Prezydent może nie był na wakacjach z Ałganowem, ale z całą pewnością...
KWAŚNIEWSKI BANKIETOWAŁ Z MAFIĄ INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 3 (255) 27 STYCZNIA 2005 r. Cena 2,60 zł (w tym 7% VAT)
Collage TK
Ü Str. 3
Gra w pokera o Polskę wygląda mniej więcej tak: – Wchodzę pięcioma teczkami. – Dodam twoje pięć i jeszcze dwie. – Proszę bardzo, kładę siedem teczek i sprawdzam. Jaka jest odmiana słowa „oszaleć”? Ja oszalałem, ty oszalałeś, on oszalał, my oszaleliśmy, wy oszaleliście, oni oszaleli. A może prościej byłoby powiedzieć „wszyscy oszaleliśmy”. Wojna na teczki dopiero się rozpoczęła. Dziś, jutro, za tydzień okaże się, że twój sąsiad, twój przyjaciel, a może nawet twoja matka lub ojciec byli konfidentami. Tu już wcale nie chodzi o lustrację. Kolejna polska spirala paranoi nakręca się... Ü Str. 3, 11, 17
i ć zejść ę j y z r p a b z I
Polska to kraj cudów. Opisujemy dwa: w Legnicy pacjent zmarł 20 minut po wypisaniu ze szpitala, a w Głogowie klient pogotowia – ofiara wypadku – ożył tuż po orzeczeniu zgonu. Ü Str. 6
Ü Str. 8
2
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Bój ostatni
POLSKA Cała klasa polityczna jest pogrążona w lustracyjnym
amoku. Prawica prześciga się w pomysłach na „ujawnianie agentów” w nadziei wykończenia teczkami kolegów z konkurencji. Kto teczkami wojuje, od teczek (fałszywych lub prawdziwych) zginie.
Mamy już pierwszego chętnego do wyścigu po tytuł prezydenta: zdeklarował się właśnie profesor Religa, lekarz cieszący się dużym szacunkiem, ale marny polityk. Tymczasem sondaż CBOS-u wykazał, że ewentualny kandydat lewicy – Włodzimierz Cimoszewicz (16,7 proc. głosów) – pokonałby nie tylko Kaczyńskiego i Tuska (po ok. 14), ale i Leppera (10 proc.). Relidze znudziło się ratowanie ludzi. Ale Cimoszka jako Pierwszy dalej może polować.
Polityk PiS-u Mirosław Styczeń został zatrzymany przez ABW. Jest podejrzany o wyłudzenie od krakowskiego biznesmena 340 tys. zł. Po przesłuchaniu i wpłaceniu 100 tys. zł kaucji zwolniono go. Styczeń to prawicowa szycha: do zatrzymania był członkiem Zarządu Głównego PiS, a wcześniej szefem Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego i wiceszefem Partii Konserwatywnej. W przyszłym rządzie Kaczyńskich miał być ministrem gospodarki. Gdyby był z lewicy, już dawno drukowano by „przecieki ze śledztwa” na pierwszych stronach „Rzepy” i „Wyborczej”.
Stowarzyszenie Ordynacka zbiera siły przed startem w wyborach parlamentarnych. Nowym przewodniczącym został eurodeputowany Marek Siwiec, a jego zastępcą – Włodzimierz Czarzasty, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Do Siwca mamy sentyment po tym, jak w Ostrzeszowie małpował papieża, całujemy go w czółko i błogosławimy mu. Ale Czarzasty długo będzie się nam kojarzył z „członkiem”...
Czołowe lwice lewicy, m.in.: senator Szyszkowska, wicepremier Jaruga-Nowacka, prof. Stanosz i posłanka Banach wezwały w liście otwartym do bojkotowania programu Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” (TVP 2, dawniej – „Otwarte studio” w katolickiej telewizji „Puls”). Sygnatariuszki listu otwartego pt. „Warto rozmawiać, ale nie z Pospieszalskim” protestują przeciwko skandalicznej audycji realizowanej za publiczne pieniądze, w której goście o lewicowych i niekatolickich poglądach są ośmieszani, lekceważeni, a nawet obrażani. Może i warto rozmawiać nawet z Pospieszalskim, ale Jonasz z prof. Szyszkowską już drugi rok we wszystkich telewizjach dobijają się o własny program.
Po tsunami w Azji salezjanie przy wsparciu telewizji publicznej podjęli akcję „Adopcji na odległość” sierot ze Sri Lanki. Inicjatywa polega na przesyłaniu pieniędzy na utrzymanie wybranego dziecka na Cejlonie... za pośrednictwem konta salezjanów. Pomysł piękny, tyle że salezjanie są znani z finansowych afer, a więc szczęść Boże...
Prezydent Kwaśniewski nie ułaskawił księdza Marka Sobańskiego, skazanego za spowodowanie śmierci pięciu osób w wypadku samochodowym pod Włocławkiem („FiM” 9/2003). Papież nie przyjedzie, Kwaśniewski nie będzie musiał świecić oczami... WARSZAWA Kontrola NIK-u wykazała, że budowa trasy
i mostu Siekierkowskiego kosztowała 440 mln, czyli o 200 mln za dużo! Budowę nadzorował poseł Platformy Obywatelskiej Jerzy Hertel, a w interes zamieszanych było wielu polityków oraz członków rodzin działaczy PO (w tym eurodeputowany Paweł Piskorski), która głosi teraz hasła: „Państwo oszczędne” i „Koniec korupcji”. To chyba oczywiste, że jeśli „głosi”, to nie dla siebie, tylko dla innych. WARMIA I MAZURY Wkrótce mają wyjść na ulice patrole
(członkowie LPR), które będą nawiedzać kioski, aby sprawdzić, czy na witrynach nie widać czasopism erotycznych. Brygady męczenników katolickich (kiedy zaczną się wysadzać?) będą też bacznie obserwować kawiarenki internetowe, czy ich użytkownicy nie otwierają przypadkiem pornograficznych stron www. Następnym krokiem może być zaglądanie ludziom pod kołdrę. Dzieje się tam często wiele interesujących, choć niezgodnych z wiarą katolicką bezeceństw. WATYKAN Męczeństwo nieskonsumowane to nowa winda,
którą papież chce wywieźć na ołtarze Piusa XII. Ogłoszono właśnie w Watykanie, że w 1943 roku Hitler chciał porwać sprzyjającego mu papieża i wywieźć do Niemiec. Gdyby nie wzajemny sentyment obu panów, można by pomyśleć, że Pius miał być żywą tarczą. IRAN Shirin Ebadi – laureatka Pokojowej Nagrody Nobla – została wezwana przed Sąd Rewolucyjny pod zarzutem działalności wywrotowej i współpracy z zachodnimi agentami. Ebadi rozzłościła ostatnio mułłów, gdyż domagała się zaprzestania tortur wobec więźniów. Uparte mułły, jak wiadomo, występują w Iranie... IRAK Brytyjski archeolog John Curtis oskarżył żołnierzy ko-
alicji o niszczenie bezcennych zabytków. W pobliżu zabytkowych ruin zbudowano m.in. lądowisko dla helikopterów. Polacy tłumaczą, że w Babilonie jedynie zabezpieczali to, co popsuli Amerykanie. To nasze nowe narodowe powołanie – udział w tym, co psują Amerykanie.
rzystąpienie Polski do Unii Europejskiej od początku uważałem za nasze wielkie szczęście i jeszcze większe wyzwanie. Pisałem o tym kilkakrotnie, a zwłaszcza o konieczności właściwego wykorzystania środków z UE. Dzięki Europie Zachodniej mamy szansę dołączyć do silnych gospodarek, handlować na wielkim i bogatym rynku, a nade wszystko – zerwać z patologiczną mentalnością homo sovieticus katolicus. Powiem więcej, przyjmując Polskę do Unii, zrobiono nam wielką łaskę; jak wielką – widać choćby po zachowaniu posłów LPR w europejskim parlamencie. Nie każdy był gotów otworzyć swoje granice i rynki pracy przed Polakami mającymi we krwi łamanie prawa oraz brak szacunku dla władzy, powszechnie wierzącymi w katolickie bajki. „Zaprzyjaźniona” z nami Ameryka, mimo iż leży za oceanem, nie odważyła się na taki krok. Są oczywiście rodacy, którzy twierdzą, że to my zrobiliśmy Europie wielką łaskę (bożą?), wstępując do niej z naszą katolicką wiarą i tradycją. Nie słyszałem jednak, aby ktokolwiek z Zachodu podzielał ich zdanie. Niezależnie, czy fakt integracji z UE nazwiemy dziełem opatrzności bożej, czy też ziarnem, które trafiło się ślepej kurze, jest to dla nas i naszych dzieci ogromna szansa. Rząd Belki wyszedł tej szansie naprzeciw i przedstawił wstępne założenia Narodowego Planu Rozwoju (NPR) w latach 2007–2013. Chodzi o wtłoczenie do gospodarki niebotycznej, jak na polskie warunki, kwoty 140 mld euro (ponad 0,5 biliona zł), nie licząc dotacji dla rolnictwa. Jest to ponad dwa razy tyle, ile wydano w Polsce na wszelkie inwestycje od 1989 roku. Ponad połowę z tego wyłoży Unia, resztę dorzuci nasz budżet, samorządy i firmy prywatne, które będą chciały powalczyć o fundusze strukturalne. Przekopałem się przez zarys NPR – projekt wyjątkowo śmiały i ambitny, w którym rzutkość i optymizm autorów przewyższa nawet słynne plany pięcioletnie z gierkowskiej dekady. I powiem Wam jedno: bój to nasz będzie ostatni! Albo obywatele Polski staną na wysokości zadania i załapią się na pociąg do Brukseli, albo czeka nas los Rumunów Europy (dokładnie – rumuńskich Cyganów). Obywatele to, niestety, znów oznacza – urzędnicy, bo to oni będą tworzyć szczegóły NPR, czuwać nad jego realizacją w terenie oraz decydować o podziale unijnych środków. Powiedzmy sobie otwarcie, że tu może być pies (czyt. Polak) pogrzebany. Samorządy muszą już teraz tworzyć zespoły planistyczne, złożone z kompetentnych urzędników, a z kompetencją większości z nich, wybranych z partyjnego klucza, bywa bardzo różnie. Ponadto, o ile teraz załamujemy ręce nad powszechną korupcją, to jakie ona może przybrać rozmiary, jeśli urzędnicy zaczną decydować o wydatkowaniu kwot wielokrotnie większych niż dotychczas? Na karę śmierci za obrót „kopertami” nie mamy co liczyć, więc uratować górę kasy może tylko system kontrolowania kontrolujących. Ale i tak znajomości w urzędzie miejskim czy gminnym, dokąd mają trafić miliony euro, trafią na giełdę; przynajmniej tę nieformalną – lokalnych elit władzy, partii politycznych i biznesu. Lobbować o przyznanie twardej waluty będą wszyscy, od biskupów po babcie klozetowe. Tymczasem słuchać trzeba wyłącznie mądrych ludzi. Ot, choćby prof. Jasiakiewicza, który przestrzega przed polityzacją procesu decyzyjnego; czy wiceministra Najara i Krzysztofa Kalickiego (prezes Deutsche Bank Polska), mówiących o zagrożeniach dla NPR z powodu niestabilności politycznej i braku przewidywalności na polskim rynku. Z kolei Krzysztof Pietraszkiewicz (Prezes Związku Banków Polskich) wskazuje
P
na pominięcie przez rząd wielu dziedzin gospodarki, które mogłyby stać się jej kołami zamachowymi. Według niego, nawet kulejąca w Polsce ochrona zdrowia może przynosić krajowi olbrzymie dochody – polscy lekarze zaliczani są do najlepszych specjalistów w Europie, a koszty leczenia są u nas średnio o 70 proc. niższe niż w starej Unii. Sprawnie działające szpitale, sanatoria i zakłady pomocy społecznej już teraz przyciągają obywateli UE. Według Pietraszkiewicza – przebudowany ZUS mógłby przetwarzać dokumenty dla 1/3 Europy. Ale kto go zdoła przebudować? Podobnie niemobilna jest tzw. gospodarka elektroniczna, oczko w głowie Unii. Mamy co prawda świetnych informatyków, ale dostęp do Internetu kosztowny (z drugiej strony – to UE narzuca nam 22-procentowy podatek VAT na Internet), więc bardzo utrudniony. Administracja państwowa informatyzowana jest na zasadzie: każdy sobie rzepkę skrobie, co podwyższa koszty projektów o 30–40 proc. Eksperci proponowali już w 1996 roku stworzenie jednej platformy dla wszystkich rejestrów państwowych. Ułatwiłoby to elektroniczną wymianę dokumentów, a koszt certyfikacji podpisu elektronicznego znacznie by zmalał. Mądrzy ludzie w Polsce i Brukseli przestrzegają nasz kraj przed awanturnictwem międzynarodowym (Irak) z jednej oraz zdumiewającym (katolicki kraj...) brakiem wewnętrznej solidarności społecznej – z drugiej strony. Rosnąca grupa obywateli ubogich, wyrzuconych na margines, źle leczonych, pozbawionych świadczeń i nowoczesnej edukacji – będzie nieuchronnie skutkować wzrostem przestępczości i utratą atrakcyjności Polski jako terenu dla inwestycji. Na domiar złego państwo pomiata tymi, którym się powiodło – własnymi, uczciwymi przedsiębiorcami (casus Kluski) oraz tworzy głupie i niespójne prawo, wręcz zachęcając do rozwoju szarej strefy. Przedsiębiorstwa tzw. „jednorazowego użytku”, zakładane po to, by ukraść i uciec, są preferowane przy zamówieniach publicznych. Na przykład prezydent Lublina (PiS) uznał za normalne, że z ostatnich 14 przetargów miejskich 10 wygrały firmy przedstawiające oferty na sumy niższe niż koszt materiałów potrzebnych do ich zrealizowania... Właściwe ukierunkowanie funduszy i efektywne ich wykorzystanie zadecyduje o końcowym efekcie NPR. Tymi samymi pieniędzmi można bowiem sfinansować na przykład budowę autostrad, hoteli, nowych zakładów produkcyjnych; można postawić na nogi i unowocześnić sektor energetyczny (wiatraki, elektrownie wodne, jądrowe), rolno-spożywczy, branżę zbrojeniową lub motoryzacyjną itp. Są to niezwykle ważne i pilne zadania. Ale w rozumieniu decydentów unijnych – nie najważniejsze. Unia niechętnie dźwiga kulejące firmy, niekoniecznie chce też finansować wzrost gospodarczy. O wiele bardziej woli swoje pieniądze przeznaczać na badania naukowe i rozwój nowych technologii („Strategia lizbońska”), gdyż na tych polach rozegra się wyścig o przywództwo nad światem pomiędzy UE, USA i Dalekim Wschodem. Duże szanse na dofinansowanie mają także prywatni przedsiębiorcy – rzemieślnicy, sektor usługowy itp. Oczywiście pieniądze mają też to do siebie, że szybko się rozchodzą, lubią być przywłaszczane, przejadane... Tak jak to się stało w Grecji. Niestety, dla tego kraju czas dźwigania z kolan przez Unię już minął. Teraz Polska będzie przez najbliższe 9 lat największym beneficjentem środków z UE. Aby je efektywnie wykorzystać, należy zreformować państwo: odpolitycznić gospodarkę, postawić na rozwój, stworzyć skuteczny system kontroli urzędników do walki z korupcją, promować i ochraniać uczciwych przedsiębiorców. Koniunktura w gospodarce światowej sprzyja ambitnym. Nasz kraj otrzymał niepowtarzalną szansę, chyba ostatnią. Teraz okaże się, czy Polak naprawdę potrafi. JONASZ
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r. Gdy prezydent Rzeczypospolitej podejmuje głowę obcego państwa w posiadłości człowieka podejrzewanego o przestępstwa pospolite, to albo wszystkie służby odpowiedzialne za organizację takich imprez zwariowały, albo chodzi o to, o co zawsze chodzi, gdy nie wiadomo, o co chodzi.
W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się o przyjaźni Dariusza Szymczychy, sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta, z biznesmenem Markiem Modeckim, organizatorem spotkania Kulczyk-Ałganow w Wiedniu. Dorzućmy do tej wyliczanki jeszcze jednego „entliczka”: „11 czerwca 2003 roku Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Aleksander Kwaśniewski i Prezydent Republiki Litewskiej Rolandas Paksas wzięli udział w III Forum Gospodarczym Polska–Litwa…” – czytaliśmy dawno temu w oficjalnym komunikacie Kancelarii pana prezydenta, po je-
GORĄCE TEMATY w Białymstoku, zakładu szwalniczego i tartaku w Supraślu oraz wytwórni wody gazowanej w Białowieży. Reszta to wyciekające z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pogłoski, że dosłużył się w Izraelu stopnia majora, a jego brat do dzisiaj jest wysokim rangą oficerem w tamtejszych specsłużbach. Avny niczego nie dementuje, bo w ogóle z nikim (a w szczególności z prasą) nie chce gadać o swojej przeszłości. – Dżentelmen ów – wspomina jeden z oficerów Biura Ochrony Rządu – miał w czerwcu 2003 r. praktycznie nieskrępowany dostęp
swoje prawa, a milioner w szczególności – gdyby nie fakt, że działo się to akurat w tym samym dniu, gdy Avny miał stawić się w Wydziale ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, aby wysłuchać zarzutów w sprawie paserstwa i fałszowania dokumentów. Zjawił się 7 dni później i nie przyznał do winy mimo twardych dowodów (tak je ocenia prowadzący śledztwo prokurator Marek Zajkowski). Wyszedł wolny za poręczeniem majątkowym w wysokości 50 tys. zł.
Kwaśniewski u wuja Sama Pan prezydent Aleksander Kwaśniewski nie ma coś szczęścia do znajomych. A właściwie to jego znajomi nie mają szczęścia. Popatrzmy: Prawie rok temu pisaliśmy o Zygmuncie Niziole (obecnie poszukiwany międzynarodowym listem gończym) i Włodzimierzu Wapińskim, którzy skaleczyli Skarb Państwa na 21,2 mln dolarów pod pretekstem budowy w Mielcu Laboratorium Frakcjonowania Osocza („Sumienie Kaczmarka”, „Nie ma mocnych” – „FiM” 18 i 19/2004). Potem wyszły na jaw niebywałe układy towarzysko-biznesowo-szpiegowskie Jana Kulczyka, stałego bywalca pałacu prezydenckiego. W połowie grudnia na pierwszych stronach gazet zagościł Marek Ungier (do końca 2004 r. szef Gabinetu Prezydenta), któremu prokuratura przez wiele lat chciała przedstawić zarzuty w sprawie o przestępstwa gospodarcze oraz poświadczenie nieprawdy i jakoś nie mogła.
go wizycie w Augustowie. Nie podano wówczas, że na miejsce polsko-litewskich rozmów na najwyższym szczeblu, otoczenie pana prezydenta wybrało augustowski hotel „Delfin”, należący do 44-letniego Samuela Avny, izraelskiego multimilionera legitymującego się też paszportem ame- „(...) Aleksander rykańskim. Pojawił się w Polsce na początku lat 90., a oficjalnie wiadomo o nim jedynie tyle, że obecnie jest właścicielem m.in. nadmorskiego kompleksu wypoczynkowo-rekreacyjnego „Delfin Club Resort Hotel” w Ustce, huty szkła „Biaglass”
Kwaśniewski i Prezydent Republiki Litewskiej Rolandas Paksas”
do głowy naszego państwa, razem spacerowali po okolicy, a nawet towarzyszył obu prezydentom w rejsie statkiem wycieczkowym po Jeziorze Białym. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego – wszak gospodarz ma
GŁASKANIE JEŻA
(Ap)teczki W Polsce ostatnimi czasy receptą na zdrowie społeczeństwa mają być teczki. To taka rodzima pseudomedyczna recepta na normalność. Moim zdaniem – na nienormalność i wariactwo. Gra w teczki trwa. Jeśli Igrekowi uda się wyciągnąć kwity na Iksińskiego, to jest górą, a ten ostatni znajduje się na dole, a czasem „na dołku”, czyli w „pierdlu”. Służby specjalne grają tymi zabawkami jak chcą i z kim chcą, zaś skutek jest taki jak widzimy. No to może pan Giertych z LPR ma rację, żądając odtajnienia wszystkich teczek i umieszczenia ich zawartości w Internecie, tak żeby raz na zawsze wsio było jasno... Otóż nie ma racji. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię i gotów jestem spierać się z tymi, którzy są innego zdania. IPN dysponuje podobno mniej więcej 6 milionami teczek. Co w nich jest, Bóg jedyny raczy wiedzieć, ale jak twierdzą socjologowie, blisko 40 proc. to tzw. teczki rozpaczy.
Są to dokumenty ludzi, którzy do takiej czy innej współpracy byli zmuszani metodami operacyjnymi, znanymi i stosowanymi na całym świecie (CIA, Mossad, MI-5, KGB, STASI), którzy bali się nie tylko o własne życie i karierę, ale także o byt i przyszłość swoich dzieci... I taki na przykład Kowalski coś tam bąknął oficerowi SB tylko po to, aby córka nie wyleciała ze studiów pod byle pretekstem, Malinowski dostał kilka razy po pysku i też się załamał, zaś na Nowaka mieli haka, bo sto lat wcześniej nie rozliczył delegacji służbowej. Więc wyprosili od niego podpis pod kwitkiem, że odbył rozmowę z funkcjonariuszem, a ten z kolei ucieszył się z kolejnego „zaliczenia”. Ludzie twardzi istnieją tylko jako egzemplifikacje, na przykład Rambo, życie zaś toczy się swoją drogą. A więc mamy donosicieli, którzy donosili (może tylko raz donieśli albo wcale) pod przymusem fizycznym lub psychicznym. Oczywiście
Ten bardzo szanowany na Podlasiu biznesmen był już od połowy 2001 roku podejrzewany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego o pełnienie niebanalnej roli w gangu zajmującym się kradzieżą luksusowych samochodów i ich „legalizacją” (swój
powie ktoś, że mogli odmówić. Owszem, mogli, tylko dlaczego dziś, w wolnej III RP, upadlani pracownicy „Biedronki” boją się otworzyć usta? A dlatego, Kochani, że strach pozostał dokładnie taki sam: – Mam na utrzymaniu rodzinę, nie chcę umierać ze strachu o przyszłość i z głodu. Nie chcę, nie chcę, nie chcę... Znam bardzo przyzwoitego dziennikarza, który zgodził się sporządzać dla SB raporty o nastrojach w pewnej redakcji, bo jego syn starał się o paszport. A syn ten dostał stypendium doktorskie w Londynie i dla jego kariery stanowiło to być albo nie być. Od służb mój kolega otrzymał jasne ultimatum „albo, albo”. Znów ktoś bezkompromisowy wrzaśnie: Trzeba było powiedzieć NIE! Łatwo ferować takie wyroki komuś, kto nie był uwikłany w meandry lat 70. i 80., kiedy to nawet nikt nie śmiał pomyśleć o jakimkolwiek światełku w tunelu. Lub komuś takiemu, kto był po drugiej stronie MOCY i „zjadł” swoją teczkę. A tu nagle kto inny zakrzyknie: „Byli jednak tacy, co odmawiali”. Fakt, byli. Siedzieli często w więzieniach. Oni kiedyś będą kamieniami milowymi Naszej Ojczyzny. Może... Tymczasem co może oznaczać odtajnienie wszystkich teczek? A to, że rozdźwięki, że pęknięcia nastąpią już nie tylko w całych grupach
3
hotel „Delfin” zaopatrzył w 6 pojazdów pochodzących z przestępstw). Akt oskarżenia w tej sprawie dotyczy 29 osób (oprócz Avny’ego obejmuje m.in. celników z zachodniej granicy Polski, funkcjonariusza CBŚ, dyrektora tartaku z Augustowa i kilku rzeczoznawców), którym prokuratura zarzuca współudział w przestępczym procederze oszacowanym na co najmniej 1,5 mln zł. Gdy w styczniu 2004 r. Sąd Rejonowy w Augustowie odmówił rozpatrywania sprawy, powołując się na to, że „działalność jednego z oskarżonych ma wpływ na miasto”, akta – decyzją Sądu Apelacyjnego w Białymstoku – przekazano do Grajewa. Tamtejsi sędziowie początkowo sugerowali, że nie są kompetentni „z uwagi na zawiły charakter sprawy, jej obszerność, trudność i wielowątkowość, a także fakt, że dotyczy ona wielu osób znanych na Podlasiu”. Ostatecznie proces ruszył (w Grajewie) we wrześniu 2004 r. i – według przewidywań prokuratury – już za 3 lub 4 tygodnie może zostać ogłoszony wyrok, gdyż część oskarżonych zdecydowała się na dobrowolne poddanie karze, co oznacza ich przyznanie się do winy. Avny konsekwentnie idzie w zaparte. Co ciekawe: bez żadnych ograniczeń podróżuje po świecie, a sąd zwolnił go nawet z obowiązku… uczestniczenia w rozprawach karnych! Zaś pan prezydent... – Nie zna żadnego Samuela Avny’ego – dowiedzieliśmy się w prezydenckiej kancelarii. Z tego wniosek, że albo Avny ma sobowtóra, albo kłamał, chwaląc się kiedyś w pewnym gronie zażyłością z „preziem”, albo Kwaśniewski zdążył już zgubić jego wizytówkę… ANNA TARCZYŃSKA
społecznych, ale i w rodzinach oraz wśród przyjaciół. Jedno wielkie skłócenie Polski. Wyobraź sobie, Czytelniku, że posiadłeś informację, iż donosił na Ciebie Iksiński. A tak się składa, że Iksiński jest Twoim najlepszym kumplem. Skreślisz go zatem? Zastanów się – może nie miał wyboru, a może to tylko projekcja teczek, czyli nieprawda... To, o czym piszę, to nie jest pochwała czy też tolerancja dla kolaboracji, która z założenia jest wstrętna. Chcę jedynie powiedzieć, iż „prawda” nie jest jednoznaczna i tak do końca nie wiadomo, co w tym przypadku co znaczy. Podam przykład: miałem (i mam) gościa w UOP, dziś ABW, który informował mnie o pewnych ciekawych sprawach. Z takich informacji, z takich kontaktów korzystają dziennikarze na całym świecie. Wszak w ten sposób zrodziła się afera Watergate. Lecz co się okazuje? W USA za hit czekałaby mnie może nagroda Pulitzera, u nas – rozmowa z komisją śledczą. Dlaczego to piszę? A dlatego, że za lat 15 jakiś rząd Giertycha zlustruje mnie jako współpracownika – powiedzmy, że „FiM” albo tego mojego nieszczęsnego informatora w ABW... I w kontekście teorii lustracji pewnie będzie miał rację. Zapewne jakaś (ap)teczka już na mnie jest. MAREK SZENBORN
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Cześć, Tereska! Jak zostać milionerką, a do tego przyszłą świętą Kościoła rzymskokatolickiego? Należy mieć taki łeb do biznesu i reklamy jak amerykańska aktorka Lindsay Younce! W USA na ekrany kin wchodzi film pt. „Thérèse” o życiu św. Tereski od Dzieciątka Jezus. Lindsay Younce, aktorka grająca główną rolę, uznaje nawrócenie na wiarę katolicką za największą łaskę Bożą, jaka ją spotkała podczas kręcenia filmu. A było tak: pewnego dnia przy kościele stało mnóstwo samochodów policyjnych i karetek. Niekumata Lindsay rozdziawiła japę i myślała, że ktoś umarł. Okazało się jednak, że przyjechały relikwie św. Tereski od Dzieciątka Jezus. Wtedy jeszcze nie wiedziała, kim była ta święta, której fragmenty ciała wożono od kościoła do kościoła. Mimo to Lindsay weszła do świątyni. I co dalej? Dwie panie – Maria Szczepaniak oraz Maria Zboralska – przetłumaczyły i opublikowały wstrząsające świadectwo nawrócenia młodej aktorki: „Stanęłam na końcu kościoła koło starszego pana, który zauważył, że nie miałam pojęcia, jak się zachować, więc wszystko mi wyjaśnił. Pan nazywał się Concepción (z hiszpańskiego:
Poczęcie) na cześć Niepokalanie Poczętej. Teraz widzę, że Maryja prowadziła mnie przez cały czas. Podczas Mszy św. adorowałam relikwie. Bałam się, że kamery telewizyjne mnie wychwycą i pojawię się w wiadomościach, a nie chciałam, aby rodzice się o tym dowiedzieli. Nie pokazano mnie jednak w telewizji – widocznie Jezus zaplanował mój debiut filmowy na później”...
I rzeczywiście Jezus powiedział do niej: „Jestem tutaj!”. Był to głos donośny, który poinformował ją stanowczo, że ma opuścić szeregi protestantów i otworzyć serce na wiarę papieską. Czy Lindsay to zrobiła? No, nie od razu. Trochę poczekała, ale kiedy dowiedziała się, że będzie
eszcze do niedawna większości z nas Roman Giertych jawił się jako religijno-rasistowski fanatyk, człowiek ogarnięty wizją budowania Wielkiej Polski Katolickiej. W obliczu ostatnich wydarzeń szef Klubu Parlamentarnego LPR jawi się jako zwykły cwaniak i prymitywny tupeciarz. Zaczęło się od słynnego już spotkania jasnogórskiego umówionego z Kulczykiem przez Giertycha ojca, a zrealizowanego przez Giertycha syna. Przy okazji późniejszej, cynicznej gry ujawniono, że nieco wcześniej młody Giertych składał na ręce Leszka Millera ofertę: „Wy zrobicie ze mnie szefa orlenowskiej komisji, a ja zostawię SLD w spokoju i pokieruję pracami tak, aby przyłożyć mojej prawicowej konkurencji”. SLD przytomnie z oferty nie skorzystało, ale ile trzeba mieć tupetu i bezczelności, aby z podobnym pomysłem przyjść do swoich rzekomo najbardziej znienawidzonych przeciwników? W ostatnich dniach jednak przeszedł sam siebie: korzystając z nieobecności połowy członków komisji, podstępnie przegłosował rękami prawicowych kolegów uchwałę, której celem jest lustracja byłych i przyszłych świadków komisji. Mało tego – coraz głośniej jest o próbie wpłynięcia przez niego na wyniki egzaminu żony, która studiuje prawo na Uniwersytecie Poznańskim. Oto według zeznań dr. Sowińskiego, młody Giertych wpadł do jego gabinetu przed egzaminem i oznajmił: „Chcę, abyś wiedział, że za chwilę będziesz egzaminował MOJĄ żonę”, po czym zaproponował mu posadę eksperta przy LPR...
J
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA nagrywany film o św. Teresce, dała szansę Jezusowi i Najświętszej Panience. „Choć ciągle nie wiedziałam, kim dokładnie była ta Tereska, poszłam na casting. Jak tylko otrzymałam tę rolę, kupiłam wszystkie dostępne książki na temat Małej Teresy. Święta miała duży wpływ na moje życie, przez cały czas dotykała mnie i zmieniała. To nie była tylko rola, to było nawrócenie”. No i Lindsay się nawróciła, o czym jej agenci reklamowi powiadomili Stany Zjednoczone, Hiszpanię, Włochy, Meksyk i Polskę, czyli kraje, w których w pierwszej kolejności będzie wyświetlany ten religijny hit! Nawrócona Lindsay przyjęła chrzest, była bierzmowana, przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej i przyjęła imię Faustyna Teresa. Jednakże złośliwi twierdzą, że zrobiła to z przyczyn innych niż owo „nawrócenie”. A mianowicie: wymógł to na niej szef reklamy i marketingu wytwórni, bowiem film został jeszcze przed premierą pokazany Janowi Pawłowi II i dostojnikom kurii rzymskiej. Biznes jest biznes, a po sukcesie katolickiej „Pasji” Mela Gibsona naprawdę warto! Faustyna Teresa Lindsay Younce dostała za rolę okrągły milionik dolców, nawróciła się, ochrzciła, a papież jej pobłogosławił. Sprytna dziewucha, jeszcze świętą może zostać, bo coraz głośniej mówi się (jak widać – nawet „FiM” o tym piszą), że może wystąpić w serialu o Najświętszej Marii Pannie. No i spoko! Tak trzymaj! Cześć, Tereska! ANDRZEJ RODAN
Okazuje się zatem, że rodzina Giertychów nie wnosi żadnej nowej jakości do polskiego życia publicznego, bo wykorzystuje stare metody, na których zasadza się połowa polskiego biznesu i prawie całe krajowe życie polityczne: tupet, efekciarstwo, gra pozorów, robienie wrażenia, naginanie prawa, korupcja itp. Na czymże innym polegała afera Rywina, jak nie na tym, że przyszedł efekciarz do kolegów cwaniaków i chwalił się, że „załatwi interes”, bo zna „kogo trzeba”. Nie jest jednak wykluczone, że styl pracy Romana ujdzie mu płazem – wszystko to dzieje się przecież w Polsce. W krajach, gdzie elity biznesu i polityki są nieco mniej operetkowe niż nad Wisłą czy nawet we Włoszech (Berlusconi!), obowiązują inne zasady. Mój znajomy jako doradca brał udział w podpisywaniu umowy pomiędzy polską hurtownią a niemieckim producentem. Przedstawiciele polskiej firmy pojechali do Niemiec wypożyczonym, najnowszym luksusowym mercedesem, bo – wychowani w Polsce – rozumieli, że należy zrobić wrażenie na kontrahencie. Chwalili się oczywiście, że to ich służbowy pojazd. Niemcy ze zdumieniem przywitali Polaków wysiadających z ekstrawaganckiej limuzyny i zachodzili w głowę, skąd niewielka firma ma pieniądze na takie zbytki. Umowy w końcu nie podpisano: Germańcy doszli do wniosku, że mają do czynienia albo ze złodziejami, albo idiotami, którzy niewielkie firmowe pieniądze inwestują w drogi samochód. Z takimi biznesmenami Niemcy – ludzie praktyczni i przewidujący – nie mieli zamiaru się wiązać… ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Tupet z przytupem
Prowincjałki Piotr Gruda (37 l.) z Łodzi wykonuje rocznie 60 egzorcyzmów. Załatwia problem z duchami, nie wychodząc z domu. Wystarczy mu rozmowa przez telefon, żeby postawić diagnozę, stwierdzić opętanie i wypędzić demona. Telefoniczny egzorcysta rozmawia z udręczoną osobą, otwiera w zaświatach okno do innego wymiaru i wyprawia złego ducha na tamten świat. Pan Piotr powinien też spróbować egzorcyzmów drogą e-mailową lub na gadu-gadu.
GADU-GADU Z CZORTEM
Krzysztof K. (40 l.) był księdzem w jednej z parafii w Tychach. Jednakże cały czas główkował, jak tu dużo zarobić, ale się nie narobić. No i wymyślił. Zdjął sutannę, na zawsze pożegnał przyjaciół z Glempowej firmy i założył instytucję działającą w systemie argentyńskim. Klienci, którzy znali go jako księdza, garnęli się do niego jak pszczoły do miodu. W krótkim czasie rzutki biznesmen od 13 tysięcy osób wyłudził 20 mln zł! Jeszcze zdolniejszy od naszego Jonasza, choć w nieco innym kierunku...
UWAGA NA BYŁYCH...
Bracia, Daniel (20 l.) i Marcin (18 l.) D. zaatakowali przechodnia na jednej z ulic Słupska. Przyłożyli mężczyźnie z główki, grzmocili go pięściami, rzucili na glebę i kopali. Ich bezwzględność wskazuje, że liczyli na grubszy łup. Skatowanej ofierze zabrali... 3 zł i zapalniczkę.
ZIARNKO DO ZIARNKA...
Trzech włamywaczy zrobiło skok na sklep w Firleju. Dwóch policja szybko zatrzymała. Byli to mieszkańcy Lubartowa (woj. lubelskie). Trzeci z częścią łupów chciał bocznymi drogami dotrzeć do domu. Na jednej z nich zatrzymał samochód, ale miał pecha, bo za kierownicą siedział policjant, kierownik posterunku. Gliniarz nie odmówił „autostopowiczowi” i odwiózł go prosto na komisariat. Oprac. AR
AUTOSTOP Z GLINIARZEM
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Bóg jest całkowicie nieobecny w większości programów telewizyjnych i dlatego staje się nieważny także dla wielu telewidzów. (kard. Ennio Antonelli, arcybiskup Florencji)
¶¶¶
Wzywamy wszystkich wiernych Kościołowi i Ojczyźnie Polaków do wzięcia udziału w rozprawie sądowej w obronie Krzyża znieważonego przez Dorotę Nieznalską. Rozprawa odbędzie się w Sądzie Rejonowym w Gdańsku (…). (ogłoszenie Biura Poselskiego Gertrudy Szumskiej, Koło Poselskie „Dom Ojczysty”)
¶¶¶
30 marca 2004 r. został wniesiony do Marszałka Sejmu projekt ustawy „O świadomym rodzicielstwie” (…) Czy w atmosferze pobożnej obojętności zaakceptujemy ten korowód śmierci i moralnej destrukcji (…) My, katolicy, mamy wyjątkową okazję, aby 26-letni pontyfikat naszego Rodaka uczcić konkretną i wymowną ofensywą każdego z nas w obronie życia. (senator Jan Szafraniec, Liga Polskich Rodzin)
¶¶¶
Kobiety dokonujące aborcji częściej dopuszczają się aktów autoagresji: nadużywają alkoholu, korzystają z narkotyków, szybko jeżdżą samochodem, samookaleczają się (…). 6 razy częściej popełniają samobójstwo, niż kobiety rodzące, uzależnienia zdarzają się 5 razy częściej po aborcji, niż po porodzie i 4 razy częściej, niż po poronieniu, 30 proc. kobiet po aborcji cierpi na lekomanię. (www.aborcja.info.pl)
¶¶¶
Żaden chrześcijanin nie powinien obawiać się wiedzy, ponieważ wszelkie badania, jeśli są naprawdę naukowe, prowadzą nieuchronnie do prawdy, zarówno tej pisanej małą literą, jak i tej, którą jest Jezus: Droga, Prawda i Życie. (kard. José Saraiva Martins, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych)
¶¶¶
Owocem takiego dyskusyjnego widzenia Kościoła katolickiego (…) jest popularność, jaką cieszy się książka Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”. (…) Brown nieustannie wypomina katolicyzmowi jego ciemne strony: dyskryminację kobiet, inkwizycję, prześladowania heretyków, innowierców czy czarownic (…). Wszystkie te prymitywne kłamstwa, pseudonaukowe odkrycia są tak naprawdę jakąś odmianą swego rodzaju intelektualnego satanizmu. („Niedziela” 47/2004) Wybrała OH
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
NA KLĘCZKACH
TEATR EUROPA 12 stycznia Parlament Europejski przegłosował raport o konstytucji i wezwał kraje członkowskie do jej ratyfikacji. Grupa delegatów z LPR wraz z eurosceptykami z Wielkiej Brytanii urządziła na sali obrad hałaśliwy happening. „Ta konstytucja to śmierć dla Europy” głosił transparent zaprezentowany przez ligowca Witolda Tomczaka. Jego partyjny kolega wymachiwał fotografiami Lenina i Marksa, a występ rodzimej trupy uświetniło chóralne odśpiewanie „Międzynarodówki”. Trzeba by wysłać europosłów do Eurowizji. Sukces gwarantowany. MW
że byle kto nie może zostać uczniem „klasyka” – żeby się tam dostać, potrzebna jest m.in. pozytywna opinia proboszcza i katechety. Później należy wpłacić wpisowe w wysokości 400 zł i co miesiąc uiszczać czesne (260 zł), a w nagrodę – na koniec trzeciej klasy – gwarantowany polonez z biskupem. RB
STOCZNIE DO KONTROLI
OPŁATKIEM W OWSIAKA Jak donosi „Puls Ełku”, biskup Jerzy Mazur – ordynariusz diecezji ełckiej – kilka dni przed XIII Finałem WOŚP, organizowanym przez miejskich VIP-ów, zaprosił ich na spotkanie opłatkowe. Czy to przypadek? Niekoniecznie. Gazeta zwraca uwagę, że w dniu zbiórki (9 stycznia) władze Ełku jakby zapadły się pod ziemię. Na „Aukcji VIP-ów” w pubie Wirwajda nie pojawiło się wielu z zaproszonych gości. Większość ełczan, nie zważając na krzywe spojrzenia kleru, hojnie wsparła Orkiestrę. Według wstępnych szacunków, w mieście zebrano około 35 tys. zł. EA
UCZTA SIĘ OD OWSIAKA Wiemy nareszcie, po co gnieźnieńskiemu Caritasowi potrzebny jest certyfikat ISO 9001/2000! „Uzyskanie tego dokumentu pozwoli na jeszcze lepsze gospodarowanie pieniędzmi i uwiarygodni też Caritas w kontaktach z darczyńcami” – stwierdziła Olga Kośmińska z gnieźnieńskiego Caritasu. Święta prawda – jeśli Polacy mają zastrzeżenia do tej kościelnej organizacji, to dotyczą one właśnie braku wiarygodności. Zawarowanie odpowiedzialności Caritasu nie dokona się jednak za pomocą nawet stu podobnych certyfikatów, bo do tego potrzebna jest przede wszystkim jawność w działaniu i przejrzystość w kasie, a tych po prostu brak. Caritas powinien raczej uczyć się od Owsiaka i jego Orkiestry, niż mnożyć zbyteczne dokumenty. Dziwi tylko stanowisko fundacji Batorego, która dała ponad 40 tys. zł na przygotowanie wspomnianego certyfikatu... RP
BISKUP W POLONEZIE Biskup łowicki Andrzej Dziuba otworzył bal studniówkowy w należącym do diecezji niepublicznym Klasycznym Liceum im. ks. Stanisława Konarskiego w Skierniewicach. Purpurat balował w grupie 46 tegorocznych maturzystów. Warto zaznaczyć,
POLKA POTRAFI 42-letnia Polka została skazana na 4 miesiące pozbawienia wolności za udawanie ducha w XV-wiecznym alpejskim zamku Castel Cordano, położonym we Włoszech w pobliżu granicy z Austrią i Szwajcarią. Nasza rodaczka przez kilka miesięcy zakradała się do zamku, by poruszać skrzypiącymi drzwiami i rozbijać drobne przedmioty. Chciała w ten sposób nastraszyć mieszkającą tam szefową swego męża – dyrektorkę centrum szkoleniowego, która jednak w ducha nie uwierzyła, zaalarmowała karabinierów, a ci zamontowali w zabytkowej budowli kamery. Dzięki temu „duszycę” przyłapano na gorącym uczynku. EA
KRZYŻ OFIARNY
„FiM” mogą odczuwać satysfakcję: gdańska senator Ewa Serocka (na zdjęciu) zainicjowała powołanie specjalnej komisji śledczej ds. zbadania prywatyzacji Stoczni Gdynia. Obecnie w Sejmie zbierane są podpisy pod projektem uchwały w tej sprawie. Popierają go przedstawiciele SLD, LPR i Samoobrony. Nasza redakcja od kilku lat towarzyszy stoczniowcom Gdańska i Gdyni, opisując liczne przekręty sporej grupy oszustów, z Januszem Szlantą na czele. Jesteśmy przekonani, że powołanie komisji śledczej ujawni wreszcie mechanizmy złodziejskiej prywatyzacji. Służymy pomocą. RP
ZA DRZWI! Dwaj synowie pana Wiesława B. z Jaworzna, 10- i 12-latek, zapragnęli zostać ministrantami. Ponieważ chłopcy są alergikami, niejednokrotnie, ze względu na chorobę, nie mogli uczestniczyć w spotkaniach z wikarym Januszem Bochenkiem. Na początku grudnia 2004 roku pan Wiesław udał się z synami do kościoła, aby usprawiedliwić ich wcześniejszą nieobecność. Niestety, nie zdążył niczego załatwić. Wielebny w obecności proboszcza Józefa Lendy i ministrantów otworzył panu Wiesławowi drzwi i rozkazał mu opuścić poświęcony przybytek. – Ksiądz mnie wyrzuca z Domu Bożego? – zapytał zaszokowany pan Wiesław. – Tak, proszę stąd wyjść! – odpowiedział duchowny. Proboszcz Lenda w rozmowie z „FiM” twierdzi, że do żadnego wyrzucenia ze świątyni nie doszło. EA
Niewielka społeczność wietnamskich buddystów z Kanady sprzedała swoją świątynię w Mission niedaleko Vancouveru, aby pomóc ofiarom tsunami w Azji. 500 tys. dolarów kanadyjskich (ok. 405 tys. USD), czyli całkowity dochód z transakcji, trafiło na konto kanadyjskiego Czerwonego Krzyża. Początkowo zamiar sprzedaży nieruchomości został przez członków kongregacji przyjęty z zaskoczeniem, ale po zastanowieniu wyrazili swoje poparcie i entuzjazm. Właściciele Lichenia niezmiennie uważają, że lepiej topić pieniądze w murach i złoceniach, niż dawać na topielców. MW
DUSZPASTERZ EMIGRANTÓW Podejrzany o oszustwa finansowe 54-letni pastor River z Kościoła Baptystów Ashburn (Chicago) przepadł bez wieści po tym, jak jego przekręty wyszły na jaw. Pochodzący z Wenezueli pastor obiecywał załatwienie amerykańskich wiz pracowniczych emigrantom z krajów Ameryki Środkowej oraz Meksyku, Kolumbii i Argentyny. Każda z 90 osób zapłaciła duchownemu 6 tys. dolarów w zamian za fikcyjne zatrudnienie w kościele. W sumie pasterz wzbogacił się o ponad pół miliona zielonych. Policja zainteresowała się sprawą po tym, jak do władz kościelnych zgłosił się chory na raka człowiek, który nie otrzymał obiecanej wizy i nie mógł podjąć w Stanach leczenia. A ojczulek pewnie odpoczywa w jakimś kurorcie... RB
KREDYT U JEZUSA Zastępca prezesa Riverview Community Bank z Otsego w USA – pierwszej instytucji finansowej założonej zgodnie z rygorystycznymi zasadami chrześcijaństwa – Chuck
Ripka, twierdzi, że codziennie rozmawia z Jezusem, który jest jego wspólnikiem. Na zewnętrznej ścianie banku widnieje Biblia oraz wizerunek Chrystusa ściskającego dłonie dwóm biznesmenom. Pomoc Syna Bożego pozwoliła w ciągu 20 miesięcy istnienia banku zwiększyć kapitał z początkowych 5,5 mln dolarów do 73 mln w depozycie i 68 mln w pożyczkach. Ripka i jego bank należą do ewangelikalnego ruchu, którego celem jest nadanie duchowej wartości prozaicznemu zarabianiu pieniędzy. Czyli to, co Krk z powodzeniem, lecz nie tak jawnie, praktykuje od kilkunastu wieków. MW
CZARNA MAGIA W Hiszpanii ponad milion euro wyłudził od naiwnych gang brazylijskich fałszywych wróżek, jasnowidzów i znachorów. Szamani działali w kilku miastach, a ogłoszenia o swoich usługach zamieszczali w lokalnej prasie. Kiedy ich metody okazały się nieskuteczne, grupą zainteresowała się policja. Nie wiadomo dokładnie, ile pieniędzy zagarnęli członkowie gangu, ponieważ wiele osób wstydzi się przyznać, że zaufali oszustom. W Polsce mamy katolicką odmianę gangu magów, którzy za kesz obiecują zbawienie. Ale jakoś nikt się nie skarży... RB
NADZY PRZED BOGIEM Ci Amerykanie, którzy uważają, że nagość jest bardziej naturalna niż chodzenie w ubraniu, już wkrótce będą mogli odetchnąć i na dobre zrzucić szaty – w mieście Tampa na Florydzie powstaje mieszkaniowo-wypoczynkowy kompleks dla naturystów. Na terenie osiedla będzie 300 mieszkań, sklepy, park wodny i... kościół. Zdaniem Davida Blooda, dyrektora wykonawczego projektu, nawet Biblia stwierdza, że kiedy Adam i Ewa byli w porządku wobec Boga, nie musieli ukrywać swojej nagości. Inicjatorzy budowy osiedla (Szwedzi?) twierdzą, iż nieakceptacja własnej cielesności leży u podłoża przestępstw dokonywanych na tle seksualnym. Wielu nadużyć można uniknąć, oswajając się z pozbawionym erotycznego
5
podtekstu widokiem gołego ciała – zarówno swojego, jak i sąsiadów, teściów czy kapłana. EA
ŚWIĘTY KONDOM Trybunał odwoławczy w Tuluzie (Francja) podtrzymał karę grzywny dla przywódców organizacji Aides za plakat reklamujący używanie prezerwatyw. Aides zajmuje się walką z HIV/AIDS poprzez kampanie oświatowe. Podczas jednej z nich użyto wizerunku fikcyjnego „świętego” z napisem: „Święty Kondomie, chroń nas!”. Oburzyło to działaczy skrajnie prawicowego, katolickiego Frontu Narodowego (francuska wersja LPR), którzy oskarżyli działaczy Aides o lżenie religii katolickiej. AC
ADOPCJA U KONKUBIN Sąd najwyższy w Izraelu wyraził zgodę na adopcję trojga dzieci przez kobietę, która po porzuceniu przez męża odnalazła szczęście w związku z inną kobietą. Precedensowy wyrok ucieszył przede wszystkim przedstawicieli partii Szinui, która od lat walczy o równouprawnienie wszystkich obywateli. Osoby tej samej płci nie mogą w Izraelu zawrzeć legalnego związku, ponieważ tamtejsze prawo jest prawie całkowicie oparte na założeniach religijnych. Działacze na rzecz równouprawnienia homoseksualistów koncentrują się więc na możliwości wspólnego opodatkowania par i adopcji dzieci. Ortodoksyjne środowiska grożą plagami, jakie mają spaść na Izrael za taki występek. RB
KOSMICZNA CERKIEW Na terenie słynnego kosmodromu Bajkonur poświęcono świątynię prawosławną. Powstała ona ze składek wiernych, dotacji Patriarchatu Moskiewskiego i zrzutki firm przemysłu kosmicznego. Zatrudniony tam duchowny ma kropić święconą wodą statek kosmiczny „Sojusz” i wszystkie rakiety nośne. Po udowadnianiu wyższości „naukowego” komunizmu nad resztą świata przyszedł czas na wspieranie nauki przez księży. Skutek zapewne będzie podobny. AC
6
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
SKÓRA ZAMIAST CZŁOWIEKA
gonia Czesława Jańczaka rozpoczęła się w małym samochodzie na parkingu legnickiego hipermarketu TESCO – dosłownie kilkanaście minut po wyrzuceniu tego ciężko chorego człowieka ze szpitala.
A
Prawdziwy szok przeżyła żona Jańczaka, gdy w gabinecie lekarskim usłyszała diagnozę: „Ostre zatrucie alkoholowe”. – Tłumaczyłam, że to idiotyzm, że mąż nie pił, bo jako kierowca prowadził wtedy ciężarówkę, ale nikt nie chciał nawet rozmawiać.
– Nie chcieli go oddać. Doszło nawet do szarpaniny i wzajemnego wyrywania go sobie z rąk. Dziś pani Jańczakowa jest w posiadaniu tego wypisu oraz dokumentu sporządzonego po sekcji zwłok, której dokonano we wrocławskim Zakładzie Medycyny Sądowej.
Na ulicy Kościuszki – nieopodal szpitala i pogotowia ratunkowego – doszło do kolizji samochodu z rowerzystą. Ten ostatni był z góry skazany na porażkę. Podobne zdanie mieli przybyli erką na miejsce zdarzenia przedstawiciele służb medycznych, któ-
Izba przyjęć i zejść Służba zdrowia w Zagłębiu Miedziowym dokonuje prawdziwych cudów! Zdrowi pacjenci umierają zaraz po wypisaniu ze szpitala, a trupy na ulicy ożywają tuż przed przyjazdem karawanu... Bilans musi wyjść na zero! Pacjent – przywieziony dobę wcześniej do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy – wcale nie poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie, nastąpiło drastyczne pogorszenie zdrowia. Mimo to lekarze orzekli, że musi się wynosić. Przeprowadzono podobno rozliczne i fachowe (?) badania, a jednak nikt nie rozpoznał u chorego tętniaka aorty, co dla średnio wyedukowanego medyka – jak się dowiedzieliśmy u specjalistów – nie jest diagnozą zbyt skomplikowaną. Jańczak błagał lekarzy o pozostawienie go w szpitalu, a gdy już wiedział, że sam niczego nie wskóra, poprosił przypadkowo spotkaną znajomą o kontakt z rodziną. Przez telefon powiedział żonie, że chcą go wypisać, bo jego łóżko jest nagle potrzebne następnemu choremu. Podobno był nim lekarz... – On był strasznie blady – potwierdza Halina Cichowska, która udostępniła mu telefon. – Wszystko go bardzo bolało. Cały czas lewą ręką trzymał się pod piersią.
Gdy nie pomogły błagania, zaczęło się nerwowe bieganie po korytarzach, gabinetach, a nawet stołówce. Niestety, bieganina Jańczakowej po szpitalu, szukanie ordynatora i prośby nie przyniosły efektów – rodzina natychmiast musiała zabrać ze szpitala konającego człowieka. Po wielu kłopotach z ubraniem wyjącego z bólu pacjenta ruszyli do domu. Po drodze zatrzymali się na parkingu hipermarketu, odległego od szpitala o 300 m, żeby dla uśmierzenia cierpień kupić choremu lekarstwo. Kilkanaście minut później Jańczak zaczął umierać. Natychmiast zawrócili i na sygnale (wciśnięty klakson) podjechali pod izbę przyjęć, gdzie stwierdzono zatrzymanie akcji serca. Pielęgniarka nie mogła uwierzyć, że tego człowieka właśnie przed chwilą wypisano. Kwadrans potem pojawił się lekarz i poinformował o zgonie. Ot tak... po prostu. Przed zawiadomieniem policji żona Jańczaka bezskutecznie chciała otrzymać szpitalny wypis męża.
ajbardziej liczy się szmal, następnie szmal, a dopiero na końcu – trupek wraz z pogrążoną w żalu rodzinką, która daje szmal. Jakież było przerażenie łodzianina Romana Dudycza, gdy tuż przed Świętem Zmarłych udał się na cmentarz przy ulicy Solec i... w miejscu mogiły matki zobaczył zupełnie inny grób (patrz. foto)! Przez moment nie wierzył własnym oczom, rozglądał się wśród pobliskich nagrobków, mając nadzieję, że zaszła jakaś pomyłka. Niestety. – Spotkała mnie okropna tragedia – nie mam grobu ukochanej matki – mówi roztrzęsiony łodzianin. – Pobiegłem do kancelarii cmentarza i zapytałem, co się stało. Usłyszałem, że brakuje miejsca na nowe pochówki, a plac nie był opłacony na następne 20 lat. Nie wierzyłem własnym uszom. Grób był bardzo zadbany, bywałem często na cmentarzu i nikt mi nie powiedział słowa, że trzeba uiścić jakąkolwiek opłatę. Matka zmarła w 1971 roku, jej firma postawiła granitowy nagrobek i byłem przekonany, że uiszczono opłatę na czterdzieści lat. Gdyby zostawiono jakąś
N
„Przyczyną zgonu denata był pęknięty tętniak rozwarstwiający aortę z następową tamponadą serca. Badanie krwi i moczu metodą enzymatyczną ADH i chromatografii gazowej nie wykazało obecności alkoholu etylowego”. To dziwne – bo na karcie informacyjnej leczenia szpitalnego figuruje: „gastritus acuta” – ostre zapalenie żołądka. A to schorzenie zazwyczaj nie powoduje zejścia śmiertelnego... No cóż – hospitalizacja się udała, ale pacjent zmarł. Po zakończeniu prowadzonego w tej sprawie śledztwa do tematu wrócimy! ¤¤¤ A teraz zupełnie inna historia... 17 grudnia w Głogowie polska medycyna odnotowała jeden ze swoich największych sukcesów.
rzy – w sile trzech osób – bezpośrednio po wyjściu z ambulansu orzekli fachowo zejście śmiertelne 69-letniego cyklisty i nawet przykryli go prześcieradłem. Ponieważ czas to pieniądz – a każde dziecko w Polsce zna cenniki z łódzkiej afery łowców skór – szybko zadzwoniono po karawan z zakładu pogrzebowego. Licznie zgromadzona publiczność była już pełna radości, jak bardzo zabłyśnie towarzysko, opowiadając znajomym o naocznej obserwacji zgonu, gdy potwierdzony medycznie denat – już ładnych kilka minut po zgonie – nagle począł się zachowywać bezczelnie, czyli wbrew regułom sztuki lekarskiej. Oto nie tylko zaczął się powoli ruszać pod prześcieradłem, lecz nawet
Grób jak kamfora karteczkę na grobie i poinformowano mnie o zamiarach administracji cmentarza, jak to się czyni gdzie indziej, nie doszłoby do tego skandalu. W kurii, do której udał się zrozpaczony łodzianin, jedynym komentarzem do tej przykrej sprawy były wyrazy ubolewania. „Jest mi bardzo przykro” – usłyszał od ks. Grzegorza Klimkiewicza, odpowiedzialnego za cmentarze w archidiecezji. – To stanowczo za mało – mówi oburzony Dudycz. – Sprawę kieruję do sądu i będę się domagał przywrócenia grobu mojej matki.
Takie groźby nie robią jednak żadnego wrażenia na kierowniku cmentarza Michale Kobyleckim.
podźwignął się na jedną rękę i usiłował wstać!!! Sytuację potwierdza Józef Koszów, rzecznik prasowy KP w Głogowie: – Zdarzenie miało miejsce około 15.20. Lekarz pogotowia postawił błędną diagnozę. Na szczęcie rowerzysta (przykryty już prześcieradłem) ożył. Natychmiast odwieziono go do szpitala. Był w stanie ciężkim i następnego dnia przetransportowano go do Wrocławia. Dlaczego lekarka się pomyliła? Odpowiedzi udziela Waldemar Engel, zastępca dyrektora nadrzędnej jednostki pogotowia z Legnicy. – Być może badała pacjenta w momencie gdy ten nie oddychał i dlatego nie stwierdziła pracy serca... To faktycznie brzmi pocieszająco... zwłaszcza dla nas, przyszłych klientów erki. W legnickiej dyrekcji pogotowia zaprzeczają oświadczeniom świadków, że załoga karetki wezwała karawan. Podobno takie zachowania nie mają miejsca w Zagłębiu Miedziowym... Natomiast potwierdzony został fakt zawieszenia młodej lekarki, która nie potrafiła odróżnić żywego pacjenta od trupa. Widocznie nie bez kozery legnickie pogotowie ratunkowe mieści się przy ulicy... Cmentarnej. Jeden uśmiercony, jeden wskrzeszony. Statystycznie rzecz biorąc, służba zdrowia w Zagłębiu Miedziowym – licząc akurat te dwa przypadki – ma doskonały, zerowy wskaźnik „umieralności na osobopacjenta”... DARIUSZ JAN MIKUS Fot. Autor
– Na nowe pochówki potrzebne jest miejsce, dlatego gdy ktoś przez rok nie uiszcza opłaty za plac, likwidujemy stary grób. Jeśli istnieje nagrobek – czekamy nawet trzy lata. – Czy administracja cmentarza zrekompensuje straty łodzianinowi? – zapytaliśmy. – Jakie straty? Ubolewamy jedynie z tego powodu, że ten pan nie interesował się wcześniej mogiłą swojej matki – stwierdził butnie Kobyłecki. W Polsce mamy coraz więcej takich przypadków. Półtora roku temu Sąd Okręgowy w Lublinie nakazał parafii św. Anny w Lubartowie zapłacić wysokie odszkodowanie Kazimierze Kowalczyk za zniszczenie grobu jej córki. „Parafia naruszyła dobra osobiste w postaci prawa do kultu osoby zmarłej” – uzasadniała wówczas sędzia Maria Janicka. – Jesteśmy lwowską rodziną, ten grób stanowił jedyne moje korzenie, od których mnie brutalnie odcięto – mówi z żalem R. Dudycz. RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r. 2004 r. Polacy sprowadzili z Europy Zachodniej prawie 830 tys. używanych samochodów, co jest wynikiem rekordowym w historii światowej motoryzacji. Dla porównania: odbudowujący zniszczenia wojenne Irakijczycy zdołali w tym samym czasie ściągnąć najwyżej 175 tys. pojazdów. Nie jesteśmy entuzjastami owego zjawiska, ale też nie histeryzujemy – w odróżnieniu od niektórych mediów i dziennikarzy chętnie „testujących” wyroby udostępniane przez przedstawicieli koncernów motoryzacyjnych. Spróbujmy zatem oddzielić fakty od mitów. Sprzedawcy nowych samochodów rwą włosy z głowy, bo wszystko im spada. Zwłaszcza że tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej podbili ceny, wyrównując je ze stosowanymi w innych państwach Wspólnoty. Bardzo wówczas nie chcieli, żeby umiejący liczyć Niemcy przyjeżdżali do nas po zakup tańszego automobilu. Efekt jest taki, że w 2004 roku w salonach kupiliśmy o 10 proc. aut mniej niż rok wcześniej. Utrzymująca się od 1 maja ubiegłego roku (data przystąpienia Polski do UE) wysoka dynamika importu używanych pojazdów jest przede wszystkim efektem zniesienia 22-procentowego podatku VAT, choć lobbyści związani z producentami utrzymują, że boom wynika z zabójczego dla ekologii (i zdrowia obywateli) wykreślenia z dotychczas obowiązujących przepisów wymogu posiadania dokumentu (warunkującego rejestrację auta) określającego tzw. normę emisji spalin Euro 2. I choć jest faktem, że Ministerstwo Infrastruktury zrezygnowało z tego kwitka, to stało się tak z powodu wejścia w życie nowego rozporządzenia „w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia”, które gwarantuje (przynajmniej teoretycznie), że stacja kontroli pojazdów nie wyda dokumentu pozwalającego na rejestrację, jeśli emisja spalin przekracza dopuszczalne normy.
W
Lobbyści alarmują ponadto, że do Polski ściągane są pojazdy coraz tańsze, a więc niechybnie coraz starsze i gorsze, co wynikać ma ze spadku dochodów państwa z tytułu akcyzy od importu używanych aut (np. 98,3 mln zł w październiku od 81,5 tys. sztuk, a tylko 96,2 mln zł w grudniu od 114,5 tys. sztuk).
dotychczasowi użytkownicy są najbardziej zainteresowani kupnem „nowego” pojazdu (co zaobserwowaliśmy na giełdach). Wątpliwe jest również twierdzenie, że auta starsze niż 7-letnie stanowią największe zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. W raporcie Krajowej Rady Bezpie-
Nietrzeźwi uczestnicy ruchu spowodowali 5800 wypadków, co stanowi 11,4 proc. ogółu (…). Wśród profesjonalistów (np. Policja) dominuje pogląd, że głównym zagrożeniem w ruchu jest ponadto stan dróg, choć nie potwierdzają tego żadne badania naukowe i analizy okoliczności powstawania wypadków”.
Autosaloon Po szosach całej Polski wciąż mkną lawety, a na nich bardziej lub mniej uszkodzone, kilku- lub kilkunastoletnie auta z Niemiec, Belgii, Francji… Jedni krzyczą, że to dramat. Inni modlą się, żeby państwo – jak to ma w zwyczaju – nie próbowało przy prywatnym imporcie majstrować. A tymczasem nawet dziecko wie, że nagłe potanienie przywożonych samochodów to efekt znanej w świecie pomysłowości Polaków i zaniżania „na papierze” ich ceny (stawka akcyzy dla aut mających siedem i więcej lat wynosi 65 proc. deklarowanej wartości pojazdu). Wystarczy przekonać sprzedającego, żeby do umowy wpisać jakąś symboliczną kwotę – podobno jeszcze żaden Turek w Niemczech nie odmówił tego Polakowi. Czy od 1 maja 2004 r. na polskich drogach raptownie spadło bezpieczeństwo, a zawartość przeróżnych świństw w powietrzu wprost przeciwnie? Niekoniecznie: według Głównego Urzędu Statystycznego, już na początku 2004 r. 57 proc. aut zarejestrowanych w Polsce liczyło sobie 11 lub więcej lat i to właśnie ich
olska Miedź SA cieszy się z przyznania prestiżowego tytułu Założyciela Akademii Marek. Były prezes tej firmy, Marek S., cieszy się, że za milionowe przekręty finansowe dostał kolejny wyrok w zawiasach. Pod koniec grudnia Polska Miedź SA wydała specjalny komunikat, by pochwalić się uzyskanym pod patronatem Prezydenta RP tytułem Założyciela Akademii Marek: „Akademia Marek to pomysł na kadrę narodową polskiej gospodarki. Zadaniem Akademii jest odtworzenie w gospodarce szlachectwa, rozumianego jako przywrócenie marek firmowych, będących wyznacznikiem reputacji i autorytetu”. Kilka miesięcy wcześniej prokurator skierował do sądu akt oskarżenia przeciwko Markowi S. – byłemu wiceprezesowi KGHM ds. finansowych, Kornelii K. – dyrektorowi
P
POD PARAGRAFEM
czeństwa Ruchu Drogowego, zatytułowanym „Stan bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz działania realizowane w tym zakresie w 2003 roku” (dane za 2004 r. w opracowaniu), czytamy: „W 2003 roku zaistniało 51 078 wypadków drogowych, w których zginęło 5640 osób, a 63 900 zostało rannych (…). Większość wypadków (41 370, czyli 81 proc.) spowodowali kierujący pojazdami (…), a główne przyczyny to: niedostosowanie prędkości do warunków ruchu (11 265 wypadków), nieprzestrzeganie pierwszeństwa przejazdu (9937), nieprawidłowe wykonywanie takich manewrów jak wyprzedzanie, omijanie, wymijanie (4936). Elementem, który w dalszym ciągu ma ogromny wpływ na bezpieczeństwo na drogach jest alkohol.
departamentu obrotu dewizowego i zabezpieczeń, oraz Piotrowi W. – stołecznemu finansiście inwestującemu w okolicach Wysp Dziewiczych. Poszło o dokonywanie nielegalnych transakcji walutowych. Przedsiębiorcza trójka wpa-
od stycznia do marca 2000 r. nie był bagatelny – zarobili 2,2 mln zł. Pieniądze co prawda zostały zwrócone, ale dopiero wtedy, gdy sprawa wyszła na jaw... Mimo że sąd nie stwierdził powstania szkody fizycznej na majątku KGHM, to jednak w wyroku stwierdzono nadużycie uprawnień i działanie na szkodę firmy. Nowatorskie działania byłego prezesa, określane przez obrońców jako „dopuszczalny eksperyment ekonomiczny”, sąd wycenił na rok w zawieszeniu na 2 lata, 2-letni zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych i grzywnę 21 tys. zł. Kary dla pozostałej dwójki są niższe. „Instytut Marki Polskiej pod egidą Krajowej Izby Gospodarczej oraz Ministra Gospodarki i pod patronatem Prezydenta RP realizuje Program MARKA – MARKOM. Przywraca
Marka pana Marka dła na pomysł obracania milionami Polskiej Miedzi SA w imieniu spółki, a nawet za jej poręczeniem. Oczywiście nikt z miedziowej doliny nie miał o tym pojęcia. Marek S. i jego podwładna wystawili dla londyńskiego banku bezwarunkową gwarancję zapłaty przez KGHM wszelkich zobowiązań prywatnej spółki Piotra W. działającej od 1999 r. na Wyspach Dziewiczych. Efekt transakcji przeprowadzonych
Spróbujmy teraz odpowiedzieć na pytanie, kto zyskuje na lawetowym imporcie. Nasi „starsi bracia” z Unii Europejskiej – bez wątpienia. Na przykład w Niemczech podatki od samochodów wyprodukowanych na przełomie lat 1980–1990 wzrosły od stycznia 2005 r. o 50 proc., więc pozbywają się ich nader chętnie, a sprzedaż nowych aut drgnęła tam o 1 proc. w stosunku do 2003 r. Skarb Państwa w Polsce – mimo lekko spadającej akcyzy – z pewnością nie traci. Skalę dodatkowych przychodów państwa niech zilustruje taki oto przykład: Do zarejestrowania samochodu niezbędne jest m.in. wystawiane przez urzędy skarbowe „Zaświadczenie o braku obowiązku uiszczania
7
podatku od towarów i usług” (VAT). Biorą za rzeczony świstek (kompletnie idiotyczny, dodajmy, bo czyż nie wystarczyłoby złożone pod sankcją odpowiedzialności karnej oświadczenie obywatela?) jak za zboże – 150 zł! Tylko ten jeden papierek przyniósł budżetowi państwa w skali roku ekstra 1,24 miliarda (!) złotych (830 tys. samochodów x 150 zł). W dotkniętych bezrobociem rejonach przygranicznych na zachodzie Polski, gdzie znaczny odsetek sprowadzonych aut jest remontowany, a następnie odprowadzany w głąb Polski, kwitną wszelkie warsztaty i sklepy związane z motoryzacją. Gminy, w których rejestrowane są samochody, ponadplanowymi milionami zaczęły wreszcie spłacać swoje długi, a nawet inwestować (np. Zielona Góra – w drogi, Drezdenko – w szpital, szkolną salę gimnastyczną i remont ratusza). Gdzie natomiast tkwi prawdziwe niebezpieczeństwo? Na początku 2004 r. o uwalonej w Sejmie głosami opozycji „Ustawie o recyklingu pojazdów zużytych lub nienadających się do użytkowania” napisaliśmy tak: „Posłowie Platformy i PiS przez okrągły rok stawali na głowie, żeby koncerny motoryzacyjne nie musiały uczestniczyć w kosztach ochrony środowiska. No i udało się! (...) Stało się to w okolicznościach na tyle dziwnych, że wśród posłów znów pojawiły się podejrzenia, iż swoją rolę odegrały wielkie, lewe pieniądze” („Autorodeo” – „FiM” 2/2004). – Lobby samochodowe obroniło się przed przyjęciem jakichkolwiek obowiązków. Gdyby bowiem posłowie przyjęli ustawę, producenci samochodów musieliby współfinansować między innymi budowę stacji zajmujących się demontażem pojazdów i neutralizacją szkodliwych substancji uzyskanych w trakcie ich rozbiórki – powiedział nam wówczas Krzysztof Zaręba, główny inspektor ochrony środowiska. I co przez okrągły rok zrobił w tej sprawie Sejm? Ano dokładnie nic! DOMINIKA NAGEL
on w Polsce rolę i znaczenie marek, odbudowuje w gospodarce wartość reputacji oraz rangę profesjonalnego i moralnego szlachectwa” – czytamy dalej w oficjalnym komunikacie dotyczącym wyróżnienia. Dla Marka S. to tylko jeden z wielu procesów – wcześniej już zaliczył zawiasowy wyrok za nielegalne finansowane kampanii Mariana Krzaklewskiego, a w kolejce czekają rozprawy w sprawie wypłat za niezrealizowane umowy, płacenia za podsłuchy i wydawania forsy na ochronę osobistą dla szefów Polskiej Miedzi oraz ich rodzin. „Ceremonia wręczenia nominacji Akademii Marek odbyła się 6 grudnia 2004 r. w Sali Kolumnowej Sejmu RP” – mówi dalej komunikat. Ceremonia odczytania wyroku skazującego w sprawie Marka S. odbyła się 12 stycznia 2005 r. w gmachu Sądu Rejonowego w Lubinie... DJM
8
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
ZNASZLI TEN KRAJ?
ała prawda o aferze PZU? Prosimy bardzo – tylko w „Faktach i Mitach” szczegóły, których próżno by szukać w innych mediach. Z tygodnia na tydzień maleją szanse Jana Maryi Rokity na ciepłą posadkę premiera III RP w nowym prawicowym rządzie. Choć Rokita bar-
C
że tak. Nielogiczne? Tylko pozornie, bo koncept jest taki oto: jeśli skompromituje się Rokitę, to może zrezygnuje on z kandydowania na premiera i ustąpi miejsca Gronkiewicz – najbardziej ukochanej córze Dzieła (sama przyznała, że w sprawach państwowych radzi się Ducha Świętego i swojego spowiednika).
CO ONI KNUJĄ (5)
Opus diaboli I tu dochodzimy do afery PZU, po ujawnieniu której roześmiały się gęby liderów SLD. Przypomnijmy, o co chodzi: prywatyzacja PZU prowadzona była za rządów Buzka w sposób iście kryminalny. Jamroży i Wieczerzak (prezesi PZU) kupowali sobie polityków zamówieniami w zaprzyjaźnionych z nimi firmach – na przykład włożyli ok. 20 mln złotych w Telewizję Familijną, która padła jak stówa po wypłacie. No, ale jak się kupowało polityków, to oni musieli się odwdzięczać, co też radośnie czynili.
Fot. PAP/Paweł Kula
dzo chce, to jednak są tacy, co bardzo sobie tego nie życzą. Pierwszym z nich jest Donald Tusk, który osobiście i bezinteresownie nie cierpi pana Jana. Uważa go bowiem (pewnie nie całkiem bezpodstawnie) za farbowanego liberała, a już z całą pewnością nie może mu wybaczyć niegdysiejszego sekowania Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Tusk nie lubi też Rokity za wprowadzenie do PO Buzka i jego ludzi, bo obecność Buzka osłabia Tuska. Ładnie się rymuje, ale nie dla tego ostatniego. Poza tym Donald zazdrości Marii popularności medialnej. Drugą w PO osobą, która nie znosi Rokity jak psa, jest Sławomir Rybicki powiązany z Opus Dei – organizacją, która od dawna ma wpływ na sprawy polskie, a niedługo będzie w rządzie. I tu znów w tle pojawia się Buzek, nielubiany przez Opus jak cholera. Po pierwsze – jest ewangelikiem (skandal), po drugie – nie rozdał członkom „należnych” im stanowisk, po trzecie – był dwukrotnie żonaty (hańba), po czwarte – jego obecne sprawy damsko-męskie też są tematem licznych plotek. W tle pojawia się Hanna Gronkiewicz-Waltz. Otóż niewiasta ta siedzi sobie w Londynie na ciepłej posadce wiceprezesa Europejskiego Banku Rozwoju. Niestety, kadencja jej się kończy, więc musi mieć stołek w kraju. W związku z tym złożyła akces do PO, a tym samym zraziła do siebie PiS. Od Platformy liczy na co najmniej mandat poselski z Warszawy. Tymczasem ani Rokita, ani Tusk do tej pory nie podjęli w tej sprawie decyzji, więc Hanna, choć jest związana z Opus Dei, została na lodzie i żali się, że poustawiała zawodowo prawie setkę ludzi Dzieła. No więc Opus się wściekło i zaczęło ze wszystkich sił naciskać na PO (Gronkiewicz albo śmierć). Na takie dictum przestraszył się Rokita i zaczął mięknąć w sprawie Hanny, ale Tusk do tej pory jest nieubłagany (raczej śmierć niż Gronkiewicz). Boże Dzieło wzięło się więc do najbardziej sprawdzonej w Polsce metody, czyli do poszukiwania teczek. I tu niemiła niespodzianka: na Tuska nic nie znaleziono, ale znaleziono na... Rokitę. Czy grać przeciwko swojemu człowiekowi kwitami? – zastanawiano się w OD i zapadła decyzja,
okładki do polis. Takie okładki w wersji luksusowej można nabyć za 40 groszy. PZU płaciło 2,4 zł. I nie chodzi tu o zakup pięciu sztuk, tylko około 5 milionów. Pięknie? Potem PZU rozpoczęło budowę biurowca w Warszawie. W tym celu powołało spółkę, a ta ubezpieczyła się w PZU na wypadek bankructwa. Innymi słowy, PZU ubezpieczył się sam u siebie. To się w psychiatrii nazywa schizofrenia, a w świecie biznesu – oszustwo. Jak to Talone zobaczył, to zażądał ciupasem od Buzka odwołania Jamrożego i Wieczerzaka. Ale ci mieli list żelazny od prawicy, która to i owo była im winna. Wtedy zaczęła się straszna awantura, bo Buzek powiedział „takiego wała”. Talone (też związany z Opus Dei) po takim obrocie sprawy wymógł na rządzie Buzka podpisanie ugody. Miała ona polegać na tym, iż buzkowcy wprowadzą PZU na giełdę i Eureko dostanie 20 proc. akcji (30 już ma). Doszło więc do tajnego spotkania Buzek–Talone i podpisania porozumienia. Nie wiemy, czy Buzek był wtedy pijany, ale zagwarantował, że przyszły rząd Millera wykona umowę... Oczywiście Miller nie miał najmniejszej ochoty realizować obietnic swojego poprzednika – trzeźwego czy pi-
Firma Eureko nabyła 30 procent akcji PZU, ale de facto zarządza pakietem większościowym polskiego giganta ubezpieczeniowego. Państwo, które ma akcji znacznie więcej (ok. 60 proc), praktycznie nie ma w PZU wiele do powiedzenia. Ot, tyle co Żyd za okupacji. Teraz na horyzoncie pojawia się Maryjan Krzaklewski. Onże wymyślił sobie stworzenie stricte prawicowej telewizji i realizację tego pomysłu nakazał Buzkowi. Wezwano więc Walendziaka, ale ten nie potrafił sporządzić logicznego biznesplanu. Poproszono więc o pomoc Wieczerzaka. Ten znalazł źródła finansowania przedsięwzięcia: KGHM Polska Miedź, Orlen, PZU Życie i Polskie Sieci Energetyczne, czyli podatnicy, czyli my. Kombinował Wieczerzak nieźle: jeśli załatwi kasę dla prawicy na ich TV, to będzie miał święty spokój... Przeliczył się. W kwitach PZU panował bowiem taki burdel, że prezes Eureko mało nie zemdlał, gdy sobie to i owo pooglądał. Np. z funduszu na promocję Wieczerzak zamawiał
janego. No i zrobiło się teraz piekło. Eureko chce się zemścić, a jak już pisaliśmy, ta firma to Opus Dei. Zemsta wkrótce będzie taka: pierwsza ofiara to Rokita, który jako człowiek zbliżony do OD okazał się nielojalny, a tego akurat ta organizacja nie wybacza. W tym celu już niedługo wyciągnie się teczkę Wieczerzaka, który otwartym tekstem przyznaje się w dokumentach do korumpowania polityków SKL. A na czele tej partii stał Rokita, więc mamy już pewnie po Rokicie. Następną ofiarą będzie Belka. Albo podpisze nową ugodę z Eureko (za co może go w Polsce spotkać Trybunał Stanu), albo i na niego znajdą się papiery – a podobno są. Przy okazji awantury o PZU mściwe Eureko (Opus Dei) chce też pogrążyć Kwaśniewskiego i całą lewicę. Wiosna zapowiada się nader ciekawie. Tym bardziej że Opus Dei nie złożyło broni. Wiemy nawet, co zrobi. Ale o tym w kolejnym odcinku. ANNA KARWOWSKA MAREK SZENBORN
olskie prawo nie ma litości dla spragnionych. Czy to kac, czy jedynie chęć podmycia się – i tak co roku trzeba będzie więcej płacić za wodę. Miasto Lubin, 22 października 2004 r. Prezes Jarosław Wan-
P
podwyżek. Niestety – dzisiaj mamy już 46 dzień, więc projekt wchodzi w życie z urzędu”. Racje pani sekretarz potwierdza, prezentując natychmiast odpowiednie paragrafy ustawy o zaopatrzeniu w wodę, radca prawny UM, Urszula Kleszczyńska.
Trzymający władzę tuła, szef Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji sp. z o.o., przynosi (dokładnie na 70 dni przed planowaną od początku roku podwyżką) do Rady Miejskiej projekt nowych taryf opłat za wodę. Od stycznia trzeba będzie bulić około 20 proc. więcej za wodę, a ponad 30 proc. za ścieki. Dwa dni później – 24 października – przewodniczący RM, Paweł Niewodniczański, wysyła list do prezydenta miasta, Roberta Raczyńskiego, informując, że do niego należy inicjatywa uchwałodawcza w sprawie podwyżek. Pan prezydent dopiero po kilku tygodniach (!) odsyła akta do kancelarii RM, skąd natychmiast skierowane są pod obrady najbliższej sesji. Tam sekretarz miasta, pani Ignatowska-Zając, występując w imieniu prezydenta, oświadcza, że zgodnie z prawem „Rada Miasta musiała zająć stanowisko w ciągu 45 dni od daty złożenia projektu
Podwyżkę najbardziej odczują biedacy. Teraz będą musieli pójść do lubińskiego MOPS-u i poprosić prawnika o spisanie skargi na podejrzane działania prezydenta. Ale prawnikiem w MOPS-ie jest... Urszula Kleszczyńska. Potem pani radca pobiegnie do pobliskiego Urzędu Miasta i od razu odrzuci swój wcześniejszy wniosek jako bezzasadny... Na razie w lokalnej prasie odezwał się jeszcze osobisty asystent i rzecznik prasowy prezydenta – Tymoteusz Myrda. Oświecił poddanych Raczyńskiego, że nawet gdyby projekt uchwały został zgłoszony w terminie, to rada nie miałaby możliwości odrzucenia go. Myrda wie, co mówi. MPWiK jest należącą w stu procentach do miasta spółką o kapitale 55 mln zł, a jednym z członków pięcioosobowej Rady Nadzorczej jest...Tymoteusz Myrda. DARIUSZ JAN MIKUS
Księdza pamięci żałobny rapsod Zmarł ksiądz, o którym napisaliśmy w ubiegłym roku dużo dobrych słów... Wiele miesięcy temu zajęliśmy się banalnym z pozoru, prowincjonalnym problemem. Rzecz działa się w Borkowicach (diec. radomska), gdzie wielce przez ludność szanowanego emerytowanego proboszcza księdza Mieczysława Ośkę jego następca ks. Marek Lużyński z pomocą wikarego, ks. Marka Polewczyka, na siłę wyrzucili do Domu Księży Emerytów mimo protestów wówczas jeszcze w pełni sprawnego staruszka i bardzo z nim związanych emocjonalnie parafian. A kuria, jak to kuria – nie chciała gadać z pospólstwem z Borkowic. No i wkrótce potem okazało się, że „Fakty i Mity” czyta cała okolica. Na wszystkich płotach i słupach zawisły (kserowane przez starych i młodych) nasze artykuły („Paszoł won, dziadu”, „Pięta proboszczowa”, „Ponieśli i wilka” – „FiM” 13, 15 i 34/2004), a nowy pleban wraz z pomagierem kipieli z wściekłości.
Ale ks. Ośka nie pożył długo w domu emerytów. Tęsknił, płakał jak dziecko, a… 8 stycznia odbył się w Borkowicach jego pogrzeb. W przeddzień egzekwii ks. Lużyński zażądał od miejscowych strażaków (organizatorów ceremonii), aby zebrali od parafian pieniądze na 2 msze św. (tzw. gregorianki, czyli 2x30 mszy odprawianych w intencji zmarłego w ciągu 30 kolejnych dni). – Spotkał się z kategoryczną odmową, a dobrowolne ofiary wpłynęły do sąsiedniej parafii. W pogrzebie uczestniczyło ponad półtora tysiąca ludzi z Borkowic i okolicznych wsi. Polewczyk się nie pojawił, a Lużyński jedynie podziękował księżom z innych parafii za obecność przy pożegnaniu księdza Ośki. Gdyby to była inna sytuacja, chyba wywieźlibyśmy drania na taczce – relacjonuje nam jeden z uczestników. I dodaje: – Napiszcie o księdzu Ośce jeszcze choćby słowo, będziemy wam wdzięczni. Piszemy więc, bo też pamiętamy o księżach godnych szacunku. ANNA TARCZYŃSKA
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
9
Stany Zjednoczone Polski Czy w naszym kraju istnieje jedno spójne i logiczne prawo, równe dla wszystkich obywateli? Taaak?! A może to, co wolno obywatelowi na Helu, zabronione jest w Bieszczadach... Sprawdźmy! Szalejąca demokracja lat 90. oddała „całą władzę w ręce rad”, czyli samorządów gminnych, miejskich, powiatowych i wojewódzkich. Co te samorządy mogą? Niemal wszystko, co tyczy podległych im ludzi – podnoszą (bo przecież nie obniżają) opłaty za wodę, za czynsze, za wywóz śmieci, za posiadanie psa (za kota na razie się nie płaci) itd. Oczywiście prawo powinno być stanowione zgodnie z konstytucją i jednolite na terenie całej Polski (bo na szczęście czy też nieszczęście – my nie jesteśmy USA). Tymczasem jest ciut inaczej. Najwyższa Izba Kontroli wzięła pod lupę lokalne prawa (po raz pierwszy od 14 lat), a jej kontrolerzy... wymiękli. Na początek okazało się, że uchwały miejscowe tworzone są często przez osoby z wykształceniem średnim, bez żadnego przygotowania prawnego. Popatrzmy zatem na ich popisy w zakresie jurysdykcji: W Darłowie podjęto uchwałę o tym, która droga jest gminna, a która osiedlowa. Jest to dość istotne – szczególnie dla uczestników wypadków występujących o odszkodowania. I co zrobiło Darłowo? Uchwaliło oto, że niektóre drogi nie są gminne, a były jak najbardziej na mapie Polski. Teraz poszkodowany w kolizji nawet nie ma kogo zaskarżyć. A może właśnie o to chodzi... W Sianowie bez konsultacji z Kuratorium ustanowiono obwody
szkolne w taki sposób, iż system oświaty na tym terenie zgłupiał. Mamy w kraju obowiązek oświaty, ale nie w Sianowie, gdzie po uchwale Rady Gminny okazało się, że jedno dziecko musi chodzić do dwóch szkół jednocześnie, zaś inne – nie musi uczęszczać do żadnej. Żeby było ciekawiej, doszło do takiej paranoi, że do szkół uczęszcza 130 procent całkowitej populacji małolatów. To się nazywa krzewienie oświaty! W gminach Granowo, Chodzież i Kłobuck – jakby dla odmiany – w ogóle nie uchwalono obwodów szkolnych. Podobno przez zapomnienie, więc tam małolaty wcale nie muszą się uczyć. Ale się uczą, bo widać są nieświadome. Jak zmądrzeją, to przestaną. Równie fajne mamy samorządy w Jarosławiu, Policach i Jeleniej Górze. Ich prawo nie przewiduje faktu, że istnieją drogi, szosy i ulice. Wobec tego powiaty owe nie mają podstaw do pobierania opłat (np. za umieszczane przy traktach reklamy) ani nie mogą ubiegać się o środki unijne na remonty nawierzchni. Na razie przytoczyliśmy tylko kilka przykładów radosnego działania prawa miejscowego. Ale kontrolerzy NIK dostali szału, gdy stwierdzili, że niektóre samorządy stanowią prawa, powołując się na nigdy nieistniejące akty jurysdykcji ogólnopaństwowej. Rekordzistą jest gmina Pionki, gdzie przy podejmowaniu
lu jest w Warszawie bezdomnych? – Jeśli zapytacie o to Lecha Kaczyńskiego, on odpowie wam rozbrajająco: „Nie wiem”. Na tym i innych przykładach przedstawimy portret przyszłego być może prezydenta III RP. Wszystkie polskie gminy, w tym Warszawa, mają tak zwane zadania własne. Są to wszelkie sprawy zlecone im przez rząd (jako obowiązkowe) i na to owe gminy dostają wielką kasę z budżetu (około 33 mld zł). Chodzi np. o prowadzenie szkół, komunikację lokalną, pomoc społeczną i remont dróg. Fundusze na to dostaje m.in. Warszawa – w tym wielkie pieniądze na wspieranie organizacji społecznych zajmujących się ubogimi oraz niepełnosprawnymi. Do roku 2003 współpraca w zakresie funduszy dla niepełnosprawnych układała się w miarę poprawnie. Fundacje słały petycje i wnioski o dotacje, a z miasta coś im „nakapało”.
I
uchwał w sprawie podatków wymyślano nigdy nieistniejące artykuły ustaw. Tak złupione pieniądze radni postanowili przekazać nauczycielom. Brawo! Tylko, że nakłamali przy tym jak jasna cholera. Nie inaczej jest w Legionowie, gdzie burmistrz, pobierając straszny haracz od rodziców przedszkolaków, cytuje akty prawne, których wcale nie ma. W przywoływanym już wcześniej Jarosławiu radni narzucili aptekarzom godziny handlu, powołując się na polskie prawo. Fajnie, tylko że takiego prawa nie ma. I tak dalej, i tak dalej... Twarde prawo, ale prawo – powtórzy ktoś za starożytnymi. Może, ale to samo twarde prawo stanowi, iż jeśli obywatel chce, to może owo prawo poznać. Na 24 gminy skontrolowane przez NIK tylko w pięciu dawano obywatelom podobną możliwość, zaś z 8 powiatów – tylko w trzech. Jednak nawet w przypadku tych „dobrych” samorządów mamy i takie perełki: Komuś, kto chce sprawdzić, co i gdzie w Ustce będzie budowane (plan zagospodarowania), w urzędzie gminnym odpowiedzą: „Nie ma, bo się zgubił”. Najważniejszy dokument gminy – pięknie! W Kołobrzegu Kowalski płaci czynsz, ale próżno by mu szukać, na jakiej podstawie i w jakim wymiarze, bo... uchwała wzięła i się zgubiła. Demokracja oddała prawo lokalne w nasze ręce. Świetnie! Tylko czy niektóre „nasze” ręce są do końca czyste, a „nasze” głowy mają wewnątrz coś więcej niż ma głowa Begerowej? MICHAŁ POWOLNY MarS
Ale nastał Kaczyński i rozpoczął się dramat. Przede wszystkim dokonano podziału na organizacje (czyli ludzi) słuszne i niesłuszne.
przyszłe „dziady” – ani teraz ani w przyszłości żaden elektorat. Nieprawdaż? Były też i takie firmy, które podpisały umowę na opiekę nad chorymi Marysiami i Jasia-
Kacze chody Które są słuszne? A takie, co to są związane z Kościołem kat. Słuszne były także lewicowe, pod warunkiem że miały w swoich zarządach jakiegoś ważnego polityka, z którym Kaczor nie chciał zadzierać – na wszelki wypadek. Innymi słowy – jak się nie chodzi w sutannie albo nie zna kogoś znanego, to jaśnie pan prezydent da... najwyżej w mordę. I tak pocałowały klamkę organizacje społeczne „Krasnal” (dzieci z zespołem Downa) i „Synapsis” (dzieci autystyczne). A dlaczego? Wszak takie dzieciaki to
mi – np. na 100 tysięcy zł. Rozpoczynały pracę, robiły plany, obiecywały, a tu nagle okazywało się, że prezydent ustami swoich plenipotentów powiada: „Zamiast stówy dostaniecie jedynie dychę i cieszcie się, że aż tyle”. Kiedyś, w zamierzchłej przeszłości, znane były takie fakty, że samorząd Warszawy rozmawiał z instytucjami pomagającymi ludziom w taki czy inny sposób poszkodowanym przez los. Dziś na pytanie: – Czy moglibyśmy się chociaż spotkać? – odpowiedź jest taka jak za Breżniewa: – Niet!
Przytoczmy sprawę fundacji TUS, która przez 11 lat zapewniała osobom na wózkach przejazd z domu do szkoły, urzędu, przychodni itp. TUS obsługiwała w ten sposób ok. 6 tysięcy osób. Idylla skończyła się w roku 2004. Kaczyński wypowiedział umowę z TUS, co umotywował tak: „Ma to na celu wprowadzenie uczciwej konkurencji”. Co to oznacza? A to dokładnie, iż od stycznia br. niepełnosprawnych wozi Miejskie Przedsiębiorstwo Taksówkowe, którego szefem jest Andrzej Gelberg – działacz PiS. To ten sam, który doprowadził do upadku tygodnik „Solidarność”. Czym jeszcze różni się TUS od MPT? A tym, że pracownicy TUS sprowadzali niepełnosprawnych po schodach, pchali, składali i rozkładali ich wózki i w ogóle były to osoby kompetentne. A ci z MPT? Radzimy nie próbować… MACIEJ POPIELATY JOANNA GAWŁOWSKA
10
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Muzeum szczątków Kto do perfekcji opanował sztukę wysysania kasy z trupów? Głupie pytanie... Krakowscy paulini w kościele Na Skałce stworzyli tzw. Panteon Narodowy, czyli kryptę, w której grzebią twórców kultury religijnej i narodowej. Są wśród nich m.in.: Jan Długosz (kanonik krakowski, kronikarz), Wincenty Pol (poeta), Józef Ignacy Kraszewski (powieściopisarz), Adam Asnyk (poeta), Stanisław Wyspiański (dramaturg, malarz), Jacek Malczewski (malarz), Czesław Miłosz (pisarz). Jak przystało na specjalistów od finansjery, ojczulkowie wprowadzili bilety wstępu (2 zł) do krypty, tzw. pamiątkowe karty wstępu. Nie omieszkali również pozostawić w krypcie blankietów z zakonnym kontem bankowym. Dla rozświetlenia umysłu i wypróżnienia portfeli postawili sklepik z literaturą religijną i dewocjonaliami, a że do grobu Miłosza przybywają ostatnio liczne „pielgrzymki”, interes kręci się nieźle. Zaś o otoczenie dba (wszak paulini zadbali o narodowy panteon) też Narodowy Fundusz Rewaloryzacji Zabytków Krakowa, który sponsoruje m.in. remont sadzawki św. Stanisława. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
akonnice szybko uczą się od księży. a kiedy lekko przyhamowałam, zamierzając Nie dość, że potrafią dać sobie ostro skręcić w lewo, poczułam gwałtowne udew szyję, to jeszcze ciągnie je później rzenie w tył samochodu. Gdy ochłonęłam, za kółko. No i równie prędko potrafią uciezorientowałam się, że samochodem, który kać z miejsca wypadku… we mnie wjechał, kieruje zakonnica i że ona szybko… odjeżdża z miejsca wypadku. Nie W ubiegłym roku opisywaliśmy wyczyny 45-letniej zakonnicy z klasztoru sióstr Benedyktynek w Krzeszowie (woj. dolnośląskie), która w pijanym widzie „dosiadła” ciągnika rolniczego i wybrała się na przejażdżkę po mieście, taranując stojące na jej drodze samochody. Była tak naperfumowana, że nie miała sił dmuchnąć w alkotest, więc policjant – chcąc się upewnić, czy to aby na pewno po gorzale – poprosił, żeby chuchnęła. No i zaraz musiał zakąsić... 10 stycznia 2005 r., tym razem na ulicach Wrocławia, grasowała polonezem mniszka ze Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek. – Około godziny 9 rano jeŁał! Ale siostra Klara ma odlot... chałam ulicą Swojczycką,
Z
„FiM” w krainie onad dwieście osób przybyło do łódzkiego klubu Dekompresja na urodzinowy koncert Laboratorium Wytrzymałości Metali, zorganizowany pod patronatem „Faktów i Mitów”. „Laboratorium Wytrzymałości Metali” to nadawana na falach Studenckiego Radia Żak Politechniki Łódzkiej (88,8 FM) audycja zaprzyjaźnionych z „FiM” „demonów” pod wodzą Nekro. 17 grudnia 2004 roku podczas drugiego jubileuszu programu skierowanego przede wszystkim do fanów heavy, trash, black i death metalu na scenie Dekompresji zagrały zespoły: Syndrom, Mutilation, Corruption i Sacriversum. Po przeszło półgodzinnej obsuwie pojawili się przed publicznością członkowie kapeli Syndrom z Czyżolem na czele – wokalista miał na twarzy czarną maskę. Ostrymi i rytmicznymi kawałkami szybko rozgrzali tłum metalmaniaków, którzy zaczęli podskakiwać przed sceną. Z entuzjazmem powitano utrzymaną w klimacie death metal kapelę Mutilation. W przerwie, a przed występem kolejnej grupy, na scenę wkroczył organizator imprezy i rzucił w tłum przekazane przez nas antyklerykalne koszulki. Rozeszły się jak
P
zainteresowała się, czy coś mi się nie stało, tylko próbowała czmychnąć. Na szczęście dostrzegłam i zapisałam numer rejestracyjny tego poloneza – opowiada nam upolowana przez siostrzyczkę wrocławianka Anna Koziatek.
siostry, która podobno kierowała samochodem. Policjanci próbowali połączyć się ze sprawczynią wypadku, jednak telefon był wyłączony. Dopiero nazajutrz zgłosiła się do Wydziału Ruchu Drogowego. Oznajmiła, że była trzeźwa, a oddaliła się z miejsca zdarzenia pod wpływem szoku – wyjaśnia podkomisarz Elżbieta Tobiasz z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Elżbietanki nie chciały z nami gadać, ale usłyszeliśmy od anonimowej zakonnicy, że Anna Koziatek otrzyma stosowne zadośćuczynienie. Upłynął tydzień i można domniemywać, że siostra miała na myśli firmę ubezpieczeniową albo tzw. pamięć w modlitwie... No i w zasadzie jest już po sprawie, tylko pani Anna czegoś w tym wszystkim nie rozumie: – Zgoda, być może była w szoku. Jednak gdy już dojechała do klasztoru i opowiedziała, co się stało, to elementarna przyzwoitość wymagała, żeby wróciła z kimś na miejsce wypadku. Ale wtedy siostrzyczka musiałaby przecież chuchnąć… HELENA PIETRZAK Fot. Autor
W zdrowym ciele zdrowy chuch Zawiadomiona przez nią policja ustaliła, że pojazd jest własnością księdza Józefa Lenarta, proboszcza parafii św. Kazimierza i dziekana dekanatu Wrocław Północ III: – Już dawno tym poldkiem nie jeżdżę, gdyż podarowałem go elżbietankom – oznajmił ksiądz policjantom. Ci wybrali się do klasztoru, ale w mundurach. Oczywiście odbili się od furtki, bo kto to widział, żeby chłop bez sutanny molestował świątobliwe niewiasty… – Matka przełożona udostępniła funkcjonariuszom numer telefonu do
z beczki ufundowan Występ istnieją tion wzbudził wie ną gwiazdą wieczo głównym atutem j Zespół zaprezento łowy koncert zakończyło wspólne odśpiewanie tradycyjnego „Sto lat” przez wszystkie kapele i wtórującą im publiczność. MW Fot. Autor
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
T
e mroku
świeże bułeczki i po chwili zdobiły już torsy nowych właścicieli. Wiele osób podchodziło do stolika APP RACJI, gdzie rozdawano archiwalne numery „Faktów i Mitów”. Muzycy raczyli się obficie piwem nej przez „FiM”. ącego już od 13 lat zespołu Corrupelki aplauz, jednak niekwestionowaoru była grupa Sacriversum, której jest wspaniały głos wokalistki Kate. ował swoje najlepsze utwory. Żywio-
B
ajni współpracownicy rozlokowani w różnych środowiskach to standard w służbach wywiadowczych – bez względu na to, czy nazywają się Służba Bezpieczeństwa (SB), czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW). Trwające przez lata dawkowanie informacji o byłych agentach SB prowadzi donikąd. Problem dotyczy nie tylko Oleksego, Niezabitowskiej czy innych byłych i obecnych notabli na państwowym świeczniku, ale także profesorów uniwersytetów, biznesmenów, księży i różnej maści działaczy, którzy dzisiaj są u żłobu. – Odtajnienie akt byłej SB z tzw. teczek tajnych współpracowników, które znajdują się w IPN-ie, to prawdziwa puszka Pandory – uważa Andrzej I., były kapitan PRL-owskiego kontrwywiadu ze Śląska. – Nasi agenci byli wszędzie: wśród księży, na uczelniach, wśród opozycji. Ujawnienie, kto na kogo donosił, może zburzyć nie tylko nasze demokratyczne struktury państwa, ale i rozbić tysiące rodzin. Dlaczego? Z prostego powodu – donosili na siebie nawet współmałżonkowie. Kpt. Andrzej I. podaje nam przykład. Otrzymał kiedyś anonim dotyczący naukowca jednego z instytutów w Gliwicach, że ten wynosi z pracy do domu tajne dokumenty dotyczące sprzętu wojskowego. Informacja mówiła, że naukowiec zamierza wyjechać za granicę i tym sposobem szuka materiałów, które mógłby sprzedać w zamian za swoją karierę na obczyźnie. Donos potwierdził się. Kiedy od służb specjalnych spływały informacje na ten temat, facet wystąpił z wnioskiem o paszport. Chciał wyjechać do Francji. Od razu wyjazd został zastrzeżony na dwa lata, a SB przystąpiło do czynności operacyjnych. Po pewnym czasie wpłynął drugi donos – od tej samej osoby – że
ratanie się oprawców z ofiarami budzi sprzeciw, a co najmniej niesmak. Ale nie u wszystkich... W Częstochowie zapomniano już, co działo się w Polsce podczas innej wojny, przed 350 laty, a świadczy o tym niedawna wizyta w tamtejszym sanktuarium paulinów pani Miki Larsson, radcy kulturalnego ambasady Królestwa Szwecji w Polsce. Zjechała ona do „świętego miasta”, by z zakonnikami i prezydentem Częstochowy omówić przygotowania do wspólnych obchodów 350 rocznicy obrony Jasnej Góry. Dziwna to była wizyta, bo i rola Szwedów w 1655 roku do chwalebnych nie należała. Teraz Larsson – zapewne w ramach pokuty za grzechy Karola Gustawa – chce doprowadzić do polsko-szwedzkiego pojednania. W roku jubileuszowym, jak wynika z programu obchodów, nie zabraknie więc wielu akcentów wspólnego polsko-szwedzkiego zbliżenia: będzie seminarium naukowców, współpraca młodzieży szkolnej obu krajów, a także koncert artystów. – Przyjechałam na Jasną Górę nie tylko na spotkanie z teraźniejszością tego sanktuarium, ale również z jego przeszłością – stwierdziła
11
nawet o sprawach kryminalnych, o których dowiedzieli się podczas spowiedzi. Wystarczyło, że dali cynk, o kogo chodzi. Dalej działały już nasze służby. Często informowali nas o biskupach i księżach, którzy ambonę zamieniali w polityczną mównicę. Niektórzy zarabiali sobie w ten sposób na paszport, inni po prostu chcieli mieć u nas plecy na przyszłość – wyznaje kpt. Andrzej I. – Panowie w sutannach i habitach lgnęli do nas szczególnie, gdy po pijaku za kierownicą złapała ich milicja lub mieli zamiłowanie do pań. Inny przykład: naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego (obecnie profesor). – Miałem go zarejestrowanego, bo wydał mi się ciekawy. Miał szerokie kontakty. Budził nadzieje na duże wpływy. Nikt jednak nie podjął dalszych czynności. I tak pozostało. Kiedy facet zajrzał do swojej teczki, skończyła się nasza przyjaźń. Dowiedział się bowiem, kto go zarejestrował,
Puszka Pandory Okoliczności, w których ujawniani są byli tajni agenci SB, przypominają coraz bardziej noworoczną szopkę polityczną. ktoś załatwia naukowcowi paszport i wkrótce ma on opuścić kraj. Wnet o wydanie paszportu wpłynął wniosek jego żony. – Kiedy wziąłem do ręki pismo, nie wierzyłem własnym oczom. Pisała je ta sama osoba, która była autorem anonimów. To żona donosiła na męża. Jak się potem okazało w bezpośredniej rozmowie, kobieta bała
się, że mąż zostawi ją z dwójką dzieci i wyjedzie bez niej za granicę – relacjonuje były kpt. SB. – Gdyby teraz mąż dowiedział się o tym, byłby niezły pasztet. Podobnych historii zapisanych w aktach na półkach IPN-u jest mnóstwo. – Wśród pozyskiwanych współpracowników najgorliwszymi donosicielami byli księża. Mówili o wszystkim,
Zbliżenie potopowe M. Larsson i zaraz dodała, że Polska i Polacy są w Szwecji mało znani. Wspólne obchody potopu mają pomóc we wzajemnym poznaniu.
Spotkanie na Jasnej Górze pełne było elegancji i kurtuazji, choć dotyczyło tragicznej dla Polski materii. Najazd na nasz kraj i wojna z połowy XVII w. kosztowały przecież Polaków
a ja osobiście go znałem – tłumaczy oficer z Katowic. Trudno wyliczać historie tysięcy informatorów, którzy wciąż nie zostali ujawnieni. Jednak jedno jest pewne – teczki to jedynie narzędzie w rękach polityków, którzy będą rozgrywali swoje gierki. Tymczasem w sposobie działania służb specjalnych nic się nie zmieniło. Przeobrażeniu uległa jedynie fasada. Czy współcześni agenci są bardziej słuszni od tych byłych? Czy Sejm i rząd oraz polską opinię publiczną stać na jednoznaczne wycięcie tego wrzodu? JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
bardzo dużo istnień ludzkich i spowodowały olbrzymie zniszczenia oraz niespotykaną grabież polskiego majątku narodowego. Historycy są zgodni, że konsekwencją potopu były zabory. W pamiętnym dla nas 1655 roku Szwedzi przetoczyli hektolitry krwi Polaków. Z setek zdobytych wówczas miast podążały na północ wozy wyładowane dziełami sztuki, o złocie nie wspominając. Do dziś szwedzkie muzea zapełnione są bezcennymi polskimi skarbami, zrabowanymi przez szwedzkich rajtarów. Gdyby doszło do zdobycia klasztoru w Częstochowie, zapewne w Szwecji znajdowałby się kompletny Skarbiec Jasnogórski łącznie z obrazem Madonny. O zwrocie polskiego mienia znajdującego się od 350 lat w Szwecji nie piśnięto jednak w Częstochowie nawet słowem. Po co drażnić sąsiadów… RYSZARD PORADOWSKI
12
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
ZE ŚWIATA
Płacz i poć się reszcie możemy odnotować zdecydowany postęp w walce z niemoralnością i rozwiązłością: rada miejska miasta Villahermosa w południowym Meksyku uchwaliła zakaz chodzenia w domu bez ubrania. Przestępcom grozi 36 godzin aresztu lub 121 dolarów grzywny.
W
„Obwieszczamy zerową tolerancję wobec niemoralności” – zadeklarowała inicjatorka ustawy, radczyni Blanca Pulido z partii rządzącej w kraju. Opozycja skrytykowała novum legislacyjne jako sprzeczne z wolnościami obywatelskimi i prawem do prywatności. Jak Pulido zamierza prawo egzekwować? Czy policja przeprowadzi jakąś poważniejszą operację? – ironizują przeciwnicy. Pulido odpowiada, że jest przekonana, iż obywatele będą donosić policji o domowej niemoralności. „Większość domów ma wentylację, a mimo to mieszkańcy pozwalają sobie na luksus chodzenia nago” – piętnuje radczyni. Nie wiadomo, czy obywatelskie
donosicielstwo wypali, bo jest już przepis zabraniający podglądania. Villahermosa, stolica stanu Tabasco, ma wyjątkowo gorący i wilgotny klimat. Nie może to rzecz jasna usprawiedliwiać folgowania normom moralnym obowiązującym w katolickim kraju. TN
władnięta duchem przedsiębiorczości pani Collete Yates postanowiła otworzyć domowy biznes w miejscowości Providence (Opatrzność) w stanie Utah.
O
Międzynarodowego Stowarzyszenia Hydroterapeutów Jelita Grubego i opłaciła ubezpieczenie zawodowe. Teraz trzeba jej tylko licencji od władz miejskich. Pacjenci czekają. Miasto piętrzy przeszkody. Radni zapewniają, że nie oponują przeciw samej naturze biznesu, ale nie podoba im się, że ma on funkcjonować w prywatnym domu. Yates twierdzi, że lewatywa czyni cuda i jest w stanie pomóc chorym przy dolegliwościach, wobec których lekarze są bezradni. TW
USA albo zdrowie ługotrwała ekspozycja na Stany Zjednoczone jest szkodliwa dla zdrowia” – to konkluzja studium medycznego, którego wyniki przedstawiono w najnowszym wydaniu periodyku medycznego „Journal of AMA”.
„D
Nie oznacza to, że przebywanie w zasięgu władzy Busha młodszego rujnuje zdrowie (choć to także wyjdzie na jaw poniewczasie) – idzie o otyłość. Tylko 8 proc. imigrantów wjeżdżających do USA odznacza się nadmiarem sadła. Niestety, liczba ta podskakuje do 19 proc. po 15 latach pobytu w najlepszym kraju wszechświata. Konsumpcja „szybkiej żywności” robi swoje... Poza tym przybysze
A
bojkotu wszystkich filmów zrobionych w wytwórni, która nakręciła „Kinseya”. George Stephanopulos, który prowadzi coniedzielny program publicystyczny „This Week”, przez kilka minut katował republikańskiego senatora Billa Frista, z zawodu kar-
Wojna o seks
O wolność wypróżnień Nie wiadomo, czy ma przeciw sobie opatrzność, czy tylko miejskich biurokratów, ale od dwóch lat bezskutecznie walczy o zgodę na plany finansowego usamodzielnienia się. Wydaje się, że opory mają związek z charakterem działalności zarobkowej, którą Yates planuje prowadzić. Firma jej zamierza świadczyć dla ludności usługi lewatywowe. Przyszła biznesmenka uskarża się, że pobrała stosowne nauki, zainwestowała w fachowy sprzęt wartości 40 tys. dolarów, zapisała się do
merykańscy purytanie z kręgu Busha budują nowy ład religijny i... seksualny. Atakują książki i filmy, w których jest jakikolwiek wątek homoseksualny. Według nich, masturbacja powoduje zajście w ciążę, a HIV-em można się zarazić przez pot i łzy.
mniej się ruszają, rzadziej wysiadają z samochodu i niechętnie podnoszą się sprzed telewizora. Jednak nawet po latach imigranci są chudsi od tubylców, których 22 proc. jest zapasionych. Przybysze z innych krajów wyglądają na ich tle lepiej; mają zdrowsze nawyki, palą mniej i rzadziej zażywają narkotyki, więc – i to jest hit – dłużej żyją, mimo że mają utrudniony dostęp do opieki zdrowotnej. JF
Do Geralda Allena zatelefonowano z Białego Domu. Dostał zaproszenie. Bush wzywa Allena, republikańskiego kongresmana z legislatury Alabamy, na konsultacje. Pragnąłby upowszechnić pilotowaną przez niego ustawę stanową, zakazującą korzystania z funduszy publicznych w celu zakupu książek „promujących homoseksualizm jako alternatywny styl życia”. Dlatego w Alabamie w odstawkę idzie klasyka, np. „Kotka na gorącym dachu” Tennessee Williamsa czy „Kolor purpury” Alice Walker. „Tradycyjne wartości rodzinne są pod ostrzałem od 40 lat – Allen zrywa ludziom pleśń z oczu. – Mamy obowiązek ratować społeczeństwo przed moralną destrukcją. To nie żadna cenzura. Moje działania mają na celu odrodzenie i ochronę naszej kultury”. Media elektroniczne dobrze wiedzą, kto tu teraz pan. Zaledwie trzy tygodnie po wyborach stacje telewizyjne w różnych stanach potulnie zdejmują z ekranów reklamę filmu „Kinsey”, mówiącego o pionierze seksuologii, który ponad pół wieku temu zbrukał niewinnych dotąd Amerykanów teorią, że kobiety miewają orgazm, seks pozamałżeński jest na porządku dziennym, a homoseksualizm i onanizm nie prowadzą do obłędu i ślepoty. Dlatego dla purytanów Alfred Kinsey jest diabłem. Diabłami są również ci, którzy przypominają o jego istnieniu – dlatego Koalicja Wartości Tradycyjnych wzywa do rocznego
diochirurga, by w końcu wymusić na nim wykrztuszenie, że przez pot i łzy... bardzo, bardzo trudno złapać HIV. Ale według tego, co wpaja się młodzieży w ramach szkoleń abstynenckich, które zastępują uświadomienie seksualne, bardzo łatwo jest zarazić się w ten sposób. Genevieve Woods, działaczka z ultrakonserwatywnej, ale wpływowej teraz organizacji Family Research Council, w grudniowym wystąpieniu w CNN pięciokrotnie odmawiała zdezawuowania tezy, że masturbacja powoduje... zajście w ciążę. Coraz więcej amerykańskich farmaceutów odmawia realizacji recept na środki antykoncepcyjne.
Przed świętami duchowni i aktywiści religijni instruowali wierzących, by nie kupowali w tych sklepach, gdzie zamiast chrześcijańskiej choinki i napisu Merry Christmas – są tylko świeckie życzenia Happy Holidays (niektórzy jeszcze pamiętają
hasło: „Nie kupuj u żyda!”). W wielu rejonach kraju rozgorzały w tym roku walki o chrześcijańskie symbole w urzędach stanowych (propagowanie symboli jednej religii jest sprzeczne z konstytucją). Pastor Jerry Falwell – guru fundamentalizmu religijnego – konwersował w CNN z Patricią Ireland, byłym dyrektorem Krajowej Organizacji Kobiet. Jej ugrupowanie nie przeżywa ekstazy pod wpływem poglądów kaznodziei, więc ten nazywa je Krajowym Zakonem Wiedźm. Falwell oświadczył: „Myślę, że wojna idzie dobrze”. Miał na myśli wojnę z seksem, ale także z Ameryką tolerancji i umiaru. Reakcje na nadciągający potop obskurantyzmu i hiperpruderii są w mediach izolowane i jednostkowe. Warto wspomnieć Franka Richa, króla krytyki teatralnej USA z „The New York Times”. Zaalarmowany rozwojem wypadków („Wojna o seks dopiero się zaczyna”) rzucił w kąt wysublimowane recenzowanie i jął demaskować obłudę i skretynienie swych bogobojnych rodaków oraz ich oblubieńca – Busha. To, co się obecnie dzieje, Rich uważa za maccartyzm obyczajowy; przypomina, jak w roku 1953 obłąkany na punkcie tropienia komunistów w USA senator McCarthy oskarżał Kinseya – który tak naprawdę był antykomunistą i konserwatystą! – o wspomaganie... Sowietów i wykolejanie moralności seksualnej Amerykanów. Kinsey był również oskarżany (bezpodstawnie) o pedofilię i tropiony za domniemane sympatie homoseksualne przez FBI, której wszechwładnym szefem był wówczas J. Edgar Hoover... pedał, homofob i transwestyta w jednej osobie. Trudno nie dostrzec podobieństwa realiów Bushowej Ameryki z tym, co obserwujemy w naszym kraju. Niektóre dobrodziejstwa amerykańskiego nowego ładu religijnego już u siebie mamy, a na resztę trzeba poczekać do najbliższych wyborów... PIOTR ZAWODNY
Dobrze się dzieje w państwie duńskim a początku stycznia 2005 r. w głównym wydaniu telewizyjnych wiadomości poinformowano z wyczuwalną przyganą, że rząd polski przeznaczył na pomoc ofiarom katastrofy w Azji tylko milion złotych. To rzeczywiście bardzo mało. No, ale jeżeli na co dzień zamęcza się ten sam rząd, żeby maksymalnie szedł na rękę „czarnej sile przewodniej” i innym wielkim biznesmenom (dotacje, przywileje, koncesje, zwolnienia podatkowe itp.), to nie ma co wydziwiać, że potem brakuje pieniędzy na pomoc dla tych, którzy rzeczywiście bardzo jej potrzebują. Nie mówiąc już o tym, że rząd – mając na plecach episkopat, a na głowie rozgrzebaną budowę Świątyni Opatrzności Bożej – nie może bezkarnie szastać pieniędzmi. Gdyby premier Belka przeznaczył np. 100 mln złotych na pomoc dla Azji, to wygawor z KC Krk na temat niewłaściwego zrozumienia priorytetów byłby taki że hej! 100 mln złotych pozwoliłoby ukończyć budowę słynnej Świątyni – i to jest priorytet A.D. 2005!
N
Rząd Danii (5,3 mln mieszkańców, protestanci, brak konkordatu i ludzi grzebiących po śmietnikach w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia) przeznaczył na pomoc dla ofiar azjatyckiego kataklizmu 420 mln koron (ok. 250 mln złotych). Niemal drugie tyle zebrano wśród mieszkańców Wysp Duńskich. Ale premier Anders Fogh Rasmussen (liberał) może sobie na hojność pozwolić: najlepiej zarabiający płacą około 70 procent podatku, a „czarni” trzymani od polityki na odległość kija od szczotki, do niczego się nie mieszają i również płacą podatki. Premier nie ma też na głowie żadnych „priorytetowych” budów, gdyż na Wyspach Duńskich zamiast budować, zamyka się kościoły. Po prostu poddani JKM Małgorzaty II, która jest najwyższym zwierzchnikiem tutejszego Kościoła, szybko wyrastają z wiary w opowieści nie z tego świata. Zdecydowanie bardziej wolą baśnie H.Ch. Andersena. I wszyscy – łącznie z ofiarami kataklizmu w Azji – bardzo dobrze na tym wychodzą. ZD
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
ZE ŚWIATA
Ani centa! Katastrofa, jaka spotkała mieszkańców południowo-wschodniej Azji, wyzwoliła na całym świecie falę szczerego współczucia i pragnienie pomocy. W Ameryce też, ale... nie u wszystkich. Michael Savage, autor audycji radiowej Savage Nation, transmitowanej z San Francisco na cały kraj, 31 grudnia żegnał stary rok tymi oto słowami: „Nie nazwałbym tego tragedią. Jeśli ktoś jest wierzącym w Boga, bogobojnym człowiekiem, jestem pewien, że się zastanowi. Epicentrum trzęsienia ziemi i będące jego konsekwencją tsunami znajdowało się niedaleko wyspy Phuket w Tajlandii, gdzie odbywa się handel seksem (...). Dotkniętych zostało wiele, wiele rejonów Indonezji, w których działają najbardziej wściekłe ugrupowania rekrutujące terrorystów. To są fakty. Uderzona została Sri Lanka, kraj wściekle antyzachodni, antychrześcijański. Może to ręka Boga, bo niektórzy z ich braci uderzyli chrześcijańską Amerykę... Wiele z tych krajów, na które spadło tsunami, to kolebki radykalnego islamu. Dlaczego mielibyśmy pomagać im w niszczeniu nas? Naprawdę, nie wierzę w żadną pomoc zagraniczną. Jeśli o mnie idzie, nie powinniśmy wydawać na to nawet centa... Ja nie dam ani centa. Mam powyżej uszu wykrwawiania się przy każdym przeklętym
wypadku na świecie. Niech inni im pomagają. To nie nasza sfera interesów... Skoro taka była wola Boga... Od pomocy jest ONZ, UNICEF; niech pomaga Bahrajn, Arabia Saudyjska, George Soros, Bill Clinton i inni liberałowie z krwawiącymi sercami”.
Poglądy Savage’a to żaden ewenement w prawicowych mediach. 3 stycznia konserwatywny komentator David Holcberg z CNS/News, zatrudniający się jako badacz w Ayn Rand Institute, tymi słowy nauczał wiernych (słuchaczy i widzów): „Nie powinniśmy dawać na pomoc ofiarom tsunami żadnych pieniędzy. Dlaczego? Bo to nie są pieniądze rządu, które może rozdawać. Każdy cent,
iektórzy indyjscy dziennikarze pytają z rozgoryczeniem, dlaczego zachodnie media, zwłaszcza amerykańskie, tak gorliwie pokazują ofiary tsunami. Stosunek mediów do tragicznych zdarzeń oraz ich ofiar to zagadnienie skłaniające do refleksji. Hindusi wskazują, że media USA nie pokazały ani jednej ofiary zamachów terrorystów arabskich z 11 września, z wyjątkiem konturów postaci skaczących z okien płonącego WTC. Można by odpowiedzieć, że prawdopodobnie z ofiar została krwawa miazga. Relacje amerykańskich reporterów z obszarów zniszczonych przez tsunami poświęcają niewspółmiernie dużo miejsca turystom, których dosięgła zabójcza fala.
N
który rząd wydaje, pochodzi z podatków. Każdy dolar przeznaczany na pomoc zagraniczną jest odbierany amerykańskim podatnikom”. Ta sama melodia dobiega z wielu kościołów, których parafianie i duchowni pospieszyli z moralną odsieczą. Bernard Smith, proboszcz kościoła Greene Chapel AME Church w Largo na Florydzie, tak rozjaśniał mroki niewiedzy wiernych, którzy gotowi byli popełnić błąd i posłać datek do Azji: „Aby pojąć, co miało miejsce, musicie zwrócić uwagę, gdzie to się zdarzyło. Większość tych ludzi, którzy zostali zabici, to byli niewierzący. W gruncie rzeczy cały ten obszar jest taki”. W tym kontekście nie zaskakuje podejście interpretacyjne prezentowane przez Westboro Baptist Church w Topeka w stanie Kansas. „Dzięki Bogu za tsunami i 2 tys. zabitych Szwedów! – triumfuje duchowieństwo placówki religijnej. – Ilu z tych Szwedów było pedałami i lesbijami? Szwecja uchwaliła prawo tłumiące prawdę bożą o pedrylach i lesbijach! Dlatego Szwecja jest objęta milczącą, nieodwracalną, surową klątwą Bożą! Szwecja – kraj przeklętych sodomitów”. Do końca pierwszego tygodnia stycznia pomoc dla ofiar tsunami przekazało 44 proc. Amerykanów. Nie ma wprawdzie dowodów ani statystyk, ale niżej podpisany da sobie głowę oraz inne członki obciąć, że byli to w ogromnej większości sympatycy „demoralizatora” Johna Kerry’ego. JOHN FREEMAN
A przecież ofiary cudzoziemskie stanowią znikomy procent, zaś ponad 95 proc. to Azjaci... Amerykańskie władze surowo zakazują pokazywania rannych czy zabitych podczas agresji na Irak. Nie chcą, by ludzie ujrzeli prawdziwe oblicze wojny albo – nie daj Boże – sprzeciwili się jej kontynuacji. Nie tylko nie pokazuje się, ale nawet nie liczy cywilnych ofiar wojny w Iraku. W ogóle nie wolno o nich mówić! Kryteria decydujące o tym, kiedy ważniejsza jest sensacja i mocne „story”, przyciągające zainteresowanie publiki, a kiedy należy uznać prawa ofiar do prywatności lub kierować się względami polityczno-propagandowymi, są mocno doprawiane hipokryzją. TN
13
Podzwonne dla Kerry’ego stycznia w Kongresie USA miała miejsce ostatnia oficjalna próba, która teoretycznie mogła doprowadzić do zmiany rezultatu wyborów prezydenckich. Członkowie parlamentu głosowali nad zatwierdzeniem wyników głosowania.
6
Wedle protokołu, zgłoszenie zastrzeżeń przez co najmniej jednego przedstawiciela Izby Reprezentantów oraz jednego senatora stopuje przyklepanie rezultatu i uruchamia debatę na temat owych zastrzeżeń – w tym przypadku poważnych i szeroko rozpowszechnionych „nieprawidłowości” w funkcjonowaniu maszyn wyborczych oraz utrudniania – z premedytacją – głosowania zwolennikom Johna Kerry’ego. Już wcześniej było wiadomo, że kilku członków niższej izby parlamentu zaplanowało zgłoszenie weta, ale do ostatniej chwili nie było senatora gotowego ich poprzeć (wybory 2000 roku kwestionowało kilku kongresmanów, ale nie poparł ich żaden senator). Tym razem na odwagę zdobyła się Barbara Boxer – senator z Kalifornii. Członkowie izb zostali odesłani na debaty. Nie trwało to długo: republikanie nie chcieli słyszeć o żadnej dyskusji merytorycznej czy o wszczęciu dochodzenia w sprawie alarmujących sygnałów o wypaczeniu woli wyborców. Murem stanęli za Bushem i postawili na swoim. Co bardzo symptomatyczne – prawie żadne z liczących się mediów nie wspomniało o tej akcji w Kongresie. Skończyło się na apelach demokratów, domagających się debaty
o reformie wyborczej, która pozwoliłaby wyeliminować nieprawidłowości, a raczej nieprawości. Kerry stchórzył – oświadczył, że do akcji wnoszenia zastrzeżeń się nie przyłączy, ale zaapelował o reformy, pisząc o „szeroko rozpowszechnionych doniesieniach o nieregularnościach, budzących zastrzeżenia praktykach i przypadkach odmawiania prawa do oddania głosu”. W tym samym czasie republikanie w stanie Washington nie zawahali się wystąpić do sądu z zaskarżeniem decyzji o zwycięstwie wyborczym demokratycznej kandydatki na gubernatora, która – jak się okazało po ponownym liczeniu – wygrała kilkudziesięcioma głosami. Wciąż niewykluczone, że prawda o praktykach wyborczych republikanów wyjdzie na jaw w okolicznościach podobnych do zaistniałych przy skandalu Watergate. Jeśli nie, to w przyszłości demokraci niewielkie mają szanse wygrywać. Mogą liczyć jedynie na to, że wciąż otumanieni republikańską propagandą wyborcy ujrzą konsekwencje polityki Busha w swych portfelach i wreszcie się ockną. Gdy sondaże wykażą zdecydowany spadek poparcia dla partii reprezentującej interesy plutokracji, sfałszowanie wyborów nie będzie takie proste. JF
Śmierć i obłuda
pekulacje na temat następcy Jana Pawła II znów nabrały rumieńców. Amerykański tygodnik „Time” stawia obecnie na „panzerkardinala” Ratzingera. Na dalszych miejscach typowani są abp Mediolanu – Dio-nigi Tettamanzi i brazylijczyk, kard. Claudio Humees z Sao Paulo. Zdaniem informatorów magazynu, uczestnicy przyszłego konklawe postawią na krótkodystansowca – osobę, która nie będzie sprawowała obowiązków głowy Kościoła zbyt długo, więc 77-letni Ratzinger pasuje. Jego doktrynerstwo zostało w ostatnich latach nieco utemperowane, stał się bardziej pragmatyczny, zwłaszcza w podejściu do zachodniego sekularyzmu i fundamentalizmu islamskiego.
S
Komu biały dym? Postępujące niedołężnienie Jana Pawła II sprawiło, że kardynałowie będą wywierać na jego następcę presję, by zobowiązał się podać do dymisji po osiągnięciu określonego wieku, np. 80 lat. Podobno Ratzinger nie ma nic przeciwko temu. Ekscytację przewidujących przyszłość pogłębiły też krążące w okolicach Tybru wieści, że papież zamierza wkrótce zwołać konsystorz i mianować nowych kardynałów. Mówi się o lutym, choć brak danych co do nazwisk, narodowości czy liczby domniemanych nowych książąt
Kościoła. Ostatni konsystorz, podczas którego Karol Wojtyła nominował 31 kardynałów, odbył się niespełna dwa lata temu. Już teraz kolegium kardynalskie liczy 185 osób. Wszyscy – z wyjątkiem 14-osobowej grupki – zostali wywyższeni przez Polaka. Większość z wyniesionych przezeń do godności kardynalskiej prezentuje podobne – konserwatywne – poglądy. Uważa się, że produkując nową porcję hierarchów kościelnych, Jan Paweł II zdaje sobie sprawę, że nie pozostało mu wiele czasu i pragnie zapewnić utrwalenie swej spuścizny. PZ
Krzyż pański z Bushem e względów bezpieczeństwa amerykańskie służby specjalne zabroniły przynoszenia krzyży na uroczystość ponownego zaprzysiężenia prezydenta George’a W. Busha (20 stycznia br.).
Z
Tom Mazur, rzecznik prasowy służb, zapewnił media, że broń Boże nie chodzi o dyskryminację chrześcijan, ale o wyeliminowanie potencjalnego zagrożenia dla życia i zdrowia obecnych (niewłaściwe użycie metalowego lub drewnianego krucyfiksu). Przeciw takiemu zarządzeniu zaprotestowała popierająca Busha radykalna
organizacja Christian Coalition, która poprzez przyniesienie na uroczystość sterty krzyży chciała przypomnieć prezydentowi o obowiązku ochrony życia nienarodzonych. Tom Mazur uspokaja tzw. obrońców życia, tłumacząc, że na paradę z okazji zaprzysiężenia będzie można wziąć ze sobą krucyfiksy z tektury. MW
14
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
KARNAWAŁ
W tan, do michy i do gardzieli! Zapusty lub inaczej mięsopusty (dziś: karnawał) szlachta obchodziła głośno i hucznie – rozbrzmiewała muzyka, szły tany, pito ponad miarę. Zabawiano się zwłaszcza na kuligach, które kończyły się całonocnymi tańcami i pijaństwem. „Kulig to zabawa jeszcze od Popiela, ma cel by każdemu zalała gardziela”. Jak Polska długa i szeroka trwały pohulanki (tak dawniej nazywano zabawę taneczną). W starożytnej Grecji obchodzono Antesterie, święto zarówno budzącej się przyrody, jak i umarłych. Otwierano w tym dniu beczki z winem, co miało symbolizować łączność żywych ze zmarłymi. Następnie odbywały się procesje przebierańców, tańczono, śpiewano, weselono się. Podobnie było w starożytnym Rzymie – w tym samym miesiącu (luty) obchodzono tam Feralia. Jak pisze Hanna Szymanderska w książce pt. „Polskie tradycje świąteczne”, „(...) ten sam czas i niezwykłe podobieństwo obchodzenia Antesterii i Feraliów sprawiły, że okręt boga Dionizosa, w Rzymie zwanego Bachusem, przybił do Rzymu jak carrus navalis, a stąd poszedł na całą Europę. W Hiszpanii, Portugalii, Italii, Francji nazwano go carnaval, u nas karnawał lub zapusty”. Zabawa była tak przednia, że w Wenecji trwała aż sześć miesięcy! Karnawał nie jest obyczajem wymyślonym przez chrześcijańską Europę, ale jak zwykle został sprytnie przejęty przez Kościół. Również w Polsce niezwykle wesoło mijał ten czas i z pewnością świadczy o tym opinia, jaką w XVI wieku przedstawił sułtanowi Sulejmanowi II Wspaniałemu jego poseł po zimowym pobycie w Polsce: „(...) w pewnej porze roku chrześcijanie dostają wariacji i dopiero jakiś proch sypany im w kościele na głowy leczy takową”. Chodzi oczywiście o środę popielcową. ¤¤¤ Karnawałowy kulig organizowany przez magnatów charakteryzował się rozrzutną gościnnością, zwykle na pokaz, a urozmaicały go bale i iluminacje: „(...) takowe kuligi najwięcej bawiły się pijatyką i obżarstwem, przeto mniej dbając o tańce przestawali na jakim takim skrzypku czasem
u karczmy porwanym albo między służącą czeladzią wynalezionym; chyba że gospodarz miał swoją domową kapelę albo też rozochocony posłał po nią gdzie do miasta. Najsławniejsze te kuligi były w województwie rawskim, gdzie się nieraz krwią oblewały, a jeżeli się ktoś obcy przez nieświadomość wmięszał do tego kuligu, zbili [go] jak leśne jabłko, suknie w płatki podrapali i wypędzili – jakoby dla słabego zdrowia niegodnego tak dzielnej kompanii” (Jędrzej Kitowicz,
piosenki, takie na przykład jak bardzo popularna w XVII i XVIII wieku przyśpiewka o starym mistrzu i jego młodej żonie: Mówiłem ja stary tobie, Abyś równej szukał sobie, Boś ty nieborak zrobiony, Nie pojmuj tak rześkiej żony. Nie chciałeś mi dać w tym wiary, Nie dogodzi młodej stary. W okresie karnawału większe miasta wprowadzały dodatkowe atrakcje dla mieszkańców, na przy-
Wieczór Trzech Króli zakończył „święte wieczory” i zaczął się okres karnawału trwający aż do Wielkiego Postu. Jest to czas tańców, hulanek i swawoli – kultywowany w Polsce od kilku wieków. „Opis obyczajów za panowania Augusta III”). Kuligi miały jednak swoją urodę, którą podkreśla Zygmunt Gloger (Encyklopedia Staropolska, rok wyd. 1939). Kilkugodzinna przejażdżka saniami o zmroku, w świetle pochodni, na mrozie i z głośno huczącą muzyką, tak wyostrzała apetyt, że „znikały ze stołu z szybkością niepodobną do wiary ogromne misy zwierzyny, kiełbas, zrazów, szynek, kapusty i delikatniejszych potraw, ciast i konfetów”. Można również zaufać wielkiemu znawcy tematu, Oskarowi Kolbergowi, który podaje, że w czasie licznie organizowanych kuligów „otwartością i miłością sąsiedzką stało się nasze dawne życie, uprzejmością i gościnnością wszelka zabawa”. ¤¤¤ W miastach życie towarzyskie w okresie zapustów koncentrowało się głównie w cechach rzemieślniczych. Zbierano się w tzw. brackich domach lub szynkach i winiarniach, gdzie zabawiano się tańcem, grami, rozmową, jedzeniem i piciem piwa, miodu, jak również mocniejszych trunków. „Gdy w karczmie znalazła się muzyka i dobra kompania, rozpoczynało się przepijanie, fundowanie, szły coraz to nowe przekąski, szklanice, fajki a potem kości lub pohulanka z wesołymi dziewczętami”. Okres karnawału to czas zrękowin, ślubów i wesel. Na spotkaniach tych śpiewano wesołe, swawolne
kład występy niedźwiedników, sztukmistrzów, linoskoczków, siłaczy, woltyżerów. Owi cyrkowcy przybywali nie tylko z Polski, ale i z zagranicy, co podnosiło rangę widowiska. Antoni Magier podaje w swej pracy pt. „Estetyka miasta stołecznego Warszawy”, że nasilenie tych występów nastąpiło w drugiej połowie XVII wieku: „Co do gimnastyki konnej, pierwsi podobno odwiedzili Warszawę w roku 1764. Angielczyk Bates okazywał dowody swej zręczności na koniach na przestronnym miejscu, przy dworku na Otwockiem, obok pałacu teraz Łubieńskich przy ul. Królewskiej. W roku 1779 Hyam, Robertson i Paiace, Anglicy, którzy podróż swoją odprawiali po różnych miastach, sami trzej konno przybyli do Warszawy. W roku 1790 zjechał tu sławny Mario, koniuszy króla hiszpańskiego, pokazujący sztuki gimnastyczne na koniach”. Zbigniew Kuchowicz podaje („Obyczaje staropolskie”), że w XVIII stuleciu pojawił się nowy karnawałowy rodzaj rozrywki (rodem z Italii) – tak zwane reduty. W zasadzie zwyczaj ten zrodził się w Polsce już w drugiej dekadzie XVI wieku (dzięki królowej Bonie), ale miał on wówczas formę typowo dworską, a więc najczęściej
spotykaną na karnawałowych maskowych balach królewskich lub w wielkich dworach magnackich. Już wówczas znane były zapustne maski wykonywane przez rzemieślników (głównie krakowskich): „(...) maski były rozmaite, panieńskie, białogłowskie, babskie, murzyńskie”. Pierwszym organizatorem redut publicznych, które odbywały się w Warszawie na Nowym Mieście, był Włoch Salvador. Tam w niektórych lokalach tanecznych bawiło się do tysiąca osób. I tak było przez trzy, cztery, pięć dni w tygodniu. Na czym polegała nowoczesność oraz demokracja owych publicznych „pohulanek”? Była to zabawa (maskarada) nowego typu – nie urodzenie czy tytuł, lecz pieniądz decydował o uczestnictwie w tej imprezie, mógł bowiem w niej wziąć udział każdy, kto tylko wniósł odpowiednią opłatę. Charakterystyczne dla redut – co podkreśla Kuchowicz – było niedopuszczanie do jakichkolwiek burd, nieodłącznie towarzyszących zabawom, które odbywały się w karczmach. Wydawano rozporządzenia zabraniające noszenia na redutach broni, a spokoju pilnowali gwardziści. Po opłaceniu wstępu na karnawałowe reduty każdy z uczestników miał prawo do korzystania ze światła i kapeli, a za inne przyjemności, włącznie z konsumpcją, należało płacić oddzielnie. Podczas redut pito lemoniadę, herbatę, kawę, czekoladę,
piwo zagraniczne, wino, zimne zakąski, a także spożywano gorące kolacje. Ponieważ ceny za konsumpcję były dość wysokie, więc podczas redut przede wszystkim tańczono i grano w karty. „Szewc, krawiec i inny jakikolwiek rzemieślniczek, okryty maską, hulał sobie zarówno z panami” (J. Kitowicz, op. cit.). ¤¤¤ Na wsiach główną „salą” karnawałowych zabaw była karczma. W literaturze owych czasów często spotyka się narzekania, że chłopi przedkładają hulanki w karczmie nad kościół, że podczas nabożeństw zabawiają się w szynku i nie chcą słyszeć o modlitwie: „Karczma była atrakcyjna, urok jej był tak wielki, że potrafiła nawet odciągnąć od kościoła. W końcu znaleziono na to radę, po prostu zaczęto zamykać karczmy w trakcie trwania nabożeństw i otwierano je dopiero po ich zakończeniu. Wtedy już nic nie hamowało zabawy i pijatyki. Na marginesie należy dodać, że właścicielami karczem bywali nieraz sami plebani, stąd więc byli nawet bezpośrednio zainteresowani w ich rentowności” (Z. Kuchowicz, op.cit.). Księża cierpieli więc na coś w rodzaju rozdwojenia jaźni: z jednej strony musieli potępiać lekceważenie przez parafian nabożeństwa, a z drugiej – musieli dopilnować finansowej strony swojej knajpy, która „od łebka” przynosiła większe dochody niż taca... Zapowiedzią nadchodzącego końca karnawału (zapustów) jest czwartek zwany tłustym (od tłustych biesiad) oraz wtorek (tzw. ostatki). Tłusty czwartek to początek mięsopustu, czyli ostatnich dni karnawału, bo odtąd „mięso opuszcza człeka na długie tygodnie”. „Tłusty czwartek jest dniem uprzywilejowanym u Polaków do biesiad zapustnych, na których muszą być u możniejszych pączki i chrust, czyli faworki, chruścik, a u ludu reczuchy, pampuchy (Z. Gloger, op. cit). Dzisiaj, co zrozumiałe, pączki i faworki to już normalka w czasie tłustego czwartku. Zapustny wtorek, ostatni dzień karnawału przed środą popielcową i Wielkim Postem, obchodzony jest w całej Europie. W Niemczech zwany jest Fastnachtsdienstag, w Anglii – Shrove Tuesday, we Francji – Mardi gras. Na ulicach – podobnie jak kilka wieków temu – pojawiają się przebierańcy, o czym czytamy u Łukasza Gołębiowskiego: „(...) przebierali się mężczyźni za żydów, cyganów, olejkarzy, chłopów, dziadów; niewiasty podobnież za żydówki, cyganeczki, wiejskie dziewki i kobiety; mową i gestami udając osoby, jakich postać brały na siebie”. W tym roku karnawał trwa krótko, bowiem święta wielkanocne już 27–28 marca. A więc, póki czas, puchary w dłoń i pohulanka z dziewczętami na całego! ZOSIA WITKOWSKA
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
HEDONIŚCI CZY SŁUDZY SZATANA
Rzymscy papieże (9) Rezydencja papieża to „dom uciech opanowany przez kurtyzany i spragnionych miłości księży”. Luksus, przepych, oszałamiające uczty, polowania, nepotyzm. Do tego sztylet, trucizna i zbrodnicze wyroki inkwizycji. Oto życie papieży oraz kardynałów – kandydatów na zastępców Jezusa. Kardynałowie, którzy nocą przemykali po ulicach Rzymu i odwiedzali burdele, w dzień wyprawiali luksusowe polowania z liczną kawalkadą, wieczorem zaś organizowali wystawne uczty i orgietki z najpiękniejszymi kurtyzanami. Już papież Pius II (1458–1464) narzekał na rozpustne życie swoich kardynałów: „Gdybyśmy mieli nadawać tę godność tylko tym, którzy na nią naprawdę zasłużyli, musielibyśmy chyba w niebie szukać ludzi, którym moglibyśmy dać czerwony kapelusz” . Pietro Aretino, jeden z najwybitniejszych pisarzy włoskiego renesansu, relacjonuje, jak zabawiali się papieże i kardynałowie z zamku św. Anioła: „(...) stary papież jest adeptem czarnej magii i zna się na tajemnych rytuałach czarnoksięskich. Poza tym opowiadano, że kiedy nie jest zmęczony, wyprawia w swojej świątyni okryte tajemnicą nocne orgie z kurtyzanami, ogierami i klaczami. Nie czynił tego bynajmniej sam, ale w towarzystwie swej córki i syna, którym był oddany nie tylko jako osoba duchowna, ale również jako kochający ojciec. W tych skandalizujących powieściach mówiło się też o kazirodztwie w rodzinie papieskiej: uważano, że córka utrzymuje stosunki nie tylko ze swym ojcem, ale i bratem. (...) Antonia czuła się urzeczona. Po raz pierwszy zobaczyła na własne oczy rezydencję papieża, będącą domem uciech, opanowanym przez kurtyzany i spragnionych miłości księży. W pewnej chwili wzrok jej padł na frontową stronę stołu i ujrzała tam mężczyznę z czarną maską na twarzy, złowieszczo błyszczącą w blasku świec. W pierwszej chwili Antonii wydawało się, że ujrzała samego Boga. Ale potem przypomniała sobie te wszystkie opowieści, które słyszała o papieżu. Nie był on Bogiem, choć jego potęga i bogactwo zdawały się nieopisanie wielkie. Był jednak tylko człowiekiem, który za maską ukrywał swą zniekształconą przez syfilis twarz”. Aretina nazywano biczem na „książąt Kościoła”. Według opinii wybitnego pisarza Aldousa Huxleya, „trudno znaleźć jakiegoś pisarza średniowiecza czy odrodzenia, który nie uważałby za pewnik, że od najwyższego prałata po najniższego brata klasztornego większość duchownych jest dogłębnie zepsuta” („Diabły z Loudun”)... Wróćmy jednak do naszego pocztu papieży.
¤¤¤ Klemens IX (1667–1669). Sam skromny i pobożny, próbował naprawić opinię o swoich podopiecznych. Skasował część zakonów, które pod płaszczykiem religii oddawały się rozpuście i lenistwu. Kiedy jezuici darowali Turkom wyspę Kandia – papież rzucił klątwę na jezu-
itów. Zdemoralizowanemu klerowi nie podobały się rządy Klemensa, więc papież ten po dwóch latach urzędowania zginął tajemniczą śmiercią. Mówiło się, że został otruty przez ludzi z najbliższego otoczenia. Papież Klemens X Altieri (1670–1676) był wcześniej nuncjuszem w Polsce. Kiedy już został papieżem, namawiał Jana III Sobieskiego do totalnej wojny z Turcją, co w ostateczności udało się zrealizować dopiero jego następcy na tronie Piotrowym. Klemens X był tak miernym zarządcą, że „przekazał prawie zupełnie rządy swemu adoptowanemu bratankowi, kardynałowi Paluzzo Paluzzi Altieri” (patrz: Seppelt). Kardynał ów nosił rodowe nazwisko papieża, bowiem poślubił jego bratanicę, jedyną dziedziczkę rodu Altierich, a także został adoptowany przez Klemensa X, aby zapewnić ciągłość rodowi. Drugiego bratanka, Kaspra Altieriego, hetmana wojsk kościelnych, „polecił papież nuncjuszowi kardynałowi Buonvisiemu osadzić na tronie polskim” (ksiądz Fabisz, „Wiadomość o legatach”). Pod panowaniem papieży XVII wieku było to całkowicie normalne i weszło w akceptowany zwyczaj, że kardynał nepot
rządził państwem papieskim – a więc i w znacznym stopniu Kościołem – „jakby mu się wszelka władza już tym samym należała, że jego stryj czy wuj został papieżem. Conclave (zgromadzenie kardynałów – przyp. AR), wybierając papieża, tym samym już milcząco pozwalało wynieść protegowanego przez niego nepota na najwyższe w rządzie stanowisko. A ponieważ nepot najczęściej według własnej woli obsadzał urzędy, przeto na posady hierarchii rzymskiej przynoszące największe dochody dostawali się ludzie niezdolni, nie obeznani z interesami państwa, dlatego tylko, że byli w łaskach u panujacej rodziny albo dobrze się jej opłacali... (Chłędowski, „Ludzie baroku”). W 1676 roku Klemens X, zaniepokojony powszechnymi występkami duchownych (szczególnie zakonników), potwierdził regułę trynitarzy bosych w Hiszpanii: „Jeśli zakonnik zgrzeszył przeciw ślubom czystości, ma zostać zamknięty na sześć miesięcy i chłostany wedle uznania przełożonego (...). Jeśli jednak jego zbrodnia stała się głośna, ma w konwencie biegać przez rózgi i cały rok jęczeć w więzieniu”. Niezmiennie więc istniał system tuszowania grzechów duchownych. I w tym kontekście „prawdziwie” nauczał Jan Gerson – teolog, kanclerz Sorbony – że nie szkodzi nic, co się czyni, jeśli tylko nie widzą tego ludzie świeccy: „Ale trzeba baczyć, by działo się w tajemnicy, nie w dzień świąteczny ani w świętym miejscu i z osobami nie pozostającymi w związku małżeńskim”. A więc „róbta, co chceta”, ale żeby się nie wydało... Tak to w Kościele trwa do dziś. Przypomnę, że postanowienia soboru trydenckiego (1545–1563) nadal obowiązywały i celibat został utrzymany. W dalszym ciągu małżeństwo księdza uchodziło za rzecz obrzydliwą i wielkie przestępstwo, a „dopuszczającym się tego księżom groziła ekskomunika i odmowa kościelnego pochówku, przy czym zbyt pobłażliwych wizytatorów czekały te same kary, których orzeczenia zaniechali. Oczywiście księżom ponownie zakazano utrzymywania nałożnic i innych podejrzanych dam, arcypasterzom zaś powierzono zadanie karania wszelkich wykroczeń z pominięciem jakichkolwiek form sądowych” (Deschner). Oczywiście nie dotyczyło to dostojników kościelnych, więc na przykład biskupom za podobne „przestępstwa” w najgorszym wypadku groziła kara finansowa.
¤¤¤ Innocenty XI (1676–1689), kiedy jeszcze jako Benedetto Odescalchi „po raz pierwszy zawitał do Rzymu, miał u pasa pistolet i szablę. Zamierzał szukać wojennych przygód w królestwie Neapolu. Nagle zmienił strój, podjął studia prawnicze i wstąpił do zakonu. W wieku 34 lat był już kardynałem” (Jean Mathieu-Rosay). Największym jego sukcesem politycznym było zjednoczenie Polski, Austrii i Wenecji przeciw islamskiej Turcji, co przyniosło słynne zwycięstwo króla Jana III Sobieskiego w Kahlenbergu pod Wiedniem (1683 rok). Papież był współtwórcą tzw. Ligi Świętej, czyli przymierza Watykanu, Polski, Austrii i Wenecji przeciwko Turcji. Papiescy emisariusze nakłonili też króla francuskiego Ludwika XIV do odwołania edyktu nantejskiego, co stało się w roku 1685. Nietolerancja religijna i prześladowania hugenotów (mordy, deportacje do kolonii) zmusiły ich do masowej ucieczki z Francji do protestanckich krajów Europy oraz do kolonii angielskich w Ameryce Północnej. Około 200 tysięcy hugenotów, czołowych przedstawicieli handlu i przemysłu oraz reprezentantów wolnych zawodów (np. wielu lekarzy), swą pracę i wiedzę fachową oddało na usługi innych krajów, co stanowiło poważną stratę dla Francji. Ale papież był zadowolony: heretycy zostali przepędzeni. Jego następcą był Aleksander VIII (1689–1691). Kiedy został papieżem, oznajmił bez zawstydzenia: „»Wybiła godzina dwudziesta trzecia. Wykorzystajmy zatem jak najpełniej te ostatnie chwile i dane nam możliwości«. Dotrzymując słowa,
ściągnął z Wenecji swą liczną rodzinę, by mogła czerpać pełnymi garściami ze złotej żyły Watykanu. Kupowano księstwa, zawierano wspaniałe małżeństwa, sięgano po książęce i kardynalskie tytuły, którymi papież obdarzał również dwudziestodwuletnich krewniaków” (op. cit.). Innocenty XII (1691–1700), czyli Antonio Pignatelii, był synem neapolitańskiego księcia. To pierwszy
15
papież, który potępił nepotyzm – wydał bullę „Romanum decet Pontificem”, która zabraniała papieżom bogacenia siebie i swoich rodzin kosztem majątku kościelnego. Pod tym względem sytuacja była wówczas bardzo napięta, bo burzyła się ludność, na którą nakładano coraz to większe podatki i protestował kler, bo dotychczasowi papieże, mimo że nie mogli wyznaczać swego następcy, to tym bardziej dbali o zabezpieczenie swojej rodziny za swego pontyfikatu. „W gruncie rzeczy nepotyzm był gorszy od dynastycznego następstwa, gdyż nepotom chodziło tylko o wzbogacenie się bez względu na dobro papiestwa. Nepotyzm stał się więc rakiem, który toczył państwo papieskie” (Chłędowski, op. cit.). Innocenty XII założył również „Kongregację do spraw dyscypliny kleru”. Instytucja – słuszna w samym założeniu – niewiele jednak mogła zdziałać i w zasadzie pozostała „papierowym tygrysem”... ¤¤¤ Rządy Klemensa XI (1700–1721, nazwisko rodowe – Gian Francisco Albani), mimo wydanej kilka lat wcześniej papieskiej bulli „Romanum decet Pontificem”, również odznaczały się wybujałym nepotyzmem. Papież, podobnie jak jego poprzednicy, obsypywał swoją rodzinę godnościami i bogactwami, a państwem kościelnym rządził tak naprawdę jego wszechpotężny siostrzeniec, kardynał Hannibal Albani (jego pozycja była tak mocna, że po śmierci wuja osadził na tronie papieskim swojego kandydata). Klemens XI, „(...) dowiedziawszy się, że jezuici, wysłani do Chin, uwielbiają tak samo Konfucjusza jak Chrystusa, wysłał tam kardynała Journona w celu wykorzenienia tego bałwochwalstwa. Jezuici podjudzili tymczasem Chińczyków przeciw kardynałowi i skutek był ten, że delegat papieski zginął tam śmiercią skrytobójczą” (Stanisław Jankowski, „Grzechy rzymskich papieży”). Mimo to ten obłudny zakon cieszył się poparciem papieża, wywierał wpływ na panujących i wprowadzał terror. Słynna bulla „Unigentibus” (1713 r.), w której Klemens XI potępił jansenizm, wywołała powszechne zamieszanie i spowodowała dalsze walki religijne prowadzone aż do końca jego życia. Papieska nienawiść do jansenistów i traktowanie ich jako heretyków jest o tyle niezrozumiała, że Jansen, holenderski teolog, podkreślał przecież znaczenie Biblii oraz tradycji chrześcijańskiej. Być może „Wikariuszowi Chrystusa” nie podobała się jansenowska surowość moralna i sprzeciw wobec działalności jezuitów, ekspansjonistów miłych papieskiemu sercu. Ale o tym w następnym odcinku. ANDRZEJ RODAN
16
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
CZUCIE I WIARA
Znaki końca (2) Polem szczególnie obfitym w znaki czasu końca ma być sfera religijna. To okres zwiedzeń religijnych i wyparcia się Boga, epoka odrodzonego spirytyzmu w racjonalnym świecie. „Baczcie, żeby was kto nie zwiódł” (Mt 24. 4) – tymi słowami Jezus rozpoczął swą eschatologiczną mowę dotyczącą znaków poprzedzających Jego powtórne przyjście na ziemię, by za chwilę dokonać ciekawej charakterystyki czasów ostatecznych. Z jednej strony ewangelia będzie powszechnie znana („I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec” – Mt 24. 14), a z drugiej – znajomość Boga będzie na tyle formalna i powierzchowna, że wielu ulegnie szerzącym się zwiedzeniom („Albowiem wielu przyjdzie w imieniu moim, mówiąc: Jam jest Chrystus, i wielu zwiodą”; „I powstanie wielu fałszywych proroków, i wielu zwiodą” – Mt 24. 5, 11). Będzie to więc czas duchowych poszukiwań, ale źle ukierunkowanych, a jednocześnie epoka sceptycyzmu, kpiarstwa i niewiary („Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” – Łk 18. 8).
Czas globalnej ewangelizacji Opis znaków czasu w świecie religijnym znajdujemy również w Apokalipsie. To tam zapisano tzw. trójanielskie poselstwo – ostatnie dramatyczne orędzie Boga, które ma objąć swym zasięgiem „wszystkich mieszkańców ziemi i wszystkie narody, i plemiona, i języki, i ludy” (Ap 14. 6–12). A zatem cechą charakterystyczną epoki końca ma być ogólnoświatowa ewangelizacja. Gdy owa „ewangelia wieczna” dotrze do wszystkich, „wtedy nadejdzie koniec”. Na globalną skalę biblijna misja ruszyła w XIX wieku – zaczęły powstawać towarzystwa biblijne zajmujące się przekładami Pisma Świętego i jego rozpowszechnianiem. Dziś Biblia dociera rzeczywiście wszędzie – została przetłumaczona w całości lub w części na ponad 2600 języków i dialektów świata. Nadal pozostaje największym bestsellerem wszech czasów – co roku sprzedaje się ponad 150 milionów jej egzemplarzy. Organizowane są satelitarne spotkania biblijne, szerzą ją programy telewizyjne i radiowe, jej treść jest popularyzowana na kasetach wideo. Nie było wcześniej takiego dostępu do Pisma jak teraz. Coraz
liczniejsze są misje w odległych rejonach na kuli ziemskiej, powstają charytatywne ośrodki chrześcijańskie, Kościoły niosą pomoc zacofanym rejonom, prowadzą szpitale i szkoły. Rozwija się archeologia biblijna, która pozwala lepiej rozumieć kulturę starożytnego Bliskiego Wschodu i wspomaga – podobnie jak badania lingwistyczne – wiarygodność Pisma Świętego.
Czas niewiary i religijnego zamieszania Powszechnej ewangelizacji nie będzie jednak towarzyszyć wzrost wiary. Dlatego Jezus mówił, że ewangelia będzie głoszona „na świadectwo wszystkim narodom” – a zatem ci, którzy słyszą dobrą nowinę o zbawieniu w Jezusie, ale ją odrzucają, sami odbierają sobie szansę, którą oferuje Bóg. Jezus porównywał czas przed swoim powrotem do epoki Noego, gdy ludzie pochłonięci byli przyjemnościami i konsumowaniem materialnych dóbr (Mt 24. 37–39). I dziś gonimy za zdobyczą, nie zostawiając miejsca na sferę ducha. „Bóg umiera w Europie” – pod takim tytułem prasa donosi w XXI wieku o powszechnym kryzysie chrześcijaństwa (hiszpański „El Pais” przytoczył badania, według których to na wskroś chrześcijańskie społeczeństwo uległo zupełnej laicyzacji). Na Zachodzie sprzedawane są kościoły, do których już nikt nie chodzi (np. w Holandii w ciągu 6 lat zniknie ponad pół tysiąca świątyń; kryzys przeżywa też Kościół niemiecki – co znamienne, oba kraje przodowały w nurcie reformacyjnym). Istnieją parafie, których duchowni publicznie przyznają się do niewiary (jak duński pastor Thorkild Grosboll) i nadal pozostają duchownymi! Agencje reklamowe, które mają ratować upadające parafie, zalecają usuwanie z kościołów symboli religijnych i... Biblii. Karierę robią tylko przypominające hale dworcowe amerykańskie megakościoły, w których zamiast modlitw i religijnych pieśni śpiewa się utwory w stylu Disneya i przychodzi poćwiczyć na siłowni. „My zapewniamy wszystko: prywatność, dobrej jakości spektakle i rozrywkę oraz porady” – tłumaczył prasie sukces megakościołów pastor jednego z nich. Religia musi być zatem rozrywkowa, Bóg powinien dostosować się do potrzeb człowieka,
a Kościół – podawać menu według upodobań klienta. Dlatego w Azji, Afryce i południowej Ameryce karierę robi liberalny pentakostalizm i elastyczny nurt ewangelicki, który – jak napisano w jednej z gazet – „dostosowuje się do różnych grup wyznawców oraz proponuje dużą dozę autonomii, która odpowiada współczesnemu społeczeństwu o coraz bardziej indywidualistycznym podejściu do życia”. O tym chyba właśnie pisał apostoł Paweł, malując obraz świata u końca dni: „(...) przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, i odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom” (2 Tm 4. 3–4). Za protestanckim Chrystusem stoi dziś – jak od lat za katolickim – polityczno-ekonomiczny biznes. A więc powszechne odstępstwo od wiary, co dokładnie ujął w swym liście do Tesaloniczan Paweł (2 Tes 2). I choć od samego początku chrześcijaństwo rozdzierane było błędem i kłamstwem (odstępstwo na większą skalę notuje się już od IV w.), to współczesne zamieszanie nie ma sobie równego. Jeszcze nigdy nie było tylu teorii i sprzecznych poglądów na temat każdej niemal biblijnej zasady. Kościoły i wspólnoty mnożą się jak grzyby po deszczu. I każdy ma „prawdę”. I tę samą Biblię.
Czas cudów i fałszywych proroków Jezus zapowiedział, że „wielu przyjdzie w imieniu moim, mówiąc: Jam jest Chrystus, i wielu zwiodą” (Mt 24. 5). Nie trzeba chyba wyliczać, ilu w ostatnich latach pojawiło się samozwańczych mesjaszy (najgłośniejsi z nich – Moon i Sai Baba – ogłosili się wcieleniem Chrystusa). Biblia zapowiada, że „powstanie wielu fałszywych proroków” (Mt 24. 11). Wystarczy przypomnieć tylko dwa niedawne ruchy religijne, które doprowadziły do zbiorowych samobójstw w imię zbawienia (do tragedii doszło w 1993 r. w Waco, w Teksasie oraz 15 lat wcześniej w Gujanie). Mnożą się wspólnoty uznane za niebezpieczne, jak np. Najwyższa Prawda, Kościół Scjentologiczny, Rodzina Miłości – Dzieci Boga. Jezus zapowiedział też wyjątkową aktywność w sferze nadprzyrodzonej. Fałszywi prorocy „czynić będą wielkie znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych” (Mt 24. 24). Swoistym przejawem prądów zwodniczych ma być więc rozwój różnych form cudowności, odczytywanych przez ludzi jako pochodzących od Boga. To czas spirytyzmu, ezoteryki, okultyzmu
oraz wszelkiego rodzaju objawień (doskonale wpisują się w ten scenariusz eksplodujące w XX w. objawienia maryjne!). Puchną od klientów gabinety wróżek i jasnowidzów, w kartach i astrologii wielu pokłada nadzieję, życie dostosowujemy do horoskopów, żywność badamy wahadłem, chodzimy na kursy psychotroniczne, wracamy do zabobonów i ludowych wierzeń, masowo modlimy się we wszystkich miejscach rzekomych cudownych objawień i uzdrowień. Modne są duchy-przewodnicy, kursy Silvy, reiki, tarot, osoby-media kontaktujące się z zaświatami i ruch New Age – mieszanka spirytyzmu, astrologii, religii Wschodu i chrześcijaństwa – według którego bogiem jest człowiek i trzeba tylko ową boskość z siebie wydobyć. „To, co było paranormalne, stało się normalne” – tak podsumował swe badania jeden z amerykańskich socjologów – Andrew Greeley. Tylko w USA horoskopem kieruje się 50 milionów ludzi. Okultyzm jest popularny nawet w biznesie – czołowe światowe korporacje wydają miliony dolarów na szkolenie swych pracowników w technikach New Age. W Stanach Zjednoczonych działa 20 milionów spirytystów, a do brazylijskiej Federacji Spirytystycznej należy 30 milionów ludzi. Biblia podkreśla wzmożoną aktywność sił demonicznych w czasach końca (Ap 13. 13–14), ale jednocześnie przestrzega: „Nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat” (1 J 4. 1). Karierę (szczególnie w Hollywood, choć powstało już ponad 50 ośrodków na całym świecie, ostatnio także w Europie) robi współczesna wersja żydowskiej kabały – „religia” z pogranicza magii, filozofii, psychologicznych technik samorozwoju i międzywyznaniowego mistycyzmu. Oferuje wieczną młodość i natychmiastową nieśmiertelność, gdyż „każdy człowiek jest potencjalnie mesjaszem”... Kontemplacja komórek macierzystych i skupianie się na imionach Bożych ma przeobrażać strukturę DNA, podobnie jak święcona woda, która „tworzy wyższy porządek molekularny”. Ludzie głodni nadnaturalnych przeżyć chłoną różne duchowe filozofie, ponieważ nie może ich nakarmić religia formalizmu i mechanicznej liturgii, jaką w swej istocie stało się w XXI w. chrześcijaństwo. Religia, która przestała wypełniać życie człowieka. Religia tak różna od tego, co proponował Jezus. W czasach ostatecznych mają też powstać różne teorie religijne wokół drugiego przyjścia Chrystusa – filaru nauki chrześcijańskiej (o paruzji Pismo Święte wspomina aż półtora tysiąca razy!). Biblia mówi o trzech niebezpiecznych tendencjach:
głoszeniu nauki, że Jezus już przyszedł (Mt 24. 23–27), że długo jeszcze nie przyjdzie (Mt 24. 48–51) i że nie przyjdzie w ogóle (2 P 3. 3–4). Co znamienne – wszystkie trzy teorie są już głoszone!
Czas prestiżu papiestwa Biblia nakreśla w proroczej wizji ciekawy obraz stosunków międzykonfesyjnych pod koniec czasu (Ap 13. 1–18). Za pomocą przenośni i symboli opisuje wysiłki papiestwa w celu integracji chrześcijaństwa i odbudowania swej potęgi w świecie. Efekty już widać w postaci szeroko zakrojonego ekumenizmu – oczywiście na modłę Watykanu. 10 lat temu 40 przywódców katolickich i protestanckich spotkało się, by podpisać porozumienie o współpracy w dziele ewangelizacji świata – tak naprawdę chodziło o klauzulę zabraniającą nawracania katolików na wyznania protestanckie. (Co ciekawe, członkowie delegacji katolickiej należeli do zakonu jezuitów, który został powołany w XVI w. do zwalczania reformacji). Znakiem czasu są na pewno wielkie ceremonie pod przewodnictwem Jana Pawła II z udziałem przedstawicieli pozostałych religii (nie tylko chrześcijańskich!). Jan Paweł II, wzorem cesarza Konstantyna, jest zainteresowany jedynie zjednoczeniem świata pod swym autorytetem, a nie czystością Ewangelii. W 1986 r. na wspólnym nabożeństwie w Asyżu modlili się katolicy, prawosławni, protestanci, czciciele ognia, spirytyści, szamani, buddyści, muzułmanie, hindusi – oczywiście każdy do swojego boga (Dalajlama mógł nawet zamienić krzyż w kościele św. Piotra w Asyżu na wizerunek Buddy). W 1993 r. w Afryce papież spotkał się z wyznawcami wudu (rodzaj spirytyzmu), obiecując, że nie muszą porzucać swych praktyk, jeśli tylko przyłączą się do Kościoła katolickiego i uznają papieża swym moralnym zwierzchnikiem. Kulisy władzy papieskiej odsłonił w swej książce katolicki pisarz Malachi Martin: „Toczy się obecnie rywalizacja o ustanowienie pierwszego globalnego systemu rządów, jaki kiedykolwiek istniał na ziemi, o to, kto posiądzie podwójny autorytet, aby kontrolować każdego z nas z osobna i nas jako całe społeczeństwa (...) naczelnym celem pontyfikatu Jana Pawła II – motorem wielkiej polityki determinującym jego strategię na każdy dzień i rok – jest zwycięstwo w tych dobrze już zaawansowanych zmaganiach” („The Keys of This Blood”). Cdn. PAULINA STAROŚCIK
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r. symbolikę wzmacnia określenie – „bardzo dobre”. Znamienne jest to, że ostatnia część opowiadania (Rdz. 2. 2–3) składa się w hebrajskim oryginale z trzech zdań, a każde z nich z 7 słów, w środku zaś każdego ze zdań zawarte zostało wyrażenie „dzień siódmy” (jom haszewii). Symbolicznych liczb jest w Biblii wiele. Oprócz 7 należą do nich przede wszystkim 4, 10 i 40 (a ponadto 3 i 12).
NIEŚWIĘTE PISMO
Święte liczby Wczytanie się w biblijną opowieść o stworzeniu świata odsłania symbolikę siódemkową. Cyfra 7, którą stosowano w starożytności dla wyrażenia tajemnicy doskonałości i zupełności, posłużyła kapłańskim redaktorom w strukturze narracji i relacjonowaniu wielu szczegółów. Już zdanie otwierające Biblię – „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię” – składa się z 7 słów i 28 liter (4x7) a drugie zdanie Biblii – z 14 słów (2x7). Po wstępie (Rdz 1. 1n) opowiadanie podzielone zostało na siedem sekcji – każda dla jednego z siedmiu dni stworzenia. Trzy słowa, które pojawiają się w pierwszym wierszu Biblii zostały użyte w opowiadaniu o stworzeniu (Rdz 1. 1–2. 3) następująco: Bóg (elohim) – 35 razy (5x7), niebo (szamajim i raqia) – 21 razy (3x7) i ziemia (erec) 21 razy. W sprawozdaniu z dnia czwartego (Rdz. 1. 14–18) siedem razy mowa jest o świetle (or), tyleż razy pada stwierdzenie: „to było dobre”, przy czym za siódmym razem
K
iedy jakaś religia chce zdobyć nowych wyznawców, reklamu je się jako droga do szansy na od puszczenie grzechów. Problem w tym, że „zmazanie grzechu” nie rozwiązuje problemu winy wobec pokrzywdzonych. Wyznawcy rozmaitych religii lubią nie zauważać faktu, że grzech jest bytem czysto religijnym: poza religią nie ma grzechu, czyli odpowiedzialności człowieka przed Bogiem. Człowiek niereligijny jest zatem istotą bezgrzeszną. Człowiek religijny nie może nigdy człowiekowi niereligijnemu zarzucić grzechu: nie można być winnym wobec kogoś, kto w naszym mniemaniu nie istnieje. Brak grzechu nie jest jednak tym samym, co brak winy wobec innych ludzi. W naszym obcowaniu z ludźmi często podejmujemy decyzje, które są odbierane jako krzywdzące innych. Jeżeli rzeczywiście są one właśnie takie, a więc jeśli naruszyliśmy zasadę sprawiedliwego traktowania innych, powinno się w nas pojawić poczucie winy. Jak wtedy dojść ze sobą do porozumienia? Naszą krzywdzącą kogoś
W Księdze Rodzaju historia ludu Bożego powiązana została dziesięciokrotnie ze słowem toledoth (dzieje). Autor biblijny wymienia dziesięć toledoth, czyli faz rozwoju ludzkości, aż
decyzję należy przemyśleć i wyciągnąć z niej wnioski, aby na przyszłość nie krzywdzić innych i siebie. Nie wymagajmy także tego, aby po naszym „przepraszam” ludzie, zwłaszcza pokrzywdzeni, wieszali nam się ze szczę-
ŻYCIE PO RELIGII
do uformowania się Narodu Wybranego. Dziesięciu patriarchów pojawia się też w pradziejach biblijnych, w tzw. katalogu Setytów od Adama do Noego, czyli do potopu. Bóg zsyła 10 plag na Egipcjan, Izrael otrzymuje 10 przykazań na kamiennych tablicach, a z NT wspomnijmy tylko o 10 pannach z lampami i tyluż plagach, które spadną na świat, zanim nastanie Armagedon (Obj 16. 1–21). Cyfra 4 pojawia się w Biblii szczególnie często w pismach apokaliptycznych – Księdze Daniela i Objawianiu św. Jana. Cztery są bowiem żywioły świata i cztery jego kierunki, kto je opanuje, jest panem wszystkiego. Dlatego władcy Mezopotamii nadawali sobie tytuł króla czterech stron świata. Z czterech liter składa się święte imię Boga – Jahwe (YHWH). Z kolei liczba 40 określa jedno pokolenie. Mieści się w niej 4 i 10 (4x10). Według Biblii, wędrówka Izraela po pustyni trwała 40 lat, a od wyjścia z Egiptu do budowy świątyni Salomona upłynęło 480 lat (12x40). Mojżesz żył 120 lat, a jego życie podzielone zostało w Biblii na trzy 40–letnie odcinki. Po 40 lat panowali w Izraelu legendarni królowie: Dawid i jego syn Salomon. 40 dni i nocy padał deszcz przed potopem... Istnienie symbolicznych znaczeń liczbowych w ST jest faktem. Podobny system greckiego pochodzenia, zwany gematrią, zastosowany został w NT. Jednak biblijne przekłady nie zdołały zachować wszystkich wynikających stąd subtelności. Częstotliwość, z jaką pojawiają się te same liczby w ST i NT, skłania do ostrożności przy lekturze Biblii, zwłaszcza przy ustalaniu dat. Trzeba się bowiem liczyć z tym, że Biblia nie podaje ścisłej chronologii wydarzeń w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. ARTUR CECUŁA
za niegodziwe czyny. Niektórzy ludzie sądzą, że skoro Bóg im wybaczył (a tak przekonują duchowni), to problem już nie istnieje. To być może ułatwia, ale także spłyca życie i naszą samoświadomość. Na pewno jednak nie uczy odpowiedzialności w relacjach międzyludzkich. Przypominam sobie z niesmakiem publicznie składane „świadectwa nawrócenia”, wygłaszane w pewnej ewangelicznej wspólnocie. Ludzie opowiadali o tym, jak kiedyś krzywdzili swoich bliskich, niszczyli ich życie, kradli, oszukiwali itp., no i że teraz jest świetnie, bo nawrócili się, a „Jezus im wybaczył...”. Może i wybaczył, ale prawdę mówiąc, niewiele miał do wybaczenia, bo to nie jego skrzywdzono. Trzeba by jeszcze zapytać samych poszkodowanych, czy jest im równie miło, lekko i przyjemnie, co „nawróconym grzesznikom”. Doprawdy, klajstrowanie w ten sposób życia Bożym przebaczeniem niewątpliwie przynosi ulgę, ale nie sądzę, aby przyczyniało się do budowania zdrowych charakterów. MAREK KRAK
Grzechów odpuszczenie ścia na szyi: bardzo możliwe, że nie będą usatysfakcjonowani i mają do tego prawo. Nie możemy mieć żalu o to, że ktoś nie będzie więcej chciał utrzymywać z nami stosunków. Trzeba przyjąć wszelkie konsekwencje swoich złych decyzji i… żyć dalej. Brak przebaczenia ze strony innych jest rzeczą przykrą, ale nie powinno nas to paraliżować i uniemożliwiać normalnego życia. Mamy prawo żyć, podobnie jak mają prawo ci, którzy wypominają nam nasze winy. Oni z pewnością także, w ten lub inny sposób, skrzywdzili niejednego człowieka. Warto zauważyć, że religijne odpuszczenie grzechów często osłabia poczucie odpowiedzialności sprawców
17
Rozmowa z profesor Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Jednym z najmodniejszych tematów ostatnich lat, a także tygodni, jest lustracja, czyli sprawdzanie czyjejś przynależności do struktur służb specjalnych PRL. – Lustracja mogła mieć znaczenie 15 lat temu, tuż po zmianie ustroju – zamiast „grubej kreski”. Teraz, kiedy niektóre dokumenty zaginęły lub zostały zniszczone, nie ma nawet możliwości uczciwego zrealizowania tej kwestii. – Lustracja była pomyślana jako sposób na zniszczenie lewicy. – Dlatego dziwiłam się bardzo SLD, gdy przed laty poparł na przykład stworzenie IPN. – Sojusz poparł stworzenie Instytutu ze strachu, aby nie zostać oskarżonym o chęć ukrycia nie-
Fot. Krzysztof Krakowiak
C
ała starożytność usiłująca odnaleźć prawa rządzące świa tem, lubowała się w symbo lice liczb. Biblia jest tego najlep szym przykładem. Nadawanie znaczenia liczbom, które miały wyrażać boski ład, nie było wyłącznie domeną Greków. Aby się o tym przekonać, wystarczy przyjrzeć się symbolice numerycznej w Biblii – na przykład historii stworzenia świata w Księdze Rodzaju.
SZKIEŁKO I OKO
się dowiedzieć, kto spośród duchownych współpracował. Zatem nie może być mowy o prawdziwej lustracji, skoro pewna grupa społeczna jest z niej wyłączona. Przypomnę, że wśród kleru diecezjalnego i zakonnego współpracownicy SB byli wyjątkowo liczni w porównaniu z innymi grupami zawodowymi. – To zdumiewający paradoks, że współpracownicy SB, czyli instytucji państwowej, uchodzą za zdrajców, a politycy otwarcie działający na korzyść Watykanu, czyli obcego państwa, np. członkowie Opus Dei, mają opinię patriotów.
OKIEM HUMANISTY (111)
Walka prawicy z prawicą cnych działań dawnych funkcjonariuszy PZPR. – Lustracja uderza jednak w polityków tzw. prawicy. Przecież Służba Bezpieczeństwa nie pozyskiwała informatorów spośród członków PZPR. Zdobywano ich z reguły z obozu przeciwników politycznych. Wyciąganie teczek prawdziwych lub domniemanych agentów jest więc bratobójczą wojną środowisk solidarnościowych. – W sprawie lustracji rodzi się jednak podstawowe pytanie: co było złego w samym fakcie współpracy z legalną instytucją państwa polskiego? Dlaczego ludzie mają się z tego tłumaczyć? – To jest sprawa zupełnie fundamentalna. Uważam, że w samym fakcie czyjejś współpracy z punktu widzenia prawa nie było niczego nagannego. Można teraz zasadnie pytać, czy obecnie współpraca z ABW jest czymś haniebnym i czy za kilka lat każe się tajnym współpracownikom współczesnych służb specjalnych publicznie deklarować tę współpracę i tłumaczyć się z niej? – Dekonspiracja agentów sprawia, że służby te będą miały kłopoty z funkcjonowaniem, bo nikt nie będzie chciał z nimi współpracować. – Skoro współczesne państwo nie może się obyć bez takich instytucji, to cały ten zamęt, który obecnie ma miejsce, uderza pośrednio w ABW i wywiad, a więc w nasze państwo i w nas wszystkich. Tak nie powinno być. Wszystkie teczki dotyczące współpracy kleru z SB zostały przekazane Kościołowi i nie możemy
– Tak, to jest jeden z polskich paradoksów. Dziwne jest także to, że agent – na przykład płatny agent wywiadu amerykańskiego – uchodzi za bohatera narodowego. Proszę zwrócić uwagę, że w głośnej sprawie pani Małgorzaty Niezabitowskiej dziwne milczenie zachowuje były premier Tadeusz Mazowiecki, a dziennikarze nie naciskają, aby skomentował sprawę swojej minister. Sam Mazowiecki, lansowany przez środowiska solidarnościowe jako autorytet moralny, był kiedyś pierwszym zastępcą Bogdana Piaseckiego, przewodniczącego PAX-u, a w 1956 r. założył Stowarzyszenie „Więź” – przecież nie bez zgody ówczesnych władz. – Sprawa teczek ma jeszcze inny aspekt – wiele z nich mogło być sfabrykowanych… – Oczywiście, w dodatku przy obecnej technice produkowanie zupełnie nowych fałszywych dokumentów i teczek nie stanowi żadnego problemu. – Z lustracją wiąże się także weryfikacja. Donald Tusk ogłosił, że sam sprawdzi wszystkich kandydatów Platformy Obywatelskiej do przyszłych wyborów parlamentarnych. – Tym samym postawi się na pozycji jedynego sprawiedliwego ponad wszystkimi kolegami ze swojej partii. Platforma wiele mówi o demokracji w państwie, ale we własnych szeregach nie śpieszy się z jej wprowadzeniem. Jeszcze do niedawna szydzono z powodu tego rodzaju praktyk w szeregach SLD. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA APP RACJA Andrychów – 21.01, godz. 16, ul. Lenartowicza 7 (Klub Osiedlowy); Będzin – trzeci poniedziałek m-ca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; dyżury: środy godz. 16–18; Białystok – wt. – cz., godz. 16–18, ul. Młynowa 78 (róg Boh. Monte Cassino); (85) 744 49 39; od lutego zmiana adresu siedziby na: ul. Wyszyńskiego 2 (DH „Koral” naprzeciwko dworca PKS); Bolesławiec – soboty, godz. 17 ul. Garncarska 15/1; Busko Zdrój – 24.01, godz. 15.30, ul. Kusocińskiego 4a (willa Ewa); Bytom – drugi i czwarty wtorek m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 2, I p.; 0-693 329 937; 0-880 716 618; Częstochowa – pierwszy wtorek m-ca, al. NMP 2, lokal Biura Emerytów i Rencistów; dyżury: każdy wtorek 17–19; Dąbrowa Górnicza – pierwsza środa m-ca, godz. 17, lokal PZW, ul. Wojska Polskiego 35; Dzierżoniów – 20.01, godz. 18, ul. Strzelnicza 2 (Klub Wędkarza); Ryszard Fiszlak 0-502 433 927; Elbląg – 5.02, godz. 16, ul. Grunwaldzka 31; Ełk – 20.01, godz. 17, ul. Maleckich 2/37; Gdańsk – 29.01, godz. 11, ul. Jaśkowa Dolina 78; dyżury w każdą sobotę, godz. 11–14; Gorzów Wlkp. – czwartki, godz. 17, ul. Obotrycka 7; Gubin – pierwszy pt. m-ca, godz. 19; tel. 0-600 872 683; Jastrzębie Zdrój – 22.01, godz. 17, ul. Jasna, bar Caro, zebranie wyborcze; dyżury – czwarta sobota m-ca, godz. 17, ul. Jasna – bar Caro; Kalisz – czwartki, godz. 19, al. Wojska Polskiego 115, II p.; Katowice – czwartki, godz. 17, ul. Sokolska 10a/4; Kielce – 25.01, godz. 17, Rynek, U Sołtyków, zebranie wyborcze – obecność obowiązkowa; Kołobrzeg – czwartki, godz. 16–18, ul. Rybacka 8, biuro zarządu; Kraków – 20.01, godz. 17, ul. Podchorążych 3 (dom biesiadny Złoty Róg); Kraków – trzeci czwartek m-ca, godz. 17, ul. Podchorążych 3, dom biesiadny Złoty Róg; poniedziałki i piątki, godz. 12–14; środy, godz. 16–18, ul. Wójtowska 3/39, I p. (wejście od apteki); tel. (12) 634 54 53; Lublin – 29.01, godz. 15, ul. Beliniaków (siedziba SLD), obecność obowiązkowa, zebranie zamknięte. Zapraszamy wszystkie zarządy z woj. lubelskiego; Łomża – 23.01, godz. 17, Stary Rynek 1 (pub Pod Papugami); tel. 0-501 247 578; Łódź – spotkania stałe w siedzibie partii, ul. Próchnika 1, p. 307; Bałuty – pierwsze wtorki m-ca, godz. 16; tel.
654 32 11; Polesie – ostatnie środy m-ca; tel. 0-602 626 437; Widzew i Górna – pierwsze czwartki m-ca, tel. 673 11 22; Mysłowice – 12. każdego m-ca, godz. 17, lokal ALF (Brzączkowice); Pasłęk – 29.01, godz. 16, ul. Ignacego Krasickiego 22 (bar) – zebranie założycielskie; kontakt: Krzysztof Krawczyk 0-880 158 648; Piła – 26. 01, godz. 17, restauracja Hades; Poznań – 27. 01, godz. 17.30, ul Szelągowska 53, zebranie przewodniczących kół województwa wielkopolskiego; Poznań Nowe Miasto, Rataje – pierwszy czwartek m-ca, godz. 17.30, ul. Szelągowska 53; Poznań Winogrady – 24.01, godz. 17, ul. Szelągowska 53; Ruda Śląska – druga sobota m-ca, Stanisław Stefanik (32) 248 37 14; Rzeszów – pierwszy i ostatni poniedziałek m-ca, godz. 16–18, ul. Słowackiego 10a, Club Bonanza (sala na górze); Sanok – każdy 3 piątek m-ca, godz. 17, restauracja Czarny Koń (na dole); tel. 0-606 636 273; Siedlce – pierwszy piątek m-ca o godz. 17, ul. Kazimierzowska 7, Zakład Mleczarski, restauracja Smak; Siemiatycze – kontakt w sprawie organizacji nowego koła – Mariusz Olchowik 0-503 620 380; Sosnowiec – druga środa m-ca, godz. 17, kawiarnia Kolorowa; Stargard Szczeciński – 30.01, godz. 17, ul. Limanowskiego 24 (sala PCK); Szczecin – każda sobota, godz. 10–13, pawilon przy ul. Włościańskiej 1; spotkania ogólne w pierwszą sobotę m-ca, godz. 11, tel. do biura: 483 77 54; Szczecin – 30.01, godz. 11, ul. Włościańska 1 (pawilon, I p.), Wojewódzki Zjazd Delegatów APPR; Świdnica – 28.01, godz. 17, zebranie w Domu Działkowca; Świnoujście – 21.01, ul. Grunwaldzka 62c (Szkoła Nauki Jazdy); Tarnowskie Góry – drugi wtorek m-ca, godz. 18; kontakt: Bożena Wrona (32) 285 21 10; 0-603 068 881; Tychy – dyżury w środy, godz. 17–19, ul. gen. Grota-Roweckiego 10; Warszawa (Mokotów, Ursynów, Wilanów) – czwartki, godz. 18, ul. Puławska 143, Dialog Cafe (koło stacji metra Wilanowska); Wieluń – pierwsza sobota m-ca, godz. 16, osiedle Stare Sady, kawiarnia Martynka; Wrocław – czwartki, godz. 17, Klub Kombatanta przy ul. Zelwerowicza 4; Zbąszyń – pierwsza środa m-ca, godz. 18.30, hotel Acapulco; Zgorzelec – wtorki, piątki, godz. 16–18, w siedzibie przy ul. Warszawskiej 1, p. 5; Zielona Góra – piątki, godz. 17, pl. Słowiański 21.
Pani pozna Pana Samotna, atrakcyjna, wolna, blondynka, 46/158/56, średnie wykształcenie, własne gospodarstwo, niepaląca i niepijąca, pozna Pana w odpowiednim wieku, na poziomie, najchętniej rolnika. Mazowsze (1/a/04) 65-letnia emerytka, 170/85, z dobrą prezencją i średnim wykształceniem, odpowiedzialna i uczciwa, pozna Pana mądrego, dobrego i wysokiego, prawnie wolnego, niezależnego finansowo i mieszkaniowo, do lat 72. Olsztyn (2/a/04)
KATEDRA JOANNY S.
Zawód czy charakter? Telewizyjna debata Durczoka o legalizacji prostytucji pokazała po raz kolejny bezmiar prawicowej hipokryzji i lęku przed rzetelną wiedzą. Nie bez powodu przez całe wieki utrzymywano lud w ciemnocie, w czym państwu dzielnie pomagał Kościół. Zawsze to lepiej i bezpieczniej, gdy owieczki są ciche i pokorne, modlą się tylko i pracują, nie wiedząc, że mogą nie być dojone. Gdzie zaczyna się wiedza, tam kończy się naiwna wiara, że z Bożą pomocą wszystko jest możliwe. U Durczoka kaczyńska prawica święcie wierzyła, że lada dzień zlikwiduje prostytucję, bo to tak samo proste, jak likwidacja chorób wenerycznych i AIDS. Przecież wystarczy wstrzemięźliwość seksualna i nastawiony na prokreację małżeński seks. Nie ma potrzeby legalizowania prostytucji i robienia problemu z czegoś, co dzięki prawicy zostanie lada moment wyplenione raz na zawsze. Najpierw w Warszawie, a potem już w całej Polsce, Europie, świecie... (może chociaż w innych światach uchowa się – ku niekłamanej radości licznych, na razie ziemskich uczestników rynku płatnej miłości). Nie da się pogodzić wiary z wiedzą, tak jak nie można pogodzić ognia z wodą. Nawet święconą. Dlatego nie dziwiłam się zbytnio, że przerywano mi, ilekroć przedstawiałam historyczne dane dotyczące stosunku państwa, a zwłaszcza Kościoła, do prostytucji. Szkoda, że robił to także prowadzący, skądinąd uroczy p. Kamil. Widocznie choroba Pośpieszalskiego jest zaraźliwa, a paraliż postępowy najzacniejsze trafia głowy. Rynek usług erotycznych jest typowym przykładem tworzenia podaży przez popyt. Nie brak na to dowodów historycznych. W starożytnym Izraelu prostytucja w zasadzie nie występowała. Mężczyźni stale mający w zasięgu ręki żony, konkubiny i niewolnice nie byli zainteresowani zaspokajaniem seksualnych apetytów poza domowym zaciszem. Potępiano przede
Niebrzydka, samowystarczalna i interesująca się ezoteryką pięćdziesięciokilkulatka, pozna Pana z wykształceniem minimum średnim, w miarę uduchowionego, nastawionego na uczciwość w związku (niekoniecznie formalnym), z południowej Polski (3/a/04) Pan pozna Panią Wysoki, przystojny, wolny 40-latek z klasą i dużą umiejętnością empatii, zdecydowany lewicowiec i ateista, interesujący się literaturą, sztuką, filozofią społeczną, pozna niebanalną dziewczynę, harmonijnie łączącą w sobie intelekt, wrażliwość i seksapil. Odpowiem na każdy list. Bydgoszcz (1/b/04) Żonaty, zdecydowany antyklerykał i ateista pozna szczupłą Panią do lat 40 o podobnych poglądach w celu towarzyskim, z Pleszewa i okolic. Sponsoring wykluczony (2/b/04)
wszystkim cudzołożne żony, dla których nie było żadnego usprawiedliwienia, gdyż działały z niskich pobudek, za jakie – zgodnie z ówczesnymi ocenami moralnymi – uznawano potrzeby seksualne. Inaczej było z nierządnicami, których czyny mógł usprawiedliwiać brak środków do życia. W starożytnej Grecji prostytucję uznawano za zjawisko wręcz pożądane, więc była ona bardzo rozpowszechniona i miała wiele odmian – od portowej po świątynną. Najsłynniejszy był pod tym względem Korynt, któremu zawdzięczamy używaną do dzisiaj najwdzięczniejszą nazwę przedstawicielek zawodu: córy Koryntu. Jednak to najpierw w Atenach objęto prostytucję systemem państwowego nadzoru. W VI w. p.n.e. Solon wprowadził licencję na uprawianie tego zawodu. O wielkości wpływów z tego tytułu świadczy fakt, że pieniądze na budowę świątyni Afrodyty pochodziły z podatków płaconych przez domy publiczne. Najznamienitsi Rzymianie – Cyceron, Katon, Seneka – podobnie jak Grecy, uważali prostytucję za zawód potrzebny, sprzyjający trwałości małżeństwa. Wprowadzili jej licencjonowanie i reglamentację. Prawo regulowało prowadzenie domów publicznych (mogły to robić tylko kobiety zamężne), a specjalne przepisy były wymierzone w prostytucję amatorską, sutenerstwo i kuplerstwo. Budowa świątyni Venus Verticordia została sfinansowana z kar pieniężnych
Przystojny, szpakowaty brunet 36/186/92, o wszechstronnych zainteresowaniach (polityka, historia, muzyka, film), bezrobotny i bez zasobów materialnych, ale cechujący się uczciwością, wrażliwością, pozna Panią, która jest dobrą przewodniczką po trudnych i niezrozumiałych stronach Pisma Świętego. Braniewo (3/b/04) Wolny, lat 67, wzrost i wykształcenie średnie, bez nałogów i bez zobowiązań, z własnym mieszkaniem w Katowicach, zainteresowania wszechstronne, pozna szczupłą Panią o podobnych walorach, zdecydowaną na wspólne życie. Katowice (4/b/04) Inne Samotny, 45/176/70, pozna Pana samotnego z dużą nadwagą. Gdańsk (1/c/04)
nałożonych na kobiety zamężne przyłapane na uprawianiu prostytucji. Chrześcijaństwo do pewnego stopnia przejęło rzymski punkt widzenia na prostytucję. Sobór w Bazylei (XV w.) uznał ją za instytucję niezbędną dla społeczeństwa, pozwalającą utrzymać nierozerwalność małżeństwa. W katolickiej moralności doskonale mieściło się przekonanie, że grzech z prostytutką jest mniejszy niż z kobietą cnotliwą i pobożną. Jednak zgodnie z katolickim relatywizmem moralnym prostytucja była obciążona piętnem hańby, a za wyłącznie winne uznawano kobiety. Im bardziej potrzebowano nierządnic, tym bardziej nimi gardzono. Za to nie gardzono ich pieniędzmi. Kiedy prostytutki chciały ufundować witraż w katedrze Notre Dame, św. Tomasz uznał, że nie ma w tym nic niewłaściwego. Także papież Sykstus IV, twórca Kaplicy Sykstyńskiej, finansował artystów dzięki zyskom z domu publicznego. Znów kłania się starożytny Rzym ze swoim pecunia non olet. W bliższych nam czasach najbujniejszy rozkwit prostytucji miał miejsce w purytańskiej Anglii epoki wiktoriańskiej. W połowie XIX wieku w Londynie jedna prostytutka przypadała na dwunastu mężczyzn. Statystyczny dżentelmen korzystał z płatnych usług erotycznych dwa, trzy razy w tygodniu. Współcześni mężczyźni mogą tylko pomarzyć... Wiedza historyczna wskazuje jednoznacznie, że prostytucja to zawód. Specyficzny, trudny, wymagający specjalnych predyspozycji... Ale przecież także nie każdy może być lotnikiem, marynarzem czy górnikiem. Największa szkoda, że prostytuują się inne zawody. Najbardziej... politycy. Ponieważ w ich wykonaniu jest to jednak amatorszczyzna, powinna być zatem obciążona karami pieniężnymi, jak w starożytnym Rzymie. Już wyobrażam sobie dyskusję, na co przeznaczyć tak niespodziewane wpływy budżetowe... Tylko proszę tego opacznie nie zrozumieć. JOANNA SENYSZYN
Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,30 zł i wysłać na nasz adres. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią, podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,30 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków nie będą drukowane ani przekazywane adresatom!
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
LISTY To jest chore! Wszystkie media rozdarły się o tym, że Wielka Biała Matka nie przyjedzie (obraziła się czy co?). Myślałem wczoraj wieczorem, że ponownie zobaczę kebab, który zjadłem kilka godzin wcześniej, gdy dwudziesty raz słyszałem: „Nie przyjedzie”... Dobrze, że mam trochę płyt, bo musiałem sam zadbać o audio tego wieczoru. A dziś rano od nowa... Ręce opadają! W dodatku cała prasa się rozpisała i foch „Białej” wywołał taką ogólnonarodową żałobę, jakby co najmniej tsunami uderzyło drugi raz. Tytuły są debilnie głupie! Na przykład „Super Express” napisał: „Zabrali nam papieża”, a w radiu można usłyszeć: „Jeśli nie teraz, to kiedy?”. No właśnie – kiedy? Bo w 2006 r. może na tronie Piotra siedzieć ktoś inny. Mówienie, że wizyta nie miałaby celu (a która miała?), bo przecież Wielki Rodak nie ma czego poświęcić na Polach Wilanowskich, jest – według mnie – perfidną próbą wymuszania na narodzie dalszego budowania nikomu niepotrzebnego hangaru. To wszystko jest po prostu chore i modlę się, by w końcu znaleźli się ludzie, którzy i w mediach, i w rządzie spojrzą na to wszystko racjonalnie... Nie przyjedzie? I bardzo dobrze! Przynajmniej budżet państwa zaoszczędzi parę milionów, a ja nie będę stał w korkach, nie będę musiał jeździć po butelkę piwa czy do pubu 100 kilometrów od Krakowa (ostatnio była prohibicja). Po prostu nie będzie dnia wyjętego z życiorysu narodu, kupy śmieci w oknach i na ulicach po całej imprezie oraz flag obcego państwa na każdym budynku. Tylko ciągle się zastanawiam, co będzie, jak Papa zejdzie – chyba wybiorę się wtedy na miesiąc w Himalaje albo na biegun, bo tylko tam nie będzie o tym słychać – chyba że to naprawdę nieomylny i zastępca Chrystusa, to wtedy nawet góry się poruszą... Ci, którym smutno, że Papa nie przyjedzie, niech sobie przypomną osiem poprzednich pielgrzymek... Jakub
Opowieść wigilijna Co widziałem w nocy z 24 na 25 grudnia 2004 r. Oto papież, stanąwszy w swej kaplicy, pochylił się nad leżącą w żłobku imitacją przedstawiającą nowo
narodzonego Syna Bożego, Jezusa, i przemówił. – Widzisz, otom ja jest król całej ziemi, który stoi nad tobą. Góruję nad tobą chwałą, jaką mam u ludów, narodów i języków. To mój majestat głoszą wielcy tego świata, oddając mi cześć. A tyś jest wciąż
małym niemowlęciem i nikt nie słyszy twego głosu. To mój głos idzie po całej ziemi. Przekazują go wszystkie media z czcią, mówiąc: To mówi wasz ojciec święty, który ma tron w Rzymie i ja im błogosławię. Sprawiłem, że mój wierny wizerunek ozdabia domostwa siedmiuset siedemdziesięciu milionów wiernych sług moich, którzy noszą mnie w sercach swoich i są szczęśliwi, gdy się im ukażę. Przed dwoma tysiącami lat mówiłem do ciebie, abyś i ty oddał mi pokłon, cześć i chwałę, a darowałbym ci wszystkie te królestwa, ich przepych i chwałę. Miałbyś całą tę władzę, którą ja dziś mam. Miałbyś pełno sług i dostojeństwo, a tak jesteś mały i daleko ci do mojej chwały. Złożyłeś ofiarę za grzeszny świat, dałeś swe ciało i krew jako okup. Ale narody odrzuciły twoją ofiarę i cała ziemia przyjęła mój system ofiarny, w którym sześćdziesiąt sześć razy w roku uczestniczą miliony wiernych i w każdy dzień są liczni w moich świątyniach wywyższając ofiarę, którą ja ustanowiłem. Śpij dalej, malutki, i niech śpi z tobą chwała twoja! Andreas, Siedlce
LISTY OD CZYTELNIKÓW Dość tych absurdów! Krakowski spektakl „Sylwester z gwiazdami” prowadziła między innymi p. Agata Młynarska. Czy tej kobiecie pomyliły się imprezy – zabawa sylwestrowa z rekolekcjami? Prze-
żyłam już sporo lat w tym ukochanym kraju, ale jeszcze nikt mnie nie błogosławił w noc sylwestrową. Jeśli p. Młynarska chciała być pobłogosławiona przez dobrodzieja przed wystąpieniami (żeby nie plotła bzdur), to już jej sprawa, ale ja nie muszę tego ani słuchać, ani oglądać. Mam już dość tych absurdów ze strony kleru. Na wigilię pozwalają mi jeść szynkę, w sylwestra mnie błogosławią, maturzyści muszą prosić o dyspensę (bo post) na studniówkę (za opłatę, oczywiście). Paranoja! Czy 90 proc. niby-katolików nie widzi, że kler sobie z nich kpi? Anna J., Kalisz
Potrzebna lewica… Pamiętam, jak na każdym wiecu czy spotkaniu w latach 1980–1981 obiecywano ludziom „godne pobory”, „godne emerytury” i „pracę nie na kolanach”. Gdzie realizacja tych obiecanek? Jak działacze „Solidarności” mogą spokojnie pokazywać się w telewizji i patrzeć społeczeństwu
Książka, która wstrząsnęła Kościołem w czasach PRL Cena jednego egzemplarza wraz z kosztami przesyłki – 20 zł Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Wydawnictwo NINIWA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź lub e-mail:
[email protected], tel. (0-prefix-42) 630-70-66
w oczy? Gdzie byli Mazowiecki, Wałęsa, Frasyniuk, Borusewicz, Suchocka, Rokita, Kaczyńscy, Krzaklewski, Buzek, Hall, Bujak, Śniadek i inni, gdy gospodarka polska była rujnowana i rozkradana? Gdzie te ich obiecanki o godnych poborach? Przecież to są zwykli oszuści z gębami pełnymi frazesów i tupetem. Zamiast brać się do gospodarki, zabrali się do lustracji i dekomunizacji. Karmią społeczeństwo tematami zastępczymi, m.in. rocznicami Powstania Warszawskiego, Katynia, stanu wojennego, kopalni „Wujek” itp., byle tylko odwrócić uwagę od siebie i swoich błędów. O sprawach istotnych dla społeczeństwa nikt mówić nie chce i nie pisze. Oczywiście, z wyjątkiem „FiM” i innych lewicowych pism. Po 1989 r. zaserwowano narodowi polskiemu, bez jego zgody, szokową transformację. Miliony ludzi w wieku produkcyjnym pozostały bez pracy (nawet na kolanach) i środków do życia, a inni zadają sobie pytanie, gdzie te „godne” emerytury... I jeszcze jedno: uważamy ks. Popiełuszkę za bohatera narodowego, a przecież zginął on za politykę, a nie za wiarę, jak nam się to wciska. Ja zaś uważam za cichego bohatera lekarza – dyrektora szpitala, który podczas wprowadzania reformy służby zdrowia zamiast podpisać grupowe
19
zwolnienie, odebrał sobie życie. Cześć jego pamięci! Kiedy oglądam naszych „wybrańców” w Sejmie, Senacie i rządzie, jedynej i ostatniej nadziei upatruję w treści wywiadu red. Poradowskiego z M. Rakowskim pt. „Lewica potrzebna od zaraz” („FiM” 50/2004). Janusz Cyfrowicz, Kamionka
Figlarne skrytki Przeczytałem ostatnio w pewnym tygodniku o „Zakonnicach w cywilu”, czyli siostrach zakonnych udających „zwykłe” kobiety, by tym skuteczniej indoktrynować dzieci szkolne i dorosłych. Pomijam tutaj ocenę moralną i prawną takich działań, bo „panie”, aby zwiększyć swą skuteczność, „pozwalają nawet, aby się w nich zakochać”. Idą ostro i daleko. Pójdźmy i my. Otóż deklaruję się (mam nadzieję, że siostry czytają „FiM”), że za godzinkę przyjemnie ze mną spędzoną wykonam jakąś czynność religijną (paciorek lub coś podobnego). A za godzinkę spędzoną ze mną i moimi kolegami wszyscy możemy – przysięgam – iść do spowiedzi i pokajać się... A więc panowie, do dzieła, pomóżmy Kościołowi skurwić się do końca z miłością bliźniego na ustach. Grzegorz Waleriańczyk, Konin
Naszemu Koledze
RYSZARDOWI PORADOWSKIEMU składamy szczere wyrazy współczucia z powodu śmierci brata Przyjaciele z redakcji „Faktów i Mitów” KSIĄŻKA WYDANA PRZEZ JONASZA Książka jest zapisem wspomnień Stanisława Leszkowicza (ur. 1928), wieloletniego pracownika Ministerstwa Handlu Zagranicznego oraz instytucji i przedsiębiorstw współpracujących z zagranicą. Autor podejmuje próbę ukazania powojennej rzeczywistości z punktu widzenia człowieka, który chce do czegoś dojść, kimś być w nie zawsze zdrowym systemie. Dzięki zawartości pikantnych szczegółów z ówczesnych realiów politycznych i gospodarczych, takich jak: permanentna walka o władzę w MSZ, mafijne powiązania i wymuszenia haraczy od sprzedawców węgla do Austrii i szynek do USA czy polskich importerów chemikaliów z Europy Zachodniej, książka stanowi swoisty, branżowy dokument minionej epoki. Sprzedaż wysyłkowa: Wydawnictwo Niniwa, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. Cena 12 zł + koszty wysyłki.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 32,50 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 32,50 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2005 r. Cena 32,50 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
ŚWIĘTUSZENIE Na sklepowej ladzie
Na świecie mądrość jest składową życiowego doświadczenia, roztropności i tym podobnych cech. W Polsce – kraju cudów – najlepszy na mądrość jest anioł Fot. A Kalenik
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 3 (255) 21 – 27 I 2005 r.
JAJA JAK BIRETY awno, dawno temu, bo w 1928 roku dżentelmeni z Ligii Narodów umówili się, że nie będzie więcej wojen. Nazywa się to pakt Brianda-Kelloga i jest najśmieszniejszym dokumentem historycznym. Faceci nie mogą bowiem żyć bez wojny, a Polacy to już szczególnie. W Polsce wojny nie było już prawie 60 lat, a ostatnią szansę chwalebnego umierania i sprostania obowiązkowi martyrologii narodowej zmarnował Jaruzelski, więc nic dziwnego, że młodzież przebiera nogami i na otarcie łez nawala się z policją. Czasami z braku innych sparingpartnerów nawala się sama ze sobą, co nosi chlubną nazwę ustawek. Bierut jaki był, taki był, ale przynajmniej power chłopaków umiał spożytkować, czyli zaganiał ich do Służby Polsce, która nawalała kułaków. A teraz nic. No więc jak tu się ustawkom dziwić, skoro jedyny dozwolony sposób na męski power to przejść pół Polski w pielgrzymce... Bo przecież bardziej tradycyjna metoda odreagowania przez seks odpada, ponieważ jest grzechem.
D
A właśnie ustawki, a ściślej – ich prywatyzacja – to potencjalna żyła złota i ożywczy impuls dla gospodarki. Wszyscy oficerowie i bardziej kumaci cywile wiedzą, że ustawki są skutkiem nudy i rozsadzającego
walka z ustawkami jest jak wsadzanie do więzienia kobiet dokonujących aborcji. Można by na przykład zorganizować Olimpiadę Ustawkową na Stadionie Dziesięciolecia, który słu-
Naród chce wojny!
chłopaków testosteronu. W takiej Palestynie ci, którzy w Polsce chodziliby na ustawki, rzucają kamieniami w żołnierzy izraelskich. Bez dania młodym pracy i perspektyw
ży piratom wszystkich krajów do sprzedawania muzyki i płyt porno. Walka fair play na piąchy, buty i bejsbole – żadnych kastetów i noży. Finaliści mogliby się zmierzyć z kibicami innych krajów. Bilety po 200 zł poszłyby jak ciepłe bułeczki. Wojsko byłoby niepotrzebne, na ulicach zrobiłoby się bezpieczniej, no a rozrywka dla gawiedzi na trybunach jeszcze lepsza niż publiczne palenie na stosie. Niestety – Kaczyński (nie wiem który, ale to i tak bez różnicy) zamiast myśleć pozytywnie, walczy z seksem w agencjach. I dlatego całe moje osiedle drży o swoje samochody i okna, bo pijany w sztok „kwiat narodu” idzie właśnie w nocy środkiem ulicy, śpiewając coś o szwadronach śmierci. Nudzą się chłopaki jak mopsy. Żadnej Olimpiady Ustawkowej i nikogo do skopania... MACIEJ PSYK