaczął znikać. – Ale zaraz, poczekaj – jęknął Jarosław. – Jakże ci tam jest w zaświatach? – Jakże, jakże... – zniecierpliwił się Marszałek. – Do dupy jest. Było tego zamachu majowego nie robić, psiakrew! Ludzi dużo zginęło i teraz mi tu marudzą ich duchy na okrągło. Cholery idzie dostać! Co powiedziawszy, zniknął. „Patrzcie państwo”, pomyślał Jarosław, i dłubie w zębach dalej. Bo przy Marszałku, z tego szacunku, zaprzestał. „Kto wie – myślał – przyszedł Piłsudski, może i Jan Paweł II przyjdzie. Ja jestem wybitny, więc mnie nawet duchy nawiedzają wybitne”. Siedzi więc Jarosław i czeka. Patrzy – następnego ducha widzi. Przeraził
się nie na żarty. Łysy, rogowe okulary... Towarzysz Gomułka! – Wy mi, towarzyszu Jarosław, podobacie się – zaskrzeczał towarzysz Gomułka. – Dobrą robotę partyjną robicie. Za mordę element reakcyjny trzymacie! Walkę klas wzmagacie! Szczery z was bolszewik. Tylko że wy mnie naśladujecie tak nieudolnie trochę. Dlatego was wygryźli wrogowie ludu. – A jakże tam jest? – zapytał Jarosław ledwie żywy. – Gdzie jak jest? – nie zrozumiał towarzysz Gomułka. – No, w zaświatach. – W jakich zaświatach? Nie ma żadnych zaświatów! A tak w ogóle, to nudno trochę jest – wyznał Gomułka. – Ale słone paluszki i woda mineralna są zawsze! I egzekutywa na okrągło. A jak wy, towarzyszu Jarosław, tu do nas dołączycie, to
21
No ale przecież Wolski odmalowuje i drugą stronę sceny polityczno-ludycznej. Tu odwołuje się do najbardziej prymitywnych instynktów moherowych widzów (przedstawiając np. red. Monikę Olejnik jako kłótliwą, głupawą straganiarę, co to prowadzi kropkę nad (WS) I. Wstrętny jest Michnik, obrzydliwy Schetyna, który spacyfikował aniołopodobnych kibiców „z pomocą policyjnych pał”. I tak dalej, i tak dalej. Wszystko, co PiS-owskie, jest świetne i święte, a co nie-PiS-owskie – co najmniej podejrzane i właściwie nie do przyjęcia. Czyli głównie Tusk! A` propos kibiców, czyli w tym przypadku kiboli... W szopce pojawia się też amerykański prezydent elekt, który kiwa się do melodii... „Bananowy song” (to zapewne ukłon w stronę nowego prezesa Farfała, „znanego filosemity i filonegra”). Wcale nie żartuję i też wcale, oglądając to dzieło pana Wolskiego, nie chciałem poczuć się jak na meczu Arki Gdynia, gdzie to „wdzięczni” kibice nagradzają czarnoskórych zawodników bananami. Ani nie chciałem czerwienić się ze wstydu. Niech całość dopełni jeszcze taki cytat: „Murzynek Bambo w baraku mieszka...”. No i co to jest? Jak to co? To jest Wolska właśnie! MAREK SZENBORN
się będzie działo! Będziemy spiskować i demaskować po świt! Po czymś takim nasz bohater trochę zwątpił w swą misję dziejową. I obawiał się, kto odwiedzi go na końcu. Może towarzysz Gierek? – Kto ty jesteś? – zapytał Jarosław zaskoczony, bo duch był jakiś taki mały, szary. I nieznajomy. – Jak to kto? Czastuszkiewicz jestem, starszy referent. – A po coś tu przyszedł? – Bo ja wiem? Kazali, to przyszedłem. – Ale kto kazał? – Bo ja wiem? Idź, mówili, posiedź z człowiekiem trochę. To jestem. – A jak tam u was jest w tych... zaświatach? – szepnął Jarosław. – Jak, jak! Normalnie. Po staremu. Trzynasta pensja, deputat... Dzieci rosną, w niedzielę do parku się chodzi, czasem na ryby... Żona tyje... Duch odszedł, pewnie poszedł do swoich spraw. A Wódz Jarosław dumał. W końcu doszedł do wniosku, że skoro tak, to on chrzani takie życie. Dlatego zaraz nazajutrz podjął z konta mamy wszystkie oszczędności i wyjechał do Rio. Może akurat teraz tarza się w rozpuście, pędząc żywot występny, niemoralny – i bardzo przyjemny. Niewykluczone, że oficjalnie został gejem. W każdym razie spiski i knucie zarzucił. Myśl, że miałby na tym strawić całą wieczność, okazała się zbyt przerażająca nawet jak na niego. MAGDA HARTMAN
22
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
RACJONALIŚCI
A
utor tekstu, Wincenty Rzymowski, to postać niejednoznaczna. Przed wojną członek Polskiej Akademii Literatury, redaktor naczelny „Kuriera Porannego”, poeta i publicysta; po 1945 roku członek PKWN i minister kultury z nadania Wielkiego Brata. Pozostał jednak wierny swojemu Stronnictwu Demokratycznemu i ideałom niepodległościowym. Jego wiersz „Gazeta Polska” mógłby być napisany choćby i wczoraj.
Okienko z wierszem Niegdyś gdzieś tam tęgie pyski I do szabli, i do miski. Dzisiaj szable zardzewiały Tylko miski nam zostały. Niegdyś gdzieś tam tęgie dusze Piorunami biły w głuszę. Niegdyś gdzieś tam w skrach i glorii Wiódł nas on pod świt historii! On krwią naszą kraj przeorał, Ogniem pisał czynu głoski. Dzisiaj górą – kto? Pan Dmowski. Dzisiaj rządzi – kto? Pastorał. Półwariackie animusze Porosły w rangi i tuszę. Na dźwięk rogu z dawnych kniejów Pospolita nasza Rzecz Dziś odwraca bieg swych dziejów: Maszeruje – ale wstecz.
Najnowszą książkę pod red. Marii Szyszkowskiej „Ideowość w polityce” (i inne pozycje tej autorki) powieść Macieja Nawariaka „Według niej” oraz książki autorstwa Jana Stępnia można kupić poprzez biuro RACJI PL. Tel.: (022) 620 69 66 lub 0 399 10 88 99 (w godz. 7–9, 17–21)
Kontakty wojewódzkie RACJI PL dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warmińsko-mazurskie wielkopolskie zachodniopomorskie
Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Jan Barański Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 0 698 873 975 tel. 0 607 811 780 tel. 0 606 924 771 tel. 0 604 939 427 tel. 0 607 708 631 tel. 0 692 226 020 tel. 0 501 760 011 tel. 0 667 252 030 tel. 0 606 870 540 tel. 0 502 443 985 tel. 0 691 943 633 tel. 0 606 681 923 tel. 0 609 483 480 tel. 0 698 831 308 tel. 0 61/821 74 06 tel. 0 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Porozmawiajmy o in vitro Niepłodność dotyczy 10–15 proc. ludzkiej populacji, czyli 60–80 mln par na świecie. W Polsce jest ich ponad milion. Wątpliwości, czy niepłodność jest chorobą, a zapłodnienie in vitro metodą jej leczenia, wynikają wyłącznie z ignorancji. WHO uznaje niepłodność za chorobę społeczną ze względu na ogromny i stale powiększający się zasięg oraz skutki. Należą do nich: utrata zainteresowania codziennymi zajęciami, niemijająca depresja, napięte kontakty z rodziną, partnerem, znajomymi, trudności w myśleniu o czymś innym niż niepłodność, wysoki poziom niepokoju, zmniejszona zdolność wykonywania zadań, trudności z koncentracją. Wśród objawów psychologicznych wymienia się również zaburzenia snu, zmiany apetytu (wzrost lub obniżenie), nadużywanie leków i alkoholu. Pojawiają się myśli o śmierci lub samobójstwie. Dochodzi do społecznej izolacji i głębokich zmian w układzie partnerskim, w tym do rozwodów. Tzw. „stres niepłodności” porównywalny jest ze stresem po rozpoznaniu chorób nowotworowych oraz zawału mięśnia sercowego. Tylko AIDS jest postrzegany jako choroba o większym negatywnym wpływie na życie. Biskupie twierdzenia o stosowaniu hormonalnej antykoncepcji jako przyczynie niepłodności są wyssane z palca. Mężczyźni stosują jedynie prezerwatywy, a na niepłodność cierpią częściej niż kobiety. Także teoria, jakoby winny był coraz późniejszy wiek zachodzenia w ciążę, ma się do rzeczywistości jak biskup do umiłowania prawdy. Niepłodność leczy się farmakologicznie, zabiegowo (chirurgia, mikrochirurgia, endoskopia) i tzw.
technikami rozrodu wspomaganego medycznie (ART), w której to grupie znajduje się pozaustrojowe zapłodnienie i przeniesienie embrionu do macicy, czyli metoda in vitro. W wielu przypadkach in vitro stanowi jedyną szansę na ciążę. Skuteczność leczenia tą metodą wynosi 15–40 proc., a przy powtarzaniu cykli terapeutycznych zwiększa się do 70 procent. To bardzo dużo, bowiem w rozrodzie naturalnym do 70 proc. embrionów obumiera. W Polsce in vitro jest prawnie dopuszczalne dla wszystkich. Jednakże wysoka cena jednej procedury zapłodnienia pozaustrojowego (łącznie z poprzedzającym leczeniem farmakologicznym ok. 9 tys. zł) powoduje, że leczenie niepłodności tą metodą jest niedostępne dla mniej zamożnych obywateli. To jawna dyskryminacja ze względu na stan zamożności. Dyskusja o zbliżeniu Polski do Europy, gdzie in vitro jest finansowane ze środków publicznych, przekształciła się w spór o moralną i prawną dopuszczalność tej metody leczenia niepłodności. Komisja Gowina, w której zabrakło specjalistów od in vitro, niczym komisja Rywina, w której nie było żadnych specjalistów, sporządziła dwa sprzeczne projekty. Restrykcyjny i pragmatyczny. Wariant pragmatyczny w zasadzie sankcjonuje stan istniejący. Dla odmiany wariant restrykcyjny zawiera głównie zakazy. W szczególności zabrania tworzenia zarodków nadliczbowych, ich mrożenia, użyczania materiału genetycznego, diagnozowania zarodków przed wszczepieniem do macicy i wreszcie adopcji zarodków, których obecnie jest ok. 18 tysięcy. U podstaw nagromadzenia tych zakazów leży przeświadczenie, że
zarodek musi korzystać z wszystkich praw człowieka, choć człowiek – już niekoniecznie. Wypichcony przez Gowina projekt ustawy to nieco złagodzona wersja restrykcyjna. Zaproponowane rozwiązania dowodzą ignorancji, bezczelności, bezmyślności i braku podstawowej wiedzy. Są szkodliwe. Także dla zdrowia kobiet. Projekt nadaje zapłodnionym komórkom jajowym prawa obywatelskie, których odmawia kobietom. Zakazuje niszczenia zarodków, chociaż 70 proc. z nich jest niszczonych przez naturę przy poczęciu tradycyjną metodą penis–pochwa. Zapis ten wprowadza nierówność praw zarodków. Poczęte w próbówce mają żyć wiecznie, choć nie wiadomo jakim cudem. Poczęte w sposób naturalny można – zgodnie z ustawą z 1993 roku – usunąć. Wprawdzie w ściśle określonych przypadkach, ale jednak. To furtka do całkowitego zakazu aborcji. Jak poinformował poseł Gowin w pracach nad projektem „kierowano się zasadą maksymalnej ochrony życia i dobra dziecka”. Może powołany do oceny projektu zespół posłanki Kidawy-Błońskiej, choćby z racji jej płci, uwzględni prawa kobiet całkowicie przez Gowina pominięte. Gowina nazywają w Krakowie półgłowinem. Jaka głowa, taka etyka. Połowiczna. Inna dla swoich, inna dla reszty. Karykaturalna odmiana etyki autonomicznej, według której ostatecznym prawodawcą i jedynym źródłem moralnego prawa jest suwerenny ludzki rozum. W przypadku Gowina nie całkiem suwerenny. Zdeterminowany i zależny. Nawet nie od Kościoła. Od kruchty. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Oddajcie kamienicę! Racja PL wystosowała do władz miasta i województwa protest dotyczący zbycia w drodze bezprzetargowej, za 0,1 proc. wartości, nieruchomości przy ul. Zielonej 13. W liście czytamy: W związku z podjętą uchwałą Rady Miejskiej w Łodzi, projekt z dnia 4 grudnia 2008 r. (druk nr 296/2008), dotyczącą sprzedaży nieruchomości położonej w Łodzi przy ulicy Zielonej 13, Rada RACJI Polskiej Lewicy w Łodzi wnosi sprzeciw i żąda natychmiastowego wycofania się z podjętej decyzji. Uzasadniamy swój sprzeciw, kierując się dobrem ogólnospołecznym. Nieruchomość przy ulicy Zielonej jest własnością miasta Łodzi. Skandalem jest, aby majątek należący do państwa był sprzedawany w drodze bezprzetargowej i to za kwotę pomniejszoną o 99,9 proc. jej wartości! Takie decyzje są niezgodne z konstytucją, której zapisy wyraźnie mówią, iż wszyscy są wobec prawa równi, wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne (art. 32 pkt 1) i nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny (art. 32 pkt 2). Urząd Miasta na czele z panem prezydentem Kropiwnickim, podejmując taką decyzję i dając specjalny przywilej klasztorowi Dominikanów, łamie warunki umów zawarte z inwestorami, jak również z osobami prywatnymi, którzy w drodze przetargów uzyskiwali mienie państwowe za kwoty adekwatne do wartości poszczególnych nieruchomości! W tym przypadku po raz kolejny daje się przykład tego, iż Kościół katolicki w Polsce jest specjalnie traktowany i mienie ogólnonarodowe zostaje rozdawane na mocy ustaw niezgodnych z normami prawnymi i moralnymi. Zadajemy także pytanie, czy Łódź stać na takie marnotrawienie pieniędzy w momencie, gdy oszczędza się na podstawowych wydatkach na oświatę, służbę zdrowia i opiekę społeczną. A może takie decyzje mają głębszy aspekt natury finansowo-korupcyjnej? Bo skoro miasto tonące w długach daje taki prezent klasztorowi Dominikanów, to czy wiarygodny jest inny niż finansowo-korupcyjny interes tego niby szlachetnego czynu? Składając nasz sprzeciw, informujemy, iż jeśli nie zostanie on pozytywnie rozpatrzony, to zapowiadamy falę protestów na terenie miasta, wspartych przez mieszkańców, dla których rozgrabianie majątku publicznego przez Kościół katolicki jest czymś skandalicznym i bezprawnym! Z poważaniem: za Zarząd Wojewódzki RACJI PL w Łodzi przewodnicząca Halina Krysiak, sekretarz Filip Komorowski
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Laureaci świątecznego konkursu
Przeprawa (2) Liczba osób, które przesłały do redakcji „FiM” rozwiązania, przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. A jednak z kilku setek „przepraw” tylko siedemnaście spełniało założenia zagadki, czyli było prawidłowych. Ostrzegaliśmy, że zadanie nie jest łatwe. Oto lista szczęśliwców (laureatów), którzy przewieźli księżulków na drugi brzeg rzeki i nie narazili ich na skonsumowanie. Tych, którzy nie załączyli swoich danych personalnych, prosimy o e-mailowy kontakt z redakcją. 1. Arkadiusz Szmyd, Żory 2. Piotr Kaczorek 3. Rafał Papaj, Józefów 4. Mariusz Trudziński, Witkowo 5. Krzysztof Falisz 6. Barbara Wiktor, Sosnowiec 7. Sławomir Urban, Fajsławice 8. Anna Ornacka 9. Andrzej Górniewicz, Warszawa 10. Aga (aga
[email protected]) 11.
[email protected] 12. Jerzy Jankowski KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką Poziomo: 1) sprzedaje antyki wprost z mercedesa l ślubny – posąg bez ogonka l kiepski sędzia na niepogodę 2) dietetyczna jednostka l kraina w Morawach l część jachtu w obłokach 3) wypływa z fundamentów l pies to mu lizał l w butach rekruta 4) spada na ziemię z papierosa l czarujący kielich l dur – tak, moll – nie 5) zaciąga się, choć nie pali l poszukiwany splot okoliczności l otrzymywana z surówki 6) procent w całości l chciał zbawić świat za pomocą rad l na nich piszą dziennikarze l w zielonym ptaszki śpiewają 7) zakończenie Titanica l czas rozkoszy dla smakoszy l wyczynia w szkole swawole 8) gadanie o planie l z rana czytana l w cenie w CNN-ie Pionowo: A) dzieło, które pomimo kamer w środku, powstało w XIV wieku l wydaje dźwięk, wychodząc z transu B) modny sklep l w co obrasta bogacz z miasta? l kościół cały w fanfarach C) po pierwsze l w nich wygrywasz bez wysiłku l toną w brudach D) tnie w niebiosach l noże zjeść może l lampka z niczym E) zarabia, wydając l musi być Żydem l waga do prania F) co Nowak zobaczy w lustrze? l jest zupełnie wypalona l część Ameryki w Prusach G) dziewczyna w opalaczu l łowca dźwięków l przez pana psa trzymana H) duchowna rodzaju męskiego l słowa, gdyś ślubował l wzbiera, kipi, aż wreszcie wybucha I) chodzi na badylach l zabawa w tartaku l wojował z jakiem
13. 14. 15. 16. 17.
Jarosław Kowalski Sebastian Kałek
[email protected] Jan Zaremba, Sieroszewice Kubek (
[email protected])
I jeszcze prawidłowe rozwiązanie: Wiosłujący ludożerca zabiera na drugi brzeg drugiego ludożercę i wraca po trzeciego. Teraz dwóch ludożerców znajduje się na drugim brzegu rzeki. Z kolei wiosłujący ludożerca powraca i wysiada na tym brzegu. Dwóch misjonarzy wsiada do łódki i przejeżdża na drugą stronę rzeki. Jeden zostaje tam, a drugi powraca z jednym ludożercą. Następnie jeden misjonarz zabiera na drugi brzeg ludożercę, który potrafi wiosłować i zostawia go na drugim brzegu rzeki. Na jego miejsce zabiera innego ludożercę i przywozi go na ten brzeg. Z kolei dwaj misjonarze przejeżdżają na drugi brzeg i tam już zostają. Wiosłujący ludożerca jedzie teraz po pozostałych ludożerców, których przywozi w dwóch kolejnych rejsach. W sumie cała operacja musi zająć co najmniej trzynaście przepraw.
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 51–52/2008: „Dziś Mikołaj jest milutki, wypił wino i dwie wódki, wziął się wreszcie do roboty, ale w głowie ma głupoty, więc uważaj na prezenty, bo Mikołaj jest podcięty”. Nagrody – zestawy upominkowe „FiM” – otrzymują: Magdalena Kołodziej z Mełna, Wacław Majsterek z Piły, Robert Krzyżanowski z Jastkowa, Wiesław Banasik z Chrzanowa, Krzysztof Zembrzuski ze Świnoujścia. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoedycja: Karol Strzelecki; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Kościół panujący
Przed wojną modne było hasło „wasze ulice, nasze kamienice”. Teraz coraz częściej i ulice, i kamienice nie są nasze, lecz kościelne, o czym świadczy zdjęcie z Ciechanowa Fot. O.P.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
JAJA JAK BIRETY
P
iękni ludzie tworzą swoje własne prawa – mawiała Vivien Leigh i nie było w tym ani krzty przesady. Wielka aktorka miała bowiem życiorys nie mniej bogaty niż bohaterka jej najgłośniejszego filmu – Scarlett O’Hara. Vivian Mary Hartley, bo tak naprawdę nazywała się angielska gwiazda, urodziła się w 1913 r. w Indiach. W wieku 5 lat mała Vivian przyjechała wraz z rodzicami do Anglii i od razu, podobnie jak niegdyś Greta Garbo, poprzysięgła sobie, że zostanie największą aktorką. W wieku 18 lat Vivian poznała prawnika Herberta Leigh Holmana, za którego wkrótce wyszła za mąż i urodziła swoje jedyne dziecko – córkę Suzanne. 20-letnia wówczas aktorka nie bardzo nadawała się jednak na matkę. Występowała w filmach, ale bez rozgłosu. Dopiero rok 1935 i występ w przedstawieniu teatralnym „The Mask of Virtue” okazał się dla niej przełomem. Wtedy też przyjęła pseudonim Vivien Leigh. Niestety, małżeństwo z Holmanem zaczęło się chylić ku upadkowi. W wieku 22 lat gwiazda poznała miłość swojego życia – 28-letniego aktora Laurence’a Oliviera. Para zakochała się w sobie od pierwszego wejrzenia, ale na przeszkodzie do szczęścia stał nadal aktualny mąż aktorki i żona brytyjskiego amanta. Viv i Larry (bo tak do siebie mówili) zostali kochankami, by wkrótce
KRYMINALNA HISTORIA KINA (8)
Vivien Leigh opuścić dotychczasowych partnerów i zamieszkać w Danii. Kiedy Olivier wyjechał w 1939 r. do Ameryki kręcić „Wichrowe wzgórza”, Viv wyjechała wraz z nim. Podczas wypadu na narty aktorka złamała nogę. Wtedy też sięgnęła po książkę Margaret Mitchell „Przeminęło z wiatrem”. Od razu wiedziała, że rola Scarlett jest napisana wprost dla niej. Ponieważ akurat przygotowywano się do adaptacji powieści, zawzięta Vivien, ubrana w secesyjną suknię, pojawiła się na planie. To był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Leigh dostała bowiem rolę uroczej O’Hary, pokonując takie rywalki jak Bette Davis czy Joan Crawford. W 1940 r. Vivien otrzymała za swą grę Oscara. Niestety, gdy grała w ekranizacji sztuki Bernarda Shawa „Cezar i Kleopatra”, w jednej z kręconych scen
poślizgnęła się, upadła i poroniła. Od tego czasu stan psychiczny gwiazdy uległ znacznemu pogorszeniu. Mimo to grała nadal. Los przyniósł jej w ciągu zaledwie paru lat niezapomniane kreacje w „Annie Kareninie” i „Tramwaju zwanym pożądaniem”. Mimo że za rolę Blanche Dubois gwiazda dostała kolejnego Oscara, skomplikowana postać głównej bohaterki „Tramwaju...” tylko pogorszyła stan psychiczny Vivien. Obsesyjnie wręcz zaczęła gromadzić białe rękawiczki, twierdząc, że ma brzydkie i olbrzymie dłonie. Spała zaledwie 4 godziny na dobę. Kiedy po kolejnym poronieniu w 1956 roku zaczęła nałogowo palić i pić, Larry opuścił ją po przeszło 20 latach wspólnego życia. Wycieńczona chorobą psychiczną i postępującą gruźlicą Vivien Leigh zmarła w 1967 roku w Londynie. PAR