Po kapłanach gwałcących dzieci, aferzystach, przemytnikach i złodziejach...
KSIĄDZ: aktor porno i terrorysta INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 3 (150) 17 – 23 stycznia 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 13
Kradną, dokonują rozbojów, uprawiają prostytucję. Wszystko po to, żeby przeżyć jeszcze jeden dzień w dżungli wielkich miast. Polskie „wilczki” – bez ideałów, bez nadziei, bez dzieciństwa. Dla nich słowa songu Kaczmarskiego „Obława” nabierają innego znaczenia: „Nie dajcie z siebie zedrzeć skór, brońcie się i wy, o bracia wilcy, brońcie się, nim wszyscy wyginiecie”. Ü Str. 3, 11
Zabić księdza II
Urzędnicy IPN – tworu polskiej pseudodemokracji – sowicie opłacani z naszych pieniędzy zrobią wszystko, aby nie odcięto ich od państwowego koryta. Marnując dziesiątki milionów, skazali na wieloletnie więzienia czterech starców, którzy nie mają szans na doczekanie końca kary. Chcą też po raz kolejny rozgrzebywać groby w Katyniu i badać pod mikroskopem wymazy z bunkra w Kazuniu (na zdjęciu), gdzie być może przetrzymywano księdza Popiełuszkę. Groby męczenników wykorzystują dla swych własnych, merkantylnych interesów.
Ü Str. 7
Kobieta papieża Nazywano ją „papieżycą”. Tak wielki wpływ wywierała na mężczyznę swojego życia – papieża – że odnosiło się wrażenie, iż to ona kieruje sprawami Watykanu. Zimna, władcza, zaborcza i bezwzględna – taka była Franciszka Lehnert, niemiecka mniszka, kobieta papieża Piusa XII. Tego pantoflarza chce Jan Paweł II wynieść na ołtarze...
Ü Str. 14
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FA K T Y POLSKA Afera Rywina (postawiono mu już zarzut płatnej protekcji), której celem jest odstrzelenie przez „Wyborczą” samego premiera, zatacza coraz szersze kręgi. Prawdopodobnie z nagrania Michnika usunięto fragmenty wskazujące, że Rywin prowadził negocjacje także na polecenie Agory. Mówią, że jak się dwóch chłopów (Miller z Michnikiem po Kopenhadze) całuje, to jeden z nich źle skończy. Andrzej Lepper zagroził, że Samoobrona porzuci koalicje z SLD i PSL w kilku województwach. Lepperowcy nie są zadowoleni z polityki prowadzonej przez współkoalicjantów. Odejście Samoobrony będzie prawdopodobnie oznaczało przejęcie władzy przez prawicę. Kim Dzonk Lepper? Tegoroczna Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy była jak zawsze rekordowa. Zebrała ponad 30 mln złotych i zaangażowała 120 tys. wolontariuszy. Owsiakowa impreza jest największą charytatywną akcją w Europie. Kapelana nie mają, Papa do nich nie przemówił, serduszka nie poświęcone... Katolickie Forum Kobiet Polskich zaatakowało Ministerstwo Zdrowia za pomysł dopłat do środków antykoncepcyjnych, a minister Jarugę-Nowacką zrugało za projekt wprowadzenia do lekcji wychowania do życia w rodzinie elementów wychowania (tfu!) seksualnego, m.in. informacji o antykoncepcji, inicjacji seksualnej oraz mniejszościach seksualnych. I słusznie, wszak od inicjacji nieletnich mamy księży dobrodziejów. Prezydent udał się wraz z pięcioosobową delegacją do USA, dla oszczędności samolotem rejsowym. W czasie wizyty minister Cimoszewicz zwrócił uwagę partnerom zza oceanu na horrendalne opłaty przy składaniu podań o wizy amerykańskie i złe traktowanie obywateli polskich przekraczających granicę USA. Gazeta „New York Times” napisała, że sprzedaż samolotów do Polski może drogo kosztować podatnika amerykańskiego ze względu na gwarancje kredytowe, jakich udzielił naszemu krajowi rząd USA. Zamiast podziękować za możliwość zakupu F-16, polscy politycy pojechali z pretensjami? Eksperci Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji mają wątpliwości co do wniosku o koncesję na telewizję Rydzykową „Trwam”. Fundacja „Lux Veritatis” nie potrafi wyjaśnić, czy zaciągnięta przez nią pożyczka (9 mln złotych) na rozruch stacji nie doprowadzi do utraty niezależności finansowej przedsięwzięcia. Nie wiadomo także, kto Rydzykowi pożyczył te pieniądze... Może koledzy z żebraczych zakonów? WARSZAWA Ujawniono, że trzy stołeczne agencje modelek eksportowały polskie piękności do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Tam dziewczyny pracowały jako luksusowe prostytutki, otrzymując za tydzień pracy 2 tys. USD i hojne prezenty. Okazuje się, że z naszym eksportem nie jest wcale tak źle. A co to będzie w Unii...?! Zamieszany w aferę Paetza, oficjalny agent Watykanu – nuncjusz Józef Kowalczyk – odprawił mszę kończącą obchody stulecia urodzin Escrivy, założyciela Opus Dei. Arcybiskup Kowalczyk nazwał nowego świętego i współpracownika faszystów „bożym wybrańcem” i „naśladowcą Chrystusa”. Na świętości Escrivy nie poznali się jednak najbliżsi. Podobnie jak na Paetzowej. CZĘSTOCHOWA W karetce pogotowia zmarł 79-letni pacjent z rozległym zawałem serca. Wcześniej ambulans krążył z nim ponad godzinę po mieście i okolicach, ale w 9 szpitalach nie było miejsca ani żadnego respiratora do ratowania chorego. Zgon nastąpił w drodze do – oddalonego o 60 km – szpitala w Sosnowcu. Trzeba było od razu zawieźć nieszczęśnika pod cudowny obraz Czarnej Madonny, do cudownej kaplicy odnowionej niedawno za prawie 10 milionów... OPOLE Na przełomie maja i czerwca wyruszy, jak to określono, „sztafeta biegowa do Unii Europejskiej” szlakiem 15 sanktuariów maryjnych. Jej finał będzie miał miejsce w hiszpańskim Santiago de Compostella. Dla jednych Europa bez granic to wolność i prawa człowieka, dla innych zakurzone sanktuaria. WATYKAN Papa potępił ewentualną inwazję na Irak. „Nie wolno uciekać się do wojny, nawet gdy chodzi o tzw. dobro wspólne. Politycy powinni powiedzieć »nie« wojnie i egoizmowi”. Miło obserwować, jak papiestwo (które kiedyś samo prowadziło wojny) się nawraca. JPII, który dyżurnie współczuje wszelkim cierpiącym, pożałował także rosyjskich katolików. Przyprawił swoich wyznawców o zbiorową palpitację serc, wyznając: „ich sytuacja jest powodem mojego głębokiego cierpienia”. Zamiast odgrywać sceny męczeństwa, JPII mógłby uderzyć się we własną pierś – antykatolicka nagonka to efekt jego awanturniczej polityki wschodniej. ROSJA Prasa rosyjska opublikowała dokument potwierdzający urzędowe nagabywanie firm o wpłaty na cele wyznaniowe. Przedsiębiorcy skarżą się na władze Moskwy, które wymuszają na nich „darowizny” mające pokryć długi powstałe po odbudowie gigantycznej cerkwi katedralnej Chrystusa Zbawiciela. Urzędnicy doliczają im dodatkowe kwoty do czynszów albo wprost żądają haraczu. Ot, i jest pomysł na sfinansowanie Glempowej Opatrzności. KOREA POŁUDNIOWA Azjatycki tygrys ma nowego prezydenta – Roh Moo-hyuna. Przywódca kraju jest katolikiem nawróconym na religię papieża 17 lat temu. Jak sam wyznaje: „gdy pytają mnie o chrzest, czuję się nieco zawstydzony. W przeszłości bowiem byłem osobą bardzo logiczną i racjonalną...” Otóż to, facet – BYŁEŚ – otóż to!
KOMENTARZ NACZELNEGO
Pershing, Malizna, Michalik... R
óżni przestępcy różnie tłumaczą się ze swoich przestępstw. Więzienni psychologowie wskazują, zresztą słusznie, rozmaite podłoża zbrodni. I tak: mordercy mogli być w dzieciństwie niedopieszczani przez swoich rodziców, złodzieje mieli kompleks najbiedniejszego ucznia w klasie, a gwałcicieli dzieci... przyciąga do swych ofiar ich niewinność. Inaczej jest w przypadku księży. Oni – popełniając przestępstwa – wyrażają wolę swojego Boga i kochają Kościół. Arcybiskup Józef Michalik to persona z pierwszej piątki, tj. biura politycznego episkopatu, wielki orędownik antyunijny, udzielny książę na ziemi przemyskiej. Ma pod sobą prawie dwa miliony dusz z trzech diecezji, a w tamtym terenie statystyki kościelne przekładają się na stan faktyczny. Tenże Michalik udzielił „Wyborczej” wywiadu, który zamieszczono również na portalu gazeta.pl. (9.01). Pretekstem do wywiadu był m.in. urlop, na który Michalik wysłał proboszcza z Tylawy, przeciwko któremu prokuratura prowadzi postępowanie o molestowanie małych dziewczynek. Urlop ten polega na pozostawieniu księdza w parafii, z dziećmi... Popatrzmy, jak arcypasterz broni swoich owieczek i kogo za te owieczki uważa. „Każdy człowiek odpowiada za swoje czyny – twierdzi mądrze purpurat – ale (...) historia poucza, że kiedy chce się przeprowadzić atak na Kościół, trzeba przygotować grunt przez oskarżania księży i zakonów o nadużycia seksualne oraz wszelkie inne”. To już klasyka – kto kopnął w dupę księdza, ten kopnął Przenajświętszy Sakrament, który ksiądz ma... w dłoniach, znieważył więc Kościół, czyli Boga! Dalej Michalik załamuje ręce nad historią wielkich prześladowań księży za Henryka VIII, rewolucji francuskiej i Bismarcka. Przechodzi gładko do Busha juniora oraz fałszywych oskarżeń, które obecnie „obejmują różne kraje i sytuacje”. Otóż, gdyby nie arcybiskup, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że cały ten ogromny skandal z molestowaniem dzieci przez amerykańskich chłopców w koloratkach to... jedna wielka fikcja! Niewinnie oskarżono trzystu Bogu ducha winnych księży, a setki dzieciaków umówiło się i łże na obrazę boską i własne zatracenie. „W USA wcale nie chodzi o czystość obyczajów, ale o pieniądze na odszkodowania” – twierdzi Michalik, najwidoczniej głodny chleba, o którym myśli... Problem leży gdzie indziej i, na Boga, nie są nim te wstrętne, zakłamane bachory. Problemem są relacje biskupów z kapłanami w kontekście nagonki na księży ze strony organów ścigania (także w Polsce!). Jak wiemy, biskupi poinstruowani przez Watykan nagminnie ukrywają księży pedofilów, przenosząc ich na inne parafie. Arcybiskup Michalik jest gorącym orędownikiem ukrywania przestępców: „Czy biskup może zdradzić zawierzone mu z zaufaniem przez kapłana problemy np. życia seksualnego czy innych uchybień moralnych? Obowiązkiem biskupa jest wtedy pomóc księdzu. (...) Żądanie donosu na księdza stawiane biskupom ma określony cel – wznieść mur nieufności w Kościele między biskupami a kapłanami, kapłanami i wiernymi. Tylko w oparciu o zaufanie można owocnie pracować. Natomiast jest jasne, że dowiadując się z zewnątrz, nie ze spowiedzi (!) o przestępstwie seksualnym księdza, biskup ma obowiązek zareagować sankcjami kościelnymi. Określa je Kodeks prawa kanonicznego (...) Oskarżony o podobne przestępstwa ma prawo poznać zarzuty i udzielić wyjaśnień, zanim otrzyma zakaz odprawiania Mszy św. i sprawowania sakramentów”. Na Boga! Toż to prawie lincz! Jakie to sankcje kościelne przewiduje się dla kapłanów pedofilów? W teorii – „Kościół nie może tolerować grzechu, zgorszenia, krzywdy i kłamstwa ani stwarzać okazji do kolejnego grzechu”. W praktyce – prawie wyłącznie przeniesienia na inną parafię, i to tylko wówczas, gdy sprawa stała się publiczna. Czyż Kościół nie jest miłosierny?! No, co innego takie matki zbrodniarki, które pozbyły się płodu, albo lekarze mordercy, którzy im w tym pomogli – ci powinni siedzieć w więzieniach. Tak jak zresztą
wszyscy przestępcy niebędący księżmi. O tym, że wobec duchownych w Polsce prawie nie stosuje się (wobec rozmiaru nadużyć) świeckiego prawa, wie każdy głupi. Ale chyba po raz pierwszy publicznie i oficjalnie domaga się tego hierarcha tak wysokiej rangi jak abp Michalik. Przyznajmy jednak, czyni to w imię wyższego celu – aby biskupi mogli ufać swoim księżom, a księża wiernym i na odwrót. Czyż to nie piękne podejście; ideał, jakich w tych czasach mało. Ukrywanie księży pedofilów, przenoszenie ich potajemnie na kolejne parafie, gdzie mogą dalej, polując na dzieci, zmagać się ze swoim grzechem, cierpiąc dla Chrystusa. Jakże silne więzi tworzą się wtedy w relacjach biskup i podległy mu kapłan! Tylko wtedy można „owocnie pracować”... Michalik nie ma żadnych wątpliwości, że obecna fala napaści na księży to kontynuacja kulturkampfu i prześladowań komunistycznych, że to „temat zastępczy”, a chodzi „o przysłonięcie innych zamiarów”, czyli – jak zwykle – o walkę z Bogiem. Arcybiskup zaleca „przechowywać w pamięci oszczerców i przestrzegać przed nimi, polecając ich sprawiedliwości Najwyższego Sędziego”. Ja, dla odmiany, zalecam przechować arcybiskupa – w pamięci, a nawet w więzieniu. Polecam też jego publiczne wypowiedzi polskiemu wymiarowi sprawiedliwości – prokuratorowi i sędziom ziemskim – choć wiem, że pozostanie on nietykalny, podobnie jak jego kolega z Poznania. Na wszelki wypadek i gwoli przypomnienia: art. 239 kk – [Poplecznictwo] Kto utrudnia lub udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa (...) uniknąć odpowiedzialności karnej, w szczególności kto sprawcę ukrywa (...) podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Art. 240 – [Niezawiadomienie o przestępstwie] Kto, mając wiarygodną wiadomość (...) do lat 3. Kłania się także art. 18 kk o podżeganiu i pomocnictwie. Wszystkie odnoszą się do abp. Michalika, zwierzchnika nad 7 biskupami i 1830 księżmi, wielkiego autorytetu w całym polskim Kościele. I moglibyśmy na tym zakończyć, gdyby nie ciekawy wątek zawarty w artykule „Polska hipokryzja” z ostatniej „Niedzieli”. Dowiadujemy się z niego, że polski wymiar sprawiedliwości (tak silnie przestraszony, gdy ma do czynienia z urzędnikami Watykanu) charakteryzuje „jawna hipokryzja”, a jego obłuda „jest aż nadto widoczna”. W tym przypadku chodzi o umorzenie śledztwa wobec „Trybuny”, na łamach której Zbigniew Wiszniewski w 1997 roku nazwał papieża prostackim wikarym. „Z jednej strony kochamy papieża i z honorami przyjmujemy go w ojczyźnie, z drugiej pozwalamy bezkarnie znieważać” – czytamy głos oburzenia niedzielnej dziennikarki. Skoro obłudnikami i hipokrytami są ci, którzy nie podejmują działań przewidzianych prawem, to może jednak wszyscy są zdrowi...? Na następnej stronie tej samej gazety spotykamy komentarz... arcybiskupa Józefa Michalika na temat duchowego przeżywania uroczystości Trzech Króli, czyli... zagrożeń ze strony szatańskiej Unii i cywilizacji śmierci. „Działania poprzednich rządów doprowadziły do kalekiej, powiedzmy, bo niezdecydowanej obrony życia poczętego, a mimo to uczciwe analizy potwierdzają, że zmniejszyła się liczba zabijanych istnień ludzkich” – kłamie Michalik. A całe dzieło – jak na ironię – zaczyna od śródtytułu PRAWDA DOMAGA SIĘ ODWAGI i tekstu: „Jutrzejsza uroczystość Objawienia Pańskiego (...) inspiruje do pochylenia się nad problemem odpowiedzialności za szukanie prawdy i świadczenie o niej. W sposób szczególny uprawnieni, ale i zobowiązani są do tego ludzie wykształceni, czyli tzw. inteligencja”. Chcę Was wyprowadzić z błędu, Michalik. Otóż nie jesteście szermierzem prawdy i z odwagą też nie macie nic wspólnego. Jesteście za to niepospolitym, bo wyjątkowo bezczelnym przestępcą – Wy i Wam podobne święte krowy. W imię własnych „prawd” krzywdzicie niewinne dzieci. Ale JONASZ Wasz czas jest krótki. Fot. PAP
2
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
S
tefek nie mógł zarobić w tym dniu paru groszy, więc w nerwach zabił babkę patelnią; 15-letnia Marlena – jak sama mówi – zwalcza bezrobocie dupą. Podobnie – tą częścią ciała – zarabia na życie Adam. 15-letni Jacek z podwrocławskiej wioski napisał w pożegnalnym liście, że nie może już znieść widoku płaczącej matki i zdesperowanego ojca, bezskutecznie poszukującego pracy. Nie chcę już być dla was ciężarem – dodał chłopak i powiesił się na framudze drzwi. Przed tym desperackim aktem on również przez dwa tygodnie bezskutecznie szukał dla siebie i ojca jakiejkolwiek dorywczej roboty. Na pogrzebie zjawiła się cała wieś i szkoła Jacka. Nad trumną wychowawczyni wygłosiła mowę pożegnalną, zadając na koniec histeryczne pytanie: – Jacku, dlaczego? – Bo takie czasy, proszę pani – odpowiedziała jej klasa! Dolny Śląsk nazywany był kiedyś szumnie regionem młodości. Wyż demograficzny szedł w parze z silnym uprzemysłowieniem. W Kotlinie Kłodzkiej i na wałbrzyskim podgórzu całe miasta utrzymywane były przez kopalnie, huty, branże włókiennicze, zakłady metalurgiczne. Obecnie większość tych molochów-mecenasów już nie istnieje, więc przeraźliwa bieda zapanowała w Wałbrzychu, Nowej Rudzie, Bielawie, Ząbkowicach. Coraz bardziej głodno jest też we Wrocławiu. Sprywatyzowane z wielką pompą sztandarowe dla tego miasta przedsiębiorstwa „zaorała” zachodnia konkurencja, inne ledwie zipią. Teraz już nikt nie wspomina o wyżu demograficznym, za to w zastraszającym tempie rośnie krzywa statystyczna samobójstw, co ma ścisły związek z ogólnym bezrobociem. Ludzie zazdroszczą tym, którzy w rodzinie mają emerytów czy rencistów, bo przy takim „krezusie” zawsze można się pożywić. Pochodną tej sytuacji jest plaga żebractwa
3
GORĄCY TEMAT
Wilczęta z czarnych podwórzy i pospolitych przestępstw kryminalnych z udziałem młodzieży, coraz bardziej bezwzględnej i zdeprawowanej. Totalnie rozprzężone są więzi rodzinne. Niedawno wnuczek zabił babcię, bo kazała mu odgrzać na patelni czerstwy, przyniesiony z darmowej garkuchni chleb. No to jej roztrzaskał głowę tym naczyniem, po czym spokojnie udał się na policję.
mogło to wystarczyć? Żałuje tylko jednego, że tego dnia zaspał i nie poszedł z kumplami na szaber, kable wycinać... Opiekunowie Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej znają dobrze tę rodzinę. Żadna tam patologiczna. Idziemy do nich z pracownikami MOPS, bo prokuratura zażądała wywiadu środowiskowego. Małe, komu-
Mogliśmy z nim porozmawiać. 15-letni Stefek nie wykazywał żadnej skruchy. Beznamiętnym wzruszeniem ramion skwitował pytanie o przyczynę zbrodni: – Stało się i już! Jasne, że żałuje, bo babka była w porządku. Jak w domu nie było nic do zjedzenia, to zawsze poratowała dwuzłotówką, coś tam upichciła na dodatek. Ale w tym dniu on był zły, od rana polował na wózki pod jednym z supermarketów, by zarobić chociaż kilka złotych. Ale przegoniła go na kopach zorganizowana grupa rówieśników. A w domu starzy siedzą na bezrobociu, nie mają już prawa do zasiłku, matka ostatnio przyniosła 50 zł zapomogi, to na ile
nalne mieszkanie przy ul. Pułaskiego. Rodzice roztrzęsieni, do tej pory nie mogą dojść do siebie. To wszystko, panie, przez tę biedę – przekonuje ojciec, głęboko zaciągając się papierosem marki „Pal Mniej”. On, ślusarz z zawodu, stracił robotę w Pafawagu, żona pracowała przy taśmie „w tym zakładzie elektronicznym przy Ostrowskiego, co go już dawno nie ma”. Od dwóch, a może i więcej lat utrzymują się z dorywczych prac, ale zimą i o nie ciężko. Pan Stanisław wzdycha, że chciał nawet iść na wysypisko śmieci, ale takiego „eldorada” we Wrocławiu nie ma. Latem dorabiał przy malowaniu mieszkań, bo się na tym zna, za grosze wszystkim
Rozmowa z Mezem – wokalistą poznańskiego zespołu Lajner – Co wyróżnia hip-hop spośród innych gatunków muzyki? – Jest to nie tylko muzyka, ale również sposób na życie. Wielu młodych ludzi przytłoczonych jest rzeczywistością. Brak pracy, perspektyw, zamknięte domy kultury, elitarny sport. Duża część młodzieży znalazła się na marginesie. Nikt się nimi nie interesuje. Część wybiera alkohol i narkotyki, niektórzy trafiają do grup przestępczych. Hip-hop to alternatywa, którą młodzież stworzyła sobie sama. Zamiast brać narkotyki, hiphopowcy słuchają muzyki, chodzą na koncerty, tańczą i sami nagrywają piosenki. To dla nich oderwanie od szarej codzienności. – Nagrywanie piosenek też jest chyba zajęciem elitarnym? – Niezupełnie. Dostępność komputerów jest duża, a to wystarczy. Program do robienia muzyki, trochę talentu, chęci i determinacji. – Jak zaczęła się twoja przygoda z hip-hopem? – Było to w roku 1994. Pożyczyłem od kolegi dwie płyty z tą muzyką i tak się to
znajomym odnowił chałupy, a o swoją nie ma jak zadbać. Farba kosztuje, a zresztą i tak czekają na eksmisję, bo już od dłuższego czasu nie płacą czynszu. Najbardziej ucieszyła ich ostatnia informacja z obrad Sejmu, że teraz na bruk już nie będą wyrzucać, komórkę jakąś muszą dać! Dobrze, że opieka pomogła im z uregulowaniem należności za energię elektryczną, bo inaczej po ciemku by siedzieli, jak te szczury. Z pomocy kościelnej skorzystali tylko raz, pan Stanisław przyniósł do domu paczkę, a w niej starą czapkę wełnianą, letnią koszulę w kwiatki i dla żony bluzkę oraz żółtą marynarkę. – A nalatałem się, panie, za tymi „darami”, jak głupi. Proboszcz musiał mi wystawić zaświadczenie, że rzymskokatolik jestem, i to praktykujący. Przegonili mnie po całym mieście dla kilku nieprzydatnych szmat. Na Hawajach byłyby dobre, ale tu? Ojciec twierdzi, że Stefka coś opętało. Bo on dobry dzieciak był. Niedawno do domu przyniósł zamarzniętego gołębia, w którym tliło się jeszcze życie: – Mówiłem mu, że już nic z tego nie będzie, żeby dał za wygraną, a my mielibyśmy lekki rosołek. Nawet go nie tknął, a przecież był głodny.
Psy i frajerzy Miejsce zamieszkania Stefka określane jest mianem trójkąta bermudzkiego. Watahy młodych ludzi okupują po zmroku pustostany, podwórka, skwery, ulice. Tutaj chlebem powszednim jest zazwyczaj foliowa torebka z butaprenem, oddalająca uczucie głodu i beznadziei. Policjanci z pobliskiego komisariatu „Rakowiec” z powagą oświadczają, że na tym terenie już dziesięciolatkowie mają za sobą inicjację seksualną i przestępczą. Na potwierdzenie
Hip-hop – sposób na życie zaczęło. Później były kolejne płyty, koncerty i dość szybko sam poczułem potrzebę tworzenia. Najpierw oczywiście były teksty pisane do szuflady. Ale już w pierwszej klasie liceum nagrałem pierwszą płytę. Dziś mam za sobą już trzy i ogromną ochotę na następne. – Jakie jest wasze miejsce na polskiej scenie muzycznej? – Naszą muzykę określa się jako niezależną. Wiele zespołów określanych jako niezależne nagrywa na własną rękę tzw. nielegale, które potem krążą po osiedlach. Ale przez ostatnie dwa lata wiele się zmieni- Mezo (od ło. Weszły w to wytwórnie, nastąpiła komercjalizacja. Ma to dobre i złe strony. Na fali popularności hip-hopu wytwórnie płytowe próbują zarobić duże pieniądze, nie zawsze uczciwie. Niektórzy zapominają rozliczyć się z wykonawcami. Ale ja osobiście nie miałem takich doświadczeń.
prawej) wraz z członkiem zespołu Lajner – Jesteś autorem tekstów zespołu Lajner. O czym one mówią? – Generalnie hip-hop to teksty o życiu i otaczającej nas rzeczywistości, choć nie tylko. Niektórzy piszą teksty imprezowe, inni bawią się w poezję. Wiele zespołów hiphopowych
pokazują zatrzymaną grupkę pięciu chłopców. Najmłodszy ma 12, a najstarszy 15 lat. Wszyscy są podopiecznymi miejscowego ośrodka wychowawczo-resocjalizacyjnego. Efekty tej resocjalizacji są przerażające – do tej pory nieletniej szajce udowodniono popełnienie 132 czynów karalnych: kradzieży, włamań, napadów rabunkowych. Mają na koncie ciężkie pobicia. Te dzieciaki?! – To są wilczki – przekonuje funkcjonariusz – atakujące swoje ofiary znienacka i niezwykle brutalnie. Nawet wysportowany mężczyzna nie jest w stanie obronić się przed nimi. Strach pomyśleć, co z nich wyrośnie, skoro już teraz są totalnie zdeprawowani. Dla nich policja to psy, a normalni ludzie – frajerzy, których trzeba nap...ć! Szkoła jest bzdurą, bo życie to zabawa i picie. Rozmowa z nimi przypomina gadanie dziada do obrazu. Spróbuje pan z nimi pogadać? Próbuję. – Pędź frajerze! – syczy przez zęby chłopczyna o twarzy cherubinka, wyglądający najwyżej na osiem lat. Wie, że w świetle prawa jest bezkarny. Co im wszystkim można zrobić? Najwyżej odwieźć grzecznie do ośrodka, z którego i tak za kilka dni uciekną na łowy! Mimo wszystko pytamy jeszcze zatrzymanych o marzenia; przecież z pewnością je mają? Jeden mówi, że zostanie za kilka lat płatnym zabójcą, drugi chce handlować narkotykami i mieć kilka burdeli, bo to jest kasa i żyje się jak panisko.
Żadna praca nie hańbi Domy kultury, kluby sportowe polikwidowane, a jeśli nie, to nastawione na komercyjne szkolenie. Pozostają dyskoteki i kolorowy świat reklam. Ü DOKOŃCZENIE
NA STR.
11
rapuje wyłącznie krytyczne teksty, ale ja uważam, że życie ma również pozytywne strony i rymuję o tym. Chodzi mi o to, by młodzi ludzie zaktywizowali się, nie bali się podejmować inicjatyw i brać spraw w swoje ręce. Żyjemy w dziwnych czasach. Trudno dojść w życiu do czegoś, nie brudząc sobie rąk. Nie możemy jednak odrzucać ideałów, bo zginiemy już na starcie. – Czy zdarzają się teksty antyklerykalne? – Nie spotkałem się jeszcze z takimi. Jestem jednak pewien, że w najbliższym czasie afera z arcybiskupem Paetzem znajdzie swoje odbicie w tekstach. Przy okazji chciałem zaznaczyć, że cieszę się z istnienia gazety, która piętnuje takie sprawy. Szkoda, że ta afera nie została wyjaśniona do końca, ale u nas to normalne. – Jaki jest Twój stosunek do religii? – Wychowałem się w rodzinie katolickiej. Kilka lat temu dużo myślałem o Bogu i religii. Wierzę w Boga, ale sam szukam do niego drogi. Z instytucją Kościoła nie czuję się związany. Rozmawiali JAKUB PUCHAN, KATARZYNA POPIOŁEK Fot. Autor
4
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Jak czarny z czarnym Co dzień rano otwieram pocztę e-mailową, a dokładniej swoją skrzynkę
[email protected] i tam, pomiędzy nadzwyczaj interesującą korespondencją na rozmaite tematy, pojawia się wracające jak bumerang pytanie: „Co dalej z pedofilem Pawłowiczem?”. Nie tak dawno napisałem, że po namierzeniu zboczeńca na Ukrainie został on aresztowany. Na tym rola dziennikarzy „FiM” się skończyła i do sprawy wrócimy już tylko po to, aby zrelacjonować proces. A jednak pytanie PT Czytelników powraca, co oznacza, że zainteresowanie jedynym skutecznym śledztwem dziennikarskim w Polsce, które zakończyło się zapuszkowaniem księdza pedofila – nie gaśnie. Cóż... „vox czytelnikos, vox Dei” – jak mawiali starożytni redaktorzy. Aby sprostać zadaniu, odwiedziłem kilka dni temu Łęczycę, gdzie Pawłowicz żyje dostatnio na państwowym wikcie. My w „FiM” mamy swoje sposoby na zdobywanie informacji. Przyłożenie ucha do murów łęczyckiego więzienia nic nie dało, bo mury te mają 6 metrów grubości (sic!), więc trzeba było znaleźć odpowiednie ucho (i oko) i przerzucić je przez te mury... Nasz pupil ma farta, bo siedzi w celi trzyosobowej, co w porównaniu z innymi więźniami – zameldowanymi w przepełnionych, kilkunastoosobowych celach łęczyckiego pierdla – jest oznaką luksusu. Jego współwięźniem jest... najprawdziwszy Murzyn z Afryki równikowej – czarny jak heban i wielki jak baobab. Murzyn jest na ogół grzeczny, jednak Pawłowicz wkurzyłby nawet świętego. Negr święty nie jest. Otóż księżulo zapowiedział, że czego jak czego, ale kibla to on akurat myć (kiedy przyjdzie jego kolej) nie będzie. Jakżeby białe rączki nawykłe do liczenia tacy i kolędy oraz do głaskania młodych chłopców mogłyby się paprać w g...?! Na to potomek Zulusów wściekł się
okrutnie i „wytłumaczył” ręcznie księżulowi, że niewolnictwo już się dawno skończyło. Nasz wikary pokazał siniaki władzom więziennym, a te musiały wyjaśnić doniesienie. Kiedy przyszło jednak co do czego, nagle Pawłowiczowi odeszła ochota na rolę donosiciela i oświadczył zdumionym klawiszom, że towarzysz z celi to bardzo dobry i miły Murzynek. Przypuszczamy, że wcześniej musiało dojść do kolejnej rozmowy czarnego z czarnym „na szczycie”, w której Murzynek musiał księdzu coś obiecać... Wkrótce wikary z nudów wpadł na kolejny pomysł: – Będę odprawiał msze dla więźniów. Naczelnikowi więzienia szczena opadła: – Jakże ty możesz odprawiać msze, skoro nawet do kąpieli chodzisz z ochroniarzem, bo inni więźniowie uparli się, że „chcą cię poznać zdecydowanie bliżej”. (Podczas spaceru więźniowie krzyczeli do Pawłowicza: „Chodź tu do nas, ty... Już my cię wyspowiadamy”). – No to ja będę odprawiał msze w samotności – obwieścił pedofil. – To sobie odprawiaj w zamkniętej kaplicy – ucieszył się szef ciupy, myśląc, że ma kłopot z głowy. Mylił się. – Świetnie – uradował się Pawłowicz i dodał, że do mszy potrzebne mu jest wino mszalne i to w dużych ilościach. Naczelnik oniemiał i podobno już mu tak zostało. Oczywiście z wina wyszły nici, ale załoga więzienia w Łęczycy zachodzi w głowę, z jakimi to nowymi roszczeniami jaśnie pan ksiądz teraz wystąpi. Jak wystąpi, to znów je opiszemy. A tak na co dzień życie toczy się normalnie. Pawłowicza odwiedzają wysocy przedstawiciele kurii i o czymś z nim rozmawiają. Przyjechał też brat z Ukrainy. Aresztant dostaje smaczne paczki żywnościowe i czeka na początek procesu, który nastąpi najpewniej w połowie marca. I co? Czy mam Was uszczypnąć? Tak, tak – właśnie przeczytaliście o prześladowaniu katolickiego księdza w Polsce!!! MAREK SZENBORN
Święta Rodzina? Z okazji Niedzieli Świętej Rodziny papież wezwał katolików do naśladowania wzoru, jakim była rodzina Jezusa z Nazaretu. Czy JPII był świadom, jakie mogą być konsekwencje jego apelu? „Święta Rodzina z Nazaretu jest wzorem cnót ludzkich i nadprzyrodzonych dla wszystkich rodzin chrześcijańskich” – orzekła głowa wszystkich katolickich korpusów. Naszym zdaniem święta głowa nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co mówiła. Najsłynniejsza żydowska rodzina wszech czasów była bowiem zaprzeczeniem wielu kościelnych „cnót”. Jeżeli nawet przyjąć za prawdziwą katolicką wersję dziejów owego stadła, to przerażeniem napawa niechęć rodziców Jezusa do prokreacji. Według kościelnych specjalistów od historii, teologii i położnictwa Maryja nigdy innych dzieci poza cudownie poczętym Jezusem nie miała, bo jako Zawsze Dziewica mieć nie powinna. Ich zdaniem, spłodzenie potomstwa naturalną drogą z legalnym mężem przyniosłoby ujmę świętości Bożej Rodzicielce. Ludzkie rodzeństwo uwłaczałoby również
W
polskich wyższych sferach wytworzyła się moda, podobnie jak ongiś w cesarskim Wiedniu, na własnych dworskich kompozytorów i muzyków. Taki cesarz Franciszek Józef miał swoich królów walca: Johanna Straussa – ojca i syna – mistrzów operetki i wiedeńskich walców. Nie gorsza od cesarza jest pani prezydentowa Jolanta. Ona też ma swojego „króla” – Andre Rieu, dyrygenta i skrzypka, reklamowanego w Polsce jako króla walca. Mocno lansowane są jego nagrania, a i słusznie, bowiem pewna część zysku ze sprzedaży jego płyt przeznaczona jest na fundację Jolanty Kwaśniewskiej „Pomóż dzieciom”. Andre Rieu to przystojniaczek z zawodowym uśmiechem wiecznie przylepionym do twarzy, lata po estradzie ze skrzypcami w ręku jak Harry Potter na miotle, nie dyryguje, bo cały czas jest odwrócony plecami i zadkiem do orkiestry (twarzą do kamer i widowni). Muzyka ulubieńca prezydentowej to wciskanie kitu. Dżentelmen ten, bez żenady i bezkarnie, zrzyna aranżacje Glenna Millera. Tzw. miller sound to brzmienie kultowe, tak charakterystyczne, że można je rozróżnić wśród tysiąca innych – natomiast plagiatowanie millerowskich aranżacji, brzmienia i solówek przez Andre Rieu to kaszana. Reklamowanie tego muzyka i dyrygenta jako króla walca (taki był tytuł programu) jest taką samą prawdą jak ta, że Kuba Wojewódzki, anorektyczny narcyz, jest najlepiej zbudowanym mężczyzną w Polsce, zaraz po Adamie Małyszu. Wyłączam telewizor. Biorę gazetę do ręki i czytam, jak projektantka mody, Ewa Minge, zachwyca się gustem ładnej i powabnej Joli Kwaśniewskiej, jej wyczuciem trendów w światowej modzie. Według madame Minge, Kwaśniewska ubiera się świetnie i za każdym razem inaczej, ale zawsze stosownie do okoliczności. I to jest dopiero wciskanie kitu,
Jezusowi. Tymczasem katolickie żony i matki powinny nieustannie poczynać i rodzić ku chwale i sile Bożego Kościoła?! Jeżeli Maryja i Józef, żyjąc przez lata pod jednym dachem, tworzyli związek raczej klasztorny niż małżeński, to nie jest to perspektywa zachęcająca dla wiernych katolików. Zostawmy bajki dzieciom... bożym. W świetle opisów ewangelistów „Święta Rodzina” prezentuje się jednak nie mniej problematycznie. Obok Jezusa pojawia się spora gromadka braci i sióstr, ale rodzina ta, jak mówi papież, pełna „ludzkich i nadprzyrodzonych cnót” nijak nie chciała uwierzyć, że ich Jezus, dziewiczo poczęty, cudownie uratowany przed Herodem i odwiedzany przez królów-magów, jest kimś nadzwyczajnym. Mało tego, uważali go za szaleńca i próbowali przywołać do porządku! W podzięce ich syn i brat, dał do zrozumienia, że od własnej niewiernej rodziny woli obcych, ale za to bardziej wierzących. Ot, kochająca się rodzinka! Gdyby katolicy przemyśleli to, co im Najwyższa Głowa do wierzenia za wzór podaje, poszliby wreszcie po rozum do głów własnych, najwyraźniej nie za często odwiedzanych. Na szczęście dla papieża – jego wierni raczej go podziwiają niż słuchają, a jeżeli słuchają, to zanadto nie rozmyślają nad świętym papieskim słowem. Bo też i nie ma nad czym... MAREK KRAK
jeśli uprzytomnimy sobie, kim jest Ewa Minge. Jest ona projektantką strojów dla naszej First Lady. Cóż za skromność! Do wciskaczy kitu można również zaliczyć większość naszych „polytyków”, a ostatnio szczególnie jednego. Władysław Frasyniuk, lider zdychającej Unii Wolności, na łamach jednej z wrocławskich gazet tak wyjaśnia swoją klęskę w wyborach na prezydenta Wrocławia: „W mieście pojawiły się plotki przeciwne całej Unii Wolności. Ludzie mówili »Panie Władku, pan jesteś porządny fa-
i Maternie 60 tysięcy za jeden odcinek lichego programu. Waldemar Gasper jest czołowym funkcjonariuszem i ideologiem Opus Dei, katolickiej masonerii, ale jakoś temu arbitrowi chrześcijańskich wartości nie udało się w życiu zawodowym sprostać wyznawanym przez się ideałom. Kit i bajer, a życie sobie. Prałat Jankowski i premier Miller (wymieniam w kolejności znaczenia), dwóch wybitnych kitmenów, zjedli wspólnie obiadek w pałacu zwanym „plebanią św. Brygidy”, popili koniaczkiem i... Czer-
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Wciskacze kitu cet, ale za panem stoją środowiska obce, żydowskie«”. He, he, he! A ja do tej pory byłem przekonany, że Frasyniuk to porządny facet, który potrafi się przyznać do własnej porażki. Andrzej Urbański, wiceprezydent Warszawy, mówi: „...osobistym życzeniem Lecha Kaczyńskiego jest, żeby Warszawa przypominała taką Warszawę, jaką pamiętamy z lat 70. Warszawa była wtedy europejskim miastem kultury”. No nie! Czyżby Kaczyńskim zebrało się na uczucia i zatęsknili za komuną? Jeszcze jeden punkt dla komuny, że wcisnęła Kaczorom taki kit. Waldemar Gasper (pamiętacie pampersa?) to były prezes katolickiej telewizji Puls (Familijna). Mimo że była już w agonii, prezesunio nadal kupował auta najwyższej klasy, sukienki dla wykwintnych panienek, sam zarabiał 70 tysięcy złotych miesięcznie i charakternie płacił Mannowi
C
okolwiek wypowiedzą usta papieża, traktowane jest w Polsce jako bezdyskusyjny dogmat. Jego (często kontrowersyjne i antyhumanistyczne) wypowiedzi pozbawione są krytycznych komentarzy czy jakiejkolwiek polemiki. Tymczasem papież, choć przez niektórych uznawany za nieomylnego, myli się coraz częściej. Myli się w ocenie faktów, wyciąga błędne wnioski, tudzież mylne „prawdy” objawia. Dowodem może być jego niedawne wystąpienie na forum parlamentu włoskiego. Wówczas to wyrocznia oznajmiła, że „demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Tak się jednak składa, że znane z dawniejszej i nowszej historii systemy totalitarne (hitlerowskie Niemcy, ZSRR, Iran, Arabia Saudyjska, Irak, RPA itp.) zawsze opierały się na określonych wartościach swych ideologii,
wony dał Czarnemu licencję na wydobywanie bursztynu! Na tę wieść zzieleniałem na twarzy, oczy mi krwią nabiegły, wykrzyknąłem: „Maryjo, zawsze dziewico!” i poczułem taki niesmak, jak inni po Ukraince z agencji. Ojciec Tadeusz Rydzyk, cesarz kitu, mówi w wywiadzie do własnego dziennika: „gdy podawałem Komunię Świętą – widziałem niesamowitą miłość kobiet, mężczyzn, młodzieży, dzieci. Ktoś podchodzi do mnie i mówi: »Proszę ojca, przywiozłam chleb«, ktoś inny: »Ja z Kasinki kawałek kiełbasy i chleb«. Tak właśnie wyobrażam sobie Polaka, katolika, który kocha, myśli, nikomu nie zagraża, tylko buduje struktury dobra”. Doprawdy, wzrusza mnie ten Konik Garbusek polskiego kleru, ojciec Tadeuszek, to nasze słodkie misio-pysio, aczkolwiek nie chciałbym mieć takiego ojca. Wolałbym zostać sierotą. ANDRZEJ RODAN
również i religijnych. PRL też – przynajmniej teoretycznie – miał jakieś wartości. Dopiero kiedy kończą się wartości (ideologie) zaczyna się demokracja. Najlepszym przykładem jest tu ideologiczna dyktatura Kościoła papieskiego, która stanowi zaprzeczenie podstawowych idei chrześcijańskich, podobnie jak stalinizm był zaprzeczeniem idei komunizmu. Sam najwyższy kler – „nabuzowany” wartościami – twierdzi otwarcie, że z demokracją (tj. sprawiedliwością społeczną), Krk nie ma nic wspólnego. O dziwo, w takiej „bezwartościowej” Islandii od kilkuset lat funkcjonuje najstarszy parlament świata, a Szwajcaria, która nie wyznaje oficjalnych wartości, w żaden sposób nie chce „przemienić się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Jakie więc wnioski wypływają z nauk Ojca Świętego? Boże, wybacz mu, bo nie zawsze wie, co mówi! BŁAŻEJ KAJETAŃCZYK
Papież omylny
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
NA KLĘCZKACH
CO ICH RAJCUJE Według gubernatora Glempa najważniejszymi dla Kościoła zadaniami w 2003 roku jest wybudowanie Świątyni Opatrzności i przygotowanie do integracji z Unią. Populizm i korupcja to z kolei najbardziej bolesne, zdaniem abepe Życińskiego, zjawiska minionego roku. Hierarcha dorzucił do tego klonowanie człowieka, ale nawet nie zająknął się na temat pedofilii duchownych i wielkich afer (na przykład salezjańska czy „Stella Maris”). Okradanie biednych Polaków oraz gwałcenie dzieci, i to przez tych, którzy mają być moralnym wzorem, to widać według Kościoła ani hańba, ani wstyd. PaS
mają z nich zniknąć i... przenieść się ze swym zawodem pod dach. Zdaniem premiera to pociągnięcie uchroni prostytutki od „kryminalnej eksploatacji”. Dość ciekawa inicjatywa, zważywszy, że 40 lat temu we Włoszech zakazane zostały burdele – dokładnie z tego samego powodu. T.Sz.
KOLESIE
NIE SAMYM CHLEBEM... Zaktywizowało się międzynarodowe dzieło pomocy „Kirche In Not” i... zamierza upowszechniać różaniec. W końcu to rok różańca i wypada odpowiedzieć na apel JPII. Wezwano więc, by wszyscy odmawiali go codziennie. Organizacja będzie też zbierać różańce od ofiarodawców i przesyłać je tym, którzy ich nie mają. Sama Kuba chce 400 tys. różańców, ale tylko poświęconych przez Papę. Polska – pewnie każdą ilość. Specyficzna to misja pomocowa – biedakom koraliki zamiast chleba. PaS
PALACZE – NA ULICE, DZIWKI – POD DACH W okresie przedświątecznym włoski parlament nie zbijał bąków. Deputowani zrobili prezent niepalącym, ale tylko im, bo palacze wpadli we wściekłość. Uchwalono, że palący nie będą mogli praktykować swego nałogu w biurach, pociągach, barach, restauracjach oraz innych zamkniętych miejscach publicznych. Warunkiem zezwolenia na palenie w miejscach wyszynku ma być wydzielenie osobnej, zamkniętej sali dla palących, co w praktyce wiele kafejek doprowadzi do bankructwa. Palacze zostali wyrzuceni na ulicę, a tymczasem premier Berlusconi zadekretował, że prostytutki
Kościół prawosławny na Cyprze odrzucił plan pokojowy dla podzielonej wyspy, przedstawiony przez ONZ z inspiracji Unii Europejskiej. Cerkiew oceniła go jako nieuczciwy, bowiem uznający za fakt dokonany inwazję turecką na wyspę w 1974 r. Prawosławnym nie podoba się też nieproporcjonalna reprezentacja Greków i Turków we władzach. PaS
TACA NA SŁOWACJI
KATOLICKIE DOMINO Nowy uniwersytet katolicki „Ave Maria” ruszy we wrześniu na Florydzie. Finansuje go amerykański multimilioner Thomas Monagham, były właściciel sieci pizzerii Domino’s Pizza. Restauracji już się pozbył, a teraz to, co zarobił, wydaje na „słuszne” cele. Oprócz uczelni hojny fundator buduje spore akademickie miasteczko. Będzie kształcił 5 tysięcy studentów. Sam jest wychowankiem zakonnic. To się nazywa wychowanie! PaS
POKOJOWI – NIE!
Adwokacki Wyższy Sąd Dyscyplinarny dokonał nowej rewelacyjnej wykładni prawa. Uznał, że z korupcją nie ma nic wspólnego taka oto propozycja złożona sędziemu: „doprowadzę do wstrzymania druku artykułu o twojej przeszłości w zamian za znalezienie dobrych świadków w mojej sprawie”. To właśnie miał zaproponować sędziemu Andrzejowi Węgłowskiemu znany gdański mecenas i pełnomocnik „Życia” – Roman Nowosielski. Gdański sąd adwokacki uznał, że złamał on wszelkie zasady etyki i godności zawodowej. Nowosielski musiał zapłacić 3 tysiące zł kary i dostał zakaz szkolenia aplikantów. Od takiego orzeczenia się jednak odwołał, a jego koledzy z Wyższego Sądu uznali, że sprawy nie ma. Wtedy kasację złożyła Barbara Piwnik, ówczesna minister sprawiedliwości. Sędziowie Sądu Najwyższego nakazali więc Wyższemu Sądowi Dyscyplinarnemu ponownie zająć się sprawą. Ale nie ma to jak koledzy: akta przesłali z powrotem do Gdańska. We wrześniu sprawa się przedawni, a Nowosielskiemu włos z głowy nie spadnie. MP
WYTYCZNE Kościół idzie z pomocą swoim politykom. Watykan wydaje z myślą o nich specjalny dokument ze wskazówkami w konkretnych sprawach, a należy do nich aborcja, eutanazja, klonowanie. Vademecum przygotowała watykańska Kongregacja Nauki Wiary. Ma pomóc parlamentarzystom w podejmowaniu sprzeciwu wobec liberalnych ustaw dotyczących bioetyki. Smycz coraz krótsza. PaS
W połowie grudnia 2002 r. Kościół na Słowacji przeprowadził kampanię przeciwko pracy w niedziele. Firmowały ją Niezależne Chrześcijańskie Związki Zawodowe (NKOS). Jak twierdzi prezydent NKOS, P. Novoveský, „naszym celem jest to, aby parlament przyjął taką normę prawną, która w maksymalnym stopniu ograniczałaby pracę w niedziele”. Akcję poparła skwapliwie Konferencja Biskupów Słowacji oraz Ekumeniczna Rada Kościoła. Wnerwiają się ci, którzy właśnie w niedzielę mają czas na dokonywanie zakupów. No cóż, Kościół wyznaczył niedzielę na dzień wolny od pracy, ale nie od tacy. Jeśli ludzie pójdą do supermarketów, to kto da na tacę? BKJ
KATOLAND NA 36 PROCENT Amerykański dziennik „Christian Science Monitor” opublikował niedawno wyniki badań przeprowadzonych przez Pew Research Center for the People and the Press w 44 krajach świata. Wynika z nich, że najmniej bogobojnymi krajami są Francja i Czechy, gdzie jedynie 11 procent badanych uznało, iż religia gra ważną rolę w ich życiu. Niezbyt wysokie notowania ma religia w krajach najwyżej rozwiniętych, np. w Wielkiej Brytanii – 33 proc., w Niemczech – 21 proc., a w katolickich podobno Włoszech – zaledwie 27 proc. Najwyższy wskaźnik religijności to Senegal (97 proc.). W Polsce znaczenie religii doceniło... zaledwie 36 proc. badanych. Nijak to się ma do 97 procent katolików i do uzurpowania sobie przez Krk prawa do przemawiania w imieniu większości społeczeństwa. BKJ
CHOROBA ZAWODOWA? Jak podaje „Financial Times”, już co najmniej w 20 krajach świata postawiono oskarżenia wobec księży katolickich o dokonywanie przestępstw seksualnych wobec dzieci. W samych tylko Stanach
Zjednoczonych roszczenia sądowe ze strony ofiar przemocy seksualnej szacowane są na miliard dolarów. W okresie ostatnich dwóch lat ponad 300 spośród 46 tysięcy amerykańskich księży zrezygnowało, lub zostało pozbawionych prawa uprawiania kapłaństwa z powodu pedofilii. BKJ
UNIA POBIŁA PAPIEŻA Portal Wirtualna Polska w dniach 2–6 stycznia przeprowadził ankietę. Wzięło w niej udział 10 333 internautów, spośród których jedynie 33 procent uznało za najważniejsze wydarzenie 2002 r. wizytę w Polsce papieża Jana Pawła II, 18 proc. – aferę w łódzkim pogotowiu, po kilka zaledwie procent uzyskały wybory samorządowe oraz porażka polskiej reprezentacji piłki nożnej na mistrzostwach w Korei i Japonii. Najważniejszym zaś wydarzeniem, na które głosowało 47 procent uczestników ankiety, było zakończenie negocjacji Polski z Unią Europejską. Przynajmniej młodzi i wykształceni Polacy zamiast Kościoła wybierają przyszłość. Apostata
ZAKAŻĄ ŻEGNANIA? Donald Gorriet, szkocki parlamentarzysta, chce, by prawnie zakazano piłkarzom żegnania się przed wejściem na boisko sportowe. Zdaniem posła znak krzyża „w pewnych okolicznościach może być odebrany jako prowokacja” i dlatego piłkarze nie powinni okazywać swojej przynależności religijnej. Z kolei rzecznik prasowy miejscowej kurii, uznał pomysł Gorrieta za... prowokację i zamach na wolność religijną. W Szkocji dominującą religią jest protestantyzm. Bójki między kibicami klubów katolickich i protestanckich to codzienność. M. Kowalczyk
BENDER SKASOWANY Wojewoda lubelski uznał wszystkie uchwały sejmiku, podejmowane pod dyktando tandemu Bender-Podkański („FiM” 1/2003), za nieważne. A więc m.in. „ślubowanie” radnego Czeżyka,
5
dzięki któremu koalicja LPR i PSL zyskała większość, wybory marszałka itp. Bender próbował ostro atakować, ale zarówno taśmy wideo, jak i magnetofonowe, potwierdziły łamanie prawa. Obóz benderowski został więc skasowany i powstała nowa, wielce egzotyczna koalicja – SLD, PSL i Samoobrona – a marszałkiem został Henryk Makarewicz, były senator ludowców. Zyta Gilowska z PO, która tak zachwalała nielegalne działania Bendera w tej sprawie, będzie niepocieszona. Oj, Zyta, Zyta! MP
GORLIWOŚĆ PO WATYKAŃSKU W wywiadzie udzielonym portalowi gazeta.pl (patrz Komentarz Naczelnego) arcybiskup Michalik odniósł się do urlopowanego w końcu przez siebie proboszcza Michał M. z Tylawy, oskarżonego o czyny lubieżne i molestowanie wielu dziewczynek w ciągu kilkudziesięciu lat. Michalik po chamsku przejechał się po żonie księdza greckokatolickiego, która odważnie przerwała zmowę milczenia i arcybiskupa jako pierwszego powiadomiła o przestępstwie kapłana. Zarzucił kobiecie, że działa z kimś w zmowie, a tymczasem proboszcz M. pracował gorliwie dla Kościoła przez ponad 30 lat, „wybudował i wyremontował trzy kościoły. Do jednego z nich wpuścił grekokatolików na stałe współużywanie, ale mimo to wywołał niezadowolenie małżonki kapłańskiej. (...) Jest zniszczony zdrowotnie, nieuczciwe wysiłki małżeństwa księdza greckokatolickiego przyniosły zamierzony skutek”. EK
REKLAMA TRAGEDII Doczekaliśmy się reklamy prounijnej skierowanej do księży i antyunijnych dewotów. Bogusław Wołoszański przekonuje w niej, ba, uspokaja nawet, że interesy polskiej filii Kościoła w zjednoczonej Europie będą nienaruszone, a on sam, zgodnie z nadwiślańską tradycją, będzie mógł do woli cieszyć się autonomią i kolaborować z państwem, podobnie jak dzieje się to w Hiszpanii i we Włoszech. Po prostu kamień spadł nam z serca! EK
6
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
Niegospodarny jak poznaniak
C
zy można stracić dofinansowanie z UNESCO i bezpowrotnie przekreślić szanse na wpisanie zabytku na listę Światowego Dziedzictwa Kultury z powodu bezmyślności urzędników? Nic trudnego – jak pokazuje poznańska rzeczywistość. Na alarm uderzył wybitny specjalista w dziedzinie architektury, prof. dr hab. Jan Tajchman. Według niego, poznańska starówka (na zdjęciu) utraciła niepowtarzalną
okazję znalezienia się na liście Światowego Dziedzictwa Kultury (a co za tym idzie – szansę na dotacje z puli konserwacji zabytków) poprzez bezmyślną budowę nowej siedziby dla straży pożarnej. Remizę umiejscowiono na terenie byłej zajezdni MZK na ulicy Masztalarskiej. Jest to lokalizacja fatalna z kilku powodów. Po pierwsze: nowoczesna inwestycja w tym miejscu burzy dawny układ historyczny Poznania (to już wystarczy, aby poznańska starówka nie znalazła się na liście UNESCO). Po drugie: aby rozpocząć inwestycję w tym miejscu, trzeba było coś zrobić z pozostałościami historycznych murów. Inwestor – przy pełnej aprobacie miejskiego konserwatora zabytków – zalał wszystko betonem. Działanie to potępił nie tylko prof. Tajchman, ale również Towarzystwo Przyjaciół Fortyfikacji. Na ręce prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego wpłynął protest trzydziestu poznańskich osobistości życia kulturalnego i naukowego w sprawie „barbarzyńskiego niszczenia zabytków”. Według
urzędników, opinia uznanych autorytetów to jednak za mało. Po trzecie: istnieje dodatkowy, bardzo racjonalny powód, dla którego siedziba straży pożarnej nie powinna zostać zlokalizowana właśnie w tym miejscu – droga wyjazdu wozów strażackich będzie się krzyżować z drogą samochodową i podwójnym torowiskiem tramwajów. W takiej sytuacji komunikacyjnej szybki wyjazd nawet uprzywilejowanych samochodów wydaje się tylko teorią. Ciekawostką jest fakt, że od ponad dwudziestu lat istnieje projekt zagospodarowania tego terenu opracowany przez grupę specjalistów kierowaną przez wybitny autorytet – Zbigniewa Zielińskiego. Projekt ten przewidywał pełną ochronę zabytków, a siedzibę straży pożarnej lokował poza terenem staromiejskim. Inwestycja jest więc nieudana pod każdym względem: jest kosztowna i źle zlokalizowana. Ale takimi drobiazgami nie przejmuje się ani Ryszard Grobelny, ani jego urzędnicy. W końcu to nie ich pieniądze, tylko podatników. JAKUB PUCHAN KATARZYNA POPIOŁEK
O
d początku obecnej kadencji Sejmiku Województwa Pomorskiego trwa swoisty impas. Dzieje się tak za sprawą radnych Ligi Polskich Rodzin, którzy sami dokładnie nie wiedzą, czy są w koalicji z Platformą Obywatelską, czy też nie.
Prałat hrabia energetyk? Oficjalnie 3 radnych LPR zawarło koalicję z 14 radnymi PO. „Dokupiono” jeszcze radnego z PSL i zaczęto rządzić. Ale z oporami, bo w LPR zaczęły się przepychanki i kłótnie. Ponoć radni LPR nie mieli zezwolenia „góry” na zawarcie koalicji z „podejrzaną” Platformą. Poseł Robert Strąk, szef pomorskiej Ligi, wywalił z partii radnego Jacka Głowacza, ponieważ ten, wbrew zaleceniom centrali, wszedł do zarządu województwa. Radny twierdzi, że nie czuje się wyrzucony z partii, bo nie otrzymał tego na piśmie. Do akcji włączył się Jacek Kurski, były wicemarszałek województwa, a obecnie wiceprzewodniczący sejmiku. Kurski zaczyna knuć razem z Romanem Giertychem.
Stajenka licha
Nie zapłacę ci, wsioku Księdzu Zygmuntowi F., 48letniemu proboszczowi parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Dębnicy (gmina Człuchów, województwo pomorskie) świecka jurysdykcja zabrała prawo jazdy już tak dawno temu, że zapomniał, po co je miał. W wyroku mówili coś o promilach, ale przecież on, humanista, nie musi znać się na matematyce. Oczywiście ani mu przez myśl nie przeszło, żeby zrezygnować z wygody codziennego użytkowania samochodu. Gdy auto tuż przed Nowym Rokiem około godziny 21 wiozło go (znów jak raz po gorzale) na plebanię, nie zauważyło nadjeżdżającego z przeciwka volkswagena golfa. Straty – raptem kilkusetzłotowe. Cóż, kiedy proboszcz, oprócz nieuważnego fiata seicento, posiada jeszcze pewną wadę charakteru – po wódce, robi się strasznie uparty. W sytuacjach kolizyjnych panowie kierowcy lubią sobie podyskutować. Nie znamy dokładnie treści rozmowy, ale paść w niej musiały słowa-zaklęcia, które pobudziły tę paskudną Zygmuntową zawziętość: „Nie zapłacę ci wsioku, choćby nie wiem
co!”. Trzymała go jeszcze owa zawziętość po przyjeździe funkcjonariuszy. „Nigdzie wam nie będę dmuchał” – wybełkotał dumnie. Wprawdzie doświadczony policyjny nos oszacował oddech ks. F. na 1–1,5 promila, to ostateczny wynik poznamy wkrótce. – Księdzu F. pobrano krew i do końca stycznia będziemy mieli dokładne ustalenia o zawartości w niej alkoholu. Więcej niż 0,5 promila oznacza popełnienie przestępstwa z artykułu 178a. paragraf 1 kodeksu karnego. Zagrożenie to grzywna, kara ograniczenia wolności lub pozbawienia jej na okres do 2 lat. Kara za jazdę bez uprawnień to grzywna, której wysokość ustali Sąd Grodzki – poinformował nas aspirant sztabowy Jerzy Adamczyk z Komendy Powiatowej Policji w Człuchowie. Zakładamy, że – przy pewnym zbiegu okoliczności – fiolka z próbką krwi nie zginie w miejscowym szpitalu i ks. Zygmunt, kiedyś tam, stanie przed obliczem Temidy. Jeśli przypadkiem nie będzie na rauszu, to jest szansa na polubowne załatwienie sprawy. ANNA TARCZYŃSKA
L
ubelski żłóbek wraz ze stajenką poszedł z dymem w przeddzień święta Trzech Króli. Czad i płomienie zabiły dwuletnią, ciężarną oślicę, dwie trzyletnie owieczki oraz dwie trzyletnie kózki. Z płomieni uratował się jedynie królik, bo udało mu się wygryźć dziurę w słomie. Spaloną Świętą Rodzinę wydobyli z ognia strażnicy miejscy. Gdyby Jezus wiedział, że będzie miał w Lublinie tak odpicowaną stajenkę, pewnie zechciałby ponownie przyjść na świat tym bardziej że „kozi gród” to miasto abp. Józefa Życińskiego. Na scenie szopki, z profesjonalnym oświetleniem i nagłośnieniem,
S
tyczeń to dla Krk czas żniw. W teren ruszają zastępy sukienkowych, aby przystrzyc swe owieczki i w trakcie, jak to nazywają, duszpasterskich wizyt, zebrać od wiernych haracz. Często korzystają też z poczęstunków jadłem i napitkiem. Po kilku takich dłuższych posiedzeniach w domach co bardziej oddanych parafian może się okazać, że duszpasterz nie jest już zdolny do wypełniania swojej misji. Tak właśnie się zdarzyło w Lęborku na Pomorzu. Wielkiego szoku
Ligusy tatki Rydzyka – w zamian za koalicyjne poparcie – żądają dyrektorskich stołków w Urzędzie Marszałkowskim, ale i to dla nich za mało. W Sylwestra pojawia się w Gdańsku sam Roman Giertych, aby dopilnować sprawy. Spotyka się z aktywem na...
plebanii ks. Jankowskiego. Rozmawia również z platformersami. Giertych stawia ultimatum: radni LPR poprą budżet województwa i zagłosują za jego przyjęciem, jeśli nie zostanie sprzedane (przeznaczone do prywatyzacji) Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej, któremu grozi plajta. Czyżby Giertych znalazł innego kupca? I nasuwają się kolejne pytania: dlaczego ta rozmowa toczy się na plebanii Henryka hrabiego prałata Jankowskiego? Czyżby sutannowy biznesmen, po opanowaniu rynku wydobycia bursztynu, chciał się zająć intratną produkcją i sprzedażą energii cieplnej? Wszystko jest możliwe w tym porąbanym kraju. JACEK KOSER
systematycznie występowały gwiazdy rodzimego szoł-biznesu, m.in. Krzysztof Cugowski, Skaldowie, Beata Kozidrak. Zabrakłoby miejsca, by wymienić wszystkie cudeńka stajenki ustawionej tuż pod oknami ratusza. Powierzchnia użytkowa drewnianej budowli (na sam dach zużyto kilka ton słomy) miała wielkość porządnej chałupy. Jeśli dodamy do tego całodobowy dozór kamer umieszczonych na budynku urzędu, będziemy mieli obraz dobrobytu nowożytnej megaszopy, w której Zbawiciel czułby się jak w Las Vegas. W konsekwencji świąteczna fanaberia do bólu prawicowego prezydenta Lublina, Andrzeja Pruszkowskiego, kosztowała podatników około 90 tysięcy złotych. Rozrzutność i ignorancja lubelskich notabli prawdopodobnie nie przypadła do gustu Świętej Rodzinie i ta nie ostrzegła Życińskiego, że instalacja elektryczna w stajence jest wadliwa, co spowoduje pożar. Obudzone z zimowego snu Lubelskie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt żąda teraz urzędniczej krwi. Ma to być kara za bezmyślność inicjatorów „żywej” szopki i tragedię bezbronnych zwierząt. MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Autor
doznała gospodyni jednego z mieszkań przy ul. Pionierów, kiedy w drzwiach z kolędą pojawił się ka-
Hej, kolęda! płan z parafii NMP Królowej Korony Polskiej. Pleban nasączony był gorzałą, jak dobre kropidło wodą święconą. Ale jak tu nie wpuścić świętej osoby. Kapłan pomamrotał jakieś modlitwy, machnął raz kropidłem i dał dziecku garść obrazków.
Schody zaczęły się podczas przekazywania ofiary. Ksiądz, pobierając datki od wiernych, musi zapisać w specjalnej do tego przeznaczonej kartotece, która rodzina i ile kasy „ofiarowała”. Nasz nieszczęsny księżulo za nic nie mógł rozpoznać nominałów pieniędzy, ani wpisać cyferek do odpowiedniej rubryki. Zgarnął więc wszystko do torby i rzucany alkoholem po futrynach opuścił domowników. Hej, kolęda, kolęda... J. KOSER
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
INSTYTUT PIEPRZENIA O NICZYM
NOWE OKOLICZNOŚCI ŚMIERCI KS. POPIEŁUSZKI WODĄ NA MŁYN IPN
Zabić księdza II „Okaże się, że niejedna kariera była od początku sterowana przez bezpiekę...” – grozi IPN pomysłodawcom wyłączenia pionu śledczego ze struktury Instytutu. Pieniądze oraz władzę dla Kieresa i 95 prokuratorów ma uratować również sprawa zabójstwa ks. Popiełuszki...
w strukturze IPN. Wicemarszałek Senatu Ryszard Jarzembowski (SLD) sugeruje, że już w styczniu 2003 r. rozpoczną się prace nad projektem zmian („Zamierzamy ulżyć obowiązkom IPN-u...”). Ostateczny pogląd na temat kształtu ustawy budżetowej jest punktem pierwszym, zaplanowanego na 10 grudnia posiedzenia Senatu. 9–10 grudnia: sensacyjny „przeciek” o najnowszych ustaleniach w śledztwie dotyczącym śmierci ks. Popiełuszki pojawia się na czołówkach środków masowego przekazu. Funkcjonariusze Instytutu są rozchwytywani przez dziennikarzy, a uważny obserwator może już
samodzielnie całe postępowanie, nie korzystając z pomocy Policji w zakresie ustalania faktów będących przedmiotem śledztwa”. Odrzucam więc dwa pierwsze z ww. podejrzeń. Pozostaje manipulacja. By rozszyfrować jej cel, przyjrzyjmy się końcowi minionego roku. 25–30 października: W toku prac nad ustawą budżetową, Sejmowa Komisja Zdrowia zgłasza wniosek o ujęcie z budżetu IPN (z zaplanowanych 98 242 milionów złotych) 15 mln Proces toruński. Rozwikłanie śmierci ks. Popiełuszki... zł, a Komisja Kuldostrzec cel manipulacji. Czy metury – 5 mln zł. Pojawiają się głosy, toda godziwa? „Handel skórami” by ograniczyć działalność Instytutu – tak określono w niedalekiej wyłącznie do części edukacyjno-naprzeszłości aferalny proceder wyukowej, a cały pion śledczy włąkorzystywania informacji o nieczyć w strukturę prokuratury poboszczykach... wszechnej. Kolejne dni: Senat i Sejm nie 31 października: „Są to decyulegają, choć liczne wypowiedzi „luzje, które wynikają z pewnego niedzi IPN-u” dla mediów wskazują przychylnego nastawienia niektórych na możliwość – uwaga!) – załamaposłów, mających niestety w kwenia śledztwa w sprawie ks. Popiestii Instytutu dużo do powiedzenia łuszki w przypadku cięć budżetow polskim parlamencie. (...) Ja bęwych, bądź jakichkolwiek prób odłądę bronił pionu śledczego...” – zaczenia od Instytutu pionu śledczepowiada Leon Kieres. go. Do pakietu argumentów, wpro23 listopada: Sejm uchwala buwadzono jakość – można by rzec dżet (przyznając IPN-owi 88,242 mln – intelektualną: „Jest problem, zł) i ustawa zostaje przekazana do o którym chcę dzisiaj po raz pierwSenatu. szy powiedzieć: prowadzimy cały sze27 listopada – 2 grudnia: reg trudnych śledztw, co do któz Senatu płyną sygnały o zamiarze rych prokuratury powszechne nie są ujęcia IPN-owi kolejnych 3,12 mln przygotowane” – pogroził prezes złotych. W dyskusjach ponownie Kieres. Do spraw tych zaliczył rozpojawia się kwestia celowości wikłanie okoliczności śmierci ks. Pofunkcjonowania pionu śledczego piełuszki i śledztwo katyńskie. Czy istnieją sprawy bardziej nośne społecznie, wywołujące większe emocje i zainteresowanie? Twierdzę, że nie. Zaś w zaistniałej sytuacji każdy polityk czy dziennikarz optujący za odłączeniem od IPN-u jego pionu śledczego (z ograniczeniami w budżecie jako faktem bolesnym, acz dokonanym, już się pogodzono) ewidentnie naraża się na zarzut chęci torpedowania obu spraw, by nie rzec – współsprawstwa. Pierwsze zapowiedzi znajduję na stronie internetowej Wydziału Prasowego IPN. Członek kolegium Minister Kaczyński nominuje na prokuratora Andrzeja Witkowskiego Ludzie zawodowo zajmujący się ściganiem przestępców wiedzą, że ujawnienie tajemnic poważnego śledztwa kryminalno-politycznego przed jego sfinalizowaniem może spowodować katastrofalne skutki, na przykład ucieczkę podejrzanego, śmierć świadka itp. 9 grudnia 2002 r. wielu Polaków osłupiało po ujawnieniu przez media sensacyjnych ustaleń prowadzonego przez IPN w Lublinie śledztwa dotyczącego śmierci ks. Popiełuszki. Wynikało z nich, iż skazani w tzw. procesie toruńskim (G. Piotrowski, W. Chmielewski i L. Pękala) winni są uprowadzenia, lecz nie zabójstwa. Prezes Instytutu odmówił jakichkolwiek komentarzy. „Ja nie prowadzę śledztwa, a informacje są objęte tajemnicą. Nic nie wiem o jego przebiegu” – zapewniał prof. Kieres z nadzieją, że ktoś mu uwierzy. Gdy w sprawie takiego kalibru, ściśle strzeżona przez IPN tajemnica (nie wie o niej nawet prezes!) dostaje się na czołówki gazet, musi zrodzić się pytanie: karygodne gadulstwo, przekupiony informator we własnym gronie czy polityczna manipulacja? Pion śledczy IPN to ściśle wyselekcjonowana, elitarna kadra świetnie opłacanych prokuratorów. W sporządzonym dla najwyższych władz państwowych raporcie czytam: „Instytut Pamięci Narodowej poszukiwał ludzi uczciwych, kompetentnych, z osiągnięciami zawodowymi. Ponieważ było wielu chętnych, do pracy w Instytucie (do służby w pionie śledczym zgłosił się co 12 prokurator w Polsce) można było przyjmować tylko najlepszych, po bardzo starannej kwalifikacji”. Dla zagwarantowania najwyższej jakości „...Prokuratorzy IPN z reguły prowadzą
Instytutu dr Andrzej Grajewski twierdzi, że „odcięcie pionu śledczego oznacza de facto koniec sądowego rozliczania przeszłości”. Czytam dalej, że IPN-u boją się politycy ze wszystkich opcji. „Boją się także osoby publiczne spoza polityki. Chodzi zarówno o tych, którzy mają niejasną przeszłość, jak i o tych, którzy byli finansowani z kapitału operacyjnego służb specjalnych. (...) okaże się, że niejedna kariera była od początku sterowana przez bezpiekę...” – tak wyjaśnia dr Grajewski zachowania, zmierzające do odebrania Instytutowi jego „ulubionych klocków”. Niezależnie od stosunkowo prymitywnych rozgrywek i manipulacji opinią publiczną, które zmierzają do uzyskania dla IPN-u z budżetu państwa odpowiednio wysokich nakładów finansowych oraz do zachowania status quo, jest faktem, że jedno z wymienionych śledztw przynosi interesujące rezultaty. Poszukiwania Oddziałowej Komisji IPN w Lublinie w sprawie śmierci ks. Popiełuszki figurują w repertorium śledztw pod sygnaturą S 70/01/Zk. Dotyczą „kierowa-
7
kilku z nich coś zauważyło, nie odczuwali specjalnego pragnienia poinformowania organów ścigania. Prokurator Błasik ich odnalazł i właśnie panowie kłusownicy jednomyślnie wskazali tę inną od „oficjalnej” datę ukrycia zwłok w zalewie pod Włocławkiem. Warto podkreślić, że ich zeznania potwierdza również osoba ze straży wodnej i obsługi technicznej zapory. 2. Dzisiejsza wiedza medyczna, zastosowana do zachowanych wyników sekcji zwłok ks. Popiełuszki, zdaje się potwierdzać – według wstępnych, jak dotychczas, ocen – wersję o późniejszej (niż to ustalono w procesie toruńskim) dacie jego zgonu. Prowadzone są ekspertyzy, które uwzględniają nawet dane o temperaturze wody wiślanej i warunkach meteorologicznych. 3. Dlaczego tak późno odnaleziono ciało? Prokurator Błasik przesłuchał nurków, zgromadził szczegółowe dane o budowie i właściwościach podnóża tamy. Uzyskał opinie i ekspertyzy hydrodynamiczne, odnalazł służbowe dzienniki pracowników obsługi tamy. By nie zanudzać szczegółami: wyszło na to, że gdy sprawcy uprowadzenia byli już „pod kluczem”, zwłoki księdza nie miały prawa znajdować się w zalewie pod Włocławkiem.
...i zbrodni katyńskiej – to motory napędowe IPN nia wykonaniem zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki oraz podżegania do popełnienia tej zbrodni przez osoby, które zajmowały w strukturze partyjno-państwowej PRL w 1984 r. stanowiska wyższe niż generałowie MSW – Władysław C. i Zenon P.”. Zasięg zainteresowania rozszerzono w dniu 5 lutego 2002 r., uzupełniając dotychczasowy kierunek śledztwa o badanie „funkcjonowania w strukturach MSW w okresie do 31 grudnia 1989 roku, związku złożonego z funkcjonariuszy tego resortu, mającego na celu dokonywanie przestępstw, w tym zabójstw działaczy opozycji politycznej i duchowieństwa”. Wbrew udostępnianym mediom informacjom, bezpośrednio prowadzącym postępowanie nie jest prokurator Andrzej Witkowski, lecz Wojciech Błasik. Udało mi się, zajrzeć mu „przez ramię” w papiery. Oto jego ustalenia: 1. Skąd wzięli się nowi świadkowie po latach? Każdy wędkarz wie, że trzecia dekada października (data śmierci księdza) jest porą szczególnie dogodną dla kłusowników w rejonie zapór rzecznych. Choć w nocy 25 października 1984 roku
4. Istnieją bardzo silne podstawy do przypuszczeń, że w toku śledztwa w 1984 roku panowie Pękala i Chmielewski, poddani zostali specjalnej kuracji środkami psychotropowymi „korygującymi” ich pamięć o wydarzeniach. 5. Czterej skazani w procesie toruńskim, dysponują prawem do odmowy składania zeznań. Odmawiają rzeczowej współpracy co – zwłaszcza wobec stanowiska zajętego przez G. Piotrowskiego – nie wróży IPN-owi sukcesów. 6. W czym nadzieja? Instytut – w odróżnieniu od prokuratury powszechnej – dysponuje uprawnieniem do zagwarantowania niekaralności (w zamian za informacje) nawet sprawcy najcięższego przestępstwa. Jeśli prok. Błasikowi uda się złożyć właściwemu człowiekowi propozycję „nie do odrzucenia”, zaistnieje szansa na rozwikłanie zagadki. Jak do tej pory – nikt takiej oferty nie przyjął. Naczelnik pionu śledczego IPN w Lublinie zapewnia, że definitywne ustalenia śledztwa poznamy za 3, 4 miesiące. Zapamiętałam tę deklarację! ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
Nagonka „Nowego”
na życie całego miasta, w tym także na oświatę i kulturę. Burmistrz Ryszard Budzałek, który urzędował także w poprzedniej kadencji, wszystkie najważniejsze decyzje konsultuje z biskupem Orszulikiem. Właśnie Religijni fanatycy wytoczyli największe armaty, dlatego dofinansowywane są by upodlić komendantkę ZHP z Łowicza. tylko te organizacje i impreNie obchodzą ich fakty i wyjaśnienia, a także zy kulturalne, które zyskują aprobatę „gospodarzy” skierowanie sprawy na drogę sądową. Czarnej w sutannach. Osobnik skanagonce przewodzi tygodnik „Nowy Łowiczanin”. żony przeszłością ZHP-owską, choć wykonuje kawał wspaniałej roboty wy„Faktów i Mitów”. Wezwana na poW ostatnim numerze minionego chowawczej, nigdy nie zyska moc policja ochoczo wypełniła woroku pisemko to opublikowało list aprobaty tych ludzi. lę dobrodzieja. Ks. Karp nie pojednej z przedwojennych harcerek, – Z powodu bezpodprzestał na tym i wkrótce wystosoktóra oskarżyła aktualną komendantstawnego szkalowania ZHP wał donos do Głównej Komendy kę o zszarganie sztandaru organizaRok 1997 – w obecności biskupa Józefa Zawitkowskiego (pierwszy od w artykułach prasowych ZHP, domagając się wyciągnięcia cji. Autorka listu, nie wiedząc o czym prawej) Wanda Szalewicz kropi nowy sztandar ZHP i narażenie mnie na utratę konsekwencji w stosunku do kopisze, dała się wmanewrować w żezaufania potrzebnego do pełnienia w siedzibie hufca, jak i w różnych Nasze stoisko na Jarmarku Łomendantki hufca. Do chóru dononujące rozgrywki, którym patronuje funkcji społecznej – mówi p. Wanda miejscowościach kraju podczas akcji wickim cieszyło się sporym zainteresicieli i publicznych oskarżycieli do„Nowy Łowiczanin”. – złożyłam zawiadomienie do Prokuletniej i zimowej. – Mamy licznych sowaniem, zanim usunęli je dyspozyłączył także Wojciech Waligórski, O cóż toczy się wojna? Pod koratury Rejonowej. Nie można przewypróbowanych przyjaciół, którzy cyjni stróże. Nadarzył się więc doniec czerwca ubiegłego roku przedredaktor naczelny „Nowego Łowiczacież tolerować propagowania na ławspierają nas. A prasa? Z napastliskonały pretekst, by przy tej okazji stawiciele naszej redakcji pojawili nina”. W jednym z ostatnich numemach „Nowego Łowiczanina” niewością spotykamy się tylko ze stro„przywalić” nieprawomyślnym harsię w Łowiczu, by podczas rodzinrów, na całej stronie, pomówiono taknawiści na tle światopoglądowym ny „Nowego Łowiczanina”, inne tycerzom; wszak ZHP, w przeciwieńnego jarmarku promować „Fakty że męża Pani Wandy, Czesława i wyznaniowym. tuły starają się nam pomagać. stwie do ZHR, nie jest dopieszczai Mity” („FiM” nr 28/2002). ZałaSzalewicza, jakoby współpracował Opisana sprawa trafi niedługo do – Łowiczem od lat rządzi Kościół ne przez Kościół. twili wszystkie niezbędne formalz „FIM”. „Uwaga rodzice! – ostrzesądu. „Nowy Łowiczanin” ma przed z biskupem Alojzym Orszulikiem Wanda Szalewicz z harcerności. Zupełnie przypadkowo na gał z udawaną troską – osoba, której sobą jeszcze kilka innych procesów. na czele – mówi pan Jędrzej, jeden stwem związana jest ponad 43 lakwicie opłaty za wynajęcie stoiska powierza się wychowanie dzieci do PIOTR SAWICKI z miejscowych nauczycieli. – Niesteta. Ta emerytowana nauczycielka na Jarmarku Łowickim znalazło się harcerstwa zapisywanych ma na nie Fot. archiwum ty, wywiera to niekorzystny wpływ od dawna bezinteresownie pomanazwisko Wandy Szalewicz, kozgubny wpływ!”. ga młodzieży. To dzięki niej i grumendantki hufca ZHP. Pani Wanda, Pani Wanda wyjaśniała wszystkim pie takich samych jak ona pasjoosoba niezwykle życzliwa ludziom, zainteresowanym, że z promocją natów ZHP w Łowiczu nie upadło, jest spisane na straty, bo popadapo prostu pożyczyła część brakują„FiM” nie miała nic wspólnego, nieroboszcz parafii pw. św. Staw przeciwieństwie do ZHR. jąc w ruinę, straszy w centrum miacej kwoty za opłatę stoiska swojej stety. Co prawda Główna Komenda nisława we Wschowie, za– Boleję nad tym, że nie udało sta i zagraża bezpieczeństwu dzieznajomej, załatwiającej formalności ZHP z wyrozumiałością podeszła miast w przejętym od gminy busię utrzymać ZHR w naszym mieci. Połamane huśtawki, koniki i draw Urzędzie Miejskim. A że jest do jej wyjaśnień, ale W. Waligórski dynku przedszkola zająć się dziaście – mówi p. Wanda. – Dogadywabinki są jednak ulubionym miejscem w mieście osobą znaną, kasjerka wyi ks. B. Karp żądali krwi. Powód? łalnością charytatywną lub spoliśmy się znakomicie zarówno z inokolicznych maluchów. A proboszcz pisała kwit właśnie na jej nazwisko. Obydwaj czciciele bożego miłosierłeczną, czeka na bogatego kupstruktorami, jak i szeregowymi członcieszy się, że „nie chodzą po ulicy, I to była cała jej „zbrodnia”. Pani dzia nienawidzą „Faktów i Mitów” ca z Unii Europejskiej. kami tej organizacji. Tak naprawdę lecz siedzą w zielonym ogródku”. Wanda nie uczestniczyła w Jarmarcałym sercem i z całej duszy. DlaczePrzy ul. Klasztornej we Wschona „dole” liczy się bowiem dobro ku, nie miała też i nie ma nic wspólgo? Może dlatego, że „Fakty i Miwie niemal od zawsze mieściło się – Wieczorami można tam takdziecka, a nie polityka. nego z „Faktami i Mitami”. ty” jako jedyne pismo w Polsce kongminne przedszkole. Nikt nie paże wypić wino; na szczęście nie doObecnie w łowickim hufcu ZHP sekwentnie tropi pedofilię wśród księmięta, żeby było inaczej. Duże, zaszło jeszcze do tragedii. Może dlaSkandal wybuchł już w trakcie imdziała około 120 instruktorów i harży, a to kłóci się z „wychowaniem dbane, cieszyło tego proboszcz prezy, gdy dyrektor katolickiego Racerzy. Dla nich przez cały rok orgadzieci do harcerstwa” lub w ogóle się zainteresobagatelizuje prodia Plus, ks. Bogumił Karp, zażąnizowane są liczne imprezy zarówno z troską o dzieci... waniem dzieci blem. dał usunięcia stoiska promocyjnego i rodziców. Do Pytany o przebudynku przyznaczenie budynlega spory ku – twierdzi, że ogród i dawny plac zabaw, który czeka na kupca. Ironicznie dodawciąż ściąga po południu dzieci je, że po wejściu do Unii Euroz całego miasta. Trzy lata temu pejskiej będziemy bardzo bogaci, przedszkole przestało istnieć, ponieludziom będzie się żyło lepiej waż na podstawie dokumentów hii wtedy obiekt znajdzie dobrego storycznych i księgi wieczystej ustanabywcę. Na razie nie daje ogłolono, że obiekt jest własnością paszeń w prasie, bo uważa, że to gmirafii rzymskokatolickiej. Komisja mana powinna przysyłać do niego zajątkowa zdecydowała, że posesja ma interesowanych kupnem. wrócić do właściciela. W 1994 r. gmiBierność proboszcza nie dziwi. na zawarła z parafią ugodę, na moPrzecież przez całe lata urzędowaKto może być największym inwestorem w 50-tysięczcy której zobowiązała się oddać bunia zainteresowany był przede nym mieście powiatowym? Samorząd? Nie! Starodynek w ciągu 10 lat. wszystkim przejmowaniem dóbr od stwo? Też nie! Inwestor z kapitałem zagranicznym? – Obliczyliśmy wtedy, że w ciągminy, koło plebanii zaś wybudował Źle! A może Kościół rzymskokatolicki? Bingo! skierowały bezpośrednio do... Skarbu Państwa! Były wogu kilku lat w tej grupie dzieci wyogromny dom katechetyczny. jewoda lubelski Waldemar Dudziak z AWS, sprezentoNikogo nie trzeba przekonywać, że inwestor to niestąpi niż demograficzny – mówi wał bożym służkom działkę o pow. 2,25 ha, na której znajtypowy. Nie dość, że nigdy nie wydaje swoich pienięObydwa obiekty nadają się doLeon Żukowski, były burmistrz duje się... leśny amfiteatr! Ktoś spyta, za ile? Bynajmniej dzy, to nikomu też nie daje zarobić. Gdzie tylko moskonale na domy dziennego pobyWschowy. – Nie chcieliśmy utrzynie za 450 tys. zł, na ile wycenił ją rzeczoznawca. Po perże, pospiesznie stawia kościoły, kaplice, plebanie, satu dla starszych i samotnych osób, mywać niedochodowego przedszkotraktacjach Kościół – swoim zwyczajem – wynegocjował krodziecińce itp. Doi od kogo tylko się da. Stosuje żea w staromiejskiej parafii jest wyla. Poza tym to własność historycz99-procentową bonifikatę, czyli zapłacił ostatecznie 4500 lazną zasadę – Bóg zapłać! Co więcej, prawie nie twojątkowo dużo biedaków. Można by na Kościoła i trzeba było ją oddać. zł. Zarząd miasta już zawiadomił o zmianie miejscowerzy nowych miejsc pracy, nie płaci podatków i na doim zorganizować jadłodajnię, świeGmina na tym nie ucierpiała. go planu zagospodarowania przestrzennego. Okazuje się, datek wciska ciemnotę. Krótko mówiąc – pasożyt. tlicę terapeutyczną lub przychodDziwny gospodarz był z tego że plebania, kościół i ośrodek będą realizowane w jedJuż dziś wiadomo, że na osiedlu Górna Niwa nię, w której ubodzy mogliby się burmistrza. Obiekt – dla niego beznym czasie. Prace rozpoczną się wczesną wiosną. w Puławach powstanie szósty w tym mieście kościół. leczyć za niewielką opłatę. Pomowartościowy – wraz z przyległym Hałdy cegieł, pleban zdążył już zwieźć na... parafialgłoby całe miasto, w którym nie Świadomość finansowego obciążenia przy wznoszedoń terenem popada w ruinę. Done boisko sportowe (na zdjęciu). W centrum Puław, ma tego typu placówek. Pomysłów niu trzech budowli, już teraz spędza sen z oczu wielu skonale z nim kontrastuje położona tyłach dworca PKS, budowana będzie rezydencja, jest wiele, ale łatwiej mówić na parafianom. Koszty fanaberii abp Życińskiego będą ny po sąsiedzku klasztor oo. Franroboczo nazwana... plebanią („FiM” nr 24/2002). mszy o polityce i aborcji, niż wziąć musieli ponosić przez wiele lat. Jednak takie reakcje ciszkanów – wypielęgnowany, czysię do roboty. wiernych to dla lubelskiego metropolity bułka z maPuławskie siostrzyczki służebniczki nie chciały być gorściutki... A przedszkole? Widać, że słem. M.Ch. sze. Swoje modły o utworzenie na obrzeżach lasu komuANNA KALIŃSKA Fot. Autor nalnego nowego ośrodka opiekuńczo-wychowawczego
P
Kupiec
Budowlane triduum Życińskiego
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r. Ü DOKOŃCZENIE
ZE STR.
20
„Kiedy udało nam się go złapać, trzech ludzi łopatami torowało dostęp powietrza do ust półżywego pana Demutha” – opowiadał dziennikarzom szef ekipy pościgowej, James Douglas. Jak donoszą źródła, Rosjanie byli zachwyceni skutecznością kleju „Crazy glue”... Niestety, Ronald Demuth Nagrody Darwina nie dostanie, bo przeżył. Może ją jednak dostać niejaki M. Malaga, który podczas polowania zastrzelił stojącego nad nim, na półce skalnej, jelenia. Spadający jeleń zrobił z Malagi placek. „Darwina” nie otrzyma (choć jako żywo mu się należy) niejaki Leons z Carbon w USA, który wraz z kolegami popijał sobie spokojnie piwko na tarasie swojego domu. Sielankę przerwał jednak bezczelny szop błąkający się po podwórku. Panowie postanowili zwierzaka rozstrzelać, ale ilość wypitego piwa znacznie osłabiła ich celność, bo pomimo kilkudziesięciu strzałów szop, drwiąc sobie z „myśliwych”, najspokojniej wlazł do leżącej nieopodal rury melioracyjnej sporych rozmiarów. Tego już było za wiele, więc Leons poprzysiągł, że szopa załatwi na dobre. W tym celu przytaszczył kanister benzyny, wlał nieco jego zawartości do rury i rzucił zapaloną zapałkę. Nic się jednak nie stało, a szop najpewniej śmiał mu się w żywe oczy. Leons nie zdzierżył i wszedł do środka rury na głębokość 5 metrów, wylał z kanistra całą benzynę i zapalił kolejną zapałkę. Tym razem się udało, jednak gwałtownie rozszerzająca się kula ognia sprawiła, że „myśliwy” powrócił tą samą drogą, co wszedł, tylko zdecydowanie szybciej. „Jak rakieta polaris z okrętu podwodnego”
GŁUPCY I CWANIACY
Parada idiotów – tak opisał później lot Leonsa jego współbiesiadnik. Nieszczęśnik
przeleciał nad głowami kolegów i nad dachem własnego domu, po czym, po locie na trasie 60 metrów, wylądował na trawniku. O dziwo – przeżył. Szop też. Czasem jednak ktoś chce za wszelką cenę umrzeć, a nie może. Francuz Jacques LeFevier postanowił popełnić samobójstwo. Ale nie jakieś tam partackie, tylko skuteczne. W tym celu stanął na krawędzi nadmorskiego urwiska z przywiązanym do szyi kamieniem. Następnie połknął silną truciznę i podpalił się. Kolejnym krokiem było wyjęcie pistoletu i strzelenie do siebie. Efekt? Kula chybiła, przecięła linę, a kamień samotnie poszybował w przepaść. Za kamieniem – nasz samobójca, ale woda ugasiła płomienie. Ta sama woda, która dostała się do przełyku, spowodowała torsje i zwymiotowanie trucizny. A jednak LeFevier zmarł... odwieziony do szpitala. Podczas lodowatej kąpieli nabawił się bowiem zapalenia płuc. Przepaście bywają też zgubne dla amatorów bungee. Niejaki Kerry Bingham po ostrej libacji z przyjaciółmi zapragnął popisać się swoją umiejętnością skoków. Całe towarzystwo udało się na pobliski most i... okazało się, że zapomniano o zabraniu stosownej liny. W pobliżu walał się jednak jakiś kabel, więc był jak
Jeszcze nie przebrzmiały echa ostatnich wyborów samorządowych, a już wybrane głosami proboszczów władze miast przystępują do wypełniania wyborczych obietnic. Nie chodzi tu oczywiście o obietnice dawane zwykłym wyborcom, bynajmniej. Ci będą potrzebni dopiero za cztery lata. Za nawoływanie do głosowania na różnych prawicowych rycerzy niepokalanej i kuriewnych przydupasów nagrody należą się władcom pierścieni na pulchnych paluchach. Śladem władz centralnych, które w zdychającym z nędzy kraju budują Glempowi Świątynię Opatrzności Bożej, w mniejszych miejscowościach prezydenci i burmistrzowie też nie pozostają w tyle. Na ostatniej przed wyborami sesji Rady Miejskiej Białegostoku dokonano rzeczy zdumiewającej. Wbrew dotychczasowej praktyce – jedną (a nie kilkoma odrębnymi) uchwałą zmieniono przeznaczenie aż siedmiu atrakcyjnych działek w centralnym punkcie miasta: wszystkie przeznaczono pod budownictwo sakralne. W tym ani jednej dla Cerkwi, która w Białymstoku chciałaby postawić chociaż jedną jeszcze świątynię. Strach przed zemstą Krk sparaliżował nawet niektórych radnych SLD. Przewodniczący
znalazł. Skok na kablu zakończył się całkowitym urwaniem nogi w kolanie i śmiercią, ma się rozumieć. Inny amator tego samego sportu zrobił sobie linę bungee z kilku samochodowych linek holowniczych i też pospieszył na most. Skok głową w dół był przepiękny, jednak... całkowita długość linek przekraczała znacznie wysokość mostu. Ot, szczegół. Gość nazywał się Eric Barcia i Nagroda Darwina należy mu się jak mało komu. Nagroda należy się też jak chłopu ziemia – panu Thursonowi, który w miejsce przepalonego bezpiecznika samochodowego wsadził nabój ze swojego pistoletu. Przegrzany podczas jazdy ładunek eksplodował, odstrzeliwując kierowcy
oba jądra i ptaszka na dodatek. W tyle nie może zostać instruktor spadochroniarstwa, który demonstrował uczniom tajniki skoków. Ten zapomniał o spadochronie, ale za to do końca trzymał w rękach... kamerę filmową, zasłużył więc chyba także na Oscara. Na wyróżnienie zasługują również dwaj niemieccy ekolodzy, którzy pragnęli oswobodzić dwa tysiące tuczników „skazanych” na ubój. Pędzące ku wolności świnie zrobiły ze swoich wybawców dwa befsztyki. A co powiecie o błyskotliwości umysłu pakistańskiego sędziego? Ów prawnik uwierzył zapewnieniom oskarżonego, że posiadany
klubu lewicy tuż przed głosowaniem musiał wyjść na papierosa, kilku innych – chyba ze strachu, że w przyszłości nie zaznają dobrodziejstwa pochówku katolickiego – wstrzymało się od głosowania. Spore tereny – tak ochoczo przeznaczone pod kolejne pomniki pychy – miasto wcześniej kupiło od prywatnych właścicieli za cenę rynkową (obecnie wartość ich szacuje się na 2 mln złotych). Cóż z tego, że miejscowa ludność szemrze po kątach i puka się w czoło. Rada, wystraszona perspektywą piekła i odmowy pochówku, kuli uszy po sobie i głosuje, jak wielebny przykazał. Przepytywany na okoliczność budowy siedmiu nowych
nielegalnie granat – przedmiot oskarżenia i dowód – jest tylko zabawką i podczas rozprawy wyjął zawleczkę... Mamy wśród kandydatów do Nagrody Darwina i swoich polskich – dumnych kandydatów. Rolnik Krzysztof Azniński, chcąc udowodnić swoim kolegom, że jest prawdziwym mężczyzną, obciął sobie głowę piłą łańcuchową. Wszelkie jednak – ogólnoświatowe nawet – rekordy „pomysłowości” bije pewien murarz ze Szczecina. Co prawda przeżył, ale naszym zdaniem jego opis wydarzenia kwalifikuje go co najmniej do Nagrody Darwina honoris causa. Pan ten do prokuratury napisał tak: „Jestem z zawodu murarzem. W dniu wypadku pracowałem sam na dachu nowego, trzypiętrowego budynku. Kiedy zakończyłem pracę, stwierdziłem, że mam ponad 150 kg cegieł porozrzucanych wokoło. Zdecydowałem się nie znosić ich na dół pojedynczo, lecz spuścić je w beczce, używając liny na bloku przytwierdzonym do ściany. Po zabezpieczeniu liny na dole wszedłem na dach i zawiesiłem na niej beczkę załadowaną cegłami. Potem zszedłem na dół i odwiązałem linę, a następnie trzymając ją mocno zacząłem powoli opuszczać 150-kilowy ciężar. Ważę 80 kilogramów. Możecie sobie państwo wyobrazić, jak duże było moje zaskoczenie nagłym szarpnięciem do góry – straciłem orientację, nie puściłem jednak liny. Nie muszę dodawać, że ruszyłem do góry w raczej szybkim tempie, po ścianie budynku. W połowie drugiego piętra spotkałem się z opadającą beczką – co tłumaczy pękniętą czaszkę i złamany obojczyk. Zwolniłem trochę z powodu beczki, ale kontynuowałem gwałtowne wciąganie, nie zatrzymując się,
blokami mrówkowcami. Do nich przylegał też spory teren, którego właścicielem jest prywatny gigant budowlany „Wersal Podlaski”. Miasto, rządzone nadal przez prawicę i prezydenta Ryszarda Tura z tytułem Rycerza Grobu Chrystusowego, daje teraz „Wersalowi” kawał ziemi w innym punkcie Białegostoku, wchodząc w ten sposób w posiadanie około 10 tys. metrów kwadratowych terenu w jednym kawałku. W planie przestrzennego zagospodarowania miasta plac ten przeznaczony jest pod handel, usługi i obiekty użyteczności publicznej. Ale co tam jakieś plany jakiegoś tam zagospodarowania...
Rycerze grodu kościołów, gdy z braku szmalu nie można dokończyć kilku rozbabranych, ekonom miejscowej kurii z rozbrajającą szczerością ogłaszał na łamach lokalnych mediów, że w razie czego kupioną za marne grosze ziemię odsprzeda się biznesowi. Za ile? Tego już ekonom nie powiedział. Granica absurdu przesunęła się w styczniu jeszcze dalej. Biedne miasto za pieniądze podatników skupowało od pewnego czasu małe działki (po cenach komercyjnych) w samym centrum Białegostoku, na zapleczu dużego magazynu handlowego, między
Elżbieta Zalewska, kierowniczka Miejskiej Pracowni Urbanistycznej, mówi mediom wprost, że będzie tu budowany kościół, gdyż: „Jeżeli teren jest przeznaczony pod usługi, to można na nim wybudować kościół, bo taki obiekt generalnie zalicza się do usługowych”. Pięknie! Indagowani na tę okoliczność biegli powiedzieli nam, że ten teren jest wart około miliona zł, gdyby wystawić go na wolnym rynku. Miasto tymczasem – zgodnie z uchwałą – odsprzeda go kurii z 80-procentową bonifikatą, a potem, różnymi dziwnymi kanałami będzie finansować budowę, bo przecież nikt zdrowo myślący nie sądzi, że owe betonowe piramidy są stawiane z datków wiernych. Zwłaszcza w tak ubogim terenie jak Podlasie.
9
aż kostki mojej prawej ręki nie weszły w blok. Na szczęście pozostałem przytomny i byłem w stanie nadal trzymać mocno linę pomimo bólu i ran. W tym samym czasie beczka z cegłami uderzyła o ziemię. W wyniku uderzenia jej dno pękło, a zawartość wypadła. Pozbawiona cegieł beczka ważyła już tylko 25 kg. Przypominam, że ja ważę 80 kg, więc w tej sytuacji zacząłem gwałtownie spadać. W połowie drugiego piętra
ponownie spotkałem się z beczką, która tym razem wznosiła się do góry. W efekcie mam pęknięte kostki i rany szarpane nóg. Spotkanie to opóźniło mój upadek na tyle, że odniosłem mniej obrażeń przy upadku na stos cegieł – złamane tylko trzy żebra. Z przykrością muszę stwierdzić, że gdy leżałem obolały na cegłach, nie mogłem już wstać ani się poruszać i puściłem linę. Pusta beczka ważąca więcej niż lina spadła na dół i połamała mi nogi.” No i co? Gdzie tam jakiemuś Amerykańcowi albo Angolowi do naszego rodaka! A może i Państwo – nasi wierni Czytelnicy – mają jakieś kandydatury do Nagrody Darwina? Czekamy na propozycje i kandydatury. Jeśli trochę Was rozśmieszyliśmy w tym smutno zaczynającym się nowym roku, to spieszymy poinformować, że o innych kandydatach darwinowcach możecie sobie poczytać w Internecie. Wystarczy w byle jaką przeglądarkę wpisać „Nagroda Darwina”, kliknąć enter i... uśmiać się do łez. Chyba Was nie zgorszyliśmy, śmiejąc się z cudzego nieszczęścia? MarS
Jeżeli do tego dołożymy siedem działek przeznaczonych dla kuriewnych jeszcze przed wyborami, to stwierdzimy, że miasto lekką rączką oddaje Watykanowi miliony dolarów. Tymczasem w Białymstoku, który zadłużony jest na około 30 mln dolarów w bankach (i pożycza nadal), brakuje dosłownie na wszystko. Codziennie prasa przynosi informacje o braku miejskich pieniędzy na podstawowe świadczenia wynikające z ustawy o samorządzie. Ostatnio poinformowano, że nie ma szmalu na dopłaty do czynszów dla najbiedniejszych, którym grozi eksmisja z mieszkań komunalnych. Jeżeli wejdzie w życie ustawa o zakazie eksmisji na bruk, tych pieniędzy będzie trzeba znacznie więcej. Ale skąd je brać, skoro trzeba zapewnić dach nad głową i robotę kolejnym rocznikom opuszczającym seminaria duchowne... Coraz tragiczniej wygląda sytuacja w szkołach należących do gminy, które dostają wyłącznie pieniądze na pobory. Żeby kupić kredę czy wymienić okna, dyrektorzy muszą żebrać u sponsorów. Burzą się także mieszkańcy tysięcy mieszkań w centrum miasta, którym nie na rękę jest ustawienie piramidy przed oknami i walenie w dzwony pod byle pozorem. Po cichu przygotowuje się komitet protestacyjny, który w miejsce krzyża zamontowanego pod budowę, sam się położy krzyżem i nie dopuści do realizacji kleszych fanaberii. Jak pokazuje przykład innych miast, działanie takie może przynieść efekty. Ale i tak wygrają kuriewni. Wobec niemożności postawienia świątyni, kuria odsprzeda darowany jej teren za miliony złotych, więc i tak wyjdzie na swoje. ADAM RAJEWSKI
10
ŚWIĘTO DZIECIAKÓW
Grali i hulali po raz jedenasty. W całej Polsce zbierali pieniądze na ratowanie życia i leczenie noworodków. Grosiki płacili nawet bezrobotni i najbiedniejsi. Tylko księża przeganiali zbierających pieniądze wolontariuszy. Dla nich Owsiakowa Orkiestra od początku jest solą w oku. Te trzydzieści parę milionów z niedzielnego grania woleliby widzieć na kościelnej tacy. Godzina 9.00 Jurek Owsiak jest już na posterunku. My razem z nim. W największym telewizyjnym studiu nr 5 przy ul. Woronicza wszystko już czeka. Jeszcze ostatnie poprawki i uściślenia techniczne, jeszcze tylko drobne korekty scenariusza. Pojawiają się pierwsi goście. W tym samym czasie na ulicach Warszawy, mimo mrozu i padającego śniegu, rozkręca się zbiórka pieniędzy. W całym kraju 120 tysięcy wolontariuszy wspierać będzie Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Na łódzkich
Chojnach sporo młodzieży z puszkami ustawia się tam, gdzie są ludzie – w pobliżu kościołów. Godzina 10.32 – Czuję się bardzo fajnie i wierzę, że będzie bardzo dobrze. Trzymajcie kciuki. Sie ma! – mówi Owsiak. Godzina 10.40 – Lecimy na antenie – oznajmia z dumą Agata Kuźnicka z Owsiakowej fundacji, odpowiadająca za kontakty z dziennikarzami. Jurek zaczął kameralnie, szeptem, a nie wielkim wybuchem, jak to było przed laty. Potem zaprosił do mikrofonu córkę Ewę, która towarzyszy mu podczas każdego finału. Górnicza orkiestra wali po uszach i zaczyna się wielka superzadyma w największej dzisiaj sali koncertowej świata – Polsce. „Glory, glory, alleluja” – śpiewają wszyscy zgromadzeni w studiu.
pierwszego miliona złotych. Wybucha radość, słychać oklaski. Owsiak szaleje. Łączy się z ośrodkami telewizyjnymi w kraju. Ochroniarze nie dopuszczają do niego ludzi, choć tłum bezustannie napiera. Po czole spływa mu pot. Na ekranie błyskawicznie pojawiają się meldunki z całego kraju. Wszystkie je spina znakomicie dyrygent Orkiestry. Lecz już zaraz biegnie wśród tłumu młodzieży i fotoreporterów do prezesa NBP Leszka Balcerowicza, spokojnie wyczekującego na swój moment. Balcerowicz jest jakiś nieswój, choć stara się uśmiechać. Ledwo słychać słowa wypowiadane do mikrofonu. Prezes NBP przekazuje Orkiestrze dar. Eskorta wnosi kilka skrzyń z monetami. Nagle w studiu pokazuje się Mariusz Pudzianowski, najsilniejszy człowiek świata – jak go tu reklamują – ciągnąc czerwony samochód dostawczy, dar WOŚP dla wrocławskiego hospicjum. I znów jak przed chwilą – ryk radości i potężne oklaski. „Strong man” chwali się, że mógłby pociągnąć pojazd kilka razy cięższy. Godzina 15.10 Schwytano w kraju około 20 oszustów, fałszywych wolontariuszy. Do końca dnia będzie ich około 70. Godzina 15.30 Z głosem Owsiaka jest coraz gorzej.
Cała Polska z Owsiakiem – Tak trzymać! Do końca świata i jeden dzień dłużej! – krzyczy do mikrofonu Owsiak. Po chwili jest już przy komputerach, gdzie odnotowują pierwsze zgłoszenia i pierwsze wpłaty. „W Internecie kaszana!” – krzyczy jeden z czatowiczów. Jak to na rozruchu. Godzina 13.35 Na scenie gra irlandzką muzykę zespół „Carrantuohill”, podgrzewając atmosferę w studiu. Za chwilę obraz z Woronicza płynie na cały kraj. Pojawia się minister Mariusz Łapiński. Sprawia wrażenie podenerwowanego i spiętego. Owsiak nie owija niczego w bawełnę i zaczyna rozmowę od ministerialnych limu-
zyn. Minister spowiada się Owsiakowi, niczym pani wychowawczyni, że kupiono je bez jego wiedzy, i obiecuje, że pozbędzie się fur. Przyrzeka ponadto, że jeszcze w tym roku użytkownicy pomp insulinowych otrzymają zwrot pieniędzy za ich użytkowanie. W sąsiedniej kawiarence, w której na co dzień dyżurują aktorzy
i pracownicy telewizorni, tłok niemiłosierny. Adrianna Biedrzyńska ze swoją córką usiłuje dopchać się do lady i bierze wafelki na kredyt. „Wkrótce pani przyniosę pieniądze” – obiecuje i usadawia się pod ścianą, gdzie siedzi także Jerzy Kryszak ze swoją latoroślą. Do studia przyszedł również Maciej Orłoś. Chce podregulować telewizor wiszący pod sufitem, ale niespodziewanie pojawia się inny program. Ludziska gwiżdżą, prezenter Teleexpressu przeprasza i jak niepyszny natychmiast znika. Wśród grona znajomych siedzi piosenkarz Andrzej Cierniewski. Za kilka godzin wystąpi na estradzie pod Pałacem Kultury i Nauki, a na razie pochłania kolejną kawę. Aktorka Ewa Błaszczyk przyszła „na Owsiaka” z maleńką córeczką. Obydwie okupują bufet. Aktorka wygląda znakomicie, choć na jej twarzy trudno dostrzec choćby odrobinę radości. Jeden z harcerzy wskazuje na aktorkę i mówi koleżance z dumą: – To Danuśka z „Krzyżaków”. – Frajer jesteś. To Oleńka z „Ogniem i mieczem” – krzyczy na cały głos dziewczyna. Godzina 14.15 Za moment w niewielkiej salce 109 w pobliżu studia rusza konferencja prasowa z Owsiakiem. Są już kamery, spora grupka dziennikarzy,
głównie telewizyjnych. Pojawia się Jurek, w salce ciasnota, więc bez chwili zastanowienia zabiera wszystkich na koniec korytarza i na schodach odpowiada na pytania. – Nie ma żadnych kłopotów ani w kraju, ani u nas. Gramy od rana. Po raz pierwszy gra Płock. Dotarła do mnie informacja, że Adam Małysz przylepił sobie nasze serduszko, ale mu zwiało. Życzymy mu
wszystkiego najlepszego! Dla naszych sympatyków mamy kilka tysięcy litrów gorącego żuru. Rzut oka na zegarek i po konferencji. Już w drodze do studia udaje mi się zapytać Owsiaka, czy odwiedzi dziś Orkiestrę np. prymas Glemp. Owsiaka aż zatyka z wrażenia. – Chyba pan żartujesz! – odpowiada błyskawicznie. Rzeczywiście, ani w studiu, ani w kraju wśród wolontariuszy Orkiestry nie widać choćby jednego księdza czy zakonnicy. Dziwna to u funkcjonariuszy Pana Boga, zgodność w stronieniu od Owsiaka niczym diabeł od święconej wody. Za to kilka minut później docierają meldunki o przeganianiu wolontariuszy z puszkami spod wielu kościołów. Godzina 15.00 Na balkonie studia ukazuje się komunikat o zebraniu w kraju
Wczoraj opowiadał o cudownym lekarstwie na gardło, ale... Za oknem wali śnieg, a do studia na Woronicza walą tłumy ludzi. Niestety, niektórzy muszą stać w kolejce nawet po kilka godzin.
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r. Godzina 17.05 Na koncie jest już ponad 4 mln złotych. – To bajkowy, cudny, niebywały dzień – emocjonuje się Owsiak. Godzina 17.30 Owsiak dziękuje firmie „Servisco”, która w ciągu roku przesłała ponad 14 tysięcy przesyłek Orkiestry. – Dziś wszyscy bawimy się i jest wspaniale, ale przez cały rok jest normalna rzeźba, codzienna robota – wyjaśnia dyrygent Orkiestry. Do studia wjeżdża biały fiat punto – dar dla fundacji. I znów potężna radość i oklaski. Jest okazja, żeby pozytywnie zaistnieć. Wśród tłumu pojawia się by-
ły premier Waldemar Pawlak. Usztywniony podchodzi do Owsiaka. – Nie poznajesz mnie? – pyta. Owsiak albo nie poznaje byłego szefa rządu, albo też nie chce go poznać. Dopiero po chwili obaj witają się. Godzina 18.30 W kawiarni wszyscy oglądają Panoramę. – Jeszcze nigdy nie było tu tak gorąco – mówi o studiu i finale główny współpracownik Owsiaka. Przypomina też o 43 mln dolarów zebranych dotąd przez Orkiestrę i o nowoczesnej aparaturze ratującej życie maluchów, która trafiła do ponad 700 szpitali w całej Polsce. W ciągu 11 lat umieralność niemowląt spadła w Polsce z 19 do 8 promil! Śnieg sypie coraz mocniej, ludzie ze sztabu martwią się o dojazd Owsiaka w rejon Pałacu Kultury i Nauki, gdzie znajduje się estrada. Radzą jechać metrem, tam nie ma śniegu. Godzina 19.30 Główne wydanie Wiadomości – Owsiak wśród uczestników zabawy pod Pałacem Kultury i Nauki. Choć śnieg sypie, jest tu gorąco, bo
jest muzyka i potężny kocioł z żurem. Godzina 22.20 Na balkonie studia meldunek o zebraniu 13 mln złotych. Kolejne telewizyjne wejście Orkiestry i meldunki z kraju i ze świata. Są pieniądze z Aten i od żołnierzy misji pokojowej... „Nasze serca biją pod Twoją batutą!” – meldują Ateny. Godzina 22.55 Na koncie Orkiestry jest już ponad 15 mln złotych. Michał Listkiewicz (szef PZPN) i Paweł Janas (selekcjoner drużyny narodowej) witają się z Owsiakiem. Przyjechali na moment, jak wielu aktorów i polityków. Dyrygent piłkarskiej reprezentacji Polski chce dyrygenta Wielkiej
Orkiestry Świątecznej Pomocy na swojego asystenta. Zgromadzeni w studiu kwitują to oklaskami. Godzina 23.05 Na Woronicza pojawia się Roman Czejarek. Przywiózł Owsiakowi gorący żur z kotła spod Pałacu Kultury i Nauki. W całej Polsce owsiakówkę zjadło 50 tysięcy osób, w tym ponad 17 tysięcy warszawiaków. Rozpoczyna się dramatyczna licytacja złotych kart TP SA. Brokerzy z Torunia zaczynają od 12,5 tysiąca złotych, by ostatecznie nabyć jedną z nich za... prawie 78 tysięcy, pokonując tajemnicze małżeństwo, Gosię i Jarka ze Strzałkowa. Owsiak jest spocony. – Docent, wytrzyj mi czoło – krzyczy zrozpaczony do Maruszewskiego.
Ü DOKOŃCZENIE
Godzina 23.30 Na koncie Orkiestry jest już ponad 18 mln zł. Kolejne meldunki z Polski. „Sady zakwitły czerwonymi sercami” – ryczy na cały głos w telewizorze jeden z głupawych prowadzących z Wrocławia. Tego dnia takich tekstów można było usłyszeć więcej. Każdy chciał w mowie i zachowaniu dorównać Owsiakowi, ale nikomu nie wychodziło. Za 70 tys. zł sprzedano pięćsetne złote serduszko, w Łukowie ktoś nabył konia za 11 tys. złotych, konik huculski w Rzeszowie „poszedł” za 7 tysięcy. Godzina 23.53 Kolejna dramatyczna licytacja, tym razem złotego serduszka. Na starcie kosztuje 380 tys., ale po kilku minutach tajemniczy Matrix nabywa je za 5 mln zł! Ktoś z boku mówi o kancie. – Pobiliśmy rekord! – krzyczy uradowany Owsiak. (Sprawa do wyjaśnienia później.)
Godzina 00.05 Na koncie Orkiestry są już ponad 22 miliony. Godzina 00.30 Owsiak traci głos – znak, że czas się zwijać. – Będziemy kończyć, kochani – zapowiada już niemal szeptem. Godzina 00.35 – Jaka szkoda, że ta bajka się kończy. (...) Zanim pójdziecie spać, kochajcie się... – Warto dla was stracić głos! – to ostatnie zdanie Jurka, jakie udało się nam zanotować. Pod sufitem studia kolejny komunikat: zebrano ponad 30 milionów złotych. Absolutny rekord świata! PIOTR SAWICKI Fot. Autor, Marcin Bobrowicz
ZE STR.
3
A konsumpcja dóbr doczesnych kosztuje. Niespełna 17-letni Adam postanowił odmienić swój zakichany byt. Nie dla niego wyprawy na kable, włamy, żebranina. Tym niech się zajmują bezzębne już szczawy. Na tym padole nie brakuje w końcu panów, którzy realizują swoje odmienne pragnienia seksualne za pomocą wypchanego portfela. Adaś jest do ich dyspozycji. Zaczynał od „pigalaka”, czyli skwerku przy Podwalu, na którym gromadzą się latem homoseksualiści. Na jego urodzie poznał się nawet pewien wrocławski reżyser teatralny. Trzy miesiące gościł u siebie chłopaka, ale że mało płacił, to Adaś przeniósł się do pedalskiej knajpy na Wzgórzu Partyzantów. Śmieje się, że były wieczory, gdy o niego lali się po mordach eleganccy starsi panowie. Ale chłopakowi ani w głowie wiązanie się z jakimś stałym partnerem. Po co? Kasa żadna, a ma się tylko problemy. Obecnie jest w agencji towarzyskiej dla panów i bardzo
11
zł miesięcznie, drugie tyle dostają rodzice. Domownicy są przekonani, że Marlena rzuciła gimnazjum, bo znalazła zatrudnienie w nocnym lokalu we Wrocławiu – jako kelnerka. Tylko dlaczego na czarno i bez ubezpieczenia? – zmartwili się ostatnio. – Ale szanuj, córeczko, robotę, bo bez twoich pieniążków nędza by się rozpanoszyła w domu. A szkołę ukończysz w lepszych czasach. Ich latorośl szanuje robotę, patron wyszukuje chętnych na wdzięki małolaty, ale klienci muszą za to płacić ekstra. Co najmniej 200 zł za godzinę plus specjalny napiwek dla dziewczyny. Marlena mówi, że bywały noce, gdy miała pięciu interesantów, raz też uczestniczyła w orgietce, podczas której zabawiała się jednocześnie z kilkoma panami. Przyznaje, że są noce, gdy człowiek jest niemiłosiernie zmęczony, ale i usatysfakcjonowany, bo na koncie przybyło znów kilka setek. W miesiącu potrafi zarobić nawet do 20 tysięcy. Tylko że jakiś niesmak zawsze się czuje:
Wilczęta z czarnych podwórzy to sobie chwali. Dwie noce na oficjałkę, czyli na konto burdelu, następnie jedną ma na swój szczot. Za godzinę bierze 150 zł, ma już stałych klientów, ustawiających się do niego w kolejkę co wieczór: – Odłożyłem już całkiem pokaźną kasę. Matka co nieco się domyśla, ale sądzi, że żyję w stałym związku jako taki seksualny odmieniec. Już się do mojej „orientacji” przyzwyczaiła. Ja nie, często rzygać mi się chce, gdy patrzę w lustro. Jeśli jednak staruszce nie podrzuciłbym co miesiąc tysiączka, toby z głodu umarła, bo gdzie 50-letnia urzędniczka znajdzie obecnie pracę? Marlena twierdzi, że się nie marnuje... Widzę, że nieraz matula cierpi nad moim życiem, ale ja żyć w nędzy nie mam zamiaru. Za rok – Potrafię godzinami leżeć kupię rodzicielce lepsze mieszkanie, w wannie i rozważać nad tym, co gablotę, założę jej stałe konto, a sam robię. Myśli pan, że nie mam czarwyjadę z tego pieprzonego kraju tam, nych myśli? W pierwszych dniach gdzie nikt mnie nie zna i nie będzie tej roboty nawet wzięłam ojca mawiedział, jak zarabiałem na życie... szynkę do golenia i chciałam sobie Marlena dopiero przed miesiąprzejechać po żyłach, ale zrezygnocem ukończyła 15 lat i co noc możwałam, bo boję się bólu. Teraz już na ją spotkać w burdelu usytuowaotępiałam, a może się przyzwyczanym w zajeździe na trasie A-4. Jest iłam do takiego życia? Przecież dziewczyną na telefon, jednak nie wiem, że gdybym nie zarabiała na cierpi komórkowych wezwań do zadom, to żylibyśmy jak zwierzęta. spokojenia potrzeb kierowców tirów. Mam nadzieję, że gdy się kiedyś wy– Mają swoje rumuńskie czy bułgarda to moje kur...e zajęcie, to roskie „krzakówki”, to niech się z nidzice mi wybaczą. mi zabawiają, są w końcu dużo tańOna też marzy. Aby rodzice znasze – śmieje się, błyskając śnieżnym leźli pracę, zaczęli godziwie żyć, uzębieniem. Jej patron (tak się obeca wtedy ona mogłaby wyjechać gdzieś nie określa alfonsa) wie, że ma daleko. Za odłożone pieniądze ma w swojej stajni małolatę, sam korzyzamiar zapisać się na kurs fryzjerskosta z jej wdzięków, ale na wszelki wy-kosmetyczny i otworzyć własny zapadek musi ona mieć przy sobie dokład, taki porządny. wód swojej starszej o trzy lata sioJAN SZCZERKOWSKI stry. Daje jej za ten dokument 500 Fot. Jarek Wyszyński
12
Dzieci, których nie ma T
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
ZE ŚWIATA
ych dzieci nie powinno być: dzieci, które mają księdza za ojca, bowiem jakże często ich życie staje się piekłem na ziemi.
„Byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie przyszła na świat – tak piętnastoletnia Anna opisuje swoją złość na ojca, Kościół i życie w ciągłych kłamstwach. – Dzieci w szkole podstawowej często mówiły mi: „Ty nie masz w ogóle taty”. Zawsze wtedy byłam bardzo smutna i odpowiadałam: „Każde dziecko ma swojego tatę”. Ale oni nie dawali za wygraną i drążyli dalej: „Jeśli tak, to gdzie on mieszka?” Inne dzieci miały swojego tatkę w domu, a ja nigdy w życiu go nie widziałam, nawet nie wiedziałam, gdzie on jest. Wymyślałam wtedy jakieś historie o tym, jak on wygląda i co robi. Mając cztery lata odważyłam się po raz pierwszy zapytać moją mamę, kim jest mój ojciec. „Powiem ci, jak podrośniesz” – odpowiedziała. Rok później powiedziała mi, że teraz mogę poznać swojego tatę. Sądziłam, że przyjdzie jakiś obcy mężczyzna. Jakże byłam zaskoczona widokiem mężczyzny, który regularnie co sześć tygodni odwiedzał mamę. Był to ksiądz z naszej parafii. Szybko zrozumiałam, że odtąd muszę jego i moją tajemnicę chronić. I już od piątego roku życia zaczęłam oszukiwać i okłamywać ludzi. Robiłam to dość dobrze i nikt niczego się nie domyślił. To było jednak wyczerpujące i tylko rzadko czułam się naprawdę dobrze. Jest
tyle drobnych rzeczy i gestów, które dostaje się od ojca. Czułam, jak bardzo mi tego w życiu brakowało. Nigdy nie przykrył mnie kołdrą do spania, nie pocałował w policzek, nie opowiedział bajki na dobranoc. Tego nadgonić się już nie da, tak jak nie da się odbudować tej potrzebnej bliskości obcowania. Mój ojciec był i pozostanie tylko odwiedzającym. Później byliśmy nawet kilka razy w trójkę na urlopie, ale nigdy nie czułam prawdziwej jego bliskości. Wszystko wyglądało tak sztucznie: był blisko, a zarazem tak daleko. Dla ludzi grałam miłą, sympatyczną i zadowoloną córeczkę; przecież nikt nie wiedział, że mój ojciec jest księdzem. Ale nigdy nie było między nami rozmowy o ważnych rzeczach. Nie było więzi. Ta cała groteskowa, fałszywa sytuacja sprawiła, że wierzę w Boga, ale w Kościół już nie. Kiedy przed rokiem, po 13 latach potajemnych kontaktów z moją mamą, mój ojciec-ksiądz zostawił ją dla młodszej i ładniejszej, zapisałam w moim pamiętniku: „Nie mogę sobie przypomnieć, aby uczynił cokolwiek dla mnie. Jest po prostu zakłamanym gnojkiem! Moja mama i on nigdy nie powinni byli ze sobą spać, i wtedy bym się nie urodziła. Nigdy więcej nie chcę go widzieć!”. Opr. E.K. (za „Der Spiegel” nr 52/21.12.02)
Dar Pana... księdza D
uchowni zmuszają swoje ciężarne partnerki do usunięcia owocu zakazanego, a kto decyduje się na potomstwo, ten stoi przed naprawdę trudną decyzją. Wielu księży katolickich, którzy współżyją z kobietami, lubi swój zawód i nie może wyobrazić sobie życia poza nim. Politycy, np. Heiner Geissler czy Rita Süssmuth (CDU), organizacja „Centralny Komitet Katolików Niemieckich” czy pojedynczy teologowie-reformatorzy, m.in. Hans Kueng i Eugen Drewermann, podważają zdecydowanie zasadność nakazu celibatu. Podobnie uważa kierownik instytutu dla „wypalonych” księży w Münsterschwarzach, Wunibald Müller i jego współpracownik ojciec Anselm Grün. „Pod wpływem celibatu serca kapłanów opanowane są przez nieprawdomówność, podwójną moralność i obłudę” – stwierdził Müller. Jednak urzędujący papież JPII niezłomnie walczy o utrzymanie celibatu. „Wartość celibatu jako daru Pana, musi być niezmiennie chroniona i pielęgnowana” – mówi papież. Coraz więcej dostojników Kościoła nie podziela tego poglądu, zwłaszcza że tylko w ostatnich 30 latach ponad 100 tysięcy kapłanów na całym świecie – właśnie z powodu celibatu – opuściło
Kościół. Najbardziej spektakularnym wystąpieniem z Kościoła było odejście biskupów irlandzkiego i szwajcarskiego, po publicznym udowodnieniu im ojcostwa. Biskupi angielscy, kanadyjscy, brazylijscy i australijscy uważają zniesienie celibatu jako możliwe i jedynie sensowne, tylko niemieccy biskupi są bardziej papiescy niż papież. Pomimo rażącego braku powołań kapłańskich oraz nasilającego się seksualnego molestowania dzieci przez duchownych, żaden z 27 niemieckich arcybiskupów i biskupów nie odważy się poruszyć tego tematu. Elmar Gruber, 72-letni duszpasterz i opiekun „połamanych” przez celibat braci i księży z Monachium, załamuje ręce nad losem ich kobiet i dzieci. Doskonale zna psychiczne obciążenie zarówno sumienia, jak i rozumu tych duchownych, którzy próbowali latami pogodzić oddanie Bogu i miłość do kobiety, a którzy dziś przypominają bardziej ludzki wrak niż człowieka. A sprawia to „dar Pana”. E.K. (za „Der Spiegel” nr 52/21.12.02)
Tajemna miłość Światowej sławy teolog Eugen Drewermann mówi na temat celibatu i księży mających dzieci. W 1992 roku pozbawiono go prawa wykładania na wydziale katolickim w Paderborn za krytyczne wypowiedzi pod adresem Kościoła katolickiego. – Jak dużą winę ponosi Kościół za utajnianie istnienia tysięcy dzieci księży katolickich? – Większego nagromadzenia cierpienia dzieci, matek i ojców nie można sobie wyobrazić. Instytucja, która z takim namaszczeniem wychwala miłość jako dar boży, dopuszcza się wszelkich możliwych działań dla brutalnego dławienia tej samej miłości we własnych szeregach. – Czy istnieje z punktu widzenia teologii zasadnicze uzasadnienie dla celibatu? – Nie ma żadnego, oprócz chyba jednego celu: oddzielenia człowieka od Boga, duszy od ciała, a księdza od parafii. Krótko mówiąc: aby osiągnąć rozłam pomiędzy myśleniem a uczuciami, by móc to wykorzystywać w rozgrywkach o władzę. – To celibat ma również związek z władzą? – Z władzą i pieniędzmi. Protestanci muszą utrzymać – oprócz księży – również ich rodziny, co oznacza dodatkowe pensje i świadczenia socjalne. Kościół kat. oszczędza poprzez celibat ogromne sumy. Na dodatek Kościół przywłaszcza sobie wszelkie dobra
i majątki bezżennych księży po ich śmierci. – A więc pieniądze i władza mają taką samą rangę i znaczenie? – O wiele ważniejszy jest czynnik psychiczny. Ludzi można uzależniać i manipulować nimi, jeśli wpoi im się, że takie odczucia jak tęsknota za miłością, partnerstwem, czy życiem seksualnym, należy ciągle tłumić w sobie, że trzeba uważać je za grzech. Komu udało się naturalne ludzkie potrzeby seksualne zakazić grzechem, temu łatwiej jest wpływać na myślenie swoich poddanych.
Rozmiar obłudy i zakłamania, spustoszenia dusz, cierpień i ograniczania wolności, jakiego dopuszcza się Kościół kat. wobec ludzi, jest ogromny. – Istnieją w ogóle związki małżeńskie w katolicyzmie? – Tak. Na przykład księża protestanccy, którzy przeszli na katolicyzm mogą pozostać we wcześniej zawartych związkach małżeńskich. Również grecko-katoliccy Melkici, choć podlegają wprawdzie władzy papieża, mają w swoich szeregach żonatych księży. – Czy to tylko egzotyczne wyjątki? – Istnieje wystarczająco dużo punktów zbieżnych, aby te właśnie modele z obecnej marginesowej pozycji przenieść do centrum Kościoła katolickiego. Decydującą rzeczą jest to, aby argument, jakoby Bóg oczekiwał od ludzi ponoszenia ofiar oraz wymagał niszczenia szczęścia osobistego, bezpowrotnie stracił rację bytu. – Czego zatem oczekuje od nas Bóg? – Przed kilkoma laty prowadziłem odczyt dla księży katolickich i ich żon. Przede mną jeden z prelegentów, uznany teolog moralności, powiedział: „Kościół katolicki musi wreszcie uznać porażkę swojego etosu, a ci księża, którzy wzięli kobiety za żony, muszą otrzymać szansę ponownego pojednania się z Kościołem”. Na to ja zapytałem zebranych księży: chcecie te kobiety, które obok was siedzą w ławkach, naprawdę uznać za grzech waszego życia? Czy też chcecie uczciwie powiedzieć: one jak anioły weszły w nasze życie i za to dziękujemy Bogu... EDWARD KUCZ (Za „Der Spiegel” nr 52/2002) Fot. archiwum
Niech przeminie Kościół K
ościół odebrał mu misję kanoniczną, a mimo to niemiecki teolog Eugen Drewermann (ur. 1940) – zwany heretykiem z Paderborn lub współczesnym Lutrem – nadal uważa się za katolika i katolickiego kapłana. Głosi ideę „Kościoła niewidzialnego” – Kościoła ponad wyznaniami i poza strukturami, w swoich poglądach łącząc psychoanalizę i buddyzm z chrześcijaństwem. Sam wiedzie bardzo skromne życie, mieszka w bloku, nie ma telefonu, samochodu ani lodówki i jest wegetarianinem. Wygłasza odczyty i wydaje książki, z których dochody przeznacza m.in. na schronisko dla chorych na AIDS w Brazylii. Jako ksiądz – Drewermann podpadał Watykanowi sukcesywnie od lat 80., zarzucając klerowi wywoływanie szkód w psychice wiernych, żądając od Watykanu prawa do powtórnego ślubu kościelnego dla rozwiedzionych oraz krytykując katolicką moralność seksualną. Podważał też sens Kościoła instytucjonalnego
oraz zakwestionował biblijne podstawy wiary. Współczesny Kościół katolicki Eugen Drewermann oskarża o totalitaryzm, wyznaniowy nacjonalizm uzurpujący sobie monopol zbawienia oraz utrwalanie od dawna anachronicznej wizji świata. Krytykuje celibat i domaga się kapłaństwa kobiet, co według niego pozwoliłoby na ukształtowanie nowego, demokratycznego Kościoła. Katolicką etykę opartą na władzy, strachu i wymuszonym konformizmie nazywa wprost niemoralną. Moralność bowiem powinna wynikać z wolności i zrozumienia. Opowiada się za prawem do aborcji, antykoncepcją i eutanazją. Tego Kościół oczywiście nie może mu darować. Równie istotnym elementem herezji Drewermanna jest pragnienie odkłamania Boga i Chrystusa. Twierdzi, że obecność Boga wypełnia się poprzez miłość bliźniego, a nie poprzez władzę, jaką wiernym narzuca Watykan. Ewangelie interpretuje jako prastare symboliczne
mity, które zostały odpowiednio skompilowane i przedstawione jako nauka Chrystusa. Neguje boską naturę Chrystusa, uważając go za człowieka, syna kobiety i mężczyzny. Demistyfikuje zmartwychwstanie, wniebowstąpienie, dziewictwo Maryi, podobnie jak cuda dokonane przez Jezusa – wszystko to jedynie metafory i legendy znane ludzkości na długo przed chrześcijaństwem – twierdzi. Mówiąc „niech przeminie ten Kościół” i mając rzesze zwolenników w Europie (głównie w Niemczech, Francji i Stanach Zjednoczonych) – Drewermann wcale nie zamierza zakładać nowego kościoła czy religii. Chce tylko, by Kościół katolicki zreformował się i ewoluował. I ten akurat motyw jego koncepcji razi wielką naiwnością, gdyż za wszelkie próby przystosowania wiary do potrzeb współczesnego człowieka – Kościół swoim reformatorom wciąż odpłaca prześladowaniami i procesami. ANNA KALENIK
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r. Kramek Roman, lat 40, ksiądz katolicki wyposażony w paszport polski, wartości, miłość do Boga i papieża, wybył do USA na duchowne saksy i po tygodniu pracy zgwałcił nieletnią, której miał dodawać otuchy po wcześniej doznanym przez nią gwałcie. W rezultacie tego w Wigilię, zamiast odprawić mszę i zasiąść do wieczerzy, oddawał policjantowi w komisariacie pasek i sznurowadła. Nie ulega wątpliwości, że Kramek jest skończonym debilem. To nie mógł chędożyć podlotków i gwałcić nakaz celibatu w bezpiecznym zaciszu macierzystej wiejskiej parafii w Katolandzie, gdzie wszystko by mu uszło płazem? Nic nie słyszał o skandalu przestępstw seksualnych kleru, od którego trzęsie się cała Ameryka (a zaczyna i świat) i który powoduje, że najważniejsi maharadżowie katolicyzmu lecą ze stanowisk albo nie znają dnia ani godziny? Kramek nie wiedział. Rozmodlony widać, gazet nie czytał, TV nie oglądał. Na tym się ambaras wszakże nie kończy. Otóż czyn Kramka skatalizował erupcję grupowego debilizmu Polaków rezydujących w New Britain i okolicach. Ich postępowanie niezawodnie wystawi im cenzurkę infantylnych dewotów z ekstrapolacją na całą Polskę.
ZE ŚWIATA
Seks i debile Na początku wszystko wyglądało poprawnie. „Jak on mógł to zrobić?” – wyraził grozę i zgorszenie miejscowy proboszcz Wysocki. Ale po kilku dniach, podczas mszy niedzielnej, 29 grudnia, coś się w pobożnej głowie proboszczowej przestawiło i kazało mu zawyrokować: „Kramek mógł zostać z premedytacją wmanipulowany”. Podzielił się też wiedzą, iż „ludzie sądzą, że chodzi o pieniądze. Myślę, że to właśnie o nie tutaj idzie. Jestem przekonany, że stoi za tym wszystkim jakiś plan. Zostaliśmy sprowokowani”. Wysocki, indagowany dalej przez lokalną gazetę „New Britain Herald”, odmówił rozwinięcia swych domniemań. Dodał jedynie po duszpastersku, mając na myśli ofiarę gwałtu: „To włóczęga”. Fakty, na bazie których ks. Paul Wysocki wybudował swą jednoznaczną teorię, przedstawiają się następująco. Kramek przyszedł do domu, w którym mieszkała dziewczyna. Oświadczywszy, że zamierza podnieść ją na duchu, zamknął się z nią w pokoju, by odseparować „pacjentkę” od przebywającej w mieszkaniu babci. Ta, nieświadoma, weszła w trakcie wstępnego obmacywania, ale chwilę później zuchwałość Kramka przebiła ostrożność i zmusił on 17-letnią dziewczynę (w świetle prawa USA nieletnią) do odbycia stosunku. „Mówiłam mu kilka razy, by przestał, ale nie słuchał” – zeznała policji ofiara. Wcześniej poskarżyła się babci. Następnego dnia uczyniła to samo w szkole. Stamtąd zawiadomiono policję.
Podczas przesłuchania prowadzonego przez mówiącego po polsku policjanta Kramek przyznał się, oświadczając, że seks był metodą terapeutyczną. Chciał pomóc dziewczynie zrozumieć, że kontakt seksualny „może być dobrem, a nie złem, kiedy mężczyzna kocha ko-
tak strasznej zdradzie zaufania” – oświadczył. Społeczność polska wkroczyła na scenę wydarzeń w trakcie mszy, na której proboszcz Wysocki rozwijał swe teorie o manipulacji, pieniądzach i włóczędze. Parafianie – w tę niedzielę wyjąt-
bietę, a ta okazuje mu wzajemność”. „Ojciec Roman zeznał, że zrobił to, by pomóc ofierze i nie miał intencji skrzywdzenia jej” – czytamy w policyjnym raporcie. Gdy wieść o publicznych wypowiedziach proboszcza Wysockiego dotarła do archidiecezji Hartford, jej lider, bp Daniel Cronin, w pisemnym oświadczeniu ostro zbeształ proboszcza, zwłaszcza za określenie ofiary gwałtu „włóczęgą”, co było – jak stwierdził – „niestosowne i niezgodne z nauką Kościoła”. „Modlę się, by ona i jej rodzina otrzymały wsparcie i otuchę niezbędne do wydźwignięcia się z szoku po
kowo liczni – jednoznacznie ulokowali sympatie po stronie... Kramka, odnosząc się z dezaprobatą i nieufnością do oficjalnej wersji zdarzeń i ignorując fakt, że
niebanalny szmal. Teraz mogą się kojarzyć z czymś ZGOŁA innym. Oto bowiem zagotowało się w kościele rzymskokatolickim w Meksyku, gdzie swoje „pięć minut” ma ksiądz Salomon Palma z miasta Ciudad Cuauthemoc. Ukazujący się w całym kraju mek-
Palma w tej chwili wystarczająco cierpi i płaci wielką cenę za błędy”. Nam się wydaje, że o. Palma cierpi wyłącznie z tego powodu, że sprawa się rypła i ujrzała światło dzienne. Równie wyrozumiały (czyżby na starej zasadzie, że kto jest niewinny, niech rzuci w grzesznika kamieniem?) okazuje się arcybiskup Jose Fernandez Ortega. Kilka dni temu, podczas kongresu, który zgromadził około 100 meksykańskich księży katolickich, arcybiskup Ortega powiedział, że „wprawdzie ojciec Salomon Palma popełnił błąd, ale przecież błądzenie jest rzeczą ludzką. I dlatego zainteresowanie prasy tą sprawą należy traktować jako atak na Kościół katolicki”. Nie lepiej powiedzieć, że o. Palmie odbiła palma pod wpływem erotycznego impulsu i chciał pokazać wiernym, że jest w seksie lepszy od Johna C. Holmesa i Dave’a Connorsa, wielkich legend filmu pornograficznego... Z. DUNEK (Kopenhaga) Fot. archiwum
Wielebny gwiazdor porno O
to bomba sezonu: w tych dniach ujawniono przypadek meksykańskiego księdza, który wystąpił w roli gwiazdy... filmu pornograficznego. Coraz częściej kawalerowie w czarnych sukienkach kojarzą się a to z pedofilstwem, a to z przejechaniem dziecka i ucieczką z miejsca wypadku czy wreszcie z jakimś banalnym szwindlem za
sykański dziennik „El Diario de Chihuahua” opublikował w tych dniach zdjęcia nagiego ojca (na zdjęciu) Salomona Palmy z filmu porno, na którym ojczulek „kocha” się w najbardziej wyuzdany sposób ze swoją sekretarką, młodszą od niego o 30 lat. Juan Guillermo Lopez, biskup regionu, gdzie pracuje ksiądz-aktor, wybaczył grzesznikowi występek, mówiąc: „Ojciec
K
ler katolicki nigdy nie przyznawał się do uczestnictwa w katolicko-protestanckiej wojnie religijnej toczonej w Irlandii Północnej, a tym bardziej do udziału w zbrojnych akcjach terrorystycznych organizowanych przez katolicką Irlandzką Armię Republikańską przeciw brytyjskiej administracji i protestanckiej ludności. Tymczasem w ręce policji wpadły dokumenty świadczące o tajemniczych powiązaniach przedstawicieli rządu z brytyjskim katolickim episkopatem. Sprawa wzbudziła obecnie szczególne zainteresowanie opinii publicznej, dotyczy bowiem jednego z najbardziej krwawych zamachów bombowych z 1972 roku, kiedy to samochód pułapka, wypełniony po brzegi materiałami wybuchowymi, eksplodował w protestanckiej dzielnicy Londonderry, zabijając dziewięć osób, w tym troje dzieci. Było oczywiste, że krwawą jatkę zorganizowała IRA, jednak śledztwo nie doprowadziło do wykrycia winnych i zostało umorzone. Teraz, po trzydziestu latach, wyszło na jaw, że grupą terrorystów, która przeprowadziła ten zamach, dowodził katolicki ksiądz Jim Chesney z parafii
13
kapłan z Polski przyznał się do terapeutycznego stosunku płciowego z nieletnią parafianką. W następną niedzielę, 6 stycznia, rodacy Kramka postanowili zbierać pieniądze na uwolnienie go i obronę tzw. dobrego imienia. W tym celu – po nagłośnieniu historii („Polskiego księdza krzywdzą”) w lokalnej, polskiej gazetce – powołali do życia i zarejestrowali organizację Polska Pomoc Braterska. „Jest naszą, jako Polaków, powinnością pomóc temu księdzu, bo jest on naszym rodakiem. Jest w tym kraju sam, nie ma pieniędzy i znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Jeśli Polacy nie pomogą księdzu, nikt mu nie pomoże” – oświadczyła „New Britain Herald” jedna z inicjatorek komitetu, Lucyna Kołakowski, stwarzając nieodparte wrażenie, że jedyną ofiarą zajścia jest wielebny Kramek. Ks. Wysocki – rugnięty przez arcybiskupa – zaniemówił i nie działa nawet na rzecz braterskiej pomocy. Wcześniej zapewnił, że Kościół nie wyda na Kramka żadnych pieniędzy. Kaucja wynosi pół miliona dolarów. Do końca pierwszego tygodnia braterskim Polakom udało się zebrać 4 tysiące. Planują wynająć Kramkowi adwokata. TOMASZ SZTAYER
w Londonderry. Wkrótce po zamachu został on wysłany za granicę, do miejscowości Donegal w Republice Irlandii, gdzie nadal pracował jako ksiądz i gdzie zmarł na raka w 1980 roku. Także wkrótce po zamachu katolicki prymas Irlandii Północnej, kardynał William Conway, odbył serię rozmów z brytyjskim sekretarzem stanu do spraw tego regionu, Williamem Whitlaw. Jednocześnie miała miejsce intensywna wymiana korespondencji między brytyjską administracją a episkopatem. Wynika z niej, że obie strony nie miały wątpliwości, kto był organizatorem zamachu, lecz były świadome, że ujawnienie przywództwa katolickiego księdza w terrorystycznej wojnie mogło tylko skomplikować i tak już trudną sytuację w Irlandii Północnej, a także zaognić religijny konflikt. Zdaniem zastępcy szefa policji Irlandii Północnej, Sama Kinkaida, o wszystkim wiedzieli również ówcześni funkcjonariusze Scotland Yardu. Dopiero teraz organa ścigania chcą wyjaśnić, jakie siły stały za tym, aby ksiądz terrorysta nie został pociągnięty do odpowiedzialności. J. CHRZANOWSKI (na podst. Agencji Ananova, Wielka Brytania)
Terrorysta w sutannie
14
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Kobieta papieża Franciszka Lehnert i Eugenio Pacelli (późniejszy papież Pius XII) poznali się w 1917 roku w sanatorium dla chorych na gruźlicę. On cierpiał na nerwicę żołądka połączoną z chronicznym rozwolnieniem, a ona troskliwie opiekowała się nim i dbała o właściwą dietę. Franciszka była atrakcyjną 23-letnią zakonnicą „o powabnej pulchnej figurze, regularnych rysach, ładnym nosku i przenikliwych, nieufnych oczach”, można by rzec: diabolicznych. Eugenio zaś był prałatem, funkcjonariuszem Sekretariatu Stanu. Ona pochodziła z chłopskiej rodziny bawarskiej, on zaś był urodzonym władcą rozkochanym w potędze i przepychu, „teatralnym wręcz autokratą, który uskrzydlił kult osobowości, który obliczał efekt swych występów jak primadonna”. Osobowość Franciszki okazała się na tyle magnetyzująca, że już do końca jego dni, przez następne 41 lat, była mu towarzyszką życia, z którą nigdy nie rozstał się na dłużej. On rządził ludźmi i sumieniami, ona – nim. Ona po ślubach przybrała imię Pasqualina. Kiedy został papieżem Piusem XII,
zwano ją la Popessa, czyli papieżyca. Ze skromnej szkółki w małej wiosce szwabskiej do komnat watykańskich pałaców – awans doprawdy imponujący... Pacelli niedługo miał objąć w Monachium funkcję nuncjusza Stolicy Apostolskiej, Pasqualina przeniosła się więc na życzenie przyszłego papieża do nuncjatury monachijskiej, początkowo „na dwumiesięczne zastępstwo”, gdyż Pacelli nie był zadowolony z dotychczasowej służby. Zastępstwo okazało się na tyle trwałe, że nie mógł się bez niej obejść aż do śmierci. Oczywiście, siostra Pasqualina nie była służącą papieża, chociaż mu usługiwała. Była dla Piusa XII tym, kim dla Jana Pawła II jest Stanisław Dziwisz, choć jej wpływ na papieża był jeszcze dalej idący. Pacelli był głową Kościoła, ona zaś była głową domu papieskiego. Jednak nie była wyłącznie gosposią. Ze względu na jej wpływ na to, co działo się wokół papieża, i na niego samego posądzano ich o coś więcej niż tylko służbowe stosunki, a złośliwi określali ją „madame Maintenon Kościoła”. Zapewne jednak innym niż fizyczna atrakcyjność atrybutom kobiecej natury zawdzięczała siostra Pasqualina swoją pozycję. A były to również kobiece atuty, mimo że czasami zwano ją „jedynym mężczyzną w Watykanie”. W jego życiu pełniła rolę niby przybranej matki, choć była matką dużo młodszą i urodziwą, o ile o zakonnicy można się tak wyrazić. Od czasu przeprowadzki do Monachium towarzyszyła Pacellemu na wszystkich szczeblach jego dalszej kariery kościelnej, czasami łamiąc przyjęte dotąd w kościele obyczaje, jak
choćby w przypadku konklawe odbywającego się po śmierci Piusa XI. Otóż Lehnert była pierwszą kobietą, która została dopuszczona na konklawe jako osoba towarzysząca Eugenio Pacellemu. Zgody udzielił sam zainteresowany, gdyż po śmierci Piusa XI pełnił funkcję kamerlinga Kościoła. Przełamanie tradycji nie przyniosło mu pecha – wyszedł z konklawe jako Pius XII. Wcześniej zgodę na zamieszkanie w rezydencji nuncjusza udzielił zakonnicy papież Benedykt XV, a na przeprowadzkę do pałacu apostolskiego w Rzymie – Pius XI. Siostra Pasqualina zajmowała się początkowo garderobą i kuchnią, by później odgrywać coraz to większe znaczenie w innych sferach papieskiego życia. Zrozumiałe jest więc, że nie była darzona powszechną sympatią, zarówno wśród Włochów, którzy mówili o niej la Popessa, jak i wśród papieskiego otoczenia, gdzie mawiano o niej virgo potens (władcza dziewica). Szare eminencje władców nie znajdują na ogół sympatyków, gdyż władza staje się dwuznaczna i nieprzejrzysta. Już w czasie pracy w nuncjaturze w Niemczech wybuchły niesnaski między nią a resztą służby, zapewne zazdrosnej o młodziutką siostrzyczkę, która zaczynała odgrywać coraz większą rolę w życiu Pacellego.
takich natchnień. Tym bardziej że po pewnym czasie osobowość wszędobylskiej Pasqualiny zdawała się go przytłaczać i irytować. Według siostry papieża, w 1930 roku, kiedy obejmował urząd watykańskiego sekretarza stanu, miał z ulgą opuścić swoją „apodyktyczną” i „nadzwyczaj chytrą” gosposię. Kiedy przeprowadził się do Rzymu, o zajęcie się gospodarstwem poprosił swą siostrę Elisabettę, która jednak przyjęła to bez wielkiego entuzjazmu i z pewnymi oporami, gdyż była zamężna i miała oprócz tego prowadzić również gospodarstwo własnej rodziny. Lecz oto po dwóch dniach zjawiła się w Rzymie siostrzyczka Pasqualina. Świadczy to z pewnością o niebywałym wprost tupecie i pewności siebie siostry Lehnert. Wedle relacji Elisabetty, było podobno tak: najpierw wynajęła pokój w domu zakonnym, jednak było jej to nie w smak, gdyż szybko zjawiła się u drzwi Elisabetty, by pokornie prosić o przyjęcie jej – ubożuchnej i nieporadnej na
bardzo się przeliczyła w swoich rachubach. Otóż Pasqualina wspaniałomyślnie zaproponowała pomoc w odnowieniu i umeblowaniu watykańskich apartamentów Pacellego. Zgodził się i był to już ostateczny koniec niezależności i swobody tego władcy – Pasqualina tak skutecznie rozgościła się w nowym lokum, do którego ściągnęła nadto dwie inne siostrzyczki z rodzimego klasztoru w Niemczech, że odtąd trio pod jej dowództwem miało już na stałe zostać przy papieżu. Jak wielką antypatię czuła do niej siostra Pacellego, świadczą jej zeznania przed trybunałem beatyfikacyjnym brata, w czasie których określiła władzę matki Pasqualiny jako
„prawdziwy krzyż, krzyż, który [papież] otrzymał z rąk Boga, by osiągnąć świętość”. Doprawdy, to niezwykle osobliwy dopust boży dla całych tabunów pantoflarzy! To budujące, że mimo postępującego upadku męskości, Pan Bóg daje wciąż tyle okazji do nadzwyczajnego heroizmu! W połowie lat 30. w rodzinie Pacellego znów odżyła nadzieja na osłabienie wpływów „gosposi”. Otóż hrabia Galeazzi należący do najbliższe-
po niezliczonych pocałunkach.
Snelezza, czyli zwinna (jak określił ją jeden ze świadków ówczesnych wydarzeń), potrafiła jednak wyjść z tego zwycięsko i ostatecznie objąć zwierzchnictwo administracyjne nad całą nuncjaturą. Odtąd zaczęły się w Monachium rozchodzić plotki, że Lehnert jest kimś więcej dla Pacellego niźli siostrą Pasqualiną... Eugenio przejął się niebywale tą „straszną potwarzą” i zażądał śledztwa watykańskiego w tej sprawie. Dowiedziono więc, że Pasqualina jest dlań nikim więcej jak tylko nadzwyczaj użyteczną pomocą domową. Nie sposób jednak nie zauważyć, że w swoich pamiętnikach (opublikowanych w 1959, po śmierci Pacellego) pisała o nim z nadzwyczajną czułostkowością, np.: „subtelną, szlachetną skromnością zdobył serca wszystkich, wszędzie promieniując majestatem, a zarazem ludzkim ciepłem księcia Kościoła (...) jego uwagi nie uchodził żaden kwiat zdobiący stół, najdrobniejszy gest umilający mu skromny posiłek, a nawet kot, czule łaszący się u jego stóp”. Wiadomo, że swym surowym charakterem nie mógł Pacelli dawać powodów do
Towarzyszyła Pacellemu w jego zagranicznych wojażach (np. w 1936 roku do Ameryki Północnej). Wpływała również na porządek papieskich audiencji, decydując, kto się z nim spotka, a kto nie. O audiencję z papieżem musiała się u niej starać nawet jego najbliższa rodzina – dopuszczana raz na rok! Kardynał Tisserant, drugi po papieżu hierarcha Watykanu, na audiencję musiał czekać niemal 60 dni! Co więcej, zdarzyło mu się pewnego razu, iż umówione spotkanie zostało odwołane, gdyż Pasqualina zajęta była Gary Cooperem, którego filmy były dla niej widocznie ważniejsze niż problemy kardynalskie... O władzy, jaką posiadała, świadczy historia pewnej audiencji. Otóż kiedy spotkanie papieża z amerykańskim sekretarzem stanu, Johnem Fosterem Dullsem, przedłużyło się, do sali wkroczyła podobno Pasqualina i napomniała Piusa XII, że... zupa stygnie już w talerzu. Amerykański sekretarz stanu widać niezbyt żywo poderwał się z siedzenia, gdyż siostrzyczka dała do zrozumienia, że nie jest to li tylko sugestia. Sprawę załagodził Pacelli, mówiąc jakby żartem: „...żadna siła na ziemi nie zmusi naszej dobrej matki Pasqualiny do wyjścia, kiedy zupa czeka na stole”. Po audiencjach obmywała papieżowi dłonie, dezynfekując je
La Popessa (pierwsza od lewej) z dwiema asystentkami
obcej ziemi – pod własny dach. Okazało się, że nadzwyczaj szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu, bo „jak zwykle zaczęła wszystkim rządzić”. Nietrudno odgadnąć, jak musiała się czuć Elisabetta w takiej sytuacji, tym bardziej że Eugenio nigdy nie zaprotestował ani przeciwko samowolnej jakoby decyzji Pasqualiny, ani przeciwko jej władczym zapędom. Elisabetta znosiła nowe porządki z zaciśniętymi zębami, aż w końcu nie wytrzymała: „Miałam jej tak serdecznie dosyć, iż w końcu oświadczyłam, że z powodu wyjazdu do Lourdes zamykamy mieszkanie” – zeznała wiele lat później przed trybunałem beatyfikacyjnym. Miała nadzieję, że udało jej się na dobre przegnać znienawidzoną mniszkę. Rychło się okazało, że
go otoczenia Pacellego otrzymał do własnej dyspozycji willę nieopodal Rzymu. Pasqualina uznała, że i nad nią winna roztoczyć swoją „opiekę”, co też niezwłocznie uczyniła. Jak zeznawała Elisabetta: „Siostra Pasqualina pojechała tam i przyjmowała w niej różnych gości. Kiedyś mojemu bratankowi, Carlowi, udało się niepostrzeżenie sfotografować ją w poufałej pozie z hrabią Galeazzim. Carlo przekazał owo zdjęcie mojemu ojcu, a ten don Eugeniowi (papieżowi)”. Niestety nie wiemy, jak zareagował na to zdjęcie Eugenio, lecz efekt był taki, że odsunął się od rodziny. Można więc przypuszczać, że Pasqualina jak zwykle potrafiła wszystko rozegrać na własną korzyść i przekonała Pacellego, iż padła ofiarą zazdrości. Zaiste, diaboliczna kobieta!
Osobiście prowadziła księgi papieskich wydatków, w imieniu papieża udzielała pomocy finansowej zarówno podupadłej włoskiej arystokracji, jak i biedocie rzymskiej. Pełniła również rolę sekretarki, podług swojej woli filtrującej dokumenty, które trafiały do papieża. W jego imieniu prowadziła rozmowy telefoniczne i niejednokrotnie spisywała listy, które dyktował jej Pacelli. Po Rzymie jeździła watykańskim powozem. Pracownicy Kurii zarzucali jej, iż wywierała wpływ nawet na niektóre nominacje biskupie i kardynalskie. To przez nią Giovanni Battista Montini, późniejszy Paweł VI, miał zostać odsunięty na dziewięć lat od watykańskiej polityki i objąć arcybiskupstwo Mediolanu. O tym, jak wielka była do niej niechęć, świadczy jej błyskawiczne zejście ze sceny po śmierci papieża. A wtedy jedynym jej zajęciem było już tylko budowanie legendy o świętości Piusa XII. Była mu na tyle oddana, że zawsze, nawet po jego śmierci, dbała o jak najlepszy image papieża, przemilczając jedne fakty, inne koloryzując. Franciszka Lehnert budziła w swoim czasie wiele niechęci czy wręcz nienawiści. Z drugiej jednak strony, może ona budzić słuszny podziw jako kobieta, która osiągnęła najbardziej wyrafinowany rodzaj władzy nad mężczyzną i to w systemie tak patriarchalnym jak rzymskokatolicki. Eugenio Pacelli nie był zależny od zakonnicy czy współpracownika, lecz od kobiety. I nie ma znaczenia, czy była to relacja matczyna, czy innego rodzaju. TOMASZ WOLTAREWICZ Fot. archiwum
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r. einrich Himmler – Reichsführer (marszałek) SS, zwierzchnik gestapo i Waffen-SS, minister spraw wewnętrznych, był organizatorem masowych mordów Żydów na terenach podległych III Rzeszy. Urodził się 7 października 1900 roku w Monachium, w rodzinie fanatyka religijnego – katolickiego wychowawcy szkolnego. Osoby, które znały go w młodości, zgodnie twierdzą, że „Himmler regularnie chodził na nabożeństwa, stosował zasady moralne
H
zakonnych”. Lektury te miały wykształcić w SS-manach tzw. świętą obojętność, która pozwalała na ignorowanie podstawowych zasad moralnych, o ile staną one na drodze do realizacji wytyczonego celu, to znaczy wykonania rozkazu. Reichsführer SS ze szczególnym upodobaniem cytował następujący fragment „Konstytucji” (reguła 36.): „Niech każdy członek towarzystwa będzie przekonany, że ktokolwiek żyje w posłuszeństwie, powinien pozwolić się kierować Bożą Opatrznością – za pośrednictwem swych przełożonych – tak jakby był
W IMIĘ BOGA – KRZYŻ I SWASTYKA Obowiązywała tu hierarchia stopni przywódców na wzór hierarchii duchowieństwa Kościoła rzymskokatolickiego. Musieli się jej poddać ci wszyscy uprzywilejowani członkowie SS, którzy mogli przebywać w Wewelsburgu w czasie regularnych rekolekcji organizowanych przez Himmlera, pełniącego tu funkcję generała zakonu (terminologia jezuicka). Każdy członek tajnej kaplicy miał własne krzesło z przybitą doń srebrną tabliczką z nazwiskiem i każdy musiał się poddać rytuałowi ćwiczeń duchowych, których głównym
W jaki sposób stworzyć potężną organizację, której członkowie byliby bezgranicznie oddani swojemu przywódcy? Najlepiej, oczywiście, oprzeć się na sprawdzonych już przykładach. Tak też postąpił Heinrich Himmler, uznając, iż najwłaściwszym wzorem dla Schutzstaffeln (Sztafet Ochronnych, powszechnie znanych pod skrótem SS) jest... zakon jezuitów! Kościoła katolickiego, codziennie w domu modlił się przed figurą Chrystusa, nie pił, nie palił, w dzienniczku zapisał o jednej ze swych młodzieńczych miłości, że sprawiła mu największą radość, kiedy wyznała, iż codziennie przyjmuje komunię świętą”. W 1925 r. Himmler wstąpił do kierowanej przez Adolfa Hitlera NSDAP (Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza) i radykalnie zmienił swój stosunek do katolicyzmu. Odtąd twierdził, że „decydujący jest naród niemiecki, tzn. jego Führer, a nie papież w Rzymie czy jego wyznawcy”. Partyjna kariera Heinricha Himmlera rozwijała się błyskawicznie. Już po roku pełnił funkcję zastępcy szefa propagandy NSDAP, w 1927 r. objął stanowisko zastępcy Reichsführera SS, a od stycznia 1929 r. stał na czele SS. Pod rządami Heinricha Himmlera „Sztafety Ochronne” stały się najpotężniejszą organizacją w III Rzeszy, co doskonale odzwierciedla lawinowy przyrost liczby członków. W styczniu 1929 roku SS liczyła zaledwie 280 członków, w 1930 już 2727, w 1931 – 14 964, w 1932 – 30 000, a w 1933 ponad 50 000. Dokonując rozbudowy SS, Himmler postawił sobie za cel uczynienie z tej organizacji pierwszoplanowej siły w walce z wrogami narodowego socjalizmu. Aby zrealizować swoją koncepcję, Reichsführer SS postanowił wzorować się na doświadczeniach zakonu jezuitów. Wybór nie był przypadkowy; szczególne znaczenie odegrały w tym wypadku dwa czynniki. Pierwszy – to bezkompromisowość jezuitów w tępieniu herezji (i heretyków!), drugi – bezgraniczna lojalność członków tego zakonu wobec zwierzchników i własnej wspólnoty. Dążąc do zaszczepienia tych cech wśród swoich podwładnych, Himmler zachęcał ich do czytania dwóch dzieł Ignacego Loyoli: „Ćwiczeń duchowych” i „Konstytucji
trupem, którego można przenosić z miejsca na miejsce i z którym można obchodzić się dowolnie – lub też jak kij w ręce starca, który wszędzie mu służy w każdej potrzebie”. Oczywiście „czarny zakon SS” musiał również posiadać odpowiednio okazałą siedzibę. Wybór Heinricha Himmlera padł na średniowieczny zamek Wewelsburg położony w Westfalii, w okolicach Paderborn. W tym miejscu raz do roku spotykała się tajna rada SS. Według oświadczenia Waltera Schellenberga (absolwent m.in. kolegium jezuickiego, zwierzchnik służb wywiadowczych III Rzeszy, prawa ręka H. Himmlera), „(...) zamek był prowadzony jak klasztor.
W
celem była koncentracja myśli, odpowiednik modlitwy, zanim mógł dyskutować na tematy wyższej polityki SS”. Tyle Walter Schellenberg, jednakże podobieństwa między SS a jezuitami dostrzegał również sam Adolf Hitler, który często mawiał o Himmlerze: „mój Ignacy Loyola!”. Powyższe przykłady nie oznaczają bynajmniej, iż czołowi ideolodzy Sztafet Ochronnych ograniczyli się wyłącznie do czerpania z doświadczeń jednego zakonu. Śmiało można postawić tezę, że siła SS
iele osób pisało o koszmarze obozów koncentracyjnych. Odciśnięte na nich piętno nie dawało się „zmyć” do końca życia. Można by się zastanawiać, gdzie tkwi przyczyna tego, że to właśnie książka Stanisława Grzesiuka „Pięć lat kacetu” doczekała się rozgłosu i wielu wznowień? Odpowiedź jest jedna. Grzesiuk był prostolinijnym, szczerym człowiekiem i szczerość ta przebija z kart jego książki. Nie silił się na przybieranie żadnych masek i czuje się to wyraźnie, gdy autor porusza sprawy, o których nikt poza nim nie pisał, co zresztą on sam zauważa z nieukrywanym zdziwieniem. Grzesiuk był ateistą od czternastego roku życia, a księży nienawidził od czasu, gdy w 1938 roku, po śmierci jego ojca, ksiądz odmówił pójścia za trumną. Jako przyczynę podał, że na pogrzebie miały być również czerwone sztandary. „Zdecydowałem wtedy szybko: nie chce iść, to pies z nim tańcował (...). Przedtem (księża) byli mi tylko zupełnie obojętni i śmieszni. Tamten ksiądz »nawrócił« wtedy jedną duszyczkę, tzn. mnie, na drogę nienawiści do kleru”. Mimo niechęci do księży Grzesiuk pomógł kiedyś w obozie księdzu Józefowi Szubertowi z Wodzisławia. Od tamtej pory pomagał mu stale na różne sposoby. Szczerze się zaprzyjaźnili, on, klnący ateista – z dobrodusznym księdzem. Gdy duchownego zwolniono z obozu, prawie od
w znaczącej mierze spowodowana była licznymi zapożyczeniami z Kościoła katolickiego. Oto kilka najbardziej wyrazistych przykładów. Już sakrament chrztu zastąpiono dla nazistów rytuałem, podczas którego noworodek otrzymywał imię przed portretem Adolfa Hitlera (zamiast ołtarza) i swastyką (zamiast krzyża). Przeprowadzający ceremonię oficer SS (odpowiednik księdza) odczytywał fragment „Mein Kampf” (zamiast Biblii) i wygłaszał następującą formułę: „Wierzymy w Boga i w posłannictwo naszej niemieckiej krwi, która wiecznie młoda wyrasta z niemieckiej ziemi. Wierzymy w naród, w którym płynie ta krew, i w Führera, którego zesłał nam Bóg”. Na marginesie warto dodać, że do Boga nawiązywały także przysięgi składane zarówno przez szeregowych członków, jak i wyższych dowódców SS – obie kończyły się zawołaniem dobrze znanym z polskiego parlamentu: „Tak mi dopomóż Bóg”. Na uwagę zasługuje również swoisty „kult świętości”. Według wytycznych jednego z czołowych ideologów NSDAP, Alfreda Rosenberga, „(...) za miejsca święte należy uważać te, w których zakończyli życie niemieccy bohaterowie tradycji honoru i wolności naszej duszy”. Zgodnie z tymi zaleceniami na całym terytorium III Rzeszy powstawały liczne „sanktuaria”, w których oddawano cześć „męczennikom”, poległym za zwycięstwo rasy panów. Chociaż Heinrich Himmler obficie czerpał z doświadczeń Kościoła katolickiego, to jednak równocześnie zaliczał tę instytucję (a w szczególności – zakon jezuitów) do
razu rozpoczął wysyłanie zbawiennych paczek z żywnością dla Stacha. Niestety, taka postawa była wyjątkiem... Grzesiuk pisał, że kapem kamieniarzy był Emil – Ślązak, który siedział kilka lat w obozie. Szczególną opieką otoczył on księży, wśród których był ksiądz B. pochodzący z tej samej miejscowości co Emil. Ksiądz obiecywał mu, że jeśli go zwol-
najgroźniejszych wrogów III Rzeszy. Toteż już w październiku 1934 roku wydał rozkaz zwolnienia z SS wszystkich duchownych. Wówczas wielu kapłanów postawionych przed dylematem „wybrać czarną sukienkę czy czarny mundur” zdecydowało się na wystąpienie z Kościoła. Przykładem katolickiego duchownego, który zrobił karierę w SS, jest Albert Hartl. W 1934 zrzucił sutannę, a już w roku następnym został szefem Wydziału Informacji Kościelnej w RSHA (Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy). W roku 1944 Hartl – już jako SS-Standartenführer (pułkownik) – został wysłany do Rzymu z zadaniem „nawiązania poprzez Watykan kontaktu z mocarstwami zachodnimi” i przekonania Zachodu do „połączenia się z Niemcami przeciwko bolszewikom”. Oczywiście, misja ta z góry skazana była na niepowodzenie. W 1944 roku wynik II wojny światowej był przesądzony i Kościół, który zawsze popiera zwycięzców, zrezygnował już z nawoływania do krucjaty na „bezbożny” Wschód. Podsumowując – najpotężniejsza i zarazem najbardziej zbrodnicza organizacja w III Rzeszy została stworzona w oparciu o struktury i doświadczenie zakonu jezuitów. Zgodnie z tą koncepcją Adolf Hitler miał być odpowiednikiem papieża, Himmler – generałem zakonu, a SS-mani – misjonarzami zaprowadzającymi nowy porządek na opanowanych terytoriach. I chociaż absurdem byłoby zrzucanie odpowiedzialności za powstanie SS na Towarzystwo Jezusowe, to jednak warto zapamiętać, że organizacja, której skrót stał się synonimem okrucieństwa, wzorowała się na strukturze i bezwzględnym posłuszeństwie panującym w tym katolickim zakonie. Takie są fakty. SEBASTIAN TOLL Fot. archiwum
poruszyliśmy ten temat, Szubert starał się tłumaczyć ich, mówiąc, że »przecież oni też chcieli żyć«. – A ty nie chciałeś żyć? – spytałem go. – Więc dlaczego ty tego nie robiłeś? Dlaczego ty nie brałeś? Nie odpowiedział mi na to. Nie wiem, dlaczego ci, którzy dokładnie, drobiazgowo opisują życie w obozach, nigdy tego tematu nie poruszyli”. Inne czasy, inna sytuacja, a wciąż ten sam problem. I wtedy, i teraz, wielu jest takich, którzy bronią za wszelką cenę autorytetu sług Kościoła. Tylko jak długo da się on bronić? O tym, jak aktualna jest książka Grzesiuka, świadczy opis pierwszego spotkania z księdzem w obozie. „Tego dnia po pracy usiadłem na swoim miejscu i na swoim stołku przy stole i rozpocząłem najpiękniejszą pracę całego dnia – jedzenie chleba i porcji kiełbasy, którą do chleba otrzymywaliśmy. W pewnej chwili zwrócił się do mnie mężczyzna lat około czterdziestu i tonem, jakim państwo zwykło zwracać się do służby, mówi do mnie: – Przynieś mi stołek. Popatrzyłem chwilę na niego i zajadam dalej. – Przynieś mi stołek – mówi drugi raz. – A kto ty jesteś? – zapytałem go. – Ja jestem księdzem – odpowiedział”. W obozie koncentracyjnym wszyscy towarzysze niedoli byli równi i na światło dzienne wyjść mogła prawda o ich naturze. Grzesiuk to wiedział. Odpowiedział więc: „No to przynieś sobie sam”. BRUNO
Niewygodny świadek nią, to zaopiekuje się żoną Emila i będzie kształcił ich syna. Gdy go zwolnili, to realizację obietnicy rozpoczął od tego, że żonę Emila, która przyszła po wieści o mężu... przegonił i zakazał więcej wpuszczać. „O, to jest dopiero właściwie pojęta przez niektórych ludzi wdzięczność za uratowanie im życia – pisał Grzesiuk – (...) w tym przypadku spokojnie mogę twierdzić, że Emil tym księżom, którymi się opiekował, uratował życie. Nic nie robili, tylko grzali się przy ogniu w szopach, w których pracowali kamieniarze, a jeszcze dostawali od Emila żarcie. Nie byli narażeni na ciężką pracę i bicie, nie chodzili głodni. Takich ludzi jak Szubert mało można było spotkać. Mówiłem już o tym, że Szubert spowiadał ludzi bezinteresownie. Inni brali za spowiedź porcję kiełbasy, margaryny lub pół porcji chleba. Taka była cena. Gdy w roku 1949 odwiedziłem Szuberta i w rozmowie
15
16
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
WIARA I NAUKA
Efez znaczy pożądany. Miasto leżało w korzystnym położeniu geograficznym. Również ten okres w dziejach Kościoła, nad którym pieczę trzymali apostołowie, był okresem bardzo pożądanym. Przyjmuje się, że przesłanie to dotyczy lat 31–100 n.e. Miasto leżało nad rzeką, która zapewniała dobre połączenie z morzem. W czasach rzymskich Efez uchodził za jedno z najważniejszych miast Wschodu; był wiodącym ośrodkiem handlowym. Zbudowany w XI wieku p.n.e. przez Greków słynął jednak z czegoś zupełnie innego. To tam wzniesiono świątynię Artemidy (odpowiednik rzymskiej Diany), uznaną za jeden z siedmiu cudów świata. Artemida była odpowiednikiem kananejskiej bogini płodności Asztarte, a w świą-
Bogiem najwyższym i (według niektórych poglądów) należy Go zwalczać, odkupienie odbywa się nie dzięki ofierze Chrystusa, lecz przez Jego pouczenia o prawdzie i dzięki poznaniu prawdy (gr. gnosis – poznanie, wiedza), a powrót Chrystusa i zmartwychwstanie ciał są zbyteczne. Wczesnochrześcijańska tradycja podaje, że gnostyk o imieniu Ceryntiusz odwiedził kiedyś Efez i w tamtejszym zborze narobił wiele zamieszania. Problemów przysporzył samemu Janowi. W tym okresie pojawiali się też inni odstępcy, między innymi wymienieni w liście do zboru nikolaici, określani przez Konstytucje Apostolskie jako „bezwstydni w nieczystości”. Nagana. Chrystus jednak gani zbór: „Lecz mam ci za złe, że porzuciłeś pierwszą twoją miłość” (Ap 2. 4). Porzucono więc pierwotną czystość i zagubiono entuzjazm. Gdy ci, którzy znali Jezusa, kolejno poumierali, gorliwość i poświęcenie chrześcijan mocno przygasły. Gdy czysta miłość i wypływający z niej
PRZESŁANIE DO CHRZEŚCIJAN (2)
Zbór w Efezie tyni odbywały się rytualne orgie. Znana była pod nazwą „wielka matka” albo „wielka matka bogów”. Ciekawe, że to właśnie na soborze w Efezie w 431 r. n.e. tytuł „Matka Boska” nadano Marii, matce Jezusa, co przyczyniło się do spoganienia chrześcijaństwa. Dziś Efez, w przeciwieństwie do innych starożytnych miast zachodniej Azji Mniejszej, jest tylko ruiną. Pochwała. Zbór w Efezie (kierowany w tym czasie prawdopodobnie przez Tymoteusza) otrzymuje pochwałę za niesłabnący zapał w pracy misyjnej, wysoki standard wiary i obyczajów, wierność naukom apostolskim. Zaakcentowana zostaje umiejętność odróżniania prawdy od fałszu, apostołów od fałszywych nauczycieli i wytrwanie w ucisku. Już w pierwszym wieku Kościół chrześcijański musiał borykać się nie tylko z prześladowaniami, ale i z różnego rodzaju odstępstwem. Zapowiedział to już wcześniej apostoł Paweł w przesłaniu do starszych zborów: „Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, które nie będą oszczędzać trzody” (Dz 20. 29). Najpopularniejszą w I wieku formą odstępstwa był doketyzm, który głosi, że Chrystus podczas ziemskiego życia nie miał ciała rzeczywistego, lecz pozorne, urodził się bez udziału materii i tylko wydawało się (gr. dokein – wydawać się), że cierpiał i umarł na krzyżu; odrzucano też Jego zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Kościołowi zagrażała również wczesna postać gnostycyzmu, zakładająca m.in., że stworzenie świata to nie dzieło Boga, lecz istoty niższego rzędu – tzw. demiurga. Jahwe nie jest
entuzjazm przestają być motywem działania, wtedy i samo działanie nie ma szczególnej wartości w oczach Boga. Nagana ze strony Chrystusa jest świadectwem, że w zborze efeskim coś się popsuło. Najwidoczniej zaczynała już działać przepowiedziana przez Pawła mieszkańcom Tesalonik „tajemna moc nieprawości” (2 Tes 2. 3–7). Rada. Do zboru i wczesnego Kościoła Chrystus kieruje polecenie: „nawróć się i spełniaj uczynki takie, jak na początku” (w. 5). To jak wołanie: pamiętaj o swojej pierwszej radości i miłości, odwróć się od złych rzeczy i wróć do mnie. To walka o utrzymanie związku, bo właśnie do małżeństwa Biblia porównuje związek Chrystusa z Jego Kościołem. Podstawą tego związku, tak jak małżeństwa, jest miłość. Uczynki nie rodzą miłości ani nie mogą zająć jej miejsca. To miłość rodzi uczynki. Brak miłości w domu jest tragedią i często prowadzi do rozwodu. Obietnica. Jest i obietnica dla chrześcijan: „Zwycięzcy dam spożywać z drzewa żywota, które jest w raju Bożym” (w. 7). Jezus nawiązał do symbolu drzewa, które u efeskich pogan często było obiektem czci. W ten sposób myśli swych uczniów przeniósł daleko w przyszłość, przypominając o przeznaczeniu chrześcijan. Ta cudowna zapowiedź przyszłego szczęścia powinna stać się jednak obecnym doświadczeniem. Drzewem życia dla ludzi jest Chrystus. On oferuje pokój i radość już teraz. Jest pomostem do innego – lepszego – świata. PAULINA STAROŚCIK
Kościół a antykoncepcja
ności małżeńskiej, ponieważ wierność małżeńska utrzymywana jest, ich zdaniem, przede wszystkim obawą przed
zajściem w ciążę, a nie dzięki aspektom emocjonalnym. Kiedy w 1798 r. duchowny anglikański Malthus przedstawił swój pogląd na temat przeludnienia i zwrócił uwagę, że przyrost demograficzny odznacza się wyższą tendencją wzrostową niż produkcja żywności, to jednocześnie przestrzegał przed „hańbieniem łoża małżeńskiego” i „nieczystymi sztuczkami, które mają ukryć skutki niedozwolonych związków i które można wyraźnie określić mianem występku”. Zarówno dzieło Malthusa, jak i gwałtowna eksplozja demograficzna, wywołana głównie rozwojem medycyny, który spowodował wyraźne zmniejszenie zgonów okołoporodowych wśród kobiet i śmiertelności niemowląt, sprawiły, że myśl o kontroli urodzeń miała zdominować świadomość humanistów XIX i XX wieku. Należy podkreślić, że w Europie coitus interruptus (stosunek przerywany) stał się najbardziej rozpowszechnioną metodą zapobiegania ciąży i pozostał nią nawet wtedy, kiedy wynalazek wulkanizacji gumy (1843 r.) umożliwił szerokie stosowanie prezerwatywy. Francuski jezuita i teolog moralny XIX w., Jean-Pierre Gury (zm. 1866 r.), tak pisał w 1850 r.: „W naszych dniach wszędzie rozprzestrzeniła się plaga onanizmu” (tak nazywano także stosunek przerywany). Jego zdaniem, ani ciężkie warunki materialne, ani nadmierna liczba dzieci w rodzinie, ani też zagrożenie życia kobiety w przypadku jej zajścia w ciążę, nie są podstawą do uznania stosunku przerywanego za bezgrzeszny: „kobieta grzeszy ciężko,
zamordowania jakiegoś premiera zakodowaną w powieści Moby Dick, wtedy dam im wiarę”. Wyzwania tego podjął się prof. Brendan McKay, australijski matematyk. I w powieści H. Melville’a „Moby Dick” znalazł nie jedno, ale
hebrajska książka telefoniczna, przyniesie „proroctwa” podobne do tych, jakich Drosnin doszukał się w swej hebrajskiej Biblii. Niektórzy chrześcijańscy „specjaliści” od proroctw podchwycili idee Drosnina, sądząc, że mają w nich no-
W średniowieczu Kościół potępiał wszelkie metody regulacji poczęć. Stosunek przerywany uważano za zbrodnię porównywalną z zabójstwem... Małżonkowie mieli do dyspozycji w zasadzie tylko jeden sposób zapobiegania ciąży – wstrzemięźliwość. Rzecz komplikowała się, gdy w sprawie wstrzemięźliwości nie byli zgodni. Le Maistre (zm. 1481 r.) uważał, że żona, która odmawia stosunku: „może być sądownie przymuszona do wyrażenia nań zgody”. Dopiero od XVI w. odezwały się głosy teologów, którzy dopuszczali odmowę współżycia seksualnego przez żonę w przypadku ubóstwa rodziny. Dominikus pisał: „Dopiero gdy cierpią z powodu przygniatającego ubóstwa i dlatego nie są w stanie wyżywić tak wielkiej liczby dzieci, odmowa współżycia nie jest grzechem śmiertelnym”. To była nowość, wielki postęp dokonany przez nadwornego teologa cesarza Karola V. Inne metody zapobiegania ciąży, czyli stosowanie medykamentów, zgodnie ze starym kanonem, zostały postawione na równi z zabójstwem przez katechizm soboru trydenckiego, a w 1588 r. papież Sykstus V zagroził karą śmierci za ich stosowanie. Jezuita Laymann (zm. 1635 r.) nazwał ten rodzaj zapobiegania „quasi-zabójstwem i grzechem śmiertelnym”. Stawiał pytanie: „Czy kobieta może zażyć medykament, by zapobiec poczęciu, gdy z ust lekarza lub własnego wcześniejszego doświadczenia wie, że urodzenie dziecka przyniesie jej śmierć?”. I odpowiadał: Nie.
M
ichael Drosnin w swym best sellerze na temat kodu biblij nego przedstawił szereg wydarzeń rzekomo przepowiedzianych w Torze, np. zabójstwo premiera I. Rabina, J. Kennedy’ego, holokaust Hitlera, wybuch bomby w Oklahoma City itp. Drosnin nie wspomniał jednak, że jego kod oparty na metodzie równoodległych liter (ELS) jest jedynie dziełem matematycznego prawdopodobieństwa, a nie wyrocznią. Udowodnił to D. Witztum, jeden z twórców tej metody, podając przykłady niespełnionych zapowiedzi, np. morderstwa Churchilla, które nigdy nie nastąpiło! Co więcej, w każdej książce spisanej po hebrajsku można znaleźć podobne zapowiedzi, gdyż jest to pismo, które nie zawiera samogłosek, a więc stwarza wiele możliwości interpretacyjnych przy zastosowaniu wspomnianej metody. Po cóż więc czynić medium do wróżenia akurat z Biblii, jak to uczynił Drosnin? On sam odparł na to: „Kiedy moi krytycy znajdą zapowiedź
(2)
Zapobieganie jest sprzeczne z głównym celem małżeństwa. Laymann przytaczał następujące uzasadnienie: „Gdyby w niektórych wypadkach tego rodzaju kobietom pozwolono na zapobieganie poczęciu, pojawiłyby się niesłychane nadużycia, a ludzka rozrodczość doznałaby znacznych szkód”. Należy podkreślić, że identyczne argumenty używane są również dzisiaj przez wielu przedstawicieli Kościoła, jak również członków tzw. partii chrześcijańskich, którzy uważają, że stosowanie antykoncepcji przyczyni się do niewier-
Biblijny kod czy kabała? 13 „zapowiedzi” morderstw dotyczących znanych osobistości: oprócz Icchaka Rabina m.in. premier Indii Indiry Gandhi (patrz tabela), Lwa Trockiego, Johna Kennedy’ego! Mało tego, Moby Dick zapowiedział nawet śmierć M. Drosnina, a obok dość adekwatne słowa: „Tora”, „kłamstwo” i „kłamca” (sic!). McKay zdemaskował reklamowany przez Drosnina kod biblijny jako wielki blef. Wykazał, że za pomocą ciągów równoległych liter (ELS) nie tylko Biblia czy „Moby Dick”, ale każda książka, nawet
(2)
wy dowód na natchnienie Biblii. Tak jednak nie jest. „Kod” nie dowodzi wiarygodności Biblii, dlatego nie nawrócił nawet jego propagatorów. Drosnin wyznał: „Nie jestem religijny. Nie wierzę nawet w istnienie Boga”. Zauważył też, że: „...prawdziwe posłannictwo kodu stoi w opozycji do Biblii”. W tym Drosnin ma rację, gdyż „kod”, zachęcając do szukania własnych „proroctw” w Piśmie Świętym, uczy ignorować zawarte w nim nauki. Twórcy ELS nie ukrywają, że inspiracją dla nich była żydowska
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r. gdy skłania męża, choćby pośrednio lub milcząco, do nadużywania małżeństwa (do stosunku uwzględniającego antykoncepcję), narzekając na mnogość dzieci, trudy rodzenia lub wychowania, a także gdy oświadcza, że podczas następnego porodu umrze”. W 1853 r. Rzym po raz pierwszy wypowiedział się w sprawie stosunku z użyciem prezerwatywy. Pytanie brzmiało: „Czy kobiecie wolno poddać się biernie tego rodzaju stosunkowi?”. Odpowiedź brzmiała: nie. Tak więc stosunek przerywany – mimo groźby śmierci – kobieta może biernie znieść, ale stosunku z użyciem prezerwatywy już nie. W roku 1872, po przegranej przez Francję wojnie przeciw Niemcom, kardynał Mermillod zwrócił się do Francji i rozstrzygnął kwestię przegranej wojny: „Odwróciłaś się od Boga i Bóg Cię pokonał, we wstrętnym wyrachowaniu kopałaś groby, zamiast zapełniać kołyski dziećmi, dlatego zabrakło ci żołnierzy”. Na pytanie skierowane do Rzymu przez jednego ze spowiedników, jak należy traktować penitenta, który we współżyciu płciowym jako metodę zapobiegania ciąży praktykuje stosunek przerywany, udzielono 13 listopada 1901 r. następującej odpowiedzi: nie można udzielić rozgrzeszenia. Na krótko przed wybuchem pierwszej wojny światowej biskupi niemieccy potępili wszelkie sposoby ograniczenia liczby potomstwa: „rzekome nadużywanie małżeństwa w celu osiągnięcia „samej tylko rozkoszy” – jako „grzech ciężki, bardzo ciężki... Żadna bieda nie może być tak przygniatająca, żadna korzyść tak wielka, żadna żądza tak dojmująca, by mogła usprawiedliwić tego rodzaju postępowanie przeciw naturalnemu boskiemu prawu moralnemu”. Duszpasterze niemieccy potępiali także wszelkie gałęzie przemysłu produkujące środki antykoncepcyjne (ale nie potępiali fabryk zbrojeniowych!), a to z powodu: „zbrodniczej pomocy”, jako „przeklęte”, gdyż „za ich niecne artykuły... nasz biedny naród niemiecki płaci nie tylko
pieniędzmi, lecz także swoją krwią, zdrowiem swojego ciała i swojej duszy, szczęściem rodziny”. Teologowie katoliccy szczególnie ostro potępiali stosowanie prezerwatyw. Czołowy teolog moralny tych czasów, duchowny belgijski Arthur Vermeersch, powiedział, że jeżeli chodzi o stosunek z użyciem prezerwatywy: „żona jest zobowiązana stawić opór aż do fizycznego zdławienia go, lub poświęcenia dobra równej co życie wartości”. Żona ma obowiązek bronić się przed mężem jak przed gwałcicielem. I musi się przy tym liczyć z konsekwencjami, którymi może być „brak szczęścia i radości w rodzinie, rozbicie małżeństwa, złośliwe opuszczenie rodziny, rozwód”. „Dlaczego ma się uważać za coś strasznego, że czystość małżeńska, jak wszystkie cnoty chrześcijańskie, żąda swych męczenników?”. Należy zaznaczyć, że nie tylko sztuczne środki antykoncepcyjne, ale również naturalne metody uniemożliwiające zapłodnienie wywoływały na początku XX wieku kontrowersje w łonie dostojników Kościoła, moralistów i teologów. W XX wieku coitus reservatus (stosunek bez wytrysku nasienia) przyciągał uwagę jako metoda zapobiegania ciąży. Kardynał Suenens widział w tej praktyce odpowiednie dla katolika rozwiązanie problemu kontroli urodzin. Biskup de Smet zalecał parom stosującym antykoncepcję coitus reservatus jako mniejsze zło. Arthur Versmeech wyrażał pogląd, że ta praktyka jest dostępna jedynie parom bardzo opanowanym, gdyż utrata kontroli grozi ciężkim grzechem, jakim jest coitus interruptus. W 1951 r. dominikanin H.M. Hering zaatakował tę metodę jako niemoralną, uznając, iż narusza kanon 1081 ówczesnego Kodeksu kanonicznego, bowiem celem współżycia jest prokreowanie nowego pokolenia. W 1952 r. jezuita Franz Hurth stwierdził, że coitus reservatus nie jest czymś nienaturalnym, a w czerwcu tego samego roku Kongregacja ds. Doktryny Wiary to potwierdziła.
wierzyli kabaliści. Na przykład wielki rabin Gaon z Wilna uważał, że w Torze ukryte jest przesłanie, które dotyczy „wszystkiego tego, co jest i co będzie”. Głównym problemem metody Drosnina jest to, że sprowadza Pismo Święte do rangi taniego medium. Tekst Pisma Świętego nie ma więc większego znaczenia, a liczy się tylko jako medium. Ale Biblia nie jest księgą ezoteryczną. Bóg powiedział w niej: „Nie przemawiam potajemnie” (Iz 45. 19). Pismo Święte przestrzega wierzących przed wróżbiarstwem (2 Krn 33. 6; Iz 2. 6; Pwt 18. 9–11), ponieważ wróżenie, obiecując człowiekowi kontrolę nad jego losem, wyraża brak wiary w Boga i brak ufności w Jego prowadzenie. dr ALFRED J. PALLA (autor jest biblistą i historykiem, temat szerzej opisuje w swej książce „Sekrety Biblii”) Indira Gandhi została zabita 31.10.1984 r. kabała. Kabaliści doszukiwali się w Torze ukrytego znaczenia, głównie za pomocą gematrii, interpretując znaczenie słów na podstawie ich wartości liczbowej, oraz notarikonu, czyli systemu akrostycznego, w którym brało się pierwszą (drugą, trzecią czy kolejną) literę każdego słowa w zdaniu, aby w ten sposób doszukiwać się w tekście „ukrytych” słów i znaczeń. Za książką Drosnina poszły programy komputerowe, które każdemu już pozwalają szukać w Biblii przyszłości swoich krewnych, narodu i świata. Metoda ta umożliwia bowiem doszukania się w Biblii wszystkiego o wszystkich. Tak też
NAUKA I WIARA Nie należy jednak sądzić, że tylko kler zajmował się krytyką antykoncepcji. W czasach nowszych, zwłaszcza w purytańskim wieku XIX, antykoncepcję zwalczali także niektórzy lekarze, politycy, antyfeminiści. Politycy używali argumentów o grożącej zagładzie narodowej czy rasowej, której nie sposób będzie uniknąć, jeżeli kobiety będą rodziły mniej dzieci. Lekarze mówili o szkodzie, jaką przynosi zdrowiu unikanie wielokrotnej ciąży. Owe szkodliwe skutki miały być straszne, bo na przykład ślepota, szaleństwo czy wreszcie samobójstwo! Antyfeminiści twierdzili, że obowiązkiem kobiety jest rodzenie dzieci, a antykoncepcja to nieprzyzwoity sposób na unikanie tych moralnych obowiązków. Co więcej, uważano, że antykoncepcja podkopie strukturę ówczesnego patriarchalnego społeczeństwa, ponieważ kontrola urodzin zapewni kobiecie swobodę seksualną: „Jakże głupi jest mąż, który zapoznaje swoją żonę z irygacją, prezerwatywą czy stosunkiem przerywanym! Mąż taki uczy żonę, jak w bezpieczny sposób cudzołożyć”. Po odkryciach szwedzkiego biologa Fiola, który w 1877 r. pierwszy zaobserwował proces połączenia plemnika z jajem u wyższych ssaków, przebieg i prawidłowości procesu zapłodnienia nie były już pod koniec XIX wieku tajemnicą. Odtąd był już tylko krok do nowoczesnej antykoncepcji, czyli świadomej działalności ludzkiej mającej na celu eliminację zapłodnienia w trakcie aktu seksualnego. Obecnie zapobieganie ciąży wspierają teorie neomaltuzjanizmu i eugenizmu, a prace wielu uczonych stworzyły na przełomie stuleci jakościowo odmienne możliwości stosowania środków chemicznych oraz hormonalnych. Możliwość skutecznego ich stosowania przez kobiety wyzwoliła je od obaw przed możliwością zajścia w niepożądaną ciążę oraz uniezależniła w tej dziedzinie od mężczyzny, stwarzając przez to całkowicie odmienną sytuację społeczno-obyczajową. ZDZISŁAW MAKUCH
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Pani Profesor często podkreśla, że erotyka jest czymś niezwykle ważnym w życiu człowieka. Skąd takie przekonanie? – Przede wszystkim dlatego, że miłość erotyczna przynosi mocne poczucie tego, że się istnieje, czyli wzmaga intensywność chwili, która jest, i potęguje radość istnienia. Poza tym, w wyjątkowy sposób zachodzi intensyfikacja doznań, co wiąże się ze scaleniem naszej psychiki. Na ogół nasze uczucia bywają różnorodne: czegoś trochę chcemy, a trochę nie – przenikają nas nieraz sprzeczne emocje. Natomiast w wypadku silnych doznań, takich jak erotyczne, nasza psychika jest scalona jednym pragnieniem, co jest wyzwalające. Już Przybyszewski zwrócił uwagę na fakt, że człowiek jest najbardziej prawdziwy wtedy, kiedy tworzy sztukę lub oddaje się miłości erotycznej. To są dwie sfery, w których nie ma zakłamania. Jesteśmy często zagubieni w tym świecie, a ja myślę, że erotyka pozwala nam nas samych lepiej poznać. Człowiek XXI wieku odczuwa często osamotnienie, a erotyzm pozwala
Fot. Krzysztof Krakowiak
do obwieszczenia światu, że jest się zakochanym i kochanym. Nie widzę wielkiej różnicy między konkubinatem a małżeństwem. Nie jest to różnica natury moralnej. Ubolewam jedynie nad tym, że dla wielu ludzi małżeństwo jest pretekstem do niestarania się i niezabiegania później o ukochaną osobę. Sądzą oni fałszywie, że przez zawarcie związku nabyli prawo własności drugiej osoby. Mój mąż, Jan Stępień, mawia, że najlepszym rozwiązaniem dla małżonków jest traktowanie partnera tak jakby ciągle był jeszcze narzeczonym. – Choć w Polsce nie wypada wyrażać takich opinii, powtarza Pani często, że rozwód może być rzeczą dobrą i pożyteczną. – Źródłem takiego zakłamanego podejścia do rozwodu jest dok-
OKIEM HUMANISTY (8)
Miłość i erotyka przełamać to uczucie i nawiązać wyjątkową bliskość z drugim człowiekiem. Jest to bliskość nie tylko natury fizycznej, ale także psychicznej. – Czy wierzy Pani w miłość na całe życie? – Na pewno nasze pragnienia są właśnie takie. Większość z nas pragnie miłości trwałej, wiecznej, niezmiennej, z jednym tylko człowiekiem. Zdarzają się być może takie przypadki, ale są one wyjątkami od reguły. Większość miłosnych związków wypala się po jakimś czasie. Uważam również, że błędne jest przekonanie, iż można tylko jeden raz w życiu kochać, i błędne jest przekonanie, że tylko pierwsza miłość jest prawdziwa i najwspanialsza. Swoją drogą, to zdumiewające, jak wiele dziwacznych przesądów zaszczepia nam się w dzieciństwie! – Czy podziela Pani pogląd lansowany głównie przez środowiska kościelne, że jedyną właściwą oprawą dla miłości erotycznej jest związek małżeński? – W tym wypadku zachodzą bardzo wyraźne różnice między płciami. Dla kobiet małżeństwo jest czymś niesłychanie ważnym. Nie wiem, na ile wynika to z natury kobiet, a na ile z obyczajowości. Wiele przedstawicielek płci żeńskiej rezygnuje nawet z miłości, jeżeli mężczyzna nie godzi się na małżeństwo. Dla mężczyzn jest to sprawa mniej ważna. Dla mnie waga samego obrzędu zawarcia związku małżeńskiego wynika z tego, że jest to piękna uroczystość. Przyjemnie jest wychodzić za mąż. Zawarcie związku jest okazją
tryna rzymskokatolicka. Inne kościoły mają w Polsce bardziej trzeźwy stosunek do małżeństwa i rozwodów. Ponieważ wpływ katolicyzmu jest ogromny, stąd obawa przed pozytywnymi wypowiedziami o rozwodzie, który Kościół napiętnował. Uważam, że rozwód jest czymś uczciwym w stosunku do drugiej osoby, gdy związek się psuje, a miłość zanika. Jest nie do przyjęcia pogląd, że po gorącej fazie miłości następuje naturalne przyzwyczajenie i że takie niekochające się już osoby powinny za wszelką cenę żyć ze sobą. Wtedy małżeństwo staje się prostytucją. Uczciwe jest rozstanie, gdy miłość przeminie. Powoływanie się na dobro dzieci jest argumentem sztucznym. Dzieci są z natury wrażliwe i doskonale zdają sobie sprawę z tego, że między rodzicami miłość się skończyła i narasta obcość. Jeśli w małżeństwie dominują kłótnie i niesnaski, lepszym wyjściem dla dzieci jest życie w spokoju z jednym tylko rodzicem, ewentualnie także z jego przyszłym partnerem. – Niektórzy twierdzą, że wiek XXI to epoka wolnych związków. Czy widzi Pani jakąś pozytywną wartość w niesformalizowanym partnerstwie? – Jak już zaznaczyłam, nie widzę żadnej istotnej różnicy między małżeństwem a konkubinatem. Istota jest taka sama. Sformułowana przez pana teza brzmi optymistycznie – wiek XXI byłby zatem wiekiem związków opartych na miłości, a nie na przyzwyczajeniu. Rozmawiał ADAM CIOCH
W
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
NIE DO WIARY
izje związane z tzw. śmiercią kliniczną spopularyzował Raymond Moody w swym bestsellerze „Życie po życiu”. Niektórzy twierdzą, że zjawiska te są dowodem na istnienie życia po śmierci. Czy śmierć kliniczna ma coś wspólnego z zaświatami? Doktor Moody przebadał ponad setkę pacjentów. W swej książce stara się wykazać, że tuż po śmierci człowiek kontaktuje się z jakąś wyższą Inteligencją, odczuwając swoisty błogostan. Teoria zbudowana na doświadczeniach ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną, ma dowodzić, że nasza dusza egzystuje samodzielnie, a śmierć nie jest końcem życia, lecz jedynie zmianą jego formy. Ale czy powrót ze stanu śmierci klinicznej jest tym samym, co powrót z zaświatów? Otóż po pierwsze, z medycznego punktu widzenia ludzie w stanie śmierci klinicznej są biologicznie żywi, a ich doznania nie mogą w tym kontekście dowodzić istnienia życia po śmierci. Po drugie, pacjenci opisują najczęściej wizje tunelu zakończonego światłem, uczucie ciepła i szczęścia oraz niechęć wobec „powrotu”. Takie same doznania są jednak również udziałem np. pilotów samolotów ponaddźwiękowych. Lekarze wyjaśniają, że dzieje się tak, ponieważ podczas gwałtownych manewrów w powietrzu dopływ krwi do mózgu zostaje chwilowo przerwany. Niedotlenienie może prowadzić do halucynacji, wizji tunelowych, ciemności, barwnych majaczeń, a nawet wrażenia opuszczenia swego ciała. Aby doznać „wyjścia z ciała”, nie trzeba jednak być pilotem i podlegać przeciążeniom. Naukowcy ze szpitala w Genewie przeprowadzili ostatnio eksperyment u pacjentki, który polegał na drażnieniu prawego zakrętu kątowego w jej mózgu. Kiedy przez elektrody przepływał słaby prąd, chora czuła, jakby jej ciało stawało się lżejsze, a gdy natężenie zwiększano, kobieta „obserwowała” salę operacyjną z góry. Z przeprowadzonych dziesięć lat temu w USA badań wynika, że spośród prawie 230 osób, które doświadczyły tzw. wizji stanu przedśmiertnego, tylko 23 proc. miało ją w wyniku śmierci klinicznej; 40 proc. w czasie choroby, a 37 proc. bez żadnego związku ze śmiercią. Wizje nie mają więc ze śmiercią kliniczną nic wspólnego. W tzw. odmienne stany świadomości, eksterioryzację (wyjście poza ciało) wprowadzają np. wschodnie techniki medytacyjne. Choć ludzki mózg jest wciąż tajemnicą, to dziś wiemy o jego możliwościach znacznie więcej. O tym, że potrafi wytwarzać najrozmaitsze obrazy i wizje, od dawna świadczą choćby takie zjawiska jak fatamorgana czy stan zwany w medycynie delirium tremens (wizja robactwa spacerującego po ciele alkoholika). Choć wizje te nie są rzeczywistością, to dla
podlegającego im człowieka są absolutnie prawdziwe. Takie obrazy mózg może wytwarzać w chwili stresu, pod wpływem środków chemicznych lub tylko sugestii. Moody jako lekarz stara się zrobić wrażenie obiektywnego badacza, jednak wielokrotnie na kar-
w półśnie do osób bliskich, ale od dawna zmarłych (...). Robi to zwykle silne wrażenie na otoczeniu i umacnia ludzi naiwnie wierzących w przekonaniu o istnieniu tzw. życia pozagrobowego. W rzeczywistości nie ma to oczywiście z życiem pozagrobowym nic
Wrócili z zaświatów? tach swej książki przyznaje się do subiektywnej oceny zjawisk. Najpierw deklaruje: „Nie staram się dowieść, że istnieje życie po śmierci”, by chwilę później szczerzej stwierdzić: Wysuńmy więc hipotezę, że śmierć jest oddzieleniem ducha od ciała i że w tym momencie duch przechodzi do innych wymiarów egzystencji. Dla tych ludzi ich przeżycia, kiedy byli bliscy śmierci, są czymś rzeczywistym, a ja, obcując z nimi, utwierdzam się w tym mniemaniu”. Z jednej strony dystans i obojętność, z drugiej pozór naukowego obiektywizmu i przyznanie się do ulegania wpływom osób badanych, a nawet konkretne postulaty życia po śmierci. Zdaniem dr Jacka Mattera, który zjawiskom opisywanym przez Moody’ego poświęcił jeden ze swych wykładów, niewybaczalny z punktu widzenia nauki błąd polega na braniu realnych przeżyć pacjentów za realia same w sobie. Według niego, pacjenci opisywani przez Moody’ego nie przechodzą do innego wymiaru, a jedynie odnoszą takie wrażenie. Takich podstawowych błędów wytknął zresztą Moody’emu znacznie więcej. Otóż część relacji Moody zebrał od... osób trzecich, czyli takich, które nie podlegały bezpośrednio przeżyciom, lecz zasłyszały je od innych. Takie postępowanie przeczy wszelkiej metodologii naukowej i dyskwalifikuje każdą pracę medyczną. Kolejny grzech Moody’ego to bezkrytyczne przyjmowanie sformułowań pacjentów typu: „kiedy moje serce przestało bić”. Moody nie analizuje, czy serce rzeczywiście przestało bić, nie wnika w historię choroby danego człowieka, nie zbiera relacji od obecnych przy zdarzeniu lekarzy czy pielęgniarek, nie konfrontuje ich. Ciekawe też, że liczbę badanych osób zaniżył ze 150 do 50, dość niezręcznie tłumacząc, że... łatwiej operować liczbą mniejszą. Dziś nikt już nie wątpi, że wizje, których doświadczają pacjenci w stanie „przedśmiertnym”, są wynikiem zmian zachodzących w umierającym mózgu. Autorytet w dziedzinie tanatologii (nauki o śmierci i umieraniu), prof. Tadeusz Kielanowski, tak pisze w swej książce „Rozmyślania nad przemijaniem”: „Zaburzenia świadomości niektórych umierających objawiają się czasem zwracaniem się
wspólnego, ale świadczy o niedokrwieniu, a potem zamieraniu tych funkcji mózgu, które przechowują pamięć zdarzeń bliższych w czasie, tak że wspomnienia dawniejsze wychodzą jakby na wierzch”. Wizje dotyczą więc nie oglądu innych rzeczywistości, lecz są emanacją ginącego mózgu – twierdzą lekarze, podkreślając, że podobieństwa wizji u różnych ludzi to nie wspólna droga w zaświaty, lecz podobna reaktywność mózgu. O co więc chodziło Moody’emu? Dr Matter wysunął dość śmiałą hipotezę, że ów bestseller to nic innego jak naukowa próba udowodnienia spirytyzmu. I może brzmiałoby to dość dziwnie, gdyby nie kilka faktów z życia Moody’ego. Otóż doktor Raymond Moody głęboko wierzył w życie pozagrobowe i możliwości
kontaktowania się z duchami zmarłych. Kontaktom z zaświatami poświęcił zresztą swoją inną książkę. Moody skonstruował ciemną komorę z dużym lustrem służącym za medium do przywoływania duchów. Każdemu chętnemu proponuje doznania podobne do tych, jakich doświadczali pacjenci w czasie tzw. śmierci klinicznej, ale bez jej przeżywania. Odmienne stany świadomości mają zapewnić rzekome duchy zmarłych. Moody – psychiatra i filozof – z lekarza przeistoczył się w spirytystę, który umożliwia pacjentom „bliskie spotkania trzeciego stopnia”. ¤¤¤ Współczesna nauka traktuje człowieka jako psychofizyczną całość. Śmierć jest unicestwieniem nie tylko ciała, ale i ustaniem procesów myślowych. Ciekawe, że tę naukową koncepcję, zdecydowanie niepopularną wśród wierzących ludzi wszystkich kultur i czasów, możemy odnaleźć w tak „archaicznym” i „nienaukowym” dziele, jakim jest Biblia. To ona kilka tysięcy lat wstecz opisała śmierć jako stan bez świadomości (Koh 9. 5), bez emocji (w. 6) i bez woli (w. 10). Zrobiła to, czego nie uczyniła żadna inna religia. Według Biblii, razem z ciałem ginie psychika. Wraz z oddechem ginie wszelka
percepcja. Zmarły nie może więc kontaktować się z żyjącym, ponieważ nie jest nawet świadomy swego stanu, by nie powiedzieć wprost, że po prostu go nie ma. Ponad 60 razy Biblia porównuje śmierć do snu. Bo tak jak we śnie nie ma tam celowej myśli, poczucia upływu czasu czy jakiegokolwiek działania. Zarówno ze snu, jak i ze śmierci, można być jednak zbudzonym. Zgodnie z Biblią, z niebytu do życia Bóg powoła w określonym czasie tych, którzy „mają Syna” ( J 5. 40). Teolodzy przyznają, że koncepcja nieśmiertelnej duszy przeniknęła do wierzeń żydów i później chrześcijan z greckiej filozofii. Platoński dualizm wyparł z czasem holistyczne ujęcie ludzkiej istoty, do którego dziś nawiązuje nauka. Czy Moody może proponować pacjentom doznanie śmierci klinicznej przy pomocy – jak twierdzi – duchów zmarłych? Jeśli wierzyć Biblii, to nie, bo umarły „dopóki niebo nie przeminie, nie ocuci się i nie obudzi się ze swojego snu” (Hi 14. 12). Biblia nie pozostawia wątpliwości: sfera duchowa istnieje, lecz eksploatują ją nieprzyjazne człowiekowi moce. Rzekome duchy zmarłych Pismo demaskuje jako potężne siły demoniczne (2 Kor 11. 14). PAULINA STAROŚCIK
OGŁOSZENIA PARTYJNE Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:
[email protected] Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722. Spotkania: Bytom – 18.01 godz. 11, ul. Dworcowa 11. Bytom – 23.01 godz. 17, ul. Dworcowa 2 – spotkanie delegatów na zjazd wojewódzki. Chełm – 26.01 godz. 14, kawiarnia „Bistro”, ul. Wojsławicka 4/7. Czeladź – 19.01 godz. 16, świetlica „OMEGA”, ul. 35-lecia. Częstochowa – 17.01 godz. 17, ul. Wolności 16 – klub bilardowy. Czeladź – 22.01 godz. 17, restauracja „Jurand”, ul. Staszica 34 – zebranie powiatu będzińskiego. Jastrzębie Zdrój – 18.01 godz. 16, bar „Caro”, ul. Jasna – zebranie wyborcze. Kamienna Góra – 30.01 godz. 17, kawiarnia hotelu „Karkonosze” – zebranie z udziałem przedstawicieli władz wojewódzkich. Kraków – 22.01 godz. 17, restauracja „Dracena”, ul. Bronowicka 5 – zebranie koła miejsko-powiatowego nr 2 (Krowodrza Śródmieście). Zapraszamy członków i sympatyków. Stanisław Błąkała, tel. 0-692 226 020. Łódź Widzew – 18.01 godz. 17, ul. Gorkiego 53, m. 1, blok 347 – dzielnicowe zebranie wyborcze. Kontakt: Małgorzata Majdańska, tel. 0 (pfx) 42/672 77 54, Karol Jerzewski, tel. 0 (pfx) 42/673 11 22. Nowa Sól – 18.01 godz. 15, zebranie członków i sympatyków w sali konferencyjnej Urzędu Gminy, ul. Moniuszki 3. Nowy Sącz – 18.01 godz. 16, Rynek, restauracja „Ratuszowa”. Puławy – 21.01 godz. 17, klub osiedlowy „Amik”, ul. M. Curie-Skłodowskiej 4. Skierniewice – 19.01 godz. 16, ul. Dworcowa 1 (budynek stacji, I piętro, pokój 109). Słupsk – 23.01 godz. 17, sala NOT – spotkanie z Zarządem Koła Koszalińskiego APPR. M. Psyk, tel. 0-606 339 124. Stargard Szczeciński – 26.01. godz. 17, pub „YES” (skrzyżowanie ulic Wieniawskiego i Szczecińskiej) – spotkanie członków partii oraz chętnych do wstąpienia w szeregi APPR. Tomaszów Mazowiecki – 22.01 godz. 18, restauracja „Nowy Port”, ul. Jodłowa 6 – wybory zarządu Tomaszowa. Można otrzymać legitymację i złożyć deklarację (potrzebne zdjęcie). Kontakt: Jarosław Kość, tel. 0-602 586 646. Tychy – 28.01 godz. 18, DK „Tęcza”, al. Niepodległości 188 – zebranie powyborcze. Warszawa – spotkania dla członków i sympatyków APPR z lewobrzeżnej Warszawy odbywają się w każdy drugi wtorek miesiąca na ul. Dereniowej 6 (a nie Dworcowej – jak błędnie podaliśmy wcześniej) w klubie osiedlowym „Imielin” o godz. 19. Kontakt: Mirosław Zając 0-502 362 404 Włocławek – 18.01 godz. 16, hotel. „Kujawy” – zebranie członków i sympatyków z udziałem przedstawicieli zarządu wojewódzkiego. Kontakt: Gabriel Ardanowski, tel. 0 (pfx) 54/ 411 51 52. Zamość – 19.01 godz. 13, ul. Partyzantów 9 (I p.), obok TP SA – spotkanie członków i sympatyków z udziałem koordynatora wojewódzkiego (wybór władz powiatu). Kontakt 0-501 425 444. Zielona Góra – spotkania członków i sympatyków w każdy pierwszy piątek miesiąca – ul. Bohaterów Westerplatte 11, sala konf. p. 805.
Kontakty PRZESTAWICIELE WOJEWÓDZTWA PODLASKIEGO Augustów, Suwałki, Sejny – Bogdan Nagórski, tel. 0 (pfx) 87/643 42 53, Łomża, Kolno, Brajewo – Radosław Zawojski, tel. 0-600 052 540, Bielsk Podlaski – Stanisław Łaźna, tel. 0 (pfx) 85/730 28 70, powiat Białystok – Bożena Jackowska, tel. 0 (pfx) 85/661 18 00, powiat Wysokie Mazowieckie – Aleksander Grosicki, tel. 0-600 850 623. Prosimy o zgłaszanie się po odbiór legitymacji członkowskich. ŁÓDZKIE Łódź – przypominam wszystkim, którzy złożyli deklaracje, o możliwości odebrania legitymacji członkowskich. E.Sz. 0-503 162 608. Skierniewice – w każdy wtorek i czwartek w godz. 11–17czynna jest siedziba Zarządu Powiatowego APPR, ul. Dworcowa 1 (budynek stacji, I piętro, pokój 109). Wydawane są legitymacje. Serdecznie zapraszamy. Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503 162 608.
¤¤¤
W każdą środę dyżuruje przewodnicząca Zarządu Województwa Łódzkiego APPR, ul. Zielona 15, godz. 10–16. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszam (można składać deklaracje i odbierać legitymacje członkowskie). E. Sz. 0-503 162 608. DOLNOŚLĄSKIE Bolesławiec – członków APPR i sympatyków „Faktów i Mitów” zapraszamy w każdy czwartek w godzinach 17–18 do biura przy ul. Garncarskiej 15/1. KUJAWSKO-POMORSKIE Toruń – pełnomocnik miejsko-powiatowy Stanisław Gęsicki prosi wszystkich sympatyków chcących wstąpić do APP RACJA o kontakt. Tel. 0 (pfx) 56/651 93 58. Bydgoszcz – otwarto biuro zarządu wojewódzkiego przy ul. 20 Stycznia 21. Dyżury: wtorek, środa 11–13 (przyjmujemy i wydajemy odzież).
¤¤¤
Skład Zarządu Wojewódzkiego APPR: Stanisław Świąder – przewodniczący, tel. 0-502 043 170 Jarosław Klonek – wiceprzewodniczący, tel. 0-505 129 127 Krzysztof Ligór – sekretarz, tel. 0 (pfx) 56/655 22 01 Jacek Kamiński – skarbnik, tel. 0-501 480 898 Andrzej Rodzki – członek, tel. 0-608 455 333. ŚLĄSKIE Dyżury Zarządu APPR powiatu Tychy odbywają się w środy w godzinach 17–19, al. Niepodległości 188. LUBUSKIE Osoby z terenów powiatów: Krosno Odrzańskie, Świebodzin, Żary, Żagań, Wschowa zainteresowane prowadzeniem działalności partyjnej prosimy o kontakt listowy: APP RACJA, skr. poczt. 9, 65-548 Zielona Góra 13 lub tel. 0-604 412 353 oraz 3201927.
¤¤¤
Nowa Sól – adres do korespondencji: skr. poczt. 26, 67-101 Nowa Sól 3 Żagań – tel. kontaktowy zarządu powiatu: 0 (pfx) 68/ 478 53 08 Gubin – tel. kontaktowy zarządu powiatu: 0 (pfx) 68/455 46 13 POMORSKIE Zarząd APPR województwa pomorskiego informuje, że w każdy wtorek i czwartek w godzinach 15–18 i sobotę w godz. 10–14 czynne jest biuro APPR, ul. Toruńska 10 (wejście od ul. Grodza Kamienna 1), 80-237 Gdańsk. Kontakt: 0 (pfx) 58/305 17 30.
Odpowiedź na zagadkę ze str.19: chodzi oczywiście o nazwisko...
18
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
LISTY Minister i kropidło 2 grudnia ub.r. regionalna telewizja nadała króciutką relację z uroczystości wmurowywania kamienia węgielnego pod fundamenty komisariatu policji w Sopocie. Minister K. Janik osobiście wmurowywał kamień. Z przekazu telewizyjnego wynikało, że imprezie tej nadano oprawę religijną. W kadrze pokazano, jak dostojnik Kościoła spryskiwał plac budowy wodą, chyba – święconą. Otóż Pan Minister Janik, moim zdaniem, powinien był odmówić udziału w tej konfesyjnej imprezie, gdyż było to pogwałcenie ustaleń konstytucyjnych o rozdziale Kościoła od państwa. Zenon Has, Gdańsk
ani przed wojną, ani obecnie. Natomiast mszę za 9 górników z „Wujka” celebrują biskupi. Jak na dłoni widać hipokryzję. Ofiara musi mieć „szczęście” i zginąć z ręki bezbożnej władzy. Gdy morduje władza „swoja” jak przed wojną, to ofiary są same sobie winne. Oto prawdziwa moralność Kościoła! Andrzej K., Warszawa
Jednak bohater W nawiązaniu do listu Pana Michała Bondyra z Gdańska „Żaden bohater” („FiM” 1/2003): Ten, któ-
W numerze 51–52/2002 r. Waszego pisma znalazła się krótka informacja o różnych dziwnych nazwach miejscowości w Polsce. Ponieważ interesuję się tym problemem, przesyłam Wam kilkanaście nazw – podobnie brzydkich lub dziwacznych: Kurejwa, Kurejewki (pow. Grajewo), Kutasówka, Haźlach (na Śląsku haziel to wychodek), Cipkowice, Różne Cipki, Hujasówka, Kazanie, Duple, Śmierdnica, Śmieciak, Cudów, Kostuchna, Szparki. Jest też 9 Hulanek w różnych częściach Polski. To tak przy karnawale. prof. dr hab. Tadeusz Białecki Szczecin
Z wielką uwagą przeczytałem artykuł pt. Chorwacja – rasa panów („FiM” nr 49). Jestem wstrząśnięty podanymi metodami szerzenia katolicyzmu przy pełnej aprobacie Krk. Oczekuję od hierarchów zaprzeczenia, że Krk miał coś wspólnego z tą potworną zbrodnią. Jeżeli nikt się nie odezwie w tej sprawie, to przyjmę te fakty jako pewnik i od tej pory – przechodząc koło kościoła – będę odwracał głowę w stronę przeciwną, aby tak oddać szacunek pomordowanym, a Krk pogardę. Stały czytelnik z Bydgoszczy
W związku z obchodzonymi rocznicami wydarzeń grudniowych 1970 r. i tych w Kopalni „Wujek” w 1981 r. trudno oprzeć się wrażeniu, że fałsz Krk osiągnął niebotyczne szczyty. Dziwię się tylko, jak mało ludzi to dostrzega. W latach 1980–1981 nie było żadnego strajku bez księży, mszy religijnych i patriotycznych zawodzeń oraz ogromnej kleszej troski o los prostych ludzi. Gdy obecnie rozpacz i beznadzieja zmusza ludzi do strajków, nie zdarzyło się jeszcze, by ksiądz wsparł protestujących. Nie ma już żadnych mszy, śpiewów ani kościelnych sztandarów. Pytam retorycznie, które oblicze jest prawdziwe: czy to z 1981 roku, czy obecne? W dwudziestoleciu międzywojennym bliska sercu Kościoła władza strzelała do robotników i chłopów jak do kaczek. Zamordowano około 1000 osób (bez ofiar majowego zamachu). Panowie w czarnych sukienkach nie ujęli się za żadnym z nich
zginęło około 500 żołnierzy i cywilów, a około 1500 zostało rannych. I co...? Czy był sądzony? Nie, jest bohaterem narodowym!!! Ale ja zarówno Jego, jak i sytuację tamtych lat rozumiem, i Pana Marszałka mam w wielkim poważaniu, bo bilans jego dokonań jest wiekopomny. Na wielki plus dla Marszałka dodam, że trzymał za cugle hierarchów kościelnych. Niech ci dwaj Wielcy Polacy i ich dokonania będą krytycznie, lecz i sprawiedliwie oceniane, niech będą inspiracją do przemyśleń, by Polak nie był mądry po szkodzie i nie musiał zawsze wybierać pomiędzy większym a mniejszym złem. Marian z Krakowa
Różne Cipki zapraszają
Czekam!
(A)Moralność Kościoła
LISTY OD CZYTELNIKÓW
Ich Troje i dwa pierzaki
ry opowiada, że gen. Jaruzelski to dyktator, puczysta à la Pinochet, że zniewolił kraj, poddał go okupacji czy też zabił ducha narodu, to nie rozumie bądź nie ma dobrej woli, by przyznać, że w tym czasie Generał, a jednocześnie Premier, Sekretarz KC PZPR i Minister Obrony Narodowej – wprowadzając stan wojenny – zdjął jak Ojciec pas ze ściany i trochę postraszył, by poskromić rozpasanie i anarchię. Dlatego że postąpił wielce rozważnie, a nie jak Pinochet, który zadołował ponad 3300 przeciwników, spotkał się po latach ze wścieklizną tzw. patriotów wyceniających sobie walkę z komuną na dziesiątki tysięcy złotych. Gdyby dziś ofiary grudnia 1970 roku mogły wstać z martwych i zobaczyły, o jaką godność człowieka pracy walczyli, to potopiliby w basenie portowym inspiratorów zamieszek jak ślepe kocięta. Przypomnę, że Józef Piłsudski dokonał w maju 1926 roku zamachu stanu, w wyniku którego podczas walk
„Nie będziecie robić z Domu Ojca Mego targowiska” (i pośmiewiska). Nie byłbym zdziwiony zatem, gdyby ksiądz proboszcz z Tumu (Wywiad z Ich Troje – „FiM” nr 51/52) zamiast wiatrówki użył prawdziwej strzelby myśliwskiej i nafaszerował dupy tych pajaców śrutem na wróble z siekanym szkłem i solą. Kto dopuścił do tego, aby w miejscu kultu narodowego robić sobie salę widowiskową i nagrywać takie brewerie? Trzeba było do tego celu wynająć zamek krzyżacki w Malborku, Szczytnie, Nidzicy lub Gniewie albo chociażby Wawel. W okolicach Tumu trwały zacięte walki, więc z tego względu należy się temu miejscu szacunek. Któż byłby zadowolony z tego, żeby jakieś ptaki obsrywały miejsca święte? A teraz wielki szum o dwa ptaki... A dlaczego? Bo zabił je ksiądz. Gdyby to zrobił prezydent Kwaśniewski, premier Miller lub chociażby pan Jonasz, wszyscy by prawdopodobnie klaskali, a tak – zgorszenie wielkie o dwa pierzaki. Postanowiłeś, Jonaszku, walczyć z kościołem, to twoja
sprawa. Ale pamiętać musisz, ze masoni już od dawna walczą z kościołem i tej walki jeszcze nikt nie wygrał, bo nie można oddzielić kościoła od Chrystusa. Kościół to nie ta budowla sakralna, Kościół to Chrystus i My. Kto godzi w Kościół, ten godzi w Chrystusa, a kto godzi w Chrystusa, ten godzi w Boga, lecz walki z Bogiem jeszcze NIKT NIE WYGRAŁ. I o tym też musisz pamiętać jako „ksionc”. Ponieważ na końcu drogi swego żywota i tak przyjdziesz do Chrystusa, by na Jego ołtarzu złożyć swój marny żywot, i powiesz Mu tak, jak to zrobił Damian, syn Szatana: „zwyciężyłeś Nazareńczyku”. Masz jeszcze szansę wyboru, a wybór należy do ciebie i mam nadzieję, że nie jest on ostateczny. Leonard Orlański
Zbrodnia Polsatu 27 grudnia Polsat wyemitował talk-show Kuby Wojewódzkiego, gdzie głównym elementem „dekoracji” był karp pływający w słoiku, który był tak mały, że karp nie mógł się w nim nawet wyprostować i co chwila grzbiet mu z wody wystawał. Gość programu – Hubert Urbański z teleturnieju „Milionerzy” – wyjął karpia z wody, lecz ten wyskoczył mu z dłoni i po podłodze zaczął skakać, co wzbudziło wesołość publiczności w studio i samego Wojewódzkiego! Ale przyznajmy uczciwie Hubertowi, że zrobił to niechcący, a karpia wyjął, pytając, czy nie ma dla niego jakiegoś większego pojemnika. Później jeszcze 2 lub 3 razy Hubert Urbański zwrócił uwagę na cierpienie zwierzęcia, co Kuba Wojewódzki kwitował niewybrednymi żarcikami... abangel
Kim jest bóg? W nawiązaniu do świetnego artykułu Pana Marka Szenborna „E=mc” („FiM” nr 1/2003), chciałbym uzupełnić temat powstania wiary w istotę wyższą (Boga). Religia powstała oczywiście w celu zacieśniania więzi wewnątrzgrupowych. Sama natomiast idea boga jest pochodną idei przywódcy stada. Ludzkość, po przejściu ze społeczności stadnej do plemienia zbieracko-łowieckiego utraciła silnego, despotycznego przywódcę stada. Powstała luka. Psychika członków stada nadal domagała się istnienia jednego nadprzywódcy. Lukę tę wypełniła idea boga. Kogoś ponad. Istoty, która opiekuje się grupą, ochrania, której należy składać dary (ofiara) oraz należy być posłusznym. Istoty, która karze nieposłusznych oraz nagradza tych, którzy nie odstają od szeregu. Im bardziej
19
plemię ludzkie się rozwijało i przekształcało w superplemię, tym potężniejszą istotą stawał się „bóg-przywódca stada”. Stał się wszechmocny, wszechmądry, wszechwiedzący. Wielkie kultury zwróciły się do jednego boga. Tak więc, na pytanie „Kim jest bóg?” odpowiedzi udziela socjobiologia, a nie religia czy teologia. Pozdrawiam Piotr Ziraldo
[email protected]
Pod niebiosa Co i rusz dowiadujemy się, że istnieje w naszym kraju tylko jedna instytucja, która przynosi ulgę i pomoc ludziom poszkodowanym przez los. Ową instytucją jest... Kościół kat. i jego Caritas. To obraza dla kilku wielkich, ogólnopolskich organizacji, przede wszystkim dla PCK, które na swoją działalność wydaje wszystko, ostatnie grosze i to na co dzień, nie tylko od wielkiego dzwonu. Tymczasem w telewizji publicznej (chyba na zasadzie domu o podobnej nazwie) w okresie przedświątecznym – w głównych wydaniach wiadomości – telewidzowie mogli usłyszeć i zobaczyć, ileż to dobrego Caritas czyni dla bezdomnych i biednych. Pokazywano wspólne wigilie dla bezdomnych, sprzedawanie świec w kościołach na cele charytatywne i oczywiście schroniska dla bezdomnych. Wychwalano pod niebiosa zaangażowanie księży i biskupów, przemilczając, że większość z nich „poświęca” się w ten sposób parę godzin w roku. Święte świeczuszki ozdabiały biurka spikerów. Wszelkie rekordy pobiła jednak regionalna TV z Białegostoku, gdzie świece były przez kilka dni pierwszym newsem. Roman Kowalczewski, Białystok
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS pod numer naszej gorącej linii: +48 691 051 702.
Ogłoszenie Redakcja „Faktów i Mitów” poszukuje profesjonalnych dziennikarzy. Oferujemy niebanalną pracę i dobre warunki zatrudnienia.
Zagadka Niektórzy mężczyźni mają to dłuższe niż inni. Papież tego nie używa. Kobiety dostają to od męża, gdy wychodzą za mąż... Co to jest? Odpowiedź można znaleźć na jednej ze stron w bieżącym numerze „FiM”.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 5 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
P
ewien adwokat wraz z dwoma kolegami łowił ryby na jeziorze Caddo w Teksasie. Nagle nadciągnęła burza z piorunami, więc wszystkie łodzie czym prędzej opuściły jezioro. Wszystkie, ale nie aluminiowa łódź naszego prawnika, który – stojąc na rufie z rękami rozłożonymi jak Chrystus – wykrzyknął: „No dalej, Boże, wal śmiało”. Zachęcony Stwórca czym prędzej skorzystał z propozycji. Mężczyzna dosłownie wyparował od uderzenia pioruna. Niedługo internauci z całego świata przyznają swoje doroczne Nagrody Darwina – wyróżnienia za najgłupszą, najbardziej bezsensowną śmierć spowodowaną bezdennym brakiem wyobraźni denata. Skąd nazwa wyróżnienia? A stąd, że pomysłodawcy wyszli ze słusznego skądinąd założenia, iż idioci, którzy np. przez pomyłkę zamiast słuchawki telefonu przykładają sobie do ucha pistolet, nie powinni mieć potomstwa, czyli przekazywać swoich idiotycznych genów następnym pokoleniom. Aby zobaczyć, na jakie Himalaje może wznieść się ludzka głupota, prześledźmy wyczyny kandydatów na laureatów oraz samych laureatów Nagród Darwina z ostatnich lat. Terroryści – jak wiadomo – budzą słuszne przerażenie. Na szczęście nie wszyscy. Pewien Irakijczyk o nazwisku Khay Rahnajet okazał się do tego stopnia skąpy, że nie nakleił na adresowaną do ambasady USA paczkę z bombą wystarczającej liczby znaczków. Otrzymał więc przesyłkę
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 3 (150) 17 – 23 I 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
CZARNO NA BIAŁYM
Parada idiotów z powrotem z urzędową adnotacją: „zwrócić nadawcy”. Otworzył ją i wyleciał w powietrze. Inny terrorysta – tym razem Filipińczyk o imieniu Augusto – porwał samolot lecący z Davao do Manili. Terroryzując pasażerów, zabrał im 25 tys. dolarów, po czym odbezpieczył granat i... wrzucił zawleczkę do kabiny pilotów, sam zaś wyskoczył na domowej produkcji spadochronie. Wadliwy spadochron nie zdołał wyhamować lotu Augusta, lecz gdyby nawet zdołał, nie na wiele by się to zdało, bo ten cały czas trzymał odbezpieczony granat. Policja znalazła na ziemi tylko dwie ręce porywacza. Groźny jest też fundamentalizm religijny, więc jego przedstawiciele akuratnie pasują do charakteru Nagród Darwina. Pewna chrześcijańska sekta postanowiła naśladować Chrystusa dosłownie, przeto jej wyznawcy próbowali zgłębić
tajniki chodzenia po wodzie. Czynili to wytrwale dzień po dniu. Ich przywódca trenował „chodzenie” najwytrwalej, bo nawet w domowej wannie. Niestety, pewnego dnia przerażona małżonka niedoszłego cudotwórcy znalazła go
martwego. Wezwana policja stwierdziła, że nieszczęśnik poślizgnął się na mydle, wyrżnął łbem w krawędź wanny i zemdlony utonął. A jednak dowiódł w ten sposób, że chodzenie po wodzie rzeczywiście zbliża do Boga.
Inny nawiedzony kawalarz – wielebny pastor Upton Down – postanowił nawrócić plemię Tuoari – kanibali z Nowej Gwinei. Siostra błagała go na kolanach, aby do dżungli nie zabierał żony i dwóch córeczek. Jednak nasz „dzielny bohater” stwierdził,
że widok małych dzieci najpewniej złagodzi obyczaje ludożerców. Niestety, pewność ta okazała się chybiona i Tuoari zjedli ochoczo całą czteroosobową rodzinę. Późniejsze śledztwo wykazało, że Down siedział w kotle, zanim jeszcze zdążył wyciągnąć Biblię. Hodowanie domowych zwierzątek też może być czasami niebezpieczne. Oto pewien Amerykanin głaskał jak co dzień swojego pupila – pięciometrowego węża boa. Coś gadowi widać strzeliło do łba, bo zaczął ni stąd, ni zowąd zżerać głaszczącą go dłoń, resztę od tej dłoni gniotąc przy okazji w morderczym uścisku. Żona zjadanego, zamiast ratować nieszczęśnika, telefonowała gdzie się da po ratunek. Ten, w postaci policji, przybył, jednak na tyle za późno, że udało się odzyskać jedynie pół denata. Kroniki milczą o tym, czy połowę nieszczęśnika pochowano wraz z wężem.
Lecz co tam pytony, gdy w grę wchodzą grubsze zwierzaki. Mieszkaniec Vermont Ronald Demuth miał wielkie zaufanie do cudu amerykańskiej chemii – superkleju „Crazy glue”. Dumny jak paw postanowił zaprezentować wyższość produktu made in USA nad wszelkiego rodzaju innymi klejami. Okazja przyszła wraz z grupą rosyjskich aktorów z Petersburga, których Demuth oprowadzał po zoo. Nieszczęśnik nałożył trochę kleju na dłonie, a te przyłożył
do... zadu nosorożca. Przyzwyczajony do poklepywania zwierzak początkowo zachowywał się spokojnie, ale w końcu mu się znudziło. Ostatecznie efekt był taki, że oszalały kolos rozniósł w pył dwa ogrodzenia i jeden wybieg, tratując przy okazji kozły piżmowe i kaczki. Jak łatwo się domyślić, z tyłu nosorożca powiewał cały czas pan Demuth. Nieszczęścia na tym jednak nie koniec. Wielkie zwierzę cierpiało od jakiegoś czasu na zatwardzenie, więc weterynarze godzinę przed klejową próbą podali mu silne środki przeczyszczające. Leki zaczęły działać dokładnie w momencie szaleńczego biegu i „przylepieniec” w mgnieniu oka skąpał się w kilkudziesięciu litrach rzadkiego gówna. Ta atrakcja nie ominęła również ekipy ratunkowej, która w końcu pochwyciła oszalałego nosorożca. Ü DOKOŃCZENIE
NA STR.
9