Posłowie mają dbać o zgodność ustaw z doktryną Kościoła
W SEJMIE POWSTAŁA POLICJA RELIGIJNA ! Str. 21 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 6 (466) 12 LUTEGO 2009 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zwłaszcza gdy „siedzenie” należy traktować dosłownie. O polskim systemie penitencjarnym krąży mnóstwo mitów. A jaka jest prawda? Przedstawiamy dwa przeciwstawne spojrzenia na celę: oczami więźnia i oczami klawisza. ! Str. 6, 7
! Str. 11
! Str. 20 ISSN 1509-460X
! Str. 10
2
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „Łączy nas to, że ujmujemy jednostkę w kategoriach chrześcijańskich” – oświadczył prezes Kaczyński podczas przemówienia na kongresie PiS. Po chwili dodał, że czasu jest mało, bo trzeba „moralnie” wspierać mających wkrótce grać piłkarzy ręcznych. Szczęśliwie trener Wenta tego nie słyszał. PiS próbuje poprawić swój wizerunek w narodzie, więc wypuścił spot reklamowy, który złośliwcy nazwali „Trzy kaczki i kaczorek”. Produkcja i emisja durnoty kosztowała na razie 4 miliony złotych. To akurat kwota, która uratowałaby bankrutujące Zakłady Naprawy Taboru Kolejowego. Jest nareszcie wielka szansa na uratowanie stoczni. 100 stoczniowców (docelowo ma ich być 500) codziennie (i zbiorowo) odmawia modlitwę różańcową w intencji cudu stoczniowego zmartwychwstania. „Jesteśmy pewni, że nasze modły zostaną wysłuchane” – oświadczył rzecznik „Solidarności” Marek Lewandowski. Jak się dowiedzieliśmy, adresatka zdrowasiek przyjrzała się z góry sytuacji zakładu i... tej pewności nie podziela. Diecezja tarnowska ogłosiła zbiórkę pieniędzy na budowany przez się szpital dla... Pigmejów. Cel może i szczytny, tylko biskup Skworc nie będzie mógł, trawestując Wyspiańskiego, powiedzieć: „Szpital mój widzę ogromny”. Krótkie spódniczki i „Harry Potter” to największe zagrożenia współczesnej cywilizacji i katolicyzmu. Niczego bardziej złego i diabelskiego nie ma – ogłosił znany egzorcysta ojciec Aleksander Posacki. Nieprawda! W naszych szatańskich umysłach potrafimy wyobrazić sobie coś stokroć gorszego: Harry Potter w mini. „Magia jest antyreligią. Wprowadza w stan permanentnego i negatywnego nastawienia do katolicyzmu” – ogłosił podczas sympozjum w Poznaniu inny znany polski egzorcysta – ksiądz Andrzej Trojanowski. Czyli co? W „Faktach i Mitach” magik siedzi na magiku? A Jonasz to jest już jakiś David Copperfield... co najmniej. W podradomskim Taczowie ma być zbudowana (w ramach projektu o nazwie „Rycerze Bogurodzicy”) świątynia – wotum dziękczynne za powstanie pierwszego polskiego hymnu, „Bogurodzicy” właśnie. A wszystko z okazji zbliżających się obchodów 600 rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Potrzebne na ten cel 5 milionów złotych wysupła Regionalny Program Operacyjny Województwa Mazowieckiego – czyli de facto Unia Europejska. Niemcy z tej okazji raczej nie zaintonują „Te Deum”... Instytut im. Księdza Jankowskiego przestał istnieć. Ale niebotyczne po nim długi – nie. Wobec tego likwidator resztek po „wielkim projekcie” poszukuje kupca na warszawską siedzibę instytutu. Lokalizacja śliczna: warszawska Saska Kępa. Ale chętnych brak. Potencjalnych kupców nie zachęca nawet taka wieść, że w podziemiach nieruchomości są jeszcze spore zapasy sikacza „Monsignore”. Straszny skandal i niechybna prowokacja! 15 sierpnia po raz pierwszy wystąpi w Polsce gwiazda pop Madonna. A dlaczego skandal? A popatrzcie na kalendarz. Toż to wielkie święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Matki Boskiej Zielnej). I to właśnie tego jednego jedynego dnia w roku ludziska zamiast wielbić Madonnę będą... wielbić Madonnę! W Watykanie miał stanąć pomnik Galileusza. Jako zagłuszenie kleszych sumień po inkwizycyjnym procesie wielkiego astronoma. JPII w roku 1992 oświadczył, że „w kwestii Galileo Galilei Kościół popełnił wielki błąd”. Jednak Benedykt XVI był uprzejmy się z tym nie zgodzić, twierdząc, iż „proces Galileusza był słuszny w kontekście czasów, w jakich miał miejsce”. No więc żadnego pomnika się nie postawi. A co z kasą już zebraną na monument? „Zostanie przekazana na inny cel” – oświadczył bez mrugnięcia oka dyrektor Astronomicznego Obserwatorium Watykańskiego ojciec Jose Gabriel Funes. Nie dodał, czy chodzi o sumę astronomiczną. Cztery miliony dolarów (w złocie) przekazał podobno z Watykanu w 1981 roku Jan Paweł II dla walczącej z komuną „Solidarności”. Sztabki przyjechały do Polski w starej ładzie. Konkretnie do Gdańska przyjechały i wszelki słuch po nich zaginął. A tak przy okazji... prałacie Jankowski, w domu wszyscy zdrowi? „Papież Ratzinger prowadzi Kościół w kierunku wspólnoty sekciarskiej” – napisała austriacka gazeta „Die Press”. Jej zdaniem, Benedyktowi chodzi o zgromadzenie może niezbyt wielkiej, ale za to ślepo posłusznej gromadki katolików (coś na kształt lokatorów rzymskich katakumb) i przeczekanie „bezbożnych czasów”. „Ma powstać wspólnota bezlitośnie dobrych” – donosi „Die Press” i już tylko za to sformułowanie należy się jej Pulitzer. „Papież jest tak odcięty od świata, że nie zdaje sobie sprawy, jak źle odbiera się jego postępowanie. Po protestantach i muzułmanach uraził żydów. Czas, by ustąpił ze stanowiska” – te niesamowite słowa wypowiedział Hans Küng. Co jeszcze bardziej zdumiewające, słynnego katolickiego teologa poparł we wstępniaku niemiecki „Spiegel”. A w Polsce? A w katolickiej Polsce eskaluje oburzenie na... oburzenie świata postępowaniem papy.
Wywiad z księdzem (2) to druga część wywiadu, jakiego udzielił mi mój kolega T., obecnie ksiądz na parafii X. R.: – No jasne, obaj wiemy, że Kościół jak każda silna organizacja stoi na prawie; jakby nie było nakazów i zakazów, toby się rozleciał. Biskupi dużo nauczyli się od takich faryzeuszy – ci mnożyli bzdurne przepisy prawa i dzięki temu Izrael przetrwał pośród innych narodów i religii politeistycznych. A że większość tych przepisów w imieniu Boga wymyślili sami uczeni w Piśmie, to już mało kto się w tym zdołał połapać. Ważne było dobro organizacji. Tak jak w sycylijskiej mafii. A dla ciebie co jest ważne? No bo raczej nie żyjesz w zgodzie z własnym sumieniem. T.: – Żyję uczciwie, nikomu krzywdy nie robię. Wiesz, że zawsze byłem trochę konformistą, więc szybko nauczyłem się żyć jak w wojsku – rację ma zawsze generał, nawet jak nie ma racji. Świata i tak nie zbawię ani nie zmienię. A wracając do rzucenia sutanny – byłeś kiedyś u mnie w domu, pamiętasz moją mamę? Ma teraz 83 lata, jest chorowita i sama, ma tylko mnie, bo jej sąsiadka zmarła, a siostra jest w Anglii. Żyje wyłącznie Radiem Maryja, kościółkiem i synem księdzem. To co, mam się ożenić i ją zabić? R.: – Wiem, wiem. Pamiętasz Sławka? On odszedł dwa dni po pogrzebie matki... Ale, stary, to jest chore, nie uważasz?! Podstawą tego systemu są patologie: celibat, pokątne rodziny, chłopcy i dziewczyny na boku, pedofilia, zakłamane życie niezgodne z własnymi przekonaniami, głoszenie chorych poglądów, wzajemne donoszenie na siebie do biskupa, granie świętoszków przed ludźmi... W ten sposób utrzymuje się patologiczny system i nigdy nic się nie zmieni! T.: – Zmieni się, zmieni... Wiesz, że kurie inwestują kasę w różne biznesy, bo w miastach ludzi w kościołach jest na lekarstwo? Ja w swojej parafii mam na kolędzie co trzecie drzwi zamknięte. Ten kolos niedługo padnie i zamieni się w międzynarodową korporację. Msza będzie dodatkiem do zebrań akcjonariuszy i konferencji zarządu. Ale czy ja wiem, czy to dobrze... Jest wielu ludzi, którzy potrzebują księdza. Wyobrażasz sobie, że nagle wszyscy księża zrzucają sutanny? To nierealne. I co, ludzie mają się sami modlić w kościołach? Sami spowiadać? Chować zmarłych? Dobrze wiesz, ile – zwłaszcza dla starszych osób – znaczy ksiądz. To jedyny autorytet, ostoja. Chodzę czasem do babci, która od paru lat marzy sobie, jak będzie wyglądał jej pogrzeb. Już mi nawet powiedziała, jaką kapę pogrzebową mam założyć... R.: – Tak, kolego, ale na świecie są ważniejsze sprawy niż marzenia o pogrzebie. Kościół drenuje biedny budżet państwa na miliardy złotych, a idzie kryzys stulecia. Chcesz utrzymywać ten ogólnopolski teatr kosztem bezrobotnych, bezdomnych, niedożywionych dzieci, zadłużonych szpitali? T.: – Jasne, ale są też inne potrzeby. Pytam więc – gdzie się podzieją ci ludzie, wierni? Oni mają potrzebę wiary, wspólnoty. Jak upadnie ten Kościół, to wymyślą sobie inny. I co, ten drugi będzie lepszy, księża będą w nim święci?
O
R.: – Przynajmniej może będą żyć zgodnie z naturą, a panujący Kościół nie będzie dusił państwa, pasożytował na publicznych pieniądzach. Widzisz, jak żyją małe wspólnoty protestanckie – one w sumie więcej pomagają ludziom niż twój (bo już nie mój) Kościół ze swoimi miliardami i majątkiem wyszarpanym Polakom. Zresztą nie chodzi o to, żeby niszczyć taki czy inny Kościół, niech sobie jest, kiedy ma wyznawców. Tylko nie taki silny, bezwzględny, panujący. Chodzi o przegięcia, nadużycia, dewiacje, o państwowy klerykalizm... T.: – Dewiacje będą zawsze, ale zgadzam się, że jak jest celibat i nie masz kobiety przez, dajmy na to, pół roku, to czasem patrzysz na ministranta, a ministrant... ma takie jakieś dziewczęce rysy. Sam się kiedyś na tym złapałem... R.: – A widzisz. Wszystko musi być na swoim miejscu, bo co innego słaba natura, a co innego patologiczne prawa, które same dodatkowo do grzechu przywodzą. Ale w końcu do kogo ja to mówię... T.: – Wiesz, w gruncie rzeczy ci zazdroszczę. Dla ciebie wszystko jest jasne i proste. Tylko nie wiem w takim razie, dlaczego ty poszedłeś do seminarium – nie wiedziałeś, że przyjdzie ci żyć w celibacie, że to wbrew naturze? Chyba obaj doskonale wiedzieliśmy i tłumaczyliśmy to sobie w duchu, że jakoś to będzie, coś się zorganizuje, wymyśli... Ja na swojej rodzinnej parafii miałem świetny przykład – proboszcz żył z kobietą oficjalnie. Niby siostra, ale on łysy brunet, a ona druga Violetta Villas, za to dziecko – wykapany ojciec, tylko z włosami. Zmierzam do tego, że obaj byliśmy kiedyś po trosze cynikami. A teraz ty co, taki święty Jonasz się zrobiłeś, taki reformator Kościoła? R.: – A żebyś wiedział. A ty wiedziałeś, domyślałeś się wszystkiego w seminarium? Znałeś inną niż katolicka interpretację Biblii? Bo ja poznałem ją dopiero rok po święceniach. Tak przecież byliśmy wychowani – zero pluralizmu, zero krytycyzmu, papież – bóg, Kościół nieomylny. Ludzie to barany do strzyżenia. Ludu kapłański, ludu królewski... Pamiętasz tę pieśń; nietrudno było w to uwierzyć. Ale ja nie żałuję, że byłem księdzem – dużo mnie to nauczyło i pozwoliło mi przejrzeć na oczy i się nawrócić. A ty nie żałujesz, że przyjąłeś święcenia i jesteś w firmie? T.: – Sam nie wiem, zapytaj mnie o to za 10 lat. JONASZ
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r. apież Jan Paweł II miał wielki ból głowy z buntownikami spod znaku francuskiego arcybiskupa Marcela Lefebvre’a (1905–1991) i zadał sobie wiele trudu, żeby ich zdyscyplinować. Ba, posunął się nawet do nałożenia ekskomuniki na czterech wyświęconych przez tegoż purpurata biskupów. I masz ci los: Benedykt XVI wziął i „ułaskawił” odszczepieńców, którzy przez całe lata rzucali najcięższe kalumnie na naszego santo subito! ! ! ! Lefebryści to popularna nazwa ortodoksyjnego Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X, założonego – za aprobatą Watykanu – w 1969 roku przez abpa Lefebvre’a. Organizacja ma dzisiaj w Szwajcarii swój Dom Generalny z biskupem Bernardem Fellayem (na
P
wyświęcił bez papieskiej aprobaty czterech nowych biskupów – wywodzących się z szeregów Bractwa. Nasz rodak miał już przygotowane wszystkie kwity „na wypadek gdyby” i nazajutrz po święceniach kazał opublikować dekret o ekskomunice abpa Lefebvre’a oraz jego kompanów, a 2 lipca 1988 r. podpisał specjalny list apostolski, w którym wyjaśnił, że ich haniebny „czyn był aktem nieposłuszeństwa wobec Biskupa Rzymu w materii najwyższej wagi, mającej kapitalne znaczenie dla jedności Kościoła, jaką jest wyświęcanie biskupów (...). Tak więc tego rodzaju nieposłuszeństwo, zawierające w sobie praktyczną odmowę uznania prymatu rzymskiego, stanowi akt schizmatycki” przez co „abp Lefebvre oraz kapłani Bernard Fellay, Bernard Tissier de Mallerias, Richard Williamson i Alfonso de Galarreta ściągnęli na
GORĄCY TEMAT braku spójności, który przeszedł z samokrytyki w samozniszczenie. Nie da się zaprzeczyć, że czas ten był dla Kościoła zdecydowanie niesprzyjający” – dowodzili „Zawsze Wierni” (1/2000). W tym samym numerze uzasadniali samowolkę abpa Lefebvre’a sytuacją nadzwyczajną. „Papież faworyzuje lub promuje w Kościele orientację (...) zagrażającą podstawowym dobrom dusz, dobrom konieczne do zbawienia dusz, takim jak wiara i moralność”, powodującą m.in., że JPII „był dostępny fizycznie, lecz niedostępny moralnie” – twierdził ideolog Bractwa; ! „Rok Jubileuszowy uwieńczył program przewidziany i już od ponad sześciu lat wprowadzany w życie przez papieża Jana Pawła II: obłędny ekumenizm, nad którym ubolewaliśmy, i któremu wielokrotnie
ani szczególnie szanowane w Kościele powszechnym” (periodyk „The Angelus” – styczeń 2003 r.); ! „Jan Paweł II nie zrobił nic, aby odrodziła się wiara, a Rzym wciąż przez to cierpi na zatwardziałość serca i ślepotę ducha” – chłostał nam legendę bp de Mallerais w wywiadzie dla „Fideliter” (185/2008). ! ! ! „Ojciec Święty, w wyniku procesu dialogu między Stolicą Apostolską a Bractwem Kapłańskim św. Piusa X, reprezentowanym przez jego Przełożonego Generalnego Jego Ekscelencję Bernarda Fellaya, wysłuchał prośby sformułowanej ponownie przez wspomnianego hierarchę w liście z 15 grudnia 2008 roku, także w imieniu pozostałych trzech biskupów Bractwa, J.E. Bernarda Tissier de Malleraisa, J.E. Richarda Williamsona i J.E. Alfonso
3
Ten radosny dzień zepsuła szwedzka telewizja SVT, publikując wywiad z biskupem Williamsonem. – Uważam, że od 200 do 300 tysięcy Żydów zginęło w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Ale żaden z nich w komorze gazowej – przekonywał dziennikarza pasterz kat. Kościoła przywrócony do łask przez B16... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
Zepsuta konserwa zdjęciu) na czele oraz siedem rozsianych po świecie seminariów duchownych (Argentyna, Australia, Filipiny, Francja, Niemcy, Szwajcaria, USA), a w oficjalnych statystykach wykazuje: 491 kapłanów, 245 kleryków, 41 kandydatów do seminarium i 164 siostry zakonne. W Polsce lefebryści dysponują aktywami w postaci dużych ośrodków w Warszawie (kościół i siedziba centrali zwanej przeoratem oraz Szkoła Podstawowa im. Świętej Rodziny) i Gdyni (kościół z plebanią) oraz Chorzowie, Bajerzu (woj. kujawsko-pomorskie), Łodzi, Lublinie, Krakowie i Toruniu, gdzie funkcjonują jedynie kaplice. Drużynę Bractwa tworzą w naszym kraju księża: Karol Stehlin (Austria, przełożony na całą Europę Wschodnią), Jan Jenkins (przełożony przeoratu w Warszawie), Anzelm Ettelt (Niemcy), Raivo Kokis (Łotwa) i Edward Wesołek (Polska). ! ! ! Nie wdając się w kościelne zawiłości doktrynalne, wyjaśnijmy w skrócie, że problem Watykanu z Bractwem polegał na tym, że abp Lefebvre i skupieni wokół niego duchowni odrzucali wszelkie reformy Soboru Watykańskiego II (1962–1965), a zwłaszcza przyjęte wówczas zmiany w liturgii mszy (wprowadzające m.in. język narodowy zamiast łacińskiego oraz odwracające celebransa przodem do wiernych). W latach późniejszych dodatkowym zarzewiem sporów stał się serdecznie przez ortodoksów nienawidzony ekumenizm. Konflikt osiągnął apogeum 30 czerwca 1988 r., kiedy to abp Lefebvre, nie mogąc się doczekać obiecanego przez Watykan zastrzyku świeżej krwi,
siebie przewidzianą przez prawo kościelne ciężką karę ekskomuniki”. „Wszystkim winno być wiadome, że formalna przynależność do schizmy jest poważną obrazą Boga i pociąga za sobą ekskomunikę ustaloną przez prawo Kościoła” – ostrzegł JPII, aby nikt później nie opowiadał bajek, że nie wiedział. No i zaczęła się jazda... ! ! ! Jak na ultrakatolickich ortodoksów przystało, biskupi i szeregowi kapłani Bractwa nie lubią owijać spraw w bawełnę, ale to, co o papieżu Polaku wygadywali i pisali, żarliwego Polaka katolika może doprowadzić do zawału serca. Oto kilka przykładów: ! „Papież czyni wielką krzywdę, traktując tak samo błąd i występek jak prawdę i cnotę. To katastrofa dla zwykłych ludzi. To totalna ruina całej moralności chrześcijańskiej, samych podstaw moralności, a nawet życia społeczeństwa” – kąsał Jana Pawła II abp Lefebvre w lipcu 1989 r. na łamach wydawanego przez Bractwo magazynu „Fideliter”; ! „Papież Jan Paweł II, jako pierwszy w dziejach papiestwa, na wyraźne żądanie innowierców (Żydów) usunął obiekt kultu katolickiego (krzyż oświęcimski)” – demaskowało Bractwo podejrzane sympatie Wojtyły w swoim (wydawanym w Polsce) miesięczniku „Zawsze Wierni” (4/1999); ! „Po 20 latach pontyfikatu papieża Jana Pawła II sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu: spodziewaliśmy się nowej katolickiej jedności, a tymczasem wręcz przeciwnie – poszliśmy w kierunku
się przeciwstawialiśmy (...). W teraźniejszym okresie tego pontyfikatu jest w Kurii Rzymskiej wielu niezadowolonych hierarchów, jednak ludzie prawdziwie dobrej woli mało znaczą w porównaniu z ogromnym złem, które kontynuuje swoją działalność” – sugerował wpływ sił nieczystych na JPII bp Fellay w liście do wiernych z 28 lutego 2001 roku „Wokół Papieża panuje coraz mocniej pewien rodzaj anarchii; każdy próbuje od niego uzyskać to, co odpowiada jego własnym interesom, a Papież zdaje się już nie mieć nad niczym kontroli” – naigrawał się arcykapłan Bractwa; ! „25-lecie pontyfikatu Jana Pawła II wydaje się nam dobrą okazją, by zwrócić się tak do Eminencji, jak i pozostałych kardynałów, i podzielić się naszym wielkim niepokojem odnośnie do sytuacji w Kościele (...). Powszechny optymizm towarzyszący obchodom jubileuszu pontyfikatu nie jest w stanie ukryć nadzwyczaj poważnej sytuacji, w jakiej znajduje się zarówno świat, jak i Kościół katolicki (...). Pomiędzy głównymi przyczynami tego tragicznego stanu rzeczy na pierwszym miejscu wymienić trzeba ekumenizm, oficjalnie zapoczątkowany przez II Sobór Watykański i propagowany przez Jana Pawła II” – judzili biskupi Fellay, de Galarreta, de Mallerais i Williamson w liście rozesłanym 6 stycznia 2004 r. do wszystkich kardynałów; ! księża Bernard Lorber oraz Jan M. Gleize posunęli się nawet do deprecjonowania osobistości wyniesionych na ołtarze przez naszego rodaka: „Jan Paweł II przeprowadził więcej kanonizacji niż wszyscy papieże w tym wieku. Przez to jednak obniżyła się ich ranga. Jeśli kanonizacje są liczne, nie mogą być – nie mówimy ważne, ale cenione
de Galarreta, o zdjęcie ekskomuniki, w której się znaleźli 20 lat temu (...). Jego Świątobliwość Benedykt XVI, który od początku śledził proces dialogu między Stolicą Apostolską a Bractwem Kapłańskim św. Piusa X, zawsze próbował położyć kres zerwaniu z Bractwem, także spotykając się osobiście z J.E. bp. Bernardem Fellayem 29 sierpnia 2005 roku. Przy tej okazji Najwyższy Kapłan wyraził wolę stopniowego i w rozsądnym czasie kroczenia tą drogą i obecnie szczęśliwie, z troską duszpasterską i ojcowską miłością, na mocy Dekretu Kongregacji Biskupów z 21 stycznia 2009 r. zdejmuje ekskomunikę, która ciążyła nad wspomnianymi biskupami” – zakomunikował Watykan.
Proszę, wszakże wyciąć właśnie (na wszelki wypadek)
Watykan ogłosił amnestię: wyklęci przez papieża Polaka wracają do łask...
W księgarniach! (oczywiście nie we - w tym w internetowej, mianowicie: www.slowko.com.pl wszystkich)
Książka nie tylko że oparta na faktach (i to w najwyższym stopniu) oraz napisana oryginalnie i ciekawie – ale jeszcze mająca głębię, stosunek krytyczny do samej siebie i też ukryty przekaz, a przy tym dobrze się czytająca i będąca z całą pewnością nie tylko na obecne – wiadome nam, przecież – czasy (słowem: ponadczasowa).
Redakcja nie odpowiada za treść reklam
4
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Napisz do Kasi Najpierw dowiedziałam się, że mój małżonek planuje zamordowanie naszych nienarodzonych jeszcze dzieci, potem, że może on wcale nie jest moim mężem, na koniec odmówiono za nas serię różańcowych zdrowasiek... Jako że temat in vitro jest na czasie, sprawdzałam, jak z bezdzietnością radzą sobie bogobojne Polki – dla których dobrodziejstwa nauki są zakazane. Napisałam do katolickiego Duszpasterstwa Niepłodnych Małżeństw (www.adonai.pl/nieplodnosc), że... ...Od 3 lat staram się o dziecko. Lekarze twierdzą, że mam niewielkie szanse, żeby zaciążyć w sposób naturalny i przyjemny. Mój małżonek, który wychował się w wielodzietnej rodzinie, tak marzy o tupocie małych nóżek w domu, że namawia mnie, o Boże!, na in vitro. A ja nie chcę, bo to grzech. Wszyscy się ze mnie śmieją, moja rodzona matka powiedziała, że jestem zacofana. Boję się, że jak będę obstawać przy swoim, wkrótce zostanę na tym strasznym świecie sama. I co wtedy ja, ostoja katolickich wartości, zrobię?! Fachowych rad udzielała mi założycielka duszpasterstwa, pani Kasia. Z wykształcenia – prawnik. Sama od 5 lat próbuje zajść w ciążę, ale o in
vitro nie myślała: „Nie mogłabym żyć ze świadomością, że dobrowolnie i świadomie zgadzam się na śmierć iluś moich dzieci”. Chodzi oczywiście o niewykorzystane zarodki. Ja powinnam zaufać Bogu, „który nie jest złośliwy, choć czasem trudno Go zrozumieć”, a przy okazji zainteresować się lansowaną przez Kościół naprotechnologią. A jeśli przed ślubem nie wiedziałam, że mąż jest gotów na takie świętokradztwo, to kto wie – może moje „małżeństwo jest nieważne”... W intencji mojej wytrwałości i oświecenia mojego bezdusznego małżonka został ponoć odmówiony różaniec, a ja miałam się dużo modlić, a w dalszej kolejności leczyć, ale „tak jak można”. Zrozpaczona odpisałam, że zdaniem męża, zarodki obumierają i bez in vitro. Równie dobrze – jak złośliwie dodał – mogę opłakiwać wszystkie „zmarnowane plemniki”. O naprotechnologii mój meżczyzna nie chciał nawet słyszeć – wyczytał, że to nic innego jak obserwacja mojego cyklu (połączona z modłami), więc mogę się tak zabawiać w domu, bez wydawania pieniędzy i jeżdżenia po Polsce. W kwestii żałoby po plemnikach moja mentorka się nie wypowiedziała. Co do naprotechnologii szczerze
iedy władza chce się przypodobać mniej rozgarniętym wyborcom, to oferuje im miliony mieszkań, powszechny dostęp przestępców do szubienicy, polowanie na pedofila z nagonką lub rewolwer w każdym domu. Że w kraju, w którym mieszkańcy mają (nie tylko w więzieniach) najmniej w UE metrów kwadratowych powierzchni przypadających na jedną osobę, chwytliwa jest obietnica przełomu w mieszkalnictwie, to akurat nie dziwi. W swoim czasie dobrze tego wabika użyli Kwaśniewski i Kaczyńscy. Ale dlaczego taka atrakcyjna jest obietnica stawiania szubienic, budowy nowych więzień, kastracji, a także łatwego dostępu do broni? Można powiedzieć, że są to sprawy trzeciorzędne, które niewiele mają wspólnego z codziennym życiem wielu z nas. To tylko pozór, bo wszystkie te wymienione wytrychy medialne, którymi politycy ogłupiają wyborców, mają związek z bezpieczeństwem. A poczucie bezpieczeństwa to bardzo wrażliwa kwestia. Najpierw dlatego, że media kreują atmosferę zagrożenia: każdy, kto codziennie dostatecznie dużo naogląda się telewizji, boi się wyjść po zmroku z domu. Po tym, co podają brukowce, a powtarza za nimi telewizja, łatwo uwierzyć, że przestępca czai się za każdym rogiem, a w drodze do szkoły nasze dziecko zaczepi niechybnie jakiś pedofil. Pamiętam, jak po mojej przeprowadzce do Łodzi znajomi z troską pytali, czy czuję się tam bezpiecznie. Łódź ma w mediach złą renomę jako miasto napawające grozą. Jednak przez 8 lat nie tylko nic złego mi się tu nie stało, ale nawet nie czułem się nigdy zagrożony, chociaż mieszkam w pobliżu tzw. złych ulic. W każdym razie ludzie żyją w atmosferze strachu realnego (bo jakaś przestępczość jednak jest) lub urojonego. Politycy łatwo tym strachem mogą
K
wyznała, że sama „nie miała o niej najlepszego zdania, ale co szkodzi spróbować”... Tym bardziej że in vitro pewnie i tak się nie powiedzie, a ja będę miała „chory od hormonów organizm”. Ale jak mój mąż, zapytałam, ma w to uwierzyć, skoro nasza koleżanka została mamusią właśnie dzięki in vitro, a jej „wyhodowane na szkiełku” dzieciątko jest śliczne, zdrowe i pyzate? Kasia wiedziała swoje – jeśli ta koleżanka zachwala in vitro, próbuje zagłuszyć wyrzuty sumienia. Ewentualnie może to być – uwaga! – „sprytny podstęp szatana”... Zresztą, pan ciemności rozpanoszył się również w moim małżeństwie i „posługuje się tą sytuacją, by nas zniszczyć”. Zostało jedno pytanie: po jaką cholerę Kasia w ogóle się leczy i wciąż próbuje, skoro wierzy, że wszystko w rękach Boga? Może on nie chce, żeby była mamusią! Może życzył sobie, żeby założyła takie duszpasterstwo i udzielała rad innym nieszczęśliwym bezdzietnym. Jak się okazało, Kasia i o tym myślała. Ale krótko. Potem doszła do wniosku, że jak będzie długo prosić, to wyprosi: „W końcu wszyscy wielcy patriarchowie mieli problemy z płodnością. Ale za to kim były potem te dzieci!”. JUSTYNA CIEŚLAK
manipulować. Dość powiedzieć, że w 2001 roku PiS wprowadziło do Sejmu nie co innego, tylko słynna obietnica kary śmierci, o której już nawet Jarosław Kaczyński zdążył chyba zapomnieć. Hitem zimowego sezonu była przez chwilę obietnica łatwiejszego dostępu do broni, którą złożył nowy minister sprawiedliwości, arcypobożny Andrzej Czuma z PO. Platforma zaliczyła wpadkę ze sprawą samobójstw morderców Olewnika i – szachowana przez PiS – postanowiła zwrócić się do tradycyjnego elektoratu prawicy, lubiącego twardą pięść, ale nielubiącego zbyt wiele myśleć, aby sobie podnieść notowania. Stąd pomysł, żeby Polskę nieco zamerykanizować przez dozbrojenie ludności. Jak prawica dobrze wie, „ciemny lud (czyli jej wyborcy) to kupi”. Pomysł Czumy podchwycił, zapewne pod wpływem doradców od politycznego ściemniania, marszałek Komorowski, który bredził o tym, że „każdy mężczyzna powinien móc obronić swoją kobietę”. Cóż za język! To już nawet nie jest PiS-owskie, to jest chyba doktryna LPR! Kobieta jako bezwolna i bezbronna własność mężczyzny. Sama nie może i chyba nie powinna się bronić. Aż strach pomyśleć o losie kobiet, które nie są własnością żadnego mężczyzny, bo te mogą być, według logiki Komorowskiego, gwałcone i mordowane na potęgę! Kiedy słyszę z ust polityków, że obywatele mają się sami zbroić i bronić, to znaczy to tyle, że rząd umywa ręce od kwestii ich bezpieczeństwa. Tymczasem każde dziecko w USA wie, na czym polega zabawa z bronią – tam powszechny dostęp do broni doprowadził do powszechnego poczucia braku bezpieczeństwa. Tam, gdzie każdy może strzelać w obronie własnej, może także strzelać z byle powodu, na przykład dlatego, że się właśnie naćpał, upił lub zachorował psychicznie. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Zabawy z bronią
Prowincjałki W samochodzie zatrzymanym do rutynowej kontroli (w okolicach Włodawy) podróżowało sześć osób. Wszyscy w wieku od 14 do 19 lat. I wszyscy trzeźwi. Z wyjątkiem kierowcy.
AUTO NA GAZ
Ponad dwa tysiące litrów paliwa, kable telefoniczne, akumulatory oraz narzędzia padły łupem zorganizowanej szajki z Krosna, która dokonała ponad czterdziestu włamań. Najmłodszy członek gangu ma 16 lat, najstarszy – 19.
POKOLENIE JPII
Brak nogi może się okazać wielce pożyteczny, co udowodnił pewien inwalida z Choszczna. Wybrał się do lokalnego marketu na wózku inwalidzkim, a pustą nogawkę spodni napełnił kiełbasą. Krakowską podsuszaną.
PROTEZA PODSUSZANA
Nie wytrzymał ciśnienia 29-letni mieszkaniec Sosnowca – świeżo upieczony listonosz jednego ze śląskich urzędów pocztowych – kiedy dostał kilkanaście tysięcy złotych na przekazy. Zamiast roznieść je ludziom, poszedł na zakupy. Zaalarmowana przez naczelniczkę policja znalazła pocztyliona w pizzerii. Część pieniędzy miał jeszcze przy sobie, resztę – kilka tysięcy złotych – zdążył już wydać na ubrania i kosmetyki.
POKUSA
Pod osłoną nocy dwóch 16-latków z Łętowic przyozdobiło tamtejszy kościół. Na elewacji odmalowali trzydzieści pięcioramiennych gwiazd, a wszystko dodatkowo opatrzyli wulgaryzmami. Przed sądem rodzinnym odpowiedzą za obrazę uczuć religijnych.
NOCNE GRAFFITI
Bez butów i spodni spacerował po ulicach Grudziądza czteroletni chłopiec. Do mamusi – która była kompletnie pijana – doprowadził policjantów pies tropiący. Wyziębiony malec trafił do szpitala. Opracowała WZ
PRZECHADZKA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nowoczesne państwo, nowoczesna gospodarka i nowoczesny naród – to sens naszego programu. (Jarosław Kaczyński)
!!! Dziś żyjemy w trudnych czasach, a szatan walczy z Chrystusem ludzką ręką i to bardzo silnie. Walka szatana z Chrystusem znajduje swoje przedłużenie w walce z Kościołem. (abp Abel)
!!! Po zakończeniu tego odwiertu powinniśmy zaraz przystąpić do następnego. Mamy jednak bardzo poważny problem – zapłacenie za to. A problem zrobił nam nie kto inny, tylko ten rząd. To, co powinien robić rząd, robią teraz zwykli zakonnicy. (o. Tadeusz Rydzyk)
!!! Energii geotermalnej nie trzeba używać do ciepłownictwa, można stworzyć nowoczesną infrastrukturę do budowy chłodni. (prof. Ryszard H. Kozłowski, prorektor Politechniki Krakowskiej na antenie Radia Maryja)
!!! PiS zaczyna nowy etap w swoim życiu.
(Michał Kamiński)
!!! Te oryginalne, biblijne słowa – prawo i sprawiedliwość – powinniśmy wymawiać z najwyższym szacunkiem i odpowiedzialnością. A jeżeli przyjmujemy je jako program działania, powinniśmy pamiętać, że mają swoje źródło w naszym Stwórcy i Panu, i że w sposób szczególny zobowiązują tych, którzy do nich nawiązują w działalności publicznej, troszcząc się o dobro wspólne. (kardynał Stanisław Dziwisz)
!!! W polityce jak w życiu trzeba mieć szczęście: PiS to była koniunktura, PO przynosi Polsce pecha. (Jacek Kurski)
!!! Nie założyłem konta w banku. Mam swoje obyczaje i proszę mi je wybaczyć. Każdy ma prawo być trochę dziwakiem. (Jarosław Kaczyński)
!!! Obrona praw mniejszości seksualnych często pociąga za sobą zagrożenie wolności wypowiedzi oraz praktykowania religii. („Gość Niedzielny”) Wybrali: OH, AC
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
NA KLĘCZKACH
PROHIBICJA KU CZCI... Z okazji 30 rocznicy przybycia JPII do Nowego Targu radny PiS Dominik Sterkowicz chce pozbawić trzydzieści sklepów i lokali w mieście koncesji na handel alkoholem. Według pana radnego, jest to najlepszy sposób uczczenia Papiej wizyty w stolicy Podhala w czerwcu 1979 roku, a ponadto byłoby to zgodne z jego nauką i przesłaniem. Czyżby JPII uczył, jak ma wyglądać handel gorzałką? Na szczęście, idiotyzmów Sterkowicza nie podziela burmistrz miasta Marek Fryźlewicz i skarży się: ,,To oburzające, że radny wykorzystuje w takim kontekście postać Jana Pawła II – największego Polaka i honorowego obywatela Nowego Targu. To działanie w stylu Palikota”. Tymczasem partyjnym kompanom Sterkowicza jak najbardziej podoba się ten pomysł i zapowiedzieli jego poparcie na sesji rady miasta. PP
Boskiej Gromnicznej. Organizując na pożegnanie bożonarodzeniowego sezonu masowe palenie świątecznych choinek, ks. Butwiłowski pragnie nauczyć wiernych szacunku do katolickiej tradycji. Niestety, szacunku dla ekologii pomysłowy ksiądz zupełnie nie przejawia. Kilkaset drzewek, które ku uciesze gawiedzi bezsensownie spalono w wasilkowskim sanktuarium, mogło z powodzeniem ogrzać kilka domów. AK
HEJ KOLĘDA, KOLĘDA...
RADNY ZŁODZIEJ Moralność można ponoć praktykować tylko prywatnie, bo nie istnieje ona w polityce. Zdarzają się jednak sytuacje odwrotne. W październiku ubiegłego roku radni Działdowa – na własne życzenie – stali się adwokatami katolickiego mitu, gdy jedną z ulic miasta nazwali imieniem nieistniejącej świętej Krk, Katarzyny z Aleksandrii („Radni parafialni”, „FiM” 46/2008). Co ciekawe, nazwali tak ulicę Chełmońskiego, wbrew jej mieszkańcom (pierwszy taki wypadek w dziejach rady miasta). Minęło kilka miesięcy i mieszczanie mazurskiego grodu mogli się przekonać, kto „uszczęśliwił” ich katolicką nomenklaturą. 9 stycznia kamery marketu Tesco w Działdowie nagrały, jak radny miejski Bogdan Kaszubski (głosował za zmianą nazwy ulicy) chowa do rękawów dwie butelki whisky i kawę o łącznej wartości 175 zł. Ze względu na niewielkie straty kleptomanię polityka potraktowano jako wykroczenie i ukarano go mandatem w wysokości 400 zł. Dzięki takiemu zakwalifikowaniu przygody w sklepie Bogdan K. nie straci stołka radnego i będzie mógł dalej utrwalać moralność i „tysiącletnią tradycję”. OP
SPŁONĘŁY NA STOSIE W niedzielę, 1 lutego, w sanktuarium MB Bolesnej w Świętej Wodzie koło Białegostoku z inicjatywy ks. Alfreda Butwiłowskiego zapłonął wielki stos. Na szczęście sanktuaryjny, a wierni rzucali na niego jedynie choinki, które zgodnie z kościelnymi nakazami powinni rozebrać przed przypadającym 2 lutego kościelnym świętem Matki
„Na terenie parafii mieszka aktualnie – ci, którzy się do tego przyznali – 177 związków niesakramentalnych żyjących w tzw. konkubinacie (...). 177x2 osoby=354 osoby żyją bez Boga. To największa tragedia naszej wspólnoty parafialnej” (pisownia oryg.) – czytamy w prezentowanym na stronie parafii św. Bartłomieja w Czernikowie sprawozdaniu z ubiegłorocznej kolędy (tegoroczna jeszcze trwa). Oprócz wyżej wymienionej „tragedii” czernikowscy duszpasterze ujawnili na terenie parafii następujące „cienie”: „(...)zdarzały się ucieczki członków rodziny z kolędy, w wielu rodzinach słaba znajomość pacierza – podczas modlitwy milczeli, wielu młodych żyje poza granicami kraju w konkubinacie ze swoją narzeczoną czy narzeczonym, wiele osób nie pamięta o pacierzu i nie odmawia modlitwy, wiele rodzin, które nie chodzą do kościoła, zapomina o konieczności utrzymania kościoła, jego ogrzewania, remontów, utrzymania jego obejścia, 186 rodzin nie złożyło żadnej ofiary na kościół przy okazji kolędy, wielu młodych chłopców nie chce zostać ministrantami, a spośród dzieci i młodzieży – trudno jest zachęcić do scholi”. Ciekawe, jak wypadnie tegoroczna kolęda... AK
BEZ TARYFY ULGOWEJ Brawo, panowie policjanci! Nie było żadnej taryfy ulgowej i zamiatania sprawy pod dywan, gdy Andrzej C. (lat 49), proboszcz z Szadku koło Zduńskiej Woli, po spożyciu mszalnego wina w ilościach
zaiste przemysłowych jechał wężykiem i zderzył się z nadjeżdżającym z przeciwka cinquecento. Kierująca fiatem młoda mieszkanka Szadkowic wylądowała w szpitalu. Proboszcz najpierw zaprzeczał w mediach, że w ogóle doszło do wypadku, potem narzekał, że wszystko to z winy... złośliwych policjantów, bo przecież mogli przymknąć oko, a tak sprawa trafiła do obrzydliwej prokuratury. Pikanterii całej tej historii dodaje fakt, że wielebny jest... kapelanem policjantów. PS
ERRARE HUMANUM EST Poddębicki proboszcz ks. Andrzej Chycki najpierw nakazał zlikwidować grób jednego z pierwszych sekretarzy PZPR w tym mieście – Walentego Piotrowskiego, a potem po presją lewicy, która upomniała się o pamięć dobrego, jak się okazuje, gospodarza grodu nad Nerem (ma tu nawet swoją ulicę), pomógł znów ustawić granitowy nagrobek, nie inkasując tzw. pokładnego. Błądzić jest rzeczą ludzką – chciałoby się powiedzieć – wielebny w porę naprawił swój błąd, za co mu chwała. Oby o mogile zasłużonego dla miasta pamiętali teraz mieszkańcy Poddębic! BS
MAŁA CZARNA Paulini z Leśniowa nie bojkotują „pogańskich” walentynek. Wprost przeciwnie, z okazji dnia św. Walentego namawiają do zaręczyn w swoim sanktuarium. W ramach zaplanowanej na 8 lutego imprezy zakonnicy oferują zakochanym udział w przygotowanym według własnego pomysłu obrzędzie zaręczyn. Najpierw paulini dokonają zbiorowego zaręczenia wszystkich przybyłych par, a potem będą udzielać indywidualnego błogosławieństwa każdej z osobna. Tym sposobem każda z zakochanych par otrzyma podwójne błogosławieństwo. To jednak nie koniec „atrakcji”. Jak zapewniają paulini, na wszystkie pary, które zaręczą się w Leśniowie, w sanktuaryjnej kawiarence czeka gratis wyśmienita kawa przygotowana na bazie „wody z cudownego leśniowskiego źródełka”. SK
NIE WIEDZĄ, CO TRACĄ Jak zostać dziewicą... konsekrowaną, czyli żyjącą w cywilu i bez habitu, ale według rygorów zakonnych? Do tej w gruncie rzeczy bardzo starej formy życia „w Bogu” Kościół przygotowuje kobiety w ciągu kilku lat. Gdy spełniają już wszystkie wymagania, zostają zaślubione „temu, któremu służą
aniołowie”. Często jedynym widocznym znakiem takiej dziewicy jest ślubna obrączka z wygrawerowanym krzyżem lub przysięgą. W Polsce jest ich około 100, ale ostatnio zaczyna gwałtownie przybywać, szczególnie tych w wieku 20–30 lat. Dotychczas przeważały panie po pięćdziesiątce. Najwięcej młodych dziewic konsekrowanych żyje i pracuje w Krakowie. BS
PAPIEŻ OBAMA Hans Kueng, najwybitniejszy katolicki teolog, skrytykował ostro Benedykta XVI za pojednanie z lefebrystami. Powiedział, że obecny papież „może przejść do historii jako papież afrontów” i „papież, który rozczarował świat”. Zdaniem Kuenga, Kościołowi jest potrzebny wreszcie „papież Obama”. MaK
LESBIJKA PREMIEREM Pogrążona w kryzysie mała Islandia być może znalazła wyjście z patowej sytuacji – to zmiana na stanowisku premiera. Została nim kobieta – mało tego – lesbijka, Jóhanna Sígurdardóttir. 66-letnia pani Sígurdardóttir zasiada w Althing, parlamencie Islandii, już od 30 lat. Ostatnio wygrała nawet plebiscyt na najpopularniejszego polityka w kraju, zdobywając 73 procent głosów! Ponadto ma dwóch dorosłych synów i jest małżonką Jóníny Leósdóttir, znanej islandzkiej pisarki. PPr
5
Sprzeciw biskupów i prawicowej opozycji wzbudziło nauczanie dzieci w szkołach podstawowych i średnich o równości płci, prawach i obowiązkach mężczyzn i kobiet, statusie związków homoseksualnych oraz walce z dyskryminacją ze względu na orientację seksualną. PPr
BŁAGANIE BISKUPA Cztery ugrupowania religijne zanoszą prośby do Daniela Jenky’ego, biskupa diecezji Peoria w stanie Illinois, by nie dopuścił ks. Thomasa Szydlika do odprawiania razem z nim specjalnej mszy z okazji stulecia katolickiej misji. „Błagamy cię, nie pozwól mu na to” – prosili sygnatariusze. Szydlik jest oskarżony o przestępstwa seksualne. Holly Force i jej mąż Christopher wytoczyli mu wiosną sprawę sądową. Zarzucają, że skłonił Holly do romansu, a następnie zmusił do usunięcia płodu, który był jego owocem. Szydlik wykorzystywał informacje ze spowiedzi do seksualnego molestowania kochanki, mówiąc, że w ten sposób „ratuje jej duszę”. Aby uwolnić się od kapłana, małżeństwo wyjechało do innego miasta, lecz Szydlik... podążył za nimi. Wiosną diecezja poinformowała, że duchowny będzie zawieszony w obowiązkach do czasu wydania wyroku. Holly i Christopher dowiedzieli się nagle z katolickiej gazety, że ma on koncelebrować z biskupem uroczystą mszę. CS
EVVIVA ESPANIA!
STRAJK DUCHOWNYCH
Wychowanie obywatelskie, obowiązkowy przedmiot wprowadzony do szkół w 2006 r., nie narusza ani konstytucyjnego prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z wyznawanym światopoglądem, ani swobody wyboru wyznania – uznał sąd najwyższy w Madrycie. Wyrok, który zapadł stosunkiem głosów 22 do 7, został ogłoszony po prawie trzech dniach obrad sądu najwyższego w Madrycie. Dotyczył on jednej z głównych batalii ideologicznych, jakie przez trzy ostatnie lata poróżniły socjalistyczny rząd José Luisa Zapatery z prawicą, hierarchią katolicką i Watykanem.
W USA w kilku stanach odbyły się referenda, w których mieszkańcy opowiedzieli się przeciwko uznawaniu przez państwo małżeństw jednopłciowych. I stało się coś niesamowitego... W proteście przeciw wspieraniu przez znaczną część tamtejszych społeczności prawa dyskryminacyjnego duchowni niektórych Kościołów postanowili zawiesić podpisywanie certyfikatów ślubnych wiernym zawierającym tradycyjne małżeństwa. Do protestu włączyły się m.in. niektóre parafie Kościoła unitariańskiego oraz Zjednoczonego Kościoła Chrystusa. Członkiem tego ostatniego był do niedawna prezydent Barack Obama. MaK
6
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
RAPORT „FiM”
rzeciętnemu obywatelowi bardzo się podoba, gdy przestępcy gniją w zatłoczonych do niewyobrażalnych granic kryminałach i okropnie go bulwersują wieści o skandalicznych luksusach, że ci zbóje dostają tam trzy razy dziennie posiłek, po którym „zawiązują sadełko”, leżąc bykiem na pryczach i oglądając sobie telewizję, a raz w tygodniu mogą nawet skorzystać z kąpieli. Gdy jeden z tabloidów wstrząsnął opinią publiczną artykułem „Więźnia karmią lepiej niż chorego”, w którym oprócz zwyczajowych bredni jakoś przemycono informację, że karmią tegoż więźnia za 4,50 zł dziennie, w internecie natychmiast zaroiło się od komentarzy, jakoby nie
P
a w apogeum szaleństwa Zbigniewowi Ziobrze udało się nawet przekroczyć zaczarowaną granicę 91 tys. osadzonych i 130-procentowy wskaźnik przeludnienia (np. Zakład Karny w Herbach – 133,1 proc., Areszt Śledczy w Piotrkowie Trybunalskim – 132 proc., Zakład Karny w Wołowie – 130,4 proc.). „Prawo karne, mówię to ze smutkiem, jest traktowane instrumentalnie przez polityków, czego skrajnym przykładem był okres rządów ministra Ziobry. Metodą budowania poczucia bezpieczeństwa (nie jego realnego poziomu!) było zapełnianie więzień i spektakularne podnoszenie górnych granic zagrożeń” – ocenia sędzia Pawlak. Cóż podane wyżej liczby oznaczały w praktyce?
Stomatolog? Tylko do wyrwania zęba, choć widziałem na własne oczy, jak dyrektor i paru wyższych rangą funkcjonariuszy robiło sobie plomby w godzinach przyjęć dla skazanych – mówi Andrzej (3 lata za bójkę na noże), który wyszedł niedawno z więzienia w Rawiczu. ! ! ! Polskie minimum powierzchni mieszkalnej dla jednego więźnia należy do najniższych w Europie. W Austrii, Hiszpanii, Szkocji, a także... Rumunii i Bułgarii pensjonariuszowi zakładu karnego przysługuje 6 metrów kwadratowych na osobę, w Belgii i we Włoszech – 9, Bośni i Hercegowinie – 4, na Cyprze – 9,5, w Czechach – 3,5, Danii – 6 do 7, Finlandii – 7, Grecji i Holandii – 10, w Irlandii, Norwegii i Islandii
Pod celą
nt. tortur w polskich instytucjach izolacyjnych. PiS pozostawił po sobie w więzieniach bagno, które może kosztować Polskę duże pieniądze i... kompromitację. Oto wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 26 maja 2008 r., do końca 2009 r. państwo musi zapewnić każdemu osadzonemu minimum 3 mkw. powierzchni mieszkalnej. Również Sąd Najwyższy (wyrokiem z 28 lutego 2007 r.) wskazał, że brak takiej powierzchni stanowi podstawę roszczenia osadzonych o „zadośćuczynienie z tytułu poniżającego i nieludzkiego traktowania”. A nie należy przy tym zapominać, że perspektywa rychłego uwięzienia dotyczy ponad 39 tys. osób, z których blisko 36 tysiącom upłynął już termin stawienia się do odbycia kary. Tak więc już dzisiaj wiadomo, że dyspozycja Trybunału nie zostanie zrealizowana, co niechybnie wywoła lawinę pozwów z góry przegranych przez Skarb Państwa...
Tortury, nieludzkie traktowanie osób pozbawionych wolności... – czy to możliwe w demokratycznej Polsce? Okazuje się, że jak najbardziej. było w świecie „drugiego takiego kraju, gdzie łotrowi jest lepiej niż wychowankowi domu dziecka czy starcowi w domu pomocy społecznej”. „Społeczeństwu, niestety, obojętne są resocjalizacyjne aspekty wykonywania kary – wystarczy, że będzie możliwie długa i dolegliwa” – zauważa sędzia Hanna Pawlak (przewodnicząca Wydziału Penitencjarnego i Nadzoru nad Wykonywaniem Orzeczeń Karnych Sądu Okręgowego w Warszawie) na łamach branżowego miesięcznika „Forum Penitencjarne”. Przeciętni obywatele zmieniają zdanie dopiero wówczas, gdy oni sami bądź ktoś z bliskich trafi do ciupy... ! ! ! Według stanu na dzień 31 grudnia 2008 r., we wszystkich 155 zakładach karnych i aresztach śledczych osadzone były 83 152 osoby, z czego 8926 w charakterze tymczasowo aresztowanych. Przy nominalnej liczbie 85 112 miejsc średnie zaludnienie jednostek penitencjarnych wynosiło 99,7 proc. – podaje Centralny Zarząd Służby Więziennej. – To tylko statystyka, którą, jak wiadomo, można dosyć swobodnie manewrować. Prawda jest taka, że zakłady typu otwartego mają znaczne luzy, natomiast areszty i zakłady zamknięte są przepełnione ponad miarę, bowiem ponad 40 proc. populacji osadzonych wciąż nie ma minimum 3 mkw. zagwarantowanych ustawą na osobę – twierdzi oficer z centrali SW. Gdy w listopadzie 2007 r. Prawo i Sprawiedliwość oddawało władzę, pozostawiło Platformie Obywatelskiej pod kluczem 89 484 więźniów (w tym 12 180 tymczasowo aresztowanych),
– Trzypiętrowe koja i co najmniej jedno rozkładane na noc sianko (materac – dop. red.), żeby siedmiu czy ośmiu ludzi upchnąć w celi teoretycznie przeznaczonej dla czterech. Maleńkie okienko uniemożliwiało jakiekolwiek przewietrzenie. I tak przez całą dobę za wyjątkiem godzinnego spaceru w betonowej klatce. W celi nie dało się chodzić, bo żeby dwóch coś mogło zrobić, pozostałych pięciu musiało siedzieć na swoich piętrach. Z pewnością nie było tam więcej niż półtora metra kwadratowego na twarz, choć kodeks karny wykonawczy gwarantuje trzy. Zero prywatności, nieprzespane noce, smród, kłęby dymu tytoniowego, nieustanne starcia o dostęp do kibla. Gdy żona z córką przyjeżdżały raz w miesiącu na widzenie, musiały czasem czekać w kolejce przez kilka godzin, zanim mnie do nich doprowadzono. Nie mówię, że siedziałem za niewinność, ale sędzia chyba nigdy nie widział na oczy więzienia, gdy dawał mi dwa lata za sfałszowanie dokumentów i wyłudzenie kredytu. Nawiasem mówiąc, ja sam – idiota! – uważałem kiedyś, że nie trzeba się patyczkować z jakimiś prawami człowieka i gorąco kibicowałem Ziobrze – przyznaje Leszek, były pensjonariusz Zakładu Karnego w papieskich Wadowicach. – Klawisze raczej nie dokuczają, o ile nie sprawiasz im kłopotów i nie domagasz się jakichś egzotycznych uprawnień, które wprawdzie zapisano w przepisach, ale w kryminale są bardzo trudne do wyegzekwowania. Telefon do domu? Owszem, ale chętnych jest kilkudziesięciu i nie zawsze oddziałowy znajdzie czas, żeby cię wypuścić z celi.
Fot. RP – od 6 do10 m, w Niemczech i Portugalii – 7, Turcji – 8 do 9 m, w Chorwacji – 8. „Mamy jeszcze jakieś 8–9 tys. wolnych miejsc” – przekonywał Ziobro, gdy więzienia pękały w szwach i nie było już w kraju zakładu, w którym więzień miałby „swoje” ustawowe 3 mkw. A co ze standardami Unii Europejskiej i zobowiązaniami międzynarodowymi? „Wszystko w swoim czasie. Wszak domy pomocy społecznej też nie odpowiadają standardom unijnym” – kpił „kaczy” minister sprawiedliwości. „Po raz pierwszy po 1989 r. władze Rzeczypospolitej Polskiej nie tylko prowadzą politykę naruszania jednej z podstawowych wolności człowieka – wolności od tortur, okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania lub karania w stosunku do osób pozbawionych wolności w skrajnie przeludnionych i w większości wyeksploatowanych aresztach śledczych i zakładach karnych – ale Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny jest wręcz dumny, że nasz kraj ignoruje w tej mierze swoje zobowiązania międzynarodowe” – oskarżała Ziobrę Helsińska Fundacja Praw Człowieka w raporcie
! ! ! Wśród mężczyzn stłoczonych na karykaturalnie małej przestrzeni dochodzi do konfliktów i drastycznych reakcji na warunki życia, stres, wyrok, przejawy tzw. podkultury i wszelkie inne dolegliwości izolacji. W 2008 roku Służba Więzienna odnotowała: ! zbliżoną do roku 2007 liczbę ponad 700 przypadków ciężkiego pobicia osadzonego przez współwięźniów; ! 2,1 tys. tzw. samouszkodzeń (okaleczenia, połknięcia niebezpiecznych przedmiotów itp.) przy blisko 2 tys. takich wypadków w roku poprzednim; ! 228 prób samobójczych, z których 34 okazały się skuteczne (w 2007 r. odpowiednio 219 i 41). – Bójki są na porządku dziennym, a inicjowane są zwłaszcza przez małolatów. Większość poszkodowanych nie zgłasza tego administracji, więc w statystykach nie ma nawet ćwierci faktycznych zdarzeń. Powody awantur są bardzo różne. Czasem jest to wybór programu telewizyjnego, czasem ktoś kogoś oczernił, nie podzielił się „rakietą” (paczka żywnościowa – dop. red.), oszukał, odezwał się nie tak... Z nudów i ciasnoty tym młodym bandziorom
przychodzą do głowy najdziksze pomysły. Najgorzej, gdy zaczynają się znęcać nad słabym człowiekiem, który nie ma żadnego oparcia, a boi się zawiadomić klawiszy, bo po kryminale zaraz rozejdzie się fama, że kapuje. Zapadnie „wyrok”, żeby gościa dopaść i skatować przy pierwszej nadarzającej się okazji, i ktoś ten werdykt z pewnością wykona. Stąd już tylko krok do samookaleczenia lub nawet próby samobójczej, żeby na przykład wymusić na administracji zmianę otoczenia bądź większą, aczkolwiek zwykle iluzoryczną, ochronę – ocenia Michał, doświadczony pięcioma więziennymi latami za produkcję i handel narkotykami. Z końcem 2008 r. za kratkami siedziało raptem 2790 osób (3,4 proc. populacji osadzonych) związanych z przestępczością zorganizowaną. Czyżby mimo izolacji potrafili „zarządzać” więzieniem? – Ci z grup zorganizowanych wcale nie są najbardziej niebezpieczni dla pozostałych. Na ogół mają kasę oraz wsparcie z wolności, więc nie zawracają sobie głowy kręceniem afer. Taki gość nie każe ci oddać kurtki czy butów, bo ma lepsze. Kawy i papierosów też mu wystarczy, więc nie musisz mu wypłacać haraczu za spokój. Najtrudniej jest z kompletnie zdemoralizowanymi gówniarzami typu „kibole”, których administracja miesza ze starszymi, bo wydaje im się, że w ten sposób ich spacyfikują. Zgniła recydywa to przy nich owieczki, ale prawdziwym szczęściarzem jest ten, kto trafi pod celę do długoterminowych, gdy ci mają już za sobą kilka lat. Wyciszeni, czyści, poukładani, nieszukający żadnych kłopotów... „Ćwiary” (skazani na 25 lat – dop. red.) i „dożywotki” to naprawdę idealni współlokatorzy – zdumiewa nas Marcin (4 lata za łapówki). No cóż, nie wszyscy jemu podobni mogą mieć takie „szczęście”, bowiem na dzień 1 stycznia 2009 r. pod kluczem przebywało prawie 1400 osób z perspektywą odsiedzenia tam ćwierci wieku (w tym 36 kobiet) oraz 269 skazanych na dożywocie (6 kobiet), z których znaczna część zakwalifikowana była do kategorii „niebezpiecznych” (tę grupę tworzyło 354 więźniów), przez co ściśle od penitencjarnej drobnicy odizolowanych. ! ! ! „Więzienia są i będą potrzebne, bo nie ma lepszego miejsca izolacji dla różnego typu zbrodniarzy, ale są absurdy wymagające refleksji i zmiany przepisów. Społeczeństwu, bardziej od świadomości, że broni je drakońskie prawo, potrzeba edukacji. Trzeba wyprowadzić je – nie waham się użyć tego słowa – z jaskini niewiedzy prawnej. Gdy tylko media nagłośnią jakieś spektakularne przestępstwo, im ohydniejsze, tym lepsze dla nakładów i oglądalności, politycy zawsze żądają zaostrzenia przepisów kodeksowych, kreując się na stróżów spokoju publicznego” – podsumowuje sędzia Pawlak. DOMINIKA NAGEL
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r. raca w zakładzie penitencjarnym, zwłaszcza na „pierwszej linii”, w codziennym i bezpośrednim kontakcie ze skazanymi bądź tymczasowo aresztowanymi, to nie jest zajęcie dla mięczaków. – Muszę być bodyguardem i psychologiem. Bez przerwy trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo nigdy nie wiadomo, jaki numer wykręcą, co próbują przemycić, a zdarzają się też goście superspokojni i grzeczni, w których nagle coś pęknie i potrafią zaatakować. A ja najczęściej jestem sam na oddziale, mając pod nadzorem ok. 150 ludzi, choć znam więzienia, gdzie ich liczba na jednego oddziałowego dochodzi do 200. W czasie służby pokonuję kilka kilometrów, bo długość mojej „peronki” (korytarz – dop. red.) wynosi prawie 80 metrów. Nawet na wrotkach nie mógłbym nadążyć, gdyby coś się zaczęło dziać na przeciwległych końcach – mówi funkcjonariusz z kilkuletnim stażem na stanowisku oddziałowego w łódzkim areszcie śledczym. – Zajmuję się doprowadzaniem i konwojowaniem skazanych, ale najczęściej pełnię służbę na „kogucie”, czyli zewnętrznym posterunku obserwacyjnym. Gdy mnie przyciśnie, potrzeby fizjologiczne załatwiam do wiadra, bo wieżyczka nie jest skanalizowana – ujawnia strażnik z Sieradza. Oni obaj są w swoich jednostkach funkcjonariuszami działu ochrony. Dział penitencjarny, któremu podporządkowani są organizacyjnie wychowawcy, psychologowie i terapeuci, odpowiada za szeroko pojętą resocjalizację aresztantów i skazanych. – Nie wiem, jak wygląda aktualna sytuacja, ale w ubiegłym roku we wszystkich zakładach pracowało w sumie 2 tysiące wychowawców. Jak łatwo policzyć, jeden przypadał średnio na ponad 40 osadzonych. Ja miałem na oddziale prawie setkę „pacjentów” i tak jest do dzisiaj. Powiem uczciwie, że jedyne, co chce mi się w tej sytuacji robić, to utrzymywać względny porządek w papierach. Rozmawiam chwilę z każdym nowo przyjętym, wypełniam kwity, które bezwzględnie muszę wypełnić, odbębniam codzienny obchód cel oraz załatwiam jakieś banalne problemy podopiecznych. I choćbym nawet bardzo pragnął zająć się nimi zgodnie z regułami sztuki resocjalizacyjnej, to z braku czasu nie dałbym rady – przekonuje wychowawca z Łodzi. Ile funkcjonariusze na ich stanowiskach zarabiają? Ze wszystkimi dodatkami za stopień i wysługę lat oddziałowy ma średnio 3100 zł brutto, strażnik – 2200 zł, a wychowawca – 3850 zł. Po tegorocznej waloryzacji tzw. kwoty bazowej, przybędzie im odpowiednio 140, 174 i 205 zł, a średnia płaca w więziennictwie ma wynosić 3481 zł brutto.
P
! ! ! W 2009 r. we wszystkich polskich zakładach karnych i aresztach pracować będzie docelowo 27 089 funkcjonariuszy (ok. 17 tys. na stanowiskach podoficerskich) i 1537 pracowników cywilnych. Plany resortu sprawiedliwości wyrażone w programie „Modernizacja Służby Więziennej w latach 2009–2012” są ambitne i zakładają m.in.: ! „wprowadzenie zasady pełnienia służby w oddziałach mieszkalnych przez dwóch funkcjonariuszy – oddziałowych, na dotychczasowych posterunkach obsadzonych przez jedną osobę”; ! osiągnięcie „standardu prowadzenia oddziaływań penitencjarnych przez jednego wychowawcę w grupie 25 osadzonych, psychologa
RAPORT „FiM” a wielu w ogóle rezygnuje ze służby, nawet nie czekając na 15 lat stażu, które uprawnia do minimalnej 40-procentowej emerytury. W tej sytuacji pracuje się często za dwóch. W ubiegłym roku miałem w porywach prawie 200 godzin nadliczbowych, czyli ponad miesiąc nadpracowany. Nikt ci za niego nie zapłaci, bo idiotyczne przepisy na to nie pozwalają, a odebrać godzin nie ma kiedy, bo chyba trzeba byłoby zamknąć kryminał. Jak długo można w ten sposób pociągnąć? – zastanawia się „klawisz” z aresztu śledczego w Tarnowskich Górach. Zapewne nie on jeden, skoro średnia liczba nadgodzin na jednego funkcjonariusza liczona dla wszystkich jednostek organizacyjnych Służby Więziennej wynosiła w połowie 2008 r. 41 godzin, a wszelkie
świadczenia – wylicza dyrektor jednego z więzień. ! ! ! Czy „klawiszy” dręczą tylko niedogodności służby i słabe płace? – Najbardziej rujnują mi psychikę drobne układziki i świństewka, tolerowane przez kierownictwo niedołęstwo, niejasna polityka awansowa oraz skrajne niekiedy lekceważenie podwładnych. W papierach króluje wszechobecna fikcja, a wiele kłopotliwych spraw po prostu zamiata się pod dywan. Czy wyobrażasz sobie, żeby dyrektor kryminału wykorzystywał skazanych do prac remontowych w swoim prywatnym mieszkaniu i płacąc papierosami, zamawiał sobie w więziennej stolarni meble? A później drży i wprowadza kompletny zamęt organizacyjny przed każdą kontrolą,
Co jest za tym murem? Więzienia już są nieszczelne, a może się wkrótce zdarzyć, że nie będzie komu pilnować skazańców i aresztantów... ogólnopenitencjarnego w grupie 50 osadzonych, terapeuty w grupie 10 osadzonych”; ! zwiększenie o 1200 liczby etatów funkcjonariuszy (koszt ok. 68,5 mln zł), choć Służba Więzienna określiła jako absolutnie niezbędną liczbę 3130 etatów (plus 500 dla pracowników cywilnych). Prawdopodobnie niewiele się z tych planów ziści, bo rozpatrywany w sierpniu 2008 r. projekt uchwały uruchamiającej Program został przez Radę Ministrów odłożony – z braku środków budżetowych – ad Kalendas Graecas... To samo zresztą z tromtadrackimi zapowiedziami pozyskania 17 tys. nowych miejsc dla skazańców i aresztantów w latach 2006–2009. Ziobro niby uruchomił ów program, ale jego patron Jarosław Kaczyński nie zdążył zabezpieczyć odpowiednich pieniędzy. Efekt? – Zasób środków przeznaczonych w ustawie budżetowej na więzienne inwestycje pozwoli na oddanie w 2009 r. niespełna 2,5 tys. miejsc, zamiast planowanych 4,4 tys., a o zdecydowanym zwiększeniu liczby nowych etatów możemy raczej zapomnieć... – twierdzi oficer z Centralnego Zarządu SW. – Ludzie nie wytrzymują obciążeń i uciekają w zwolnienia lekarskie,
rekordy obciążeń biły zakłady karne i areszty w: Chełmie (203 nieodebrane nadgodziny na osobę), Białej Podlaskiej (190), Tarnowskich Górach (181) oraz Sosnowcu (140). – Trudna i niebezpieczna służba, a przy tym mało konkurencyjna w porównaniu z innymi służbami mundurowymi płaca skłania coraz więcej osób do rezygnacji. W 2005 roku odeszło w Polsce ze służby na własną prośbę 633 funkcjonariuszy, rok później niemal stu więcej, w latach 2007 i 2008 ubywało już ponad 800 rocznie, a 2009 r. będzie według prognoz rekordowy, bo prawdopodobnie podziękuje nam za robotę ok. 1000 wyszkolonych ludzi, oprócz 2–3 tys. tych, którzy uciekną na emerytury wobec zapowiadanego wydłużenia okresu służby uprawniającego do uzyskania minimalnego
czemu zresztą trudno się dziwić, skoro tyle ma za uszami. Chyba tylko biskup trzyma go na stanowisku, bo ilekroć przybędzie do zakładu któryś z purpuratów, to nasz „pierwszy” pręży się i puszy niczym na defiladzie, a gdy funkcjonariusz potraktuje ekscelencję jak normalnego obywatela, to z góry może zapomnieć o premii. Tymczasem ksiądz kapelan bierze u nas za kilka godzin ściemniania ponad 2 tys. zł, czyli pensję, równą uposażeniu Fot. RP pracownika cywilnego, i jeszcze nigdy dyrektor nie zapomniał o nim przy dzieleniu premii lub orderów. Nie rozumiem też, dlaczego odchodzący na emeryturę dyrektor namaszcza na zwalniane miejsce zastępcę, za co ten rewanżuje się obietnicą powołania na ważne stanowisko jego synka (znam taki przypadek) – zżyma się wychowawca więzienia w R. – Mnie dołują sytuacje, gdy np. wszelkie zebrania, szkolenia i uroczystości odbywają się w godzinach pracy administracji zakładu, a większość załogi pracującej w systemie zmianowym musi przyjść, rezygnując z prywatnego czasu i wypoczynku. Bardzo bym pragnął, żeby ktoś sensownie mi wytłumaczył, dlaczego funkcjonariusze zbijający bąki na etatach administracyjnych i niemający prawie żadnego kontaktu z osadzonymi, dysponują wolnymi sobotami,
7
niedzielami i świętami, bez żadnych problemów otrzymują urlopy latem, załatwiają sobie w czasie pracy prywatne sprawy na mieście, a mają tę samą pensję i uprawnienia emerytalne, co wyciskający siódme poty funkcjonariusze bezpośrednio nadzorujący skazanych – dodaje podoficer z „pierwszej linii” wspomnianego zakładu w R. – Ja zaś zastanawiam się, czy faktycznie więziennictwu potrzeba tylu dyrektorów, kapelanów, inspektorów i wszelkiej maści kierowników, gdy w rzeczywistości cała zasadnicza robota spoczywa na barkach oddziałowych i strażników oraz wychowawców. Reszta dostaje już chyba pierdolca od picia kawy, palenia papierosów i przemieszczania się z kąta w kąt, żeby posłuchać najświeższych plotek. Lekarz więzienny (w całym kraju pracuje ich na etatach funkcjonariuszy ok. 230 – dop. red.), personel pielęgniarski (830 funkcjonariuszy), pracownicy działów finansowych i kwatermistrzowskich, setki sekretarek, bibliotekarzy... – tysiące ludzi zakłada mundur raz do roku, a otrzymuje za niego dodatek. Gdzie logika? Wygląda na to, że nasze państwo ma dużo pieniędzy, ale nie na sprawy najpotrzebniejsze! Albo coś z innej beczki: w zakładzie pojawia się wolny etat – pomińmy szczegóły, bo mnie namierzą. I co się dzieje? Choć na miejscu jest kilkunastu kandydatów posiadających odpowiednie wykształcenie oraz doświadczenie w służbie, to dyrektor przyjmuje kompletnego „świeżaka” z zewnątrz. Nie muszę chyba dodawać, że krewnego ważnej w mieście osobistości... – irytuje się jeden z naszych rozmówców. ! ! ! – W aresztach raczej nie ma problemów ze szczelnością, ale zakłady karne przypominają durszlak, czego dowodzą nagłaśniane od czasu do czasu afery z odnalezionymi w celach telefonami komórkowymi, narkotykami czy innymi zabronionymi gadżetami i wypisywanymi przy tej okazji głupstwami o rzekomym kierowaniu gangami zza krat przez bandyckich przywódców. Media upatrują przyczyn w skorumpowanych funkcjonariuszach. Niewątpliwie zdarzają się tacy w naszych szeregach, bo gdzie ich nie ma? Tymczasem zasadniczy problem tkwi w zwykłej ludzkiej niewydolności. Wiem doskonale, że na mojej zmianie więźniowie sprzątający i wydający posiłki roznoszą grypsy, że osadzeni pracujący wchodzą w komitywę z cywilami z przywięziennego zakładu, że czasem przeniknie na oddział amfetamina, której nie znajdę, bo musiałbym godzinami rozpruwać ludziom szwy ubrań, a sprzętu, który mógłby łatwo wykryć prochy, nie ma i chyba długo nie będzie... Mam 18 lat służby i lada dzień naprawdę p...lnę to wszystko, żeby zająć się czymś sensowniejszym – zapowiada w rozmowie z „FiM” sierżant SW. ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Patron prawicy Politycy prawicy wraz z Instytutem Pamięci Narodowej w ramach kampanii edukacyjnych każą czcić Romana Dmowskiego. Według nich, był to człowiek wybitny. Pomijają jednak pewien drobiazg. A taki oto, że Dmowski za główny punkt swojego programu uznawał rasizm. Publicyści od lat zastanawiają się, dlaczego polscy młodzi narodowcy z taką lubością stosują hitlerowskie pozdrowienia. Inni próbują wyjaśnić, skąd się biorą pochwały Adolfa Hitlera i jego planów ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Dla prawicowych komentatorów są to błędy młodości i zwykłe wygłupy. Ot, było i minęło. I dlatego Piotr Farfał może być prezesem TVP, Michał Dalecki – członkiem zarządu Polskiego Radia, Radosław Parda i Szymon Pawłowiec ważnymi dyrektorami telewizji publicznej, Mariusz Kamiński rzecznikiem prasowym Klubu PiS, zaś Konrad Szymański – eurodeputowanym z listy partii braci Kaczyńskich. Wszystkich łączy uważna lektura dzieł Romana Dmowskiego. Polscy uczniowie od prawie 20 lat otrzymują w szkole czytelny przekaz. Roman Dmowski, twórca Narodowej Demokracji, był człowiekiem bez skazy. Utwierdzają ich w tym autorzy naukowych biografii. Z tego dość zgodnego chóru piewców wyłamał się młody historyk z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk – doktor Grzegorz Krzywiec. Jemu jednemu chciało się pogrzebać w nieruszanych od ponad 70 lat papierach zgromadzonych w najróżniejszych archiwach. Dotąd pewną zagadką było oddawanie przez polityków prawicy czci matce Polce. Z tego kultu brały się najprzeróżniejsze pomysły tak zwanych polityk prorodzinnych (becikowe i tym podobne). Ich tłem było wypchnięcie kobiet z rynku pracy i zamknięcie ich z powrotem w domu. W tym modelu brakowało za to ojca. Był on gdzieś tam i zarabiał pieniądze. Za wychowanie odpowiadała prawie wyłącznie matka. Jej piewcą był Roman Dmowski. W niepublikowanych dotąd listach jednego ze jego szkolnych kolegów doktor Krzywiec znalazł taką o to opinię: „Roman uważał, że jego ojciec nie rozumie rzeczywistości. Nie reagował na ekspansję Żydów. Matka wiedziała, w czym rzecz. Bała się ich”. Jego pilny uczeń Jędrzej Giertych (dziadek Romana) pisał o tym tak: „(...) ona (matka Dmowskiego – przyp. red.) jako jedyna rozumiała, że największym wewnętrznym wrogiem niepodległej Polski są Żydzi i stanowią oni trwały element demoralizacji”. Tak wychowany twórca Narodowej Demokracji już jako nastolatek
stworzy w 1880 roku w gimnazjum organizację „Strażnica”, do której nie mieli wstępu uczniowie pochodzenia żydowskiego. Jak wspominał jego szkolny kolega Stanisław Czakanowski, Dmowski bał się, że obcy będą się asymilować i „w konsekwencji zamiast Polski powstanie Judeopolonia z ducha, nosa i uszu”. W swoim pamiętniku Czakanowski pisał: „Roman miał mi za złe, że zezuję na Żydów i przez to interesuję się socjalizmem”. ! ! ! Czas studiów to dalszy rozwój myśli politycznej Romana Dmowskiego. Można ją streścić w następujący sposób: obcy stanowią kluczowy problem. Inne jego tezy to: „Nie może być tak, jak proponuje Popławski, dotychczasowy lider środowiska narodowego, że Polacy i Żydzi wspólnie coś robią. Mieszanie ras to zagłada cywilizacji. Żydzi niosą marksizm. On jest obcy duchowi naszych czasów. Zwalcza przecież kapitalizm, który jest jedynym sprawnym modelem gospodarki”. I jeszcze: „Rozwiązanie problemu obcych determinuje wolność Polski. Nie będzie ona jednak pełna, jeżeli dopuści się na mieszanie ras. Jedne z nich z powodu odrębności etniczno-religijnej nie są zdolne do współpracy. A ich asymilacja sprowadza się do zarażenia narodu obcymi nawykami – niechęcią do pracy, klanowością”. Obok pisania Roman Dmowski zajmował się w tym okresie eliminacją pozostałych liderów środowiska narodowego – Jana Ludwika Popławskiego i Zygmunta Balickiego. Byli dla niego zbyt mało radykalni i dlatego musieli odejść. Poszło o relacje polsko-żydowskie. Po tej czystce Roman Dmowski stał się jedynym ideologiem narodowej demokracji. Swoje myśli rozwijał na łamach założonego w 1895 roku „Przeglądu Wszechpolskiego”. Od tego czasu obok obsesyjnego antysemityzmu pojawiają się w jego twórczości dwa nowe wątki. Otóż Dmowski doszedł do wniosku, że konieczna jest mobilizacja społeczeństwa polskiego, bo bez tego nic się uda. To wszystko podlane było sosem determinizmu. Po prostu dla niego klasy społeczne były rzeczą naturalną, uważał, że tylko dzięki pracy człowiek może poprawić swój byt. A skoro tak, to oni, narodowi demokraci, mieli zająć się organizowaniem społeczeństwa. Na jego czele miał stanąć mocny lider o silnej psychice,
autokrata. Bojąc się burzycieli naturalnego ładu, socjalistów, Dmowski na początku XX wieku zajmował się organizacją związków zawodowych. Ich rolę rozumiał jednak w dość specyficzny sposób – miały wychowywać pracowników czy rolników na prawych obywateli, a nie stawać w obronie interesów swoich członków. Za największego wroga Polaków i burzycieli spokoju społecznego Dmowski uważał już nie samych Żydów, lecz żydowstwo. Pod tym terminem rozumiał wszystkie nowe trendy w kulturze i gospodarce oraz idee walki zbrojnej o niepodległą ojczyznę. Brzydząc się przemocą, pochwalał... siłowe metody rozprawiania się z przeciwnikami politycznymi oraz pogromy Żydów. Z takim programem wkroczył w 1918 r., w erę niepodległości.
Stał się także doradcą studentów Uniwersytetu Poznańskiego. I właśnie dla nich stworzył nowy program narodowej demokracji. Zawarł go nie tylko w pracach politycznych („Kościół, naród, państwo”), ale i opowiadaniach i powieści („Dziedzictwo”). Na początek wyjaśnił młodym Polakom, że „katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznym stopniu stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i Kościoła jest niszczeniem samej istoty narodu”. Problem w tym, że Dmowski wiarę traktował niezwykle wybiórczo. Jej normy i nakazy moralne (miłość bliźniego, nastawienie drugiego policzka) uznawał za nieprzydatne i sprzeczne z ideą zdrowego
Roman Dmowski
! ! ! Jedyną czystą kartą w biografii Dmowskiego jest jego praca na rzecz uznania niepodległości Polski podczas konferencji w Wersalu. Po niej powrócił do kraju. Publicznie wykazywał znudzenie działalnością polityczną, uznając pracę w parlamencie za mało efektywną. Przez niecałe trzy miesiące w 1923 roku był szefem polskiej dyplomacji. Jego zagraniczni partnerzy nie mieli okazji go poznać, gdyż cały swój czas poświęcił na lustrowanie pochodzenia narodowego pracowników resortu. Jak sam się chwalił, „odżydził MSZ na tyle, ile się dało”. Bardziej pociągało go wychowywanie młodzieży. I dlatego z radością przyjął mianowanie na honorowego przewodniczącego Młodzieży Wszechpolskiej.
narodowego egoizmu. Wpajał młodym, że „Żydzi zajmują się mordami rytualnymi i używają krwi chrześcijańskiej do wypieku macy. To uzasadnia pozbawienie ich wszelkich praw”. Według niego obowiązkiem rządów europejskich państw narodowych jest „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. Bez tego zginiemy”. Wybór metody pozostawiał rządzącym. Mogło to być przymusowe przesiedlenie w jakiś oddalony zakątek kontynentu, emigracja do Afryki lub eksterminacja. Nie jest to wcale koniec pomysłów Romana Dmowskiego. Społeczeństwa mają prawo wywołać wojnę z elementami żydowskimi jako rozkładającymi spoistość etniczną. Pisał: „Nie chcecie wieszać rabinów, bo to jest nieestetyczne, to nie dziwcie
się, że oni was zdominują”. Owa konieczność wspólnej europejskiej walki z żydostwem wynika z tego, że nie będzie wolnej Polski bez wolnej Europy. Obcy się tak rozmnożyli, że tylko wspólny wysiłek nas uratuje. Paletę wrogów uzupełniają jeszcze masoni i Chińczycy wraz z Japończykami. Musimy być przygotowani – wołał Dmowski – na walkę z zalewem żółtej rasy. W tej całej koncepcji widać jedno wielkie pęknięcie. Z jednej strony Dmowski wychwala Europejczyków jako silnych i sprawnych, a z drugiej – straszy zalewem obcych, którzy odbierają chleb i dewastują lokalne kultury. Przekonuje, że Polacy, aby przetrwać, muszą wyzwolić się spod żydowskiego spisku. Fascynowały go rządy Mussoliniego i Hitlera. Traktował je jako ciekawe sposoby organizacji rozleniwionych narodów zagrożonych dominacją żydostwa. Pod koniec życia był tak ogarnięty wizją wspólnej walki z groźbą okupacji Europy przez obcych, że przestał kontrolować codzienną pracę narodowców. A ci wcielali w życie pomysły swojego wodza, organizując getta ławkowe i pogromy (patrz: „FiM” 5/2008, 21/2008, 22/2008). W przerwach pomiędzy pałowaniem obcych zajmowali się walką między sobą o prymat najlepszego Polaka. Obóz narodowy ostatecznie rozpadł się na kilka zwalczających się formacji – niezdolnych do udziału w życiu publicznym. ! ! ! Analizując postać Romana Dmowskiego, nie można zapomnieć o jego relacjach z Kościołem katolickim. Ów polityk, który publicznie wyrzekał się kanonów wiary (między innymi miłości bliźniego), cieszył się cały czas szacunkiem i poważaniem biskupów. Według byłego jezuity i wybitnego teologa Stanisława Obirka, jest to dowód na to, jak Kościół przed 1939 rokiem był daleki od przesłania Ewangelii. Była to bardziej formacja polityczna niż religijna – ocenia teolog. W dniu pogrzebu Dmowskiego na pierwszej stronie „L’Osservatore Romano” ukazał się odredakcyjny komentarz na cześć ideologa narodowej demokracji. Oficjalny organ Kurii Rzymskiej żegnał w ten sposób: wielkiego człowieka, Polaka i dobrego katolika, wychowawcę młodzieży i doskonałego publicystę. Dla Obirka jest to dowód, że biskupom wcale nie chodziło o wiarę, lecz o władzę, i aby ją zdobyć i utrzymać, weszliby w sojusz z każdym. Ich sympatię Roman Dmowski zdobył swoją nienawiścią do Żydów. Jak ocenia Obirek, to oni, według polskiej hierarchii, stali na przeszkodzie zdobycia przez duchownych pełnej władzy. Poglądy i postawa Romana Dmowskiego – zdaniem polskiej prawicy – w pełni zasługują na uhonorowanie. I tak w centrum stolicy stoi jego pomnik, a jego imieniem nazwano jedno z najważniejszych warszawskich rond. MiC
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r. asza „Wierna Czytelniczka” z województwa świętokrzyskiego pisze: „Bezrobocie i recesja to problem tych, którzy żyją od pierwszego do pierwszego i starają się powiązać koniec z końcem. Księżom, kiedy mało, ogłoszą w kościele i trzeba dać”. Skąd to przekonanie? Proboszcz wiejskiej parafii w M., 49-letni ksiądz Zbigniew C. już od kilku lat w swoich kazaniach narzeka, że mu brakuje, i ciągle podwyższa datki na kościół. Nie interesuje go, że parafianie to rolnicy żyjący wyłącznie z pracy swoich rąk. Ludzie jakoś przełykali ciągłe podwyżki myta, ale w tym roku pleban przegiął. Najpierw podyktował owieczkom, ile mają mu wkładać w kopertę, później – z kronikarską starannością – wyczytywał z ambony, kto ile dał. Prawidłowo było 120 zł – 70 na kościół, 50 – na proboszcza. Chciwość to – jak się okazuje – najczęściej spotykany grzech główny duszpasterzy. Pod koniec ubiegłego roku w Deszkowicach na Zamojszczyźnie proboszcz ustalił, że każda rodzina powinna co miesiąc płacić na parafię po 10 zł. Ci, którzy się woli plebana nie poddali, trafili na czarną listę wywieszoną w kościelnym przedsionku. To nie wszystko: duszpasterz obraził się na swoje niepłacące owce i na kazaniach – zamiast głosić boże prawdy – milczał. Historia rozdmuchana jak kraj długi i szeroki nie ostudziła jakoś materialnych apetytów innych kieckowych. Z instytucji „opodatkowania” poddanych korzystają więc bez skrępowania. Nie oparł się pokusie ksiądz Stanisław z Jeleńca. Człowiek to niezwykle rodzinny. Na plebanii mieszka z rodzicami, dwiema siostrami i bratem. Z tego zapewne powodu już dwa razy chałupę powiększał. Wciąż ją też remontuje. O jego parafii zrobiło się głośno, kiedy ludzie zbuntowali się przeciwko narzuconemu przez księdza Stanisława podatkowi. Wysyłani przez duchownego umyślni zbierali po 30 zł od każdej rodziny. Co kwartał. Ludzie płacili, bo miało być na remont kościoła, ogrzewanie, nagłośnienie. Ksiądz odnowił, tyle że... plebanię. Dziesięcinę płacą też w Piotrkowicach (woj. małopolskie). Każdego miesiąca proboszcz puszcza w obieg worek na datki, a wraz z nim zeszyt. Mieszkańcy twierdzą, że mężem zaufania całego procederu jest nawet lokalna pani sołtys, bo jak mówi duszpasterz – w ten sposób rzecz cała nabiera urzędowej powagi. ! ! ! Sen z powiek nieustannie spędzają ludziom także kuranty i dzwony montowane przez proboszczów na kościelnych wieżach z uporem godnym lepszej sprawy. Najgorzej mają ci, którym przyszło mieszkać na pograniczu dwóch parafii, a ich przywódcy za wszelką cenę starają
POLSKA PARAFIALNA
N
Fot. T.S.
Żywoty grzeszne Nawet najbardziej pobożne owce mają dość wyskoków swoich pasterzy. I jeśli w ciągu roku uda im się o tym zapomnieć, wizyty duszpasterskie odświeżają pamięć. się udowodnić, który więcej i dłużej może. Jak na przykład w Częstochowie, mieście kościołów, gdzie o prym walczą między innymi św. Wojciech ze św. Kazimierzem. – Głośniki nie trąbią, nie grają, a po prostu ryczą. Słychać je z odległości dwóch kilometrów. Nie pomaga zamykanie okien, nie pomagają też zgłoszenia na policji – twierdzi jeden z mieszkańców bloku położonego blisko kościoła. Dzwony walą przed mszą, po mszy, przed ślubem, po ślubie, przed pogrzebem i po pogrzebie, a do tego o każdej pełnej godzinie. Najweselej jest o godzinie 21, bo wtedy następuje połączenie apelu jasnogórskiego wygrywanego w obydwu kościołach, położonych od siebie zaledwie o kilkadziesiąt metrów. Z synchronizacją jeszcze jest kłopot, bo między melodiami wygrywanymi z dwóch wieżyczek jest co najmniej minuta poślizgu. Czy na muzyczne zapędy kleru jest jakaś rada? W dyskusjach na ten temat pojawiają się czasem rozsądne głosy. Na przykład takie: „Załóżcie Kościół Świętego Spokoju. Zarejestrujcie go, a potem zgłoście obrazę uczuć religijnych! To jest ścigane przez prawo! Proboszczowie w całym kraju są ponad prawem! Ludzie są zastraszeni i boją się odzywać.
Gdzie my żyjemy? Można podjąć walkę z tymi czarnymi przestępcami. Jest też drugie wyjście – podłożyć bombę pod dzwonnicę. Może w końcu ludzie dorosną i dojrzą manipulację Kościoła i to, że z Panem Bogiem nie ma on nic wspólnego”... Boli parafian także to, że nie postępują duchowni jak Pan Bóg przykazał. „To jak pan żyje i jak postrzega otaczających ludzi, daje jednoznacznie do zrozumienia, że jest pan odwrotnością Chrystusa i przyjdzie taki dzień, w którym stanie pan przed Chrystusem i będzie skamlał jak kulawy pies i błagał o wybaczenie” – pisze do swojego duszpasterza mieszkaniec gminy Szczawin Kościelny. I wylicza przejawy duszpasterskiej troski o parafian: traktowanie ludzi jak narzędzia do zarabiania pieniędzy na własne potrzeby, zamiłowanie do hazardu, używanie argumentów siły, a nie siły argumentów podczas rozmów z uczniami. Musiał lokalny ksiądz proboszcz rzeczywiście nieźle człowiekowi nadepnąć na odcisk, bo nie dość, że sam nie najlepiej się o duszpasterzu wyraża, to jeszcze robi wszystko, aby otworzyć oczy innym: „Apeluję do wszystkich mieszkańców gminy – zamiast łożyć pieniądze na tego antychrysta, lepiej zróbcie paczki
i roznieście do najuboższych rodzin. Wtedy wasze pieniądze zostaną spożytkowane jak nakazał Chrystus”. ! ! ! Mają też kapłani spory problem z zachowaniem ślubowanej czystości, czego często nawet nie próbują ukrywać. Wspólne spacery z psem i nieskrępowane sutanną życie u boku jednej z parafianek kole w oczy wiernych od Marka Ewangelisty w Ł. (diecezja łódzka). Niespecjalnie też kapłani przejmują się przyrodą. Tną równo wszystko to, co staje im na drodze w planowanej budowie (na którą mają szansę dostać trochę unijnej kasy) albo po prostu zakłóca krajobraz widoczny z okien plebanii. W Białymstoku w obronie drzew, a przeciw księdzu stanęli parafianie, a nawet historycy. O co poszło? Ano o to, że proboszcz od św. Rocha umyślił sobie, że otoczenie kościoła odmieni. Zamiast starych niemal stuletnich drzew posadzi iglaki, a na uzyskanej po wycięciu olbrzymów ziemi zorganizuje parking (kto się chce założyć, że płatny?) dla wiernych zjeżdżających na mszę. Ludzie jakoś entuzjazmu duchownego nie podchwycili, a miejscowi historycy nazwali rzecz całą po imieniu. – To atak na największą wartość miasta, na dzieło sztuki, przykład światowej moderny – twierdzi profesor Józef Maroszek z Uniwersytetu Białostockiego. W czym rzecz? Ano Oskar Sosnowski – ten, który na początku XX wieku kościół projektował
9
– wymyślił, że bryła kościoła będzie tworzyła z drzewami kompozycyjną całość. Toteż parafianie – ufni we wrażliwość duszpasterza napisali: „Wielebny księże proboszczu, jako Parafianie tutejszej parafii prosimy o pozostawienie wartościowych drzew w obrębie wzgórza św. Rocha. (...) szczególnie w tych tak komercyjnych czasach księża winni być ostoją tradycji i kultywowania piękna (...). Wierzymy, że Bóg natchnie księdza do pozostawienia historycznego zespołu drzew wzgórza św. Rocha”. Nie natchnął. Dobrze chcieli zrobić swemu plebanowi Henrykowi Kalitce mieszkańcy Gęsi (gmina Jabłoń). Wymyślili więc, by starał się o dotacje unijne na remont elewacji zabytkowego kościoła. Z dotacjami jest jednak pewien szkopuł, bo zwykle, aby je uzyskać, trzeba mieć środki własne. Toteż proboszcz zaproponował wiernym, aby się dobrowolnie opodatkowali. Nie na długo – na trzy lata, bo tyle czasu zajęłaby spłata 500 tys. zł kredytu. Po 30 zł miesięcznie, a więc – jak argumentował ksiądz Kalitka – po 1 zł dziennie. Część parafian wysłała proboszcza na drzewo. Wyrecytował więc w lokalnej prasie: „Kiedy mówimy o biedzie, musimy mieć świadomość, że rocznie ludzie z naszej parafii przeznaczają na alkohol, papierosy i zbędne zakupy ponad milion złotych. Wystarczy policzyć, ile papierosów pali się w rodzinach”. Rzeczywiście, nie do wiary, że ludziska mają czelność sami decydować, na co wydadzą zarobione w pocie czoła pieniądze. JULIA STACHURSKA
10
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
MITY KOŚCIOŁA
Psy ogrodnika Obłęd kleru na punkcie seksu ma swoje korzenie we wczesnym średniowieczu. W świeżo powstających wspólnotach zakonnych szerzyła się sodomia. Skala zjawiska była – dla strażników seksualnej czystości – zatrważająca. Później było tylko gorzej. Zakaz sodomii odnoszący się tak do duchownych, jak i świeckich zajmuje poczesne miejsce w średniowiecznych traktatach kościelnych i penitencjałach. Mniej więcej od przełomu XI i XII wieku zaczyna się w nich pojawiać także – expressis verbis – masturbacja, która była traktowana jako coś, co bezpośrednio miało poprzedzać sodomię.
Onaniści Wcześniejsze milczenie źródeł na temat tego występku braci zakonnej było motywowane przede wszystkim logiką mniejszego zła. Tępiono sodomię. Masturbację uważano za zamiennik, który nieco mniej szkodzi zaangażowanym braciom. Nie oznacza to jednak, że jej nie potępiano. Musiano to robić, skoro grzechem śmiertelnym mogły być nawet nieświadome polucje. Już nawet piszący w V wieku Jan Kasjan potępiał „nieczystość członka”, która „zdarza się śpiącym bądź na jawie, bez dotykania kobiety, poprzez zaniedbanie umysłu”. A na przykład Paweł z Węgier definiował grzech przeciw naturze w sposób niepozostawiający wątpliwości. Dochodzi do niego wtedy, gdy „ktoś upuszcza nasienie poza miejscem do tego
przeznaczonym”. Jedynym miejscem nadającym się do owego „upuszczania” była kobieca pochwa. Należało tylko uważać, by pozycja była naturalna i przypadkiem, przy okazji, nie było zbyt przyjemnie. Z czasem kler zauważył, że onanizują się nie tylko księża i mnisi, ale zdarza się to także wiernym. Debatowano, czy wolno o tym mówić, czy może lepiej nie wskazywać możliwości popełnienia „najbrudniejszego i najohydniejszego z grzechów, którego imię (...) przeraża (...) grzechu dobrowolnej zmazy”. Zdania były podzielone. Niektórzy woleli milczeć. Inni straszyć. Thomas de Cantimpre, autor wskazówek dotyczących przygotowania homilii, radził na przykład, by wiernym opowiadać historię o biskupie Lozanny. Spotkał on mężczyznę, który sięgnął między uda, by zaznać zwyczajowej przyjemności, ale w jego ręce znalazł się wąż. Pouczano także spowiedników. Serwowano im na przykład wzory rozmów w konfesjonale. Dociekliwy ksiądz miał pytać: „Czy pamiętasz, że w wieku chłopięcym, kiedy miałeś dziesięć czy dwanaście lat, twój członek własny był wzwiedziony?”. W wypadku odpowiedzi przeczącej spowiednik powinien był skarcić rozmówcę i postraszyć konsekwencjami kłamstwa lub braków pamięci w czasie spowiedzi. Pomocniczo i nieco podchwytliwie można było także zadać takiemu delikwentowi pytania o to, czy nie było to ohydne, i „co zrobił, by opadł”. Gdy ten uparcie zaprzeczał – należało straszyć.
Na tematy ciała i grzechów przeciw naturze nie milczały także penitencjały. Za „upuszczanie nasienia” nakazywano jednak karać lekko. Zgodnie z Penitencjałem z Cummean, mnich, któremu się to zdarzyło, miał otrzymać 7 dni pokuty. Więcej przewidziano dla „mężczyzny”, który miał odpokutowywać 100 dni.
Sodomici Zgodnie z tym samym penitencjałem najsurowiej karano za sodomię – siedem lat pokuty. Jednak przewidywano i inne występki, których dopuszczała się brać zakonna. Na przykład mnich, który „zbezcześcił wargi”, miał pokutować cztery lata. Za kazirodztwo groziły „zaledwie” trzy lata pokuty. Sodomia była dla Kościoła gorsza przede wszystkim ze względu na jej społeczny charakter. Jak wiadomo, tam, gdzie są świadkowie, może dojść do kompromitacji, i to całej instytucji. Dlatego ów „grzech prywatny” był potępiany znacznie słabiej niż właśnie sodomia lub cudzołóstwo. Większego zagrożenia w homoseksualizmie niż masturbacji dopatrywał się także Tomasz z Akwinu. Stworzył on nawet klasyfikację grzechów związanych z seksem. Na pierwszym miejscu znalazł się ten najlżejszy – onanizm. Akwinita scharakteryzował go tak:
Porady prawne Proszę o poradę w następującej sytuacji. Jestem rencistką pierwszej grupy inwalidzkiej. Mieszkam sama – mój mąż zmarł sześć lat temu. Jestem członkiem wspólnoty mieszkaniowej. Od dwóch lat zalegam z opłatami na fundusz remontowy na kwotę 1950 zł. Przez te dwa lata nie było żadnych remontów, a pieniędzy potrzebowałam na operację oka – usunięcie zaćmy. Czas oczekiwania na taką operację wynosi 2–3 lata, a ja już prawie nie widziałam. Tymczasem wspólnota pozwała mnie do sądu, skąd otrzymałam nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym – z dodatkowymi kosztami za adwokata itp. Jak mam się bronić? (Barbara M., Sopot) Postępowanie upominawcze służy pozytywnemu rozstrzyganiu spraw o roszczenia pieniężne przez wydanie nakazu zapłaty. Pozwany od chwili doręczenia nakazu ma dwa tygodnie na zaspokojenie roszczenia – zapłatę sumy wskazanej w nakazie bądź wniesienie sprzeciwu.
Jeżeli pozew wniesiony był na formularzu, sprzeciw również musi być sporządzony na urzędowym formularzu. Pismo zawierające sprzeciw wnosi się do sądu, od którego pochodzi nakaz zapłaty. Pozwany powinien w nim wskazać, czy zaskarża nakaz w całości, czy w części, przedstawić zarzuty, które pod rygorem ich utraty należy zgłosić przed wdaniem się w spór co do istoty sprawy, a także pozostałe zarzuty przeciwko żądaniu pozwu oraz wszystkie okoliczności faktyczne i dowody na ich potwierdzenie. Nakaz zapłaty, przeciwko któremu w całości lub w części nie wniesiono skutecznie sprzeciwu, ma skutki prawomocnego wyroku. Oznacza to, że po nadaniu klauzuli wykonalności nakaz taki jest tytułem wykonawczym, czyli może być wykorzystany do wszczęcia postępowania egzekucyjnego. Gdyby wniosła Pani prawidłowo (w terminie) sprzeciw, nakaz utraciłby moc i wyznaczono by „zwykłą” rozprawę. Podstawa prawna: ustawa z dn. 17 listopada 1964 r. – Kodeks postępowania cywilnego, DzU 64.43.296 ze zm.
„Stosunek zewnętrzny, jeśli wiąże się z wytryskiem osiągniętym łącznie z orgazmem, należy do grzechu nieczystości, który nazywany jest niekiedy niecnotliwością”. Na drugim miejscu umieścił zaś bestialitas, a więc seks ze zwierzętami. Zaraz za nim właśnie sodomię. A na samym końcu... seks z wykorzystaniem „niewłaściwego” (patrz Paweł z Węgier) organu lub inne „bestialskie czy potworne praktyki”.
Psy ogrodnika O jakie bestialskie praktyki chodziło? O wszystkie. Bestialski i potworny był na przykład seks, w którym kobieta jest „u góry”. Nawet wtedy, gdy jest to seks małżeński. Kościół potępiał bowiem wszelką przyjemność seksualną. Nierzadko jego przedstawiciele w przyjemnym seksie małżeńskim widzieli większe zagrożenie niż na przykład w spółkowaniu z prostytutką. Uzasadnieniem
! ! ! Zwracam się z uprzejmą prośbą o informację, na jakiej podstawie ZUS wydaje decyzję o wysokości emerytury. Urodziłam się w 1948 roku, pracowałam od 1966 do 1987 roku na cały etat. Dwukrotnie korzystałam z urlopu wychowawczego. W okresie od 19 lutego do 24 grudnia 1997 opiekowałam się mieszkającą u mnie teściową. (Anna S.) Wysokość emerytury osób urodzonych przed 1949 rokiem uzależniona jest od wysokości podstawy wymiaru, uwzględnionego okresu składkowego i nieskładkowego oraz kwoty bazowej, obowiązującej w chwili powstania prawa do świadczenia. Aby ustalić wysokość świadczenia emerytalnego, trzeba najpierw obliczyć podstawę wymiaru tego świadczenia. Podstawę stanowi 10 kolejnych lat z ostatnich 20 lat przed rokiem złożenia wniosku. Należy wybrać ten 10-letni okres, w którym przyszły emeryt najlepiej zarabiał w ciągu ostatnich 20 lat. Następnie w celu ustalenia podstawy wymiaru należy: – obliczyć wynagrodzenie w każdym roku (10 lat); – porównać te sumy z kwotą przeciętnego wynagrodzenia, wyrażając ten stosunek w procentach (do setnych części);
było to, że małżeństwo ma służyć przede wszystkim proles, fides i sacramentum. Przyjemność zaś szkodzi prokreacji (ciekawe jak?). Na przykład Hugon z Pizy oraz jego uczeń, znany później jako papież Innocenty III, uznali, że każdy stosunek seksualny jest grzeszny, ponieważ „zawsze łączy się on z podnieceniem i przyjemnością, która nie obywa się bez grzechu”. Jednocześnie małżonkom odmawiano tego, co było udziałem licznych członków zakonnej braci. A więc wszelkich uciech „nienaturalnych”, ze szczególnym podkreśleniem sodomii. Bernard ze Sieny, XV-wieczny kaznodzieja, twierdził na przykład, że „seks z prostytutką był grzechem śmiertelnym; seks z zakonnicą, z własną matką, z cudzą żoną był jeszcze gorszym grzechem; ale najgorszy ze wszystkich był seks z własną żoną w nienaturalnej pozycji” (Thomas Walter Laqueur). Byli nawet tacy, którzy mówili, że seks analny z własną żoną jest gorszy niż seks z... matką. Twierdzono także, że mężczyzna domagający się przyjemności z seksu z własną żoną popełnia grzech cztery razy gorszy niż ten, który robi to z prostytutką lub – w wersji alternatywnej – że żona może przystać na taki stosunek tylko wtedy, gdy alternatywą jest pójście męża do prostytutki. Warto przy tym podkreślić neutralny stosunek właśnie do usług prostytutek. Jego uzasadnienie jest proste. Jak pisze Laqueur, powszechnie uznawano, że pieniądze pochodzące z nierządu można przyjmować i przeznaczać na cele kościelne. BOREJSZA
– obliczyć średnią arytmetyczną. Otrzymujemy wskaźnik (maksimum 250 proc.). Mnożymy ten wskaźnik przez kwotę bazową – obecnie wynosi ona 2275,37 zł. Emerytura jest sumą: 24 proc. kwoty bazowej, 1,3 proc. podstawy wymiaru emerytury za każdy rok okresów składkowych, 0,7 proc. podstawy wymiaru za każdy rok okresów nieskładkowych. ZUS nie uwzględnił okresu Pani opieki nad teściową, ponieważ zgodnie z definicją ustawową nie jest ona dla Pani osobą najbliższą. Podstawa prawna: ustawa z dn. 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – DzU 04.39.353 – tj. ze zm. ! ! ! Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
18
grudnia ubiegłego roku – podczas spotkania opłatkowego – ksiądz Tadeusz Szeląg, proboszcz parafii pw. Matki Boskiej Fatimskiej w Dyminach, po niemal dziesięcioletniej posłudze wśród świętokrzyskich strażaków zdał swoje obowiązki. Żeby więc sikawkowi nie biegali samopas, natychmiast obecny na imprezie biskup Kazimierz Ryczan desygnował na tę zaszczytną funkcję księdza podharcmistrza Marka Mrugałę. Podharcmistrz Mrugała, który do tej pory był kapelanem Ochotniczej Straży Pożarnej w powiecie kieleckim, nową rolę bez sprzeciwu zaakceptował, a przekazanie obowiązków odbyło się w podniosłej i uroczystej atmosferze – jak odnotowano na stronie internetowej świętokrzyskiej KW PSP wśród innych ważnych wydarzeń. Emocje emocjami, ale żaden szanujący się duchowny nie będzie przecież za darmo wywijał kropidłem. W imię nawet najwyższych celów. Tym bardziej że – jak się okazuje – zapewnienie mu ciepłej państwowej posadki i stałej pensji nie stanowi większego kłopotu. Ustawa o pracownikach cywilnych reguluje zasady zatrudniania w służbach mundurowych. W straży pożarnej również. Żeby było lege artis, „dyrektor generalny urzędu organizuje nabór kandydatów do korpusu służby cywilnej w kierowanym przez siebie urzędzie poprzez umieszczenie ogłoszenia o naborze w miejscu powszechnie dostępnym w siedzibie urzędu oraz poprzez opublikowanie go w Biuletynie Służby Cywilnej oraz w Biuletynie Informacji Publicznej”. Wobec powyższego, 6 stycznia 2009 roku Komendant Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej
d sierpnia ubiegłego roku mieszkańcy Turkowic żyją w panicznym strachu z powodu mniszek prawosławnych. A jest ich raptem sześć. Turkowice to miejscowość nieopodal Hrubieszowa. Przed wojną przyciągało tu rzesze pielgrzymów prawosławne sanktuarium ze słynną ikoną Matki Boskiej i cudownym źródełkiem. Obecnie to wieś na przysłowiowym końcu świata, tuż przy granicy z Ukrainą. W roku 2008 reaktywowano w Turkowicach prawosławny żeński dom zakonny. Powiało grozą. Jako antidotum na strach przed „ukraińskimi” mniszkami miejscowi znaleźli jedyny skuteczny sposób: sprowadzenie do wsi „swoich”, czyli katolickich zakonnic. Tych, oczywiście, długo nie trzeba było prosić. W odpowiedzi na „społeczne zapotrzebowanie” Zgromadzenie Sióstr Służebniczek NMP już zdążyło zażyczyć sobie od starosty powiatu hrubieszowskiego przekazania na własność za symboliczną złotówkę budynków po dawnym – uwaga! – prawosławnym zespole monasterskim, w którym do 1950 roku
O
PATRZYMY IM NA RĘCE
11
Biuletyn Informacji Parafialnej Strażacy to zastępy dzielnych ludzi na co dzień walczących z żywiołem. Kielecki komendant wojewódzki (wraz z tamtejszym biskupem) bardzo dba, aby w tej walce nie zabrakło im wsparcia. Duchowego.
w Kielcach starszy brygadier Zbigniew Muszczak rozpoczął casting, ogłaszając go między innymi w Biuletynie Informacji Publicznej Kancelarii Prezesa Ministrów. A kogóż z takim zapałem poszukiwał? Kandydatów na stanowisko od inspektora do specjalisty do spraw opieki duszpasterskiej. Wymiar
pracy – pół etatu. Główne obowiązki – sprawowanie opieki duszpasterskiej nad funkcjonariuszami i pracownikami cywilnymi Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej, udzielanie pomocy psychologicznej i wsparcia duchowego funkcjonariuszom i pracownikom cywilnym KW PSP, współorganizowanie i prowadzenie uroczystości o charakterze
religijnym w trakcie świąt państwowych, resortowych, kościelnych, organizowanie odpraw i narad z kapelanami powiatowymi i gminnymi Państwowej Straży Pożarnej. Chętni (katecheci wykluczeni) musieli się legitymować wykształceniem wyższym filozoficzno-teologicznym, święceniami kapłańskimi i co najmniej 20-letnim potwierdzonym stażem. Oczywiście kapłańskim. Wszystkie wymagania spełnił jeden kandydat. Zresztą – jak poinformował Arkadiusz Wesołowski,
prowadziły sierociniec, a gdzie obecnie mieści się zespół szkół. Służebniczki w dawnym monastyrze chciałyby zorganizować dom dziecka lub hospicjum. Władze powiatu hrubieszowskiego nie widzą przeszkód w podarowaniu kompleksu budynków katolickim zakonnicom, pod warunkiem
Teraz prawosławni starają się o odzyskanie terenu, gdzie znajdowało się cudowne źródełko, oraz cmentarza należącego do monastyru. Twierdzą, że w zamian za odzyskanie „wartości sakralnych” gotowi są zrezygnować z roszczeń za sobór zburzony w 1938 roku.
roku prawosławne mniszki opuściły turkowicki klasztor i wyjechały do Rosji. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1919 roku do prowadzenia utworzonego w byłym monastyrze sierocińca sprowadzono służebniczki NMP ze Starej Wsi koło Krosna.
Fot. KW PSP
Katolickie mniszki górą że mieszcząca się tam szkoła nadal będzie funkcjonować, tzn. jej prowadzeniem miałoby się zająć zgromadzenie. Kiedy siedem lat temu Kościół prawosławny zwrócił się o zwrot tegoż zespołu klasztornego, wybudowanego wszak z ofiar wiernych prawosławnych, władze odmówiły. W 2006 roku w drodze przetargu Kościół prawosławny kupił od gminy wchodzący w skład zespołu klasztornego dom ludowy, tzw. czajnię, wraz z działką. Budynek zaadaptowano na prawosławną świątynię i utworzono żeński dom zakonny.
Skąd się wzięli prawosławni w Turkowicach? Po kasacji unii w 1875 roku przez władze carskie w Turkowicach została zlikwidowana parafia greckokatolicka, a unitów zmuszono do przejścia na prawosławie. W latach 1903–1910 władze carskie zbudowały żeński monastyr, którego pierwszą przełożoną została ciotka cara Mikołaja II. Zespół klasztorny składał się z trzech dużych budynków murowanych i sześciu przeznaczonych na mieszkania mniszek. W monasterze mieściły się seminarium nauczycielskie, dom ludowy, szpital, apteka i szkoła. W 1915
W latach 20. do Turkowic powrócili wywiezieni w głąb Rosji prawosławni mieszkańcy. Mimo to w 1929 roku pod pretekstem likwidacji nieużywanych świątyń rozebrano cerkiew wchodzącą w skład zespołu klasztornego. Ponieważ prawosławnym, którzy stanowili niemal połowę ludności Turkowic, pozostawiono jedynie świątynię przy cmentarzu, w 1930 roku wybudowali nową cerkiew. Szybko też do turkowickiego cudownego źródła tłumnie zaczęli przybywać prawosławni pielgrzymi. Kres względnie dobrym stosunkom ludności polskiej i ukraińskiej
rzecznik prasowy KW PSP – w odpowiedzi na zapotrzebowanie komendanta wpłynęła tylko jedna aplikacja. Konkurs został więc rozstrzygnięty 26 stycznia 2009 roku. Specjalistą do spraw opieki duszpasterskiej świętokrzyskiej straży pożarnej został ksiądz podharcmistrz Marek Mrugała. Ponad miesiąc po tym, jak na tym samym stanowisku posadowił go biskup. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
w latach 30. położyła prowadzona przez władze II Rzeczpospolita polityka wyznaniowa. W 1937 roku w ramach tzw. akcji polonizacyjnej w Turkowicach rozebrano cerkiew przy cmentarzu, w 1938 roku ludność prawosławna została siłą zmuszona do udziału w katolickiej spowiedzi i komunii, a następnie w asyście wojska zburzono nową cerkiew. Kilka miesięcy przed wybuchem wojny w 1939 roku erygowano w Turkowicach parafię katolicką. W czasie okupacji podsycany przez Niemców konflikt pomiędzy ludnością polską i ukraińską stał się przyczyną wielu tragedii. Po wojnie prawosławni zostali z Turkowic wysiedleni. Obecnie poza sześcioma mniszkami nie ma w Turkowicach wyznawców prawosławia. I to dla tamtejszych katolików stanowi koronny argument przeciw roszczeniom Kościoła prawosławnego. Szkoda tylko, że przy okazji nic niestosownego nie widzą w podarowaniu Kościołowi katolickiemu wzniesionego przez prawosławnych monastyru, i to wraz z mieszczącą się tam szkołą. AK
12
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Gazowe eldorado nam jeszcze, lekko biorąc, na 20 lat. Gaz pochodzi z kilkudziesięciu odwiertów z głębokości 2200–2400 metrów.
Kościana przypominają na mapie skupisko bąbelków. Z badań wynika, że „błękitne paliwo” znajduje się także pod samym miastem Kościan, dlatego sięgnięto po nie dzięki zastosowaniu skomplikowanego odwiertu poziomego. Najkrócej mówiąc, polega to na tym, że odwiert do pewnego momentu jest pionowy, a potem odchyla się w ściśle wyznaczonym kierunku, trafiając precyzyjnie w złoże gazu zalegającego pod miastem.
Wschodzie. Będzie w nim można zgromadzić kilkumiesięczny zapas paliwa wydobywanego w rejonie Kościana. Czy praca w tej nietypowej kopalni nie przypomina życia na beczce prochu? Gdy zadaję takie pytanie, kierownik Koźbiał uśmiecha się wyrozumiale. Ponad ćwierć wieku przepracował przy gazie i nigdy nie miał żadnego wypadku. – Gaz rzeczywiście jest niebezpieczny, ale mamy tu wiele zabezpieczeń eliminujących zagrożenie. Gdyby na przykład któryś z zaworów nie zadziałał, natychmiast uruchamiane są blokady i alarm. Dyżurujący dzień i noc pracownik dyspozytorni dzięki czujnikom i kamerom na licznych ekranach monitorów natychmiast lokalizuje nawet najdrobniejszą awarię – wyjaśnia szef kopalni. ! ! ! Polska zużywa 14.4 mld m3 gazu, z tego 4,3 mld (w przeliczeniu na gaz wysokometanowy) pochodzi z rodzimych złóż. Aż 2,4 mld m3 „błękitnego
W promieniu kilku czy kilkunastu kilometrów znajdują się odwierty, z których paliwo wędruje do centrali. Jest dobrej jakości, ale trzeba je jeszcze dostosować do obowiązujących handlowych norm. Potem rurami trafia m.in. do całej zachodniej Polski, zasilając nie tylko indywidualnych odbiorców, ale i przemysł. Korzystają z niego także ciepłownie – od miejskich poczynając, a na kościelnych kończąc. Dokopanie się do złóż tylko pozornie jest nieskomplikowane. Znajdują się one w komorach i porach kamienia wapiennego. Na podstawie skomplikowanych badań, m.in. geofizyków, trzeba precyzyjnie trafić w pokład, który ma najczęściej kształt nieregularny. Te w rejonie
Czy w rejonie Kościana można liczyć na jeszcze większe pokłady gazu? Nie wiadomo, poszukiwania wciąż trwają. Na razie powstaje gigantyczny podziemny zbiornik, by w przyszłości można było uniknąć katastrofy w przypadku zakręcenia kurka na
paliwa” dostarcza 26 kopalni podlegających zielonogórskiemu oddziałowi PGNiG. Sanocki oddział dysponuje 47 kopalniami. – W listopadzie ubiegłego roku – słyszę w biurze prasowym centrali PGNiG w Warszawie – zarząd firmy
Jak tak dalej pójdzie, za kilka lat będziemy mogli zapomnieć o gazowym szantażu Rosji. Już dziś jedną trzecią zapotrzebowania pokrywamy z rodzimych złóż, a wszystko wskazuje na to, że w przyszłości dzięki odkryciom nowych pokładów być może będziemy nawet prawie samowystarczalni. Droga Polski do potęgi gazowej jest jednak daleka, bo np. odkryte niedawno w rejonie Kutna gigantyczne złoża gazu (500 mld m3) znajdują się na głębokości 6 kilometrów, a to oznacza, że wydobycie „błękitnego paliwa” będzie niezwykle kosztowne. Józef Koźbiał, szef największej w Polsce Kopalni Gazu Ziemnego Kościan-Brońsko, powątpiewa w doniesienia prasy o tak olbrzymich pokładach gazu w rejonie Kutna. – Proces lokalizacji i badania złóż jest niezwykle skomplikowany i długotrwały. Nie można rozbudzać w ludziach bezpodstawnych nadziei – mówi. – Faktem jest jednak, że w Polsce posiadamy sporo gazu, i tego już zlokalizowanego, i tego, który dopiero odkryjemy. Kopalnia w rejonie wielkopolskiego Kościana w niczym nie przypomina tradycyjnego górnictwa. Dziesiątki kilometrów rur i niebieskie kontenery z urządzeniami do redukcji ciśnienia, oczyszczania i osuszania gazu ziemnego stoją na powierzchni ziemi. Gdyby nie kilkunastometrowa wieża z bezustannie płonącym „zniczem”, trudno byłoby się nawet zorientować, że jesteśmy w miejscu eksploatacji największych w Polsce złóż „błękitnego paliwa”. Ten spalany gaz jest swoistym odpadem technologicznym, gdyż pochodzi z urządzeń hydraulicznych i zamiast zatruwać atmosferę, płonie niczym latarnia. Kopalnia ruszyła w styczniu 2002 roku. W ciągu doby dostarcza ok. 4 mln m3 wysokiej jakości gazu, który powstał we wnętrzu ziemi ponad 250 milionów lat temu. Tego cennego surowca energetycznego wystarczy
przyjął „Strategię Grupy Kapitałowej PGNiG w perspektywie 2015 r.”. Zakłada ona wzrost wydobycia gazu ziemnego z własnych zasobów w kraju i za granicą do poziomu 6,2 mld m3 rocznie. Jakie zatem mamy szanse na zaspokojenie coraz większych potrzeb gazowych? Czy Polska może stać się swoistym Kuwejtem w tej materii? W centrali PGNiG do tych kwestii podchodzą niezwykle ostrożnie. – Udokumentowane zasoby będące w gestii firmy szacowane są na ponad 100 mld m3 gazu, natomiast całkowite zasoby obliczane są na 0,8–1,2 biliona metrów sześciennych. Spółka posiada 74 koncesje poszukiwawczo-rozpoznawcze na 147 wydanych do tej pory. Jeśli idzie o rokowania, są one niezłe. Przedsiębiorstwo dotychczas poszukiwało „błękitnego paliwa” na głębokości 2,5–3 tys. m, a teraz wiercenia będą sięgać prawie 6 tys. m, co powinno zwiększyć nasze szanse na odkrycie nowych złóż. W 2015 r. wydobywać będziemy co najmniej 6 mld m3 gazu z zasobów własnych, przy czym około 1 mld m3 ma pochodzić ze złóż zagranicznych na Norweskim Szelfie Kontynentalnym – informuje nas PGNiG. Czy w obliczu takich kryzysów gazowych, jaki mieliśmy niedawno, możliwe jest szybkie uruchomienie dodatkowych kopalń, jak to np. podpowiadają nam Amerykanie? – Cykl produkcyjny w przemyśle wydobywczym trwa od trzech do sześciu lat i uwarunkowany jest wieloma procedurami, także tymi związanymi z ochroną środowiska naturalnego – twierdzą w PGNiG. W Polsce wiele mniejszych spółek szukało gazu i liczyło na szybką eksploatacje, jednakże wycofały się z tych projektów. Dla nas wyznacznikiem zasobności złóż są udokumentowane badania. I kwestia pieniędzy – czy poszukiwania i eksploatacja nowych złóż dotyka bezpośrednio polskiego podatnika? PGNiG jest spółką akcyjną z większościowym udziałem Skarbu Państwa, ponadto do grupy kapitałowej należy ponad 50 spółek, które wypracowują zyski jak każda szanująca się firma. Warto przypomnieć, że cena gazu z importu jest znacznie wyższa od tej, po której PGNiG sprzedaje go odbiorcom. W ubiegłym roku firma wydała ponad 600 mln złotych na poszukiwania złóż w kraju; w tym roku będzie to prawie 1 mld zł. ! ! ! Jesteśmy krajem niezwykle bogatym w surowce energetyczne. Fachowcy twierdzą, że oprócz węgla i gazu mamy też olbrzymie zasoby ropy naftowej, nie mówiąc już o pokładach wód geotermalnych. Jeśli zaś idzie o gaz, za kilka lat przybędzie nam nowa kopalnia gazu – Lubiatów-Międzychód-Grotów – i być może ruszy eksploatacja „błękitnego paliwa” w rejonie Kutna, a wtedy Polska stanie się prawdziwym gazowym eldorado. RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
13
Czyny, nie słowa Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź panowanie na Pomorzu zaczął od pokazania maluczkim, gdzie ich miejsce. Traf chciał, że było ono pod podłogą. Toteż nie wszystkim się spodobało. Prezydentowi miasta Pawłowi Adamowiczowi nowy metropolita wręczył projekt świątyni z wyraźnym życzeniem, żeby nie leżał zbyt długo w urzędowej szufladzie i aby przeznaczono na niego odpowiednio dużo gruntu na terenie byłej Stoczni Gdańskiej. Z kolei mieszkańcom pokazał środkowy palec, kiedy zażądał niemal hektarowego terenu, który nazywa się „park Oliwski” i od lat służy ludziom jako miejsce rozrywki i rekreacji. Były biskup polowy – przywykły do zwyczajowego w wojskowych szeregach posłuszeństwa – nie spodziewał się zapewne, że ktoś mu powie „nie”. Tym razem się pomylił. „To gdańszczanie, którzy całymi rodzinami spędzają tam czas, są właścicielami tego miejsca i zakusy Kościoła katolickiego, aby odebrać im park Oliwski, traktujemy wyłącznie w kategoriach wielkiej pazerności największego posiadacza ziemi w Polsce” – oświadczyli Młodzi Socjaliści. Zrzeszeni wokół idei świeckiego państwa, likwidacji wszystkich przywilejów ekonomicznych Kościołów
i związków wyznaniowych, wycofania religii ze szkół i wypowiedzenia konkordatu, ani przez chwilę nie zawahali się podjąć rękawicy rzuconej przez hierarchę. ! ! ! „Wstęp tylko dla kleryków”, „Park nie dla gdańszczan” – pod takimi hasłami odbył się happening w obronie miejskiej enklawy zieleni. Wejście do parku owinięte biało-czerwoną taśmą i dwaj klerycy informujący, że wstęp mają tylko sutannowi – taki widok niesamowicie podziałał na wyobraźnię mieszkańców. – Happening miał pokazać arcybiskupowi i władzom miasta, ale przede wszystkim gdańszczanom, że park Oliwski jest dobrem wspólnym, że nie możemy godzić się na oddanie go Kościołowi, bo jeśli nie wyrazimy sprzeciwu, będzie to znak, że arcybiskup może sięgnąć po każdy skrawek miasta – mówi Andrzej Skiba ze stowarzyszenia Młodych Socjalistów, jeden z pomysłodawców akcji. Zaktywizowali więc ludzi, rozdawali ulotki, zebrali tysiące podpisów
gdańszczan oburzonych pazernością Kościoła, nagłośnili problem, a w konsekwencji – odnieśli sukces. Pokazali, że głos społeczeństwa jest słyszalny, że może coś zmienić. Że nie można rządzić jak tylko się chce i na całej linii ulegać Kościołowi. Szczególnie, że akurat ta ziemia ma – jak się okazało – nieuregulowaną sytuację prawną. W 1990 roku przyznał ją co prawda sukienkowym ówczesny lewicowy wojewoda Jerzy Jędykiewicz, ale tego faktu nigdy nie odnotowano w księgach wieczystych. Kiedy więc okazało się, że jest więcej takich, dla których niezrozumiałe pozostaje, dlaczego Kościół nie chce pozwolić, żeby owieczki krążyły wokół swoich duszpasterzy, „Flaszka” Głódź park Oliwski ludziom odpuścił. Zaznaczył jednak, że coś w zamian dostać musi, bo „za Bóg zapłać jest w kościele”. – Uważamy, że Głódź upomina się nie o swoje, dlatego jeśli zajdzie potrzeba, będziemy działali, pikietowali kurię, urzędy, protestowali. Będziemy pokazywali, że nie zgadzamy się na ekspansję Kościoła. Uznajemy, że pretensje względem tego parku są bezzasadne. Tym samym bezzasadne są pretensje pod adresem jakichkolwiek terenów zastępczych – deklarują Młodzi Socjaliści.
Nawet jeśli nie wygrali wojny, na pewno odnieśli sukces w bitwie. I całkiem paradoksalnie arcybiskup „Flaszka” Głódź okazał się dla postępowych ludzi z Pomorza nieocenionym prezentem. Każde działanie, które podejmuje na rzecz swojego Kościoła, jak dotąd obraca się przeciw niemu, zaś im więcej żąda, tym łatwiej otwierać oczy jeszcze niewątpiącym, pokazać, że praktyki rodem ze średniowiecza nie będą tolerowane w demokratycznym społeczeństwie. – Chcemy, żeby nasz głos był słyszalny, gdyż Polsce potrzebna jest lewica, która będzie walczyła o świeckie państwo, o interesy ludzi wykluczonych
ekonomicznie czy światopoglądowo – mówi Skiba. – Trzeba próbować, bo jeśli będziemy siedzieć bezczynnie, to nic się nie zmieni – dodaje. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. M.S.
Młodzi Socjaliści to stowarzyszenie niezwiązane z żadną partią polityczną, działające w ponad 30 miastach kraju od 2005 r. (w kilku z nich powstały tzw. Centra Społeczne, gdzie można m.in. zasięgnąć porady prawnej, skorzystać z nieodpłatnych korepetycji czy usług poradni antyhomofobicznej). Stowarzyszenie skupia ludzi, których połączyło niezadowolenie z polityki polskiej pseudolewicy. Dążą do Polski socjalnej, demokratycznej, świeckiej i neutralnej światopoglądowo. Z Kościołem często im więc nie po drodze – są zwolennikami przywrócenia kobietom prawa do aborcji, darmowych środków antykoncepcyjnych, badań prenatalnych oraz edukacji seksualnej. Opowiadają się także za demokratyzacją życia gospodarczego, podniesieniem płacy minimalnej, docelowo przynajmniej do poziomu 68 proc. przeciętnego wynagrodzenia i za bezpłatną edukacją. Są przeciwni m.in.: dyskryminacji ze względu na rasę, płeć, narodowość, wiek, pochodzenie społeczne, orientację seksualną oraz wyznanie lub jego brak, kontynuowaniu prywatyzacji własności państwowej i przywilejom ekonomicznym kościołów i związków wyznaniowych.
14
ŁAŃCUCH NA OBŻARSTWO
Robert Blue spod Las Vegas nadmiernie przejął się otłusz-
czeniem Amerykanów. By uchronić swą 15-letnią córkę przed otyłością, przykuwał ją łańcuchem do łóżka, by nie objadała się. Co dziwne, jak na standardy USA, dziewczyna wcale nie miała dużej nadwagi, ale 53-letni tata uważał, że waży o 10 kg za dużo niż powinien ważyć sportowiec. Blue przyznał się do porażki: córka była w stanie uwolnić się, jak Houdini, z łańcuchów i zakradać nocą do spiżarki. Nie jest to zresztą obecnie najpoważniejszy problem. Aresztowała go policja za więzienie dziewczyny i bicie jej kijem. Nie każda, nawet najskuteczniejsza, kuracja odchudzająca jest godna polecenia. PZ
Wieści o wymiarze sprawiedliwości w USA oraz warunkach panujących w tamtejszych więzieniach budzą czasem zgrozę. Niewinni ludzie w celach śmierci, ignorowanie gwałtów na więźniach, gangi i narkotyki za kratami, sadyzm strażników itp. to najbardziej typowe nieprawidłowości. 25-letni Andre Thomas został aresztowany w roku 2004, gdy zadźgał swą żonę, jej syna i córkę. Po morderstwie sprawca wyrwał ich serca. Ewidentna psychopatia. Dźgnął się nożem i zgłosił na policję. Thomas został osądzony, skazany na śmierć i umieszczony w celi śmierci teksaskiego więzienia. Przed procesem wyłupił sobie prawe oko, ale stwierdzono, że jest zdrowy psychicznie i może być sądzony. Przed kilku dniami Thomas wydłubał sobie i zjadł lewe oko. „W końcu zainteresują się nim psychiatrzy, o których pomoc bezskutecznie błagał od pierwszego dnia w więzieniu. Nie ma wątpliwości, że jest obłąkany” – oświadczył jego adwokat. ST
OKOŻERCA
W wielu rejonach świata kondomy nie są używane, mimo że ich skuteczność w zapobieganiu wirusowi HIV i chorobom wenerycznym bywa kwestionowana tylko z pobudek religijnych. Żeby tę sytuację zmienić, wymyślono pięć pomysłowych kampanii reklamowych. W Indiach ludzie wzbraniają się przed zakładaniem kondomów, bo rozpowszechnione jest przekonanie, że używają ich tylko prostytutki. W związku z tym jako dzwonek do telefonu komórkowego promuje się śpiew a capella: „Kondom, kondom!” w rytm popularnej melodii. W ciągu kilku miesięcy dzwonek ściągnęło 60 tys. osób. Inicjatywę sfinansowała fundacja Billa Gatesa. Etiopczycy brzydzą się prezerwatywami, bo zapach lateksu podobno przyprawia ich o wymioty. By przełamać stereotyp, wytwórca kondomów DKT wypuścił ciemnobrązową serię o zapachu kawy, która uchodzi za napój szlachetny, wynaleziony ponoć w Etiopii, i nudności nie wywołuje. W zachodniej Australii poziom zarażeń HIV jest alarmujący. Głowiono się nad skuteczną metodą promocji i dystrybucji kondomów i ktoś wpadł na pomysł: drzewa. Młodzi ludzie, Aborygeni, mają zwyczaj gromadzić się pod drzewami, więc powieszenie na gałęzi pojemnika z gumkami od razu poprawiło sytuację. Miesięcznie z drzew znika 3 tys. prezerwatyw. W Argentynie popróbowano efektu grozy – kampania „Bądź ostrożny” prezentuje zdjęcie dwóch kościotrupów w pozycji kopulacyjnej. Z nowym konceptem kondomu wystąpił Niemiec Jan Vinzenz Krause – opracował sprey lateksowy, którym we właściwym momencie psika się na prącie, czeka aż podeschnie i... do dzieła. Wielu mężczyzn boi się jednak rozpylania czegoś na organ, inni wybrzydzają, że schnie za długo, bo aż... 3 minuty. Żądza nie pozwala tak długo czekać. TN
POMYSŁ NA GUMKĘ
„POPIEŚCI” NA ŚMIERĆ
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
ZE ŚWIATA
Elektryczne paralizatory Taser zabiły od roku 2001 ponad 400
ludzi – twierdzi kanadyjski raport. W ub. roku na lotnisku w Toronto paralizatorem zabito polskiego podróżnego. W wielu departamentach policji w tym kraju tasery zostały wycofane z użytku. Raport zawiera analizę medyczną stwierdzającą, że połowie porażonych zagraża zatrzymanie akcji serca. Niedawno policjant w Nowym Jorku użył tasera wobec nagiego mężczyzny stojącego na drabince przeciwpożarowej. Człowiek, zapewne cierpiący na zaburzenia umysłowe, spadł i się zabił. Oficer, który wydał polecenie użycia paralizatora, strzelił sobie w głowę ze służbowego glocka. Dwa tygodnie temu policja amerykańska użyła tasera wobec cukrzyka w stanie diabetycznego szoku. Pacjent zmarł. Producenci taserów wciąż utrzymują, że broń nie jest w stanie nikogo zabić i reklamują ją sloganem: „Kto powiedział, że nie można czuć się bezpiecznie w modny sposób?”. ST
Czas dorosnąć Amerykańskim fanatykom religijnym zwalczającym teorię ewolucji przybył nowy wróg: prof. Daniel Dennett, dyrektor Centrum Studiów Postrzegania w Tufts University. W wygłoszonym 20 stycznia wykładzie zaprezentował wybuchową tezę, że „religia nie zawdzięcza swej egzystencji Bogu, lecz formie ewolucji”. Naukowiec promujący studia nad religią jako „naturalnym fenomenem” porównał idee religijne do wirusów, które zawdzięczają swój byt replikacji, ewolucji i przekazywaniu przez ludzi z jednej generacji do następnej. „Religie są wspaniale zaprojektowanymi produktami” – stwierdził Dennett – ale ich obecność w naszej rzeczywistości wcale nie dowodzi istnienia Boga. „Projekt niekoniecznie musi mieć projektanta”. „Jeśli przetrwanie gatunków najlepiej dostosowanych ma jakąś wagę, to Biblia jest tego najlepszym przykładem, bo zawiera teksty, które są najlepiej przystosowane do przetrwania”. Zdaniem prof. Dennetta, „cząsteczki informacji religijnej” mogą powodować, że ludzie działają wbrew swym ewolucyjnym interesom, tak jak niektóre pasożyty przyczyniają się do tego, że ich nosiciele zostają zjedzeni przez drapieżników, którzy
z kolei stają się nowymi nosicielami pasożytów. Treści religijne inspirują ludzi do umierania za wiarę, po czym adaptują się do zmienionych warunków w celu przetrwania. Doktryny i imperatywy wiary, tak jak przekonanie, że ludzie nie powinni kwestionować istnienia Boga, to typowe mechanizmy obronne zabezpieczające religię przed
wyzwaniami. Do benefitów religii zalicza Dennett umocnienie przekonania o słuszności postępowania, wytyczenie kierunku oraz silny „efekt placebo”. Uważa, że wiara w Boga szkodzi ludzkości, bo chroni destruktywne ruchy, np. terroryzm islamski, oraz zagraża naukowemu podejściu do świata. Według Denneta, ateiści, którzy bronią religii ze względu na korzyści społeczne (strach przed karą boską powstrzymuje wiele jednostek przed czynami przestępczymi), jeszcze bardziej niż religijni fundamentaliści przyczyniają się do zahamowania postępów ateizacji. Wielu ateistów boi się przyznać do swych przekonań, ponieważ w społeczeństwie takim jak amerykańskie są one źle widziane. Deklarują się jako agnostycy, bo to brzmi bardziej neutralnie. „Nie ma żadnego dobrego powodu, by wierzyć w Zeusa, Posejdona czy Allaha – twierdzi prof. Dennett. – Lecz są dobre powody, by twierdzić, że się wierzy”. Mimo wszechobecności religii naukowiec z Tufts University uważa, że świat staje się coraz bardziej świecki. Przewiduje, że w ciągu kilku pokoleń religia straci swą dominującą pozycję: „Myślę, że czas dorosnąć”. JOHN FREEMAN
Kościół kontra Obama Wybór Baracka Obamy hierarchowie katoliccy w USA przyjęli z nieukrywanym rozczarowaniem. Poparcie udzielone mu (wbrew ich przykazaniom) przez większość katolików było dla nich szokiem. Prezydent Obama objął władzę, cieszy się ogromnym poparciem społeczeństwa, nawet dużej części wyborców republikańskich, lecz Kościół nie przestaje patrzeć nań bykiem. Choć przez 8 lat w Białym Domu swego człowieka mieli protestanci, to liderzy amerykańskiego katolicyzmu ciągnęli z tego profity. Bush zwalczał prawo aborcji, promował przedślubną abstynencję seksualną, rozdawał państwowe pieniądze organizacjom religijnym, zakazywał badań nad komórkami macierzystymi. Purpuraci katoliccy mogli temu tylko przyklasnąć. Wprawdzie wywołał wojnę, w której zginęły setki tysięcy niewinnych ludzi, wojnę, przeciw której Watykan i JPII osobiście protestowali, ale dziś Kościół o tym zapomniał. Nigdy nie zareagował ostro na tortury, poniewieranie godności ludzkiej, nie wyrażał dezaprobaty, gdy wchodziły w życie prawa nabijające kabzę najbogatszym i pauperyzujące ubogich. Inaugurację Obamy Kościół w USA przyjął dość bezczelnym, moralizatorskim listem kardynała Francisa George’a, przewodniczącego konferencji biskupów, do nowego prezydenta. Listy właściwie były dwa: jeden po wyborach, drugi tuż przed inauguracją. W besserwisserskim tonie kardynał – który, nawiasem mówiąc, ręce ma bardzo przybrudzone zachowaniem w aspekcie skandalu pedofilskiego – pouczał Obamę,
by nie ważył się zmienić dotychczasowej polityki prezydenta, który odszedł w niesławie. Nie wolno mu zliberalizować rygorystycznych przepisów antyaborcyjnych, niedopuszczalne będzie anulowanie restrykcji Busha zakazujących udzielania pomocy finansowej organizacjom charytatywnym działającym w Afryce, które nie odżegnują się od uświadamiania ludzi o możliwości przerwania niechcianej ciąży. Zmiana tego stanowiska przyniesie, straszy absurdalnie kardynał, „wzrost nieufności wobec USA”. Listy George’a to najwyraźniej początek szerszej kampanii, czego dowodem jest wystąpienie nowego arcybiskupa Detroit, obejmującego schedę po kardynale Maidzie. Allen Vigneron w dzień zaprzysiężenia Obamy wyraził w wywiadzie „rozczarowanie w imieniu wszystkich biskupów USA” jego stanowiskiem w kwestii aborcji. Kościół katolicki, prawi arcybiskup, „musi szukać politycznych aliansów, by sprzeciwiać się tej polityce”. Innymi słowy, hierarcha inicjuje aktywny udział swej instytucji wyznaniowej w opozycji przeciw nowemu prezydentowi. Wątpliwe, by Kościół mógł wygrać pojedynek, który wszczyna. Zapomina najwyraźniej, że jego opinie straciły już niegdysiejszą spiżową moc, bo spoza dymu kadzideł wyłonili się mali ludzie dbający głównie o swą skórę, pozycję i bezkarność. Barack Obama anulował funkcjonujący za Busha zakaz finansowania organizacji charytatywnych, które dopuszczają informowanie o możliwości usunięcia płodu. PZ
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Kolejnym aktem kryzysu molestowania seksualnego przez duchownych w Irlandii było zwołanie przez prymasa Seana Brady’ego konferencji biskupów wszystkich 26 diecezji. Kardynał zażądał, by hierarchowie oraz zwierzchnicy zakonów złożyli pisemne zobowiązanie, iż przestrzegać będą przyjętych wcześniej
położenia kresu skandalom pedofilskim. Zaraz potem, po powrocie do swej diecezji, Magee wydał rozporządzenie, by absolutnie nie
walkę z przestępstwami seksualnymi w Kościele i zerowe pobłażanie dla sprawców. Została przesłana do zatwierdzenia do Watykanu, ale Jan Paweł II nie zaakceptował jej, mówiąc o łasce przebaczenia. Dopiero po łagodzącej korekcie deklaracja została przyjęta przez kościelną centralę. To samo miało miejsce z przepisami
Ciężki rok Kościoła reguł nakazujących natychmiastowe wydawanie władzom sprawców wykrytych przypadków pedofilii kleru. Drastyczne złamanie owych reguł przez bpa Johna Magee (na zdjęciu), osobistego sekretarza trzech papieży, typowanego ongiś na następnego prymasa Irlandii, wywołało oburzenie mediów, społeczeństwa i dezaprobatę części duchownych. Kard. Brady początkowo zdawał się popierać rezygnację Magee, ale potem niespodziewanie udzielił mu poparcia. W obliczu oburzenia wiernych wyraził zdziwienie i stwierdził, że nie zdawał sobie sprawy, iż jego wypowiedź będzie miała taki oddźwięk. Ale ani na jotę nie zmienił stanowiska, powtarzając, że bp Magee powinien pozostać na stanowisku. Instrukcje, jak reagować na molestowanie seksualne dzieci przez duchownych, po raz pierwszy sformułowano w roku 1996, w formie tzw. zielonej książeczki. Nowelizowano je w roku 2005 w formie deklaracji „Nasze dzieci – nasz Kościół”. (Po raz pierwszy biskupi irlandzcy dyskutowali o pedofilii duchownych ponad 20 lat temu). Gazeta „Irish Catholic” podkreśla, że Magee był doskonale świadom zaleceń, ponadto uczestniczył w odprawie irlandzkich biskupów u papieża w 2006 roku, podczas której Benedykt XVI w ostrych słowach wezwał podwładnych do
ujawniać organom ścigania nazwisk duchownych pedofilów i udzielać tak mało informacji jak to tylko możliwe. Mimo jaskrawej niesubordynacji Benedykt nie odwołał go ani nie skłonił do rezygnacji. Zapewne wypowiedź kard. Brady’ego miała ciche błogosławieństwo szefa Watykanu. Kiedy w roku 2002 eksplodował kryzys pedofilii w USA, tamtejsi biskupi na konferencji w Dallas przyjęli bardzo stanowczą deklarację, która zapowiadała bezwzględną
olicja przerwała rajskie życie dwu sług bożych z Florydy. Zostali aresztowani za defraudację 8,6 mln dolarów z datków wiernych kościoła św. Wincentego w Del Ray Beach. To część rejonu Palm Beach, zamieszkanego przez multimilionerów. Ks. Guinana aresztowano, gdy wychodził z samolotu po wywczasach w Australii. On i ks. John Skehan wydawali forsę dzianych parafian na podróże, alkoholowe balangi, hazard i romanse. Wprawdzie błogie życie pod osłoną krzyża dobiegło końca, ale para nie przestała główkować. Tym razem – jak uniknąć kary. Z bardzo nowatorską propozycją pod adresem prokuratury wystąpił dobrodziej Skehan i jego adwokat: sąd pozwoli mu na powrót do rodzimej Irlandii i za karę nie będzie miał prawa powrotu do USA. Tego typu ubijanie interesów między oskarżonym, jego adwokatem, prokuratorem i sędzią jest normalką w USA, ale tym razem pani sędzia
P
irlandzkimi z roku 2005 „Nasze dzieci – nasz Kościół”. Spotkały się z zastrzeżeniami Watykanu i do dziś nie zostały zaakceptowane, a tylko to mogłoby zmusić biskupów do ich oficjalnego respektowania i egzekwowania. „Irish Catholic” ostrzega, że rok 2009 będzie bardzo ciężki dla Kościoła w Irlandii. Wkrótce spodziewane jest opublikowanie raportu o pastwieniu się i molestowaniu dzieci w kościelnych szkołach z internatami. PIOTR ZAWODNY
15
Koniec z cudami roku 1954 diecezja Lourdes postanowiła powołać do życia specjalną, międzynarodową komisję medyczną, która analizowałaby i weryfikowała przypadki niewytłumaczalnych medycznie wyleczeń we francuskim sanktuarium u stóp Pirenejów, słynącym z uzdrawiającej wody.
W
Ponad 7 tys. pielgrzymów na przestrzeni lat ogłosiło cudowne pozbycie się dolegliwości, zazwyczaj ciężkich bądź nieuleczalnych. Komisja zatwierdziła 67 uzdrowień, których nie dało się wyjaśnić w kategoriach medycznych. Kościół zatwierdzał takie wypadki jako cuda. Ostatni raz obwieścił cudowne wyleczenie w roku 2005, kiedy to Włoszkę Annę Santanniello – poważnie chorą na serce – wniesiono do cudownego źródła na noszach, a wyszła zeń o własnych siłach. Na początku grudnia lekarze komisji oświadczyli jednak, że nie będą dłużej produkować cudów. Dr Patrick Theillier, sekretarz komisji lekarskiej, oznajmił, że „zespół
medyczny musi być niezależny od władz kościelnych. Dotychczas dawaliśmy Kościołowi jak prezent cały materiał, a Kościół miał tylko wypowiedzieć słowa: Aprobujemy. Teraz z tym koniec”. Lekarze doszli do wniosku, że mogą zdarzać się samoistne przypadki wyleczeń czy poprawy stanu zdrowia, ale nie z powodu cudu, lecz z naturalnych przyczyn. Znaczącą rolę może odgrywać na przykład siła autosugestii. Odtąd komisja będzie tylko orzekać, że wyleczenie schorzenia, wobec którego tradycyjna medycyna była bezradna, jest „nadzwyczajne”. „Czy to cud – niech sobie decyduje Kościół i bierze odpowiedzialność za swój werdykt”. JF
Gra w bogów rzemysł gier wystąpił z ofertą dla ateistów. „Zabawa bogów: gra świętej dominacji” jest reklamowana jako pierwsza satyryczna gra, której kanwą są wojny religijne.
P
Plastikowe figurki przedstawiają Jezusa straszącego krzyżem, Mojżesza okładającego nieprzyjaciół tablicami dziesięciu przykazań, Buddę z karabinem maszynowym, jest też postać przypominająca Mahometa w turbanie z kindżałem i bombą. Wszyscy starają się wymusić oddawanie czci. Producentem gry jest Ben Radford, redaktor naczelny pisma agnostyków „Sceptical Inquierer”. „Większość przemocy na świecie ma swe korzenie w religii
– konstatuje Radford. – Postanowiłem nie rezygnować z figurki Mahometa tylko dlatego, że muzułmanie mogą się poczuć urażeni. To gra satyryczna”. Mahomet nie został jednak nazwany po imieniu. Zdaniem autora, gra nie jest antyreligijna, choć wyszydza fanatyzm. Wygraną zapewnia efektywne zabijanie i nawracanie. Grę można nabyć za 40 dol., ale tylko w niezależnych sklepach. Duże sieci wolą nie ryzykować gniewu pobożnych. CS
Gorzkie Martini doszła do wniosku, że ks. Skehan przesadził z bezczelnością, i z oburzeniem odrzuciła propozycję „kary”. Propozycja ilustruje, jak duchowni postrzegają kwestię swej odpowiedzialności za przestępstwa. Ale gdyby trafiło na pobożnego sędziego (co często zdarza się w przypadku „FiM”) i wyraziłby on zgodę, Kościół odprawiłby złodzieja do Irlandii i zadbał, by nie stała mu się tam krzywda. Sprawa defraudacji skompromitowała diecezję Palm Beach, bo hierarchia nie zauważyła wielkiego złodziejstwa. Również arcyrozrywkowy tryb życia dwójki katohedonistów nie zwrócił uwagi. To nie pierwsza kompromitacja w tej ekskluzywnej diecezji: w roku 1998 za przestępstwa seksualne z posadą musiał się pożegnać jej biskup Keith Simons; historia powtórzyła się w roku 2002 z biskupem Anthonym O’Connellem. Trwały właśnie intensywne wysiłki odbudowy wizerunku Kościoła w rejonie Palm Beach, a tu wybuchł skandal ze złodziejstwem Skehana i Guinana. CS
Katohedoniści
rgentyński arcybiskup La Platy Hector Aquer z drastyczną jak na wewnątrzkościelne stosunki ostrością zaatakował kardynała Carla Marię Martiniego – za treść jego książki „Nocne konwersacje w Jerozolimie”.
A
Występując w swym programie „Klucze do lepszego świata”, abp Aquer oświadczył, że książę Kościoła „podważa prawdy i praktyki kościelne takie jak celibat księży, wyświęcanie wyłącznie mężczyzn i niemoralność stosunków homoseksualnych”. Aquer nie może też ścierpieć bardzo krytycznego stosunku Martiniego do Pawła VI za encyklikę „Humanae vitae” zakazującą – wbrew opinii powołanego przez papieża zespołu naukowców – antykoncepcji. „Spowodowała ona, że wielu ludzi opuściło Kościół i Kościół opuścił wielu ludzi” – stwierdza Martini.
Kardynał Carlo Martini był głównym kandydatem liberałów na papieża. ST
16
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (125)
Zmieniony dekret W stanie wojennym główne uderzenie władz zostało skierowane w „Solidarność”; Krk starano się nie ruszać. Zmieniono nawet na korzyść Krk oprotestowany przez biskupów dekret o stanie wojennym. Oficjalnym powodem ogłoszenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. była pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju. Jego wprowadzenie miało jednak także na celu obronę władzy i dyktatu partii komunistycznej przez eliminację z życia politycznego czy neutralizację niezależnego ruchu związkowego, a zwłaszcza „Solidarności”. Za wprowadzeniem stanu wojennego miał też przemawiać inny istotny argument, a mianowicie groźba sowieckiej interwencji, z którą po raz pierwszy liczono się w grudniu 1980 roku. W każdym razie siła oddziaływania tej groźby była na tyle duża, że ulegli jej także hierarchowie kościelni. Prymas Stefan Wyszyński kilkakrotnie mówił o groźbie ingerencji „czynnika zewnętrznego” w sprawy polskie. Po północy 13 grudnia oddziały ZOMO rozpoczęły ogólnopolską akcję internowania działaczy opozycyjnych, w wyniku której w ciągu pierwszego tygodnia trwania stanu wojennego internowano ok. 5 tys. osób (ogółem do 22 lipca 1983 r. internowano ok. 10 tys. osób). Milicja i wojsko obsadziły m.in. budynki radia i telewizji, wstrzymano wydawanie prasy (poza „Trybuną Ludu” i „Żołnierzem Wolności” oraz kilkoma lokalnymi pismami), wprowadzono
W
cenzurę korespondencji i rozmów telefonicznych oraz godzinę milicyjną i wiele innych ograniczeń swobód obywatelskich. Odnotowywano różnice w reakcjach hierarchów kościelnych i szeregowego kleru. W Krk ujawniły się dwie odmienne postawy wobec wprowadzenia stanu wojennego: jedna oportunistyczna, druga nastawiona na konfrontację. Grupie generałów z Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego zależało, by Krk swoim stanowiskiem tonował nastroje społeczne. O wprowadzeniu stanu wojennego prymas Józef Glemp dowiedział się już o godz. 5.30 od wysokich rangą przedstawicieli władz: sekretarza KC Kazimierza Barcikowskiego, gen. Mariana Ryby – członka WRON-u oraz ministra Jerzego Kuberskiego, szefa Urzędu ds. Wyznań, przybyłych do prymasowskiej siedziby przy ulicy Miodowej w Warszawie. Już w pierwszych dniach stanu wojennego prymas Glemp wybrał linię „łagodzenia napięć”, co spotkało się z uznaniem władz, ale też oskarżeniami o oportunizm. Prymas od swoich pierwszych publicznych wystąpień wzywał do opanowania, zachowania spokoju społecznego i niepodejmowania drastycznych działań.
ostatnich dniach w mediach pojawiło się wzruszające świa dectwo polskiego ateisty, któ ry w obliczu śmierci potwierdza odważ nie i dumnie swoją niewiarę. Ateista ten jest związany z... PiS. Wypowiedzi profesora Zbigniewa Religi, wybitnego polskiego kardiochirurga, są warte przytoczenia z wielu powodów: dlatego, że jest lekarzem, że od lat jest związany z prawicą i dlatego, że, jak sam mówi, stoi o krok od grobu. Jako prawicowiec z niemal 20-letnim stażem swoimi światopoglądowymi wypowiedziami zapewne wpędza zdewociałych na ogół kolegów politycznych w niemałe zakłopotanie; jako lekarz, który miał stale do czynienia ze zjawiskiem śmierci klinicznej, rozwiewa związane z nią mity, a fakt, że od zgonu dzieli go kilka miesięcy (według jego przekonania), dodaje ostatecznej powagi jego własnym słowom. Zaznaczam, że profesor Zbigniew Religa nie jest ulubionym bohaterem mojej bajki. Podziwiam wprawdzie jego profesjonalizm i zdolności organizacyjne, ale nie poczuwam się do żadnej ideowej wspólnoty z nim. Po tym, jak w czasach PRL-u był członkiem prorządowego PRON, a później
Zarzucono mu z tego powodu tchórzostwo i brak odwagi cywilnej, przedwczesną kapitulację i porzucenie „Solidarności” w obliczu brutalnej przemocy, dbanie przede wszystkim o interesy Krk, który do legalnego działania potrzebował dobrych stosunków z władzą. Do ugodowej polityki prymasa także niektórzy biskupi nastawieni byli krytycznie. Władze doskonale wiedziały, jak wiele zależy od postawy prymasa wobec stanu wojennego – nie tylko dla sytuacji w stolicy, ale i dla całego kraju. Duchowieństwo
wspierał Lecha Wałęsę. Potem zakładał niezliczone, dziwaczne, zawsze prawicowe partyjki, wspierał PO, to znów poparł PiS i znalazł się w tworzonym przez tę partię rządzie. Obecnie jest posłem z namaszczenia braci Kaczyńskich. Religa twierdzi, że zawsze
było potrzebne jako stabilizator. Świadomy tego był również sekretarz KC Barcikowski, który stwierdził, że „to właśnie w Kościele znajduje się przycisk, przy którego użyciu można było tego dnia zdetonować Polskę”. Dlatego też nie odważono się prowadzić jednoczesnej walki na dwóch frontach: przeciwko „Solidarności” i Krk. W imię tej polityki zmieniono dekret o stanie wojennym – już uchwalony przez Radę Państwa i rozesłany. Jeszcze wieczorem 13 grudnia doszło do spotkania władz z biskupami, podczas którego zaprotestowali oni przeciwko umieszczonym w dekrecie przepisom ograniczającym swobodę Krk. Wśród nich był przepis z okresu stalinowskiego, z dekretu z 1953 roku, stwierdzający, że władze państwowe mają wpływ na obsadę stanowisk kościelnych
Tymczasem coraz bardziej słabnący fizycznie Religa niczego się nie boi. Ani katolickiej żony, ani sklerykalizowanych do szpiku kości kolegów z PiS, ani tzw. opinii publicznej. Mówi jasno dla jednego z tygodników: „Jestem ateistą z głębokiego przekonania. Mój
ŻYCIE PO RELIGII
Wyznanie niewiary w polityce chodziło mu o jedno – o dobrą reformę chorej polskiej służby zdrowia. Być może – nie mnie oceniać jego gust i polityczne motywacje. Niemniej uważam, że warto pisać o wypowiedziach światopoglądowych profesora, bo są jak na polskie, nie tylko prawicowe uwarunkowania, absolutnie wyjątkowe. Polski standard jest taki, że znane osoby, nawet jawnie niewierzące, wstydzą się mówić o swoich przekonaniach w mediach. A jakby tego było mało, na swoich pogrzebach, z woli własnej lub rodziny, fundują niejednokrotnie obłudną religijną szopkę.
pogrzeb będzie świecki, nie będzie żadnych uroczystości kościelnych. Taka jest moja wola. Nie chcę żadnych cudów robić, bo nie wierzę w nie. Poza tym, na koniec życia – ucieczka do Boga? To śmieszne! Po tamtej stronie nie ma kompletnie nic”. Pytany o mistyczne doświadczenia tzw. śmierci klinicznej (słynny tunel ze światłem na końcu, miłymi głosami i „Bogiem”), z którą miało do czynienia wielu jego pacjentów, stwierdza: „Wszyscy mówili to samo. Dla mnie są to wyładowania mózgowe, nerwowe. Nic cudownego”. Ta wypowiedź nie jest wprawdzie żadnym odkryciem Ameryki, bo to rzecz
i zwalniania duchownych. Barcikowski uległ żądaniom episkopatu i w ten oto sposób – jak potwierdził to później gen. Czesław Kiszczak – „ostateczna wersja dekretu Rady Państwa była współredagowana przez przedstawicieli Kościoła”. W peerelowskiej rzeczywistości było to wydarzenie bez precedensu. No i pociągnęło za sobą konieczność wycofania wydrukowanej i rozesłanej wcześniejszej wersji dekretu. Z ostatecznej wersji, drukowanej pospiesznie 14 grudnia, usunięto dwa artykuły. Od pierwszych dni wprowadzenia stanu wojennego władze skrupulatnie badały postawę kleru. Stwierdzono, że zdecydowana większość duchowieństwa, choć nieprzychylna reżimowi, zachowuje się biernie, zajmując się jedynie duszpasterstwem. Była też liczna grupa księży współpracujących z władzą. Z wielką skrupulatnością odnotowywano wrogie wystąpienia, ich kontekst i treść, a z zadowoleniem witano oczekiwane efekty ostrzegawczych rozmów z księżmi. Realizację wytkniętego celu widziano też w podpisywaniu tzw. lojalek na wierność PRL. Meldowano przy tym, że strona kościelna nie wycofała się z obrony internowanych i ukrywających się. Szczególne zdenerwowanie władz budziło rozprowadzanie przez komitety parafialne darów żywnościowych napływających z Zachodu, bo niweczyło to plan laicyzacji i zjednywania sobie społeczeństwa. Przypadek ks. Sylwestra Zycha to było ostrzeżenie przed łączeniem się strony kościelnej z ekstremistami opozycyjnymi. Ksiądz został oskarżony o współudział w zabójstwie milicjanta i po pokazowym procesie – wyrokiem z 8 września 1982 r. – skazany na 6 lat więzienia. ARTUR CECUŁA
naukowcom dobrze znana, ale niewielu z nich chce o tym mówić w czasach renesansu religii. Warto zwrócić na to uwagę, bo na lekturze spisanych przeżyć towarzyszących śmierci klinicznej miliony ludzi opiera swoją przynależność do Kościołów i nadzieję na życie pozagrobowe. Bezkrytyczna książka dr. Moody’ego na ten temat („Życie po życiu”) ukazała się w dziesiątkach milionów egzemplarzy i cieszy się nie mniejszym zaufaniem czytelników niż Biblia. Profesor Religa zasługuje na szacunek i wdzięczność polskich ateistów ze względu na swoją odwagę i szczerość – cechy tak rzadkie w Polsce, że osoby je reprezentujące są godne najwyższej pochwały. Zawsze twierdziliśmy, że jeśli ktoś z PiS uczyni coś dobrego dla naszego kraju, to z pewnością to zauważymy i pochwalimy. Właśnie profesor Religa, poseł PiS, coś takiego zrobił – nie poddał się modzie ani środowiskowym naciskom, przez co przyczynił się do dodania odwagi innym niewierzącym lub inaczej niż po katolicku wierzącym, aby śmiało mówili o swoich przekonaniach. Zgodnie z obietnicą dziękujemy za to i doceniamy. Czekamy na kolejne odważne i szczere osoby, obojętnie, z której strony politycznych okopów. MAREK KRAK
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r. W wymiarze zupełnie zewnętrznym masońska inicjacja jest tym, co badacze kultur określają mianem ceremonii przejścia. Ceremonie przejścia funkcjonują w naszym życiu i w naszych kulturach zarówno w sferze religijnej, jak i świeckiej.
Nadanie nowego imienia, obrzędowa kąpiel, zakładanie nowej szaty, recytacja odpowiedniej na okazję mantry – te wszystkie elementy to symboliczne przedstawienie stanu zmiany statusu, przejścia z jednej formy egzystencji do innej” (Joanna Żak-Bucholc). Masonerii inicjacja towarzyszy od samego początku i jest to jej nieodłączny element. Nie jest ona próbą, czy kandydat nadaje się do wspólnoty lub jakiegoś wyższego kręgu. Takie
PRZEMILCZANA HISTORIA pozorna, symboliczna śmierć. Chodzi o to, że często, żeby dokonała się w nas przemiana, musimy zostać oczyszczeni – dawna wizja »nas« musi umrzeć. W wymiarze fizycznym związane są z tym nastepujące działania: zakopywanie się w ziemi, sweatlodge, uwalnianie się od więzów »historii osobistej«, zażywanie peyotlu, wszelkiego rodzaju odosobnienia”. W masonerii proces inicjacji rozpoczyna się właśnie od odosobnienia w izbie rozmyślań – niewielkim
6) deklaracja zaufania i miłości w stosunku do inicjowanego ze strony bractwa; 7) deklaracja pragnienia rozwoju. Poniżej fragment wypowiedzi Czcigodnego Mistrza w czasie inicjacji na ucznia w przedwojennym rycie Memphis-Misraim, przytoczony w książce Leona Chajna „Polskie wolnomularstwo 1920–1938”: „Wolnomularstwo jest instytucją, która działa sama z siebie, czerpie zasady swe z rozumu, a jednakowoż jest
HISTORIA MASONERII (8)
Masońska inicjacja W wymiarze ogólnokulturowym i ogólnospołecznym znaczenie miały zwłaszcza w tzw. dawnych czasach. W dobie nowożytnej ich znaczenie ogólnospołeczne znacznie zmalało, zredukowało się do małych elitarnych grup zamkniętych. W czasach najnowszych zaś kreuje się coś na kształt mody na grupy inicjacyjne, nie zawsze oferujące prawdziwą głębię duchową i możliwość odmiany życia. Na początek kilka ogólnych słów o ceremoniach przejścia, ich istocie i funkcjach, widzianych okiem etnologa: „Obrzęd inicjacji w życiu każdej wspólnoty stanowi niezwykle ważny moment. I choć odmian ceremonii inicjacyjnych jest bez liku, zawsze odnajdziemy w nich ten sam schemat symboliczny, i to począwszy od kultur archaicznych po tajemne misteryjne stowarzyszenia, sekty i loże, a także obyczaje, w których wyraźny jest motyw próby (ślad takiego znaczenia próby inicjacyjnej zachował np. nasz zwyczaj otrzęsin). U samych swych podstaw inicjacja mieści w sobie wiele krzyżujących się znaczeń – warto wymienić chociaż kilka z nich. Jedną z funkcji obrzędu inicjacji jest ponad wszelką wątpliwość uroczyste przyjmowanie adeptów do wspólnoty. Drugą, będącą jakby przedłużeniem pierwszej, jest szeroko pojęte wtajemniczenie. Zwróćmy uwagę, że to zawsze zakłada aspekt poznawczy, czegokolwiek by to poznanie dotyczyło: sekretu sekty, mitycznego pochodzenia rodu, kosmogonii plemiennej. Inicjacja jest więc zawsze wstępem do nauki opartej na tradycji. I wreszcie funkcją inicjacji jest próba, rodzaj egzaminu dla adepta, który musi udowodnić, że zasługuje na przyjęcie do wspólnoty i do zdobycia tej wiedzy, którą ona dysponuje (...). Poznając elementy symboliczne, mające odsłaniać znaczenie i sens ceremoniału, trudno oprzeć się wrażeniu, że elementy te należą do »żelaznego repertuaru« właściwie każdej ceremonii przejścia – czy będzie to ślub, narodziny dziecka, wstąpienie do klasztoru, czy wreszcie śmierć pojmowana jako przejście w inny świat i przyjęcie innego sposobu egzystowania.
i mrocznym pomieszczeniu z „groźbadania kandydata powinny nastęnymi” dla profana napisami na ściapować przed samym obrzędem ininach oraz symbolicznymi przedmiocjacji, wielomiesięcznym przygototami, gdzie kandydat na wolnomuwaniem lub obserwacją. Sama inilarza przygotowuje się psychicznie do cjacja jest natomiast ostateczną próinicjacji i wstąpienia do zakonu wolbą i ostatecznym potwierdzeniem nomularskiego, pisząc swój „testagotowości kandydata. ment filozoficzny”. Wśród napisów Nie może być przeprowadzana izby rozmyślań naczelny jest V. I. T. na psychice rozchwianej lub niedojR. I. O. L., a nawiązuje on do starej rzałej. Aby była skuteczna, musi mieć dewizy alchemików i różokrzyżowpewny i ustabilizowany grunt psyców: Visita Interiora Terrae, Rectifichiczny, gotowy wszelako do nieustannej pracy nad sobą. W masonerii inicjacja jest wyrazem deklaracji gotowości przemiany i pracy nad samorozwojem, a zarazem dopuszczeniem do kręgu bractwa wolnomularskiego, przepustką do wtajemniczenia. Inicjacja oznacza przejście na następny, wyższy poziom życia duchowego – narodzenie się do nowego życia. Tak jak np. uroczysta inicjacja szkolna dzieli ludzi na uczniów i całą resztę, tak inicjacje masońskie dzielą ludzi na wtajemniczonych (braci i siostry) oraz profanów (światowych). Wtajemniczenie trzeciego stopnia Jest zrytualizowana. candoque, Invenies Occultum LapiW czasie inicjacji kandydat wydem, czyli: Odwiedź wnętrze ziemi, stępuje w opasce, z pętlą z konopprzez oczyszczenie odnajdziesz kanego sznura na szyi, ma obnażoną mień tajemny. Według Jana Pastelewą pierś i lewą stopę, oraz prawą rza, „jest to zachęta do podjęcia pranogę – żeby był „ani nagi, ani ubracy wolnomularskiej, rozpoczęcia prony”. Odsłonięte serce symbolizuje cesu alchemii duchowej, poszukiwaszczerość i otwartość, obnażona prania głębszego ego – w ciszy i skupiewa noga – pokorę, obnażona lewa niu”. To jest miejsce, gdzie powinna stopa – szacunek. Kandydat wyraża się dokonać śmierć profana. tym samym gotowość uznania bezPełna inicjacja – od izby rozmywartościowości dotychczasowych przyślań do odkrycia oczu – jest wielozwyczajeń i przyjemności. Lichy ubiór aspektowa i łączy takie elementy jak: w trakcie inicjacji ma podkreślać 1) akt przyjęcia nowego członka ogrom różnicy między tym, co było, do zamkniętej grupy braterskiej; a tym, co będzie. Jeśli ktoś zaproszo2) wtajemniczenie w sekretne częny do bractwa wolnomularskiego ści tradycji masońskiej (symbole, rymniema, iż przyczyną tego było jego tuały, słowa itd.); wspaniałe życie i dotychczasowe osią3) potwierdzenie osiągnięcia odgnięcia w czasie inicjacji jest wypropowiedniego poziomu psychicznego wadzany z błędu i musi całym sobą i mentalnego; wyznać, jak liche było to wszystko w 4) próba charakteru inicjowaneporównaniu z tym, czego teraz bęgo; dzie się od niego wymagać. 5) próba zaufania inicjowanego J. Łukasiewicz i M. Kosmal pido bractwa; szą: „Częstym elementem inicjacji jest
uniwersalna. I mimo że jest niezmienną w swoim dogmacie fundamentalnym, podlega ona postępowi i nie ogranicza się w szukaniu prawdy. Winien się Pan zastanowić nad prośbą wniesioną do nas, która może w konsekwencji sprowadzić na Pana najstraszniejsze próby. Czy Pan jest całkowicie zdecydowany na poddanie się wszelkiego rodzaju próbom, jakie by nie były? [...]. Ponieważ Pan się zgadza, przeto winien Pan być
na ostrożności i całkowicie powierzyć się temu, który poprowadzi kroki Pańskie [...]. Zaczem czcigodne to zebranie nasze, którego jestem przedstawicielem, zechce poddać Pana próbom, pragnie ono wniknąć w serce Pana [...]. Wolność jest to władza czynienia albo nieczynienia czegoś według określonej Woli [...]. Moralność jest wiedzą spoczywającą na zasadach rozumu ludzkiego. Jest to prawo naturalne i uniwersalne, które rządzi wszystkimi istotami myślącymi i wolnymi. Odpowiada ona najczystszym uczuciom serca, zapewniając zwycięstwo Rozumowi i Cnocie [...]. Cnota według jej sensu istotnego oznacza Siłę, Siłę czynienia dobra. Jest to spełnianie swoich obowiązków. Jest ona cnotą publiczną, o ile poświęca się dla społeczeństwa i ludzkości, cnotą zaś prywatną, o ile istnieje bez rozgłosu przy równoczesnej bezinteresowności na korzyść jednostek. W końcu jest ona
17
cnotą domową w zakresie obowiązków spełnionych wobec rodziny [...]. Wadą jest wszelkie uczynione ustępstwo na rzecz egoizmu i namiętności ze szkodą dla obowiązku. Jest to zadowolenie złych skłonności człowieka: kłamliwy miraż wykazujący najprzyjemniejsze strony uciech nieczystych. Niebezpieczeństwo, przeciw któremu należy się uzbroić wszystkimi siłami rozsądku, całą energią charakteru – miraż, którego uzyskuje się zniszczenie przez wywołanie obrazu jak najczystszych uciech, tak dalece czystych, że dają człowiekowi życie w Mądrości, w Cnocie. Zbieramy się w Świątyni celem nałożenia na siebie zbawczych hamulców na nasze namiętności, na nasz popęd chciwości: zbieramy się po to, ażeby wznieść się ponad nasze przyziemne zainteresowania. Pracujemy bez wytchnienia nad naszym udoskonaleniem, jednakowoż praca ta jest trudna i wymagająca wielu poświęceń, którym Pan się musi poddać z chwilą wejścia do grona naszego. Musi Pan postanowić pracować bez wytchnienia nad swoim doskonaleniem moralnym, o ile Pan trwa nadal w chęci pozostania z nami [...]. Każde stowarzyszenie ma swoje prawa, wszyscy członkowie zaś wzajemne obowiązki do spełnienia, jako że byłoby niebezpiecznym branie na siebie zobowiązań, których nie znałoby się w rozciągłości, przeto jest obowiązkiem naszego czcigodnego zgromadzenia określić Panu, jakie będą Jego obowiązki z chwilą przyjęcia do nas. Pierwszym z nich jest absolutne milczenie o tym wszystkim, co posłyszeć lub odkryć Pan może między nami, podobnie jak i o tym, co zobaczy Pan u nas i dowie się następnie. Drugim: praktykowanie cnót najmilszych nam i najdobroczynniejszych. Wspomaganie Brata, uprzedzanie jego potrzeb, wspomaganie jego radami, światłami i zaufaniem. Cnoty, które uważane są w świecie profanów za rzadkie, między Mularzami, którzy je pełnią, są one jedynie obowiązkiem. Trzecim z kolei obowiązkiem Mularza, który będzie Pan mógł wypełniać po przyjęciu Jego do nas, jest stosowanie się do statutów generalnych Masonerii i przepisów specjalnych naszej loży. Mogę Pana ponadto zapewnić, że statuty te nie posiadają nic przeciwnego prawom państwowym i zwyczajom społecznym [...]. Zechce Pan położyć swą prawą rękę na sercu i powtarzać za mną słowa przysięgi: Zobowiązuję się na honor zachować absolutne milczenie o wszystkich próbach, którym zostanę poddany”. ! ! ! Oczywiście naiwne jest mniemanie, że w ramach inicjacji doznaje się masońskiego wtajemniczenia. Inicjacja bowiem to dopiero początek wolnomularskiej drogi. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Polskie „prawa” nieludzkie Wylewanie u nas morza łez z powodu łamania ludzkich praw poza naszymi granicami (np. na Białorusi) jest wyrazem hipokryzji władz RP i wielu mediów. Prawa te łamane są bowiem w Polsce bezwzględnie i bez zmrużenia oka. Znam to z autopsji, od kiedy rząd Suchockiej pozbawił mnie 25 proc. emerytury bez żadnego uzasadnienia. Tak po prostu zabrano – i cześć. Kiedy zwróciłem się do Rzecznika Praw Obywatelskich z pytaniem, czy tego rodzaju działanie władz jest zgodne z prawem,
ponieważ rzecznik jego praw reprezentuje interes władzy. Szczytem łamania praw ludzkich w naszym kraju jest osadzenie w więzieniu żołnierzy za to, że walcząc w imieniu władzy, kogokolwiek na wojnie zabili. Zapewne wysyłający ich na „misję” nie wiedzieli, że na wojnie się zabija, żeby nie dać zabić siebie. Władze wolą jednak bohaterów wracających do macierzy w trumnach niż żywych, którym przecież z upływem czasu trzeba będzie wypłacać emerytury. Martwi nie będą niczego żądać.
Fot. WHO BE
otrzymałem odpowiedź, że uprawnienia nabyte są nieistotne; rząd może ustanowić nowe reguły prawne, nawet ze szkodą dla obywatela. A jeśli mi się to nie podoba, mogę zrezygnować z emerytury. Nie dość, że prawo jest łamane, to jeszcze obywatel nie ma się do kogo zwrócić w celu ukrócenia tego procederu,
Wypłacanie wcześniejszych emerytur obywatelom pracującym w trudnych warunkach też jest przez władzę nie do przyjęcia. Niech pracują „na czterech łapach”, podpierając się z wysiłku nosem, aż do „godnej” śmierci. Po co im wypłacać „godną” emeryturę? Zapewne jest to ludzkie prawo.
Pani pozna Pana Samotna Podlasianka w „jesieni życia” pozna samotnego Pana, który chce odmienić swój los na lepszy. (1/a/06) Wdowa lat 62, zadbana i elegancka, kulturalna i wykształcona, pozna Pana w odpowiednim wieku, inteligentnego i bez nałogów, koniecznie antyklerykała. (2/a/06) Młoda duchem i wyglądem emerytka z poczuciem humoru, intelektualistka, pozna Pana opiekuńczego i inteligentnego, bezdzietnego, z poczuciem humoru, wzrostu powyżej 175 cm, z Warszawy lub okolic. (3/a/06) 37-letnia miła panna, puszysta, z poczuciem humoru i dzieckiem, pozna Pana do lat 45, niezależnego finansowo, opiekuńczego, także z poczuciem humoru, najchętniej z woj. łódzkiego. (4/a/06)
Zabiorą też część emerytur byłym pracownikom Służby Bezpieczeństwa. Jakby ta niby „nielegalnie działająca” służba nie była powołana przez legalne państwo. Wypełniała przy tym, bez względu na ocenę, niewątpliwie analogiczne funkcje jak podobne służby w każdym innym państwie. Mam przy tym także na myśli obecną Rzeczpospolitą, choć jakby jeszcze niepewnego numeru. Zbiorowa odpowiedzialność jest jednak bardzo ludzkim „prawem”, stosowanym chyba tylko w naszym, niby cywilizowanym kraju. Zgodne z „prawami ludzkimi” jest chyba również podzielenie między swojakami majątku państwowego, wypracowanego przez już zupełnie niepotrzebnych emerytów. Oni zrobili swoje i mogą odejść. Czy nie bardziej ludzkie byłoby uczciwe podzielenie się z nimi majątkiem przez nich wypracowanym?! Posługiwanie się przy tym idiotycznymi frazesami w rodzaju: młode pokolenia nie będą w stanie zapracować na emerytury swoich poprzedników – jest śmieszne. To właśnie ci obecni emeryci wypracowali znaczący majątek, który zdecydowanie wystarczałby na ich emerytury, gdyby tylko nie został im zabrany. Tymczasem w ramach realizowania praw ludzkich w Polsce odchodzące pokolenia skazuje się na powolną śmierć poprzez: głodowe emerytury, brak możliwości dalszego zatrudnienia, pozorny brak finansów na leczenie, brak sensownej opieki medycznej itp. I to jest właśnie „bardzo ludzkie prawo” RP! Nie jestem jednak pewien, czy nie bardziej ludzkie byłoby strzelenie każdemu emerytowi w potylicę! To przynajmniej byłby prawie pewny przychód do ubogiej kasy państwowej. Mirosław Krasowski Giżycko
Rozwiedziona, niezależna i dobra, 56/160, pozna miłego Pana do lat 65, na dobre i na złe, z woj. łódzkiego. (5/a/06) Zadbana, kobieca, niezależna, z temperamentem i chęcią do życia, 60/165/65, o miłej aparycji i młodym wyglądzie, ciekawa ludzi i świata, pozna Pana o miłej osobowości, dla przyjaźni, miłości i szacunku. (6/a/06) Wdowa na emeryturze, średniej budowy ciała, kulturalna, inteligentna o dobrym sercu i szerokich zainteresowaniach, spokojna o miłym uśmiechu, pozna kulturalnego Pana, który przyjmie ją pod swój dach razem z synem i synową. (7/a/06) Pan pozna Panią Wdowiec z wyższym wykształceniem, emeryt, 77/169, bez nałogów i zobowiązań, z własnym mieszkaniem, zmotoryzowany, o ciepłym charakterze, pozna w celu matrymonialnym Panią w wieku 72 lat, z minimum średnim wykształceniem, ze świętokrzyskiego lub województw ościennych. (1/b/06) Wdowiec, 70-letni emeryt, 162 cm wzrostu, wyrozumiały oraz tolerancyjny, bez nałogów i zobowiązań, o wszechstronnych zainteresowaniach,
o żołnierz powinien wiedzieć o życiu i świecie? Nic, bo od tego ma przełożonych. Oni wszystko wiedzą i myślą za szeregowca. Do takiego wniosku doszedłem po lekturze niewielkiej książeczki, którą otrzymałem od naszego kapelana. Od kilku miesięcy jestem szeregowcem – jednym z ostatnich poborowych – i do armii przyszedłem z przymusu. Tak ojczyzna nakazała. Gadania nie było. Pobyt w koszarach traktuję jako czas stracony. Już pierwszego dnia
C
uroczystości kościelne, wykazy patronów, a także święta poszczególnych formacji wojskowych RP. Dowiadujemy się zatem, że np. 12. Szczecińska Dywizja Zmechanizowana leży plackiem w kościele 15 marca, zaś 3. Brygada Radiotechniczna – 31 czerwca. Oczywiście, 15 sierpnia, w rocznicę cudu nad Wisłą, wszyscy leżą po raz kolejny i cała armia Najjaśniejszej dziękuje Bozi za bezustanne zwycięstwa, sukcesy i opiekę. Studiując kalendarzyk, oprócz zajadów nabawiłem się też czegoś znacznie gorszego – chwilowego, na
Kalendarzyk żołnierski dowiedziałem się, że jestem tylko od wykonywania rozkazów, bo myślą za mnie inni. Z takiego też założenia wyszli widocznie twórcy „Religijnego kalendarza żołnierza polskiego na 2009 rok” z kurii polowej Wojska Polskiego. A że to oni są najmądrzejsi i za biurkami już dawno poukładali świat według swoich wyobrażeń, takie jak ja Szwejki otrzymały cudaczny zbiorek zaleceń, pouczeń i prawd objawionych. Z niektórych można boki zrywać, co uważam za jedyną korzyść z drukowania i rozpowszechniania takich wydawnictw. Odnoszę wrażenie, że klechy w mundurach wyobrażają sobie, że przeciętny szeregowiec o niczym innym nie myśli, tylko o buszowaniu po lasach czy strzelaniu do grubego zwierza. Stąd owi mądrale podsuwają mu pod nos kalendarzyk polowań, np. na daniele i muflony, podpowiadają, kiedy powinien się wybrać na odyńca czy jenota. Po jaką cholerę w tej instrukcji znalazł się jeszcze łoś, do którego nie wolno strzelać w naszych lasach – wie chyba tylko Pan... proboszcz. Jak przystało na wydawnictwo religijne, kalendarzyk podaje wszystkie
niezależny finansowo, z własnym mieszkaniem, pozna w celu matrymonialnym szczupłą Panią w podobnym wieku lub młodszą, o podobnych cechach, ze Śląska lub terenów ościennych. Tylko poważne oferty. (2/b/06) Kulturalny, samotny wdowiec w wieku 68 lat, bez nałogów i problemów finansowych, mieszkaniowych i zdrowotnych, pozna inteligentną mieszkankę Krakowa, bez willi, psa i samochodu, wolną od nałogów i dewocji. (3/b/06) Emeryt z Warszawy pozna samotną emerytkę w wieku ok. 60 lat, niepalącą wykształconą antyklerykałkę, w celu nawiązania bliższej znajomości i zapewnienia wzajemnej opieki. Mieszkanie zapewnione. (4/b/06) 34-letni rencista bez nałogów, domator i katolik, pozna dziewczynę w wieku od 19 do 34 lat, w celu stworzenia stałego związku. (5/b/06) Samotny, niezależny finansowo i mieszkaniowo, 59/181, pozna miłą, sympatyczną, uczciwą, bezpruderyjną Panią do lat 55 z Kielc. (6/b/06) 22-latek, zodiakalny Bliźniak, wesoły, spontaniczny, miły i bardzo rozrywkowy, szczery i otwarty
szczęście, pomieszania zmysłów, choć jako jeszcze katolik staram się to i owo zrozumieć. Sam mój najważniejszy duchowy przełożony, biskup polowy stu pięćdziesięciu tytułów (gen. dyw. prof. dr hab. itp.), zaleca mi modlitwę do św. Barbary w dniu 4 grudnia. Panu biskupowi chyba coś się pokręciło pod kopułką, bo już w 1969 r. Watykan wykreślił Barbarę z listy świętych, a z lektury „FiM” wiem, że ta święta w ogóle nie istniała. Gdy na ten temat podzieliłem się wątpliwościami z naszym kapelanem, spojrzał na mnie, jakbym wycelował w niego przynajmniej stu katiuszami. I jeszcze jedno. Z kalendarzyka wynika, że powinienem się bezustannie modlić. Przed służbą, przed jedzeniem, po jedzeniu: o dobre spędzanie czasu, o dobrą pogodę i za ojczyznę (słowami ks. Piotra Skargi), a także za dobrą żonę („jeśli jest wolą Bożą, abym się ożenił, to gdzieś żyje dziewczyna, która ma być moją żoną (...). Niech ona pozostanie czysta, opanowana, szlachetna...”). Tymczasem ja modlę się tylko o szybki powrót do cywila. Chyba popełniam śmiertelny grzech! Szeregowiec Krzysztof Wiśnia
na ludzi, interesujący się sportem i malarstwem, pozna Panią w wieku 20–28 lat. (7/b/06) Inne 45-letnia atrakcyjna białostoczanka pozna kapłana do lat 50., kulturalnego i atrakcyjnego, w celu dyskretnych spotkań. (1/c/06) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,45 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,45 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
LISTY Oszczędności Premier Donald Tusk szuka oszczędności w budżecie na kwotę 17 mld złotych. By żyło się lepiej wszystkim... Posłom i senatorom na pewno, gdyż nic nie wskazuje na to, by ktoś z nich protestował przeciwko podwyżce o 1500 zł, którą sami sobie uchwalili. Nie zabraknie też funduszy na Fundusz Kościelny, Ordynariat Polowy, katechetów, kapelanów, klasztory, kościoły itp. Dojdą nowe obciążenia finansowe, gdyż katecheci katoliccy na pewno nie będą uczyli etyki za darmo. Zastanawia mnie, kiedy rząd będzie szukał oszczędności tam, gdzie powinien już dawno. Ile otrzymuje rok w rok Caritas Polska, fundacje kościelne, katolickie szkoły i uczelnie? Cała kościelna administracja jest na barkach budżetu i podatnika. Ile nas wszystkich od 1989 roku kosztuje utrzymywanie tej hydry, pensji zakonnic sierżantów w armii, księży pułkowników, misjonarzy wdeptujących w życie społeczeństw i całych narodów? Finansowanie pod przykrywką ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego kościołów? Ile traci państwo i ile już straciło, fundując czarnej sile składki ZUS czy nieruchomości, sprzedając je z bonifikatą sięgającą 99,9 proc. wartości, rozdając im rzekomo „ukradzione” przez PRL nieruchomości i ziemie? Żadnego finansowania komitetów społecznych budowy pomnika papieża JPII! Dlaczego kościelne inicjatywy, osoby prawne, zwolnione są z podatku dochodowego? Dlaczego wreszcie to podatnik polski ma po raz kolejny ponosić koszty nieudolności rządzących uczepionych kościelnej sutanny? Jak kryzys to kryzys, ciąć im po kosztach, wprowadzić podatki od osób fizycznych i prawnych, od nieruchomości i zlikwidować możliwość orzekania przez sądy wpłaty na konto kościelnych instytucji na cele charytatywne, przecież są również państwowe pożytku publicznego. Będę bacznie przyglądał się decyzjom Komisji Kościelno-Majątkowej i słuchał kolejnych pomysłów zaciskania pasa. Albo zaciskanie i oszczędzanie, albo hipokryzja, Panie Premierze Tusk! Paweł Krysiński
Jak zaoszczędzić miliardy Jako troskliwy obywatel III RP postanowiłem zaproponować panu premierowi wyjście z tej ciężkiej sytuacji. ! Proponuję zlikwidować natychmiast IPN – instytucję powołaną po to, by skłócała całe społeczeństwo. Pozwoli to na powrót do właściwej pracy ponad stu prokuratorom i ich wykorzystywanie do
poprawy funkcjonowania aparatu ścigania przestępców, a do tego oszczędność ponad 100 mln zł. ! Wyprowadzić lekcje religii ze szkół. Niech najbogatsze państwo samo finansuje swoich urzędników, jeśli chce głosić swoje prawdy i przekonywać do nich swoich wiernych. Pozwoli to na likwidację kilkudziesięciu tysięcy etatów w szkolnictwie, co w przeliczeniu na złotówki wyniesie kilkaset milionów oszczędności. ! Zlikwidować utworzony przez komunę „dla poniżania i upokarzania przedstawicieli Kościoła” Fundusz Kościelny, który Krk przyjmuje z „obrzydzeniem”. To oszczędność kilkuset mln zł.
LISTY OD CZYTELNIKÓW – zdawało się, że nie do wypowiedzenia – wielki strateg wymlaskał gładko i nie dostał przy tym apopleksji. Cud! Partia, której całym sensem istnienia dotychczas było plwanie na wszystko i wszystkich, raptem okazuje się partią miłości. Czyż nie cud? Czyżby zapowiedziane przez Tuska cuda ziszczały się właśnie na naszych oczach? Jerzy Myślicki
In vitro Piszę z zagłębia ciemnoty i fanatyzmu religijnego, gdzie rządy sprawuje Jego Nonszalancja Józef Michalik, którego nasze społeczeństwo
gloryfikująca tę formację i szkalująca Polaków. Prezydent Juszczenko odsłania pomniki i kolejne tablice upamiętniające swoich „bohaterów”, nawet na terenie obecnej RP, a nasz prezydent przyjmuje go z otwartymi ramionami. Czy 100 tysięcy zamordowanych Polaków nie zasługuje, by polski parlament pochylił czoło nad ich męczeńską śmiercią i uczcił ich tragiczną pamięć? Czy polscy historycy, wrażliwi intelektualiści wolni od konformizmu, odezwą się wreszcie i przerwą zmowę milczenia? Czy rząd Donalda Tuska odsunie raz na zawsze PiS-owskich pseudohistoryków, koniunkturalnych oszołomów, kształtujących politykę historii? Czy polski Kościół upomni się o prawdę historyczną tego ludobójstwa, jak to czyni w przypadku Katynia? I czy jest w Europie drugi taki kraj, którego politycy historię mordu swoich rodaków traktują według politycznej mody? Kalasanty Wiktus z Puław
Motłoch
! Zlikwidować etaty kapelanów w służbach mundurowych, bo jest wystarczająca liczba kościołów w miejscach stacjonowania jednostek mundurowych i nikt nikomu nie zabrania chodzić na modlitwy do tych przybytków, a więc nie ma potrzeby utrzymywania służby duszpasterskiej w tych jednostkach. Da to kilkadziesiąt, a może nawet ponad sto mln zł oszczędności. ! Zaprzestać finansowania szkół kościelnych, co również pozwoli zaoszczędzić kilkadziesiąt milionów złotych. ! Nie łożyć z budżetu na żadne inwestycje kościelne. Na pewno pozwoli to na zaoszczędzenie kilkudziesięciu mln zł. Wymienione wyżej oszczędności na pewno wyniosą ponad 2 mld zł i znacznie poprawią sytuację budżetową. Jan S., Kraków
Czas cudów Mając w pamięci wokalne umiejętności działaczy PiS i wsłuchując się w hymn odśpiewany na otwarcie krakowskiego kongresu, stwierdzam: Toż to cud prawdziwy! Nie mogę przecie dopuścić myśli, iż licznie zgromadzeni wielcy patrioci z PiS podczas swego kongresu odtworzyli hymn w wykonaniu wysługującego się komunie zespołu „Mazowsze”. Przysiąc mogę, żem słyszał, jak sam efendi przemówił ludzkim głosem. Cud! Padło też magiczne i rzadkie słowo „przepraszam”. Słowo to
żywi, jak i całą armię jemu podobnych. Pytam, jak długo nasz rząd będzie tolerował biskupów uważających się za autorytet i wypowiadających się w imieniu społeczeństwa, co jest dobre, a co złe? Chodzi o in vitro. 29.12.2008 roku słyszałem w Polskim Radiu (pr. I) wypowiadającego się bpa Józefa Życińskiego, który stwierdził, że Kościół mówi „nie”. A ja się pytam: jaki Kościół? Kościół to wspólnota wiernych i całego społeczeństwa. Gdzie referendum w tej sprawie? Czy wierni nie mają głosu? Czy to nie oni są Kościołem i nie mogą mieć głosu w tej sprawie? Kler od wieków tłamsił postęp i naukę i w dalszym ciągu to czyni, chcąc udowodnić, że Ziemia jest płaska. Jerzy z Sanoka
Pięścią w stół Ocena zbrodni w przypadku naszych polityków zależy od koniunktury i uważam to za wyrachowane draństwo. Mordy na Polakach na Wołyniu, Kresach Południowo-Wschodnich II Rzeczypospolitej się gloryfikuje. Warto wiedzieć, że pierwsze pomniki ludobójców stanęły w USA – m.in. Stepana Bandery w Nowym Jorku (1983). Przy znacznym milczeniu tamtejszej Polonii i naszych władz. Pomagają im w tym polscy apologeci OUN-UPA. Skandalem jest książka Romana Drozda „UPA”
Jakiś czas temu byłam zaprzyjaźniona z księdzem. Kiedyś, wracając w Wielki Czwartek z tańców (bardzo lubiliśmy tańczyć – w tym też był dobry), zadałam (byliśmy po małym drinku) banalne pytanie: „Czy ty wierzysz w to wszystko, co ci kładli do głowy w seminarium?”. On na to: „Kochanie, nie o to chodzi, tylko żeby ten motłoch za mordę trzymać”. No i mamy jasność. Czytelniczka
Muszą grzeszyć? Szkoda, że Tomek ze Szczecina w swoim liście („FiM” 5/2008) nie napisał konkretnie, na czym polega to zło, które głosicie. Ja nie wiem, o co mu chodzi. Nie zachęcacie przecież do alkoholizmu, narkotyzowania, kradzieży, uprawiania seksu przez dzieci, gwałtów, maltretowania żon i dzieci. Cała wiedza Tomka opiera się na kościelnej indoktrynacji, a niektóre stwierdzenia całkowicie rozmijają się z prawdą. Liczba księży katolickich liczona jest w setkach tysięcy – a nie milionów, jak sądzi Tomek, i wynosi nieco ponad 400 tysięcy na całym świecie. Gdyby było tak, jak uważa, na każdego księdza przypadałoby po 3–4 wiernych! Jego stwierdzenie, że księża są normalnymi ludźmi i muszą grzeszyć, rozbawia mnie i wkurza jednocześnie. Otóż księża nie są zwykłymi ludźmi. Są wybranymi pasterzami i powinni kierować zwykłymi „owieczkami”. Całym swoim życiem i postępowaniem powinni dawać świadectwo wiary oraz przykład „pospólstwu”. Nieprawdą jest, jak uważa Tomek, że te grzeszne występki księży to nieliczne przypadki, rozdmuchane przez media. Jak znam życie, to prawie w każdej parafii jest ksiądz o skłonnościach do kart albo
19
alkoholu (przeważnie łącznie), do jazdy samochodem po alkoholu albo do kobiet, do małych dziewczynek albo do chłopców, oczywiście do pieniędzy, mający biednego człowieka za nic. Czy oni mogą być przykładami poprawności postępowania? Parafie, gdzie nie ma takiej sytuacji, to wyjątki! Tomkowi radziłbym, zamiast słuchać ślepo tego, co mówią księża, poczytać trochę i dokształcić się. Być może dowie się wtedy, że katolicy na świecie to tylko nieco ponad 1 mld mieszkańców tej planety – czyli ok. 17 proc. ogółu. A w Europie katolicy to tylko 12,8 proc. Ciekawe, prawda? Z.W.
Medycyna niekonwencjonalna Przeczytałem w „FiM”, że Ministerstwo Zdrowia chce wydać wojnę uzdrowicielom. Jakby chcieli walczyć z oszustami udającymi uzdrowicieli, tobym zrozumiał. Ale chodzi chyba o walkę z bioenergoterapeutami w ogóle. Może lobby lekarskie naciska? Konkurencja? Dla mnie ktoś, kto odrzuca całkowicie medycynę niekonwencjonalną, jest człowiekiem pozbawionym wiedzy – mówiąc delikatnie. Przecież ile jest przypadków, gdzie lekarze rozkładali ręce, a pomógł bioterapeuta! Znam przykłady, gdzie medycyna akademicka przy naturalnej to średniowiecze! Przykład? Pewnemu panu lekarze chcieli amputować nogę. Nie dał się i poszedł do pewnego uzdrowiciela z Otwocka. Po 2 tyg. kuracji ziołowej krążenie w nodze wróciło i amputacja okazała się niepotrzebna. A lekarze chcieli mu urżnąć nogę! Czy nie jest to prymitywne? Jak widzę zaślepieńców, którzy ufają tylko autorytetowi lekarza i jego tabletce albo skalpelowi, to mi się niedobrze robi... Medycyna akademicka i niekonwencjonalna powinny razem współpracować dla dobra człowieka. R.C.
Czarni są wszędzie Nigdy nie odmawiam sobie kupna „FiM”, a każdy egzemplarz puszczam dalej do ludzi, w myśl zasady „otwórzcie oczy”, bo ludzie są zaślepieni. Czy zwróciliście uwagę, że niedawno w telewizji publicznej zagościł serial „Ojciec Mateusz”? Jest to kolejny serial z księdzem w roli głównej. Po „Plebanii”, „Ranczo” i „U Pana Boga w ogródku” to kolejny serial przedstawiający księdza jako bohatera pozytywnego. Czy nie wygląda to na celowe działanie? Żeby wzbudzić sympatię do księży i pokazać „ciemnemu ludowi”, jacy oni są dobrzy, mili i porządni. Nie oglądam tych filmów, ale pobieżnie patrząc, poczułam, że pętla się zaciska. Księża są wszędzie. W tym kraju widać ich we wszystkich przejawach życia i to mnie przeraża. Ala S.
20
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Czy Jezus miał umrzeć? Od samego początku ,,sprawy Chrystusa” Żydom stawiany był zarzut, że są mordercami Boga. Ale przecież warunkiem odkupienia była śmierć męczeńska Chrystusa. A więc ktoś to musiał zrobić. Chyba że Jezus nie musiał umrzeć. Zastanawia mnie bowiem pewien tekst, który mówi, że Jezus przyszedł do swoich, ,,ale swoi go nie przyjęli” (J 1. 11). Co by więc było, gdyby Go przyjęli? Kto wtedy skazałby Go na śmierć? Przypomnijmy najpierw te teksty Nowego Testamentu, które obalają zarzut, jakoby Żydzi jako naród byli odpowiedzialni za śmierć Jezusa. Oto pierwszy z nich, chyba najbardziej istotny przy omawianiu tego tematu: ,,I zaczął [Jezus] ich pouczać o tym, że Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć, musi być odrzucony przez starszych, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie i musi być zabity” (Mk 8. 31). Jak widać, sam Jezus Chrystus wyraźnie określił swoich przeciwników, nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości, że zostanie skazany na śmierć głównie przez żydowskich przywódców (Mt 20. 18). Uczynił to zresztą aż trzykrotnie. Za trzecim razem podkreślił jednak, że „wydadzą go poganom na pośmiewisko i na ubiczowanie, i na ukrzyżowanie” (Mt 18. 19). To znaczy, że za śmierć Jezusa odpowiedzialni są głównie przywódcy religijni, król Herod (Łk 23. 6–11) oraz Piłat, który pozwolił podjudzonemu tłumowi wybrać pomiędzy uwolnieniem Jezusa a skazanym wcześniej Barabaszem (Mt 27. 20–21; Mk 15. 11; Łk 23. 13–25; J 18. 39–19. 16). Tak więc Nowy Testament wyraźnie przedstawia rzeczywistych sprawców tej zbrodni: „Powstali królowie ziemscy i książęta zebrali się społem przeciw Panu i przeciw Chrystusowi jego. Zgromadzili się bowiem istotnie w tym mieście przeciwko świętemu Synowi twemu, Jezusowi, którego namaściłeś, Herod i Poncjusz Piłat z poganami i plemionami izraelskimi, aby uczynić wszystko, co twoja [Boża] ręka i twój wyrok przedtem ustaliły, żeby się stało” (Dz 4. 27–28). Z punktu widzenia Pisma Świętego nie można więc obarczać winą wszystkich Żydów za śmierć Jezusa, a jedynie tych, którzy bezpośrednio uczestniczyli w tym zbrodniczym spisku. Ktokolwiek mimo wszystko to czyni, powinien się zastanowić, czy sam „ponownie nie krzyżuje Syna Bożego i nie wystawia go na urągowisko” (Hbr 6. 6). Tym bardziej że Jezus wybaczył swoim oprawcom. Na pytanie, czy wszystkim, odpowiedzią jest Jego modlitwa: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23. 34). Poza tym Pismo Święte uczy, że Jezus umarł z konkretnych powodów. Jakich?
Biblia nie pozostawia nam cienia wątpliwości w tej sprawie. Łączy śmierć Jezusa z naszymi grzechami. Czytamy: „Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism” (1 Kor 15. 3) oraz: „On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo” (1 P 2. 24). Biblia głosi więc, że Jezus przyszedł jako „Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” (J 1. 29), aby uwolnić nas od skutków grzechu. Przypomnijmy niektóre z nich. Po pierwsze – przyjście Chrystusa i Jego śmierć umożliwiają pojednanie z Bogiem. Biblia mówi bowiem, że grzech oddzielił nas od Boga, co widzimy już na przykładzie Adama i Ewy, którzy gdy tylko zgrzeszyli przeciwko Bogu, od razu oddalili się od Niego. Czytamy: „A gdy usłyszeli szelest Pana Boga (...) skrył się Adam z żoną swoją przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu” (Rdz 3. 8). I tak właśnie jest z nami, jak napisał ap. Paweł: „Nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga” (Rz 3. 11). Czyli, że nie szukamy Boga tak długo, aż On sam nie pociągnie nas do siebie przez Jezusa Chrystusa, który powiedział: „A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę. A to powiedział, by zaznaczyć, jaką śmiercią umrze” (J 12. 32–33, por. 6. 44, 65). To zaś oznacza, że wszystko, co zostało dokonane i osiągnięte przez śmierć Jezusa, jest wyrazem Bożej inicjatywy i dowodem Jego miłości. Jak czytamy, „Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” (Rz 5. 8, por. J 3. 16). „Wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Chrystusa” (2 Kor 5. 18). A zatem chociaż grzech oddzielił nas od Boga, a nawet wzbudził wrogość do Niego (Rz 8. 7), przyjście Jezusa i Jego śmierć przywróciły społeczność i jedność z Nim. „Albowiem przez niego nie mamy dostępu do Ojca, jedni i drudzy w jednym Duchu” (Ef 2. 18). „Gdyż Chrystus raz za grzechy cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przywieść do Boga” (1 P 3. 18, por. J 14. 6). Po drugie – Jezus Chrystus umarł również dlatego, że tylko On, jako bezgrzeszny, mógł zapłacić za grzechy
całej ludzkości. Apostoł Paweł ujął to następująco: „Przeto jak przez jednego człowieka [Adama] grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć (...), tak też przez dzieło usprawiedliwienia jednego [Chrystusa] przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi” (Rz 5. 12, 18). „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 6. 23). Według Biblii, śmierć Jezusa Chrystusa była więc również odpowiedzią na szatańskie roszczenia dotyczące upadłej i zniewolonej przez niego ludzkości (Łk 4. 6; J 8. 44; Ef 2. 1–3; 2 Tm 2. 26) oraz oskarżenia i zarzuty, jakoby człowiek nie był w stanie bezinteresownie służyć Bogu (Hi 1. 9–11; Ap 12. 10), a tym bardziej zachować wierność Bogu w obliczu cierpienia i śmierci. Szatan stwierdził bowiem: „Skóra za skórę! Wszystko, co posiada człowiek, odda za swoje życie” (Hi 2. 4). W odpowiedzi Bóg posłał więc swego Syna (J 3. 16), który jako „ostatni Adam” (1 Kor 15. 45) przyszedł, „aby nas wykupić od wszelkiej nieprawości i oczyścić sobie lud na własność, gorliwy w dobrych uczynkach” (Tt 2. 14); „aby przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby wyzwolić wszystkich tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe życie byli w niewoli” (Hbr 2. 14–15). Jednym słowem, Jezus przyszedł po to, „aby zniweczyć dzieła diabelskie” (1 J 3. 8). Co by więc powiedzieć na temat znaczenia śmierci Jezusa, jedno jest pewne: była ona najważniejszym wydarzeniem Jego misji. Pozostaje jeszcze pytanie: czy Jezus naprawdę musiał umrzeć? Na tak postawione pytanie przede wszystkim należy odpowiedzieć, że Jezus umarł nie dlatego, że musiał, ale dlatego, że sam postanowił oddać za nas życie. Powiedział przecież: „Nikt mi go nie odbiera, ale Ja kładę je z własnej woli” (J 10. 18). Co prawda proroctwa zapowiadały Jego śmierć (Ps 22; Iz 53; Dn 9. 26; Za 13. 10), a nawet sam Jezus Chrystus powiedział, że „musi wiele wycierpieć, musi być odrzucony (...) i musi być zabity” (Mk 8. 31), jednak pamiętać należy, że to On ostatecznie zdecydował o tym, aby „oddać życie swoje na okup za wielu” (Mt 20. 28). Zauważmy, że według Ewangelii Mateusza, Jezus jeszcze w Getsemani mógł zrezygnować z obranej drogi. Powiedział przecież: „Czy myślisz, że nie mógłbym prosić Ojca mego, a On wystawiłby
mi teraz więcej niż dwanaście legionów aniołów? Ale jak by wtedy wypełniły się Pisma, że tak się stać musi?” (Mt 26. 53–54). Zdecydował więc wypełnić wolę Ojca do końca. Czy nie było jednak innego sposobu, aby ratować zgubioną ludzkość? Hipotetycznie można założyć, że gdyby naród żydowski przyjął Jezusa jako mesjasza (J 1. 11), najprawdopodobniej wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Warto przypomnieć, że Żydzi generalnie
oczekiwali na mesjasza, który doprowadzi do politycznego wyzwolenia Izraela (Łk 1. 68–72; 19. 11; 24. 21) i odbudowy ich królestwa (Dz 1. 6). Oczekiwali, że mesjasz zapanuje na Syjonie i poprzedzi przybycie samego Boga do Jerozolimy, który ostatecznie przejmie władzę nad całą ziemią i stworzy „nowe niebiosa i nową ziemię” (Iz 65. 17–25).
Czy te oczekiwania zostałyby spełnione, gdyby Żydzi nie oczekiwali wyłącznie na mesjasza politycznego, ale przyjęli Jezusa jako zbawiciela? Niestety, tego nie wiemy z całą pewnością. Z Ewangelii Łukasza wiemy jedynie, że Izrael mógł uniknąć straszliwego losu, gdyby rozpoznał czas Bożego nawiedzenia (Łk 19. 41–44). Wskazują na to również następujące słowa Jezusa: „Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamieniujesz tych, którzy do ciebie byli posłani, ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście! Oto wam dom wasz pusty zostanie” (Mt 23. 37–38). Możemy więc jedynie przypuszczać, że gdyby Żydzi przyjęli Jezusa jako zbawiciela i obrali Jego drogę, nigdy nie doszłoby do zburzenia Jerozolimy i droga do prawdziwej odnowy duchowej i nastania ery mesjańskiej stałaby przed nimi otwarta. Tym bardziej że Jezus już wcześniej powiedział: „Królestwo Boże jest pośród was” (Łk 17. 21) oraz: „Jeśli Ja palcem Bożym wypędzam demony, zaiste przyszło już do was Królestwo Boże” (Łk 11. 20). To znaczy, że Jezus na tyle wyraźnie zademonstrował moc Bożą, że gdyby tylko został przyjęty jako zbawiciel, mógłby też rozwiązać każdy problem jako mesjasz. Wtedy też i cała szatańska strategia zdałaby się na nic. Kto bowiem poddaje się Bogu, przestaje być poddanym diabła (Jk 4. 7). Hipotetycznie istniała więc inna możliwość. Musimy jednak przyznać, że temat ten w dużej mierze jest okryty tajemnicą. Jak powiedział ap. Paweł: „Teraz bowiem widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce, ale wówczas twarzą w twarz. Teraz poznanie moje jest cząstkowe, ale wówczas poznam tak, jak jestem poznany” (1 Kor 13. 12). Na podstawie kilku tekstów możemy co prawda snuć pewne domysły, ale to wszystko. Wiara nie może bowiem opierać się na domysłach, tylko na pewnym fundamencie Słowa Bożego (Rz 10. 17). Ono zaś mówi nam, że Bóg przewidział, iż Izrael nie przyjmie Mesjasza (Iz 53). Wiedział więc, że istnieje tylko jeden sposób, aby pojednać ludzkość ze sobą i wyzwolić ją z niewoli Szatana i grzechu. Mogło się to dokonać tylko przez bezgrzeszne życie i śmierć Jezusa Chrystusa, który zapłacił najwyższą cenę. Dzięki tej cenie jesteśmy odkupieni i każdy, kto tylko pragnie, może już teraz korzystać z owoców tego odkupienia. W Jezusie Chrystusie dane jest nam bowiem zarówno duchowe uzdrowienie, zbawienie, jak i nowe życie. Jak napisano, „jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5. 17) oraz: „Kto ma syna, ma żywot; kto nie ma Syna Bożego, nie ma żywota” (1 J 5. 12). BOLESŁAW PARMA
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Habemus szariat Szariat to prawo głoszące, że nie może istnieć jakikolwiek rozdział życia religijnego i świeckiego. Owa ideologia i doktryna regulują całość prawodawstwa w krajach islamskich, a wkrótce tak będzie i w... Polsce! Myślicie, że zwariowałem? A i owszem. Najnormalniejszego dostałem szału, gdy przeczytałem sejmowy dokument o nazwie „Regulamin Parlamentarnego Zespołu na rzecz Katolickiej Nauki Społecznej”. Do owego Zespołu zapisało się prawie stu posłów i kilku senatorów (głównie z PiS, ale trafiają się też rodzynki z PO i PSL). Cóż to za nowo powołany twór? Zanim przywołam fragmenty regulaminu, ostrzegam wysokociśnieniowców, że lektura może zagrażać zdrowiu fizycznemu, psychicznemu oraz niewykluczone, że u najbardziej nawet kulturalnego człowieka purysty wywoła reakcję werbalną, która będzie się kończyć sylabami „...wa mać”. Uprzedzeni? Gotowi? No to do dzieła. W preambule Regulaminu PZnrzKNS” czytamy: „Wdzięczni Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II za Jego Wielki Pontyfikat (pisownia oryginału!) i bezcenny wkład w rozwój Katolickiej Nauki Społecznej, my, posłowie i senatorowie Rzeczypospolitej Polskiej, tworzymy Parlamentarny Zespół na rzecz Katolickiej Nauki Społecznej”. Na razie trochę śmiesznie, trochę egzotycznie. Można się popukać w czoło. Do czasu, aż przyjrzymy się celom i zadaniom Zespołu. Otóż imperatywem jednej piątej
polskiego parlamentu jest „zgłębianie Katolickiej Nauki Społecznej” oraz – UWAGA! – „stała troska o zgodność prawa z zasadami Katolickiej Nauki Społecznej”. Jak to robić? Otóż poprzez „projektowanie oraz wspieranie inicjatyw ustawodawczych i innych, zgodnych z Katolicką Nauką Społeczną”. Również przez „wyrażanie opinii na temat obowiązujących lub tworzonych przepisów prawa” oraz oprotestowywanie, a nawet torpedowanie „różnego rodzaju przedsięwzięć i zachowań stojących w rażącej sprzeczności z Katolicką Nauką Społeczną”. Zespół oświadcza, że będzie się zbierał jak najczęściej i recenzował... i cenzurował, i negował wszelkie poselskie inicjatywy i ustawy, które w jakikolwiek sposób nie odpowiadałyby kościelnej ideologii. Gdyby jednak znalazł się jakiś Rejtan albo inny Palikot i krzyknął „hańba”, Regulamin i na to ma radę: „W przypadku, jeśli obecność określonej osoby lub osób (...) zakłóca lub może zakłócać sprawne przeprowadzenie obrad, Przewodniczący może ograniczyć liczbę osób uprawnionych do udziału w obradach Zespołu”. Czyli wypieprzyć gościa na zbity pysk. Przyjrzyjmy się, jakie to tuzy intelektu, jacyż to obrońcy demokracji i wolności znaleźli się w Zespole. Mamy tam Pawlaka z PSL-u i Sekułę z PO. Ze stajni Tuska są jeszcze m.in. Miodowicz i – nie uwierzycie – Mężydło. Poza tym oczywiście
pierwszy garnitur PiSiołków: Cymański, Kempa, Kruk, Kurski, Putra, Wassermann i wielu, wielu innych. Proszę, proszę... cóż za zgodna nareszcie platforma porozumienia ponad podziałami. Ale to jeszcze nie koniec szokujących informacji. Zespół oszołomów na swoje działanie (polegające na lustracji polskiego prawa pod względem zgodności z doktryną Krk) uzyskał przyzwolenie, a nawet akceptację marszałka sejmu – Komorowskiego. Tak na dobrą sprawę to Zespół ma zadanie dość ułatwione. Dzięki Mojżeszowi. Dziesięcioro przykazań w praktyce załatwia wszystko. Na cholerę inne ustawy. Gdy fundamentaliści zakrzykną „nie zabijaj”, szlag trafi in vitro i szczątkową już
BAJKI DLA DOROSŁYCH
Hun Kaczylla Pewnego razu Hun Kaczylla, znany też jako Nieustraszony Mściciel, Pogromca i Postrach, znudził się swym wizerunkiem wściekłego chuligana i zapragnął go zmienić. Zwołał tedy swą hołotę i powiada tak: – Słuchajcie, hołoto. Zrobiłem dogłębne badania i okazuje się, że tak dalej nie można. Czasy się zmieniły, ludzie zrobili się grzeczni, a na nasze dzikie ryki, groźne miny i przewracanie oczami nikt się więcej nie nabierze. Musimy zerwać ze sztampowym wizerunkiem Huna! – To jak będziemy rabować? – zaciekawił się Hun Ziobrylla, naczelny przydupas Kaczylli, który bardzo lubił robić groźne miny. Bo jak ich nie robił, to wszyscy się nabijali z jego różowej buźki. – Na tym polega mój sprytny plan, który opracowałem w Klarysewie – ucieszył się Kaczylla. – W ogóle nie będziemy rabować. Zdobędziemy władzę pokojowo i ludzie sami nam
wszystko oddadzą. Ale w tym celu musimy udawać miłych i w ogóle się poprzebierać. – To nie będzie IV Hunpospolitej? – zmartwił się Hun Gosilla, inny przydupas. – Ależ będzie, będzie – uspokoił go Kaczylla. – My zrobimy taki hokus-pokus, że będziemy fajni i nas będą lubić. I dadzą nam rządzić. – Ale myśmy już rządzili – przypomniał kwaśno Hun Dornylla. – I nas przepędzili po dwóch latach. Hunowie zaczęli szemrać, bo to była prawda. Ale Kaczylla szybko opanował nastroje. – Bo byliśmy nieładni! Jakieś takie leśne dziadki byliśmy. A teraz będziemy ładni i sexy. A jak ktoś jest ładny, to mu dają rządzić. Więc my się umyjemy, uczeszemy, opalimy i normalnie nie ma siły, żeby nas nie pokochali. Zresztą – ciągnął – kiedy im było lepiej, niż przez te dwa lata naszych rządów? Dochody im wzrosły dwukrotnie!
aborcję. Gdy powiedzą „nie cudzołóż”, Marcinkiewicz skończy pod kupą kamieni. Na hasło „nie kradnij”, Sejm ulegnie samorozwiązaniu, a po ogłoszeniu „nie mów fałszywego świadectwa...”, cała lewica (zwłaszcza agnostycy, ateiści i innowiercy) zostanie zdelegalizowana, a lewicowe poglądy spenalizowane. Wszak każde świadectwo niezgodnie z nauką Krk jest z gruntu fałszywe. Nieprawdaż? Co na to Konstytucja RP mówiąca o rozdziale Kościoła od państwa? A furda tam Konstytucja! Nie można brać jej poważnie pod uwagę, skoro jest sprzeczna z prawem szariatu. Polskiego szariatu. Odtąd prawdy będą jasne i czytelne, a nazywać się będą prawdami wiary. Na przykład tylko jeden krzyż wiszący w sali przy ul. Wiejskiej. Teraz zamontuje się 460 krzyży na każdym poselskim pulpicie, to znaczy... na klęczniku. Ktoś zaprotestuje? To krzyżyk z nim! Przesadzam? Ani trochę. Już dziś Zespół (po niewielu dniach od powstania) postuluje, by nie tworzyć jakiejś
– Bo pod twoimi rządami połowa populacji uciekła do Irlandii, więc dla reszty zostało więcej – przypomniał znów kwaśno Hun Dornylla. – Ale tak się nie da prowadzić polityki gospodarczej. Gdy już wyniesiono pozbawione głowy ciało Huna Dornylli, co było jedyną uznawaną przez Kaczyllę formą wewnętrznej debaty politycznej, jednogłośnie zaakceptowano projekt wodza i przystąpiono do jego realizacji. – Ty, Gosilla – ogłosił Kaczylla – będziesz odaliską. – Ale jak to, odaliską? – wystraszył się Gosilla. – Normalnie. Przebierzemy cię za babę, bo wyborcy lubią baby, zwłaszcza cycate. – Ale dlaczego mnie? – zapłakał Gosilla. – Bo jesteś krępy i cycaty. Więc tak. Ziobrylla też będzie babą, bo ma różową buźkę, i nakręcimy taki film: wnętrze, wiecie, jak u fryzjera, jakoś tak nowocześnie. I wy się tam przechadzacie i mnie chwalicie, i w ogóle jak za moich rządów było fajnie. A potem ja wpadam, i też jestem fajny, i wszyscy nas kochają, i znów dają nam rządzić. – Ale dlaczego my się musimy przebierać za baby? – jęczeli Hunowie. – Bo na tle bab ja wypadnę lepiej. Że niby łagodny jestem – uspokoił ich Kaczylla.
21
nowej konwencji bioetycznej, tylko przyjąć poprzez aklamację tę watykańską! I zaprzestać jakichkolwiek prac legislacyjnych nad in vitro, badaniami prenatalnymi, prawami kobiet. Na razie kolportuje wśród posłów opasłe tomiska papieskich encyklik. Jako źródło prawodawstwa właśnie. Jeśli ktoś z Państwa lekceważąco wzrusza ramionami, uważając, że to kolejne dziwactwo religijnych maniaków, to nie wie, co czyni. Kiedy w Sejmie w nocy wieszano krzyż, gdy próbowano ogłosić Chrystusa królem Polski, kiedy czyniono z Maryi patronkę polskiego parlamentu albo zanoszono modlitwy o deszcz, też uważaliśmy, iż skretynienie ma swoje granice. Otóż nie ma. Nie u nas. MAREK SZENBORN PS W ubiegłym tygodniu opisałem, jakimi to haniebnymi metodami posługuje się Korwin-Mikke, by nasza Joasia Senyszyn nie została blogerem roku. Wywołało to Wasze słuszne, powszechne oburzenie. Ale ani ja, ani Wy nie przypuszczaliśmy, do czego może posunąć się ludzka podłość. Oto na portalu nasza-klasa.pl w licznych linkach i profilach ukazała się prośba Joasi, by na nią głosować. Także numer, pod który należy wysyłać SMS, i treść, jaką trzeba nadać. Wszystko pięknie, tylko że... to nie są posty Joanny. Pewien gość od Korwina pisze je, podając – UWAGA! – konkursowy numer swojego bloga. Innymi słowy, wszyscy ci, którzy dobrodusznie uwierzyli w to draństwo, nie głosowali na Joannę, tylko na oszusta! Na „n-k” jest też autentyczny anons Joasi. Tylko jak go odróżnić od fałszywki? Najlepiej więc korzystać z numeru podanego pod felietonem „Katedra profesor Joanny S.”.
– I w ogóle jestem mąż stanu. A ja się uczeszę, garnitur sobie kupię niegniotący i krawat bez plam po zupie włożę. Super będzie! Co było robić. Wznieśli Hunowie okrzyk na cześć wodza i poszli się przebierać za odaliski. Hun Ziobrylla jeszcze jakoś tam wyglądał, bo miał tę różową buźkę, ale taki na przykład Hun Brudzilla przedstawiał się jako odaliska makabrycznie. Wbrew intencjom wodza cała wataha wyglądała nie jak fajne, ładne i sexy odaliski, ale jak banda Hunów, która na odaliski napadła i zrabowała im odzienie. – No – ocenił Kaczylla, który niewiele miał dla własnych posunięć krytycyzmu. – Dobrze będzie. Teraz macie zapamiętać. Musimy inaczej mówić. Nie hołota, tylko: naród. Nie sitwa, tylko: obywatele. I tam dalej. Ładnie ma być. I nie gadać o rabowaniu. O gospodarce gadać. I o mnie. Że jestem fajny. Jasne? Co było robić. Hunowie zaczęli mówić o gospodarce. A ponieważ umieli mówić tylko o rabowaniu, o gospodarce pletli banialuki. A że spod welonów odalisek wyzierały ich czerwone, zawzięte gęby, połowa narodu pozostała po ich rządach wystraszyła się i również uciekła do Irlandii. Zaś Hun Kaczylla, którego nadzieje legły w gruzach, z braku lepszych ofiar zaczął rabować innych Hunów. I żyli długo i szczęśliwie. MAGDA HARTMAN
22
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
RACJONALIŚCI
isaliśmy w zeszłym tygodniu – pamiętacie? – że Janusz Korwin-Mikke robi wszystko (a przez pojęcie „wszystko” należy rozumieć obrzydliwe, pozaprawne manipulacje), by Joasia Senyszyn nie zdobyła zaszczytnego miana blogera roku. I oto... przypadkowo odnaleźliśmy wielce interesujący wiersz naszego ulubionego poety Andrzeja Waligórskiego. Okazuje się, że satyryk – ale przecież i świetny poeta – na Mikkem poznał się całe lata wcześniej.
P
Okienko z wierszem Gdy kraj w delirium, a ustrój – denat, Dobrze jest wtedy powołać Senat. Na każdą klęskę, mankament, zator, Bezwzględnie znajdzie radę senator. Oto już zgłasza się do wyborów Tłum kandydatów na senatorów I każdy skromnie o sobie pieprzy, Że najmądrzejszy jest i najlepszy. Jeden zapewni nam żywność tanią, Drugi zabroni skrobać się paniom, Trzeci na odwrót: uczenie mendzi, Żeby się skrobać – zwłaszcza, gdy swędzi. Czwarty da wszystkim bezpłatnie buty, A piąty będzie wysadzać huty. Ich argumentom trudno się oprzeć: Całą noc myślę: kogo tu poprzeć? Wreszcie nad ranem mam już taktykę: Poprę Janusza Korwina-Mikke! Po pierwsze – szlachcic! (Wiem z heraldyki) Ma w herbie Kruka... i Myszkę Miki. Po drugie: Kisiel poparł Korwina – Czyli, że Korwin – to oryginał. Po trzecie Korwin publicznie głosi, Iż jest repliką Pani Małgosi. Pani Małgosia zaś od lat wielu Wyciąga starą Anglię z burdelu; Więc jeśli Mikke jej system ściągnie, To może w końcu i nas wyciągnie? (Z tym, że tu sprawa będzie trudniejsza, Bo burdelmama jakby silniejsza...) Reasumując: rozum i dusza Każą mi oddać głos na Janusza! Niech weźmie nawet etat Cesarza!! ...Jajarz powinien wspierać jajarza...
Najnowszą książkę pod red. Marii Szyszkowskiej „Ideowość w polityce” (i inne pozycje tej autorki) powieść Macieja Nawariaka „Według niej” oraz książki autorstwa Jana Stępnia można kupić poprzez biuro RACJI PL. Tel.: (022) 620 69 66 lub 0 399 10 88 99 (w godz. 7–9, 17–21)
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Socjalizm z PiS-oowską twarzą Jarosław Rajmundowicz Kaczyński wysiedział w Klarysewie program „Nowoczesna, solidarna i bezpieczna Polska”. Niczym przeciwieństwo kukułki wysiadywał stare, cudze pomysły. Trochę amerykańskiego Nowego Ładu (1933–1939), więcej radzieckiej Nowej Ekonomicznej Polityki (1921–1929). Wyszła kaczka dziwaczka, co było do przewidzenia dla wszystkich. Z wyjątkiem autora. Jak zwykle zachwyconego swym dziełem. Przedstawił je w drugim dniu Kongresu PiS, mając w tle już nie trzy gracje, ale samych młodych. Obojga płci. Było ich ze trzydzieścioro, więc na sali – już tylko stara gwardia. Wprawdzie odnowiona wizerunkowo, ale śmiertelnie znudzona. W końcu ile razy można słuchać tego samego i bić brawo po taktycznych przerwach wodza. Tym bardziej że uładzony wizerunek prezesa nie porywał jak dawny. Kaczyński nie miał w oku tego ognia ni w twarzy nawiedzenia, z którymi w 2005 roku zapowiadał budowę zrębów kaczyzmu na czystej, żywej nienawiści. Wodzowski program 2009, niczym amerykański Nowy Ład, ma niwelować skutki kryzysu. A przede wszystkim ma zapewnić bratu prezesa ponowny wybór na prezydenta RP. Skoro New Deal przyniósł Rooseveltowi trzy reelekcje, PiS-owski deal kongresowo-programowy ma dać Lechowi choć jedną. Może i tak by się stało, gdyby nie przypominał leninowskiej NEP. Interwencjonizm
państwowy w wydaniu Jarosława to swoiste odejście od komunizmu wojennego i budowa socjalizmu z PiS-owską twarzą. Płynące z Krakowa programowe przesłanie jest modyfikacją słynnej deklaracji Lenina: „Komunizm to władza Rad plus elektryfikacja”. W wydaniu prezesa hasło brzmi: „Kaczyzm to władza PiS plus informatyzacja”. W odróżnieniu od Lenina, który swoje równanie wcielił w życie za pomocą zrealizowanego w ZSRR planu GOELRO, nie jest pewne, czy Kaczyński wie, co to takiego informatyzacja. Wszak do tej pory miał mętne wyobrażenie o internecie i internautach („oglądający pornografię i pociągający z butelki z piwem”) czy o funkcjonowaniu kont bankowych („nie chcę dopuścić do sytuacji, że ktoś bez mojej wiedzy wpłaci na mój rachunek jakieś pieniądze”). Prezentacja programu była hasłowa. Zapowiedziano powołanie Państwowej Rady Rozwoju, Ministerstwa Rozwoju i wicepremiera ds. rozwoju, reaktywowanie zlikwidowanych przez PO resortów gospodarki morskiej i budownictwa, utworzenie nowej jednostki prokuratury do zwalczania przestępczości zorganizowanej oraz przestępczości wewnątrz aparatu ścigania. W pozostałych dziedzinach kaczyści zapowiadają robienie tego, czego nie robili, jak mieli władzę. Znowu planują budować mieszkania, ale przezornie nie podają, ile;
tworzyć sieć publicznych szpitali (chyba zamiast oddłużenia istniejących) i wprowadzić koszyk gwarantowanych świadczeń zdrowotnych, czyli określić, które nie będą opłacane przez NFZ. Jak zwykle najgłośniej brzmiały nuty patriotyczne, w tym obrona IPN jako źródła prawdy i podstawy wychowania patriotycznego, które ma zastąpić wychowanie seksualne. Według Kaczyńskiego, Polska „jest dużym europejskim narodem i powinniśmy mieć to wszystko, co mają inne europejskie narody, a nie mamy. Nie mamy bardzo wielu takich rzeczy”. Za najpotrzebniejsze uznał „wielkie lotnisko międzynarodowe, porty z prawdziwego zdarzenia, urządzenia sportowe, urządzenia o charakterze kulturalnym”. I koniecznie – zorganizowanie olimpiady. Nowy program PiS delegaci przyjęli przy trzech głosach wstrzymujących. Trwają poszukiwania śmiałków. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl PS Drodzy Czytelnicy! Jako finalistka Konkursu na Blog Roku 2008 proszę o Wasze poparcie. Wysyłajcie SMS-y o treści C00170 na nr 7144. Uwaga: w treści nie może być spacji. Po dużej literze C są cyfry. 0 oznacza zero. Koszt – 1,22 zł na turnus rehabilitacyjny dzieci z porażeniem mózgowym. WYGRAJMY RAZEM! Nie pozwólmy, by wygrali kombinatorzy z UPR, którzy nas nazywają czerwoną hołotą.
Kobiety o wojnie i pokoju Męski monopol na dyskusję o wojnie i pokoju powoli się kończy. Teraz kobiety chcą wziąć sprawy w swoje ręce. I jeśli nawet nie udałoby im się całkowicie zaprowadzić atmosfery pacyfizmu, to zapewne część konfliktów miałaby wymiar łagodniejszy, a niektórych może nawet wcale by nie było. Nie zabrakło Polek na seminarium zorganizowanym przez Grupę Kobiet Europejskiej Partii Lewicy w Lipsku (pod koniec stycznia). Wzięło w nim udział 80 kobiet z 15 krajów europejskich, w tym z Turcji. Najliczniej reprezentowane były Niemcy. Z Polski przyjechały dwie członkinie partii RACJA Polskiej Lewicy – Monika Karbowska i Teresa Jakubowska. W krótkiej części plenarnej omówiono rolę kobiet w działalności pokojowej i wyniki przeprowadzonej w roku ubiegłym akcji „Nie dla NATO”, a także dyskutowano o sytuacji w Gazie. Następnie praca odbywała się w trzech grupach tematycznych, gdzie debatowano o roli pokoju w kulturze, roli kobiet w procesie pokojowym i wymieniano doświadczenia po walce z amerykańskimi bazami wojskowymi, które są budowane w Europie. Wielkie wrażenie, żeby nie powiedzieć szok, wywołała prezentacja Fee Strieffler z Niemiec, która za pomocą wykresów pokazała wpływ największej bazy wojskowej USA w Ramstein na życie regionu (a także dane dotyczące baz amerykańskich na świecie, a jest ich około tysiąca!). Od zamachu 11 września okolice tej bazy zamierają, ponieważ całe zaopatrzenie, łącznie z papierem toaletowym, jest przywożone spoza Niemiec, głównie z Ameryki. Wewnątrz bazy zbudowano nawet ogromny supermarket. Domy zbudowane przez Niemców wokół ośrodka (na jego potrzeby) stoją puste i niszczeją. Dużym zaskoczeniem była też prelekcja Czeszek. Organizują one akcje protestacyjne w związku z projektem budowy radarów amerykańskich współdziałających z systemem tarczy antyrakietowej w Polsce. Akcje te są dowodem istnienia w Czechach społeczeństwa obywatelskiego – w przeciwieństwie do marazmu społecznego w Polsce. Poza masowymi demonstracjami ulicznymi zorganizowano np. zbieranie podpisów pod protestem przeciw tym radarom (ok. 400 tys.). Przedstawiłyśmy sytuację w Polsce. Badania opinii publicznej pokazują, że większość Polaków jest przeciw bazie amerykańskiej i instalacji tarczy antyrakietowej. Jednak uliczne akcje protestacyjne spotykają się z minimalnym zainteresowaniem obywateli, zwłaszcza że organizatorzy nie mogą liczyć na poparcie mediów. Poinformowałyśmy, że w sprawie tarcz antyrakietowych RACJA wystosowała do prezydenta elekta Baracka Obamy pismo, w którym wnioskowano porzucenie tego projektu. W rozmowie kuluarowej z Czeszkami wyraziłyśmy podziw dla ich inicjatyw i wytłumaczyłyśmy, że społeczeństwo obywatelskie zostało w Polsce zamordowane natychmiast po urodzeniu. Odbyło się to na początku lat 90., kiedy to zebrano ponad półtora miliona podpisów pod żądaniem przeprowadzenia referendum w sprawie aborcji. Na żądanie Kościoła podpisy te zostały wrzucone do kosza, czym dano Polakom do zrozumienia, kto tu rządzi. Teresa Jakubowska
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Naklejka
Tusk po exposé łapie swoich doradców i mówi: – Ażeby was cholera, mieliście mi napisać przemówienie na góra godzinę, a ja te wasze wypociny trzy godziny czytałem! – Panie premierze, ale pan przeczytał oryginał i dwie kopie... ! ! ! Jasio, pisząc wypracowanie, pyta ojca: – Tato, jak się powinno pisać: Królowa Lodu czy Królowa Loda? – To zależy, synu, czy chcesz żeby była postacią negatywną czy pozytywną... KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) gruboskórnemu nic nie zrobi, 2) to nie jest prosta droga, 3) karo tak, kier nie, 4) co nadaje ton drukarce?, 5) zniżka na wczasy w Maroku, 6) cztery razy po trzy razy, 7) specjalista od mokrej roboty, 8) nie dla Niemca Wandę chował, 9) cizia z kocem, 10) mniejszy od drzew, 11) lokalna w terenie, 12) jest nierozłącznie związany z butem, 13) buta w świętość przekuta, 14) ruch, by nie było buch, 15) mieszanka artystyczna, 16) prosi o grosik, 17) jest bogaty, bo ma ZUS?, 18) jest zdyscyplinowany, 19) aby mur nie miał dziur, 20) ptak strażaka, 21) mowa obrazkowa, 22) jego praca nie ma końca, 23) urwany, gdy aktor pijany, 24) gra bez słów, 25) tłucze się po piekle, 26) zamyka się w łazience, 27) zamiast kabaczka woli chłopaczka, 28) powstaje po wybuchu bombki, 29) bez grzebienia nie wychodzi, 30) zuchwała peruka, 31) wyjdziesz nań i wrócisz zaraz, 32) księżycowy cios, 33) wart pałaca, 34) bryka na pastwisku, 35) wyrasta na dłoni niedowiarka, 36) długi zajęczy, 37) dokładnie zmniejszyć pozwala, 38) przewyższa króla, 39) podpowiada za pieniądze, 40) szkic w zakrystii, 41) kożuszek z serem, 42) co jest prostokątem, czym prostokąt nie jest?, 43) banalna prawda, 44) nim się w jatce rzuca, 45) nie myśli w barze o umiarze, 46) Kuba oficjalnie, 47) kompanem ze sloganem, 48) poszarpana sukmana, 49) pierwszy na liście, 50) sposób załatwiania osób, 51) razem z motem zręcznym zwrotem, 52) kwiat z siebie rad, 53) rozbiegany wzrok, 54) skacze kicając. Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
Któregoś dnia poszłam do miejscowej księgarni katolickiej i ujrzałam naklejkę na zderzak z napisem: „Zatrąb, jeśli kochasz Jezusa”. Akurat byłam w szczególnym nastroju, ponieważ wróciłam ze wstrząsającego występu chóru, po którym odbyły się gromkie, wspólne modlitwy, więc kupiłam naklejkę i nalepiłam na zderzak. Jak dobrze, że to zrobiłam! Cóż za podniosłe doświadczenie nastąpiło później! Zatrzymałam się na czerwonych światłach na zatłoczonym skrzyżowaniu i pogrążyłam się w myślach o Bogu i o tym, jaki jest dobry... Nie zauważyłam, że światła się zmieniły. Jak to dobrze, że ktoś również kocha Jezusa, bo gdyby nie zatrąbił, nie zauważyłabym, a tak odkryłam, że mnóstwo ludzi kocha Jezusa! Więc gdy tam siedziałam, gość za mną zaczął trąbić jak oszalały, potem otworzył okno i krzyknął: „Na miłość boską! Naprzód! Naprzód! Jezu Chryste, naprzód!”. Jakimże oddanym chwalcą Jezusa był ten człowiek! Potem każdy zaczął trąbić! Wychyliłam się przez okno i zaczęłam machać i uśmiechać się do tych wszystkich pełnych miłości ludzi. Sama też kilkakrotnie nacisnęłam klakson, by dzielić z nimi tę miłość! Gdzieś z tyłu musiał być ktoś z Florydy, bo usłyszałam, jak krzyczał coś o „sunny beach”. Ujrzałam innego człowieka, który w zabawny sposób wymachiwał dłonią, ze środkowym palcem uniesionym do góry. Gdy zapytałam nastoletniego wnuka siedzącego z tyłu, co to może znaczyć, odpowiedział, że to chyba jest jakiś hawajski znak na szczęście czy coś takiego. No cóż, nigdy nie spotkałam nikogo z Hawajów, więc wychyliłam się z okna i też pokazałam mu hawajski znak na szczęście. Wnuk wybuchnął śmiechem... Nawet jemu podobało się to religijne doświadczenie! Paru ludzi było tak ujętych radością tej chwili, że wysiedli z samochodów i zaczęli iść w moim kierunku. Z pewnością chcieli się wspólnie pomodlić lub może zapytać, do jakiego kościoła należę, ale właśnie zobaczyłam, że mam zielone światła. Pomachałam więc do wszystkich sióstr i braci z miłym uśmiechem, po czym przejechałam przez skrzyżowanie. Zauważyłam, że tylko mój samochód zdążył to zrobić, bo znowu zmieniły się światła, i poczułam smutek, że muszę już opuścić tych ludzi, po okazaniu sobie nawzajem tak pięknej miłości. Otworzyłam więc okno i po raz ostatni pokazałam im wszystkim hawajski znak na szczęście, a potem odjechałam. Niech Bogu będzie chwała za tych cudownych ludzi!
42
48
1 25
2
47
49
5
43
42
11
46 23
50
53 34
41
9
54 45
10
16
10
13
51
46
2
41
15
40
6
25 26
3
4
34
33
37
44
4
29
38
30 15 35
32 40
27
31
16
7
27
39
25
24
30
26
14
33
23 24
36 38
19
52
2
36
11
28 6
17
22 3
22
44
13
8
5
7
43
1
45
21
1
17
18
20 21
4
8
9
12
19 28
29
3
14 12
35
20
32
18
26 31
37
39
5
6
7
27 28 29 30
8
9 10
11 12 13 14
31 32 33 34 35 36 37
15 16 17 18 19 38 39 40
41 42
20
21 22 23 24
43 44 45 46
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 4/2009: „Prawda nagością poraża”. Nagrody otrzymują: Zbigniew Łowicki z Trzebawia, Stanisław Baranowski z Lubina, Władysław Prenete z Piszu. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoedycja: Karol Strzelecki; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 6 (466) 6 – 12 II 2009 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE Puszczeni z torbami
Fot. A.T.
Niezależnie od tego, czy powyższa torba miała witać JPII, czy też papież jest użyty jako symbol Polski, wybór nośnika jest trafiony. Z powodu przywilejów Kościoła wielu ludzi puszczono w Polsce z torbami.
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Benedykt XVI ma wszystkie teksty obcojęzyczne zapisane fonetycznie po niemiecku. Podczas zakończenia nabożeństwa w Polsce chciał pozdrowić
Polaków. Szuka po kieszeniach, w notatkach. Nic. Po angielsku, francusku, włosku... Nagle znajduje jakąś bardzo starą kartkę. Uradowany czyta: – Obhrońcy Westerplatte! Poddajcie się! Nie mhacie żadnych schans!
ata 50. i 60. XX wieku przyniosły w amerykańskim przemyśle filmowym zjawisko, które przysporzyło mu więcej szkody niż tak rozpowszechnione w latach dwudziestych ubiegłego wieku skandale obyczajowe ówczesnych aktorów. Mowa tu o powołanej w roku 1947 Komisji Izby Reprezentantów do Badania Działalności Antyamerykańskiej, która jednego dnia wezwała ponad 400 przedstawicieli świata filmowego do złożenia zeznań. Niestawienie się przed komisją w wyznaczonym czasie groziło wysoką grzywną, a nawet więzieniem. Organizacja miała na celu bezwzględną walkę z „czerwonymi”. W efekcie rozpoczęła masowe prześladowania nie tylko członków Partii Komunistycznej, ludzi o poglądach lewicowych, ale wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób choćby raz zamanifestowali sprzeciw wobec idei demokracji i postępu. Powołana do życia komisja miała pełne ręce roboty, ponieważ wielu hollywoodzkich filmowców nie kryło np. swojej sympatii do Frontu Ludowego w Hiszpanii, kiedy wybuchła tam wojna domowa, czy też samego Związku Radzieckiego, a takie działania bardzo się organizacji nie podobały. Na jej usługach pozostawała Filmowa Liga Ochrony Ideałów Amerykańskich, której przewodniczył sam
L
KRYMINALNA HISTORIA KINA (12)
Polowanie na czarownice John Wayne. To on, a także takie gwiazdy jak Robert Montgomery czy Adolf Menjou wyłącznie z „czystego patriotyzmu” denuncjowali swych kolegów. Komisja gorliwie korzystała z rzeszy wyżej wymienionych „wygodnych świadków”, których zeznania niejednokrotnie były po prostu zwykłą farsą. I tak ówczesny hollywoodzki amant Robert Taylor zeznał pierwotnie, że do roli amerykańskiego dyrygenta, patrzącego przychylnym okiem na skolektywizowanych chłopów w proradzieckim filmie „Pieśń o Rosji”, zmusił go przedstawiciel Białego Domu, bliski współpracownik prezydenta Roosvelta, Lowell Mellet. Kiedy ten jednak ostro temu zaprzeczył i zaczął straszyć aktora sądem, Taylor nagle zmienił zdanie. Przyznał, że scenariusz filmu przyjął od razu, zanim ktokolwiek ze sfery rządowej zdołał się nim zainteresować. Podobnie było z Garym Cooperem. Komisja uznała go za niezwykle wielkiego patriotę, kiedy zeznał, że w swej karierze odrzucał każdy maszynopis filmowy, który zawierałby jakiekolwiek idee
komunistyczne. Niestety, nie był w stanie przypomnieć sobie żadnego z takich scenariuszy... Idei komisji przysłużyli się też, wskazując całą listę wrogów systemu, i inni świetni amerykańscy aktorzy, m.in.: Ronald Reagan, przewodniczący Amerykańskiego Związku Aktorów Filmowych, oraz jeden z jego poprzedników, George Murphy. Ponieważ postępowe koła hollywoodzkiego środowiska filmowego uznawały działania Komisji za sprzeczne z konstytucją, do walki z nią stworzono specjalny komitet, w skład którego wchodziły takie gwiazdy jak Katharine Hepburn, Gregory Peck czy Burt Lancaster. Niestety, po tym jak bossowie wytwórni filmowych ogłosili, że będą zwalniać natychmiast bez żadnego odszkodowania wszystkich, którzy okażą się komunistami bądź wrogami systemu amerykańskiego, komitet stracił wigor. Po ogłoszeniu owej czystki w zaledwie kilka dni pracę straciły setki osób. Praktyki komisji teoretycznie skończyły się dopiero na przełomie lat 50. i 60. Formalnie trwały o wiele dłużej... PAR