Co Bóg złączył, biskup rozdzieli
ROZWODY OZWODY ZWODY WODY PO KAT K KATOLICKU KATO A OLICKU AT INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 6 (310) 16 LUTEGO 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Str. 8
Fot. PAP/EPA Wael Hamzeh
Wschód i Zachód to nie tylko dwie religie. To również dwie kultury, dwie mentalności. Dwa inne światy. Na islamskim Wschodzie ciągle bardzo wiele do powiedzenia mają fanatycy religijni. Na Zachodzie fanatyzmu już się nie rozumie, a czasem z niego żartuje. Humanizm cywilizacji zachodniej już dawno wyparł krwawe i fanatyczne rządy jednej słusznej religii: papiestwo nie panuje już nad światem, święta inkwizycja nie morduje niewinnych ludzi, zakonnicy nie polują na „czarownice”. Pojęcie krucjaty – świętej wojny – funkcjonuje już tylko na Wschodzie, jako dżihad. I niech tak zostanie. Niech Zachód nie miesza się do Wschodu, a Wschód do Zachodu. Nie próbujmy nawracać lub humanizować mahometan, tak jak oni nie próbują już podbijać świata dla Allacha. Każda próba zaczepki może skończyć się rozlewem krwi na ulicach Nowego Jorku, Madrytu, Londynu, Rzymu, Warszawy, Bagdadu, Kabulu. Wszędzie. Kto nie potrafi tego zrozumieć, nie szanuje odrębności i uczuć religijnych innych ludzi. Ale przede wszystkim za nic ma wartość nadrzędną – ludzkie życie. Polska leży pomiędzy Wschodem i Zachodem. Powodem do takiej tezy jest nie tylko długość i szerokość geograficzna. Ciągle za dużo jest u nas fanatyków religijnych i świętej wojny, także w polityce. Natomiast humanistów i racjonalistów jest jak na lekarstwo. Ten nasz swojski, polski, pomieszany sos sprawia, że niektórzy próbują przyjmować postawy synkretyczne. Tak właśnie zachował się Grzegorz Gauden, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, który zamieścił w tej norweskiej gazecie przedruki karykatur Mahometa. Tym samym jedno z najbardziej konformistycznych wobec rodzimego Kościoła klerykalno-katolickie pismo jako jedyne obraziło klerykałów mahometan i okazało im pogardę. To zaiste mogło się stać tylko w Polsce – katolickim państwie wyznaniowym, w którym rządzi hipokryzja. Mam nadzieję, że redaktor Gauden (któremu chyba zależało tylko na darmowej reklamie dla „Rzepy”) nie za to jednak zostanie zwolniony ze stanowiska. Naraził on bowiem (zresztą podobnie jak dwa kolejne rządy i prezydenci) niewinnych Polaków na zamachy bombowe i inne formy odwetu fanatyków islamskich, a tym powinien się już zająć prokurator. W tym kontekście przeprosiny za publikację karykatur ze strony premiera Marcinkiewicza należy uznać za postawę bardzo odpowiedzialną. Mniej ważne, że premierowi przy okazji chodziło o wysłanie sygnału, że ta ekipa będzie chronić wszelkie wartości i uczucia religijne tak jak niepodległość. W całej tej awanturze o karykatury warto zwrócić uwagę, że w duńskiej prasie zostały one opublikowane... we wrześniu 2005 r. Czy to nie dziwne, że dopiero teraz, po czterech miesiącach, zrobiło się o nich głośno? Teraz, kiedy chrześcijański fanatyk Bush szuka pretekstu do wojny z fanatycznym islamskim Iranem? JONASZ
2
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Tydzień upłynął pod znakiem cycuszków i udeczek Edy-
Przesilenie
ty Górniak, zaserwowanych w „Playboyu”. No bo niby kto zamieniłby Edytkę na takiego Giertycha? Kaczyński.
No właśnie... Podpisano pakt trzech, który ma dać braciom Kaczyńskim rok na uczynienie z Polski talibanu Europy. Porozumienie, do którego doprowadził abp Głódź, a Roman Giertych ogłosił początkiem IV RP, zawarto jedynie w obecności księży oraz dziennikarzy Radia Maryja, TV Trwam i „Naszego Dziennika”. Inni dziennikarze byli bardzo zaskoczeni... Chyba tylko tym, do czego doprowadziło ich klerykalne włazidupstwo. Wszak wiadomo, że księża ciągle są niezaspokojeni...
Episkopat Polski odciął się od akcji uprzywilejowania Rydzykowych mediów przez PiS. Biskupi wezwali polityków do równoprawnego traktowania wszystkich mediów. 6 lat czekania i... wreszcie! Za tydzień w „FiM” relacja z posiedzenia Episkopatu i wywiad z abp. Głódziem – „Wódko, pozwól żyć!”.
Stosunek rządu do Rydzyka ujawniła prowokacja dziennikarza „Faktu”. Podając się za asystenta „Ojca Dyrektora”, zażądał od ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela (bywalec studia Radia Maryja) służbowej limuzyny dla Tatki. Ministrant Jurgiel osobiście wybrał samochód i natychmiast wysłał we wskazane miejsce. A co w tym dziwnego? To już głowie państwa nawet limuzyna się nie należy?!
Maciek Marcinkiewicz, syn Kazia, załapał się na becikowe. Jego dziewczyna Joasia właśnie urodziła najmłodszego z rodu Krzywoustych – Jakuba. Tak więc Kazio został dziadkiem z bożą pomocą... Tyle że ślubu kościelnego młodzi nie mają! Teraz z kolei ojciec Kazia – Tadeusz Dyrektor – może go nie wpuścić na antenę.
Biskupi polscy potępili rezolucję Parlamentu Europejskiego skierowaną przeciwko homofobii. Co prawda, jak twierdzą, nie są zwolennikami dyskryminacji gejów i lesbijek, jednak sprzeciwiają się nakłanianiu państw członkowskich UE do wprowadzania ustaw mających położyć kres tej dyskryminacji. Arcybiskup Życiński nazwał uchwałę PE ingerencją w stan polskich sumień, nad którymi – jak widać – panować mają wyłącznie biskupi. O dziwo, po tym potępieniu Parlament Europejski nie rozwiązał się.
Dziesięciu wybitnych prawników – profesorów i doktorów z Komisji Kodyfikacji Prawa Karnego przy Ministerstwie Sprawiedliwości podało się do dymisji. Specjaliści z prawa karnego uznali, że ich praca jest zbędna, bo minister Ziobro nie konsultuje z nimi decyzji, a swoim postępowaniem „prowadzi do destrukcji systemu prawa karnego”. Prawnicy zarzucają Ziobrze podejmowanie chaotycznych, nieprzemyślanych zmian, oderwanych od realiów polskiego systemu więziennictwa oraz standardów obowiązujących w krajach cywilizowanych. To nie byli wybitni prawnicy. To były zaplute karły reakcji!!!
Ministerstwo Edukacji i Nauki planuje zrównanie ocen z zachowania z innymi ocenami. Uczniowie z oceną niedostateczną z zachowania będą musieli powtarzać klasę. Kto zabroni księdzu wpisać uwagę za lekceważenie panującej religii? GORZÓW WIELKOPOLSKI Opatrzność błogosławi rodzinie Marcinkiewiczów. Po tym, jak Kazimierz został premierem, poszczęściło się także jego starszemu bratu – Mirosławowi. Ten były dyrektor w Urzędzie Wojewódzkim w Gorzowie (1990–1999, zwolniony w atmosferze pogłosek o korupcji) próbował następnie ze zmiennym szczęściem kariery w niewielkich palcówkach bankowych. Po awansie brata, trzeba trafu, załapał się na szefa I Oddziału Banku PKO BP w Gorzowie. Jak ma opatrzność nie błogosławić, skoro dostała 20 mln łapówki? KRAJE ISLAMSKIE Od wielu dni trwają protesty przeciwko
publikacji karykatur Mahometa w niektórych dziennikach europejskich. Ambasady obrzucane są kamieniami i koktajlami Mołotowa, pali się flagi, bojkotuje towary – głównie duńskie, ale także norweskie i francuskie. Zastrzelony został nawet włoski ksiądz katolicki rezydujący w północnej Turcji. I tak oto religia po raz kolejny przyczynia się do wzrostu zrozumienia między ludźmi... NIEMCY W niektórych krajach związkowych zaznaczają się tendencje do laicyzacji szkół i przedszkoli. W Badenii-Wirtembergii wydano zakaz noszenia chust przez wychowawczynie w przedszkolach. W szkołach nie wolno ich nosić nauczycielkom także w Bawarii, Hesji, Dolnej Saksonii i Bremie. W szkołach Berlina oraz w Szlezwiku-Holsztynie nauczycielom nie wolno nosić jakichkolwiek symboli religijnych, także żydowskich i chrześcijańskich. W Polsce tylko raz w historii (za ciemnej komuny) ścigano za noszenie medalików, i to tylko w wojsku. Skończyło się na Polaku papieżu i zmianie ustroju! „Błaja News” Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością w Łodzi, Roman Kotliński i Janusz Milczarek przepraszają księdza Ryszarda Olszewskiego – proboszcza parafii rzymskokatolickiej pod wezwaniem św. Maksymiliana Kolbego w Pabianicach – i wyrażają ubolewanie z powodu naruszenia jego dóbr osobistych przez zamieszczenie nieprawdziwych informacji dotyczących życia prywatnego i działalności duszpasterskiej w publikacji „Nie ma bata na prałata” w „Faktach i Mitach” nr 3 z 24–31 marca 2000 roku. Od redakcji: W następnym numerze odniesiemy się do powyższych przeprosin i skandalicznego wyroku sądu.
atem 2003 roku, w piątą rocznicę ratyfikowania konkordatu, na placu Zamkowym w Warszawie – podczas największej jak do tej pory manifestacji antyklerykalnej w Polsce – mówiłem o postępującej klerykalizacji. Wyliczałem kolejne przyczółki zdobyte przez Watykan: kapelani – niczym kiedyś oficerowie polityczni – czuwający nad poprawnością każdej dziedziny życia, Fundusz Kościelny, komisja kościelno-rządowa do spraw przekazywania majątku narodowego obcemu państwu, naciski biskupów na Sejm itd. Największe agencje informacyjne powtórzyły następnego dnia moje słowa, że we własnej, niby wolnej ojczyźnie „czuję się jak pod zaborami”. Wielu te słowa wówczas zbulwersowały, dziennikarze komentowali je jako oczywistą przesadę, a całą manifestację określono mianem wybryku w granicach pluralizmu i demokracji. Jakkolwiek by nas nazwano, wiedzieliśmy, że to my – wbrew pozorom – mamy przewagę. W odróżnieniu od milionów ślepo posłusznych swoim „pasterzom”, my – grupa kilkuset antyklerykałów wznoszących okrzyki u stóp kolumny Zygmunta – mieliśmy (i mamy) świadomość – wiedzę i jasność umysłu. To jest najcenniejsze bogactwo, które zabrano naszym rodakom. Kiedy damy ludziom wiedzę, zrozumieją że są manipulowani i okradani, bezbronni w swojej naiwności. Dlatego tak ważne jest istnienie „Faktów i Mitów” oraz antyklerykalnej partii – znaków sprzeciwu, światełek w tunelu, które kiedyś jasno rozbłysną. O tym również mówiłem dwa i pół roku temu i mówię dziś – jako naoczny świadek, były ksiądz, wychowany w seminarium na watykańskiego poborcę. Znam siłę struktur Kościoła i jego plany. Przez sześć lat studiowania w wyższej szkole duchownej, honorowanej i dotowanej przez polskie państwo, nie usłyszałem choćby jednego zdania, choćby słowa zachęty do bycia Polakiem patriotą, do działania dla dobra ojczyzny, pomnażania jej dóbr i pomyślności państwa i narodu. Dziś widzimy, jak sprawdziło się moje ówczesne krakanie, że Polsce zagraża totalna klerykalizacja. Nawet papieska „Gazeta Wyborcza” dostaje czkawki; PO mówi o moherowej koalicji, młodzi przywódcy SLD biją na alarm, a liberalna „Trybuna” zbiera ich... antyklerykalne wypowiedzi w artykule „Ku państwu wyznaniowemu”. Światełko w tunelu przebłyskuje, ale to dopiero początek. Jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie, zanim otumanione, milionowe masy Polaków osiągną świadomość. Tak jak po mrokach średniowiecza musiało przyjść oświecenie, tak przyjdzie ono również dla Polski po rządach braci Kaczyńskich. Oni sami już teraz wytrwale na to pracują. Dbają o to, aby Polacy byli coraz skuteczniej podzieleni na katolików i całą resztę. Na dodatek katolik to dla PiS wyznawca ojca dyrektora. To dobrze. Nawet media muszą się zrydzykować, jeśli chcą być dopuszczone. Ponieważ jednak oszołomów jest u nas mniejszość i ciągle wymierają, a wybory wygrywa ten, kto zbajeruje apolityczną połowę elektoratu – za parę lat okaże się, że synonimem katolicyzmu na dobre stanie się oszołomstwo. Ludzie nażrą się Kaczorów po uszy, tylko że ich brzuchy pozostaną puste. Tymczasem nowa koalicja pod przewodem PiS pracuje na klęskę dziś jeszcze tryumfującego narodowego katolicyzmu... Z budżetu Kancelarii Sejmu przekazano 1 mln zł na pomoc dla rodzin ofiar katastrofy w Chorzowie (tyle samo na Centrum Solidarności w Gdańsku). Tak mała pomoc wobec tak wielkiej tragedii jest ewenementem na skalę światową. Jednocześnie PiS-owski Senat dodał Kancelarii Prezydenta 10 mln zł, Premiera – 18 mln zł, a Senatowi,
L
czyli sobie – 12 mln zł. Na wniosek wicemarszałka Putry, technika mechanika, 20 mln zł z pieniędzy podatników (także ateistów, świadków Jehowy i wyznawców Hare Kriszny) przekazano na budowę Świątyni Opatrzności Glempa nad watykańskim interesem w Polsce. Ponieważ prawo zabrania finansowania z budżetu budowy nowej świątyni (w preambule do konkordatu państwo zobowiązało się tylko do subwencjonowania Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego), senator Putra napisał, że chodzi o dofinansowanie „ochrony dziedzictwa narodowego” (ochrona lub konserwacja zabytku sakralnego lub dzieła sztuki – art. 22 konkordatu). Żeby zaś nie było wątpliwości, że watykański hangar w trakcie budowy jest zabytkiem i wymaga konserwacji, prymas Glemp ogłosił, iż będzie tam kiedyś Muzeum Wolności, a w podziemiach zamurował ks. Twardowskiego. 5 mln zł więcej dostał też Kościół od Senatu RP w ramach Funduszu Kościelnego (łacznie 91 mln zł). IPN-owi Senat dodał aż 13 mln zł. W sumie IPN wyrzuca w błoto 130 mln zł rocznie. 5,2 mln dołożono KRRiT, która miała być zlikwidowana w ramach oszczędności. Ta cenzura PiS-owska kosztuje nas teraz 14,2 mln. Powstanie też nowe ciało cenzorskie, mające badać media pod kątem ich bezstronności. My w redakcji już się pomału pakujemy, gdyż „FiM” bezstronne w rozumieniu PiS (czyli poprawne politycznie i religijnie) nie są i nie będą. Oto tylko niektóre finansowe przejawy obecnego państwa wyznaniowego. Choć w wielu pomysłach Kaczyńscy prześcignęli już irańskich mułłów, kiedyś im podziękujemy – choćby za to, że budowali z państwowych pieniędzy kolejne kościoły, zamiast karmić najbiedniejszych Polaków i ich dzieci. To chyba jedyny i najszybszy sposób na otrzeźwienie Polaków z klerykalnego amoku. Rozśmieszyła mnie do łez afera z podpisaniem „paktu trzech”, dla jaj nazwanego stabilizacyjnym. Politycy PO załamują ręce nad moherową koalicją, a olani dziennikarze są zdumieni „nierównym traktowaniem”. Zamiast szukać winnych w Episkopacie, mówi się o państwie ojca dyrektora i jego rządowych mediach. Wszak to bp Głódź – szef komisji Episkopatu, która miała poskromić Rydzyka – na jego polecenie doprowadził do podpisania paktu. Dziś jeszcze nieświadomość jest przyczyną głupoty wielu. Ale na wszystko kiedyś przychodzi przesilenie i wtedy wrzód pęka. JONASZ
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r. owoli, krok za kroczkiem, Polska podąża w stronę mroku. Jeszcze nie maszeruje, ależ skąd! Ale bez wątpienia pewien klimacik już jest. Tworzą go przede wszystkim wypowiedzi pana Jarosława Kaczyńskiego i przybocznych powtarzaczy jego myśli. Do arsenału ich środków do zdobywania przestrzeni życiowej należy znana z niedalekiej przeszło-
P
adwokaci, sceptyczni wobec PiS-u naukowcy, dziennikarze nie dość PiS-em zachwyceni itp. To „postkomunistyczna połowa”. Dlatego jest celem, który pan Jarosław Kaczyński wskazuje swoim zwolennikom do bezwzględnego zwalczenia. Głównym jego wrogiem, czego nie ukrywa, jest polityczna reprezentacja „postkomunistów” – SLD. „Chamska lewa strona sali sejmowej” – jak dwornie o swoich kolegach posłach wyraził
COŚ NA ZĄB
Echo ści „falandyzacja” prawa. – Co w tym dziwnego, że wybrana większość zmienia niektóre ustawy? – pyta przywódca PiS. Chór potakiwaczy powtarza: tak, tak, co w tym dziwnego? Dobrze wiedzą, że zwykłą większością sejmową uchylili ustawę o KRRiT, czyli instytucji konstytucyjnej. Uchylanie przepisów konstytucji wymaga jednak całkiem innej większości i innego trybu, więc wszystko jest w porządku, choć konstytucja już została sponiewierana. Pan Jarosław Kaczyński, zniewalając politycznie słabych, przestraszonych i byle jakich, systematycznie posuwa się ku swojej wizji państwa. To groźna wizja, bowiem w tym jego państwie połowa polskiego społeczeństwa ma być połową, której „mniej wolno”. Ta połowa to np. ci z nas, którzy mimo piętnastoletniego prania mózgu na temat tego, co wydarzyło się w grudniu 1981 r., nadal uparcie uważają, że gen. Jaruzelski uchronił kraj przed katastrofą obcej interwencji. Należą do tej połowy także sędziowie, którzy protestują przeciwko próbom ograniczania ich niezawisłości, pyskujący
się człowiek, którego nazywają liderem. Co z tą postkomuną zrobić? Na przykład trzeba sprawdzać, kto był uczniem którego profesora, bo zdecydowana większość specjalistów prawa publicznego silnie była związana z poprzednim ustrojem. Pan Kaczyński zaleca również sprawdzanie kadr państwowych pod względem pochodzenia: kim był ojciec, a nawet dziadek i babka urzędnika państwowego, bo przecież wiadomo, że komuna, w przeciwieństwie do pana Jarosława, miała dzieci i na pewno wychowała je po swojemu. Takie dzieci także powinny być odsunięte od IV RP... Powoli, krok za kroczkiem, Polska podąża w stronę mroku. Jeszcze nie maszeruje, ależ skąd! Jeszcze większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że może dziać się coś niedobrego, ale pewien klimacik już jest... Jeśli historia nie ma się powtórzyć choćby i farsą, trzeba krzyczeć na alarm. W przeszłości pewien pan też nie od razu doszedł do swej przerażającej wielkości. Gdy w 1933 roku jego partia wygrała wybory, to nie od razu przecież w parkach
GORĄCE TEMATY pojawiły się żółte ławki. Społeczeństwo było infekowane stopniowo. Co prawda w miarę szybko wprowadzono w szkole obowiązek rozpoczynania lekcji nie od „dzień dobry”, ale od „niech żyje”, lecz tylko niektórzy nauczyciele chwacko wykonywali to polecenie. Inni ciągle jakby się ociągali. Jeszcze w roku 1937 Max Nussbaum – młody i wytworny rabin – w gimnazjum, do którego uczęszczał wielki znawca literatury niemieckiej, Marcel Reich-Ranicki, uczył jego i kilku jego kolegów religii żydowskiej. Reich-Ranicki musiał emigrować do Polski dopiero po maturze – w październiku 1938 roku. Dopiero na przełomie 1939 i 1940 roku zamknięto go w getcie. Dopiero w 1943 popędzono na Umschlagplatz. Dziesięć lat po wyborczym sukcesie brunatnych... Oczywiście, nie chcę przez to sugerować najmniejszej choćby analogii tamtych wydarzeń do dzisiejszych, polskich. Chodzi mi wyłącznie o mechanizmy kierujące demokracją, która, jak uczy doświadczenie, użyta w złej woli doprowadzić może do tragedii. Pan Jarosław Kaczyński na pewno nie ma zamiaru doprowadzać do żadnej tragedii. On wierzy w swoją wizję Polski, jest przekonany o słuszności tego, co robi. Jednak sprawdzanie babek, dziadków i ojców, pod względem dawnej przynależności do PZPR, czy chce tego, czy nie – przypomina pewną ustawę, z mocy której dokonywano pomiaru czaszek kolegów Marcela Ranickiego i milionów jemu podobnych. Co prawda szkolne zajęcia praktyczne z mierzenia głów udowodniły, że najbardziej plakatowym aryjczykiem w klasie okazał się uczeń pochodzenia żydowskiego, i to bez żadnych domieszek, ale do dziś jest to co najwyżej jedna z ilustracji znanego z literatury powiedzenia „płacz śmieszny”, czyli „śmiech przez łzy”. MAREK BARAŃSKI
GŁASKANIE JEŻA
Czwarta władza Wyobraźmy sobie: na rysunku Jezus Chrystus podrzyna gardło indiańskiemu dziecku. Metafora dotyczy podboju Ameryki Południowej przez katolickich żołdaków, którzy krzyż trzymali w jednej ręce, a miecz w drugiej... I powiedzmy, że taka hipotetyczna grafika ukazuje się w „Faktach i Mitach”. Już widzę to morze głów odzianych w moherowe berety, te zastępy najwierniejszych cór Rydzyka maszerujących na Łódź, by tępym nożykiem do obierania ziemniaków obciąć łeb Jonaszowi i piszącemu te słowa. Bo taki rysunek (choć jego humanitarne przesłanie jest jak najbardziej trafne) to hańba, zaś rysowanie Mahometa z bombą w turbanie to przejaw wolności prasy. Tak przynajmniej rozumie to „Rzeczpospolita”. Mam nadzieję, że zanim wyznawcy islamu podłożą w Warszawie bombę, wpierw skonstatują, że dziennik ten
jest gazetą norweską (stąd pomysł z karykaturą), tylko że napisaną dla Polaków po polsku. Granice wolności mediów – oto temat, który interesuje mnie od lat. Czy istnieją? Owszem... i tak być powinno! Otóż znam (autentycznie) sposób sporządzenia domowym sposobem bomby o dużej sile rażenia. Wystarczy mieć tylko proszek do prania dobrej jakości i trochę benzyny... Lecz dalej już sza! Czy zamieszczając – w imię wolności! – taki przepis w „FiM”, postąpiłbym słusznie? Na pewno nie. Wyznaczniki tego, o czym pisać wolno, a o czym nie, powinny być jasno skodyfikowane. I teoretycznie są, tyle że wedle zasady Kalego: obrażanie katolików to wielki skandal (przegraliśmy np. sprawę w sądzie i zapłaciliśmy 20 tys. zł za przedrukowanie fotomontażu: Maria z twarzą Joli Kwaśniewskiej), natomiast obrażanie muzułmanów to nie jest żadne obrażanie, tylko... poprawność polityczna.
3
O dwóch takich... Ekspert z tytułem profesorskim i poważnym dorobkiem naukowym, walczący z nielegalnym handlem starodrukami, sam okazał się złodziejem. Profesor miał... wspólnika w sutannie. Profesora UJ i członka PAN Stanisława Sz. (na zdjęciu, z prawej) zatrzymano kilkanaście dni temu przed jedną z krakowskich pracowni konserwatorskich. Miał przy sobie starodruki z sandomierskiego seminarium duchownego. Jak się okazało, naukowiec od lat „opiekował się” zbiorami tej placówki. Zarówno w mieszkaniu profesora, jak i u zaprzyjaźnionego z nim introligatora, znaleziono większość z prawie 100 brakujących starodruków. Prokuratura postawiła Stanisławowi Sz. zarzut kradzieży dzieł o szczególnym znaczeniu dla naszej kultury narodowej, m.in. inkunabułu (starodruk sprzed 1501 r.) z 1498 r. „Epistolae contra ludaeorum interpretatio” oraz dwóch starodruków z 1516 i 1519 r. Na wniosek krakowskiej prokuratury Stanisław Sz. trafił za kratki na trzy miesiące. Zdaniem prokuratury, w aferę zamieszany jest także ksiądz Marek R. – dyrektor sandomierskiej biblioteki seminaryjnej – który dzięki łaskawości sądu nie został aresztowany. Jak się okazało, ksiądz wyłudził z Ministerstwa Kultury ponad 20 tys. zł na konserwację wspomnianego inkunabułu, choć od dawna nie było go już w zbiorach biblioteki. Za dyrektora biblioteki poręczył kanclerz sandomierskiej diecezji ks. Zbigniew Gil.
„Poprawność polityczna” to dzisiaj ponownie słowo klucz – tak jak przed laty. Rząd zapowiada utworzenie Ośrodka Monitoringu Mediów. Zanim zachwyciłem się niewinnością tej nazwy, otworzyłem słownik. I tamże wyczytałem, że jednym ze znaczeń słowa „monitoring” jest kontrola. W czasach głęboko niesłusznej komuny istniał Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk (popularnie: Cenzura). Różnica jest tylko w sformułowaniu, w semantyce – nie ma żadnej. „Kabaret” Olgi Lipińskiej po 25 latach istnienia poszedł sobie z telewizji won, takoż i autorski program Fedorowicza. „Ośrodek” pod zarządem Opus Dei (Gaweł – zastępca prezesa TVP Dworaka) zaczął działać, zanim powstał. I to jak skutecznie! Z dnia na dzień dowiedzieliśmy się, że są media słuszniejsze (Telewizja Trwam, Radio Maryja i „Nasz Dziennik”), dopuszczane na salony i do newsów, oraz reszta dziennikarskiego tałatajstwa... Ci mogą być drudzy, pod warunkiem że pismaki będą grzeczne. Bo jak nie... Gdyby w USA wolne media potraktowano tak, jak uczyniono to podczas podpisywania paktu stabilizacyjnego, rozpętałaby się burza skutkująca dymisjami na najwyższych szczeblach
Wśród podejrzanych znajduje się także konserwator Krystyna D., która wystawiła fałszywą fakturę za niewykonaną pracę. Prokuratura podejrzewa, że tego typu kosztownych „usług” mogło być więcej. Pikanterii aferze dodaje fakt, że prof. Stanisław Sz., znawca starodruków, pomagał policji tropić zaginione skarby kultury. Jego zasłu-
gą było m.in. odnalezienie w Niemczech starych ksiąg wykradzionych z UJ w 1999 r. Dzięki wspólnej akcji z organami ścigania 18 bezcennych dzieł polskiego piśmiennictwa z XVI i XVII stulecia kilka lat po wywiezieniu powróciło do Polski. Zabezpieczenie starych ksiąg, szczególnie w klasztorach, pozostawia wiele do życzenia. W sierpniu 2005 r. ujawniono kradzież co najmniej 250 starodruków z biblioteki krakowskich kamedułów. Sprawcą kradzieży okazał się jeden z zakonników. RP
władzy, a może nawet i jakimś samobójstwem. Tylko że tam istnieje coś takiego, co nazywa się dziennikarska solidarność – pojęcie u nas mało znane i na dodatek obarczone marginesem kłamstwa. Oto Tomasz Lis tak komentuje wydarzenia z minionego piątku: „Będę zawsze protestował, jeśli jakiekolwiek medium – tak jak to dzisiaj miało miejsce w przypadku Radia Maryja i Telewizji Trwam – będzie traktowane lepiej, a inne gorzej”. Jak pięknie, tylko że ten sam Lis wielokrotnie traktował dziennikarzy „Faktów i Mitów” jak osoby zadżumione, co mu nie przeszkadzało korzystać z naszych newsów bez podania źródła. Podobnie głosi pierwsza dama dziennikarstwa Monika Olejnik. „Nie rozumiem, jak można dzielić dziennikarzy na lepszych lub gorszych” – mówi, jakoś tak przypadkowo zapominając, iż kilkakrotnie deprecjonowała „FiM” na antenie Zetki. A jednak, paradoksalnie, cała zadyma medialna ostatnich dni cieszy mnie niezmiernie. Nie znam bowiem przykładu, żeby władza, która zadarła z mediami, wyszła na swoje. Na arogancji wobec dziennikarzy przejechali się Churchill i Nixon, przejadą się więc i Kaczyńscy. Tylko że to, cholera, może trochę potrwać... MAREK SZENBORN
4
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Gliniarz z przedszkola Wprawdzie wierne córy i synowie Kościoła twierdzą, że posyłanie dzieci do przedszkola jest... zbrodnią, ale jakże cudnie potrafią to argumentować. Proszę się nie śmiać przy czytaniu tego felietonu! Mariola i Piotr Wołochowiczowie, wybitni polscy katecheci i seksuolodzy, są m.in. autorami szkolnego podręcznika o wychowaniu seksualnym. Dziś opuścimy zasłonę miłosierdzia na to dzieło, w którym między innymi radzi się panienkom, żeby absolutnie nie korzystały z podpasek, nawet tych ze skrzydełkami. Dlaczego? Bowiem silnie przylegając, mogą spowodować grzeszny orgazm. Dobrze, że katecheci nie słyszeli o tampaksach... Z czego więc można korzystać? Wołochowiczowie radzą, że wyłącznie z lnianych szmatek, które po użyciu można wyprać i ponownie wkładać między nogi. Nasi geniusze seksuologii, dbający o sumienie pacjentów, zajęli się też żłobkami i przedszkolami. Oto co piszą: „Uważamy, że dziecko z rodziny chrześcijańskiej nie powinno chodzić do przedszkola, a przez prostą dedukcję oznacza to również, że nie powinno być wcześniej oddawane do żłobka – ale tu chyba zgadzamy się wszyscy bez większych oporów!”. Ja się nie zgadzam, ale ja pewnie jestem głupi. Niech tylko poprą ten wniosek panarydzykowe media, a Kazimierz Krzywousty, z woli Boga i Jarosława Kaczyńskiego miłościwie panujący nam premier,
natychmiast to przyklepie. I tu nie ma dyskusji, bo Wołochowiczowie powołują się na Boga, który – według nich – był zdecydowanie przeciwny posyłaniu dzieci do żłobków i przedszkoli. No bo czy ktoś znajdzie w Biblii jakiś fragment o małym Jezusku w żydowskim żłobku? U naszych ulubionych autorów wszystko jest jasne, jak w mordę strzelił: „Zacznijmy od tego, że Słowo Boże mówi w księdze Powtórzonego Prawa (5 Mojżeszowej) 6. 6–7: »Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił, przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu«”. Zastanawiasz się, niedowiarku, co to ma wspólnego z przedszkolem? Otóż rzadko kiedy w Słowie Bożym coś jest tak dokładnie, z detalami opisane. Co więc znaczy „mówienie w domu, w podróży, kładąc się spać i wstając ze snu”? Tutaj oznacza to – według Wołochowiczów – bycie z dziećmi stale, przez cały czas: „Jeśli
koro w Polsce musimy oglądać nieustanny festiwal fanatyzmu i podlizywania się Kościołowi, to przynajmniej od czasu do czasu, dla odetchnięcia, zerknijmy za granicę. Na przykład do Czech... Tam potrafią trzymać Kościół krótko. Nasi południowi sąsiedzi – tak często pomawiani przez Polaków o tchórzostwo – nie trzęsą jednak portkami przed Kościołem ani nie całują papieży po rękach jak Kaczyński. Przeciwnie, kiedy w 2002 roku czeski rząd dogadał się z Watykanem i podpisał konkordat, to posłowie wyrzucili ten dokument do kosza na śmieci. Co ciekawe, przeciwko konkordatowi głosowała ponad połowa posłów należących do partii socjaldemokratycznej, która umowę z Watykanem przygotowała. Nie wiadomo nawet, czy czeski parlament wróci kiedykolwiek do sprawy konkordatu. Czesi za nic mają zarówno apele papieży, jak i połajanki miejscowych biskupów. Dla nich liczy się tylko interes kraju (cóż za dziwacy!) i szanowanie opinii społeczeństwa, które nie ma zamiaru dawać Kościołowi prezentów. Z tego samego powodu władze nie mają zamiaru oddawać związkom wyznaniowym należących do nich kiedyś majątków. Obecnie w Czechach trwa debata nad kolejną ustawą związaną ze sprawami wyznaniowymi. Władze chcą, aby każda kościelna osoba prawna (parafia, stowarzyszenie, agenda) otrzymywała na funkcjonowanie osobną zgodę od władz. Czesi chcą w ten sposób doprowadzić do zrównania w prawach stowarzyszeń świeckich i religijnych.
S
więc posyłasz dziecko do przedszkola lub zastanawiasz się nad tym – to uczciwie rozważ przed Panem w modlitwie: dlaczego to robię albo zamierzam zrobić? Czy myślę o dobru dziecka, czy o swojej karierze, czy wygodzie?”. Na zakończenie nasi ulubieńcy stwierdzają z betonową stanowczością, tak żeby zrozumiały nawet najstarsze słuchaczki Radia Maryja: posyłanie dzieci do przedszkola to zbrodnia! Agatha Christie twierdzi, że jeśli jest zbrodnia, to musi być morderca. Proponuję więc, aby oberpolicmajster IV RP Ludwik Dorn – w ścisłym współdziałaniu z oberprokuratorem Zbigniewem Ziobrą – w każdym polskim żłobku i przedszkolu postawił w drzwiach gliniarza. Ten wyłapie każdego chrześcijańskiego rodzica, który wbrew woli Boga posyła swe nieszczęsne dzieci do owych diabelskich placówek. Tylko co zrobimy z księżmi, którzy uczą w przedszkolach o miłości Jezusa do dzieci? ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Do jednego z łódzkich sklepów wszedł 27-letni mężczyzna, oświadczył właścicielowi, że jest przedstawicielem mocnej grupy przestępczej i przedstawił propozycję nie do odrzucenia: 1000 zł miesięcznie za ochronę. W dniu wyznaczonym na płatność członka mocnej grupy przestępczej zatrzymali pospolici policjanci.
NA WRAŻONKO
W Sosnowcu łysy bandzior napadł na 52-letnią kobietę. Zranił ją nożem i wyrwał torebkę. W pogoń za rabusiem ruszyło dwóch mężczyzn. Kiedy go ujęli, okazało się, że jest to ogolona na łyso młoda kobieta poszukiwana przez policję listem gończym.
NA ŁYSOLA
Ochroniarze jednego ze szczecińskich hipermarketów wezwali na pomoc policję i straż miejską. Wszystko po to, by zatrzymać 67-letnią kobietę, która ukradła... cytrynę.
SIŁA ZŁEGO...
W szkole w Ostrołęce pan od fizyki brał od uczniów od 20 do 50 zł za wystawienie pozytywnej oceny. Nie gardził też wódką. W Pułtusku prokuratura oskarża nauczycielkę o branie wszystkiego – filiżanek, kaset wideo, złotej biżuterii. W Trójmieście nauczycielki dorabiają, pracując po godzinach w supermarkecie...
WSZYSTKO ZA WIEDZĘ
W Łasku 14- i 15-latek zakopali 8-letniego chłopczyka tak, że wystawała mu tylko głowa. Wokół niej usypali kopczyk, obłożyli go kamieniami, postawili krzyż i znicze oraz wiązankę kwiatów zabraną z innego grobu. Za zabawę w pogrzeb odpowiedzą przed sądem dla nieletnich. Mama 8-latka jest szczęśliwa, że jej synek żyje. Opracowała AH
DOBRE CHŁOPAKI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nie ma dnia, żebym nie miał kontaktu z którymś z polityków PiS i pytał, patrząc w oczy: „Powiedz, chłopie, o co chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu?”. (Donald Tusk)
¶¶¶
Telewizja Trwam tłumaczyła nam, że czuje się bardzo dyskryminowana i chciała mieć jakąś satysfakcję... (Jarosław Kaczyński)
¶¶¶
Biskupi są oburzeni, twierdzą, że kościoły to coś więcej niż jakieś stowarzyszenia, i domagają się uprzywilejowanego traktowania. Na coś takiego nie chce jednak przystać ani parlament, ani prezydent. Tym bardziej że mają za sobą olbrzymią większość społeczeństwa. A wybory tuż-tuż. Jakby tego wszystkiego było mało, w kraju dzielnego wojaka Szwejka uchwalono właśnie – przy silnym oporze Kościoła! – uchwałę o rejestrowanych związkach partnerskich oraz ustawę o doświadczeniach na ludzkich embrionach, która ma przyśpieszyć badania naukowe. Biskupi protestowali przeciwko niej, dowodząc, że zygota jest równa dorosłej osobie. Czechów taka linia argumentacji nie przekonuje. Biskupi twierdzą, że nowe prawa to zagrożenie dla demokracji w Czechach... Bo dla nich demokracja polega na spełnianiu przez władze życzeń kleru – tak jak w Polsce. Tymczasem Czechy mają się dobrze – kraj ma stabilny system polityczny i spokojny parlament, wolny od oszołomów w tak dobrze nam znanym polskim stylu. Rozwija się także gospodarka – bezrobocie zaledwie 8-procentowe, a odsetek żyjących w nędzy jest najniższy w Unii (według ONZ – 0,3 proc.). Ostatnio poinformowano także z dumą, że Republika Czeska w poziomie życia przegoniła najmniej zamożny kraj starej Unii – Portugalię. Okazuje się, że na Czechów nie spadło żadne nieszczęście za brak posłuszeństwa dyrektywom z Watykanu. To chyba cud! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Czesi trzymają krótko
Zachowali się niegrzecznie (dziennikarze – dop. OH), zareagowali zbyt ostro. Gdybym ja był marszałkiem Sejmu, tobym tego tak nie zostawił. (jw.)
¶¶¶
Gdy premier Marcinkiewicz ogłaszał, że nie będzie podwyżki akcyzy na benzynę, kierując list do dziennika „Fakt”, inne media nie obrażały się na to. (Artur Zawisza, PiS)
¶¶¶
Zawsze jest wygodniej rozmawiać z dziennikarzami, którzy nie zadają pytań, niż z tymi, którzy mają wątpliwości. (Tomasz Wróblewski, „Newsweek”)
¶¶¶
Ostatnie wizyty przedstawicieli rządu w Toruniu nie mają nic wspólnego z działaniem politycznym. To nie ideologizacja religii (...), to budowanie nadziei w ludziach, którzy (...) tej nadziei byli pozbawieni. Choćby fakt dla ludzi bardzo ważny, że nareszcie przy władzy znaleźli się ludzie, którzy nie wstydzą się przyznać do wiary, do duchowej więzi z Narodem. („Nasz Dziennik” 26/2006)
¶¶¶
O powodzenie koalicji się nie modliłem.
¶¶¶
(Jarosław Kaczyński)
Doradców jest wielu. Jedna pani twierdziła, że mamy w domu żyły wodne. Ktoś inny mówi, że przed każdym skokiem powinienem zrobić przysiad. (Adam Małysz)
¶¶¶
Z Jolantą Kwaśniewską rozmawiamy o osobistych sprawach, mamy do siebie pełne zaufanie, często się spotykamy. (ks. Arkadiusz Nowak)
¶¶¶
Nie zakochuję się szybko. Dopiero po dwóch tygodniach zrobiłam sobie tatuaż z Radka imieniem. (Doda) Wybrała OH
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
NA KLĘCZKACH własność. Bez mojej wiedzy. Nie rozumiem, co się dzieje!”. Radzimy autorce zbierać graffiti nawiązujące do katechizmu. D
CO ZŁEGO, TO NIE MY Polska Akcja Katolicka zaprotestowała przeciw zrównywaniu jej z Rodziną Radia Maryja. Po artykule ojca prof. Jana Mazura pt. „Rodzina Radia Maryja Akcją Katolicką” („Nasz Dziennik” z 24 stycznia) szefostwo Akcji postanowiło radykalnie odciąć się od rydzykowców. Krajowy asystent kościelny AK bp Mariusz Leszczyński i prezes Zarządu Krajowego mecenas Halina Szydełko wystosowali w tej sprawie oświadczenie. Wskazują w nim na statutową działalność Akcji, podkreślając, że nie są im znane założenia programowe Rodziny Radia Maryja, dlatego w żaden sposób nie można uznać tych odrębnych organizacji za tożsame. Przyganiał kocioł garnkowi... MW
„O dwóch takich, co ukradli księżyc”, z młodymi Kaczyńskimi w rolach głównych, oraz magazyn „Reporterzy non stop”. Ten drugi program miał zawierać m.in. negatywne wypowiedzi świadków na temat akcji ratowniczej w zawalonej katowickiej hali. AC
KACZA FEMINISTKA Joanna Kluzik-Rostkowska, wiceminister pracy i polityki społecznej w rządzie Marcinkiewicza, udzieliła wywiadu portalowi dla pań kochających inaczej – lesbijka.org. Wiadomość jest o tyle sensacyjna, że Kluzik może za taką ekstrawagancję wylecieć z rządu. Z jej wypowiedzi bucha wprawdzie katolicki konserwatyzm, ale deklaruje ona także chęć zwalczania dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. To kolejny szok po tym, jak pani minister – wbrew poglądom Kościoła – zadeklarowała, że popiera zapłodnienie in vitro. Po tej wypowiedzi poseł Wierzejewski z LPR nazwał ją oszalałą feministką. Ciekawe jak określi ją tym razem... AC
TOAST WOJTYŁĄ
Czyja to babcia...
ŻARTY NA BOK Po likwidacji kabaretu Olgi Lipińskiej (przyczynił się do tego zastępca dyrektora TVP 1 Piotr Dejmek) czekaliśmy na ciąg dalszy restrykcji w stosunku do twórców myślących i niepokornych. Doczekaliśmy się! Właśnie z Dworakową TVP rozstał się Jacek Fedorowicz, a z anteny zniknął jego autorski program. Dlaczego? Do jednego z przygotowywanych programów Fedorowicz nagrał piosenkę, w której żartował sobie z braci K. („Przez Szwajcarię niech Jarosław rusza w świat. Nie miał ferii przez wiele lat”), a ponadto nie lubi Leppera i ceni Balcerowicza. Dyspozycyjny szef rozrywki „Jedynki”, niejaki Rychcik, jak na usłużnego cenzora IV RP przystało – dzieło satyryka usunął. A że twórca nie zgodził się z decyzją strachliwego redaktora, nie pozostało mu nic innego, jak zrezygnować z pracy u Dworaka. Kto następny? Może „Pszczółka Maja”... Wszystkich zastąpi Pospieszalski. RP
CENZURA NIE ŚPI W ciągu zaledwie kilku dni w tajemniczych okolicznościach z anteny TVP znikły dwa programy – film
Jedynym miejscem w Polsce, gdzie amatorzy wina mogą uraczyć się markowym trunkiem „Jan Paweł II”, jest pewna katowicka winiarnia. Uwaga! Piwniczne zapasy są tam na wyczerpaniu. Cuvée Pape Jean Paul II w butelkach z etykietą z podobizną papieża to oryginalne wino burgundzkie wytwarzane od 1979 r. w niewielkiej francuskiej winnicy Domaine Bryczek. Chwalący się polskimi i wadowickimi korzeniami właściciele plantacji ćwierć wieku temu uzyskali osobistą zgodę Karola Wojtyły na produkcję trunku. Pape Jean Paul II powstaje wyłącznie z owoców pozyskiwanych z krzewów zasadzonych w 1920 r. Zbiory z hektarowej plantacji są jednak niewielkie i przynoszą 30 hl wina, a roczna produkcja dojrzewającego przez 1,5 roku w dębowych beczkach „Jana Pawła” wynosi zaledwie do 3 tys. butelek (ok. 23 euro za rocznik 2003). AK
DWUGŁOWY, TRÓJRĘKI Święty Walenty, patron epileptyków i zakochanych, żył na przełomie III i IV wieku. I choć Kościół odnosi się z wyraźną niechęcią do walentynek, jednocześnie stara się rozreklamować wśród zakochanych kult polskich relikwii św. Walentego. Problem jednak w tym, że do posiadania autentycznych relikwii św. Walentego najgłośniej przyznają się dwa kościoły: pw. Nawrócenia św.
Pawła w Lublinie oraz Najświętszej Marii Panny w Chełmnie. W Lublinie w szklanym sarkofagu znajdują się jakoby kompletne szczątki świętego. Chełmińska fara szczyci się natomiast posiadaniem puszki z kośćmi czaszki Walentego. Ponadto fragment ręki patrona zakochanych przechowywany jest na Jasnej Górze. Coś nam tu nie gra... AK
JEST PRACA! W Krakowie! Piszemy o tym, bo kryteria, którymi kierują się pracodawcy, mogą wkrótce obowiązywać w całej IV RParafialnej. Otóż pewna krakowska firma handlowa wymaga od kandydatów zaświadczenia z parafii. Na pierwszym spotkaniu nikt nie pyta o kwalifikacje czy doświadczenie, ale o świstek od proboszcza, który poświadczy, że potencjalny pracownik był kiedyś ministrantem, a jeśli nie – to przynajmniej przyjmuje księdza po kolędzie. Do grona oburzonych dołączył (jakiś niedzisiejszy?) inspektor z wydziału legalności zatrudnienia, który ostrzegł, że taka rekrutacja to łamanie prawa i dyskryminacja ze względu na wiarę. Grozi za to kara do 5 tys. zł. Nawet bardzo wierzący w to nie uwierzą! OH
SĄDY SĄDAMI... Na początku lutego odbyło się w Warszawie otwarcie nowej siedziby sądów rejonowych dla Pragi Północ i Południe. Zgodnie z niepisanym prawem – budynek został wyświęcony, i to przez samego Sławoja Leszka Głódzia, a w uroczystości brał udział wiceminister sprawiedliwości Andrzej Kryże. Stała się tam jednak rzecz bez precedensu. Otóż – ku zdumieniu zebranych – biskup wydobył z przepastnej torby krzyż, gwóźdź oraz... młotek. – Gwóźdź jest stalowy, ściany gipsowe – oświadczył, po czym własnoręcznie przybił Jezusa na krzyżu do ściany w największej sali rozpraw sądu „niezawisłego”. WZ
POLICJA MOHEROWA Od 17 stycznia w Galerii Wspólnota w Myślenicach prezentowana jest wystawa graffiti z różnych miejsc świata. 3 lutego, na skutek interwencji trzech moherowych mieszkańców Myślenic, których uczucia religijne zostały nadszarpnięte, na polecenie prokuratury policjanci zabrali z wystawy dwa zdjęcia. Jedno przedstawiało wizerunek Matki Boskiej z rogami byka, drugie – Chrystusa z telefonem komórkowym i torbą na zakupy. Bogna Becker, autorka wystawy, mówi: „Zabrano mi moją
ZDZIERCA Odważni uniejowscy samorządowcy nie zgodzili się na dofinansowanie z publicznej kasy zakupu chłodni do kaplicy cmentarnej w Spycimierzu (woj. łódzkie). Oburzonemu proboszczowi Maciejowi Dyoniziakowi wyjaśnili, że pieniądze może by się znalazły (choć do innych chłodni w gminie nie dokładano), ale nie dadzą ani złotówki, bo ksiądz zdziera z parafian ostatnie grosze. Kielich goryczy przelała decyzja proboszcza, który za skromny pochówek zmarłej bezrobotnej pobrał od jej córki, także bezrobotnej, 850 zł. PS
MĄDRZY SĄSIEDZI Nasi decydenci spod znaku krzyża i kropidła nie dopuszczają nawet myśli o rewizji konkordatu. Tymczasem u sąsiadów Słowaków umowa z Watykanem stała się właśnie tematem narodowej dyskusji. O dziwo, świat się z tego powodu nie zawalił, choć doszło do chwilowego zawirowania i rozpadu rządowej koalicji. Premier Dzurinda odmówił bowiem przedłożenia umowy z Watykanem pod obrady rządu, więc chadecy obrazili się. Zdaniem premiera, projekt konkordatu wymaga dopracowania, gdyż w obecnej wersji – UWAGA! – zagraża suwerenności kraju i faworyzuje jedną religię. PS
STARY BEZBOŻNIK I MORZE Ksiądz uciekł z kościoła. Irlandzkiego, na dodatek. To prawie tak, jakby uciekł z Watykanu. Powód? Kobieta. Ks. Maurice Dillane z parafii Woodford-Looscaun wyznał swemu biskupowi, że został tatusiem. Biskupa wbiło w ziemię. Grzesznik ma bowiem 73 lata, jego wybranka jest od niego dwa razy młodsza. Biskup Kirby grobowym głosem zawiadomił parafian: – Spotkałem się z nim i z matką. Mam nadzieję, że ksiądz Dillane, który nie pracuje już w naszej diecezji, oraz matka, będą mieli dużo czasu, by zaplanować swą przyszłość”. CS
5
ŚMIECHU WARTE Organizacje reprezentujące ofiary księżej pedofilii wyrażają oburzenie, że ks. George McFadden wciąż jest duchownym katolickim. Co najmniej dwadzieścia osób z sześciu diecezji stanu Iowa oskarża go, że w ciągu minionego półwiecza molestował je seksualnie. W ubiegłym miesiącu Watykan ocknął się nareszcie i ukarał lubieżnika: zakazał 80-letniemu duchownemu odprawiania nabożeństw i kontaktów z dziećmi. Nakazano mu życie w pokucie i modlitwie. Za karę... CS
GENIALNI SEKSOHOLICY Psycholodzy z brytyjskiego uniwersytetu w Newcastle pochylili uczone głowy nad życiem seksualnym twórców i oto co im wyszło: utalentowani ludzi jak magnes przyciągają partnerów. Naukowcy zadawali pytania 425 brytyjskim twórcom, prześledzili także życiorysy sław, m.in. Picassa. Wszędzie to samo: mnóstwo seksu. Artyści i poeci mają do 10 partnerów, podczas gdy szaraczki przeciętnie nie więcej niż 3. Im większa kreatywność, tym więcej partnerów. Wiąże się to także z faktem, że artyści prowadzą bogate życie towarzyskie, obracają się w kręgach bohemy artystycznej – środowiska nieprzesadzającego z pruderyjnością. Poza tym stali partnerzy artystycznych gwiazd są z reguły bardziej wyrozumiali i tolerują skoki w bok. ZAW
KARNAWAŁ W KONDOMIE Rząd Brazylii chce rozdać uczestnikom słynnego karnawału 25 milionów prezerwatyw. W ten sposób tamtejsze ministerstwo zdrowia zamierza zapobiegać zachorowaniom na AIDS oraz inne choroby, przenoszone drogą płciową w czasie przygodnych kontaktów seksualnych, którym sprzyja czas imprez i parad karnawałowych. Nie jest to akcja okazjonalna, bowiem ministerstwo w tym katolickim kraju zamierza w ciągu całego roku rozdać ponad miliard kondomów. Owego miliarda tamtejszy Krk już nie przełknął i potępił program jako sprzyjający rozwiązłości seksualnej. OH
6
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
KRZYŻ NA DROGĘ
imo wyraźnych starań o całoroczną promocję w telewizji publicznej zbiórek i akcji charytatywnych Caritasu znów Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy pobiła wszelkie rekordy. Nie ma chyba kogoś bardziej przez kościółkowych nielubianego niż Jerzy Owsiak. Kościół oficjalny robi przy tym dobrą minę do złej gry, tylko od czasu do czasu któremuś z hierarchów puszczą nerwy i wtedy bredzi coś o „deprawacji młodzieży”. Natomiast pomniejsi klerykałowie folgują swej niechęci przy każdej okazji. A jak nie ma okazji, to ją sobie stworzą, co twórczo udowodnił niejaki Artur Soboń – rzecznik Urzędu Miasta
M
Kij na Owsiaka Świdnik i jednocześnie naczelnik wydziału strategii i rozwoju, który na tegorocznym finale pojeździł sobie jak na łysej kobyle: „Co myśleć o tej imprezie, gdy okazuje się, że organizatorem nie jest WOŚP Jerzego Owsiaka, a polityczne stowarzyszenie, na czele z radnym lewicy, Mariuszem Wilkiem, który próbuje zbić na podczepieniu się do tej akcji polityczny kapitał” – powiedział lokalnym mediom. Chodziło Arturkowi o to, iż szefem świdnickiego sztabu Wielkiej Orkiestry został Mariusz Wilk, rzeczywiście radny lewicy. Zanim organizatorzy ze Świdnika poprosili o współpracę Wilka i Stowarzyszenie „Nasz Region”, prosili o to samo Miejski Ośrodek Kultury, czyli firmę, z którą poprzez urząd miasta Artur jest związany. W Ośrodku Kultury jednak ich olano. Stawiamy dolary przeciwko orzechom, że był to skutek obstrukcji kogoś podobnego do Artura albo nawet jego samego. Tym bardziej więc szlag go trafił, gdy impreza mimo wszystko udała się nad podziw. Artur palnął na cały Świdnik, że to nie żadna Orkiestra, a zwyczajna polityka. Tego młodym było już za dużo – przejechali się w Internecie po panu rzeczniku ciężkim butem. Nazwano Sobonia „moherowym sfrustrowanym pachołkiem Rydzyka”, „palantem” i „prostaczkiem”. Soboniowi nerwy puściły całkiem i jak nie przy...oli: „Dobrze byłoby, aby to styczniowe zaangażowanie młodych wolontariuszy trwało cały rok, a poryw serca nie skończył się taplaniem w błocie w rytm hałaśliwej muzyki przystanku Woodstock”... I tu go mamy! Nie dość, że w styczniu młodzież zbiera miliony na Owsiakową Orkiestrę, zamiast na Caritas, to jeszcze w lecie jeździ na Przystanek Woodstock, zamiast chodzić na pielgrzymki. Ale to się skończy! Do Owsiaka dobrała się NIK, o czym „FiM” już informowały... TŻ
Szkoła demokracji Myślicie, że czasy słynnego tematu szkolnego wypracowania „Kto był najwybitniejszym człowiekiem na świecie i dlaczego uważasz, że to Lenin”, odeszły w zapomnienie? Nic podobnego. Teraz brzmi on tak: „Kto ma być patronem twojej szkoły i dlaczego kard. Wyszyński?”. W Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Malachinie odbyły się wybory patrona szkoły. Uczniowie byli podekscytowani, bo podpisywali listy wyborcze, a na prawdziwych kartach do głosowania mogli postawić znaczek przy kandydacie, którego chcieli mieć za patrona. Wyboru dokonywali między trzema najpoważniejszymi – jak określiła w rozmowie z nami pani dyrektor Bogumiła Wielgosz – a więc Borami Tucholskimi, Mikołajem Kopernikiem i kard. Stefanem Wyszyńskim. Po podsumowaniu okazało się, że na Bory Tucholskie oddano zdecydowanie największą liczbę głosów. Zwyciężył więc patriotyzm lokalny! Tutaj sprawa powinna się zakończyć. Stało się jednak inaczej. Okazało się, że szkolne wybory to była lekcja „demokracji stosowanej”. Pani dyrektor zaplanowała, jak się okazało, że wygra Wyszyński. Nawet – jak poinformowała lokalna prasa – poczyniła pierwsze kroki w celu przygotowania sztandaru z... jego nazwiskiem.
Bardzo byliśmy ciekawi rozmowy z panią dyrektor. To przecież niezwykle ambitne zadanie pedagogiczne: wybić uczniom z głowy niesłuszne przekonania i sympatie, aby następnie zapełnić te same głowy przekonaniami właściwymi. Bogumiła Wielgosz długo była nieuchwytna, zasłaniała się przy tym zwolnieniem lekarskim. W końcu się udało, ale rozmowa jakoś się nie kleiła: „FiM”: – W wyniku wyborów przeprowadzonych w szkole patronem powinny zostać Bory Tucholskie...
– Bory wygrały, jednak po ponownym podsumowaniu głosów okazało się, że wygrał kardynał Wyszyński... – Skąd więc wzięły się pozostałe głosy? – Przepraszam, muszę iść na lekcję... ¤¤¤ W tej sytuacji o tę „lekcję demokracji” postanowiliśmy zapytać starostę powiatowego Marka Buzę. „Po wyjaśnieniu wszystkich kwestii Zarząd przygotuje projekt stosownej
Z placka i w karczycho
zy jest już w IV RP szkoła, gdzie można lać uczniów? Jest. W Lublinie. Katolicka, a jakże. Prywatne Katolickie Gimnazjum i Liceum imienia ks. Kazimierza Gostyńskiego działa od roku Jak sami Państwo widzą, propozycja była z gatun1991 (pierwotnie jako Społeczne Liceum Ogólnoku „nie do odrzucenia”. kształcące Stowarzyszenia Harcerstwa KatolickieMaltretowana młodzież opowiada: „Dostajego „Zawisza”). „Przyjęty i realizowany w Liceum my »placka« i wychodzimy z gabinetu”. Niektórzy system pracy dydaktycznej i wychowawczej jest efekz klas najmłodszych przyznają, że boją się chodzić tem wieloletnich poszukiwań zmierzających do wyna lekcje. „Nie wiem, czy dziś ja nie będę tą, któpracowania oryginalnej oferty szkoły niepublicznej ra oberwie” – mówi jedna z uczennic. (...)” – informuje placówka. Bobrzyński nie widzi w swoim postępowaniu Oferta rzeczywiście jest dość „oryginalna”. nic nagannego: „Przez czterdzieści lat zajmuję się Wdrażają ją wszyscy nauczyciele, z dyrektorem (do wychowaniem. Z mojej szkoły wyszli prawnicy, preniedawna) Michałem Bobrzyńskim na czele. To zesi, dyrektorzy. Nikt nigdy nie narzekał”. Mało właśnie dyrektor dawał przykład, jak należy potego, on uważa, że stępować z młodzieżą. stosowane przez Bicie uczniów po twaniego środki są rzy, rękach czy strzał zbawienne: „Nie w „karczycho” – to jemożemy pozwolić, go metody wychowawżeby młodzi ludzie cze. Nie darował żadkradli, rabowali, nemu: obojętnie, czy zabijali. Dlatego uczeń obraził panią trzeba wychowywoźną, czy szedł „bezwać. I w domu, czelnie” przez korytarz i w szkole”. Coś z telefonem komórkomu się jednak chywym przy uchu. ba poprzestawiało „W pysk albo z tym zabijaniem... dzwonię do rodziców”, Teraz wyjazwracał się dwornie do Dobry katolik dyrektor Michał Bobrzyński i ks. śnienie. Z funkcji wezwanych na dywanik. prof. Stanisław Wilk, rektor KUL
C
uchwały (o nadaniu imienia), który przedłoży Radzie Powiatu Chojnickiego” – poinformował redakcję. Zainteresowana wyjaśnieniem sprawy jest także Maria Wróblewska, dyrektor Wydziału Edukacji, Kultury, Sportu i Promocji Zdrowia w chojnickim starostwie. – W środowisku panuje niepokój w kwestii trybu wyboru patrona. Zasady zdrowej logiki nakazują, że powinny działać zasady demokracji – mówi. – Wola ludu jest dla nas pewnym zobowiązaniem, ale należy również prześledzić dokumentację. Dobrze, że komuś jeszcze zależy na woli ludu – bez względu na to, czy jest ona zgodna z wolą panującej władzy. A jakie nastroje panują wśród młodzieży? Aby się o tym przekonać, zajrzeliśmy na forum internetowe miasta Chojnice (pani dyrektor Wielgosz też radzimy). Kibic: „Może ją na stołku dyrektorki posadziły klechy, więc musi służyć...”; Natenczas Wojski: „Co tam zdanie uczniów! Wystarczy chwila zapomnienia, tj. olśnienia blaskiem nowej władzy...”; Święty Franciszek z Asyżu: „Kolaborująca z każdą władzą „czerń” skrzywdziła wielu, i to z różnych środowisk. Kler wspaniale rozumiał się z PZPR, a dziś rozkwita, wchodząc w zad każdemu, kto jest przy władzy – wszak „każda władza pochodzi od Boga” i każdej trzeba lizać lędźwie. Pedofilia, pazerność, chciwość, zawiść, donosicielstwo – to kanony wiary szatanów, którzy z Bogiem nie mają nic wspólnego W jednym byli sprawiedliwi: krzywdzili wszystkich po równo”. WIKTORIA ZIMIŃSKA
lubelskiego kuratora oświaty zrezygnował niedawno Waldemar Godlewski. Podlegał czystkom zarządzonym w regionie przez nowego PiS-owskiego wojewodę, też nauczyciela. Pełniąca obowiązki kuratora Grażyna Zawadzak stwierdziła, że w ani jednym przypadku „uczeń nie został skarcony za niewinność”, a ponadto „karanie polegające na postawieniu ich na baczność jest nawet wskazane”. Ponieważ fakty są takie, jak napisaliśmy, rozumiemy, że dla pani p.o. kurator walenie z „placka” i w „karczycho” to są te „wskazane” metody wychowawcze. To może ona powinna zajmować się wychowywaniem sierżantów w Legii Cudzoziemskiej? Dziś można się tam oficjalnie zaciągnąć. Gdy sprawa wyszła na jaw, część bogobojnych rodziców urządziła szopkę w obronie dyrektora. Jednak w końcu Michał Bobrzyński podał się do dymisji, ale ze szkoły nie odszedł. Został, żeby nadzorować jej funkcjonowanie. Taki niby „honorowy komendant”. Mało tego – zamierza utworzyć w niej stowarzyszenie, które zajmie się... wychowaniem młodych ludzi! Co możemy zrobić? Wysyłamy „Fakty i Mity” do prokuratury – w końcu mamy do czynienia z naruszeniem nietykalności osobistej. Czyli z przestępstwem zagrożonym karą więzienia... KAZIMIERZ CIUCIURKA
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r. „Pozbawcie Kościół godnego małżeństwa, a napełnicie go konkubinatem, kazirodztwem oraz wszelkimi rodzajami niewysłowionych występków i nieczystości” – tak przestrzegał przed celibatem średniowieczny teolog Bernard z Clairvaux. Choć został później uznany za świętego, we współczesnych seminariach duchownych wolą go nie cytować... Jak Polska długa i szeroka, księża katoliccy – bardziej lub mniej skrycie – żyją z kobietami (jeśli nie są gejami), miewają z nimi potomstwo i zupełnie nie przejmują się łamaniem celibatu, bo – jak sami powiadają – „przed naturą się nie ucieknie” lub „wszyscy tak robią”. A oto co pisze były dominikanin David Rice w głośnej na Zachodzie książce „Shattered Vows. Exo-
opuszczając zakon dla ukochanej kobiety, która miała zostać matką jego dziecka, podzielił się w gronie przyjaciół (w obecności dziennikarza „FiM”) wrażeniami o „skunksach”, którzy nie mają odwagi uczynić podobnie... Ale nas nurtowało coś innego. Nie „męska” postawa, lecz pytanie, czy i jak reaguje na księży romans katolickie społeczeństwo, przed któ-
W OBRONIE OBŁUDY
Wiele(je)bni dus from the Priesthood” („Strzaskane śluby. Exodus z kapłaństwa”): „Kilka lat temu zaprzyjaźniłem się z grupą polskich księży studiujących w Irlandii. Choć od dawna byłem już żonaty, ci młodzi mężczyźni byli rozbawieni moją naiwnością w kwestii celibatu. Ich zdanie było takie, że nikt dziś nie traktuje celibatu poważnie. Pozostajesz księdzem, robisz, ile dobrego możesz, i dyskretnie korzystasz z gotowości oddanych, pełnych admiracji kobiet, by czynić siebie dostępnym seksualnie”. Kilka lat po tej rozmowie Rice zapytał innego z polskich księży – wielce doświadczonego w łamaniu celibatu – czy zdarzyło mu się zastanowić, co czuje kobieta w takim zakazanym przez kat. Kościół związku. „Przecież wie, w co się pakuje. Tak jak kobieta, która zadaje się z żonatym mężczyzną. Wie, że nie możemy się żenić i pakuje się w to z otwartymi oczami. Więc zasługuje na to, co dostaje” – usłyszał. ¤¤¤ Bełchatów, jedno z większych (ok. 65 tys. ludności) miast regionu łódzkiego. Na tyle duże, że ksiądz Stefan i Roksana (imiona zmienione) mieli nadzieję na anonimowość. Jak się za chwilę okaże, nadzieję całkiem płonną... On (dla przyjaciół „Stanik”) jest zakonnikiem z kilkunastoletnim „stażem”, ona pracuje w instytucji finansowej. Przyglądamy się dyskretnie ich losom od ponad roku. Wtedy to ksiądz M., jeden z bełchatowskich kolegów po fachu „Stanika”,
rym – co czas pokazał – nawet w takim mieście jak Bełchatów nic się nie ukryje. – Już jako młody ksiądz był znanym w okolicy lowelasem i dziewczyny zmieniał jak rękawiczki. Gdy przez parę lat siedział na placówce w K., to i tak do nas przyjeżdżał, tylko że noc spędzał u kochanki, a dopiero rano szedł na parafię i opowiadał proboszczowi bajki, że samochód się po drodze zepsuł. Jak po powrocie do Bełchatowa zaczął przychodzić do tej Roksany, jej babcia z góry wiedziała, że łobuz wnuczce nie przepuści. No ale co miała robić, przecież to ksiądz... – mówi nam pani Maria, dziarska staruszka, która przyjaźni się z babcią Roksany. Atmosfera w domu dziewczyny stała się na tyle nieznośna, że za namową i z pomocą finansową ks. Stefana dziewczyna wynajęła samodzielne mieszkanie. Po kilku miesiącach znowu grunt zaczął im się palić pod nogami. Ktoś począł rozsyłać anonimy do Roksany i jej rodziny, ale adresowane również do ks. Ryszarda, ówczesnego przełożonego „Stanika”. – Zwrócił Stefanowi uwagę, żeby się nie afiszował, i tyle. Mamy w prowincji pewną równowagę strachu. Wiadomo – ten lubi chłopców, tamten ma dziecko... Najważniejsze to nie wywołać skandalu. Jeszcze nie słyszałem o kapłanie, którego by za dyskretne ciupcianie na boku spotkały jakieś dotkliwe sankcje biskupa czy przełożonych zakonnych. A zwykli ludzie? Trochę poplotkują, ale niewielu to w gruncie rzeczy obchodzi
POLSKA PARAFIALNA do takiego stopnia, żeby wszczynać wojnę. Bo wtedy to już jest wojna z Bogiem i Kościołem – twierdzi były zakonnik z Bełchatowa. ¤¤¤ „Jest wielu księży, którzy pełnią posługę kapłańską, mając kobiety. Istnieje społeczne przyzwolenie, by kapłan prowadził podwójne życie, akceptuje się tajny konkubinat. To jest poniżające dla kobiety” – przyznaje w książce „Przed Bogiem” znany jezuita, ojciec dr hab. Stanisław Obirek, który pod koniec 2005 r. postanowił definitywnie opuścić zakon. Również Rice zauważa taką prawidłowość: „W Polsce ksiądz decydujący się na małżeństwo z kobietą, którą kocha, jest odrzucany wraz ze swą partnerką. Jeśli jednak nic nie mówi, życie biegnie jak dawniej, a jego dzieci chodzą do szkoły wraz z innymi dziećmi z tej samej wsi. Wszyscy po prostu akceptują tę sytuację. Biorąc pod uwagę lepszy nawet niż CIA »wywiad« Watykanu, nikt nie może powiedzieć, że papież o tym nie wie. Qui tacet, consentit (milczenie znakiem zgody). Czyż standardy mogą być bardziej dwuznaczne?”. „Praktyka Kościoła, w tym również polskiego, jest taka, że jeśli wyjdzie na jaw, iż ksiądz nie dochowuje celibatu, biskup stara się go nakłonić do powrotu na drogę wstrzemięźliwości, niż spieszy z odsunięciem od duszpasterzowania” – mówi o tajemnicy poliszynela jezuita, o. Wacław Oszajca, redaktor naczelny „Przeglądu Powszechnego” i wykładowca na Papieskim Wydziale Teologicznym. ¤¤¤ Kiedy nowi sąsiedzi Roksany (wśród nich aktywistka kółka różańcowego) zaczęli zbyt głośno
i natarczywie komentować nocne u niej wizyty księdza, ta ponownie zmieniła mieszkanie. Nie pomogło. Co ciekawe, w nieustannie towarzyszących jej anonimach to właśnie ona, „kurwa parafialna”, była winna, że odciąga wiele(je)bnego od świętego Kościoła. Z pomocą finansową „Stanika” kupiła wreszcie nowe lokum w blokowisku, gdzie ludzie prawie się nie znają. Młoda kobieta – dodajmy, że bardzo atrakcyjna – ma chwilę oddechu... A oparcie w „swoim” mężczyźnie, który przez kilka lat nauki w seminarium oraz późniejszych praktykach parafialnych, świetnie wyszkolił się w opętywaniu umysłów? – Pamiętaj, kochanie, że ja sutanny nie zrzucę. Moje miejsce jest w zgromadzeniu. Gdybyś, nie daj Boże, zaszła w ciążę, będę musiał stąd wyjechać i tylko na tobie spocznie opieka nad dzieckiem – przestrzegał Roksanę „Stanik” po „wpadce” zakonnego konfratra, ks. M. Chwała mu za to, że z góry nie skazywał dziewczyny na aborcję. ¤¤¤ Kilka lat temu przeprowadzono wśród polskiego duchowieństwa katolickiego anonimową ankietę w sprawie celibatu. Za zniesieniem opowiedziało się 40 proc. badanych, za utrzymaniem – 10 proc. Pozostali byli zdania, żeby „zostawić tak, jak jest”... Czyżby ludzie świeccy aż tak bardzo przesiąknięci byli obłudą kleru?! Ciekawiło nas, do której grupy zaliczyłby się ks. Stefan: – Jestem zakonnikiem i nie wolno mi oficjalnie wypowiadać się dla mediów bez zgody przełożonego. Tym bardziej że jesteście dosyć kontrowersyjną gazetą – zauważył ostrożnie. Zaproponowaliśmy anonimowość: – Celibat jest rzeczywiście
7
ważkim i skomplikowanym problemem, wolałbym jednak nie zabierać w tej sprawie głosu. Proszę mnie zrozumieć – zaapelował do naszego sumienia. Zrozumieliśmy, więc jako opinię zastępczą znów zacytujemy Rice’a, któremu pewien były ksiądz tak oto wyjaśnił powód zrzucenia sutanny: „Wyczuwałem atmosferę niesamowitej dominacji, bycia kontrolowanym na jawie i we śnie. Kontrolowali mnie, przykuwając do brewiarza, posuwając jak pionek, cenzurując wszystko, co pisałem, nawet moje listy do gazet, zakuwając mnie w czarny garnitur (a w Rzymie – nawet wtłaczając w sutannę i goląc głowę), nakładając koloratkę na szyję, tak bym nie mógł się utożsamiać z ludźmi i aby ludzie nie mogli się utożsamiać ze mną. Cały wagon zaczynał milczeć, gdy wsiadałem do pociągu. W końcu poczułem, że nie mogę oddychać, do dziś robi mi się niedobrze, gdy tylko widzę sutannę lub czarny garnitur (...). Wszystko jest okryte milczeniem (...), masz nad sobą dożywotnią władzę biskupów. Jeśli są niesprawiedliwi, nie ma się do kogo odwołać, nie ma sądu ani należnego procesu”. A czy hierarchia kat. Kościoła pragnie dyskusji o celibacie? „Na zajęciach z teologii moralnej tłumaczono nam zasadę funkcjonowania zapory wodnej. Że jak się w jednym miejscu zrobi dziurę, szlag trafi całą zaporę. To miało wówczas obrazować kwestię prezerwatywy: jak się Kościół zgodzi na prezerwatywę, to sypnie się całe nauczanie moralne Kościoła” – tak o. Obirek wspomina początki swojej zakonnej edukacji. ¤¤¤ I choć celibat nie prezerwatywa, to w kwestii stabilności konstrukcji „nauczania moralnego” podobieństwa są oczywiste... ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
ałżeńską przysięgę przed ołtarzem składa rocznie 150 tysięcy par. W 2004 roku 2 tys. par zdecydowało się na wszczęcie procesu „rozwiązującego to, co Bóg związał” – o 500 więcej niż przed dwoma laty. Sądy biskupie unieważniły 1,5 tys. małżeństw. Rok wcześniej – tysiąc.
M
Jedną z pierwszych decyzji Benedykta XVI jest instrukcja „Dignitas connubii” („Godność małżeństwa”). Ma utrudnić unieważnianie małżeństw kościelnych. Ja, dziennikarz tygodnika „FiM”, doświadczam tego na sobie. Benedykt XVI wypełnia swą instrukcją wolę Jana Pawła II, który w 2004 roku zlecił opracowanie tego dokumentu. Przemawiając do członków najwyższego trybunału – Roty Rzymskiej – Jan Paweł II uznał, że sądy biskupie za łatwo godzą się na unieważnianie małżeństw. Martwiło go, że diecezjalne sądy biskupie nie wnikały w życie swych owieczek zbyt wnikliwie, nakazał więc szybkie prace nad instrukcją utrudniającą uzyskiwanie rozwodów. Papież działał zapewne pod wpływem praktyki opanowującej polski Kościół – pośród owieczek coraz głośniej mówiło się, że rozwód kościelny „idzie załatwić”, trzeba tylko wiedzieć, do kogo uderzyć i za ile. Papież – znany z konserwatywnych poglądów na rodzinę – postanowił proceder ten jeśli nie przeciąć, to istotnie utrudnić. Nie było lepszego wykonawcy jego woli niż superkonserwatywny kardynał Ratzinger, który – już jako Benedykt XVI – natychmiast wprowadził w życie nakazy poprzednika. „Dignitas connubii” unieważnienie kościelnego małżeństwa czyni więc dużo trudniejszym i znacznie droższym. Kościół w Polsce już zapowiedział, że nie będzie honorować pozwów z kancelarii prawnych zajmujących się unieważnieniami ślubów kościelnych. – Pomoc w pisaniu pism i kierowaniu małżonków do sądów biskupich powinny przejąć poradnictwa rodzinne przy parafiach – powiedział ks. dr Antoni Żurek z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Oznacza to, że nie będzie już swoistego automatu: przychodzisz, płacisz i dostajesz skierowanie. Teraz, zanim wyposażą cię w odpowiednie pismo i odeślą do właściwego sądu biskupiego, najpierw
I będę cię znosić aż do śmierci na miejscu będą się starali wybić ci z głowy unieważnianie ślubu. Już nie tylko przed sądem będziesz musiał wyjawić tajemnice alkowy, ale także przed osobą z parafialnej poradni rodzinnej, która „w trosce o katolickie stadło” będzie z butami wchodziła w twoje życie. Przed przesłuchaniem właściwym czeka cię przesłuchanie wstępne. Ponieważ kandydaci na rozwodników dowodzili dotąd najczęściej braku współżycia płciowego lub tego, że ślub kościelny zawarli „z woli rodziny”, to teraz instrukcja „Dignitas connubii” precyzuje ogólny kanon 1095, obwarowując ten najpopularniejszy wybieg – brak seksu w małżeństwie – wieloma szczegółowymi pytaniami o powody „małżeńskiej epoki lodowcowej”. Na przykład – czy małżonkowie nie są sobą znudzeni, czy nie żywią do siebie urazów itp. Dokument „Dignitas connubii” wszedł już w życie, ale wydano go po łacinie. W lipcu 2005 roku rozpoczęto tłumaczenie go na polski, a po zakończeniu tego dzieła sądy biskupie będą musiały respektować wolę Benedykta XVI. Koniec dobrego? Oczywiście – nie! Upokarzające procesy rozwodowe tylko się wydłużą i zdrożeją. Kogo będzie na to stać, dostanie, co będzie chciał. Jak to w Kościele...
Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy: 1) są pozbawieni wystarczającego używania rozumu; 2) mają poważny brak rozeznania oceniającego co do istotnych praw i obowiązków małżeńskich wzajemnie przekazywanych i przyjmowanych; 3) z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich. Chodzi tu o zatajoną przed ślubem niepłodność, impotencję, niechęć do posiadania potomstwa; o ukrywanie dokuczliwych nałogów i informacji o zaciągnięciu poważnych długów oraz ślubowanie pod przymusem.
KS. BP WOJCIECH POLAK doktor teologii moralnej Małżeństwo w świetle nauki Kościoła jest nierozerwalnym związkiem. Są natomiast przypadki, gdy związek już od samej chwili zawarcia był z różnych przyczyn nieważny. Zatem proces, który media nazywają rozwodem kościelnym, to nic innego jak sprawdzenie w drodze przesłuchiwania świadków, oceniania dowodów itp., czy związek kobiety i mężczyzny został zawarty nieważnie. Pojawiają się czasem głosy, jakoby Kościół głosił podwójną moralność, udzielając ślubów, a potem dając rozwody. Nie ma moralnego rozdwojenia w przeprowadzaniu stwierdzania nieważności małżeństwa. Jest tylko najszczersza chęć dotarcia do prawdy na temat danego związku.
Pozew w kościelnej terminologii nazywa się „Skargą o unieważnienie małżeństwa”. Napisanie go nie jest ani proste, ani tanie. Przeważnie załatwia to kancelaria, inkasując od 2,5 do 3 tys. złotych. Zależy to od diecezji – najdrożej jest w tarnowskiej, rzeszowskiej i gliwickiej. Wcześniej trzeba odwiedzić proboszcza i poprosić o wydanie dokumentów potwierdzających zawarcie małżeństwa. Oczywiście, za „co łaska”, czyli od 200 zł wzwyż. W końcu moja skarga trafiła do sądu i po miesiącu ksiądz przewodniczący przysłał mi „Powiadomienie o przyjęciu skargi i wezwanie do zawiązania sporu”. Pytał, czy istnieje możliwość pogodzenia się ze współmałżonką i czy moim zdaniem małżeństwo jest nieważne. Przewodniczący wyznaczył siedmioosobowy skład sędziowski, stwierdził też, że będzie badał nieważność zawarcia małżeństwa z tytułu: „Niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej po obu stronach (kan. 1095 – 3)”. Pismo zakończył stwierdzeniem: „(...) ciężar dowodzenia spoczywa na stronie, która coś twierdzi, dlatego Sąd informuje, że wysunięcie zarzutu, który w toku dowodzenia wymaga powołania biegłego sądowego, pociąga za sobą obowiązek pokrycia kosztów sporządzenia opinii, do czego Sąd może na odpowiednim etapie . Wszystko jasne – ja się rozwodzę, ja płacę. Po kilku miesiącach stanąłem przed surowym obliczem kościelnej sprawiedliwości. Na stole krzyż, za stołem przewodniczący sądu, obok notariusz. Też ksiądz. Facetów w czerni interesował głównie seks. Jak często? Jak długo? Czy nie używało się bezbożnych środków antykoncepcyjnych? Czy były zdrady małżeńskie (choć to wcale nie jest powodem unieważnienia małżeństwa). Bardzo interesuje ich również sprawność seksualna. No i, oczywiście, kasa – jakie ma się dochody i majątek... Wszystko skrzętnie notowano. Jednak w moim przypadku interesowało ich głównie to, dlaczego pracuję w „bezbożnej i plugawej” gazecie „FiM”. Odpowiedź, że jestem profesjonalistą i pracuję tam, gdzie mi lepiej płacą, wyraźnie sędziów nie zadowoliła. Nie dziwię się, w końcu doprowadziłem do skazania księdza, który „jedynie najechał” na 11-letnie dziecko i uciekł z miejsca wypadku. Złamałem też karierę pewnemu
biskupowi, publikując szereg tekstów o wypadku, w którym to dziecko zginęło. Biskup zaś niczego tak nie pragnął, jak ciszy wokół tej sprawy. Był już zresztą blisko rozmycia jej, a w rezultacie – uchronienia pirata w sutannie przed odpowiedzialnością. Ta sprawa do tego stopnia przesłoniła zasadniczą – o rozwód – że przed złożeniem zeznań nie było szans na przeczytanie „skargi”. Zresztą nie omieszkano tam zaznaczyć, że pracuję w gazecie szkalującej wiarę i Kościół (sic!). Cały ten cyrk trwa miesiącami. Sąd informował o swoich poczynaniach. Wzywał do podawania świadków i przeprowadzenia dowodów. Dostałem m.in. pismo o powołaniu przez sąd biegłego psychologa. Najciekawszy fragment w tym piśmie: „O wysokości honorarium dla biegłego zostanie Pan poinformowany po przeprowadzeniu badań i sporządzeniu opinii”. Można oczywiście nie odpowiadać, ale wtedy sąd zleca badanie na podstawie akt sprawy. Biegły może zatem bez przeszkód uznać człowieka za niespełna rozumu, nie oglądając go na oczy. Kościół tłumaczy, że procedura musi być tak długotrwała i drobiazgowa, bo unieważnienie sakramentu małżeństwa to sprawa bardzo poważna, a co nagle, to po diable. Pochopność jest też niewskazana i z tego względu, że im dłużej to
trwa, tym większe są szanse, że małżonkowie zniechęcą się do swojego pomysłu i pogodzą się. Choćby dla świętego spokoju. Ale jest i trzecie wytłumaczenie – szmal. Samo złożenie skargi (wcześniej zwykle pisanej przez kancelarię) w pierwszej instancji kosztuje 400–500 zł, a małżeństwo może być unieważnione dopiero po zbadaniu akt sprawy w drugiej, wyższej instancji. Tu też trzeba płacić. Proces jest więc nie tylko długotrwały, obrzydliwy i upokarzający, ale także niezwykle kosztowny. Zdarzały się przypadki, że ludzi decydujących się na taki krok kosztowało to kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Można to wszystko przyspieszyć. Trzeba tylko mieć znajomości w kurii i gruby portfel. Ale uwaga! Sądy biskupie coraz częściej uwalniają od małżeństwa... tylko jedną ze stron. W ten sposób kobieta, która złożyła skargę, może być wolna, ale jej mąż – w świetle kościelnego prawa – nadal będzie pozostawał z nią w związku! Gdyby więc jemu wpadł do głowy głupi pomysł ponownego przysięgania przed ołtarzem, będzie musiał pofatygować się do sądu biskupiego... Czyż to nie doskonały w swej prostocie pomysł – brać za to samo dwa razy? Raz od żony, a drugi raz od męża? A właściwie razy cztery, bo każde z nich zapłaci jeszcze za ponowny ślub kościelny. TOMASZ ŻELEŹNY
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r. Wywiad z profesorem Hubertusem Mynarkiem – byłym księdzem, teologiem i filozofem, dziekanem Uniwersytetu Wiedeńskiego, pisarzem i najbardziej – obok Karlheinza Deschnera – znanym niemieckim krytykiem Kościoła rzymskokatolickiego. – Jak to się stało, że ksiądz pochodzący z Polski, profesor teologii kilku uczelni, stanął po drugiej stronie ideologicznej barykady? – Byłem przez bardzo długi czas produktem mojego śląsko-katolickiego środowiska. Z czasem jednak zrozumiałem lepiej znaczenie katolickiej teologii. Jedynym jej zadaniem jest legitymizowanie strategii hierarchii kościelnej. Papież, który jest antydemokratycznym autokratą, deklaruje: „Objawienie istnieje, przyszło z nieba, przyniesione przez Jezusa Chrystusa, jest zapisane w Piśmie Świętym, w czterech Ewange-
jest dla niego jedynie fasadą, za którą ukrywa swoje właściwe zamiary. Oto dlaczego zrzuciłem sutannę i wystąpiłem z Kościoła katolickiego! – Odchodząc z Kościoła w 1972 roku, napisał Pan list otwarty do papieża Pawła VI, wzywając do zniesienia celibatu i demokratyzacji w Kościele. – Papież, naturalnie, nie odpowiedział. Władza absolutna nie widzi potrzeby dyskutowania. Ona znajduje interes tylko w wydawaniu poleceń. Wysłałem także kopię mojego listu otwartego do ówczesnego arcybiskupa Wiednia, kardynała Ko-
ZAMIAST SPOWIEDZI tytułem „Herren und Knechte der Kirche” („Panowie i wasale Kościoła”). Redakcja wydawnictwa z radością zaakceptowała mój skrypt. Bertelsmann rozesłał zapowiedzi i fragmenty mojej książki do wszystkich wielkich gazet. Kościół zorientował się, że ukaże się niebezpieczna książka i wywarł taką presję na wydawnictwo, że wycofało się z publikacji. Tak wielka jest finansowa i propagandowa siła Kościoła, że największy dom wydawniczy przestraszył się i zmienił zamiary! Natychmiast jednak zgłosiły się inne wydawnictwa i w końcu książka ukazała się w 1973 roku w wydawnictwie Kiepenheur & Witsch w Kolonii i już po dwóch tygodniach stała się bestsellerem. Tego Kościół nie mógł tolerować! Kardynałowie, biskupi i wielu oportunistycznych teologów wytoczyło mi procesy. Było ich w sumie ponad 15. Twierdzili,
Kościół to perwersja (1) liach i w listach apostołów”. Jednak to papież, jako „nieomylny”, decyduje o tym, jak interpretować treść Biblii. Jednocześnie w Starym i Nowym Testamencie znajdujemy mnóstwo okrucieństw, scen pornograficznych, niemoralnych zasad i nakazów. A do tego hierarchia kościelna, papieże i sobory deklarują, że Biblia jest od A do Z świętą księgą, daną nieomylnie przez Boga. – Chce Pan powiedzieć, że teologowie, ludzie inteligentni i z tytułami naukowymi, nie widzą tej sprzeczności? – Naturalnie, że teologowie są świadomi, iż niezależne badania Biblii dowodzą czegoś zupełnie przeciwnego: odkrywają przecież w tym „świętym piśmie” mnóstwo mitów, oszustw i fałszerstw. Jednak jako urzędnicy kościelni teologowie muszą mówić, uzasadniać i legitymizować to, co papież i biskupi nakazują. Nie wolno im powiedzieć ludowi katolickiemu prawdy! W rzeczywistości nic się nie zmieniło od czasów świętego Ignacego Loyoli, założyciela jezuitów, który ogłosił: „Aby dojść do prawdy we wszystkich sprawach, musimy być gotowi do wiary, że to, co nam wydaje się białe, jest czarne, jeżeli Kościół hierarchiczny tak to definiuje”. Pod wpływem długich badań historycznych, filozoficznych i egzegetycznych stało się dla mnie zupełnie jasne, że teologia nie jest obiektywną nauką. Teologia jest ideologią w służbie władzy hierarchicznej, która samą siebie ustanowiła nieomylną prawdą. Tej „prawdy” potrzebuje Kościół, aby ludzi straszyć piekłem, grzechem, karą za nieposłuszeństwo, wyrzutami sumienia, spowiedzią itp. Kościół hierarchiczny chce jedynie panować i odnosić korzyści, a religia
eniga, ponieważ byłem profesorem i dziekanem na Uniwersytecie Wiedeńskim. Oczywiście, też nie dostałem żadnej odpowiedzi. Za to kardynał natychmiast zażądał od kanclerza Austrii Brunona Kreiskiego mojego zwolnienia ze stanowiska profesora wydziału teologii katolickiej państwowego uniwersytetu. Państwo austriackie zrobiło posłusznie to, czego chciał Kościół – wysłano mnie na emeryturę. Tygodnik „Der Spiegel” napisał wówczas: „Mynarek w wieku 43 lat stał się najmłodszym emerytem wśród profesorów teologii”. Echa mojej decyzji pojawiły się w całej Austrii i Niemczech. Wszystkie wielkie gazety odnotowały to wydarzenie: „Kronenzeitung”, „Die Presse”, wiedeński „Kurier”, „Stern”, „Frankfuerter Allgemeine Zeitung”. Poświęcono mi obszerne artykuły, a wszystko dlatego, że byłem pierwszym w XX wieku profesorem teologii, który wystąpił z Kościoła. Naturalnie, ukazały się także artykuły pełne nienawiści i złości przeciwko mnie, szczególnie w wielu kościelnych gazetach. Kościół, ta „siedziba miłości i dobroci”, nie wybacza takiego kroku byłemu księdzu! – Czym się Pan zajął po odejściu z Kościoła? – Moja sprawa stała się tak głośna, że największe wydawnictwo niemieckie Bertelsmann Koncern poprosiło mnie o napisanie książki na temat stosunków i intryg w Kościele i wśród panów tego Kościoła. A więc napisałem książkę pod
że moja książka ich obraża. Urażony był m.in. Ratzinger, obecny papież, który także wytoczył mi proces. Wszyscy oni żądali odszkodowań jako zadośćuczynienia za szkody na ich honorze. W sumie żądano ode mnie 360 tys. marek niemieckich! W efekcie procesów i wyroków straciłem dom, a nawet maszynę do pisania. Do dzisiaj nie ma w Niemczech sędziego, który wydał wyrok na niekorzyść Kościoła w procesach ludzi, którzy krytykują go w imieniu prawdy historycznej. Doszło do tego, że zakazano sprzedaży mojej książki. Dopiero w 2003 roku doczekałem się ponownego jej wydania pod tym samym tytułem i z uwzględnieniem niesprawiedliwości, jakiej doświadczyłem ze
strony sądów i Kościoła. Tylko ateistyczne wydawnictwa – Historia Verlag i Ahriman Verlag – miały odwagę wydać moją książkę. Chociaż procesy przeciwko mnie trwały wiele lat i kosztowały wiele energii, publikowałem dalsze książki: historyczne, filozoficzne, kosmologiczne, antropologiczne i socjologiczne. Ponadto odbyłem wiele prelekcji i odczytów dla słuchaczy z różnych środowisk. – Do tej pory ukazały się w Polsce dwie Pana książki: „Jezus i kobiety” i „Zakaz myślenia”. W pierwszej podjął Pan próbę demitologizacji seksualności założyciela chrześcijaństwa, a w drugiej obnażył fanatyzm, który kryje się u źródeł wielkich religii monoteistycznych. – Hierarchia kościelna do dzisiejszego dnia twierdzi, że Jezus był aseksualny, absolutnie czysty, niepokalany, niedotknięty zmysłowością. Kościół potrzebuje właśnie takiego Jezusa i jego matki, aby wpoić ludziom swoją rygorystyczną, antyhumanistyczną ideologię moralności. Ludzie mają mieć poczucie winy, gdy porównają swoje „grzeszne” życie seksualne z ascetycznym życiem Jezusa. Ale Jezus był inny, jeśli wierzyć ewangeliom. Stale otoczony był kobietami, chętnie gościł u kobiet, na przykład Marii i Marty, sióstr Łazarza, którego – według Ewangelii świętego Jana – wskrzesił do nowego życia. Szczególnie serdeczny stosunek miał Jezus do Marii Magdaleny. Reformator Marcin Luter, znawca Biblii, mówił o „wielkiej miłości” między Jezusem i Marią Magdaleną. Faktem pozostaje, że bez kobiet nie byłoby chrześcijaństwa. Maria Magdalena i inne kobiety były pierwszymi misjonarkami zmartwychwstałego Jezusa. Apostołowie nie chcieli wierzyć kobietom, które twierdziły, że widziały żyjącego Jezusa. Ewangelie apokryficzne, których Kościół później zakazał, opisały wielką rolę kobiet u progu chrześcijaństwa. Później patriarchalne, zdominowane przez mężczyzn struktury Kościoła likwidowały ślady matriarchatu w pierwotnym Kościele. Co do mojej publikacji pod tytułem „Zakaz myślenia”, to wyjaśnia ona, że religie monoteistyczne proklamują swoją podstawową tezę: Bóg jest i rozwiązuje każdy problem. Ponieważ istnieje, wszystkie problemy mają szansę na rozwiązanie. Niestety, Bóg nie rozwiązuje żadnego problemu, on sam jest problemem. Tajemnicy zła w świecie nie daje się pogodzić z istnieniem Boga absolutnej dobroci i miłości. Kościół rzymskokatolicki, a także inne wyznania
9
i religie monoteistyczne potrzebują Boga jako najwyższej i ostatniej instancji, aby móc żądać od ludzi absolutnego, bezwarunkowego posłuszeństwa wobec siebie. Również systemy polityczne potrzebują dla utrzymania i umocnienia swojej władzy najwyższego przywódcy, Führera, lidera, i wyposażają go w boskie atrybuty. Każdy z tych systemów religijnych i politycznych wydaje zakazy myślenia i buduje barykady, których nie wolno przekraczać. Ale wolna myśl musi żądać wolności myślenia we wszystkich sprawach, także wolności do wątpienia. Bez wątpienia nie ma postępu w ludzkiej kulturze. Tymczasem Kościół naucza, że każda wątpliwość wobec jakiejkolwiek prawdy przez niego głoszonej jest grzechem śmiertelnym. Kto nie wierzy, będzie potępiony! – Wiele osób uważa, że Kościół katolicki jest ostoją publicznej moralności. Sądzą, że bez tej instytucji świat pogrążyłby się w moralnym chaosie i anarchii. – Ludzie, którzy coś takiego twierdzą, są albo ślepi, albo fanatyczni. Prawdą jest, że Kościół nieustannie głosi: „Jestem najwyższą, najważniejszą instancją i gwarancją moralności”. Ale chaos i anarchia są w samym sercu Kościoła katolickiego! Katolicyzm jest najbardziej niemoralną religią w całej historii ludzkości. Moja książka „Nowa inkwizycja” wykazuje we wszystkich szczegółach zbrodnie Kościoła w odleglejszej przeszłości, a także w XIX i XX wieku. Nie ma drugiej takiej religii, która zniszczyłaby tyle istnień ludzkich, co religia katolicka. Inkwizycja, palenie kobiet – domniemanych czarownic – likwidacja całych narodów, prześladowania niewierzących, heretyków, żydów, tak zwanych sekt; związki Kościoła z dyktatorami (Mussolini, Franco, Hitler, Pinochet), z mafią (Calvi, Sidona etc.); wykorzystywanie niewinnych dzieci i młodych ludzi do celów seksualnych przez papieży, biskupów i księży; oszustwo celibatu, który trwa, chociaż mnóstwo księży żyje z partnerkami lub partnerami (co opisałem w moich książkach: „Eros und Klerus” i „Casanovas in Schwarz”). Współczesne państwa i rządy w wyniku własnej słabości lub głupoty popierają mity o moralnym autorytecie Kościoła i jego niezbędności dla prawidłowego funkcjonowania społeczności ludzkiej. Dzięki temu Kościół zyskuje na znaczeniu i rośnie w siłę, także finansową. Tymczasem każdy człowiek ma własne sumienie i musi zbudować swój własny system etyczny, jeżeli nie chce się stać wasalem propagandy, konwencji i ślepej dogmatyki Kościoła. Papież Jan Paweł II podróżował do niedawna, a Benedykt XVI obecnie – do milionów ludzi, ale obaj są niczym więcej jak postaciami popkultury. Dla ugruntowania i podniesienia moralności nie czynią niczego. Cdn. Rozmawiał ADAM CIOCH
10
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
POD PARAGRAFEM Jeśli chcecie zobaczyć, ile warte są obietnice Lecha Kaczyńskiego, jedź-
PRZEDMIEŚCIE
cie do Warszawy. Nic nie zobaczycie. Warszawa jest bodaj najgorzej zarządzanym miastem w Polsce. Teraz na przykład pośród zwałów śniegu nie tylko nie można zaparkować – są też miejsca, gdzie trudno przejść. Wyjechać z miasta przez wiecznie zakorkowane drogi wylotowe – również niełatwo. Długo by zresztą mówić, więc skupmy się na wizytówce. Jest nią Krakowskie Przedmieście... A przynajmniej powinno być. Jednak jeden z najpiękniejszych traktów w Europie jest w stanie skandalicznym – kompromituje kierowników miasta, wywołuje rumieniec wstydu na twarzach mieszkańców. W 2004 roku ratuszowi PiS-owcy szumnie zapowiadali, jak oni pięknie Krakowskie urządzą. Do dziś Zarząd Dróg Miejskich nie ma nawet pełnej dokumentacji, choć władze stolicy wywaliły na te kwity ponad 1,5 mln złotych. Naczelny architekt miasta Michał Borowski twierdzi, że remont zacznie się w połowie kwietnia br.. Można przyjmować zakłady, że zamiast planowanego generalnego remontu będzie tylko jakaś łatanina. Ot – żeby Benedyktowi XVI, który w maju będzie tędy przejeżdżał, piuska nie spadła na wybojach. TŻ Państwowe Porty Lotnicze w Warszawie wzbogaciły się o nowego wicedyrektora, który będzie odpowiadał za największą obecnie inwestycję, czyli budowę Okęcia 2. Został nim Janusz Fota, który wcześniej wyleciał z warszawskiego Zarządu Dróg Miejskich. Wyszło na jaw, że Fota kupił bardzo atrakcyjne mieszkanie komunalne w centrum miasta. Za chałupę wartą około 140 tys. złotych pan urzędnik zapłacił 25 tysięcy. Kaczor postawił mu wtedy ultimatum: albo odda mieszkanie, albo wylatuje. Fota wybrał mieszkanie. Jego kupno umożliwił mu Robert Malicki, członek zarządu spółki miejskiej zarządzającej nieruchomościami na Ochocie. Od niedawna Malicki jest szefem gabinetu politycznego ministra Polaczka z PiS-u i nie zaprzecza, że pomógł Focie dostać stanowisko w PPL. Dyrektorem odpowiedzialnym tam za strefę ograniczonego użytkowania wokół Okęcia i za wypłatę ogromnych odszkodowań okolicznym mieszkańcom jest Tomasz Szawłowski. Wyrzucony zresztą z tego samego Zarządu Dróg Miejskich, bo nie wywiązywał się ze swoich obowiązków, czyli... leń. Nowym szefem Portów, a więc jednej z najbogatszych firm państwowych – z rekomendacji pisuarowego ministra transportu i budownictwa – jest niejaki Paweł Łatacz. Czy wszystko jasne? TŻ
PORT WYRZUCONYCH
Ziobro życie lekce waży Kto ma legalne pozwolenie na broń, niech schowa je na strychu, a z „gnata” nie korzysta nawet wtedy, gdy jego życie będzie wisieć na włosku. Zwłaszcza wtedy. Dlaczego? Bo w prawym i sprawiedliwym państwie grozi to długoletnim więzieniem. Gdy bandyta zginie, a prokurator i sąd uznają, że napadnięty przekroczył granicę obrony koniecznej (a jest to łatwiejsze, niż się zdaje), to ofiara trafi do więzienia na 25 lat albo dostanie dożywocie. Coś takiego mógł wymyślić tylko wyjątkowy umysł, którego posiadaniem może poszczycić się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Wszystko zaczęło się w 2004 roku. Wtedy to policja rozbiła największe gangi zajmujące się produkcją materiałów o treściach pedofilskich. O wykorzystywaniu dzieci zrobiło się głośno. Sami prawnicy domagali się zaostrzenia kar i przymusowego leczenia pedofilów. Posłanka SLD Katarzyna Maria Piekarska zabrała się do pracy i 5 marca wysmażyła projekt projektu. Następnie od lipca 2004 do marca 2005 r. posłowie specjalnej podkomisji debatowali, pytali ekspertów,
Porady prawne Zarejestrowałem się do alergologa i na następną wizytę muszę zrobić parę badań laboratoryjnych. Alergolog odmawia mi wydania skierowania na te badania, twierdząc, że powinien to zrobić lekarz ogólny. Lekarz ogólny odmawia natomiast, tłumacząc, że to alergologowi potrzebne są te badania. Gdzie leży prawda? (Daniel G.) Lekarz alergolog wprowadził Pana w błąd. Postępowanie w przedmiocie udzielania świadczeń opieki zdrowotnej jest takie, że pacjent będący pod opieką poradni specjalistycznej powinien uzyskać skierowania na badania diagnostyczne od specjalisty. Świadczenia specjalistyczne udzielane pacjentowi obejmują bowiem porady lekarskie wraz z wykonanymi badaniami diagnostycznymi, również z zakresu kompetencji lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Jeżeli zatem lekarz rodzinny bądź lekarz pierwszego kontaktu, wydając Panu skierowanie do alergologa, nie skierował Pana jednocześnie na podstawowe badania laboratoryjne, to obowiązek ten ciąży na alergologu, o ile według niego przeprowadzenie takich badań jest konieczne. ¤¤¤ Jako kawaler zawarłem u notariusza umowę przedwstępną kupna lokalu mieszkalnego. Praktycznie za lokal ten zapłaciłem przed małżeństwem. W tym samym roku zawarłem związek małżeński. Po urodzeniu dziecka w lokalu tym zameldowałem żonę i dziecko. Obecnie jestem w separacji,
§
a małżonka wraz z dzieckiem przebywa poza miejscem zamieszkania. Termin zawarcia umowy przyrzeczonej upływa w lipcu 2006 r. Zamierzam w porozumieniu ze sprzedającym zmienić umowę przedwstępną, tzn. lokal kupi mój brat. Kto zatem (ja czy brat po zakupie lokalu) powinien złożyć w gminie wniosek o wymeldowanie z urzędu? Czy korzystniejsze byłoby zawarcie umowy sprzedaży pomiędzy mną a bratem? Czy w procesie o rozwód strony muszą mieć adwokata? (chcę rozwodu bez orzekania o winie, a majątku do podziału brak). W jakiej wysokości sąd może zasądzić mi alimenty na 3-letniego syna i jakie mogą być koszty rozwodu? (Władysław J., Myślenice) Wymeldowanie żony i dziecka jest zależne od tego, czy przebywają oni w miejscu stałego pobytu. Jeżeli z umowy przedwstępnej wynika, że ma Pan prawo do dysponowania lokalem, to być może do wymeldowania wystarczy Pana wniosek. Jeżeli nie, to wniosek ten może złożyć Pan lub Pana brat po uzyskaniu tytułu własności lokalu. Szczegółowe informacje otrzyma Pan we właściwym ze względu na Pana miejsce zameldowania urzędzie gminy, w wydziale ewidencji ludności. Jeżeli kwota zapłacona przez Pana za mieszkanie nie jest majątkiem wspólnym, to żona nie będzie miała do mieszkania żadnych praw. Jeżeli jednak część tej kwoty była majątkiem dorobkowym, uzyskanym w czasie trwania małżeństwa, to będzie Pan musiał się z żoną rozliczyć bez względu na to, czy ostatecznie mieszkanie kupi Pan, czy brat. Oczywiście każde przejście własności nieruchomości pociąga za sobą
myśleli. 14 kwietnia 2005 r. marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz mógł poddać pod głosowanie gotowy projekt. Posłowie PiS jednak nagle uzależnili poparcie projektu od przyjęcia kilku poprawek. I to nie byle jakich. Najważniejsza z nich dotyczyła artykułu 148 kodeksu karnego. Ziobro zaproponował, aby za zabójstwo za pomocą broni palnej groziły kary najwyższe, i to bez żadnych wyjątków. Na nic nie zdały się głosy ekspertów, że tak poważnych zmian nie wprowadza się w ostatniej chwili. „Ustawa w wersji przyjętej przez Sejm w żadnym przypadku nie powinna zostać uchwalona. Zawiera tak dużą liczbę błędów i nieprzemyślanych rozwiązań, iż jej przyjęcie zrodzi więcej problemów, niż przyniesie korzyści (...). Zmiana (...) regulacji dotyczącej zabójstwa kwalifikowanego, między innymi dokonanego z użyciem broni palnej, jest nie do przyjęcia” – tak skomentował treść ustawy jeden z najlepszych polskich specjalistów od prawa karnego, profesor Marek Mozgawa. Dlaczego? „A co zrobić z osobami przekraczającymi granice obrony koniecznej? Czy one naprawdę zasługują na karę 25 lat lub dożywocie?” – pytał
konieczność zapłaty kosztów notarialnych, a także podatku od sprzedaży nieruchomości oraz opłat związanych ze zmianą treści księgi wieczystej. W sprawach rozwodowych nie ma obowiązku reprezentowania stron przez adwokata. Orzeczenie rozwodu bez orzekania o winie możliwe jest tylko wtedy, jeżeli następuje na wniosek obojga małżonków. Jeżeli żona zażąda rozwodu z orzekaniem o winie, to sąd zobowiązany będzie rozstrzygnąć kwestię winy w orzeczeniu rozwodowym. W sprawach rozwodowych obowiązuje opłata stała od pozwu w wysokości 600 złotych. Wysokość alimentów sąd określa każdorazowo indywidualnie, mając na względzie zarówno usprawiedliwione potrzeby uprawnionego, jak i możliwości majątkowe i zarobkowe zobowiązanego. Nie jestem więc w stanie podać Panu w przybliżeniu, jaka to będzie kwota. ¤¤¤ Od ponad 20 lat jestem wdową. Po śmierci męża podjęłam pracę, pobierając jednocześnie rentę rodzinną po mężu. Czy skoro sama wypracowałam swoją emeryturę i nie wyszłam ponownie za mąż, to odebranie mi renty rodzinnej jest zgodne z konstytucją? (Halina B., Gdańsk) Z Pani listu wynika, że spełniła Pani jako wdowa warunki do otrzymania renty rodzinnej na podstawie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Ustawa nie przewiduje utraty prawa do renty rodzinnej w związku z przejściem na emeryturę osoby uprawnionej do jej pobierania. Jeżeli zatem ma Pani ustalone prawo do renty rodzinnej (stałej, a nie okresowej), to nie ma podstaw do jego wygaśnięcia w związku z przejściem przez Panią na emeryturę. Jednakże w przypadku zbiegu prawa do świadczeń, tj. w Pani wypadku – prawa do emerytury i renty rodzinnej, ZUS może
profesor. Takich opinii posłowie dostali dziesiątki. Ostateczne głosowania odbyły się w trakcie kampanii wyborczej w lipcu 2005 r. I to spowodowało, że zabrakło odważnych, którzy przeciwstawiliby się poprawce Ziobry. Propozycja PiS-u została włączona w projekt antypedofilski. Prezydent Olek herbu „Olej” także nie protestował. W efekcie od pierwszego grudnia 2005 r. kodeks karny – zamiast zwiększać ochronę osób broniących się i nawet przekraczających jej granice – zmniejsza ją. Zapytaliśmy praktyków – prokuratorów i sędziów – czy dobrze rozumiemy nowe regulacje. Oto jedna z wielu jednobrzmiących opinii – prokuratora z Warszawy, Macieja Kujawskiego: – Jest prawdą, że w przypadku przekroczenia granic obrony koniecznej sąd może wymierzyć wyłącznie karę albo dożywocia, albo 25 lat więzienia. Zwróćcie uwagę, że przepis ten dotyczy także ofiar przemocy domowej. W takich przypadkach sąd powinien mieć jakiś wybór. Tutaj nie ma żadnego. A przekroczyć granice obrony koniecznej jest bardzo łatwo! KATARZYNA PATORA ANNA KARWOWSKA
wypłacić tylko jedno świadczenie. Z reguły wypłaca się to świadczenie, które jest korzystniejsze. Może Pani jednak sama wybrać, które z tych świadczeń ZUS ma Pani wypłacać. ¤¤¤ Mam 60 lat. Jestem rozwódką z orzeczeniem rozwodu z winy męża. Sąd zasądził od męża alimenty na moją rzecz. Mąż przebywa w państwie, z którym Polska nie ma umowy o wzajemnym ściganiu zobowiązań alimentacyjnych. Czy w razie śmierci męża mogę ubiegać się o emeryturę po nim, którą otrzymuje zarówno w Polsce, jak i w kraju pobytu? (Krystyna W., Bytom) Jeżeli rozwódka w chwili śmierci męża ma prawo do alimentów z jego strony ustalone wyrokiem lub ugodą sądową, to może otrzymać rentę rodzinną po mężu. Warunkiem niezbędnym do uzyskania prawa do renty jest osiągnięcie przez nią w chwili śmierci męża wieku 50 lat bądź niezdolność do pracy. Spełnia Pani zatem ustawowe wymogi do uzyskania renty rodzinnej. Gdyby Pani była jedyną osobą uprawnioną do renty rodzinnej po mężu, to otrzymałaby Pani 85 proc. świadczenia, które by mu przysługiwało. Dotyczy to emerytury, do której prawo były mąż uzyskał w Polsce. Jeżeli chodzi o świadczenie emerytalne otrzymywane przez niego za granicą, to powyższą kwestię regulują przepisy kraju, w którym uzyskał on prawo do emerytury. Być może również one przewidują rentę rodzinną dla rozwiedzionej małżonki z ustalonym prawem do alimentów ze strony byłego męża. Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań tygodniowo. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Odpowiedzi szukajcie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
§
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r. odczas gdy wylatują na zbitą twarz szefowie większych, średnich i całkiem małych spółek Skarbu Państwa, w Agencji Nieruchomości Rolnych nie pękają: – U nas zawsze dzielono sprawiedliwie. Dostał biskup, żeby opatrzność czuwała, pożywił się polityk, i to niezależnie od koloru, sędzia, prokurator, burmistrz, radny... Gdyby ktoś się kiedyś pokusił, żeby sprawdzić w skali całego kraju, ilu ludzi spoza rolnictwa kupiło korzystnie ziemię od Agencji i kim są, to szczęki by wam opadły. Owszem, jakieś zmiany personalne będą. Dotychczas zwlekano, bo nie wiadomo było, czy PiS dogada się z Samoobroną, która pragnie wziąć spory kawałek tego tortu. Ale nikomu ważnemu krzywdy nie zrobią – twierdzi na-
P
– Jacka Prześlugę (obecnie prezes zarządu spółki PKP Intercity). ¤¤¤ Nowy właściciel gruntów w Chorzeminie wystąpił do gminy o zmianę planu przestrzennego zagospodarowania i przekształcenie 14,7 ha na działki budowlane, a 43 – na tereny rekreacyjno-letniskowe. Gmina nie widziała problemu i 30 września 2002 r. (Uchwałą Rady Miejskiej w Wolsztynie nr XLVI/373/02) zmiana planu została zatwierdzona. Następnie PFK znalazł na owe 14,7 ha „chętnego”, który był gotów zapłacić 870 tys. zł: – Pamiętam, że to był jakiś hotelarz z okolic Wolsztyna. Facet nie miał ani takich pieniędzy, ani faktycznego zamiaru kupienia ziemi. Ja
POD PARAGRAFEM na nim znacznie więcej, niż zapłaciliśmy” – przekonywał prokuratora Antoni Mandziak – dyrektor poznańskiego oddziału ANR. – Żeby tę bzdurę uwiarygodnić, wystawili kilkanaście działek na przetarg, żądając po dwadzieścia i więcej złotych za metr. Mieli duży kłopot ze znalezieniem biegłego, który zgodziłby się podpisać pod taką wyceną, skoro powszechnie wiadomo, że w Chorzeminie można kupić siedlisko znacznie taniej. Na pierwszą licytację oczywiście nikt nie przyszedł. Z drugą – mimo obniżenia cen wywoławczych – było to samo. Przy kolejnej nagle wpłynęły oferty
dobrego interesu” dyrektora ANR. Niestety, próby procesowego podjęcia tematu nie trafiają na podatny grunt, by nie rzec, że „są blokowane” – jak to określa nasz informator.
Żywią i bronią Jest taka państwowa agenda, która przetrwa wszelkie zawieruchy polityczne, gdyż jej wdzięcznymi klientami są biskupi, funkcjonariusze partyjni z prawa i lewa, ludzie Temidy... Na Agencję Nieruchomości Rolnych po prostu nie ma mocnych. sze „głębokie gardło” z Agencji we Wrocławiu, której wyczyny wielokrotnie już opisywaliśmy. A jak się „ważnym” krzywdy nie robi, popatrzmy – dla urozmaicenia – na przykładzie ościennej Wielkopolski: W maju 2001 r. Oddział Terenowy Agencji w Poznaniu wystawił na przetarg 135,6 ha gruntów (z zabudowaniami gospodarczymi zlikwidowanego PGR Obra) w Chorzeminie pod Wolsztynem, które za 450 tys. zł kupiła spółka Polski Fundusz Kapitałowy. Cena (0,3 zł/mkw.) mieściła się w dolnej strefie stanów niskich, bo atrakcyjność ziemi zdecydowanie pomniejszało jej rolne przeznaczenie. ¤¤¤ Fundusz (PFK) powstał w 1998 roku Na 25 mln zł kapitału założycielskiego spółki złożyło się kilka państwowych elektrowni oraz zakładów energetycznych. Udziałowcami zostały też dwie niewielkie firmy konsultingowe (WIL Lobbying i WIL Consulting), należące do Michała Wojtczaka – byłego posła OKP (także m.in.: wiceministra rolnictwa a później przemysłu w rządzie Tadeusza Mazowieckiego). Choć udziały Wojtczaka w PFK były symboliczne (0,4 proc. kapitału akcyjnego), to on właśnie został prezesem Funduszu, uzyskując w ten sposób kontrolę nad państwowymi milionami. Swoim zastępcą uczynił wieloletniego partnera w interesach
osobiście nie miałem wątpliwości, że Wojtczakowi chodziło wyłącznie o pretekst do zainicjowania procedury pierwokupu. Łyknęliśmy to później jak pelikan – wspomina urzędnik ANR w Poznaniu. 17 grudnia 2002 r. reprezentant PFK udał się wraz z nabywcą do notariusza, gdzie podpisali tzw. warunkową umowę sprzedaży działki nr 568/1 za uzgodnione 870 tys. zł. Warunkową, bo – zgodnie z ustawą – Agencji przysługiwało prawo pierwokupu. I odkupiła! Aktem notarialnym z 9 stycznia 2003 r. państwo znowu stało się właścicielem części gruntów w Chorzeminie. Sprzedanych po 33 grosze za metr kwadratowy, a po półtora roku odzyskanych za 5,9 zł od metra, czyli z prawie dwudziestokrotnym przebiciem. Żeby było śmieszniej: zabiegając o przekwalifikowanie działki na budowlaną, Fundusz zobowiązał się do nader kosztownego „uzbrojenia” terenu (prąd, kanalizacja, budowa wewnętrznych dróg dojazdowych). Teraz ten kłopot spoczywa na Agencji... ¤¤¤ Sprawę transakcji zaczęła badać oficjalnie Prokuratura Rejonowa Poznań Stare Miasto, a dyskretnie – Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. „To był bardzo dobry interes, grunt jest już podzielony na mniejsze działki budowlane i zarobimy
i trzy działki sprzedano, czym Mandziak okropnie się szczycił, jaki to był dalekowzroczny, wykupując z powrotem ziemię od Funduszu. Zapomniał wszakże dodać, że do Skarbu Państwa nie wpłynęły pieniądze, lecz kwity roszczeń zabużańskich, które jakaś starowinka odstąpiła za ułamek wartości... – ujawnia nam „ktoś” z Agencji (tej od bezpieczeństwa). Niemniej jednak szef staromiejskiej prokuratury Grzegorz Mazurkiewicz (obecnie na szeregowym stanowisku w prokuraturze okręgowej) zatwierdził umorzenie postępowania i sprawa Chorzemina trafiła do archiwum. Czy definitywnie? Z wiarygodnego źródła wiemy, że niekoniecznie. Choć podobno nad spokojnym snem Antoniego Mandziaka czuwa zaprzyjaźniony z nim prokurator z II Wydziału do Spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu (nazwisko znane redakcji), to ABW wciąż drąży kwestię „bardzo
Były poseł, prezes PKP, zasłużony i wiele wiedzący dyrektor... – faktycznie, po cholerę ciągać ich po sądach! ¤¤¤ A oto inna – jeszcze ciepła – historia z Wielkopolski, która ilustruje cytowaną na wstępie opinię o czuwającej opatrzności: Kościół, jak już wielokrotnie pisaliśmy, wystawił państwu rachunki krzywd za komunę, domagając się rekompensat w nieruchomościach gruntowych. „I najlepiej, żeby były ładnie położone oraz w jednym kawałku. Ekscelencja będzie wdzięczny...” – szemrzą reprezentanci kurii w pertraktacjach z Agencją Nieruchomości Rolnych, na której spoczywa zasadniczy ciężar zaspokojenia kościelnych pretensji (tylko z oddziału ANR w Poznaniu kat. Kościół dostał już 15 tys. ha, a czeka na 600 kolejnych). Ordynariusz kaliski bp Stanisław Napierała (na zdjęciu, z lewej) ma od pewnego czasu w ręku asygnatę
11
Komisji Majątkowej Rządu i Episkopatu na 210 ha. Nie jest wyrywny, żeby brać cokolwiek, a potem męczyć się ze sprzedażą. Wypatrzył wreszcie na południowym skraju diecezji ślicznie położone, o rzut beretem od międzynarodowej drogi Wrocław–Warszawa, miejsce we wsi Nosale (powiat kępiński), gdzie poznańska Agencja ma ponad 430 popegeerowskich hektarów. Pech chciał, że na tę ziemię ostrzyli sobie zęby okoliczni chłopi łudzący się nadzieją powiększenia gospodarstw, zaś powinnością Agencji jest konsultowanie decyzji z regionalnymi strukturami samorządu rolniczego (w tym przypadku z powiatową Izbą Rolniczą w Kępnie). – Zaakceptowaliśmy 48 hektarów dla diecezji, 43 – do sprzedaży w przetargu nieograniczonym, gdyż żaden rolnik nie byłby nimi zainteresowany z powodu znajdujących się na tym obszarze budynków, a resztę – na przetarg ograniczony, wyłącznie dla okolicznych gospodarzy – mówi Stanisław Niechciał, przewodniczący Izby. Agencja przystała na to żądanie, podpisała porozumienie i rozpoczęła procedurę przetargową. Okazało się, że na niby... – Pierwsze 170 ha miało być wystawione do sprzedaży na początku grudnia ubiegłego roku. Nagle, nie wiadomo dlaczego, wszystko wstrzymano. Zaczęli przyjeżdżać księża, oglądali, debatowali... Zatelefonowałem do dyrektora Mandziaka. Powiedział, że nasza pisemna umowa jest już nieaktualna, bo on musi zaspokoić roszczenia biskupa i chce to zrobić za jednym zamachem, zaś większość gruntów, którymi Agencja dysponuje gdzie indziej, obciążona jest roszczeniami byłych właścicieli – relacjonuje pan Stanisław. Rolnicy rozpętali burzę. Choć oskarżano ich, że walczą z Kościołem – nie ustąpili. Efekt? – Biskup łaskawie się zgodził, że weźmie tylko 100 ha. I znowu musimy główkować, gdzie znaleźć mu jakąś atrakcyjną resztę, żeby nie było kwasów, a szef odzyskał zaufanie – wzdycha cytowany wcześniej podkomendny dyrektora Mandziaka. ¤¤¤ Agencja nie pęka, i słusznie. Wartość środka płatniczego zwanego długiem wdzięczności znamy wszyscy, m.in. dzięki filmowej trylogii „Ojciec chrzestny”. DOMINIKA NAGEL
12
PATRZYMY IM NA RĘCE
iało być tanie państwo, a jest tanie draństwo. Żeby móc swobodnie pompować w Kościół pieniądze, obiekty sakralne będą się teraz nazywały pomnikami dziedzictwa narodowego. Senat – głosami Prawa i Sprawiedliwości – podjął decyzję o przekazaniu z budżetu 20 milionów złotych na budowę świątyni Opatrzności Bożej, a poprawkę do ustawy budżetowej złożył wicemarszałek Krzysztof Putra (na zdjęciu, z prawej). Sejm te pieniądze przyklepie, bo ewentualne ich przeznaczenie na głodne dzieci bądź stypendia dla najbiedniejszych wymagałoby zebrania nieosiągalnej u nas bezwzględnej większości (dwóch trzecich) przeciwników finansowania kat. Kościoła przez państwo. Jak ów Putra uzasadnił ewidentne złamanie Ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (art. 43 ust. 1: „Inwestycje sakralne i kościelne są finansowane ze środków własnych kościelnych osób prawnych”)? Ot, po prostu napisał w poprawce, że te 20 mln zł wcale nie pójdzie na obiekt sakralny bądź kościelny, lecz na dofinansowanie... „ochrony dziedzictwa narodowego, w tym budowy Świątyni Opatrzności Bożej”. Powiedzmy otwarcie – w skali makro nie są to pieniądze zawrotne. Okazało się jednak, że sam fakt oddania ich Kościołowi wywołał niebywałe emocje (kilka tysięcy wypowiedzi!) na forach internetowych, które w Polsce należą do nielicznych miejsc, gdzie człowiek może jeszcze w miarę bezpiecznie wyrazić się o władzy.
M
Dodajmy, że nigdy jeszcze nie widzieliśmy wśród internautów takiej zgodności w druzgocącej krytyce państwa wyznaniowego. Co ciekawe: przed finansowaniem kościelnej inwestycji z pieniędzy podatników bardzo przestrzegał mądry ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, mówiąc: „Jako duchowny jestem
przez władzę”... Czyli mogą wykazać odwieczną PRAWDĘ! W internetowej dyskusji nad „opacznościowymi” poprawkami nikt nie czepiał się „wspólnoty wierzących”, lecz wyobcowanych z niej hierarchów i – nade wszystko – mudżahedinów. ¤ Jestem katoliczką, ale uważam, że Kościół nie ma prawa do wspólnych pieniędzy, w tym ludzi wyznających wia-
Wstyd, ja nie chcę być Polakiem w takiej Polsce (Tomek); ¤ To chyba oczywiste, że wierni nie chcą tej świątyni – gdyby chcieli, toby się na nią zrzucili. Ta budowa jest pomnikiem pychy hierarchów (Cassini); ¤ Jestem wierzącym, praktykującym katolikiem, ale szlag mnie trafia, jak czytam, że świecki rząd daje wspólne pieniądze na religijne przedsięwzię-
bo nie mają na ogrzewanie? Od początku zimy w Polsce z wychłodzenia zmarło już 230 osób. I z pewnością nie są to ostatnie ofiary... Co za porąbany rząd! Nie potrzeba świątyni, można się modlić nawet pod gołym niebem. Pan Jezus nauczał na polach. Będzie drugi Licheń, a ludzi w szpitalach nie chcą leczyć, bo brakuje funduszy (Marta);
Świątynia opaczności w niezręcznej sytuacji, bo wybudowanie świątyni to pomysł prymasa Józefa Glempa. Jednak zaangażowanie w to przedsięwzięcie publicznych pieniędzy uważam za błąd. W Polsce jest znakomita tradycja stawiania kościołów z ofiar wiernych. Powstają one bardzo długo, kosztem wyrzeczeń, i to też ma swój walor. Dawanie pieniędzy ze Skarbu Państwa na budowę wotywnego kościoła może okazać się niedźwiedzią przysługą władzy dla wspólnoty wierzących. Takie gesty mogą sprawiać wrażenie, że katolicy są w Polsce faworyzowani
rę inną niż rzymskokatolicka bądź niewierzących. Kościół powinien zwrócić te 20 milionów lub ich nie przyjąć. Budować świątynię można wyłącznie za pieniądze wiernych. Jak PiS chce mieć monument swojej władzy, to niech jego członkowie wyłożą pieniądze; mają z czego. Takiej świętoszkowatej obłudy jeszcze nigdy nie widziałam (Agata); ¤ Znam dokładnie budowę takiej megakapliczki w Licheniu – wiocha koło Konina, a bazylika – jak z placu Świętego Piotra. Ilu głodnych i bezdomnych można za te pieniądze uszczęśliwić?
Gra w kości ogrzeb ks. Jana Twardowskiego przejdzie do historii jako pierwszy pochówek w Świątyni Opatrzności Bożej. Prymas Glemp rozpoczyna kompletowanie składu trumien dla przyszłych zwiedzających. Będzie gdzie ustawić skarbonkę... Byliśmy na pogrzebie ks. Twardowskiego, bo tak zacnego kapłana nie żegna się zbyt często. Zmarły niedawno ksiądz Twardowski nie antagonizował Polaków, w każdym człowieku szukał raczej dobra i tego, co łączy, a nie dzieli. A jednak w dniu jego pogrzebu rządzący politycy i księża zaserwowali ludziom pokaz buty i chamstwa, dzieląc media i ich odbiorców na dobrych i złych. Choć poeta i jego rodzina życzyli sobie grobu na Powązkach, na wyraźne polecenie prymasa Glempa ks. Twardowski spoczął w podziemiach wilanowskiego skansenu. W ten sposób złamano odwieczne prawo woli zmarłego. Nawet ks. Adam Boniecki uznał ten pomysł za „niepojęty, nietaktowny, nieuzasadniony kanonicznie”. Premier Kazimierz Marcinkiewicz, małżonka prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak i wielu innych polityków uczestniczących w uroczystościach pogrzebowych, legitymizowali niejako akt woluntaryzmu w wykonaniu Glempa. Trumna z doczesnymi szczątkami kapłana została umieszczona w miejscu eksponowanym, w pobliżu symbolicznej mogiły JPII. W betonowej niszy jest jeszcze miejsce na inne trumny i liczne urny. Jak się można domyślać, w podziemiach kościoła spocznie zapewne i prymas Glemp, jeden z głównych architektów polskiego państwa wyznaniowego.
P
Choć do zakończenia inwestycji jest jeszcze daleko, dolny kościół (pow. 10 tys. mkw.) z licznymi niszami na trumny i urny robi na widzach niesamowite wrażenie. Inwestycję zrealizowano z olbrzymim rozmachem, nie zapominając o potężnej infrastrukturze technicznej, z podziemnym parkingiem włącznie. A ów symboliczny grobowiec JPII? No cóż, podobne przedsięwzięcia potrzebują magnesów przyciągających tłumy wiernych. Pod kamienną płytą w specjalnej kapsule pochowano... chusteczkę-relikwię (a może całun?), którą w ostatnich chwilach życia ocierano pot z czoła umierającego Karola Wojtyły. Wcześniej czy później szczątki polskiego papieża spoczną w Świątyni Opatrzności Bożej, bo polscy biskupi nie oddadzą na stałe takiego źródła dochodu i bałwochwalstwa w jednym. Podobnie jak w przypadku ks. Jana, stanie się to wbrew woli JPII. RP
„I jak się komuś nie podoba, to wynocha z kraju!” cia. Niby dlaczego wszyscy mają płacić? Ciekawe, co by powiedziały PiS-uary, gdyby zaproponowano im ufundowanie synagogi albo meczetu. A nawiasem mówiąc, jak patrzę na te pełne przepychu kościoły, to od razu przed oczami staje mi widok wychudzonych dzieci, umierających z głodu (T.P.); ¤ Dlaczego nie przeznaczą tej kasy dla ludzi, którzy zamarzają w zimie,
¤ Boże, coś ty zrobił, biorąc Polskę w opiekę?! Dobrze, że po odebraniu drugiego dyplomu pod koniec marca wylatuję na stałe z tego kraju (Michał, lat 27); ¤ Miałem się dzisiaj uczyć do egzaminu, ale ta wiadomość mnie normalnie zrujnowała psychicznie. Czy „oni” naprawdę myślą, że jesteśmy bandą baranów, którzy ciągle będą dawać przyzwolenie na takie postępowanie?
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r. Do cholery, przecież my, młodzi, u progu dorosłego życia, dłużej tak nie wytrzymamy, a ja naprawdę nie chciałbym opuszczać mojego kraju. Co mam myśleć o naszej scenie, czy raczej arenie politycznej, gdzie nie widzę rozsądnego polityka, któremu mógłbym zaufać (a tym bardziej PiS-owcom i tym niedorozwojom z LPR-u i Samobrony)? Jak ja mam optymistycznie patrzeć w przyszłość? (Kris). A jednak okazuje się, że można do sprawy podejść również optymistycznie: ¤ Niech budują! Szkoda tego, co już stoi. Za kilka, może kilkanaście lat, jak już katofilia minie, przerobi się tę całą świątynię na jakieś megakino albo sympatyczny park rozrywki. A najlepiej na superszpital, wtedy tylko krzyżyk nad wejściem się przytnie od dołu, na czerwono pomaluje i kółkiem okrąży... Wyjdzie taniej (Black); ¤ PiS strzelił Kościołowi gola, a sobie – samobója. Straty w opinii publicznej, jakie obie te instytucje poniosą, wielokrotnie przerosną ewentualne materialne sukcesy. Tak trzymać i nie popuszczać! (Wolf). Wszystkim narzekającym, którzy obudzili się z ręką w nocniku, przykrą prawdę przypomniała Młoda: ¤ Nie zapominajmy, że to my sami, którzy (nie)poszliśmy do wyborów, skazaliśmy się na takie traktowanie. Teraz oczywiście możemy tylko narzekać, ale pewnej październikowej niedzieli nie chciało się nam ruszyć czterech liter sprzed telewizora i pójść do urn. Sami jesteśmy sobie winni. Mamy
to, czego (nie)chcieliśmy: moherowe berety i sPISek z klerem. ¤¤¤ Nieliczne głosy entuzjastycznego poparcia dla inicjatywy Senatu powalały siłą argumentów: ¤ Szatan przez Was przemawia! Te opinie są pełne zawiści i jadu. 20 mln to i tak nic, Świątynia Opatrzności to dzieło, którego nie da się przeliczyć na pieniądze. Ta inicjatywa jest szczególnie ważna teraz, kiedy zalew zgnilizny z Zachodu niszczy naszą kulturę. Pamiętajcie, Pan jest blisko! (Tomek); ¤ Ci, co nie chcą dawać na Kościół, to komuchy śmierdzące, pedały i zdrajcy narodu! Kościół to Polska, a Polska to Kościół. I jak się komuś nie podoba, to wynocha z kraju! (Patriota); ¤ Tylko 20 mln zł to skandal. Od 200 lat Bóg czeka na spełnienie obietnicy Narodu Polskiego i budowy tego Kościoła (Andrzej). ¤¤¤ Przypomnijmy, że w grudniu 2004 roku warszawska Kuria Metropolitalna wydała oświadczenie, że „(...) ani Prymas Polski, ani Fundacja Budowy Świątyni Opatrzności Bożej nie zwracali się o pomoc budżetu państwa w jej finansowaniu”. Co więcej: kuria ogłosiła apel – podpisany przez wikariusza generalnego bpa Mariana Dusia – „do ludzi wyobcowanych z ideałów zawartych w dziele Świątyni Opatrzności”, aby w żadnym wypadku nie angażowali się finansowo w to „dzieło”. Mamy pytanie: czy w tej sytuacji „wyobcowani” podatnicy mogą liczyć na jakieś zwroty...? HELENA PIETRZAK
Fot. WHO BEE
13
Pięć stów za duszę
obota, 28 stycznia, godzina 17.15. Zgasło życie 63 osób. Niespodziewanie, tragicznie. Odeszli. Dzieci i dorośli. Pozostał przerażający ból i cierpienie najbliższych. Ale dla niektórych to widocznie za mało... To, co boli najbardziej, to śmierć osób, które dopiero zaczynały swoje życie. 7-letni Tomek Knosala odszedł wraz z rodzicami. Ocalał jego 9-letni brat. Daria Gadzińska, 9 lat – niewiele zabrakło, aby przeżyła. Zaledwie dwa metry. Adrian Michalczyk, 17 lat – zginął wraz ze swoim tatą. Kamil Ważyński, 18 lat – przyjechał na targi, by pomóc w prowadzeniu stoiska wystawowego. Kamila Bartkiewicz, 23 lata – niedawno straciła rodziców, teraz nie ma też jej. To tylko kilka osób, które miały życie przed sobą. Równie mocno żal tych, którzy nagle zostali pozbawieni najbliższych. ¤¤¤ Pani Teodozja w chorzowskiej katastrofie straciła męża i syna. Pozostała sama z 9-letnią córką Moniką. Mąż Mirosław (41 lat) pracował w mysłowickiej kopalni węgla kamiennego. Był wielbicielem gołębi. Swoją pasją zaraził syna. Adrian miał 17 lat. Był uczniem liceum, uczył się świetnie. Mówił po niemiecku, więc tłumaczył rozmowy z obcokrajowcami w czasie imprezy. Chciał zostać prawnikiem. Oboje na targach mieli swoje stoisko. Czekali na nie z radością od wielu miesięcy. Kiedy hala zaczęła się walić, ojciec pobiegł ratować syna, którego dosięgło już spadające żelastwo – opowiadają świadkowie. Nie udało się. Żaden z nich już nie wyszedł. Formalności pogrzebowe udowodniły, że to nie koniec bólu. Proboszcz Eugeniusz Grzyb oznajmił wprost, że sprawę pogrzebu potraktuje „promocyjnie”, tzn. tysiąc złotych za dwie dusze. Oznajmił oschle i formalistycznie, bez cienia litości i słowa pociechy. Podczas gdy niemal cała Polska ruszyła z pomocą finansową poszkodowanym,
S
ksiądz chciał zarobić na tak wielkiej tragedii! Po fakcie kłamał jeszcze, zaprzeczając, i pokrętnie się tłumaczył. Rzecznik diecezji sosnowieckiej ks. Jarosław Kwiecień najpierw próbował sprawę łagodzić, a później pracę dziennikarzy nazwał... żerowaniem na nieszczęściu ludzkim. Przy okazji nie omieszkał przypomnieć „o olbrzymiej pomocy, jaką ta rodzina i inni poszko-
dowani otrzymali ze strony Kościoła”. Dziwne, bo rozmawialiśmy z „tą rodziną” i nikt o żadnej pomocy nie słyszał. Diecezja oświadczyła ponadto, że proboszcz parafii nie chciał żadnej ofiary za pogrzeb. Ale chciał, tylko zrezygnował, gdy sprawą zajęli się „żerujący na nieszczęściu dziennikarze”. Pani Teodozja nie życzyła sobie jego obecności w czasie pogrzebu. A oto jak to zdarzenie skomentowali internauci... Roman: „Tysiąc złotych to niejednokrotnie miesięczny zarobek w tym chorym kraju”; Cezar: „Pazerność niektórych księży nie zna
granic”; Marek: „Dojdzie do tego, że księża będą znienawidzeni bardziej od polityków”; Jarecki: „A czego się ci ludzie spodziewali? Miłosierdzia? Oj, naiwni, naiwni”. „Darmo daliście, darmo dawajcie – dla księży to puste słowa, choć wyrzekł je sam Chrystus. Mamona i władza, a owieczki i tak zapłacą” – podsumował Wierzący. Na szczęście nie udało nam się natrafić na podobnie haniebny przykład jak w Sosnowcu. Po publikacjach prasowych może już się nie powtórzy. Dotarliśmy między innymi do ks. Stanisława Wąsika z Nowej Wsi na Opolszczyźnie. Pochował kilka ofiar z wypadku w Chorzowie. Na pytanie, ile wziął za pogrzeb, odpowiedział, że nawet nie godziło mu się o to pytać. – Przy tak wielkim dramacie tych ludzi to niegodne i niemoralne brać pieniądze. Jeśli będzie trzeba, zorganizuję w parafii pomoc, ale na razie nie ma takiej potrzeby – stwierdził ten dobry pasterz. Byliśmy w Sosnowcu na pogrzebie pana Mirosława i jego syna Adriana. Panującej wtedy atmosfery nie da się opisać. Bo to nie była zwykła uroczystość. Świadomość, że w stojących obok siebie trumnach leży ojciec i syn, którzy zginęli tak nagle i niepotrzebnie... Trudno było pohamować łzy. Płakali wszyscy. My też. DANIEL PTASZEK JAROSŁAW RUDZKI Fot. DP
14
Kto śpi, nie grzeszy ąd kanadyjskiej prowincji Ontario przyjął apelację wobec wyroku niższej instancji, która uniewinniła gwałciciela usprawiedliwiającego się tym, że dokonywał aktów przemocy seksualnej... przez sen.
S
Cierpiał na „seksomanię” – tak w oparciu o opinię ekspertów orzekł sąd w sprawie 33-letniego Jana Luedecke’a. Tenże spotkał na party pewną niewiastę, która zeznała, że zasnęła, a po przebudzeniu ujrzała nowego znajomego konsumującego ją seksualnie. Luedecke przyznał się tylko dlatego, że w momencie gdy
przybyła policja, wciąż miał założony kondom; twierdził jednak, że o niczym nie wie, bo podczas kopulacji pogrążony był we śnie. Jeśli wyższa instancja przychyli się do wyroku, będzie to ważny sygnał dla świata przestępczego: podczas popełniania przestępstwa należy mieć oczy zamknięte i chrapać! TW
Azyl dla gejów L
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
ZE ŚWIATA
ewicowy rząd hiszpański José Luisa Zapatery planuje reformę prawa imigracyjnego.
Zmodyfikowana wersja ma obejmować prawo do azylu dla represjonowanych gejów. Ich sytuacja jest szczególnie dramatyczna w niektórych teokracjach muzułmańskich. W Iranie homoseksualizm karany jest śmiercią. Od niedawna, z inicjatywy prezydenta Ahmadinejada, trwa zmasowana nagonka na gejów.
W wyniku pogromów wielu z nich powieszono. Ekipa Zapatery jest obecnie najbardziej przyjaźnie nastawionym wobec gejów rządem na świecie. Być może polscy geje uznają za wskazane skorzystać z hiszpańskiego azylu, jeśli Rydzyk jeszcze bardziej umocni swój wpływ na bliźniaków. TN
wiat z zapartym tchem śledzi chorobę premiera Szarona. „Mocny człowiek” Izraela opuszcza swój posterunek w najmniej oczekiwanym momencie. „Ruszył prawą nogą!”; „Drgnął mu lewy palec!” – biuletyny lekarskie trafiają na czołówki doniesień agencyjnych. Razem z nimi – próby podsumowania politycznej spuścizny generała-premiera. Jest już jasne, że jeśli nawet Szaron przeżyje wylew, to do władzy nie ma szans wrócić. W komentarzach podkreśla się zwłaszcza przemianę, jaką przeszedł w ostatnim okresie: przeforsował – mimo protestów własnej partii oraz gwałtownego oburzenia osadników żydowskich – oddanie Strefy Gazy Palestyńczykom. Potem zaś wystąpił ze swej partii Likud i utworzył nową, Kadima. Są to oczywiście decyzje ważkie, nad którymi nie można przejść do porządku dziennego. Ale pewną przesadą wydaje się interpretowanie ich jako kompletnej przemiany w podejściu Izraela do problemu palestyńskiego. Po usunięciu osadników żydowskich z jednego miejsca – ze Strefy Gazy – nasiliła się akcja zasiedlania w strefie Zachodniego Brzegu i w Jerozolimie. Obecnie na terenach okupowanych mieszka
Ś
430 tys. osadników, a nowi przybywają z każdym dniem. Zajęcie zarówno Strefy Gazy, jak i Zachodniego Brzegu było jednakowo nielegalne. Orzekła to Rada Bezpieczeństwa ONZ. Międzynarodowy Sąd Spra-
Spuścizna Szarona wiedliwości wydał w ubiegłym roku wyrok, że budowa osiedli żydowskich na tych terenach jest sprzeczna z prawem międzynarodowym. Opublikowane na przełomie roku studium Unii Europejskiej konstatuje, że polityka Szarona gwałci prawo międzynarodowe i sprzeniewierza się ustaleniom „Mapy drogowej” Busha. Wycofanie się ze Strefy Gazy przedstawiane jest przez propagandę Izraela jako istotny krok naprzód. Tymczasem jeszcze w październiku 2004 roku Dov Weisglass, zaufany doradca premiera Szarona, przyznał w wywiadzie, że wycofanie to tylko wybieg mający na celu uniknięcie rokowań pokojowych z Palestyńczykami, umocnienie kontroli na Zachodnim Brzegu i opóźnienie procesu tworzenia państwa palestyńskiego. Stany Zjednoczone są rozjemcą i stroną wspierającą proces pokojowy,
uż wiemy, dlaczego minister Ziobro plecie głupstwa o dobrodziejstwach surowych kar – nie zna węgierskiego! Minister Ziobro kocha być groźnym i wzrusza się, gdy przed nim drżą. Od czasu do czasu na dowód swych racji przytacza przykład byłego burmistrza Nowego Jorku – Gulianiego – i jego eksperyment znany w świecie jako „zero tolerancji”. Nowojorscy gliniarze dostali przyzwolenie na naprawdę zdecydowane działanie. Kto widział te ich sztucery, te bukowe pały, ten wie, że się nie cackali. I rzeczywiście – Nowy Jork stał się bezpieczny. Jest jednak druga strona tego medalu – Zbigniew Ziobro o niej nie mówi, o nie! Otóż Nowy Jork nigdy wcześniej nie płacił obywatelom takich odszkodowań za naruszenie ich praw, jak za Gulianiego. Mało tego – jajogłowi udowodnili, że metoda Gulianiego daje gorsze lub co najwyżej takie same efekty jak polityka karna, penitencjarna i postpenitencjarna, kierująca się najnowszymi osiągnięciami nauki. Nie trzeba zresztą jechać aż do Ameryki, żeby się o tym przekonać. Wystarczy na Węgry. Gdy nasz Ziobro
J
ale nikt nie ma złudzeń co do ich bezstronności. Od dziesięcioleci USA wypłacają Izraelowi 3–4 mld dolarów rocznego wsparcia (dlaczego nic nie dostaje Polska?). Izrael – kraj o dochodzie na głowę równym standar-
dom zachodnioeuropejskim – jest trzeci ma liście biorców pomocy zagranicznej z Ameryki! Dostaje tyle, co wszystkie kraje saharyjskie razem wzięte. W połowie ubiegłego roku dyplomaci izraelscy wystąpili o dodatkowe 2 mld dolarów pomocy, które miałyby zrekompensować koszty poniesione podczas ewakuacji ze Strefy Gazy. Gdy USA dotknął niszczycielski huragan Katrina, te postulaty przycichły, ale ostatnio zostały wznowione. Tym razem mówi się o 1,2 mld dolarów. Sondaż TV CNN pokazał, że 94 proc. Amerykanów jest przeciwko zadośćuczynieniu prośbie Izraela. Oczywiście, byłaby to stosunkowo niewielka kwota, gdyby w efekcie miała doprowadzić do trwałego pokoju izraelsko-palestyńskiego. Ale na to, mimo przereklamowanych dokonań Ariela Szarona, wcale się nie zanosi. PZ
pobrzękuje kajdankami, ich minister sprawiedliwości ogłasza właśnie, że nowa węgierska polityka karna polegać będzie na uzyskaniu zadośćuczynienia przez pokrzywdzonego i wybaczenia od jego wspólnoty. Ale ten program jest ukierunkowany przede wszystkim na prewencję, a więc na zapobieganie przestępstwom, na usuwanie ich przyczyn. Od początku tego roku w ramach węgierskiego Ministerstwa Sprawiedliwości działa Służba Nadzoru Opiekuńczego. Około 400 opiekunów – przy pomocy 100 asystentów – zajmuje się sprawami 31 tysięcy skazanych. Nadzór opiekuńczy, praca publiczna, opieka po wyjściu na wolność, opiniowanie i ocena środowiskowa – to narzędzia nowoczesnej resocjalizacji, którymi owa służba się posługuje. Do pomocy ma również tzw. grupę wspólnotową, którą tworzą sami najbardziej zainteresowani: młodociani zwolnieni z aresztu lub z więzienia. Tam prowadzona jest terapia, a sąd może nakazać uczestnictwo w takiej grupie. Terapia już teraz przynosi rewelacyjne efekty. Niestety, jak się wydaje, do nas nowoczesne osiągnięcia w dziedzinie resocjalizacji nieprędko trafią. Chociaż Węgry są o rzut beretem. WŁADYSŁAW MAŃKUT
Tak blisko, a tak daleko
Kochanie, masz kiłę! Los Angeles i San Francisco uruchomiono strony internetowe, za pomocą których bezpłatnie, dyskretnie, a nawet anonimowo, można zawiadomić byłego partnera, że ma mały problem: został zarażony chorobą weneryczną lub co gorsza – HIV.
W
Użytkownicy mogą wybrać którąś z 6 kart e-mailowych, takiej np. treści: „Nieważne, co przyniosłaś na party, ważne, z czym wyszłaś. Ja wyszedłem z chorobą weneryczną. Ty też miałaś szansę złapać. Skontroluj się jak najszybciej”. Do tego wizerunek samca z owłosioną klatą.
Strony powstały z inicjatywy władz zdrowotnych, pragnących zahamować szybki wzrost zakażeń. W metropolii Los Angeles w roku 2003 odnotowano 2400 nowych przypadków AIDS, a do tego 8 tys. zarażeń rzeżączką i 830 – kiłą. TW
Trzeci złodziej Księżyca? M
ax Ary, były szef muzeum kosmosu w stanie Kansas, może trafić do więzienia nawet na 10 lat.
Uznano go bowiem za winnego kradzieży i sprzedaży części kosmicznego skafandra oraz innych przedmiotów należących do muzeum i do Amerykańskiej Agencji Kosmicznej NASA, w tym torebki próbek
z Księżyca. Udowodniono mu 12 zarzutów. Ary tłumaczy, że przedmioty należące do NASA i Kosmosfery sprzedał przez pomyłkę, ponieważ znajdowały się one razem z rzeczami z jego własnej kolekcji. AH
Morderstwo duszy Nie udało się z Janem Pawłem II, może uda się z Benedyktem XVI. Ofiary księży nie tracą nadziei. Kolejna dwójka poszkodowanych udała się z USA do Watykanu z listem postulującym, by papież przeprosił ofiary za przestępstwa seksualne swych podwładnych. List osobiście doręczył ks. Thomas Doyle, pracujący na rzecz poszkodowanych przez swych dawnych kolegów i ponoszący za to konsekwencje.
Sygnatariusze proszą także o poinstruowanie biskupów, by współpracowali z władzami prowadzącymi dochodzenia. Ks. Doyle uważa, że jest mała nadzieja, iż list przyniesie jakiś skutek. „Nie jestem pewien, czy kierownictwo Kościoła jest w ogóle w stanie pojąć, jak wielkie szkody wyrządzone zostały ludziom. Oni są zatroskani o własny wizerunek, martwią się tylko odpływem pieniędzy
na odszkodowania. Przestępstwa seksualne przeciw nieletnim nazywane są morderstwem duszy. Duszę odbiera im ksiądz, który ofiary molestuje, a sprawę pogarszają biskupi ze względu na sposób, w jaki te sprawy traktują”. Do Watykanu przybyły także kobiety – Ann Jyono i Nancy Sloan – gwałcone w Kalifornii przez ks. Olivera Grady’ego, który ma na sumieniu 25 innych ofiar. „Chcę odzyskać wiarę i potrzebuję pomocy” – płakała Jyono przed wrotami Watykanu. Bezskutecznie starała się o audiencję u papieża. CS
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r. atykan z właściwym sobie rozmachem opublikował pierwszą encyklikę Benedykta XVI. Swoje rozważania papież poświęca miłości. O licznych wybrykach i skandalach seksualnych, jakich dopuszczają się księża i zakonnicy, nie wspomina. Do zdającego się nie mieć końca pocztu pedofilów w sutannach oraz tych, którzy pedofilów w sutannach kryli, dołączył ostatnio niejaki Basil Hume, były arcybiskup Westminsteru. Dzięki Bogu kardynał Hume nikogo już nie skrzywdzi, gdyż latem 1999 roku odszedł do Domu Ojca, gdzie może porozmawiać na interesujące tematy z wieloma sobie podobnymi. Tymczasem kilka tygodni temu ujawniono tajemnicę skrzętnie dotąd skrywaną przez brytyjski Kościół katolicki – oto kardynał Basil Hume przez 30 lat tolerował zaspokajanie zboczonych chuci seksualnych księży i kleryków wykładających w Ampleforth College, najbardziej znanej katolickiej szkole w Wielkiej Brytanii. Bici i gwałceni byli nawet kilkuletni chłopcy, najczęściej mieszkający w internacie. Znaczną część ofiar łotrów w sutannach i habitach stanowiły dzieci osierocone lub półsieroty, skazane na katolickie wychowanie. Duński dziennik „Jyllands Posten”, donosząc o seksualnych wyczynach wykładowców Ampleforth College, napisał: „Przez dziesiątki lat księża i klerycy seksualnie wykorzystywali chłopców… na masową skalę”.
W
Pierwsze sygnały o „nieprawidłowościach” dotarły do policji już kilka lat temu. Jednak ostateczne potwierdzenie pojawiło się w listopadzie 2005 r., gdy 72-letni mnich Piers Grant-Ferris przyznał przed sądem w Leeds, że wykorzystywał seksualnie co najmniej 15 uczniów Ampleforth College. Proceder trwał dziewięć lat, aż do roku 1975. Sek-
Hume – wykładowca i członek dyrekcji – doskonale o wszystkim wiedział. Wymowa zachowanych dokumentów szkolnych, do których wgląd uzyskali śledczy, jest w tej kwestii jednoznaczna. Jednak kardynał Hume ponad dobro bitych i gwałconych uczniów stawiał dobre imię Kościoła. W świetle ustaleń śledztwa nowego znaczenia nabiera zakoń-
„Bóg jest miłością” sualne ofiary mnicha miały od 8 do 10 lat. A ponieważ zakonnik Piers Grant-Ferris był nie tylko homoseksualistą, ale także sadystą, więc w celu osiągnięcia większej satysfakcji seksualnej bił niektórych chłopców, zanim ich zgwałcił. Nieżyjący już kardynał Basil Hume najpierw sam był uczniem w Ampleforth College. Następnie został mnichem i szybko awansował w kościelnej hierarchii. Z Ampleforth College rozstał się dopiero wtedy, gdy mianowano go arcybiskupem opactwa westminsterskiego. Po upływie kolejnych kilku lat został kardynałem, a jego pieczy powierzono cały katolicki Kościół w Anglii i Walii. Prowadzący śledztwo doszli do przekonania, że przez 30 lat, gdy w Ampleforth College miały miejsce przypadki seksualnego wykorzystywania uczniów, Basil
a 120 mln dolarów wyceniono odszkodowanie, które niewielka diecezja Covington winna zapłacić ofiarom księżej pedofilii. Tak już w Ameryce jest – najpierw ustala się prawdę, a potem pada suma. Ona, oczywiście, podlega negocjacjom, gdyż krzywda jest towarem jak każdy inny, a więc podlega targom. No i właśnie po targach z adwokatami 382 poszkodowanych i z firmami ubezpieczeniowymi poszkodowani doszli do wniosku, że 85 mln ich zadowoli. Diecezja zamierza wypłacić 40 mln dolarów z własnej kiesy, a resztę ma pokryć ubezpieczenie. Znacznie ciekawiej – zarówno z prawnego, jak i z politycznego punktu widzenia – rozwija się sytuacja w Portland, pierwszej w USA archidiecezji, która ogłosiła bankructwo. Już sam ten akt świadczy, że jej szef – arcybiskup John Vlazny – postępuje jak rasowy biznesmen. Bankructwo jest przecież czynnością opisaną w kodeksie spółek handlowych. Kolejny krok Johna Vlaznego to ogłoszenie, że nie zamierza zastosować się do orzeczenia sądu w sprawie sprzedaży dóbr kościelnych w celu pokrycia roszczeń ofiar molestowania seksualnego. Będziemy kierować się własnym prawem – oświadczył hierarcha. W czym sztuczka? Sąd twierdzi, że dobra kościelne tej archidiecezji mają jednego właściciela, czyli dysponuje nimi jeden podmiot prawny – archidiecezja właśnie. Natomiast arcybiskup twierdzi, że właścicieli jest więcej. Jego zdaniem, podmiotami gospodarczymi, do których należy
N
ZE ŚWIATA
czenie jego książki o pracy teologicznej z dziećmi (wydana w roku 1997). Napisał bowiem, że ma „pewne wyrzuty sumienia w związku z tym, w jaki sposób potraktował kiedyś niektórych ludzi”. Wygląda na to, że wieści o zasługach Basila Hume’a dla Kościoła katolickiego nie dotarły do naszego ukochanego Ojca Świętego, bowiem ominęła kardynała „kara” podobna do tej, jaka spotkała byłego bostońskiego arcybiskupa Bernarda Lawa. Ten ostatni również przez dziesiątki lat krył podległych sobie zboczeńców i pedofilów w sutannach, a gdy w końcu w USA grunt zaczął mu się palić pod nogami, Jan Paweł II uczynił drania najpierw wysokim urzędnikiem Kurii Rzymskiej, a w roku 2004 dał mu znakomitą fuchę archiprezbitera rzymskiej Bazyliki Matki Boskiej Większej. „Bóg jest miłością” to – trzeba trafu – tytuł pierwszej encykliki papieża Benedykta XVI. Papież pisze w niej między innymi, że bez oparcia w wierze miłość zostaje sprowadzona do seksu, a człowiek staje się towarem. I wie człowiek, co mówi – to przecież refleksja prosto z jądra Kościoła. Z. DUNEK
majątek archidiecezji, są poszczególne parafie. Sąd nie ma więc prawa dochodzić roszczeń na majątku archidiecezji, gdyż ona nie może dysponować cudzym majątkiem. Arcybiskup Vlazny postawił kropkę nad „i”, oświadczając, że prawo kościelne zabrania mu rozporządzania dobrem parafialnym (albo kłamie, albo w Polsce prawo kościelne traktuje inaczej). No i w tym momencie mamy już do czynienia ze sporem politycznym, wręcz ustrojowym. Gdyby bowiem arcybiskup postawił na swoim, oznaczałoby to prymat prawa kościelnego nad wymiarem sprawiedliwości. Tym samym USA uczyniłyby duży krok w stronę na przykład Polski, gdzie prymat Kościoła nad państwem jest już od kilkunastu lat oficjalnie wpisywany w umowy międzynarodowe (konkordat) i w ustawy (np. ustawa antyaborcyjna), będące przecież częścią wymiaru sprawiedliwości. Wracając zaś do ofiar księżej pedofilii, trzeba jeszcze powiedzieć, że archidiecezja Johna Vlaznego zaoferowała im 40 mln dolarów, co oni uznali za obraźliwe. Wcześniej, przed ogłoszeniem bankructwa, archidiecezja Portland i firmy ubezpieczające wypłaciły 53 mln dolarów odszkodowań. Natomiast w archidiecezji bostońskiej, gdzie kościelny kryzys pedofilski wziął swój początek, wciąż nie widać końca skandalu. Kolejnym 100 poszkodowanym Kościół zaoferował 7,5 mln dolarów. Następnych sto oskarżeń o molestowanie seksualne czeka na rozpatrzenie. PZ
Kosztowne chucie
15
Dobrodziej złodziej K
olejny duchowny z Polski staje przed obliczem amerykańskiej Temidy.
Lista zarzutów jest jak na sługę bożego imponująca: atak, włamanie, agresywne groźby, pobicie, nielegalne uwięzienie. Wszystko to wisi nad głową księdza Władysława Goraka (znany także jako Walter Fisher) i nie wróży nic dobrego. Jego zwierzchnicy kościelni również – za jego sprawą – są w kłopotach nie lada. Kobieta z Lakeland na Florydzie wystąpiła z oskarżeniem przeciw diecezji Orlando, twierdząc, że proboszcz zignorował jej prośby, by zrobić coś z Gorakiem, który prześladuje ją i grozi. Regularnie składała skargi w tej sprawie do proboszcza Matthew Mello. Ten zapewniał, że odpowiednie kroki zostaną podjęte. Na tym poprzestawał, mimo że problemy żalącej się nie ustawały. W końcu w październiku 2004 roku Gorak alias Fisher zaatakował kobietę
w domu: włamał się, podarł na niej ubranie i obrabował. Ksiądz Gorak miał już to i owo na sumieniu znacznie wcześniej: władze kościelne przeniosły go w roku 2003 na Florydę z archidiecezji Newark w stanie New Jersey, gdzie wierni również skarżyli się na jego nieodpowiedzialne zachowanie i groźby. Diecezja powinna wiedzieć, że Gorak nie nadaje się na księdza – stwierdza akt oskarżenia. Skądże znowu! – oponuje diecezja. – Kiedy pozwalaliśmy ojcu Gorakowi objąć obowiązki księdza w Lakeland, byliśmy kompletnie nieświadomi problemów dotyczących przeszłości. Polski duchowny czeka w areszcie na proces. Na razie nie słychać, żeby polonijni katolicy organizowali akcję ratowania niewinnego kapłana oczernionego przez złe moce. TN
Upadek z ołtarza O
jciec Fedele Bisceglia jest we Włoszech osobą ze wszech miar publiczną i ogromnie popularną.
To założyciel franciszkańskich „oaz”, schroniska i centrum pomocy dla samotnych matek, byłych więźniów, nielegalnych imigrantów, prostytutek i biednych. Prowadził pracę misyjną w Afryce, troszcząc się o trędowatych i zakładając szpitale. 69-letni duchowny z charakterystyczną białą brodą był częstym gościem w telewizji. Wszyscy Włosi śledzili historię aktorki porno Luany Borgii, którą nawrócił na wiarę i skłonił do wstąpienia do klasztoru. Kandydat na świętego... wydawałoby się. Nagle – grom z jasnego nieba: Bisceglia został aresztowany, a razem z nim jego asystent – ks. Antonio Gaudio! I to z jakiego powodu! Oto zakonnica oskarżyła obydwu o zwałcenie jej i innych kobiet
podczas orgii seksualnej w schronisku w Cosenzie (Kalabria). „Ta kobieta jest szalona. Wszystko zmyśliła. Nie przyznaję się do winy – oświadczył ks. Bisceglia. – Jestem prześladowany jak Jezus Chrystus”. Ha, niezupełnie... Policja poddała zakonnicę psychiatrycznym badaniom, które wykazały, że jej zdrowie psychiczne nie budzi najmniejszych zastrzeżeń. Trzy inne kobiety również potwierdzają jej zeznania. Podczas rewizji u księdza znaleziono amatorskie firmy pornograficzne nakręcone w schronisku. Analiza rozmów telefonicznych również zdaje się potwierdzać wersję zakonnicy. Chyba nie będzie drogi na ołtarze... CS
16
ŻYDZI POLSCY (cz. 20)
Winni zdrady? W połowie XVII wieku Rzeczpospolita przedstawiała obraz krwawego pobojowiska, po którym uwijali się Kozacy, Moskale, Prusacy, Szwedzi, a nadto hufce Rakoczego, księcia Siedmiogrodu. Wszyscy wypatrywali Żydów, by ich grabić i mordować. Ugoda zawarta w Białej Cerkwi po klęsce Chmielnickiego pod Beresteczkiem (1651 r.) nie zakończyła walk. Hetman kozacki – zniechęcony do sojusznika tatarskiego – zawarł w Perejesławiu ugodę z Moskwą, proklamując zjednoczenie naddnieprzańskich ziem ukraińskich z Rosją. Ponieważ ugody tej nie uznała Polska, car Aleksy Michajłowicz ruszył przeciw niej z dwiema armiami, pobił hetmana litewskiego Janusza Radziwiłła i zajął wschodnią połać Rzeczypospolitej. W trakcie działań wojennych Moskale nie mieli litości dla Żydów. Zabijali ich setkami i tysiącami – bez względu na płeć i wiek. W Rosji Żydów nie było od wieków, a wszelkie próby imigracji żydowskiej carowie dławili w zarodku. Dopiero w wyniku wojen polsko-moskiewskich, po zdobyciu przez Polskę takich miast jak Połock, Smoleńsk i Witebsk, Żydom udało się tam osiedlić. Największa gmina powstała w Smoleńsku (zdobytym jeszcze w 1611 r.) – na samej granicy Rzeczypospolitej. Gdy car Aleksy stanął pod Smoleńskiem, mieszczanie wysłali
O
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
doń delegację z warunkami kapitulacji. Domagali się autonomii i wygnania Żydów. Polską szlachtę wywieziono do Moskwy jako zakładników, Żydów zaś – którzy nie chcieli przyjąć prawosławia – spalono z rodzinami w domach. Spod Smoleńska armia carska ruszyła na Mohylew nad Dnieprem. Żydów wygnano zaraz za mury, gdzie zostali napadnięci i wymordowani do nogi. Na pamiątkę tego nieszczęścia ustanowiono post dnia 20 Tiszri. Tymczasem inna część armii – pod wodzą Szeremetjewa – ruszyła na Witebsk. Żydzi, wiedząc co ich czeka, pomagali w obronie miasta przez ponad 3 miesiące. Gdy twierdza padła, Żydów uprowadzono. Najpierw zamknięto ich w twierdzy nowogrodzkiej, a zimą pognano do Pskowa i Kazania. Większość zginęła po drodze, reszta została wykupiona po ugodzie andruszowskiej (1667 r.). Cierpień nie uniknęli też Żydzi wileńscy. Naoczny świadek tamtych dni, Mojżesz Rywkes, tak wspominał: „Wojska kozackie i moskiewskie rozlały się po całej Litwie, zdobyły Witebsk, Połock, Mińsk i zniszczyły te miasta.
d czasu śmierci lorda George’a Carnarvona – sponsora odkrywcy grobowca Tutenchamona, świat straszony jest tak zwaną klątwą faraonów. Klątwa zagraża podobno wszystkim, którzy odważyli się w jakikolwiek sposób zakłócić wieczny spoczynek dawnych władców Egiptu. Dotyczy to przede wszystkim archeologów, ale również turystów zwiedzających piramidy i Dolinę Królów. Nowe badania pozwalają spojrzeć na tę sprawę zgodnie z ostatnimi zdobyczami wiedzy. Do wyjaśnienia wielu kwestii przyczyniło się śledztwo, jakie przeprowadził Philipp Vandenberg, i książka, którą w wyniku swych prac napisał („Klątwa faraona”). Cofnijmy się do 6 listopada 1922 roku, kiedy brytyjski archeolog Howard Carter odkrył w Dolinie Królów w Luksorze grobowiec sprzed trzech tysięcy lat. Następnego dnia wezwał telegraficznie lorda Carnarvona, swego zamożnego sponsora, który natychmiast udał się do Egiptu. Do grobowca weszli 26 listopada w towarzystwie córki lorda, Evelyn. Zaszokowały ich znalezione tam skarby – mnóstwo biżuterii, złote łoża, inkrustowany złotem posąg króla, jego złota trumna. Wśród tych bogactw zdumiewała skromnością gliniana tabliczka z napisem: „Śmierć na szybkich skrzydłach dosięgnie każdego, kto zakłóci spokój faraona”. W celu dokładnego zbadania zawartości grobowca utworzony został zespół ekspertów
Kiedy się to straszne wojsko zjawiło pod bramami Wilna, uciekł wojewoda Radziwiłł ze swoją armią, a z nim większość mieszkańców. Wrogowie podpalili miasto, przy czym zginęło około 25 tys. ludzi. We środę, dnia 23 Tamuz 1655 r., pierzchła z Wilna prawie cała gmina żydowska (...). Nieszczęśliwi uciekli już to do Prus Książęcych, już to na północ, po drodze wpadli czy to w ręce Brandenburczyków, czy to w ręce Szwedów, którzy właśnie wkroczyli na Litwę. Tylko niewielkiej części udało się dotrzeć do Kłajpedy i okrętami popłynąć do Amsterdamu i Hamburga, gdzie doznali serdecznego przyjęcia”. Kiedy południowa armia – w sojuszu z siłami Chmielnickiego – stanęła pod Lwowem, komendant miasta Krzysztof Grodzicki kazał starym zwyczajem spalić przedmieścia, wyciąć winnice i sady. Od września 1655 r. Lwów bronił się z całą stanowczością. Kiedy generał moskiewski Baturlin postawił warunki, jeden z nich mówił o wydaniu Żydów. Lecz – podobnie jak niegdyś Chmielnickiemu – także Moskwie Lwów nie wydał swoich współtowarzyszy obrony. I znów poprzestano na wysokim haraczu. Poddał się za to Lublin, w którym wobec Żydów nie przejawiano takiego sentymentu. „Straszne było to widowisko – pisał pewien kronikarz – gdy się Żydów, młodych i starych gwałtem wydobywało z domów kwartału żydowskiego, nawet z domów chrześcijańskich, do których się schronili, i prowadziło do obozu
– fotografowie, rysownicy, archeolodzy, historycy i znawcy kultury starożytnego Egiptu. Oprócz nich grobowiec zwiedzili lokalni dostojnicy, a także przyjaciel Carnarvona, amerykański milioner George Jay-Gould. Oficjalne otwarcie grobowca nastąpiło 17 lutego 1923 roku w obecności naukowców i dy-
nieprzyjacielskiego”. Podpalone przez Moskali getto gorzało przez 6 dni. Zginęło niemal 2 tys. Żydów. Moskale wywieźli stamtąd 600 koni, 50 kolas i 20 wozów. U jednego tylko Żyda – lekarza Daniela – znaleźli złoto i srebro warte 100 tys. florenów. Podobnie jak w Rosji, Żydom od dawien dawna nie wolno było mieszkać na Półwyspie Skandynawskim, a Szwedzi prześladowali ich wszędzie. Ledwie Karol IX Gustaw wtargnął do kraju, już był ze swoim wojskiem w Poznaniu (29.07.1655 r.), a w sierpniu wpadła w jego ręce Warszawa. W Sandomierzu stanęła przeciw niemu garstka szlachty, z którą połączyło się kilkuset młodzieńców żydowskich. Szwedzi szybko przełamali ich obronę, za opór zaś zapłaciły życiem gminy żydowskie – sandomierska i tarnobrzeska. Ludzi wybito, domy spalono, macewy cmentarne porąbano i porozrzucano. Po zdobyciu Przemyśla, którego obroną kierował żydowski pułkownik, armia szwedzka
rentgenolog Archibald D. Reed, który prześwietlił mumię i przeciął bandaże. Lord Carnarvon zmarł w wyniku zakażenia krwi, skaleczywszy się przy goleniu. Takie przypadki zdarzały się w czasach, gdy golono się brzytwą, czasami pordzewiałą, a nigdy nie dezynfekowaną. Przypomnijmy,
Tutenchamon mniej mściwy gnitarzy egipskich oraz brytyjskich. Prasa wielokrotnie podkreślała, że w ciągu następnych sześciu lat zmarło 13 osób, które wchodziły do grobowca lub uczestniczyły w badaniu mumii faraona. Można się było spodziewać, że zemsta faraona dotknie w pierwszej kolejności największych „świętokradców”, a więc tych, którzy brali udział w „rozbieraniu” mumii, czyli odwijaniu tkaniny, która ją zabezpieczała. A przecież w ciągu dziesięciu lat nie zmarła żadna z tych osób. Grobowiec – przez kilka miesięcy od momentu odkrycia – zwiedziło kilkaset osób. Co znaczniejsze z nich były pilnie obserwowane przez dziennikarzy brukowych gazet. Lord Carnarvon zmarł najwcześniej, bo już w kwietniu 1923 r. – zaledwie dwa miesiące po odkryciu. Prasa brukowa natychmiast zrobiła z tego sensację. Rok później zmarł
że antybiotyki zaczęto stosować dopiero pod koniec II wojny światowej. Przyjaciel lorda Carnarvona Goeorge Jay-Gould oraz przemysłowiec Joel Woolf wkrótce po zwiedzeniu grobowca doznali nagłego ataku wysokiej gorączki i zmarli. Brukowce przemilczały, że Gould od dawna był poważnie chory. Podobnie jak Arthur Mace – świadek odkrycia grobowca. W ciągu 10 lat zmarli liczni naukowcy, którzy uczestniczyli przy otwarciu sarkofagu, wśród nich sześciu profesorów. Zmarł sekretarz Cartera Richard Bethell oraz żona lorda Carnarvona, lady Almina, po ukąszeniu przez jakiegoś owada. Dopiero w latach 60. egipski lekarz i biolog dr Erzzadin Taha stwierdził w antycznych grobowcach obecność grzyba wywołującego stany zapalne dróg oddechowych, które – w połączeniu z dusznością – mogą spowodować atak
ruszyła na Kraków. 26 IX 1655 r. Szwedzi zajęli żydowski Kazimierz. Plądrowanie miasta zajęło im trzy dni. Zaraz potem – po krótkiej obronie – poddał się Kraków. Nowym gubernatorem mianowany został Wittenberg, a po nim – Wirtz. Wkrótce oskarżono Żydów oraz arian o zdradzieckie konszachty z okupantem. Uwierzyli w to wszyscy, szukając – jak zwykle w nieszczęściu – winnego. Oskarżeniu dał wiarę również król Jan Kazimierz (1648–1668). Po wycofaniu się Szwedów rozpoczęły się porachunki. Żydów prześladował „żydożerczy” hetman Stefan Czarniecki, a i mieszczanie, rajcy oraz duchowni, którzy klękali w prochu przed szwedzkim gubernatorem, zrzucili całą winę na Żydów i arian. Rozdrażniony król – notabene eksprymas Polski – nie przyjął deputacji żydowskiej w wyzwolonym Krakowie, a nawet zabrał im liczne synagogi z przeznaczeniem na kościoły. A jednak przynajmniej jeden Żyd zapisał się pozytywnie w pamięci Jana Kazimierza. W 1663 r. król podjął nieudaną kampanię na Zadnieprze. Podczas odwrotu w czasie wiosennych roztopów cała artyleria znalazła się w pewnym momencie w niebezpieczeństwie na środku Dniepru. Gdy zdawało się, że wszystko stracone, wtedy żydowski inżynier, Jozue Moszkowicz, „z narażeniem życia i dzięki swej niezwykłej inwencji wojskowej, wydobył już prawie zatopione tormentum z wody i doprowadził je do brzegu”. W uznaniu jego wielkiej odwagi i mądrości Jan Kazimierz mianował go swoim sekretarzem nadwornym. ARTUR CECUŁA
serca. Może to tłumaczyć śmierć Lucasa, a także innych naukowców, którzy długo badali różne mumie, a których śmierć nie została jeszcze w pełni wyjaśniona. Zdaniem dra Tahy, jego odkrycie „raz na zawsze zniszczyło zabobonne przekonanie, że uczeni pracujący w dawnych grobowcach padali ofiarą jakiejś klątwy”. Ci, którzy uwierzyli w „klątwę faraona”, niechętnie przyjmują do wiadomości, że Howard Carter, odkrywca mumii Tutenchamona, zmarł dopiero w 1939 roku, natomiast Alan Gardimer, który studiował napisy z grobowca, żył aż 84 lata. Tak naprawdę osoby, których śmierć kojarzono z „klątwą”, to w większości byli ludzie w wieku dojrzałym, często schorowani. Ich zgon nikogo by specjalnie nie zaskoczył, gdyby nie fakt, że wszyscy oni „naruszyli” spokój faraona. Wiosną 2005 roku szczątki Tutenchamona zbadano przy użyciu najnowocześniejszych technik. Tomografem prześwietlono mumię warstwami o grubości 0,62 mm. Wykonano 1700 zdjęć rentgenowskich, co pozwoliło wykluczyć tezę o zadaniu władcy jakichś urazów czaszki powodujących śmierć. Stwierdzono, że Tutenchamom zmarł w wieku około 19 lat i miał 170 cm wzrostu. W grobowcu nie wykryto niczego, co świadczyłoby o „klątwie”. A przede wszystkim nikt z naukowców uczestniczących w badaniach nie zmarł w tajemniczych okolicznościach. JANUSZ CHRZANOWSKI
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r. Europie zapanował ciemny, straszliwy w swych skutkach fanatyzm religijny. Kościół papieski wypowiedział wojnę heretykom – ludziom poszukującym Boga w Biblii, a nie w papieskich dogmatach. A następnie dominikanie – „psy Boga” – rozpoczęli polowanie na „czarownice”, czyli wiejskie znachorki i zielarki, które – w odróżnieniu od zakonników – z diabłem nie miały nic wspólnego. Torturowano, topiono w rzekach i palono na stosie ludzi w imię li tylko zabobonu wymyślonego przez Kościół. Tak powstawała najciemniejsza karta w dziejach ludzkości, którą zapisywano przez wieki krwią niewinnych. Czesław Wrocki napisał w 1908 roku „Krótki rys dziejów inkwizycyi powszechnej”. Już na samym wstę-
W
Jak zakończyła się owa „obrona wiary świętej”? Po kilku wiekach krwawych rozpraw z heretykami Kościół rzymski musiał pogodzić się z przegraną, czego dowodem są: protestantyzm, kalwinizm, prawosławie, anglikanizm i inne wyznania odłączone od papieskiego Rzymu. Dopiero Jan Paweł II w imieniu Kościoła rzymskokatolickiego przeprosił za wszelkie błędy inkwizycji i inkwizytorów. Błędy? Toż to było ludobójstwo na skalę niespotykaną w dziejach ludzkości! Pod wpływem tortur (chłosta, łamanie kołem, nakłuwanie srebrną szpilą, przypalanie stóp, wbijanie żelaznych igieł pod paznokcie, przykładanie rozżarzonego żelaza itp.) oskarżeni na ogół przyznawali się do winy i wydawali „wspólników”. Egzekucja następowała natychmiast po odczytaniu wyroku. Oskarżeni
PRZEMILCZANA HISTORIA Inkwizytor był pełnomocnikiem papieża, działał zgodnie z bullami papieskimi i dobrze wiedział, że aby zniszczyć heretyków, należy przede wszystkim wytępić ludzi, którzy ich ochraniają, starając się pomóc lub ukryć. Dominikanin Bernard Gwidonis, jeden z inkwizytorów, pisze przesłanie do sędziów (zwano ich katami papieskimi), w którym podkreśla, że wykorzenienie kacerstwa jest możliwe „przez tępienie ich obrońców i opiekunów”. Przywilej walki z innowiercami oddali papieże w ręce dominikanów. Trybunały inkwizycyjne były nietykalne i niezależne od władzy świeckiej, choć te na ogół zdecydowanie wyszły naprzeciw papieskim żądaniom. Na przykład cesarz niemiecki Fryderyk II w lipcu 1213 roku złożył przysięgę (w obecności papieża Innocentego III), że będzie tę-
dotyczące tropienia i karania „odstępców” od wiary, w tym prawo do palenia ich na stosie: „Komukolwiek będzie w oczywisty sposób udowodniona herezja, na prośbę biskupa swej diecezji zostanie natychmiast ujęty przez miejscowe władze świeckie i posłany na stos” (dekret z 1224 roku). Pierwsze trybunały inkwizycyjne powstały już na początku XIII wieku, kiedy to papież Innocenty III powołał (1204 r.) przedstawicieli zakonu cystersów na swych legatów, których zadaniem było wytępienie sekty albigensów w południowej Francji. Pierwszymi inkwizytorami byli mnisi: Piotr de Castelnau, Rudolf z Fontfroide oraz Arnold Almalric, opat z Citeau. Oczywiście, nie działali sami. Na wezwanie papieża mnisi otrzymali pomoc wojskową. Udzielił jej między innymi Rajmund VI, hrabia Tuluzy.
17
ale i przystąpił ze swym wojskiem do krucjaty prowadzonej przez dominikanów. Dopiero wówczas papież cofnął mu ekskomunikę. I tak ruszyła krucjata na chrześcijańską, bezbronną ludność. Papież udzielił uczestnikom wyprawy odpustu zupełnego, a ci, pełni „chrześcijańskiego” zapału, mordowali kobiety, dzieci, starców i mężczyzn. A oto jak pacyfikację miasta Beziers (rejon zamieszkany przez albigensów) relacjonuje w liście do papieża opat Arnold: „Nie oszczędziliśmy żadnego stanu ani płci, ani wieku. Dwadzieścia tysięcy głów padło pod ostrzami naszych mieczów. Zrabowaliśmy i spalili całe miasto. Dziwnie rozwścieklił nas ten sąd boski”. W krwawej rozprawie z chrześcijanami największym okrucieństwem wykazał się ksiądz hiszpański Dominik de Guzmán, młodszy
ZBRODNIE KOŚCIOŁA
W imię Boga
(2)
Pod pozorem jedynie słusznej religii Kościół ideę chrześcijańską bezcześcił i deptał; zrobił z niej narzędzie do gromadzenia bogactw i ogłupiania tłumów. Najważniejszym narzędziem i krwawą kartą w historii Kościoła była inkwizycja. pie zaznacza, że nie jest ateistą, lecz człowiekiem wierzącym, i w swojej książce chce tylko zdemaskować czyny kościelnych zbrodniarzy, którzy na twarzach noszą maskę pokory i pobożności, w ustach pieszczą słowa miłości i przebaczenia, ale serca zawsze mają kamienne i zimne, dusze pychą wypełnione i dłonie wiecznie głodne złota. Wrocki pisze, że „Rzym był założycielem, sprężyną i ostatnią zawsze instancyją trybunału świętej inkwizycyi; że dzieje papiestwa i tylko papiestwa, obciążają i po wieki obciążać będą wszystkie zbrodnie przez świętą inkwizycyję popełnione... Żaden z ówczesnych papieży nie usiłował mordów tych powstrzymać, a nawet przeciwnie – zachęcał sędziów inkwizycyi do coraz większej gorliwości. Świeckim zaś władcom, którzy do krwawej zabawy ręki przykładać nie chcieli, grozili stale papieże ekskomuniką i pozbawieniem ich tronu, co niemal z reguły opór ich łamało”. Kim były ofiary, owi odstępcy od wiary, zwani również kacerzami? Z reguły byli to prawdziwi chrześcijanie, którzy – zgodnie z Biblią – nie uznawali papieża za głowę Kościoła lub zaprzeczali jego nieomylności. Zwykle wprowadzali nieznaczne zmiany w obrzędach liturgicznych lub odrzucali pewne dogmaty przez Kościół rzymski ustanowione i uznawane. Później prześladowano również Żydów, Maurów i homoseksualistów.
szli na stos, a dokumenty z procesu trybunał inkwizycyjny rzucał w płomienie, aby herezja zginęła razem z heretykiem. Kto mógł nim zostać, zdaniem Kościoła? Oto kilka przykładów: kto nie spowiadał się... trzy razy do roku, mógł już zostać podejrzany o herezję, a wtedy – zgodnie z postanowieniem soboru w Tuluzie (1229 r.) – burzono mu dom, konfiskowano majątek, przesiedlano do miejscowości prawowiernej (wówczas musiał nosić na ubraniu dwa kolorowe krzyże dla odróżnienia od „prawdziwych” katolików) lub trafiał do więzienia, „by błędami swymi kogoś z chrześcijan prawowiernych nie zaraził. Wszystkie osoby płci męskiej od 12 roku życia, a żeńskiej od 14 roku życia muszą złożyć przysięgę na to, że wskażą zwierzchności kacerzy. Przysięgę tę należy odnawiać co dwa lata”. Donosić musiały nawet dzieci, i to na swoich rodziców! Heretykiem zostawał również ten, kto nie uznawał papieża za głowę chrześcijaństwa, albo ktoś podejrzany o czarownictwo, sprzeciwiający się wyrokom inkwizytorów lub odrzucający którykolwiek dogmat uznany przez Kościół rzymski. Nawet zmarli podlegali jurysdykcji kościelnej. Zmarłym, którym zarzucono herezję, mieli być wykopani z grobów, bo „pamięć zmarłych heretyków winna być pohańbioną, ciała wydobyte z grobów i spalone, a dobra skonfiskowane”.
pić heretyków, a sześć lat później powtórzył ją wobec papieża Honoriusza III. Zgodnie z owymi przysięgami, cesarz wydał rozporządzenie „Catharos Patarenos”, które brzmi: „Zarządzamy, ażeby wszyscy władcy składali przysięgę publiczną, że będą bronili wiary katolickiej i tępili w krajach wskazanych im przez Kościół kacerzy. Jeżeli władca świecki, mimo żądania i upomnienia Kościoła, nie stara się kraju swego od kacerzy oczyścić, wówczas kraj ten oddajemy na przeciąg jednego roku innym władcom katolickim, którzy bez oporu zająć go mają i w czystości wiary utrzymać”. Wystraszeni książęta bez oporu zobowiązali się do popierania inkwizycji. Fryderyk II ogłosił całą serię dekretów (1220, 1224, 1227), w których zatwierdzał szczegółowe prawa
Ze strony Rajmunda była to forma ekspiacji, bowiem kiedy papieski legat Piotr de Castelnau nie otrzymał z Tuluzy wymaganej pomocy i rzucił na niego klątwę – ten kazał giermkowi zabić inkwizytora. Papież zareagował natychmiast i odnowił ekskomunikę hrabiego, motywując to następująco: „Ponieważ pewne przesłanki pozwalają sądzić, że jest on winien śmierci naszego świętego legata Piotra de Castelnau, jako że publicznie groził mu śmiercią, jako że przyjął mordercę do swego grona, ogłaszamy go po raz kolejny wyklętym. Wszyscy katolicy bez obawy naruszenia prawa lennego mogą nie tylko ścigać jego osobę, ale także zająć jego dobra”. Przestraszony Rajmund VI ugiął się przed papieskim gniewem – nie tylko poddał się karze chłosty w miejscu, gdzie zginął inkwizytor,
przeor swej kapituły. W nagrodę otrzymał w 1216 roku zezwolenie od papieża na założenie Zakonu Kaznodziejów (dominikanie) w celu „tępienia heretyków i ich obrońców”. Papież mówił o nich, że „bez strachu idą w skromnym ubraniu i z płomiennym duchem na poszukiwanie heretyków, by z łaską Bożą wyrwać ich z błędu przykładem życia swego i mądrością nauczania”. Dominikanie stworzyli trybunał inkwizycyjny, a ich drogę znaczyły odtąd: obłędny fanatyzm religijny, krew, tortury i śmierć. Dominik de Guzmán, ksiądz, morderca, oprawca setek tysięcy chrześcijan, został później świętym. Do świętego Dominika modlą się rzymscy katolicy! Tylko gdzie on teraz przebywa... Cdn. ANDRZEJ RODAN
18
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
ydawało mi się, że taka gazeta jak „Rzeczpospolita” jest medium solidnym, już na miarę europejską czy amerykańską, wiarygodnym i opiniotwórczym. Myliłem się. Po ostatnim wyskoku z karykaturami Mahometa „Rzepa” zjechała do rangi zwykłego tabloidu, czyli – mówiąc niegrzecznie – zwykłej szmaty do pakowania śledzi. Nie wiem, czy naczelny redaktor „Rzepy” zdaje sobie sprawę, że swoją głupotą (bo jak to inaczej nazwać) przekreślił polskie wysiłki normalizacji stosunków z krajami arabskimi, które nadwyrężyło wejście naszych wojsk do Iraku? To już jest zdrada interesów Polski i sabotowanie jej polityki zagranicznej. To jest
W
Sabotaż przekreślenie tradycji tolerancji wobec innych wyznań, z czego (podobno) Polska tak słynie. Ciekawy jestem, co działoby się, gdyby w którymś z arabskich pism pojawiła się karykatura Jahwe z bombą na głowie... Z całą pewnością klerykalna „Rzepa” podkręcałaby wówczas histerię antyarabską, pisząc o zdziczeniu obyczajów, upadku kultury i podobne brednie. Nie wiem, czy naczelny tego piśmidła zauważył, że istnieje granica wolności wypowiedzi, poza którą jest już tylko obraza i zniewaga.
akopiański korespondent jednego z centralnych dzienników opisywał pobyt premiera Marcinkiewicza na nartach w Zakopanem, używając przy tym dziwnego, archaicznego języka kościelnej propagandy. I tak pisał m.in: „Samorządy troją się, by premier nawiedził urząd gminy – insygnia władzy góralskiej, ciupaga i kapelusz są już przygotowane”. Państwowa propaganda kościelna z lubością używa czasownika „nawiedzać” albo „nawiedzić” w różnych kontekstach. Słownik języka polskiego pod redakcją prof. dr. Mieczysława Szymczaka (wyd. PWN, Warszawa 1979) czytamy: Nawiedzić 1. „o kataklizmach, klęskach, chorobach, nieszczęściach itp.:
Z
Powoływanie się na Francję, Stany Zjednoczone czy kraje skandynawskie jest po prostu śmieszne i żałosne. Nie wiem, czy pan naczelny „Rzepy” zdaje sobie z tego sprawę, ale dał Al-Kaidzie czy innemu ugrupowaniu terrorystycznemu pretekst do uderzenia w nas wszystkich. Bo tylko o to może tu chodzić, a gadanie o wolności słowa jest zasłoną dymną, za którą stoją interesy amerykańskich i izraelskich „jastrzębi”. Innego wytłumaczenia po prostu nie ma i uważam, że jest to sprawa dla prokuratora. rkl
wydarzać się, trapić, nękać, dotykać. Powodzie nawiedziły kraj. Nawiedzały go ataki kaszlu”. 2. przestarzałe, dziś książkowe. „przybywać do kogoś w odwiedziny”: nawiedzać chorych. We śnie nawiedzały go postacie zmarłych przyjaciół. Nawiedza kogoś smutek. Nawiedziły kogoś wspomnienia, przeczucia. 3. przestarzałe „o mocach nadprzyrodzonych: obdarzać łaską, zsyłać natchnienie, dotykać opętaniem, szaleństwem; wstępować w kogoś”. Nawiedzony wróżbita. Ktoś nawiedzony przez diabła. Tyle słownik. Cokolwiek powiedzieć, znaczenie tego czasownika jest dalekie od znaczenia nadawanego mu przez Kościół: złożyć komuś wizytę. Jan Ciszewski
Nawiedzenie
yję (niestety) w tym katokraju, mam wyższe wykształcenie i dalej się uczę. Jednak stwierdziłam to samo, co 95 procent moich znajomych: spieprzam stąd! Nie jestem ani katoliczką, ani nawet chrześcijanką. Mam własną drogę doskonalenia się i trzymam się jej. Skłaniam się ku rodzimej, pierwotnej (to dobre słowo w ujęciu Krk!) wierze skandy-
Ż
z ambony”, już dawno mi się przejadły, jak również to, że każdy wokół chce mnie nawracać. Bo przecież „tkwię w grzechu i niewiedzy”. Zadaję takim ludziom masę pytań i łapię ich na tym, że tak właściwie to nie wiedzą nic o swojej wierze, a przede wszystkim o podłożu kulturowym i podwalinach, na których owa wiara wyrosła. Nie chcą nawet słyszeć o zbieżności
Z rozważań wiedźmy... nawskiej. Pomagam ludziom jak mogę, bo uważam to za mój obowiązek. W związku z tym uznana jestem za: 1) heretyczkę, ponieważ nie uznaję doktryny jedynego słusznego Kościoła; 2) pogankę, ponieważ uznaję „bluźnierczo” to, co przedchrześcijańskie; 3) czarownicę, bo pomagam ludziom inaczej niż przez pseudoumoralnianie ich kazaniami; 4) niebezpiecznego potwora, którego należy się wystrzegać, ponieważ możliwe, iż ma kontakty z szatanem; 5) członkinię sekty – co prawda jednoosobowej, ale w końcu to musi być sekta, no nie? Mam nadzieję, że uniknę linczu, spalenia na stosie i takich tam osławionych kleszych pomysłów. Kłamstwa, które głoszą „ludzie
świąt przedchrześcijańskich z chrześcijańskimi – i to nie tylko tych, które wywodzą się z tradycji celtyckiej! A gdy informuję ich, że biblijne stworzenie świata jest tylko alegorią, z wściekłości piana rzuca im się na usta. No bo co ja mogę wiedzieć? Jestem głupia i ślepa, i tyle. Dlatego biorę tyłek w troki i jadę tam, gdzie ludzie szanują ludzi nie za przynależność do takiego czy innego kościoła, lecz za to, jakim się jest człowiekiem. Gdzie jest możliwa wymiana argumentów, a nie kalumnie i potępienie, gdzie jest po prostu inaczej niż w tym jednym wielkim fermencie, z którym już coraz mniej czuję się związana. Wyjeżdżam. Czarownica
Nad trumną
Ciemna moc Zgadzam się z redaktorem Adamem Ciochem, że wychowywanie dzieci i młodzieży to kształtowanie ludzi słabych, bezkrytycznych i naiwnych. Jestem farmaceutą i wiem, że duża wiedza zbliża do Boga, a mała oddala. Niedawno nasza wspaniała aktorka Anna Dymna powiedziała, że nastąpiły teraz rządy ciemnej strony mocy i jest to prawda w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Mój znajomy, dyrektor jednego z wielu w Polsce gimnazjów, powiedział, że na zebraniu dyrektorów dostali wytyczne, że szkoły mają kształcić młodzież na wykwalifikowanych robotników i pracowników hipermarketów. We wszechświecie i na Ziemi musi być zachowana równowaga jing-jang (zgodnie z filozofią tao). Jeżeli zaczyna przeważać głupota, to należy zrobić wszystko, aby wróciło
Pani pozna Pana Bezdzietna wdowa na emeryturze, o przyjemnym wyglądzie, ze średnim wykształceniem, zaprzyjaźni się z niepalącym wdowcem bez rodziny, zdrowym, sprawnym fizycznie, ze stałym dochodem dla siebie, w wieku około 66 lat, o wzroście około 180 cm, ze stale używanym prawem jazdy, najchętniej z woj. łódzkiego. Tomaszów Mazowiecki (1/a/06) Sympatyczna pięćdziesięcioparolatka prawie bez zobowiązań pozna Pana, koniecznie inteligentnego i z Warszawy. (2/a/06) Wysoka olsztynianka, emerytka ze średnim wykształceniem (dietetyk), oczytana, lubiąca
oświecenie. Jeżeli Bóg chce kogoś ukarać, to zabiera mu rozum (o ile w naszym rządzie i Kościele ktoś go ma...). Kościół uzurpował sobie prawo do Boga i w jego imieniu głosi swoje racje. Przecież Bóg Stwórca Wszechrzeczy jest ponad wszelkimi religiami i wszystkimi pozaziemskimi światami. Człowiek żyje złudzeniami, popełnia błędy, ma niedoskonałe narządy zmysłów. Jesteśmy jak żaba w studni, której wydaje się, że wie już wszystko o życiu. Grażyna z Łodzi
przyrodę, bez zobowiązań, z własnym M i działką z domkiem, pozna uczciwego, wysokiego Pana, szanującego siebie i innych, niezależnego finansowo, nie będącego fanatykiem religijnym, w wieku 62–65 lat, w celu stworzenia stałego związku. (3/a/06) Pan pozna Panią Samotny wdowiec 64/160 z własnym domem i ogrodem poszukuje przyjaciółki w odpowiednim wieku, średniego wzrostu, w celu wspólnego zamieszkania. Woj. śląskie (1/b/06) Romantyczny i inteligentny wdowiec 174 cm wzrostu, zapalony turysta, wrażliwy na piękno świata i przyrody, pozna panią w wieku 50–60 lat, puszystą, najlepiej z okolic Grójca lub Warszawy. (2/b/06) Jeśli jesteś miłą i ciepłą kobietą, doświadczoną przez los, ale masz jeszcze nadzieję na stabilny związek, w którym możesz przeżyć coś miłego, to napisz do 50-latka o stałych dochodach,
Ks. Twardowski przeszedł do świętych krainy, życzył sobie spocząć, obok swej rodziny. Lecz Glemp krzyknął gniewnie: A takiego wała! Pochowam cię w bunkrze – przebrała się miara. Z tacą nie chodziłeś poeto ubogi. Zboczyłeś nędzniku z świętej kasy drogi. To chociaż po śmierci przyciągniesz turystów I dasz mi zarobić kacerzu, purysto. Choć grobem na Powązkach chciałeś mnie wykiwać. W Świątyni Opatrzności będziesz odpoczywać. Żyłeś bez maybachów, jak jakaś miernota! To teraz po śmierci nazarabiasz złota! ab. (styczeń 2005)
z własnym mieszkaniem, szukającego tej drugiej połowy, mogącego zmienić miejsce zamieszkania. Woj. mazowieckie (3/b/06) 39-letni młodo wyglądający wdowiec, szatyn, wzrost 174 cm, z dwójką dzieci, pozna miłą, subtelną i wrażliwą kobietę do lat 35. Foto i znaczek zwrotny mile widziane. Goleniów (4/b/06) Samotny 40-latek 184/82, obecnie przebywający w ZK, pozna 50-letnią panią pragnącą stałego związku. (5/b/06) Bezdzietny, spokojny kawaler w średnim wieku, finansowo niezależny, katolik, obecnie przebywający w ZK, domator ceniący szczerość, kochający zwierzęta, pozna Panią poważnie myślącą o spędzeniu reszty życia u boku statecznego mężczyzny z Wielkopolski. Może być z dzieckiem. (6/b/06) Inne Samotny trzydziestolatek, 178/74, przystojny blondyn, uczciwy, spoza tzw. środowiska, szuka
przyjaciela na stałe, uczciwego, nie poszukującego przygód. Możliwa zmiana miejsca zamieszkania. Radom (1/c/06) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,30 zł i wysłać na nasz adres. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,30 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
LISTY
następującej treści: „Caritas i Orange dziękują za wsparcie poszkodowanych w katastrofie w Katowicach”... Andrzej Wojciechowski
Broda proroka Przeproszenie przez ministra spraw zagranicznych muzułmanów za zamieszczenie przez „Rzeczpospolitą” przedruku karykatur Mahometa ma, moim zdaniem, inny cel, niż uzasadnienie popełnienia błędu przez tę gazetę. Tu chodzi o podkreślenie, że wartości religijne są w ogóle ponad wszystko. Rząd dał w ten sposób do zrozumienia naszym dziennikarzom, że mają swoje pióra wziąć na smycz i wara im od krytykowania Radyja i TV Trwam, gdyż dla nas (tzn. dla PiS-u) są one nie mniej święte niż dla Arabów Mahomet. Wściekłe ataki islamistów na europejskie (zwłaszcza duńskie) ambasady to powrót do średniowiecza, a zarazem dowód, do czego prowadzi wiara w istnienie Boga. Gdyby go ludzie nie wymyślili – zwłaszcza pod różnymi postaciami – nie byłoby pretekstu do mordów na wielką skalę i wojen. Bez bogów żyłoby się nam zatem o wiele spokojniej i bezpieczniej. Ale cóż by się stało z tymi, którzy na produkcji broni robią olbrzymi szmal... Kostek
Ludobójstwo Senat dał 5 mln zł na Fundusz Kościelny i 20 mln zł na budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Tymczasem w kraju bieda, a bezdomni umierają z zimna. Nie ma forsy na służbę zdrowia, szpitale, infrastrukturę. Ilu ludziom można by uratować życie dzięki takiej sumie! Niestety, ludzie nie doczekają się realnej pomocy, może umrą... Ta decyzja/głosowanie to przestępstwo, i to przestępstwo wysokiego kalibru. Ci panowie senatorowie, którzy głosowali ZA, a także rząd, prezydent (za poparcie) – wcześniej czy później muszą być oskarżeni. Bo to jest... ludobójstwo! Ludzie sami powinni wziąć sprawy w swoje ręce, jeżeli nie można inaczej. Nie można przejść obojętnie obok tak niewyobrażalnej niesprawiedliwości! Marek Jakubowski, Australia
[email protected]
Apel do biskupów Apeluję do ordynariusza katowickiego abpa Damiana Zimonia, i innych polskich biskupów o pomoc pieniężną ze swoich kieszeni dla
ofiar tragedii w Katowicach. Panowie biskupi są bardzo bogatymi ludźmi i w dodatku bezżennymi, więc nie mają na utrzymaniu własnych rodzin. Ponadto proponuję, żeby biskupi w swoich diecezjach zobowiązali podległych sobie księży, aby ci przynajmniej część gotówki zabranej z tegorocznej kolędy przeznaczyli na potrzeby ofiar tragedii. Marian S. z woj. lubelskiego
Szowinista W Faktach TVN pokazano wnętrze muzeum poświęcone płk. Ryszardowi Kuklińskiemu, a inicjator (kustosz) tego muzeum, jakiś szowinista, demonstracyjnie wycierał obuwie we flagę byłego ZSRR, leżącą na podłodze. Czy ten szowinista jadł kiedykolwiek „rosół na brukwi” i leżał wśród trupów rozstrzelanych przez hitlerowców; czy nosił swoją matkę i 7-letniego młodszego brata na stos do spalenia (4060 rozstrzelanych)? Ja już to przerabiałem, a miałem wtedy 12 lat. Wiem, co to wojna. Szkoda, że ten szowinista o tym nie wie albo wiedzieć nie chce. J.W. Olecko
Twoja Caritas
Siostra major WP
Z największym smutkiem oglądaliśmy wszyscy tragedię w Katowicach. Ale w atmosferze ogólnego przygnębienia pojawiła się iskierka radości. Oto z miliona organizacji do zbiórki pieniędzy wybrano Caritas. Będą nowe toyoty, a może nawet lexusy dla naszych księży, jest radość, jest nadzieja. Zaparłem się i postanowiłem nie przekazywać żadnych środków. Dopiero kiedy Orange ogłosiła, że można wysyłać SMS-y, z których dochód zostanie przekazany rodzinom ofiar, zareagowałem. W odpowiedzi otrzymałem podziękowanie
Siostra zakonna, która już w czasie sprawowania przez Karola Wojtyłę funkcji biskupiej w Krakowie należała do jego najbliższego otoczenia, a potem pozostawała z nim w Rzymie przez cały okres jego pontyfikatu, została awansowana do stopnia majora Wojska Polskiego i równocześnie otrzymała odznaczenia państwowe („FiM” 3/2006). To wydarzenie swoją kuriozalnością znacznie przewyższa fakt mianowania przez rzymskiego cesarza Kaligulę jego konia senatorem, dlatego nie może on pójść w zapomnienie.
LISTY OD CZYTELNIKÓW Kto zainspirował i kto promował takie wyróżnienie owej siostry i za co? Daniel K. Siostrę Teresę Rumian awansował do stopnia majora rezerwy minister Sikorski. W uzasadnieniu podano, że za „uczestnictwo w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu w walkach o niepodległość Polski”. Ponadto zakonnica została odznaczona okolicznościowym medalem Pro
Memoria, przyznawanym przez Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, chociaż represjonowana nigdy nie była. Redakcja
Bóg jest miłością? Papież w swojej encyklice nazwał Boga miłością. Czas spojrzeć realnie na tę miłość: gdy kogoś się miłuje, nie zsyła się katastrof, nie zabiera dzieci rodzicom i rodziców dzieciom. Krk mówi, że Bóg tak chciał. Bóg wymyślony przez kler, by straszyć ludzi głupich i naiwnych. Ten Wielki Ojciec dba widocznie tylko o kler, by się pasł na ludzkiej krzywdzie, a zesłał też karę na niewinne gołębie – symbol pokoju. Pytam zatem, gdzie jest miłość do człowieka? Aleksander Ś., Rusków
Owoce modłów Dużo piszecie na temat Kościoła i naszego „kochanego Papy”. Brakuje mi w tej kwestii jednego: zapominacie, że JPII za każdym razem na pielgrzymkach, na wszystkich mszach, w których brał udział, zawsze gorąco modlił się za Polskę i dobrobyt Polaków. Co nam dały te 25-letnie modły? 1. Bezrobocie: przed modłami 0 proc., a po modłach – około 3 mln Polaków. 2. Liczba samobójstw wzrosła trzykrotnie – to chyba z radości. 3. Dług przed modłami wynosił 40 miliardów, z czego banki zachodnie umorzyły nam połowę. Po modlitwie kochanego Papy dług Polski sięga 300 miliardów. 4. Dzięki gorącym modłom mamy także 600 tys. ludzi bezdomnych, a 5 milionów żyje poniżej minimum socjalnego. Nasuwa się pytanie, czy nasz kochany Papcio modlił się aby do właściwego Boga? I jeszcze jedno pytanie: Dlaczego tak dobrze się powodzi prawie niewierzącym Skandynawom? Kazimierz Wardęga Nowy Sącz
stosunek do głupoty. Nie zdziwię się, jeśli w którymś numerze „Uranii” przeczytam, że nową planetę odkryto nie dzięki nauce i teleskopom, a za sprawą Ducha Świętego. Zygmunt Jaworski, Łagów
Ordon istniał W nawiązaniu do artykułu pt. „Siła tradycji” („FiM” 3/2006) wyjaśniam, że kapitan Juliusz Ordon broniący wraz ze swymi żołnierzami fortu, czyli słynnej reduty Ordona, to... postać historyczna. Ten inteligentny, zawodowy oficer „uczonej broni” był świadom praw i potrzeb wojny. Z powstania listopadowego wyszedł żywy! Jak inni stanął do walki w czasie Wiosny Ludów, wojny krymskiej i pod wodzą Garibaldiego. Będąc ponad 80-letnim starcem – emerytowanym majorem regularnej armii włoskiej – z własnej woli odszedł w „smugę cienia” w 1887 r. Ponad 50 lat później, niż chciał Mickiewicz! Jarosław Buczyński
Podziękowanie W ostatnich miesiącach zamieściliśmy na łamach „FiM” kilka tekstów opisujących trudną sytuację życiową poszczególnych osób i całych rodzin. Każda publikacja spotkała się z Waszą, drodzy Czytelnicy, żywą reakcją – za pośrednictwem redakcji albo bezpośrednio do samych zainteresowanych przesyłaliście swoją pomoc. W imieniu osób obdarowanych chcemy Wam wszystkim serdecznie podziękować. Szczególne wyrazy uznania kierujemy do aktorów i pracowników łódzkiego Teatru Lalki i Aktora „Pinokio”, którzy zorganizowali zbiórkę dla jednej z rodzin. Redakcja
Duch Święty patrzy... Moje zainteresowania dotyczą m.in. astronomii. W czasopiśmie „Urania” (6/2005; pismo to publikuje artykuły z zakresu astronomii) przeczytałem, że na uroczystości otwarcia obserwatorium astronomicznego w Urzędowie był (a jakże!) miejscowy wikariusz, który dokonał najważniejszej czynności owej ceremonii, czyli poświęcenia obiektu i urządzeń obserwacyjnych. Od lat żyjemy w nienormalnym, sklerykalizowanym państwie. Tej nienormalności ulegli nawet ludzie nauki, mający na ogół krytyczny
„BYŁEM
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
I
II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce
III Owce ofiarami pasterzy
19
Owoce zła
Cena jednego egzemplarza wraz z kosztami przesyłki – 20 zł Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Wydawnictwo „NINIWA”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, e-mail:
[email protected], lub telefonicznie (0-42) 630-70-66
Przy zakupie 3 książek – jedną otrzymujecie Państwo
G R AT I S ! ! !
20
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
CZUCIE I WIARA
NIEPOKORNI SYNOWIE KOŚCIOŁA (27)
Rudolf Bultmann Kolejnym przedstawicielem protestanckiej neoortodoksji był Rudolf Bultmann, który podjął próbę zreinterpretowania chrześcijaństwa w języku filozofii egzystencjalnej oraz demitologizacji Nowego Testamentu. Rudolf Bultmann urodził się w 1884 r. w Wiefelstede (Oldenburg) w Niemczech w rodzinie ewangelickiego pastora. Wykształcenie teologiczne zdobył na uniwersytetach w Tybindze, Berlinie i Marburgu. Następnie poświęcił się karierze akademickiej, wykładając m.in. we Wrocławiu i w Giesen, a od 1921 r. na uniwersytecie w Marburgu, gdzie był profesorem Nowego Testamentu aż do roku 1951. Bultman uznawany jest za największego egzegetę Nowego Testamentu dwudziestego wieku. Był jednym z pionierów wprowadzających do analizy opowiadań ewangelicznych metodę krytyki form literackich (Formgeschichte) i zagadnienie to obszernie przedstawił w ,,Historii tradycji synoptycznej” (1921 r.). Stosując krytykę ,,form literackich” Bultmann usiłował doprowadzić do demitologizacji Nowego Testamentu. Uważał, że zarówno język, jak i system pojęć NT są zasadniczo mitologiczne i nie da
się ich pogodzić ze współczesnymi odkryciami naukowymi, a także z historią. Postanowił więc wyjść naprzeciw ludziom wyznającym światopogląd naukowy, który odrzuca jakąkolwiek możliwość interwencji Boga, dowodząc, że zamiarem mitologicznych wyrażeń NT nie jest dostarczenie informacji o Bogu i Jego działaniach, lecz jedynie przedstawienie pewnej możliwości rozumienia egzystencji człowieka. Ze względu na sceptyczne podejście do Ewangelii Bultmann uważał, że wiele zapisanych wypowiedzi Jezusa wcale nie pochodzi od Niego, lecz od Jego uczniów. W jego rozumieniu Ewangelie nie są relacjami historycznymi, lecz świadectwem wiary. Dlatego też zrekonstruowanie historycznego portretu Jezusa jest możliwe tylko w niewielkim stopniu. Podobnie jak S. Kierkegaard (1813–1855) – duński prekursor egzystencjalizmu – twierdził, że poznanie historycznego Jezusa nie jest
zy Bóg ma coś wspólnego z katastrofą budowlaną w Katowicach? Tak zdaje się sugerować prymas Polski Józef Glemp, który uznał to wydarzenie za ,,znak czasu i napomnienie Boga”. Czy słusznie? Nie znam szerszego kontekstu wypowiedzi prymasa Glempa, dlatego trudno mi się do niej ustosunkować. Spotykam jednak ludzi (ostatnio nawet z takimi rozmawiałem), którzy w każdym nieszczęściu, jakie dotyka świat i ludzkość, dopatrują się gniewu Bożego. To nic nowego. Tak było w judaizmie i w większości starożytnych kultur. Gdy kogoś spotykało nieszczęście, ludzie zastanawiali się, czy powodem nie jest jakiś grzech przez niego popełniony. Z taką fałszywą koncepcją wystąpił np. biblijny Elifaz wobec cierpiącego Hioba: ,,Przypomnij sobie, kto kiedy, będąc niewinny, zginął albo gdzie ludzie prawi byli wytępieni!” (Hi 4. 7). Podobne podejście kryje się w pytaniu uczniów Jezusa o przyczynę ślepoty: ,,Mistrzu, kto zgrzeszył, on czy rodzice jego, że się ślepym urodził? Odpowiedział Jezus: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, lecz aby się na nim objawiły dzieła Boże” (J 9. 2–3). Z przykładem tym koresponduje jeszcze inne zdarzenie opisane w Ewangelii Łukasza. Czytamy tam, że do Jezusa przybyli pewni ludzie ,,z wiadomością o Galilejczykach, których krew Piłat pomieszał z ich ofiarami. I odpowiadając, rzekł do nich: »Czy myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż wszyscy inni Galilejczycy, że tak ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam, lecz jeżeli się nie upamiętacie, wszyscy podobnie poginiecie. Albo czy myślicie, że owych osiemnastu, na których upadła wieża przy Syloe i zabiła ich, było większymi winowajcami
C
konieczne. Wystarczy po prostu wiedzieć, że Jezus żył i umarł. Powoływał się przy tym na wypowiedź apostoła Pawła, który pisał: ,,(...) A jeśli znaliśmy Chrystusa według ciała, to teraz już nie znamy” (2 Kor 5. 16). Podkreślał, że usprawiedliwienie dane jest nam tylko przez wiarę, a nie przez historię. Interesował go wyłącznie ,,Chrystus wiary”, a nie ,,Jezus historii”. Dlatego uważał, że przesłanie ewangeliczne należy uwolnić z jego mitologicznych ram i pojęć, m.in. takich jak niebo, piekło, anioły, demony i cuda. Twierdził: ,,Jest rzeczą niemożliwą posługiwać się światłem elektrycznym i radiem, i samemu korzystać
niż wszyscy ludzie zamieszkujący Jerozolimę? Bynajmniej, powiadam wam, lecz jeżeli się nie upamiętacie, wszyscy tak samo poginiecie«” (Łk 13. 1–5). Jaki więc powinien być nasz stosunek do tego rodzaju nieszczęść? Po pierwsze – według tego, co powiedział Jezus – nigdy nie powinniśmy wkraczać w Boże kompetencje i osądzać poszkodowanych. Tyl-
z nowoczesnych odkryć medycznych i chirurgicznych, a w tym samym czasie wierzyć w nowotestamentowy świat duchów i cudów” (,,Nowy Testament i mitologia”). Mimo to Bultmann daleki był od tego, aby odrzucić jakikolwiek z elementów mitologicznych, jak to uczynili niektórzy teologowie liberalni z Harnackiem (jego nauczyciel) na czele; jego intencją było, aby zachęcić do poszukiwań głębszego sensu zawartego w owych mitycznych formach literackich oraz przedstawienie tych elementów mitycznych w sposób ściśle egzystencjalny. Dla Bultmanna objawieniem było więc tylko to, co można było odnieść do ludzkiej egzystencji, natomiast to, co takiego odniesienia nie miało – np. opisy biblijne – traktował jako mitologiczną formę objawienia, a nie słowo Boże. Uważał, że tylko takie podejście do ewangelicznego przesłania może być dla ludzi zrozumiałe i pomóc im w zrozumieniu siebie i swojej egzystencji w zurbanizowanym, zeświecczonym społeczeństwie. Mimo wielu osiągnięć – szczególnie w dziedzinie hermeneutyki
naukowych, siła kataklizmów na naszej planecie będzie wzrastać proporcjonalnie do ocieplenia klimatu i wielu innych czynników. Tak jak słońce przyświeca sprawiedliwym i niesprawiedliwym – jak powiedział Jezus – tak choroby i katastrofy wciąż dotykają jednych i drugich. Biblia nie gwarantuje nam – tu i teraz – trwałego pokoju i bezpieczeństwa! Z drugiej strony – powracając do ewange-
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Ostrzeżenie? ko Bóg zna ich serca (Jr 17. 10). Koncepcja, że ktoś zginął lub cierpi, bo jest większym grzesznikiem niż inni, jest z gruntu fałszywa. A zatem cierpienie nigdy nie powinno być przedmiotem naszych spekulacji, lecz zawsze powinno napawać nas współczuciem (,,płaczcie z płaczącymi” – Rz 12. 15) i pobudzać nas do działania na miarę naszych możliwości. Zasada ta dotyczy wszystkich i niezależnie od tego, kto zginął lub został ranny. Po drugie, nigdy nie powinniśmy sądzić Boga, nawet jeśli jesteśmy wstrząśnięci lub oburzeni skalą cierpienia, która przerasta nasze zrozumienie. Boga nie można sądzić za zbrodnie Piłata, Hitlera, czy za jakiekolwiek zaniedbania budowlane, drogowe, kolejowe lub inne kataklizmy. Biblia uprzedza, że takie nieszczęścia będą towarzyszyć nam aż do samego końca (Mt 24. 7; Łk 21. 25–26). Według prognoz
licznego opisu – chociaż Bóg nie przeciwdziałał okrutnemu Piłatowi i katastrofie budowlanej, wciąż zdarzają się przypadki, kiedy ratuje On człowieka z opresji. Co jednak decyduje o tym, że ktoś zostaje ocalony w ,,cudowny” sposób? Nie jesteśmy w stanie wejrzeć w kulisy Bożego działania, ponieważ Boże ,,myśli” i Jego ,,drogi” są wyższe niż nasze (Iz 55. 8–9; Pwt 29. 28). Jezus powiedział: ,,Co Ja czynię, ty nie wiesz teraz, ale potem się dowiesz” (J 13. 7). I tak jest właśnie z nami, że dopiero po latach w jakimś stopniu rozumiemy pewne zdarzenia i rewidujemy nasze założenia. Mimo to nasze argumenty i tak wszystkich nie muszą zadowolić. Tym bardziej że nawet naszym osobistym doświadczeniom zwykle przypisuje się subiektywny charakter. Cokolwiek by powiedzieć, człowiek wierzący z upływem czasu coraz bardziej ufa, że Bóg zna
biblijnej – Bultmann był krytykowany przez wielu ówczesnych teologów. Atakowano go za zbyt daleko idące wnioski, związane z krytycznym podejściem do Ewangelii. Ośmielił się bowiem nie tylko zakwestionować historyczność przekazu Ewangelii, lecz zakwestionował również zmartwychwstanie Jezusa w dosłownej jego wersji ewangelicznej. Uważał, że wydarzenie wielkanocne jest przede wszystkim cudem wiary. Stąd wierzyć w zmartwychwstanie znaczy tyle, co ,,dać się trafić Objawieniu i odpowiedzieć mu wiarą”. Podobny był jego stosunek do doktryny wcielenia, zadośćuczynienia czy drugiego przyjścia Chrystusa. W odpowiedzi na zarzuty pisał: ,,Demitologizowanie nie jest odrzucaniem ani Pisma, ani posłania chrześcijańskiego jako całości, lecz światopoglądu Pisma, który jest światopoglądem minionej epoki, zbyt często zachowanym w całości w dogmatyce chrześcijańskiej i zwiastowaniu Kościoła. Demitologizowanie jest zaprzeczeniem temu, że posłanie Pisma i Kościoła jest związane ze starożytnym światopoglądem, który jest przestarzały” (,,Jezus Chrystus i mitologia”). Bultmann napisał i wydał wiele prac i rozpraw poświęconych analizie Nowego Testamentu, stworzył własną szkołę teologiczną i jeszcze za życia wywarł przemożny wpływ na wiele ośrodków uniwersyteckich. Jego demitologizacja NT wywołała gorące dyskusje w kręgach biblistów i egzegetów. Jeszcze dziś zmusza do rewizji pewnych pojęć ewangelicznych... BOLESŁAW PARMA
koniec na początku (Iz 46. 9–10). Niewykluczone, że niezależnie od naturalnego (często przypadkowego) biegu zdarzeń, Bóg ma określone zadanie dla konkretnych osób. Jednak nawet wtedy nie ma reguły, że ,,wybraniec” zawsze i wszędzie zostanie uratowany. Na przykład Jan Chrzciciel i Jakub zostali ścięci, a apostołowie Piotr, Paweł i Sylas – uratowani (Dz 12.; 16.). W związku z powyższym, ludzkie dramaty i nieszczęścia powinny w nas samych budzić głęboką refleksję. Jezus bowiem powiedział: ,,Jeśli się nie odwrócicie od swych grzechów do Boga, wszyscy umrzecie tak jak oni!”. Słowa te są wezwaniem do szczerego wejrzenia w siebie, zanim będzie za późno (por. Łk 15. 17–18). Każda katastrofa czy śmierć przypomina nam, że nasze życie jest kruche, a przyszłość nieprzewidywalna. Zamiast więc przesadnie skupiać się na tych wydarzeniach w świecie, na które nie mamy wpływu, czy osądzać cudze postępowanie, powinniśmy poważnie zastanowić się nad własnym życiem. Bóg napomina nas i ostrzega na różne sposoby, ale przede wszystkim przez orędzie Pisma Świętego. Nie jest On odpowiedzialny za nasze decyzje, zaniedbania, przestępstwa i cierpienia. Nie musi nas za nie przepraszać ani niczego nam wyjaśniać, bo to nie On jest odpowiedzialny za nasze nieszczęścia, ale my – ludzie! Dramatu w Katowicach można było uniknąć, gdyby nie zaniedbania, o których głośno w mediach, lub gdyby poważnie potraktowano wcześniejsze przypadki zawalenia podobnych obiektów w Polsce, we Włoszech lub w Niemczech. To były ostrzeżenia! Czy również Boże – osądźmy sami! BP
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
N
a temat Józefa – męża Maryi i ziemskiego ojca Jezusa – niewiele wiadomo. A przecież był on wychowawcą Syna Bożego w jego latach dziecięcych. Mateusz i Łukasz wspominają o Józefie w genealogiach Jezusa i opowieściach bożonarodzeniowych, później jednak – poza jednym wyjątkiem (Łk 2. 39–52) – pomijają go milczeniem. Jeszcze bardziej zagadkowo
SZKIEŁKO I OKO
– Mateusz, nawiązując zapewne do zawodu Józefa, nazwał go „człowiekiem sprawiedliwym” (według innych przekładów – „człowiekiem sumiennym”). Tak naprawdę jednak – na podstawie rzetelnej analizy greckiego tekstu NT i źródeł pozabiblijnych – nie sposób ustalić, jaki konkretnie zawód wykonywał Józef. Grecki rzeczownik tekton oznacza jakiegokolwiek wytwórcę, niekoniecznie pracującego przy drewnie. Z greckojęzycz-
NIEŚWIĘTE PISMO
Józef kowal? wygląda to u Marka i Jana, tudzież w Dziejach Apostolskich i Listach NT; autorzy tych pism w ogóle nie wymieniają Józefa, tak jakby nie zdawali sobie sprawy z jego istnienia. W tradycji chrześcijańskiej utrwalił się obraz Józefa jako potomka domu Dawidowego, cieśli z zawodu, który – już jako wdowiec w podeszłym wieku – poślubił młodziutką Maryję. Gdyby to była prawda, to w swojej wiosce, Nazarecie, Józef byłby nie byle kim. Zawód cieśli cieszył się wśród Żydów wyjątkowym szacunkiem. Talmud, komentarz do Tory, mówi, że gdy na wokandę wchodziła sprawa do rozstrzygnięcia, często pytano: „Czy jest wśród was cieśla, syn cieśli, aby rozstrzygnął problem?”. Cieślę, który w swojej pracy musiał się ściśle trzymać reguł i przestrzegać wymiarów, postrzegano jako człowieka sumiennego, który posiadał również szczególne kwalifikacje moralne. Nieprzypadkowo zatem – jak argumentują niektórzy
W
nych pism starożytnych wynika, że osoby określane słowem tekton zajmowały się bądź to drewnem, bądź to metalami, kamieniarstwem, rogami zwierzęcymi, poezją, medycyną, nawet gimnastyką, jak to jest u poety Pindara. Faktu tego nie wzięła pod uwagę większość tłumaczy, uparcie wmawiając wszystkim, że Józef i Jezus byli cieślami. Być może ma więc rację pewien bardzo stary rękopis Ewangelii wg Mateusza w języku hebrajskim, w którym nazaretańczycy pytają: „Nie syn to kowala i Miriam?” (Mt 13. 55). Krytycy biblijni przypuszczają, że zanim utrwalił
śród zgiełku postępującej klerykalizacji umyka nam istotny i znaczący fakt, który potwierdzają nawet katoliccy badacze – Polacy regularnie praktykujący to nieustannie kurcząca się mniejszość społeczeństwa. Dziennik „Metro” opublikował dane statystyczne opracowane przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego. Dotyczą one regularności praktyk religijnych polskich katolików. Z punktu widzenia wyznawców światopoglądu niereligijnego, dane te są rewolucyjne i potwierdzają stałą laicyzację naszego społeczeństwa. Okazuje się bowiem, że katolicy chodzący co niedzielę na mszę stanowią 43 procent ogółu ludności, a na dodatek każdego roku kolejny jeden procent obywateli naszego kraju porzuca zwyczaj regularnego praktykowania. Przypomnijmy, że udział w coniedzielnej mszy ma dla katolików ogromne znaczenie: jest on obowiązkowy i zagrożony sankcją grzechu ciężkiego. Teoretycznie, katolik świadomie lekceważący ten religijny obowiązek skazuje się na wieczne potępienie. Tak uczy Kościół, a ten, jak powinni wierzyć jego wyznawcy, nigdy się nie myli. Wrażenie, jakie odnosi wielu z nas, że Polska po II wojnie światowej nigdy jeszcze nie była tak katolicka jak obecnie, jest mylne. Według kościelnych statystyk (a te nie są zaniżane na niekorzyść Kościoła), katolickie apogeum Polska przeżyła u schyłku PRL-u, czyli w latach 80. Od początku III RP było już tylko gorzej. Na niewiele w tej materii zdały się liczne wizyty papieskie, rosnący kult JPII,
się obraz Jezusa poczętego z Ducha Świętego, rozpowszechniona była starsza tradycja, według której jego ojcem był Józef (trzymali się jej zwalczani przez katolicyzm ebionici). Tym właśnie tłumaczy się sprzeczność pomiędzy podanymi przez ewangelistów rodowodami, mającymi dowieść królewskiego pochodzenia Jezusa, a cudownymi narodzinami z dziewicy. Tezę tę zdaje się potwierdzać syryjski rękopis Biblii, w którym werset 1. 16, będący fragmentem prezentacji rodowodu Chrystusa, u Mateusza brzmi tak: „Józef, któremu ta dziewica była narzeczoną, spłodził Jezusa”. Dzieje Józefa opowiedziane zostały w katolickich apokryfach, „Protoewangelii Jakuba” i „Legendzie o św. Józefie Cieśli”. Józef jest w nich cieślą budującym domy, wdowcem z dziećmi z pierwszego małżeństwa i liczy sobie 90 lat. I wtedy poślubia 12-letnią Maryję. Postać Józefa nie zawsze zresztą była w apokryfach przedstawiana pozytywnie. W Ewangelii Tomasza (Dzieciństwa) rozgniewany Józef ciągnie małego Jezusa za ucho, ten zaś karci go, zirytowany jego ignorancją (EwTomDz 5. 2). W tradycji chrześcijańskiej znany jest również motyw Józefa jako kiepskiego stolarza. Bibliści podają rozmaite powody, dla których ewangeliści – nawet wtedy gdy wprowadzali do narracji rodzinę Jezusa – pomijali głowę tejże rodziny. D.F. Strauss podaje trzy ewentualności, a mianowicie, że Józef „albo wcześnie umarł, albo nie zgadzał się z późniejszą działalnością syna, albo też został usunięty z tradycji ze względów dogmatycznych, ponieważ według doktryny chrystologicznej nie mógł być rzeczywistym ojcem Jezusa”. ARTUR CECUŁA
religia w szkołach, księża w mediach. Rok po roku Polacy głosowali nogami, dając do zrozumienia, że niedzielna propaganda płynąca z ambon coraz mniej ich obchodzi. I tak z kraju, w którym praktykowało 60 proc. obywateli, na początku lat 90. Polska stała się krajem praktykującym w połowie, aby powoli zbliżyć się do 40 procent. Proces ten wydaje się nie do zahamowania, mimo że różnie on wygląda w poszczególnych częściach Polski: od najbardziej pobożnego regionu tarnowskiego (70 proc. regularnie praktykujących) do obojętnej religijnie Łodzi (16 proc.). Stanu tego z pewnością nie zmienią na korzyść Kościoła rządy Kaczyńskich. Budżetowe prezenty dla kleru, manifestacyjna pobożność polityków, arogancja hierarchów – wszystko to działa na niekorzyść długofalowych biskupich interesów. Także masowa emigracja młodych do zeświecczonej Anglii i inaczej katolickiej Irlandii przyniesie swoje efekty. Młodzież, którą za granicę wypędza bezrobocie, a więc i brak perspektyw, jeśli nawet kiedyś powróci do kraju, to już nigdy nie będzie taka sama. Zakosztuje innego życia; zobaczy, że można cieszyć się szczęściem z dala od mądrości klechy. Wygląda na to, że Polska zmienia się nieodwołalnie, choć proces ten postępuje powoli. Z roku na rok mieszkańcy najbardziej pobożnego kraju Europy czują się coraz bardziej wyzwoleni spod kurateli kleru. A więc także Polska staje się powoli „krajem po religii”, by nawiązać do tytułu naszego cyklu. MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Idzie nowe
P
ochodzenie organizmów żywych fascynuje ludzi od zawsze, lecz przez tysiąclecia pozostawało wyłącznie domeną mitów oraz religii. Co prawda już w starożytnych Indiach mówiono o ewolucji, ale rozumiano ją przede wszystkim w kategoriach mistycz nych. Natomiast w obszarze kul tury śródziemnomorskiej o ewo lucji pisze między innymi Lukre cjusz, rzymski myśliciel i geograf. Niestety, z powodu niedostatecznej wiedzy i aparatury pojęciowej jego prace mają charakter wyłącznie spekulatywny... Na dodatek niedługo później chrystianizacja Rzymu skutecznie zablokowała dalsze badania w tej dziedzinie – tym bardziej że świat chrześcijański przyjął platonizm i arystotelizm za podstawę swojej ideologii, a zarówno Platon, jak i Arystoteles nie dopuszczali idei zmienności gatunków, co doskonale współgrało z Biblią. Dopiero po osiemnastu wiekach francuski uczo-
21
przystosowanych i przeżywaniu form najbardziej skutecznych w danych warunkach środowiskowych. Zarys swojej koncepcji Wallace przesłał innemu brytyjskiemu uczonemu – Karolowi Darwinowi, który od lat pracował nad kwestią pochodzenia gatunków. Darwin zaś w roku 1859 ogłosił dużą pracę na temat powstawania gatunków drogą doboru naturalnego. Jest to dzieło uznawane za fundamentalne dla współczesnego przyrodoznawstwa. Co ciekawe, do dziś nie wiadomo, w jakim stopniu Darwin wzorował się na teorii Wallace’a, który niewątpliwie był pierwszy i według niektórych badaczy to jemu należy się miano twórcy nowoczesnego ewolucjonizmu. Niewątpliwy pozostaje fakt, że to praca Darwina wywołała reakcję w całym świecie naukowym i poruszyła opinię publiczną. Szczęśliwie dla Darwina minęły już czasy inkwizycyjnych stosów, więc oprócz potępienia przez konserwa-
HISTORIA WOLNEJ MYŚLI
Wyklęta ewolucja ny J.B. Lamarck ośmielił się przeciwstawić biblijnemu mitowi o stworzeniu świata w ciągu siedmiu dni – w roku 1809 ogłosił pierwszą naukową teorię ewolucji. Sam termin ewolucja zapożyczył od Ch. Bonneta (1769), który wymyślił go, aby opisać proces rozwoju embrionalnego. Jednak według Lamarcka – inaczej niż u Bonneta – ewolucja to przemiana gatunków, przy czym cechy nabyte w ciągu indywidualnego życia osobników miały być dziedziczone. Innymi słowy: żyrafa ma długą szyję, ponieważ chciała sięgać do wysokich gałęzi i wyciągała ją w górę tak długo, aż stała się dłuższa. Oczywiście, dziś możemy mówić o naiwności takiej wizji ewolucji, ale należy pamiętać, że była pierwszą niereligijną teorią powstania życia, odwołującą się do rozumu. W roku 1812 francuski uczony G. Cuvier podjął próbę pogodzenia obserwowanej zmienności organizmów żywych z opowieścią biblijną – sformułował teorię katastrof. Według niej, Bóg cyklicznie stwarza zespół organizmów, który istnieje przez jakiś czas, dopóki nie zginie w wyniku globalnej katastrofy. Wtedy Bóg tworzy nowe życie, które trwa do następnego załamania, a potem następne i następne. I tak dalej... Warto podkreślić, że nie zważano na oczywistą dziwaczność takiej wizji, chcąc za wszelką cenę utrzymać wersję biblijną – zakładającą niezmienność gatunków – a jednocześnie uwzględnić zmienność wyraźnie widoczną w materiale kopalnym. Dopiero Brytyjczyk A. Wallace odkrył właściwy mechanizm ewolucji biologicznej, polegający na wymieraniu organizmów słabo
tystów oraz wyklęcia samego dzieła przez Kościół nic złego naukowca nie spotkało. Nazwano go tylko bezbożnikiem, a tradycyjnie nastawieni przyrodnicy nie chcieli komentować „niedorzecznej teorii”. Do dziś teoria ewolucji jest przedmiotem ciągłych ataków ze strony obrońców średniowiecznej wizji świata. Wystarczy przypomnieć, że w seminariach duchownych na początku trzeciego tysiąclecia ewolucjonizm jest nadal przedstawiany jako hipoteza niesprawdzona. Wykładowcy w sutannach kpiąco mrużą oko, kiedy mówią o ewolucji, lub szyderczo pytają, jak też małpa mogła stać się człowiekiem. Nie pomaga tu również słynna, chociaż niesławna wypowiedź Jana Pawła II, który ogłosił, że ewolucja jest faktem, lecz dotyczy wyłącznie biologicznej maszynerii organizmów. A zatem, według jego opinii, człowiek biologicznie jest potomkiem australopiteka, ale duchowo – dzieckiem bożym, ponieważ Stwórca tchnął niegdyś duszę w małpoluda. Jan Paweł II autorytatywnie stwierdził, że dotyczyło to jednej pary praludzi, co miałoby odpowiadać biblijnym Adamowi i Ewie. Tymczasem każdy biolog wie doskonale, że liczba rodzajów genów istniejących w całej globalnej populacji człowieka jest większa niż mogą pomieścić chromosomy dwójki ludzi. Inaczej mówiąc, owo mityczne tchnięcie ducha musiałoby się dokonać na grupie kilkusetosobowej, a nie na jednej parze. Szkoda, że poziom wykształcenia duchownych ciągle jeszcze jest zbyt niski, aby mogli zaakceptować koncepcję, która nie budzi wątpliwości wśród liczących się biologów. LESZEK ŻUK
22
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
NASZA RACJA
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Walentynkowy leksykon nowomowy Aborcja – zabójstwo è dziecka poczętego; przest. usunięcie ciąży. Analny seks – bezproduktywna forma seksu chętnie prezentowana na filmach przez Młodzież Wszechpolską; è półaborcja. Antykoncepcja – grzeszny, nienaturalny sposób ograniczania naturalnego poczęcia i przyrostu; è półaborcja. Bicie – forma wyładowania agresji i/lub popędu seksualnego dozwolona w odniesieniu do piany, dzieci, inaczej/w ogóle myślących; niedozwolona – konia, co – wbrew pozorom – nie jest sukcesem obrońców zwierząt. Bliźniaki – 1) podwójna stawka za jedno trafienie, kumulacja; 2) dowód, że nieszczęścia chodzą parami. Błona dziewicza – widoczny gołym okiem dowód 1) wg Kościoła – błogosławionego nienaruszenia 2) wg feministek – dyskryminacji kobiet nawet przez naturę. Cudzołóstwo – seks dla przyjemności; è rozwiązłość. Członek – męski odpowiednik è waginy, ze względu na małomówność i płacenie składek pożądany w gremiach partyjnych. Dolne partie – niewymowne części ciała biorące udział w è poczęciu; mylone z partiami pod kreską. Dziecko napoczęte – skutek działań pedofila. Dziecko poczęte – prawnie chroniony przedmiot adoracji i duchowej adopcji prawicy; przest. zygota, embrion, płód. Dziecko – pozbawiony praw obiekt doświadczeń pedagogicznych
rodziców i kleru è bicie; po uzyskaniu pełnoletności odbije sobie nieszczęśliwe dzieciństwo na własnych dzieciach. Egzaltacja – stan ducha przed i po è orgazmie. Erekcja – stan è członka umożliwiający poczęcie życia, programu partii, budowli itd. Francuska miłość – forma przejściowa między è grą wstępną a è poczęciem IV RP.
Horror – wszystko, co jest związane z è dolnymi partiami, a nie jest è poczęciem. Hymen – 1) przedmiot adoracji prawicy; 2) dowód czystości zastępujący podmywanie; è błona dziewicza. Inkubator – kobieta od chwili zapłodnienia komórki jajowej do rozwiązania. Jajowa komórka – pół dziecka poczętego; nie podlega ochronie ze
Gwałt – 1) niech się gwałtem odciska – doktryna prawa karnego stosowana przez PiS; 2) czyn nie do pojęcia przez prawicę (jak suka nie da, to pies nie weźmie); 3) trudno karalna forma naturalnego poczęcia. Gra wstępna – pakt stabilizacyjny PiS-Samoobrona-LPR.
względu na bezpośrednie otoczenie, w którym przebywa è kobieta. Kalendarzyk małżeński – ze względu na nieskuteczność jedyna dopuszczalna przez Kościół katolicki forma antykoncepcji. Kobieta – siedlisko grzechu, puch marny, producentka è jajowych komórek, tolerowana jako
ntyklerykalizm to za mało jak na program partii politycznej. O tym wie większość członków RACJI Polskiej Lewicy. To pierwszy z argumentów, który uznali uczestnicy konwencji partii antyklerykalnej, wyrażając wolę zmiany jej nazwy. Drugim, bodaj ważniejszym powodem tej decyzji, było głębokie przekonanie delegatów, iż partia wypracowała i przyjęła swój program nie po to, żeby o nim opowiadać. Tylko aby ten program realizować. I to skutecznie. Dla swoich członków i razem z nimi oraz dla tych wyborców, którzy RACJĘ Polskiej Lewicy wskażą jako reprezentanta i realizatora swoich politycznych oraz gospodarczych interesów. Trzyletnie doświadczenia RACJI oraz prognozy i perspektywy w polskiej polityce wskazują na konieczność modyfikacji dotychczasowych metod realizacji celów i misji RACJI Polskiej Lewicy. Nie jest tą metodą obrona pozycji RACJI na lewicy jako partii namaszczonej i powołanej do realizacji wiekopomnego świeckiego dzieła. RACJA Polskiej Lewicy nie jest primus inter pares – zespołem ludzi pierwszym wśród równych, jak chcieliby uważać niektórzy
A
z członków i sympatyków RACJI. Nawet jeśli misja partii antyklerykalnej w dzisiejszych realiach jest więcej niż oczywista, a dla ludzi rozsądnie myślących bezdyskusyjna. Nie wyraża zmiany metod pracy partii filozofia realizowana przez niektórych antyklerykałów, uważających się za ideowych, polegają-
è inkubator, matka Polka i nosicielka moherowego beretu. Kurwa – popularny w Polsce przerywnik dopuszczalny w mowie, niedopuszczalny w małżeństwie. Kurwiki – to, co mają w oczach konie, jak jedzą owies i Renata Beger – na okrągło. Ludobójstwo – eksterminacja dzieci poczętych; è aborcja. Łechtaczka – zbędny organ kobiecy umożliwiający nieprawidłowy è orgazm. M – jak miłość. Mężczyzna – boski produkt wodzony na pokuszenie przez è kobietę; podlega ochronie gatunkowej jako producent è plemników. Niepokalane poczęcie – sposób è poczęcia uświęcony przez Kościół katolicki. Onanizm – bezproduktywna forma seksu; è półaborcja. Orgazm – stan 1) moherowych beretów w czasie słuchania ojca Rydzyka; 2) premiera Marcinkiewicza po ustaleniu budżetu unijnego dla Polski; 3) członków PiS w obecności Prezesa Pana. Plemnik – ze względu na producenta (è mężczyzna) lepsza połowa è dziecka poczętego. Poczęcie – akt połączenia è jajowej komórki z è plemnikiem, dopuszczalny tylko w środowisku naturalnym è kobieta; in vitro prowadzi do è ludobójstwa; przest. zapłodnienie. Pokalane poczęcie – poczęcie IV RP w wyniku pociągnięcia cugli demokracji; è gra wstępna. Postinor – skuteczny przez 72 godz. doustny środek eksterminacji
robić pierwsza w Polsce antyklerykalna partia polityczna. W krajowym życiu politycznym RACJA Polskiej Lewicy będzie otwarta na dyskusję i współpracę z każdym środowiskiem reprezentującym faktycznie lewicowe wartości. Uznanie prawa każdego człowieka do godnego
RACJA musi więcej! ca na budowaniu i lansowaniu teorii spiskowych, doszukiwaniu się w życiu RACJI, w podejmowanych decyzjach i działaniach głęboko zakonspirowanych rąk „czerwonych służb specjalnych” albo – co gorsza – długich macek „czarnych”. Takie podejście to destrukcja. To uleganie chorej tendencji budowania państwa, w którym wszyscy wszystkich śledzą, o coś podejrzewają, którzy aby żyć i mieć dobre samopoczucie, muszą znaleźć swojego wroga. To już było i nie może wrócić więcej. Kierownictwo RACJI Polskiej Lewicy ma inne wyobrażenie o tym, co i jak ma
życia, wyrównywanie szans, prymat pracy nad kapitałem, neutralność światopoglądowa i świeckość państwa, sprawiedliwość społeczna, równouprawnienie, ochrona praw obywatelskich i pracowniczych, aktywność gospodarcza i postęp – to zasadnicze idee, z których RACJA nie zrezygnuje, o które będzie walczyć i które przedstawia jako płaszczyznę porozumienia. RACJA Polskiej Lewicy nie dopuszcza natomiast możliwości jakiejkolwiek współpracy z organizacjami, które kierują się w działaniu konserwatyzmem światopoglądowym, totalnym liberalizmem ekonomicznym, dla
è dziecka poczętego; przest. antykoncepcja postkoitalna. Półaborcja – moralnie niedopuszczalne unikanie è poczęcia; è antykoncepcja, analny seks, onanizm. Prezerwatywa – narzędzie szatana w rękach obywateli III RP. Romans è cudzołóstwo. Rozwiązanie – 1) zmiana formy życia z prawnie chronionej na niechronioną; 2) przekształcenie è dziecka poczętego w è dziecko; przest. poród. Rozwiązłość – niepożądane działania odciągające od walki klas i/lub religii. Sex – rubryka w anglojęzycznych ankietach wypełniana przez blondynki słowami „yes, yes, yes”. Stan błogosławiony – pozbawiający kobietę części praw obywatelskich stan od è poczęcia do è rozwiązania; è inkubator; przest. ciąża. Sztuka kochania – kto dziś pamięta. Tirówka – kobieta, która zeszła na złą drogę; è kurwa. Uwiąd starczy – przesada, jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści. Viagra – środek umożliwiający poczęcie i napoczęcie. Wagina – część kobiecego ciała prowadząca monologi. Wychowanie seksualne – socjalistyczno-katolickie nauczanie o zapylaniu i podlewaniu nasionek przez tatusia. Zakazany owoc – wszystko, o czym myślicie. Życie seksualne – dopust Boży dopuszczalny po ślubie kościelnym w celu prokreacji. JOANNA SENYSZYN
których dobro zwykłego człowieka jest na drugim planie lub wręcz nie ma żadnego znaczenia. W swojej polityce wewnętrznej partia będzie wzmacniać struktury. Tworzyć warunki do działania dla wszystkich aktywnych antyklerykałów, swoich członków i sympatyków. Kierownictwo RACJI jest przekonane, że będzie ich coraz więcej. Liczymy na tych, którzy swoją wiedzą i potencjałem wzmocnią partię. Czekamy na tych, którzy docenią naszą otwartość, ideowość i determinację oraz podzielą nasz pogląd, że cel, który partia postawiła sobie w momencie powstania, jest realny i w zasięgu naszych wspólnych możliwości. Jan Barański przewodniczący RACJI PL
6 lutego 2006 r. zmarła
Leokadia Tuczek wieloletnia i zasłużona członkini APP RACJA Najszczersze wyrazy współczucia i żalu Rodzinie składają koleżanki i koledzy z łódzkiej organizacji RACJI PL
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Redakcja „FiM” przyłącza się do apelu rodaków!
Grupa geopolitologów dokonała sensacyjnego odkrycia: analny otwór Ziemi znajduje się na terenie Rosji! Tłumaczy to, skąd w Rosji tyle gazu. ¤¤¤ – Mamusiu, a jak będę duża, to będę miała męża? – Oczywiście, jeżeli będziesz grzeczną dziewczynką. – A jeśli będę niegrzeczna? – To będziesz ich miała wielu... ¤¤¤ Rozmowa córki z matką: – Mamo, Arek i Paweł powiedzieli, że chcą ze mną być. Nie wiem, którego wybrać... – Ciągnij! Krótszy przegrywa.
uty: Pacjent przychodzi do psychoterape postrzeganiem świata. Doktor wyz – Ostatnimi czasy mam problemy zu „Trzej bohaterowie” i pyta: ciąga z szuflady reprodukcję obra – Co pan tu widzi? – Widzę trzech gejów. – Dlaczego? mężczyzn, żadnej kobiety, więc nie – No jak to dlaczego? Stoi trzech może być inaczej – to geje! obraz lecącego klucza żurawi. Z drugiej szuflady doktor wyciąga – A co teraz pan widzi? – pyta. – Klucz lecących gejów. – Dlaczego? zagląda... – Lecą, a każdy każdemu w dupę i pyta: zki Doktor zafrasowany chowa obra – A jak mnie pan postrzega? m! – Według mnie, pan też jest geje – Dlaczego? da. e pan tutaj i obrazki z gejami oglą – No jak to dlaczego? Siedzi sobi
Litery z pól oznaczonych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie krzyżówki – aforyzm Janusza Rosia
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) wełna w modzie w ciemnogrodzie, 5) foka na Śniardwach, 8) „elektrooporna” litera, 9) nie chciał gadać z dziadem, 10) wierny swemu panu, 11) wnyki poplątane, 12) od rana zapłakana, 13) na równej drodze, w biały dzień, 15) bryka dla dostojnika, 17) wędkarski pociąg, 18) obiekt kotłowej przygany, 21) czeka na twój głos, 22) włazi do pieca, 24) rozmodleni w Wąchocku, 25) spędza życie w tramwaju, 26) ... głowy lodem po balu, 30) ćwiartka dla muzykanta, 34) brat bliźniak – wspólnik Jacka, 35) weselna zachęta do konsumpcji, 36) gdy się wali i pali, 41) ujmujący w studiu, 46) cały czas ssie gaz, 48) przyjrzy się wartości kościelnych włości, 49) betlejemskie prezenty, 50) zaczątek nerwicy, 51) anielska drużyna, 53) straż jak rzeka, 55) wpychany przez dyktatora w usta opozycji, 56) puszczane na wodzie przez dziennikarzy, 57) wacha do maybacha, 58) kończą pisanie, 59) dziewiątka na piątkę, 60) normalny z pedałami, 61) wrzucany do ogródka, 62) widoczna przy podniesionej kurtynie, 63) „Demokracja zagrożona!”. Pionowo: 1) nowa robi czystkę, 2) honorowa operacja, 3) „Lepsze wybory czy koalicja?” na wadze, 4) trąbiony z kościelnej wieży, 5) rzuca się w oczy, 6) mizerak, nieborak, 7) chudy, biały róg, 12) 3,14 niedopałka w laboratorium, 14) gatunek mięsa z kością, 15) węgierskie żarcie w karcie, 16) pudrowany w buciku?, 19) hasa po pampasach, 20) udaje człowieka z krwi i kości, 21) pełne frazesów na wiecu, 23) w parafialnej kartotece, 27) wychodzi z Watykanu, 28) wieeeeelka łaska, 29) zapłata dla kata, 31) żelazna dyscyplina partyjna, 32) mogą puścić na widok sejmowych PO-PiSów, 33) zegara z kotem, 36) łapie w kurczaku, 37) rasowy balkon, 38) żuchw bitewny dźwięk, 39) koniec nierządu, 40) członek w spódnicy, 41) porwała dzieciątko, 42) biblijny bliźniak, 43) siane w telewizji, 44) kompania wyborcza, 45) z kryla na paznokcie, 47) robota strażaka taka, 48) ona jedna, a ich siedmiu, 52) cel poetyckich pielgrzymek, 54) dobre imię, 55) tylu posłów, ilu trzeba. Rozwiązaniem krzyżówki z numeru 4/2006 jest angielskie przysłowie: „Koło krzyża zawsze diabeł się czai”. Nagrody (koszulka + czapka „FiM”) wylosowali: Stanisław Baranowski z Tczewa, Józef Schmidt z Tarnowa, Marian Koziński z Oświęcimia. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika, wybrany wzór (do obejrzenia na www.faktyimity.pl), rozmiar koszulki (M, L, XL lub XXL) oraz adres, na który mamy wysłać nagrodę. TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Barański, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Katolicka żarówka z wyspy Reunion. Przewidujemy masową ich produkcję w Polsce Kaczyńskich Fot. A. Świrniak
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 6 (310) 10 – 16 II 2006 r.
JAJA JAK BIRETY rzedstawiamy autentyczne perełki z rozpraw sądowych. A podobno prawnicy to nudziarze... – Kiedy są pana urodziny? – 15 lipca. – Którego roku? – Każdego roku. ¤¤¤ – Ta amnezja ogranicza całkowicie pana zdolność do zapamiętywania? – Tak. – W jaki sposób się ona objawia? – Ja zapominam. – Pan zapomina. Może nam pan podać przykład czegoś, co pan zapomniał? ¤¤¤ – I co się stało potem? – Powiedział: „Muszę cię zabić, bo mógłbyś mnie rozpoznać”. – I zabił pana? ¤¤¤ – Jak zakończyło się pani pierwsze małżeństwo? – Śmiercią. – Czyją śmiercią? ¤¤¤ – Panie doktorze, ilu autopsji dokonał pan na zwłokach? – Wszystkie moje autopsje dokonuję na zwłokach. ¤¤¤ – Na wszystkie pytania musisz odpowiedzieć słownie. Do której szkoły chodziłeś? – Słownie. ¤¤¤
Czarny humor P Podstawówka, pierwsza lekcja niemieckiego. Pani pyta dzieci, czy któreś z nich już się wcześniej uczyło tego języka. Na sali cisza. Pani próbuje dalej: – A może ktoś zna jakieś wyrazy po niemiecku? Cisza. Pani zachęca dalej: – No, na pewno coś znacie... Na to nieśmiało zgłasza się Jasio: – Proszę pani, ja znam zdanie po niemiecku. – No to, Jasiu, powiedz nam wszystkim! – Posdraffiam fszystkich Polakuff. ¤¤¤ Dlaczego ksiądz kąpie się w majtkach? – Bo nie może patrzeć na bezrobotnego... ¤¤¤ Porucznik pyta szeregowca Kowalskiego: – Kowalski, do czego służy polska armia? – Polska armia służy do mszy, panie poruczniku! ¤¤¤ – Dlaczego pszczoły z całego świata zleciały się na konklawe? – Bo poczuły lipę!
– Ile lat ma pani syn – ten, który z panią mieszka? – 38 albo 35. Stale mi się myli. – Jak długo on z panią mieszka? – 45 lat. ¤¤¤
– Nie. – Sprawdził pan oddech? – Nie. – A więc jest możliwe, że pacjent jeszcze żył, kiedy dokonywał pan autopsji?
Martwy denat – Może pani opisać tę osobę? – On był średniego wzrostu i miał brodę. – Czy to była kobieta, czy mężczyzna? ¤¤¤ – Przypomina sobie pan, o której zaczął pan autopsję? – Autopsję zacząłem o godz. 8.30. – Czy denat K. był wtedy martwy? – Nie, siedział na stole i dziwił się, dlaczego dokonuję na nim autopsji. ¤¤¤ – Panie doktorze, zanim rozpoczął pan autopsję, zbadał pan puls? – Nie. – Zmierzył pan ciśnienie?
– Nie. – Jak może być pan tak pewny, panie doktorze? – Ponieważ jego mózg stał w słoju na moim stole. – Ale czy pomimo to mogło być możliwe, że pacjent był jeszcze przy życiu? – Tak, było możliwe, że jeszcze żył i praktykował gdzieś jako adwokat. ¤¤¤ – Jestem pewien, że jest pan uczciwym i inteligentnym człowiekiem... – Dziękuję. Gdyby nie obowiązywała mnie przysięga, odwzajemniłbym komplement.