Prokurator z Nowego Targu oskarża księdza Andrzeja S. o pedofilię z użyciem przemocy
KSIĄDZ Ą I 13-LATKA INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 5 (309) 9 LUTEGO 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Str. 7
Średniowieczną noc papiestwa rozświetlały stosy wzniecane przez nienawiść. W ich blasku unicestwiono miliony niewinnych istnień ludzkich. Tych wszystkich, którym marzył się humanizm i postęp, a także tych, którzy poszukiwali prawdziwego Boga w Biblii. Torturowano filozofów, matematyków, astronomów, artystów; mężczyzn, kobiety i dzieci. Im kaźń była wymyślniejsza i okrutniejsza, tym „słudzy diabła” szybciej przyznawali się do wszystkiego. Ale prawdziwy szatan istniał wówczas naprawdę – polował na ludzi i śmiał się, przyobleczony w szaty sędziów i katów z trybunałów świętej inkwizycji. Str. 17
Str. 13
2
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Cały kraj pozostaje pod wrażeniem hekatomby, jaka miała miejsce w Katowicach. Kardynał Glemp zastanawiał się nawet, czy katastrofa nie jest jakimś znakiem od Boga.
Wiara, nadzieja, tragedia
W 1997 biskupi mówili, że wielka powódź to kara za głosowanie na komunistów. Teraz mamy karę za głosowanie na Kaczorów?
Według badań OBOP, aż 63 proc. Polaków uważa decyzję Kaczyńskich o pozostawieniu naszych żołnierzy w Iraku za błędną. 52 proc. sądzi, że polska armia jest potrzebna w Iraku Amerykanom, a tylko 23, że potrzebują jej Irakijczycy. Daj Boże, żeby ten sondaż znalazł odbicie w najbliższych wyborach. Amen.
Komitet wyborczy Donalda Tuska przekroczył o 15 proc. dozwolony limit wydatków na kampanię prezydencką (o czym „FiM” pisały już 6 miesięcy temu – 34/2005). W związku z tak rażącym złamaniem prawa Tuskowi nic nie grozi. Karą grzywny zostanie ukarany co najwyżej Piotr Wawrzynowicz, pełnomocnik finansowy szefa sztabu, który się „przeliczył”. Symboliczna kara może spotkać też sam komitet. Wybory to nic innego, jak inwestowanie w przyszły biznes. Kto nie wygrywa – nie zarabia. Wniosek? Kulczyk na prezydenta! WARSZAWA Prokuratura skierowała do sądu akt oskarże-
nia przeciwko Annie Jaruckiej, cudownej broni PO, która – niszcząc popularnego Cimoszewicza – miała zapewnić fotel prezydencki Tuskowi. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i Tuska.
Rozpoczął się proces wytoczony przez radnego Ryszarda Kościa Instytutowi Pamięci Narodowej i Bronisławowi Wildsteinowi. Nazwisko i imię radnego znalazło się na słynnej liście domniemanych agentów SB i – choć chodziło o inną osobę – Kość doświadczył wielu nieprzyjemności z powodu publikacji. Domaga się przeprosin i odszkodowania w wysokości 10 tys. zł na cele charytatywne. Wildstein i IPN utrzymują, że Kość nie ma prawa ich skarżyć, bo to nie on jest na liście. To jeszcze nic! Niektórzy po kilku latach niewinnej odsiadki domagają się odszkodowania. A przecież to nie o nich chodziło... GORZÓW WIELKOPOLSKI Prokuratura odmówiła wznowie-
nia śledztwa w związku z nakazem zatrzymania taty Rydzyka w 1997 roku. LPR domagał się ponownego dochodzenia w tej sprawie, uważając, że ówczesna prokuratura z Torunia chciała zakneblować katolicki głos w polskim domu. Prokuratorzy z Gorzowa nie dopatrzyli się jednak żadnych nieprawidłowości w pierwszym śledztwie. Już Ziobro znajdzie takich prokuratorów, którzy się dopatrzą! WATYKAN Wiadomo już, jaki cud posłuży klerowi do udowodnienia, że Jan Paweł II rezyduje obecnie w niebie. Chodzi o przypadek francuskiej zakonnicy, która w pół roku po śmierci Wojtyły miała doznać niezwykłego uzdrowienia z choroby Parkinsona. Mniszka, która usilnie się leczyła, prosiła też o wstawiennictwo zmarłego papieża. A może to lekarzy, którzy ją wyleczyli, należy wynieść na ołtarze?
Benedykt XVI obdarzył świat swoją pierwszą encykliką „Deus caritas est”, czyli „Bóg jest miłością”. Mimo atrakcyjnego tytułu nie zawiera ona niczego nowego ponad ortodoksyjne i oderwane od życia nauczanie na temat seksu i spraw społecznych, wyrażone po wielokroć przez Jana Pawła II i jeszcze paru poprzedników. Oto jedno z typowych zdań encykliki: „Nauka społeczna Kościoła stała się podstawowym wskazaniem promującym słuszne kierunki”. Kiedyś „słuszne kierunki” wskazywał Józef Stalin i partia. Czy „słuszne” musi zawsze znaczyć „utopijne”? CZECHY Senat – idąc w ślady izby niższej parlamentu – za-
twierdził ustawę o jednopłciowych związkach partnerskich. Do ich legalizacji brakuje jedynie podpisu prezydenta Vaclava Klausa, który twierdzi, że ustawy nie poprze. Ewentualny sprzeciw Klausa może być jednak obalony większością głosów parlamentarzystów lewicy. I pomyśleć tylko – tak blisko Polski katolickiej, a jak błądzą... PALESTYNA Wybory parlamentarne wygrała partia Hamas, radykalna organizacja stojąca za wieloma samobójczymi zamachami terrorystycznymi w Izraelu. Wyborcy nie chcieli popierać bardziej ugodowej, ale skorumpowanej partii Fatah dawnego wodza Palestyńczyków Jasira Arafata. Hamas jest ceniony przez Palestyńczyków za prowadzenie szerokiej akcji charytatywnej i oświatowej. A jednak ktoś nas naśladuje. Palestyńczycy mają ostatnio gusty wyborcze podobne do polskich – zgubne zamiłowanie do fanatyków. POLSKA/ROSJA „To straszna katastrofa. Pogrążyliśmy się w smutku razem z Polakami. Chcę, aby Polacy o tym wiedzieli” – powiedział prezydent Rosji Władimir Putin na wieść o katastrofie w Katowicach. Jako pierwszy z przywódców państw przesłał kondolencje. Bardzo ciepło wypowiedział się też o Polakach, o naszych wspólnych korzeniach i więzach historycznych. Uczynił to – mimo rusofobii panującej w polskich mediach, mimo szyderstw i krytyki, np. wobec nieszczęść takich jak zamach w Biesłanie. Tymczasem „największy sojusznik” Polski, George W. Bush – w podziękowaniu za to, że Polacy giną w Iraku za interesy USA – w ogóle nie przesłał Polakom kondolencji. Prawdziwych skurwysynów poznaje się w biedzie.
akże trudno jest mi teraz cokolwiek pisać, kiedy z radia dobiegają komunikaty o kolejnych ofiarach z Chorzowa. Śląsk i Zagłębie są mi bardzo bliskie – często tam wyjeżdżam lub przejeżdżam w drodze na południe. Lubię śląską mentalność. Mam nadzieję, że akcja ratownicza, która w tej chwili (niedziela rano) jeszcze trwa, będzie profesjonalna i pozwoli kogoś uratować. Ale 15 stopni mrozu może zabić więcej osób niż spadająca konstrukcja. Może trzeba było ściągnąć dźwig, który podniósłby zwały żelastwa, aby jak najszybciej wyciągnąć zamarzających ludzi... Mam też inne obawy, bo dosłownie przed sekundą słyszałem w radiu, jak jeden z organizatorów akcji apelował, aby „ci, którzy przyjeżdżają na miejsce tragedii ratować swoich bliskich, w miarę możliwości ustępowali miejsca karetkom”... Nie wiem, kto to mówił, ale to chyba jakiś kompletny ignorant. Jeśli tacy „mądrzy” są sami ratownicy, to nic dziwnego, że nikomu do tej pory nie przyszło do głowy, aby zgarniać śnieg z płaskich jak stoły dachów wielkich hal. Nawet ja, kompletny laik, wyobrażam sobie, jak może sparaliżować akcję ratowniczą obecność kilkuset czy paru tysięcy gapiów, a tym bardziej tych, którzy chcieliby w porywie serca rzucić się na rumowisko i grzebać w nim w poszukiwaniu najbliższych. Pierwsza rzecz w takich wypadkach to opanowanie paniki i zabezpieczenie terenu, aby mogły pracować specjalistyczne służby i sprzęt. Kolejny komunikat. Jest już 65 ofiar, a pod dachem są jeszcze ciała. Co musieli czuć w pułapce bez wyjścia ci, którzy nie zginęli od razu? Ale chyba najgorsze przyszło później, kiedy najpierw zorientowali się, że żyją, nabrali nadziei, a potem... powoli, powoli mróz odbierał im życie. Do tej pory myślałem, że wystawianie świeczki w oknie jest bez sensu; można co najwyżej podpalić firankę. Dzisiaj ją wystawię. Dla nich. Nic więcej nie mogę zrobić. Jak zwykle przy okazji takich tragedii poruszają mnie słowa wypowiadane przez rodziny tych, którym udało się przeżyć, księży, a ostatnio nawet spikerów różnych mediów: dzięki Bogu nie wszyscy zginęli!; opatrzność nad nimi czuwała! itp. Pytam: a co z tymi, którym się nie udało? Czyżby mieli coś na sumieniu i Pan Bóg wciągnął ich do tej pułapki, by ich za karę zgładzić?! Pewnie wcześniej wyselekcjonował dokładnie swoje ofiary, zanim precyzyjnie zawalił na ich głowy dach... Nonsens. Co gorsza, opatrzność boża będzie teraz przywoływana na okrągło, zaś rodziny zmarłych usłyszą tylko: Bóg tak chciał. Nikomu przy tym nawet nie przyjdzie do głowy, że dziękując Bogu za ocalenie jednych, jednocześnie obarczają go winą za śmierć pozostałych; bo skoro jest i czuwa... Tymczasem był to tylko nieszczęśliwy przypadek – jeden z wielu – z którym żaden bóg nie miał do czynienia. Bo światem rządzi przypadek, ślepy traf. Teraz padło na Chorzów, wcześniej na Rosję, Bawarię, a rok temu na wybrzeże Tajlandii. Dziecinna wiara Polaków w opatrzność bożą, połączona z wiarą w cuda, odpowiada za wiele podobnych katastrof. Wolimy wierzyć, że nic się nie stanie, bo „Bóg jest z nami”, a z nim Maryja, Anioł Stróż, święty Krzysztof dyndający na lusterku w samochodzie, patroni i wszyscy święci – im więcej, tym lepiej. Mogliby coś o tym powiedzieć (gdyby mogli)
J
uczestnicy pielgrzymek, które nigdy nie dojechały na miejsce – ostatnio dwie do Częstochowy i jedna do Medjugorie. Ta ufność, że mnie nie może się nic złego stać, wyraża się niemal w każdej dziedzinie życia. No i wiara w cuda opatrzności. Nie przypadkiem właśnie Polacy są w światowej czołówce fanów totolotka. Polscy kierowcy to również europejscy rekordziści w doprowadzaniu do wypadków drogowych; prawdziwi ryzykanci, zwłaszcza jeśli chodzi o alkohol (jak bozia da, to policja nie złapie). Nie raz, jeszcze jako ksiądz, słyszałem od rolników, że lepiej zamówić mszę za dobrą pogodę na żniwa, niż wyjechać wcześniej kombajnami w pole. – Niech jeszcze żytko podeschnie, jak się ksiądz pomodli, to deszcz nie spadnie. No i podeschło, ale wcześniej zgniło... Na szczęście nie mieszkamy w rejonie sejsmicznym, bo z tego powodu zapewne niewielu budowniczym przyszłoby do głowy budować droższe, ale bez-
pieczne budynki. W końcu trochę taniej wychodzi ich poświęcenie. Każdy nowy rząd ma u nas na starcie wysokie poparcie społeczne (wiarę wyborców), choćby składał się z ignorantów i popełniał kardynalne błędy. No właśnie, miałem pisać o polityce. O tym, że PO nie chce pozwolić na wcześniejsze wybory, a Tusk w „Wyborczej” straszy nawet „obywatelskim nieposłuszeństwem”. Nonsens. Polacy wybrali i niech się dzieje wola ludzka. Jak można wzywać ludzi do akcji dywersyjnych wymierzonych w Sejm i rząd, który sami wybrali? Cierp ciało, co ci się chciało. Naucz się, ciało, konsekwencji swoich wyborów lub ich olania. Naturalnie, wybory po wyborach to musztarda po obiedzie. Kolejna kosztowna głupota. PiS – mając teraz media i właściwie pełnię władzy – będzie ją wykorzystywał w kampanii. Niewątpliwie, jak mówi Tusk, będą przemówienia prezydenta, premiera i marszałka. Obietnice złotych gór i ziemi obiecanej. Naiwni znów uwierzą. Co gorsza, do wyborów pójdą przede wszystkim właśnie oni – ci, którzy wierzą w cuda, w lepszy Sejm, rząd i w ogóle raj na ziemi – czyli wyborcy PiS i LPR. Sceptyczni znów zostaną w domach. Ale to są również ci ostatni do akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa... w interesie Platformy Obywatelskiej. Tymczasem o konsekwencjach trzeba było myśleć wcześniej, dużo wcześniej. Wtedy, kiedy popierało się klerykałów, aferzystów lub zwykłych głupków. Nieobecność na wyborach wyszła dokładnie na to samo. Teraz wszystko trzeszczy w posadach i lada dzień się zawali. A wystarczyło konsekwentnie usuwać brudny, zlodowaciały śnieg... Właśnie słyszę, jak jedna z kobiet mówi dziennikarzowi, że z hali wrócili jej mąż i córka, ale zostało dwóch zięciów... Czy z Polakami można w ogóle zbudować cokolwiek, co się nie rozpieprzy i nie zawali? Można, ale tylko z tymi, którzy wierzą. W siebie. JONASZ
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r. o największa katastrofa budowlana w Polsce. Dramat. Przynajmniej 65 osób zginęło wskutek zawalenia się dachu hali Międzynarodowych Targów Katowickich (MTK) w Chorzowie. – Myślałem, że to koniec świata. Wszystko zaczęło trzeszczeć i walić się nam na głowy – wspomina jeden z ocalałych. Do Wojewódzkiego Szpitala Chirurgii Urazowej w Piekarach Śląskich trafiło 17 ofiar katastrofy. Dwie z nich wciąż przebywają na intensywnej terapii. – Trafiali do nas ludzie z połamanymi rękami, nogami, ranami głowy. W najcięższym stanie był pacjent z krwotokiem wewnętrznym i urazem kręgosłupa – powiedział nam lekarz Jacek Hermanson. Psycholog kliniczny Krystyna Labus twierdzi, że najważniejsze dla rannych jest to, żeby mogli mówić o tym, co się działo, na co cierpią. Taka rozmowa pozwala im odreagować. Jednym z pacjentów piekarskiej urazówki jest Andrzej Rusinkowski (na zdjęciu), który na ogólnopolską wystawę gołębi przyjechał z kilkoma kolegami aż z Ostródy k. Olsztyna. – Miałem uczucie, że to koniec świata, słyszałem ogromny szum, a potem odgłos uderzenia spadających rur. To było totalne zaskoczenie. Ludzie wpadli w panikę. Wszyscy zaczęli w mgnieniu oka uciekać. W tym momencie próbowałem biec, ale padłem pod ciężarem spadającej stali i śniegu. Straciłem przytomność. Po jakimś czasie – nie wiem, czy upłynęła godzina, czy dwie – ocknąłem się i zacząłem krzyczeć. Rękoma wyczułem obok siebie dziewczynkę, która wzywała pomocy. W innym miejscu słyszałem wydobywające się z gruzów charczenie. Szybko ucichło. Nie wiem, czy ten człowiek ocalał, czy umarł.
T
GORĄCY TEMAT
Zabrakło nawet karawanów Kiedy usłyszeli go ratownicy, wycięli w blasze dziurę i dopiero wtedy zobaczył swoją nogę. Kolejny raz stracił przytomność. Odzyskał ją dopiero w karetce. O 20.15 był już w szpitalu. Miał szczęście – ma tylko otwarte złamanie nogi.
Henryk Skrzypczyk z Piekar Śląskich jest hodowcą gołębi pocztowych. Tak relacjonuje swoje ocalenie: – Usiedliśmy z kolegami na ławkach w środku hali. W pewnym momencie usłyszałem rumor i łomotanie, jakby coś się rozrywało. W tym samym momencie dziesiątki ludzi zaczęły uciekać, gdzie kto mógł. To były ułamki sekund. Było tylko słychać trzask blachy. Nie było szans, żeby się odwrócić. Kiedy biegłem, nagle coś mnie uderzyło, przewróciłem się na twarz i ręce. Czułem jak krew spływa mi
po twarzy. Było ciemno. Poczułem na sobie zlodowaciały śnieg. Zacząłem się wygrzebywać i na czworakach dowlokłem do uciekających, którzy wisieli na oszklonych drzwiach i jęczeli. Inni krzyczeli, żeby wziąć jakiś metal i walić w te drzwi. Pomogło. Wyleciały z futryn. W głębi ciemności coś się iskrzyło. Było słychać przerażające jęki ludzi. Udało się, dowlokłem się do wybitej szyby i byłem poza halą. Było nas kilkunastu. Nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy. Dopiero wycie karetek pogotowia wskazało
GŁASKANIE JEŻA
Choćby po trupach Straszna i niepotrzebna tragedia w Chorzowie. Zawsze w takich przypadkach na myśl przychodzą mi słynne słowa z „Chorału” Kornela Ujejskiego: „A gdzież ten Ojciec? A gdzież ten Bóg?”. W chwili, gdy piszę te słowa, pod gruzami odnaleziono 65 ofiar. Czy będzie więcej? Czy można było tej hekatombie zapobiec? Jasne, że tak! Nieszczęśników pod gruzami pogrzebał jednak brak wyobraźni. Nie... Broń Boże! – nie ich... Brak wyobraźni decydentów, którzy zajęci wojenkami na górze i wzajemnym opluwaniem się już dawno stracili z oczu „przypadkowe społeczeństwo”, które ich wybrało i za które są ponoć odpowiedzialni. Oto mój „szczególny ulubieniec” Dorn – z zawodu minister – w niedzielę podczas konferencji prasowej załamywał ręce, że – UWAGA! – już 23 stycznia uczulił pisemnie wojewodów, by sprawdzili, czy aby zima, mrozy i śnieżyce nie poczynią jakichś szkód. Mój Boże, cóż za dalekosiężna przezorność, cóż za błyskotliwe, zapobiegliwe działanie. Wszak od wielu dni miliardy
ton śniegu zalegały dachy jak Polska długa i szeroka. I jak się okazuje, z Dorna to kłamczuszek, bo już miesiąc temu był informowany o możliwościach katastrofy. Nie kiwnął palcem! Z prawa wielkich liczb, ze zwykłej mechaniki statycznej i bezsensownie (jak na warunki polskie) budowanych wielkopowierzchniowych obiektów wynikało, że do czegoś podobnego musiało kiedyś dojść. Znam co najmniej kilka opracowań, które przed takimi katastrofami ostrzegały. I co? I nic. Identyczna sytuacja była w roku 1997, kiedy to grupa wybitnych polskich matematyków, wykorzystując superkomputery, wyliczyła co do dnia, kiedy nastąpi gigantyczna powódź na Dolnym Śląsku i w Kotlinie Kłodzkiej. Pukali do wielu drzwi, słali alarmujące informacje do rządu i ministerstw, że Śląsk na wielką wodę jest zupełnie nieprzygotowany, że trzeba ewakuować... Nikt im nie uwierzył. Później sprawę skrzętnie zatuszowano. Teraz, po chorzowskiej tragedii, rozpoczęła się w Polsce akcja pod hasłem „musztarda
nam drogę, gdzie się kierować. Nawet po wyjściu nie wiedzieliśmy, czy przechylona ściana nie runie wprost na nas. Dziś wiem, że uratowało nas to, że hala waliła się na zasadzie domina. Cieszę się, że żyję. Mam tylko poobijaną miednicę. ¤¤¤ Przyczyny wypadku są badane. Do prokuratury docierają wciąż nowe informacje o zaniedbaniach właścicieli hali. Już głośno mówi się o uszkodzeniach dachu, porozrywanych śrubach i dziurach. Ofiar mogło być znacznie więcej. Jeden ze znanych redakcji miłośników gołębi, który przyjechał na tę wystawę aż z województwa zachodniopomorskiego, powiedział, że około południa w hali było co najmniej kilkanaście tysięcy ludzi. Ze względu na odległość – on i jego koledzy zaczęli zbierać się do drogi o godz. 15. Wyjechali o 16. 75 minut później nad halą zapanowała śmierć. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
po obiedzie”. Jak kraj długi i szeroki setki ekip sprawdzają grubość warstwy śniegu na dachach. „Zawali się, czy nie zawali?” – spekulują mądre głowy, tak jakby od zawsze nie było wiadomo, że metr kwadratowy zlodzonego śniegu o grubości 50 centymetrów waży PÓŁ TONY! Może wskutek tej „akcyjności” uratuje się jeszcze jakieś ludzkie życia, ale tych chorzowskich... już nie! Kluczowe słowo „akcyjność’ – jakże wszechobecne w polskiej rzeczywistości – jest antonimem słów „systematyczność” i „zapobiegliwość”. Onegdaj wstąpiłem do pewnej zaprzyjaźnionej księgarni. Jej właścicielka, a moja przyjaciółka, miała oczy czerwone od łez. Okazało się, że straż pożarna zrobiła w całym mieście gigantyczną akcję pt. „Drzwi”. Otóż, zgodnie z przepisami, drzwi sklepów i biurowców mają otwierać się na zewnątrz. To logiczne przy ewakuacji i panice. Strażacy wlepili winnym zaniedbań bardzo słone mandaty i po południu akcję zakończono. Przypadkowo przechodziłem koło sześciopiętrowego biurowca wojewódzkiej centrali Straży Pożarnej. Jedno wyjście-wejście, jedna klatka schodowa i winda. Jak myślicie? W którą stronę otwierały się drzwi u strażaków? Za kilka, najdalej kilkanaście dni „specjalne śledztwo” Dorna znajdzie winnych chorzowskiej tragedii. Kto się chce założyć, że nie na szczytach władzy?
3
ała Polska słyszała, jak premier Marcinkiewicz solennie zapewniał, że Rada Ministrów natychmiast przygotuje ustawę o ratownictwie medycznym. Tragedia w Katowicach pokazała, jak ważne jest, żeby był i dobrze działał system ratownictwa. Każdy widział sprzęt najwyższej klasy, samochody, karetki, licznych dobrze ubranych i wyszkolonych ratowników. Co stoi na przeszkodzie, żeby tak samo było w całej Polsce? Pieniądze. Okazało się jednak, że dramat ludzi miażdżonych przez zwały stali, lodu i śniegu wstrząsnął całą Polską, tylko nie Senatem. W Senacie właśnie gościł tegoroczny budżet i to zdominowani przez PiS senatorzy nadawali ostateczny kształt naszym państwowym wydatkom. Na system ratownictwa medycznego nie dali ani grosza! W obliczu tego, co się stało, to niewyobrażalny skandal. Jak pamiętamy, podczas wizyty na Wawelu i spotkania z arcybiskupem Dziwiszem ludzie Tuska i Rokity obiecali przeszło 22 państwowe miliony na prywatne uczelnie kościelne. W odpowiedzi, żeby nie wypaść gorzej i z łask, senatorzy PiS sypnęli Funduszowi Kościelnemu, w związku z czym na emerytury dla księży i remonty kurii biskupich wydamy nie 86 mln, ale 91 mln zł. Przy okazji w Senacie premierowi dołożono 18 milionów, a panu Kaczyńskiemu – 10 milionów. Na koniec panie i panowie senatorowie nie zapomnieli o sobie – budżet Kancelarii Senatu wzbogacili o 12 milionów. Nikt z „obdarowanych” – ani Kościół, ani żadna z wysokich kancelarii – nie zaprotestował. Nikt nie zadeklarował, że nie chce tych pieniędzy, bo woli, żeby budowano za nie system ratownictwa medycznego. MP
C
65 ludzkich istnień to wielka tragedia, ale czyż dwie setki osób zamarzniętych, tysiące osób, które zginęły w wypadkach drogowych (bo często łatwiej jeździć w rajdzie Dakar niż po naszych szosach), to społeczna katastrofa innego wymiaru? Zapewne. Bo nie tak spektakularna. Bo tu Dorny i Kaczyńscy nie zwołują konferencji prasowych, nie pojawiają się w świetle jupiterów i kamer, bo nie mają nic do powiedzenia. Nie wiem, jak Wam, ale mnie przypomina się supercyniczne zdanie Stalina: „Kilka ofiar to tragedia, milion – to już tylko statystyka”. Czyż nie? Przecież jednak to nie tylko władza odrywa medialne kupony od nieszczęścia. Już trzy godziny po katastrofie Caritas ogłosił wielką, narodową zbiórkę pieniędzy, a numer konta kościelnej instytucji podawały non stop wszystkie „niezależne” telewizje. Kto skontroluje, gdzie pójdą zebrane miliony? Nie ma odważnych. A gdyby tak Katoland nie był od kilkunastu lat wielkim placem budowy nowych hal – kościołów – to może znalazłyby się fundusze na solidniejsze budowle świeckie; na wzmocnienia, ekspertyzy, zgarnianie śniegu... Ty, narodzie, zasilaj nasze konta, a my cię mamy w dupie. Wygląda na to, że każdy sposób jest dobry na samopromocję i na zysk. Trzeba do tego dojść... choćby po trupach! MAREK SZENBORN
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Olej kolej Reforma kolei okazała się klapą. Z rozkładów kolejowych znikają kolejne trasy i pociągi. Mimo to ukazują się nowe „inicjatywy” wybijające się na Himalaje absurdu. Poseł Leszek Murzyn (LPR) wyszedł z pomysłem uruchomienia codziennego pociągu pospiesznego z Warszawy, przez Kraków, do... Wadowic. Złożył w tej sprawie interpelację do ministra infrastruktury. Motywacja? Murzyn mówił krótko i smacznie: „W najbliższym czasie, w związku z beatyfikacją Jana Pawła II, spodziewany jest wzrost pielgrzymowania do rodzinnego miasta Ojca Świętego, dlatego konieczne jest uruchomienie dodatkowego szybkiego pociągu”. Minister nie miał jednak specjalnej woli do realizacji tego przedsięwzięcia. Ale w tym Sejmie to nie ma tak, że murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Poseł Murzyn nie popuścił i w ubiegłym tygodniu jeszcze raz spotkał się z ministrem, domagając się spełnienia jego wniosku jako niezwykle pilnej potrzeby. Jak znamy życie, pociąg pospieszny relacji Warszawa–Wadowice ruszy niebawem.
Potem o podobne połączenie wystąpi Szczecin, Poznań, Gdańsk, Łódź, Wrocław, inne miasta (można by wybudować trasę Licheń–Łagiewniki–Wadowice) i PKP zamieni się w Pokręconą Kolej Pielgrzymkową... Kilka dni temu PKP zdenerwowały się i ustami swojego rzecznika prasowego Michała Wrzoska wykrzyczały: „W związku z informacjami podanymi przez radio RMF FM, jakoby kompozytowe wstawki hamulcowe nie spełniały parametrów, szczególnie zimą, informuję, że nie stanowią one żadnego zagrożenia dla podróżnych polskich pociągów, a ich parametry w niczym nie ustępują starym klockom żeliwnym...” itd., itp. Niby nic, a jednak wiele. „FiM” pisały w marcu 2005 r. (w artykule pt. „Wykolejona kolej”), że w elektrycznych zespołach
dybyśmy mieli prawdziwą opinię publiczną albo prawdziwych lewicowych parlamentarzystów, to po numerze, jaki wykręcił w Watykanie prezydent Kaczyński, w kraju huczałoby od protestów lub choćby śmiechu. Ktoś powie, że całowanie w rękę (dokładnie w pierścień na palcu) papieża to nic wielkiego. Co najwyżej, że to zwyczaj mocno staromodny, współcześnie trochę śmieszny, no i nieco poniżający. Nie zgadzam się z tym, bo ten obyczaj nie jest tylko wyrazem przesadnego, staroświeckiego oddawania czci. To jest rytuał rodem ze średniowiecza, który ma swoje głębokie znaczenie. Otóż jest on wyrazem całkowitego podporządkowania poddanego wobec władcy: wasala wobec pana. Całowanie papieża w rękę jest wyrazem poddania się jego rozkazom. Bardzo żałuję przy okazji, że Benedykt XVI, który powrócił do niektórych przedsoborowych fragmentów papieskiej garderoby (purpurowa czapeczka, pelerynka i równie ekstrawaganckie zimowe paletko), nie przywrócił – zaniechanego już dawniej – obyczaju całowania papieży przez gości Watykanu w specjalny but zaopatrzony w zdobną relikwię. To dopiero byłoby widowisko! Prezydent wolnej i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej z wypiętym kuprem na ziemi u stóp klechy! Oczywiście, wszyscy mają prywatnie prawo poddawać się w posłuszeństwo komu tylko zechcą i całować każdego, w co tylko sobie zażyczą. Lech Kaczyński nie pojechał jednak do Watykanu w ramach prywatnej wycieczki, lecz jako głowa państwa. Jeżeli zatem jako głowa państwa zachowywał się tak, jakby składał publicznie hołdy lenne głowie innego państwa, to w mojej
G
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA trakcyjnych zaczęto używać kompozytowych klocków hamulcowych i przez oszczędność wycofuje się klocki żeliwne. Zauważyliśmy, że jest to tylko pozorna oszczędność, bowiem na klockach kompozytowych jest dużo gorszy efekt hamowania i maszyniści jeżdżą pełni strachu, że nie wyhamują przed semaforem. Numer „FiM” z tym artykułem osobiście wysłałem do Biura Prasowego PKP. No i co? No i nic! Brak odpowiedzi. A teraz radiowcy w ślad za nami, po dziesięciu miesiącach, podają nasze ustalenia jako własne (cześć, chłopaki, czytajcie „FiM” dalej!), tyle że reakcja Wrzoska jest natychmiastowa... Krzysztof Rytel z biuletynu Centrum Zrównoważonego Transportu zadaje pytanie: „Koniec kolei w Polsce?”. Nie wykluczam, że tak. Polska przeznacza na inwestycje kolejowe najmniejszą część swego budżetu transportowego ze wszystkich krajów Unii. Dlaczego? 75 proc. idzie na drogi (autostrady), a z Regionalnych Programów Operacyjnych w ogóle kolej została wykreślona. A więc drogi podróżny, olej kolej, tak jak ona cię olewa! Z rozkładów kolejowych znikają pociągi. Negatywne opinie maszynistów o klockach kompozytowych są ignorowane. Katastrofy kolejowe wiszą więc w powietrzu. Podróżny, wsiadaj w autobus i pędź autostradą (jeszcze nie wybudowaną), a w ostateczności, jak się stęsknisz za koleją, zawsze pozostanie ci jedyny w Polsce pociąg pospieszny relacji Warszawa–Wadowice. ANDRZEJ RODAN
ocenie dopuścił się naruszenia Konstytucji RP, której artykuł 126 mówi, że „Prezydent Rzeczypospolitej stoi na straży suwerenności państwa”. Państwo, którego prezydent wyraża bezgraniczne posłuszeństwo przywódcy innego kraju, nie jest państwem suwerennym, lecz zależnym. Niestety, poza ożywioną dyskusją w Internecie żałosny gest prezydenta nie wzbudził zainteresowania tzw. wolnych mediów. Sądzę, że gdyby podobny numer wykręcił katolik prezydent Jacques Chirac, to nie miałby po co wracać nad Sekwanę, bo opinia publiczna (w tym katolicka) zjadłaby go żywcem. Francuzi są bardzo przywiązani do tego, że republika jest laicka, bo nie może być inna jako dobro wspólne obywateli. Jakby mało było wiernopoddańczych gestów, papież wyraził oczekiwanie, że „Polska będzie promowała w Europie punkt widzenia, który jest bliski wartościom chrześcijańskim”. Innymi słowy – papież namawiał Kaczyńskiego do łamania konstytucji (artykuł 25: „Władze publiczne zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych”), co prezydent przyjął ze zrozumieniem, wyjaśniając, że „na południu Polski 70–80 proc. mieszkańców regularnie uczestniczy we mszy świętej”. Kaczyński zapomniał znowu, że reprezentuje świecką Rzeczpospolitą, a nie światopogląd własny czy nawet większości mieszkańców Polski. Wiadomo, że Kaczyński nie ceni obecnie obowiązującej konstytucji, bo dąży do jej zmiany. W nowej będzie sobie mógł uchwalić przewodnią rolę Kościoła i wiekuistą przyjaźń z Watykanem. Na razie przysięgał na poważny dokument, a nie na kabaretowe libretto, co powinno zobowiązywać, zwłaszcza gdy jest się prawnikiem. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Całuśnik wasalny
Prowincjałki Dwóch nastolatków z Rzeszowa urządziło sobie wyścig, kto pierwszy wejdzie na słup wysokiego napięcia i dotknie przewodów. „Wygrał” 17-letni Mateusz. Po dotknięciu przewodów zapalił się i runął w dół.
ZAWODY
Na klatce schodowej jednej z poznańskich kamienic znaleziono 4-miesięczne niemowlę. Malec wypadł z wózka ojcu, który tego nie zauważył, bo miał ponad 4 promile we krwi. Z kolei w Bytomiu 46-letni mężczyzna wyszedł na spacer z 5-letnim synkiem. Wrócił bez dziecka. Miał 3,6 promila. Chłopca, który odnalazł się w pogotowiu opiekuńczym, szukało 100 policjantów.
NIE MA JAK U TATY
W Łodzi 44-letnia kobieta wyszła na spacer z młodym wilczurem. Miała 2,5 promila. Gdy się przewróciła, na pomoc pospieszyli przechodnie. Zostali pogryzieni przez psa. Wilczur trafił do schroniska, właścicielka do izby wytrzeźwień, a dwie poszkodowane osoby – do szpitala.
BROŃ PANI!
Ze szpitala wojewódzkiego w Przemyślu wychodzą szczególni pacjenci. Kontrolerzy NFZ twierdzą, że w dokumentacji szpitalnej zapisano m.in., że pięciu kobietom amputowano 11 piersi, trzem osobom wycięto 5 wyrostków robaczkowych, a jednej – 3 tarczyce.
LUDZIE MUTANTY
Prawie godzinę trwał pościg policjantów z Krosna za kierowcą, który nie zatrzymał się do kontroli. Zataczający się mężczyzna odmówił dmuchania w alkomat, a w szpitalu nie zgadzał się na pobranie krwi. Krnąbrnym kierowcą okazał się... biegły sądowy z zakresu ruchu drogowego.
(Z)BIEGŁY
W Pabianicach wezwano pogotowie ratunkowe do kobiety, która upiła się do nieprzytomności w czasie libacji z przyjaciółmi. Dama obchodziła 90 urodziny... Opracowała AH
STO LAT PICIA!
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Pod pozorem troski o jedność Kościoła i wierność jego nauczaniu środki przekazu, dobrze znane od wielu lat z bezwzględnych ataków na kapłanów, na wartości chrześcijańskie i katolicką moralność, dokonują olbrzymiej manipulacji. Wszystko po to, by podzielić Kościół i wiernych. By zniszczyć Radio Maryja. („Nasz Dziennik” 10/2006)
¶¶¶
Niech Ludwik Dorn zajmie się łapaniem złodziei, a nie decyduje o tym, kto ma być szefem Platformy. (Stefan Niesiołowski)
¶¶¶
Tylko fanatyk, ignorant bądź człowiek o wyjątkowo złej woli może kwestionować nauczanie religii w szkole europejskiej. (bp Stanisław Wielgus)
¶¶¶
Kto więc chce zniszczyć Kościół, ten chce zniszczyć naród, bo naród bez wartości i bez jasnego, znanego systemu norm po prostu przestaje istnieć, zmienia się w jakąś grupę ludzi, niemalże w stado. (Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika „Niedziela”)
¶¶¶
Donald Tusk powinien się wycofać ze swoich wypowiedzi albo Platforma Obywatelska powinna powinna się wycofać z Donalda Tuska. (Ludwik Dorn)
¶¶¶
W więzieniach jest ciasnawo i będzie jeszcze ciaśniej. (Zbigniew Ziobro)
¶¶¶
Odnosi się wrażenie, jakby wszystkie siły zła przystąpiły z pasją do kamienowania Ojca Dyrektora (...). Rodacy! Nie mogą terroryści medialni nami manipulować! Nie jesteśmy niewolnikami kłamców i ich maskotek medialnych! („Nasz Dziennik” 15/2005)
¶¶¶
Nie mogę usiąść przy (...) stole z Tommym Lee, bo on mnie za bardzo podnieca. Cały czas myślałabym o seksie, a nie o jedzeniu. (Pamela Anderson) Wybrała OH
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
NA KLĘCZKACH
WŁADYSŁAW LOT BARTOSZEWSKI Człowiek historia, człowiek legenda, wzór, autorytet, profesor i co kto jeszcze chce – został przewodniczącym Rady Nadzorczej LOT-u. Pewnie nie miał na chleb, biedny. Usłyszałem, jak tłumaczył w radiu: – Nie znam się na lotnictwie, ale znam się na stosunkach międzynarodowych. A LOT to przecież kontakty z zagranicą, stosunki międzynarodowe... Z dobrego serca podpowiadamy, że stosunki z zagranicą utrzymują również: PKP, Polska Żegluga Bałtycka, PKS, TVP, Polskie Radio, PKN ORLEN, KGHM Polska Miedź, Teatr Wielki-Opera Narodowa, Stadnina Koni w Janowie Podlaskim i liczne tzw. miasta partnerskie. Jak się profesor dobrze zakręci, to biedzie się nie da. JS
CZY TE OCZY MOGĄ KŁAMAĆ?
ŚWIĘTE LOTY Z udziałem metropolity łódzkiego abp. Władysława Ziółka i prezydenta Jerzego Kropiwnickiego otwarto na podłódzkim Lublinku lotniskową kaplicę ekumeniczną. Co prawda lotów tu na razie tyle, co kot napłakał, a więc i fruwających podróżnych także niewielu, ale znak czarnej władzy jest. Z kaplicy – jak ze sklepu z alkoholem – można korzystać przez całą dobę. Kapelanem lotniskowym został ks. Grzegorz Dziewulski. Kasę na tę fanaberię wyłożyła firma Remo-Bud, która wcześniej za pieniądze podatników zbudowała terminal. Ciekawe, czy święte utensylia, również za nasze pieniądze, znajdowały się w planie inwestycji? RP
W telewizorach mogliśmy oglądać, jak to prezydent niepodległego państwa całuje w rączkę szefa innego państwa, stając się niejako jego wasalem. Nic to... przywykliśmy. Ale agencje światowe podały, że Kaczyński spotkał się następnie z papieżem na osobistej audiencji i rozmawiali w cztery oczy. Bardzo to ciekawe, jako że miłościwie panującemu nam prezydentowi języki obce są dramatycznie obce. Więc jak gadali i o czym? – zastanawiają się dziennikarze. Niesłusznie. Mam psa, co się wabi Grosik. Kundelek ten też nie zna języków (żadnych), ale tak wymownie potrafi spojrzeć mi w oczy, że natychmiast biegnę do lodówki i otwieram puszkę karmy. MarS
POLSKI=KOŚCIELNY Ojcowie paulini ze Skałki mają marketingowy pomysł. Chcą, żeby obecna Krypta Zasłużonych (leżą tam m.in.: Jan Długosz, Józef Ignacy Kraszewski, Stanisław Wyspiański, Karol Szymanowski, Czesław Miłosz) została rozbudowana i zmieniona w Narodowy Panteon. Pomysłowi już teraz towarzyszy odpowiednia kampania public relation. Oto 22 stycznia zorganizowano „spotkanie opłatkowe” w Wyższym Seminarium Duchownym Ojców Paulinów... Ponad miesiąc po terminie! Przedsięwzięciem – do spółki z Polską Akademią Umiejętności – ma się zająć powołana w tym celu fundacja „Narodowy Panteon”. Panteon ma być w kościele Na Skałce, czyli kościelny. A co będzie, jak nam się trafi jakiś Wielki Polak, ale ewangelik albo – nie daj, Boże! – żyd? Sercem i rozumem jesteśmy z pisarzem Józefem Henem, który mówi: „Myślę, że należy stworzyć narodowy panteon, w którym można byłoby odprawić mszę, ale powinien on być państwowy, świecki”. D
PAETZ NA COKOŁY Palotyński Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego dokonał monitoringu wiernych w archidiecezji poznańskiej. Wśród zasłużonych dla archidiecezji wierni wymieniają m.in. arcybiskupa Juliusza Paetza, bohatera słynnej afery o podłożu seksualnym, która kilka lat temu wstrząsnęła Kościołem. Abpa Stanisława Gądeckiego, który obecnie rządzi archidiecezją, oceniają tylko o włos wyżej od niesławnego poprzednika. Jakby tego było mało, z badań religijności wynika, że ponad połowa wiernych nie zna nazwiska swojego arcybiskupa. Aż jedna trzecia uczęszczających do kościoła dopuszcza życie w tzw. wolnym związku, a ponad 50 proc. akceptuje współżycie seksualne przed ślubem. BS
MODLITWA NARODOWCA W przypadający na 17 stycznia Dzień Judaizmu członkowie faszyzującej organizacji Narodowe Odrodzenie Polski (NOP) rozlepili na
ulicach Hrubieszowa plakaty z tekstem szesnastowiecznej „Modlitwy za wiarołomnych Żydów” papieża Piusa V (świętego): „Módlmy się za żydów wiarołomnych, aby Bóg i Pan Nasz zdarł zasłonę z ich serc, iżby i oni poznali Jezusa Chrystusa Pana Naszego”... Antysemicka akcja połączona była z apelem o „masową modlitwę o nawrócenia na jedyną prawdziwą religię – katolicyzm”. Podobne akcje przeprowadzono przed rozpoczęciem Powszechnego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan w Lublinie, Chełmie, Zamościu, Radzyniu Podlaskim, Łęcznej, Włodawie i Milejowie. Na razie tylko w Hrubieszowie sprawą zajęła się prokuratura. Zarzut znieważania wyznawców judaizmu postawiono działaczowi tamtejszej komórki NOP – Arkadiuszowi L. W liście skierowanym do mediów prezes NOP Adam Gmurczyk zarzucił hrubieszowskiej prokuraturze „rabinackie zaangażowanie” i zapewnił, że jego ugrupowanie „nie zamierza ani teraz, ani w przyszłości rezygnować z działań, mogących przywrócić wiarołomców, także wyznawców judaizmu, na łono Kościoła Świętego”. MW
PŁONĄ GÓRY, PŁONĄ LASY Histeria dopiero się rozpoczyna. Powstał oto całkiem realny pomysł sygnowany przez Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, aby 2 kwietnia – w rocznicę śmierci papieża – na szczytach wszystkich polskich gór, a nawet pagórków, rozpalić ogniska, które miałyby płonąć całą noc, podsycane przez wiernych. Wyobrażacie sobie te setki tysięcy ognisk nad Polską? Słyszycie lasy jęczące pod uderzeniami siekier? Mamy w redakcji inny pomysł: przenieść te swoiste wici na sierpień – miesiąc zwyczajowo największej w Polsce suszy, kiedy to wilgotność ściółki spada poniżej 5 procent. Wtedy problem sam się rozwiąże. Wszystko będzie płonąć. Na Jego chwałę! MarS
KTO DAJE I ODBIERA... Nie 2,5 mln zł, jak przypuszczaliśmy („FiM” 20/2005), lecz ponad 3,2 mln zł zdefraudował z zakonnej kasy ks. Paweł P. z Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri w Tarnowie. Taki przynajmniej zarzut stawia mu prokuratura w Tarnowie. Mechanizm był prosty: biznesmeni, m.in. były senator LPR Józef Sztorc, przekazywali zakonnikom potężne darowizny. Prokurator twierdzi, że następnie odzyskiwali je, zostawiając zakonnikom część kasy. Z interesu zadowolone
były obydwie strony, ale państwo straciło miliony. Właśnie z tej kasy w kwietniu 2003 obrotny ks. Paweł postanowił co nieco uszczknąć dla siebie. Oficjalnie twierdzi, że cała kasa poszła na działalność charytatywną, ale prokuratorzy wiedzą swoje. Ksiądz korzysta z wolności. Przecież to nie żaden Pęczak czy inny niesłuszny defraudant. RP
KULTOWE OKNO Prof. Franciszek Ziejka, przewodniczący Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa, zapowiedział wyremontowanie za pieniądze Komitetu fasady pałacu biskupów krakowskich i wymianę wszystkich okien, w tym tego kultowego. „Wstyd patrzeć na budynek” – powiedział. Koszt remontu to około 700 tys. zł! Komitet chce także dofinansować renowację innych zabytków związanych z Karolem Wojtyłą. Na liście znajdują się m.in. dom przy Tynieckiej, Solvay i kościół św. Floriana. Celem jest stworzenie szlaku papieskiego z prawdziwego zdarzenia – jak mówi prof. Ziejka. Społeczne pieniądze pójdą więc jeszcze na remont pałacu Sanguszków, siedziby Papieskiej Akademii Teologicznej i tzw. starej kaplicy w łagiewnickim sanktuarium. Wzruszyła nas ofiarność Ziejki, ale przypominamy, że w Krakowie są także szkoły, w których okna trzeba zabijać gwoździami, żeby razem z futrynami nie wypadły ze ścian. Na to nie wstyd patrzeć? D
BEZ AMBICJI Jaki powinien być modelowy, miły Watykanowi współczesny ksiądz? Otóż osobnik taki ma być dobrze przygotowany, odważny i... BEZ AMBICJI! To nie żart – takie słowa kilka dni temu ogłosił sam Benedykt XVI. Wszystko po to, aby ksiądz – jak to ujmuje Papa – „mógł odpowiadać na oczekiwania współczesnego społeczeństwa, by brać udział w wielkiej akcji ewangelizacyjnej obejmującej wszystkich chrześcijan”. Gdy wyszliśmy z szoku, skonstatowaliśmy, że to przecież nihil novi. Tak jest przecież od stuleci: „dobrze przygotowany” – do łupienia
5
owieczek; „odważny” – gdy te owieczki przypadkiem mu się znarowią; „bez ambicji” – czyli mierny, bierny, ale wierny. MarS
PAPIEŻ GEJ VI Włoski tygodnik „L’Espresso”, powołując się na tajne dokumenty byłego dowódcy karabinierów, generała Georgio Maneta, wyjawił, że papież Paweł VI był szantażowany z powodu swojego homoseksualizmu oraz erotycznych przygód z lat młodości. Szantażystą miał być ówczesny (druga połowa lat 60. XX wieku) prezydent Włoch Giuseppe Saragat, który dążył do skompromitowania i obalenia papieża, ale w końcu z tego zrezygnował. Dziesięć lat później opublikowano książkę francuskiego pisarza Rogera Peyrefitte’a, który otwarcie pisał o homoseksualizmie Pawła VI. Watykan bezskutecznie dążył do zniszczenia całego włoskiego nakładu tej książki. AC
BIAŁY ZORRO Gdyby włoski dziennikarz radiowy Oliviero Beha dowiedział się wcześniej, że jego programu „Radio Zorro” wysłuchiwał z zainteresowaniem sam JPII, być może nie straciłby pracy, a audycja długo jeszcze gościłaby na antenie RAI. Jednak dopiero teraz rzecznik Watykanu Joaquin Navarro-Valls ujawnił papieską tajemnicę. Jak się okazało, JPII słuchał programu, gdzie piętnowano nadużycia biurokracji i różne nieprawidłowości... Dla RAI była to jednak zwykła kicha z wodą, więc zdjęła program z anteny. RP
WIATR PRZEMIAN Wielkie zaskoczenie wywołała informacja o planowanym w ciągu 10 lat zamknięciu w Niemczech ok. 700 kościołów katolickich. Kardynał Karl Lehman pośpieszył natychmiast z dementi, twierdząc, że spośród 24,5 tys. świątyń jedynie 1,3 proc. może być wyłączonych. Policzyliśmy i wyszło nam, że to oznacza 320 kościołów. Czyli co roku na drzwiach ponad 30 świątyń zawiśnie skobel z kłódką. Czekamy na wiatr z Zachodu. PS
6
ndrzej Czeczot, świetny rysownik, powiedział na łamach „Przeglądu” (5/2006): „Mam uczucie swoistego déjà vu. Urodziłem się w 1933 roku... ...Wówczas pewien pan miał pomysł na urządzenie świata, stał na czele partii, która miała słuszność, i wywołał wojnę. Po niej wpadliśmy w łapy innego pana, który też miał pomysł na urządzenie świata i też jedna partia miała słuszność. No i teraz znów, po krótkiej przerwie, jest pan, i to w dwóch osobach, który ma pomysł, jak urządzić Polskę (...). Ale może nie będzie aż tak źle, bo historia wprawdzie lubi się powtarzać, ale często jako parodia przeszłości”... Miałem podobne wrażenie, gdy założywszy czapkę niewidkę, obok pana szefa kancelarii wślizgnąłem się do prezydenckiego gabinetu. Panowie bracia już tam byli. Atmosfera była nerwowa, a pytanie, co tu, kurde, robić, odbijało się od ścian. Z rozmowy wynikało, że dżentelmeni nie spodziewali się, iż rządzenie państwem to taka trudna sztuka. Nie wierzyłem własnym uszom, ale oni sprawiali wrażenie głęboko zdumionych tym, że społeczeństwo powiedziało: No dobra, bliźniaki – pokażcie, co potraficie! Co pokazać, kto ma pokazać? Jeden brat jest prezydentem, drugi ukochanym prezesem, kilku talibów objęło najważniejsze resorty i szlus. Koniec ławki... Najlepszy przykład z Lubińską. Nie dość, że trzeba ją było natychmiast wyrzucić, to jeszcze zastąpić jej nie było kim. Musieli wziąć tę pożal się, Boże, najemniczkę, walczącą dotąd po stronie wroga. Ale nie mają wyjścia. Owszem – wyhodowali sobie kilku wiernych jak wachmistrz Soroka podkomendnych i wystawili ich na pierwszą linię. Efekt jest taki, że z tego, który porównał się do ks. Popiełuszki, śmieje się cała Polska, kierownika klubu parlamentarnego studenci nazywają
A
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
COŚ NA ZĄB
kucem szetlandzkim, a trzeci tylko patrzeć, jak doprowadzi do buntu w wymiarze sprawiedliwości. Tymczasem na horyzoncie rysują się same kłopoty – bezrobocie już poszło w górę, a i pieniądze, rozsypywane na wszystkie strony, kiedyś się skończą... Co robić, co robić?! – zebrani dramatycznie rozglądali się po bokach, szukając jakiejś podpowiedzi. Najprzytomniejszy był, jak zwykle, pan Urbański. – Panowie – róbmy wybory! Niech ta cholerna Platforma bierze władzę, na zdrowie... Bliźniaków wbiło w ziemię, pan Urbański jednak z determinacją ciągnął myśl: – Platformersi też przecież nie wygrają tak, żeby rządzić samodzielnie. Wtedy nie my ich, ale oni nas będą musieli dobrać do rządu. I bardzo dobrze! Będziemy PSL-em. Pamiętacie? SLD nigdy nie mógł się obejść bez PSL, musiał z nimi wchodzić w układy. Pawlaki, choć były w rządzie, były z boku. Brali, co było do wzięcia, swoim zarobić dawali, a rządzeniem brudził się SLD. No, kapujecie, co mówię... Przecież najważniejsze są dwie kadencje dla Lecha, czyż nie? To jest nasz cel. Dzięki temu Jarek jeszcze przez dziesięć lat będzie ważny – będzie miał pozycję, ochronę, samochód itd. I te kilka osób przy was też będzie się miało jako tako. Po co zaraz rządzić, za wszystko odpowiadać? – No dobrze – brat Jarosław nie wytrzymał. – Ale przecież mówiliśmy co innego, że nam chodzi o Polskę, a dokładnie o IV RP i takie tam... – To się powie, że nam nie pozwolili. Naród już dobrze będzie widział, kto. – Znaczy, jesteś przekonany, że nie mamy szans... – ni to stwierdził, ni to zapytał brat Lech, ciągle jeszcze po tym Rzymie zasmarkany. – Panowie, nic nie jest jeszcze przesądzone. Może się zdarzyć, że wygramy tak, że nikt nam nie podskoczy. Powiem więcej: teraz albo nigdy! Ja tylko mówię, że nawet w przypadku przegranej krzywda nam się nie stanie. – Może i tak, może i tak – mamrotał pod nosem brat Jarosław, największy strateg wszechczasów... MAREK BARAŃSKI
Rozdroże
BO TO, CO NAS PODNIECA, TO SIĘ NAZYWA KASA...
Na fali Nasza ojczyzna jest chyba jedynym w Europie krajem, w którym operatorzy telefonii komórkowej czy nadawcy radiowi niekoniecznie muszą budować kosztowne wieże dla swoich anten. A to dlatego, że wież kościelnych ci u nas dostatek, podobnie jak proboszczów, którym wiecznie mało szmalu. Ponieważ kasa za wynajem kościelnej wieży na maszt antenowy dosłownie spływa „z góry”, to proboszczowie żyją w błogim przekonaniu, iż łączą przyjemne z pożytecznym. Co prawda parafianie często mają inne zdanie, ale parafianie, jak wiadomo, mogą proboszczom naskoczyć. Kolejny przykład na potwierdzenie tej prawdy znaleźliśmy w Kutnie. – Nasz proboszcz już w ubiegłym roku ubiegał się o zezwolenie na zainstalowanie na kościelnej wieży stacji bazowej telefonii cyfrowej Plus
GSM. Wtedy udało nam się na pewien czas wstrzymać wydanie decyzji – mówi jeden z mieszkańców ulicy Kanclerza Zamoyskiego w Kutnie. Ksiądz jednak uparł się i znów wystąpił o takie zezwolenie, choć wiedział doskonale, że mieszkańcy pobliskiego osiedla są zdecydowanie przeciw. Już dawno udowodniono, że elektroskażenia są szkodliwe dla człowieka. Ale co sobie będzie proboszcz zawracał głowę takimi drobiazgami! Tym bardziej że – jak zwykle – miał za sobą władze miasta. W połowie stycznia br. w kutnowskim Urzędzie Miasta odbyła się rozprawa administracyjna w sprawie wydania decyzji o tzw. środowiskowych uwarunkowaniach. Choć wpłynęły protesty, m.in. od Spółdzielni Mieszkaniowej „Pionier”, gospodarze miasta zlekceważyli przeciwników anten. W spisanym specjalnie z tej okazji protokole zaznaczyli
jedynie dla świętego spokoju, że po zainstalowaniu urządzeń inwestor zobowiązany jest do przeprowadzenia badania „rzeczywistych natężeń pól magnetycznych emitowanych z anten”. Niejednokrotnie można się było przekonać, że nawet te badania „po”, to śmiech na sali. Gdy pojawiają się fachowcy od pomiarów, urządzenia natychmiast zaczynają pracować na pół gwizdka, a część jest wyłączana. Fachowcy mozolnie mierzą, a wyniki są oczywiście w porządku... W porządku jest więc też sutannowy razem z tymi, którzy mu za jego wieżę-maszt płacą. – To skandal – mówi kutnianin Jerzy O. – Takie rzeczy powinni stawiać za miastem. W pobliżu kościoła znajdują się dwie szkoły, dom spokojnej starości i duże osiedle mieszkaniowe. Prezydent miasta Zbigniew Burzyński zamiast dbać o nasze zdrowie, zgodził się na zainstalowanie kolejnej „bomby ekologicznej”. Proboszcz kościoła św. Jana Chrzciciela – ks. Jan Dobrodziej – nie jest skory do rozmowy na temat szkodliwości siedmiu anten, nie pojawił się też na wspomnianej rozprawie administracyjnej. Cóż, w ratuszu ma wystarczająco wielu adwokatów... RP
o i niech ktoś powie, że nasz ukochany wymiar sprawiedliwości nie wyczuwa, skąd wiatr wieje. Wymiar jest oczywiście niezależny i niezawisły, ale swój nos ma. Oto w Legnicy, ledwie władza zmieniła się na pobożną, prezes tamtejszego Sądu Okręgowego urządził swym podwładnym katechezę z miejscowym biskupem Stefanem Cichym. Pan minister Ziobro, który zapowiada, że osobiście będzie mianował prezesów, tego cwaniaka z Legnicy już może stawiać za wzór.
N
inna forma i każde inne miejsce spotkania mogłoby być poczytane za ingerencję Kościoła w pracę organów państwowych. Wiadomo na przykład, iż w kwestii rozwodów stanowisko Krk jest całkowicie różne od prawa państwowego oraz że Kościół za wszelką cenę chce ten stan rzeczy zmienić po swojej myśli. Czy to właśnie ksiądz biskup z sędziami załatwiał? Ani biskup, ani kierownictwo sądu okręgowego, nie zwrócili uwagi, że obok toczy się proces księży oszustów, którzy podpuszczali lud boży,
Advocatus diaboli Aby lud grzeszny (czyli skazańcy obecni i przyszli) oraz Ministerstwo Sprawiedliwości mogli się dowiedzieć o zaszczycie, jaki spotka prezesów i asesorów okolicznych sądów, rzecznik prasowy legnickiej okręgówki – sędzia Paweł Pratkowiecki – dopilnował, żeby w przeddzień nawiedzenia lokalne redakcje zostały starannie poinformowane o nadchodzącej kolędzie. „Spotkanie Księdza Biskupa z sędziami i pracownikami sądu odbędzie się w sali konferencyjnej. Przedmiotem spotkania będzie wymiana poglądów i uwag na temat wartości moralnych, mających charakter uniwersalny, z którymi na co dzień spotykają się w swej pracy sędziowie, a które są również przedmiotem troski Kościoła Katolickiego”. W państwie laickim taka rzecz byłaby nie do pomyślenia. Sędziowie, jeśli byliby katolikami, mogliby się spotykać z biskupami do woli, ale po robocie, w kościele – podczas uroczystości religijnych czy na wódce. Każda
aby we własnym imieniu, lecz na rzecz salezjańskiej Fundacji im. Jana Bosko, zaciągali w banku wielkie kredyty. Nawiedzenie przez biskupa sędziów w trakcie trwania tego procesu jest wręcz niedopuszczalne. Tym bardziej temat rozmowy ukryto przed opinią publiczną: „Samo uroczyste spotkanie będzie miało charakter zamknięty dla przedstawicieli mediów” – napisano wprost w ogłoszeniu. Sędzia Pratkowiecki zapewnia, że odbyło się ono z inicjatywy prezesa legnickiego Sądu Okręgowego, i nie widzi w spotkaniu nic zdrożnego. – Jestem zaskoczony takim stawianiem sprawy, ale wierzę, że fakt spotkania nie będzie miał wpływu na orzekanie w sprawach księży salezjanów – twierdzi rzecznik Pratkowiecki. Wiara wiarą, ale pewności nigdy za dużo. Upewniwszy się, że sędziów ma już z głowy, dwie godziny później ks. biskup Cichy nawiedził legnicką prokuraturę okręgową... DJM
Fot. Autor
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
Laska pasterska Dziewczynka miała 13 lat, gdy po lekcjach religii ksiądz zaczął jej udzielać korepetycji z seksu. Matka dziecka zaalarmowała kurię biskupią, skąd odesłano ją do diabła. Poszła... Odsłaniamy kulisy tajnego śledztwa prokuratury w Nowym Targu. Gdy w drugiej połowie 2005 r. zniknął nagle ze Szczawnicy (woj. małopolskie) ksiądz Andrzej S., wikariusz parafii św. Wojciecha Biskupa Męczennika, będący też nauczycielem religii w miejscowym gimnazjum, stali mieszkańcy uzdrowiska zgrzytali zębami na kościelną biurokrację, która bez słowa wytłumaczenia zabrała im fajnego duszpasterza. Czym kierował się jego przełożony, biskup tarnowski Witold Skworc? – Wśród młodzieży krążyła wprawdzie plotka o jakichś przyczynach natury obyczajowej, ale nasz ksiądz proboszcz Franciszek Bondek wyjaśnił, że to normalna zmiana wikariuszowska. Dziwiło nas tylko, że ksiądz Andrzej nawet się nie pożegnał i w ogóle do dzisiaj się nie odzywa, a proboszcz nie chciał ujawnić, dokąd go przeniesiono – wspomina Agnieszka, jedna z byłych wychowanek księdza S. – Grono pedagogiczne było całkowicie zaskoczone, że ksiądz Andrzej przestał u nas uczyć religii. Nie mam żadnej wiedzy zarówno na temat powodów jego odwołania, jak i miejsca, gdzie obecnie przebywa – twierdzi Jacek Piotrowski, wicedyrektor szczawnickiego gimnazjum. Czemu się tak nagle ulotnił? Otóż Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu postawiła księdzu Andrzejowi S. zarzut pedofilii z użyciem przemocy (art. 197 par. 1 i art. 200 par. 1 kk) wobec małoletniej uczennicy, a prowadzone od maja 2005 r. tajne śledztwo w tej sprawie (sygn. akt 2 Ds. 779/05) zostało właśnie zakończone aktem oskarżenia. Dodajmy, że choć przestępstwo zagrożone jest karą do 12 lat więzienia (w przypadku ks. S. do 10, gdyż zarzut dotyczy okresu przed nowelizacją kodeksu karnego), jedynymi środkami zapobiegawczymi zastosowanymi wobec podejrzanego są... poręczenie majątkowe (10 tys. zł) i zakaz pracy z dziećmi. Tak więc ksiądz S. bez policyjnej asysty stawi się 6 lutego 2006 r. o godzinie 8.30 w nowotarskim Sądzie Rejonowym, gdzie w sali 121 zostanie wywołana sprawa o sygn. II K 475/05. Zasiądzie na ławie oskarżonych, a obrona wniesie o wyłączenie jawności rozprawy, na co przewodniczący składu
orzekającego sędzia Jerzy Bogacz wyrazi oczywistą w tego typu sytuacjach zgodę. I nikt z wiernych nie usłyszy, że znany w diecezji tarnowskiej duchowny „od września 2001 roku
– Przyjechał do Szczawnicy w 1999 r. Przedtem był wikarym u Matki Bożej Fatimskiej w Tarnowie i słyszałem, że tamtejszy proboszcz ksiądz Stanisław Bilski nie był zachwycony swobodnym trybem życia swojego pomocnika. Tutaj, w tętniącym rozrywkami uzdrowisku, młody byczek miał wymarzony „klimat” do działania. Dobry samochód, markowe ciuchy, żądne wrażeń kuracjuszki... Że też go podkusiło na małolatkę – zdumiewa się w rozmowie z „FiM” policjant z Krościenka.
Sędzia Jerzy Bogacz do 31 grudnia 2003 roku, działając czynem ciągłym, doprowadzał przemocą małoletnią (...) poniżej 15 lat (nazwisko i imię znane redakcji) do obcowania płciowego oraz do wykonania innych czynności seksualnych, w tym seksu oralnego...” (cyt. z aktu oskarżenia). Ksiądz S. nie przyzna się do winy, konsekwentnie podtrzymując przyjętą w śledztwie linię obrony, że padł ofiarą podłego oszczerstwa. Owszem – powie – Eleonora (imię dziewczynki zmienione) często u mnie bywała, a kiedyś to nawet wyjechaliśmy razem na Słowację, ale nigdy nie doszło między nami do intymnego zbliżenia czy stosunku płciowego. Sąd przesłucha następnie 14 świadków. Będzie wśród nich biegły psycholog, którego ekspertyza wyklucza, iżby dziewczynka zmyślała, opowiadając o seksualnych upodobaniach kapłana i jego metodach „gry wstępnej”, zakwalifikowanych przez prokuraturę jako przemoc. O czym będą zeznawać inni? Oto szczegóły tej równie wstrząsającej, co obrzydliwej historii... Eleonora miała 13 lat, gdy we wrześniu 2001 r. rozpoczęła edukację w gimnazjum, gdzie 40-letni wówczas ksiądz Andrzej był nauczycielem religii.
Oprócz nauczania religii ksiądz Andrzej sprawował (do 2003 r.) funkcję dekanalnego duszpasterza młodzieży. – Facet był wysportowany, podczas szkolnych imprez grywał w siatkówkę w reprezentacji nauczycieli... Bardzo dbał o zachowanie młodzieńczego wyglądu. Do tego stopnia, że nawet farbował sobie włosy na czarno. Dziewczyny, nie tylko Eleonora, lubiły przebywać w jego towarzystwie. Wyglądało to nawet na pewną rywalizację o względy księdza Andrzeja, który jednak zdecydowanie najwięcej czasu poświęcał Eleonorze... – waży słowa Agnieszka. Czy rodzice faworytki księdza Andrzeja dostrzegli coś niepokojącego w tym, że dziewczynka często gościła na plebanii? – Nie będę z nikim na ten temat rozmawiała. Żadnych komentarzy – ucina matka Eleonory. Wiadomo nam skądinąd, że gdy na początku 2005 r. dorastająca córka ujawniła rodzicielce, w jakich okolicznościach i z kim straciła – mając zaledwie 13 lat – dziewictwo, oraz czego katecheta „nauczał” ją po lekcjach religii, zdruzgotana kobieta zażądała od biskupa tarnowskiego natychmiastowego usunięcia ks. S. ze Szczawnicy. Potraktowano ją w kurii normalnie, czyli spławiono frazesami, że jest katoliczką,
a dobro Kościoła wymaga poświęceń, dyskrecji itp. Nie doczekawszy się reakcji, zdecydowała się na zawiadomienie prokuratury o pedofilu w sutannie, czyniąc krok prawdziwie desperacki w realiach (mało)polskiego katolicyzmu. – Po mieście już krąży plotka, że któraś z dziewcząt podkablowała księdza. Wśród kilku wytypowanych „sprawczyń” znajduje się też, niestety, Eleonora. Komentarze są różne: przeważa bezlitosne szyderstwo i pogląd o zemście zakochanej nastolatki; rozumnego współczucia bardzo niewiele. Tutaj Kościół rządzi duszami i obawiam się, że dziewczyna zmuszona będzie wyjechać ze Szczawnicy, gdy stanie się jasne, kto tego drania oskarżył – uważa cytowany wcześniej policjant. – Ksiądz Andrzej? Chodzi o tego pedofila? Miał pseudonim Bokser, bo zakładał taki aparacik, żeby zlikwidować szparę między zębami. Kawał ch...a, to fakt, ale dziewczyny, które się przy nim kręciły, mają przechlapane. Normalnie każda by przyszła na dzisiejszą imprezę. A tak... Siedzą w domu i boją się wychylić nos za drzwi. Ja tam do nich nic nie mam, ale smród się ciągnie, bo jakby suka nie dała, to pies by nie wziął – komentuje sytuację rówieśnik Eleonory, z którym rozmawialiśmy podczas koncertu kultowego zespołu Voo Voo, gdzie obecność była dla szczawnickich nastolatków po prostu obowiązkowa. Policjant dodaje: – Nie pojmuję, dlaczego nikt z nauczycieli nie zwrócił uwagi na ten chory związek księdza z uczennicami, o którym – jak się dzisiaj okazuje – wiedziało całkiem sporo osób. Wicedyrektor Piotrowski, który w końcu przyznał, że słyszał
7
niedawno „jakieś pogłoski” o toczącym się śledztwie, mówi: – Trudno, żeby nie ufać duchownemu, a żadna z uczennic nie zgłaszała wychowawcy klasy, aby ona lub któraś z jej koleżanek miała problem z księdzem Andrzejem. Szkoła absolutnie nie poczuwa się do winy. Niezależnie od tego, jaki będzie finał sprawy, na pewno trzeba współczuć tej dziewczynie. Nawet jeśli okaże się, że jest faktycznie pokrzywdzona, będzie jej bardzo trudno żyć w mieście, gdzie wszyscy się znają... Księdza Andrzeja S. odnaleźliśmy we wsi G. położonej ok. 20 km od Tarnowa. Szczawnica to nie jest, ale „Bokser” biedy nie ma. Pełni obowiązki wikarego w miejscowej parafii, mieszka w eleganckiej plebanii, odprawia msze w nowoczesnym kościele... Zaproponowaliśmy, żeby skomentował prokuratorskie zarzuty: – A z jakiej jesteście gazety? – zainteresował się na wstępie rozmowy. Gdy okazało się, że to, niestety, nie „Nasz Dziennik” czy „Gość Niedzielny”, wyraźnie zdenerwowany odparł: – Nic wam nie powiem, bo nie piszecie prawdy, a tylko krzywdzicie ludzi i Kościół. Tę sprawę ze Szczawnicy rozstrzygnie Pan Bóg, bo tylko on zna całą prawdę. Absolutnie nie życzę sobie, żebyście się ze mną więcej kontaktowali! „Od 2002 r. sprawę rozstrzygania, co zrobić z takim księdzem [pedofilem], zastrzegł sobie Rzym. Każdy biskup na całym świecie, jeśli jego podwładny jest posądzony o akty pedofilne, musi zgłosić to do Watykanu, a dalsze decyzje uzależnione są od wskazań papieża i kongregacji” – ujawnił w jednym z wywiadów jezuita o. Jacek Prusak, znany w polskim kat. Kościele psychoanalityk. No i proszę, nad losem ks. Andrzeja S. musiał się zastanawiać sam Benedykt XVI. A kto pochyli się nad dzieckiem... ANNA TARCZYŃSKA współpr.: OH, ST Fot. ST
8
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
edle kryteriów, które ogłosił Stefan Meller, minister spraw zagranicznych, powinien on sam siebie wyrzucić z MSZ, tak jak wyrzucił swoich kolegów ambasadorów. Z oficjalnego życiorysu naszego ministra możemy się dowiedzieć, że urodził się 4 lipca 1942 roku. A także gdzie pracował: w Polskim Insty-
W
oficjalny komunikat objaśniający powody wyrzucenia z pracy jego kolegów – ambasadorów (cytujemy za oficjalnym komunikatem MSZ z 2 stycznia br.): „Uznajemy za głęboko niesłuszne, aby funkcje ambasadorów RP pełniły osoby związane w przeszłości ze służbami i aparatem partyjnym PZPR. Straciły one zaufanie władz RP odpowiedzialnych za kształtowanie polityki zagranicznej”.
Organizacji Międzynarodowych. Gdy po zamknięciu przez władze „Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności” wybitny historyk Bronisław Geremek poprosił go o zaopiekowanie się bardzo zdolnym, ale wiecznie zbuntowanym Adamem Michnikiem, Stefan Meller był już wiceprzewodniczącym ZMS na Uniwersytecie Warszawskim. Po studiach historycznych rozpoczął pracę w Pol-
Czerwona plama tucie Spraw Międzynarodowych, potem w filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku, w Archiwum Państwowym, w spółdzielniach „Izis” i „Lingwista”, w tygodniku „Forum”, a był nawet prorektorem w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. I jeszcze tego możemy się dowiedzieć, że jest wybitnym historykiem, stypendystą instytutów naukowych we Francji, Holandii i USA, autorem wielu książek i artykułów oraz że był dyrektorem naukowym w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Paryżu. To wszystko prawda. Zwłaszcza to, że jest świetnym historykiem, erudytą i – prywatnie – bardzo miłym panem. Ten oficjalny życiorys wydaje się jednak ciut niekompletny. Guzik by nas obchodziło to, czego w nim nie ma, ale pan minister nie zaprotestował, niestety, gdy podsunięto mu
Sam pan minister rozumie, że w tej sytuacji mamy wręcz obywatelski obowiązek powiedzieć, że on też był w przeszłości „związany z aparatem partyjnym PZPR”. Naszym zdaniem, nie musi kryć się ze swoim życiorysem, bo to dosyć typowy życiorys polskiego inteligenta. Takiemu dżentelmenowi wręcz nie wypada tak się wygłupiać. W jego życiorysie napisano, kiedy się urodził. Ale gdzie? Tylko raz natrafiliśmy na informację, że w Lyonie. Nigdzie jednak nie napisano, że ojciec Stefana – Konrad Adam – był członkiem partii komunistycznej. Dlatego po przyjeździe do Polski od razu znalazł się w ludowym establishmencie, został dyplomatą wysokiej rangi. Był naszym przedstawicielem w Genewie, a w centrali – dyrektorem Departamentu
peracja wyłaniania wojewodów to istny blamaż Ludwika Dorna. Ach, jak on pięknie mówił: że specjalna komisja, że testy, że wybiorą najlepszych... Lipa jak stąd do księżyca. Przez ponad kwartał wicepremier Dorn oczy nam szklił. Zza zasłony ze słów o służbie państwowej wyłonił się wreszcie korpus partyjnych kolesiów, często podwieszonych pod księżą sutannę. Wszyscy nowi wojewodowie są członkami PiS lub sympatykami tej partii. Przy okazji złamano prawo i zagrano społeczeństwu na nosie, ale czy to kogoś jeszcze dziwi? Jak nowi władcy złamali prawo? Zwyczajnie – w skład powołanego w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji specjalnego zespołu ds. oceny kandydatów na wojewodów znaleźli się ludzie, którzy powinni stać daleko od takich zadań ze względu na swą formalną apolityczność. Jednym z nich jest Witold Bertold – wicedyrektor departamentu rekrutacji i selekcji służby cywilnej w Urzędzie Służby Cywilnej – który wkrótce zaczął pełnić obowiązki dyrektora generalnego resortu. W zespole nie powinna się także znaleźć szefowa Krajowej Szkoły Administracji Publicznej prof. Maria Gintowt-Jankowicz, która powinna raczej czuwać nad apolitycznością i bezstronnością nowych kadr urzędniczych. Okazało się zatem, że mówienie wcześniej o bezpartyjnych profesjonalistach pracujących na danym terenie, ale wcześniej z nim niezwiązanych, było takim sobie bajdurzeniem. Ostatecznie tylko dwóch wojewodów spełnia (ale i to częściowo) ten warunek. Niezależność i bezstronność nowych wojewodów najlepiej
O
własną broni teraz ministra Mellera przed zarzutami o stosowanie bolszewickich metod. W latach 70. Stefan Meller wrócił na partyjne łono, by ostatecznie odejść z początkiem lat 80. Nazwisko „Meller” przywrócił MSZ-owi 1 stycznia 1993 roku. Ministrem spraw zagranicznych był wtedy prof. Skubiszewski, a szefem Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych – prof. Bronisław Geremek. Stefan Meller zaczął od wicedyrektora departamentu Europy I. Po roku był dyrektorem, a po kolejnych
skim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Karierę, zarówno jemu, jak i ojcu, przerwał haniebny rok 1968. Obaj stracili pracę, obaj zostali wyrzuceni ze swoich organizacji. Stefan nie tracił jednak czasu – dalej studiował, jeździł na stypendia. Opieka, jaką młodego naukowca otoczył Bronisław Geremek, dobrze mu służyła. Tak na marginesie – doktorantem w Instytucie Historii PAN, w którym pracował Bronisław Geremek, był wówczas dzisiejszy rzecznik prasowy MSZ, pan Paweł Dobrowolski. Ten sam, który piersią
reprezentuje Robert Krupowicz z woj. zachodniopomorskiego, wcześniej kadrowy funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa. Miało być tanio... Nowy wojewoda lubuski Marek Ast (lat 47) był dotąd burmistrzem Szlichtyngowej, trzeba więc będzie w Szlichtyngowej organizować wybory uzupełniające, za które podatnicy zapłacą kilkaset tysięcy złotych. Zapewne sporo będzie nas też kosztować misja nowego wojewody łódzkiego, bo
Absolwentem KUL-u jest także wojewoda lubelski Wojciech Żukowski (lat 42), ostatnio przewodniczący Rady Miasta w Tomaszowie Lubelskim, uhonorowany (podobnie jak H. Pietraszkiewicz) kościelnymi odznaczeniami, m.in. medalem Lumen Mundi (Światłość Świata), wręczonym przez metropolitę Józefa Życińskiego. Żukowski nie wyróżnił się dotąd niczym nadzwyczajnym, ale PiS-iorkiem jest bardzo wiernym i to wystarczy.
Parszywa szesnastka pani Pietraszkiewicz, jako przyjezdna, zamieszkała w hotelu. Skoro nie są tani, może są choć warci tych pieniędzy; może są profesjonalni? Pani wojewoda łódzka, rzeczona Helena Pietraszkiewicz (lat 53), nie dość, że nie zna regionu, którym będzie rządzić (pochodzi z Lublina), to na dodatek nie ma żadnego doświadczenia w kierowaniu administracją. Tej wiernej córze Kościoła, absolwentce KUL-u i miłośniczce bożonarodzeniowych szopek, na plus można zaliczyć jedynie kierowanie Radą Miasta Lublina, ale niewiele ma to wspólnego z administrowaniem jednym z najważniejszych regionów w kraju. Jej byli współpracownicy do dziś wspominają, że w kasie pancernej trzymała donosy na radnych. Zupełnie jak, nie przymierzając, słynny pułkownik Lesiak...
Absolwentką KUL-u i Instytutu Katolickiego w Paryżu jest także druga kobieta wśród nowych wojewodów – Ewa Draus (lat 46) z Podkarpacia, bezpartyjna, ale sympatyzująca z PiS. Jest ona siostrą byłego senatora – prof. Jana Drausa, szefa Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Przemyślu i członka kolegium rzeszowskiego IPN. Zasada „BMW” (bierny, mierny, ale wierny) przyświecała także wyborom kierowników województwa mazowieckiego. Zastępcą wojewody (były burmistrz jednej z dzielnic, wierny żołnierz PiS) mianowano Cezarego Pomarańskiego, sochaczewskiego samorządowca, niegdyś kuratora w Skierniewicach, który awansował w nagrodę za bezgraniczne oddanie niedawnemu prezydentowi Warszawy. Inny przyjaciel Lecha Kaczyńskiego – wojewoda olsztyński Adam Supeł (lat 40) – też
siedmiu miesiącach – podsekretarzem stanu. Tak bowiem zażyczył sobie kolejny minister – Władysław Bartoszewski. Pan Bartoszewski czuł, że ogłaszając tę kandydaturę bez porozumienia z premierem Józefem Oleksym, nie postępuje correct. Ale wieczorem do drzwi prywatnego mieszkania premiera zapukał redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik. Nie wiem, jak długo rozmawiali – Józef Oleksy mówi, że długo. Na drugi dzień premier nie sprzeciwiał się już woli ministra spraw zagranicznych. W czasach Aleksandra Kwaśniewskiego i rządów SLD Stefan Meller był ambasadorem w Paryżu i Moskwie. Akurat w tym okresie zarówno z Francją, jak i z Rosją (a zwłaszcza z Rosją) nasze stosunki bardzo słabły. Były więc powody, żeby go odwołać. Nikomu z polityków SLD – ani ministrom SZ, ani premierom, ani tym bardziej prezydentowi Kwaśniewskiemu – do głowy coś takiego nie przyszło. Niech jednak oszukani nie tracą nadziei. Stefan Meller nie tylko że był w czasach „komuny” „związany z aparatem partyjnym PZPR”, ale także „w czasach postkomuny” był za pan brat z ludźmi tamtego aparatu i bez obrzydzenia przyjmował z ich rąk awanse. Jak najbardziej podpada więc pod ukaz, który mu na kolegów wymyślili i podpisać kazali. JERZY STOLICZNY Fot. PAP/ETA Sergei Chirikov
niczym szczególnym się nie zasłużył, bo przez lata pracował jako radca prawny. Przepadł nawet w tym wewnętrznym konkursie w MSWiA. Z kolei z drużyny Jarosława Kaczyńskiego pochodzi wojewoda wielkopolski Tadeusz Dziuba (lat 58), absolwent Akademii Rolniczej w Poznaniu, były dyrektor NIK w tym mieście, jeden z założycieli PC. W nagrodę za aktywną działalność w PiS (wcześniej PSL Porozumienie Ludowe, AWS, PO) fotel wojewody kujawsko-pomorskiego przypadł Józefowi Ramlau (lat 47), historykowi z zawodu, gorącemu miłośnikowi taty Rydzyka. Do dorobku zawodowego można mu zaliczyć zwolnienie go ze stanowiska prezesa GS w Lubiczu z powodu nieuzasadnionych zapędów likwidatorskich. Nowy wojewoda świętokrzyski, Grzegorz Banaś, za całe referencje ma znajomość z Przemysławem Edgarem Gosiewskim! Każde dziecko w Polsce wie, że to szef Klubu Parlamentarnego PiS. W przypadku wojewody śląskiego – Tomasza Pietrzykowskiego, najmłodszego z grona 16 (lat 33) – prawdopodobnie decydująca okazała się przynależność do wpływowego Opus Dei. Jego przynajmniej dobrze wychowali – do swojego poprzednika Lechosława Jarzębskiego (SLD) przyszedł z bukietem róż! I jeszcze jeden „kwiatek”. Nowy wojewoda dolnośląski Krzysztof Grzelczyk (lat 48), związany z PiS, to postać raczej bezbarwna, ale za to kumpel premiera ze studiów. Czy wyleci tak szybko, jak inna jego znajoma – Teresa Lubińska? MICHAŁ POWOLNY RYSZARD PORADOWSKI
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r. biorowym wysiłkiem udało się urzędnikom tak zaczarować rzeczywistość, że prokuraturze nie zostało nic innego, jak tylko umorzyć śledztwo w sprawie wadliwych genetycznie nasion kukurydzy, sprzedawanych polskim plantatorom. Wielki międzynarodowy koncern uratował swój prestiż, zbankrutowało za to kilka gospodarstw... Zwykły śmiertelnik wie o nasiennictwie tyle, co nic: żeby urosło, trzeba posiać. Tymczasem sianie to poważna sprawa, której pilnuje bardzo ważna instytucja – Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORiN). Razem z oddziałami terenowymi – kilkuset chłopa. Głównodowodzącym tej armii jest główny inspektor magister Adam Zych, który powinien być dla plantatorów jak najlepszy ojciec, bo on ma dbać, żeby za swoje ciężko zarobione pieniądze rolnik kupował ziarno kwalifikowane, pewne, gwarantujące plon. Zych odpowiada za to, żeby jego fachowcy badali, co trzeba, i wydawali odpowiednie certyfikaty. To teoria, a teraz życie. Przedstawiliśmy onegdaj fatalną przygodę plantatorów, którzy znaleźli się na skraju bankructwa, bo jesienią 2002 r. – zamiast spodziewanej kukurydzy – wyrosły im na polach jakieś jej mutanty sprawiające wrażenie, jakby nasiona hodowano w reaktorze atomowym („Żywność Frankensteina” – „FiM” 21 i 28/2005). Winnych nie znaleziono i niedawno – „wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa” – Prokuratura Okręgowa w Poznaniu umorzyła trwające ponad 2 lata śledztwo, dotyczące „wprowadzenia plantatorów w błąd co do tożsamości genetycznej zakupionych nasion kukurydzy”. Ich producent (międzynarodowy koncern Syngenta Seeds) wyszedł z tej historii bez szwanku, podobnie zresztą jak sprzedawca nasion (polska spółka Chemirol). Mieli kwity, że sprzedawali towar przebadany oraz dopuszczony do obrotu, więc wara... Plantatorom nie pomogła nawet opinia biegłego, profesora Piotra Masojcia z Akademii Rolniczej w Szczecinie, który na zlecenie prokuratury zasiał i zaobserwował później u części roślin kukurydzy wadę genetyczną. „Powinna zostać ujawniona w badaniach rejestracyjnych, jednakże nie można wykluczyć, że w danym roku oraz danych warunkach klimatycznych i glebowych, wada ta nie ujawni się” – czytamy w protokole przesłuchania profesora. Wolno zakładać, że prokuratura zamknęła tę sprawę z ulgą. Lektura akt przyprawia o zawrót głowy mnogością egzotycznych pojęć, a do tego jedni biegli mówią, że „czarne”, podczas gdy inni nie
Z
POD PARAGRAFEM
Jak sobie posiejesz... mają wątpliwości że „białe”, wzorce – zdaniem urzędników – nie są wzorcami, lecz diabli wiedzą czym. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ktoś bardzo się postarał, żeby całej sprawie łeb ukręcić. Oto w ekspertyzie z 5 września 2002 roku dr Witold Brzeziński z Centralnego Ośrodka Badania Odmian Roślin Uprawnych (COBORU) w Słupi Wielkiej nie miał wątpliwości, że kukurydza jest fałszywa, gdyż badane przez niego próbki rażąco różnią się od zarejestrowanych i dopuszczonych do obrotu odmian wzorcowych. Co, zgodnie z ustawą, powinien doktor w tej sytuacji zrobić? W te pędy
zawiadomić oficjalnie centralę (PIORiN), że z nasionami coś jest nie tak, aby magister Zych mógł złapać sprawcę(ów) na gorącym uczynku. Ale doktor nie zawiadomił... W swojej kolejnej ekspertyzie (z 4 grudnia 2003 r.) dr Brzeziński – tym razem jako powołany przez prokuraturę biegły – ponownie dostrzegł podejrzane różnice między badanymi próbkami a wzorcem. I znowu nie zawiadomił... Dlaczego? Bo – jak stwierdził – metoda badawcza (elektroforeza białek), którą się posługiwał w obu dotychczasowych ekspertyzach, nie jest tak do końca wiarygodna (sic!). Pytanie: to po cholerę właśnie nią się posługiwał? Nie tylko dr Brzeziński o sprawie wiedział, a nie powiedział. Również przedstawiciele COBORU okazali zdumiewającą dyskrecję. Choć jesienią 2002 r., oglądając dziwaczną kukurydzę jeszcze na plantacji, wyrażali pogląd o wadzie genetycznej materiału siewnego, to oni też nie pomyśleli (?), żeby zawiadomić o swoich wrażeniach centralę.
Tak więc czas płynął i główny inspektor oficjalnie o niczym nie wiedział. Jednak dzięki uporowi plantatorów, którzy alarmowali posłów, senatorów, NIK, ABW, a także Ministerstwo Rolnictwa, o nasionach zrobiło się głośno w całej Polsce. Główny inspektor Zych nie mógł już milczeć. „W przedmiotowej sprawie (...) brak jest dowodów niezbędnych do należytego uzasadnienia ewentualnej decyzji o nałożeniu opłaty sankcyjnej na dystrybutora i importera. Ponadto, wydanie decyzji musiałoby zostać poprzedzone postępowaniem administracyj-
nym, którego należyte przeprowadzenie byłoby utrudnione ze względu na upływ czasu” – czytamy w piśmie z 20 lipca 2004 r. A zaraz niżej: „Niezależnie od powyższego uznać należy, że wyniki wykonanych na Pana [jednego z plantatorów] zlecenie badań (...), oraz załączona do pisma dokumentacja fotograficzna świadczą, że materiał siewny kukurydzy rzeczywiście mógł nie być zgodny z deklaracjami sprzedawcy i danymi na etykietach. Dlatego też podjęte zostały działania w celu ustalenia tożsamości tego materiału”. Czyli mniej więcej tak, jak gdyby prokurator oznajmił zgłaszającemu przestępstwo: – Owszem, dowody są dosyć mocne, ale śledztwa nie podejmę, bo widzi mi się, że byłoby trudne. Tymczasem te dowody wciąż były na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło kopnąć się do Słupi przechowującej zarejestrowany przez Syngentę wzorzec materiału siewnego oraz próbki tego, co Chemirol sprzedawał, odwiedzić po drodze plantatorów, którzy zachowali nierozpieczętowane oryginalne worki z nasionami kukurydzy,
przebadać to w niezależnym laboratorium i wszystko byłoby jasne... No, ale to byłoby – jak się za chwilę okaże – zbyt proste. Podjęto bowiem zapowiadane przez Zycha „działania w celu...”, ale chyba tylko po to, żeby Europa miała się z czego śmiać. Oto 9 sierpnia 2004 r. nasz dzielny główny inspektor wysłał do Międzynarodowego Związku Ochrony Nowych Odmian Roślin (UPOV) w Genewie pismo z pytaniem, jak właściwie należałoby zbadać te felerne nasiona, żeby w końcu dowiedzieć się, co za licho w nich siedzi. Po 10 dniach przyszła ze Szwajcarii odpowiedź:
„Chciałbym zaproponować skontaktowanie się z Julią Borys z COBORU, która będzie w stanie wyjaśnić Panu aktualne wymogi (...) dot. wykorzystania testów laboratoryjnych...” – zasugerował dyrektor UPOV Peter Button. Był tak grzeczny, że podał nawet „Dear Mister” Zychowi dokładny adres i telefon do podległej... Zychowi placówki w Słupi Wielkiej, gdzie pani Julia urzęduje. Nasze orły na plewy łatwo się jednak nabrać nie dają. Po dwóch tygodniach zaatakowali w tej samej sprawie Wspólnotowy Urząd Odmian Roślin (CPVO) w Angers (Francja). „W tym względzie mogłoby okazać się przydatne skontaktowanie z COBORU w Słupi Wielkiej” – podpowiedziała dyskretnie Anne Weitz w liście z 27 września 2004 r. Czyli co? Trzeba pytać po całej Europie, gdzie są w Polsce laboratoria i fachowcy od procedur badawczych? Jeśli pan minister rolnictwa Jurgiel byłby w stanie zrozumieć cokolwiek z tego, co my tu piszemy, to – nie doczytując do końca – powinien tego
9
Zycha pogonić na cztery wiatry. Ale Zych może spać spokojnie – Jurgiel nie takich rzeczy nie rozumie. W trakcie tej wiekopomnej dla rozwoju członkowstwa Polski w Unii Europejskiej korespondencji głównego inspektora Zycha z Brukselą, wkurzeni nie na żarty plantatorzy 11 sierpnia 2004 r. złożyli na ręce tegoż Zycha formalny wniosek – albo niech wszczyna przewidziane w ustawie postępowanie, albo niech przedstawi formalne postanowienie o odmowie, z jasnym określeniem przyczyn. Kodeks postępowania administracyjnego pod groźbą odpowiedzialności „porządkowej i dyscyplinarnej” nakazuje załatwienie sprawy w ciągu miesiąca. Cóż więc zrobić, skoro się nie chce nic robić? Po prostu nie wszczynać, gdyż w kwestii terminu rozpoczęcia postępowania kodeks operuje enigmatycznym określeniem „bez zbędnej zwłoki”. Czyli wtedy, kiedy się podoba – zaraz po tygodniu, miesiącu, dwóch... Akurat dwóch miesięcy od daty złożenia wniosku potrzebował Wojewódzki Inspektor Ochrony Roślin i Nasiennictwa w Bydgoszczy, który dopiero 11 października 2004 r. wszczął postępowanie administracyjne w sprawie nasion Syngenty i jej dilera – Chemirolu. Zlecił następnie tenże inspektor wykonanie badań. Już 19 listopada 2004 r. okazało się, że... ziarenka są po prostu jak złoto. Co ciekawe: przy zastosowaniu dokładnie tej samej metody (elektroforeza), która wcześniej dwukrotnie nasiona zdyskwalifikowała (patrz skany)! Jak wytłumaczyć tę cudowną metamorfozę wyników? Pomyłka jest raczej wykluczona, gdyż rzeczona elektroforeza to badanie, po którym zostają „twarde” dowody (żele), w pewnym sensie odpowiadające odciskom palców. Nasuwa się więc pytanie, czy aby nie podmieniono próbek wzorcowych... To drugie oznaczałoby, niestety, że ktoś miał w tym interes. A interes nieodparcie kojarzy się z pieniędzmi... ¤¤¤ „Kukurydziane” postępowanie administracyjne jeszcze trwa, ale z tej niezwykle zagmatwanej historii, którą staraliśmy się przedstawić w uproszczeniu strawnym dla „zwykłego śmiertelnika”, już można (i trzeba, bo sezon działkowy za pasem) wyprowadzić konkluzję: zanim coś zasadzisz, wypleń chwasty... DOMINIKA NAGEL
10
ak Polska długa i szeroka – kwitnie w niej piractwo. Stoły na bazarach uginają się od nielegalnych kopii płyt, kaset i programów komputerowych. Złapany na gorącym uczynku pirat nie ma lekkiego życia. Chyba że jest ministrem. Wtedy lekkiego życia nie mają ci, którzy wymyślili antypirackie przepisy. Rok 1993. Ówczesny minister prywatyzacji Janusz Lewandowski i prezes Polskiego Komitetu Normalizacyjnego sprzedają Wydawnictwo Alfa-Wero spółce pracowniczej. Niewielkie wydawnictwo jest bardzo cenne ze względu na monopol – sprzedaż norm, czyli zeszytów opisujących, jakie warunki ma spełnić producent czy importer jakichkolwiek towarów, aby mógł tym handlować. Umowa prywatyzacyjna nakłada na Polski Komitet Normalizacyjny obowiązek zlecania firmie Alfa-Wero druku norm, a PKN-owi nie wolno nawet samodzielnie nimi handlować, bo prawo do sprzedaży otrzymuje wyłącznie spółka Alfa-Wero. W zamian za to godzi się wypłacać PKN-owi od 1 do 5 procent ceny każdej sprzedanej normy. Co prawda na świecie odpowiedniki naszego Komitetu uzyskują ze sprzedaży swoich norm aż 80 procent ceny detalicznej, ale kto u nas przejmowałby się takimi szczegółami.
J
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
POD PARAGRAFEM
Piraci Współpraca na linii PKN–Alfa od samego początku nie układa się dobrze. Wydawnictwo bardzo niechętnie wpłaca na konto Komitetu należne mu pieniądze. I to jest zrozumiałe. W końcu zyski ze sprzedaży norm przeznaczane są na wydawanie dzieł tak wiekopomnych, jak praca Andrzeja Anusza o Kościele katolickim w PRL. Książka wydana w 1994 r. do dziś straszy na stoiskach z literaturą przecenioną (trafiło tam trzy czwarte nakładu). Rok 1998. Szefowie PKN-u wymyślili, że zmuszą Alfę do uregulowania należności wobec państwowej jednostki, odcinając ją od matryc kolejnych norm. Jakże byli naiwni! Oto co czytamy w informacji NIK: „(...) spółka z nieznanego źródła pozyskiwała pojedyncze egzemplarze norm, powielała je i sprzedawała. Ze względu na to, że każdy egzemplarz norm był opatrzony hologramem z logo PKN, spółka początkowo zaklejała go własną wizytówką, a później własnym hologramem imitującym logo Komitetu”. Czy piraci zostali ukarani?
Oczywiście że nie. Pomógł im ówczesny (i dzisiejszy) minister kultury i dziedzictwa narodowego – Kazimierz Michał Ujazdowski. Wysłał do prokuratury i do Wydawnictwa Alfa-Wero pismo, w którym uznał, że Polskie Normy nie podlegają ochronie z ustawy o prawach autorskich. Mimo że w całym cywilizowanym świecie teksty norm podlegają takiej ochronie. Przez cztery lata Alfa-Wero zarobiło na sprzedaży pirackich norm 26 milionów złotych. W 2003 r. do gry przystąpił trzeci uczestnik. Unia Europejska zażądała od Leszka Millera rozwiązania całego bałaganu. Ten zlecił sprawę Januszowi Szymańskiemu, prezesowi PKN-u. Ów z kolei wpadł na pomysł zawarcia ugody z Alfa-Wero. Zakres tej umowy był dość zaskakujący.
Porady prawne W marcu 1993 r. uległam wypadkowi w czasie podróży służbowej. Doznałam urazu kręgosłupa. Obwodowa Komisja Lekarska orzekła 10 proc. stałego uszczerbku na zdrowiu. Otrzymałam jednorazowe odszkodowanie. Faktu stałego uszczerbku na zdrowiu nie uwzględniono przy obliczaniu wysokości emerytury. Od 1995 r. do 2004 roku byłam na utrzymaniu męża i nie starałam się o rentę. Czy mimo wszystko stały uszczerbek na zdrowiu powstały w trakcie wykonywania obowiązków służbowych nie powinien być wzięty pod uwagę przy naliczaniu emerytury? (Czesława K., Mrągowo) Aby fakt niezdolności do pracy miał wpływ na wysokość emerytury, osoba ubiegająca się o emeryturę musi mieć wcześniej ustalone prawo do renty z tytułu niezdolności do pracy. Wówczas podstawę wymiaru emerytury stanowi także podstawa wymiaru renty. Samo stwierdzenie stałego uszczerbku na zdrowiu nie powoduje, niestety, zwiększenia wymiaru emerytury. W Pani przypadku podstawę wymiaru emerytury stanowić będzie przeciętna podstawa wymiaru składki na ubezpieczenie emerytalne, którą uiszczała Pani w okresie kolejnych 10 lat kalendarzowych, wybranych przez Panią z ostatnich 20 lat kalendarzowych poprzedzających rok, w którym zgłosiła Pani wniosek o emeryturę. ¤¤¤ Od stycznia 2004 r. nieprzerwanie do dziś przebywam i pracuję w USA. Na stałe jestem zameldowana w Polsce. Rozliczenie z podatku za rok 2004 r. złożyłam w kraju,
§
w którym podejmuję pracę. To samo zrobię za rok 2005. W połowie 2006 r. zamierzam powrócić do kraju. Załóżmy, że nie podejmę pracy w Polsce do końca roku. Czy powinnam złożyć w polskim Urzędzie Skarbowym jakiekolwiek rozliczenie podatkowe z tytułu dochodów z pracy, jaką wykonywałam w USA w latach 2004–2006? Czy muszę zapłacić drugi podatek, jeżeli przez 2,5 roku nie przepracowałam w kraju ani jednego dnia? (Agnieszka z Chicago) W świetle ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, osoby mające miejsce zamieszkania na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej podlegają obowiązkowi podatkowemu od całości swoich dochodów bez względu na miejsce pochodzenia źródeł przychodów. Jeżeli przyjmiemy, że ma Pani stałe miejsce pobytu w Polsce, to powyższy obowiązek Pani dotyczy. Umowa między Rządem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej a Rządem Stanów Zjednoczonych Ameryki o uniknięciu podwójnego opodatkowania i zapobieżeniu uchylaniu się od opodatkowania w zakresie podatków od dochodu z 1974 roku przewiduje uniknięcie podwójnego opodatkowania przez zaliczenie podatków zapłaconych w USA na poczet podatków należnych w Polsce. Powyższe oznacza, że skoro zapłaciła już Pani podatek od dochodów uzyskanych w USA i nie miała innych dochodów w Polsce, to nie musi Pani płacić po raz drugi podatku w Polsce, o ile podatki zapłacone w Polsce byłyby równe lub niższe od podatków zapłaconych w USA. Jeśli są wyższe, musi Pani dopłacić różnicę. Ma Pani jednakże obowiązek składania w polskim urzędzie skarbowym właściwym dla miejsca Pani zameldowania
Otóż zobowiązania spółki wobec Skarbu Państwa określono na kwotę 1,5 milionów złotych. Dodatkowo PKN zobowiązał się do udzielenia Alfa-Wero rabatu na normy i inne publikacje normalizacyjne w wysokości 48 procent, i to przez cztery lata. Jedyną rzeczą, do której zobowiązała się Alfa-Wero, było uznanie, że jedynym autorem norm jest Polski Komitet Normalizacyjny. Dociekliwi inspektorzy NIK-u zadawali wiele niegrzecznych pytań. Na początek – skąd wzięła się kwota 1,5 miliona złotych. Przypomnijmy, że zysk pirata to 26 milionów. Minimalna kwota odszkodowania wyniosłaby, według NIK-u, 5 milionów 200 tysięcy złotych. Po prostu w USA i UE właściciele praw autorskich otrzymują odszkodowania w wysokości co najmniej 20 procent zysku, jaki osiągnął pirat. Półtora miliona to zaledwie 5,7 proc. nielegalnego zysku Alfy. Jak tłumaczył prezes PKN-u Janusz Szymański,
corocznego zeznania podatkowego, w tym również zeznań za czas, który spędziła Pani w Stanach Zjednoczonych. ¤¤¤ W 1996 r. sprowadziłam ze Szwajcarii samochód na własny użytek. Cło okazało się jednak tak wysokie, że zdecydowałam się sprzedać auto na licytacji, aby pokryć powyższe należności. O fakcie przeprowadzenia licytacji dowiedział się mój ówczesny mąż. Z mężem rozwiodłam się i w roku 2003 ponownie wyszłam za mąż. Wtedy na adres mojego obecnego męża zaczęły przychodzić wezwania do zapłaty za ww. samochód. Jestem na utrzymaniu męża. Czy Urząd Celny może zająć emeryturę mojego męża lub w inny sposób wyegzekwować od niego dług? Wszystko w domu pochodzi z poprzedniego małżeństwa, ja nie posiadam nic, bo wszystko zostawiłam byłemu mężowi. (E.Ś., Olkusz) Nie napisała Pani, co to była za licytacja. Jeżeli była to licytacja administracyjna na wniosek Urzędu Celnego, to powinna Pani ustalić, czy licytacja doszła do skutku. Jeżeli licytacja faktycznie została przeprowadzona, to suma z niej uzyskana powinna pokryć wszystkie należności celne. Wysokość cła nie mogła być przecież wyższa od wartości samochodu. W każdym wypadku powinna Pani ustalić te fakty. Jeżeli należności celne nie zostały pokryte, to jest Pani odpowiedzialna za ich zapłatę. W sytuacji, gdy kupiła Pani auto razem z byłym mężem, to również były mąż ponosi odpowiedzialność za zapłatę należności celnych. Jak rozumiem, zawarła Pani nowe małżeństwo kilka lat po powstaniu długu wobec Urzędu Celnego. W takiej sytuacji Pani nowy mąż nie ponosi odpowiedzialności za ten dług ze swojego majątku odrębnego. Jeżeli mają Państwo wspólność ustawową małżeńską, to dług może być dochodzony wyłącznie z Pani majątku.
kwotę tę zaproponowali PKN-owi prawnicy z Kancelarii Radców Prawnych SC Kalwas i Wspólnicy. Oni z kolei pokazali inspektorom NIK-u kwity, z których wynika, że kwotę 1,5 miliona zaproponował sam prezes Szymański. NIK-owi nie udało się jednak rozwiązać zagadki, kto wyliczył kwotę odszkodowania. Jednak to nie wysokość odszkodowania zdumiała NIK-owców. Otóż PKN zgodził się, aby Alfa-Wero oddało długi w formie... usług poligraficznych dla Komitetu. Problem polegał na tym, że po pierwsze – Alfa ma bardzo wysokie ceny druku, wyższe od średnich stawek rynkowych, przez co bardzo szybko spłaci swoje zobowiązania, po drugie – PKN, zgodnie z prawem, może zlecać wykonanie usług jedynie w drodze przetargu. A takiego przetargu nie zorganizowano. Ostatecznie, jak podsumowuje NIK, Alfa-Wero, która przez cztery lata nielegalnie kopiowała normy i zarobiła na tym 26 milionów złotych, zapłaciła państwu 1,5 miliona złotych (i to nie gotówką), uzyskała duży rabat na sprzedaż norm i innych publikacji (rabat wyższy niż rynkowy), w zamian za co... przyznała się, że tylko PKN ma prawa autorskie do wydanych norm. Interes tysiąclecia! A. HAMANKIEWICZ M. POWOLNY
¤¤¤ Matka pozostawiła po śmierci własnościowe mieszkanie. W testamencie jako spadkobiercę powołała do spadku wnuczka, syna mojego zmarłego brata. Matka otrzymywała pieniądze na wykup mieszkania od mojej byłej bratowej. Posiada ona kwity za spłatę rat, ale na inne nazwisko, gdyż wyszła ponownie za mąż. W księgach wieczystych mieszkanie figuruje na nazwisko matki. Jestem inwalidą I grupy. Czy mam prawo do zachowku? (Andrzej R., Łódź) Jako zstępny pominięty w testamencie może Pan żądać od spadkobiercy zapłaty zachowku. Jego wysokość wynosi dwie trzecie udziału spadkowego, jaki by Panu przypadał przy dziedziczeniu ustawowym, skoro jest Pan trwale niezdolny do pracy. W wypadku, gdy jedynymi spadkobiercami ustawowymi byliby Pan i bratanek, to należy się Panu ekwiwalent pieniężny w wysokości 1/3 wartości spadku. Skoro w chwili śmierci to Pana mama była właścicielką mieszkania, to stanowi ono majątek spadkowy. Jeżeli zachowek nie zostanie zapłacony dobrowolnie, to może Pan wystąpić o zapłatę do sądu. Odrębnym zagadnieniem jest to, jaki charakter miały wpłaty na wykupienie mieszkania dokonywane przez Pana byłą bratową. Jeżeli przyjąć, że była to np. pożyczka, to jej kwota musiałaby być odliczona od wartości mieszkania, czyli od wartości spadku. Jeżeli była to natomiast darowizna na rzecz Pana mamy, to odliczenie nie nastąpiłoby. Nie można też wykluczyć, że istniała jakaś inna umowa co do charakteru wypłacanych pieniędzy. ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań tygodniowo. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Odpowiedzi szukajcie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
§
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r. Robi świetne wrażenie. Przystojniak. Mówi po angielsku jak po polsku, ma amerykańską żonę, dom w USA i dworek w Polsce. Paszporty też ma dwa, co jest pewną nowością na stanowisku, na którym lojalność państwowa nie powinna być w najmniejszym stopniu kwestionowana. Tymczasem jeśli ma się dwa paszporty, to siłą rzeczy rodzi się pytanie, który jest ważniejszy. Zupełnie jak w przypadku jego poprzednika o nazwisku Rokossowski. Radosław Sikorski jest w MON-ie po raz drugi. Tym razem prezentuje się zdecydowanie lepiej – niczym młodzieniec, który wydoroślał i zmądrzał. Kiedy był wiceministrem w rządzie Jana Olszewskiego, stawiał generałów na baczność za to, że kończyli radzieckie uczelnie. Groził, że ich powyrzuca. Dziś już się tak nie zachowuje, nie jest w gorącej wodzie kąpany. Ale nie jest
odpowiada przedwojennemu II Zarządowi Sztabu Głównego, zaś to, co chce wprowadzić Wassermann, to powtórka z WSW, które były zbudowane na wzorach radzieckich. Odbył zresztą w tej sprawie wiele rozmów. Między innymi ze swoimi poprzednikami. Tylko co z tego? Byli ministrowie nie mają już nic do powiedzenia. Sikorski też, albowiem nie stoi za nim żad-
A TO POLSKA WŁAŚNIE które kieruje działalnością polskich misji wojskowych za granicą i aktualnie przygotowuje się do przejęcia przez Wojsko Polskie odpowiedzialności za sytuację w Afganistanie. Tymczasem Wassermann na samą myśl, że gen. Dukaczewski mógłby być potraktowany normalnie, dostaje wysypki. Los generała będzie więc jednym z widocznych sprawdzianów pozycji ministra Sikorskiego. Podobnie jak obsada stanowiska szefa Sztabu Generalnego, która musi dokonać się już wkrótce. Niekwestionowanym faworytem wszelkich rankingów jest gen. broni Mieczysław Cieniuch, oficer nowoczesny, świetnie przygotowany, szanowany w wojsku. Nie wiadomo jednak, czy dostanie nominację, bo jego konkurentem jest gen. dyw. Mieczysław Stachowiak. Ten z kolei jest reprezentantem najgorszych wzorców: apodyktyczny, nieznoszący sprzeciwu, dobierający współpracowników wyłącznie potakujących
uwagę sytuację ekonomiczną kraju i nasze nowe usytuowanie geopolityczne, a przede wszystkim przynależność do NATO – taka liczebność armii jest optymalna. „Pod nią” zorganizowano wojsko od nowa: doktrynę obronną, dyslokację, sprzęt, zaopatrzenie, infrastrukturę, szkolnictwo, wojskową służbę zdrowia, stopniowe przekształcanie armii z poboru w armię zawodową. I oto nagle słychać głosy, że wojsko mogłoby liczyć 75 tysięcy ludzi. Tymczasem minister Sikorski milczy nawet w tak ważnej sprawie.
Mapa śmiechu Nie milczy natomiast (i nawet się nie zastanawia), jeśli chodzi o Rosję. Nadal jest jej pryncypialnym wrogiem. Tu czas stanął dla Sikorskiego w miejscu – jakby ciągle był Radkiem, który biega z mudżahedinami po Afganistanie i strzela do „czerwonego”. Strzelił słynną
Drugie wejście smoka również tak, że dzisiejszy Sikorski całkiem różni się od poprzedniego. Podobieństwa są, i to znaczące. Przede wszystkim ciągle nic nie może – jak wtedy, dziś także jest politycznie ubezwłasnowolniony. Podlega premierowi i prezydentowi. Pierwszy decyduje o nominacjach. Praktycznie – jak nie będzie chciał – to nie podpisze żadnego awansu wskazanego przez szefa MON. To oznacza, że poważny instrument władzy nad wojskiem – kadry najwyższych szczebli – są poza ministrem obrony. W rządzie także minister Sikorski ma niewiele do gadania. Ekipa Marcinkiewicza swoje poglądy na wojsko ogranicza do Wojskowych Służb Informacyjnych. A jeśli służby specjalne, to Wassermann. Między nim a Sikorskim panuje stan wojny, ale to Sikorski musi siedzieć cicho i przełykać kolejne afronty. Dobrze wie, że zarówno bratem prezydentem, jak i rządem kieruje Jarosław Kaczyński. Wystarczyłoby, żeby tylko brew zmarszczył, a Wassermann nie odważyłby się nawet spojrzeć w stronę wojska. Jarosław jednak nie marszczy... Bezczelność Wassermanna posuwa się więc do tego stopnia, że pozwala on sobie poprzez media informować ministra obrony o swoich pomysłach odnoszących się do wojska. W ten sposób Sikorski dowiedział się na przykład, że minister koordynator ma gotowy projekt ustawy rozwiązującej WSI. Sikorski wie, że jest to pomysł idiotyczny. Już się przekonał, co ta służba robi, jak jest ważna; w Iraku zobaczył, jak wiele od niej zależy. Trafiło mu do przekonania, że obecna struktura WSI
Amerykańsko-brytyjsko-polski minister Sikorski (pierwszy z prawej) podczas zaprzysiężenia rządu Marcinkiewicza na polityczna siła, która efektywnie wsparłaby go w grach z „dużym” i „małym” pałacem.
Test Jego prestiż, niezbędny na tym stanowisku, cierpi. Może się też na przykład zdarzyć, że nie dotrzyma słowa, które dał gen. Markowi Dukaczewskiemu. To byłby poważny cios dla jego samopoczucia i wizerunku – Sikorski bowiem, w tym, co do tej pory robił i co pisał, postępował tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, iż słowo honoru jest w jego rozumieniu najwyższą wartością. Generał Dukaczewski poszedł mu na rękę i odsunął się od kierowania WSI, gdyż minister Sikorski zagwarantował mu, iż zostanie potraktowany zgodnie z ustawą i z szacunkiem należnym jego wojskowemu stopniowi. Oznaczało to, że Dukaczewskiemu zostanie powierzone stanowisko równorzędne. Jak się dowiadujemy, ma to być stanowisko doradcy w dowództwie,
i myślących tak samo jak on. Jak się zdaje, nowej władzy bardziej podoba się gen. Stachowiak. Jednak Stachowiak nie ma dobrych notowań w wojsku, z czym nie można się nie liczyć. Możliwe więc, że wygra „ten trzeci” – czyli gen. Edward Pietrzyk. To zaś będzie oznaczało, że wygrało lobby ks. biskupa Głódzia, bo Pietrzyk, to jego ulubiony generał, chwacko pielgrzymujący do Częstochowy. Wokół wojska toczy się też inna dyskusja. Nie tylko bowiem chodzi o to, kto ma tworzyć najwyższe dowództwo, ale także jak ma wyglądać armia, którą to dowództwo będzie dowodzić. Od kilku lat żołnierzom i kadrze wydawało się, że będzie już spokój, że najgorsze za nimi. Najgorsze – czyli wielkie redukcje i niepewność, kogo one dotkną. Na skutek zwolnień rozpoczętych jeszcze w PRL wojsko liczące bez mała 500 tysięcy żołnierzy i oficerów skurczyło się do 150 tys. Wszystkie siły polityczne nowej Polski uznały, że – biorąc pod
mapą, która miała przekonać Polaków, że Rosjanie mieli ich życie za nic, bo proszę: tu widać jak na dłoni, że planowali uczynić z naszego kraju atomowe popielisko. Z takim przesłaniem pokazał w telewizji ćwiczebną mapę sztabową Układu Warszawskiego z zaznaczonymi wybuchami ruskich bomb rozsianych gęsto w ataku atomowym wzdłuż Wisły. Prawda jest jedna. Mamy dowód – list bezpośredniego uczestnika zdarzeń uwidocznionych na tej mapie. Jego nazwisko i adres są znane redakcji: „Propagandowa zagrywka ministra Sikorskiego pokazującego mapę z ćwiczenia sztabowego Układu Warszawskiego, na której zaznaczone są cele uderzeń jądrowych, jest perfidną manipulacją, półprawdą i nieuczciwością” – pisze do nas pan Kazimierz S., pułkownik w stanie spoczynku. W szczytowym okresie zimnej wojny pułkownik brał udział w większości ćwiczeń sztabowych, i to odbywanych na ogół na najwyższym szczeblu. Jego zdaniem,
11
założeniem takich ćwiczeń nigdy nie był, jak sugerował minister Sikorski, atak wojsk Układu Warszawskiego. Zawsze ćwiczebnym agresorem było NATO. Według świadectwa płk. Kazimierza S., założeniem wyjściowym ćwiczenia, z którego mapę pokazano, był napad NATO na NRD. „Wojska NATO – pisze – korzystając z zaskoczenia włamały się aż w pobliże naszej granicy na Odrze. Układ Warszawski zorganizował skuteczne przeciwuderzenie i wyparł wroga z własnego terytorium, nacierając nadal na zachód. Wówczas NATO użyło broni atomowej, stawiając m.in. (ćwiczoną uprzednio) zaporę jądrową na Wiśle, zrzucając ok. 40 ładunków atomowych. Właśnie na tej mapie, którą pokazywał min. Sikorski w TV, są prawdopodobnie zaznaczone te obiekty, co niby ma być koronnym dowodem agresywności UW i nieliczenia się z 2 milionami zabitych Polaków. W odpowiedzi Układ Warszawski postanowił również użyć broni jądrowej. Front polski otrzymał do swojej dyspozycji limit 100 ładunków jądrowych, każdy o mocy 1 MT (50 razy silniejszych niż zrzucone przez Amerykanów na Hiroszimę). (...) Jako uczestnik tych lub podobnych ćwiczeń stanowczo protestuję przeciwko przedstawianiu nas jako ludobójców, przeciwko ordynarnemu manipulowaniu historią. Układ Warszawski nigdy nie planował pierwszy użyć broni masowego rażenia. Żaden historyk nie znajdzie takiego dokumentu. Rysowanie kółek na mapie, w miejscach przeznaczonych do uderzeń atomowych, nie przychodziło nam łatwo. Byliśmy świadomi, że uczestniczymy (w ćwiczebnym) gigantycznym samobójstwie narodów, że ginie już Polska, i że za to muszą zginąć Niemcy, Dania, Holandia i Belgia. Gdy otrzymaliśmy dodatkową informację wprowadzającą, że w wyniku NATO-wskich uderzeń jądrowych zginęło ponad 2 miliony Polaków, kółka na mapie z atomowym grzybem rysowało się z coraz mniejszymi oporami moralnymi”. No i wydało się. Minister Sikorski chciał błysnąć antyrosyjskością przed swoimi niekryjącymi antyrosyjskości zwierzchnikami, a wyszła z tego kompromitacja. Mówiąc między nami – zanim coś palnie na temat Układu Warszawskiego, mógłby poradzić się swojego wiceministra – gen. Stanisława Kozieja. Generał tłumaczył w przeszłości radzieckie regulaminy walki i na pewno pomógłby Sikorskiemu uniknąć takich gaf. Sam gen. Koziej też milczy. To jest dosyć charakterystyczne, gdyż obecny wiceminister, występując za rządu SLD na łamach prasy jako „wojskowy uczony i analityk”, był surowym krytykiem poczynań poprzedniego kierownictwa MON. Teraz rysuje podobno na odprawach schematy nowej organizacji wojska i już wszystko znów mu się podoba. JERZY STOLICZNY Fot. WHO BEE
12
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Gorzka słodycz O sprzedanej Princessie, opuszczonej Goplanie i o Jutrzence zwiastującej nowy, pochmurny dzień. Może Państwo wiedzą, gdzie się podział etos „Solidarności”? Bo jakoś nie widać, nie słychać... Wydawałoby się, że w obecnym ustroju taki związek ma duże pole do popisu. Weźmy ośmiogodzinny dzień pracy – to prawo jest przecież powszechnie łamane: nie tylko w prywatnych warsztatach, ale również w bankach, w firmach ubezpieczeniowych, marketach. Tam obowiązuje żelazna zasada: zwiększać zysk, ciąć koszty. Ciąć koszty, czyli pracownikom mniej płacić za większy wysiłek. No i właśnie – cisza... Nikt nie podskakuje! Są oczywiście wyjątki, ale każdy przejaw nieposłuszeństwa wobec pracodawcy jest zwalczany jak gruźlica. Kilkakrotnie już opisywaliśmy („FiM” 34/2002) konflikt między pracownikami poznańskiej Goplany, a koncernem Nestle, któremu Goplanę sprzedała gwiazda rządu Buzka – Aldona Kamela-Sowińska. Chodziło o wycenę akcji pracowniczych spółki Goplana SA, czyli o pieniądze. I o to także, że koncern przeniósł produkcję najbardziej popularnych wafelków Princessa za granicę. Polska Princessa sprzedawana jest już ze znakiem Nestle. Pracownicy podejrzewali, i słusznie, że po pierwsze – Nestle chce im zapłacić mniej, niż się należy, a potem, po przejęciu najbardziej rynkowego produktu, chce firmę sprzedać, czyli pozbyć się konkurencji raz na zawsze. W obronę wziął ich Dariusz Skrzypczak, przewodniczący zakładowej „Solidarności”. Nestle dostało szału, ale Skrzypczaka bronił kodeks pracy. Nestle machnęło więc ręką, a plan i tak realizowało – wystawiło firmę na sprzedaż. Na ofertę zareagowała giełdowa spółka
Jutrzenka SA, która wraz z Goplaną kupiła resztkę jej „rodowych sreber”, czyli prawo produkcji czekolady 200gramowej oraz cukierków.
Protest związkowców „Sierpnia ‘80” przeciwko bezprawnym zwolnieniom i obojętności rządu Rychło się jednak okazało, że jeśli chodzi o uprawianie kapitalizmu, to Jutrzenka wcale nie jest gorsza od firm zachodnich. Ponieważ wykosztowała się na Goplanę, musiała jak najszybciej zwrócić sobie wydatki. Zarząd Jutrzenki postanowił znaleźć pieniądze w kieszeni swoich pracowników. Złożył im zatem propozycję nie do odrzucenia: obcięcie pensji. Prawo nakazywało omówić sprawę ze związkami zawodowymi i dojść z nimi do zgody. Na drodze
iwy, lecz wyprostowany jak struna, bardzo przystojny, zawsze uśmiechnięty, otwarty na ludzi. Tak go zapamiętaliśmy. Ostatniego dnia stycznia mija pierwsza rocznica śmierci Jana Mulaka. Większości z nas jego nazwisko kojarzy się z największymi sukcesami narodowej reprezentacji lekkoatletycznej. Jan Mulak był twórcą i wieloletnim trenerem niezapomnianego lekkoatletycznego „wunderteamu”. W latach 50. potrafił zgromadzić wokół siebie doskonałych trenerów i wychowawców, którzy z uzdolnionych dziewcząt i chłopców stworzyli niepowtarzalny zespół gwiazd. To była inna epoka – bez Golden Cup, bez telewizji, bez ogromnych pieniędzy i – co najważniejsze – bez dopingu. Sport był o wiele bardziej szlachetny niż dziś. Konkurowali ze sobą ludzie, a nie laboratoria, zaś metody treningowe nie mieszały
S
znów stanął przewodniczący Skrzypczak, który poinformował pracowników Goplany, jakie zamiary ma wobec nich nowy pracodawca. Mamy go! – ucieszyli się pracodawcy. Ani się Skrzypczak obejrzał, jak dostał wymówienie z paragrafu 52. W kodeksie pracy ten paragraf oznacza zwolnienie dyscyplinarne. Wręcza się je w wyniku rażącego naruszenia
gdzie tak wybitni miłośnicy „Solidarności” jak bracia Kaczyńscy (oraz ich liczni pretorianie) nieustannie czczą historyczne znaczenie „Solidarności” i bez wytchnienia modlą się za jej pomyślność, nikt nie ma już czasu reagować na takie głupoty. Skrzypczak ma więc obrońców wyłącznie w Regionie Wielkopolskim NSZZ „S” i w Państwowej Inspekcji Pracy. Tym samym musi przyjąć do wiadomości, że czeka go zwykły proces przed Sądem Pracy – proces, który może wygra. Państwo przecież mamy już „normalne” i dziś nikt nie ma zamiaru pisać listów protestacyjnych, ogłaszać strajków rotacyjnych w obronie Skrzypczaka ani opłacać mszy w jego intencji...
obowiązków pracowniczych. Pracodawca – teraz już Jutrzenka – uznał, że Skrzypczak ujawnił osobom nieuprawnionym (czyli b. pracownikom Goplany) tajemnicę służbową, czyli zamiar obniżenia im pensji. Zarząd twierdzi, że przysporzyło mu to strat na giełdzie. Proszę się nie dziwić, że działaczowi związkowemu czyni się zarzut z tego, że reprezentuje interesy pracowników – członków swojej organizacji – i informuje ich o planach żywotnie ich dotyczących. W Polsce,
się z wyrafinowaną chemią. Sukcesy osiągane w tamtych latach miały nieznany dziś smak i niepowtarzalną wartość. Krzesińska, Zimny, Chromik, Krzyszkowiak, Sidło, Ciepły, Piątkowski, Schmit, Lipoński, Baran, Foik
Ale Jutrzenka niejedno ma imię. Podobnie jest w firmie Frito Lay, znanej w całej Polsce z tego, że osiem pracownic oskarżyło swoich przełożonych o molestowanie seksualne, oraz w kopalni KWK „Budryk”, gdzie WZZ „Sierpień ’80” zorganizował dwugodzinny strajk ostrzegawczy w związku z unikaniem przez zarząd kopalni negocjacji w sprawie postulatów płacowych. Następnego dnia zarząd „Budryka” ogłosił, że za „udział w nielegalnym strajku” wyrzuci z pracy 12
Ze sportem był związany już przed II wojną światową. Jako szesnastoletni uczeń organizował Robotnicze Kluby Sportowe (RKS). W nich, mimo młodego wieku, pełnił funkcje kierownicze. Sam uprawiał lekką atletykę i pły-
Prawdziwy autorytet – rozpalali nasze emocje i wyobraźnię. Cała Polska była z nich dumna, ludzie płakali, gdy na Stadionie Dziesięciolecia nasz zespół zwyciężał USA czy Wielką Brytanię... Obok tych sukcesów stał ich twórca – zawsze skromny, ujmująco uśmiechnięty, ten, który dzięki swojej wiedzy, ale także przymiotom charakteru, dał nam ten „cud”. Jan Mulak...
wanie. Był socjalistą z ducha i przekonań, więc związał się z Polską Partią Socjalistyczną. Jak wielu sportowców z RKS – działał w „Akcji Socjalistycznej”, chroniącej zebrania i manifestacje PPS. Podczas wojny współtworzył lewicowe formacje bojowe. Był komendantem Formacji Bojowo-Milicyjnej Polskich Socjalistów (konspiracyjna organizacja polityczna
związkowców, w tym Krzysztofa Łabądzia – przewodniczącego zakładowej organizacji związkowej. Te przykłady dowodzą, że pojedynczy działacze, odważni ludzie, którzy na serio traktują swoją rolę, próbują podnieść z kolan załogi pracownicze, natomiast centrale związkowe na ogół milczą. Najgłośniejsze jest oczywiście milczenie „Solidarności”, bo to ona uzurpuje sobie prawo do wszystkich racji moralnych i do całego spadku po „Sierpniu”. Tymczasem w ciągu 15 lat wolności kierownictwo „S” wyspecjalizowało się wyłącznie w organizowaniu rocznicowych obchodów. Na szczęście pojawiło się światełko w tunelu. Wyrzuceni z pracy działacze, nie przejmując się faktem, że ich organizacje zrzeszone są w różnych centralach związkowych, postanowili pomóc wszystkim szykanowanym w pracy. Powołali do życia Komitet Pomocy i Obrony Represjonowanych Robotników. Do grupy już wspomnianych działaczy związkowych dołączył – również bezprawnie zwolniony – przewodniczący komisji zakładowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza w Unionteksie (Łódź). Komitet rozpoczął działalność od powołania biura interwencji i pomocy prawnej, co raczej uwiarygodnia tę inicjatywę. Zdaniem związkowców, większość pracowników w Polsce nie ma się do kogo zwrócić o pomoc (jedynie 14 proc. czynnych zawodowo Polaków należy do związków zawodowych) i najczęściej nie posiada pieniędzy na prawników. Tę sytuację w sposób bezwzględny wykorzystują pracodawcy. Wielu obserwatorów polskiego życia publicznego porównuje tę inicjatywę z Komitetem Obrony Robotników (KOR) z czasów PRL. Z KOR-em związani byli bracia Kaczyńscy, a teraz w Polsce pod ich rządami robotnicy ponownie są represjonowani i potrzebują pomocy... Tym razem na Kościół i prawicowych demagogów liczyć nie mogą, ale to chyba dobrze, bo może w końcu po wygranej walce będzie w tym kraju normalnie. JAKUB PUCHAN Fot. KK WZZ „Sierpień ’80”
członków PPS), potem współorganizował Polską Armię Ludową (PAL – nie mylić z Armią Ludową – dop. red.). W czasie powstania warszawskiego wydawał „Robotnika”. Powstańcy z Mokotowa zapamiętali go jako żołnierza odważnego i jako dowódcę, dla którego podkomendni znaczyli więcej niż rodzina. Miał szczęście – uniknął niewoli. Po wojnie odtwarzał struktury PPS na Śląsku, bronił kopalń i hut przed szabrownikami i Wehrwolfem. Także przed Armią Czerwoną, która w pierwszym powojennym okresie traktowała Śląsk jako terytorium podbite. Nie był zwolennikiem zjednoczenia PPS i PPR, nie wstąpił do PZPR. Nigdy nie odżegnywał się od lewicy, ale arenę polityczną zamienił na arenę sportową. Z wielką dla sportu korzyścią i na chwałę Polski. JAROSŁAW RYBAK
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
Rozmowa z Kazimierzem Kutzem – senatorem, wybitnym polskim reżyserem i publicystą Jarosław Rudzki: – Dziewięć lat temu, gdy był Pan już znanym reżyserem, człowiekiem niezależnym, uznanym za najwybitniejszego żyjącego Ślązaka, zdecydował się Pan na udział w polityce. Jak ocenia Pan polskie przemiany społeczno-polityczne? Kazimierz Kutz: – W Polsce stała się rewolucja. Na szczęście bezkrwawa. Wkroczyliśmy w ustrój wolnorynkowy. Zresztą o jego rzeczywiste zaprowadzenie batalia wciąż się toczy. Wiemy już, że dopiero pełna wolność w sferze ekonomicznej, czyli sprywatyzowanie wszystkiego, co się da, będzie prawdziwą rękojmią najszybszego rozwoju. Ta polska wolność jest rzeczą najbardziej frapującą, choćby z tego względu, że romansując zapamiętale z demokracją, ciągle jeszcze nie potrafimy wyzwolić się z tendencji powrotu do przeszłości, ku centralnemu zawłaszczaniu przez rządzących jak największych obszarów władzy. To relikt komunizmu. Ulega mu zarówno prawica, jak i lewica. Teraz ku centralnemu sterowaniu ręcznemu zmierza formacja PiS-owska. Jest to groźne, bo po kilkunastoletnim balansie między demokratycznymi rządami prawicowymi i lewicowymi weszliśmy w okres ideologicznej ofensywy, która prowadzi do zahamowania procesów wolnościowych w Polsce. Oczywiście, każda rewolucja ustrojowa musi kosztować. Polacy ponieśli ogromne koszty. Wiele też jednak zyskali. Teraz polityka państwa powinna być nakierowana właśnie na demokratyczne profity dla społeczeństwa. Niestety, nawyki w sposobie rządzenia – rodem z partii komunistycznej – pozostały. Już na poziomie samorządów możemy obserwować prymitywną walkę między lewicą a prawicą, która toczy się kosztem stworzenia prawdziwych, niezakłamanych warunków dla rozwoju demokracji obywatelskiej. – W jednym ze swych felietonów ostrzega Pan, że prezydent Kaczyński chce połączyć silny w Polsce kult Jana Pawła II z kultem marszałka Piłsudskiego i stworzyć urzędowo obowiązujące formy patriotyzmu narodowo-katolickiego. – Tak się dzieje, i to w tempie intensywnym! Dla całego systemu nauczania jest już opracowany program edukacji patriotycznej. Jest to oczywiście koncepcja wychowania społeczeństwa w doktrynie patriotyzmu, jaką uznaje PiS. To patriotyzm oparty na wartościach niepodległościowych w ścisłym powiązaniu z polskim katolicyzmem.
To sięgnięcie do doświadczeń przeszłości. Wcześniej czy później pomysł urzędowego światopoglądu zwróci się przeciwko jego twórcom. Co sobie wyobraża partia braci Kaczyńskich? Że Polska to jakaś izolowana wyspa? Przecież jesteśmy ustrojowo otwarci na Europę, jesteśmy jej częścią. Każdy człowiek, każde dziecko w Polsce dzięki Internetowi może buszować po całym świecie. Twórcom tego pomysłu nie chodzi o dobro społeczeństwa czy demokrację, tylko o zatrzymanie w swoich rękach jak najwięcej władzy. Pierwsze ruchy rządu i reakcja Kościoła na to wskazują. Państwo staje się wyznaniowe na naszych oczach. – Nie można nie zauważyć, że to upolitycznienie Kościoła ujawniło jednocześnie ostre podziały w łonie hierarchów. – Rzeczywiście, część Kościoła się upolityczniła. Choćby wspomnieć imperium Rydzyka, który, niejako poza hierarchami, stworzył ekonomiczno-me-
Kościołowi. Powiedzmy sobie szczerze: tak się dzieje. – Mamy już jedynie słuszny głos w naszych domach, jedynie słuszny światopogląd i partię. Na naszych oczach rodzi się państwowe, jedynie słuszne wyznanie i puchnący od znaczenia Kościół, który nie od dziś wysysa publiczne pieniądze z budżetu państwa, jego agend i samorządów lokalnych. – Tylko z budżetu państwa Kościół czerpie na swoje potrzeby przynamniej 1 mld zł rocznie, nie mówiąc o innych źródłach. Najniebezpieczniejsze jest jednak zagrożenie dla ducha humanizmu. Takiego natężenia klerykalizacji nie było od wielu lat. Moim zdaniem, mamy już „drugą zdradę kleryków”, co oznacza, że w Polsce dochodzi do unicestwienia inteligencji wywodzącej się z europejskiego nurtu oświeceniowego. Mamy na przykład nową ustawę medialną, która daje rządzącym władzę nad mediami publicznymi oraz zwolnienie
iranizacja, przed którą przestrzegał Michnik 16 lat temu. Moim zdaniem, iranizacja już nie tylko Polsce grozi, ona staje się w Polsce rzeczywistością. – Mimo zaproszenia nie stanął Pan obok Lecha Wałęsy podczas ubiegłorocznej fety 25-lecia Solidarności, tłumacząc, że zapomniano o robotnikach, którzy wywalczyli wówczas wolność. Miliony Polaków wciąż z zażenowaniem pytają: co z tą polską Solidarnością? – Oczywiście, Solidarność była wielkim ruchem społecznym. Ale był to ruch klasowy, robotniczy. Obok wolności drugim najważniejszym słowem była sprawiedliwość społeczna. Jeśli po takim arcydziele polskich robotników, po 25 latach, zapomina się o charakterze tych przemian i o ludziach, to ja – jako człowiek ze Śląska, który wyrósł z kręgów robotniczych – nie mogę godzić się na takie zawłaszczenie pamięci historycznej. Moim zdaniem, to są przedsięwzięcia medialne, które mają służyć intere-
Polska, czyli Iran dialnego kolosa. Biskupi nie umieją sobie z tym poradzić. Głównym powodem są jednak oni sami. Przeważająca część episkopatu myśli tak samo jak Rydzyk. Kościół jest drastycznie podzielony. Doszło nawet do tego, że tzw. postępowa, mniejsza część hierarchów złożyła skargę obecnemu papieżowi, który ocenił to upolitycznienie Kościoła w Polsce jako negatywne. Nikt nie ma złudzeń, że Rydzyk doprowadził do zwycięstwa PiS-u, co teraz owocuje bezpośrednim angażowaniem Rydzykowych mediów w politykę. A więc proces upolitycznienia Kościoła wszedł w sferę dynamiczną. Całe zamieszanie tak naprawdę pokazuje, że mamy do czynienia z symptomami państwa wyznaniowego. Uzależnienie się polityków od Kościoła oznacza między innymi, że rządzące partie uważają, iż jedynymi obywatelami, na których można stawiać, są Polacy katolicy. To problem znany nie od dziś. Już ksiądz Tischner w „Przeklętym darze wolności” stawiał pytanie dotyczące polskiej inteligencji i elit politycznych, które dały się uwieść i rozpłynęły się w różnych formach kolaboracji z komunizmem. Nazwano to „klęską kleryków”. Tischner pytał, jakie konsekwencje przyniesie to dla demokratycznego państwa? Jakiś czas temu wyszedł też zbiór esejów Adama Michnika z lat 1989–2004, wybranych z jego publicystyki historycznej. Możemy w nich przeczytać o jego przemyśleniach na temat sytuacji, która dzisiaj się wytworzyła. Michnik obawia się, że w Polsce może dojść do drugiej „zdrady kleryków”, z tym że teraz część inteligencji ulegnie nie komunizmowi, tylko
som polityków i władzy. Obecna partia rządząca podszywa się pod najbardziej szczytne hasła narodowe i społeczne, żeby skumulować władzę w jednym ręku. Jarosław Kaczyński zmierza do władzy autorytarnej, absolutnej. Zawsze tak było: tam, gdzie prawica zdobywa zbyt wielką władzę na hasłach popularnych, musi to prowadzić do faszyzacji kraju. Przy całkowitym wyniszczeniu lewicowości nawet liberalizm staje się hasłem negatywnym i głównym straszakiem dla społeczeństwa. A przecież liberalizm europejski jest pochodzenia oświeceniowego. Racjonalizm europejski stał się po zniszczeniu lewicy kolejnym wrogiem prawicowych ugrupowań. – Niektórzy nie mogą Panu zapomnieć poparcia ustawy o rejestracji związków partnerskich dla osób o orientacji homoseksualnej i udziału w warszawskim Marszu Równości. Byli i tacy biskupi, którzy ponoć pukali się w czoło i mówili: koniec świata – taki zatwardziały Ślązak, gdzie tradycja i przywiązanie do Kościoła... – Tak było. Ale moja postawa wynika z podstawowego pytania o wolność, bo w Polsce ludzie o innej orientacji są traktowani gorzej od pozostałych, i to w ramach religii katolickiej. Tymczasem Chrystusowa nauka mówi o miłości, a nie nienawiści. To nie ja powinienem ją głosić, tylko papież i biskupi. Zakaz warszawskiej demonstracji zawsze będzie ciemną plamą na wizerunku obecnego prezydenta Polski. Zabronił bowiem manifestacji pokojowej, zabronił – wbrew konstytucji polskiej i europejskiej. Jako niezależny człowiek staFot. Autor nąłem w obronie wolności w imię
na stałe ze starania się o licencję dla Rydzyka. Na życzenie Samoobrony nowa Rada Krajowa może też podejmować działania w sferze etyki dziennikarskiej. Do tego lider PiS-u, wysiadujący ciągle w Telewizji Trwam, publicznie mówi, że jest za cenzurą obyczajową w Polsce. To razem tworzy groźny obraz przemian. XIX-wieczna nacjonalistyczna tradycja staje się filozofią państwową i jest realizowana. Jak się dobrze przyjrzeć tej ideologii Leppera, LPR-u i PiS-u – to naprawdę najwyższą dla nich miarą jest Polak katolik. Z Polski chce się zrobić państwo o jednoświatopoglądowe, a to już jest
13
najlepszych cnót chrześcijańskich. Nie można, mając władzę, zabraniać ludziom być wolnymi, skoro mają to zagwarantowane w konstytucji. Dzikich napaści doświadczyłem również, kiedy poparłem w kampanii prezydenckiej Cimoszewicza. Kiedy startowałem do Senatu, tzw. znawcy wróżyli mi, że nie mam szans. Rzeczywistość okazała się inna. W związku z tym uważam, że w Polsce z tą świadomością nie jest aż tak źle, skoro wybrano mnie – człowieka, który dopuścił się tak potwornych grzechów. – Od kilku lat Ślązacy nie mogą zarejestrować narodowości śląskiej, mimo iż w spisie powszechnym około 200 tys. osób przyznało się do tej narodowości. Jak wytłumaczyć postawę sądów i kolejnych władz w Warszawie? – Oto w Polsce ujawniła się etniczna odmienność. Ona jest faktem, czy ktoś chce, czy nie... Historia Śląska nie jest częścią historii Polski. Przez sześć wieków Śląsk był poza Polską i jeśli ci ludzie po wiekach chcieli wrócić do Polski, to mają prawo w wolnym demokratycznym kraju stawiać współczesnemu państwu swoje wymagania. Nie ma nic brzydkiego i nienaturalnego w tym, że 200 tys. – dzisiaj byłoby przynajmniej pół miliona – ludzi ujawnia swoją tożsamość. To w gruncie rzeczy alarmujący głos obywateli Polski i Europy, głos niezadowolenia ze swojego państwa. Wiemy, że ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych jest antyśląska i dowodzi tylko tego, co się działo w przeszłości, a co wymyślił Bismarck, co kontynuował Grażyński (przedwojenny wojewoda), a potem komuniści. Traktuje się Śląsk jako kraj pogranicza, w którym nie może być problemu śląskości. Może być wyłącznie problem niemieckości lub polskości. Cały czas traktuje się go jako ziemię zdobyczną, zaanektowaną. Ustawa mówi, że jesteśmy państwem jednonarodowym. Moim zdaniem, dolano tylko oliwy do ognia. Bo procesy tożsamościowe na Śląsku są wciąż żywe i mogą wkrótce wybuchnąć. Te problemy narastają w młodym pokoleniu. W prasie ogólnopolskiej prawda o śląskości jest tuszowana, nie widzi się tego problemu nawet wśród posłów, a jeśli już, to sprowadza się go do separacji czy chęci odłączenia Śląska od Polski, co dowodzi ogromnej głupoty państwa. U jej podstaw jest przekonanie, że Ślązacy są nie do końca Polakami, a jak tak, to na pewno są Niemcami i chcą się odłączyć. Ślązacy nie są tacy głupi, żeby być separatystami. Nie widzę żadnego rozdźwięku między tożsamością śląską a polską. Poraża mnie brak reakcji kolejnych rządów na fakt, że kilkaset tysięcy ludzi czuje się Ślązakami. Trudno się zatem dziwić, że młodzi ludzie wyjeżdżają nie tylko ze Śląska, gdyż, jeśli nie są „Polakami katolikami”, czują się niekochani, indoktrynowani i nietolerowani. Już wśród najprostszych form zwierzęcych widać, że jeśli zwierzę trafi na warunki, w których się źle czuje, to opuszcza to miejsce. Tak podpowiada mu jego instynkt obronny. Rozmawiał JAROSŁAW RUDZKI
14
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
ZE ŚWIATA
iły zbrojne USA odnotowały kolejny sukces. Trzy rakiety wystrzelone z bezzałogowego „Predatora” ugodziły trzy wytypowane do uderzenia domy w wiosce Dramadola Burkanday i wbiły się dokładnie w izby gościnne, czyli w dziesiątkę. Przy okazji zginęło 18 osób. Pech chciał, że niewinnych. Zamiast Aymana al-Zawahiriego, zastępcy lidera Al-Kaidy, 54-letniego Egipcjanina, amerykańskie rakiety, którym wywiad wskazał cel, zabiły kobiety i dzieci. Mieszkańcy wioski stanowczo twierdzą, że żadnych cudzoziemców ani terrorystów nikt tu nie widział. Dramat niewinnych to jedno, a skandal międzynarodowy – drugie. Wioska Dramadola Burkanday położona jest na terytorium Pakistanu, który jest co prawda sojusznikiem USA, ale też państwem suwerennym. Atak był jak najbardziej celowy, a prezydent Pakistanu Pervez
S
Na krawędzi Musharraf nie wyraził nań zgody. Atak wywołał wściekłość i antyamerykańskie nastroje mieszkańców Pakistanu. Nie po raz pierwszy: przed kilku miesiącami przez kraj przetoczyły się (podobnie jak przez Afganistan) gwałtowne demonstracje wymierzone w USA, w związku z pogardliwym traktowaniem Koranu oraz zwyczajów muzułmańskich przez żołnierzy amerykańskich. Napięcia w stosunkach władz pakistańskich i amerykańskich narastały już wcześniej. Przed kilkoma tygodniami, w ramach operacji przeciw talibom i członkom Al-Kaidy, amerykańscy żołnierze zabili ośmiu Pakistańczyków, także na terytorium ich państwa, w prowincji Waziristan. Skłoniło to rząd w Islamabadzie do wyrażenia oficjalnego protestu, którego adresatem było dowództwo wojskowe USA. Po akcji „Predatora” prezydent Musharraf złożył notę protestacyjną w Waszyngtonie. Oświadczył, że była to ostatnia akcja USA tego typu, bo Pakistan nie będzie już czegoś takiego tolerował. Ameryka nie tylko nie przeprosiła, ale oznajmiła, że... podobne akcje będą prowadzone w przyszłości! Zaostrzyło to sytuację. Demonstracje Pakistańczyków nie są wymierzone tylko w USA, ale i w Musharrafa, którego sojusz z USA jest w tym kraju wysoce niepopularny. Przywódcy konserwatywnej, islamskiej opozycji wezwali go do ustąpienia. Prezydent kilkakrotnie był już celem ataku bombowego – jak dotąd udawało mu się ujść z życiem. Tymczasem Stany Zjednoczone powinny obchodzić się z Pakistanem jak z jajkiem, bo przejęcie władzy przez muzułmańską i antyamerykańską opozycję oznaczałoby bardzo drastyczny wzrost napięcia w całym regionie. Już choćby z tego powodu, że Pakistan posiada broń nuklearną, która jest w miarę bezpieczna, dopóki teczka z kodami znajduje się w rękach Musharrafa. Strach pomyśleć, co będzie, jeśli fundamentaliści pakistańscy zawiążą sojusz z kolegami z Iranu. JF
PRZYJAŹŃ NA MARGINESIE Katastrofa budowlana w Katowicach przyciągnęła uwagę mediów daleko poza Polską. Przedstawiając relacje światowe, „Gazeta Wyborcza” pisze, że tragiczny wypadek znalazł się na czołówkach doniesień w USA. Niezupełnie tak było. Informacja o katastrofie znalazła się we wstępie dziennika telewizyjnego, ale tylko w serwisie BBC dla USA, który ma tam znikomą oglądalność. Oprócz wiadomości o tym, co się wydarzyło w Katowicach, były obszerne relacje z miejsca wypadku. W popołudniowych dziennikach głównych amerykańskich sieci telewizyjnych sprawa ta potraktowana została marginalnie, jako kilkusekundowa informacja w drugiej połowie serwisu. Podobnie rzecz się miała z prasą: doniesienie z Polski stanowiło króciutką notatkę na odległych stronach. Niektóre gazety zamieściły nieco szersze omówienie w wydaniach poniedziałkowych. Podobny wypadek w Niemczech, w którym zginęło znacznie mniej ludzi, potraktowany został bardziej priorytetowo. TN
jest lepiej. Huragan Katrina zniszczył przychodnię ginekologiczną w Missisipi – jedyną w tym stanie, która wykonywała zabiegi aborcji. Republikańskie władze wciąż nie dają zgody na odbudowę. CS
TORTURYŚCI Human Rights Watch – organizacja monitorująca przestrzeganie praw człowieka – opublikowała swój doroczny, 532-stronicowy raport dotyczący ponad 70 krajów świata. Czytamy w nim między innymi:
NA ŁAPU-CAPU
WYSKROBANE PRAWO Przerywanie ciąży jest w USA legalne, lecz często niewykonalne. Oprócz tego, że zdominowany przez konserwatystów i dewotów Kongres wciąż wymyśla nowe ustawy mające utrudnić dostęp do aborcji, by w końcu całkiem jej zakazać, stany, w których dominują republikanie, wprowadzają własne restrykcje. Prym wiedzie Dakota Południowa. W tym dużym stanie konsekwentnie likwidowano przychodnie ginekologiczne wykonujące skrobanki, aż wreszcie została jedna jedyna – w Sioux Falls – wykonująca zabiegi raz w tygodniu. Lekarze stopniowo wycofywali się, by uniknąć agresywnych kampanii „obrońców życia poczętego”. Większość ginekologów z Dakoty Południowej nie ma nic przeciwko aborcji, ale nie chce ryzykować kariery, stygmatu „mordercy dzieci” i fizycznego zagrożenia – ostatni zrezygnował 8 lat temu. Czterej doktorzy zatrudnieni w przychodni w Sioux Falls przylatują z Minnesoty. W roku 2005 legislatura stanowa uchwalała pięciokrotnie różne prawa ograniczające przerywanie ciąży. Rok wcześniej zabrakło jednego głosu, żeby zabieg zdelegalizować. Przed wykonaniem zabiegu każda kobieta zmuszana jest do ultrasonografii i oglądania embrionu. Lekarz musi wyliczyć wszelkie, nawet mało prawdopodobne, zagrożenia, z jakimi wiąże się operacja. Pacjentka ma się udać do psychologa, który sprawdzi, czy przypadkiem nie zwariowała. Do jedynej przychodni raz w tygodniu przyjeżdża z całego stanu 20 pacjentek. Cena za zabieg wynosi 450 dolarów, a władze stanowe zabroniły jakichkolwiek zniżek. Nawet wtedy, gdy ciąża jest rezultatem gwałtu. W wielu innych stanach nie
publicznej powiedzieć. Przecież za drzwiami czekać będzie tłum dziennikarzy, których prezydent ze sobą do USA zawlecze. Jasne, że nie będzie mówił o skandalach korupcyjnych, które wstrząsają właśnie administracją, bo mu do głowy nie przyjdzie zapytać Busha, jak mogło do tego dojść w kraju, w którym liczba różnych policji i uprawnień, jakie one mają, zrówna się wkrótce z liczbą obywateli. Powie więc o tzw. „cennych obserwacjach”, których dokonał i które warto zaadaptować do polskich warunków. A ponieważ w republikańskim klimacie, jaki obecnie w Stanach panuje, nawet damska pierś traktowana jest jak narzędzie szatana do deprawacji nieletnich, a jej oglądanie w Internecie jest dowodem moralnej degeneracji, to właściwie już mamy przechlane. ZAW
„W roku 2005 stało się szokująco jasne, że przemoc stosowana wobec więzionych była celowym, zamierzonym, centralnie zatwierdzonym elementem strategii ekipy Busha przy przesłuchiwaniu podejrzanych o terroryzm. Oczywiście inne rządy także dopuszczały się takich albo i gorszych rzeczy, ale czyniły to po kryjomu. Dowody pokazują, że przemoc podczas przesłuchań stosowana przez Amerykanów nie może być usprawiedliwiona twierdzeniami, że zawinili pojedynczy, niscy rangą żołnierze. Była to świadoma polityka wysokich rangą dostojników rządu USA. Ta ich strategia ułatwia innym krajom lekceważenie prawa międzynarodowego”. To stwierdzenie nie oznacza rzecz jasna, że Amerykanie awansowali z pierwszego miejsca pośród krajów demokratycznych na pierwsze miejsce pomiędzy państwami-satrapami. Szokujące jest to, że Ameryka, która zawsze była wzorem do naśladowania, niezłomnym obrońcą praw ludzkich, krajem, który piętnował ich gwałcenie, teraz sama znalazła się na liście potępianych. PZ
PRZECHLAPANE Brat naszego prezydenta już opowiedział się za cenzurą obyczajową. Sam prezydent właśnie do USA się udaje. Wiz na pewno nie załatwi ani offsetu na F-16 nie wzbogaci, bo nie będzie miał czasu. Takie potęgi jak ród Kaczyńskich przyjmuje się tam taśmowo w określonych godzinach. Uścisk dłoni, zdjęcie na tle kominka, dwa zdania o wkładzie Polski w demokrację, uścisk dłoni i... panu już dziękujemy. Banał i standard. Jednak po wyjściu trzeba coś opinii
Inspektor generalny CIA, niezależnie od Agencji, wszczął śledztwo w sprawie omyłkowych porwań osób podejrzanych o związki z Al-Kaidą. Porywano ludzi z ulicy i przewożono do tajnych więzień w innych krajach, gdzie – jak wynika z relacji kilku uwolnionych – byli poddawani torturom. W sumie w ciągu minionych 4 lat Agencja schwytała ponad 3 tys. więźniów. Tom Malinowski, dyrektor organizacji obrony praw ludzkich – Human Rights Watch – komentując to, stwierdza, że nie ma żadnych gwarancji, iż pomyłkowo uprowadzonych nie było więcej, bo program CIA otoczony jest ścisłą tajemnicą. Nie wiadomo, czy władze Egiptu, Syrii, Uzbekistanu i Jordanii – gdzie torturowano podejrzanych – zwalniały ludzi, którzy okazali się niewinni. Jest całkiem prawdopodobne, że niektórzy po torturach przyznali się do czynów niepopełnionych. TW
najczęściej ludzie młodzi, kawalerowie na stanowiskach menedżerów i salesmenów. Popijają też pracownicy restauracji oraz dziennikarze. Najczęściej podczas przerwy na lunch. Szacuje się, że 19 proc. śmiertelnych wypadków w pracy w USA ma związek z alkoholem lub narkotykami i że 14 mln jankesów nadużywa trunków lub cierpi na alkoholizm. Z powodu kielicha do obiadu?! No, łba to oni jednak nie mają... CS
CHRYSTUS PRZED SĄDEM Czy Jezus istniał naprawdę? – wyrok w tej sprawie wyda sąd włoski w Viterbo. Enrico Righi i Luigi Cascioli, dwaj oldboye po siedemdziesiątce, pochodzą z Bangoregio w środkowych Włoszech. Razem uczęszczali do seminarium. Potem ich drogi się rozeszły: Righi stał się księdzem piszącym do parafialnej gazety, a Cascioli wybrał karierę wojującego ateisty. „Zainicjowałem ten proces, bo pragnę zadać ostateczny cios Kościołowi, siewcy obskurantyzmu i wstecznictwa” – deklaruje Cascioli Agencji Reutersa. – Kościół skonstruował wizerunek Chrystusa, bazując na Janie z Gamali, żyjącym w I wieku Żydzie walczącym z wojskami rzymskimi. W swej książce „Bajka o Chrystusie” przedstawiłem dowody, że nie istniał on jako postać historyczna”. Ks. Righi reaguje na to z zakłopotaniem: „Jest mnóstwo dowodów na istnienie Chrystusa, są historyczne zapisy. Cascioli uważa, że Jezusa nie było. A ja wiem, że był. Sędzia zadecyduje, kto ma rację”. Sędzia nie ma na to specjalnej ochoty, usiłował oddalić oskarżenie, ale Cascioli jest nieustępliwy. Zdaje sobie jednak sprawę, że mieszka w katolickich Włoszech: „To byłby cud, gdybym wygrał” – mówi. JOF
POKAŻ KING KONGA AMERYKA NA BANI Amerykanie słyną ze swego kultu pracy, z harowania bez umiaru i brania urlopów raz na 5 lat. No to muszą to jakoś odreagować... W ostatnim numerze periodyku „Journal of Studies on Alkohol” opublikowano sondaż, w którym brało udział 2805 ankietowanych. Okazuje się, że co siódmy Amerykanin popija w pracy, a co dziewiąty codziennie przychodzi do niej na kacu. Drinkują
16-letni chłopak z Marble Falls w Teksasie poszedł do kina na „King Konga”. W pewnej chwili poczuł, że siedzący obok facet zaczyna się do niego dobierać. Policja aresztowała zboczeńca. Okazało się, że jest nim ks. Paul Clogan, lat 74. Duchowny został zwolniony za kaucją i zawieszony w funkcjach duchownych. Nie była to pierwsza erotyczna eskapada leciwego kapłana. PZ
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r. Reprezentanci wielkiego kapitału w Europie przystąpili do ostatecznego szturmu na to, co nazywamy europejskim modelem socjalnym. Chodzi o to, abyśmy wszyscy pracowali za grosze dla większych zysków wąskiej grupy najzamożniejszych przedsiębiorców. Zasadnicza część tego planu nazywa się dyrektywą Bolkesteina.
pod warunkiem że przystaliby na obniżenie pensji, czyli zamiast za – przykładowo – 2000 euro musieliby pracować za 500. A to oznaczałoby definitywny koniec europejskiego państwa dobrobytu. Spadek płac w branży usługowej (a skupia ona większość zatrudnionych) pociągnąłby za sobą inne branże, prowadząc Europę do społecznej i gospodarczej zapaści. Oznaczałoby to także masowe bankructwa małych i średnich firm. Tylko jedna grupa społeczna na Zachodzie skorzystałaby na nowym prawie – właściciele wielkich koncernów, którzy zamiast krajowych, sprowadzaliby sobie wschodnioeuropejskich podwykonawców. Dyrektywa Bolkesteina oznaczałaby dla nich wielokrotne pomnożenie zysków.
ZE ŚWIATA Dyrektywa Bolkesteina jest także kolejną próbą poróżnienia ze sobą tzw. starej i nowej Unii. Musimy mieć świadomość, że w ciągu ostatnich 20 lat w większości krajów Zachodu stopa życiowa spadła, a w Niemczech nawet bardzo gwałtownie. Tamtejsze społeczeństwa są rozgoryczone, mają świadomość, że wiele zakładów przenosi się do Europy Wschodniej, a na dodatek każe się im dopłacać ze swoich budżetów do naszych w ramach różnych programów unijnych. Właśnie to rozgoryczenie było przyczyną odrzucenia przez Francuzów i Holendrów unijnej konstytucji. Wprowadzenie nowego prawa i ostra konkurencja pomiędzy naszymi i ich pracownikami doprowadziłaby do jeszcze większego wzrostu napięcia oraz frustracji, a mo-
Marchewką i kijem Nasza redakcja została zaproszona przez frakcję Zjednoczonej Lewicy Europejskiej-Nordyckiej Zielonej Lewicy w Parlamencie Europejskim do wzięcia udziału w ogólnoeuropejskiej konferencji na temat tak zwanej dyrektywy Bolkesteina, czyli projektu prawa liberalizującego rynek usług w Unii. Dzięki pośrednictwu Fundacji Róży Luksemburg byliśmy w Brukseli razem z dwustoma delegatami z 19 krajów Europy, a byli to politycy, związkowcy, działacze społeczni i dziennikarze. Cieszymy się, że doceniono społeczne zaangażowanie „Faktów i Mitów”, bo byliśmy jednym z zaledwie dwóch polskich pism zaproszonych na tę konferencję. Kiedy przed rokiem Komisja Europejska podała projekt dyrektywy do wiadomości publicznej, w większości krajów Europy odezwały się głosy poirytowania i protestu, a 19 marca 2004 roku setki tysięcy Europejczyków wyległy na ulice. Skąd taka masowa mobilizacja społeczna? Otóż projekt zakłada między innymi, że firmy świadczące rozmaite usługi – niezależnie od miejsca realizacji swych zadań – będą podlegały prawu kraju, z którego pochodzi dana firma. Jakie mogą być konsekwencje? Dramatyczne – najpierw dla zamożniejszych krajów, a potem także dla uboższych. Dla przykładu – polska firma budowlana będzie mogła bez problemu wykonywać swoje usługi w Niemczech lub we Francji. Obecnie musiałaby ona wypłacać swoim pracownikom przynajmniej minimalną pensję niemiecką lub francuską. Według projektu Bolkesteina, mogłaby płacić Polakom pracującym w Berlinie lub Paryżu pensję polską. Łatwo sobie wyobrazić skutki takiej reformy – firmy budowlane (zostańmy przy budownictwie) z Niemiec lub Francji masowo plajtowałyby, tamtejsi budowlańcy przechodziliby na bezrobocie, a zastępowaliby ich tani pracownicy z Europy Wschodniej. Oczywiście, robotnicy zachodni mieliby wybór – mogliby uratować swoje miejsca pracy,
Rodzi się oczywiście pytanie, dlaczego my, Polacy, mielibyśmy protestować przeciwko projektowi, który teoretycznie ma przysporzyć więcej miejsc pracy dla naszych obywateli chcących pracować na Zachodzie. Byłyby to miejsca pracy marnie opłacane, ale wobec katastrofalnego bezrobocia w kraju, dobre
że nawet zupełnego rozpadu Unii, zamykania granic i chaosu o konsekwencjach trudnych do przewidzenia. Projekt jest pomyślany przez wielki kapitał jako kij na bogate kraje Unii i marchewka dla biednych. A wszystko po to, aby dla zysku nielicznych jeszcze skuteczniej rzucić na kolana zwykłych obywateli.
15
Nowy Orlean, stare problemy zy Pan Bóg chce, czy nie, każdy, kto ma jakiś interes do załatwienia, powołuje się na Niego. Niestety, w ostatecznym rachunku wszystkie te uzurpacje idą na konto Bogu ducha winnego Pana Boga.
C
Przekonywanie, że kataklizmy przyrodnicze oraz inne tragiczne wydarzenia to skutek celowej działalności Boga, staje się w USA coraz modniejsze. Niewątpliwie mistrzem tego typu interpretacji jest protestancki pastor Robertson. Ale nie jest sam. 16 stycznia burmistrz Nowego Orleanu Raya Nagina wyraził te oto profetyczne słowa: – Z pewnością Bóg jest wściekły na Amerykę. Zsyła na nas huragan za huraganem, sieje zniszczenie i odciska swe brzemię na tym kraju. Na pewno nie akceptuje tego, że znaleźliśmy się w Iraku pod fałszywym pretekstem. Ale nie ma wątpliwości, że jest także zły na czarną Amerykę. Nie dbamy o siebie... Ubolewając, że Murzyni padają ofiarą przestępstw i zabójstw z ręki... Murzynów, Nagin wieści odrodzenie: – To miasto będzie w większości murzyńskie. Bóg chce, by takie było. Inaczej nie będzie Nowego Orleanu... Tu się zgina dziób pingwina, pomyśleli republikanie. Ich zdaniem, Bóg chce czegoś odwrotnego, niż sądzi burmistrz Nagin. Oni uważają, że huragan, który spustoszył Nowy Orlean, to wielka boża miotła, którą pan Bóg chciał raz na zawsze wymieść z miasta jego czarnych mieszkańców. Republikanie w lot pojęli tę intencję Najwyższego i są przekonani,
że czarnych w ogóle nie powinno tu być. Dziś, kilka miesięcy po kataklizmie, normalnie funkcjonują tylko bogate dzielnice i turystyczne centrum. Dzielnice zamieszkane ongiś przez murzyńską większość są kompletnie zniszczone i martwe. Żeby czarni na pewno nie mieli dokąd wracać, biali zamierzają wpuścić tam buldożery i zbudować eleganckie dzielnice dla swej klasy średniej i wyższej. Jedno, czego republikanie na razie nie mają, to pomysłu na wytłumienie przyszłych protestów czarnych nowoorleańczyków, rozsianych na obszarze całego kraju. A to takie proste: czarnym też trzeba wybudować jakąś dzielnicę. Niech biali przyjadą do Warszawy. Tu ich nauczą, jak można wybudować osiedle dla tych, „którzy nie dbają o siebie”, a także nie płacą czynszu... Albo nie płacą czynszu i piją... Może nawet nie płacą czynszu, piją i zakłócają spokojny sen niepijącym i płacącym... Krótko mówiąc – nasze PiS-iorki, czyli nasi rodzimi republikanie, nauczą amerykańskich republikanów, jak zbudować getto. W Warszawie, pod rządami Lecha Kaczyńskiego, do czegoś takiego ostatecznie nie doszło, ale liczą się chęci i pomysł, który przecież był... TN
Hodowla kapusiów i to. Czyż nie tak? Takie właśnie głosy słychać w większości polskich mediów, które zapewniają nas, że projekt jest wielką szansą dla naszego kraju. Otóż, niekoniecznie. Chociaż w pierwszym momencie rzeczywiście przybyłoby dla nas miejsc pracy, to przecież nowe prawo pociągnęłoby w dół całą europejską sferę socjalną (m.in. mniejsze składki na tamtejsze ZUS-y). Doprowadziłoby do zapaści gospodarczej na Zachodzie, spadku popytu i w konsekwencji – do załamania się naszego eksportu do innych krajów Unii. A to oznacza zwolnienia pracowników w kraju i bankructwa wielu firm nastawionych na eksport. Czy po to szliśmy do Unii, aby to kraje Zachodu równały do naszych zarobków, czy przeciwnie – to my mieliśmy dążyć do ich standardów? Do czego będziemy dążyć, jeśli ich standardy przestaną już istnieć?
Przy okazji muszę wyrazić moją radość z wystąpienia w Brukseli Piotra Ostrowskiego – reprezentanta OPZZ, który sprzeciwił się także zasadzie równania w dół, do której doprowadziłoby przyjęcie propozycji Bolkesteina. Miło słyszeć trzeźwy głos z Polski, nie modulowany przez krajowe media, pozostające na garnuszku wielkiego kapitału. Masowe protesty w Europie już doprowadziły do korekt w tekście projektu Bolkesteina. Wprowadzono pewne wyjątki i zabezpieczenia dla interesów państw – odbiorców usług. Tyle że nie zabezpieczają one zupełnie tamtejszych pracobiorców przed dumpingiem socjalnym, czyli nieuczciwą (bo przy zachodnich kosztach utrzymania trudno nazwać ją uczciwą) konkurencją ze strony firm z krajów biedniejszych. Zatem projekt nadaje się nadal tylko do jednego – do kosza na śmieci. ADAM CIOCH
apowanie ma długą i bogatą tradycję. Pawka Morozow, który zakapował ojca kułaka, doczekał się pomników i pieśni. Senator McCarty wzbudzał grozę tak wielką, że jego kapusiami zgodzili się zostać najpopularniejsi ludzie Ameryki, z Waltem Disneyem na czele.
K
Zbigniew Ziobro, który publicznie namawiał Lwa Rywina do zakapowania „grupy trzymającej władzę”, jest ministrem poważanym w całej swojej rodzinie. Te chlubne tradycje postanowiło kontynuować Bruin Alumni Association z Univeristy of California w Los Angeles, które namawia studentów do kapowania na swych profesorów. Na stronie internetowej organizacji znajduje się już czarna lista 31 podejrzanych wykładowców historii, studiów afrykańsko-amerykańskich, politologii i studiów latynoskich. Bruin Alumni Association w specjalnej ulotce wyjaśnia, o co chodzi: „Macie profesora,
który nie może przestać gadać o prezydencie Bushu, o wojnie w Iraku, o Partii Republikańskiej czy o innych sprawach ideologicznych, które nie mają nic wspólnego z edukacją? Jeśli pomożecie ujawnić takiego profesora, zapłacimy wam za to”. Cennik: za notatki z wykładu można dostać pięćdziesiąt dolarów, a za same skrypty z pożądanymi przez zleceniodawców treściami wypłaca się 10 dolców. Najcenniejsze są nagrania magnetofonowe – stówa. Magnetofon dostarczany jest za darmo. No to lepiej niż w „Gazecie Wyborczej” – oni musieli sobie magnetofon kupić. TW
16
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
ŻYDZI POLSCY (cz. 19)
Rzezie Chmielnickiego W historiografii ukraińskiej Bohdan Chmielnicki otoczony jest chwałą bohatera narodowego. W pamię ci żydowskiej zapisał się jako wcielony diabeł, który doprowadził Żydów kresowych na skraj katastrofy. Katastrofalne wydarzenia 1648 r. dotknęły Żydów zamieszkujących w Rzeczypospolitej pogromami o nieznanej dotąd gwałtowności. Hetman kozacki Bohdan Chmielnicki zmierzał do unicestwienia szlachty, księży katolickich i Żydów na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, przy czym tych ostatnich nienawidził głównie z powodu ich roli pośrednika między polską arystokracją a ciemiężonym ukraińskim ludem. W pierwszej połowie XVII w. działalność gospodarcza Żydów osiągnęła swoje apogeum. W wyniku unii lubelskiej w 1569 r. terytorium Rzeczypospolitej podzielono na nowo między Koronę i Litwę. Południowa Białoruś i Ukraina, Podlasie, Wołyń i Podole przypadły Polsce. Magnateria natychmiast rozpoczęła kolonizację tych ziem, dotąd ekonomicznie i administracyjnie słabo zagospodarowanych, więc potrzebowała Żydów w charakterze finansistów, dzierżawców i poddzierżawców. W rezultacie silnej migracji Żydzi stanowili w wielu miastach kresowych liczebną większość, stając się „narzędziem wielkopańskiego ucisku”. Dochodziły tu jeszcze problemy religijne i narodowościowe. Żydzi jako społeczność znaleźli się pomiędzy posiadaczami ziemskimi a niezadowolonymi masami; między katolikami, prawosławnymi i unitami.
W
Reprezentantem interesów ukraińskich stali się Kozacy naddnieprzańscy. Tak nazywano ludność, która początkowo – na okres letni – udawała się nad dolny Dniepr, aby zajmować się łowiectwem i rybactwem, a po części... rozbojem. Skład społeczny kozaczyzny był dość różnorodny – podobnie jak jej skład narodowościowy. Trzon stanowiło chłopstwo ukraińskie, które uparcie trzymało się prawosławia (zwanego wówczas dyzunią), broniąc się przed pańszczyzną, polonizowaniem i nawracaniem na katolicyzm przez polskich wyzyskiwaczy. Od końca XVI w. na Ukrainie co rusz dochodziło do buntów i powstań. Na przykład podczas buntu Pawluka wymordowano za porohami 300 Żydów i zburzono wiele synagog. Jak się miało później okazać, była to tylko przygrywka do wielkiego dramatu, który rozegrał się wraz z wybuchem wielkiego powstania w 1648 r. Przywódcą powstania był Bohdan Chmielnicki (1595–1657) – pisarz wojska zaporoskiego wybrany na hetmana. Na jego postawę pewien wpływ miała osobista krzywda doznana z rąk D. Czaplińskiego, podstarościego czehryńskiego, który zabił jego małoletniego syna. Choć Chmielnicki sam korzystał z usług Żydów (m.in. osadził w swoich dobrach Żyda, który pomnażał jego dochody z handlu gorzałką), nie
roku 1906 ks. Jakowski napisał książeczkę „ABC Polaka katolika”. W setną rocznicę wydania prezentujemy garść światłych myśli księdza z tejże książ ki, które obecnie IV Rzeczpospolita wciela w życie (zachowaliśmy pisownię oryginału). Porządek społeczny nie zależy od dowolności ludzkiej, owszem zależy od Boga. Biada takiej rzeczypospolitej, w której większość obywateli nie zna lub wzgardza prawdziwą religią. Biada takiej rzeczypospolitej, w której większość obywateli pije nieprawość jak wodę, gdzie brak rozumu, energii, poczucia obowiązku i odpowiedzialności wobec Boga i ludzi. Poseł, wybrany głosami narodu katolickiego, jakim my, Polacy, za łaską Bożą jesteśmy, powinien być dobrym i szczerym katolikiem. Wstyd by było, żeby innowierca lub oziębły, a co gorsza bezwyznaniowiec, posłował od narodu katolickiego i jego imieniem przemawiał publicznie; my, katolicy, chcemy i potrzebujemy mieć u siebie w kraju katolickie porządki i urządzenia publiczne katolickie, a nie tam jakieś bezwyznaniowe lub dla katolickiej religii i dla łączności z Kościołem obojętne... Gdy wszystko w konstytucyi jest słuszne i jeśli w konstytucyi zastrzeżona jest wierność
przeszkadzało mu to tępić ich z wielką pasją. Najazdy pod wodzą Chmielnickiego cechowało bezprzykładne okrucieństwo. Podczas walk toczonych ze zmiennym szczęściem przez dziewięć lat Kozacy i ich sojusznicy plądrowali południowo-wschodnie połacie Rzeczypospolitej, paląc, grabiąc, gwałcąc, mordując i torturując. Według różnych danych szacunkowych zginęło wówczas w Rzeczypospolitej od 20 do 30 procent ludności żydowskiej, czyli od 100 do 200 tys. osób. Nieszczęścia Żydów opisywali przede wszystkim kronikarze żydowscy, którzy sami pochodzili z ziem objętych powstaniem i na własnej skórze odczuli miecz hajdamacki. Najdokładniej przedstawił je Natan Hanower z Zasławia, który – w chwili, gdy Kozacy zdobywali Połonne (straciło tam życie ok. 10 tys. Żydów) – uciekł na Zachód i osiadł w Wenecji. Tam w 1653 r. wydał słynną kronikę pt. „Bagno głębokie”, czyli bagno kozackie. Dzięki niemu wiemy o przebiegu rzezi żydowskich w Niemirowie, Tulczynie i innych miejscowościach, w których niechlubną rolę odegrali Polacy wchodzący – kosztem Żydów – w układy z Kozakami. W Niemirowie na Podolu znajdowała się bogata gmina żydowska. Gdy Kozacy podeszli (w lipcu 1648 r.) pod miasto, Żydzi ze swymi rodzinami i majątkiem zamknęli się w twierdzy. Wtedy Kozacy – w zmowie z rajcami miejskimi – zrobili sobie chorągwie, jakich używało wojsko polskie, po czym rozpuszczono wieść, że oto nadciąga odsiecz. Stojąca na murach straż żydowska
Kościołowi i ideałom ojczyzny; ale zdarza się, że właśnie w konstytucyi zastrzeżona jest np. obojętność państwa dla religii i Kościoła, a przytem włączony punkt, że konstytucya nigdy zmienianą być nie może. Niech Bóg strze-
otworzyła bramę „i ledwie to się stało, wtargnęli Kozacy z dobytymi mieczami, a z nimi mieszczanie, uzbrojeni w szable, włócznie, kosy, a nawet kije. I wymordowali Żydów w okropny sposób, kobiety i dziewice bezcześcili dowolnie. Część kobiet rzuciła się do wody, również i wielu mężczyzn umiejących pływać (...). Lecz Kozacy puścili się za nimi wpław i mordowali ich w wodzie, a także i z brzegu strzelano do nich, aż zaczerwieniła się woda od krwi pomordowanych”. W Tulczynie – podczas oblężenia w 1650 r. – Żydzi bronili miasta ramię w ramię z Polakami. „W twierdzy zabarykadowało się około 600 odważnych, szlachetnie urodzonych mężów” – pisał Żyd Meir ze Szczebrzeszyna. Przyłączyło się do nich „około 2000 rozproszonych owiec [Żydów], znakomitych strzelców. Szlachta zgodziła się ich przyjąć i obie strony połączyły siły, zawierając uczciwą umowę, mocą której miały się wzajemnie wspierać. Szlachta ukryła się
Kościoła... Zwróćmy uwagę na to, że aby Kościół był katolickiem, to nie dość, by w Kościele danego kraju nie było błędów dogmatycznych, lecz trzeba nadto, by ten Kościół podlegał władzy papieża. To warunek niezbędny, bez
Z DZIEJÓW KOŚCIELNEJ GŁUPOTY
ABC katolika że narody wszystkie od podobnych nieszczęść, jak tego rodzaju konstytucya. Jeśli mamy wybór pomiędzy bardzo zdolnym, ale wrogo lub obojętnie usposobionym do Kościoła, a pomiędzy mniej zdolnym, lecz gorliwym katolikiem, człowiekiem prawym, to choć mniej zdolnego, ale takiego, jak ten ostatni, wybrać jest lepiej. My np. jesteśmy katolikami i Polakami. Jakież więc byłoby położenie nasze, gdyby nam przyszło wybierać między posłuszeństwem Kościołowi i posłuszeństwem Ojczyźnie, gdybyśmy zmuszeni byli wybierać: czy być dobrym katolikiem, czy dobrym Polakiem? Nie może więc miłość Ojczyzny sprzeciwiać się miłości
tego niema katolicyzmu! Gdyby więc kraj, uchowaj Boże, uznał Kościół za instytucyę narodową i poddałby Kościół i duchowieństwo kontroli społeczeństwa i władzy świeckiej, tem samem oderwałby Kościół od Ojca Świętego, wyrwałby z pod władzy papieża Kościół i kraj taki przestałby być katolickim, a stałby się schyzmatyckim, czyli odszczepieńczym! Zastanówmy się tylko głębiej nad tą kwestyą kontroli nad księżmi. Zarzucają wciąż, że duchowieństwo jest złe. Przypuśćmy, że tak jest: kto temu winien? Najczęściej państwo. Bo rządy utrudniają Kościołowi swobodny zarząd dyecezyami, wybór Biskupów (...)
wewnątrz fortecy, Żydzi zaś stanęli na wałach, uzbrojeni w łuki i strzały. Kiedy podli zdrajcy przypuścili atak, zasypano ich strzałami i ognistymi pociskami. Prawosławni cofnęli się w popłochu, zaś rycerze i Żydzi ruszyli w pościg i zadali rebeliantom potężny cios”. Ale sojusz szlachty z Żydami nie trwał długo. Został zerwany, kiedy nieustępliwi najeźdźcy zażądali od szlachty wydania im Żydów w zamian za ocalenie życia. Polacy ustąpili i wydali Żydów na śmierć. Jak się potem okazało, sami również nie uniknęli straszliwego losu. W ciągu kilku dni osłabiona twierdza padła, zaś wszyscy jej obrońcy zostali zabici. Z drugiej strony, żydowscy kronikarze przytaczali przykłady, w których zbrojne oddziały szlachty mściły się za zbrodnie popełniane na Żydach. Książę Jeremi Wiśniowiecki przyjmował ochotników żydowskich do swojej małej, lecz walecznej armii. W oblężonym Lwowie magistrat odmówił Chmielnickiemu wydania Żydów. Z dwóch przyczyn, jak to argumentowano w odpowiedzi. Pierwsza był taka, że „nie naszymi, ale królewskimi i Rzeczypospolitej są poddanymi, druga, że równo z nami wszystkie koszty i niewczasy ponoszą, gotowi pospołu z nami żyć i dla nas umierać”. Chmielnicki zadowolił się okupem w wysokości 60 tys. dukatów i odstąpił od oblężenia. Szlachta bardzo chwaliła patriotyzm lwowskich Żydów przed obliczem króla Jana Kazimierza (panował w latach 1648–1668). Ugody zawierane z Chmielnickim były krótkotrwałe – co rok wracał z wojskiem. Żydzi na zachodzie i na północnym zachodzie czynili wszystko, by ulżyć w niedoli swym braciom z kresów. Mniemali, że przynajmniej sami są bezpieczni. Najazd szwedzki i wojna z Moskwą uświadomiły im, jak bardzo się mylili. ARTUR CECUŁA
najczęściej prześladują dobrych Biskupów i księży, a popierają złych. Wiadomo, że kto nienawidzi Kościoła, to nienawidzi i sług Jego, a nawet z tej niechęci do duchowieństwa i pobożnych najłatwiej poznać wilków przebranych w owczą skórę, t.j. takich, co oświadczają się, że bardzo religii sprzyjają, a w gruncie rzeczy, w sercu całkiem inne tają uczucia i zamiary. Brońmy nasze dzieci od niewiary. Niech całe społeczeństwo jak jeden mąż krzyczy: „Chcemy szkoły polskiej, ale wyraźnie katolickiej”. Czy i kogo mamy się wstydzić? I z kim się liczyć? Czy z tą małą garstką protestantów, co są u nas w kraju? Czy z żydami, których polskość może nas bardzo zawieść? Potrzeba nam prasy polskiej – szczerze, do gruntu katolickiej prasy, która stoi na straży zasad Kościoła, nie dlatego, aby kościoła bronić, bo Chrystus Pan zapowiedział, że „bramy piekielne nie przemogą Go”, ale na to, aby Ojczyznę obronić od nieszczęścia sprzeniewierzenia się Kościołowi i od nieszczęścia ustalenia państwa na zasadach rozmijających się z prawdziwym przeznaczeniem człowieka. Dziennikarstwo katolickie – to apostolstwo naszych czasów, to czasem i męczeństwo! Opracował PSz
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r. imię wiary torturowano i zabijano niewinnych ludzi, płonęły stosy, egzekucje stały się formą widowiska. Inkwizycja to synonim tortur fizycznych i psychicznych, mordu w imię Boga, złamania osobowości człowieka. Inkwizycja jako organizacja to zbrojne i sądowe ramię Kościoła walczącego – przy pomocy władzy świeckiej – z heretykami, czarownicami, ludźmi, których opętał diabeł lub zły duch, oraz innymi wrogami wiary rzymskiej. Nie wystarczyła już ekskomunika – potrzebne były płonące stosy, aby zademonstrować siłę papiestwa. Zachodnia Europa stanęła w płomieniach.
W
Honoriusz III w bulli z 22 grudnia 1216 roku obronę wiary i sprawę wyłapywania kacerzy powierzył dominikanom (bracia kaznodzieje). Papież pisał do św. Dominika: „Biorąc pod uwagę, że bracia twojej reguły winni być obrońcami wiary i prawdziwą światłością świata, zatwierdzamy twój zakon i bierzemy pod nasz zarząd”. No i zaczęło się. Dominikanie jak sfora psów gończych rozpierzchli się po Europie. We Włoszech, Francji, Hiszpanii, Niemczech – wszędzie rozpoczęto polowania na ludzi, którzy nie wyznawali religii papieskiej i uważali się za prawowiernych chrześcijan. Przyjrzyjmy się na początek Francji.
PRZEMILCZANA HISTORIA Kamieniami rozdzierano kobietom łona, innym obrywano piersi, pieczono na ogniu i zżerano, podpalano narządy płciowe, wygniatano i wciskano w nie rozżarzone węgle, innym jeszcze obcęgami wydzierano paznokcie, omdlałych przywiązywano do końskich ogonów i włóczono po kamieniach. Jeszcze najlżejszą torturą bywało zrzucanie ze skały, aby spadając, ludzie nadziewali się na drzewa i wisząc na nich, dogorywali z głodu, zimna i odniesionych ran. Wtedy cięto ich na tysiące kawałków i członki oraz części ciała rozrzucano po polach. Katolicy własnoręcznie rozrywali niemowlęta w kolebkach, żywcem smażyli na ogniu dziewczęta i obcinali im piersi, które zjadali. Innym znowu ob-
a sami Indianie siłą zmuszani do przyjęcia chrztu i niewolniczej pracy. Ci, którzy odmawiali, byli mordowani. Prowodyrami konkwistadorów byli zakonnicy i księża. Niektórzy z nich, przeważnie spośród jezuitów, próbowali ochraniać tubylców, a nawet w różny sposób im pomagali, ucząc np. uprawy roli, dostarczając nasiona, lekarstwa itp. Były to jednak nieliczne wyjątki. Papież Jan Paweł II: „Jeśli mamy tu wyrazić zasłużoną wdzięczność tym, którzy jako pierwsi posiali ziarno wiary, to należy się ona przede wszystkim zakonom, które bez reszty poświęciły się dziełu ewangelizacji, żeby głosić chwałę Chrystusa Zbawiciela, żeby bronić godności tubylców,
ZBRODNIE KOŚCIOŁA
W imię Boga (1) Nieszczęściami średniowiecznej Europy były: głód, dżuma, krucjaty, wojny oraz wszechwładza Kościoła. To w jego łonie zrodził się mit o opętaniu diabelskim, a inkwizytorzy rozpoczęli falę polowań na czarownice. Kolejnym holokaustem zorganizowanym przez ludzi Kościoła było „nawracanie” Indian na ziemiach zamorskich podbitych przez konkwistadorów. Uwaga: – „W imię Boga” to tekst dla Czytelników o silnych nerwach! Nie można precyzyjnie określić momentu powstania tego, co nazywa się inkwizycją, bowiem – zanim otrzymała konkretną nazwę i stała się instytucją – jej ogólne zasady kształtowały się na przestrzeni wieków. Już na Soborze Laterańskim III (1179) papież Aleksander III ogłosił wojnę krzyżową przeciwko albigensom, a w soborowym dokumencie skierowanym do wszystkich trybunałów kościelnych wyraźnie nakazano, żeby heretyków brać do niewoli, zabijać ich, jeśli nie chcą się dobrowolnie poddać, i konfiskować ich dobra. W 1200 roku odbył się sobór w Awinionie. Podjęto wówczas decyzję o powołaniu w każdej parafii komisji złożonej z księdza i dwóch lub trzech parafian o dobrej reputacji. Jakie było zadanie owej komisji? Donosicielstwo. Mieli informować władze kościelne, jak również zakon cystersów, których papież Innocenty III wyznaczył do walki z heretykami, gdzie tacy mieszkają, kto ich wspiera, kto udziela schronienia. Pozostali parafianie, zgodnie z dekretem soboru w Weronie (1184 r.), musieli złożyć przysięgę na krzyż, że będą denuncjować przed biskupem wszystkie osoby podejrzane o herezję i czary. Wszyscy mieszkańcy wspomagający heretyków mieli być srodze ukarani. Ponieważ cystersom opornie szła likwidacja odszczepieńców od wiary,
Kościół od lat próbował zlikwidować waldensów, którzy głosili „herezję” najbardziej żywotną i zdobywającą coraz więcej zwolenników. Potępił ich papież Lucjusz III (bulla „Ad abolendam” z 1184 roku), a IV Sobór Laterański (1215 r.) potwierdził tę decyzję. Benedykt XII zażądał w 1335 roku wysłania specjalnej wojskowej ekspedycji, która – we współpracy z dominikanami – ostatecznie miałaby rozwiązać problem waldensów, zwanych również nędzarzami lyońskimi. Ich jedyną winą było to, że starali się żyć zgodnie z duchem i literą Ewangelii. Ostatecznie dopiero za Franciszka I zorganizowano karną wyprawę na polecenie trybunału z Aix-en-Provence, z udziałem dominikanów z południowej Francji. Wymordowano wówczas kilka tysięcy bezbronnych ludzi – mężczyzn, kobiet i dzieci. Papież obiecał siepaczom, że im więcej okażą okrucieństwa wobec heretyków, tym większa będzie dla nich nagroda w niebie. Naoczny świadek masakry „nędzarzy lyońskich” – Samuel Morlanda, angielski ambasador w Sabaudii – napisał raport budzący grozę: „Jeszcze nigdy chrześcijanie przeciwko chrześcijanom nie wykazali tyle okrucieństwa. Ścinano barbistów, pastorów tamtejszej ludności, gotowano ich żywcem i pożerano.
rzynali nosy, oczy i inne części ciała albo do ust kładli niektórym proch strzelniczy i podpalali. Żywcem obdzierali ludzi ze skóry, którą następnie wywieszali w oknach domów. Byli i tacy, którym wyrywano mózg, aby go usmażyć albo ugotować i zjeść. Do mniejszych tortur należało wyrywanie serca, palenie żywcem, masakrowanie twarzy, ćwiartowanie i topienie. A mimo to ci, którzy tak postępowali, pozostali nadal dobrymi katolikami i godnymi członkami Kościoła rzymskiego – i to nawet wtedy, kiedy w Garciglane rozpalili piekarski piec i jedenastu waldensów zmusili do rzucenia się w płomienie, a ostatniego sami wrzucili do ognia. W całej tamtejszej okolicy widziano tylko trupy albo konających, a śniegi lśniły czerwienią krwi. Wszędzie można było zobaczyć albo odciętą głowę, albo tułów, nogi i ręce, albo porozrywane jelita, albo bijące jeszcze serce”. U schyłku średniowiecza, już na początku tak zwanej ery nowożytnej, Kościół dokonał kolejnego holokaustu (za który nigdy nie przeprosił) – rozpoczął nawracanie Indian na podbitych przez konkwistadorów zamorskich ziemiach. I tak wyginęły całe wielkie cywilizacje: imperia Inków, Azteków, Majów, Tolteków. Ośrodki religijne Indian były burzone, złote przedmioty kultu przetapiane,
strzec ich nienaruszalnych praw... unaocznić waszym przodkom Królestwo Boże. Wówczas to ten umiłowany lud otworzył się na wiarę w Jezusa Chrystusa... Kościół był więc pierwszą instancją, która zatroszczyła się tutaj o sprawiedliwość i prawa człowieka”. Tak mówił papież podczas swej pielgrzymki do Meksyku. Jego słowa zabrzmiały niezwykle cynicznie w kontekście okrutnej prawdy o czasach konkwisty. W jaki sposób dokonywano ewangelizacji? Była to ewangelizacja czy ludobójstwo? W jaki sposób „namawiano” pogan do przyjęcia wiary w Jezusa Chrystusa? Hiszpański dominikanin Bartolomeo de Las Casas, późniejszy biskup Chiapas, a wcześniej zakonnik (przez niemal pół wieku) na Haiti, Kubie, w Peru, Meksyku i Gwatemali, naoczny świadek wydarzeń, a więc osoba jak najbardziej wiarygodna, tak opisuje metody „ewangelizacji”: „Chrześcijanie wdzierali się między ludzi, nie oszczędzali ani dzieci, ani kobiet brzemiennych, ani tych w połogu, rozpruwali im ciała. Oni szli w zawody, który potrafi rozpłatać człowieka za pierwszym ciosem, który zdoła rozerwać głowę piką albo wyrwać wnętrzności... Robili oni też szerokie szubienice, takie że stopy prawie dotykały ziemi, i na tym wieszali Indian po trzynastu, jako na chwałę Zbawiciela
17
i dwunastu apostołów. Pod szubienicami podkładali drewno, rozniecali ogień i palili wszystkich żywcem”. Francisco Pizarro, zdobywca imperium Inków (Dzieci Słońca), skazał na śmierć przez spalenie ostatniego przywódcę Inków, Atahualpę (odmówił przyjęcia chrześcijaństwa), oskarżywszy go między innymi o... cudzołóstwo, ponieważ Indianin miał wiele żon. Wiliam H. Prescott w swej „Historii podboju Peru, ze wstępnym spojrzeniem na cywilizację Inków” (rok wydania 1847) podaje, że król Inków został wcześniej zaproszony na pokojowe spotkanie z Pizarrem. Naiwny Atahualpa przybył z sześciotysięcznym oddziałem... nieuzbrojonych wojowników. Inkowie zostali wyrżnięci co do jednego. Zgwałcono 5 tysięcy indiańskich kobiet ukrytych w królewskich łaźniach. Hiszpanie ogołocili pałac ze wszystkich drogocennych przedmiotów (jedna ze złotych waz ważyła ponad sto kilogramów). Bernal Diaz del Castillo (żołnierz Hernanda Corteza), który zapisał w pamiętniku prawdziwą historię podboju Nowej Hiszpanii (dzisiejszy Meksyk, imperium Azteków), przekazał też informację o tym, jak zginął wielki Montezuma II. Ostatni król i władca Azteków, który panował przez 17 lat, nie wyraził zgody na zamianę jednej z największych świątyń na kościół. Odmówił również przyjęcia chrztu, mówiąc: – Rozumiem wszystko, co mówiliście o waszych trzech bogach i krzyżu, ale my wielbimy nasze bóstwa i uważamy je za dobre. Dlatego nie namawiajcie mnie więcej. I wtedy zakonnik Bartolomeo de Olmedo na placu przed sanktuarium Azteków wkopał krzyż oraz umieścił obraz Matki Boskiej. Odprawiano tam msze, a następnie w sąsiedztwie zbudowano kościół. Cortez, chcąc zmiękczyć Montezumę, skazał na śmierć jego wodzów – wszystkich spalono żywcem przed pałacem Montezumy, a króla zakuto w kajdany. I tak na kontynencie dzisiejszej Ameryki Południowej rozpoczęło się dzieło „na chwałę i cześć Chrystusa Zbawiciela”, w imię Boga... W tym odcinku jedynie sygnalizuję treść nowego cyklu. O szczegółach działalności inkwizycji, o Torquemadzie, konkwiście, kobietach podejrzanych o pakt z szatanem, mrocznych kartach i zbrodniach Kościoła, o dalszych losach Montezumy i innych władców Majów, Tolteków, Inków i Azteków – pisać będziemy w kolejnych odcinkach... ANDRZEJ RODAN
ODZYSKAJ WIEDZĘ: Zimowa promocja 2005/2006
To jest Moje Słowo ΑiΩ Ewangelia Jezusa 1055 stron, cena 26 zł (zamiast 38 zł) Życie Uniwersalne, skr. poczt. 550 58-506 Jelenia Góra 8 Internet: www.zycie-uniwersalne.pl
18
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Kiedy rozum śpi... Oczywiście trudno nie zgodzić się z postawioną w liście „Zakłamanie” („FiM” 3/2006) diagnozą smutnej rzeczywistości. Ze swej skromnej strony chciałbym tylko zwrócić uwagę na to, że „wiara” w aspekcie teologicznym już z samej swej definicji polega na wykluczeniu rozumu. Są i byli tacy, którzy co prawda próbowali (nieudolnie) łączyć rozum z „wiarą” (JPII – encyklika „Wiara i rozum”), twierdząc pokrętnie, że gdzie rozum się kończy, tam zaczyna się wiara i niejako jedno uzupełnia drugie. Wszystko byłoby może i w porządku (jako takim), gdyby nie fakt, że Kościołowi zależy przede wszystkim na wykorzystywaniu wiary („rozum” urzędników Pana Boga nigdy nie śpi) do własnych przyziemnych celów, a do tych należy trzymanie w ryzach „swoich” wiernych, aby ci przynosili mu „owoce” i aby „owoce” były jak najbardziej obfite (nie są to oczywiście owoce zbawienia). Najlepszym stanem umysłu człowieka „wierzącego” jest – według Kościoła – stan uśpienia, dla niepoznaki nazywany „ufnością dziecka bożego”, „ufną wiarą”, „kontemplacją”, „adoracją”. Służy temu kultywowanie rozmaitych tradycji i zwyczajów albo „modlitwa” powtarzana bezmyślnie jak mantra (różaniec). Czynności te piorą ludzki mózg. Człowiek poddawany takiej regularnej (w różnym stopniu oczywiście, w zależności od głębokości „wiary”
delikwenta) przepierce umysłu nie może obiektywnie spojrzeć na otaczającą go rzeczywistość i przyznać, że nie można wierzyć w coś, czego się nie rozumie bądź z czym się wewnętrznie nie zgadza. Bynajmniej nie chodzi mi tutaj o wiarę w istnienie Boga jako taką, ale o sens i zasadność poszczególnych tradycji, zwyczajów, obrzędów oraz przepisów kościelnych. Ojciec imperator Rydzyk często zwykł mawiać w kontekście paranoidalnych wręcz wytworów własnej wyobraźni, związanych z rzekomymi nieustannymi atakami na Radio Maryja i Kościół: „Po stokroć powtórzone kłamstwo staje się prawdą”... Ciekawe, skąd on to wie?! „Błogosławieni ubodzy..., cisi..., płaczący...”. Nie przypominam sobie, by w poczet błogosławionych zostali przez Jezusa wliczeni głupi, tępi, nic nie rozumiejący, a jedynie „wierzący” bądź przesadnie praktykujący – ci (faryzeusze, uczeni w Piśmie itp.) zostali zdaje się zaliczeni w poczet, ale... przeklętych! Nawet uczniowie Jezusa nie raz „oberwali” od swego Mistrza za elementarny brak rozumu w kwestiach wiary („O, nierozumni!...”). Prostota bowiem nikogo nie zwalnia z myślenia, chyba że jest to... upośledzenie umysłowe, i to głębokie, ale to w końcu choroba... Kościół instytucjonalny bardzo przypomina mi „wieżę Babel”. Mam nadzieję, że podzieli jej los. L.D.
Trygon Kaczora Okazuje się, że zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich było pewne już w 2000 roku! Co więcej – znane są dalsze losy obecnego prezydenta, a wszystko to można było przeczytać w miesięczniku „Wróżka” (9/2000). Przegrana Donalda Tuska była od dawna zapisana w gwiazdach, a winienie za nią Rydzyka, dziadka w Wehrmachcie i mylne sondaże nie ma w tym wypadku większego sensu – to był po prostu zły układ planet dla lidera PO. Horoskop postawiony ówczesnemu ministrowi sprawiedliwości (obecnie – głowa państwa) na łamach owego miesięcznika w 2000 roku przedstawiał się dla niego nadzwyczaj optymistycznie. Powodzenie w życiu zapewniają Kaczyńskiemu gwiazdy, które w dniu jego narodzin – 18. 06. 1949 roku – ułożyły się w wielki trygon: „Neptun w Wadze do Jowisza w Wodniku oraz Słońca”, dzięki czemu nasz prezydent jest jak kot – zawsze spadnie na cztery łapy. Niskie poparcie dla Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich z 1995 r.
było prawdopodobnie spowodowane „wpływami kwadratury Słońca do ascendentu w Wadze”. Dalej w miesięczniku można przeczytać o zaletach, wadach i gustach pana prezydenta, co też wyczytano z gwiazd... „Dzięki Merkurowi (pisownia oryginalna – przyp. red.) w Bliźniętach” sprawdzi się on zarówno jako polityk, jak i aktor (komediowy). Jeśli chodzi o kobiety, to preferuje on te zdecydowane i energiczne. Na szczęście dla niego pierwsza dama, jako Lwica, te cechy posiada, więc ich małżeństwo jest zgodne i trwałe. Do wad prezydenta należy brak poczucia estetyki, niechęć do prac domowych, w sypialni zaś jest krótkodystansowcem (wina „Marsa w Bliźniętach”). Lech Kaczyński, jak wynika z horoskopu, będzie prezydentem jednokadencyjnym, gdyż pod wpływem Saturna rok 2010 okaże się dla niego niepomyślny. Może więc w przyszłości kandydujący w wyborach – zamiast śledzić sondaże, które są omylne – będą słuchać rad wróżek za jedyne 6 zł/min + VAT? Anna Kowalczyk
Niedługo Polskę odwiedzi przywódca Watykanu – naszego najważniejszego partnera gospodarczego i politycznego. W zasadzie nie mam nic przeciwko temu, byleby nie na mój koszt (jakże daleko nam do Czechów!). Nie chcę być czarnowidzem, ale już oczyma wyobraźni widzę Europę pękającą ze śmiechu na widok prezydenta niepodległej Polski na klęczkach liżącego łapki przywódcy innego niepodległego kraju. Jak to nazwać...? Hołd polski? Ale się Niemcy ucieszą! (panie K., nawet towarzysze pierwsi sekretarze KC PZPR nie lizali łapsk
słuchają pouczeń i dają na tacę. Boją się, szczególnie na wsi i w małych miasteczkach. Czyja to zatem wina? Społeczeństwa! Znam bardzo wielu ludzi, którzy przyjmują tzw. kolędę tylko dlatego, że martwią się, „co sąsiedzi powiedzą”. Nie cierpią tego cyrku, ale boją się, że ksiądz później się zemści: nie udzieli ślubu czy ostatniego namaszczenia, nie dopuści dziecka do Pierwszej Komunii, nie daj Boże wyczyta z ambony... A więc winne jest społeczeństwo. Masowe „olanie” czarnych w pewnym stopniu sprawę by rozwiązało. Nie rozumiem, dlaczego ludzie – w proteście przeciwko klerowi, którego naprawdę bardzo wielu już nie może znieść – po prostu nie przestają chodzić do kościoła. Nie jako sprzeciw wobec Boga, ale wobec tych, którzy mają się za jego wysłanników...
Klechistan ani tyłków sowieckim gensekom, tylko całowali ich czule i z wzajemnością w usta). Nie tylko prezydent Rzeszy Pospolitej im. JPII (jak chyba niedługo zostanie nazwane nasze państwo), ale z pewnością cały rząd i ogromna większość (p)osłów wiernopoddańczo i na klęczkach ucałują ręce swojego pana i władcy... To będzie końcówka maja, więc może warto by wyskoczyć choć na parę dni do sąsiednich Czech na piwo, by się niepotrzebnie nie denerwować? Tym bardziej że pracuję w szkole, a przy okazji wizyty minister edukacji planuje dać labę uczniom i nauczycielom. Błąd! Powinno się nakazać zbiorowe oglądanie transmisji telewizyjnych z pobytu B16 w naszym kraju! Ale do maja jeszcze czas, można zmienić decyzję. Kaczy rząd jest perfidny. Pragnie przypodobać się wyborcom – a to poprzez becikowe, a to przez skrócenie roku szkolnego (młodzież to przecież przyszli wyborcy!), a to przez propozycję powołania do wojska protestujących lekarzy (zobaczcie, jak rząd, nawet łamiąc prawo, dba o wasze zdrowie!). Nic jednak jakoś nie słyszymy o pomysłach na rozwiązanie najważniejszego i prawdziwego problemu – bezrobocia. Ale przecież panom w sukienkach – a oni de facto rządzą – nigdy nie była na rękę bogata Polska i bogaci Polacy. W zlaicyzowanych społeczeństwach Europy Zachodniej Kościół ma się słabiutko i „nasi” czarni to widzą. Doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że rządzić z ambon mogą tylko społeczeństwem mało zasobnym. Biedak odda swojemu proboszczowi ostatni grosz w nadziei, że ten wymodli u Wszechmogącego lepszy dla niego los. Księża potrafią ryczeć (dosłownie!) z ambon na swoje owieczki, ale żaden z baranów w zwykłym odruchu sprzeciwu nie opuści świątyni. Później mówią między sobą, że coś tu nie tak, że przesadził. I co z tego? Znowu lecą do kościoła,
Być może szansą jest młodzież. Dla większości młodych lekcje religii to strata czasu, a katechetów i księży traktują jako zło konieczne. Poprzez wprowadzenie religii do szkół Krk sam na siebie ukręcił bicz. Katecheza wsadzona gdzieś między język polski a matematykę nie spełnia swojej roli. Młodzież nie słucha księży, a ci nie mają najprawdopodobniej odpowiedniego przygotowania pedagogicznego, gdyż ich reakcje nie odnoszą skutków. Nie można też ucznia wyrzucić z lekcji religii – jeżeli on lub jego rodzice zdecydowali, że ma chodzić, to musi chodzić! To co, że rozrabia!
Księża nie są też przygotowani do fachowej dyskusji z młodzieżą, a jest to przecież jeden ze sposobów na zainteresowanie uczniów przedmiotem. W odpowiedzi na tzw. trudne pytania posługują się zazwyczaj cytatami z Biblii. A każdy protest ucznia ucinają krótko. Młodzież szybko się poznaje na ich obłudzie. Nauka religii jest też wyjątkowo nieetyczna. Według księży – największe zbrodnie ludzkości to masturbacja, seks przedmałżeński i antykoncepcja. NIGDY na religii nie mówi się np. o znęcaniu nad zwierzętami (czy np. księża rozmawiają z dziećmi
o stosunku do zwierząt domowych, o warunkach ich życia?), o problemach ekologicznych (a przecież zatruwanie środowiska to też grzech!), o paleniu papierosów (to przecież powolne zabójstwo) i w ogóle o zagrożeniu nałogami, o agresji, tolerancji (ha, ha, ha! tu już chyba przesadziłem)... Są tylko pacierze, żywoty świętych, konkursy na opowiadanie o papieżu... Przerażające jest też to, że wielu nauczycieli tzw. seksu (przygotowanie do życia w rodzinie) to, niestety, katecheci. A kler ma przecież hopla na punkcie seksu! Nic go tak nie rajcuje, jak opowiadanie małolatom o grzechu samogwałtu (a jak działa przy tym księżowska wyobraźnia!). I dlaczego to ja muszę – jako wychowawca klasy – tłumaczyć uczniom (bo pytań i śmiechów po lekcji religii jest mnóstwo!), że Pan Bóg woli, gdy się ludzie kochają, a nie nienawidzą? I dlaczego to ja muszę – nawet wyciągając „Katechizm Kościoła Katolickiego” – cytować punkt 2352 tegoż dzieła, w którym wyraźnie o masturbacji napisano, że w przypadku osób niedojrzałych uczuciowo (a do takich z pewnością zaliczymy młodzież) wina moralna nie istnieje. Inna sprawa, że zaczynam podejrzewać księży o ateizm. Nie wszystkich oczywiście, bo z pewnością są i prawdziwi duchowni. Ale stan kapłański to obecnie w zasadzie jedyny pewny sposób na życie. Trzeba się oczywiście pomęczyć w seminarium, ale za to później! Oby nie wkurzać zwierzchników, a będzie się PANEM. Posłuch wśród plebsu, kasa, dziwki (lub ministranci), a za datki wiernych można zwiedzić (w ramach pielgrzymek, ale nie tylko!) całą Europę! Żyć nie umierać! Bo nie wierzę, że mamy najwięcej na świecie powołań. To bieda i bezrobocie zmuszają młodzież do takich posunięć! Być może ci księża w coś tam wierzą, ale na pewno nie w piekło. Być może uważają, że już sam fakt, iż są księżmi, da im zbawienie... I na zakończenie jeszcze jedna sprawa. Właśnie obejrzałem w TVP 2 program „Duże dzieci” (7 stycznia). Rzecz dotyczyła autorytetów, a gościem był Jurek Owsiak. Dzieciaki, pomimo różnych podpowiedzi Wojciecha Manna (np.: Czy może być autorytetem ktoś, kogo już nie ma wśród nas?), nie wymieniły JPII! Jest zatem cień nadziei... Minął tydzień. Listu nie wysłałem... Kolejne „Duże dzieci” w TVP 2. Mann zadaje dzieciom pytanie: Kto to jest Bóg? Nie: Czy Bóg istnieje? Mann z góry zakłada, że wszystkie dzieci są wierzące. A jakże inaczej mogłoby być w Klechistanie! Olek Markowski
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
LISTY Pociągnąć księdza Jeżeli hala targowa w Chorzowie była „wyświęcona” przez kapłana, to odpowiedzialność za katastrofę musi ponieść także kapłan, powołany do sądu z oskarżenia prywatnego ze strony rodzin ofiar wypadku oraz z oskarżenia cywilnego ze strony krewnych ofiar wobec instytucji, która wysłała księdza do pokropku hali, za co pobrał pieniądze. Gdzie podziały się cuda Karola Wojtyły, o których jest tak głośno i które mogły zmienić bieg zdarzeń? Karola nie ma, to i cudów nie będzie. I nigdy nie było.
[email protected]
Podczas audiencji u B16 stwierdził, ze wszyscy w Polsce czekają i cieszą się z wizyty, jaka ma się odbyć w maju tego roku. Ale ja się, odszczepieniec jeden, nie cieszę, bo się nie zgadzam na finansowanie tego najazdu z budżetu, czyli ze wspólnych pieniędzy. Proponuję, żeby organizatorzy tej wizyty sprzedawali bilety w miejscach odwiedzin B16. Pierwszy sektor np. po 20 zł lub więcej (co łaska), a pozostałe owieczki i barany po 10 zł – wyjdzie około 20 mln. W Hiszpanii już sprzedawali bilety na JPII,
LISTY OD CZYTELNIKÓW Telewizja publiczna na pewno nie będzie skąpić pieniędzy, chociażby kosztem transmisji z mistrzostw świata w piłce nożnej, też niemieckich. Paweł z Krakowa
Jak można! Od pewnego czasu słucham transmisji z Sejmu i z trudem wytrzymuję. Po pierwsze – jak można pod tak światłym kierownictwem łamać przepisy prawa pracy? Czy posłów nie
Solidarni dla siebie Dobrodziej polski K. Marcinkiewicz ogłosił w Davos (chyba w Polsce się bał), że obniży podatki ludziom bogatym. Uważam to za kolejny szczyt PiS-owskiej hipokryzji w głoszeniu budowy Polski solidarnej. Niech to ogłoszą wszem wobec, że solidarnej, ale dla bogaczy, czyli... między innymi dla nich. Polska lewica natychmiast powinna zażądać, aby tej obniżce podatków o 10 i 11 proc. towarzyszyła obniżka (przynamniej o 10 proc.) podatków od emerytur i likwidacja podatku od rent. Dopiero wtedy zaistniałoby pojęcie solidarności, którym PiS tak szermuje. Na co lewica czeka? Dlaczego poseł Gadzinowski lub inny odważny lewicowiec nie wejdzie na mównicę sejmową i tego nie wykrzyczy! Dlaczego organizacje i związki emerytów i rencistów nie myślą o zorganizowaniu, jak się tylko nieco ociepli, wielkiej manifestacji przed Sejmem i Pałacem Prezydenta – manifestacji wszystkich pokrzywdzonych weteranów pracy oraz rencistów. Teraz nawet prezydent RP nie może zabronić zorganizowania takiej manifestacji – przynajmniej do czasu, gdy nie zmieni konstytucji, co przecież uwzględnia w swych planach budowy IV RP. Dlaczego polskie media, należące rzekomo do wszystkich Polaków, nie przyjdą w sukurs takiej solidarności? Myślę, że również tam ludzie zainteresowani są PiS-owską solidarnością, dzięki której otrzymają parę kolejnych srebrników. Wobec powszechnej i wszędobylskiej biedy, szczególnie ta opiniotwórcza grupa osób powinna wstydzić się, jeśli staje po stronie swoich – bogatszych. Emeryt
Bilety na B16 I znowu mamy prezydenta, który jeździ do Watykanu ładować akumulatory (żeby mu tylko klemy nie iskrzyły lub elektrolit się nie zagotował).
Pan Marcin z Gdańska zabrał nasz tygodnik do Cancun (Meksyk)
a teraz Watykan ogłosił, że będzie kasował tantiemy za cytowanie papieża w mediach. Nie wspomnę już o profitach za pozwolenie na medialną relację na żywo z wizyty czy za powierzchnie reklamowe... A miejscowi biskupi już pewnie zarobili na handlu dewocjonaliami (pozwolenie kosztuje), więc nie widzę przeszkód, by ten biedny kraj odciążyć od zbędnych wydatków. Czytelnik
Niemiec każe płacić Najnowszy pomysł Watykańczyków na zdobycie kasy może okazać się dla nas, antyklerykałów, bardzo korzystny. Wprowadzenie taksy za publikację kazania, przemówienia czy jakiejś innej paplaniny jaśnie pana Ratzingera doprowadzi do tego, iż z przyczyn ekonomicznych nie będą one już tak wszędobylskimi zapchajdziurami programów informacyjnych. Szczytem marzeń byłby kodowany program telewizyjny, coś na wzór Rydzykowego Trwania, w którym to (i tylko tam) można by – po opłaceniu odpowiedniego abonamentu – od rana do wieczora delektować się wzniosłą i patetyczną paplaniną nieomylnego Benedykta i jego popleczników (ciekaw jestem, jaką takowy miałby oglądalność). Władze IV RP, które postanowiły budować państwo oszczędne, chyba byłyby roztropniejsze i w jakimś stopniu dozowały zakup tak drogich informacji. Szkoda, że to tylko marzenia... W naszej obecnej sytuacji na wszystko może brakować środków, ale na pewno nie na tak zbożny cel.
dotyczy obowiązek świadczenia pracy (obecność na sali obrad)? Za takie wynagrodzenie, jakie poseł otrzymuje, większość niepracujących (czyt. bezrobotnych) siedziałaby dzień i noc „w pracy”. Po drugie – jakim prawem zwalnia się posłów do prac w komisjach problemowych w czasie obrad Sejmu? Praca w komisjach jest oddzielnie płatna, a skoro tak, to jakie prawo na to zezwala? Czy to jest praktyczna realizacja przysłowia o latarni i ciemnościach? Po trzecie – łamanie zasady ośmiogodzinnego dnia pracy! Jak można! Ciało ustawodawcze nie przestrzega zasad ustawy! Po czwarte – dlaczego piszę do Was? Bo do kogoś muszę! Przynajmniej przeczytacie i będziecie mieli pewność, że Wasze pisanie w „FiM” nie idzie na marne! Zgadzam się w pełni z Jonaszem – oglądanie TV, a szczególnie TVN i ich komentarzy, to prosta droga do ciężkiej choroby. Przed ostatnimi wyborami na skutek działania najlepszych propagandzistów przeniosłem się na Discovery, Planete i National Geographic. Zauważyłem istotną poprawę samopoczucia, mniejszą nerwowość (zauważyła to rodzina). Teraz pewnie trzeba powtórzyć kurację. Andrzej
Matura z mitu 3 stycznia byłem zaproszony na rozmowę z panem należącym do zboru unitarian. Ten starszy pan obawia się, że Polskę rozdrapią i rozszarpią przedstawiciele Dzieła Bożego, czyli Opus Dei. Już większość polskich banków, które są motorem gospodarki, jest w ich rękach.
Obecnie chcą opanować do końca nasze polskie szkolnictwo, począwszy od najmłodszych. Matura z religii to etap dalszego zniewolenia polskiego narodu. Matura z mitu – to się w głowie nie mieści! Jednym z przykładów jest to, że dopiero w 325 roku za sprawą Konstantyna Wielkiego uznano Jezusa za syna Bożego. Wierzyć w kogoś, kto – jak podaje św. Mateusz – urodził się w okresie wypasania owiec? Dlatego, że bogowie słońca urodzili się 25 grudnia (taką datę wpisano Jezusowi) na przełomie dnia z nocą? Dary, które otrzymał, wcześniej dostał bóg Mitra (złoto, kadzidło, mirra). Kler żyje z mitu i żebractwa, bo czym są te darowizny mienia polskiego na rzecz Krk? Wystarczy popatrzeć, jakimi samochodami duchowni się rozbijają, a jednocześnie wyciągają ręce do tego, którego na rower nie stać! Popatrzcie, jakimi brzuchami dysponują, a są ludzie, którzy oddają im ostatni grosz! To gdzie jest to miłosierdzie Boże? Mając na myśli dobro naszego państwa, zaproponuję, aby przyszły premier został wybrany spośród „naszych” kardynałów. Nauczyłby Polaków pracować za ,,Bóg zapłać”. Marian Kozak, Siedlce
Niewygodne pytanie Hańbą dla polskiego sądownictwa jest to, że przepadają państwowe pieniądze. Kiedyś taka sytuacja była nie do pomyślenia! Zadziwiające jest, że tylko dwie osoby zostały skazane za malwersację 350 mln zł. Teraz, gdy do głosu doszła PiS-owska organizacja, można się spodziewać nawet kasacji wyroku!
19
W dniu 22 stycznia 2005 r. Siedlce odwiedził Pan Jarosław Kaczyński. Na spotkaniu z nim zapytałem, czy PC było dotowane przez FOZZ. Wykorzystałem przeczytaną książkę „Po drugiej stronie lustracji”, a szczególnie wypowiedź: ,,Jarek Kaczyński był u mnie na pensji 10 tys. dol. miesięcznie”. Odpowiedź była wymijająca. Przez 15 lat starano się, aby ta sprawa została przedawniona. W tym czasie ministrem sprawiedliwości był m.in. obecny Pan Prezydent RP. Na dodatek sprawę FOZZ prowadził pan sędzia Kryże, obecnie wiceminister sprawiedliwości. Czy nie za dużo powiązań jednej partii jak na tak poważną sprawę? KM
Sz.P. Roman Kotliński Po artykule „Krecia robota” z 19.01.2006 r. ksiądz Jan Górny wystosował pismo do gminy Barczewo, w którym rezygnuje ze zmian w planie zagospodarowania przestrzennego ziemi na kopalnię żwiru. W dniu 24.01.2006 r. w gminie odbyło się spotkanie radnych, pani burmistrz i projektantki żwirowni z oponentami dziury w ziemi i napychania ich kosztem kieszeni księdza. Burmistrz wycofała z rady plan zmiany zagospodarowania przestrzennego – oddaliło to przynajmniej na jakiś czas widmo kopalni. Mieszkańcy Skajbot, Kaplityn, Bogdan serdecznie dziękują Redakcji za zajęcie się sprawą, wnikliwe rozeznanie problemu i artykuł, który spowodował wstrzymanie „kreciego” przedsięwzięcia. Życzymy dalszej owocnej pracy. Skajboty, Kaplityny, Bogdany
20
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
CZUCIE I WIARA
NIEPOKORNI SYNOWIE KOŚCIOŁA (26)
Dietrich Bonhoffer 4 lutego mija 100 rocznica urodzin pastora i teologa ewangelickiego, jednego ze współtwórców Kościoła Wyznającego. Za swój sprzeciw wobec nazizmu w hitlerowskich Niemczech Bonhoffer zapłacił cenę najwyższą. Dietrich Bonhoffer urodził się w 1906 r. we Wrocławiu (niemieckie Breslau). Jego ojciec i bracia byli agnostykami, ale on postanowił studiować teologię. Kształcił się w Tybindze i Berlinie, a następnie został ewangelickim duchownym. W 1930 roku udał się do USA i spędził rok w Union Theological Seminary w Nowym Jorku. W tym czasie poznał Reinholda Niebuhra – duchownego luterańskiego, który szczególną uwagę zwracał na niesprawiedliwość kapitalizmu, co nie pozostało bez wpływu na młodego pastora. Po powrocie do ojczyzny (1931 r.) Bonhoffer został wykładowcą na uniwersytecie w Berlinie. Po dojściu Hitlera do władzy (1933 r.) – w opozycji do ewangelickich ,,niemieckich chrześcijan” popierających nazistowską politykę III Rzeszy – powstał ewangelicki Kościół Wyznający. Do czołowych postaci tego Kościoła należał Karl Barth, Martin Niemöller i Dietrich Bonhoffer. Ich protesty – z Deklaracją barmeńską na czele – nie zdołały jednak zjednoczyć protestantów
w walce z nazizmem. Niemöller został osadzony w więzieniu i zwolniony dopiero po wojnie. Barth musiał opuścić Niemcy, a Bonhoffer udał się do Londynu, gdzie pełnił funkcję duszpasterza do 1935 roku. Po powrocie do kraju niepokorny duchowny ponownie zaangażował się w działalność Kościoła Wyznającego. Wkrótce jednak władze nazistowskie zabroniły mu prowadzenia wykładów w Berlinie, głoszenia kazań oraz pisania i publikowania pism. Być może dlatego w 1938 roku Bonhoffer przyłączył się do niemieckiego ruchu oporu. Przydzielony do kontrwywiadu zaangażował się w spisek, którego celem było dokonanie zamachu na Hitlera i doprowadzenie do zakończenia nazistowskich rządów i wojny. Niestety, plany te nie powiodły się. Bonhoffer został aresztowany 5 kwietnia 1943 r., osadzony w więzieniu w Tegel w Berlinie, a następnie przewieziony do obozu koncentracyjnego we Flassenbürgu. Na podstawie wyroku doraźnego sądu wojennego
eśli Pięcioksiąg Mojżesza i dzie sięcioro przykazań są wciąż aktu alne, to co zrobić ze stwierdzenia mi, jakie występują w Ewangelii Mate usza 5. 21–48? Skąd ta rozbieżność pomiędzy tym, co „powiedziano”, a tym, co „Ja wam powiadam” (Mt 5. 21–48)? Czy słowa Jezusa nie dowodzą, że zastą pił On przykazania dekalogu własną nauką? – pyta jeden z Czytelników. Kiedy czytamy cały piąty rozdział Ewangelii Mateusza, a szczególnie wersety: 22, 28, 32, 34, 39, 44, na początku może się nam wydawać, że pomiędzy nauczaniem Jezusa a Pięcioksięgiem Mojżesza zachodzi sprzeczność. Dlatego wielu Czytelników, i to nawet wierzących, dochodzi do wniosku, że Jezus zastąpił Torę i dziesięcioro przykazań prawem miłości. Tego rodzaju wnioski są jednak błędne i to co najmniej z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że Jezus – jak powiedział – „nie przyszedł rozwiązać [znieść] zakonu”, lecz go wypełnić (Mt 5. 17). Gdyby chciał unieważnić Torę oraz przykazania dekalogu, nie wypowiedziałby podobnych słów, jak też nie podkreślałby, iż „dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu” (Mt 5. 18). Jeśli zaś chodzi o dwa największe przykazania, nakazujące miłować Boga i bliźniego swego jak siebie samego, przykazania te znane były już Mojżeszowi (por. Kpł 19. 18; Pwt 6. 5).
J
został powieszony 8 kwietnia w 1945 roku razem z admirałem Canarisem i innymi spiskowcami. Jednym z najbardziej znanych publikacji Dietricha Bonhoffera jest dzieło zatytułowane ,,Naśladowanie”, które ukazało się w 1937 roku. Autor omawiał w nim pojęcie podwójnej łaski: taniej i drogiej. Według takiego rozróżnienia, tania łaska nie wymaga żalu, spowiedzi, dyscypliny kościelnej i naśladownictwa Jezusa – jest zwiastowaniem przebaczenia bez Jezusa Chrystusa. W przeciwieństwie do taniej łaski – droga łaska wzywa nas do naśladowania Jezusa Chrystusa. Jest droga, ponieważ człowiek płaci za nią swoim życiem. Ponieważ usprawiedliwiając grzesznika, potępia grzech. ,,Nade wszystko jest droga, ponieważ kosztuje Boga życie Jego Syna” (,,Naśladowanie”). Bonhoffer, wychowany w rodzinie laickiej, dość wcześnie stał się
Po drugie, Jezus przestrzegał przed zmianą któregoś z przykazań. Dodał, że w zależności od tego, czy je zachowujemy i zachęcamy do tego innych, czy odwrotnie, zostaniemy wywyższeni lub zdegradowani (Mt 5. 19). Jak czytamy, sprawiedliwość wyznawców Chrystusa, czyli posłuszeństwo przykazaniom Bożym,
świadomy nowoczesnego, świeckiego świata. W czasie pobytu w więzieniu pisał o ,,bezreligijnym chrześcijaństwie”. Z powodu przedwczesnej śmierci nigdy nie rozwinął swoich idei. Jednak w wydanych pośmiertnie ,,Listach z więzienia” pisał: ,,Bóg chce, abyśmy wiedzieli o tym, że musimy żyć jak ludzie, którzy radzą sobie ze swoim życiem bez Niego. Przed Bogiem i z Bogiem żyjemy bez Boga. Bóg pozwala się wypchnąć poza świat, na krzyż”. Bonhoffer zapoczątkował więc nowe podejście do chrześcijańskiego życia wiary. Próbował znaleźć odpowiedź na pytania, czym naprawdę jest chrześcijaństwo lub kim naprawdę jest dla nas dzisiaj Jezus Chrystus? Zastanawiał się, w jaki sposób przemówić do świeckiego, niereligijnego świata, bowiem dostrzegał, że problemem współczesnego człowieka jest nie tyle mit religijny, co sama religia i pojęcie Boga. Dlatego uważał, że dzisiaj
Zauważmy, że forma, jaką posługuje się Jezus („Słyszeliście, że powiedziano...; A Ja wam powiadam...”), była powszechnie stosowana przez innych żydowskich nauczycieli. Jednak uczeni w Piśmie, w zależności od tego, jaką reprezentowali szkołę, zajmowali w wielu kwestiach przeciwstawne stanowiska. Na przykład
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Pozorna sprzeczność np. dekalogowym, ma być wyższa niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów (Mt 5. 20). Tę zaś „wyższą” sprawiedliwość omawia dalszy fragment Ewangelii Mateusza (5. 21–48). Używając słowa „słyszeliście” (w. 21, 27, 33, 38, 43), „Jezus nie mówił swoim słuchaczom, że słyszeli coś złego, co teraz On naprawi” (David H. Stern, „Komentarz żydowski do Nowego Testamentu”). Przeciwnie. Jego słowa: „A Ja wam powiadam” nie zmieniają zasadniczej treści przykazań Bożych, a jedynie podkreślają ich pełny sens; to, co jest najważniejsze w zakonie: sprawiedliwość, którą należy wypełnić oraz miłosierdzie i wierność, czyli duchową głębię tego prawa. „Bo litera zabija, duch zaś ożywia” (2 Kor 3. 6 por. Mt 23. 23).
pomiędzy szkołami Hillela i Szammaja Talmud odnotowuje ponad trzydzieści kontrowersji. Tak więc komentarze tekstu biblijnego różniły się w zależności od tego, na kogo się powoływano. „Stąd częsty w Talmudzie zwrot: Rzekł Rabbi X, rzekł Rabbi Y, rzekł Rabbi Z. Lub: Rzekł Rabbi X, powołując się na Rabbiego Y” (Anna Kamieńska, „Z mądrości Talmudu”, „Literatura na Świecie” 4/1987). W przeciwieństwie do uczonych w Piśmie, którzy odwoływali się do szeregu autorytetów, Jezus podkreślił, że Jego autorytet pochodzi od samego Boga: „Nauka moja nie jest moją, lecz tego, który mnie posłał” (J 7. 16). Używając więc słów: „A Ja wam powiadam”, przeciwstawił swój autorytet i wykładnię Prawa Pięcioksięgu
o Bogu i swoim chrześcijańskim doświadczeniu należy mówić w sposób świecki. W ,,Listach z więzienia” pisał o tym tak: ,,Nie jest naszą sprawą przepowiadać dzień – ale dzień taki nadejdzie – w którym ludzie będą znów powołani do wypowiadania słowa Bożego w taki sposób, że świat ulegnie przez to zmianie i odnowie. Będzie to nowy język, może całkiem bezreligijny, lecz wyzwalający i uzdrawiający jak mowa Jezusa; ludzie przerażą się, a mimo to ulegną jego mocy”. Bonhoffer sprzeciwiał się więc religii, która ujmowała transcendencję Boga filozoficznie i czyniła Go abstrakcyjnym i dalekim. Nie chciał, aby lekceważono świat, w którym przyszło nam żyć, a zbawienie postrzegano jako ucieczkę do innego świata. Uznając potrzebę indywidualnej, osobistej wiary, podkreślał, że nie może ona oddalać nas od trosk i problemów tego świata. Ubolewał, że ,,religijna” wersja chrześcijaństwa wychowuje ludzi zatroskanych wyłącznie o własne zbawienie; że sprowadza chrześcijan do zamkniętego getta, oddalonego od świeckiego społeczeństwa i jego problemów. Dlatego też chciał przyprowadzić Boga i wspólnotę chrześcijańską do świeckiego świata. Uważał, że chociaż Bóg jest transcendentny, to jednak nie jest nieskończenie daleki, lecz ,,transcendentny w środku naszego życia”. Dlatego chrześcijanie powinni zajmować się nie tylko swoimi sprawami, lecz mają służyć światu, naśladując Jezusa. Dążenie Dietricha Bonhoffera zostało wyrażone w jego życiu i śmierci. Jego ostatnim aktem u stóp szubienicy była modlitwa, a ostatnie słowa brzmiały: ,,To koniec. Dla mnie – początek życia”. BOLESŁAW PARMA
roszczeniom uczonych w Piśmie i ich, jakże często sprzecznym interpretacjom. Przykładem tego były m.in. te aspekty Prawa Pięcioksięgu, które wymienił w wersetach 21, 27, 31, 33, 38, 43, a które uczeni w Piśmie interpretowali dość dwuznacznie. Chociaż nie znamy dokładnych okoliczności, w jakich te słowa („A Ja wam powiadam...”) zostały powiedziane, z kontekstu należy wnioskować, że Jezus przeciwstawił je wykładni uczonych w Piśmie, których nauka i postawa nie zasługiwały na wyróżnienie. Stwierdził bowiem, że sprawiedliwość Jego uczniów ma być obfitsza od sprawiedliwości nauczycieli zakonu (Mt 5. 20). Inaczej mówiąc, uczniowie Chrystusa mają „czynić i nauczać” (w. 19) podobnie jak On sam, a nie jak faryzeusze. A zatem Jezus nie unieważnił Prawa Pięcioksięgu i nie zmienił przykazań dekalogu, a jedynie przedstawił ich rzetelną wykładnię. Jak czytamy, uczył On swoich słuchaczy „jako moc mający, a nie jak uczeni w Piśmie” (Mt 7. 29). Prawdziwy więc kontrast zachodzi nie tyle pomiędzy Pięcioksięgiem Mojżesza a nauczaniem Jezusa, a raczej pomiędzy autorytetem Jezusa i Jego wykładem Pism a autorytetem uczonych w zakonie. Stąd Jego słowa: „A Ja wam powiadam” nie eliminują przykazań Bożych, ale kontynuują i wieńczą myśl każdego z tych przykazań, które On sam respektował. Kto podobnie będzie postępował „będzie wielkim w Królestwie Niebios” (w. 19). BP
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
W
841 r. p.n.e. Jehu – którego na króla wyznaczył prorok Elizeusz – do konał w Izraelu krwawego zamachu stanu. Zaraz potem ukorzył się przed królem asyryjskim Salmanasarem III, o czym w ST nie wspomniano. Zanim uzurpator Jehu zasiadł na tronie, był jednym z dowódców armii króla izraelskiego Jorama (852–841 r. p.n.e.). Jako syn Acha-
SZKIEŁKO I OKO
głowy ułożono u bramy miasta i tak pozostawiono do kolejnego rana. Czystki objęły cały Izrael. Wymordowano wszystkich z „domu Omriego” (Omri był założycielem dynastii), a wraz z nimi – zwolenników starej władzy. Ten sam los spotkał 42 braci zabitego Achazjasza, kiedy – nie wiedząc o zamachu stanu – przybyli z wizytą. Okrutny uzurpator kazał ich ściąć co do jednego przy studni swego domu. Na deser pozostawił ka-
NIEŚWIĘTE PISMO
Pokorny królobójca ba i czciciel złotego cielca, Joram był znienawidzony przez jahwistów. Prorok Elizeusz postanowił skorzystać z jego słabości, by pozbawić go tronu. Wysłał przeto do Ramot w Gileadzie swego ucznia, który potajemnie namaścił Jehu na króla. Nowy władca – zaakceptowany przez wojsko – wsiadł zaraz do rydwanu i pomknął do Jezreel, gdzie Joram leczył rany zadane mu przez Syryjczyków. Traf chciał, że bawił tam również król judzki Achazjasz, zaprzyjaźniony z Joramem i również znienawidzony przez jahwistów. Gdy obaj wyjechali mu naprzeciw, Jehu wziął łuk i przeszył strzałą serce Jorama, a Achazjasza ciężko ranił. I choć temu udało się umknąć, to i tak zmarł wkrótce z upływu krwi. Żonę Achaba, a matkę Jorama – Izabel – kazał Jehu strącić z okna jej pałacu. Rankiem znaleziono już po niej jedynie ohydną miazgę, rozwłóczoną po ulicznym błocie przez wygłodzone psy. Na rozkaz Jehu ścięto następnie 70 synów Achaba, a ich
C
płanów Baala. Zwabił ich podstępnie z całego Kanaanu do największej świątyni Baala, a gdy ci złożyli swoje ofiary, wpadli żołnierze i wycięli ich w pień. Świątynię zhańbiono, czyniąc w niej publiczne szalety (2 Krl 10. 27). Za swą gorliwość dla Pana – eufemistycznie określaną
zy można lubić ludzi nam nieżyczliwych? Czy można kochać kogoś, kogo nie lubimy? To nie jest dzielenie włosa na czworo. Do takich postaw wzywa swoich wyznawców chrześcijaństwo. Przed tygodniem zwróciłem w naszej serii uwagę na problem uprzedzeń, jakie rozsiewało i częściowo do dziś rozsiewa chrześcijaństwo. Stygmatyzuje ono poszczególne grupy ludności, w sumie olbrzymią większość ludzi żyjących na świecie, ze względu na wyznawany przez nich światopogląd, płeć, sposób życia czy orientację seksualną. Tekst, który wykazał także sprzeczność pomiędzy deklarowaną miłością bliźniego a rozpowszechnianiem uprzedzeń, zdobył poparcie części Czytelników, ale wywołał też protesty innych. Przyznam, że z tych drugich głosów cieszę się bardziej, bo jeżeli moja pisanina nikogo już by nie raziła, to oznaczałoby, że najwyższy czas przestać pisać cokolwiek. Komu potrzebne są artykuły, z których treścią każdy się zgadza?! Adwersarze zarzucali mi, że upraszczam sprawę, bo kościoły chrześcijańskie piętnują jedynie grzechy, a samych grzeszników bynajmniej nie odrzucają. Przeciwnie, głoszą miłość do błądzących. Pomijam już niepokój, jaki we mnie budzi sformułowanie „głosić miłość” w ustach chrześcijan lub kogokolwiek innego. Obawiam się, że słowo to nic już nie znaczy, kiedy oderwane jest od swego znaczenia
„reformami Jehu” – nowy władca został publicznie pochwalony przez Elizeusza. Szybko się jednak okazało, że Jehu wcale nie był szczególnie pobożnym jahwistą. Szukał poparcia przeciwników Baala jedynie po to, by zdobyć władzę i utrzymać się przy niej. Kult złotych cielców pozostał dozwolony na równych prawach z kultem Jahwe przez cały okres jego panowania. Jehu jest najwcześniejszym królem izraelskim, którego podobizną (z jego czasów!) dysponujemy. Znajduje się ona na tzw. czarnym obelisku Salmanasara III, odkopanym w 1846 r. z gruzów asyryjskiego miasta Nimrud. Widnieje na nim postać Salmanasara III, któremu patronuje uskrzydlone słońce, podczas gdy jakiś dostojnik w bogato haftowanym płaszczu całuje pył u jego stóp. Trzynastu ludzi idzie za dworzanami asyryjskimi, niosąc daninę. Napis nad obrazami wyjaśnia: „Danina Jaua syna Humri. Otrzymałem od niego sztaby srebra i złota, złoty puchar, złote wazy złote dzbany, ołów, królewskie berło i oszczep”. Jaua jest asyryjskim zapisem imienia Jehu, a Humri to Omri. Z innego zapisu wynika, że haracz złożył Jehu w 16 roku panowania Salmanasara III, tj. w 841 r. p.n.e. Było to więc w tym samym roku, w którym dokonał krwawej rewolty i zasiadł na tronie Samarii. O tym historycznym wydarzeniu – upokorzeniu przed pogańskim władcą – ST nic nie mówi. Najwyraźniej nie leżało to w interesie żydowskich historyków, czczących pamięć po swoim wielkim bohaterze. ARTUR CECUŁA
podstawowego, czyli miłości drugiego, najdroższego człowieka albo najbliższych przyjaciół. Nadużywanie słów prowadzi do dewaluacji ich znaczeń, do ich kompromitacji. Tak było w PRL-u na przykład ze słowami „patriotyzm” (samozwańczy patrioci z PRON) i „demokracja ludowa” (czyli arogancka dyktatura uprzywilejowanej partyjnej nomenklatury). W III RP mamy z kolei „pełną wolność”, co dla milionów oznacza w rzeczywistości wolność od pracy, stałych dochodów i poczucia bezpieczeństwa. Tak też jest z miłością, której pełne usta mają księża i kaznodzieje. Tym wszystkim, którzy nie wierzą w związek głoszenia uprzedzeń z faktyczną nienawiścią w miejsce deklarowanej miłości, wskażę kilka faktów. Czy bez wspomnianej niechęci rozsiewanej przez kościoły byłoby możliwe mordowanie kobiet w procesach czarownic, wyrzynanie Indian w Ameryce, wieszanie homoseksualistów w Wielkiej Brytanii, mordowanie katolików w Irlandii przez tzw. biblijnie wierzących chrześcijan? A może z tą miłością chrześcijańską jest tak, jak wyjaśniał kiedyś studentom KUL-u profesor historii filozofii Stanisław Wielgus (obecnie fanatyczny biskup w Płocku), że oprawcy inkwizycji mordowali swoje ofiary dla ich dobra. – Z miłości – dodawał Wielgus z szerokim uśmiechem. Proszę Was zatem – drodzy znajomi chrześcijanie – nie kochajcie mnie aż tak gorąco! MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Kochanie nielubianych
W
strzymał Słońce, ruszył Ziemię. To zdanie powtarzane w podręcznikach i szkołach wydaje się wyrażać samą istotę dzieła Mikołaja Ko pernika. Z pozoru każdy dosko nale rozumie, co się za nim kry je. Czy jednak na pewno? Przodkowie astronoma wywodzą się ze wsi Koperniki koło Nysy. Ich nazwisko oznacza kupca miedzi (od niemieckiego słowa Kupfer – miedź). Rodzina istotnie była pochodzenia niemieckiego. Z czasem bogaci już Kopernikowie przenieśli się do miasta Thorn, czyli Torunia. Mikołaj Kopernik urodził się w Toruniu, a studiował w Krakowie, co bywa uznawane za dowód jego polskości. Trzeba jednak pamiętać, że w tym czasie i Toruń, i Kraków były zdominowane przez żywioł niemiecki. Ulica, a szczególnie handel, posługiwały się niemczyzną. Nie istniało jeszcze współczesne pojęcie narodu, a najważniejszym wyróżni-
21
przed oskarżeniem o herezję i stosem. Kopernik doskonale zdawał sobie sprawę, że nie chodzi tylko o to, co jest w środku orbit krążących planet – Ziemia czy Słońce? Rzecz dotyczyła czegoś dużo poważniejszego. Ziemia w środku to siedziba człowieka, najdoskonalszego z bożych stworzeń pozostającego pod szczególną opieką Boga, oraz siedziba Kościoła. Natomiast Ziemia jako jedna z wielu planet krążących wokół Słońca traciła tę uprzywilejowaną pozycję. Rodziło się oczywiste pytanie, czym właściwie różni się Ziemia od innych planet? A może nawet człowiek nie jest bożym wybrańcem, a ziemski Kościół nie odbija porządku w niebie... Dlatego też Kopernik zredagował przedmowę skierowaną do papieża, aby ubiec przewidywane zarzuty. Wydawca zaś do pierwotnego tytułu „O obrotach” dodał „sfer niebieskich”, aby nawiązać do średniowiecznej wizji kosmosu.
HISTORIA WOLNEJ MYŚLI
Rewolucja Kopernika kiem było poddaństwo lub lojalność wobec określonego władcy. Mikołaj zaś z pewnością był lojalny w stosunku do króla z Krakowa, kiedy na przykład bronił Olsztyna przed Krzyżakami. Nieprzypadkowo też w swoich pracach astronomicznych za zerowy uznaje południk Krakowa (na Greenwich trzeba było jeszcze czekać około czterech wieków). Właśnie astronomia, nauka pozornie odległa od spraw człowieka, stała się punktem wyjścia dla jednej z największych rewolucji w myśleniu Europejczyków, a potem całej ludzkości. Kopernik zajął się uściśleniem pomiarów ruchu planet, ponieważ panująca w Europie i uznawana wręcz za składnik chrześcijańskiego światopoglądu teoria Ptolemeusza nie zapewniała wystarczającej precyzji. Bardzo szybko zorientował się jednak, że problem nie polega tylko na uściśleniu obliczeń, lecz wymaga kompletnej przebudowy koncepcji wszechświata. Do dziś trudno powiedzieć, czy sam zdecydowałby się w końcu na wydanie dzieła życia. Nakłonił go do tego Retyk, młody uczony, którego zachwyciła jasność i precyzja wywodu Kopernika. Głównie dzięki zapałowi Retyka książka wyszła drukiem w roku 1543. Dlaczego Kopernik tak długo zwlekał, skoro w „Komentarzyku” już dawno zawarł zasadnicze tezy swojej koncepcji? Mogłoby się zdawać, że trzeba je tylko lepiej uzasadnić matematycznie. Problemu nie stanowiła jednak ani matematyka, ani sławetne epicykle (koła, których środki krążą po większych kołach) używane wtedy do opisu ruchu planet w teorii Ptolemeusza. Powodem ostrożności była obawa
Wszystko na próżno. Książka stała się początkiem intelektualnego przewrotu, którego konsekwencje trwają do dziś. Pokazała, jaką potęgą jest umysł, pod warunkiem wyzwolenia od dogmatów. Teoria Kopernika zmiotła średniowieczny światopogląd z jego geocentryzmem, teocentryzmem i religijnie pojmowanym antropocentryzmem. Sam autor musiał to wszystko doskonale rozumieć, chociaż był człowiekiem z pewnością religijnym i prawdopodobnie nie zamierzał atakować Kościoła. A jednak, mimo intencji autora, jego rozprawa do dziś jest symbolem walki o intelektualną niezależność. Jest to tym bardziej zadziwiające, że Kopernik w dużym stopniu myślał na sposób średniowieczny, o czym dziś zapominamy, przypisując mu nasze współczesne widzenie rzeczywistości. Tymczasem wizja świata zawarta w książce Kopernika „O obrotach” jest dla nas kompletnie obca. Wokół Słońca krążą tam planety łącznie z Ziemią, wokół Ziemi krąży Księżyc, a całość otacza kopuła, na której są umocowane nieruchome „gwiazdy stałe”. Poza ową kopułą znajduje się domena Boga. Nie ma mowy o nieskończoności wszechświata i podobieństwie Słońca oraz gwiazd. A jednak to wystarczyło, żeby uruchomić lawinę kolejnych odkryć i zapoczątkować nowoczesną naukę. Nie przeszkodził temu nawet fakt, że Kopernik przez ponad 200 lat był na indeksie ksiąg zakazanych, a warszawski biskup ostentacyjnie wyjechał z miasta, kiedy odsłaniano pomnik astronoma... w pierwszej połowie XIX wieku! Pomnik ten, dłuta Thorvaldsena, stoi do dziś. LESZEK ŻUK
22
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA RACJA PL Andrychów – e-mail:
[email protected], www.republika.pl/appwadowice/; Augustów – Bogdan Nagórski, tel. 601 815 228; Bełchatów – Marek Szymczak, tel. 603 274 363,
[email protected]; Będzin – zebrania w każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; Białystok – zarząd wojewódzki, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309 (DH „Koral”), dyżury pn.–czw., godz. 16–18; Bielsk Podlaski – ul. Brańska 123, Stanisław Łaźna, tel. 730 28 70 – wypożyczalnia książek o charakterze historyczno-religijnym; Bolesławiec – Wiesław Polak, tel. (75) 734 34 25; Brzeg – zebrania w każdy ostatni czwartek miesiąca, godz. 19, restauracja „Laguna” (przy obwodnicy). Koordynator na Brzeg: Zenon Makuszyński, tel. 696 078 240; Busko Zdrój – Kamil Oliwkiewicz, tel. 600 121 793;
[email protected]; Bydgoszcz – ul. Garbary 24. Dyżury w każdy czwartek, godz. 17–19; Chełm – kontakt: Z. Pierściński, tel. 501 711 386; Cieszyn – kontakt tel.: 661 210 589, 609 784 856; Częstochowa – zebrania w pierwszy wtorek m-ca, al. NMP 2, lokal Ogólnopolskiego Zrzeszenia Emerytów i Rencistów; dyżury: każdy wtorek o godz. 17–19; kontakt: Maciej Kołodziejczyk, tel. 601 505 890; Dąbrowa Górnicza – zebrania w każdą trzecią środę m-ca, godz. 17 w Siedzibie Polskiego Związku Wędkarskiego przy ul. Wojska Polskiego 35; Gdańsk – tel. kontaktowy dla powiatu gdańskiego: 508 639 947; Gdynia – kontakt: 606 924 771; Gliwice – Andrzej Rogusz, e-mail:
[email protected], tel. 600 267 076; Gorzów Wlkp. – Czesława Król, tel. 604 939 427; Gryfice – Henryk Krajnik, tel. 603 947 963; Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 600 872 683; Jastrzębie – Szymon Krzyżaniak, tel. 604 140 272; Kalisz – Stanisław Sowa, tel. (62) 753 08 74; Katowice – Ryszard Pawłowski, tel.: (32) 203 20 83, 606 202 093; Kielce – kontakt: tel. 609 483 480;
[email protected]; Kluczbork – Dariusz Sitarz, tel. (77) 414 20 47; Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy poniedziałek w godz. 16–18 w siedzibie, ul. Rybacka 8, tel. 505 155 172; Konin – kontakt: Zbigniew Górski, tel. 601 735 455; Kostrzyn – Andrzej Andrzejewski, tel. 502 076 244; Łowicz – Mirosław Iwański, tel. 837 78 39; Łódź – zebrania odbywają się we wtorki w godzinach 16–18, ul. Zielona 15, I piętro, pokój nr 10. Kontakt: Jolanta Komorowska, tel. (42) 684 47 55; Mysłowice – druga sobota każdego m-ca w Brzęczkowicach, lokal „Alf” (naprzeciwko Mini Kliniki), godz. 17, Remigiusz Buchalski, tel. 508 496 086; Niemodlin – Bogdan Kozak, tel. 694 512 707; Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. (68) 388 76 20; Nowy Tomyśl – Barbara Kryś, tel. (68) 384 61 95;
Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40; Opatów – tel. (15) 868 46 76; Opole – Stanisław Bukowski, tel. (77) 457 49 04; Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Frejlich, tel. 506 516 850; Piła – Henryk Życzyński, tel. (67) 351 02 85; Pińczów – tel. 888 656 655; Płock – tel. 603 601 519; Poznań – 6.02, godz. 17.30, klubokawiarnia „Proletaryat”, ul. Wrocławska 9 – zebranie członków i sympatyków z Poznania i powiatu poznańskiego. Kontakt: Witold Kayser, tel. (61) 821 74 06. Koordynator na powiaty jarociński, pleszewski i krotoszyński – Marcin, tel. 692 675 579; powiat słupecki – Włodzimierz Frankiewicz, tel. 692 157 291; Radom – Maciej Tokarski – przewodniczący koła RACJA PL w Radomiu, tel. 660 687 179 Rybnik – Janusz Wiśniewski, tel. (32) 425 17 76, 503 343 275; e-mail
[email protected]; Rzeszów – spotkania w drugi i ostatni poniedziałek miesiąca, godz. 16, pub „Korupcja”, ul. Króla Kazimierza 8 (boczna od Słowackiego), tel. 606 870 540, (17) 856 19 14; Sandomierz – Szymon Kawiński, tel. (15) 832 05 42; Sanok – kontakt: Klaudiusz Dembicki, e-mail:
[email protected], tel. 606 636 273; Siedlce – zebranie członków i sympatyków RACJI PL w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 17 w barze „Smaczek”, ul. Kazimierzowska 7. Kontakt: Marian Kozak, tel. 606 153 691; adres: Siedlce 6, skr. poczt. 9; Skarżysko-Kamienna – Wiesław Milczarczyk, tel. 693 424 226; Słupsk – kontakt: 505 010 972; Sosnowiec – trzecia środa m-ca, godz. 17, ul. Urbanowicza 21a – siedziba Stowarzyszenia „Uniezależnienie”, tel. (32) 297 72 65 (Maria Kaleta); Starachowice – tel. (41) 274 15 76; Stargard Szczeciński – Marian Przyjazny, tel. 601 961 034; Staszów – Dariusz Klimek, tel. 606 954 842; Tarnowskie Góry – Bożena Wrona, tel. 603 068 881, Bogdan Kucharski, tel (32) 384 91 77; Tarnów – Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93; Turek – Wiesław Szymczak, tel. 609 795 252; Tychy – dyżury w środy, godz. 17–19, ul. gen. Grota-Roweckiego 10, zebranie ogólne co drugi wtorek m-ca, godz. 18; Wałcz – zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 14. Kontakt: Józef Ciach, tel. 506 413 559; Warszawa – sprawami organizacyjnymi Warszawy i Mazowsza zajmuje się Krzysztof Mróź – przewodniczący Komisji Nadzwyczajnej ds. Mazowsza, tel. 608 070 752, e-mail:
[email protected]; Wrocław – członków oraz sympatyków RACJI PL zapraszamy w każdą środę od godz. 16 do godz. 18 przy ul. Zelwerowicza 4 (Klub Kombatanta). Roman Szwarc, tel. (71) 394 90 12 oraz 692 049 488; Zielona Góra – Bronisław Ochota, tel. 602 475 228; Zawiercie – Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233 – zebrania w pierwszy wtorek m-ca; Żary – Andrzej Sarnowski, tel. 507 150 177.
Lewica zbiera siły „Współczesna Polska, po ostatnich wyborach parlamentarnych, opanowana została przez partie i organizacje prawicowe. W tej chwili mamy w kraju do czynienia, na skalę wcześniej niespotykaną, z prawicową rewolucją, której celem jest zniszczenie najmniejszych przejawów lewicowej myśli, postaw i tradycji (...). Rozbicie lewej strony sceny politycznej toruje jedynie drogę prawicowym ideologom, dla których klerykalizacja społeczeństwa jest ważniejsza od zapewnienia wszystkim obywatelom poczucia godności pracowniczej, bezpieczeństwa socjalnego i wolności ideowej” – oto fragment deklaracji zawiązanego niedawno Forum Łódzkiej Lewicy. Pod deklaracją podpisały się już m.in.: Platforma Socjalistyczna, RACJA Polskiej Lewicy (była APP RACJA), Unia Lewicy, Stowarzyszenie „Pokolenia”, Ruch Obrony Bezrobotnych, Klub Dziś, TKŚ i Forum Kobiet. Także w innych regionach kraju lewica zbiera siły, odcinając się jednak od ludzi skompromitowanych. Różnorodne porozumienia i współpraca związane są m.in. z wystawieniem wspólnych list w zbliżających się wyborach samorządowych. RP
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Trzecia osoba III RP Jeden z trojga dzieci Teresy i Mariana Marcinkiewiczów. Prześladowany. Od najmłodszych lat. Przez liczbę trzy i jej wielokrotność. Na chrzcie mu dali dziewięcioliterowe (3x3) imię. Kazimierz. Jak Dolny. Chciałby Wielki. Jest Krzywousty. Yes, yes, yes! W trzeciej partii, w trzecim rządzie, trzeci raz w Sejmie. Od trzeciej kadencji. Nie wiadomo, czy był trójkowym uczniem. Doktoratu w każdym razie nie zrobił. Jako ministrant zawsze sześć razy (2x3) dzwonił po trzykroć. Był na trzech studiach podyplomowych. Ma trzy certyfikaty. Wolnomyśliciel. Tylko w dosłownym znaczeniu tego słowa. Do „Solidarności” wstąpił w trzecim roku jej istnienia. Był wydawcą trzech pism. W jednej trzeciej Europejczyk, w dwóch trzecich Polak katolik. W Brukseli 3 razy tak. W seksie 3 razy nie. Przeciwnik edukacji seksualnej, antykoncepcji i dopuszczalności przerywania ciąży. Z wzajemnością kocha Radio Maryja, Telewizję Trwam, wysokonakładowe tabloidy. Przez wiele lat miał troje dzieci. Czwarte po dziewięcioletniej (3x3) przerwie. W ankiecie z 2001 roku za największy życiowy sukces uznał zwolnienia dyrektorów szkół. Nie wymienił ani swojej książki „Pracowitość i uczciwość w polityce”, ani Medalu za zasługi dla Archidiecezji Poznańskiej. Skromność czy właściwa ocena? Na aktualnej stronie www ma trzy czynne zakładki: w Sejmie, w Gorzowie, galeria. Czwarta – rodzina – w budowie. A ponoć taki
zajęty. A może właśnie dlatego. Wśród osiągnięć poselskich podaje sześć (2x3) inicjatyw legislacyjnych. Szczególnie serdecznie dziękuje za współpracę trzem osobom. W Gorzowie prezentuje się w układzie trójkowym. Z miejscowymi parlamentarzystami PiS i z kibicami kobiecej koszykówki. W galerii pokazuje oczywiście trzy zdjęcia. Zawsze w środku. Fotografii, zdarzeń, uwagi. Sprzedaje się jako polityk rozważny, pracowity, uczciwy. Patriota, katolik, moralista. Dobry syn, mąż, ojciec. Głównie Narodu. Nieprzewidziana konkurencja dla Prezydenta Najjaśniejszej. Późny Gomułka, wczesny Gierek, Koło Gospodyń Wiejskich. Tańczy, śpiewa, gotuje... Idzie na całość. Jest na fali. Po trzykroć obiecuje wszystkim wszystko. Chory na sondażową euforię. Uwierzył, że jest naj, naj, naj. Czy w tej sytuacji może nie pleść trzy po trzy? Powoli zaczyna brakować mu pomysłów. Podpowiadam, jak ubogacić społeczeństwo na piętnaście (5x3) sposobów. Trzeba uchwalić: Rydzykowe – dla grzybiarzy i słuchaczy Radia Maryja; językowe – na naukę angielskiego na poziomie wyższym niż yes, yes, yes; kamaszowe – dla lekarzy, płatne przy poborze; moherowe – na konserwację i utrzymanie beretów w gotowości bojowej; pomostowe – dla poszkodowanych w warszawskiej aferze mostowej; gruszkowo-wierzbowe – dla głosujących na koalicję PO-PiS; figowo-makowe – dla wierzących
w obietnice wyborcze; pryczowe – zamiast trzech milionów mieszkań; wannowe – dla użytkowników wanien z hydromasażem; obrączkowe – dla myśliwych od każdej nieustrzelonej kaczki; pielgrzymkowe – dla wszystkich chętnych, z 30-procentowym odpisem na Jasną Górę; wiankowe – za dziewictwo do ślubu kościelnego; obywatelskie – za donosy; antykorupcyjne – dla urzędników państwowych zamiast łapówek, prowizji, offsetu; wałowe – dla przyjaciół z Platformy. Jakby z braku środków nie dało się przepchnąć przez Sejm, przynajmniej obiecać. Co się ludziska nacieszą, nikt im nie odbierze. Za to bezkosztowo można na powrót zrobić Trzech Króli dniem wolnym od pracy. Trzeci marca ogłosić Dniem Premiera Uwielbionego przez Naród. Tradycja i nowoczesność. Dlaczego tylko uczniowie i nauczyciele mają mieć więcej wakacji? Najważniejsze – nie dopuścić do rozwiązania Sejmu i wcześniejszych wyborów. Zawiązać koalicję z trzema partiami, przyjmować do klubu kolejne trójki posłów. Dobić do 240 (80x3). Mieć bezwzględną większość. Utrzymać III RP! Dla siebie, Rodziny, kumpli z ZChN. IV RP to tajny plan Prezesa Pana na wykończenie Pana Premiera. Magią liczb. Nie pomoże Bóg, Honor ni Ojczyzna. Jeśli już, to Opus Dei, KUL i katolicyzm toruński. Niech żyje i rozkwita trójka Marcinkiewicza! Lepsza od murarskiej. JOANNA SENYSZYN
Jednym głosem Współpraca partii i organizacji lewicowych, które były skupione wokół Polskiej Partii Pracy podczas wyborów parlamentarnych, będzie kontynuowana. Zadecydowali tak ich przedstawiciele podczas szerokiego spotkania, jakie odbyło się w Warszawie. Konsultacje były kolejnym krokiem do jeszcze ściślejszej współpracy. Uczestniczyli w nich reprezentanci następujących ugrupowań: Komunistycznej Partii Polski, Polskiej Partii Ekologicznej – Zielonych, Polskiej Partii Pracy, Polskiej Partii Socjalistycznej, partii RACJA Polskiej Lewicy oraz Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień ’80”. Zawarto porozumienie, z którego jednoznacznie wynika, że siły te chcą nadal budować „nową, wiarygodną i wrażliwą społecznie lewicę”. Czytamy w nim: „Polacy oczekują od lewicy przedstawienia jasnego programu, w którym zawarte zostaną rozwiązania najważniejszych problemów społecznych. Oczekują lewicy, która zajmie się sprawami bezrobocia, biedy, wykluczenia, niskich płac i świadczeń społecznych. Lewicy, która będzie miała jednoznaczne stanowisko w sprawie naszej obecności w Iraku, neutralności światopoglądowej państwa, łamania praw pracowniczych i ograniczania swobód związkowych oraz obywatelskich. Podstawą naszego porozumienia jest zgoda co do tego, iż chcemy Polski jako państwa świeckiego, mądrze opiekuńczego, sprawiedliwego i aktywnego w sferze gospodarki. Spotkanie miało też na celu uzgodnienie wspólnego stanowiska wobec integracji Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Socjaldemokracji Polskiej. Nie wykluczono współpracy, ale zasadniczym warunkiem jest dochowanie ideałów lewicy. – Warunki współpracy z SLD muszą być takie, jak w czasie kampanii i współpracy w ramach PPP – mówił kilka dni temu Bogusław Ziętek, lider PPP. – Istnieje zagrożenie zawłaszczenia lewicy. W lewicy z Partią Demokratyczną nie będzie Polskiej Partii Pracy – podkreślał. Ewentualne włączenie się w sojusz Demokratów może być zasadniczą przeszkodą konsolidacji środowisk lewicowych. Ziętek nie wyobraża sobie współpracy z liberałami, którzy – jego zdaniem – reprezentują kręgi świata biznesu, kapitału, a zasłynęli ograniczaniem praw pracowniczych i liberalizacją kodeksu pracy. Z kolei Jan Barański, przewodniczący RACJI PL, zwrócił uwagę, że porozumienie lewicy tylko z obawy przed skrajną prawicą to kiepski fundament integracji. – Rozmowy i zawarcie porozumienia partii i organizacji lewicowych, o których rozmawiamy w kontekście nadchodzących wyborów samorządowych, musi mieć podłoże programowe, ideowe i wybiegać w daleką przyszłość – powiedział. – Dla nas, antyklerykałów, walka o autentycznie świeckie i neutralne światopoglądowo państwo stanowi zasadniczy element takiego programu – podkreślił. Uczestnicy spotkania zaapelowali do innych organizacji politycznych, społecznych i zawodowych o włączenie się w budowę wspólnego bloku lewicy i uczestnictwo w zainicjowanym porozumieniu. DANIEL PTASZEK
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE epszy moherek w garści niż kapelusz na wystawie. Nie mamy wprawdzie złóż ropy naftowej, gazu, diamentów ani trufli. Nie mamy demokracji z prawdziwego zdarzenia, ale mamy coś znacznie bardziej naszego, a więc – zgodnie z mądrością ludową – cenniejszego. Mamy berety. Moherowe. Oryginalny mohair pochodzi wprawdzie z runa kóz angorskich, ale Polak – jak to Polak – potrafi zrobić moher nawet ze swojskiego barana. Chodzi tu rzecz jasna o osobliwą kategorię nosicielek efektownych nakryć głowy. To w owe panie, miast sarkać i utyskiwać na zaścianek, my, naród, powinniśmy zainwestować! Zupełnie nie rozumiem polityki prorodzinnej, która ma wspierać rozrodczość i dzietność. Po co pakować kasę w seryjną produkcję niemowlaków i wychowanie małolatów z pomocą Narodowego Instytutu Wychowania, kiedy prawdziwym dobrem narodowym jest armia ukształtowanych, karnych i zdeterminowanych 60- czy 90-latków? Artyści też to wyczuli. Nie bez powodu zespół Big Cyc,
L
Fot. Karol
alow: – Niech będzie pochw Nowe powitanie Polakó czy Rze ent Najjaśniejszej ny Lech Kaczyński, prezyd . ica ew osław – zawsze dzi pospolitej, i jego brat Jar ają Tuska do restauracji. Pod J. Kaczyński zaprosił D. aźnych pok jest en jed o tylk h ryc im dwa sznycle, z któ ten więkspokojnie bierze sobie rozmiarów. Kaczyński szy. Tusk jest oburzony: wanie? żna? To ma być wycho – Kaczyński, jak tak mo zonemu, ros zap ie, mn a cję, por Sobie bierzesz większą dajesz mniejszą? – A jak ty byś postąpił? wziąłbym mniejszą! – Oczywiście, że sobie porcję! przecież masz mniejszą , – No więc o co chodzi
¤¤¤
zadach aniu na wilki w Bieszc Po zakończonym polow łowieckiea koł go kie iels ang o członkowie ekskluzywneg powiadasię zabawić. Popili, poo go postanowili trochę ej Cisnej, eki dal nie do się li bra wy li łowieckie przygody i i towancj age j we wę w miejsco aby sfinalizować wypra dynie) prezes Lon w (już h iac odn rzyskiej. Po trzech tyg w koła. zwołał zebranie członkó Czy jak cie mnie nie od dzisiaj. – Panowie – zagaił – zna ń nasło y jąc rżu sza annie w RPA dwa lata temu na saw zystkie żews mi ał am poł i wą stąpił mi na klatkę piersio bra, to płakałem? h stron się głosy ze wszystkic – Ależ skąd! – rozległy sali. koukąsiła mnie w Indiach – A w zeszłym roku, gdy bra, to płakałem? – Nie, wcale... m, to dlaczego teraz jak sika – No to powiedzcie mi, płaczę?
23
PLOTKOWISKO
Moherek w garści przygotowując swoją najnowszą płytę, czerpał inspiracje z Radia Maryja i obserwacji jego wiernych słuchaczek. Muzycy wieszczą: „Moherowe berety – panują nad światem/ Moherowe berety – zaczynają krucjatę/ Moherowe berety – zwycięstwo i władza/ W moherowym berecie będzie lepiej na świecie”. Zanim potencjał tkwiący w wyznawczyniach ojca Tadeusza wymknie się spod kontroli, należałoby wdrożyć w czyn jakąś strategię praktycznego ich wykorzystania ku chwale ojczyzny i pożytkowi społeczeństwa: l Wydziergane i poświęcone berety powinny się stać podstawowym towarem eksportowym IV RP, oznaczonym godłem promocyjnym „Teraz Polska Katolicka”. l Grupy co bitniejszych ochotniczek należałoby wynajmować
sąsiadom do rozpędzania marszów równości, festiwali muzyki diablej, do pikietowania pod klinikami aborcyjnymi, sądami, zdrożnymi galeriami... l Najodważniejsze panie powinno się przeszkolić pod kątem udziału w misjach specjalnych i wysyłać w rejony zagrożone konfliktem z innowiercami, czyli np. do Iraku. Polska gospodarka może w końcu ruszy z miejsca! Jest na to poważna szansa, bo – jak śpiewa Skiba – „premier szybko zwęszył moherowy trop”. Prezydent również, więc zapewne wszystkie jego umizgi w kierunku Rydzyjka służą jedynie sprawom najwyższej wagi, są wyrazem dalekowzrocznej polityki dla dobra kraju, a nie – jak sądzą nieżyczliwi – wzajemnego włazidupstwa i zacofania. MAŁGORZATA PIEKIELNICA
Ewa w raju nie usłuchała zakazu Stwórcy i za namową węża zerw ała jabłko z drzewa. Za ten czyn ła wraz z Adamem wyrzucona za zostabramę raju. Na odchodnym Ewa usłyszała głos z góry: – Za ten czyn zapłacisz krwią! Po kilku dniach Ewa natknęła się na tego samego węża, który ją do złego namówił. – Przez ciebie teraz będę musiała płacić krwią! – Oj, nie marudź! Wynegocjowałem ci to w dogodnych miesięcznych ratach! ¤¤¤ Pewna kobieta musiała wykonać pilny telefon. Nie miała komórki, poszła więc do jedynej w okolicy telefonicznej, a tu pech – jakiś face budki t w środku stoi i trzyma słuchaw kę. Stanęła więc i grzecznie czek po jakimś czasie zorientowała się, a, ale że ten facet w ogóle się nie odzy wa. Kobieta stoi jednak spokojnie ka dalej. Mijają kolejne minuty, i czea sytuacja się nie zmienia – face t milczy jak grób. Trochę się wię wowała i zaczęła pukać w drzw c zdeneri. – Panie, co pan telefon okupujesz? Ja muszę pilnie zadzwonić, a pan tylko stoi i nic nie mówi! – Co się pani tak gorączkuje? Z żoną rozmawiam... ania i spotyka kolegę. Myśliwy wraca z polow a kumpel. schlaliśmy – Coś taki smutny? – pyt się nie pojawiał, więc w pięciu na dzika. Dzik się y liśm bra wy , zisz – Wid przyszedł dzik. się jak świnie... I wtedy
SZYFROGRAM 1) przerywana lub ciągła: 3-40-43-12-38, 2) grecka bogini niezgody: 28-51-46-19, 3) brzeg, ziemia: 29-13-23, 4) przekonanie oparte na wierze: 48-9-50-27-42-18-39-4-22, 5) np. Tatry: 5-36-1-24, 6) szarak: 15-7-21-53-56, 7) pokarm, pożywienie: 17-41-14-52-10-45-32-47, 8) padlinożerne ssaki: 57-30-2-25-55, 9) ... dalszy nastąpi: 54-6-33-31, 10) część długu: 37-16-20-44, 11) pielgrzym: 8-26-35-11-49-34. Rozwiązaniem jest powiedzenie Teofila Gautiera Rozwiązaniem szyfrogramu z numeru 3/2006 jest aforyzm George’a Bernarda Shawa: „Jeden czynny grzesznik wart jest dziesięciu bezczynnych świętych i męczenników”. Nagrody (koszulka + czapka „FiM”) wylosowali: Czesław Różanowski z Tczewa, Piotr Stefaniak z Wilcząt oraz Maria Nieć-Cedrowska z Choczni. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer pisma, wybrany wzór (do obejrzenia na www.faktyimity.pl), rozmiar koszulki (M, L, XL lub XXL) oraz adres, na który mamy wysłać nagrodę. TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Barański, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Szkoła ukrzyżowana
Od lat krążące po Polsce żarty rysunkowe, które przedstawiają ukrzyżowanego orła jako symbol klerykalizacji, w Szkole Podstawowej nr 2 Fot. SW w Białej Podlaskiej potraktowano jak zadanie do wykonania!
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 5 (309) 3 – 9 II 2006 r.
JAJA JAK BIRETY zy mrozy, które nam dokuczają, dają nam prawo do mówienia, że mamy srogą zimę? Niekoniecznie... Przekonajcie się, jak w porównaniu z nami radzą sobie Lapończycy: +10°C – Mieszkańcy lapońskich bloków wyłączają ogrzewanie. Lapończycy hodują kwiatki. +5°C – Lapończycy opalają się, jak tylko słońce ukaże się nad horyzontem. +2°C – Włoskich samochodów nie można odpalić. 0°C – Zamarza destylowana woda. -1°C – Oddech zaczyna być widzialny. Lapończycy jedzą lody i popijają zimne piwo. -10°C – Już czas zaplanować wczasy w Afryce. Lapończycy idą się kąpać. -12°C – Jest zbyt wielki mróz, by padał śnieg. -15°C – Amerykańskich samochodów nie można odpalić. -18°C – Lapończycy włączają ogrzewanie. -20°C – Oddech zaczyna być słyszalny. -22°C – Politycy użalają się nad biednymi bezdomnymi. -24°C – Niemieckich samochodów nie można odpalić. -26°C – Każdy oddech można wykorzystać jako cegiełkę do budowy igloo.
C
-29°C – Żadnego normalnego samochodu nie można już odpalić. Lapończyk zaklnie, poskacze po oponach i odpali swojego gruchota. -31°C – Podczas pocałunków wargi przymarzają do siebie. Lapońskie drużyny piłkarskie zaczynają trenować na lato.
północny. Uniwersytet w Rovaniemi (Laponia) organizuje biegi przełajowe. -75°C – Lapończycy naciągają sobie na uszy beret. -120°C – Zamarza alkohol. Lapończyk jest wkurzony... -268°C – Skrapla się hel.
Ku pokrzepieniu -39°C – Zamarza rtęć. Lapończycy zapinają górne guziki u koszuli. -40°C – Lapończyk zakłada sweter. -44°C – Mój lapoński kolega zastanawia się, czy nie przymknąć okna w biurze i w łazience. -50°C – Foki opuszczają Grenlandię. Lapończycy wymieniają rękawice z palcami na „łapki”. -70°C – Niedźwiedzie polarne opuszczają biegun
-273,15°C – Absolutne zero. Ustaje ruch cząstek elementarnych. Lapończyk, ssąc kawałek lodu, przyznaje: „No, wreszcie mamy porządną zimę”. Na podstawie www.joemonster.org opracował MIKOŁAJ