KOMPLETNE ZERO 07 Â Str. 10, 25
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 6 (623) 16 LUTEGO 2012 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Religia nie religia – byle przyklęknąć na starcie. Ojczyzna nie ojczyzna – byle się zerwać do biegu. (…) Nienawiść. Nienawiść. Twarz jej wykrzywia grymas ekstazy miłosnej. Gdyby Wisława Szymborska opublikowała te słowa nie tuż po „nocy teczek” Macierewicza, ale po „nocy św. Bartłomieja”, spłonęłaby na prawdziwym stosie. A tak „tylko” pod jej poezją podpalono płomienie katolickiego fanatyzmu. Â Str. 14–15
 Str. 8
 Str. 17 ISSN 1509-460X
 Str. 3
2
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Nie Janusz Palikot, a Donald Tusk został kolejnym „Człowiekiem Roku 2011” tygodnika „Wprost”. „Człowiekami roku” od roku 1990 byli wszyscy premierzy – po kolei. Taki traf. Podobno niektórzy tylko dla takiej perspektywy godzą się na tekę prezesa Rady Ministrów. Tymczasem z „Wprost” na zbitą kitę wyleciał naczelny Tomasz Lis. Niektórzy wiążą to z faktem, że wydawcy nie podobał się Tusk jako „ludź” roku. Tymczasem po Warszawce krążą plotki, że znany dziennikarz zostanie na dniach prezesem Telewizji Polskiej. Wiemy, że kot spada na cztery łapy. Ale żeby Lis? „Mój pogrzeb ma mieć charakter absolutnie świecki” – zastrzegła w testamencie Wisława Szymborska. Cóż, wypada nam tylko ukłonić się słowami Alejandro Casony: „Drzewa umierają stojąc”. Trwa linczowanie Marii Czubaszek, znanej satyryczki, pisarki i dziennikarki. Bo publicznie przyznała się do dokonania dwóch aborcji, a nawet oświadczyła, że tego nie żałuje. „Zimna suka!” – tak natychmiast zatytułowano anty-Czubaszkową stronę w internecie. „Wolę być zimną suką niż Matką Polką” – odparowała satyryczka. „Na suki jest hycel” – podpowiedziały jej katolickie Matki Polki. Katastrofalny spadek liczby powołań do seminariów w Polsce biskup Kowalczyk skomentował tak, że raz Bóg ma fantazję i powołuje, a raz jej nie ma i nie powołuje. Albert Einstein powiedział, że Bóg nie gra w kości. Mylił się. Gra. Jak mu wypadną same szóstki, polskie seminaria pękają w szwach. Ale to się jakoś od lat nie zdarza. Do rodziny bezbożników Boreckich z Kaczorowa (woj. dolnośląskie) przyszedł po kolędzie duszpasterz. I już od progu jął wydzierać się na córkę gospodarzy, że ma nieślubne dziecko, a sam gospodarz jest swołocz ostatnia, bo żyje w konkubinacie. Na pożegnanie pleban wyrżnął chłopa w mordę, wybijając mu dwa zęby. Pobity pobiegł na komisariat. I pocałował klamkę. Polska policja nie zwykła bowiem rozmawiać ze swołoczą. Tadeusz dyrektor Rydzyk w wywiadzie przeprowadzonym na kolanach przez braci Karnowskich powiedział, że nie ma nic. Nawet łóżko, w którym śpi, nie należy do niego. W takim razie nałożoną przez sąd grzywnę 3 tys. zł przyjdzie mu odsiedzieć. Choć jak go znamy, to przydziałową pryczę i tak wydębi od państwa. Tygodnik „Idziemy” opowiada, że niedawno w pewnej parafii jakaś kobiecina poprosiła księdza o „wodę egzorcyzmowaną”, a nieuk w sutannie zupełnie nie wiedział, o co jej chodzi. A przecież – poucza gazeta – „to nic innego jak woda święcona, tyle że oddzielnie poświęca się wodę i sól, a następnie łączy ze sobą”. Czekamy na przepis mieszanki kadzideł i zaklęć na deszcz, suszę i wygnanie diabła z teściowej. Ksiądz Stephen Rossetti z USA, uczestnik watykańskiego sympozjum w sprawie molestowania seksualnego kleru, podzielił się z mediami taką oto pozornie sensacyjną refleksją: „Seksualne wykorzystywanie dzieci jest od zawsze plagą naszego społeczeństwa i naszego Kościoła. To zło prześladuje nas od stuleci. Przypadki seksualnego wykorzystywania dzieci były tak liczne w Hiszpanii 1700 lat temu, że wymagało to uchwalenia specjalnego kanonu”. Wystarczy zatem sprytnie dodać „naszego społeczeństwa” i rodzi się pytanie: po co tyle hałasu?! W Rzymie wydarzenie kulturalne roku: 7 lutego premiera książki „Ostatni egzorcysta”, w której można przeczytać, jak to papa Benedykt XVI wygonił diabła z dwóch nastolatków podczas audiencji generalnej na placu św. Piotra. On podniósł ręce, a gówniarzami zaczęło rzucać o ziemię. Podobny cud wydarzył się 24 sierpnia 79 r. n.e. Tylko że wtedy sprawcą był Jowisz. Ale i wówczas, i teraz fotografa przy tym nie było. Choroby są widocznym działaniem Złego (diabła) na świecie – powiedział Benedykt XVI podczas Anioła Pańskiego w Watykanie. Doprawdy, nie mógł bardziej obrazić swojego poprzednika!
Happening R
uch Palikota atakowany jest nie tylko za treść, czyli program raczej rewolucyjny – jak na polski Katoland. Nawet niektórzy życzliwi „Palikotom” obruszają się na jedną z form ich politycznej ekspresji – happening. Zwłaszcza posłowie Ruchu rzekomo zajmują się wyłącznie organizacją zabaw i przedstawień. Tomasz Lis mówił nawet o „gówniarstwie” w kontekście sejmowej zadymy bez dymu z jointa. Według krytyków robimy takie numery, bo nie mamy żadnego programu. Przyznaję, że mnie też nie wszystko się podoba. Paleniu jointa w Sejmie byłem zdecydowanie przeciwny; rozpoczynanie sejmowej działalności RP od zdejmowania krzyża również nie było moim pomysłem. Uważam, że powinniśmy skupić się raczej na demaskowaniu watykańskich grabieży w majestacie chorego prawa. Dlatego złożyłem w sejmie pięć projektów ustaw, w tym dwie nowelizacje: 1 – Ustawy z 1997 r. o gospodarce nieruchomościami, gdzie postuluję wykreślenie paragrafu o bezprzetargowej sprzedaży podmiotom kościelnym gruntów samorządowych z bonifikatą (w praktyce stosuje się 99 proc.); 2 – Ustawy z 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych (i prawnych z 1992 r.), w której proponuję wykreślenie możliwości korzystania z ulg z tytułu darowizn na rzecz kościołów i związków wyznaniowych. Tu nie chodzi o symbole, o krzyż, ale o ratowanie miliardów złotych, naszej krwawicy. Mam rację? Otóż tylko połowicznie. Walka z prawem, które sankcjonuje złodziejstwo, da bowiem taki sam efekt jak kampania o usunięcie krzyża z Sejmu. Poza szumem medialnym i zwróceniem uwagi na problem (co też jest ważne) efektu nie będzie – krzyż i prawo zostaną. Na przeszkodzie jednemu i drugiemu stoi bowiem prawicowa, klerykalna większość sejmowa. Oczywiście do złożonych projektów zawsze można wrócić i tak zrobimy – wrócimy do nich i przegłosujemy je w następnej kadencji, na której inaugurację zdejmiemy też krzyż. A tymczasem? Co robić przez 3,5 roku poza głoszeniem prawdy, która nas kiedyś wyzwoli? Ze słowem happening (z ang. wydarzenie) wiążą się terminy: teatr, otwartość formy, improwizacja, ekspresja znaków, gestów, haseł i postaci. Happening to akt twórczy odbywający się na oczach często przypadkowych widzów w nieprzypadkowym miejscu, czasie i celu. Jednym z pierwszych happeningów było malowanie obrazów za pomocą wystrzeliwanej ze strzelby farby, odciskanie na płótnie ciał nagich modelek, przebieranie się za głowy państw. To ostatnie było już happeningiem politycznym. Wielki rozgłos zdobyła akcja wymierzona w wojnę w Wietnamie – młodzi ludzie zbierali się w tłum i z kart powołań do wojska składali papierowe samolociki, które podpalali i puszczali w kierunku kordonów policji. W tym też czasie pacyfiści zawiesili na Statui Wolności wielki styropianowy karabin, malowali na niej czerwone ślady od kul i próbowali umieścić na jej głowie koronę cierniową. Aby zamanifestować swój sprzeciw wobec wojny, John Lennon i Yoko Ono przez tydzień nie wychodzili z łóżka i w pidżamach nagrali przebój „Give Peace a Chance”. Także w USA przeciwnicy segregacji rasowej – przed wejściem do restauracji i środków komunikacji „tylko dla białych” – malowali twarze i ręce na czarno. Policja była bezradna: nie można wyrzucić kogoś, kto jest biały – choć jest chwilowo czarny. I to jest właśnie główna siła happeningu
– ironia. Inną jego siłą jest wstrząs, poruszenie zmysłów – na przykład na Ukrainie formacja FEMEN, złożona głównie z pięknych dziewcząt, protestuje przeciw różnym patologiom, rozbierając się do golasa. Aktywiści Greenpeace’u wylewają czerwoną farbę na futra pań i przebierają się za zatrute ropą delfiny; Zieloni w RFN przykuwają się do wagonów z odpadami promieniotwórczymi itd. W Polsce happening ma bogatą tradycję. Doświadczył go m.in. Feliks Dzierżyński z pomnika w Warszawie. Jakiś nieznany sprawca przez kilka lat malował mu dłonie na czerwono – olejną. Nigdy nie został złapany. Swoją drogą mógłby się teraz przyznać i odebrać medal za odwagę. Nie oszczędzono pomnika Lenina w Nowej Hucie, postawionego w 1973 roku. Pomiędzy nogami wodza rewolucji pojawiały się kolejne zdezelowane rowery, a na szyi zawisła
Pomarańczowa Alternatywa w akcji
tablica z napisem: „Masz tu rower, masz tu buty, wypierdalaj z Nowej Huty”. W 1979 roku ktoś poszedł na całość i za pomocą ładunku wybuchowego amputował Leninowi jedną nogę. Później był stan wojenny. Jednym z happeningów było ustawianie w oknach telewizorów (ekranem na zewnątrz) o 19.30, tj. w czasie „Dziennika Telewizyjnego”. O tej godzinie modne też były manifestacyjne rodzinne spacery. Natomiast studenci krakowscy jesienią 1982 roku, wiedząc o podsłuchach i sprawdzaniu korespondencji, umówili się na krakowskim rynku na godz. 21. MO w wyznaczonym terminie okrążyła tłum żaków, który odśpiewał: „Umówiłem się z nią na dziewiątą…”. Happening polega właśnie na takim wk…niu władzy, by ta była obnażona i bezradna. Oto na przykład za tzw. komuny ulicą Krakowa idzie ubrany na czerwono wielkolud, a przed nim mikrus odziany na biało-czerwono. I ten czerwony co chwilę kopie tego biało-czerwonego w d…ę. Na dodatek ten kopany przeprasza kopiącego. Przechodnie zaśmiewają się, bo metafora jest oczywista, ale MO jest bezradna. Opisany happening to jedno z działań osławionej Pomarańczowej Alternatywy działającej głównie we Wrocławiu. PA zgromadziła tam kiedyś gigantyczne tłumy ludzi, rozdając papier toaletowy. Skąd go wtedy wzięli, do dziś nie wiadomo. Samo tylko miasto Łódź w latach 80. zrodziło takie oto akcje: „Galopująca inflacja”, czyli bieganie po ul. Piotrkowskiej z tabliczkami: „Galopująca inflacja” (kiedy milicjant zatrzymywał biegacza, ten głośno gratulował „panu władzy”, że udało mu się powstrzymać inflację); „Klepanie biedy”, czyli głośne walenie w tablice z napisem „bieda”; „Bicie piany”, czyli grupowe ubijanie piany z jajek przy odtwarzanych przemówieniach pierwszego sekretarza PZPR. Nad formą i środkami wyrazu zawsze można dyskutować. Ale czy dziś, w czasach wolnych wyborów, happening jest w ogóle potrzebny? Moja odpowiedź brzmi: TAK. I chwała Ruchowi Palikota, że go stosuje. JONASZ
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r. Ksiądz prałat Ireneusz Kulesza – dyszący miłosierdziem proboszcz łódzkiej parafii katedralnej – ma wielkie pragnienie, żeby artysta Paweł Hajncel poszedł siedzieć. Najlepiej przez dwa lata bez warunkowego przedterminowego zwolnienia, bo maksymalnie tyle przewiduje Kodeks karny za „złośliwe przeszkadzanie publicznemu wykonywaniu aktu religijnego” (art. 195) lub obrazę uczuć religijnych polegającą na publicznym znieważeniu „przedmiotu czci religijnej” bądź „miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów” (art. 196). Sprawa jest konsekwencją ubiegłorocznego święta Bożego Ciała, kiedy to Hajncel w przebraniu motyla przyłączył się na chwilę do procesji wędrującej ulicami wokół katedry. Kilku księży próbowało go schwytać, ale był zbyt szybki. Biegał, przykucał, podskakiwał, cieszył dzieci, aż wreszcie odleciał. „Incydent był zaplanowany, przygotowany oraz przeprowadzony z rozmysłem (...), zaś reakcja wiernych świeckich oraz kapłanów każe sądzić, że doszło do obrazy uczuć religijnych” – napisał w specjalnym oświadczeniu proboszcz, zaś w niedzielę jego ludzie podjudzali wiernych do podpisywania wyłożonej w kościele listy „obrażonych”. Zebrał kilkudziesięciu chętnych, po czym zażądał od prokuratury przykładnego ukarania artysty z paragrafu o złośliwym przeszkadzaniu („Motylem jestem” – „FiM” 32/2011).
K
GORĄCE TEMATY
Obraza rozumu
Śledczy nie pękli i umorzyli postępowanie, nie dopatrując się przestępstwa, więc pleban złożył na tę decyzję zażalenie („Choć akt zakłócenia [procesji] był chwilowy, charakter i sposób działania sprawcy wskazują na jego złośliwy charakter” – czytamy we wniosku o wznowienie) do Sądu Rejonowego Łódź-Widzew, który 5 grudnia 2011 r. przyznał mu rację, uznając, że „istnieją przesłanki
olejny koralik pedofilskiego różańca. Wpadł mimo czułej ochrony arcybiskupa i kolegów z drużyny ojca Rydzyka. Ksiądz doktor teologii Bogusław P. (53 l.) z archidiecezji lubelskiej, posiadający status rezydenta, czyli wolnego strzelca wspomagającego proboszcza parafii w P., stanie za kilka dni przed Sądem Rejonowym w Krasnymstawie. Duchowny jest oskarżony o pedofilię, a konkretnie o molestowanie w latach 2004–2005 niemieckiego ministranta Michaela H. z parafii w Pocking (diecezja Passau). Dzieciak miał 11 lat, gdy pracujący tam wówczas nasz rodak zaczął go oswajać ze zboczonymi zachciankami. Ponieważ nie znał jeszcze zbyt dobrze języka, początkowo zapraszał chłopca do swojego mieszkania pod pretekstem pomocy w… redagowaniu kazań. Gdy zdobył jego zaufanie, przeszedł do prowadzenia dysput w łóżku. Najczęstszym tematem była męska przyjaźń i płynące z niej dobrodziejstwa w postaci seksu bez obaw o niechciane potomstwo. Na kolejnym etapie, żeby nadać swoim naukom więcej wyrazu, ks. Bogusław wkładał Michaelowi rękę w majtki, zabawiając się „materiałem poglądowym”. Tak twierdzi Prokuratura Rejonowa w Krasnymstawie w oparciu o zgromadzone przez niemieckich śledczych dowody w postaci zeznań pokrzywdzonego i kilku innych świadków, którzy
wskazujące na możliwość popełnienia czynu zabronionego”, zaś poglądy prokuratury są „mało przekonujące”. 3 lutego Hajncel stawił się na wezwanie w Prokuraturze Rejonowej Łódź-Widzew. Przed wejściem dodawała mu otuchy grupa działaczy Ruchu Palikota z banerem przedstawiającym motyla atakowanego przez czarnego pająka-krzyżaka i hasłem: „Motyle też chcą żyć!”. Pomogło?
potwierdzają okazywane przez kapłana nadzwyczajne zainteresowanie chłopcem rozbitym emocjonalnie po rozwodzie rodziców. Dlaczego sprawę przejęły polskie organa ścigania? – Jest to dosyć często stosowana praktyka, że państwa przekazują sobie zakończone
– Zostałem przesłuchany w charakterze świadka, choć spodziewałem się przedstawienia zarzutów. Wyjaśniłem, że procesja miała charakter ogólnodostępny i nie miałem zamiaru kogokolwiek obrażać. Jest natomiast moim obowiązkiem reagowanie poprzez artystyczną prowokację lub prezentowanie w krzywym zwierciadle niespotykanej w żadnym cywilizowanym państwie wszechwładzy Kościoła i anektowania przez niego przestrzeni publicznej. Że założyłem strój motyla? No cóż, jedni przebierają się w czarne sutanny, inni lubią bardziej kolorowy strój – śmieje się Paweł Hajncel. – A jak skończyła się twoja sprawa z kurią biskupią za transparent: „To nie jest mój ojciec” podczas plenerowej imprezy przy katedrze, połączonej z transmisją uroczystości beatyfikacyjnych Karola Wojtyły? – Przed sądem grodzkim dostałem 500 zł grzywny za to, że „wzbraniałem się opuścić” plac będący podobno własnością kurii. Z drugiej instancji wyszedłem na czysto, bo okazało się, że szarpała nas wówczas straż miejska i jakieś „dresy”, choć powinien zareagować właściciel. Tak więc na razie prowadzę z „czarnymi” jeden do zera. Czas pokaże, czy dojdzie do remisu... Widocznie modlitwa o moje nawrócenie bądź klątwa nie mają żadnych mocy sprawczych, skoro na pomoc Kościołowi musi iść państwo i jego ustawy. ~ ~ ~
~ rok 1983 – święcenia kapłańskie; ~ listopad 1997 – doktorat Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego za pracę pt. „Duszpasterstwo katechetyczne w szkole średniej diecezji lubelskiej w II Rzeczypospolitej”; ~ lata 1997–1999 – wikariusz parafii św. Stanisława BM w Lublinie;
Sex mit uns śledztwa celem osądzenia sprawców w sądzie właściwym dla ich miejsca pobytu – wyjaśnia nam zastępca prokuratora rejonowego Zenon Bolesta. Ksiądz P. będzie odpowiadał z wolnej stopy. W śledztwie poszedł oczywiście w zaparte: Michaela H. pamięta jak przez mgłę („Prawdopodobnie raz spotkałem go gdzieś w prze^te-a ^te locie”), nigdy w życiu nie przebywał te `-te z ministrantem w wieku poniżej 15 lat, a o swoich rzekomych skłonnościach pedofilskich dowiedział się dopiero od prokuratora. Ciekawe, że doskonale wiedziało o nich wąskie grono wtajemniczonych kurialistów i biskupów z metropolitą lubelskim na czele... Popatrzmy na kluczowe etapy kościelnej kariery ks. Bogusława:
~ lata 1999–2000 – wikariusz parafii Chrystusa Odkupiciela w Świdniku; ~ czerwiec 2000 – po siedemnastu latach w zawodzie awans na proboszcza parafii Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej we wsi T.; ~ maj 2003 – rezygnacja z urzędu i prośba do abp. Józefa Życińskiego o zezwolenie na wstąpienie do zakonu redemptorystów; ~ 21 czerwca 2003 r. – metropolita lubelski przyjmuje dymisję i podpisuje dekret o „udzieleniu ks. dr. Bogusławowi P (...) pozwolenia na wstąpienie do Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela (Redemptoryści)”. Gdy ksiądz P. został już konfratrem o. Tadeusza Rydzyka, wyjechał natychmiast za granicę. Przebywał jakiś czas w prowadzonym przez zakon sanktuarium maryjnym
3
Andrzej Bancerz (49 l.) jest przewodniczącym Rady Gminy w Kolnie (woj. warmińsko-mazurskie). Podczas toczonej publicznie dyskusji w sprawie zlikwidowania jednej z lokalnych szkół powiedział, że historia zna przypadek, gdy „pewien facet chciał, żeby wszyscy byli szczęśliwi, i go ukrzyżowali”. „Tą wypowiedzią pan przewodniczący obraził uczucia katolików, jawnie i z premedytacją drwiąc z symbolu chrześcijaństwa, naszej wiary, Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego za nasze grzechy” – czytamy w zawiadomieniu o przestępstwie. Choć donos był anonimowy (wszystkie tropy prowadzą do proboszcza znanego „FiM”), prokuratura wzięła sprawę na tapetę, bo... musiała, gdyż obraza uczuć katolika jest w Polsce przestępstwem ściganym z urzędu! – Nie byłem jeszcze przesłuchiwany, ale jestem spokojny o wynik, bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby włóczyli mnie za te słowa po sądach – mówi Bancerz. – Wydaliśmy postanowienie o umorzeniu z powodu braku znamion czynu zabronionego. O obrazie uczuć można mówić dopiero wówczas, gdy są konkretnie wskazane co najmniej dwie pokrzywdzone osoby, a to zawiadomienie było anonimowe. Zażalenia w tej sytuacji nie przewiduję – uspokaja Piotr Stemplewski, szef Prokuratury Rejonowej w Biskupcu. W latach 2006–2010 za przeszkadzanie wielebnym w obrządkach lub obrazę uczuć religijnych prawomocnie skazano w Polsce 86 osób. Obyło się na szczęście bez kar bezwzględnego pozbawienia wolności, ale wszystko przed nami... ANNA TARCZYŃSKA
w Mariazell (Austria), później zakotwiczył w Niemczech. Cóż takiego wydarzyło się w T., że porzucił intratne probostwo i uciekł – co widać jak na dłoni – z Polski? – W powietrzu wisiał okropny skandal, bo do kurii docierały sygnały, że nagabuje seksualnie dzieci. Nie robił tego na miejscu w parafii, ale polował w Lublinie. Arcybiskup rozmawiał z nim i namówił na szybką ewakuację. Nie wiem, kto wymyślił ucieczkę do redemptorystów, ale musiał mieć również u nich jakieś poparcie, skoro tak szybko załatwiono przyjęcie do zakonu i skierowanie za granicę. Gdy okazało się, że i tam wpadł, dostał azyl w P., bo niemieckie media niechybnie rozdmuchałyby sprawę na cały świat. Wstyd powiedzieć, ale nasi pasterze tolerowali łotra, zamiast definitywnie wyrzucić go z kapłaństwa, i oto mamy kolejną aferę – podkreśla zaprzyjaźniony z „FiM” emerytowany profesor KUL. Aferę ujawniono w czasie, gdy Watykan zapewnia o „determinacji w walce z nadużyciami seksualnymi duchownych wobec nieletnich”, a przedstawiciele 110 episkopatów i przełożeni zgromadzeń zakonnych z całego świata uczestniczą w liturgii pokutnej oraz zorganizowanym pod patronatem Benedykta XVI sympozjum „Ku uleczeniu i odnowie” na temat pedofilii w Kościele... MARCIN KOS współpr. T.S.
4
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Prowincjałki
Żyć na (nie)wiarę Szczęśliwa żona czy bezpłatna prostytutka? Wybór należy do ciebie. Trzeciej opcji nie przewidziano. Powiedzenie „lepiej sprawdzić, niż żałować” wydaje się dorzeczne. Chodzi o zamieszkanie razem przed ślubem, żeby zobaczyć, czym to pachnie, i uniknąć rozczarowania. Największym przeciwnikiem tego sposobu rozumowania jest Kościół. Po prostu – narzeczeński celibat ma być ważniejszy niż bliższe obejrzenie bliźniego swego, z którym połączyć nas mają papierki, kredyty, a nawet nowy człowieczek. Jacek Pulikowski jest mężem jakiejś Jadwigi (informacja z notki biograficznej) i autorem książek na „tematy rodzinne”. W kolejnej publikacji („Razem czy osobno?”) przedstawia argumenty zwolenników „przedślubnego sprawdzania” i… obala jeden po drugim! Nie jestem naiwniakiem – zapewnia Pulikowski, który wie, że jego bestsellera nie przeczytają „najbardziej potrzebujący”: bezbożnicy, którzy żyją na kocią łapę i w nosie mają kościelne nauki. Docelową grupą odbiorców są „ludzie dobrej woli”, którzy utwierdzą się w tym, co już sami wiedzą. Przede wszystkim – kobiety. Od zawsze poszkodowane. Bo jest tak… – tłumaczy autor. Mężczyzna marzy tylko o wolności
C
– żadnych obowiązków i zobowiązań. Kobieta marzy tylko o dzieciach – mnóstwo obowiązków, mnóstwo zobowiązań. Sprzeczne interesy należy pogodzić, żeby kolejny boży narybek pojawił się na świecie. Mężczyznę trzeba – krok po kroku – rozkochiwać, zachęcać do małżeństwa i na zbyt wiele nie pozwalać. Jeśli będzie chciał mieszkać razem przed ślubem, oznacza to jedno… Chce zrobić z nas – cudny oksymoron – „bezpłatną prostytutkę”. A do ślubu nigdy nie dojdzie. Jakie argumenty za mieszkaniem razem może przedstawić narzeczony i jak się przed nimi bronić? 1. Poznamy się w codziennych sytuacjach. Nie tylko wypachnieni i odstrojeni. „Proponuję – tu podpowiadamy za panem Pulikowskim – uczestnictwo w pieszej, najlepiej kilkusetkilometrowej pielgrzymce na Jasną Górę. Tu wyjdzie szydło z worka”. 2. Można podpatrzyć, co kto umie: gotowanie, majsterkowanie… Współżycie seksualne – pod jednym dachem pewne jak amen w pacierzu – zaburzy obiektywny ogląd tych umiejętności. Zupa nigdy nie będzie za słona! 3. Ślub kosztuje. Wesele jeszcze więcej. Opowieści o bajońskich sumach, które dobrodziej inkasuje, są „produkowane przez nieprzyjaciół
ałe szczęście, że wierni Kościoła papieskiego nie traktują na ogół jego wierzeń zbyt poważnie, bo Polska byłaby zaludniona ludźmi mocno psychicznie poturbowanymi. Jeżeli zadacie sobie trochę trudu, to po wstukaniu w internetową wyszukiwarkę słów „świadectwo szafarza” znajdziecie zdumiewającą historię religijnego zaczadzenia. Nawet jeśli przyjąć, że ta historia jest zmyślona (a nic na to nie wskazuje), to jest ona w dobrej wierze propagowana przez prawicowo-katolickie portale jako świadectwo autentycznych duchowych przeżyć. Także jako wyraz poglądów pewnego nurtu w Kościele rzymskokatolickim. Tekst opisuje współczesne religijne rozterki niejakiego Antoniego, 50-latka spod Tarnowa, który był do niedawna tzw. świeckim nadzwyczajnym szafarzem komunii. Jest to instytucja w Polsce stosunkowo nowa. W poszczególnych parafiach wybiera się świeckich mężczyzn cieszących się społecznym poważaniem, którzy podczas mszy razem z duchownymi udzielają wiernym komunii. Wszystkim niezorientowanym przypomnę, że w Kościele katolickim w Polsce wierni na ogół przyjmują komunię w postawie stojącej, a szafarz wkłada ją zainteresowanym prosto do ust. W wielu innych krajach raczej przyjmuje się komunię „na rękę”, po czym samodzielnie wkłada się ją do ust, co jest nie tylko bardziej higieniczne, ale nie budzi też zabawnych skojarzeń i w pewnym stopniu wyraża poszanowanie godności ludzi przystępujących do komunii. Bardziej niż groteskowe karmienie doustne. Otóż Antoni jest katolikiem dokumentnie zindoktrynowanym, znacznie bardziej niż życzyliby sobie tego
Kościoła i nie godzi się ich powtarzać ani nawet słuchać”. Większość księży nie weźmie ani grosza, byle parafianie żyli po bożemu… 4. Mieszkając razem, zaoszczędzimy: na dojazdach, jedzeniu itp. Żeby nie wydawać na dojazdy, można wynająć mieszkania blisko siebie lub… przyspieszyć ślubu. Co więcej – nie uwierzycie! – rozstanie niepoprzedzone ślubem jest droższe niż rozwód. W przypadku formalnej rozłąki możemy liczyć na pomoc sądu. Po zakończeniu konkubinatu cwańsza strona wykiwa mniej cwaną. 5. Możemy sprawdzić, czy jesteśmy łóżkowo dopasowani. Nic tak nie niszczy małżeństwa jak nieudany seks. Nie ma czegoś takiego jak seksualne niedopasowanie! To argument „zboczeńców pokazujący ukrytą tęsknotę do perwersji seksualnych”. W tym miejscu należy współczuć Jadwidze… Jak nikt z kosza jabłek nie wybierze nadgryzionego, tak spaskudzona kobieta nie ma co liczyć na porządnego męża! – podsumujmy smutno. Oczywiście są takie, którym spaskudzenie nie przeszkadza, ale… „to jeszcze większe wynaturzenie niż w wydaniu mężczyzny”. Nawet nie godzi się wspominać. JUSTYNA CIEŚLAK
duchowni jego Kościoła. Po czterech latach „szafarzowania” podał się do dymisji, bo… ma wyrzuty sumienia, że jako człowiek świecki dotyka niegodnymi, niekonsekrowanymi rękoma „Pana Jezusa Eucharystycznego”, czyli białych krążków opłatka, które Kościół nazywa „ciałem Chrystusa”. Mózg Antoniego jest nasączony przekonaniem o własnej, człowieka świeckiego, totalnej niegodności. Zanim złożył dymisję, przeżywał dramatyczne chwile, bo wyrzuty sumienia z powodu „dotykania Pana Jezusa” pchnęły go, jak sam wyznaje, do… „alkoholizmu i grzechu nieczystości”. Doznaje koszmarów, gdy zdarza mu się upuścić opłatek. Przełom duchowy nastąpił u niego po lekturze książki opisującej m.in. duszę zakonnicy, której Bóg „upalił w czyśćcu ręce” (sic!) za to, że udzielała komunii, choć nie jest księdzem. Można powiedzieć, że to tylko tragikomiczna historyjka o dziwaku funkcjonującym na marginesie katolickiej doktryny. Moim zdaniem Antoni to człowiek perfekcyjne przemielony przez kościelną maszynkę do indoktrynacji, oddany katolickiej wierze nawet w tych jej aspektach, które sam kler już dawno porzucił. To fakt, że siła jego zaangażowania jest w Polsce czymś wyjątkowym, bo większość praktykujących katolików u nas to de facto agnostycy chodzący do kościoła z przyzwyczajenia lub pod presją, nieszczególnie przejęci wiarą. Ale wśród tej bardziej gorliwej mniejszości są setki tysięcy tych, którzy cierpią z wielu zbędnych powodów, takich jak przymusowe rodzenie kolejnych dzieci z braku antykoncepcji, wydumane problemy rodzinne, z którymi nie potrafią sobie poradzić, a nawet masturbacja. Oni wszyscy zostali moralnie i życiowo okaleczeni przez „własny” Kościół. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Pobożne kalectwo
Ponad 14 tysięcy tabletek podrobionej viagry wprowadził na rynek Andrzej W., aptekarz z Chojnowa (woj. dolnośląskie). Spragnieni mocnych wrażeń panowie kupowali medykament po 20–30 zł za sztukę. Żaden z nich nie wiedział, że niebieska pigułka, którą połyka, jest zrobiona z gipsu i wapna. Reklamacji, o dziwo, nie było.
MÓZG STAJE!
Zerwanie linii energetycznej, zniszczenie sześciu słupów trakcji, zanik zasilania w okolicy – oto efekt… wycinki kawałka lasu, której podjął się Krzysztof M., 52-letni mieszaniec Wólki Okopskiej (woj. lubelskie).
BYĆ JAK CHUCK NORRIS
Poszukiwacze gazu łupkowego używają w swojej pracy kabli sejsmicznych. Bardzo się one spodobały amatorom złomu. Dwaj mieszkańcy gminy Józefów ukradli więc w miejscowości Czarny Las prawie kilometr takiego kabla o wartości 30 tys. zł. Za wytopioną z niego miedź zainkasowali 180 zł.
ŁUPY ŁUPKOWE
Przez kilkanaście godzin 11 jednostek straży zawodowej, dwie ochotniczej oraz policjanci przeszukiwali brzeg i nurt Wisły w okolicach Nowego (woj. kujawsko-pomorskie). Silne reflektory, sanie, łodzie płaskodenne, śmigłowiec z kamerą termowizyjną – wszystko po to, by znaleźć tonącego w rzece mężczyznę. Cała akcja kosztowała co najmniej 100 tys. zł. Topielca nie znaleziono. Znaleziono za to dwóch sprawców fałszywego alarmu.
ZAGINIONY W AKCJI
W Kolonii Witulin właściciel chlewu zgłosił, że ktoś zakłóca jego świniom spokojny sen. Sprawcą okazał się 26-letni sąsiad, który przed wymiarem sprawiedliwości usiłował schować się w gnoju. Policjanci wygrzebali delikwenta i odwieźli do aresztu. Za dotkliwe zranienie trzech tuczników grozi mu do pięciu lat więzienia. Opracowała WZ
ŚWIŃSKI NUMER
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nie widziałem jeszcze analizy komputerowej wypadku lotniczego zrobionej tak niepoprawnie, że jej wyniki przeczą prawom fizyki. (prof. Paweł Artymowicz, fizyk i pilot, o efektach prac zespołu Macierewicza)
Nowoczesnym skomplikowanym państwem nie może rządzić jeden człowiek. Jak Tusk jedzie na urlop, to całe państwo zastyga. (Cezary Michalski, dziennikarz)
Tusk zaczął błaznować i stał się śmieszny. Najpierw ogłosił, że zawiesi ratyfikację ACTA, a potem, że nie zamierza się jednak wycofać z podpisu pod tą umową. Różnica między Tuskiem a Rydzykiem robi się coraz mniejsza. (Janusz Palikot)
Wisława Szymborska nie towarzyszyła nam w odzyskiwaniu Polski, w odzyskiwaniu suwerenności. Nie pamiętam jej poezji, aby porywała. (Krystyna Pawłowicz, posłanka PiS)
„Murzynek” – to brzmi pieszczotliwie. Życie bez poczucia humoru, zwłaszcza gdy jest się w polityce, byłoby straszne. (Marek Suski, poseł PiS, o swoich rasistowskich i homofobicznych wypowiedziach)
W USA żaden prawicowiec, nawet najbardziej osobliwy, nie odważyłby się powiedzieć o swoim prezydencie „Murzynek”. Bo to nie jest kwestia prawicowości czy lewicowości – to elementarna przyzwoitość. (prof. Wojciech Sadurski, filozof prawa)
Boję się partii Kaczyńskiego i boję się bogobojności PiS. Palikotowi życzę jak najlepiej. (Maria Czubaszek, pisarka, scenarzystka)
Chciałabym, aby pary homoseksualne mogły w Polsce adoptować dzieci. Lepsza dla dziecka jest adopcja przez pary homoseksualne niż wychowywanie przez patologiczne rodziny lub wynoszenie dziecka na śmietnik. (jw.)
Kościół potrzebuje dóbr także po to, aby je rozdawać. (tygodnik „Niedziela”) Wybrał AC
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
NA KLĘCZKACH
TEATR PREMIEROWY Premier Donald Tusk pod wpływem protestów społecznych zawiesił kwestię ratyfikowania dokumentu ACTA i przyznał się do błędu niekonsultowania tego projektu. Następnie zorganizował widowisko pozorujące konsultacje społeczne z internautami, na którym oświadczył, że podpisu polskiego rządu pod dokumentem nie wycofa. Wiadomo też, że Polska nie może zmienić ani jednego zdania w wynegocjowanym tekście. Debata się odbyła? Odbyła. No to mordy w kubeł. MaK
ZAKAZ CHAMSTWA
telewizji do marszu. Protest z groźbą: „Albo Polska będzie katolicka, albo jej nie będzie” rozpoczął się mszą, którą poprowadził ks. Stanisław Mac, znany rzeszowski pokerzysta. Po ceremonii Stowarzyszenie Obrony i Rozwoju Polski oraz koło Radia Maryja wręczyły podkarpackiemu wojewodzie (sic!) petycję przeciwko dyskryminacji ich ukochanej telewizji. ASz
PIELGRZYM PRZED SĄDEM
Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że rejestracja wulgarnego symbolu „zakaz pedałowania” jako znaku Narodowego Odrodzenia Polski może naruszać konstytucję. I uchylił rejestrację dokonaną przez sąd niższej instancji. Wnioskowała o to pod naciskiem mediów prokuratura i rzecznik praw obywatelskich, zwracając uwagę, że rejestracja symbolu narusza przepisy o zakazie dyskryminacji. MaK
PRZEŚLADOWANY Biskup watykański Piotr Libera, na sposób rodzinny i służbowy związany z podejrzanymi interesami wokół Komisji Majątkowej, skarży się, że jest przedmiotem zainteresowania prokuratury. Uważa, że prokuratura w Gliwicach nie szanuje jego prywatności, bo śledziła, z kim przeprowadza rozmowy telefoniczne (nie podsłuchując ich jednak!). Mamy nadzieję, że prokuratura nie zmięknie pod biskupim naciskiem. MaK
DUSZPASTERZ Z ODZYSKU Ksiądz Andrzej Małachowski został proboszczem kościoła uniwersyteckiego we Wrocławiu. 2 lata temu Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych odebrała mu tytuł doktora habilitowanego, bo okazało się, że jego praca jest plagiatem. Musiał także zrezygnować z funkcji prorektora Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Teraz będzie dawał dobry przykład katolickim studentom. MaK
PODKARPACIE TRWA! Radni Sejmiku Województwa Lubelskiego z inspiracji PiS przyjęli rezolucję wzywającą Krajową Radę Radiofonii i Telewizji do przyznania koncesji dla Telewizji Trwam na multipleksie cyfrowym. Oświadczenia podobnej treści wydały już także rady miejskie Ełku, Supraśla i Łap. Natomiast w Rzeszowie rzekoma dyskryminacja Telewizji Trwam przez KRRiT popchnęła ponad 200 widzów Rydzykowej
PSI SURVIVAL Andrzej Szlęzak – prezydent Stalowej Woli, który bohatersko odznaczył się w batalii na rzecz obrony samorządowej ziemi przed ukrzyżowaniem – ma, niestety, gdzieś ustawę o ochronie zwierząt i uważa, że bezdomne psy, które nie potrafią sobie poradzić z zimą, są chore albo komuś zagrażają, należy usypiać. Według prawa każdy samorząd musi stworzyć program ochrony zwierząt, do którego należy m.in. sterylizacja i kastracja psów. Szlęzak sprawę bagatelizuje i twierdzi: „My na pewno dawać pieniędzy na bezdomne zwierzęta nie będziemy”. ASz
ODMELDOWAĆ SIĘ!
Żarliwy sympatyk Radia Maryja, który w ubiegłym roku uderzył w twarz reporterkę telewizji Polsat i zniszczył kamerę wartą 27 tys. zł stanie przed częstochowskim sądem. Prokuratura wysłała akt oskarżenia przeciwko 55-letniemu Andrzejowi K., sąd odesłał akt do uzupełnienia, ale instancja apelacyjna nakazała rozpoczęcie procesu. Rydzyk może już ogłaszać pospolite ruszenie moherowych beretów. MaK
KOŚCIÓŁ W PODZIEMIU 6,5 mln zł kuria łódzka uzyskała od Unii Europejskiej na ekstrawagancki projekt sali wystawienniczej zbudowanej w podziemiach przy katedrze. Aby powstała nowa sala, trzeba wywieźć kilkanaście tysięcy metrów sześciennych ziemi. Przy okazji wyremontowane zostaną podziemia watykańskiej katedry, z którymi nowy obiekt zostanie połączony. MaK
Wyjechałeś do pracy za granicę i nie łożysz na Kościół? „Sugerowałbym także zmianę miejsca zamieszkania, gdyż w takim przypadku – nie będę musiał płacić podatków nakładanych przez Urząd Skarbowy za parafian, których i tak nie ma” – wezwał proboszcz parafii pw. św. Stanisława w Niedźwiadnej. I do wiadomości „sfrustrowanej bolszewii i wszelkiego lewactwa” oraz „neofity na ateizm Pana Palikota” podał, że według ustalonych przez Ministerstwo Finansów stawek ryczałtu od przychodów proboszczów musi płacić „aż” 455 zł podatku… na kwartał. Podatek dla proboszczów naliczany jest na podstawie liczby mieszkańców parafii w roku poprzedzającym i według tabelki dla parafii w Niedźwiadnej stosuje się przedział 1–2 tys. osób. Tymczasem wielebny podczas kolędy doliczył się tylko 895 owieczek mieszkających tu na stałe. Tego, że i tak płaci wielokrotnie mniejsze podatki niż zwykli śmiertelnicy, którym pieniądze same nie spadają z nieba, miejscowy „pasterz” już jednak nie raczył zauważyć. Pochwalił się za to, że w roku 2011 udało mu się uzbierać „58 310 zł, nie licząc datków składanych na tacę”. AK
WSZECHTUWIM
DZIECI OJCA RYDZYKA
W Łodzi działacze Młodzieży Wszechpolskiej nie pozwolili, aby działacze Ruchu Palikota powiesili słynne maski Anonymousa na pomnikach Tuwima i Rubinsteina. Młodzi narodowcy po prostu zasłonili swoimi ciałami pomniki dwóch najsłynniejszych łodzian, będących Żydami i Polakami jednocześnie. Cieszy nas, że młodzieńcy wszechpolscy nie odsyłają już „elementu obcego rasowo” do getta ławkowego, ale obydwu wielkich twórców uważają za swoich. I jak tu nie wierzyć w postęp?! MaK
Tradycją parafii pw. Świętych Apostołów Mateusza i Macieja w Raciborzu-Brzeziu są kazania proboszcza mające formę rozmowy kapłana z dziećmi. Tematem kazania wygłoszonego w niedzielę 5 lutego był sakrament chorych, po którym dzieci z własnej potrzeby i inwencji wyrażają słowa modlitwy powszechnej. A jakie są to intencje? Na przykład „za zdrowie mamy i taty”, „za powołania kapłańskie”, no i ta wygłoszona przez kilkuletnie dziecko: „Módlmy się, aby Radio Maryja oraz TV TRWAM
znalazły się na multipleksie”. Ksiądz prowadzący mszę powiedział: „Sam bym bardziej fachowo i profesjonalnie tego nie ujął”. I zaczął zachęcać wiernych, by złożyli podpis pod listą społecznego poparcia dla Rydzykowego imperium. Do podpisu odgórnie zostali również zobligowani niepopierający ojdyra. „Podpis należy złożyć – nawet jeśli nie dla siebie, to dla tych, którzy nie mogą przyjść do kościoła (chorzy i osoby starsze), by dać im możliwość słuchania słowa Bożego, gdyż w stacjach tych nawet ludzie niewierzący nie potrafią doszukać się niczego złego…” – ogłosił księżulo. Naprawdę?! KB
KASA LEGENDARNA Jak przyciągnąć rzesze pielgrzymów i pozyskać pieniądze? Kustosz sanktuarium w Sianowie na Kaszubach wpadł na pomysł, by skusić ich „na miłość”. W tym celu rok 2012 ustanowił Rokiem Zakochanych. Zainaugurują go 14 lutego obchody walentynek, potem będzie maj – miesiąc zakochanych, a na zakończenie – 17 lipca – odpust połączony z modłami o miłość. „Przyjedź tu z dziewczyną, zaproponuj swojemu chłopakowi wyjazd do Sianowa, przyjedź sama, jeśli jeszcze nie masz z kim, a może już masz ustalony termin ślubu, to tym bardziej bądź tu i módl się przez wstawiennictwo Pani Sianowskiej” – reklamuje wikariusz ks. Andrzej Adamski. Przy okazji każdemu, kto trzy razy (!) przybędzie z pielgrzymką do sianowskiego sanktuarium, w tym przynajmniej raz na piechotę, obiecuje „znalezienie odpowiedniej Matki czy Ojca dla swoich dzieci”. Gwarancją ma być legenda o powstaniu sianowskiej świątyni... Oto 600 lat temu w noc świętojańską para zakochanych znalazła – zamiast poszukiwanego kwiatu paproci – „świecącą cudownym blaskiem figurkę Madonny z Dzieciątkiem”. AK
5
MYDLENIE OCZU Czterodniowe sympozjum w Watykanie pt.: „Ku uleczeniu i odnowie” ma m.in. poprawić zrujnowany skandalami wizerunek Kościoła. Wątpliwe jednak, czy to się uda. Według przedstawicielki organizacji zrzeszającej ofiary kleru „całe to sympozjum to zabieg public relations. Teatr”. Zapewne to prawda, bo jezuita Hans Zollner, jeden z watykańskich speców od pedofilii, usprawiedliwia przetrzymywanie księży pedofilów w stanie duchownym potrzebą ich nadzorowania, tak aby nie popełnili kolejnych przestępstw. Wydawało nam się dotąd, że odpowiednie środki, metody, a przede wszystkim uprawnienia do nadzorowania przestępców ma państwo, a nie Kościół. MaK
DIABELSKI BIZNES Rośnie zainteresowanie katolickim usługami wypędzania diabła. W ciągu 5 lat aż o 30 proc. wzrosła liczba Włochów udających się po pomoc do egzorcystów. Obecnie aż pół miliona osób rocznie prosi o wygonienie z nich lub z ich bliskich diabła, choć lekarze psychiatrzy twierdzą, że to histeria i substytut fachowej porady w kryzysie. Może szatan na dobre opuściłby Italię, gdyby Włosi zlikwidowali ostatnią pamiątkę po czasach faszystowskich – Watykan? MaK
POSZUKIWACZE SKARBÓW Policja nie doceniła trudów księdza, który wykopał 2-metrową dziurę w cerkwi. Policja w Salonikach w Grecji aresztowała prawosławnego duchownego i jego pomocnika – kościelnego. Obaj panowie za pomocą m.in. młota pneumatycznego wykopali w kościele dziurę za ołtarzem, aby dobrać się do ukrytych tam rzekomo skarbów. MaK
6
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
O łamaniu polskiej konstytucji „FiM” rozmawiają z doktorem Maciejem Kijowskim, konstytucjonalistą, wykładowcą akademickim i członkiem Rady Naukowej Instytutu Edwarda Gierka. – Zacznijmy od apostazji. Wszyscy uważamy, że procedura narzucana przez Kościół jest skandaliczna, ale czy na pewno niezgodna z prawem? – Tak. I to właśnie te procedury powodują, że mnóstwo osób nie decyduje się na apostazję. Rygory, których przestrzegają w tej kwestii poszczególne parafie, są niezgodne z podstawowymi prawami człowieka. Jeżeli ktoś – ja, pan czy ktokolwiek inny – pragnie być członkiem jakiejś społeczności, stowarzyszenia czy partii, to nie tylko członkostwo przyjmuje w sposób świadomy (chrzest w Kościele jest poza świadomością chrzczonego), ale robi to w dorosłym wieku i w każdej chwili może się ze swojej decyzji wycofać. W państwie demokratycznym jest rzeczą niedopuszczalną funkcjonowanie struktur, które nie tylko utajniają członkostwo (a tak robi Kościół katolicki, uniemożliwiając wgląd w swoje rejestry – przyp. red.), ale w przesadny sposób utrudniają występowanie z nich. Wszyscy znamy zasady, jakie musi spełnić potencjalny apostata; wymóg formy pisemnej, osobistego stawiennictwa i dwóch świadków jest upokarzający. To wszystko jest sprzeczne z elementarnymi prawami człowieka, które – według naszej konstytucji – należą do fundamentów państwa. – W takim razie jak to powinno wyglądać według litery prawa? – W świetle konstytucji ktoś, kto chce wystąpić z Kościoła katolickiego, powinien móc zrobić to poprzez wysłanie listu poleconego za potwierdzeniem odbioru. Tylko tyle i aż tyle. Kościół to wyklucza, ponieważ chce za wszelką cenę zatrzymać ten nieodwracalny i nieunikniony proces zmniejszania swoich szeregów członkowskich. Z roku na rok członków Kościoła katolickiego jest mniej, za to wiernych przybywa w kościołach mniejszościowych, nie mówiąc o osobach wybierających poglądy racjonalistyczne. Reasumując: Kościół katolicki łamie prawa człowieka, bo rozpaczliwie próbuje zatrzymać odchodzących. Nawet za cenę ośmieszającej fikcji. Przecież ci pseudoczłonkowie nie chodzą do świątyń, nie przyjmują sakramentów i nie dają na mszę. Ale dla kleru jest najważniejsze, że widnieją w kartotekach, że są na papierze. To daje Kościołowi mandat do jego roszczeń, a brzmi on tak: reprezentujemy/występujemy w imieniu ponad 90 procent społeczeństwa! – Konstytucja mówi, że każdy jest równy wobec prawa. Jak ten zapis ma się do „obrazy wartości religijnych”? Sprawa
Pawła Hajncla („FiM” 32/2011, patrz też str. 3) pokazuje, że są równi i równiejsi.
w Polsce w zasadzie nie zmieniła się od kilkuset lat i nagle na takiej procesji pojawia się ktoś, kto zachowuje się niekonwencjonalnie, a jednocześnie jest kolorowo ubrany, podobnie jak ksiądz, który niesie monstrancję. Przecież tam nie było żadnych okrzyków antyreligijnych, plakatów czy transparentów. Niestety, na tym właśnie przykładzie widać tendencję organów prokuratorskich do przesadnego traktowania wartości religijnych… – Które zaczynają być rozumiane jako wyłącznie katolickie… – I to właśnie budzi mój stanowczy sprzeciw. Zwróćmy uwagę, że gdyby podobna manifestacja miała miejsce
w rozumieniu chrześcijańskim. Poza tym istnieje zapis: „(…) w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem”, co poniekąd może oznaczać, że kto wierzy w Boga, nie ma sumienia… – A jednak u nas nie jest chyba pod tym względem aż tak źle jak na Węgrzech. – To nowe rozumienie państwowości tego kraju kojarzone z Victorem Orbanem. To powrót Węgier do okresu przedwojennego i wojennego, kiedy były sprzymierzeńcem Hitlera. Węgry pod rządami Miklósa Horthyego były bardzo prowatykańskie, a ówczesny papież był de facto sojusznikiem Hitlera. To dramat, że w XXI wieku, w środku nowoczesnej Europy, tworzy się państwo wyznaniowe. To na pewno nie jest recepta na kryzys. – Wracając do Polski… Od pewnego czasu rozgorzała dyskusja na temat danych osobowych
Prawo kaduka – Polska konstytucja należy do mniej obszernych w porównaniu z jej odpowiednikami w innych krajach, i właśnie to jest jej wada. Nasza konstytucja nie zagłębia się w pewne kwestie, a czasem powinna. Na przykład nie wspomina o tym, że istnieje u nas prokuratura. Niestety, ten dokument nie definiuje równości w sposób bardziej pogłębiony i zostawia dużo miejsca na interpretacje. Równość jest pojęciem bardzo idealistycznym; równi nigdy nie będziemy chociażby ze względu na stan majątkowy albo stan zdrowia. – A równość wobec prawa? – Sprawę motyla na procesji rozumiem w nieco innych kategoriach. W kategoriach manifestacji obyczajowej i artystycznej. Człowiek, który ubiera się w fantazyjny, kolorowy strój, absolutnie nie narusza niczyich uczuć religijnych. Przecież mogła to być manifestacja libertyńskiego podejścia do Bożego Ciała; albo manifestacja kontrastu wobec nieracjonalnego przepychu, jaki towarzyszy tym procesjom. Te strojne szaty, feretrony, baldachimy nad monstrancjami, stawianie ołtarzy – to bardzo ludowy katolicyzm. Obrzędowość tych świąt
podczas marszu buddystów albo wyznawców Hare Kriszna, to prokurator z całą pewnością by się tym nawet nie zainteresował. Niestety, taki zakodował się stereotyp, że wartość religijna to wartość katolicka, a tymczasem to pojęcie odwołuje się do kilkuset związków wyznaniowych zarejestrowanych w Polsce. To, że Kościół katolicki jest większościowy, że wiąże go z państwem konkordat, nie może oznaczać, że będzie w tej kwestii uprzywilejowany. – Nie zapominajmy o innych wartościach, które z religią nie mają nic wspólnego. – Oczywiście! Proszę zauważyć – w naszej konstytucji jest zapis mówiący, że obywatele Rzeczypospolitej to „zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i niepodzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski”. Ewidentnie wynika z tego, że Bóg nie jest jedynym dyspozytorem podstawowych wartości. Przecież można je czerpać z filozofii greckiej, a wtedy z pewnością pomija się Boga
w księgach parafialnych. Znaczna część apostatów domaga się ich usunięcia. – To kwestia, wobec której państwo polskie wydaje się bezradne i zupełnie obojętne. Na dobrą sprawę Kościół katolicki to instytucja posiadająca najlepiej rozwiniętą administrację danych osobowych, nie tylko własnych członków. Dane pobiera się już od niemowlaka i przetwarza je przez resztę jego życia: komunia, bierzmowanie, ślub i tak dalej. Kuriozalny jest fakt, że zainteresowany nie ma wglądu do swoich danych. Przecież w demokratycznym państwie istotą prawa jest możliwość dokonywania wglądu do tych informacji ze strony osoby, których one dotyczą. – Znamy przypadki, kiedy księża wprost odmawiają dostępu do tych dokumentów, tłumacząc się ich ochroną. – Niedopuszczalne! Nie do przyjęcia jest, żeby Jan Kowalski nie mógł sprawdzić, czy na przykład jego nazwisko jest poprawnie zapisane w księdze chrztu. GIODO powinno nad tym czuwać; nie wiem, dlaczego tego nie robi. Tak naprawdę nie wiemy, co się z naszymi danymi osobowymi dzieje.
– Jest więcej podobnych przypadków łamania prawa? – Znacznie więcej. Chociażby prawo cmentarne. Niestety, tylko wy pisaliście o tym, że Kościół chce całkowicie wyłączyć swoje cmentarze spod jurysdykcji prawa obowiązującego w Polsce. To bardzo, bardzo niebezpieczne. Wszyscy wiemy, jak są traktowane osoby, których w opinii proboszcza nie stać na pochówek. Ja już nawet nie wspominam o tym, że rodzi się swoisty monopol, ponieważ kler bardzo często z góry narzuca ludziom konkretny zakład pogrzebowy, który najczęściej ma podpisaną umowę z daną parafią. Możemy również obawiać się, że prowadzący taki cmentarz wyznaniowy nie będą na przykład zobowiązani do przestrzegania odpowiedniej czystości czy trzymania zwłok przed pochówkiem w przeznaczonych do tego miejscach. Poza tym dochodzi do tego spór o liberalizację prawa mówiącego o postępowaniu ze szczątkami i prochami ludzkimi. Chodzi m.in. o możliwość rozsypywania ich nad morzem, na wzór amerykański. Nie ma w tym nic złego, a Kościół jednak się sprzeciwia. – A relikwie? – Pojawiają się tendencje, aby usankcjonować pochówki duchownych w kościołach, które to pochówki odbywają się w tej chwili z naruszeniem prawa. Kościół chce też wyłączyć spod ustawy o pochówkach tworzenie relikwii. Sprawa robi się niepokojąca. Oczywiście obecna ustawa jest permanentnie łamana przez Kościół katolicki, bo samo sprowadzanie z zagranicy relikwii pierwszego stopnia jest niezgodne z prawem, ponieważ to są szczątki ludzkie. Nie ma znaczenia dla polskiego prawa, czy ta osoba była beatyfikowana albo kanonizowana. Mimo to nie słyszałem, żeby jakiś hierarcha wiozący relikwie przechodził procedurę, którą przechodzi każdy, kto sprowadza szczątki bliskiej osoby. W takich wypadkach trzeba się zgłosić do starosty, sanepidu albo konsula, a wydaje się, że duchowni są absolutnie spod tego prawa wyłączeni. – A prawo budowlane? – Stawianie świątyń przed otrzymaniem pozwolenia na budowę jest już polskim zwyczajem. Zakaz wycinki zabytkowych drzew i krzewów to również prawo, które kościelnych hierarchów raczej nie obowiązuje. Znane są przypadki, że mimo negatywnej opinii i odmowy wycinki zabytkowego albo jakiegokolwiek innego drzewa kler i tak to robił. Podobnych przypadków, które świadczą o stawianiu Kościoła katolickiego ponad prawem, jest mnóstwo. Niestety, zdaje się, że poza Ruchem Palikota mało kto to dostrzega. Rozmawiał ARIEL KOWALCZYK
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
7
Trupy w mundurach Lustracyjni snajperzy trafili trzech generałów. Przetrącono ludziom kariery, zanim zapoznał się z ich przeszłością sąd. Generał dywizji Paweł Lamla (56 l. – na zdjęciu), jeden z najbardziej doświadczonych i najpopularniejszych w Siłach Zbrojnych dowódców, odszedł 31 stycznia do cywila. Fakt ten nie był zaskoczeniem, bo już pół roku wcześniej zapowiedział rezygnację ze sprawowanej od 2009 roku funkcji szefa szkolenia Wojsk Lądowych i po przekazaniu obowiązków swojemu następcy pozostawał w tzw. dyspozycji dowódcy WL, gen. broni Zbigniewa Głowienki. Kilka dni przed uroczystym pożegnaniem generała do Wydziału Karnego Sądu Okręgowego w Szczecinie wpłynął w jego sprawie wniosek tamtejszego Oddziałowego Biura Lustracyjnego IPN o wszczęcie postępowania i wydanie orzeczenia, że „złożył on niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne”, co obwieściła w specjalnym komunikacie naczelnik OBL prokurator Jolanta Jędrzejowska. Ot, taki zbieg okoliczności... Mimo paskudnie zepsutej atmosfery pożegnanie Lamli z mundurem odbyło się z pełnym ceremoniałem. „Dziś znalazłem się w sytuacji wyjątkowej – zakończenia pewnego etapu życia. Tym z panów, którzy do Dowództwa przybyli, życzę powodzenia i wytrwałości w tych trudnych czasach” – powiedział oskarżony o kłamstwo do grupy nowo mianowanych oficerów. Co sprawiło, że IPN stanął na głowie, żeby zdążyć dokopać mu przed 31 stycznia? Jest faktem bezspornym, że Lamla podpisał w 1978 r. (był wówczas 22-letnim podchorążym Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych w Poznaniu) deklarację o dobrowolnej współpracy z kontrwywiadem wojskowym i zachowaniu jej w tajemnicy przed otoczeniem. Zwrócił się doń o to oficer „osłaniającej kontrwywiadowczo” uczelnię Wojskowej Służby Wewnętrznej, zaliczonej w ustawie o IPN do zbrodniczych „organów bezpieczeństwa państwa”. Czy młody człowiek u progu kariery mógł postąpić inaczej? – Dla wielu podchorążych było swoistym wyróżnieniem, że zostali dostrzeżeni i mogą przysłużyć się obronności ojczyzny, a przecież nie było wówczas żadnego innego kontrwywiadu. Nawiasem mówiąc, nie znam cywilizowanego państwa,
w którym żołnierz odmawia swoim służbom specjalnym, to byłby akt braku odwagi – podkreśla emerytowany oficer WSW (przekształconej w 1990 r. w Służbę Wywiadu i Kontrwywiadu Zarządu II Sztabu Generalnego WP, przeformowanej rok później w Inspektorat Wojskowych Służb Informacyjnych). Podchorąży Lamla został zarejestrowany na trzecim roku studiów jako osobowe źródło informacji o pseudonimie Marek. W jego odkurzonej teczce personalnej prokurator IPN odnalazł zaledwie okresową ocenę wyraźnie szwankującej współpracy i raport o jej definitywnym rozwiązaniu w 1985 r. (w stopniu porucznika dowodził wówczas plutonem 7. Łużyckiej Dywizji Desantowej) z powodu niechęci, braku zdyscyplinowania oraz niestawiania się na umówione spotkania. Nie ma żadnych pokwitowań odbioru honorarium bądź śladów „załatwiania” mu jakichkolwiek korzyści niemajątkowych (np. dodatkowych przepustek) ani sporządzanych własnoręcznie doniesień. – Ze stanu teczki personalnej wnioskuję, że nie miał pojęcia o rejestracji, a rutynowe w tamtych czasach rozmowy z oficerem kontrwywiadu są traktowane jako tajna współpraca. „Prawdziwy” agent sporządzał informacje osobiście i zawsze coś z tego miał. Nawet wówczas, gdy podstawą werbunku były tzw. motywy patriotyczne – wspomina nasz rozmówca. Wezwany przed oblicze prokuratora IPN gen. Lamla odmówił
składania wyjaśnień i dopiero podczas zapoznawania się z aktami postępowania złożył do protokołu oświadczenie, że nigdy nie współpracował z WSW. – Decyzję o odejściu ze służby podjął właśnie na skutek tego oskarżenia, choć mógłby pozostać do 60 roku życia. Nie miał praktycznie żadnego innego wyjścia, gdy zorientował się, że IPN zamierza ciągnąć tę sprawę, a nieuchronne jej nagłośnienie załatwi go na amen, nawet jeśli po kilku latach procesu zostanie oczyszczony z zarzutów – mówi oficer wciąż jeszcze zaliczający się do przyjaciół generała. My do tego grona z pewnością nie należymy, o czym łatwo się przekonać, sięgając do archiwalnych publikacji, w których ostro krytykowaliśmy gen. Lamlę (por. „Misja specjalna” oraz „Operacja Burza piaskowa” – „FiM” 13 i 21/2007), ale gwoli ścisłości musimy odnotować, że IPN wylał wiadro pomyj na człowieka mającego w swoim dorobku takie oto osiągnięcia: ~ W zakresie szkolenia – Akademia Sztabu Generalnego WP (ukończona w 1990 r.), podyplomowe studia operacyjno-strategiczne w Akademii Obrony Narodowej (1996 r.) oraz w Królewskiej Akademii Obrony w Londynie (2003 r.); ~ Dowódcze – 6. Brygada Kawalerii Pancernej w Stargardzie Szczecińskim (1999–2001), 10. Brygada Kawalerii Pancernej w Świętoszowie (2004–2005), 11. Lubuska Dywizja Kawalerii Pancernej w Żaganiu (2006–2009, w międzyczasie
dowodził Wielonarodową Dywizją Centrum-Południe w Iraku); ~ Honorowe – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (2005 roku), Legion of Merit (drugie w hierarchii najwyższych odznaczeń amerykańskich za zasługi podczas pokoju – 2007 r.), Wojskowy Krzyż Zasługi (2011 r.). ~ ~ ~ Ofiarami lustracji padli także: ~ gen. bryg. Zygmunt Duleba (59 l.), ostatni dowódca zlikwidowanego z końcem 2011 roku Pomorskiego Okręgu Wojskowego, któremu Oddziałowe Biuro Lustracyjne w Rzeszowie zarzuca, że „był tajnym współpracownikiem Wydziału WSW 5. Dywizji Pancernej w okresie od 7 kwietnia 1978 r. do 27 sierpnia 1980 r.”. Według naczelnika prokuratora Tomasza Gawlika „Duleba potwierdził fakt współpracy z wojskowymi organami bezpieczeństwa państwa”, ale śledczy zdecydowali się wnieść 11 stycznia do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga wniosek o wszczęcie postępowania lustracyjnego. Duleba jest absolwentem Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Inżynieryjnych we Wrocławiu (1977 r.), więc ową „współpracę” nawiązał, jeśli wierzyć IPN-owi, na swoim pierwszym stanowisku dowódcy plutonu pontonowego w Kostrzynie nad Odrą. Miał wówczas 25 lat. Dlaczego tak szybko ją rozwiązano? – O ile mi wiadomo, generał kategorycznie zaprzecza, żeby współpraca kiedykolwiek miała miejsce, aczkolwiek jest prawdą, że
na jego decyzji o odejściu ze służby zaważyła atmosfera agenturalności, rozpylona przez IPN w połowie ubiegłego roku – przyznaje jeden z najbliższych współpracowników podejrzanego o kłamstwo lustracyjne; ~ gen. dyw. Andrzej Malinowski (58 l.), zastępca dowódcy – szef Sztabu Wojsk Lądowych. Według wspomnianej prok. Jędrzejowskiej ze szczecińskiego IPN był on w latach 1987–1989 agentem o pseudonimie Jantar, zwerbowanym i prowadzonym przez oficera WSW przy 7. Łużyckiej Brygadzie Obrony Wybrzeża, o czym rzekomo świadczy teczka personalna zawierająca zobowiązanie do współpracy oraz zachowania jej w tajemnicy i nic ponadto. Kapitan Malinowski jako świeżo upieczony absolwent Akademii Sztabu Generalnego służył wówczas w Lęborku na stanowisku szefa sztabu pułku desantowego. Choć twierdzi, że nie miał z WSW żadnych potajemnych konszachtów, odmówił IPN-owi tłumaczenia się. Gdy sprawa lustracyjna trafiła w połowie grudnia 2011 r. do sądu, „minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak na wniosek dowódcy Wojsk Lądowych zdecydował o natychmiastowym przeniesieniu go do rezerwy kadrowej do czasu wyjaśnienia sprawy” – informuje rzecznik prasowy MON Jacek Sońta. ~ ~ ~ Sejm przyznał IPN-owi na ten rok 223 mln zł. O 25 mln zł mniej, niż oczekiwał prezes Łukasz Kamiński, ale powinno wystarczyć na lustrację i wyciąganie trupów z szafy. Także kontynuowanie bardzo głośnego niedawno śledztwa w sprawie zamachu na papieża Jana Pawła II, o którym zrobiło się ostatnio dziwnie cicho. A przecież doskonale pamiętamy zapowiadane na czołówkach tabloidów przesłuchania Ali Agcy, ściąganie z Włoch i tłumaczenie tysięcy dokumentów, żeby znaleźć „polski ślad”... Co z tego dzisiaj mamy? Książkę (664 str. w cenie 43 zł) wydaną nakładem częstochowskiego Wydawnictwa Kurii Metropolitalnej „Gość Niedzielny”, zawierającą 37 spośród 112 protokołów przesłuchań Agcy, „dobranych w taki sposób, aby czytelnik zorientował się, według jakiego klucza zmieniał swoje wyjaśnienia, jakie wątki początkowo pomijał, jakie dodawał, a z jakich w czasie dalszych przesłuchań lub na sali sadowej zupełnie się wycofał”, reklamuje kościelny beneficjent śledztwa. Ale żerowanie kleru na IPN, czyli na naszych milionach z budżetu, to już temat na osobny artykuł. ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
POLSKA PARAFIALNA
E
waryst Walkowiak (na zdjęciu) miał 65 lat, kiedy dowiedział się, że nie jest tym, za kogo przez całe życie się uważał. „Ty nie jesteś nasz! Byłeś nam dany na wychowanie. Jesteś synem jednej z córek Lossowów” – te słowa w 2003 r. usłyszał od człowieka, którego przez całe życie uważał za brata. Ten wypowiedział je na łożu śmierci. Weronika i Antoni Walkowiakowie – to ludzie, o których przez całe życie mówił „rodzice”. Jego nazywali Ryszardem. Po wyznaniu „brata” przez głowę przelatywały mu kolejne myśli i wspomnienia – że nigdy nie czuł się kochany, że traktowali go jak pachołka, że jako jedyny w rodzinie miał jakieś takie niepospolite imię. O to, jak jest naprawdę, chciał spytać pozostałe rodzeństwo, ale rozmawiać nie chcieli. A kiedy nalegał, w końcu usłyszał, że ma się „odp…lić”. Słowa usłyszane w szpitalu nie dawały Ewarystowi spokoju. Na tyle, że mimo swoich 65 lat postanowił, że się prawdy dowie. Wspierany przez żonę Marię rozpoczął żmudne poszukiwania, których efekt okazał się piorunujący.
na krześle pod nim. To było piorunujące, bo mąż to skóra ściągnięta z Joanny – wspomina pani Maria. Kiedy wyjawili prawdziwy powód swojej wizyty, siostra Rottenberg stwierdziła, że ona nic z tamtych czasów nie pamięta. Podała jednak nazwiska tych, którzy mogli coś na temat odległej przeszłości s. Joanny powiedzieć.
zaprzyjaźniony z Joanną ksiądz – historia i źli ludzie. Kiedy wybuchła wojna, Hans miał stopień generała wywiadu na ziemiach polskich. Zgromadzeniu potrzebny był taki kontakt, więc Helena dostała nań zgodę. W lipcu 1941 r. urodził się Ewaryst. Pół roku później siostra Joanna złożyła śluby wieczyste.
herbatą, wodą, tylko pod dwoma specjalista znalazł ślinę – opowiada żona Ewarysta. Badania DNA techniką multipleksową zostały wykonane w Katedrze Medycyny Sądowej AM we Wrocławiu. „Oznaczono profil genetyczny Ewarysta Walkowiaka oraz Marii Lossow-Niemojowskiej. Na podstawie uzyskanych wyników można
Matka Joanna
Matka „Jesteś synem jednej z córek Lossowów” – to zdanie potraktowali jako klucz do odnalezienia tożsamości. Lossowowie, bogata rodzina ziemiańska z Wielkopolski, mieli trzy córki – Marię, Zofię i Helenę. Maria mieszkała wraz z rodziną za granicą, Zofia była bezpłodna i w ogóle nie miała dzieci, a Helena została zakonnicą i przybrała imię Joanna – siostra Joanna od Miłosierdzia Bożego ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża w Laskach. Matka polskiego ekumenizmu (tak o niej mówiono), przyjaciółka Stefana Wyszyńskiego, sekretarz Ośrodka ds. Jedności Chrześcijan, członkini Komisji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu. Urodziła się w 1908 r. Miała zostać kasztelanką pałacu Niemojowskich. Wybrała Laski, które wówczas były enklawą biedy. Był rok 1933. Przyjechała z Paryża, gdzie studiowała, a że była jedną z niewielu wykształconych adeptek zgromadzenia, wkrótce została sekretarką sławnego ks. Władysława Korniłowicza.
Prywatne śledztwo Przekonania o tym, że siostra Joanna jest jego matką, nabrał wówczas, gdy jeszcze żyła. Chciał się z nią spotkać, ale nie dostawał na to zgody ze strony władz zgromadzenia. Ona sama, już wówczas mocno schorowana, przebywała w klasztornym szpitaliku. W końcu (niestety, już po śmierci Joanny), żeby dostać się do wewnątrz i spotkać z przełożoną, s. Krystyną Rottenberg, Ewaryst i jego żona użyli podstępu. Udało im się wejść nawet do celi s. Joanny. – Na ścianie wisiał duży jej portret, a mąż usiadł
Czy jedna z najsłynniejszych polskich zakonnic, prominentna postać polskiego Kościoła, miała syna? Historia to tyleż tajemnicza, co intrygująca. Są więc i tacy, którzy bardzo nie chcą, aby ujrzała światło dzienne. Ojciec Ewaryst i Maria podążyli i tym tropem. Rozmawiali z żyjącymi jeszcze przyjaciółmi s. Joanny – m.in. z byłą matką generalną franciszkanek Almą Skrzydlewską, z Zofią Morawską i Michałem Żółtowskim. Oni utwierdzili go w przekonaniu, że intuicja go nie oszukała. – Ciągle jesteśmy w drodze, tym bardziej że sprawa tożsamości męża przekracza granice państwa. Kiedy tylko dowiadujemy się, że jest ktoś, kto może coś z tamtych czasów pamiętać, zostawiamy wszytko i jedziemy – mówi żona Ewarysta. Za granicą odnaleźli też Zofię Daszewską, córkę jednej z sióstr Heleny – Marii. W trzech rozmowach telefonicznych (później kontakt się urwał, bo telefon Zofii zamilkł – dop. red.) przyznała ona m.in., że pamięta (bo w rodzinie nie było to żadną tajemnicą), iż jej ciotka – zanim złożyła śluby wieczyste – urodziła synka. Pamiętała też, kto był jego ojcem. Niemiecki oficer wywiadu, daleki krewny rodziny Lossowów – Hans Lossow. Poznali się, kiedy Helena studiowała w Paryżu. On był wówczas wdowcem. Rodzina Heleny nie zgodziła się na ślub. Ostatecznie zaś rozdzieliła ich – jak opowiedział Ewarystowi pewien
Ewaryst i Maria na podstawie materiałów zgromadzonych podczas ośmioletniego śledztwa doszli do wniosku, że Joanna nie złożyła ich dobrowolnie: – Była szantażowana. Pół roku po narodzinach syna Helena Lossow została wysłana do Żułowa. Towarzyszyli jej ks. Korniłowicz i ks. Wyszyński. Tam złożyła śluby wieczyste i przysięgę, że nigdy nie będzie szukała kontaktu ani z Hansem, ani z synem. Dwa razy prosiła o zwolnienie z tej przysięgi. Niedługo przed śmiercią chciała się ze mną spotkać, choćby na pół godziny. Nie pozwolono jej na to! – mówi Ewaryst.
Maria i DNA Jeden z tropów, który podjęli, doprowadził ich do Marii Lossow-Niemojowskiej. Pojawiła się na ich drodze niczym dar niebios. Córka jedynego brata s. Joanny – Aleksandra. Znaleźli ją w Warszawie, korzystając z pomocy prywatnego detektywa. Chciała rozmawiać. Nie miała też nic przeciwko temu, aby dać swój materiał genetyczny do badań DNA. Maria oprócz swojego materiału genetycznego dała im coś znacznie cenniejszego: listy od swojej ciotki, s. Joanny, a konkretnie – adresowane przez nią koperty ze znaczkami. – Kilka z nich było klejonych
stwierdzić z prawdopodobieństwem 97,56 proc., że są kuzynami” – tak w sprawozdaniu z badania napisał kierownik zakładu prof. Tadeusz Dobosz. Co ze śliną znalezioną na znaczkach? „Można stwierdzić, że osoba naklejająca znaczek mogła być matką Ewarysta Walkowiaka z prawdopodobieństwem 75,7 proc.”.
Wymiar sprawiedliwości Dla współczesnej genetyki taki wynik badań to nie jest żadna gwarancja. Żeby z całą pewnością określić pokrewieństwo, należy przekroczyć próg zgodności 99,999 proc. Dopiero wówczas można badania zakończyć. Profesor Dobosz mówi,
że gdyby wówczas wiedział, jaki jest kaliber sprawy, namawiałby swojego klienta, żeby wykonał badania mitochondrialne, tak aby nie pozostawał nawet cień przypuszczeń i prawdopodobieństw. Dla Walkowiaka, któremu puzzle wreszcie zaczęły układać się w całość, wynik badań był asumptem do działania. Złożył w prokuraturze wniosek o zaprzeczenie macierzyństwa Weroniki Walkowiak. „Wynik badań świadczy o niewątpliwym pochodzeniu Ewarysta Walkowiaka od Heleny von Lossow” – uznała prokurator Bernadeta Kudrykiewicz i sprawę skierowała do sądu w Kaliszu. Przed pierwszą rozprawą emocje sięgały zenitu. – Tego samego dnia, w którym miało się odbyć posiedzenie, ktoś zatelefonował do Ewarysta z informacją, że w sądzie jest „ustawka” – mówi Maria. Natychmiast zadzwonili do swojego pełnomocnika. Ten uspokajał, że to tylko niesmaczny żart. Na sprawę przyszedł jednak spóźniony i pod wpływem alkoholu. Po jego wyjściu sędzia nie chciała przesłuchać wezwanej na rozprawę Marii Lossow-Niemojowskiej – głównego i najważniejszego świadka. Wyraziła na to zgodę dopiero wówczas, kiedy ta ostatnia zrobiła awanturę. Po tym przesłuchaniu na swoim wezwaniu Maria zrobiła odręczną notatkę. Czytamy w niej m.in.: „Sprawa ukartowana. Adwokat pijany na sprawie. Sędzia nieprzygotowana do prowadzenia sprawy”. Ostatecznie sąd sprawę, która z racji swego przedmiotu do skomplikowanych nie należy, odroczył bezterminowo. To był dla Ewarysta i Marii pierwszy sygnał, że z jakiegoś nieznanego im jeszcze powodu lekko nie będzie. Bardzo się z odnalezioną kuzynką zaprzyjaźnili. Ona nie mówiła do niego inaczej jak: „Witam cię, mój cioteczny zaginiony bracie”. – Zawsze powtarzała, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, jacy ludzie za tym wszystkim stoją – mówi Ewaryst. W końcu zdecydowała. Chciała się pozbyć tajemnicy, którą nosiła, i postanowiła przekazać im dokumenty zgromadzone w pięciu segregatorach. Umówili się pod koniec kwietnia 2011 roku. Kilka dni wcześniej zatelefonowała, że już wszystko ma naszykowane. – Powiedziała jeszcze coś, co początkowo zbagatelizowałam: że gdyby coś się z nią stało, to testament zostawiła u radcy prawnego Adama Dujczyńskiego – wspomina żona Ewarysta. Kilka dni później odebrali telefon z informacją, że – jak to powiedział rozmówca – „Maria się kończy”. Zmarła 14 kwietnia. W dniu, w którym mieli się spotkać, odbył się jej pogrzeb. Ewaryst i jego żona nie wierzą, że była to przypadkowa śmierć. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Ciąg dalszy za tydzień
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
POLSKA PARAFIALNA
Woda na jaja Święcenie jajek tak bardzo spodobało się duchownym, że przerzucili się na większe gabaryty. I teraz to już są naprawdę wielkie jaja. Z okazji zmiany siedziby Zakładu Usług Komunalnych w Oświęcimiu dyrekcja zorganizowała imprezę. Nowe lokum – 6 pokoi, szatnię oraz dwie ubikacje – poświęcił zaproszony specjalnie na tę okazję ksiądz Krzysztof Sztraub, dziekan dekanatu oświęcimskiego. ~ ~ ~ Pod koniec ubiegłego roku świętowano w Bardzie zakończenie projektu – największej co do wartości inwestycji podjętej dotychczas przez gminę. Ów projekt nazywał się „Budowa kanalizacji sanitarnej we wsi Przyłęk oraz ulicy Fabrycznej w Bardzie wraz z budową oczyszczalni ścieków we wsi Przyłęk”. Na przecięcie wstęgi zjechały władze gminy z burmistrzem Krzysztofem Żegańskim na czele, byli również członkowie rady sołeckiej i parafialnej, a także o. Mirosław Grakowicz, proboszcz parafii w Bardzie. Kropidłem machał ksiądz Stanisław Saryczew. – Czy od tegoż „poświęcenia” ścieki zapachniały, oczyściły się? No jeszcze nie, ponoć to ma trochę potrwać, nim technologia „niebiańska” zrobi swoje – żartuje Jan, jeden z mieszkańców gminy. ~ ~ ~ Oczyszczalnię ścieków wyświęcono też w Kobiórze (woj. śląskie). Ludzie co prawda kręcili nosem, bo jakoś im święcona woda do fekaliów nie pasowała, ale władza lokalna natychmiast sprawę wyjaśniła.
Oczyszczalnia jest nowoczesna, o wypadek nietrudno, toteż trzeba opatrzność przekupić, coby do nieszczęścia nie doszło. No a poza tym… – Nie poświęciliśmy ścieków, ale nowoczesny zakład pracy. To polska tradycja, modlimy się podczas otwarcia nowego obiektu, by się ludziom dobrze z niego korzystało – wyjaśnił oczywistą oczywistość Stefan Ryt, wójt Kobióra. Owa „polska tradycja” ma zapewnić pomyślność, bezpieczeństwo i w ogóle wszelkie powodzenie, no a przede wszystkim – dobrą prasę z ambony dla lokalnej władzy. Pokropki to całkiem niezła fucha. „Co łaska” dla biskupa to nie mniej niż 20 tysięcy złotych. Ksiądz za uroczystości na swoim gruncie inkasuje 2–5 tysięcy złotych, chociaż bywają podobno przypadki (przynajmniej oficjalnie), że pracuje pro bono, a może raczej dla zaznaczenia, kto tu sprawuje nad wszystkim nadzór. ~ ~ ~ W Zespole Uzdrowisk Kłodzkich w Polanicy-Zdroju szumnie otwierano linię rozlewniczą wody mineralnej „Staropolanka”. W blasku nowiuteńkich maszyn przeglądał się wówczas m.in. Paweł Piotrowski, ówczesny wiceminister skarbu państwa. Rozlewnię wyświęcał natomiast sam kanclerz kurii świdnickiej, ks. Stanisław Chomiak. W Toruniu władze miasta postanowiły, że koniecznie trzeba poświęcić mobilną betoniarnię, która
została przywieziona z okazji budowy mostu. Zadania podjął się ksiądz z miejscowej parafii. ~ ~ ~ Do kryminału w krakowskiej Nowej Hucie przybył kardynał Stanisław Dziwisz. W uroczystości poświęcenia nowej więziennej kaplicy pod wezwaniem Jana Pawła II wziął udział także minister Dziwiszowej sprawiedliwości Jarosław Gowin. Więźniowie na wyposażenie przybytku dostali od kardynała relikwię – kroplę krwi JPII. ~ ~ ~ Na pokropek kamienia węgielnego pod budowę nowego dworca kolejowego PKP Poznań Główny oraz centrum handlowo-rozrywkowego Poznań-City Center stawił się arcybiskup Stanisław Gądecki. Kłaniali mu się w pas przedstawiciele miasta i województwa. Oprócz kamienia wmurowano również tubę ze zdjęciami poznaniaków, która ma zostać odkopana za 100 lat. ~ ~ ~ W Bielsku Podlaskim święcił ostatnio biskup Antoni Dydycz. Sztandar lokalnej spółdzielni mleczarskiej. Na mszę z tej okazji mleczarze zaprosili nawet samego prezesa
Jarosława Kaczyńskiego, a ten zaproszenie przyjął. W uroczystości poza tym udział wzięli przedstawiciele miejscowych władz oraz posłowie z Podlasia. ~ ~ ~ Z kolei logo 6. Bazy Lotniczej zostało uroczyście poświęcone w asyście Kompanii Honorowej przez księdza prałata dra pułkownika Tadeusza Bieńka z parafii wojskowej w Dęblinie.
~ ~ ~ W Międzyrzeczu do poświęcenia mieli szpitalną kaplicę. Przyjechał biskup Stefan Regmunt, przewodniczący Zespołu Komisji Episkopatu Polski ds. Służby Zdrowia, a także członek Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. „Nasz międzyrzecki szpital jest jedyną tego
9
typu placówką w województwie, który nosi imię świętych, Pierwszych Polskich Braci Międzyrzeckich. Uroczystego poświęcenia pamiątkowej tablicy i nadania imienia dokonał w 2003 roku kard. Józef Glemp” – nie kryje radości dyrektor szpitala Leszek Kołodziejczak. ~ ~ ~ Natychmiastowego pokropku wymagało nowe skrzydło budynku urzędu gminy w Krzynowłodze Małej oraz wóz strażacki dla tamtejszej OSP. Sprawę za jednym zamachem kropidła załatwił ksiądz Jan Szewczuk. ~ ~ ~ W Korycinie stanął pomnik truskawki. Ma być atrakcją corocznych Ogólnopolskich Dni Truskawki, jakie odbywają się w mieście. Na odsłonięcie owocowego monumentu przyjechały władze miasta i regionu. Kropił dziekan koryciński ks. Andrzej Gniedziejko. ~ ~ ~ Dwa lata trwała budowa sali gimnastycznej w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych im. inż. Józefa Marka w Mszanie Dolnej. Świeżutki parkiet jako pierwszy wypróbował proboszcz Jerzy Raźny, wespół ze starostą Janem Puchałą. ~ ~ ~ Jeden z najnowocześniejszych oddziałów ginekologiczno-położniczych mają w Radomiu – komfortowe trzyosobowe sale z łazienkami dla ponad 70 pacjentek i 24 noworodków, cztery sale porodowe, w tym dwie do porodów rodzinnych, blok operacyjny z OIOM-em i trzema salami operacyjnymi. Z misją pokropienia całości przybył biskup Henryk Tomasik. W duchu ekumenizmu na uroczystość otwarcia zaproszono też ks. Wojciecha Rubczewskiego, proboszcza parafii ewangelickiej w Radomiu. Ile wzięli – nie wiadomo. Znamienny jest jednak komentarz jednej z „internetowych pacjentek”: Co my byśmy zrobiły bez księży i biskupów, nie byłoby gdzie rodzić! WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
PRZEKAŻ 1 PROCENT PODATKU NA FUNDACJĘ „FiM” Nasza redakcja patronuje fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”. Fundacja ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także przewlekle chorym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”. NASZA FUNDACJA NIE MA ŻADNYCH KOSZTÓW WŁASNYCH. PRACUJĄ W NIEJ SPOŁECZNIE DZIENNIKARZE „FiM”. Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 KRS: 0000274691 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
10
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
POD PARAGRAFEM
O
samozwańczym „detektywie” Krzysztofie Rutkowskim wypowiadane są skrajne opinie. Jednych zachwyca skutecznością, innych brzydzi megalomanią, a prawdziwi zawodowcy są wręcz zażenowani okazywanym przezeń „parciem na szkło”. Zwłaszcza tym ostatnim trudno nie przyznać racji, bowiem Rutkowski jest ewidentnym produktem tabloidów (także pewnej stacji telewizyjnej, która zrobiła z niego kiedyś bohatera serialu) i zawsze pojawia się tam, gdzie są kamery, by zniknąć, gdy jupitery gasną (vide: sprawa zaginionej latem 2010 r. Iwony Wieczorek – sprytnie się z niej wycofał, opowiadając takie głupstwa o swoich „odkryciach”, że wstyd cytować). Po najgłośniejszym w jego dotychczasowej karierze występie w Sosnowcu jedno wydaje się bezsporne: przyjmując „pomoc” Rutkowskiego, zawsze trzeba liczyć się z tym, że może nas sprzedać bez zmrużenia oka za korzyść marketingową, choć wykonuje profesję uznawaną za tzw. zawód zaufania publicznego... Biografię Rutkowskiego znają już niemal wszyscy, więc tylko dla porządku odnotujmy, że ten 52-letni obecnie technik mechanizacji rolnictwa zaczynał karierę od Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej, przeznaczonych do pacyfikowania „zbiorowych naruszeń porządku publicznego” (formacja zwana „bijącym sercem partii”), był krótko dzielnicowym na warszawskim Ursynowie, a po odejściu z MO
Szatan, nie kogut! (1986 r.) założył agencję ochroniarską, która wkrótce została przekształcona w detektywistyczną. Po wyjeździe do Austrii pracował w charakterze czyściciela szyb (co oczywiście musi budzić szacunek), później zajął się odzyskiwaniem skradzionych samochodów. W 1993 r. próbował przeniknąć do Sejmu. Pierwsze podejście było nieudane, ale w 2001 r. uzyskał mandat poselski w barwach Samoobrony. W deklaracji majątkowej wykazał dom i mieszkanie w Austrii oszacowane na prawie 1,5 mln zł, dwa samochody, około 570 tys. zł w gotówce, zadłużenie w wysokości 350 tys. zł oraz 70 tys. zł dochodu rocznie z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej i „umów o dzieło”. Według doniesień prasowych za miejsce na liście obiecał Andrzejowi Lepperowi 10 tysięcy dolarów, ale nie zapłacił i zaraz po zaprzysiężeniu wystąpił z klubu parlamentarnego, tułając się po egzotycznych kółkach poselskich, aż wreszcie w 2003 r. pojechał do Iraku, żeby schwytać ukrywającego się tam wówczas… Saddama Husajna. Na zakończenie kadencji posiadał dwa mieszkania (ponad 60 mkw. każde) o deklarowanej łącznej wartości 300 tys. zł, działkę (45 tys. zł), pięć samochodów (dwa w leasingu),
250 tys. zł plus 125 tys. dol. i 10 tys. euro w gotówce, 280 tys. zł długu oraz 269 tys. zł rocznego dochodu z „doradztwa w zakresie detektywistyki i ochrony”. Kolejne próby zaistnienia na scenie politycznej (2004 r. – wybory do Parlamentu Europejskiego, 2005 r. – do Sejmu z listy PSL, 2008 roku – uzupełniające do Senatu) podyktowane były niechybnie pragnieniem immunitetu i paszportu dyplomatycznego pozwalającego na bezkarne grasowanie za granicą, bo Rutkowski miał już na koncie półtora roku więzienia wymierzone przez sąd w Antwerpii (Belgia) za bezprawne zatrzymanie poszukiwanego
Porady prawne Oddanie zwłok nauce Mam 54 lata. Chciałbym, aby moje zwłoki po śmierci zostały przekazane Akademii Medycznej w celach naukowych. Co muszę zrobić, aby to uczynić? Czy Akademia przyjmie zwłoki z rozpoczętym procesem gnilnym? Oddawanie zwłok na cele naukowe regulują postanowienia ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych oraz rozporządzenie w sprawie trybu i warunków przekazywania zwłok do celów naukowych. Warunkiem dobrowolnego przekazania zwłok na cele naukowe jest przedstawienie pisemnego oświadczenia osoby, która pragnie przekazać swoje zwłoki uczelni – tak stwierdzono w par. 2 punkt 2 wspomnianego rozporządzenia. Paragraf 3 stwierdza natomiast, że przekazanie zwłok odbywa się na podstawie oryginału lub uwierzytelnionego odpisu tegoż oświadczenia. Przekazanie zwłok uczelni następuje wraz z kartą zgonu zawierającą adnotację urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu.
Oświadczenie, o którym mowa, może zostać sporządzone u notariusza (wtedy należy poprosić o jego odpis, który następnie należy złożyć w odpowiedniej Katedrze lub Zakładzie uczelni, której pragnie się przekazać zwłoki) lub w postaci własnoręcznie sporządzonego aktu przekazania zwłok (który następnie musi zostać potwierdzony przez notariusza, a którego oryginał lub poświadczoną kopię należy, podobnie jak to zauważono
wcześniej, złożyć w odpowiedniej Katedrze lub Zakładzie uczelni, której pragnie się przekazać po śmierci zwłoki). Złożenie oświadczenia w którejś z przedstawionych wyżej form w odpowiedniej Katedrze lub Zakładzie, zwykle w Katedrze lub Zakładzie Anatomii wybranej Akademii Medycznej, kończy formalności związane z pośmiertnym przekazaniem zwłok na cele naukowe. Niektóre uczelnie w Polsce, chcąc ułatwić proces przekazywania zwłok, wdrożyły specjalne programy świadomej donacji zwłok, służąc osobom decydującym się na taki krok radą, pomocą i wzorami aktów przekazania zwłok. Do decyzji uczelni pozostawione zostało przyjęcie lub odrzucenie zwłok, w przypadku których rozpoczął się już proces gnilny. Obecnie żadna uczelnia nie określa definitywnie swojego stanowiska w tej kwestii. Warto na koniec pamiętać, że to uczelnia ponosi koszty transportu zwłok z miejsca przetrzymywania do miejsca, gdzie na jej terenie będą
Polaka. Gdy był jeszcze posłem, polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych musiało przepraszać Pragę za łowcę posługującego się paszportem dyplomatycznym, który uprowadził z czeskiego Cieszyna podejrzanego o zabójstwo. „Moi ludzie zabezpieczają teren, przeprowadzają wszystkie działania operacyjne i dopiero wtedy wchodzę. Zadaję pytanie bandziorowi, który leży na ziemi, czy wie, z kim tańczy? Koniec akcji!” – odsłania kulisy swojej pracy, zapominając dodać, że „wchodzi” zawsze z telewizją... Kłopoty z wymiarem sprawiedliwości dokuczały Rutkowskiemu również w kraju. Przykładowo:
się one znajdować. To również uczelnia pokrywa koszty późniejszego pogrzebu zwłok w dowolnej wybranej przez donatora formie.
Zezwolenie na wycinkę drzew Na swojej posesji wyciąłem kilka drzew. Ostatnio dowiedziałem się, że mogę mieć z tego powodu konsekwencje. Czy rzeczywiście coś mi za to grozi? Niestety, właściciel nieruchomości nie ma całkowitej swobody w jej dysponowaniu. W przypadku drzew ograniczenia nakłada ustawa o ochronie przyrody. Zgodnie z przepisami ustawy, jeśli chcemy usunąć z nieruchomości drzewo, potrzebujemy do tego zezwolenia wójta (burmistrza, prezydenta). Wyjątkiem są drzewa owocowe oraz drzewa rosnące na plantacjach drzew. Obowiązkiem uzyskania zgody objęte są drzewa, które mają co najmniej 10 lat. Wniosek o wydanie zezwolenia może złożyć posiadacz nieruchomości (za zgodą właściciela) oraz właściciel urządzeń służących do doprowadzania lub odprowadzania płynów, pary, gazu, energii elektrycznej, jeżeli drzewa lub krzewy zagrażają funkcjonowaniu tych urządzeń.
~ Lipiec 2006 – został tymczasowo aresztowany pod zarzutem prania brudnych pieniędzy, poświadczania nieprawdy i powoływania się na wpływy w instytucjach państwowych w zamian za korzyści majątkowe. Po 10 miesiącach wyszedł na wolność za kaucją. „Był mięciutki jak wata. Pozostawał pod specjalną ochroną, żeby mu złodzieje nie zrobili krzywdy” – wspomina strażnik bytomskiego aresztu śledczego. W listopadzie 2008 roku przed Sądem Okręgowym w Katowicach rozpoczął się proces śląskiej mafii paliwowej, w którym Rutkowski jest oskarżony m.in. o wystawienie faktur na 2,5 mln zł za fikcyjne usługi. Wyrok zapadnie w marcu; ~ Maj 2010 – do Sądu Rejonowego w Bytomiu wpłynął akt oskarżenia zarzucający mu popełnienie sześciu przestępstw, w tym: nielegalne (bez licencji) „prowadzenie działalności gospodarczej w zakresie usług detektywistycznych”, bezprawne zatrzymanie i przewiezienie na policję trzech osób (dwóch faktycznych przestępców i przypadkowo towarzyszącej im kobiety), wtargnięcie do szkoły w Książenicach (wyprowadzenie z lekcji 7-letniego chłopca). A jaki jest prywatnie? Dokładnie taki sam: „Byłem złodziejem kobiet. Narzeczonym odbierałem narzeczone, mężom – żony, które potem zostawały moimi żonami” – chełpi się w wywiadzie dla jednego z „kolorowych” czasopism... DOMINIKA NAGEL
Wniosek musi zawierać imię i nazwisko wnioskodawcy, tytuł prawny do nieruchomości, nazwę drzewa, obwód pnia drzewa mierzonego na wysokości 130 cm, przeznaczenie terenu, na którym rośnie drzewo, rysunek lub mapę określającą usytuowanie drzewa lub krzewu w stosunku do granic nieruchomości i obiektów budowlanych istniejących lub budowanych na tej nieruchomości. Zezwolenie jest odpłatne, a wysokość opłaty uzależniona jest od obwodu pnia oraz gatunku drzewa. Opłata jednak nie zawsze jest konieczna. Zwolnione są od niej osoby fizyczne, które ubiegają się o zezwolenie na usunięcie niezwiązane z prowadzeniem działalności gospodarczej, a także osoby, które wykażą, że drzewo obumarło albo zagraża bezpieczeństwu. Za wycięcie drzewa bez zezwolenia grozi kara. Jej wysokość wynosi trzykrotność opłaty za uzyskanie zezwolenia na wycięcie. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r. Czy darmowe udostępnienie w sieci prac naukowych, dzieł literackich, muzycznych lub filmowych może być dobrym interesem? Wyniki badań wskazują, że tak. Rewolucję w dziedzinie nieodpłatnego publikowania wyników prac naukowych rozpoczęli w 2003 roku amerykańscy urzędnicy odpowiedzialni za nadzór nad badaniami medycznymi (wyniki tych badań opublikowali w sieci). Bardzo szybko dołączyli do nich eksperci z Japonii, Australii, Brazylii, Norwegii, Chin, Danii, Niemiec, Wielkiej Brytanii oraz Polski. Autorzy tekstów naukowych nie potrzebują drakońskich światowych i krajowych regulacji – tak zwanych praw własności intelektualnej. Pod tą nazwą kryją się między innymi regulacje dotyczące patentów. Od końca lat 90. XX wieku obserwujemy stopniowe obejmowanie nimi nawet wzorów matematycznych, a także organizmów roślinnych i zwierzęcych. Na patentowaniu wszystkiego zarabiają korporacje międzynarodowe. To dla nich tworzy się coraz bardziej restrykcyjne reguły ochrony praw autorskich, natomiast twórcy otrzymują dzisiaj niewielką część wpływów z opłat za publiczne wykorzystanie ich dzieł. A uiszczają je nawet organizatorzy wesel i studniówek. Pod hasłem obrony praw autorskich prywatni wydawcy ograniczyli nawet dostęp do opisów eksperymentów naukowych. Z tego samego powodu hierarchia Kościoła katolickiego uznała się za właściciela wyników badań archeologicznych miejsc kultu. Restrykcyjne prawo uniemożliwia także prowadzenie analiz tekstów XIX- i XX-wiecznych mistyków. Przekonali się o tym polscy naukowcy pracujący nad edycją „Dzienniczka” siostry Faustyny.
Naukowcy kontra korporacje Badacze uznali, że utrudnianie dostępu do opatentowanych wyników prac prowadzi do tego, że nad tym samym zadaniem pracują – nie komunikując się ze sobą – zespoły z kilku różnych placówek.
Wyjściem z pata jest wdrożenie tak zwanego wolnego dostępu do wyników badań. W analizie Uniwersytetu Warszawskiego czytamy, że system ten opiera się na założeniu, iż kultura i nauka są dobrem wspólnym. A skoro tak, to większość wyników akademickich eksperymentów i analiz powinna być jak najszerzej dostępna. Służy ona wyrównywaniu szans na udział w tzw. społeczeństwie wiedzy. Czyni się to poprzez
PATRZYMY IM NA RĘCE przez siebie programów i zezwalają na ich modyfikację. Do nich dołączyli twórcy opatrujący swoje prace tak zwaną wolną licencją. Na jej mocy wolno te teksty dalej udostępniać, ale pod warunkiem podania źródła. Zyski producenci czerpią z licznych usług dodatkowych – na przykład ze sprzedaży licznych dodatków do dzieł, czyli zapisów wersji roboczych, słowników, atlasów. Z badań socjologicznych przeprowadzonych w wielu państwach świata wynika, że aktywni internauci (ściągający pliki z tekstami, muzyką i filmami) chętnie kupują ekskluzywne, tradycyjne wydania swoich ulubionych dzieł.
pozorom Zerhouni to nie naukowiec oderwany od realiów życia, lecz przedsiębiorca, który zarobił spore pieniądze na komercjalizacji badań nad nowymi lekarstwami. W ciągu roku po objęciu posady dyrektora NIH Zerhouni wdrożył program udostępniania na stronach WWW wyników prac opłacanych przez jego agencję. Bez tego, jak powiedział, „nie jest możliwa ani kontrola, ani też współpraca rozproszonych zespołów badawczych”. Zirytowały go także rosnące w sposób absurdalny wydatki na prenumeratę najważniejszych czasopism. W latach 1996–2003 ich ceny wzrosły o 320 procent. Zerhouni w 2003 roku przekonał kongresmenów do
Sezamie, otwórz się!
elektroniczne wersje czasopism naukowych, powszechnie dostępne archiwa konferencji oraz eksperymentów. Wydawcy już ponad 3 tysięcy czasopism naukowych o zasięgu globalnym oferują niemal darmowy dostęp do aktualnych wydań. Ruch ten wspiera Komisja Europejska oraz OECD. Ponad 100 wiodących światowych uczelni oferuje uczniom i nauczycielom – bez żadnych opłat – zamieszczane w sieci prezentacje, zbiory zadań i inne materiały. Przedsięwzięcia te wspierają przedsiębiorcy związani z ruchem tak zwanego wolnego oprogramowania. Udostępniają oni swoim klientom (bez opłat) pełną dokumentację produkowanych
Rewolucja z USA Internetowa rewolucja w upowszechnianiu nauki przyszła ze Stanów Zjednoczonych. Najpierw wolny dostęp do wyników prac wdrożył – jako pierwszy! – Elias Zerhouni (w latach 2002–2008 szef Narodowej Agencji Badań Medycznych). Agencja na różne naukowe eksperymenty i badania przeznacza rocznie ponad 30 miliardów dolarów, a zatrudnia ponad 320 tysięcy badaczy. Spora ich liczba pracuje poza granicami USA. Z analizy polityk naukowych państw OECD dowiadujemy się, że NIH jest w tej chwili największą na świecie instytucją finansującą badania. Wbrew
przyjęcia ustawy, na mocy której „wszystkie finansowane przez rząd federalny prace naukowe i twórczość artystyczna winny być udostępniane w sieci bez żadnych finansowych ograniczeń”. Komercyjni wydawcy bardzo szybko dostosowali się do nowych wymogów. Co ważne – z raportu jednej z komisji Kongresu USA wynika, że nie dostarczyli dowodu, jakoby przyniosło im to straty”. Komercyjni wydawcy bardzo szybko zaczęli sami tworzyć własne bazy udostępniające teksty naukowe. Jedną z największych uruchomiła globalna oficyna należąca do koncernu Springera. W ciągu pierwszego roku działania podpisała ona umowy o współpracy z ponad setką dużych muzeów, uczelni i szpitali klinicznych, między innymi z USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Włoch, Islandii i Irlandii. To samo wydawnictwo obsługuje dzisiaj technicznie ponad 200 biologicznych i medycznych bezpłatnych czasopism naukowych. Fizykom, matematykom, informatykom i statystykom swoje usługi oferuje oficyna amerykańskiego Uniwersytetu Cornell. Jak zarabiają? Zyski przynoszą reklamy, specjalistyczne usługi dodatkowe (sporządzanie stałych lub
Ogólnopolskie apostazje zbiorowe S
towarzyszenie Ateistyczne zaprasza wszystkich zainteresowanych wypisaniem się z Kościoła. Chcemy pokazać, jak wielu ludzi nie chce się identyfikować z instytucją Kościoła katolickiego i jego doktryną. Apostazje będą dokonywane publicznie w określonych uprzednio terminach i konkretnych miejscach. Daty zbiórek w poszczególnych miejscowościach podamy w późniejszym terminie. PROGRAM: 1. Zbiórka przed budynkiem lokalnych władz kościelnych (metropolia, archidiecezja itp.).
2. Publiczne i zbiorowe wygłoszenie oświadczenia o nieuznawaniu doktryny Kościoła katolickiego oraz oświadczenia o wystąpieniu z jego szeregów. 3. Zebranie listy apostatów. Każdy z zebranych apostatów jest jednocześnie świadkiem apostazji pozostałych osób. 4. Zebranie aktów apostazji. 5. Przekazanie listy apostatów oraz aktów apostazji lokalnym władzom kościelnym z żądaniem dokonania właściwych adnotacji w księgach parafialnych lub żądanie
wydania nakazu innym podległym władzom administracyjnym Kościoła usunięcia danych. 6. Odebranie oświadczenia o przyjęciu aktów apostazji i deklaracji dokonania właściwej adnotacji o wystąpieniu z Kościoła. 7. Zakończenie aktu apostazji. Dla ważności prawnej wydarzenia uczestnicy zabierają ze sobą: 1) dowody tożsamości, 2) trzy egzemplarze aktów apostazji.
11
okazjonalnych bibliografii, zbiorów danych, wykazów, odnośników).
Każdy osiąga zysk Na upowszechnianiu otwartego bezpłatnego dostępu do naukowych tekstów korzystają nie tylko wydawcy. Zadowoleni są sami badacze. Łatwiejszy dostęp do materiałów przekłada się wprost na tak zwany wskaźnik częstotliwości cytowania. Chodzi tutaj o liczbę odnośników do prac jednego naukowca w pracach innych. A pomiar tej częstotliwości jest obecnie jednym z najważniejszych kryteriów branych pod uwagę w ocenie pracy naukowej. Korzysta na tym cała gospodarka. Z badań OECD (organizacja zrzeszająca najbogatsze państwa świata) wynika, że ułatwienie dostępu do wyników badań przekłada się wprost na wzrost konkurencyjności danej gospodarki i liczbę innowacji wdrażanych w firmach. Pierwsze prace nad otwartym dostępem do tekstów naukowych rozpoczął w 2004 roku rząd Marka Belki. Jego prace kontynuuje ekipa minister Barbary Kudryckiej. Dzięki jej działaniom Polska zajęła 13 miejsce w Europie pod względem liczby czasopism oferujących bezpłatny dostęp do tekstów, a zarejestrowanych w drugim pod względem wielkości światowym katalogu publikacji. Co ciekawe, większość z nich wydawana jest przez komercyjne prywatne oficyny. Rozwija się także sieć tak zwanych repozytorów – serwisów gromadzących pliki z naukowymi publikacjami. Serwis obsługiwany przez Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe umożliwia dostęp do ponad 770 tysięcy książek naukowych w wersji elektronicznej. Współpracują z nim społecznicy tworzący Koalicję Otwartej Edukacji. Jej członkowie prowadzą serwisy udostępniające za darmo podręczniki, opracowania i inne pomoce szkolne. Autorzy tych publikacji twierdzą, że dzięki temu ich dochody wzrosły. I dodają, że nie potrzebują zmiany reguł dotychczasowego prawa autorskiego. MiC W tekście wykorzystałem publikację ICM UW „Wdrożenie i promocja otwartego dostępu do treści naukowych i edukacyjnych”.
Poszukujemy! KOORDYNATORÓW – osób chcących zorganizować publiczne apostazje na swoim terenie. Od koordynatorów oczekujemy odpowiedzialności, komunikatywności, charyzmy i doświadczenia. Ponadto megafonu lub możliwości wynajęcia go, dostępu do drukarki oraz edytorów tekstu. PARTNERÓW – organizacji, portali internetowych, partnerów medialnych chcących pomóc w organizacji oraz w promocji apostazji. Osoby zainteresowane uczestnictwem w tym wydarzeniu prosimy o przesyłanie swoich zgłoszeń e-mailowo na adres:
[email protected] (w tytule maila należy podać: Zbiorowe apostazje/miasto). Organizatorzy
12
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
FILM I CENZURA
Stop!klatka Mimo Pierwszej Poprawki do Konstytucji USA, gwarantującej wolność religii, prasy i wypowiedzi – kontrola filmów w Stanach działała od 1930 roku do lat 60. Sankcjonował ją tzw. kodeks Haysa. William Harrison Hays, republikański polityk i dyrektor generalny poczty, po roku pracy w urzędzie zrezygnował ze swego stanowiska i został szefem MPAA – amerykańskiego stowarzyszenia, mającego na celu dbanie o interesy tamtejszych studiów filmowych. To właśnie wtedy powierzono mu stworzenie kodeksu, który zabraniał m.in. pokazywania na ekranie nagości, zmysłowych tańców, porodów, związków ludzi białych z „kolorowymi” (!) i relacji homoseksualnych. Ponadto niedopuszczalne były sceny, które mogłyby stać się instruktażem do dokonywania mordów, kradzieży, gwałtów itp. Bezwzględnie zakazywano ośmieszania religii i ukazywania jej wyznawców jako czarne charaktery czy postacie komiczne. Spożywanie alkoholu w filmie było dopuszczalne jedynie wtedy, gdy umieszczenie podobnych scen miało pierwszorzędne znaczenie dla fabuły. Rodzina i małżeństwo mogły być przedstawiane jedynie w pozytywnym świetle, a zdrada powinna nieść za sobą zasłużoną karę. Kodeks zabraniał także używania słów powszechnie uznawanych za wulgarne i obraźliwe. Wielką batalię musieli stoczyć producenci „Przeminęło z wiatrem” z MPAA, aby pozostawić w nim zdanie, którym Clark Gable zwraca się do Vivien Leigh: Frankly, my dear, I don’t give a damn („Szczerze mówiąc, moja droga, gówno mnie to obchodzi”).
Namiętne buziaki powinny były zniknąć z ekranu raz na zawsze. Powszechnie uważa się, że film „Symfonia
najbardziej pomysłowy okazał się mistrz suspensu Alfred Hitchcock. Jego „Osławiona” (1946 r.) przeszła do historii kina m.in. ze względu na trzyminutową scenę pocałunku. Reżyser przechytrzył stróżów moralności i zmontował scenę z kilkunastu pocałunków… 3-sekundowych! Ponieważ jednak Cary Grant ani
Straty z homocałowania
„Zgadnij, kto przyjdzie na obiad”
zmysłów” w reżyserii Clarence’a Browna z 1926 roku stał się bezpośrednią przyczyną powstania „instruktażu” byłego dyrektora poczty. We wspomnianym obrazie Greta Garbo całowała się z Johnem Gilbertem. Ale jak?! Aktorka całkowicie dominowała nad partnerem z planu, całując go w otwarte usta. Zgroza! Ówcześni stróże
„Śniadanie u Tiffany’ego”
Notabene – ta sentencja w 2005 r. znalazła się na pierwszym miejscu listy stu cytatów filmowych wszech czasów, sporządzonej przez Amerykański Instytut Filmowy. Kodeks Haysa za obrazę moralności uważał też całowanie się.
czyli rok po tym jak słynni bracia Lumie `re wynaleźli swój kinematograf, aktor John C. Rice, podkręciwszy sumiastego wąsa i trąciwszy nosem przypominającą matronę May Irvin, zbliżył w końcu swoje wargi do jej ust. A wszystko to w filmie „Pocałunek”. Patrząc dzisiaj na ten niewinny całus pary w średnim wieku,
(2)
że rocznie wycinano nawet 25 tysięcy metrów taśmy z pocałunkami. Sytuacja zmieniła się wraz z amerykańską okupacją Japonii po II wojnie światowej. Zaborca wprowadzał swoje filmy bez cięć cenzury, a publiczność zaczynała oswajać się z pocałunkami i wprowadzać je także do własnych filmów. Od lat 40. XX wieku całowanie było niedopuszczalne również w bollywoodzkich produkcjach. Zamiast tego filmowi bohaterowie po prostu… tańczyli wokół drzewa. Dziś Bollywood nadal kultywuje ten rytuał, ale całować się już wolno.
moralności byli zszokowani. Ale po kolei…
Buziaki na indeksie Filmowe pocałunki istniały od samego początku kina. Już w roku 1896,
moglibyśmy co najwyżej uśmiechnąć się pod nosem, ale wówczas było to niemal porno. Chicagowski wydawca Harold S. Stone napisał: „Przedłużający się spektakl wiszenia na wargach byłby nie do zniesienia w naturalnych warunkach. Powiększony do gargantuicznych rozmiarów jest absolutnie odrażający. Aż prosi się, żeby wkroczyła tu policja”. Otoczkę skandalu, jaki wyrósł wokół obrazu, dodatkowo potęgowała reklama, jaką wymyślili jego twórcy. Ha- „Prze minęło sło: „Para przymierza się do pocałunku, zaczyna się całować, a potem już tylko całuje się i całuje” zapewniło kasowy sukces filmu. Idąc za wytycznymi kodeksu Haysa, cenzorzy nie pozwalali na pocałunki dłuższe niż 3 sekundy, a całujący mogli zapomnieć o pozycji horyzontalnej. Sprytne Hollywood kręciło więc filmy w dwóch wersjach: „grzecznej” (na rodzimy rynek) i z dłuższymi pocałunkami (dla Europy). Ale nawet na własnym gruncie filmowcy robili wszystko, by obejść wspomniane zakazy. Pod tym względem
z wiatrem”
na chwilę nie wypuszcza z objęć Ingrid Bergman, wrażenie jest takie, jakby ich całowanie trwało co najmniej trzy minuty. Ale i tak pruderyjnych cenzorów amerykańskich bili na głowę Azjaci, a wiązało się to z ich mentalnością i kodeksem obyczajowym. W Japonii na przykład od 1920 roku całowanie się w miejscach publicznych było niedopuszczalne, toteż w tamtejszych produkcjach takich scen w ogóle nie kręcono, a z filmów zagranicznych pocałunki usuwano. „Księga rekordów Guinnessa” podaje,
Wróćmy do Ameryki. Jeśli przez lata zgrozę budziły tam pocałunki par heteroseksualnych, to co dopiero te z udziałem gejów. A takich w filmach nie brakowało. Pierwszy męsko-męski pocałunek można było zobaczyć już w 1927 roku w „Skrzydłach” Williama A. Wellmana. Był to buziak dwojga przyjaciół, z których jeden był konający. Mimo że film powstał prawie sto lat temu, nie wzbudził u ówczesnych odbiorców negatywnych emocji. Przeciwnie, widzowie płakali ze wzruszenia, a obraz nagrodzono Oscarem w kategorii najlepszy film. Kolejne męskie pocałunki nie powodowały już takiego entuzjazmu. W „Tej przeklętej niedzieli” (1971 r.) Johna Schlesingera Peter Finch całował się z Murrayem Headem. Po premierze Finch, heteroseksualny Anglik, pytany, jak mógł się zgodzić na taką scenę, odpowiadał z kamienną twarzą: „Zrobiłem to dla Anglii”. Pocałunek Michaela Caine’a i Christophera Reeve’a w „Śmiertelnej pułapce” (1982 r.) Sidneya Lumeta został przez producentów filmu nazwany the ten-million-dollar kiss (pocałunek za 10 milionów dolarów). Właśnie tyle kosztował ich film, który w kinach zrobił spektakularną klapę, i to głównie z powodu wspomnianego całusa. Widzowie w kinach wręcz buczeli na projekcji. Namiętne pocałunki łączyły też Toma Sellecka i Kevina Kline’a w „Przodem do tyłu” Franka Oza; Gaela Garcíi Bernala i Fele Martíneza w „Złym wychowaniu” Pedro Almodóvara; Seana Penna i Jamesa Franco w „Obywatelu Milku” Gusa Van Santa. Homoseksualnego całusa zaliczył też sam Tom Hanks, uchodzący w Hollywood za autorytet moralny. W „Filadelfii” partnerował mu Antonio Banderas.
 Ciąg dalszy na str. 25
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r. byli to krwawo zwalczani waldensi, W takim kraju jak których alpejskie niedobitki późPolska – gdzie niej nawrócone na protestantyzm w wojsku są oficerowie potrafiły już skutecznie stawić zbrojduchowni, a kler ny opór wojskom katolickim. rozpycha się łokciami w pogoni za pieniędzmi Menonici i bracia rozmaici i przywilejami – trudno uwierzyć, że Nowy Reformacja doprowadziła do powstania rozmaitych środowisk reliTestament nakazuje gijnych. Wśród nich był pacyfistyczoddawanie płaszcza ny odłam anabaptystów, który przyi nadstawianie drugiego brał później nazwę menonitów. Bypoliczka wrogowi. li oni i nadal są zwolennikami radykalnej wersji chrześcijaństwa, która Przykazanie nieprzeciwstawiania się złu należy do najbardziej znanych i najbardziej lekceważonych fragmentów Biblii. W Ewangelii wg Mateusza czytamy (5. 38–42): „Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nastaw mu i lewy, temu kto chce ci zabrać szatę, oddaj i płaszcz, jeśli kto będzie przymuszał, byś szedł z nim milę, idź z nim i dwie”. Jest to tekst, który robi zwykle duże wrażenie na czytelnikach, niezależnie od ich przekonań, ponieważ wydaje się on zaleceniem sprzecznym z naturalnymi odruchami człowieka, a także ze zdrowym rozsądkiem. Mędrcy różnych wyznań zużyli wiele litrów atramentu, aby udowodnić, że Jezus miał na myśli coś innego niż to, co powiedział. Wiadomo, że Kościoły na ogół nie kierują się w swoim postępowaniu tymi słowami, podobnie zresztą i większość wierzących. Także władze tzw. krajów chrześcijańskich go lekceważą. Ciekawe, że wiele innych fragmentów chętnie stosuje się dosłownie, ale jeśli chodzi o ten, wszyscy udają, że go nie rozumieją. No, jednak nie wszyscy.
Ginący ślad
BEZ DOGMATÓW potwornie prześladowani i gdyby nie Holandia i niektóre księstwa w północnych Niemczech, a później emigracja do Północnej Ameryki, to zapewne nie przetrwaliby do naszych czasów. Dodajmy, żeby nie było żadnych złudzeń, mordowali ich nie ateiści lub muzułmanie, ale inni chrześcijanie – katolicy i protestanci. Prawie nikt już nie pamięta, że menonici żyli także na ziemiach polskich. Na Żuławach Wiślanych do dziś można zobaczyć ich malownicze cmentarze (patrz zdjęcie), na których nagrobki przypominają raczej żydowskie macewy niż ukrzyżowane
chrześcijaństwa w XVII wieku zawsze było ich niewielu, ale chyba żaden mniejszościowy Kościół nie odcisnął takiego znaczącego piętna w historii. Byli głosicielami równości ludzi i płci. Sprzeciwiali się feudalnej tytulaturze ku wielkiemu zgorszeniu współczesnych. Byli radykalnie antyklerykalni i głosili potrzebę bezpośredniego kontaktu człowieka z Bogiem. Nie potrzebowali do tego księży i kaznodziejów. Mieli ogromne zasługi w zniesieniu niewolnictwa w świecie anglosaskim, a w konsekwencji – w całym świecie. Zawsze był wśród nich
Jezusowi pacyfiści
13
Zresztą wyznanie to nie przywiązuje wielkiej wagi do pozyskania nowych członków. Ich działalność charytatywna nie ma zatem wymiaru pokazowo-misyjnego. Zapewne dlatego w 1947 roku kwakrom, jako wyznaniu, przyznano Pokojową Nagrodę Nobla. Dziś można ich spotkać m.in. na manifestacjach na rzecz praw gejów i lesbijek, a założone przez nich i menonitów zespoły negocjatorów próbują zapobiegać konfliktom międzynarodowym. Kwakierski sposób życia charakteryzuje się bezpośredniością, prostotą i skromnością i jeśli można wskazać jakiś nurt w chrześcijaństwie, który z pewnością przyniósł światu wiele dobrego bez większych negatywnych skutków ubocznych, to obok unitarianizmu kwakryzm na pewno takim wyznaniem pozostaje.
Pacyfiści nieprotestanccy
Kwakrzy na rzecz pokoju...
odrzuca kler, chrzest niemowląt i doTak zwane chrześcijaństwo piermaga się trzymania z dala od świawotne, czyli wierzący sprzed ery ta, jego namiętności, rozrywek i poKonstantyna (sprzed roku 315 n.e.), lityki. Najradykalniejszym i najbarwuważało, że nie należy służyć w arniejszym odłamem menonitów pomii. Postrzegali zawód żołnierza zostają amisze i huteryci, którzy jako sprzeczny z cytowanym zalecedozują sobie nawet, i to bardzo niem Chrystusa. Wszystko zmienioszczędnie, dostęp do wytworów cyło się, odkąd nauka Kościoła stała wilizacji technicznej. Menonici byli się oficjalną doktryną cesarstwa rzymskiego, a potem – rozmaitych państw starożytnej jeszcze Europy, Azji i Afryki. Wiadomo było po prostu, że nakaz Jezusa rozmija się z rzeczywistością społeczną i polityczną, ale – skoro chrześcijaństwo stało się oficjalną ideologią państwową – nikt nie miał odwagi nauczać tego wprost. Odtąd uznano, że nakaz niestosowania przemocy dotyczy tylko duchownych i mnichów (i to tylko w ograniczonym zakresie). Brały go sobie do serca tylko niektóre wspólnoty nieortodoksyjne, które dystansowały się od oficjalnego Kościoła. Przez całe stulecia ślady pacyficznego, radykalnego chrześcijaństwa urywają się w pomroce dziejów, ale od czasu do czasu pojawiały się większe grupy wierzących, które jakby wracały do korzeni Ewangelii. W średniowieczu ...oraz małżeństw jednopłciowych
chrześcijańskie miejsca pochówku. Nurt pacyfistyczny był obecny także wśród słynnych braci polskich. Niektórzy z nich manifestacyjnie nosili drewniane szable, aby pokazać, że prawdziwy chrześcijanin nie zamierza zrobić bliźniemu krzywdy. Podobne poglądy panowały wśród radykalnych ewangelików – braci morawskich oraz szwenkfeldystów (na Dolnym Śląsku). Ci ostatni zostali w XVIII wieku wyrzuceni ze swej ojczyzny, okolic Legnicy, przez jezuitów. Pacyfistami byli także szejkersi, którzy celibatu przestrzegali tak skutecznie, że ostatni wyznawcy tego nurtu na świecie właśnie dokonują żywota w USA.
Kwakrzy Nie mniej intrygujący byli i pozostają kwakrzy, czyli członkowie kościoła o sympatycznej nazwie Towarzystwo Przyjaciół. Od powstania tego nurtu
obecny nurt pacyfistyczny, który obecnie dominuje. Kwakrzy uchodzą za zwolenników postępu społecznego, a ich pacyfizm bywa przekorny. W czasie amerykańskich inwazji nieśli pomoc humanitarną dla północnych Wietnamczyków i Kubańczyków. Zresztą nie ma drugiego wyznania, które tak wielką wagę przywiązywałoby do pomagania bliźnim. Po I wojnie światowej misje kwakierskie rozdawały żywność m.in. w Polsce, choć nie było u nas wtedy właściwie żadnych miejscowych współwyznawców.
Wśród chrześcijan nastawionych pacyfistycznie należy jeszcze wymienić dwa ugrupowania wywodzące się z prawosławia – mołokan i duchoborców. Przeciwnikami udziału chrześcijan w państwowej przemocy są także wyznawcy Społeczności Chrystusa (jeden z odłamów ruchu mormońskiego) oraz świadkowie Jehowy, którzy m.in. z tego powodu znosili dotkliwe prześladowania w III Rzeszy. W dużej mierze pokojowy charakter miał także nurt Jesus People – Lud Jezusa, czyli chrześcijańska gałąź ruchu hippisowskiego, która szybko straciła swój oryginalny charakter i weszła w główny nurt chrześcijaństwa. Powyższe środowiska i ruchy charakteryzuje sprzeciw wobec udziału w państwowej przemocy, a często także niechęć do stosowania siły w ogóle. Nie zmienia to faktu, że wiele z tych grup jest kontrowersyjnych, a kontrola nad poczynaniami jednostek oraz ich życiem bywa tak silna, że prowadzi do ich stłamszenia (ze wszystkimi tego bolesnymi psychologicznymi konsekwencjami), a w przypadkach konfliktów – dramatycznego w skutkach wykluczenia osób niepokornych ze społeczności. Konserwatywne odmiany menonitów dopuszczają się na przykład dyskryminacji ze względu na płeć i orientację seksualną swoich współwyznawców. Zdecydowanie wolnościowy charakter mają obecnie przede wszystkim kwakrzy – ruch liberalny i nastawiony na emancypację. ADAM CIOCH
14
SZYMBORSKA, JAKIEJ NIE ZNACIE Maju, oddaj kolory, bądź jak grudzień bury. Gałązko ulistniona, ty się wstydź za siebie. Słońce, żałuj, że świecisz. Biczujcie się chmury. Wiosno, owiń się śniegiem, a zakwitniesz w niebie. Nie słyszałam jej śmiechu, płaczu nie słyszałam. Wyuczona pokory, nic od życia nie chce. Towarzyszy jej w drodze cień? żałoba ciała, a chustka postrzępiona ujada na wietrze.
Jesteście może przejęci niesamowitym, a przecież jakże prostym i prawdziwym przesłaniem tekstu (notabene – z jakiegoś powodu dość trudno go odnaleźć)? Jeśli tak, to znaczy, że jesteście (podobnie jak ja) ludźmi „pozbawionymi elementarnej wrażliwości, bowiem to jest nic innego, tylko brutalny atak na katolików”. A dodatkowo to oczywiście bzdury wyssane z brudnego palca Kaliope. Jakby tego było mało, to według „ND” Szymborska dała podwaliny pod całą pełną nienawiści twórczość Grossa. A czym dała? A na przykład takim fragmentem „antypolskiego” wiersza: Syn niech imię słowiańskie ma bo tu liczą włosy na głowie bo tu dzielą dobro od zła wedle imion i kroju powiek.
Ciekawe, że Krajski i jemu podobni, wspominając poetkę, nie zastanowią się nawet przez moment, że w naszym kraiku nadwiślańskim dzielenie ludzi na dobrych i złych podług „imion i kroju powiek” to jest właśnie to, co robi „Nasz Dziennik”, „Gazeta Polska”, Radio, co to ma… itd. Dokładnie to!
Niezła i sprawiedliwość na początek. Potem już pędzi sama. Nienawiść. Nienawiść. Twarz jej wykrzywia grymas ekstazy miłosnej. Ach, te inne uczucia – cherlawe i ślamazarne. Od kiedy to braterstwo może liczyć na tłumy? Współczucie czy kiedykolwiek pierwsze dobiło do mety? Porywa tylko ona, która swoje wie. Zdolna, pojętna, bardzo pracowita. Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni. Ile stronic historii ponumerowała. Ile dywanów z ludzi porozpościerała na ilu placach, stadionach. Nie okłamujmy się: potrafi tworzyć piękno. Wspaniałe są jej łuny czarną nocą. Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie. Trudno odmówić patosu ruinom i rubasznego humoru krzepko sterczącej nad nimi kolumnie. Jest mistrzynią kontrastu między łoskotem a ciszą, między czerwoną krwią a białym śniegiem. A nade wszystko nigdy jej nie nudzi motyw schludnego oprawcy nad splugawioną ofiarą. Do nowych zadań w każdej chwili gotowa. Jeżeli musi poczekać, poczeka. Mówią, że ślepa. Ślepa? Ma bystre oczy snajpera i śmiało patrzy w przyszłość – ona jedna.
~ ~ ~ Jak się okazuje, poezja Wisławy Szymborskiej nawet na osobach o takiej jak Krajski i takiej jak czytelnicy „Naszego Dziennika” wrażliwości robi pewne pozytywne wrażenie. Oto „Kot w pustym mieszkaniu” – jeden z najsłynniejszych wierszy w całej historii współczesnej poezji; nie, raczej nie wiersz, lecz cały traktat filozoficzny o śmierci, o przemijaniu
Umrzeć – tego nie robi si W nowojorskim metrze rozwieszono plakaty z jej wierszami, najważniejsze telewizje przerywały programy, kamery w Rzymie i Sztokholmie przekazywały na żywo reakcje zasmuconych przechodniów. Tak było 1 lutego, gdy świat dowiedział się o śmierci Szymborskiej. A w Polsce… …a w Polsce katolickie media też ową śmierć odnotowały. „To była zatwardziała ateistka, nie wyparła się nigdy swojego zaangażowania w komunizm i czci dla stalinizmu, jej działania po 1989 r. miały wielokrotnie charakter na wskroś polityczny, a nie literacki. Nie można na to zamykać oczu i mówić, że tego nie było, bo w ten sposób powstaje bardzo złe wrażenie, że czy się stoi, czy się leży, to zbawienie się należy”… Taki komentarz opublikowała ultrakatolicka „Fronda”, a „Nasz Dziennik” w artykule „Nie stawiała trudnych pytań” dowodził, że jest wielu nieporównywalnie bardziej utalentowanych od Szymborskiej poetów polskich, jednak nie są tak znani, bo – zdaniem
gazety Rydzyka – autorka „Rozmowy z kamieniem” czerpała swoją sławę i swoje powodzenie wyłącznie z lewicowej koniunkturalności. Także jej Nobel był wynikiem partyjnych układów, nacisków i wpływów określonych koterii… Niezawodny doktor Krajski we wspomnianym „ND” oświadczył, że tak naprawdę poetka zasługuje na potępienie i na pogardę Polaków, bo nigdy nie przeprosiła za swój „romans z komunizmem, a nawet ze stalinizmem”. Ale to przecież mało, bo najgorszą winą „wierszokletki” (tak ją nazwał inny katolicki portal) jest to, że – UWAGA! – „pisała też wiersze wymierzone w katolicyzm. Jeden z nich opowiada, jak księża cynicznie
zastraszają ludzi, by wyciągnąć z nich gotówkę”. Pomyślicie: straszne? Pomyślicie: nieprawdopodobne? No to służę wierszem, który tak straszliwie oburza Prawdziwych Polaków Katolików. Tytuł ma dla niepoznaki konspiratorski – „Hania” Widzicie, to jest Hania, służąca dobra. A to nie są patelnie, to są aureole. A ten rycerz ze smokiem to jest święty obraz A ten smok to jest marność na tym łez padole. A to żadne korale, to Hani różaniec. A to buty z nosami startymi od klęczeń. A to jej chustka czarna jak nocne czuwanie, kiedy z wieży kościoła pierwszy dzwon zadźwięczy. Ona widziała diabła kurz ścierającego z lustra: Był siny, proszę księdza, w takie żółte prążki i spojrzał tak szkaradnie, i wykrzywił usta, i co będzie, jeżeli wpisał mnie do książki? Więc ona da na bractwo i da na mszę świętą, i zakupi serduszko ze srebrnym płomieniem. Odkąd nową plebanię budować zaczęto, od razu wszystkie diabły podskoczyły w cenie. Wielki to koszt wywodzić duszę z pokuszenia, a tu starość idzie i kość kością stuka. Hania jest taka chuda, tak bardzo nic nie ma, że zabłądzi w bezmiarze Igielnego Ucha.
~ ~ ~ Niestety, po śmierci Wisławy Szymborskiej takich komentarzy pisanych językiem nienawiści można było odnaleźć wiele. „Wybitni znawcy poezji” na wyścigi przypominali jej wiersze z okresu stalinowskiego i prześcigali się w świętym oburzeniu, że noblistka nigdy za tamtą swoją twórczość nie przeprosiła. Ale szczególną wściekłość wszystkich świętych, Krajskich i innych prawdziwych, stuprocentowych Polaków wywołał wiersz sprzed kilku lat – jakby skierowany bezpośrednio do nich: Nienawiść Spójrzcie, jak wciąż sprawna, Jak dobrze się trzyma w naszym stuleciu nienawiść. Jak lekko bierze wysokie przeszkody. Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść. Nie jest jak inne uczucia. Starsza i młodsza od nich równocześnie. Sama rodzi przyczyny, które ją budzą do życia. Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym. Religia nie religia – byle przyklęknąć na starcie. Ojczyzna nie ojczyzna – byle się zerwać do biegu.
– w europośle PiS Wojciechowskim wywołuje uczucia opiekuńcze. Na swoim blogu – powołując się na wspomniany utwór – napisał ów poseł, że nie należy kota zostawiać w pustym mieszkaniu i że w ogóle koty trzeba dokarmiać. Takie humanitarne przemyślenia wyniósł z poezji. A oto ów wiersz: Umrzeć – tego nie robi się kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany. Ocierać się między meblami. Nic niby tu nie zmienione, a jednak pozamieniane. Niby nie przesunięte, a jednak porozsuwane. I wieczorami lampa już nie świeci. Słychać kroki na schodach, ale to nie te. Ręka, co kładzie rybę na talerzyk, także nie ta, co kładła. Coś się tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma.
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r. Do wszystkich szaf się zajrzało. Przez półki przebiegło. Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło. Nawet złamało zakaz i rozrzuciło papiery. Co więcej jest do zrobienia. Spać i czekać. Niech no on tylko wróci, niech no się pokaże. Już on się dowie, że tak z kotem nie można. Będzie się szło w jego stronę jakby się wcale nie chciało, pomalutku, na bardzo obrażonych łapach. I żadnych skoków pisków na początek.
Z drugiej strony to może nawet i dobrze, że poezja noblistki i takie dla niektórych niesie treści i przesłania. Jeśli po przeczytaniu „Kota…” europoseł wystawi przed próg miskę ciepłego mleka, to znaczy, że wiersze mogą być w życiu czymś bardzo ważnym. Szczególnie w życiu kota. ~ ~ ~ Wisława Szymborska opublikowała nie więcej niż 350 wierszy. I dostała Nobla. Jakąż głęboką niesprawiedliwość boską muszą odczuwać, jakież poczucie krzywdy pielęgnować w sobie poeci pokroju Rymkiewicza i Wolskiego? Przecież oni napisali ze sto razy więcej tysiąc razy lepszych kawałków. I nic. Na ich TFUrczości nie poznał się ani „masoński” (nie dał Nobla JPII!) sztokholmski komitet noblowski, ani nawet przypadkowe społeczeństwo. Z wyjątkiem tego nieprzypadkowego spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu. ~ ~ ~ Są tacy, którzy (wcale nie bez racji) twierdzą, że „Kot w pustym mieszkaniu”
Dla mnie były uśmieszki z kiepsko skrywaną zazdrością. Bo tylko ja miałem prawo witać go w lotnych podskokach, tylko ja żegnać – zębami ciągnąć za spodnie. Tylko mnie wolno było z głową na jego kolanach dostępować głaskania i tarmoszenia za uszy. Tylko ja mogłem udawać przy nim, że śpię, a wtedy on się schylał i szeptał coś do mnie. Na innych gniewał się często i głośno. Warczał na nich, ujadał biegał od ściany do ściany. Myślę, że lubił tylko mnie i więcej nigdy, nikogo. Miałem też obowiązki: czekanie, ufanie. Bo zjawiał się na krótko i na długo znikał. Co go zatrzymywało tam, w dolinach, nie wiem. Odgadywałem jednak, że to pilne sprawy,
Uff. Nic dziwnego, że Woody Allen, czytając list, który dostał od Wisławy Szymborskiej, powiedział: „Czuję się zaszczycony, że Ona wie o moim istnieniu”. ~ ~ ~ Niełatwo przyszło mi przyjąć wiadomość o śmierci poetki, bo nie ukrywam, że na punkcie jej twórczości mam – kolokwialnie rzecz ujmując – świra. Na każdy jej kolejny tomik czekałem długo i pożądliwie – jak niespełniony kochanek – a później smakowałem go długo i wielokrotnie, więc tym trudniej jest mi teraz pisać o jej twórczości. Ania – jedna z Czytelniczek „FiM” – zapytała mnie w e-mailu, który z wierszy Szymborskiej lubię najbardziej.
W prawo jaskinia, w której leży sens. W lewo jezioro Głębokiego Przekonania. Z dna odrywa się prawda i lekko na wierzch wypływa. Góruje nad doliną Pewność Niewzruszona. Ze szczytu jej roztacza się Istota Rzeczy. Mimo powabów wyspa jest bezludna, a widoczne po brzegach drobne ślady stóp bez wyjątku zwrócone są w kierunku morza. Jak gdyby tylko odchodzono stąd i bezpowrotnie zanurzano się w topieli. W życiu nie do pojęcia.
Przytaczam ten wiersz, bo jest bardzo charakterystyczny dla całej twórczości Pani Wisławy. Oto zostajemy zaproszeni nie tyle na spacer po tym, co obiecują nam wszyscy w historii politycy, czyli po jakimś idealnym państwie prawa, porządku, niewzruszonego ładu i idealnych stosunków społecznych, ile na wędrówkę do granic naszej indywidualności, wyobraźni, ideałów, marzeń i celów. Niby wszystko, co najlepsze, znajduje się tam – tuż za granicami horyzontu, w Arkadii – a jednak wolimy zanurzać się „w życiu nie do pojęcia”. ~ ~ ~ Niedługo ukaże się (pośmiertnie) ostatni tomik wierszy Wisławy Szymborskiej przygotowany przez nią samą
Są psy i psy. Ja byłem psem wybranym. Miałem dobre papiery i w żyłach krew wilczą. Mieszkałem na wyżynie, wdychając wonie widoków na łąki w słońcu, na świerki po deszczu i grudy ziemi spod śniegu. Miałem porządny dom i ludzi na usługi. Byłem żywiony, myty, szczotkowany, wyprowadzany na piękne spacery. Jednak z szacunkiem, bez poufałości. Każdy dobrze pamiętał, czyim jestem psem. Byle parszywy kundel potrafi mieć pana. Ale uwaga – wara od porównań. Mój pan był panem jedynym w swoim rodzaju. Miał okazałe stado chodzące za nim krok w krok i zapatrzone w niego z lękliwym podziwem.
Lasy po same brzegi porośnięte lasem. Maszyny przeznaczone do wyrobu maszyn. Sny, które nagle budzą nas ze snu. Dobre zdrowie konieczne w powrocie do zdrowia Schody na tyle w dół, na ile w górę. Okulary do szukania okularów. Wdech i wydech oddechu. I niechby bodaj od czasu do czasu nienawiść nienawiści. Bo koniec końców niewiedza niewiedzy i ręce zatrudnione umywaniem rąk”.
~ ~ ~ Na szczęście cytowane na wstępie pełne niechęci, złości i nienawiści opinie o Szymborskiej to margines nawet w naszym – katolickim – kraju. Znakomita większość przyjęła wiadomość o śmierci poetki ze smutkiem i żalem. Dodatkowo okazało się, że Pani Wisława była dla Polaków kimś bardzo ważnym. To bardzo dobrze świadczy o nas jako o społeczeństwie i marginalizuje kabotynów. Każdy, kto choć trochę lubi poezję, ma swoją ulubioną Szymborską (oczywiście z wyjątkiem Prawdziwych Polaków, ale ci mało kogo lubią). Jedni więc kochają Szymborską na „Atlantydzie”, inni gdy prowadzi „Rozmowę z kamieniem”, jeszcze inni chcą widzieć Panią Wisławę, gdy jest godzina „Czwarta nad ranem”. – No ale chyba nie zapomnisz o mojej ulubionej „Odzieży”? – tyleż zapytał, co kategorycznie stwierdził Adaś Cioch. Jakże więc mogę zapomnieć? Odzież Zdejmujesz, zdejmujemy, zdejmujecie płaszcze, żakiety, marynarki, bluzki z wełny, bawełny, elanobawełny, spódnice, spodnie, skarpetki, bieliznę, kładąc, wieszając, przerzucając przez oparcia krzeseł, skrzydła parawanów; na razie, mówi lekarz, to nic poważnego, proszę się ubrać, odpocząć, wyjechać, zażywać w razie gdyby, przed snem, po jedzeniu, pokazać się za kwartał, za rok, za półtora; widzisz, a ty myślałeś, a myśmy się bali, a wyście przypuszczali, a on podejrzewał; czas już wiązać, zapinać drżącymi rękami sznurowadła, zatrzaski, suwaki, klamerki, paski, guziki, krawaty, kołnierze i wyciągać z rękawów, z torebki, z kieszeni wymięty, w kropki, w paski, w kwiatki, w kratkę szalik o przedłużonej nagle przydatności.
ę ludziom był języczkiem u wagi i tym, co ostatecznie rzuciło światową krytykę na kolana. Ale jest jeszcze jeden tekst, znacznie mniej w Polsce znany, który po tej i tamtej stronie Atlantyku stał się poetyckim wydarzeniem roku. Bo czy można napisać wiersz o psie? W dodatku o psie Hitlera? Przeczytajcie:
15
co najmniej takie pilne jak dla mnie walka z kotami i wszystkim, co się niepotrzebnie rusza. Jest los i los. Mój raptem się odmienił. Nastała któraś wiosna, a jego przy mnie nie było. Rozpętała się w domu dziwna bieganina. Skrzynie, walizki, kufry wpychano na samochody. Koła z piskiem zjeżdżały w dół i milkły za zakrętem. Na tarasie płonęły jakieś graty, szmaty, żółte bluzy, opaski z czarnymi znakami i dużo, bardzo dużo przedartych kartonów, z których powypadały chorągiewki. Snułem się w tym zamęcie bardziej zdumiony niż zły. Czułem na sierści niemiłe spojrzenia. Jakbym był psem bezpańskim, natrętnym przybłędą, którego już od schodów przepędza się miotłą. Ktoś zerwał mi obrożę nabijaną srebrem. Ktoś kopnął moją miskę od kilku dni pustą. A potem ktoś ostatni, zanim ruszył w drogę, wychylił się z szoferki i strzelił do mnie dwa razy. Nawet nie umiał trafić, gdzie należy, bo umierałem jeszcze długo i boleśnie w brzęku rozzuchwalonych much. Ja, pies mojego pana.
I jeszcze poprosiła, abym go jej przesłał. Proszę bardzo: Utopia Wyspa na której wszystko się wyjaśnia. Tu można stanąć na gruncie dowodów. Nie ma dróg innych oprócz drogi dojścia. Krzaki aż uginają się od odpowiedzi. Rośnie tu drzewo Słusznego Domysłu o rozwikłanych wiecznie gałęziach. Olśniewająco proste drzewo Zrozumienia przy źródle, co się zwie Ach Więc To Tak. Im dalej w las, tym szerzej się otwiera Dolina Oczywistości. Jeśli jakieś zwątpienie, to wiatr je rozwiewa. Echo bez wywołania głos zabiera i wyjaśnia ochoczo tajemnice światów.
do druku. Nosi tytuł „Wystarczy”. Dziwnie przejmujący. Natomiast najprawdopodobniej ostatni wiersz poetki pt. „Wzajemność” wydrukowany został w najnowszym numerze „Odry” i jak zwykle prostymi słowami odkrywa dla nas nienazwaną codzienność. Są katalogi katalogów. Są wiersze o wierszach. Są sztuki o aktorach grane przez aktorów. Listy z powodu listów. Słowa służące objaśnianiu słów. Mózgi zajęte studiowaniem mózgu. Są smutki zaraźliwe podobnie jak śmiech. Papiery pochodzące z przemiału papierów. Zobaczone spojrzenia. Przypadki odmieniane przez przypadki Rzeki duże z poważnym udziałem niedużych.
~ ~ ~ Niestety, przychodzi w końcu i taki czas, że ową odzież zdejmujemy po raz ostatni. Wówczas… Wówczas czas na lekturę „ostatniego” wiersza. Takiego jak „Nagrobek” Pani Wisławy. Tak czy inaczej – czuję się mocno dotknięty. Jak kot w pustym mieszkaniu. I jakoś osobiście zawiedziony. Bo umrzeć… – tego nie robi się ludziom. Nagrobek Tu leży staroświecka jak przecinek autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup nie należał do żadnej z literackich grup. Ale też nic lepszego nie ma na mogile oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy. Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę.
MAREK SZENBORN
16
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
ZE ŚWIATA
NEUTRALNOŚĆ KATOLICKA 70 lat po wojnie rząd irlandzki rozlicza się ze swojej dziwnej bezstronności.
czy może nigdzie, czy wolisz Dziadka Mroza, czy Jezusa, czy lepiej smakuje ci wielkanocne piwo, czy może wielkanocne jajka. Ale nie jest przecież dla nikogo obojętny fakt, że składka jest u nas najniższa i można ją w całości odpisać od podatku”. Tego typu ogłoszenia nie są w Danii niczym nadzwyczajnym. I oczywiście nikogo nie urażają. Jak wiadomo, są na świecie wolne kraje, w których związkowi bossowie narobiliby w portki ze strachu przed rykiem oburzenia swoich szamanów, gdyby przez jakieś niedopatrzenie ukazało się tam podobne ogłoszenie. Czyż to nie śmieszne? Włodzimierz Galant Kopenhaga
SMAŻENIE NIE SZKODZI?! Irlandia w czasie II wojnie światowej zachowywała neutralność wobec stron konfliktu. Była ona tak daleko posunięta, że prześladowano irlandzkich ochotników walczących po stronie aliantów (ok. 5 tys. osób), a premier kraju na wieść o samobójstwie Hitlera udał się do ambasady III Rzeszy, aby złożyć kondolencje. Obecnie centrolewicowy rząd uznał ówczesną politykę za „moralne bankructwo” i próbuje wynagrodzić krzywdy, jakie uczyniono irlandzkim weteranom. Polityka irlandzka nie była zapewne w czasie wojny przypadkowa – pokrywała się wszak ze stanowiskiem Watykanu i przypominała stosunek do faszyzmu dwóch innych katolickich krajów Europy – Portugalii i Hiszpanii. MaK
SZKODLIWOŚĆ ATEIZMU O tym, że niewiara w Boga bywa szkodliwa dla zdrowia i kariery, przekonał się pewien indonezyjski urzędnik. Alexander Ann (mieszkaniec wschodniej Sumatry) został pobity przez rozwścieczony tłum po tym, jak napisał na Facebooku, że Bóg nie istnieje i że nie wierzy także w „diabły, anioły, piekło, niebo i inne mity”. Brutalne spotkanie z pobożnymi wiernymi nie jest jedyną niedogodnością, która spotkała Anna. Za jego szczerość może go czekać do 5 lat więzienia, bo Indonezja jest krajem tolerancyjnym, ale tylko dla wyznawców religii, ateistów natomiast wsadza się do więzień. MaK
Jedzenie potraw smażonych albo gotowanych we wrzącym oleju metodą „w głębokim tłuszczu” jest szkodliwe dla zdrowia. Tak dotąd wierzyliśmy, ale chyba przyjdzie nam zmienić poglądy. Badania przeprowadzane w Hiszpanii i Kostaryce, których rezultaty właśnie podano do wiadomości publicznej, były dla ich autorów sporym zaskoczeniem. Okazuje się, że samo smażenie nie ma żadnych szkodliwych właściwości. Bardzo istotne jest natomiast, na czym się smaży. Tłuszcze nasycone zwiększają ryzyko chorób i ataków serca, zaś nienasycone – odwrotnie. Do zdrowego smażenia należy używać oliwy z oliwek bądź oleju słonecznikowego. Już w latach 70. ubiegłego wieku stwierdzono, że mieszkańcy krajów śródziemnomorskich nie przestrzegają diety uważanej za zdrową, a mimo to nie mają problemów zdrowotnych. Zawdzięczają to powszechnemu używaniu oliwy z oliwek. CS
ARCYDZIEŁO DO PODTARCIA Kontestacja dzieła sztuki może przybierać rozmaite formy, ale zdaje się, że wszelkie rekordy pobiła dzierlatka z Denver w stanie Kolorado.
ZALETY KONKUBINATU Życie w konkubinacie, choć obarczone moralną przyganą („na kocią łapę”), w niektórych aspektach może nieść takie plusy, jakich nie zapewnia legalny związek. Taki jest generalny wniosek badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Cornell w USA. Badacze po 6 latach dociekań nad historiami kilku tysięcy ludzi stwierdzili, że bycie w związku uczuciowym – niezależnie od jego formy i legalnego statusu – jest bardziej korzystne niż egzystencja „singla”. Konkubinat zapewnia partnerom więcej szczęścia osobistego i bardziej zadowalającą samoocenę niż małżeństwo. Konkubenci są bardziej niezależni i mogą więcej czasu poświęcić na własne kariery oraz zainteresowania niż małżonkowie. Badacze nie rekomendują jednak konkubinatu jako alternatywy dla małżeństwa. Podkreślają, że ludzie żyjący ze sobą, nieważne jak, są szczęśliwsi i mniej podatni na depresję niż samotni. Małżeństwo pozytywnie wpływa na zdrowie – przynajmniej w USA – bo jeden ze współmałżonków może objąć drugiego swym ubezpieczeniem zdrowotnym. Bycie samotnym ma jednak także pewne korzyści: zarówno małżonkowie, jak i konkubenci po zawarciu znajomości ograniczają kontakty z rodzinami i przyjaciółmi i jest to efekt długodystansowy. Samotni miewają zatem więcej przyjaciół. „Rezultaty nowych badań są bardzo wartościowe, bo obalają mit, że małżeństwo rozwiązuje wszystkie problemy – konstatuje prof. Gary Lee z Bowling Green State University of Ohio. – Myślę, że to było niewiarygodnie i naiwne przeświadczenie”. ST
HORROR TELEWIZYJNY
RÓBTA, CO CHCETA Na Wyspach Duńskich maleje procent „uzwiązkowienia” pracowników. W tej sytuacji związki zawodowe zaciekle walczą o zdobycie nowych członków. Robią to rozmaitymi metodami. Związek „Det Faglie Hus” (w wolnym tłumaczeniu: dom fachowców) w ogłoszeniu na pół strony ogłasza, co następuje: „Jest nam zupełnie wszystko jedno, czy bliżej ci do prawej, czy do lewej strony sceny politycznej, czy chodzisz do meczetu,
ściągnęła majtki i wytarła swą pupę o obraz. Na koniec oddała mocz. Dodawanie, że „krytyczka” sztuki była w sztok pijana, wydaje się zbyteczne. Obraz został porysowany (szkody ocenia się na 10 tys. dol.), ale bardziej ucierpiał w innym wymiarze: został spostponowany w hańbiący sposób. Znawcy sztuki twierdzą, że nawet po usunięciu zadrapań jego wartość znacznie się obniży z powodu deprecjonującego kontaktu z pośladkami awanturnicy. TN
36-letnia Carmen Tisch wkroczyła do świeżo otwartego Clyfford Still Museum i zaczęła okładać pięściami pracę wartości 30 mln dol. autorstwa Clyfforda Stilla, uchodzącego za mistrza abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Nie mogąc w ten sposób wyrazić pełni swej dezaprobaty,
Oto do jak negatywnych emocji i bestialskich aktów przemocy może doprowadzić prozaiczny pilot do przerzucania kanałów w telewizorze. W trakcie kłótni o to, co oglądać w telewizji, Exhulam Holman – 32-letni dorodny samiec z Joliet w stanie Illinois (waga 130 kg i równie imponujący wzrost) – cisnął pilotem o podłogę, a następnie włożył palce w oczy wuja, usiłując mu je wyłupać. Nie chcesz oglądać tego, co ja chcę, to nie obejrzysz już niczego – taką wiadomość przekazał
62-letniemu Melvinowi Cliffordowi, a żeby wzmocnić wymowę przekazu, zepchnął go ze schodów. Wuj zdołał się jakoś pozbierać i był w stanie zatelefonować pod numer alarmowy z wieścią: – Ratujcie... Nic nie widzę! Przybyła policja znalazła siostrzeńca (jego kartoteka policyjna była gruba jak książka telefoniczna) w sypialni, w której się zabarykadował. Niewykluczone, że Holmanowi upodobanie do rozwiązań siłowych zaszczepiła sama policja, której funkcjonariusz w roku 1999 tak go pobił, że sąd zasądził dla niego 100 tys. dolarów odszkodowania. ST
ŻYCIE BEZ AUTA I TV Porcja kiepskich wieści dla posiadaczy samochodów i telewizorów. Dobra te mogą was zabić.
Opublikowano rezultaty 20-letniego studium badawczego, z którego wynika, że marihuana jest bezpieczniejsza od tytoniu, bo nie szkodzi płucom tak jak papierosy. Studium – autorstwa naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco i Uniwersytetu Alabamy w Birmingham – potwierdza dane kilku mniejszych programów badawczych. Różnica tkwi w substancji THC – głównym składniku aktywnym marihuany. To ona wywołuje przyjemne uczucie – motyw palenia. Jednocześnie zwalcza stany zapalne i zapobiega podrażniającym efektom innych składników chemicznych marihuany. Palący ją zaciągają się głęboko, głębiej niż konsumenci papierosów, i to pomaga wzmacniać tkanki płuc. 37 proc. Amerykanów używa marihuany sporadycznie (dwa skręty kilka razy w miesiącu). Badania płuc palaczy tytoniu wykazują, że ich stan systematycznie się pogarsza, natomiast u konsumentów marihuany palących 1 skręta dziennie przez 7 lat lub jednego tygodniowo przez 20 lat zmian tych nie widać. Marihuana, podobnie jak tytoń, powoduje jednak podrażnienia gardła i może wywoływać kaszel. Badania nie wykryły związku palenia marihuany z zapadalnością na raka płuc. CS
PASTYLKA Z MARIHUANY Nie chodzi tu o wypadki drogowe czy porażenia prądem. Badacze ze szwedzkiego uniwersytetu w Uppsali twierdzą, że dobra te zwiększają o 27 proc. ryzyko ataku serca właścicieli. Mają oni również podwyższone zagrożenie cukrzycą i nadciśnieniem tętniczym. Badacze doszli do takiego przekonania w rezultacie studium obejmującego 29 tys. osób z 52 krajów. Nie trzeba zaraz dawać ogłoszenia o sprzedaży. Szwedzcy naukowcy pocieszają, że przed śmiercią można się uchronić ćwiczeniami fizycznymi, i to nawet dość umiarkowanymi. Zespół prof. Claesa Helda podzielił badanych na cztery grupy: w pierwszej byli nieruszający się z tapczanu, w drugiej – wykonujący niewielkie ćwiczenia, a w pozostałych – ćwiczenia bardzo aktywne i ekstremalne. Ryzyko spadło najbardziej – o 24 proc. – w grupach solidnie ćwiczących, ale nawet u ćwiczących niewiele zmniejszyło się o 13 proc. Najbardziej zagrożeni byli kanapowcy. Badaczy zdumiało, że ciężka praca fizyczna w ogóle nie niweluje zagrożenia. Okazało się także, że najbardziej nieruchawi są kierowcy i telewidzowie w krajach ubogich. ST
MARIHUANA ZDROWSZA Coraz trudniej przychodzi walczyć z marihuaną, bo przeistacza się to w walkę ze zdrowym rozsądkiem. Do wszystkich istniejących argumentów dowodzących, że „trawa” nie jest diabłem wcielonym, dochodzi nowy – bardzo ważny.
Brytyjska firma farmaceutyczna zakończyła testy kliniczne leku zawierającego składniki marihuany.
Lek jest już dostępny w Kanadzie, Nowej Zelandii i kilku krajach Europy. Przed końcem roku spodziewane jest zezwolenie agencji FDA, dopuszczającej lekarstwo na rynek USA. FDA już od roku 1985 aprobuje specyfiki zawierające syntetyczne składniki marihuany, ale ten jest pierwszym, który zawiera wyciąg z tej rośliny z jej dwiema aktywnymi substancjami: THC i kannabidolem. Dotychczas FDA klasyfikowało marihuanę jako groźny narkotyk bez żadnych właściwości medycznych, ale pod presją nauki zmienia swe stanowisko. W USA nowy lek będzie stosowany w celu przynoszenia ulgi w bólach nowotworowych; w innych krajach przepisywany jest chorym na stwardnienie rozsiane. JF
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
A
merykańscy naukowcy dowiedli, że polityka i ekonomia mają znaczny wpływ na Pana Boga. Psychologowie z Uniwersytetu Stanforda (USA) poddali badaniu amerykańskich, głęboko wierzących chrześcijan pod kątem ich wyobrażeń na temat Boga i Jezusa. Wyniki, do których doszli naukowcy, są
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
i tradycjonalistycznych poglądów. Większość z nich stwierdziła nawet, że Jezus bez problemu deportowałby imigrantów, która to kwestia dla konserwatystów w Stanach jest bardzo istotna. Według prawicowców Zbawiciel zawsze wymagałby od ludzi patriotyzmu i nieustannej walki o suwerenność swojej ojczyzny, także z niechrześcijanami. Bóg
strony wkładają w Boga swoją własną wizję wszechświata, a „wartości chrześcijańskie” są po prostu ich osobistymi przekonaniami. ~ ~ ~ Wnioski psychologów są bardzo interesujące. Okazuje się, że im bardziej człowiek jest religijny, tym bardziej skłonny jest wyobrażać sobie Boga oraz Jezusa jako osoby o tych
Bóg na podobieństwo człowieka zaskakujące. Okazuje się, że wyobrażenia o naturze Stwórcy są całkowicie zależne od politycznych poglądów badanego. Każdy uczestnik badań (1256 osób) miał za zadanie wypełnić specjalny kwestionariusz składający się z pytań politycznych i ekonomicznych oraz zadań, w których należało zasugerować, jak Jezus postąpiłby w danej sytuacji. Wśród respondentów znalazło się najwięcej katolików i protestantów, ale naukowcy nie pominęli również członków innych chrześcijańskich Kościołów. A teraz wyniki. Chrześcijanie o poglądach lewicowych byli pewni, że Jezus z pewnością zaspokajałby oczekiwania socjalne potrzebujących i nie miałby nic przeciwko związkom partnerskim oraz aborcji. Ich przekonanie o tym wywodziło się z wiary, że miłosierdzie Jezusa nie pozwoliłoby na biedę, niechciane dzieci i niespełnioną miłość osób tej samej płci. Zbawiciel miałby twierdzić, że podnoszony przez prawicę sprzeciw wobec aborcji jest sprzeczny z boskim prawem, bo dziecko musi mieć warunki do życia, a zdarza się, że nie można mu ich zapewnić. To samo dotyczy Boga, któremu – jako uosobieniu dobra – nie przeszkadzałaby homoseksualna miłość, usunięcie niechcianej ciąży czy brak ślubu, a nawet inna wiara, bo najważniejsze jest dobro człowieka. Z kolei dla konserwatystów wyobrażenie boskich istot jest egzemplifikacją ich nacjonalistycznych
K
również miałby być zdecydowanie przeciwny osiedlaniu się całych narodów na nie swoich terenach. W obu przypadkach widać ewidentną różnicę w postrzeganiu tzw. miłosierdzia. Dla lewicy jest ono bezgraniczne i otwarte na każdego człowieka bez względu na jego wyznanie, orientację seksualną czy stosunek do dzieci. Konserwatyści natomiast – mimo że również wierzą w boską miłość – często łączą je z gniewem wobec przeciwników tradycyjnych wartości. Bóg nie może kochać geja i aborcjonistki, bo oboje postępują niezgodnie z rzekomo naturalnym, ustanowionym przez Stwórcę prawem. Różnicę można dostrzec również w kwestiach dotyczących biblijnych zasad. Konserwatystom nie podoba się idea sprawiedliwego i równego podziału bogactwa, a dla lewicy nie do przyjęcia są kwestie zbyt wąskiego opisywania seksualności człowieka. Obie strony uznały jednak, że to drugorzędne sprawy. To ciekawe zjawisko, bo przecież – według przekonań WSZYSTKICH chrześcijan – nie można się sprzeciwiać i kwestionować boskich zasad. Tymczasem obydwie
siądz katolicki może bywać w tych samych miejscach co osobnik cywilny. Z kilkoma wyjątkami wszelako. Duchowny nie powinien uczęszczać do burdelu, bo kłóci się to z treściami, jakie emituje z ambony. Nie powinien także być widziany i rozpoznawany w porno shopie, z powodów jak wyżej. Wiadomo: życie jest pełne pokus i zasadzek... Jeśli kapłan nie zdzierży, powinien zachować anonimowość i zachowywać się tak, by nie przyciągać uwagi innych klientów, nie daj Bóg – parafian. Tę zasadę drastycznie naruszył 47-letni ks. Mark Bullock i srogo za to zapłacił. Dobrodziej pojawił się w placówce zionącej cywilizacją
samych poglądach i zainteresowaniach (a nawet charakterze) co jego własne. Ludzie mniejszej wiary, nieuczestniczący w nabożeństwach i nieczytający Biblii, widzą istoty boskie raczej jako nieodgadnione, co do których zachowań i poglądów trudno mieć jednoznaczną opinię. Badania pokazują jeszcze jedną, bardzo istotną kwestię: ludzkość od zawsze wierzyła w siły wyższe i próbowała je idealizować. Robiła to jednak zwykle na swoje podobieństwo, ponieważ nie znała innych możliwości. Dobrym przykładem jest religia starożytnych Greków. Każdy z wymyślonych przez nich bogów wyglądał, zachowywał się i miał te same wady co ludzie. Chrześcijanie zawsze wywyższali swojego Boga nad innych, ponieważ był według nich niedoścignionym ideałem. Wyniki tych badań pokazują jednak, że wcale tak nie jest. Tłumaczenie i opracowanie ARIEL KOWALCZYK
śmierci Bush River Books & Movies w Abington w USA i zasiadł w salce kinowej sex shopu, by skonsumować niemoralny film. Teoretycznie mógłby się bronić, twierdząc, że poszedł tam po to, by wyperswadować innym widzom udział w projekcji otwierającej drogę do piekła, ale – niestety – wystąpił… kompletnie pozbawiony dolnych części garderoby. Biskup nie miał wyjścia i zawiesił go w duszpasterskich posługach, choć gdyby mógł, to zapewne najchętniej by Bullocka za głupotę powiesił. Kapłana czekają przy tym nieprzyjemności ze strony sfery świeckiej: policja oskarżyła go o nieprzyzwoite obnażanie się, za co może dostać 1000 dolarów grzywny i do 3 lat paki. PZ
Duszpasterz bez majtek
17
Portfele poświęcone N
a całym prawie świecie, ze szczególnym uwzględnieniem krajów bogolubnych, duchowny to pewny zawód, odporny na fluktuacje rynku, zapewniający prestiż społeczny i stabilne życie bez urabiania się po łokcie. W USA ksiądz katolicki nie ma tak dobrze jak w Polsce – jego zarobki wynoszą 25–30 tys. dol. rocznie. Nieco lepiej przędzie pastor ewangelicki: średnia pensja to 40 tys. dol. W żadnym jednak innym kraju nie ma elity tak bogatych sług bożych jak w Stanach. Wywodzą się ze środowiska protestanckich teleewangelistów i obracają takimi kwotami, że niejeden mógłby kupić Rydzyka z całym jego kramem i nawet nie dostrzec ubytku na kontach. Poniżej ścisła czołówka. Religijny biznes teleewangelisty Kennetha Copelanda to taśma do produkcji forsy. Copelanda wożą odrzutowcem za 17,5 mln dol., a gdyby mu się znudził, to w rezerwie ma jeszcze jeden samolot. Roczna pensja dobrodzieja wynosi 364 tys. 577 dol. Zatrudniona przy obróbce wiernych małżonka dorzuca do tego 292 tys. 593 dol. Na drugim miejscu plasuje się pastor – nomen omen – Creflo Dollar. To szef jednego z największych kościołów w USA. Nie wsiada do auta gorszej firmy niż Rolls-Royce, a na maybacha pewnie by nie spojrzał. Oczywiście ma także
prywatny odrzutowiec na dalsze pielgrzymki, milionową posiadłość w Atlancie i apartament w Nowym Jorku za 2,5 mln zielonych. Trzeci na liście płac jest biskup Charles Blake, rezydujący w luksusach Beverly Hills, choć jego wyznawcy to biedota z getta South Central Los Angeles. Oficjalne roczne zarobki – 900 tys. dol. Za nim plasuje się Joel Osteen, złotousty gwiazdor telewizyjnych bożych show, plus jego połowica Victoria. Osteen przestał pobierać 200-tysięczne uposażenie, lecz na wydaniach swych książek wskazujących drogę do Królestwa Niebieskiego tłucze dziesiątki milionów dolarów. Pastor z pastorową mieszkają w rezydencji, która z trudem zmieściłaby się na stadionie piłkarskim. Z czeków zrezygnował również pastor Rick Warren, kolejny na liście. On również dorabia książkami, i również dziesiątki milionów. Twierdzi, że 91 proc. tych dochodów rozdaje, choć nie widać, by się poświęcał. Zapewne te dane popsują humor niejednemu proboszczowi polskiemu, ale – to ważne „ale” – polscy parafianie są bardziej stabilni, podczas gdy Amerykanie zmieniają wyznania jak rękawiczki. Konkurencja jest duża, więc można zostać na lodzie z grupką wiernych i wówczas trzeba na gwałt szukać nowych metod wyciągania pieniędzy, a takie nieszczęście kilku duszpasterzy za oceanem już spotkało. ST
Jaki kapłan, taki wierny A
meryka jest, jak wiadomo, krajem sprzeczności. Z jednej strony olśniewające bogactwo, z drugiej – porażająca bieda. Ale to nie jedyne kontrasty. Z jednej strony najwięcej na świecie laureatów Nagród Nobla, najwybitniejsze uniwersytety i placówki naukowe, a z drugiej strony – społeczeństwo z ponad 20 procentami funkcjonalnych analfabetów, z milionami ludzi niezdolnych do samodzielnego, krytycznego myślenia. Pokaż mi swego duchownego, a powiem ci, kim jesteś – wątpliwe, czy taka zasada sprawdza się gdzie indziej na świecie, lecz w USA – jak najbardziej. Najnowszy sondaż przeprowadzony przy okazji konwencji baptystów (najważniejsze wyznanie protestanckie USA) pokazuje, że większość amerykańskich pastorów nie wierzy w ewolucję, a połowa nie ma najmniejszych wątpliwości, że Ziemia liczy sobie 6 tys. lat, a nie – jak bredzą bezbożni naukowcy – 4,5 mld. O wierze w ściśle naukową wersję teorii ewolucji nie ma co mówić, lecz nawet na złagodzone pytanie: „Czy wierzysz, że Bóg
użył ewolucji, by stworzyć człowieka?”, 73 proc. pastorów odpowiada stanowczo: „Nie”. Tylko 12 proc. skłonnych byłoby udzielić odpowiedzi twierdzącej. 74 proc. pastorów wierzy, że biblijny Adam i produkt jego żebra, Ewa, byli konkretnymi, autentycznie żyjącymi postaciami. „Ostatnie debaty naukowo-biblijne podważają literalne istnienie Adama i Ewy – mówi prezes religijnej organizacji Life Way Research. – Ale pastorzy są kreacjonistami i wierzą w Adama i Ewę jako pierwszych ludzi”. Teraz spójrzmy na ich owieczki. Niemal zwierciadlane odbicie. Sondaż Gallupa pokazuje, że 40 proc. Amerykanów wierzy, iż brodaty Bóg stworzył człowieka w obecnej postaci. Zwolennicy w pełni naukowej teorii ewolucji to bardzo nieliczna mniejszość. Społeczeństwo postindustrialne XXI wieku, powszechnie posługujące się wyrafinowanymi technicznie gadżetami, których powstanie umożliwiła cywilizacyjna ewolucja, wierzy jednocześnie, że 6 tys. lat temu pewna para na golasa miała w ogrodzie spotkanie z gadającym wężem. PZ
18
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
GŁOS KONSTYTUCJONALISTY
Krzyż pański z krzyżem Politycznie poprawne media podają, że konstytucjonaliści, którym marszałek sejmu zlecił sporządzenie ekspertyz w sprawie zasadności wniosku o spowodowanie usunięcia przez tegoż marszałka krzyża z sali posiedzeń Sejmu, wypowiedzieli się jak jeden mąż przeciw wnioskowi. Jako że opinia publiczna mogła odnieść mylne wrażenie, iż wszyscy polscy konstytucjonaliści sprzysięgli się bronić dwóch skrzyżowanych pod kątem prostym desek, spieszę przypomnieć, że wielu, naprawdę wielu konstytucjonalistów głosi pogląd najzupełniej odmienny. Ja – jako jeden z nich – również, czemu daję wyraz w 10 punktach: 1. Cztery opinie sporządziło pięciu autorów, z których tylko trzech (przeto 60 proc.) reprezentuje naukę prawa konstytucyjnego, pozostali zaś – po jednym – teorię państwa i prawa oraz tzw. prawo wyznaniowe, na siłę kreowane na autonomiczną gałąź („podgałąź”?) prawa, podczas gdy jest jedynie częścią prawa administracyjnego, wcale nie ważniejszą niż np. prawo budowlane. Jedną z opinii sporządzili aż dwaj autorzy reprezentujący KUL; już sam ów fakt odbiera tej ekspertyzie choćby pozory obiektywizmu, czemu sprzyja i to, że jej współautorem jest katolicki ksiądz, skądinąd specjalizujący się w prawie… ubezpieczeń społecznych. 2. Autorzy opinii solidarnie głoszą tezę, że krzyż jest nie tylko symbolem religijnym, lecz również kulturowym, czego w żadnym razie nie sposób udowodnić; skoro jednak sięgają po ten pozaprawny argument, to należy zadać pytanie, dlaczego o wydanie ekspertyz poproszono wyłącznie prawników (i to właśnie tych), a nie akurat kompetentnych w tej kwestii kulturoznawców.
3. Krzyż w żadnym wypadku nie jest symbolem polskiej tożsamości narodowej, i to nie tylko dlatego, że nie jest obecny w godle, barwach czy hymnie RP, ale przede wszystkim dlatego, że chrześcijaństwo nie jest rodzimą polską religią, lecz zostało zaprowadzone po to, by siłą unicestwić i wykorzenić prawdziwie, rdzennie polskie wierzenia prasłowiańskie, skądinąd odradzające się intensywnie ostatnimi laty. 4. Krzyż nie jest też symbolem wszystkich chrześcijan (warto wspomnieć nieposługujących się tym znakiem świadków Jehowy czy stroniących od jego adoracji adwentystów), niektórzy zaś (jak prawosławni) używają krzyża innego niż łaciński. 5. Krzyż budzi ponadto w społeczeństwie polskim negatywne konotacje, co jest jak najbardziej zrozumiałe, jeśli przypomni się, że był on symbolem tak zbrodniczych instytucji i przedsięwzięć jak zakon nomen omen krzyżacki, krucjaty, inkwizycja, Wehrmacht, Kriegsmarine czy Luftwaffe. 6. Neutralność światopoglądowa państwa oznacza m.in. to, że we wszystkich budynkach zajmowanych przez organy władzy i administracji publicznej (w tym Sejm, Senat, prezydenta, prezesa Rady Ministrów i ich kancelarie, sądy, trybunały, prokuratury, organy administracji rządowej
Pani pozna Pana: Samotna emerytka, niepaląca, szczupła, skromna, lubiąca podróże, pozna Pana w wieku 69–72 l. o podobnych walorach, z województwa śląskiego. Katowice (1/a/6) Wolna, niezależna, kochająca przyrodę, z poczuciem humoru, szczera, lubiąca muzykę i taniec, pozna Pana w wieku 60–65 lat, bez nałogów i zobowiązań. Woj. małopolskie (2/a/6) Sympatyczna warszawianka o pogodnym usposobieniu, wdowa, na emeryturze, wykształcenie wyższe, niezależna, pozna kulturalnego, wolnego i niepalącego Pana. Warszawa (3/a/6) Wdowa, 60 l., 168 cm wzrostu, niezależna i bez zobowiązań, pozna Pana w wieku 60–70 lat. Jesień życia też może być słoneczna i kolorowa, kiedy dwoje ludzi wkracza w nią razem. Łódź (4/a/5)
i samorządowej) oraz w innych obiektach użyteczności publicznej (szpitale i inne placówki służby zdrowia, przedszkola, szkoły, wyższe uczelnie, placówki kultury) nie mogą być eksponowane symbole jakichkolwiek religii, wyznań i światopoglądów. Można by interpretować ten imperatyw w inny sposób – poprzez wywieszanie symboli wszystkich światopoglądów, religii i wyznań – wówczas jednak obok krzyża łacińskiego należałoby powiesić krzyż prawosławny, różę Lutra, gwiazdę Dawida, koło Dharmy, półksiężyc i całą masę innych znaków, co jest nie tylko niewykonalne technicznie, ale i absurdalne; trudno byłoby bowiem zapobiec w tym przypadku eksponowaniu np. swastyki będącej skądinąd równoramiennym krzyżem o ramionach zagiętych pod kątem prostym.
Miłośniczka „FiM”, 65 l., 155/66, miły wygląd, pozna samotnego i kulturalnego Pana. Zielona Góra (5/a/6) Pan pozna Panią: Wolny 53-latek, 176/85, bez nałogów, własna działalność turystyczna w Bieszczadach, fan „FiM”, niepraktykujący żadnej religii, pozna Panią, ok. 50., szczupłą, miłą, gospodarną, bez nałogów i zobowiązań, która będzie chciała zamieszkać w domku na wsi, żeby wspólnie pracować, odpoczywać i cieszyć się życiem. Praktykujące katoliczki i prawosławne wykluczone. Ustrzyki Dolne (1/b/6) Wdowiec, 74 l., 162 cm wzrostu, wykształcenie średnie, tolerancyjny optymista, wszechstronne zainteresowania, bez zobowiązań i nałogów, z mieszkaniem, pozna miłą, młodszą i szczupłą Panią. Cel matrymonialny. Katowice (2/b/6) Emeryt, 66 l., 176/80, pozna Panią w celu towarzyskim. Podbeskidzie (3/b/6) Wdowiec, 64 l., 177/85, bez nałogów, emeryt, w pełni sprawny, mieszkający w leśniczówce, którą wykupił na własność, pozna wdowę
7. Nie ma wątpliwości, że obecność krzyża na sali sejmowej narusza – poza innymi – konstytucyjną zasadę równości wobec prawa i stanowi jaskrawy wyraz dyskryminacji niekatolików, niechrześcijan i osób bezwyznaniowych, przez co może wywierać destrukcyjny wpływ na stan zdrowia psychicznego (a przez to i fizycznego) osób przebywających długotrwale na tej sali. Skoro zaś są to głównie posłowie, odbija się to w negatywny sposób na zawartości stanowionego przez nich prawa. 8. Obecność krzyża w sali posiedzeń Sejmu wpływa również nadzwyczaj negatywnie na opinię o nim ze strony parlamentów państw obcych, unikających tego rodzaju jednostronnej i dyskryminacyjnej symboliki. 9. Pamiętać należy również o tym (opiniodawców niespecjalnie to absorbuje), że zawieszenie krzyża w Sejmie odbyło się w sposób nielegalny oraz w porze nocnej, dzięki
ok. 60., bez nałogów, może być niepełnosprawna, zdecydowaną zamieszkać w lesie i zawrzeć związek małżeński. Woj. dolnośląskie (4/b/6) Jan, wdowiec, 63 l., 165/88, niepalący, wykształcenie wyższe techniczne, ateista (raczej nietolerancyjny), pozna zadbaną, niepalącą i niereligijną Panią w wieku 55–60 z Jawora, Legnicy lub Wrocławia. Wskazane zainteresowania: teatr, opera, taniec towarzyski oraz – co ważne – umiejętność prowadzenia samochodu albo powstrzymywania się od instruktażu. Woj. dolnośląskie (5/b/6) Inne: Facet w średnim wieku, wysoki i szczupły, wykształcenie średnie, uczciwy, pracowity, zainteresowania sportowe i kulturalne, pozna męskiego przyjaciela z Poznania. Poszukuję fajnego kumpla, który pomoże również w obsłudze mojego nowego laptopa. Poznań (1/c/6) Poszukuję książki Cavanny „Pismo Nieświęte, czyli przygody Boga i małego Jezuska”. Chętnie odkupię. Gdańsk (2/c/6) Uczciwi, bez nałogów, bezdzietni seniorzy, scalajmy upadłe rolnictwo w społeczne kombinaty
czemu dokonujący tego posłowie uniknęli spodziewanego i uzasadnionego oporu ze strony innych osób. Biorąc pod uwagę ten argument, należy dojść do wniosku, iż polecenie usunięcia krzyża, które powinien wydać jak najszybciej marszałek sejmu, prowadziłoby do przywrócenia stanu sprzed dokonania tego niezgodnego z prawem i dobrymi obyczajami czynu oraz stanowiłoby wyraz pożądanej dezaprobaty wobec nielegalnych działań podejmowanych na terenie Sejmu, którego praw strzeże oraz sprawuje pieczę nad spokojem i porządkiem na tym obszarze właśnie wspomniany marszałek. 10. Autor jednej z opinii, najwyraźniej w obliczu braku argumentów mających zdezawuować wniosek posłów Ruchu Palikota, powiada, że zarządzenie marszałka sejmu „nie stanowi formy prawnej właściwej do regulacji eksponowania krzyża w sali posiedzeń Sejmu”, podczas gdy wnioskodawcom nie chodziło o zarządzenie jako formę aktywności prawotwórczej, lecz użyli tego słowa bez wątpienia jako synonimu polecenia służbowego, które w sprawie usunięcia krzyża z sali marszałek może i powinien wydać w dowolnej formie, także ustnej. Twórca tej samej opinii zdumiewa w nie mniejszym stopniu, gdy wspomina Alfonsa Popiełuszkę (znany jako Jerzy), którego śmierć miałaby cokolwiek wspólnego z wyrażaniem przez krzyż wartości fundamentalnych dla państwa demokratycznego, podczas gdy Kościół katolicki oficjalnie i w praktyce z demokracją nie ma nic wspólnego, tak w życiu społecznym, jak i w swojej dyktatorskiej i autokratycznej strukturze. dr Maciej Kijowski
żywnościowe z komitetem wspólnoty rolniczej. Nie czekajcie bezradnie, bo idzie widmo głodu. Żywiec (3/c/6) Mam zbiór roczników tygodnika „FiM” od 2004 roku do dzisiaj. Porządkuję mieszkanie i muszę się ich pozbyć. Chętnie je oddam. Numer telefonu: 502 473 895. Siedlce. Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
LISTY Dramat absurdu Cóż to za koszmarny, zaściankowy, średniowieczny kraj, w którym przyszło nam żyć – chyba za karę za jakieś najcięższe grzechy! Detektyw Rutkowski mądrym, precyzyjnym działaniem ucina wielodniowe poszukiwania zaginionej Magdy z Sosnowca, a durni urzędnicy policji, zamiast mu podziękować, wytaczają grube armaty oskarżeń, że zrobił to nielegalnie, bo jakoby nie posiadał licencji detektywa, i posłużył się złymi metodami nacisku na matkę. Przecież jej nie torturował, aby przyznała się do prawdy. Co za absurd brać w obronę zwyrodniałą matkę, gdy jedyną pokrzywdzoną osobą było nieszczęsne niemowlę i to jego los powinien być jedynym przewodnim motywem wszelkich działań. Przecież policja w poszukiwaniach osób zaginionych często korzysta z pomocy jasnowidzów, wśród których są zwykli hochsztaplerzy, ale tam cel działania pozwala na pobłażanie. A tutaj w obronie urażonych ambicji policji sięga się po durne pomówienia i zarzuty wobec wybitnego i skutecznego fachowca detektywa. W.S.
w państwowej placówce krzyż, pozdrówmy obecnych tam urzędników państwowych zwrotem: „Niech będzie pochwalony”. Można też pod krzyżem odmówić modlitwę, z modlitewnym czuwaniem włącznie! Może w końcu kogoś z rządzących oświeci i porazi kuriozum tej sytuacji – krzyże w roli głównej w placówkach użyteczności publicznej, opłacanych i zbudowanych z naszych podatków i służących wszystkim obywatelom niezależnie od światopoglądu. Miejsce krzyża jest tylko i wyłącznie w świątyniach i naszych prywatnych domach (jak ktoś sobie życzy). Stała czytelniczka Anna
Made in USAgresja Niemal każdego dnia w porze popołudniowej i wieczornej w TV rozpoczyna się festiwal filmowej szmiry rodem z USA. Podobnie jak niegdyś,
SZKIEŁKO I OKO także zaobserwować taki obrazek: kilkoro wyrostków zabiega drogę przechodniowi i żąda od niego papierosów! Przechodzień mówi, że nie pali, więc słyszy: „To, k... wa, naucz się wreszcie” i rechot rozwydrzonej bandy! Dobrze, gdy scena zakończy się bez pobicia. Mir
Bóg i diabeł Diabeł czy szatan istnieje w głowach wierzących jako pewne alibi, aby Bóg mógł z tego niesprawiedliwego świata wyjść z czystymi rękoma jako jego stwórca. Diabeł jest więc taką wycieraczką dobrego Boga i miodem na serca i dusze wiernych. Zawsze można wskazać na niego palcem jako winnego wszelkich nieszczęść i zrzucić z siebie i z Boga część odpowiedzialności. Kościół stworzył Boga i diabła w pewnej symbiozie – jeden bez drugiego nie
Zakazać Biblii Domagam się natychmiastowego unieważnienia wyroku skazującego piosenkarkę Dodę za tzw. obrazę uczuć religijnych, wypowiedzi krytycznej wobec Biblii, oraz przeproszenie jej za doznane przykrości. Pojęcie tzw. obrazy uczuć religijnych, które jest abstrakcyjne i nie wiadomo, do czego w ogóle ma się odnosić, nie powinno istnieć w żadnym cywilizowanym kraju. Usankcjonowanie go w Polsce dowodzi, że jest ona średniowiecznym, totalitarnym, wyznaniowym państwem zniewolonym przez przestępcze i pasożytnicze państwo Watykan, założone przez faszystę Mussoliniego. Biblia, która jest ideową księgą tego państwa, z powodu niektórych zawartych w niej treści powinna być zakazana. Władysław Salik
Niech będzie pochwalony! Po wizycie w państwowej placówce NFZ, gdzie nad drzwiami wejściowymi wisi około 60-centymetrowy krzyż, nie wiedziałam, jak powitać panią za biurkiem – czy tradycyjnie świeckim „Dzień dobry”, czy „Niech będzie pochwalony”… W końcu nie powiedziałam nic, tylko od razu przedstawiłam swoją sprawę. W związku z tym mam pomysł, jak zmusić do myślenia ludzi, którzy jeszcze w tym kraju trzeźwo myślą. Po prostu, jeśli zobaczymy
gdy do oglądania w telewizji były niemal wyłącznie filmy radzieckie, dzisiaj niemal wyłącznie do dyspozycji są filmidła made in USA. Należy wyraźnie powiedzieć, że w przeważającej mierze filmy te są niebezpieczne zarówno w formie, jak i w treści. Jest w nich przemoc, zbrodnia, strzelanina, sadystyczne bójki, strumienie krwi, a trupy ścielą się co rusz. Im więcej leży pokotem, tym lepiej! Należy zadać pytanie: za co minister kultury pobiera wysoką gażę? Kto jest odpowiedzialny za zakup i dystrybucję tego amerykańskiego filmowego łajna?! Dlaczego za ciężkie pieniądze zalewani jesteśmy tą ohydną amerykańską „kulturą”? Dzieciarnia ogląda te filmidła i usilnie stara się upodobnić do wątpliwych bohaterów, odtwarzając te ponure, makabryczne sceny. W szkołach nasila się agresja i przemoc! Spokojni rówieśnicy są zastraszani, terroryzowani i bici przez jeszcze uczniów, a już wkrótce bandytów – oglądaczy takich właśnie filmów! Wystarczy zatrzymać się w pobliżu grupki dzieciaków, a można usłyszeć, jak z wielkim zapałem i entuzjazmem opowiadają sobie o akcjach przemocy i zbrodni oglądanych przez siebie filmów. Im więcej w opowiadaniach było strzelaniny, trupów i krwi, tym ich (dzieciaków) ekscytacja tematem większa. Takiego bandytyzmu dotąd nie było! Można
mógłby istnieć. Jest to coś w rodzaju kija i marchewki. Gdy spotka nas nieszczęście, to winę zrzucamy na diabła, a gdy spotyka nas coś miłego, to dziękujemy za to Bogu; nigdy nie krytykujemy go za to, że nie ustrzegł nas przed nieszczęściem. Jest to ogromne pole do manipulacji psychiką człowieka, a Kościół z premedytacją to wykorzystuje, strasząc diabłem nieposłusznych (jak nas) i mamiąc wirtualnym rajem po śmierci tych, którzy mu ulegają i bezkrytycznie przyjmują wszystko, co im przekazuje, mimo że logiki w tym nie ma żadnej. Wystarczy jednak racjonalnie pomyśleć, a przedtem wyzbyć się strachu przed wirtualnym grzechem, który jest kolejnym orężem do straszenia wiernych. Duchowni Krk szastają nim na prawo i lewo, trzymając w ryzach swoich „poddanych”. Czas już wyjść z okopów absurdu, bo nikt inny za nas tego nie zrobi. Józef Frąszczak
Szanowny Panie Redaktorze! W „Kropce nad i” Biedroń i Niesiołowski dyskutowali na temat ACTA. Naczelny homoś kraju kolejny już raz doszczętnie się skompromitował. Tym razem dał zezwolenie
na kradzież. Stwierdził, że nie ma w tym nic złego, że ktoś sobie ściąga filmy lub inne programy z internetu. Nie widział też nic złego w atakach hakerskich na strony rządowe. Idąc tokiem rozumowania Biedronia, jeśli nie stać mnie na BMW x6, które bardzo mi się podoba, mogę wziąć w nocy młot, ruszyć na salon BMW i odjechać upragnionym autem. Jakież to dziecinnie proste! Kolejny błazen – Palikot – będzie teraz wieszał maskę Anonymousa na pomniku Jezusa w Świebodzinie. Z całego serca liczę, że tzw. „Mesjasz lewicy” zrobi to. Może dostanie wtedy wyrok i jako skazany nie będzie mógł kandydować w następnej kadencji. Pan wraz z kolegami z Redakcji na każdym kroku ośmieszaliście Napieralskiego (niekiedy bardzo słusznie) za jego idiotyczne happeningi z jabłkami czy tańcami w przedszkolu, ale w tym przypadku jakoś nie widać potępienia. Podziwiam, że jest Pan w stanie współpracować z takimi „wybitnymi” osobistościami jak Biedroń, Grodzka czy Palikot. Z dnia na dzień utwierdzam się w przekonaniu, że Pańska decyzja o niezapisywaniu się do RP była bardzo słuszna. Też nie chciałbym firmować własnym nazwiskiem tego burdelu, który wyprawiają Pana koledzy. MK Szanowny Panie MK! Myślę, że spłyca Pan problem. Sprawa wolności internetu jest trudna. Moim zdaniem nie wolno ograniczać tej wolności, zwłaszcza osobom, których nie stać na drogie płyty czy filmy. Jednocześnie należy się zastanowić, jak (dodatkowo?) wynagradzać autorów i twórców. Proszę też nie obrażać moich kolegów i przyjaciół. Nie ze wszystkimi happeningami Ruchu Palikota się utożsamiam, ale też proszę zwrócić uwagę, że zawsze niosą one za sobą jakieś głębsze przesłania, w odróżnieniu od na przykład jabłek Napieralskiego. JONASZ
Szanowny Panie Pośle i Redaktorze! Po ostatnich wydarzeniach w Sosnowcu związanych z zachowaniem młodej matki bardzo proszę Klub Ruchu Palikota, aby zajął się sprawą wprowadzenia do szkół (może od gimnazjum) co najmniej jednej godziny tygodniowo – kosztem religii – wychowania psychologicznego w celu przygotowania młodych ludzi do życia w rodzinie, do opieki i wychowania dzieci. W jakiś sposób trzeba przerwać zaklęty krąg patologii i złych wzorców w rodzinie. Nawet w tzw. normalnych rodzinach rodzice mają bardzo duże trudności wychowawcze z dziećmi. Mamy generalnie kłopoty z inteligencją emocjonalną, która jest dużo ważniejsza dla funkcjonowania w układach społecznych niż inteligencja umysłowa. W rozwoju inteligencji emocjonalnej, szczególnie dzieci
19
do siódmego roku życia, jest klucz do poprawy zachowań społecznych. Marianna Ławniczak
Słowo od „misjonarza” W tekście pt. „Mniej do zakonu” („FiM” 5/2012) red. „MarS” napisał: „Aż o 70 proc. spadła liczba tzw. powołań do żeńskich zakonów w Polsce. Obecnie jest już tylko 355 nowicjuszek, czyli kandydatek na przyszłe zakonnice”. Na koniec red. stwierdził: „Kochani, mamy misję! Można uratować 355 dziewczyn!”. Od kilku lat jestem takim „misjonarzem”, gdyż widząc na ulicy młodą zakonnicę, staram się do niej podejść oraz – witając się grzecznie i mówiąc „dzień dobry” – pytam, czy nie szkoda jej marnować młodych lat na życie w nienaturalnym celibacie i na usługiwanie proboszczom, skoro mogłaby żyć normalnie – być partnerką, żoną i matką. W pobliżu mojego domu jest tzw. żeński dom zakonny. Czasami, biorąc ze sobą przeczytane przez moją żonę czasopisma kobiece, idę do bramy tego klasztoru i wrzucam je do skrzynki na listy. W ten sposób chcę w tych zakonnicach obudzić ich przytłumioną kobiecość. Jestem przekonany, że poprzez swoją akcję u kilkunastu zakonnic zasiałem ziarno niepewności co do ich obranej wypaczonej, chorej drogi życiowej, i nie wykluczam, że część z nich zrzuciła już habity zakonne i przestała być nałożnicami i praczkami kalesonów dla proboszczów i biskupów. Ponadto mniej zakonnic to mniejsze koszty ich utrzymania przez społeczeństwo, tj. przez nas, gdyż to my je utrzymujemy, fundując im ekstraskładki emerytalne, składki zdrowotne, renty i emerytury. A koszty tego utrzymania są ogromne, ponieważ zakonnic w Polsce jest prawie 20 tysięcy. Andrzej
ZAPROSZENIE NA SPOTKANIE POD SEJMEM W OBRONIE WOLNOŚCI SŁOWA Spotkanie odbędzie się w Warszawie, w sobotę 11 lutego 2012 r., w godz. 13.00–15.00. Manifestacja jest wyrazem solidarności z akcją organizowaną w Londynie przez „One Law for All” w związku z coraz liczniejszymi przypadkami blokowania wolności słowa przez fundamentalistów religijnych. W Polsce także mamy do czynienia z ograniczaniem wolności słowa i ekspresji z przyczyn religijnych (art. 196 k.k.). Protest popierany jest przez wybitnych intelektualistów, np. przez Richarda Dawkinsa, PZ Myersa, Keitha Porteousa Wooda i innych. Sprawa umowy ACTA pokazała z kolei zagrożenia dla praw obywatelskich, praw jednostki i wolności słowa ze strony korporacji, interesów, których bronią rządy. Wzywamy do obrony podstawowych wartości demokratycznych. „Nie” dla religijnej cenzury! Świeckie prawo dla wszystkich! „Nie” dla ograniczania wolności słowa! „Nie” dla obrony interesów korporacji za nasze pieniądze i kosztem naszej wolności! Żądamy faktycznej demokracji! Europejska Feministyczna Inicjatywa w Polsce, Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów, Stowarzyszenie Ateistyczne, Stowarzyszenie RACJONALNA POLSKA Kontakt: Nina Sankari – 501 518 757 Teresa Jakubowska, RACJA PL – 606 37 47 47
20
N
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
awet jeśli romantycznie kochamy, to i tak wyłazi z nas bydlę! – twierdzą wyznawcy psychologii ewolucyjnej. Popularna dziś nauka opiera się na kilku wnioskach: 1. Człowiek to zwierzę. Żaden cud boski. Inne ziemskie gatunki są „równie wyjątkowe” i też sobie radzą. Tyle że inaczej. 2. Ludzki mózg – podobnie jak inne organy – zasadniczo nie zmienił się od 10 tys. lat. Tylko dlatego, że nasze potrzeby – jako gatunku – zmieniają się zbyt szybko. Dobór naturalny wymaga wielopokoleniowego „spokoju”. Stąd tzw. teoria sawanny: mózgownice „zawiesiły się” na etapie łowiecko-zbierackim, co w XXI wieku nastręcza problemów. Na przykład – jedzenie. Praprzodek musiał szybko znaleźć i zeżreć coś kalorycznego. Inaczej nie przeżył. Dzisiaj mózgi „nie wiedzą”, że mamy całodobowe supermarkety, więc konsumpcja „na zaś” nie jest potrzebna. Bez powodu obżeramy się wszystkim, co tłuste i słodkie. Przykład drugi – męska zazdrość. Kiedyś bardziej uzasadniona. Samiec pilnował samicy, żeby mieć pewność, że urodzi jego dzieci. Dzisiejszy seks nie jest nastawiony na prokreację. Mamy gumki, pigułki i testy na ojcostwo. Niegłupi facet nie będzie inwestował w cudze dziecko, ale... jest wciąż tak samo zaborczy. Co ciekawe, postępowanie zgodne z instynktem teraz nie musi ułatwiać nam życia. Otyłość i agresywne wyskoki grożą samotnością. 3. Natura ludzka jest wrodzona – jak psia czy kocia. Nie rodzimy się „czystymi tablicami”. Wychowanie tylko przywołuje to, co mamy zakodowane w głowach, na przykład rozróżnianie dobra i zła (oczywiście środowisko ma wpływ na to, jak geny przekładają się na nasze zachowanie). Wiadomo na przykład, że kultura amerykańska różni się od chińskiej, ale te różnice dotyczą „tkanki powierzchniowej”. W głębi naszego jestestwa, na poziomie fundamentalnym, jesteśmy tacy sami. Nasze wyobrażenia o idealnym partnerze ukształtowała także ewolucja. Jako pierwszy pisał o tym Darwin. Jego teoria doboru płciowego dotyczyła również ludzi. I do tej pory budzi kontrowersje, zwłaszcza wśród świątobliwych jednostek, którym trudno zaakceptować fakt, że „dziecię boże” – jak jakiś zwierz! – przedkłada seks nad moralność, ideały, a nawet nad instynkt samozachowawczy. Atrakcyjność fizyczna jest najważniejszym czynnikiem doboru płciowego. Większość socjologów twierdzi, że to media narzucają kobietom ideał piękna – supermodelki, lalki Barbie i inne cycoliny. Psycholog ewolucyjny powie co innego: kobiety upiększały się na długo przed nakręceniem „Mody na sukces”. Do dziś wydają majątki na to, żeby się podobać, bo… mężczyźni właśnie tego oczekują. Mieszkanki
Iranu na przykład – zmuszone do zakrywania twarzy – bardziej niż „koleżanki” z Zachodu przejmują się swoją sylwetką i częściej odchudzają. Psychologia ewolucyjna nie zgadza się też z dwiema popularnymi opiniami: „Uroda nie jest ważna, liczy się wnętrze” oraz: „Nie to piękne, co piękne, ale co się komu podoba”. Przeprowadzane ankiety wykazały, że reprezentanci różnych grup etnicznych są zgodni w ocenie atrakcyjności i nieatrakcyjności. Skoro standardy piękna są w zasadzie jednakowe, muszą być wrodzone – przekonują ewolucyjni badacze. Zaobserwowano, że 2- i 3-miesięczne niemowlaki dłużej patrzą na twarze,
to pamiątka po czasach, kiedy kobiety należało lepiej chronić przed głodem. Śmierć mężczyzny nie obniżała tak dzietności całego plemienia, skoro „koledzy” z powodzeniem mogli go zastąpić. Rozpoznawczym znakiem ideału po dziś dzień jest proporcja obwodu talii do bioder wynosząca „7:10”. Wykazano, że takie kobiety najłatwiej zachodzą w ciążę. Mężczyźni – niezależnie od tego, czy wolą chude, czy grube – zawsze docenią właściwą proporcję talii do bioder. Dlatego przed wiekami popularne były gorsety, a teraz młódki bałamucą odsłoniętym brzuchem – sygnalizują, że są płodne i chętne.
Pojawiły się inne ciekawe teorie... Według antropologa Franka Marlowe’a obwisłość piersi narasta z wiekiem, a wtedy jest bardziej widoczna u kobiet z dużym biustem. Mężczyźnie łatwiej było odgadnąć wiek kobiety (a tym samym oszacować jej wartość reprodukcyjną), jeśli przyglądał się tylko tym „obdarzonym”. Długie nogi. Wydłużone w czasie dojrzewania sygnalizują gotowość na seks. Poza tym kobiety – jak doliczyli się badacze – mają aż 9 sposobów erotycznego ich krzyżowania (10 eksponuje Elżbieta Jaworowicz). Niektóre z tych pozycji mogą przyjąć tylko panie, a to z powodu innej budowy miednicy.
są ważne dla przetrwania, skóra głowy jako pierwsza pada ofiarą poszukiwania zapasów. Jasne włosy. Właścicielka jasnych wydaje się młodsza niż brunetka. Najpopularniejsza ewolucyjna teoria mówi więc o tym, że to kolejny wskaźnik wieku. Usta. Od czasów jaskiniowych kojarzą się z narządami rodnymi. Kobiety używały czerwonych mazideł (do dziś najpopularniejszy kolor szminki), żeby „przypomnieć” samcowi o swoich wargach sromowych, które – w czasie podniecenia – podobnie nabrzmiewają i czerwienieją. Niebieskie oczy. Podobają się zarówno mężczyznom, jak i kobietom.
Co kręci, co podnieca (1) które dorośli uważają za piękne. A starsze dzieci dwa razy dłużej bawią się lalkami, które mają ładne buzie, niż tymi „spaskudzonymi”. Twarze, które na wszystkich kontynentach uznano za atrakcyjne, cechowała obustronna symetria i… przeciętność. Atrakcyjność ciała przyciąga głównie mężczyzn. Tak jest od zawsze. Psycholodzy ewolucyjni wyróżnili niewieście cechy, które natura „uznała” za atrakcyjne. Młodość. Wiadomo, więcej dzieci zdąży urodzić. Pod koniec ubiegłego wieku psycholog David Buss przeprowadził badania, z których wynika, że na całym świecie mężczyźni wolą partnerki młodsze od siebie. Najmniejszej różnicy (1–2 lata) oczekiwali Skandynawowie; największej (minimum 7 lat) – mieszkańcy Nigerii i Zambii. Amerykańscy nauczyciele w szkołach średnich i wyższych częściej się rozwodzą – dowiedziono jeszcze. Rzadziej też mają ochotę na powtórny ożenek. Ta reguła dotyczy tylko mężczyzn. Prawdopodobnie dlatego – rozumują badacze – że stale przebywają wśród młodych kobiet. Panie „odpowiednie wiekowo”, potencjalne partnerki, przegrają w konfrontacji ze studentkami. Podobnie można wytłumaczyć kruchość hollywoodzkich małżeństw. Filmowi amanci są szczególnie narażeni na pokusy – w ich otoczeniu stale pojawiają się nowe i piękne dziewczyny, podczas gdy żony mogą się tylko starzeć. Logika psychologii ewolucyjnej wyjaśniła przy okazji, dlaczego facetom podobają się nastolatki. Nawet te bardzo młode, których „tykanie” grozi odsiadką. Zgodnie z teorią sawanny męski mózg nie zrozumiał jeszcze, że uwodzenie nieletnich jest złe, skoro kiedyś nie było... Cienka talia i szerokie biodra. Zaokrąglona kobieca budowa, z większym zapasem tłuszczu,
Czym kierujemy się, dokonując miłosnych wyborów? Od tysięcy lat niewiele się zmieniło.
Duże piersi. Psychologia ewolucyjna długo borykała się z tym problemem. Wiadomo, że się podobają, ale dlaczego, skoro rozmiar nie wpływa na laktację? Miseczki „A” i „D” równie dobrze wykarmią noworodka. Desmond Morris, brytyjski zoolog, postawił hipotezę (najbardziej znaną), że kobiece piersi są zamiennikiem pośladków. Kiedy przestaliśmy chodzić na czworakach i kopulować od tyłu, okrągły biust przejął rolę seksualnego wabika.
Długie włosy. Kobiety doskonale o tym wiedzą. Ciąża to wysiłek dla organizmu. Kiedyś – bez lekarzy, sztucznych witamin i mleka w proszku – jeszcze większy niż teraz. Chorowitki z trudem znosiły 9 miesięcy spacerowania z płodem, poród i jakieś 2 lata karmienia piersią. Zdrowie potencjalnej matki można było oszacować, patrząc na jej czuprynę. Wiadomo, że chory organizm broni się, wykorzystując to, co już ma: żelazo, białko i witaminy. Ponieważ włosy nie
Psycholog Lee Anne Turney zaproponowała rozwiązanie tej zagadki. Nasze źrenice rozszerzają się, kiedy widzimy kogoś atrakcyjnego. To odruch bezwarunkowy. Źrenice wszystkich ludzi są ciemnobrązowe, niezależnie od zabarwienia tęczówki, a najjaśniejszym kolorem oka jest niebieski. Zmianę wielkości źrenicy najłatwiej więc dostrzec w błękitach – podsumowała Turney. Osoba niebieskooka szybciej „wygada się”, czy ma na nas ochotę. Podsumujmy. Najbardziej atrakcyjna kobieta to... idealna matka. Liczne i zdrowe potomstwo jest najważniejsze dla samca każdego gatunku (nawet jeśli sam nie zdaje sobie z tego sprawy). Niestety – podkreślają psycholodzy ewolucyjni – dzisiaj facetów łatwo oszukać. Męskie mózgi (znów teoria sawanny!) nie poradziły sobie jeszcze z takimi nowinkami jak silikon i farba do włosów, więc zadbana 40-latka może im się objawić jako partnerka do wieloletniego rozrodu. Także w przypadku kobiet wygląd towarzysza do prokreacji ma znaczenie. Zdrowie i uroda to widoczny potencjał i gwarancja dobrych genów przekazanych następnemu pokoleniu. Ale w praktyce ważniejszy okazuje się wybór samca, który ma odpowiednią pozycję w „stadzie”, więc zapewni wikt i opierunek na czas ciąży i odchowania młodych. Dlatego stary, brzydki i bogaty może się podobać, i to bardzo. Inny problem polega na tym, że „ustawiony” mężczyzna będzie przyciągał więcej potencjalnych rywalek. Najtrafniej skomentował to George Bernard Show: „Oto pytanie, które w praktyce staje przed kobietą: czy lepiej mieć wszystkie akcje mężczyzny dziesiątej klasy, czy dziesiątą część udziału w mężczyźnie pierwszej klasy”… JUSTYNA CIEŚLAK
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Chronologia ( 1 ) Jeden z Czytelników pisze: Charles T. Russell – założyciel Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego – nauczał, że drugie przyjście Chrystusa rozpoczęło się niewidzialnie jesienią w 1874 roku. Następnie wskazał na rok 1914 jako na koniec czasów pogan (koniec świata) oraz ustanowienie Królestwa Bożego. Czy chronologia przedstawiona w jego „Wykładach Pisma Świętego” jest nadal aktualna? Kto ją jeszcze uznaje za właściwą? Czy rzeczywiście paruzja Chrystusa i sprawowanie przezeń władzy nad ludzkością rozpoczęły się w wyznaczonym przez niego okresie czasu? Niestety – chociaż Russel i Nelson H. Barbour w książce „Trzy światy, czyli plan zbawienia” (wydana wspólnie w roku 1877) oraz w „Strażnicy Syjońskiej i Zwiastunie Obecności Chrystusa” (wydawana od 1879 roku przez Russella) przekonywali, że drugie przyjście Chrystusa i jego niewidzialna obecność rozpoczęły się jesienią 1874 roku; chociaż zapowiadali 40-letni okres (od 1874 do 1914 roku) wielkiego ucisku, jakiego nie było od początku świata (por. Mt 24. 21), oraz powrót narodu żydowskiego do Palestyny, a także odnowę państwowości Izraela i koniec świata – nic z tych rzeczy w tamtym czasie się nie wydarzyło. Ani nie objawił się Jezus Chrystus, ani Żydzi nie powrócili do Ziemi Obiecanej, ani nie rozpoczął się Armagedon i czas sądu, ani też nie nastąpił koniec świata, który Russell przesunął później z 1914 na 1915 rok. Krótko mówiąc, jego obliczenia i przepowiednie okazały się błędne. Powstaje jedynie pytanie: czy sam Russell brał wcześniej pod uwagę, że jego chronologia może się okazać zawodna? Oczywiście. Już w 1907 roku w artykule „Wiedza i wiara względem chronologii” napisał: „Przypuśćmy, że stałoby się to, czego się nie spodziewamy, że rok Pański 1915 przejdzie, a sprawy tego świata pójdą swoim zwykłym trybem i nie będzie żadnego dowodu, że wybrani zostali wszyscy przemienieni, a cielesny Izrael nie zostanie przywrócony do łaski pod Nowym Przymierzem (Rzym. 11: 12,15), to co wtedy? Czy nie byłoby to dowodem, że nasza chronologia była mylną? Zapewne, że tak! Czy nie byłoby to wielkim zawodem? Rzeczywiście, byłoby!” („Watch Tower” 4067 [w:] „Badacz Pisma Świętego” Nr 1, 1996 r., s. 2). Jak zatem Russell próbował usprawiedliwić swoje błędne obliczenia chronologiczne i jaki powinien być do nich stosunek jego zwolenników – według jego własnych słów? Oto jego wypowiedź zaczerpnięta z tego samego artykułu, który
drugi raz przedrukowany został w angielskim „Watch Tower” w roku 1913, a na język polski po raz pierwszy przetłumaczono go w „Straży” i opublikowano w 1937 roku: „Nigdy nie twierdziliśmy, aby nasze twierdzenia chronologiczne były nieomylne; nigdy nie mówiliśmy, że one są wiedzą opartą na niezaprzeczonych dowodach, na faktach lub znajomości; twierdzeniem naszym zawsze było, że opierają się na wierze (…). Być może, iż niektórzy, czytając tomy »Wykładów Pisma Świętego«, przedstawiali nasze konkluzje silniej, aniżeli myśmy to czynili; a jeżeli tak, to czynili to na własną odpowiedzialność. Zachęcaliśmy i dotąd zachęcamy, aby dziatki Boże czytali nasze wywody krytycznie – aby badali Pisma, nasze zastosowania Pism i objaśnienia, i w taki sposób, aby dochodzili do własnych przekonań. Nie mówimy ani nie napieramy, że nasze poglądy są nieomylne; również nie policzkujemy ani nie poniżamy tych, co z nami się nie godzą, ale raczej uważamy za braci wszystkich, co wierzą w kosztowną krew Chrystusową” (tamże, s. 8). Widać, że Russell zabezpieczył się przed ewentualnymi oskarżeniami o podawanie fałszywej wykładni biblijnych proroctw. Nie zawahał się jednak przy końcu swego artykułu wyraźnie i stanowczo oświadczyć: „[Jeśli] rok Pański 1915 przejdzie, a sprawy świata pójdą swoim zwykłym trybem i nie będzie żadnego dowodu, że wybrani zostali wszyscy przemienieni (…), to powiedzmy sobie, że widocznie było coś nieakuratnego w naszym obliczeniu” (tamże, s. 28). Liczył się więc z tym, że jego obliczenia chronologiczne mogą być błędne, a nadzieje położone w „pewnych” datach – płonne. Ale czy owo totalne fiasko związane z jego zapowiedziami spowodowało otrzeźwienie wśród zwolenników Russella? Niestety, tylko u niektórych. Wielu doświadczyło rozczarowania i całkowitego rozbicia w wierze, ale inni pozostali wierni swemu przywódcy, chociaż po jego śmierci (1916 r.) założony przez
niego ruch rozpadł się na wiele części, z których cztery główne nurty występują również w Polsce pod następującymi nazwami: Zrzeszenie Wolnych Badaczy Pisma Świętego, Świecki Ruch Misyjny „Epifania”, Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego oraz Świadkowie Jehowy. Paradoksalnie więc – mimo zawodu i przyznania się Russella do pomyłek w obliczeniach – zasadniczo wszystkie wyżej wymienione nurty opierają się na opracowanej przez niego eschatologii. I tak Zrzeszenie Wolnych Badaczy Pisma Świętego nadal uznaje powtórną i niewidzialną obecność Chrystusa na ziemi od 1874 r. za fakt dokonany. Uważa, że Jezus Chrystus jest
znajdujemy się w okresie wielkiego ucisku, czyli w czasach końcowych. Również Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego wierzy, że od 1874 r. Chrystus jest obecny wśród nas jako istota niewidzialna. Jedynie rutherfordyści, którzy przyjęli nazwę Świadkowie Jehowy, wierzą, że Chrystus powrócił niewidzialnie w 1914, a nie w 1874 roku – jak głosił Russell. Początkowo co prawda również oni akceptowali rok 1874, ale kiedy nie spełniło się wiele przepowiedni związanych z rokiem 1914, a także przepowiedni Józefa Franklina Rutheforda (następca Russella) na lata 1918 (zapowiedział wyrok na Kościół katolicki, po czym miał nadejść koniec) i 1925 (zapowiedział powstanie z martwych proroków i mężów wiary z 11 rozdziału Listu do Hebrajczyków, co wiązało się z końcem świata), ugrupowanie to zmieniło czas powrotu Chrystusa z roku 1874 na rok 1914. W jednej ze „Strażnic” czytamy: „Wydana przez Towarzystwo Strażnica w roku 1943 książka »Prawda was wyswobodzi«
Charles T. Russell
istotą duchową i z tego względu jego powtórne przyjście nie może być dostrzeżone cielesnym wzrokiem. Podobnie Świecki Ruch Misyjny „Epifania” powstały w 1920 r. w Filadelfii (USA) nadal akceptuje chronologię wydarzeń opracowaną przez Russella. Głoszą też m.in., że wiek Ewangelii miał trwać aż do 1874 roku, kiedy to Chrystus pojawił się w postaci niewidzialnej. Jego obecność dzielą na trzy okresy: paruzję (obecność), epifanię (lub też apokalipsę) i bazyleę. Wierzą, że paruzja, czyli niewidzialna obecność Chrystusa, rozpoczęła się w 1874 roku i trwała 40 lat (do 1914 roku, czyli do wybuchu I wojny światowej). Następnie rozpoczęła się epifania, czyli objawienie trwające również 40 lat (do 1954 roku). Obecnie zaś
zawierała chronologię, w której (…) ustalono też początek obecności Chrystusa na rok 1914 n.e., a nie 1874” (Nr 21/1975 r., s. 16). Jak widać, mimo wielu niespełnionych przepowiedni rok 1914 i tak uznano za przełomowy. Od tego bowiem roku – zdaniem świadków Jehowy – Chrystus objął panowanie nad ziemią i żyjemy w czasie końca. Co więcej, do niedawna głoszono jeszcze inną rewelacyjną nowinę, a mianowicie, że pokolenie, które pamięta ten rok lub które urodziło się w 1914 r., nie umrze, aż nastąpi koniec świata. W książce „Prowadzenie rozmów na podstawie Pism” czytamy: „Zanim ostatni członkowie pokolenia, które żyło w roku 1914, zejdą ze sceny wydarzeń światowych, rozegrają się
21
wszystkie przepowiedziane wydarzenia, włącznie z »wielkim uciskiem«, w którym dobiegnie kresu obecny zły świat (Mat. 24: 21,22,34)”. Nieco dalej dodano: „Ostatnie dni obecnego złego systemu rzeczy obejmującego cały świat rozpoczęły się w roku 1914, a niektórzy ludzie należący do pokolenia, które wtedy żyło, będą świadkami ostatecznego końca tego systemu w »wielkim ucisku«” (Watch Tower Bible and Tract Society of New York, INC, Brooklyn, 1991, s. 72, 73). Warto dodać, że powyższe twierdzenia straciły na aktualności dopiero wtedy, kiedy w „Strażnicy” z 1 listopada 1995 roku przedstawiono „nowe światło”. Przy tej okazji dodam, że kiedy zaledwie kilka lat wcześniej (w 1992 r.) mówiłem znajomym świadkom, że już niedługo ich własne „ciało kierownicze” („niewolnik wierny i roztropny”) z Brooklynu będzie zmuszone odwołać wcześniejsze twierdzenia dotyczące owego „pokolenia”, nikt w to nie chciał uwierzyć. Kiedy zaś stało się to faktem, a ja przypomniałem im naszą wcześniejszą rozmowę, twierdzili, że w ogóle sobie nie przypominają (amnezja?), abym kiedykolwiek coś podobnego mówił… Ale aby dopełnić nasz przegląd społeczności wyznaniowych zbudowanych na dorobku Russella, warto również wspomnieć o ugrupowaniu, które wyłoniło się w Polsce w 1986 roku ze Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego. Znane jest ono pod nazwą Związek Badaczy Biblii, a wyznawcy tej społeczności również wierzą, że Jezus Chrystus drugi raz przyszedł niewidzialnie w 1874 r. Głoszą m.in., że w czasie jego czterdziestoletniej obecności (paruzja), zwanej „żniwem Wieku Ewangelii”, Chrystus już zgromadził cały swój Kościół, czyli 144 tysiące wybranych, i że w 1914 r. skończył się też czas pogan, i od tego roku Chrystus wraz ze swoim Kościołem rozpoczął tysiącletnie panowanie. Uważają oni, że pierwszy etap jego panowania zapoczątkowany został I wojną światową i trwa nadal, aż nastąpi drugi etap, czyli urzeczywistnienie Królestwa Bożego na ziemi. Wtedy ma nastąpić stopniowe zmartwychwstanie ludzi: najpierw świętych Starego Testamentu, następnie – narodowości żydowskiej, a na samym końcu – innych narodowości. Tak oto przedstawiają te wydarzenia spadkobiercy Russella, który spodziewał się, że w roku 1914 nastąpi zarówno ustanowienie Królestwa Bożego, jak i koniec świata. Od tego czasu upłynęło już ponad 95 lat i historia pokazała, że wszystkie jego zapowiedzi i chronologie zawiodły, również te po 1914 roku. Pozostaje jedynie pytanie: jakim cudem jego zwolennicy nadal wierzą w coś, co za błędne uznał sam Russell? I jeszcze jedno: co rzeczywiście mówi Pismo Święte o powrocie Chrystusa, o jego paruzji i czasach końca? O tym już za tydzień. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (67)
Odwet w Dubinkach 23 czerwca 1944 r. żołnierze Armii Krajowej napadli na litewską wioskę Dubinki. Zabili 27 cywilów, w tym kobiety i dzieci. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej (1941–1945) ziemie litewskie były okupowane przez III Rzeszę. Litwini, którzy wcześniej doznali wielu krzywd pod okupacją radziecką, przywitali oddziały niemieckie jako sprzymierzeńców niosących wolność. Z Niemcami współdziałały litewskie formacje wojskowe i policyjne, zwalczając partyzantkę polską i radziecką. Wielu Polaków zginęło wówczas z rąk policjantów litewskich, a jeszcze więcej – po wyłapaniu przez litewską policję – skierowano na front lub na roboty do Niemiec. Polski ruch oporu na Wileńszczyźnie ze szczególną gorliwością tropiła Sauguma, litewska policja bezpieczeństwa, przybudówka Gestapo. Ma ona na sumieniu również setki tysięcy Żydów. Sytuacja na Wileńszczyźnie zaczęła się zmieniać od połowy 1943 roku, a zwłaszcza od 1944 r., kiedy to dynamicznie rozwinęła się polska partyzantka. Powstawały nowe oddziały bojowe Armii Krajowej, które przejmowały kontrolę w terenie. Komendant Okręgu Wileńskiego AK, gen. Aleksander Krzyżanowski, ps. „Wilk”, wydał rozkaz przestrzegania prawa oraz nakazał ochronę wszystkich mieszkańców – bez względu na wyznanie i narodowość. W rozkazie tym, opatrzonym datą 12 kwietnia 1944 r., napisano: „Ludność cywilna bez różnicy narodowości i wyznania (Polak,
G
Litwin, Białorusin, Żyd, katolik, prawosławny) musi być traktowana jednakowo i sprawiedliwie. Żadne nadużycia w stosunku do ludności cywilnej nie mogą mieć miejsca. Ich życie i mienie musi być ochraniane przez AK. Bezwzględnie zakazuje się przeprowadzania przez oddziały partyzanckie wszelkich akcji o charakterze politycznym, np. wysiedlania ludności tak miejscowej, jak i napływowej, zamykania szkół, niszczenia pomocy szkolnych itd.”. Sytuacja wymknęła się spod kontroli wobec nowej zbrodni, której Litwini dopuścili się na ludności polskiej. Mszcząc się za śmierć czterech litewskich policjantów poległych w walce z polskimi partyzantami rankiem 20 czerwca 1944 r., oddział złożony ze stu policjantów dokonał mordu w miejscowości Glinciszki. Od kul litewskich zginęli Polacy – w znacznej części kobiety (w tym dwie ciężarne) i dzieci; łącznie 38 osób. Ofiar byłoby więcej, gdyby nie przyjazd Niemców, którzy spłoszyli napastników i tym sposobem uratowali zamkniętych w glinciskim pałacu Polaków przeznaczonych do rozstrzelania. Przybyły z Niemcami polski administrator majątku Władysław Komar (ojciec Władysława Komara juniora – mistrza olimpijskiego w miotaniu kulą) został zamordowany
łówny nurt w tradycji chrześci jańskiej każe wynosić pod nie biosa zalety ufnej wiary. Czyni z niej najwyższą cnotę. Czy słusznie? Przed tygodniem pisałem o innym, niestety, niezbyt silnym nurcie w Biblii, który ponad wszystko docenia chęć niesienia pomocy ludziom będącym w potrzebie. Wyrazicieli tego nurtu nie interesuje wiara, ale konkretne działania. Jednak obok tej interesującej i bardzo humanitarnej idei mamy, w tym samym fragmencie, straszenie karami. A poza tym w Biblii znajdziemy mnóstwo zachęt do wierzenia. Dlaczego wiara i zaufanie miałyby być takie ważne? Gdybym był stwórcą świata zatroskanym o moralne doskonalenie się istot rozumnych, nigdy nie podkreślałbym jakiejś wielkiej roli wiary. Przeciwnie, nagradzałbym postawę wątpienia, badania i dociekliwości. Zbytnią skłonność do wierzenia uznałbym raczej za wadę, za groźny defekt ludzkiego charakteru. Groźny z uwagi na niebezpieczeństwa, jakie może sprowadzić na wierzącego. Osoba taka może bowiem łatwo paść ofiarą oszustwa i zwiedzenia, może także mieć trwały problem
przez litewskich nacjonalistów w drodze powrotnej. Doszło do następnej tragedii. Na miejscu zbrodni znalazła się stacjonująca w pobliżu 5. Wileńska Brygada AK, dowodzona przez majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Gdy „Łupaszko” i jego żołnierze zobaczyli zastrzelone kobiety powiązane drutem i pomordowane dzieci, postanowili – bez porozumienia z dowództwem okręgu – przeprowadzić akcję odwetową. Przekroczywszy granicę litewską, 23 czerwca uderzyli na wieś Dubinki, w której mieszkały rodziny niektórych litewskich policjantów
z rozróżnianiem tego, co naprawdę dobre, od tego, co tylko efektowne, ale za to nachalne, manipulacyjne i cwane. Domaganie się przez kogoś, aby mu ufać bez żadnego udziału zmysłów, uznałbym za autorytarną uzurpację.
odpowiedzialnych za zbrodnię w Glinciszkach. „Łupaszkowcy” zdobyli Dubinki, likwidując tamtejszy posterunek policji, pochwycili jego komendanta i zakatowali go, a następnie wtargnęli do domów i wywlekli z nich kilka rodzin litewskich. Zastrzelili wszystkich – kobiety, paroletnie dzieci, nawet dwumiesięczne niemowlę. Omyłkowo zabito też Polkę i jej czteroletniego synka. Wszystkich ofiar było 27. Zbrodnia w Dubinkach była wydarzeniem bez precedensu w dziejach wileńskiej AK i w teatrze konfliktu polsko-litewskiego. Była spontanicznym, niekontrolowanym przez dowództwo odwetem. Podkreślić trzeba, że nic, nawet prowokacja litewska, nie może usprawiedliwić tej zbrodni,
nasze człowieczeństwo i z których biorą się szlachetne etyczne decyzje, rozwój nauki i kultury. To umiejętność stawiania pytań i poszukiwania na nie odpowiedzi sprawiła, że jako ludzkość jesteśmy (mimo pewnego
ŻYCIE PO RELIGII
Cnota wątpienia Gdyby ode mnie zależało napisanie 8 błogosławieństw, to niektóre z nich brzmiałyby tak: – Błogosławieni wątpiący, albowiem nie padną ofiarą oszustwa; – Błogosławieni dociekliwi, albowiem nie ominie ich wiele wspaniałych odkryć; – Błogosławieni niezależnie myślący, albowiem szlachetność ich umysłu zostanie nagrodzona; – Błogosławieni zadający pytania, albowiem na wiele z nich usłyszą odpowiedzi… Zdolność do wątpienia uważam za jedną z najważniejszych cech, które rozwijają
regresu) od kilku pokoleń w epoce, w której ważne są prawa człowieka, gdzie dostrzega się cierpienie zwierząt i walczy z różnymi formami dyskryminacji i zniewolenia. Ogromne, stare i rozbudowane systemy religijne mają bardzo niewielki wkład w ten postęp i ponoszą ogromną odpowiedzialność za jego hamowanie. To zdolność kwestionowania połączona z empatią kazała ludziom odrzucić niewolnictwo, mimo że ówczesna kultura, tradycja i religia dostarczały setek powodów do jego utrzymywania. Chrześcijanie głównego
a przy tym było to złamanie rozkazu gen. Krzyżanowskiego, który stanowczo sprzeciwiał się stosowaniu odwetu na ludności cywilnej. Znając zapalczywość „Łupaszki”, generał wysłał do niego gońca z rozkazem przerwania akcji, lecz nie zdążył zapobiec zbrodni. Zarządził natomiast demonstrację siły wobec Litwinów, czyli zorganizowany przemarsz oddziałów 2. Zgrupowania AK mjr. Mieczysława Potockiego „Węgielnego” przez ziemie litewskie do rejonu jezior Sużańskich, w kierunku na Inturkę. Podczas przemarszu ofiar nie było. Towarzysze broni jednoznacznie ocenili czyn „Łupaszkowców”. Roman Korab-Żebryk, zastępca dowódcy 1. Wileńskiej Brygady AK, stwierdził: „Ten pojedynczy przypadek w historii AK na Wileńszczyźnie – zbiorowego mordu na ludności cywilnej – jest zbrodnią, która splamiła honor Armii Krajowej. Takie postępowanie obce było etosowi AK. Nie mogą tej zbrodni usprawiedliwić nadzwyczajne okoliczności – zrozumiałe wzburzenie całego oddziału na wieść o wymordowaniu w Glinciszkach prawie 40 Polaków, w tym ciężarnych kobiet, starców i dzieci. Mogą one jedynie stanowić okoliczność łagodzącą”. Zbrodnie w Glinciszkach i Dubinkach nie przyniosły na szczęście eskalacji konfliktu polsko-litewskiego. Po polskim odwecie Litwini zaprzestali mordowania ludności cywilnej. Mimo że akcja Łupaszki przyniosła spodziewany efekt, była i pozostanie zbrodnią. ARTUR CECUŁA
nurtu przez prawie dwa tysiące lat nie chcieli i nie umieli sobie z tym problemem poradzić. Skandal niewolnictwa zmiotła dopiero wolna myśl religijna i świecka. Podobnie będzie ze skandalem złego traktowania innych istot czujących. Oczywiście o ile będzie postępował rozwój, a nie regres moralny ludzkości. Bo nic tu nie jest przesądzone raz na zawsze, jak chcieliby mocno wierzący wyznawcy nieuchronnego ponoć postępu. Dinozaury też się kiedyś bujnie rozwijały, ale dzisiaj ich już nie ma. Podobnie jak paru wielkich ludzkich cywilizacji. Chciałbym przestrzec przed myleniem wątpienia i dociekliwości z podejrzliwością wobec poszczególnych osób. Ludziom, naszym bliźnim, warto dawać kredyt zaufania, jeśli widzimy cień szansy na to, że może on im pomóc i poprawić wzajemne relacje. Oczywiście wtedy, gdy życiowo i emocjonalnie stać nas na udzielenie takiego kredytu. Ufanie ludziom nie oznacza frajerstwa, a twórcze wątpienie jako styl podejścia do świata nie musi zawierać w sobie niechęci wobec osób i ich potrzeb. MAREK KRAK
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
P
aweł II (1464–1471) był ponoć „najprzystojniejszym papieżem w historii” (Noel) i na tyle zakochanym w sobie, że gdyby nie sprzeciw kardynałów, przyjąłby przeklęte imię Formozus, gdyż z greckiego oznaczało ono „przystojny”. Wedle niektórych był dobrodusznym autokratą (Knowles), inni zaś twierdzili, że jeśli chciał osiągnąć cel, posługiwał się siłą i zastraszaniem (La Due). Największym jego żywiołem było organizowanie szalonych karnawałów, które stały się okazją do zamachu na życie papieża, zorganizowanego przez humanistów włoskich zrzeszonych w Akademii Rzymskiej. Paweł II był hedonistą o sadystycznych skłonnościach. Najbardziej kochał się w samym sobie oraz w drogocennych klejnotach i przepychu, ale radował go również widok pięknych kobiet oraz urodziwych młodzieńców. „Gdy zaś naszła go ochota, wybierał jednego z nich, nakazywał rozebrać do naga i torturować. Przyglądał się temu widowisku, leżąc na jedwabnych poduszkach, sącząc wino i racząc się winogronami oraz melonem, który był jego ulubionym owocem” (Noel). Potrójną koronę papieską wysadził tyloma drogocennymi kamieniami, że przewyższała wszystkie dotychczasowe korony papieży. Jej wartość wyceniano na 200 tys. złotych florenów (równowartość ok. 40 mln dol.). Był chorobliwie uzależniony od kosztowności. Do łóżka zabierał zawsze sporo precjozów, których dotyk i oglądanie uspokajało go i dawało mu rozkosz. Po jego śmierci w całym pałacu papieskim odnajdywano skrytki, w których papież ukrywał mnóstwo kosztowności. „Paweł ukrywał je tak, jak alkoholik ukrywa butelki z trunkami” (Noel). Ludność Rzymu zjednał sobie hucznymi karnawałami. Przed jego pontyfikatem okres maskarady w Rzymie był dość skromny. Składało się nań nieco walk byków oraz trochę uczt, głównie na obrzeżach miasta. Paweł II zamienił rzymski karnawał w prawdziwie wystawną imprezę, w ramach której wydawał szereg obfitych bankietów dla urzędników i obywateli za ogromne pieniądze. W trakcie parad karnawałowych ulicami miasta jechali na koniach kardynałowie z mieczami wysadzanymi drogimi kamieniami, biskupie pałace zamieniano w regularne kasyna, w których fortuny przechodziły z rąk do rąk. W czasie jednej z takich rozgrywek bratanek późniejszego papieża Innocentego VIII przegrał 14 tysięcy złotych florenów na rzecz kardynała Riario, który mógł sobie za to kupić osiem pałaców we Florencji. Rzymski kronikarz Stefano Infessura pisał o tym następująco: „W tym roku w czasie karnawału kardynałowie paradowali na wystawnej platformie w asyście trębaczy na koniach. Biesiadnicy w maskach zostali posłani do domów innych kardynałów w towarzystwie chłopców, którzy śpiewali i recytowali
lubieżne wierszyki, oraz klaunów, aktorów i innych, ubranych nie w wełnę lub len, lecz w jedwab, złoto, srebro i brokat. Wydano na to mnóstwo pieniędzy, miłosierdzie Boże zamieniono w zbytek i dzieło diabelskie. Nie ma nikogo, kto by nie był zszokowany tym wszystkim”. Centralnym elementem papieskiej maskarady było publiczne upokarzanie wszystkich mniejszości żyjących na marginesie rzymskiego społeczeństwa, ku uciesze miejskiej
OKIEM SCEPTYKA protestował Bartolomeo Platina (1421–1481), pisarz i bibliotekarz Biblioteki Watykańskiej, odwołując się do soboru powszechnego. Papież rozkazał wtrącić go do lochu w Zamku św. Anioła i poddać torturom. Jako wspólnik uwięziony został wówczas Pomponiusz Leto. Obaj humaniści zostali uwolnieni po czterech miesiącach w wyniku interwencji kardynała Gonzagi. Włoscy humaniści widzieli w papieżu wroga narodu. W kolejnych
sodomski”. Poza Leto i Platiną do czołowych działaczy Akademii należał również Filippo Buonaccorsi (imię zakonne: Kallimach). Ten ostatni miał być mózgiem zamachu na papieża, w który uwikłani byli także jego przyjaciele: Leto i Platina oraz siedemnastu innych członków Akademii. Podejrzewano, że zamachowcy mogli korzystać z pomocy króla Neapolu, Francji, a nawet Mehmeda II, sułtana imperium ottomańskiego.
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (72)
Karnawał papieski Narcyz, hedonista, erotoman o sadystycznych skłonnościach, miłośnik przepychu… Jednym słowem – prawdziwy „Ojciec Święty”! gawiedzi. W czasie karnawału (1468 roku) papież zorganizował osiem takich upokarzających wyścigów. Jako pierwsi ścigać się mieli Żydzi, następnie prostytutki, starcy, dzieci, później garbaci, po których były karły, a na końcu osły i woły. Uczestnictwo w papieskich wyścigach było przymusowe. Nieszczęśnicy biegli przez śliskie i oświetlone pochodniami uliczki wśród drwin tłumu, kuksańców, pałowania i obrzucania kamieniami. Wielu lądowało na ziemi, mało kto kończył wyścig nieposiniaczony. Zabawa była przednia. Lud ze śmiechu nie był w stanie ustać na nogach. Z czasem papież przeniósł całą zabawę do centrum Rzymu i rozwinął upokarzające wyścigi, a nagrodą była złota moneta wręczona przez papieża. W tym kontekście należy odnotować dokonania „Ojca Świętego” w kwestii antysemityzmu. Otóż dotąd Żydzi byli wypychani poza margines rzymskiego, chrześcijańskiego społeczeństwa i choć płacili specjalny podatek na organizację zabaw karnawałowych dla katolików, to mieli na nie zakaz wstępu. W okresie pontyfikatu Pawła Żydzi w dalszym ciągu pokrywali częściowo wydatki karnawałów, lecz zostali wciągnięci w samą imprezę, aby katolicy mogli zabawić się ich kosztem, okładając nieszczęśników kijami. Przeznaczono im w ten sposób rolę kozła ofiarnego, na którym prawi chrześcijanie mogli się swobodnie wyżyć. Odtąd karnawał katolicki stał się dla Żydów okresem tak niebezpiecznym jak czas świąt wielkanocnych. Wrogami papieża byli włoscy humaniści, z którymi ten obchodził się ostro. W 1465 roku Paweł II zlikwidował kolegium abrewiatorów, opanowane przez uczonych i ludzi pióra. Przeciwko tej decyzji najmocniej
Karykatura papieska z włoskiego karnawału w Viareggio w 2008 r.
latach cieniem na pontyfikacie Pawła II kładzie się jego konflikt z Akademią Rzymską, półtajną organizacją, stawiającą sobie za cel odbudowę religii i kultury starożytnego Rzymu. Dodatkowym aspektem walki papieża z humanistami był narastający konflikt pomiędzy zdegenerowanym już wówczas arystotelizmem (scholastyka) a humanistycznym neoplatonizmem, będącym swoistą próbą „hermetycznej reformacji” chrześcijaństwa. Być może w wyniku agresywnej postawy „Ojca Świętego” włoscy neoplatonicy z czasem porzucili zamysł reformowania chrześcijaństwa i skierowali się ku odrodzeniu dawnej religii. Akademię Rzymską założył profesor retoryki Julius Pomponius Laetus (1425–1498). Jej członkowie przyjmowali rzymskie lub greckie imiona i spotykali się w domu Leto na Kwirynale, by zgłębiać teksty klasyczne. Niejawnie zaś Akademia stanowiła pewną formę kolegium kapłanów pogańskich, czczących dawne święta rzymskie, a przewodniczył im Leto jako pontifex maximus. Łączyło ich jeszcze pragnienie odrodzenia republiki oraz „grzech
Ten muzułmański zdobywca Konstantynopola pod wieloma względami był bliższy humanistom aniżeli papież. Sułtan Mehmed II (1432–1481), prywatnie biseksualista, chętnie otaczał się artystami, humanistami i greckimi uczonymi, zezwalając jednocześnie kościołowi bizantyjskiemu na dalsze funkcjonowanie (nakazał nawet przetłumaczyć na turecki doktrynę chrześcijańską). Z szalonymi wyklinaniami papieskimi, które zrównywały Saracenów ze zwierzętami, i z dążeniami kolejnych papieży do wywołania ogólnoeuropejskiej wojny przeciwko Turkom wymownie koresponduje dekret Mehmeda II wydany 28 maja 1463 r. dla ochrony bośniackich franciszkanów w jego dominium: „Ja, Sułtan, Chan, Zdobywca, niniejszym oświadczam całemu światu, że bośniaccy franciszkanie są pod moją protekcją. Nakazuję, aby nikt nie zakłócał ani wyrządzał szkody tym ludziom i ich kościołom! Mają żyć w pokoju w moim państwie. Ci, którzy wyemigrowali, mają zagwarantowane bezpieczeństwo i wolność. Mogą powrócić do swoich monasterów, które znajdują się w granicach mojego państwa (...)”.
23
Wymowne jest to, że jeden z najstarszych aktów tolerancji religijnej pochodzi od tego, który podbił Konstantynopol i przeciwko któremu kolejni papieże, włącznie z Pawłem II, starali się rozpętać wojnę światową. W Rzymie tymczasem papież zabronił młodzieży studiowania rzymskich poetów. Ci, którzy sprzysięgli się przeciwko władzy papieskiej, byli tyleż neoplatończykami i neopoganami, co wyznawcami filozofii Epikura. Toskańczyk Kallimach pisywał erotyki do młodocianych członków Akademii, sławiąc ich bezzarostowe młodzieńcze piękno i opisując radość w ich objęciach. Lider Akademii Pomponiusz miał podobne skłonności. W czasie rozbicia spisku antypapieskiego akurat przebywał w areszcie weneckim pod zarzutem „sodomskim” za wiersz miłosny, jaki napisał o swoich dwóch studentach. Zawodowo Kallimach był sekretarzem kardynała, ale wielokrotnie atakował kler, na ogół zresztą w stanie upojenia, gdyż był zapalonym miłośnikiem wina. Ambasador rzymski w ten sposób opisywał plan zamachu: „Czterdziestu mężczyzn w trzech grupach, udając pijanych biesiadników, miało sprowokować bójkę z papieską strażą dla odwrócenia uwagi. Wtedy dwustu uzbrojonych mężczyzn miało wyskoczyć z kryjówek nieopodal ruin, podejść od tyłu pałacu, siekąc każdego napotkanego. Gdyby poszło źle, większość kardynałów i biskupów, a nawet inni niewinni, mieli zostać zabici. Inni jednak twierdzili, że zamach miał być przeprowadzony w trakcie karnawału, kiedy wszyscy ubrani byli w maski”. Spisek został ujawniony w 1468 roku. Dwudziestu humanistów zamknięto wówczas w Zamku św. Anioła i poddano torturom, głównie w oparciu o tzw. strappado, czyli torturowanie wahadłem. Nie wszyscy przeżyli tortury, a ramię Platiny nigdy już nie było w pełni sprawne. Kallimach zdążył zbiec – najpierw do Konstantynopola, a następnie do Polski. Tutaj znalazł swą nową ojczyznę i mocnego protektora w osobie arcybiskupa lwowskiego Grzegorza z Sanoka (1406–1477). Rzym przez długi czas domagał się ekstradycji Kallimacha, którego chciano poddać torturom, lecz Grzegorz, bardziej wolnomyśliciel aniżeli arcybiskup, konsekwentnie odmawiał. Spisek na życie papieża okazał się dla kultury polskiej „wielkim szczęściem”, gdyż Kallimach nad Wisłą zaczął krzewić epikureizm i wolną myśl, a nawet został „jednym z pierwszych i najważniejszych współtwórców polskiej kultury renesansowej” (Nowicki). Pontyfikat Pawła II podsumowują nieudane próby sprowokowania krucjat na Czechy i Turcję. Papież ten zmarł na wylew w czasie igraszek z jednym ze swoich ulubionych chłopców. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Nieproszony gościec Reumatyzm (gościec) to jedno z najczęściej występujących schorzeń. Jest niezwykle dokuczliwy, ponieważ ból, który mu towarzyszy, może na długo ograniczyć nasze normalne funkcjonowanie i skutecznie pozbawić nas chęci do życia. Pojęcie schorzeń reumatycznych jest bardzo szerokie. Dotyczy ono nie tylko zwyrodnień stawów, lecz także stanów zapalnych tkanek miękkich, czyli mięśni, ścięgien i nerwów. Tak czy owak, efektem jest ból – sygnał alarmowy wskazujący na ognisko zapalne w obrębie chorych tkanek. Dolegliwości mogą być skutkiem urazów, przeciążeń i mikrourazów trwających przez wiele miesięcy, a nawet lat, na przykład wad postawy, nadwagi czy zmian zwyrodnieniowych stawów i kręgosłupa. I to właśnie takie przewlekłe nadwyrężanie naszych wewnętrznych przegubów, a nie uraz, jest najczęstszym powodem narastających, bolesnych problemów, które z czasem prowadzą do ograniczenia mobilności. Inne czynniki wpływające na szybki rozwój schorzenia to: przebywanie w wilgotnym środowisku, częste przemarzanie oraz niedokładne leczenie przeziębień. Czasami rozwój reumatyzmu może być spowodowany alergiami pokarmowymi. Nierzadko też ból towarzyszący stanom zapalnym może być przyczyną eskalacji zwyrodnień. Uruchamia on procesy autoimmunologiczne, w wyniku których powstają przeciwciała do walki z intruzami. Niestety, w przypadku chorób reumatoidalnych potęgują one postępującą degradację tkanek.
Farmaceutyki Pierwszym etapem leczenia jest przyjmowanie niesteroidowych leków przeciwzapalnych (NLPZ), które blokują wytwarzanie przeciwciał przez nasz układ odpornościowy. Dokładniej opisałem ten mechanizm oraz środki NLPZ tydzień temu w artykule dotyczącym leków przeciwbólowych.
Lekami drugiego rzutu są sole złota, penicylamina, sulfasalazyna i leflunomid. Stosowane są w cięższych przypadkach, aby zatrzymać postęp choroby na pewien czas, niekiedy nawet na zawsze, ale nie cofają już zaistniałych zmian zwyrodnieniowych. Ostatnim bastionem farmaceutycznym są cytostatyki – leki immunosupresyjne, wykorzystywane także w leczeniu nowotworów. Działają one tak jak poprzednie, ale są zdecydowanie silniejsze, a co za tym idzie – powodują szereg nieprzyjemnych skutków ubocznych. Oprócz terapii farmakologicznej w każdym przypadku konieczna jest rehabilitacja ruchowa, bez której staw ulega degeneracji. To właśnie rehabilitacja, pomimo towarzyszącego jej bólu, zapobiega dalszemu postępowi choroby. Brak ruchu wpływa niekorzystnie na odżywianie chrząstki stawowej i wytwarzanie przez błonę maziową specjalnego płynu, którego zadaniem jest zmniejszanie tarcia między elementami stawu. Postawienie diagnozy w przypadku dolegliwości reumatycznych nie jest trudne. Dla pewności przeprowadza się jednak badania, m.in. prześwietlenie rentgenowskie, tomografię komputerową, ewentualnie usg. Zmianom reumatycznym często towarzyszy podwyższone OB, niedokrwistość i obniżony poziom białych krwinek. We krwi chorych na reumatoidalne zapalenie stawów stwierdza się również występowanie tzw. czynnika reumatycznego. Jest to opisywane wcześniej przeciwciało wytworzone przeciwko własnej gammaglobulinie. Tyle teorii. Przejdźmy do działania. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że odżywianie może przyczynić się nawet do cofnięcia niektórych zmian chorobowych. Na pewno zaś można naturalnymi sposobami
powstrzymać dalszy postęp schorzenia, a to dlatego, że reumatyzm może być reakcją na niektóre pokarmy zaostrzające jego objawy.
Dieta Do codziennego jadłospisu warto włączyć ryby morskie, takie jak tuńczyk, makrela, łosoś i sardynki, bo stanowią one cenne źródło wielonasyconych kwasów tłuszczowych omega-3, korzystnie wpływających na kondycję stawów. Ryby morskie zawierają też dobrze przyswajalne białko, wapń i potas. Działające przeciwzapalnie kwasy omega-3 występują też w oleju lnianym, orzechach włoskich, migdałach i oliwie z oliwek. Równocześnie należy zrezygnować ze spożywania tłuszczów z grupy omega-6, zawartych na przykład w margarynach, oleju kukurydzianym i słonecznikowym. Niewskazana jest dieta bogata w czerwone mięso (oprócz ryb morskich), tłuszcze zwierzęce, a także ich przetwory: masło, sery, mleko, śmietanę. Reumatyzmowi sprzyja także spożywanie alkoholu, pieprzu i innych ostrych przypraw oraz dodatków chemicznych, zwłaszcza glutaminianu sodu. Osoby cierpiące na jakąkolwiek postać choroby reumatoidalnej, przygotowując swój codzienny jadłospis, powinny uwzględnić poniższe przyprawy i produkty: Gorczyca biała – stosowana zewnętrznie jest skutecznym środkiem przeciwreumatycznym. Jej nasiona należy umieścić w woreczkach płóciennych i przykładać nocą na bolące miejsca. Jeszcze lepsze jest stosowanie nasion bezpośrednio na skórę. Można wkładać w nie stopy i dłonie oraz leżeć na nich. Takie seanse terapeutyczne powinny trwać przez 7–10 dni dwa razy dziennie po 10 minut, a czas ten należy stopniowo wydłużać do 30 minut. Chrzan – działa m.in. przeciwreumatycznie, przeciwbólowo i moczopędnie. Można go stosować zewnętrznie (kilkuminutowe okłady) oraz wewnętrznie. Może to być mieszanina świeżo utartego chrzanu i miodu (spożywana łyżeczką),
Przeciwreumatyczne mieszanki ziołowe używane przez nasze babcie: korzeń mydłka – 10 g korzeń wilżyły – 10 g korzeń bzu czarnego – 20 g ziele bratka – 20 g liść brzozy – 10 g kora wierzby – 30 g nasiona anyżu – 10 g
wysuszone łupiny fasoli – 100 g korzeń bzu czarnego – 30 g kora wierzby – 30 g korzeń biedrzeńca – 10 g liść poziomki – 50 g
ziele nawłoci – 25 g korzeń łopianu – 30 g strąki fasoli – 50 g korzeń bzu – 25 g skrzyp polny – 10 g ziele dziurawca – 20 g liść borówki – 15 g
Wszystkie składniki zemleć ze sobą, gotować na wolnym ogniu około 20 minut i pić dwa razy dziennie po szklance.
Przygotowujemy napar z trzech łyżek ziół na trzy szklanki wrzątku, wypijamy w sześciu porcjach w ciągu dwóch dni.
Napar przygotowujemy i pijemy jak poprzednią mieszankę.
nalewka na spirytusie lub winie albo sok wyciśnięty ze świeżego chrzanu i zmieszany z miodem w równych ilościach. Chrzan pomaga też na dolegliwości spowodowane gośćcem stawowym. Należy zetrzeć korzeń chrzanu na tarce metalowej na miazgę i położyć na gazie opatrunkowej lub bezpośrednio na skórę schorzałych stawów kończyn czy kręgosłupa. Na kończynie można owinąć miazgę chrzanową papierem woskowym lub folią, a na wierzch położyć kocyk lub flanelę. Okład na początku ma trwać 5–8 minut, po kilku dniach – 10 minut, a w końcu 15–20 minut. Czas ten zależy od stanu chorego, jego wytrzymałości i zdolności znoszenia bólu. Po zdjęciu okładu skórę należy wytrzeć do sucha, a w razie dużego zaczerwienienia i pieczenia smarować lekko kremem lub wazeliną. Imbir – zmniejsza ból poprzez działanie przeciwzapalne, pomniejsza obrzęk i sztywność stawów. Zalecana zwykle dawka wynosi 5 gramów świeżego lub 0,5 grama suszonego imbiru (1/3 łyżeczki) trzy razy dziennie. Suszony imbir najlepiej przyjmować z potrawami lub płynem. Kapusta – w postaci soków, surówek, a także jako okłady. Stosowane zewnętrznie liście kapusty działają silnie rozgrzewająco i przeciwbólowo. Pamiętajmy o tym, aby były świeże i zmiażdżone – na przykład wałkiem do ciasta. Czosnek – działa silnie przeciwzapalnie, tak jak niesteroidowe leki przeciwzapalne. Kurkuma i goździki – działają jak NLPZ. Kurkuma dodatkowo zwalcza sztywność poranną i zmniejsza obrzęki stawów.
Zioła Warto też skorzystać z dobroczynnej mocy powszechnie dostępnych ziół. Znane jest na przykład przeciwreumatyczne działanie brzozy. Jeśli wiosną świeżymi gałązkami wymościmy łóżko, to już po kilkunastu nocach odczujemy znaczną ulgę. Pożyteczne jest też picie naparu z liści brzozy. Łyżkę suszonych liści zalewamy szklanką wrzątku, parzymy 15–30 minut, przecedzamy i pijemy 1–2 razy dziennie. Kolejnym ziołem, które może nam pomóc, jest dziurawiec. Najlepszy będzie pod postacią oleju i nalewki. Olej z dziurawca: Kwiaty zbieramy w słoneczny dzień i napełniamy nimi niewielkie naczynie. Zalewamy dobrym olejem z oliwek w ten sposób, aby przykrył kwiaty. Dobrze zamknięte naczynie
pozostawiamy na kilka tygodni na słońcu lub w ciepłym miejscu. Po pewnym czasie olej ciemnieje. Przesączamy go przez drobne sitko, wyciskamy pozostałość i przechowujemy w butelce z ciemnego szkła. Smarujemy nim bolące miejsca 1–2 razy dziennie. Nalewka z dziurawca: 2 pełne garście kwiatów lub 30 gramów suchego ziela zalewamy litrem wódki i pozostawiamy na 3 tygodnie w słońcu lub w cieple. Nalewką tą nacieramy bolące miejsca. Słoma owsiana to kolejny sprzymierzeniec w walce z reumatyzmem. Możemy pić jej wywar i przygotowywać z niej kąpiele. Kąpiel ze słomy owsianej: 0,3–0,5 kg słomy owsianej zalewamy w naczyniu letnią wodą (3–5 litrów) i odstawiamy na 3 godziny. Następnie gotujemy powoli pod przykryciem 30 minut. Przecedzony odwar wlewamy do wanny i dolewamy wody tak, aby kąpiel miała około 37 st. Celsjusza. Do słomy owsianej można domieszać w równej proporcji otrąb pszennych, pączków lub gałązek sosny, skrzypu, rumianku, igieł i gałązek świerku. Kąpiele ze słomy owsianej zalecane są osobom cierpiącym na: z reumatyzm i artretyzm, z stany zapalne stawów, z lumbago (postrzał). Związki w niej zawarte (krzemionka, witaminy B i E, aminokwasy, saponina i inne) działają także odżywczo na skórę, uelastyczniając ją. Wywar ze słomy: 4 czubate łyżki stołowe sieczki owsianej dosładzamy cukrem, wrzucamy do garnka z zimną wodą i gotujemy około 5 minut, aż sieczka stanie się miękka. Herbatkę ze słomy owsianej należy pić 1–2 razy dziennie. Amatorom lekkiego sadomasochizmu polecam kolejne zioło – pokrzywę. Codzienne biczowanko świeżą majową pokrzywą miejsc dotkniętych schorzeniem może zdziałać cuda. Ważne jest, by trwało co najmniej pięć minut. Nie wolno też powstałych bąbli drapać – szybko wchłoną się same. Liście pokrzywy możemy też zrywać i po zmieleniu używać do okładów bolących miejsc. Powiada się, że reumatyzm to choroba, którą nabywa się w młodości, a choruje się na starość. Dlatego leczenie również przebiega długo i bez spektakularnych przełomów. Jednak dzięki systematyczności można z powodzeniem ją zatrzymać oraz cofnąć niektóre jej skutki, i to nawet wtedy, gdy nastąpiła już deformacja stawów. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Kompletne Zero 07 „Nazywam się Rutkowski. Krzysztof Rutkowski”. Współprodukowany przez wszystkie media serial o agencie WESZczasów trwa, a zapierające dech w piersiach zwroty akcji napędzają milionową oglądalność. Widownia ma to, co lubi najbardziej: detektywa rodem z czarnego, amerykańskiego kryminału Raymonda Chandlera. Stalowego, budzącego dreszcz grozy wzroku Philipa Krzysztofa Marlowa Rutkowskiego możemy się tylko domyślać zza jego ciemnych okularów. Wokół rośli, silnoręcy chłopcy z ferajny, kołyszący się za plecami swojego padre na lekko rozstawionych nogach. Całości spektaklu dopełnia upiorna muzyka, a nastrój potęgują ujęcia kamer prezentujących obraz w tonacji sepii. Tak wyglądają kolejne, coraz bardziej wgniatające widza w fotel odcinki serialu, czyli konferencje prasowe agenta JKMać. Boże święty! – że wzdrygnę się jak rasowy ateista – ileż to osób, ileż to interesów jest w stanie nażreć się na nekrofilskiej uczcie, na której zjadany jest trup małego dziecka? Jest też przystawka dla kanibali. Z żywego jeszcze, ale już stygnącego ciała jego matki. Nawet „Taniec z gwiazdami”, nawet „Idol” nie zapewnią takiej oglądalności, a co za tym idzie – „reklamodajności”, jak „Krzysztof Rutkowski show”. Sporo lat żyję na tym świecie, a i dziennikarzem jestem szmat czasu, ale czegoś podobnego jeszcze nie widziałem. Oto autentyczny TVN-owski początek tysiąc dwieście któregoś tam odcinka „KRshow”: „DETEKTYW
Krzysztof Rutkowski utracił licencję, zatem nie ma prawa do posługiwania się tytułem DETEKTYW. Na godzinę 12.30 DETEKTYW Rutkowski zapowiedział kolejną konferencję prasową. DETEKTYWOWI ma towarzyszyć matka zaginionej dziewczynki. Policja odmawia komentarzy na temat wersji wydarzeń prezentowanych przez prywatnego DETEKTYWA Rutkowskiego”. Ktoś tu zwariował? Ależ skąd. „The Show Must Go On”. Widowisko musi trwać. Zatem najpierw cała Polska szuka małej Madzi. Każdy w fotelu, z piwem i w kapciach czuje się Rutkowskim Bondem. A niektóre nawet dziewczynami Bonda, czyli byłymi zakonnicami. Cóż za bajeczna historia! American dream! Ale przecież może być jeszcze lepsza. Oto idol pochłaniaczek harlequinów zwołuje kolejne show i na tle banera reklamowego swojej firmy (coby nikt nie zapomniał, gdzie dzwonić, jakby co) ogłasza, że dziecko nie zaginęło, lecz… zginęło. Polska wstrzymuje oddech. Jeszcze pięć minut wcześniej wszystko było proste: mała Madzia została porwana, a jej matka Kasia jest rozdygotaną ofiarą, podtrzymywaną przed upadkiem męskim ramieniem detektywa. Ale teraz już nic nie jest takie samo. Porządek scenariusza zostaje wywrócony do góry nogami. Wobec tego widzowi reklamożercy, czyli tzw. opinii publicznej, trzeba ten zwrot akcji objaśnić, a jego zrozumienie ułatwić, więc ofiara w jednej sekundzie staje się bestią. Co to za potwór o twarzy aniołka! Uff… I znów wszystko jest dziecinnie proste. Przyszedł detektyw
Stop!klatka
Herkules Poirot Rutkowski i nam to wszystko „logicznie” wytłumaczył. On – zbawca. Ona – potwór. Jak w książce Agathy Christie. Ale nie jak w życiu. Dokładnie taki właśnie mechanizm opisał słynny psycholog społeczny prof. Melvin Lerner i nazwał go zjawiskiem „ofiary obwinianej”. Dochodzi do niego, gdy owa ofiara staje się nagle w jakiś sposób
oczekujemy? Ano ma obowiązek najpierw ulec MU, potem MU urodzić i MU wychować. W międzyczasie znów ulegać, kiedy MU się chce, oraz zmywać, prać i sprzątać. Gdy nie chce albo nie radzi sobie z którąś z tych ról, zwłaszcza z rolą rodzicielki, to jest wywłoką ostatnią. Albo jeszcze gorzej… Jest Marią Czubaszek. I teraz już raz-dwa Polacy katolicy są gotowi do linczu.
odpowiedzialna za niektóre niegodziwości popełnione przeciwko niej. I tu właśnie mamy kliniczny tego przykład. W wyidealizowanym katolickim społeczeństwie obraz Matki Polki jest niemalże tożsamy z niebieską, gipsową figurką Bożej Rodzicielki trzymającej w ramionach Dzieciątko. Czego od takiej Mateczki podświadomie
Wiele razy na łamach „Faktów i Mitów” pisałem o historii polowań na czarownice. Przygotowując się do napisania kolejnego tekstu, czytając tomy źródłowych dokumentów, starałem się wyobrazić sobie te dziewczyny. Te młode, bezradne kobiety wiezione w drewnianych klatkach na terkoczącym wózku
w Hollywood zaczęła obowiązywać obyczajowa cenzura, buziaki między przedstawicielami rasy białej i czarnej dopuszczalne były tylko w sytuacjach komediowych. Świetnym przykładem wykorzystania tego motywu jest film  Ciąg dalszy ze str. 12 Edwina S. Portera „Co się stało w tunelu” (1903 r.). W fabule biały mężczyzna zaleca się Zgorszenie międzyrasowe w pociągu do współpasażerki. Kobieta ma dosyć zalotów, więc kiedy pociąg wjeżdża do tuEmocje nie mniej silne niż na widok ponelu, zamienia się miejscami ze swoją czarną całunku homoseksualnego budziły w Stanach służącą. W efekcie namolny podrywacz całuZjednoczonych całusy między przedstawicieje Afroamerykankę. Publiczność wręcz pokłalami różnych ras, a zwłaszcza te między biadała się ze śmiechu, patrząc na jego „upokołymi i Afroamerykanami. Zanim jeszcze rzenie”. Owa istniejąca przez dziesiątki lat rasowa segregacja często sięgała prawdziwych absurdów. „Mogą uprawiać miłość, ale nie mogą się pocałować” – pisał w 1957 roku magazyn „Jet” o wspólnym występie Johna Justina i Dorothy Dandridge, którzy zagrali kochanków w „Wyspie w słońcu” Roberta Rossena. Stanley Kramer – reżyser „Zgadnij, kto przyjdzie na obiad” (1967 r.) – także został zmuszony do wycięcia ze swojego filmu wszystkich scen pocałunków czarnoskórego Sidneya Poitiera i białej Katharine Hepburn. ałunek” „Poc
25
w kierunku stosu. Myślałem także o sędziach i katach. O tych posępnych, zakapturzonych, oszalałych „boskim natchnieniem” mnichach… Ale nie tylko o nich, bo katem i oprawcą był też tłum. Każdy kolejny stos stawał się pożądanym, z dawna oczekiwanym widowiskiem dla całej okolicy. I mieszkańcom tej okolicy teatrum „należnym”. Za codzienny trud i znój. Za brak perspektyw. Za frustracje, które można właśnie odreagować, bo kogoś spotkał los jeszcze gorszy. Aż trudno to sobie wyobrazić, ale zanim ofiara dotarła do miejsca kaźni, była dokładnie opluta, obrzucona obierkami, odarta z odzieży i pozbawiona resztek włosów. Każdy chciał zobaczyć krew. Poczuć swąd palonego ciała. Usłyszeć muzykę krzyku. Powąchać, jak pachnie strach. Ale czasy się zmieniły. I ulice hiszpańskiej Sewilli wieków średnich zostały zamienione w szerokopasmową internetostradę. To na tej nowoczesnej drodze czyha dziś żądna krwi, niezmiennie sfrustrowana gawiedź. Przemierzający ją internauci już osądzili i skazali czarownicę z Sosnowca. Bo to łatwe. I wygodne. ENTER i… tyle. To poprawia samopoczucie i przywraca wiarę w sprawiedliwość. I w sędziego – Boga. Przy okazji znów, jak niegdyś, można się ogrzać w blasku stosu. Czyli iść na „miejsce zbrodni”, zapalić znicz albo jeszcze lepiej – zostawić pluszowego misia i napis: „Śpij, malutki Aniołku”. Jak się będzie miało trochę szczęścia, to można nawet załapać się na kamery TVN-u, wyszlochać w obiektyw, a nawet dodać, że się jest za karą śmierci: – Bo… pani redaktor… krew powinna być za krew! Tyle. Trzeba spieszyć się do domu. Bo w telewizorze zapowiedzieli kolejną konferencję prywatnego DETEKTYWA Rutkowskiego. „The Show Must Go On”! MAREK SZENBORN
Ocalał jedynie króciutki pocałunek tej pary, widziany przez taksówkarza… w lusterku. Paradoksalnie, „Zgadnij, kto przyjdzie…” miał traktować o rasowej tolerancji. We współczesnym filmie amerykańskim w zasadzie niewiele się, niestety, pod tym względem zmieniło. Scenariusz „Raportu Pelikana” (1993 r.) – filmu nakręconego według powieści Johna Grishama – został przerobiony tak, aby bohaterów granych przez Julię Roberts i Denzela Washingtona łączyły relacje czysto platoniczne; przeciw- „Casablanca” nie niż w książce. o Deborah Kerr i Burcie Lancasterze Na koniec nie sposób zapomnieć o tych w „Stąd do wieczności” (1953 r.) Freda Zinpocałunkach, które w światowych rankingach nemanna. Pomysł na ten namiętny pocałuna najbardziej romantyczne i najpiękniejsze nek na hawajskiej plaży, kiedy to ciała pary całusy plasują się na czołowych miejscach. obmywają fale oceanu, wpadł reżyserowi Prym wiodą Vivien Leigh i Clark Gable, kiedo głowy w ostatniej chwili. Po premierze fildy całują się na tle płonącej Atlanty w „Przemu Lancaster wyznał: „Było nam cholernie minęło z wiatrem”; Audrey Hepburn i Geoniewygodnie w mokrych, oblepionych piaskiem rge Peppard, którzy pod koniec „Śniadania kostiumach”. Nic nie zmienia faktu, że obeju Tiffany’ego” całują się w strugach deszczu; rzenie tej sceny pozostaje BEZCENNE! Ingrid Bergman i Humphrey Bogart w „CaPAULINA sablance”; psia para w „Zakochanym kundlu” ARCISZEWSKA-SIEK (to ta urocza scena ze spaghetti), nie mówiąc
26
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Warszawa – Bruksela
Byłem w zeszłym tygodniu w Brukseli, w siedzibie Parlamentu Europejskiego. Zostałem przyjęty między innymi przez obecnego szefa Martina Schulza. Socjalista ów zastąpił na tym stanowisku Jerzego Buzka. To rzecz niesłychana, z jakim entuzjazmem wszyscy mnie tam witali – łącznie z Schulzem i szefem Zielonych, legendarnym Danielem Cohn-Benditem. Ten ostatni to przywódca paryskiego marca 1968 roku i jedna z najciekawszych postaci obecnej europejskiej polityki. Człowiek legenda z wielką osobowością – takich już prawie nie ma w polityce. To persona! Maszerując ze spotkania na spotkanie korytarzami siedziby Parlamentu, co chwilę byłem zatrzymywany przez kogoś, kto pytał: „Czy to pan?”, i zaraz wyrażał uznanie – w Europie nasz sukces oceniany jest jako niebywały. To, że jedną z twarzy Polski jest twarz Ruchu Palikota, jest wielkim i zaskakującym wydarzeniem. Nikt się nie spodziewał, że kraj mógł się tak zmienić. Ta uwaga, radość i myślenie o tym, co można z taką nową postępową siłą zrobić razem dla Europy, to oddech w porównaniu z codziennym
polskim łomotem: a to, że nie zapaliłem, a to, że zapaliłem, a to, że brakuje doradców, a to, że są zbyt radykalni, że gówniarstwo, że narkomani itd. Polska specjalność – równanie w dół. Nikt nawet nie próbuje jakiejś głębszej analizy, jakiegoś dodania, podniesienia do góry w ocenie i zmobilizowania do wysiłku. U nas wszyscy chcą cię zniechęcić. Nawet jeśli masz sukces w Europie, to nie w Polsce. Jak to zmienić? Daniel Cohn-Bendit powiedział mi, że wiele lat temu mówił, iż pozytywne zmiany w Polsce nie nastąpią i atmosfera polskiego braku zaufania się nie zmieni, jeśli nie osłabnie pozycja Kościoła. I aż nie mógł uwierzyć, że coś takiego się teraz właśnie wydarzyło! Ludzie w Europie oczekują, że sukces Ruchu spowoduje zasadnicze zmiany w naszym społeczeństwie i w konsekwencji doprowadzi do wyłonienia innego rodzaju polityki społecznej. Opartej na zaufaniu do ludzi. Paradoksalnie ogromną rolę odegrał w tym procesie PiS, pokazując, jak straszne jest nasze życie polityczne i jak nachalna, destruktywna rola Kościoła. Jarosław, który nienawidzi Brukseli, jest więc jej największym koniem trojańskim. JANUSZ PALIKOT
Do Pana Premiera RACJA PL popiera kierowców w ich proteście przeciwko ciągle rosnącym cenom paliw w Polsce. Rosnące ceny paliwa to nie tylko podnoszenie kosztów transportu, ale także wzrost wszystkich cen, a w szczególności – żywności. Polski rząd pod wodzą Donalda Tuska jak zwykle nie zauważa problemu. To nie jest dziwne, gdyż wzrost cen paliw to większe wpływy do budżetu państwa z podatku akcyzowego i VAT. W tym miejscu pytamy premiera Donalda Tuska: GDZIE W TYM WSZYSTKIM JEST
Dwa spojrzenia na mowę nienawiści W czerwcu 2009 r. „Rzeczpospolita” wyjątkowo chamsko zaatakowała homoseksualistów. Najpierw zamieściła rysunek Andrzeja Krauzego przedstawiający urzędnika udzielającego ślubu dwóm mężczyznom i stojącego obok mężczyznę, który mówi do kozy trzymanej na sznurku: „Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my!”. Kilka dni później kolejnego zrównania homoseksualizmu z zoofilią dokonał Tomasz Terlikowski – naczelny homofob „Rzepy”. W artykule „Rewolucja homoseksualna” napisał: „Jeśli godzimy się na uznanie, że prokreacja, wychowanie i wierność nie mają znaczenia w stosunkach dwóch partnerów, a jedynym celem jest zadowolenie uczestników tej relacji, to nie ma powodów, by czynić różnicę między relacją homoseksualną a zoofilską”. Terlikowski, jak zwykle, myli pojęcia i niczego nie rozumie. W związkach homoseksualnych miłość i wierność odgrywają dokładnie taką samą rolę jak w heteroseksualnych. Domaganie się przez pary gejowskie prawa do adopcji wskazuje, że chcą brać na siebie także ciężar wychowania dzieci. W dodatku zoofilia to zboczenie, a nie orientacja seksualna. Jako forma znęcania się nad zwierzętami jest w Polsce karalna. Ciekawe, skąd się bierze przeświadczenie Terlikowskiego, że w relacji zoofilskiej obie strony odczuwają zadowolenie? Czyżby miał doświadczenia zoofilskie? Jeśli tak, to sprawa dla prokuratora. Sąd Okręgowy w Warszawie po ponad dwóch latach uznał i ustami sędziego Andrzeja Sterkowicza oznajmił, że publikacje gazety nie naruszają niczyich dóbr osobistych i w związku z tym nie zachodzi potrzeba przeprosin. A przecież porównanie homoseksualizmu do zoofilii to niebezpieczna, karygodna mowa nienawiści. Polski kodeks karny w art. 257 penalizuje publiczne znieważanie grup ludności lub poszczególnych osób jedynie „z powodu przynależności
CZŁOWIEK? RACJA PL rozumie wymogi stawiane przez Unię Europejską oraz to, że rząd szuka oszczędności. Tylko dlaczego za wszystko muszą zawsze płacić obywatele? Dlatego RACJA Polskiej Lewicy w ramach oszczędności proponuje: z zamrożenie płac parlamentarzystom, prezydentowi, premierowi, członkom rządu; z odcięcie od budżetu państwa nieproduktywnej instytucji, jaką jest Kościół katolicki; z wycofanie naszych wojsk z Afganistanu – dziś Polski nie stać na tak kosztowną misję wojskową; z opodatkowanie „interesów” prowadzonych przez Kościoły na ogólnych zasadach (dochód z opłat za np.
narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu bezwyznaniowości”. Przestępstwo takie jest ścigane z urzędu i zagrożone karą do 3 lat pozbawienia wolności. Niemniej ochronę osób homoseksualnych można wywieść z art. 216, który przewiduje karę za znieważenie (par. 1: „Kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności”; par. 2: „Kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”). Przestępstwo ścigane jest z oskarżenia prywatnego. Warszawski sąd uznał, że „każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii, a wolność słowa i prasy jest jedną z podstawowych wartości obywatelskich (...) i nie może być w tej sprawie, jako okoliczność decydująca, brana pod uwagę przesłanka wrażliwości”. Według sędziego Sterkowicza osoby homoseksualne nie mają prawa do takiej wrażliwości, jaką wykazują niektórzy katolicy, których uczucia obraża nawet zwracanie się do księdza per pan. A gdyby na rysunku zamiast kozy był ksiądz w sutannie, czy wyrok byłby taki sam? Najwyraźniej sędzia Sterkowicz nie douczył się, że prawo do wolności słowa i wyrażania poglądów nie jest absolutne i podlega ograniczeniom w takim zakresie, w jakim jest to konieczne do ochrony praw innych osób. Także homoseksualistów, choć polskiemu zaściankowi wydaje się to nieprawdopodobne. W 2012 roku poseł Marek Suski, zupełnie jak „Rzepa” w 2009 roku, zrównał homoseksualizm z zoofilią. Podczas debaty na temat obywatelskiego projektu ustawy o ochronie zwierząt Suski pozwolił sobie na żart na poziomie ucha od nocnika. Apel posła Roberta Biedronia, aby ludzie traktowali zwierzęta „po partnersku”, skomentował słowami: „Byle nie
chrzty, śluby, pogrzeby, wypisy z akt kościelnych, handel dewocjonaliami, opłaty cmentarne itp.); z zaprzestanie opłacania armii kapelanów służb mundurowych i katechetów. Jeśli Kościół chce prowadzić swoją działalność duszpasterską, niech robi to tak jak wszystkie pozostałe instytucje – z własnych środków. RACJA Polskiej Lewicy zwraca rządowi uwagę, że na obecną cenę paliwa w dużej mierze (około 60 proc.) składają się różnego typu podatki. Dlatego państwo ma ogromny wpływ na ową cenę. RACJA PL chce zwrócić uwagę rządowi na praktyki stosowane przez koncerny paliwowe i stacje benzynowe:
związki partnerskie”. Po czym wyjaśnił, że to był żart, i uzupełnił: „Byle nie związki partnerskie, miałem na myśli zoofilię”. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, słusznie uznała to za mowę nienawiści i wystąpiła do Komisji Etyki Poselskiej o ukaranie posła PiS. Oczywiście także, a może przede wszystkim, za nazwanie posła PO, Johna Godsona, „Murzynkiem”. Uznała, że przeprosiny, których poseł Suski dokonał, nie zamykają sprawy, a tym bardziej jej nie anulują. Pełnomocniczka rządu oceniła, że „Marek Suski poprzez swoje naganne wypowiedzi umacnia stereotypy, które są szkodliwe i krzywdzące dla osób o innym niż biały kolorze skóry oraz pozostających w niesformalizowanych związkach partnerskich. Publiczne oraz prywatne wypowiedzi pana posła Marka Suskiego mają charakter homofobiczny i rasistowski oraz świadczą o braku tolerancji”. Orzeczenia Komisji Etyki Poselskiej, choć nie niosą żadnych skutków prawnych, mają wymiar moralny. Niestety, Komisja, w której zasiada po jednym przedstawicielu każdego klubu, praktykuje zasadę partyjności. O uznaniu winy lub niewinności decyduje układ sił, a nie obiektywna ocena karygodności czynu czy wypowiedzi. Byłoby wskazane, aby Komisja podzieliła pogląd pełnomocniczki, że „brak zdecydowanej reakcji na dyskryminujące wypowiedzi i żarty może stanowić zachętę do dalszego wulgaryzowania języka i tolerowania zachowań, które są penalizowane przez prawo i których pojawianie się w Sejmie przynosi nam wszystkim wstyd”. Jeszcze większy wstyd i zachęta, kiedy skandaliczne rysunki i felietony, które obrażają mniejszość seksualną, pojawiają się w gazetach, a sąd uznaje je za społecznie nieszkodliwe. Najwyższa pora zmienić prawo, a może i niektórych sędziów. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
z gdy na świecie rośnie cena ropy o kilka procent, w Polsce podnosi się cenę paliw o kilkanaście procent, z odwrotnie jest przy spadku cen. Ta sama sytuacja ma miejsce, jeśli chodzi o zmiany kursu złotego. W związku z opisaną sytuacją RACJA Polskiej Lewicy, przyłączając się do słusznego protestu kierowców, wzywa rząd Donalda Tuska do podjęcia natychmiastowych działań w celu ochrony własnego Narodu przed nieuzasadnionym wzrostem cen i kosztów życia w Polsce. Ryszard Dąbrowski, Przewodniczący RACJI PL
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Żona mówi do męża: – Poznajesz człowieka na fotografii? – Tak. – OK, dzisiaj o 16.00 odbierzesz go z przedszkola. ~ ~ ~ – Zabieram cię, kochana żono, na wycieczkę! – Nie pojadę, bo nie mam co na siebie włożyć. – Po pierwsze, to jest wycieczka piesza, po drugie – włożysz mój plecak... ~ ~ ~ – Ty już mnie nie kochasz! – Wzdycha dziewczyna jadąca z chłopakiem przez las na motorze. – Ależ kocham cię! Dlaczego tak uważasz? – Bo zawsze w tym zagajniku psuł ci się motor... ~ ~ ~ Do siedzącego w barze samotnego faceta podchodzi brzydka dziewczyna i pyta wprost: – Hej, kolego! Nudzisz się? – Nie aż tak... 1 2 3 4 5 6 7 KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) sprawuje się, 5) ma kilka dzielnic i jeden dom, 8) prawie jak całus z prawnymi konsekwencjami, 10) mydlana – ciągnie się latami, 11) do niego – bez reszty, 14) siekierka przy żeberkach, 15) słodko, szeleszczące, 16) co może być na pięści?, 18) szukają jelenia, 19) coś nadchodzi, będąc w niej, 21) lokal dla klienteli z niszczycieli, 22) co się nadaje z karczku do jedzenia?, 23) piosenki, czasem pisane od ręki, 25) ważną rolę spełnia w kole, 26) owoc rozrabiaka, 29) grany dekorowanym, 30) liście wkładane uroczyście, 32) wystarczy chwilka, by zmienił się w wilka, 33) strachliwe drzewa, 34) zmierza od nerki do pęcherza, 35) cecha befsztyka dla anemika, 40) straszna groteska, 45) do pracy ma ręce i często nic więcej, 46) bryka na bis, 47) prosty sposób na krosty, 52) łopata mu lata, 57) najbardziej strzeżony pięciokąt świata, 59) kontrolowany w TVN Turbo, 61) pani w aptece, 62) w Anglii to jest życie, 63) nie w Berlinie, 64) z pewnością znacie jej „małe mieszkanko na Mariensztacie”, 68) posiadam, ponieważ – to jest taniec, 69) gdy żona nie tylko mężowi rada, 72) broń kłuta na mamuta, 73) era teraz, 74) treściwe, świńskie żarcie, 75) to z pewnością się nadaje, 76) oddał serce bliźniemu swemu, 77) podły kawał zbója, 78) lalka nieduża, 79) dentysta sadysta, 80) z braku krzywizny na Ukrainie słynie, 81) futro z orki, 82) łobuz znany znad Sekwany, 83) Białorusin w portfelu mieć musi. Pionowo: 1) wychodzą z Sejmu, 2) zabieg iglasty, 3) co do milimetra, 4) bibułki koło chleba i bułki, 5) skrajna cecha, 6) biała gorączka po białej wódce, 7) rozdziela role, 8) z zuchem za pan brat, 9) niebezpieczny przewrót, 12) może być brązowa, ale nie czarna, 13) na głowie papieża z papugą, 17) kijem z karbami rządził chłopami, 20) farmę ma w USA, 23) diabelskie nasienie, 24) przyjdzie i wyrówna, 27) inflacja nad głową, 28) wnyki na dziki, 29) sztandarowy wzór, 31) muzyczny teatr pogrążony w romansach, 36) łysieją na drodze, 37) powodują miażdżycę ze złem, 38) tuli się do matuli, 39) huragan, co robi straszny bałagan, 41) stąd Hindukusz już tuż-tuż, 42) gasi pożar bez butów, 43) kontynentalny pierwiastek, 44) Grecja i Szwecja, 47) full na hali, 48) ten aparat ma go w końcu, 49) zajada ze smakiem, 50) wyspa pośród katolików, 51) sztuka przez małe s, 52) uśpi cię, 53) jego program atomowy wciąż zaprząta mądre głowy, 54) części miasta, które się rozrasta, 55) gilza bez prochu do papierochów, 56) między kolankami z dziurką, 58) taki patałach, że aż strach, 60) opłata za sprzedaż grata, 61) jest w nim miło i ma ząb, 65) natężona jednostka, 66) tytułowa śpiewaczka operowa, 67) tłum faszystów, 69) piłkarz, który walnął z byka przeciwnika, 70) dzielnica dla dzielnicowego, 71) na co ćpuny puszczają fortuny?
U
8
C
A
H 16
W
U
T
R
U
A
17
24
W
W
11
I
I
L
A
T
A
W
O
R
Y
13
36
S
O
C
P 45
R
O
K
O
N 47
2
Y
Y
37
Z
Y
T
G 48
C
49
S
A
57
P
E
A
N
T
A
12
65
S
A
N
74
P
T
O
72
M
O
A
E R W
38
S
S
5
Y
A
K
A
W
D
C
D
Ę
N
T
O
S
I
K
39
O
Ś
U
A L
A
A
G
L
67
R
A
82
A
52
E
H
Z
18
F
A
E M
E
A
P L
I
U
E
A
31
U
R
41
K
C
Ó
W
Z
E
O
B
I
T
T
M
Y Z
N
U
E
I
K
A 9
O
R
Z
4
U
3
G
T
K
N
A
I G
A R
27 7
N
A
28
S
A O
W
I 1
Ó
D
43
E
44
S
K
U U
R
R
M
O 54
O
A
A
N
J 55
P
T
E
T
E
56
R
I
S
R
N 69
B
D
I
L
E
A
W
76
D
I
A N
L
70
Z
81
B
13
N
S
Ą
83
E
A
A
R
78
O
R
S
Ł
73
R
Z
42
53
I
20
O
M
19
E
A
L
E
C
O
61
P N
B
15
R
63
O
R
S
M
S
A 80
A
K
I
75
J
60
O
68
Ł P
26
I
59
U
Z
Z
M
M
51
N
Z
Z
C
U
G 14
R
12
P
D
B
E C
E
A
I
M
19
M
40
Ć
58
I
C
Z
G
62
L
46
N
O
I
34
I
K
50
11
I
30
K
M
I
22
K
33
O
Y
K
O
E
15
E
25
M
R
D
A
77
C
O
A
T
E
10
Ś
I
K
Z
E
A
R
S
A
Ł
N
R
R
18
H
T
N
Z
P
K
F
S
C
79
Ł
K 66
A
R
29
M
O
64
E
S
10
T
E
I
D
O
S
Y
O
Ą
Z
W
Ł B
17
B
E
35
A
K
21
6
A
T
L
Z
S 14
A
32
W
S
A
A 23
9
R
R
A
D
A
16
R 8
C
I O
71
A G
R
K
I
E
prawym rogu rozwiązanie LLitery itery zzpól pólponumerowanych ponumerowanycw hw prawydolnym m dolny m routworzą gu utwo rzą rozwiązanie – dokończenie roz- dokończenie m owy dwóchrozmowy kumpli: dwóch kumpli: –- Gdzie Gdziebyłeś byłeśnanferiach? a feriach? –- W WBaden-Baden. Baden-B BadenA. ty? A ty? W
1
W
2
A
3
R
4
S
5
Z
6
A
7
W
8
I
9
E
10
-
W
11
A
12
R
13
S
14
Z
15
A
16
W
17
I
18
E
19
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 4/2012: „Kandyduję, żeby zmienić oblicze partii, tej partii”. Nagrody otrzymują: Maria Kaczyńska z Warszawy, Jolanta Preizner z Przemyśla, Stanisława Rozwadowska z Lublina. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł za drugi kwartał 2012 r., cena 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., cena 48 zł za czwarty kwartał 2012 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za drugi kwartał 2012 r., 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., 48 zł za czwarty kwartał 2012 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-0020-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Nr 6 (623) 10–16 II 2012 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE Walentynki po polsku
Rys. Tomasz Kapuściński
Spieszmy się kochać ludzi...
Fot. A.K.
Ś
więto powszechnej miłości ma ponad 5-wiekową tradycję. Mogło się znudzić. ~ Coraz popularniejsze są „antywalentynki”, czyli bojkot walentynek, imprezy dla singli i olewanie wszystkiego, co związane z miłosnym gruchaniem. „Czy kupując serduszkowego śmiecia raz do roku naprawdę wyrażasz swoją miłość?” – pytają antywalentynkarze. Także polskie kluby organizują wieczorki dla tych, którzy nie chcą obchodzić Dnia Zakochanych. Albo chcą, ale nie mają z kim. ~ Dzień Świadomości Istnienia Singli (w skrócie SAD) oblewają Amerykanie – 13 lub 15 lutego, jak kto woli. Zaczęło się od buntu przeciwko kiczowatości walentynek i traktowaniu niesparowanych jak dziwaków, którym trzeba pomóc. Kolorem tego dnia jest zieleń – kontrastująca z wszechobecną czerwienią. Można też kupić okolicznościowe czapki i koszulki. Singli – po życzeniach „Happy SAD!” – obdarowuje się chryzantemami lub irysami (w tzw. mowie kwiatów oznaczają: jesteś wspaniałym przyjacielem). ~ Zresztą... walentynki w Stanach tracą swój romantyczny charakter. Amerykanie wręczają prezenty nie tylko miłości swego życia, ale i dzieciom, rodzicom, kolegom z pracy... Dlatego przed Dniem Zakochanych z supermarketów znikają zabawki i sprzęty gospodarstwa domowego.
CUDA-WIANKI
Dzień singla ~ Włosi wymyślili Dzień Singla. Przypada na 15 lutego. Patronem jest Faustyn (święty od samotnych serc), stąd nazwa „faustynki”. Samotni makaroniarze dostają rośliny doniczkowe; odbywają się też wybory Singla Roku. Najhuczniej świętują mediolańczycy, bo tam samotnych jest więcej niż zaobrączkowanych. ~ W Korei Południowej walentynki zobowiązują tylko kobiety, które wręczają czekoladki wszystkim
ważnym mężczyznom w swoim życiu (zalicza się do nich szef). Miesiąc później, 14 marca, Koreańczycy obchodzą Biały Dzień. Tym razem to panowie kupują prezenty. Mogą tylko jednej wybranej damie, ale... upominek powinien być około cztery razy droższy od tego, który sami dostali. Mija kolejny miesiąc i 14 kwietnia świętują już single, których ominęła ta rytualna wymiana. Dla „sierotek” przewidziano tzw. Czarny Dzień. Idą wtedy do restauracji i jedzą jajangmyeon, danie złożone z makaronu, wieprzowiny i czarnej fasoli. Nazwa święta wzięła się od koloru sosu, który wchodzi w skład oficjalnej potrawy. ~ Chińczycy i Japończycy swój Dzień Singla mają 11 listopada. Data składająca się z samych jedynek najlepiej – według nich – reprezentuje smutną pojedynczość. Rytualny posiłek tamtejszych samotnych to youtiao, czyli dwa skręcone ze sobą kawałki ciasta, oraz baozi – nadziewana bułka. Bawią się głównie studenci i młodzi mieszkańcy dużych miast, dla których jest to okazja do... poznania kogoś. JC