PAŃSTWO KUPIŁO GŁÓDZIOWI OKNA DO PAŁACU ZA 132,5 TYS. ZŁ ! Str. 13
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 5 (570) 10 LUTEGO 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
24 Polaków poległych w Afganistanie od 2002 roku i 200 talibów zabitych w ciągu ostatniego półrocza – oto bilans polskiego kontyngentu. Po co bawić się w eufemizmy i nazywać tę wojnę „misją pokojową”? Toż to akcja humanitarna! ! Str. 3
! Str. 25
! Str. 7 ISSN 1509-460X
! Str. 21
2
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Specjalne pocztówki z karykaturami Tuska i Putina w „judaszowym uścisku” rozprowadzane będą 18 kwietnia podczas wielkiej manifestacji pod Wawelem. To nie pomyłka. 18, a nie 10 kwietnia, bo w rocznicę pogrzebu PARY „Gazeta Polska” organizuje w Krakowie wielki spęd Prawdziwych Polaków. Cała PARA w gwizdek. Najnowsza sensacja Radia Maryja: raport MAK powstał przed 10 kwietnia i nie był relacją, a scenariuszem wydarzeń. Nie wiemy, co wciągają w toruńskiej rozgłośni, ale powinni zmienić dilera. TVN opłaca ekspertów lotnictwa, którzy za pieniądze mówią na antenie o Smoleńsku to, czego stacja sobie życzy – ogłosił „Ich Dziennik”. TVN zapowiada sąd. Ponieważ „IDz” podobno cienko ostatnio przędzie, może to być sąd ostateczny. „Pokój z widokiem na miejsce katastrofy” (sic!) – takimi anonsami w przededniu rocznicy 10 kwietnia wabią „smoleńskich pielgrzymów” miejscowi hotelarze. Ponieważ w tej kwestii nic nas już nie zdziwi, zatem już wkrótce można się spodziewać czarterowych lądowań na pasie „Siewiernyj” w ramach survivalowej turystyki ekstremalnej „Przeżyj to sam”. Albo nie. Sejm wolnej Polski, kraju, w którym istnieje konstytucyjny rozdział państwa od religii, zmienił porządek obrad i na jeden dzień zawiesił głosowania, bo grupa 80 posłów (PiS) wybrała się (w dniu pracy, w środę) na pielgrzymkę do Częstochowy. Może lepiej przestać udawać i przenieść sesje plenarne na Jasną Górę? Miliard złotych wydadzą polscy pielgrzymi podczas rzymskiej beatyfikacji JPII. Połowa z tej kasy wpadnie w łapy branży turystycznej, a połowa – religijnej. Jak Watykan się kapnie, ile można na durnych Polakach zarobić, to w ślad za JP na ołtarze wyniesie i Lecha, i Marię, i Przemysława Edgara. A z rozpędu może nawet samego Andrieja Nikołajewicza Tupolewa. Lecha i Marii Kaczyńskich lub Jana Pawła II – taką i tylko taką alternatywę nazwy wiaduktu w Opolu mają miejscowi radni. Lokalna SLD zapowiedziała, że „z dwojga złego” woli już poprzeć JPII. Bardzo nam się podoba to „z dwojga złego”. Kluziki (czyli Pomidorowa Jest Najsmaczniejsza) już zdążyły się pożreć. O nazwę partii. A w ogóle to Kamiński i Bielan, gdy dowiedzieli się, że nie będą we władzach „Pomidorowej”, śmiertelnie się obrazili i zapowiedzieli secesję. W każdym razie PJN to niepowtarzalny cud ewolucji: coś, co zaczęło się dzielić, zanim powstało. A wszystko przez mizerne sondaże… Na lotniskach i w portach Egiptu panika. Turyści i biznesmeni w panice opuszczają kraj piramid w obawie przed ogarniającą kraj anarchią. A Polacy nie. A Polacy jako jedyni na świecie (!!!) walą do Hurghady i Szarm el-Szejk. „Jakoś to będzie” – odpowiedziała turystka znad Wisły indagowana przez dziennikarkę. Tak... ten cytat z Mickiewicza powinien zastąpić hymn i widnieć na sztandarach: „Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, Ja z synowcem na czele, i jakoś to będzie!”. Sąd w Częstochowie uniewinnił Rafała P. oskarżonego o wyłudzenie pieniędzy od firmy ubezpieczeniowej. P. spowodował wypadek, uciekł z miejsca zdarzenia, a później – ponieważ był pod wpływem alkoholu – namówił kolegę, by ten oświadczył, że to on prowadził samochód. Dzięki temu P. dostał 18 tysięcy złotych z OC i AC. Gdy zupa się wylała i prokurator sporządził akt oskarżenia, sąd zawyrokował: „(...) zamiarem oskarżonych nie było wyłudzenie pieniędzy”. Nie do wiary?! Bynajmniej – Rafał P. jest księdzem rzymskokatolickim. „Pięć dni sierpnia” – taki tytuł ma amerykańsko-gruzińska superprodukcja (za pieniądze Micheila Saakaszwilego), która właśnie wchodzi na ekrany. W ostatniej chwili z filmu wycięto króciutką scenę z L. Kaczyńskim, to znaczy z aktorem grającym byłego prezydenta. Dlaczego?! Specjalna komisja, na czele której stanął Antoni Macierewicz, już bada ten skandal. Marta Kaczyńska-Dubieniecka wraz z małżonkiem Marcinem i dwiema córkami spędza urlop narciarski w Dolomitach, gdzie znacznie lepiej i głębiej przeżywa się żałobę. Te Dolomity to już jakaś mania. Ale i tak lepsze niż Cypr, gdzie ludzie PiS znani i cenieni są jako świetni kierowcy testowi wózków golfowych. JPII, jak tylko dostanie ziemski certyfikat dla władz niebiańskich, to będzie mógł mieć własne kościoły. Mógł mieć? Już ma! W Bigfork (USA) istnieje od dwóch lat parafia i kościół pod wezwaniem świętego Jana Pawła II. 22 polskim parafiom starającym się o taki zaszczyt szczęki na wieść o tym opadły. I skrzydła, bo już nie będą pierwsze. Cóż, zawsze można po palmę pierwszeństwa uderzyć w kierunku Anny Walentynowicz, którą to z kolei wyświęcić chcą oszołomy z Gdańska. O Lechu Wawelskim nie wspominając… Papa Benedykt XVI, jak był jeszcze tylko zwykłym Ratzingerem, uważał, że celibat jest do d..., tzn. do bani. Myślą tą podzielił się w liście z ówczesnym papieżem Pawłem VI i został olany. Dziś olewa identyczne w treści listy od księży z całego świata. Zapomniał wół, jak cielęciem był. A może papieżowi już nie staje... pamięci? Czesi chcą oficjalnie zarejestrować Kościół Jedi. Sympatyczna religia z „Gwiezdnych wojen” święci triumfy na całym świecie. Oficjalne Kościoły Jedi istnieją już w 34 krajach, a np. w Nowej Zelandii religia wymyślona przez George’a Lucasa to wyznanie drugie pod względem popularności.
Lalka a łamach „FiM” często piszemy o przypadkach mole- o tym przekonana, że z rozmysłem – polał matce więcej stowania dzieci przez księży. Szacuje się, że około niż kiedykolwiek, odstawił do wyra i przykrył pościelą. Włą10 procent duchownych ma skłonności pedofilskie; niektó- czył telewizor, rozebrał się do naga i położył przy mnie rzy wstępują z nimi do seminarium, aby skutecznie ukryć na kanapie. Tulił mnie najpierw i całował, a potem zdjął swoje zboczenie pod sutanną. Ich ofiary w samych tylko ze mnie koszulkę. Na początku było nawet miło, jak z tym Stanach Zjednoczonych liczy się na setki tysięcy. panem. Ojczym szeptał mi do ucha, jaka jestem śliczna i że Obok totalnego potępienia i pomysłów na poradzenie mnie kocha. Potem zaczęło bardzo boleć i zatkał mi ręką sobie z problemem pedofilii nie brakuje też głosów wzywa- usta, żebym nie krzyczała. Ale matka spała. Miałam wtejących do pobłażliwości, a nawet zaakceptowania „związ- dy 6 lat. Podobne sytuacje powtarzały się średnio raz, dwa ków” brzuchatych, siwiejących facetów z nastolatkami, razy w tygodniu, aż do moich 13 urodzin, kiedy powiedziazwłaszcza płci odmiennej. W internecie bezkarnie łam o wszystkim koleżance. Ona powiedziawisi sobie strona internetowa (reklamy nie ła swojej mamie, a ta poszła z tym do nabędzie), która wręcz nobilituje „układy pouczycielki. Sąd przyznał opiekę nade legające na wzajemnym dawaniu sobie mną babci. Mój ojczym nie poniósł ciepła i miłości”. Autorzy strony, któżadnej kary, ale sędzia zabronił rzy powinni raczej doświadczać „czumu kontaktowania się ze mną. łości” od współwięźniów równoA ja… tęskniłam za nim. Za jelatków, przekonują, że kilkuletnie go czułością, dotykiem, predzieci nierzadko same uwodzą dozentami, których nikt nigdy mi rosłych i odczuwają satysfakcję nie dawał. Przez 7 lat naszeseksualną podczas „uprawiania go związku czułam przynajmiłości” – na przykład z dziadmniej, że ktoś się mną intekiem czy ojczymem. Niestety… resuje. Dziś oczywiście wiem, jest to prawda. Niestety też – jak że chodziło mu tylko o zaspoto zaraz udowodnię na konkretkojenie chuci”. nym przykładzie – malcy na takich Ania nie czuła bliskości kontaktach zyskują ulotne chwile z babcią. Kiedyś poszła pod akceptacji, ale tracą szansę na dom ojczyma, wycofała się jedprawdziwe związki i uczucia. Tranak w porę, postanawiając socą najczęściej na całe życie. bie, że znajdzie – tak jak jej koleWinni są prawie zawsze rodziżanki – „normalnego” chłopaka ce, którzy poświęcają swoim dziew swoim wieku. Miała 16 lat i umóciom za mało czasu, nie wierzą wiła się z Maćkiem ze swojej klasy. im, nie wykazują zainteresowaNieco zszokowała go swoją miniówką nia ich problemami, nie akcepi wyzywającym zachowaniem. Pierwsza zatują ich takimi, jakie są, wyczęła go całować. Chłopak nie wytrzymał naśmiewają dziecięce lęki, na pięcia… Na drugi dzień w szkole miała opiokrągło krytykują, krzyczą, donię dziwki. Odsunęła się od niej nawet najłują… Wtedy wystarczy tylko lepsza koleżanka. Ania poznała 40-letniego fakontakt z innym człowiekiem ceta, ale kiedy się nią znudził, polecił koledze. „Teraz – antytezą takiego rodzica – i dziecko niczym małe zwie- są ponoć galerianki, a wtedy były cichodajki – zagubione rzątko lgnie do niego, by zaspokoić swoją naturalną potrze- dziewczyny z nizin, jak ja” – wspomina. Skończyła z tym bę miłości. Bywa – jeśli w pobliżu nie ma obcego pedofi- koło trzydziestki, ale wciąż nie potrafiła zbudować związku la – że takim „lekarstwem” dla malca jest sam rodzic, naj- z równolatkami. Mimo odnowienia kontaktów z rodziną ojczęściej ojciec. Lub ojczym. Na co dzień surowy, krytycz- ca nie mogła z nią znaleźć wspólnego języka. Złapała się ny, zły; a czasem… Właśnie takie wspomnienie z dzieciń- na tym, że zaczyna uwodzić własnego wujka. Była przekostwa opisała mi Czytelniczka Ania i poprosiła, abym prze- nana, że mężczyznom chodzi wyłącznie o jej ciało, że tak strzegł innych przed podobnymi tragediami, „przed straco- już po prostu jest, bo tylko w ten sposób można okazać nym życiem” – jak się wyraziła. komuś pozytywne uczucia. Ani nie układało się też w praZaczęło się dość klasycznie. Rodzice często pijani, li- cy, ale swoją córeczkę poczęła właśnie tam, z kierownibacje, krzyki. Nikomu niepotrzebna, 5-letnia dziewczynka kiem zmiany. Z początku chciała usunąć, ale pomyślała, że pozostawiona sama sobie, ewentualnie sąsiadom. Najpierw może mieć wreszcie kogoś, kto będzie ją naprawdę kochał był starszy pan z naprzeciwka, który przytulał i wkładał rę- i kogo ona będzie naprawdę kochała. Teraz daje Zuzi to, kę w majteczki. Nie zabraniała mu, bo nie było to niemi- czego sama nie doświadczyła w dzieciństwie. I chroni ją. łe i nikt jej nie powiedział, że to coś złego. Poza tym pan JONASZ rozmawiał z nią, interesował się jej zabawami, dawał cukierki. Przez rok chodziła do niego chętnie, a nawet tęskniła do chwil, kiedy brał ją na ręce. Potem rozwiedli się rodzice. Matka wyładowywała na niej swoją złość, obarczała ją winą za straconą młodość, czasem uderzyła. Piła też coraz więcej, a faceci Wybrane komentarze naczelnego „Faktów i Mitów” z lat 2000 - 2010 w jej łóżku zmieniali się prawie tak często jak w dwóch tomach. butelki na stole. Jeden został na dłużej; dziś Ania nie ma wątpliwości, że został z jej powodu: „Miał silną głowę do alkoholu i kiedy pili we dwoje, matka odpływała po ćwiartce, a on nie wiedział, co ze sobą zrobić. Nagle zaczął dostrzegać moją obecność, chwytać WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki. za uda, ukradkiem całować. Kiedyś – jestem
N
Księga Jonasza
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
NASZA WOJNA?
Według stanu na dzień 1 lutego 2011 r. na wojnie w Afganistanie, zwanej oficjalnie misją pokojową, zginęło 24 biorących w niej udział Polaków, a lista poległych jest już o dwie pozycje dłuższa niż ta z wyprawy do Iraku.
ane obejmują wyłącznie żołnierzy, którzy stracili życie bezpośrednio w walce lub zamachach, bowiem jeśli chodzi o rannych, to opinia publiczna nie jest informowana, czy i ilu przeżyło kolejne tygodnie lub miesiące po odniesieniu obrażeń, oraz w jakim są dzisiaj stanie. Wydaje się, że obraz faktycznych strat jest celowo zaciemniany, skoro według Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych za rannego uznaje się żołnierza, którego stan zdrowia wymagał interwencji chirurgicznej i co najmniej dwóch tygodni leczenia szpitalnego, natomiast dla Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia – wyłącznie żołnierzy wycofanych z misji na skutek doznanych obrażeń. Dla ilustracji: ! Tylko w okresie od kwietnia do października 2010 r. (podczas VII zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego Afganistan) „przeprowadzono ewakuacje medyczne 37
D
żołnierzy i pracowników wojska rannych w działaniach bojowych oraz 25 osób, których urazy i dolegliwości zostały zakwalifikowane jako odniesione poza działaniami bojowymi” – wyjaśnia zastępca rzecznika Dowództwa Operacyjnego mjr Piotr Jaszczuk.
Improwizowany ładunek wybuchowy (IED) – ten szczęśliwie wykryto...
! W Sztabie Generalnym WP dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że od początku polskiej obecności w Afganistanie na polu walki zostało rannych (w prawdziwym znaczeniu, a nie według formalnej kwalifikacji) ponad 500 Polaków. Straty po prymitywnie wyposażonej drugiej stronie są oczywiście kilkakrotnie wyższe. W sprawozdaniu z dokonań VII Zmiany PKW czytamy, że w ciągu zaledwie pół roku nasi żołnierze osobiście ukatrupili co najmniej 200 partyzantów (lub – jak kto woli – rebeliantów, talibów, terrorystów…), postrzelili około tysiąca (dokładnych danych brak) i aresztowali 243 podejrzanych o udział w walkach lub wspieranie przeciwnika. ! ! ! Wojna to również (a może przede wszystkim?) pieniądze. W samym 2010 r. afgańska misja (kontyngent
liczy obecnie 2600 osób) pochłonęła ponad 1,3 mld zł (373 mln zł – koszty osobowe, 942 mln zł – zakup sprzętu i uzbrojenia), co stanowiło prawie jedną piątą wszystkich wydatków majątkowych w polskich siłach zbrojnych. Rok wcześniej obciążyła polskich podatników kwotą 785 mln zł, z czego 408 mln zł poszło na zakupy (ok. 10 proc. pieniędzy przeznaczonych na wyposażenie całej armii). W ramach udzielania tzw. pomocy rozwojowej przekazaliśmy w 2009 r. do Afganistanu ponad 15 mln zł, w 2010 r. – 20,8 mln zł. A jaki mamy z tego wszystkiego pożytek? „Dzięki zaangażowaniu w misję afgańską udało się nam skłonić naszych sojuszników z NATO do aktualizacji planów wzmocnienia Polski na wypadek zagrożenia z zewnątrz” – tłumaczył posłom z sejmowej komisji obrony minister Bogdan Klich, podkreślając, że „wycofanie się z Afganistanu bez osiągnięcia założonych celów oznaczałoby poważny kryzys wiarygodności NATO i wzmocnienie pojawiających się w nim od kilku lat tendencji
3
odśrodkowych. Dla Polski byłoby to osłabienie najważniejszego zewnętrznego filaru naszego bezpieczeństwa narodowego”. Owych „celów”, czyli zbudowania tzw. demokracji w przyjaznym Zachodowi państwie, prawdopodobnie nigdy nie uda się osiągnąć, a z pewnością nie do 2014 r., choć w tym terminie Amerykanie zaplanowali wycofanie wojsk, nie bacząc na pohukiwania sojuszników, że ci zrobią to znacznie wcześniej. – Nie wierzcie w propagandowe komunikaty z frontu, powtarzane bezmyślnie przez media, bo jedyne, co tam naprawdę i trwale osiągamy, to szczera nienawiść tubylców. Systematycznie narastająca i przekazywana następnemu pokoleniu, a do tego stokroć bardziej zawzięta niż w Iraku – podkreśla doświadczony „misjonarz”, który przed trzema miesiącami wrócił z Afganistanu. Przywiózł nam stamtąd „Chłopca z Kandaharu”. Wiersz traktowany niczym modlitwa. Potrafi go wyrecytować większość dzieci, ponieważ rodzice i krewni bardzo dbają o pamięć swoich pociech. Oto fragment: „Skrwawili ojczyznę, bezbronny dom moździerzami obrócili w pył. Swoje prawa wyryli kulami na wszystkim, co ból posiada. W sercu twym nieokiełznany gniew. Nauczyli cię, jak zabijać, jak spać, by nie rozdzierał ciszy twój płacz i tęsknota za mamą. Jesteś wojownikiem, mścicielem, bo w wiosce studnia zasypana, ptaków tam nie ma ani zwierząt, nikogo nie ma. Poumierali, a ty, mój mścicielu, za życia stałeś się czarnym iblisem (w islamie jedno z imion szatana – dop. red.). I taki pozostaniesz, aż twój dom zazna smaku wolności. Lub wszyscy zginą”. Żołnierz przywiózł też zdjęcia, za których ujawnienie miałby co najmniej postępowanie dyscyplinarne. Popatrzmy… ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Mróweczki Pana B. W Polsce mamy 153 zakony i zgromadzenia żeńskie, w których – ku chwale Pana – żyje ok. 25 tys. zakrytych od stóp do głów dziewic. Kryzysu powołań ukryć się nie da. Zwłaszcza w zgromadzeniach kobiecych. Jeśli porównać liczbę Polek chętnych do postulatu (pierwszy niezobowiązujący okres klasztornego życia) z sytuacją sprzed 20 lat, zobaczymy, że spadek wynosi około 65 procent. Przeszkodą w uzupełnianiu żeńskich klasztorów jest, zdaniem rezydentek, wszechobecna emancypacja. „Młodym dziewczętom wmawia się, że muszą realizować swoje pragnienia i osiągnąć sukces – twierdzi siostra Barbara Kulikowska z Sekretariatu Konferencji Żeńskich Zgromadzeń. – O ile status społeczny kapłanów jest dosyć wysoki, to sióstr – niski. Księża mogą liczyć na sukces duszpasterski, my zaś jesteśmy niewidocznymi mróweczkami Pana Boga”. Ostatni powołaniowy boom miał miejsce przed wojną i w początkach pontyfikatu naszego santo subito. A teraz... bida! Jak pocieszają się kościelni dostojnicy, w zakonnym bilansie zysków i strat znać rękę Stwórcy, który wie, co robi.
Jednak mimo wiary w boską nieomylność współczesne siostrzyczki nie próżnują i prowadzą intensywną działalność wabiącą: internetowe radia, profile na portalach społecznościowych, organizowanie dni otwartej furty itp. Niestety, nawet jeśli jakaś życiowo niezdecydowana niewiasta przyjdzie zakosztować życia w celibacie, pewnie szybko… ucieknie. Niegdyś odchodzenie z postulatu i nowicjatu było zjawiskiem marginalnym, teraz dziewczyny zwiewają na potęgę, co siostry tłumaczą emocjonalną niedojrzałością współczesnej młodzieży. Duchowo niedorozwinięte młode kobiety nie wiedzą, co tracą. Siostrzyczki nie są już na bakier z nowoczesnością, potrafią też zarobić konkretne pieniądze. Medialny rozgłos zyskała inicjatywa karmelitanek z Gniezna, które żebrzą wirtualnie na stronie: www.rozaniecassistance.pl.
ak zwany ekumenizm jest niczym więcej, jak tylko strategią propagandową Kościoła. Jego cel niczym nie różni się od celów katolickich wojen religijnych – chodzi o podporządkowanie wszystkiego Watykanowi. Na pierwsze tygodnie każdego nowego roku przypada spiętrzenie symbolicznych działań Kościoła katolickiego w dziedzinie ekumenizmu (pojednanie między chrześcijanami) i dialogu międzyreligijnego. Obchodzony jest tzw. Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, a także dni judaizmu oraz islamu. Wydawałoby się więc, że przyłączenie się Kościoła rzymskokatolickiego do ruchu ekumenicznego w II połowie XX wieku oznaczało kres imperialistycznej polityki tego Kościoła i odstąpienie od chęci podporządkowania sobie całego świata. Takie myślenie jest jednak naznaczone skazą naiwności. Katolicyzm przyłącza się do czegoś, co wcześniej zwalczał, wcale nie z porywu dobrego serca, nie z chęci nawrócenia się lub naprawienia wyrządzonych krzywd, lecz z braku innego wyjścia. I z chęci uczynienia z dawniej zwalczanej idei dogodnego narzędzia własnych ambicji polityczno-religijnych. Tak było na przykład z demokracją. Kościół zwalczał ją tak długo, jak się dało (np. przez dyktatury katolicko-faszystowskie), a gdy przegrał – uznał ją, ale tylko po to, aby demokratyczną drogą podporządkowywać poszczególne kraje katolickim wierzeniom i kościelnym interesom. Nie ma tu lepszego przykładu niż Polska po roku 1989. Polski Sejm może sobie uchwalać co chce, pod warunkiem, że nie narusza to interesów Kościoła. Wymyślony przez protestantów w XIX wieku ekumenizm długo był przez Kościół rzymskokatolicki
T
Na witrynie powitalnej widać zatroskane zakonnice i chałupkę z wielką dziurą w dachu (że niby takie biedne). Potencjalny darczyńca ma zadbać o to, żeby siostrzyczki nie zamarzły. Każda kwota na wagę złota, chociaż... kiedy przechodzimy do formularza wpłat, najmniejszy proponowany datek to 47 złotych. Pomysł zrodził się przypadkowo. Dwie z naszych sióstr uczestniczyły w szkoleniu z zakresu pozyskiwania funduszy. Wśród prezentowanych na nim form zdobywania środków ta z użyciem internetu wydała nam się najbardziej odpowiednia – wyjaśnia s. Małgorzata, przełożona klasztoru. Darczyńca otrzymuje w podzięce modlitwę oraz „cudowny” różaniec z Ziemi Świętej. Polak katolik hojny jest jak diabli. Od końca października do końca ubiegłego roku siostrzyczki uzbierały… 172 tys. złotych. Na remonty. Akcja zakończona, nie stawiamy jednak granic Waszej wielkoduszności – czytamy na siostrzanej stronie. Znaczy się – można dalej wpłacać. Dach załatany. Pora na marmury. JUSTYNA CIEŚLAK
ignorowany, potępiany i ośmieszany. Kiedy Kościół zreflektował się, że wojuje już z ekumenizmem samotnie, a jego zaciętość jest odbierana jako wyraz pychy i zacietrzewienia, postanowił zmienić taktykę. Przyłączył się do tego ruchu, a nawet starał się odgrywać w nim kluczową rolę. Przyprawił sobie maskę zatroskanego bojownika o jedność chrześcijan. Dawnych „heretyków” mianował „braćmi odłączonymi”, zadbawszy przy tym, aby słowo „odłączeni” utrwalało w świadomości ludzi fałszywe przeświadczenie o tym, kto od kogo się odłączył i kto do kogo ma powrócić. Sformułowanie „bracia odłączeni” jest majstersztykiem propagandowym, czymś w rodzaju pocałunku i uderzenia w policzek jednocześnie. Piękny tekst o prawdziwych intencjach Watykanu wysmażył ostatnio Tomasz Terlikowski, telewizyjny krzyżowiec. Jest to o tyle cenne, że Terlikowski to specjalista w dziedzinie ekumenizmu, bo przewodzi portalowi www.ekumenizm.pl. Katolicki oberredaktor wyłuszcza, że kościelne rozumienie ekumenizmu nie ma nic wspólnego z rozumieniem protestanckim, w którym chodzi o „przyjaźń, rozmowy, dialog, akceptację czy różnorodność”. Terlikowski podkreśla, że celem watykańskiego ekumenizmu jest „jedność w Prawdzie”, a polega ona na „zjednoczeniu z Mistycznym Ciałem Chrystusa, czyli z Kościołem katolickim”. Cóż to za szczera skromność, prawda? Redaktor portali ekumenizm.pl i fronda.pl dodaje, że efektem wysłuchanych modlitw o jedność chrześcijan jest na przykład ostatnie nawrócenie anglikanów na katolicyzm. Drodzy protestanci i prawosławni – gdy schodzicie się zatem z katolikami na ekumeniczne modły, wiedzcie, że chodzi o Waszą katolicyzację, nie miejcie złudzeń! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Ściema ekumeniczna
Prowincjałki Patrolujący drogi policjanci z Lipna (woj. pomorskie) zatrzymali pojazd jadący zygzakiem. Dama za kierownicą, 36-letnia przedstawicielka handlowa, wydmuchała ponad 2,6 promila, a funkcjonariuszom zdumionym takim wynikiem wyjaśniła, że pić musi, bo to antidotum na stresującą pracę.
DLA KURAŻU
38-latek z Dzierżoniowa przerwał biesiadowanie z kompanami, bo chciał wypędzić z nich szatana. A że wypędzał go tasakiem, „opętani” tylko cudem obrzęd przeżyli. Egzorcysta trafił na 3 miesiące do aresztu, a jego koledzy – do szpitala.
EGZORCYZMY
Koszula, pieniądze i kura – zaopatrzona w takie atrybuty 54-latka odwiedziła mieszkanie pary staruszków z Międzychodu i zaoferowała, że odpędzi od nich choroby, a przy okazji – samego diabła. Za robotę zainkasowała sobie (po cichu) oszczędności gospodarzy – kilkanaście tysięcy złotych.
EGZORCYZMY II
W Wadowicach dwóch nastolatków okradło sklep. Przyszli pod pozorem zakupu wykwintnej wody mineralnej, a kiedy jednemu z nich ekspedientka uczynnie pomagała dokonać wyboru, drugi opróżnił kasę z kilkuset złotych. Na kremówki wystarczy.
POKOLENIE JPII
19-letniego mieszkańca gminy Żmudź na Lubelszczyźnie ochlapał samochód. A że chłopak stał akurat na przystanku, całą złość wyładował na Bogu ducha winnej wiacie. Za straty oszacowane na 500 zł odpowie przed sądem. Z kolei w jednym z krakowskich marketów 20-latek pogryzł iPoda. Wszystko przez to, że dotykowy ekran urządzenia nijak nie reagował na jego polecenia.
ŚLEPA FURIA
Celnicy z przejścia granicznego w Medyce (woj. podkarpackie) zatrzymali Ukraińca, który swoją ładą przewoził olbrzymią, bo prawie dwumetrową skórę niedźwiedzia brunatnego. Miś ten, jako gatunek ginący, objęty jest szczególną ochroną. Mężczyzna tłumaczył, że skóra na tylnym siedzeniu to pokrowiec na siedzenie dodawany do luksusowej wersji jego samochodu. Opracowała WZ
WERSJA DE LUXE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Strategią PiS jest uczynienie z tej katastrofy dramatu o sile greckiego mitu. Przekaz stąd płynący ma przeorać polską świadomość i wyznaczyć linię podziału na wiele następnych lat. Tu nie chodzi o prawdę, ale o posępną legendę. O to, czy władzę w Polsce będzie sprawował rozum, czy szaleństwo. (Leszek Miller)
!!! Struktury Kościoła, wchodząc w rzeczywistość III RP, z czasem, paradoksalnie, stały się największym instytucjonalnym skansenem epoki PRL w Polsce. (Jacek Borkowicz, „Tygodnik Powszechny”)
!!! Wydaje mi się, że za zło w Kościele powinni się uderzać w piersi przede wszystkim kapłani i biskupi. Natomiast słyszę, że to jest wina Unii Europejskiej, liberalizmu. (ksiądz Ludwik Wiśniewski, dominikanin, autor listu krytykującego stosunki panujące w Kościele)
!!! Nigdy nie modliłam się do żadnego człowieka, więc oczywiście nie modliłam się też do papieża – ani za jego życia, ani po śmierci. Właściwą rzeczą jest modlić się do Boga samego. (Halina Bortnowska, teolożka i działaczka na rzecz praw człowieka)
!!! Kościół ma prawo do głoszenia w sferze publicznej zasad moralnych. Ale nie ma prawa żądać, aby jego przekonania etyczne stały się zasadami obowiązującymi wszystkich obywateli państwa. W tych państwach Europy Zachodniej, w których Kościoły w sposób najbardziej twardy stawiały swoje stanowisko, najwięcej traciły. (ks. Bogusław Milerski, pastor i teolog ewangelicki)
!!! Mamy bardzo duży kult Matki Boskiej. To jest element kobiecy w naszym życiu, który nas zmiękcza. (ksiądz Michał Zioło, trapista)
!!! Szukamy szczątków świętych, żeby ich właściciele nauczyli nas prawdziwych wartości i sensu życia. (Joanna Jureczko-Wilk, „Gość Niedzielny”) Wybrał AC
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
NA KLĘCZKACH
TRYBUNAŁ KOŚCIELNY Trybunał Konstytucyjny nie rozpatrzył w przewidzianym terminie, czyli do 31 stycznia, wniosku SLD o zbadanie, czy działalność niesławnej Komisji Majątkowej jest zgodna z konstytucją. Marszałek Schetyna poprosił Trybunał o odroczenie rozprawy (wniosek czekał już 2 lata!), bo – jak zauważył – Komisja właśnie przechodzi do historii (z dniem 1 lutego). Trybunał przychylił się do prośby i nie wyznaczył na razie nowej daty rozprawy. Odrzucił za to wniosek SLD o odsunięcie od orzekania dwójki sędziów powiązanych z Kościołem. W obecnej sytuacji jest możliwe, że Trybunał umorzy sprawę, co byłoby po myśli Kościoła. Widać zresztą wyraźnie, że postępowanie TK wobec Komisji Majątkowej na razie w pełni respektuje interesy hierarchów katolickich. MaK
zespół pana Macierewicza bierze pod uwagę, że to ił zrzucił wrak, a tamten samolot po prostu odleciał gdzie indziej, gdzie nasza delegacja została zlikwidowana?”. Ta hipoteza przerosła nawet wyobraźnię prezesa, bo stwierdził, że na miejscu katastrofy widział ciało brata, więc nie ma o czym mówić. Otóż to! Ciało mogło być podrzucone, a wcześniej sklonowane lub w grę wchodzi ukrywany od 60 lat przez KGB „trzeci bliźniak”. ASz
OJCIEC BOLEJĄCY
BEZ SPOTÓW Nowa partia PJN skierowała do Sejmu projekt ustawy zakazującej publikowania w telewizji, radiu i prasie płatnych ogłoszeń wyborczych oraz ograniczającej powierzchnię plakatów wyborczych do 2 mkw., co wyeliminuje reklamową akcję billboardową. Sławomir Rybiński, wiceszef klubu PO, twierdzi, że jego partia poprze projekt PJN, dzięki czemu prawdopodobnie uda się go przegłosować. Gdyby się tak stało, byłby to niewątpliwy sukces demokracji, bo wspomniane wydatki raczej zaciemniają spór polityczny, niż go wspierają. Sprzyjają przy tym marnotrawieniu pieniędzy przez największe partie i utrwalają ich dominację. Byłby to też mały sukces „FiM” – od dwóch lat postulujemy wprowadzenie takiego zakazu. MaK
CO ZA ULGA! Parlamentarzyści klubu SLD domagają się likwidacji ulgi podatkowej „na cele kultu religijnego”, bo stanowi ona furtkę umożliwiającą gigantyczne oszustwa. Ten rodzaj ulgi odbiera także pieniądze budżetowi i przekazuje je związkom religijnym, chociaż trudno znaleźć jakiś merytoryczny powód, dla którego państwo miałoby je wspierać w tak hojny sposób. W najbliższych dniach ma zostać złożony projekt specjalnej ustawy w tej sprawie. MaK
WRAK… CZŁOWIEKA Najnowszy wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, przeprowadzony przez portal blogpress.pl, przyniósł kolejną, niesamowitą hipotezę dotyczącą katastrofy pod Smoleńskiem. Dziennikarz, który – niestety – nie podał swojego nazwiska, zapytał prezesa: „Czy słyszał pan coś o drugim wraku, jeśli przyjąć, że było to działanie sił sowieckich? Czy
Wśród ponad 8 tys. respondentów aż 75 procent uznało, że kler katolicki zanadto miesza się w Polsce do polityki. Tylko 23 na 100 było przeciwnego zdania. MaK
POZA OŁTARZEM Według najnowszych danych w Polsce gwałtownie rośnie liczba osób żyjących w związkach pozamałżeńskich. Już 20 procent dzieci rodzi się w takich wolnych związkach, co oznacza ponad trzykrotny wzrost od roku 1990. Widać w tym wskaźniku szybkie odejście znacznej części społeczeństwa od norm wyznaczanych przez Kościół papieski. W Polsce życie rodzin opartych na wolnym związku jest pozbawione opieki prawnej, choć odpowiednia ustawa złożona przez SLD leży sobie w prezydium Sejmu. Co ciekawe, w naszym kraju dziecko mogą adoptować małżonkowie i osoby samotne, ale nie para żyjąca w konkubinacie. MaK
PŁAKAĆ I PŁACIĆ! „Ojciec dyrektor” na antenie swojego radia złościł się ostatnio niebywale na konkurencyjną rozgłośnię z Watykanu. Bredził zatem tak: „Boleję bardzo, bo nawet w Radiu Watykańskim, na przykład chociażby takie… Uważam, że to jest szkodzenie Kościołowi, jeżeli program Radia Watykańskiego ma 15 minut, a 5 minut w tym mówi się o pedofilii księży. Jeżeli są takie problemy – bo wszędzie, w każdym zawodzie i stanie są te problemy – to w jakim procencie? Na przykład w Niemczech w ciągu 15 lat takich spraw podano jakimś organom ścigania 260 tys., z tego ludzie związani z Kościołem. To mógł być też nauczyciel czy ktoś inny. Było 0,045 proc., to jest kilkanaście przypadków, można powiedzieć. I o tym mówi się. I to jest wszędzie tak, że jest taki procent, jeżeli jest”. No procent to może nie, ale tak z półtora promila toby się u ojca wydmuchało jak nic. ASz
KRKRYZYS 2010 Miniony rok był kolejnym rokiem spadku liczby przyjęć kandydatów do seminariów. Ubytek był niewielki – o 12 osób (do 675), ale wpisuje się w stały, kilkuletni ciąg spadkowy. W stosunku do roku 2005 ubyło aż 40 procent kandydatów. W zeszłym roku po raz kolejny z rzędu ubyło także nowicjuszek w zakonach żeńskich. MaK
PRECZ OD POLITYKI Portal Wirtualna Polska przeprowadził sondaż na temat politycznego zaangażowania Kościoła.
Parafia pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Łańcucie ma ponad pół miliona złotych długu, ponieważ nie zapłaciła za jesienny remont kościoła. To spora suma, ale proboszcz parafii ks. Tadeusz Kocór nic a nic się nie martwi, bo wpadł na pomysł, jak szybko pozbyć się debetu. Otóż nakazał dawać parafianom w czasie kolędy koperty podpisane ich imieniem i nazwiskiem wraz numerem domu. Wszyscy mają OBOWIĄZEK uczestniczyć w spłacaniu długu. Parafian szlag trafił na taki koncept i już, już mobilizowali się na wizytę do arcybiskupa, gdy usłyszeli, że „abp Józef Michalik jest bardzo zadowolony”. Wszak ksiądz Kocór poprosił o nazwiska na kopertach tylko po to, „żeby ludzi zmobilizować”. ASz
STRASZĄ DIABŁEM Nieoceniony w propagowaniu zabobonów dziennik „Fakt” przeprowadził jak zwykle zupełnie bezkrytyczny wywiad z katolickim księdzem. Znalazło się w nim na przykład pytanie o to, „jak uniknąć opętania” oraz krótki poradnik dla osób, które czują się zagrożone przez złe moce. Teraz osoby te będą wiedziały, jak załatwić sobie „pomoc” egzorcysty. MaK
UMIERAJĄCA PARAFIA „Są tacy parafianie, którzy na własnych zasadach układają swoje życie małżeńskie i rodzinne (…). Niech pamiętają, że taki dom budowany
na piasku wnet się zawali, a oni to nieroztropni budowniczy...”. Tak ostrzega ks. Marian Raźnikiewicz, proboszcz parafii w Wysokiej Strzyżowskiej. Niezły zresztą z niego krucjator, a świadczą o tym dalsze napomnienia: „Nasza katolicka, niedawno bierzmowana młodzież nadal uczestniczy w zabawach – dyskotekach organizowanych bez opłat wstępu w piątki. Przypominamy, że każdy piątek to dzień postu, dzień śmierci Zbawiciela – jak można się więc bawić – tańczyć, kiedy Chrystus umiera…?! Może sobie myślą, że mama, tato, ksiądz nie widzi – ale Pan Bóg widzi… Wielu parafian nie uczęszcza systematycznie do kościoła na niedzielne Msze św. Na stare lata często Pan Bóg odbiera siłę w nogach – czyż to nie jest czasem kara za nieuczęszczanie na Mszę św. w młodości…?”. Ma także ksiądz proboszcz zastrzeżenia innej natury: „(…) wg naszych obliczeń za granicą jest ponad 300 osób (…). Dobrze by było, gdyby zarobionym groszem wsparli remonty w swojej parafii, a to jeszcze się nie zdarzyło…”. Na koniec zaś straszy: „(…) nasza wspólnota parafialna od kilku lat jest wymierająca… Chyba tę lukę wypełnią wnet Arabowie, Murzyni i Chińczycy… – jak jest na zachodzie Europy, a my będziemy gośćmi we własnym domu”. AK
5
odebrać chrzest”. Ksiądz chyba jednak pojął, że sankcja jest zbyt atrakcyjna dla narodu zmuszanego od tysiąca lat do katolickiej inicjacji, bo natychmiast dorzucił jeszcze kilka iskier ognia piekielnego: „Niestety, nie jest to możliwe, a szkoda, ponieważ brak tego sakramentu byłby dodatkowym oskarżeniem na sądzie Bożym”. o.P.
DEBIL W KLASIE Słowa typu „W każdej klasie musi znaleźć się jakiś debil”, celowanie w główki dzieciaków piórnikiem oraz targanie ich za uszy to tylko niektóre metody pedagogiczne księdza katechety z Zaświatycz (parafia Lack) niedaleko Włodawy. O sposobie prowadzenia zajęć przez duchownego poinformowała dyrekcję szkoły oraz media matka jednego z siedmioletnich uczniów placówki, po tym, jak zauważyła, że ucho jej syna ma bordowy kolor. Władze szkoły nie widzą jednak problemu i tłumaczą, że ksiądz jest tylko… „wymagający”. Z wielebnym, niestety, nie udało się skontaktować ani dziennikarzom lokalnej gazety, ani nam. Powód? Ksiądz chodzi po kolędzie. o.P.
INWIGILACJA ODDAJ CHRZEST! Z okazji kolędy proboszcz parafii św. Ludwika we Włodawie o. Stanisław Jarosz skierował do swoich wiernych list. Oprócz tradycyjnych próśb o wsparcie finansowe kościoła zbeształ w nim parafian za oziębłość religijną, bo tylko 31 procent ludzi uczestniczy w niedzielnej mszy. Jaka kara, zdaniem proboszcza, powinna spotkać niepraktykujących? „Należałoby więcej niż trzem tysiącom (dokładnie 3773)
Bać się powinni wszyscy bezbożnicy, którym marzy się kościelny ślubny kobierzec. Watykan zamierza bowiem zaostrzyć kryteria. Szans podobno nie mają kobiety w ciąży, pary narzeczeńskie bez pozytywnych badań psychiatrycznych albo te z krótkim stażem. Ksiądz podczas trwających pół roku nauk przedmałżeńskich będzie wypytywał o uzależnienia, pożycie seksualne, a nawet przebyte choroby weneryczne. WZ
6
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Niech się święci 1 maja! Spraw do załatwienia będzie miał błogosławiony Wojtyła całą masę. Wśród nich te naprawdę ciężkiej wagi. „Beatyfikacja Jana Pawła II będzie dla Kościoła okazją do moralnego podniesienia się na duchu po doniesieniach o skandalach związanych z molestowaniem nieletnich” – uważa watykanista Ignazio Ingrao. Dla internautów beatyfikacja okazała się inspiracją do dyskusji: ! Od czego ma niby słynny wujek Lolek być? Jako zaciekły obrońca sutannowych degeneratów i zwyrodnialców może zostanie opiekunem dzieci zgwałconych przez księży? Będą się mogły do niego pomodlić w intencji swoich sadystycznych prześladowców („towarzysz Al”); ! Niech tam jadą – i więcej niech się w Polsce nie pokazują! Jeszcze krzyż na drogę, i będzie spokojniej w kraju („cycu”); ! Tyle mówią o opiece bożej, cudach tych wszystkich świętych, a jak co do czego, to potrzebna kasa od zwykłych śmiertelników („am”); ! Papież ich nie zawiedzie! Będzie wspierał POLAKUF modlitwą („chlebuś”); ! Nie Jezus, ale JPII na Króla Polski. To drugi syn Boży. Czy tego nie widzicie? Po 2000 lat przyszedł
do nas, by nas wyzwolić z niewoli jak Mojżesz Żydów („zaza”); ! Nie mogę się doczekać. Wreszcie nie trzeba będzie budować wałów, nie będzie huraganów, możemy lądować we mgle („tomus”); ! Z Ojca Świętego zrobią błogosławionego. To awans czy porażka? („Mirek”). Kurtuazyjne podziękowania złożył szefowi przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch kardynał Angelo Bagnasco: „Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI chcemy wyrazić naszą synowską myśl i serdeczną wdzięczność za zbliżającą się beatyfikację Sługi Bożego Jana Pawła II. Zapowiedź tego wydarzenia napełniła radością nie tylko serca wierzących, ale też cały świat, który z podziwem i uznaniem pielęgnuje wspomnienie tego
Interia.pl przeprasza „Fakty i Mity” Informujemy naszych Czytelników, że redakcja „FiM” była w sporze sądowym z właścicielem portalu Interia.pl. Domagaliśmy się przeprosin za sugestię w jednym z zamieszczonych tam tekstów, że nasz tygodnik na pierwszej stronie opublikował żartobliwy rysunek przedstawiający posła Gosiewskiego już po jego śmierci w katastrofie smoleńskiej. W wyniku ugody sądowej właściciel portalu wpłacił na wskazane przez nas konto organizacji charytatywnej 5 tysięcy złotych oraz zamieścił na swojej stronie internetowej oświadczenie następującej treści: W związku z artykułem, jaki ukazał się w serwisie kobieta.interia.pl, pt.: „Największe wpadki w czasie żałoby”, redakcja portalu przeprasza wydawcę Tygodnika „Fakty i Mity” i oświadcza, że intencją artykułu nie było wprowadzanie czytelników w błąd sugerowaniem, jakoby wydawca skierował do kolportażu numer Tygodnika 15 (527) z 2010 roku już po katastrofie samolotu prezydenckiego, która miała miejsce dnia 10 kwietnia 2010 roku. Przedmiotowy numer Tygodnika ukazał się w sprzedaży dnia 9 kwietnia 2010 roku, a zgodnie z oświadczeniem wydawcy, skuteczne wycofanie nakładu z kolportażu było niemożliwe. MaK
nadzwyczajnego duszpasterza naszych czasów” – oświadczył w imieniu swoim i kolegów. ! No to jak jest – kazali modlić się do BOGA o rychłą beatyfikację papieża JP2, a teraz biskupi dziękują za to papieżowi Benedyktowi XV. Nie rozumiem... („lauda”);
o Kościół decyduje, w jakim kierunku ma się urbanistycznie rozwijać stolica jednego z regionów Unii Europejskiej. Watykańczycy są największym posiadaczem nieruchomości w Lublinie. Ich bastionem jest centrum grodu nad Bystrzycą: świątynie, budynki mieszkalne, seminarium, siedziba kurii, ogrody, klasztory, wreszcie Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II. Kościół ma również wiele nieruchomości położonych poza Śródmieściem, w tym ulokowany na Wrotkowie teren, na którym wiosną 2009 roku zaczęto wznosić Centrum Jana Pawła II (imieniem polskiego papieża „uświetniono” mnóstwo miejsc w Lublinie: od alei po Kolegium Jana Pawła II w ramach uczelni jego imienia). Jakiś rok temu księża ogłosili, że nie mają pieniędzy na dokończenie Centrum i poszukują sponsorów. Miejscowe media obiegły zatem obrazki, jak to nadzorujący projekt ks. Jan Kiełbasa żali się, że fundamenty i mury już stoją, ale co będzie, gdy przyjdzie zima, bo stropów nie ma! Przy okazji akcji żebraczej podawano specjalny numer konta bankowego, na który należało wpłacać datki i zastanawiano się, czy aby nie emitować specjalnych cegiełek. W tym samym jednak czasie w magazynach Caritasu już
T
! Teraz interes znów rozkwitnie, a kasa popłynie szerokim strumieniem („Peter”); ! Biskupi polscy dziękują Beniowi za możliwość zbicia fortuny
gromadzono przyszłe wyposażenie wnętrz Centrum. Ile kasy na konto wpłynęło – tego dostojnicy w sutannach oczywiście nie zdradzą. Tym bardziej że służby abpa Józefa Życińskiego ujawniły właśnie, iż rezygnuje się z budowania Centrum na Wrotkowie na rzecz ulokowania go w centrum miasta, w pobliżu kościoła pw. św. Pawła. Co się stanie z zabudowanymi po części działkami na Wrotkowie – o tym kuria już milczy.
na JPII jeszcze za ich życia! („kkk”); ! Przenieść Wojtyłę do Krakowa. Gastronomia i turystyka się rozwinie („mom”). Janem Pawłem rozgrywają w Opolu. Tutaj prezydent i radni PO postanowili nazwać imieniem papieża nowo wybudowany wiadukt. Pomysł – wbrew oczekiwaniom jego ojców – wcale nie zyskał specjalnego aplauzu: ! Zawsze jest niebezpieczeństwo, że ktoś wysunie kandydaturę męczennika ze smoleńskich bagien i wtedy dopiero będzie obciach („vicek”); ! Po co mostu patron? Bez niego się zawali? („Bartek”); ! Ja też się wstydzę, że ten człowiek był Polakiem, obrońcą pedofilów, ten, który wynosił zbrodniarzy na ołtarze, sam teraz znajdzie się wśród nich i chyba niewiele się od nich różnił („zonk”); ! Nazwijmy cały kraj imieniem papieża i będzie spokój („atosato”). JULIA STACHURSKA
Aby ruszyć z pracami w środku Lublina, kuria musi uzyskać zgodę ratusza. To czysta formalność, bo prezydentem miasta jest Krzysztof Żuk z PO, poza tym bezwzględna większość radnych to pobożne PiS-iaki. Problemu nie będzie pewnie też stwarzać wojewódzki konserwator zabytków Halina Landecka, która z czarną firmą współpracuje już na co dzień przy innych okazjach. Pracom nad Centrum przewodniczy bp Mieczysław Cisło, a do pomocy ma m.in. ks. Tadeusza Pajurka – szefa diecezjalnych finansów i specjalistę od biznesów wokół Stowarzyszenia „Misericordia” (Pajurek kiedyś postawił kawałek kościelnej zabudowy na publicznym gruncie w Abramowicach, nie pytając właściciela o zgodę; później łaskawie przyjął ten grunt jako darowiznę samorządu województwa). Zarządowi Centrum JPII prezesuje zaś nasz stary znajomy, ks. rektor Cezary Kostro. Ten sam, który w zarządzaniu cmentarzami przy ulicach Lipowej i Unickiej stosował niedozwolone praktyki monopolistyczne. Wprawdzie interweniował Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, a Kostro przegrał swoją batalię nawet w Sądzie Najwyższym, ale co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. KAZIMIERZ CIUCIURKA
Obszarnicy Symbolem Centrum JPII ma być powstająca tam świątynia pod patronatem bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Poza początkowo zakładanymi ośrodkami wsparcia czy kultury planuje się też zorganizować tam Papieski Uniwersytet Młodzieżowy. Zaangażowani wykładowcy mają – wedle słów Życińskiego – przybliżyć młodym te elementy papieskiego nauczania, które bywają dziś kwestionowane lub spotykają się z niezrozumieniem”. Widocznie zadań tych KUL należycie nie spełnia, skoro powołuje mu się pod nosem konkurencyjną placówkę.
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
Zwolennicy teorii o zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w którym – oprócz organizatorów spisku i nieznanych jeszcze sprawców rozpylenia mgły – uczestniczyli także rosyjscy kontrolerzy lotów prowadzący jakoby naszego Tu-154 do niechybnej katastrofy, mieli dotychczas dwa koronne argumenty: ! Załoga samolotu otrzymywała z wieży błędne dane dotyczące kursu (ustawienie względem osi pasa startowego) i ścieżki podejścia do lądowania (kąt między płaszczyzną zawierającą tor lotu a poziomem pasa); ! Tajemnicze rozmowy telefoniczne i radiowe prowadzone przez kontrolerów świadczą, że oni sami byli „naprowadzani” przez szefów spisku, pewnikiem z Moskwy. W podobnej tonacji, choć zdecydowanie bardziej oględnie, przedstawili sprawę specjaliści z komisji kierowanej przez ministra spraw wewnętrznych Jerzego Millera, którzy podczas sławetnej konferencji prasowej (18 stycznia) usiłowali zdyskredytować raport MAK, wytykając nieścisłości w mało istotnych de facto obliczeniach, oraz eksponując wątki o „niesterylności wieży” i napięciu psychicznym generującym rzekome błędy jej personelu. A tymczasem… – Polska konferencja była niewypałem, bo w gruncie rzeczy potwierdziła wszystkie najistotniejsze
Gorzki sMAK prawdy
(2)
7 kwietnia 2010 r. – premier Tusk doleciał...
ustalenia MAK, a panowie oficerowie skompromitowali się nieznajomością danych technicznych wyposażenia radiolokacyjnego lotniska w Smoleńsku oraz obowiązujących tam procedur. Jedynym pożytkiem było to, że Rosjanie ujawnili w rewanżu wszystkie zapisy rozmów jednoznacznie dowodzących, że nikt nie wywierał żadnych nacisków na kontrolerów, a oni zrobili wszystko, co do nich należało, gdy nie zdołali zniechęcić kapitana Tu-154 do lądowania – podkreśla płk K., dowódca jednej z formacji polskich Sił Powietrznych. – Ale w raporcie MAK jest wyraźnie powiedziane, że tupolew nie leciał „po sznurku”, a kontrolerzy nie korygowali pozycji samolotu… – Zacznijmy od tego, że wszelkie dywagacje na temat „kursu i ścieżki” są kompletnie pozbawione sensu w sytuacji, gdy pilot nie miał pozwolenia na lądowanie. Podjął próbę na własną odpowiedzialność, więc wieża, choć trzęsła się ze
Ksiądz Roman J., oskarżony o molestowanie czterech nieletnich dziewczynek, wyszedł z aresztu w sierpniu ubiegłego roku i odpoczywa po stresach w Domu Księdza Seniora. Przypomnijmy: w grudniu 2009 roku Prokuratura Rejonowa w Ropczycach wszczęła śledztwo w sprawie Romana J. (na zdjęciu), który został oskarżony o molestowanie trzech dziewczynek poniżej 15 roku życia i o współżycie z jedną poniżej 18 roku życia. Przestępstwa proboszcza z Małej poruszyły parafian, ale ich poruszenie poszło w zdumiewającym kierunku. Otóż posunęli się oni do gróźb pod adresem... molestowanych dziewczynek. „Lepiej powiedzcie prawdę! Wiemy, jak się nazywacie i kim jesteście. Znajdziemy was, a wtedy będziecie musiały odwołać zarzuty”; „No ciekawe, ile tak naprawdę w tym prawdy. Równie dobrze to te dziewczyny mogły to zdecydowanie wyolbrzymić. Pochodzę z Małej i wiem, że te gówniary są okropne. Nie zdziwię się, jak wkrótce okaże się, że ksiądz jest niewinny, i będą prostować całą tę sytuację” – to tylko niektóre wpisy z forów internetowych. Niektóre, bo ich liczba i treść zmusiła prokuraturę do wszczęcia oddzielnego śledztwa w sprawie gróźb karalnych w wymuszaniu zmiany zeznań. Niestety, prokuratorzy mają problem ze zlokalizowaniem autorów tych gróźb i obraźliwych tekstów.
strachu, co nasz „orzeł” wyprawia, mogła mu jedynie pomagać na miarę swoich możliwości, ale żeby pomoc była skuteczna, niezbędna była ścisła współpraca, której załoga samolotu nie podjęła. Otrzymali zgodę na zejście do 100 metrów (minimum lotniska) i ani metra dalej, skoro tak bardzo chcieli się przekonać, że nic nie widać. Do tej wysokości kontrola doprowadziła pilota bezpiecznie. Gdyby zobaczył z niej pas startowy lub światła i zameldował wieży, dostałby zezwolenie na lądowanie według widzialności. Wiemy, że nic nie widział i świadomie schodził coraz niżej oraz w ogóle przestał komunikować się z ziemią… Wcześniejszy kurs i ścieżka nie miały na to najmniejszego wpływu. – Co to znaczy „pomagali na miarę swoich możliwości”? Intelekt, sprzęt… – Kontroler miał na ekranie stacji radiolokacyjnej naniesioną ścieżkę zniżania pod kątem: 3 stopnie 10 minut. Samolot nie schodził po niej idealnie. Na ósmym, szóstym
– Numery IP większości komputerów nie były przypisane na stałe. Na razie mamy ustalonego właściciela jednego tylko komputera – mówi Zygmunt Zięba z prokuratury w Ropczycach. No dobrze, ale co ze sprawą „naszego” pedofila, która nie ruszyła z miejsca od półtora roku? Przyschła? Sprawdzamy. Jaromir Rybczak, zastępca prokuratora okręgowego, twierdzi, że o sprawie nie może
i czwartym kilometrze przed progiem pasa startowego był cały czas zbyt wysoko, ale jego wskaźnik na ekranie radaru wciąż znajdował się w strefie (lub na granicy) dopuszczalnych odchyleń przy dodatkowym uwzględnieniu tolerancji błędu wykorzystywanego w Smoleńsku egzemplarza RSL (radiolokacyjny system lądowania – dop. red.). Rosjanie mają ustaloną praktykę, że jeśli znacznik porusza się w strefie, to podają: jesteś „na kursie i ścieżce”, więc nie ma się co dziwić, że kontroler tak reagował, zaś MAK nie doszukał się w tym błędu mającego wpływ na skutek. Nawiasem mówiąc, wieża nie mogła wycisnąć z posiadanego sprzętu bardziej precyzyjnych danych. Piloci mieli zasmarkany obowiązek, żeby o tym wiedzieć i prawdopodobnie wiedzieli, bo wyraźnie widać, że ufali własnym przyrządom, niespecjalnie interesując się komunikatami z zewnątrz. – Czemu zatem samolot znalazł się nagle zbyt nisko?
– Dopiero na trzecim kilometrze Tu-154 wszedł centralnie na ścieżkę, ale zamiast ją utrzymać, kontynuował opadanie. Załoga złamała obowiązujące reguły, nie „kwitując” podawanych informacji o kursie i ścieżce swoją wysokością. Bez takiej wiedzy kontroler stawał się prawie bezużyteczny, ponieważ nie miał żadnej możliwości wnoszenia poprawek korygujących położenie samolotu. Dodam, że nasi sami powinni ich dokonywać na podstawie wskazań przyrządów pokładowych. – Lecieli więc bez żadnej orientacji?! – Byli doskonale zorientowani. Świadczą o tym zarejestrowane rozmowy w kokpicie. Dla przykładu: gdy przelatywali nad dalszą radiolatarnią, powinni mieć wysokość 300 m. Kontroler powtórzył swoje „na kursie i ścieżce”, ale nawigator podał pierwszemu pilotowi, że w rzeczywistości są na 400 m, co dokładnie odzwierciedlało sytuację. Zaczęli „gonić ścieżkę”, jak to określił MAK, a na 300 m popełnili najbardziej koszmarny błąd, włączając radiowysokościomierz (tak ich podobno uczono w 36. pułku), który pokazywał wysokość od dna wąwozu, podczas gdy płyta lotniska była kilkadziesiąt metrów wyżej. – Wieża nic nie mogła zrobić? – W samej końcówce lotu znacznik samolotu musiał nagle wylecieć poniżej „widełek” namalowanej na ekranie ścieżki. Kontroler był tym przez chwilę wyraźnie zdezorientowany. Mniemał, że za sterami siedzą przestrzegający przepisów profesjonaliści, i to był jego jedyny błąd… ANNA TARCZYŃSKA
Apelacja uwzględniła nasz wniosek i przekazała sprawę do Sądu Okręgowego w Rzeszowie. W tej chwili nie mamy żadnych informacji na temat aktu oskarżenia księdza Romana J. Czyli Rzeszów twierdzi, że za cztery litery zboczeńca Romana wezmą się Ropczyce,
Easy Rider wiele powiedzieć, ponieważ „akt oskarżenia został już skierowany do Sądu Rejonowego w Ropczycach i tam toczyć się będzie proces. Kiedy zapytaliśmy o pierwszą rozprawę, usłyszeliśmy, że „jeszcze żadnej informacji na ten temat nie ma” (zapamiętajmy tę wypowiedź Rybczaka. Warto). Kontaktujemy się zatem z sądem ropczyckim. Jego prezes Ewa Pokrzywa na pytanie „FiM” odpowiada: – Ze względu na wagę sprawy i fakt, że bulwersuje ona opinię publiczną, zwróciliśmy się do sądu w Rzeszowie o wyznaczenie właściwego sądu do rozpatrzenia tej sprawy.
7
(3)
te zaś – że Rzeszów. Drążymy dalej, szukając miejsca, gdzie zawieruszyły się akta księdza pedofila. W końcu sędzia Sądu Okręgowego w Rzeszowie Marzena Ossolińska-Plęs potwierdza, że teraz to oni zajmują się sprawą. Ale: – Nie ma jeszcze wyznaczonego terminu rozprawy. Może w marcu. Sprawa trwa tak długo z powodu urlopów i zwolnień lekarskich pracowników sądu, ponieważ w placówce szaleje grypa. Życzymy sędziom rychłego powrotu do zdrowia. Na razie ks. Roman J. może spokojnie odpoczywać. A czyni to w podrzeszowskim
Fot.: www.nk.pl
Kontrolerzy na lotnisku w Smoleńsku mniemali, że tupolewa pilotują znający reguły profesjonaliści. I to był ich jedyny błąd…
PATRZYMY IM NA RĘCE
Domu Księdza Seniora, gdzie został ukryty przed oczami gawiedzi przez zwierzchników. A na chwilową (mamy nadzieję, bo grozi mu 12 lat więzienia) wolność wyszedł po uiszczeniu kaucji 20 tysięcy złotych. Ksiądz przyznał się do winy i na razie ma sądowy zakaz opuszczania kraju, zakaz kontaktowania się z molestowanymi dziewczynkami oraz odwiedzania wsi Mała. Rzeszowski Sąd Okręgowy obiecał nam, że wszelkie niezbędne dane na temat rozprawy pedofila poznamy pod koniec lutego. Trzymamy za słowo i do sprawy wrócimy. ARIEL KOWALCZYK
8
RECENZJA „FiM”
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
Pierwsza komunia Dziś komunia to dla małolatów wcale nie spotkanie z Jezusem – jak życzyliby sobie przedstawiciele Kościoła. To raczej pierwsza lekcja komercjalizacji, czyli tego, co naprawdę liczy się w tzw. dorosłym świecie. A liczy się przecież suto zastawiony stół biesiadny, najlepiej w dobrej restauracji, strój zgodny z najnowszymi kanonami mody, no i prezenty. Im droższe, tym lepsze. Zupełnie odwrotnie niż zaciągane na ten cel kredyty. Na duchowe przeżywanie sakramentu zwykle czasu nie wystarcza. Teatralną próbą diagnozy zjawiska jest spektakl „Pierwsza komunia” Pawła Kamzy. Spektakl, który raczej nie znajdzie wielu fanów wśród katolickiego duchowieństwa oraz Polaków katolików: za wiele w nim erotyki, nagości, zdrady, intrygi, mocnych słów i często czarnego humoru. „Znam osobę, która nie jest w stanie przyjąć komunii, bo słowa »Oto krew...« przypominają jej sceny ze świniobicia” – zwierza się księdzu jeden z bohaterów. I sugeruje, że gdyby chleb zamienić na pizzę, a wino na colę, to dzieci w końcu zrozumieją, o co biega w Kościele. To akurat byłoby wskazane, bo dla nich pierwsza komunia to nic innego jak święto narodowe… Skandal, prowokacja, próba diagnozy kryzysu w Kościele czy próba odpowiedzi na pytanie, czym jest ów sakrament? Komediodramat
Tym razem nie przed ołtarzem, ale na deskach legnickiego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej. Nie w maju, ale zimą, kiedy to zaaferowani rodzice zaczynają przygotowywać pociechy na „ten dzień”. I to bynajmniej nie duchowo. Kamzy rozpatrywać można w każdej z powyższych kategorii. Sam reżyser zapewnia, że nie chce wywoływać sensacji, ale sprowokować dyskusję o tym, czym dla współczesnych katolików jest Eucharystia. – To wyjątkowa sytuacja, w której muszą się pojawić najważniejsze pytania o oblicze polskiego katolicyzmu i kondycję Kościoła. Ile w tym wszystkim jest wiary, obyczaju, rytuału, kościelnej liturgii, a ile zwykłego zakłamania i obłudy? Jest o co pytać… – mówi Kamza. W jego sztuce pierwszokomunijne dzieci są nieobecne. Giną – tak jak w życiu – pod nawałem spraw, jakie przy tej okazji mają do załatwienia dorośli. Na deskach teatru są to m.in. panująca w mieście prezydent
Amelia (jednocześnie matka Synka metody ustawień Hellingera. Jest aby sam kandydował na urząd preprzygotowującego się do przyjęcia saszef lokalnej straży pożarnej szantazydenta, bo chciałby powrotu Polkramentu) oraz jej sztab wyborczy. żujący księdza zamknięciem kościoła, ski czasów prymasów interreksów, Bo czas komunii zbiega się akurat ekolog, który namawia dobrodzieja, biskupów senatorów i pełnego soz lokalnymi wyborami. Szefojuszu tronu i ołtarza, masawa sztabu Ada postanawia ów żysta (mąż prezydentowej), fakt wykorzystać, aby podnieść który marzy o wybudowanotowania swojej kandydatki. niu w miasteczku lotniska. Aby cieszyło się powodzePlany krzyżuje grypa i saniem, potrzebny mu tylko nepid, który kategorycznie jakiś cud… zakazuje przyjmowania cia– Obserwując polski ła Chrystusa w tradycyjny Kościół, zauważyłem, że cosposób. Proboszcz – ks. raz więcej pojawia się w nim Edward – rozważa przeniepytań. Dopiero dziś, po dłusienie terminu uroczystości. gim okresie milczenia, zaSztabowi wyborczemu, któczęto je zadawać, choć ry wymyślił sobie spot kanw teologii zachodniej dysdydatki z księdzem, bardzo kusja trwa od dawna. To to nie na rękę. Tak jak roskłoniło mnie do przełożedzicom, którzy już zaklepali nia tych pytań na język sceterminy w restauracjach, niczny. Pytania u jednych u fryzjera czy kosmetyczki, wywołują złość, innych skłano i sprosili gości. Wszyscy niają do myślenia. Jak bęprzekonują dobrodzieja, aby dzie w przypadku mojej terminu nie przekładał. On sztuki, nie wiem, ale nie wysam nie chce z kolei postąmyśliłem tego spektaklu dla pić wbrew kościelnej tradyskandalu – zapewnia reżycji przyjmowania komunii ser Paweł Kamza. do ust. Ksiądz, młody idealiJULIA STACHURSKA sta, nie wytrzymuje napięcia. Trafia do psychoanalityka, a w końcu popełnia samoPaweł Kamza (ur. 1963) – reżyser teatralny, dramaturg, scenograf, fotobójstwo. grafik. Jeden z najwierniejszych współpracowników legnickiej sceny, na któNa scenie pojawi się też rej wyreżyserował dziesięć spektakli (część według własnego scenariusza): siostra pani prezydent – wy„Armia” (1993), „Narkotyki” (1995), „Wesele raz jeszcze” (2000), „Troja, zwolona seksualnie buddystmoja miłość” (2001), „Szpital Polonia” (2002), „Wysoka komedia” (2004), ka, przeżywająca kryzys ka„Portowa opowieść” (2004), „Klątwa cesarskiej włóczni” (2005), „Wlotka. techetka, która z demonami pl” (2006), „Fotografie” (2009). przeszłości walczy za pomocą
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
9
Boczny tor Papieski skład – wotum wdzięczności kolejarzy za pontyfikat JPII i laureat przyznawanego przez Polski Klub Biznesu tytułu „Produkt Roku 2006” – miał wozić pątników do miejsc związanych z Wojtyłą, no a przede wszystkim – przynosić ogromne zyski. I choć początki były obiecujące, bo maszynę wyświęcił sam Benedykt XVI, a na inauguracyjny kurs załapał się Stanisław Dziwisz, rodacy wypięli się na multimedialny pojazd tak samo jak na nauki wadowickiego Papy. Historię ma więc złoty skład krótką, ale burzliwą. Przypomnijmy: w 2006 r. szynobus zbudowany przez Zakłady Newag SA z Nowego Sącza wyruszył na wyremontowane w ekspresowym tempie tory i znajdującą się na jego planowanej trasie infrastrukturę kolejową. Specjalnie na tę okazję wyrychtowano dworce, częściowo wymieniono i naprawiono nawierzchnię, zmodernizowano 10 przejazdów i zainstalowano na nich sygnalizację świetlną, odnowiono i przebudowano stacje i przystanki. A koszty? 10 mln złotych kosztował remont odcinka Wadowice–Kalwaria Zebrzydowska. 26 mln zł zainwestowano w kapitalny remont dworca w Wadowicach (dziś, gdy po pociągu nie ma śladu, ruch na ślicznym dworcu jest tak mały, że PKP zdecydowało o zlikwidowaniu kas biletowych). Z roku na rok turystyczna atrakcja Podbeskidzia schodziła na boczny tor. I tak: w 2007 r. PKP Przewozy Regionalne zawiesiły „papieski” na kilka miesięcy, w 2008 r. – kursy pociągu Wojtyły zostały reaktywowane, ale mocno okrojone. Na tory wyruszał jedynie w okresie od maja do października albo na specjalne zamówienie grup zorganizowanych,
W czasie, gdy źle zarządzana kolej stacza się po równi pochyłej i skamle o każdą złotówkę państwowych dotacji, są tacy, którzy życie by oddali za wskrzeszenie papieskiego pociągu. Nie dlatego, że jest rentowny, ale dlatego, że nazywa się papieski.
i to ponad 100-osobowych. W 2009 roku nierentowność „papieskiego” była na tyle znacząca, że pozbawiono go wyjątkowości, odarto z papieskich atrybutów i zaprzęgnięto do zwykłej roboty na trasie Kraków–Zakopane–Kraków. Nie wrócił do łask nawet w wakacje. Samorząd województwa małopolskiego nie zamierzał bowiem do pociągu dopłacać; dopłaty te były niemałe – koszt utrzymania połączenia tylko przez okres letni od maja do października to około pół miliona złotych. A plany rozwoju szlaku papieskiego były – jak się okazuje – bardzo ambitne. Polskie Linie Kolejowe zamierzały dalej przebudowywać kolejową infrastrukturę, tak aby podnieść maksymalną prędkość składu. Miały też powstać mijanki w Kleczy Górnej oraz Kalwarii Zebrzydowskiej, a w Kalwarii Zebrzydowskiej także łącznica pozwalająca wyeliminować kilkunastominutowy postój w celu zmiany czoła pociągu. Wszystkie te inwestycje miały służyć komfortowi pątników i skrócić do niezbędnego minimum czas przejazdu papieskim szlakiem. Tyle że nie doszły do skutku. Nie tylko z braku funduszy (samą modernizację 17-kilometrowego odcinka Wadowice–Kalwaria zarząd
ościelna prasa potrafiła sprytnie połączyć kampanię wzbudzania strachu przed piekłem z reklamą dewocjonaliów ratujących rzekomo „życie wieczne”. „Gość Niedzielny” alarmował w 1936 roku, że większość katolików nie wie, jak powinna się zachować „w czasie nieszczęśliwego wypadku z powodu katastrofy, np. kolejowej, samochodowej, katastrofy na kopalni albo w czasie pożaru” ani wtedy, gdy „ktoś jest umierającym” lub gdy „ojciec, matka lub najbliżsi umierają nagłą i niespodziewaną śmiercią”, na przykład na zawał serca, „zanim przychodzi jakakolwiek pomoc w osobie księdza z przenajświętszym sakramentem”.
K
PKP PLK wycenił na 24 mln zł). Poszło też o grunty. Kalwaryjska łącznica miała być bowiem zbudowana na działkach należących do PKP. Było ich jednak za mało, aby inwestycja spełniała unijne normy, zaś właściciel potrzebnych w tym celu 30 arów za żadne skarby nie chciał pozbyć się swojej ziemi. Wywłaszczyć się go nie dało, bo pociąg papieski nie posiadał statusu linii kolejowej o znaczeniu państwowym. Kto był tak nieczuły, że nie oddał 30 arów łąki na wyższe, to znaczy papieskie cele? Sam przeor kalwaryjskiego klasztoru bonifratrów! „A przecież w skład ślubów zakonnych wchodzi przede wszystkim ślub ubóstwa, zaś odstąpienie tych 30 arów łąki nie stanowi zamachu na własność kościelną czy zakonną” – oburza się na łamach „Świata Kolei” prof. Andrzej Nowakowski, jeden z inicjatorów papieskiego szlaku. Idea, która pochłonęła grube miliony złotych, upadła. Nie wszyscy umieją przełknąć tę gorzką pigułkę. Głosem tych, którzy za wszelką cenę chcą wskrzesić feniksa z popiołów, jest poseł Marek Polak (PiS). W sejmowych zapytaniach kierowanych regularnie do Ministerstwa Infrastruktury
ubolewa, że o pociągu papieskim, który miał wrócić na właściwe tory po roku kursowania w „cywilu”, słuch wszelki zaginął, a poza tym ze szlaku papieskiego Wadowice–Kraków znikły wszelkie reklamy, napisy, logo, gadżety związane z tym pociągiem. „Jakie będą dalsze losy Pociągu Papieskiego i co jest powodem usunięcia o nim wszelkich wzmianek, i to na kilka miesięcy przed spodziewaną beatyfikacją Ojca Świętego?” – indaguje poseł. Na pełne oburzenia zapytania Polaka spokojnie i rzeczowo odpowiadał podsekretarz stanu Juliusz Engelhardt: „Z czasem popyt na podróż tym pociągiem zmalał, natomiast koszty jego kursowania nadal ponoszą wyłącznie Przewozy Regionalne sp. z o.o. Pomimo wystąpień do spółek z Grupy PKP żadna z nich nie zadeklarowała chęci partycypowania w kosztach jego utrzymania i eksploatacji”. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Pierwsza pomoc katolika I ubolewał, że otoczenie jedynie przygląda się umierającym bezradnie, płacząc lub rozpaczając, zamiast błyskawicznie podjąć akcję ratowania od wiecznego potępienia! „Jak straszne jest ich przebudzenie się na tamtym świecie, jeżeli zasnęli z chociażby jednym grzechem ciężkim na sumieniu!” – napominała redakcja katolickiego tygodnika, pouczając swoich czytelników, że jedynym ratunkiem dla umierających jest „wzbudzenie aktu doskonałego”, które wybawi ich od wiecznego
potępienia. „Gość Niedzielny” biadał też nad faktem, że wielu katolików po opuszczeniu 8-letniej szkoły powszechnej – mimo tysiąca godzin religii, kilkutygodniowej nauki przygotowawczej do spowiedzi i 400 kazań – nie wiedziało, co czynić w nieszczęśliwych wypadkach. W efekcie pozostawali całkowicie obojętni na zbawienie wieczne umierających, zamiast w ostatnich sekundach życia wzbudzić w nich akt żalu doskonałego. A jeśli już wiedzieli, że należy go wzbudzić, to go
nie znali ani nawet nie wiedzieli, gdzie go szukać w książeczce do nabożeństwa. W celu zapobieżenia takim tragicznym sytuacjom i dla ratowania większej liczby katolików od wiecznego potępienia „Gość Niedzielny” proponował zawczasu zaopatrzyć się w specjalnie wydane w tym celu obrazki z odpowiednim aktem żalu i mieć je zawsze pod ręką. Szeroko je reklamując, zapewniał przy tym, że akt żalu przedstawiony został na obrazkach w tak łatwy sposób, iż nawet dzieci, które jeszcze nie potrafią czytać, „po dwurazowym podaniu im tego aktu żalu i krótkim objaśnieniu go przy pomocy obrazu Jezusa ukrzyżowanego bez większych trudności go powtarzają”. AK
10
adom jest przez politologów nazywany pisowskim bastionem. To jedyne większe miasto, w którym PiS-owi udało się w grudniu 2010 r. zarówno wygrać wybory do rady miasta, jak i zdobyć ponownie fotel prezydenta dla Andrzeja Kosztowniaka (na zdjęciu). Jednak stało się to wyłącznie dzięki niskiej frekwencji: kontrolujący radę miasta radni PiS-u zdobyli zaufanie u 13 procent mieszkańców, a ich wódz podbił serca 18 procent. 4 lata temu było bardzo podobnie – PiS wziął władzę, mając realne poparcie 11 procent (radni) i 13 procent (prezydent) ogółu mieszkańców Radomia. Warto przy tym pamiętać, że jeszcze nie tak dawno był to jeden z najsilniejszych bastionów lewicy na Mazowszu. Do jej kryzysu przyczyniło się, zdaniem internatów, postawienie przez SLD na mającego dość klerykalne poglądy posła Marka Wikińskiego. Pecha w Radomiu miała także Platforma. Na nic zdały się zabiegi jej wojewódzkich działaczy, dzięki którym samorząd mazowiecki uruchomił w ramach funduszy unijnych duże programy odnowy centrum Radomia. Wspomagał to miasto także wojewoda, a rząd ulokował tam centrum szkolenia jednej z państwowych inspekcji. Wszystko, żeby zmniejszyć bezrobocie, które latem ubiegłego roku przekroczyło w mieście ponad 23 procent. Z powiatów grodzkich większe odnotował tylko Grudziądz. Także w czasie dobrej koniunktury w kraju bezrobocie w Radomiu było wyższe niż w pozostałych regionach, a latem 2008 roku wyniosło ponad 18 procent. We wszystkich rankingach dotyczących jakości życia w mieście, łatwości uruchomienia biznesu, przyjaznej administracji i spójnej promocji Radom zajmował spośród powiatów grodzkich jedno z ostatnich miejsc. Jeszcze gorsze były wyniki badań przeprowadzonych przez Sieć Wspierania Organizacji Pozarządowych SPLOT. Mieszkańcy Radomia, podobnie jak Częstochowy i Łodzi (w obu miastach badanie przeprowadzono tuż przed skutecznymi referendami w sprawie odwołania nieudolnych prezydentów – Tadeusza Wrony i Jerzego Kropiwnickiego), zwracali uwagę na nadmierne finansowanie wydatków bieżących miasta kredytami bankowymi, co ogranicza możliwości ubiegania się przez Radom o środki unijne (brak pieniędzy w budżecie na opłacenie wkładu własnego), chaotyczne inwestycje, ignorowanie opinii mieszkańców, faworyzowanie wybranych organizacji społecznych. Zdarzało się, że władza poddawała świadomie procesowi konsultacji społecznych nieaktualne plany zagospodarowania przestrzennego. Jak wynika ze sprawozdań finansowych, jedynymi zabytkami w Radomiu są kościoły – co roku kuria diecezjalna, parafie oraz zgromadzenia zakonne otrzymują ponad
R
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE 2 miliony złotych. Według urzędników prezydenta Kosztowniaka, wyłącznie radomski Caritas może – za dotację w wysokości 400 tysięcy złotych rocznie – prowadzić schronisko dla bezdomnych. Kilkaset tysięcy złotych rocznie dostaje też na obiady dla ubogich. Radom finansuje ponadto organizowane przez Oratoryjne Stowarzyszenie Radość (działa w ramach placówki sióstr świętego Michała Archanioła w kościelnych obiektach) biwaki dla ubogich dzieci oraz rajd „Szlakiem Jana Pawła II”.
Jak w ciągu jednego miesiąca od wygranych wyborów doprowadzić do wściekłości swój własny elektorat, najlepiej wiedzą radomscy działacze PiS-u.
Ciemny lud nie kupił Kosztowniak chwali się także, że VI LO im. Jana Kochanowskiego w Radomiu zajęło 23 miejsce w ogólnopolskim rankingu. Działaczka lewicy i blogerka Marta Ratuszyńska przypomniała jednak, że przed rokiem 2006, kiedy to PiS wziął władzę w Radomiu, owo liceum było lokowane w pierwszej trójce, czwórce najlepszych szkół w kraju. Według Ratuszyńskiej, powodem kryzysu szkoły jest panująca w niej fatalna atmosfera pomiędzy dyrekcją a radą pedagogiczną. Z placówki odchodzą najlepsi nauczyciele. I to m.in. oświata może zatopić ekipę prezydenta Kosztowniaka. Nagle, niecały miesiąc po zwycięskich wyborach, zażądał on od rady miasta przyjęcia drastycznego programu oszczędnościowego, który opierał się na połączeniu wybranych gimnazjów i szkół średnich. Wyjaśnił, że są poważne kłopoty budżetowe miasta. Oszczędności ma przynieść także wstrzymanie zaplanowanej oraz obiecanej pracownikom administracyjno-technicznym szkół (sekretarki, woźne) na początku 2010 roku dwuprocentowej podwyżki pensji, co średnio dawało kwotę 30 złotych miesięcznie. W tym samym czasie pobory prezydenta wzrosły o ponad 20 procent, co w skali miesiąca daje 2 tysiące złotych. Znalazły się także pieniądze na oświetlenie ulic… w dzień. Miasto uczci też pamięć Lecha i Marii Kaczyńskich – na jednym ze skwerów urząd ufunduje pamiątkowy głaz, za to do rozbiórki przeznaczony zostanie oddany 2 miesiące temu, w trakcie
kampanii wyborczej, odnowiony murek wokół parku Kościuszki. Powód? Okazał się nieodporny na śnieg… Wiadomo bowiem, że opady w tej części Polski należą do rzadkości – kpili sobie młodzi internauci. W ten sposób rozładowywali stres związany z ich niepewną przyszłością. Na początku stycznia dowiedzieli się bowiem, że szkoły średnie, do których chodzą, albo zostaną zlikwidowane, albo przeniesione do najdziwniejszych miejsc, natomiast pozostałe po nich budynki zostaną sprzedane. Władze miasta, które zapewniały, że z troską podchodzą do dialogu społecznego, nie miały ochoty wyjaśnić, skąd pomysł likwidacji znanego w regionie i prowadzącego unikalne kierunki Zespołu Szkół Agrotechnicznych i Gospodarki Żywnościowej, komasacji IX LO, które prowadzi klasy integracyjne, z zupełnie do tego nieprzygotowanym Gimnazjum nr 1 oraz X LO – z Gimnazjum nr 5. Co ciekawe, 4 lata temu propozycję przejęcia zespołu szkół złożył prezydentowi Radomia minister rolnictwa i rozwoju wsi. Kosztowniak odpisał, że nie jest zainteresowany ofertą. We wrześniu ubiegłego roku pogratulował za to dyrekcji i radzie pedagogicznej doskonałego naboru i uruchomienia aż pięciu klas pierwszych. Uczestnicy spotkania na forach internetowych opowiadali także, że prezydent mówił o projekcie rozbudowy placówki, który za ponad 70 tysięcy złotych przygotowała jedna z pracowni architektonicznych. A teraz nagle likwidacje i łączenia! Uczniowie,
rady rodziców oraz rady pedagogiczne jeszcze raz zażądali wyjaśnień. Prezydent Kosztowniak wysłał do szkół swojego zastępcę – Ryszarda Fałka. Uczniowie zadawali mu wyjątkowo grzeczne pytania. Otrzymane odpowiedzi można streścić następująco: Radom wydaje za dużo pieniędzy na oświatę; zmiany nie spowodują wzrostu bezrobocia; zadłużenie powstało, bo miasto wydaje pieniądze na ogrzewanie pustych sal. Zwolennicy PiS-u tłumaczyli na forach internetowych, że cała akcja uczniowsko-nauczycielska ma rzekomo charakter polityczny i jest koordynowana przez lewicowo-liberalną opozycję. Prezydent Kosztowniak, widząc, że grunt pali mu się pod nogami, zażądał od przewodniczącego rady miasta zwołania sesji na dzień 17 stycznia 2011 r. Był to wybieg taktyczny, gdyż radni opozycji także wpadli na ten pomysł. O nastrojach panujących w szkołach może świadczyć fakt, że rodzice uczniów X LO z trudnością wyperswadowali swoim pociechom okupację szkoły. Zaangażowana młodzież przygotowała urzędnikom kolejne pytania o reformę szkół – o jej cele, planowane oszczędności, skutki społeczne zmian, o aktualną prognozę demograficzną, a także o to, ilu uczniów niepełnosprawnych uczy się w restrukturyzowanych placówkach. Na żadne z pytań wiceprezydent miasta i jego pomocnicy nie byli w stanie odpowiedzieć. Od rodziców pan Fałek (autor reformy) dowiedział się, że do X LO z klasami integracyjnymi uczęszcza 23
niepełnosprawnych uczniów. Myślał, że jest tam tylko jeden taki uczeń. Niektórzy twierdzą, że całe zamieszanie jest spowodowane tym, iż Radom ma przyjąć podkarpacko-płocki desant przegranych działaczy PiS-u. Potrzebne są więc dodatkowe etaty urzędnicze, a że budżet nie jest z gumy, więc gdzieś trzeba było szukać oszczędności. Po całodniowej debacie radni PiS-u, pilnowani przez swoich posłów, grzecznie odesłali projekt zmian do komisji rady miasta. Uczniom, rodzicom i nauczycielom zapowiedziano, że decyzja jeszcze nie zapadła. Prezydent Kosztowniak myślał, że sprawa jest zamknięta. Mylił się, i to bardzo. Uczniowie Zespołu Szkół Agrotechnicznych i Gospodarki Żywnościowej zorganizowali pierwszy. w Radomiu od lat 80. szkolny strajk okupacyjny. Przez całą noc z poniedziałku na wtorek oglądali filmy historyczne i prowadzili ożywione dyskusje. Na prośbę rodziców i nauczycieli we wtorkowy poranek 18 stycznia przerwali protest. Następnego dnia o 10 rano przez Radom przetoczyła się największa od połowy lat 80. młodzieżowa manifestacja. Uczniowie IX LO i Zespołu Szkół Agrotechnicznych przemaszerowali spod szkoły pod Urząd Miasta z hasłami: „Szukacie oszczędności, zacznijcie od siebie”, „Czy tak ma wyglądać dobra kontynuacja?”, „Pieniądze, wszystko dla pieniędzy”, „Nie oddamy Agro”, „Macie prawo rządzić nami, lecz nie naszymi umysłami”, „Zawsze wierni i oddani, w IX LO zakochani”. Gdy młodzież dotarła pod ratusz, okazało się, że prezydent Kosztowniak i jego zastępca Fałek musieli pilnie wyjść na spotkania. Nieobecnym młodzi zadedykowali pieśń „Przeżyj to sam” i zapowiedzieli, że tak łatwo się nie poddadzą. Zaprosili urzędasów na mszę, aby Bóg zesłał „światło podejmującym decyzje dotyczące radomskiej oświaty”. Awantura o szkoły rozpaliła umysły nie tylko rodziców, uczniów i nauczycieli. Blogi lewicowych i liberalnych radnych odnotowały rekordowe liczby wejść, od komentarzy puchły lokalne fora i listy dyskusyjne. Internauci prosili radnych SLD i PO o zorganizowanie jesienią referendum w sprawie odwołania prezydenta Kosztowniaka i rady miasta. „Dość rządów nieudaczników” – to najdelikatniejsza ocena wyczynów polityków PiS-u. Wystarczył im niecały miesiąc od zwycięskiej II tury wyborów prezydenckich, aby naród się wściekł. Jest to pierwszy przypadek od 20 lat, aby wygrany polityk tak szybko zniechęcił do siebie obywateli. Nawet premier Jarosław Kaczyński potrzebował na to 3 miesięcy od objęcia urzędu. A propos, szef PiS-u uznał, że twórcy radomskiego zamieszania, tzn. tamtejsze władze zasługują na specjalną nagrodę, czyli na miejsca w gremium kierowniczym partii… MiC
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r. zym są słynne raje podatkowe? To kraje, zwykle niewielkie, czy wręcz lilipucie (Andora, Kajmany, Monako itp.), które wprowadziły bardzo korzystne opodatkowanie dla obcokrajowców oraz kapitału zagranicznego. Pozwala to wielkim koncernom, ich właścicielom oraz wierchuszce menedżerów na unikanie płacenia podatków w normalnej wysokości w krajach, w których de facto żyją i pracują. Pieniądze wyciekające tylko z samej Polski są szacowane nawet na 4 miliardy dolarów rocznie, a szacunkowe kwoty zainwestowane w tych „rajach” ocenia się na 20 bilionów dolarów rocznie, czyli znacznie więcej niż wytwarza przez cały rok gigantyczna gospodarka Stanów Zjednoczonych! Nic dziwnego, że rządy wielu krajów świata, w tym Polski, starają się ograniczyć ten proceder, aby ratować budżety. Na czym polega transfer zysków do takiego „raju”? Firma działająca w Polsce tworzy spółkę w jednym z takich krajów, na przykład na popularnym wśród naszych biznesmenów Cyprze. Spółka ta służy do tworzenia fikcyjnych kosztów działalności. Jednym z pomysłów jest eksportowanie produktów wytworzonych w Polsce do raju podatkowego. Są one sprzedawane po kosztach produkcji, więc firma nie wykazuje w Polsce zysków. Natomiast z odpowiednią marżą sprzedaje się je z owego „raju” dalej – przez spółkę-córkę, bo tam są znacznie niższe podatki od zysku. Na czym polega zysk owych rajów podatkowych? Otóż pobierają one opłaty za rejestrację i obsługę owych spółek zarejestrowanych na ich terytoriach. Państwa są malutkie, firm-emigrantek jest dużo, więc rezygnując z podatków albo
C
pobierając je w minimalnym wymiarze, da się nieźle żyć z samych opłat. Można zapytać, co złego jest w tych globalnych zabawach fiskalnych. Dlaczego mamy zazdrościć krezusom tego, że zaoszczędzili sobie miliony dolarów? Nie o zazdrość
11
za luksusowy obiad, który się zjadło, i za posprzątanie po nim. Ucieczka z zyskiem za granicę oznacza, że właściciel fortuny po prostu nie chce pokryć kosztów, których narobił, i płacić za zasoby, z których skorzystał. Ktoś za to jednak będzie
Od wielu tygodni w mediach trwa nagonka części środowiska ekonomicznego na rząd. Jednym z rzadko wymienianych powodów tej akcji jest pomysł ukrócenia w Polsce praktyki transferowania zysków firm do spółek położonych w tzw. rajach podatkowych.
Bahamy – jeden z rajów podatkowych
Rajskie życie oligarchów tu jednak chodzi, ale o fundamentalną zasadę sprawiedliwości. Otóż do stworzenia jednej naprawdę wielkiej fortuny trzeba pracy tysięcy ludzi zatrudnionych w kraju, w którym firma działa. Wielka firma i jej właściciele korzystają z tego, że państwo kształci dla nich kadry od przedszkola po doktorat, użycza infrastruktury, oddaje spore często tereny na prowadzenie działalności. Wielkie konsorcja korzystają także w nieproporcjonalny sposób z zasobów naturalnych danego kraju, wytwarzają zanieczyszczenia, i to nie tylko konwencjonalne, ale np. elektromagnetyczne (stacje telewizyjne, firmy telefonii komórkowej). Z tego tytułu duży podatek do zapłacenia za wielką fortunę zarobioną na terytorium danego kraju nie jest aktem łaski korporacji albo pazernością ze strony państwa, ale normalnym aktem sprawiedliwości – jak zapłacenie rachunku
spółtwórca źle działającego systemu OFE i wielkiej dziury budżetowej sprzed dekady zaczyna łajać rząd za zarządzanie finansami i wyraża troskę o przyszłość emerytów. To bezczelność możliwa chyba tylko nad Wisłą. Kilka tygodni temu („FiM” 2/2011) pisaliśmy o dosyć rewolucyjnym projekcie rządu, który ma ograniczyć przelewy pieniędzy emerytów do Otwartych Funduszy Emerytalnych. Chodzi nie tylko o zapobieganie marnotrawstwu, ale także uratowanie budżetu, któremu grozi katastrofa z powodu reformy emerytalnej wadliwie skonstruowanej 12 lat temu. Od kwietnia 2011 r. przelewy do OFE miałyby ulec ograniczeniu o 2/3, a nasze środki lądowałyby w ZUS, gdzie byłyby rewaloryzowane o procent wzrostu gospodarczego + inflację. Środki te, podobnie jak pozostające w OFE, byłyby dziedziczone przez spadkobierców ubezpieczonego, ale na zasadach nieco innych. Nie byłyby wypłacane w gotówce w wypadku śmierci ubezpieczonego, lecz dopisywane do emerytalnego konta spadkobiercy. Wspomniany projekt rządu wywołał wściekłość funduszy, co akurat nie dziwi, bo dotąd pędziły spokojny i dostatni żywot, potrącając sobie odsetki z emeryckich składek
W
POD PARAGRAFEM
musiał zapłacić. Albo zrobi to reszta podatników (wbrew zasadom sprawiedliwości), albo niezapłacony podatek pozostanie jako strata przyczyniająca się do degradacji danego kraju i ograniczenia jego szans na przyszłość. Po prostu będzie mniej pieniędzy na edukację, drogi, administrację, a także na ochronę środowiska, na przykład niwelowanie skutków globalnego ocieplenia, które przecież zostało wywołane przez przemysł i jest niejako produktem ubocznym gromadzenia wielkich fortun. Kilka tygodni temu polski rząd zapowiedział chęć renegocjacji umowy międzypaństwowej z Cyprem, która pozwalała na uciekanie z podatkami z Polski. Chodzi o umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania pomiędzy obydwoma krajami. Warto przy okazji zwrócić uwagę na fakt, że Cypr jest też ulubionym miejscem chronienia pieniędzy przez
(w zależności od roku – od 3,5 do 10 procent). Perspektywa utraty przez fundusze 11 miliardów złotych rocznie doprowadziła je do furii. 12 funduszy złożyło się na wielką kampanię medialną pod hasłem „Broń swoich pieniędzy!”. Jest to o tyle zabawne, że kampania ta jest prowadzona właśnie ze środków emerytów, które państwo pozwalało pobierać
rosyjskich oligarchów, a kwoty, które wypompowano tą drogą z Rosji, są oceniane na setki miliardów dolarów. Na Cyprze wynagrodzenie szefów spółek zagranicznych jest zupełnie zwolnione z podatku dochodowego, a podatek od takich spółek wynosi niemal 10 procent, czyli połowę tego, co w Polsce. Najbardziej znanym polskim „Cypryjczykiem”, czyli uciekinierem podatkowym korzystającym z pomocy cypryjskiej spółki, jest niewątpliwie Zygmunt Solorz-Żak, właściciel Polsatu. Właściciel TVN Mariusz Walter też korzysta z podobnych narzędzi fiskalnego uchodźstwa, tyle że via Luksemburg. Z tej samej trasy korzysta też Jan Kulczyk, a jego była żona, Grażyna, jest oficjalnie rezydentką Szwajcarii, co też nie jest bez związku z kwestią płacenia podatków. Niektórzy obserwatorzy zwracają uwagę, że rodzące się napięcia
występujący w roli „wujka dobra rada” za wszelką cenę chce ratować zyski OFE i proponuje, aby powstającą dziurę budżetową zasypywać oszczędnościami zrobionymi w innych sektorach wydatków państwa. Jakie są jego propozycje? Zabrać 25 procent z pieniędzy, jakie dostają chorzy przebywający na L4, odebrać kasę rodzinom (likwidacja zasiłku
Nie do końca wiadomo, czym właściwie jest akcja Balcerowicza – poza tym, że oczywiście wspiera ona interesy OFE. Powszechnie uważa się, że środowiska biznesowe są rozczarowane postępowaniem Tuska i jego ekipy, która – przyparta do muru kryzysem i nadchodzącymi wyborami – zachowuje się ich zdaniem zbyt miękko. Ogranicza bolesne cięcia socjalne, a nie realizuje obietnic – dalszych obniżek podatków dla najbogatszych i ograniczeń wydatków na cele społeczne. Mówi się o tym, że środowiska kapitałowe chcą Tuskowi pokazać, jak łatwo go porzucić i znaleźć alternatywę polityczną – na przykład PJN lub jakieś nowe ugrupowanie skupione właśnie wokół Balcerowicza. Już udało się sformułować tezę i puścić ją w media międzynarodowe, że Balcerowicz to jedyna prawdziwa opozycja wobec „populisty Tuska”. Na Facebooku trwa tymczasem kampania przeciwstawiająca światłego rzekomo Balcerowicza „nekropolityce” PiS-u. Najbliższe tygodnie pokażą, czy polityczna reanimacja „profesora katastrofy”, która trwa już od ubiegłego roku, to tylko doraźny straszak na Tuska, czy budowanie konkurencyjnej Platformy Obywatelskiej nr 2. ADAM CIOCH
OFE kontratakują OFE w ramach prowizji. I nie chodzi w tej walce o los ubezpieczonych, ale o zyski instytucji finansowych, które żyją z ubezpieczonych. Bo składki emerytów przecież nie przepadną, lecz będą przekazywane do ZUS i tam rewaloryzowane. Poza tym fundusze nie troszczyły się o „nasze pieniądze”, kiedy przejadały aż 10 procent naszych składek. Do kampanii OFE włączyła się także Fundacja Obywatelskiego Rozwoju (FOR) Leszka Balcerowicza (z powodu licznych politycznych i gospodarczych porażek zwany jest profesorem katastrofą), który osobiście pilotował – jako wicepremier i minister finansów – nieudaną reformę emerytalną. Balcerowicz
na urodzenie dziecka, ograniczenie zasiłku pielęgnacyjnego), a nawet nieboszczykom i ich bliskim poprzez zmniejszenie zasiłku pogrzebowego o kolejne 70 procent (w tym roku zmniejszono go już o 30 procent). Rząd na szczęście nie chce o tym słyszeć i proponuje Balcerowiczowi publiczną debatę o OFE, z której ten nie chce na razie skorzystać. Czuje chyba, że mógłby ją łatwo przegrać jako polityk i ekonomista wielokrotnie skompromitowany. Ludzie Balcerowicza z FOR prowadzą jednocześnie bardzo intensywną kampanię w internecie – sam codziennie dostaję na moje konto na Facebooku średnio jedno zaproszenie do poparcia jego propozycji.
pomiędzy rządem a środowiskami biznesowymi mają w tle m.in. kwestię cypryjską. Podobnie jest z atakami medialnych ekonomistów, którzy w Polsce są wyjątkowo mało niezależni i na ogół powiązani z firmami finansowymi, a odbiorcy ich wywodów zwykle nie mają o tym pojęcia. Ludzie mają wrażenie, że słuchają niezależnego eksperta, a tymczasem mówi do nich świetnie opłacany reprezentant świata biznesu, tyle że z tytułem profesora ekonomii. Podobnie jest niestety z niezależnością polskich mediów w kwestiach ekonomicznych. Trudno powiedzieć, czy dziennikarze zatrudniani przez wielkie koncerny medialne mówią to, co naprawdę myślą, czy też są ekspozyturami poglądów swoich prezesów i ich osobistych interesów ekonomicznych. To jest druga strona tzw. niezależności mediów w czasach rządów wielkich korporacji. MAREK KRAK
12
ncyklopedia PWN mówi, że jednym z fundamentalnych ślubów zakonników jest ubóstwo. A powinnością – modlitwa. Cóż, rzeszowscy zakonnicy tej ostatniej nie klepią od dawna. Biedy zresztą też nie. Bazylika Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny oo. Bernardynów w Rzeszowie wygląda okazale, ale to dopiero zapowiedź jej nadchodzącej świetności. A było tak. W roku 2006 władze miasta uchwaliły, że oddadzą zakonnikom 86 arów w samiutkim centrum, czyli największy plac i jednocześnie strategiczny parking odkorkowujący ulice. Dlaczego? No bo bernardyni coraz głośniej krzyczeli, że dawno, dawno temu teren był własnością Kościoła. Specjalnie tego nie sprawdzano i uwierzono mnichom… na słowo (choć niektórzy historycy alarmowali, że to bujda na kółkach). Nie sprawdzono też i tego, czy rzeszowski Krk w ogóle coś za tzw. komuny utracił. Jak mówią, że ich, to widocznie ich – uznali rajcy i „odsprzedali” Kościołowi plac za całe 30 tysięcy złotych. Czyli za jakąś jedną setną jego wartości. A co z tak potrzebnym w centrum parkingiem? Otóż pozostanie tam gdzie był, tylko że teraz miasto pod postacią Miejskiej Administracji Targowisk i Parkingów podnajmuje go u bernardynów za 20 tys. złotych. MIESIĘCZNIE! Ale biznes, co?! Ale to jeszcze nic. Po co watykańczycy mają czekać co miesiąc na takie ochłapy? Miasto poszło więc na taki układ, że zapłaciło za całe 15 lat dzierżawy z góry. Wychodzi 3,6 miliona! Na co czcigodnym nagle taka kasiora? I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż bernardyni wymyślili sobie, że parking władują pod ziemię, a nad nim rozciągną się wspaniałe ogrody w stylu hiszpańskim albo nawet francuskim. – Ogrody będą oazą spokoju i miejscem pełnym zieleni, z którego będą mogli korzystać nie tylko rzeszowianie, ale i licznie przybywający pielgrzymi. To swoiste miejsce ciszy w centrum miasta. Mam nadzieję, że będzie sprzyjać nie tylko odpoczynkowi, ale także zadumie i modlitwie w cieniu Matki Bożej Rzeszowskiej – twierdzi o. Rafał Klimas,
E
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Ogrody forsą płynące
Ogrody Babilonu uznano za jeden z siedmiu cudów świata. Mocno przedwcześnie i na wyrost. Ogrody oo. bernardynów w Rzeszowie pobiją tamten nędzny skwerek na głowę. gwardian klasztoru Ojców Bernardynów. Nie dodaje tylko, że rzeczony zieleniec ma być podobno ogrodzony, a wstęp do niego możliwy tylko za okazaniem biletu, o czym informuje nas anonimowo pracownica urzędu miasta. Jednak za chapnięte od miasta 3,6 bańki i podziemnego parkingu, i ogrodów zrobić się nie da. No to bida? Ależ skąd! Zawsze można przecież pobiec do unijnego Regionalnego Programu Operacyjnego i poprosić o kasiorę. Fundusz klechom oczywiście da, ale ma swoje durne przepisy. Takie na przykład, że inwestor musi mieć wkład własny. No i ma. Owe 3,6 miliona właśnie. Od miasta. I za to zakon dostanie z Unii dalsze 30 milionów złotych. Perpetuum mobile. Jak już się wszystko wybuduje (a na górze trawkę i drzewka posadzi), to dopiero biznes ruszy pełną
parą. Pod przykrywką parku (w tym przypadku dosłownie!) właściciele 200 samochodów będą płacić klechom postojowe. Od godziny, od dnia, od miesiąca... Ale nawet te 30 milionów to może być ciut za mało na inwestycję, która ma przyćmić Babilon. Co zatem? Zatem – jak dowiedziały się nieoficjalnie „Fakty i Mity” – ojczulkowie pofatygowali się raz jeszcze do władz Rzeszowa z taką oto groźbą: jak nie wspomożecie naszej idei „drobnym co łaska”, to przypomnimy sobie, że Rzeszów użytkował NASZ (?) plac od wyzwolenia. A za takie użytkowanie to teraz trzeba słono zapłacić. Z naszych informacji wynika, że magistrat całkiem poważnie rozważa zaspokojenie nienasyconych zakonników jakąś potężną sumą, bo boi się procesu. Ma bowiem w świeżej pamięci gigantyczne porażki sąsiedniego Krakowa
na tej niwie. Lepiej więc dmuchać na zimne i pójść na układ, niż przegrać z klerem (o co w rzeszowskim sądzie nietrudno) i płacić gigantyczną dzierżawę wstecz (do 1945 roku). Plus odsetki! Istnieje i taka – bezczelnie podrzucona przez zakonników – możliwość, że miasto zrzeknie się swoich piętnastoletnich praw do dzierżawy. Forsy oczywiście nie wycofując. ! ! ! Bernardynom jednak nie wszystko się udaje. Na ich nowej działce stoi i doprowadza klechów do wymiotów olbrzymi i znany w całym kraju Pomnik Czynu Rewolucyjnego. Przecież ten wzniesiony przez „wroga” relikt do kościelnych budynków pasuje jak pięść do nosa, więc zakonnicy snuli już wiele planów zburzenia pomnika. Na razie jednak, ku ich rozpaczy, diabelski monument zostanie na swoim miejscu. A to za sprawą sympatii rzeszowian, którzy licznymi petycjami powstrzymali młoty. Habitowe i pneumatyczne. W jednej z nich czytamy: „Pomnik Czynu Rewolucyjnego, zwany również Pomnikiem
Walk Rewolucyjnych, jest z nami już od ponad 30 lat. Wrósł w rzeszowską rzeczywistość. Stał się najbardziej rozpoznawalnym znakiem w mieście, a także najbardziej chyba charakterystycznym pomnikiem w Polsce. Nie da się o nim myśleć inaczej niż tylko z uśmiechem. Będący obiektem anegdot i żartów, jest jednocześnie synonimem naszego miasta. Nie ma chyba na świecie osoby, która, odwiedzając Rzeszów, nie zapamiętałaby Wielkich Uszu Królika w centrum miasta. Jednak istnieją osoby, które ogarnięte nienawiścią do wszystkiego, co powstało w latach 1945–1989, chcą zniszczyć ostatni już, po niedawno zburzonym Hotelu Rzeszów, znak Rzeszowa. Dla nich nie ma znaczenia fakt, że miasto nasze straci jedną z niewielu atrakcji, które mogą przyciągać turystów. Nieistotne są dla nich inne racjonalne argumenty przemawiające za pozostawieniem tego monumentu. Nawet herb umieszczony kilka lat temu, który jeszcze bardziej wiąże pomnik z Rzeszowem, nie powstrzymuje ich przed chęcią działania na szkodę miasta i jego mieszkańców. Wypada sobie więc zadać pytanie: czy zgadzam się, żeby losem miasta i jego symboli kierowali zaślepieni polityczną poprawnością karierowicze? Prosimy o wsparcie inicjatywy podpisem, lista zostanie przekazana władzom miasta i Ojcom Bernardynom, obecnym właścicielom pomnika”. Pod listem podpisało się 7 tysięcy osób. Może więc osławiona „cipa” ocaleje? Może, ale zakusy trwają nadal. Oto kilkanaście dni temu studenci Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania stworzyli w ramach zajęć film przedstawiający zanimowany pomnik, który staje na własnych betonowych nogach i odchodzi z bernardyńskiego placu w całkiem inne miejsce w mieście. ! ! ! Nie tylko zresztą na parkingu bernardyni chcą zarobić. Budują właśnie uzupełnienie dla ogrodu, czyli „dom pielgrzyma”. Pokryty miedzianym dachem hotel ma pomieścić kilkadziesiąt pokoi. Cały kompleks uzupełni okazały ołtarz polowy, żeby nie było wątpliwości, że cel jest religijny, czyli szczytny. Budowa ma się zakończyć w 2012 roku. ARIEL KOWALCZYK Fot. Autor
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja przejęła prowadzenie fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, która ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także biednym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego (możliwość odpisania wpłat w wysokości 1 procenta od podatku dochodowego, z podaniem numeru KRS: 0000274691) i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata” Zielona 15, 90-601 Łódź nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 e-mail:
[email protected]
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r. odsumowując miniony rok, Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego ujawnił, że wypłacił prawie 660 tys. zł dotacji na remonty dwunastu zabytków. W zaprezentowanym zestawieniu obok jedenastu kościołów (jakżeby inaczej!) znalazł się jeden obiekt na pierwszy rzut oka świecki: „XIX-wieczny zabytkowy budynek szkolny przy ul. Brzegi 51 położony na terenie Starych Szkotów w Gdańsku-Oruni”. Jego tajemniczemu właścicielowi przyznano najwięcej, bo aż 132,5 tys. zł, na „wymianę i naprawę stolarki okiennej i drzwiowej zewnętrznej (32 okna, dwoje drzwi)” i zafundowano mu w ten sposób ok. 40 proc. zadeklarowanych kosztów. Tyle, ile woltów ma standardowa butelka wódki… Sprawdziliśmy, że wypłacone z kasy publicznej pieniądze poszły na remont prywatnej rezydencji, do której właśnie przeprowadził się metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź (zwany w pewnych kręgach „Flaszką”). Jakim sposobem zdołał je wyłudzić, choć ostrzegaliśmy, że będzie próbował? Kulisy planowanej przez Głódzia przeprowadzki z pałacu w Oliwie do intensywnie remontowanego budynku w Starych Szkotach ujawniliśmy jako pierwsi już w kwietniu 2009 roku („Pasterz pasterzowi wilkiem” – „FiM” 15/2009). Przypomnijmy, że nie chodziło mu o przestrzeń życiową, ale dyskrecję, bowiem oficjalny pałac arcybiskupów pomorskich jest doskonale widoczny z okien seminarium duchownego oraz kurii, a sublokator (były metropolita abp Tadeusz Gocłowski) ma lekki sen i oczy dookoła głowy, więc nie przyjedzie tam niepostrzeżenie urzędowa limuzyna bądź taksówka z jakimiś rozrywkowymi gośćmi. Położona na uboczu przyszła siedziba (nieopodal wiodącej do miasta krajowej „jedynki” i zaledwie 100 m od całodobowego sklepu monopolowego) idealnie komponowała się z upodobaniami towarzysko-gastronomicznymi ekscelencji, ale wymagała potężnych nakładów finansowych. Początkowo Głódź nałożył kontrybucję tylko na wielebnych. – Mamy problem, bo miasto oraz konserwator zabytków nie dali mu dotychczas ani grosza, więc choć łupi parafie aż trzeszczy, to i tak musi dokładać z kasy kurii, przez co zaczyna go już pomału szlag trafiać – opowiadał nam wówczas jeden z proboszczów. Następnym ruchem była ściśle tajna odprawa, na którą „Flaszka” 7 grudnia 2009 r. spędził do Starych Szkotów trójmiejski establishment polityczny i biznesowy pod pretekstem „uroczystości wmurowania kamienia węgielnego”. Tak to określał, osobiście telefonując do wybrańców, żeby przypadkiem któryś z nich nie odważył się odmówić. Goście zjawili się oczywiście z „kopertami”, ale była to wciąż kropla w morzu Głódziowych potrzeb.
PATRZYMY IM NA RĘCE
13
P
Nowa „kawalerka”arcybiskupa
Wielki Głódź pieniędzy Arcybiskup wymościł sobie kosztem podatników nowe gniazdko… – Wie, że jest nielubiany i nikt nie da mu dużych pieniędzy na piękne oczy, więc zaczął obłaskawiać decydentów przy kieliszku. Starą metodą sprawdzoną w ordynariacie polowym – komentował imprezę duchowny z Gdańska. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo oto całkiem niewinnie wyglądającą uchwałą z 22 lutego 2010 r. Sejmik Województwa Pomorskiego jednogłośnie przyklepał dofinansowanie prac przy zabytkach, przeznaczając na ten cel okrągły milion. Rozdysponowano go między 14 (wyłącznie kościelnych!) beneficjentów wybranych przez zarząd województwa spośród 57 wnioskodawców. Wśród zarekomendowanych sejmikowi szczęśliwców znalazła się parafia św. Ignacego Loyoli w Starych Szkotach, której przyznano 155,7 tys. zł na „wymianę i naprawę stolarki okiennej i drzwiowej”.
– Szeregowi radni prawdopodobnie nie mieli bladego pojęcia, że w rzeczywistości dają pieniądze na rezydencję Głódzia, bo podczas sesji nikt nie zainteresował się, dlaczego wybrano akurat tę inwestycję służącą zbytkowi jednego człowieka, skoro w kolejce po pieniądze oczekiwało kilkadziesiąt innych, zabytków, o wiele cenniejszych i dostępnych dla ogółu społeczności. Tych czternastu beneficjentów umieszczono w załączniku do uchwały, więc tylko ktoś dobrze zorientowany mógł skojarzyć parafię w Starych Szkotach z pogłoskami o przeprowadzce arcybiskupa – tłumaczy pracownica urzędu marszałkowskiego. Pieniądze dostało ostatecznie 12 parafii. Przepadły dwa projekty renowacji kościołów w Gdakowie (94,6 tys. zł) i Kmiecinie (164,6 tys. zł), które otrzymały tylko 30 proc. dofinansowania i nie zgromadziły wkładu własnego, a Głódź zainkasował ponad 20 tys. zł mniej, niż mu pierwotnie ofiarowano, ponieważ nie zdołał nabić kosztów do zadeklarowanego horrendalnego pułapu 310 tys. zł (średnio ponad 9 tys. zł za jedno pałacowe okno!).
! ! ! Wiadomo nam skądinąd o planowanym przez metropolitę kolejnym skoku na publiczną kasę. Przypominamy zatem trójmiejskim samorządowcom, że Głódź: ! odchodząc w październiku 2004 r. z posady biskupa polowego do cywila, wziął jak swoje ćwierć miliona złotych odprawy, jego emerytura wojskowa wynosi obecnie 8 tys. zł i nie wstrzymuje jej kilkudziesięciotysięczne kieszonkowe pobierane z tytułu pokropków, bierzmowań, wizytacji pasterskich w parafiach itp., a wikt z opierunkiem, limuzynę i samoloty ma za darmo;
! jest właścicielem pałacu w rodzinnej Bobrówce (woj. podlaskie), który „zorganizował” sobie kosztem gminy i naiwnych wierzących w kościelne miłosierdzie (wszem wobec kłamał, że za wszystko płacił z własnej krwawicy, tymczasem wykryliśmy, że część faktur wystawiano mu na Caritas); ! nie gwarantuje sponsorom kolejnej kadencji we władzach samorządowych, a my z kolei gwarantujemy, że ujawnimy wyborcom w odpowiednim momencie wszystkie nazwiska złodziei mienia publicznego. DOMINIKA NAGEL
REKLAMA
14
BEZ DOGMATÓW Ta jedna z najskrajniejszych organizacji rasistowskich przeżywa, po zwycięstwie Obamy, swoją drugą młodość. Amerykańska centrala KKK cieszy się z nowych przyczółków w Europie (Węgry, Litwa, Czechy, Łotwa, Ukraina). W Polsce także! I zapowiada wojnę za „białą rasę”!
óźną wiosną roku 1866 (według innych źródeł był to grudzień roku 1865) sześciu owianych legendą konfederackich żołnierzy – kpt. J. Lester, mjr J.R. Crow, J. Kennedy, C. Jones, R. Reed i F. Mc Cord – spotkało się potajemnie w Fort Pulaski (ech, te wszechobecne polskie akcenty) w stanie Tennessee. Tam postanowili zawiązać supertajną organizację, której cele miały być w założeniach szczytne: ochrona żon i dzieci konfederatów poległych w wojnie secesyjnej oraz pomoc inwalidom pokonanej armii Południa.
P
Według oficjalnych źródeł, nazwa organizacji pochodzi od greckiego słowo kyklos – krąg oraz szkockiego „klan”. Naprawdę jednak Ku-Klux-Klan to onomatopeja odgłosu przeładowywanej broni palnej. I o to właśnie chodziło: już sama nazwa i strój członków klanu miały budzić przerażenie. A strój to białe szaty zakończone kapturami-maskami z otworami na oczy. Ale dla stworzenia legendy kolejna wersja oficjalna mówiła, że biel szat miała symbolizować „nieskazitelne dusze poległych konfederatów. W rzeczywistości było to jawne zapożyczenie ubioru od członków
hiszpańskich, antyżydowskich procesji. Strój budził strach, ale dawał też pełną anonimowość. Idealne wprost połączenie dla tchórzy czujących siłę jedynie w grupie. ! ! ! Co ciekawe, romantyczne ślady powstania Ku-Klux-Klanu odnajdujemy na kartach „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell. Tam to główni męscy bohaterowie, Rhett Butler i Ashley Wilkes, organizują nocne wypady, żeby bronić czci białych kobiet Południa przed hordami wyzwolonych Murzynów czyhających na ich cześć i biżuterię. W rzeczywistości
KKK miał tyle wspólnego z romantyzmem, co epicka opowieść Mitchell z prawdą historyczną. Chociaż nie do końca… ! ! ! Od samego początku swojego istnienia Klan przyjął terror za jedyny dla „honoru” południowca sposób walki z równouprawnieniem Murzynów. Rok po wspomnianym spotkaniu sześciu towarzyszy broni doszło do pierwszego zjazdu Klanu, podczas którego stworzono zhierarchizowany sposób zarządzania nim. Na czele stanął Wielki Czarownik (Grand Wizard), który sprawował władzę nad „Niewidzialnym Imperium Południa”. Wybrano na niego absolutną legendę Południa, generała Nathana Bedforda Forresta – człowieka, o którym mówiono, że wygrał wszystkie bitwy, a przegrał wojnę. Pierwsza odnotowana ofiara Klanu to rodzina Murzyna o imieniu Bill, którego Jankesi mianowali kimś w rodzaju poborcy podatków na północnych przedmieściach Atlanty. Nocą z 11 na 12 lipca 1866 roku Billa, jego żonę i trzy córki w wieku 5–9 lat bojówka Klanu napadła w ich własnym domku. Pojmanych powieszono za ręce na obu ramionach wbitego w ziemię krzyża, a pod ich nogami podpalono drugi krzyż, leżący płasko na ziemi. Pięć osób spłonęło żywcem. Jak na ruszcie. Zbrodnia odbiła się szerokim echem w południowych stanach USA. ! ! ! Gwoli sprawiedliwości, była też i druga strona medalu – oczywiście nierozgrzeszająca takich zbrodni. Jankesi po wygranej wojnie wprowadzili na południu reżim wojskowy, który był de facto okupacją podbitego kraju. Każdy mieszkaniec Południa, który miał jakikolwiek związek z cywilną administracją Konfederacji lub z armią (ok 90 proc. mężczyzn), został pozbawiony prawa wyborczego. Prawo to otrzymali natomiast Murzyni, analfabeci i do niedawna niewolnicy, a teraz panowie decydujący o wszystkim.
Na Południu nikt już nawet nie bawił się w nazywanie korupcji korupcją. Przyjeżdżający z Północy aferzyści (zwani carpetbaggers) tysiącami kupowali głosy czarnych (informowali o tym bez skrupułów i jakiejkolwiek obawy na oficjalnych plakatach i w prasowych ogłoszeniach) i zajmowali najbardziej eksponowane stanowiska. Miejscowa hołota (np. drobni przestępcy) najmowała się jako poborcy podatków. Te obliczane były całkowicie dowolnie, przez co liczne południowe rodziny bankrutowały i traciły wieloakrowe majątki z pięknymi pałacami. Czego w majestacie
bezprawia nie udało się ukraść, rozkradały murzyńskie gangi. Ich członkowie w razie wpadki byli natychmiast uniewinniani przez złożone z Murzynów sądy. W takiej oto atmosferze „sielankowego” do niedawna Południa powstał Ku-Klux-Klan. ! ! ! Trudno się dziwić, że w latach 60. i 70. XIX wieku szeregi Klanu rozrastały się lawinowo. Historycy zakładają ostrożnie, że w szczytowym okresie XIX w. KKK mógł liczyć nawet 700–800 tysięcy południowców (stany południowe liczyły wówczas 15 milionów ludzi, można sobie więc skalę zjawiska wyobrazić). Klan miał własne gazety, oddziały wojska i milicji,
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
a nawet kluby sportowe i teatry – grające oczywiście sztuki o złych Negrach i rycerskich przedstawicielach białej rasy panów. W czwartej dekadzie XIX wieku Klan był największą podziemną armią w historii ludzkości. Z jej rąk zginęło wówczas około 70 tysięcy Murzynów i białych sprzyjających zniesieniu niewolnictwa. Klan nie znał innego wyroku niż śmierć i innej egzekucji niż nocna szubienica, którą najczęściej stanowił okap dachu domu ofiary. A tej, by nie oszczędzić przerażenia, wysyłano znak śmierci: pięć pestek pomarańczy. Zawisnąć można było za wszystko,
co „niegodne”. Jonathan Miller (i przy okazji jego syn George) został powieszony za to, że ustąpił w kościele miejsca ciężarnej Murzynce. Tej samej Murzynce kilka dni później przy porodzie pomógł miejscowy lekarz. Też zawisł na gałęzi swojej własnej jabłoni. ! ! ! Takich i podobnych przypadków terroru były tysiące, więc w końcu Waszyngton postanowił położyć kres anarchii. Doszło do masowych aresztowań i wyroków śmierci na najbardziej „zasłużonych” członkach Klanu. Nawet za samo posiadanie białego stroju z kapturem groził stryczek. Zdarzały się i takie „humorystyczne”
przypadki, że egzekutorów KKK wieszano w południe na tej samej gałęzi, na której oni wieszali minionej nocy swoje ofiary. W ciągu niespełna trzech lat struktury Klanu rozpadły się, przywódcy uciekli albo zostali straceni, a niedobitki zeszły jeszcze głębiej pod ziemię. A jednak Ku-Klux-Klan odniósł wielkie zwycięstwo dzięki swoim tajnym sympatykom (a może zarazem członkom) w elicie władzy USA. Oto w roku 1896 amerykański Sąd Najwyższy wprowadził „Plessy versus Ferguson” – haniebną uchwałę o segregacji rasowej. To ona właśnie wprowadziła osobne szkoły, szpitale, środki komunikacji itp. dla kolorowych i białych. To ona dotrwała do śmierci M.L. Kinga i miała się dobrze jeszcze długo po niej. ! ! ! A jednak Klan nie umarł. Wręcz przeciwnie. Po rozpadzie scentralizowanej struktury armii i podziemnego państwa podzielił się na setki luźno powiązanych ze sobą organizacji, które zaczęła łączyć jedna, coraz bardziej skrajna ideologia. Już nie konieczność rycerskiej obrony białych kobiet przed czarnym motłochem (jak to było u podwalin ruchu), ale skrajnie rasistowska doktryna o wyższości białej, koniecznie anglo- lub niemieckojęzycznej, chrześcijańskiej rasy panów nad każdą inną rasą podludzi. Luźne organizacje Ku-Klux-Klanu łączy rytuał. Głównym symbolem pozostaje płonący krzyż, a „mundurem organizacyjnym” – biały strój ze szpiczastym kapturem, używany już raczej tylko podczas potajemnych spotkań bractwa. W ogóle współczesny KKK stara się jak najmniej rzucać w oczy, i tylko w silnych ośrodkach, takich jak USA, Kanada, Niemcy czy Węgry jego członkowie decydują się na otwarte manifestacje z pochodniami i rękami uniesionymi w „hitlerowskim” pozdrowieniu. Słowo „hitlerowskim” wzięliśmy w cudzysłów, bo KKK używał tego znaku już w XIX wieku. Klan ma też własny język o nazwie klanquaq, który pozwala członkom na hermetyczne komunikowanie się
pomiędzy sobą. Na przykład długie pytanie: „Czy jesteś członkiem Klanu?” zastępuje proste i tajemnicze słowo Ayak (Are you a Klansman?). Twierdząca na nie odpowiedź brzmi: Akia (A Klansman I am). Kiedyś członkowie KKK porozumiewali się (np. zwoływali na akcje, narady, mityngi) poprzez niewinne ogłoszenia w prasie. W USA w latach 60. i 70. ubiegłego wieku – poprzez anonse w prasie dziecięcej, co było tak sprytnym kamuflażem, że FBI nie mogła na to wpaść przez bardzo długi czas. Teraz komunikatorem struktur Klanu i jego członków jest oczywiście wszechobecny i zapewniający anonimowość internet. Komuś, komu wydaje się, że Klan to relikt i jakieś pobrzękiwanie odległej historii, proponuję wpisać w wyszukiwarkę litery KKK. Tylko w polskiej wyszukiwarce Google dostaniemy ponad 17 milionów wyników. Bardziej zaawansowani w surfowaniu po sieci dotrą bez trudu do prywatnych stron poszczególnych odłamów bractwa, także odłamu polskiego w Krakowie. Polski Ku-Klux-Klan liczy około 700 członków (jak na paramilitarną, nielegalną organizację to bardzo dużo) na Śląsku i w Krakowie, i bardzo ściśle współpracuje ze strukturami kiboli, o których pisaliśmy niedawno, oraz z organizacją „Krew i honor”. Ma też swojego idola wśród polityków (Janusz Korwin-Mikke) i pośród artystów (Maciej Stuhr). Na jednej ze stron polskiego KKK odnaleźliśmy setki rasistowskich haseł, z których do zacytowania nadaje się tylko jedno jedyne: „Co ma Murzyn białego? Murzyn ma białego słuchać!”. Gdybyż to polscy ogoleni idioci z wytatuowanymi na trzech palcach lewej ręki literami KKK wiedzieli, że u zarania Klan traktował Murzynów i Słowian z identyczną pogardą i nienawiścią… ! ! ! Ale wróćmy na grunt USA, gdzie Klan powstał i gdzie nadal jego
15
członkowie (szacunki mówią o blisko 20 tysiącach, choć niektórzy twierdzą, że to liczba mocno przesadzona) nie działają nielegalnie. Przeciwnie, czasem nawet wspólnie z władzami państwa – na przykład żołnierze KKK patrolowali granicę Stanów Zjednoczonych (tę z Meksykiem), gdy wojska przeznaczone do jej chronienia zostały wysłane do Iraku i Afganistanu. Zaiste patriotyczny to gest, choć być może bardziej patriotyczne byłoby spojrzenie w twarz fanatycznemu talibowi niż sparaliżowanemu ze strachu meksykańskiemu uchodźcy.
O, ale do tego potrzeba mężczyzny, a nie paranoika kryjącego twarz pod tyleż śmiesznym, co strasznym kapturkiem. ! ! ! Niestety, amerykański Ku-Klux-Klan mocno uaktywnił się po wyborze Baracka Obamy na prezydenta USA. Uaktywnił rzecz jasna negatywnie. Znów, jak przez 150 laty (i później) słyszymy o zdradzie białej rasy, o zemście i o znieważaniu Boga. Amerykanie znowu musieli sobie przypomnieć, że w ich kraju są grupki uzbrojonych fanatycznych rasistów zdolnych do zbrodni w imię religii i koloru skóry. Jedna z tych grupek dała o sobie znać w Luizjanie. 43-letnia Cynthia Lynch z Oklahomy dała się omamić
grupie fanatyków spod znaku KKK i przyjechała do luizjańskiej Bogalusy na mityng, podczas którego miała wstąpić do bractwa (Synowie Dixie KKK). Gdy na miejscu, przerażona rytuałem, językiem nienawiści i fanatyzmu, odmówiła, została zastrzelona przez szefa Klanu Raymonda Chucka Fostera. Jak silne (coraz silniejsze) są wpływy Klanu, może świadczyć fakt, że na kongresmana stanowego Luizjany nie tak dawno został wybrany David Duke, szef stanowego KKK. Ten sam dżentelmen o mało nie został gubernatorem. ! ! ! W okresie największego swojego powodzenia Ku-Klux-Klan (lata 30. XX wieku) liczył 5 milionów członków i ok. pół miliona karnych żołnierzy. Fanatyczni członkowie organizacji twierdzą w internecie, że odrodzenie organizacji w takim rozmiarze to przy rosnących nastrojach rasistowskich w USA i Europie kwestia jednej dekady. MAREK SZENBORN
16
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Odwieczny problem Kościoła Richard Sipe (ur. w 1932 r.) – amerykański specjalista w dziedzinie seksualnych nadużyć kleru. Przez 11 lat był zakonnikiem benedyktyńskim, duszpasterzem i psychoterapeutą. W 1970 roku uzyskał zwolnienie ze ślubów zakonnych i ożenił się. Od 50 lat bada problematykę celibatu i przestępstw seksualnych kleru, jest terapeutą i wykładowcą na wyższych uczelniach. Wywiad z Richardem Sipe’m, którego fragmenty poniżej publikujemy, został przeprowadzony przez Luksemburskie Stowarzyszenie Humanistów, Ateistów i Agnostyków (całość w języku angielskim i niemieckim dostępna na www.aha.lu). – Seksualne wykorzystywanie nieletnich to nowy czy raczej stary problem w Kościele katolickim? – Zaangażowanie seksualne dorosłych w relacje z dziećmi, zwłaszcza kazirodztwo, jest problemem znanym od czasów starożytności. Historyczne relacje od początku istnienia Kościoła donoszą o seksualnym wykorzystywaniu nieletnich przez duchownych. Najbardziej widoczne jest to w pismach świętego Piotra Damianiego (1007–1072) o celibacie. Jego list z 1049 roku do papieża Leona IX wyraźnie wskazuje na nadużycia księży wobec małoletnich, w szczególności chłopców. Przemoc seksualna księdza wobec dziewczynki lub chłopca jest dwojakim nadużyciem: zdradą przyrzeczenia celibatu i destrukcyjnym wykorzystaniem mocy swego urzędu. Piotr Damiani porównał to do „duchowego kazirodztwa”. Z dwoma kolegami, Doyle’m i Wallem, w 2006 roku opublikowałem podsumowanie historii nadużyć seksualnych duchownych pod tytułem: „Sex, Priests and Secret Codes: The Catholic Church’s 2000 Year Paper Trail of Sexual Abuse”. – Czy może Pan podsumować swoje badania naukowe na temat seksualnego wykorzystywania dzieci i młodzieży? Jaka jest ogólna sytuacja, jaki procent duchowieństwa jest zaangażowany w takie praktyki? – Po zakończeniu moich badań etnologicznych nad celibatem w 1985 roku stwierdziłem, że w danym czasie nie więcej niż połowa kleru katolickiego, który ślubował celibat, rzeczywiście praktykuje abstynencję seksualną (ta liczba nie została zakwestionowana przez kardynała Jose Sancheza, sekretarza Kongregacji Duchowieństwa w Rzymie). Ponadto dane wykazały, że 6 procent księży ma kontakty seksualne z nieletnimi. W 2004 roku statystyczne badania zlecone przez amerykańskich biskupów na podstawie ich własnych dokumentów ujawniły, że w tym okresie 6,5 procent księży wykorzystywało nieletnich. Obecnie
znamy 6500 tego rodzaju amerykańskich duchownych. Obecne najbardziej wiarygodne szacunki wskazują, że takie problemy powoduje 6–9 procent całego składu osobowego kleru katolickiego, ale wiadomo, że w wielu diecezjach jest to 10 procent, a w archidiecezji Los Angeles nawet 11,5 proc. księży. – Jakie są główne przyczyny tak wysokiego odsetka kleru katolickiego zaangażowanego w seksualne wykorzystywanie nieletnich? – Można z całą pewnością stwierdzić, że nieletnich wykorzystuje większy odsetek katolickich księży niż jakakolwiek grupa mężczyzn w podobnym wieku, zawodzie, o podobnym wykształceniu i podobnych dochodach. Jest wiele powodów, które wpływają na szczególne odchylenie akurat tej grupy mężczyzn. Kultura klerykalna to raj dla ludzi psychoseksualnie niedorozwiniętych i źle ukształtowanych, bo: a) domaga się doskonałej i przez całe życie abstynencji seksualnej oraz posłuszeństwa od każdego mężczyzny wezwanego do święceń kapłańskich, b) celibat jest środkiem instytucjonalnej kontroli, c) kapłaństwo wyklucza kobiety, a tym samym ustanawia jednopłciową społeczność, d) skuteczne szkolenia dla utrzymania celibatu są niewystarczające lub całkowicie brakuje ich w seminariach i zakonach, e) celibat w ramach systemu nie jest dobrze praktykowany przez przełożonych, biskupów, proboszczów, spowiedników itd., co tworzy rozdźwięk między głoszoną nauką a rzeczywistą praktyką, a to z kolei sprzyja rozwojowi socjopatycznej atmosfery; f) klerykalna kultura pociąga, kształtuje, promuje i chroni psychoseksualnie niedojrzałych mężczyzn. – Czy można powiedzieć, że istnieje bezpośredni związek między wiarą katolicką a przestępstwami seksualnymi? – Istnieje kilka bezpośrednich powiązań między nauką katolicką
i nadużyciami seksualnymi – przede wszystkim naukowo nieuzasadniona i zniekształcona watykańska nauka o rozwoju seksualnym człowieka i jego natury, która nie może być podtrzymywana przez rozum. Znaczna część kapłanów i wielu świeckich katolików nie zgadza się z jej moralnymi wnioskami. Twierdzenie, że aktywność seksualna poza prawowitym małżeństwem to grzech śmiertelny, jest równie nieuzasadnione, jak twierdzenie, że Słońce krąży wokół Ziemi. Idea, że Kościół katolicki zna i określa wewnętrzną naturę seksualności, też nie jest uzasadniona. Przed laty pewien teolog z Uniwersytetu Saint Louis powiedział: „Oto zlepek tematów stanowiących program Kościoła katolickiego, które odbierają
źródła zaspokojenia seksualnego. Również sakrament związany z pokutą i łatwym przebaczeniem raczej ułatwia powtórzenie i recydywę przestępstw na tle seksualnym niż zmianę zachowania. – Czy uważa Pan, że liczba ujawnionych przypadków nadużyć odpowiada rzeczywistości, czy to raczej wierzchołek góry lodowej? – Dokładna liczba ofiar lub duchownych przestępców nie jest znana. Nasze doświadczenie w Stanach Zjednoczonych było takie, że seksualne nadużycia duchownych są objawem ekstremalnych zaburzeń ogólnoustrojowych Kościoła. Ofiarom nadużyć jest bardzo trudno publicznie oskarżyć sprawcę, jeśli jest to kapłan. Struktura władzy Kościoła jest bardzo odporna na jakiekolwiek ujawnienie jego zbrodni. Większości ofiar nadużyć duchownych zajęło średnio 32 lata,
mu skuteczne przywództwo i wiarygodność działań. Wszystkie one mają związek z seksem: aborcja, antykoncepcja, masturbacja, seks przed ślubem lub po rozwodzie, homoseksualizm, sztuczne zapłodnienie, wymóg celibatu dla bycia wyświęconym, ordynacja kobiet oraz kapłaństwo żonatych”. Wszystkie te kwestie powinny być otwarte dla debaty i dyskusji. Odmowa dialogu na temat rzeczywistości ludzkiej seksualności stawia księży katolickich w niemożliwej do utrzymania pozycji: nauczania o tym, czego sami nie mogą przeżywać, w co nie mogą wierzyć lub czego nie są w stanie obronić. Taki system nauczania czyni duchownych niedojrzałymi i nadwrażliwymi. Na poziomie bardzo praktycznym niektórzy duchowni, ci bardziej podatni na ataki i niedojrzali, są szczególnie skłonni do uciekania się do niewłaściwego
zanim były w stanie zgłosić przestępstwo, choć cały czas cierpiały. Znamy tylko część rzeczywistych przypadków nadużyć. W Europie poznaliście dotąd jedynie wierzchołek góry lodowej. My w Stanach Zjednoczonych potrzebowaliśmy aż 30 lat, aby dojść do linii bazowej nadużyć seksualnych (6–9 proc. procent wszystkich duchownych). Wśród wyższych warstw Kościoła jeszcze nie wszystkie zostały ujawnione. Aktywność seksualna (dawna lub obecna) biskupów i przełożonych jest jednym z najsilniejszych powodów, dla których starają się oni ukryć zbrodnie swoich podwładnych. Nie muszą sami krzywdzić dzieci, ale ich aktywność w zakresie seksu może być ujawniona, jeśli upadnie zmowa tajemnicy. – Do jakiego stopnia postrzega Pan celibat jako przyczynę tych przestępstw?
– Nie ma wątpliwości, że wymuszony celibat jest jednym z ważnych elementów zjawiska nadużyć seksualnych kleru. Sprawia, że w jednopłciowej kulturze psychoseksualna niedojrzałość i regresja są wspierane i nagradzane. Oto znamiona katolickiej kultury klerykalnej: emocjonalna i społeczna zależność, przesadne podporządkowanie przełożonym, poczucie władzy, przekonanie o własnej wyższości, pycha absolutnej pewności, odporność na krytykę i uwolnienie się od osobistej odpowiedzialności za błędy. – Czy Kościół katolicki ma tradycję ukrywania swoich błędów, w szczególności nadużyć seksualnych? Jeśli tak, to dlaczego? – Dokumenty historyczne, archiwa i badania wskazują na długą tradycję tajemnicy, a nawet kłamstwa na temat seksualnych nadużyć duchownych. Ochrona wizerunku kapłaństwa czystego i doskonałego jest istotna dla utrzymania klerykalnej struktury władzy. Skandale podważają władzę i wiarygodność. Unikanie skandali, to jest zarzutów, faktów i wrażeń, które mogłyby zaszkodzić reputacji Kościoła lub dać wrogom Kościoła okazję do ataku, było w Watykanie priorytetem – zwłaszcza od czasu reformacji protestanckiej. – Dlaczego, Pana zdaniem, Kościół katolicki nadal wymaga celibatu od duchownych, pomimo wszystkich problemów i mimo całej krytyki? – Istnieje długa i solidna tradycja celibatu w duchowości chrześcijańskiej, podobnie jak w innych religiach. Jedyne biblijne potwierdzenie, jakie mamy na ten temat, jest takie, że Paweł traktuje celibat jako kwestię osobistego wyboru, a nie boskiego nakazu. Duchowa motywacja do celibatu utrzymuje się w Tradycji, jednak obowiązkowy wymóg celibatu dla duchownych opiera się na (administracyjnej i prawnej) kontroli. Przymusowy celibat duchownych nigdy nie działał dobrze. Jednak monarchiczna struktura Kościoła załamie się w mniejszym lub większym stopniu, gdy wymaganie celibatu zostanie uchylone. Kościół (w tym Watykan) ma niemal niewyczerpaną tolerancję dla łamania celibatu w celu zachowania swojej władzy. Księża opuszczający kapłaństwo i publiczne skandale są ceną, którą Kościół jest gotów płacić za podtrzymywanie swoich roszczeń. Jest to skomplikowany problem społeczny. Celibat duchownego jest darem, ale także podstawą umowy społecznej między Kościołem katolickim i jego członkiem. Wiara w czystość seksualną księży daje kapłaństwu szczególną władzę. Tłumaczył ADAM CIOCH
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r. yznaczony na maj finał operacji wynoszenia mega-Polaka na ołtarz prowokuje ożywione reakcje na świecie. Od euforii (w dorzeczu Wisły i Odry), poprzez rzeczowe rozliczanie osiągnięć i porażek, aż po zdecydowaną krytykę pomysłu.
W
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
miesiące. Jan Paweł miał bardziej władczy charakter niż jego następca: nie sposób sobie wyobrazić Wojtyły udzielającego wywiadu-rzeki, jakiego Ratzinger udzielił w ubiegłym roku niemieckiemu dziennikarzowi Peterowi Seewaldowi, w którym raz po raz przyznawał się do popełniania błędów, a także wyznał, że nie
Gwiazdor ołtarzowy Poziom krytyki wzrósł ostatnio po ujawnieniu treści listu nuncjusza abp. Storero do hierarchów irlandzkich („FiM” 4/2010), ostrzegającego, aby nie karać laicyzacją księży pedofilów i nie informować wymiaru sprawiedliwości o ich przestępstwach. Dokument ten nie mógł narodzić się bez wiedzy i przyzwolenia Wojtyły. Zestawia się pontyfikaty Jana Pawła II i Benedykta XVI; jedno z ciekawszych porównań opublikowane zostało na łamach „The Wall Street Journal”. Konserwatywny dziennik amerykański, któremu nie można zarzucić antyklerykalizmu, podkreśla, że w odróżnieniu od poprzednika Ratzinger jest osobą skromną, która nie chce rzucać się w oczy. Jest człowiekiem miłym, ale brak mu osobistej charyzmy, pozbawiony też jest zdolności aktorskich poprzednika, który ongiś występował na scenie. Benedykt o wiele gorzej radzi sobie w świecie elektronicznej komunikacji – pisze „WSJ” – a jego pontyfikat „naznaczony jest ciągiem katastrof i gaf na polu PR”, jak chociażby niedawna wypowiedź o warunkowej dopuszczalności kondomów (dla męskich prostytutek), która wywołała powszechną konfuzję, a odkręcanie intencji „Świętego Ojca” trwało
jest w stanie wymusić na kurii rzymskiej realizacji swej wizji Kościoła. Kolejną różnicą jest stosunek do innych religii. JPII doprowadził do zbliżenia z muzułmanami i żydami, przeprosił ich za chrześcijański antysemityzm, za inkwizycję
i za krucjaty. Benedykt w roku 2006 wywołał burzę w świecie islamu swym nierozważnym cytatem ze średniowiecznego autora, nazywającego proroka Mahometa „złym i nieludzkim”. Żydów rozzłościł powrotem do starego obrządku ultrakonserwatywnego, który przewiduje modlitwę za ich nawrócenie. Nie pomogło też dobremu wizerunkowi przywrócenie na łono Kościoła biskupa lefebrysty
y to miałeś pontyfikat – musi czasem ukradkiem wzdychać Benedykt, mając na myśli swego poprzednika. JPII cieszył się uwielbieniem tłumów, politycy gięli się w ukłonach, jego podróże były jak trasy koncertowe Beatlesów. Żadnych zgryzot... No tak, w 2002 roku w Bostonie wywleczono skandal pedofilii księży, ale to już była końcówka. Oprócz afery dotyczącej przemocy seksualnej, rozprzestrzeniającej się nieustannie, Benedykt ma jeszcze zmartwienia z postępującą sekularyzacją, katolikami głosującymi nogami, kurczącą się liczbą ordynacji. Nie koniec na tym. Jak oświadczył papież, ostatnio Kościół atakowany jest przez… pogańskie i dziwaczne imiona. Wyznawcy – zamiast nadawać dzieciom na chrzcie imiona chrześcijańskie – wybierają coraz bardziej abstrakcyjne. Nazwać potomka Brooklyn albo Apple – czy to nie
T
Richardsona, który głosi, że Holokaust jest wymysłem Żydów. Jan Paweł jawi się jako „zwycięzca” także w innych kategoriach: przyczynił się do rozpadu bloku wschodniego, zaś Ratzinger prowadzi życzeniową akcję rechrystianizacji (czyt. katolizacji) Europy, co „WSJ” nazywa donkiszoterią. Ale – zaznacza w podsumowaniu czołowa gazeta biznesowa – istnieje sfera, w której BXVI „wypada lepiej w porównaniu z poprzednikiem”. Chodzi o stosunek do kryzysu przestępstw seksualnych duchowieństwa. To właśnie Ratzinger, jeszcze zanim został papieżem, a nie jego ówczesny boss, zainicjował pierwszy spójny program dochodzenia, czy molestowanie miało miejsce, i karania winnych. To Ratzinger był tym, który – mimo silnego oporu Watykanu – rozpoczął śledztwo w sprawie pupilka Wojtyły i multiprzestępcy Marciala Maciela i doprowadził do jego ukarania, gdy tylko został papieżem. Kara była symboliczna i niejednoznaczna, lecz to coś zdecydowanie odmiennego niż ciągi pochwał, których JPII nie szczędził Macielowi, mimo wiedzy o jego poczynaniach. „To najważniejsza różnica między tymi dwoma ludźmi” – pisze „WSJ”. Dziennik zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny szczegół. Benedykt wydaje się zadowolony, że JPII go „przyćmiewa”. Sam określa siebie mianem „małego papieża”, „prostego i skromnego robotnika w winnicy Pańskiej” i podkreśla kontrast z poprzednikiem. Aura gwiazdy, jaką roztaczał JPII, powodowała, że Ratzinger czuł się „nieswojo”. „Stanie na piedestale jako sławny władca to nie jest rola papieża – wyznał B16 Seewaldowi. – Czy naprawdę jest dobrze, jeśli papież ciągle eksponuje swą postać tłumom w sposób, który pozwala, by traktować go jak gwiazdę?”. „Skromniejszy styl Benedykta sprawia, że uwaga publiczna nie jest skierowana na jego postać, skupia się sednie sprawy, na tym, co papież ma do powiedzenia, na jego roli jako przedstawiciela Boga” – konkluduje nowojorski dziennik. PIOTR ZAWODNY
grzech? Czy nie jest grzechem to, że były właściciel teamu Renault Formuły 1, Flavio Briatore, nazwał syna Falco – od falcon, czyli sokół? „Chrześcijańskie imię jest nienaruszalnym znakiem od Ducha Świętego – pouczył papież. – Chroni życie rodzinne, które jest zagrożone”. Otóż to! Bo nie tylko o imiona chodzi. „Nie mogę milczeć w obliczu innego ataku na religijną wolność rodzin” – dramatycznie wołał „Święty Ojciec” na odprawie dla ambasadorów przy Watykanie. Ten atak to „prowadzenie w szkołach niektórych krajów Europy lekcji wychowania seksualnego i obywatelskiego, które zagraża kulturalnym korzeniom wielu narodów”. Podzielamy w pełni obawy papieskie. Najpierw ktoś dostaje imię jak zwierzę lub pralka, potem nasłucha się w szkole o narządach płciowych, spermie i ciąży, no to jak się dziwić, że mu w końcu ręka nie zadrży, gdy ją podniesie na Kościół, by skrytykować? JF
Atak totalny
17
Bronią polskiego księdza rank Dewane, biskup diecezji Venice na Florydzie, pofatygował się na mszę do kościoła św. Leona w Bonita Springs, aby poinformować wiernych o zawieszeniu ich proboszcza, polskiego księdza Stanisława Strycharza.
F
Według słów hierarchy, powodem było to, że Strycharz ma dziecko, a także nieprawidłowości finansowe przy rozbudowie parafii – ksiądz przejął 21 mln dolarów. Obwieszczenie Dewane’a podzieliło parafian, ale większość było za lubianym powszechnie duchownym; podczas jego 5-letniej kadencji liczba wiernych podwoiła się, dochodząc do 2500 rodzin! Strycharz wyjaśnił, że o dziecku – które przebywa w innym stanie z matką i na które płaci on alimenty – poinformował biskupa przed trzema laty i uzyskał odeń wybaczenie. Co do finansów, to ani kontrola kościelna, ani prywatne firmy nie dopatrzyły się żadnych uchybień. Prawdziwym powodem dymisji, jak sądził ksiądz, było to, że nie zastosował się do polecenia Dewane’a, który kazał mu zwolnić z pracy dyrektora chóru oraz inną osobę. Nie było żadnych powodów do ich dymisji – tłumaczy. Strycharz został zawieszony, ale nie utracił poborów ani kościelnego mieszkania. Diecezja oznajmiła podjęcie śledztwa. Ponieważ 6 miesięcy później wciąż nie było wyniku dochodzenia, wierni dali znać, że nie zapomnieli o księdzu. W styczniu 2011
roku zaapelowali ponownie o przywrócenie go na stanowisko. Liczba aktywnych zwolenników Strycharza w międzyczasie podwoiła się; wystosowali oni list do pozostałych parafian, prosząc o wsparcie proboszcza. Sprawę komplikuje (z punktu widzenia diecezji) to, że parafia jest bardzo bogata. Jednym z pierwszych apologetów polskiego kapłana była rodzina Richarda Schulzego, założyciela sieci domów towarowych z elektroniką „Best Buy” i jednego z najbogatszych ludzi w Ameryce. Schulze ofiarował na rozbudowę parafii 11 mln. Kontynuacja represji wobec księdza może więc diecezję słono kosztować. Prestiżowych osób jest w parafii więcej, bo leży ona nieopodal miasta milionerów Naples. Obrońcy Strycharza zbierają pieniądze na jego fundusz obrony. Jeśli dojdzie do rozprawy, będzie miał zapewnionego adwokata najwyższej klasy. CS
Problemy z gosposią siądz katolicki z Ried w Górnej Austrii, którego nazwiska litościwie nie podano, stanie się może pionierem; pierwszym duchownym, który zaistniał w biznesie handlu żywym towarem.
K
Kapłan potrzebował gosposi, ale i (przeklęty celibat...) kobiety. Normalka. Nie chciał niczego za darmo i gotów był dobrze zapłacić. Podszedł do sprawy w biznesowy sposób. Skontaktował się z panem z Węgier, który był szefem międzynarodowego gangu kontrolującego prostytucję, i wyłuszczył swą prośbę, a zlecenie zostało zrealizowane po wpłacie 45 tys. euro. Według wyjaśnień Węgra, połowa kwoty miała rzekomo sfinansować kurację nowotworową mamy gosposi-hurysy, a 20 tys. miało kosztować spłacenie jej długu. Kobieta pojawiła się na plebanii i wydawało się, że wszyscy będą szczęśliwi. Stało się inaczej. Duchowny zeznał, że wyrzucił niewiastę,
bo nie chciała prać jego brudów, prała tylko swoje i córki. Mało tego – była kiepską kucharką, a wiadomo, że słudzy boży lubią dobrze podjeść. Pozbawiona pracy i płacy pani poinformowała policję, że dochodziło do pożycia między nią a kapłanem. Ksiądz się nie przyznaje, ale węgierski pośrednik, który także znalazł się w opałach i został aresztowany, zeznał, że lojalnie uprzedził księdza, iż może gosposię użytkować seksualnie, lecz będzie musiał za to dodatkowo zapłacić. Wygląda na to, że duchownemu się to nie podobało, no i wynikła afera. Na szczęście jego przełożeni to ludzie przepełnieni miłosierdziem: nie zwolnili go ani nawet nie zawiesili. TN
18
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Hańba z poddaństwa Co rusz wypływają nowe fakty dotyczące funkcjonowania w Polsce tajnych więzień CIA. Dają one wiele do myślenia o tym, jakim właściwie państwem jest Polska. Lider opozycji Jarosław Kaczyński, oceniając obecną dyplomację, stwierdził, że Polska jest kondominium niemiecko-rosyjskim. Pomijając jej fakt uzależnienia od Watykanu, bez żadnych wątpliwości możemy stwierdzić, że stanowi w rzeczywistości kondominium amerykańskie, łamiące przy okazji szereg praw międzynarodowych. Przypomnę, że zakaz stosowania tortur na terenie RP istnieje od 1776 roku! Dziś o tajnym więzieniu w Starych Kiejkutach wiemy już wystarczająco dużo. Wiemy, że przetrzymywano tu trzech cennych więźniów CIA: Abu Zubajdę, Chalida Szejka Mohammeda i Abd al-Rahima al-Nashiriego. To zwłaszcza Szejk Mohammed okazał się cenną zdobyczą, bowiem to on przyznał się publicznie do zorganizowania zamachu na WTC 11 września 2001 roku. Według „New York Timesa”, jego przesłuchania odbywały się w Polsce. Sam więzień zeznał, że po przylocie z Afganistanu „widział śnieg, a w miejscu pobytu dostał raz butelkę wody z nieoderwaną etykietą, na której widniał adres internetowy z końcówką „pl”. To jego prawnik złożył w polskiej prokuraturze doniesienie o torturach. Zarówno ówczesny rząd, jak i prezydent stanowczo zaprzeczają tym „rewelacjom”. Zresztą nie tylko oni. Kolejne rządy również stanowczo zaprzeczają, aby na terenie RP istniały tajne więzienia CIA. Czyżby polityczna zmowa milczenia
miała trwać w nieskończoność? Niekoniecznie, bowiem okazuje się, że Tadeusz Iwiński, były sekretarz stanu ds. międzynarodowych w kancelarii premiera Leszka Millera, przyznał, że w Kiejkutach był ośrodek dla więźniów CIA. Według niego, ludzi tych przetrzymywano w Polsce w ramach współpracy naszych z służb z wywiadem amerykańskim. „Sprawa dotyczy lądowania na lotnisku wojskowym w Szymanach odrzutowców wynajmowanych przez CIA” – powiedział. Jak zatem mają się wymijające zapewniania Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego co do meritum? Kłamstwo ma krótkie nogi, więc kwestia postawienia polityków rządzących wówczas w Polsce przed Trybunałem Stanu jest sprawą otwartą. Wątpliwości dotyczących istnienia tajnych więzień nie ma Amnesty International, która w swoim najnowszym raporcie obwinia europejskie państwa o łamanie praw człowieka. „Nie można pozwolić na to, by Polska i Europa stały się – obok Stanów Zjednoczonych – kolejną strefą bezkarności. Zbiorowa amnezja i zamiatanie sprawy pod dywan za pomocą powierzchownych śledztw oznaczałyby współwinę za poważne pogwałcenia międzynarodowego prawa w ramach tzw. wojny z terroryzmem” – stwierdziła Draginja Nadażdin, dyrektorka Amnesty International Polska. Dalej w raporcie czytamy: „W październiku br. prokuratura
o jednym z ostatnich tekstów Pana Marka Kraka chciałbym zwrócić uwagę na moralność. Religia się do niej bezustannie podpina, natomiast, jak wiemy, praktyka jest zgoła inna. Religia również twierdzi, że moralność nie mogła się wziąć skądinąd, jak tylko od Boga, który uczył jej ludzi. Nawiasem mówiąc, gdy czyta się Stary Testament, to widać, że tamtejszy Bóg nie jest wzorcem do naśladowania – jest bezwzględnym satrapą wymagającym ślepego posłuszeństwa, dla którego życie człowieka nic nie znaczy. Oto moje przemyślenia. Przeczytałem niedawno artykuł o moralności, jaka wytworzyła się w wyniku ewolucji Wszechświata. Problemem tym zajęły się znane placówki naukowe. Oto jeden z fragmentów tego artykułu pt. „Moralność a religia”: „Normy moralne i etyczne wytworzyły się i zakorzeniły w mózgu w procesie ewolucji – wynika z badań neurobiologicznych. Wierzenia religijne nakazujące przestrzegania określonych norm powstały później, prawdopodobnie w celu zracjonalizowania ludzkiej
P
w Warszawie przyznała status pokrzywdzonego Abd al-Rahimowi al-Nashiriemu, który twierdzi, że w latach 2002–2003 był przetrzymywany w tajnym więzieniu w Polsce”. Najprawdopodobniej był w tym czasie torturowany – stosowano wobec niego m.in. podtapianie (waterboarding). Grożono mu, przystawiając do głowy nienaładowany pistolet oraz wiertarkę bez wiertła, podczas gdy stał nagi, z zakrytą głową. I wszystkie te fakty były ukrywane w imię jakiejś dziwnie pojętej polskiej racji stanu, która postanowiła
moralności. Naukowcy Marc Hauser z Uniwersytetu Harvarda i Ilkka Pyysianen z uniwersytetu w Helsinkach przeprowadzili badania poczucia moralności na ogromnej próbie ludzi z różnych regionów świata. Pokazały one,
sięgnąć po metody niezgodne z prawem międzynarodowym. Jeszcze większe rewelacje przynosi odnaleziona przez reportera „Panoramy” książka lotów z lotniska w Szymanach. Rewelacje tym większe, że książka ta wraz z komputerami z wieży kontrolnej zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Gołym okiem widać, że całą sprawę próbowano zatuszować, gdyż niewygodne fakty mogą pociągnąć za sobą ogromne konsekwencje. Konkluzja jest następująca: „Polacy ściśle współpracowali z Amerykanami
Ewolucja Kosmosu przez żmudny i złożony dobór naturalny, przez miliardy lat, wytworzyła związki biologiczne, które potem w wyniku tejże ewolucji komplikowały się, powielały, wytworzyły kod genetyczny najpierw
Nieboska moralność że w ocenie większości problemów etycznych wyznawcy różnych religii nie różnią się od ateistów. To sugeruje, że wyczucie norm moralnych nie ma praktycznie związku z religijnością. Z obserwacji psychologów wynika z kolei, że intuicję moralną posiadają nawet małe dzieci. Mają one na przykład wyczucie sprawiedliwości, potrafią oceniać innych, albo dobrych albo złych, jeszcze zanim wejdą w wiek, w którym mogą zrozumieć religijne nakazy czy zakazy moralne”. Zauważmy, że mózg złodzieja dba, aby nie mógł on się cieszyć łupem, skradzione traktuje jak nieczyste.
RNA, a potem doskonalszy – DNA. Wszystko w określonym sprzyjającym środowisku. I jak się rzekło, następnie powstał instynkt przetrwania gatunku, dalej świadomość i samoświadomość, w tym zasady moralne i etyczne. Religia, jak wynika z badań, pojawiła się znacznie później, a przedtem człowiek żył zgodnie z rytmem natury, z której powstał. Moralność zatem powstała dla stabilnego rozwoju gatunku ludzkiego, aby mógł istnieć w wyższej formie – jako społeczność. Zajrzałem do Google, żeby zapoznać się z odkryciami o neuronach lustrzanych lub podobną
w kwestii tajnych więzień CIA w naszym kraju”. W książce lotów jak na dłoni widać całą operację przewożenia więźniów do Polski. Jest też opisany pierwszy samolot, który rozpoczął całą operację – gulfstream o numerze N 63NU, który do Polski na lotnisko w Szymanach przyleciał 5 grudnia o godz. 14.56 i na którego pokładzie podobno znajdowali się dwaj wtedy pojmani terroryści – Abd al-Nashiri i Abu Zubajda. Co ciekawe, wbrew przepisom przy lotach nie wpisywano ważnych informacji, takich jak miejsce przylotu i odlotu oraz liczba osób wysiadających. Nie chce się wierzyć, żeby było to tylko przeoczenie. Wygląda to raczej na celowe działanie, gdyż Polska – jak pamiętamy – nie chciała przekazać tego dokumentu komisji Parlamentu Europejskiego badającej sprawę tajnych więzień CIA. Członków komisji zapewniano, że książka zniknęła. Teraz wiemy dlaczego… Jeszcze ważniejszym dowodem może być twardy dysk. Oficjalnie informowano, że dwa komputery z lotniska w Szymanach spaliły się po uderzeniu pioruna. Jednak reporter „Panoramy” zdobył jeden z dysków. Cóż za przedziwny zbieg okoliczności ten piorun! Ciekawe tylko, czy trafił od razu, czy może odbił się rykoszetem. Na dysku mogą znajdować się cenne materiały, między innymi może tam być zapis z monitoringu oraz nagrania rozmów wieży z załogami. Kwestią czasu jest więc odczytanie danych z tych wyczyszczonych teraz dysków. Miejmy tylko nadzieję, że tym razem społeczeństwo dowie się całej prawdy, a nie „oficjalnych zapewnień”, tj. kłamstw. Wyjaśnienie całej tej sprawy od początku do końca jest nie mniej ważne niż katastrofa smoleńska. Chodzi bowiem o reputację naszego państwa na świecie. Oby tylko nie zwyciężyła – jak to często bywa – źle pojęta racja stanu... Przemek Prekiel
tematyką albo odszukać frazę „czy moralność powstała z ewolucji”. Są to kolejne badania nad zachowaniami istot żywych w ramach grup lub społeczności, które – niezależnie od wprowadzonej później religii – po to wytworzyły zasady postępowania między sobą, aby mogły działać stabilnie i rozwijać się dla zachowania substancji gatunkowej; te zasady nazywamy moralnością. Ciekawe, czy według religii Bóg z Biblii miał też wpływ na neandertalczyków, austrolopiteków etc., kiedy żyli w jaskiniach, malowali sceny z polowań i w pochówkach kładli zmarłym przedmioty codziennego użytku, aby w zaświatach mogli z nich korzystać. Religia, tworząc własną moralność, opiera się na ślepym posłuszeństwie, gdzie obowiązuje zasada sługa–pan, a to zaburza związki społeczne, ogranicza wszechstronny rozwój. Znamy to z historii, gdy katolicyzm dominował w Europie lub istniały takie ideologie jak faszyzm czy komunizm. Ciekawe, jaki będzie dalszy rozwój rodzaju ludzkiego w dalekiej przyszłości z punktu widzenia psychologii, mając na uwadze normy etyczne. Edward Urbanowicz
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
LISTY Cud mniemany Jak to dobrze, że pojawił się problem Egiptu... Przysłonił wreszcie, ku rozpaczy Jarosława Kaczyńskiego, wszechobecny temat smoleński. Mnie od ładnych kilkunastu lat niepokoi sprawa naszych ciągle rosnących długów zagranicznych. Panujący nam obecnie Tuskorząd chce problem za wszelką cenę zbagatelizować, a zwłaszcza oddalić od siebie zarzuty, że nie dość, że nic nie zrobił w tej sprawie, to jeszcze przyczynił się do znacznego wzrostu tego obciążenia finansowego. A wisi on nad nami niczym miecz Damoklesa. Prysł mit zielonej wyspy. Oni po prostu bezczelnie nas okłamywali, a najbardziej i najczęściej minister Rostowski, który już jest przymierzany do pierwszego miejsca na jednej z list w tegorocznych wyborach do parlamentu. Patrząc na Grecję i jej kłopoty gospodarcze, mam nieodparte wrażenie, że Polska znajdzie się niebawem w podobnym, a być może w jeszcze gorszym położeniu. I oby wraz z kłopotami ekonomicznymi nie zdarzyło się u nas to, co dzieje się teraz w Egipcie. Przypomina to bowiem wydarzenia (masakra robotników) na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Witold Pater
Ćwierćmózgowcy To boli, ale nasi rodacy, indoktrynowani przez całe życie, nie potrafią samodzielnie rozumować, nie umieją lub nie chcą wysilić mózgownicy w najprostszych sytuacjach życiowych. Ostatnie przykłady postępowania turystów z naszego kraju to kliniczny przykład skrajnej bezmyślności. Pomimo napiętej sytuacji w Egipcie nasi rodacy jadą tam za wszelką cenę, gdyż „woda błękitna i piasek żółciutki”, jak powiedział jeden z turystów indagowanych przez reportera telewizji. A że niebezpiecznie, cóż z tego! Przecież nad głową lata Anioł Stróż, a w niebiesiech czuwa wszechwładny, już z Karolem do spółki, więc co się może stać?! My, jako przedmurze i naród wybrany, nie musimy myśleć – robi to za nas ktoś inny, o niebo mądrzejszy. A co myśli młoda żona z dwojgiem dzieci, która pozwala jechać mężowi do Afganistanu na pseudomisję? Przywiezie trochę kasy… A co, jeśli nie? Trumna nie ma kieszeni. Czy powiedzenie, że nasi piloci potrafią wylądować na drzwiach od stodoły nie weszło niemal do kanonu? Czy musimy robić coś na siłę, a dalej jakoś będzie? A gdy nie wychodzi, bo nie miało prawa wyjść, winni są wszyscy poza ćwierćmózgami. Będzie tylko jakoś, nie jakość. Dlatego – pomimo życiowego optymizmu – nie widzę jasnej przyszłości
dla tego kraju, gdyż zależy ona głównie od jego obywateli, a ci w większości, no cóż... Mimo wszystko sobie, Czytelnikom i Redakcji życzę dużo, dużo wszystkiego (co kto woli). Wojtek Szóstko
Katolicka zaraza W Polsce obowiązuje katolickie wychowanie od przedszkola do matury. Nic dziwnego więc, że
jesteśmy najbardziej popapranym narodem w Europie. Widać to po naszych politykach, którzy wyzywają się od durniów i chamów. Polskie społeczeństwo jest najmniej tolerancyjne dla wszelkiej odmienności. Jesteśmy największymi rasistami, antysemitami, homofobami i ksenofobami. Wszystkiemu jest winna katolicka religia, a pieniądze przeznaczone na nią z budżetu to pieniądze utopione w Rydzykowym „szambie”. Brak świeckiej etyki i podstaw filozofii w szkole powoduje, że jesteśmy bardzo prymitywnym narodem. Wiedza naukowa zdobyta w szkole – z fizyki, chemii i biologii – jest rozcieńczona katolickim rozpuszczalnikiem, który powoduje, że tę wiedzę pokrywa gruba warstwa katolickiego betonu. Bez prawdziwie świeckiego państwa nie mamy najmniejszych szans na zbudowanie światłego i tolerancyjnego społeczeństwa. Czytelnik
Czarna strefa W Polsce już prawie wszystkie branże mają zamontowane kasy fiskalne w swoich firmach. Prawie wszystkie – poza Kościołem katolickim. Jest to firma, która swą działalność gospodarczą prowadzi całkiem na czarno. Chciałoby się powiedzieć: na czarno ubrani, to i interesy czarne. Śmieszne? Tak sobie. Przez ich pazerne, tłuste łapy przechodzą naprawdę duże sumy pieniędzy, i to bez żadnego pokwitowania. Chwyt marketingowy to hasło „Co łaska, ale najczęściej dają…”. Zamiast pokwitowania jest „Bóg zapłać”. Watykan na tym boskim interesie nieźle się obłowił. Chrzest, ślub i pogrzeb to trzy
SZKIEŁKO I OKO główne imprezy w życiu Polaka katolika, dzięki którym czarni mają swoje żniwa. Do tego dochodzą wspominki, kolęda, poświęcenie jajek i coniedzielna taca. Gdyby większość Polaków była jak my, antyklerykałowie, to czarni musieliby wziąć się do uczciwej i legalnej pracy, żeby zarobić na chleb. Dzisiaj nawet babcia klozetowa za sikanie daje paragon fiskalny, a czarni nie. Wszystko wpada do ich czarnej dziury bez dna. Co na ten
czarny interes mówi polskie państwo? Nic. Udaje, że jest ślepe. Czarno to widzę… W.S.
Kto wyzwolił Oświęcim? 27 stycznia była kolejna rocznica wyzwolenia Oświęcimia. Teleexpress poinformował, że Oświęcim wyzwoliła Lwowska Dywizja Piechoty. Czyli kto? Czyżby to byli polscy żołnierze? A może nawet Niemcy, bo ostatnio okazuje się, że co dobrego zdarzyło się w historii Polski XX wieku, to raczej dzięki Niemcom niż Rosjanom… Podobnie Fakty TVN: o godz. 19 wspomniano o Oświęcimiu, ale nic o tym, kto wyzwolił obóz, więc na przykład dzieci mogą kombinować, że wyzwolił się sam. Taką prawdę serwują polskim obywatelom polskie media. Wstyd. Współczuję tym nieszczęśnikom, tj. dziennikarzom, którzy swoimi twarzami i nazwiskami muszą firmować tego typu zakłamywanie historii. Chyba mniejszym wstydem było pracować w polskiej telewizji przed rokiem 1989. Wtedy – wiadomo, był reżim. Ale czego boimy się dzisiaj? Kto w dalszym ciągu każe kłamać, jak nie przymierzając w Korei Północnej? Skąd się coś takiego bierze? Kto inspiruje tę paranoję? Jak to się dzieje, że w podobno wolnym i praworządnym kraju nie ma odważnego dziennikarza, który powie wydawcy wiadomości, że to hucpa nie przypomnieć przy okazji rocznicy wyzwolenia Oświęcimia, iż obóz ten wyzwolili Rosjanie? Przemilczając prawdę, udowadniamy, że jesteśmy krajem małych gnojków. I z pewnością nie zyskujemy szacunku – m.in. ze strony Niemców, którzy doskonale wiedzą, jak było. Czy ktoś o tym myśli?
W dniu 27 stycznia br. o tym, że obóz w Oświęcimiu wyzwolili Rosjanie, można było bez przeszkód usłyszeć w mediach… duńskich. Oni nie mają żadnych kompleksów. Włodzimierz Galant
Kupczenie śmiercią Nawiązując do felietonu red. Szenborna „Ile kosztuje śmierć?”, w którym stawia pytanie, czy chce mi się płacić 4 złote na ofiary Smoleńska, odpowiadam, że nie. Ponadto nie chcę ciągłego ględzenia o katastrofie smoleńskiej w telewizji, gdzie dziennikarskie miernoty, przy pomocy miernot politycznych, usiłują mi wmówić, że katastrofa smoleńska powinna być dla mnie ważniejsza od sprawnej służby zdrowia, podwyżek cen, bezrobocia, rozkradania Polski przy pomocy Komisji Majątkowej, prowadzenia kosztownej i bezsensownej wojny w Afganistanie itp. Żeby poruszać te sprawy, trzeba jednak mieć pewien zasób wiadomości – dyletant łatwo zostanie rozszyfrowany. Katastrofa smoleńska była dla mnie tragicznym i smutnym wydarzeniem i współczuję wszystkim bliskim ofiar tej katastrofy, ale moje współczucie jest takie samo jak współczucie w stosunku do bliskich ofiar wszystkich innych katastrof. Nie dam sobie wmówić, że w katastrofie zginął jakiś majestat oraz niezastąpiona elita państwa polskiego i dlatego należą się jej specjalne hołdy, a rodzinom tej elity specjalne przywileje i gratyfikacje pieniężne. Większość ofiar tej katastrofy leciała do Smoleńska na własne życzenie, a dziennikarskie miernoty usiłują mnie przekonać, że był to ich patriotyczny obowiązek. Zapominają tylko dodać, że spełniali go za pieniądze podatników, w tym również moje. Horrendalne wydatki związane z katastrofą smoleńską świadczą, jak PO z Tuskiem na czele traktuje społeczeństwo. Jest ono traktowane jak woły robocze, które mają pracować na dostatnie życie swoich panów. Wypłacanie rodzinom ofiar katastrofy horrendalnie wysokich gratyfikacji, które nie są osiągalne dla zwykłych obywateli, świadczy o kupczeniu śmiercią i jest sprzeczne z elementarnymi zasadami godności ludzkiej. Zygfryd Łangowski
Zorganizujmy się! Chciałbym się odnieść do artykułu „Szczęście w niesamotności” Marka Kraka. Uważam, że poruszony temat zasługuje na uwagę ateistów, racjonalistów i humanistów. Zgadzam się z przesłaniem tekstu i z tym, że jest potrzeba zacieśnienia więzi w grupach. Stowarzyszenia to za mało. Proponuję zatem, żeby powstały w większych miastach małe kluby, kółka dyskusyjne, gdzie ludzie
19
w każdym wieku, mający podobne poglądy, mogliby się dzielić spostrzeżeniami, dyskutować czy na przykład grać w szachy. Myślę, że są wśród czytelników osoby, które mają możliwość udostępnienia lokalu lub znają jakiś światły dom kultury, gdzie zostalibyśmy przyjęci. Nie potrzeba wiele. Przecież każdy może przynieść termos z herbatą czy kawą i każdy ma coś do powiedzenia. Reszta może być organizowana wedle indywidualnych możliwości członków. Świetną reklamą byłby profil na Facebooku, patronat „FiM” i racjonalisty.pl, gdzie mogłyby się znaleźć odnośniki do informacji o tym, co, gdzie i kiedy. Mnie osobiście brakuje dyskusji w świeckim towarzystwie, w towarzystwie otwartym i krytycznie patrzącym na swoje i innych zdanie, a wszyscy wiemy, że dyskusji w cztery oczy nie zastąpi ta w internecie. Dlatego zachęcam wszystkich do organizacji i udziału, bo konfrontacja przekonań rozwija, a bliskość uszczęśliwia. Tomasz Wala
Racjonaliści mają rację Pragnę odnieść się do artykułu Pana Roberta zatytułowanego „Czy racjonaliści mają rację?”, w którym zarzuca on racjonalistom, jakoby nie mieli dowodów na głoszenie tezy, że „cuda” nie istnieją. Zgadzam się z szanownym Panem Robertem, że owych dowodów czasem jeszcze nauce brakuje. A brakuje, ponieważ ewolucja w stosunku do istnienia świata posuwa się stosunkowo wolno. A jeszcze wolniej nauka; choć w ostatnich czasach jakby przybrała na tempie. Otóż, szanowny Panie Robercie, moim zdaniem nauka tym różni się od „cudów”, że wszystkie jej tezy zostają logicznie udowodnione i zwykle przeniesione do użytku. Cuda zaś polegają na dowolnej interpretacji zjawisk dotychczas przez naukę nierozszyfrowanych lub – jak to się często zdarza szczególnie w sferach dogmatów kościelnych – wręcz zakazuje się wyjaśniać rzeczy, które dla przeciętnego zjadacza komunii mogą być niezrozumiałe. Sam Pan pisze, że „nauka jeszcze nie wszystko potrafi zbadać”. I słusznie. Jeszcze nie wszystko. Zatem gdy wróci się do przeszłości, można przytoczyć setki przykładów „cudów”, na których żerowały różne religie – z pełną premedytacją przy każdym dotąd niewyjaśnionym przez naukę zjawisku natychmiast wstawiały swojego „boga”. Myślę, że nie ma sensu przytaczać przykładów, na podstawie których Kościół posłał na stos ludzi próbujących za pomocą zdobytej wiedzy zakwestionować wcześniej niewytłumaczalne zjawiska. Obawiam się, że nie chodzi tu o to, żeby uczeni udowadniali światu, iż „cudów” nie ma. Chodzi o to, żeby naukowo podważyć owe „cuda”, które od zarania dziejów ośmieszają Kościół i jego wyznawców. tw. papież
20
olski rozwój kultury lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia rozpoczął się mało ambitnym akordem, a mianowicie hucznymi i sztampowymi obchodami setnej rocznicy urodzin Włodzimierza Lenina. Jednak był to ostatni przypadek hołdowania wodzowi rewolucji na skalę ogólnopolską. Już w latach 60. polska kultura zyskała dosyć dużą autonomię i wielkim postępem w odróżnieniu od lat poprzednich był fakt, że władza nie nakazywała artystom, co mają tworzyć, a tak właśnie działo się w epoce socrealizmu. Za Gierka zabraniano jedynie twórczości o wyraźnym zabarwieniu antyustrojowym. Pozwoliło to w pewnym sensie uwolnić kulturę od polityki i nakłonić artystów do koncentrowania się na sztuce samej w sobie, nie zaś na angażowaniu się w polityczne rozgrywki. Z drugiej jednak strony twórcy mogli liczyć na szeroki mecenat państwa, które nie skąpiło środków na rozwój kultury. Dlatego jeśli mówi się, że peerelowska sztuka była tłamszona przez cenzurę, która udaremniła powstanie wielu (ponoć wybitnych) dzieł o rzekomym zabarwieniu politycznym, to należy pamiętać, iż obecnie zjawiskiem nie mniej hamującym rozwój kultury jest bariera finansowa. Ministerstwo Kultury wydaje na rozwój sztuki znacznie mniej środków niż w okresie PRL. Spora część artystów umiała odnaleźć się w tamtej rzeczywistości, co zaowocowało powstaniem wielu nowatorskich i wybitnych dzieł. Sukcesem było powstanie teatru eksperymentalnego, który wprowadzał do przedstawień wiele oryginalnych i na pozór niezwiązanych z teatrem rekwizytów, a poza tym zrywał z tradycyjnym podziałem na artystów na scenie oraz publiczność, dzięki czemu czynił z niej aktywnych uczestników przedstawień. Wybitnym przedstawicielem tego nurtu był m.in. Tadeusz Kantor, który założył krakowski teatr Cricot 2, gdzie w niekonwencjonalny sposób przedstawiano sztuki Witkacego, a później dzieła samego Kantora, z wykorzystaniem jego grafik i obrazów. Henryk Tomaszewski stworzył słynny wrocławski Teatr Pantomimy. We Wrocławiu działał też Teatr Laboratorium pod kierownictwem Jerzego Grotowskiego, który stworzył tzw. „teatr ubogi”. Przedstawienia odbywały się tam w salach pozbawionych scenografii, a aktor swoją grą rekompensował pozorne braki w wystroju i włączał widzów do aktywnego uczestnictwa w spektaklu. O swoim teatrze J. Grotowski mówił tak: „Aktor ma tu za przedmiot pracy samego siebie i dysponuje instrumentami-organizmami oraz nieograniczonym czasem, a przedstawienie jest aktem ofiary, publicznego poświęcenia tego, co większość ludzi woli ukryć – i jest to ofiara składana widzowi”. Mistrzem takiej gry aktorskiej był Ryszard Cieślak, który m.in. za rolę Don Fernanda w „Księciu Niezłomnym” na stałe
P
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA wszedł do klasyki światowego teatru, nazwany przez krytyków „aktorem całkowitym”. Jednym z najgłośniejszych utworów wyreżyserowanych przez Grotowskiego była „Apocalypsis cum figuris”. Spektakl grany oczywiście na deskach Teatru Laboratorium traktował o powtórnym przyjściu Jezusa na ziemię i ponownym brutalnym odrzuceniu przez ludzi. Sztuka ta została przez polski Kościół potępiona, a biskup Bronisław Dąbrowski w imieniu episkopatu domagał się od Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk (oficjalna nazwa cenzury
Mrożka („Tango”, „Policjanci”) czy „Kartotekę” Tadeusza Różewicza – sztukę uznaną przez krytyków za jedno z najwartościowszych dzieł polskiego dramatu. Ogromną promocją teatru była realizacja cyklicznych przedstawień w Teatrze Telewizji, dzięki czemu wielka sztuka trafiła pod strzechy. Dużą popularnością cieszył się również emitowany w telewizji Kabaret Starszych Panów Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory. Przy okazji warto wspomnieć, że w 1970 roku TVP rozpoczęło emisję drugiego programu TV. Sporym wydarzeniem kulturalnym
Nowosielskim, o Jerzym Dudzie-Graczu, który umiał doskonale łączyć malarstwo z satyrą, o Józefie Szajnie czy też o wybitnej i zarazem tragicznej postaci Nikifora Krynickiego, malarza pochodzenia łemkowskiego, który przez większą część życia wegetował w nędzy i zmagał się z chorobą umysłową. Niedługo przed śmiercią zyskał on światową sławę malarza-prymitywisty, a jego dzieła były pokazywane w najbardziej prestiżowych europejskich galeriach i na wernisażach. Dodatkowo Polska była prawdziwą potęgą w dziedzinie plakatu, a polscy
HISTORIA PRL (44)
Rozkwit kultury Wzrost poziomu życia społeczeństwa zwykle przekłada się na rozwój kultury, sztuki czy sportu. Nie inaczej było w epoce Gierka, kiedy sukcesy polskiego teatru, kinematografii i innych dziedzin sztuki do dziś pozostają niedoścignionym wzorem.
Jerzy Grotowski
– przyp. PP) zdjęcia spektaklu ze sceny, natomiast prymas Stefan Wyszyński w homilii nazwał sztukę Grotowskiego „prawdziwym świństwem”. Poniekąd Kościołowi udało się „obrzydzenie” Grotowskiego, gdyż dokonania tego wybitnego artysty są obecnie bardziej znane na świecie niż w Polsce. Za swoje osiągnięcie został laureatem wielu prestiżowych nagród, m.in. otrzymał doktoraty honoris causa na uniwersytetach w Pittsburgu oraz w Chicago. Zresztą w USA, gdzie cieszył się niezwykłą popularnością, został utworzony nawet Amerykański Instytut Badań i Studiów nad Dziełem Jerzego Grotowskiego. Ponadto w 2009 roku, w dziesiątą rocznicę śmierci tego wybitnego reformatora teatru, UNESCO ogłosiło rok Jerzego Grotowskiego. Swój dobry okres przeżywał również teatr klasyczny, a największą renomą cieszyły się wówczas dwa teatry – odbudowany ze zniszczeń Teatr Wielki w Warszawie oraz krakowski Stary Teatr. Wystawiano głównie dramaty polskich klasyków, chętnie sięgano po sztuki Witkacego, ale grano również dzieła Sławomira
były również Warszawskie Spotkania Teatralne. Międzynarodowe sukcesy odnosiło także polskie rzeźbiarstwo. Na przykład Magdalena Abakanowicz stworzyła nowy nurt w tej dziedzinie, nazwany od jej nazwiska abakanem. W figurach lub innych kompozycjach przestrzennych łączy się tkaninę z drewnem, kamieniem lub brązem. W 1965 roku Abakanowicz została nagrodzona złotym medalem na VIII Biennale Sztuki w São Paulo, co było początkiem jej światowej kariery. Dużym uznaniem cieszyła się również twórczość Bolesława Chromego (autor figury Smoka Wawelskiego) czy związanego z Podhalem Władysława Hasiora, który w swojej twórczości w oryginalny sposób łączył elementy surrealizmu i abstrakcji ze sztuką ludową. Sporym uznaniem w kraju i za granicą cieszyli się również polscy malarze, m.in. Jan Cybis – czołowy polski przedstawiciel koloryzmu. Do dziś nagroda jego imienia przyznawana jest najzdolniejszym polskim plastykom. Warto też wspomnieć o drzeworytniku Jerzym Panku, uznanym ikoniście Jerzym
plakaciści, jak np.: Henryk Tomaszewski, Jan Lenica, Waldemar Świerzy czy Franciszek Starowieyski, nadali tej z pozoru prozaicznej dziedzinie cechy dzieła sztuki. Zostało to szybko docenione w świecie – zaczęto nawet mówić o polskiej szkole plakatu, a w 1966 roku odbyło się w Warszawie I Międzynarodowe Biennale Plakatu, na którym główną nagrodę otrzymał Jan Lenica. Dwa lata później otworzono w Wilanowie pierwsze na świecie muzeum plakatu. Również i inne dziedziny kultury nie miały się czego wstydzić. Polscy kompozytorzy – Witold Lutosławski czy Krzysztof Penderecki – zyskali międzynarodową renomę, podobnie jak dyrygenci – Jerzy Maksymiuk i Bohdan Wodiczko. Bardzo popularne, i to nie tylko w Polsce, były zespoły folklorystyczne, na przykład prowadzone przez Mirę Zimińską-Sygietyńską „Mazowsze” i „Śląsk” pod kierownictwem Stanisława Hadyny. Dużą popularnością cieszył się coroczny Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”, na którym można było posłuchać
kompozytorów muzyki współczesnej. Oprócz muzyki poważnej zaczęły powstawać w Polsce zespoły grające muzykę rozrywkową, jak np. Blackout z Tadeuszem Nalepą, Niebiesko-Czarni z Czesławem Niemenem oraz Czerwone Gitary. W środowisku studenckim coraz większe uznanie zyskiwali tacy wykonawcy jak Ewa Demarczyk i Marek Grechuta. W latach 70. powstało również szereg interesujących pozycji literackich, z których warto wymienić chociażby „Rodowody niepokornych” Bohdana Cywińskiego, „Koniec świata szwoleżerów” Mariana Brandysa, „Konopielkę” Edwarda Redlińskiego czy „Mszę za miasto Arras” Andrzeja Szczypiorskiego. Natomiast w dziedzinie poezji uznanie czytelników zyskał tom wierszy „Pan Cogito” Zbigniewa Herberta, a także twórczość Stanisława Barańczaka, Jarosława Iwaszkiewicza, Tadeusza Różewicza, Mirona Białoszewskiego oraz Wisławy Szymborskiej. Przegląd kulturalny dekady gierkowskiej celowo kończymy na filmie, który zwykle najbardziej trafia do ogółu społeczeństwa, a trzeba zaznaczyć, że był to okres bardzo płodny dla tej dziedziny. Swój talent reżyserski potwierdził Andrzej Wajda, dla którego był to chyba najwspanialszy okres w karierze. Reżyserował dzieła klasyków polskich, np. „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego, „Ziemię obiecaną” Władysława Reymonta (film nominowany do Oscara), a także „Panny z Wilka” (również nominowane do amerykańskiej statuetki). Powstały też takie jego pozycje jak „Człowiek z marmuru” (debiut aktorski Krystyny Jandy) oraz „Bez znieczulenia”, z fantastyczną kreacją Zbigniewa Zapasiewicza, które rozpętały polityczną dyskusję. Wielką oglądalnością cieszyły się superprodukcje, m.in. „Potop” Jerzego Hoffmana, z brawurową rolą Daniela Olbrychskiego, „Noce i Dnie” Jerzego Antczaka oraz „W pustyni i w puszczy” Władysława Ślesickiego. Warto też wspomnieć o filmach reżyserów młodego pokolenia, takich jak „Iluminacja” oraz „Barwy Ochronne” Krzysztofa Zanussiego, „Amator”, „Blizna” i „Personel” Krzysztofa Kieślowskiego oraz „Aktorzy prowincjonalni” Agnieszki Holland. Wytworzyli oni pewien kierunek w polskim kinie, który zaczęto nazywać „kinem moralnego niepokoju”. Przedstawiał on zwykle młodego inteligenta pełnego ambitnych planów i naiwnych marzeń, który, targany rozmaitymi rozterkami, musiał się zderzyć z betonem partyjnej nomenklatury oraz wszelkimi patologiami ówczesnego państwa. Nurt ten wprawdzie nie doczekał się wybitnych dzieł filmowych, niemniej poruszony problem miał niebagatelne znaczenie dla kształtowania się krytycznej świadomości społecznej. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
BEZDROŻA KATOLICKIEJ RELIGIJNOŚCI (5)
Uwaga, sekta! W Polsce zarejestrowanych jest około 160 kościołów i związków wyznaniowych. Dla katolickich radykałów są to tylko sekty zagrażające ludziom oraz państwu. Aby skutecznie przeciwdziałać temu rzekomemu zagrożeniu, Kościół rzymskokatolicki, współpracując z regionalnymi władzami w całej Polsce oraz partiami katolickimi, powołał w ostatnich latach wiele komitetów obrony, komisji, ośrodków i poradni antysekciarskich. Od lat organizuje też różne sympozja, konferencje prasowe, odczyty, pogadanki na temat „sekt” i wydaje wiele pism, w których m.in. możemy przeczytać, że do tych podejrzanych grup zaliczeni zostali nie tylko sataniści, mooniści i scjentolodzy, ale również świadkowie Jehowy, adwentyści i inne wyznania. Kler katolicki uzasadnia nagonkę tym, że „postawy i metody niektórych z nich mogą zniszczyć osobowość, zdezorganizować rodziny i społeczeństwo” („Effata” 2/1991, s. 8). Niestety, destruktywne oddziaływanie niektórych skrajnych przedstawicieli Kościoła katolickiego – zawodowych antysekciarzy – w wielu przypadkach wywołuje nienawiść do innowierców. Ludzie niezorientowani mylą skrajne ruchy pseudoreligijne, które łamią prawo, ze zwykłymi związkami wyznaniowymi i wszystkie wrzucają do jednego worka. Świadczy o tym m.in. głos jednej z czytelniczek katolickiego czasopisma „Effata”, która ubolewa, że wielu ludzi „zbyt mało wie o szkodliwej działalności sekciarstwa, które się rozmnaża jak chwasty” (nr 2, s. 15). Takie zaś stwierdzenie może być potraktowane jako zachęta do wyplenienia owych „chwastów”, czyli pewnych wyznań lub osób. Ale czym właściwie są „sekty” i która z nich jest najbardziej szkodliwa? Według „Encyklopedii biblijnej”, pojęcie sekty „zwykle odnosi się do grupy religijnej, która protestuje przeciwko swojemu macierzystemu ciału” (Oficyna Wydawnicza „Vocatio”). Czytamy tam, że „współczesny historyk niemiecki, Troeltsch, dokonał analizy sekt w powiązaniu z historią Kościoła chrześcijańskiego”. Otóż Troeltsch uważa, że „jeżeli z pewną ostrożnością zastosujemy tę kategorię wobec judaizmu z I w. po Chrystusie, wtedy wspólnota z Qumran i pierwsze społeczności judeochrześcijańskie mogą być uznane za sekty” (s. 1094). Zauważmy, że również według Dziejów Apostolskich tak nazywano pierwszych wyznawców Chrystusa: Żydzi prześladowali ich jako „sektę nazarejczyków” (Dz 24. 5).
Co więcej, w „Słowniku wiedzy biblijnej” („Vocatio”) pod hasłem „chrześcijanin” czytamy, że samo „pochodzenie określenia »chrześcijanin« jest niejasne. Zawiera ono słowo »Chrystus«, czyli greckie słowo, które znaczy »namaszczony« (Mesjasz), natomiast jego zakończenie wskazuje na uczniów, stronników. Żydzi, nieuznający Jezusa za Mesjasza, z pewnością nie nazywali Jego uczniów chrześcijanami, czyli »uczniami Mesjasza«. Z Dz 24. 5 wiadomo, że Żydzi nazywali uczniów Jezusa »sektą nazarejczyków«, najwyraźniej uznając chrześcijan za grupę żydowską. Wiadomo, że uczniowie Jezusa określali siebie mianem »świętych« (2 Kor 1. 1; Rz 12. 13; Dz 9. 13, 32), »braci« (1 Kor 1. 10; Rz 1. 13; Dz 1. 16), zwolenników »drogi« (Dz 9. 2; 19. 9), »uczniów« (Dz 6. 1–2; 11. 26), a także innymi nazwami, stąd nie wydaje się, aby nazwa »chrześcijanie« zrodziła się wśród nich samych. W Dz 26. 28 Agrypa używa terminu »chrześcijanin« w sposób szyderczy, w 1 P 4. 14–26 jest on słowem uwłaczającym uczniom Jezusa, używanym przez ich prześladowców. Wiele więc wskazuje, że początkowo była to nazwa poniżająca. Ówcześni historycy rzymscy, Tacyt (Ann. 15.44) i Swetoniusz (Żywoty cezarów 6.16) posługują się nią w taki właśnie sposób. Tacyt pisze o chrześcijanach jako ludziach znienawidzonych wskutek swoich niegodziwych czynów; Swetoniusz nazywa ich »nowym i szkodliwym zabobonem«. Nazwę tę zastosowano wobec uczniów Jezusa po raz pierwszy w Antiochii; być może ukuli ją urzędnicy rzymscy, aby odróżnić tę grupę od judaizmu”. Zatem określenie „sekta” wcale nie musi się nam kojarzyć z czymś negatywnym. Jeśli bowiem jakaś grupa religijna protestuje przeciwko wypaczeniom doktrynalnym lub przeciwko duchownym, którzy nadali sobie status klasy panującej, przyjmując prerogatywy i tytuły przysługujące wyłącznie Chrystusowi albo Bogu, czy też przeciwko innym nadużyciom kleru (ich demoralizacji) oraz formom kultu i strukturom organizacyjnym, które odbiegają od pierwowzoru, to jej protest jest w pełni uzasadniony. Tak właśnie czynił sam Chrystus, który występował przeciwko ówczesnym duchowym elitom Izraela, mówiąc o nich: „Ślepi są przewodnikami ślepych, a jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną” (Mt 15. 14).
Po drugie – określając jednak jakieś inne wyznanie mianem sekty w pejoratywnym znaczeniu, chociaż ta nie jest grupą przestępczą, należy pamiętać, że w takim właśnie znaczeniu używano tej nazywy w stosunku do pierwszych wyznawców Chrystusa. Apostoła Pawła nazwano wręcz „rozsadnikiem zarazy i zarzewiem niepokojów wśród wszystkich Żydów na całym świecie i przywódcą sekty nazarejczyków” (Dz 24. 5), chociaż on sam stwierdził, że „służy ojczystemu Bogu zgodnie z tą drogą, którą oni nazywają sektą, wierząc we wszystko, co jest napisane w zakonie i u proroków” (Dz 24. 14).
charakteryzującym sektę, które on sam zresztą określił. Jakie to cechy? Oto kilka z nich: 1. Na czele sekty zwykle stoi charyzmatyczny przywódca, a takim w Krk jest właśnie papież – rzekomy następca Piotra i samozwańczy Zastępca Chrystusa (Vicarius Christi). Przypomnijmy, że apostoł Piotr nie był papieżem i nie nazywał się „ojcem świętym”. Jezus przecież bardzo wyraźnie powiedział: „Nie pozwalajcie się nazywać rabbi, bo jeden tylko jest – Nauczyciel wasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim; albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Ani nie nazywajcie się przewodnikami, gdyż jeden jest przewodnik wasz, Chrystus” (Mt 23. 8–10). 2. Sekta uzurpuje sobie wyłączność na prawdę. Podobnie czyni katolicyzm, głosząc, że nauka prawdziwie Boża i nieomylna (wszystkie dogmaty) objawiona została tylko jemu i przekazywana jest tylko przez
Czołobitność wobec „nieomylnych” liderów – jedna z cech sekty
Można co prawda nie zgadzać się z czyimiś poglądami, a nawet poddawać je krytyce, protestować przeciwko odstępstwu, na przykład od Biblii, która powszechnie uznawana jest przez chrześcijan za źródło wiary, ale nikomu nie wolno kogokolwiek bezpodstawnie oskarżać na przykład o psychomanipulację lub wyszydzać jego przekonań, bo to zwykle prowadzi do prześladowania. Po trzecie – skoro – jak twierdzi Troeltsch – „pierwsze społeczności judeochrześcijańskie mogą być uznane za sekty”, to taką sektą jest również Kościół rzymskokatolicki. Tym bardziej że Kościół papieski odstąpił nawet od tego, czym była i co reprezentowała owa „sekta nazarejczyków”. Co więcej, Kościół ten odpowiada wszystkim najważniejszym cechom
Nauczycielski Urząd Kościoła (papież i biskupi), który też jedynie może dokonywać interpretacji Biblii. Oczywiście, że niektóre wyznania również są przekonane o wyjątkowości swojego posłannictwa, ale nie w takim stopniu, jak to się dzieje w Kościele rzymskokatolickim. 3. Sekta podkreśla nadrzędność swojej organizacji. I czynią to również ideologowie katoliccy, którzy głoszą, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Oczywiście, w ich rozumieniu tym jedynie prawdziwym i zbawczym Kościołem Chrystusa jest właśnie Kościół rzymskokatolicki rzekomo zbudowany na Piotrze (por. 1 Kor 3. 11; Ef 2. 20–22), którego następcą jest papież – głowa Kościoła – i wszyscy (biskupi, kapłani i wierni) mają być mu podporządkowani.
21
4. Sekta całkowicie uzależnia wiernych. W przypadku zaś wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego uzależnienie to rozpoczyna się już z chwilą narodzin (chrzest niemowląt) i sięga aż poza grób (msze za dusze w czyśćcu cierpiące). W sumie wszystkie sakramenty uzależniają katolików od Kościoła hierarchicznego, czyli od posługi jego kapłanów. 5. Sekta nastawiona jest na korzyści finansowe. Kościół papieski również. Wykorzystuje on nie tylko swoich wiernych, ale także państwo polskie, które go subsydiuje, chociaż nie ma takiego obowiązku. Jezus powiedział bowiem: „Oddawajcie, co jest cesarskie, cesarzowi” (Mt 22. 21). Natomiast Kościół zabiera, co cesarskie (państwowe). 6. Sekta prowadzi szkodliwą działalność. Takie zaś szkody, jakie przez wielowiekową i imperialną politykę Rzymu wyrządził Kościół papieski (wojny krzyżowe, podboje kolonialne, krucjaty przeciwko innowiercom, ofiary inkwizycji, pogromy Żydów, etc.) trudno z czymkolwiek porównać. Zresztą wyrządza je nadal, o czym świadczą m.in. skandale pedofilskie. Jak widać, ostrzeżenie zawarte w tytule jest w pełni uzasadnione, a na katolickie oskarżenia pod adresem innych wyznań można odpowiedzieć słowami Jezusa: „Obłudniku, wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego” (Mt 7. 5). Poza tym prawdziwi uczniowie Chrystusa nie powinni być zaskoczeni i oburzeni, gdy ktoś nazywa ich sektą. Jezus powiedział: „Nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad swego pana (…); jeśli [mnie] gospodarza Belzebubem nazwali, tym bardziej jego domowników!” (Mt 10. 24–25). Wszyscy powinni też pamiętać, że „Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje” (Dz 10. 34–35). Innymi słowy: Bóg nie ocenia nikogo na podstawie przynależności narodowościowej czy wyznaniowej, lecz postępowania. „Patrzy na serce” (1 Sm 16. 9). Dla niego liczy się, czy jesteśmy uczciwi, przyzwoici, pracowici, uczynni i współczujący. Te bowiem cechy zadecydują o naszym wiecznym losie (Mt 25. 34–40), a nie przynależność wyznaniowa. Ale skoro tak jest, to dlaczego ekstremiści rzymskokatoliccy dyskryminują innowierców? Odpowiedź może być tylko jedna: bo ich tak naprawdę nie interesuje ani Królestwo Boże, ani cechy pozytywne tych, którzy w duchowym sensie już do tego Królestwa należą (por. Mt 6. 33; Rz 14. 17). Interesuje ich bowiem jedynie utrzymywanie kontroli nad „prawdziwymi Polakami”, którzy pozwolili sobie założyć klapki na oczy, mają na względzie jedynie dobro Kościoła i co niedzielę łożą na tacę. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (16)
Podbój Pomorza Zdobywanie dla państwa Piastów terenów nadmorskich kontynuowali Władysław Herman i Bolesław Krzywousty. Pomorze Wschodnie zostało inkorporowane, a Pomorze Zachodnie stało się lennem Polski. Po śmierci Kazimierza Odnowiciela w 1058 r. tron Polski objął jego syn, ambitny i pełen energii Bolesław II Śmiały (1058–1079). Koronacja Bolesława i jego silna władza królewska wywołały niechęć rosnących w potęgę feudałów. Wybitną rolę w spisku przeciwko królowi odegrał biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa. Spisek został wykryty i Bolesław, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, skazał biskupa na karę śmierci. Winę biskupa niejednoznacznie określił Gall Anonim, nazywając go zdrajcą. Wyrok wykonano. Po nagonce zorganizowanej przez kler Bolesław musiał jednak uchodzić z kraju na Węgry, gdzie wkrótce zmarł. Spiskowcy wprowadzili na tron polski młodszego brata Bolesława Śmiałego – Władysława Hermana (1079–1102), a na jego dworze wszechwładny stał się znany z twardej ręki wojewoda Sieciech. Walki wewnętrzne znacznie osłabiły państwo polskie, co wykorzystywali także feudałowie pomorscy, którzy już wcześniej wyłamywali się spod zwierzchnictwa władzy monarszej, a nawet nękali najazdami sąsiednie dzielnice. Nie pomogły wyprawy Sieciecha na Pomorze
P
Gdańskie i umieszczenie w ważniejszych grodach polskich załóg. Chcąc złamać Pomorzan, wydał on dowódcom załóg tajny rozkaz, by w oznaczonym dniu i godzinie podpalili wszystkie miasta i grody. Bezmyślne i nieludzkie zarządzenie wykonano, o czym zaświadcza kronika Galla Anonima. Emisariusze Piastów potraktowali Pomorze jak zbuntowaną kolonię. Widać przy tym dobrze, że myślenie wielu patriotycznie nastawionych historyków o Pomorzu jako odwiecznej polskiej dzielnicy, która „w naturalny sposób” powinna należeć do państwa Piastów, jest nieporozumieniem. Pomorzanie cenili swoją niepodległość, a polska inwazja była dla nich po prostu najazdem obcych. Wkrótce po śmierci Władysława Hermana rozpoczęła się walka między jego synami, Bolesławem Krzywoustym i Zbigniewem. Bolesław Krzywousty znalazł oparcie w licznym uboższym rycerstwie, któremu silne państwo i silna władza książęca pozwalały oczekiwać zwycięskich wypraw wojennych, bogatych łupów, hojnych darów i nadań. Szczególnie atrakcyjny był program podboju Pomorza przejęty po ojcu.
łaczące obrazy, opętani przez złe duchy, a także nieliczni stosun kowo wierzący naukowcy mają być, zdaniem niektórych, dowodem na istnienie świata ponadnaturalnego. Tylko dlaczego na istnienie tego świa ta ciągle trzeba szukać dowodów? Przed tygodniem w dziale „Czytelnicy piszą” opublikowaliśmy list pana Roberta, który zaatakował racjonalistów. Zarzuca nam ciasnotę myślenia, nieliczenie się z faktami, brak dowodów na nieistnienie cudów. Poczułem się wezwany do odpowiedzi. Pan Robert pisze, że nie słyszał, aby nauka udowodniła z całą pewnością, iż świat ponadnaturalny nie istnieje. Rzeczywiście, nauka tego nie ogłosiła, bo nauka się tym nie zajmuje. Ona zajmuje się z definicji światem naturalnym, czyli takim, który istnieje i który można badać. Wiedza naukowa nie ma nic do powiedzenia na przykład na temat istnienia lub nieistnienia krasnoludków – po prostu nie może się nimi zająć. Mimo że przed stuleciami tysiące ludzi mogłoby przysiąc, że je widziało, a w każdym razie na pewno widziało skutki ich działalności. Zastanawiano się na przykład nad tym, jak wytłumaczyć, że mleko niespodziewanie szybko skwaśniało. Przecież to jasne, że musiały nasikać do niego krasnoludki! Wprawdzie nauka nie umie pracować nad krasnoludkami, ale świetnie poradziła
Rozpoczęła się seria wypraw wojennych Krzywoustego, kierowanych przeważnie na północ. Energia i ruchliwość tego władcy były zdumiewające. W ciągu pięciu dni potrafił przez kraj bezdrożny i pełen moczarów przerzucić konną armię spod Głogowa na samo wybrzeże i szóstego dnia uderzyć nią na Kołobrzeg. W roku 1108 wszystkie ziemie polskie – oprócz Pomorza – zostały zjednoczone pod władzą Krzywoustego. Przy tym Pomorze – ze względu na swoje strategiczne i gospodarcze znaczenie – było terenem ekspansywnych dążeń nie tylko Polski, ale też Saksonii, Danii oraz Wieletów. Pierwsze wyprawy pomorskie Krzywoustego z lat 1103–1105 miały głównie łupieżczy charakter. W latach 1106–1107 następuje wyraźna – religijna zmiana w duchu krucjatowym, co barwnie ujął Gall: „Znowu zimą zebrali się Polacy, by wkroczyć na Pomorze, bo łatwiej zdobywać warownie, gdy bagna zamarzną. (…) książę [Krzywousty] ufność pokładając w Bogu, jak ogniem zionący smok, samym tylko tchnieniem paląc wszystko dokoła, a to, co nie spłonęło, rozbijając ruchem ogona, przebiega ziemię, by czynić spustoszenia – tak Bolesław uderzył na Pomorze, niszcząc żelazem opornych, a ogniem warownie”. W odwecie „Pomorzanie wypadli z Pomorza (…) i rozbiegli się na wsze strony (…), niektórzy z nich jednak
sobie z kwaśnieniem mleka. Odkryła bakterie i rozstrzygnęła raz na zawsze, jakie warunki muszą być spełnione, aby mleko kwaśniało wolniej lub szybciej. Dzięki temu przestano widywać krasnoludki, ponieważ one przestały być potrzebne do wyjaśniania świata. Kwaśnienie mleka znikło ze sfery nadnaturalnej i stało się zupełnie naturalne. Tak samo
na większe odważyli się zbrodnie, bo napadli [w Spycimirzu] na samego metropolitę [Marcina] i na kościół święty (…). Kapłan zaś, tak jak był gotów [do mszy], położył się za ołtarzem i w ten sposób obaj [arcybiskup i ksiądz] przy pomocy Bożej uszli z rąk wrogów. Albowiem pogan wpadających do kościoła oślepił majestat boski, że żaden z nich nie pomyślał o tym, by wyleźć na górę lub zajrzeć za ołtarz”. Krzywousty ponownie wtargnął na Pomorze, zdobył gród Czarnkowo, „ponadto wielu skłonił do porzucenia pogaństwa i przyjęcia [nowej] wiary, a samego władcę grodu podniósł do zdroju chrztu św. (…) i gdy innych [nieochrzczonych Pomorzan] wybito, jego zachował przy życiu i w tymże grodzie osadził jako pana”.
W 1113 r. Krzywousty odniósł pod Nakłem wielkie zwycięstwo, w wyniku którego ten najważniejszy gród nad Notecią został zdobyty. Ziemie nadnoteckie zostały inkorporowane do Polski i stały się oparciem dla dalszych wypraw wojennych. Pierwsze uderzenie Krzywoustego skierowało się w 1115 r. na sprzymierzonych z Pomorzanami Prusów. Wyprawa zakończyła się spustoszeniem kraju nieprzyjaciół i na dłuższy czas zapewniła spokój od strony północno-wschodniej.
tymczasem błądzi ciągle, chodzi po omacku, bo nie ma żadnych racjonalnych metod poznawania świata. Ona bazuje na objawieniu i po kolei, wstydliwie odcina te jego fragmenty, które kompromitują się w świetle odkryć naukowych. Jeśli religia mówi coś prawdziwego o świecie, to przez przypadek, pod wpływem trafnej intuicji, a nie dlatego, że coś
ŻYCIE PO RELIGII
Ponadnaturalność jest z bogami – słabną oni na potęgę, odkąd wiadomo, skąd biorą się choroby, dlaczego rozbłyskują pioruny i jak powstało życie na ziemi. Ich królestwo nadnaturalności kurczy się w zastraszającym tempie, a dawne zadania przypisywane bogom przejmuje natura. Przy czym nauka w ogóle nie zajmuje się istnieniem bogów – ona po prostu przyczynia się do tego, że stają się zbyteczni. To prawda, że nauka czasem błądzi lub zmienia zdanie. Po prostu ona ciągle się rozwija, bo istnieje dopiero od kilku stuleci w swej pełnej formie. Doskonali swoje metody, weryfikuje hipotezy. W odróżnieniu od religii nauka potrafi przyznać się do błędu. Religia
potrafi racjonalnie udowodnić. Nie potrafi, bo nie ma do tego odpowiednich narzędzi i nigdy nie chciała ich zdobyć. A co z płaczącymi ikonami, ludźmi opętanymi przez demony, krwawiącymi hostiami lub figurami bogów zjadającymi złożone im ofiary z pokarmów? To na pewno ciekawe zjawiska, które bada nauka i niektóre z nich zostały wyjaśnione, jak choćby krwawiące hostie lub opętania. Tylko dlaczego uważać je wszystkie za „nadnaturalne”, a nie po prostu intrygujące? Dlatego tylko, że mają związek z religią? Na czym właściwie polegałoby religijne przesłanie tych „cudów”? Skoro Bóg chrześcijański potępia w Biblii kult ikon i innych
Do 1119 r. opanował Krzywousty i obsadził polskimi załogami Pomorze Gdańskie. Proces uzależnienia Pomorza Wschodniego łącznie z księstwem sławieńsko-słupskim przebiegał etapami – Krzywousty ograniczył się najpierw do przyjęcia hołdu od poszczególnych książąt plemiennych lub zwierzchnich i dopiero wyprawa w 1119 r. przyniosła ostateczne wcielenie ich ziem do państwa polskiego. Większy problem stanowiło opanowanie Pomorza Zachodniego. Kraj był znacznie wyżej zorganizowany, a ludność doświadczona w oporze przeciwko próbom narzucenia jej obcego zwierzchnictwa. Ostatecznie w latach 1121–1122 Krzywousty zajął Szczecin – stolicę całego Pomorza – a jego terytorialne zdobycze wyszły poza etniczną granicę Pomorza Zachodniego i Polacy dotarli aż na Rugię. Podbój Pomorza został dokonany po wielu latach zaciętych walk. Na Pomorzu Zachodnim utrzymali się wprawdzie odrębni książęta, uznali jednak zwierzchnictwo książąt polskich. Mieli opłacać coroczne daniny i dostarczać rycerzy na wyprawy wojenne. Księstwo Pomorskie stało się lennem Polski, a na próby zerwania więzów podległości odpowiadał Krzywousty niszczącymi wyprawami oraz sojuszem z Danią. Ponieważ Pomorze pozostawało dotąd w dawnej wierze pogańskiej, chrystianizacja miała ściślej je zespolić z pozostałymi ziemiami państwa polskiego. ARTUR CECUŁA
wizerunków, to dlaczego miałby organizować cuda potwierdzające ich „nadnaturalność”? I czy to nie jest ciekawy zbieg okoliczności, że tego typu zjawiska pojawiają się głównie w środowiskach ceniących irracjonalizm, czyli zapadłych dziurach, wśród dzieci i analfabetów? Dlaczego w Polsce jest to Podlasie (cud w Sokółce, cud w Terespolu), a w świecie także prowincjonalne Lourdes, Fatima, Medjugorie, południowe Włochy, zabobonne Indie? Czy umiejscowienie tych „cudów” nie mówi więcej niż sama ich treść? Dlaczego ikony nie płaczą w Oslo i Kopenhadze, dlaczego tzw. Matka Boska nie objawia się racjonalnym Szwedom i Finom, lecz Bośniakom i Sycylijczykom? Czy nie chodzi przypadkiem o naiwny sposób postrzegania świata, niezbędny, aby mógł pojawić się „cud”? Istotnym elementem utrwalającym wiarę w tzw. cuda we współczesnych czasach jest prasa brukowa. Zorganizowaną promocją ciemnoty zajmuje się na przykład dziennik „Fakt”, istnieją też wyspecjalizowane miesięczniki, które rozpowszechniają jawne brednie lub niesprawdzone informacje. Redaktorzy tych czasopism zapewne dobrze się bawią, przygotowując materiały dla swoich naiwniutkich czytelników. A my musimy uprawiać syzyfową pracę nad przywracaniem racjonalnego myślenia. MAREK KRAK
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r. iewiele osób wie, że historia o średniowiecznej papieżycy Joannie była nawet powodem wydania encykliki greckiego świętego synodu z 4 kwietnia 1866 r. Oto fragmenty: „Pewna powieść zatytułowana »Papież Joanna«, wydana tutaj przez E.D. Roidisa, jest, niestety, haniebna, pełna wszelkiej bezbożności i złej wiary, ponieważ autor jej, opanowany przez antychrysta oraz żądny chwały wroga naszej ortodoksyjnej wiary, nie tylko dogmaty i tajemnice, i święte ceremonie, i obyczaje, i zwyczaje, i tradycje tej wiary bezbożnie na śmiech wystawia, ośmieszając, ironizując,
N
tak wielkiej reklamy. Tuż po wydaniu tego głośnego dzieła rozeszło się ono wśród Greków jak ciepłe bułeczki. Kościół państwowy Grecji wzywał rząd do działania i groził, że w razie bezczynności „święty synod nie będzie się czuł obowiązany do posłuchu wobec rządu”. Skandal grecki rozniósł sławę tej wybitnej literacko i utrzymanej w wolteriańskim duchu książki, dzięki czemu doczekała się wkrótce kilkunastu wydań nie tylko w samej Grecji (w Polsce autor powędrowałby do twierdzy!), ale i ukazała się w wielu innych krajach. W Polsce dopiero w PRL. Legenda o papieżycy Joannie – bo niewiele wskazuje na to, aby
OKIEM SCEPTYKA cesarzowi Lotariuszowi, ukoronowała jego następcę Ludwika i dokonała wielu innych rzeczy wielkiej wagi, które zanotowali podziwem przejęci kronikarze. Ci zaś, co nie chcą widzieć w Joannie papieża, przypisują wszystkie jej czyny bądź to następcy jej, bądź całkiem wymazują je z historii papiestwa” – dowodzi Roidis. Jak głęboko zakorzenione były mizoginiczne lęki w Kościele, świadczy niesamowity sukces tej legendy, która w średniowieczu uznana została powszechnie za fakt historyczny. Rzymianie wystawili papieżycy pomnik z napisem Papa Pater Patrum Peperit Papissa Papellum (Papież, rodzic Ojców, papieżyca,
uważają, że jeśli kobieta papież istniała, to jej pontyfikat należy widzieć raczej pomiędzy 1086 a 1108 rokiem, w okresie obfitującym w antypapieży. W istocie – pierwsze zachowane świadectwo o papieżycy znajduje się w „Chronica Universalis Mettensis” dominikanina Jeana de Mailly i wiąże bezimienną papieżycę z rokiem 1099. I jeszcze Roidis: „Oczy wiernych spoczęły na bladym obliczu pontifeksa, w nadziei, iż duch nieczysty wynijdzie stamtąd przez usta czy ucho, gdy oto miast demona przedwczesne i nieżywe już dziecię wyśliznęło się spomiędzy szat głowy chrześcijaństwa! (...) Niektórzy dostojnicy, wielce oddani
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (22)
Jej Świątobliwość Historia o kobiecie papieżu wywołuje od stuleci spory i namiętności. Wzbudza także lęki, bo Kościół niemal od zawsze bał się tego, co kobiece, zwalczał niezależne kobiety i próbował je za wszelką cenę kontrolować. nieustannie zestawiając rzeczy najświętsze z najbardziej pogańskimi, lecz i w samo poczucie moralności publicznej przez opisy i powieści nieskromnie godzi. Wobec czego synod, wypełniając święte zadania sobie powierzone i czuwając nad czystością wiary ortodoksyjnej, gotów odeprzeć i potępić wszystko, co jest wrogie wschodniemu Kościołowi i wierze się sprzeciwia, chroniąc tym samym chrześcijańską trzodę przed zboczeniem z drogi wiary (...) zgodnie z obowiązkiem swoim powieść ową jako obelżywą i haniebną określa i jako antychrześcijańską, i złośliwą klątwą obrzuca, i od ministerstwa domaga się, by kroki prawem przewidziane przeciw niej i jej autorowi podjęte zostały. Jako że jednak książka owa rozeszła się już w stolicy Królestwa i mniemać można, iż także na prowincję dotarła, synod przeto, dbając jako matka o zbawienie duszy wszystkich pobożnych i prawowiernych chrześcijan, zaleca Wam w Chrystusie, byście z kościoła wiernych Waszego okręgu przestrzegali i nawoływali, aby nie tylko od czytania owej duszy i ciału szkody wyrządzającej książki wstrzymali się, ale także wzgardzili nią jako czarcim pomiotem i powietrzem morowym, oraz gdziekolwiek ją znajdą, na pastwę ognia oddali i by nigdy w przyszłości nie dali się zwieść pokusie, skazując tym sposobem duszę swoją na ogień wieczny”. Jaki diabeł mógł wstąpić w biskupów Greckiej Cerkwi Prawosławnej, że z tak niesamowitą agresją rzucili się na autora uderzającego akurat w rzymskie papiestwo? Był wolnomyślicielem, zgoda, ale siła jego rażenia byłaby znacznie mniejsza, gdyby Cerkiew nie zrobiła mu
miała to być prawda historyczna – narodziła się w okresie późnego średniowiecza; w XIII w. wyłoniła się w kolejnych pismach dominikańskich. Legenda ta wiele mówi jednak o samym papiestwie i o „Matce Kościele”, działającej pod jego nadzorem. Legenda o papieżycy Joannie to doskonała puenta mizoginii papiestwa i struktur kościelnych. Czego najbardziej może bać się system władzy wykluczający kobiety, jak nie tego, że któraś wśliźnie się na sam szczyt owej władzy? „Joanna była – pisze Emanuel D. Roidis – dobrym papieżem, przynajmniej w początkach panowania. Strzegła tradycji swych poprzedników, niestrudzenie tkała siatkę dogmatyzmu, której celem jest ukryć niebo przed oczyma gorliwych wyznawców. Nikt też nie zadawał sobie trudu zbadać, czy owo dzieło papieskiej roboty stanowiło prawdziwe sklepienie niebios. Chleba i igrzysk żądali dawni Rzymianie od imperatorów, tego samego domagali się ich potomkowie od papieża. A że najwspanialszych widowisk dostarczała podówczas sama religia, a bohaterka nasza, czy raczej Jego Świątobliwość papież Jan VIII, młoda była i rozmiłowana w pięknie, chętnie ukazywała się oczom tłumu, nie zaniedbując niczego, co by uroczystościom kościelnym nowego jeszcze mogło przydać blasku”. Miała panować pomiędzy 855 a 858 r. jako Jan VIII, następca papieża Leona IV. „Blisko dwa lata rozpalona ambicja Joanny rozwijała gorączkową działalność: udzieliła sakry czternastu biskupom, wzniosła pięć kościołów, do Credo dorzuciła jeden nowy dogmat, napisała trzy księgi przeciw obrazoburcom, ostrzygła włosy
Kadr z filmu „Papieżyca Joanna“
spłodziła papiątko). Dziedzictwem tego był ponoć zwyczaj sprawdzania płci nowo obranego papieża na specjalnym tronie z dziurą, zwanym sedes stercoraria. Zwyczaj ten przetrwał do XV w. i do dziś w zbiorach Muzeum Watykańskiego uchował się jeden taki „sedes”. Pierwszej próby podważenia legendy dokonał Florimond de Raymond w 1587 r. W 1601 r. papież Klemens VIII ogłosił, że historia o papieżu kobiecie jest nieprawdziwa. Dopiero jednak w 1647 r. ukazało się opracowanie, które w przekonujący sposób wykazywało fałszywość legendy. Jego autorem był David Blondel, protestancki historyk, który dowodził, że legenda była najprawdopodobniej antypapieską satyrą na panowanie papieża Jana XI. Nadal oczywiście przez wieki legenda znajdowała swoich gorliwych obrońców. Rosemary i Darroll Pardoe, autorzy książki „Kobiety Papieża: Tajemnica Papieża Joanny”,
papieżowi, starali się przemienić podniecenie tłumu w religijną ekstazę – wołając ile tchu w piersiach starczyło: Cud! Cud! Nawoływali wiernych, by padli na kolana w obliczu takiej łaski boskiej. Atoli cud to był niesłychany i niespotykany w dziejach chrześcijańskiego cudotwórstwa, które aczkolwiek po świecie pogańskim wiele odziedziczyło potworności, żadnego ze swych świętych nie uznało jednak dość godnym, by począł i porodził, jak to się zdarzyło królowi Olimpu! Głos tedy świątobliwych księży zagubił się we wrzasku rozjuszonej tłuszczy, tupiącej gniewnie nogami, plwającej i żądającej, by precz do Tybru wyrzucić papieżycę i papieżątko”. Prawdziwą popularyzację legenda zawdzięcza dominikaninowi Marcinowi Polakowi, arcybiskupowi gnieźnieńskiemu, który na polecenie papieża Klemensa IV napisał historię powszechną papieży i cesarzy – „Chronicon pontificum
23
et imperatorum” – najpopularniejszy w późnym średniowieczu wykład historii od narodzin Chrystusa do roku 1277. Kronika pełna jest historycznych bzdur; wśród nich jest legenda o papieżu Joannie, przeniesiona jednak do IX wieku, kiedy łatwiej można było zostać wybranym na papieża głosem ludu. Kronika przewielebnego Marcina tyle nam mówi o papieżycy: „Jan Anglikus, urodzony w Moguncji, był papieżem przez dwa lata, siedem miesięcy i cztery dni, po czym umarł w Rzymie, a po jego śmierci nastał miesięczny wakat na urzędzie papieskim. Mówiono, iż ów Jan był kobietą, która jako dziewczyna została przywieziona do Aten w męskim przebraniu przez jej kochanka. Tam stała się biegła i niezrównana w różnych dziedzinach wiedzy, po czym przybyła do Rzymu, gdzie nauczała sztuk wyzwolonych i zdobyła opinię wielkiego mistrza pośród swoich studentów i słuchaczy. Znamienita opinia o jej życiu i nauczaniu rozniosła się po mieście, dzięki czemu została wybrana na papieża. W czasie jednak pełnienia swej godności zaszła w ciążę ze swym towarzyszem. Z powodu niewiedzy o dokładnym czasie połogu porodziła swe dziecię w trakcie procesji z Bazyliki św. Piotra do kościoła św. Jana Laterańskiego, w alei nazwanej Via Sacra [święta droga], znanej obecnie jako omijana droga – pomiędzy Koloseum a kościołem św. Klemensa. Mówiono, że po jej śmierci została spalona w tym samym miejscu. Czcigodni papieże omijają odtąd tę drogę i wielu wierzy, że powodem jest to odrażające wydarzenie. Nie jest ona pomieszczona w liście Świętych Pontyfów, zarówno z powodu swej płci, jak i zniesławienia godności papieskiej”. W tej legendzie jak w soczewce skupiają się lęki duchowieństwa przed władzą wykształconych kobiet w Kościele. Legenda została utkana traumą po trzęsących papiestwem X w. nieformalnych papieżycach: Teodorze Starszej, Marozji i Teodorze Młodszej; pamięcią po starożytnej Hypatii oraz wybitnej średniowiecznej Heloizie, która zepsuła Abelarda; i wreszcie powstała pod bezpośrednim wpływem feministycznego ożywienia beginek. To w rozkwitających wówczas herezjach kobiety zaczęły dochodzić do religijnych funkcji kierowniczych. Najgłośniejsza obok Heloizy kobieta średniowiecza – Małgorzata Porete, spalona została wprawdzie kilka dekad po pierwszych wzmiankach o papieżycy Joannie, ale dokładnie w tym samym czasie działała Wilhelmina Blažena, córka króla Czech, która została proklamowana „papieżycą” i miała poprowadzić Kościół ku nowej erze Ducha. Papieżyca Joanna jest więc wytworem jak najbardziej ortodoksyjnym. Marą z papieskich koszmarów, wywołanych budzącym się w świecie chrześcijańskim pierwiastkiem żeńskim. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
PYSZNA WIADOMOŚĆ Starsze kobiety, które pałaszują sporo czekolady, mogą uniknąć problemów z sercem – wykazało 10-letnie studium badawcze Charles Gairdner Hospital w Australii. Panie powyżej 70., które jedzą czekoladę przynajmniej raz na tydzień, redukują ryzyko śmiertelnego zawału o 35 proc., a o 60 proc. ryzyko choroby serca. Stwierdzono, że nawet jedna porcja czekolady tygodniowo daje pożyteczne efekty. Jedzenie czekolady zapewnia przyjemne doznania. Nie jest, niestety, regułą, że mózg wynagradza przyjemnym uczuciem jedzenie tylko zdrowej żywności. Zazwyczaj dzieje się na odwrót. Prof. Roger Cone, fizjolog z Uniwersytetu Vanderbilt, stwierdził, że mózg wynagradza spożywanie pokarmów tłustych, słonych i słodkich. To spuścizna ewolucyjna: mózg dbał o to, by jego właściciel jadł jak najwięcej, tak żeby w przypadku nastania okresu głodowego miał brzuch pełen substancji wysokokalorycznych, a organizm dysponował rezerwową warstwą tłuszczu do spalenia. Dlatego konsumpcja tłustych i wysokokalorycznych potraw uruchamia w mózgu podobną reakcję jak spożycie heroiny czy kokainy, tylko słabszą. Prowadzi to do nałogu niezdrowego objadania się. Na uczucie głodu mózg reaguje bólami, a sytość nagradza odczuciem sennego komfortu, czyli tzw. śpiączką konsumpcyjną. Organizm wydziela hormony wywołujące senność, bo pomaga to skoncentrować krew w okolicach jelit i skupić się na trawieniu. PZ
ZIELONO MI! Naukowcy dość często zmieniają opinie na temat wpływu żywności i zawartych w niej chemikaliów na zdrowie. Ale nie dotyczy to zielonej herbaty. Jednym z nielicznych wyrobów, który nieodmiennie zbiera pozytywne opinie i ujawnia kolejne zbawienne właściwości, jest zielona herbata. W ciągu ostatnich dekad poddawano ją i jej wpływ na organizm rozlicznym badaniom. Wykazały one, że regularne picie zielonej herbaty obniża ryzyko zachorowania na niektóre nowotwory oraz na choroby serca. Już starożytni Chińczycy wiedzieli, że napój ten stanowi broń przeciw licznym chorobom. Najnowsza nowina na temat zielonej herbaty pochodzi z brytyjskiego Uniwersytetu Newcastle. Napój, a dokładniej jego trawienie przez enzymy w organizmie, przyczynia się do wydzielania chemikaliów, które hamują chorobę Alzheimera, a jednocześnie utrudnia rozwój komórek rakowych. Składnik herbaty o nazwie polifenol ma właściwości neuroprzewodnictwa i wiąże toksyczne substancje, chroniąc tkankę mózgu. Koordynator badań, dr Ed Okello, rekomenduje picie co najmniej jednej filiżanki zielonej herbaty dziennie. CS
MUZYKA JAK SEKS Co mają wspólnego melomani i erotomani? Neurolodzy z Uniwersytetu McGill w Montrealu stwierdzili, że muzyka (nieważne, Mozart czy techno) działa tak jak seks albo jedzenie smakołyków. Powoduje wydzielanie przez mózg dopaminy, substancji dającej uczucie przyjemności. Dotąd dopamina była wiązana z jedzeniem i seksem, teraz doszła muzyka. Nie wiadomo na razie, czy lepiej działa instrumentalna, czy z wokalem – to będzie następny etap badań. Ale prześwietlenia mózgu pokazały, że w takt tonów muzyki mózg pompuje dopaminę. Wyobraźmy sobie euforię (orgazm?) kogoś, kto słucha Bacha podczas seksu i podjada równocześnie ptasie mleczko... JF
SERCE I TELEWIZJA Telewizja niszczy nie tyko rozum. Także serce. Stwierdził to zespół badawczy dra Emmanuela Stamatakisa z University College w Londynie. Ci, którzy spędzają więcej niż 2 godziny dziennie przed ekranem, narażają się na dwa razy wyższe ryzyko choroby serca i przedwczesnej śmierci. Możliwość zgonu wzrasta o 48 proc., a zapadnięcia na choroby serca – o 125 proc. Niestety, jako telewizor liczy się także ekran komputera... Najprawdopodobniej dochodzi do zakłócenia metabolizmu i stanów zapalnych oraz rozregulowania poziomu lipidów. Ćwiczenia fizyczne po oglądaniu nie eliminują zagrożenia. Tylko częste przerwy w oglądaniu i częstsze korzystanie z wyłącznika daje perspektywę zdrowszego i dłuższego życia. CS
Pij mleko, będziesz chory! leko to pierwszy pokarm, który spożywamy po przyjściu na świat. Matczyne, pełne witamin i składników odżywczych, jest idealne. Problem zaczyna się wtedy, gdy zamiast niego serwuje się małemu człowiekowi krowi substytut. W każdego z nas mamy i babcie wmuszały litry mleka, a argumentowały to jego właściwościami mającymi zapewnić nam zdrowie i siłę. Prowadzone przez lata obserwacje wpływu mleka na stan zdrowia pokazują, że chociaż nasze jadłospisy obfitują w posiłki bogate w ten produkt, a nam z pokolenia na pokolenie wpajano wiarę w jego uzdrowicielską moc, jakoś większości z nas psują się zęby, często się przeziębiamy i – co gorsza – im jesteśmy starsi, tym częściej cierpimy na kruchość kości. Mleko matki jest najodpowiedniejszym i najzdrowszym pokarmem dla ludzkiego niemowlęcia. Uwzględnia bowiem szybkość wzrostu, specyficzne własności przewodu pokarmowego, naturalne choroby i wiele innych czynników charakterystycznych oraz składników niezbędnych dla potomstwa. Jego skład chemiczny jest zmienny. Dostosowuje się bowiem do aktualnych możliwości trawiennych niemowlęcia i zmienia się wraz z porą i kolejnym dniem karmienia. Podobnie jest u krowy. Jej gruczoły produkują mleko dostosowane składem chemicznym do potrzeb jej potomstwa, a więc cielaka. Zatem mleko krowy zawiera trzy razy więcej białka i prawie cztery razy więcej wapnia niż mleko ludzkie, ponieważ waga cielęcia w momencie przyjścia na świat jest znacznie większa niż ludzkiego noworodka. Cielę waży około 40 kilogramów, a w ciągu 2 lat może osiągnąć wagę nawet kilkuset kilogramów! Ludzkie niemowlę waży 3–4 kilogramów
M
i potrzebuje niemal 18 lat, aby osiągnąć wagę ok. 70 kilogramów. Ponadto do budowy kości cielę potrzebuje więcej wapnia niż ludzkie niemowlę. Mleko krowie jest więc przeznaczone dla dużego zwierzęcia o dużej masie kostnej. Zawiera też dużą porcję steroidów i hormonów wzrostu, umożliwiających potomstwu prawidłowy rozwój. Co dzieje się z tymi hormonami, jeśli spożywa je człowiek? Czy wpływają one na funkcję gruczołów człowieka i jego rozwój? Z badań naukowców wynika, że tak. Wpływ krowich hormonów może być przyczyną wielu poważnych chorób. Zwierzęta nie karmią swego potomstwa mlekiem dłużej niż jest to konieczne, a więc tylko w okresie niemowlęcym. Później, po odchowaniu potomstwa, samice tracą pokarm. Dlaczego więc człowiek po okresie niemowlęcym upiera się, aby dalej spożywać mleko, i to na dodatek obcego sobie gatunku?! Nieszczęśliwe są także koty zmuszane przez swoich właścicieli do picia mleka. Stwierdzono, że te, którym oszczędzono mlecznych dobrodziejstw, żyły dwa razy dłużej. ! ! ! Z powyższą kwestią wiąże się bezpośrednio zagadnienie produkcji w organizmie laktazy – enzymu trawiącego laktozę, czyli cukier mleczny. Otóż ssaki po zakończeniu okresu karmienia piersią tracą zdolność trawienia cukru mlecznego w związku z zaniknięciem u nich wspomnianej laktazy. U człowieka po pierwszych 4 latach życia jej poziom spada o 90 proc. Dzięki przeprowadzonym badaniom wiemy, że ponad 70 proc. dorosłej populacji wykazuje nietolerancję laktozy. Jest to zupełnie normalny objaw – efekt braku zapotrzebowania na ten produkt. Stanowi to mocny argument na rzecz eliminacji mleka z naszego jadłospisu.
Mleko krowie charakteryzuje się też bardzo dużą zawartością kazeiny – dla nas o wiele za dużą. Powoduje to problemy trawienne wynikające z różnic w kwasowości środowisk trawiennych człowieka i bydła. Gdy mleko trafia do „kwaśnego” ludzkiego żołądka, ścina się, a zawarta w nim kazeina oblepia inny pokarm, który znajduje się w żołądku, nie dopuszczając do strawienia go, zanim sama nie zostanie strawiona. Może to prowadzić do rozwijania się procesów gnilnych z towarzyszącymi im wzdęciami i innymi sensacjami. Poza tym duże ilości kazeiny oraz laktozy przyczyniają się do powstawania szeregu patologii, takich jak kamienie w nerkach, nadmierne odkładanie śluzu w organizmie powodujące zaburzenia wchłaniania i wydalania, a nawet problemy reumatyczne. Także kawa z mlekiem jest dużo gorzej trawiona niż czarna. Inaczej jest w przypadku przetworzonych produktów mlecznych, takich jak naturalny jogurt czy kefir. Ze względu na zawartość bakterii, które wykonują za nas „czarną robotę” polegającą na trawieniu mleka, produkty te są dla nas lekkostrawne i organizm ludzki może pobrać z nich wszelkie potrzebne mu składniki pokarmowe. Poza tym bakterie fermentacji mlecznej pomagają nam utrzymać prawidłową florę bakteryjną przewodu pokarmowego i regulują procesy trawienne oraz przyczyniają się poprzez ułatwienie przyswajania witamin do poprawy funkcjonowania naszego układu immunologicznego. Tak więc zamiast serwować sobie lub innym szklankę ciepłego mleczka, zamieńmy je na jogurt naturalny lub chociażby szklaneczkę piwa. Wyjdzie nam to z pewnością na zdrowie. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Jego portret Aktorzy, zwłaszcza wybitni, mają to do siebie, że nam, maluczkim, otwierają oczy na kwestie oczywiste, których jednak bez nich nie odkrylibyśmy. Na Makbeta, na Raskolnikowa, na… Kaczyńskiego. Od lat słucham psychologów, socjologów, politologów i innych mądrych „logów”, którzy próbują mi opisać fenomen Kaczyńskich. Teraz (vis major!) Kaczyńskiego. Mówiąc w skrócie, starają się jak mogą wytłumaczyć, jakim to sposobem – w niemałym kraju ze sporymi tradycjami racjonalizmu – małostkowość może być przez tak wielu poczytywana za cechę pożądaną, nieopanowana agresja jest pozytywnie postrzeganym motorem działania, zaś pogarda i nienawiść to dobry sposób na prowadzenie dysput z każdym, kto chce myśleć inaczej, czyli samodzielnie. Ergo: błędnie! Próbują, próbują, machają dyplomami, fakultetami i publikacjami, a ja, durny, i tak pojąć tego nijak nie potrafię. Nie mogę załapać, jak to się dzieje, że człowiek, który zdradził wszystkich swoich przyjaciół i sojuszników, który przegrał po kolei wszystko, co miał do przegrania, co jakiś czas znów wypływa. Jak nie na czele jakiegoś Porozumienia Centrum, to znów innego Prawa i Sprawiedliwości, a w przyszłości może jeszcze czegoś innego. I paradoksalnie zdobywa licznych klakierów i jeszcze liczniejszy
elektorat, gotów bez mała oddawać życie za twierdzenie, że Polska jest tylko tam, gdzie jest Kaczyński. Jak to możliwe? Jaki jest profil psychologiczny tego pana? Co nim powoduje? Co w duszy gra i dlaczego to granie postronni odbierają jak powarkiwanie i skowyt? Lub jak najpiękniejszą muzykę. Byłbym bezradny wśród równie bezradnych „logów”, gdyby nagle oczu nie otworzył mi Daniel Olbrychski, którego wypowiedź sporo ostatnio narobiła hałasu. Wybitny aktor powiedział tak: „Przyglądam się mu (Jarosławowi – przyp. red.) od wielu lat, nie tylko teraz, kiedy postanowił zastąpić brata, i zawsze uważałem go za człowieka szkodliwego i dla polityki wewnętrznej, i międzynarodowej. On jest człowiekiem głęboko nienadającym się do reprezentowania Polski i Polaków jako takich, jakimi ja chciałbym ich widzieć. Wszyscy znamy jego osobowość, jego awanturnictwo, niezrozumienie świata”. To na razie nic odkrywczego (choć ładnie powiedziane), ale w pewnym momencie aktor rzuca karty na stół: „Przez osoby trzecie znam go od dzieciństwa, bo znam ludzi, którzy z braćmi Kaczyńskimi brali udział w kręceniu »O dwóch takich, co ukradli księżyc«. Patrząc na nich jak aktor starający się zrozumieć postać, którą zagra, widzę, że musieli być bici przez kolegów z klasy. Kolega z produkcji »O dwóch takich« opowiadał mi, że Kaczyńscy płakali
wniebogłosy, że muszą wracać do szkoły, bo teraz to ich będą bili jeszcze bardziej niż wcześniej. Byli bici. Może niesłusznie, może prowokowali ludzi do agresji i teraz się w pewien sposób odgrywają”. Rewelacje „Azji” rzucają całkiem inne światło na postępowanie najpierw obu braci, a potem tego, który pozostał. Aby dowiedzieć się, jak poważny wpływ na dorosłe życie ma fakt, że dziecko jest często bite w domu, na podwórku i w szkole, sięgnęliśmy do uczonych podręczników autorytetów pedagogicznych i psychologicznych. Oto wyimki z ich prac: ! Dziecko bite i poniżane – także przez rówieśników – uczy się, że silniejszy ma zawsze rację, silniejszy ma prawo bić słabszego, a problemy – zamiast rozumem – łatwiej rozwiązać siłą; ! Zaczyna pojmować, że lepiej jest kłamać, gdy zrobi się coś złego. Wtedy lepiej zrzucić winę na kogoś innego; ! W dziecku bitym, ośmieszanym zwiększa się tendencja do zachowań agresywnych – im częściej dziecko jest bite przez rówieśników, tym częściej ono samo bije inne dzieci oraz (UWAGA!) rodzeństwo; ! Bicie prowokuje poczucie złości i chęć zemsty, które pozostaje w dziecku na długo; ! Prawidłowość jest taka: im częściej dziecko jest bite, tym częściej ono samo bije i poniża (Straus, Gelles, 1990; Wolfe, 1987);
! Wyniki badań jasno pokazują, że dzieci bite mają większe problemy ze zdrowiem psychicznym (Gershoff, E.T. 2008); ! Istnieją liczne dowody świadczące o tym, że dzieci, które są poniżane, przejawiają więcej zachowań agresywnych i zachowań antysocjalnych (Gershoff, E.T. 2008); ! Dorośli, którzy w dzieciństwie otrzymywali lanie, częściej chorują na depresję i znacznie częściej sami stosują przemoc, także psychiczną (Berkowitz, 1993; Strassberg, Dodge, Pettit & Bates, 1994; Straus, 1994; Straus & Gelles, 1990; Straus & Kantor, 1992);
! Pobite dziecko dostaje jasny sygnał, że stosowanie agresji to akceptowalny sposób rozwiązywania problemów (Straus, Gelles & Steinmetz, 1980; Straus, Sugarman & Giles-Sims, 1997); ! Poniżanie dziecka przyczynia się do poczucia bezradności i upokorzenia, pozbawia dziecko poczucia własnej wartości i szacunku do samego siebie, a to z kolei może
25
prowadzić do (…) agresji (Sternberg et al., 1993; Straus, 1994); ! Dzieci, które doświadczały przemocy, są bardziej skłonne do oszukiwania i kłamania, częściej znęcają się nad innymi i są mniej wrażliwe na zło (Straus, Sugarman & Giles-Sims, 1997). Tyle autorytety. Choć nie, nie tyle, bo przeglądając uczone księgi, zajrzeliśmy jeszcze do podręcznika kryminalistyki i medycyny sądowej (http://www. kryminalistyka. fr. pl/forensic_dzieciaki. php), gdzie czytamy, że maltretowanie i poniżanie dzieci niesie konsekwencje w ich życiu dorosłym, m.in. powoduje trudności w kontrolowaniu emocji, rodzi nieufność, lęki, fobie, zachowania agresywne, silną potrzebę kontrolowania innych (!), izolację, fobię perfekcjonizmu, negatywne oczekiwania w stosunku do innych i alienację. I tak oto – Szanowni Czytelnicy – dzięki jednemu aktorowi i tuzinowi tuzów nauki mamy profil psychologiczny Jarosława Kaczyńskiego, a dzięki temu profilowi rozumiemy już, dlaczego jest taki, jaki jest, i postępuje tak, jak postępuje. Ale jest jeszcze jedno pytanie, równie istotne: dlaczego człowiek, który jest tyglem buzujących, dziecięcych kompleksów i resentymentów, potrafi skupić wokół siebie tak pokaźną grupę wyznawców? Otóż – według badań – w polskich szkołach około 25 proc. uczniów to dzieci bite i poniżane przez rówieśników, i taki stan utrzymuje się niezmiennie od lat. Co ciekawe, te alienowane z grupy jednostki tworzą własne podgrupy, by trzymać się – także w przyszłości – razem. Hm... 25 procent. Spójrzcie na poparcie dla PiS... MAREK SZENBORN
Wielki świąteczny konkurs „Faktów i Mitów” rozstrzygnięty Uff!... Tego nie spodziewaliśmy się w najśmielszych oczekiwaniach. Redakcja została dosłownie zasypana odpowiedziami. Było ich tyle (ponad tysiąc!), że Jonasz musiał powołać specjalne, pozaredakcyjne jury do oceny. Jak pamiętamy, liczyła się tutaj jakość, a nie szybkość. Każda Wasza praca była analizowana indywidualnie i okazało się, że... średni poziom prac to ok. 94 procent trafień! Gratulacje, bo rzecz cała była niełatwa i upstrzona pułapkami. Na przykład 100 procent konkursowiczów wpadło trafnie, że chodzi o Pinokia, ale już nie wszyscy, że ów stolarz z tekstu to jego „tata” Dżepetto. Itd, itd... Oto lista postaci, które autor ukrył w konkursowym tekście: Maja naga i Maja ubrana (księżna Alba), Helena Trojańska, Ryszard III, Hannibal, Odyseusz i Penelopa, Gajusz Juliusz Cezar, Henryk VIII i jego żony (Katarzyna Aragońska, Anna Boleyn, Jane Seymour, Anna z Kleve,
Katarzyna Howard, Katarzyna Parr), Julia Druzylla, Klaudiusz i Messalina, Dejanira i Herakles, Ifigenia i Agamemnon (lub biblijny sędzia Jefte i jego córka Jaala), Achilles i Parys, Ligia i Neron, gen. Pierre Cambronne, Jezus z Nazaretu, Archimedes, Hamlet, Claude Monet, Ikar, Prometeusz, Midas, Syrena, Leonidas, Filippides, Napoleon i Wellington, Katarzyna Medycejska, Księżniczka na ziarnku grochu, Ewa, Śpiąca Królewna (lub Śnieżka), Sherlock Holmes, Salvador Dali, Iwan Aleksandrowicz Chlestakow, Maria Skłodowska-Curie, Dżepetto i Pinokio, Michał Drzymała, Mahatma Gandhi, Krzysztof Kolumb, Jan bez Ziemi, Lady Godiva, Makbet, Jakub, Jan III Sobieski, Władysław Łokietek, Galileusz, Giordano Bruno, Jan Hus i antypapież Jan XXIII, Jacob Sprenger i Heinrich Kramer, Jan Paweł I, Aleksander VI Borgia i Lukrecja, Alfred Nobel, Thomas Edison, Ferenc Lehar, Adam Mickiewicz, Gustaw Eiffel, Gary Cooper, Jonasz, Roman Kotliński itd.
! ! ! A teraz zwycięzcy (rozwiązania najbliższe ideałowi), którym listonosz już wkrótce zacznie przynosić „Fakty i Mity” do domu (roczna prenumerata): 1. Pan Andrzej Gorniewicz (
[email protected] – prosimy o podanie adresu!); 2. Pan Roman Tuszyński z Łodzi-Nowosolnej; 3. Pan Henryk Kędzierawski z Rudy Śląskiej. Na nasze szczególne wyróżnienie zasłużył też Pan Ziemowit Bujko, bo choć w dwu przypadkach rozminął się z naszą wersją, to rozłożył Konkurs na czynniki pierwsze i na dodatek sporządził nam listę 132 biskupów polskich od B do Ż. Tuż-tuż od nagrody byli jeszcze: Pani Halina Moździerz z Wielunia i Pan Janusz Skrzek z Lipska Jesteśmy pełni podziwu dla pięknego pisma i talentu malarskiego Pani Ireny Wity
z Nysy oraz niebanalnych odpowiedzi Pana Czesława Janika (Nikodem Dyzma rzeczywiście wykorzystał słowo Cambronne’a, a Aleksander VI Orgia też bardzo trafiony). Dziękujemy wszystkim za udział w naszej zabawie, jeszcze raz gratulujemy wiedzy i zapewniamy, że przy najbliższej możliwej okazji wydrukujemy następną część konkursu „Spacerkiem przez dzieje”. REDAKCJA
26
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
RACJONALIŚCI
ziś znów w okienku gości Czesław Miłosz – bezbożnik jeden. Tak jak i cała ta jego twórczość. Ot, choćby ten wstrętny „Traktat teologiczny”, który do białej gorączki doprowadza spokojnych katolików o miłym usposobieniu. Za żaden inny wiersz żaden polski poeta nie otrzymał tylu świętych jobów, co Miłosz za ten utwór.
D
Okienko z wierszem Przepraszam wielebni teologowie, za ton nie licujący z fioletem waszej togi. Miotam się i przewracam w łożu mojego stylu, szukając kiedy będzie mi wygodnie, ani za świątobliwie, ani zanadto świecko. Musi być miejsce środkowe, między abstrakcją i zdziecinnieniem, żeby można było rozmawiać poważnie o rzeczach naprawdę poważnych. Katolickie dogmaty są jakby o parę centymetrów za wysoko, wspinamy się na palce i wtedy przez mgnienie wydaje się nam, że widzimy. Ale tajemnica Trójcy Świętej, tajemnica Grzechu Pierworodnego i tajemnica Odkupienia są opancerzone przeciw rozumowi. Który na próżno próbuje dowiedzieć się o dziejach Boga przed stworzeniem świata, i o tym, kiedy w Jego Królestwie dokonał się rozłam na dobro i zło. I co z tego mogą zrozumieć biało ubrane dziewczynki przystępujące do pierwszej komunii? Choć i dla siwych teologów to trochę za dużo, Więc zamykają księgę powołując się na niewystarczalność ludzkiego języka. Nie jest to jednak dostateczny powód, Żeby szczebiotać o słodkim dzieciątku Jezus na sianku.
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Dominik Dzierlęga Krzysztof Mróź Kazimierz Zych Andrzej Walas Edward Bok Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 508 543 629 tel. 607 811 780 tel. 504 715 111 tel. 604 939 427 tel. 607 708 631 tel. 602 464 382 tel. 608 070 752 tel. 667 252 030 tel, 606 870 540 tel. 797 194 707 tel. 691 943 633 tel. 606 681 923 tel. 609 770 655 tel. 512 312 606 tel. 61 821 74 06 tel. 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 621 41 15 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Smoleńsk – źródło trzech prawd Prawda. Jedno z najbardziej wyświechtanych słów. Rzekomo wszyscy jej pragną. Faktycznie większość się jej boi. Głównie dlatego, że wyzwala. Najczęściej od dobrego imienia, majątku, współmałżonka, niezasłużonej sławy i chwały. Jest prawda czasu i prawda ekranu. W sądzie przysięga się mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Zwolnieni z tego obowiązku są jedynie oskarżeni, jeśli prawda mogłaby im zaszkodzić, co zazwyczaj ma miejsce. Według księdza Tischnera w życiu są trzy prawdy: święta prawda, tyż prawda i gówno prawda. Do której kategorii należy prawda o Smoleńsku? To naturalnie zależy od punktu widzenia. Prawda MAK jest jednostronna. Winni są wyłącznie Polacy. Raport przedstawiony przez gen. Anodinę wymienia trzy główne przyczyny katastrofy, z którymi trudno się nie zgodzić. Są to: 1. nieodejście od lądowania mimo niesprzyjających warunków, 2. ignorowanie ostrzeżeń TAWS, 3. presja wywierana na załogę. Komitet przedstawił następujące ustalenia: ! Lot Tu-154M miał status lotu międzynarodowego, co oznacza, że decyzję o lądowaniu podejmuje dowódca samolotu; ! Załoga wielokrotnie dostawała informacje o złych warunkach panujących na lotnisku, a mimo to próbowała lądować; ! Samolot nie miał zgody na lądowanie, mimo to wieża – z uwagi na status lotu – nie zabroniła lądowania; ! Tu-154M przed wylotem do Smoleńska był sprawny; ! Dowódca załogi, Arkadiusz Protasiuk, znał rosyjski na poziomie satysfakcjonującym, reszta załogi – nie; ! Piloci byli poddani presji przez obecność w kokpicie szefa protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazany i dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika oraz spodziewaną negatywną
reakcję „głównego pasażera” – prezydenta Lecha Kaczyńskiego; ! We krwi gen. Błasika wykryto 0,6 promila alkoholu; ! Stan lotniska ani działania kontrolerów nie były przyczynami katastrofy. Wybuchła burza. Największe oburzenie, wręcz wściekłość, wywołały zwłaszcza trzy ostatnie ustalenia. Na czele opozycji wobec raportu MAK stanął Jarosław Kaczyński. Przede wszystkim zaprzeczył, jakoby były jakiekolwiek naciski na pilotów. Nie oznacza to, że prezydent nie wyrażał sugestii w kwestii lądowania, ale że miał do tego pełne prawo. Według prezesa PiS, „prezydent nie jest pakunkiem na pokładzie samolotu i gdy trzeba decydować, na które lotnisko lecieć, kiedy nie można lądować na lotnisku zaplanowanym, decyzja należy do niego lub osoby przez niego wskazanej”. To bardzo pokrętne oświadczenie, ale i tak rozsądniejsze od spiskowych teorii zamachu, sztucznej mgły, dobijania ocalonych. Z kolei informację, że gen. Błasik miał alkohol we krwi, PiS uznał in genere za szkalowanie polskiej armii, a w szczególności honoru jej oficerów. Kluczowe jest bowiem oświadczenie wdowy, że generał miał w Katyniu przyjmować komunię świętą, co automatycznie wyklucza wcześniejsze branie do ust alkoholu. Aż dziw, że do tej pory powszechnie nie wykorzystuje się komunikantów jako skutecznego środka do walki z alkoholizmem. Prawda PiS nie jest związana z jakimikolwiek ustaleniami faktycznymi. Pochodzi ze źródeł nadprzyrodzonych. Członkowie partii Kaczyńskiego i ich zwolennicy są w posiadaniu tajemnej wiedzy, że raport MAK to wierutne kłamstwo. Sfabrykowane, aby zakłamać rzeczywistość, pognębić i skłócić Polaków. Wiedzą, że na lotnisku Siewiernyj było zupełnie inaczej, niż przedstawiła przewodnicząca Anodina. Nawet jeśli nie wiadomo jak, winni śmierci 96 pasażerów są wszyscy, którzy nie kochali
prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Oczywiście winni w różnym stopniu. Niektórzy z racji samego swego istnienia. Inni z powodu konkretnych działań bądź zaniechań. Przed, w trakcie i po katastrofie. Największą winę ponoszą naturalnie rosyjscy kontrolerzy. Sterowani z Moskwy. Prawda Tuska jest bardziej skomplikowana. Nie odrzuca ustaleń raportu MAK, ale chce ich uzupełnienia. W swoim sejmowym wystąpieniu premier, w kontekście wyjaśniania przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu, aż 47 razy użył słowa „prawda”. Niestety, uznał, że prawda jest niczym wełna. Dobra tylko, jeśli czysta i żywa. Toteż z upodobaniem rozwijał tischnerowską teorię prawdy i ubarwiał ją jednym lub kilkoma przymiotnikami. W dodatku w stopniu równym lub wyższym. W efekcie Polacy dowiedzieli się, że prawda o Smoleńsku musi być: „pełna”, „pełniejsza”, „cała”, „bogata”, „bogatsza”, „skomplikowana”, „dramatyczna”, „kompletna” oraz „niewygodna i dla Rosjan, i dla Polski, i także dla tych w Polsce, którzy dzisiaj najgłośniej krzyczą i najbardziej cechują politycznie całą tę sprawę”. Nie może zaś ta prawda być „niekompletna”, „wygodna” ani „nasza”. A już zupełnie nie do przyjęcia jest, by była to „część prawdy”. Premier wyraził przekonanie, że „do prawdy o Smoleńsku przybliżają nas wysiłki dziesiątek polskich przedstawicieli i funkcjonariuszy, którzy w różnych miejscach ciężko pracują nad tym, aby skompletować pełny obraz wydarzeń”. Niestety nie sprecyzował, do której z wymienionych uprzednio przez siebie prawd wysiłki te nas przybliżają. W tej sytuacji smoleńska prawda Sejmu RP, która miała się znaleźć w uchwale przyjętej przez aklamację, jest nie do uzgodnienia. Ze względu na arytmetykę głosowań będzie prawdą Tuska albo nie będzie jej wcale. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Małopolska Rada Wojewódzka organizuje w dniu 19 lutego 2011 r. o godz. 12 na Rynku Głównym w Krakowie, przy pomniku A. Mickiewicza, obchody Dnia Pamięci Ofiar Kościoła Katolickiego. W programie: wystąpienia działaczy RACJI PL oraz gości, rozdawanie tygodnika „Fakty i Mity” i ulotek programowych RACJI PL. Serdecznie zapraszamy mieszkańców Krakowa, młodzież szkolną i studentów, czytelników „Faktów i Mitów”, organizacje lewicowe i wszystkich ludzi o niezależnych umysłach, a także osoby duchowne – księży i zakonnice. Po manifestacji spotkanie integracyjne w kawiarni przy ul. Krowoderskiej 28. Pozdrawiam Zbigniew Skarżyński, przewodniczący zarządu wojewódzkiego RACJI PL w Krakowie
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
Znaleziono na www.joemonster.org
Przewodnik oprowadza wycieczkę po krypcie Wawelskiej: – Tu leży Sobieski – rozbił Turków pod Wiedniem. – Tu leży Poniatowski – rozbił Austriaków pod Raszynem. – Tu leży Piłsudski – rozbił bolszewików pod Warszawą. – Tu leży Kaczyński – rozbił samolot pod Smoleńskiem. ! ! ! – Na jaką chorobę cierpi Polska? – Na klerozę. ! ! ! Działkowiec pyta sąsiada: – Co tam wczoraj za święto mieliście, że tak wszyscy tańczyliście? – Dziadek ul przewrócił. KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) podnośnik, który rzuca cień na usta, 2) z pomyjami honor plami, 3) co ujrzysz, patrząc na golenie od tyłu?, 4) co jakiś czas zbiera za gaz, 5) grat jadący wstecz, 6) złość, gdy już naprawdę masz dość, 7) powiększa rozmiar piersi, ale tylko na chwilę, 8) buja we śnie, choć nie kłamie, 9) na prerii żyje i wyje, 10) gdy serduszko puka, 11) robi się dookoła, 12) bałwan z kurzu, 13) na co turysta się zatrzymuje?, 14) nie wie, co zrobić z łupkiem, 15) pieski specjalista, 16) gdyby był Żydem, nie byłby tym, kim jest, 17) jeden z wielu przy kierdelu, 18) naczynie z łojem, 19) krzyżówka, w której odgadnięcie słowa to zadania połowa, 20) dziewczyna w opalaczu, 21) głosi, że Boga nie ma, 22) coś na kształt szczoty do terakoty, 23) dlatego powstała arka Noego, 24) pierwsza w nagłej sprawie, 25) rzadko tam pop bywa sam, 26) wtedy bociany mają więcej pracy niż zwykle, 27) piwo z rogami, 28) jeden z niewielu przedmiotów, do których mówić warto, 29) rzuca się na glebę, 30) dużo wrażeń i wydarzeń, 31) ta gra ma wyłączność, 32) zagranie lobbysty, 33) Rawa w Spodku, 34) stoi na polu i nie pracuje, 35) odrobina z kina, 36) robi w kuchni, co mu każesz, 37) klata włochata, 38) palący problem czarownicy, 39) takt w polonezie, 40) biały na balu, 41) czy to połowa tego ptaka, 42) co się robi w Turcji z babek?, 43) nada się na cukier z braku, 44) ostry wyrostek, 45) klatka dla Kosa, 46) patrzy na Mazury z góry, 47) do niego nic nie jest warte, 48) co to jest: królik był i nagle znikł?, 49) polowy specjalista, 50) bez i nie pal, 51) będzie on, nie będzie nas, 52) mówi nim gang, 53) ptak pokojowy.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Mały chłopiec wchodzi do sypialni rodziców i widzi, że jego matka siedzi na jego ojcu i podskakuje. Matka zauważyła syna. Gdy wyszedł, zsiadła szybko z ojca, ubrała się i zaniepokojona tym, co mógł zobaczyć, poszła się dowiedzieć, co naprawdę widział. Syn spytał: – Co robiłaś tatusiowi, mamusiu? – Wiesz, jaki twój tata ma wielki brzuch? – Tak, rzeczywiście ma. – Widzisz, więc czasami pomagam mu go spłaszczyć. Chłopczyk na to: – To nigdy nie zadziała... Mamusia, skonfundowana, spytała: – Dlaczego tak uważasz, synku? – Bo za każdym razem, jak idziesz na zakupy, ta pani z drugiej strony ulicy przychodzi, klęka w sypialni przed tatusiem i znowu go nadmuchuje. ! ! ! Włoch wszedł do swojej ulubionej eleganckiej restauracji i ledwo usiadł przy stole, a już zauważył piękną kobietę siedzącą przy stoliku obok, całkiem samą. Zawołał kelnera i zamówił najdroższą butelkę merlota, którą kazał dać tej kobiecie, myśląc oczywiście, że ona na to się zgodzi i będzie jego. Kelner wziął butelkę i podał kobiecie, mówiąc, że to od dżentelmena obok. Kobieta popatrzyła na wino i postanowiła przesłać notkę facetowi. „Żebym przyjęła tę butelkę, musisz mieć mercedesa w garażu, milion dolców w banku i siedem cali w majtkach”. Facet po przeczytaniu notki postanowił odpisać: „Dla twojej wiadomości – posiadam ferrari testarossa, BMW 750 i mercedesa 600 S w garażu, ponad dwadzieścia milionów dolarów w banku, ale nawet dla tak pięknej kobiety jak ty nie obetnę sobie trzech cali. Oddaj wino”. ! ! ! Ogłoszenie w lokalnej prasie: Sprzedam encyklopedię PWN, 40 tomów. Stan bardzo dobry. Nie będzie mi już potrzebna. Ożeniłem się miesiąc temu.
48
1
2 9
49
53
5
2
23
8 35
19
11
52
6
44
13
29
45
38 31
22 34
36
33
6 3
10
32
7
17
15
1
30
8
33
27
16 37
15 32
39
23
25
28
14
40
39
21
5
7
37
26
21
16
34
13
18
50
20
12
22
24
43
17
19
4
41
12 46
51
35
47
11
20
40
3
9
10
29
42
14
31
27
24
26
28
25
36
4
18
30
38
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
1
2
3
19
20
21
4
22
23
5
6
7
8
9
24
25
26
27
28
10
11
12
29
30
31
13
14
15
16
17
18
32
33
34
35
36
37
38
39
40
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 2/2011: „Mądry głupiemu ustępuje i dlatego ten świat tak wygląda”. Nagrody otrzymują: Dawid Iwaszkiewicz z Pakości, Romualda Ząbkiewicz z Kępna, Danuta Wojciechowska ze Śremu. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł na drugi kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł na drugi kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
Nr 5 (570) 4–10 II 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE Gra warta świeczki? CUDA-WIANKI
Mężczyźni wolą blondynki?
Rys. Tomasz Kapuściński
Znaleziono na www.wykop.pl
Wiecie, jaka jest różnica między mądrą blondynką a yeti? Parę osób widziało yeti... ! Stereotyp głupiej blondynki, do dziś występujący w durnych dowcipach, narodził się w XIX-wiecznej Anglii. Jedna z brytyjskich trup komediowych wystawiła parodię greckiego mitu o królu Iksjonie. Występowały cztery ponętne blond piękności, których wygłupy sceniczne wywołały negatywne komentarze prasy. Pisano, że aktorki nie potrafią grać, a pełna widownia na spektaklach to zasługa ich atrakcyjnego wyglądu i epatowania erotyzmem. W gazetach pojawiło się określenie „brytyjskie blondynki” (british blondes), z czasem zamienione na dizzy blondes, gdzie dizzy oznaczało „naiwny”, „głupi”. ! Stereotypowe postrzeganie blondynek spotęgowało kino lat 50. Między innymi film „Mężczyźni wolą blondynki”, w którym główna bohaterka – grana przez Marilyn Monroe – kocha luksus, dobrą zabawę i radzi sobie dzięki wdziękowi. ! Z badań opublikowanych w akademickim piśmie „Evolution and Human Behaviour” wynika, że
jasne włosy i niebieskie oczy pojawiły się w północnej Europie pod koniec epoki lodowcowej – w czasach, kiedy brakowało żywności i mężczyzn, którzy ginęli na polowaniach. Jasnowłose kobiety objawiły się jako rzadka mutacja, jednak ich liczba wzrosła – wyróżniały się, więc miały większe szanse w pojedynku o partnera. ! Zdaniem naukowców, za jakiś czas na ziemi zabraknie prawdziwych blondynów. W ludzkiej rasie zanika gen jasnych włosów, a najbujniejsza prokreacja ma miejsce w krajach, gdzie przeważa ciemna karnacja skóry. Wyliczono, że ostatni blondyn urodzi się około 2200 roku w Skandynawii.
! Joanna Pitman, autorka książki „Blondynki”, przekonuje, że fascynacja blondem sięga czasów kultu Afrodyty, jasnowłosej bogini miłości. „Zależnie od epoki blond włosy odzwierciedlały ukryte pragnienia. Grzeszne w mrokach średniowiecza, obsesyjne podczas renesansu, mistyczne w elżbietańskiej Anglii, aby w latach pięćdziesiątych stać się sygnałem zachęty seksualnej” – pisze Pitman. ! Według psychoanalityka Samuela Lepastiera, mit blond włosów jest związany z historią Europy. Kontynent, podbijany przez jasnowłose ludy, m.in. Dorytów i Franków – kojarzył ten kolor ze zwycięstwem. „Ten właśnie mit przyczynił się do stworzenia teorii o nierówności ludzkich ras, a jego najbardziej szaloną wersją był hitlerowski rasizm” – twierdzi Lepastier. ! Blond włosy dla światowego przemysłu fryzjerskiego i perukarskiego dostarczają kupcy, którzy przemierzają najuboższe rejony Rosji i Ukrainy w poszukiwaniu biednych blondynek. Za warkocz długości ok. 40 cm płacą 50 dolarów. JC