KUKLIŃSKI – POTRÓJNY AGENT Str. 9
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 8 (729) 27 LUTEGO 2014 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
St
r. 6-7
Polskich klerykałów zgorszyła decyzja parlamentu Belgii dopuszczająca skracanie cierpień konającym dzieciom. Kościół i prawica nie wyobrażają sobie wprowadzenia w Polsce eutanazji pod żadną postacią i dla nikogo. Uważają bowiem, że cierpienie jest dopustem bożym, że uszlachetnia i niesie z sobą wielką „wartość”. Ale Komisja Europejska może zmusić naszych rządzących do rezygnacji z uporczywego leczenia pacjentów. Str. 11
Str. 12
Str. 3
ISSN 1509-460X
Str. 21
2
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Muzeum głupoty
Opluwana jak żadne inne igrzyska zimowe olimpiada w Soczi przyniosła Polsce rekordową liczbę złotych medali. Brukowce znalazły już powód tych sukcesów – modły naszych sportowców. To dotąd się nigdy nie modlono? Marszałek Ewa Kopacz postanowiła zapełnić sejmowe ławy, które świecą pustkami, bo obrady nakładają się na posiedzenia komisji sejmowych. Dlatego marszałek proponuje, by sesje sejmowe były co tydzień, a nie co dwa tygodnie. Proponuje, bo i tak wie, że to nie przejdzie. PO i PiS znów chcą się Polakom narzucać jako dwie jedyne możliwe do wybrania opcje polityczne. Ma temu służyć projekt debaty telewizyjnej Tuska i Kaczyńskiego. Za tym pomysłem stoi TVP, która zamiast służyć interesowi publicznemu, chce umacniać szkodliwy dwupartyjny monopol. I tak to właśnie wygląda „misja mediów publicznych” w Polsce. Donald Tusk brylował na pogrzebie córeczki sportowca Krzysztofa Bonka, która zmarła z powodu zaniedbań lekarzy. Osobliwa sceneria do zbijania kapitału politycznego. Dla większego efektu premier mógł zabrać na pogrzeb swojego Arłukowicza. Jarosław Gowin chwali się, że program jego partii – Polski Razem – jest „nowoczesny i wolnorynkowy”. Nowoczesny?! Mieszanka thatcheryzmu w ekonomii i obłudnej, kruchtowej moralności rodem ze średniowiecza! Kler nadwiślański znalazł sobie nowego diabła po potworze „Dżęderze”. Zwierzęta! A konkretnie animal studes, czyli badania nad relacjami ludzko-zwierzęcymi, nad tym, jak ludzie widzą i traktują zwierzęta, oraz nad tym, jak postrzegają siebie jako gatunek… Kościół także w tej dziedzinie nie ma czystego sumienia. I dlatego najgłośniej będzie krzyczał: łapać złodzieja!
T
ydzień temu pisałem o szczytach bezczelności i złodziejstwa w kontekście najwyższych dostojników państwowych – ministra Kultury Zdrojewskiego i prokuratora generalnego Seremeta. Pominąłem przedstawicieli Kościoła, ponieważ pełnią oni raczej rolę paserów – zlecają kradzież państwowego lub samorządowego mienia. Jednym z ideologów tej bandy jest ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, najbardziej poczytnej gazety kościelnej. W ostatnim numerze ten młody kapłan o mentalności krzyżackiego komtura z pogranicza zawrzał świętym gniewem wobec tych, którzy ośmielają się kwestionować jakiekolwiek dotacje dla Kościoła. Stwierdził, że daniny przeznaczone na Świątynię Opatrzności Bożej (ŚOB) są skandalicznie niskie w porównaniu z dotowaniem przez Urząd Miasta Warszawy oraz resort min. Zdrojewskiego Muzeum Historii
Oto jak „rewolucja Franciszka”, czyli tzw. skromny Kościół, znajduje zastosowanie w Polsce. Księża z archidiecezji łódzkiej pod dyktando biskupów pomocniczych robią zrzutkę na złoty krzyż na pierś arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. Ma to być „owoc roku wiary”. Wiary w magiczną moc złota! W Łodzi powstanie pomnik Lecha Kaczyńskiego, który z tym miastem nie miał nic wspólnego. Ten propagandowy sukces radnych miejskich PiS był możliwy dzięki byłym radnym PO (grupa związana z szefem NIK Krzysztofem Kwiatkowskim) i radnym… SLD, którzy nie wzięli udziału w głosowaniu. Jak widać, cicha koalicja PiS-SLD jest już namacalna. Antyklerykałowie z Krakowa po raz kolejny zorganizowali na Rynku Głównym manifestację z okazji Dnia Pamięci Ofiar Kościoła Katolickiego. Dzień ten jest obchodzony w rocznicę śmierci Giordana Bruna, włoskiego filozofa zamordowanego przez inkwizycję. Kobieta z Torunia, którą już raz sądownie ukarano naganą za niepokojenie sąsiadów głośnym słuchaniem Radia Maryja, została w innym procesie uniewinniona z podobnych zarzutów. Co ciekawe, policja, która zgłosiła sprawę do sądu, nie wniosła apelacji. Czyżby Radio Maryja uruchomiło swoją sieć powiązań w Toruniu? W Obrzycku pod Szamotułami nie milknie oburzenie na księdza, który uderzył dziecko („FiM” 7/2014). Wściekli są nie tylko jego rodzice, ale i inni mieszkańcy, którzy zebrali 500 podpisów za odwołaniem księdza. Powinni być ostrożni. Bo jak następny będzie pedofil… Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź chwali się w mediach, że papież osobiście przyniósł mu szklankę wody w czasie narady z polskimi biskupami w Rzymie. A może Głódź nie do końca zrozumiał sens tego gestu? Chyba Franciszek chciał mu powiedzieć: „Pij wodę i TYLKO WODĘ, bo wali od ciebie jak z gorzelni!”. Słynna wystawna rezydencja miejscowego biskupa z Limburga (zawieszony do wyjaśnienia zarzutów rozrzutności) została zbudowana m.in. z funduszu, który miał wspierać biedne rodziny wielodzietne. A poza tym biskup to człowiek biedny. Przecież zawsze ma za mało pieniędzy. Kolejny wstrząs sądowy w USA. Sąd federalny w stanie Wirginia orzekł, że stanowy zakaz małżeństw tej samej płci nie jest zgodny z amerykańską konstytucją, bo dyskryminuje. Jeśli ten werdykt się utrzyma w kolejnych instancjach, to na całym konserwatywnym i religijnym Południu trzeba będzie takie zakazy poznosić. A Polacy znowu będą za Murzynami. Opozycja ukraińska dokonała nieudanego szturmu na parlament i inne budynki rządowe, co rozpętało falę przemocy i kontratak władz. Kiedy zamykaliśmy ten numer, było już około 30 zabitych po obydwu stronach konfliktu. Chyba polscy politycy, którzy podburzali do rewolty (m.in. Kaczyński), mają się teraz z pyszna. Rząd Danii zakazuje rytualnego uboju zwierząt. Na falę krytyki ze strony środowisk religijnych tamtejszy minister rolnictwa Dan Jørgensen odpowiedział krótko: „Prawa zwierząt są ważniejsze od religii”. Dodajmy, że słowa te wypowiedział urzędnik państwa, które jest krajem oficjalnie chrześcijańskim – ewangelickim.
Żydów Polskich (320 mln zł) czy też Muzeum Historii II Wojny Światowej w Gdańsku (358 mln), na co jednak pieniądze zbiera fundacja. Tak na marginesie to Polska musi być bardzo bogatym krajem, skoro powstają u nas tak przeogromne muzea. Widać inne, bardziej przyziemne potrzeby mają już Polacy w pełni zaspokojone. Ksiądz redaktor jest zdania, że Muzeum JPII i kardynała Wyszyńskiego to absolutny priorytet. Jak do tej pory mogliśmy bez niego żyć?! Mimo że innych, pomniejszych muzeów i izb pamięci JPII jest w Polsce ponad 100, zaś ulic, skwerów, placów, szkół i rond – z grubsza 100 tysięcy. Ale Gancarczyka trzeba zrozumieć. Gdyby do tej pory trwała u nas okupacja hitlerowska, to jakiemuś niemieckiemu żołdakowi też mogłoby się wydawać, że pomników Adolfa jest wciąż za mało. To porównanie jest tylko na Oko chybione, bo przecież ks. Stefan Wyszyński, bohater nr 2 muzeów, ulic, placów i pomników, był wielkim apologetą Adolfa Hitlera. Obydwaj z Wojtyłą tyle razem zrobili dla swojej ukochanej, watykańskiej ojczyzny, wszystko tak pięknie poustawiali. Pochodne konkordatu – jednostronnego zobowiązania polskiego państwa do dogadzania Watykanowi – przynoszą klerowi około 10 miliardów złotych dochodów rok w rok. Grupa przestępcza o nazwie Komisja Majątkowa zrabowała majątek wart 24 miliardy. Ale największe zasługi dla fałszywej Stolicy Apostolskiej mają ci dwaj „wielcy Polacy” w kwestii kształtowania katolickiej świadomości, czyli utrwalania głupoty i znieczulicy. Niedawno w telewizji pokazywano sondaż uliczny, w którym dziennikarz zadawał pytanie: czy wolałbyś dać pieniądze Owsiakowi na chore dzieci, czy na Kościół. Jakaś 1/4 badanych wybrała Kościół. Nic dziwnego, że ks. Gancarczyk, redaktor największego katolickiego medium, może potem pisać: „Jak to się stało, że w różnego rodzaju wnioskach o dofinansowanie mogą się znaleźć różne potrzeby, z wyjątkiem religijnych. Nie rozumiem, dlaczego ze środków publicznych mogą być finansowane boisko, orkiestra dęta czy kurs obsługi wózka widłowego, ale pieniędzy na budowę kaplicy jako miejsca modlitwy przekazać nie można. Można
się starać o dotacje na kościół jako zabytek, ale nie jako miejsce kultu”. Wyobrażacie sobie? Ksiądz wprost apeluje: rząd powinien stawiać kaplice i tym samym wydawać mniej pieniędzy na sport, kulturę i szkolenia zawodowe. Bo przecież środki są ograniczone. Na świątynię pychy kleru w Wilanowie wydaliśmy już rękami min. Zdrojewskiego ponad 20 mln zł i drugie tyle decyzją marszałka woj. mazowieckiego Struzika. My, Polacy – antyklerykałowie, ateiści, agnostycy, innowiercy i te 25 procent nawiedzonych katolików, których bardziej cieszą złocone klamki w kościele, wypasiony brzuch proboszcza i jego nowe auto niż zdrowie i życie polskich dzieci. To oni też zapewne będą pielgrzymować do wilanowskiego betonu. Co w nim zobaczą? Między innymi replikę (!) telefonu, z którego papież dzwonił do prymasa, wejściówkę na pl. św. Piotra w dniu pogrzebu JPII oraz fotografie z tej uroczystości. A w części multimedialnej prawdziwe „kąski”, które tak opisała projektantka Barbara Kłaput: „Będzie można usłyszeć papieskie homilie, cichą modlitwę kard. Wyszyńskiego, wypowiedzi świadków papieskich pielgrzymek do Warszawy, usłyszeć strzały na pl. św. Piotra…”. A wszystkie te cudeńka 26 metrów nad ziemią (całkowita wysokość ŚOB to 67 m), w gigantycznym pierścieniu okalającym kopułę tego bunkra. No cóż, Egipcjanie też budowali świątynie z funduszy państwowych. W ich piramidach, podobnie jak w ŚOB, też były grobowce. Ale to było, do cholery, kilka tysięcy lat temu! Czy na tym etapie jest teraz Polska i Polacy? Cała nadzieja w tym, że kiedyś ten makabryczny bunkier przerobimy na jedno wielkie muzeum okupacji watykańskiej w Polsce, w którym jednak bilety będzie kasować miła pani zatrudniona przez Ministerstwo Polskiej Kultury, a nie zakonnica, jak obecnie w Katedrze na Wawelu. Nikt nie ma tylu eksponatów co my! Całe zbrojownie krzyży, monstrancji i kropideł. Przepastne archiwa aktów nadania, dotacji, ulg, zwolnień podatkowych, celnych i innych wyłudzeń. Dowody wyrzucania Polaków z ziem zagarniętych przez Komisję Majątkową. Wozy bojowe episkopatu z „papieskim śmigłowcem” na czele. Podobizny zdrajców polityków i dziennikarzy. Pomnik kobiet, które zmarły podczas pokątnych aborcji, sala pamięci dzieci zgwałconych przez księży itp., itd. A dla dzieci odwiedzających – sala multimedialna z rogatymi diabłami, latającymi na miotłach czarownicami i ryczącym dżęderem w skali 1:1. Za 50 i 100 lat będą do nas zjeżdżać turyści z całego świata, żeby to wszystko zobaczyć. Pod jednym wszelako warunkiem – że samodzielnie myślący Polacy w końcu ruszą swoje tyłki i dadzą czynny odpór zabobonom – bez patrzenia jeden na drugiego. W tej chwili wygląda to marnie. Dlaczego na manifestacji narodowców i kiboli 11 października było około 100 tysięcy ludzi, a na naszej w ostatnią sobotę tylko 300 osób? To kpina z patriotyzmu i wyrzut sumienia dla tych, którzy wolą gnić w fotelu przed telewizorem, zamiast wesprzeć pionierów, którzy próbują walczyć z największą polską patologią – klerykalizmem. Jak tak dalej pójdzie, to sami wylądujemy jako eksponaty w Muzeum Opatrzności Glempa. Pod hasłem: „Ostatni poganie na ziemiach polskich włączonych do Watykanu”. JONASZ PS Zdjęcia z Marszu „FiM” i TR oraz petycje złożone przed Ministerstwem Kultury i pałacem abpa Nycza można do 23 lutego zobaczyć na naszym portalu – www.faktyimity.pl.
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
GORĄCE TEMATY
Czy blisko 600 milionów złotych publicznych pieniędzy Zakład Ubezpieczeń Społecznych wydał niezgodnie z prawem? Wokół sprawy – jak to często w Katolandzie bywa – roznosi się zaduch klerykalnych powiązań. Utrzymanie i konserwacja sieci Kompleksowego Systemu Informatycznego – taki przetarg (popularnie zwany przetargiem na informatyzację) zakończył się w październiku ubiegłego roku. Zleceniodawcą był Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Kwota, jaką podatnicy zapłacili zwycięzcy, to niewyobrażalne niemal 600 mln zł. Takie sumy zobowiązują do nadzwyczajnej przejrzystości – twierdzą specjaliści z zakresu zamówień publicznych.
Czy wyżej wymienieni dokonali gwałtu na ustawie o zamówieniach publicznych, która mówi jasno, że „osoby wykonujące czynności w postępowaniu o udzielenie zamówienia podlegają wyłączeniu, jeżeli pozostają z wykonawcą w takim stosunku prawnym lub faktycznym, że może to budzić uzasadnione wątpliwości co do bezstronności tych osób”, skoro – według informacji zawartych w Krajowym Rejestrze Sądowym
Tymczasem przetargowi ogłoszonemu przez ZUS – jak ujawnili dziennikarze Faktów TVN – tej transparentności zabrakło. Wątpliwości budzi na przykład to, że w warunkach przetargu ściśle wyszczególniono nawet oczekiwane doświadczenie oraz wykształcenie… 87 specjalistów, a z uwagi na te wyśrubowane (wcześniej dogadane?) kryteria zgłosiła się tylko jedna firma. Konkurs wygrało Asseco Poland. Fundamentalną kwestią jest jednak to, że po stronie ZUS-u w komisji przetargowej uczestniczyli m.in. Dorota Mielnik oraz Kamil Wąsowicz. Asseco Poland była reprezentowana przez Sławomira Szmytkowskiego oraz Mirosława Fundowicza. Pojawia się w tym rozdaniu także powołany do kontroli nad prawidłowością procedur Urząd Zamówień Publicznych. Tutaj posadę radcy generalnego w departamencie prawnym piastuje Izabela Rzepkowska (z domu Fundowicz).
– wszyscy są członkami Rady Nadzorczej Fundacji Fundowiczów ze Starachowic? Powołana w 2009 roku Fundacja zajmuje się – według statutowych zapisów – wspieraniem dzieci i młodzieży w nauce, rozwoju edukacji i kultury, wspieraniem dostępu do dóbr kultury i działalności artystycznej. W tym celu dwa razy do roku organizuje ogólnopolskie konkursy piosenki. Fundacja prowadzona jest przez księdza Sławomira Fundowicza (na zdjęciu), kierownika Katedry Prawa Administracyjnego KUL, no a prywatnie… brata Mirosława, który w imieniu Asseco ubiegał się o kontrakt z ZUS. Okazało się przy okazji, że ksiądz profesor fundację prowadzi dość niedbale. Wymaganych prawem sprawozdań z jej działalności do MEN nie składa. Wyjaśnia też, że rada nadzorcza jest, ale… zdezorganizowana. Na okoliczność ujawnionych informacji złożył natomiast oświadczenie,
O, JeZUS!
G
ender bynajmniej nie przytłumiło problemu pedofilii w Kościele. Za to pasterze mają plany, żeby zakazać owieczkom obcowania ze złymi mediami. Zakończył się wreszcie uprawiany od tygodni chocholi taniec organów ścigania wokół księdza Wojciecha G., do niedawna misjonarza polskiego Kościoła w Dominikanie (patrz też str. 6–7). Tamtejsze media obnażyły pedofilskie skłonności naszego rodaka. Księdzu G. prokuratura zarzuca cztery czyny pedofilskie, w tym dwa popełnione w Polsce. Śledczy zwrócili się do sądu z wnioskiem o tymczasowy areszt. Duchowny w telewizji tłumaczył doniesienia z Dominikany zemstą gangów narkotykowych, z którymi rzekomo walczył... Mówił, że sytuacja sprawia mu ogromny ból. Z bólem serca patrzyli także rodacy na to, jak organa ścigania cackają się z aresztowaniem amatora ministrantów. Generał michalitów powiedział o ks. Wojtku: „To tamten klimat tak zmienia człowieka”. A jaki jest klimat wśród internautów? Obawiam się, że w sprawie księdza „Gie” prokuratura zrobi wielkie „gie”... (C742);
w którym czytamy: „Fundacja Fundowiczów nie ma nic wspólnego z »przetargami informatycznymi« ZUS, a działalność jej organów statutowych nie mogła mieć żadnego wpływu na jakiekolwiek czynności w tym zakresie. Tworząc Fundację w 2009 r., może zbyt pochopnie zbudowaliśmy Radę Nadzorczą i Zarząd. Chcieliśmy po prostu zacząć działać. We wrześniu 2010 r. dwoje członków Rady Nadzorczej złożyło rezygnację z pełnionych funkcji. Wydawało nam się, że skoro w Radzie pozostaje trzech członków, to nie potrzeba wprowadzać zmian w KRS. To był jednak błąd, za który przepraszam zainteresowane osoby. Osoby te od momentu złożenia rezygnacji (a w zasadzie od marca 2010 r.) nie uczestniczyły w żadnych pracach Fundacji. Zresztą cała Rada Nadzorcza, po zawiązaniu, zaprzestała spotkań”. Jeremi Mordasewicz, członek Rady Nadzorczej ZUS, mówi, że nie
można dopuszczać do sytuacji, w której przedstawiciel zamawiającego zna się z reprezentantem oferenta, i zapowiada, że meandry tej znajomości będą wyjaśniane na najbliższej radzie nadzorczej, a więc 26 lutego bieżącego roku. Kontrolę w ZUS-ie prowadzą urzędnicy Najwyższej Izby Kontroli. Panujące tam standardy bada też Kancelaria Premiera. Politycy zapowiadają powołanie specjalnej Komisji Śledczej. Janusz Palikot chce, aby przy okazji wyjaśnić, jaką rolę odegrał w sprawie przetargu członek Opus Dei, prezes ZUS-u Ryszard Derdziuk. Zanim kulisy przetargu oraz powiązania pomiędzy ludźmi ZUS-u, Asseco i Kościoła rozwikłają powołane do tego organa, prześcigają się w oświadczeniach główni bohaterowie. I tak: Kamil Wąsowicz, dyrektor Departamentu Eksploatacji Aplikacji
Mam nadzieję, że ksiądz G. dostąpi łaski osadzenia w zakładzie karnym. I to pod celą pełną starych zgredów. W różny bowiem sposób zwykł doświadczać nas Pan (Bob 202); 90 proc. księży chciałoby się żenić z chłopcami w wieku 10–12 lat. Pozostałe 10 proc. z kolegami z parafii (VAl Govrylo);
Częstochowski metropolita Wacław Depo, szef Rady Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu chce ratować wiernych. I to bynajmniej nie przed sutannowymi pedofilami, ale przed wpływem złych mediów. – Zgłoszę propozycję, by episkopat zachęcał i zobowiązywał wiernych do odpowiedzialności za to, co
Ten margines społeczny nie powinien być kojarzony z Polską, powinni z chwilą otrzymania szatańskiego wyświęcenia otrzymywać obywatelstwo Watykanu i ten powinien przejmować pełne konsekwencje, a nie obciążać tym normalnych obywateli poszczególnych krajów, którzy nad tymi pedofilami nie mają jakiejkolwiek kontroli, a zostają przez ten margines społeczny ośmieszani, nadmieniam jednocześnie, że jestem katolikiem (Zak).
ybierają w mediach, co jest ich codziennym w medialnym pokarmem, żeby robili z tego rachunek sumienia – oświadczył w słusznej „Niedzieli”. Każdy, kto choćby zerknie do takich „FiM”, będzie się musiał z tego spowiadać! Odgrzanie średniowiecznego indeksu mediów zakazanych podoba się katolickim biskupom. A ludowi? Proponuję jeszcze zakazać nauki czytania i pisania. A osoby z biedniejszych rodzin zagonić do pasania gąsek u wielebnego (Faja);
Trybuna(ł) Ludu
3
ZUS, twierdzi, że był, owszem, ale w radzie programowej Fundacji Fundowiczów. Rezygnację z członkostwa w Radzie Nadzorczej FF napisał kilka lat temu. Podobnie jak Dorota Mielnik. Aktualne KRS-y temu przeczą. Izabela Rzepkowska (panieńskie nazwisko Fundowicz) zapewnia, że ludzi zasiadających z nią w zarządzie fundacji ks. Sławomira widziała na oczy może dwa razy w życiu. Nie kojarzy ich i nie zna. Izabela Jakubowska pełniąca obowiązki prezesa Urzędu Zamówień Publicznych zapewnia z kolei, że kompetencje Rzepkowskiej w żaden sposób nie wpływają na podejmowanie decyzji, jeśli chodzi o postępowania przetargowe. Sławomir Szmytkowski, dyrektor zarządzający Asseco Poland, tłumaczy, że zasiadał, owszem, ale w nieaktywnej już radzie nadzorczej fundacji dobroczynnej. Rzecznik ZUS Jacek Dziekan oświadczył natomiast, że przetarg był jawny, zaś dokumentację przekazywano na bieżąco organom kontrolującym. Poza tym – czytamy w jego oficjalnym piśmie – „pracownicy ZUS, tj. Pani Dorota Mielnik oraz Pan Kamil Wąsowicz, złożyli w formie pisemnej rezygnacje z zasiadania w Radzie Nadzorczej Fundacji Fundowiczów w dniu 20 września 2010 roku. W dniu 21 września 2010 roku – tj. prawie na 3 lata przed rozpisaniem przez ZUS przetargu – oświadczenia o rezygnacji zostały przyjęte przez przedstawiciela Zarządu Fundacji”. Jak rzecznik tłumaczy dziwną, drobiazgową specyfikację przetargu? „Procedury związane z przetargiem na utrzymanie największego w Polsce systemu informatycznego KSI ZUS, obsługującego ponad 2 miliony firm, 20 milionów ubezpieczonych oraz wiele milionów świadczeniobiorców, wymagały określenia wysokich wymagań wobec podmiotów uczestniczących w przetargu”. Wierzymy… WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Będą się katolicy do tego stosować jak do Dekalogu (Remek Dąbrowski); Religijne zidiocenie Polski bije kolejne rekordy absurdu. Boże... chroń Polskę przed klerem (Maria Pawlik); O! To jest bardzo dobry pomysł! I klątwa. Do siódmego pokolenia! (Asia Malak); Jestem w stanie przyjąć, że wszystkiemu winny zniewalający zapach kadzidła. Coś jednak w tych ziołach jest! (0013); Bóg dał ludziom wolną wolę, ale biskupi chcą to naprawić (emi); Niech wprowadzą czarną listę, matki za aborcję na stos, a Depo będzie grabarzem Kościoła w Polsce. Oby tak dalej! (ateista); Zastanawiam się, co Wy jeszcze wymyślicie, księża arcybiskupi i biskupi, aby nas, katolików, do reszty z kościołów powyganiać (ando); A ministranci mają przychodzić w sukienkach, bo z tymi guzikami przy rozporkach to krzyż pański (abp). JULIA STACHURSKA
[email protected]
4
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Pacjenci marnotrawni Jak trwoga, to do Boga – stare porzekadło ma się dobrze. A szpitale to miejsca cudów jakich mało. W ostatnich dniach spektakularnie i medialnie nawróciła się aktorka Anna Przybylska. Nawrócenie – pochwalone przez katolickich komentatorów – przyszło do niej wespół z chorobą nowotworową. Aktorka wyspowiadała się pierwszy raz po 13 latach i – cytat za „Frondą” – „jest na etapie powrotu do zagubionego Wiecznego Ojca. Brawo”. Ustaliła nawet – co częste przy okazji chorobowych nawróceń – że zachorowała „po coś”. Znaczy się – Bóg tak chciał, miał w tym swój cel i na pewno wszyscy na tym dobrze wyjdą. Wyzdrowienia życzyli aktorce „Frondowi” redaktorzy, którzy już dobrze na tym wyszli, bo kolejny raz mogli ogłosić, że niebiosa zwyciężyły. Choroby często sprawiają, że ludzie zaczynają wierzyć w cuda. A fakt, że nawet zdeklarowani ateiści wzywają „boga” w sytuacjach najtragiczniejszych, jest kolejnym dowodem na to, skąd bierze się wiara w stwórcę – głównie ze strachu.
Poza tym często, kiedy woła się jakieś „łoranyboskie”, to bez odniesień do żadnego boga. Ot, przyzwyczajenie nabyte w dzieciństwie. Niektórzy rzucają „kurwami”, a inni boskimi „łoranami”. Odnośnie tematu – ostatnio obchodziliśmy Światowy Dzień Chorego. Z tej okazji media katolickie rokrocznie prezentują przykłady cudownych uzdrowień. Oczywiście wszystkie dzięki ingerencji boskiej, a nie na przykład lekarskiej. Okazuje się, że wiara we wszystkich świętych i Zawsze Dziewicę nie tylko leczy z tego, co nieuleczalne, ale nawet… zapewnia bezpieczeństwo na drodze. Przykład z nawiedzonego magazynu „Szum z nieba”, wydawanego przez nawiedzoną Odnowę w Duchu Świętym. O swoim cudownym ocaleniu opowiada tam niejaka Grażyna. A było tak… Pani ta uczestniczyła
Parlamentarzyści PiS bez zażenowania lobbują na rzecz koncernu medialnego Tadeusza Rydzyka. Inni politycy przynajmniej udają, że nie są zwykłymi lobbystami, ale PiS nie ma takich zahamowań. Elżbieta Kruk to posłanka PiS słynna głównie z tego, że nie zawsze występuje publicznie na trzeźwo. Po jej ostatnim występie też można odnieść wrażenie, że tuż przed pojawieniem się na wizji coś mocnego spożywała. Ta była szefowa (sic!) Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (organ nadzorujący media publiczne) oświadczyła, że „główny nurt mediów w Polsce jest nieprzychylny wartościom społeczeństwa polskiego”, że właściwie to nie ma u nas polskich mediów. Jakie zatem rozkazy wykonywała sama szefowa KRRiT? Niemieckie, rosyjskie czy – nie bójmy się tego słowa – żydowskie? Wszak w języku polskiej prawicy „niepolskie” oznacza zwykle „żydowskie”. Skoro sama nadzorowała niepolską Telewizję Polską (i Radio), to ma się rozumieć, że uczestniczyła w tym podłym spisku. No chyba, że jest niewinna, bo nie tylko okazyjnie, ale przez cały czas sprawowania funkcji publicznej była nawalona jak stodoła... Oczywiście pani Kruk nie chciała powiedzieć tego, co właściwie powiedziała. Ona tylko pragnęła sprawić przyjemność sponsorowi medialnemu swojej partii i wyznać wiarę w to, że tylko pod znakiem Radia Maryja, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem. Tego typu tezy obśmialiśmy już na naszych łamach dawno. Ale może warto przypomnieć, czym faktycznie jest rzekomo arcypolskie Radio M. Otóż jest to formalnie własność zakonu redemptorystów. To założona we
w Rekolekcjach Maryjnych w Ognisku Bożego Pokoju i wraz z inną panią, Małgosią, musiały wracać samochodem. Ponieważ zawsze boi się pobytu za kółkiem, odpowiednio się zabezpieczyła. Najpierw włożyła do portfela zdjęcie swojego „duchowego ojca Józefa”, prosząc go o opiekę. Później „rozpoczęłyśmy podróż od modlitwy – zawierzenia całej drogi Opatrzności Bożej, Maryi, św. Krzysztofowi i o. Józefowi” – opowiada. I opłaciło się! Najechał na nich inny kierowca, taki niezabezpieczony „opatrznościami”. „W ułamku sekundy wezwałam pomocy o. Józefa. Dokładnie w tym momencie przy kierownicy i przy siedzeniu pasażera otworzyły się białe poduszki powietrzne jak skrzydła aniołów…” – relacjonuje pani Grażyna. Cud prawdziwy! A kierowca, który był świadkiem tego wydarzenia, zadzwonił po pogotowie, które – nie uwierzycie – wzięło i przyjechało. Wezwano też policję. I też przyjechali! Obrażenia okazały się mało poważne, co przecież nigdy się nie zdarza. „A po pierwszym, naturalnym w takich sytuacjach szoku – mnie i Małgosi towarzyszył głęboki pokój. Obydwie trwałyśmy w dziękczynieniu za uratowane życie”. I konkluzja: uwaga, niewierzący, poduszki powietrzne w waszych samochodach zamontowane są tylko dla picu! JUSTYNA CIEŚLAK
Włoszech międzynarodowa korporacja religijna działająca w 77 krajach. Redemptoryści siedzibę mają – jak większość wielkich zakonów – w Rzymie. Szefem korporacji jest obecnie Kanadyjczyk – ks. Michael Brehl. Co można powiedzieć o firmie działającej w 77 krajach? Czy jest ze swej natury polska? To źle postawione pytanie. Jej celem, jak każdej korporacji, jest pozyskiwanie środków z prowadzonej działalności i ciągłe jej poszerzanie. Ostatecznym właścicielem całej tej firmy jest wszakże Watykan. Przypomnijmy, że nie można w całym Kościele dokonać żadnej transakcji o wartości powyżej 5 mln euro (20 mln zł) bez wyraźnej zgody Watykanu. Zatem gdy redemptoryści w Polsce pożyczali niedawno Rydzykowi (TV Trwam) 68 mln zł (!!!) niewiadomego pochodzenia, musieli mieć na to zgodę Watykanu. Ten ostatni chyba wiedział, że to zapewne pieniądze Rydzyka, który chce je drogą „pożyczki” zalegalizować. A co na taką pożyczkę polska skarbówka? Czy domaga się 2 procent podatku od czynności cywilno-prawnych? Ależ skąd! Pani Kruk być może rozumie, że Kościół jako potężna firma transnarodowa, a także jako osobne państwo, ma własne interesy, dla których Polska nie jest celem, ale narzędziem ich osiągnięcia. Jesteśmy tylko owcami do ostrzyżenia, polem uprawnym do skoszenia, a ostatecznie – bandą frajerów do nabrania. A jaka w tym rola posłanki? Cóż, zarabia na asystowaniu przy tym, aby strzyżenie odbywało się spokojnie i bez zbędnego wierzgania, a owce stawiały się chętnie i licznie. Dlatego Kruk czarnemu krukowi oka nie wykole… ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Kruk krukowi...
Prow inc jałk i Na wódkę do hali sportowej starosta gryficki zaprosił policjantów, strażaków, wojskowych i leśników. Wszyscy zjechali na doroczną odprawę służb mundurowych. Było hucznie. Do tego stopnia, że przyjechali też inni – niezaproszeni na imprezę policjanci. Tyle że na interwencję. Na hali był zakaz picia alkoholu, ale pan starosta na zagrodzie ustawił na stołach aż 250 butelek!
WŁADZA SIĘ BAWI
W jednym z miejscowych lokali 42-letnia bielszczanka zepsuła zabawę byłemu mężowi. Nie chciała bowiem, aby przepuszczał pieniądze, które powinien przeznaczyć na alimenty. Zadzwoniła więc na policję z informacją, że w lokalu jest bomba. Ewakuowano obsługę i klientów, w sumie 50 osób. Mąż będzie miał teraz nieco luzu, bowiem żonie za fałszywy bombowy alarm grozi nawet 8 lat paki.
KTO POD KIM DOŁKI KOPIE
Pewien mieszkaniec Kłobucka przypalił ziemniaki, a przy okazji jego poszukiwany listem gończym kumpel wpadł w ręce policji. Wszystko przez czujnych sąsiadów, którzy na widok wydobywającego się z okien dymu wezwali policję. Ta oprócz garnka ze spalonymi ziemniakami znalazła w mieszkaniu przestępcę.
NIE ŚWIĘCI GARNKI PALĄ
Chełmianka Agnieszka R. ma 33 lata i wyrok, który nie pozostawia wątpliwości. Zatłukła na śmierć współlokatora, bo w pijackim widzie sądziła, że zjadł cukierki, które należały do jej dzieci. Dostała 6 lat odsiadki. Cukierki się znalazły…
SŁABA PŁEĆ
Nieoznakowane policyjne auto buchnęli z terenu komendy w Augustowie nieznani sprawcy. Zawstydzeni policjanci są w słowach oszczędni i mówią tylko, że wóz był błękitny.
KRADZIEŻ DOSKONAŁA
Wojciech N., choć utracił mandat radnego (w powiecie ciechanowskim) za jazdę po pijaku, przez kilka miesięcy wciąż przychodził na posiedzenia, no i inkasował za swoją pracę diety. Do ich zwrotu obliguje teraz pana radnego lokalna prokuratura.
ZBIERAŁ NA GRZYWNĘ?
Sylwester M., mieszkaniec Białegostoku, siedzi w areszcie i czeka na decyzję sądu, który ma zdecydować o jego losie. A zawinił pan Sylwek tylko tym, że się ożenił. Po raz drugi. Kłopot w tym, że z pierwszą żoną zapomniał się rozwieść. Opracowała WZ
ROZTARGNIONY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Polska jest jedynym krajem w Europie, który się zbroi na potęgę. I bardzo dobrze! (Igor Zalewski, publicysta prawicowy)
Polscy biskupi uraczyli papieża Franciszka opowieścią o Kościele w Polsce. Papież przyjął ją do wiadomości i pobłogosławił episkopatowi. Oczekiwanie od Franciszka jakiejś kościelnej rewolucji jest pobożnym życzeniem. (Adam Szostkiewicz, publicysta)
ONZ skierowało atak na Kościół, jedyną instytucję, która od kilku lat wprowadza jasne i wyraziste standardy postępowania w przypadku pedofilii. (Tomasz Terlikowski, publicysta katolicki)
Chrześcijaństwo i polskość to rzecz dla twardzieli, którzy nie boją się przyjąć kolejnych dzieci. (jw.)
Przy pomocy OFE – w białych rękawiczkach – eksploatuje się takie kraje jak Polska, niemające siły, by przeciwstawić się naciskom zagranicznych instytucji finansowych i krajowych grup interesu. Stworzono natomiast na dziesięciolecia źródło zysków dla koncernów finansowych. (prof. Leokadia Oręziak, ekonomistka)
Nie dziwię się, że ministerstwo daje na to [Świątynię Opatrzności Bożej] pieniądze. Dziwię się, że tak mało i że wywołuje to protesty w niektórych środowiskach. To dopiero jest niepokojące. (Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej)
Nie wierzę w życie po śmierci. Istnienie Boga w naszych głowach bywa przeszkodą w tym, żeby wziąć pełną odpowiedzialność za własną egzystencję tu i teraz. (Maria Peszek, piosenkarka i aktorka) Wybrali: AC, PPr, SH
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
NA KLĘCZKACH
POLACY W DEPRESJI Przerażające dane przedstawili uczestnicy ogólnopolskiej kampa nii społecznej „Forum przeciw de presji”. Z dokumentacji ekspertów wynika, że w Polsce codziennie 15 osób podejmuje próbę samobój czą, a 11 z nich odbiera sobie ży cie. W 2012 r. zabiło się 4177 osób, natomiast w wypadkach drogowych – 3571, czyli o 606 mniej! Członko wie Polskiego Towarzystwa Psychia trycznego od lat uświadamiają, że depresja jest najczęstszą przyczy ną samobójstw. „To nie stan, któ ry mija, ale ciężka choroba, którą można i trzeba leczyć”. ASz
J arosława do Gomułki, a sam „okla skiwał PRL-owskich dygnitarzy na pochodach 1 maja”. Pisowski hipo kryta nie dodał jednak, że na tych samych pochodach szła większość aktywu PiS – pupilków ówczesnej władzy, na przykład niedawna kan dydatka na senatora z ramienia PiS, Katarzyna Łaniewska. ASz
ARTYSTYCZNE WIZJE PIS
OSTATNI MOHIKANIE Ileż to kilkudniowego hała su było w Polsce z powodu losu nieszczęsnych ponoć polskich mi sjonarzy w Republice Środkowo afrykańskiej. Już się wydawało, że minister Sikorski zbombar duje stolicę – Bangi – w obronie „naszych”, czyli Watykańczyków. A tymczasem katolicki „Gość Nie dzielny” niechcący demaskuje ten cały teatr grozy. Okazuje się, że misjonarze nie przebywają z za grożonymi owieczkami, lecz w bez piecznych miejscach, za wysokimi murami. Na dodatek ochraniają ich wynajęci ochroniarze. Bojówkarze muzułmańscy nie czyhają na życie i wiarę polskich sług bożych, ale na ich samochody, pieniądze, kompu tery, drukarki… – przekonuje cyto wany w „Gościu” polski misjonarz, ojciec o nazwisku – nomen omen – Pączek. MaK
REKLAMA ZGUBĄ PiS Nieznany sprawca wynajął bill boardy w Lublinie i pod osłoną nocy oplakatował miasto niecodziennymi „reklamami” PiS. Na każdej z nich pojawia się podobizna prominen tnej postaci partii i hasło przewod nie. Mamy więc „Jarosława gende rystę”, „Antoniego niezłego agenta” oraz „Krystynę mowę nienawiści”. Wściekli PiS-owcy twierdzą, że to z pewnością opozycja, której brak innych argumentów, ale nie potrafili przy tym obalić zarzutów z billbo ardów. ASz
PiSBULTERIER Daniel Olbrychski ocenił, że Jarosław Kaczyński przemawia jak Władysław Gomułka i ma do tego świetny talent aktorski. Rzecz w tym, że czasie debaty PiS na temat kultury perorował Jerzy Zelnik i plótł przy tym bzdury. „Ja bym parsknął ze śmiechu, a pre zes zachował powagę” – powie dział Olbrychski. Słynnego aktora natychmiast zaatakował za te słowa poseł Joachim Brudziński, wyty kając, że filmowy Azja porównuje
ludzie wywalczą teraz odszkodo wania sfinansowane z naszych po datków. MZB
NAWIEDZONY ROZWIEDZIONY Cezary Pazura, były mąż Weroniki Marczuk (patrz str. 14 „FiM”), powiedział, że nie zagłosuje na byłą żonę w nadchodzących wyborach do europarlamentu i stwierdził: „To absurd. Zastanawiam się, gdzie po działa się odpowiedzialność i zdrowy rozsądek”. Nie będziemy namawiać aktora do oddania głosu na kogo kolwiek, ale chcemy przypomnieć, że jako zadeklarowany katolik i słu chacz „Radia Maryja” jest obecnie w trzecim związku małżeńskim, a do tego żyje ostatnio z naciągania eme rytów na kupowanie niebotycznie drogich garnków. Czy to Weronika straciła zdrowy rozsądek, czy Cezary nigdy go nie miał? ASz
KTO CZYTA, TEN GRZESZY Prezes Jarosław Kaczyński zaprezentował w Warszawie nowy program PiS. Wśród pomysłów go spodarczych znalazło się trochę pro pozycji, a raczej życzeń, z którymi nie sposób się nie zgodzić – nowe miej sca pracy, rozwój gospodarczy. Choć nie bardzo wiadomo, kto miałby za nie zapłacić ponad 1 bilion złotych! Niestety, pojawiły się tam także zapo wiedzi takie jak rewizja pakietu ener getyczno-klimatycznego (klepnięte go przez Lecha Kaczyńskiego…) oraz ideologiczna reforma telewizji. A także walka z „antypolonizmem” i… „beztalenciem w kulturze”. Miej my nadzieję, że prezes – po ewen tualnym przejęciu władzy – okaże artystom łaskę i pozwoli „antypol sko nastawionym beztalenciom” na spokojną emigrację. MZB
PRZEJECHAŁ SIĘ NA AUTOSTRADZIE Premier Donald Tusk odwołał Lecha Witeckiego, p.o. dyrektora GDDKiA. Postąpił tak na wniosek wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej, która wytknęła „budowni czemu autostrad” błędy, opóźnie nia i fatalną atmosferę w pracy. Wicepremier uważa, że GDDKiA potrzebna jest świeża krew i nowe siły, będące w stanie „sprostać wy zwaniom związanym z realizacją inwestycji” finansowanych z nowe go budżetu UE na lata 2014–2020. Dodajmy, że te „nowe siły” zapew ne będą się też musiały zmierzyć z przedsiębiorcami, którzy zban krutowali w trakcie realizacji in westycji finansowanych ze starego budżetu UE. Prawdopodobnie ci
Arcybiskupowi Wacławowi Depie zależy na tym, by katolicy czytali „właściwe” książki i czaso pisma (patrz str. 3 „FiM”). Zapro ponował więc na łamach „Niedzie li” stworzenie listy preferowanych i zakazanych mediów. Nie mamy wątpliwości, że Depo umieści „Fak ty i Mity” na swojej czarnej liście. A może by tak jeszcze wysmażył ja kiś „list pasterski” w sprawie „FiM” i klątwę jakąś? MZB
EDU(PO)KACJA Arcybiskup Józef Michalik, znany z tego, że zażarcie przed laty chronił księdza pedofila ze swo jej diecezji, ogłosił jako pierwszy w swoim księstwie specjalne szko lenie dla księży dotyczące wyko rzystywania seksualnego dzieci. Nie chodzi na szczęście o szkole nie z molestowania. Archidiecezja przemyska wyedukuje duchownych w rozpoznawaniu ofiar pedofilii oraz udzieli lekcji na temat afer pedofilskich w Europie Zachod niej i USA. Ciekawi nas bardzo, czy będzie też kurs rozpoznawania księży pedofilów, czy byłoby to zbyt krępujące dla uczestników? MaK
7 LAT OPÓŹNIENIA Dziennikarz „Newsweeka” odwiedził katolicki ośrodek lecze nia homoseksualistów „Odwaga” w Lublinie. I zrobił z tego news na całą Polskę. I bardzo dobrze, bo śmiechu nigdy nie za dużo. Dla porządku przypominamy jednak, że w lubelskim ośrodku, gdzie panie z diakonii stałej Ruchu Światło -Życie wspomagane przez księży
t erapeutów „pomagają lesbijkom i gejom w przejściu procesu zdrowienia i dojrzewania obejmującego wszystkie sfery ich życia”, nasza dziennikarka zagościła już 7 lat temu. Dowiedziała się wówczas m.in., że w oczach Pana Boga jest księżniczką, zaś pociąg do kobiet można zmienić, „stać się taką, jaką Pan Bóg chciał”. I być szczęśliwą. Jak ma tego dokonać zdeklarowana les bijka? „Musi pani odnaleźć swojego Boga, który powołał panią do życia i powiedział: »Oto poczęła się dziew czynka«. Pan Bóg nie powiedział: »Oto poczęło się coś, co się będzie męczyć i nie będzie wiedziało, kim jest, jaką rolę w życiu odgrywa«”… Cały artykuł pt. „Jestem lesbijką”, obnażający metody terapii w katoli ckiej „Odwadze”, można przeczytać w „FiM” 5/2007. OH
KABARET LALKOWY W Olsztyńskim Teatrze Lalek, wystawia się m.in. „Balladynę” – spektakl dla dorosłych. Ponieważ pojawia się w nim postać księdza (lalka w koloratce) pijącego alko hol, kilku widzów podniosło raban, że „spektakl jest antyklerykalny”. Przerażony dyrektor zmienił sce nariusz tak, że ksiądz pije mniej alkoholu i nie chodzi już chwiej nym krokiem. I tak domniemany antyklerykalizm został w Olsztynie ocenzurowany. Bo jak wiadomo, księża z natury swej piją wyłącznie niewiele i chodzą tylko sprężystym krokiem. MaK
PSYCHIATRA DO PSYCHIATRY Dziennikarka Paulina Młynarska nagłośniła fakt zaprasza nia przez katolickie Radio Plus do studia psychiatrów, którzy chwalą się religijnym molestowaniem pa cjentów. Wmawiają im na przykład, że za depresją, nerwicą i podob nymi schorzeniami stoi diabeł. Na przykład dr Skrok-Wolska – z publicznej placówki służby zdro wia w Świeciu! – wysyła pacjentów na mszę i do spowiedzi, a czasem
5
również do egzorcysty. Najbardziej niesamowita diagnoza tej pani to stwierdzenie, że problemy psychicz ne pacjentki wynikają z tego, że nie zorganizowała… katolickiego pogrzebu dla męża. Pracodawcy lekarki twierdzą, że „poglądy są jej prywatną sprawą”. Doprawdy? W publicznej poradni?! MaK
KSIĄDZ SIĘ NAWRÓCIŁ Od jakiegoś czasu wiadomo, że prawicowa „Gazeta Polska Co dziennie”, której skończyły się po mysły na zamach smoleński, ma duże kłopoty finansowe. W związ ku z tym współpracę z „Codzienną” zakończył ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Ogłosił to na swoim blo gu, pisząc, że redakcja uchyla się od płacenia honorariów. To zda niem duchownego nie jest jedyny powód zakończenia współpracy. Drugą przyczyną było opowiedze nie się gazety po stronie „pseudo rewolucji na Majdanie”, gdzie silną pozycję mają hołdujący zbrodnia rzowi Banderze ukraińscy nacjo naliści, z którymi ostatnio zbratał się Jarosław Kaczyński. Duchow ny dodaje jeszcze, że gazeta nie grzeszyła, jeśli idzie o rzetelność i obiektywność. Jak widać, i ksiądz może się nawrócić. Księża – ducha nie gaście! MZ
MITOMANIA KWITNIE Przyboczny dziennikarz Jarosława Kaczyńskiego, Tomasz Sakiewicz, ogłosił w „Gazecie Polskiej”, że przykładem dla współ pracy polsko-ukraińskiej może być… Rzeczpospolita Szlachecka. Tak jawne brednie rzadko pojawia ją się nawet w prasie pisowskiej. Należy bowiem rozumieć, że Sa kiewicz chciałby przywrócić czasy polskiej kolonizacji, wyzysku i uci sku na Ukrainie, a potem oglądać nowe powstanie Chmielnickiego, czyli „Ogniem i mieczem” w rea lu. Jeśli to jest program polityki zagranicznej PiS, to strach się bać. MaK
6
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
KOŚCIÓŁ RZYMSKO-PEDOFILSKI
Kochankowie naszych dzieci W realiach polskiego Kościoła hasło „zero tolerancji dla pedofilów” oznacza ojcowski klaps dla ponad 100 przestępców i współczucie na pokaz dla tysięcy ofiar. Pojawiające się co rusz „pojedyncze przypadki” występnych zachowań obyczajowych kleru szybko ulegają zapomnieniu, dzięki czemu biskupi mogą wmawiać opinii publicznej, że w temacie pedofilii są nieubłagani, a sprawców łatwo policzyć na palcach. Dla ścisłości rachunków prezentujemy zestawienie przypadków tylko tych znanych nam i najbardziej aktualnych, przed którymi warto chronić dzieci. Oto co Kościół chce zasłonić „ideologią gender”. I. Sprawy na etapie sądowym i wykonawczym: W Lubaniu toczy się utajniony proces ks. Jana M., byłego proboszcza w Henrykowie Lubańskim (diec. legnicka), oskarżonego o molestowanie 13-latki i posiadanie pornografii dziecięcej. W śledztwie ustalono, że całował dziewczynkę, wymuszał dotykanie w miejsca intymne, a nawet żądał stosunku, do czego ostatecznie nie doszło. „Kazał mi się rozbierać i tańczyć nago, a gdy odmawiałam, wpadał w furię. Mówił, że liczył na więcej, że jednak go nie kocham. Wciąż mnie szantażował, bałam się. Groził, że rozpowie, że jestem kurwą i się z nim przespałam” – zeznała ofiara; Za zamkniętymi drzwiami szczecińskiego sądu trwa proces ks. Andrzeja D., byłego dyrektora Ogniska św. Brata Alberta i kilku szkół katolickich. Jest oskarżony o doprowadzanie małoletnich podopiecznych do „innej czynności seksualnej” poprzez „nadużycie stosunku zależności lub wykorzystanie krytycznego położenia”. „Miałem wtedy 15 lat. Gdzieś dwa lub trzy miesiące po przybyciu do ogniska ks. Andrzej zaprosił mnie do pokoju, kazał mi się położyć do łóżka. Byłem wystraszony i sparaliżowany lękiem. Zaczął mnie obmacywać, dotykać po genitaliach, nakłaniał mnie, żebym ja też go dotykał (...). Takich kontaktów seksualnych w czasie mojego pobytu w ognisku było dużo więcej, kilkadziesiąt. Wszystkie wyglądały podobnie” – twierdzi wychowanek ks. Andrzeja; Do sądu w Inowrocławiu wpłynął akt oskarżenia przeciwko ks. Markowi M., byłemu wikariuszowi miejscowej parafii (archidiec. gnieźnieńska). Prawdopodobnie obędzie się bez procesu, bowiem duchowny przyznał się do zarzucanych mu czynów (posiadanie oraz rozpowszechnianie pornografii dziecięcej) i wyraził chęć dobrowolnego poddania się karze; W Wałbrzychu trwa proces franciszkanina (prowincji Wniebowzięcia NMP mającej swoją centralę w Katowicach-Panewnikach) ojca
dr. Huberta S., jednego z najznakomitszych w Polsce specjalistów z dziedziny muzyki kościelnej. Zakonnik jest oskarżony o doprowadzenie chłopca w wieku 10 lat do poddania się tzw. innym czynnościom seksualnym oraz nakłanianie SMS-ami innego 13-latka do obcowania płciowego. Jego ofiary były wychowankami domu dziecka w Nowym Siodle; Ksiądz Robert Sz., były kapelan szpitala i rezydent parafii w Koszalinie wciąż jeszcze pozostaje na wolności, bowiem Sąd Okręgowy w Słupsku uchylił wymierzoną mu karę 2 lat bezwzględnego pozbawienia wolności za tzw. pedofilię internetową. Sprawę skierowano do ponownego rozpatrzenia; Przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga rozpoczął się proces Jacka S. (w końcowej fazie śledztwa poprosił władze kościelne o zwolnienie z kapłaństwa, na co uzyskał błyskawiczną zgodę papieża Franciszka i z dniem 31 maja 2013 r. przestał być księdzem), byłego kapelana wojskowego z Legionowa. Jest oskarżony o gwałt, pedofilię, nakłanianie do usunięcia ciąży, „seksualne wykorzystanie zależności” wobec osoby dorosłej oraz nieletniej (w sumie 12 ofiar); We Wrocławiu ruszył proces ks. Pawła K. oskarżonego o wykorzystywanie seksualne co najmniej trzech nieletnich chłopców oraz o utrwalanie i posiadanie materiałów pornograficznych z udziałem dzieci. Paweł K. Ksiądz Paweł był już wcześniej skazany za taką pornografię na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu (w śledztwie osobiście poręczył za niego ówczesny metropolita wrocławski kard. Henryk Gulbinowicz); Sąd Okręgowy w Zamościu rozpozna apelację ks. Wojciecha S., wikariusza w Wożuczynie (diec. zamojsko-lubaczowska), skazanego na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz na grzywnę za sprowadzanie, posiadanie i rozpowszechnianie zdjęć pornograficznych z udziałem małoletnich; Odwołanie do drugiej instancji zapowiada ks. kanonik Sławomir S.,
były proboszcz parafii w Szczukach (diec. łowicka), skazany przez sąd w Rawie Mazowieckiej na 8,5 roku więzienia za wykorzystanie seksualne pięciu chłopców, którzy w chwili popełniania przestępstwa mieli od 13 do 15 lat; Rozpoczął odbywanie kary ks. Zbigniew R., były proboszcz parafii w Kołobrzegu, skazany na 2 lata pozbawienia wolności za co najmniej dziesięciokrotne molestowanie seksualne Marcina K. i – jednorazowe – Piotra K. w okresie, gdy ci dorośli już dzisiaj mężczyźni byli dziećmi (odpowiednio: 12 i 14 lat). „Gdy masturbował się, musiałem uklęknąć i czekać. Wytrysku dokonał na moją twarz, a później kazał mi iść się umyć”
w Centrum Duchowości „Honoratianum” przy klasztorze w Zakroczymiu. Sprawa jest rozwojowa. „Pojawia się więcej osób pokrzywdzonych przez podejrzanego” – podkreśla Emilia Krystek, szefowa Prokuratury Rejonowej w Nowym Dworze Maz.; Wyrok skazujący ks. Grzegorza K., byłego proboszcza z Tarchomina (diec. warszawsko-praska), na rok więzienia w zawieszeniu za molestowanie 11-letniego ministranta nie oznacza końca kłopotów duchownego, bowiem prokuratura w Wołominie wszczęła śledztwo z zawiadomienia jego kolejnych ofiar. „W pierwszej szufladzie biurka ksiądz K(...) miał zeszyt. Za imieniem i pierwszą literą
Grzegorz K.
– to jedno z niewielu nadających się do publikacji wspomnień Marcina; Wobec uprawomocnienia wyroku 3 lat pozbawienia wolności wezwanie do stawiennictwa w zakładzie karnym otrzymał już ks. Waldemar B., który będąc wikariuszem w Bydgoszczy, molestował 9-letniego chłopca, ocierając się o jego nagie ciało oraz filmując tę scenę. II. Sprawy na etapie śledztwa: Ojciec Maciej Sz. z warszawskiej prowincji kapucynów pozostaje w areszcie pod zarzutem wykorzystywania seksualnego 14-letniego ministranta – uczestnika rekolekcji
nazwiska stało kilka, kilkanaście, lub kilkadziesiąt plusików. Liczba plusików przy mojej osobie zgadzała się z liczbą odbytych stosunków” – ujawnił były ministrant; Ksiądz Andrzej W. ze zgromadzenia Misjonarzy Oblatów jest podejrzany o „prezentowanie treści pornograficznych małoletniemu poniżej lat 15”. Pracował w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie opiekował się ministrantami i niepełnosprawnymi dziećmi ze Środowiskowego Domu Samopomocy oraz nauczał religii gimnazjalistów. Ksiądz Andrzej pozostaje pod dozorem policji; Za czyny popełnione za granicą odpowiedzialność karna grozi słynnemu już ks. Wojciechowi Gilowi ze zgromadzenia michalitów (wykorzystywanie seksualne dzieci w Dominikanie) i o. Andrzejowi Urbaniakowi z warszawskiej prowincji franciszkanów konwentualnych (pedofilia internetowa na placówce w USA). Ksiądz Gil został właśnie zatrzymany decyzją prokuratury w Warszawie. Były nuncjusz apostolski
abp Józef Wesołowski korzysta natomiast z azylu w Watykanie. III. Po odbyciu kary lub po wyrokach w zawieszeniu cieszą się wolnością: Ksiądz Roman B. z zakonu chrystusowców – 4 lata więzienia za seks i znęcanie się nad dziewczynką, z którą zaczął „chodzić”, gdy miała 12 lat. Po odsiadce oczekuje obecnie w klasztorze na oddelegowanie do Brazylii lub Anglii; Ksiądz Ryszard Ś., franciszkanin konwentualny z prowincji krakowskiej – rok więzienia w zawieszeniu za rozpowszechnianie treści pornograficznych z udziałem dzieci i zwierząt. „Miałam 5–6 lat, gdy przychodził w nocy do mojego pokoju, wkładał rękę pod kołdrę oraz usiłował obmacywać. Zaciskałam kurczowo nogi, żeby nie wkładał dalej i wtedy odchodził” – zeznała pod przysięgą bratanica ks. Ryszarda. Wątek ten został umorzony z powodu przedawnienia; Brat Seweryn (w cywilu Krzysztof P.) z klasztoru w Pakości podległego poznańskiej prowincji Zakonu Braci Mniejszych-Franciszkanów – 4,5 roku więzienia za wykorzystywanie seksualne niepełnosprawnego ministranta. Dzieciak miał zaledwie 10 lat, gdy mnich zaczął go deprawować, obiecując czekoladki, jeśli będzie posłuszny i pozwoli się nago fotografować oraz dotykać. – Gdy zwróciliśmy się do prowincjała, żeby ufundowali choćby skromne stypendium oraz wyprawkę szkolną, może jakiś komputer, bowiem nas na takie ekstrawagancje nie stać, a syn po tych wszystkich przejściach musi się teraz uczyć indywidualnie, odpowiedzieli, że to problem Seweryna – mówi matka chłopca; Ksiądz Jacek W. (diec. drohiczyńska) – za uwiedzenie 15-letniej uczennicy z tzw. nadużyciem zaufania skazany na rok więzienia w zawieszeniu. Biskup Antoni Dydycz nakłaniał matkę dziewczyny, żeby nie wywoływała rozgłosu, bo „skruszony ksiądz jest na drodze do nawrócenia”. W tzw. ostatnim słowie „nawrócony” twierdził, że „padł ofiarą spisku”; Brat Dominik (w dowodzie osobistym Czesław Z.) z klasztoru franciszkanów w Katowicach-Panewnikach – rok i 4 miesiące w zawieszeniu za udostępnianie pomieszczeń do orgii pedofilskich; Archidiecezja gdańska: ks. Wojciech Cz., były wikariusz z Gdyni – 3,5 roku więzienia za molestowanie dwóch 12-letnich chłopców, ks. Krzysztof K., były proboszcz w Mechowie, obecnie rezydent parafii w Ch. – 3,5 roku za seks z dziewczynką poniżej 15 roku życia. Ksiądz kanonik Mirosław B., były proboszcz w Bojanie, obecnie szef Katolickiego Ośrodka Kolonijnego koło Wejherowa – rok i 4 miesiące w zawieszeniu
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r. za molestowanie i rozpijanie 15-latki. Na otarcie kanonikowi łez abp Sławoj Leszek Głódź mianował go członkiem ekskluzywnej Kapituły Kolegiackiej Staroszkockiej; Ksiądz Michał M., były proboszcz z Pszczyny-Piasku (archidiec. katowicka) – 2 lata więzienia w zawieszeniu i pięcioletni zakaz pracy z dziećmi za poddawanie trzech małoletnich dziewczynek „innym czynnościom seksualnym”. Pracuje obecnie jako rezydent jednej z parafii w Jastrzębiu-Zdroju; Archidiecezja krakowska: ks. Łukasz K. jako wikariusz parafii w Łętowni zwabiał 12-letnią dziewczynkę na plebanię, całował ją „z języczkiem”, ściągał bluzkę i dotykał w miejscach intymnych – dwa lata w zawieszeniu i rok zakazu pracy w charakterze katechety. Obecnie jest duszpasterzem w rektoracie kościoła na Cmentarzu Rakowickim. Ksiądz Andrzej Z., niegdysiejszy wikariusz ze Skawicy – 10 miesięcy w zawieszeniu za robienie pornograficznych zdjęć 6-letniej dziewczynce. Pracuje obecnie w B. jako kapelan Domu Pomocy Społecznej i dyrektor Domu Księży Emerytów. Ksiądz Andrzej F., były wikariusz w Trzebini – rok w zawieszeniu za pornografię dziecięcą. Odbył krótką rekonwalescencję w Domu Księży Chorych w Krakowie-Swoszowicach, jest teraz wikariuszem parafii Ł.; Archidiecezja lubelska: ks. Mirosław W., będąc wikariuszem w Trawnikach, „wkładał nogę dziecka pod sutannę i onanizował się jego stopą”. Dobrowolnie poddał się karze, uzgadniając z prokuraturą wyrok pięciu lat pozbawienia wolności. Po wyjściu z więzienia dostał posadę rezydenta parafii w Lublinie i kapelana DPS. Ksiądz Krzysztof Cz., były sędzia Lubelskiego Sądu Metropolitalnego – skazany za pedofilię internetową na pół roku w zawieszeniu i dożywotni zakaz jakiejkolwiek pracy z dziećmi. Obecnie na etacie w kurii; Ksiądz Wincenty P., były proboszcz w Witonii (diec. łowicka) – zwabiał na plebanię małych chłopców, wymuszając na nich współżycie seksualne, oraz nagrywał te sceny na wideo, aby rozpowszechniać je później w internecie, a nawet wypożyczał „swoje” dzieci innym księżom, Po odbyciu kary 3 lat więzienia oddelegowany na Ukrainę, gdzie też dostał probostwo; Ksiądz Zbigniew P., były proboszcz w Jarnołtówku (diecezja opolska) – sprowadzał sobie 11–13-letnich chłopców z domu dziecka oraz „całował ich w usta, obmacywał po udach, pośladkach i narządach płciowych, a jednego z nich onanizował”. Dostał rok w zawieszeniu; obecnie pracuje w Caritasie; Ksiądz Władysław Ł., były proboszcz z Lututowa (diec. kaliska) – zainkasował rok i 8 miesięcy w zawieszeniu i czteroletni zakaz nauczania religii za molestowanie seksualne dwóch dziewczynek przygotowywanych do Pierwszej Komunii.
Po wyroku ewakuowany do archidiecezji poznańskiej, obecnie jest rezydentem w parafii B.; Ksiądz Piotr T., były proboszcz z Dębnicy (diec. pelplińska) – skazany na 4 lata więzienia za molestowanie seksualne 15-letniego ministranta, gwałt, rozpijanie małoletniego oraz jego dwóch kolegów, namawianie nastolatków do samobójstwa i podawanie im narkotyków; Archidiecezja przemyska: ks. Michał M., były proboszcz w Tylawie, molestował sześć dziewczynek, m.in. wkładał ręce pod ich bluzki, dotykał ich krocza, całował, wkładał palec do pochwy. Skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu. „Biorąc pod uwagę zmęczenie Księdza Prałata prowadzoną przeciw niemu kampanią, Ksiądz Arcybiskup Metropolita Przemyski (Józef Michalik – dop. red.) udzielił mu urlopu” – ogłosiła wówczas kuria. Ksiądz Melchior Cz. Michał jest już na emeryturze. parafii Sz. i kapelanem miejscoweKsiądz Tomasz G., były wikariusz w Wysokiej koło Łańcuta – pięć go klasztoru żeńskiego; lat więzienia za „powtarzające się ob Archidiecezja warmińska: ks. Roman K. – dostał 9 miesięcy więcowanie płciowe z małoletnią poniżej lat 15”. Pracuje za granicą, stara zienia (minimalny wymiar kary wosię o inkardynację do innej diecezji; bec przyznania się do winy) za gwałt Ksiądz Stefan S. jako rezyna nieletniej podczas okazjonalnych rekolekcji w USA. Duchowny jest tedent parafii we wsi Kraśnica koło Opoczna (woj. łódzkie, diecezja raraz proboszczem parafii w O. Ksiądz Antoni W., były proboszcz w Olsztydomska) zgwałcił niepełnosprawnego 16-latka. Po wyroku w zawienie-Dywitach – 3,5 roku do odsiadki za płatny seks z chłopcami (14 i 16 szeniu przebywa w domu księży lat). Mieszka w Konwikcie Kapłanów emerytów; Warmińskich; Ksiądz Roman J., były pro Ksiądz Piotr D., były proboszcz ze wsi Mała oraz dyrektor i założyciel Katolickiego Radia Rzeszów boszcz we wsi Werdun (archidiec. – 2,5 roku więzienia w zawieszeniu warszawska) – skazany na dwa lata więzienia za molestowanie seksuali 4 lata zakazu wykonywania zawodu nauczyciela za molestowanie uczenne 9-letniego chłopca. W apelacji Sąd Okręgowy w Radomiu zawienicy. Prokuratura oskarżała go ponadto o molestowanie trzech innych sił karę. Wyrok odwieszono, gdy ks. dziewczynek, ale postępowanie w ich Piotr wpadł po raz kolejny; sprawach umorzono; Archidiecezja wrocławska: ks. Ksiądz Eligiusz D., były wiEdward P., były proboszcz parafii w Brożcu – 1,5 roku w zawieszekariusz w Łoniowie (diec. sandomierska), i ks. Jarosław N. z Caritasu niu za molestowanie ministrantów. diec. płockiej – po roku w zawieszeKsiądz Marek K., były proboszcz z Przeworna – dwa lata w zawieszeniu za pornografię dziecięcą; Ksiądz Zbigniew Sz., były niu za doprowadzenie 14-letniego proboszcz w Połoskach (diec. siedministranta do „poddania się innej czynności seksualnej”, co faktycznie lecka) – 2 lata bezwzględnego popolegało na onanizowaniu chłopca. zbawienia wolności za „wielokrotW komputerze kapłana policja znane doprowadzenie pięciu nieletnich uczennic szkoły podstawowej do podlazła ponad 240 filmów i zdjęć pordania się innym czynnościom seksunograficznych z udziałem dzieci. K. obecnie jest rezydentem parafii w G.; alnym”. Obecnie jest rezydentem pa Ksiądz Marek B. jako wirafii we wsi O.; Ksiądz Andrzej S. jako wikariusz parafii Miłosierdzia Bożego w Głogowie (diec. zielonogórsko-gokariusz parafii w Szczawnicy (diec. tarnowska), „działając czynem ciąrzowska) upił i wykorzystał seksualnie nieletniego ministranta – 6 miesięcy głym, doprowadzał przemocą małopozbawienia wolności w zawieszeniu letnią poniżej 15 lat do obcowania na 2 lata. Jest teraz rekolekcjonistą płciowego ”. Tak orzekł sąd, wymiez zameldowaniem w Domu Księży rzając sprawcy karę 5 lat więzienia Emerytów; za uwiedzenie 13-letniej dziewczynki. Ksiądz Jacek Cz. z archidiec. Po apelacji i ponownym procesie staszczecińsko-kamieńskiej – skazany nęło na dwóch latach w zawieszeniu. Duchowny jest dzisiaj rezydentem na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu
KOŚCIÓŁ RZYMSKO-PEDOFILSKI oraz ukarany pięcioletnim zakazem wykonywania zawodu nauczyciela za molestowanie niepełnosprawnego chłopca. Obecnie na parafii w P. jako „pomoc duszpasterska”. IV. Podejrzani lub skazani niedawno zmarli: Ksiądz Dariusz S., były wikariusz w Nowym Stawie (diec. ełcka), powiesił się na plebanii po przedstawieniu mu przez prokuraturę zarzutów dotyczących molestowania 9-letniego ministranta; tuż przed rozpoczęciem procesu popełnił samobójstwo ks. Bogusław P., były proboszcz w Turce (archidiec. lubelska), którego prokuratura oskarżyła o molestowanie 11-letniego chłopca; śmiercią naturalną zmarł ks. Jerzy U., były proboszcz ze Słowina (diec. koszalińsko-kołobrzeska) skazany na 2 lata w zawieszeniu za onanizowanie się przy dzieciach, zmuszanie ich do obnażania i obmacywanie. W powyższym zestawieniu uwzględniliśmy 53 pedofilów „certyfikowanych” formalnymi oskarżeniami lub wyrokami. Księży, którzy z różnych powodów pozostali bezkarni (zazwyczaj przedawnienie zbrodni lub niezgłoszenie jej z osobistych motywów ofiar, brak twardych dowodów przy słowie przeciwko słowu, nierzadko ukręcenie śledztwa), znamy drugie tyle! Z braku miejsca pokażemy tylko kilkunastu wybranych: Ksiądz Andrzej S., były proboszcz z Mszany (diec. toruńska), skorzystał z przedawnienia za molestowanie 12–13-letnich ministrantów. „Bałem się taty, bo chyba by mnie zabił za to, że ksiądz mnie obmacywał i nie tylko, a ja komuś o tym powiedziałem” – tłumaczy jedna z ofiar. Ksiądz kanonik Marian Sz., proboszcz parafii w Szczecinie-Dąbiu, bohater głośnej afery z uwięzieniem francuskiej ekipy telewizyjnej na plebanii – wobec upływu lat jest już bezkarny. „Miałem niespełna dziesięć lat, gdy zaczął uczyć mnie religii i po zajęciach wzywał pod byle pretekstem do mieszkania, gdzie dopuszczał się brutalnego molestowania, a raz doszło nawet do gwałtu” – twierdzi były uczeń ks. Mariana. Dalsze pozycje listy: ks. Piotr F. (archidiec. częstochowska) – seks z uczennicą katolickiego gimnazjum został mu przez śledczych odpuszczony, ponieważ oboje nie przyznali się do skonsumowania romansu; ks. prałat Jan G. (diecezję musimy zachować w dyskrecji, bowiem jest łatwo rozpoznawalny) zgwałcił w pierwszych latach kapłaństwa dziecko. „Później przepraszał, tłumaczył, że nie mógł się opanować, bo jestem taka śliczna. Zagroził karą boską, jeśli komukolwiek o tym opowiem” – zeznała Ewa z Gorzowa Wlkp., skąd ks. Jan uciekł na drugi koniec Polski. W diecezji pelplińskiej: ks. Krzysztof Sz. był wikariuszem w Czersku, gdy uwiódł 15-latkę. Został oddelegowany na placówkę w Austrii; ks. proboszcz Sylwester D. łowił 16-letniego
7
chłopca na seks za pieniądze. Po opublikowaniu przez nas nagrań rozmów biskup przeniósł plebana do innej parafii; ks. W.P. najpierw zgwałcił upojonego alkoholem licealistę, a następnie doprowadził go do homoseksualnej prostytucji. „Pieniądze na zamknięcie mi ust dał ksiądz W(...), ale w pertraktacjach bezpośrednio uczestniczył proboszcz z T(...). Mówił, że na polecenie samego biskupa, który za jego pośrednictwem zobowiązuje mnie do zachowania w tej sprawie najściślejszej tajemnicy” – ujawnił „FiM” nastolatek. W diecezji płockiej po wybuchu afery z molestowaniem małoletnich: ks. dr Dariusz K., były sekretarz krajowy Papieskiej Unii Misyjnej – wysłany na przeczekanie do Mołdawii, ks. Ryszard P., były duszpasterz ministrantów – obecnie kapelan sióstr klarysek kapucynek z B.; ks. dr Cezary B., były referent Duszpasterstwa Harcerek i Harcerzy – straciliśmy go z oczu. – Kiedy miałem dziewięć lat i byłem ministrantem, po porannej mszy ksiądz proboszcz z uroczystą miną położył rękę na moim ramieniu i powiedział: „Lechu, wydarzy się ważna rzecz, chciałbym coś ważnego ci przekazać, czy jesteś gotów do tajemnicy, to jest sprawa między mną, tobą i panem Bogiem”. Spytał się, czy tata sprawdzał, czy się dobrze rozwijam. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Wtedy mnie obnażył i zaczął masturbować – wspomina Lesław Juszczyszyn, pastor Kościoła Chrystusowego. Skądinąd wiemy, że owym proboszczem był ks. Hubert S., dzisiaj utytułowany kapłan diec. opolskiej. „Obrócił mnie siłą, rzucił na łóżko. Ściągnął bluzkę, długo nie mógł odpiąć stanika. Ściągnął mi spodnie i majtki. Byłam naga. Z półki zdjął słoik z jakimś olejem. To był zwykły olej słonecznikowy, ale mówił, że jest święty i mi pomoże. Zapytałam, dlaczego to robi. Odpowiedział, że Duch Święty mu nakazuje. Wcierał we mnie ten olej. Szczególnie długo w piersi. Dotykał wszystkich miejsc intymnych. Przy tym drugą ręką grzebał intensywnie w kieszeni habitu. Był przy tym wyraźnie podniecony. Dyszał. Trwało to wszystko bardzo długo, ze dwie godziny. Kiedy skończył, zmęczony usiadł na krześle. Kazał mi się ubrać. Powiedział: »Nie chciałem tego, ale Duch Święty kazał, więc musiałem. Nigdy nikomu nie możesz powiedzieć, co tutaj się stało, bo i tak nikt ci nie uwierzy«. Wyszedł z pokoju, a ja za nim” – wspomina dzieciństwo Katarzyna. Duchowny, który miał ją cudownie uzdrowić, to o. Melchior Cz. z prowincji poznańskiej franciszkanów. Wciąż bardzo aktywny... Episkopat zapowiada „białą księgę” pedofilii w Kościele. Chętnie wspomożemy biskupów naszą „czarną księgą” zawierającą ponad 100 nazwisk, daty i okoliczności zbrodni oraz aktualne funkcje sprawców. Inni wciąż pozostają bezkarni… ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Wizje telewizji „Fakty i Mity” dotarły do „Strategii rozwoju i planów stabilizacyjnych TVP po cyfryzacji”. Plany bazują na przychodach z powszechnej i obowiązkowej opłaty audiowizualnej. Zakładają uzupełnienie domniemanych wpływów o zyski ze sprzedaży reklam, powtórnej emisji audycji, a także restrukturyzacji, tj. wyprzedaży majątku trwałego, na przykład nieruchomości w Poznaniu, Szczecinie oraz w Warszawie. Firma liczy też na oszczędności rzędu 15 mln zł rocznie uzyskane dzięki „outsourcingowi”, czytaj: zwolnieniu blisko 500 twórców – dziennikarzy, montażystów, grafików, charakteryzatorów itd.
adrowa TVP. Konfiguracja sprowok kowała pytania o konflikt interesów na linii nadawca publiczny–prywatna firma. Rozwiał je rzecznik Jacek Rakowiecki, twierdząc, że nie ma konfliktu, bo Ger zrezygnowała z funkcji prezesa, zanim przeszła do TVP, zaś „Badura jest fachowcem i wiąże go z TVP umowa cywilna”. Wkrótce potem pojawiły się informacje, że w przetargu wystartują agencje pracy tymczasowej, m.in. Work Service, założona przez Tomasza Misiaka, byłego senatora PO. Wściekli związkowcy zagrozili strajkiem. Wybuchła taka awantura, że TVP musiała prosić ABW oraz CBA o nadzór nad przetargiem.
Uwaga, zagraża nam nowy podatek – opłata audiowizualna! Juliusz Braun, prezes konającej TVP, chce z nas ściągnąć aż 1,3 mld zł rocznie. Ta strategia to mrzonki, ponieważ wprowadzenie podatku audiowizualnego w roku wyborczym graniczy z cudem. Który z polityków zaryzykuje utratę wyborców? Telewizyjne wpływy z reklam spadają z roku na rok (w 2013 r. były aż o 10,7 proc. niższe niż w 2012 r.), sprzedaż nieruchomości idzie jak po grudzie (firmie udało się sprzedać kilkanaście mieszkań i niezabudowaną działkę w Poznaniu), zaś plany przeprowadzenia outsourcingu doprowadziły do wojny między zarządem a związkowcami. Ta ostatnia wybuchła po tym, jak w maju ubiegłego roku szefem komisji przetargowej został Szymon Badura, prezes firmy Eger Kompetencje, którą wcześniej kierowała Ewa Ger – obecnie
W efekcie z konkursu wycofali się... wszyscy uczestnicy. W grudniu 2013 r. rozpisano kolejny przetarg. Tym razem związkowcy poszli na noże – w styczniu zorganizowali pierwszy w historii strajk. Zarząd uznał go za nielegalny, ale „na razie” nie wyciągnął sankcji wobec strajkujących. Związkowcy nazwali działania zarządu „niegodziwymi i niezgodnymi z prawem”. Złożyli też na ręce marszałek Ewy Kopacz interpelację do Donalda Tuska, w której lamentowali nad fatalną kondycją spółki i pytali, czy premier rozważa plany zupełnej likwidacji telewizji publicznej oraz Polskiego Radia. Te pytania nie są nieuzasadnione – wszak to szef rządu wzywał społeczeństwo do niepłacenia abonamentu…
Biorąc pod uwagę fakt, że media publiczne stanowią część polskiego dziedzictwa narodowego, oraz to, że łatwiej niszczyć, niż budować, chcielibyśmy zasugerować Tuskowi, Kopacz oraz przedstawicielom sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu kilka propozycji, które wprawdzie nie wyciągną publicznej z dołka, ale za to być może usprawnią jej działania. Oto one: Redukcja liczby prezesów: obecnie firmą zarządza ich trzech, czyli Juliusz Braun (kojarzony z PO były dziennikarz kościelnej „Niedzieli”); Marian Zalewski (kojarzony z PSL oraz m.in. koordynacją medialnej obsługi pielgrzymki JPII do Polski) oraz Bogusław Piwowar (kojarzony z SLD). Jak wiadomo, gdzie prezesów trzech, tam ciężko podjąć wiążące decyzje. Kilka lat temu spółka rozważała ograniczenie liczby prezesów do jednego, ale na tym się skończyło. Ograniczenie liczby anten: w ramach TVP funkcjonuje ich aż 14 (a np. w BBC – 10). Juliusz Braun Zdaniem Rakowieckiego „rozwój oferty kanałów tematyczsą świadectwa ludzi, którzy doświadnych umożliwił zahamowanie spadku udziałów oglądalności kanałów czyli Boga”, zaś jego zwieńczeniem TVP”. To znaczy, że telewizja tracisą „cotygodniowe spotkania z Ojcem Świętym Franciszkiem”. ła widzów, więc tworzyła nowe kana Wzmocnienie roli biura koły, żeby ich zatrzymać. Brzmi pięknie, ale ze względu na brak środków ordynacji programowej. U konkuspółka musiała ograniczyć zarówno rencji takie biuro zajmuje się opraprodukcję, jak i zakupy. W efekcie cowaniem wieloletnich strategii; bazuje na powtórkach, przez co traci planów rozwoju, produkcji, sprzereklamodawców i widzów (ramówdaży licencji oraz zakupów; analiz programowych itd. W TVP – niemal ki anten TVP Seriale i TVP HD są
Minister kultu(ry) W sumie ponad 20-milionowa dotacja na Świątynię Opatrzności to tylko niewielka część pieniędzy, jakie Ministerstwo Kultury przekazuje w rozmaity sposób Kościołowi. Pod koniec 2013 r. minister Bogdan Zdrojewski zapowiedział, że „2014 r. będzie kolejnym okresem bardzo poważnego inwestowania w infrastrukturę kultury”. Sprawdziliśmy, czy wydawanie przez niego pieniędzy faktycznie – jak sam wspomniał – jest poważne. Okazało się, że wiele dotowanych przez ministerstwo projektów nigdy nie miało z powagą nic wspólnego, a jedyne, co łączy je z kulturą, to dramat i kabaret w jednym. Od lat Ministerstwo Kultury prowadzi program „Promocja literatury i czytelnictwa”. W związku z tym finansuje rozmaite wydawnictwa oraz czasopisma za upowszechnianie coraz mniej modnego czytania książek czy gazet. Na liście dotowanych instytucji znajdują się takie wykwity nietolerancji i ksenofobii jak „Fronda”, której wydawca w najbliższych trzech latach dostanie od resortu kultury 300 tys. zł! Jak bardzo betonowo-katolicka
niemal identyczne, a emitują głównie „nowości” takie jak „Ranczo”, „Ojciec Mateusz”, „Rodzinka” itd.) Dwa kanały – TVP Polonia oraz Biełsat – skierowane są poza granice. Czy stać nas na utrzymanie tylu kanałów? Likwidacja redakcji ekumenicznej oraz katolickiej, bo to skandal, żeby w świeckim państwie media publiczne służyły jakiejkolwiek religii, na przykład poprzez emisję programu „My, wy, oni”, który – tu cytaty z opisu – „udziela duchowego wsparcia”, istotną „częścią programu
„ Fronda” „ukulturalnia” i promuje czytelnictwo, widać już po pierwszych tytułach artykułów jej wydania internetowego: „Homoterror w praktyce, czyli ZHP tłumaczy się z normalności”, „Genderyzm jest jak komunizm” czy „Gejowski zamordyzm w praktyce”. „Kulturalni” redaktorzy „Frondy” zajęli się również sprawą duńskiej żyrafy, którą w jednym z ogrodów zoologicznych zabito na oczach dzieci, a później poćwiartowano na kawałki. Tę tragiczną historię okraszono tytułem… „Nie płakałem po żyrafie z duńskiego zoo!”. Kolejne 50 tys. zł trafi w tym roku z ministerstwa do Fundacji Świętego Benedykta, odpowiedzialnej za wydawanie katolickiego pisma „Christianitas”. Te pieniądze nie pójdą jednak na poprawę jakości gazety, a na sfinansowanie w całości jej czterech numerów. Zatem Bogdan Zdrojewski z państwowych funduszy wydaje kościelne pisemko, które – podobnie jak „Fronda” – z kulturą ma niewiele wspólnego. Czego bowiem możemy dowiedzieć się z tej lektury? Na przykład,
że egzorcyzmy są ochroną dla życia albo że lepiej wspierać Caritas niż fundację WOŚP. „Fronda” dostaje jeszcze kilkadziesiąt tysięcy złotych na książki, które wydaje. Ostatnio na przykład w ręce katolickich redaktorów wpadło 40 tys. zł za ente już „dzieło” hagiograficzne o żołnierzach wyklętych, którzy mają na sumieniu ponad 5 tys. zamordowanych cywilnych ofiar. Mówimy wyłącznie o 2014 r.! W poprzednich latach płynął do nich podobny strumień gotówki. W związku z tym, że Bogdan Zdrojewski ochoczo wyrzuca pieniądze na katolicką antykulturę, postanowiliśmy go sprawdzić i do programu „Promocja literatury i czytelnictwa” zgłosić „Fakty i Mity”, a dokładnie nasze artykuły historyczne z cyklu „Przemilczana historia” – zupełnie nowatorskie i edukacyjne zresztą. Po kilku tygodniach od złożenia wniosku dostaliśmy odpowiedź z ministerstwa: „Wniosek został oceniony jako błędny formalnie z powodu niezgodności projektu z zakresem kwalifikujących się zadań (…). Zadanie tego priorytetu polega przede wszystkim na wspieraniu najbardziej znaczących ogólnopolskich czasopism kulturalnych. W związku z tym, iż wniosek został oceniony na etapie analizy formalnej jako błędny formalnie, nie został on poddany ocenie ekspertów i instytucji zarządzającej”.
yłącznie zatwierdzaniem ramówek, w czyli sprawdzaniem, czy poszczególne anteny nie emitują równocześnie tych samych programów. Tymczasem opracowanie strategii na lata umożliwiłoby nadawcy publicznemu korzystanie z funduszy europejskich. Obecnie jest to niemożliwe, bo w większości unijne programy rozpisane są na lata, zaś w publicznej plany zmieniają się jak w kalejdoskopie i nikt nie wie, czy decyzje podjęte jesienią będą wiążące zimą. Efekty są fatalne: w ciągu ostatnich lat TVP stworzyła – a raczej koprodukowała – zaledwie kilka istotnych filmów, w tym „Chce się żyć” czy „Królika po berlińsku”. Nawiązanie współpracy z zagranicznymi nadawcami publicznymi. Skoro polskiego nadawcy nie stać na samodzielną twórczość, logiczne byłoby nawiązanie współpracy z partnerami zagranicznymi i finansowanie – przynajmniej częściowe – produkcji ze środków unijnych, tak jak na przykład podprogram Media „Wsparcie na rzecz rozwoju publiczności” czy „Wsparcie dla międzynarodowych funduszy koprodukcji filmowej”; dotacje z tych programów wynoszą od 200 tys. euro do 2 mln euro. Tyle że taka działalność wymaga istnienia sprawnego biura współpracy międzynarodowej, zaś w tym TVP-owskim pracują dwie osoby, zajmujące się głównie oprowadzaniem wycieczek zagranicznych. TVP nie da się utrzymać w obecnej postaci. Polaków nie stać na molocha, w którym rośnie liczba anten i dyrektorów, ale za to spada liczba twórców oraz jakość audycji. Lepiej inwestować w polskie kino niż w polską biurokrację. MZB
Niestety, w klimacie III RParafialnej za „najbardziej znaczące czasopisma kulturalne” uważa się homofobiczne artykuły i straszenie genderem w niszowych pisemkach, a nie pisma wysokonakładowe, traktujące na przykład o prawdziwej historii świata i naszego kraju. Zresztą Zdrojewski, dając 6 mln zł na Świątynię Opatrzności – nikomu oprócz kleru niepotrzebną – pokazał, co naprawdę myśli o kulturze świeckiej i niezależnej, głównie od papieskiego Kościoła. Aby ten fakt jeszcze bardziej wszystkim przybliżyć, sprawdziliśmy, jak wygląda finansowe wspieranie przez podległy mu resort innych „kluczowych” projektów, do których należą m.in.: klasztor Zakonu Braci Mniejszych (bernardyni) w Leżajsku (30,8 mln zł); rewaloryzacja zespołu opactwa cystersów wraz z otoczeniem w Krzeszowie – około 30 mln zł; dom rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach (500 tys. zł) i zorganizowanie czasowej wystawy o błogosławionym Janie Pawle II podczas Światowej Konferencji UNESCO” (280 tys. zł). Jaki minister, taka kultura… ŁUKASZ LIPIŃSKI
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
BOHATEROWIE PO POLSKU
Pojawienie się w kinach bajki o słynnym szpiegu Ryszardzie Kuklińskim i dziesiąta rocznica jego śmierci wywołały kolejną falę dyskusji, jak uhonorować człowieka, który współpracował kolejno ze stalinowską Informacją Wojskową, peerelowską WSW, amerykańskim CIA, a prawdopodobnie również z radzieckimi służbami specjalnymi... Na szczyt cymbalstwa wspięli się posłowie z Komisji Kultury i Środków Przekazu, którzy siłą głosów PO, PiS oraz „ziobrystów” (przy sprzeciwie Twojego Ruchu i SLD) przeforsowali 5 lutego projekt uchwały oddającej Kuklińskiemu cześć i „najwyższe uznanie dla działań pułkownika, którego poświęcenie przysłużyło się obaleniu w Polsce komunizmu i utrzymaniu światowego pokoju”. O szpiegowskiej karierze Kuklińskiego wiadomo jedynie tyle, ile opowiadał o niej on sam oraz prowadzący go oficerowie CIA, zaś światło dzienne ujrzały tylko dokumenty starannie wyselekcjonowane przez Agencję pod kątem budowania legendy „samotnego bohatera”, który zdradził, by z pomocą dzielnych towarzyszy amerykańskich uratować świat przed zagładą. Przyjrzyjmy się kilku epizodom z życia naszego „zbawcy”... Kukliński (rocznik 1930) zaraz po II wojnie światowej rozpoczął aktywność zawodową w Miejskiej Straży Ochrony Obiektów we Wrocławiu (od 17 września 1945 r.), gdzie m.in. pilnował fabryki mydła. Straż była źródłem, w którym Urząd Bezpieczeństwa i Informacja Wojskowa (oba organy ściśle wówczas kontrolowane przez służby radzieckie) łowiły współpracowników. 7 marca 1946 r. Kukliński został zatrzymany i osadzony w areszcie śledczym pod zarzutem napadu rabunkowego z użyciem broni palnej. Uwolniono go już 13 kwietnia (bez następstw w postaci wyroku skazującego), co dla ludzi pamiętających zamierzchłe czasy i stosowane wówczas „metody śledcze” nie jest żadnym cudem, lecz oczywistością, że 16-letni chłopak został zwerbowany w areszcie przez UB. 1 października 1947 r. małoletni Ryszard (nie miał jeszcze ukończonych 18 lat) rozpoczął naukę w Oficerskiej Szkole Piechoty nr 1 we Wrocławiu. Należy podkreślić, że jeśli faktycznie był wcześniej agentem, to UB musiało automatycznie przekazać go „na kontakt” właściwej merytorycznie Informacji Wojskowej. Wiosną 1950 r., na ostatnim roku trzyletnich studiów, Kukliński został relegowany z uczelni , a także wydalony z PZPR. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że decyzję podjął osobiście Szef Sztabu Generalnego WP gen. broni Władysław Korczyc (uczestnik rewolucji październikowej, później czerwonoarmista oddelegowany do służby w Polsce, odwołany
do ZSRR w 1954 r.). Co zbroił nasz bohater i dlaczego o losie niewiele znaczącego podchorążego (jeden spośród ponad tysiąca słuchaczy OSP nr 1) rozstrzygano na najwyższym szczeblu? Badacze tego nie wiedzą, a Kukliński konsekwentnie ów epizod pomijał w swoich licznych, często istotnie różniących się między sobą zdawkowych biografiach. Powód musiał być jednak na tyle istotny, że nie zaliczono mu lat pobytu w OSP i skierowano do odbycia zwykłej służby zasadniczej
Potrójny agent
w Okręgu Wojskowym nr IV (późniejszy Śląski Okręg Wojskowy). Stał się wówczas cud: po upływie 2 tygodni od podpisania decyzji o wyrzuceniu Kuklińskiego z uczelni ten sam gen. Korczyc (wówczas także wiceminister obrony narodowej) nakazał przyjąć go z powrotem, a Centralna Komisja Kontroli Partyjnej przy KC PZPR błyskawicznie zwróciła mu legitymację partyjną. Wspomina gen. dyw. w st. spocz. dr Franciszek Puchała, analityk i strateg wojskowy, który w końcowej fazie aktywności szpiegowskiej Kuklińskiego pracował na równorzędnym stanowisku w Sztabie Generalnym: – Do akt jego sprawy były dołączone dokumenty Informacji Wojskowej. Casusem Kuklińskiego zajmował się też Główny Inspektor Szkolenia gen. broni Stanisław Popławski (czerwonoarmista, wrócił do ZSRR w listopadzie 1956 r. – dop. red.), który otrzymał stosowne pismo. Na polecenie gen. Popławskiego przewodniczący Państwowej Komisji Egzaminacyjnej MON płk Pawluczenkow dopuścił Kuklińskiego do egzaminów. Niektóre zdał, inne mu zaliczono i 1 września 1950 r. prezydent Bolesław Bierut awansował Kuklińskiego na pierwszy stopień oficerski (chorąży). Zaraz po promocji nie został tak jak jego koledzy skierowany do któregoś z Okręgów i do „zielonego garnizonu”, lecz trafił bezpośrednio do dyspozycji Departamentu Personalnego MON (resortem kierował Bohater Związku Radzieckiego marszałek Konstanty Ksawerowicz Rokossowski), skąd dopiero po dwu miesiącach wysłano go do pułku piechoty w Pile, gdzie objął stanowisko dowódcy plutonu. Komu był potrzebny w centrali i co tam robił?
Generał Puchała zauważa, że przez dwa miesiące Kukliński mógł odbyć szkolenie specjalne w centralnym ośrodku Informacji Wojskowej (w Wesołej pod Warszawą), ściśle kontrolowanej przez dowódców radzieckich w polskich mundurach, z płk. Dmitrijem Wozniesienskim na czele. Dodatkową przesłanką świadczącą o wysokim prawdopodobieństwie odbycia kursu jest niezaprzeczalny fakt, że karierę Kuklińskiego ratowali ludzie wywodzący się z tej właśnie ekipy – najbardziej zaufani współpracownicy ministra Rokossowskiego. Cud drugi: na przełomie 1952 i 1953 roku ktoś zniszczył teczkę personalną chor. Kuklińskiego. Gdy ją w 1958 r. odtwarzano, nigdzie nie odnaleziono podania o przyjęcie do OSP nr 1 (przypuszczalnie z rekomendacją), zaś w aktach PZPR-owskich brakowało ponad 20 dokumentów. Choć we wrocławskich archiwach zachowała się teczka z okresu jego pracy w Straży Ochrony Obiektów, ślady śledztwa dotyczącego napadu rabunkowego zostały starannie zatarte. Generał Waldemar Skrzypczak, były Dowódca Wojsk Lądowych, w książce „Moja wojna”: „Ciekawym epizodem w życiu mojego taty był kontakt z Kuklińskim. Służyli w jednym garnizonie. Ojciec i jego koledzy zachowali złe wspomnienia na jego temat. Uważali, że żył ponad stan. Wypominali, że kiedy wszystko było na przydziały, jemu starczyło np. na kupienie kutra, przerobienie go na jacht i pływanie. Kiedy inni mieli pustą kieszeń, on na swoje imieniny spraszał wszystkich oficerów garnizonu. Ich zdaniem o tym, że Kukliński już w latach 50. pracował dla sowieckiego wywiadu”.
O aktywnej współpracy Kuklińskiego ze specsłużbami PRL świadczy jego karta operacyjna prowadzona przez Wojskową Służbę Wewnętrzną (powstała w 1957 r. w miejsce Informacji). Takie akta zakładano m.in. osobom, które „ze względu na zajmowane stanowisko bądź charakter wykonywanych obowiązków” wymagały szczególnej kontrwywiadowczej troski. Kukliński zasłużył na nią dopiero w 1974 r., gdy pracował już w Sztabie Generalnym, ale w karcie znalazły się też zapiski dotyczące lat wcześniejszych. „Był wykorzystywany operacyjnie od 1962 r. (studiował wówczas w Akademii Sztabu Generalnego WP – dop. red.) przez Zarząd II Szefostwa WSW”; „Oficer pozytywnie do nas ustosunkowany. Informuje nas chętnie. W 1964 r. razem z oficerem kontrwywiadu mjr. Kominkiem z Zarządu II SWSW płynął do Szwecji swoim jachtem, maskując w ten sposób wykonywane przez nas zadanie”; „W okresie 1967/1968 był wykorzystywany przez nas w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Indochinach” (przebywał tam od 2 listopada 1967 r. do 25 maja 1968 r. – dop. red.); „Wykorzystywany przez nas jako OZ” (Osoba Zaufana – dop. red.) – to kolejne adnotacje w rubryce „Charakterystyka”. Polscy twórcy legendy Kuklińskiego nie kwestionują faktu kooperacji z WSW, bo zaprzeczyć jej nie sposób, ale znaleźli piękne wytłumaczenie. „Zdawał sobie sprawę, że dla bezpieczeństwa gry, którą prowadził od 1972 r. (data nawiązania współpracy z CIA według wersji oficjalnej – dop. red.) niezwykle istotne było zneutralizowanie tajnych służb” – przekonuje dr Sławomir Cenckiewicz.
9
Innymi słowy: Kukliński był wizjonerem i zaplanował zdradę z co najmniej 10-letnim wyprzedzeniem! W artykule pt. „Pułkownika Kuklińskiego udział w grze wywiadów wielkich mocarstw” („Wojskowy Przegląd Historyczny” nr 4/2012) gen. Puchała wskazuje szereg przesłanek świadczących o tym, że CIA zwerbowało Kuklińskiego jeszcze w Wietnamie, a… radzieckie GRU trzymało rękę na pulsie tej operacji. Godna odnotowania ciekawostka: przed wyjazdem do Azji Kukliński posiadał już jacht pełnomorski, a po powrocie kupił luksusowego na tamte czasy opla; w 1974 r. rozpoczął budowę domu przy ul. Rajców 11 (ścisłe centrum stolicy) zakończoną cztery lata później i był właścicielem 10-hektarowego sadu z maszynami do jego pielęgnacji oraz działki rekreacyjnej pod Warszawą. Oficjalnie zarabiał równowartość prawie 200 dolarów, a na utrzymaniu miał żonę (urzędniczka w fabryce obrabiarek) i dwóch uczących się synów. Wcześniejsze zwerbowanie Kuklińskiego przez GRU potwierdził płk Jurij Ryliow, były attaché wojskowy w Warszawie, w wywiadzie z 2001 r. dla tygodnika „Niezawisimoje Wojennoje Obozrienije”. Ryliow wspomniał o „skomplikowanej, błyskotliwie zaplanowanej i pomyślnie przeprowadzonej” kombinacji GRU kryptonim Kukłowod (Lalkarz), która zainicjowała konszachty naszego „bohatera narodowego” z CIA. Ze szczegółów ujawnił jedynie tyle, że w 1974 r. Kukliński przeszedł szkolenie w GRU. Czekała go generalska kariera, ale wydarzenia 1981 r. w Polsce zmusiły „radzieckich” do zmiany planów... Generał Puchała: – Znamienny był brak reakcji Kremla na ucieczkę Kuklińskiego. Pamiętam, że wiadomość o jego dezercji z zadziwiającą beztroską przyjął nawet marsz. Wiktor Kulikow podczas wizyty w Warszawie po 7 listopada 1981 r., a więc już po dezercji agenta. Pułkownik rez. prof. Julian Babula (ponad 25 lat służby w Sztabie Generalnym WP, przez dwa lata podwładny Kuklińskiego): – Po odkryciu szpiega w tak ważnej instytucji zawsze „leciały głowy”. Odpowiedzialni (przełożeni) byli objęci śledztwem, a następnie sądzeni i skazywani na wieloletnie więzienie lub degradację i wydalenie z wojska. W przypadku Kuklińskiego nie było śledztw, spraw sądowych ani kar, a prawie wszyscy przełożeni „bohatera” największej po wojnie afery szpiegowskiej w krótkim czasie awansowali na wyższe stopnie lub stanowiska służbowe. Ze strony radzieckiej nie wprowadzono żadnych istotnych zmian w opracowanych wcześniej planach operacyjnych i specjalnych, a także obowiązujących systemach dowodzenia. Bo i po cóż... MARCIN KOS Współpr. T.S. PS Za tydzień odpowiemy, dlaczego kontrwywiad przymykał oczy, a Kremla ucieczka agenta nie zmartwiła.
10
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
POD PARAGRAFEM
CO W PRAWIE PISZCZY
Olimpiada, Kościół i Piłsudski Demokratyczny świat jest zszokowany skalą instytucjonalnej homofobii w Rosji i potępia to państwo za dyskryminacyjne przepisy zakazujące „gejowskiej propagandy”, a będące instrumentem represji wobec rosyjskich homoseksualistów, biseksualistów i osób transpłciowych i transgenderycznych. Do fali potępienia dla Rosji przyłączyli się politycy, sportowcy i artyści. Przyłączył się także biznes – w dniu inauguracji igrzysk olimpijskich w Soczi wyszukiwarka Google przybrała tęczowe barwy i przypomniała zasadę niedyskryminacji, zawartą w Karcie olimpijskiej. Prezydent Obama wyznaczył do pięcioosobowego składu amerykańskiej delegacji na otwarcie igrzysk dwoje homoseksualnych sportowców – Panią Cailtin Cahow i Pana Briana Boitano – nie pojechał natomiast żaden członek amerykańskiego rządu. Komisarz UE ds. praw człowieka Pani Viviane Reding stanowczo potępiła rosyjskie ustawodawstwo i ogłosiła swój bojkot olimpiady. Polskie władze, tradycyjnie już, zademonstrowały maluczkość i brak dojrzałości. Strony internetowe Kancelarii Prezydenta, Kancelarii Premiera i Ministerstwa Sprawiedliwości milczą w sprawie naruszeń praw człowieka osób LGBT w Rosji. Ministerstwo Sportu namawia do „kibicowania Polakom”, natomiast nie wspomina nawet, że w Rosji dochodzi systematycznie do wspieranych
przez państwo aktów terroru wobec mniejszości seksualnej. W stanie ciągłej opresji żyje tam mniejszość licząca tyle osób, ilu mieszkańców ma Austria. Obywatele LGBT są bici, poniżani, dyskryminowani w życiu publicznym i zawodowym, spychani poza nawias społeczeństwa. Polskim politykom, dumnym ze swoich „demokratycznych” osiągnięć, to nie przeszkadza. Pan Minister Biernat najwyraźniej uważa, że można „kibicować biało-czerwonym” i nie wymiotować na myśl o obrzydliwości rosyjskiego „prawa”, prześladującego obywateli LGBT. Są ludzie, którzy mogą pocałować Krystynę Pawłowicz albo obejrzeć inaugurację olimpiady w Soczi i nie zwrócić posiłku – te dwie czynności są równie apetyczne, jeśli pamięta się przy ich wykonywaniu o prawach człowieka. Do takich osób należy najwyraźniej Pan Andrzej Biernat, pozbawiony jakiejkolwiek refleksji nad prawami człowieka, były „menedżer basenu” z podłódzkiego Konstantynowa. „Sorry, taki mamy” rząd. W historii Polski zdarzyło nam się kilku wielkich przywódców, jak
choćby kontrowersyjny, ale jednak wielki Józef Piłsudski. Każdy z nich wyróżniał się tym, że miał odwagę. Obecnie panuje w tym względzie totalna posucha. Politycy mniemają, że ich rolą jest wsłuchiwanie się w vox populi. Tymczasem rolą polityka nie jest, jak uważa Pan Donald Tusk, dostarczanie ciepłej wody w kranach, gdyż współcześnie zajmują się tym zarządzane przez menedżerów przedsiębiorstwa. Rolą tą jest natomiast kreacja i „sprzedaż” idei. Nie są nam potrzebni w polityce specjaliści od ciepłej wody. Potrzebujemy wielkich umysłów, które pociągną nas ku lepszej przyszłości dla wszystkich Polaków. Lepsza przyszłość z pewnością nie polega na dyskryminowaniu jakiejkolwiek grupy naszych obywateli i na odmawianiu im ich praw. Lepsza przyszłość to Polska, w której dobrze się będzie wieść wszystkim jej obywatelom, a także i zamieszkałym tu cudzoziemcom. Wszystkim, to znaczy również osobom homoseksualnym, których liczba mniej więcej odpowiada liczbie mieszkańców Warszawy. Żeby taką wizję mieć i realizować, trzeba jednak mieć coś więcej niż tylko chęć zachowania stołka dla siebie i kolegów z boiska. Pan Donald Tusk przekona się o tym boleśnie, kiedy wyborcy podziękują mu za ciepłą wodę w kranach i wybiorą polityków obdarzonych Wśród nich jest, INDEKS wizją. 356441 niestety, również karłowaty konkurent Pana Tuska, a że jego wizja to majaczenia frustrata i paranoika, to już inna rzecz.
Do ludzi obdarzonych odwagą należy natomiast Pan Bogdan Zdrojewski, minister kultury. Po tym, jak NIK w 2013 r. wytknął Jego resortowi naruszanie prawa polegające na przyznaniu dotacji na budowę katolickiego kościoła, dla niepoznaki uznawanego za muzeum poświęcone jednemu z klero-polityków, Pan Minister solennie obiecał, że „w swoich działaniach Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego dołoży starań mających na celu (…) wyeliminowanie przypadków udzielania dotacji na zadania objęte mecenatem państwa dla podmiotów nieuprawnionych”. Mężny Pan Zdrojewski postanowił jednak nie dokładać wzmiankowanych starań i w 2014 roku ponownie przyznał 6 milionów na budowę kościółka. Ochrona prześladowanego Kościoła katolickiego i jego interesów finansowych zaiste wymaga wielkiej odwagi. Dużo większej niż doniesienie na resort, które złożył do prokuratury Pan Leszek Jażdżewski, łódzki dziennikarz i wydawca magazynu „Liberté”. Pan Redaktor oskarżył ministerstwo o przestępstwo z art. 231 Kodeksu karnego, czyli przekroczenie uprawnień na szkodę interesu publicznego. Oj, brzydko, Panie Redaktorze! Czyż nie dostrzega Pan – w odróżnieniu od polityków kleproprawicy – skali prześladowań, z jakimi spotyka się nasz biedny Kościół? Nie widzi Pan, że prawo pełne jest zakazów chwalenia Kościoła katolickiego i jego „przedmiotów kultu”, nakazując
jednocześnie „obrażanie uczuć” katolików? Czy tak trudno dostrzec, że od 25 lat Kościół jest nieustająco obrabowywany z nieruchomości? Że nie dostaje żadnych publicznych pieniędzy, za to płaci ogromne podatki od swojej działalności gospodarczej? Dobrze, że znalazł się jeden odważny, Bogdan Zdrojewski z Wrocławia, który jest przekonany o zgodności z prawem i moralnej słuszności sypnięcia grosiczkami (o wadze kilku ton) na budowę kościółka w pozbawionej świątyń stolicy. Muszę wyznać, że nie potrzebuję oglądać inauguracji olimpiady, żeby wywołać w sobie torsje. Wystarczy mi widok bandy spoconych polskich polityków, bojących się stanąć w obronie prawa i polskich interesów oraz przeciwstawić kościelnej okupacji państwa. Zastanawiam się, czy ci chłopaczkowie pamiętają, że jeden z najwybitniejszych Polaków w historii, socjalista Józef Piłsudski, przeszedł na protestantyzm i konsekwentnie blokował kościelne rewindykacje majątkowe po odzyskaniu niepodległości. O ludziach pokroju „odważnego” Pana Bogdana Zdrojewskiego mógłby pewnie powiedzieć „wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić”. Kiedy zaś patrzy się na nikczemną postawę polskich władz wobec naruszeń praw osób LGBT w Rosji albo wysłuchuje klerykalnych oracji kolejnego nawiedzonego posła szaleńca, przypomina się inny cytat z Marszałka: „Rzeczpospolita to wielki burdel, konstytucja to prostytutka, a posłowie to kurwy”. Wielki Polak w ostrych słowach wyraził to, co w tych dniach czuje tak wielu Polaków, którym drogie są prawa człowieka. Miłego oglądania olimpiady, drodzy Rodacy. JERZY DOLNICKI
Ojciec Hejmo to pikuś. W Waty kanie
b
ARCYBISKUP BOLON Ojciec Hejmo to pikuś. W Watykanie było czterech pol skich TW, wśrod nich...
AR CY (nie)DoRzecznicy BISKUP BOLONEK – AGENT SB INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
Wytrawny specjalista od kaczek dziennikarskich oraz utytułowany historyk dokonali przed kilkoma dniami sensacyjnego odkrycia. Wytropili arcybiskupa agenta, którego zdemaskowaliśmy… 9 lat temu. Niedawny festiwal wokół postaci Ryszarda Kuklińskiego stanowił dla niektórych mediów okazję do „odgrzania kotleta”, czyli przypomnienia, że ów szpieg przyspieszył ucieczkę z Polski, bowiem do Warszawy dotarł sygnał z Watykanu o „krecie” działającym w Sztabie Generalnym WP. „Wtyka wywiadu PRL w Watykanie to abp Janusz Bolonek – ujawnił Cenckiewicz. Potwierdził to później na Twitterze Cezary Gmyz, który w tygodniku »Do Rzeczy« opisał działalność tego agenta” – triumfowały 10 lutego portale internetowe prawicowych ultrasów. „Z dokumentów, do jakich dotarł tygodnik »Do Rzeczy« i historyk prof. Sławomir Cenckiewicz, wynika, że był tajnym agentem komunistów w Watykanie” – zabębnił w tarabany tabloid „Fakt” (11 lutego).
A teraz fragment naszego tekstu z czerwca 2005 roku pt. „Tajne – zniszczyć przed przeczytaniem!”, który to tytuł Gmyz z Cenckiewiczem wzięli chyba zbyt dosłownie: „Bolonek został zwerbowany w latach 60., krótko przed wyjazdem na studia w Gregorianum http://www.faktyimity.pl Nr 23 (275) 16 CZERWCA 2005 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT) (Papieski Uniwersytet Gregoriański). Wtedy paszport był na wagę złota i stanowił cenę za wejście w układ (…). Później gow na osobiście dobrze nastawiony httpwziął ://ww .faktJan yimPaweł ity.plII jest kontakt Departament IV i został przekazany i którzy mogą uzyskać audiencję w dowolnym Nr 23 (275) 16 CZER WCA 2005 r. Cena 2,8 Departamentowi I (wywiad). Gdy Bolonek momencie, nasi przyjaciele pozyskali zasoby 0 zł ( Ojciec Konra d Hejmo nie był jedynym ani był na swojej pierwszej placówce dyplomaagenturalne wśród przywódców katolickiego najważniejszym konfidentem w Watykanie. Oprócz niego bezpie ki szpiegowską tworzyli agenci o pseudonima Lew, Hrabia ch ruchu studenckiego, którzy są w stałych kon-, Bombelek i Rajfur. „Nasi przyjasieć tycznej i objął stanowisko sekretarza Nuncjaciele (SB – dop. red.) dysponują ną pozycją operacyjną w Watyk silanie, co umożliwia im bezpośredn i dostęp do papieża” tury Apostolskiej w Nikaragui, bodajże w lataktach z kołami watykańskimi i mają możlin t eawski r - rezydent KGB do centra – meldował iwarsz li w Moskwie... Str. 7 tach 1971–1975, to jeszcze pracował dla SB” wości operacyjne w Radiu Watykańskim oraz netowej, żeby („FiM” 23/2005 str. 7). w sekretariacie papieskim”. przekonać się, że mowa o abp. Bolonku. Przytoczyliśmy też meldunek warszawCztery lata później w artykule pt. „RówGmyz to ten od trotylu jako czynnika sprawczego katastrofy smoleńskiej, a Censkiej rezydentury KGB do centrali w Mosny, równiejszy, biskup” podpowiedzieliśmy ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu kwie z 16 czerwca 1980 r. o treści następująckiewicz jest w dziedzinie historii tym, kim (był wówczas na etapie zawziętego tropienia Antoni Macierewicz w polityce. Zbyt wiele cej: „Nasi przyjaciele (Służba Bezpieczeństwa ludzi nieboszczki bezpieki w łonie Kościowięc od nich w kwestii rzetelności nie oczeku– dop. red.) dysponują silną pozycją operacyjną w Watykanie, co umożliwia im bezpośredni ła), iż poszukiwany przezeń „najgroźniejszy jemy i tylko dla porządku przypominamy, kto dostęp do papieża i do kongregacji rzymskiej. agent” jest nuncjuszem apostolskim w Bułgaoraz kiedy sprawę jako pierwszy ujawnił… Ojciec Konrad He Oprócz doświadczonych agentów, do których ANNA TARCZYŃSKA rii, więc wystarczyło zerknąć do wyszukiwarki
w Watykanie. Op Lew, Hrabia, Bom
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
POD PARAGRAFEM
O
d stuleci prawnicy spierają się o to, czy ścigać osoby pomagające innym w popełnieniu samobójstwa w przypadku nieuleczalnej choroby, czyli eutanazji. Klerykałowie próbują całą dyskusję zakrzyczeć hasłami o masowym mordowaniu i utylizacji słabszych. W komentarzu publicysty „Rzeczpospolitej” Filipa Mechnesa czytamy, że przyczyną przyzwolenia na legalną eutanazję jest „postępujące deprecjonowanie wartości cierpienia”… A to zdaniem Aleksandra Kłosa z kwartalnika „Opcja na Prawo” jest… „następstwem bezstresowego wychowania”. W efekcie „coraz więcej ludzi nie radzi sobie z własnym i cudzym cierpieniem, gdyż nastawieni są wyłącznie na używanie życia”. W opinii Kłosa zwolennicy eutanazji rzekomo „hamują rozwój medycyny, gdyż taniej jest zabić niż szukać nowych skutecznych leków, technik operacji i zabiegów”.
Zapomniana historia Udało im się skutecznie wyprzeć z debaty publicznej informację, czym tak naprawdę jest eutanazja i skąd się wzięła, choć znali ją już starożytni Grecy i Rzymianie. Słowo to bowiem oznacza po grecku „dobrą śmierć bez zbędnego długotrwałego bólu i cierpienia”. Prawo starożytnych Aten i Rzymu nie przewidywało karania ludzi pomagających innym w popełnieniu samobójstwa, o ile samobójstwo było udowodnione. Przez wieki nie ścigano także lekarzy przerywających ciąże. Tylko w państwach chrześcijańskich eutanazja uchodziła za zbrodnię. Takie podejście złamali dopiero w XVI wieku filozofowie, lekarze i pisarze. Wtedy to w różnych miejscach Europy powstały pierwsze zrzeszenia na rzecz dobrej śmierci, oczywiście skutecznie zwalczane przez fundamentalistów katolickich i protestanckich. Po wojnie do argumentów sprzeciwu wobec legalizacji eutanazji dodano nazistowskie akcje mordowania chorych psychicznych oraz niepełnosprawnych. Manipulatorzy świadomie zestawili dobrowolną śmierć z ludobójstwem. Zbitka ta wbiła się w społeczną świadomość na wiele lat. Udało się ją przełamać dopiero w 1969 roku holenderskiemu psychiatrze i filozofowi Janowi Hendrikowi van den Bergowi. W swojej pracy „Medyczna potęga i medyczna etyka” napisał, że „pacjent ma prawo usłyszeć prawdę o swoim stanie zdrowia w każdym dowolnym momencie. Lekarz ma obowiązek powiedzieć mu, co stwierdził, co myśli i co jest w stanie zrobić”. Medycy natomiast nie mają prawa prowadzić terapii, której jedynym celem jest „przeciąganie życia chorego bez jego wiedzy i zgody”. Zwolennicy takiego podejścia zrzeszeni w Holenderskim Stowarzyszeniu Dobrowolnej Eutanazji (NVVE) doprowadzili w 2001 r. do zmiany prawa karnego. Parlament i królowa zgodzili się wtedy na odstąpienie „od karania
Cierp w imię Boże Polska jest zobowiązana prawem międzynarodowym do ograniczania cierpień osób umierających i doświadczających silnego bólu. Ale niewiele sobie z tego robi. przez państwo lekarza, który podał pacjentowi na jego prośbę środki farmakologiczne skracające życie lub odłączył aparaturę medyczną”. Co ważne, wola odejścia z tego świata powinna być wyraźna, dobrowolna, starannie rozważona. Cierpienie chorego musi być nie do zniesienia i bez szansy na poprawę. Ma on otrzymać dokładne informacje o swoim stanie zdrowia i o prognozach na przyszłość. Orzeczenie o bezskuteczności dalszego leczenia musi być potwierdzone przez medyka niezależnego od lekarza prowadzącego. Przebieg eutanazji nadzoruje prokurator. Podobne rozwiązania wprowadzono także w Szwajcarii, Luksemburgu i Belgii. W tym ostatnim państwie od marca tego roku o pomoc w samobójstwie mogą także poprosić dzieci
c ierpiące na nieuleczalną, śmiertelną chorobę. Ich wniosek musi być poparty zgodą rodziców oraz dwóch niezależnych od siebie lekarzy.
Polscy hipokryci Przeciwnicy wprowadzenia w Polsce eutanazji twierdzą, że nasi pacjenci mają zbyt mało wiedzy o stanie swojego zdrowia. Problem w tym, że często rzeczywiście tak jest, tyle że odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą sami klerykałowie. To oni od ponad 18 lat blokują ratyfikację „Konwencji Rady Europy o ochronie praw człowieka i godności istoty ludzkiej wobec zastosowań biologii i medycyny”, zwanej konwencją bioetyczną. W grupie jej inicjatorów znajdziemy jednak polskich dyplomatów, którzy w trakcie debat dodali do dokumentu reguły dotyczące standardów zabiegów in vitro i przechowywania zarodków. Konwencja skupia się na prawie pacjenta do otrzymania pełnej, rzetelnej i zrozumiałej informacji o stanie jego zdrowia, stosowanej terapii, podawanych lekach, rokowaniach oraz o możliwych powikłaniach. Przeciwnicy ratyfikacji wspomnianej konwencji dowodzą, że polskie regulacje w wystarczający
sposób chronią prawa pacjenta do pozyskiwania informacji. Tymczasem to nieprawda. Otóż Kodeks etyki lekarskiej pozwala medykom na zatajenie danych w przypadku niepomyślnego rozpoznania. Wystarczy, że „lekarz będzie głęboko przekonany, iż jego ujawnienie spowoduje bardzo poważne cierpienie chorego lub inne niekorzystne dla zdrowia następstwa”. Wobec takich osób prowadzona jest następnie tzw. uporczywa terapia. O zaniechanie tej praktyki apelują od ponad 20 lat anestezjolodzy oraz onkolodzy. Z badań Pawła Andruszkiewicza, doktora nauk medycznych z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, wynika, że w przypadkach chorych w stanie terminalnym ponad 60 procent lekarzy pozoruje „działania ratunkowe”, mimo że wiedzą, iż „zabiegi nie mają sensu”, ale jednocześnie „boją się prokuratora, który może im postawić zarzut nieudzielenia pomocy”. Podręczniki medycyny uporczywą terapię definiują jako „działania medyczne (zabiegi, terapie lub podawanie leków) mające na celu podtrzymywania funkcji życiowych nieuleczalnie chorego, które przedłużają jego umieranie, wiążą się z naruszeniem godności pacjenta,
11
w szczególności z nadmiernym cierpieniem”. Tymczasem Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy już w 1999 r. zaleciło rządom państw członkowskich „respektowanie woli chorych proszących o zaniechanie terapii”. W sytuacjach, gdy wola pacjenta nie jest znana, należy zdaniem ekspertów wystrzegać się stosowania uporczywej kuracji przedłużającej jedynie proces umierania. Państwa członkowskie Rady Europy powinny także „dopuścić różne typy leczenia przeciwbólowego, nawet gdy prowadzą one do skrócenia życia”. Lekarze mają zaś obowiązek przekazać chorym paliatywnie wszystkie informacje o stanie ich zdrowia oraz możliwych sposobach łagodzenia bólu. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy nie wprowadza tutaj żadnych ograniczeń wiekowych. Psychologowie pracujący w hospicjach dla dzieci, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę, że „ich mali pacjenci w stanie terminalnym cierpią niewyobrażalny ból. Ból, który nie zawsze da się uciszyć (…). Wiedzą zaś, że (…) nie mają już innej drogi niż śmierć. Szykują się na nią, żegnając się z rodzicami, którym jest równie trudno albo jeszcze trudniej (…)”. Ich obserwacje potwierdzają wyniki badań dorosłych i dzieci chorych na nowotwory, przeprowadzone w latach 2010–2013 przez najlepsze ośrodki socjologiczne. Ich wysłannicy przepytali 9 tys. pacjentów z 27 państw UE. Ponad 71 proc. respondentów oświadczyło, że przedkłada komfort życia podczas terapii nad jego wydłużenie. Polskie prawo nakazuje jednak lekarzom stosowanie wobec chorych w stanie terminalnym uporczywej terapii.
Unio, pomóż! Opinie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy podzielają także eksperci Światowej Organizacji Zdrowia. Według nich „pozbawianie odpowiedniego leczenia bólu stanowi naruszanie podstawowych praw człowieka”. Od lat 80. XX wieku mamy na świecie naprawdę dobrych specjalistów od leczenia bólu i dosyć skuteczne sposoby jego uśmierzania. Co ciekawe, najwięcej z tych specjalistów praktykuje w państwach, które zalegalizowały eutanazję, a także tych, które finansują specjalny europejski program badania i leczenia bólu o nazwie ATOME. Polska – podobnie jak Bułgaria, Rumunia i Malta – do niego nie przystąpiła. Władze tych państw do zmiany postępowania może zmusić Komisja Europejska. W lutym tego roku Parlament Europejski wezwał ją do wszczęcia postępowania dotyczącego leczenia bólu oraz zaniechania uporczywej terapii w państwach Wspólnoty. Raport w tej sprawie ma być gotowy pod koniec czerwca tego roku. MC
12
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Ojcowie mimo woli Sprawa ustalenia alimentów niemal zawsze budzi emocje. Co dopiero, gdy się okazuje, że wcale nie trzeba mieć dziecka, aby musieć na nie płacić! Jacek i Agnieszka rozwiedli się po 9 latach małżeństwa. Sąd węzeł małżeński rozwiązał, uznając, że bez cienia wątpliwości winną takiego stanu rzeczy jest Agnieszka, która zdradzała męża. Jej też przypadła opieka nad dzieckiem (wówczas 8-letnim Łukaszem*), ale i zasądzone na jego konto alimenty. Jacek nigdy się od nich nie migał. Regulował co do grosza także wówczas, gdy wyjechał za chlebem na Wyspy. Nie było go długo, a kiedy wrócił i pojechał odwiedzić syna, zdębiał. Chłopak oświadczył mu bowiem, że ma się z nim nie kontaktować, bo… nie jest jego ojcem. Jacek długo zastanawiał się, co z tym fantem zrobić, aż pewnego dnia zapakował gumę do żucia i szczoteczkę do zębów syna i pojechał z tym „towarem” do Instytutu Genetyki Sądowej w Bydgoszczy. Przeprowadzone na tej podstawie badania DNA, za które zapłacił niemal 2 tys. zł, nie pozostawiały złudzeń: „W świetle uzyskanych wyników hipoteza, iż domniemany ojciec jest biologicznym ojcem dziecka, jest niemożliwa”. Z tymi rewelacjami Jacek do prokuratury poszedł dopiero 2 miesiące później. Musiał się otrząsnąć, a poza tym – jak mówi – liczył na jakiś ruch ze strony byłej żony. Na wyjaśnienia. Prokuratura po zbadaniu okoliczności skierowała do sądu sprawę o zaprzeczenie ojcostwa.
Ani była żona Jacka, ani jego syn nie zgodzili się wówczas na zlecone przez sąd badania DNA. Sąd pierwszej instancji, opierając się na zeznaniach świadków oraz wynikach badań genetycznych z Bydgoszczy, orzekł, że Łukasz jego dzieckiem nie jest. Jacek, mając taki wyrok w ręku, przestał więc płacić zasądzone wcześniej alimenty. Wydawało mu się to logiczne, że nie płaci na nie swoje dziecko. Okazało się, że postąpił pochopnie, bo wkrótce dorobił się na swoim koncie komornika, który skrupulatnie podliczył mu wszystkie zaległości (spłaca je zresztą do dziś). Tymczasem była żona Jacka wyrok sądu I instancji zaskarżyła, argumentując, że jest pewna, iż nikt inny, tylko Jacek jest ojcem jej syna. Na badania DNA dziecka się jednak nie zgodziła. Wytłumaczyła biegłej psycholog, że „syn jest akurat przed operacją, więc ona nie chce go dołować”. Syn z kolei, chłopak wówczas 16-letni, odmowę motywował tak: „Chcę, aby ojciec był moim ojcem, żeby było tak jak dawniej, żebym miał ojca, tęsknię za nim”. Biegła psycholog uznała, że „małoletni cierpi z powodu sytuacji związanej ze sprawą o zaprzeczenie ojcostwa. Czuje się odrzucony i oszukany przez ojca”. Tyle że to matka powiedziała mu o wszystkim…
Na tej podstawie Sąd Okręgowy doszedł do wniosku, że w sytuacji, gdy małoletni nie wyraża zgody na badania DNA, należy się trzymać litery prawa. A ono mówi, że „jeżeli dziecko urodziło się w czasie trwania małżeństwa albo przed upływem trzystu dni od jego ustania lub unieważnienia, domniemywa się, że pochodzi ono od męża matki” (Kodeks rodzinny i opiekuńczy). Sędzia orzekł, że Jacek na powrót ma syna. – Jestem na straconej pozycji. Pobranie materiału do badań DNA nie jest inwazyjne, a jednak sąd nie może wykorzystać jedynego stuprocentowego narzędzia, aby zbadać, czy to moje dziecko. Matka korzysta z prawa. Ja jestem w sytuacji bez szans – mówi „domniemany ojciec”. Dla porządku zaznaczyć wypada, że „małoletni” żadnego kontaktu z ojcem nie szuka ani też zainteresowania jego losem nie wykazuje. – Od trzech lat nie mam z nim kontaktu, nic o nim nie wiem. Jedyne, co mnie wiąże z byłą żoną i jej synem, to fakt, iż płacę jej 500 zł alimentów. Będę pisał do Strasburga, bo czuję się dyskryminowany. W Polsce jest tak, że jeśli mężczyzna nie stawia się na badania DNA, to sąd orzeknie, że jest ojcem. Jeśli matka badań odmawia – również – mówi Jacek. Napisał do Rzecznika Praw Obywatelskich, ale ten nie dostrzegł podstaw do podejmowania interwencji. Przyznał jednak, że nie ma w polskim sądownictwie właściwych regulacji w sprawie badań DNA na potwierdzenie bądź zaprzeczenie ojcostwa.
Przez kilkanaście lat alimenty nie na swoje dziecko płacił Dariusz, mieszkaniec Lubania. Tak się złożyło, że w czasie, gdy sąd, przed którym odbywała się sprawa o ustalenie ojcostwa, wyznaczył badanie DNA, Dariusz był już w Niemczech, gdzie zarabiał na życie (na badanie i tak pieniędzy nie miał). Zaoczny wyrok zapadł, a Dariusz z jego sentencji dowiedział się, że ma córkę. Sąd ustalił również alimenty na jej utrzymanie. Sumiennie z konta Dariusza ściągał je komornik. Pięć lat później mężczyzna podjął kolejną próbę ustalenia, kim faktycznie jest dla
Triumf? Nic z tych rzeczy! Wynik badania mógł sobie Dariusz w ramki oprawić i nad łóżkiem powiesić. Zgodnie z prawem wzruszenie wyroku o ustalenie ojcostwa po upływie kilku lat nie jest możliwe, jeżeli postępowanie zakończyło się prawomocnie w pierwszej instancji, a Dariusz faktycznie od wyroku sądu się nie odwołał. Pomocy
latorośli, na którą co miesiąc przekazywał pieniądze. Tym razem wysupłał złotówki potrzebne na badanie DNA i w pełnej gotowości udał się do miejscowej prokuratury. Zgodę na badanie genetyczne dostał, a jego wynik absolutnie go nie zaskoczył. Okazało się, że w żadnym razie ojcem nie jest.
Szpitale na bezdomność
Zima stanowi śmiertelne zagrożenie dla bezdomnych. W tym czasie współcześni koczownicy wygłodzeni i schorowani trafiają do szpitali. Zamiast zapobiegać bezdomności, płacimy fortunę za jej skutki.
– Zima to dla nas fatalna pora roku, i to niezależnie od tego, czy jest ciepła, czy mroźna. Paradoksalnie może nawet gorzej, kiedy jest ciepło i wilgotno, bo w takich warunkach łatwo za dnia przemoczyć buty i odzież, a wieczorem nabawić
się odmrożeń – powiedziała „FiM” Anna Łazarska, pielęgniarka społeczna ze stołecznego szpitala przy ul. Grenadierów. Bezdomni z odmrożeniami lądują w szpitalach. – Z roku na rok jest ich coraz więcej, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, co świadczy o narastającym ubożeniu społeczeństwa. Nie jestem w stanie podać precyzyjnych liczb, bo jednego tygodnia mamy siódemkę takich pacjentów, a innego – jednego czy dwóch. Ci, którzy do nas przyjeżdżają, są coraz młodsi. Prawie nikt nie ma ubezpieczenia, większość przyjeżdża w zawszonych ubraniach, które nadają się wyłącznie do spalenia. Szpital musi udzielić im kompleksowej pomocy, począwszy od wyrobienia ubezpieczenia zdrowotnego (umożliwia pokrycie kosztów leczenia, najczęściej z opieki społecznej), przyznawanego na 90 dni
tym, których dochody nie przekraczają 542 zł miesięcznie (w przypadku singli, ewentualnie 456 zł na jedną osobę w rodzinie). A następnie ubrać od stóp do głów i wreszcie postawić diagnozę. Spycha się więc na szpitale opiekuńcze obowiązki państwa, podobnie jak na właścicieli mieszkań i kamienic zrzuca się kłopoty osób, które nie mają za co opłacić wynajmu. Bezdomni trafiają do szpitala w fatalnym stanie. Są wyniszczeni, zaniedbani, nieprzystosowani do życia w społeczeństwie. Na przykład 59-letni Janusz Sarajewski (na zdjęciu) przyjechał z odmrożeniami na rękach i nogach. – Dzieciaki mnie napadły, któryś kopnął mnie w nogę. Ta zaropiała, ja to zaniedbałem i w końcu wylądowałem na Grenadierów – opowiadał „FiM” Sarajewski, który od pięciu lat nie
ma adresu. – Pochodzę z Mogilnicy. Pewnego dnia żona sprzedała mieszkanie, rozstała się ze mną i tak straciłem dom. Przyjechałem do Warszawy, nocowałem po kolegach albo na ulicy, zarabiałem, zbierając złom – wspominał Sarajewski. Gdy trafił na Grenadierów, był tak głodny, że dosłownie jadł oczami. Wstrząśnięta opiekunka pacjenta leżącego na sąsiednim łóżku kupiła mu pieczywo, warzywa, słodycze – chory dosłownie się na nie rzucił. Dokładnie w tym samym czasie pacjentów z opisywanej sali odwiedził duchowny z Caritasu. Ksiądz wręczył im święte obrazki i poszedł. – Gdy widziałam tę scenę, aż szczęka mi opadła – opowiada opiekunka. Personel medyczny docenia wysiłki ludzi wielkiego serca, prosi jednak, by nie kupować chorym jedzenia. – Nie zapominajmy, że
szukał u Rzecznika Praw Obywatelskich, ale bez skutku. Płaci też Wiesław. Sąd uznał jego ojcostwo w stosunku do dwójki dzieci wyłącznie na podstawie zeznań ich matki. Nie było badań DNA. Nie zostały przeprowadzone dlatego, że jego nie było na to stać. – Matka nie chciała, abym utrzymywał z dziećmi kontakty. Nie chciała ze mną zamieszkać, w końcu wyprowadziła się ponad sto kilometrów dalej – opowiada. Mimo to podjął kilka prób widzenia. Za każdym razem bez efektu. W końcu zaniechał tych bezcelowych podróży. Poukładał sobie życie na nowo. Z obecną partnerką długo, ale bezskutecznie, starali się o dziecko. Za jej namową poszedł na badanie morfologii nasienia. Okazało się, że cierpi na teratozoospermię (bardzo niski odsetek zdrowych plemników w męskim nasieniu – dop. red.). Schorzenie, przy którym naturalne zapłodnienie graniczy niemal z cudem. W tym kontekście zaczął więc Wiesław rozpatrywać posiadanie dwójki dzieci rzekomo poczętych w pierwszym związku. Stawił się w prokuraturze, aby ta wystąpiła o zaprzeczenie ojcostwa. Nie udało się jednak prokuratora przekonać. Matka dzieci teraz już na badania się nie godzi. Wiesław stoi pod ścianą i jest skazany na długie jeszcze lata płacenia alimentów na dwójkę – jak mniema – nie swoich dzieci. – Dlaczego w kraju, o którym się mówi, że jest demokratyczny, nie mam szans podważyć wyroków i wznowić sprawy? Staram się płacić te alimenty, chociaż nie mam stałej pracy i dochodów, ale nikogo to nie obchodzi – mówi zrezygnowany. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] * Imiona matki i syna zostały zmienione
lekarze muszą postawić diagnozę, przebadać na czczo. Ci, którzy do nas trafiają, są bardzo schorowani. Zdarzają się ludzie z zaawansowaną, nieleczoną cukrzycą, a dla nich nawet jeden batonik stanowi śmiertelne zagrożenie – powiedziała Łazarska. – Zawsze przyda się odzież: bielizna, skarpety, buty, bluzy, swetry, spodnie – dodała. Wyekwipowani i podleczeni bezdomni sami decydują o własnym losie. Mogą albo wrócić na ulicę, albo trafić do specjalistycznego schroniska z programem wychodzenia z bezdomności. Sęk jednak w tym, że te placówki pękają w szwach i zaleczeni bezdomni czekają w szpitalach na miejsce. Rząd Tuska wiele mówi o potrzebie oszczędzania. Warto więc zapytać, co będzie nas, podatników, mniej kosztować: przetrzymywanie bezdomnych w kosztownych szpitalach i schroniskach czy podniesienie dodatku mieszkaniowego oraz przeznaczenie pustostanów na lokale socjalne? MZB
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Konsumenci uparcie poszukują tak zwanych dawnych smaków. Żywności z niewielkich, rodzinnych gospodarstw, bez konserwantów i polepszaczy. Co trzeci Polak deklaruje w sondażach, że jest gotów wydać na nią więcej pieniędzy, byle tylko zjeść z apetytem. Mamy więc triumf produktów tradycyjnych. To jedna strona medalu. A druga? W myśl ustanowionego przez rząd prawa rolnicy i gospodarze nie mogą bezpośrednio sprzedawać konsumentom swoich przetworzonych płodów. Rolnik może sprzedać jabłka, powideł już nie. Kapustę, owszem, ale nieszatkowaną. Ogórka tak, byle nie korniszonka, a mleko w żadnym razie pod postacią sera. Co ciekawe – obrotu przetworami nie zabrania Unia Europejska. Wspólnotowe prawo nakazuje tylko, by poszczególne kraje uregulowały tego typu handel. Polski rząd ustanowił w tym zakresie przepisy najbardziej restrykcyjne w całej Wspólnocie. Dziś rolnicy czy drobni producenci żywności „eko” mogą wytwarzać oraz sprzedawać – bez konieczności rejestrowania działalności gospodarczej i płacenia podatku dochodowego od osób fizycznych – jedynie nieprzetworzone produkty roślinne i zwierzęce. Na liście produktów zakazanych znajdują się soki, dżemy, przeciery, kasze, mąki, chleb domowy, mięso surowe i jego przetwory, oleje, masło, sery. Absurd, prawda? Tym bardziej bolesny, że dla wielu małych gospodarstw możliwość handlu przetworami to jedyna szansa na przetrwanie. A te duże i tak się nie będą w to bawiły. Absurdów jest jednak więcej. Bo jeśli do gospodarstwa agroturystycznego pani Zosi zjadą goście, może ich karmić swoimi powidłami, które przygotowała z rosnących w jej sadzie śliwek. Gdyby któryś z turystów chciał słoik zabrać ze sobą do miasta – gospodyni sprzedać go nie może. Oczywiście teoretycznie, bo gospodarstwa agroturystyczne sprzedają. Po co więc ta fikcja? Aby pani Zosia mogła handlować nadwyżkami ze swojej spiżarni (podreperuje jej to budżet, a letnikom zapewni niezapomniane chwile, których nie przeżyją z żadnym dżemem zakupionym w supermarkecie), musi założyć działalność gospodarczą, płacić podatki i składki oraz spełniać takie normy sanitarne jak wielka przetwórnia. To się z kolei naszej pani Zosi nie kalkuluje, bo opłaty na rzecz państwa znacznie przewyższyłyby jej dochód z kilkudziesięciu sprzedanych słoików. Sprzedaje więc w ekologicznym podziemiu. Tak samo robią tysiące drobnych producentów żywności ekologicznej w Polsce. I narażają się tym samym na ogromne kary (do 120 tys. zł). Sprawę w tym zakresie miały rozwiązać regulacje dotyczące możliwości prowadzenia działalności marginalnej, lokalnej i ograniczonej (tzw. MOL). Skorzystać z niej mogą właśnie mali regionalni producenci. Kłopot w tym, że obostrzenia sanitarno-weterynaryjne są na tyle duże, iż przy sezonowej produkcji koszty zdecydowanie przekraczają zyski. Edyta Jaroszewska-Nowak ze Stowarzyszenie Ekoland tłumaczy, że przepisy powinny się ograniczyć do tego, aby sprawdzić stan kuchni, w której pani Zosia robi swoją superkonfiturę wiśniową. Wszak jeśli wyjdzie jej 50 słoików, część zostawi sobie, a resztę zechce sprzedać, to wiadomo, że nie będzie w tym celu budowała specjalnego pomieszczenia, bo jej się to nie opłaca. Tego, by wyjątkowo dziś restrykcyjne przepisy sanitarne dostosować do skali produkcji, domagają się członkowie organizacji ekologicznych i rolniczych.
13 Fot. Ida Fotografuje
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
Ekopodziemie
Jarosław Naze, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii, zasłania się bezpieczeństwem konsumenta. No a poza tym podkreśla: – Trwają prace legislacyjne dotyczące złagodzenia albo rozszerzenia wachlarza produktów, które mogą być wytwarzane w gospodarstwach. Rzeczywiście. Senacki projekt ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz ustawy o swobodzie działalności gospodarczej powstał w połowie ubiegłego roku. Ma na celu umożliwienie rolnikom nieopodatkowanej i odformalizowanej produkcji i sprzedaży własnych przetworzonych produktów rolnych w niewielkim zakresie. Dopuszcza do obrotu okazjonalnego towary przetworzone rolno-spożywcze, pod warunkiem że: odbiorcami są indywidualni konsumenci, a nie firmy;
przetwarzaniem zajmuje się sam rolnik lub jego domownicy; produkcja jest dokonywana z własnych surowców; sprzedaż odbywa się w miejscu wytwarzania, a więc w gospodarstwie, ewentualnie na targowisku czy – okazjonalnie – na festynie; rolnik zgłosi produkcję do odpowiedniej inspekcji, uzyska akceptację technologii produkcji oraz terminów przydatności do spożycia przez laboratorium żywnościowe. Limit dopuszczalnych nieopodatkowanych przychodów ze sprzedaży senatorowie ustalili na 7 tys. zł rocznie. Nad nowelizacją pracuje specjalna sejmowa komisja. Problem w tym, że ciągle daleko do konkretnych rozwiązań. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Fundacja „Partnerstwo dla Środowiska” wraz z Małopolską Izbą Rolniczą prowadzi kampanię Legalna Żywność Lokalna. Ma ona na celu zwiększenie dostępu do żywności pochodzącej od małych wytwórców i z małych gospodarstw. – To wszystko wpłynie też na rozwój gospodarczy polskiej wsi – przekonuje prezes fundacji Robert Serafin. W ramach kampanii jego fundacja postuluje m.in., by: zalegalizować sprzedaż z pierwszej ręki zarówno nieprzetworzonych, jak i przetworzonych produktów żywnościowych w ograniczonych ilościach; wprowadzić możliwość legalnego wytwarzania serów twarogowych, serów twardych oraz masła i jogurtów z mleka niepasteryzowanego bezpośrednio przez hodowców w ramach już prowadzonej działalności rolniczej; legalnej sprzedaży chleba wypiekanego w domu w oparciu o tradycyjne i regionalne receptury, na bazie mąki oraz innych surowców pochodzących z własnego gospodarstwa; wprowadzić możliwość legalnej sprzedaży z pierwszej ręki mięsa surowego, rozebranego ze zwierząt pochodzących z własnej hodowli; wprowadzić możliwość legalnej sprzedaży własnych nalewek, win i cydrów wytworzonych w gospodarstwie w oparciu o tradycyjne i regionalne receptury, wytwarzanych z surowców pochodzących z własnego gospodarstwa, z zachowaniem limitu sprzedaży. Petycję dotyczącą zmian prawnych, które umożliwią zwiększenie legalnej produkcji i sprzedaży żywności lokalnej z pierwszej ręki, od rolników i innych małych rodzinnych wytwórców żywności, można podpisać w internecie: http://www.petycjeonline.com/ legalna_ywno_lokalna
14
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
– To Pani nalegała na miejsce na liście SLD do europarlementu czy zabiegał o to Leszek Miller? Dostałam propozycję, ale nie widzę nic złego w zabieganiu o możliwość reprezentowania Polaków w świecie polityki, to wielkie wyróżnienie i odpowiedzialność – Długo się Pani zastanawiała? – Długo. To była trudna decyzja, ponieważ wiedziałam, że zmieni ona całe moje życie. Wszystko dokładnie musiałam przeanalizować i upewnić się, że jestem g otowa
– Przykro mi, że media tak to ujmują, na szczęście nie wszystkie. Będąc już wiele lat panią mecenas i panią prezes, staram się na zewnątrz nie tytułować się bez potrzeby. Wystarczy mi że moi kontrahenci mi ufają, merytoryczni dziennikarze zapraszają do telewizji jako eksperta, a nie dziewczynkę, która śpiewa albo tańczy, choć uważam, że to niczemu nie ujmuje. Rzetelność wymaga sprawdzenia kwalifikacji, a nie spraw, które nie mają na nie najmniejszego
Weronika Marczuk: Pochodzi z Kijowa. Ukończyła prawo i administrację na Uniwersytecie Warszawskim. Była jurorką programu TVN „You Can Dance – Po prostu tańcz” oraz prowadzącą w TVN Style program „Miasto kobiet”.
Ma być nadzieją SLD na dobry wynik w eurowyborach. Chce zerwać z dotychczasowym wizerunkiem telewizyjnej gwiazdy i pokazać polityczne kompetencje. O swojej nowej roli i starcie do europarlamentu z list wyborczych SLD opowiada „FiM” Weronika Marczuk.
Nie jestem celebrytką! pracować dla społeczeństwa, o ile zostanę wybrana, aby reprezentować Polskę w Europie. – Dlaczego zgłosił się do Pani Leszek Miller? – Zarówno Leszka Millera, jak i środowisko SLD znam od lat. Dużo działam w organizacjach i inicjatywach pozarządowych, w związku z czym nasze drogi wielokrotnie się przecinały. W wielu płaszczyznach mamy po drodze. – W lewicowych poglądach również? – Nie zgodziłabym się być na liście partii, której poglądy byłyby mi obce. Lewica jest mi bliska, zwłaszcza lewica międzynarodowa, bo nie angażowałam się w wewnętrzną politykę kraju. – Dlaczego? – Czym innym jest reprezentować dany region w Sejmie, a czym innym swój kraj w europarlamencie. Tam nie ma miejsca na obrzucanie się błotem, tam każdemu zależy na dobru Polski, przynajmniej powinno. W moim sercu międzynarodowość tkwi od urodzenia. Wychowałam się w dwóch językach, w czasach, kiedy Związek Radziecki był międzynarodowy. Na osiedlu, na którym się wychowałam, było 21 różnych narodowości. Od 22 lat już w Polsce, jako prawnik i organizator międzynarodowych projektów, wiem jak ważne są umiejętności zjednywania sobie ludzi, wiem jak budować dobre stosunki pomiędzy przedstawicielami różnych kultur. Multikulturowość jest we mnie i myślę, że to jest jeden z powodów, dla którego SLD zwróciło się do mnie. – Jednak jest Pani bardziej postrzegana jako celebrytka, co wielokrotnie jest wytykane Sojuszowi. Ratuje się, wybierając znane nazwiska z telewizji.
wpływu. O tym, jak jestem postrzegana, zdecydują wyborcy. Teraz jest czas, by pokazać mój prawdziwy wizerunek. Prężnie działam w województwie łódzkim, z którego startuję. Poza kampaniami społecznymi, uczestniczę w debatach i panelach dyskusyjnych. Spotykam się z wyborcami i cieszę się, że widzą we mnie fachowca, a nie celebrytkę. – Przed ogłoszeniem list wyborczych była Pani związana z Łodzią? – Czuję się związana z ludźmi i miejscem, które jest mi bliskie. Województwo łódzkie jest jednym z nich. Bywałam tu częściej niż gdzie indziej, znam ludzi i problemy, prowadziłam tu przedsiębiorstwo. Poseł w europarlamencie może zadbać o swój region nie zależnie od tego, skąd pochodzi, tylko od tego ile pracy poświęci na jego rzecz. 70 proc. Polaków nie zna żadnego nazwiska europosła i to trzeba zmienić. – W połowie 2013 roku SLD złożył projekt ustawy o likwidacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ministrowie oczywiście natychmiast go odrzucili. Pani jako jedna z wielu ofiar CBA zapewne podziela stanowisko Sojuszu w tej sprawie? – Uważam, że nadmiar służb, a zwłaszcza służb, które zostały powołane w celach politycznych jest bezsensowny. Prawda sama się broni, choć moi oprawcy na pewno mają swoich wielbicieli, którzy mimo to będą wciąż wrzucać informację, że byłam zamieszana w jakąś aferę a nawet przy okazji pytać się o moją kandydaturę agenta Tomka. To przecież kpina. Co on ma odpowiedzieć? – Agent Tomek, dziś poseł Tomasz Kaczmarek, do tej pory
twierdzi, że prokuratura zrobiła błąd, umarzając śledztwo w pani sprawie. – Prokuratura długo pracowała nad sprawą i chociaż w jakimś stopniu naprawiła błąd CBA. Mało tego, śledczy prowadzą teraz sprawę przeciwko panom Kaczmarkowi i Kamińskiemu. Ja jestem ofiarą bezprawnej akcji służb, na co jest mnóstwo dowodów i świadków. Nie chcę już zajmować się tą sprawą, wolę teraz pomagać innym, którzy tak jak ja kiedyś są dziś bezradni wobec mechanizmów państwa. – Czym będzie się Pani zajmować w europarlamencie? – Europosłowie muszą sobie wybrać dwie komisje i dwie delegacje, w których będą pracować. Chciałabym się zajmować polityką regionalną i zatrudnieniem; bezrobocie dziś jest ogromnym problemem. – Od dwóch kadencji w europarlamencie pracuje prof. Joanna Senyszyn znana z walki o prawa kobiet oraz o rozdział państwa i Kościoła. Jak Pani odnosi się do tych spraw? – Z ogromnego szacunku do Polaków nie chciałabym się wypowiadać na tematy światopoglądowe. Co do praw kobiet, to jest to dziedzina, w której się udzielam i nie zostawię tego także jako europosłanka. Jest dużo do zrobienia w kwestiach nierównego traktowania kobiet, jest problem w powrocie do pracy po urodzeniu dziecka, problemy z przemocą. Bardzo kibicuję pani profesor Senyszyn, bo to, co robi, robi świetnie i mam nadzieję móc z nią współpracować. – Zatem ważna będzie dla Pani ratyfikacja Karty praw podstawowych? – To jest koniecznością, mamy też inne akty prawne, które mogą
pomóc rozwiązać istniejące problemy, ale niestety czekają i czekają. – Będzie Pani ambasadorem Ukrainy w Unii Europejskiej? – Symbolicznie można tak powiedzieć, bo faktycznie, jeśli chodzi o pochodzenie mogę zostać pierwszą Ukrainką w Unii. Przede wszystkim jednak będę reprezentować Polskę i nie chcę, żeby mnie postrzegano pod względem narodowości i sugerowano, że będę zajmowała się tylko Ukrainą. – Jak Pani ocenia obecną sytuację na Ukrainie? – Tragicznie. Bo ludzie stoją już ponad dwa miesiące, a rozwiązania nie ma. Właśnie wróciłam z Kijowa, gdzie byłam z delegacją PES. Odbyliśmy siedem oficjalnych spotkań ze wszystkimi stronami konfliktu. Sprawy wyglądają tam inaczej, niż my widzimy je stąd. Wszystko jest o wiele bardziej niejednoznaczne. Sama definicja Majdanu to nie grupa ludzi, tylko Ukraina w miniaturze, stosująca bezpośrednią demokrację i mająca wyraźną pozycję i organizację. Każda z partii opozycyjnych szanuje i współpracuje z Majdanem, a jednocześnie jest w parlamencie. Rząd z kolei się tłumaczy ze swoich decyzji co do UE, zapewniając że to była konieczność i że Rosja uratowała gospodarkę. A swoją drogą najbardziej niepokojąco wygląda właśnie przyszłość kraju ze względu na przestój i brak planu gospodarczego. Tu może pomóc Polska, Unia, wysyłając ekspertów. – Według licznych sondaży prawie połowa Ukraińców jest przeciwko integracji europejskiej i popiera obecnego prezydenta. Co z ich zdaniem? – Oczywiście bardzo dużo ludzi nie wierzy, że Unia pomoże Ukrainie. Dzieje się tak między innymi
dlatego, że wschód tego kraju jest odcięty od rzetelnych informacji, a ludzie partii regionów sieją tam ogromną propagandę. Mam tam rodzinę i doskonale wiem jak to wygląda. Obraz jest prosty. Majdan to rzekomo sami ekstremiści chcący zamordować wspaniałego Janukowycza. Poza tym wiele osób nie chce oddzielić się od Rosji, bo są mentalnie z nią związani. Przecież na wschodzie Ukrainy żyje mnóstwo Rosjan, ale czy w takim wypadku Ukraińcy mieszkający w Polsce mogliby żądać przyłączenia jej części do Ukrainy? – Polska powinna ingerować w wewnętrzne sprawy Ukrainy? – Uważam, że tak, oczywiście dyplomatycznie i z pozycji starszego brata. – Jednak SLD nie popiera przywódców Majdanu, zwłaszcza tych z partii Swoboda. – Wiem o tym. Rozumiem tych, którzy obawiają się nacjonalistycznych ruchów, ale powinniśmy w tej sprawie zaufać Ukraińcom, to partia opozycyjna w parlamencie, nie uliczni krzykacze. – Już raz zaufaliśmy pomarańczowej rewolucji. – I coś się stało? – Chociażby to, że prezydent Wiktor Juszczenko odznaczył Stepana Banderę tytułem Bohatera Ukrainy, wyniósł go na sztandary. – Pomarańczowa rewolucja i rządy Juszczenki zrobiły bardzo wiele dobrego dla kraju. Może faktycznie ówcześni przywódcy zawiedli w niektórych sprawach, ale nie porównujmy tego z obecną sytuacją, bo przez ostatnie 2 lata na Ukrainie jest prawie carat. – Wracając do Swobody… – Według mojej wiedzy szef tej partii Ołeh Tiahnybok nie zamierza rozbijać protestów ani kierować ich w jakimś niebezpiecznym kierunku. – A Bandera i gloryfikowanie weteranów UPA? – Wolałabym tę kwestię zostawić historykom. Tamtejsi narodowcy są przekonani, że Bandera chciał ocalić ukraiński naród i uczynić go wolnym. Oczywiście to nie jest dobry bohater, ale oni innego nie mają. Nie przekreślajmy tym tych istotnych rzeczy, które dzieją się na Majdanie. Dlaczego znowu historia ma nas dzielić? Niech nas połączy to, co dziś Polacy robią dla Ukrainy, to na pewno zostanie dobrą kartą w historii obu narodów. Rozmawiał ARIEL KOWALCZYK
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
BEZ DOGMATÓW
To dopiero początek Im dalej posuwamy się w latach, tym większą mamy skłonność do wyobrażania sobie, że wszystko, co dobre, wzniosłe i postępowe, już było. A teraz czeka nas tylko regres, a w najlepszym przypadku – marne trwanie. Patrzenie na świat i procesy w nim zachodzące z punktu widzenia trwania jednego ludzkiego życia jest perspektywą zupełnie naturalną i absolutnie błędną. W zestawieniu nie tylko z długością istnienia świata, ale nawet trwaniem naszego gatunku ludzkiego pojedyncze trwanie jest zaledwie chwilą. Jedno ludzkie pokolenie (25 lat), to zaledwie około 0,01 proc. trwania gatunku ludzkiego i ponad 2 proc. dotychczasowych dziejów historii Polski. Warto o tym pamiętać, kiedy patrzymy na to, co się dzieje na naszych oczach. Często jesteśmy niecierpliwi i popadamy w zniechęcenie, bo oczekiwane przez nas zmiany społeczne nie nadchodzą albo postępują – w naszym mniemaniu – zbyt wolno. Efektem takiego myślenia jest zniechęcenie, frustracja, wreszcie bierność. W końcu w nic nie wierzymy, niczego się nie spodziewany, bo świat wydaje się ciągle taki, jaki był, albo nawet gorszy. I na koniec umieramy w poczuciu, że nie ma już żadnej nadziei na zmianę.
Smak ludzkiego mięsa Spójrzmy na świat i własne życie z właściwej perspektywy dziejowej, aby trochę lepiej zrozumieć, gdzie właściwie wszyscy jesteśmy. Nabierzmy dystansu do patrzenia na ludzkość lub Polskę z perspektywy własnego życia, czyli z punktu widzenia własnego pępka. A więc do dzieła! Na początek przyjmijmy pewne podstawowe założenie. Nie wiadomo dokładnie, jak długo trwa nasz gatunek, ale być może nie będzie wielkim błędem, jeśli przyjmiemy, że pojawiliśmy się jakieś 200 tys. lat temu. Tak podpowiada nam archeologia. To jakieś 8 tys. pokoleń. Jak z tej perspektywy wyglądają takie rzeczy jak wynalazek pisma, początek filozofii, dzieje nauki, prawa człowieka, powszechna edukacja, świeckość itp.? Nietrudno zauważyć, że ludzkość, istniejąc – niby długo – od owych 8 tys. pokoleń, jest ciągle
w cywilizacyjnych powijakach. Nasz gatunek cieszy się wynalazkiem pisma od jakichś 5 tys. lat. To znaczy tyle, że mamy pismo od mniej więcej 1/4 proc. naszych dziejów. To tyle co pyłek. A jeszcze bardziej wstrząsające jest to, że wśród naszych Czytelników są tacy, za których życia znacząca część populacji w Polsce (1/4 przed drugą wojną światową) była analfabetami. Cóż z tego, że prawa człowieka jako ideologia funkcjonują szerzej od Wielkiej Rewolucji Francuskiej, czyli od jakichś 9 pokoleń (tylko 1 promil trwania ludzkości!), skoro do niedawna większość ludzi nie miała o nich pojęcia. A i teraz tzw. zdobycze cywilizacyjne są często dostępne w bardzo okrojonym zakresie. Czy wiecie – zapytam przy okazji – że wśród ludzi współczesnych żyją stosunkowo liczne osoby pamiętające jeszcze smak ludzkiego mięsa? Nie dlatego, że są jakimiś zwyrodnialcami lub że znaleźli się w ekstremalnych warunkach, w których kanibalizm zadecydował o ich przeżyciu. Chodzi o osoby, dla których jedzenie ludzkiego mięsa stanowiło część naturalnej diety. Takie społeczności postkanibalskie żyją do dziś na Nowej Gwinei i wspominają fronty II wojny światowej z pewnym rozrzewnieniem. Wszak zawsze trafił się jakiś zabłąkany (lub świeżo zastrzelony) Japończyk, Australijczyk czy żołnierz amerykański – dostarczyciel pożywnego białka ludzkiego. A my się wściekamy, że nam jeszcze w Polsce pełna świeckość nie nastała, że Europa jest znów – po prospołecznym epizodzie powojennym – mało socjalna. Tymczasem wśród współczesnych ludzi mamy jeszcze – podstarzałych już wprawdzie, ale zawsze – najprawdziwszych kanibali! Ludzi epoki kamienia łupanego. To jest miara przepaści nie tylko pomiędzy poszczególnymi społeczeństwami, ale także ziejącej w poprzek danego narodu. Przecież nawet w Polsce obok ludzi świetnie wykształconych, mamy i takich, dla których
15
Papuaska kobieta rytualnie okaleczona dla upamiętnienia zmarłych krewnych
sztuka pisania sprowadza się niemal wyłącznie do podpisania się i rozpoznawania cyfr na banknotach. Wiem to także dlatego, że osobiście z takimi przypadkami się spotkałem. Trudno od tych ostatnich oczekiwać umysłowego wyrafinowania, choć – bądźmy szczerzy – samo wykształcenie też nie gwarantuje niczego, nie musi też iść w parze z inteligencją. À propos analfabetyzmu – mamy w Unii Europejskiej kraj o ciągle sporym odsetku analfabetów. To nie jest Rumunia, o której zapewne wielu z Was teraz pomyślało. To dawne katolickie mocarstwo – Portugalia, która ma jeszcze 10 proc. mieszkańców nieumiejących czytać i pisać. Nic chyba dziwnego, że tzw. cuda fatimskie przytrafiły się akurat w tym kraju… Przypomnijmy, że jeszcze za życia stosunkowo młodych osób nie wszyscy ludzie mieli równe prawa ze względu na rasę (RPA, część USA), a 4 pokolenia temu kobiety w zasadzie wszędzie traktowane były jako istoty ludzkie jakby umysłowo niedorozwinięte. Nie miały przecież prawa do studiów wyższych, nie posiadały praw wyborczych. W niby postępowej Francji pełne równouprawnienie płci nastąpiło dopiero w latach 70. XX wieku. Teraz kobiety w wielu krajach są bardziej wykształcone niż mężczyźni i lepiej sobie radzą na rynku pracy. Ale to wszystko mamy jakby od wczoraj, a stosunki damsko-męskie są nadal obciążone niezliczonymi kompleksami i uprzedzeniami – wszak dziedzictwo dyskryminacji trwa w ludzkich głowach.
Raczkujemy coraz żwawiej Jeśli przyjąć, że historia Polski trwa ponad 1050 lat, czyli ponad 42 pokolenia, to niemal we wszystkich kwestiach praw człowieka jesteśmy na początku drogi. Oto garść przykładów. Prawo głosu dla kobiet istnieje od czterech pokoleń (10 proc. historii naszego społeczeństwa), prawo do legalnej aborcji istniało tylko przez czas niec odłuższy od
trwania jednego pokolenia (sic!). Prawo do rozwodu jest powszechnie dostępne zaledwie od późnego międzywojnia, czyli od trzech pokoleń. Podobnie niekaralność homoseksualizmu. Prawo do pełnej wolności sumienia i wyznania oraz równouprawnienia światopoglądów nie istniało w Polsce właściwie nigdy. Także obecnie prawo państwowe faworyzuje w edukacji i mediach „wartości chrześcijańskie”, w konstytucji jest odniesienie do Boga i nakaz przyjaźni z Watykanem (potrzeba zawarcia konkordatu). W okresie PRL z kolei wprawdzie formalnie była wolność sumienia, ale nie dla wszystkich – nie dla członków rządzącej partii, a związki wyznaniowe miały szereg ograniczeń, na przykład wydawniczych. Generalnie także, choć z różnym nasileniem, oficjalnie propagowano światopogląd marksistowsko-leninowski. Zatem w kwestii zupełnie podstawowych praw jesteśmy czasem jakby w punkcie „0” albo jeszcze gorzej (aborcja). I to po z górą tysiącleciu istnienia państwowości polskiej! Zatem w sytuacji, w której całe ostatnie pokolenie wyrosło pod presją nasilającej się klerykalizacji, można uznać za niebywały sukces fakt, że ostatnie 10 lat oznacza przyśpieszone zeświecczenie. Przypomnijmy, że w okresie międzywojnia wyznanie było wpisane do dowodu osobistego, a niektóre społeczności religijne były urzędowo prześladowane lub ograniczane. Jeszcze dawniej – za sam fakt nieochrzczenia dziecka można było mieć przykre spotkanie z policją, proces i karę państwową. To było zaledwie cztery pokolenia temu! Podobnie było zresztą z poddaństwem chłopów, czyli większości społeczeństwa – chłopstwo nie miało nawet prawa do wielu wolności osobistych. Publiczne, bezkarne bicie dorosłych mężczyzn (choć wynikające z obyczaju, a nie prawa) przez „dziedzica” było spotykane jeszcze w okolicach II wojny światowej. Trudno od społeczności wyrosłych w tym duchu oczekiwać szczególnie silnego poczucia
łasnej wartości, czy też osobistej w godności i przekonania, że ma się życie we własnych rękach.
Wszystko przed nami Zatem nie oglądajmy się, ale raczej patrzmy do przodu, bo jesteśmy na samym początku drogi. Oczywiście, może się nam jako gatunkowi przytrafić to, co dzieje się czasem z obiecującymi młodzieńcami. Jako nastolatki wsiadają na motor i zderzają się z drzewem. Mimo że całe życie było przed nimi, to szybko się skończyło. Nie wyszli poza to, że byli bardzo obiecujący. Podobnie ludzkość, która wyprodukowała tyle śmiercionośnych zabawek i ciągle ma krwawe, brutalne nawyki, może się sama skutecznie zniszczyć. Gdybyśmy ten etap jednak przetrwali, to naprawdę nie żałujmy niczego z przeszłości. Profesor Jerzy Drewnowski zauważył, że prawdziwej filozofii i strategii emancypacyjnej jeszcze właściwie nie wynaleziono – ona jest tylko w zarysach. Wprawdzie zachodnie państwo socjalne, które po raz pierwszy w dziejach świata stworzyło powszechny dobrobyt, jest w kryzysie, ale przecież ono istnieje zaledwie od 2 pokoleń. Ma prawo do zasłabnięć i kryzysów. Na szczęście jego zasadnicze zręby są na razie nienaruszone. Podobnie jest ze świeckością i wolnością światopoglądową. Dopiero zaczynamy! Nie istnieją w zasadzie jeszcze kraje absolutnie świeckie, bo nawet wzorcowa laicka Francja ma swoją Alzację i Lotaryngię, gdzie przepisy o rozdziale Kościoła i państwa – z przyczyn historycznych – częściowo nie obowiązują. A cóż dopiero powiedzieć o innych krajach! Piszę o tym ku rozwadze wszystkich zniecierpliwionych, którzy już dzisiaj chcieliby widzieć Polskę wolną, równoprawną oraz socjalną, Sejm wolny od klerykałów i świecką szkołę. Przecież jeszcze niemal przedwczoraj mieliśmy państwowy terror katolicki i pańszczyznę! MAREK KRAK
16
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
ZE ŚWIATA
NEKROPARTY W SYNAGODZE Rosyjscy Żydzi pozazdrościli katolikom biznesowych sukcesów, takich chociażby jak ostatnia ministerialna dotacja na Świątynię Opatrzności Bożej. Okazuje się jednak, że nie wszystkie pomysły da się bezpiecznie skopiować.
Rosyjski Kongres Żydów zorganizował wielką imprezę tematyczną w synagodze na Pokłonnej Górze w Moskwie i wywołał gigantyczny międzynarodowy skandal. Warto wyjaśnić, że Pokłonna Góra to wielki kompleks zwany parkiem Zwycięstwa, mieszczący m.in. pomnik Zwycięstwa, Centralne Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej lat 1941–1945, cerkiew, meczet oraz feralną synagogę, w której mieści się Muzeum Holokaustu. Otóż kongres zorganizował w niej 20 urodziny swojego głównego sponsora, czyli banku PIR. Organizatorzy zadbali, by na imprezie było smacznie i wesoło: zrobili grilla, zamówili orkiestrę oraz morze alkoholu. Pomyśleli o wszystkim, m.in. o tym, że prezentowane w muzeum zdjęcia wychudzonych więźniów obozów koncentracyjnych mogą popsuć biesiadnikom apetyt. Postanowili więc zakryć je białymi płachtami. Okazało się jednak, że to nie był najlepszy pomysł, bo te ocenzurowane zdjęcia wprawiły gości w stan szoku. Sprawą zainteresowały się rosyjskie media. Zarówno prawosławni, jak i Żydzi uznali organizację przyjęcia urodzinowego w świątyni za „bluźnierstwo”. Benny Briskin, szef Rosyjskiego Kongresu Żydów, nie rozumie, o co tyle hałasu. W końcu nie pierwszy raz wynajmował synagogę na rozmaite imprezy, na przykład zorganizował w niej festiwal jazzowy. Nigdy przedtem nie było skarg. MZB
HARCERKI BEZ BOGA Kościół anglikański rozpętał wojnę z harcerkami, które wyrzuciły Boga ze swej przysięgi. W zeszłym roku Girlguiding UK, brytyjski ruch harcerski dziewcząt z ponadstuletnią tradycją, zamienił fragment tekstu o treści: „Zrobię wszystko, by kochać Boga” na: „Pozostanę wierna swoim przekonaniom i będę je rozwijać”. Podobnie uczyniła organizacja The Scouts, zrzeszająca chłopców, co umożliwiło ateistom pełne członkostwo
w grupie. Istnieje jednak zasadnicza różnica – organizacja męska daje możliwość dodania odwołania do Boga do tekstu roty, natomiast ruch harcerek – nie. Złamanie stuletniej tradycji rozsierdziło hierarchów Kościoła Anglii. Wielebny Michael Nazir-Ali, były biskup Rochester, stanął murem za grupą harcerek z Harrogate, które zbuntowały się i zapowiedziały stosowanie starej, religijnej roty przysięgi. Podobnie ksiądz Brian Hunt, który wyraził zdziwienie, że organizacja młodzieżowa zabiera dziewczętom możliwość wyboru. W Irlandii Północnej tamtejszy Kościół udzielił poparcia buntowniczkom. Organizacji Girlguiding UK realnie zagraża rozłam, gdyż znaczna liczba drużyn harcerek wyraziła sprzeciw wobec decyzji centrali, a jedna z nich właśnie przechodzi procedurę wydalenia z szeregów ruchu. W lutym nad sprawą ma się pochylić Synod Generalny Kościoła Anglii. Girlguiding UK, organizacja zrzeszająca 540 tys. członkiń, przeprowadziła w zeszłym roku szerokie konsultacje społeczne. Znacząca większość z 44 tys. ankietowanych osób wyraziła pogląd, że rezygnacja z odwołania do Boga będzie mieć skutek jednoczący grupę oraz będzie wyrazem szacunku dla dziewcząt ze środowisk niereligijnych. BritG.
niebezpiecznie utyć. Teraz wyszło na jaw, że można także dostać raka. Stwierdzono, że karmel używany do nadawania niektórym z tych napojów brązowego koloru zawiera substancję rakotwórczą o nazwie 4-methylimidazole. Wywołuje ona nowotwory u myszy laboratoryjnych, w związku z czym w Kalifornii wprowadzono prawo nakazujące producentom napojów zawierających więcej niż 29 mikrogramów tego związku umieszczanie ostrzeżeń na nalepkach. Największą jego zawartość wykryto w Pepsi: w jednym z testów odnotowano aż 174 mikrogramy. Jej konkurent, Coca-Cola, zawiera jej znacznie mniej, podobnie jak Sprite. CS
TYTONIOWE ZNISZCZENIA Wiadomo powszechnie, że palenie tytoniu często kończy się rakiem płuc i przyczynia się do chorób układu krążenia. Ale to nie wszystko, niestety…
SŁOŃCE NA SERCE Nadciśnienie tętnicze, jeśli nie jest bardzo duże, może być skutecznie leczone środkami naturalnymi. Do obniżenia ciśnienia przyczynia się picie herbaty z hibiscusa oraz soku z buraków. Badacze z uniwersytetów w Edynburgu i Southampton stwierdzili, że pozytywny wpływ na ciśnienie krwi ma też światło słoneczne. Już 20 minut przebywania na słońcu powoduje wyraźny spadek ciśnienia, bo stymuluje wydzielanie związku chemicznego rozszerzającego naczynia krwionośne. Tłumaczy to, dlaczego mieszkańcy krajów północnych, na przykład Szkoci czy Skandynawowie, częściej umierają z powodu chorób serca. „Jesteśmy zaniepokojeni – mówią naukowcy – częstymi ostrzeżeniami przed zagrożeniem, jakie stanowi ekspozycja na słońce. Może ona prowadzić do statystycznie niewielkiej liczby przypadków śmierci z powodu nowotworu skóry, jednocześnie jednak unikanie słońca spowoduje znaczniejszy wzrost liczby zgonów z powodu ataków serca i udarów mózgu, które są efektem nadciśnienia”. CS
RAK W BUTELCE Napoje gazowane nie mają dobrej opinii u naukowców. Dotąd było wiadomo, że można od nich
Amerykańscy naukowcy uzupełnili właśnie listę chorób spowodowanych przez papierosy o kilka nowych pozycji: cukrzyca, choroba reumatyczna, impotencja, degeneracja struktury oka powodująca ślepotę. Do listy nowotworów katalizowanych paleniem dopisano też raka wątroby i jelita grubego. W Stanach minęło właśnie 50 lat od rozpoczęcia kampanii zwalczającej palenie. Przyniosła ewidentne efekty. Kiedy ją rozpoczynano w roku 1964, paliło 42 proc. Amerykanów. Dziś tylko 18 proc. dorosłych. Ale to wciąż o wiele za dużo, bo szacuje się, że w tym roku tylko w Stanach umrze pół miliona ludzi na schorzenia związane z paleniem. 5,6 mln nieletnich dziś ludzi w USA umrze przedwcześnie z powodu papierosów. Od chwili rozpoczęcia kampanii antynikotynowej zmarło zbyt szybko 20,8 mln palaczy – 10 razy więcej niż na wszystkich wojnach toczonych przez Amerykę. Zmarło też 2,5 mln ludzi, którzy nie palili, ale wdychali cudzy dym. Lansowane od niedawna papierosy elektroniczne nie są chyba rozwiązaniem problemu, bo lekarze mają obawy co do ich długofalowych konsekwencji zdrowotnych.
Wielu ludzi pali, bo po prostu nie jest w stanie rzucić nałogu, który jest równie uzależniający jak kokaina. W Stanach właśnie wykryto, że nie jest to tylko sprawa słabej woli i braku chęci. Okazuje się, że w latach 1999–2011 producenci papierosów zwiększyli o 15 proc. zawartość uzależniającej nikotyny. „Młodzi ludzie mogą wpaść w nałóg już po kilku papierosach” – ostrzega Thomas Land, dyrektor ze stanowego departamentu zdrowia w Massachusetts. Ci, którzy nie są w stanie się odzwyczaić, umierają średnio 13 lat wcześniej. ST
niebezpieczny mechanizm psychologiczny – są nagradzani dobrym samopoczuciem, gdy uczestniczą aktywnie w aktach wirtualnej przemocy. Naukowcy patrzą sceptycznie na twarde zakazy, doradzając raczej skierowanie uwagi małolatów na inne rozrywki. Łatwo powiedzieć... KP
CAŁUJMY SIĘ! Pisanie o przyjemności całowania to wyważanie otwartych drzwi. Lecz informowanie o pożytkach, w dodatku dla zdrowia, to całkiem inna sprawa.
ZADŻUMIENI Wystarczy się im przyjrzeć. Wyglądają jak w transie lub hipnozie – oczy wlepione w ekran, palce naciskają guziczki. Nic, co poza ekranem, do nich nie dociera. Kiedy wreszcie odrywają się, a właściwie zostaną oderwani od gry, chodzą sztywnym, chybotliwym krokiem lunatyków, mają szklane oczy, spóźnione reakcje. Są w innej rzeczywistości – wirtualnej. Nie trzeba być psychologiem, by się domyślić, że ta zabawa przekracza granice rozrywki, że nie może wyjść na zdrowie. Naukowcy to potwierdzają. Właśnie wypowiedzieli się badacze z kilku światowych uczelni. Kanadyjscy badacze z Uniwersytetu Ontario przeanalizowali odpowiedzi 13–14-latków w kwestii gier komputerowych. Okazało się, że gra w nie 88 proc., a ponad połowa – codziennie. Najpopularniejsze są gry, w których się zabija, okalecza, ścina głowy lub torturuje. Normalny proces kształtowania ocen moralnych przebiega u młodego człowieka w czterech fazach. Stwierdzono, że u regularnie grających nastolatków ten proces rozwojowy jest opóźniony. Wiąże się to z opóźnieniem całego rozwoju emocjonalnego, trudnością odróżnienia dobra od zła. Szwankuje empatia – gracze nie ufają innym i nie potrafią widzieć rzeczywistości z ich perspektywy. Mają znacznie ograniczony kontakt z realnym, zewnętrznym światem, co pociąga za sobą wiele szkodliwych konsekwencji. Uczeni jednego z belgijskich uniwersytetów dokonali z kolei innego odkrycia, badając mózgi graczy. Ich struktura przypomina mózgi nałogowych hazardzistów, bo gra w gry komputerowe staje się nałogiem. Tak jak hazardziści mają rozbudowany „ośrodek nagrody” powodujący przyjemne samopoczucie jako nagrodę za określone zachowania. Mózgi tych, którzy grają na komputerze więcej niż 9 godzin tygodniowo produkują więcej dopaminy, substancji dającej poczucie przyjemności. Tak jak u hazardzistów – wydziela się ona niezależnie od tego, czy wygrywają, czy przegrywają: dlatego nie są w stanie przerwać. U graczy wytwarza się
Amerykańska Academy of General Dentistry zapewnia, że całowanie zapobiega ubytkom w zębach, bo stymuluje wydzielanie śliny, która chroni zęby niemal tak dobrze jak ich szczotkowanie. Ślina zawiera jony mineralne, niwelujące małe ubytki i pęknięcia szkliwa. Całowanie zwiększa też odczuwanie szczęścia, bo wyzwala wydzielanie do krwi odpowiedzialnych za jego doznawanie hormonów dopaminy, serotoniny i oksytocyny. Całowanie wpływa pozytywnie na stan… finansów: niemieckie badania wykazały, że mężowie, którzy przed wyjściem do pracy otrzymują namiętne pocałunki żon, zarabiają więcej pieniędzy niż żegnani chłodno. Całowanie jest także formą gimnastyki mięśni. Podczas tego aktu pracuje 30 mięśni twarzy i karku. W rezultacie skóra nie obwisa, nie robią się zmarszczki i nie trzeba wydawać majątku na operację plastyczną. ST
BEZ DZIECI LEPIEJ? Brytyjski Open University przynosi wiadomość złą i co więcej – głęboko niesłuszną. A nawet wnerwiającą, zwłaszcza dla rodziców… Po przeprowadzeniu badań na pięciu tysiącach ludzi badacze doszli do wniosku, że bezdzietne kobiety i mężczyźni mają bardziej satysfakcjonujące relacje z życiowymi partnerami niż obciążeni (uszczęśliwieni?) potomstwem. Są też wyżej cenieni przez partnera. Ta konstatacja dotyczy wszystkich – niezależnie od wieku, statusu, wykształcenia i orientacji seksualnej. Jednocześnie jednak matki twierdzą, że są szczęśliwsze niż kobiety bezdzietne. Dwukrotnie częściej niż ojcowie twierdzą, że najważniejszą osobą w ich życiu jest dziecko. Dla panów najważniejsza jest partnerka... PZ
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Porąbani o świcie Identycznie jak w Polsce (świry wszystkich krajów, łączcie się!) konserwatywna prawica w Stanach Zjednoczonych jest niewyczerpaną krynicą szurniętych inicjatyw legislacyjnych. Ręka w rękę z nimi idzie sprzeciw i oburzenie wobec propozycji ustawodawczych, które charakteryzuje powiew zdrowego rozsądku. Wprawdzie w USA nie zdarzają się parlamentarne zadymy wywołane wieszaniem krzyży w Kongresie lub ustanawianiem Boga wszechmogącego królem Ameryki, ale nie znaczy to, że za oceanem brakuje fantazji. Ci kongresmeni stanowi w Ohio, którzy zaliczają się do gatunku homo sapiens z naciskiem na to drugie słowo, uchwalili prawo zakazujące łgania w reklamach podczas kampanii politycznych. Liczba kłamstw rośnie zastraszająco, jest ich coraz więcej w każdej kampanii przedwyborczej. Są z reguły zuchwałe, bezczelne i kompletnie bezkarne. Nawet jeśli polityk, którego umazano kłamliwym pomówieniem przedwyborczym, wytoczy sprawę w sądzie i wygra – jest po herbacie. Oszczerstwo dotarło do wyborcy i zrobiło swą brudną robotę elekcyjną. Ustawa egzekwująca prawdomówność wywołała oburzenie, protest i natychmiastową reakcję dwu ugrupowań politycznych. Trzeba dodawać, że prawicowych? Ustawa gwałci Pierwszą Poprawkę do konstytucji, gwarantującą wolność wypowiedzi! – rozległ się wrzask z amerykańskich okopów św. Trójcy. Nożyce odezwały się bezbłędnie, bo to właśnie republikańsko-konserwatywna propaganda rutynowo posługuje się kłamstwem i pomówieniem, by przechwycić władzę. Dwa ugrupowania wystąpiły do najwyższego stanowego sądu z żądaniem anulowania ustawy. Mają argumenty. Najmocniejszy jest taki: teraz boimy się kłamać, bo inna grupa prawicowa została przyłapana na kłamstwie i to jest nie fair. 11 stycznia Sąd Najwyższy Ohio oświadczył, że przyjmuje sprawę do rozpatrzenia. Znając historię jego wcześniejszych werdyktów (jest okupowany przez konserwę), entuzjaści prawdy kampanijnej mają podstawy do obaw, że zakaz kłamania zostanie uznany za sprzeczny z konstytucją.
Podobne instytucje. Dwa krańce świata. Te same metody, identyczny sadyzm i bestialstwo. Ten sam deklaratywny związek z Bogiem. Rządowa komisja badająca przestępstwa ludzi Kościoła w Australii ma obecnie na tapecie 4 domy poprawcze prowadzone przez Armię Zbawienia w latach 1966–1977. To, co tam wyprawiano, było absolutnie sprzeczne z poprawianiem, a sprawcy nie ponieśli żadnej odpowiedzialności. Jedyna nadzieja, że nie zostaną zbawieni. Piątka oskarżonych nokautowała dzieci ciosami pięści, rzucała nimi o ściany, biła rózgami i kijami. Lawrence Wilson gwałcił podopiecznych doodbytniczo. Kiedy wpadł w szał, toczył pianę z pyska. Dzieci bywały tak głodne, że jadły trawę. Jedno za ucieczkę ukarano wsadzeniem gumowego węża do odbytu i zamknięciem na tydzień
Steve Yarborough
Nie zasypiają gruszek w popiele legislatorzy z Arizony – stanu, gdzie konserwatywny zamordyzm ma wymiary patologiczne. Republikańscy kongresmeni w tym stanie są na finiszu forsowania ustawy legalizującej prawnie dyskryminację nie tylko homoseksualistów, ale także niezamężnych panien i niechrześcijan. Inicjator ustawy, senator republikański Steve Yarborough, utrzymuje, że jest ona niezbędnym uzupełnieniem i potwierdzeniem wolności religijnej. Asumptem i inspiracją ustawy stała się potrzeba chronienia wolności religijnej cukierników i fotografów. Została ona brutalnie pogwałcona, gdy „lewacki i ateistyczny” sąd wydał wyrok, że nie mogą oni odmawiać sprzedaży tortów na śluby par jednopłciowych ani pokazywać wała w odpowiedzi na propozycję zrobienia im fotki na ślubnym kobiercu. Jeśli ustawa stanie się prawem, to triumfować będą nie tylko pobożni cukiernicy i fotografowie, ale także właściciele moteli – koniec z wynajmowaniem pokoi parom bez ślubu. Może te amerykańskie akcje nie mają śmiałego wymiaru Macierewiczowskiego tupolewa, ale pokazują, że ideowi pobratymcy zza Atlantyku też nieźle potrafią odfrunąć na drugi krąg. Świry wszystkich krajów… Kuba Podżegacz
Pobożne piekło w klatce na werandzie. Ofiary były przypalane papierosami, wlewano im do gardła gospodarcze płyny do odkażania, zmuszano do zjadania wymiocin, do seksu oralnego. Rzecznik Armii Zbawienia mówi dziś, że jego instytucja wyraża głęboki żal. Ofiarom wypłacono odszkodowania – od 50 do 100 tys. dolarów. Irlandia Północna. Domy poprawcze; państwo powierzyło ich prowadzenie zakonom katolickim. Obiekty prowadzone przez zakon sióstr nazaretanek cieszyły się najgorszą sławą. To było jak gułag albo obóz koncentracyjny – mówią „wychowankowie”. Donegal został zgwałcony przez zakonnicę,
gdy miał 6 lat. Inne dzieci gwałcili odwiedzający dom księża. Wszystkie były maszynami do katorżniczej pracy i modlitwy. O żadnej szkole nie było mowy. Kąpano je, oblewając płynem do odkażania obiektów gospodarczych, co porównuje się z cyklonem B. Nazaretanki przysłały komisji przeprosiny, ale odszkodowania płacą podatnicy. Siostra z kierownictwa nazaretanek wyjaśnia, że zakonnice były zapracowane i przemęczone, więc miały prawo stracić cierpliwość i postąpić niewłaściwie. „Siostry zawsze starały się zapewniać podopiecznym najlepszą opiekę i najlepsze warunki, jakie się dało” – zapewnia. CS
17
Czego chcą wierni? I
nteresujące wyniki przyniosła tzw. ankieta Franciszka rozesłana do kilku Kościołów w Europie. Papież pytał wiernych, czego oczekują od współczesnego Kościoła.
Ankiety zebrali biskupi. Duchowni belgijscy podsumowali, że tamtejsi katolicy oczekują, aby Kościół otworzył swe podwoje dla wszystkich łącznie z osobami rozwiedzionymi i homoseksualistami. Wierni z Luksemburga uważają, że Kościół, czyli kler, jest niekompetentny, jeśli idzie o problemy w życiu rodzinnym. Niemiecki episkopat zwraca uwagę, że istnieje zbyt duży dystans pomiędzy instytucją, jego nauką, a takimi sprawami jak seks przed ślubem, kontrola narodzin czy antykoncepcja. Odmowę udzielania sakramentów dla rozwiedzionych uważa się tam za „nieusprawiedliwioną dyskryminację”. Kościół w Szwajcarii natomiast akcentuje, by rozwiedzionych dopuścić do sakramentu komunii. Ponadto 60 procent tamtejszych katolików uważa, że Kościół winien uznać związki homoseksualne. Podobną sondę przeprowadziła wśród katolików w wielu krajach
hiszpańskojęzyczna telewizja Univision z USA. Jej wyniki są nie mniej zatrważające dla hierarchów niż efekty ankiety papieskiej, bo dowodzą, że nauczanie Kościoła jest powszechnie lekceważone przez katolików świeckich. Na przykład w Ameryce Łacińskiej, Hiszpanii i Francji ponad 90 proc. katolików popiera stosowanie antykoncepcji. Tylko mniejszość (od 19 do 30 proc.) zgadza się na dyskryminację rozwiedzionych. Większość także chce zniesienia celibatu – we Francji nawet 86 proc. wiernych. We Francji i Hiszpanii – około 80 proc. wiernych chciałoby widzieć kobiety na stanowiskach duchownych. Jeśli wspomniane procesy będą postępować, to wkrótce zwolennicy dogmatów i linii Watykanu będą wśród katolików stanowić odsetek na poziomie błędu statystycznego. Czy to będzie oznaczało koniec tej opresyjnej i irracjonalnej dyktatury? MZ, MaK
Do sądu za nawrócenie W
Wielkiej Brytanii dojdzie do ciekawego procesu – pozwanym jest lider Kościoła mormońskiego Thomas Monson. Zarzuca mu się głoszenie kłamstw w celu osiągnięcia korzyści majątkowych.
Pozew wystosował Tom Philips – były biskup tego Kościoła, który dziś prowadzi portal internetowy krytykujący mormonów. Zgłosiło się do niego dwu byłych wiernych, Stephen Bloor i Christopher Ralph, którzy „zostali oszukani” przez rezydujących w Wielkiej Brytanii mormońskich misjonarzy. W ramach głoszenia doktryny swojego Kościoła mormoni przekonali ich, że Księgę Abrahama przetłumaczył mormoński prorok John Smith; że amerykańscy Indianie są potomkami Izraelitów, a człowiek żyje na Ziemi od około 6 tys. lat i każdy z nas ma wspólnego praprzodka – Adama i Ewę. Dodatkowo, na podstawie uznania tych twierdzeń, pokrzywdzeni – już po nawróceniu – zostali przymuszeni do płacenia składki na Kościół w wysokości 10 proc. ich dochodów.
Jakkolwiek wydaje się mało prawdopodobne, aby mieszkający w USA Monson zechciał pofatygować się do Wielkiej Brytanii na rozprawę, to jednak pozew wygląda na poważny, a opiera się na ustawie obowiązującej na Wyspach od 2006 r. Sąd może więc skazać oskarżonego na 10 lat więzienia za uzyskanie korzyści finansowej na podstawie fałszywych twierdzeń. Strona pozywająca ma nadzieję, że w sądzie stawią się przynajmniej brytyjscy liderzy Kościoła i podejmą się obrony prawdziwości swych dogmatów. Gdyby udało się udowodnić liderom Kościoła winę oszukiwania, stworzyłoby to bezprecedensową sytuację. Przecież nie tylko Kościół mormonów zbija majątek na rozpowszechnianiu „prawd wiary” o wątpliwej wiarygodności... BritG.
18
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Trudne związki Chciałabym się odnieść do wypowiedzi Słuchacza Radia „FiM”, który w jednej z audycji zwrócił się z pytaniem o to, jak zapobiec rozpadowi małżeństwa ateistyczno-religijnego. Chyba mogłabym udzielić rady. Jestem kobietą z osiemnastoletnim stażem małżeńskim. Sześć lat temu nasze zainteresowanie religią i światopoglądem rozdzieliło nas na stronę prawą i lewą. W takim małżeństwie od tamtej pory trwamy. Wcześniej byliśmy niepraktykującymi chrześcijanami, niezajmującymi się na co dzień religią. Tak jak większość nie zastanawialiśmy się, czy wierzymy w Boga. Mąż wywodzi się ze środowiska prawosławnego, a ja zostałam ochrzczona w Kościele katolickim. Nie było między nami nigdy spięć na tle religijnym lub na ideologicznym. Mąż jednak wykazywał zainteresowanie antysemityzmem, którym próbował zarazić i mnie. Czytał książki antysemickie i nacjonalistyczne pisane przez historyka, adwokata nacjonalistę i próbował udowodnić mi, że całe zło, które dzieje się na świecie i w kraju, to sprawa Żydów i komunistów.
owoli i ja stawałam się antysemitP ką, nacjonalistką – mało brakowało, a przeciągnąłby mnie całkowicie na swoją stronę. Jednak poprzez nabytą w dzieciństwie ciekawość i dociekliwość na czas wyzwoliłam się od wszelkich stereotypów i antypatii. Po wielo-, wielomiesięcznej weryfikacji, czytaniu różnych książek – od filozoficznych, historycznych, naukowych, powieściowych, po religijne, po doszukiwaniu się przyczyn sporów etnicznych i na koniec po wielu dogłębnych przemyśleniach – doszłam do wniosku, że nic nie wygląda tak, jak to przedstawia mój małżonek i autor jego książek. Stałam się kobietą wolną od uprzedzeń. Od tego momentu zaczęłam stawiać opór irracjonalnym tezom i półprawdom, jakimi posługiwał się nieświadomie mój mąż. Zaczęła się wojna światopoglądowa i gdybym nie ocknęła się na czas, gdybym
Pani pozna Pana Sympatyczna, z poczuciem humoru, 64-letnia czytelniczka „FiM”, puszysta, stanu wolnego, pozna Pana bez rażących nałogów w celu wspólnego przeżycia drugiej połowy życia. Legnica (1/a/8) Dokąd idziesz, idę przez dolinę miłości, szukać drogi sprawiedliwości. Czy ją znajdę, czas pokaże. Będę szukać. Całe życie szukam i nie mogę znaleźć. Mam nadzieję, że znajdę i będę szczęśliwa. Poznam odpowiednią osobę do lat 75. Katowice (2/a/8) Samotna 77-latka, warszawianka o podlasko-nadburzańskich korzeniach, wyznawczyni „FiM” od ich zarania, pozna niezależnego, kulturalnego, uczciwego Pana o podobnym „wyznaniu”. Siemiatycze (3/a/8) Wolna 73-latka, prawdopodobnie przystojna, szczupła ateistka z wadami i zaletami, wykształcona i pogodna, bez nałogów, pozna tylko wolnego Pana ze Śląska, bezkonfliktowego, przyjaciela na dobre i złe (4/a/8) Wdowa, 64 l., niezależna finansowo i mieszkaniowo, średniego wzrostu, bez nałogów, pozna Pana dobrego serca i w odpowiednim wieku. Woj. łódzkie (5/a/8)
nie zmieniła swojego postępowania, konflikt ten doprowadziłby do rozwodu. Mój małżonek, zagorzały megaloman narodowy, prawie szowinista, antysemita, konserwatysta, zwolennik teorii spiskowych i przesadnie wierzący, i ja, liberałka, feministka i ateistka, a pośrodku trójka naszych ledwie nastoletnich dzieci, które musiałam chronić przed indoktrynacją religijną i ideologiczną męża. Chronię je nadal, podając im racjonalne argumenty i przedstawiając sprawy w sposób rozumny – w przeciwieństwie do tych, które podaje im ich ojciec. Napiszę tak – ogólnie jest bardzo trudno utrzymać taki związek w szyku i harmonii. Konflikty na tle religijnym i ideologicznym, mniejsze czy większe, zawsze będą w nim istnieć. Jak nie ma obustronnej wyrozumiałości i poszanowania dla innego światopoglądu, to obojętne, co pozytywnego by jedna ze stron
Pan pozna Panią Samotny 61-latek, renta inwalidzka (po tracheotomii, mówię szeptem), sprawny fizycznie, niepalący, uczynny, szczery (hobby: malowanie obrazów, rower, romantyczna muzyka, wędrówki po górach), pozna Panią w wieku 55–60, szczupłą, życzliwą, opiekuńczą przyjaciółkę na resztę życia, z poglądami zbliżonymi do „FiM”. Majętność nie odgrywa roli, najważniejsze jest serce. Będę wdzięczny, jeśli będę mógł zamieszkać u Pani. Woj. lubuskie (1/b/8) Niezależny finansowo 61-latek, rencista, własny dom, pozna Panią, która go pokocha i z nim zamieszka. Woj. warmińsko-mazurskie (2/b/8) Emeryt, 72/164/80, spokojny domator, bez nałogów, bez mieszkania, pozna Panią do lat 80, nie materialistkę, nie fanatyczkę religijną. Cel poważny, łącznie z małżeństwem. Woj. kujawsko-pomorskie (3/b/8) Wolny emeryt, 75/160/70, pozna Panią stanu wolnego, materialnie niezależną, kurpulentną, w odpowiednim wieku. Szklarska Poręba (4/b/8) Poznam Panią do lat 40, na dobre i złe, w spadku ofiaruję mieszkanie. Woj. świętokrzyskie (5/b/8) Samotny 40-latek, młody duchem, 188 cm wzrostu, z poczuciem humoru, obecnie w ZK Płock, pozna Panią w wieku 26–45 lat, z którą stworzy związek oparty na prawdziwej miłości. Płock (6/b/8) Mężczyzna koło 50., wykształcenie humanistyczne, natura wyrozumiała i czuła, typ sentymentalno-romantyczny, pozna Panią, którą pokocha
r obiła – taka niezgoda w każdej chwili może doprowadzić do rozpadu związku. Moja recepta, wynikająca z osobistych przeżyć, jest następująca: jeśli współmałżonek jest nachalny i natrętny w swoich światopoglądowych wypowiedziach, chce być zawsze górą, narzucając wciąż uporczywie swoją wiarę czy ideologię innym domownikom, i jeśli nie da się z nim normalnie dyskutować, to najlepiej jest nie wdawać się w żadną polemikę. Dla dobra swojego i dobra dzieci należy unikać rozmów i dyskusji na tematy sporne dla obu stron, gdyż one prawie zawsze prowadzą do awantur domowych, a te z kolei do innych problemów małżeńskich, gdzie niepotrzebnie świadkami starć rodziców są właśnie dzieci. Jeśli taka osoba dalej zawzięcie nalega, to pozostaje tylko przytakiwanie jej, nie dając się zarazem sprowokować i wciągnąć w wymianę poglądów.
Na początku jest trudno powstrzymać się od wszelkich reakcji, ale to kwestia dojrzałości emocjonalnej i czasu oraz pogodzenia się ze zmienionymi relacjami obojga partnerów. Celem jest wprowadzenie równowagi i zgody w domu. Rozmawiać powinno się tylko na tematy neutralne – takie, które mają łączyć, a nie dzielić, omawiać problemy dotyczące spraw osobistych, rodzinnych, dzieci, znajomych, lub pracy, może sztuki. Druga strona też musi to przyjąć do świadomości. Często w trakcie omawiania neutralnego bezstronnego tematu może wedrzeć się do rozmowy problem światopoglądowy i w takim przypadku trzeba dyskretnie go z dyskusji wyłączyć. Inaczej postąpić nie można, jeśli chce się razem żyć. W moim przypadku ta metoda skutkuje. Na początku moje nowe zachowanie wywoływało u małżonka złość, ale moje opancerzenie i brak reakcji z mojej strony na wszelkie prowokacje nie dawały mu podstaw do wszczęcia kłótni. Najgorsze mam za sobą, ale nadal stosuję tę strategię, gdyż małżonek przyzwyczaił się wprawdzie do mojego nowego zachowania względem niego, ale on pozostał taki sam – skory w każdej chwili zrobić z igły widły, czeka tylko na najmniejszą okazję, której staram się mu nie dawać. Tak więc stabilność w domu zależy wyłącznie ode mnie. Może moja taktyka przyda się Słuchaczowi, a może inni Słuchacze i Czytelnicy w podobnej sytuacji mają lepsze pomysły i doświadczenia, które i ja chętnie bym wypróbowała… Katarzyna
z wzajemnością, więc oferty wyłącznie poważne. Woj. śląskie (7/b/8) Inne Ateista, germanista, wiek średni, przejściowo zamieszkały w Brzegu Dolnym koło Wrocławia, szuka przyjaciół wszystkich płci z obszaru języka niemieckiego (1/c/8) Czy wśród czytelników „FiM” znajdzie się życzliwy prawnik, który gratis zostanie prawnym opiekunem rencisty, który z powodu choroby łatwo ulega manipulacji? Szczecin (2/c/8) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,60 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wyb ierz ofert ę(y), na któr ą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miej scu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,60 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wy ślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luz em) nie będ ą przek az yw an e adresatom.
Nasz Czytelnik Pan Michał pozdrawia z rezerwatu żółwi olbrzymich w Zan zibarze
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
LISTY Skromne: przepraszam Katooszołom Ryszard Legutko opublikował w „Gazecie Wyborczej” i „Gazecie Wrocławskiej” przeprosiny za nazwanie Zuzanny Niemier i Tomasza Chabinki „rozwydrzonymi smarkaczami”. Ci dzielni, młodzi ludzie w 2009 roku jako maturzyści zażądali usunięcia krzyży katolickich z wrocławskiej szkoły, do której uczęszczali. Wobec nich ciężkie działa wytoczyła skrajna, radiomaryjna prawica, dowodzona przez Legutkę właśnie. Młodzi stawili czoła dewotom, nie odpuścili radiomaryjnemu politykowi i wygrali. Wyrok sądu jest łagodny. Dlaczego radiomaryjny profesor nie został zmuszony do zamieszczenia przeprosin w katolickiej prasie, na portalach sączących jad dla przygłupawych czytelników? Dlaczego nie odczyta ich w TV Trwam czy w Radiu Maryja? Skromne te przeprosiny, od których zresztą Legutko migał się jak mógł. Nadzieja, że ten pisowski spec od nauki zrozumiał, że publiczne głoszenie kłamstw i obrażanie ludzi o innym niż katolicki światopoglądzie nie popłaca. Rozwydrzeni smarkacze? Bzdura! To świadomi, rozumni i bez obaw wyrażający swoje zdanie obywatele polscy. Nie zdjęli cichcem (w Polsce krzyże na ścianach zawieszane są w taki właśnie sposób) krzyża, lecz zasugerowali, by symbol religii katolickiej ze ściany zdjąć. Czy podjął ktoś z nimi merytoryczną dyskusję? Nie! Zorganizowano ustawkę, która nie miała nic wspólnego z debatą, a na zakończenie katolicki ksiądz wręczył maturzystom pluszowego misia i pistolety zabawki. Gdybym spotkał klechę na ulicy, to zapytałbym, czy dla wieszających krzyże ma przygotowane wiaderka i łopatki do zabawy w piaskownicy? Paweł Krysiński
Obiecanki cacanki Prezes Jarosław Kaczyński ogłosił, co zamierza zrobić, jak dojdzie do władzy. Przedstawiony program przewiduje między innymi zlikwidowanie NFZ, powrót do 8-letniej szkoły podstawowej i 4-letniego liceum, przywrócenie wieku emerytalnego 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet, odbudowa przemysłu, a tym samym zmniejszenie bezrobocia, jak również zatrudnienie w każdej szkole stomatologa. Są to postulaty na pewno zgodne z oczekiwaniami większości obywateli, którzy mają już dość służby zdrowia, bezrobocia i ciągłych eksperymentów w szkolnictwie itp. Warto przypomnieć entuzjastom tego programu, że obiecanki Jarosława Kaczyńskiego nie mają pokrycia w rzeczywistości. Swego czasu zarzekał się, że dopóki Lech Kaczyński będzie prezydentem, to nie ma mowy, aby on został premierem. Obiecywał też wybudowanie trzech
milionów mieszkań... Podobnie będzie, gdy dojdzie do władzy, czego nie można wykluczyć. Przedstawiony program jest zwykłą kiełbasą wyborczą, która ma na celu uzyskanie jak największego poparcia. Jednego tylko można być pewnym, że prezes, będąc już przy władzy, na pewno zacznie budować nie domy, ale muzea i inne instytucje kulturalne, których – jak był łaskaw powiedzieć – jest stanowczo za mało. Wskazane jest z pewnością
SZKIEŁKO I OKO powinniśmy się na taką sytuację pokornie godzić. Najwyższy już czas – nie ma na co dłużej czekać, żeby podjąć walkę o lepszy byt w Polsce dla wszystkich obywateli, a nie tylko wybrańców. Drogą ewolucyjną do lepszej sytuacji nie dojdziemy, o czym świadczy minione 25 lat od obalenia komuny. Potrzebne są ostre protesty i powiedzenie DOŚĆ propagandzie sukcesu Tuska. Polsce potrzebna jest
zabiegi i operacje tak długie? – Nie masz pieniędzy na prywatne leczenie, to umieraj na ulicy. Dlaczego jest tak duże bezrobocie, a ludzie muszą szukać kawałka chleba za granicą, podczas gdy miliony złotych są fundowane kościelnej ściemie? Dlaczego jak kobieta usunie ciążę z powodu gwałtu albo ciąża zagraża zdrowiu kobiety, to katoliccy dziennikarze nazywają ją dziwką? Dlaczego partie o lewicowym charakterze nie są dopuszczane do głosu, a ich projekty są odkładane na bok? Dlaczego nikt nie chce słuchać ludzi, którzy mają coś mądrego do powiedzenia i zrobienia? Dlaczego mamy mieć wybór między Tuskiem a Kaczyńskim? Dlaczego niektórzy nie chcą uświadomić sobie tego, że po tych zmianach w Polsce byłoby lepiej? Zbigniew z Torunia
Partia, ale jaka?!
utworzenie jeszcze kilku lub kilkunastu izb pamięci JPII, który niebawem zostanie świętym. Można pomyśleć o budowie pomnika Kuklińskiego – wzorowego patrioty. Ivo
Katolik na obczyźnie Mam za sobą małą przygodę. To, co katolicy wyprawiają w Anglii, to się w pale nie mieści – zdrady i imprezy na okrągło – może dlatego, że nikt ich tam nie zna i mają kasę, więc robią, co chcą. Ale najgorsze jest to, że co niedzielę ze złożonymi rączkami lecą do kościoła i gorliwie się modlą. Bo jak to? Ja, Polak, mam nie chodzić do kościoła?! Co pomyślą inni, szczególnie w tak małej społeczności – Polonia?! Modlitwa modlitwą, a potem jest wielka impreza: chlanie, ćpanie itp. i mają w tyłku kościół i swojego bożka. Po co taka obłuda? Pamiętam, jaką konsternację wywołało, kiedy powiedziałem znajomym, że jestem ateistą. Ludzie, jak chcecie robić to, co robicie, to róbcie, ale nie udawajcie, że Bóg jest waszym przyjacielem od imprezy do imprezy. Zbigniew z Torunia
Czas na protesty W książce „Szachinszach” Ryszard Kapuściński napisał: „Potrzebna jest świadomość biedy, świadomość ucisku, przekonanie, że bieda i ucisk nie są naturalnym porządkiem świata”. Cytat ten dotyczył Iranu i walki Irańczyków o obalenie szacha. Szacha obalili, ale do władzy doszedł ajatollah Chomeini, czyli Irańczycy spadli z deszczu pod rynnę. W Polsce obecnie też mamy biedę i kapitalistyczny ucisk, dlatego nie
porządna socjaldemokracja na wzór szwedzki, która obejmie władze i zrobi reformy, aby z pracy rąk i głów móc godnie żyć. Skłóceni Miller i Palikot tego nie zrobią. Polski indywidualizm jest tego przyczyną. Ludzie, obudźcie się! Czas na protesty już nadszedł. Waldemar Szydłowski, Gdańsk www.bezboga.pl
Nie rozumiem… Dlaczego nie możemy się doczekać zmiany prawa kanonicznego albo jakiejś ustawy o statusie prawnym Kościoła katolickiego w Polsce? Czy nie może być tak, jak chociażby w Danii, gdzie Kościół funkcjonuje na zasadzie stowarzyszenia i nie rządzi państwem? Dlaczego w Polsce zawsze było pod górkę? Nawet akt apostazji jest niezwykle długotrwałą procedurą – a przecież mogłoby być tak: nie wierzę w Boga lub zmieniłem wyznanie, jestem dorosły i proszę o wykreślenie mnie z tych śmiesznych ksiąg kościelnych, i do widzenia. Dlaczego klechy pozwalają sobie na coraz więcej i czują się bezkarnie, a ewentualną karą jest przeniesienie ich do innej parafii lub do stanu świeckiego? Bo zagorzałe mohery potrafiłyby zabić kogoś, kto mówi źle o klechach? Kler zaczął akcję gender, bo chce odwrócić uwagę od afer pedofilii w Kościele. Dlaczego w szkołach jest religia zamiast dużo bardziej przydatnej etyki, którą można wykorzystać w życiu? Dlaczego przebrzydła baba w okularach zza sejmowego mikrofonu wygaduje bzdety o jałowych związkach? Dlaczego opieka medyczna w naszym kraju jest tak kiepska, a terminy na
Po reformacji w 1989 roku lewica została rozproszona na drobne ugrupowania. Trzeba było czasu, aby się one dogadały. Wiemy, że duży może więcej, dlatego też potrzebne jest w kraju silne lewicowe ugrupowanie. W swoich artykułach Roman Kotliński nawoływał, aby wsiąść do pociągu stojącego na peronie. Zgadzam się z nim całkowicie, że każdy popełnia błędy. Błędy popełnione nieświadomie można jakoś wybaczyć, ale te robione ze świadomością stoją ością w gardle. Taką ość od wyborów do parlamentu mamy w okręgu nr 18. Zwróciłem się do pana Palikota, aby wpłynął na pana Leona K. zmieniającego kolejność nazwisk na liście wyborczej. Jak się okazało, miałem 100-procentową RACJĘ; pan, który zdobył mandat, odszedł, „wypiął” się na Partię i jej program, ale… w partii pozostał. Teraz, kiedy połączyliśmy siły, nie mamy swojego przedstawiciela w polskim parlamencie. Dlatego nie mamy pomieszczenia na spotkania i działalność. Kiedy zorganizowałem spotkanie, przyszła dosłownie „garstka” osób, które jeszcze chcą działać. Zastanawiam się, czy tak ma wyglądać zjednoczona lewica??? Czy człowiek, który doprowadził do rozbicia partii, powinien być dalej jej członkiem? Jestem człowiekiem lewicy „od zawsze”, uczestniczyłem w szkoleniach prowadzonych przez lewicę francuską i niemiecką. Ze swojego doświadczenia wiem, że partia powinna być budowana od podstaw. Silne fundamenty dają poczucie stabilizacji partyjnej. Człowiek, który prowadzi krecią robotę, nie zasługuje, aby znajdować się w jej szeregach. Marian Kozak, Siedlce
19
ludzi. Otóż wierzy się w nie nadal! Kiedy wydarzy się coś spektakularnego na świecie, moi bardzo religijni i katoliccy rodzice mają w zwyczaju mówić: „To już zapowiadała Królowa z Saby” albo przeciwnie – mówią: „Tego nawet Michalda nie przewidziała”. Ale to nie wszystko! Pod wpływem tych „proroctw” moi rodzice wierzą także, że „Polska będzie od morza do morza”, stanie się potęgą, a nawet zbawi świat! Zatem naiwna bajka puszczona w obieg przed stuleciem żyje własnym życiem i wciąż znajduje wyznawców. Kamil z Bełchatowa
Pornograficzne „FiM” Kupując 15 lutego 2014 r. najnowszy numer „Faktów i Mitów” w legnickim Kauflandzie przy ul. Iwaszkiewicza, przeżyłem ciekawą przygodę. Otóż pani przy kasie po zeskanowaniu kodu paskowego gazety zaczęła się śmiać i zapytała mnie, czy mam ukończone 18 lat. Mam ukończone znacznie więcej lat, więc nie tylko pani kasjerka śmiała się z pytania, które ukazało się w komputerze kasowym. Zrobiło mi się głupio, bo ludzie obok pomyśleli, że kupuję gazetę pornograficzną. Kiedy jednak wyjaśniłem, że jest to gazeta antyklerykalna, zostało to przyjęte z pełnym zrozumieniem. W związku z powyższym zastanawiam się, czy wspomniane ograniczenie jest wymysłem sieci Kaufland, czy może jakiegoś katolika nadgorliwca z legnickiego sklepu? A może to wynik interwencji Kościoła i tak jest w całej Polsce? Jan Raczek Dzięki. My też jesteśmy ciekawi… Redakcja
Radio „FiM” nadaje! Szukajcie nas i włączajcie na stronie www.faktyimity.pl. Jak zwykle moż na nas słuchać w czwartki i piąt ki od godziny 12.00 do 13.30. Te lefonujcie do nas podczas trwania audycji pod numer 695 761 842 i piszcie na Gadu-Gadu: 23105300 lub adres e-mail: radio@fakyimity.pl. Zapraszamy!
Nasz nowy portal! Zapraszamy do korzystania z nowe go multimedialnego portalu „Faktów i Mitów”. Najnowsze informacje z kraju i ze świata uzupełniane felie tonami naszych publicystów, artyku łami o ekologii, forum dyskusyjnym,
Cuda na kiju Chciałbym się odnieść do tekstu Marka Kraka o popularnych w XX wieku pseudoproroctwach („Dziwy spod kruchty” – „FiM” 6/2014), w które w Polsce wierzyły miliony
omówieniami bieżących numerów „FiM” i gorącymi tematami naszych dziennikarzy – to wszystko pod sta łym adresem www.faktyimity.pl. Por tal działa także na telefonach komór kowych i tabletach.
Redakcja
20
P
PRZEMILCZANA HISTORIA
oczątek 1968 roku (704 lata po kaliskim edykcie) obfitował w Polsce w burzliwe wydarzenia. W ich tle partyjny establishment czekał na odpowiedni moment, by skoczyć sobie do gardeł i walczyć o władzę, a jednym z elementów politycznej rozgrywki miała być ostateczna rozprawa z resztkami zamieszkujących Polskę Żydów. Zdjęcie z afisza Teatru Narodowego Mickiewiczowskich „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka pod zarzutem antyrosyjskich akcentów, a raczej prowokacyjne obwieszczanie tej decyzji z dużym wyprzedzeniem przez Ministerstwo Kultury, któremu przewodził wtedy ówczesny kierownik Wydziału Kultury KC PZPR Wincenty Kraśko (dziadek znanego klerykalnego prezentera telewizyjnego Piotra Kraśki), wywołało irytację wielu środowisk. Protestował Związek Literatów Polskich, a Stefan Kisielewski nazwał ówczesny aparat władzy dyktaturą ciemniaków. Jednak największe protesty wyszły ze środowisk akademickich, głównie z Uniwersytetu Warszawskiego, którego studenci zorganizowali 8 marca wielki protest zakończony interwencją milicji i robotniczego aktywu. Pośród buntujących się organizacji młodzieżowych szczególną aktywnością wyróżniały się Młodzieżowy Klub „Babel”, działający przy Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Żydów w Polsce (dzieci TSKŻ-etu), oraz tak zwani komandosi – polityczno-towarzyska grupa akademicka, w której wyróżniał się student historii UW Adam Michnik. Zważywszy, że w obu tych grupach dominowali ludzie żydowskiego pochodzenia, stały się one celem harcującej od początku lat 60. frakcji „partyzantów”, na czele której stał marzący o przywództwie w kraju szef MSW Mieczysław Moczar. „Partyzanci” forsowali tezy, że za plecami studentów kryje się wielki spisek żydowskich elit. Miał o tym świadczyć fakt, że podczas studenckich zamieszek zatrzymano dzieci przywódców TSKŻ, między innymi dwóch synów wieloletniego przewodniczącego tej organizacji Grzegorza Hersza Smolara – to jest Aleksandra Smolara (obecnie prezes Fundacji im. Batorego) oraz jego brata, Eugeniusza Smolara, a także Leona Sfarda, syna sekretarza TSKŻ. Kiedy udało się wywołać niepokoje społeczne, przywódca kraju – Władysław Gomułka – 19 marca 1968 roku w Sali Kongresowej Pałacu Kultury wystąpił z przemówieniem, które zmieniło życie tysięcy polskich obywateli. „Nie ulega wątpliwości – mówił – że obecnie znajduje się w naszym kraju określona liczba ludzi, obywateli naszego państwa, którzy nie czują się ani Polakami, ani Żydami. Nie można mieć do nich o to pretensji. Nikt nikomu nie jest w stanie narzucić poczucia narodowości, jeśli go nie posiada. Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni unikać dziedzin
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
ŻYDZI POLSCY (14)
Przerwana historia W połowie XIII wieku piastowski książę Bolesław Pobożny udzielił schronienia europejskim Żydom prześladowanym z inspiracji Państwa Kościelnego, sankcjonując ich prawa w Polsce specjalnym statutem kaliskim, potwierdzanym później przez kolejnych polskich monarchów. Przez 700 lat bytności społeczność ta wrosła w polską tradycję i kulturę – aż do XX wieku, kiedy to na skutek decyzji politycznych przestał istnieć żydowski świat w naszym kraju.
pracy, w których afirmacja narodowa dotrzymywał mu również Tadeusz staje się rzeczą niezbędną”. Walichnowski na forum partyjneWystąpienie to wywołało duże go biuletynu historycznego „Z pola oburzenie i rozgoryczenie środowisk walki” czy Janusz Kolczyński, a nażydowskich. Z drugiej też strony, wet przyszła posłanka PO Iwona enigmatyczny termin „syjonista” mógł Śledzińska-Katarasińska. być przypisany w zasadzie każdemu, Frakcja Moczara kreująca się na kto nie uchodził za zdeklarowaneoddanych patriotów i „prawdziwych go nacjonalistę, najlepiej z obozu moczarowych „partyzantów”. Syjonistyczną kartą rozgrywano różne prywatne interesy i dawne animozje. Za syjonistę, a w dalszej konsekwencji Żyda, można być uznanym, oprócz oczywiście deklarowanego światopoglądu, na podstawie wyglądu zewnętrznego (rysy twarzy) czy nazwiska. Znany był przypadek, kiedy jeden z delikwentów posądzony o „niesłuszne pochodzenie” i zagrożony utratą pracy tłumaczył się, że jego rodzina nie mogła mieć nic wspólnego z żydostwem, gdyż jego ojciec w czasie wojny był… folksdojczem. Oczywiście ten argument przekonał i zadowolił szacowną komisję. Komentu- Warszawa, 8 marca 1968 r. jąc zaistniałą sytuację, znany żyPolaków”, odkurzając przedwojendowski pisarz January Grzędziński stwierdził: „Kto ma być uznany za ne hasło „Polska dla Polaków”, skusyjonistę, określa Gomułka sam, tak tecznie wzniecała w społeczeństwie jak w Rzeszy, kto jest, a kto nie jest antysemickie nastroje, licząc na wyŻydem, określał sam Hitler”. wołanie politycznej lawiny, która W polowaniu na syjonistów w konsekwencji miała ich wynieść na i podsycaniu atmosfery niebagatelszczyty władzy. W zakładach pracy organizowano antysyjonistyczne wieną rolę odegrali dziennikarze związani z Moczarem oraz Stowarzyce. Osobom o korzeniach żydowskich (często tylko domniemanych), a naszeniem Katolików Świeckich PAX Bolesława Piaseckiego. Nazywani wet filosemitom stawiano zarzuty resarkastycznie ułanami z Rakowiewizjonizmu i kosmopolityzmu oraz ukrytej niechęci do Polski. Oczywickiej (od ulicy, gdzie mieściła się siedziba MSW) mieli dostęp do raście za hasłami antysyjonizmu kryła się czystka w szeregach PZPR oraz portów i pracy operacyjnej milicji, w urzędach i instytucjach państwodzięki czemu prześcigali się w publikacjach na temat rzekomego spisku wych, na co Moczar jako szef MSW przeciwko socjalistycznej Polsce, za był doskonale przygotowany. Zaczęło którym stali „chłoptysie i dziewczątsię typowe polowanie na czarownika z tatusinych limuzyn, wyhodowani ce i ówczesne czystki objęły wszystw cieplarnianych warunkach »poszukie grupy społeczne. Wprowadzono cenzurę na wypowiedzi wielu nakiwacze sprzeczności«, wyznawcy nihilizmu narodowego”. Spośród „typowo ukowców i twórców żydowskiego aryjskich” dziennikarzy szczególnie pochodzenia, zastosowano embargo zajadłym piórem wyróżnił się Ryna wszelką pomoc ze strony zagraszard Gontarz ze swoim słynnym nicznych organizacji dla społeczności cyklem artykułów w „Sztandarze młożydowskiej w Polsce, co przyczynidych” pt. „Szargam świętości”. Kroku ło się do upadku wielu żydowskich
instytucji działających głównie pod patronatem TSKŻ. Taka postawa władzy wyzwoliła wśród części społeczeństwa antysemickie nastroje wyrażane w codziennym życiu. Pisarka Janina Bauman (żona prof. Zygmunta Baumana), która przeżyła warszawskie getto, wspominała: „Czuliśmy się jak przed pogromem, ogarniał nas strach. Za chwilę spotkanie się skończy, aktyw partyjny pójdzie pić, czerń wylegnie na ulice Warszawy, żeby z pełnym błogosławieństwem Partii rozprawić się z syjonistami. Wprawdzie nie znajdą żydowskich sklepów do plądrowania ani pejsatych przechodniów do bicia, ale poradzą sobie inaczej. Pierwszy sekretarz podał listę nazwisk, w każdej ulicznej budce jest książka telefoniczna, będą mogli rozliczać się z każdym syjonistą indywidualnie”.
Wiele osób nie wytrzymywało tej presji i postanowiło opuścić Polskę. Zdarzały się również przypadki samobójstw, jak na przykład śmierć Rafała Glücksmana, znanego wydawcy albumów poświęconych malarstwu. 8 kwietnia 1968 r. Biuro Polityczne opracowało instrukcję w sprawie wyjazdu z Polski obywateli pochodzenia żydowskiego. Emigranci pozbawiani byli obywatelstwa polskiego i opuszczali kraj nie z paszportem, lecz z tzw. dokumentem podróży, upoważniającym do wyjazdu z Polski bez możliwości powrotu. Formalności załatwiano w ambasadzie holenderskiej, która po zerwaniu przez Polskę stosunków dyplomatycznych z Izraelem reprezentowała państwo żydowskie. Tam otrzymywano promesę wizy izraelskiej; należało również zrzec się mieszkania (przekazywano je zasłużonym moczarowcom) i w niektórych przypadkach zwrócić koszty studiów. Krążył wtedy dowcip: „Jak społeczność żydowska uczci zbliżający się V Zjazd Partii? Oddając dziesięć tysięcy mieszkań”. Jednak opuszczającym
Polskę „syjonistom” nie było do śmiechu. Na wyjazd z kraju mieli tylko miesiąc, więc wyprzedawali lub rozdawali wszystko to, czego nie mogli zabrać ze sobą, gdyż procedura celna w ich przypadku była bardzo surowa. Z warszawskiego Dworca Gdańskiego udawali się do Wiednia. Dalej miał być już Izrael, lecz trafiło tam raptem około trzech tysięcy emigrantów. Wielu z nich praktycznie nic nie łączyło z państwem żydowskim, nie znali hebrajskiego ani tamtejszej kultury. Inni udali się głównie do Szwecji, USA lub innych krajów zachodnich. Emigracja pomarcowa odbywała się w latach 1968–1971. W tym okresie opuściło Polskę około 13 tys. niechcianych obywateli, w tym dzieci. Było wśród nich 944 studentów, 371 lekarzy, blisko 500 naukowców, 200 dziennikarzy (w tym 15 redaktorów naczelnych lub ich zastępców), ponad 60 pracowników radia i telewizji, blisko 100 muzyków, aktorów i plastyków – w tym 23 aktorów i reżyserów Teatru Żydowskiego z dyrektorką Idą Kamińską oraz 26 filmowców. W sumie pośród tych osób przeszło dwa tysiące posiadało wyższe wykształcenie, co w tym okresie stanowiło niepowetowane straty. Nasz kraj opuścili wtedy naukowcy: Leszek Kołakowski i Krzysztof Pomian (filozofia), Włodzimierz Brus (ekonomia), Bronisław Baczko (historia), Zygmunt Bauman i Maria Hirszowicz (socjologia), Bronisław Buras (fizyka), Mieczysław Maneli (historia doktryn), Jerzy Toeplitz (rektor łódzkiej filmówki); reżyserzy: Ida Kamińska i Aleksander Ford oraz pisarze i poeci: Jan Kott, Arnold Słucki, Witold Wirpsza, Henryk Grynberg, Natan Tenenbaum, Stanisław Wygodzki oraz Jan Gross czy wspomniana Janina Bauman. Wyjeżdżającym zwykle towarzyszyła obojętność dawnych przyjaciół i sąsiadów, a czasem i wrogość otoczenia. Znikome też były słowa otuchy i odruchy poparcia, co jeden z publicystów zobrazował metaforycznym stwierdzeniem: „Myślicie, że to oni jadą na Zachód? Nie, to my się cofamy na Wschód”. Reakcja światowej opinii publicznej na to wydarzenie była zdecydowanie negatywna i umacniała tezę o nieuleczalnym antysemityzmie Polaków. Rok 1968 w zasadzie położył kres siedemsetletniej historii Żydów polskich. Jednak część ich duchowego dziedzictwa pozostała tutaj na zawsze. Polska, po hebrajsku Polin, czyli miejsce, gdzie można odpocząć, dla żydowskiej świadomości nigdy nie będzie zwyczajnym krajem. W żydowskiej prasie natrafiłem na oddający tę myśl fragment: „Tu, w tych Szettlach, wszystko się zaczęło i to tu, w hitlerowskich obozach zagłady, zgasło żydowskie życie”. A 1968 rok był tylko smutnym epizodem dopełniającym tego dzieła. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r. Czytając książkę „I znowu zapiał kur” (Karlheinz Deschner, t. 1, s. 65), natknąłem się na stwierdzenie, że „czwarta Ewangelia stanowi najbardziej antysemicką część Nowego Testamentu”. Pytam się zatem, czy to prawda? Czy to możliwe, żeby apostoł Jan, Żyd z krwi kości, zamieścił w Ewangelii wrogie dla judaizmu akcenty? A jeśli tak, to które konkretne teksty na to wskazują? Warto zauważyć, że żadna z Ewangelii kanonicznych nie budzi wśród chrześcijan takiego zainteresowania jak właśnie Ewangelia Jana. Potwierdzeniem zaś tego jest m.in. fakt, że Ewangelia ta jest najczęściej wydawana (kieszonkowy format) i na nią też najczęściej powołują się chrześcijanie przy obronie boskości Chrystusa. Niestety, niewielu wierzących uświadamia sobie, że Ewangelia ta zawiera także teksty kontrowersyjne i antysemickie. Jest tak jednak tylko dlatego, że większość ewangelicznych chrześcijan w ogóle nie dopuszcza do siebie myśli, by w Ewangeliach oprócz objawionych prawd wiary znajdowały się również teksty celowo zdeformowane, a nawet dodane. Przyjrzyjmy się zatem bliżej niektórym takim wersetom, które nie tylko budzą wiele kontrowersji, ale także zawierają twierdzenia antysemickie oraz świadczą o ingerencji osób trzecich w ewangeliczne przesłanie Jana.
Antysemickie akcenty Pierwsze takie akcenty znajdujemy już w prologu, w którym czytamy: „Zakon został nadany przez Mojżesza, łaska zaś i prawda stała się przez Jezusa Chrystusa” (1. 17). Czytając bowiem te słowa, można odnieść wrażenie, że autor celowo umniejszał znaczenie Tory (Pięcioksiąg Mojżesza), która przecież była i nadal jest fundamentem judaizmu. Zauważmy, że Jezus nigdy tego nie czynił. Przeciwnie, podkreślał niezmienność Tory i ostrzegał przed lekceważeniem jej przykazań: „Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków (…). Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie. Ktokolwiek by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych i nauczałby tak ludzi, najmniejszym będzie nazwany w Królestwie Niebios; a ktokolwiek by czynił i nauczał, ten będzie nazwany wielkim w królestwie Niebios” (Mt 5. 17–19). Z przytoczonego tekstu wynika więc, że Jezus jako Żyd i nauczyciel koncentrował się głównie na Torze i pozostałych Pismach hebrajskich, które traktował jako źródło Bożego objawienia. Tymczasem przytoczony werset z Ewangelii Jana wyraźnie przeciwstawia „łaskę i prawdę” Torze. Odnosi się wrażenie, jakoby stały się one dostępne dopiero z przyjściem Jezusa. A przecież
„ łaska i prawda” obecna jest nie tylko w Torze, ale także w pozostałych Pismach hebrajskich (por. Wj 34. 6; Ps 17; 7–8; 19. 8–12; 111. 4–9). Wszak „całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości” (2 Tm 3. 16). Czytamy też, że „cokolwiek przedtem napisano, dla naszego pouczenia napisano, abyśmy przez cierpliwość i pociechę z Pism nadzieję mieli” (Rz 15. 4). Ponadto Pisma, o których mówią powyższe wersety, to właśnie Biblia hebrajska, jedyna święta
OKIEM BIBLISTY Kolejny werset: „Wtedy doszło do sporu między uczniami Jana i Żydami o oczyszczenie” (J 3. 25). Także to zdanie ma negatywny wydźwięk. Można bowiem odnieść wrażenie, że nie tylko autor, ale również Jan Chrzciciel i jego uczniowie nie byli Żydami. Czyżby autor nie zdawał sobie z tego sprawy? Przecież mógł sformułować to zdanie następująco: „Wtedy doszło do sporu między uczniami Jana i uczonymi w Piśmie oraz faryzeuszami”. Tym bardziej że Ewangelie synoptyczne, mówiąc o przeciwnikach Jezusa, za każdym razem mówią o uczonych w Piśmie, faryzeuszach, saduceuszach, starszyźnie, kapłanach, arcykapłanach i herodianach, ewentualnie o tłumie podburzonym przez religijnych przywódców. Nigdy zaś nie przypisują tej wrogości wszystkim Żydom, chociażby z tego powodu, że Jezus miał wielu zwolenników wśród Żydów. Niestety, czwarta Ewangelia, jak żadna inna, zawiera
PYTANIA CZYTELNIKÓW
21
Co więcej, za tym, że Ewangelia ta jedynie nawiązuje do nauki głoszonej przez Jana, przemawia również charakter tej księgi oraz różnice zachodzące między nią a Ewangeliami synoptycznymi. Oto niektóre z nich. Według Ewangelii Jana pierwszym uczniem Jezusa został najpierw Andrzej i inny uczeń Jana Chrzciciela, a dopiero później Piotr (J 1. 35–42). Natomiast w Ewangeliach synoptycznych wspomina się najpierw Piotra i Andrzeja (Mt 4. 18–20; Mk 1. 16–18; Łk 5. 1–11). Według synoptyków to Piotr uznaje Jezusa za Mesjasza i Syna Bożego (Mt 16. 16; Mk 8. 29; Łk 9. 20), natomiast w czwartej Ewangelii Jezusa nazywa tak już Jan Chrzciciel (1. 34), Andrzej (1. 41) oraz Natanael (1. 49). Synoptycy ani jednym słowem nie wspominają o cudzie w Kanie Galilejskiej, podczas którego Jezus „objawił chwałę swoją, i uwierzyli weń uczniowie jego” (2. 11). Dlaczego? Czyżby uznali ten cud za mało istotny? To niemożliwe. Był to przecież Rzeźba przedstawiająca Jana Apostoła pierwszy cud, przez który Jezus
Antysemityzm w Ewangelii? księga, zanim powstał Nowy Testament. Jest zatem mało prawdopodobne, by apostoł Jan, prawowierny Żyd, tego nie wiedział i by spod jego ręki wyszły te słowa. Podobnie dziwnie brzmiałyby w ustach Żyda następujące słowa: „A takie jest świadectwo Jana, gdy Żydzi z Jerozolimy wysłali do niego kapłanów i lewitów, aby go zapytali: Kim ty jesteś?” (J 1. 19). Naturalne byłoby, gdyby zamiast słowa „Żydzi” autor użył słowa „zwierzchnicy” lub „przełożeni”. Z taką bowiem misją kapłanów i lewitów mogli wysłać tylko przełożeni. Poza tym czyż apostoł Jan i Jan Chrzciciel nie byli Żydami? Także sformułowanie „a gdy zbliżała się Pascha żydowska” (J 2. 13) ma wydźwięk pejoratywny, bo Paschy przecież nie obchodzili Rzymianie czy Grecy. Nie było zatem potrzeby nazywać ją „żydowską”. Tym bardziej że według Księgi Kapłańskiej nie jest to święto ustanowione przez Żydów, ale przez Boga Izraela. Czytamy bowiem: „Te są uroczystości świąteczne Pana [JHWH], w które będziecie zwoływać święte zgromadzenia. Te są moje święta” (23. 2). Wszystkie święta, które Księga Kapłańska wymienia w tym rozdziale, nazywa więc Bożymi świętami, a nie żydowskimi. Tymczasem ewangelista za każdym razem – wręcz obsesyjnie – nazywa je żydowskimi (2. 13; 5. 1; 6. 4; 7. 2; 11. 55), jakby żydowskiemu apostołowi zarówno Żydzi, jak i wymienione święta były obce.
sporo negatywnych twierdzeń o Żydach i wiele wskazuje na to, że były one z góry zamierzone, aby napiętnować ich jako wrogów nie tylko Jezusa, ale także samego Boga. Wyraźnie świadczą też o tym kolejne teksty, które mówią, że: „Żydzi prześladowali Jezusa” (5. 16, por. 6. 41); „Żydzi (…) starali się o to, aby go zabić” (5. 18, por. 7. 1); „Nikt o nim nie mówił jawnie z obawy przed Żydami” (7. 13); „Rzekli mu Żydzi: Teraz wiemy, że masz demona” (8. 52); „Żydzi znowu nazbierali kamieni, aby go ukamienować” (10. 31). Czytamy też, że to Żydzi wywarli presję na Piłata, aby skazał Jezusa na śmierć (19. 7, 14–15). Mało tego, według Jana Jezus miał też nazwać Żydów dziećmi diabła: „Ojcem waszym jest diabeł i chcecie postępować według pożądliwości jego” (8. 44). Ewangelista użył co prawda kilka razy słowa „Żyd” w znaczeniu neutralnym, a nawet stwierdził, że „zbawienie pochodzi od Żydów” (J 4. 22), nie zmienia to jednak faktu, że większość wersetów (jest ich znacznie więcej, niż przytoczyłem w artykule) celowo przedstawia Żydów w złym świetle. Wniosek ten zresztą wynika nie tylko z antysemickich akcentów zawartych w Ewangelii Jana, ale także z porównania jej z Ewangeliami synoptycznymi, w których nie znajdziemy określeń, które mogłyby wytworzyć w czytelniku niechęć i nienawiść do Żydów. Uzasadnione zatem staje się pytanie: kto jest autorem owych
ntysemickich twierdzeń: apostoł a Jan czy ktoś zupełnie inny?
Problem autorstwa Wiadomo, że większość chrześcijan, przynajmniej ewangelicznie wierzących, uważa, że autorem czwartej Ewangelii jest apostoł Jan. Powszechnie też uważa się, że Ewangelia ta w całości powstała z boskiego natchnienia i dlatego ani jedno jej zdanie, a nawet wyraz, nie mogą zostać zakwestionowane czy też podlegać jakiejkolwiek krytycznej analizie. Warto jednak przypomnieć, że sprawa powstania i autorstwa Ewangelii, a szczególnie czwartej Ewangelii, nie jest bynajmniej taka prosta. Wiadomo przecież, że zanim którakolwiek z nich została napisana, najpierw ich przesłanie było głoszone ustnie. Dopiero po kilkudziesięciu latach od śmierci Jezusa powstały pierwsze Ewangelie, przy czym Ewangelia Jana powstała najpóźniej, około 100 roku n.e. Poza tym chociaż bibliści ewangeliccy i katoliccy zgodnie twierdzą, że Ewangelia Jana nawiązuje do nauki głoszonej przez apostoła, to jednak przyjmują również, że w znacznej części jej treść pochodzi od jego uczniów. Ksiądz Józef Kudasiewicz pisze o tym tak: „Ewangelia Jana ma dwie warstwy: pierwsza, pióra Jana Zebedeuszowego, powstała w r. 43 lub 60, druga zaś jest dziełem uczniów Jana i powstała w końcu I wieku w Efezie” („Biblia, historia, nauka”, Wydawnictwo Znak, Kraków 1978, s. 252).
„objawił chwałę swoją”, i to dzięki temu – jak podkreślił ewangelista – uczniowie uwierzyli w Jezusa. Takich zatem rzeczy się nie zapomina. A jednak synoptycy nie uznali za stosowne o tym zdarzeniu wspomnieć ani jednym słowem. I jeszcze jeden przykład. Według Ewangelii Jana Jezus wypędził przekupniów ze świątyni jerozolimskiej na początku swojej działalności (2. 13– 17), natomiast synoptycy umieścili to zdarzenie pod koniec jego działalności. Ono też przesądziło o skazaniu Jezusa na śmierć (Mt 21. 12–13; Mk 11. 15–19; Łk 19. 45–48). Czyżby apostoł Jan o tym nie wiedział lub celowo deformował fakty? A jeśli nie on, to skąd owe rozbieżności? Wśród badaczy panuje powszechna opinia, że wynikają one z wpływu różnych środowisk religijnych. Tak uważa m.in. ks. Józef Kozyra. Pisze: „Środowiska religijne i filozoficzne końca I w. w Azji wpłynęły na specyficzne ujęcie i terminologię tej Ewangelii, która chciała uzasadnić naukę o Jezusie Chrystusie, broniąc ją przed błędną interpretacją grożącą ze strony prądów gnostyckich i doketycznych, przeczących ludzkiej naturze Chrystusa” („Geneza Ewangelii”, wyd. II, poprawione i uzupełnione, Katowice 2005, s. 142). Mamy więc odpowiedź. Szkoda tylko, że nie zmieni ona faktu, że czwarta Ewangelia na zawsze już kojarzyć się nam będzie z antysemityzmem oraz z niepewnością co do jej treści – tak różnej od Ewangelii synoptycznych. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
OKIEM SCEPTYKA
POLAK NIEKATOLIK (81)
Szkoła lubartowska Ariańska szkoła w Lubartowie była w I Rzeczypospolitej jedną z najbardziej postępowych uczelni. Uczęszczała do niej także młodzież kalwińska i katolicka, a twórcą i rektorem szkoły był humanista Wojciech z Kalisza. Lubelszczyzna była od drugiej połowy XVI w. jednym z najważniejszych ośrodków kalwinizmu i arianizmu. Jeszcze przed wystąpieniem Marcina Lutra działał na tym terenie antyklerykał Biernat z Lublina, renesansowy poeta i bajkopisarz zajmujący poczesne miejsce nie tylko w dziejach literatury polskiej, ale także myśli postępowej XVI w. Od 1557 r. mieszczanie lubelscy i okoliczna szlachta uczestniczyli w synodach kalwinistów małopolskich w Pińczowie, natomiast w 1560 r. odbył się w Bychawie pierwszy na Lubelszczyźnie synod kalwiński. W XVI w. istniało na wspomnianym terenie 37 zborów kalwińskich i był to, obok Kielecczyzny, najsilniejszy ośrodek tego wyznania w I Rzeczypospolitej. Wśród kalwinistów lubelskich szerzył się arianizm. Lubelski duchowny kalwiński Stanisław Paklepka, który był antytrynitarzem, doprowadził w 1565 r. do utworzenia w Lublinie aktywnego zboru ariańskiego, na którego czele sam stanął. Pierwszą siedzibą tego zboru (wraz ze szkołą) była kamienica starosty Tęczyńskiego lokalizowana obok lubelskiej katedry. Głównymi ideologami ariańskimi
Z
na Lubelszczyźnie stali się Marcin Czechowic i Jan Niemojewski, którzy głosili radykalne poglądy społeczne oraz unitarianizm (unitas – po łac. jedność), doktrynę, wedle której jedynym Bogiem jest Bóg Ojciec. Szczególnego znaczenia na Lubelszczyźnie nabrał zbór ariański w Lewartowie (obecny Lubartów) wraz ze słynną szkołą. Miejscowość ta, obecnie miasto powiatowe w województwie lubelskim, założona została w 1543 r. przez wojewodę lubelskiego Piotra Firleja herbu Lewart (stąd początkowa nazwa Lewartów, zmieniona w 1743 r. na obecną – Lubartów). Miasto uzyskało sławę za czasów Mikołaja Firleja, syna Piotra, kalwina, wodza innowierców małopolskich. Po śmierci Mikołaja gród przeszedł pod rządy Mikołaja Kazimierskiego – arianina, który założył tam zbór ariański i przekształcił szkołę kalwińską w ariańską. Organizatorem i rektorem tej
anim zastanowimy się nad tym, jak rozmawiać z ludźmi, którzy prezentują światopogląd odmienny od naszego, zadajmy sobie pytanie, po co właściwie chcemy z nimi dyskutować. Przed tygodniem opublikowaliśmy list Czytelniczki, która prosi nas o publikowanie porad psychologicznych, jak „prowadzić rozmowy z ludźmi, którzy nie dopuszczają do siebie innego sposobu myślenia niż ten, który preferuje PiS i środowisko kościelne”. Nie jestem wprawdzie psychologiem, ale mogę chętnie podzielić się spostrzeżeniami płynącymi z doświadczenia wielu lat spędzonych na różnego rodzaju debatach i rozmowach światopoglądowych. Mam nadzieję, że będą one przydatne. Sprawa debat o światopoglądzie i polityce jest z jednej strony wielopłaszczyznowa, a z drugiej – dosyć prosta. Na pytanie zadane przez Czytelniczkę można wszak odpowiedzieć jednym zdaniem: z osobami, które nie dopuszczają do siebie innego sposobu myślenia niż ten ulubiony, nie warto rozmawiać, bo to strata czasu. Ten czas można poświęcić efektywniej na rozmowę z innymi ludźmi, bardziej otwartymi. Wszyscy będą z tego mieli korzyść – stracimy mniej nerwów, przysporzymy
placówki został Wojciech z Kalisza (zm. 1601 r.), humanista, pacyfista i antymilitarysta, absolwent Akademii Krakowskiej, nieprzeciętny pedagog, miłośnik dzieł Cycerona oraz Erazma z Rotterdamu. Podczas pobytu w Niemczech, w Strasburgu, Wojciech z Kalisza poznał głośnego pedagoga Jana Sturma. Wzorując się na jego zreformowanym szkolnictwie, Wojciech opracował program oraz metody nauczania oparte na założeniach humanizmu, które realizował w szkole lubartowskiej. Stworzył nowoczesną uczelnię związaną z życiem publicznym i polityką, którym podporządkował nauczanie innych przedmiotów,
sobie mniej wrogów, a osoba naprawdę potrzebująca rozmowy znajdzie odpowiedzi na swoje wątpliwości, bo my nie będziemy zajęci kłótniami z jakimś zwolennikiem PiS. Rozumiem jednak, że taka zwięzła odpowiedź nie musi satysfakcjonować, bo przecież życie sprawia, że przez takie fanatyczne osoby bywamy zaczepiani, czasem prowokowani.
zwracając szczególną uwagę na łacinę, retorykę, przedmioty przyrodnicze i naukę języków nowożytnych. W swoim dziele „Schola Levartoviana restituta”, w którym zamieszczone zostały „Prawa szkoły lewartowskiej”, polski reformator wymienił nauki w jego przekonaniu niezbędne dla rozwoju umysłu ludzkiego – religię, etykę, ekonomię, politykę, fizykę, medycynę oraz nauki matematyczne. Do listy dodał również arytmetykę, astronomię z astrologią, geometrię, muzykę i architekturę. Szkoła lubartowska była pięcioletnim gimnazjum humanistycznym i wykraczała daleko poza strasburski system. Zrywała niemal całkowicie z celem wychowania stawianym przez Sturma, czyli „uczoną i wymowną pobożnością”. Największy nacisk kładziono tam na praktyczną użyteczność nauczanych przedmiotów. Wojciech z Kalisza podkreślał bowiem przydatność jeszcze innych nauk poza religią. Na dowód słuszności tego stanowiska wymieniał przykładowo etykę jako przedmiot o wielkich wartościach wychowawczych, zachęcający ludzi do pięknych czynów, ukazujący im znaczenie cnót w życiu. Stanowisko Wojciecha z Kalisza było zgodne z dążeniami kultury Odrodzenia, która w oparciu o „Etykę nikomachejską” Arystotelesa zmierzała do
sytuacji – rezygnacji (tymczasowej?) z debaty, wydaje mi się bardzo rozsądna i wyważona. Bliskie więzy międzyludzkie to sprawa zbyt poważna i zbyt delikatna, aby je lekkomyślnie rozsadzać poprzez kłótnie światopoglądowe. No chyba, że ktoś uzna, iż nie zależy mu na związku lub utrzymywaniu dobrych stosunków z członkami rodziny. Żeby było
ŻYCIE PO RELIGII
No to pogadajmy Czasem żyjemy z nimi pod jednym dachem. Co w tedy zrobić? Jak się zachować? Przede wszystkim wszystko zależy od tego, kim jest dla nas zacietrzewiona osoba, z którą mamy do czynienia. Jeśli to jest ktoś najbliższy – współmałżonek, partnerka, dziecko lub rodzic, to szczerze polecam metodę, jaką prezentuje w swoim liście pani Katarzyna na str. 18 bieżącego wydania „FiM”. Opowiada w nim o życiu w swojej własnej rodzinie, o związku ateistki i prawicowego gorliwca religijnego. Przyjęta przez nią strategia ratowania relacji i – koniecznej w tej
jasne – nie jestem zwolennikiem tzw. nadstawiania drugiego policzka w jakichkolwiek okolicznościach. Chodzi mi jedynie o trzeźwą ocenę naszych priorytetów i nieatakowanie naszych najbliższych, zwłaszcza bez wyraźniej konieczności. W mojej własnej rodzinie najwięcej dobrego zdziałałem wtedy, kiedy odpowiadałem o moich przekonaniach, gdy mnie o to pytano i nie wykazywałem zbytniej zapalczywości w przekonywaniu bliskich do moich racji. Nadgorliwość i zapalczywość w tej dziedzinie zwykle obracała się przeciwko mnie – nie tylko wychodziłem z tego
sekularyzacji zasad moralnych, pojmowania ich jako reguł ułatwiających człowiekowi życie społeczne, a nie jako zbioru prawideł prowadzących do pośmiertnej szczęśliwości. Wraz z nauczaniem etyki jako całkowicie świeckiej dziedziny wiedzy nauczano w szkole lubartowskiej ekonomii, która dawała umiejętność gospodarowania i zasady zarządzania majątkiem. Bardzo oryginalnym dorobkiem tej uczelni było również wywyższenie polityki do poziomu królowej wszystkich nauk i postawienie jej na miejscu, które oddawano zazwyczaj teologii. „Człowiek jest stworzeniem politycznym – uzasadniał kaliszanin wielką rolę polityki – zrodzonym nie tylko dla siebie, lecz także dla wielu innych ludzi. Dlatego niezwykle użyteczną, a nawet wprost konieczną jest nauka polityki, która wyjaśnia zasady życia publicznego i wskazuje sposoby zarządzania państwem”. Z nauką polityki łączyła się ściśle i uzupełniała ją nauka prawa. Ogólne wnioski Wojciech z Kalisza ujmował w trzy najważniejsze zasady: żyć uczciwie, nie robić nikomu krzywdy, oddawać każdemu, co mu się należy. Wszystko to było powodem ogromnej popularności szkoły lubartowskiej. Przybywała tam na studia młodzież z całej Lubelszczyzny i wszystkich ziem polskich, a nawet z Rygi i Dorpatu – różnowiercy i katolicy. Szkoła istniała w latach 1588–1598. Zakończyła swój żywot wraz z likwidacją zboru ariańskiego w Lubartowie po śmierci patrona Mikołaja Kazimierskiego. Do likwidacji zboru, a wraz z nim słynnej uczelni, doprowadził czołowy fanatyk kontrreformacji ksiądz Piotr Skarga. ARTUR CECUŁA
poobijany, ale na dodatek niczego nie osiągałem, żadnej skuteczności w przekonywaniu do moich racji. Rodzina to wszak emocjonalne pole minowe, na którym łatwo o urazy i obrazy, w tym te stare i pozornie zapomniane. Argumenty racjonalne zwykle na nic się tu zdają, bo liczą się zależności, stereotypy i hierarchie dominacji oraz walka o nią. Co do innych osób, z którymi przychodzi nam dyskutować, to warto zadać sobie pytanie o cel takich debat. Czego właściwie oczekujemy po takiej rozmowie? Jeśli naszym rzeczywistym celem jest powalenie przeciwnika argumentami, ośmieszenie jego irracjonalnych przekonań (zwłaszcza publiczne), zmiażdżenie go, okazanie naszej wyższości, to może lepiej od razu darujmy sobie taki wysiłek. Nikogo w ten sposób nie przekonamy. Raczej wyhodujemy sobie wroga. Oczywiście jeśli lubimy mieć wrogów i stać nas na ich mnożenie, to powinniśmy iść w tę stronę. Człowiek atakowany w naturalny sposób się broni, więc atak jest najgorszą z form przekonywania. Natomiast jeśli naprawdę zależy nam na tym, aby kogoś pozyskać dla naszych racji, wówczas powinniśmy przyjąć zupełnie odmienną strategię, w której liczy się skuteczność. O tym napiszemy już za tydzień. MAREK KRAK
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
W
Ewangeliach zachowało się kilka wzmianek dotyczących apostoła Jakuba, zwanego Większym lub Jakubem Starszym, chociaż oczywiście biografii się z tego nie ułoży. Zaczynają się, podobnie jak w przypadku większości apostołów, sceną powołania. Oto Jezus zwrócił się do dwóch rybaków z Kafarnaum nad Jeziorem Galilejskim, Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, aby poszli za nim i stali się rybakami ludzi (Mk 1. 19 n.). Jakub był starszym bratem Jana Apostoła (zwany Janem Ewangelistą). Jezus nazwał ich Boanerges – Synami Gromu. Obaj wraz z Piotrem wyróżniali się spośród uczniów Jezusa (m.in. jako świadkowie Przemienienia na górze Tabor czy modlitwy Jezusa w Ogrójcu). Jakub – podobnie jak jego brat – był gwałtownego usposobienia i popędliwego charakteru. Obaj chcieli, aby piorun spadł na pewne miasto w Samarii, które odmówiło kwatery dla Jezusa pielgrzymującego wraz z uczniami do Jerozolimy (Łk 9. 55 n.). Ewangeliczny proces idealizacji, w trakcie którego coraz bardziej wywyższano i oczyszczano postać Chrystusa, objął również apostołów, w tym obydwu synów Zebedeusza. Najstarsza Ewangelia – św. Marka – pozwala, żeby synowie Zebedeusza sami wypowiedzieli świadczącą o próżności prośbę o to, aby mogli zasiąść po prawicy i po lewicy Pana, natomiast Mateusz w swojej Ewangelii chroni obydwu apostołów przed zarzutem próżności, przypisując owo wypraszanie ich matce – Salome (Mk 10. 35; Mt 20. 20). U kolejnego ewangelisty ta tendencja do ukazywania w bardziej pozytywnym świetle jest jeszcze wyraźniejsza, bowiem Łukasz w ogóle przemilczał próżną prośbę synów Zebedeusza. Dzieje Apostolskie wspominają o Jakubie dwa razy: kiedy wymieniają go na liście apostołów (Dz 1. 13) oraz przy informacji o jego męczeńskiej śmierci (Dz 12. 1n). Apostoła Jakuba uwięziono i ścięto mieczem na rozkaz króla Judei, Heroda Agryppy I, siostrzeńca Heroda Antypasa, który sądził Jezusa. Zatem Jakub stracony około 44 r. był pierwszym męczennikiem spośród apostołów, ale drugim w ogóle – po diakonie Szczepanie. Historyk Euzebiusz z Cezarei na początku IV w. zanotował ubarwioną legendą wersję jego śmierci: „Otóż człowieka, który go oddał pod sąd, na
PRZEMILCZANA HISTORIA
Święci (7) nieświęci
23
Według Dziejów Apostolskich Jakub był pierwszym męczennikiem spośród apostołów. Jednak dopiero w VII w. zaczęła się jego hiszpańska kariera pośmiertna, a domniemane relikwie czczone są w Santiago de Compostela. widok jego męczeństwa takie ogarnęło wzruszenie, że sam wyznał, iż jest chrześcijaninem. Obydwu tedy razem, powiada, prowadzono na stracenie. W drodze prosił Jakuba o przebaczenie. Jakub przez chwilę pogrążył się w myślach, a potem rzekł: »Pokój tobie«, i ucałował go. Tak obydwaj zostali ścięci”. Milczenie źródeł w sprawie bardzo mało prawdopodobnego iberyjskiego epizodu działalności apostoła Jakuba trwało aż do VII w. Zresztą pogłoskę na ten temat zakwestionował w tym samym stuleciu Julian z Toledo, też późniejszy święty, sytuując działalność apostoła wyłącznie w Judei. Kiedy jednak Arabowie w VII w. zajęli Palestynę, a następnie w 711 r. północną Afrykę i Półwysep Iberyjski, ogromne stało się zapotrzebowanie na tak znamienitego świętego i zaczęto rozpowszechniać legendę, przypisując Jakubowi misję w Hiszpanii. Uwierzono też, że po powrocie do Judei Jakub zażyczył sobie przed śmiercią, aby pochowano go w ukochanej Hiszpanii. Pozostało tylko zlokalizować jego grób. „Odnaleziono” go w 829 r. w hiszpańskiej Galicji. Oto mnich Pelayo – w cudowny sposób prowadzony promieniem gwiazdy – dotarł na teren nazywany Compostela (od campus stellae – pole g wiazdy) i zobaczył marmurowy sarkofag z relikwiami apostoła Jakuba. Wiadomość o „odnalezieniu” sarkofagu rozgłosił Teodomir, biskup diecezji Iria Flavia, na której terenie znajdowała się Compostela. Po tym wydarzeniu Alfons II Cnotliwy,
ówczesny król Asturii, razem z biskupem zorganizował pierwszą pielgrzymkę do grobu świętego. W tym miejscu, dzisiejszym Santiago de Compostela, Alfons II kazał wybudować sanktuarium, które pod koniec IX w. stało się jednym z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych średniowiecznej Europy. Muzułmańskie utrudnianie dostępu do Jerozolimy oraz konflikty papieży i cesarzy oraz ich koterii w Rzymie sprawiły, że Santiago de Compostela – drugi po domniemanym grobie apostoła Piotra grób apostolski w Europie – stał się w istocie jednym z trzech głównych celów średniowiecznego pielgrzymowania. Ale Zebedeuszowy syn odwołany przez Jezusa od rybackich sieci został nie tylko uhonorowany wielką ilością pątników. Pośmiertnie został też zmilitaryzowany, bo stał się patronem walecznych, którzy w Europie, Azji, Afryce i w Nowym Świecie zabijali niewiernych, pogan i heretyków. Fanatyczne przekonanie, że św. Jakub ukazał się w zbroi na czele wojsk chrześcijańskich w bitwie z muzułmanami w 844 r., uczyniło go patronem rekonkwisty – zbrojnych walk chrześcijan w VIII–XV w. o odzyskanie Półwyspu Iberyjskiego, opanowanego przez muzułmanów. „San Jago” – tak brzmiało wojenne zawołanie rycerstwa krucjatowego, formowanego za papieskim wezwaniem przez przybyszów z wielu krajów. Powstały liczne zakony mnichów rycerzy, m.in. Świętego Jakuba od Miecza, czyli Santiago.
Albrecht Dürer – „Ścięcie św. Jakuba”
Natomiast od XI w. zaczęto przedstawiać św. Jakuba jako chrześcijańskiego rycerza, pogromcę Maurów – w zbroi, na koniu, galopującego pośród odciętych głów ubranych w turbany, z lancą lub ze sztandarem w dłoni. Wyobrażenie to
ontynuowali Hiszpanie w epoce konk kwisty, czyli iberyjskich wypraw zbrojnych w celu podboju Nowego Świata. Szaleństwo to napędzało „widywanie” św. Jakuba, który ukazywał się jakoby podczas kolejnych bitew. ARTUR CECUŁA
ROZLICZ SIĘ Z FUNDACJĄ „FiM”
Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2013 Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinte resowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź. ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
24
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
GRUNT TO ZDROWIE
B
Co niszczy witaminy w organizmie?
ardzo ważne jest nie tylko to, co „łykamy”, ale także nasza codzienna dieta, ponieważ może ona wpływać na znaczące upośledzenie przyswajania leczniczych substancji, niwecząc terapię i przyczyniając się do dalszego rozwoju choroby. Nie wystarczy zaopatrzyć się w zalecane nam przez lekarza lub farmaceutę specyfiki, aby kuracja odniosła skutek. Należy też posiąść pewną elementarną wiedzę na temat możliwych interakcji spożywanych
Złe towarzystwo roduktów żywnościowych z suplep mentami diety oraz lekarstwami. Podstawową sprawą jest przeczytanie (ze zrozumieniem!) ulotek informacyjnych umieszczonych przez producenta na medykamentach. Pierwszą istotną zasadą jest wiedzieć, kiedy należy przyjmować dany lek. Reguła „przed” czy „po” jedzeniu oznacza przynajmniej pół godziny przed lub po posiłku. Każde odstępstwo od tego spowoduje upośledzenie przyswajania specyfiku, to znaczy zbyt niskie (lub zbyt wysokie) stężenie substancji czynnych w ustroju.
Używki i soki Kolejna czynność, która nieuchronnie musi nam przyjść na myśl w związku z przyjmowaniem medykamentów, to ich „popijanie”. I tutaj czyha na nas sporo zasadzek. Pierwszą z nich jest bez wątpienia alkohol. Z substancją tą nie powinniśmy łączyć nie tylko antybiotyków, ale niemal żadnego leku. Taka mieszanka prawie zawsze wywołuje niepożądane skutki uboczne. W przypadku antybiotyków zdecydowanie osłabia ich
Każdego dnia miliony ludzi na całym świecie łykają witaminy, minerały oraz leki mające za zadanie poprawić ich stan zdrowia. Może się jednak zdarzyć, że skutek takich działań będzie mierny albo zgoła żaden…
działanie oraz może wywoływać uczulenia osłabiające nasz układ immunologiczny. Przełoży się to niechybnie na marny skutek terapeutyczny oraz na konieczność zastosowania kolejnych wyniszczających medykamentów. Alkohol wraz z lekami przeciwcukrzycowymi powoduje przedłużający się stan hipoglikemii, zaś spożywany z lekarstwami nasercowymi może spowodować niebezpieczny spadek ciśnienia krwi. Specyfiki przeciwdepresyjne, uspokajające oraz nasenne łączone z trunkami wyskokowymi mogą powodować zawroty i bóle głowy, senność,
REKLAMA
z męczenie, depresję oddechową, a nawet śpiączkę. Natomiast połączenie alkoholu z paracetamolem poskutkuje przekształceniem go w niezwykle toksyczną substancję grożącą poważnym uszkodzeniem wątroby. Nawet popularna i wydawałoby się niegroźna aspiryna (zawiera kwas acetylosalicylowy) wzmaga działanie alkoholu aż o 40 proc., przyczyniając się na dodatek do uszkodzenia błony śluzowej żołądka. Łączenie tego leku z „procentami” naraża nas na ryzyko wystąpienia choroby wrzodowej. Nie należy popijać jakiekolwiek medykamentu sokami z owoców cytrusowych, a zwłaszcza grejpfrutowym. Nektar z tych owoców zawiera flawonoidy hamujące pracę układu enzymatycznego w wątrobie i jelicie cienkim. Prowadzi to do niebezpiecznej kumulacji niewchłoniętych leków we krwi. Dotyczy to w szczególności preparatów obniżających poziom cholesterolu, przeciwhistaminowych oraz uspokajających. Popijanie napojami cytrusowymi cyklosporyny (lek hamujący reakcje immunologiczne) wywołuje ryzyko nagłego napadu drgawek i niepokojących spadków ciśnienia. Podobnie dziać się może w przypadku lekarstw nasercowych. Działanie takie może wywołać wypicie nawet jednej szklanki soku grejpfrutowego. Aby tego uniknąć, nie powinno się pić napojów tego typu przez cztery godziny przed i po zażyciu farmaceutyków. Nawet zwykła herbata czy kawa, a także napoje energetyczne, mogą niekorzystnie wpływać na przyswajanie niektórych medykamentów. Dzieje się to za sprawą m.in. kofeiny, która występuje również w niektórych lekach przeciwbólowych oraz preparatach z zawartością teofiliny (przeciwko astmie oskrzelowej). Popijanie wyżej wymienionych specyfików, a także preparatów z zawartością kwasu acetylosalicylowego (np. Aspiryna), czy aminofenazolu (np. Pabialgina) może wywołać bóle głowy, bezsenność i kołatanie serca. Inną substancją czynną zawartą w herbacie jest teina – garbnik zaburzający wchłanianie żelaza. Dlatego należy unikać herbaty w sytuacjach niedokrwistości wywołanej upośledzeniem
Antybiotyki niszczą witaminę A, te z grupy B (B3, B6, B12), K, żelazo, magnez, wapń, kwas foliowy oraz pożyteczną florę bakteryjną przewodu pokarmowego. Leki przeczyszczające przyczyniają się do wydalania z naszego organizmu witaminy A, D, E i K. Natomiast preparaty moczopędne wypłukują witaminy z grupy B oraz cynk, magnez i potas. Środki nasenne zaburzają wchłanianie witamin A, B9, C i D i dodatkowo obniżają poziom wapnia w organizmie. Medykamenty przeciwdrgawkowe zaś obniżają poziom witamin D i K oraz kwasu foliowego. Omeprazol, Bioprazol i inne leki z grupy inhibitorów pompy protonowej, stosowane w celu zmniejszenia wydzielania kwasów żołądkowych w terapii choroby wrzodowej, zmniejszają wchłanianie witaminy B12, którą z kolei najlepiej suplementować w postaci zastrzyków, bo ta w tabletkach jest bardzo słabo przyswajalna. Z kolei tabletki antykoncepcyjne, zastępcze preparaty estrogenu i kortykosteroidy zmniejszają poziom witamin z grupy B w organizmie, w tym kwasu foliowego oraz cynku. Niewiele osób wie, że szkodliwe używki powodują gigantyczne spustoszenie wśród naszych zapasów witamin i biopierwiastków. Alkohol niszczy witaminy: A, B1, B2, B3, B6, B9 oraz potas, magnez, żelazo, wapń. Kofeina zaś – B1, B6, PP, K, magnez, żelazo, potas, wapń, cynk. Nikotyna – A, C, E i selen. Jeden papieros niszczy od 25 do 100 mg witaminy C. Palacze wypalający dziennie paczkę papierosów tracą jej każdorazowo aż do 40 procent. Witaminę K oraz te z grupy B i C niszczy też aspiryna oraz inne leki zawierające kwas acetylosalicylowy. Długotrwałe zaś przyjmowanie paracetamolu powinno być równoważone zwiększoną podażą antyoksydantów. przyswajania tego pierwiastka. Preparaty z zawartością żelaza powinny być podawane wraz z witaminą C oraz cynkiem, ułatwiającymi jego wchłanianie. Podczas suplementacji żelazem należy unikać przyjmowania miedzi. Korzystne będzie natomiast popijanie suplementów żelazowych samodzielnie świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym, bogatym w witaminę C i kwas foliowy. Dobrze jest też ograniczyć wówczas spożycie mleka i jego przetworów, ponieważ zawarty w nich wapń utrudnia wchłanianie żelaza.
Nabiał i warzywa Skoro doszliśmy do mleka i nabiału, przyjrzyjmy im się bliżej. Produkty te, bogate w wapń, upośledzają działanie antybiotyków. Wapń zawarty w produktach mlecznych tworzy bowiem z wieloma z nich nierozpuszczalne w wodzie sole wapnia. Efektem jest znaczne upośledzenie lub wręcz uniemożliwienie wchłaniania się leków. Dotyczy to w szczególności antybiotyków zawierających tetracykliny oraz bisadokyl. W przypadku mlecznych przetworów zachodzi tu pewien paradoks, ponieważ te przefermentowane zawierają niezbędne podczas kuracji antybiotykowej pożyteczne bakterie odbudowujące naszą wyniszczoną florę bakteryjną. W związku z tym produkty mleczne powinniśmy spożywać dopiero po upływie około dwóch godzin od przyjęcia antybiotyku. Odradza się popijanie preparatów przeciwko osteoporozie kefirem, jogurtem albo mlekiem, gdyż mogą one zmniejszyć przyswajanie tych leków nawet o połowę. Również suplementy magnezu powinno dzielić od mlecznej przekąski co najmniej dwie godziny. Istnieje więcej produktów spożywczych niezbędnych w naszej prawidłowej diecie, a wchodzących
w szkodliwe interakcje z medykamentami. Prawidłowość ta sprawdza się w przypadku zielonych warzyw, które należy ograniczyć podczas stosowania leków przeciwzakrzepowych, bowiem zawarta w nich witamina K osłabia ich działanie. Osoby chorujące na żylaki czy choroby serca powinny więc ograniczyć jedzenie brokułów, brukselki, szpinaku czy sałaty na rzecz czerwonych warzyw, takich jak buraki czy pomidory. Także zdrowy skądinąd błonnik usprawniający nasze trawienie potrafi obniżyć przyswajanie niektórych specyfików. Dotyczy to trójpierścieniowych lekarstw antydepresyjnych (np. Anafranil, Imipiramina, Doxepin, Hydiphen, Petylyl) oraz nasercowych glikozydów naparstnicy (np. Bemecor, Digoxin), w przypadku których może dojść do bardzo groźnego zaostrzenia niewydolności krążenia. Zwolennicy tłustej diety mają również powody do niepokoju. Zwłaszcza jeśli przyjmują preparaty przeciwko duszności na bazie teofiliny. Z tłustych kotletów zmuszone są też zrezygnować osoby leczące się antydepresantami z grupy adrenolityków (np. Metocard). Czekolada i banany zawierają tyraminę, która w połączeniu z lekami stosowanymi przy zakażeniach przewodu pokarmowego oraz specyfikami przeciwgruźliczymi i antydepresyjnymi może prowadzić do nudności, wymiotów, stanu nadmiernego pobudzenia, bólów i zawrotów głowy oraz kołatania serca. Opisane powyżej przypadki to najczęściej występujące interakcje. Ważne jest, abyśmy sami zapobiegali wszelkim możliwym kłopotom, dokładnie czytając ulotki informacyjne leków i preparatów ziołowych lub informacje o prawidłowej diecie zawarte w podręcznikach o dietetyce. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Mieć równo pod sufitem Na zeszłorocznym jesiennym Forum Ekonomicznym w Krynicy jednym z gości specjalnych był prof. Richard Wilkinson, współautor (wraz z Kate Pickett) słynnej i od niedawna dostępnej również po polsku książki „Duch równości”. Dowody empiryczne są niezaprzeczalne – im więcej nierówności, tym więcej chorób, przemocy i wszelkich patologii społecznych. Wbrew pozorom bieda sama w sobie nie prowadzi do nieszczęść w takim stopniu, jak istnienie obok siebie skrajnej nędzy i skrajnego bogactwa. USA są bogate, lecz cierpią na różne społeczne plagi w stopniu większym niż niejeden kraj średniozamożny, w tym Polska. My jesteśmy w środku stawki, lecz nierówności stale u nas rosną. Warto podjąć próbę zatrzymania tego trendu, bo nierówności bardzo wiele kosztują – ekonomicznie, społecznie i etycznie. Socjaldemokratom, których mentorem jest m.in. Wilkinson, nie chodzi o zniesienie wszelkich nierówności, lecz o znalezienie optimum, przy którym istniejące nierówności mobilizują biedniejszych do podejmowania wysiłków, aby podnieść swój status. Gdy bogaci wyzyskują biednych, wyrwanie się z tej biedy staje się prawie niemożliwe, a między klasami społecznymi narasta nienawiść,
C
znajdująca upust w przestępczości, zamieszkach i rewolucjach. Z drugiej strony, zbytnia „urawniłowka” i opiekuńczość państwa sprawia, że w ludziach gaśnie duch przedsiębiorczości, bo skoro nie można dorobić się majątku, to mało komu chce się na siłę dorabiać i męczyć z prywatną firmą. Tak czy inaczej w społeczeństwie wielkich nierówności narasta frustracja i gniew, a wielkie obszary biedy stanowią o niższej jakości życia także tych zamożniejszych. Brak porządku, harmonii, mała wiarygodność państwa, niski poziom praworządności zwykle towarzyszą skrajnym nierównościom materialnym. Na tym się jednak nie kończy. Okazuje się, że nierówności to także problem epidemiologiczny – w krajach, gdzie są szczególnie duże,
o to jest prywatyzacja? To przekazanie decyzją polityczną prywatnym osobom lub firmom majątku produkcyjnego wytworzonego wysiłkiem całego społeczeństwa. Profesor Sławomir Kozłowski, ekonomista z UMCS, wygłosił na moją prośbę wykład dla pracowników jednej z lubelskich fabryk pod tytułem: „Prywatyzacja, szanse i zagrożenia”. Rozpoczął swoją przemowę od słów: „Prywatyzacja niesie ze sobą szanse i zagrożenia. Szanse dla 5 proc. społeczeństwa, zagrożenia dla pozostałych 95 proc.”. Na początku transformacji nie było w Polsce ludzi dość bogatych, aby kupować fabryki. Wymyślono więc ustawę o prywatyzacji, która pozwoliła je de facto rozdać. Po czym beneficjenci tego procesu rozdawnictwa zaczęli najgłośniej krzyczeć przeciwko „rozdawnictwu” polegającemu na wypłacaniu zasiłków osobom ubogim. Pewien biznesmen został właścicielem fabryki Drumet we Włocławku i zapłacił za nią pieniędzmi, które potem znalazł w kasie zakładu. Bardzo często fabryki sprzedawano na raty. Gołodupiec brał zakład i spłacał raty z jego zysków. O tym, kto korzystał na prywatyzacji, decydowała przynależność partyjna i skłonność do finansowania kampanii wyborczych ugrupowań, które potem rozdawały majątek narodowy swym dobroczyńcom. Najczęściej spotykaną formą była prywatyzacja likwidacyjna. Na przykład zagraniczny konkurent kupował zakład, by go zamknąć i zalać nasz rynek swoimi produktami. Albo prywatny właściciel, który nie potrafił fabryki
ludzie żyją znacznie krócej i częściej chorują. Więcej jest też narkomanii, niechcianych ciąż i w ogóle wszelkie wskaźniki mierzące jakość życia i poziom szczęśliwości (tak, tak – to się mierzy!) wyglądają marnie w porównaniu z taką na przykład Skandynawią, gdzie podatki są wysokie i progresywne, spłaszczenie dochodów znaczne, za to jakość usług publicznych bardzo wysoka. Wszystko to jest ważne i godne pilnej uwagi polityków. Warto jednak spojrzeć na te kwestie również z punktu widzenia etycznego. Nie chodzi przecież wyłącznie o racje pragmatyczne, czyli o to, że w bardziej zrównoważonym dochodowo społeczeństwie wszystkim żyje się lepiej i ogólny dobrostan jest wyższy. Chodzi również o to, co
prowadzić i nie miał na to kapitału, doprowadzał do upadłości, po czym wyprzedawał teren oraz maszyny. Doprowadziło to deindustrializacji kraju. O tym, że proces ten nie był konieczny, świadczy przykład Białorusi, gdzie państwowe zakłady nieźle prosperują, zapewniając Aleksandrowi Łukaszence szerokie poparcie społeczne i możliwość utrzymywania się u władzy.
jest sprawiedliwe, a co nie. A nie jest sprawiedliwe, gdy jedna część społeczeństwa z pokolenia na pokolenie żyje sobie zamożnie i wygodnie, a pracuje na to druga część tego społeczeństwa – większa, znacznie uboższa i ubóstwo to z pokolenia na pokolenie dziedzicząca. Żadna własność nie jest aż tak święta, aby usprawiedliwiony był system ciągnącej się przez pokolenia nierówności szans. Oczywiście w polskim, tj. watykańskim, Kościele nie usłyszymy o tym na kazaniu… Jeśli w wielu społeczeństwach istnieją skrajne nierówności, to dlatego, że w jakiejś mierze są tam akceptowane. Aby rzeczywiście mogło
w swej znakomitej książce profesor Jacek Tittenbrun: „Restrykcje narzucone przedsiębiorstwom publicznym były więc starannie przemyślane i celowo – z punktu widzenia nadrzędnego zadania ustrojowej przebudowy – dobrane. Podwójny nelson popiwku i dywidendy pchał je do przekształceń własnościowych, gdyż oba te podatki obciążały jedynie przedsiębiorstwa państwowe. Gdyby zaś mimo wszystko nie
GŁOS OBURZONYCH
Nie chcemy prywatyzacji! Zanim jednak zniszczono przemysł, uwłaszczając wąską grupę obdarowanych, trzeba było się pozbyć największej moim zdaniem zdobyczy Sierpnia ’80 – ustawy o samorządzie pracowniczym. Ustawa ta pozwalała inżynierom i technikom w wielu zakładach – zwłaszcza opartych na wysokiej technologii, jak choćby warszawska Unitra CEMI – przejąć stery kierowania przedsiębiorstwem z rąk niedouczonych dyrektorów z nomenklatury PZPR i prowadzić je ku nowoczesności. Jednak pracownicy nie byli skłonni godzić się na prywatyzację, więc w ramach tzw. komercjalizacji przedsiębiorstw Leszek Balcerowicz wyeliminował samorząd pracowniczy. O tym, że akcja likwidacji państwowego przemysłu była akcją polityczną, pisze
miały na taką transformację ochoty, pompy ssące polityki fiskalnej i kredytowej miały je wyniszczyć do stanu, w jakim mógłby na nich położyć rękę likwidator. Ułatwieniu zaś jego działań poprzez osłabienie załóg, z których oporem się liczono, miała posłużyć akcja Urzędu Antymonopolowego, jaki z 290 wielkich przedsiębiorstw utworzył 966 nowych podmiotów gospodarczych. Cel owej akcji określił J. Szomburg jasno współpracujący z J. Lewandowskim: »(…) Przedsiębiorstwa te są zbyt słabe politycznie, aby nie pozwolić się zlikwidować«”. Dziś większość społeczeństwa już wie, że prywatyzacja likwiduje miejsca pracy, obniża zarobki, prowadzi do regresu cywilizacyjnego kraju. Dlatego ludzie w swej masie, a zwłaszcza ludzie pracy najemnej, są jej zdecydowanie
25
dojść do zmiany, trzeba przekonać ogół ludzi, w tym również warstwy wyższe, że nędza jednych i skrajne bogactwo innych to sytuacja moralnie nieakceptowalna. Tymczasem bardzo wielu ludzi sądzi inaczej. Twierdzą, że każdy ma to, na co zasłużył, albo to, co zesłali mu bogowie. Urodziłeś się tym, czym jesteś, i musisz zaakceptować swój los. A jeśli chcesz go zmienić – pracuj na to tak ciężko, jak to konieczne. Nie ma powodu, żeby ktoś ci coś dawał za darmo. Otóż to! Ci, którym powodzi się znakomicie, najczęściej bardzo wiele dostali za darmo – od swoich zamożnych rodziców. I to nie tylko w postaci pieniędzy, lecz również wykształcenia, obycia. Ich start jest o wiele łatwiejszy, a ciężka praca, którą wkładają w zdobycie bogactwa – o wiele bardziej produktywna. Ciężka praca syna właściciela firmy zaprowadzi go co najmniej na miejsce jego ojca, a ciężka praca syna robotnika zaprowadzi go również w to samo miejsce co ojca – na stanowisko pracy w fabryce. Poza tym bogactwa, którymi się cieszymy, zawsze są dziełem wielu rąk. Zapłacenie za kupowane przedmioty nie zmienia tego faktu. Zresztą nawet i pieniądz, cały obrót gospodarczy, wszystko, co pozawala zarabiać i wydawać, stanowi dzieło kolektywne. Dlatego ci, którzy mówią, że to, co należy do nich, jest absolutnie i nienaruszalnie ich własnością, są bardzo podobni do komunistów, którzy twierdzą, że własność jest kradzieżą. Prawda leży pośrodku. A społeczeństwa, które ten środek znajdują, są szczęśliwe i zasobne. JAN HARTMAN
przeciwni. Jednak na scenie politycznej – ani w koalicji rządzącej, ani w opozycji – nie ma liczących się ugrupowań, które odrzucałyby dogmat prywatyzacji. Tę lukę spróbujemy zapełnić, tworząc Ruch Sprawiedliwości Społecznej. W nadziei, że również w tej kluczowej kwestii większość zdoła wreszcie wygrać wybory i przeprowadzić swą wolę. Jednak po ćwierćwieczu niszczenia i grabieży samo wstrzymanie prywatyzacji może się okazać niewystarczające. Dlatego warto przyjrzeć się procesowi prywatyzacji pod kątem jego legalności i możliwości ewentualnej renacjonalizacji części naszego wspólnego majątku. Postulat zrewidowania procesu prywatyzacji wysunęli ostatnio zbuntowani przeciw miejscowej oligarchii mieszkańcy Bośni i Hercegowiny. Oto fragment Deklaracji z Tuzli: „Rozwiązanie w trybie pilnym kwestii prawidłowości prywatyzacji firm »Dita«, »Polihem«, »Gumara« i »Konjuh«, i to tak, aby: zapewnić robotnikom zaliczenie stażu pracy i ubezpieczenie zdrowotne; wszcząć postępowanie w sprawie popełnionych przestępstw gospodarczych wobec wszystkich, którzy się ich dopuścili; odebrać nielegalnie przejęte mienie; anulować umowy prywatyzacyjne; zrewidować prywatyzacje; przywrócić fabryki robotnikom i oddać je pod kontrolę władzy publicznej w celu ochrony interesu publicznego oraz uruchomić produkcję w tych fabrykach, w których jest to możliwe”. Słowem – nie wszystko stracone. Wystarczy przegłosować prywatyzatorów. PIOTR IKONOWICZ
26
Debata o debacie
To już bodaj trzecie wybory, w których trwa debata nad tym, czym powinna być debata w kampanii wyborczej i pomiędzy kim powinna być prowadzona. Dwadzieścia pięć lat po upadku komunizmu wciąż dyskutujemy o elementarnych rzeczach. Otóż jest czymś zawstydzającym, że premier i szef głównej partii opozycyjnej kluczą w kwestii tego, czy powinni ze sobą dyskutować. Tym, co jednak najbardziej zdumiewa, jest całkowita bezsilność społeczeństwa, które nie potrafi od nich tego wyegzekwować. Jak to możliwe? Przecież jest czwarta władza, a więc media! To jest siła uzależniona od widzów, czyli od obywateli, i dlaczego nie potrafi zmusić polityków, pracujących w służbie ludu, do takich decyzji? I pojawia się nie mniej ważne pytanie – dlaczego miałoby dyskutować tylko tych dwóch panów? Czy taki scenariusz nie jest po to, aby zmarginalizować resztę sceny politycznej? Zmarginalizować trwale… Być może przez te kwestie widać najbardziej, jak jeszcze niedorosła jest
polska demokracja. Jak jest słaba. Nie możemy pozwolić, żeby taki cyrk, taki teatr uchodził płazem. Dlatego będę stawiał się niczym nieproszony gość na kolejne debaty i zakłócał ten scenariusz POPiSu. Będę wzywać też Leszka Millera do debaty na temat lewicy. Skoro prawica nie potrafi dyskutować, to my to pokażmy. Spokojnie, merytorycznie, ale też politycznie, pokażmy różnice między nami i zakwestionujmy monopol POPiSu. Byłaby to swoista lekcja demokracji dla prawicy i jestem pewien, że bez względu na to, kto wygra, byłaby to debata z korzyścią dla SLD i Europy Plus – Twojego Ruchu. Lewica na tym zyska. Dlaczego więc „nie”, panie premierze Miller? Wydaje się też, że wynik debaty na lewicy byłby naturalnym tytułem do debaty z liderem prawicy. Jeśli Kaczyński oddaje to walkowerem, to – jak rozumiem – premier Tusk gotów jest spotkać się ze zwycięzcą debaty na lewicy. Wspaniała konstrukcja! Uważam to za wielką szansę dla nas wszystkich. JANUSZ PALIKOT
REKLAMA
„Sensacyjna monografia Marka Szenborna »Czarownice i heretycy. Tortury, procesy, stosy« burzy miłe, ułatwiające życie przekonanie o dobroci i szlachetności ludzkiej natury. To literatura faktu, a raczej faktów niewygodnych dla Kościoła” – prof. Joanna Senyszyn
Zamówienia: Telefonicznie i przez internet
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Reality Shopka Show 14 lutego 2014 r. w Teatrze Groteska w Krakowie odbyła się XIV Reality Shopka Show. Tytuł spektaklu, „Srebrne wesele”, nawiązywał do 25 rocznicy zmiany ustrojowej i transformacji polskiej gospodarki. Naśmiewano się z Tuska, jego rządu i rządów, z Kaczyńskiego, Palikota, Schetyny, Hoffmana, agenta Tomka. Z klimatu Bieńkowskiej, szczawiu Niesiołowskiego, zegarków Nowaka i smoleńskich oszustw Rońdy. Z narodowców, kiboli i kleru. W spektaklu prezentowane były wszystkie opcje polityczne oprócz PiS. Może dlatego, że takie śpiewające gwiazdy jak Tadeusz Cymański, Beata Kempa i Jacek Kurski opuściły łono prezesa-pana i są w Solidarnej Polsce. Także shopkowa ekipa PO była mocno przerzedzona. Posłowie Godson i Żalek to już Ruch, czy jak mu tam, Gowina. Poza wymienionymi, na scenie mniej lub bardziej brylowali: Robert Biedroń, Zbigniew Ćwiąkalski, Andrzej Dera, Dariusz Joński, Jacek Majchrowski, Joanna Mucha, Janina Paradowska, Ireneusz Raś, Bogusław Sonik, Róża Thun, Jerzy Wenderlich, Andrzej Zoll i już po raz siódmy Wasza stała felietonistka Joanna S. Jak co roku tekst, który wygłosiłam, był ostry i nie zostawiał suchej nitki na ubiegłorocznych głupotach objawionych przez Episkopat Polski, z jego przewodniczącym abp. Michalikiem na czele, przy aktywnym wsparciu biskupów Dziwisza, Pieronka i Ryczana; księży de Bériera i Oko oraz wielu innych ścigających się z posłanką Pawłowicz w mówieniu bzdur. Ponieważ nie znacie, to poczytajcie. PRZEŚWIĘTA INKWIZYCJA Tekst: P. Szumiec, A.Weltschek Czas już najwyższy, już święta pora! Więc niech świat cały tę wieść usłyszy: Że przed obliczem inkwizytora, Stawi się wreszcie jędza Senyszyn!
A tak w ogóle co to za papież. Rację ma święty Wojciech Cejrowski – Że papież w butach zbyt starych człapie, I że zbyt ludzki jest, a nie boski. Skażę też za to Senyszyn hardą, Że nam zarzuca, iż seksafery, U nas się chowa za jakąś gardą, I że w tych sprawach Kościół nieszczery. A czyż nie szczerze nasz arcybiskup Michalik wyznał, że to przez dzieci Dorosły grzeszy grzeszną miłością, I z winy dziecka do piekła leci? Bo u nas wszystko jest jawne, zdrowe, My zawsze chcemy iść z duchem czasu! Naród z Kościołem, Kościół z narodem! Kościół nie robi przy tym hałasu.
Nim dżender w świecie wreszcie zagościł, Nim Grodzka jęła roztaczać wdzięki, Już przed wiekami, dla płci równości, Księża wkładali czarne sukienki. Tak episkopat ten dżender widzi, Więc to jest dogmat, i tak być musi! Więc niech Senyszyn z kleru nie szydzi, Kłamiąc, żeśmy są głupi i głusi. Bo czyż idioty ta myśl jest godna, Że gdy się dziecko z in vitro zdarzy, Każdy dzieciaczka tego rozpozna, Bo szpetną bruzdkę ma gdzieś na twarzy? To ksiądz de Bérier tę mądrość stworzył. Ksiądz, co jest wiernym rozumu synem. Tak!! Wiedźma kłamie, bo ten syn Boży Jest profesorem, a nie kretynem! Dziś trzeba bronić sióstr oraz braci – Wiedźma i dżender ich imię kala! I dziesięciny nie chcą nam płacić, Więc niech się od nas trzymają z dala!
Giordano Bruno przy niej to malec, Joanna D’arc jest niewinną panną – Ja tę Senyszyn za kłamstwa spalę, By nie bluźniła przeciw sutannom!
Łże jak najęta Senyszyn, kiedy Nam brak ubóstwa stale wytyka. U nas ubóstwa nikt się nie boi!!! Bo przed nim… drzwi się u nas zamyka
By w nas nie pluła dżenderofobią, Mówiąc, że dżender nam w głowach śmieci, Bo przecież u nas dżendery robią Księża i bracia już od stuleci.
Senyszyn twierdzi, że papież prosi: „Aut drogich żeby u nas nie było”. Niech powie wiedźma – czym by się całe Kolędowanie nasze skończyło.
Gdy naturalny przyrost maleje I polski naród się kurczy w oczach To tylko księża z… gospodyniami Wspólnie tyrają… w łóżkach! Po nocach. Lecz polski klecha jest postępowy. I na kobietach nie poprzestaje. Dzisiaj w zaciszu księżej alkowy Z chłopami seksik też się udaje!!! Więc w inkwizycji świętej imieniu, Ogłaszam wyrok, niech pisze prasa: Senyszyn będzie odtąd skazana Na życie wieczne w wiecznych zawiasach! Wśród biskupobojnych widzów mój występ wywołał niejakie zmieszanie. Nie bardzo wiedzieli, czy mają się śmiać, czy płakać nad mizerią polskiego Kościoła i umysłowym poziomem jego hierarchów. To odwieczny problem ludzi, którzy nie potrafią oddzielić swojej wiary od realnej oceny ziemskich urzędników pana B. Niby wszystko prawda, ale przecież gdzieś tam w głowie zakodowane, że świętości nie szargać, a uczuć religijnych nie obrażać. Problemu nie mieli antyklerykałowie. Śmiali się i bili brawo, a po spektaklu mówili, że było za delikatnie, bo czarnej mafii trzeba przykładać jeszcze ostrzej. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.natemat.pl senyszyn.eu PS Moi Kochani Czytelnicy! Bardzo dziękuję za dotychczasowe głosy w plebiscycie na najbardziej wpływową kobietę Małopolski. Plebiscyt trwa do końca lutego. Jeśli ktoś jeszcze chciałby mnie poprzeć, niech wyśle na nr 72355 SMS (koszt 2,46zł z VAT) o treści: KOBIETA.35
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Kłótnia małżeńska po rannym powrocie męża. – I nie wmawiaj mi, że nocowałeś u swego przyjaciela, Andrzeja! Ja nocowałam u Andrzeja i ciebie tam nie było! Przed egzaminem student pyta studenta: – Powtarzałeś coś? – Ta. – A co? – Będzie dobrze, będzie dobrze!
K
U
Ł B S N Poziomo: 1) dzięcioł w szkole, 6) prawie jak figa z US, 9) medycyna środka, 10) światowa lala, 11) krwiożercze potwory ze sfory, 13) śmieci w sieci, 14) masuje, póki się nie zepsuje, 18) pozytywny znak, 20) Jennifer z ekranu, 21) dur – medyczny, nie muzyczny, 23) świta, nie tylko rano, 24) siekierka z porem, 27) w przerwie między pozycjami wchodzi na antenę, 28) ma dwa dzioby, do prucia fal, a nie ozdoby, 30) policja, która ściga bezgranicznie, 31) ta pani dobrze się prowadzi, 32) policyjna suszarka, 34) rejestruje dźwięk taśmowo, 37) ciastko dla bonapartystów, 40) nie jest rumakiem, lecz kucykiem z silnikiem, 41) miętówka, która rozpływa się w ustach, 42) wystarczy uroczystości śledź, aby zamęt mieć, 46) gość za stołem, 50) ojciec Piętaszka i Robinsona, 51) niezmierny wierny, 53) parowanie, 54) ubezpieczeniowy kask samochodowy, 58) kwiat z siebie rad, 60) nie miał nosa do kłamania, 61) radzieckie limuzyny jak łodzie lub ptaszyny, 62) uzbrojony kosztuje więcej, 63) najtrwalsza telewizja świata, 64) ściana z morza widziana, 66) dla psa kiełbasa, 69) zakaźna choroba w żłobach, 70) bywa żywiołowa, 71) był tym, który założył Rzym, 72) funkcja w szkole, 73) celowa firanka, 74) jeszcze nie rządzi w elektrowni. Pionowo: 1) blagierowi się zadaje, 2) alpaga z ABC, 3) nie srebro, nie złoto, 4) styropianowy zbiór wartości, 5) służy do bicia, 6) jaki produkt w środku bryka?, 7) kusa potrawa, 8) zjazd do wody w slipkach, 10) kurs żeglarski, 12) wkoło jądra lata, 13) głupie naśladownictwo, 15) gra w powietrzu pierwsze skrzypce, 16) cegiełka materii, 17) radiowa ciecz, 19) wyjmowana z kołczana, 20) doktor House prywatnie, 22) między słowami, 25) baran z narzędziem do równania ścian, 26) co na znak protestu robi się z barana?, 28) barwne zestawienie, 29) odprawiane bez kwitka, 32) kto podróżuje, to jazdy studiuje, 33) do tego zdolna jest amunicja, 35) zbrojne ramię narodu, 36) dźwięczne szesnastki, 38) na co ci kopytka?, 39) szarobure obydwa – po aaa, a przed dwa, 42) płyną z niego dźwięki piosenki, 43) na początku pracy musi zapalić, 44) tam to jest życie, 45) narciarski, działkowy lub ogórkowy, 46) strażacki sprzęt bez butów?, 47) o biegłości w twórczości, 48) jedzie na dłużej do Stanów z Watykanu, 49) pomarszczona bibuła, 52) co jest, gdy w kasie za dużo ma się?, 53) on nam pokazał Wilka z Wall Street, 55) Turner, 56) gigantyczna firma kosmetyczna, 57) służą do oddzielania złota od błota, 59) rozkosz bogów, 61) w paczkach z wielbłądami, 65) w tej oponie czegoś brak, 67) nie oszustwo, ale kant, 68) gaz w masce, 69) gorszy niż inne chwasty, bo kolczasty.
O
S
A
Ł
K R
P
B A
B
N
K
A
S
M
R
B
I
J
O C
L
O
B
I
A
C
Z
N
L
U
K
E
I
R
A
Z
O
A
A K MU
P
J
N
O
T
E
R
E
O
Ę
N
M EA
SO A
ŻF
I
N
R
A
P
E
E M
K
T
A
T
Z
E
O S
O
A
T
Ż
A
O
R
M
A
E
BK
E
E
OI R N S T Z E A RK
P
O T OL
P
BZ
K
AL
A R M A A DR AA
IM N A T G E NR Z
R A
M
A
M
R M
G
I
I
ŁO
N
K
K
T
L
K
R A T
Ś
I
O
A
A R
L
N I K
R
O
L
R R AZ D A
R
O
F
A
R
Y S
O
N
N
Z
N
Ł
T
M AA
T
IY
OA D
O Y
K DS E
D RO
K
SA
R
Y
A
U
T
Y
Z
P
I
E
N
R
A
K
A
A T NA G N E GN
F L
T
T
E M
Ę
Ę
Z
E
R
M S
R
S
K
T
T
T
K KR RA
T A
AT
A A
A
I
A
A
SD
Ł
P
S
E R
O N
R
N
F ZO
I N A
P
P
E
OS C C
N
O T Y
R
P
B
A
A
A T
S
I
O
T
R
T
S
L
E
TN
R
F
U
L
Y
K
F T
I
K
A
U
P
L
U
A A
O
E
N
E
S
L
N
E
AB
J L
P
E
E
R
Ń
M
SE
I
T
S RW
I
T
W
A
N
P
U
A
I
S
T
S
O
A
A
M
S
W
M
E
E
N
I
A
K
A
N
S
A
I
A M E
LS
EL
NE
EE
KL T E
J U
Z
D
Z
K
A
N
E
C
P
J
I N
Ł K
A
T
I
S
S
Z
K R
I
E P
K
U
O
A
A
K
N
M
P
N
AR
A
R Z
K U
K
S
E
O
A
N YI C
N
S T
T
ER R
N RI
C
O A
T
AU T
Y Z
K
M
O
I
K
BŁ
B
AT D
C
R
N
R
U
Z O
O
ES N L
L
T J
Ż
E
O
P
NP CO E L R E K OA
I
Ń
E
E
ST PA I N K CE NR
I
S E
S
O
K
L
E
SK
S
S
T
KR U
C
K
A
E
U
S
AC TO A
S
Y
T
E
AS WS
O
T
B EI
K U
Ż
A
T
I
A
Ż
E B FI OE
U ZT P
E
N
B
Ż
A S
A
A
M
I
K
K
Y
NT
N
N
K
NB
Y
C
F
F CO
R
C
I
T
O
O CR
L
R
K
TAO
A
L
E
T
LAI
OŚ R
I
N
O
T
EP OT L O
UI U
A
GŁ A
N
G
I
T
R
P
U
T
P
B
O
Z A
Z
A
Ę
N
T
F
I N
P
A
E K
T
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie scenki. Trwa egzamin. Profesor chodzi po sali i sprawdza, czy nikt nie ściąga. Nagle mówi: – Wydaje mi się, że słyszę jakieś szepty. Na to głos z sali: – -
M
-
M
I
T
I
E
Ż
,
T
E
Ż
A
L
,
E
A
J
L
E
A
S
J
A
I
Ę
L
S
I
E
Ę
C
Z
Ę
L
E
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 6/2014: „Nie chcieli”. Nagrody otrzymują: Marek Kardasz ze Swarzędza, Jolanta Pilarska z Kalisza, Franciszek Burakiewicz z Płotów. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. Warunki prenumeraty: 1. Prenumerata redakcyjna – 52 zł za II kwartał 2014 r., 100 zł za II połowę 2014 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za II kwartał 2014 r., 100 zł za II połowę 2014 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
C
Z
28
ŚWIĘTUSZENIE
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 8 (729) 21–27 II 2014 r.
JAJA JAK BIRETY
Ukrzyżowan i popieszczon
S
kazani na śmierć Amerykanie mają prawo do ostatniego obiadu i ostatnich słów. 17-letni Johnny Frank Garrett zgwałcił i zamordował 76-letnią zakonnicę. Obrońcy praw człowieka przytomnie stwierdzili, że chłopak musi mieć coś z głową, więc nie powinno się go uśmiercać. Niewiele wskórali. Johnny, już 28-letni, przed ostatecznym the end uroczyście oświadczył: „Chciałbym podziękować mojej rodzinie, że mnie kochała i dbała o mnie. A cała reszta świata może mnie pocałować w dupę”. Prośbę o pocałowanie w dupę miał też John Wayne Gacy. Tym razem całować miał tylko kat, który przed zastrzykiem z trucizną zadał standardowe pytanie: „Czy chce pan coś powiedzieć?”. Wcześniej Gacy – uznany działacz społeczny zaangażowany w pomoc dzieciom – zgwałcił i zamordował 33 nieletnich chłopców. „Lubię dzieci. Dzieci są smaczne” – wyznał przed śmiercią Hamilton Howard „Albert” Fish, jeden z najbardziej znanych seryjnych morderców XIX wieku. Tak zwany Wilkołak z Wisterii specjalizował się w gwałceniu małoletnich i pożeraniu ich zwłok. „Z dziewczyny zostaje naprawdę dużo, nawet jak nie ma głowy” – pouczył bliźnich Edmunt Kemper, fachowiec od polowań na autostopowiczki. Zawoził je
CUDA-WIANKI
Wolność słowa w opustoszałe miejsca, ciął na kawałki i seksualnie wykorzystywał zwłoki. Największą frajdę sprawiała mu „zabawa” z odciętymi głowami. Życiowa partnerka Jamesa Lewisa Jacksona chciała się z nim rozstać. Kobieta miała dwie nastoletnie córki z poprzedniego związku, które rozżalony Jackson zapytał o zdanie w tej sprawie. Jedna powiedziała, że wszystko jej jedno, byle rodzicielka była szczęśliwa. Druga wstawiła się za nim. James zabił i jedną, i drugą, a potem ich matkę, jak tylko wróciła do domu. Przez rok spędzony w celi śmierci być może przemyślał
swoje winy, bo egzekucji... nie mógł się doczekać. „Czas zacząć tę imprezę!” – popędzał wszystkich sadzających go na krześle elektrycznym. „Nie dostałem właściwego spaghetti. Chcę, żeby prasa o tym wiedziała...” – pożalił się na koniec Thomas J. Grasso, skazany na śmierć za uduszenie staruszki lampkami choinkowymi. Chodziło o ostatni zamówiony posiłek, który – jego zdaniem – był nie taki jak trzeba. Oba Chandler zwabił na łódkę, po czym ogłuszył i zgwałcił trzy kobiety – matkę i jej dwie nastoletnie córki. Później poprzywiązywał kobietom betonowe płyty do ciał i wrzucił je do morza. Przed egzekucją Chandler nie był rozmowny, ale – jak się później okazało – zostawił liścik. „Dziś zabiliście niewinnego człowieka” – napisał. Nie wiadomo, co Aileen Wuornos, morderczyni 7 mężczyzn, powiedziała przed egzekucją. Do mediów przedostały się za to, „życzenia”, jakie złożyła sędziemu, który ogłosił wyrok. „Oby twoja żona i dzieci zostały wyruchane w dupska” – z całego serca życzyła mu Aileen. JC