Nigdzie niepublikowane nagrania z afery taśmowej
PROKURATURA ZAMYKA SPRAWĘ PZPN Str. 8
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
Str
http://www.faktyimity.pl
Nr 3 (724) 23 STYCZNIA 2014 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
NAGO . 9 NA PO NKA L W AN AKÓW – wywGLII Z MAR iad K SIWC IEM EM
Gwardia Szwajcarska ochraniająca papieża stała się wypożyczalnią mężczyzn do seksualnych igraszek z najwyższymi hierarchami w Watykanie. Str. 17
Str. 12 Str. 3 ISSN 1509-460X
Str. 13,
25
2
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
TWÓJ (błędny?) RUCH
Przeciwko Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy jak zwykle wypaliła kanonada oszczerstw i pomówień ze strony kleru oraz prawicy. Będzie nawet wniosek o zbadanie WOŚP przez NIK, choć Orkiestra przeszła pozytywnie wiele kontroli. Z łóżka szpitalnego podburzał też przeciw Owsiakowi poseł PiS Artur Górski chory na białaczkę. WOŚP wspierał akcję oddawania szpiku kostnego... Życzymy posłowi duuuuużo zdrowia. W obronie Michała Królikowskiego, krytykowanego za narzucanie światopoglądu katolickiego w rozwiązaniach prawnych, wystąpił jego przełożony – minister sprawiedliwości Marek Biernacki, wierny katolik. Jego zdaniem krytyka Królikowskiego jest „nie demokratyczna”. Za to promocja katolicyzmu w urzędzie to jest demokracja że proszę siadać! Z udziałem 250 osób odbyło się pierwsze spotkanie Ruchu Sprawiedliwości Społecznej zainicjowanego przez Piotra Ikonowicza. Ruch ma już pierwszy projekt – nowelizację ustawy o ochronie praw lokatorów – który w Sejmie zaprezentowała Anna Grodzka z zaprzyjaźnionego Twojego Ruchu. Ani polska, ani dominikańska prokuratura nie będą mogły osądzić abpa Wesołowskiego, podejrzewanego o pedofilię. Ma on być podobno osądzony w Watykanie. Ciekawe, na co go skażą. Na odmówienie „nowenny do świętych młodzianków”? Do Polski dzięki małemu ruchowi granicznemu przyjeżdżają setki tysięcy Rosjan z obwodu kaliningradzkiego. Tylko w Gdańsku zostawili oni w zeszłym roku 62 mln dolarów. Gdyby wszyscy Rosjanie mieli ułatwiony wjazd do Polski, zapomnielibyśmy o kryzysie. Przeciwko ustawie o małym ruchu ostro protestował PiS. I warto mu to zapamiętać! Biskup Pieronek zdradził, że „dżęderowcy” to istoty, które nie rodzą dzieci, ale je produkują. Nie wiadomo, o kogo chodzi. Czyżby o księży erotomanów? Wojna z potworem „Dżęder” ma swoją pierwszą ofiarę. Dwóch nastolatków zakatowało 21-letniego geja, szczecińskiego studenta. Chłopak wracał z „niesłusznej”, bo gejowskiej dyskoteki. Jeśli Tusk – jak twierdzi poseł PiS Sasin – odpowiada za śmierć 16-latka, który się powiesił, bo go zabrano od matki, to za śmierć 21-latka ze Szczecina odpowiada abp Michalik. Do koalicji antygenderowej dołączył NSZZ „Solidarność”, który bredzi o „szkodliwych treściach ideologii gender”. Cóż, związek do bólu katolicki, to i jego oświata że pożal się Boże. O tym, jak pomaga Kościół, dowiedzieli się w Zakopanem. Miasto z oszczędności obcięło dotację dla ośrodka Caritasu. Kler grozi, że go zamknie i przestanie pomagać. Władze dziwią się, że Caritas jest taki małoduszny, bo to w końcu zamożna organizacja, no i w końcu rozdaje nie swoje… Do kin wszedł nowy film Wojciecha Smarzowskiego „Pod mocnym aniołem” – studium polskiego pijaństwa. Warto zobaczyć, choćby dla sceny rzygania księdza przy ołtarzu. 300 rodzin z Oświęcimia, Brzezinki i okolic, którym Niemcy zabrali domy i ziemię pod budowę obozu, żąda odszkodowania. Nie zdążyły one skorzystać z ustawy Bundestagu z 2000 roku, która zaspokoiła 280 rodzin. Polski rząd odmówił. Rodziny pozwały więc Skarb Państwa. Trochę się późno rodziny obudziły, ale zważywszy, że Polska oddaje Kościołowi papieskiemu majątki zabrane mu przez cara… „Wprost” donosi, że już 50 lat temu w środowiskach katolickich USA narodził się pomysł izolowania księży pedofilów. Chciano nawet zakupić w tym celu bezludną wyspę… Pomysł nie wypalił, a skutki są takie, że Krk w USA zapłacił już ofiarom księży 3 miliardy dolarów, a końca procesów nie widać. Na wyspę chciano wydać ledwie 35 tys. dol. W grupie niemowląt ochrzczonych przez papieża znalazły się dzieci par bez ślubu kościelnego oraz kobiet samotnie wychowujących dzieci. Oznacza to zmianę podejścia Kościoła do tzw. związków niesakramentalnych. Ale także to, że już nic nie uchroni dzieci przed przyłączeniem ich siłą do Kościoła. Antygenderowe wariactwo spadło także na Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie, który wzorem polskich kolegów w specjalnym liście straszył wiernych. Nic dziwnego, tamtejsi duchowni to często pedofile ewakuowani znad Wisły. Tam potwór „Dżęder” jest wyjątkowo potrzebny Kościołowi. Kościół chce wynieść na ołtarze kolejnego papieża – Pawła VI. Jest już nawet niezbędny do tego cud – rzekome uzdrowienie chorego dziecka. Ciekawe, czy za cud zostanie uznany także romans papieża ze znanym włoskim aktorem. A może po takim bezpłodnym romansie nie traci się „świętości”? Dwa katolickie zakony w Irlandii Płn. – bracia lasalianie i siostry nazaretanki – przeprosiły za złe traktowanie dzieci w 13 sierocińcach, internatach i poprawczakach, głównie w latach 60. i 70. XX wieku. To wynik rozpoczętego w poniedziałek publicznego dochodzenia w tej sprawie. Przesłuchanych zostanie około 300 świadków. Zeznali już oni na piśmie, że byli na co dzień bici, poniżani i molestowani seksualnie. Były premier Izraela Ariel Szaron zmarł po 8 latach śpiączki i udarze mózgu. Ale według „Super Expressu” „zabiła go klątwa rabinów”. Szaron doprowadził do usunięcia osiedli żydowskich ze Strefy Gazy, co rozwścieczyło radykałów, którzy nasłali na polityka… Anioła Śmierci. A poza tym wszyscy zdrowi.
(2)
U
kład od ponad 20 lat rządzący Polską pod różnymi od SLD nie posługuje się głupim populizmem. I słusznie, partyjnymi nazwami przeżył szok po wyborach 2011 choć populizm mądry i traktowany jako wyjście naprzeciw roku. Politycy tego układu szybko jednak opanowali nerwy oczekiwaniom światłych obywateli jest bardzo wskazany. i przystąpili do systematycznej walki z „Palikotami”, którzy Nie przebijemy jednak Leszka Millera w jego opowieści na – niestety – sami dawali im do niej sporo amunicji. Zbyt przykład o odbudowie 49 województw. Taka bajka może szybko i łatwo Ruch Palikota dał się sformatować jako zachęcić laików. SLD wie, że miasta, które utraciły status partia od pomysłowych, ale nie zawsze poważnych hap wojewódzki, przeżywają kryzys, ale nie zna na to skutecz peningów. Nawet najbardziej oddany wyborca ma prawo nych lekarstw. Twój Ruch przeciwnie – ma porządny zwątpić w swoją partię, jeśli słyszy wyłącznie o jej program polityki rozwoju regionalnego, której nie chce zabawnych wystąpieniach dotyczących spraw dru wdrażać PO. A Polska ma na to olbrzymie środki z UE. gorzędnych. I to w czasie, gdy Pozwoliłyby one na zrobie miliony Polaków biedują lub nie na przykład z Tarnowa emigrują za chlebem. Uważam, i Radomia okręgów nowo że mamy całkiem dobre polskie czesnego przemysłu. Oba kabarety i próba zdeklasowania miasta mają potencjał ich przez amatorów jest chy dobrze przygotowanych biona. Potem przyszły błędy, kadr i uzbrojonych działek, o których pisałem tydzień są też nieźle skomu temu, w tym głównie poparcie nikowane. TR ma również podwyższenia wieku emerytal racjonalny projekt uzdrow nego do 67 lat. Napisałem ienia systemu ochrony przed tym głosowaniem zdanie: zdrowia oparty na profilak „Ludzie nam tego nie zapomną”. tyce i prewencji. Wie, jak A można było poprzeć wniosek przeorganizować pracę „Solidarności” o referendum przychodni i lecznic, aby w tej sprawie, gdyż Piotr Duda przyniosło to ogromne oczekiwał wówczas współpracy oszczędności. W końcu ze wszystkimi siłami. Oddanie samo leczenie powikłań tej kwestii pod referendum pooperacyjnych kosztuje włączyłoby Twój Ruch w szeroką NFZ rocznie około 2 mili obywatelską koalicję. Daliśmy ardów złotych. Podobny się zwieść PO. W zamian za Palikot składa akt apostazji bałagan ma miejsce „paciorki”, których i tak ekipa w systemie emerytalnym. Tuska nie wdrożyła (sieć żłobków i przedszkoli, dodatkowe Pomysł TR polega na docelowym odejściu od skom badania profilaktyczne dla osób po 55 roku życia, plikowanego systemu naliczania i poboru składki emerytal podwyższenie progu wypłacania zasiłku), Twój Ruch nej na rzecz zryczałtowanego podatku emerytalnego. Efekt: sprzedał to, co miał najcenniejsze, czyli zaufanie spadną koszty pracy i pojawi się przestrzeń na podwyżki społeczne. Jego odbudowa jest bardzo trudna i kto wie, płac. Twój Ruch wypracował spójne podejście do gos czy w ogóle możliwa. Nie pomogła temu, niestety, zmi podarki i spraw społecznych. Ot, choćby ograniczenie ana nazwy i nowe otwarcie. Nowy przekaz TR skierowa (ozusowanie) umów śmieciowych – upragnione przez ny do opinii publicznej – teraz (wreszcie) zajmiemy się pracowników, ale też wskazane dla biznesu. Stabilne gospodarką i waszymi sprawami – brzmi po wcześ umowy o pracę zwiększą poczucie bezpieczeństwa ludzi, niejszych wpadkach i zaszufladkowaniu mało wiarygodnie konsumpcję, a więc i zyski firm oraz budżetu państwa. i jest spłycany lub przemilczany przez media. PO – wraz Da to impuls na rzecz ograniczenia bezrobocia. Atutem z PSL i SLD – kontroluje stacje publiczne, dla PiS grają TR są kompleksowe projekty. Ale wyzwaniem nie organy ojca Tadeusza, w mediach komercyjnych aż roi mniejszym od ich skonstruowania będzie teraz dotarcie się od klerykalnych zwolenników konserwatystów z PiS z nimi do wyborców. Projekty owe muszą zostać ubrane i PO. Może TR powinien mieć choćby własny, internetowy w hasła skierowane odrębnie do każdej z grup społecznych. kanał telewizyjny? Nie da się bowiem sformułować jednego przekazu. Odbudowa zaufania starych wyborców i przyciągnięcie Jesteśmy na to jako społeczeństwo zbyt zróżnicowani. nowych będzie wymagać od wszystkich ludzi Palikota I rzecz ostatnia – Twój Ruch musi się pokazać jako par ciężkiej pracy. Pracy, która będzie dobrze zarządzana. Trzeba tia szanowana w Europie. TR oraz osobiście Janusz Palikot zacząć od naprawy komunikacji wewnątrz klubu i partii. mają świetne relacje z przywódcami europejskiej soc Czas, w którym Twój Ruch odgrywał rolę Pomarańczowej jaldemokracji oraz liberałów, ale przeciętny Polak nie ma Alternatywy, w poważnej polityce musi odejść do o tym pojęcia. Tymczasem projekty ustaw TR kopiują przeszłości. Sprawnie zarządzana, karna i uporządkowana najbardziej światłe umysły Europy, o czym przekonałem partia (co już ma miejsce po wojewódzkich kongresach się, uczestnicząc w obradach Forum Ekonomicznego i wyborach) musi wyjść do ludzi. Przydałoby się powtórze w Krynicy. nie rajdu po prowincji połączone z wyborem ludzi, na Strategia oparta na poważnym wizerunku, odwrót od których TR postawi w samorządach. Polska bowiem to nie partii skanalizowanej na ateistów, werbowanie działaczy tylko Rada Warszawy i jej dzielnice (gdzie są radni Ruchu), lokalnych, wyjście do ludzi, ciężka praca, budowanie ale także tysiące małych gmin. Setka wójtów Twojego własnych kanałów informacyjnych, indywidualizacja prze Ruchu będzie miała większe znaczenie niż radni wielkich kazu – wszystko to pozwoli, bez uciekania się do populizmu aglomeracji. Mając wójtów, można myśleć o budowie w wydaniu PiS czy SLD, na przykrycie minionych błędów szerszych porozumień społecznych. Gminy rządzone przez i ostateczny sukces Twojego Ruchu. Czy tak będzie? Czy ludzi TR mogą się stać enklawami racjonalności i rozsad warunki te zostaną spełnione? Zobaczymy. Jedno jest nikami zmian. pewne – byłaby wielka szkoda, gdyby się nie udało. Proces Same kadry, nawet najlepsze – wbrew temu, co mówił deklerykalizacji państwa zostałby powstrzymany, unijne Wissarionowicz – nie wystarczą, jeśli spójny program miliardy roztrwonione, reformy odłożone. Straciłaby Polska będziemy sprzedawać chaotycznie. Twój Ruch w odróżnieniu i Polacy. JONASZ
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
O
kazją do wybicia się na czołówki serwisów informacyjnych było ogłoszenie sensacyjnych wyników umorzonego 30 grudnia ubiegłego roku śledztwa „w sprawie zbrodni komunistycznej polegającej na sprowadzeniu niebezpieczeństwa katastrofy w komunikacji powietrznej w dniu 4 lipca 1943 r. w Gibraltarze w celu pozbawienia życia premiera i Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych RP generała Władysława Sikorskiego”. Po 5 latach badania okoliczności tragicznego zdarzenia, ekshumacjach, specjalistycznych ekspertyzach (powołano nawet biegłego dendrologa, żeby określił pochodzenie drzazgi tkwiącej w głowie generała!) i przesłuchaniach świadków (także na terenie Wielkiej Brytanii i Hiszpanii) prokuratorzy IPN „wykluczyli ponad wszelką wątpliwość” tezę, że ofiary zamordowano przed wylotem z Gibraltaru. Śledczy nie znaleźli choćby poszlaki mogącej świadczyć o sabotażu, ale tego… nie wykluczyli, co pozostawia margines swobody wyznawcom różnych religii spiskowych. Ślicznym dla nich prezentem jest również konkluzja postanowienia o umorzeniu („Nie zebrano dostatecznych danych przemawiających za przyjęciem znamion zbrodni komunistycznej” – podkreśla prokurator Marcin Gołębiewicz, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie), z której przy odpowiednim nasileniu woli łatwo wyprowadzić wniosek, że komuchy zatarły ślady, ale nie do końca skutecznie, więc dalsze podejrzenia są jak najbardziej uprawnione. Z budżetu państwa płynie do IPN rzeka pieniędzy. W 2009 r. – 209 mln zł, 2010 – 213,8 mln zł, 2011 – 223,2 mln zł, 2012 – 225,3 mln zł, 2013 – 245,4 mln zł, a rok 2014 ma się zamknąć kwotą 246,7 mln zł. Lwią część tych środków (62 proc.) pochłaniają wynagrodzenia ponad 2100 pracowników. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto (łącznie z tzw. trzynastką) „zwykłego” personelu przekracza 5,3 tys. zł, a prokuratorów – 13,1 tys. zł. Instytut zatrudnia 132 prokuratorów: 104 w pionie śledczym, a 28 zajmuje się lustracjami. Statystyczne obciążenie każdego ze śledczych to 26 spraw rocznie, z czego średnio 14 zostaje zakończonych; zazwyczaj umorzeniem z powodu niewykrycia lub śmierci podejrzanego. Postępowania o szczególnym priorytecie dotyczą „zbrodni komunistycznych”. Sprawdziliśmy stan najważniejszych spośród ponad 2,3 tys. aktualnie rozwiązywanych zagadek. 1. OKŚZpNP Katowice w sprawie: „udziału funkcjonariuszy państw komunistycznych w związku przestępczym o charakterze zbrojnym, między innymi w celu pozbawienia życia Karola Wojtyły” (sygn. akt S 12/06/Zk). Śledztwo wszczęto
3 kwietnia 2006 r. Od tego czasu prokuratorom udało się potwierdzić, kto (Mehmet Ali Agca!), kiedy, gdzie i z jakiego pistoletu („Browning” kal. 9 mm numer fabryczny 76 C23953) strzelał do Jana Pawła II. Wyszło też na jaw, że „Wojtyła, jako polski duchowny katolicki, był przedmiotem zainteresowania zajmującego się zwalczaniem kleru Departamentu IV MSW, która nie ustała po jego intronizacji
GORĄCY TEMAT starców sprawujących niegdyś funkcje komendantów MO zainicjowano w Szczecinie, gdy okazało się, że ci ludzie jeszcze żyją i można dzięki nim poprawić statystyki wykrywalności. „Zbrodnie” komendantów polegały na tym, że podpisywali nakazy internowania, zanim przepisy stanu wojennego weszły formalnie w życie poprzez opublikowanie w Dzienniku Ustaw. Prokuratorzy z Katowic znają już łączną liczbę internowanych, trwają przesłuchania świadków (także za granicą). Największy kłopot powstał w Bielsku-Białej, gdzie
związku (...), który miał na celu dokonywanie przestępstw, a w szczególności zabójstw osób – działaczy opozycji politycznej i duchowieństwa” (sygn. S 17/06/Zk). Tę hipotezę sformułowaną w zamierzchłych czasach przez Jana Rokitę i jego tzw. Komisję Nadzwyczajną ds. Zbadania Działalności MSW Instytut bada od 8 lat. No i nie udało się, niestety, podpiąć pod SB żadnej nagłej śmierci z wyjątkiem powszechnie znanego oraz osądzonego przypadku ks. Jerzego Popiełuszki. „Długotrwałość śledztwa
3
utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia, w wyniku czego, w następstwie doznanych obrażeń ciała poniósł on śmierć”, przy czym czyn ów popełniono w związku z zaangażowaniem ofiary „w działalność opozycyjną wobec polityki ówczesnych władz PRL” (sygn. S 35/08/Zk, wszczęte po raz piąty w maju 2008 r.). Po ekshumacji szczątków kośćca zmarłego zespół medyków sądowych wydał 28 stycznia 2011 r. ekspertyzę, że Pyjas w stanie silnego upojenia alkoholowego (2,6 promila) uległ tragicznemu wypadkowi. Żeby jakoś uratować jedną z najpiękniejszych legend o opozycjoniście bestialsko zamordowanym przez komunę, śledztwo koncentruje się obecnie na „kwerendach dokumentów z zasobów archiwalnych” i „przesłuchaniach kolejnych świadków, w tym zamieszkujących poza granicami RP”; „zbrodni komunistycznej stanowiącej jednocześnie zbrodnię przeciwko ludzkości polegającej na poważnym prześladowaniu działaczy opozycji” poprzez dokonanie kilkugodzinnego prewencyjnego zatrzymania 34 osób (z obecnym
Skarbonka pamięci Instytut Pamięci Narodowej stracił chyba instynkt samozachowawczy, przypominając o swoim istnieniu, które kosztuje nas ponad 240 mln zł rocznie. na Papieża”, a jednocześnie „Watykan i osoba Papieża znajdowała się w centrum zainteresowania polskiego wywiadu”. Rewelacyjne, wprost szokujące ustalenia! W postępowaniu zgromadzono już ponad 190 tomów akt, przesłuchano kilkuset świadków, wystąpiono o pomoc prawną do Niemiec, Holandii, Ukrainy, Bułgarii, Turcji i Włoch. Kto był mózgiem zamachu? „Śledztwo ma wielowątkowy i skomplikowany charakter, wymaga dokonania przeglądu bardzo obszernego materiału archiwalnego w tym opatrzonego klauzulą niejawności. Nadto wymaga analizy licznych dokumentów pozyskanych za granicą” – unika jasnej odpowiedzi IPN; „bezprawnego pozbawienia wolności poprzez internowanie w okresie od 12 do 16 grudnia 1981 r. kilkuset osób, dokonywanych na podstawie decyzji o internowaniu wydawanych na podstawie nieobowiązującego w tym czasie dekretu o stanie wojennym przez Komendantów Wojewódzkich Milicji Obywatelskiej”. W powyższej materii toczą się trzy gigantyczne śledztwa (sygn. S 54/05/Zk – wszczęte 24 czerwca 2005 r., sygn. S 79/05/Zk – wszczęte 16 sierpnia 2005 r. i sygn. S 95/05/Zk – wszczęte 23 listopada 2005 r.). Pomysł ścigania
szef wojewódzki i jego zastępca ds. Służby Bezpieczeństwa już zmarli, ale sprawę da się tam jeszcze prawdopodobnie uratować, ponieważ ustalono nazwiska 12 członków specjalnej grupy śledczej ds. organizacji i przeprowadzenia internowań. 2 . O KŚ Z p N P Wa r s z a w a w sprawie: „bezprawnego pozbawienia wolności na czas powyżej 7 dni działaczy opozycyjnych w grudniu 1981 r. na terenie Warszawy i byłego województwa warszawskiego na podstawie decyzji o ich internowaniu” (sygn. S 28/05/Zk). Przesłuchano już ponad 300 osób, spośród których około 140 zostało internowanych 12 bądź 13 grudnia 1981 r. „Długotrwałość postępowania (8 lat – dop. red.) spowodowana jest koniecznością przesłuchania dużej liczby pokrzywdzonych” – tłumaczy prok. Gołębiewicz pocieszając nas, że „w połowie 2014 r. winny powstać przesłanki do rozważenia przekształcenia niniejszego śledztwa w fazę in personam”, czyli postawienia zarzutów podejrzanym; „funkcjonowania w okresie od 28 listopada 1956 r. do 31 grudnia 1989 r. w strukturach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie
wynika z jego zakresu przedmiotowego obejmującego pierwotnie 45 zdarzeń o znacznym ciężarze gatunkowym. Fakt ten implikuje z kolei konieczność wykonywania wielu czynności, tj. analizy akt wcześniej prowadzonych postępowań, materiałów archiwalnych, przesłuchania nowych świadków” – precyzyjnie wyjaśnia IPN; „przekroczenia uprawnień służbowych przez osoby pełniące kierownicze funkcje w warszawskich strukturach Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej polegającego na utworzeniu i kierowaniu w okresie od 1982 do 1989 r. zorganizowanym związkiem mającym na celu popełnianie przestępstw na szkodę uczestników manifestacji patriotycznych” (sygn. S 2/08/ Zk). Temat nie jest łatwy, bowiem średnia wieku byłych członków inkryminowanej formacji przekracza 75 lat, ale dzięki wytężonej pracy prokuratorów wiemy już na przykład, że „ORMO-wcy ubrani po cywilnemu przenikali w tłum i obserwowali uczestników zgromadzeń. Ich zadaniem było zwracanie uwagi na liderów demonstracji, osoby niosące transparenty, wznoszące okrzyki, rozrzucające ulotki oraz na fotoreporterów”. 3. OKŚZpNP Kraków w sprawie: „pobicia, w nocy z 6/7 maja 1977 roku w Krakowie, przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego, Stanisława Pyjasa i narażenia go na bezpośrednie niebezpieczeństwo
senatorem PO Bogdanem Klichem i Janem Rokitą na czele) „w celu uniemożliwienia im wzięcia udziału we mszy św. oraz w manifestacji niepodległościowej zorganizowanej w 3 maja 1986 r. Krakowie na Wawelu” (sygn. S 63/11/Zk). Czterech byłych funkcjonariuszy SB usłyszało już zarzuty (grozi im kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności), prokurator IPN zapowiada kolejnych podejrzanych i rychły akt oskarżenia. Ten nowy pomysł ze ściganiem szeregowych pracowników bezpieki ma ogromne perspektywy rozwojowe, bowiem nie było w Polsce miasta, gdzie nie chwytano działaczy na 2–3 godziny pod pretekstem pilnego przesłuchania, a na msze chodziły – z dyktafonami w torebce – nawet sekretarki, co wydaje się zbrodnią szczególnie potworną. Jeszcze szczypta statystyki: w całym roku 2012 kompania 104 prokuratorów IPN wniosła 10 aktów oskarżenia, którymi objęto 12 podejrzanych, zaś w procesach zainicjowanych w latach wcześniejszych sądy skazały 13 osób. Same tylko uboczne koszty prowadzenia śledztw (nie licząc wynagrodzeń) przekraczają 29 mln zł rocznie. Według danych PCK prawie 700 tys. polskich dzieci nie dojada lub głoduje. Za 240 mln rocznie można by je wszystkie regularnie przez cały rok dożywiać. MARCIN KOS
4
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Sieroty po zarodkach Kto nie pojmuje Królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego – przeczytamy w najświętszej księdze, wiadomo jakiej. Biblijna gloryfikacja dziecięcej wiary do dziś sprawdza się w kościelnych mediach. Mało co tak wzrusza jak pozornie niewinny, bo małoletni obywatel, który głosi kościelne dogmaty z gorliwością większą niż niejedna moherowa dewota. Przykładem jest strona internetowa www.za-zyciem.pl, na której zbierano tzw. antyaborcyjne listy otwarte. A oto ozdoby kolekcji: „List dziecka” – Mikołaj ma 10 lat, ale już wie, że trzeba wojować ze skrobankami oraz że (pisownia oryginalna) „dzieci powinni też wystąpić, dlatego, że oni (płody – dop. JC) są w niebezpieczeństwie, oni są mordowani i nikogo to nie martwi”; „List nastolatki” – Ewa ma lat 14 i już wie, że walka z aborcją jest społecznym priorytetem. Ubolewa nad podłością i cynizmem polityków lewicy, bo usłyszała, że to przez nich
w majestacie prawa wciąż morduje się polskie dzieci, co jest przykładem „dyskryminacji ludzi ze względu na ich stan zdrowia, a wszystko to w szczytne imię kompromisu”… Chodzi o rzadkie u nas legalne skrobanki w sytuacji, kiedy płód jest chory albo życie potencjalnej matki mocno zagrożone. Już podrośniętym dzieckiem jest dziewczyna, która – jak relacjonuje Fronda – wysłała list do zachodniego portalu LifeNews.com. Opisuje w nim swoje – powspółczujmy trochę – nieszczęśliwe dzieciństwo. Nieszczęśliwe, bo od urodzenia tęskni za tragicznie zmarłym rodzeństwem. Czyli… zarodkami, jakie zostały po zabiegu in vitro! Jej matka nie mogła zaciążyć i zdecydowała się na takie
bezeceństwo. Zarodki były trzy, przetrwał tylko jeden – autorka tej epistoły. „Wstrząsający list kobiety poczętej metodą in vitro pokazuje, co naprawdę mogą czuć dzieci poczęte w ten sposób. Syndrom ocaleńca i głęboka tęsknota za rodzeństwem – to tylko niektóre z emocji” – napisali na portalu Fronda. Dziewczyna zastanawia się, czy są jakieś instytucje pomagające tak mocno poszkodowanym przez los… „Codziennie opłakuję moje rodzeństwo” – dodaje dramatycznie. Tragizmu dodaje fakt, że rodzice tej „sieroty” ani trochę nie rozumieją jej rozpaczy. I ani trochę nie żałują popełnionej „zbrodni”. „Nie traktują też mojego rodzeństwa jako członków rodziny” – pisze dziewczyna. Nie mówią, że poczęli troje dzieci, a nie jedno; nie płaczą; nie wspominają „nieboszczyków” przy świątecznym stole. „Nie wiem nawet, czy ktokolwiek inny odczuwa podobne emocje do mnie. Jeśli tak jest, to nigdy go nie spotkałam” – kończy zarodkowa sierotka. JUSTYNA CIEŚLAK
Prow inc jałk i Papier toaletowy z wizerunkiem baranka znalazł w drogerii ksiądz Stanisław Szyszka z Zakopanego. Jego zdaniem był to baranek nie byle jaki, bo Baranek Boży, symbol Chrystusa. „To kolejny atak na Kościół i potwarz dla katolików, że wizerunek tak nam bliski i utożsamiany z Panem Jezusem jest wykorzystywany na papierze toaletowym!” – ogłosił. Niedługo Kościół zacznie się zapewne domagać zamykania sklepów rybnych. Wiadomo, czego ryba jest symbolem…
BARANIE ROZTERKI
W Bełchatowie kierowca, wykonując niezwykle skomplikowany manewr cofania, wjechał w zaparkowany za nim nieoznakowany policyjny radiowóz. Szofer miał we krwi 1,16 promila. W Krasnopolu kobieta pod wpływem (ponad pół promila) przewoziła samochodem pięcioro dzieci w wieku 6–11 lat. Z kolei w Bielsku Podlaskim policja zatrzymała 37-latka, który kompletnie pijany wiózł do kościoła swoją leciwą babcię.
CAŁA POLSKA PIJE
Chwilę grozy przeżyli białostoccy kontrolerzy, którzy ośmielili się wlepić mandat podróżującemu na gapę pasażerowi. Otóż kolega poszkodowanego najpierw kanarom groził śmiercią, aż w końcu, żeby podnieść gróźb swoich prawdopodobieństwo, wyjął zza pazuchy broń. Dopiero policja ustaliła, że z owej broni narobiłby jedynie hałasu, bo był to rewolwer hukowy. Opracowała WZ
PRZYJAŹŃ NA ZABÓJ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Grodzka to jest szampon i odżywka w jednym. (poseł Krystyna Pawłowicz, PiS)
Czy posłanka Kempa jest aż tak głupia, że myśli, że ideologia gender prowadzi do tego, żeby dzieci wybierały sobie płeć albo żeby płeć zamazać? (prof. Magdalena Środa, etyk)
Nie ma u nas siły lewicowej, która byłaby w stanie wpłynąć na bieg polskiej rzeczywistości. (prof. Karol Modzelewski, historyk, jeden z liderów opozycji w PRL)
O
d kilkunastu już lat PiS straszy nas „układem”, który rzekomo gniecie Polskę. Rzeczywiście, istnieje pewne porozumienie ponad głowami społeczeństwa i na jego koszt. W samym jego środku tkwi Kaczyński. W pierwszych dniach stycznia, w czasie prawosławnego Bożego Narodzenia, poinformowano o badaniach nad świąteczną pobożnością w Rosji. Okazuje się, że najgorliwiej modlą się w te dni urzędnicy, żołnierze i menadżerowie, czyli elita biurokratyczno-biznesowa. Skąd taki przypływ religijności akurat w tych grupach zawodowych? Cerkiew jest częścią systemu, który tej elicie zapewnia władzę i dostatnie życie, jest jedną z jego podpór, która wnosi do „układu” blask tradycji i kadzidło rzekomo boskiego błogosławieństwa. Kiedy czytałem o tej rosyjskiej erupcji pobożności na szczytach władzy, przypomniał mi się program, który oglądałem w minione święta na antenie jednej z polskich komercyjnych stacji telewizyjnych. Oto jej prezes, jeden z najbogatszych Polaków, kolędował w towarzystwie hierarchii katolickiej oraz artystów celebrytów. A cały ten pobożny sabat miał miejsce nie gdzie indziej, tylko na samej Jasnej Górze. Niemal w tym samym czasie na podobnym spotkaniu, także przed kamerami, śpiewał kler, artyści i państwo Komorowscy.
Tak się składa, że ów arcybogaty prezes telewizji prowadzi swoje interesy przez firmę umieszczoną w jednym z rajów podatkowych, a Kościół katolicki jest jedną wielką strefą interesów wolnych od opodatkowania, z siedzibą w Watykanie, europejskim centrum prania brudnych pieniędzy. Zarówno wspomniana stacja, jak i katolicka hierarchia słyną także ze znakomitych koneksji politycznych, które zabezpieczają intratność i trwałość prowadzonych interesów. I właśnie to podobieństwo i powiązania mediów, polityki i religii jest prawdziwym „układem”, który drenuje Polskę z pieniędzy i sprawia, że – zamiast budować europejskie państwo socjalne – staliśmy się czymś w rodzaju bananowej republiki, tyle że bez bananów, a z kartoflami i burakami na polach i na szczytach władzy. I z takim układem na pewno warto walczyć, bo jego istnienie jest nam kulą u nogi. A gdzie jest w tym wszystkim Kaczyński i jego ludzie? Ależ oni stanowią kręgosłup tego systemu. Dla nadziei na władzę sprzedają się Kościołowi oraz jego mediom, zabiegając o interesy jednego z religijnych medialnych baronów, a robią to na koszt społeczeństwa i wbrew podstawowym interesom Polski. To jest prawdziwy „układ” – tak trwały, jawny i bezczelny, że niemal przezroczysty. To jeszcze jedna cecha, która upodabnia prawicową Polskę do Putinowskiej Rosji. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Układ pobożno-biznesowy
Rząd nie zaspokaja podstawowych potrzeb polskich obywateli, skazuje ich na niepewność, biedę, bezrobocie. Wielu z nich zmusza do emigracji zarobkowej. Zamiast tworzyć godne warunki życia w kraju, oczekuje, że władze innych państw europejskich zadbają o naszych obywateli. (Jan Guz, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych)
Większość Polaków w wieku dorastania nie rozmawia z nikim o seksie. To nie przypadek, to kultura. Zostaliśmy, my, prości ludzie, skrzywdzeni przez ukształtowaną religijnie obyczajowość. To nie wyimaginowane gender psuje młodzież, lecz katolicka doktryna ucząca od pokoleń przeżywać seksualność jako coś złego, zakazanego, gdzie najłatwiej zgrzeszyć już choćby myślą lub spojrzeniem. (prof. Tadeusz Bartoś, filozof, teolog, były dominikanin)
Na katolickich Filipinach w ciągu ostatnich 20 lat liczba ludności wzrosła dwukrotnie; dzisiaj to prawie sto milionów. Bo Kościół pilnuje, by nędzarze przykładnie się mnożyli, dając im w zamian niewiele albo nic. (Wojciech Tochamn, pisarz, publicysta, reporter)
Na poważnie można to nazwać kampanią oszczerstw, ale patrząc rozsądnie, to po prostu jest śmieszne. Polowanie na czarownice, które nazywają się dzisiaj gender, jest tak nieetyczne i absurdalne, że w sumie żałosne. (prof. Jan Hartman)
Z patriotyzmem jest tak samo jak z byciem wierzącym. Ja nie chodzę do kościoła, bo msza święta mnie męczy, a poza tym księża często są mało muzykalni. (Czesław Mozil, muzyk)
Już nikt nie mówi o pedofilii wśród księży, wszyscy mówią o gender, wystarczyła jedna prosta wrzutka, aby stado owiec dziennikarskich karnie podreptało do gendera i zapomniało o pedofilii w Kościele. (Krzysztof Varga, pisarz, dziennikarz, krytyk literacki) Wybrali: AC, PPr, SH
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
NA KLĘCZKACH
WOŚP DEPRAWUJE? W dniu zbiórki na tegoroczną Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy paulini z parafii pw. św. Ludwika we Włodawie gorliwie napominali swoje owieczki z ambony: „(...) upraszamy wszystkich wolontariuszy, aby nie zbierali na placu przed kościołem, gdyż nie mamy moralnej pewności, co dzieje się z zebranymi pieniędzmi, a wiemy dobrze, że finansowany jest dzięki nim między innymi Przystanek Woodstock, na którym deprawuje się młodzież (...). Jeżeli nie chcecie Państwo, aby wasze pieniądze szły na tarzanie się w błocie, na festiwal nienawiści względem Kościoła i katolików, na tę demoralizację, to można nie wspierać dzisiejszej akcji. Miejmy odwagę odmówić wolontariuszom! Dajmy pieniądze ludziom, których znamy, w przypadku których mamy pewność, że przekażą je na dobre cele”. Domyślamy się, że „dobre” i „moralne” znaczy kościelne... AK
interesy. Do Brukseli nie wybiera się też obecny przewodniczący partii, wicepremier Janusz Piechociński. PSL, który ma niewielu rozpoznawalnych polityków, a w ostatnich sondażach nie mieści się w Sejmie, może mieć w najbliższych wyborach nie lada Kłopotek. MZB
BOJKOT EUROWYBORCZY
CISZEJ NAD TRUMNĄ Rząd cichcem wycofał się z projektu przyznawania stypendiów rektora studentom pierwszego roku. Dotacje takie miały być przyznawane od 1 października 2014 r. zdolnym młodym ludziom, mającym osiągnięcia naukowe, artystyczne i sportowe. Ale nie będą, bo w budżecie państwa brakuje nań środków. Tymczasem nie brakuje ich na wsparcie aż pięciu katolickich uczelni! Rząd w ogóle nie poinformował opinii publicznej o tym, że wycofał się z nowelizacji projektu Prawa o szkolnictwie wyższym. W myśl zasady „ciszej nad tą trumną”. Za to o gruszkach na wierzbie (czyt. str. 14) premier mówi bez mrugnięcia okiem. MZB
POLITYKA PRORODZINNA 16-letni Sebastian popełnił samobójstwo w Miejskim Centrum Interwencji Kryzysowej w Suwałkach chwilę po tym, jak powiedziano mu, że trafi do ośrodka opiekuńczego. Chłopiec był pod opieką Centrum działającego w ramach MOPS, ponieważ jego rodzina pod koniec roku dostała eksmisję. To już kolejny taki przypadek. W październiku 2013 r. samobójstwo popełnił 20-letni Piotr z Warszawy, po tym jak dowiedział się, że grozi mu eksmisja i wraz z matką może wylądować na bruku. Powiesił się na skakance. MZB
BRUKSELA NIE DLA PSL Waldemar Pawlak, jeden z nielicznych rozpoznawalnych deputowanych PSL, nie wystartuje w wyborach do europarlamentu. Jego nazwiska nie ma na liście kandydatów na europosłów. Podobno Pawlak nie startuje, bo woli zostać w kraju i robić duże
Zbliżające się eurowybory skłoniły brytyjskiego premiera Davida Camerona do zapowiedzi odebrania zasiłków rodzinnych tym polskim imigrantom, którzy dzieci zostawili w kraju (czytaj także na str. 9). Wszyscy polscy politycy zawrzeli świętym gniewem. Premier Tusk zagroził wetem, gdyby Wielka Brytania zechciała wprowadzić zmiany w regulacjach europejskich w sprawie przyznawania dodatku rodzinnego na dzieci, Radosław Sikorski szalał na Twitterze, a Jan Bury, szef klubu PSL, bąknął o bojkocie Tesco. Strach pomyśleć, co się zdarzy, gdy nastąpi eskalacja konfliktu. PSL wyrzuci język angielski z polskich szkół? MZB
NIE CHCĄ, ALE MUSZĄ Dotychczasową arogancję księży wobec apostatów mogą powstrzymać nakazy Naczelnego Sądu Administracyjnego. Do Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych trafiały skargi osób, których nazwiska – mimo wystąpienia z Kościoła – nadal figurują w księgach parafialnych. Kler zasłaniał się tłumaczeniem, że ludzie ci nie przeszli procedury apostazji, której kryteria wyznaczyli oczywiście Watykańczycy. Te wynurzenia jednak tylko rozjuszały byłych katolików twierdzących, że skoro nie należą już do instytucji, nie muszą poddawać się jej przepisom. Skargi zostały w końcu uwzględnione i NSA wydał już proboszczom kilka nakazów, by odnotowali fakt wystąpienia z Kościoła osób, które przekazały takie oświadczenie woli. W końcu do NSA dotarło, że prawo powszechne o ochronie danych osobowych, dotyczące wszystkich obywateli RP stoi
wyżej niż wewnętrzne przepisy Kościoła. Do sprawy wkrótce wrócimy. ŁP
ZGORSZENIE SOPOCKIE W sopockim SPATiF-ie odbyła się impreza pod hasłem „Sylwestrowe Konklawe”, a jej uczestnicy poprzebierali się w stroje duchownych. Niektórych taka forma zabawy oburzyła, a nawet obraziła. Rewolucyjną czujność wykazał poseł PiS Andrzej Jaworski, szef Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski, oraz radny Andrzej Kałużny. Politycy nie kryją oburzenia: Tak zwane jasełka wystawiane w SPATiF-ie to jawne żarty z tradycji i wiary. To wyraz wielkiej nietolerancji, agresywnej w stosunku do osób myślących inaczej niż organizatorzy tej imprezy! – twierdzą. Z kolei Arkadiusz Hronowski, szef SPATiF-u, podkreśla, że impreza była zamknięta i biletowana. PPr
POCZTA PARAFIALNA W Polsce trwa czas kolędy. Aby zmienić przyzwyczajenia przynajmniej mieszkańców województwa świętokrzyskiego, Małgorzata Marenin, prezes Stowarzyszenia „Stop Stereotypom”, która pozwała abpa Michalika, przygotowała 100 tysięcy kuponów kolędowych do przekazania księżom. Kupony zachęcają do dawania pieniędzy nie księżom, ale ubogim i samotnym matkom. Na przeszkodzie akcji stanęła kielecka Poczta Polska, która odmówiła rozesłania druków, wyjaśniając, że ulotki naruszają dobre imię Kościoła i stanowią obrazę uczuć religijnych. Świadczy o tym jakoby zdanie na druku: „Kościół w swojej pogoni za gromadzeniem majątku i dbałości o wystawny tryb życia nie interesuje się losem dzieci ubogich”. Sytuację skomentował kielecki mecenas Stanisław Klesyk, tłumacząc, że Poczta Polska nie może stawiać siebie w roli sędziego ani rozstrzygać, czy naruszone zostały czyjeś dobra. O tym może zadecydować wyłącznie sąd. MajKa
KOLĘDA Z DOPINGIEM Ksiądz z parafii św. Rocha w Osiecku opublikował informację, kto i jakimi kwotami wsparł jego interes. Na listach są osoby, które przyjęły księdza i wpłaciły (lub nie) ofiarę. Nazwiska są ułożone zgodnie z adresem zamieszkania. Oprócz rubryki „ofiara kolędowa” jest jeszcze „wpłata na konto”. Już na pierwszy rzut oka widać, że parafianie pieniędzy nie żałowali, co potwierdza również opublikowane w gazetce podsumowanie: Łączna kwota ofiar na dzwony
do kościoła parafialnego to 131 280 zł i 30 euro (z kolędy 44 930 zł i 30 euro; z wpłat na konto 86 350 zł). W tym roku księdza przyjęły 454 rodziny, co w porównaniu z ubiegłym rokiem daje spadek o 13. Niektórzy parafianie są wściekli i zapowiadają, że za rok zaryglują drzwi. PPr
PASTERSKI PRZYKŁAD 27 grudnia 2013 r. w Zwonowicach pod Rybnikiem doszło do zderzenia dwóch pojazdów. Kierowca jednego z samochodów był pijany. To Tomasz M. z Gaszowic, na co dzień ksiądz tamtejszej parafii pw. – nomen omen – Opatrzności Bożej. Podczas kontroli (nie)trzeźwości na policyjnym alkomacie wydmuchał... 2,08 promila. Duchowny nie pełni obecnie żadnych obowiązków kościelnych, ponieważ czym prędzej postarał się o zwolnienie lekarskie. Stanie wkrótce przed sądem. Trzeźwością wykazała się natomiast Kuria Metropolitalna w Katowicach, zawieszając księdza Tomasza. KB
PIJANA POSŁUGA Ksiądz proboszcz z podzamojskiej parafii w Lipsku rok temu został zatrzymany po pijanemu za kierownicą – miał 0,84 promila. Sąd ukarał go rocznym zakazem prowadzenia pojazdów i grzywną w wysokości 1200 zł. Ale ks. Andrzej T. się odwołał, żądając... umorzenia sprawy! Uznał, że to drobne przestępstwo, a powołał się nie tylko na niską szkodliwość społeczną, ale i dobre samopoczucie, które nie wskazywało, że jest nietrzeźwy. Duchowny uważa, że spowodował małe zagrożenie, gdyż droga, którą jechał, nie jest zbyt ruchliwa, i sugerował, by nie odbierać mu prawa jazdy, bo nie będzie mógł odpowiednio pełnić swojej posługi. Dodawał, że skazanie go za umyślne przestępstwo oznacza, iż nie będzie mógł uczyć
5
i straci ponad 1000 zł miesięcznego wynagrodzenia. Sąd poszedł mu na rękę i sprawę umorzył. PPr
KONFESJONAŁ NA KÓŁKACH Wychodząc na przeciw pustym kościołom, duchowni wyszli do narodu. Pierwszy w Polsce, a być może także na świecie, mobilny konfesjonał wyruszył 12 stycznia na ulice diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Specjalnie przystosowany bus będzie pojawiał się w miejscach, gdzie – zdaniem księży – ludzie potrzebują spotkania z Bogiem, ale nie są jeszcze gotowi, żeby pójść do kościoła. Na przykład na giełdzie spożywczej. Konfesjonał to dostawczy mercedes, specjalnie przebudowany na potrzeby diecezji. Projekt zyskał poparcie Edwarda Dajczaka, biskupa diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. A nam się wydaje, że narusza on rozdzielność Kościoła i państwa… od świeckich giełd spożywczych.PPr
GRYZĄ RĘCE KARMIĄCE Nie taki „dżęder” straszny, gdy za niego płacą. Okazuje się, że Kościół katolicki, który zaciekle zwalcza zasady równości płci, chętnie wyciąga łapki po środki unijne przeznaczone na ich wdrażanie. Suma jest niebagatelna, bo chodzi nawet o 61,5 miliona złotych. Zwróciła na to uwagę wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka i postanowiła złożyć wniosek do Najwyższej Izby Kontroli o weryfikację, czy unijna kasa wydawana jest przez kler zgodnie z założeniami unijnych programów. Odpowiedź wydaje się oczywista, jeśli wziąć pod uwagę wypowiedzi hierarchów, w których gender pojawia się nader często, tyle że jako synonim wszelkiego zła i zepsucia, a nie coś, co powinno się wdrażać i rozpowszechniać. No cóż, nie od dziś wiadomo, że biskupi gryzą ręce, które ich karmią. ŁP
6
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
T
eatr Ósmego Dnia, słynny na cały kraj poznański teatr alternatywny, w tym roku będzie świętował 50–lecie istnienia. Lokalni radni (głównie PiS oraz PO) dali instytucji prezent wyjątkowy – obcięli 300 tysięcy złotych dotacji, a więc 28 proc. przyszłorocznego budżetu placówki. Fani legendarnej sceny murem stanęli w jej obronie. „Swoista postawa buntu wobec porządku społecznego i przystosowania oraz burzenie fałszywego obrazu miasta i państwa powszechnej szczęśliwości budzi u przedstawicieli władz odruchy samoobronne. To zrozumiałe. W odróżnieniu jednak od metod i działań władz poprzedniego systemu, obecna demokratycznie wybrana władza winna bronić się argumentami, a nie decyzjami administracyjnymi unicestwiającymi jednostkę kultury” – czytamy w petycji w sprawie przywrócenia środków teatrowi. Można ją podpisać, wchodząc na stronę: http://www.petycjeonline. com/ratujmy_osemki. „Fakty i Mity” rozmawiają z Ewą Wójciak, dyrektorem naczelnym i artystycznym popularnych „Ósemek”. – Co decyzja poznańskich radnych oznacza dla teatru? – Zgodnie z ustawą o instytucjach kultury samorząd ma obowiązek zabezpieczyć choćby niezbędne minimum. Dotąd dotacja po corocznym odchudzaniu wynosiła niespełna 1,1 mln zł. Roczne koszty – wynagrodzenia, czynsze, media – to łącznie więcej niż ta kwota, którą teraz dostaniemy. Nie będziemy w stanie się z tego się utrzymać. Nie wystarczy na wywiązywanie się z umowy teatru z miastem, jak i mojej – jako dyrektora – z kontraktu. Mamy więc poczucie, że sprawiedliwość jest po naszej stronie, dlatego złożyliśmy odwołania. Jeżeli żadna z tych procedur nie zadziała, będziemy się zwracać do sądu administracyjnego.
Kiedyś – żeby zamknąć usta artystom – władza teatry zamykała. Dziś odbiera im pieniądze.
Prześladowani za papieża – Uważa Pani, że to odwetza to, że papieża Franciszka nazwała Pani chujem? – Dariusz Jaworski, wiceprezydent do spraw kultury, który oficjalnie deklaruje się jako entuzjasta Jarosława Gowina, bardzo chętnie przeprasza za mnie, za różne moje wypowiedzi, także i tę o Franciszku. Wyjaśnia, że on za mnie przeprasza, bo ja nie chcę się pokajać… To jest cudowne, że mamy w Polsce demokratycznej władzę, która oczekuje kajania się.
REKLAMA
„Sensacyjna monografia Marka Szenborna »Czarownice i heretycy. Tortury, procesy, stosy« burzy miłe, ułatwiające życie przekonanie o dobroci i szlachetności ludzkiej natury. To literatura faktu, a raczej faktów niewygodnych dla Kościoła” – prof. Joanna Senyszyn
Zamówienia: Telefonicznie i przez internet
– Ale o odebraniu dotacji zdecydowali radni. – Oni nie kryją swoich motywacji. Wiadomo więc, że to jest polityczna decyzja, żeby nam dopiec, utrudnić życie. Odcięcie dotacji to jest gest najbardziej spektakularny i najbardziej dotkliwy, ale nie odosobniony. Od wielu lat już próbują. Rok temu była próba nieprzegłosowania naszego statutu, co automatycznie zawieszałoby działalność placówki. Radni tłumaczyli wówczas, iż nie podoba im się słowo „interdyscyplinarny”. 20 lat temu statut zakładał, że teatr będzie instytucją o takim charakterze. Że będzie prezentował zarówno nasze spektakle, jak i spektakle innych teatrów, będzie pokazywał filmy dokumentalne, organizował seminaria, dyskusje, panele. Od początku takie było założenie. I nagle się okazało, że strasznie to wadzi radnym, głównie tym prawicowym. – Niedawno na waszych deskach gościł spektakl „Serdeczny” o pedofilii w Kościele. Może po prostu lokalnej władzy nie podoba się repertuar? – Oni w ogóle nie chodzą do teatru. Ci, którzy głosują przeciwko nam, nie mają zielonego pojęcia o tym, co robimy. Nie widzieli żadnego spektaklu, nie uczestniczyli w żadnym ze spotkań, które się odbywają w teatrze. Ale właśnie tę listę naszych „grzechów” należy poszerzyć, żeby nie było ciągle tylko o moich słowach na temat Franciszka, bo to nie jest nic nadzwyczajnego. Sądzę, że chodzi o całokształt.
– Zaangażowany teatr nie odpowiada władzy? – W 1990 roku dość szybko zorientowaliśmy się, że ledwo co runął mur i odzyskaliśmy wolność, to tę wolność Kościół zdecydowanie próbuje zawłaszczyć. Zrobiliśmy więc „Sabat” – spektakl, który o tym opowiadał. Plenerowy, duży, widowiskowy i poświęcony inkwizycji oraz polowaniu na czarownice. – Później były „Teczki” – przedstawienie w duchu przeciwlustracyjnym. – My od początku byliśmy bardzo źle nastawieni do lustracji. Część radnych, polityków w Poznaniu i tych, którzy mają tu tzw. wpływ, to ludzie zagorzale prolustracyjni, związani z IPN-em ludzie. Prezydent Grobelny jest pod tym względem dosyć niezależny. W nim nie płonie święty ogień inkwizycji – ani tej dominikańskiej, ani tej lustracyjnej. Ale inni owszem. Spektakl był zresztą zrobiony na podstawie naszych własnych osobistych teczek. Nie był poprawny w takim duchu, jakiego życzyliby sobie lustratorzy. Myśmy to bardzo ironicznie przedstawili. – Tak samo zresztą jak polską tendencję do mesjanizmu. – To był z kolei spektakl, który nazywał się „Paranoicy i pszczelarze” – bardzo ostra krytyka tej martyrologiczno-męczeńskiej polityki, propozycji skupienia się na własnej historii i odwoływania się nieustająco do tej katolicko-narodowej tradycji. Bardzo ostry w wymowie.
– Wasze pozaartystyczne gesty też pewnie wzburzyły niejedną krew. – Oddaliśmy Lechowi Kaczyńskiemu Krzyże Oficerskie Orderu Odrodzenia Polski, które otrzymaliśmy za działalność opozycyjną. Dlaczego? W okrągłą rocznicę marca 1968 r. Kaczyński pozwolił sobie nie zaprosić na te uroczystości Adama Michnika. A przecież w 1968 roku był on postacią najważniejszą. – Lokalnej prawicy trudno też pewnie przełknąć poparcie, jakiego udzieliliście partii Janusza Palikota. – Poparliśmy go listem przyjacielskim, kiedy napadli na niego wszyscy za to, że odważył się nazwać po imieniu rzeczy, które dla większości ludzi były oczywiste. Pogrążeni w hipokryzji zwykle wszyscy podkulamy ogony i nie mamy odwagi o tym mówić. Po tym liście zostałam zbesztana przez wiceprezydenta do spraw kultury. I stało się też coś, co uważam za ewenement nowej Polski. Powstał list podpisany przez dyrektorów podległych miastu instytucji kultury, zwany potem hołdem poznańskim, w którym napisano, że dyrektorzy nie mają prawa demonstrować swoich poglądów politycznych. To był fenomen rodem z Korei Północnej. Próba uciszenia nas to problem ciągnący się od wielu lat. Ci radni cały czas szukają pretekstu, żeby nas dopaść. – W końcu się udało. – To rzeczywiście okazało się skuteczne w tym sensie, że w tej chwili – zamiast pracować nad nowym spektaklem – piszemy kolejne pisma i prowadzimy konsultacje prawnicze, co jest bardzo absorbujące. – Faktycznie rozważacie przeniesienie teatru do Wrocławia? – My nie oddamy tego miejsca tak łatwo. To jest wykluczone. Stworzyliśmy ośrodek, który jest domem dla wielu ludzi w całej Polsce. W sensie intelektualnym, duchowym, a także praktycznym, bo udaje nam się zdobywać środki, z których korzystają inni, głównie młodzi artyści. – A czy w waszej 50-letniej już historii zdarzyło się, żeby władza próbowała was zmieść? – Tak, i może właśnie dlatego jesteśmy nieco bardziej niż inni na to przygotowani. W PRL przez kilkanaście lat byliśmy pozbawieni środków. Na początku lat 80. decyzją ministra kultury rozwiązano teatr ostatecznie za naszą działalność opozycyjną i za granie w drugim obiegu, który zresztą odbywał się w kościołach. Przez dekadę nie mieliśmy prawa ruszyć się za granicę, nie dostawaliśmy paszportów, które wtedy były własnością państwa, a nie obywatela. Nie mieliśmy dotacji, nie mieliśmy pensji. My już doświadczyliśmy wszystkiego i te metody dziś nie są niczym nowym. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
R
ozwiązanie zagadki znaleźliśmy w aktach postępowania obrazującego nieprawdopodobną indolencję człowieka, w którego ręce bracia Kaczyńscy oddali jeden z najważniejszych organów bezpieczeństwa naszego państwa. Na wstępie zupełnie nieznana opinii publicznej ciekawostka polityczna... Wśród wątków badanych przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie znalazła się m.in. kwestia braku nadzoru nad poczynaniami Macierewicza (przewodniczył Komisji od 2 sierpnia 2006 r. do 9 listopada 2007 r.) ze strony kolejnych ministrów obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, bowiem to oni odpowiadali za wojskowe specsłużby. Chodziło konkretnie o Radosława Sikorskiego (od 31 października 2005 r. do 7 lutego 2007 r.) i jego zmarłego pod Smoleńskiem następcę – Aleksandra Szczygło. Sikorski zeznał, że Komisja nie była częścią składową MON, zaś jego ówczesny zastępca Macierewicz (ustanowiony wiceministrem 21 lipca 2006 r.) nie podlegał mu służbowo w zakresie działania Komisji, bowiem nominację na jej przewodniczącego otrzymał bezpośrednio z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Świadek podkreślił, że prezes Rady Ministrów Jarosław Kaczyński wydał mu 27 lipca nakaz powierzenia Macierewiczowi pełnych prerogatyw ministra obrony narodowej w stosunku do WSI, a on tylko zrealizował wolę premiera, wydając 28 lipca stosowne zarządzenie, wchodzące w życie z dniem podpisania i z mocą wsteczną od 21 lipca. Na dowód Sikorski przekazał prokuratorowi kserokopię pisma Kaczyńskiego. Ujawnił ponadto, że gdy we wrześniu 2006 r. „pojawił się pomysł mianowania Antka” szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego po jej formalnym ukonstytuowaniu (co nastąpiło z dniem 1 października), ostro zaprotestował, podając się nawet do dymisji. Premier zdołał go wszakże przebłagać, odwołując Macierewicza z funkcji wiceministra i składając „przyrzeczenie”, iż nie pozostawi go w SKW dłużej niż „tylko do końca listopada”. W grudniu świadek zaczął domagać się spełnienia obietnicy, ale Kaczyński stracił pamięć. Miesiąc później złożył więc formalny wniosek na piśmie o odwołanie szefa SKW, a 5 lutego Kaczyński „przyjął rezygnację” Sikorskiego z posady w rządzie. Ustawa wyraźnie określała zakres Raportu, ograniczając go do opisania zagadnień patologicznych i udzielenia odpowiedzi na pytanie, czy w WSI dopuszczano się ściśle określonych naruszeń prawa. „Z materiałów śledztwa wynika jednoznacznie, że Przewodniczący Komisji Antoni Macierewicz przy sporządzaniu Raportu przekroczył swoje uprawnienia i nie dopełnił ciążących
PATRZYMY IM NA RĘCE
Po umorzeniu śledztwa w sprawie przestępstw popełnionych przy tworzeniu raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych Antoni Macierewicz – jego autor – nie obwieścił, jak to miał dotychczas w zwyczaju, „kolejnego zwycięstwa”. Co sprawiło, że nagle spokorniał?
Oszustwa na kaczych nóżkach
na nim obowiązków należytej staranności i rzetelności, podając również informacje nieprawdziwe lub oparte na niezweryfikowanych źródłach głęboko ocennych” – stwierdziła prokuratura. Oto najbardziej charakterystyczne przypadki wybrane spośród osób, którym przyznano w śledztwie status pokrzywdzonych: Pułkownik Andrzej Glonek w rozdziale Raportu zatytułowanym „Inne nieprawidłowości w funkcjonowaniu WSI” wymieniony został jako członek gangu lobbystów pragnących przeforsować (w domyśle: za łapówki) kupno sprzętu kryptograficznego od spółki „Siltec”. Glonek był w WSI szefem Zarządu Ochrony Informacji Niejawnych, a do jego obowiązków należało m.in. wydawanie świadectw bezpieczeństwa przemysłowego dla firm startujących w przetargach o realizację kontraktów na rzecz wojska. W toku postępowania okazało się, że jego jedyny związek ze sprawą polegał na tym, że gdy usłyszał plotki, iż „Siltec” oferuje gorsze od konkurencji komputery za wyższą cenę, zawiadomił Zarząd Kontrwywiadu WSI i – jak się później dowiedział – procedurę unieważniono, a żandarmeria wszczęła postępowanie sprawdzające. Glonek, zaskoczony swoim nazwiskiem w Raporcie, wysłał Macierewiczowi obszerne wyjaśnienia, czym się zajmował i co wie o przetargu. Otrzymał odpowiedź, że – uwaga! – „gdyby kwestionował prawdziwość którejkolwiek z informacji na swój temat, oznaczałoby to, że przekazany Komisji materiał został sfałszowany, bądź osoba składająca wyjaśnienia przed Komisją skłamała”. A odpowiedzialny za autoryzowanie bredni przewodniczący? W odrębnym śledztwie prowadzonym z doniesienia Macierewicza przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie stwierdzono, że nie było żadnego „lobby”.
Identyczną opinię wyraziła cywilna prokuratura apelacyjna po własnym śledztwie i oględzinach dokumentów. „Stwierdzenie o przynależności wysokich rangą oficerów do nielegalnego lobby na rzecz firmy Siltec nie znajduje oparcia w dowodach” – czytamy w uzasadnieniu postanowienia uwalniającego Macierewicza od odpowiedzialności za wmówienie społeczeństwu i swoim mentorom Kaczyńskim, jakoby napisał w Raporcie najszczerszą prawdę; Major Marek Doroz w rozdziale „Penetracja rosyjska: zagrożenie dla wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa państwa” został „uhonorowany” wzmianką jako jeden z oficerów WSI skierowanych na studia w ZSRR celem niechybnego przeszkolenia przez tamtejsze służby, pracujące nad stworzeniem „kadry perspektywicznej” mającej zająć w przyszłości stanowiska dowódcze. Tymczasem okazało się, że Doroz studiował na Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, a następnie – w ramach wymiany pomiędzy uczelniami w okresie od września 1979 r. do lipca 1984 r. – na kierunku mechaniki ogólnej w Białoruskim Instytucie Mechanizacji Rolnictwa, zaś zawodową służbę wojskową rozpoczął w 1986 r. i dopiero w 1992 r. trafił do WSI. Służył w Zarządzie Studiów i Analiz jako zwykły analityk (jedno z najniższych stanowisk). Nigdy nie działał w strukturach ściśle operacyjnych, na co miał dowody w postaci dokumentacji kariery zawodowej, ale Macierewiczowi i jego ludziom z Komisji nie chciało się tego sprawdzać; Doktor Maciej S. Zięba figuruje w aneksie nr 16 do Raportu (,,Zidentyfikowane osoby współpracujące niejawnie z żołnierzami WSI w zakresie działań wykraczających poza sprawy obronności państwa i bezpieczeństwa Sił Zbrojnych RP”). Zięba był w latach 1987–1991
Pojawił się pomysł mianowania Antka szefem kontrwywiadu
wykładowcą KUL, a następnie (do 1997 r.) pełnił służbę dyplomatyczną. W 1995 r. sprawował funkcję konsula w Montrealu, gdzie wykonywał m.in. bliżej nieokreślone zadania tajne i został zarejestrowany jako współpracownik WSI. Po powrocie z placówki zatrudnił się w urzędzie wojewódzkim, a skutkiem publikacji Raportu było natychmiastowe odwołanie go ze stanowiska Dyrektora Gabinetu Wojewody Lubelskiego (obecnie pracuje na KUL). Ponieważ działania Zięby na rzecz WSI nie przekroczyły granicy legalności, wygrał on proces cywilny z MON (przeprosiny na pierwszej stronie „Naszego Dziennika”), zaś prokuratura przyznała, że zamieszczenie jego nazwiska w Raporcie było ewidentnym nadużyciem; Zygmunt Solorz (oraz telewizja Polsat, jako osoba prawna) w rozdziale ,,Wpływ WSI na kształtowanie opinii publicznej” został nazwany „współpracownikiem wywiadu Służby Bezpieczeństwa”. Solorz podniósł m.in., że umieszczenie jego nazwiska jest przekroczeniem uprawnień przez Macierewicza, gdyż dokument może ewentualnie opisywać tylko agenturę WSI. Właściciel Polsatu zwrócił też uwagę na fakt, że dysponuje urzędowym zaświadczeniem Instytutu Pamięci Narodowej z 24 listopada 2006 r., iż nie figuruje w katalogu współpracowników organów bezpieczeństwa państwa, więc musiał o tym wiedzieć odpowiednio wcześniej również Macierewicz. „Uzyskane w śledztwie dowody prowadzą do wniosku, iż w Raporcie zamieszczono bezprawnie dane Zygmunta Solorza oraz informacje dotyczące jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa” – konkluduje prokuratura; Pułkownik Piotr Pertek w rozdziale „Inwigilacja przez WSI środowisk politycznych” wskazany został jako organizator konszachtów
7
biznesowych i politycznych z ludźmi reprezentującymi rosyjski wywiad wojskowy GRU. Macierewicz twierdził, że Pertek wraz z byłym posłem SLD Janem Sieńką pośredniczyli w sprzedaży Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Jeleniej Górze na rzecz rosyjskiej firmy Machinoexport reprezentowanej przez Walerego Topałowa („prawdopodobnie oficer GRU”), za co wynegocjowali prowizję w wysokości 5 proc. wartości transakcji. Pech chciał, że w Jeleniej Górze takie zakłady nie istniały. Sieńko wygrał w sądzie przeprosiny MON i 25 tys. zł nawiązki na cel społeczny, Pertek doczekał (nie)sprawiedliwości w prokuraturze, która przyznała, że umieszczenie jego nazwiska w Raporcie było sprzeczne z ustawą, ale oszczerstwa już się przedawniły; Jan Załuska (biznesmen mieszkający w Austrii) wymieniony został w rozdziale „Finanse WSI” traktującym o operacjach prowadzonych przez Oddział „Y”, który gromadzi za granicą środki na czas zagrożenia wojennego. Macierewicz zidentyfikował Załuskę jako tajnego współpracownika „Merc” (pozyskanego do kupowania na Zachodzie urządzeń objętych embargiem), któremu w 1988 r. Oddział „Y” pożyczył 50 tys. dolarów, żądając w zamian zatrudniania wskazanych osób oraz udziału w zyskach jego firm. Biznesmen zeznał w śledztwie, że dowiedział się o tym wszystkim dopiero z Raportu. Gdy stawił się 21 czerwca 2007 r. przed Komisją, żeby wyjaśnić nieporozumienie, przedstawił dokumenty, że od 20 czerwca 1987 r. do 9 września 1988 r. przebywał w areszcie, po czym został zwolniony i przewieziony do Kliniki Ortopedii szpitala w Otwocku, skąd trafił na dalszą hospitalizację w Wiedniu. Podkreślił, że jako pełnomocnik firmy „Carpatia” musiał spotykać się okazjonalnie z „opiekunem” z SB, a zasiadając w zarządzie Polsko-Polonijnej Izby Gospodarczej, niewątpliwie miewał okazjonalne kontakty z zakamuflowanymi oficerami specsłużb, lecz nie podpisał żadnego zobowiązania do współpracy. Prokurator dokonał oględzin wszystkich spraw Oddziału „Y” za lata 1984–1989 i nigdzie nie znalazł śladu Załuski. Nie było go również w teczkach zawierających dokumentację finansową ze wskazanych w Raporcie lat rzekomej kooperacji z WSI. MON musiał (po ugodzie sądowej) publicznie przepraszać biznesmena za wyczyny Macierewicza, a dzisiaj także prokuratura stwierdza, iż „przypisano mu działania wykraczające poza sprawy obronności państwa i bezpieczeństwa Sił Zbrojnych RP, bez wskazania jakichkolwiek okoliczności świadczących o bezprawności tych działań”. Śledztwo ujawniło kilkadziesiąt podobnych przypadków. Setki innych napiętnowanych ludzi nawet nie zgłosiło się do prokuratury, uznawszy, że Polska to nie jest państwo, które naprawia krzywdy wyrządzone swoim obywatelom. ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Biskupi pod ścianą Widać pierwsze oznaki, że zmowa milczenia na temat pedofilii w polskim Kościele skończyła się już na dobre. Do naszej redakcji dochodzą głosy, że jezuita ksiądz Adam Żak (na zdjęciu), koordynator Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży, zdaje się wreszcie brać pod uwagę głos ofiar. Ubolewa, że za mało czasu poświęca się w Polsce ofiarom pedofilii, a za dużo – jej sprawcom. Właśnie nad ofiarami pochyla się Fundacja „Nie lękajcie się” – wyrzut sumienia polskiego Kościoła. To jedyna dziś w Polsce organizacja, która łączy ludzi noszących w sobie traumatyczne brzemię seksualnego wykorzystania w dzieciństwie. O tym, jak bardzo jest potrzebna, świadczą nieustające zgłoszenia. – Niemal co drugi dzień odbieramy telefon. To są głównie ludzie już dziś dojrzali – mówi Marek Mielewczyk, jeden z założycieli fundacji, a zarazem ofiara księdza. Zdeterminowani nie tylko przekonują ofiary, aby stawiły czoła
P
swoim oprawcom i wyszły z cienia, ale także prężnie działają na rzecz zmian w polskim prawodawstwie oraz społecznym nastawieniu do problemu. 8 stycznia 2014 r. brali udział w debacie na temat pedofilii wśród księży katolickich w Polsce, zorganizowanej m.in. przez dziennikarkę Agnieszkę Zakrzewicz (korespondentka „FiM” z Rzymu, a także autorka książki „Głosy spoza chóru” o pedofilii w Kościele). Rozmawiali o formach pomocy psychologicznej i prawnej dla ofiar i ich rodzin, o traumie, jaką jest doznana w dzieciństwie krzywda, oraz – co dla wielu pozostaje niezrozumiałe – wadze zadośćuczynienienia. Członkowie fundacji wraz z przedstawicielami słynnej amerykańskiej organizacji SNAP (założona przez Barbarę Blaine organizacja zrzesza dziś ponad 10 tysięcy
rokuratura nie doszukała się znamion przestępstwa w aferze taśmowej w PZPN, mającej swój początek w grud niu 2011 r., kiedy Lato i Kręcina – człon kowie władz Związku – zostali posądzeni o branie olbrzymich łapówek. Przed dwoma laty światło dzienne ujrzały nagrania rozmów byłych szefów i działaczy PZPN, które miały dotyczyć korupcji przy zakupie działki pod budowę nowej siedziby piłkarskiej centrali w Wilanowie. Decyzja prokuratury jest kuriozalna, bo niejasności w działaniu związkowych prominentów jest mnóstwo. Chociażby to, że Zbigniew Boniek, obecny szef PZPN, zrezygnował z budowy nowej siedziby w Wilanowie, ponieważ z ekspertyzy przeprowadzonej przez firmę doradczą „Ernst & Young” wynikało, że już koszt samej działki został zawyżony o 130 proc.! Lato i Kręcina postanowili postawić siedzibę w ekskluzywnej części Warszawy za 60 mln zł, z czego 8 mln związek zapłacił wcześniej za samą działkę. Jak ta rozrzutność ma się wobec oferty Narodowego Centrum Sportu, które proponowało działaczom stworzenie nowego, wygodnego miejsca zarządzania związkiem na Stadionie Narodowym? Centrum oferowało 2,5 tys. mkw. powierzchni biurowej i tysiąc magazynowej oraz mnóstwo miejsc parkingowych. Wszystko to nie na wynajem, ale na własność – z wyodrębnioną księgą wieczystą części Stadionu Narodowego. Oferta NCS opiewała na 17 mln zł, a więc ponad 3 razy mniej, niż PZPN zdecydował się zapłacić za budowę w Wilanowie. Poza niższą ceną NCS chciało na Narodowym stworzyć centrum sportu
osób pokrzywdzonych przez księży pedofilów) wezmą udział w rozprawie genewskiej, gdzie delegacja z Watykanu ma się stawić przed ONZ-owskim Komitetem ds. Praw Dziecka. Chodzi o dochodzenie w sprawie zarzutów seksualnego wykorzystywania dzieci przez duchownych katolickich na całym świecie i systemu ukrywania procederu przez tzw. Stolicę Apostolską. – Zarówno papież Franciszek, który deklaruje, że pragnie światowego pokoju i tego, aby skończyło się cierpienie niewinnych ludzi, a najbardziej dzieci, jak i cały Kościół katolicki mają możliwość pomóc ofiarom, których życie zostało „rozbite” przez to, że były wykorzystywane, i nakłonić wszystkich biskupów, a w szczególności polskich, do ujawniania skali zjawiska i zapobiegania dalszemu cierpieniu
dzieci. Po raz pierwszy tzw. Stolica Apostolska została zmuszona do tego, by przedstawić swoje stanowisko w sprawie wykorzystywania seksualnego dzieci przez księży na całym świecie. Ten skandal ma charakter międzynarodowy, bo wykorzystywanie dzieci zdarza się w innych zamkniętych instytucjach, ale to, co jest wyjątkowe w Kościele katolickim, to przestępstwo całego państwa – Watykanu – który jest przecież członkiem ONZ i dobrowolnie podpisał konwencję ONZ o prawach dziecka. Ten wiążący prawnie dokument zawiera między innymi zapis o prawie dziecka do ochrony przed przemocą i wykorzystywaniem seksualnym – zauważają założyciele fundacji. Oni będą ambasadorami polskich ofiar. – Weźmiemy czynny udział w tych obradach. Będziemy
z prawdziwego zdarzenia, włącznie z władzami dyscypliny najpopularniejszej w kraju. Dlaczego Grzegorz Lato odrzucił tę propozycję i zdecydował się wydać 43 miliony złotych więcej na inwestycję w każdym calu idiotyczną? Kto na tym miał zarobić? Nieco światła na całą sprawę rzucają tzw. taśmy PZPN, które według ich autora i twórcy „łapówkowej prowokacji”, współpracującego ze związkiem Grzegorza Kulikowskiego, dowodzą, że były prezes PZPN Grzegorz Lato i były
chce się wpierdolić przez taką głupotę”. I chyba miał słuszne obawy, bowiem z rozmów wynika, że sprzedawca weźmie mniej pieniędzy, niż będzie widniało na fakturze, co sugeruje, że resztą miały podzielić się obie strony i taki zarzut pojawia się również w uzasadnieniu prokuratury. Dalej panowie zastanawiają się, czy odpalić coś prezesowi Lacie: „Powinniśmy się zrzucić trochę na Grzesia z tego, co? Myślę, że nie powinniśmy go tam od razu rozpieszczać tak bardzo. Nawet te 5 dych. Później damy
sekretarz generalny Związku Zdzisław Kręcina mogli kręcić niezłą korupcję. Dotarliśmy do pełnego uzasadnienia umorzenia śledztwa przez warszawską prokuraturę. Zawarte w nim stenogramy z rozmów działaczy i ich zeznania sugerują, że postępowanie prokuratorskie wobec Laty i Kręciny zdecydowanie nie powinno się zakończyć. W uzasadnieniu czytamy, że w trakcie negocjacji przy zakupie działki Zdzisław Kręcina rozmawiał z Grzegorzem Kulikowskim o całej transakcji, po czym „Kulikowski wręczył Kręcinie kwotę 10 tys. zł, a Grzegorzowi Lacie 15 tys. zł”. W rozmowie Kulikowski powiedział Kręcinie, że spółka Cefarm Nieruchomości, z którą PZPN negocjował zakup działki, chce zmienić umowę, bo „wcześniej zgodzili się sprzedać za 6 i pół, było uzgodnione, że pójdzie za 7 i pół, a oni teraz jeszcze o 500 podbijają”. W odpowiedzi Kręcina dyplomatycznie przyznał, że „nie
mu stówkę” – mówi były już sekretarz PZPN. Następnie obydwaj stwierdzają, że będą musieli trochę z zakupem poczekać, bo „mogą być obserwowane, jakie ruchy pieniędzy są robione”, ale, co przyznaje Kręcina, „wiedząc, że to będzie sfinalizowane, sprawa u mnie tak dojrzała, że ja jestem na etapie kupna mieszkania młodemu (swojemu synowi – dop. red.)”. Kulikowski na wieść o mieszkaniu zareagował bardzo pozytywnie, twierdząc, że to „dobra okazja na wprowadzenie pieniędzy”. W dalszej części rozmowy panowie ponownie wracają do Grzegorza Laty. W dokumentach prokuratury czytamy: „»Chciałbym dać dzisiaj trochę Grzesiowi z tych pieniędzy. Dobra?«.
Taśmy PZPN
przysłuchiwać się wystąpieniom i pokażemy na forum międzynarodowym sytuację polskich ofiar, ich niemoc, sposób traktowania ofiar przez Kościół katolicki i instytucje państwowe – mówi Marek Mielewczyk. Relacja z rozprawy – za tydzień w „FiM”. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Fundacja „Nie lękajcie się” (http://nielekajciesie.org.pl/) została założona przez trzy dorosłe dzisiaj ofiary pedofilii polskiego kleru – Marka Mielewczyka, Marka Lisińskiego oraz Wojciecha Pietrewicza. Kontakt dla ofiar, ale również ich bliskich: e-mail:
[email protected]; skype: Fundacja Nie lękajcie się; tel. +48 539 680 125
Na to Kręcina pyta: »Tylko jak, co powiesz Grzesiowi?«. Kulikowski odpowiada: »Dam mu dzisiaj, Zdzisiu, 5 dych. My się rozliczymy, bo my mamy większą pulę«. Z kontekstu wynika, iż Kulikowski wręcza coś Kręcinie, który od razu mówi »Ale co to jest?«. Kulikowski odpowiada: »Od razu schowaj. To na poczet tego…«”. W dokumentach czytamy również m.in., że w trakcie zeznań Grzegorz Lato potwierdził, iż faktycznie dostał kopertę z pieniędzmi, ale chciał ją od razu oddać, choć, jak mówi, mimo prób to się nie udało, więc pieniądze złożył do depozytu. Kuriozalności zeznaniom Laty dodaje fakt, że otworzył ową kopertę i wydał z niej część pieniędzy na – jak zeznał – „jakieś zakupy”. Ówczesny prezes PZPN zarabiał 50 tys. zł miesięcznie. Z pewnością nie musiał posiłkować się tą kasą, więc jego tłumaczenia są idiotyczne. Na kilkudziesięciu stronach uzasadnienia umorzenia śledztwa przez prokuraturę jest znacznie więcej dowodów na to, że prominentni działacze PZPN mogli być zamieszani w branie milionowych łapówek. Prokuratura znamion przestępstwa jednak się nie dopatrzyła. Nagrania upublicznił szef Podkarpackiego ZPN Kazimierz Greń, którego poprosiliśmy o komentarz. – My widzimy co innego, a prokuratura co innego – powiedział Greń. Z tego, co wiem, decyzja śledczych zostanie w najbliższych dniach zaskarżona. Do sprawy wrócimy. ŁUKASZ LIPIŃSKI
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron po raz kolejny uderzył w Polaków mieszkających na Wyspach i zapowiedział pozbawienie imigrantów z Unii Europejskiej dodatku rodzinnego na dzieci, jeśli te przebywają w rodzinnym kraju. Kolejne ciosy wymierzane w obcokrajowców pracujących w Wielkiej Brytanii to stała taktyka Partii Konserwatywnej i jej lidera Davida Camerona. Tym razem jednak premier Cameron, podlizując się prawicowym wyborcom, chce zabrać imigrantom świadczenia socjalne, których prawo do pobierania daje im Unia Europejska. O zapowiedziach rządu brytyjskiego „Fakty i Mity” rozmawiają z członkiem Twojego Ruchu, europosłem Markiem Siwcem. – Czy faktycznie powinniśmy się obawiać, że rząd Camerona chce zabrać Polakom mieszkającym w Wielkiej Brytanii prawo do zapomogi na dzieci? – To nie jest kwestia strachu czy bania się. Powody do niepewności muszą mieć z pewnością osoby, które korzystają z tych przywilejów finansowych. Problem jednak dotyczy polityki, a dokładnie – równego traktowania wszystkich obywateli Unii Europejskiej w miejscu, które wybierają jako swoje miejsce pracy i zamieszkania. – Czy zatem to, co mówi David Cameron, pokrywa się z przepisami zawartymi w traktatach europejskich? – Oczywiście, że się nie pokrywa. To, co mówi premier Wielkiej Brytanii, jest całkowicie niezgodne z traktatami. Złożyłem w tej sprawie oficjalne zapytanie do Komisji Europejskiej. Rzecz polega na tym, że mamy dzisiaj do czynienia z polityczną zapowiedzią rewizji prawa, czyli traktatów, a z drugiej strony – z przepisami blankietowymi, utrudniającymi Polakom korzystanie z praw, przywilejów i świadczeń, które nam się po prostu należą. – Skoro zapowiedzi Camerona kłócą się z prawem europejskim, to możemy przyjąć, że chodzi o przypodobanie się wyborcom i zwrócenie się do konserwatywnego elektoratu? Wybory na Wyspach odbędą się w maju 2015 roku… – Nie, nie ma na to szans. Tamta polityka różnicy się od naszej tym, że jeśli tam się coś zapowiada, to wprowadza się to później w życie. Mało tego! Brytyjski premier ma teraz dobry klimat do wprowadzania tego typu reform, a na dodatek opozycja specjalnie nie protestuje. Wypowiada się w tej sprawie w dużo łagodniejszy sposób, ale oni też robią różnego rodzaju sondaże i wychodzi im, że ten temat faktycznie ma pozytywny wpływ na wyborców. – Jednak z badań i wyliczeń wynika, że imigranci z Unii Europejskiej oraz Norwegii, Islandii i Liechtensteinu wprowadzają do angielskiego budżetu o 34 procent więcej pieniędzy niż
wydaje na nich państwo. Zupełnie odwrotnie jest w przypadku rdzennych mieszkańców Wysp. – Pan używa języka racjonalnego, który jest mi bardzo bliski, natomiast w przypadku niezadowolenia społecznego związanego z bezrobociem i konkurencyjną gospodarką to tego obcego traktuje się jako zagrożenie dla Brytyjczyka, który ma
ZAMIAST SPOWIEDZI – Nikt o tym nie wspomina, ale Cameron już pod koniec grudnia powiedział, że otwarcie granic dla Polaków było wielkim błędem. Imigracja wprawdzie przynosi duże zyski, ale musi być kontrolowana, a podczas wcześniejszych rządów lewicowej Partii Pracy nie była. Tak jakby do tej pory na Wyspach panowała anarchia. – Brytyjczycy podjęli suwerenną decyzję o otwarciu rynku pracy. Byli wielkim beneficjentem, ponieważ łyknęli pierwszą falę emigracji zarobkowej z nowych krajów. Można powiedzieć, że ludzi kulturowo im
z Polski, to coś tu jest nie tak. Oferta nie może być tak formułowana, bo od razu pojawia się zagrożenie dumpingowymi wynagrodzeniami. – Tuż przed otwarciem brytyjskiego rynku pracy dla Bułgarów i Rumunów, czyli przed styczniem 2014 r., tamtejszy rząd wprowadził ograniczenia do pobierania świadczeń socjalnych i na przykład teraz imigranci z tych państw będą musieli znacznie dłużej na nie czekać. Bruksela mocno to skrytykowała, ale poza tym do tej pory nic nie zrobiła. – Procedura wygląda tak, że jeżeli zmienia się prawo krajowe
bliskich, dobrze wykwalifikowanych, którzy już przez prawie 10 lat osadzili się na Wyspach. To była polityczna decyzja Partii Pracy, a on dzisiaj próbuje lekceważyć te wszystkie pozytywy, które gospodarka brytyjska odniosła, i koncentrować się tylko na tych decyzjach, które są jakąś tam patologią, bo rzeczywiście ktoś, kto zarabia poniżej minimalnej płacy i godzi się na to, to jest to wbrew prawu. Tak nie powinno być, ponieważ likwiduje to konkurencyjność na rynku pracy. Dużo bliższe jest mi to, co mówi Partia Pracy, bo ona pokazuje mechanizmy, które trzeba eliminować, a nie zwraca się przeciwko całej populacji. – Lider Partii Pracy Ed Miliband może nie krytykuje Camerona, ale zauważalnie łagodzi jego słowa. Czy stanowczy sprzeciw Milibanda może mieć wpływ na decyzje konserwatystów? – Będzie z pewnością miał wpływ na wyborców. Ed Miliband podchodzi bardzo technicznie do tych problemów. Na przykład jeżeli istnieje biuro pośrednictwa pracy ukierunkowane tylko na tanią siłę roboczą
i pojawia się doniesienie, że ta zmiana jest sprzeczna z prawem europejskim, a tutaj mówimy o fundamentach, czyli o prawie do swobodnego przemieszczania się (tego dotyczy przecież traktat europejski, więc mocniejszego prawa nie ma), to następuje zwołanie komisji, która najpierw zwraca się do rządu z prośbą o wyjaśnienia, a jeśli są one niewystarczające, to zostaje jeszcze Trybunał w Luksemburgu, a tam już żarty się kończą. – Czy uważa Pan, że polska reakcja na słowa Camerona jest odpowiednia? Chodzi dokładnie o premiera Donalda Tuska, który miał stanowczo wyrazić swoje niezadowolenie wobec działań rządu brytyjskiego. – Po pierwsze, premier Tusk problem zlekceważył. Janusz Palikot swoją interpelację w sprawie zapowiedzi wprowadzenia przez rząd Wielkiej Brytanii ograniczeń w prawach imigrantów z Unii złożył na początku ubiegłego roku. Otrzymaliśmy wtedy odpowiedź z Ministerstwa Spraw Zagranicznych pod zbiorczym hasłem: chłopaki, nic się nie dzieje. Wszystko jest w porządku. Konsulaty pilnują interesów Polaków. Okazuje się jednak, że coś się dzieje, i to coś złego, więc to pierwszy przykład, że nasz rząd zachował się w tej sprawie zupełnie bez wyobraźni i należytej wiedzy. Natomiast to, co teraz robi, to nic innego jak zwykłe popisy. Porównałem komunikaty strony polskiej i brytyjskiej po dyskusji obu premierów. Wynika z nich, że przeprowadzono dwie różne rozmowy. Z komunikatu polskiego wynikało, że Cameron przyznał rację Tuskowi, a z brytyjskiego – że premier Wielkiej Brytanii nie wycofał się z żadnej ze swoich zapowiedzi. Na dodatek w tym samym czasie szef MSZ Radosław Sikorski bawi się na Twitterze. To są za poważne sprawy, żeby je traktować takimi amatorskimi metodami. Amatorszczyzna – inaczej tego nazwać nie można. Fakt wykonania telefonu nie załatwia żadnej sprawy.
Bitwa o Anglię
prawo głosu, i chodzi o to, aby ten głos oddał na Partię Konserwatywną Davida Camerona. Ten mechanizm jest bardzo wredny, ale stary jak polityka. – Wspominał Pan o równym traktowaniu. Czy Brytyjczycy, których dzieci mieszkają poza granicami Wysp albo na przykład uczą się we Francji, też będą mieli ograniczone prawa do świadczeń socjalnych? – Na tym właśnie polega absurd propozycji Camerona. On rzuca temat, wymienia Polaków i zapowiada wprowadzenie systemu, który by wyeliminował dostęp do tego typu zapomóg, co jest niezgodne z prawem. Co bowiem znaczy, że dziecko nie jest w Wielkiej Brytanii i ile ma spędzić w niej czasu, aby nabyć prawa do świadczeń. Kto to policzy? Nawet przy ich kontroli granicznej będzie to prawie niemożliwe. Do systemowego wprowadzenia nowych przepisów jeszcze daleko, ale samo korzystanie z tego typu argumentów przez ważnego premiera Unii Europejskiej jest czymś bardzo niebezpiecznym.
9
– Skoro jesteśmy przy telefonach. Prezes Jarosław Kaczyński podobno jako pierwszy zadzwonił do Davida Camerona i mocno go zrugał. – To jest działalność ku pokrzepieniu Prawa i Sprawiedliwości. Oni są umoczeni w koalicji z partią Camerona w Parlamencie Europejskim. Myśleli, że będą tylko splendory z tego powodu zbierać, a teraz mają kłopot, więc próbują krzyczeć metodą starego dowcipu, że u was biją Murzynów, bo premier Tusk razem z Angelą Merkel sprowadzają na Polskę jeszcze więcej nieszczęść. To jest niepoważne. Poza tym Downing Street nie mówi ani słowa o rozmowie z Kaczyńskim. – PO i PSL żądają, aby PiS wystąpił z koalicji z partią Camerona. – Mogą sobie żądać i deklarować, kto jest bardziej zasłużony w walce o polskie interesy. Polska dyplomacja w Unii Europejskiej ma sporo możliwości do inicjowania pewnych prawnych procedur, a jeśli to nie zadziała, to próżno czekać na efekty. Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii, którzy są poddawani tym szykanom, muszą mieć wsparcie ze strony Polski chociażby przez dostęp do prawników i fachowej konsultacji, tak żeby mogli bronić się w ramach obowiązującego prawa. – Wracając jeszcze na chwilę do PiS-u. Uważa Pan, że jeśli naprawdę zależy im na losie Polaków, to powinni wyjść z tej koalicji? – Uważam, że nie wyjdą. Ta cała frakcja konserwatystów jest zupełnie nieznaczącym elementem w Parlamencie Europejskim. Jest nieliczna. Poza poważną Partią Konserwatywną z Wielkiej Brytanii – bliską eurosceptycyzmu – zbiera ona różne niedobitki ze Słowacji czy Polski właśnie. – Partia Konserwatywna zapowiada, że jeśli wygra wybory w 2015 roku, to zrobi cięcia w wydatkach socjalnych sięgające nawet 25 mld funtów. Cięcia bez wątpienia dosięgną także polskich imigrantów. Z drugiej strony wydatki socjalne na Polaków kosztują Wielką Brytanię niecałe 3 mln funtów miesięcznie, a więc tak naprawdę bardzo niewiele. Dlaczego Cameron chce oszczędzać na Polakach, skoro – jak widać – te oszczędności nie będą zauważalne? – Rocznie do Wielkiej Brytanii dociera, w sposób legalny bądź nie, około 600 tysięcy imigrantów, czyli rocznie tyle, ile jest tam wszystkich Polaków. 13 procent mieszkańców Wysp to są imigranci, więc mówienie o Polakach w kontekście oszczędności to jest wielka farsa i Cameron doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale to, niestety, element gry wyborczej. Rozmawiał ARIEL KOWALCZYK
10
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
POD PARAGRAFEM
CO W PRAWIE PISZCZY
Zbrodnia miziania
Trasa szybkiego ruchu kosztuje tyle, ile autostrada. Zmieniają się co chwilę plany i koncepcje. Brak koordynacji i współpracy. Tak się buduje po polsku…
Zgoda buduje
Inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli sprawdzili, jak stołeczny Oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad radził sobie z planowaniem, wytyczeniem i budową tak zwanej Wschodniej Obwodnicy Warszawy w ramach drogi ekspresowej S17. Pod tą nazwą kryje się trasa Warszawa–przejście graniczne Hrebenne–Lwów, będąca częścią strategicznego korytarza transportowego łączącego Paryż i Berlin z Ukrainą. O potrzebie jej budowy mówili już naukowcy zajmujący się transportem na początku lat 80. XX w. Pierwszy kompleksowy szkic dokumentacji projektowej stołecznego odcinka trasy powstał w latach 1987–1988. W jego ramach drogowcy zlecili ekologom przeprowadzenie szczegółowej analizy kosztów przyrodniczych. Spisywano obszary leśne, liczono siedliska roślin, ptaków i zwierząt. Eksperci zalecili budowę drogi przez niezamieszkane peryferyjne dzielnice ówczesnego miasteczka Wesoła. Niestety, zadanie to przerosło możliwości większości ekip rządowych i zmieniających się co chwila szefów państwowych agencji od budowy dróg. Swoje dołożyli skłóceni samorządowi włodarze Warszawy i jej dzielnic – Zielonki i Ząbek. Nie informowali oni nikogo o swoich planach dotyczących budowy w rejonie obwodnicy lokalnych dróg i różnych podziemnych instalacji. Konsekwencje takich działań okazały się bardzo kosztowne. I tak przesunięcie na odcinku 250 metrów przebiegu jezdni przez zarządców stołecznego Rembertowa spowodowało konieczność pisania od nowa planów ponad 5-kilometrowego odcinka w Zielonce. Drobne zmiany zwiększyły koszty budowy obwodnicy z planowanych w 2004 roku niecałych 220 milionów do ponad 550 milionów w roku 2012.
Niestety, ta nauczka niczego drogowców nie nauczyła. Budują trasę po kawałku, pisze NIK, „próbując w jej trakcie uzgodnić dane dotyczące brakujących odcinków”. Niesie to ryzyko konieczności wprowadzania kolejnych kosztownych zmian. Zwiększa możliwość ewentualnej omyłki i na przykład ewentualność poprowadzenia trasy przez rejony objęte ekologicznymi zakazami budowy. Tak było w Zielonce. Drogowcy źle nałożyli na siebie odpowiednie mapy i drogę zaplanowali na terenie zwanym Strzebla Błotna. Jest on objęty unijnym programem Natura 2000. W położonym tam niewielkim zbiorniku przeciwpożarowym żyje jeden z najrzadszych gatunków ryby karpiowatej o nazwie strzebla błotna. Stwierdzono ją jedynie w 100 miejscach w Polsce. Na chaos w planowaniu i projektowaniu Wschodniej Obwodnicy Warszawy wpływ miało także nieumiejętne prowadzenie przez drogowców negocjacji z mieszkańcami osiedli, przez które miała ona przebiegać. W efekcie zwiększali ich niechęć do wszelkich dużych inwestycji. Rozbudzili także brak woli pogodzenia interesu prywatnego i publicznego. Temu ostatniemu zjawisku – zdaniem profesora psychologii społecznej Janusza Czapińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego – towarzyszy bardzo niski wskaźnik tak zwanego kapitału społecznego. Za to pojęcie – jak czytamy w podręczniku amerykańskiego socjologa Jamesa Colemana – „przyjmuje się zdolność lokalnych społeczności do sensownego pożytecznego współdziałania przynoszącego korzyść nie jednostkom, ale całej zbiorowości”. Jednym ze sposobów na wzmocnienie kapitału społecznego, w tym zaufania do państwa, jest przejrzystość działań urzędników oraz konsultowanie przez nich
z mieszkańcami wszelkich planów (od budżetu po projekty publicznych inwestycji – dróg, szpitali, szkół). Stawia na to UE. Zgodnie z jej wytycznymi wydanie pozwolenia na budowę drogi, linii kolejowej, lotniska czy zakładu przemysłowego winno być poprzedzone rozmową z osobami mieszkającymi lub prowadzącymi biznesy w ich sąsiedztwie. Zdaniem specjalistów, z którymi rozmawialiśmy, dobrze przeprowadzone konsultacje umożliwiają niemal bezkonfliktową budowę. Za przykład może posłużyć budowa miejskiej części Nowego Centrum Łodzi albo kampusu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza na poznańskim osiedlu Murasko. Nie można tego, niestety, powiedzieć o konsultacjach związanych z pracami nad Wschodnią Obwodnicą Warszawy. Drogowcy nie dysponowali wówczas animacją komputerową przebiegu trasy oraz prezentacjami zawierającymi takie dane jak przebieg planowanych skrzyżowań, węzłów oraz tuneli i wiaduktów. Nie byli także w stanie w sposób czytelny dla zwykłych mieszkańców przedstawić danych o planowanym natężeniu ruchu TIR-ów, hałasie, jaki mogą one generować, i sposobach jego tłumienia. Niepełne informacje zwiększyły frustrację mieszkańców – udało im się doprowadzić do uchylenia przez sąd administracyjny części najważniejszych pozwoleń i zezwoleń lokalizacyjnych, technicznych, budowlanych oraz środowiskowych dotyczących obwodnicy. W efekcie prace nad nimi muszą się zacząć od początku. Zgodnie z planami drogowców z początku XXI wieku budowa Wschodniej Obwodnicy Warszawy miała się zakończyć w… 2009 roku. MC
Do laski marszałkowskiej został złożony projekt ustawy o przeciw działaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym i o zmianie niek tórych innych ustaw autorstwa jak zwykle niezawodnych posłów „Soli darnej Polski”. Do reprezentowania wnioskodawców upoważniono „posła, Panią Beatę Kempa”, a samo to w sobie jest już jakimś potworkiem. Kempa się bowiem deklinuje, czy się to Kempie podoba, czy nie, nadto zaś – według dostępnych danych – jest Kempa kobietą, zatem też i „posłanką”, chyba że jej płeć została sądowo ustalona jako męska. Ponieważ nie ma posła mężczyzny o nazwisku „Beata Kemp”, pani marszałkini powinna zwrócić się do posłów wnioskodawców o wskazanie reprezentanta, gdyż nie wiadomo, kto miałby nim być. Ale sam projekt ustawy jest dużo smakowitszy niż osobliwe wskazanie posła-reprezentanta (posłanki-reprezentantki?). Projekt zakłada bowiem wprowadzenie jakiegoś szczególnego „rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym”, co jest jakimś absurdalnym zbytkiem, skoro funkcjonuje już krajowy rejestr karny i osoba zaciekawiona jego zawartością, a przy tym uprawniona do wglądnięcia w zawartość, może uzyskać informację z KRK. Ponadto sąd karny może orzec podanie wyroku do publicznej wiadomości, jeżeli uzna to za celowe, na podstawie art. 50 Kodeksu karnego, jak również praktyczne wykluczenie osób skazanych za przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności z rynku pracy i skazanie ich na śmierć głodową oraz poddanie ich bezterminowemu ograniczeniu wolności. Jeżeli chodzi o pomysł stworzenia specjalnego rejestru osób skazanych za przestępstwa „seksualne”, to sprowadza się on do wprowadzenia reguły publicznego dostępu do danych rejestru oraz do odwrócenia obecnego systemu upubliczniania danych o skazaniu za takie przestępstwo. Otóż obecnie upublicznienie danych osoby skazanej następuje na podstawie orzeczenia sądu. W przypadku wejścia w życie analizowanej ustawy, sąd mógłby zdecydować o odstąpieniu od umieszczenia danych w rejestrze. Posłowie zakładają więc, że ich wiedza i doświadczenie życiowe górują nad tymi, które cechują sędziów i oto w swej bezbrzeżnej mądrości to ustawodawca rozstrzygnie o obowiązku upubliczniania danych osoby skazanej (rejestr byłby dostępny nawet przez internet), bo przecież sędziowie głuptaski nie wiedzą, kiedy decydować o takim upublicznieniu. Jest to pokaz niebywałego wręcz tupetu grupy bezczelnych osób, które na skutek obiecywania wyborcom złotych gór i kłamliwego prezentowania się jako osoby godne zaufania bez jakiejkolwiek weryfikacji merytorycznej
otrzymały mandaty poselskie. Nie będę chyba odosobniony w poglądzie, że jednak większe zaufanie należy pokładać w sędziach – poddanych wieloletniemu szkoleniu i weryfikacji pod względem przestrzegania zasad etyki – niż w politykach, których (traktując tę grupę en bloc i uśredniając) nieuctwo, nieudolność, bezczelność, głupota i chamstwo są wręcz legendarne. Nie ma drugiej tak zdegenerowanej grupy ludzi jak właśnie politycy, w tym ich crème de la crème, czyli „wybrańcy narodu”. Kolejny pomysł wskazujący na niesłychaną beztroskę i nieuctwo autorów to wprowadzenie – obowiązującego aż do usunięcia danych o skazaniu z rejestru – ograniczenia wolności osoby skazanej za przestępstwo „seksualne”, polegającego na zobowiązaniu jej do „zgłaszania każdorazowej zmiany miejsca pobytu poza stałym miejscem zamieszkania, najpóźniej w trzecim dniu tego pobytu w komendzie powiatowej (miejskiej) bądź rejonowej Policji, właściwej ze względu na miejsce tego pobytu”. W praktyce oznaczałoby to, że osoba taka musiałaby, w wielu przypadkach bezterminowo (np. w przypadku przestępstwa na szkodę małoletniego pokrzywdzonego), być poddana dodatkowej sankcji, polegającej na obowiązku nieustannego meldowania zmiany pobytu w razie każdego wyjazdu trwającego powyżej 2 dni. Głupota tego pomysłu polega przede wszystkim na jego całkowitej nieproporcjonalności. Jeśli bowiem zamiarem autorów była ochrona przed przestępstwami „seksualnymi”, to – ujmijmy to prosto, aby politycy mogli zrozumieć – seks trwa zwykle krócej niż 2 dni z rzędu i nie wymaga kosztowych eskapad. Nie wiadomo więc czemu, poza uprzykrzeniem życia skazanym, miałby służyć ten idiotyczny pomysł? Absolutnie bezcenny jest natomiast projektowany art. 11 ustawy o fizycznej eksterminacji osób skazanych za przestępstwa „seksualne” (w tym np. przestępstwo usiłowania uzyskania możliwości pocałowania ręki osoby podwładnej, art. 199 par. 1 kk, jak również przestępstwo delikatnego jeżdżenia fretką po gołym ciele na filmiku zamieszczonym w internecie, art. 202 par. 3 kk, bo i te czyny zaliczono do zasługujących na eksterminację ich sprawców), zgodnie z którym „wykonywanie zawodu lub podejmowanie zajęcia, które łączy się z możliwością kontaktu z małoletnimi, może być powierzone wyłącznie osobie, której dane nie zostały zamieszczone w rejestrze, niezależnie od spełnienia (przez nią) wymagań określonych w odrębnych przepisach”. Po pierwsze, powstaje pytanie, co ma jeżdżenie fretką po gołym ciele albo udział w inscenizacji „Szału” Podkowińskiego (goła pani na koniu – dla przypomnienia – to również „pornografia z wykorzystaniem
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r. zwierzęcia”) do pracy z małoletnimi? To kolejny moment w tym projekcie, kiedy nie wiemy, o co właściwie autorowi chodziło. A właściwie to wiemy – chodziło o wylansowanie się na tragedii osób zgwałconych i poddanych czynom pedofilskim w wykonaniu (najczęściej) kleru. Po drugie, możliwość kontaktu z małoletnimi istnieje wszędzie – szczyle szwendają się bowiem po sklepach, fabrykach (wycieczki!), Sejmie, Senacie, kościołach, biurach (zawsze któryś pracownik może się przecież pojawić z bachorem), a nawet w klubach go-go (niestety, w dyskotece może się pojawić jakiś napalony nastolatek w wieku lat 17, przeoczony przez ochroniarzy). Projektowany przepis w praktyce oznacza więc, że osoby umieszczone w rejestrze (np. aktorka skazana za udział w inscenizacji „Szału uniesień” Podkowińskiego albo poseł na Sejm, który w nawale „pracy” zapomniał sprzątnąć świerszczyk z półki pod tylną szybą samochodu i „udostępnił treść pornograficzną małoletniemu poniżej lat 15”, działając w zamiarze ewentualnym) zostałyby skazane na śmierć głodową. Przyznam, że nawet wieloletnie obcowanie z pomysłami pozbawionych jakichkolwiek śladów humanitaryzmu posłów prawicy nie przygotowało mnie na odbiór tak debilnego i haniebnego pomysłu. Zwieńczeniem tego tortu głupoty jest wisienka w postaci zobligowania wszystkich polskich pracodawców do nieustannego przeglądania rejestru skazanych za zabawę fretką, w ten sposób, że wykroczeniem byłoby dopuszczenie do wykonywania zawodu lub podejmowania zajęcia łączącego się z możliwością kontaktu z małoletnimi przez osobę umieszczoną w rejestrze. Oznacza to, że pracodawca musiałby pół życia spędzić na nieustającym napawaniu się widokiem skazanych za mizianie fretką, bo przecież pracodawca musiałby kontrolować pod kątem obecności w rejestrze nie tylko rekrutowanych do pracy, ale również tych już zatrudnionych – w przeciwnym razie ryzykowałby grzywnę. A teraz kilka słów podsumowania. Można sobie wyobrazić, że ktoś odczuwa podniecenie związane z napawaniem się widokiem osób skazanych – taki afekt można by określić mianem criminophilia. Można też sobie wyobrazić, że ktoś marzy o tym, aby osoba skazana za seksowne mizianie się żywą fretką przez internet zdechła z głodu. Można też sobie imaginować, że ktoś uważa, iż podstawowym polskim problemem nie jest brak pracy, bieda, naruszanie praw człowieka, dyskryminacja czy też zniszczone środowisko naturalne, lecz to, że ktoś skazany za zostawienie świerszczyka za tylną szybą samochodu zbliży się do małoletniego poniżej 15 roku życia. Cóż, postaci uszkodzenia centralnego układu nerwowego jest wiele. Ale nie sposób sobie wyobrazić, że wszystkie dotknięte powyższymi schorzeniami osoby są posłami na Sejm. Nawet ćwierć wieku naszej demokracji nie zdążyło nas oswoić z taką myślą. JERZY DOLNICKI
A TO POLSKA WŁAŚNIE
11
W
Kielcach odbyła się debata zorganizowana przez Twój Ruch. Temat: Czy Polska ma szansę na bycie świeckim państwem? W spotkaniu wzięło udział wiele znanych osób, a gościem specjalnym był Janusz Palikot. Dyskutowano o znaczeniu świeckości państwa, o tym, czy bycie religijnym przynosi więcej szkody, czy pożytku, i o tym, jak rozwijają się państwa, w których religie nie odgrywają dominującej roli. – Trwa niesamowita kontrofensywa Kościoła katolickiego, który chce utrzymać swoje wpływy w Polsce – mówił Janusz Palikot, przewodniczący Twojego Ruchu. – Posunięcia Kościoła wzbudzają coraz większy sprzeciw. Zamiast wydać nakaz aresztowania dla arcybiskupa pedofila Józefa Wesołowskiego, byłego nuncjusza w Dominikanie, ukryto go w Watykanie i będzie bezkarny. W tym samym czasie wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski wydał wywiad rzekę z warszawsko-praskim biskupem Henrykiem Hoserem zatytułowany „Bóg jest większy”. Trzeba bić na alarm, bo Kościół zawłaszcza Polskę, a jego lojalność skierowana jest wyłącznie w stronę Rzymu. To jest Kościół rzymski, nie polski.
Świeckość po polsku
Roman Kotliński, poseł Twojego Ruchu, redaktor naczelny „FiM”, dodał, że Kościół katolicki jest najbogatszą instytucją w kraju i nie potrzebuje wsparcia w postaci datków zbieranych podczas kolędy. – Księża, zamiast szerzyć miłość i pokój, wzniecają jedynie podziały i różnice społeczne – podkreślał. – Moi rodzice byli zagorzałymi katolikami i swego czasu wiele lat temu czuli się bardzo pokrzywdzeni z tego powodu, że ich sąsiadami byli świadkowie Jehowy. – Księża wmówili im, że to klątwa, a potem okazało się, że to bardzo poczciwi, życzliwi ludzie, i przyjaźnią się ze sobą do dziś. Jan Hartman podkreślił, że instytucja Kościoła jest skostniała i dogmatyczna. – Sam Kościół wpłynął na to, że jesteśmy państwem wyznaniowym; mamy parodię i karykaturę świeckości. Feministka i dziennikarka Kazimiera Szczuka potwierdziła, że Kościół rzymskokatolicki zawłaszczył już całą przestrzeń publiczną. – Mnie nie chodzi o to, aby Polacy stali się niewierzący, tylko żeby religia u nas wróciła do sfery sacrum, na właściwe miejsce – mówiła. – To,
w co kto wierzy, powinno być sprawą wyłącznie osobistą. Nie ma żadnej sprzeczności w tym, żeby katoliczka była feministką, tylko Kościół nie może wpływać na prawo i na sferę seksualną. Mówi się, że nawet pocałunek zmysłowy to jest grzech śmiertelny… Nie dajmy się zwariować! – Religijność może wyzwalać dobre cechy, gościnność, uczciwość, wytrwałość, tylko chodzi o to, żeby pozostała wyłącznie w sferze duchowej, tak jak to jest w innych cywilizowanych krajach – tłumaczył Armand Ryfiński, poseł Twojego Ruchu. – Ale najczęściej religia jest szkodliwa społecznie, wpływa na sposób myślenia. Religie uczą, że jak się modlimy i przestrzegamy reguł, to jesteśmy lepsi od innych. Uczą pogardy dla innowierców i wobec kobiety. Religia często uniemożliwia racjonalne, logiczne rozumowanie, bo człowiek wierzący zatraca zdolność precyzyjnego myślenia i ciągle się
czegoś boi – podkreślał. – Dogmatom stworzonym przez ludzi nadaje się nieuzasadniony pierwiastek boskości, wmawia się ludziom, że możliwa jest teleportacja, lewitowanie. Religie są ekspansywne, jest w nich eskalacja nakazów, zakazów i dyskryminacji. Małgorzata Marenin, przewodnicząca świętokrzyskich struktur Twojego Ruchu – znana ostatnio z akcji „Kupon dla księdza” – oświadczyła, że nie walczy z wiarą, bo – jak twierdzi – z nią nie można wygrać. W naturze ludzkiej leży to, że każdy zadaje sobie pytanie o sens naszego życia, po co jesteśmy na ziemi, co nas czeka po śmierci. Sama jest katoliczką... – Ale jak ktoś ma „prawdziwą wiarę”, to powinien być gościnny, etyczny, uczciwy, a katolicy często takimi nie są. Księża manipulują umysłami ludzi i dzieci. Mój kilkuletni syn po przyjściu z religii spytał mnie, czy ma dwie matki – Matkę Boską i mnie. Ponadto Krk powinien przede wszystkim rozliczyć się z pieniędzy – nie może być pasożytem państwa. W Kielcach będzie budowany pomnik za 200 tysięcy złotych dla mało znanego księdza, w Warszawie kolejny pomnik Wojtyły za tę samą cenę, a nie ma środków dla potrzebujących, bezdomnych, którym Caritas daje spleśniały chleb. Dorota Wójcik, prezes Fundacji „Wolność od Religii”, powiedziała, że w naszym kraju często dochodzi do absurdów. – W jednej z lubelskich podstawówek ustanowiono regulamin, że w ramach kulturalnego spożywania posiłków musi odbyć się modlitwa – relacjonowała. – Modlitwa stała się więc elementem kultury osobistej. MAJKA KALINA PS Podsumowanie debaty autorstwa Janusza Palikota można znaleźć na str. 26 tego wydania „FiM”.
12
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Czy ksiądz katolicki z niewielkiej miejscowości pod Łodzią truje jej mieszkańców? Ksawerów to miejscowość w województwie łódzkim. Jeden kościół, jeden cmentarz parafialny i niepodzielnie rządzący proboszcz, któremu niektórzy mieszkańcy zarzucaja sukcesywne zatruwanie wody w studniach. Ich zdaniem ks. Stanisław Bracha (na zdjęciu), aby zminimalizować koszty, nielegalnie odprowadza wodę z zarządzanej przez siebie nekropolii. – W latach 80. robiłem meliorację na tym cmentarzu i doskonale wiem, jak wyglądają instalacje. Po zmianach, jakie wprowadził proboszcz, cała woda z cmentarza, a więc i taka podmywająca ciała złożone w trumnach, spływa do miejscowych studni. Kiedy moja firma robiła meliorację, sanepid kategorycznie wówczas zabronił robić nam to, na co dziś pozwolił sobie proboszcz. Już 30 lat temu było wiadomo, że wpuszczanie wody z grobów do studni może powodować skażenie epidemiologiczne – mówi nam jeden z mieszkańców Ksawerowa. Ksiądz Bracha zarzutami się nie przejmuje i twierdzi, że nie zrobił nic nielegalnego. Tylko dlaczego w takim razie przebudował sprawnie działającą zabudowę melioracyjną?
Nasz rozmówca nie ma wątpliwości: – Chodzi wyłącznie o pieniądze. Rozmaite firmy budowlane zwoziły ziemię wykopaną z budów na niezagospodarowany teren koło cmentarza. Robiły to, bo ksiądz brał za tę usługę mniej pieniędzy niż wysypiska, a poza tym dla pobliskich zakładów łatwiej i taniej jest przewieźć wykopaną ziemię kilka zamiast kilkadziesiąt lub kilkaset kilometrów dalej. Przez ten szemrany interes zmieniło się ukształtowanie terenu i groby są teraz w niewielkiej depresji w stosunku do okolicznych pól, więc woda zaczęła spływać na cmentarz. Proboszcz musiał coś z tym zrobić. Pod ziemią znajdują się tzw. pokłady wodonośne wyglądające jak małe rzeczki, które w momencie przerwania tryskają do góry. Ksiądz Bracha odwrócił działanie studni i w przerwanym miejscu – zamiast pobierać wodę – zaczął wpompowywać ścieki z cmentarza, które płynąc dalej wspomnianymi rzeczkami, zatruwają studnie w gminie. Kiedy nasz rozmówca wykrył samowolkę budowlaną na jedynym cmentarzu w niespełna 8-tysięcznym Ksawerowie, ks. Bracha natychmiast zaczął pisać donosy na niego i jego syna. W liście do wójta nazywa ich bałaganiarzami, których działalność doprowadziła rzekomo do śmiertelnego wypadku w gminie. Poza tym duchowny doniósł, że jego krytyk „prześladuje nawet zmarłych na
Premier Tusk zrobił na początku roku to, co wychodzi mu najlepiej i najbardziej przekonująco. Naobiecywał. W minionym roku słyszałem świetne, slangowe określenie pracy na umowie śmieciowej – „siedzieć na śmieciu”. To sformułowanie oddaje nie tylko charakter tego rodzaju pracy, ale także stan ducha młodego pokolenia. Zwrot ten wyraża może nawet jeszcze więcej – całą naszą sytuację społeczno-gospodarczą. Bo czy to nie jest tak, że cały system panujący w Polsce „siedzi na śmieciu”? Śmieciowe są zwykle inwestycje kreujące śmieciowe miejsca pracy na taśmach przy składaniu wyrobów wymyślonych za granicą. Liczne krajowe miejsca zatrudnienia dają tylko śmieciowe płace, po których czeka – większość z nas – jeszcze bardziej śmieciowa emerytura. Spora część społeczeństwa przeżyje całe życie w śmieciowych mieszkaniach – latami kątem u teściów, a potem w jakimś lokum odziedziczonym po babci. Śmieciowy będzie również wypoczynek głównie przed telewizorem, zdezelowany samochód przytargany z Niemiec, lumpeksowe ciuchy i tanie parówki na talerzu. I nawet emigracja też bywa zwykle śmieciowa – na przysłowiowy zmywak lub do innych prac za płacę bliską stawce minimalnej. W śmieciowym kraju także ludzi – zwłaszcza tych najsłabszych – traktuje się jak odpady. Wyrzuca na ulicę, składuje w kontenerach, gdzieś na peryferiach, działkach, poddaszach, w piwnicach. W skrajnym wypadku, gdy jeszcze nie urośli i nie przeżyli – w beczkach lub pod gruzem.
Fot. Archidiecezja Łódzka
Woda niepoświęcona
zasypana, ponieważ „na głębokości 11 metrów nie stwierdzono istnienia wody”. Jednak w tym samym dokumencie Nadzór Budowlany przyznał, że był w stanie sprawdzić tylko jedną ze studni, ponieważ cmentarne alejki zostały wyłożone kostką, przez którą pozostałych studni nie było widać. Tyle tylko, że zawiadomienia o nielegalnej melioracji i budowie studni zostały wysłane do obu instytucji w lipcu, a do kontroli doszło dopiero 2 miesiące później, więc proboszcz miał mnóstwo czasu na ukrycie śladów. Z naszych informacji wynika, że studnia została faktycznie zasypana, ale nie gliną, jak to się powszechnie robi, tylko kamiennym kruszywem. Od początku nie miała służyć do wydobywania wody, tylko do jej przyjmowania, więc kamienie zupełnie w tym nie przeszkadzają. Do chwili oddania numeru do druku nie udało się nam skontaktować z proboszczem Brachą, ale z rozmów z mieszkańcami Ksawerowa wiemy, że całkowicie odpiera wszystkie zarzuty. Sprawę skierowaliśmy do sanepidu z prośbą o ponowną, ale możliwie wnikliwą i rygorystyczną kontrolę wody, którą spożywa w tym rejonie mnóstwo osób. ARIEL KOWALCZYK
cmentarzu, nie pozwalając im na spokojne spoczywanie”. Wójt Ksawerowa Adam Topolski podobno wyrzucił to pismo do kosza, ale niewykluczone, że pojawią się kolejne donosy, bowiem ks. Bracha nie lubi, jak mu się podskakuje, o czym przekonywali nas mieszkańcy gminy. W łódzkim Kościele jest bardzo szanowaną osobistością, wicedziekanem dekanatu łódzkiego, byłym misjonarzem wysłanym w latach 80. do Argentyny przez Jana Pawła II. Był tam prawą ręką bpa Antonia Baseotta, wielokrotnie oskarżanego o antysemityzm, zażywanie narkotyków, a także udział w morderstwie studentki, która miała być przypadkowym świadkiem spotkania bpa Baseotta z handlarzami narkotyków. Tak szerokie znajomości dają ks. Brasze status osoby nietykalnej. – Złapałem go na przestępstwie, ale ludzie traktują go tu jak Boga i nic nie mogę z tym zrobić. Boją się, więc jestem z tym wszystkim praktycznie
Niestety, śmieciowy system – półperyferyjny kapitalizm – pozostawiony sam sobie może wyprodukować przede wszystkim śmieci, czyli to, czym sam jest. Robi to, co leży w jego naturze. Zacytujmy klasyka naszego kapitalizmu: „Nie da się zrobić z szamba perfumerii”. Jednak nawet z szamba jest wyjście! Może się stać częścią instalacji produkującej biogaz, czyli odnawialną energię – ekologiczną, modną i tanią, choć już bynajmniej nie śmieciową. Przeciwnie – pierwszoligową.
sam, choć wiem, że po cichu mnie wspierają – mówi nasz rozmówca. Kiedy zarzuty o zatruwaniu studni wyszły na jaw, sprawą zajął się Inspektorat Sanitarny. W dokumencie pokontrolnym sanepidu stoi, że pobrana próbka wody „z uwagi na stwierdzenie przekroczonej liczby bakterii coli” nie nadaje się do picia na surowo. Jeżeli ktokolwiek chciałby ją spożywać, musi ją najpierw przegotować, ponieważ w innym wypadku może się poważnie zatruć. W tym samym piśmie czytamy jednak, że sanepid „nie stwierdził istnienia studni, do której miały być odprowadzane wody z melioracji cmentarza”. Do innego wniosku doszedł Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, który wspomnianą studnię zauważył, ale dał wiarę słowom księdza i stwierdził, że została
dobre parametry gospodarki, a nie rozwiązywanie prawdziwych potrzeb większości ludzi. Pamiętajmy, że w Europie jedne z najlepszych parametrów ekonomicznych ma Bułgaria – zrewoltowany, wyludniony kraj, z którego ucieka kto tylko może. Donald Tusk na szczęście proponuje ograniczenie najbardziej szkodliwych aspektów – tzw. umów śmieciowych. Tych samych, które kilka lat temu reklamowano jako lek na bezrobocie. Tymczasem bezrobocie mamy najwyższe od
Donald ze Śmieciolandu Pomysły rządu zgrabnie przedstawione ostatnio przez premiera wydają się do pewnego stopnia iść w dobrym kierunku. Brakuje w nich jednak dwóch podstawowych rzeczy: rzeczywistej diagnozy naszej sytuacji i skupienia uwagi na ludziach i ich potrzebach jako celu polityki gospodarczo-społecznej. Zamiast tego premier bajał coś o tym, że wkrótce „będziemy wśród 20 najbogatszych państw świata”. Ależ wśród nich są już m.in. Indie! Czy coś niesamowicie dobrego wynika z tego dla setek milionów mieszkańców tego kraju? Bo w rankingu, o którym wspomina Tusk, chodzi nie o poziom życia ludzi, ale o produkcję gospodarczą całego kraju. W Polsce celem istnienia systemu są
8 lat. I to bez recesji! Na razie premier chce składkować umowy cywilnoprawne: umowy-zlecenia, a częściowo także umowy o dzieło. To nie tylko zmieni sytuację emerytalną osób tak zatrudnionych, ale skieruje spory strumień pieniędzy z powrotem do ZUS. Sensownym pomysłem jest oczywiście wypełnianie PIT-u przez urzędy skarbowe. Przecież to one mają wszelkie dane, aby to zrobić! Nie bardzo rozumiem jednak sens innego pomysłu – wyróżniania tzw. dużych rodzin (od trójki dzieci wzwyż). Jest to niewątpliwie ukłon w stronę środowisk katolickich. Tymczasem potrzeba po prostu porządnej polityki społecznej dla wszystkich rodzin. Promowanie
wielodzietności nie jest rozumne, zwłaszcza w Polsce, gdzie duża rodzina to na ogół biedna rodzina. I karnet na tańszy autobus niewiele tu zmieni. Walka z bezrobociem w zapowiedziach rządu nie wygląda przekonująco. W Polsce brakuje dramatycznie pieniędzy na mądre, prorozwojowe inwestycje. O czym nie przestaje mówić zresztą Twój Ruch. Tymczasem rząd chce głównie rozdawać bezrobotnym „bony migracyjne” lub dotować pierwszą pracę. Tyle tylko, że bez proeksportowych nowych firm nic nie wyjdzie z walki z bezrobociem, bo ileż można otwierać w dawnej miejscowości zakładów fryzjerskich lub nowych kwiaciarni za indywidualne dotacje dla bezrobotnych? Nieco tajemniczy jest też program budowy mieszkań pod wynajem. W Polsce brakuje mieszkań, ale ten brak ma charakter względny. Brakuje tanich, ogólnodostępnych lokali. Czy takie będą mieszkania Tuska sfinansowane przez środki publiczne? Rodzą się tu spore wątpliwości, bo przecież można sobie wyobrazić, że mieszkania zostaną wybudowane i będą stały puste. Ludzi najbardziej dotkniętych „głodem mieszkaniowym” nie będzie stać na wynajem po cenach rynkowych. Ale czy PO, zwana też czasem „partią deweloperów”, jest w stanie ten problem zauważyć i rozwiązać? No i czy Tusk chce naprawdę coś zmienić, czy to tylko początek kampanii wyborczej do europarlamentu? MAREK KRAK
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
STREFA LAICKIEGO RODZICA
RODZINA NIEWIARĄ SILNA
Katoprzedszkole Nie ma dzieci muzułmańskich – są tylko dzieci rodziców wyznających islam! Dziecko jest za młode, by wiedzieć, czy jest muzułmaninem, czy nie. I nie ma też katolickich dzieci. Richard Dawkins
Po rewolucji, której na imię „przedszkole za złotówkę”, nastąpił wielki zamęt. Placówki mają zapewniać dzieciom zajęcia w tak zwanym własnym zakresie. Najlepiej więc, aby pani przedszkolanka potrafiła poprowadzić rytmikę, angielski, no i miała jeszcze logopedyczne zacięcie. Jeśli więc trafi się kreatywny dyrektor, który dodatkowo dostanie wsparcie od przebojowych rodziców, znajdą się też ciekawe zajęcia. Wszystkim innym pozostaje cieszyć się z lekcji religii. Na nią pieniędzy nie brakuje (lekcje finansowane są z subwencji oświatowej oraz dochodów własnych samorządu), choć wielu rodziców dużo
bardziej wolałoby, aby ich pociechy regularnie przyswajały sobie język obcy zamiast kościelnego. Wszak wiadomo, że umysł kilkulatka tak
LISTY DO STREFY
O Świętym Mikołaju
Mamy z partnerem dwóch synów w wieku przedszkolnym. Od wiary i kościelnych „czarów-marów” trzymamy się z daleka. Nasze dzieci wierzą w Mikołaja, który jest dla nich postacią magiczną, podobnie jak wielu baśniowych bohaterów. Mikołaj wrósł już tak w tradycję, że właściwie ma niewiele wspólnego z religią. Myślę, że pozbawienie ich dziecinnej wiary w cuda, magię i rzeczy niemożliwe byłoby barbarzyństwem. Pozwalając synom na wiarę w istnienie Mikołaja spełniającego marzenia, nie mam poczucia, że postępuję wbrew swoim przekonaniom. Kiedyś tę wiarę utracą sami i będzie to jeden z kroków w stronę dorosłości. Na razie mogę się tylko cieszyć, kiedy patrzę, jak z wypiekami na buziach słuchają kolejnej historii, która zrodzona w krainie fantazji pozwala im odbywać następną magiczną podróż do źródeł dziecinnego świata, w którym pierwiastek baśniowy jest niezbędny. Mikołaj doskonale wpisuje się w ten scenariusz. Przed mikołajowymi wizytami padło pytanie, kto to jest święty. Wystarczyło wyjaśnienie, że święty to po prostu dobry człowiek, który dzieli się z innymi tym, co posiada. Na dalsze zgłębianie zagadnień świętości zapewne przyjdzie czas. Dorota
Lekcja religii
Religia jako przedmiot nieobowiązkowy (!) znajduje się w przedszkolach. Mój 3-latek jest dzieckiem dość trudno adaptującym się, a jedyną opcją nieuczęszczania na ów nieobowiązkowy przedmiot, który odbywa się w dofinansowanych godzinach, jest wyprowadzenie dziecka na czas trwania do innej sali, grupy i pani. W związku z tym, aby nie przysparzać dziecku dodatkowych stresów związanych z nowym miejscem, poprosiłam nauczycielkę, aby mój syn nie brał udziału w religii jako takiej; żeby pozostał w klasie, tylko żeby znaleziono mu inne zajęcie. Mimo że w domu nie ma żadnej styczności z religią, to sam fakt, że słuchał, wystarczył. Otóż dzisiaj mój synek zaczął mówić modlitwę. Co mnie najbardziej uderzyło, dla niego był to po prostu wierszyk, taki sam jak wiele innych, których nauczył się w przedszkolu. Po prostu zwykłe powtarzanie, bez wiedzy, o co w tym chodzi. Próbowałam z nim rozmawiać, że boga nie ma, ale on wyraźnie nie rozumiał, o czym mówię. Jak porozmawiać z 3,5-letnim dzieckiem o tym, że boga nie ma, że religia to wymysł dorosłych? Chciałabym, żeby zrozumiał albo chociaż miał świadomość, że mama mówiła, że jest inaczej, niż mówi katechetka w przedszkolu. Ela
samo intensywnie chłonie religijne formułki, jak i obcojęzyczne słówka. Problem rodziców, którzy nie chcą swoich małych dzieci posyłać na katechezę, jest także taki, że one i tak zazwyczaj na religię chodzą! Bo zwyczajnie nie ma co z nimi zrobić. – Moja córka była w ostatniej grupie, gdy zaczęła uczestniczyć w lekcjach religii. Kiedy stwierdziła, że nie chce, bo to nudy, a ja poszłam, żeby to zgłosić dyrekcji, okazało się, że uczestniczyć nie musi, ale siedzieć w klasie – owszem. Powód prosty – nie ma się nią kto zająć – opowiada Katarzyna. W takich sytuacjach padają zazwyczaj argumenty o nieszkodliwości. Słyszymy, że dla malucha odśpiewanie kilku piosenek albo malowanie Jezuska to nie jest żadna ujma na honorze albo – chyba najbardziej popularne – „nic mu się nie stanie”. Tymczasem obowiązująca w przedszkolu od 2010 r. podstawa programowa nauczania religii w przedszkolach mówi jasno, że „w procesie wychowania
inspirowanego wiarą należy wskazać dziecku na Boga obecnego, bliskiego, troszczącego się o człowieka, pełnego miłości do ludzi. Dziecko w wieku przedszkolnym potrzebuje odkrywać miłość Boga w kontaktach z bliskimi mu osobami: rodzicami, opiekunami, dziadkami, rodzeństwem, wychowawcami, katechetami. W inicjowanych procesach wychowania w duchu wiary należy pomóc małemu dziecku, by umiało spotkać Boga w konkretnych wydarzeniach i ludziach ze swego otoczenia, a następnie wyraziło to doświadczenie przed Bogiem w modlitwie” (więcej na temat podstawy programowej do nauczania religii kilkulatków – za dwa tygodnie w Strefie). Jest i druga strona medalu. – No bo jak w praktyce uczy się dzieci równości, kiedy to Jasio musi wyjść i przerwać obowiązkowe zajęcia, by umożliwić pozostałym uczenie się religii? – zastanawia się Justyna, założycielka strony stop-dyskryminacji.blogspot.com.
Pamiętajcie – jeśli nie chcecie posyłać dzieci na religię, nie musicie składać na ten temat żadnych deklaracji! W przedszkolu (podobnie jak w szkołach) zajęcia z katechezy powinny być organizowane na wyraźną prośbę rodziców. Gdyby ktoś przekonywał, że jest inaczej, możecie posłużyć się najnowszym wystąpieniem Rzecznika Praw Obywatelskich. Zwrócił on bowiem uwagę MEN, że wymaganie od rodziców pisemnych oświadczeń, iż przedszkolak bądź uczeń nie będzie uczestniczył w lekcjach religii, narusza obowiązujące prawo. „Domaganie się od rodziców, by składali oświadczenie, iż ich dziecko nie będzie uczestniczyć w lekcjach religii, może być odebrane jako forma dyskryminacji ze względu na przekonania religijne bądź bezwyznaniowość. Może być także uznane za naruszenie Konstytucji, która w przepisie art. 53 ust. 7 stanowi, iż nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawniania swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznaniowych” – zauważył RPO i zobligował MEN do poinformowania dyrekcji placówek na temat konieczności stosowania przepisów.
13
Drodzy Czytelnicy, dziękuję za wszystkie listy. Cieszę się, że wymieniacie się poglądami i doświadczeniami w kwestii wychowywania waszych pociech bez religii, i zachęcam do dalszej inspirującej korespondencji. Piszcie na
[email protected] bądź na adres redakcji z dopiskiem: „Strefa Laickiego Rodzica”. Tym fenomenem Fundacja Wolność od Religii w ramach społecznej kampanii na rzecz zapewnienia przestrzegania w Polsce prawa oświatowego usiłowała zainteresować Ministerstwo Edukacji Narodowej. „Niektóre publiczne placówki wprowadziły system segregacji dzieci w wieku przedszkolnym w oparciu o kryterium przynależności lub braku przynależności ich rodziców do Kościoła katolickiego” – czytamy w liście, jaki Dorota Wójcik, prezes Fundacji, wysłała do MEN. Ministerstwo nie wykazuje empatii: „Decyzja dotycząca wskazania konkretnego czasu, w którym odbywać się będzie nauka religii, należy do dyrektora przedszkola. Jeśli zajęcia z religii umieszczone są w ramach 5 godzin przewidzianych na zapewnienie bezpłatnego nauczania dzieci, które nie uczestniczą w tych zajęciach, realizują z udziałem wychowawcy lub pod jego opieką program wychowania przedszkolnego”. A jak to „realizowanie” wygląda w praktyce, opisują rodzice w listach do Fundacji: Moja 3-letnia córka zaczęła w tym roku chodzić do publicznego przedszkola w (...). Od razu na początku otrzymałem od Dyrektor przedszkola pytanie, czy wyrażam zgodę na uczestnictwo córki w zajęciach z religii. Powiedziałem, że takiej zgody nie wyrażam, a ponieważ podany mi przez Dyrektorkę do podpisania dokument takiej opcji nie przewidywał, musiałem po nim kreślić i pisać od początku, żeby zadeklarować brak zgody. W efekcie moja córka i tak bierze udział w tych zajęciach, wraca do domu i opowiada o tym, jak uczono ją składać ręce, modlić się i śpiewać całą masę religijnych piosenek. Mój synek wraz z czwórką innych dzieci jest na liście osób nieuczestniczących w zajęciach z religii w przedszkolu. Kiedy zapytałam wychowawczynię, co się dzieje z moim dzieckiem w czasie odbywających się zajęć, usłyszałam, że dzieci siedzą w tej samej sali, tyle że z boku przy stoliku, kolorują bądź bawią się. Reszta dzieci uczestniczących w zajęciach siedzi z panią katechetką na dywanie. Nie ma też w przedszkolu wolnych pomieszczeń, gdzie mogłoby się spędzić ten czas zajęć. Wczoraj mój syn wrócił z przedszkola i śpiewał w domu kościelną piosenkę... Przecież nie jest na religię zapisany! A jednak uczestniczy w zajęciach. Ręce mi opadają, czuję się bezsilna. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
14
Hanna Suchocka
Ś
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
NASI OKUPANCI
wiadczą o tym prowadzone przez niego od wiosny 2012 r. rozmowy z Konferencją Episkopatu Polski w sprawie zastąpienia Funduszu Kościelnego odpisem podatkowym w podatku PIT. Rzecz w tym, że 11 października 1991 r. fundusz ów wygasł w wyniku przyjęcia przez Sejm RP X kadencji (na wniosek ówczesnego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego, dzisiaj przewodniczącego Rady Gospodarczej przy premierze Tusku) poprawki do ustawy z 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego. Na mocy tej zmiany Kościół odzyskał dodatkowe 89 tysięcy hektarów ziemi ponad to, co przewidziała wspomniana ustawa. Terenami tymi zarządzał specjalny rządowy fundusz powołany na mocy ustawy z dnia 20 marca 1950 roku o przejęciu dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych oraz o utworzeniu Funduszu Kościelnego. Wbrew temu, co twierdzą klerykalni historycy, Episkopat nie był zaskoczony przyjęciem ustawy przejmującej kościelne majątki. Jej zapowiedź znalazła się już w dekrecie PKWN z 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej. Zgodnie z nim „o położeniu prawnym nieruchomości ziemskich, należących do Kościoła katolickiego lub gmin wyznaniowych innych wyznań, orzeknie Sejm Ustawodawczy”. Co ciekawe, pierwsze projekty nacjonalizacji dużych gospodarstw kościelnych przedstawiła w latach 20. XX wieku ówczesna niepodległościowa lewica. Kilka klerykalnych stronnictw chłopskich zablokowało proponowane zmiany. Co ważne, kościelna własność większości gospodarstw rolnych budziła wątpliwości prawne, bo przez wieki do przejęcia nieruchomości wystarczyło jedynie… oświadczenie proboszcza lub przełożonego zakonnego, że właściciel na łożu śmierci zapisał ziemię Kościołowi. Nikt nie badał wiarygodności relacji duchownego! Tak pozyskane (wyłudzone) gospodarstwa proboszczowie wydzierżawiali. W uboższych regionach do lat 40. XX wieku duchowni utrzymywali minipańszczyznę: mieszkańcy wsi za darmo, rotacyjnie, uprawiali pola parafialne. Dopiero ustawa z 1950 r. ukróciła ten proceder.
Przejmując kościelną ziemię, rząd zobowiązał się, że w ramach wspomnianego Funduszu Kościelnego będzie „utrzymywać i odbudowywać świątynie, opłacać społecznie
Józef Oleksy
Włodzimierz Cimoszewicz
projekt ustawy zezwalającej na zwrot Kościołowi katolickiemu nieruchomości przejętych na rzecz Funduszu Kościelnego, powtarzał trzykrotnie, że „przyjęcie tej regulacji oznacza
duchownych katolickich całość lub część ich składek emerytalno-rentowych. Problem w tym, że taki przywilej otrzymali oni z kolei legalnie dopiero w styczniu 1999 r., czyli
Święty Fundusz Czy można ponownie znosić państwowy fundusz zlikwidowany ponad 22 lata temu? Rząd Donalda Tuska udowadnia, że jak najbardziej tak.
zasłużonym duchownym ubezpieczenia chorobowe i (…) zaopatrzenie emerytalne (…) oraz utrzymywać sieć zakonnych domów pomocy społecznej”. Co ważne, znaczące ograniczenie skali nacjonalizacji nie wpłynęło na zakres pomocy. Już na początku marca 1950 r. ówczesny minister administracji publicznej Władysław Wolski zakazał nacjonalizacji gospodarstw rolnych obsługujących ośrodki rekolekcyjne, ważne sanktuaria oraz biura instytucji kościelnych. Zakres tych wyjątków poszerzyło porozumienie Rządu i prymasa Stefana Wyszyńskiego z 15 kwietnia tamtego roku. W pracy Bartłomieja Noszczaka, politologa z Instytutu Pamięci Narodowej, możemy przeczytać, że szef Episkopatu w zamian za zobowiązanie się do „poszanowania prawa i władzy państwowej, rozstrzygania wszelkich spraw zgodnie z interesem Polski Ludowej, wydania wezwania wiernych do odbudowy kraju oraz oświadczenia potępiającego zbrojne podziemie” uzyskał między innymi gwarancję wyłączenia spod ustawy nacjonalizacyjnej „gospodarstw rolnych należących do kurii biskupich, zakonów oraz seminariów duchownych”. Marek Pernal, dyrektor generalny ds. wyznań w Urzędzie Rady Ministrów, prezentując jesienią 1991 r. na forum Sejmu rządowy
ygaśnięcie wszelkich roszczeń finanw sowych Kościoła katolickiego w stosunku do państwa polskiego”. Posłowie i senatorowie niemal jednogłośnie poparli rządową inicjatywę. Prezydent Lech Wałęsa złożył pod nią podpis. Zgodnie z prawem Fundusz Kościelny wygasł! A jednak każdego roku kolejne rządy przekazują na jego rzecz około 90 milionów złotych. Funkcjonowanie Funduszu negują nawet niektórzy duchowni katoliccy. W pracy księdza prof. Piotra Stanisza (KUL) „Perspektywy zmiany zasad finansowania kościołów i innych związków wyznaniowych w Polsce” czytamy, że „utrzymywanie specjalnego funduszu państwowego przeznaczonego na działalność podmiotów religijnych budzi zastrzeżenia z perspektywy zasady bezstronności światopoglądowej władz publicznych oraz zasady świeckości państwa. Natomiast przyjęty sposób wydatkowania środków Funduszu nie uwzględnia w należytym stopniu woli podatników i wolności ich sumienia (…)”. A rząd chce Kościołowi jeszcze rekompensować likwidację czegoś, co od dawna nie powinno istnieć i co istnieje w zasadzie nielegalnie! Pieniądze przeznaczone przez państwo na Fundusz opłacają za
Prymas Stefan Wyszyński
osiem lat po przyjęciu przez Sejm ustawy z 1991 r. Mimo to koalicja AWS-UW zdecydowała się na wpisanie do ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych reguł finansowania przez państwo składek za księży katolickich. Jak dotąd Ministerstwu Administracji i Cyfryzacji nie udało się ustalić imiennej listy duchownych będących beneficjantami budżetu państwa. Dopiero w 1999 roku nastąpiło uchylenie najważniejszych przepisów ustawy o ubezpieczeniu społecznym osób duchownych, przyjętej 17 maja 1989 roku po wielomiesięcznych negocjacjach rządu i zespołu Konferencji Episkopatu Polski. Na jej mocy biskupi, księża i zakonnice mieli sami sobie opłacać składki emerytalno-rentowe. Władze Polski Ludowej twardo optowały za wprowadzeniem bezwzględnego obowiązku składkowego, zgodziły się jednak na obniżenie duchownym – w porównaniu z innymi grupami zawodowymi – tak zwanej podstawy naliczania składek (ale bez obniżenia należnego później świadczenia). Ostatecznie wyznaczono je na poziomie 30 procent przeciętnego wynagrodzenia dla alumnów seminariów duchownych, zakonnic i zakonników, 40 procent dla wikariuszy, 75 procent dla proboszczów oraz 100 procent
Jerzy Buzek
dla biskupów. Automatycznie też przyznano państwowe emerytury duchownym, którzy w maju 1989 r. ukończyli 65 lat. Od jesieni 1989 r. biskupi katoliccy zastanawiali się, co zrobić, by państwo w całości opłacało składki za księży. Odpowiednie propozycje ówczesnego szefa Urzędu Rady Ministrów Jacka Ambroziaka (w latach 80. XX wieku radca prawny Konferencji Episkopatu Polski) nie spotkały się z aprobatą członków rządu Tadeusza Mazowieckiego. Jesienią 1990 r. ten chadecki polityk zgodził się wyłącznie na pokrycie przez Fundusz Kościelny narastającego w ZUS deficytu z tytułu świadczeń dla duchownych. Biskupi zinterpretowali to w ten sposób, że państwo przejęło opłacanie w całości lub części składek emerytalnych i rentowych za księży. Zgodzili się z nimi kolejni polscy premierzy. Było to oczywiste bezprawie. Politycy, którzy wyrazili na to aprobatę w latach 1990–1999 (Jan Krzysztof Bielecki, Jan Olszewski, Waldemar Pawlak, Hanna Suchocka, Józef Oleksy, Włodzimierz Cimoszewicz i Jerzy Buzek), powinni stanąć przed Trybunałem Stanu. Kościół powinien także zwrócić nielegalnie uzyskane środki. Takiego żądania jak dotąd rząd Donalda Tuska nie przedstawił. I zapewne nigdy nie przedstawi. Za przedmiot negocjacji przyjął zaś wspomniane już regulacje opłacania należności duchownych wobec ZUS, opracowane przez Jerzego Buzka. Zgodnie z nimi państwo opłaca w całości składki emerytalne, rentowe i zdrowotne za księży zakonnych i diecezjalnych wysłanych na misje zagraniczne (w tym za duchownych podejrzewanych o czyny pedofilskie, a skierowanych do pracy na Ukrainę) oraz członków zakonów kontemplacyjnych. Tym duchownym, którzy pełnią posługę w kraju, państwo opłaca 80 procent składki emerytalno-rentowej. Nieznana jest jednak podstawa prawna przeforsowania przez rząd AWS-UW takiego rozwiązania. Nie oponował przeciw temu także Leszek Balcerowicz, choć w tym czasie likwidował wiele innych, a sensownych wydatków budżetowych, na przykład na stypendia dla ubogich uczniów czy na bieżące utrzymanie linii kolejowych. MC
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
BEZ DOGMATÓW
15
Nie takie znów bestie Tia została dotkliwie pogryziona przez psy. Była młodą matką i miała problemy z opieką nad dzieckiem. Sama nie mogłaby sobie poradzić, ale pomógł jej kolega Mike. Nie musiał tego robić. Nie był z nią spokrewniony ani nie było to jego dziecko. Mimo to troskliwie zajął się maluchem. Oboje byli… szympansami, a jest taka opinia – właściwa zwłaszcza filozofom i teologom – że moralność to rzecz ludzka i wypływa z religii. Zwierzęta to rzekomo dzikie bestie żyjące według zasady, że pies zjada psa, zależnie od tego, który pies jest silniejszy. Za to
kończą się bójką i pokazaniem, co wolno, a czego nie wolno. W ten sposób uczy się dzieci, jak powinny postępować, kiedy dorosną. Jednak w tym wypadku było inaczej. Grupa opiekowała się Azaleą z wyjątkową troskliwością i tolerowała wyskoki, które innym nie uszłyby na sucho. Dlaczego? Odpowiedź może być tylko jedna. Stado było świadome choroby i tego, że dyscyplinowanie zda się tutaj na nic. Dlatego przyjęło ją do swojego grona taką, jaka była. Przeżyła w ten sposób trzy lata i zmarła, bo trisomia to bardzo ciężka choroba.
Moralność to nie jest tylko rzecz ludzka. Trzeba to przyznać w obliczu faktów, nawet jeśli wywróci to dogmaty paru wielkich Kościołów… człowiek, dzięki wierze w byty nadprzyrodzone i umiejętności modlenia się, jest zdolny do altruizmu, miłości i przyjaźni. Tylko człowiek – mówią oni – opiekuje się starszymi i chorymi albo adoptuje dzieci. I wszystko może byłoby w porządku, gdyby nie była to bzdura. Życie zgodne z naturą to oczywiście nie jest sielanka. Ale kiedy przyjrzeć się z bliska temu, do czego zdolne są zwierzęta, to trudno uznać, że ludzka zdolność do altruizmu jest czymś wyjątkowym. Obserwując naczelne, można za to łatwo dojść do wniosku, że troskę o innych i poszanowanie społecznych reguł mamy zapisane w genach, a nie w katechizmie. Potwierdzają to zresztą badania neurobiologów. Pierwszym odruchem zdrowego człowieka jest współczucie i troska o innych. Takie myślenie pozwala opanować instynkt pierwotny. A kiedy jest to myślenie – jak powiedzieliby katolicy – oparte na źle ukształtowanym sumieniu, to efekty mogą być dramatyczne. Tak dzieje się, gdy zapominamy o innych i próbujemy stworzyć świat, o którym Frans de Waal, znany prymatolog, w swojej najnowszej książce „Ateista i bonobo” pisze tak: „Osobiście uważam, że społeczeństwo bez empatii i solidarności raczej nie będzie warte tego, by w nim żyć”. Do rzeczy jednak.
Zaopiekuj się chorym Azalea urodziła się w 1988 roku w zoo w Wisconsin. Miała trisomię jednego z chromosomów. To przypadłość, która odpowiada mniej więcej ludzkiemu zespołowi Downa. Była słodkim, choć nieporadnym makakiem. „Popełniała najbardziej niepojęte gafy, takie jak na przykład zaczepianie osobnika dominującego” – opisywał jej historię de Waal. Zwykle takie rzeczy
Przykładów opieki nad chorymi jest zresztą całe mnóstwo. Jeden z nich to słynna przedstawicielka gatunku makaków japońskich o imieniu Mozu, która urodziła się ze zdeformowanymi kończynami. Nie mogła przez to nadążyć za stadem i trudno było jej wspinać się na drzewa. Mimo to nauczyła się radzić sobie jako tako, a reszta zwierząt jej w tym pomagała. Na tyle sprawnie, że Mozu nie tylko dożyła poważnego wieku, ale też urodziła pięcioro dzieci. Także opieka nad starszymi nie jest u małp niczym dziwnym. Jane Goddall pisała o Madame Bee. Była to podstarzała szympansica, która nie mogła już samodzielnie wspinać się na drzewa po banany. Umarła z głodu? Nie. Pożywienie zbierała dla niej córka, którą nazwano Honey Bee. Seniorka czekała cierpliwie pod bananowcem, a młodsza szympansica kompletowała obiad. Później znosiła go na dół i razem go zjadały. Dowodów i przykładów na empatię wśród zwierząt jest zresztą mnóstwo. I to nie tylko u prymatów innych niż ludzie, ale i pochodzących od naszych przodków i kuzynów z linii homo. Odnajdujemy skamieliny, które pokazują, że praludzie opiekowali się starszymi i chorymi. Wiemy na przykład, że robili to neandertalczycy. Łatwo z tego wyciągnąć wniosek, że empatia i współczucie siedzą w nas bardzo głęboko. Trzeba tylko pamiętać, że chodzi o empatię i współczucie dla członków naszej grupy, bo z innymi jest nieco trudniej. Tu znów można wrócić do Madame Bee. Własna rodzina i grupa opiekowała się nią z dużą troską. Jednak inne szympansy nie były już takie opiekuńcze. Samica została zabita przez samców z innego stada w czasie wojny o terytorium. Aż chciałoby się powiedzieć: draństwo takie samo jak u ludzi. Nie zmienia to jednak faktu, że naczelne – i nie
tylko one – są zdolne do aktów altruizmu. Nawet, kiedy niesie to za sobą spory koszt i wymaga poświęcenia. Tak jak w wypadku adopcji dziecka, bo i do tego nie trzeba zewnętrznego przymusu i wkutego na pamięć katechizmu. Zwierzęta go raczej nie znają.
Małpy adoptują i harcują W lipcu 2005 roku na łamach „Primate” opisano historię, która wydarzyła się w Brazylii. Dwoje naukowców obserwowało tam populację Callicebus – mało znanych małp Nowego Świata. Pewnego dnia Cristiane Cäsar i Robert John Young, którzy prowadzili owe badania, zauważyli ku swojemu zaskoczeniu, że do jednego stada dołączyło nowe dziecko. Szybko okazało się, że w stadzie żyjącym nieopodal brakuje jednego małpiątka. Naukowcy doszli do wniosku, że maluch musiał zgubić się w lesie i przygarnęła go sąsiednia grupa. Zresztą nie tylko przygarnęła: „Obserwacja grupy adoptującej potwierdziła, że adoptowanym zajmował się dorosły samiec i samica, która opiekowała się nim na równi ze swoim biologicznym dzieckiem”. Okazało się, że małpy Nowego Świata, które są z nami dużo luźniej spokrewnione niż afrykańskie naczelne, nie tylko potrafią zaopiekować się niespokrewnionym dzieckiem, ale robią to „rodzinnie”. U szympansów takie rzeczy też się zdarzają. Całkiem niedawno Christophe Boesch, także bardzo znany prymatolog, raportował z kolonii szympansów w Wybrzeżu Kości Słoniowej, że adopcje są tam na porządku dziennym. Kiedy malec traci rodziców z powodu choroby lub napaści drapieżnika, to jego wychowaniem zajmują się inni członkowie stada. Taka adopcja „polegała między innymi na ciągłej więzi z sierotą, czekaniu na nią w czasie podróży, zapewnianiu ochrony, gdy dochodzi do konfliktów i dzieleniu się żywnością”. Ale empatia to nie wszystko. Jest też prawo w małpim świecie. Są zasady, za którymi podążają wszyscy ich członkowie. Nie mają wyboru, bo jak nie podążają, to dostają łomot. Zdarza się ostracyzm i wiemy na pewno, że są także zwierzęta, które potrafią pokazywać skruchę i wstyd. Frans de Waal w „Ateiście i bonobo” opisał sytuację, w której szympans karłowaty ugryzł w rękę weterynarza. Gdy ten wrócił na drugi dzień z zabandażowaną dłonią,
winowajca odszedł w najdalszy kąt wybiegu, schował twarz i zaczął kręcić głową. Tak jakby myślał: „Co ja zrobiłem?”. Kiedy kilka lat później ten sam weterynarz (w międzyczasie zmienił pracę) odwiedził swoich dawnych podopiecznych, to sprawca skaleczenia podbiegł do niego się przywitać i sprawdzał, czy ręka się zagoiła. Interesującą tezą, nad którą zastanawia się de Waal, jest to, w jaki sposób rozwija się ta skłonność do przestrzegania reguł. Otóż makaki robią co mogą, żeby zachowywać się grzecznie, kiedy myślą, że może ich widzieć osobnik alfa. Jeżeli jednak w okolicy nie ma „szefa” lub wiedzą, że raczej się nie pojawi, to już większych oporów
przed rozrabianiem nie mają. Wiadomo. Kota nie ma, myszy harcują. Co zatem zrobić, żeby grzeczne były cały czas? Przekonać je, że ktoś cały czas patrzy lub może patrzeć. Mówiąc krócej: wymyślić religię. Jednak czy naczelne inne niż ludzie mają religię? Oczywiście nie, choć zdają się mieć do niej skłonność. Szympansy opłakują zmarłych i dbają o ich ciała, a zaobserwowano też ponoć coś w rodzaju „tańca deszczu”.
Szacunek dla religii w genach Być może w którymś momencie, gdy nasi przodkowie zaczęli mówić, „szefowie” zaczęli przekonywać, że obserwuje ich boskie oko. To z pewnością załatwiłoby wiele kłopotów, a dobór grupowy zaczął promować
społeczności bardziej spójne, bardziej zdyscyplinowane i gotowe ginąć za własną społeczność. Raczej nie byłoby to wielkie zaskoczenie. Zdaje się, że mamy naturalną skłonność do tego, żeby przyjmować takie rozwiązania. To wszystko bardzo silne mechanizmy, a wskazują na nie badania w skanerach fMRI. W którymś momencie mogła pojawić się religia, która tę naszą naturalną „dobroć” wykorzystała. Czy tak było? Pojęcia nie mam – ani ja, ani nikt inny. Są to jedynie teorie, ale osadzenie genezy religii w teorii ewolucji zdaje się bardzo dużo tłumaczyć. Jej biologiczne zakorzenienie może być zresztą powodem, dla którego tak łatwo jest ludziom – przynajmniej tym naiwnym – wierzyć w każdą deklarację, że chce się dobrze i działa w wyższym celu, a tak trudno zauważyć, że często za tymi deklaracjami kryje się jedynie żądza zysku i chęć wykorzystania innych. Z czego zresztą w bezczelny sposób korzysta instytucjonalny Kościół. Jednak jeżeli nawet tak jest, to pozostają dwie kwestie. Po pierwsze – ewolucja to proces zmian, który na starych rozwiązaniach buduje nowe. Nie ma zatem powodu sądzić, że skoro tak jest teraz, to tak będzie zawsze. Można za to podejrzewać – rozglądając się wokół i widząc sukcesy świeckich społeczeństw – że ta zmiana właśnie się toczy. I być może dobrze, bo jest z tym i tak, że moralność oparta na religii to moralność troski o grupę. Krzywda „naszych” wywołuje w nas empatię. Krzywda „obcych” daje nam przyjemność. W dzisiejszym świecie „nasi” i „obcy” zbyt szybko się mieszają, by wciąż było to użyteczne. Jest za to śmiertelnie niebezpieczne. Dlatego przydałaby się moralność humanistyczna i taka sama empatia. A skoro już przy tym jesteśmy, to chciałbym jeszcze skorzystać z okazji i powiedzieć coś naszej drogiej władzy. Nasi zwierzęcy kuzyni potrafią opiekować się chorymi, starszymi i słabszymi. Was oni nie obchodzą, bo wierzycie święcie, a przynajmniej wygodnie wam o tym opowiadać, że każdy ma to, na co zasłużył. Zwierzęta są bardziej cywilizowane i... ludzkie od was. Wstyd, Panie i Panowie. Wstyd. KAROL BRZOSTOWSKI
16
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
ZE ŚWIATA
Gdzie jest generał Nad bezpieczeństwem atomowym USA, a więc częściowo także NATO i Polski, czuwał człowiek, który nawet samego siebie nie potrafił ochronić przed żenującymi kłopotami. Dwóch najwyższych rangą dowódców sił jądrowych USA przeniesiono na inne stanowiska służbowe. Dlaczego? Okazało się, że wiceadmirał Timothy M. Giardina był nałogowym hazardzistą zamieszanym w aferę wprowadzania do gry fałszywych żetonów, a generał Michael Carey (na zdjęciu: po lewej) – pijakiem i dziwkarzem. Śledztwo w sprawie Giardiny jeszcze trwa, więc zajmiemy się dzisiaj tylko tym drugim przypadkiem. Generał Carey przybył do Moskwy na czele oficjalnej 8-osobowej delegacji jako dowódca elitarnej formacji (20th Air Force) utrzymującej w gotowości bojowej wszystkie międzykontynentalne rakiety balistyczne Minuteman-III (450 pocisków i 9,6 tys. obsługującego je personelu) rozlokowane na terytorium USA. Celem trzydniowej wizyty były konsultacje dotyczące bezpieczeństwa transportu broni jądrowej. Po powrocie do Waszyngtonu biorąca udział w rozmowach współpracownica Chucka Hagela, sekretarza obrony, doniosła
swojemu szefowi, że Carey „zachowywał się niestosownie”. Wewnętrzne śledztwo zarządzone przez generalnego inspektora Sił Powietrznych USA wykazało, że generał upił się już w trakcie podróży, czego objawem były sceny podczas międzylądowania w Zurychu (Szwajcaria), gdzie głośno przechwalał się przygodnym słuchaczom, kim jest oraz że „codziennie ratuje świat od wojny”. Ale najciekawiej było w Moskwie… Dzień pierwszy: Po zakwaterowaniu delegacji w hotelu Marriott generał osiadł w barze, gdzie spożył kilka drinków. Późnym wieczorem przeniósł się razem z innym członkiem delegacji do restauracji na dachu hotelu Ritz Carlton, gdzie poznali dwie piękne damy, które twierdziły, że są obywatelkami Wielkiej Brytanii pracującymi „w branży turystycznej”. Tańce i swawole z paniami trwały do bladego świtu (Carey wrócił do swojego pokoju w Marriotcie około godz. 5 rano). Dzień drugi: Program przewidywał rozmowy w specjalnym ośrodku
25 proc. skazanych na całym świecie odsiaduje wyroki w Stanach Zjednoczonych. Ale nie wszyscy przestępcy padają ofiarą tej gorliwości w zamykaniu. Od lat 80., od prezydentury Reagana, mottem konserwatystów jest „zero tolerancji dla przestępców”. Orzekane wyroki są drakońskie – można nawet dostać dożywocie za skręta z marihuaną, co ilustruje niedawny raport Amerykańskiej Ligi Praw Obywatelskich. Aresztowane bywają kilkuletnie dzieci. Lecz jest i druga strona medalu. Ludzie popełniają ciężkie przestępstwa i unikają kary. Jej wysokość jest odwrotnie proporcjonalna do zamożności skazywanych. 16-letni Ethan Couch najpierw ukradł wraz z grupą nastolatków dwie paczki piwa w sklepie w Burleson w Teksasie. Po wypiciu urządzili sobie rajd ciężarówką należącą do firmy ojca Coucha. Pędzący z ogromną prędkością samochód wpadł w grupę 4 osób stojących przy drodze. Troje ludzi pomagało czwartemu, który złapał gumę. Impet uderzenia wyrzucił ich w górę – wszyscy zginęli na miejscu. Dwóch pasażerów z auta Coucha zostało ciężko rannych, a jeden jest sparaliżowany. Po wypadku
bezpieczeństwa jądrowego w miasteczku Siergijew Posad (70 km od Moskwy). Wyjazd z hotelu opóźniono o 45 minut, ponieważ nie można było dobudzić szefa delegacji. Tłumaczył później, że jego „zegar biologiczny” nie zdążył się jeszcze przestawić. Podczas konsultacji połączonych z treningiem procedur kontrolnych Carey „zachowywał się niegrzecznie” wobec gospodarzy. Na uroczystym bankiecie powitalnym wzniesiono dziewięć toastów. Już po drugim generał zaczął wykłócać się z gospodarzami o ich politykę wobec Syrii i udzielenie azylu Edwardowi Snowdenowi. Po ostatnim toaście wyznał publicznie, że mówiąc o „zegarze biologicznym”, miał na myśli nocne spotkanie z „dwiema gorącymi panienkami”. Podczas zwiedzania zabytkowego klasztoru prawosławnego w Siergijew Posad Carey bełkotał i nieustannie przerywał przewodnikowi, a w pewnym momencie wyzwał go do walki na pięści. Kolejnym punktem programu był spacer po placu Czerwonym
kierowca, który miał we krwi 2,4 promila alkoholu, stwierdził: „Jestem Ethan Couch i się z tego wykaraskam”. Właśnie w Fort Worth w Teksasie dobiegł końca proces Coucha, który odpowiadał przed sądem dla nieletnich, choć rutynowo niepełnoletni sprawcy poważniejszych przestępstw sądzeni są w USA jak dorośli. Prokurator żądał
w Moskwie, gdzie demonstracyjnie znudzony generał wędrował z butelką wódki w ręku. Podczas oficjalnego obiadu w meksykańskiej restauracji La Cantina w pobliżu placu Czerwonego Carey dalej pił. Próbował zmusić muzyków, żeby pozwolili mu zagrać na gitarze i wspólnie zaśpiewać do kotleta. Po kilku nieudanych próbach wejścia na estradę odszedł od stołu VIP-ów, by dosiąść się do dwóch pań spożywających posiłek w innej części sali. „Nadzwyczajnym trafem” były to dokładnie te same gorące kobiety, z którymi spędził minioną noc. Około godz. 22.30 Carey z dwoma innymi członkami delegacji i „Brytyjkami” wyszli z La Cantina. Do hotelu generał wrócił indywidualnie o 3 nad ranem. Dzień trzeci: Na kolejną turę rozmów w Siergijew Posad amerykańska delegacja przybyła z 15-minutowym opóźnieniem. Podczas obrad Carey co chwila przerywał tłumaczowi i korygował jego translację. Na pożegnalnym bankiecie przeszkadzał
wypadku to… bycie rozpieszczonym przez rodziców. Całkowity brak zakazów i nadzoru doprowadziły do wypadku i Couch zdaniem adwokatów jest w pewnym sensie także ofiarą. Lecz dzięki pieniądzom za prawników i ekspertów da się biednego Ethana uzdrowić. Kuracja w pensjonacie Newport Academy ma ich kosztować 450 tys. rocznie.
Casus Ethana Coucha wcale nie jest w Stanach ewenementem. Martin Erzinger, multimilioner w Wall Street inwestujący pieniądze miliarderów, jadąc swym mercedesem w Kolorado, uderzył rowerzystę i zbiegł z miejsca wypadku. Ofiara była ciężko ranna, przeszła szereg skomplikowanych operacji. Mimo że rowerzystą okazał się nowojorski anestezjolog i stać go było na dobrych adwokatów, niewiele przed sądem zwojował. Obrońca Erzingera oświadczył, że skazanie jego klienta „mogłoby mieć negatywne konsekwencje dla jego kariery zawodowej”. Sędzia odniósł się do tego z powagą i wymierzył karę grzywny – za wykroczenie. Kiedy wieść o wyroku dotarła do opinii publicznej, ponad 10 tys. ludzi podpisało petycję domagającą się autentycznej kary. Nic nie zyskali. Przykładów takich jak powyższe, kiedy pieniądze umożliwiają wykupienie się z więzienia, pełna jest wydana właśnie książka Glenna Greenwalda pt. „Wolność i sprawiedliwość dla niektórych: Jak prawo jest używane do niszczenia równości i ochrony bogatych”. CS
Równi i równiejsi 20 lat więzienia, ale sędzia Jean Boyd skazała go na 10 lat nadzoru sądowego i „kurację rehabilitacyjną”. Kurację? Jak najbardziej! Powołany przez adwokatów psycholog wykrył u oskarżonego chorobę, którą nazwał affluenza. Ona właśnie doprowadziła do wypadku i konieczna jest kuracja, która ma się odbyć w luksusowym prywatnym ośrodku w Newport w Kalifornii. Couch wyszedł wolny z sali rozpraw. Stało się tak dlatego, że pochodzi z rodziny multimilionerów. Jego ojciec ma zakład branży metalowej przynoszący rocznie 15 mln dochodu. Schorzenie będące przyczyną
Nie trzeba opisywać, jakie reakcje wywołał wyrok. Ludzie podpisują petycje, domagają się dymisji sędzi, która w ubiegłym roku skazała 14-letniego chłopca na 10 lat więzienia, bo uderzył kogoś pięścią, a ten przewrócił się, uderzył głową w krawężnik i zmarł. Tak, ale to był biedny Murzyn... Wygląda, że affluenza trapi także rodziców Ethana. Ojciec ma na koncie 22 konflikty z prawem, m.in. kradzieże i pobicie żony, matka była sądzona szereg razy za piractwo drogowe oraz inne wykroczenia. Żadne z nich nie spędziło nigdy ani chwili w więzieniu – zawsze wykupywali się pieniędzmi.
osjanom we wznoszeniu toastów. R Wypił ponoć 25 drinków (sic!) i wrócił do hotelu, gdzie znowu natknął się na stare znajome z „branży turystycznej”. O godz. 4 rano generał konferował jeszcze ze sprzedawczynią w hotelowym kiosku z wyrobami tytoniowymi. W godzinach południowych delegacja udała się w drogę powrotną do USA. W śledztwie generał przyznał, że faktycznie był „trochę zdziwiony” faktem nieustannego przypadkowego spotykania dwóch pań, o których obywatelstwie świadczyły jednak... wizytówki. Zdumiała go również kioskarka obeznana w zaawansowanych problemach fizyki niemal tak samo dobrze jak on. Generał Carey został wycofany z zajmowanego od półtora roku stanowiska. Nie wyleciał na zbitą twarz z armii. W uznaniu dotychczasowych zasług przeniesiono go do Dowództwa Sił Kosmicznych (Air Force Space Command). Polska jest bezpieczna, bo Rosjanie pękają ze śmiechu... ANNA TARCZYŃSKA
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Żołnierzyki Ich Eminencji Gwardia Szwajcarska ochraniająca papieża stała się wypożyczalnią mężczyzn do seksualnych igraszek z najwyższymi hierarchami w Watykanie. Były gwardzista szwajcarski przyznał, że przez kilkadziesiąt lat swojej służby otrzymywał mnóstwo „łóżkowych” propozycji od księży, biskupów oraz najwyższych kardynałów. Jako członek elitarnego korpusu ochrony papieża był na każde zawołanie hierarchów, a ci korzystali z tego udogodnienia bardzo często. Były już watykański służbista, który chce pozostać anonimowy, o swoim życiu za Spiżową Bramą opowiedział szwajcarskiej gazecie „Schweiz am Sonntag”. Ta umieściła jego rewelacje na pierwszej stronie, a za nią inne czołowe gazety w Europie. Mężczyzna służył w Watykanie w czasie pontyfikatu Jana Pawła II i dostał wówczas około 25 seksualnych propozycji. Nie wiadomo, dlaczego dopiero teraz zdecydował się o tym mówić, ale według szwajcarskich dziennikarzy ma to związek z obecnością liberalnego papieża Franciszka, który prawdopodobnie nie będzie chciał wyciągać konsekwencji od byłego papieskiego ochroniarza, a jego poprzednicy
W
łaśnie rozpoczęła się roz prawa przeciwko amery kańskiemu małżeństwu – Travisowi i Wenonie Rossiterom z Albany w stanie Oregon. Para jest oskarżona o doprowadzenie do śmierci 12-letniej córki. Dziecko cierpiało na nierozpoznaną cukrzycę, a rodzice, nie bacząc na pogarszający się stan zdrowia, uzdrawiali je modlitwą. Gdyby pomocy udzielili jej lekarze, żyłaby. To nie pierwszy taki zgon w rodzinie. W roku 1996 sąd skazał ojca Wenony Rossiter, który modlitwą usiłował uzdrowić chorego na białaczkę 7-letniego syna. Dziecko zmarło, mimo że doktorzy twierdzą, iż ta forma białaczki była uleczalna. W roku 1981 u 8-miesięcznej ciotki Wenony stwierdzono obrzęk mózgu. Rodzina przez 7 miesięcy walczyła, by nie dopuścić do terapii medycznej, którą wreszcie sąd nakazał, i operacja uratowała jej życie. Wszyscy w rodzinie byli członkami Kościoła o nazwie Church of the First Born. Jego duchowni utrzymują, że nie zakazują wiernym szukania pomocy medycznej, ale byli członkowie tego Kościoła ujawniają, że osoby sięgające po pomoc lekarską były oficjalnie uznawane za „słabej wiary”, piętnowane i usuwane ze społeczności wiernych.
– JPII i Benedykt XVI – z pewnością próbowaliby sprawie szybko łeb ukręcić i dotkliwie ukarać zdrajcę. Gwardzista zeznał, że wielokrotnie proponowano mu pieniądze za usługi seksualne. Oferowali mu je pracownicy Sekretariatu Stanu, czyli najważniejszego organu działającego w Watykanie i ściśle współpracującego z papieżem. „Pewnej nocy, już po północy, ktoś zadzwonił na mój telefon komórkowy. Rozmówca przedstawił się jako kardynał i wezwał mnie do swojego pokoju” – mówił gwardzista. Mężczyzna poskarżył się przełożonym, bo purpurat złożył mu niedwuznaczną propozycję… Duchowny, który dzwonił w nocy, kilka dni później nieoczekiwanie przeszedł na emeryturę… Szefowie gwardzisty od początku bagatelizowali jego doniesienia o zalotach hierarchów. Twierdzili, że żadnych propozycji nie było, a nieporozumienia wynikają ze… słabej znajomości języka włoskiego. Urs Moser, rzecznik Gwardii Szwajcarskiej, powiedział, że homoseksualizm
Pod koniec grudnia Sąd Najwyższy USA odmówił przyjęcia do rozpatrzenia apelacji Dale’a i Leilani Neumann. Para ze stanu Wisconsin w roku 2009 doprowadziła do śmierci swą 11-letnią córkę Madeline. Groził im wyrok 25 lat więzienia, ale sędzia zasądził 10 lat nadzoru sądowego i 30 dni aresztu – rozłożone na 6 lat. Żadne z rodziców nie spędziło w celi ani dnia, bo wciąż walczą o uniewinnienie. Podczas procesu argumentowali, że śmierć córki była
wśród księży to nie problem korpusu: „Plotki o gejach w Watykanie nie są naszą sprawą, ponieważ zajmujemy się wyłącznie kwestiami religijnymi i wojskowymi” – mówił szwajcarskiej gazecie. Cała sprawa jest pokłosiem afery homoseksualnej, która wybuchła w Watykanie jeszcze za czasów pontyfikatu Benedykta XVI. Obecny papież Franciszek potwierdził, że za Spiżową Bramą lobby gejowskie ma bardzo duże wpływy i tej sprawy nie da się rozwiązać natychmiast.
Dziecka Jest Prawnym Obowiązkiem). Kodeksy karne w 30 stanach przewidują jakieś formy ochrony dla rodziców praktykujących modłolecznictwo. Na ogół mogą być pociągnięci do odpowiedzialności tylko wtedy, gdy dojdzie do śmierci. Wyroki są jednak często symboliczne. Organizacja Rity Swan domaga się poważniejszych kar. Kobieta sama była wyznawcą leczenia pacierzami, co doprowadziło do śmierci jej 16-miesięcznego syna Matthew, chorego na zapalenie opon mózgowych. „Dostałam twardą nauczkę” – konstatuje Swan i wspomina swe doświadczenia: „Byliśmy utwierdzani w przekonaniu, że idąc do doktora, odrzucamy Boga”. Swan dodaje, że wiele aktów przemocy wobec dzieci jest motywowanych religijnie, na przykład surowe kary cielesne. Sprawy o nieudzielanie pomocy medycznej pozostają często utajone bardzo długo, a gdy wychodzą na jaw, na pomoc jest za późno. Sprawa Rossiterów zmobilizowała legislaturę stanu Oregon do wprowadzenia prawa stanowiącego, że wiara w modłolecznictwo nie może być używana w sądzie jako argument obrony w sprawach o spowodowanie śmierci. JF
Modłolecznictwo „dziełem Boga”. Zeznający w sądzie przyjaciel rodziny ujawnił, że matka Madeline była przekonana, iż choroba była karą za grzechy. Rodzice twierdzą, że ich konstytucyjne prawo wolności religijnej zostało pogwałcone. Należą do grupy religijnej działającej w internecie o nazwie UnleavenedBreadMinistries. Współwyznawcy prowadzą kampanię na rzecz uniewinnienia Neumannów, twierdząc, że są oni „prześladowani” i „oskarżani o zbrodnię modlitwy”. W ciągu minionych 25 lat w USA na skutek leczenia modlitwą zmarło ponad 300 dzieci – informuje Rita Swan, dyrektor ugrupowania Children’s Healthcare Is a Legal Duty (Opieka Lekarska dla
Niedawno wyszło na jaw, że jeden z jego zaufanych kapłanów, ks. Battista Ricca, który został powołany do nadzorowania reformy watykańskiego banku, organizował gejowskie orgie w czasie służby dyplomatycznej w Urugwaju i Szwajcarii 10 lat wcześniej. 57-letni kapłan karierę dyplomaty prowadził przez 15 lat i był w Kościele katolickim bardzo szanowaną osobistością. Nic dziwnego, że jego koledzy doznali szoku, kiedy okazało się, że w ambasadzie „Stolicy Apostolskiej” w Montevideo
Z ręką na pupie
17
miał romans z poznanym wcześniej w Bernie kapitanem szwajcarskiego wojska, który otrzymał pracę i pokój w watykańskiej nuncjaturze w stolicy Urugwaju. Na światło dzienne wyszło wówczas wiele faktów. Podobno ks. Ricca podczas jednej z wielu wizyt w lokalach dla gejów wdał się w bójkę i został tak dotkliwie pobity, że z miejsca zdarzenia musiało go wynieść dwóch innych księży. Kiedy indziej został nakryty z kochankiem w niedwuznacznej pozie w windzie zawieszonej między piętrami w budynku nuncjatury. Zresztą nie pierwszy raz w afery homoseksualne w Kościele katolickim zamieszani są także gwardziści szwajcarscy. W 1998 r. Cedric Tornay, kapral tej najmniejszej na świecie armii, zastrzelił swojego komendanta Aloisa Estermanna i jego żonę, po czym popełnił samobójstwo. Po oficjalnym śledztwie Watykan podawał, że Tornay dokonał tej zbrodni, ponieważ nie dostał upragnionego awansu, który został mu obiecany. Jednak po kilku latach od tego wydarzenia udowodniono, że kapral Tornay oraz komendant Estermann mieli romans od co najmniej dwóch lat. Ich miłość skończyła się tragicznie, bo Estermann zdradził swojego kochanka z innym gwardzistą. Tornay w szale zazdrości zamordował komendanta i jego żonę, a potem strzelił sobie w głowę. Watykanowi mimo wielu starań nie udało się zatuszować tej sprawy. ŁUKASZ LIPIŃSKI
Klątwa jakaś wisi nad Koś ciołem katolickim w stanie Minnesota. Klątwa ujawni ania prawdy… Najpierw zwierzchnik tamtejszej archidiecezji, abp John Nienstedt (na zdjęciu), zmuszony został – wyrokiem sądowym – do opublikowania listy 30 duchownych wiarygodnie oskarżonych o przestępstwa seksualne. „To demonstruje naszą determinację dążenia do otwartości” – oświadczyła archidiecezja, ale potem, w październiku, po negatywnej reakcji katolików, Nienstedt wystąpił z przeprosinami za „poważne błędy, które zostały popełnione” w kwestii podejścia do sprawy pedofilii kleru. W grudniu sytuacja była na tyle zła, że szef policji Tom Smith oficjalnie wystąpił z oskarżeniem przeciw kierownictwu archidiecezji, iż utrudnia śledztwo. Zaraz potem grom uderzył bezpośrednio w arcybiskupa. Władze cywilne rozpoczęły dochodzenie przeciw niemu w związku z zarzutem molestowania nieletnich. Na zdjęciu z roku 2009 widać, jak otoczony dziećmi hierarcha pieści pupę jednego z młodocianych. Nienstedt zmuszony był tymczasowo ustąpić ze stanowiska. Chociaż zapewniał, iż nie przyznaje się do winy, niezależna organizacja katolików Voice of the Faithful („Głos Wiernych”) zażądała, by podał się trwale do dymisji, bo „już wcześniej było wiadomo, że zasady zapewniania bezpieczeństwa małoletnim nie są w archidiecezji przestrzegane”. Czyszczenie kościelnej stajni Augiasza trwa w USA przy otwartej kurtynie od 2002 r., a wciąż odsłaniane są nowe pokłady łajna i wciąż nie widać dna skandalu... ST
18
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Religioci wszystkich krajów... Świeckie kraje i firmy coraz częściej atakowane są przez religijnych fanatyków, którzy – jako obywatele i pracownicy – domagają się specjalnego traktowania. Ponoć ze względu na nadwrażliwość swojego sumienia… W okresie świątecznym duński „Kristeligt Dagblad” – jedyny dziennik o charakterze religijnym – przyniósł dość kuriozalną jak na tutejsze warunki wiadomość o tym, że sieć brytyjskich sklepów Marks & Spencer wyraziła zgodę na to, aby pracownicy mogli ze względów religijnych odmówić obsługiwania klientów, którzy chcą zakupić towar nieakceptowany przez religię danego pracownika. I tak, jeżeli zatrudniony w M&S muzułmanin nie życzy sobie mieć do czynienia na przykład z wieprzowiną lub alkoholem, to wolno mu uprzejmie poprosić klienta, aby zwrócił się z prośbą o obsłużenie (np. przy kasie) do innego pracownika. Zasada ta obowiązuje we wszystkich sklepach sieci M&S na terenie całej Wielkiej Brytanii (ponad 700). „Chciałem kupić butelkę szampana, ale kasjerka w bardzo uprzejmych słowach poprosiła, abym poczekał, aż przyjdzie inny pracownik, gdyż ona nie obsługuje klientów kupujących alkohol” – powiedział jeden z zaskoczonych klientów dziennikowi
P
„The Telegraph”. Rzecznik prasowy firmy Marks & Spencer powiedział gazecie, że część z pracowników sieci praktykuje wyznania, których nakazy ograniczają ich możliwości kontaktu z niektórymi towarami, produktami oraz napojami. „M&S stara się o stworzenie środowiska pracy wolnego od dyskryminacji. Jeżeli pojawiają się określone potrzeby i/lub ograniczenia, staramy się zawsze wyjść im naprzeciw” – wyjaśniał rzecznik M&S. Podobnych jak w M&S reguł nie ma w innych brytyjskich sieciach sprzedaży. Przeciwnie, w sklepach firmy Sainsbury’s każdy pracownik przyjmuje do wiadomości, że nie może ze względów religijnych odmówić sprzedawania jakichkolwiek produktów. Podobnie jest w brytyjskich sklepach firm Tesco i Asda. A jak to wygląda na Wyspach Duńskich? W sklepach oraz wszelkiego rodzaju instytucjach, w tym także państwowych, w domach opieki, szpitalach itp. pracownice muzułmanki coraz częściej mają głowy owinięte tradycyjnymi, nakazanymi przez islam chustami. Media nie opisywały
remier Donald Tusk ogłosił ostatnio swój kolej ny pomysł na rozwiązanie bieżącego problemu. Tym razem padło na pijanych kierowców. Premier chce nietrzeźwych za pierwszym razem karać kwotą nie mniejszą niż 5 tys. zł, utratą prawa jazdy na okres trzech lat i możliwą karą więzienia. Za drugim „trafieniem” kara pieniężna miałaby wynieść 10 tys. zł, prawo jazdy traciłoby się na lat pięć, a kara więzienia byłaby nieuchronna. Wszystko to byłoby pięknie, gdyby nie zalatywało na odległość hipokryzją, potocznie zwaną cwaniactwem. Otóż przy średniej zarobków w Polsce kara odpowiednio 5 lub 10 tys. zł to – z grubsza rzecz biorąc – dwukrotność lub czterokrotność realnej średniej pensji krajowej netto. Zwykłemu Kowalskiemu przyłapanemu na jeździe na podwójnym gazie zabierano by więc dwa lub cztery jego miesięczne dochody. Tymczasem w przypadku p. premiera kary te stanowiłyby jedynie około 25 proc. i 50 proc. jego miesięcznych dochodów. Podobnie w przypadku posłów (vide: rozbijający się porszakami osławiony agent Tomek), biznesmenów, funkcjonariuszy siły przewodniej itp.: zaswędziałoby, owszem, ale wystarczyłoby się podrapać i nie ma problemu, jakoś da się radę. Tymczasem dla żyjącego od pierwszego do pierwszego Kowalskiego i jego rodziny taka kara to totalna katastrofa. Dlatego, Panie Premierze, chcąc być poważnym i uczciwym wobec siebie oraz „poddanych”, należałoby pójść za przykładem krajów skandynawskich i zaproponować, że kara wynosi na przykład dwie i cztery miesięczne pensje netto osoby zatrzymanej na jeździe po pijanemu. Rozumiem, że zatrzymane za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym prawo jazdy odzyskiwałoby się po ponownym
dotychczas jakichkolwiek problemów związanych z motywowaną religijnie odmową sprzedaży przez muzułmanów na przykład wieprzowego mięsa lub alkoholu. Bez trudu więc można wyobrazić sobie, że w przypadku powstania problemów zatrudniające muzułmanów sklepy zgadzają się na to, że pracownicy ci zwalniani są z czynności, w trakcie których mogliby mieć kontakt z zakazanymi przez ich wiarę towarami. Jakiś czas temu duńskie media opisały problem, jaki pojawił się w armii norweskiej: będąca muzułmanką kobieta żołnierz uzyskała początkowo prawo do noszenia tradycyjnej, zakrywającej włosy chusty, ale ostatecznie najwyższe dowództwo stwierdziło jednoznacznie, że chusta na głowie nie jest elementem norweskiego kobiecego munduru i nie może być noszona. Z kolei w grudniu 2012 r. w jednej z duńskich gmin, gdzie większość zarządu stanowili muzułmanie, nie zgodzono się na postawienie przed ratuszem tradycyjnej choinki. Zrobiła się spora awantura, rzecz potraktowano jako sygnał tego, co może się dziać w przyszłości, gdy muzułmanie jeszcze bardziej urosną w siłę. W tym roku jednym z haseł tutejszych narodowców w listopadowych wyborach do władz lokalnych było m.in. zapewnienie, że
zdaniu egzaminu. Konieczność ponownego zdawania egzaminu dla większości delikwentów byłaby nie mniejszą karą niż bardzo wysoka nawet grzywna. Przy okazji: tu też byłoby uczciwie, gdyby Pan zaproponował, że za ponowne uzyskanie prawa jazdy (tj. zdanie odpowiednich egzaminów) płaciłoby się tyle, ile wynosiła kara towarzysząca utracie tego dokumentu (tj. odpowiednio dwukrotne i czterokrotne miesięczne zarobki delikwenta) na skutek jazdy po pijaku. Każda ustawa musi oczywiście przewidywać wyjątki i tak też powinno być w tym przypadku. Otóż gdyby okazało się, że zatrzymanym kierowcą pijakiem jest funkcjonariusz siły przewodniej, który oświadcza, że żyje z jałmużny i nie ma nic (vide: szef wiadomego bractwa toruńskiego), to powinien mieć do wyboru albo zapłacić pierwotnie przez pana premiera zaproponowane kwoty (tj. 5 i 10 tys. zł), albo zostać ukaranym utratą pojazdu, którym kierował, będąc w stanie nietrzeźwym. Żona/gosposia z pewnością nie będzie protestowała i z pewnością nie pójdzie też pod kościół żebrać, żeby odrobić stratę. Bo przecież tak jak większość Polaków wie Pan doskonale, że największą stratą dla biedaka/pijaka w sukience byłaby utrata prawa jazdy, a nie najbardziej nawet wypasionego „osiołka”. Tak więc, Panie Premierze, proponuję wprowadzenie możliwie jak najszybciej odpowiednich zmian do proponowanych przez pana sposobów karania za jazdę po pijanemu. Niech będą to przepisy cywilizowane, dotkliwe w jednakowym stopniu i dla pracującego na śmieciowej umowie Kowalskiego, i dla prominenta biskupa Jareckiego, a także dla każdego innego, bez względu na to, czy jest normalnym człowiekiem, czy przebierańcem, w co wierzy lub nie wierzy i do jakiej partii należy. W.G.
dopilnują, aby nikt nie przeszkodził postawieniu tradycyjnych choinek. Narodowcy uzyskali wtedy wyniki najlepsze w swojej historii. Przy okazji przypomina się sprawa z Polski, gdy jakiś religijny nadgorliwiec chciał wywalczyć dla farmaceutów motywowane względami wyznaniowymi prawo odmowy sprzedaży środków antykoncepcyjnych. Nie pomyślał, religiota jeden, co by się stało, gdyby apteka zatrudniła durnia, któremu jego religia zabranialiby sprzedaży środków przeciwbólowych. Należałoby mu powiedzieć, żeby w takim razie został szewcem lub pszczelarzem czy też na przykład hutnikiem. Podobnie należałoby traktować pracowników, którzy ze względów wyznaniowych nie mogą mieć kontaktów z wieprzowiną lub alkoholem: niech poszukają sobie zajęcia, które nie będzie sprzeczne z ich światopoglądem. Przemawia za tym jeszcze inny argument: jeżeli zatrudnimy fanatycznie przestrzegającego religijnych zakazów/ nakazów muzułmanina, żyda lub katolika i zgodzimy się, żeby nie miał on kontaktów z wieprzowiną, alkoholem, nie pracował jeden w sobotę, a drugi w niedzielę itd., to jest tylko kwestią czasu, kiedy spotkamy się z kategorycznym żądaniem, aby w ogóle wycofać ze sprzedaży wieprzowinę, alkohol i środki antykoncepcyjne i żeby
wszystkie sklepy były zamknięte zarówno w soboty (żydzi), jak i w niedzielę (katolicy). W konsekwencji musielibyśmy też w pełni godzić się z tym, że lekarz świadek Jehowy odmówi wykonania ratującej życie transfuzji krwi. Czyli doszlibyśmy do religijnie motywowanego chaosu i totalnego absurdu. Dlatego też należałoby kategorycznie odrzucać wszelkie religijnie motywowane zachowania i działania w miejscach publicznych. W świątyniach, we własnych domach można sobie jeść (lub nie jeść), co się tylko komu podoba, oraz robić (lub nie robić) to, co kapłani nakazują lub zakazują. Ale – na boga! – nie należy z całym tym balastem obnosić się w miejscach publicznych, w tym w sklepach, urzędach, instytucjach, organizacjach, szkołach, szpitalach itp., itd., których nie wolno też „dekorować” krzyżami ani żadnymi innymi totemami. W przeciwnym wypadku wcześniej czy później albo wszyscy zaczniemy wariować, albo weźmiemy się za łby. Warto zauważyć, że im jakaś wiara silniejsza, tym bardziej będzie czyniła wszystko, aby ludzi (wszystkich) skłócić ze sobą i doprowadzić do brania się za łby. Bo w takiej sytuacji kapłani znów stają się bardzo potrzebni i jeszcze lepiej opłacani. A że lud cierpi i się męczy? A cóż to obchodzi kapłana – przecież to nie on cierpi! On cierpi wtedy, kiedy lud nie cierpi. I dlatego mamy w Polsce to, co mamy. Ale to już temat na zupełnie inne opowiadanie… Włodzimierz Galant z Kopenhagi
Cwaniactwo władzy
Nie! Dziękuję! Najwyższa pora, aby ludzie zbuntowali się przeciwko nachodze niu ich w domach przez księży pod pozorem tzw. wizyty dusz pasterskiej. Taka wizyta ma na celu wyłącznie inwigilację i zebranie pieniędzy na kochanki (kochanków), na kupno nowego samochodu czy kupienie biletu lotniczego do Dominikany… Od kilku lat na początku stycznia ja oraz kilku moich znajomych wysyłamy kartki pocztowe do różnych parafii i mediów z informacją, że nie życzymy sobie tych namolnych i obłudnych „wizyt duszpasterskich” w naszych domach. Do tego celu wykorzystujemy znak graficzny opublikowany kiedyś w tygodniku „Fakty i Mity” (do wydrukowania z portalu „FiM”). Andrzej
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
LISTY Kpiny z myślących Przeczytałem, że „jedynkami” na liście Twojego Ruchu w wyborach do europarlamentu mają być m.in. Kalisz, Siwiec, Kwiatkowski. Czyli przydupasy Kwaśniewskiego. Teraz jest jasne, dlaczego gość, który m.in. podpisał konkordat mimo braku bezwzględnej większości głosów, ateizm nazwał czymś nienormalnym, woził się furą z obrońcą pedofilów w sutannach, dał twarz dla tego projektu – Europa Plus. Powyższe w połączeniu z obroną przez Ruch Palikota poronionego pomysłu wydłużającego wiek przechodzenia na emeryturę (przyjrzyjcie się pomysłowi niemieckiej SPD, który to pomysł jest zapisany w porozumieniu koalicyjnym z CDU), kretynizmy głoszone przez Rozenka na temat OFE – pozostawienie reformy emerytalnej w obecnym kształcie, stawia pod dużym znakiem zapytania sens głosowania na partię Palikota w najbliższych wyborach samorządowych i parlamentarnych. Bo w eurowyborach na pewno nie będę głosował na partię, która wystawia takich kandydatów – leśnych dziadków, którym się marzy europejska emerytura. Palikot, który przestał być dla mnie wiarygodny, plecie, że partia Twój Ruch jest partią centrolewicową (zdarzało mu się nawet mówić, że lewicową). To są kpiny z ludzi samodzielnie myślących, a tacy na Ruch Palikota w głównej mierze głosowali. Wystarczy porównać „lewicowość” TR z lewicowością w niektórych krajach Ameryki Południowej (np. Brazylia). Liczę, że uda się wypalić projektowi Piotra Ikonowicza – to mógłby być powiew zalążka lewicy. Andrzej
Zdrajcy niech płacą Premier Wielkiej Brytanii Cameron chce ograniczenia zasiłków na dzieci, które mieszkają w kraju, a rodzice pracują i płacą podatki w Anglii. Z kolei USA mają problemy ze zniesieniem dla nas wiz, bo obecnie liczba odmownych decyzji wzrosła do 10,2 proc. (próg wynosi 10 proc.). Nie wiem, czy nie jest to celowe działanie władz USA, które boją się zwiększonej liczby emigrantów. Na takie dictum nasze władze mają bardzo mocny kontrargument, historyczny bo historyczny, ale moim zdaniem dość mocny. Otóż podczas II wojny Polska miała duży udział w obronie Anglii, a potem w dalszych walkach na froncie zachodnim przy boku aliantów przeciwko koalicji faszystowskiej. Byliśmy chyba po USA i W. Brytanii trzecią siłą co do liczebności naszego wojska, walczyliśmy na wszystkich frontach. Po wojnie nasi sojusznicy – W. Brytania i USA – zdradzili nas w Jałcie, wpychając nas w łapy Stalina, bo gdyby
nie to, to obecnie bylibyśmy równorzędnym partnerem W. Brytanii czy Francji i takiego problemu by nie było, bo inni przyjeżdżaliby do nas za przysłowiowym chlebem, a nie my za jego poszukiwaniem. Podobno błędy młodości się mszczą, i za te błędy powojenne zarówno W. Brytania, jak i USA płacą teraz cenę, więc niech dużo nie krzyczą, tylko niech robią wszystko, żeby nam pomóc zmienić te dysproporcje, bo sami się do tego przyczynili. Zachowanie Camerona daje tylko tę satysfakcję, że stawia
SZKIEŁKO I OKO Należałoby jedynie podnieść dolną granicę. A skuteczność walki z plagą może podnieść nieuchronność kary oraz szybkość jej wykonania. Dzisiaj mimo postępowań w trybie przyspieszonym (iluzja) jest możliwość przejścia na postępowanie w trybie zwykłym. Wystarczy, że nietrzeźwy kierowca zna przepisy kpk i powie, że leczy się psychiatrycznie, a już sprawa ciągnie się miesiącami, stępiając ostrze sprawiedliwości. Od dawna wiadomo, że prewencyjnie oddziałuje szybkość i nieuchronność kary,
społeczeństwo i jeśli ma psychologiczne podłoże do popełniania kolejnych przestępstw, to nie da sobie rady na wolności i zechce wrócić ponownie do więzienia, bo przyzwyczaił się do jego warunków, a nie do wolności. Te okoliczności mogą dodatkowo popchnąć go do kolejnego zabójstwa – historia kryminalistyki zna już takie przypadki. Przed wprowadzeniem memorandum na wykonywanie kary śmierci powinno się przewidzieć jego skutki i wcześniej wprowadzić karę dożywotniego więzienia jako zamiennik kary śmierci, a nie 25 lat. Teraz mleko się rozlało i mamy problem nie tylko prawny, ale i społeczny – społeczeństwo będzie żyło w strachu, bo gdyby to nowe prawo o leczeniu zwyrodnialców nie zadziałało, to wyjdą oni na wolność. J.F.
Nachlani drajwerzy
w głupiej sytuacji Kaczyńskiego i cały PiS, bowiem w PE są w jednej frakcji z partią Camerona, i to Kaczyński z PiS-em muszą teraz świecić oczyma. Daje to też podstawę do niegłosowania na PiS podczas wyborów do PE, bo będąc w jednej frakcji z cameronistami nie przyczynią się do poprawy doli naszych obywateli w Anglii, a na dodatek są przeciwnikami podpisania Karty praw podstawowych, która reguluje te sprawy. Politycy lewicy powinni podnosić to podczas kampanii wyborczej do PE i namawiać innych do niegłosowania na PiS, bo w PE PiS jest antyunijny, tak jak cała frakcja konserwatystów, do której należy razem z cameronistami. Czytelnik
Pręgierz społeczny Słuchając decyzji Tuska o obowiązkowym montażu alkomatów w samochodach, zauważam podobieństwo do ustawowego obowiązku posiadania w samochodach osobowych gaśnicy jednokilogramowej. Tamten przepis wprowadzono, aby ratować producenta gaśnic, chociaż stwierdzono, że kilogramowa gaśnica nie jest w stanie ugasić płonącego auta. Nadaje się do ugaszenia ogniska na pikniku. Alkotest w samochodzie to będzie gadżet. Ktoś, kto ma chęć jazdy „po pijaku”, nawet się nim nie przebada, ktoś inny „dmuchnie” i mimo wyniku podejmie ryzyko. Rzeczywiście sensowne, ale i bardzo kosztowne byłoby montowanie w samochodach alkostopów. Żenadą jest, że rząd i wszyscy politycy próbują na ludzkiej tragedii zbijać kapitał polityczny na najbliższe wybory. Granice kar są wystarczające.
a w dalszej kolejności jej wysokość. Ponadto bardziej dotkliwe i odstraszające są kary finansowe oraz upublicznianie personaliów przestępców. Ja to nazywam pręgierzem społecznym. Jerzy Forczek
Morderca na wolności W lutym wychodzi na wolność jeden z najohydniejszych polskich morderców, niejaki Trynkiewicz, skazany uprzednio na poczwórną karę śmierci za gwałt i zabójstwo czterech chłopców. Rząd ostatnio wprowadził prawo, które zezwalałoby na umieszczanie takich osobników za zgodą sądu i opinii psychologów w zakładach psychiatrycznych. Nie jest pewne, czy to prawo będzie konstytucyjne, co podnoszą niektórzy prawnicy, na przykład prof. Płatek czy Ryszard Kalisz. Poniekąd rozumiem obawy owych prawników, oni wypowiadają się jako legaliści, a państwo prawa powinno opierać się na prawie równym dla wszystkich. Ja jednak na ich miejscu tak mocno bym przy tym nie obstawał, bo gdy Trynkiewicz wyjdzie i popełni nową zbrodnię, to wszystko skrupi się właśnie na nich jako obrońcach mordercy; już politycy PiS uznają ich za głównych winnych potencjalnego przestępstwa Trynkiewicza. W tej sprawie moim zdaniem zawiniły wszystkie ekipy wcześniej rządzące, bo czas leciał nieubłaganie, a nie zrobiono pod względem prawnym nic, żeby w przyszłości po wyjściu z więzienia zabezpieczyć się przed takimi osobnikami jak Trynkiewicz. PO miała na to 5 lat, a zauważyła problem za pięć dwunasta. Taki osobnik jak Trynkiewicz po wyjściu na wolność będzie obłożony ostracyzmem przez
Wszyscy szukają sposobów na karanie pijanych kierowców. Co weekend policja zatrzymuje parę setek takich drajwerów. Statystycznie jeżeli nawet każdy kierowca dmucha w balonik raz w roku, to skala tego przestępstwa jest niewyobrażalnie wielka. Żeby kara odniosła skutek, musi być dotkliwa i nieuchronna. Żadne alkomaty, punkty ani mandaty nie przyniosą efektów. Nawet zabranie prawa jazdy nie jest skuteczne, jeżeli ktoś ma potrzebę jeżdżenia. Ja ze swojej strony uważam, że jedynym skutecznym sposobem jest konfiskata pojazdu za przekroczenie na przykład 1 promila lub powyżej 0,5, jeżeli zdarza się to po raz kolejny. W naszej kochanej Polsce bryka zawsze była wizytówką i wyznacznikiem statusu społecznego. Facet bez samochodu jest jak impotent, bo ani panienki nie wyrwie, ani kolegom nie zaimponuje. Ktoś powie, że bogatego będzie stać na drugi. Niekoniecznie, bo każdy facet kupuje samochód najdroższy, na jaki go stać, lub jeszcze droższy. Gwarantuję, że jeżeli chociaż raz ktoś straci samochód za promile, następnym razem zastanowi się sto razy, zanim wsiądzie za kółko. Skończy się pożyczanie samochodów na zasadzie: „Jedź po flaszkę, bo lepiej trzymasz się na nogach”. Jak się już coś takiego wydarzy, że użyczający zostanie pozbawiony pojazdu, to niech podaje do sądu pijaka. Służbowe auta to też nie problem, bo mobilny pracownik podpisuje weksel do wartości samochodu i po sprawie. Ktoś się oburzy, że rodziny nie można pozbawiać środka lokomocji? Można. Jest komunikacja miejska, taksówki, pociągi. No i żoneczka może pomyśli, zanim wsiądzie z pijanym mężem do samochodu. Oczywiście piszę tu o sposobie na kierowców na podwójnym gazie, a nie sprawców wypadków. Ci powinni być karani znacznie dotkliwiej. O korzyściach finansowych dla budżetu wynikających ze sprzedaży tych samochodów chyba nie muszę pisać. Polspat
19
Być Polakiem Ostatnio dałem się wciągnąć w głupią gadkę ze znajomym. Chyba chciał mi dać do zrozumienia, że nie toleruje osób, które mają inne poglądy dotyczące Kościoła niż on sam. Stwierdził, że nowo narodzone dziecko powinno być ochrzczone, żeby mogło się potem nazywać Polakiem. Słysząc to, spytałem, gdzie na świecie jest obowiązek chrzczenia dziecka?! Wystarczy, że dziecko zarejestruje się w USC i dostanie metrykę. Dla mnie Polakiem jest każda osoba, która ma obywatelstwo polskie, i każda osoba, która czuje się Polakiem, jeśli nawet ma inny kolor skóry i pochodzenie rodzinne. Co ma religia do obywatelstwa?! Jeszcze tylko tego brakuje, żeby w dokumentach tożsamości było wpisywane wyznanie. Kiedy w końcu przestanie się ciągnąć w społeczeństwie ten zabobon o przymusowym chrzcie? Zbigniew z Torunia
Powściągliwość! Pani profesor Joanna Senyszyn ponownie dogryza Januszowi Palikotowi. Moim zdaniem powinna być bardziej powściągliwa w swoich wypowiedziach, ponieważ nie wiadomo, czy sama nie będzie musiała się wpraszać do Twojego Ruchu, jak ją Leszek Miller, odurzony wspaniałym wynikiem 10 proc. w sondażach, nie usunie z partii jako osobę zbyt radykalną. Moim zdaniem SLD tak samo jak PiS osiągnęło pułap i znaczącej poprawy poparcia już nie odnotuje. Pani profesor jako rasowy polityk powinna wiedzieć, że ślepe poparcie dla lidera i włażenie mu… nie gwarantuje dobrej pozycji w partii. Jak widać, w SLD pełno jest kobiet, szczególnie w mediach. Gdyby nie życzliwość dziennikarzy „FiM”, to wiceprzewodniczącej partii nikt by nawet nie znał, bo nie każdy ma czas i możliwości, aby cały czas siedzieć w internecie i czytać blogi. Może pani Senyszyn zdradzi tajemnicę, jakie to kandydatki szykuje SLD na pierwsze miejsca swoich list wyborczych do europarlamentu i jakie partia podejmuje lub planuje podjąć inicjatywy w celu poprawy sytuacji kobiet i mniejszości seksualnych, rozdziału Kościoła od państwa lub uświadomienia szerokich mas społeczeństwa w zakresie nauki gender? Tymczasem Twój Ruch jest przedmiotem brutalnej nagonki medialnej wspomaganej przez SLD, mimo że jest to chyba jedyna partia, która zachowała twarz i walczy o swoje ideały. Niestety, nie przekłada się to na poparcie społeczeństwa przez lata ogłupianego przez Kościół i przykościelne media. Adam Wątkowski
Zaproszenie W dniu 21.01.2014 roku o godz. 19.00 w Klubie LECH w Siedlcach przy ul. B. Chrobrego 4 odbędzie się zebranie założycielskie nowej partii Twój Ruch. Marian Kozak
20
K
PRZEMILCZANA HISTORIA
ibice piłkarscy, zwłaszcza ci słynący z rasistowskich poglądów, powinni pamiętać, że pierwszą bramkę w historii polskiej reprezentacji strzelił 28 maja 1922 roku wychowanek żydowskiego klubu sportowego Jutrzenka Kraków Józef Klotz podczas zwycięskiego meczu ze Szwecją na stadionie olimpijskim w Sztokholmie. Z początkiem XX wieku, wraz ze wzrostem nowych prądów intelektualnych propagujących kulturę fizyczną wspartą Coubertinowską ideą igrzysk olimpijskich, powszechny sport coraz bardziej zyskiwał na znaczeniu. Nurt ten nie ominął również środowisk żydowskich, pomimo stereotypu Żyda pogrążonego w modlitwie lub zaprzątniętego interesami. W całej Europie zaczęły więc powstawać żydowskie kluby sportowe, których nazwy miały kojarzyć się z siłą i dumą – na przykład: Hagibor (bohater), Hakoach (siła), Bar Kochba (imię przywódcy buntu przeciwko Rzymianom w II wieku n.e.) i kluby Makkabi (z hebr. „młot”, przydomek Judy Machabeusza, słynnego żydowskiego przywódcy), należące do izraelskiej organizacji sportowej Maccabi. Reprezentantów żydowskiego sportu nie mogło zabraknąć również w Polsce. Najprężniej działały wspomniane już kluby Makkabi, utożsamiane z ruchem syjonistycznym. W swoim rozkwicie związek ten zrzeszał 150 klubów, w których trenowało 200 tys. sportowców (sic!) obojga płci. Jako ciekawostkę warto dodać, że na terenie dawnego boiska Makkabi Warszawa znajduje się dziś Stadion Narodowy. W opozycji do nich były drużyny Stowarzyszenia Robotniczego Wychowania Fizycznego „Jutrznia” (popularne Jutrzenki) oraz pod patronatem socjaldemokratów z żydowskiego Bundu. Warto wspomnieć, że na przykład w Krakowie pojedynki derbowe Jutrzenki z Makkabi na tyle elektryzowały publiczność, że to właśnie do nich przylgnęło miano „świętej wojny”. Co ciekawe, przed wojną wśród kibiców również dochodziło do stadionowych awantur, jednak nigdy na tle klubowych sympatii, lecz różnic politycznych, gdyż każdy klub – niezależnie czy polski, czy żydowski – utożsamiany był z daną opcją polityczną. Mimo że sport w życiu społeczności żydowskiej nigdy nie odgrywał wiodącej roli, to jednak sportowcy żydowscy zapisali w polskiej historii piękną kartę. Dominowali w tenisie stołowym, zdobywając kolejno mistrzostwa Polski. Tutaj legendą pozostał zawodnik Hasmoney Lwów Alojzy „Alex” Ehrlich – trzykrotny wicemistrz świata i wielki propagator tej dyscypliny w świecie (m.in. trener reprezentacji Egiptu), w czasie wojny więzień KL Auschwitz, gdzie właśnie międzynarodowa sława uchroniła go przed komorą gazową. Po
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
ŻYDZI POLSCY (9)
Kultura i sport Społeczność żydowska i wywodzący się z niej twórcy stworzyli sporą część tego, co stanowi o kulturze narodowej i polskim dorobku cywilizacyjnym w wielu dziedzinach.
wyzwoleniu, przy wzroście 190 cm, ważył zaledwie 37 kg. Wielokrotną mistrzynią i rekordzistką polski w lekkiej atletyce była Maryla Freiwald z Makkabi Kraków. Sukcesy w saneczkarstwie odnosił Maksymilian Enker, zdobywając dla Polski podczas mistrzostw starego kontynentu w Krynicy w 1935 roku srebrny medal. Pięciokrotnym mistrzem Polski w skokach i biegach narciarskich był pochodzący z Zakopanego Henryk Mückenbrunn. Znakomitą pływaczką była reprezentantka Hakoah Bielsko-Biała Gertruda Dawidowicz, która po pierwsze mistrzostwo Polski w swojej karierze sięgnęła już w wieku 12 lat. Ernest Wittmann to z kolei znany tenisista i reprezentant kadry narodowej, zawodnik Legii Warszawa. Duże sukcesy odnosili również piłkarze wodni. Osiem tytułów mistrzów Polski wywalczyli zawodnicy Makkabi Jutrzenki Kraków. Zauważalni byli również żydowscy piłkarze. Wprawdzie żadna żydowska drużyna futbolowa nie odniosła sukcesów na krajowym podwórku, jedynie Hasmonea Lwów zaliczyła dwuletni epizod na najwyższym szczeblu rozgrywek piłkarskich (grał w niej między innymi ojciec Jerzego Engela – przyszłego trenera polskiej reprezentacji), to jednak żydowscy piłkarze mieli również swoje dni chwały.
innymi Zygmunt Steuermann z Legii Warszawa czy Aleksander Kahane z Klubu Turystów Łódź. Sportowcy żydowscy triumfy święcili również w bardziej siłowych dyscyplinach. Mistrzostwa Polski w zapasach wygrywał między innymi Jehuda Minc, a w podnoszeniu ciężarów – Majer Wajngarten. Znani byli również reprezentanci kraju w boksie: Leon Rundstein (mistrz Polski z 1937 r. i wicemistrz z 1938 r. w wadze muszej) ze stołecznego Makkabi oraz Szaspel Rotholc (mistrz Polski z 1933 r., wicemistrz z 1934 r. i brązowy medalista mistrzostw Europy z 1934 roku. Rotholc reprezentował również Polskę na olimpiadzie w Berlinie, przez co jego macierzysty klub Gwiazda Warszawa nałożył na niego dyskwalifikację za naruszenie bojkotu igrzysk przez środowiska żydowskie. Jednak Rotholc odkupił swoje winy podczas bokserskiego meczu Polska–Niemcy we Wrocławiu, rozegranym zaledwie kilka dni po nocy kryształowej, gdzie pokonał przeciwnika w koszulce ze swastyką, dając swym rodaAkiba Rubinstein kom powód do dumy. Nie można także zapomnieć o szachach. A to właśnie „królewska gra” była domeną zawodników żydowskich. Dzięki mistrzom szachownicy, spośród których warto wymienić Paulina Frydmana, Ksawerego Tartakowera, Mieczysława Najdorfa, Akiba Rubinsteina czy Dawida Przepiórkę, świat mówił o polskiej szkole szachów. W 1930 roku na olimpiadzie O Józefie Klotzu wspomnieliśmy na szachowej w Hamburgu nie mieli sopoczątku tekstu. Z kolei Leon Sperling z Cracovii cieszył się opinią najbie równych i zdobyli dla Polski złoty medal, a rok później w Pradze – srebrlepszego piłkarskiego napastnika, znanego ze świetnej techniki. 21 razy grał ny (w sumie w tym okresie sześciow barwach reprezentacji, brał także krotnie polska drużyna stawała na udział w olimpiadzie w Paryżu. Jego podium, a po wojnie już nigdy). Mukolega z zespołu, Ludwik Gintel, 12 simy także wspomnieć o związanym razy występował z orłem na koszulce z Łodzią Akibie Rubinsteinie, który w meczach międzynarodowych, a w pomimo antropofobii (choroba psy1928 r. uzyskał tytuł króla strzelców chiczna objawiająca się lękiem przed polskiej ligi, strzeliwszy łącznie 28 goli. ludźmi) przez wielu uważany był za W okresie międzywojennym w drujednego z najwybitniejszych przedstażynie narodowej grało w sumie kilwicieli tej dyscypliny w historii. Przez pewien czas sklasyfikowany był nawet kunastu żydowskich piłkarzy, między
Hasmonea Lwów
na pierwszym miejscu w szachowym rankingu. I w ciągu jednego roku udało mu się – jako jedynemu szachiście jak do tej pory – wygrać pięć najbardziej prestiżowych turniejów. Postępująca choroba i wybuch wojny (ukrywał się w Belgii) przerwały jego karierę. Jednak w 1950 roku Międzynarodowa Federacja Szachowa przyznała mu za wcześniejsze osiągnięcia tytuł arcymistrza, zaś Europejska Unia Szachowa ogłosiła rok 2012 rokiem Akiby Rubinsteina. Doceniony został również w Polsce, gdzie od 1963 roku w Polanicy-Zdroju odbywa się memoriał jego imienia. II wojna światowa brutalnie przerwała rozwój żydowskiego sportu, a większość sportowców padła ofiarą Holokaustu. Po wyzwoleniu w nowej Polsce powoli odradzała się również i ta dziedzina, jednak trudno mówić o jakiejś ekspansji, skoro z 3,5-milionowej społeczności ocalało rapem 10 procent. Największą żydowską organizacją sportową był w tym okresie Związek Robotniczych Klubów Sportowych Gwiazda, który obejmował 12 klubów. Powstały one między innymi w Bolkowie, Bytomiu, Dusznikach-Zdroju, Dzierżoniowie, Kamiennej Górze, Legnicy, Łodzi, Szczecinie, Świdnicy, Wałbrzychu i Wrocławiu. Szacuje się, że w latach 1946–1947 w klubach działających na Dolnym Śląsku uprawiało sport ponad 1000 zawodników. Do najbardziej znanych sportowców żydowskich tego okresu zaliczano zawodnika Cracovii Szymona Blondera (tenis stołowy), mistrza Polski w 1947 roku. Mistrzynią Polski w tej dyscyplinie rok później była również zawodniczka ŻRKS Gwiazda Wrocław – N. Glazner. W 1946 r. tytuł mistrzowski w pływaniu wywalczyła wielokrotna przedwojenna mistrzyni Polski, wspomniana już Dawidowicz. I oczywiście nie można zapominać o najsłynniejszej polskiej lekkoatletce Irenie Szewińskiej (z domu Kirszenstein), zdobywczyni siedmiu medali olimpijskich, w tym trzech z najcenniejszego kruszcu. O ile żydowski sport w Polsce już nigdy nie odzyskał dawnego blasku, o tyle odradzająca się po wojnie
kultura dzięki finansowemu wsparciu amerykańskich środowisk żydowskich mogła cieszyć się pewną niezależnością. Jednak ówczesny żydowski świat kultury w dużej mierze starał się ratować to, co zostało z dawnej, przetrzebionej wojną spuścizny. Tutaj największe zasługi położył założony w 1947 roku Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie, który przyjął na siebie rolę kustosza i strażnika historii i kultury Żydów polskich oraz ich wkładu w światową kulturę. Patron tej instytucji, Emanuel Ringelblum, był cenionym historykiem, który w czasie wojny założył Podziemne Archiwum Getta Warszawskiego. Był to unikalny zbiór wstrząsających materiałów, stanowiących nierzadko ostatnie świadectwa o życiu, cierpieniu i śmierci pojedynczych osób, ale też całych społeczności żydowskich w okupowanej Polsce. Część z tych zbiorów, które udało się po wojnie odnaleźć, została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Żydowski Instytut Historyczny funkcjonuje jako państwowa placówka kulturalna i jest jedyną tego typu instytucją związaną z mniejszością narodową. Dzięki jego inicjatywie powstały takie projekty jak „Wirtualny Sztetl”, pełniący funkcję tzw. muzeum bez murów, oraz „Polscy Sprawiedliwi”, którego celem jest pielęgnowanie pamięci o polskich „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”. ŻIH był też inicjatorem powstania Muzeum Historii Żydów Polskich, monumentalnego miejsca żydowskiej pamięci i tożsamości. Placówka rozpoczęła swoją działalność w kwietniu 2013 roku z okazji 70 rocznicy powstania w getcie warszawskim. Po wojnie restaurowano również Żydowskie Towarzystwo Krzewienia Sztuk Pięknych, zajmujące się próbą ratowania i odzyskiwania dzieł sztuki autorstwa żydowskich artystów, które przetrwały pożogę wojenną. Organizowano również pomoc materialną dla ocalałych artystów. A z wybitniejszych żydowskich twórców warto wymienić profesorów krakowskiej ASP: Jonasza Sterna, współtwórcę awangardowej malarskiej Grupy Krakowskiej; wszechstronnego artystę Adama Muszkę; cenionego malarza surrealistę Jana Lebensteina, czy też profesora gdańskiej ASP Artura Natchta-Samborskiego – przedstawiciela kapizmu. Z kolei nad ocalałym z Holokaustu żydowskim światem muzyki opiekę roztoczyło Stowarzyszenie Muzyków i Kompozytorów Żydowskich. A spośród całej plejady muzyków polskich żydowskiego pochodzenia, którym udało się przeżyć wojnę i dalej tworzyć, godni podkreślenia są światowej sławy pianiści i kompozytorzy: Artur Rubinstein, Władysław Szpilman, a także Henryk Wars, autor muzyki do takich utworów jak: „Już taki jestem zimny drań” czy „Tylko we Lwowie”, Jerzy Petersburski („Tango milonga”) oraz Alfred Schütz, twórca muzyki do pieśni „Czerwone maki”. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
Nowe Jeruzalem
Czy kolejność zdarzeń przedstawionych w dwudziestym rozdziale Apokalipsy Jana znajduje potwierdzenie w innych miejscach tej księgi oraz w innych fragmentach Pisma? Co z tekstami, które zdają się mówić o zamieszkaniu zbawionych w niebie? O jakiej Jerozolimie mówi Apokalipsa Jana (rozdz. 21)? Rozpocznijmy od zagadnień dotyczących millennium oraz przypomnienia kolejności zdarzeń z nim związanych. Otóż zgodnie z szerszym kontekstem Jan najpierw zobaczył „niebo otwarte” (19. 11) oraz tryumfującego „Króla królów i Pana panów” (19. 16), któremu towarzyszą „wojska niebieskie” (19. 14). Tekst mówi, że przyjdzie On na sąd, aby rozprawić się z wrogami (19. 17–21) i przejąć panowanie nad pozostałymi narodami, którymi będzie „rządził laską żelazną” (19. 15, por. Ap 12. 5). Dwudziesty rozdział Apokalipsy przedstawia zatem dalszy rozwój wypadków tuż po powtórnym przyjściu Chrystusa – najpierw „związanie” szatana (w. 2), „aby już nie zwodził narodów” (w. 3, por. Iz 24. 21–22), następnie zmartwychwstanie tych, którzy pozostali wierni aż do śmierci.
Miejsce panowania Według Jana zbawieni mają „panować z Chrystusem przez tysiąc lat” (21. 4, 6), o czym czytamy w kilku miejscach tej księgi. Już w pierwszym rozdziale mówi się o tym, że Chrystus „uczynił nas rodem królewskim, kapłanami Boga i Ojca swojego” (1. 6). Dalej czytamy: „Trzymajcie się tylko mocno tego, co posiadacie, aż przyjdę. Zwycięzcy i temu, kto pełni aż do końca uczynki moje, dam władzę nad poganami, i będzie rządził nimi laską żelazną, i będą jak skruszone naczynia gliniane” (Ap 2. 25–28). Powyższy tekst mówi zatem bardzo wyraźnie, że panowanie zbawionych rozpocznie się wraz z paruzją Chrystusa, i to na ziemi, a nie w niebie, o czym czytamy również w innym miejscu: „I uczyniłeś z nich dla Boga naszego ród królewski i kapłanów, i będą królować na ziemi” (5. 10). Chociaż według Apokalipsy (20 rozdz.) udział w panowaniu Chrystusa mają wyłącznie męczennicy (w. 4), to jednak – zważywszy na czas powstania tej księgi (prześladowanie cesarza Domicjana) oraz nadzieję na rychły powrót Mesjasza – przywilej ten będzie udziałem wszystkich odkupionych. Wszak według apostoła Pawła to wszyscy „święci świat sądzić będą” (1 Kor 6. 2, por. Mt 19. 28; Łk 22. 30). Pisał o tym zresztą już prorok Daniel: „Aż przyszedł Sędziwy i odbył się sąd i prawo zostało przekazane Świętym Najwyższego, i nadszedł czas, że Święci otrzymali królestwo (…). Królestwo, władza i moc nad wszystkimi królestwami pod całym niebem będą przekazane ludowi Świętych Najwyższego. Jego królestwo jest królestwem wiecznym, a wszystkie moce jemu będą służyć i jemu będą poddane” (Dn 7. 22, 27).
21
OKIEM BIBLISTY
W odniesieniu do tysiącletniego panowania księga Apokalipsy mówi więc bardzo wyraźnie zarówno o czasie, czyli kiedy się owo panowanie rozpocznie, gdzie to wszystko będzie miało miejsce, jak też kto będzie w tym panowaniu miał udział. Wielu chrześcijan uważa jednak, że w okresie tysiąclecia ziemia będzie całkowicie spustoszona, a jedynym
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Chrystus a millennium jej mieszkańcem będzie szatan. Czy potwierdza to tekst Księgi Izajasza (rozdz. 24), na który powołują się zwolennicy tej doktryny? Przeczą temu wyżej przedstawione teksty Apokalipsy Jana oraz Księgi Daniela, a także Księga Izajasza. Przedmiotem 24 rozdziału Księgi Izajasza są oczywiście Boże sądy, jednak rozdział ten nie mówi, że ziemia będzie bezludna. Przeciwnie, werset 6 mówi, że „jej mieszkańcy muszą odpokutować swoje winy; dlatego przerzedzają się mieszkańcy ziemi i niewielu ludzi pozostaje”. Potwierdzają to również kolejne wersety, które mówią, że „wzdychają wszyscy wesołkowie” (w. 7); „ustały wesołe dźwięki lutni” (w. 8); „nie piją wina przy pieśni, gorzko smakuje mocny trunek tym, którzy go piją” (w. 9); „narzekanie na ulicach na brak wina” (w. 11); „gdyż tak będzie na ziemi wśród ludów” (w. 13). Poza tym gdyby dosłownie traktować każdy werset tego rozdziału, to należałoby przyjąć, że również ziemia przestanie istnieć, bo napisano: „W bryły rozleci się ziemia, w kawałki rozpadnie się ziemia, zatrzęsie się i zachwieje się ziemia. Wkoło zatacza się ziemia jak pijany i kołysze się jak budka nocna. Zaciążyło na niej jej przestępstwo, tak że upadnie i już nie powstanie” (w. 19–20). Rzecz jasna, że taki wniosek jest sprzeczny z przesłaniem całego tego rozdziału, który kończy się zapewnieniem, że „Pan [JHWH] Zastępów będzie królem na górze Syjon i w Jeruzalemie, i przed starszymi będzie chwała” (w. 23). Jest też sprzeczny z całym szeregiem tekstów, które mówią, że „sprawiedliwi posiądą ziemię i zamieszkają w niej na wieki” (Ps 37. 29, por. w. 9, 11, 22).
Nadzieja nieba Co w takim razie z tekstami, które zdają się mówić o zamieszkaniu wierzących w niebie?
Teksty te nie przeczą bynajmniej temu, co zostało wyżej powiedziane. Nie są one bowiem aż tak jednoznaczne w swojej wymowie, jakby się wydawało. Oto jeden z nich: „W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli” (J 14. 2–3). Craig S. Keener tak komentuje te słowa: „Jan zapewne używa słownictwa w znaczeniu przenośnym, by opisać przebywanie z Chrystusem w miejscu Bożej obecności (…). W tym kontekście Janowi chodzi przypuszczalnie nie o drugie przyjście Chrystusa, lecz o Jego powrót po zmartwychwstaniu w celu udzielenia Ducha Świętego (J 14, 16–18)” („Komentarz historyczno-kulturowy do Nowego Testamentu”, Warszawa 2000, s. 216, 217). Przypomnijmy też, że według Ewangelii synoptycznych paruzja oznacza przede wszystkim przyjście Jezusa „w chwale Ojca swego z aniołami świętymi” (Mk 8. 38, por. Mt 16. 27; Łk 9. 26). W Ewangelii Mateusza czytamy: „A gdy przyjdzie Syn Człowieczy w chwale swojej i wszyscy aniołowie z nim, wtedy zasiądzie na tronie swej chwały. I będą zgromadzone przed nim wszystkie narody, i odłączy jedne od drugich, jak pasterz odłącza owce od kozłów. I ustawi owce po swojej prawicy, a kozły po lewicy. Wtedy powie król tym po swojej prawicy: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata” (Mt 25. 31–34). Tym zaś, którzy będą po lewicy powie: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, zgotowany diabłu i jego aniołom (…). I odejdą ci na kaźń wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25. 41, 46). Nawet jeśli niebo będzie otwarte dla zbawionych, synoptycy nie mówią o wniebowzięciu zbawionych.
(2)
Poprzestają jedynie na stwierdzeniu, że Chrystus przyjdzie powtórnie i wtedy odbędzie się sąd: jedni odziedziczą Królestwo i życie wieczne, inni zostaną skazani na wieczne potępienie. Niewiele więcej dowiadujemy się też z Dziejów Apostolskich, poza tym – jak powiedziano apostołom – że Chrystus przyjdzie tak, „jak go widzieliście wstępującego do nieba” (1. 11), co może oznaczać, że jak raz został wzięty do nieba z Góry Oliwnej (1. 12), tak też drugi raz powróci w to samo miejsce (Zach 14. 4), aby między innymi „odbudować królestwo Izraela” (1. 6). Krótko mówiąc, apostołowie nie oczekiwali zabrania do nieba, ale odbudowy królestwa Izraela, kiedy to Mesjasz zasiądzie na tronie swego ojca Dawida (Łk 1. 32). Oczekiwali więc, „aby nadeszły od Pana czasy ochłody i aby posłał przeznaczonego dla was [Żydów] Chrystusa Jezusa, którego musi przyjąć niebo aż do czasu odnowienia wszechrzeczy, o czym od wieków mówił Bóg przez usta świętych proroków swoich” (Dz 3. 20–21, por. Iz 40. 9–11; Jr 32. 42–44; Ez 37. 21–28; Oz 11. 9–11; 14. 4–9; Am 9. 11–15). Czy o zabraniu do nieba nie świadczy jednak tzw. porwanie, o którym pisał św. Paweł (por. 1 Tes 4. 17)? Przede wszystkim mówi ono o spotkaniu z Chrystusem, a nie o zabraniu do nieba. „Spotkanie w powietrzu – pisze C.S. Keener – mogło zostać wywnioskowane ze wzmianki o zgromadzeniu chrześcijan, którzy mają się z Nim spotkać (Mt 24. 31)… W związku z królewskim przybyciem słowo, którego użyto na oznaczenie spotkania w powietrzu (naprzeciw), było zwykle stosowane w odniesieniu do wysłanników, którzy wyszli na spotkanie dostojnika i towarzyszyli mu w drodze do miasta. Tekst ten ewidentnie kontrastuje z honorami, jakie należały się »Panu«, cezarowi, i jego emisariuszom” (tamże, s. 457).
A co z wizją Nowej Jerozolimy, która zstępuje z nieba?
Nowa Jerozolima Wizja nowego nieba, nowej ziemi i nowej Jerozolimy, to aluzja do proroctwa Izajasza (65. 18–19). To wizja nowej rzeczywistości, której jednak nie należy w każdym szczególe brać dosłownie, podobnie jak stwierdzenia: „(…) i morza już nie ma” (Ap 21. 1). Morze jest tu bowiem symbolem chaosu i zagrożenia oraz narodów stojących w opozycji do Boga, gdyż „bezbożni są jak wzburzone morze, które nie może się uspokoić” (Iz 57. 20). Nowa Jerozolima zaś ma być miastem pokoju wolnym od jakichkolwiek zagrożeń. Innymi słowy, ma być przeciwieństwem Babilonu. Ireneusz z Lyonu pisał: „Tego rodzaju powszechnych wydarzeń nie można rozumieć, że rozegrają się ponad niebiosami. »Bóg bowiem ukaże jasność twoją tej całej ziemi, która jest pod niebem« (Ba 5, 3). Ale stanie się to w czasach Królestwa, gdy ziemia zostanie odnowiona przez Chrystusa i na nowo zostanie zbudowana Jerozolima na wzór Jerozolimy z wysoka” („Adversus haereses” V, 35, 2). To znaczy, że wszystko (stworzenie, ziemia, Jerozolima) zostanie odnowione według wzoru, podobnie jak niegdyś „według wzoru, który został ukazany na górze” (Hbr 8. 5) została zbudowana świątynia (Wj 25. 8–9). Jak widać, przesłanie Apokalipsy Jana dotyczące zmartwychwstania i spotkania z Mesjaszem w czasie Jego paruzji oraz urzeczywistnienia się Królestwa Bożego tu, na ziemi, i całkowitej odnowy wszystkiego znajduje potwierdzenie także w innych fragmentach Pisma Świętego. Warto zatem o tym pamiętać, aby łączyć lekturę tej księgi z całym Pismem, bo tylko wtedy unikniemy zbyt jednostronnej interpretacji zawartych w niej proroctw. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
OKIEM SCEPTYKA
POLAK NIEKATOLIK (76)
Alians przeciwko arianom Walkę o wypędzenie arian z Polski prowadzili katolicy oraz zachowawczy obóz protestancki. W pierwszym okresie inicjatywa należała do tego pierwszego. Działanie konserwatywnego kalwińsko-luterańskiego obozu reformacyjnego było podyktowane obawą przed społeczną, dogmatyczną i filozoficzną treścią ideologii braci polskich, nurtem postępowym i antyfeudalnym. Systemowi ucisku feudalnego arianie przeciwstawiali potępienie kary śmierci i wojny, wysuwali postulat przebudowy społecznej w duchu humanitaryzmu i wolności sumienia. Etapy walki prowadzonej przeciwko braciom polskim aż do ich całkowitego zniszczenia można podzielić na trzy okresy: pierwszy – do połowy lat 70. XVI w., drugi – do początków XVII w., i trzeci – do ostatecznego wygnania braci polskich w 1658 r. przez sejm feudalnej Rzeczypospolitej szlacheckiej. Pierwszy dotyczy czasu, kiedy na terenie Rzeczypospolitej pojawiły się oznaki rozpoczynającej się kontrreformacji. Do kraju przybywali wówczas czołowi prześladowcy i wrogowie arian – jezuici. Jednakże w pierwszym okresie na czoło prześladowców wysunęli się kalwini, w mniejszym stopniu luteranie. W oczach tych pierwszych arianie rozbijali jedność ruchu reformacyjnego, „kompromitując” go zarówno społecznie, jak i dogmatycznie. Polemiści ewangeliccy, między innymi Stanisław Sarnicki, Jan Wigand,
P
Erazm Gliczner, podkreślali, że rzekomo religia arian prowadzi do ateizmu, a ich zasady podkopują fundamenty państwa. Zarzucali im, że religijnie są spokrewnieni z muzułmanami, a społecznie – z anabaptystami. Dzięki staraniom kalwina małopolskiego Stanisława Myszkowskiego, który cieszył się mirem u króla Zygmunta Augusta, projekt dekretu wypędzającego arian był już gotowy w maju 1564 r., jednak zamiast niego wydane zostały dwa edykty parczowskie wymierzone przeciwko różnowiercom. W wyniku energicznej akcji kalwinów i ku niezadowoleniu kleru katolickiego obydwa edykty otrzymały sens antyariański. Innym sukcesem kalwinów był wydany przez króla zakaz drukowania jakichkolwiek dzieł ariańskich w Krakowie, a także spalenie na rynku warszawskim jednej z pierwszych tego typu książek. Przygotowany przez kalwinów dekret na sejm 1566 r. przewidywał nawet karę śmierci za przynależność do arianizmu. Od połowy lat 70. XVI w. głównym organizatorem ataków i prześladowań antyariańskich stało się duchowieństwo katolickie z jezuitami na czele. Jednakże atakom katolików na arian sekundowali kalwińscy i luterańscy pisarze. Obok
rzed sądem w Szczecinie toczy się proces z powodu zmuszenia nie świadomego pacjenta do uczestnic twa w katolickich sakramentach. Poka zuje on jak w pigułce absurdy Polski wyznaniowej i samej doktryny kościelnej. Pięć lat temu pan Jerzy R. dowiedział się z dokumentacji medycznej (sic!), że kiedy stracił przytomność, udzielono mu sakramentu chorych, zwanego także ostatnim namaszczeniem. W katolickim kraju najwidoczniej tzw. sakrament jest częścią procedury medycznej podobnie jak kroplówka, zdjęcie RTG lub lewatywa, które później skrzętnie trzeba odnotować w papierach. Ciekawe, ile takich sakramentów przewiduje się na jednego chorego i na jakie schorzenia? Ale dosyć żartów! Kiedy Pan Jerzy dowiedział się, że gdy był w śpiączce farmakologicznej, odczyniano nad nim jakieś religijne hokus pokus, postanowił podać sprawców do sądu. Odbywa się już czwarty proces w tej sprawie, a to tylko dzięki temu, że interweniował Sąd Najwyższy, który uznał, że dotychczasowe lekceważenie pacjenta okazywane przez niższe instancje jest nie na miejscu. SN uznał, że szpital naruszył dobra osobiste chorego. W końcu stycznia zapadnie więc
Hieronima Powodowskiego, Stanisława Reszki czy Piotra Skargi, a więc duchownych katolickich, przeciwko arianom występowali kalwińscy polemiści, między innymi Paweł Gilowski, Andrzej Wolan, Grzegorz z Żarnowca. Polemista katolicki Jakub Górski w zamian za usunięcie arian z Polski obiecywał królowi Stefanowi Batoremu kanonizację po śmierci. Na katolickim synodzie piotrkowskim w 1589 r. podjęto postanowienie o zwalczaniu arianizmu w Polsce aż do jego zupełnego wytępienia. W pogromach wyznaniowych doniosłą rolę odgrywały podburzane tłumy oraz bractwa religijne znajdujące się pod opieką zakonów. Pierwszym miastem, w którym w czasie pogromu wyznaniowego uderzono nie tylko na kalwinów,
wyrok sądu apelacyjnego, który ponownie rozpatruje ten problem. Bardzo znamienna jest linia obrony strony szpitalno-sądowo-katolickiej, bo taka dziwna koalicja utworzyła się przeciwko roszczeniom pana Jerzego. Po pierwsze – dowodzono, że szpital nie ponosi winy za wmuszenie poszkodowanemu sakramentu,
ale także na arian, był Kraków. W 1578 r. tłum zdemolował drukarnię ariańską, a 23 maja 1591 r. po kilku wcześniejszych próbach ostatecznie zniszczono tamtejszy zbór. Później nie ustawały napady na bardziej znane osoby wśród braci polskich. Na ich działalność i pobyt w mieście zwracali na kazaniach uwagę duchowni. Jezuici wykorzystywali narastającą nienawiść do Turcji – mahometańskiego wroga – aby zohydzić arian jako jej rzekomych sojuszników w Polsce. Trzeci etap rozpoczął się od początków XVII w., kiedy to uświadomiono sobie, że bez pomocy aparatu przymusu, bez użycia środków bezwzględnych, nie da się usunąć arian z Polski. Protestanci, a zwłaszcza
to, że niekatolik powinien ostrzegać o swoim nietypowym światopoglądzie wszystkie osoby i instytucje, z jakimi ma do czynienia. Ale to już było! Czy Żydom nie kazano zakładać specjalnych kapeluszy, a potem opasek, aby przyzwoici ludzie, czyli katolicy lub Aryjczycy, z daleka widzieli, z kim mają do czynienia? Co zaproponują szczecińskie
ŻYCIE PO RELIGII
Nieprzytomny klerykalizm
ponieważ nic nie wiedział o jego światopoglądzie. Wynika z powyższego, że zakłada się w Polsce, iż wszyscy są „z natury katolikami”. I to nie tylko w szpitalach. Naukę religii katolickiej wplata się przecież do planu lekcji, zanim rodzice poproszą dyrekcję o zorganizowanie takich zajęć. Jeden z sądów orzekających w sprawie pacjenta R. (okręgowy w Szczecinie) wyraził to dobitnie. Oddalił powództwo, bo pacjent nie zgłaszał, że nie jest katolikiem i że nie życzy sobie sakramentów. Wychodzi więc na
sądy – ubiór, symbol, może kolor? A może w naszych czasach tęczowa opaska byłaby dobra? Ekumenicznie pojednałaby zarówno Żydów z protestantami (symbol biblijny), jak i lewicowych ateistów (symbol spółdzielczości), wyznawców New Age (znak światopoglądu) i bezbożne lesby z gejami (wiadomo). Drugim motywem przewodnim procesowych wygibasów strony szpitalno-sądowo-katolickiej było lekceważenie znaczenia tego sakramentu, jakkolwiek dziwnie by to w Polsce brzmiało. Otóż zdaniem
bracia polscy, zostali w tym okresie uznani za potrójnie groźnych wrogów całego społeczeństwa feudalnego: byli jakoby groźni społecznie, bo podważali fundamenty państwa i ustroju; niebezpieczni politycznie, co w XVII w. poszerzono o zarzut rzekomej zdrady na rzecz Siedmiogrodu i Szwecji, a jako ateiści i bluźniercy Trójcy ściągali „karę Bożą” na kraj. W końcu postawiono kropkę nad „i” i oskarżono arian o… oddawanie czci diabłu. Argument ten, obliczony na najbardziej naiwnego i zacofanego odbiorcę, wysunął w latach 40. XVII w. jezuita Cichowski. Podchwycili go inni księża, rozgłosili z ambon i rozpropagowali szczególnie usilnie w wiejskich parafiach. Z kolei na synodach kalwińskich drwiono z braci polskich proponujących ugodę, a pastor Krasiński domagał się, aby arianina Marcina Czechowica „jako bluźniercę” ukarać spaleniem na stosie. Wyroki poszczególnych trybunałów, sądów królewskich i miejskich skazywały nie tylko mieszczan, ale i szlachtę za arianizm i „bluźnienie” Trójcy. Jeszcze liczniejsze były przypadki pobicia i „sakramentalnego ponurzania”. W 1611 r. w Wilnie stracono Piotra Franco, a przed śmiercią wydarto mu „bluźnierczy język”. Formalnie szlachta ariańska korzystała z opieki konfederacji warszawskiej 1573 r., ale w 1648 r. zgoda katolików i zachowawczego obozu protestanckiego wyłączyła braci polskich z konfederacji warszawskiej. Tym samym protestanci polscy wydali na pastwę katolickich wrogów swoich słabszych konkurentów. W ten sposób bracia polscy już dziesięć lat przed swoim wygnaniem zostali wykluczeni ze społeczeństwa feudalnego szlacheckiej Rzeczypospolitej. ARTUR CECUŁA
rozmaitych pełnomocników i sądów udzielanie sakramentu niewierzącym nic nie znaczy, bo nie ma wagi dla niewierzących. Taka argumentacja zwala z nóg. To po jakie licho księża udzielają sakramentów nieprzytomnym albo niemowlętom? Przecież te sakramenty dla nich „nie mają doniosłości”. Albo dlaczego chrześcijanie wzdragają się przed składaniem ofiar obcym bogom (nawet za cenę życia), skoro nie wierzą w ich istnienie? To poza wszystkim trochę tak, jakby sąd uzależnił ocenę wyzywania kogoś od „ku…ew” od tego, czy osoba poszkodowana surowo potępia pracę prostytutek. Jeśli nie potępia, to można by poszkodowaną bezkarnie wyzywać. Bo to „nie ma doniosłości”… Za całą sprawą kryje się jeszcze jeden problem, i to o ogromnym znaczeniu. Jeśli ostatecznie sąd nakaże zapłacić odszkodowanie, to każdy ochrzczony w stanie nieświadomości, czyli np. w wieku niemowlęcym, będzie mógł zażądać odszkodowania od Kościoła i własnych rodziców. To byłby prawdziwie świecki cud w katolickim kraju, który zapewniłby wreszcie dzieciom choćby częściową ochronę przed religijnym molestowaniem. MAREK KRAK
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Polikarp ze Smyrny
Święci nieświęci
(2)
Starożytność przywiązywała wielką wagę do grobu, który stanowił miejsce kultu zmarłych. Chrześcijanie szczególną czcią zaczęli otaczać groby męczenników. W świecie antycznym pozostawienie bez grobu nawet nieprzyjaciela było niegodziwe. Najwyższa kara i zniewaga, jaką poganie mogli wymierzyć chrześcijanom, polegała nie na zadawaniu im śmierci, lecz na odmawianiu prawa do pogrzebu i niewydawaniu ciał męczenników. Chrześcijanie, o ile tylko mogli, zbierali nabożne, czcigodne szczątki męczenników. I tak na przykład wierni, którym nie było wolno zabrać zwłok Polikarpa ze Smyrny (ok. 69 – ok. 155), biskupa, jednego z wybitniejszych męczenników chrześcijańskich, mogli przynajmniej „zebrać jego kości, cenniejsze od złota i drogich kamieni, oraz złożyć je w odpowiednim miejscu”. Akt męczeństwa św. Polikarpa, kiedy cezarem był Antonin, jest uznawany za najstarszą relację naocznego świadka o śmierci chrześcijańskiego cierpiętnika. Jednakże już w tej opowieści krytycy dopatrują się legendy martyrologicznej, bowiem wedle relacji o męczeństwie św. Polikarp zawczasu już wiedział, jaka śmierć go czeka, a w chwili wejścia na stadion dodał mu
P
otuchy głos z nieba: „Bądź mężny Polikarpie i wytrwaj”, który „usłyszeli również nasi bracia, którzy byli tam obecni”. Święty Polikarp rzekomo nie spalił się na stosie, lecz roztoczył cudowny aromat, co zmusiło kata do uśmiercenia go sztyletem. Następnie strumień krwi św. Polikarpa zgasił ogień i z rany w jego ciele wzleciał ku niebu gołąb… Chrześcijanie pozostawali wierni zwyczajom pogrzebowym swoich krajów, jednocześnie jednak unikali niektórych obrzędów pogańskich, jak umieszczanie obola (dawna grecka moneta) w ustach zmarłego, aby miał czym opłacić przewóz barką Charona, przewoźnika dusz, w zaświaty. Potępiano jako bałwochwalczy zwyczaj nakładania wieńca zmarłemu, jak również praktykę palenia zwłok. Z kolei zaakceptowano występujące w kultach pogańskich przyozdabianie grobów kwieciem i wiankami oraz zwyczaj palenia ognia na grobach lub obok nich. W pierwotnym znaczeniu ogień miał na celu ogrzewać duszę, rozświetlać jej drogę w zaświaty, a także odpędzać złe duchy.
oganie, hultaje i niewdzięcznicy, żrą mięso w piątki, wolą pójść na piwo i gorzałkę niż do kościoła, nie dbają należycie o księży, nie zapraszają na wesela, nie wspomagają darami na święta – tak Polaków w kronikach parafialnych opisują „ukochani duszpasterze”. Z kroniki proboszcza parafii we Wrocance (ks. January Stanisław Pobóg Horwath): 1962 r.: „Stan religijno-moralny parafii. Nastąpiła w nim pewna poprawa. Prawie podwoiła się (w porównaniu z rokiem ubiegłym) liczba urodzin”. Zdaniem proboszcza do tego nagłego wzrostu poczęć wybitnie przyczynić się miały misje przeprowadzone w lutym przez ojców redemptorystów. Cóż… „Życie przedmałżeńskie narzeczonych przedstawiało wiele do życzenia: na 13 dzieci urodzonych ze świeżo zawartych małżeństw 6 przyszło na świat przed czasem, 7 w czasie. Te poczęcia przedmałżeńskie po misjach świadczą o specjalnych trudnościach młodzieży w tej sprawie (…) Abortus. Okazje są – miasto blisko. Nie doszły jednak do mej wiadomości wypadki dokonania tej zbrodni. Jedno dziecko nieślubne urodzone w tym roku sprawozdawczym świadczy poniekąd o świadomości w tej dziedzinie”. Z kroniki proboszcza parafii w Woźnikach (ks. Augustyn Meltz): 1928 r.: „Parafianie roszczą sobie prawo do moich koni i żądają, że mam własnymi końmi do chorego jechać”. 1933 r.: „Odbył się zabawny ślub na Miodku młodej pary Alojzego Zielińskiego z Tarnowskich Gór i Marii Imiolczyk. Stara kochanka, która ma być w stanie błogosławionym, chciała
Przyjęto, że męczennicy trafiają prosto do nieba bez zwyczajowego tranzytu przez świat infernalny, i nie tylko unikną Sądu Ostatecznego, ale występują w roli orędowników, a nawet sędziów współdziałających z Bogiem. Święta Perpetua z Kartaginy, umęczona około 203 r., która w czasie trwania aresztu miała jakoby wizje, przedstawiała raj na sposób wiary ludu – jako bogatą willę i zielony kwitnący ogród z drzewami o smakowitych owocach, gdzie powietrze przesycone jest zapachem kwiatów. W wizji Perpetua przebyła drogę po drabinie symbolizującej męczeństwo. U spodu tej drabiny leżał smok, po bokach narzędzia tortur, a u szczytu znajdował się niebiański ogród, gdzie starzec doił owce i każdemu, kto tam przybył, dawał kęs sera. Cześć, którą oddawano męczennikom chrześcijańskim, na początku niczym nie różniła się od czci, którą otaczano wszystkich zmarłych. Podobnie jak poganie chrześcijanie urządzali na cześć swoich zmarłych uczty pogrzebowe, czyli stypy (łac. refrigeria), i przynosili na groby żywność (dowodzą tego choćby znaleziska z chrześcijańskich grobów w Afryce Północnej i w Nadrenii). W praktyce pogańskiej obrzęd ten miał symbolicznie dołączyć
przyklęknąć do ołtarza. Przyznam się, że ja ją do tego namówiłem, aby młodą panią skarać za ich zachowanie się, już bowiem od maja mieszkał Z. u Imiolczyków”. 1934 r.: „Matki grzeszą dużo przez abortus!”; „W nocy 6 VIII, niedziela intro Octavam Corpus Christi, ukradli mi rower i 40 butelek wina. Policja nic nie wyśledziła. A może to byli znajomi i obeznani!”. Z kroniki proboszcza parafii Gościsław (ks. Kazimierz Rącki): 1975 r.: „W domach wiernych dostrzega się zamożność i dostatek – nowe meble, w wielu domach centralne ogrzewanie, szczególnie w Mieczkowie. Ofiarność parafian niezbyt zadowalająca.
żywych do niebiańskiej uczty, do której zasiedli zmarli, ale też miał znaczenie bardziej prymitywne – wyrażał myśl, że zmarli w swojej podziemnej siedzibie potrzebują pożywienia. Dzięki kanałowi umieszczonemu w konstrukcji grobu napoje z uczty docierały wprost do ciał pochowanych ludzi, ale wino i wonności częściej wylewano na grób w nadziei, że dotrą aż do nieboszczyka. Przez „świadectwo swojej ofiary” cierpiętnicy stali się uprzywilejowanymi członkami wspólnoty. Ta z kolei miała obowiązek strzeżenia ich szczątków i utrzymywania ich grobów. Szczególnie upamiętniano rocznicę męczeństwa świętego, tj. rocznicę jego śmierci, czyli męczeńskich „narodzin dla niebios”. Nowością było to, że na grobach świętych męczenników zaczęto celebrować eucharystię. Wczesnym potwierdzeniem czci świętego w rocznicę jego męczeństwa jest opis męczeństwa św. Polikarpa: „Mogliśmy zebrać jego kości (…) oraz złożyć je w odpowiednim miejscu. Za łaską Bożą będziemy się
1977 r.: „Inny przykład bezczelności parafian, braku ich kultury i wyrachowania. Tym razem odnosi się to do parafian z Bogdanowa. W dniu 6 marca po mszy św. kobiety zaatakowały księdza, rzucając oszczerstwami i obelgami. Celowała w tym p. Janina A. (w oryginale pełne nazwisko – przyp. AK) z Bogdanowa”. Poszło o to, że proboszcz zażądał od wiernych otynkowania kościoła i ułożenia 70 m chodnika. Dalej wielebny skarży się, że w Mieczkowie nikt nie złożył mu życzeń z okazji imienin. A we wrześniu – o zgrozo! – „w Bogdanowie – podczas Mszy św. złożono na tacę wśród innych ofiar także 5 kopert, w których znajdowały się nie pieniądze – ofiary – ale pornograficzne zdjęcia kobiet wycięte z gazet”! Potem przyszła
Ci wredni parafianie… Słyszy się odgłosy niezadowolenia parafian, gdy ks. proboszcz prosi o ofiary na cele kościelne”; „Bardzo pyszni – ambitni próżną zarozumiałością cechują się parafianie z Osieka. Zazdrośnie boją się wydać każdy grosz na cele kościelne. (…) nie poczuwają się do obowiązków wynagrodzenia księdzu proboszczowi za dojazd do ich lokalnych kościołów. Ksiądz proboszcz na własny koszt, własnym samochodem obsługuje tę rozległą i mało ofiarną parafię”. 1976 r. Wielkanoc: „(…) parafianie tutejsi zupełnie nie poczuwają się do wdzięczności. Nikt spośród parafian nie wspomógł proboszcza wiktuałami świątecznymi. (…) w innych parafiach w takich dniach parafianie składają świąteczne dary – tu proboszcz nigdy nic nie dostaje”.
23
złota polska jesień, bardzo przykry okres dla proboszcza: „Parafianie bowiem tutejsi nagminnie pracują w polu w każdą niedzielę i święta (…). W niedzielę i święta pracują nie tylko pracownicy PGR – ale także rolnicy indywidualni”. Z kroniki proboszcza parafii w Mrzygłodzie (ks. Romuald Wójcik): 1903 r.: „Mrzygłowianie lubią gorzałkę i kradzieże, Niwki – rozpusta, Ciszówka – złodzieje, Bendusz – swarowniki”. Do tego „(…) stałe zarobki w fabrykach tygodniowe obracają na stroje, tandetne ubiory, kapelusze, kalosze, rękawiczki, nawet po wsiach, gdzie dawniej była prostota. Starsi mając częsty grosz zarobkowy hulają, piją, biesiadują, sieją zgorszenie i zły przykład”. Wśród wad swoich owieczek wielebny wymienił pijaństwo
tam w miarę możności stale gromadzić w dzień jego męczeńskich narodzin dla nieba i z radością obchodzić je uroczyście, wspominając tych, co już zwyciężyli w walce, a przygotowując do niej tych, co jej jeszcze nie zaznali”. Także uroczystości ku czci męczenników wzorowano na celebracjach kultu herosów pogańskich. Od starożytności uważano, że wesołość przerywa monotonię życia pozagrobowego. Dlatego czczenie męczenników na grobach przeradzało się zwykle w huczną zabawę, bachanalie i libacje. W czasach św. Augustyna w Afryce Północnej Afrykanie urządzali tam prawdziwe festyny z orkiestrą i tancerkami, bawiąc się do szaleństwa. Niejednego chrześcijanina udział w świętach ku czci męczenników pozbawił cnoty. Dlatego też biskup Cyrrhusu z uznaniem mógł stwierdzić o pewnym syryjskim ascecie Marisie, że pozostał on cnotliwym ciałem i duszą, mimo że za młodu brał udział w wielu świętach męczenników. ARTUR CECUŁA
większe i mniejsze, rozpustę wśród młodzieży, chęć zysków i bogactwa, „przemycanie skwarów zza granicy”, łamanie postów w soboty, lekceważenie przez wielu świąt, opuszczanie sumy, ciemnotę co do nauk katechizmu oraz „skarżenie księży proboszczy do żandarmów jak na Świętochowskiego, Kanonika, który chciał uporządkować światło zachowane w kościele”. I oczywiście „nie bardzo dbają o dobro Kościoła, Księży i służby kościelnej”. Z opisu parafii w Sorokpolu (proboszcz Józef Władysław Sarosiek): 1928 r.: „Mocno ochotni są do hultajstwa i świętowania po cztery dni Świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocy i Zielonych Świątek, natomiast nie są wstrzemięźliwi w jedzeniu i piciu, nawet w Wielkim Poście, adwencie, w wigilię, a nawet i piątkami żrą mięso. Natomiast przyzwoitych dobrych obyczajów nie zauważyłem (…). Późnią się nawet na mszę, pomimo że o 11 nabożeństwo się rozpoczyna. A są osobniki, co wychodzą do kościoła, a w piwiarni czas spędzają lub przed kościołem, nie będąc wcale w kościele. Charaktery ludności są przewrotnie plotkarskie, podstępne, chytre, złośliwe…”. Z kroniki parafii w Urzędowie: 1947 r.: „W małżeństwach brak moralności, czego dowodem jest mało dzieci w rodzinach. Są częste wypadki poronień”. W celu podniesienia moralności małżeńskiej bp Stefan Wyszyński pilnie zalecił przeprowadzenie misji w parafii. 1968 r.: „Wesela są huczne i wszystkie z alkoholem. Nie zaprasza się kapłanów. W ciągu 2 lat piszący ten tekst był tylko na jednym weselu”. AK
24
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
GRUNT TO ZDROWIE
G
oździki to odpowiednio ususzone pąki kwiatów goździkowca korzennego – drzewa, które najlepiej rośnie w warunkach podrównikowego klimatu morskiego. Dzięki temu jest ono wiecznie zielone, a przez to pozyskuje się jego cenne pąki przez cały rok. Pierwsi na goździkach poznali się Chińczycy, którzy już w III w. p.n.e. żuli je, by odświeżyć oddech i uśmierzyć ból zęba. Do Europy trafiły dopiero około XI wieku i od tej pory na stałe zagościły w naszych kuchniach. Dobrze przygotowane goździki powinny być tłuste i ciężkie. Rzucone do wody toną lub przynajmniej ustawiają się pionowo. Należy przechowywać je w szczelnych naczyniach szklanych i chronić przed słońcem oraz wysychaniem. Amerykanie wbijają goździki w pieczoną szynkę. Niemcy używają ich jako dodatku do korzennego chleba. Są doskonałą przyprawą do pieczeni, a także do czerwonej kapusty. Zmielone są składnikiem wszelakich pierników. Można stosować je z umiarem zarówno do potraw słodkich, jak i pikantnych. Znajdują również zastosowanie w przemyśle wędliniarskim oraz gorzelniczym. W Indonezji używa się ich także do produkcji papierosów – jako aromatyczny dodatek do tytoniu. Goździki są też wspaniałym dodatkiem do grzanego piwa i wina, a także składnikiem curry. Powyższe zastosowania tej przyprawy większość z nas zna w mniejszym lub większym stopniu. Mało wiemy natomiast o ich właściwościach antyutleniających, które są na tyle silne, że nie tylko usuwają, ale wręcz wymiatają kancerogenne wolne rodniki z naszego organizmu. Taka skuteczna eliminacja trucizn fenolowych i indolowych spowalnia także proces starzenia się organizmu. Dodatkowo
dostarczenie im substancji biorących udział w eliminacji wolnych rodników, czyli witamin: E, C, A, karotenoidów, a także flawonoidów oraz składników mineralnych takich jak miedź, mangan, selen i cynk. Istnieją również enzymy, produkowane w komórkach, które walczą z wolnymi rodnikami. Są to: katalaza, peroksydaza glutationowa i dysmutaza ponadtlenkowa, jednak aktywność tych enzymów jest ściśle zależna od podaży wymienionych wcześniej substancji. Odkrycie szkodliwości wolnych rodników jest ważne, ponieważ pozwala nam na zastosowanie efek-
Aromatyczne goździki Przyprawa ta niezmiennie kojarzy nam się z piernikami oraz świątecznymi kompotami. Takie odświętne stosowanie goździków to błąd, ponieważ mają one cenne właściwości lecznicze. dezynfekujące właściwości goździków pomagają naszemu układowi immunologicznemu w zwalczaniu infekcji i stanów zapalnych. W tym miejscu należy się Czytelnikowi kilka słów wyjaśnienia, czym są wolne rodniki. W dużym uproszczeniu to substancje charakteryzujące się bardzo dużą aktywnością chemiczną. To prawidłowy, aczkolwiek zbędny produkt przemiany materii, powstający w wielu fizjologicznych reakcjach wewnątrzkomórkowych. Wszystko jest dobrze, dopóki mechanizmy obronne komórki, odpowiedzialne za rozkładanie i usuwanie wolnych rodników, są sprawne i wydolne. Problem powstaje, gdy ich
To niepozorne warzywo wykorzystywane jest powszechnie w naszej kuchni. I słusz nie, bo jego zalety znane są od wieków. Już Szymon Syreński (1541–1611), szanowany profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, tak pisał o jej zaletach: „Pietruszka w potrawach użyteczna, albowiem szlamowatości flegmiste rozprawuje i wywodzi z moczem. Kiszki i żywot wszystek posila, tak surowa, jako i warzona. (...) dychawicznym także i kaszlącym jest ratunkiem, korzenie pietruszczane, drobno pokrojone, garść wziąwszy, w 4 kwartach wody do połowicy warzyć, a tej polewki 6–8 łyżek z 4 łyżkami z syropu z hyzopu ciepło na czczo i na noc pić. (...) krzyżów bolenie i pacierza uśmierza sok ze świeżej pietruszki, 7 łyżek go pijąc naraz. Kamień wypędza, krusząc go w nerkach i pęcherzu (...). W gorączkach ciężkich osobliwym jest ratunkiem, sok z pietruszki z oliwą zmieszawszy, członki i ciało wszystko namazać. Mózg i pamięć posila, woniejąc często tego korzenia”. Ale najbardziej wartościowa z całej rośliny jest natka. Anna Szafirowska w swojej książce o warzywach podaje, co zawiera 35-gramowy pęczek natki pietruszki. Jego wartość energetyczna to 61 kcal, a zawiera: 4 g białka, 1 g tłuszczu, 9 g węglowodanów,
ilość wzrasta lub możliwości obronne komórki maleją. Efektem tego jest uszkodzenie materiału genetycznego komórki. Dochodzi do mutacji, wynikiem których jest zachwianie homeostazy organizmu i wzrost zagrożenia stanami chorobowymi. Do wzrostu ilości wolnych rodników dochodzi w przypadkach osłabienia organizmu będącego konsekwencją szkodliwych używek, nadużywania leków, stresującego trybu życia, wystawienia się na działanie promieniowania ultrafioletowego, promieniowania Roentgena oraz przebywania w zanieczyszczonym środowisku. Warunkiem prawidłowej antyoksydacyjnej pracy komórek jest
tywniejszych działań prewencyjnych w profilaktyce chorób cywilizacyjnych, takich jak miażdżyca, choroba niedokrwienna serca oraz przede wszystkim nowotwory. Uważa się także, że są w dużej mierze odpowiedzialne za występowanie zapalenia stawów, chorób jelit, płuc, zaćmy, chorób neurodegeneracyjnych (choroba Alzheimera, Parkinsona) i starzenie się organizmu. Goździki należą do grupy produktów, które wspomagają nasz organizm w walce z wolnymi rodnikami. Co więcej, oprócz sporej zawartości antyoksydantów bogate są także w substancje antyseptyczne, na przykład eugenol. Jest to silny antyseptyk wykorzystywany w stomatologii w kanałowym leczeniu zębów. Każdy, kto miał wątpliwą przyjemność doświadczyć takich zabiegów, na pewno rozpozna jego charakterystyczny
aż 193 mg wapnia, 84 mg fosforu (bardzo dużo), 5 mg żelaza, 19 mg magnezu, 1120 mg witaminy A (też bardzo dużo), 178 mg witaminy C, 0,11 mg B1, 0,28 mg B2, 1,2 mg PP. Dzięki tak bogatemu składowi substancji odżywczych natka wykazuje szerokie działanie lecznicze. Pomaga zażegnać widmo anemii dzięki wysokiej zawartości żelaza i kwasu foliowego. Wspomaga nas w walce z infekcjami i przeziębieniami. Ma właściwości moczopędne i oczyszczające układ
Piwny grzaniec z goździkami Skład: l 1 l piwa, l 3 łyżeczki brązowego cukru trzcinowego, l łyżka miodu, l kilka goździków, l 2 łyżki soku z czarnego bzu, l szczypta imbiru i cynamonu. Wlewamy i wsypujemy wszystkie składniki do naczynia, a następnie umieszczamy je na delikatnym ogniu i podgrzewamy, mieszając, tak aby nie doprowadzić do zagotowania. Warto wybrać lekkie piwo jasne, ponieważ zapewniam, że na jednym się nie skończy… ZENON ABRACHAMOWICZ
oczyścić organizm z toksyn. Dzieje się tak, ponieważ korzeń pietruszki, podobnie jak natka, działa moczopędnie, likwidując obrzęki spowodowane zatrzymanymi w organizmie płynami. Poniżej podaję przepis na koktajle z zawartością korzenia pietruszki, zalecane przy problemach z nerkami.
Pietruszka nasza powszednia moczowy. Wspomaga odtruwające funkcje wątroby. Usprawnia trawienie, reguluje cykl menstruacyjny i zwalcza ból towarzyszący miesiączce. Hamuje wydzielanie histaminy przy atakach alergii i dlatego ma zastosowanie w leczeniu pokrzywki i innych objawów uczuleń. Zwalcza także wolne rodniki, zapobiega próchnicy i likwiduje nieprzyjemny zapach z ust. Witamina C jest substancją nietrwałą i szybko się utlenia, dlatego też natkę należy jeść świeżą i surową. Można ją ewentualnie dodać już do gotowych potraw, tak aby nie
posmak. Inne substancje zawarte w tej pożytecznej przyprawie to seskwiterpeny, garbniki, terpeny, żywice oraz woski. Oprócz dodawania goździków do potraw warto żuć je kilka razy dziennie. Stosowanie tej prostej kuracji w okresie przeziębień powinno zapobiec infekcjom bakteryjnym górnych dróg oddechowych, gardła, a także zmniejszy ryzyko zachorowań grypopochodnych. Pobudzone zostanie także wydzielanie soków trawiennych. Ich inną przydatną właściwością jest działanie wykrztuśne. Olejki eteryczne goździków rozrzedzają gęstą, zalegającą w drogach oddechowych wydzielinę i ułatwiają jej odkrztuszenie. Dotyczy to także nałogowych palaczy, dla których jest to już kolejny powód do sięgnięcia po goździki. W zimne i słotne wieczory grzaniec solidnie nimi doprawiony podniesie poziom znanego z ajurwedy ognia trawiennego, przyczyniając się do odczucia przyjemnego rozgrzania całego organizmu. Warto go wypróbować, tym bardziej że szykuje nam się powrót zimnych dni.
poddawać jej obróbce cieplnej. Natkę wyhodowaną we własnym ogródku warto ususzyć lub zamrozić, ponieważ nawet w tych postaciach zachowywać będzie przez długi czas niektóre swoje właściwości. Dobrą wiadomością jest fakt, że jest to roślina dobrze znosząca przymrozki i długo można pozostawić jej zieloną nać na grządkach. Roślina ta nadaje się także do hodowli w doniczkach na balkonie. Korzeń pietruszki jest szczególnie polecany osobom z dysfunkcjami układu moczowego, z nerkami włącznie. Korzyści z jego stosowania odczują też osoby pragnące
Kamienie nerkowe i piasek na nerkach: Sok z marchwi, selera i korzenia pietruszki w proporcjach 9:5:2. Należy pić po pół szklanki soku 3–4 razy dziennie przez dwa tygodnie. Kurację przeprowadza się raz na rok w okresie letnio-jesiennym. Białko w nerkach lub zapalenie nerek: Sok z korzenia pietruszki. Pijemy 30–50 g raz dziennie w okresie od października do stycznia. Kuracji tych nie należy jednak przedłużać, ponieważ warzywo to zawiera sporą ilość szczawianów, które jeśli występują w dużych ilościach, mogą się skrystalizować i powodować powstawanie kamieni nerkowych u osób z już osłabionymi drogami moczowymi. Nie powinny też się nią zajadać kobiety ciężarne, ponieważ niektóre jej składniki mogą wpłynąć na wystąpienie skurczów macicy. ZA
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Łamanie dzieci
Wszechobecność religii w pol skiej przestrzeni publicznej może irytować, ale nie zawsze jest czymś nagannym w tym samym stopniu. Prawdą jest, że każdy udział duchownych w uroczystościach państwowych, każda obecność symboli religijnych w urzędach państwowych, a zwłaszcza w instytucjach władzy takich jak Sejm, stanowi pogwałcenie jeśli nie litery, to przynajmniej ducha konstytucji, w której państwo obiecuje obywatelom bezstronność w kwestiach światopoglądowych i religijnych. Jednakże wszystkie te sytuacje epatowania nas przez religię trzeba odróżniać od daleko bardziej niebezpiecznego zjawiska, jakim jest przymus religijny. A właśnie z przymusem religijnym mamy w Polsce do czynienia, i to najbardziej perfidnym, bo wymierzonym w najmłodszych – w dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Czy prawo nakazuje dzieciom uczęszczanie na religię? Nie. Gdyby było takie prawo, można by przynajmniej uznać, że państwo jest wyznaniowe, lecz stawia sprawę uczciwie. Tymczasem przymus uczęszczania przez dzieci na religię w Polsce istnieje, ale w formie szantażu. Oto bowiem masz, matko i ojcze, do wyboru: albo
twoje dziecko uczestniczy w katechezie, albo jest wyprowadzane do innej sali. Oczywiście nie za karę, tylko z tego niewinnego powodu, że to pani katechetka przychodzi do dzieci tam, gdzie one przebywają, a nie dzieci do pani katechetki. Tylko że w katalogu przedszkolnych kar wyprowadzenie dziecka do innej sali jest karą najwyższą i nie ma żadnego racjonalnego sposobu wytłumaczenia dziecku, że nieuczestniczenie przez nie w zajęciach, na których zostają wszystkie inne dzieci, to nic złego. Jeśli nie chcemy, by nasze dziecko czuło się wykluczone i winne, jesteśmy zmuszeni przystać na to, że będzie obecne na katechezie. Komu by się to nie podobało, niechaj nie posyła dziecka do przedszkola. Wszak mamy wolność i demokrację! W szkole zaś nawet i tej cynicznej „możliwości” nie ma, bo przecież szkoła jest obowiązkowa. Sześcio- czy siedmiolatek, który ma przemożną potrzebę akceptacji przez grupę, nie zrozumie, dlaczego ma nie chodzić na zajęcia z pozostałymi dziećmi i przebywać w tym czasie w świetlicy. Nie zrozumieją tego również jego koledzy. Utrzymywanie faktycznego przymusu religijnego w odniesieniu do dzieci uważam za hańbę dla polskiego państwa i dowód najdalej
Od czasu kiedy warszawiakom – za pomocą ewidentnych machlojek – ratusz unie możliwił zablokowanie w referendum pry watyzacji Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, nie przestaję myśleć o tym, żebyśmy wreszcie tych liberałów zdołali przegłosować. Z badania przeprowadzonego przez Pracownię Badań Społecznych GDA w Sopocie w marcu 2011 r. wynika, że zdecydowana większość ankietowanych Polaków (blisko 70 proc.) opowiedziała się za tym, aby duże spółki Skarbu Państwa, takie jak PZU SA, KGHM Polska Miedź S.A. i Orlen S.A., pozostały pod kontrolą państwa. Z grupy ponad tysiąca Polaków biorących udział w badaniu, 16 proc. opowiedziało się za pełną prywatyzacją tych spółek, natomiast 17 proc. respondentów nie miało zdania w tej sprawie. Nie istnieje jednak na scenie politycznej ani jedna licząca się partia, która kwestionowałaby kontynuację procesu prywatyzacji. To dogmat elit, którego nie podziela większość społeczeństwa. Portal internetowy Bankier.pl ze zdumieniem zauważa: „Okazuje się, że 95 proc. respondentów stoi na stanowisku, że państwo musi zapewnić obywatelowi minimalny dochód. Taki sam odsetek oczekuje bezpłatnej opieki lekarskiej. 88 proc. uważa, że obywatele powinni mieć prawo do bezpłatnej edukacji na studiach, a 84 proc. chciałaby, by państwo gwarantowało dach nad głową
posuniętego serwilizmu wobec Kościoła. Łamane są bowiem sumienia ludzkie i deptana wolność wyznawania (bądź niewyznawania) religii, a opresja ta kierowana jest do najsłabszych i najbardziej wrażliwych, czyli do dzieci. Kto chciałby bronić swych praw i sprzeciwić się perfidnemu przymusowi, ten naraziłby swoje dziecko na cierpienie. Tym samym dzieci brane są przez rząd jako „zakładnicy”, co uniemożliwia nawet bardzo zdeterminowanym obywatelom, najszczerzej nieżyczącym sobie indoktrynacji katolickiej dla swoich dzieci, niezgodę na uczestniczenie ich dzieci w katechezie. Proszę mi wierzyć, wiem doskonale, o czym mówię. Kościół zawłaszcza nasze dzieci, czy się to nam podoba, czy nie. Winne tego haniebnego stanu rzeczy jest jednak nie tylko państwo, lecz również sami obywatele, którzy ze spokojem patrzą na to
– mieszkanie, schronienie. Ponad 80 proc. wymaga, by władza zapewniała obywatelom pracę. Równocześnie ponad połowa badanych uważa, że rolą państwa jest zapewnienie dobrobytu mieszkańcom”. „Rzeczpospolita” cytuje wyniki badania, jakie w Polsce i w Niemczech przeprowadziły pracownie Homo Homini i INSA-Consulere GmbH. Wynika z nich, że chociaż jesteśmy
bezprawie, w ogóle go nie dostrzegając bądź całkowicie bagatelizując. Gdybym był katolikiem i chciał, aby moje dzieci chodziły na religię, żądałbym od przedszkola i szkoły, aby nie działo się to kosztem praw innych rodziców i ich dzieci. Tymczasem niewrażliwość zarówno instytucji, jak i większości ludzi na sprawy
program państwa opiekuńczego może skłonić do udziału w wyborach miliony ludzi, którzy od pewnego czasu przestali już dostrzegać związek między toczoną na arenie publicznej walką o władzę a swoim losem i życiem. Obiektywnie wynik takiej konfrontacji między formacją konsekwentnie prosocjalną a całą resztą może być tylko jeden: większość nareszcie wygra wybory.
GŁOS OBURZONYCH
„My” „ich” przegłosujemy biedniejsi niż zachodni sąsiedzi, chcemy płacić wyższe podatki w zamian za lepszą opiekę ze strony państwa. Taką deklarację złożyło 56 proc. Polaków – i to mimo populistycznej, neoliberalnej propagandy, która wręcz namawia do uchylania się od daniny publicznej. Ta większość optująca przeciw prywatyzacji i za państwem opiekuńczym nie ma swojej partii, bo wszystkie partie istniejące na polskiej scenie politycznej to pod tym względem partie prawicowe. Tymczasem społeczeństwo w większości kwestii ostro skręca w lewo i nadszedł już czas, żeby mogło pójść i zagłosować zgodnie ze swymi przekonaniami oraz interesami. Powiem więcej. Pojawienie się partii głoszącej
Wymaga to jednak, żeby większość społeczeństwa niekorzystająca z urlopów, nieposiadająca żadnych zasobów ani oszczędności uzyskała polityczną podmiotowość. Wtedy mechanizm psychologicznego podziału na „my” i „oni” pozwoli na dokonanie przełomu i zmianę logiki funkcjonowania państwa, budżetu, gospodarki. Przeciwnicy takiej głębokiej zmiany systemowej będą straszyć krachem, przekonywać, że sprawiedliwy podział dochodu narodowego odbierze ludziom motywację do pracy i obniży poziom przedsiębiorczości. Łatwo te zarzuty odeprzeć, powołując się na przykład kraju, który przeszedł podobną drogę od gospodarki planowej do gospodarki rynkowej, czyli Czech.
25
wolności wyznania i sumienia posuwa się tak daleko, że porzucono nawet ten najbardziej elementarny środek łagodzący brutalność wykluczenia dziecka nie uczęszczającego na kate chezę, którym jest zasada organizowania lekcji religii zawsze na początku bądź na końcu dnia nauki. Za przymus religijny płacą również ci, którzy mu podlegają. Choćbyś najszczerzej nie cierpiał nauk katolickich i Kościoła, nie tylko ochrzcisz swoje dziecko, poślesz je na religię i do komunii – żeby nie było mu przykro – lecz jeszcze zapłacisz za te wszystkie usługi zarówno w podatku, z którego finansowana jest nauka religii i cały ten system przemocy ideologicznej, jak i dodatkowo wyciągając gotówkę z własnego portfela. A na lekcjach religii twoje biedne dziecko uczyć się będzie różnych ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że ma oprócz własnej jeszcze inną matkę, najwyraźniej lepszą od tej z krwi i kości. Albo że jak zgrzeszy, to aniołek stróż doniesie gdzie trzeba, i nic się nie da ukryć. Ale moralna ocena „nauk” katolickich to już temat na inną (i to nie jedną) opowieść. JAN HARTMAN
Jest to tym lepszy przykład, że Czesi mają bardzo podobny poziom dochodu narodowego na jednego mieszkańca. Otóż u naszych południowych sąsiadów udało się zapobiec większości tych plag, które są naszym udziałem, a w szczególności rozwarstwieniu społecznemu. Czechy są niekwestionowanym liderem w niwelowaniu różnic w zamożności – dochody poniżej granicy ubóstwa uzyskuje tam zaledwie 9,6 proc. populacji. To jest ponad dwa razy mniej niż w Grecji (23,1 proc.), Rumunii (22,6 proc.), Hiszpanii (22,2 proc.) czy Bułgarii (21,2 proc.). I niemal trzy razy mniej niż w Polsce, gdzie wskaźnik ten wynosi 26,7 proc. Dopóki powoływaliśmy się na państwa skandynawskie, zbywano to przepaścią w poziomie bogactwa. Tu jednak trudno o taki argument, skoro dochód na głowę Czecha wynosi 27 214 dolarów, podczas gdy u nas – 21 118 dolarów. Dla porównania w Szwecji, gdzie podobnie jak w Czechach jest niskie rozwarstwienie, dochód ten to już 40 870 dolarów. Żeby różnicę między jakością życia mieszkańców między naszymi krajami przedstawić bardziej obrazowo, wystarczy przytoczyć badanie CBOS, z którego wynika, że zaledwie co drugi Polak może sobie pozwolić, żeby przynajmniej raz do roku pójść restauracji. Czesi niemal codziennie spotykają się w swoich hospodach. Inny, lepszy świat jest więc możliwy i nie tak znowu daleko trzeba go szukać… PIOTR IKONOWICZ
26
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Opium dla mas?
Jak wiemy, na początku było słowo. Albo tak, jak to spara frazował Lenin: rewolucja zaczyna się od języka. Otóż słowem tym jest zerwanie z kompromisem zawartym przez lewicę Kołakow skiego z Kościołem Tischnera! Właśnie zakończyliśmy prawie roczny cykl budowania nowej partii i nowego programu. Ostatnia debata odbyła się w Kielcach i była poświęcona idei państwa świeckiego. Za tydzień przedstawimy całość na radzie głównej partii. Dyskusja nad tym, czy Twój Ruch ma być partią antyklerykalną, czy antyreligijną wydawała się mieć wynik z góry przesądzony. Tak silna jest teza o konieczności dialogu rozumu z wiarą, teza sformułowana przez Kołakowskiego, a rozpropagowana przez Michnika, Tischnera i Żakowskiego, że wszelka próba jej podważenia wydaje się politycznie bez sensu. A jednak w dyskusji wisiało w powietrzu pytanie: czy antyklerykalizm to nie ten sam przypadek co depenalizacja bez legalizacji? Innymi słowy, czy religia jest szkodliwa społecznie, czy nie? Podnoszono argument, że dogmatyzm związany z wiarą niszczy samodzielność i umiejętność krytycznego myślenia, a w konsekwencji – innowacyjność; że nienaukowe podejście do świata prowadzi do zabobonów i nieokrzesanych emocji społecznych. Wreszcie, że wiara wynika z lęku i prowadzi do zawiści i podejrzliwości – tak powszechnych w Polsce.
Gender – zło wcielone
A zatem jeśli chcemy więcej kapitału społecznego, więcej zaufania między ludźmi i więcej otwartości, musimy walczyć z religią. Walczyć, czyli argumentować przeciw. Nie zabraniać, nie karać za wiarę, ale tłumaczyć, że z religią jest tak, jak z paleniem – jest szkodliwe, choć zgodne z prawem. I choć ostatecznie zwyciężyła formuła antyklerykalna, to chyba pierwszy raz na tak wyśrubowanym poziomie postawiono tezę: wiara – w naszym przypadku katolicka – jest chorobą życia społecznego i ogromnym ograniczeniem szans rozwojowych w Polsce. Socjologowie dowodzą, że człowiek, który pokłada nadzieję w jakimś bogu zamiast w swoim rozumie i dwóch rękach, ma mniejszą szansę na sukces życiowy. Religia ogranicza, a często wręcz deprawuje, jak to ma miejsce w Kościele katolickim, gdzie instytucja spowiedzi prowadzi do relatywizmu moralnego. Wszak kto zgrzeszy, może się wyspowiadać i grzeszyć dalej. Relacje skazańców katolików dowodzą, że jeszcze przed popełnieniem zbrodni tak to sobie właśnie tłumaczyli i z góry planowali odpuszczenie własnych grzechów w konfesjonale. Dlaczego w katolickiej Polsce popełnia się więcej przestępstw niż w krajach zlaicyzowanych, takich jak Dania, Holandia czy Niemcy? Czy nie chodzi tu o pojemność sumienia i punkt moralnego odniesienia – obrażanie niewidocznego, abstrakcyjnego Boga przychodzi ludziom łatwiej niż szkodzenie realnemu człowiekowi… JANUSZ PALIKOT
Za sprawą antygenderowej kruc jaty temat księży pedofilów padł niczym stówa po wypłacie. Pozo rowane episkopatowe zero toler ancji dla sutannowych przestęp ców zmieniło się w realne zero tolerancji dla gender. Ze ściganego Kościół stał się na powrót bez względnym myśliwym. Prekursorem ataku był jak zawsze niezawodny ojdyr Rydzyk. To właśnie on już na początku 2013 r. wskazał gender jako nowego wroga. Ostrzegł, że „genderowa, lewicowa rewolucja idzie przez cały świat i zrobi więcej krzywdy niż komunizm, jeżeli się na to zgodzimy. Zareagował tylko abp Hoser i w marcu wziął udział w sympozjum zorganizowanym na ten temat przez Rydzykową szkołę. Metropolita warszawsko-praski wygłosił wykład pt. „Ideologia gender a prawda o człowieku”. Był to rodzaj prawdy, o którym ludowe porzekadło mówi: prawda, jakoby się psi bodli. Wówczas biskupi nie wykazali jednak rewolucyjnej antygenderowej czujności. Dopiero letnio-jesienne przesilenie pedofilskich afer z dominikańską kompromitacją abpa Wesołowskiego i ks. Gila na czele, publikacja książki „Nie lękajcie się” i bzdurne „przejęzyczenia” przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abpa Michalika wywołały alarm. Pod hasłem: „Bij, kto w Boga wierzy” rozpoczęło się poszukiwanie przysłowiowego chłopca do bicia. Padło na gender. Termin obcy, tajemniczy, praktycznie nikomu nieznany, o niepojętej definicji („stworzone przez społeczeństwo role, zachowania, aktywności i atrybuty, jakie dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla mężczyzn i kobiet”). Biskupi spojrzeli na gender Okiem. Bynajmniej nie opatrzności, a opaczności, bo ks. Oko widzi opacznie wszystko, czego nie lubi, nie uznaje, nie rozumie, nie dopuszcza (niepotrzebne skreślić). Naukę o kulturowych uwarunkowaniach płci Kościół uznał za „ideologię szalenie niebezpieczną, która prowadzi do śmierci danej cywilizacji”, która „niszczy antropologię chrześcijańską”(?) i tym samym stanowi zagrożenie dla rodziny, małżeństwa,
dzieci, prokreacji, płodności i potęgi Narodu Polskiego. W ustach kleru gender zamienił się w „denger” – niebezpieczeństwo, przed którym ostrzegają w imię Boga Wszechmogącego. Dla większego efektu księża porównują gender do faszyzmu, komunizmu, marksizmu, neomarksizmu i homoterroryzmu. Zarzucają, że deprawuje poprzez seksualizację, transseksualizację i homoseksualizację, nakłania dzieci do masturbacji, kobiety do aborcji, a małżonków obojga płci do zdrady, rozwiązłości, antykoncepcji i rozwodów. Ponadto promuje związki dewiacyjne i wszelkie inne patologie oraz przygotowuje ofiary dla pedofilów. Ten ostatni zarzut jest najbardziej przewrotny. Wszak relatywnie najwięcej pedofilów nosi sutanny, więc gdyby gender faktycznie przysparzał im chętnych obiektów pożądania, raczej by go chwalili. Tępią, bo jest dokładnie odwrotnie. Dzieci zaznajomione z niebezpieczeństwem złego dotyku znacznie trudniej i niebezpiecznej molestować seksualnie, gdyż mają wiedzę i nie boją się poinformować rodziców czy nauczycieli. Absurdalność tego ataku jest widoczna zwłaszcza w zestawieniu z prezentowaną przed paru miesiącami tezą abpa Michalika (twórczo rozwinął ją ks. Bochyński), że to dzieci kuszą, same wchodzą do łóżek, a biedne klechy z dobroci serca nie chcą im odmówić, by nie zawieść zaufania napalonych małolatów. Kto chce się przypodobać klerowi, a przed wyborami nie brak amatorów, jedzie po gender bez trzymanki. Zaczęła się wręcz licytacja, kto jest bardziej antygenderowy. Świeccy bez powodzenia próbują dorównać duchownym. Nie ta retoryka, nie to seminaryjne słownictwo. Jednak największą przeszkodą w pogoni za kard. Grocholewskim, abp. Hoserem, Jędraszewskim, bp. Pieronkiem, bp. Ryczanem, ks. Oko jest brak ambony, z której można powiedzieć wszystko do milczących owieczki i nawet owczarek się nie odszczeknie, bo dobrodziej zaraz wywiesi imienną listę, kto ile dał, a kto nie dał kolędowego. Pierwsza złapała wiatr w żagle posłanka Kempa z Solidarnej Polski (de domo PiS), która założyła
nawet poselski zespół „Stop ideologii gender”. Depcze jej po piętach posłanka Pawłowicz. Spóźniony refleks wykazali w tej materii gowinowcy, choć ich duchowy ojciec, jeszcze jako minister sprawiedliwości, sprzeciwiał się genderowym zapisom w europejskiej Konwencji o przeciwdziałaniu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Chwilowo katoprawicowi politycy nie wymyślili w materii genderyzmu niczego ponad to, co głosi Kościół. Niewykluczone jednak, że jest tylko kwestią czasu oskarżenie gender o odbieranie krowom mleka, a rolnikom unijnych dotacji oraz o zrzucanie wszy na polskie szkoły. W końcu jeśli Amerykanie mogli zrzucać stonkę na ziemniaczane pola, to gender też może. Zwłaszcza że rodowód ma amerykański. Najpoważniejszym mankamentem kościelno-prawicowej nagonki jest brak upostaciowienia gender. W odróżnieniu od Żydów, co to, panie dzieju, zamordowali syna naszej Przenajświętszej Maryi, Królowej Polski, a także od Heroda, diabła, czarownic, masonów, homoseksualistów, ateistów, cyklistów i przebrzydłych feministek zło niewcielone jest trudne do pojęcia. Lud Boży lubi mieć wroga namacalnego. Tymczasem gender jest niczym Duch Święty: pełno go, a jakoby nikogo nie było. Z punktu widzenia Kościoła najodpowiedniejszą personifikacją byłby bez wątpienia wychodzący właśnie na wolność Mariusz Trynkiewicz, zwany Szatanem z Piotrkowa. Persona na tyle ważna, że specjalnie dla niego uchwalono przepisy pozwalające bezterminowo izolować osoby, które skończyły odbywać karę, ale „stwarzają zagrożenie”. Prawnicy uznali, że łamie to zasady niedziałania prawa wstecz i niekarania powtórnie za ten sam czyn, a psychiatrzy, że wykorzystuje się zakłady psychiatryczne jako więzienia. Skandaliczną ustawę media ochrzciły mianem „prawa na bestie”. Pasuje więc jak ulał. Wszak według Kościoła gender to obecnie najniebezpieczniejsza bestia, choć na razie niewcielona. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.natemat.pl senyszyn.eu
FUNDACJA „FiM”
Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2013
Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź. ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
Ogłoszenie: Zaginął pies – trzy łapy, ślepy na jedno oko, brak praw eg o ucha, złam an y ogon, ostatn io wykas trow an y. Wabi się Szczęściarz. Kiedy człowiek jest najbliższy ideałowi? Wtedy, gdy pisze swoje CV. Na lekcji biologii nauczycielka przeprowadza eksperyment. Ma trzy dżdżownice. Pierwszą wkłada do wódki i czeka... Robal zdycha. Drugą przykłada do zapalonego papierosa i czeka... Robal zdy cha. Trzecią wkłada do wody i czeka... Robal wciąż żyje, a pani pyta Jasia: – Jasiu, jaki z tego wniosek? – Kto pije i pali, ten nie ma robali.
Krzyżówkę rozwiązujemy, wpisując po DWIE LITERY do każdej kratki. Poziomo: 1) wasza miłość znacznie krótsza, 4) warzywo na grządce rosnące, 8) uchyla się bezkarnie, 9) dziadowski – rozpuszczony, 11) zwierzę w szopce, 13) bal bez wodzireja, 15) chata magnata, 16) znane niemieckie miasto, z zabobonności, 17) co chory ma na oku?, 19) straszy w kinie, 20) kwiatki na dzień matki, 21) ... nie zając – poczeka na człeka, 23) klaps ją uruchamia, 26) na to jedno oko, 28) ryba z radą, 31) rogacz w Tatrach, 33) przed poganami swe święte otwierały bramy, 34) miał giermka, zbroję i toczył boje, 36) od rozwiązania nie jest już sama, 37) miał swój cel – ocalić Nel, 38) w co można postawić oczy ze zdumienia?, 40) ale Mongoł!, 41) w firmie on ma zawsze rację, 42) o przeszkodzie w wodzie, 44) to robią na plaży panowie i panie, 45) robi sobie jaja, z kawą. Pionowo: 2) wstrząs, co mąci myśli tok, 3) szkiełko do oka, 5) wzięcie, 6) grafika do śmietnika, 7) co brzuszek w gorsecie gniecie?, 10) ten wódz Apaczów pochodził z Niemiec, 12) auto z popeliny, 14) co nie zanika u ochotnika?, 15) panna na dworze, 16) na co się rozglądasz?, 18) w czym morowe chłopy kopią swe okopy?, 20) ciemnoszara połajanka, 22) kamizelka do tańca, 24) siedmioramienna świeczek podpora, 25) są w tabletkach zakochani, 26) placek do macania?, 27) odszedł w siną dal, 28) przypuszczenie z domem, 29) składa się z wdzięczności, 30) wiosenna topielica, 32) ponoć późna długo trzyma, 35) cechuje rzemieślników, 37) przed Batorym, 39) chłop śpi, a w polu rośnie, 41) boa, co dusić nie musi, 43) o bałwanie na oceanie.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Ojciec piątki dzieci wygrał zabawkę na loterii. Zawołał swoje dzieciaki i spytał, które z nich powinno otrzymać prezent: – Kto jest najbardziej posłuszny mamie? – Kto jej nigdy nie pyskuje? – Kto robi wszystko, co ona każe? Pięć głosików odpowiedziało jednocześnie: – Dobra, tato, możesz zatrzymać zabawkę… Chłopak poszedł do wojska, ale w cywilu zostawił dziewczynę. Pisali do siebie płomienne listy, zapewniali o własnej miłości, a on co noc przed snem całował jej zdjęcie. Jednak pewnego dnia przyszedł list, który zakończył sielankę. „Drogi Michale! – pisała jego wybranka. – Chcę Cię poinformować, że odchodzę od Ciebie i że zdradzałam Cię przez cały czas, odkąd Cię nie ma. Ponieważ byłeś i jesteś daleko, myślę, iż jest to naturalny bieg rzeczy. Proszę Cię tylko, abyś odesłał mi moje zdjęcie. Kasia”. Chłopakowi jeszcze tak przykro nie było, ale że był mściwy, opracował odpowiednią zemstę. Poprosił kolegów, aby dali mu zdjęcia swoich dziewczyn, sióstr, byłych, a zebrawszy około setki fotografii ponętnych, młodych dziewcząt, włożył je do koperty razem ze zdjęciem Kasi i załączył następujący liścik. „Szanowna Kasiu! Wybacz, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, kim jesteś. Proszę, wybierz swoje zdjęcie, a resztę odeślij”. Spotykają się dwaj koledzy. Jeden ma podbite oko. – Co ci się stało? – A żona pochylała się po kurczaka i wziąłem ją od tyłu. – To co, nie lubi od tyłu? – No lubi, ale nie w Tesco. 1
2
7 11
3
4
5
8
10
9 13
12
17
6
14
18
16
15
19
20 3
22
21
23
24 5
25 31 7 36 11
1 32
26 2
27
3
2
37 13
38 15
4
34
42 3
6
45 23
30 35
10
40 16
39
19
22
21
29 6
5 9
14
41 18 44
1
33
8
12
17
28 4
43 20
24 5
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie krzyżówki – dokończenie scenki. 25 26 27 28 29 30 1 Przychodzi ksiądz po kolędzie do rodziny Jasia i oczywiście zadaje Jasiowi standardowy zestaw
-pytań: 31
32 1
33
3
2
4
5
2
– A ile masz lat? 37 36 – Siedem. – A do kościółka chodzisz? 41 – Chodzę. – Co niedziela? 44 – Co niedziela. – Z całą rodziną? – Z całą. – A do którego? –-
1
2
34
6
38
40
39 43
42 4
3
6
45
4
5
35
6
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 1/2014: „Nie, nie! Po prostu w takich przypadkach zwykle na wschodzie ukazuje się jasna gwiazda i przybywają trzej królowie. No więc stoję i czekam...”. Nagrody otrzymują: Anna Olek ze Szczecinka, Aleksandra Szewczyk z Krakowa, Tadeusz Motyliński z Lublina. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. Warunki prenumeraty: 1. Prenumerata redakcyjna – 52 zł za II kwartał 2014 r., 100 zł za II połowę 2014 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za II kwartał 2014 r., 100 zł za II połowę 2014 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
J
ŚWIĘTUSZENIE
Humor
Pijany facet wraca do domu. Żona zaczyna awanturę i wymownie pokazuje palcem na zegarek. Na co facet: – Wielkie halo! Zegarek, ku**a! Jak mój ojciec wracał do domu, to matka na kalen darz pokazywała! Córka woła do matki gotu jącej obiad: – Mamo, mamo, tata chce wyskoczyć przez okno! Na to matka: – A to idiota, ja mu rogi przy prawiłam, a nie skrzydła...
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 3 (724) 17–23 I 2014 r.
JAJA JAK BIRETY
– Rozważam karierę w zorga nizowanej przestępczości... – Rządowej czy w prywatnej inicjatywie? 80-letnia babcia wybrała się na randkę z 90-letnim sta ruszkiem. Po randce córka pyta ją: – Mamusiu, jak było na randce? – No masz, córeczko, dobrze było, tylko musiałam mu dać trzy razy po twarzy. – Dlaczego? Czyżby się do ciebie dobierał? – Nie! Myślałam, że umarł.
akie zabobony przet rwały u naszych sąsiadów ze Wscho du? W jakie głupotki wciąż wierzą Rosjanie? Ukochanej kobiecie ani w ogóle nikomu nie powinno się dawać parzystej liczby kwiatów. To gwarantuje pecha. Bukiety parzyste nosi się co najwyżej na cmentarz, zgodnie z logicznym wnioskiem, że nieboszczyk większego pecha mieć nie będzie. Kobiecie nie kupuje się też kwiatów w kolorze żółtym, bo oznaczają niewierność i skracają relację z nią. Nie należy także dawać w prezencie szalików, noży i zegarów. Szale oznaczają łzy, noże – wrogów, a zegary – rozstanie. Jeśli usiądziemy na stole, zafundujemy wszystkim domownikom biedę z nędzą. Podobny efekt daje pogwizdywanie w domu. Nie sadza się niezamężnej dziewczyny na rogu stołu, bo wtedy nie wyjdzie za mąż przez następne 7 lat. W trakcie opróżniania kolejnych butelek wódki trzeba pamiętać o tych już pustych, ponieważ są pechowe dla pijących. Nie mogą stać na stole, tylko pod nim. W niektórych rejonach Rosji wciąż pokutuje przekonanie, że niemowlaka przez 40 dni po urodzeniu
CUDA-WIANKI
Wschodnie gusła mogą oglądać tylko jego rodzice i położna. W tym czasie nowy człowiek oczekuje na przybycie swojej duszy, w czym nie wolno przeszkadzać. W noc sylwestrową rosyjskie gospodynie pieką pierożki. W jednym z nich ukrywają monetę. Komu trafi się taki pieróg – będzie miał szczęście przez kolejne 12 miesięcy. Pokutuje przesąd, że „jaki pierwszy dzień roku, taki rok cały”. 1 stycznia nie warto się kłócić, wyzywać ani ciężko pracować. I… warto
mieć na sobie nową bieliznę. Stąd częstym podarkiem noworocznym (tamtejszy Mikołaj, zwany Dziadkiem Mrozem, kursuje w sylwestra) są różne majtki, skarpetki czy pończoszki. Poszczególne grupy zawodowe także sobie coś ubzdurały. Strażacy – dajmy na to – wierzą, że przed dyżurem nie warto czyścić butów. To ma zwiastować nadmiar pożarów do gaszenia w najbliższych godzinach. Z tego samego powodu przesądni strażacy nie myją w trakcie dyżuru samochodu. Pod żadnym pozorem strażacy nie powinni zapraszać do wozu kobiety. Dodatkowego pecha w pracy przynosi im również seks uprawiany w noc przed dyżurem. W krajach słowiańskich, więc także u nas, panuje przekonanie, że gdy jesteśmy spakowani i mamy już wyruszać w drogę, należy „usiąść przed podróżą”. W Rosji dodatkowo dobrze jest przysiąść na walizce, aby „oszukać” przeznaczenie i odegnać pecha. JC