KSIĘŻA PRZEGANIAJĄ BEZDOMNYCH INDEKS 356441
Ü
Str. 7
Ü
Str. 3
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 3 (463) 22 STYCZNIA 2009 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Na czele luksusowych biur podróży oferujących „pielgrzymki” do położonych wśród palm błękitnych lagun; na czele firm oferujących sprzęt z najgórniejszej półki; w gabinetach dyrektorów pięciogwiazdkowych hoteli – wszędzie tam znajdziesz panów w koloratkach. Wkrótce może się okazać, że oni tylko dorabiają przy ołtarzu.
Ü
Str. 6, 12, 13
Ü
Str. 9
ISSN 1509-460X
Ü
Str. 18
2
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY W dokumentach dotyczących lustracji księży, z których wynika, że kilkunastu polskich biskupów było współpracownikami SB, Watykan nie dopatrzył się „niczego, co by stanowiło przewinienie wobec ojczyzny”, i uznał sprawę za ostatecznie zamkniętą. I słusznie, bo przecież ich ojczyzna, czyli Watykan, w niczym nie ucierpiała. Kolejne POśmiewisko. Platforma sprostytuowała się politycznie wobec PiS, udzielając Palikotowi nagany i wyrzucając go z Komisji „Przyjazne Państwo” za to, że oświadczył, iż była minister Gęsicka sprostytuowała się politycznie. Podobno Palikot odetchnął z ulgą, bo rozważano i taką możliwość, że za karę będzie się musiał z Gęsicką ożenić. Trwa ogólnonarodowa dyskusja, jaki to obrazek ma ozdobić awers polskiej monety euro. I tutaj – uwaga! – badania ankietowe wykazały, że podobizny JPII życzy sobie zaledwie 16 procent Polaków! 62 proc. chce orła, pozostali zaś widzieliby tam Wałęsę, fragment Krakowa lub Warszawy. Ot, pogański kraj, pogańskie obyczaje... 10 marca rozegra się ostatni akt wyścigu do fotela przewodniczącego Episkopatu Polski. Na bieżni doskonale trzyma się kandydat Dziwisz, po piętach depczą mu Gądecki i Nycz, ale czarnym koniem może się okazać Głódź. Zwłaszcza, że stale jest na „dopingu”. „Wszystko wskazuje na to, że już od 20 czerwca 1970 roku Stefan Niesiołowski zaczął donosić, czyli sprzedawać swoich kolegów z pierwszego dnia aresztowania. Mały wyrok był w nagrodę za taką postawę. Teraz nie trzeba domyślać się, na to są dokumenty” – oświadczył na antenie Radia Maryja o. Benedykt Cisoń. Na takie dictum Niesiołowski pozwał „RM” oraz Rydzyka przed oblicze Temidy. Zapowiada się proces roku! „Polska zdobyła opinię państwa roszczeniowego, gotowego na zahamowanie integracji europejskiej w imieniu obrony wyimaginowanych interesów (...). To kraj eurosceptycznych władz, nieudolnej administracji. Czy Polska okaże się największym koszmarem Europy?”. Oto oficjalne rozwinięcie hasła „Polska” z „Dictionnaire critique de l’Union Europeenne” (Słownik krytyczny Unii Europejskiej). Cóż za niesprawiedliwość, przecież „nasi” ludzie w Unii walczą tylko o klerykalizację, rusofobię i żeby żyło się lepiej. Wszystkim. Pastor z kościoła św. Jana w Horsham (południowa Anglia) kazał zdjąć z frontowej ściany świątyni figurę ukrzyżowanego Chrystusa. „Bo ten horror straszy dzieci” – oświadczył prosto z mostu, a wiernym szczeny opadły. „Następnym krokiem będzie wymiana kościelnych ław na wygodne kanapy oraz wyrzucenie egzemplarzy Biblii i zastąpienie ich laptopami” – skomentowała banicję Jezusa prasa anglikańska. No... to by było coś! Słynny brytyjski komik Sacha Cohen w swoim najnowszym filmie niesmacznie drwi z chrześcijaństwa. Jednym z bohaterów obrazu „Bruno” jest czarnoskóry Jezus, który szwenda się po planie w koronie cierniowej i przepasce na biodrach. Jego partnerem jest gejowski reporter adoptujący dziecko o imieniu David. Podobno satyra jest tak wstrząsająca, że niektórzy widzowie podczas seansu przedpremierowego opuszczali kino. Co cieszy producenta – Universal Pictures, bo to doskonała reklama. Kiedy premiera w Polsce? Nigdy! Pani Lisa Chamberlain wpisze się w historię angielskiej medycyny, rodząc wkrótce bliźniaki. Badania USG wykazały, że będą miały jedno ciało i... dwie głowy. Lekarze doradzali aborcję. „Nie” – powiedziała Lisa i dodała, że w ten sposób została pobłogosławiona przez Boga „To dar od Niego” – oświadczyła. Podobny przypadek odnotowano w Polsce. Z tym, że nasze bliźniaki mają dwa ciała, za to mózg jeden i w dodatku niezbyt duży. W Brukseli niecodzienna wystawa wyśmiewająca stereotypy dotyczące każdego z 27 państw członkowskich UE. Jest Francja wpisana w wielki napis „STRAJK”, jest zatopiona przez morze Holandia (znad fal wystają tylko wieże minaretów). Jest też Polska. I to jaka! Z punktu na mapie (Toruń) wyrasta grupa księży powiewających tęczową flagą. O co chodzi? – zachodzą w głowę zwiedzający. Przyjedźcie do Polski. Raz-dwa zrozumiecie. Statystyczna przeciętna Francuzka rodzi 2,02 dziecka, co stawia kraj żabojadów na pierwszym miejscu w Unii Europejskiej – daleko przed Polską. To oficjalne dane, ale... to przecież niemożliwe, bo hedonistyczni Francuzi mają u siebie refundowaną antykoncepcję i aborcję na żądanie. No i kochają się bezbożnicy, a wierzący Polacy się nienawidzą. Chrystus płacze w kościele w La Paz (Boliwia). Krople spływają po policzkach drewnianej rzeźby i kapią na podłogę. Dlaczego figura szlocha? Bo Boliwia jest jednym z najbiedniejszych krajów świata – orzekli kapłani oraz wierni. Tak więc Chrystusa z Maryją smuci bieda, gdyż jakoś nigdy nie płaczą w Szwajcarii, Danii czy Luksemburgu. No to dlaczego księża nawołują do ubóstwa?!
Monopol na cuda-wwianki C
hyba najczęściej powtarzającym się motywem w listach do redakcji „FiM” jest wyrażone zdumienie: jak to się dzieje, że ci klerykałowie są tacy głupi, naiwni, ślepi itp. Na początek umówmy się, że nikt nie jest głupi. Ponadto i niestety, niektórzy nie rozdzielają klerykałów świadomych od nieświadomych (szczerych), a to podstawowy błąd. Ci pierwsi z reguły nie są ślepi i naiwni, ale raczej cyniczni i wyrachowani. To ci, którzy uznali, że manifestowany klerykalizm pomoże im w karierze życiowej, podobnie jak – za lat stalinizmu – ateizm i antyklerykalizm. Z reguły nie zagłębiają się oni w meandry własnej religii, traktując ją jedynie jako trampolinę, sztandar, a religijność jako szminkę. To prawie cały klub PiS. Ale pełno ich także we wszystkich partiach politycznych; nawet w tych, które mienią się liberalnymi i lewicowymi. Malowani katolicy – politycy karierowicze – zrobią wszystko dla kleru i Kościoła, bo to leży w interesie ich kariery. Dlatego są niezwykle szkodliwi. Druga grupa klerykałów pochodzi głównie z tzw. nizin społecznych, choć zdarzają się też lekarze, nauczyciele i „profesorowie zwyczajni, a nawet nadzwyczajni” (jak usłyszałem kilka dni temu w TV Trwam!). To katolicy bardzo wierzący. Przede wszystkim we własną wiarę, papieża i księży, czyli w Kościół. Gorzej jest u nich z wiarą w prawdziwość Biblii, cuda Jezusa, życie po życiu, możliwość pokochania nieprzyjaciół. Dla nas pocieszające jest to, że obydwie te grupy klerykałów szybko się kurczą, a proces kurczenia wkrótce bardzo przyspieszy. Maleje też liczba katolików nominalnych, niedzielnych. Ciągle ubywa ludzi w świątyniach, gdyż obecne pokolenie nasto- i 20-latków reprezentuje zupełnie inną mentalność. I nie chodzi o brak u nich hamulców moralnych, a raczej brak hamulca w postaci: co ludzie powiedzą. Dowodzi tego np. duży wzrost liczby świeckich pogrzebów. Zanikł też prawie (poza głuchą prowincją) zwyczaj „wyganiania” młodzieży do kościoła przez rodziców. Wielkie polowe manifestacje religijne z lat tzw. komuny, które miały zastraszyć władze, nigdy się już nie powtórzą. A jednak Kościół papieski jeszcze długo będzie gromadził wokół siebie duże grupy ludzi. Zresztą nie dotyczy to tylko Polaków, ale też innych narodów II i III Świata, gdzie Krk okopał się najbardziej. Co daje klerowi taką siłę przyciągania? Po pierwsze: fakt, że oficjalnie Kościół namawia do dobrego – głosi pokój, przebaczenie, miłość, miłosierdzie itd. Przez tzw. opinię publiczną (niezorientowaną w praktyce życia ludzi Kościoła, ich prawdziwych poglądach, dążeniach oraz w egoistycznej polityce tej organizacji, nastawionej wyłącznie na własną pomyślność i zyski) instytucja watykańska jest odbierana pozytywnie, a niektórzy traktują ją wręcz jako sumienie złego, zdeprawowanego świata. Tymczasem w 90 procentach to ułuda i jeden wielki teatr! Jak to się ma do całej kryminalnej historii papizmu, zwalczania postępu i wielu przejawów katolickiej, antyhumanistycznej doktryny – np.
do zakazu antykoncepcji czy in vitro – nie muszę Czytelnikom „FiM” przypominać. Zresztą Kościół zawsze głosił dobro i miłość. Także, a nawet przede wszystkim wówczas, kiedy jego siepacze mordowali niewinne kobiety jako „czarownice”, palili na stosach humanistów, reformatorów, dziesiątkowali innowierców, Indian, pogan. I także wtedy, gdy papieże sprzymierzali się z największymi tyranami i ludobójcami jak Hitler, Mussolini, Stepinac, Franco czy Pinochet. Po drugie: ludzi trzyma przy Kościele naturalna potrzeba wiary w świat pozazmysłowy – w ostateczną sprawiedliwość, wyrównanie krzywd i w kontynuację życia po śmierci. U jednych ta potrzeba jest większa, u innych mniejsza. Ale nawet u tych drugich pokutuje pragnienie obcowania z czymś wyjątkowym, niekoniecznie transcendentnym, ale jak najbardziej niecodziennym, odświętnym. To zapewnia im kościelna uroczystość. Nie tak dawno odwiedziłem starego znajomego, dziś właściciela dużej firmy, od zawsze sceptycznie nastawionego do Kościoła i religii jako takiej. Nadal chodzi na msze od bardzo wielkiego dzwonu, o księżach ma jak najgorsze zdanie, a u spowiedzi nie był od 15 lat. Tym bardziej może zadziwiać jego wypowiedź: – Ale mimo to, wyobraź sobie, Romek, że kiedy nasz papież zmarł, zapisałem się na podróż busem z naszej parafii na jego pogrzeb. Nawet nie zdołaliśmy dobić się do Bazyliki Świętego Piotra, ale ta podniosła atmosfera, te tłumy Polaków i ta zbiorowa żałość po stracie papieża Polaka tak mi się udzieliły, że rozpłakałem się jak dziecko. W życiu nie przeżyłem czegoś takiego... Zgadza się. Z tego, co wiem, nie był też nigdy w teatrze, operze, na koncercie; co tam – w kinie nie był od lat. Zapieprza od 18 roku życia po 12–15 godzin dziennie, użera się z pracownikami, urzędnikami, przepisami, z codziennością. Dziwić się, że kiedy pierwszy raz w życiu zobaczył Watykan i nieprzeliczone tłumy rodaków, usłyszał wielkie chóry, zobaczył bajkową oprawę pogrzebu półboga – wzruszył się, po części także (choć tylko w sferze uczuć) religijnie? To samo, choć nie w skali pogrzebu papieskiego, lecz dużo mniejszej, przeżywa wielu ludzi. Im mniej zaspokojeni kulturalnie (np. na wsi), tym bardziej podatni na oglądanie kościelnych spektakli. Kler to skrzętnie wykorzystuje i od lat zawłaszcza wszelkie możliwe okazje, rocznice i święta, w tym państwowe, aby mieć monopol na cuda-wianki. JONASZ
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r. rzez polskie sądy przetoczyły się już dziesiątki spraw księży pedofilów, ale dopiero 33-letniemu księdzu Romanowi B. (zdjęcie górne), którego proces rozpoczął się przed kilkunastoma dniami w Stargardzie Szczecińskim, przypadł zaszczytny tytuł pioniera jawności. A było tak: Gdy przepisowo skuty kajdankami został doprowadzony z aresztu i zasiadł na ławie oskarżonych, prokurator złożył wniosek (żarliwie poparty przez obrońcę wielebnego) o utajnienie rozprawy, co w przypadku duchownych kat. Kościoła było do tej pory – jak wiadomo – ogól-
P
Jak będzie – zobaczymy, w każdym razie proces kapłana oskarżonego o to, że nadużywając stosunku zależności i zaufania, „obcował płciowo z małoletnim poniżej lat 15” (czyn z art. 200 par. 1 kk zagrożony karą pozbawienia wolności od lat 2 do 12), ruszył... ⁄ ⁄ ⁄ Obszernie już kiedyś opisaliśmy („Nałożnica chrystusowca” – „FiM” 28/2008) zboczone praktyki księdza Romana B., więc przypomnijmy jedynie, że jest on zakonnikiem z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Grasował ostatnio w Stargardzie, gdzie był wikariuszem
GORĄCY TEMAT „Chciałbym wylizać twoje soczki”, „Wszedłbym w ciebie głęboko” – pisał do kochanki w SMS-ach, gdy nawał zajęć duszpasterskich nie pozwalał mu na miłosne tête-à-tête... – To był tylko zamiar przyszły niedokonany – przekonywał sąd ks. Roman. Zdawał sobie sprawę, że uzależnia dziewczynkę od siebie i okłamuje, zapewniając, że ją kocha, bo – jak dzisiaj mówi – „to jednak nie była miłość”. – Chciałem jej tylko pomóc w nauce i nie miałem żadnych dwuznacznych zamiarów. Nie wiem, jak to się stało, że doszło między nami do
działacz oazowy będący ostatnio wikariuszem parafii Przemienienia Pańskiego w Brzozowie (archidiecezja przemyska) – ma znacznie więcej szans na ukrycie przed wiernymi swoich pedofilskich dokonań, bowiem jego proces przed Sądem Rejonowym w Łańcucie toczy się w trybie absolutnie niejawnym.
Tajne sprawy jawnogrzeszników Obsceniczny SMS o treści „chciałbym wylizać twoje soczki” oddaje stan faktyczny naszego związku, ale „wszedłbym w ciebie głęboko” to był tylko zamiar przyszły niedokonany – przekonuje sąd zakonnik oskarżony o seks z 13-latką... nokrajowym standardem. I stała się wówczas rzecz niesłychana. Oto przewodniczący składowi orzekającemu sędzia Mariusz Jasion (sprawujący również funkcję prezesa miejscowego Sądu Rejonowego) odwalił ów wniosek, stwierdzając, że zamknie przed publicznością tylko tę rozprawę, podczas której swoje zeznania składać będzie ofiara pedofila; Ze strony oskarżyciela publicznego i adwokata padła druga propozycja: o skazanie ks. Romana B. bez procesu, na uzgodnioną karę 3 lat pozbawienia wolności. Powód? Oskarżony w zasadzie przyznał się do winy, więc szkoda prądu i zbędnej mitręgi... To również nie przeszło, bowiem duchowny, owszem, przyznał się w trakcie śledztwa do tzw. innych czynności seksualnych z dzieckiem, ale do końca szedł w zaparte (nieopatrznie, jak się okazuje) w kwestii odbywania z nim pełnych stosunków płciowych, co – zdaniem sądu – musi zostać jednoznacznie rozstrzygnięte w procesie. Ale najlepsze zostało na koniec części proceduralnej. W odczytanym przez prokuratora akcie oskarżenia usłyszeliśmy mianowicie twierdzenie (wsparte opinią biegłego), że kopulując przez niemal dwa lata z dzieckiem, świątobliwy mąż działał w warunkach... ograniczonej poczytalności, co istotnie zmienia na jego korzyść sytuację procesową i pozwala mu oczekiwać nadzwyczajnego złagodzenia kary. Przypomnijmy, że o to wnioskuje prokurator, nie obrońca...
parafii św. Józefa oraz prefektem (nadzorca ideologiczny) w będącym własnością zakonu miejscowym gimnazjum katolickim. Miał narzeczoną – swoją uczennicę wywodzącą się z wielodzietnej, biednej wiejskiej rodziny. Zaczął z nią „chodzić”, gdy miała 12 lat. Pełnił wtedy obowiązki wikarego parafii Matki Boskiej Królowej Polski w Bielicach i nauczyciela religii w tamtejszym Zespole Szkół Publicznych im. Jana Pawła II. Po roku przysposabiania dziewczynki wziął ją sobie do łóżka... Zatrzymano go 23 czerwca 2008 roku. Niemalże w ostatniej chwili, bo władze zakonne wyczuły już pismo nosem (według jednego z naszych informatorów, musiał to być przeciek ze śledztwa) i w trybie ekspresowym usiłowały wyekspediować konfratra do pracy duszpasterskiej w swojej Prowincji Angielskiej. Z przedstawionych sądowi przez prokuraturę dowodów wynika, że chrystusowiec wykorzystywał seksualnie swoją ofiarę prawie przez dwa lata. Robił to na plebanii parafii w Bielicach, później w Stargardzie, a nawet w mieszkaniu swojej matki, gdzie zakwaterował dziewczynkę na czas nauki w Szczecinie, w szkole prowadzonej przez tamtejszych salezjanów. „Rozbierał ją, odbywał stosunki seksualne, dotykał i całował w intymne miejsca. Pokazywał i namawiał, żeby robiła mu to samo” – podkreśla prokuratura.
intymnych zbliżeń. Byłem całkiem nieświadomy – podkreślał w sądzie swoją ograniczoną poczytalność. Przyznał się w zasadzie do wszystkiego oprócz „pełnego seksu”. W bardzo nieciekawym świetle przedstawił swoich kolegów po fachu i przełożonych. – Proszę wyjaśnić, jak to było możliwe, że przetrzymywał pan dziecko w nocy w swoim mieszkaniu na plebanii, że spaliście razem podczas pielgrzymek do Łagiewnik, Lichenia, Warszawy. Czy nikt pana nie upominał? – dociekał sąd. – Ano, jakoś nikogo z mojego otoczenia to nie zainteresowało – odparł „niepoczytalny” kapłan. ⁄ ⁄ ⁄ Przebywający obecnie w areszcie 31-letni ksiądz Tomasz G., alias „Loczek” (zdjęcie dolne) – wybitny
Jak już sygnalizowaliśmy (por. „Choroby „dziecięce” – „FiM” 47/2008), do 2006 r. ks. Tomasz był wikarym w Wysokiej koło Łańcuta i namiętnie romansował tam z młodziutkimi oazowiczkami, wśród których była co najmniej jedna „skonsumowana” przezeń czternastolatka. Gdy problem zaczął nabrzmiewać, metropolita przemyski arcybiskup Józef Michalik (przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski) przeniósł podwładnego do Brzozowa, gdzie „Loczek” – zgodnie z wolą głównego szefa – zajął się nauczaniem religii w miejscowym gimnazjum oraz (zgodnie z wolą proboszcza ks. Franciszka Rząsy) objął opiekę nad... oazą! Choć prokuratura stanowczo odżegnywała się od udzielenia nam informacji o szczegółach sprawy, dzisiaj już wiemy, że ks. Tomasz G.
3
ma na swoim koncie co najmniej dwie podstępnie uwiedzione dziewczynki, za co staje dziś przed sądem w sprawie II K 166/08 oskarżony o „doprowadzenie małoletniego do obcowania płciowego, nadużywając zaufania lub udzielając mu korzyści majątkowej lub osobistej” (art. 199, par. 3 kk z zagrożeniem karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5); oraz „obcowanie płciowe z małoletnim poniżej lat 15” (art. 200, par. 1 kk z karą od 2 do 12 lat więzienia). Te szczegóły być może przydadzą się wiernym z Brzozowa, ogłupianym płynącymi z ambony wezwaniami do modłów w intencji rychłego wyzdrowienia ks. Tomasza, któremu – według oficjalnych komunikatów parafialnych – wysiadło gardło i musiał wyjechać na dłuższe leczenie strun głosowych... ⁄ ⁄ ⁄ Odnieśliśmy miłe wrażenie, że Sąd Rejonowy w Inowrocławiu uważnie studiuje „Fakty i Mity”, gdy u schyłku 2008 r. doszło tam do niezwykle intrygującego wydarzenia... W rzeczonym sądzie toczył się za szczelnie zamkniętymi drzwiami proces zakonnika Krzysztofa P. – oskarżonego o pedofilię franciszkanina z klasztoru w Pakości (woj. kujawsko-pomorskie), gdzie mieści się też szeroko reklamowane przez władze poznańskiej prowincji zakonu „centrum duszpasterstwa powołaniowego oraz ośrodek młodzieży franciszkańskiej przeznaczony dla dzieci i młodzieży, którzy mogą tu miło i radośnie przeżywać spotkanie z Bogiem i św. Franciszkiem z Asyżu”. Wielokrotnie już wielebnego opisywaliśmy, wyrażając m.in. pogląd, że nie wywinie się przed więzieniem za paskudztwa wyczyniane z molestowanym chłopcem, któremu płacił za milczenie czekoladkami, a inicjację seksualną zafundował mu, gdy dzieciak miał zaledwie 10 lat. Mimo utajnienia sprawy udało nam się dotrzeć do wstrząsających zeznań ofiary franciszkanina. Ich fragmenty opublikowaliśmy w artykule „Gorycz słodyczy” („FiM” 50/2008), który znalazł się kioskach 12 grudnia. Pięć dni później sąd miał ogłosić wyrok... – Już 16 grudnia, czyli w przeddzień końcowej rozprawy, zjechało do Pakości i Inowrocławia kilkunastu reporterów z ogólnopolskich mediów. Szykowali kamery i ostrzyli ołówki, a tu... niespodzianka. Sąd ogłosił, że brakuje mu w aktach opinii jednego z biegłych, przez co wydanie wyroku jest obecnie niemożliwe. Nieoficjalnie wiadomo, że odroczenie zostało spowodowane waszą publikacją zawierającą tak drastyczne szczegóły, że zrujnowały wstępne przymiarki do wyroku – mówi nam urzędnik inowrocławskiej Temidy. Ostatecznie stanęło na naszym i 12 stycznia mnich dostał 4,5 roku odsiadki. Łudzimy się nadzieją, że za twardzielami ze Stargardu pójdą wreszcie inni... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected] Współpr. TS
4
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Zmowa milczenia cd. Kobiece poradniki oferują wiele praktycznych rad, jak uporać się z problemem molestowania w pracy. Warto z nich skorzystać. Zwłaszcza gdy wypełnianie codziennych obowiązków staje się przez to, delikatnie mówiąc, uciążliwe. Ale i mężczyźni powinni się bronić... Niektórzy radzą kupić sporej objętości zeszyt, zatytułować „Molestowanie seksualne”, zabrać do pracy i skrupulatnie notować każde seksistowskie zachowanie. Na gorąco, tak żeby nic nie umknęło, a molestant zobaczył, co robimy, wystraszył się i żeby mu się odechciało. Sposób to czasochłonny i – przyznać trzeba – cokolwiek osobliwy. Raczej pewniej jest dokumentować firmowe „zaloty” poprzez nagrywanie rozmów, zapisywanie SMS-ów czy e-maili. W całą sprawę warto też wtajemniczyć jak najwięcej znajomych osób (wiele molestowanych kobiet wstydzi się rozmawiać o swoim problemie nawet z najbliższą rodziną). Ale przede wszystkim, jeśli nic nie pomaga, a nasze zdrowie psychiczne wyraźnie podupadło, nie pozostaje nic innego jak podjęcie bardziej radykalnych kroków – złożenie pisemnej skargi, pójście na policję,
J
zgłoszenie sprawy na prokuraturze. Wcześniej, oczywiście, molestującego należy ostrzec, a nuż przestraszy się, odpuści, a my zatrzymamy pracę. Już w styczniu kodeks pracy, po wprowadzonych poprawkach, ma być bardziej unijny, czyli precyzyjniej wskazywać, jakie zachowania odnoszące się do płci pracownika i naruszające jego godność mogą być potraktowane jako molestowanie. Oprócz tego ofiary molestowania, a także osoby, które podjęły walkę o swoje prawa, i te postronne, które udzieliły konkretnej pomocy, mają być objęte większą ochroną prawną. Sprawy o molestowanie są szczególnie trudne. Nie tylko ze względu na kłopot z udowodnieniem winy, zebraniem dowodów, przełamaniem bariery wstydu i strachu. Te same z pozoru zachowania mogą być oceniane w różny
esteśmy w samym środku zimy, nie widać jeszcze ani przebiśniegów, ani nawet pierwszych, zupełnie zagubionych jaskółek, które wiosny i tak jeszcze przecież nie czynią. Mimo to przyszło już nowe... Ileż to razy na łamach „FiM” zastanawialiśmy się, kiedy nadejdą w Polsce zmiany, które przyniosą jakościową poprawę po latach stałej klerykalizacji po 1989 roku. Wiedzieliśmy już jakieś 8–9 lat temu, że może to nastąpić dopiero po śmierci Jana Pawła II, i zastanawialiśmy się, jakie procesy muszą zajść, jakie zmiany muszą się wydarzyć, aby odwrócić skutki przejścia potężnego prawicowo-klerykalnego walca propagandy, który przetoczył się przez Polskę. Kiedy dziś spojrzeć na te ostatnie lata, to nie ma już wątpliwości, że zmiany takie zaszły, że jesteśmy już w zupełnie nowym miejscu. Polska z pewnością nie jest tym samym krajem, jakim była w epoce słynnej histerii po śmierci JPII. Przełomem stały się czasy Kaczyńskich, które wzmogły polaryzację społeczeństwa. Opowiedzenie się przeciwko Kaczyńskim stało się dla wielu także opowiedzeniem przeciwko dalszej klerykalizacji i katolickiej prowincjonalności, która rozpanoszyła się w Polsce w ostatnich dekadach. Charakterystyczne było przejście „Gazety Wyborczej” z powrotem na pozycje liberalne światopoglądowo. Okazało się też, że wzrosła liczba chętnych do pisania o aferach obyczajowych i finansowych Kościoła. Proces ten narastał powoli od czasów afery arcybiskupa Paetza, aby osiągnąć apogeum w ostatnich 2 latach. Już nie tylko „Fakty i Mity” o tym donoszą, ale nawet prawicowy „Dziennik” i, co zdumiewa, także skrajnie prawicowa „Rzeczpospolita”. To, co my rozpoczęliśmy w kanałach, w izolacji, potępiani i lekceważeni przez resztę mediów, podjęli wreszcie inni. Powstał też pierwszy nadawca telewizyjny o wyraźnie antyklerykalnym charakterze – Superstacja. Nagłe zdarcie zasłony milczenia wokół ciemnych spraw Kościoła spotęgował kryzys lustracyjny, który obnażył
sposób – jako flirtowanie bądź, wręcz przeciwnie, coś wyjątkowo męczącego, niepozwalającego właściwie funkcjonować. Ale jest i druga strona medalu. Nierzadko zdarza się, że oskarżenie rzucają kobiety, które chcą w ten sposób wyrównać osobiste porachunki. Lub te, które świadomie wykorzystywały seks z przełożonymi jako szybką i przyjemniejszą niekiedy drogę awansu. A gdy ów awans nie dochodzi do skutku lub nie zaspokaja ich wybujałych ambicji, posuwają się najpierw do szantażu, potem do oskarżeń. W obecnych czasach oskarżenie o molestowanie, zwłaszcza w połączeniu z podejrzeniem o dyskryminację rasową czy religijną, może być wyjątkowo skuteczną bronią. Za ilustrację niech posłuży przykład Mony Awad, muzułmanki pracującej w brytyjskim banku MBOS. Kobieta twierdzi, że była szykanowana przez dwóch dyrektorów banku (którzy, nawiasem mówiąc, dawno już w nim nie pracują), obmacywana i oskarżana o seks z klientami. Mona swoje straty moralne wyceniła na... milion funtów. JUSTYNA CIEŚLAK
powiązania znacznej części kleru z dawną władzą, co najbardziej zgorszyło najwierniejszych – elektorat skrajnie prawicowy. Powolna kompromitacja PiS-u stała się też kompromitacją stojącej za nim znacznej części Kościoła. Doszło do tego, że rząd Tuska jest pierwszą władzą po 1997 roku, która wprawdzie nieśmiało, ale w jakimś już stopniu hamuje apetyty kleru. Nie było na to stać ani lewicowego Millera, ani Belki. PO zrozumiało, że jawne wspieranie klerykalizmu przestało się opłacać. Arcybiskup Michalik żalił się publicznie, że rząd „odrzuca sprawy Kościoła”. Rząd, który rozpoczął swoje urzędowanie od mszy! Słynnemu projektowi ustawy bioetycznej Gowina jego partyjny kolega Palikot zarzuca, że jest zbyt katolicki. Takim językiem nie mówiło się już w Polsce od kilkunastu lat, a już z pewnością nie na prawicy. Przypomnijmy, że ten sam Palikot jeszcze kilka lat temu wydał miliony złotych na założenie i reklamę skrajnie prawicowego i prokościelnego tygodnika „Ozon”. Gazetka zbankrutowała, a Palikot zatrudnił się na etacie liberalnej twarzy PO. Wiadomo, że i jedno, i drugie było zapewne koniunkturalne, ale miło, że to akurat taka koniunktura teraz panuje. Świadectwem zachodzących zmian są publikowane przez nas na stronie 18 wyimki z popularnego portalu Onet, który zorganizował debatę na temat odwiedzin duszpasterskich, czyli kolędy. Wypowiedzi, na ogół bardzo antyklerykalne, świadczą o lawinowo narastających zmianach kulturowych, o końcu epoki strachu przed księdzem. Co ciekawe, nawet cytowany tamże ksiądz przyznaje, że... nie lubi kolędy, bo czuje się intruzem w domach swoich „wiernych”. I co nie mniej ważne – tych zmian nie widzą jeszcze biskupi, którzy demonstrują starą butę i samozadowolenie. To także jest szansa na dalsze zmiany – zaślepieni biskupi będą nadal popełniać dawne błędy, nakręcając spiralę buntu. I o to właśnie chodzi, aby „kraj Polan powstał z kolan”. Nareszcie. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Przyszło nowe
Prowincjałki Dwutygodniowe niemowlę znaleźli w konfesjonale parafianie jednego ze szczecińskich kościołów. Dziecko zanieśli do księdza, który zadzwonił po policję, a później migiem włączył chłopca do wspólnoty Kościoła, na rodziców chrzestnych powołując funkcjonariuszy. Dopiero wówczas niemowlę zawieziono do szpitala.
DAR NIEBIOS
Pewnej nocy do komendy w Opolu Lubelskim przyjechał 27-letni Michał M. Przywiózł gliniarzom dowód rejestracyjny i prawo jazdy. Mężczyzna był pod wpływem alkoholu i oświadczył zaskoczonemu dyżurnemu, że od Nowego Roku postanowił nie jeździć po pijaku. Za swoją ostatnią podróż mimo wszystko odpowie przed sądem.
NAWRÓCONY
Na skrzyżowanie w Rudzie Śląskiej wjechała 33-letnia kobieta. I nijak nie mogła z niego zjechać. Wezwani na miejsce policjanci ustalili, że to nie brak umiejętności, ale bezwład nóg spowodowany trzema promilami alkoholu.
ZAWALIDROGA
Bezrobotni z Sosnowca mieli przez jakiś czas całkiem niezłe źródło dochodów. Za trzy tysiące polskich złotych uznawali za własne nowo narodzone dzieci Wietnamek nielegalnie przebywających w Polsce, załatwiając im tym samym polskie obywatelstwo. Biznesem kierował 46-letni Wietnamczyk, który w urzędzie stanu cywilnego robił też za tłumacza.
KINDERBIZNES
Od ponad roku policja podkarpacka rozpracowuje nieuczciwych sędziów piłkarskich. Są już efekty. Ustalono, że w zamian za awans do wyższej ligi sędzia Wojciech T. przyjmował kasę i... kiełbasę.
SĘDZIA ŁASUCH
W okresie świąteczno-noworocznym ukradziono elektronarzędzia warte ponad 30 tysięcy złotych. Z gospodarstwa pomocniczego... zakładu karnego w Przytułach Starych. Opracowała WZ
NAJCIEMNIEJ POD LATARNIĄ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) będzie pilnowało procedur przekazywania szpitalom i przychodniom pieniędzy zebranych w czasie XVII Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. (...) osobom, które przekazały pieniądze na WOŚP, trzeba dać gwarancję, że ich datki zostaną rozdysponowane zgodnie z prawem. (Grzegorz Schetyna)
¶ ¶ ¶ Panie ministrze, niech pan skontroluje swoich urzędników w MSWiA. Ich idiotyczne traktowanie przepisów wypacza całą ideę wolontariatu i zbierania pieniędzy (...). Napisał pan rzecz, która jest karygodna. Robimy coroczny audyt, nasze rozliczenia są także wysyłane do Ministerstwa Zdrowia. Ja pana zapewniam, że tutaj pieniądze są bardzo mocno rozliczane. Jeżeli pan chce dopilnować czegoś, niech pan dopilnuje swój urząd, żeby urzędnicy wreszcie pojęli, na czym polega wolontariat. (Jerzy Owsiak)
¶ ¶ ¶ To nie jest otwór gospodarczy ani działalność gospodarcza. Są to, oczywiście, badania naukowe i na ten cel miały być przeznaczone pieniądze ze zbiórki publicznej. (o. Jan Król o geotermii)
¶ ¶ ¶ Najpierw złamali wszelkie ustalenia, umowę, a następnie robią wszystko, by nie doszło do pokazania ludziom, iż Polska ma bogate złoża, także geotermalne. Dlatego najpierw odebrali przysługujące środki na prace badawcze, a następnie po miesiącach zwłoki nie dali zgody na to, by chętni Polacy mogli pokryć koszty tych badań. (o. Tadeusz Rydzyk)
¶ ¶ ¶ Każdy mężczyzna lepiej się czuje w polityce i w ogóle w życiu publicznym czy zawodowym, jeżeli ma obok siebie silną kobietę, która jego wspiera, która z nim chce razem, tak zmieniać Polskę na lepsze, bo to jest jej dom tak samo jak jego dom. I nawet ta kobieta, która nie pracuje zawodowo, pracuje w domu. I ta praca musi być doceniona. To jest taka moja idea fixe już od dawna. Na szczęście Jarosław Kaczyński ma uroczą mamę. (Nelly Rokita)
¶ ¶ ¶ Być może Ukraina miała kłopoty z podkradaniem gazu rosyjskiego w przeszłości, ale z całą pewnością w tym roku było już inaczej. (Adam Bielan) Wybrała OH
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
NA KLĘCZKACH
HITLER WART GRZECHU Przed tygodniem pisaliśmy o kierującym telewizją Piotrze Farfale, byłym neonaziście. Okazuje się, że rączkę, aby „zamówić 5 piw”, podnosił także inny prominentny polityk LPR, były wiceminister sportu, a obecnie pracownik TVP. Chodzi o Radosława Pardę. Jedna z gazet opublikowała jego zdjęcie, na którym prężył się z kolegami w faszystowskim pozdrowieniu. Parda z początku zaprzeczył istnieniu takich materiałów zdjęciowych, ale kiedy dziennikarze podsunęli mu je pod nos, przyznał, że to były tylko „grzechy młodości”. MaK
PAT UNIWERSYTECKI
przeżyć, uznając je za kwestię prywatnej pobożności. Po donosach sąsiadów sąd pierwszej instancji, powołując się na opinię biegłych, uznał rodzinę za dysfunkcyjną. Proces w drugiej instancji trwa. MaK
SIOSTRY OSZUSTIANKI
I PO SPRAWIE Szczecińska prokuratura prowadząca głośne śledztwo w sprawie kilkunastoletniego molestowania seksualnego wychowanków tamtejszego schroniska im. Brata Alberta właśnie umorzyła dochodzenie. Co zresztą przewidywaliśmy. A powód? Według prokuratorów, część zarzutów skierowana przeciwko księdzu Andrzejowi D. już się przedawniła, a pozostałe trudno udowodnić... Między innymi dlatego, że świadkami są tylko... poszkodowani, którzy swoimi doświadczeniami nie chwalili się kolegom. WZ
SYN ZAKONU Zakonnice z Ośrodka Opiekuńczo-Wychowawczego w Gliwicach tylko czasowo miały zajmować się urodzonym kilka tygodni temu Wojtusiem, ale potraktowały dziecko jak własność i nie dopuszczają do niego rodziców. Ci ostatni z powodu restrykcji zakonnic nie mogą nacieszyć się synem, choć nikt nie pozbawił ich władzy rodzicielskiej. Urzędnicy uznali, że Agnieszka i Paweł S. są zbyt biedni (sic!), by wychowywać własne dziecko, i oddali je bogatym siostrom. Cała nadzieja w sądzie rodzinnym, który może nakazać oddanie Wojtusia rodzicom. Inaczej zakonnice jak nic wychowają go na księdza... PS
O MATKO SIEROT W Polsce prześladują katolików, ale na razie takich, do których mówi Matka Boska. Renata i Piotr D. z Dolnego Śląska zostali pozbawieni częściowo praw rodzicielskich, ponieważ sąd uznał, że zaniedbują swoje obowiązki względem 10-letniego syna Pawła. Powód? – matka Pawła od lat prowadzi bardzo intensywne życie religijne i, jak twierdzi, widuje Matkę Boską, Jana Pawła II i Chrystusa. Kobieta czuje także niezwykłe zapachy oraz słyszy głosy. Nie jest leczona psychiatrycznie, a Kościół nie wypowiada się na temat jej
Skandal! Poznańskie elżbietanki załatwiły sobie wycenę gruntów w warszawskiej Białołęce. Zamówieni przez nie rzeczoznawcy orzekli, że 47 ha ziemi ma wartość zaledwie 30,4 mln zł. Tymczasem Komisja Arbitrażowa Polskiej Federacji Stowarzyszeń Rzeczoznawców Majątkowych ustaliła, że grunty te warte są minimum 240 mln zł. Jak się bowiem okazało, specjaliści siostrzyczek celowo zaniżyli cenę ziemi, nie uwzględniając, iż była ona przeznaczona pod zabudowę mieszkaniową. Teraz stanęli już przed komisją odpowiedzialności zawodowej i zapewne zostaną ukarani, ale dla nas istotniejsza jest odpowiedź na następujące pytania: jakie konsekwencje poniosą pazerne siostrzyczki i czy Skarb Państwa odzyska utracone pieniądze? BS
DOBRE RADY... Przy jednym z kościołów w Świdnicy porad udzielał człowiek bezzasadnie podający się za pracownika Uniwersytetu Wrocławskiego i doktora prawa. Za swoje porady brał kwoty od 100 do 200 zł. Do jego przyparafialnej kancelarii zgłaszały się tłumy klientów. Obecnie prokuratura prowadzi śledztwo przeciwko fałszywemu prawnikowi. Mieszkańcy są zdumieni, że tak oczywiste oszustwo dokonywało się pod skrzydłami parafii. MaK
KOLĘDA STRACHU Księża i ministranci chodzący po kolędzie nie mają klawego życia. W Legnicy trzech nastoletnich bandziorów napadło i pobiło dotkliwie księdza, by zagrabić zebrane od parafian pieniądze. Z kolei w Elblągu 13-letniego pomocnika kapłana ugodził nieznany nożownik. Chłopiec wylądował w szpitalu. Kiedyś
odwiedzającemu wiernych kapłanowi towarzyszyła swoista straż obywatelska składająca się z parafian, teraz niektórzy księża noszą broń. Uwaga, bo w obronie kolędowego „urobku” mogą jej użyć... PS
SZOPKA IN VITRO Trwa coroczny obłęd szopek. W bydgoskim kościele oo. Jezuitów na szopce widnieje napis: „Chrystus przyszedł do nas w sposób naturalny, a nie przy pomocy fachowców”, a obok postać lekarza specjalisty od in vitro, od klonowania. Trudno się oprzeć wrażeniu, że to duch księdza Jankowskiego zawisł nad bydgoskim kościołem – wszak ten kaznodzieja również obdarowywał wiernych w kościele „fajnymi” rekwizytami: swastykami, sierpem i młotem czy Gwiazdą Dawida. Jak teraz musieli poczuć się ludzie, którzy dzieci z in vitro mają? Czyż nie są ich? A może są dziełem fachowców, jak twierdzi Kościół? PPr
AKTORZY KOŚCIOŁA Przedstawiciele władz miasta, powiatu oraz inne znane w Przasnyszu (Mazowsze) osoby 6 stycznia odpowiedziały na apel miejscowych księży i postanowiły... wystąpić w jasełkach. O „wspaniałym” spektaklu informowali miejscowi proboszczowie na niedzielnych mszach, więc na odzew nie trzeba było długo czekać. Przyszły tłumy. W amatorskich aktorów zabawili się m.in. sekretarz miasta, wójt gminy oraz radni powiatu i miasta. AC
PO KOLĘDZIE W SZKOLE „Gimnazjum nr 3 im. Kard. Stefana Wyszyńskiego w Ełku tworzy tradycje własne oraz kultywuje: narodowe, miejskie i rodzinne” – informuje szkoła na swojej stronie w internecie. Do której z wyżej wymienionych kategorii dyrekcja gimnazjum zalicza organizowaną w publicznej szkole kolędę, tego nikt już nie raczy wyjaśnić. Dowiadujemy się za to, że praktykowana w gimnazjum od kilku lat styczniowa wizyta księdza „to okazja do wspólnych spotkań i rozmów na temat problemów natury duchowej”. Na zamieszczonych w galerii zdjęciach możemy obejrzeć karnie spędzoną młodzież w strojach galowych, przepisowo nakryty białym obrusem stół z krzyżem, purpurata z kropidłem i podczas poczęstunku w gronie nauczycielskim. Ciekawe, jak dyrekcja Gimnazjum nr 3 w Ełku rozwiązuje kwestię równie „tradycyjnej koperty”... AK
Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie stanie się wkrótce uniwersytetem. Wojtyłowa Alma Mater szczyci się 612-letnią historią, jednak działała wcześniej w ramach Uniwersytetu Jagiellońskiego – aż do 1954 roku, kiedy to ówczesne władze relegowały teologię z uczelni. Jako autonomiczna placówka została powołana dekretem JPII z dnia 8 grudnia 1981 roku, a jej siedzibą stał się wtedy pałac Biskupi przy ul. Franciszkańskiej 3. Gdy kanclerzem uczelni został kard. Dziwisz, postanowiono przekształcić ją w uniwerek – zawsze to większy prestiż i... dotacje. Przepisy o szkolnictwie wyższym wymagają w takim przypadku, by placówka prowadziła pięć kierunków studiów magisterskich spokrewnionych z profilem uczelni. Tylko jak z nauki paciorka zrobić pięć dziedzin naukowych? Już profil nauczania został wzbogacony o bioetykę, by kształcić nowych Gowinów. Obecnie PAT liczy 3 tys. studentów i 193 pracowników dydaktyczno-naukowych. PP
CZARNA PODLASKA Szczęśliwie zakazu handlu w niedziele nie udało się na razie w Polsce przeforsować. To jednak nie dotyczy kupców posiadających swoje stoiska na miejskim targowisku przemysłowo-spożywczym w Białej Podlaskiej, którego regulamin zabrania handlu we wszystkie niedziele i święta. Tak bowiem zarządzili bialscy radni katoliccy. Od ośmiu lat kupcy domagają się od rady miasta zmiany dyskryminujących ich przepisów, a przynajmniej zrobienia dwóch wyjątków, czyli pozwolenia na otwarcie bazaru w tzw.
5
handlowe niedziele – jedną przed Bożym Narodzeniem i drugą przed Wielkanocą. Bezskutecznie. W konsekwencji absurdalnego lokalnego prawa (raczej bezprawia) kupcy tracą zyski, które liczą zagraniczne supermarkety. AK
KATOLICY I GOOGLE Największa i najbardziej znana wyszukiwarka internetowa na świecie, Google, jest już dostępna w wersji katolickiej. Jak zapewniają twórcy, strona http://www.catholicgoogle.com stanowi dla katolików ,,najlepszy sposób, by surfować po internecie”. W trosce o prawomyślność wiernych po wpisaniu żądanego tematu najpierw mają się pokazywać witryny katolickie. Informatycy z Google zapewniają też, że wyszukiwarka nie będzie przepuszczać stron zawierających treści pornograficzne. PPr
PALĄCA SPRAWA Młoda mieszkanka wiejskich okolic Papui-Nowej Gwinei została związana, zakneblowana, przywiązana do kawałka drewna, a następnie spalona żywcem na stosie zużytych opon. Co ciekawe, nie zrobili tego dominikanie, ale społeczność wiejska. Nieszczęśnica została posądzona o uprawianie czarów i rzucenie uroku na kogoś, kto zmarł w okolicy. Według papuaskiej tradycji, każda śmierć ma swoją przyczynę w postaci praktyk magicznych czarownicy lub czarownika. W tym kraju liczącym zaledwie 6 mln mieszkańców, gdzie 90 procent ludności stanowią protestanci i katolicy, co roku morduje się około 50 mężczyzn i kobiet oskarżonych o czary. AC
6
Wotum N
udząc się w okopach I wojny światowej, architekt Oskar Sosnowski wpadł na pomysł opasania odrodzonej Polski bastionem kościołów wzniesionych na cześć Matki Boskiej. Swój projekt duchowej twierdzy Rzeczypospolitej Sosnowski nazwał „Litanią do Najświętszej Marii Panny”. Poszczególne świątynie z żelbetonu i szkła miały nosić wezwania „Arka Przymierza”, „Brama Niebieska”, „Gwiazda Zaranna”, „Królowa Korony Polskiej” itp. Dla przedsięwzięcia zdołano bez trudu pozyskać błogosławieństwo papieża Benedykta XV wraz z obietnicą szczególnych odpustów dla mających powstać świątyń. Z powodu braku sponsorów z wizji kamiennej litanii udało się Sosnowskiemu zrealizować jedynie „Gwiazdę Zaranną”, czyli kościół św. Rocha w Białymstoku. Monumentalną świątynię reklamowano jako wotum za odzyskanie niepodległości w 1918 roku oraz obronę przed bolszewicką armią w 1920 roku. Budowę białostockiego kościoła – pomnika niepodległości
– rozpoczęto w 1926 roku, planując jej zakończenie na 1945 rok. W momencie wybuchu wojny kościół był w stanie surowym, ukończono kopułę, 80-metrową wieżę zwieńczoną 3-metrową figurą Matki Boskiej. Koszt budowy kościoła do 1939 roku wyniósł 2 miliony zł, które uzyskano z dotacji państwa, samorządu oraz ofiar wiernych. Ile ostatecznie wyrzeczeń ze strony wiernych pochłonęła budowa monstrualnego wotum niepodległości, trudno dziś oszacować. „Koszty są nieobliczalne. Ale po co liczyć, kiedy kościół stoi taki, jakiegośmy pragnęli” – twierdził ks. Adam Abramowicz, proboszcz parafii św. Rocha. Fakt znamienny, że prac przy budowie białostockiego kościoła nie zaprzestano nawet w czasie wojny i okupacji (zarówno sowieckiej, jak i później niemieckiej). W 1940 roku zbudowano wewnętrzne galerie, w 1942 – ułożono posadzkę, w 1943 ustawiono ambonę, a w 1944 konfesjonały. Kościół pomnik niepodległości konsekrowano w 1946 roku. AK
Patronat K
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
ościół jest powszechny. Dlatego nie dziwi fakt, że nawet importowany do nas z Zachodu towar ze znakiem Krk jest zepsuty. Masowe kanonizacje Polaków, jakich dokonywał JPII, sprawiły, że miejscowy Kościół nie musiał zbyt często pożyczać patronów od swoich europejskich sąsiadów. Pewnie dzięki temu mamy u siebie tylko (!) cztery świątynie pod wezwaniem św. Ludwika (Katowice-Panewniki, Włodawa, Joniec i Bliżyn). A może szkoda, że tylko cztery. Przecież święty morderca – król Francji – pokazuje dobitnie, czym jest katolicyzm i jak Krk rozumie świętość. Ludwik IX z rodu Kapetyngów panował we Francji w XIII wieku. Dla papieskiej religii jest cenny jako współorganizator i uczestnik dwóch wypraw krzyżowych. We
własnym państwie zasłynął z krwawego stłumienia buntu baronów. W parze z krwiożerczością szła u niego ascetyczna pobożność. Oto co o rodzinie i atmosferze, w jakiej się wychowywał, mówi katolicka pieśń: Blanka, matka twa, królowa, Powtarzała ci te słowa: Wolę trupem widzieć syna, Nim go splami grzechów wina. Jednak to nie surowa pobożność spowodowała, że papież Bonifacy VIII wyniósł go w 1297 roku – zaledwie 27 lat po śmierci – na ołtarze. Główną przyczyną była polityka. Rzymski biskup chciał przez ten drobiazg unormować napięte stosunki z aktualnym władcą znad Sekwany – Filipem Pięknym. Wnioski? Mieszkańcy czterech polskich parafii modlą się do krwawego tyrana. o. Pius
P
olski Episkopat handluje nie tylko wizją życia wiecznego. Całkiem dobrze idzie mu też z innym asortymentem. Duchowni to grupa społeczna, której żaden szanujący się przedsiębiorca nie zlekceważy. Tę zasadę przez 10 lat z powodzeniem wykorzystywał główny i zasłużony ekonom purpuratów – ks. Jan Drob. Zanim odszedł na stołek dowodzącego Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia, zadbał o to, aby kolegom po fachu nie było zbyt ciężko. I to na różnych życiowych płaszczyznach. Przez lata swojej ekonomicznej posługi załatwił między innymi preferencyjne warunki ubezpieczeniowe, zniżki na korzy-
omdleniem o nieustalonej przyczynie”, ograniczając w ten sposób ryzyko niepowodzenia pracy duszpasterskiej. Ale to nie wszystko. Plebanii, klasztorów, zgromadzeń zakonnych, przedszkoli, szkół, ośrodków pomocy prowadzonych przez katoduchowieństwo jest w kraju zatrzęsienie.
Rachunek: circa 40 tys. zł. Ponieważ trochę bledniemy, pracownicy natychmiast zapewniają, że mogą poszukać odpowiedników z magazynu w lepszej cenie. Dla zachowania twarzy dorzucamy do tych „zakupów” kusząco reklamowany na stronie Portu ekspres do kawy z wyspą mleczną w promocji (3 tys. zł).
Port piratów stanie z sieci telefonii komórkowej, rozkręcił też... kościelny biznes AGD. „Kościół katolicki nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej” – kłamał Drob w 2003 roku. Już wówczas niemal co druga parafia dorabiała na boku. Zresztą w tym samym roku Konferencja Episkopatu Polski z jego inicjatywy powołała do życia PPU Port. Spółkę, której zadaniem jest „rozwijanie ogólnopolskiego systemu obsługi kościelnych osób prawnych, a także negocjowanie korzystnej oferty dla księży, zakonników, sióstr zakonnych i osób związanych z Kościołem katolickim w Polsce”. O co chodzi? Oczywiście, o pieniądze. Bo tych sutannowym zawsze mało. „Dla instytucji Kościoła, które nie prowadzą przecież działalności nastawionej na zysk, ubezpieczenie jest dodatkowym ciężarem finansowym” – zauważają przedstawiciele Portu. I negocjują warunki z towarzystwami ubezpieczeniowymi, co nie jest specjalnie trudne. Po pierwsze, po drugiej stronie okienka najczęściej siedzi jakaś parafianka. Po drugie, Kościół i tysiące osób z nim związanych to klient, z którym warto związać się na długie lata. Oferuje więc spółka preferencyjne ubezpieczenia od ognia, kradzieży, odpowiedzialności cywilnej. A że „codzienność osoby duchownej niesie za sobą wiele wyzwań”, wystarali się pracownicy Portu także o atrakcyjne ubezpieczenie „od następstw nieszczęśliwych wypadków, obrażeń ciała, których zaistnienie zostało spowodowane atakiem epilepsji albo...
A „każda z tych placówek potrzebuje w codziennej działalności odpowiednio wyposażonej kuchni, zmywalni czy pralni”. Żeby więc nie nabijać portfeli świeckich przedsiębiorców, Port zaopatrzy również w... sprzęt gospodarstwa domowego. Każdą kościelną instytucję. I to po najatrakcyjniejszych na rynku cenach. – Chętnie zaproponujemy urządzenia, ale tylko profesjonalne. Mamy podpisaną umowę partnerską z producentami i bardzo preferencyjne warunki i ceny – zaznacza Ewa Macińska, asystentka zarządu spółki. Żadnej amatorki. W ofercie m.in. zmywarki, zamrażarki, lodówki, szafy chłodnicze, piece konwekcyjno-parowe, kuchnie, piekarniki, meble stalowe, drobny sprzęt AGD, pralnice, suszarki, maglownice, maszyny do mielenia mięsa oraz projektowanie kuchni, zmywalni i pralni. Żeby sprawdzić, jak preferencyjne są owe ceny, zawijamy do Portu z prośbą o wycenę elementów wyposażenia małej kuchni na plebanii. Traktują nas trochę nieufnie, bo zwyczajem jest – jak wyjaśnia dyrektor Marek Rożek – że po zgłoszeniu zapotrzebowania pracownicy przyjeżdżają na pomiar, projekt i wstępną wycenę. Nam się trochę spieszy, więc rezygnujemy z dodatkowych usług i sami wybieramy z przebogatej oferty szafę chłodniczą (2629 euro), szafę mroźniczą (1819 euro), zmywarkę (13 125 zł, transport i szkolenie w cenie) i kuchnię gazową z piekarnikiem (6670 zł).
Bo przecież nic tak nie osłodzi długich samotnych zimowych wieczorów na plebanii jak pyszna włoska kawa! Kiedy podliczono nas na grubo ponad 40 tysięcy złotych (z dowozem i szkoleniem z zakresu obsługi, bo przecież gratis dawali tylko do zmywarki), kapitulujemy... Chociaż żal, bo o mały włos dołączylibyśmy do wybornego towarzystwa tych, którzy z pomysłu księdza Droba zdążyli już skorzystać. Jak zapewniają przedstawiciele spółki – było to do tej pory 50 (biednych wszak jak myszy kościelne) zgromadzeń zakonnych oraz kilkanaście diecezji i archidiecezji. Kompleksowe wyposażenie profesjonalnej kuchni (to wydatek już nie kilkudziesięciu, ale kilkuset tysięcy złotych) zafundowali sobie m. in. ubodzy bracia kapucyni z Zakroczymia, po kilka „drobiazgów” zakupiły siostry pasjonatki z Warszawy, kanoniczki z Krakowa, elżbietanki z Katowic... ⁄ ⁄ ⁄ Przy okazji każdej kolejnej dyskusji na temat ujawnienia majątku polskiego Kościoła ekonom Drob tłumaczył rozbrajająco, że nie ma nic przeciwko temu, aby finanse Kościoła i dotacje na jego rzecz przestały być tajemnicą. Natychmiast jednak dodawał, że nie można mieć pretensji o brak takich informacji. Dlaczego? „Kościelnych osób prawnych: parafii, zakonów, placówek Caritas jest kilkanaście tysięcy. Przy tak zdecentralizowanej strukturze Kościół nie jest w stanie tego policzyć”. I zapewne nigdy nie będzie. JULIA STACHURSKA
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
Lodowate serca – Czy możecie mi wytłumaczyć, dlaczego w Polsce ludzie umierają na ulicach z zimna? Czy wzorem Londynu, skąd dzwonię, nie można by na mroźne noce pootwierać kościołów? Są przestronne, ogrzane, a i gorąca herbata powinna tam się znaleźć. Wariat... Telefon tej treści odebraliśmy kilka dni temu w redakcji „FiM” i osłupieliśmy. Istotnie, dlaczego? Spróbowaliśmy zatem zaspokoić ciekawość naszego brytyjskiego Czytelnika, ale przecież i własną. Najpierw sprawdziliśmy, czy rzeczywiście w innych krajach podczas mrozów i innych klęsk świątynie stoją otworem. Owszem. Na przykład we Francji, gdy nastają pierwsze chłody, księża wręcz zachęcają do spędzania w nich jak najwięcej czasu. O zamykaniu ich na noc nikt nawet nie myśli, za to o gorącym posiłku jak najbardziej. Akcja nazywa się „Przyjdźcie do kościoła, Bóg was ogrzeje”. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii, w Niemczech i właściwie wszędzie. W Nowym Jorku podczas siarczystych mrozów świątynie różnych wyznań zamieniają się w prawdziwe schroniska. A w Polsce? Tu, jak chyba nigdzie w Europie, ba! – na świecie, nie ma takiej liczby ogrzanych naw kościelnych i jeszcze wygodniejszych plebanii – pałaców dla dwóch, trzech lokatorów. ⁄ ⁄ ⁄ Łódź, ulica Zielona 13, samo centrum miasta. Piękną, potężną trzypiętrową kamienicę otrzymali niedawno w prezencie od samorządowców ojcowie dominikanie. Mieszka ich tu zaledwie kilku. W ostatnich latach za blisko 800 tysięcy złotych z kiesy państwowej wyremontowano cały obiekt. Wymieniono ogrzewanie, żeby było cieplutko. Pukamy do drzwi. – Na Stokach w altance śpi dwóch bezdomnych mężczyzn, w każdej chwili mogą zamarznąć, czy nie mogliby u ojców zatrzymać się na okres największych mrozów? Choć na kilka dni? – Co takiego? To niemożliwe, my nie mamy odpowiednich warunków – odpowiada jeden z młodych zakonników. Może u sióstr przy ulicy Struga... Jedziemy na Struga. Siostry misjonarki miłości zajmują pięknie odremontowany i utrzymany dom. Są tu od niedawna. Także one dostały ten obiekt od miasta za darmo, dosłownie trzy tygodnie temu. – Nie ma miejsca! – denerwuje się jedna z siostrzyczek. – Niech się dowiadują... Może kiedyś... Przysłuchująca się rozmowie jedna z lokatorek pobliskiego wieżowca, słysząc te słowa, rzuca „mięsem” w kierunku siostrzyczek.
– Misjonarki miłości? Jeśli kochacie, to chyba tylko siebie. Zaintrygowani taką odwagą wdajemy się z kobietą w pogawędkę: – Codziennie wieczorami pojawiają się tu bezdomni i głodni ludzie, a zakonnice nawet ich nie wpuszczają do środka. Przemarznięci
– słyszymy przez domofon, który nagle milknie ostatecznie. ⁄ ⁄ ⁄ Piotrków Trybunalski, ulica Łódzka, Parafia Miłosierdzia Bożego. Nowiutki kościół, równie nowa i potężna, luksusowa plebania. Tu zgłosił się zziębnięty i głodny pan Antoni (czyli dziennikarz „FiM”), bo chciał znaleźć dach nad głową. Choć na jedną noc. Trafił jednak wyraźnie pod zły adres. – Nie, nie możemy przyjąć. A jak podpali nam dom, to co... Niech się skontaktuje ze strażą miejską – radził wielkopańsko, w trzeciej osobie, jeden z księży.
zasięgiem ulice z ruderami i biedotą. Szukamy dachu nad głową dla starszego, zmarzniętego mężczyzny, który nie jadł od kilku dni. W dzień przebywa najczęściej na dworcu kolejowym. W nocy wyrzucają go na mróz. Dzwonimy z takimi informacjami do parafialnej kancelarii. – Jak to w parafii? W parafii nie ma mieszkań! Niech się zgłosi do urzędu miasta – radzi jeden z księży. – No to może w kościele? – W kościele nie wolno, kościół jest od modlitwy! – księżulo jest już wkurzony. Ani jednym słowem nie pyta o los bezdomnego, nie oferuje żadnej pomocy, choćby szklanki gorącej herbaty. ⁄ ⁄ ⁄ Zaglądamy do Sieradza. Wielki ceglany kościół na nowym osiedlu mieszkaniowym, a obok zwyczajowo równie elegancka plebania.
7
– Czy nie można tu wpuścić bezdomnych? – Pan chyba zwariował, żeby nabrudzili? – młody orionista czuwający przy wejściu do klasztoru przegania nas na cztery wiatry. ⁄ ⁄ ⁄ Wrocław. Dworzec Główny był zawsze miejscem azylu dla ludzi bez dachu nad głową, wygłodniałych i szukających pomocy. Teraz PKP wzięły się na sposób i zatrudniły agencję ochroniarską, by ta „wymiatała” bezdomnych przez 24 godziny na dobę. Paralizatorami, gazem łzawiącym, kopniakami. – Gdzie teraz schronicie się podczas mrozów? Może do kościoła? – pytamy grupkę bezdomnych stojących w pobliżu dworca. Patrzą na nas jak na idiotów: – Do którego kościoła? Wszystkie pozamykane! ⁄ ⁄ ⁄
Fot. Autor
Bezdomni nie ogrzeją się ani w gigantycznej plebanii w Sieradzu (fot. powyżej), ani u Misjonarek Miłości w Łodzi (fot. obok)
Fot. Autor
i wycieńczeni śpią więc w klatkach schodowych, o tu, w okolicy, na przykład na mojej klatce. Żywią się jedynie tym, co otrzymają od mieszkańców i co znajdą na śmietnikach. ⁄ ⁄ ⁄ Konin, parafia Maksymiliana Kolbego, potężny dwupoziomowy kościół, bogata parafia licząca prawie 12 tysięcy wiernych. Z tyłu za świątynią luksusowo urządzona plebania wielkości bloku mieszkalnego. Domofony, automatyczne zamki – trudno dostać się do środka nawet zaproszonym gościom, a cóż dopiero przemarzniętym i wygłodzonym „intruzom”. – Przenocować bezdomnych? Jakich bezdomnych...? Wykluczone, przecież my się tym nie zajmujemy
⁄ ⁄ ⁄ Tomaszów Mazowiecki, ulica Warszawska, parafia Świętej Jadwigi, niemal 15 tysięcy wiernych. – Nad Pilicą na działkach przebywa kilku bezdomnych, a tu 18 stopni mrozu, więc może w kościele lub choćby w jakiejś komórce znajdzie się dla nich ciepły kąt? – próbujemy poruszyć serce rozmówcy w sutannie. – Co, u mnie? Ja tu nie mam warunków do przetrzymywania bezdomnych. Niech się zgłoszą do noclegowni, na którą wszyscy płacimy. Dla nich mogę tylko odprawić mszę – mówi wyraźnie zirytowany proboszcz. ⁄ ⁄ ⁄ Pabianice, centrum miasta, Stary Rynek. Najstarsza parafia obejmująca
I tu domofony, zabezpieczenia, nikt niepowołany nie dostanie się do wnętrza kościelnych budynków przypominających dobrze strzeżoną fortalicję. – Nocleg dla bezdomnego? Co pan...? Dlaczego? Nie! Nie u nas! Nie mamy warunków – mówi jedna z siostrzyczek i odsyła nas do klasztoru urszulanek. Może tam... – Bezdomni? Absolutnie nie ma takiej możliwości, zresztą nie mamy tego w charyzmacie zakonnym. Potrzebujący niech idą do noclegowni – radzi siostra urszulanka i pospiesznie zamyka furtę. – Jest kilkanaście stopni mrozu, więc może ogrzeję się choćby w świątyni – nie ustępujemy bezczelnie. – Nie! Kościół jest zamknięty! – niemal krzyczy siostrzyczka. ⁄ ⁄ ⁄ W pobliskiej Zduńskiej Woli podobnie. Dwupoziomowy megakościół orionistów zamknięty na cztery spusty. Obok kaplica, a właściwie też kościół, tylko mniejszy. Z wnętrza bucha przyjemne ciepło.
W tym roku silne mrozy spowodowały śmierć już kilkuset osób. Zimy nie przeżyła m.in. staruszka z Zakopanego, bezdomny z Hrubieszowa, 62-letni mężczyzna z Łowicza, 71-letni mieszkaniec Rucianego-Nidy, 48-latek z Pstrągowej. Dwóch bezdomnych tylko cudem uniknęło zaczadzenia w kanałach ciepłowniczych koło Dworca Wschodniego w Warszawie. W stolicy jest około 2 tys. miejsc noclegowych, a trzy razy tyle potrzebujących. W całym kraju sytuacja jest jeszcze gorsza. Gdyby podczas największych mrozów otworzyło podwoje kilkadziesiąt tysięcy kościołów i plebanii, z pewnością ofiar surowej zimy byłoby znacznie mniej. Może nikt by nie zamarzł? W minione święta księża tak pięknie mówili o zbłąkanej Świętej Rodzinie, której nikt nie chciał przyjąć pod swój dach. Ale to byli Żydzi i poganie, w dodatku bardzo dawno temu i bardzo daleko... BARBARA SAWA
8
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Matriarchat Kobieta biskupem? Ksiądz niebiorący opłat za mszę świętą czy pogrzeb? Witajcie w Kościele mariawitów! Od lat 80. ubiegłego wieku w Kościołach chrześcijańskich toczy się na nowo wielka debata o dopuszczeniu kobiet do święceń kapłańskich. Dla polskich dziennikarzy pani ksiądz to nadal pełna egzotyka i sensacja. Ich opinie podzielają tzw. eksperci kościelni. Tymczasem już w XX wieku w Polsce kobiety były i nadal są wyświęcane na księży. Dodajmy, że otrzymują one także święcenia biskupie, i to przy zachowaniu tak zwanej sukcesji apostolskiej, co oznacza, że władza biskupia została im przekazana na mocy nieprzerwanej linii święceń biskupich pochodzących od apostołów. Kościołem, który dokonuje takich święceń, jest Kościół Katolicki Mariawitów, mający swoją siedzibę w Felicjanowie koło Płocka. Jego współzałożyciele to katolicka zakonnica Maria Franciszka Felicja Kozłowska i katolicki ksiądz Jan Maria Michał Kowalski. ⁄ ⁄ ⁄ Pochodząca z drobnej szlachty Felicja Kozłowska po ukończeniu elitarnego warszawskiego gimnazjum w 1883 roku wstąpiła do działającego niejawnie Zgromadzenia Zakonnego Sióstr Franciszkanek od Cierpiących. Tam zaangażowała się w niesienie pomocy ubogim. Na prośbę Honorata Koźmińskiego, kapłana z zakonu ojców kapucynów, uruchomiła w Płocku kolejną placówkę: Zgromadzenie Ubogich Sióstr od Świętej Klary. Początkowo
zakonnice pracowały na rzecz biednych, lecz hierarchia kościelna szybko nakazała im zajęcie się bardziej dochodowymi sprawami – m.in. szyciem pościeli i strojów dla księży. Obsługując duchownych nie tylko z rejonu Płocka, ale i Łodzi, Warszawy oraz ziemi siedleckiej, Felicja Kozłowska nawiązała sporo znajomości. Wykorzystała je w roku 1897, kiedy pod wpływem lektury Biblii, dzieł teologicznych oraz domniemanych objawień (uznanych na początku XXI wieku przez duchownych katolickich za autentyczne) rozpoczęła misję wśród księży. Szybko zorganizowała zgromadzenie mariawitów. W jego szeregach znalazła się liczna grupa wykładowców seminariów duchownych oraz Akademii Duchownej w Petersburgu (jedyna legalna teologiczna szkoła wyższa w Cesarstwie Rosyjskim i Królestwie Polskim). Oczywiście, hierarchii kościelnej nie spodobały się postulaty księży mariawitów, szczególnie takie jak niesienie posługi za darmo, troska o ubogich, praca z młodzieżą, głęboka reforma seminariów, poprawa dyscypliny wśród księży oraz wprowadzenie języka polskiego do liturgii. Biskupi ufali, że rodzący się ruch uda się spacyfikować odebraniem jego liderom stanowisk kościelnych i publicznym wyszydzaniem zakonnic Kozłowskiej. Jednak te działania nie przyniosły efektów i napięcie pomiędzy mariawitami a hierarchami Krk narastało. Ci ostatni w ramach pacyfikacji zgromadzenia zaczęli wysyłać do Rzymu memoriały, w których podkreślali odejście mariawitów od nauki Kościoła. Chodziło im o wprowadzoną przez Kozłowską modlitwę do Bożego Miłosierdzia. Po latach, w 2006 roku, ksiądz Wojciech Róży – wykładowca rzymskokatolickiego seminarium w Świdnicy – w pracy wydanej za zgodą biskupa świdnickiego napisze: „(...) poza interpretacją sprawiedliwości pierwotnej, całość teologii Marii Franciszki Kozłowskiej mieści się w ortodoksji. Zaprezentowane treści »rękopisu watykańskiego« należy uznać za poważną propozycję naprawy ówczesnej sytuacji kościelnej w Królestwie Polskim. W galerii polskich mistrzów życia duchowego z przełomu XIX i XX wieku Maria Franciszka Kozłowska zdumiewa trafnością w odczytywaniu znaków czasu”.
⁄ ⁄ ⁄ Na początku XX wieku popularność zgromadzenia mariawitów zaczęła rosnąć. Działo się to pomimo wzmożenia prześladowań przez biskupów i przerzucania niepokornych księży z parafii na parafię. Do akcji wkroczyli urzędnicy watykańscy. Pomimo długich rozmów delegacji mariawickiej z papieżem Piusem X i innymi przedstawicielami kurii rzymskiej w 1904 roku doszło do rozwiązania zgromadzenia. Na wykonawcę tej decyzji Pius X wybrał biskupa płockiego Jerzego Szembeka. Okoliczności wydania przez św. inkwizycję
przysłanych przez kurie. Parafianie byli podzieleni – ci, którzy pozostali przy swoich duszpasterzach, byli lżeni i poniżani, a nawet niszczono ich mienie. ⁄ ⁄ ⁄ Wyrok na mariawitów zapadł ostatecznie 5 kwietnia 1906 roku. Tego dnia papież Pius X wydał encyklikę „Tribus circiter”, w której imiennie wyklął Franciszkę Kozłowską i Jana Kowalskiego. Kozłowska stała się tym samym pierwszą w dziejach Kościoła rzymskokatolickiego kobietą wyrzuconą z jego struktur na mocy encykliki. Mariawitom do dzisiaj zarzuca się, że po decyzji Watykanu podjęli działania na rzecz cywilnoprawnej legalizacji swojej działalności. Miał to być dowód na ich daleko idącą współpracę z zaborcą. To kłamstwo. Status sekty tolerowanej, nadany mariawitom przez władze
dekretu delegalizującego mariawitów nie są znane do tej pory. Pewne poszlaki wskazują, iż inspiratorem był właśnie biskup Szembek; decyzja zapadła tuż po jego wizycie w Rzymie. Dostarczył on także dokumenty zawierające rzekome (sfałszowane!) teksty Felicji Kozłowskiej i innych księży mariawitów. One to – obok przerobionego tekstu memoriału Franciszki Kozłowskiej, skierowanego do papieża Piusa X – stały się podstawą decyzji Świętego Oficjum. Warto jednak zwrócić uwagę, że według mariawickich członków komisji ekumenicznej, którym w 2008 r. pokazano akta św. inkwizycji, fałszerstwo tekstu było wyjątkowo prymitywne. Jak czytamy w piśmie „Praca nad sobą”, po prostu ktoś powycinał całe fragmenty tekstu, po czym tak spreparowane kartki skleił w jeden zeszyt. Mariawici postanowili się bronić i w 1906 r. podjęli próbę wyjaśnienia całej sprawy podczas spotkania z Piusem X. Otrzymali wówczas obietnicę ponownego rozpatrzenia sprawy. Rzeczywiście – aparat kościelny na nowo zajął się mariawitami. I to jak! Polscy biskupi zaczęli masowo zawieszać księży mariawickich w duszpasterskich obowiązkach oraz usuwać ich z parafii. Wywołało to liczne protesty wiernych, którzy odmawiali uznania decyzji hierarchów oraz grozili, iż nie przyjmą żadnych innych księży
Cesarstwa Rosyjskiego, pozwalał jedynie na zakładanie parafii (i to tylko na obszarze kilku guberni Królestwa Polskiego), na noszenie przez duchownych sutann oraz na zakładanie cmentarzy. Władze nakazywały równocześnie zwrot Kościołowi katolickiemu świątyń należących do parafii, które przeszły do mariawitów. Zbuntowanym wiernym odbierano często ich własność pod pozorem naruszenia przepisów budowlanych lub bez żadnej podstawy prawnej, ale przy pełnym poparciu żandarmerii (Leszno koło Warszawy, Grąbków, Stryków i Dobra). Mariawici od początku swojej samodzielnej działalności cieszyli się popularnością wśród społeczeństwa, bo pomagali ubogim, zakładali bezpłatne szkoły i lecznice, organizowali miejsca pracy, a w czasie pierwszej wojny światowej rozwinęli sieć ochronek. Ich nabożeństwa były odprawiane po polsku, zaś duchowni nie pobierali wynagrodzenia za posługę. Nie mogło się to spodobać hierarchii katolickiej, która po 1918 roku wielokrotnie występowała do władz państwowych z żądaniami likwidacji „sekty”. Temu celowi służyły procesy sądowe wytaczane przełożonemu wspólnoty – księdzu Janowi Kowalskiemu. Oskarżono go – bez żadnych dowodów – o pedofilię, gwałty na zakonnicach, bluźnierstwo i sianie publicznego zgorszenia, złodziejstwo oraz liczne oszustwa.
⁄ ⁄ ⁄ Kościół mariawitów po śmierci Felicji Kozłowskiej w 1922 r. przeszedł przez szereg zaskakujących reform organizacyjnych i doktrynalnych. Należy pamiętać, że utrzymał sukcesję apostolską, co dodawało mu siły. Pierwszą zmianą, jaką wprowadził nowy przełożony kościoła, ksiądz Jan Kowalski (używający zakonnego imienia Michał), było wprowadzenie komunii pod dwoma postaciami (zwyczaj ten Kościół rzymski praktykował do XIII wieku i na nowo od Soboru Watykańskiego II). Niedługo potem ojciec Michał zniósł celibat duchownych i zezwolił na małżeństwa pomiędzy księżmi i zakonnicami. Uznał także, że z teologicznego punktu widzenia handel mszami i innymi nabożeństwami prowadzi do ich nieważności, zaś ślub cywilny jest tak samo ważny jak kościelny. W 1928 roku Kowalski dopuścił do święceń kapłańskich i biskupich kobiety. Sześć lat później – wobec trudności w rozbudowie sieci parafialnej oraz przypadków bezprawnego przejmowania mariawickich świątyń przez Kościół rzymskokatolicki (patrz: „FiM” 37/2008) – wprowadził kapłaństwo ludowe, czyli zezwolił na odprawianie mszy świętych przez zwykłych wiernych. Spór, jaki ta decyzja wywołała wśród mariawitów, wykorzystały władze państwowe. Przedstawiciele Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie, grożąc odwieszeniem wyroku sądowego i delegalizacją wspólnot mariawickich, wymusiły w styczniu 1935 roku zrzeczenie się przez arcybiskupa Kowalskiego nie tylko tytułów kościelnych, własności mariawickiej katedry i klasztoru w Płocku, ale i przekazanie władzy wskazanym przez państwo duchownym. Po podpisaniu dokumentów on i zakonnice, które pozostałe mu wierne, zostali przewiezieni w samochodach więziennych do majątku Felicjanów koło Płocka. Około 30 procent wiernych opowiedziało się po stronie arcybiskupa Kowalskiego. Przyjęli oni nazwę Kościoła Katolickiego Mariawitów. ⁄ ⁄ ⁄ Księża katoliccy uwięzieni wraz z arcybiskupem Kowalskim w obozie koncentracyjnym Dachau nie szczędzili mu dodatkowych szykan i upokorzeń. Współcześnie do Kościoła Katolickiego Mariawitów w Polsce należy około 2 tysięcy wiernych. Wszyscy biskupi to kobiety, a jego generalną przełożoną także jest kobieta. Duch Kościoła Katolickiego Mariawitów przeniknął również za granicę. W Niemczech działa Pozajurysdykcyjny Zakon Mariawitów liczący około tysiąca wiernych. Udziela on błogosławieństwa związkom homoseksualnym. W 2008 r. Kościół rzymskokatolicki wymusił na drodze sądowej zakaz używania przez tę wspólnotę określenia: katolicki. MiC
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r. o objęciu władzy przez PiS ekipa Kaczyńskich dała na cło niejakiego Mariana Banasia – człowieka Opus Dei i niegdysiejszego doradcę Antoniego Macierewicza. Od roku Banaś jest już byłym szefem Służby Celnej, ale rzutem na taśmę udało mu się wprowadzić do tej firmy, mimo solidarnego sprzeciwu wszystkich central związkowych, etatowych kapelanów z Kościoła rzymskokatolickiego (por. „Celnicy do spowiedzi” – „FiM” 33/2007). Ofiarował im na dzień dobry:
P
Pod rygorem postępowania dyscyplinarnego każdy funkcjonariusz wyznaczony do robienia tłumu podczas „uroczystości patriotyczno-religijnej” ma zasmarkany „służbowy obowiązek uczestniczenia w niej, niezależnie od swoich przekonań religijnych” – zarządziło kierownictwo Służby Celnej... ⁄ wysokie stopnie służbowe – urzędujący w Ministerstwie Finansów dziekan został komisarzem z uposażeniem naczelnika ministerialnego wydziału (ok. 7 tys. zł brutto), a kapelanów w poszczególnych Izbach Celnych mianowano podkomisarzami z pensją naczelnika urzędu celnego (ok. 4,5 tys. zł); ⁄ wszechstronne „zabezpieczenie logistyczne prowadzonej działalności duszpasterskiej” (gabinety z wyposażeniem, środki transportu, kaplice, izby modlitwy); ⁄ bardzo silne wpływy, w tym m.in. prawo do „uczestnictwa w naradach i odprawach poświęconych stanowi dyscypliny” oraz dostępu do wszelkich „informacji o niekorzystnych zjawiskach występujących w tym zakresie”, jak również nader złowróżbnego „kształtowania w środowisku funkcjonariuszy celnych i pracowników Służby Celnej pożądanych postaw religijnych” („Porozumienie z 31 października 2007 r. między Ministrem Finansów i Delegatem Konferencji Episkopatu Polski ds. Służby Celnej w sprawie organizacji i funkcjonowania katolickiego duszpasterstwa Służby Celnej”). „Dlaczego nie przeprowadzono konsultacji społecznej, dlaczego ograniczono się tylko do jednej grupy wyznaniowej, łamiąc konstytucyjne prawo każdego obywatela do dowolnego światopoglądu i religii? (...). Czy taka posługa nie powinna odbywać się w sposób społeczny, a nie za wynagrodzeniem? Czyż nie jest to sprzeczne z jej duchowym charakterem?” – irytowali się we wspólnym wystąpieniu do Ministra Finansów
szefowie Federacji Związków Zawodowych Służby Celnej, Zrzeszenia Związków Zawodowych Służby Celnej RP i Ogólnokrajowego Związku Zawodowego Służby Celnej RP, żądający natychmiastowego wykopania Banasia z roboty. I choć ten faktycznie został wkrótce spuszczony przez nowego ministra Jacka Rostkowskiego, to pięciu kapelanów na etatach funkcjonariuszy (pierwotny i wciąż jeszcze kiełkujący pomysł zakładał, że w liczbie 16 obsadzą wszystkie izby celne) pozostało...
POLSKA PARAFIALNA już w sierpniu na imprezę dla służb mundurowych, zgodnie z życzeniem księdza dziekana Iżyckiego, wyrażonym w oficjalnym piśmie z pieczęcią Ministerstwa Finansów. Koledzy zachodzili w głowę, czy i gdzie pojawi się nasz nowy szef Jacek Kapica... – ironizuje dyrektor jednej z izb celnych. Co do podstawowej natomiast kwestii wielebni nadzorcy Służby Celnej są zgodni: funkcjonariusze muszą modlić się po wojskowemu, czyli na rozkaz i według ściśle określonych procedur...
na baczność, kładąc prawą rękę na sercu. I jeszcze jedna żelazna reguła: „(...) obrzędy religijne podczas uroczystości patriotyczno-religijnych spełnia kapelan lub duchowny tego wyznania, którego funkcjonariusze celni są w większości”. Cóż to oznacza? Ano dokładnie to, że każdego przybyłego na imprezę celnika trzeba przy wejściu nie tylko odhaczyć na liście obecności, ale też przesłuchać w sprawie wyznania. I gdyby w takim, powiedzmy, Białymstoku komisja skrutacyjna szwancparady obliczyła, że
9
się po kościele w poszukiwaniu (zwłaszcza przez osoby niezorientowane w liturgii) dyskretnego miejsca; ⁄ „Jeżeli we mszy uczestniczy orkiestra, komendy dowódcy kompanii honorowej powinny być poprzedzane trąbką. Kompania honorowa przed czytaniem Ewangelii, podniesieniem i błogosławieństwem przyjmuje postawę zasadniczą, a po ich odprawieniu – postawę swobodną. Komendy dowódcy kompanii honorowej w miejscu sakralnym powinny być podawane głosem wyraźnym, ale ściszonym”. O ile tym wymogom
Celnicy na celowniku ⁄ ⁄ ⁄ Pacyfikację środowiska celników prowadzą obecnie dwa kościelne oddziały specjalne: ⁄ przywołane wyżej „mundurowe” Duszpasterstwo Służby Celnej RP działające w strukturze Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego pod komendą biskupa Tadeusza Płoskiego. W skład tej opłacanej przez państwo grupy wchodzą: l ksiądz komisarz Marcin Iżycki – dziekan rezydujący w Ministerstwie Finansów i nadzorujący osobiście Izby Celne w Warszawie, Łodzi, Białej Podlaskiej, l wielebni podkomisarze Marian Midura (Olsztyn, Białystok, Gdynia, Toruń), Wojciech Dragan (Poznań, Szczecin), Krzysztof Skałkowski (Przemyśl, Kraków, Kielce) i Piotr Jakubuś (Wrocław, Opole, Katowice, Rzepin); ⁄ „cywilne” Duszpasterstwo Krajowe Służb Celnych, Finansowych, Podatkowych i Skarbowych, mające swoje ekspozytury w kuriach biskupich i kierowane przez ks. Henryka Drozda (na co dzień proboszcz parafii św. Józefa w Siedlcach), któremu w ub.r. Konferencja Plenarna Episkopatu przedłużyła mandat na kolejną pięcioletnią kadencję. – Czasem ciężko się połapać, którzy są ważniejsi. Przed ubiegłorocznym sezonem pielgrzymkowym, wielu naczelników miało ból głowy, czy odpowiadając na wezwanie księdza Drozda, wybrać się we wrześniu do Częstochowy na XII Ogólnopolską Pielgrzymkę Celników i Skarbowców, czy raczej kopnąć się
⁄ ⁄ ⁄ Wpadł nam w ręce „Ceremoniał Służby Celnej” – dokument niedostępny w jej oficjalnych serwisach informacyjnych, jako że przeznaczony jest do użytku ściśle wewnętrznego. Jeden z rozdziałów nosi nazwę: „Zasady udziału i zachowania się funkcjonariuszy celnych oraz celniczej asysty honorowej w uroczystościach patriotyczno-religijnych i religijnych”. Już sam wstęp owych Zasad może doprowadzić konstytucjonalistę do obłędu, gdy przeczyta, że „przy organizowaniu uroczystości o charakterze patriotyczno-religijnym funkcjonariusze celni wyznaczeni do celniczej asysty honorowej mają służbowy obowiązek uczestniczenia w niej niezależnie od przekonań religijnych”, podczas gdy zaliczenie danej imprezy do gatunku „patriotyczno-religijnego” jest wyłącznie kwestią fantazji jej organizatorów. Innymi słowy: jeśli nawiedzony szef do jakiejkolwiek szwancparady celebrowanej przez funkcjonariuszy kat. Kościoła wytypuje ateistę, agnostyka lub wyznawcę religii innej niż niemiłosiernie panująca u celników, to nie ma zmiłuj – pójdziesz albo dyscyplinarka za odmowę wykonania polecenia służbowego! Ciąg dalszy Zasad stanowi, że podczas takich imprez ministrantami muszą być specjalnie w tym celu przeszkoleni funkcjonariusze celni, a pozostali „uczestniczący w uroczystościach tak w szyku zwartym, jak i poza szykiem” mają prikaz, by za każdym przyklęknięciem „cywilnych” wiernych, stawali
prawosławnych zjawiło się więcej niż katolików, należałoby gnać w podskokach do cerkwi po dyżurnego duszpasterza, a watykańczyka odprawić z kwitkiem, choćby nawet był biskupem! Autor „Ceremoniału” potraktował oczywiście tę alternatywę czysto teoretycznie, skoro jedyne wytyczne regulujące zachowania celników w miejscach sakralnych podczas uroczystości „patriotyczno-religijnych” dotyczą tylko i wyłącznie obrządków w rytuale rzymskokatolickim. Instrukcja nosi tytuł „Msza św. w kościele” i znaleźliśmy w niej nad wyraz smakowite kąski... ⁄ ⁄ ⁄ „Msze św. w intencji funkcjonariuszy celnych powinny być odprawiane przede wszystkim z okazji: świąt Dnia Służby Celnej, ślubowania, wręczenia sztandaru, obchodów jubileuszy” – czytamy w preambule instrukcji. Skoro tak, to – przykładowo – każdy młody celnik po zdanych egzaminach musi uczestniczyć w kościelnym ślubowaniu, bo innej uroczystości Ceremoniał po prostu nie przewiduje. Przejdźmy teraz do detali, których funkcjonariusz powinien wyuczyć się na pamięć, żeby nie zapaskudzić sobie papierów: ⁄ „Na 10 minut przed rozpoczęciem mszy św. winni przybyć indywidualni uczestnicy uroczystości. Kompanię honorową biorącą udział we mszy, w szyku zwartym, wprowadza się do miejsca sakralnego na 5 minut przed uroczystością”, co akurat jest proste i całkiem oczywiste – wszak trudno tolerować bezładne pętanie
niejeden mógłby podołać, mając do pomocy bystrego trębacza, to już następne zdecydowanie zawężają krąg potencjalnych kandydatów na dowódcę kompanii; ⁄ „Dowódca kompanii honorowej podaje komendę »Pododdział –BACZNOŚĆ« – przed czytaniem Ewangelii, gdy wierni śpiewają »Alleluja«, a po słowach »Oto Słowo Pańskie – Chwała Tobie, Chryste« – »Pododdział – SPOCZNIJ«. Przed podniesieniem, po słowach: »Ciałem i krwią naszego Pana Jezusa Chrystusa« – komendę: »Pododdział – BACZNOŚĆ«, a komendę: »Pododdział – SPOCZNIJ« – po opuszczeniu kielicha. Przed błogosławieństwem, po słowach: »Przyjmijcie Boże błogosławieństwo« komendę: »Pododdział – BACZNOŚĆ«, a komendę: »Pododdział – SPOCZNIJ« po słowach »Idźcie w pokoju Chrystusa«”. Trąbka, „Alleluja”, nieustanna obserwacja kielicha... – niech żaden innowierca bądź ateista nawet się nie łudzi, że kiedykolwiek stanie na czele kompanii honorowej. Gdy impreza patriotyczno-religijna dobiega końca, funkcjonariusze celni muszą wykazać się najwyższą czujnością, bowiem... „Na wezwanie »Przekażcie sobie znak pokoju« uczestnicy uroczystości skłaniają się do swego sąsiada z prawej i lewej strony i podają rękę. Przełożeni i starsi, jako pierwsi podają rękę podwładnym i młodszym”. Tak nakazuje instrukcja. A jak uniknąć gorszącej szamotaniny w świątyni, skoro często się zdarza, że przełożony jest młodszy od podwładnego? Mieliśmy nadzieję, że cytowane Zasady oraz instrukcja „Msza św. w kościele” są zgrabnym falsyfikatem, bo żadną miarą nie mogliśmy pojąć, żeby wielebni aż tak tresowali urzędników państwowych. Niestety, w centrali Służby Celnej sprowadzono nas na ziemię. Te kwity, jeszcze jeden obok kapelanów spadek po Banasiu, są jak najbardziej obowiązujące... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected] Współpr. TS
10
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
POD PARAGRAFEM
ROZMOWA Z GEN. STANISŁAWEM KOZIEJEM
Zanim wybuchnie wojna – Czy grozi nam wybuch III wojny światowej? – Nie twierdzę, że wybuchnie globalny konflikt, ale analizuję taką ewentualność, aby wiedzieć, jak powinniśmy się zachować. Prawdopodobieństwo dojścia do wybuchu wojny globalnej jest dziś mniejsze niż w czasach zimnej wojny, gdy stały już naprzeciw siebie armie z gotowymi planami ataku. Choć i teraz jest niespokojnie. – Z reguły Polska nie wychodziła najlepiej na wojnach, nawet tych średniowiecznych, nie mówiąc o dwóch światowych w XX wieku. – To prawda, nasze położenie geopolityczne sprawia, że w przypadku konfliktu na wielką skalę narażeni jesteśmy na niekorzystne uczestnictwo i olbrzymie straty. Dlatego wszelkie sprzeczności międzynarodowe na linii Wschód–Zachód powinniśmy raczej neutralizować. – Jaka zatem powinna być nasza armia, aby skutecznie przeciwdziałała wszelkim zagrożeniom? – Armia ma do spełnienia dwie funkcje. Pierwsza wiąże się z utrzymaniem zdolności do obrony terytorium i neutralizowaniem ewentualnego ataku obcych mocarstw. Druga funkcja dotyczy wsparcia polityki międzynarodowej i dyplomacji, np. poprzez udział w wygaszaniu konfliktów. – Jest Pan wielkim zwolennikiem armii zawodowej, ale czy nas na nią stać?
– Stać nas, ale trzeba ją będzie utrzymać za te same pieniądze co dzisiejszą armię z naboru, a to oznacza, że ilościowo będzie musiała być znacznie mniejsza i przynajmniej tak samo skuteczna. W przypadku armii zawodowej z każdej wydanej złotówki można uzyskać większe efekty. Jednak żeby to zrobić, trzeba mieć mądrą strategię przejścia od armii poborowej do zawodowej. – Czy Pan sugeruje, że z tym jest nienajlepiej? – Zbyt dużo polityki wciska się do zwykłego zadania. Niepotrzebnie przyspiesza się na siłę ten proces, chcąc go zrealizować w ciągu dwóch lat, podczas gdy w innych krajach robiono to prawie trzykrotnie dłużej. Jest jeszcze jeden problem: zakłada się, że armia zawodowa będzie miała taką samą strukturę jak dotychczasowa, co uważam za błąd. Gdy przez jakiś czas byłem doradcą ministra obrony narodowej, sugerowałem korektę tych planów, ale jej nie uwzględniono. Przyszły rok pokaże, czy sprawdzą się w praktyce wizje rządowe. – Chlubimy się F-16 i Rosomakami, ale tak naprawdę nasze uzbrojenie odbiega znacznie od standardów nowoczesnych armii. Czy w obliczu wielkiego konfliktu nie powtórzy się sytuacja z września 1939 roku, gdy mieliśmy doskonałe Łosie, ale ich liczba była śmieszna?
– W ostatnich latach powstał obiecujący program modernizacji technicznej armii i dziś najważniejsze jest, by nie został on zahamowany. Przed pięcioma laty byliśmy bardzo opóźnieni i teraz odrabiamy zaległości, ale tempo zmian jest wciąż zbyt wolne.
Stanisław Koziej – rocznik 1943, absolwent Oficerskiej Szkoły Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu i Akademii Sztabu Generalnego WP, generał brygady w stanie spoczynku, niezależny analityk w dziedzinie bezpieczeństwa i obronności, uznany strateg i ekspert wojskowy, profesor Akademii Obrony Narodowej w Warszawie, autor planu obrony RP. W latach 2005–2006 był podsekretarzem stanu w MON, a w 2008 r. – doradcą ministra obrony narodowej. Autor ponad 700 publikacji. Żonaty, dwoje dzieci.
Porady prawne Zwracam się z prośbą o wyjaśnienie, w jakich wypadkach suma zachowku jest wyższa? Moim zdaniem (a wiem, że wielu spadkodawców uważa podobnie), prawo dotyczące zachowku jest niejasne. Na przykład jako spadkodawca za spadkobiercę uważam osobę godną, wyznaczoną w testamencie – to jest rzecz święta i bezwarunkowa, a tak w gestii sądu leży los mojej ostatniej woli. To, co otrzyma w „zachowku” spadkobierca, to mój dorobek życia, krwawica, a nie dorobek sędziego, który decyduje o tym, komu należy dać „zachowek”. Czy sąd wie lepiej niż spadkodawca, kto na ten „zachowek” zasłużył? Ostatnia wola spadkodawcy powinna być niezmienna i ostateczna, a nie zależna od decyzji sądu. (Kazimierz M., Piła) Spadkodawca może swobodnie dysponować swoim majątkiem. Może przez to dojść do sytuacji, w której nie zostaną powołani przez niego do dziedziczenia członkowie najbliższej rodziny. Osoby najbliższe – małżonek, dzieci – zwykle uczestniczą, choćby pośrednio, w wytwarzaniu majątku. Prawo dąży do pogodzenia
Zamiast utrzymywać ten stan, powinniśmy przeskoczyć technologicznie do sprzętu następnej generacji, czyli nie zachwycać się F-16, a myśleć o samolotach bezzałogowych, bo to jest przyszłość. – Czy nas na to stać? – To w gruncie rzeczy te same pieniądze co na F-16. Gdybyśmy w ten sposób myśleli, mielibyśmy już pierwsze eskadry maszyn tego typu. Niestety, zwyciężyła zachowawczość. – Zapytam wprost: czy potrzebny nam jest udział w tzw. misjach pokojowych? – Afganistan to operacja czysto wojenna, ale udział w niej jest potrzebny ze względu na nasze zobowiązania i wymagania
dwóch zasad: tzw. swobody testowania i ochrony rodziny – choć prymat wiedzie ta pierwsza, a instytucja zachowku jest odzwierciedleniem pewnych uwarunkowań etycznych. Prawdą jest, że spadkodawca może całkowicie swobodnie wybrać osobę spadkobiercy, musi jednak liczyć się z tym, że osoby najbliższe – zstępni (dzieci, wnuki), małżonek i rodzice (o ile byliby powołani do spadku z ustawy) – będą miały prawo do zachowku. Wysokość zachowku odpowiada zwykle połowie wartości udziału spadkowego, który przypadałby spadkodawcy przy dziedziczeniu ustawowym. Na przykład zmarły miał żonę i dwoje dzieci. W testamencie do całości spadku powołał jedno z dzieci. Żona i drugie dziecko mają prawo do zachowku. Gdyby dziedziczyli według ustawy, każdemu przypadłaby 1/3 majątku spadkodawcy. W sytuacji, gdy zmarły pozostawił testament, żonie i jednemu dziecku będzie przysługiwało roszczenie o połowę tego udziału, czyli 1/6 majątku spadkowego. Wartość zachowku jest wyższa, gdy uprawniony jest trwale niezdolny do pracy albo jeżeli uprawniony zstępny jest małoletni – przysługują mu wówczas 2/3 wartości udziału
spadkowego, który by mu przypadał przy dziedziczeniu ustawowym. Czyli gdyby w naszym przykładzie założyć, że drugie, niewymienione w testamencie dziecko miało w chwili śmierci ojca 8 lat, przysługiwałyby mu 2/9 spadku. Jeżeli osoba uprawniona do zachowku (czyli zstępny, małżonek, rodzic): 1) wbrew woli spadkodawcy postępuje uporczywie w sposób sprzeczny z zasadami współżycia społecznego; 2) dopuścił się względem spadkodawcy albo jednej z najbliższych mu osób umyślnego przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności albo rażącej obrazy czci; 3) uporczywie nie dopełnia względem spadkodawcy obowiązków rodzinnych – spadkodawca może w testamencie stwierdzić, że pozbawia go prawa do zachowku, czyli wydziedzicza, powinien przy tym podać przyczynę. Podstawa prawna: art. 991-1011 ustawy z dn. 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU 64.16.93 ze zm. ⁄ ⁄ ⁄ Mój ojciec zmarł 9 lipca 2006 roku. Do tej pory nie wystąpiłam o podział majątku (ojciec nie zostawił testamentu). Jestem jedynaczką, a z matką zerwałam kontakt – wyprowadziłam się z domu, ponieważ wprowadził się do nas jej kochanek. Ile mi się należy z majątku ojca? Kiedy upływa termin wystąpienia
światowych organizacji. Dziś mamy sporo konfliktów, które musi wygaszać wojsko. Ono też zaopatruje w żywność na przykład cierpiących na głód, bo nikt nie robi tego lepiej. – Ostatnio armia wypowiada wojnę alkoholizmowi i narkomanii w swoich szeregach. Czy to nie kolejna akcja do odfajkowania w sprawozdaniach? – To bardzo poważny problem nie tylko wyspecjalizowanych służb, ale i dowódców mających do dyspozycji na przykład kapelanów. Efekty ich działań nie zawsze są satysfakcjonujące. Nie ma na świecie armii, która ustrzegłaby się przed alkoholizmem czy narkomanią – tak jest zarówno w USA, jak i Holandii. Choć kraje te dysponują armiami zawodowymi, mają te same problemy co i my. Wódka i narkotyki wiążą się niejednokrotnie z wielkimi ludzkimi dramatami, takimi chociażby jak samobójstwa. Lekarstwo na to jest w gruncie rzeczy jedno: im lepiej zorganizowana armia, tym mniej w niej patologii. – Jaka będzie nasza armia za 30–50 lat? – Lepiej próbować przewidzieć to, co może się zdarzyć na świecie za 20 lat, czy np. będzie NATO? Może nasze wojsko stanie się częścią armii europejskiej, co nie byłoby nawet takie złe... To wizja optymistyczna. Pesymistyczna może oznaczać, że świat niewiele się zmieni, że wciąż będą istniały wielkie mocarstwa, lokalne wojny i konflikty wymagające od nas utrzymywania sporej armii. Jestem jednak optymistą i wierzę, że po okresie małej zimnej wojny, którą teraz mamy, nastąpi jednak odwilż. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI
o podział do sądu i czy należy mi się również tzw. zachowek? (Helena K.) Skoro Pani ojciec nie pozostawił testamentu, nie miał innych dzieci ani nie był rozwiedziony z Pani matką, dziedziczą Panie obie cały majątek w równych częściach. Jeżeli rodzice byli po rozwodzie – dziedziczy Pani całość. Aby formalnie nabyć spadek, należy złożyć do sądu – właściwego ze względu na ostatnie miejsce zamieszkania zmarłego – wniosek o stwierdzenie nabycia spadku. Wniosek można złożyć zawsze – nie przedawnia się. Instytucja zachowku nie wchodzi tu w ogóle w grę, bo stosowana jest jedynie wtedy, gdy zmarły pozostawił testament. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU 1964.16.93 ze zm.; ustawa z dnia 17 listopada 1964 r. – Kodeks postępowania cywilnego, DzU 1964.43.296 ze zm. ⁄ ⁄ ⁄ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
11
W
kościelnym martyrologium widnieją co najmniej trzy święte babki – św. Anna, św. Maryna i św. Ludmiła. Dla każdej z nich jedyną przepustką „na ołtarze” stało się posiadanie wnuka lub wnucząt uprzednio zaliczonych przez Kościół w poczet świętych. Paradoksalnie najświętsza z nich – babka Jezusa, matka Najświętszej Marii Panny i żona Joachima (dziadka Jezusa), czyli św. Anna pozostaje zarazem najbardziej kontrowersyjną postacią. Ani słowem o babce Jezusa nie wspomina Biblia, za
Dzień Babci
Miejskie legendy (2) „Moja kuzynka mieszka w Stanach, a tam jej znajomemu fryzjerowi przydarzyła się niesamowita, straszna historia...” – jeśli usłyszycie opowieść rozpoczynającą się od takich lub podobnych słów, bądźcie czujni – to zapewne słynna „urbans legends”, czyli miejska legenda. Socjologowie fenomen miejskich legend (czyli tworzonych spontanicznie współczesnych bajek) porównują do pandemii. Gdzieś na krańcu świata pojawi się nagle jakaś mrożąca krew w żyłach opowieść, a już po kilku tygodniach jej klony, odmiany i rozmaite wariacje znane są na wszystkich kontynentach – z bazami polarników na Antarktydzie włącznie (autentycznie). Po raz pierwszy termin „urban legends” ukuł w roku 1968 profesor socjologii i antropologii społecznej Uniwersytetu Michigan Richard Dorson. Od tego czasu o zjawisku napisano naukowe tomy, próbując rozszyfrować istotę fenomenu. Ktoś powie, że „miejska legenda” to zwykła plotka. Otóż nie. Plotki, choć bywają groźne i niszczące, odwołują się zazwyczaj do sfery życia intymnego, do rozmaitej maści skandali obyczajowych, ekonomicznych, politycznych i innych, natomiast „urbans legends” to projekcja naszych własnych lęków, opis sytuacji, które przerażają. Odwołują się do fobii. W pierwszej części przytoczyliśmy kilka legend na poły strasznych, na poły rzygawicznych (w sensie wymiotnym), więc teraz dla odmiany zacznijmy od opowieści tyleż niesamowitej, co w pewnym sensie śmiesznej. Rzecz działa się w USA. Pewien mężczyzna przeprowadził się na Środkowy Wschód, gdzie zamieszkał
w niewielkim domku w urokliwym, spokojnym miasteczku. Sam był spokojny i sympatyczny, więc sąsiedzi przyjęli go z otwartymi rękami. Zwłaszcza polubiły go dwie sąsiadki, starsze panie wypiekające cud-szarlotkę. Facet – zapalony łowczy – miał myśliwskiego psa, którego instynkt działał na zasadzie „chłop żywemu nie przepuści”. Nie dotyczyło to jednak ślicznego, białego króliczka, żywej maskotki i miłości obu niewiast, z którym bestia zadziwiająco się zaprzyjaźniła. Pewnego wieczoru nasz bohater usłyszał skomlenie i na przemian ujadanie swojego czworonoga, który o tej porze zwykł był biegać po podwórku. Poszedł sprawdzić, co się dzieje, i z przerażenia aż usiadł na ziemi. Pies trzymał w paszczy... wspomnianego wcześniej króliczka: to kładł go na ziemi i szczekał, to znowu brał do pyska i zawodził. Futrzak nie dawał żadnych oznak życia, a po krótkich oględzinach okazało się, że jest cokolwiek sztywny. Facet oniemiał, a później zaczął gorączkowo zastanawiać się, co z tym zrobić. Królik nie nosił widocznych śladów zębów, więc nieszczęśliwy posiadacz „morderczego” psa zakradł się chyłkiem do ogrodu swoich sąsiadek i trupka gryzonia wsadził do jego klatki. Z nerwów nie spał całą noc, spodziewając się rankiem scen iście dantejskich. A tu nic. A tu cisza – można by powiedzieć, grobowa.
Pełen najgorszych przeczuć wyszedł z domu. W ogrodzie zastał dwie milczące sąsiadki i... jeszcze tłumek innych osób, a nawet miejscowego księdza. Ktoś tam czynił znak krzyża, ktoś intonował religijną pieśń. – Co się stało? – zapytał. – O, króliczek zdechł! – dodał, spojrzawszy na klatkę. – Tak, zdechł – odparła szeptem jedna z sąsiadek – ale dwa dni temu. Pochowałyśmy go w ogródku, ale chyba... odkopał się i wrócił do swojej klatki. To cud! ⁄ ⁄ ⁄ Przyznacie, że to w miarę lekka legenda. Nie to, co następna: Lot relacji Nowy Jork–Amsterdam. Stewardesa zauważa, że małe dziecko siedzące pomiędzy rodzicami jest bardzo chore. – Co jest malcowi? – pyta z troską. – Nic, nic – słyszy uspokajającą odpowiedź mamy, ale pełna najgorszych obaw informuje o wszystkim pierwszego pilota. Nieczęsto bowiem się zdarza, by na pokładzie samolotu leciało kompletnie sine, całkowicie nieruchome dziecko. Kapitan potraktował sprawę poważnie i sam postanowił wszystko sprawdzić. Jakież było jego przerażenie, gdy okazało się, że chłopiec nie żyje i to prawdopodobnie od dawna. Wezwani na docelowym lotnisku policjanci i lekarz nie mogli uwierzyć w to, co widzą: martwe dziecko od mostka po dół brzucha miało prowizorycznie zszytą ranę. Rozcięto szwy i okazało się, że malec został pozbawiony wszystkich wnętrzności. Ich miejsce zastępowały... torebki z kokainą. ⁄ ⁄ ⁄ Horror, powiecie? Kto to wymyślił? No właśnie kto? Legenda ta ma jednak pewne realne źródło
sprzed lat. Niestety, udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że w zwłokach amerykańskich żołnierzy transportowanych z Wietnamu do USA przemycano opium. Następną legendę miejską proponujemy tylko osobom o mocnych nerwach i... silnych żołądkach. Pewna brytyjska rodzina wprowadziła się do starego, wiktoriańskiego domu otoczonego winnicami. W jego piwnicach nowi najemcy odkryli kilka wielkich, dębowych beczek na wino. Pukali po kolei we wszystkie, ale głuchy odgłos jasno oznajmiał, że wszystkie są puste. Wszystkie z wyjątkiem ostatniej. Ta dwustulitrowa kadź wydawała się pełna po brzegi. Wyciągnięty szpunt rozwiał wszelkie wątpliwości: wewnątrz było wyborne, czerwone, wytrawne wino. – No to będziemy mieli na długie zimowe wieczory – ucieszyła się głowa rodziny ku aprobacie małżonki i dwóch prawie dorosłych synów. Trunek popijany przy wieczornym kominku smakował znakomicie. Codziennie po kieliszeczku i... napitek niespodziewanie skończył się po miesiącu. „To niemożliwe – orzekła nie bez racji trunkowa rodzinka i odbiła wieko beczki, żeby zobaczyć, co jest w środku. Wnętrze beczki w trzech piątych wypełniały zakonserwowane w winnych garbnikach... zwłoki nieznanego mężczyzny. ⁄ ⁄ ⁄ Takie opowieści działają na wyobraźnię. Nieprawdaż? I o to właśnie chodzi anonimowym twórcom miejskich legend. Jeśli znacie podobne opowieści – zwłaszcza polskie – nasze rodzime „urbans legends” – piszcie na:
[email protected] MAREK SZENBORN
to pojawia się ona w odrzuconych przez Kościół ewangeliach apokryficznych: Protoewangelii Jakuba, Ewangelii Pseudo-Mateusza i Ewangelii o narodzeniu Maryi Panny. Podobnie jak św. Anna Jezusowi, tak św. Ludmiła (IX w.) swój wstęp na ołtarze zawdzięcza wnukowi św. Wacławowi, księciu z dynastii Przemyślidów. Wbrew jego wrogiej Kościołowi matce Drahomirze zdołała wychować swojego wnuka na męczennika za wiarę. Zanim jednak książę Wacław w drodze na poranną mszę poniósł śmierć z rąk brata poganina, Bolesława I, poprzez liczne i hojne fundacje świątyń zdołał znacząco umocnić pozycję Kościoła w Czechach. Rekordowo świętą babką okazuje się jednak św. Makryna (IV w.). Miała ona szczęście dochować się aż czworga wyniesionych na ołtarze wnucząt: trzech wnuków – św. Bazylego Wielkiego, św. Grzegorza z Nyssy, św. Piotra z Sebesty oraz jednej wnuczki – św. Makryny Młodszej. W większości krajów zachodnich obchodzenie Dnia Babci (niekiedy łącznie z Dniem Dziadka) jest niezbyt starą i zdecydowanie świecką tradycją. Oczywiście, Kościół stara się jak może o jej chrystianizację, ale mimo usilnych zabiegów Jana Pawła II o rozpowszechnienie na cały świecie świętowania Dnia Dziadków 26 lipca, w dniu świętych Anny i Joachima – domniemanych dziadków Jezusa, papieski termin przyjął się bodaj jedynie w Brazylii. W Stanach Zjednoczonych propagowany przez amerykańskich biskupów kościelny Dzień Dziadków (26 lipca) nie ma szans konkurować z oficjalnie ustanowionym w 1978 roku Narodowym Dniem Dziadków obchodzonym we wrześniu. I nawet w katolickich Włoszech od kilku lat Dzień Babci i Dziadka świętuje się bynajmniej nie 26 lipca, ale 2 października – w kościelne święto Aniołów Stróżów. W Polsce zaś Dzień Babci obchodzimy 21 stycznia. AK
12
PATRZYMY IM NA RĘCE
Raj na ziemi Czego potrzeba, aby organizować zagraniczne wycieczki, inkasować za nie grubą kasę i nie dzielić się dochodami z fiskusem? Sutanny. „Przestrzegając prawa do wolności religijnej, państwo zapewnia Kościołowi katolickiemu swobodne i publiczne pełnienie jego misji” – zapisano w piątym artykule konkordatu. Strona kościelna natychmiast popisała się inwencją w interpretacji słowa „misja”. Zaczęło się od Ziemi Świętej. To głównie tam wywozili swoich klientów przedstawiciele powoływanych na pniu kościelnych biur podróży. Przez lata kościółkowi biznesmeni dopracowali się dużo szerszej oferty. Niezwykle zróżnicowanej. Przecież niemal w każdym zakątku świata znajdzie się kościół, sanktuarium albo miejsce związane z kulturą chrześcijańską. I tak – do Grecji pojedziemy śladami św. Pawła, do Tunezji – św. Augustyna, do Turcji – św. Jana. Żeby było lege artis, Duszpasterstwo Pielgrzymkowe Księży Pallotynów każdemu zapewnia wspólnotową, indywidualną opiekę duszpasterską księdza i codzienną mszę świętą. Na rok 2009 przygotowali ojcowie sporo nowości.
Ekskluzywnych. 17 dni w... Kanadzie i na Alasce (prawie 7 tys. dolarów), 15 dni na Kubie (4 tysiące dolarów), a także w 30 dni dookoła świata za 16,5 tys. dolarów. Objazdówka: Argentyna–Patagonia–Chile–Wyspa Wielkanocna (ok. 8,5 tys. dolarów). W planie między innymi wycieczka do Parku Narodowego Ziemi Ognistej i... „zaduma w tym oddalonym od cywilizacji krańcu świata”. Siedemnaście dni, dwa kościoły. Islandia (2550 euro)
– dziesięć dni, trzy lodowce, jeden kościół, i to załatwiony przejazdem (patrz skan). Wszystkie kwoty, oczywiście, na osobę. Jeszcze mniej delikatni są franciszkanie, którzy aż tak bardzo się nie starają, by zachować choćby pozory pełnionej „misji”. „W obecnym katalogu oprócz tradycyjnych wyjazdów pielgrzymkowych, wypoczynkowych i turystycznych pragniemy Państwu zaoferować trochę egzotyki: Etiopię, Peru, Boliwię, Meksyk i wiele innych ciekawych kierunków” – zachęcają. Z nimi możemy wyjechać także na odnowę biologiczną nad Morze Martwe, a także na wypoczynek
na Cypr. Albo do Maroka – „przepiękna podróż w krainę baśni” – Casablanca, Rabat, Volubilis, Meknes, Fez, Marakesz, Essaouira, Agadir. Chiny – spacer po Wielkim Murze, zwiedzanie Pekinu, wizyta w fabryce jedwabiu, przejażdżka rikszami po Hutongu, udział w pokazie walki kung-fu, wizyta w centrum hodowli pereł słodkowodnych itd. Zabiorą nas też ojczulkowie na safari do Kenii – wszystko kwestia kasy. Program tej ostatniej pielgrzymki jest dość napięty: dzień pierwszy – przylot i zakwaterowanie w hotelu. Dzień drugi – początek zwiedzania i „krótka” wizyta w kościele. Dzień trzeci – przejazd do najpiękniejszego parku Kenii – Masai Mara. W czasie podróży podziwianie antylop, gazel oraz innych zwierząt żyjących na wolności. Po południu – wyjazd na safari. Dzień czwarty – poranne safari w Masai Mara National Park. Później jeszcze przejazd nad jezioro Nakuru, gdzie znajdują się tysiące flamingów. Podziwianie żyraf, bawołów oraz wielu innych zwierząt, postój na równiku. Aż w końcu... przyjazd do misji prowadzonej
przez ojców franciszkanów. Zakwaterowanie w Domu Pielgrzyma. Tego ominąć nie można, bo za fotki z lokalną masajską dzieciarnią „pielgrzymi” zapewne sowicie sypią groszem. Franciszkanie organizują też incenticve tours – wyjazdy integracyjne i imprezy motywacyjne dla firm – oraz konferencje dla grup biznesowych. Rzecz dzieje się w ramach misji Kościoła zwolnionej od podatku dochodowego, co pozwala sukienkowym wygenerować niezwykle atrakcyjne ceny niemożliwe do osiągnięcia dla świeckich, opodatkowanych biur podróży. Te w dodatku coraz cieniej przędą, bo kryzys nie sprzyja podróżowaniu. Księży to nie wzrusza i raźno odbierają biurom ich coraz mniejsze dochody. Z ambon nieustannie płynie reklama kuszących „pielgrzymek”. Choć 10 lat temu konkordat obiecywał, że powstanie specjalna komisja, która opracuje konieczne zmiany i ureguluje swobodę finansową Kościoła, do dziś tej sprawy nie załatwiono. Wciąż więc obowiązuje ustawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w RP, której artykuł 55 głosi: „Kościelne osoby prawne są zwolnione od opodatkowania z tytułu przychodów ze swojej działalności niegospodarczej. W tym zakresie osoby te nie mają obowiązku prowadzenia dokumentacji wymaganej przez przepisy o zobowiązaniach podatkowych”. A „pielgrzymki”, z których co bardziej operatywni koloratkowi touroperatorzy wyciągają rocznie nawet kilka milionów złotych, to przecież nic innego jak niegospodarcza działalność Kościoła... WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r. aritas deklaruje, że istnieje i działa tylko po to, by „stać się głosem ubogich, wykluczonych z powodu ubóstwa materialnego, kulturowego i moralnego”. Jest największym w Polsce kościelnym koncernem obracającym setkami milionów złotych, z których każdego roku biznesmeni w sutannach odkładają sobie na kupkę od kilku do kilkunastu milionów (np. w 2007 r. na konto organizacji wpłynęło 331,6 mln zł, a w 2006 r. – 239,7 mln zł, zaś jej wydatki wyniosły odpowiednio 307,4 mln zł i 234 mln zł, z czego średnio ok. 40 proc. pochłaniają koszty administracyjne i wydatki na płace). Żeby „stać się głosem ubogich”, Caritas bierze wszystko, co ma wartość (czasem wręcz kradnie), a oprócz żywej gotówki gustuje przede wszystkim w atrakcyjnych nieruchomościach... ⁄ ⁄ ⁄ „Caritas przejął od Agencji Nieruchomości Rolnych Oddział Terenowy w Olsztynie Ośrodek Wypoczynkowy w Rybakach, który dekretem Arcybiskupa Wojciecha Ziemby został powołany do życia jako Archidiecezjalny Ośrodek Charytatywny Caritas Archidiecezji Warmińskiej. Dyrektorem tej placówki został mianowany ks. Marian Midura” – ujawniła olsztyńska delegatura koncernu w sprawozdaniu za rok 2007. Z tej enigmatycznej wzmianki zdaje się wynikać, że świątobliwi mężowie łaskawie przyjęli jakiś popadający w ruinę, nieczynny i nikomu niepotrzebny obiekt, w którym ludzie „wykluczeni z powodu ubóstwa materialnego” znajdują z ich szczodrą pomocą schronienie i opiekę. Przekonuje o tym również statut nowej placówki Caritasu, pełen ślicznie brzmiących zapewnień, że „ośrodek jest powołany do niesienia pomocy dzieciom, młodzieży, osobom starszym i niepełnosprawnym wymagającym szczególnej troski”, a oprócz „prowadzenia działalności wśród dzieci i młodzieży w zakresie wychowania, kultury fizycznej i sportu, edukacji ekologicznej, terapii w bazie wypoczynkowej i obozowisku”, będą się tam odbywać „szkolenia dla wolontariuszy Caritasu”, którym przecież żadnych luksusów do szczęścia nie potrzeba. Na wszelki jednak wypadek sprawdziliśmy... Rybaki (gmina Stawiguda) to urokliwa wieś położona nad kryształowo czystym Jeziorem Łańskim, niespełna 30 km od Olsztyna. Na terytorium ok. 90 hektarów powstał tu w połowie lat 70. rządowy ośrodek wypoczynkowy składający się z trzech eleganckich obiektów hotelowych:
C
czterokondygnacyjny hotel „Bielik” (90 pomieszczeń), „Dom Wędkarza” (2 kondygnacje, 31 pomieszczeń), „Jaskółka” (2 kondygnacje i użytkowe poddasze, 24 pomieszczenia). Wszystkie budynki (plus restauracja, siłownia, boiska, przystań wodna, łodzie, kajaki i temu podobne bajery) zachowały się w doskonałym stanie i po nastaniu demokracji były
a wobec tak potężnego poparcia wszystko już dalej poszło piorunem – wspomina urzędnik Kancelarii. Arcybiskup – odpowiednio przez życzliwych urzędników poinstruowany – wystąpił do dyrektora OT ANR w Olsztynie o „nieodpłatne przekazanie w formie darowizny nieruchomości wchodzącej w skład gospodarstwa Rybaki na rzecz Caritasu Archidiecezji
skarbu państwa o zgodę na oddanie majątku arcybiskupowi. Czym podparł tę opinię? – Z przeprowadzonych ustaleń wynikało, iż Caritas Archidiecezji Warmińskiej prowadzi działalność charytatywną zgodnie z przepisami ustawy z 21 sierpnia 1997 roku o gospodarce nieruchomościami, co potwierdziły dokumenty stanowiące załącz-
13
to zostałyby sprzedane za minimum 22 mln zł – twierdzi deweloper z Olsztyna. ⁄ ⁄ ⁄ W serwisie internetowym pewnej renomowanej firmy hotelarskiej znaleźliśmy przed kilkoma dniami ogłoszenie, że Archidiecezjalny Ośrodek Charytatywny Caritas Archidiecezji Warmińskiej w Rybakach oferuje kra-
O Rybakach i złotej rybce Olsztyński Caritas dostał od państwa atrakcyjny – wart kilkanaście milionów złotych – rządowy ośrodek wczasowy. Dostał za darmo, żeby miał gdzie opiekować się ludźmi skrzywdzonymi przez los. Ośrodek stał się atrakcyjnym hotelem... administrowane przez Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Po objęciu rządów przez ekipę Kaczyńskich w kwietniu 2006 r. Kancelaria oddała owe dobra we wła-
danie ANR, żeby ta sprzedała je korzystnie i zasiliła pieniędzmi budżet państwa. Niestety, Rybaki spodobały się... arcybiskupowi Wojciechowi Ziembie, metropolicie warmińskiemu (na zdjęciu). ⁄ ⁄ ⁄ W listopadzie 2006 r. watykańczyk zwrócił się do premiera Jarosława Kaczyńskiego, wyrażając życzenie przejęcia ośrodka (zwanego wówczas Gospodarstwem Rolnym Rybaki) na własność i najlepiej, żeby było za darmo. – Kaczor bardzo się ucieszył i kazał pilotować sprawę Przemysławowi Gosiewskiemu (wówczas minister bez teki – dop. red.). Ten o życzeniu premiera poinformował Ministerstwo Skarbu sprawujące nadzór nad ANR,
Warmińskiej jako organizacji pożytku publicznego, z przeznaczeniem na...” (tu w jego piśmie z 31 stycznia 2007 roku następuje długaśna lista dzieł charytatywnych). Metropolita przedstawił w załączniku ambitny „Program zagospodarowania” (skan obok) obiektów wypoczynkowych wraz z infrastrukturą i zagwarantował, że jak tylko to wszystko dostanie, to jego ludzie z Caritasu zaraz przekształcą Rybaki na „ośrodek kolonijny dla dzieci z rodzin dysfunkcyjnych na 120 miejsc”, a także „Środowiskowy Dom Samopomocy dla osób niepełnosprawnych intelektualnie wraz z Centrum Szkoleniowym dla niepełnosprawnych na 40 miejsc” oraz centrum szkoleniowe dla wolontariuszy, żeby mieli się gdzie uczyć, jak pomagać „wykluczonym z powodu ubóstwa”. Dyrektorem olsztyńskiego ANR był wówczas niejaki Zygmunt Komar – wielki przyjaciel biskupów, który w Zakonie Kawalerów Maltańskich ściśle związanym z Kościołem pełnił dostojną funkcję Kawalera Łaski i Dewocji. – Ziemba miał w tej sytuacji całkiem z górki. Agencja zrobiła mu wiosną 2007 r. na swój koszt podziały geodezyjne, żeby wyodrębnić z całego gospodarstwa ten najbardziej atrakcyjny (liczący sobie prawie 27 hektarów) kawałek nad jeziorem, przeprowadziła wycenę nieruchomości i przygotowała stosowną dokumentację – mówi pracownik centrali ANR. Urzędnicy od Komara w try miga skompletowali wszystkie kwity, po czym ich szef uznał „nieodpłatne przekazanie nieruchomości zabudowanych budynkami o charakterze rekreacyjnym i gospodarczym wraz z niezbędną infrastrukturą o łącznej pow. 26,8035 ha za uzasadnione” i poprosił ministra
niki do wniosku – tłumaczy nam dzisiaj rzecznik OT ANR w Olsztynie. Wszystko było lege artis, bowiem wspomniana ustawa zezwala ANR na nieodpłatne przekazywanie nieruchomości, za konieczną zgodą ministra skarbu państwa, „na rzecz fundacji i organizacji pożytku publicznego na ich cele statutowe niezwiązane z działalnością zarobkową”. – Przekazanie nieruchomości w drodze darowizny odbywa się na podstawie umowy, w której określa się cel, na jaki ma być przeznaczona darowana nieruchomość. W przypadku wykorzystywania jej w inny sposób niż określony w umowie, darowizna może zostać odwołana, co w wystarczający sposób zabezpiecza interes państwa – twierdził w czerwcu 2007 r. Paweł Piotrowski, robiący wówczas u Kaczyńskich za podsekretarza stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa. Wszystko toczyło się w trybie iście ekspresowym: ⁄ Pismem z 1 sierpnia 2007 r. PiS-owski minister skarbu chętnie zgodził się z sugestią Komara, żeby oddać Rybaki wielebnym za friko; ⁄ 9 sierpnia – Wacław Szarliński, prezes ANR w Warszawie (bezpartyjny, w wyborach do Sejmu startował bez powodzenia z listy PiS), wydał Komarowi wymagane procedurą pełnomocnictwo do podpisania z abpem Ziembą umowy o darowiźnie; ⁄ 13 sierpnia – Kawaler Łaski i Dewocji podpisał akt notarialny, którym przekazał publiczny majątek watykańczykom, za co oni zobowiązali się wywiązać ze wspomnianego „Programu zagospodarowania”. Ile im oddaliśmy w przeliczeniu na złotówki? – Według operatu szacunkowego, wartość przekazanej nieruchomości wynosiła 11 mln 394 tys. 555 zł. Caritas zapłacił tylko za majątek ruchomy, czyli za całe wyposażenie ośrodka wycenione na 560 tys. zł – odpowiada rzecznik Agencji. – To oszacowanie jest w gruncie rzeczy niedoszacowaniem i zrobiono je chyba tak, jak te wszystkie ostatnio ujawnione wyceny nieruchomości przekazywanych Kościołowi przez Komisję Majątkową. Gwarantuję wam, że gdyby Rybaki wystawiono do przetargu,
janom, jak również niemiecko-, rosyjsko- i angielskojęzycznym gościom wczasy, „kursorekolekcje”, obozy jeździeckie, tzw. zielone szkoły, imprezy integracyjne itp. „Do dyspozycji gości: sala do ping-ponga, bilard, kiosk, boisko sportowe, plac zabaw, garaże, parking. W pobliżu: możliwość grillowania, wędkowania oraz wypożyczenia sprzętu wodnego (łódki, kajaki, rowery wodne)” – czytamy w ofercie. Wielebni gotowi są przyjąć pod swój dach w „Bieliku”, „Domu Wędkarza” i „Jaskółce” nawet 200 gości jednocześnie, a dla szczególnie wybrednych polecają apartamenty (120–220 zł za dobę). Jest wszystko, włącznie z całodziennym wyżywieniem w miejscowej knajpie (a` 45 zł) i po gorzałkę też nie trzeba latać do wsi... Jeśli chodzi o dzieci, to owszem, pojawiają się tu w czasie wakacji na koloniach opłacanych przez rodziców lub organizacje społeczne. Czy są wśród nich osoby z „rodzin dysfunkcyjnych”? Być może, choć nasz informator ich nie widział. Jest natomiast pewne, że o „Środowiskowym Domu Samopomocy dla osób niepełnosprawnych intelektualnie wraz z Centrum Szkoleniowym dla niepełnosprawnych na 40 miejsc” trzeba zapomnieć, żeby swoją ułomnością gości Caritasowi nie wypłoszyli... DOMINIKA NAGEL Współpr. TS
14
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
ZE ŚWIATA
Wolność – wstęp wzbroniony Lotnisko Newark na peryferiach Nowego Jorku zwie się Liberty International Airport. Ale dla 64-letniej Polki, p. Janiny, zawsze będzie się kojarzyć ze zniewoleniem i więzieniem. Na widok znanej statui i gwiaździstego sztandaru, mających ową wolność symbolizować, zapewne przechodzą ją ciarki. Kiedy opuściła samolot po wielogodzinnym locie z Warszawy, nie została wpuszczona do USA. Funkcjonariusz straży granicznej zdecydował, że amerykańska wiza, którą wbito jej w Warszawie do paszportu (po przebrnięciu przez urzędowe korowody, kolejki i uiszczeniu wysokiej opłaty), nie upoważnia jej do przekroczenia granicy RAJU. Zamiast czekającej po drugiej stronie uradowanej rodziny, ujrzała srogie lico przesłuchującego ją funkcjonariusza Custom and Border Protection. Nie ma prawa wstępu na teren USA, bo w latach 1989–1991 przebywała w tym kraju dłużej, niż jej było wolno – usłyszała. Pani Janina temu nie zaprzecza, ale zauważa, że w roku 2004 bez przeszkód wydano jej ponownie wizę USA i wizyta przebiegła bez żadnych problemów. „Dlaczego nagle przypomnieli sobie o czymś, co miało miejsce prawie 20 lat temu?” – pyta. Polka została w nadgarstkach i w pasie skuta łańcuchami przez strażnika z Immigration and Custom Enforcement i przewieziona do więzienia w Elizabeth w stanie New Jersey. Tam nakazano jej rozebrać się do naga i wręczono pełny kombinezon więźnia, z bielizną włącznie. W celi, gdzie ją zamknięto, nie było łóżka ani koca, tylko betonowa
ławka i blaszany kibel. Nie zezwolono na zażycie odebranych wcześniej z całym bagażem leków na chorobę serca i nadciśnienie. Kiedy nadszedł czas deportacji, w więzieniu skuto ją ponownie („Kajdanki znałam dotąd z filmów kryminalnych” – mówi) i trzymano tak w lotniskowej poczekalni. Inni pasażerowie musieli być przekonani, że czeka ich lot w towarzystwie niebezpiecznej kryminalistki. Ale nie można powiedzieć, że pani Janina miała pecha. Przeciwnie, miała dużo szczęścia! Wprawdzie po wylądowaniu w Warszawie przewieziono ją do szpitala – trzymającą się za serce, odwodnioną i wymiotującą – ale przecież udało jej się nie umrzeć na zawał podczas krótkiej wizyty w zaprzyjaźnionym supermocarstwie, którego bezpieczeństwa Polacy strzegą, śląc swych żołnierzy do Iraku i Afganistanu i zgadzając się na instalację rakiet na swym terenie. Nowojorski „Nowy Dziennik” i media amerykańskie zajmujące się mniejszościami etnicznymi informują, że w listopadzie 2008 r. podobne atrakcje spotkały na Międzynarodowym Lotnisku Wolności w Newark co najmniej 13 Polaków (w tym 11 kobiet, na ogół w wieku emerytalnym). Podobne wypadki odnotowano na lotnisku Kennedy’ego. Polacy po brutalnych interwencjach i wizycie w Elizabeth Detention Center byli odstawiani ciupasem do kraju także w grudniu. Konsul Wojciech
Łukasiewicz z konsulatu nowojorskiego potwierdza, że incydenty tego typu miały miejsce na lotnisku O’Hare w Chicago oraz w innych portach USA. „Nigdy jednak nie słyszałem o tylu przypadkach w tak krótkim czasie, nie widziałem też, by starsze kobiety były skuwane kajdankami” – wyznaje. Władze USA ignorują nie tylko dobre obyczaje, ale i prawo międzynarodowe. W lutym 2007 roku podczas łapanki nielegalnych imigrantów w Los Angeles omyłkowo aresztowano także Polkę. Kiedy Polak zostaje aresztowany w USA albo Amerykanin w Polsce, organa ścigania zobowiązane są zawiadomić konsulat w ciągu 48 godzin. Polski konsul Dariusz Dobrowolski stwierdził, że o fakcie aresztowania dowiedział się po kilku dniach, i to z mediów. O aresztowaniu 70 Polaków w Los Angeles w roku 2006 polskie władze konsularne również dowiadywały się kilka dni później, zazwyczaj z mediów lub od zaniepokojonych rodzin. „Nowy Dziennik” zebrał w polskich konsulatach informacje świadczące o tym, że to samo dzieje się w Chicago, Waszyngtonie i Nowym Jorku. Z reguły powodem aresztowania jest przedłużenie pobytu poza okres ważności wizy podczas wcześniejszego pobytu, nawet o jeden dzień. Lecz nie zawsze. 60-letnia pani Anna przeszła przyspieszony ceremoniał powitania i pożegnania na gościnnej ziemi obiecanej z innego powodu. Za często odwiedza pani USA – wyjaśnił przymilnie funkcjonariusz graniczny. Nigdy nie była w USA dłużej, niż zezwalała wiza. Przyjechała spędzić Boże Narodzenie z synem,
Samolot atomowy Brzmi to nieprawdopodobnie, ale prof. Ian Poll, ekspert w dziedzinie inżynierii i aeronautyki, obstaje przy swoim, twierdząc, że po roku 2050 ludzie będą latać samolotami o napędzie nuklearnym. Poll, naukowiec z brytyjskiego Cranfield University, jest koordynatorem rządowego programu badawczego „Omega”, studiującego perspektywy awiacji. Podczas wykładu w Royal Areronautiocal Society pod koniec października Poll stwierdził, że eksperymenty przeprowadzane w latach zimnej wojny udowodniły, że nie ma przeszkód, jeśli chodzi o konstrukcję atomowego odrzutowca. Zarówno USA, jak i ZSRR pracowały nad projektem nuklearnych bombowców w latach 50. ubiegłego wieku. Mogłyby one przebywać w powietrzu przez bardzo długi czas w pobliżu potencjalnych celów ataku. Amerykanie przeprowadzili nawet testy bombowca B-36 wyposażonego w reaktor nuklearny. Samoloty, których kokpity oddzielone były ołowianymi ścianami, aby wytłumić promieniowanie z położonego
w pobliżu reaktora, latały nad pustkowiami zachodniego Teksasu i Nowego Meksyku. Reaktory miały tendencję do przegrzewania się, ale silniki napędzane były benzyną, więc do katastrof nie dochodziło. Każdemu bombowcowi jądrowemu towarzyszyły transportowce wypełnione komandosami, gotowymi w przypadku katastrofy wyskoczyć ze spadochronem i odseparować skażony teren. Testów zaniechano w latach 60., gdy opracowano rakiety balistyczne. Za 30 lat jednak, gdy rozwiąże się problem zabezpieczenia pasażerów przed promieniowaniem, nuklearne samoloty będą wozić podróżnych – twierdzi prof. Poll i przypomina, że nuklearne okręty podwodne pływają od pół wieku bez większych skażeń i napromieniowania załogi. Reaktory będą umieszczone na skrzydłach i wyposażone w spadochrony. Jeśli dojdzie do awarii, odłączą się od samolotu i wylądują. Będą silnie opancerzone, więc w najgorszym razie dojdzie do skażenia terenu o powierzchni kilku kilometrów kwadratowych. CS
synową i wnukiem, mieszkającymi na stałe w USA i posiadającymi obywatelstwo tego kraju. Indagowany przez „Nowy Dziennik” rzecznik Immigration Custom Enforcement Michael Gilhooly wyjaśnił, że wszystko jest w porządku; „ludzie są skuwani podczas transportu dla bezpieczeństwa publiki, funkcjonariuszy oraz pozostałych zatrzymanych”. Także inne praktyki to „więzienne standardy”. Władze USA mimo próśb, a nawet delikatnych presji władz polskich – czy to lewicowych (Kwaśniewski), czy prawicowych (Kaczyńscy) – nie tylko nigdy nie zgodziły się znieść wiz, ale nawet nie były w stanie zrezygnować ze 100 dolarów wpłacanych przy składaniu wniosku i zatrzymywanych niezależnie od tego, czy petenta spotkała łaska wizowa, czy jej odmowa. Jedyne „ustępstwo”, na które Amerykanie poszli, to przysłanie na warszawskie lotnisko swych urzędników straży granicznej, którzy mieli kontrolować Polaków odlatujących do USA i zawracać ich jeszcze przed wejściem do samolotu zamiast już po przylocie USA. Jak to funkcjonuje, świadczą najlepiej powyższe przykłady. Dlaczego procedury prześwietlającej ubiegających się o wizę nie mogą przeprowadzać władze konsularne USA w Polsce, gwarantując wjazd wszystkim, którym została przyznana – nie sposób wyjaśnić. Jakiś czas temu media w USA opisywały zatrzymanie na lotnisku Kennedy’ego obywatelki Islandii, która miała nieważną wizę. Potraktowano ją podobnie jak Polaków przed deportacją. Tu podobieństwa się kończą: władze Islandii – która nie jest
C
zy można zarazić się chorobą od samochodu? Tak. Można od niego złapać bakterie, grzyby i wirusy, które się tam wcześniej zasiało i kultywowało. Brytyjscy mikrobiolodzy z Ashton University przedstawiają wyniki studium badawczego, w trakcie którego poddano analizie wnętrza i bagażniki samochodów. Wyciągnęli na tej podstawie wniosek, że na każdy cal kwadratowy powierzchni przeciętnego angielskiego auta przypada 285 rodzajów bakterii. Wstępnie sądzono, że najbardziej skażona jest kierownica, lecz okazało się, że ustępuje jej dźwignia zmiany biegów. Najgorszą wylęgarnią drobnoustrojów okazał się jednak dywanik wyściełający podłogę bagażnika. Większość bakterii pochodzi z łuszczącej się skóry pasażerów, z tego, co nanieśli na podeszwach
wszak mocarstwem – zareagowały bardzo ostro. Wysoki rangą urzędnik USA w Reykjaviku (bodajże ambasador) został wezwany na dywanik przez rząd islandzki. Zadano mu pytanie: Jakim prawem zamykacie i więzicie naszego obywatela, który nie jest żadnym kryminalistą?! Strona amerykańska natychmiast wystosowała uniżone przeprosiny. Polskie władze mają widoczny kompleks Piętaszka. Wedle komunikatu polskiego MSZ, podczas spotkania z Phillipem Minem – konsulem generalnym USA w Warszawie – sprawa traktowania polskich obywateli była przedmiotem dyplomatycznej konwersacji. W nocie MSZ do przedstawicielstwa rządu USA czytamy: „Ze względu na szczególnie bliskie stosunki między obu krajami i tradycyjnie wyjątkowo pozytywny stosunek Polaków do USA, sprawy tego typu mogą mieć wpływ na wizerunek USA w Polsce”. To język pokornego petenta. Zawiera nieśmiałą sugestię: jak będziecie zakuwać w łańcuchy i pakować do więzień naszych niewinnych obywateli, to Polacy mogą przestać was hołubić. W Waszyngtonie dogorywa niebywale cyniczna, arogancka i megalomańska ekipa Republikanów. Bush nie musi już poklepywać polskich premierów i prezydentów, odwdzięczając się w ten sposób (wyłącznie taki) za pomoc w Iraku, Afganistanie i za tarczę. Polski Murzyn zrobił swoje. Że przy okazji rozwiały się jego iluzje à propos wyśnionej Ameryki? Aaa, to już będzie problem demokraty Obamy... Od dwu lat, szczególnie ostatnio, gdy USA powalił kryzys, Polacy coraz liczniej wracają z USA do kraju. „New American Media” trafnie zauważa: „Teraz przyjeżdża więcej turystów, biznesmenów i zakupowiczów, co może tylko pomóc amerykańskiej gospodarce”. Biznes to biznes. PIOTR ZAWODNY
butów, na rękach, a ich zwierzęta na łapach. Mikroby dostają się do środka także przez kanały wentylacyjne. Rodzaje bakterii podobne do tych, które wykryto w samochodach, występują w toaletach... „Gdyby ktoś zaproponował jedzenie w ubikacji, większość ludzi poczułaby obrzydzenie, ale nie ma takich obiekcji, konsumując w autach” – stwierdza autor studium, dr Anthony Hilton. Wozy terenowe i mikrobusy mają więcej bakterii niż małe samochody, a auta małżeństw obfitują w większą liczbę bakterii niż należące do osób samotnych. W samochodach jeżdżących w stanach o pogodzie wilgotnej i gorącej (np. na Florydzie) jest więcej bakterii. Tam, gdzie zimno i wilgotno (Chicago), króluje pleśń. Pocieszające jest to, że większość gatunków bakterii samochodowych nie jest chorobotwórcza. JF
Auto-zzarazki
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
T
en tekst naszego korespondenta z Londynu przeczytaj, Szanowny Czytelniku, z kamienną twarzą pokerzysty. Jeśli Ci się to uda. W co szczerze wątpimy. Zostałem jednym z koordynatorów projektu „12 miast” Stowarzyszenia Poland Street. Umówiliśmy się, że ulotki dotyczące kampanii
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
że „Ojciec Święty Jan Paweł II był największym obrońcą i przyjacielem Radia Maryja”. Ksiądz dobrodziej wymienił całą ramówkę Radyja – od rana do nocy. Oświadczył, że radio to jest atakowane, ponieważ głosi prawdę, budzi sumienia, no i jest polskie. Modlili się za „Nasz Dziennik”, TV Trwam, Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej oraz – uwa-
Panie Boże ratuj! będziemy rozdawać 4 stycznia tam, gdzie jest największe skupisko Polaków – poza koncertami i innymi imprezami masowymi – czyli pod kościołem NMP Królowej Kościoła w londyńskiej dzielnicy Ealing. Miałem być po mszy około godz. 12.30, ale jak nigdy postanowiłem wziąć udział w nabożeństwie. Może świąteczna atmosfera, żłóbek i Trzech Króli zapobiegną mojej zimowej depresji i rozproszą panujące na zewnątrz przenikliwe zimno? Tak dumałem... Kościół był zapełniony, co w Europie poza Polską i świętami Bożego Narodzenia jest niezwykłe. No i poza tą parafią. Wierni stali w nawach, małe dzieci obserwowały dorosłych, kręcąc się dookoła, wszystkie siedzące miejsca były zajęte. Ksiądz z silnym mazurskim akcentem odprawiał mszę, łykając końcówki słów. Jeśli „Taniec z gwiazdami” sponsorują różne firmy, to ta msza była bez wątpienia sponsorowana przez ojca Rydzyka! Zabrakło jedynie formalnego oświadczenia. Po gombrowiczowsku wierni zostali poinstruowani,
ga! – „o środki finansowe na prowadzenie badań geotermalnych w Toruniu”. Słyszałem już o Pierwszej Komunii, na której biskup mówił ośmiolatkom w szczegółach o aborcji, ale z tak nachalną reklamą podczas mszy
jeszcze się nie spotkałem. Raz-dwa zrozumiałem, że parafia należy do posiadłości zamorskich kościoła toruńskokatolickiego. Następnie było kazanie, a raczej prymitywna agitka. Unia Europejska zagraża Polsce. Nie szanuje polskiego prawa. Narzuca swoje własne. Manipuluje. Premier Tusk „mówi tyle o miłości. Jest tak pełny tej miłości, że przed wyborami nawet wziął ślub. Wcześniej mu nie przeszkadzało, że tyle lat miał tak zwany ślub cywilny” – usłyszałem. Z trudem zachowałem powagę. Tusk, tak jak wcześniej Miller, zbiera, jak widać, cięgi z obu stron. Ten żenujący spektakl był jednak preludium do ataku na... samych zgromadzonych. Bo to złodzieje widać byli. „Ile razy zdarzyło się, że panie przystępujące do Komunii Świętej wracały i nie było już ich torebek? Ginęły także bagaże zostawione przy wejściu przez osoby podróżujące. Co roku okradany jest wystrój szopki noworocznej. W zeszłym roku ukradziono Jezuskowi koszulkę. W tym roku zginęły ptaszki. Zostały tylko dwa, zamocowane najwyżej. Widocznie dzieci, które je kradły, tych nie mogły już dosięgnąć. Dzieci wyjmują z tacy pieniądze, a rodzice na to nie reagują!” – słuchałem wstrząśnięty, nie wierząc własnym uszom. W podniesionym głosie księdza wyczuwało się szyderstwo połączone z nienawiścią. „Panie Boże zapłać” – podziękowali wierni po uzmysłowieniu im ich totalnego upadku moralnego. Zaczęła formować się kolejka do komunii. Starsze panie stały w niej z torebkami w dłoniach. Wyszedłem na rześkie mroźne powietrze, trzymając się za portfel i wyłączoną komórkę. Ochota na nawrócenie przeszła mi jak ręką odjął! MACIEJ PSYK
Mariańska mamona Rok 2009 rozpoczął się dla polskiej diaspory w Wielkiej Brytanii wyjątkowo źle. Ojcowie marianie sprzedali jeden z najważniejszych ośrodków jej życia społecznego i kulturalnego, czyli posiadłości Fawley Court. Od lat 50. XX wieku mieściła się tam elitarna męska polska szkoła, muzeum i ośrodek szkoleniowo-rekreacyjny. Wszystko zakupione i utrzymywane przez Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Obok pieniędzy przekazali oni zakonnikom wiele cennych eksponatów – w tym oryginał Statutu Łaskiego z 1506 roku, unikatowe wydanie Biblii z 1574 roku i jedną z największych kolekcji pamiątek z powstania styczniowego 1864 roku. W 2006 roku marianie w tajemnicy przez Polakami wywieźli kolekcję do Lichenia. Wcześniej pozbyli się szkoły. Wszystko po to, aby zdobyć pretekst do intratnej sprzedaży rezydencji, której wartość analitycy rynku nieruchomości szacowali na kwotę ok. 50 milionów funtów. Działania zakonników wywołały oburzenie wśród Polonii i do władz zakonu wpłynęły liczne protesty („FiM” 20/2008). Po raz pierwszy od 1945 roku Polacy w Wielkiej Brytanii przemówili jednym głosem. Dowodzili, iż to oni, a nie duchowni, przez lata utrzymywali ośrodek. Eksperci prawni wskazywali, iż jego statut nie przewiduje
możliwości sprzedaży. Wszystko na nic. W styczniu 2009 roku marianie zakończyli procedurę sprzedaży majątku. Mają za niego dostać około 22 milionów funtów, bo ceny bardzo ostatnio spadły. Oto najłagodniejsze opinie emigrantów: „Wypisuje się z tej parafii, innym też radzę, bo szkoda wspierać takich księży, dla których mamona jest najważniejsza. Najpierw kiczowaty Licheń, aby zebrać kasę od pielgrzymów, a teraz sprzedaż miejsca »polskiego« za ponad 80 milionów złotych”; „Kościół pokazał swoje oblicze, na pierwszym miejscu stawia on tylko mamonę. Już dawno wielu młodych Polaków postanowiło porzucić wiarę, a (...) sprzedaż tego majątku tylko utwierdza w przekonaniu, że nie warto w jakikolwiek sposób wspierać polskich księży, dla których liczy się tylko pieniądz”; „(...) jak widać, ojcowie marianie przedkładają marketing nad teologię i nauczanie Kościoła. (...) takie działanie jest z punktu ludzkiego zwykłym świństwem (...). Jak potem taki duchowny może mówić o miłości, skromności czy bogactwie ducha? Jak w ich ustach brzmią przepowiednie o bogatych, którzy rozdali swe bogactwo biedakom?”; „Ojcowie wyrachowani biznesmeni: wybaczamy wam!”. Inne opinie, ze względu na dobre obyczaje, nie nadają się do druku. MiC
15
Zdrowyś Maryjan R
oztrząsanie tajemnicy „niepokalanego poczęcia” odbierane jest zwykle jako ateistyczna prowokacja. Ale zajmują się nią nie tylko antykościelni zadymiarze, lecz także nobliwi naukowcy. Z interesującą teorią poczęcia bez rujnacji hymenu wystąpiła dr Aaradhi Prasad, genetyk i onkolog z Imperial College London, pracująca obecnie nad książką o reprodukcji bez udziału samca. Dr Prasad przypomina, że mit o poporodowym dziewictwie ma długą brodę. Motyw ten pojawia się w wielu wcześniejszych religiach. Bez fizycznej penetracji i udziału mężczyzny na świat mieli przyjść m. in. Budda i Dżyngis-chan. Od kilkudziesięciu lat nauka twierdzi, że kobieta nie jest w stanie urodzić potomka, pozostając dziewicą, bo istnieje coś takiego jak bariera genetyczna. Jednak Sam Berry, profesor genetyki w University College London, jest zdania, że niemożliwe bez kooperacji samca zapłodnienie teoretycznie może się jednak zdarzyć, w wyniku czego kobieta może powić syna, nie przestając być dziewicą. Normalnie chromosom determinujący płeć męską musi pochodzić od mężczyzny. Ale zdaniem prof. Berry, Maryja mogła cierpieć na schorzenie zwane zespołem feminizujących jąder.
Kobiety nim dotknięte są genetycznie płci męskiej, ale rozwijają się jak kobiety, nie mając jednoznacznie określonych narządów płciowych. W efekcie skomplikowanego i rzadkiego procesu genetycznego zwanego mutacją wsteczną mógł przyjść na świat Jezus. Pokrewna teoria naukowa głosi, że Maryja mogła być „mozaiką genetyczną”, uformowaną w macicy z dwu... bliźniaków, które utworzyły jedno ciało posiadające męskie i żeńskie chromosomy. W świecie zwierzęcym rozmnażanie się bez udziału samca jest na porządku dziennym – bez nadprzyrodzonej interwencji. Zoologom od dawna znane są gatunki rozmnażające się bez kopulacji. W ostatnich pięciu latach lista dziewiczych matek w świecie fauny powiększyła się o pytony, rekiny i jaszczury z Komodo. Nie zasypiają gruszek w popiele naukowcy w laboratoriach, kreując zdrowe, płodne myszy bez udziału samców. W przypadku niektórych ssaków okazało się możliwe pokonanie bariery genetycznej. CS
Zmarły Wiara i Nadzieja N
ie udało się uratować żadnej z brytyjskich bliźniaczek syjamskich nazwanych Faith – Wiara i Hope – Nadzieja. Co z Miłością?
Bliźniaczki przyszły na świat przez cesarskie cięcie 26 listopada w University College Hospital w Londynie. Miały wspólną powłokę brzuszną, wątrobę i aortę. Operację rozdzielenia planowano na później, gdy byłyby większe szanse na przeżycie Wiary, ale po nagłym pogorszeniu się ich stanu lekarze przeprowadzili ją 3 grudnia. Nadzieja zmarła zaraz po operacji, ponieważ miała nierozwinięte płuca. Lekarze od początku nie dawali szans na jej uratowanie. Wiara była przez trzy tygodnie w stanie krytycznym. Profesor Agostine Pierro, szef zespołu chirurgów, dawał jej 50 proc. szans: „Jeśli wszystko pójdzie dobrze, potrzebne będzie jeszcze wiele operacji zamykających jej brzuch”.
„Po 3 tygodniach i 11-godzinnej operacji rozdzielenia Faith Williams zmarła po południu w Boże Narodzenie” – oświadczył prof. Pierro. U matki, 18-letniej Laury Williams, stwierdzono ciążę syjamską podczas rutynowego badania prenatalnego. Lekarze radzili aborcję terapeutyczną. Nie chciała jednak jej dokonać z przyczyn religijnych (nie podano, jakiego jest wyznania). „Znaliśmy ryzyko, ale daliśmy im szansę. Teraz są znowu razem, tak jak były na początku” – powiedział ojciec, 28-letni Aled Williams. „Nawet po tym wszystkim co się stało, sądzę, że mieliśmy rację. Nie zmarły we mnie, tak jak lekarze powiedzieli, że mogą. Dotarły aż dotąd. Gdybym miała zrobić to ponownie, zrobiłabym” – dodała Laura. MPs
16
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (122)
Epoka Gierka Edward Gierek nie szedł na konfrontacje z Kościołem. Jednocześnie lata 70. były apogeum skuteczności policyjnej w rozbijaniu zwartości Krk. Po kolejnym kryzysie politycznym określanym jako Grudzień 1970 roku lub rewolta grudniowa (bunt robotników na Wybrzeżu) ze stanowiska I sekretarza KC PZPR ustąpił Władysław Gomułka, a jego miejsce zajął Edward Gierek. Zmiana ekipy rządzącej spowodowała – jak za każdym razem – „nowy okres w polityce normalizacji stosunków między państwem i Krk w Polsce”. Brak ustabilizowanej sytuacji wewnętrznej kraju był Krk na rękę, bo za cenę poparcia nowej władzy i łagodzenia nastrojów społecznych liczył jak zwykle na pozytywne dla siebie decyzje i rozwiązanie dawnych konfliktów. W pierwszej kolejności szło o rewizję stanowiska władz w kwestii własności kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Rezultatem tych działań była ustawa z 23 czerwca 1971 r. o przejęciu przez osoby prawne Krk (a także innych kościołów i związków wyznaniowych) niektórych nieruchomości położonych na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Przekazane nieruchomości obejmowały grunty rolne wraz z zabudowaniami, budynki kultowe i mieszkalne oraz cmentarze. W wyniku realizacji tej ustawy przeszło na własność wyznaniowych osób prawnych ok. 4800 kościołów i kaplic, ok. 1500 budynków
D
i ok. 900 ha gruntów rolnych, z czego ponad 90 procent przypadło Krk. Duże znaczenie dla dalszego administrowania tych ziem miała ratyfikacja przez Bundestag układu RFN-PRL z grudnia 1970 r., po której papież Paweł VI w końcu zatwierdził w czerwcu 1972 r. nową organizację kościelną na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Utworzone zostały nowe diecezje (gorzowska, koszalińsko-kołobrzeska, opolska i szczecińsko-kamieńska), a także ustalone zostały nowe granice reaktywowanej metropolii wrocławskiej; biskupi urzędujący w stolicach swoich jednostek administracyjnych stali się pełnoprawnymi ordynariuszami. Konstytucja apostolska stanowiła potwierdzenie praw polskich do tych ziem, ale trzeba pamiętać, że aż do początku lat 70. Watykan nie uznawał zachodniej granicy Polski, a miejscowości na tzw. Ziemiach Odzyskanych figurowały w dokumentach papieskich jako niemieckie. Przyczyną bojkotu polskich granic na Odrze i Nysie przez Watykan był... konkordat zawarty z hitlerowskimi Niemcami w 1933 r. Mimo że na arenie międzynarodowej państwo hitlerowskie zostało napiętnowane
roga do prawdy usłana jest błę dami i pomyłkami. Owe błędy z perspektywy czasu wydają się zawstydzające. Ale nie mamy się czego wstydzić: tylko ludzie bezmyślni i nic nierobiący nie popełniają pomyłek. Lektura tekstu „Emancypacja przez wiedzę” Karla Poppera („Bez dogmatu” 78) zainspirowała mnie do przemyśleń na temat błędów popełnianych w naszym duchowym i intelektualnym rozwoju. Popper tak pisze o niełatwych postępach w poznawaniu świata i człowieka: „Do prawdy prowadzi tylko jedna droga: droga przez błędy. Uczymy się tylko przez błędy! Uczyć się mogą tylko ci, którzy doceniają, a nawet podziwiają błędy innych jako odskocznię do prawdy, oraz ci, którzy poszukują swoich własnych błędów, gdyż tylko ci, którzy uświadamiają sobie swoje własne błędy, mogą się od nich uwolnić”. Refleksje Poppera, miłośnika demokracji oraz tolerancyjnego społeczeństwa otwartego, zmusiły mnie do przemyślenia własnej drogi życiowej. Jak wielokrotnie pisałem na tych łamach, byłem kiedyś człowiekiem mocno wierzącym, który przeszedł długą i trudną drogę od wiary w religijne dogmaty do ateizmu. Prawdę powiedziawszy, niejednokrotnie bardzo
jako zbrodnicze, to Watykan przez długie dziesięciolecia uznawał nietykalność swoich umów zawartych z hitlerowcami. Zmiana stanowiska Watykanu w tej kwestii spowodowała, że od 1974 r. nawiązane zostały stałe kontakty robocze pomiędzy państwem polskim a Watykanem. Pojawiły się nawet pogłoski o możliwej wizycie Pawła VI w Polsce. Władze liczyły, że pertraktacje z Watykanem, prowadzone za plecami Episkopatu, wbiją klin między Episkopat i Watykan, co w rezultacie doprowadzi do skłócenia hierarchów i osłabienia pozycji Krk w Polsce. Były to jednak nadzieje złudne.
wstydziłem się własnej naiwności z lat młodzieńczych – tego jak łatwo dałem się usidlić głosicielom tzw. Dobrej Nowiny i tego, że pomimo rozmaitych wątpliwości oraz pogłębiającej się depresji tak długo pozostawałem pod
W drugiej połowie lat 70. między władzami PRL-u i Krk trwała gra pozorów. Narastający kryzys: krach gospodarczy, wzrost cen żywności i opóźnienia w realizacji nadmiernie rozdętych inwestycji sprawiły, że nastroje w społeczeństwie były coraz gorsze. Proporcjonalnie do nich wzrastała siła Krk; Episkopat coraz częściej zabierał głos w sprawach bieżącej sytuacji społecznej i gospodarczej, zaś prymas Stefan Wyszyński stał się bardzo ważną osobistością w życiu politycznym kraju. Reagował na niemal każdą decyzję rządu. W tym trudnym dla siebie okresie ekipa rządząca czyniła „pojednawcze gesty” wobec Krk, szukając jego pomocy. Potrzebowała jej szczególnie po Czerwcu 1976 roku, czyli fali strajków i protestów, które przetoczyły się przez kraj, a wywołane były po ogłoszeniu przez rząd Piotra Jaroszewicza drastycznych podwyżek cen urzędowych na niektóre artykuły konsumpcyjne. Po wydarzeniach czerwcowych Episkopat przyjął funkcję „negocjatora”, oficjalnie stając w obronie poszkodowanych
i wybaczyć je sobie. Stare i mądre przysłowie mówi, że „ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi”. Cóż, ja nie popełniam błędów w matematyce, fizyce i biologii, bo po prostu nie zajmuję się tymi dziedzinami. To, że
ŻYCIE PO RELIGII
Wypijmy za błędy ich wpływem. Nie tylko się wstydziłem, ale niejednokrotnie miałem z tego powodu poczucie winy. Uczucie, które potęgowali czasem ateiści, którzy bądź wyssali niewiarę z mlekiem matki, bądź wkroczyli w nią w sposób prosty i bezbolesny w czasach młodzieńczych. Kiwali głową nad moją historią życia z politowaniem i niedowierzaniem, wmawiając mi jakiś rodzaj intelektualnej lub moralnej ułomności. Po wieloletnim namyśle skłonny jestem jednak przyznać rację Popperowi: trzeba zaakceptować wreszcie to, że do prawdy prowadzi droga przez błędy. Trzeba się na popełnianie błędów przez siebie samego zgodzić
nie popełniam tu błędów, nie jest żadnym powodem do chluby: po prostu jako matematyk, fizyk i biolog jestem zerem, choć zerem... bezbłędnym. Podobnie ludzie, którzy nie szukają prawdy o życiu, nigdy nie popełniają błędów. Oni nigdy nie zmieniają wyznania, nie tracą wiary ani jej nie nabywają. Są absolutnie bezbłędni i bardzo stabilni w swojej postawie. Tyle że w kwestiach światopoglądowych są absolutnie puści, ich wiara lub niewiara nic właściwie nie znaczą i niczego ich nie nauczyły. Tak jednak jak ja nie mam prawa wystawiać ocen biologom, fizykom i matematykom popełniającym błędy w swoich dziedzinach,
robotników i zwracając się do władz o zaniechanie represji i o zastosowanie amnestii wobec aresztowanych. Widząc słabość władz, biskupi swoim zwyczajem postanowili ugrać coś dla siebie. Zażądali nadania Kościołowi w PRL statusu publiczno-prawnego, dostępu do środków przekazu i rozwoju organizacji laikatu katolickiego. Władze zignorowały te postulaty, natomiast pod presją żądań Episkopatu usunęły z projektu zmiany konstytucji stwierdzenie o budowie społeczeństwa socjalistycznego, jako podstawowego celu działalności PRL. Jaroszewicz przesłał również prymasowi Wyszyńskiemu list z życzeniami urodzinowymi z okazji ukończenia 75 lat, zwracając się jednocześnie z prośbą do Pawła VI o zgodę na kontynuowanie przezeń funkcji arcybiskupa gnieźnieńsko-warszawskiego, bowiem osiągnął wiek emerytalny wyznaczony przez prawo kanoniczne. Papież zgodził się. Jednocześnie aparat bezpieczeństwa, jak nigdy wcześniej – nawet w czasach stalinowskich – mógł się pochwalić wielkimi sukcesami w inwigilowaniu kleru. Generał Konrad Staszewski, dyrektor Departamentu IV MSW, chwalił się na jednej z narad w KC, że bezpieka miała w 1976 r. ponad 2 tys. tajnych współpracowników w instytucjach kościelnych, a w niektórych diecezjach co czwarty ksiądz był na stałych usługach SB. Niebezpiecznym dla Krk przedsięwzięciem było powstanie tzw. Grupy „D” – głęboko zakonspirowanej komórki operacyjnej SB, której pierwszym szefem został pułkownik Płatek. Korzystała ona z metod nierzadko niezgodnych z prawem PRL, zaś najgłośniejszym czynem funkcjonariuszy tej grupy było uprowadzenie księdza Jerzego Popiełuszki. ARTUR CECUŁA
tak i ludzie obojętni światopoglądowo, nawet jeśli formalnie są katolikami, protestantami lub ateistami, nie mają prawa mnie oceniać. Ich brak wszelkich wątpliwości i niezmienność, które sobie poczytują czasem za powód do dumy lub dowód stałości charakteru jest stabilnością nieboszczyka, który faktycznie nie wykonuje żadnych ruchów, w tym ruchów głupich. Cieszmy się zatem ze swoich błędów i pomyłek, bo one są dowodem na to, że jeszcze myślimy i rozwijamy się. A najbardziej radujmy się z tego, że owe błędy dostrzegamy i mamy odwagę, aby się z nich wycofać. Nikt nie ma prawa nas oceniać i porównywać z kimkolwiek innym, bo droga każdego z nas jest odmienna. Nie jest naszą winą, że rodzice wypuścili nas w życie, nie dając na przykład minimalnej choćby dawki krytycyzmu albo, co gorsze, zaszczepiając w nas naiwną łatwowierność wobec tych, których akurat najbardziej trzeba było się wystrzegać. To, że wreszcie, czasem po długich latach, udało nam się zrzucić przytroczony do naszych pleców balast strachu i zabobonu, jest wielkim zwycięstwem. Nie dajmy nikomu wydrzeć nam radości, która z niego płynie. MAREK KRAK
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r. ielbiciele kultury alternatywnej lokują początki masonerii w kontekście tajnych towarzystw mających swe korzenie w starożytnych grupach misteryjnych, zwłaszcza eleuzyjsko-orfickich, oraz naukowych – jak pitagorejczycy. Towarzystwa takie istniały jakoby od starożytności przez kolejne wieki, by w końcu wcielić się w masońską formę. Znacznie popularniejszy jest pogląd doszukujący się początków masonerii wśród średniowiecznych budowniczych katedr, czyli w wysoko wyspecjalizowanej grupie zawodowej wieków średnich. Grupa ta miała wszelkie predyspozycje, aby zrodzić
W
nowożytne wolnomularstwo. Genealogiści masońscy wyróżniają wolnomularstwo operatywne (owe bractwa budowniczych) oraz spekulatywne, lecz zasadniczym łącznikiem między nimi są głównie struktury organizacyjne. Właściwym wolnomularstwem jest to, co rozumie się pod pojęciem wolnomularstwa spekulatywnego. Jego mętne początki sięgają XVII w., zaś właściwe powstanie i rozwój związane są z wiekiem XVIII. Masoneria zrodziła się wówczas, kiedy średniowieczne cechy budowniczych zatraciły swe pierwotne cele i charakter i kiedy ludzie niezwiązani z zawodem budowniczych zyskali w lożach absolutną supremację.
PRZEMILCZANA HISTORIA Pojawianie się osób niezwiązanych z fachem budowlanym zaczęło zmieniać formułę tych prestiżowych organizacji. Ashmole i Moray byli alchemikami i zwolennikami idei różokrzyżowych, które zaczęły odtąd współkształtować profil lóż. Wkrótce po swej inicjacji Ashmole założył w Oksfordzie „Niewidzialne Kolegium” (Invisible College) zwane też Filozoficznym Kolegium (por. Stowarzyszenie Nieznanych Filozofów naszego Sędziwoja), które dało fundamenty dla słynnego Royal Society, a które zresztą Ashmole i Moray od początku współtworzyli (zob. Robert Lomas: „The Invisible College: The
Współczesna masoneria nie powstała, jak się przyjmuje umownie, w londyńskiej Gospodzie pod Gęsią i Rusztem w roku 1717. Zjednoczenie się czterech londyńskich lóż było na pewno bardzo ważnym etapem rozwoju masonerii, jednak uważam, że mylące jest oznaczanie jakichś dat powstania masonerii, bo był to proces, który trwał od XVII w. do czwartej dekady XVIII w. Zjednoczenie czterech protestancko zorientowanych lóż w 1717 roku miało podtekst rywalizacji między katolikami i protestantami w łonie wolnomularstwa angielskiego. Początkowo dominowały loże zorientowane bardziej katolicko. Orientacja
HISTORIA MASONERII (5)
Geneza wolnomularstwa Nie ma zgody wśród zajmujących się masonerią na temat jej genezy. Zgodnie z aurą tajemniczości, jaka otacza to zjawisko, w oparach ezoterii topi się także jej korzenie. idealistycznych tolerancjonistów. Brak mobilności i związanie centrum życiowego z jednym miejscem rodzą postawę konserwatywną i na ogół zamkniętą. Średniowieczni budowniczy katedr to była grupa ludzi, którzy nie mogli znaleźć zatrudnienia w jednym miejscu, a tym samym skazani byli na dużą mobilność i konieczność funkcjonowania w różnych warunkach. W odróżnieniu od ogromnej większości ówczesnych ludzi, dla których świat kończył się na ich parafii, masoni podróżowali po całym chrześcijańskim świecie. Mimo że był to wciąż jeden krąg kulturowy jednej religii, jednak lokalne odcienie w poszczególnych krajach musiały dawać do myślenia. Co więcej, w swoich podróżach znacznie częściej niż inni spotykali się z kupcami spoza Europy, dzięki czemu mogli mieć styczność również z innymi kulturami. Do tego wysoka specjalizacja mistrzów budowniczych wymagała dużej wyobraźni i inteligencji, a „wiedza tajemna” przekazywana była zgodnie z określonym porządkiem reguł. Z drugiej jednak strony pamiętajmy, że katedry swoje wznosili oni jednak w tym samym chrześcijańskim świecie, trudno więc w nich widzieć klasycznych kosmopolitów. Mimo że masoneria do dziś wywodzi swą nazwę od budowniczych katedr (dawniej w języku polskim słowa mularz i murarz stosowano zamiennie), twierdzenie, że początki wolnomularstwa sięgają średniowiecznych cechów budowniczych katedr, jest zbyt dużym uproszczeniem. Średniowieczni budowniczy nie byli w żadnym sensie poprzednikami wolnomularzy, a tym bardziej pierwszymi masonami. Jest natomiast prawdą, że w oparciu o struktury organizacji mularskich zrodziło się
Trafnie więc genezę masonerii ujmuje „Podręczna encyklopedya kościelna” (Warszawa 1911): „Masonerya, tajemne stowarzyszenie, o którem nawet wśród stowarzyszonych najróżnorodniejsze poglądy panują. Wspierając się na najlepszych i najpewniejszych źródłach, można o M-i powiedzieć, co następuje. Bez wątpienia z d. 24 czerwca 1717 r. M. rozpoczyna działać, tj. od chwili, gdy 4 murarskie, ściślej kamieniarskie loże połączyły się z sobą i wytworzyły w Londynie Wielką Lożę. Już od połowy 17 w. ludzie wykształceni przystępowali do wspomnianych lóż w celach praktycznych, aby uzyskać prawo gildyi, i krok ich tylko dzielił od spekulatywnego wolnomularstwa tj. duchowo-obyczajowo-społecznej pracy nad sobą, stowarzyszonymi i całą ludzkością na podstawach humanitarno-wolnomyślnych”. Koneksje masonerii operatywnej i spekulatywnej nie pochodzą stąd, że budowniczy katedr byli wolnomyślicielami pragnącymi zmieniać świat, lecz ze szczególnej pozycji ich korporacji, która kiedy zaczęła trząść się w posadach ze względu na malejący popyt na katedry, zaczęto do lóż operatywnych przyjmować osoby wysoko postawione i zasłużone – dla wsparcia organizacji. W 1641 r. do loży „St. Mary’s Chapel” w Edynburgu przyjęto generała Roberta Moraya. W 1646 r. inicjowano w loży Warrington (płn. Anglia) pułkownika armii króla Karola I, Henry’ego Mainwaringa, oraz znanego badacza i kolekcjonera starożytności, założyciela muzeum w Oksfordzie, Eliasha Ashmole’a (1617–1692). Pod koniec XVII w. inicjowano w loży Karola ks. Richmond i Lennox, syna Karola II Stuarta. Następnie matematyka i astronoma – Sir Christophera Wrena.
Alegorystyczne przedstawienie stopni brytyjskiej loży masońskiej
Royal Society, Freemasonry and the Birth of Modern Science”). Być może ta siedemnastowieczna organizacja zainspirowała twórców Niewidzialnych Kolegiów (Collegium Invisible) działających obecnie w krajach Europy Środkowo-Wschodniej (od 1995 r. również w Polsce), które zrzesza doświadczonych naukowców i wyróżniających się studentów współpracujących na zasadzie mistrz-uczeń. Celem jest stworzenie nowej jakości w edukacji akademickiej, aby zwiększać potencjał najzdolniejszych młodych ludzi dla dobra społeczeństwa. W roku 1670 spośród czterdziestu dziewięciu członków loży w Aberdeen (Szkocja) już jedynie dziesięciu było wolnomularzami operatywnymi, reszta to szlachcice ziemianie, pracownicy uniwersytetu lub miejscy notable. W 1703 r. londyńska loża St. Paul uchwaliła, że „przywileje mularstwa nie będą odtąd ograniczone do mularzy operatywnych, a będą udziałem ludzi różnych zawodów, pod warunkiem że zostali regularnie zatwierdzeni i inicjowani w zakonie”. Proces genezy masonerii miał się już ku końcowi. Prace lożowe miały odtąd stanowić „lekcję moralno-obywatelską”.
pro-Stuartowska przy pomocy lóż rozwijała działalność konspiracyjną. Na przełomie XVII i XVIII w. najważniejsze loże londyńskie sympatyzowały ze Stuartami i katolicyzmem. Oczywiście, były rzecznikami tolerancji religijnej. Pozostający wcześniej w mniejszości wolnomularze protestanccy zjednoczyli się właśnie w roku 1717. Dzięki temu wolnomularstwo jakobickie zaczęło tracić na znaczeniu. Wolnomularstwo właściwe nie powstało więc w tym roku, lecz dopiero wówczas, kiedy ustała rywalizacja polityczno-religijna na terenie lóż między protestantami i katolikami. W grupie założycielskiej zjednoczonego wolnomularstwa byli obecni ludzie zainteresowani szerzeniem idei oświeceniowych, popularyzatorzy nauki i filozofowie. „Budowa świątyni” była dla nich właśnie upowszechnianiem postaw oświeceniowych. Znikły też obecne w konstytucjach starych lóż operatywnych inwokacje do Kościoła i świętych. W 1721 r., wbrew dotychczasowym zwyczajom panującym w wolnomularstwie, Wielka Loża Londynu podjęła uchwałę, że odtąd na założenie każdej nowej loży potrzeba zezwolenia tejże Wielkiej Loży, a każda loża działająca bez jej zgody jest
17
pseudomasońska. Wprowadzenie instytucji „patentu” i centralizacji wzmocniło wolnomularstwo, lecz nie znaczy to, że później nie powstawały loże zgodnie z najdawniejszymi zwyczajami – bez błogosławieństwa Wielkiej Loży z Londynu. Pierwszym krajem kontynentalnym, gdzie wolnomularstwo rozkwitło szerzej dzięki przyciągnięciu elementu miejscowego, była Francja. I to we Francji doszło do starcia nurtu jakobickiego i protestanckiego w masonerii, po którym mogła narodzić się jej dojrzała postać. Jakobici szybko podchwycili pomysł na centralizację i ok. 1728 r. utworzyli Wielką Lożę Francji. Oczywiście, obie Wielkie Loże nie były całkowicie jednorodne i w obu byli obecni zarówno katolicy, jak i protestanci. Wolnomularstwo jakobickie było bardziej arystokratyczne, a tym samym bardziej zainteresowane sprawami politycznymi. W 1736 r. jakobici zjednali dla swego nurtu ośmiu diuków-parów Francji i około dwustu oficerów wyższych stopni. Podstawowym dokumentem wydanym przez nurt protestancko-londyński była Konstytucja Andersona. Program ideologiczny nurtu jakobickiego został opracowany przez Andrew Ramsaya (tzw. Mowa Ramsaya). Ten drugi był bardziej nowoczesny. W przeciwieństwie do Konstytucji Andersona – wolny od retoryki staromasońskiej – stawiał za cel „połączenie wszystkich ludzi światłego umysłu, łagodnych obyczajów i przyjemnego humoru nie tylko miłością do sztuk pięknych, lecz i wielkimi zasadami cnoty, wiedzy i religii, gdzie interes bractwa stanie się sprawą całego rodzaju ludzkiego, gdzie narody będą mogły czerpać rzetelną wiedzę, a poddani ze wszystkich królestw będą mogli nauczyć się kochać wzajemnie bez wyrzeczenia się swojej ojczyzny”, a w dalszej perspektywie stawiano utworzenie „nowego ludu, który, składając się z wielu narodów, wszystkie spoi więzią cnoty i wiedzy”. Mimo szczytnych haseł tarcia między protestantami a katolikami utrudniały stworzenie harmonijnego wolnomularstwa. Stuartyści deklarowali się jako „wolnomularze katoliccy, rojalistyczni i jakobiccy”, określając przy tym swoich rywali „wolnomularzami heretyckimi, apostatami i republikanami”. W 1737 r. przeciwko jakobitom interweniował na dworze francuskim ambasador brytyjski Waldegrave, który był zarazem masonem przeciwnej orientacji. Zarzucił on jakobitom prowadzenie kampanii na rzecz „dziewiątej wyprawy krzyżowej dla przywrócenia na tron” nieprawego pretendenta. Te spory przyspieszyły proces „kontynentalizacji” masonerii i jej uwolnienia się od angielskich sporów politycznych. Przełomowym wydarzeniem dla tego było wybranie Francuza na pierwszego wielkiego mistrza w miejsce emigranta-stuartysty. Miało to miejsce w dniu 24 czerwca 1738 r. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
NASI OKUPANCI
Dzieje zabobonu Kościół zwalcza dziś in vitro, jakoby sprzeczne z tzw. prawem naturalnym. A kiedyś przecież twierdził, że jest z nim sprzeczna transfuzja krwi i sekcja zwłok. Potem mu przeszło. Z in vitro może być podobnie. W roku 1299 papież Bonifacy VIII nazwał sekcję zwłok czynnością bezbożną i zakazał jej praktykowania pod groźbą ekskomuniki. Kościół zahamowałby rozwój medycyny na wiele stuleci, gdyby nie to, że wielu lekarzy papieża nie posłuchało i ryzykując kontakty z inkwizycją, sekcje po kryjomu prowadzili. Tak czy inaczej, Kościół medycynie szkodził przez wieki. Jak również samym chorym. Pod koniec XVI wieku Pius V nakazywał lekarzom, by przed podjęciem terapii... wzywali do pacjenta księdza. Jeszcze w XVIII wieku (!) we Francji Kościół walczył ze szczepieniami przeciw ospie, które miały być „zbrodnią przeciw prawu boskiemu”. Ba, epidemia cholery z roku 1832 była oficjalnie uważana za „karę boską”. Księża zalecali walkę z nią wyłącznie poprzez... procesje. Oczywiście, liczba zachorowań wzrosła. Jeszcze dziś biskupi potrafią nazwać AIDS chorobą biorącą się z postawy amoralnej, czyli niedaleko odeszli od swych XVIII-wiecznych kolegów, którzy jako bezpośrednią przyczynę trądu wskazywali... rozwiązłość. Pius XI i Pius XII bardzo niechętnie odnosili się też do
P
transplantacji. Ten drugi jeszcze w 1952 roku ostrzegał przed oddawaniem organów do przeszczepu, gdyż człowiek „nie jest absolutnym panem swego ciała”. I tak dalej. Wiele jest przykładów na to, że Kościół jako „odwieczne” i „naturalne” przedstawiał poglądy, z których potem cichaczem się wycofywał, by uniknąć naukowej kompromitacji. Niewykluczone, że za ileś tam lat – może tylko 50, jak w przypadku przeszczepów – Watykan zarzuci swoje dzisiejsze „niewzruszone” nauczanie w kwestii aborcji czy in vitro. Obie te kwestie wynikają bowiem z „metafizyki prenatalnej” Kościoła, a wedle określenia profesora filozofii Jacka Hołówki, Kościół dokonał „teologicznej apoteozy” zarodka ludzkiego, choć tak naprawdę uczynił to... wbrew własnej teologii i tradycji. Jacek Hołówka podkreśla, że uznanie zarodka za osobę ludzką kłóci się z jej definicjami, jakie przedstawia zarówno uprawiany przez Karola Wojtyłę personalizm, jak i klasyka katolickiej teologii. Skoro osobą może być tylko „jednostka ludzka zdolna do
ortal Onet.pl zorganizował dyskusję pod powyższym tytułem. No i zaczęło się... Tysiące wpisów. Katolicki naród, pokolenie JPII, przemówił. Wybraliśmy dla Was najciekawsze wypowiedzi internautów. Zatem jak powitać księdza? Kopniakiem... wielbiciel Zdecydowanie NIE OTWIERAĆ!!! Margot Namyśliłem się od rana i podjąłem męską decyzję: koniec z kolędowaniem w moim domu. Na ulicy, owszem. W parku. W zoo. U sąsiadów. Ale nie u mnie. Gospo37 A do mnie nie przychodzą, odkąd w wieku bodaj 13 lat wraz z 16-letnią siostrą przegoniłyśmy księdza słowami, że rodziców nie ma, a my jesteśmy pogankami. Obraził się i poszedł. I więcej nie wrócił. Nawet do rodziców. Oto jaka była w nim potrzeba zaganiania zbłąkanych owieczek do stada. Pozdrawiam i odwagi. Mimi U mnie ksiądz najpierw bierze kopertę, zagląda do środka, notuje kwotę z nazwiskiem w czarodziejskim zeszycie i dopiero zaczyna swój rytuał. Mój kolega nie przyjmował księdza, a niedawno urodziło mu się dziecko i chciał ochrzcić, na co ksiądz mu powiedział, że dawno u niego nie był i nic nie dostał, na co kumpel powiedział, że od niego to najwyżej po ryju może dostać i tyle. Dziecko ochrzczono za 150 zł w sąsiedniej parafii. Wiele jest różnych przypadków, ale szkoda słów marnować. Ja Kościołowi mówię NIE!!! pantera284
świadomego kierowania swoim postępowaniem”, zarodek taką osobą nie jest. A zatem wszelkie dywagowanie o jego człowieczeństwie, jako nieweryfikowalne, jest zabawą dość jałową. Tym bardziej że już św. Augustyn pisał: „Dusza wnika do ciała w 40 dni po zapłodnieniu”. Dopiero od tego momentu, twierdził Augustyn, możemy mówić o osobie ludzkiej. Biskup Hippony poszedł tu zresztą pod prąd – począwszy od II wieku Kościół piętnował przerywanie ciąży, zaś synod w Elwirze skazywał
Kolęda jest bardzo potrzebna. To taki narodowy spis powszechny i uzupełnienie kartoteki. O uzupełnieniu budżetu Kościoła, który i tak z budżetu państwa dostaje więcej na swoje coraz bardziej wydumane potrzeby, niż wszystkie grupy społeczne razem wzięte, nie wspomnę. alElla Ehh, ja na emigracji, a tutaj na szczęście po kolędzie nie chodzą! A w Polsce zawsze czułam
winne jej kobiety na dożywotnią pokutę. Słowem, Augustyn był w sprawie aborcji... liberałem. Podobnie, choć nader seksistowsko orzeczono w VIII wieku na II soborze nicejskim, który potwierdził, że u mężczyzny dusza wnika do ciała w 40 dniu, a u kobiety 80 dni po zapłodnieniu. Analogiczne poglądy głosił święty Tomasz z Akwinu – twórca katolickiej teologii w jej
dzisiejszej postaci. Akwinata był zdania, że aborcja nie jest grzechem, dopóki płód nie zostanie obdarzony duszą. Słowem, Kościół jest jak chorągiewka i co kilkaset lat zmienia zdanie. Transfuzji i szczepień kiedyś zakazywał – teraz dopuszcza. Na aborcję kiedyś zezwalał – teraz jej zabrania. „Odwieczne i niewzruszone” nauczanie Kościoła ma, jak się zdaje, charakter nieco zbyt doraźny, by przyjmować taki autorytet. Przerywania ciąży jednoznacznie zabronił dopiero Pius IX w roku
Ja nie przyjmuję kolędy od czasu, gdy ksiądz zażądał, by dawać dwie koperty – jedną z ofiarą dla niego, a drugą na kościół (miał rzekomo założyć w kościele ogrzewanie). Pieniążki wziął, a ogrzewania jak nie było, tak nie ma. Teraz ma zbierać na naprawę dachu. Nie przyjmę już nigdy więcej tego złodzieja i dziwię się innym, że dają się nabijać w butelkę tym nierobom. Marian Kąkol
Jak powitać księdza? się przez kler szpiegowana... Niegdyś ksiądz wyszperał w notatkach (oni zawsze WSZYSTKO notują), że kiedyś (jako siedemnastolatka) miałam chłopaka, i się pytał, czy ten związek dalej trwa!!! A mi ciężko było sobie przypomnieć, który...
[email protected] Jestem ciekaw, ilu z tych światłych krytyków puszczających tutaj komentarze ma ślub kościelny oraz ochrzciło dzieciaka. Kto jest na tyle odważny, żeby odejść z tej ogłupiającej instytucji, dokonując aktu apostazji? Napieprzać na księży pasożytów to każdy potrafi, ale być naprawdę wiernym swoim przekonaniom, to już nie za bardzo. A bo co rodzice powiedzą, co sąsiedzi powiedzą, a w ogóle to przecież tyle użerania się z papierkami, a poza tym, to szkoda dzieciaka, żeby go w przedszkolu palcami wytykali... padaPada
Już od pewnego czasu daję sobie spokój z kolędą. To znaczy raz nie wpuszczałam, innym razem pod presją otoczenia zapraszałam księdza – ale już koniec – nie będą do mnie wchodzić i nie będę udawać, ze jestem wierząca i praktykującą – zostawiam sobie wiarę, a za praktykę dziękuję i za bezsensowne wizyty też dziękuję. Ksiądz, jak każdy człowiek, jest taki i owaki (...). Do domu wpuszczam ludzi mi znanych i prawych – księży wypożyczanych na kolędę z różnych miast i miasteczek nie mam ochoty poznawać i kończę z tym głupawym zwyczajem rocznego podatku na księży. toja A u mnie co roku muszę przyjmować księdza, mieszkam na wsi i byłoby gadanie. Nie znoszę tego zwyczaju. Ksiądz przychodzi, ponarzeka, że rodzice zaniedbują dzieci, że nie
1869, stwierdziwszy – wbrew największym doktorom Kościoła – że płód posiada duszę od momentu poczęcia. Co uczciwsi katoliccy bioetycy przyznają: Kościół tak naprawdę nie wie, kiedy zarodek zostaje obdarzony duszą. Broni więc zarodków od chwili poczęcia, niejako dmuchając na zimne. Takiego kitu wierni już jednak nie kupują. Krucjat nie rozpętuje się wokół przypuszczeń. Stąd ta niepojęta pewność siebie „obrońców życia”? Tym bardziej brutalna, im mniej uzasadniona?! A jednak, podobnie jak w XIV wieku Kościołowi nie udało się zahamować rozwoju anatomii. Zarówno w latach 60., choć zniechęcił wielu embriologów, nie powstrzymał innych od owocnych badań nad zapłodnieniem in vitro. „Dzieci z probówki” przyszło już na świat ponad 3,5 mln. Choć Kościół uważa je za „gorsze”, są kochane tak samo. Choć Kościół twierdzi, że broni prawd odwiecznych i naturalnych, tak naprawdę jest nie tyle niewzruszony, co zwyczajnie spóźniony – i tak po pewnym czasie uznaje większość z tego, co niegdyś zwalczał. Jednak podobnie jak papieskie przeprosiny nie wrócą życia zgładzonym przez inkwizycję, tak przyszła zmiana stanowiska Kościoła nie odkręci dramatów ludzkich, jakie Kościół funduje swym wyznawcom dzisiaj. A właściwie – za sprawą poronionej „Ustawy bioetycznej” posła Gowina – nam wszystkim. MAGDA HARTMAN
chodzimy do kościoła, nie modlimy się. Śmieję się z tego. Masakra. Moim zdaniem, ta kolęda to czysta głupota! Wrrr... Jestem wierząca, ale księży nie znoszę. patuś Kolęda ma ten sam cel, co spowiedź – permanentna inwigilacja! I nie pojmuję tylko jednego: dlaczego każdy parafianin jest z tej nieszczęsnej kolędy rozliczany? Pełna ewidencja normalnie. I za każdym razem, gdy się coś potrzebuje z parafii, trzeba się tłumaczyć, dlaczego nie przyjęto księdza i bla, bla, bla... Ja może jestem niedoinformowana, ale nie przypominam sobie przykazania pt. „przyjmuj księdza po kolędzie”. agrest84 Ja też nie lubię kolędy. Nie lubię sztywnej atmosfery. Nie lubię traktowania mnie jak intruza, którego przyjmuje się coraz częściej w dresie, a nie takim stroju, w jakim przyjmuje się miłych i oczekiwanych gości. Nie lubię zdawkowych rozmów, w których narzekanie na zdrowie i „starą biedę” to tematy dyżurne. Próby poruszenia jakiejkolwiek głębszej tematyki w 90 procentach skazane są na niepowodzenie. Ks. Artur Stopka dziennikarz katolicki Słyszałam, że ludzie wieszają na klamce karteczkę: „Domokrążcom dziękujemy”. Ania Przeraża mnie wasza głupota. Jestem ministrantem i wiem, co mówię. Nie chcesz, to nie dawaj i odpierdol się od ludzi, którzy są bardziej religijni od ciebie. Ministrant Wybrał AC
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
LISTY Brawa dla ministra Sawickiego Obok wrzawy wokół in vitro całkiem po cichutku, bez zainteresowania mediów, minister rolnictwa Marek Sawicki wydaje rozporządzenia i forsuje ustawy, które przysporzą klientów procedurom in vitro. Mamy ustawę przedłużającą do 2012 roku otwarcie naszego kraju na import pasz GMO (genetycznie modyfikowanych). Mamy już także 3 tys. ha w Polsce obsianych kukurydzą GMO bez żadnego pozwolenia. Ewentualne kary są wręcz symboliczne. Wyniki badań wpływu żywności GMO na organizmy żywe, a także statystyki płodności mężczyzn w regionach świata o dużej konsumpcji takiej żywności wskazują na wpływ GMO na obniżenie tej płodności. Z globalnego punktu widzenia, działalność Pana Ministra jest zdecydowanie pozytywna, bo ludzi na tym globie jest na pewno za dużo. A więc brawo, Panie Ministrze! Polska natomiast może otworzyć swoje granice dla Afrykanów i Azjatów. Poza wzrostem liczby ludności taka imigracja spowoduje różnorodność kulturową, co też jest pozytywne. W rezultacie takiego otwarcia żadne in vitro nie będzie potrzebne. Biskupi znów mają rację. Teresa Jakubowska Warszawa
Gdzie jest złoto?! Skoro wśród darów ofiarowanych przez trzech królów nowo narodzonemu Jezusowi było też złoto, to nasuwa się pytanie, co się z nim potem stało. Biorąc pod uwagę, że był to dar królewski, nie mogła być to mała ilość. Czy owo złoto zostało Jezusowi ukradzione, roztrwonione, czy może jest przechowywane w jakimś izraelskim banku lub skarbcu Watykanu? Być może, bo gdyby ubogi Józef zainkasował kufer złota, z pewnością losy Jezusa i Świętej Rodziny potoczyłyby się inaczej. Z pewnością wybudowaliby sobie pałac na wzór dzisiejszych biskupich lub nawet małą bazylikę na wzór Lichenia. B.J.
Okłamywani na życzenie Jednym z nadużyć Kościoła jest wmawianie ludziom, że w każde święta Bożego Narodzenia Chrystus ponownie do nas przychodzi, zaś w Wielkanoc umiera na krzyżu po raz enty. Za nas i dla nas. Ileż się ten Człowiek-Bóg nacierpi, lepiej nie mówić! I to na wyraźne życzenie Kościoła. Tego Kościoła! Jest to zwyczajna manipulacja słowami, a tu dodatkowo także faktami (specjalność
Krk), bo jakoś nikt nie próbuje nam wmawiać (np. prezydent RP), że co roku wraca do nas powstanie warszawskie lub że 1 września wybucha po raz kolejny II wojna światowa. Obchodzimy po prostu rocznicę tych zdarzeń i nic poza tym! Czyż nie tak samo powinno być w przypadku obchodu świąt religijnych?! Nie! – odpowiadają głowy Kościoła. Musi być po naszemu, bo ludzie lubią być oszukiwani. Oni to wręcz kochają,
LISTY OD CZYTELNIKÓW słaby, a i organizacje opieki nad zwierzętami mogłyby zarzucić Kościołowi kat. złe traktowanie tych sympatycznych zwierzątek. Dlatego Kościół kat. stale udowadnia gromadzonym majątkiem (często bezczelnie wyłudzanym), iż przytoczone powiedzenie powinno być zmienione na „bogaty jak mysz kościelna”. I wszystko mogłoby być dobrze, gdyby nie to, że jak dowiedzą się o tym myszy niekościelne, to
zastosuje się do mojej woli i skreśli mnie w swoich księgach. Każdy akt apostazji jest wbrew interesom instytucji Kościoła i na pewno księża nie czynią odpowiednich skreśleń w swoich zapisach. Wiem, o czym mówię – po zmianie adresu odpowiednia parafia już znalazła moje dane, a nigdy nie chodzę na obrzędy kościelne. Nie byłem bierzmowany, nie miałem do czynienia z przedstawicielami Kościoła od lat szczenięcych, a mimo to kolejne parafie odnajdują moją osobę. I to jest też argument, by nie liczyć na akt apostazji w wykonaniu kościelnym. Jeśli już, to również proponuję wypracować własny ateistyczny/agnostyczny sposób rozstania się formalnie z Kościołem. I tutaj widzę rolę omawianego „banku apostatów”. Juliusz Sałek, Szczecin
Święci grzesznicy
a my im to właśnie dajemy! Klechy nie boją się, że pójdą za to do piekła, bo nie wierzą w jego istnienie. I tu z całą pewnością się nie mylą, bowiem jedni już je na ziemi mają, inni zaś żyją w luksusie, jakiego pewnie nie ma nawet w wymyślonym przez nich niebie. I właśnie oni do nich z całą pewnością należą. Zwłaszcza biskupi, snujący się dostojnie po swych urządzonych z przepychem pałacach i jeżdżący wypasionymi osiołkami. Drodzy Katolicy! Jeśli już koniecznie chcecie wierzyć w Boga, to dlaczego – u licha – wybraliście akurat rzymskokatolickiego?! Najmniej wiarygodnego Boga, gdyż jest on jedynie namiastką żydowskiego Jahwe, od którego jednak zdecydowanie się różni dzięki manipulacjom Kościoła. Tamten przynajmniej ma jakieś imię, a katolicki jest anonimowy i dlatego pierwsze skrzypce w Kościele grywa z reguły Chrystus. On się urodził, on umarł i jego ciało Kościół zamienił w opłatek, z czego jednoznacznie wynika, że wszyscy, którzy go zjadają, są ludożercami. Czyż logiczne i przyzwoite jest zjadać ciało własnego boga?! Nawet symbolicznie?! Albo pić jego krew pod postacią wina?! Brrrr... Nie dość, że kanibale, to jeszcze do tego wampiry! Jan Nowak-Niejeziorański
Teologia myszy Kościół kat. usilnie pracuje nad zmianą dotychczasowego wydźwięku powiedzenia „biedny jak mysz kościelna”. Takie negatywne porzekadło przynosi tylko wstyd Kościołowi, gdyż świadczy, że kler jest ekonomicznie
nastąpi masowa ich migracja do kościołów, co może powodować w czasie mszy nerwowe zachowanie się pań (np. wskakiwanie na ławki, piski), więc jak w takim zamieszaniu skutecznie zbierać na tacę. JB
To moja sprawa Tak jak wielu, nie miałem wpływu na mój tzw. chrzest. I nie mam pretensji do nikogo o ten fakt. Ateistą stałem się z chwilą uświadomienia. Było to wiele lat temu. Jeszcze na początku lat 70. jako młody chłopak zaczytywałem się filozofią, a także wszelkimi trendami w światopoglądzie. Na liście takich lektur była też i Biblia, jak również wiele opracowań naukowych na jej temat. To wszystko pozwoliło mi wypracować własne stanowisko dotyczące wiary i religii – ateizm. Wybrałem światopogląd świadomie i bez pośpiechu. Nie czułem potrzeby dokonywania aktu apostazji gdzieś tam w administracji Kościoła. Brak wiary w biblijne zabobony jest moją wewnętrzną sprawą. I jeśli już ją uzewnętrzniam, to przed kimś, z kim chcę rozmawiać, z kim chcę podzielić się swoimi przemyśleniami. Na pewno takim podmiotem nie jest przedstawiciel Kościoła katolickiego. Uważam, że funkcjonariusze Kościoła są zbyt głęboko zindoktrynowani, by byli racjonalnymi interlokutorami w trakcie takiego aktu apostazji, jaki wymyśliła strona kościelna. To my rezygnujemy z „dobrodziejstw wiary” i dyskusja z proboszczem jest nam w tym zupełnie zbędna. Tym bardziej że nie zdobędę nigdy pewności, czy faktycznie proboszcz
Zwracam się do byłych księży z nadzieją, że otrzymam rzetelną odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. W jakim czasie (okresie) przymiotnik „święty” przylgnął do papieży? „Ojciec” czy „papa” może od biedy być, ale święty jest tylko Bóg! Tak dokładnie mówi Biblia: „Tylko Bóg jest święty”. Każdy papież jest tylko człowiekiem. Posiada wady i zalety. Ma swego spowiednika, więc grzeszy – może mniej od nas, ale zawsze. Jest ponoć tylko przedstawicielem Boga na ziemi, a nie Bogiem. Czyż nie jest paradoksem, że „Ojciec Święty”, za życia tak tytułowany, przechodzi całą procedurę po śmierci, by być uznanym za świętego? B.D. Od redakcji „Ojciec Święty” nie jest wprawdzie tytułem oficjalnym papieży, tylko grzecznościowym, lecz jest on od średniowiecza powszechnie używany przez wiernych i akceptowany przez papieży. Tytuł ten jest w oczywisty sposób bluźnierczy dla chrześcijan i sprzeczny z zaleceniami Ewangelii, która zabrania nazywania przywódców religijnych nie tylko świętymi, ale nawet „ojcami”, a zwrot ten rezerwuje wyłącznie dla Boga (Mt 23. 9).
Autor: Henryk Dudor Na 320 stronach książka ujawnia prawdę o Jezusie, skrzętnie ukrywaną przez Kościół. Cena: 30 zł plus koszt wysyłki. Zamówienia: Listownie: Urząd Pocztowy Toruń 17, ul. Łyskowskiego 18, skr. poczt. 36; Telefonicznie: (056) 645 10 51, tel. kom.: 0 509 279 472
19
Dwunożna bestia W jednym z numerów „FiM” był artykuł o bezdomnych zwierzętach. Mieszkam w małym mieście, Pajęcznie. Miasto prawie ze wszystkich stron otoczone jest lasem i to sprzyja porzucaniu zwierząt. Kilka miesięcy temu został znaleziony pies wilczur, który, sądząc po jego wyglądzie, bardzo długo się błąkał. Leżał w rowie, obok ulicy, wychudzony, z przednią łapą zgniecioną. Kuleje do tej pory. Choć właściciel był bestią, znalazł go człowiek o bardzo dobrym sercu, wziął na ręce, wezwał weterynarza, zaopiekował się nim. Pies jest zdrowy (oprócz łapy), najedzony i pomimo przejść nadal ufa ludziom i jest chętny do zabawy. Piszę to, ponieważ nie rozumiem, jak człowiek może takie ufne, przywiązane do niego zwierzę wyrzucić jak niechciany przedmiot! W Pajęcznie nie ma schroniska dla zwierząt i wiele takich stworzeń skazanych jest na poniewierkę po mieście, po lesie. Sama przygarnęłam bezdomnego kotka, jest u mnie już rok i cieszy się zdrowiem. Czytelniczka
Drodzy Czytelnicy! Jeśli macie problemy z zakupem „Faktów i Mitów”, bo do Waszego kiosku i saloniku zaprzestano dostarczania tygodnika, prosimy o zanotowanie dokładnego adresu punktu sprzedaży, nazwy firmy dostarczającej prasę (prosimy zapytać sprzedawcy) i zgłoszenie tych informacji do redakcji pod numer tel. 42 630-70-66, e-mailowo:
[email protected] bądź listownie na nasz adres korespondencyjny.
PRAWDZIWA EWANGELIA RELIGIA, KTÓRA MA SENS Bezpłatny kurs biblijny od: Bracia w Chrystusie skr. 7 UP Poznań 45, filia 36 ul. Głogowska 179 60-130 Poznań
20
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Objawienia maryjne (cz. 2) Po czym można rozpoznać fałszywe objawienia i co może ustrzec nas przed ich zwodniczym wpływem? Co sądzić o tzw. świętych wizerunkach, które powstały m.in. na żądanie objawiających się postaci? Co mówi na ten temat Biblia? Zobaczmy. Przede wszystkim Biblia uczy, że żadne objawienie pochodzące od Boga nie może kolidować z tym, które zawarte jest na jej kartach (Pwt 4. 2; 13. 1–5; Prz 30. 6; Mt 5. 19; Dz 17. 11; Ga 1. 6–9; Ap 22. 18–19). To znaczy, że Duch Boży nie objawia wierzącym innych prawd wiary, jak tylko te, które wcześniej zostały przekazane przez proroków, Jezusa Chrystusa i Jego uczniów (por. J 14. 26; Dz 8. 26–38; 10. 1–48; 17. 2–3; 22. 14; 26. 22). Fałszywe zaś objawienia, pochodzące od ducha kłamliwego (J 8. 44; 1 J 4. 1) odwodzą ludzi od Biblii. Czynią to nawet wtedy, kiedy zdają się zachęcać do jej czytania. Zawsze bowiem wnoszą tzw. nowe światło, czyli nauki niebiblijne, i głoszą „innego Jezusa” i „inną ewangelię” (2 Kor 11. 4). Aby więc obiektywnie ocenić tzw. objawienia maryjne, należy przede wszystkim zwrócić uwagę na ich przesłanie. Zobaczmy zatem, co głosiła rzekoma Maria na przykład w Fatimie. Oto jej słowa: „Chcę, abyście (...) codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Bożej Różańcowej, aby uprosić pokój na świecie i koniec wojny, gdyż tylko ona będzie mogła wam pomóc” (Antonio Borelli, „Fatima – orędzie tragedii czy nadziei?”). Chociaż Kościół rzymski uznaje te objawienia za pochodzące od Boga, warto zauważyć, że treść tego przesłania jest zupełnie obca Biblii, a nawet sprzeczna z tym, co głosi ta księga. Pismo Święte nie daje bowiem żadnych podstaw dla modlitw różańcowych (ostateczną wersję modlitwy, „Zdrowaś Mario” ustalił dopiero w 1568 r. papież Pius V). Uczy natomiast, że pierwsi chrześcijanie prośby swoje kierowali wyłącznie do Boga (Mt 6. 9; Ef 3. 14–15) oraz do Jezusa Chrystusa (Łk 23. 42; Dz 7. 59–60; 1 Tm 1. 15). Mimo pewnych wątków ewangelicznych – pozdrowienia anielskiego (Łk 1. 28) i pozdrowienia Elżbiety (Łk 1. 42) – treść tych pozdrowień nie ma więc nic wspólnego z modlitwą w biblijnym tego słowa znaczeniu. Maria nigdy przecież nie była i nie jest orędowniczką i pośredniczką między Bogiem a ludźmi, jak twierdzi postać podająca się za nią. Jedynym takim pośrednikiem i orędownikiem, który wstawia się za swoim ludem, jest
Jezus Chrystus (1 Tm 2. 5; 1 J 2. 1–2; Hbr 7. 25). On sam zresztą powiedział: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie” (Mt 11. 28) oraz: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (J 14. 6). A zatem Jezus nigdy nie powiedział ani też w najmniejszym stopniu nie sugerował, aby ktoś miał przyjść do Boga przez Marię. Skąd więc wzięła się ta koncepcja? Nie z Biblii, lecz ze starożytnych religii Egiptu i Babilonu, gdzie kult dziewicy matki z małym synem w jej ramionach był bardzo rozpowszechniony (np. Izyda z Horusem czy Semiramis z Tammuzem, por. Ez 8. 14). Przypomnijmy, że również modlitwy różańcowe oraz specyficzne składanie rąk do modlitwy, które występuje w katolicyzmie i w każdym objawieniu rzekomej Marii, były znane znacznie wcześniej – m.in. w hinduizmie i buddyzmie. Stamtąd też (poza starożytnym Egiptem i Babilonem) pochodzi praktyka powtarzania i liczenia modlitw, tak charakterystyczna dla wiernych Kościoła katolickiego. Innymi słowy: tradycje związane z kultem dziewicy matki, jej wstawiennictwem i różańcem pojawiły się na długo przed katolickim kultem Maryi i mają pogański rodowód. Twierdzenie, że codzienne odmawianie różańca na cześć Marii zagwarantuje światu pokój lub ocali jakiś kraj (a nawet cały świat) od moralnego i religijnego upadku, i że tylko Maria może nam pomóc, jest więc z gruntu fałszywe i bluźniercze. Według Biblii bowiem, po pierwsze – Bóg ,„nie odda swojej czci nikomu ani swojej chwały bałwanom” (Iz 42. 8). Po drugie – „pomoc nasza jest od Pana” (Ps 121. 2). On to, a nie Maria „zmęczonemu daje siłę, a bezsilnemu moc w obfitości” (Iz 40. 29). I wreszcie po trzecie – tylko Bóg gwarantuje trwały pokój tym, którzy przestrzegają Jego przykazań (Iz 48. 18). Z biblijnego punktu widzenia, objawienia rzekomej Marii są więc zaprzeczeniem tego wszystkiego, o czym mówi Biblia. Podobnie jest z innymi roszczeniami rzekomej Marii, która przypisuje sobie atrybuty boskości i chce, aby na jej cześć ustanowić kolejny dogmat, tym razem o jej zbawczych zasługach. Na przykład
pragnie proklamowania jej współodkupicielką świata. W objawieniach w Medjugorie twierdzi, że cierpi za nas i dla naszego odkupienia. Mówi: „Jedynie ja jestem w stanie zbawić was od nadchodzących klęsk. Jestem opoką pokoju i zbawienia”. Pismo Święte natomiast uczy, że to Jezus przyszedł „zbawić lud swój od grzechów jego” (Mt 1. 21), „i nie ma w nikim innym zbawienia; albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4. 12). A zatem zostaliśmy wykupieni ,,drogą krwią Chrystusa” (1 P 1. 19), który „raz za grzechy cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przywieść do Boga” (1 P 3. 18). Twierdzenia rzekomej Marii są więc sprzeczne z nauką Pisma Świętego. Jezus bowiem raz cierpiał i „raz na zawsze złożył jedną ofiarę za grzechy (...). Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam nie ma już ofiary za grzech” (Hbr 10. 12, 18, por. Iz 53. 5–6; Rz 4. 25). Co więcej – rzekoma Maria w objawieniu w Fatimie powiedziała również: „Ofiarujcie się (...) w intencji nawrócenia grzeszników oraz jako zadośćuczynienie za grzechy popełnione
przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi”. Po wizji piekła przykazanej trójce dzieci powiedziała: „Widzieliście piekło, dokąd idą dusze biednych grzeszników. Aby je zbawić, Bóg chce ustanowić w świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca” (tamże). Jak widać, rzekoma Maria tak naprawdę całą uwagę skupia na sobie. Według jej słów, to ona głównie jest zniesławiona grzechami. Ona też nieustannie pożąda czci. Poza tym w wielu innych objawieniach postać podająca się za Marię nazywa się „gwiazdą poranną”, „zwyciężczynią nad szatanem”, „drzwiami do nieba”, a więc przypisuje sobie tytuły, które według Bibli przynależą się Jezusowi Chrystusowi (J 10. 7, 9; Kol 2. 15; Hbr 2. 14; Ap 22. 16). Wszystkie te twierdzenia są więc sprzeczne z Biblią. Jedno jest pewne: matka Jezusa, Miriam, nigdy nie wypowiedziałaby takich słów. Kto
więc stoi za tymi twierdzeniami? Kto stoi za „Marią”, która każe tworzyć wizerunki i je czcić; która ofiarowując (16 lipca 1251 r.) szkaplerz Szymonowi Stockowi – generałowi karmelitów – zapewniła go, że kto z tym szkaplerzem umrze, nie zazna ognia wiecznego i Szatan nie będzie miał do niego dostępu; która wzywa do budowy kaplic i świątyń na całym świecie? Jeśli porównamy te żądania z biblijnym drugim przykazaniem Dekalogu (Wj 20. 4–6, por. Kpł 26. 1; Pwt 27. 15), które zakazuje tworzenia
i czczenia wszelkich wizerunków (Kościół katolicki usunął to przykazanie, a dziesiąte rozdzielił, aby zachować ich pełną liczbę), i jeśli uwzględnimy, że kult i obrazy bogini matki z dzieckiem w jej ramionach pochodzą ze starożytnego Egiptu i Babilonu, odpowiedź może być tylko jedna: nie może to być Maria, matka Jezusa Chrystusa. Przecież ta bogobojna Żydówka doskonale wiedziała, że Bóg zakazał kultu obrazów i sama respektowała ten zakaz. Matka Jezusa nie nakazywałaby też budowy świątyń, skoro Biblia mówi, że „Bóg jest duchem” (J 4. 24) i „nie mieszka w budowlach rękami uczynionych” (Dz 7. 48). Nie uczyniłaby też tego również ze względów ekonomicznych, gdyby tylko widziała, jak ogromne masy jej wyznawców cierpią biedę. Pomyślmy przy tej okazji o niezliczonych miliardach, które Kościół katolicki
ściągnął z łatwowiernych wyznawców na budowę świątyń, pomników, i jak wiele zarabia również na obrazach, figurach, różańcach, medalikach, etc. I wreszcie Maria nie uczyniłaby tego również z tego powodu, że dobrze wiedziała, iż za kultem wszelkiego rodzaju wizerunków – jak czytamy w jednym z listów ap. Pawła – kryją się istoty demoniczne (1 Kor 10. 19–20). Swoją drogą, jeśli – jak twierdzi rzekoma Maria – ona sama gwarantuje szczególną opiekę wszystkim szczerym wyznawcom noszącym szkaplerz lub cudowny medalik, który przekazała światu za pośrednictwem Katarzyny Laboure w Paryżu w 1830 roku, to dlaczego nie uratowała jednego z oddanych jej rycerzy, który zginął 14 lipca 2002 r. na Ukrainie, jadąc z figurą Matki Bożej Fatimskiej od ks. bpa J. Olszańskiego z Kamieńca Podolskiego do grekokatolików we Lwowie? Wiadomo, że kilku innych uczestników tej wyprawy również odniosło poważne rany i przez kilka tygodni przebywali oni w szpitalach. W „Przymierzu z Maryją” czytamy: „W chwili śmierci [ów rycerz] miał na sobie Szkaplerz Karmelitański, który szczególnie kochał i propagował, oraz Krzyż św. Ojca Benedykta” (nr 6 z 2002 r. Rok II). Czy całym pocieszeniem dla rodziny mają być słowa, że „zginął podczas pięknej misji” oraz: „Ufamy, że nasz kolega będzie orędował za nami u naszej najlepszej Matki i nadal czuwał będzie nad grupą Lepanto” (tamże)? A co z wieloma innymi pielgrzymkami – na przykład do Lourdes, Medjugorie, które skończyły się jeszcze tragiczniej? Co z ową ochroną i obroną „Niepokalanej”? Kto więc w rzeczywistości ukazuje się podczas wielu objawień w różnych częściach świata? Na to pytanie odpowiada nam sama „Maria”: „Ja jestem Maria, Królowa nieba i Królowa aniołów” (Objawienie św. Brygidy ze Szwecji). Według Biblii, „Królowa niebios” to tytuł babilońskiej bogini Isztar (Jer 7. 18–20). Innymi słowy: to pogańskie bóstwo dziewiczej matki jest obecne w historii świata od tysiącleci i od samego początku zwodzi lud Boży (Jer 44. 15–23). I czyni to nadal. Przypisywanie więc skromnej Marii z Nazaretu tego tytułu jest nie tylko nie na miejscu, ale wręcz obraźliwe. Podobnie zresztą jak twierdzenie, że Maria jest „Matką Eucharystii” i że jej celem jest połączenie wszystkich chrześcijan, aby na świecie był jeden Kościół rzymskokatolicki (por. Mt 15. 14; 2 Tes 2. 9–10; Ap 17. 1–18). Prawdziwa Maria, bogobojna Żydówka, nigdy nie przyznałaby się do Kościoła, którego nauki, zwyczaje i praktyki są sprzeczne z Biblią, który przez całe stulecia trzymał Pismo Święte z dala od wiernych i który winien jest największych zbrodni przeciw ludzkości. BOLESŁAW PARMA
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Zdemoralizowane ch..e Tak Jurek Owsiak (cytując Hołdysa) określił „artystów”, którzy za występy podczas WOŚP zażądali kasy. I to ogromnej. Ale to nie jedyne „z.ch.”, które ujawniły się w ostatnich dniach. Najpierw jednak przyjrzyjmy się, kogo Owsiak miał na myśli. Wśród tuzów show-biznesu, którzy za udział w Orkiestrze, za zbieranie pieniędzy na leczenie dzieci chorych na raka krzyknęli sobie kasiory (De Mono, Cugowscy) odnajdujemy Arkę Noego. Ów zespolik sakro-disco zawodzący religijne songi o miłości chrześcijańskiej ujawnił swoją prawdziwą namiętność. Forsę! „Zagramy, ale albo za 12 tysięcy, albo... nie zagramy”. Jakże zdrowe to podejście gówniarzy do rzeczywistości w dzisiejszym trudnym świecie. Wszystkie dzieci chcą pomagać innym, chorym dzieciom, a dzieci z Arki chcą na nich zarabiać. Jak inaczej w tym kontekście brzmią słowa jednej z piosenek „AN”: „Najlepszą modlitwę na świecie znam, cieszyć się z tego, z tego, co mam”. Zwłaszcza gdy „to, co mam” nazywa się 12 tysiów. Nieprawdaż? Warto sobie o tym przypomnieć, gdy jakimś cudem pomyłkowo wciśniemy nie ten klawisz w pilocie i na ekranie pojawi się nam „Ziarno”. A Szymona Wydrę rozpoznajecie? To taki owłosiony gość, który niedawno występował w „Idolu” i tylko dzięki
temu ma w miarę znaną facjatę. Za swoje rzewne pieścidła (śpiewa prawie wyłącznie o swoich relacjach z Bogiem) zażądał 30 tysięcy złotych! Przynajmniej jeśli wierzyć „Rzeczpospolitej”. Z drugiej jednak strony, co tu dziwić się zdemoralizowanym pseudopopularnością zespołom, skoro „wielki publicysta” Rafał Ziemkiewicz na łamach „Rzeczpospolitej” pisze tak: „(...) najgorsze jest to, jak traktuje WOŚP większość prostych Polaków. Orkiestra jest alibi dla bierności obywateli państwa, w którym systematycznie zmniejsza się odsetek ludzi gotowych do działalności charytatywnej (...) w innych krajach tysiące mniejszych organizacji potrafią zebrać więcej niż WOŚP”. No to ja – prosty Polak – mówię panu, że jesteś pan zwykła świnia. Ot, co! Może raczej świnka, bo o prawdziwych świniach to ja dopiero napiszę. Oto w internecie trudno ostatnio nie natrafić na reklamę remedium na zbliżający się do Polski kryzys. Jakaś lokata? Jakiś cud-fundusz powierniczy? W pewnym sensie... „Dar Maryi na trudne czasy” – tak nazywa się medalik zachwalany przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Piotra Skargi. Znana to ze skrajnej homofobii organizacja firmowana przez „Nasz Dziennik” i Ligę Polskich Rodzin.
Mikroskopijny, metalowy medalik (nazywany w reklamowych e-mailach „Matka Boska Kryzysowa” – sic!) ma z jednej strony wizerunek Matki Boskiej, a z drugiej – literę „M”, krzyż i serca. Ile kosztuje? Oczywiście co łaska, ale w przesyłce, oprócz antykryzysowego talizmanu, otrzymacie wypełniony już przekaz pieniężny. Wystarczy wpisać tylko kwotę i pobiec na pocztę. Czy to konieczne? Oczywiście, bo amulet dopiero wtedy zadziała. Mówią o tym liczne świadectwa zamieszczone na stronie Stowarzyszenia. Na przykład takie: „Dziękuję za przesłanie mi Cudownego Medalika. Z radością pragnę Państwa poinformować, że mój syn miał problemy w pracy, groziło mu zwolnienie. Byliśmy wszyscy bardzo zdenerwowani, bo syn miał kredyt na dokończenie studiów. O godz. 15 listonoszka przyniosła Waszą przesyłkę z Cudownym Medalikiem. Przesłałam ofiarę. Dwie godziny późnej przyjechał syn i powiedział, że zachował stanowisko”. No i jak tu takiego cudu nie kupić, zwłaszcza, gdy biznesmeni od Skargi wielkimi czerwonymi bukwami obiecują nabywcom medalika, że „wszystkie osoby, które go nosić będą na szyi, otrzymają wszelkie łaski”. – Czy naprawdę pomoże na brak pieniędzy, na kryzys, na utratę pracy, na niespłacone raty kredytu” – pytamy, telefonując pod numer
wskazany na stronie Stowarzyszenia. – Oczywiście, to pewne! – odpowiada anonimowy rozmówca i dodaje, że jeszcze koniecznie trzeba się dużo modlić. Wtedy moc medalika jest większa. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej odrażającego, bardziej ohydnego niż czerpanie korzyści z ludzkiego strachu, niepewności, często rozpaczy? Ale przecież i naiwności. Dwa tysiące lat temu Judasz – synonim łotra – sprzedał jednego Jezusa. Za 30 srebrników. Jego potomkowie gotowi są przehandlować circa 100 tysięcy Matek Boskich, średnio po 20 złotych za sztukę. Czy ktoś zna obecny kurs srebrnika? ⁄ ⁄ ⁄
BAJKI DLA DOROSŁYCH
Premier, którego nie było To jest nie do wiary, ale nasz premier posiada nadprzyrodzoną zdolność znikania w sytuacjach kryzysowych. To znaczy, że pod wpływem silnych przeżyć on się dematerializuje w Warszawie, by zmaterializować się gdzie indziej. Z reguły we Włoszech. To się zaczęło prawie od razu, jak zaczął rządzić. Niecałe trzy miesiące minęły. Specyfika u nas taka, że stale protestują lekarze. Pacjenci też protestują, ale ciszej. Właściwie protestują wszyscy. No więc protestują ci lekarze, a rząd cały w strachu. Co czynić? Pewnie chcą pieniędzy. Pieniędzy nie ma, bo wydaliśmy na głupoty. Na Kościół, by nas nie przestał lubić. Na samoloty myśliwskie, by nas nie przestała lubić Ameryka. Idą więc do premiera, niech coś zaradzi – od tego jest premier. Otwierają drzwi, a tu... premiera nie ma. Kamień w wodę. Tylko się cygaro tli hawańskie. Zniknął. Strach padł blady na wszystkich, bo jakże tak? Ale wieczorem dzwonią z Włoch – znalazł się, w Dolomitach z góry zjeżdża. Skąd się wziął, on sam nie wie. Ani BOR-u przy nim, ani nic. Narty ma i kurtkę puchatą, więc
szusuje. Skąd ma, nie wie. W ogóle nic nie pamięta. Siedział za biurkiem, palił cygarko – a tu nagle bach, Dolomity. Poza tym, mówi, jak już człowieka w góry rzuciło, to chciałoby się pobyć. Rodzinę sprowadził, poszusował. Długo nie był. Zamieszanie przyschło. To było w lutym. Nadszedł wrzesień. Siedzimy sobie, jak zwykle, cichutko – naraz gwałtu, rety, Ruskie Gruzję napadli! To znaczy nie Ruskie, tylko Gruzini. I nie Gruzję, ale Osetię – ale u nas, wiadomo, zawsze wszystko gadają na opak. No to się rząd potwornie stropił: co czynić, bo prezydent zaraz tam poleciał i chciał wyprawę na Moskwę poprowadzić. Heca wyszła, bo tu dzwonią z Brukseli i z Berlina, czy to jest nasze oficjalne stanowisko. No to rząd – buch, do premiera. Niech coś robi. Otwierają drzwi – żywego ducha. Puste biurko – i tylko cygaro się kopci. Pot ich zimny oblał, ale dzwonią w te Dolomity. I jest. Od razu rodzinę wezwał, no bo co w końcu. Jeszcze na nich, znaczy rząd, z mordą. Że niby to oszczędność wielka dla kraju, że tak nim rzuca w te Dolomity. Bo za bilet nikt
płacić nie musi. A jak go już rzuciło – no to on pobędzie. Poszusuje, pozwiedza... i takie tam. Kto go rzucił, nie wie. Nadprzyrodzone jakieś coś. Licho wie. Może z nerwów, czy jak. Dobra, jakoś tam sobie poradzili. Dzwonią do Ruskich i mówią: weźcie się z tą Gruzją uspokójcie, bo nasz prezydent na Kreml idzie i mocarstwa wielkie prowadzi: Litwę, Łotwę i Estonię. Rozdeptać wstyd, a bić się z tym – głupio jakoś. Ruskie na to, że zgoda. Tamten też wrócił z Dolomitów, rozeszło się po kościach.
21
Kolejny biznesowy pomysł Krk (przy którym medalik finansowo wygląda jak kapsel od piwa) to mający wkrótce ruszyć katolicki portal społecznościowy „franciszkańska3.pl”. Nazwa w sposób oczywisty odwołuje się do krakowskiego adresu biskupich pieleszy i do okienka, w którym zwykł był wystawać JPII – jak jeszcze żył. A i teraz się pojawia – w charakterze obrazka. Portal to oczko w głowie Dziwisza, dlatego pracują nad nim (portalem, a nie Diwiszem) najlepsi polscy informatycy skupieni wokół Katolickiego Centrum Kultury. „Nasza Klasa” to przy „franciszkańskiej. pl” ma być mały pikuś. Komercyjne połączenie sakro i popkultury da koktajl przedziwny. Czegoż tu nie znajdziemy: będzie stale aktualizowany serwis informacyjny (wzorowany na onet. pl), blogi, czaty, fora dyskusyjne, okienka telewizyjne (wzorowane na TVN 24), radio, galerie zdjęć i filmików nakręcanych przez internautów. Nawet coś na modłę plotkarskiego „Pudelka”. Prawdziwym hitem mają być pogawędki internautów on-line z księżmi, a nawet z samym TYM, który był łaskaw dać „Świadectwo”. Twórcy „franciszkańskiej3. pl” nie ukrywają, że przedsięwzięcie jest czysto komercyjne, a reklamodawcy już dziś pchają się drzwiami i oknami. „Już teraz ze znalezieniem sponsorów, czyli pieniędzy na przygotowanie projektu, nie mieliśmy żadnych problemów” – chwalą się szefowie KCK. Później też z forsą najmniejszych nawet kłopotów nie będzie. Bo skoro zarabiać można na ciężko chorych dzieciach i kryzysowej rozpaczy, to dlaczego nie na zmarłym papieżu? MAREK SZENBORN
Aż tu nadszedł sylwester. Ruskie się z Ukrainą o gaz szamocą. Jest afera, bo po dobroci Ukraina płacić nie chce. Więc jak się zaczęli w sylwestra kłócić, to rząd mówi: oho, będzie chryja. Tylko patrzeć, jak on, premier znaczy, znowu nóg dostanie i z tego stresu rzuci go gdzieś po świecie. Pomyśleli i linką go przywiązali, a cygaro odebrali. I stróżują. Niech on choć raz w domu siedzi na dupie, jak jest kryzys, i niech premieruje. A nie że my oczami ciągle świecimy. Sikorski przy nim kawę żłopie, żeby nie usnąć, oczy wytrzeszczył i tylko „nie, nie” mówi, jak go premier prosi: A odwiąż mnie, bom ścierpł. Może mnie nie przerzuci tym razem. Ale potem wziął się premier na sposób i mówi: Sikorski... Dam ci sto złotych... No tu już Sikorski ścierpieć pokusy nie mógł, bo strasznie lubi pieniądze. Odwiązał. No i tyle premiera widzieli! I co mogli? Gazetę sobie kupili, a on tam, nieogolony, znów stoi na śniegu, w puchatej kurtce i z nartami. Przerzuciło, mówi, i rozkłada ręce. A tu awantura straszna: Ruskie gaz pozakręcali, prezydent znów na Kreml chce ruszać, co to będzie. A drań sobie szusuje. Jak wróci, przykleimy go do stołka. Może niech go Macierewicz pilnuje, żeby znów nie wywiał? No już licho wie, co z takim robić. Niby premier jest – a jakby go nie było. Diabli wiedzą, co to takiego. MAGDA HARTMAN
22
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
RACJONALIŚCI
C
zy „Cierń” Tadeusza Różewicza to manifest ateistyczny, jak chcą jedni, czy może rodzaj modlitwy człowieka rozdartego wahaniem? Najlepiej sprawdźcie sami, czytając ten przejmujący utwór.
Okienko z wierszem nie wierzę nie wierzę od przebudzenia do zaśnięcia nie wierzę od brzegu do brzegu mojego życia nie wierzę tak otwarcie głęboko jak głęboko wierzyła moja matka nie wierzę jedząc chleb pijąc wodę kochając ciało nie wierzę w jego świątyniach kapłanach znakach nie wierzę na ulicy miasta w polu w deszczu powietrzu złocie zwiastowania czytam jego przypowieści proste jak kłos pszenicy i myślę o bogu który się nie śmiał myślę o małym bogu krwawiącym w białych chustach dzieciństwa o cierniu który rozdziera nasze oczy usta teraz i w godzinie śmierci
Kontakty wojewódzkie RACJI PL dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warmińsko-mazurskie wielkopolskie zachodniopomorskie
Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Jan Barański Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 0 698 873 975 tel. 0 607 811 780 tel. 0 606 924 771 tel. 0 604 939 427 tel. 0 607 708 631 tel. 0 692 226 020 tel. 0 501 760 011 tel. 0 667 252 030 tel. 0 606 870 540 tel. 0 502 443 985 tel. 0 691 943 633 tel. 0 606 681 923 tel. 0 609 483 480 tel. 0 698 831 308 tel. 0 61/821 74 06 tel. 0 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
POlityczna POprawność Jeszcze nie tak dawno od polityków wymagano ogłady, czyli grzeczności, uprzejmości, dobrych manier. Nawet niekoniecznie prawdziwych. Wystarczały udawane. Była to swoista gra. Prezydenci, premierzy, dyplomaci, a nawet prości posłowie w miejscach publicznych zachowywali polityczną poprawność, a obywatele przyjmowali za pewnik, że to prawdziwe oblicze władzy. Utrwalaniu właściwego wizerunku służyły ubranie, język i uśmiech. Strój musiał być dostosowany do okoliczności, sposób wyrażania się parlamentarny, czyli bez przekleństw, a uśmiech przyjazny i najlepiej, żeby nie schodził z oblicza. Nawet zatroskanego o przyszłość kraju. Z tej niepisanej umowy politycy wyłamali się właściwie dopiero w III RP. W 1992 roku poseł, a jak się później okazało agent Moczulski wprowadził na sejmową trybunę obraźliwe, rynsztokowe słownictwo. Ku uciesze i aplauzowi solidaruchów, skrót PZPR agent PRL rozszyfrował jako płatni zdrajcy, pachołki Rosji. Lata później poseł Zawisza do lewej strony sali rzucił wytworne: „Małczat, sobaki!”. Z kolei prekursorem nowej mody był minister Janusz Pałubicki, koordynator służb specjalnych. Jego rozciągnięty sweter wciąż jest symbolem transformacji politycznej poprawności. Wprawdzie wiele posłanek starało się zakasować Pałubickiego, ale nie zdołały. Kabaretki i złoty łańcuszek na kostce, czerwona garsonka odsłaniająca czarne koronki od samonośnych
pończoch na korpulentnych udach, dekolty do pasa i gołe ramiona nie zadziwiły już sejmowej sali obrad. Nastała bowiem era Leppera, który pokazał, że kariera Nikodema Dyzmy jest możliwa nie tylko w powieści. Choć szef Samoobrony z czasem zaczął się ubierać naprawdę wytwornie, posłanki i posłowie z jego partii ani nie potrafili, ani nie widzieli potrzeby dotrzymania mu kroku. Wszystkie patologie zaostrzyły się, kiedy władzę nad umysłami Polaków przejęły tabloidy. Wprowadzając modę na odglądactwo zamiast czytania i podglądactwo zamiast własnego życia, odmieniły polityków na gorsze. Przynajmniej tych, którzy marzyli o zaistnieniu w świadomości milionów czytelników „Faktu” czy „Super Expressu”. Znając oczekiwania Polaków, poseł Palikot zrobił tabloid ze swoich konferencji prasowych, telewizyjnych występów i z bloga. Nie od razu. Dopiero kiedy uświadomił sobie, że polityczna poprawność nie zapewni mu oczekiwanej popularności. Zaczął od wymachiwania pistoletem i sztucznym penisem. Było to nawet dowcipne nawiązanie do gwałtu na posterunku lubelskiej policji. Ponieważ zrobiło wrażenie, poszedł za ciosem. Zapytał o zdrowie prezydenta Kaczyńskiego, sugerując, że głowa państwa ma problemy alkoholowe. Chwyciło jeszcze bardziej. Zdecydowana większość Polaków Lecha Kaczyńskiego nie lubi i marzy o końcu jego kadencji. Palikot zwerbalizował ich nastroje. W podzięce okazali mu wdzięczność i sympatię.
Groźba usunięcia z funkcji przewodniczącego Komisji „Przyjazne Państwo” i partyjny zakaz prowadzenia bloga sprawiły, że na kilka miesięcy zaniechał wypowiedzi o prezydencie. Ostatnio powrócił. Zachowuje się tak, jakby po długotrwałym głodzie wpadł w narkotyczny ciąg. W ciągu kilku dni oskarżył byłą PiS-owską minister o prostytuowanie się (na razie polityczne), jej byłego szefa o homoseksualizm i – jakby tego było mało – także o seksualne molestowanie. W Radiu Zet zapewniał Monikę Olejnik, że ma świadków molestowania i że chodzi mu o interes państwa. Gdyby tak było rzeczywiście, zacząłby od ujawniania w szeregach własnej, rządzącej partii tajemnic mogących zainteresować wywiady obcych państw. Przypadłości kolegów ministrów z PO są znacznie groźniejsze, bo znacznie większy jest zakres ich konstytucyjnych obowiązków i odpowiedzialności. Naprawdę działania Palikota mają na celu poniżenie politycznego wroga oraz zwiększenie własnej popularności. To pierwsze koledzy z PO na pewno mu wybaczą. To drugie – niekoniecznie. Janusz Palikot do tej pory był inteligentnym skandalistą. Ocena: tylko czy aż, zależy od punktu widzenia. Teraz, kiedy jako poseł, czyli funkcjonariusz państwowy, nie zgłosił organom ścigania posiadanych informacji o przestępstwie molestowania seksualnego, sam popełnił przestępstwo. A to już sprawa dużo poważniejsza. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
List do prezydenta Baracka Obamy Dołączamy jako członkowie RACJI Polskiej Lewicy do milionów ludzi na świecie, którzy gratulują Panu elekcji i z wielką nadzieją oczekują radykalnych zmian w polityce Stanów Zjednoczonych. Oczekujemy zgodności czynów z głoszonymi hasłami, czego – niestety – rażąco brakowało przez ostatnie 8 lat. Polityka realizowana w interesie koncernów naftowych i zbrojeniowych oraz wielkiej finansjery amerykańskiej pod płaszczykiem walki z terroryzmem i niesienia demokracji spowodowała jeszcze większą konsolidację solidarności państw islamskich i tym większą nienawiść w stosunku do USA i do tzw. cywilizacji zachodniej. Wojna nie jest metodą rozwiązywania problemów. Irak jest tego najlepszym dowodem. Efekt tej wojny to śmierć setek tysięcy ludzi, miliony uchodźców, zniszczenie gospodarki kraju, grabież eksponatów muzealnych liczących kilka tysięcy lat, nędza i wreszcie odrodzenie się ekstremizmów i fundamentalizmu religijnego. Ten fundamentalizm spowodował, że los połowy ludności – kobiet – jest w tej chwili tragiczny; bez porównania gorszy niż za czasów Saddama Husajna. Całkowicie zostały zaprzepaszczone niewielkie osiągnięcia z zakresu równości płci, a więc elementarnego dostępu kobiet do demokracji. Jeżeli chodzi o sprawy polskie, mamy ogromną nadzieję, że mimo zgody rządu polskiego na instalację na terenie naszego kraju tzw. amerykańskich tarcz antyrakietowych, nigdy do tego nie dojdzie. Ta zgoda nie została skonsultowana ze społeczeństwem, które w większości jest przeciwne tym instalacjom. Można mieć prawie pewność, że gdyby społeczeństwo było poinformowane, czym naprawdę są te instalacje i jakie niosą z sobą niebezpieczeństwa, to niemal wszyscy Polacy byliby im przeciwni. Bardzo liczymy na Pana w tej ważnej kwestii. Chcemy zwrócić Pana uwagę także na kwestię używania przez armię – nie tylko amerykańską – w wielu konfliktach na świecie broni z zubożonym uranem, pociągającej za sobą wielopokoleniowe nuklearne skażenie środowiska. Oczekujemy, że sprzeciwi się Pan pozbywaniu się w ten zbrodniczy sposób zapasów tej broni. Prosimy o przyjęcie życzeń zdrowia, wytrwałości, realizacji zamierzeń i sukcesów. Łączymy wyrazy głębokiego szacunku Sekretarz generalny Jan Barański, Przewodniczący prof. dr hab. Maria Szyszkowska
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Po jakichś 15 latach małżeństwa z powodu narastających nieporozumień para postanowiła udać się do poradni małżeńskiej. Żona cały czas mówiła o braku intymności w ich związku, odrzuceniu i zaniedbaniu, samotności i pustce, poczuciu bycia niekochaną i innych swoich potrzebach niespełnionych podczas małżeńskiego życia. Wreszcie terapeuta nie wytrzymał, wstał z miejsca, obszedł swoje biurko, poprosił żonę, by wstała, po czym objął ją i namiętnie pocałował. Kobieta zamilkła i cicho usiadła. Terapeuta odwrócił się do męża i powiedział: – I właśnie tego potrzebuje pana żona 3 razy w tygodniu... Mąż pogrążył się w zadumie, a następnie odparł: – Hmm... Mogę ją tu podrzucać w poniedziałki i środy, ale piątek definitywnie odpada, bo jeżdżę na ryby!
Wraca dresiarz z Paryża i opowiada swojej żonie, co tam widział: – Wiesz, Zocha, idę, k...a, patrzę, k...a, a tu wielki plac, k...a! Patrzę na lewo o k...! Normalnie och...eć można, k...a! Patrzę przed siebie, o k...a! Ożeż, k...a mać! Patrzę na prawo, k...a, ja cię pier...ę! Zocha zaczyna szlochać. Dresiarz pyta: – Zocha, co ci się, k...a, stało? – Boże, jak tam musi być pięknie! KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) dmucha się na plaży, 5) żyć w nim wygodnie, 9) wołanie wewnątrz zewnątrz, 10) przystanek kolejki w starej Warszawie, 11) z grą drobnostka, 13) pierwsze za płoty, 14) duży Jasiek bez poszewki, 15) bólowi mówi pa, pa, 17) ma o trzy zęby więcej niż inni bogowie, 18) każdy wie, że żyje w chlewie, 20) drobny kwiatek na papierze, 21) wyłapują fale stale, 22) na parkiecie grywa z kulą, 25) czarny, z dziurką, długo gra, 26) taką scenę warto skrócić, 27) co wystaje z gęby zięby?, 29) na nim rybacy są w pracy, 32) sztuka wiązania końca z końcem, 35) Jak jest od niej dużo większy, 36) co ma choroba związanego z synem?, 39) kozak z rakiem, 43) bieli nauczycieli, 44) można go spisać, 46) nasiąka za młodu, a na starość trąci, 47) znacznie mniejsza od Tygrysa, 50) stanowisko bez oparcia, 52) mogą biec do góry w klatce, 53) błyszczy na parkiecie, 54) facet bez ikry, 55) pienie na scenie, 57) co się pije w Sokołowie?, 58) nieraz ją grali w La Scali, 59) roślina z korzeniem z lukru, 60) tam na oceanie mieszkają Hiszpanie, 61) bohater z Matrixowego neonu, 62) w proszku, 63) świńska meta. Pionowo: 1) fusy z marginesu, 2) brakuje mu ronda, 3) z oczkiem lądują na śmietniku, 4) czai się w kuchni, 5) setka żyta, 6) zarabia na każdej sztuce, 7) kto kim się stanie na ekranie, 8) co robi zegar na polu chmielu?, 10) kolebka imienia Lenina, 12) lekarstw teczka, 13) widzów na premierze, 16) gdy własne dobro przesłania resztę świata, 17) nigdzie się nie rusza spod stóp Wezuwiusza, 19) „wania” w pastylce do ssania, 22) akt w kościele, 23) nie są stłoczeni, tylko skrzywdzeni, 24) przekłada Conrada, 27) wstrząśnięty lub zmieszany, 28) bójka na talerzu, 30) Charles, 31) pijany z widłami, 33) jest pod opieką pszczelarza w nastroju, 34) Kali ją kochać, 36) kocha, gdy ktoś z bólu szlocha, 37) stawia na miłość do grobowej deski, 38) sternika kumpel, 40) jednostka wspomnienia, 41) gra ją muzyk z diaspory, 42) utwór z klasą, 45) sknera ją kocha, 46) żywota dokonanie, 48) obrał właściwy kurs, 49) pośrednik przy urnie, 51) prędka chętka, 52) ziemianka bez włości, 56) auto dla Klaudii, 58) trochę nafty na języku, a kłopotów z nią bez liku. Litery z pól oznaczonych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie Rozwiązanie krzyżówki z numeru 1/2009: „Śpiewać każdy może, ale nie każdy może tego słuchać”. Nagrody otrzymują: Katarzyna Królak z Miłomłyna, Izabella Cudnik z Ostródy, Janina Ozdowa z Płocka. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoedycja: Karol Strzelecki; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE Pobożność cyrkowa
Do Matki Boskiej z Guadalupe corocznie pielgrzymują meksykańscy klauni. Może to dziwne, ale wśród publiczności masowych urazów uczuć religijnych nie stwierdzono
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 3 (463) 16 – 22 I 2009 r.
JAJA JAK BIRETY
K
azimierz Junosza-Stępowski był jednym z najwybitniejszych polskich aktorów przedwojennych. Nieprzeciętna wprost inteligencja i wielki talent pozwoliły mu na stworzenie niezapomnianych ról, m.in. w „Znachorze” czy „Trędowatej”. Mimo że aktor był zagorzałym patriotą, 5 lipca 1943 roku z rozkazu Polski Walczącej został zastrzelony w swoim mieszkaniu w Warszawie. Czyżby polskie podziemie mogło się aż tak fatalnie pomylić? Wiadomo było powszechnie, że jeszcze na początku okupacji Stępowski – mamiony horrendalnymi pieniędzmi – odmówił niemieckiemu reżyserowi Gustawowi Ucicky’emu zagrania w jego antypolskim obrazie „Powrót”, chociaż groziło mu za to wywiezienie lub obóz koncentracyjny. – Kategorycznie odmawiam! Możecie, panowie, robić, co uważacie za stosowne, ale ja jestem Polakiem, a Polakowi biorącemu udział w tym filmie każdy powinien napluć w oczy. Dla wszystkich, którzy słyszeli te słowa wypowiedziane w popularnej wówczas kawiarni „SiM”, tym bardziej niezrozumiałe i absurdalne wydało się objęcie przez Stępowskiego jakiś czas później etatu w proniemieckim teatrze „Komedia”. Co spowodowało, że aktor stał się w efekcie pachołkiem niemieckim? Dziś wiadomo, że Junosza działał pod silną presją
KRYMINALNA HISTORIA KINA (9)
Aktorzy dramatu powodowaną jego osobistym dramatem, a feralnego lipca 1943 roku przyszło mu zagrać nie swoją rolę. Żoną aktora była Jadwiga Maria Kos – piękna brunetka, młodsza od niego o przeszło 20 lat. Wśród ówczesnej złotej młodzieży uchodziła za kobietę niezbyt ciężkich obyczajów. Junosza, wówczas już wdowiec, poznał Kosównę w 1921 roku, kiedy była żoną bogatego giełdziarza, Jerzego Galewskiego. Aktor, za którym szalały kobiety, sam zakochał się bez pamięci. Poślubiwszy Jadwigę, spełniał jej wszystkie zachcianki. Pomagał jej w karierze aktorskiej, a gdy ta nie wypaliła, nie szczędził środków, by zrobić z ukochanej śpiewaczkę operową. Wygórowane ambicje i miłość Jadwigi do pieniędzy spowodowały, że w czasie wojny Junosza popadł w olbrzymie długi. Problem był o tyle większy, że żona aktora była nałogową kokainistką wymagającą leczenia. O ile przed wojną stać było
aktora na kosztowne kuracje ukochanej, o tyle w czasie okupacji jedyną możliwością zarobienia większych pieniędzy i wysłania żony na leczenie, stał się dla Stępowskiego wspomniany teatr „Komedia”. Sama Jadwiga także szukała gotówki, tyle że na narkotyki. Zaczęła uprawiać dobrze znany w okresie okupacji proceder żerowania na rodzinach osób uwięzionych przez hitlerowców. Powołując się na szerokie koneksje, oferowała swą pomoc, wyłudzając od ludzi pieniądze, rzekomo dla niemieckich dygnitarzy. Wkrótce niewybredne praktyki Stępowskiej doszły do samego gestapo. Najpierw odcięto ją od kokainy, po czym zaczęto udostępniać jej niewielkie dawki narkotyku. I tak oto Jadwiga stała się jednym z najaktywniejszych konfidentów gestapo. I to ona miała zginąć 5 lipca 1943 roku, a nie jej mąż, który... zasłonił ukochaną ciałem. Wyrok na Stępowskiej wykonano parę miesięcy później. PAR