Rozkopują tam groby od wojny… aż do dziś
SZABRUJĄ OŚWIĘCIM Â Str. 7 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 2 (567) 20 STYCZNIA 2011 r. Cena 3,90 zł (w tym 8% VAT)
 Str. 13-16
 Str. 8
 Str. 9
ISSN 1509-460X
1767 złotych! Taką kwotą każdy statystyczny Polak, wierzący i niewierzący, dorosły i dziecko, czy chce, czy nie, zasila co roku kasę rzymskiego Kościoła w Polsce. Można by za to wyleczyć 15 tysięcy chorych na białaczkę albo wyżywić wszystkie głodne maluchy. Tylko po co? Są bardziej potrzebujący. To armia 31 tysięcy urzędników obcego państwa Watykanu.
 Str. 21
2
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Tatiana Anodina – szefowa MAK – ujawniła podczas konferencji prasowej podstawową, zdaniem strony rosyjskiej, przyczynę smoleńskiej katastrofy. To presja psychiczna wywierana na pilotów TU przez nietrzeźwego (0,6 prom. alkoholu we krwi) dowódcę sił powietrznych – gen. Andrzeja Błasika, który powiedział im: „Jeśli tu nie wylądujecie, ON będzie się mnie czepiał”. A kto wywierał presję na Błasika? Kim był ON? I czy był trzeźwy? „Tu jest Polska!” – pokrzyczeli zgromadzeni pod Pałacem Prezydenckim „obrońcy krzyża” i „prawdy smoleńskiej”. Zapalono znicze, oświadczono, że Tusk ma krew na rękach, a Komorowski jest sługusem Putina. Normalka. Przekazano też sobie znak wojny. Nowa polska tradycja ma już swoją stałą liturgię. PiS ogłosił, że zamierza zorganizować międzynarodową (sic!) konferencję na temat błędów rządów Tuska i sposobów ich naprawy. Gośćmi konferencji mają być politycy amerykańscy z Sarah Palin na czele. Ich pomysły już znamy. Tylko czy mamy drukarnię o takiej mocy przerobowej, żeby się w niej dało dodrukować jakieś półtora biliona złotówek? SLD złożył do laski marszałkowskiej projekt ustawy likwidującej niesławny Fundusz Kościelny (ok. 100 mln złotych z budżetu państwa rocznie), który nie ma szans na poparcie w obecnym Sejmie. „Fundusz jest nieadekwatną w warunkach państwa neutralnego światopoglądowo formą budżetu wyznań” – napisał Sojusz przedwyborczo. Przypominamy, że gdy lewica była u władzy (premier Miller), FK powiększono o 20 procent. Instytut Pamięci Narodowej więcej złego zrobił niż SB. Dlatego jak najszybciej należy go rozgonić – oświadczył Lech Wałęsa. Cieszy nas, że były prezydent zgadza się w tej materii z „FiM”. Akurat Wałęsa, twierdząc, że IPN jest gorszy niż SB, wie, co mówi. Elżbieta Radziszewska, minister ds. nicnierobienia w sferze równości, przypomniała sobie, że Władysław Frasyniuk powiedział do niej kiedyś: „Ty k…o!”. Frasyniuk zaprzecza. Co najwyżej mógł do niej powiedzieć „Ty Radziszewska”, a adresatka tych słów przesłyszała się nieco. Ale tylko nieco… Ogłaszana przez Palikota bomba, od wybuchu której zatrząść się miała scena polityczna, okazała się kapiszonem. Zapowiadana osoba mająca poprzeć Ruch Poparcia to Piotr Tymochowicz – specjalista od nieśmiertelności, doradca takich herosów jak Lepper czy Krzaklewski. Ale Palikot zapowiada kolejne transfery. „FiM” ujawniają: to będzie Kononowicz, później Rutkowski, a w parytecie Beger i Sobecka. Archidiecezja krakowska apeluje do wiernych o kasę dla zamierającej budowy Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się”. W świątyni znajdą się relikwie papieża, między innymi ampułka z jego krwią – wabi chętnych inwestor, czyli Dziwisz. Aż boimy się domyślać, co to znaczy „między innymi”… Ani jednej antenowej sekundy nie poświęciły Wielkiej Orkiestrze Owsiaka Radio Maryja i TV Trwam. W zamian 9 stycznia transmitowano ze Zduńskiej Woli obchody rocznicy chrztu (!) Maksymiliana Kolbego. Jednak w południe w niedzielę ni z gruchy, ni z pietruchy na antenie RM ogłoszono, że jedyną instytucją charytatywną, która rzetelnie wypełnia swoje posłannictwo, jest Caritas, a gość w studiu oświadczył: „Mojej złotówki w tej puszce nie będzie i już”. Część najbardziej lotnych umysłowo słuchaczy Rydzyka w mig pojęła, o jaką puszkę chodzi. „Komuś, kto głosi coraz groźniejsze brednie, wrogowi rozumu, osobnikowi oderwanemu od rzeczywistości i żywiącemu się wyłącznie nienawiścią, nie wolno pozwolić wychowywać potomstwa, bo jest do tego niezdolny” – twierdzi nowa na Facebooku grupa o nazwie „Odebrać dzieci Terlikowskiemu”. Inicjatywa cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Niektórzy mówią, że pomysłodawcami są... dzieci Terlikowskiego. Program Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” kończy swój żywot na antenie TVP. Podobny los spotkał audycje Cejrowskiego w Polskim Radiu. Naszym zdaniem, podpada to pod rezolucję Watykanu o prześladowaniu chrześcijan. Jeśli PiS znów dojdzie do władzy, to Płock zostanie wykreślony z mapy Polski. Władze tego miasta nie zgodziły się na genialny i kosztujący zaledwie 1,5 miliona złotych projekt widowiska „Misterium o katastrofie smoleńskiej”. Spektakl miała transmitować na żywca TVP2, ale nie będzie, bo prezydent Andrzej Nowakowski oświadczył, że „Płock może organizować rocznicowe uroczystości, ale swoje!”. Trzej psychole z Lipnicy Wielkiej – 19-letni Piotr K., 23-letni Piotr B. i 18-letni Krzysztof T. – przywiązali psa do zderzaka samochodu. Husky biegł za autem, dopóki starczyło mu sił, a gdy upadł, linka urwała mu głowę. Już ponad 100 tysięcy internautów żąda od sądu w Nowym Targu orzeczenia wobec psychopatów najwyższej w takim przypadku kary – dwóch lat bezwzględnej odsiadki. Podpisz się i Ty pod petycją. Znajdziesz ją pod adresem: http://www.petycjeonline.pl/petycja/petycja-w-sprawie-orzeczenia-bezwzglednej-kary-pozbawienia-wolnosci/66 „Może jest w nas coś z Heroda?” – pytał wiernych retorycznie Benedykt XVI podczas mszy z okazji Objawienia Pańskiego. Ale chyba coś mu się pomyliło: biblijny Herod kazał dzieci zabijać, a nie molestować.
Postrzyżyny C
zasy idą niepewne. Będąc podczas świąt Bożego Narodzenia w Kenii, rozmawiałem z Polakami, także tymi mieszkającymi w Niemczech, oraz Anglikami i Włochami. Niemal wszyscy byli zgodni co do tego, że prawdziwy kryzys dopiero przed nami. W ich krajach wdraża się reformy finansów, mówi o zaciskaniu pasa, zamraża świadczenia. To wszystko zmrozi konsumpcję, a więc produkcję. Koło się zamknie. Niestety, świat przed jeszcze większym kryzysem może uratować tylko dyscyplina budżetowa, redukcja deficytu. A z tym w naszym kraju jest najgorzej w całej Unii. „Zieloną wyspę” zafundowały nam kolejne rządy na kredyt. Wciąż jesteśmy niedoinwestowani i zaniedbani – obskurne kamienice w miastach się sypią, drogi po zimie jak szwajcarski ser; tylko patrzeć, kiedy następna powódź przerwie ledwie połatane wały. Większa część narodu bieduje. Starym ledwie wystarcza na leki i opłaty, a młodzi żerują na starych lub „siedzą na kredytach”. Co się stanie z kilkoma milionami najbiedniejszych rodzin, kiedy przyjdzie prawdziwy kryzys? Strach pomyśleć. A jaka jest odpowiedź na obecną i przyszłą polską biedę ze strony najbogatszej rodzimej instytucji, największego właściciela ziemskiego, którego urzędnicy pobierają najwyższe apanaże? Kościół osusza wszelkie możliwe budżety – począwszy od państwowego, poprzez samorządowe, osiedlowe, a skończywszy na kołach wędkarskich i samorządach uczniowskich. Księża kasują wszędzie i za wszystko. Biorą za poświęcenie kibla i za Pierwszą Komunię Świętą. Pisałem już, jak to kiedyś mnie – wikarego – obsztorcował proboszcz za to, że podczas kolędy nie wziąłem 10 złotych od wielodzietnej rodziny, mieszkającej pod lasem, w jednej izbie, na klepisku z gliny. Nie ma zmiłuj się, nie ma litości. Oczywiście są też księża, którzy nie tylko nie biorą, ale też dają. Może nie ze swojego, ale dają, organizują. Są ich… dziesiątki (na ponad 30 tys. duchownych). Jednym z nich jest ks. Jacek Stryczek, prezes Stowarzyszenia „Wiosna” i pomysłodawca akcji „Szlachetna paczka”. Ten katolicki kapłan serio traktuje swoje powołanie i pewnie dlatego słyszała o nim cała Polska. Swój wolny czas poświęca młodzieży, mówi kazania w tramwajach, spowiada przed hipermarketami. Według rzecznika „Wiosny”, wartość pomocy przekazanej w tym roku w paczkach to około 10 mln złotych. „Szlachetne paczki” dotarły do 8201 rodzin, tj. do mniej więcej 50 tys. osób. Akcja prowadzona od 2001 roku jest świetnie zorganizowana – 5 tysięcy wolontariuszy w całej Polsce wyszukuje rodziny naprawdę najbiedniejsze. Darczyńcy wiedzą, do kogo trafią ich dary i czego ten ktoś najbardziej potrzebuje. I to też jest szlachetne. Niestety, wszyscy pozostali księża w tym czasie uczestniczą w zupełnie innej akcji. Ma ona na celu zebranie jak największej sumy pieniędzy, a dla jaj nazywana jest wizytą duszpasterską. Naprawdę chodzi o pasterskie postrzyżyny. Oj, pamiętam ja te styczniowe odprawy przed kolędą, kiedy moi proboszczowie instruowali, w których domach można spodziewać się grubszych kopert (tam trzeba dłużej
posiedzieć) albo sprawdzać ich zawartość – nawet w drodze pomiędzy jednym a drugim mieszkaniem – jeśli nie zostały podpisane. A wieczorem rozliczenia i dyskusje przy 0,7 litra: „No, to Kowalska się rzuciła. Ale patrzcie na tych chamów Sikorskich, żyją i mieszkają jak królowie, a tu bezczelnie 20 złotych!”. Nie pamiętam (a nigdy film mi się nie urwał), żeby podczas takich nasiadówek choć jeden, jedyny raz była mowa o problemach odwiedzanych rodzin, o chorych, głodujących, bitych. Powtarzam: ani razu! O ich religijności – i owszem, ale wyłącznie w kontekście: nie chodzą na msze i mało dają! A o dotarciu do (niby) wierzących parafian z przesłaniem ewangelii? Żarty… „Dziennik Łódzki” napisał: „Księża z okolic Łodzi nie siedzą na workach pieniędzy. Zebraną kasę wydają w ogromnej większości nie na siebie, ale na kościół. Na utrzymanie parafii zwykle idzie 80–90% pieniędzy. Remonty, ogrzewanie, naprawy po zimie. Worek bez dna”. Podobnie „Niedziela”: „Niebagatelną pomocą dla utrzymania parafii jest również ofiara składana przy tej okazji na ten cel”. To ćwierćprawdy. W parafiach, gdzie nie ma dużych inwestycji, 100 procent zebranych dzielą między sobą księża – jeśli jest proboszcz i wikary, ten pierwszy bierze zwykle dwie trzecie; jeśli jest dwóch wikarych, dzielą się połową na pół. Czasem księża zbierają oficjalnie dla siebie i na potrzeby parafii. A co pleban robi z tą drugą kasą? A co chce. „Niedziela” przekonuje: „Dawać nadzieję to główne zadanie kapłańskiego kolędowania, ale nie tylko i nie przede wszystkim w wymiarze materialnym” (dalej jest o wymiarze duchowym, co się wyraża w odmówionej w ciągu 15 sekund zdrowaśce). Oto standardowe dla Kościoła podejście – dawać nadzieję w wymiarze materialnym, jednocześnie materialnie zubażając. A przecież armia duchownych mogłaby zrobić tak wiele! Kościół przy swoich nieprzebranych zasobach ma też najlepszy wywiad środowiskowy w tym kraju. Gdyby wszystkie 10 302 parafie wzorem ks. Stryczka wytypowały najbardziej potrzebujących i pieniądze z corocznej kolędy przekazały im w jakiś racjonalny sposób, na przykład kupując i rozdzielając żywność – skutki biedy i kryzysu byłyby wymiernie złagodzone. Wyliczyliśmy w „FiM”, że księża w Polsce zarabialiby na poziomie średniej krajowej, gdyby ograniczyli swoje przychody wyłącznie do ofiar cmentarnych i z okazji pogrzebów. A gdzie inne ofiary, datki, pensje katechety czy kapelana?! Apeluję do Was, biskupi i księża: jesteście Polakami i widzicie biedę swych rodaków. Opamiętajcie się w swojej pazerności i odpuśćcie, a nawet pomóżcie choć trochę swoim owieczkom! Zyskacie tym sobie ich wielki szacunek i wielką zasługę w niebie u swojego Boga. O ile w niego wierzycie... JONASZ
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
W
giżyckim Domu Św. Faustyny „Wielkie Serce” prowadzonym przez Caritas Diecezji Ełckiej przebywa około 40 dzieci – sierot oraz takich, których rodzice mają ograniczone prawa rodzicielskie. Funkcję kierownika do spraw administracyjno-organizacyjnych do niedawna sprawował tu szanowany obywatel miasta Marek W., były zastępca przewodniczącego rady miejskiej, nauczyciel muzyki w gimnazjum w Wilkasach, no a przede wszystkim – pełnomocnik Caritasu na powiat giżycki. „Marek W. jest człowiekiem młodym oraz wrażliwym na krzywdę ludzką. Wielokrotnie pokazał, że jest człowiekiem godnym zaufania. Zapewniam, iż Marek W. będzie dobrym ojcem naszego miasta” – tak przymioty W. wyliczał jeden z jego kolegów tuż przed zeszłorocznymi wyborami samorządowymi, bo pan Marek był poważnym kandydatem na
Przez ponad pół roku trwały przesłuchania wychowanków placówki, rodziców i pracowników. Ostatecznie 31 grudnia 2010 r. prokuratura skierowała do sądu w Giżycku akt oskarżenia przeciwko byłemu już kierownikowi Markowi W. „Człowiekowi wrażliwemu na krzywdę ludzką” zarzuca się, że przez ponad trzy lata (od lutego 2007 r. do końca września 2010 r.) przekraczał swoje kierownicze uprawnienia i znęcał się fizycznie i psychicznie nad wychowankami placówki (art. 231 par. 1 kk i art. 207 par. 1 kk w zw. z art. 11 par. 2 kk). Według zeznań świadków, stosował m.in. takie chwyty jak popychanie i szarpanie małolatów, bicie po twarzy i całym ciele (m.in. deską po plecach) czy kopanie. Używał wobec wychowanków wulgarnych słów, poniżał ich, wyszydzał. – Marek W. usłyszał także zarzut zrzucenia podopiecznego ze schodów, utrudniania lub uniemożliwiania
GORĄCY TEMAT
S. Bernadetta i s. Franciszka podczas procesu
Idea jest więc szczytna. Jej realizacja natomiast budzi wątpliwości. Głównie ze względu na metody pracy kierowniczki ośrodka, która – jak relacjonują tutejsi terapeuci – do swoich podopiecznych zwraca się per „dzieci śmieci” czy „atrapo
Pracownicy złożyli w dyrekcji Caritasu pismo informujące o sytuacji. Ksiądz Stanisław Słowik spotkał się nawet z 4-osobową delegacją. – Ta rozmowa wyglądała bardzo obiecująco. Szybko się jednak okazało, że przyczyn konfliktu zaczęto
Pedagogika specjalna Z założenia mają służyć – słabym, chorym, odrzuconym. Za murami kościelnych placówek opiekuńczo-wychowawczych ta służba czasami przekracza granice. Wytrzymałości. fotel burmistrza. Ze startu jednak zrezygnował. „Miałem poparcie biskupa ełckiego oraz różnych środowisk politycznych. Moja decyzja była suwerenna. Problemy osobiste nie pozwalają mi stanąć do walki o fotel burmistrza” – tłumaczył zawiedzionym towarzyszom z giżyckiego Klubu Radnych „Ponad Podziałami” oraz potencjalnym zwolennikom. Jakie to osobiste problemy miał na myśli Marek W.? Okazuje się otóż, że – według zeznań wychowanków – przez ostatnie 3 lata pokazywał małolatom z „Wielkiego Serca”, co to właściwie znaczy żyć w duchu bożego miłosierdzia. A lekko nie było. I właśnie z tego powodu od połowy 2010 roku toczyło się śledztwo (sygn. akt I A 060/126/10), którego W. stał się głównym bohaterem. „Zamknij mordę. Zapierdalaj. Kurwa, zamknij ryja” – tak (według zarejestrowanego w telefonie komórkowym nagrania, jakie ojciec czterech podopiecznych domu „Wielkie Serce” przekazał prokuraturze) miał W. konwersować z wychowankami placówki. Dodatkowo – jak zeznał mężczyzna – kierownik W. notorycznie utrudniał mu kontakty z dziećmi. Rodzic jest zdumiony postawą tego pedagoga, natomiast on twierdzi, że wyłącznie cytował słowa swojej podopiecznej, która poza wszystkim sprawia ogromne kłopoty wychowawcze. Tak czy inaczej prokuratura postanowiła metody pracy pana kierownika zgłębić.
na wózku”. Lubi też ich trochę postraszyć, uznając, że i tak nic z tego nie zrozumieją. „Utopię cię w gnojówce” czy „pampersa ci na głowę założę” – to jedynie niektóre stosowane przez kierowniczkę środki werbalnej perswazji. Pani kierownik ma plecy, a dokładnie syna, który jest księdzem, i w ogóle jest osobą bardzo rozmodloną. W ośrodku na okrągło są modlitwy – różaniec, koronka. Nie przeszkadza to jednak w uprawianiu
się doszukiwać w nas. Ksiądz zaczął wypytywać, czy aby na pewno mamy dobrą wolę. W końcu zalecił, aby się pomodlić, oprzeć sprawę o konfesjonał i… wszystko zamknąć chrześcijańskim przebaczeniem. Przy próbie kolejnego spotkania wyrzucił nas za drzwi. A krzywda ludzka boli tym bardziej, że dokonują jej osoby, których usta pełne są frazesów na temat miłości bliźniego, współczucia, dobrych intencji – mówią byłe terapeutki z Zaczernia.
kontaktów z rodzicami, stosowania zbyt rygorystycznych, nieadekwatnych do przewinienia kar i zakazów niemotywujących do poprawy zachowania – mówi Mieczysław Orzechowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. Marek W. obecnie jest zawieszony w swoich kierowniczych obowiązkach, na wniosek prokuratury ma też zakaz sprawowania jakichkolwiek funkcji związanych z wychowaniem, edukacją i opieką nad małoletnimi. Kierownictwo ełckiego Caritasu na ów wstydliwy temat dyskutować nie chce, z kolei sam W. do postawionych mu zarzutów się nie przyznaje. Za niekonwencjonalne metody kształtowania charakterów podopiecznych grozi mu do Środowiskowy Dom Samopomocy w Zaczerniu 5 lat pozbawienia wolności. ~ ~ ~ Zaczernie niedaleko Rzeszowa. praktyk, których pracownicy zaak~ ~ ~ Tutaj – w gminnym świeżo wyremonceptować nie potrafili (większość Przed Sądem Rejonowym w Zatowanym budynku – Caritas prowaodeszła, inni, którzy starali się przebrzu zakończyła się natomiast anadzi Środowiskowy Dom Samopomociwstawić, zostali nazwani zgnilizną liza (sygn. akt II K 1388/07) jakocy (dzierżawa obowiązuje do 2012 r.). moralną ośrodka, a w końcu – zwolści katolickiego wychowania, jakie nieni). Spośród tych metod wychotamtejsze siostry boromeuszki przez Ponad 20 osób z zaburzeniami psywawczych, z którymi nie mogli się ponad rok serwowały podopiecznym chicznymi i fizycznymi każdego dnia pogodzić, wymieniają: straszenie, kościelnego, choć finansowanego przywozi się tu na zajęcia terapeuotwartą krytykę możliwości wychoprzez miasto ośrodka opiekuńczotyczne. To mieszkańcy okolicznych wanków, poniżanie ich, zamyka-wychowawczego. wsi. Ludzie, dla których taka forma nie na klucz za karę, odbieranie pomocy jest zbawieniem. Wyrwani O metodach stosowanych przez własności czy zmuszanie do sprząz czterech ścian swoich domów maprzedstawicielki Kongregacji Sióstr tania toalet. ją szansę na jakieś inne życie. Miłosierdzia, których zadaniem było
3
m.in. przygotowanie podopiecznych w różnym stopniu niepełnosprawnych intelektualnie do samodzielnego życia, pisaliśmy w „FiM” (por. „Gwałty u zakonnic” 39/2009). Ujawniliśmy, że owo przygotowanie polegało m.in. na rozbudowanym systemie kar, przy czym do bicia siostry używały m.in. kija od szczotki, mopa, wieszaka, a nawet łyżki do mieszania prania. „Brudną robotę” zlecały też najstarszym wychowankom. Swoich podopiecznych często nazywały pieszczotliwie durniami, ułomami albo po prostu pedałami. Niesmaczna zupa wylała się, kiedy gliwicka prokuratura za gwałt i zabójstwo ośmiolatka zatrzymała Tomasza Z. Jak się okazało, był on wychowankiem boromeuszek. Chłopak w ramach tłumaczenia swojej zbrodni opowiedział śledczym, że zdeprawował się u sióstr, gdzie najpierw gwałcili go podopieczni ośrodka, a później, kiedy nieco zmężniał, sam zaczął zmuszać młodszych kolegów do stosunków analnych, zaspokajając w ten sposób własny popęd seksualny. O okazję nie było trudno, bo siostry często zamykały ich w jednym pokoju. W ramach tzw. kary za złe zachowanie. Prokuratura oskarżyła dyrektorkę placówki siostrę Bernadettę, a w cywilu Agnieszkę F. („Stoczycie się jak wasi rodzice, bo wszystko idzie w genach” – zwykła powtarzać wychowankom), oraz jej prawą rękę – siostrę Franciszkę (Bogumiła Ł.) – m.in. o bicie i znieważanie wychowanków oraz przyzwolenie na przemoc fizyczną, psychiczną i seksualną. Chociaż s. Bernadetta przekonywała, że wszystko to stek bzdur, bo „dzieci mają tendencje do konfabulacji, wszystko wyolbrzymiają”, podczas procesu przesłuchano 32 świadków. Sędzia Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach, informuje, że po ponad dwuletnim procesie sąd uznał winę obydwu boromeuszek. Agnieszka F. została skazana na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 800 złotych grzywny oraz dożywotni zakaz zajmowania stanowisk i wykonywania zawodów związanych z edukacją, leczeniem, wychowaniem i opieką nad małoletnimi. Bogumiła Ł. z kolei dostała osiem miesięcy w zawieszeniu na trzy lata oraz ośmioletni zakaz pracy z dziećmi. – Wyroki nie są prawomocne, a odwołali się od nich oskarżyciel posiłkowy oraz prokurator. Siostry podczas sprawy nie przyznawały się do winy. Nie odwołały się jednak od wyroku sądu – mówi sędzia Pawlik. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
4
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Nierozważne i romantyczne Współczesna zapracowana Polka szuka miłości w internecie lub za pośrednictwem biura matrymonialnego. Dysproporcje między liczbą pań i panów stale rosną – na rzecz powszechnej feminizacji oczywiście. Na Dolnym Śląsku na 100 mężczyzn przypada już 109 kobiet. Liczebne różnice między płciami zachwiane są także na Mazowszu i w Łódzkiem. W tamtejszych biurach matrymonialnych kobiety stanowią nawet 70 proc. klienteli, a poszukujący partnerki mężczyzna może sobie pozwolić na luksus przebierania i wybrzydzania. Oszuści matrymonialni grasują teraz w sieci. Kiedy jesteśmy bardzo samotni, oparciem staje się anonimowy rozmówca z internetu. Ponoszą nas emocje i wyobraźnia, a z czasem wierzymy we wszystko, co przeczytamy. Na kawalerów made in Poland czatują panie ze Wschodu. Zwłaszcza Rosjanki, które – nie wiedzieć czemu – w oczach naszych panów stały się idealnym materiałem na żonę. Spragnieni egzotyki Polacy odpowiadają na anonse krasiwych pań, które już, już do nich jadą, po czym… zupełnie nieoczekiwanie wpadają w kłopoty finansowe. Polak dżentelmen wysyła pieniądze na bilet i... kontakt z wybranką serca się urywa. Jednak typowa ofiara medialnych uwodzicieli to samotna dama
N
w średnim wieku. Tak spragniona miłości, że wierzy w każdą bzdurę. Naciągaczami bywają inne kobiety... Dorota, 36-letnia mieszkanka Bolesławca, przez 4 lata wysyłała pieniądze (w sumie – 400 tys. zł!) „przyjacielowi” poznanemu dzięki radiowej zabawie dla samotnych. Obdarowywany tylko dzwonił lub wysyłał e-maile. Opowiadał o miłości, dwóch połówkach jabłka, obiecywał małżeństwo. Pieniędzy potrzebował na: przeszczep nerki, leczenie nóg (groził mu jakoby wózek inwalidzki), spłatę pożyczek zaciągniętych od mafii itp., itd. Dorota, kiedy zabrakło oszczędności, zaciągnęła kredyty w kilkunastu bankach. Jej czujności nie wzbudził fakt, że przyszły mąż mylił się
iektórym polskim konserwatystom marzy się powrót średniowiecza, tylko „trwalszego i doskonalszego” niż oryginał. W każdym społeczeństwie, zwłaszcza sporym, czyli takim jak nasze, znajdą się ekstremiści – ludzie tęskniący za przemocą, która zbawi świat od ateistów, aborcjonistów, lewicowców lub prawicowców, masonów lub Żydów. Rodzaj „zła”, z którym walczy dany ekstremizm, zależy od jego odmiany. Efektem radykalnego usunięcia „złych” ma być nastanie wiekuistego królestwa szczęścia i pomyślności pod panowaniem Wodza (lub wodzusia), Partii, Najlepszej Rasy lub Prawdziwego Kościoła. Skłonność do ekstremizmu jest efektem zagubienia jednostek w świecie, problemów społecznych pogrążających ludzi w desperacji oraz złej edukacji i indywidualnych zaburzeń psychicznych. Kłopot powstaje wtedy, gdy poglądy uznane za ekstremalne znajdują masowych wyznawców lub – mimo swej marginalności – funkcjonują w głównym nurcie debaty jako jedna z akceptowalnych możliwości pomysłu na państwo. Z tym ostatnim zjawiskiem mamy do czynienia w Polsce. Wśród polskich konserwatystów nie brakuje takich, którzy wprost chwalą średniowiecze, czyli okres panowania w Europie katolickiego totalitaryzmu. Przypomnijmy, że wówczas nauczanie Kościoła było de facto prawodawstwem krajów, a wszelkich opornych skazywano na śmierć lub więzienie. Życie prywatne w tamtych czasach było poddane drobiazgowej kontroli ze strony kleru. Współczesne prawo polskie zabrania głoszenia idei totalitarnych, ale
i przedstawiał różnymi imionami, ani to, że kazał do siebie dzwonić na osiem różnych numerów. Kilkuletnie wspomaganie przerwał donos, dzięki któremu bolesławianka dowiedziała się, że jej wybranek jest... 26-letnią bezrobotną cukierniczką. Ta nawet swoją mało męską barwę głosu potrafiła wcześniej wyjaśnić operacją strun głosowych. Ostatnio w ręce policji wpadł uwodziciel doskonały. Ochrzczono go mianem „nowego Kalibabki”. Przystojny inżynier, biznesmen, konserwator zabytków lub właściciel komisu samochodowego (w zależności od rejonu działania) uwiódł i okradł kilkadziesiąt kobiet. Bogatym, wykształconym paniom prezeskom i innym bizneswoman wystarczyły deklaracje miłości aż po grób, czerwone róże i zaproszenia na kolacje. Oklepana, stara jak świat metoda „na romantyka” sprawdziła się raz jeszcze. Ofiary miały 40–50 lat, własne mieszkania, pracę i oszczędności. Zalotnik wprowadzał się do zakochanej w nim damy, po czym znikał z jej pieniędzmi oraz wszystkim, co cenne i co można było wynieść. Jak się okazało, skończył zawodówkę, nie był nigdzie meldowany, a auto, którym szpanował, pożyczył od kolegi. Poszkodowanym pozostaje cieszyć się z jednego. Mogło być gorzej. Niektórym trafił się agent Tomek... JUSTYNA CIEŚLAK
konserwatyści najwyraźniej sądzą, że katolickiej odmiany politycznego zamordyzmu ten przepis nie dotyczy. Wśród piewców tamtej epoki znajdziemy m.in. profesora Jacka Bartyzela, któremu marzy się „nowe średniowiecze, ale doskonalsze i trwalsze od średniowiecza starego” (cytaty za związanym z PiS-em „Naszym Dziennikiem”). Kilka miesięcy temu na łamach „Rzeczpospolitej” tenże Bartyzel z uznaniem mówił o gorliwości, z jaką muzułmanie zabijają bluźnierców (sic!). Ta zdumiewająca wypowiedź nie spotkała się nawet z jednym zdaniem komentarza ze strony redakcji. W podobnym duchu myśli i pisze środowisko „Frondy”, którego szef, Tomasz Terlikowski, nie schodzi z łamów prasy popularnej oraz codziennych programów telewizyjnych. Kilka dni temu w związanej z PiS-em „Gazecie Polskiej” pod hasłem „Kontrrewolucja albo śmierć” domagał się zakazania w Polsce rozwodów i powrotu do „restrykcyjnego i egzekwowanego prawa dotyczącego sfery seksualnej”, czyli… zamarzył mu się powrót do średniowiecza, w którym właśnie Kościół określał, co jest zgodne z prawem. Restrykcyjne prawo seksualne oznaczałoby zatem zakaz… ot, choćby stosunków pozamałżeńskich. O krok dalej w radykalizmie poszedł poseł PiS-u, Stanisław Pięta, który oświadczył publicznie, że marzy mu się uprawianie polityki za pomocą pistoletu. Średniowiecze to był miecz na usługach krzyża, a nowe średniowiecze może oznaczać pistolet z krucyfiksem. To już zresztą też było, choć krótko, w morderczym Katolickim Państwie Narodu Chorwackiego Ante Pavelicia. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Krzyż i pistolet
Prowincjałki Najpierw wyłapywał piratów drogowych, a później tak długo trzymał ich w radiowozie, aż miękli i dawali w łapę. Jak któryś nie miał akurat całej sumy, w zamian za „przymknięcie oka” stróż prawa rozkładał płatność na raty. W końcu sierżant sztabowy Artur K. z Tychów wpadł na gorącym uczynku.
PIRAT MUNDUROWY
W ogrodzenie budynku sądu w Kraśniku wjechał mercedes. W środku siedzieli trzej pijani mężczyźni z poczuciem humoru niezmąconym przez sytuację. Wersję wydarzeń mieli spójną – na pytanie, kto kierował, zgodnym chórem odpowiedzieli: autopilot.
NOWA GENERACJA
Dowcipem wykazał się też 30-letni mieszkaniec Ełku. Najpierw pojechał na schadzkę do podełckiej miejscowości, a kiedy już zapragnął wrócić do żony i dzieci, było na tyle późno, że przestały jeździć publiczne środki lokomocji. Zadzwonił więc na policję i zameldował, że został ciężko pobity. Zamiast do domu, odstawiono go do izby wytrzeźwień.
MĄŻ I NIE MĄŻ
Na oddział toksykologii szpitala dziecięcego w Szczecinie w radosnym okresie świąteczno-noworocznym trafiło trzynaścioro nastolatków. Pewna 16-letnia panienka miała we krwi aż 4 promile. Życie zawdzięcza natychmiastowej dializie nerek.
...IM WÓDKA NIE ZASZKODZI
Łódzcy prokuratorzy ustalili, że w bigosie i pulpetach przemycali amfetaminę z Polski do Wielkiej Brytanii dwaj bracia – 31-letni Grzegorz K., prawnik, i 34-letni Marek K., lekarz. Za turystykę narkotykową grozi im do 10 lat paki. Opracowała WZ
NIEZŁY BIGOS
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Kaczyński nigdy już nie będzie premierem! Ani w 2011 r., ani nigdy. Nawet jeśli znowu by się zmienił, to Polacy drugi raz już mu nie zaufają. Drugiej szansy Polacy Kaczyńskiemu nie dadzą – on już zmarnował swoją wielką szansę. (Marek Migalski, PJN)
Indywidualizm w PiS jest karany odbieraniem przez prezesa godności. To jest właśnie taktyka Kaczyńskiego – odebrać godność, sponiewierać człowieka, zaszantażować i sprawić, żeby był bezwzględnie posłuszny. Rytuałem inicjacyjnym w PiS był rytuał odebrania godności; jak ktoś go przechodził, to był później traktowany jako swój. (jw.)
Palikot już powrotu do polityki nie ma. To największy szkodnik, jaki pojawił się na polskiej scenie politycznej po 1989 roku. Takie inteligenckie wydanie Andrzeja Leppera. Inteligenckie, czyli dużo bardziej szkodliwe. (Jarosław Gowin, poseł PO)
Palikot zrobił wreszcie coś dobrego dla Polski – w drodze do Olejnikowej wjechał w budkę strażnika TVN. Samej Olejnikowej nie rozjechał – za dużo byłoby tego szczęścia. (Piotr Lisiewicz, „Gazeta Polska”)
Strzelać do bolszewików z brauninga – oto najlepsza polityka. (Stanisław Pięta, poseł PiS)
Polska jest jak obwarzanek. Na krańcach najtwardsza, w środku miękka. (prezydent RP Bronisław Komorowski)
Pani Maria Kaczyńska twierdziła, jak mówią moi przyjaciele, że jej mąż Lech niepotrzebnie wszedł w układ zależności od brata, że zawsze lubił spokój, a polityka konfrontacji była mu obca. Dlatego uważam, że granie teraz przez PiS kartą zmarłego prezydenta jest perfidne i podłe (…). Informacje, jakie zostaną w najbliższych miesiącach opublikowane na temat katastrofy smoleńskiej, będą bulwersujące i wskażą na winę raczej prawej strony sceny politycznej. (Paweł Deresz, mąż zmarłej pod Smoleńskiem posłanki Jolanty Szymanek-Deresz)
Kto dziś zrozumie, co mówi ksiądz czy biskup, skoro oni mówić nie potrafią, bo uznano, że to jest niepotrzebne. Kościół jest w fatalnym stanie duchowointelektualnym. (profesor Marcin Król, filozof, historyk idei) Wybrali: AC, JC, ASz, MSz
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
NA KLĘCZKACH
WSZYSTKO W RODZINIE Osobistym sekretarzem Dziwisza jest ks. Dariusz Raś, starszy brat przewodniczącego regionu małopolskiego PO; radną w sejmiku małopolskim z ramienia PO jest Barbara Dziwisz, prywatnie bratanica kardynała, a bratanek kardynała Andrzej Dziwisz jest z ramienia PO wójtem Raby Wyżnej – takie oto rewelacje świadczące o kompromitujących powiązaniach kardynała z partią rządzącą ujawnia Palikot. I czemu, Czytelniku, dziwisz się bardziej: koneksjom kardynała, czy nagłej, bezkompromisowej odwadze byłego przyjaciela Tuska? MarS
JAJA Z NARODU
„PSY” OBRONNE
CZARY KONTRA MAGIA
NEOFITA „Popieram, to za mało powiedziane. Trzeba wyrazić wielkie uznanie dla tych, którzy potrafią poświęcać swój czas na chłodzie po to, aby śpieszyć z pomocą innym” – powiedział Życiński o Orkiestrze Owsiaka. Mało, że powiedział, to jeszcze przekazał na aukcję charytatywną afrykańską rzeźbę, no i... No i prawdziwi katolicy na portalu „Fronda” stwierdzili z obrzydzeniem, że arcybiskup, któremu płaci za artykuły żydowska „Wyborcza”, nawet diabła poparłby, aby pomóc biednym dzieciom. Ohyda! MarS
ABORCJA MÓZGU Polskim środowiskom katolickim doprawdy trudno dogodzić. Rydzykowy „Nasz Dziennik” potępił niemieckich socjaldemokratów za… plan ograniczenia liczby aborcji. Politycy SDP w Brandenburgii chcą fundować niezamożnym Niemkom środki antykoncepcyjne, aby w ten sposób ograniczyć liczbę aborcji. Nie robią tego jednak z umiłowania „życia nienarodzonego”, lecz przede wszystkim z oszczędności – antykoncepcja jest bowiem tańsza od aborcji. Zdaniem katolickich dziennikarzy, inicjatywa jest „antyludzka”, ponieważ środki antykoncepcyjne rzekomo sprzyjają wzrostowi liczby aborcji. Logika, za którą trudno nadążyć… MaK
CZARNA OWCA Pani Maria z Gdańska – wierna słuchaczka Radia Maryja – zatelefonowała do swojej ukochanej rozgłośni i nieroztropnie poparła pomysł lewicy, czyli pobieranie 4 złotych opłaty od częstochowskich pielgrzymów. Zagotował się na to prowadzący audycję ojciec Piotr, ale pewna swego Maria miała argument: „Wy protestujecie, bo Jasna Góra straciłaby na pieniądzach, a siedzi na miliardach!”. „Pani się rozstała z rozumem, pani głowę trzyma w TVN-ie!” – krzyczał duchowny. MarS
krzyczano o „pięknie białej rasy” i „zachowaniu biologicznych cech własnego narodu”. Sędzia Robert Zych nie dopatrzył się znamion rasizmu w hasłach m.in. „Polska cała tylko biała” albo „Biała siła, czarna kiła” i nie widział w nich promowania „wyższości jednej rasy nad innymi”. Uznał, że to jedynie „klasyka XIX i XX-wiecznych doktrynerów rasizmu ideologicznego”. A więc to tylko taka tradycja. MaK
Wpływowy zakon dominikański („Domini canes”, czyli „psy Pańskie”) przystępuje do akcji mającej zmienić jego nie najlepszy ostatnio wizerunek. Bowiem dominikanie to zakon ojca Hejmy (współpracownik SB), Tadeusza Bartosia (były ksiądz i krytyk Kościoła), a ostatnio także ojca Zięby (alkoholik), ojca Wiśniewskiego (jego krytyczny list wstrząsnął niedawno Kościołem). Teraz dla przeciwwagi braciszkowie chcą wynieść na ołtarze zmarłego niedawno Joachima Badeniego, duszpasterza akademickiego i mistyka. Dominikanie widzieli ponoć na własne oczy jak Badeni kontaktuje się z Bogiem (Biblia widać kłamie, mówiąc, że „Boga nigdy nikt nie widział”). Ciekawe, że przez lata nie zauważyli, jak „w inną rzeczywistość” – kontakt z SB – wchodzi ksiądz Hejmo, gwiazda ich zakonu rezydująca w Rzymie. MaK
BRACIA ROZGRZESZENI Sąd na łódzkim Widzewie po raz drugi umorzył sprawę dwójki franciszkanów. Mnisi zostali zatrzymani podczas próby przewiezienia zabytkowego ołtarza na Białoruś. Franciszkanie tłumaczyli, że chcieli tym darem wesprzeć jeden z tamtejszych kościołów katolickich. Sąd umorzył sprawę „ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu”. Sprawę rozpatrywano ponownie na wniosek prokuratury poparty przez Sąd Okręgowy w Łodzi. MaK
PIĘKNO BIAŁEJ RASY Po opublikowaniu przez wrocławski Sąd Okręgowy uzasadnienia wyroku uniewinniającego członków NOP-u z zarzutu propagowania rasistowskich wypowiedzi wybuchł skandal. Rzecz dotyczy manifestacji sprzed 3 lat, podczas której
Egzorcysta ks. Sławomir Płusa przestrzega przed usługami wróżek i jasnowidzów, w których moc – według statystyk – wierzy już ponad 3 mln Polaków. Ks. Płusa tłumaczy, że „mądra maksyma mówi, iż gdy słabnie wiara, wzrasta zabobon. Ezoteryka to ciekawe zjawisko, gdzie ludzie płacą za coś, czego nie ma, w sensie metafizycznym, oczywiście. Jest natomiast wrażenie uzyskanej pomocy, bycia prowadzonym do określonego celu. Zabobon, ezoteryka mają to do siebie, że dają wrażenie nowej »duchowej« wiedzy. W praktyce uzależniają człowieka od tego, co powie wróżka, guru lub jakieś magiczne narzędzie”. Czyżby rozgoryczony duchowny nie zauważył, że właśnie opisał swoją religię? ASz
BIEDACZYSKA Aż trudno uwierzyć, że początek roku, kiedy jak Polska długa i szeroka księża zbierają po domach koperty, oznacza dla nich poważny kryzys finansowy. A jednak… „Z pewną nieśmiałością zauważamy, że brakuje nam intencji. W poprzednich latach było lepiej, zamawiano także msze święte gregoriańskie – intencja jest podstawą utrzymania każdego księdza…” – tak od pierwszych dni nowego roku do sumień swoich owieczek apelują wielebni z parafii pw. św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu. „Bardzo proszę o zamawianie Mszy św. na te pierwsze trudne pod względem zamawianych intencji miesiące styczeń i luty 2011 roku” – błaga proboszcz parafii pw. św. Trójcy w Koszęcinie. Z kolei duszpasterze z parafii pw. NSPJ w Gorzkowicach dobitnie dają do zrozumienia wiernym, że koniec z odprawianiem mszy „na krechę” i odtąd płatność należy regulować z góry: „Przypominamy. Z powodu zdarzających się coraz częściej przypadków niezapłaconych Mszy świętych, gdy pod koniec miesiąca robimy rozliczenie, bardzo prosimy, aby ofiary za Msze święte składać najpóźniej na tydzień przed odprawianiem danej Mszy św.” AK
„Dziennik Łódzki” napisał: „10 zł w czasie kolędy daje mało kto, ale 50 czy 100 zł to też raczej wyjątek. 50 zł dają ci, którzy bardzo chcą wesprzeć Kościół, stówę tylko bogacze (…)”. Oczywiście w różnych regionach różnie to wygląda. Ja na przykład znam miejsce, gdzie nie wypada dać księdzu mniej niż 100 zł w czasie kolędy. 20 zł to się daje, ale na tacę. Oprócz pieniędzy zdarzają się dodatki, na przykład świeże, wiejskie jedzenie. Problemów z wkładem do koperty nie mają natomiast mieszkańcy Wadlewa w powiecie bełchatowskim. „Ksiądz Jarosław Burski, proboszcz parafii, często zamiast koperty dostaje wiejskie jaja, marynowane czy suszone grzyby, zakiszone ogórki. Bardzo je sobie ceni”. Dalej gazeta przekonuje, że 80–90 proc. wszelkich datków kolędowych idzie na potrzeby parafii. To jak to jest z tymi jajami, grzybami, ogórkami…? RK
LICYTACJE KOLĘDOWE W parafii Chrystusa Zbawiciela w Gdańsku-Osowej chodzenie ministrantów z księdzem po kolędzie szczegółowo reguluje rozporządzenie w sprawie wizyt duszpasterskich. Parafialne przepisy stanowią, że ministranci otrzymują z góry ustaloną przez ks. opiekuna pulę kolęd, a rozdział kolęd wśród nich dokonuje się w formie… licytacji. Do ministrantów należy zapowiadanie wizyty kapłana w kolejnych domach wraz z odśpiewaniem przynajmniej jednej zwrotki kolędy. W przypadku zadawania przez parafian niedyskretnych pytań o imię chodzącego po kolędzie księdza ministranci zobowiązani są udzielać dyplomatycznej odpowiedzi, nieujawniającej tożsamości kapłana. Mają też za zadanie otwierać przed kapłanem furtki oraz zamykać je po opuszczeniu przez niego danego domu. Każda para ministrantów towarzysząca księdzu w kolędowym obchodzie wyposażona jest w zamkniętą na kłódkę puszkę z napisem „Ofiara na Fundusz Ministrancki”. Wszyscy ministranci idący danego dnia na kolędę dzielą się
5
po równo wspólnie zgromadzoną kwotą. Od kolędowej dniówki każdy ministrant zobowiązany jest w ciągu siedmiu dni wpłacić podatek na Fundusz Ministrancki. Jego kwota zależy od progów podatkowych wymienionych w art. 19 rozporządzenia. Kwotę wolną od podatku stanowi kolędowy „łup” w wysokości do 20 zł. Za 21 zł podatek wynosi 1 zł, 22 zł – 2 zł, 23 zł – 3 zł, 24–30 zł – 4 zł, 31– 40 zł – 5 zł itd. Najwyższym progiem jest kwota 81 zł i więcej, od której ministrant uiszcza 10 zł podatku. Minister Rostowski mógłby się zapewne wiele nauczyć od proboszcza z Gdańska-Osowej. AK
EKSTRAPOLKA Muzeum Historii Polski i magazyn „Mówią Wieki” zorganizowały plebiscyt na Polkę wszech czasów. Wśród kandydatek są między innymi… Jadwiga Andegaweńska (Węgierka) i Marysieńka Sobieska (Francuzka), Bona Sforza (Włoszka) oraz Dobrawa (Czeszka). Dlaczego cudzoziemki znalazły się na liście 15 pretendentek do miana naszej superrodaczki? Bo, jak wyjaśniają organizatorzy konkursu, słowo „Polka” nie jest tu rozumiane etnicznie, tylko znacznie szerzej. Jeśli tak, to nie wiadomo, dlaczego na liście zabrakło najsłynniejszej Polki – Izraelitki Maryi z Nazaretu. o.P.
SKUTKI KLERYKALIZMU Ofiary katolickiej pedofilii na Malcie w wielkiej desperacji napisały skargę do Benedykta XVI na kościelną hierarchię na wyspie. Chodzi o to, że sprawcy nadużyć seksualnych nadal piastują swoje stanowiska, a wymiar sprawiedliwości działa na korzyść Kościoła: „Tutaj Kościół, władza polityczna i sądowa to jedno. Do tego stopnia, że na posiedzenie sądu przyszedł minister, aby świadczyć na rzecz księży. Niewielu także z opozycji chce nas bronić”. Rozumiemy, że na Malcie klerykalizm jest być może jeszcze bardziej rozpanoszony niż w Polsce, ale skarżenie się na to akurat do Benedykta – capo di tutti capi – trzeba uznać za dowcip miesiąca. MaK
6
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
W świecie wartości Coroczne granie Wielkiej Orkiestry nie zagłuszyło bynajmniej innych jakże istotnych wydarzeń. Co najmniej połowa episkopatu zamarła, a tatko Rydzyk walił głową o… mikrofon, kiedy dowiedział się, że długą na pół metra drewnianą maskę rodem z Nowej Gwinei podarował Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy abp Józef Życiński, komplementując przy okazji ideę Jurka Owsiaka: „Trzeba wyrazić wielkie uznanie dla tych, którzy potrafią poświęcać swój czas na chłodzie, nieraz wśród mrozu, po to, aby spieszyć z pomocą innym. To nie jest tylko akcja, to konkretna forma pomocy dla cierpiących”. Maska, jedna z wielu, jakie dostojnik dostał od polskich misjonarzy nawracających Papuasów, trafiła na internetową aukcję. Arcybiskup zaś – na internetowe języki: ~ A mówią, że cudów nie ma! („wang”); ~ A mógł wykląć! I zmieszać z błotem! Cóż to za wspaniały i światły biskup! („tay”); ~ Chociaż jeden biskup mówi ludzkim językiem („kolo”); ~ Eeee! Myślałem, że swój pierścionek obcałowany przez moherów odda („całus”);
P
~ Kościół powinien oddać wszystko, co nagrabił („Roberta”); ~ Robi sobie porządek na strychu! („Ricardo”); ~ Już Pies Huckleberry mówił: jak nie możesz wroga pokonać, to się z nim zaprzyjaźnij („fizyk”); ~ Niech Życiński uzgodni stanowiska z Rydzykiem, bo już nie wiem, czy Wielka Orkiestra to szczytna działalność, czy dzieło szatana („MOL”); ~ To w Nowej Gwinei nie mają pieniędzy, tylko rzucają maski na tacę? („j”). Mniej tolerancji wykazują działacze Stowarzyszenia Unum Principium (SUP), które słynie ze spektakularnych akcji obrony cnoty Polski katolickiej. Mają już na swoim koncie protesty przed koncertem Madonny w Warszawie oraz przeciwko musicalowi „Jesus Christ Superstar” w Bydgoszczy. Tym razem na widelcu znalazł się Ruch Autonomii Śląska. Ultrakatolicy chcą bowiem jego delegalizacji, bo – ich zdaniem – owa autonomia to nic innego jak otwarta
ierwszy polski film dokumentalny o katastrofie smoleńskiej niesie jasny komunikat: prezydent RP był ofiarą rosyjsko-polskiego morderczego spisku. I taki sam los spotka każdego, kto będzie próbował to udowodnić. „Dzieło” pod tytułem „Mgła”, produkcji „Gazety Polskiej” i wg scenariusza Marii Dłużewskiej oraz Joanny Lichockiej, nie różni się specjalnie od prezentowanych nam przez ostatnie miesiące „faktów i dowodów” na zmowę Tuska i Putina, którzy z premedytacją zabili „naszego bohaterskiego prezydenta”. Cały 60-minutowy obraz można zrecenzować dwoma zdaniami, które padają na końcu filmu. Dotyczą one „zakłamywania” prawdy o śmierci Lecha Kaczyńskiego. „Jaką to będzie miało wartość, kiedy stanie się coś gorszego i państwo po raz kolejny pokaże swoją słabość? Kiedy już może nie osoby z pierwszych stron gazet, nie prezydent, nie ministrowie, ale zwykli obywatele będą ginąć – a to jest możliwe, i to być może się wydarzy, może już niedługo” – mówi Paweł Zołoteńki, doradca Władysława Stasiaka, byłego szefa Kancelarii Prezydenta. A o czym mówi? A o wojnie rosyjsko-polskiej. Nie jakiejś tam wydumanej – ekonomicznej czy informatycznej – ale o regularnym konflikcie zbrojnym, w którym ginąć będą Polacy na ulicach polskich miast. Już wkrótce. Temat dla psychiatry? Bzdura? Dla Dłużewskiej i Lichockiej to wizja całkiem realna, niemal pewna! Produkcja ma oczywiście na celu zaostrzyć opinie i postawy oraz ponownie skonsolidować „prawdziwych Polaków”, dla których zamach na ich prezydenta jest oczywistą oczywistością,
właśnie puszka Pandory, która będzie prowadzić do rozkładu kraju. Ostrzega przed tym rzecznik stowarzyszenia Krzysztof Zagozda. Stosowny wniosek ma zostać skierowany do sądu jeszcze w styczniu: ~ Antywolność, a w dodatku antypolscy, bo te stare wieśniaki przecież chcą, abyśmy byli kolonią watykańską („miejscowy”); ~ Na następnym Marszu Autonomii niech Madonna zagra! („mr normalny”); ~ Jak są tacy tradycjonaliści, to najlepiej niech się sami ukrzyżują („antydopalacz”); ~ Zdelegalizować katolików, wtedy połowa problemów, także na Śląsku, pryśnie jak bańka mydlana („pudelek”); ~ W Polsce jest dziś niezbędny Ruch Separacji od Watykanu („guru123”); ~ Może by tak zdelegalizować PiS, bo powoduje niepokoje społeczne. A potem ZUS, US, a także resztę partii („haha”). „Duch komunizmu jeszcze żyje w Polsce, współcześni Herodowie żyją. Powiedzieli, że nie będzie wolnego dnia, bo jesteśmy za biedni” – z okazji odzyskanej rangi Święta
Trzech Króli głosił w homilii (wśród innych opowieści o uciśnieniu, jakie spotyka współczesnych katolików) biskup kielecki Kazimierz Ryczan: ~ Dziękujemy za kolejny przykład mowy miłości i chrześcijańskiego miłosierdzia... Porównanie osób mających inny pogląd na daną sprawę do Heroda to naprawdę subtelna, celna metafora („apolis”); ~ Polska to dziwny kraj, gdzie interes Kościoła i partii wszelakich idzie zawsze przed interesami Res Publica („fajny.track”); ~ Biskup Ryczan to wielki intelektualista. Nic dziwnego, że widzi rzeczy i zjawiska niewidzialne. Wizjoner („miki miki”); ~ A ja właśnie doszedłem do wniosku, że jestem komunistą („krasny”). Biskup Ryczan może jednak spać spokojnie, bo ministrowie spraw zagranicznych Polski, Francji, Węgier i Włoch wystosowali do szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton specjalny list, w którym apelują, aby Unia Europejska podjęła wreszcie konkretne inicjatywy w celu obrony chrześcijan: ~ A kto obroni mnie przed chrześcijanami? Kto obroni narody Afryki,
ale z upływem czasu mogliby nieco zwątpić. Zamach relacjonuje sześciu świadków. Przewodzi im Jacek Sasin – były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta. Zaczynając od faktycznie wstrząsających opowieści na temat samego wypadku i atmosfery tuż po nim, narratorzy przechodzą do ataku. „Zaraz przed godziną
Sztuczna „Mgła” jeszcze 11 otrzymałem telefon z kancelarii Sejmu, że pan marszałek Komorowski za chwilę wygłosi oświadczenie o tym, że przejmuje obowiązki prezydenta Rzeczypospolitej. Więc ja zapytałem pana ministra Lecha Czapli, który do mnie dzwonił – na jakiej podstawie? Na postawie którego przepisu konstytucji to ma nastąpić? Na co pan minister mi wyjaśnił, że tego przepisu, który mówi, co się dzieje w sytuacji śmierci Prezydenta Rzeczypospolitej. Na co ja zapytałem, czy ktoś ze współpracowników pana marszałka (wiarygodny) widział zwłoki pana prezydenta, czy oni są po prostu pewni, że prezydent nie żyje. Może dostali jakąś notę dyplomatyczną, która stwierdza, że prezydent nie żyje? Na co pan minister powiedział do mnie – no niech pan nie żartuje” – mówi Andrzej Duda, prawnik, podsekretarz stanu Kancelarii Prezydenta. W tym momencie pada sugestia,
że spiskowcy o śmierci Kaczyńskiego wiedzieli wcześniej, nim do niej doszło. I Duda, i pozostali świadkowie wydarzeń zgodnie twierdzą, że wizyta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu była zaplanowana w styczniu 2010 roku, nie mówiąc już o wstępnych przymiarkach w grudniu 2009 r. Dowiadujemy się, że zamachowcy mieli wystarczająco dużo czasu na zaplanowanie ataku. I czas ten wykorzystali. Poza tym panowie komentatorzy opowiadają, jak rosyjska policja, która eskortowała Jarosława Kaczyńskiego jadącego w miejsce katastrofy, celowo opóźniała jego przyjazd. „Policja, która ich eskortowała, jeden policyjny samochód – stara łada spowalniała. Na autostradzie, na której można było jechać 90 bądź 100 km/godz., spowalniali do 50 (…). Jedyne, co mogliśmy zrobić, to prosić nasze służby konsularne, by zareagowały. Służby powiedziały,
Ameryki i Azji? Watykan dąży do powiększenia swoich wpływów na wszystkich kontynentach, prowadząc tzw. nawracanie. Czy Unia tego nie widzi? Kiedyś nawracano mieczem, teraz terrorem psychologicznym i ekonomicznym („itsz”); ~ Problemu nie ma. Drogowskaz w Świebodzinie. Wystarczy spędzić wszystkich chrześcijan do Polski i otoczyć granice wysokim murem krzyży. Taki skansen („Władca_pierścieni”); ~ Może Unia zaczęłaby wreszcie bronić rozumu i nazywać rzeczy po imieniu („pro_rock”); ~ Chrześcijan już nie ma, są tylko pseudokatolicy („simon”); ~ I znowu jak 1000 lat temu będą wyprawy krzyżowe („tak”); ~ A w Polsce katolicy są też okrutnie prześladowani, a zwłaszcza katolicy zawodowi. Państwo dotuje ich hojnie, przekazuje majątki i ziemię. Wypłaca im pensje za religijną indoktrynację w przedszkolach i szkołach państwowych oraz w urzędach i firmach państwa polskiego. Uchwala prawo pod dyktando biskupów, sprawuje patronat nad katolickimi świętami kościelnymi. Znak firmowy katolików wisi w państwowych urzędach, w szkołach, przedszkolach, żłobkach, szpitalach, a nawet w państwowych placówkach pocztowych. Ciekawe, kiedy wreszcie skończy się to prześladowanie katolików w Polsce („Pelagia”); ~ Tylko zakon moherowych beretów pod komturem Rydzykiem może obronić prześladowanych („S”). JULIA STACHURSKA
że nie mają na to wpływu, a jak na koniec się okazało, tak naprawdę nie o to chodziło. Chodziło o to, żeby kolumna z panem premierem Donaldem Tuskiem była na miejscu tragedii pierwsza (…). Panu premierowi towarzyszyli pan minister Graś i pan minister Arabski. Nie pamiętam już, który powiedział: »A niech sobie przyjeżdża. To jest wizyta prywatna. Niech sobie przyjedzie i robi sobie, co chce«. »A jak podjedzie tędy, to co zrobimy?«. »To pojedziemy tamtędy (…)«. Kolega, który był ze mną, który słyszał, który stał, powiedział do mnie: »Jeszcze jedno słowo powiedzą, podejdę i dam jednemu i drugiemu w mordę«” – opowiada Jakub Opara, wicedyrektor zespołu obsługi organizacyjnej prezydenta. W filmie pada też stwierdzenie (nie sugestia, ale pewnik), i to bez żadnych podstaw (!), że załoga smoleńskiej wieży kontrolnej została tuż po katastrofie… zamordowana przez rosyjskie służby specjalne. Dla zatarcia śladów spisku. I taki sam los spotka każdego, kto za bardzo zbliży się do rozwiązania zagadki, czyli ujawnienia morderczego spisku. Podobno pracownicy kancelarii byłego prezydenta taką groźbę usłyszeli już wprost. Od oficerów specnazu w noc po smoleńskiej tragedii. Ale się nie boją i o wszystkim opowiadają. Teraz, gdy zginą pod kołami jakiegoś „przypadkowego” samochodu albo zarażą się „przypadkową” grypą, to już będzie wiadome, że o żadnym przypadku mowy być nie może. Ci, którzy mają jeszcze jakieś wątpliwości, niech spojrzą na tablicę rejestracyjną samochodu wiozącego trumnę z ciałem prezydenta. Spiskowcy jasno w niej zamanifestowali, kto stoi za zamachem! ARIEL KOWALCZYK
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
BEZ DOGMATÓW
7
W
czesny ranek. Jedziemy do Oświęcimia na spotkanie z panem Kazimierzem – emerytowanym przewodnikiem po Auschwitz. Wczoraj zatelefonował do redakcji. Oburzony bezzasadną krytyką książki Grossa opowiedział, że opisywane w pracy historyka plądrowanie zbiorowych oświęcimskich grobów to wcale nie incydentalna przeszłość. – Twierdzi pan, że doły z prochami zagazowanych i spalonych więźniów obozów koncentracyjnych są nadal rozkopywane i plądrowane? – nie mogliśmy uwierzyć w to, co słyszymy. – Oczywiście! ~ ~ ~ Zapowiedź kolejnej publikacji Grossa wywołała falę sprzeciwu tzw. patriotów. Ci, wbrew znanym przecież faktom, starają się za pomocą internetu zablokować wydawnictwo „Znak” – wydawcę „Złotych żniw”. Organizacją akcji bojkotu i próbą zablokowania skrzynek e-mailowych „Znaku” zajmują się Anna i Andrzej Kołakowscy. W związku z publikacją przez wydawnictwo ZNAK kolejnej książki Grossa pt. Złote żniwa, w sposób wyjątkowo obrzydliwie oczerniającej Polaków, prosimy wszystkich, dla których Ojczyzna i Naród Polski są drogie i którzy mają odwagę stawać w obronie polskiego honoru i czci, o przyłączenie się do naszej akcji – taki apel czytamy na internetowej stronie Kołakowskich – prawicowych działaczy związanych z „Naszym Dziennikiem”. Ciekawe, że „obrona polskiego honoru” to musi być (jakże często) nieudolna próba ukrywania prawdy. Nieudolna, bo mieszkańcy okolic Oświęcimia i Brzezinki bez skrępowania opowiadają o tym, jak było, a nawet przedstawiają liczne dowody prawdziwości swoich słów. ~ ~ ~ Pan Kazimierz – ten, który telefonował do redakcji – deklaruje się jako przewodnik, oprowadza po obozowej okolicy i... I wskazuje miejsca, w których ludzie nadal (!) próbują znaleźć kawałek złotego zęba bądź pierścionek połknięty przez jakiegoś Żyda w obliczu śmierci. – Kiedy ludzkie ciała nie mieściły się już w dołach wewnątrz obozu, kopano za jego ogrodzeniem specjalne rowy. Niemcy układali tych martwych ludzi warstwowo – jak kanapki, najpierw ciała, potem gałęzie, następnie znowu ciała itd. Zalewali to wszystko ropą i podpalali. To bardzo ułatwia sprawę współczesnym szabrownikom. Udają się na taki zbiorowy grób, wiercą w nim mały szyb, taki na szerokość 50–60 cm i zgarniają do wiader wszystko co jest w zasięgu rąk. Takich szybów na pojedynczej „odkrywce” robi się mnóstwo. Potem popiołami spalonych ludzi wypełnia się całe furmanki ciągnięte przez konie. – Dlaczego furmanki? – To bardzo ważne. Ważne z tego powodu, by akcja była jak najcichsza. W nocy niemal niesłyszalna.
Gorączka złota Wydanie „Złotych żniw” Jana Tomasza Grossa bojkotują „prawdziwi patrioci”, nazywając autora rasistą i polakożercą. Tymczasem, podążając tropem „kłamstw” historyka, odkryliśmy, że proceder okradania zbiorowych mogił w obozach koncentracyjnych to nie mit i przeszłość. To fakt – i trwa nadal. Tymi wypełnionymi po brzegi wozami wiezie się ludzkie popioły nad Wisłę i płucze na specjalnych sitach czy zwykłych durszlakach. Dokładnie tak samo jak to robili poszukiwacze złota na Dzikim Zachodzie. Bo i o złoto tu przecież chodzi – opowiada Kazimierz i pokazuje niezakopane rowy. Te szczęśliwie nigdy nie doczekały się kolejnej porcji ciał. – I płukanie żydowskiego złota trwa nadal, 65 lat po wojnie?! – Na wielką skalę to jeszcze pięć lat temu zbiorowo przekopywano mogiły, a później wypłukiwano popiół. Teraz rzadziej. Bo nasiliło się monitorowanie terenów, gdzie jeszcze nadal tkwią w ziemi, w zbiorowych grobach, ludzkie szczątki. Po prostu miejscowe władze (ale także i te w Warszawie) boją się jak ognia międzynarodowego skandalu, więc nakazały zwielokrotnić czujność i kontrole. Zatrudniono dodatkowych strażników. Ale proceder – powtarzam – trwa nadal. Nie ma miesiąca, by straż obozowa nie musiała cichaczem, najczęściej nocą – zasypywać świeżych dziur – śladów po poszukiwaczach. To bardzo wstydliwy problem, więc nikt się tym nie chwali. ~ ~ ~ Większość kosztowności, jakie wciąż udaje się wypłukać okolicznym mieszkańcom, trafia do krakowskich złotników. – Oni doskonale wiedzą, co i od kogo kupują, więc płacą za to odpowiednio mniej. A i sprzedający się raczej nie targują. Ot, taka cicha umowa handlowa. Najlepsi kopacze potrafili w ciągu ostatnich lat poszukiwań wybudować domy i wykształcić swoje dzieci. Tak samo
mapami tam i z powrotem pomiędzy obydwoma obozami. Przyjęło się już, że jak dziś spotkasz samotnego turystę w oświęcimskich lasach, to jutro znajdziesz wykopane przez niego doły. To pewne jak w banku. Gdy telekomunikacja kopała i kładła kable telefoniczne, żeby połączyć okoliczne wsie, ich mieszkańcy chodzili za robotnikami krok w krok. Co komisja obozowa towarzysząca pracownikom TP znalazła podczas tych wykopów, to konfiskowała i oddawała do muzeum. Jednak oczywiście wszystkiego znaleźć nie mogła. Szabrownicy czekali tylko na deszcz, który spłukał świeżo zasypane przez monterów rowy. Wtedy były ich najlepsze żniwa. Część oczywiście nie myślała o inwestycjach. W Oświęcimiu była taka restauracja o nazwie „Teatralna”, w której to towarzystwo spędzało pół życia, przepijając złote zęby więźniów obozu.
jak wcześniejsi kopacze z lat 50. i 60. A wszystko dzięki żydowskiemu złotu i szlachetnym kamieniom znalezionym w mogiłach. Nadal są tu ich pewnie setki kilogramów. – A pan? Brał pan kiedyś udział w kopaniu? – Kiedyś przypadkowo poznałem kilku chłopaków zaangażowanych w kopanie. Zainteresowało mnie to, postawiłem im litr spirytusu, a oni w ramach wdzięczności zabrali mnie na „odkrywki”. Wszystko zaczęło się od zebrania odpowiedniego sprzętu – łopat, wiader i sznurów, które umożliwiały większy zasięg zgarniania urobku w wykopanych szybach. – Urobku? Co to konkretnie było? – Wydobywali mieszankę piasku, ziemi, popiołu i niedopalonego drzewa. Wszystko systematycznie, w miarę postępu pracy wrzucali na furmankę. Było tego na raz kilkaset kilogramów. Później spędzaliśmy nad Wisłą wiele godzin, żeby Niezakopane wyrobiska to wszystko przy latarTyle pan Kazimierz, a my jego kach i przed świtem wypłukać. szokującą opowieść weryfikujemy – Podobno nie tylko w zbiorowśród mieszkańców okolicznych wsi. wych grobach jest złoto i kosztowSołtys jednej z nich opowiada, że ności. – niestety – wzbogacanie się – Owszem. Więźniowie, którzy na śmierci i horrorze żydowskich pracowali poza obozem, często zawięźniów obozu było tutaj bardzo kopywali w ziemi cały swój ukrypowszechne. wany dotąd dobytek. Myśleli, że jak – Pewien mieszkaniec spod Brzeten cały koszmar wreszcie się skońzinki sprowadzał dla żydowskich czy, to wrócą i odnajdą swoje ukrywięźniów lekarstwa, niektórym pote skarby. Do tej pory można spomagał nawet w ucieczkach. Oczywitkać tajemniczych przyjezdnych, któście niczego nie robił za darmo. Tuż rzy krążą z odręcznie wykonanymi
po wyzwoleniu rozpoczął kopanie i płukanie na skalę dosłownie przemysłową. W końcu został aresztowany przez Ruskich. Ci zaproponowali mu wykupienie wolności w zamian za złoto. Facet przystał na układ, a kosztowności, które dostarczył Rosjanom, ci ważyli na urządzeniu do ważenia świń. Były to tak ogromne ilości, że nikomu nie chciało się bawić jubilerskimi odważnikami. ~ ~ ~ Kolejny nasz rozmówca opowiada: – To, co oficjalnie mówiono o barakach i kominach obozowych, że te z biegiem lat same się zawaliły, to kolejna bzdura. Znam miejsca, gdzie stoją domy wybudowane z tych surowców. Ludzie kradli, co tylko się dało, rozbierali obozowe budynki, nawet krematoria, a potem budowali z tego domy mieszkalne, w których do dziś mieszkają! Często ci złodzieje byli dogadani ze strażnikami. „Słuchajcie, my dziś stoimy tu, to wy kopcie tu” – tak to mniej więcej wyglądało, co sam widziałem i słyszałem. Takich grup szabrowników w okolicy było kilka. Wieś doskonale wiedziała, czym oni się zajmują. Jedni zazdrościli, inni ganili, jeszcze inni pośredniczyli w handlu skradzionymi materiałami. Gdy pytamy o opinię na temat „prawdziwych patriotów”, którzy twierdzą, że książka Grossa jest zakłamana, wszyscy nasi rozmówcy śmieją się: – Niech ci patrioci tutaj przyjadą, niech zobaczą, co się dzieje. Zaraz po roztopach będzie widać szyby i doły, będą ślady popiołu. Nie rozumiem, jak oni mogą nazywać się obrońcami prawdy, skoro kłamią w żywe oczy. Oświęcim ma około 40 tysięcy mieszkańców, a okoliczne wsie razem z Brzezinką zamieszkuje kolejne kilka tysięcy. Wszyscy tutaj o tym wiedzą, wszyscy o tym rozmawiają, temat spowszedniał i nie jest dla nikogo odkryciem czy sensacją. Nie wierzycie? No to przyjedźcie latem, kiedy ziemia jest sucha. Wtedy wszędzie można wjechać – z pewnością trafimy na świeże „odkrywki”. A może nawet spotkamy kopaczy. ARIEL KOWALCZYK
8
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
W
Polsce działa ponad 800 kancelarii komorniczych. Każda – jak wyjaśnia rzeczniczka Krajowej Rady Komorniczej – utrzymuje się z opłat od skutecznych egzekucji. Tych jest około 60 proc. I tak – w przypadku egzekucji z nieruchomości komornik pobiera opłatę w wysokości 15 proc. ściągniętej kwoty. Przy egzekucji długu z konta bankowego, wynagrodzenia za pracę, świadczeń z ubezpieczenia społecznego, zasiłków dla bezrobotnych, dodatków aktywizacyjnych, stypendiów i dodatków
Potrzebni są tak jak jastrzębie w ekosystemie. Ich zadaniem jest skuteczna egzekucja długów, podstawą działania – wyroki sądowe, dekalogiem – kodeks etyki zawodowej. Bywa, że o tym ostatnim niektórzy zapominają.
Egzekutor szkoleniowych – ta prowizja wynosi 8 proc. Dłużnik pokrywa też koszty poniesione przez komornika w czasie egzekucji. Są to najczęściej wynagrodzenia biegłych, koszty ogłoszeń, opłaty pocztowe i bankowe. Są w Polsce kancelarie, które rocznie załatwiają nawet 4–5 tysięcy spraw. Ile na nich zarabiają, to tajemnica. Bo chociaż komornicy to zawód zaufania publicznego, wciąż nie mają obowiązku ujawniania swoich dochodów. Wiadomo tylko tyle, ile upublicznił resort sprawiedliwości. A według jego ogólnikowych danych, najwyższy średni miesięczny dochód mają komornicy z woj. śląskiego (ok. 50 tys. zł każdy). Najniższy – ci z woj. lubelskiego (ok. 30 tys. zł). Najchętniej podejmują się spraw tzw. łatwych, a zarazem przynoszących duże zyski (np. egzekucja długów szpitali). Zdecydowanie trudniej przekonać ich później do aktywności w przypadku drobnych dłużników (np. osób uchylających się od płacenia alimentów). Chociaż obowiązujące prawo daje komornikom niemal nieograniczone możliwości uzyskiwania w legalny sposób ogromnych dochodów, wciąż uciekają się do przeróżnych dodatkowych sposobów, aby zwiększyć swoje zyski. Nie zawsze są to, niestety, sposoby uczciwe. Do nagminnych komorniczych praktyk należy chociażby zajmowanie przedmiotów służących do pracy zarobkowej dłużnika, jeżeli mają one jakąkolwiek wartość materialną, zajmowanie przedmiotów zakupionych na raty, które według umowy ratalnej stanowią zastaw zabezpieczający
spłatę kredytu, przymusowe otwieranie lokalu pod nieobecność i bez uprzedniego powiadomienia zamieszkałego tam dłużnika itp. Doktor Grażyna Laszuk z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości opracowała raport pt. „Postępowania dyscyplinarne w stosunku do komorników”. Jest to analiza akt 237 takich postępowań. Do listy komorniczych przewinień dodaje ona m.in.: przewlekłość działania graniczącą
o stwierdzenie, że jest źle, a nawet bardzo źle” – mówi dr Laszuk. Nic dziwnego, że do komisji dyscyplinarnej działającej przy Krajowej Radzie Komorniczej trafiają skargi na co czwartego komornika. Ukarany zostaje co szósty. „Naruszeniem godności zawodu jest takie postępowanie komornika, które jest sprzeczne z dobrem całego wymiaru sprawiedliwości, mogłoby poniżyć komornika w opinii publicznej
niejednokrotnie z bezczynnością, prowadzenie postępowań bez tytułu wykonawczego, naruszanie właściwości terytorialnej, bezwzględność (np. eksmisja z lokali mieszkalnych „na bruk” bez respektowania treści orzeczenia sądowego o zapewnieniu osobie eksmitowanej lokalu socjalnego) i wiele innych... „Obraz, jaki rysuje się po analizie akt postępowań dyscyplinarnych prowadzonych wobec komorników, jest bardzo przygnębiający. Można pokusić się
lub zachwiać zaufanie do zawodu” – stoi czarno na białym w Kodeksie etyki zawodowej komornika. Tylko że nader często zapominają egzekutorzy o swoim etycznym kodeksie. Jak komornik z Jarocina, który zlicytował aparat słuchowy dłużniczki, Tadeusz B. z Bydgoszczy, który tak gorliwie wykonywał swoje obowiązki, że nie cofnął się nawet przed użyciem siły w stosunku do ciężarnej kobiety (trafiła na oddział patologii ciąży, a jej dług
Za naruszanie obowiązującego go prawa komornik – wbrew powszechnemu mniemaniu – ponosi odpowiedzialność. Nadzór nad jego działalnością sprawują: prezesi sądów rejonowych, okręgowych i apelacyjnych, sądy rejonowe, Krajowa Rada Komornicza, rady izb komorniczych oraz minister sprawiedliwości. Prawo do złożenia skargi ma nie tylko dłużnik czy wierzyciel, ale też każda osoba, której prawa zostały przez czynności lub zaniechanie komornika naruszone bądź zagrożone. Odpowiedni pozew należy złożyć do sądu rejonowego, przy którym działa dany komornik. Skargę należy wnieść w terminie jednego tygodnia od dnia dokonania czynności, gdy skarżący był obecny przy czynności lub był o jej terminie zawiadomiony. Gdy takie okoliczności nie zaistniały, czas na złożenie stosownego wniosku liczy się od dnia zawiadomienia skarżącego o dokonaniu czynności. W innym przypadku – od dnia, w którym czynność powinna być dokonana (art. 767 par. 4 kpc).
wynosił… 150 zł) czy jego kolega, który podczas (nomen omen) egzekucji zastrzelił psa dłużników. „Komornik musi wykonywać swoje obowiązki, ale musi także pamiętać, że wszystko robimy dla ludzi” – tak twierdzi Krzysztof Kwiatkowski, minister sprawiedliwości. Nie wszyscy wsłuchują się jednak w słowa zwierzchnika: ~ Gliwice – 370 (sic!) zarzutów postawili śledczy jednemu tylko komornikowi, który – co ustalili funkcjonariusze z wydziału antykorupcyjnego we współpracy z Prokuraturą Okręgową w Gliwicach – zawyżał opłaty egzekucyjne i koszty zastępstwa prawnego w postępowaniach egzekucyjnych, fałszował dokumenty oraz wyłudzał pieniądze, czym spowodował szkodę w wysokości ponad 1,3 mln zł; ~ Opole – Januszowi B. tak poukładało się życie, że rozstał się z żoną. Małżonka pozwała go o alimenty, a sprawa trwała 9 miesięcy. Do czasu sądowego wyroku płacił na dziecko regularnie i co miesiąc. Po 300 zł. Ma zresztą na tę okoliczność potwierdzenia sygnowane przez byłą żonę. A później to już było tak, że sąd przyznał córce pana Janusza alimenty w wysokości 600 zł miesięcznie. Według sentencji wyroku, ojciec miał jednorazowo wypłacić kwotę 4800 zł tytułem zaległych świadczeń za osiem ostatnich miesięcy. Janusz B., mając w ręku pokwitowania, że połowę tej sumy już wpłacił, od wyroku się odwołał i w końcu sąd apelacyjny uznał jego roszczenia. Tyle że dużo wcześniej była żona, nie czekając na decyzję sądu drugiej instancji, poszła pomocy szukać u komornika. Ten jako przedmiot zabezpieczenia roszczenia wybrał wskazane przez małżonkę 54-metrowe własnościowe mieszkanie pana Janusza. Mimo wielu interwencji oraz wskazywania innego majątku na zabezpieczenie roszczeń, zostało w końcu zlicytowane. Za 82 tys. zł. Dług wynosił kilka tysięcy… – Zawsze wierzyłem w uczciwość i siłę ludzkiego rozumu – mówi pan
Janusz. Dlaczego egzekucja niewysokiego przecież długu nie została przeprowadzona w inny sposób, skoro ma przecież samochód czy maszyny w firmie – tego zrozumieć nie potrafi. Zamierza natomiast zaskarżyć o odszkodowanie Skarb Państwa; ~ Środa Śląska – tutaj komornik sprzedał nieruchomość (zaniżając znacząco jej wartość), z której pieniądze zaliczył sobie na poczet kosztów postępowania egzekucyjnego. Nie przeszkadzał mu nawet fakt, że długi jej właściciela zostały już spłacone. Taką nadgorliwość Alberta M. wypunktował Sąd Okręgowy we Wrocławiu, zwracając poza tym uwagę na nieuzasadniony, podejrzany pośpiech i brak jakiejkolwiek staranności przy wykonywanych czynnościach egzekucyjnych; ~ Szczecin – tutejszy komornik Sądu Rejonowego Szczecin-Prawobrzeże i Zachód postanowił zlicytować dwa samochody należące do Grzegorza P. Ich wartość to ok. 50 tys. zł. Dług, jaki miały zabezpieczyć, wynosił… 22,60 zł (dwadzieścia dwa złote i sześćdziesiąt groszy!). Prokuratura szczecińska skierowała też akt oskarżenia przeciwko Lechowi C., byłemu komornikowi rewiru III. Jak ustalili śledczy, w wyniku jego działalności ucierpiało ponad dwa tysiące osób. A to dlatego, że nagminnie pobierał zawyżone kwoty, nie przekazywał pieniędzy wierzycielom oraz pobierał opłaty mimo umorzenia postępowania egzekucyjnego. Zarobił na tym ponad milion złotych; ~ Wolsztyn – przed tutejszym sądem rejonowym stanął Julian F., komornik. Powód? Niezgodne z przeznaczeniem wydatkowanie pieniędzy zgromadzonych na koncie komorniczym. Pieniądze przeznaczał na spłatę kart kredytowych, prywatnych kredytów, regulowanie zobowiązań alimentacyjnych, zaciąganie pożyczek i zawieranie umów leasingowych. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. R.P.
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
N
a przełomie starego i nowego roku premier Donald Tusk przedstawił projekt reform, które zmienią sposób funkcjonowania polskiego systemu emerytalnego i będą miały ogromne znaczenie dla nas wszystkich. Dosyć ogólnikowy jeszcze pakiet propozycji przedstawił w charakterystycznej dla swojego rządu atmosferze propagandowej. Polega ona na sugerowaniu, że proponuje się niewielkie, ale absolutnie konieczne zmiany, i ratuje kraj przed groźną rewolucją, jaką chcą narzucić Polakom nieodpowiedzialni przeciwnicy polityczni z prawa i z lewa. PO przedstawia samą siebie jako partię umiaru i „zwyczajnej normalności” (Tuskowy cytat!), która chroni nas przed groźnymi lewakami i nieobliczalnymi kaczystami. Tak również przedstawiono projekt reform emerytalnych, choć jest on bardziej rewolucyjny, niż chciałby to przyznać sam premier. Jego rewolucyjność polega na tym, że państwo zabierze OFE niemal 2/3 przekazywanych im dotąd pieniędzy. Ta ogromna pula środków (kilka do kilkunastu miliardów złotych rocznie) zostanie skierowana do ZUS (czyli tam, gdzie płynęła wcześniej – 12 lat temu). Będzie tam jednak zapisywana na indywidualnych kontach osób ubezpieczonych i rewaloryzowana corocznie o procent wzrostu gospodarczego (PKB) + procent inflacji. Środki tak zgromadzone i pomnażane mają być połączone przy wypłacie emerytury ze środkami zgromadzonymi w OFE i razem mają stanowić II filar naszej emerytury. Zmiany nie obejmą pierwszego filaru – to będzie tzw. emerytura ZUS-owska, bazująca na części składek „od zawsze” kierowanych do tej ubezpieczalni. Pewnym novum jest pomysł premiera, aby od 2012 roku umożliwić Polakom oszczędzanie dodatkowe w OFE. Poza składką przymusową (od kwietnia 2011 r. do grudnia 2016 r. – 2,3 proc. dochodu, od stycznia 2017 roku – 3,5 proc.) ubezpieczeni będą mogli oszczędzać do 2, a później 4 proc. swoich dochodów na kontach OFE. Kwota ta byłaby zwolniona od podatku dochodowego, a z zysków tych oszczędności nie pobierano by tzw. podatku Belki.
Zalety – nie zbankrutujemy Proponowane zmiany stanowią przede wszystkim ogromną ulgę dla budżetu państwa. Nie łudźmy się zresztą – właśnie ta ulga, a nie dobro emerytów, jest głównym powodem, dla którego reformy są wprowadzane. Chodzi o to, że rząd o 2/3 ograniczy środki, na jakie zadłużał się co roku, aby przelewać pieniądze dla OFE. Teraz to, co wychodziło z ZUS do OFE, nie będzie już przelewane, więc rządowa dotacja dla ZUS będzie mogła być mniejsza. Przypomnijmy – dotychczasowy system powodował, że polski budżet
POD PARAGRAFEM
Wyjątkowa OFErta Gabinet Tuska przedstawił w końcu swój projekt zmian w Otwartych Funduszach Emerytalnych. Jak na ten rząd i polskie warunki, należy go uznać za dosyć śmiały i radykalny. zwiększał swój dług o 2 procent rocznie wobec PKB tylko z powodu transferów do OFE. System nieodpowiedzialnie wprowadzony za czasów premierowania tandemu Buzek-Balcerowicz stał się w końcu nie do udźwignięcia i groził zaduszeniem finansów państwa i przekroczeniem ustawowego ostrzegawczego progu zadłużenia – 55 proc. PKB. Teraz budżet (i w pewnym sensie my wszyscy) będzie mógł odetchnąć – ucieczka przed bankructwem państwa to jest główna zaleta reformy. Nie jest jednak jasne, jaki wpływ reforma będzie miała na wysokość samych emerytur, czy transfery do ZUS i nowy system rewaloryzacji je zmniejszą, czy raczej zwiększą. Premier zapewnia, że teraz tak zwana stopa zastąpienia będzie lepsza niż w poprzednim systemie, ale nie przedstawił jak dotąd żadnych dowodów na tę tezę. Faktem jest, że przez ostatnie 12 lat ZUS okazał się gospodarzem tańszym niż OFE i mniej żarłocznie nadgryzał przekazywane mu kwoty. Ponadto pewną zaletą nowego systemu jest oderwanie znaczących kwot naszych składkowych pieniędzy od gry giełdowej, co powinno zapewnić emeryturom większe bezpieczeństwo, choć nie przesądza o wysokości przyszłych świadczeń.
której po prostu technicznie nie da się wprowadzić w życie w wyznaczonym terminie. Pewne wątpliwości budzą pomysły oszczędzania w OFE dodatkowych sum dla chętnych. Otóż, tak jak wspomniałem, kwoty te byłyby zwolnione od opodatkowania. Zdaniem obserwatorów, mogłoby to sprawić, że do budżetu państwa nie trafi kilka miliardów
pozostają obowiązkowe. Lobby bankowo-ubezpieczeniowe, wbrew głoszonym przez siebie hasłom, raz jeszcze zapobiegło powstaniu prawdziwej konkurencji i prawdziwego wolnego rynku.
Skutki polityczne Z powyższego wynika, że bilans proponowanych zmian będzie dla budżetu państwa (mimo pewnych zastrzeżeń) raczej pozytywny. Na razie nie wiadomo natomiast, jaki będzie dla poszczególnych emerytów, choć intuicyjnie (osłabienie pasożytniczej pozycji OFE) wydaje się, że
Wady – nikt nic nie wie Jak już wspomniałem wyżej, nie wiadomo, na czym premier i minister Boni opierają swój optymizm w sprawie wysokości przyszłych emerytur. Wprawdzie zdroworozsądkowe przesłanki potwierdzałyby ich tok rozumowania, ale nic przecież nie zastąpi konkretnych danych i symulacji. Problem jest także z infrastrukturą informatyczną ZUS. Zmiany miałyby nastąpić już w pierwszej połowie tego roku, a krajowy ubezpieczyciel nie jest zupełnie przygotowany do wprowadzenia kont indywidualnych. Z pierwszych reakcji pracowników ZUS wynika, że mogą nie zdążyć z przygotowaniem nowego systemu. O tym, że ZUS potrafi nie zdążyć z techniczną gotowością i wprowadzić gigantyczne zamieszanie, wiemy dobrze z poprzedniej reformy, kiedy informatyczny zawał tej instytucji trwał latami, mimo przekazywania setek milionów złotych na kolejne naprawy. Śmiesznie byłoby, gdyby się okazało, że rząd pospiesznie ogłosił reformę,
złotych nieściągniętych podatków rocznie. W obecnej sytuacji kraju mogłoby się to okazać kłopotem i doprowadzić do kolejnej dziury w budżecie. Logika wydarzeń mogłaby być taka, że wprowadzony przepis okaże się prezentem dla najzamożniejszych, ponieważ to oni mają z czego odkładać oszczędności. Powstałą dziurę, jak to zwykle pod rządami Tuska, musieliby natomiast zasypywać wszyscy. Innymi słowy, byłaby to kolejna, tym razem ukryta, obniżka podatków dla najzamożniejszych. Proponowane zmiany mają jeszcze jedną wadę – nie dają prawdziwego wyboru. Nie został mianowicie zrealizowany postulat tych wszystkich, którzy chcieli, aby można było całkowicie zrezygnować z OFE i przelać wszystkie oszczędności emerytalne do ZUS. OFE nadal więc
i w tej dziedzinie zmiany podążają jednak w dobrą stronę. A jakie skutki polityczne przyniosą zapowiadane reformy? Doniosłym wydarzeniem jest już sam fakt, że OFE udało się przycisnąć do muru i wydrzeć im połowę (przez 6 lat nawet 2/3) pieniędzy, którymi dotąd obracały. Kilkakrotnie pisaliśmy, że 12 lat temu tak skrojono reformę emerytalną, aby gigantyczne pieniądze przyszłych emerytów dawały zarobić bankom i prywatnym ubezpieczalniom, przynosząc jednocześnie emerytom znacznie gorsze warunki niż w poprzednim systemie. Teraz ograniczono ten proceder (choć tylko częściowo). Można się zastanawiać, jak udało się wprowadzić w życie takie zmiany, skoro wcześniejsze propozycje Boniego były znacznie bardziej nieśmiałe i korzystniejsze dla OFE?
9
Pewien umiarkowany radykalizm tej reformy wynika przede wszystkim z ewidentnie fatalnej sytuacji budżetu. Tusk po prostu uznał, że nie ma innego wyjścia, jak tylko rzucić się na kasę OFE, aby przetrwać do wyborów. Widać to z dziwacznego listu, jaki Boni opublikował w prasie – otóż miłośnikom OFE i samym funduszom tłumaczy on, że to, co się stało, nie jest tym, o czym wszyscy wiedzą, że jest... Czyli że niby nie jest częściowym demontażem poprzedniej reformy. Boni, wielki zwolennik OFE, zachowuje się więc jak ktoś, kto zdradził swoich przyjaciół i kto próbuje jakoś się ze swojej zdrady wyłgać. Do swoich posunięć rząd przekonał OFE za pomocą czegoś, co można określić jako „pistolet węgierski”. Na Węgrzech rząd jawnie dąży do likwidacji funduszy, a w Estonii zawieszono wpłaty składek na ich rzecz. W Polsce funduszom zasugerowano po prostu ewentualność: – „mogliśmy być tak niemili jak Węgrzy, ale znajcie nasze dobre serce – przynajmniej zostawimy was przy życiu”. Na osłodę dano jeszcze OFE dodatkową możliwość ubezpieczeń dla chętnych, czyli zastrzyk nowych pieniędzy. No i utrzymano obowiązkową przynależność do nich, co jest kluczowe, bo bez tego bankowe fundusze poszłyby zapewne z torbami z braku frajerów, których mogłyby „obsługiwać”. Widać na podstawie powyższego, że polska klasa polityczna nie ma już zamiaru umierać na ołtarzu ideologii, jak to było jeszcze w czasach Buzka-Balcerowicza, kiedy dwie rządzące partie poległy w służbie pseudorynkowego fundamentalizmu. Tusk, który wówczas ledwie uszedł z politycznym życiem, bo w ostatniej chwili zdołał przeskoczyć z tonącego okrętu UW na Platformę, dobrze zapamiętał tę lekcję i słynną dziurę Bauca, w której cały ówczesny rząd utonął. Zdradzone lobby fundamentalistów rynkowych, które alergicznie reagowało na wszelkie próby naruszenia pieniędzy OFE, postanowiło zatem na złość Tuskowi poprzeć teraz PJN – stąd głównym doradcą ekonomicznym Kluzik-Rostkowskiej stał się profesor Rybiński, zwany „Migalskim polskiej ekonomii”. Fundamentaliści mają za złe rządowi, że nie jest dosyć radykalny w cięciach socjalnych. Ciekawe, co wyniknie z tych przetasowań. Czy Platforma rozwinie prospołeczne skrzydła bez fundamentalistycznego garbu, czy tylko postawi na przeczekanie do czasu wyborów, aby potem wrócić w stare koleiny polityki obliczonej na schlebianie Kościołowi i kilku procentom najzamożniejszych rodaków? Czy może, choćby ze strachu przed wyborcami, Tusk naprawdę zrealizuje postulat „większej jakości”, czyli lepszego państwa dla wszystkich, o którym tyle mówi? ADAM CIOCH
10
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne Wystąpienie o zwrot nieruchomości W latach 70. ubiegłego wieku mój ojciec został wywłaszczony z nieruchomości gruntowej pod określony cel. Po latach Skarb Państwa doszedł do wniosku, że ta nieruchomość jest zbędna, więc przekazał ją Gminie Miejskiej. O takim obrocie sprawy dowiedziałem się przypadkowo. O zwrot gruntów występuję sam, ponieważ pozostali spadkobiercy nie przyłączają się – być może dlatego, że Urząd Miasta nie powiadomił nikogo o możliwości zwrotu – mimo takiego ustawowego obowiązku. Czy w tych okolicznościach, wobec zaniechania przez gminę wykonania ustawowej czynności na szkodę obywatela, możliwe jest wystąpienie o zwrot nieruchomości ze skutkiem pozytywnym? Przekazanie nieruchomości miało miejsce w 1998 roku. Do chwili obecnej, tj. do 2010 r., ustawa o gospodarce nieruchomościami była kilkakrotnie modyfikowana. Jakie przepisy prawne winny być podstawą do zwrotu nieruchomości? Czy obowiązujące w roku 1998, czy obowiązujące obecnie? Podstawą dochodzenia zwrotu nieruchomości jest art. 136 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami. Ustawa ta obowiązuje od 1 stycznia 1998 r., w związku z tym zastosowanie mają przepisy tej ustawy w brzmieniu z 1998 r. Zgodnie z art. 136, poprzedni właściciel albo jego spadkobierca może żądać zwrotu wywłaszczonej nieruchomości, jeżeli stała się zbędna dla realizacji celu określonego w decyzji o wywłaszczeniu. Roszczenie o zwrot wywłaszczonej nieruchomości może być realizowane przez poprzedniego właściciela albo jego spadkobiercę tylko w razie otrzymania zawiadomienia właściwego organu o zamiarze użycia nieruchomości na inny cel aniżeli określony w decyzji o wywłaszczeniu. Poprzedni właściciel lub jego spadkodawca ma prawo w ciągu 3 miesięcy od zawiadomienia złożyć wniosek o zwrot nieruchomości. Upływ 3-miesięcznego terminu powoduje wygaśnięcie uprawnienia do żądania zwrotu nieruchomości. Brak zawiadomienia powoduje naruszenie prawa przy wydaniu decyzji o przekazaniu nieruchomości. Taki stan rzeczy uprawnia Pana do złożenia wniosku o wznowienie postępowania w przedmiocie przekazania nieruchomości, jak również uprawnia Pana do złożenia wniosku o stwierdzenie nieważności
tej decyzji. Na podstawie przedstawionego opisu domniemywam, że Skarb Państwa nie udowodnił, iż zawiadomił Pana bądź innego ze spadkobierców o tym, że nieruchomość stała się zbędna na cel określony w decyzji o wywłaszczeniu. Jednakże od tamtego czasu minęło ponad 10 lat, co wiąże się z tym, że niedopuszczalne jest wznowienie postępowania, natomiast może Pan spróbować wnieść wniosek o stwierdzenie nieważności tej decyzji. Problemy natury procesowej mogą pojawić się, gdy o zwrot wywłaszczonej nieruchomości zwraca się tylko jeden ze współwłaścicieli. W wyroku z dnia 10 czerwca 1998 r. (SA/Bk 967/97) Naczelny Sąd Administracyjny wyraził pogląd, że w sytuacji, gdy po poprzednim właścicielu nieruchomości pozostało kilku spadkobierców, wniosek o zwrot nieruchomości wywłaszczonej powinien pochodzić od nich wszystkich. Jeśli uda się uchylić decyzję o przekazaniu, to wtedy będziemy stosować ustawę w brzmieniu obowiązującym w chwili obecnej, z uwagi na to, że Skarb Państwa będzie musiał zawiadomić spadkobierców o możliwości żądania zwrotu nieruchomości.
Prawo do zachowku W czerwcu 2001 roku zmarł ojciec, natomiast we wrześniu 2009 roku zmarła matka. Rodzice mieli troje dzieci (dwie córki i syna). Rodzice przekazali swój majątek najstarszej córce i jej mężowi aktem darowizny w 1993 roku. Pozostałe dzieci nie zostały ujęte w akcie notarialnym, nie zostały wydziedziczone ani nie zrzekły się prawa do spadku. Rodzice nie pozostawili testamentu. Wartość przekazanego majątku (dom i zabudowania gospodarcze) szacowana jest na 200 tys. zł. Po śmierci matki została założona sprawa o stwierdzenie praw do spadku po rodzicach. We wrześniu 2010 r. sąd stwierdził nabycie praw do spadku przez spadkobierców po ojcu w wysokości 1/4, natomiast po matce w wysokości 1/3. Czy po ojcu lub matce należy się prawo do zachowku dla pozostałych dwojga dzieci? W pierwszej kolejności należy zauważyć, że z roszczeniem o zachowek mogą wystąpić zstępni, małżonek oraz rodzice spadkodawcy, którzy byliby powołani do spadku z ustawy, w związku z tym z roszczeniem można wystąpić przeciwko spadkobiercy, który odziedziczył spadek na podstawie testamentu. Z przedstawionego stanu faktycznego wynika, że Państwo dziedziczycie według ustawy. W związku z tym
nie można wystąpić o zachowek z uwagi na brak spadkobiercy testamentowego. Z przedstawionego stanu fatycznego nie wynika, aby rodzice posiadali inny majątek niż przekazany aktem darowizny. W związku z tym sprawa spadkowa zakończy się na postanowieniu o nabyciu spadku. Otrzymana darowizna przez siostrę mogłaby spowodować, że w sytuacji, kiedy rodzice pozostawiliby inny jeszcze majątek, siostra nie otrzymałaby już nic z niego, natomiast jeżeli nie ma już żadnego majątku, to nie będzie miał miejsce dział spadku. Podstawa prawna: Kodeks cywilny z dnia 23 kwietnia 1964 r. – DzU nr 16, poz. 93
Postępowanie egzekucyjne Mam 76 lat. Jestem emerytem z I grupą inwalidzką. Od paru lat komornik potrąca mi z mojej emerytury 500 zł miesięcznie za przegraną sprawę ze spółdzielnią mieszkaniową. Czy istnieją jakieś przepisy mówiące, że emerytom w podeszłym wieku i z I grupą inwalidzką takie potrącenia się uchyla i komornik nie może dokonywać potrąceń? Postępowanie egzekucyjne reguluje kodeks postępowania cywilnego. Zgodnie z nim, zajęcia wierzytelności, tj. emerytury, dokonuje komornik poprzez przesłanie do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zajęcia. W wyniku zajęcia ZUS obowiązany jest potrącić kwotę dozwoloną prawem i przekazać ją komornikowi. W Pana przypadku jest to kwota w wysokości 500 zł. Nie ma przepisów wyłączających egzekucję w całości przeciwko emerytom. Jednakże ustawa o emeryturach i rentach reguluje kwestię maksymalnej kwoty, jaka może zostać potrącona z emerytury. Zgodnie z tą ustawą, komornik może maksymalnie zająć 50 proc. emerytury na zaspokojenie należności innych niż alimentacyjne, którą to kwotę potrąca ZUS i przekazuje do komornika. Podstawa prawna: Ustawa z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – DzU 1998 r. nr 162, poz. 1118; Kodeks postępowania cywilnego z dnia 17 listopada 1964 r. – DzU nr 43, poz. 296)
Umowa darowizny Wspólnie z żoną uznaliśmy, że działkę, którą posiadamy, przekażemy jednemu synowi, a drugiemu przekażemy pieniądze. Synowie zgodzili się na to. Jednak pomyśleliśmy, że syn, który dostanie pieniądze, może
kiedyś żądać od syna, który dostał działkę – zachowku. Jak w takim razie powinien być napisany testament z przekazania działki, żeby w przyszłości nie była przyjęta za schedę po nas, i żeby nikt nie mógł żądać zachowku? Jak w takim razie ma być sporządzona umowa darowizny? W pierwszej kolejności należy zauważyć, że zachowku mogą domagać się zstępni, małżonek oraz rodzice spadkodawcy, ale w tylko w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z dziedziczeniem testamentowym. W przedstawionej sytuacji proponowałbym przekazanie działki w formie darowizny z zastrzeżeniem o wyłączeniu zaliczenia darowizny na schedę spadkową. Zgodnie z przepisami, spadkobiercy zobowiązani są do zaliczenia na schedę spadkową otrzymanych od spadkodawcy darowizn. Natomiast w sytuacji dokonania zastrzeżenia taki obowiązek zostanie wyłączony, co spowoduje, że drugi syn nie będzie mógł domagać się części wartości działki. Podstawa prawna: Kodeks cywilny z dnia 23 kwietnia 1964 r. – DzU nr 16, poz. 93
Umowa pożyczki W sierpniu pożyczyłem mojemu koledze 3000 zł za zakup samochodu. Spisaliśmy odręcznie umowę pożyczki, w której wpisaliśmy swoje dane oraz to, że pożyczam 3000 zł, i że kolega te pieniądze ode mnie odebrał w chwili podpisywania tej umowy. Nie określiłem, niestety, terminu zwrotu pieniędzy. Znaliśmy się długo, więc mu zaufałem, bo mówił, że odda mi te pieniądze pod koniec listopada. Dziś mamy połowę grudnia, a kolega nie chce mi oddać pieniędzy, twierdząc, że ta umowa jest nieważna, bo nie była podpisywana u notariusza oraz że nie ustaliliśmy terminu zwrotu. Co mam teraz zrobić? Czy mój były już kolega ma rację, że umowa jest nieważna? Czy nie ma jakiś przepisów mówiących o terminie zwrotu pieniędzy? Niestety, nie mogę zapoznać się z treścią opisywanej umowy, ale postaram się odpowiedzieć na zadawane pytania. Pana „były kolega” nie ma racji. Ustawa nie uzależnia ważności takiej umowy od zachowania jakichś szczególnych form, w tym formy notarialnej, a jedynie wskazuje, że umowa pożyczki, której wartość przekracza 500 zł, powinna być dla celów dowodowych zawarta na piśmie. Zgodnie z powyższym, nawet gdyby taka umowa była zawarta jedynie ustnie między Panem a Pana kolegą, to i tak byłaby ważna. Brak określenia terminu zwrotu pożyczki nie powoduje nieważności umowy pożyczki. Zgodnie z art. 723 k. c., jeżeli termin zwrotu pożyczki nie jest w umowie oznaczony,
dłużnik jest zobowiązany zwrócić pożyczkę w ciągu sześciu tygodni po wypowiedzeniu przez dającego pożyczkę. W celu uzyskania zwrotu pożyczki powinien Pan skierować do pożyczkobiorcy, czyli do „byłego kolegi”, pismo, w którym wypowiada Pan umowę pożyczki i żąda zwrotu jej przedmiotu. Dla celów dowodowych powinien Pan wysłać to pismo listem poleconym za zwrotnym potwierdzeniem odbioru, co ułatwi dowodzenie w ewentualnym późniejszym postępowaniu sądowym. Termin sześciu tygodni rozpocznie swój bieg z dniem następnym po dniu, w którym pożyczkobiorca mógł zapoznać się z treścią niniejszego wypowiedzenia i wezwania. W praktyce przyjmuje się, że dniem, w którym dana osoba mogła zapoznać się z treścią wezwania, jest dzień odbioru korespondencji, który będzie odnotowany na potwierdzeniu odbioru.
Ulgi na zakup pojazdów specjalistycznych Jeden z naszych stałych czytelników pyta, gdzie może uzyskać pomoc przy zakupie samochodu z oprzyrządowaniem dla człowieka z upośledzeniem narządów ruchu. Pytanie dotyczy także ewentualnych ulg, jakie może uzyskać przy zakupie tego typu pojazdu. Niestety, ze względu na małą ilość informacji na temat rodzaju upośledzenia trudno nam udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Nie pozostawimy jednak naszego stałego czytelnika bez pomocy. Poniżej podajemy kilka przydatnych linków stron www, organizacji pomagających w przebrnięciu przez procedurę zakupu oraz uzyskania ulg na zakup specjalistycznych samochodów: ~ http://kierowcabezbarier.auto-swiat.pl – strona stworzona przez tygodnik motoryzacyjny wspólnie z przedstawicielami importerów samochodów oraz organizacjami społecznymi; ~ http://www.integracja.org – organizacja pomagająca osobom niepełnosprawnym, prowadząca także infolinię 0 801 801 015; ~ http://www.niepelnosprawni.pl/ – portal prezentujący wszelkie informacje dla niepełnosprawnych, w tym także o programach umożliwiających uzyskanie dofinansowania na zakup pojazdu; ~ www.pfron.org.pl – Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r. Na początek weźmy ich tezy dotyczące budowy gazociągu północnego i umów Gazpromu na dostawę gazu ziemnego do Polski oraz jego tranzytu przez nasze terytorium do Europy Zachodniej. Gazociąg ma zablokować polski port w Świnoujściu, gdyż statki o większej ładowności nie będą mogły tam zawijać ze względów bezpieczeństwa (maksymalne zanurzenie). W rzeczywistości problem leży w tym, że my sami od lat nie pogłębiamy torów wodnych. Zapominamy także o ograniczeniach technicznych nałożonych na armatorów przez zarządców ruchu morskiego w Cieśninach Duńskich. Inwestor gazociągu spełnił ponadto już dwa życzenia zarządu portu w Świnoujściu dotyczące
Fot.: MaHus
N
ie możemy przy okazji zapomnieć o aktywności sporej części wspólnot polonijnych. Ich liderzy wiele czasu poświęcają na szukanie żydowskich spisków. I to za pieniądze państwa polskiego i pod patronatem katolickich duchownych. W kraju psuje naszego wizerunku także nie próżnują. Prokuratorzy lustracyjni IPN oraz prawicowi dziennikarze zajmują się lustrowaniem pracowników polskiej służby dyplomatycznej. Z publikowanych przez nich materiałów i list cieszą się szefowie obcych wywiadów i kontrwywiadów. Zupełnie inaczej zachowują się politycy na Zachodzie i w większości państw Europy Środkowo-Wschodniej. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, zwracali uwagę, że demokratyczne rządy ujawniają tego typu informacje z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa – wyłącznie na żądanie sądów lub komisji parlamentarnych. Wychodzą z założenia, że zaufanie i wiarygodność buduje się latami, a bez nich nie ma efektywnego zbierania danych. Pod koniec ubiegłego roku ofiarą lustracji padł ambasador Tomasz Turowski. Ten niezwykle utalentowany i świetnie wykształcony urzędnik państwowy był do niedawna pierwszym zastępcą ambasadora RP w Moskwie. IPN (do spółki z prawicowymi dziennikarzami) twierdzi, że w przeszłości był on kadrowym oficerem polskiego wywiadu uplasowanym w jednej z jezuickich instytucji. Sugerowano także, że podczas swoich licznych misji dyplomatycznych wcale nie zerwał związków z wywiadem. Część komentatorów insynuuje przy tym, że może on mieć związek z „mordem smoleńskim... Na czym miał ten związek polegać, nie wyjaśnili. Ci sami komentatorzy ustalili, że za śmierć Lecha Kaczyńskiego odpowiadają politycznie premierzy Tusk i Putin. Dowodami na tę okoliczność dysponują jakoby amerykańskie służby. I dlatego poseł Antoni Macierewicz oraz była szefowa polskiej dyplomacji Anna Fotyga poprosili amerykańskiego kongresmana znanego ze skrajnych poglądów o wsparcie w uzyskaniu tych danych. W trakcie rajdu po Stanach opowiadali wszem wobec, że dzisiejsza Polska jest kolonią niemiecko-rosyjską. Szczególnie niebezpieczne dla wizerunku Polski są słowa Fotygi. W świecie dyplomacji panuje bowiem zasada, że nawet jak ktoś odchodzi ze służby, to i tak jego wypowiedzi nie mają charakteru wyłącznie prywatnego. Anna Fotyga czy Paweł Kowal (były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie PiS, eksdoradca premiera Buzka ds. wschodnich) mają gdzieś polską rację stanu. W swoich komentarzach posługują się powyrywanymi z kontekstu danymi, które zebrane razem pozornie tworzą logiczny ciąg. W rzeczywistości politycy prawicy sami sobie przeczą.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Minister Sikorski ma powody do zdziwienia
Patriotyczne psuje Ksiądz rugający w obecności obcych dyplomatów najwyższe władze Rzeczypospolitej, antysemickie zachowania kibiców jako przejaw wolności słowa, przedstawiciele opozycji, którzy opowiadają na świecie, że jesteśmy kolonią Niemiec i Rosji – oto co psuło obraz Polski za granicą na przełomie lat 2010 i 2011. miejsc i techniki kładzenia rury. Poza tym to my sami zrezygnowaliśmy z udziału w grupie budującej gazociąg północny. Eksperci zwracają uwagę na kolejny rzekomy dowód na utratę przez Polskę suwerenności. Otóż zdaniem Fotygi i Kowala Rosjanie wymusili na nas przyjęcie wieloletniej umowy na dostawę i tranzyt gazu. Tyle że w świecie dostawców i odbiorców paliw takie umowy są na porządku dziennym. Ich realizacja wymaga bowiem bardzo kosztownych inwestycji, nawet jeżeli część infrastruktury przesyłowej już istnieje. Banki finansujące takie projekty potrzebują dobrego zabezpieczenia i wiarygodnych umów. Warto przy tym zwrócić uwagę, że aby rosyjski Gazprom mógł się wywiązać ze wszystkich zobowiązań, musi rozpocząć budowę tzw. Jamału II, czyli gazociągu przebiegającego przez Polskę. A na jego budowie zależy naszemu krajowi. Kolejną korzyścią, jaką daje owa umowa, jest ostateczne zaniechanie przez Rosję budowy sojuszu paliwowego z Pekinem. Chiny na rynku paliw i surowców dla teleinformatyki (metale ziem rzadkich) są dzisiaj jednym z najważniejszych graczy. Trwały sojusz Rosji i UE pozwoli na wyrównanie szans Europejczyków w globalnej rywalizacji. I rzecz ostatnia: rosyjskie koncerny paliwowe są już notowane także na giełdach światowych. Zachodnie banki i fundusze inwestycyjne domagają się zyskownych inwestycji, a nie realizacji celów politycznych. I stąd
nacisk na finalizację przejęcia przez rosyjską spółkę Rosnieft kilku niemieckich rafinerii, dzięki czemu stanie się ona jednym z ważniejszych dostawców benzyn i oleju napędowego na rynek UE. Gdyby zarząd Rosnieftu kierował się rachubami politycznymi, powinien, zdaniem naszych rozmówców, przeć do przejęcia z rąk Orlenu prowincjonalnej rafinerii w Możejkach. A tak się nie stało. Politycy prawicy nie opowiadaliby bajek, gdyby czytali coś więcej niż teksty rosyjskich liberałów. Według Bronisława Łagowskiego (znający Rosję krakowski filozof polityki), problem tkwi w tym, że ci liberałowie są „ludźmi niesamowicie wyobcowanymi ze społeczeństwa”. Ich pomysłów nikt w Rosji ani na świecie nie bierze poważnie. U nas są one poddawane debacie w publicznej telewizji. Zdaniem prawicy, musimy zacząć się bronić przed rosyjskim imperializmem. A najlepszą metodą jest rzekomo powrót do „polityki jagiellońskiej”. Chodzi o zbudowanie wokół Rosji tzw. „kordonów sanitarnych”, czyli stref buforowych. Problem w tym, że nie ma już chętnych na udział w takiej awanturze. O słabości dotychczasowej polityki wschodniej może także świadczyć to, że nasz największy jak dotąd sojusznik – Litwa – prowadzi od wiosny 2010 roku działania wymierzone w interesy miejscowych Polaków. Prośby o zaprzestanie szykan pozostają bez odpowiedzi. Prawica nie dostrzega tych zmian i domaga się ideologicznego podejścia do dyplomacji. Jest tylko
jeden szkopuł. Taka polityka zagraniczna jest szkodliwa dla gospodarki i po prostu nieskuteczna. Marcin Zaborowski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, pisze, że „naczelnym imperatywem polityki zagranicznej powinien być interes państwa i jego obywateli, a nie najszlachetniejsza nawet ideologia. Zmieniająca się rzeczywistość globalna oraz wzrost znaczenia Polski oznaczają, że Warszawa powinna dziś zrewidować założenia, które nadawały kierunek (…) polityce zagranicznej w okresie postzimnowojennym”. Warto przy tym pamiętać, że Rosjanie zrewidowali swoje stosunki z całym szeroko rozumianym Zachodem. Z Norwegią zakończyli spór graniczny, armii amerykańskiej wydzierżawili swoje azjatyckie bazy na potrzeby wojny w Afganistanie, na prośbę Waszyngtonu zamknęli program rosyjsko-irańskiej wymiany fizyków jądrowych, złożyli KRLD propozycję dalszej pomocy żywnościowej w zamian za powstrzymanie się Phenianu od eksportu rakiet. Polska może oczywiście tego nie zauważać. Wspomniany Marcin Zaborowski pisze o tym tak: „Odrzucając ofertę Moskwy, Polska lokowałaby się więc na marginesie generalnego trendu, skazując się na samoizolację i pozbawiając się realnego wpływu na relacje Wschód–Zachód”. Pomimo wielu problemów spowodowanych czystkami, jakie miały miejsce w MSZ w latach 2006–2007, rządowi Donalda Tuska udało się kilka spraw załatwić. Odbudowie uległa nieformalna, ale ważna platforma wspólnych uzgodnień pomiędzy przywódcami Polski, Niemiec i Francji. Szwecja zgodziła się na wpisanie do długofalowej polityki UE tak zwanego partnerstwa wschodniego, czyli programu wsparcia reform politycznych i gospodarczych w państwach powstałych po rozpadzie ZSRR.
11
Niestety, racjonalne myślenie o polityce zagranicznej przegrywa z polityką sondaży. Świadczą o tym ostatnie decyzje rządu premiera Tuska. Bojąc się, że społeczną solidarność z manifestantami pobitymi przez służby policyjne prezydenta Białorusi przejmie PiS oraz partia Kluzik-Rostkowskiej, ekipa PO zdecydowała się na wdrożenie w trybie nadzwyczajnym specjalnych sankcji wizowych dla przedstawicieli oficjalnych władz w Mińsku. W efekcie upadnie najprawdopodobniej najciekawszy projekt służący zbliżeniu Polski i Białorusi, czyli porozumienie o tak zwanym małym ruchu granicznym. Pełny zakres jego odpowiednika dotyczącego obwodu kaliningradzkiego skutecznie zablokowali Litwini. Pozostał z niego skromny kadłubek. A to przecież swoboda zakupów i kontakty międzyludzkie napełniają portfele i budują dobre wzajemne relacje. Według naszych rozmówców, polskiemu rządowi byłoby znacznie łatwiej prowadzić ofensywę dyplomatyczną, gdyby nie relacje z Kościołem katolickim. Brak oficjalnej reakcji rządu na skandaliczne zachowanie duchownych podczas obchodów świąt państwowych, milczenie premiera i szefa dyplomacji w sytuacji, w której Kościół łamie konkordat, ingerując w życie polityczne kraju, a także zgoda premiera na wprowadzenie reguły, że wszystkie zmiany pozycji prawnej Kościoła (wysokość podatków, zasady prowadzenia księgowości przez kościelne biznesy itp.) wymagają zawarcia przez rząd odrębnych umów z Konferencją Episkopatu Polski, pokazują, iż Polska jest państwem słabym. Ponadto, według prokuratury i Aleksandra Bentkowskiego (były minister sprawiedliwości, poseł i senator), maszerowanie przez kiboli Resovii z napisami: „Nadchodzi aryjska horda” oraz „Śmierć garbatym nosom”, którym towarzyszyły obrazki przekopiowane z hitlerowskich gadzinówek, to jakoby dowód wolności słowa. A ponieważ „osoby, które niosły transparenty, nie widziały ich w całości”, nie można ich ścigać za szerzenie nienawiści rasowej. To także wpływa na nasz wizerunek. Tak samo jak robienie z Eriki Steinbach osoby należącej do politycznej elity Niemiec. Polscy prawicowi publicyści do spółki z działaczami PO, PiS i PSL z tej nic nieznaczącej posłanki do Bundestagu w ciągu kilku lat zrobili gwiazdę CDU. A potem ją wyzywali i ostro się z tą wykreowaną przez siebie gwiazdą spierali, prowokując Niemców do obrony swojej Eriki. Warto było? MiC W tekście wykorzystałem fragmenty debat organizowanych przez Fundację Instytut Studiów Wschodnich podczas forów ekonomicznego, inwestycyjnego i energetycznego oraz przez Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Nie były one autoryzowane.
12
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
Z DALEKIEGO KRAJU
Romek na Czarnym Lądzie Osiem godzin lotu samolotem z centrum Polski wystarczy, aby znaleźć się w innym świecie – krajobrazie, klimacie, mentalności. A także świecie innych wartości, gdzie każdy przeżyty dzień traktuje się jak dar niebios, zaś pełny żołądek powoduje przypływ spontanicznej radości. Warto o tym pamiętać tutaj, osiem godzin lotu stamtąd... Więcej zdjęć na stronie: www.faktyimity.pl
Uzbrojeni po zęby tubylcy (tu Masajowie) przyjęli mnie przyjaźnie...
W chatach z krowiego gówna mieszka 80 proc. Kenijczyków
...ale już za wstęp do wioski z aparatem zażyczyli sobie 1000 szylingów (około 45 zł)
Policja je do syta
Łyse kobiety nie powalają urodą...
...ale dzieci rodzą śliczne
W środku nawet nie śmierdz i
A tu mieszkają kózki
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
KOŚCIÓŁ 2010 – BILANS WPŁYWÓW
CENA STRACHU W 2010 r. do kościelnej kasy wpłynęło 6,7 mld zł. Więcej niż połowa tej kwoty pochodziła z naszych podatków. Ustawa o gwarancjach wolności sumienia i wyznania powiada, że Polska „jest państwem świeckim, neutralnym w sprawach religii i przekonań”, zaś „państwo i państwowe jednostki organizacyjne nie dotują i nie subwencjonują Kościołów i innych związków wyznaniowych”. Taka jest, a przynajmniej powinna być, żelazna zasada, od której przewiduje się ewentualne wyjątki uregulowane odrębnymi ustawami lub wydanymi na ich podstawie przepisami. Okazuje się, że dla Kościoła katolickiego wyjątki są normą. Popatrzmy, ile nas kosztowały w minionym roku…
19,7 mln zł i 21,8 mln zł. Wobec kryzysu finansów publicznych w roku 2010 budżet Ordynariatu Polowego okrojono do 20,5 mln zł. Na tę kwotę składają się przede wszystkim pensje, okolicznościowe premie, nagrody roczne i ekwiwalenty pieniężne dla księży kapelanów (w sumie 14 mln 160 tys. zł, czyli średnio 6,5 tys. zł brutto miesięcznie na głowę) oraz obsługujących ich pracowników (4 mln 130 tys. zł). Za krajowe i zagraniczne podróże służbowe oficerów politycznych w sutannach zapłaciliśmy 222 tys. zł. Statystycznie rzecz ujmując, jeden kapelan (wraz z infrastrukturą)
8 a 12 grupą uposażenia (wynagrodzenie zasadnicze od 1370 do 2240 zł) oraz przysługuje im dodatek (do 20 proc.) za wysługę lat. W Centralnym Zarządzie Służby Więziennej w Warszawie urzęduje Naczelny Kapelan Więziennictwa ks. dr Paweł Wojtas, zaszeregowany w 18 grupie uposażenia z pensją 3760 zł. Łączny koszt rocznego utrzymania tej ekipy przekracza pół miliona złotych. Drugie tyle więziennictwo wypłaca w formie premii lub nagród oraz umów o dzieło zawieranych doraźnie przez dyrektorów zakładów karnych i aresztów śledczych z kapelanami – „wolontariuszami”;
I. Stałe wydatki państwa oraz samorządów lokalnych na działalność funkcjonariuszy i agend Kościoła katolickiego
co odpowiada wynagrodzeniu zasadniczemu z przedziału 1,3–2,8 tys. zł plus dodatek (do 20 proc.) za wysługę lat. W przypadku interwencji nocnych przysługuje im dodatkowe wynagrodzenie w wysokości 20 proc. stawki godzinowej. Ofiary na tacę zebrane podczas mszy odprawianych w szpitalnych kaplicach oraz „kopertówki” od chorych (np. w krakowskim Szpitalu im. Dietla minimalna stawka za „modlitwę o zdrowie” wynosi 50 zł od czteroosobowej sali) trafiają w 100 proc. do kieszeni kapelanów. Skoro ich średnia płaca w 2010 r. wynosiła 2050 zł, to koszt funkcjonowania całej tej grupy musiał przekroczyć 27 mln zł; ~ Specjalistyczną obsługę duszpasterską opłacają też leśnicy, kolejarze, energet ycy, sł użby komunal ne, kl uby spor t owe, koła wędkarskie, kopalnie... – liczebność korpusu kapelanów owych branż i przepływające do nich kwoty są niesłychanie trudne do ogarnięcia, ale z przeprowadzonych przez nas wyrywkowych badań wynika, że z różnych form dorywczego zarobkowania w nich korzysta co najmniej 300 duchownych inkasujących minimum 1 tys. zł miesięcznie. W skali roku jest to kwota rzędu 3,6 mln zł. Podsumowując: w 2010 r. wszelkiej maści kapelanom zapłacono 55,5 mln zł.
2. Katecheci
1. Kapelani ~ Na garnuszku Ministerstwa Obrony Narodowej pozostaje obecnie 152 kapelanów – żołnierzy zawodowych (przeważnie od majora wzwyż) oraz ok. 20 tzw. kapelanów pomocniczych (duchowni, którzy obok pracy w macierzystej parafii lub zakonie wykonują zadania zlecone przez biskupa polowego; są zatrudnieni zazwyczaj ma „połówkach” etatów cywilnych). Już w lutym 2011 roku oddział biskupa polowego Józefa Guzdka (na zdjęciu z prezydentem Bronisławem Komorowskim) zostanie wzmocniony trzema dodatkowymi „zawodowcami” kończącymi ekspresowy kurs w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, a w kolejce oczekuje pięciu alumnów pobierających jeszcze naukę w warszawskim Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym (już traktowani są jako podchorążowie Wojskowej Akademii Technicznej, więc otrzymują żołd i umundurowanie). MON finansuje też warsztaty pracy oficerów politycznych w sutannach, pokrywając pełne koszty utrzymania 93 parafii garnizonowych (w tym jednej zagranicznej w belgijskim Mons przy Kwaterze Głównej NATO) z zakupami akcesoriów liturgicznych włącznie, choć niektóre znajdują się w miejscowościach, gdzie od dawna już nie ma żadnych jednostek wojskowych (np. Żary, Piła, Sopot, Gdańsk, Olsztyn, Łódź). Powód? „Zgodnie z konkordatem, tylko władze kościelne mogą dokonać likwidacji jednostki administracyjnej, jaką jest parafia” – tłumaczy minister Bogdan Klich. W latach 2007–2009 MON przeznaczał na kapelanów odpowiednio: 16,6 mln zł,
13
Relacje między zwierzchnikiem kapelanów a zwierzchnikiem Sił Zbrojnych RP...
w wojsku kosztował podatników w minionym roku prawie 10 tys. zł; ~ Biuro Ochrony Rządu zatrudnia 2 kapelanów reprezentujących Kościół papieski. „W 2010 r. całkowity koszt wykonywanej przez nich obsługi duszpasterskiej wyniósł ok. 145 tys. zł” – informuje Małgorzata Woźniak, rzecznik prasowy MSWiA. Owa kwota przekłada się na wypłatę około 6 tys. zł (brutto) miesięcznie; ~ Straż Graniczna – na etatach funkcjonariuszy pracuje 16 kapelanów z Krk (w tym dwóch na stanowiskach kierowniczych dziekana i wicedziekana SG). W 2010 r. koszt ich utrzymania przekroczył 1,3 mln zł i wynosił średnio (bez nagród rocznych) 4439 zł na osobę; ~ Państwowa Straż Pożarna utrzymuje 14 wielebnych oficerów za prawie 550 tys. zł rocznie. Koszt utrzymania jednego to 3899 zł miesięcznie (nie licząc okazjonalnych „wziątek” za kropienie wozów bojowych); ~ Służba Więzienna – ponad 150 kapelanów z Krk obsadza 68,95 etatów jako „pracownicy cywilni więziennictwa” (w 2009 r. mieli do podziału prawie siedem razy mniej). Najwięcej etatów przydzielono duchowieństwu w okręgach: warszawskim (8,5), gdańskim (5,5) i białostockim (5), najmniej – w rzeszowskim (1,6) i łódzkim (3,5). Są zaszeregowani między
~ Służba Celna ma 5 pełnoetatowych zawodowych kapelanów (Izby Celne: w Przemyślu, Poznaniu, Wrocławiu i Olsztynie oraz dziekan urzędujący w Ministerstwie Finansów). Są zaszeregowani do korpusu oficerskiego – w 2010 r. kosztowali nas w sumie 397 tys. 540 zł, czyli średnio 6625 zł miesięcznie każdy z osobna; ~ Policja – w tym przypadku musimy posłużyć się danymi nieoficjalnymi, bowiem Komenda Główna tej formacji nie ma bladego pojęcia (lub celowo ukrywa fakty) o liczbie zatrudnionych kapelanów. Według naszych informacji, w policji pracuje na etatach cywilnych (zazwyczaj na „połówkach”) co najmniej 40 kościelnych funkcjonariuszy, z których każdy zarabia ok. 2 tys. zł miesięcznie, zaś ponad 70 dodatkowych działa w charakterze „wolontariuszy” na podstawie zawieranych okazjonalnie umów o dzieło. Cena rocznego utrzymania całego pododdziału wynosi ponad 1 mln zł. ~ Szpitale i placówki opiekuńczo-llecznicze zatrudniają ok. 1100 kapelanów (wskazani imiennie przez właściwych terytorialnie ordynariuszy). Rozporządzeniem ministra zdrowia z 8 czerwca 1999 r. umieszczono ich w 15 grupie zaszeregowania (znajdują się w niej przykładowo: pielęgniarka oddziałowa, technik radioterapii, zastępczyni przełożonej pielęgniarek),
Nauką religii w szkołach publicznych para się w Polsce prawie 32 tys. osób (w tym 12,5 tys. księży diecezjalnych i zakonników oraz 2,6 tys. mniszek, co stanowi 47 proc. kadry katechetów). Pozostają na garnuszku państwa i samorządów, choć w myśl obowiązujących przepisów dyrektorzy placówek oświatowych mogą zatrudniać na tych stanowiskach wyłącznie osoby wskazane przez właściwą terytorialnie kurię biskupią. Według danych Ministerstwa Edukacji Narodowej, ceną ich działalności w 2010 r. (płace i pochodne od wynagrodzeń, zakładowy fundusz świadczeń socjalnych oraz doskonalenie zawodowe) była kwota 1 mld 132 mln zł, czyli średnio prawie 2950 zł miesięcznie na osobę. Jeśli chodzi o nieobjęte obliczeniami MEN przedszkola, to Komisja Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski przyznaje, że z najmłodszymi pracuje ponad 6,2 tys. etatowych katechetów, co – stosując „szkolną” stawkę ich utrzymania – przekłada się na ok. 220 mln zł rocznie. Summa summarum: katecheza kosztowała nas 1 mld 352 mln zł. Warto pamiętać, że gdy w 1990 r. wprowadzano religię tylnymi drzwiami do szkół, hierarchowie zarzekali się (m.in. ustami ówczesnego prymasa kardynała Józefa Glempa), iż nauczać jej będą całkiem gratis...
3. Szkolnictwo wyższe W 2010 r. budżet państwa wypłacił kontrolowanym lub prowadzonym przez Kościół uczelniom 262,6 mln zł dotacji (mieszczą się w nich m.in. stypendia dla kleryków 22 wyższych seminariów duchownych).
14
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
na „realizację gminnych programów profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych”. Ten tzw. fundusz kapslowy to w skali kraju ok. 320 mln zł rocznie, z czego jedną czwartą (80 mln zł) dostał do zagospodarowania Kościół. Dzięki tym pieniądzom proboszczowie zasiadający w gminnych komisjach ds. rozwiązywania 7. Fundusz Kościelny problemów alkoholowych mają dodatkową Został ustanowiony na podstawie ustakasę za diety, zaufani ludzie dobrze płatwy z 1950 r. o przejęciu dóbr martwej ręną pracę, a ośrodki kolonijne Caritasu – ob4. Zakłady opieki zdrowotnej ki, jako rodzaj rekompensaty dla Kościoła łożenie. Poza działaniami niewątpliwie poWbrew notorycznie rozpowszechnia- za znacjonalizowane nieruchomości ziemżytecznymi (np. dożywianie) z „kapslowenym pogłoskom, jakoby Kościół wykonywał skie. Choć wiadomo, że po kilkunastu lago” nagminnie finansowane są remonty jakąkolwiek działalność stricte charytatyw- tach działalności Komisji Majątkowej zoi pokrywane koszty utrzymania pustych sal ną (czyli uszczuplał swój majątek, żeby stały one zwrócone z nawiązką, FK wciąż parafialnych (nierzadko komercyjnie wynajwesprzeć potrzebujących), prowadząc istnieje i w 2010 r. finansował 17 080 dumowanych), co nazywa się „prowadzeniem na przykład zakłady opieki zdrowotnej (za- chownych, opłacając: świetlic terapeutycznych”, pielgrzymki, urozwyczaj opiekuńczo-lecznicze dla czystości kościelne (np. „Biesiaosób upośledzonych i przewlekle da odpustowa” zorganizowana KOŚCIELNE DOCHODY (w mln złotych) chorych), działalność ta jest całprzez Oddział Akcji Katolickiej WIERNI PAŃSTWO kowicie finansowana przez pańprzy parafii w Pieszycach), a zdastwo lub samorządy oraz penrzają się również takie rodzynki I SAMORZĄDY działalność gospodarcza sjonariuszy i ich rodziny. Łącznych jak „organizacja przeglądu Sacroi inne obrzędy 411,5 55,5 kapelani kwot nie sposób obliczyć, ale skasong, na którym były prezento1352 katecheci lę zjawiska ilustruje choćby warwane piosenki o tematyce antykolęda 400 tość umów zawartych przez Naalkoholowej” (Nowy Targ) i zaintencje 305 rodowy Fundusz Zdrowia z kopłata faktury za audycję w radiu ścielnymi placówkami. W ladiecezjalnym (Łomża); tach 2008–2009 wypłacono im śluby i pogrzeby 470 ~ W Polsce istnieje 2479 odpowiednio: 180,5 mln zł oraz gmin i każda z nich ma obowią562,6 szkolnictwo, oświata zek wyodrębnienia w budżecie 186,4 mln zł. Rok 2010 zamknię- chrzty, komunie, bierzmowanie 88 to kwotą 197 mln zł (z czego środków na organizowanie m.in. ponad 60 proc. poszło na zakłapomocy społecznej przez organidy dla osób upośledzonych i przezacje pozarządowe, spośród któ197 ZOZ-y wlekle chorych oraz opiekę horych najważniejszym partnerem spicyjną, a ok. 20 proc. trafiło są lokalne parafie oraz instytucje 130 zabytki do szpitali). przykościelne. Przekazywane im taca 1500 90,9 fundusz kościelny kwoty są bardzo różne. Przykła5. Zabytki dowo: w Suwałkach – dwie paPoza środkami pozyskiwanymi rafie i Caritas oraz salezjańskie 1184,5 dotacje i bonifikaty, programy z funduszy europejskich na remonOratorium św. Jana Bosko otrzyty i konserwację zabytkowych mały w 2010 r. 45 tys. zł na obiektów sakralnych (w puli „wspieranie ubogich”, w Łomży na 2010 r. było ok. 250 mln zł, uwzględnione ~ 100 proc. składki ZUS-owskiej idei” w Łasku, Łodzi i Piotrkowie. Wyższe – Caritas, dwie parafie, diecezjalne Radio w punkcie 8 „Dotacje...”) Kościół korzysta na ubezpieczenia emerytalne, rentowe, wy- seminaria duchowne otrzymały: semina- Nadzieja i Gimnazjum Katolickie zainkasotakże z dotacji województwa (np. w 2010 padkowe i zdrowotne członków zakonów rium diecezji elbląskiej – 2,4 mln zł na „roz- wały w sumie 90 tys. zł na „realizację zaroku małopolskie dało 5 mln zł, podkar- kontemplacyjnych klauzurowych, misjona- budowę infrastruktury dydaktycznej”, semi- dań publicznych w zakresie profilaktyki i rozpackie – 4,9 mln zł, świętokrzyskie i łódz- rzy w okresach ich pracy za granicą oraz narium diecezji przemyskiej – 741 tys. zł wiązywania problemów alkoholowych”, kie – po 2 mln zł), miasta (6,4 mln zł od Ra- słuchaczy seminariów; („modernizacja pomieszczeń bibliotecznych w Szczecinku – dwa Caritasy parafialne dy m.st. Warszawy itp.) oraz gminy (z re~ 80 proc. składki (pozostałe 20 proc. i czytelni”), seminarium diecezji tarnowskiej i Zgromadzenie Sióstr Niepokalanek dostaguły po kilkanaście tysięcy złotych). Mini- pokrywają zainteresowani) proboszczów – 6 mln zł („adaptacja budynku WSD na bi- ły 136 tys. zł na przeciwdziałanie narkosterstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowe- i wikarych niezatrudnionych w żadnej insty- bliotekę i czytelnię”), seminarium diecezji manii, w Nowym Sączu – tylko jedna z miejgo przyznało ze swojego budżetu 34,2 mln tucji na etacie (katecheci, kapelani itp. re- zielonogórsko-gorzowskiej – 4,9 mln zł („ter- scowych parafii wzięła 22 tys. zł na „dziazł, a łączna kwota dotacji ofiarowanych gulują swoje zobowiązania na zasadach momodernizacja obiektu”). łania pomocowe, akcje, konkursy i imprewielebnym bezpośrednio z kasy publicznej ogólnych za pośrednictwem chlebodawcy). Pewną część unijnych pieniędzy ofia- zy okolicznościowe mające na celu ograwyniosła ok. 130 mln zł. Reszta (około 10 proc.) środków FK przy- rowano biskupom oraz ich rozlicznym „spół- niczenie zjawisk patologicznych”, w Siedlznawana jest na „wspomaganie działalno- kom-córkom” pod pretekstem przeprowa- cach – parafia i Caritas dostały 160 tys. 6. Placówki oświatowe ści charytatywno-opiekuńczej, oświatowo- dzania rozmaitych szkoleń, kursów zawo- zł na „Organizowanie i prowadzenie plai wychowawcze -wychowawczej oraz na remonty zabytko- dowych oraz „wyrównywania szans”, ale cówek opiekuńczo-wychowawczych wsparProwadzone przez Kościół katolicki przed- wych obiektów sakralnych”. Kwoty, jakimi i tak kasa została w rodzinie, bo angażo- cia dziennego”. Akcje tego typu przeproszkola (50 placówek), szkoły podstawowe dysponuje Fundusz, są zmienne: w minio- wano do tych zajęć przede wszystkim ak- wadza się na ogół tylko na papierze bądź (76), gimnazja (127), licea ogólnokształcą- nych dwóch latach miał do wydania odpo- tyw parafialny. wykorzystuje do wynajmu pomieszczeń pace (93), szkoły zawodowe (25), bursy oraz wiednio 95,9 oraz 86,3 mln zł (w październirafialnych, zatrudnienia aktywu w charakinternaty (59) i rozmaite ośrodki wycho- ku 2010 r. zwiększono tę kwotę do 90,9 9. Programy profilaktyczne terze prelegentów i opiekunów, zakupów wawcze (58) otrzymują od państwa (za po- mln zł). Na rok 2011 dostał 89,2 mln zł. ~ Ustawa o wychowaniu w trzeźwo- książek i broszur w wydawnictwie kośrednictwem samorządów terytorialnych) ści i przeciwdziałaniu alkoholizmowi zobo- ścielnym czy wreszcie upłynnienia zapaśrodki z tzw. subwencji oświatowych. Ich 8. Dotacje z funduszy unijnych wiązuje samorządy do pobierania opłat sów Caritasu. Krótko mówiąc: pieniądze wysokość reguluje skomplikowany algorytm, Polscy urzędnicy przyznali instytucjom za wydanie zezwoleń na sprzedaż napojów są przekładane „z kieszeni do kieszeni”. Ile? którego istotnym wskaźnikiem jest liczba Kościoła ponad 711 mln zł pochodzących alkoholowych, a wpływy finansowe z tego Z przeprowadzonych przez nas badań wyuczniów (wychowanków) i systematycznie z funduszy europejskich. Archidiecezje tytułu muszą być w całości przeznaczone nika, że średnia kwota wypłacona przez Dane obrazujące skalę wsparcia kościelnych studiów z kasy publicznej nie uwzględniają wydziałów teologicznych na świeckich uniwersytetach w Katowicach, Opolu, Szczecinie, Poznaniu, Olsztynie i Toruniu, w całości finansowanych przez państwo kwotami, których Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie jest w stanie wyodrębnić z ogólnej puli pieniędzy przekazanych poszczególnym placówkom.
podnoszony tzw. standard finansowy przypadający na jednego „ucznia przeliczeniowego”. W latach 2008–2009 kościelnym agendom przekazano odpowiednio: 256,8 mln zł i 270 mln zł subwencji. Według wstępnych szacunków, wypłata za rok 2010 przekroczyła 300 mln zł.
i diecezje dostawały kasę na zabytki oraz cele: ~ czysto biznesowe – na przykład 1,2 mln zł na rozbudowę kościelnej drukarni w Kielcach oraz wyposażenie jej w „innowacyjne oprogramowanie do zarządzania produkcją” czy 2,4 mln zł na budowę kościelnego domu zdrojowego w Iwoniczu-Zdroju; ~ rekreacyjno-biznesowe – 17,3 mln zł na Centrum Dialogu z „salami do medytacji” i zapleczem hotelowym przy Wyższym Seminarium Duchownym w Toruniu. Księża marianie (multimilionerzy administrujący sanktuarium w Licheniu) wzięli 3,2 mln zł na budowę hotelu w Grąblinie; ~ religijno-biznesowe – 40,9 mln zł dla archidiecezji łódzkiej na stworzenie „centrów
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r. gminy podmiotom kościelnym pod pretekstem współpracy z organizacjami pozarządowymi wynosi ok. 70 tys. zł, co w skali całego kraju przekłada się na kwotę co najmniej 173,5 mln zł.
10. Program Rozwoju Obszarów Wiejskich 2007–2013 Stał się źródłem finansowania Kościoła, choć w myśl założeń miał wspomagać wsie (łączną kwotą ok. 2,5 mld zł) w budowie lub remontach obiektów pełniących funkcje publiczne, społeczno-kulturalne, sportowe, służących promocji i rozwojowi turystyki itp. Tymczasem średnio 20–25 proc. rozdysponowywanych środków trafia do parafii, które realizują za te pieniądze operacje „zagospodarowania centrum miejscowości”, gdzie, jak wiadomo, niemal zawsze stoi kościół (np. pleban z Międzyborowa w woj. mazowieckim uzyskał 501 tys. zł na „Ukształtowanie centrum wsi poprzez modernizację placu wokół kościoła”, co polega m.in. na wykonaniu ogrodzenia jego posiadłości). W przypadku utrzymania trendu wielebni do końca 2013 r. zainkasują co najmniej pół miliarda złotych na upiększanie warsztatów pracy. W 2010 r. uzyskali ponad 94 mln zł.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI w Jaworznie – 535 tys. zł plus 262 tys. zł bezzwrotnej dotacji. W Warszawie ofiarowano „termomodernizację” plebanii pięciu parafiom diecezji drohiczyńskiej (w sumie ponad 700 tys. zł). Przykłady podobnych inwestycji moglibyśmy mnożyć. W skali całego roku i kraju kosztowały nas ponad 30 mln zł; ~ Gminy, powiaty i województwa – wzorem lat ubiegłych – dawały kasę na najbardziej fantastyczne przedsięwzięcia typu dofinansowanie przygotowania do bierzmowania (ponad 20 tys. zł dla parafii w Rybniku-Niedobczycach), „rewitalizacja cmentarza” (218 tys. dla proboszcza z Zagórowa w woj. wielkopolskim), renowacja przydrożnego krzyża (49 tys. zł w Rudzie Śląskiej), remont i ozłocenie kościelnych organów (380 tys. zł dla parafii w Połańcu)… Łączna kwota zarejestrowanych przez nas wypłat wynosi 48 mln zł i mamy, niestety, świadomość, że stanowi zaledwie ułamek kwot faktycznych..
zezwolenia kapelanom na sprawowanie nad nimi opieki duszpasterskiej (art. 16); ~ obowiązku zapewnienia przez państwo warunków „do wykonywania praktyk religijnych i korzystania z posług religijnych osobom przebywającym w zakładach penitencjarnych, wychowawczych, resocjalizacyjnych oraz opieki zdrowotnej i społecznej, a także w innych zakładach i placówkach” (art. 17); ~ udzielaniu przez państwo „w miarę możliwości (sic! – dop. red.) wsparcia materialnego w celu konserwacji i remontowania zabytkowych obiektów sakralnych i budynków towarzyszących” (art. 22). Innymi słowy: zapłacony z kasy pu blicznej haracz w wysokości 3,57 mld zł jest ceną strachu przed gniewem naszych drogich okupantów, choć tygodnik katolicki „Niedziela” przekonywał onegdaj, że „bogactwo Kościoła od czasów komuny po dzisiaj jest orężem walki ideologicznej lewicy,
12. Inne dotacje Pieniądze płyną do Kościoła siecią niepozornych strumyków. Gdy je wszystkie połączyć, tworzą ogromną rzekę. Zasilają ją m.in.: ~ Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej – w Olsztynie dofinansowano (w ramach konkursu Mała Termomodernizacja 2010) 17 podmiotów. Dwanaście było parafiami lub zakonami. Uchwałą Zarządu Województwa Lubuskiego parafia Ducha Świętego w Zielonej Górze dostała z Funduszu 2,9 mln zł na remont kotłowni, a parafia św. Stanisława Kostki w Sulechowie – ponad 500 tys. zł na „termomodernizację” plebanii. Zarząd Funduszu w Katowicach „pożyczył” na preferencyjnych warunkach (z możliwością umorzenia długu) boromeuszkom z Trzebnicy 404 tys. zł, parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu 348 tys. zł, archidiecezji katowickiej 606 tys. zł, paulinom z Leśniowa 121 tys. zł, a parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy
– wynika, że uczestniczy w nich 41,5 proc. wiernych, czyli ponad 14,1 mln osób. Ile zostawiają na tacy? Sondaże mówią, że około 10 proc. biorących udział w tych nabożeństwach nie daje ani grosza. Zakładając minimalistycznie, że ofiarność pozostałych kształtuje się na poziomie 2 zł od osoby, w każdą niedzielę do kościelnej kasy wpływa około 25,4 mln zł, co wzbogaciło wielebnych w 2010 r. (uwzględniając dni świąteczne) o ponad 1,5 miliarda złot ych.
2. Chrzest, Pierwsza Komunia, bierzmowanie We wszystkich diecezjach ochrzczono w sumie ponad 380 tys. dzieci, a tzw. Pierwszą Komunię Świętą przyjęło 440 tys. Minimalne stawki za te obrządki wynoszą odpowiednio 100 i 70 zł, czyli proboszczowie odnotowali przychód rzędu 68 mln zł. Bierzmowaniu poddało się 400 tys. osób, które „na prezent dla księdza” wyłożyły w sumie 20 mln zł (przy średniej składce 50 zł od osoby). Razem: 88 mln zł.
3. Śluby i pogrzeby
11. Bonifikaty Choć pod naciskiem opinii publicznej gminy radykalnie ograniczyły w 2010 r. powszechnie niegdyś stosowaną praktykę obdarowywania wielebnych nieruchomościami (określano ją dla niepoznaki mianem sprzedaży z 99-procentową bonifikatą), to zjawisko wciąż jeszcze występuje, a przed wyborami samorządowymi uległo nawet pewnemu nasileniu. Z analizy największych transakcji (Szczecin, Łomża, Lubawa w woj. warmińsko-mazurskim, Kraków, Siedlce, Opole, Gdańsk) wynika, że tegoroczne bonifikaty uszczupliły kasę samorządową (czyli de facto wzbogaciły Kościół) o co najmniej 48 mln zł.
15
Biskup Szlaga na „pokropku” siedziby starostwa za statystyczne 10 tysięcy złotych
~ ~ ~ W zakończeniu tego działu wyjaśnijmy, że systematycznie i od lat przemycane do opinii publicznej twierdzenie, jakoby do tych wszystkich świadczeń zobowiązywała nas umowa międzynarodowa (konkordat), to ordynarne kłamstwo. Konkordat nie nakłada żadnych obowiązków finansowania działalności Kościoła z budżetu państwa lub samorządów, a zawarte w nim postanowienia mówią jedynie o: ~ zagwarantowaniu wielebnym możliwości nauczania religii w szkołach i przedszkolach (art. 12); ~ prawie do „zakładania i prowadzenia placówek oświatowych i wychowawczych” (art. 14); ~ prawie do swobodnego zakładania i prowadzenia szkół wyższych oraz obowiązku dotowania (nie finansowania!) przez państwo tylko Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (art. 15); ~ obowiązku zapewnienia przez państwo żołnierzom wyznania katolickiego „możliwości swobodnego uczestniczenia we Mszy św. w niedziele i święta” oraz
tymczasem Kościół ma tylko tyle, ile otrzyma od wiernych”. ~ ~ ~
II. Przychody z tytułu wykonywania posług religijnych Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego twierdzi, że w Polsce żyje 34,4 mln wyznawców katolicyzmu, co stanowi ok. 95 proc. ogółu ludności (niemal identyczny rezultat przyniosły przeprowadzone w 2009 r. badania CBOS). Według Głównego Urzędu Statystycznego, do kat. Kościoła należy (poprzez ochrzczenie) 33,6 mln osób, czyli nie więcej niż 88 proc. Polaków. Przyjmijmy wszakże do dalszych obliczeń dochodów wielebnych bardziej korzystny dla nich, bo oszczędny, wariant ok. 34 mln katolików stanowiących orientacyjnie 90 proc. populacji naszego kraju. Ile można z nich wycisnąć za wizję zbawienia?
1. Taca Z najnowszych badań ISKK – dotyczących frekwencji podczas niedzielnych mszy
~ Udzielono ponad 180 tys. ślubów kościelnych. Przy minimalnej opłacie 500 zł dostarczyły one parafiom około 90 mln zł, ale ponieważ każdą taką imprezę poprzedzają zwyczajowe „zapowiedzi przedślubne” (stawka min. 50 zł), to suma łupów z nowożeńców wyniosła 100 mln zł; ~ W okresie od stycznia do października 2010 r. zmarło 322 tys. osób (dane GUS), więc ten smutny bilans z pewnością przekroczył 380 tys. zgonów w skali całego roku. Statystycznie 90 proc. zmarłych było katolikami, co przekłada się na około 342 tys. pogrzebów z udziałem księdza, inkasującego „co łaska” średnio 800 zł. Co najmniej połowa pogrzebów odbywa się na cmentarzach parafialnych lub administrowanych przez Kościół, a średnia cena za miejsce pod mogiłę wynosi 500 zł (w niektórych wsiach można ją nabyć już za 200 zł, ale w miastach trzeba zapłacić nawet kilka tysięcy złotych). Haracze od firm pogrzebowych (licząc minimum 50 zł od statystycznego nieboszczyka) to kwota 8,5 mln zł. Podsumowując: w 2010 r. na pochówkach wielebni zarobili prawie 370 mln zł.
4. „Wypominki” oraz intencje mszalne ~ Tzw. wypominki wiążą się z drobnymi w gruncie rzeczy kwotami z tytułu rytualnej modlitwy kapłana (jednorazowa lub powtarzalna w ustalonym okresie) za zmarłych, ale i tak nabijają świątobliwe portfele obrotem. Najmniejsze parafie uzyskują z tego 3–4 tys. zł rocznie, największe – od 20 tys. zł w górę. Gdy przyjmiemy jako średnią silnie zaniżoną kwotę 5 tys. zł oraz uwzględnimy liczbę (ponad 11 tys.) parafii i ośrodków duszpasterskich o stałej obsadzie, łatwo obliczymy, że „wspomnienia” dostarczyły Kościołowi w 2010 roku co najmniej 55 mln zł;
16
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
3. Dewocjonalia
~ Żeby zamówić mszę intencjonalną, trzeba zapłacić w kancelarii parafialnej 50–100 zł, a za tzw. gregoriańską (odprawianą przez 30 dni) – co najmniej 500 zł. Placówce średniej wielkości z liczbą wiernych 1001–2500 (prawie 41 proc. ogółu parafii) intencje dostarczają ok. 20 tys. zł rocznie, a dużej parafii (powyżej 5 tys. wiernych; stanowią one 18,3 proc. ogółu) – co najmniej 100 tys. zł. W skali ogólnopolskiej wielebni inkasenci wzięli za intencje w 2010 r. co najmniej 250 mln zł.
5. Kolęda Polacy żyją w ramach około 14,4 mln gospodarstw domowych (9,6 mln w miastach i 4,8 mln na wsiach) – podaje GUS. Skoro 90 proc. społeczeństwa przyznaje się do katolicyzmu, to chodzącego po kolędzie księdza powinno przyjąć: w miastach – 8,6 mln rodzin, we wsiach – 4,3 mln. To oczywiście teoria, bo „skuteczność” w środowiskach miejskich kształtuje się obecnie na poziomie 50 proc. (przy średniej ofiarności 50 zł). W parafiach wiejskich księdza przyjmuje 90 proc. zobowiązanych wyznawaną wiarą rodzin, a statystyczna „koperta” zawiera 50 zł. Zatem orientacyjne wpływy z kolędy wynoszą: 215 mln zł (miasto) plus 193 mln zł (wieś), czyli ponad 400 mln zł.
6. Inne obrzędy i procedury kanoniczne ~ Do sądów biskupich wpłynęło w 2010 r. ponad 12 tys. wniosków o uznanie nieważności małżeństwa (Kościół nie toleruje pojęcia „rozwód”). Minimalne wpisowe jest równe udokumentowanej miesięcznej pensji powoda, natomiast autoryzowani przez kurie adwokaci pobierają za obsługę prawną od 10 do 30 tys. zł. Cena takiej operacji odstręcza ludzi biednych, więc przyjmijmy, że pensja wnioskodawcy wynosi minimum 4 tys. zł. Suma kościelnych przychodów z tego tytułu wyniosła w 2010 r. co najmniej 48 mln zł. ~ Ceremonialne „pokropki” nowo otwartych dróg, obiektów, instytucji, wmurowanych „kamieni węgielnych”, pojazdów, sztandarów, pomników… – starannie analizując informacje lokalnych mediów, w 2010 r. odnotowaliśmy ponad pięćset podobnych „uroczystości”. Za najbardziej haniebną uznaliśmy imprezę w Tczewie, gdzie w styczniu „w obecności władz wojewódzkich biskup [ordynariusz pelpliński Bernard Szlaga – przyp. red.] poświęcił nową siedzibę starostwa, by dobrze przysłużyła się mieszkańcom i pracownikom. Chrześcijańskim akcentem było publiczne zawieszenie krzyża w nowej sali obrad Rady Powiatu”. Pomijając aspekty estetyczne, odnotujmy fakt, że za każdy podobny uczynek organizatorzy parady płacą wielebnemu od 2 tys. zł (podrzędnemu proboszczowi) do 10 tys. zł (w przypadku biskupa). Statystycznie rzecz ujmując, w skali całego roku wielebni wzięli za „pokropki” ok. 3 mln zł.
Niedoinwestowana klinika onkologii dziecięcej we Wrocławiu
III. Działalność gospodarcza
1. Dzierżawa i handel gruntami, wynajem obiektów ~ Dzięki hojności państwa i samorządów kościelne osoby prawne (diecezje, parafie, zakony) posiadają obecnie co najmniej 140 tys. ha gruntów rolnych. Miały więcej, ale po głośnych aferach związanych z działalnością Komisji Majątkowej szybko pozbyły się nieruchomości o łącznym areale ok. 20 tys. ha. Duchowni zazwyczaj nie sieją i nie orzą, więc wydzierżawiają ziemię rolnikom (w 2010 r. średni koszt dzierżawy jednego hektara w umowach prywatnych wynosił 560 zł rocznie), ale jeśli się nią zajmują, to osobiście inkasują tzw. dopłaty bezpośrednie (minimum 562 zł). Z tytułu posiadania gruntów Kościół zainkasował zatem 78,5 mln zł; ~ Od operatorów telefonii komórkowej wiemy, że obecnie co najmniej w siedmiuset parafiach wieże kościelne wykorzystywane są jako tzw. stacje bazowe (anteny z infrastrukturą techniczną). Operatorzy płacą za to stawki z przedziału 2200–2600 zł miesięcznie, czyli do kościelnej kasy wpłynęło w 2010 r. ponad 20 mln zł; ~ Stało się już niemal powszechnym zjawisko, że proboszczowie (niekiedy także kurie biskupie) wynajmują budynki i pomieszczenia parafialne pod działalność rozmaitych świetlic, instytucji samorządowych, gabinetów lekarskich i poradni, kin, przedszkoli, szkół, a nawet zakładów pogrzebowych. „Sala kinowa była w pomieszczeniach parafialnych, przedszkole w budynku katechetycznym” – chwalił się nam niedawno swoimi dokonaniami na posadzie burmistrza Niepołomic Stanisław Kracik (PO), wojewoda małopolski. „Parafia NMP Królowej Polski w Świebodzinie składa ofertę wynajmu pomieszczeń usytuowanych na parterze budynku Domu Parafialnego o łącznej powierzchni 136 mkw. Pomieszczenia znajdują się w odrębnym segmencie z osobnym wejściem” – to jedno z klasycznych ogłoszeń proboszcza, który kiedyś zachorował na gigantomanię. Według zebranych przez nas danych (niestety, tylko szczątkowych), w skali całego
kraju wielebni wypuścili w arendę co najmniej: 700 budynków ze średnim czynszem rzędu 20 tys. zł miesięcznie (np. kuria archidiecezjalna w Poznaniu zawinszowała sobie od szkoły 26,5 tys. zł) i 3000 różnego rodzaju pomieszczeń (600 zł). Zyski z tego tytułu wyniosły w 2010 r. ok. 190 mln zł.
2. Hotele Diecezje, parafie i zakony prowadzą na terenie Polski ponad czterysta „domów pielgrzyma” (lub tzw. rekolekcyjnych) będących w istocie niezłej klasy ogólnodostępnymi hotelami (niekiedy nawet kilkugwiazdkowymi, jak np. w Krakowie, Wrocławiu, Częstochowie, Piekarach Śląskich). Ich obłożenie zapewnia prosty układ: gdy w jakimś okresie brakuje pielgrzymów, dzięki staraniom „branżowego” kapelana organizowane są tam imprezy finansowane z kasy publicznej, bankiety, wesela, „spotkania integracyjne” czy wreszcie kolonie i wycieczki Caritasu, który musi jakoś wydać pieniądze zebrane „dla powodzian”. Ceny są konkurencyjne, bo świątobliwi właściciele nie płacą podatków, jeśli zysk przeznaczony jest na cele kultu religijnego. A ile można na tym zarobić? Zaprzyjaźniony z „FiM” dyrektor „domu rekolekcyjnego” przedstawił nam precyzyjne wyliczenie obrazujące, że podrzędny ośrodek daje na czysto ok. 60–80 tys. zł rocznie, a położony w atrakcyjnym religijnie miejscu – minimum 120 tys. zł. Hotele dostarczają co najmniej 600 tys. zł, a cała branża przynosi ponad 55 mln zł.
Zestawienie wpływów od wiernych Cena (w mln zł)
Tytuł wpłaty
Kościelny przemysł poligraficzny (obrazki, broszury, książki, gazetki) przynosi, zwłaszcza zakonom, ok. 12 mln zł rocznie. Wyrób świec (tylko do chrztów, komunii i pogrzebów potrzeba ich grubo ponad milion), rozlewanie niby mszalnego wina (milion butelek na potrzeby samych księży) i wypiek opłatków (ok. 15 mln opakowań) i galanteria – ten fragment rynku dokłada do kasy funkcjonariuszy Pana B. ponad 5 mln zł. – Płacimy przede wszystkim haracz za samą „autoryzację” wyrobów. Moi zakonnicy nie są pazerni i za wstawienie towaru do przyklasztornego sklepiku biorą niewielki ryczałt i procent od sprzedaży, ale paulini w Częstochowie drą niemiłosiernie. Latem zrobiliśmy sobie branżową naradę. Szczerze pogadaliśmy i wyszło nam, że pięć dużych baniek to biorą same sanktuaria – mówi producent gadżetów religijnych. Podsumowując: za swoją „czarną” robotę i z tytułu posiadania określonych wyżej dóbr polski holding religijny zainkasował w 2010 r. prawie 3,2 mld zł (podkreślamy, że wszelkie obliczenia i szacunki zawierają kwoty minimalne!). Po dodaniu to tego przychodów z kasy publicznej wychodzi 6,7 mld zł. ~ ~ ~ W branży kościelnej pracuje ponad 31 tys. księży i mnichów. Gdyby rozdzielić między nich powyższą kwotę, każdy zain kasowałby ponad 217 tys. zł. Gdyby roz dzielić ją między dzieci, to można by ura t ować ok. 1 5 t y s . c h o r y c h n a o s t r ą b i a łaczkę i drugie tyle wymagających lecze nia hormonem wzrostu. Można by też cał kowicie zlikwidować problem niedoży wionych dzieci i wyposażyć wszystkie pol skie maluchy do szkoły. ANNA TARCZYŃSKA
Zestawienie wpływów z kasy publicznej Cena (w mln zł)
Tytuł wpłaty Kapelani
55,5
Katecheza
1352
Szkolnictwo wyższe
262,2
ZOZ-y
197
Zabytki
130
Oświata i wychowanie
300
Fundusz kościelny
90,9
Taca
1500 558
„Mydło i powidło” - dotacje unijne
711
Sakramenty Modły
305
Programy społeczne
253,5
Kolęda
400
Rozwój wsi
94
Inne obrzędy
51
Bonifikaty
48
Inne
78
Działalność gospodarcza 360,5 Razem
3174,5
Razem
3572,5
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
Z DALEKIEGO KRAJU
Safari Tsavo East oczarowało mnie...
Na plaży można było przejechać się na wielbłądzie...
ie humoru Miejscowi mają duże poczuc
...albo kupić przepiękne muszle
Małpy żebrały i jadły z ręki
Sklep z rybami. Muchy gratis...
17
18
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
ZE ŚWIATA
K
Czarna owca A
rcybiskup irlandzki Diarmuid Martin, okrzyknięty przez niektórych reformatorem Kościoła, a przez kolegów z hierarchii zdrajcą, pracowicie kopie grób swej karierze w papieskiej firmie. – Dostrzegam to jeszcze wyraźniej: Kościół w Irlandii w katastrofalny sposób postępował ze sprawami przemocy seksualnej, co było symptomem jego głębszych schorzeń. Kościół irlandzki pozwolił sobie na dryfowanie, a w efekcie jego pozycja w społeczeństwie urosła do rozmiarów wykraczających poza dopuszczalne. Stał się egocentryczny. Wydawało mu się, że można, w prostacki sposób, odpuszczać winy przestępcom seksualnym i nie przejmować się losem
skrzywdzonych dzieci. Błędnie postrzegał wiarę Irlandczyków. Niewłaściwie rozumiał radykalną ewangelizację własnych struktur i personelu – wywodzi arcybiskup. – Wprowadzenie ostrych norm zabezpieczających dzieci będzie możliwe tylko w odnowionym Kościele – mówi. – Kościół nie jest elitą, nie jest perfekcyjny. Wielu ludzi minimalnie wykształconych ma głębsze pojmowanie przesłania Jezusa niż niektórzy wyedukowani teologowie i biskupi. CS
B16 reklamuje sterylizację P
ETA to organizacja, która nie przebiera w środkach, jeśli idzie o obronę praw zwierząt. Tym razem środkiem okazał się Benedykt XVI.
Niektórzy zwą aktywistów PET-y terrorystami, bo nie wahają się oblewać farbą drogich futer lub zasmradzać laboratoriów wykonujących eksperymenty na zwierzętach. PETA przyjrzała się ostatnim występom papieża, zwłaszcza jego deklaracji o dopuszczalności kondomów w pewnych warunkach, i bezwstydnie wykorzystała świętego ojca katolików w swej reklamie: na zmontowanym filmie Benedykt rzuca w tłum prezerwatywę. Lektor zaś poucza: „Psy i koty nie mogą używać kondomów”. Celem
akcji jest wezwanie do sterylizacji, co pozwoli uniknąć zabijania w schroniskach milionów bezdomnych zwierząt. Jest to początek międzynarodowej kampanii, w której działacze odwiedzać będą instytucje religijne. Momentalnie zaszarżował zawsze czujny na obrazę Kościoła Bill Donohue, szef Catholic League. Jaka obraza? – dziwią się aktywiści PETA. – To nie można już użyć wizerunku papieża do ratowania życia biednych zwierzątek? TN
Taca to anachronizm N
owoczesny ksiądz katolicki powinien zmodernizować metody zbierania pieniędzy. Kto to widział, aby w XXI wieku trzeba było chodzić z tacą! Ksiądz Geraldo Pinero, 46-letni proboszcz z Filadelfii, reklamujący się jako „Jerry from Philly”, promował w internecie „wielopoziomowe firmy marketingowe”. Obiecywał szybkie wzbogacenie, sprzedając porady na życie (m.in. jak zarobić pierwszy
milion). Działalność gospodarczą przerwali brutalnie agenci federalni, zarzucając kapłanowi, że okrada ludzi za pomocą obietnic szybkiego wzbogacenia się. Nad przyszłością biznesowego duchownego dumają kuria i prokuratura. JF
siądz Czesław Szymański w wieku 45 lat skończył w potoku Frisbee Creek, kiedy stracił panowanie nad kierownicą i zjechał z drogi w stanie Nowy Jork. Zdarzyło się to w 1987 roku. Wyświęcony w kraju paulin poniósł śmierć, lecz jego grzechy zmartwychwstały po 23 latach. Szymański pracował w kościele Świętej Trójcy w Lovell w stanie Massachusetts. Jego parafianie także byli Polakami. Trójka byłych ministrantów przypomniała właśnie o nieznanych dokonaniach kapłana. Reprezentujący ich adwokat Carmen Durso, który specjalizuje się w sprawach pedofilii duchownych, podał ich relacje do publicznej wiadomości. Kiedy byli w wieku 6–10 lat, Szymański molestował ich systematycznie, tuż przed mszą, w zakrystii. „Moi trzej klienci zidentyfikowali 10–20 innych nieletnich wówczas ministrantów, którzy również byli ofiarami przemocy seksualnej »ojca Cheta«. Uważają, że pokrzywdzonych jest więcej” – konstatuje mecenas Durso. Ks. Szymański działał krótko w parafii w stanie Rhode Island, a potem
D
Pedofilia polonijna – od roku 1981 do 1987 – grasował w Lovell. Tuż przed wypadkiem, który położył kres przestępstwom, został przeniesiony do parafii w Ontario w Kanadzie. Poszkodowani domagają się od archidiecezji szczegółowego wyjaśnienia motywów tych częstych rotacji. Archidiecezja bostońska prawdopodobnie już dobrze wie, że oznacza to kolejną kompromitację z czasów szefującego jej kardynała Bernarda Lawa, który niezwykle ofiarnie osłaniał najbardziej nawet drapieżnych pedofilów. W swoim oświadczeniu, oprócz zdawkowego „zasmucenia i zmartwienia”, archidiecezja wyraża uznanie dla „odwagi tych, którzy zdecydowali się ujawnić”. Odwagi, której kościelnym dygnitarzom zawsze w takich sprawach brakuje. Żadnych prób okazywania zdumienia, zaskoczenia, przekonywania o niewiedzy... Jedynie podkreślenie, że Szymański nie był duchownym archidiecezji bostońskiej, tylko transplantem z Polski.
zisiejsza Partia Republikańska w USA coraz bardziej przypomina sforę psów w pościgu za ofiarą; z jednym celem: dopaść i wykończyć. Celem obławy jest prezydent Obama i od początku jego kadencji trwa polityczny lincz mający pozbawić go szansy na reelekcję. Konserwatyści nie dość, że sabotują i paraliżują wszystkie jego przedsięwzięcia, to oskarżają go, że jest: Arabem, muzułmaninem, Hitlerem, Stalinem, socjalistą, Antychrystem. Nie jest natomiast obywatelem USA i bezprawnie został szefem państwa. Teraz do tego doszedł najnowszy zarzut: w normalnym kraju kuriozalny, ale w Ameryce (i może jeszcze jednym kraju...) – nie. 42-osobowy klub kongresmenów – Kongresowe Zgromadzenie Modlitewne – wystosował do Białego Domu list otwarty, zarzucając prezydentowi, że za rzadko powołuje się w przemówieniach na Boga. Podczas wystąpienia 10 listopada na uniwersytecie w Dżakarcie w Indonezji Obama miał czelność oświadczyć, że mottem amerykańskim jest E pluribus unum (W wielości jedność), gdy tymczasem każdy bogobojny Amerykanin doskonale wie, że najważniejsze motto brzmi: In God we Trust (Ufamy Bogu), co jest logiczne i jak najbardziej zrozumiałe, bo przecież Konstytucja USA stwierdza, iż
Czy uda się przy okazji tej sprawy wyłuskać z Rzymu kardynała Lawa i dostarczyć go w kajdankach do Bostonu? Kiedy Jan Paweł II nie był w stanie obronić go przed gniewem amerykańskich wiernych, domagających się jego rezygnacji, ofiarował mu synekurę w postaci stanowiska arcypasterza bazyliki Santa Maria Maggiore, jednej z najważniejszych w Rzymie. Wymiar sprawiedliwości, zwłaszcza adwokaci poszkodowanych i prokuratorzy amerykańscy, mają coraz bardziej dosyć kompletnej bezkarności hierarchów. Szymański jest na dziś polskim rekordzistą, jeśli chodzi o pedofilię duchownych katolickich w Stanach. Inni polscy księża, którzy zaliczyli odsiadki w USA, byli karani głównie za macanie nastolatek. Pedofil drapieżnik z taką liczbą ofiar w tak młodym wieku jeszcze się dotąd nie trafił. PIOTR ZAWODNY
państwo jest tworem świeckim, w którym obowiązuje rozdział religii od państwa. „Ufanie Bogu” zostało wymyślone w roku 1956 i ojcowie założyciele USA mogli się tylko w grobie przewrócić. To nie jest przypadek! – alarmują sygnatariusze, w większości konserwatywni republikanie. Przy trzech innych okazjach tej jesieni prezydent, cytując Deklarację niepodległości, perfidnie ominął imię tego, który jest źródłem „niezbywalnych praw”: pana B. Unikając wymieniania świętego imienia, prezydent „usuwa jeden z kamieni węgielnych naszej bezpiecznej wolności” – przekunują modlitewni kongresmeni. Są to rzecz jasna stwierdzenia, nad którymi z zainteresowaniem pochyli się psychiatra. Ale nie amerykański – ten co najwyżej ze smutkiem pokiwa głową. Pomińmy nieistotne szczegóły jak ten, że podczas wizyty w Indonezji z ust Obamy Bóg wypłynął czterokrotnie; cóż, rozmodleni krytycy przeoczyli. Rodacy mają liderowi za złe, że niewystarczająco często uczęszcza do kościoła. Ciężkie oskarżenia tego typu pojawiają się często w mediach. Sierpniowy sondaż pokazał, że 43 proc. Amerykanów nie wie, iż Obama jest chrześcijaninem, o czym ciągle gorliwie zapewnia. 18 proc. swoje wie: prezydent jest muzułmaninem. CS
Obama-ło pobożny
S
iostra Marie Thornton to była nie lada szycha: prorektor ds. finansowych w katolickim Iona College w St. Rochelle. Zakonnica miała jednak pewną wstydliwą tajemnicę, która niedawno wyszła na jaw. Mimo że przez lata pracowała bardzo ofiarnie, wypłacane jej uposażenie było tak skromne, że nie wystarczało nawet na uprawianie ulubionego hobby. Siostra po harówce w college’u wyrywała się do Atlantic City i zasiadała w jednym z tamtejszych kasyn. Niestety, Bóg nie podszeptywał jej zwycięskich numerów... No, ale przecież następnym razem się odegra – wierzyła, jak
Ruletka zamiast różańca każdy. Z pewnością tak by się stało, gdyby nie wyszło nagle na jaw, że liczący 5 tys. studentów Iona College nie może się doliczyć forsy. Niedużo, tylko ponad 850 tys. dolarów, ale zrobił się szum, więc dotknięta zakonnica uniosła się dumą i złożyła dymisję. Dziś oburzenie sponsorów i absolwentów uczelni koncentruje się na dyrekcji: dlaczego przez 10 lat – od roku 1999 do 2009 – ignorowała kradzieże?! O stratach wspomniano dopiero w zestawieniu finansowym
dla urzędu skarbowego w roku 2009. Wcześniej nikt nie reagował na lewe rachunki podsuwane przez prorektorkę, które pokrywały koszty jej hobby. Postawieni pod ścianą oficjele biją się w piersi, że zreformowali nadzór finansowy. Zapewniają, że odzyskali większość pieniędzy, co kwitowane jest drwinami – co, kasyna oddały? Jestem niewinna – oświadczyła w sądzie prorektor siostra Marie. Pewnie, winny jest diabeł, który ją podkusił. TN
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
LISTY Najważniejsze są kadry! W ostatnim czasie w Sejmie RP występował cyrk pod nazwą „Polskie Koleje Państwowe”. Ile było śmiechu i radości, ilu posłów tryskających dowcipem lub niesłychanym oburzeniem! Wszystko pod pozorem troski o pasażera. W ostatnich 20 latach większa część z tej zadowolonej z siebie bandy miała okazję rządzić i te rządy doprowadziły do kompletnej zapaści materialnej na kolei. Rozsypywały się wagony, dewastowano dworce i torowiska. Zakłady naprawy taboru kolejowego padały jeden po drugim. Ostatni w grudniu 2010 r., gdzie straciło pracę 450 osób. To, co w PKP zostało, zbudowano za tzw. komuny przez ludzi, którzy ofiarnie odbudowywali zniszczony kraj, popijając byle co octem, no bo przecież, wg historyków IPN, niczego więcej nie było. Rządzący PRL-em dzisiaj ponoszą odpowiedzialność za swoje działania. Dlaczego ci, którzy rządzili już w tzw. „wolnej Polsce” nie są pociągani do odpowiedzialności? Przez 20 lat stosowana jest naczelna leninowska teza: „Najważniejsze są kadry!”. Solidarnościowi bolszewicy z czasów Buzka i Krzaklewskiego rozbili PKP na kilkadziesiąt spółek, obsadzając intratne stanowiska swoimi ludźmi. Tak się działo i dzieje do dzisiaj we wszystkich obszarach zarządzania państwem i gospodarką. A co się dzieje z panem Buzkiem, „dziurawym premierem”? Tym, który tak zreformował państwo, że do dzisiaj nie może się ono pozbierać? Ano mąż stanu pełną gębą! Pohukuje z Brukseli raz na Putina, innym razem na Łukaszenkę. Samopoczucie ma zapewne doskonałe. Nie usprawiedliwiam bałaganu w PKP, ale uważam za cud to, że jeszcze funkcjonuje. Marek Ofiarski
Absurd smoleński Wnerwia mnie już ta sprawa smoleńska – są już opracowywane mity i legendy na jej temat. To żałosne! Gdy podczas pożaru socjalnego budynku w Kamieniu zginęło ponad 20 osób, w tym dzieci, nikt szat nie rozrywał, każdy czekał na opinię komisji, która ten wypadek badała, i spokojnie przyjął jej werdykt do wiadomości. Pytam się, czym różniły się osoby, które zginęły w katastrofie smoleńskiej od tych z Kamienia? Czy to, że były we władzach, musi je tak nobilitować? Czy nikt nie bierze pod uwagę, że gdybyśmy nie my i ci, co zginęli w owym pożarze, nie zagłosowali na nich, to tamtych we władzach by nie było, z prezydentem włącznie? Tu i tu była nieszczęśliwa katastrofa, wypadek, tu i tu nikt nie dokonał heroicznych czynów, więc wszyscy równo powinni być traktowani. Rozumiem obchody rocznic
owych wydarzeń, nawet co roku, ale nie co miesiąc, jak to ma miejsce obecnie! Zawsze 10 dnia każdego miesiąca są składane hołdy i kwiaty pod Pałacem Prezydenckim z całą otoczką ceremoniału PiS. Przecież prezydent Kaczyński jest pochowany na Wawelu! Tam Jarosław powinien przenieść oddawanie czci bratu, i to w formie prywatnej, a nie
partyjno-państwowej jak obecnie, a pozostali bliscy tych, którzy zginęli, na miejsca ich pochówku, bo powoli dochodzimy do absurdu. Józef Frąszczak, Głogów
Punktować PO Nareszcie lewica zaczęła robić to, czego od niej oczekiwałem. Chodzi mi o wniosek o wotum nieufności dla min. infrastruktury Cezarego Grabarczyka. Wniosek merytorycznie uzasadniony, choć głosowanie przegrane. Obrona ministra przez PO i PSL jest typowo polityczna, a nie merytoryczna. Tu rządzące partie mogą stracić, a lewica zyskać. Dobrze, że lewica pierwsza wystąpiła z tym wnioskiem i to PiS musi się podpiąć pod jej wnioskiem, a nie odwrotnie. Gorzej, gdy SLD wchodzi w buty PiS-u, który na przykład za reelekcję Łukaszenki obwinia Sikorskiego, chcąc jego głowy. To jest właśnie cyniczne, i od takich spraw lewica powinna się odcinać. Za sprawę Grabarczyka należy się Sojuszowi pochwała. Takie okazje powinien wykorzystywać, a przy takiej formie rządzenia PO podobnych spraw może być wiele. SLD powinien być konstruktywną opozycją i nie dać się wyprzedzać PiS-owi w przedkładaniu podobnych wniosków, a to powinno przynieść lewicy odpowiednie profity wyborcze w przyszłości. Józef Frąszczak, Głogów
SZKIEŁKO I OKO lekarzy jest ponad 100 000. W każdym, najbardziej zapyziałym ośrodku zdrowia na Kubie znajduje się tomograf komputerowy za 1,5 mln dolarów i każdego rodzaju badanie robisz „od ręki”. W Polsce na badanie tomografem czekasz średnio 260 dni. W Hawana Vieja, dzielnicy „na oko” dużo bardziej obskurnej niż stołeczna dzielnica Praga, nawet
o drugiej w nocy nic ci nie grozi. Przespaceruj się po warszawskiej Woli o tej porze, to w najlepszym przypadku szybko pozbędziesz się „komórki” i portfela. I który system ustrojowy ci się podoba? J.W.
Antysemityzm Często mówi się, że Polacy to najwięksi antysemici na świecie. Jan Gross pisze książki na temat polskiego antysemityzmu. Chciałbym podważyć tę tezę. Uważam, że jest wręcz odwrotnie. Polacy to najwięksi filosemici. 90 proc. Polaków to katolicy. Modlimy się więc prawie wszyscy do największego Żyda wszech czasów – Jezusa. Ostatnio postawiony został przecież największy na świecie jego pomnik. I to nie w Izraelu, tylko w Polsce. Jego matkę Żydówkę ogłosiliśmy już dawno królową Polski. Są podejmowane pierwsze próby, by i Jezus był królem Polski. Miejmy nadzieję, że wkrótce tak się stanie, co ostatecznie unaoczni światu, że jesteśmy wielkimi przyjaciółmi Żydów. Polacy czytają Biblię, książkę napisaną przez Żydów 2000 lat temu. A to, że Żydzi biegali za Piłatem, by ukrzyżować Jezusa? Bez ukrzyżowania i zmartwychwstania nie byłoby przecież chrześcijaństwa! Co to byłaby za Europa? Europa to mało, cały świat! Bez wątpienia byłaby to Sodoma i Gomora. Czytelnik, Pomorze
Małe porównania
Dusze zwierząt
W USA co setny mieszkaniec siedzi w więzieniu. Odsetek ludzi uwięzionych w kraju marzeń wielu Polaków jest 6 razy wyższy niż w Chinach. Więźniów w Stanach jest jakieś 2,5 mln. Jeden na dziewięciu Afroamerykanów przebywa w więzieniu. Co setny mieszkaniec Kuby jest lekarzem. Na 11 mln ludności
W 1993 r. byłem w Niemczech u naszych niemieckich przyjaciół. Wybrałem sobie do czytania z ich biblioteki książkę austriackiego pisarza Johannesa Mario Simmela pt. „Dziwi mnie, że tak jestem wesoły”. Rzecz dzieje się w Wiedniu w marcu 1945 r. W czasie bombardowania 7 osób chroni się w piwnicy-schronie
przeciwlotniczym, gdzie zostają zasypane. Wśród nich jest chemik nazista, który opracował urządzenie przydatne nowej wunderwaffe. Jest tam również właścicielka tej piwnicy – Teresa Reimann, bardzo bogobojna stara panna, która modli się za uczestników wojny (strona 76), a także za zwierzęta: „Chroń zwierzęta (...) ptaki, psy, koty, konie i krowy. One nie mają udziału w haniebnym pędzie czasu, one zostały wciągnięte w ten szalony wir, i nie mogą się ze strachu nawet ukryć. Także one mają duszę, czują jak my i cierpią jak my. Ale cierpią w milczeniu, a jeżeli umierają, zagrzebuje się je gdzie na polach. Zachowaj zwierzęta, o Panie. Amen”. Pierwszy raz ktoś napisał, że zwierzęta mają duszę. Dopiero jakiś czas potem natrafiłem na teksty w „FiM” dotyczące wypowiedzi z księgi Koheleta, że po śmierci tchnienie życia wraca do Boga – tak w przypadku człowieka, jak i zwierząt. Piszę to w nawiązaniu do poniedziałkowej audycji o traktowaniu zwierząt przez katolików, przecież, wychowanych przez Krk, wychowywanych przez całe wieki w ten sposób. Jan Ciszewski
Stop dokarmianiu! Nawiązując do artykułu opisującego przeprawy krzyżowe przed sukienkową bufonadą, chciałbym raz jeszcze nawiązać do aktu apostazji. Jestem pełen szacunku i podziwu dla wytrwałości i odwagi, jaką wykazują niektórzy, chcąc wstąpić na „heretycką” drogę. Ja ze względu na wierzącą matkę nie dokonałem dotąd tego karkołomnego wyczynu, ponieważ nie chcę, by darmozjad przypiął moje „grzechy” niewinnej kobiecie podczas pogrzebu. Mam wątpliwości, czy w ogóle zdecyduję się na podobny czyn, ponieważ uważam, że prawo dotyczące apostazji, a wymyślone przez samozwańczych cwaniaczków w czerwonych kapturkach, mogą sobie oni pod sukienki włożyć. A to dlatego, że zostałem wcielony w ich mafijną machinę niepytany o zgodę. Jako niemowlę chyba nie podpisywałem żadnego cyrografu! Użyto wobec moich rodziców podstępu, fałszywie informując ich, że taka jest wola stwórcy. Na szczęście nauczyłem się pisać i czytać, dzięki czemu dzisiaj z pełną świadomością potrafię (nie ukrywam, że z pomocą „Faktów i Mitów”) zrozumieć, że każde słowo wypowiedziane przez watykańskiego pasożyta cuchnie obłudą.
19
Uważam, że w ogóle nie mam obowiązku wypisywania się z instytucji, do której się nie zapisywałem. Podobno najprostszy sposób na pozbycie się pasożyta to nie dać mu jeść. Z naszą szarańczą będzie nieco trudniej, ponieważ wżarła się już dość głęboko w system, ale wspólnie jesteśmy w stanie zarazę zniszczyć. tw papież
Zatrute ziarno „FiM” Wyraźnie widać, że Państwo ożywiacie się przed wielkimi świętami Kościoła katolickiego, Jedynego i Prawdziwego. Wszystkowiedząca profesor Joanna Senyszyn otwiera usta tylko po to, aby obrażać Boga i katolików, a przecież mieni się Europejką. Trudno spokojnie czytać jej szyderstwa. Pan Redaktor nie wie, czy tylko udaje, że sieje zatrute ziarno i czyni diabelskie „dobro”. Szanowny Ksiądz Jonasz (Judasz) zabija nieskończoną ilość dusz i rachunek w odpowiednim czasie zostanie wystawiony. Za taką działalność – jako Europejczyk pełen tolerancji – powinien Pan trafić do więzienia, a pismo ulec delegalizacji. Może w zimnej celi przyszłoby otrzeźwienie. W swoim artykule „Bachora Narodzenie” broni Pan dzieci, a zarazem używa słowa w przenośni określającego Dzieciątko Jezus. Broni Pan dzieci, a jest za wprowadzeniem u nas systemu szwedzkiego, który zrujnował rodzinę („Szwedzki model katastrofy”). Czy ja przeszkadzam M. Szenbornowi w ateistycznym spędzaniu czasu (co go obchodzą święta mojego Kościoła)? Obraża moje uczucia religijne i stawia zarzut nietolerancji. Bezkarność Wasza jest porażająca, a przecież oprócz Konstytucji RP obowiązuje Was Kodeks etyki dziennikarskiej, gdzie w pkt V mówi się, że „[...] obowiązuje bezwzględny zakaz publikacji głoszących propagandę wojny, przemocy, gwałtu oraz naruszających uczucia religijne i osób niewierzących, uczucia narodowe, prawa człowieka, odrębności kulturowe, propagujących pornografię”. Pan redaktor Jonasz nie wierzy w Jezusa, Boga-Człowieka, a to daje mu prawo do szargania świętości. Piszecie o pogaństwie religii katolickiej i malujecie diabełki, a przecież „Fakty i Mity” to ich wylęgarnia. W Niebieskim IPN wszystko jest zapisane i czeka na lustrowanego. Proszę bardzo poważnie potraktować uwagi wiedzącego, że Bóg Jest. (www. wola-boga-ojca.pl). APEL
Radio „FiM” nadaje! Szukajcie nas i włączajcie na stronie www.faktyimity.pl W poniedziałek, środę, czwartek i piątek audycje rozpoczynamy tradycyjnie już o godzinie 12.00. A we wtorek zmiana! Realizując liczne prośby słuchaczy, emisję wtorkowego wydania radia „FiM” przesuwamy na godzinę 17.00. Telefonujcie do nas bezpośrednio na antenę pod numer 695 761 842
20
P
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
rzedstawiony w poprzednim odcinku wielki proces industrializacji Polski, wsparty nowymi technologiami, głównie zakupionymi od państw i firm zachodnich, początkowo zaczął przynosić efekty. W pierwszych latach średnie roczne tempo wzrostu dochodu narodowego Polski wynosiło 9,8 proc. (USA – 2.3 proc., a RFN – 2,1 proc.). W krajach zachodnich zaczęto nawet mówić o polskim cudzie gospodarczym, plasując polską gospodarkę, zapewne nieco na wyrost, w pierwszej dziesiątce najlepiej rozwijających się gospodarek świata. Znacznie podniósł się również poziom życia – średni dochód społeczeństwa wzrósł aż o 50 proc. przy równoczesnym zniesieniu podatku od zarobków oraz zachowaniu sztywnych cen żywności. Podniesiono emerytury i dostępne świadczenia socjalne – m.in. rozszerzono system zasiłków rodzinnych, chorobowych, a urlopy macierzyńskie przedłużono z 12 do 18 miesięcy. Ponadto zainicjowano działalność Narodowego Funduszu Ochrony Zdrowia. Z jego środków pochodziły fundusze na budowę nowych szpitali, przychodni i ośrodków zdrowia w małych miejscowościach. Proces wchłaniania jednego z największych w dziejach Polski wyżów demograficznych wymagał budowy tysięcy nowych mieszkań. Ogromne zapotrzebowanie na nowe lokale próbowano rozwiązać poprzez zastosowanie w budownictwie tzw. wielkiej płyty, czyli gotowych betonowych elementów, z których składano bloki mieszkalne. Wpłynęło to znacząco na pejzaż architektoniczny polskich miast, w których zaczęły pojawiać się nowe dzielnice blokowisk. Dbano również, aby na nowych osiedlach nie zabrakło szkół, żłobków i przedszkoli. Poprawił się standard mieszkań – budowano większe, wygodniejsze i bez takich koszmarów, jak kojarzona z minionym okresem Władysława Gomułki tzw. ślepa kuchnia. W latach siedemdziesiątych wybudowano w Polsce przeszło 2,42 miliona mieszkań i jest to do tej pory rekordowa liczba. Był to jednak ogromny ciężar finansowy dla państwa, które nie budowało w celach komercyjnych, lecz społecznych, o czym nie raczą dziś pamiętać przeciwnicy polityki Edwarda Gierka. Można było wtedy otrzymać własne M w zasadzie za darmo, czyli z tzw. kwaterunku, lub będąc członkiem przeżywających wtedy złoty okres spółdzielni mieszkaniowych, w których za mieszkanie lokatorskie (spółdzielcze) lokatorzy wnosili 10 proc. jego wartości, a za własnościowe – 30 proc. Niestety, samemu przydziałowi mieszkań towarzyszyła często korupcja oraz protekcja, dlatego wiele osób, by zwiększyć swoje szanse na mieszkanie, wstępowało do PZPR. Zagadnienie to w dosyć zabawny sposób przedstawił Stanisław Bareja w niezapomnianym serialu
„Alternatywy 4”. Wielu ekonomistów udowadnia, że gdyby Gierek zmniejszył tempo budownictwa mieszkaniowego do poziomu z czasów Gomułki, nie doszłoby w Polsce do kryzysu gospodarczego. Wówczas jednak mieszkanie było prawem obywatela, nie zaś towarem jak dzisiaj, kiedy w Polsce rosną kolejne pokolenia bez szans na własny kąt. W epoce PRL motorem napędowym gospodarki był przemysł ciężki. Niestety, kosztem rolnictwa, które
na Zachodzie. Jednym z poważniejszych problemów był masowy odpływ ludności wiejskiej do miast, co powodowało gwałtowny spadek liczby gospodarstw rolnych, które pozostawały często na utrzymaniu osób starszych. Żeby temu zaradzić, rząd powołał Państwowy Fundusz Ziemi, który w zamian za emerytury i renty przejmował gospodarstwa, które następnie przekształcano w kółka rolnicze lub Państwowe Gospodarstwa Rolne.
sklepów Peweksu (Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego), kupowano samochody, lepszej marki sprzęt elektroniczny oraz żywność przeznaczoną na eksport lub importowaną. Dzięki temu państwo nabywało walutę, a obywatele zyskiwali możliwość zakupu atrakcyjnych towarów. Inną siecią sklepów była Baltona. Oprócz prowadzenia sklepów zaopatrywała ona głównie placówki dyplomatyczne, statki oraz samoloty. Stała się również eksporterem
HISTORIA PRL (41)
Przyjazne państwo Oprócz tego, że w Polsce epoki Gierka przeprowadzano gigantyczne inwestycje gospodarcze, była ona również państwem wysoce opiekuńczym i socjalnym, co okazało się ciężarem nie do udźwignięcia dla budżetu kraju i wymagało gruntownych reform, na które nie było społecznego przyzwolenia. wciąż pozostawało zacofane i mało wydajne w stosunku do państw zachodnich. Jednak ówczesny rząd z premierem Piotrem Jaroszewiczem na czele podjął szereg posunięć mających uzdrowić tę dziedzinę gospodarki. Przede wszystkim wyszedł naprzeciw tak marginalizowanym w poprzednich okresach rolnikom indywidualnym. W styczniu 1972 roku zniesiono obowiązkowe dostawy zboża i trzody chlewnej, a zarazem zwiększono ceny skupu produktów rolnych oraz mleka i żywca. Ponadto rolnicy uzyskali prawo powiększania areału gospodarstw do 15 ha. Stworzono również korzystny system nabywania maszyn rolniczych na własność lub w ramach Spółdzielni Kółek Rolniczych oraz udostępniono importowane pasze i nawozy sztuczne. Rolnicy zostali również objęci systemem państwowej służby zdrowia oraz świadczeń emerytalno-rentowych. Reforma ta zaowocowała wzrostem produkcji rolnej o ponad 20 proc., a zwierzęcej – nawet o 72 proc.; znacznie zwiększyły się również dochody ludności wiejskiej. Polska stała się znaczącym eksporterem żywności, a nasza szynka, sucha kiełbasa, wódka oraz jabłka i ich przetwory cieszyły się sporą popularnością
Gierek, Jaroszewicz i robotnicy
Istotne zmiany zaszły również na rynku finansowym. W okresie PRL najbardziej pożądaną walutą był dolar amerykański, później dołączyły do niego marka zachodnioniemiecka oraz szyling austriacki. Praktycznie do końca lat sześćdziesiątych istniał w Polsce zakaz posiadania dewiz (za ich posiadanie można było trafić do więzienia). Później, zważywszy na fakt, że wielu obywateli pracowało na oficjalnych kontraktach zagranicznych, wprowadzono możliwość zakładania kont dewizowych. Początkowo należało udokumentować ich pochodzenie, lecz później zniesiono i ten warunek. Wtedy też społeczeństwo zaczęło opróżniać domowe schowki i masowo zakładano konta walutowe, traktując je jako bezpieczną lokatę, a państwo miało dodatkowy zastrzyk kapitału, tak niezbędny do obsługi zagranicznego zadłużenia. Ciekawą ofertą dla posiadaczy kont dewizowych była możliwość zamiany swoich środków na tzw. bony dewizowe (odpowiedniki dolarów) emitowane przez bank PKO, który w tym wypadku gwarantował korzystniejszy przelicznik niż w przypadku wypłaty walutowej. Za te bony można było robić zakupy w utworzonej w tym celu sieci
towarów przeznaczonych na tzw. małe rynki (Monaco, Watykan, Malta czy Wyspy Karaibskie). Przy okazji warto nadmienić, że w tym okresie swój wspaniały okres przeżywali tzw. cinkciarze (pokątni handlarze walutą), których można było spotkać przed Peweksami lub bankami (kantorów wtedy nie było). Ludzie ci ponadto doskonale orientowali się w relacjach kursowych wewnątrz bloku wschodniego, stąd na przykład częste ich wycieczki po zakup dolarów do Bułgarii czy na Węgry, gdzie kurs amerykańskiej waluty był znacznie niższy niż w Polsce. Jednak wysokiego wzrostu konsumpcji w połączeniu z wielkim procesem industrializacji, a bez radykalnych reform nie wytrzyma praktycznie żadna gospodarka, więc Gierek w pewnym sensie stał się zakładnikiem oczekiwań społeczeństwa. Wiedział, że jeśli zdecyduje się ruszyć sacrum socjalizmu, czyli stałe ceny żywności, lub przystąpi do programu cięć socjalnych, to znów może dojść do niepokojów społecznych. Jednak sytuacja stawała się patowa, gdyż ekonomiści bili na alarm, że bez istotnych reform gospodarczych Polsce grozi poważny kryzys ekonomiczny, a budżet obarczony był spłatą
gigantycznych kredytów zagranicznych. Premier Piotr Jaroszewicz opracował program naprawczy finansów państwa, który miał polegać m.in. na ograniczeniu niektórych wysokonakładowych inwestycji oraz wyhamowaniu importu przy zintensyfikowaniu eksportu, zwłaszcza do krajów zachodnich. Program zakładał również podniesienie cen żywności, alkoholu oraz paliwa i choć posunięcia te rząd skonsultował z załogami prawie dwustu największych polskich zakładów, a Gierek wtrącił do programu obietnicę rekompensat finansowych, to ostatecznie próby tych reform zostały unicestwione za sprawą robotniczych protestów w Radomiu i Ursusie. Rząd miał więc na głowie rozpoczęte inwestycje, w które wpompowano już ok. jednego biliona złotych, spłaty kredytów zagranicznych i zapewnienie stałego poziomu życia obywatelom. Gdy ucichły protesty na Mazowszu, Gierek jeszcze raz spróbował wrócić do feralnych podwyżek, jednak opracowywany w ścisłym kierownictwie partii plan, mimo że poufny, przedostał się na Kreml. Radziecki przywódca Leonid Breżniew w kategorycznym tonie zażądał od Gierka zaprzestania „majstrowania” przy cenach żywności, gdyż miał już serdecznie dosyć polskich awantur cenowych. Oczywiście koronnym argumentem „wielkiego brata” były kurki z gazem i ropą. Rozgoryczony Gierek uległ w najważniejszych kwestiach, jednak wspólnie z Jaroszewiczem mimo wszystko zdecydował się na przeprowadzenie pewnych reform. Wstrzymano wzrost płac, w wybranych inwestycjach dokonano cięć na sumę 200 miliardów złotych i maksymalnie starano się pobudzić eksport. Pewnym sposobem na zbilansowanie cen żywności było utworzenie sklepów komercyjnych. Można było w nich kupić wysokogatunkowe artykuły spożywcze, jednak po wyższej cenie niż w zwykłym handlu (średnio o 70 proc.). Wprowadzono również kartki na cukier, który był limitowany do dwóch kg na miesiąc na osobę po zwykłej cenie, a większą ilość można było oczywiście nabyć właśnie w sklepach komercyjnych. Dziś często można zetknąć się z poglądem, że to właśnie Gierek wprowadził w Polsce system kartkowy na większość artykułów. Owszem, taki pomysł był rozważany, jednak Gierek zawsze podkreślał, że system kartkowy byłby bankructwem jego polityki. Kartki w Polsce wprowadzone zostały w latach 1980–1981 podczas rządów Stanisława Kani, i to na wyraźne życzenie Krajowej Komisji NSZZ „Solidarność”, a sklepy komercyjne zostały uznane przez związkowców z „Solidarności” z Lechem Wałęsą na czele za formę okradania społeczeństwa, walnie przyczyniając się do strajków w sierpniu 1980 roku i upadku ekipy Edwarda Gierka. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
BEZDROŻA KATOLICKIEJ RELIGIJNOŚCI (2)
Stosunek do Biblii Jeśli chodzi o stosunek katolików do Biblii oraz o znajomość tej świętej dla chrześcijan księgi, z przykrością trzeba stwierdzić, że jedno i drugie wciąż pozostawia wiele do życzenia. Tylko bowiem nieliczni sięgają po Pismo Święte, a niektórzy duchowni katoliccy nawet zakazują czytania Biblii, jeśli nie ma imprimatur, czyli zezwolenia władzy kościelnej na jego publikację. Aby nie być gołosłownym, zilustruję to spostrzeżenie świeżym przykładem. Otóż rzecz miała miejsce 13 grudnia 2010 r. w legnickim szpitalu, do którego udali się przedstawiciele Międzynarodowego Stowarzyszenia Gedeonitów*. Warto przypomnieć, że stowarzyszenie to powołane zostało do życia 1 lipca 1899 r. w Janesville w USA. Od 112 lat popularyzuje Pismo Święte (głównie Nowy Testament z Psalmami) na całym świecie, rozdając darmowe egzemplarze wszystkim zainteresowanym. W tym celu pozostawia egzemplarze Biblii w hotelach, szpitalach, aptekach, szkołach, więzieniach, jednostkach wojskowych i policji itp. Także tym razem gedeonici postanowili podarować darmowe egzemplarze Nowego Testamentu wszystkim zainteresowanym, a więc personelowi i pacjentom szpitala w Legnicy. Już przed wejściem do gabinetu dyrektora szpitala obdarowali nimi kilka osób, a następnie samego szefa tejże placówki, który z wdzięcznością przyjął ów prezent i wyraził zgodę na przekazanie egzemplarzy Nowego Testamentu wszystkim zainteresowanym. Niestety, okazało się, że sprawa nie jest taka prosta. Naczelna pielęgniarka powiedziała bowiem dyrektorowi, że swoją decyzję powinien najpierw skonsultować z… księdzem kapelanem. Stała się więc rzecz niebywała – dyrektor dał się zdyscyplinować swojej podwładnej, a kapelan poinstruował go, że powinien zgodzić się na przyjęcie prezentów dla szpitala, jeżeli gedeonici… dostarczą mu pozwolenie z legnickiej kurii biskupiej. W takiej sytuacji kolporterzy nie mieli innego wyjścia, jak udać się do legnickiej kurii. Tak jakoś dziwnie się złożyło, że w kurii nie zastali ani jednego biskupa (tak im przynajmniej powiedziano), zatem postanowili zaczekać i przynajmniej porozmawiać z księdzem dziekanem – wykładowcą filozofii. Był on bowiem na tyle uprzejmy, że przyjął podarowany mu egzemplarz Nowego Testamentu, ale jednocześnie przyznał, iż bardzo rzadko zagląda do Pisma Świętego.
Ponieważ czas płynął, a na miejscu był również wicekanclerz kurii ksiądz Roman, postanowili jemu przedstawić swoją sprawę. Niestety, nie był w ogóle zainteresowany okazanymi mu dokumentami, m.in. wypisem z KRS-u związku wyznaniowego. Pozostał nieugięty nawet wtedy, kiedy usłyszał, że oni jako prawni reprezentanci Stowarzyszenia wcale nie musieli przychodzić do kurii, bo nie muszą przecież prosić zwierzchników Kościoła rzymskokatolickiego o jakąkolwiek zgodę. Przybyli do kurii tylko dlatego, że działają legalnie i nie chcą, aby ich traktowano jak niebezpieczną sektę. Na nic jednak zdały się wszelkie argumenty i tłumaczenie. Wicekanclerz nie przyjął również podarowanego mu Nowego Testamentu. Stwierdził, że mu się nie podoba, bo nie ma imprimatur Krk. Poza tym dodał, że nie należą do ruchu ekumenicznego, dlatego też nie są dla papieskiego Kościoła partnerami, z którymi mógłby współpracować. Z podobnym traktowaniem gedeonici spotykają się jednak również w wielu innych rejonach Polski, a niektórzy księża zachowują się wręcz histerycznie i niegrzecznie. Oskarżają ich o sekciarstwo i indoktrynowanie młodzieży, chociaż rozpowszechniając Biblię, nie rozmawiają o przynależności wyznaniowej, bo byłoby to niezgodne z ich statutem. Poza tym członkowie Stowarzyszenia należą do różnych protestanckich lub ewangelicznych Kościołów, kongregacji lub zborów i nie prowadzą działalności na rzecz jakiegokolwiek kościoła. Dość wspomnieć, że kiedy pewien dyrektor gimnazjum wyraził zgodę na przekazanie Nowego Testamentu uczniom (miał nadzieję, że lektura ta wpłynie na trudną młodzież), parę godzin później zmienił zdanie, tłumacząc, że boi się o utratę stanowiska. Co wpłynęło na tę zmianę? Wizyta księdza, który w międzyczasie dowiedział się o akcji gedeonitów i zastraszył dyrektora radą rodziców. W innym dużym mieście, kiedy gedeonici rozdawali egzemplarze Nowego Testamentu przed szkołą, dyrektor zadzwonił na policję. Kiedy jednak policjanci przybyli na miejsce i wylegitymowali kolporterów, wyrazili jedynie zdziwienie, że gdy pod szkołą znajdują się dilerzy narkotyków, jest spokój, a gdy ktoś rozdaje Biblię, robi się alarm.
Tak oto reagują duchowni, którym powinno zależeć na biblijnej edukacji swoich wiernych. Swoje nieprzychylne wobec Biblii stanowisko tłumaczą tym, że przekłady niekatolickie nie posiadają imprimatur Kościoła. Czyżby jednak jeszcze w XXI wieku ważniejsza była cenzura i stempel hierarchów niż sama treść Pisma Świętego, która przecież – niezależnie od różnych przekładów, jakie dostępne są w Polsce – niczym specjalnie się nie różni? A może jak zwykle chodzi o pieniądze, bo przecież jeśli wierni otrzymają darmowe egzemplarze Biblii, nie będą już zainteresowani kupnem drogich wydań katolickich? Poza tym, czyżby biskupi bali się o to, aby czasem ich wierni nie zbratali
– szczególnie w okresie kontrreformacji – surowo karał tych, którzy ośmielali się ją czytać. Oto dlaczego w naszym kraju znajomość Pisma Świętego wśród katolików jest tak niewielka. Szkoda, bo – jak pisał św. Paweł – wierzący już od dzieciństwa powinni znać tę księgę (por. 2 Tm 3. 15). Nasuwa się pytanie: dlaczego jednak powinni ją posiadać i czytać? Oto najważniejsze powody. Po pierwsze – ponieważ Pismo Święte jest dla wierzących w Chrystusa źródłem objawienia Bożego i kluczem do Jego Królestwa. Kto zna jego treść i stosuje się do jego zaleceń, ten nie błądzi (Mt 22. 29) i buduje własne życie na fundamencie Słowa Bożego (Mt 7. 24–26). „Boska jego moc obdarowała nas [bowiem] wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności przez poznanie tego, który nas powołał przez własną chwałę i cnotę, przez które darowane nam zostały drogie i największe obietnice, abyście przez nie stawali się uczestnikami boskiej natury” (2 P 1. 3–4). Obietnice te zaś znajdują się na kartach Pisma Świętego.
Gedeonici w akcji
się z niekatolikami i nie dowiedzieli się, jak wiele katolickich doktryn rozmijają się z Biblią? Niezależnie od tego, ile powodów kryje się za takim oporem, jedno jest pewne: wyzywająca postawa i zachowanie niektórych katolickich duchownych (są bowiem i życzliwi księża, którzy doceniają i popierają działalność gedeonitów) nie ma nic wspólnego z duchem Chrystusowym. Przypomina raczej postawę wyniosłych faryzeuszy, którzy „umiłowali bardziej chwałę ludzką niż Bożą” (J 12. 43), a do których Jezus powiedział: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że zamykacie Królestwo Niebios przed ludźmi, albowiem sami nie wchodzicie, ani nie pozwalacie wejść tym, którzy wchodzą” (Mt 23. 13). Przypomnijmy, że przez całe wieki Kościół papieski nie tylko zakazywał czytania Biblii, ale również
Po drugie – apostoł Paweł przypomina, że wiara rodzi się ze słuchania Słowa Bożego (Rz 10. 17). Pismo Święte jest więc fundamentem prawdziwie żywej wiary. Jezus powiedział: „Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej. A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli” (J 7. 38–39). Taka właśnie wiara, która rodzi się ze słuchania Słowa Bożego i posłuszeństwa Bogu, rodzi też nowe życie z Boga, i prowadzi do uświęcenia (Jk 1. 18, 22, 25; 1 P 1. 22–23). Po trzecie – Słowo Boże zawarte w Piśmie Świętym jest nieomylnym przewodnikiem, światłem i pochodnią na drodze wiary (Ps 119. 105; 19. 9; Prz 6. 23). Pokazuje nam różnicę między złem a dobrem. Jest zwierciadłem, w którym każdy człowiek może zobaczyć swoje prawdziwe oblicze (Jk 1. 22–25). Bo „całe Pismo przez Boga
21
jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany” (2 Tm 3. 16–17). Po czwarte – Słowo Boże jest też pokarmem dla duszy. „Napisano: Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4. 4). Tak jak manna była codziennym darem z nieba (Wj 16. 4), którą należało zbierać o poranku (Wj 16. 21), tak człowiek wierzący, jeśli chce duchowo wzrastać, powinien codziennie przyjmować duchowy pokarm, czyli czytać, słuchać i wytrwale rozważać oraz badać Pisma, jak biblijni Berejczycy (Dz 17. 11) czy też jak Jozue, do którego powiedziano: „Niechaj nie oddala się księga tego zakonu od twoich ust, ale rozmyślaj o niej we dnie i w nocy, aby ściśle czynić wszystko, co w niej jest napisane, bo wtedy poszczęści się twojej drodze i wtedy będzie ci się powodziło” (Joz 1. 8). Jezus powiedział bowiem: „Błogosławieni są ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go” (Łk 11. 28), czyli ci, „którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc” (Łk 8. 15). I wreszcie Pismo Święte niesie pociechę i nadzieję smutnym, przygnębionym i obciążonym oraz uwrażliwia nas na potrzeby cierpiących. „Cokolwiek bowiem przedtem napisano, dla naszego pouczenia napisano, abyśmy przez cierpliwość i przez pociechę z Pism nadzieję mieli” (Rz 15. 4). Żyjemy zaś w czasach pełnych stresu i trudności życiowych, związanych z pracą, bezrobociem, samotnością, problemami finansowymi, rodzinnymi, chorobami oraz śmiercią, i wszystko wskazuje na to, że życie będzie coraz trudniejsze, dlatego też coraz więcej ludzi będzie potrzebować pocieszenia i pomocy, której udzielić może właśnie Biblia i ci, których ona motywuje do niesienia takiej pociechy oraz pomocy zgodnie ze słowami: „Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud, mówi wasz Bóg” (Iz 40. 1). Jedno jest pewne: prawdziwi „słudzy Słowa” (Łk 1. 2) zawsze prowadzą ludzi do Boga i Jego Słowa, do Chrystusa, który jest tym wcielonym i ostatecznym Słowem Bożym (J 1. 14; Hbr 1. 2), a nie do tego czy innego kościoła. Niezależnie bowiem do jakiej społeczności wyznaniowej ktokolwiek ostatecznie decyduje się przyłączyć, najważniejsze jest, aby przylgnął do Chrystusa i był posłuszny wszystkiemu, co On nakazał. Kto zaś głosi i postępuje inaczej, ten zamyka Królestwo Niebios nie tylko sobie, ale również innym. Takim biada – powiedział Jezus. BOLESŁAW PARMA * Nazwa ta nawiązuje do biblijnego Gedeona, człowieka, który był gotowy wykonać wszystko, czego Bóg od niego zażądał – por. Sdz, rozdział 6 i 7.
22
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (13)
Piąta krucjata Animatorem V krucjaty był na ziemiach polskich arcybiskup gnieźnieński Kietlicz, a ślubowanie krzyżowe złożyła grupa książąt piastowskich. Niepowodzenie czwartej krucjaty nie zniechęciło papiestwa do podjęcia nowych, szaleńczych prób opanowania Ziemi Świętej. Wobec wynaturzenia idei krucjatowych papiestwo dokonało reformy ruchu, co znalazło odzwierciedlenie w opublikowanej w 1213 r. encyklice Quia maior i ogłoszonym dwa lata później dekrecie soborowym. Oprócz powtórzenia znanych jeszcze z XII w. przywilejów krucjatowych (odpuszczenie grzechów, zawieszenie długów, protekcja dóbr krzyżowca pod groźbą bezwzględnej ekskomuniki) papiestwo zagwarantowało odpust zupełny każdemu, kto, nie uczestnicząc w wyprawie osobiście, wystawiłby odpowiednio wyekwipowanego zastępcę. Natomiast odpust częściowy obejmował tych, którzy wesprą krucjatę materialnie. Papież Innocenty III nakłaniał do składania ślubów krzyżowych wszystkich wiernych, bez względu na możliwość rzeczywistego uczestnictwa w krucjacie, przy czym śluby te mogły być wykupione lub zamienione na inną formę pokuty. Ociągającym się z wypełnieniem ślubów dekret soborowy zagroził ekskomuniką. Każdemu
H
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
oddziałowi towarzyszyć miał wyznaczony przez papieża duchowny. Na ziemiach polskich pełnomocnikiem do spraw krucjatowych został arcybiskup gnieźnieński Henryk Kietlicz – gorliwy propagator idei Innocentego III. Arcybiskup, sprawując autorytarne rządy, pełnił w tym okresie rolę „nieformalnego hegemona całej Polski” i „właściwego przywódcy kraju”. Z listu Honoriusza III, papieża od 1216 r., wynika, że to właśnie Kietlicz miał stanąć na czele hufców polskich i prowadzić do Palestyny książąt i rycerstwo. Uroczysty akt przyjęcia krzyża nastąpił najprawdopodobniej na zjeździe w Wolborzu w 1215 r. Akces do krucjaty lewantyńskiej zgłosili książęta piastowscy: Leszek Biały, Konrad Mazowiecki, Władysław Odonic oraz Kazimierz Opolski. Przyjęcie krzyża oznaczało dla młodszych książąt uzyskanie dodatkowego atutu politycznego w postaci specjalnej protekcji Krk i było orężem przeciwko zakusom politycznym starszych władców. Do zaplanowanej wyprawy jednak nie doszło, przynajmniej w takiej formie, jak to ustalono. Z listu Honoriusza III z 16 kwietnia 1217 roku
umanizm, w który wierzę, wiele ma wspólnego z takimi pojęcia mi jak demokracja, współpraca i partnerstwo, a niewiele z takimi jak rywalizacja, dominacja, sterowanie. Świecki humanizm, który propaguję w ramach cyklu „Życie po religii”, nie jest związany tylko z indywidualnym, racjonalistycznym światopoglądem oraz humanistyczną postawą jednostki. Ludzie są zresztą istotami społecznymi tym silniej, im bardziej rozwija się edukacja, podział pracy, globalna sieć informacyjna. Sukcesy lub porażki pojedynczych ludzi są coraz trudniejsze do pomyślenia bez uwzględnienia kontekstu społecznego ich życia. Rozwój lub degeneracja są w coraz większym stopniu rozwojem lub degeneracją całych zespołów ludzkich, firm lub społeczeństw. Etyka humanistyczna musi więc uwzględniać tę perspektywę, bo inaczej rozminie się z rzeczywistością. W tym kontekście bardzo mnie zaintrygowały opublikowane przez słynne czasopismo „Science” wyniki badań nad pracą zespołową, przeprowadzone na najlepszej uczelni technicznej świata – słynnym MIT – Massachusets Institute of Technology. Stworzono setkę kilkuosobowych zespołów, których zadaniem było wspólne układanie puzzli, kreowanie pomysłów w trakcie tzw. burzy mózgów (czyli zajęcie wybitnie zespołowe) oraz negocjowanie między członkami grup, jak dzielić
wynika, że strona polska poprosiła papieża o zwolnienie ze ślubów, argumentując to zagrożeniem najazdami Prusów, problemami zdrowotnymi Kietlicza oraz trudnościami finansowymi. Istotnym powodem wycofania się z zobowiązań był rozpad „ligi młodszych książąt”, do którego doszło w bliżej nieznanych okolicznościach. Najprawdopodobniej słabość Kietlicza uaktywniła opozycję, również wewnątrzkościelną, niechętną krucjacie do dalekiej Jerozolimy. Papież zezwolił na bezwarunkowe zwolnienie z udziału w V krucjacie jedynie krzyżowców z dwóch księstw archidiecezji gnieźnieńskiej najbardziej zagrożonych przez Prusów, „jeżeli będą walczyć z tymi niewiernymi”. Miał na myśli Mazowsze, którym władał Konrad Mazowiecki, oraz być może Małopolskę, choć niektórzy badacze wskazują na Pomorze lub Kujawy. Papież bullą laterańską z 17 kwietnia 1221 r.
zasoby. Oceniano przy tym nie pomysły i osiągnięcia poszczególnych jednostek, lecz efekty pracy całych zespołów. Wyniki badań dają wiele do myślenia. Okazuje się, że istnieje mierzalna inteligencja zespołowa, która nie jest bynajmniej równa sumie inteligencji poszczególnych jednostek
udzielił też zwolnienia od ślubu Leszkowi Białemu, zamieniając to zobowiązanie na wyprawę pruską, „ponieważ był on sąsiadem Prus i mógł łatwo do nich wkroczyć z dużą liczbą wojska” nie tylko dla ochrony neofitów, lecz w celu nawracania nieochrzczonych. Leszek Biały tłumaczył się przed papieżem otyłością i niemożnością zastąpienia w swej diecie piwa i miodu, niedostępnych w Ziemi Świętej. Ta na pozór żartobliwa anegdota jest faktem, a co więcej – takie usprawiedliwienie papież jak najbardziej uznał. Na dodatek książę – pomimo papieskich napomnień – nie wsparł żadnego z powyższych przedsięwzięć. Wiadomo, że przynajmniej jeden z książąt piastowskich wypełnił złożone ślubowanie i wziął udział w wyprawie do Ziemi Świętej. Informację tę zawiera datowany na 1246 r. dyplom króla Węgier Beli IV dla rycerza Leustaha, którego syn Bohma wziął udział w V krucjacie, „walcząc w hufcu i pod chorągwią księcia polskiego”.
było wyraźnie dominującego lidera, członkowie mieli wiele empatii i każdy mógł zostać wysłuchany, bo wszyscy czuli się równi. Zauważono też, że sprawność grupy podnosiła obecność w niej kobiet, które rzadziej konkurowały z innymi i cechowały się statystycznie większą wrażliwością społeczną niż mężczyźni.
ŻYCIE PO RELIGII
Inteligencja zespołowa w grupie. Bywało tak, że zespoły, w których średnia IQ członków była bardzo wysoka, miały gorsze rezultaty, czyli wykazywały się mniejszą inteligencją grupową niż zespoły, w których było mniej wybitnych jednostek. Dlaczego? Bo do sukcesów zespołowych niezbędna była empatia i zgodna współpraca, a zdarza się, że wybitne jednostki nie wykazywały takich cech, lecz skłonne były raczej do prowadzenia gry obliczonej na konkurowanie z innymi oraz do narzucenia swojego przywództwa reszcie. A to okazywało się zgubne dla efektów pracy zespołów. Najlepsze rezultaty odniosły zespoły, których członkowie – zamiast konkurować – wzajemnie się wspierali, oraz takie, w których panowała bardziej demokratyczna atmosfera – nie
Kiedy czytałem o powyższych efektach badań, przypomniały mi się różne sytuacje zapamiętane ze szkół i firm, w których miałem okazję uczyć się dotąd i pracować. Generalnie polski system wychowania promuje konkurencję między jednostkami, a nie pracę zespołową. Produkuje to jednostki może nawet pracowite i ambitne, ale nieszczególnie dobrze radzące sobie z relacjami społecznymi w grupie. Kształtowane są jednostki bardziej skłonne do intryg i manipulacji niż do uczciwej i partnerskiej roboty zespołowej. Tymczasem we współczesnym świecie ogromna część pracy, jaka jest do wykonania, polega właśnie na działaniach zespołowych, które wymagają otwartości, negocjowania, empatii i kompromisu. Dotyczy to zarówno rodzin i firm,
Polski hufiec przebywał w Palestynie najprawdopodobniej w drugiej połowie 1217 r. Wszystko wskazuje na to, że owym dux Polonie był Kazimierz Opolski, władający dzielnicą opolsko-raciborską. Względne bezpieczeństwo jego ziem sprawiło, że mógł on sobie pozwolić na ponadroczną nieobecność, w towarzystwie m.in. węgierskiego rycerza Bohma, a także innego znanego krzyżowca polskiego – Sieciecha Konradowica, o którym wiadomo, że „służył Bogu za morzem”. W V krucjacie udział wzięło też pomorskie rycerstwo. Na Pomorzu Zachodnim ruch krucjatowy był bardzo żywy. Na czele hufca stanął książę zachodniopomorski Kazimierz II, który środki na wyprawę zdobył, sprzedawszy dwie wsie klasztorowi darguńskiemu. Do Ziemi Świętej wyruszył latem 1219 r., i chociaż sam zmarł podczas podróży, rycerze pomorscy nie wycofali się z udziału w krucjacie. Uczestniczyli oni w zdobyciu ważnego portu śródziemnomorskiego – Damietty – i powrócili do Europy we wrześniu 1221 r. V krucjata, przeprowadzona w latach 1217–1221, zorganizowana była przez króla węgierskiego Andrzeja II i księcia austriackiego Leopolda VI. Celem było opanowanie Egiptu, jednak planu tego nie zrealizowano – po przejściowym opanowaniu Damietty w 1218 r. wyprawa zakończyła się klęską. Pierwszy sukces został zniweczony przez wyprawę na Kair, podjętą z inicjatywy legata papieskiego Pelagia Galvaniego. Krzyżowcy musieli się w 1221 r. ostatecznie wycofać z Egiptu, i to za cenę utraty zdobytej wcześniej Damietty. ARTUR CECUŁA
jak i stowarzyszeń oraz partii politycznych. Jednostkowa przebojowość i słynne polskie cwaniactwo bardziej tu mogą zaszkodzić niż pomóc. Widać w tym kontekście wyraźnie przyczyny porażek Polaków na wielu polach, w tym nieumiejętność budowania sprawnie działających organizacji. A co to ma wspólnego ze świeckim humanizmem? Tylko tyle i aż tyle, że światopogląd humanistyczny od zawsze promował demokrację, równość oraz dialog i współpracę między ludźmi, wierząc, że pozwalają one lepiej się rozwijać tak jednostkom, jak i społeczeństwom. Humanizm zawsze sprzeciwiał się nazbyt hierarchicznym strukturom, widząc w nich źródło przemocy, demoralizacji i ogromnego marnotrawstwa sił i środków. Podejrzliwie też zawsze patrzył na obłęd konkurowania wszystkich ze wszystkimi, widząc w nim źródło wojen i wzajemnego wyniszczenia. Teraz okazuje się, że humanistyczne postulaty i intuicja mają potwierdzenie w wynikach badań naukowych. Społeczeństwo, jakie chcą budować humaniści, okazuje się zwyczajnie lepsze i skuteczniejsze w zaspokajaniu potrzeb niż społeczeństwo budowane przez hierarchiczne, na przykład religijne, struktury. Badania przeprowadzone na MIT to także pośrednio ukłon nauki w stronę niektórych idei anarchistycznych i spółdzielczych promujących dobrowolną współpracę równych sobie jednostek. MAREK KRAK
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
W
ymowne są prapoczątki „Świętego Cesarstwa Rzymskiego” za Zachodzie, które próbowało nieudolnie nawiązywać do wielkości i uniwersalizmu antycznego Cesarstwa Rzymskiego. Ten, który namaszczał je symbolicznie i sakralizował, sam w swoim środowisku uchodził za wiarołomcę i papieża lekkich obyczajów, któremu odmawiano prawa do pełnienia godności „Namiestnika Chrystusa”. Początkowo nic nie wskazywało na problemy. Jego wybór odbył się bowiem inaczej niż wiele wcześniejszych elekcji papieskich – jednomyślnie.
„Naszą sprawą – pisał Karol Wielki do Leona III – jest zbrojna obrona z Bożą pomocą świętego Kościoła Bożego przed zagrażającym wszędzie wtargnięciem pogan i zniszczeniem przez niewierzących, a także umacnianie wiary chrześcijańskiej w państwie i poza jego granicami. Waszą sprawą, Ojcze Święty, jest wspierać nasze siły zbrojne z podniesionymi do Boga rękami na podobieństwo Mojżesza, aby przez Wasze modlitwy i za łaską Bożą naród chrześcijański zawsze i wszędzie odnosił zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi jego imienia, a imię Pana naszego Jezusa Chrystusa było wysławiane na całym świecie”.
OKIEM SCEPTYKA i strącić Leona ze stołka papieskiego. Na czele spisku stał Campulus, krewny poprzedniego papieża, główny notariusz i skarbnik papieski. Rzecz rozegrała się 25 kwietnia 799 roku – w dniu procesji Czarnych Krzyży. W czasie przejazdu orszaku papieskiego z Lateranu do kościoła św. Wawrzyńca uzbrojeni ludzie poprzedniego papieża, Hadriana I, napadli na niego i poturbowali papieża, któremu obito i poraniono twarz. Kiedy cały orszak się rozpierzchł, zostawiając swojego pryncypała samego, został on zawleczony do kościoła, gdzie go jeszcze bardziej obito. Później mocno poturbowanego
że w kręgach frankijskich oskarżenia te trafiły na podatny grunt, czyli nagle papież z oskarżającego stał się oskarżonym. Nawet arcybiskup Salzburga w tajnych listach lamentował wówczas nad prowadzeniem się papieża. Jednak w obronie Leona stanął mnich Alkuin (doradca Karola), wskazując na dawne akty wyjmujące papieży spod jurysdykcji świeckiej i paląc doniesienie o nieobyczajności papieża, „z obawy przed poruszeniem, jakie mogło wywołać”. Odwlekając załatwienie sprawy, władca odesłał papieża pod eskortą do Rzymu, gdzie wkrótce jego ludzie przeprowadzili dochodzenie w Pałacu
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (56)
Papież nowego cesarstwa Leon III (795–816) był papieżem, który reaktywował cesarstwo na Zachodzie. Mimo że osobiście skazał na śmierć setki swoich wrogów, uczyniono go świętym. Skromny Rzymianin z południowej Italii spokojnie wędrował sobie po szczeblach kościelnej kariery, by zostać kardynałem prezbiterem zajmującym się sprawami finansowymi w kościele św. Zuzanny. W pewnym momencie stał się naturalnym kandydatem kurii rzymskiej do tytułu Pontifexa Maximusa katolicyzmu. Zaraz po wyborze złożył hołd Karolowi Wielkiemu, królowi Franków, przesyłając mu klucze do grobu św. Piotra i chorągiew Rzymu, prosząc jednocześnie o przesłanie legata, który odbierze na rzecz władcy przysięgę posłuszeństwa od mieszkańców Rzymu. Prowadzone przezeń Państwo Kościelne nie próbowało być niepodległe, uznając zwierzchnictwo królestwa Franków. Wkrótce potem Karol Wielki wysłał do Rzymu swego kapelana dworskiego Angilberta, aby sprowadził „Ojca Świętego” na drogę cnoty („Upomnij pilnie papieża, aby dokonał zmiany swego trybu życia na bardziej zacny, a zwłaszcza nakłoń go do przestrzegania świętych ustaw kościelnych (...). A z wszelkim staraniem zwróć jego uwagę na wytępianie symonistycznego kacerstwa, które plami ciało świętego Kościoła w wielu miejscach, i na to, na co my obydwaj, jak sobie przypominasz, często się uskarżaliśmy”). Zapewne należy to traktować jako realną troskę zwierzchnika o jedną z jego krain, której szczególna rola polegała na sakralizowaniu polityki królewskiej. Wspomniane poselstwo przekazało papieżowi list, w którym jasno i wyraźnie zostały nakreślone kompetencje papieża jako kogoś wyłącznie od modłów i ceremonii, kto także w sprawach czysto kościelnych jest podporządkowany władzy, a najwyższa władza kościelna znajdowała się w Akwizgranie, nie w Rzymie.
Rolą Państwa Kościelnego było błogosławienie mieczy, łuków i toporów… Tak to sobie zapewne wyobrażali władcy chrześcijańscy, skoro zgodzili się na wykreowanie owego tworu (nad którym później nie mogli już zapanować). Przewodnictwo moralne czy odkrywanie prawa Bożego na pewno nie było najważniejsze – papież miał nie tyle nauczać i pouczać, co celebrować i chwalić. Leon III musiał przełknąć, że jest „królem bez władzy”: Akwizgran, stolica najsilniejszego państwa Europy, regulował nawet najdrobniejsze sprawy – stamtąd kler dostał ogólny zakaz uczęszczania do gospód, posiadania psów, jastrzębi i kuglarzy. W ogóle prawie połowa ustawodawstwa Karolingów dotyczyła kwestii kościelnych – na przykład kształtu brody biskupiej, losów bękartów duchowieństwa, a także ludu bożego, który został zobowiązany do uczęszczania na msze… w butach. Naturalnie król Franków zajmował się też poważniejszymi decyzjami kościelnymi. Między innymi w roku 798 polecił papieżowi, aby podniósł Salzburg do rangi metropolii biskupiej i zorganizował synod, który potwierdzi potępienie hispanicus error (adopcjanizm) biskupa Feliksa. Domagał się tego mnich Alkuin, szef szkoły pałacowej w Akwizgranie. Co prawda aktu potępienia heretyckiej nauki o synostwie Bożym przez adopcję dokonano już na synodzie frankfurckim w 794 r., za poprzednika Leona, ale odbyło się to mimo protestów papieża, więc pozostawiło niedosyt. Leon natomiast był posłuszny i gdzie kazano mu święcić, tam kropił, co kazano potępić – potępił. Ku chwale Imperium! Po czterech latach tego pontyfikatu jego rzymskie otoczenie postanowiło dokonać zamachu stanu
Koronacja Karola Wielkiego
pontifeksa zamknięto w klasztorze św. Erazma, którego opat uczestniczył w owym spisku. Zaraz potem rozpoczęła się oficjalna procedura impeachmentu, czyli oficjalnego i ceremonialnego złożenia z urzędu. Leon przestał być papieżem. Przy pomocy przyjaciół udało mu się jednak wydostać z więziennego klasztoru i pognać przez Alpy na skargę do Karola Wielkiego, z którym się spotkał w Paderborn. Zaczął rozgłaszać horrendalną wersję wydarzeń, według której rzekomo wyrwano mu język i oślepiono, lecz dzięki cudownej interwencji świętego Piotra został uzdrowiony i wyrwany z łap zamachowców. Karol z niepokojem wysłuchał rewelacji pokiereszowanego najwyższego kapłana swego królestwa, ale nie chciał działać pochopnie. Papieski kronikarz odnotował, że wkrótce śladem zbiega ruszyli „nikczemni synowie szatana”, którzy po dotarciu na dwór Karola wnieśli przeciwko Leonowi formalne oskarżenie o łapówkarstwo, krzywoprzysięstwo i cudzołóstwo. Okazało się,
Laterańskim, aby ustalić okoliczności napadu i wniesionych oskarżeń. W wyniku dochodzenia doszli do wniosku, że oskarżenia przeciw papieżowi mogły być zasadne. Po kilku miesiącach Karol Wielki postanowił osobiście udać się do Rzymu i przeprowadzić proces przeciwko zwierzchnikowi swoich biskupów. Konsylium w tej sprawie, złożone z frankijskich i rzymskich notabli, odbyło się w Bazylice św. Piotra 1 grudnia 800 roku. Otwierając obrady, Karol powiedział, że ich celem jest zbadanie oskarżeń wysuwanych przeciwko papieżowi. Zgromadzeni dostojnicy uznali jednak, że nie mają zamiaru sądzić papieża. Leon zaproponował kompromisowe rozstrzygnięcie: publiczną przysięgę o swej niewinności… Co takiego stało się później, że zaledwie w ciągu paru tygodni papież został uniewinniony, jego przeciwnicy, którym na ogół dawano wiarę w sprawie oskarżeń, skazani na śmierć, a Karol Wielki namaszczony na „cesarza rzymskiego”?
23
Trudno jest ustalić, kto kogo skorumpował: czy to król zażyczył sobie godności rzymskiego cesarza w zamian za uniewinnienie, czy też sprytny Leon złożył taką propozycję. 23 grudnia na sesji plenarnej „Ojciec Święty” uroczyście przysiągł, trzymając wzniesioną nad głową Ewangelię, że nie poczuwa się do winy, po czym jego przeciwnicy zostali skazani na śmierć, ale wyrok ten na wniosek papieża zamieniono na wygnanie. 25 grudnia na mszy bożonarodzeniowej papież włożył na głowę Karola koronę cesarską, po czym klęknął przed nim i oddał mu hołd. W późniejszych czasach już żadnemu innemu papieżowi nie zgięły się w ten sposób kolana przed żadnym cesarzem... Po upływie lat papież wielokrotnie uskarżał się na to, że cesarz za bardzo ingeruje w sprawy Kościoła, niemniej jednak realnie niczego nie mógł wskórać. Jego najpoważniejszy sprzeciw wobec decyzji cesarskich, również jednak bezskuteczny, dotyczył sprawy filioque, czyli sporu, który zajmował głowy tysięcy teologów: kto był „matką” Ducha Świętego – gołębiego komponentu Trójcy Świętej. W roku 810 kler frankijski, który wyznawał zasadę filioque, mówiącą, że Duch pochodzi „od Ojca i Syna”, przekonał Karola, że powinien tę naukę zaprowadzić w całym swoim dominium. Cesarz zażądał więc, aby papież zmienił Credo. Kiedy ten zaoponował, władca sam rozesłał po całym swym cesarstwie znowelizowane zasady wiary. Tylko w samym Rzymie nie recytowano filioque. Przyjęto je tam dopiero dwa wieki później, co, jak pamiętamy, rozerwało cały chrześcijański świat na pół, gdyż na Wschodzie nie znano tej nowinki i poznać jej nie chciano. Nie tylko w sprawie filioque Rzym opierał się Akwizgranowi. Odrzucano tu także cały „renesans karoliński”, czyli działania na rzecz odnowy nauki i sztuki. W 813 r. Karol – już bez pomocy papieża – koronował na cesarza swojego syna Ludwika. Dopiero po śmierci Karola papież poczuł nieco więcej swobody. Wkrótce wykrył jednak nowy spisek na swoje życie i tron, wobec czego osobiście prowadził postępowanie przeciwko spiskowcom, których ujawnił całe setki. Wiele osób skazał wówczas na karę śmierci, a ponieważ nie musiał już odgrywać miłosierdzia dla buntowników, wyroki wykonano. Rzymianie nienawidzili swojego władcy. Na wieść o zgonie papieża tłumy splądrowały podmiejskie pałace papieskie i narodziła się nowa antyklerykalna tradycja: „W późniejszym okresie stało się już powszechnym zwyczajem (aż do XVIII w.), że lud rzymski grabił pałac stanowiący własność tego kardynała, który został wybrany na papieża” (J.W. Kowalski). Wiele wieków później kanonizowano Leona III za cud odrośnięcia języka i odzyskania wzroku, co sam papież swego czasu wymyślił… MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
P
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
ierwsze symptomy problemów z nerkami odkrywane są dopiero po badaniu laboratoryjnym lub w zaawansowanym stadium choroby. W większości przypadków, kiedy choroba zostanie rozpoznana w rozwiniętym stadium, na leczenie bywa już za późno i można jedynie łagodzić jej skutki. Nerki są niezbędne do życia i niemożliwe do zastąpienia przez inne organy. Ustanie ich pracy, a co za tym idzie, zaprzestanie wydalania moczu, w bardzo krótkim czasie prowadzi do śmiertelnego zatrucia. Nerki prawie natychmiast reagują na każdą zmianę w ilości wody ogólnoustrojowej i zawartych w niej składników. To, co jest niepotrzebne lub w nadmiarze, usuwają, a to, co potrzebne albo w niedoborze – zatrzymują lub z powrotem wchłaniają. Prawidłowa czynność nerek zapewnia więc optymalne warunki do pracy wszystkich narządów i tkanek w organizmie. Nerki mają kształt podobny do ziarna fasoli, są wielkości mniej więcej ludzkiej pięści i ważą około 130 gramów, a znajdują się prawie symetrycznie po dwóch stronach kręgosłupa. Są doskonale ukrwione, a krew przepływa przez nie z prędkością 1 litra na minutę, czyli prawie 1500 l na dobę. Czasem zdarza się, że zamiast dwóch, ktoś ma tylko jedną nerkę. Jeśli jest zdrowa, świetnie daje sobie radę, gdyż znacznie się wtedy rozrasta, aby powiększyć swoje możliwości filtracyjno-wydalnicze. Tak dzieje się również wówczas, gdy jedna z nerek zostanie usunięta (w wyniku choroby lub na przykład… kłopotów finansowych). I dopóki miąższ nerki sprawnie działa, nic złego w organizmie się nie dzieje. Najczęstszym schorzeniem układu moczowego, w skład którego wchodzą nerki, jest zapalenie pęcherza moczowego. Cztery razy częściej cierpią na nie kobiety niż mężczyźni. Winne zachorowaniom są bakterie, wirusy, grzyby albo pasożyty. Dostają się przez cewkę moczową do pęcherza i w głąb aż do górnego odcinka układu moczowego. Do lekarza zgłaszamy się zwykle dopiero wtedy, gdy mamy trudności podczas oddawania moczu, czujemy pieczenie albo ból. Nieraz męczy nas, prawie bez przerwy, parcie na pęcherz, a temperatura ciała wzrasta powyżej 37° C. Zapalenie w porę wykryte może być skutecznie leczone metodami naturalnymi bez stosowania silnych farmaceutyków. Niestety, choroba ta ma skłonności do powracania. Wystarczy posiedzieć chwilę na chłodnej ławce lub kamieniu, a znów możemy spodziewać się bólu. Jeżeli opisanym wyżej dolegliwościom towarzyszy wysoka temperatura – nawet 40° C, nudności, wymioty, silne bóle w okolicy lędźwi, może to być ostre odmiedniczkowe zapalenie nerek, wymagające leczenia szpitalnego. Zdarza się ono często u starszych mężczyzn z przerostem gruczołu krokowego, czyli prostaty. Przewlekła
Nasze filtry bezcenne Chore nerki mogą być przyczyną poważnych problemów zdrowotnych, tym bardziej że chorzy w początkowych fazach bardzo często nie odczuwają żadnych dolegliwości. forma przerostu nieodwracalnie uszkadza nerki. Wtedy jedynym ratunkiem bywa dializa, czyli okresowe podłączenie do sztucznej nerki. A gdy jest to możliwe (znajdzie się odpowiedni dawca) – przeszczep. Podobno aż 30 procent chorych, których trzeba stale dializować, to ludzie o nerkach zniszczonych przez powracające infekcje układu moczowego. Dlatego nie wolno doprowadzać do ich powrotów i lekceważyć żadnych, nawet najmniejszych zakażeń. Jeśli stwierdzamy u siebie trudności w oddawaniu moczu, pieczenie czy bóle w dole brzucha, musimy natychmiast reagować. Jeśli natomiast zakażenie kilkakrotnie powraca, konieczne są badania szpitalne. Osoby powyżej 50. roku życia (nawet jeśli nie odczuwają żadnych nieprzyjemnych objawów) raz w roku powinny zrobić profilaktyczne badania moczu. Pozwoli to na wykrycie ewentualnych skrycie przebiegających infekcji. Inną, częstą dolegliwością jest kamica nerkowa. Choroba ta rozwija się bezobjawowo, a dopiero w momencie, gdy zebrany piasek lub kamień zaczyna przesuwać się z nerki do jej ujścia i moczowodu, pojawia się napad kolki nerkowej – czyli bardzo silny ból w okolicy lędźwiowej promieniujący często w okolice podbrzusza i krocza. Innymi objawami są parcie na pęcherz i zabarwienie moczu krwią. W momencie wystąpienia kolki nerkowej chory powinien przyjąć środki przeciwbólowe i rozkurczające. Zalecane są: picie dużych ilości naparów z kwiatu czarnego bzu lub brzozy, wodę „Jana” oraz ciepłe okłady i kąpiele. W przypadku mniejszych kamieni nerkowych (do 6 mm) powinno nastąpić ich naturalne wydalenie wraz z moczem. W przypadku większych kamieni stosuje się metodę endoskopową lub litotrypsję, czyli kruszenie kamienia ultradźwiękami. Bardzo ważne jest, aby wydalane kamienie zbierać w celu przekazania ich do analizy. Dzięki temu będzie możliwe określenie ich składu chemicznego, co pozwoli na zastosowanie adekwatnej kuracji i dobór właściwej diety. Kamienie bowiem mogą mieć pochodzenie moczanowe,
szczawianowe, fosforanowe lub wapniowe. Przy każdej postaci kamicy zaleca się przyjmowanie minimum 2,5 litra płynów dziennie. Aby pomóc sobie w początkowej fazie infekcji, czasami wystarczy cieplejsza niż zazwyczaj kąpiel rano i wieczorem. Można do niej dodać napar z ziół (po łyżce kwiatu rumianku, ziela nawłoci i krwawnika oraz liści szałwii zalanych litrem wrzątku i parzonych pod przykryciem 15 minut). Po przecedzeniu wlewamy napar do wanny i dolewamy tyle gorącej wody, by, gdy siedzimy, sięgała nam tylko do talii. Taka nasiadówka powinna trwać 15–20 minut. Przeciwzapalnie i rozkurczowo działają też ziołowe parówki. Można je przygotować z ziół takich jak do nasiadówek. Po odcedzeniu napar wlewamy do małej miski z gorącą wodą. Najpierw kucamy nad nią (potem można usiąść) i od talii przykrywamy się ręcznikiem. Taka parówka powinna trwać około 20 minut. Zarówno do nasiadówek, jak i parówek stosuje się też gotowe mieszanki, dostępne w aptece, takie jak femonisept, vagolavit czy vagosan.
Pamiętajmy, że parówki i nasiadówki robimy tylko wieczorem, przed snem. Używać też możemy poduszek elektrycznych lub termoforów w celu podtrzymania podwyższonej temperatury ciała w okolicy podbrzusza, która ułatwia leukocytom walkę z infekcjami. W ciągu dnia natomiast starajmy się pić nawet do 1,5 l specjalnych ziołowych herbatek, które działają moczopędnie i łagodzą objawy zapalenia. Mogą to być gotowe mieszanki: urovit, urosan, nefrobonisan albo napary z wybranego ziela, np. czarnego bzu, nawłoci, skrzypu, pokrzywy, bratka, mniszka czy brzozy. Łyżkę ziół zalewamy szklanką wrzątku i parzymy pod przykryciem przez 15 minut. Aby rozpuścić kamienie nerkowe domowym sposobem, możemy sporządzić sobie wywar z ziemniaków. W tym celu zalewamy kilogram umytych starannie i nieobranych ziemniaków z ekologicznych upraw dwoma litrami wody. Dodajemy do nich 2 łyżki stołowe skrzypu i gotujemy, aż ziemniaki będą miękkie. W ciągu dnia wypijamy 2 szklanki wywaru. Kuracja trwa 2–3 miesięcy.
TABELA ŻYWIENIOWA PRZY DANEJ KAMICY NERKOWEJ Kamica moczanowa Produkty niewskazane: czekolada, kakao, mocna herbata, kawa, wieprzowina, baranina, sardynki, śledzie, kawior, orzechy. Produkty dozwolone w ograniczonych ilościach: ryby, mięso wołowe/cielęce lub drób (maks. 150 gram na dobę, najlepiej gotowane), wywary mięsne i grzybowe, rośliny strączkowe. Produkty zalecane: cukier, mleko, warzywa, owoce, potrawy mączne. Kamica szczawianowa Produkty niewskazane: czekolada, kakao, szczaw, szpinak, rabarbar, agrest, suszone śliwki, rzepa, mocna herbata, pieprz prawdziwy. Produkty dozwolone w ograniczonych ilościach: cukier, mleko, jajka, ziemniaki, śliwki świeże, truskawki, marchew, buraki, groch oraz inne rośliny strączkowe. Produkty zalecane: mięso (wszystkie gatunki – szczególnie drobiowe), ryby. Zioła wskazane: ziele nawłoci, ziele rdestu ptasiego i ziele skrzypu (przyprawiać według przepisu). Kamica fosforanowa Produkty niewskazane: mleko, jaja, sery, rośliny strączkowe, alkaliczne wody mineralne. Produkty dozwolone w ograniczonych ilościach: warzywa oraz owoce. Produkty zalecane: ryby i mięso, kasza, makarony, masło. Zioła wskazane: ziele skrzypu, owocnia fasoli, korzeń wilżyny, kwiat wiązówki. Kamica wapniowa Produkty niewskazane: szpinak, rabarbar, agrest, rodzynki, śliwki, goździki, borówki, winogrona, rośliny strączkowe, kakao oraz szczaw. Produkty dozwolone w ograniczonych ilościach: mleko i przetwory mleczne, fasola, pomidor, brukselka, pomarańcza, ananas, truskawka.
Inny sposób to kąpiele w wywarze z siana i słomy owsianej. 3 garście siana i 2 garście słomy gotujemy około pół godziny, odcedzamy i wywar wlewamy do wanny z gorącą wodą. Siano i słomę oraz 50 dag drożdży wkładamy do woreczka lnianego i zanurzamy go w naszej kąpieli. Woda powinna mieć temperaturę około 43° C i nie powinna nam sięgać wyżej niż do pasa. Chore i źle funkcjonujące nerki mogą być też jedną z przyczyn nadciśnienia. Otóż spowolnienie ich czynności wymusi na sercu wzmożoną pracę, aby zwiększyć ilość i szybkość krwi przepływającej przez te naturalne filtry. Organizm w ten sposób broni się przed zbyt powolnym usuwaniem toksyn z organizmu. Siłą rzeczy spowoduje to nadciśnienie tętnicze. Jeśli uda nam się usprawnić pracę nerek, automatycznie zlikwidujemy nadciśnienie bez potrzeby stosowania drogich i często mających poważne skutki uboczne farmaceutyków. Zresztą w takim przypadku farmakologiczne obniżanie ciśnienia bez rozpoznania jego przyczyny jest niezwykle niebezpieczne, gdyż spowoduje zatrucie ustroju szkodliwymi metabolitami. Zwracajmy więc lekarzom uwagę na prawidłowe rozpoznanie przyczyn nadciśnienia, zwłaszcza jeśli obserwujemy u siebie objawy infekcji lub kamicy nerek. Aby zapobiec powyższej sytuacji, możemy sporządzić mieszankę ziołową, którą będziemy przyjmować doustnie dwa razy dziennie po 60 kropel. A oto jej składniki (kupujemy po jednej buteleczce każdego z poniższych produktów): wyciąg z kasztanowca, wyciąg z jemioły, wyciąg z mniszka, wyciąg z łopianu, wyciąg z brzozy, wyciąg z głogu, nerwosol, pectosol. Wszystko mieszamy w jednej butelce z ciemnego szkła, trzymamy w chłodnym miejscu i stosujemy aż do wyraźnej poprawy zdrowia. 30 kropel dziennie możemy też przyjmować profilaktycznie. Wiadomością pocieszającą dla wszystkich cierpiących na kamicę nerek jest fakt, że całkiem skutecznym środkiem pomagającym się jej pozbyć jest piwo. Piwosze rzadko miewają kamicę. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
25
GŁASKANIE JEŻA
Pluskwy Są satyrycy, którzy osiągnęli samo dno (albo nigdy się od niego nie odbili). Są i tacy, którzy zagrzebali się w muł pod tym dnem. Albo jeszcze głębiej. Ci rozpoczęli wydawanie czasopisma „Pinezki”. Dwa złote. Tyle wydałem, by przekonać się, co kryje ów śmierdzący siarkowodorowymi wyziewami denny muł. Jeśli za owo „wzorcowe, modelowe” dno można uznać „satyryczne” pisemka Bubla raczące nas haniebnymi dowcipami typu: „Co robi mały Żyd w kominie? Czeka na mamusię”, to wydaje się, że „Pinezki” zeszły jeszcze niżej. Tytuł sugeruje ewentualnemu klientowi, że gazetka w jakiś sposób nawiązuje do tradycji niegdysiejszych, skrzących się dowcipem „Szpilek”. O mój Boże, nawiązuje… tak jak krowie gówno może nawiązywać do czekolady!
Tamto czasopismo, założone jeszcze przed wojną, tworzyły tuzy polskiej satyry: Lipiński, Tuwim, Gałczyński, Lec, Słonimski, Toeplitz, Przybora, Tym, Urban, Lengren, Czeczot, Lutczyn, Mleczko, Sawka i inni. Wystarczy? Jeśli chcecie poczuć różnicę, to biegnijcie do kiosków po „Pinezki”, by nacieszyć oko i ucho ciężkim jak młot dowcipem Rewińskiego, Wolskiego, Sakiewicza, Pietrzaka i kilku innych. Samym naczelnym jest Jerzy Targalski. Wesoły facecik. Poznajecie? To ten, który jako wiceprezes Polskiego Radia mówił do dziennikarek, że są „starymi kobietami o średniej wieku jak na cmentarzu, złogami gomułkowskimi na usługach ubekistanu itd.”. Dowcipniś, nieprawdaż? Wybitne redaktorki PR, na przykład Maria Szabłowska, aż popłakały się ze śmiechu.
A tak na marginesie… czy coś Wam ten redakcyjny skład przypomina? Skądś znacie tę kompaniję? Ależ tak, przecież to niemal kompletny zespół „Gazety Polskiej”, który jak widać postanowił sobie dorobić – najpierw na Smoleńsku, a teraz na boku. Choć o zrywaniu boków ze śmiechu trudno tu mówić. „Pinezki” to tak zwana satyra polityczna, w niesłusznych czasach określana jako zaangażowana. Lotna jak… lotny jest patrol katechetyczny. Oto na przykład autorzy pisemka, by nie narazić się na procesy, ukrywają pod pseudonimami cele swoich personalnych ataków. I tak Justyna Pochanke to „Pochamka”, Kamil Durczok to „Durniok”, Kuba Wojewódzki to „Kupa Wojewódzka”, Agnieszka Kublik to „Morda Wkublik”, Wojciech Czuchnowski – „Bardzo Cuchnowski”, Anna Mucha zaś to „Substytutka”, a Maciej Maleńczuk – „Prostytut”. No jak tam, już pękacie ze śmiechu? Jeszcze nie? Idźmy zatem dalej, do pierwszego z brzegu przykładu. Oto Sakiewicz i spółka rozszyfrowują skrót nowej partyjki PJN, największego ich wroga. Jak? A tak: Patrzcie Jak Nasraliśmy; Pakt Jedności Nikczemników.
A oto kilka próbek satyry w wydaniu „Pinezek”: „Jesteśmy do dupy. Do dupy. Do dupy. Kurwa do dupy (…). Mielona zmarła. O ch.j. Wszyscy tu są do dupy. Do dupy. Jak zwykle do dupy”. To niby redakcja „Gazety Wyborczej” sama o sobie. A co, już myśleliście, że to samokrytyka redakcji „Pinezek”? Inni wrogowie gazetopolskiego dodatku to m.in. Putin i Tusk, którzy ręka w rękę postanowili zniszczyć Polskę. „Satyryk” od Sakiewicza widzi to tak: „Wy nie wicie a ja wiem Jak rozmawiać trzeba z psem Bo poznałem język psi Jako żołnierz WSI. Putin woła: – Do mnie psie! I już Donald odzywa się”. Gdy Putin akurat nie każe premierowi Tuskowi (zwanemu w „Pinezkach” KonDonkiem) aportować, to ten może się pomodlić. Modlitwa Donalda wygląda tak: „Aniele Merkel Stróżu mój Ty zawsze przy mnie halt-uj Rano – wieczór… Morgen Und abend…! Amen”. Ciekawe, czy autor fraszki jest mocno upośledzony umysłowo, czy tylko akurat bezpiecznie pijany. Jest też coś o Michniku…
„Czas odpowiedź dać w ankiecie: Kim jest Michnik, jego kasta? Najsprytniejszy Żyd w powiecie. Komuch stary! No i basta!” …a nawet o Palikocie: „Unia chce dać nieco szmalu Powstanie cud oczyszczalnia By z fekaliami spłynęła Największa lubelska kanalia…”. Do kogo adresowane są „Pinezki”? Na oko wygląda na to, że do tego samego targetu, który czyta „Gazetę Polską”, słucha Radia Maryja i ogląda TV Trwam. Obawiam się jednak, że potencjalny odbiorca nie zmieści się w grupie tzw. prawdziwych Polaków, bo ci raczej nie wytrzymają pokaźnej liczby słów na „k”, „ch” i „p”, pomieszczonych na każdej stronie pisemka. Więc dla kogo są de facto „Pinezki”? Wydaje się, że dla grupy frustratów, którzy je tworzą – dla zespołu TFUrców (absolutnie duże TFU!), których już nikt nie chce oglądać, czytać i słuchać… poza nimi samymi. Z całej gazetki najbardziej akuratna i trafiona wydaje się jej nazwa. W końcu słowo „pinezki” pochodzi od francuskiego punaise, co znaczy „pluskwy”. Choć równie dobrze (a nawet jeszcze lepiej) gazetka mogłaby nazywać się „Lentes”, co z kolei oznacza „gnidy”. MAREK SZENBORN
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja przejęła prowadzenie fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, która ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także biednym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego (możliwość odpisania wpłat w wysokości 1 procenta od podatku dochodowego, z podaniem numeru KRS: 0000274691) i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata” Zielona 15, 90-601 Łódź nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291
26
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
RACJONALIŚCI
O
d czasów Mikołaja Reja w sposób dość istotny zmienił się język polski, ale nic a nic nie zmieniła się mentalność kleru katolickiego. Wierszyk „Pleban pieska na cmyntarzu pochował” mógłby na dobrą sprawę być napisany wczoraj.
Okienko z wierszem Plebanowi zdechł piesek, w którym się był kochał. Schował go na cmyntarzu, więc ji biskup pozwał. Pleban, wziąwszy dukatów, biskupowi podał, Powiedając, że: „– Ten pies krześcijańsko skonał. Pieniądze, ksze biskupie, wam wszytki odkazał, Mnie jedno trycezymę mówić za się kazał”. Biskup, wziąwszy pieniądze, rozgrzeszył plebana, A z pieska też uczynił wnet parochijana.
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Edward Bok Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 508 543 629 tel. 607 811 780 tel. 504 715 111 tel. 604 939 427 tel. 607 708 631 tel. 692 226 020 tel. 501 760 011 tel. 667 252 030 tel, 606 870 540 tel. 797 194 707 tel. 691 943 633 tel. 606 681 923 tel. 609 770 655 tel. 512 312 606 tel. 61 821 74 06 tel. 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
S
towarzyszenie RACJONALNA POLSKA i partia RACJA Polskiej Lewicy brały czynny udział w przygotowaniu i w konferencjach szkoleniowych zorganizowanych przez Europejski Uniwersytet Ludowy. Cykl trzech konferencji przeprowadzonych w 2009 i 2010 roku to kilkadziesiąt godzin wykładów i dyskusji o Europie, Unii Europejskiej i postawach obywatelskich. Podczas pierwszego spotkania w Warszawie (listopad 2009 r.) dyskutowano o ruchach obywatelskich od końca wojny do końca lat 80. ubiegłego wieku. W lutym 2010 r. w Katowicach kontynuowano temat z naciskiem na przemiany w Europie w ostatnich 20 latach. Gospodarka, przemiany społeczne, wzrost znaczenia obywateli i ich wpływu na państwo czy wreszcie światopoglądowa rewolucja – to niektóre z poruszanych problemów. „W Polsce zachowuje się pozory demokracji, jednakże żadna poważna decyzja dotycząca państwa nie może zostać podjęta bez uzyskania zgody hierarchii kościelnej, czy to na poziomie kraju, czy nawet samorządu” – mówił w obecności wielu gości z zagranicy Dariusz Lekki z katowickiej RACJI PL.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Ani triumf, ani zgon W lipcu 2011 roku Polska obejmuje przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Przygotowania idą pełną parą. Na razie w gwizdek. Świadomość, że sukces prezydencji to szansa zabłyśnięcia na forum międzynarodowym, nie przekłada się na twórczą dyskusję o priorytetach i konkretnych celach polskiej polityki oraz inicjatywach wartych realizowania w Unii Europejskiej. Destrukcyjna jest bowiem wiedza, że nawet fatalne przewodnictwo niczym nie grozi, co jasno pokazali Czesi. Skoro ani tryumf, ani zgon, to po co się wysilać. Zapewne dlatego umysły polityków koalicji i opozycji przez długi czas zaprzątał wyłącznie termin wyborów parlamentarnych 2011 roku. Czy mają być przed prezydencją, czy w trakcie? Zamiast zapytać premiera Tuska, co postanowił, dowodzili biedacy wyższości wiosny nad jesienią lub odwrotnie. W końcu 21 lipca 2010 roku rząd przyjął główne przesłania polskiej prezydencji. Jeszcze niewiążące, ale jeśli nie będzie lepszych pomysłów, zostaną ostatecznie zaklepane i zaprezentowane w czerwcu 2011 roku, już jako program. Są to: ~ wieloletnie ramy finansowe 2014–2020, czyli negocjacje unijnego budżetu, ~ stosunki ze Wschodem, w tym zacieśnienie współpracy gospodarczej, tworzenie stref wolnego handlu i zawieranie umów stowarzyszeniowych z krajami objętymi partnerstwem wschodnim, ~ wzmocnienie rynku wewnętrznego Unii Europejskiej poprzez liberalizację przepływu towarów, osób, usług i kapitału,
~ wzmocnienie zewnętrznej polityki energetycznej UE w oparciu o zapisy Traktatu lizbońskiego, ~ wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony, a zwłaszcza podniesienie sprawności UE w sferze zarządzania kryzysowego, pogłębienie współpracy państw członkowskich w dziedzinie obronności i partnerstwa z NATO,
~ podjęcie tematu pełnego wykorzystania kapitału intelektualnego Europy w celu poprawy spójności społecznej, gospodarczej i terytorialnej Unii. Na pierwszy rzut oka widać całkowity brak problematyki związanej z prawami człowieka. To kompromitujące, ale niestety w pełni uzasadnione. Polska, choć stale chełpi się tolerancją i solidarnością społeczną, ma poważne problemy z przestrzeganiem, a nawet z promocją uniwersalnych ludzkich praw. Zmiana tego stanu wymaga przede wszystkim: ~ pełnej akceptacji całości przepisów Karty praw podstawowych, czyli odstąpienia od protokołu nr 7 (tzw. protokół brytyjski) dołączonego
Po pierwsze – wiedza
do Traktatu lizbońskiego, a będącego klauzulą opt-out, podpisaną pod naciskiem Episkopatu Polski, ~ ratyfikowania Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawach osób niepełnosprawnych wraz z protokołem dodatkowym, ~ prawidłowego wdrożenia przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania, w tym opracowania i przyjęcia przez Radę Ministrów Krajowego programu działań na rzecz równego traktowania, ~ wdrażania zaleceń Komitetu Praw Człowieka ONZ z rozpatrzenia VI Sprawozdania okresowego Polski z realizacji postanowień Międzynarodowego paktu praw obywatelskich i politycznych (http://www. interwencjaprawna. pl/docs/uwagi-koncowe-komitetu-praw-czlowieka. pdf), ~ reagowania na wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Prezydencja w Unii Europejskiej jest rotacyjna. Dwa państwa członkowskie rocznie. Drugą taką szansę będziemy mieć najwcześniej za czternaście lat. Jeśli Unia się rozszerzy – jeszcze później. Triumf jest możliwy. Warunkiem koniecznym, choć oczywiście niewystarczającym, jest uwolnienie się od przemożnego wpływu Kościoła. Trudniejsze, jeśli faktycznie 1 maja JPII zostanie santo po sześciu latach. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Trzecie spotkanie w Saint-Ouen we Francji (październik 2010 r.) dotyczyło tego, co nas czeka. „Jaka przyszłość dla Europy?” – pytano, biorąc pod uwagę obecne problemy społeczno-gospodarcze. Ewa Wojnicka, przedstawicielka RACJI PL, w swoim wystąpieniu zauważyła: „Mamy wielu polityków, wiele osób ze świata kultury i nauki, którzy jawnie sprzeciwiają się traktowaniu Kościoła katolickiego jako jedynego i tak uprzywilejowanego. Za sprawą tego przysłowiowego „kamyka” zaczyna powoli osuwać się lawina, która, mam nadzieję, zmiecie te wszystkie zależności i zaczniemy żyć w kraju neutralnym światopoglądowo”. W konferencjach uczestniczyło wielu przedstawicieli świata nauki, kultury, organizacji społecznych czy politycznych. Europejski Uniwersytet Ludowy to działające na gruncie wielu państw kontynentu stowarzyszenie, które za cel stawia sobie przede wszystkim edukować o Europie i kształcić europejskie poczucie obywatelskie. „Dekonstruować stereotypy narodowe, klasowe. Walczyć z nacjonalizmem, rasizmem, seksizmem” – tak zapisano w statucie organizacji. Przedstawicielką EUL jest Monika Karbowska. BP Fot. strona EUL
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Jaka jest różnica między rosyjskim optymistą, pesymistą i realistą? Optymista uczy się angielskiego. Pesymista – chińskiego. Realista siedzi w domu i czyści kałasznikowa. ~ ~ ~ Dlaczego na świecie potrzebni są i optymiści, i pesymiści? Bo gdy optymista skonstruował samolot, pesymista natychmiast wynalazł spadochron. ~ ~ ~ Co jest gorsze od znalezienia robaka w ugryzionym właśnie jabłku? Znalezienie połowy robaka...
1
M
Ą
12
2 2
A 10
G
Jasio, pisząc wypracowanie, pyta ojca: – Tato, jak się powinno pisać: Królowa Lodu czy Królowa Loda? – To zależy, synu, czy chcesz, żeby była postacią negatywną, czy pozytywną... KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) przemądrzała Ala, 5) z transparentem pod parlamentem, 9) żeby go przebić, nie wystarczy głowa, 10) bywa mądrą przepowiednią albo idiotyczną brednią, 11) wyprowadzka pod most, 13) można do niego dojść w dyskusji, 14) czasem spuszcza się na kwintę, 15) na głowie Afrodyty, 17) kara dla posła, 18) wyzywanie, ale nie na pojedynek, 20) jedyny w swoim rodzaju, 21) pełna wina u Rzymianina, 22) czapka z rogami, 25) płaszcz z niego nosisz do kaloszy, 26) w sali koncertowej styka, 27) plączą się podczas gonitwy, 29) kraina polarnika, 32) stolarz od półek?, 35) co to za ssak, co lata jak ptak?, 36) niezwykłe losy – dla tego, który ma mocne pazury, 39) wyciąg nie tylko dla narciarzy, 43) trwa w uporze, 44) co bank może zrobić z dyskiem?, 46) czas, gdy Hitler gnębił nas, 47) na przodzie w pochodzie, 50) przydatne naczynie, bo wypróżnione, 52) wystarczy podpaść, by ją mieć, 53) połączenie dzięki sprzączce, 54) para admirałów, 55) biały w antykwariacie, 57) lata koło nosa, 58) do nich się dąży, w więzieniu, 59) cytrusowy dostojnik, 60) facet, który truje szczury, 61) warzy dla marynarzy, 62) wciągana przez narkomana, 63) służy do wyciągania wniosków, z zalania. Pionowo: 1) bóg z czekolady, 2) z nim katolicy nie dyskutują, 3) na weselu gra na akord, 4) uwodzi Antka, 5) świat go obwołał królem rock and rolla, 6) kanapka dla podróżnych, 7) dziewczę z emalii, 8) stoi otworem za Bosforem, 10) piąta woda po kisielu, 12) afrobogini, 13) choć powszechna jest na świecie, leku na nią nie znajdziecie, 16) to w nim się pani na plaży smaży, 17) śpiewał i grał „No woman, no cry”, 19) wydanie, 22) on, jak mało kto, umie po francusku, 23) ruda na nim jeździć potrafi, 24) dzieci odbiera, 27) w biednej krainie nie płynie, 28) cały doskonały, 30) nie grozi ci nędza, gdy masz w nim księdza, 31) Anglicy ją piją, 33) kocha Finlandię, a Żytnią niekoniecznie, 34) ogród z wężem, 36) parę złotych na poczet pełnej kwoty, 37) tam rosną róże, małe i duże, 38) siedzi w areszcie, lecz nie za karę, 40) cesarski styl, 41) szatana wielbiciel, 42) kasa przez artystę wyciągana, z pana, 45) psy z czworaków, 46) umie odstąpić, nawet za darmo, 48) siła złego na jednego, 49) wodna – do kąpieli wichrzycieli, 51) UFO w Katowicach, 52) zabawki do hamowania, 56) na głowie na jawie, 58) rumiana, gdy buzia roześmiana.
R
O
S
18
13 Znaleziono na www.fajne-zdjecie.pl
P
43
Ł
Ł U
8
N
O 15
P
17
35
K
O
R
26
A
30
A
36
R
31
T
Ó 36
Z
D
3
A D
Y
R
16
E
K
K
R
59
13
M
1
K N
46
62
K
40
O
I
N
G
G
I
P
57
O
R
7
Y
R
U
U
21
N
F
K
D
A
T
T 33
F
40
E
U
P
R
L
E
44
I
C
A
27
A
34
R
41
C
J
C
E
I
A
Z
J
H
11
L
47
A
A Ż
E
E
A
P
I 58
42
N
C
C
K L
K
I 4
A
A
I K
29
L
Z 9
O
C
A
N
O
P
42
I S
R
T
A
16
P
Y
J
52
Y
R
O
M
O
F
D
S
R 46
A
R
31
M
Z
C
A
25
17
K 63
A
K
Ę Ę
E
Z
23
O
T
10
I
S
60
K
22
A
A
N
N
49
A
A
39
Ł
20
19
A
E
12
J 15
24
S
A
M
S
I 21
32
E
Z S
U
D
54
61
I
39
R 28
K A
L
I
N
26
28
A
L
T
O 45
48
A
Ę
R
A
33
M
E
41
O
S
K
K
Ż
8
T
M
Z
C
A
E
S
Y W
A
Z
A
S
Ą
34
R
D
S
T
O
W
O
A
E
C
P
Ś
45
S
56
U
I
O
37
K
M
43
51
S
Y
K
T
11
A M
A
53
I
T
L
47
O
A
E
14
E 23
7
I
U
L
30
K
R
18
T
G
S N
O
6
I
E
K
I
F M
A
27
32
O
A
N
35
K
19
N
A
R
R
E 55
5
P
A
T
K
38
A
S
A 50
O
U
14
O
N
O
44
I
E 37
Z
M
Y
38
M
D
R
P
9
R N
5
A
E
E
K
4
L
O
22
L
E
29
N
T
R
T
T
6
A
A
A K
M
O
25
G
M
I
3
R
O
C
20
D
L
E
24
R
I
Z
A
w pprawym dolnym LLitery itery zz pól pól ponumerowanych ponumerowanych w rawym d olnym rrogu ogu uutworzą tworzą rrozwiązanie. ozwiązanie M
1
U
14
I
Ą S
2
15
38
T
3
16
D
22
T
D
23
A
39
K
40
R Ę
4
17
L
24
Y P
G
5
U
J
A
T
E
W
Y
G
18
25
41
19
26
42
6
20
27
43
Ł E
7
U
8
P
9
I
10
E
11
M
12
13
21
G
O
L
Ą
28
44
T
29
45
30
D
46
E
31
N
32
Ś
33
W
34
I
35
A
36
T
37
A
47
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 53/2010: „Kim, do cholery, jest ten kretes, i dlaczego zawsze wygrywa?”. Nagrody otrzymują: Alojzy Nastały z Białegostoku, Danuta Adamska z Dąbrowy Górniczej, Zygmunt Niedbała z Tarnowskich Gór. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł na drugi kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł na drugi kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
Nr 2 (567) 14–20 I 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE Autonomia po polsku
Rys. Tomasz Kapuściński
Fot. P.K.
J
ak to mówią, żadna praca nie hańbi, ale każda męczy. ~ W ubiegłym roku, według Instytutu Badań Rynkowych, zdecydowane niezadowolenie ze swojej pracy deklarowało 39 proc. Polaków. Najczęściej przeszkadza nam stres, zmęczenie nadmiarem bądź rutyną wykonywanych obowiązków. Wśród najmłodszych ankietowanych (18–24 lat) tylko co piąty badany chciał w obecnej firmie pracować za 5 lat. ~ Firma Reabur zbadała, w jakich środowiskach zawodowych najczęściej dochodzi do intymnych relacji w pracy. Najbardziej wyuzdani okazali się pracownicy fabryk. „Wyniki wcale mnie nie zaskoczyły. W fabrykach wiele czynności wciąż się powtarza, a umysł wędruje sobie gdzie chce – również do tych ekscytujących obszarów ludzkiej wyobraźni” – skomentowała sytuację dyrektorka Reabur. Na drugim miejscu uplasowali się pracownicy biurowi, potem kolejno – barmani, akwizytorzy i hydraulicy. ~ Plotkowanie w firmie zwiększa wydajność pracowników – dowiedli naukowcy. Duński uczony Annefloor Klep przekonuje, że zwłaszcza gromadne obgadywanie szefa pozwala zespołowi lepiej się poznać i zjednoczyć przeciwko wspólnemu „wrogowi”. Dzięki temu usprawnia się wymiana informacji między współpracownikami i łatwiej radzą sobie z rozwiązywaniem problemów zawodowych.
CUDA-WIANKI
Róbmy swoje! ~ Jak wyobrażacie sobie pracę idealną? Irlandzkie biuro podróży Runaway Bride and Groom zatrudnia tzw. testerów miesięcy miodowych. Zadaniem pracownika jest podróż w egzotyczne miejsca, do których jeżdżą nowożeńcy (między innymi Tajlandia i Malediwy), i... zabawa na całego! Po powrocie musi zdać dokładną relację z wyprawy. ~ Na miłośników zwierząt czekają inne niepowtarzalne profesje. W Chinach możemy zostać pluszowym opiekunem małych pand. W praktyce oznacza to zapotrzebowanie na pracowników, którzy przebrani za mamy pandy karmią futrzaki, przytulają i okazują im dużo rodzicielskiej miłości.
~ Nie mniej oryginalne zajęcie znalazł sobie Acchan Miyan, 42-letni Hindus, zatrudniony jako odstraszacz małp. Na dworcu w Delhi – całkowicie opanowanym przez małpy – Acchan biega przebrany za lemura i przegania czworonożne towarzystwo. JC