POLSKI KSIĄDZ POLUJE NA MAJĄTKI AMERYKANEK! INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
 Str. 7
Nr 10 (575) 17 MARCA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Pius XII bardzo cenił nazistów i wiązał wielkie nadzieje z wyprawą Hitlera na Związek Radziecki. Nigdy nie potępił Holokaustu. Nigdy też, choć próbuje się to wmawiać (łatwo)wiernym, nie wzywał do ratowania Żydów, z wyjątkiem tych, którzy przyjęli chrzest. Uwielbiał za to przepych, swoją potrójną koronę „Władcy Wszechświata” i kiedy go noszono w lektyce. Nikogo zatem nie powinno dziwić, że Kościół rzymskokatolicki uznał „heroiczność cnót” Piusa XII i wyniesie go wkrótce na ołtarze.
 Str. 23
 Str. 8
 Str. 3 ISSN 1509-460X
Posąg Piusa XII w Bazylice św. Piotra w Rzymie
 Str. 14
2
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Adam S., aferzysta i oszust skazany prawomocnym wyrokiem sądu za przekręt z pieniędzmi dla osób niepełnosprawnych, wszedł w spółkę z Marcinem D. Trzy tygodnie później tatuś żony D. ułaskawił kryminalistę. Normalny, ordynarny, gangsterski przekręt. W przypadku „świętej pamięci prezydenta” to nawet ohydny skandal, że ktoś… śmiał to dziadostwo pokazać światu! Podobno tajny plan Rydzyka jest taki, że gdy jego ludzie umieszczeni na „jedynkach” lub „dwójkach” list PiS-u wygrają wybory, to mają odsunąć Kaczyńskiego od władzy w partii i osadzić na tym miejscu kogoś absolutnie wobec redemptorysty lojalnego (Macierewicz?). Kaczor o tym wie i ma nie lada dylemat, bo z kolei bez poparcia Rydzyka nie ma szans na przyzwoity wynik wyborczy. Czyli i tak źle, i tak niedobrze. Nie powiemy, żeby nas to specjalnie smuciło. Na antenie Radia Maryja ojczulek Tadeusz zabrał się do chłostania mediów innych niż jego. I pytał rozdzierająco: „Jaka jest solidarność tych tzw. menstringowych mediów. Hm... media menstringowe… Aż się boimy domyślać, jakie to media i czyje stringi miał dyrektor RM na myśli. Tak czy siak, Freud się kłania... To się może wydarzyć tylko w Polsce. Ruszyła akcja katolickich aptekarzy. Tak zwani „magistrowie” odmawiają sprzedaży prezerwatyw, pigułek hormonalnych, spirali domacicznych i wszelkich innych środków antykoncepcyjnych. I dodatkowo zapowiadają protest „męczenników”, bo wściekli właściciele aptek wyrzucają ich z pracy. Ciekawe, czy w ślad za pigularzami pójdą sprzedawczynie w sklepach mięsnych i zaczną odmawiać sprzedaży chabaniny w piątek? Jarosław Kaczyński odwiedził redakcję „Super Expressu”, gdzie życzył (7 marca) kobietom wszystkiego najlepszego, po czym przyznał się do posiadania iPada. To dramatycznie wyznanie wydrukowane przez „SE” wstrząsnęło Polską. Pożar niemal doszczętnie zniszczył klasztor bernardynów w Alwerni. Oczywiste nieszczęście. Które jednak mnichom zamieni się wkrótce w szczęście, jako że Zarząd Województwa Małopolskiego zebrał się już następnego dnia i ogłosił, że da kasę (może tego być kilkanaście milionów!) na odbudowę eremu. Bo ma… rezerwy budżetowe. Ciekawe! Niezwłocznie sprawdzimy, jakie ważne inwestycje i projekty małopolskie stoją z braku środków albo które szpitale dogorywają… Do 300 istniejących w Polsce pomników JPII dojdzie (do 1 maja) nawet 100 następnych. Do tego popiersia i tablice. Zakłady kamieniarskie, nawet te robiące do tej pory nagrobki, przeżywają prawdziwy najazd fanatyków – niestety, włodarzy miast miasteczek i wioch. Czyżby miasta, które do końca kwietnia nie postawią Papie statuy, miały stracić prawa miejskie, a wsie – wiejskie? Episkopat opublikował „słowo na pierwszą rocznicę tragedii smoleńskiej”. Oto biskupi ogłosili, że 96 osób zginęło, „aby kłamstwo katyńskie zniknęło na zawsze z przestrzeni publicznej”. Po katastrofie „Polska umocniła swoje duchowe fundamenty”. Czyli że co? Że gdyby nie smoleńska tragedia, Polska miałaby nadal fundamenty duchowe dość kruche albo nawet żadne? Krótko mówiąc – nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Polski portalik wykop. pl ogłosił, że zawiadomi prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez YouTube – jeden z największych portali należących do Google. Chodzi o to, że internauci wklejają na YT rozmaite, często mocno ironiczne, ale też i piętnujące filmiki o JPII. Np. o tym, że tolerował pedofilów i powinien zostać ich patronem. A wszystko – o zgrozo! – w przededniu beatyfikacji Papy. Na 17 marca zapowiadana jest premiera nowego dzieła Stankiewicz i Pospieszalskiego, czyli filmu „Krzyż” (druga część „Solidarni 2010”). Widzieliśmy zwiastun tego wybitnego dzieła. Strach się bać. Z jednej strony coś na kształt ZOMO, czyli polska policja i zdegenerowana młodzież, z drugiej – szlachetni Prawdziwi Polacy Obrońcy. Czas akcji: sierpień 2010; miejsce akcji: Krakowskie Przedmieście, czyli… dom wariatów. Kościół papieski w USA wydaje się pedofilskim workiem bez dna. Oto 37 kolejnych księży oskarżono o molestowanie seksualne dzieci. 21 z nich władze kościelne diecezji Pensylwania wysłały na przymusowy urlop. „To trudne chwile dla członków naszej społeczności” – mówi kardynał Rigali. A słowo „członek” nie jest tu przypadkowe. Burmistrz kanadyjskiego miasta Saguenay odmówił przed sesją rady miejskiej modlitwę. W kraju, gdzie panuje rzeczywisty rozdział Kościoła od państwa, sąd uznał taki czyn za niedopuszczalny i skazał notabla na grzywnę. Nakazał też natychmiastowe usunięcie z magistratu krzyży i figury Jezusa. „Męczennik za wiarę” (tak sam siebie nazwał) i tak ma szczęście, że premierem Kanady nie jest Neron, a lwy w zoo jedzą karmę, a nie chrześcijan.
Puszczanie Bączka P
iotr Bączek to były czołowy dziennikarz „Gazety Pol- (a przynajmniej powinni) w swoim obejściu martwe psy, skiej”, redaktor naczelny „Głosu” i przyboczny Anto- dziwki – suki, kontrolerzy MPK – kanarki, siostry zakonne niego Macierewicza. Kiedy ten ostatni wespół z Bliźniaka- – pingwiny, górnicy – krety itd. A takie zastraszone rodzimi naprawdę odzyskał głos, Bączek zaczął robić politycz- ny smoleńskie z PiS-owskiej gałęzi – co znajdują? Niechybną i finansową karierę – został członkiem Komisji Weryfi- nie zdjęcie Putina obejmującego Tuska. Bo to też jest oczykacyjnej WSI oraz BBN, a także oficjalnym doradcą mini- wista oczywistość. stra Macierewicza. Tak więc Bączek to rasowy Wolak. Prawica klerykalna lubuje się w prześladowaniach. Tymczasem przyczajony w opozycji, ciągle jednak z po- Kiedy jest u władzy, prześladuje innych; kiedy w opozycji święceniem działający. – sama udaje prześladowaną. Za przykładem Kościoła. Przy16 lutego Piotr Bączek zostaje wybrany na szefa klu- padek Piotra Bączka opisuje „Gazeta Polska”, która w tym bu „Gazety Polskiej” w Warce. Świętuje w towarzystwie samym numerze pisze o prześladowaniu śp. prezydenta Kanaczelnego „GP” oraz posłanki Wróbel i posła Suskiego czyńskiego, emerytów, stoczniowców i „żołnierzy wyklęz PiS. Uradowany niewątpliwym zaszczytem wratych”. Po raz stutysięczny ca do domu późnym wieczorem. Nagle spoprzytacza też historię Stanistrzega, że na jego bramie wisi wiesława Pyjasa, zabitego wiórka. Martwe zwierzątko jest za– zdaniem kolegów opoklinowane pomiędzy metalowymi zycjonistów (!) – przez miprętami. Bączek zszokowany idzie licję. I nieważne, że niespać. Następnego dnia zgłasza dawna ekshumacja pona policji w Warce popełtwierdziła ponad wszelką nienie przestępstwa. wątpliwość wyniki śledzNie chodzi jednak twa z 1977 roku, iż obrao zabójstwo wieżenia Pyjasa, w którego orwiórki, tylko próbę ganizmie stwierdzono 2,6 zastraszenia notarialpromila alkoholu, powstanego właściciela bramy. ły na skutek upadku z wyPolicjantka lekceważy sokości (ze schodów). Zdadoniesienie i każe mu wyniem Rafała Ziemkiewicza walić gryzonia. Bączek z „GP”, „kwestia, czy się kowalczy ze sobą przez goś zabije ciosem pałki w ciekilka dni, czuje się osamię, czy przez zrzucenie ze schoczony w swoim domu, dów, niewiele zmienia”. Owszem, nie wiemy nawet, czy go Ziemkiewicz, nie zmienia nawet nic, o ile w ogóle opuszcza. Ale od czego są przyjaciele! Do akcji są jakiekolwiek dowody na „zrzucenie ze schodów”. Tak wkracza Marzena Wróbel. Nie gada z psami z Warki czy jak zdechła wiewiórka zaklinowana pomiędzy szczeblami powiatowego Grójca. Jako posłanka wali prosto do Ko- bramy nie jest dowodem na groźby karalne, tak wystarmendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu. Policjanci z War- czającym dowodem na zabójstwo nie jest sam nieboszki i Grójca zostają postawieni do raportu i gęsto się tłu- czyk, a na zamach terrorystyczny – wrak samolotu. maczą. Przyznają, że „pozbycie się martwej wiewiórki, czyWiemy, towarzysze z PiS, że bycie prześladowanymi li ważnego dowodu, było błędem”. Do domu Piotra Bącz- dobrze robi waszej karierze politycznej – zwłaszcza przed wyka osobiście przyjeżdża zastępca komendanta wareckiej borami. Zabicie Marka Rosiaka, działacza PiS z Łodzi, dopolicji. Z przeprosinami. Następnego dnia śledczy oficjal- konane przez szaleńca, który równie dobrze mógł zabić konie przyjmują zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa goś z PO czy SLD, rzeczywiście spadło wam jak z nieba. „gróźb karalnych” i nadają postępowaniu priorytet. Piotr Ale na podsycaniu tej atmosfery polowania na prawych Bączek może trochę odetchnąć – prawu i sprawiedliwo- i sprawiedliwych – wyborów nie wygracie. Podobnie jak ści musi się stać zadość! wasz Kościół nie obroni się przed krytyką, czyniąc z sieBył rok 1998. Mieszkałem wówczas na wsi pod Ło- bie ofiarę masonów, komunistów, liberałów, sekciarzy i gedzią. Któregoś ranka, obchodząc teren swojej posesji, do- jów, a ostatnio także… Komisji Majątkowej. Wszak to strzegłem leżącego na ziemi dużego szczura. Zwierzę mia- Kościół od zawsze zastrasza wiernych i niewiernych, jeśli ło zmiażdżoną główkę. Wtedy przypisałem to zabójstwo nie będą go słuchać. I to czym straszy – wiecznym potęjednemu z moich dwóch psów. O naiwności! Teraz – z per- pieniem! Grozi też odebraniem poparcia w wyborach – niespektywy próby zamachu na Piotra Bączka – jest jasne, gdyś cesarzom i królom, a dziś posłom i senatorom. Bo że chodziło o próbę zastraszenia mnie. Tym bardziej że kil- czymże innym jest choćby odmowa udzielenia tzw. komuka miesięcy wcześniej wydałem pierwszą część książki nii św. sztandarowemu katolikowi – na przykład za popie„Byłem księdzem”, która narobiła sporo szumu. Przesłanie ranie refundowania in vitro? Na szczęście coraz więcej było oczywiste: Rozwalimy ci łeb, ty szczurze! Jednak za- Polaków traktuje to całe zastraszanie jak zwykłe puszczamachowcy najwidoczniej odpuścili… Aż do roku 2006, kie- nie bączków. JONASZ dy, wychodząc z domu, niemal wszedłem na nieżyjącego ptaka. – Kot, nie kot – pomyślałem i postąpiłem podobnie jak ze szczurem – do śmieci. Tak ważny dowód! Czemu nie przyszło mi do głowy, że ptak jest tu naturalnym odpowiednikiem chu…a? Ewentualnie rodzajem ptaka, który własne gniazdo kala? Nie wiem. Ważne, że i tym razem mi się upiekło. Obecnie czekam na podrzucenie padalca, hieny lub zdechłego nietoperza. Nie liczę na wiewiórkę, bo nie byłem, jak Piotr Bączek, pracownikiem wywiadu. Wiadomą jest rzeczą, że WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki. na przykład zastraszani policjanci znajdują
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
N
ikt w Polsce, z Ministerstwem Finansów na czele, nie wie, ile pieniędzy wpływa corocznie do instytucji Kościoła katolickiego z tytułu darowizn na cele kultu religijnego i tzw. działalność charytatywno-opiekuńczą oraz jaka jest skala dokonywanych przy tej okazji przekrętów podatkowych. Można je oszacować jedynie na podstawie praw statystyki, bo z przeprowadzonych w latach 2005–2010 przez urzędy kontroli skarbowej weryfikacji wpłat na rzecz kościelnych osób prawnych (parafie, diecezje, zakony, klasztory, Caritasy itp.) wynika, że 28 proc. takich operacji naruszało obowiązujące przepisy! ~ Umowy o darowiźnie wykorzystywane później do odliczeń podatkowych zawierane były z osobami
ale podatek i tak zapłaci, tyle że od jego podstawy wolno mu odpisać najwyżej 6 tys. zł; 2. Na działalność charytatywno-opiekuńczą (ustawa określa jedynie przykładowe rodzaje, np.: „organizowanie pomocy w zakresie ochrony macierzyństwa”, „krzewienie idei pomocy bliźnim i postaw społecznych temu sprzyjających” czy „przekazywanie za granicę pomocy ofiarom klęsk żywiołowych i osobom znajdującym się w szczególnej potrzebie”) – są nielimitowane, czyli można teoretycznie dać (czytaj: napisać, że się daje) ile dusza zapragnie oraz odpisać w całości od dochodu przed opodatkowaniem. W ten sposób nawet Kulczyk czy inny Solorz może nie zapłacić złotówki podatku. Żeby wszakże skorzystać z ulgi, podatnik musi (niezależnie od
GORĄCY TEMAT i za 10 procent można uzyskać zwrot reszty wpłaconej darowizny. Najwięcej jednak osób zniechęciło się do bardzo popularnej w latach ubiegłych metody „charytatywno-opiekuńczej”, bo choć nie ma jasnych reguł, co powinno zawierać sprawozdanie z wykorzystania darowizny, to urzędy skarbowe coraz bardziej stanowczo domagają się dokładnych rozliczeń i nie kupują już tłumaczeń księdza, że poszedł na dworzec i rozdał bezdomnym. Ilość przeszła teraz w jakość: duże pieniądze prane są przez zakony mające swoje placówki bądź misjonarzy w krajach Trzeciego Świata oraz przez kościelne organizacje zajmujące się na przykład niesieniem pomocy biednym dzieciom w Afryce lub ofiarom trzęsienia ziemi na Haiti. Żaden
A co dzieje się z milionami faktycznie przekazywanymi przez wiernych (także w ramach odpisu 1 proc. podatku na rzecz przykościelnych firm cieszących się statusem organizacji pożytku publicznego)? ~ Pół tysiąca paczek z żywnością i artykułami higienicznymi ufundował abp Władysław Ziółek z okazji jubileuszu 25-lecia ingresu. Paczki trafiły 22 lutego do najuboższych z terenu archidiecezji łódzkiej (na zdjęciu). W paczkach znajdują się m.in. cukier, olej, ryż, margaryna, dżem, konserwy mięsne, herbata, słodycze oraz mydło, proszek do prania i szampon – czytamy w komunikacie kurii.
Darmo... zjady Fikcyjne darowizny prane są teraz przez zakony mające swoje ekspozytury w krajach Trzeciego Świata i organizacje zatroskane losem dzieci w Afryce lub ofiarami trzęsienia ziemi na Haiti… nieuprawnionymi (np. z księdzem niesprawującym funkcji proboszcza), zaś pieniądze, które miały być przelewane przez darczyńców na rachunek parafii, trafiały w rzeczywistości na rachunki osobiste „obdarowanych”, po czym wybierano je w gotówce i zwracano (w części) „darczyńcom”; ~ Niemal połowa ujawnionych nieprawidłowości polegała na tym, że w przypadku środków adresowanych na cele charytatywno-opiekuńcze podatnicy nie dysponowali obowiązkowymi sprawozdaniami osób zarządzających obdarowanymi instytucjami o sposobie rozdysponowania pieniędzy (lub były to świstki papieru z ogólnikowymi danymi), co uniemożliwiło kontrolerom urzędów skarbowych sprawdzenie, czy faktycznie posłużyły realizacji określonego celu; ~ Pieniądze przekazywano z ręki do ręki poza systemem bankowym; ~ W pojedynczych przypadkach obdarowani wyparli się przyjęcia kasy, a kontrolowani nie dysponowali twardymi dowodami, które mogłyby wpłatę potwierdzić. Wyjaśnijmy w tym miejscu, że istnieją dwa rodzaje „kościelnych” darowizn uprawniających sponsora do ulg podatkowych: 1. Na cele kultu religijnego, czyli na przykład budowę obiektu sakralnego, remont ołtarza, bieżące wydatki parafii itp. – są limitowane, bo od podstawy opodatkowania można odpisać maksimum 6 proc. dochodu rocznego u osób fizycznych i 10 proc. w przypadku osób prawnych. Innymi słowy: jeśli wierny zarobił 100 tys. zł, to może oczywiście oddać wszystkie pieniądze księdzu,
wybranego celu) dysponować dowodem wpłaty na rachunek bankowy (w przypadku świadczenia w naturze – dokumentem jednoznacznie określającym wartość oraz oświadczeniem o przyjęciu prezentu), a w przypadku „charytatywno-opiekuńczym” uzyskać dodatkowo od kościelnej osoby prawnej (najpóźniej po upływie 2 lat od daty przelewu) sprawozdanie o sposobie wykorzystania środków. Zatrzymajmy się przy drugiej opcji, ponieważ znamy tu kilka liczb, ale obejmujących tylko osoby fizyczne i cel charytatywno-opiekuńczy (jak już wspomnieliśmy – zbiorczych informacji o darowiznach kościelnych w naszym kraju nie ma). Co z owych danych wynika? Zaostrzenie w 2006 r. przepisów (obowiązek transferu pieniędzy poprzez rachunki bankowe) bardzo utrudniło stosowanie nagminnej niegdyś praktyki wystawiania przez parafie potwierdzeń fikcyjnych darowizn za inkasowane pod stołem 10–15 proc. ich wartości i spowodowało, że liczba rzekomych darczyńców spadła w 2007 r. niemal o połowę w stosunku do roku 2005. Okazuje się jednak, że choć Kościołowi systematycznie ubywa sponsorów (z 25,5 tys. w 2008 r. do 17,6 tys. w roku 2009), to suma darowizn wykazuje stałą tendencję wzrostową i w latach 2007, 2008, 2009 wynosiła odpowiednio: 76, 115 i 119 milionów złotych. Skąd wziął się ten cud? – „Kult religijny” niespecjalnie się opłaca. Dużo zachodu, a niewiele korzyści, więc zapewne też ubyło chętnych, mimo że proboszczowie wciąż są otwarci na współpracę
Bida z nędzą...
urząd nie jest w stanie sprawdzić takich wydatków, więc nawet nie żądają dokładnych sprawozdań – tłumaczy nam pracownik skarbówki, Czytelnik „FiM” ze Śląska. Z kolei zaprzyjaźniony z „FiM” duchowny został wysłany przez swoje władze zakonne do pewnego dziewiczego katolicko kraju z zaszczytną misją zapuszczenia tam korzeni (wybudowanie kościoła oraz infrastruktury klasztornej). Dostał na drogę błogosławieństwo i kilka tysięcy dolarów. – To, co wyżebrałem na miejscu, wystarczyło na zakup ziemi oraz rozpoczęcie inwestycji. Gdy w trakcie budowy przyjechałem do centrali po dodatkowy zastrzyk, szef wziął mnie na sekretną rozmowę. Zbaraniałem, bo okazało się, że na konto mojej inwestycji oraz na jakieś przytułki i domy opieki, które rzekomo już prowadziliśmy, poszło prawie pół miliona dolarów. Podobno przez kogoś ofiarowane, ale potrzebne były w kraju. Nie musiałem na szczęście niczego podpisywać, tylko zapamiętać, bo potwierdzenie wydatków zredagowano w Polsce. Nie wiem, dla ilu osób, i w ogóle nic nie chcę wiedzieć – podkreśla zakonnik.
– To był dokładnie ten sam towar, który zalega w magazynach Caritasu. Nawet opakowania były firmowe. Arcybiskup zabłysnął miłosierdziem, a faktycznie upłynnił nadwyżki i nie wydał z własnej kieszeni nawet złotówki – zauważa pracownik łódzkiego ośrodka pomocy społecznej. Kto wie, czy jeszcze na tym nie zarobi, odpisując sobie ów „dar” od podatku… ~ Miłosierny Caritas Diecezji Sandomierskiej przyznał Krystianowi L. kwotę 8 tys. zł w celu przeprowadzenia zabiegu chirurgicznego, niefigurującego na liście świadczeń refinansowanych przez NFZ. – Poprosili, żebym w ciągu 3, 4 dni dostarczył fakturę od lekarza, bo muszą mieć podkładkę do rozliczeń. Spełniłem życzenie, ale po tygodniu poinformowali mnie, że wszystkich pieniędzy jednak nie będzie. Postarają się dać połowę obiecanej kwoty, jeśli załatwię nową fakturę na większą kwotę. Nie załatwiłem, bo już wstydziłem się prosić lekarza o kolejny papier. Złożyłem natomiast skargę w kurii, osobiście u sekretarza biskupa, prosząc o przyłożenie na kopii pieczątki potwierdzającej przyjęcie
3
dokumentu. Po długim oczekiwaniu wyszedł do mnie kanclerz i oznajmił, że nie dostanę takiego potwierdzenia. Wysłałem więc skargę listem poleconym i jeszcze tego samego dnia złożyłem w Caritasie pismo, że rezygnuję z prowadzenia przez nich zbiórki pieniędzy na moje leczenie. Poprosiłem też o przelanie zebranych pieniędzy na konto pewnego stowarzyszenia, z którym podpisałem umowę o kontynuacji. Wkrótce otrzymałem odpowiedź z kurii, że obiecana kwota „została przyznana wstępnie”, ale połowa ostatecznie trafiła do lekarza. Faktury na 8 tysięcy złotych jednak nie oddali! – podkreśla Krystian L. Gdzie trafiła reszta? Idziemy o każdy zakład, że nie zwrócono jej darczyńcom, ale na wszelki wypadek poprosimy o sprawdzenie urząd skarbowy… ~ Podlaski Urząd Pracy skierował młodą kobietę na staż do Caritasu. Miała tam być wychowawczynią w świetlicy dla dzieci z najuboższych rodzin. – Przeznaczone dla dzieci czekolady i batoniki, gry, zabawy, długopisy (wszystko z darów) szefowa – zakonnica – trzymała pod kluczem, a częstowała jednym cukierkiem. Na święta pokroiła kilka poczerniałych już bananów. „Takie dzieci wszystko zjedzą” – tłumaczyła. W świetlicy nie było mydła, ani ręcznika, wszędzie panował brud, a ja zaraziłam się wszami. Gdy próbowałam interweniować i prosiłam o jakieś leki na odwszawienie podopiecznych, szybko mnie zwolnili z opinią, że nie rozumiem dzieci z takich środowisk. Ksiądz dyrektor zaczął na mnie krzyczeć i obrażać – wspomina praktykantka. ~ Ryszard C. pracował jako pedagog w świetlicy fundacji „B (…)”, organizacji pożytku publicznego utrzymywanej z darowizn i autoryzowanej przez Kościół poznański. – Dziećmi zajmowały się faktycznie cztery osoby i, prawdę powiedziawszy, wystarczyło. Ale po wypłatę pensji przychodziło grubo ponad trzydzieści twarzy, które widziałem tylko raz w miesiącu. „Czym oni się zajmują?” – zapytałem księdza. Odparł, że organizowaniem sponsorów. Gdy nastały jakieś kłopoty z pieniędzmi, nam, którzy faktycznie pracowaliśmy, wstrzymywano wypłaty lub dostawaliśmy je z dużym poślizgiem, ale „organizatorzy” dostawali kasę jak w zegarku, choć bywały dni, że podopieczni głodowali, bo nie miał kto pojechać do supermarketu po przeterminowaną żywność – wspomina nauczyciel. Polacy katolicy powinni o tym pamiętać przy wypełnianiu PIT i wyborze adresata 1 proc. podatku. Ale czy będą… ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
4
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Baby listy piszą Sutannowi eksperci od seksu codziennie doradzają tysiącom polskich kobiet, jak żyć, jak rodzić, jak kochać się z mężem. Przykładna katoliczka wie, jak łatwo można zgrzeszyć, więc dmucha na zimne. Oto przykłady niewieścich problemów, odnotowane na portalach katolickich (między innymi: www.szansaspotkania.net, gdzie doradza znany seksuolog-kapucyn – ojciec Ksawery Knotz). Jednej z pań trafił się mąż świętszy od papieża. Kiedy urodziło się dziecko, zrezygnował ze współżycia, uznając, że jako wtórny prawiczek będzie bliżej Boga. Żeby nie wodzić ciała na pokuszenie – żony nie tyka już nawet palcem. Ale ratunek dla niezaspokojonej pani domu jest. Otóż zadaniem ślubnego jest prokreacja. Jeśli się wymiguje, należy go zabrać na odpowiednie rekolekcje, a tam już sutannowi wyjaśnią co i jak. Głodna sytej nie zrozumie. Z kolei inne panie żalą się na zbytnią nadpobudliwość małżonków, którzy chcą nawet wtedy, gdy nie można... Pani określająca się jako „żona, dwoje dzieci” pisze: „Pod koniec cyklu drżę ze strachu, że zajdę w ciążę. Ale lepszy jest ten strach od lęku przed smutkiem Boga. Męża jednak bolą jądra, jest zły, wczoraj o mało nie zgrzeszyłam”.
M
Odpowiedź pokazuje, że nawet u księży zachowała się śladowa litościwość wobec ludzkich słabości: „Jeśli już męża bolą jądra, trzeba mu w tym ulżyć i popieścić”. Kolejna nagabywana przez męża w „okresie wstrzemięźliwości” zgodziła się na seks oralny zamiast obowiązkowej penetracji. Spowiadała się, ale wie, że znów będzie namawiana i nie odmówi, „bo to mąż”. Ojciec Knotz informuje, że w takiej sytuacji – o ile zachęcała do porzucenia grzechu – sama go nie popełnia, co najwyżej „znosi niewłaściwe pożycie”. Teraz problem natury eucharystyczno-genitalnej: „Czy jest grzechem, jeśli używamy języka, którym przyjmujemy Jezusa, do pieszczot genitaliów? Zgodziłam się na to po 14
iliony młodych Polaków wypchnięto z kraju „za chlebem”. Proces ten trwa nadal. Tych, co pozostali, zachęca się do rozmnażania, bo… brakuje młodych. Czy władze zdają sobie sprawę z żałosnego komizmu własnych poczynań? Obok różnych zdumiewających rzeczy, które można zobaczyć w telewizji, jest jedna szczególnie irytująca: to sponsorowana z naszych podatków reklama, która informuje, że Polska się starzeje, zatem powinno się płodzić więcej dzieci. Pomijając etyczne kwestie, jakie wiążą się z propagowaniem rozmnażania oraz nieco przedmiotowym traktowaniem dzieci jako swego rodzaju żywej polisy na starość, to wspomniana reklama oburza wyjątkową wręcz bezmyślnością. Nie zdziwiłbym się, gdyby tego rodzaju apele o rozmnażanie propagowano w krajach, które muszą przyjmować emigrantów, aby zapewnić normalne funkcjonowanie swojej gospodarki. Także w krajach, w których rodziny utrzymujące dzieci są otoczone znaczącą opieką państwa, a każde kolejne dziecko oznacza większe środki przekazywane dla rodziny. Tymczasem w Polsce na naszych oczach wypchnięto 2 czy 3 miliony osób, głównie młodych i dobrze wykształconych, na emigrację. Bo w naszym kraju nie było dla nich ani mieszkań, ani pracy, ani żadnej sensownej przyszłości. Teraz oni, pracując na siebie za granicą, płacą tam podatki i wspierają tamtejsze ubezpieczenia emerytalne. W polskim ZUS-ie tymczasem powstała gigantyczna wyrwa, której nie ma kto zapełniać swoimi składkami. Inwestujemy ogromne pieniądze w szkolnictwo, ale – jak się okazuje – w dużej mierze także
latach małżeństwa. Boję się, że znieważam Jezusa”. Zdaniem korepetytora, jeśli pieszczoty oralne będą wstępem do właściwego stosunku, Jezus nie poczuje się znieważony. „Martwi mnie fakt, że odczuwam przyjemność seksualną, gdy chcę serdecznie porozmawiać z osobami płci przeciwnej. Boli mnie moja nienormalność, bo chciałabym żyć w radosnym dziękczynieniu Panu za wszystkie Jego dary” – pisze Barbara, która miłosnego obcowania za dar nie uznaje. Odpowiadający katecheta zezwala jej na koleżeńskie – choć ostrożne! – kontakty z mężczyznami. Inna pani do serca wzięła sobie biblijne: „W bólach rodzić będziesz”. Pyta, czy znieczulenie w czasie porodu jest grzechem. I tym razem odpowiadający okazał się wyrozumiały, zapewniając, że jeśli nikomu nie zaszkodzi – grzechu nie ma. Kolejna żona zastanawia się, czy może mieć orgazm przed mężem, oraz „czy kobieta może przeżyć dwa orgazmy w czasie stosunku, czy to grzech?”. Jak się szczęśliwie dowiaduje – przysługuje jej nawet seria orgazmów, jeśli to mąż do nich doprowadzi. Lata kościelnej agitacji zrobiły swoje. Moherowe damy widzą grzech nawet tam, gdzie ksiądz go nie zobaczył… JUSTYNA CIEŚLAK
po to, aby za darmo sprezentować Brytyjczykom, Norwegom czy Niemcom (od 1 maja zaczną się masowe wyjazdy do Niemiec) dobrze wykształconych młodych Polaków jako tanich i karnych pracowników. Jest to nie tylko pospolite świństwo wobec młodego pokolenia, które powołujemy do życia, nie mając mu nic do zaoferowania, ale także gigantyczne marnotrawstwo środków. Polski system socjalny nie zabezpiecza także tanich mieszkań ani podstaw bezpiecznego życia. Za to bezrobocie znów nam wzrosło do 13 procent. W tym kontekście apele o rozmnażanie i biadolenie nad niedostateczną rozrodczością brzmią jak ponury żart. Całe szczęście, że tu się nie rodzi zbyt wiele dzieci! Jaka czekałaby je przyszłość? Polskie władze dotąd nie interesowały się realnym życiem obywateli, tylko wzrostem PKB, tak jakby on sam miał rozwiązać wszystkie problemy. Niestety, żadnego ważnego polskiego problemu nie rozwiązał. Sejm właśnie przyjął dokument na temat wspierania budownictwa mieszkaniowego do roku 2020. Przy okazji przyznano, że brakuje 1,5 mln mieszkań. O takiej mniej więcej liczbie braków mówiło się 5, 10 i 15 lat temu. Przegłosowywano też różne dokumenty o mieszkalnictwie. Były to jednak tylko działania pozorowane. Bo niemal nie buduje się tanich mieszkań dla 2/3 młodych ludzi, którzy nie mają i nie będą mieli zdolności kredytowej, by kupić mieszkanie na wolnym rynku. Czy Tusk będzie pierwszym premierem, który zakończy haniebną tradycję antyhumanitarnej polityki społecznej w Polsce, czy dalej będzie kontynuował puste gesty poprzedników? ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Zabawy dziećmi
Prowincjałki Sześć telefonów komórkowych ukradziono z wystawy sklepu elektronicznego w Zamościu. Złodziej to 71-letni mieszkaniec gminy Sitno (woj. lubelskie). Jak się okazało – recydywista.
SPRAWA DLA KONESERA
Mieszkanka Nakła nad Notecią (woj. kujawsko-pomorskie) nie mogła rano odpalić samochodu. A że za przyczynę takiego stanu rzeczy uznała panujący mróz, postanowiła auto rozgrzać… farelką, którą ustawiła na silniku. Efekt z pewnością przerósł oczekiwania, bo rozgrzane (po chwili już do czerwoności) auto ugasili strażacy.
ROZRUSZNIK
Tomasz M. (26 l.) i Rafał P. (25 l.) postanowili obrabować ciężarówkę przewożącą przesyłki kurierskie. Rafał nadał więc Tomasza paczką, a kiedy ten – w specjalnie na tę okoliczność przygotowanym pudle – znalazł się już wewnątrz auta, zaczął plądrować inne przesyłki, co wartościowsze fanty pakując do swojego kartonu. Tomasza M. wraz z zebranymi przez niego przedmiotami kurier dostarczył pod wskazany adres. I tutaj pewnie nastąpiłby happy end, tylko że M. zgubił w ciężarówce telefon komórkowy. Zaalarmowana przez firmę kurierską policja bez trudu odnalazła trojańskiego złodzieja.
ZŁODZIEJ TROJAŃSKI
21-letni Damian P. przyjechał do Mielenka Drawskiego po to, żeby zabić mieszkającego tam 28-letniego Rafała S. Motyw? Po sześciu latach wymiany namiętnych miłosnych i niedarmowych SMS-ów wyszło na jaw, że ofiara, czyli Rafał, wcale nie jest dziewczyną.
BYĆ KOBIETĄ
68-letni mieszkaniec Wałcza zadzwonił na policję z prośbą, aby przyjechali go podnieść. No i pojechali. Na miejscu okazało się, że facet to wcale nie ofiara wypadku, ale pijany solenizant, który po kolejnym toaście przewrócił się na podłogę. Wstać o własnych siłach rzeczywiście nie mógł. Opracowała WZ
INTERWENCJA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Kaczyński boi się takiej sytuacji, w której on jeszcze ułoży listę do następnego Sejmu, ale już listę wybranych posłów zrobi mu Rydzyk. Dziś PiS jest bardzo zwrócony w stronę wyborców radiomaryjnych. (Michał Kamiński, europoseł PJN)
To bardzo ważne, że świat jest tak skonstruowany i są panie. (Jarosław Kaczyński z okazji Dnia Kobiet)
Stefan Niesiołowski był słynnym działaczem antykomunistycznym i tak zawzięcie walczył z komuną, że sam nią przeniknął i dziś niewiele odbiega od gomułkowskich wzorców. (Janusz Palikot)
Nadużycia: handel (nieraz oszukańczy), dziwactwa, posługiwanie się relikwiami jak amuletami, wzbudziły zasadniczy protest – z tej racji Kościoły wyrosłe z wielkiej reformacji odrzucają praktykowanie religijnej czci dla relikwii (...). Sądzę, że kwestionowanie czci dla relikwii ma znaczenie teologiczne – czyni się to ze względu na wyłączność kultu samego Boga Jedynego. Motywacja jest tu podobna jak w przypadku potępienia czci obrazów. (Halina Bortnowska, teolog i publicystka, o kulcie relikwii)
Maria Skłodowska-Curie w oczach prawicowej opinii publicznej była nie tylko kobietą, która zachowywała się wbrew naturze, ale i „obcym demonem”, wrogim katolickiemu Kościołowi. Skłodowska była rzeczywiście indyferentna religijnie, podobnie jak jej ojciec, jak mężczyźni, z którymi żyła, dzieci i przyjaciele. (profesor Magdalena Środa, etyk)
Seksista Berlusconi jest dosyć klasycznym obrońcą wartości chrześcijańskich. (jw.)
Jedną z prawdziwych zdobyczy socjalizmu u nas było odebranie ludziom katolickiego Boga, wiary w to kościelne państwo (...). I nagle okazuje się, że w XXI w. klepiemy pacierze, o krzyż walczymy, grzęźniemy w jakimś średniowieczu! (Maciej Maleńczuk, piosenkarz) Wybrali: AC, SH
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
NA KLĘCZKACH
STUDIUM GRABIEŻY W związku z działalnością Komisji Majątkowej toczą się trzy śledztwa. Prowadzą je warszawskie prokuratury: apelacyjna i okręgowa oraz prokuratura w Gliwicach, a pięć następnych analizuje dokumenty. Także CBA skierowało do prokuratora generalnego zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w – jak dotąd – 11 przypadkach. Kościołowi przekazywano najbardziej smakowite kąski w najlepszych lokalizacjach, często na specjalne życzenie biskupów, nie licząc się zupełnie z samorządami i nie zawiadamiając o grabieży. Zaniżone wyceny powodowały, że np. za ziemię pod miastem wartą 100 tysięcy „oddawano” place miejskie warte kilka milionów… każdy! Ponad 16 mln zł odszkodowania domaga się starostwo powiatu kłodzkiego za Zamek w Szczytnej, który Komisja Majątkowa oddała w 2006 r. tamtejszemu Domowi Zakonnemu Misjonarzy Świętej Rodziny. Pozew o wypłatę odszkodowania przeciw Ministrowi Spraw Wewnętrznych i Administracji (czyli z budżetu państwa) został złożony w listopadzie zeszłego roku do Sądu Okręgowego w Warszawie. Prokuratoria Generalna, która reprezentuje Skarb Państwa, wnosi o oddalenie pozwu. RK
POGROM KIELECKI Antyklerykalny poseł SLD Sławomir Kopyciński – zaangażowany m.in. w wyjaśnianie afer Komisji Majątkowej i zaprzyjaźniony z „FiM” – został zaatakowany przez nieznanych sprawców. Najpierw pocięto mu koła w samochodzie, później powybijano szyby w domu – w sypialni dziecka. SLD domaga się przyznania posłowi ochrony, choć tę – nie wiadomo dlaczego – częściej przyznaje się działaczom prawicy (por. Komentarz naczelnego, str. 2), i to często bez powodu. MaK
RELIGIE DO WYBORU W czasie trwania tegorocznego Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań (od maja do lipca br.) po raz pierwszy od II wojny
światowej zostanie zadane pytanie o przynależność wyznaniową Polaków. Ankieterzy zapytają o nią w 10 procentach wybranych losowo gospodarstw domowych. W formularzu będzie kilkadziesiąt wymienionych wyznań i religii do wyboru, ale będzie można podać także wyznanie spoza listy, określić się jako osoba „nie należąca do żadnego wyznania” (pozycji „ateista” – nie przewidziano) lub odmówić odpowiedzi na to pytanie. MaK
HOMOPORAŻKA PIS-U Po nieudanej próbie wpisania w Sejmie do ustawy o Prawie prywatnym międzynarodowym zapisu, że w Polsce uznaje się tylko małżeństwa mężczyzny i kobiety (zapis ten znajduje się już w konstytucji), PiS postanowił ponowić propozycję w Senacie. Jednak prawicowy (niemal w całości) Senat także odrzucił tę poprawkę partii Kaczyńskiego. W tej sytuacji PiS-owcy zapowiedzieli oddanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, ponieważ koniecznie chcą utrudnić życie ewentualnym parom gejowskim, które po ślubie za granicą chciałyby zamieszkać w Polsce. MaK
FILOZOFIA KALEGO Wydawca „Gazety Wyborczej” wytoczył proces niejakiemu Antoniemu Klusikowi, człowiekowi ze środowiska radiomaryjnego, który nazwał dziennik Michnika „organizacją przestępczą wrogą naszej cywilizacji”. Pozew jest oczywisty, bo jak powszechnie wiadomo, „organizacja przestępcza” organizuje przestępstwa. Z obroną Klusika, „skromnego człowieka”, wystąpił „Nasz Dziennik”, który uznał go za ofiarę „potężnego koncernu”. Zdaniem prof. Krystyny Czuby – medioznawcy z Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego – pozew gazety broniącej swojego dobrego imienia jest „nieprzyzwoity”, a pomówienie sformułowane przez Klusika to zaledwie „wyraz
rozgoryczenia”. Tymczasem gdy „skromnych ludzi” oskarża o obrazę uczuć religijnych „potężny koncern” katolicki, wówczas przykościelni dziennikarze nie wykazują podobnego zrozumienia ani współczucia. MaK
ZAROBIĆ NA PŁODZIE Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka zachęca wszystkich do oddania z podatku jednego procenta na ich działalność. Do promocji przedstawiciele Stowarzyszenia używają krótkiego filmiku pt. „Posłuchaj bicia serca dziecka w 13 tygodniu od poczęcia”. Z początku myśleliśmy, że to żart, ale – niestety – to prawdziwy filmik promocyjny. Metody na pozyskanie funduszy tej katolickiej organizacji przeszły już chyba wszelkie granice smaku i zdrowego rozsądku. I cynizmu: w 13 tygodniu nikt już bowiem aborcji nie dokonuje. ASz
BUZEK UPOMNIANY Liberalna holenderska deputowana, Sophie in’t Veld, przewodnicząca Międzypartyjnej Grupy na rzecz Rozdziału Kościoła i Państwa w Parlamencie Europejskim (pracuje w niej m.in. Joanna Senyszyn) zwróciła uwagę przewodniczącemu PE Jerzemu Buzkowi na niestosowność, jaką jest zaproszenie przez niego papieża. Głowa Kościoła katolickiego miałaby przemawiać na posiedzeniu plenarnym PE, co in’t Veld uznała za niczym nieuzasadnione wyróżnienie przywódcy jednego z Kościołów. Buzek, protestant, jest ponoć zgorszony protestem Veld. MaK
PŁACISZ – SIEDZISZ W kościele pw. św. Andrzeja Boboli w Kamionce proboszcz wprowadził miejscówki, czyli rezerwacje ławek na niedzielne msze na cały rok. Oczywiście miejscówka kosztuje „dowolną ofiarę”, ale pierwszeństwo w rezerwacji ławek mają osoby, które dotychczas ją sobie wykupywały. Proboszcz wydał nawet instrukcję dotyczącą porządku siedzenia w kościele: „Rezerwacja obejmuje duże, stabilne ławki i pierwszy rząd na chórze. W każdym też rzędzie dwie pierwsze ławki duże z przodu i małe ławeczki są nieodpłatne, gdyż są przeznaczone tylko dla dzieci ze szkół podstawowych i młodszych, także po 3 mniejsze ławki z tyłu. Bardzo proszę, aby dzieci nie blokowały miejsc dla dorosłych, siedząc w tylnych ławkach lub stojąc pod chórem, bo dla nich są miejsca bliżej ołtarza, i odwrotnie, aby
dorośli zostawili wolne miejsca z przodu dla dzieci (…). Zachęcam, aby wszyscy znaleźli swoje miejsca bliżej ołtarza, aby nie było osób twardo wystających w różnorakich zakamarkach kościoła i przy drzwiach wyjściowych. Pierwszeństwo zajmowania miejsc w ławkach mają osoby, których nazwiska wypisane są na ławkach (tak samo było w Polsce szlacheckiej – przyp. AK), a inne osoby mogą skorzystać z wolnych miejsc”. AK
JEZUS NA TITANICU
Koneserów sztuki w Andrychowie, bywalców tamtejszych licznych wernisaży, dosłownie zamurowało ze zgrozy. Malarz Jacek Larosz wystawił swoje dzieła sztuki olejnej. Makabrycznie obrazoburcze. Na jednym z nich Chrystus bawi się... Titanikiem. Dla ludzi naprawdę wierzących akurat takie przedstawienie determinizmu nie powinno być niczym zaskakującym. A co? Nieprawda? – chciałoby się zapytać. MarS
BONNIE I CLYDE W Toruniu sąd skazał księdza Tadeusza P. i jego partnerkę życiową Ewę P. na karę więzienia w zawieszeniu oraz niewielkie grzywny za fałszowanie dokumentów w celu wyłudzenia kredytu. Duchowny jest byłym proboszczem, ale pełnoprawnym księdzem, tyle że pozostającym w konflikcie z miejscową kurią. MaK
„HABEMUS STUHRA” Najnowszy film włoskiego reżysera Nanniego Morettiego pod ww. tytułem jeszcze się w Polsce nie pojawił, a już wzbudza kontrowersje. To prześmiewcza komedia opowiadająca o papieżu, którego dopadła depresja, przez co chce zakończyć pontyfikat i zostać aktorem. Rzecznika prasowego zdołowanego Papy gra Jerzy Stuhr. I właśnie to najbardziej nie podoba się polskim katolikom, bo niby jak Polak katolik może się śmiać z głowy Kościoła?! Stuhr na krytykę odpowiada butnie: „Nie zależy mi na opinii biskupów”. ASz
ŚMIECHU WARTE Kościół katolicki w Niemczech chce się wykpić z odszkodowań za molestowanie seksualne dzieci
5
przez księży kwotą pół miliona euro. Dla… wszystkich ofiar. Każdy z około stu poszkodowanych dostałby zatem 5 tysięcy euro. To zupełnie tanio jak za zabieg przywrócenia niewinności kościelnym strukturom. Rzecznicy ofiar odrzucają oczywiście ofertę biskupów. MaK
NAJSTARSZY DUCHOWNY Stulecie urodzin obchodził Mustafa Stefan Jasiński, imam muzułmańskiej gminy wyznaniowej w Białymstoku. Jest on prawdopodobnie najstarszym w Polsce duchownym. który nadal wykonuje swoje obowiązki. Muzułmanie są jednym z najstarszych wyznań religijnych w Rzeczypospolitej – funkcjonują na pograniczu polsko-litewsko-białoruskim od ponad 600 lat, a więc o 100 lat dłużej niż np. protestanci. Jest ich około 25 tysięcy (w tym 5–6 tys. polskich Tatarów). MaK
SEKS PO LATYNOSKU Rząd Ekwadoru postanowił walczyć z coraz większym odsetkiem ciąż wśród młodzieży. Na projekt rozdawania młodzieży szkolnej prezerwatyw wpadł sam prezydent Rafael Correa. Pomysł szybko spodobał się Ekwadorczykom i prawdopodobnie już niedługo wejdzie w życie. Prawdopodobnie, bo głos w tej sprawie – jakżeby inaczej! – zabrał tamtejszy Kościół rzymski. Metropolita Guayaquil wściekł się, usłyszawszy o takim ograniczaniu ciąż wśród nastolatków. Pomaga mu w tym abp Yarza, który twierdzi, że „obietnica bezpiecznej seksualności bez szerokiego uświadomienia jest błędna”. Kto miałby uświadamiać ekwadorskie dzieciaki? Oczywiście katoliccy duchowni. ASz
OFIARA WŁASNEJ TOLERANCJI Szahbaz Bhatti – jedyny niemuzułmański minister w Pakistanie – zginął, bo nie chciał karać bluźnierstw. Bhatti jest drugą ofiarą nowelizacji prawa o bluźnierstwach, która miała zakończyć w Pakistanie erę mordowania ludzi za rzekomą „obrazę islamu”. Chodziło o to, aby znieść najwyższy wymiar kary za religijne debaty i waśnie, które często kończyły się tragicznie dla niemuzułmanów. Dwa miesiące temu został zamordowany jego polityczny sojusznik, gubernator Pendżabu Salman Teseer. Bhatti był chrześcijaninem i zajmował się kwestiami mniejszości (etnicznych, religijnych i seksualnych) w rządzie Islamskiej Republiki Pakistanu. Zastrzelili go przed własnym domem tzw. nieznani sprawcy, a Teseera zamordował „w imię Allacha” jego własny ochroniarz. MaK
6
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Rydzykowe plemię Ojciec Tadeusz ma ostatnio nie za dobrą passę, jednak na swoich rycerzy może liczyć jak zawsze. „Jesteśmy szykanowani. To wygląda, jeżeli nie byłoby tragiczne, to śmiesznie. Sądy zajmują się tymi, którzy czynią dobrze i czynią dla narodu. Nasza posługa jest posługą Kościołowi i narodowi polskiemu. Wszyscy służymy Bogu, Kościołowi, ojczyźnie, narodowi polskiemu i za to jesteśmy włóczeni po sądach, sądy mają na to czas” – grzmiał tatko na antenie, w swoim stylu komentując wyrok toruńskiego sądu, który ośmielił się wymierzyć mu karę grzywny w wysokości 3,5 tys. zł za puszczanie w eter bez zezwolenia zawoalowanych apeli o datki na wszystkie swoje „dzieła”. „Tadeusz Rydzyk jako kierujący jednoosobowo rozgłośnią, odpowiadał za całokształt materiałów emitowanych na antenie, decydował o ich publikacji, a także sam w trakcie audycji zachęcał do wpłat na finansowanie uczelni” – stwierdził sędzia Krzysztof Dąbkiewicz, uzasadniając wyrok. Rydzyk, nawet złapany za rękę, do winy się oczywiście nie przyznaje. A że w związku z „szykanowaniem” w ojczyźnie dojenie moherów nieco się ukróciło, zaś wydatki jak zawsze są spore, zaktywizował swoje zagraniczne agendy.
N
Na Wyspach działa na przykład Beata Duncan-Jones, przewodnicząca Koła Przyjaciół Radia Maryja przy Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii. Wobec rozlicznych „szykan”, jakim poddawany jest jej guru, poczuła się w obowiązku naprostować błędne mniemanie o ojcu dyrektorze i przy okazji wyżebrać dla niego trochę grosza. Bo przecież: „Radio Maryja i TV TRWAM są prowadzone przez zakonników, ojców redemptorystów, którzy ślubowali ubóstwo, dlatego utrzymywane są tylko i wyłącznie z naszych ofiar. Od naszych przesyłek pieniężnych zależy, czy będą istnieć i jaki będzie ich zasięg. Pomoc w utrzymaniu Radia Maryja i TV TRWAM to wielka szansa dla nas na włączenie się w Ewangelizację, a to polecił nam sam Pan Jezus” – przekonuje w liście rozsyłanym do angielskiej Polonii. Potencjalnych ofiarodawców pani Beata zachęca, żmudnie obalając rozliczne – jej zdaniem – mity dotyczące tatki (ze względu na osobliwy urok korespondencji, przytaczamy jej wypowiedzi niemal w oryginale): ~ Media przedstawiają Radio Maryja jako „imperium”, gdzie pieniądze się przelewają, a całą działalność obarcza się zarzutami, z którymi szanujący się Polak nie chciałby mieć nic wspólnego. Takie ustawianie społeczeństwa jest po to, aby zniszczyć Radio Maryja przez brak wsparcia finansowego od Polaków;
ajwiększym wrogiem współczesnego Kościoła wcale nie są wściekłe hordy ateistów. Doskonale w tej roli odnajdują się sami księża. Brak szacunku dla parafian sprawia, że ich łagodne dotąd dusze stają się niesłychanie rogate. Niestety, wciąż chcą być parafianami… ~ W parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Rakszawie Dolnej (diecezja przemyska) konflikt wiernych z proboszczem Markiem Rybką trwa już ponad rok. Zaczęło się od pieniędzy, z których to bezczelna rada parafialna chciała dobrodzieja rozliczać. Nie mogli już dłużej tolerować faktu, że – chociaż datki od nich regularnie wyłudza to na ogrzewanie, to na rozbudowę – kościół popada w ruinę, a ksiądz opływa w dostatki. A oprócz tego wycina drzewa z parafialnego lasu, sprzedaje, ale z pieniędzy nikomu się nie tłumaczy. Zamiast nowych organów, na które ludzie dawali ile kto mógł, kupił używane. Potrafił ponad godzinę spóźnić się na pogrzeb, no i podejścia do dzieci nie ma. Narzekały, że ksiądz na religii za uszy ciągnie. Parafianie próbowali się z nim pogadać, ale wyzwał ich od dusz nieczystych, oszołomów i sekciarzy. Udali się więc do arcybiskupa Józefa Michalika, żeby podwładnego zdyscyplinował, ale ten swoim biskupim
~ Radio Maryja utrzymuje się wyłącznie z ofiar od swoich słuchaczy, które stale są niewystarczające i Radio ma trudności, aby związać koniec z końcem; ~ Wiele planów na rozwój i skorzystanie z najnowszej technologii przekazu nie może być zrealizowanych, bo nie ma pieniędzy. Mało tego, fundusze i dotacje już przyznane na rozwój nowych ini- W służbie mamony nieważne, czy w kopercie są złotówki, czy zielone cjatyw powstałych przy Razwiązanych z mediami. Jest to wielani ideologia nie dyktują, pod jakim diu Maryja zostały odebrane z chwiki przełom dla Polski, ponieważ na tej kątem ma być przedstawiona rzelą przyjścia do władzy obecnego rząuczelni wykłada się przedmioty na baczywistość. Stąd takie ataki na Ojca du. Radio Maryja bez przerwy jest zie wartości chrześcijańskich, aby Dyrektora i Radio Maryja prawie nękane oszczerstwami, kontrolami, przyszli dziennikarze pisali prawdę we wszystkich pozostałych mediach; rozprawami sądowymi i odmowami i służyli wspólnemu dobru (…). Je~ Cała Polonia jest nasączozezwoleń; śli więc komukolwiek z Państwa zana przytykami pod adresem Radia ~ Dlatego największe słowa leży na obronie wartości katolickich Maryja umieszczanymi w programach uznania należą się Ojcu Dyrektorow mediach, to bardzo proszę o wspartelewizyjnych i darmowych gazetach wi Tadeuszowi Rydzykowi i całemu cie dla WSKSiM – jednorazowo, sysrozdawanych w polskim środowisku. zespołowi prowadzącemu Radio Matematycznie lub przez fundowanie styW ten sposób osoby, które nigdy nie ryja i TV TRWAM, że w sytuacji ciąpendiów dla studentów; słuchały Radia Maryja, wypowiadagłego ataku i zagrożenia ze strony ~ Media przyczyniają się do ateją się, jakby wiedziały lepiej i zaraosób, które powinny im pomagać, izacji społeczeństwa, kiedy podważażają innych wątpliwościami, tym saa nie przeszkadzać, są w stanie bezją wartości katolickie lub lansują trenmym odbierając im potencjalne kointeresownie prowadzić te wspaniady sprzeczne z prawem Bożym. Jeśli rzyści duchowe, może nawet nawrółe media, niosąc ludziom Słowo Bowięc nie będziemy wspierać rozwoju cenie. Jest to sianie zgorszenia i bęże, źródło życia, świętości i szczęścia; uczelni takich jak WSKSiM i katodzie trzeba za to odpowiedzieć ~ Radio Maryja, TV TRWAM, lickich mediów, takich jak Radio Maprzed Bogiem; również „Nasz Dziennik” są mediaryja, TV TRWAM i „Nasz Dziennik”, ~ Przy Radiu Maryja 10 lat temi katolickimi, finansowanymi w cato siłą rzeczy proces ateizacji będzie mu powstała Wyższa Szkoła Kultułości z polskiego kapitału, dlatego postępował dużo szybciej… ry Społecznej i Medialnej, która w tych mediach przekazywana jest Co daj nam Panie Boże. Amen. kształci młode pokolenie Polaków prawda według Ewangelicznego „tak JULIA STACHURSKA na dziennikarzy i w innych zawodach – tak, nie – nie” i żadne ugrupowanie
zwyczajem ludzkie sprawy zignorował. To znaczy porozmawiał z proboszczem, który zarzekał się na wszelkie świętości, że jego wierni doznali zbiorowej halucynacji i widzą rzeczy, które w parafii w ogóle nie mają miejsca. „Ksiądz Arcybiskup skonsultował zarzuty i wątpliwości z zainteresowanym ks. proboszczem Markiem Rybką. W przygotowanej przez
zostali, mają kolejny powód, aby proboszcza w końcu na taczkę wsadzić. Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Łańcucie zdecydował o zamknięciu kościoła ze względu na jego stan techniczny. – Kościół się sypie i nic dziwnego, skoro ks. Rybka przez ponad 5 lat proboszczowania w Rakszawie remontował wyłącznie swoją plebanię – mówią mieszkańcy. O tym, że kościół
Nie fikaj, owieczko! Księdza Proboszcza odpowiedzi stawiane zarzuty w większości nie znalazły potwierdzenia, pozostałe zostały wyjaśnione” – poinformowała kuria owce. „Niepokoi nas, że ks. proboszcz na różne sposoby niszczy dorobek materialny, duchowy i kulturalny swoich Poprzedników. Ludzi traktuje odgórnie, obraża ich, ośmiesza” – odpisały owce, załączając ponad pół tysiąca podpisów o odwołanie proboszcza z parafii. Proboszcz jednak został, więc ludzie odeszli szukać normalności w okolicznych świątyniach. Dość mieli gróźb z ambony oraz ostrzeżeń w stylu: „Nie fikaj, owieczko, owieczko, nie fikaj”. Ci, którzy mimo wszystko
im zamkną, dowiedzieli się dopiero wówczas, kiedy ks. Rybka podczas ogłoszeń parafialnych zarządził opróżnianie wnętrza świątyni. Wyniesiono wszystko – od ławek po „najświętszy sakrament”. ~ Proboszcz parafii Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny pod Jasną Górą stawił się – jak to było umówione – na pogrzebie Antoniego Jarosia. Problem w tym, że był – zdaniem rodziny denata – pijany, do czego wielebny się nie przyznaje i niedyspozycję tłumaczy przeziębieniem. Tak czy inaczej, żałobnicy nie mogą księdzu Kazimierzowi wybaczyć, że mylił się, zapominał, nie zapalił świec, nie okadził urny z prochami, nie
zaśpiewał marsza żałobnego, a na koniec szybko wyszedł i zamknął kościół. Na cmentarz się już nie stawił, wobec czego ceremonii dopełnił… grabarz. ~ W Pankach proboszcz od Świętej Rodziny zarządził remont kościoła. Nie przyszło mu do głowy, aby prosić w urzędach o stosowne w takiej sytuacji pozwolenie, a i efekt restaurowania nie satysfakcjonuje parafian. Okazało się bowiem, że ksiądz Eugeniusz pozbył się zabytkowych, żelaznych okien z witrażami, a zamiast nich wstawił całkiem współczesne. Aby hołota miała swoje obrazki świętych, na oknach przylepił kolorową folię, która parszywie od szyb odstaje. Wierni nazywają to łagodnie kiczem, ale sprawa wymiany okien okazała się kamykiem, który uruchomił lawinę gorzkich parafialnych żalów. Buntują się owieczki, bo chociaż ksiądz Eugeniusz to lokalny biznesmen, który zarabia na wynajmowaniu pawilonów handlowych i obrocie parafialnymi gruntami, o kościół i jego otoczenie nie dba wcale. Jak za 200 tys. złotych sprzedał grunty pod lokalne gimnazjum, miał świątynię ogrodzić, a tymczasem zafundował jedynie kran na cmentarzu. Parafianie są coraz bardziej zdesperowani. Kuria, choć powiadomiona, do sprawy się nie wtrąca. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
K
siądz kanonik Tadeusz Dzieszko (51 l.), widniejący na zdjęciach proboszcz parafii św. Konstancji w Chicago, zajmował do niedawna pierwsze miejsce, ex aequo z o. Tadeuszem Rydzykiem, w rankingu znakomitości obsługujących duszpastersko tamtejszą Polonię – największe skupisko naszych rodaków na obczyźnie. Od kilkunastu dni jest samodzielnym liderem, i to w skali całej Ameryki. Popatrzmy, czemu zawdzięcza ten „sukces”… Wielebny wpadł na próbie wyłudzenia domu od swojej 93-letniej parafianki Walerii Krzemińskiej, alias Krzemień. Mieszkająca w Kalifornii siostrzenica staruszki zaalarmowała władze o fatalnym wpływie na ciotkę jej nowego opiekuna, a ponieważ USA jest egzotycznym państwem, gdzie księża katoliccy są zwykłymi obywatelami: ~ właściwy urząd wszczął dochodzenie, które wykazało, że w kwietniu 2010 r. nie bardzo już kontaktująca Krzemińska podpisała dokumenty powiernicze, na mocy których do końca życia miała prawo zamieszkiwać w swoim domu, a po jej śmierci nieruchomość automatycznie przechodziła na własność (prywatną) kapłana; ~ sąd zajmujący się kwestiami spadkowymi orzekł, że kobieta została „wykorzystana przedmiotowo w celu osiągnięcia korzyści majątkowej” i wyznaczył specjalnego kuratora mającego zapewnić jej opiekę, a także chronić interesy oraz pieniądze; ~ kilka dni po decyzji sądu spanikowany ks. Dzieszko zrzekł się wszelkich przyszłych praw do nieruchomości. Wydawało się, że świątobliwy mąż ma już kłopoty za sobą, gdy kurator, po analizie dokumentacji medycznej podopiecznej i rozmowach z lekarzami, stwierdził, że staruszka – od wielu lat cierpiąca na demencję – nie miała bladego pojęcia, co podpisuje, powierzając księdzu cały swój majątek, ale doskonale o tym wiedział niedoszły spadkobierca, a także reprezentująca go polonijna kancelaria adwokacka, co już nosiło znamiona przestępstwa. Sprawa trafiła do prokuratury stanowej, a gdy aferę nagłośnił dziennik „Chicago Tribune” (jeden z najbardziej wpływowych i prestiżowych w USA), Polonia przeżyła wstrząs, jakiego najstarsi górale w jej szeregach nie pamiętają. – Dzieszko był celebrytą, więc siłą rzeczy zblakł przy nim nawet Rydzyk przyjeżdżający tu co i rusz na żebry. W 2009 r. prezydent Kaczyński odznaczył go Krzyżem Kawalerskim („za wybitne zasługi w upamiętnianiu losów narodu polskiego” – dop. red.). Otrzymał także specjalną nagrodę Dziedzictwa Polsko-Amerykańskiego „za doskonałe osiągnięcia w odgrywaniu przywódczej roli”, gościł w parafii najważniejszych dostojników kościelnych z prymasem Glempem na czele, Urząd do spraw Kombatantów przyznał mu pod rządami PiS prestiżowy medal
Duchowni katoliccy są w USA najbardziej znanym, obok wódki, polskim towarem eksportowym. Oba posiadają taką samą moc ogłupiania…
Jak to się robi w Chicago „Pro Memoria” (wręczony osobiście przez ministra Janusza Krupskiego – dop. red.) za szczególne zasługi w utrwalaniu czegoś tam, był wicedyrektorem Polskiej Ligi Katolickiej i wygrał plebiscyt na Człowieka Roku w Chicago! Uchodził za murowanego kandydata na biskupa – wylicza sympatyk „FiM”, współpracujący z polonijną gazetą. – Ksiądz Dzieszko kupił sobie przychylność najważniejszych polskich hierarchów. Trudno powiedzieć, za ile, ale był z nimi spoufalony tak dalece, że gdy obchodził w ubiegłym roku okrągłe urodziny, ośmielił się, zwykły skądinąd proboszcz, zaprosić na imprezę samego prymasa Kowalczyka i uznawanego w USA za „number one” kardynała Dziwisza. Obaj nie zdołali wygospodarować czasu, ale przysłali specjalne, bardzo osobiste listy, z którymi nasza gwiazda obnosiła się, demonstrując, jakich ma przyjaciół. Miał też bardzo dziwne układy z jasnogórskimi paulinami. Tuż
Pro memoria...
wyróżniał się prezencją na tle innych księży i bardzo pociągał parafianki, zwłaszcza te, umówmy się, dojrzałe. Jego natomiast pociągały przede wszystkim samotne i forsiaste. Pilnował takich kobitek jak oka w głowie przed Rydzykiem oraz jego emisariuszami, gdy ci próbowali zorganizować u nas jakąś strukturę Radia Maryja – podkreśla M. P., Polonus związany z parafią św. Konstancji. Swojego kolegę po fachu wspomina ksiądz z archidiecezji białostockiej: – Tadeusz pochodzi spod Suchowoli. Byliśmy razem w seminarium. Po czwartym roku musiał odejść na skutek jakiegoś skandalu – wśród kleryków krążyły słuchy, że obyczajowego – ale dostał na otarcie łez czyste papiery. Ewakuował się do Ameryki i tam został wyświęcony. Całą rodzinę ma w Polsce. Wiem, że jego ojciec Antoni nie żyje, mama Maria mieszka razem z córką Wiesławą i jej mężem w maleńkiej kolonii nieopodal wsi D. Zwykli rolnicy, a chałupę mają taką, że nawet I unikaj, Tadziu, moich rewirów nasz biskup by się nie po... wstydził. reżyserskimi, co w Stanach ma ~ ~ ~ kapitalne znaczenie” – zachwyKs. Dzieszko przekonywał reporcała się niedawno na antenie tera „Chicago Tribune” (starannie rozgłośni „Wietrzne Radio” Jounikał mediów polskojęzycznych), że anna Bielobradek, literatka, przepisująca nań majątek 93-letnia poetka i felietonistka, zaliczasponsorka cieszyła się doskonałym jąc plebana do grona „legend zdrowiem psychicznym i wiedziała, Polonii”. co robi: „Z wyjątkiem robienia za– Nie jest przypadkiem, kupów oraz sprzątania pani Waleria że tak eksponowała jego wabyła w pełni niezależna. Dopiero lory fizyczne, bo proboszcz po podpisaniu papierów doznała
przed wybuchem afery przez dwa tygodnie afiszował się z przebywającym u niego prywatnie generałem zakonu o. Izydorem Matuszewskim i towarzyszącym mu sekretarzem generalnym o. Janem Bernym – ujawnia polski duchowny pracujący w Chicago. „Przystojny, często uśmiechnięty. Ksiądz Dzieszko jest fenomenalnym organizatorem i znakomitym psychologiem. I jakże dyskretny, gdy chodzi o siebie i o innych. Zarazem towarzyski, pełen humoru, pociągający. Postawny, o miłej powierzchowności, w dobry sposób dominujący, zaspokaja naszą dumę. Więc chwała, że jest ksiądz Tadeusz Dzieszko. Obdarzony także zdolnościami aktorskimi,
7
dwóch udarów mózgu i straciła pamięć. Nie zrobiłem nic złego i czuję się ofiarą, bo chciałem tylko pomóc tej pobożnej niewieście”. Jak? „Rozważałem możliwość sprzedaży nieruchomości, gdyby potrzebowała pieniędzy na hospicjum lub innego rodzaju opiekę medyczną” – tłumaczył ks. Tadeusz, podkreślając, że bardzo żałuje, iż nie wynajął do tej operacji kościelnych prawników, bowiem on sam w ogóle nie zna się na obrocie nieruchomościami („Gdy czytałem te dokumenty, to zrozumiałem może dziesięć procent treści” – zapewniał…). Tymczasem dziennikarze trzymali w rękawie asa w postaci rejestru siedmiu nieruchomości, które kupił w okresie dwóch lat nieopodal Phoenix (stolica Arizony) za ponad pół miliona dolarów, i papierów świadczących, że sam załatwiał wszystkie formalności, a to znaczy, że niechybnie znał się na rzeczy jak mało kto. Draśnięty pytaniem, skąd wziął na owe zakupy pieniądze, ks. Dzieszko odparł: „Dostałem od mamy i rodzeństwa. Miałem też trochę własnych oszczędności, bo moi parafianie są bardzo hojni”. Mimo zapewnień o niewinności, nazajutrz po publikacji przyjaciel polskich hierarchów i cicerone generała paulinów wyjechał w nieznane, zaś archidiecezja chicagowska wydała w jego sprawie specjalne oświadczenie, w którym czytamy m.in., że kościelna centrala ściśle współpracuje z władzami świeckimi w celu wyjaśnienia „nieodpowiedniego postępowania z finansami osobistymi” i będzie to czyniła aż do skutku, zaś nasz pomysłowy rodak „zgodził się na odsunięcie od obowiązków parafialnych na czas trwania dochodzenia”. – Krążyły słuchy, że uciekł do Polski i został aresztowany... Według najnowszej wersji wyjechał na „rekolekcje” do jednej ze swoich posiadłości w Arizonie – relacjonuje M.P. Kłaniając się nisko dociekliwości dziennikarzy „Chicago Tribune”, musimy też, niestety, odnotować ich dziecięcą naiwność, bowiem bez zmrużenia oka przełknęli opowieści ks. Dzieszki o setkach tysięcy dolarów otrzymanych w darowiźnie od mamusi i „rodzeństwa”. No cóż, amerykańscy żurnaliści żyją w innym świecie i prawdopodobnie nie potrafią sobie nawet wyobrazić, jak polski kapłan potrafi człowieka wyrolować... Tymczasem my dotarliśmy do papierów (ich kopie przesłaliśmy już chicagowskiej prokuraturze), w których stoi czarno na białym: matka ks. Dzieszki oraz jego siostra z mężem oświadczają w przytomności białostockiego notariusza A.Ł., że nigdy w życiu nie dali złamanego centa na zakup nieruchomości w Arizonie, choć figurują w dokumentach jako… współwłaściciele! Sprawa jest rozwojowa, bo prokuratura wykryła już kilka innych przypadków wyłudzenia przez polskich księży majątków od rodaków stojących nad grobem… ANNA TARCZYŃSKA
8
W
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
ypowiedź szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, że choć toczą się śledztwa w sprawie przekrętów w Komisji Majątkowej, to kwestia odpowiedzialności karnej jej członków jest „bardzo skomplikowaną i dyskusyjną” – roznieciła szum informacyjny. A jak jest w istocie? O wyjaśnienie poprosiliśmy dr. Marcina Górskiego, wykładowcę akademickiego i partnera renomowanej łódzkiej kancelarii prawnej Tataj Górski, obsługującej na stałe naszą redakcję i wydawnictwo. – Panie mecenasie, „dokonania” komisji są już dzisiaj znane, ale mamy mętlik dotyczący umocowania prawnego jej członków. Czy to możliwe, żeby cieszyli się jakimś specjalnym immunitetem „antykorupcyjnym”? – Przestępstwo łapownictwa biernego może być popełnione nie tyle przez funkcjonariusza publicznego, ile przez osobę pełniącą funkcję publiczną. Kodeks karny wskazuje, że taką osobą jest nie tylko funkcjonariusz, ale również członek organu samorządowego, osoba zatrudniona w jednostce organizacyjnej dysponującej środkami publicznymi (chyba że wykonuje wyłącznie czynności usługowe), a także inna osoba, której uprawnienia i obowiązki w zakresie działalności publicznej są określone lub uznane przez ustawę lub wiążącą Rzeczpospolitą Polską umowę międzynarodową. Wydaje się, że członkowie Komisji Majątkowej sprawowali funkcje publiczne – działali na podstawie prawa publicznego i byli powoływani aktami publicznoprawnymi, a ich uprawnienia i obowiązki były określone przez ustawę o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. To nie było ich prywatne zajęcie. – Słyszeliśmy też opinie, że ludzi z komisji będzie bardzo trudno oskarżyć o korupcję, ponieważ sprawcy niechybnie zaprzeczą, więc przed sądem nie da się obronić zarzutów. Czy oprócz „wręczenia kontrolowanego” i przyznania się do winy są jakieś dowody posiadające moc przekonywania?
i dopuścili do takich sytuacji, jakie towarzyszyły funkcjonowaniu Komisji. Czas wyciągnąć konsekwencje, żeby choć w części odbudować w społeczeństwie zaburzone poczucie sprawiedliwości. – Jakie mogą być skutki wyroku potwierdzającego niekonstytucyjność Komisji Majątkowej? – Przykro mi, ale nie mam wielkiego zaufania do mechanizmów, które miałyby prowadzić do przywrócenia sprawiedliwości zaburzonej funkcjonowaniem Komisji. Takie orzeczenie Trybunału dałoby formalnie podstawę do wznowienia postępowań, które doprowadziły do zaboru majątku państwa na oż m e i samorządów. Wymagałoby to ni Czy duchownych jednak inicjatywy samych zainsą bo nie oskarżyć o korupcję, cznymi? teresowanych. Ponieważ w polfunkcjonariuszami publi skich gminach w zdecydowanej większości rządzą politycy prześcigający się w pląsach ku czci lokalnej kościelnej „nomenklatury”, nie spodziewam się fali rewindykacji. – Wróćmy jeszcze na chwilę do łapówkarstwa. Znamy bardzo wiele przypadków, relacjonują nam je sami księża, że biskup żąda od podwładnego „koperty”, uzależniając od jej zawartości stwierdzenie niezgodności z konstyniekonstytucyjności Komisji. Co nominację na probostwo, leptucją przepisów zakwestionowanych Trybunał może zrobić, skoro ona szą parafię... Co to jest: korupwnioskiem posłów SLD nie rozwiąjuż nie istnieje? cja, mobbing? Co może zrobić zuje całościowo problemu. Należy – Jeżeli w dacie orzekania akt ksiądz, żeby się przed tym skubowiem postawić pytanie o odponormatywny poddany kontroli utratecznie obronić? wiedzialność osób z najwyższego cił moc, to postępowanie podlega – Nie jest to – samoistnie szczebla władzy, które dopuściły umorzeniu. Trybunał nie ma jed– mobbing w rozumieniu Kodeksu – jak mniemam, z pełną świadomonak takiego obowiązku, gdy wydapracy. Ponieważ jednak biskup, ścią i dla doraźnej korzyści politycznie orzeczenia jest konieczne dla o którym teoretycznie mowa, wynej – do systemowego okradania ochrony konstytucyjnych wolności konuje obowiązki publiczne okrenaszego państwa na skalę dotychi praw. Do praw tych należy prawo ślone w ustawie o stosunku Pańczas niespotykaną. Orzeczenie Trywłasności oraz prawo do rzetelnestwa do Kościoła Katolickiego bunału jest niezwykle potrzebne go procesu sądowego. Wydaje się w Rzeczypospolitej Polskiej, może gminom, które zostały pozbawione oczywiste, że mamy do czynienia być uznany za podmiot przestępmajątku, a w konsekwencji – wszystz taką właśnie sytuacją. Przez szestwa sprzedajności – osobę pełkim podatnikom. Jest potrzebne reg lat miał miejsce proces, który niącą funkcję publiczną. Nie jestem także jako początek procesu rozlibyły minister sprawiedliwości prospecjalistą od prawa kanoniczneczania tych polityków, którzy pofesor Zbigniew Ćwiąkalski słuszgo, ale domyślam się, że tego rozwolili, aby tego rodzaju proceder nie uznał za zjawisko niedopuszdzaju zachowanie nie jest też apromiał miejsce. czalne w państwie prawa. Oto bowane przez regulacje wewnątrz– Jak na prawnika wyraża się przedstawiciele Kościoła katolickiekościelne. Można zastanawiać się pan nad wyraz precyzyjnie… go decydowali o tym, czy nadać w konkretnych przypadkach, czy sobie na własność nieruchomości. dane zachowanie stanowi przestęp– Myślę, że wszyscy jesteśmy Jak należało się spodziewać, Kostwo, ale to zależy od wszystkich już zmęczeni całkowitym brakiem ściół bardzo chętnie optował za swookoliczności sprawy. odpowiedzialności grupy ludzi, któim wzbogaceniem. Wydaje się, że ANNA TARCZYŃSKA rzy od 20 lat żyli na nasz koszt
Szef Szef reprezentacji reprezentacji kościelnej kościelnej Krzysztof Krzysztof Wąsowski Wąsowski (z (z prawej): prawej): „Dostaliśmy „Dostaliśmy za za mało”... mało”...
Komisja bez immunitetu – Są. To źródła osobowe (np. zeznania ewentualnych świadków, potwierdzające, że widzieli albo w inny sposób posiedli wiedzę, iż wręczano korzyści majątkowe bądź osobiste członkom komisji), operacyjne (nagrania rozmów, korespondencje), czy wreszcie dokumenty ilustrujące wpływy na rachunki zainteresowanych osób. Znaczne kwoty niemające pokrycia mogą przysporzyć ewentualnym sprawcom dużo kłopotów. Na marginesie dodam, że skoro generała Jaruzelskiego polscy prokuratorzy byli w stanie uznać za osobę kierującą związkiem zbrojnym mającym na celu popełnianie przestępstw, to należy mieć nadzieję, że i w przypadku członków komisji wykażą się podobną kreatywnością i prawniczą inwencją. Trzymam za nich kciuki. – W Trybunale Konstytucyjnym oczekują na rozpoznanie dwa wnioski – SLD i Rzecznika Praw Obywatelskich – dotyczące
Otwórzcie portfele Jezusowi! J
ak skutecznie dotrzeć do kieszeni parafian? Metody są dwojakie: standardowe i uzależnione od pomysłowości plebana. Jedni próbują „na papieża”, inni „na stulecie”, jeszcze inni „na ojczyznę”. „Trwają intensywne przygotowania do rozpoczęcia budowy kościoła parafialnego. Od niedawna każdy z nas może wnieść swój wkład w jego budowę przez zakup cegiełki” – kusi parafia pw. św. Karola Boromeusza w Poznaniu. Cegiełki – „Dar serca na budowę kościoła – papieskiego wotum wdzięczności” – przypominają banknoty i są sprzedawane w nominałach 10, 20, 50 i 100 zł.
„Informujemy, że na naszą prośbę o wsparcie remontu przez każdą rodzinę kwotą ok. 350 zł odpowiedziało dotychczas 385 rodzin, którym wyrażamy naszą serdeczną wdzięczność” – rozlicza owieczki proboszcz parafii pw. św. Marcina w Kępnie. I jednocześnie ponagla opornych: „Parafia nasza liczy ok. 3000 rodzin. Zachęcamy więc także pozostałe rodziny, aby w miarę własnych możliwości włączyły się we wspólne dzieło przygotowania kościoła na 100-lecie jego konsekracji. Do zapłaty pozostało nam jeszcze ok. 600 000 zł”. Ks. proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Starogardzie Gdańskim dla odmiany
usiłuje skruszyć zatwardziałe serca górnolotnym cytatem ze św. Faustyny: „Ojczyzno moja kochana, Bóg cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna”. A żeby nikt nie miał wątpliwości, instruuje, w czym konkretnie owa ojczyźniana wdzięczność ma się wyrażać: „Budowa kościoła może przyczynić się do scalenia naszej wiary z naszym życiem. Może ożywić wiarę w sercach, a rosnące mury mogą stać się świadectwem naszego chrześcijaństwa. Budujmy
więc tak, jak wierzymy (…). Potrzebne jest zaangażowanie duchowe, fizyczne i materialne. Będę wdzięczny za wszelkie dobro”. AK
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
9
Psi detektywi Każdy, kto oglądał Animal Planet, wie o tzw. policji dla zwierząt – jednostce zajmującej się zwalczaniem przestępstw wobec naszych braci mniejszych. Mało kto jednak słyszał, że w Polsce również istnieje podobna formacja. Straż dla Zwierząt działa w naszym kraju od 2005 roku. Jej założycielem jest Mateusz Jakub Janda, który powołał Patrol Interwencyjny Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami w Polsce. W gronie założycieli Stowarzyszenia znaleźli się prawnicy, ekonomiści, weterynarze oraz studenci. Stowarzyszenie rozpoczęło działalność w Warszawie, przy ulicy Puławskiej – czytamy na stronie internetowej straży. Inicjatywa spotkała się z szerokim poparciem społecznym, dzięki czemu w kraju działa obecnie 6 oddziałów straży a siedziba główna znajduje się w Warszawie. Strażnicy podejmują setki interwencji rocznie. Do tego dochodzą wcale nierzadkie prośby policji i sądów o zaopiekowanie się maltretowanymi zwierzętami. O historii organizacji, jej celach i o podejmowanych, dramatycznych często interwencjach opowiedziała „FiM” Wioletta Pawlik-Nowacka, inspektor ze Straży dla Zwierząt w Łodzi. – Jaka jest geneza stowarzyszenia? I jej cel? – Za wzór dla naszej straży posłużyło RSPCA (Królewskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt – przyp. red.), które działa w Wielkiej Brytanii. Naszym celem jest interweniowanie w przypadkach zaniedbywania i znęcania się nad zwierzętami. – Skąd bierzecie fundusze na prowadzenie działalności? – Jesteśmy organizacją pożytku publicznego nonprofit. Żyjemy z darowizn i naszych własnych składek członkowskich. Warszawska centrala radzi sobie trochę lepiej od nas, ale i tak mają nie lada problemy. W Polsce, niestety, nie ma tradycji sponsoringu. Firmy nie chcą regularnie dotować tego typu działalności. Tymczasem na Zachodzie jest całkiem inaczej. Sponsoring takich przedsięwzięć jest tak zakorzeniony, tak wrośnięty w mentalność, że bogate firmy bez problemu dają pieniądze, więc tamtejsze organizacje działają bezproblemowo i sprawnie. My o czymś podobnym, na przykład o stałym sponsorze, możemy tylko pomarzyć… – Ilu was jest? – W Łodzi na przykład jest siedmiu czynnych inspektorów. Lada dzień robimy szkolenie i mam nadzieję, że
dojdą kolejni. A czy będą sprawni? To tylko od nich zależy. Niestety, bardzo często zdarza się, że ludzie przychodzą do nas pełni zapału, mówią, że chcą działać, pomagać. Szkolimy ich, nadajemy tytuł inspektora, a jak przyjdzie do udziału w akcji, to nawet nie odbierają naszych telefonów. – Ile jest takich akcji, na przykład miesięcznie? – Od stycznia mieliśmy około 40 interwencji w samej Łodzi. Oczywiście mamy też mnóstwo innych spraw i telefonów. Ludzie pytają, jak pomóc, jak zostać naszym członkiem i tak dalej. Jeżeli chodzi o telefony w sprawie bezpańskich psów, to – niestety – mamy problem. Nie chcemy odmawiać, ale nie mamy gdzie przetrzymywać zwierzaków. Jeśli ktoś do nas dzwoni, prosi o interwencję i my wiemy, że koniecznie trzeba będzie zabrać psa komuś, kto go maltretuje, to najpierw szukamy dla tego pieska miejsca, takiej zastępczej, tymczasowej rodziny. Tylko z kotkami nie ma kłopotu. Po prostu trzymamy je w naszym biurze. – Ile ich dzisiaj tu miauczy? – Dziesięć. Liczba jest bardzo różna, bo jedne się pojawiają, a dla innych mruczków znajdujemy „rodzinę zastępczą”. – Postaracie się o jakieś własne schronisko? – Oddział w Warszawie cały czas próbuje coś takiego zorganizować. Natomiast my, w Łodzi, mieliśmy fajny budynek. Dla nas to był prawdziwy skarb. Jednak budynek był w takim stanie, że bez remontu, niestety, stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Na przykład nie było ogrzewania. Kiedy już dosłownie cudem udało nam się załatwić zgodę na podłączenie do ciepła miejskiego, to wtedy okoniem stanęła administracja budynku. Kazali nam ogrzewać te 120 metrów kwadratowych
elektrycznymi grzejnikami. Niestety, nie dysponujemy taką kasą, więc już po miesiącu bylibyśmy bankrutami. Kiedy w rurach zaczęła zamarzać woda, musieliśmy się wynieść. Ot, szkoda! Szukaliśmy nowej siedziby, ale udało się nam na razie zorganizować tylko pomieszczenia biurowe. Jest kilka fajnych do wynajęcia i idealnych na nasze potrzeby, ale – niestety – nie stać nas na nie. – Zatem na razie skupiacie się głównie na interwencjach. Jak wygląda taka akcja? – Na przykład całkiem niedawno dostaliśmy wezwanie z trzech różnych źródeł. Sytuacja okazała się makabryczna: przez wiele dni dwa psy przebywały w mieszkaniu same (patrz zdjęcia). Nikt ich nie karmił, nikt z nimi nie wychodził na spacer, nie mówiąc już o dawaniu wody. Właściciele to rodzina patologiczna, w której zresztą wydarzyła się tragedia, bo zmarł pan domu, a jego żona wylądowała w szpitalu. W domu został syn narkoman i los psów zupełnie go nie obchodził. Tylko dzięki policji
i w jej asyście udało nam się wejść do mieszkania, a raczej do meliny. Widok był straszny. Psy były w makabrycznym stanie – szkielety obciągnięte skórą. Najprawdopodobniej jadły swoje odchody, bo to był jedyny sposób na przeżycie. Całe ta nora tonęła w psich kupach. Nie życzę nikomu takiego widoku. Kolejna interwencja to odebranie psa pewnej patologicznej rodzinie,
której wcześniej sąd odebrał dzieci. Ich mały wyrzucony z domu piesek marzł na mrozie, ale ciągle stał pod drzwiami i „płakał”. Gdy przyjechaliśmy, miał już odmrożone łapki. Uratowaliśmy go w ostatniej chwili. Ot, tak właśnie wygląda nasza codzienna praca. Najczęściej mamy zgłoszenia aktów przemocy lub tragicznych warunków, w jakich trzymane są zwierzaki. Zdarzają się również agresywni właściciele maltretowanych psów. Tego się zawsze najbardziej obawiamy. Na takie interwencje
muszą jechać mężczyźni, ponieważ wszyscy boimy się, nierzadko nawet o swoje zdrowie. Teraz zbieramy właśnie grupę kilku strażników mężczyzn, którzy będą musieli z pewnością odpierać atak podczas kolejnej interwencji. Dowiedzieliśmy się, że pewien mężczyzna wziął psa ze schroniska wyłącznie po to, żeby mieć się na kim wyżywać. Jego sąsiedzi opowiadają, że jak tylko się upije, to maltretuje zwierzę w sposób niewyobrażalny, a że upija się codziennie, to… Trudno mi o tym nawet myśleć, a co dopiero mówić... Poza tym ten facet jest kryminalistą. Na razie pobił kobietę, która powiadomiła nas o makabrze. Tym razem może być naprawdę trudno. – Jak można wam pomóc? – Na naszej stronie internetowej http://www.sdz.org.pl są numery kont i adresy oddziałów straży. Przyda nam się każdy grosz, do tego przyjmujemy również karmę dla zwierząt. Każda, nawet najdrobniejsza pomoc się liczy. – A jeżeli chciałbym zostać inspektorem, to... – To musisz mieć skończone 18 lat, bo nasze interwencje często są naprawdę niebezpieczne, a nie możemy dodatkowo odpowiadać za bezpieczeństwo młodych ludzi. Do tego trzeba mieć średnie wykształcenie i nie można być karanym. Poza tym potencjalny inspektor musi przynajmniej pół roku działać jako wolontariusz – to takie zabezpieczenie. Przez ten okres sprawdzamy, czy taka osoba rzeczywiście nadaje się do pomocy zwierzętom i czy przypadkiem za szybko nie zrezygnuje, a my stracimy czas na jej szkolenie. Wszystkich chętnych serdecznie zapraszamy. Rozmawiał ARIEL KOWALCZYK
10
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne Kontrola przewodów kominowych Czy mam obowiązek płacić kominiarzowi za posiadanie kominów (mam dwa)? Kominiarz odwiedza nas dwa razy w roku, nie robiąc nic, ponieważ mój mąż sam czyści kominy, a za swoją usługę kominiarz pobiera od nas za każdym razem po 12 zł. Czy to jest zgodne z prawem? Obowiązek kontroli przewodów kominowych został nałożony na właściciela bądź zarządcę budynku przez art. 62 ust. 1 pkt c ustawy Prawo budowlane, zgodnie z którym obiekty budowlane powinny być w czasie ich użytkowania poddawane okresowej kontroli (co najmniej raz w roku). Polega ona na sprawdzeniu stanu technicznego instalacji gazowych oraz przewodów kominowych (dymowych, spalinowych i wentylacyjnych). Szczególne uregulowania w zakresie częstotliwości nałożonego obowiązku kontrolnego zostały zapisane w Rozporządzeniu Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 21 kwietnia 2006 r. w sprawie ochrony przeciwpożarowej budynków, innych obiektów budowlanych i terenów. Zgodnie z paragrafem 30 wymienionego rozporządzenia, w obiektach, w których odbywa się proces spalania paliwa stałego, ciekłego lub gazowego, usuwa się zanieczyszczenia z przewodów dymowych i spalinowych: 1) od palenisk zakładów zbiorowego żywienia i usług gastronomicznych – co najmniej raz w miesiącu, jeżeli przepisy miejscowe nie stanowią inaczej; 2) od palenisk opalanych paliwem stałym niewymienionych w pkt 1 – co najmniej cztery razy w roku; 3) od palenisk opalanych paliwem płynnym i gazowym niewymienionych w pkt 1 – co najmniej dwa razy w roku. Kontrola przewodów kominowych – choć nie zawsze wykonywana w sposób fachowy przez kominiarzy (np. ograniczająca się często do przyłożenia zapalniczki przy wywietrzniku) – jest wymagana przez przepisy prawa i w wielu wypadkach może uratować życie właścicielom domu nieświadomym zagrożenia, np. w związku z niesprawną instalacją gazową. Kominiarz po każdej wizycie powinien zostawić właścicielowi budynku zaświadczenie o przeprowadzeniu kontroli. Jeżeli właściciel budynku odmawia kontroli przewodów kominowych, może narazić się na grzywnę lub mandat inspektora nadzoru budowlanego lub straży miejskiej, a w razie pożaru – na zakwestionowanie wypłaty ewentualnego odszkodowania przez firmę ubezpieczeniową, bo nie
przedstawi odpowiednich zaświadczeń o przeprowadzonych kontrolach. Ponadto w polskim prawie nie ma możliwości przeprowadzania kontroli i konserwacji przewodów kominowych samodzielnie przez właściciela budynku – czynności te muszą być wykonane przez osobę posiadającą odpowiednie uprawnienia, czyli kominiarza.
Opłata abonamentowa Zwracam się z prośbą o odpowiedź na pytanie, czy mam obowiązek uiszczania opłaty abonamentowej za oglądanie telewizji publicznej i czy są jakieś środki prawne, żeby można było ode mnie taką opłatę egzekwować. Nadmieniam, że jestem emerytem. Obowiązek regulowania opłat abonamentowych za używanie odbiorników radiofonicznych oraz telewizyjnych został określony ustawą o opłatach abonamentowych z dnia 21 kwietnia 2005 roku art. 2 punkt 1. Zgodnie z punktem 2 powoływanego artykułu, domniemywa się, że osoba, która posiada odbiornik radiofoniczny lub telewizyjny w stanie umożliwiającym natychmiastowy odbiór programu, używa tego odbiornika. Nie ma zatem możliwości usprawiedliwienia braku opłaty abonamentowej tłumaczeniem, że telewizor stoi w salonie, ale nie jest używany. Ponadto odbiornik telewizyjny i radiowy podlega obowiązkowi rejestracji w placówce właściwego operatora publicznego obowiązanego do świadczenia powszechnych usług pocztowych. Za używanie niezarejestrowanego odbiornika radiofonicznego lub telewizyjnego pobiera się opłatę w wysokości stanowiącej trzydziestokrotność miesięcznej opłaty abonamentowej (art. 5 ust. 3). Ustawa zwalnia jednakże określone grupy osób z obowiązku uiszczania opłat abonamentowych. Są to między innymi: 1) inwalidzi zaliczani do I grupy; 2) osoby całkowicie niezdolne do pracy; 3) osoby o znacznym stopniu niepełnosprawności; 4) osoby, które ukończyły 75 lat; 5) osoby, które otrzymują świadczenie pielęgnacyjne lub rentę socjalną z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych lub innego organu emerytalno-rentowego; 6) osoby niesłyszące, u których stwierdzono całkowitą głuchotę lub obustronne upośledzenie słuchu (mierzone na częstotliwości 2000 Hz o natężeniu od 80 dB); 7) osoby niewidome, których ostrość wzroku nie przekracza 15 proc.; 8) osoby, które ukończyły 60 lat i mają ustalone prawo do emerytury,
której wysokość nie przekracza miesięcznie kwoty 50 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w roku poprzedzającym, ogłaszanego przez Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego; 9) osoby korzystające ze świadczeń pieniężnych przewidzianych ustawą o pomocy społecznej; 10) bezrobotni i osoby posiadające prawo do zasiłku przedemerytalnego lub świadczenia przedemerytalnego. Wyegzekwowanie opłat abonamentowych w razie przeprowadzenia kontroli przez odpowiedniego operatora pocztowego i stwierdzenia braku rejestracji odbiornika lub zaległości w płaceniu abonamentu odbywa się w trybie postępowania egzekucyjnego w administracji. Osoba zalegająca z opłatami lub niemająca środków na ich opłacenie w wyniku różnych zdarzeń losowych może zwrócić się z wnioskiem do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o umorzenie lub rozłożenie na raty zaległości w płatności opłat abonamentowych oraz odsetek za zwłokę w ich uiszczaniu.
Małżeństwo między kuzynami Proszę o wyjaśnienie, czy małżeństwo pomiędzy kuzynami jest możliwe i zgodne z prawem polskim. Zgodnie z art. 14 par. 1 k.c. nie mogą zawrzeć ze sobą małżeństwa krewni w linii prostej, rodzeństwo ani powinowaci w linii prostej. Jednakże z ważnych powodów sąd może zezwolić na zawarcie małżeństwa między powinowatymi. Krewnymi w linii prostej są osoby, z których jedna pochodzi od drugiej, powinowactwo natomiast jest stosunkiem łączącym małżonka z krewnymi drugiego małżonka. Stosunek ten trwa również po ustaniu małżeństwa, będącego jego źródłem. Przepis art. 14 zakazuje zawierania małżeństw pomiędzy powinowatymi w linii prostej, zatem zakaz ten dotyczy małżeństw między teściem i synową, teściową i zięciem, ojczymem i pasierbicą oraz macochą i pasierbem. Unieważnienia małżeństwa z powodu pokrewieństwa między małżonkami może żądać każdy, kto ma w tym interes prawny, natomiast unieważnienia małżeństwa z powodu powinowactwa między małżonkami może żądać każdy z małżonków. W związku z powyższym jeżeli nupturienci nie wypełniają powyżej opisanych zakazów wynikających z pokrewieństwa lub powinowactwa, to co do zasady mogą zawrzeć małżeństwo, które będzie ważne według prawa polskiego.
Zrzeczenie się dziedziczenia Moja matka, umierając, pozostawiła w spadku nieruchomość, którą ja przez cały czas od jej śmierci użytkowałem i opłacałem wszystkie rachunki. Moja siostra jeszcze za życia mamy zrzekła się notarialnie prawa do dziedziczenia. Ja chciałbym teraz uregulować prawnie wszystkie sprawy, w związku z tym nurtują mnie pewne kwestie. Czy siostrze należy się część spadku? Czy możliwe będzie przeprowadzenie czynności przez notariusza, z pominięciem sądu? Umowa o zrzeczenie się dziedziczenia należy do umów dotyczących spadku. Dla jej ważności wymagane jest, aby została zawarta w formie aktu notarialnego. Stronami tej umowy są przyszły spadkodawca oraz przyszły, ustawowy spadkobierca. W treści umowy spadkodawca zrzeka się spadku po spadkobiercy, który to spadek otrzymałby na mocy ustawowego dziedziczenia. Osoba taka traktowana jest, jakby nie dożyła otwarcia spadku. Również jej zstępni wyłączeni są od dziedziczenia, o ile treść zawartej umowy nie wskaże inaczej. Oznacza to, że ani osobie podpisującej umowę, ani jej dzieciom nie przysługuje prawo do majątku po zmarłym spadkodawcy. W sytuacji, gdy zgodnie z przepisami regulującymi ustawowe dziedziczenie jest Pan poza siostrą jedynym spadkobiercą po zmarłej mamie, cały majątek przypadnie Panu. Zrzeczenie się prawa do dziedziczenia obejmuje bowiem swym zakresem również prawo do zachowku. Dzięki zmianom, jakie zaszły w przepisach kodeksu cywilnego dotyczących stwierdzenia nabycia spadku, od 2 października 2008 r. możliwe jest uzyskanie dokumentu potwierdzającego nabycie spadku u notariusza. W sytuacji gdy prawa do dziedziczenia są niesporne, a więc Pańska siostra nie będzie podważać ważności umowy zrzeczenia się spadku, notariusz może wystawić tzw. akt poświadczenia dziedziczenia, który jest pełnoprawnym dokumentem potwierdzającym nabycie spadku. Postępowanie sądowe w takim przypadku jest zbędne. Należy jednak podkreślić, że procedurę tę można zastosować jedynie przy spadkach, które zostały otwarte po 30 czerwca 1984 roku.
Podział spadku Moja mama zmarła wiele lat temu i zostawiła w spadku nieruchomość. Zgodnie z sądowym stwierdzeniem nabycia spadku, każde z pięciorga dzieci odziedziczyło po 1/5 całego majątku. Z nieruchomości korzystała jednak tylko najmłodsza z rodzeństwa i zamieszkuje tam do chwili obecnej. Rozmawiałam z siostrą w sprawie uregulowania mojej
części majątku, jednakże siostra odmówiła jakiejkolwiek rekompensaty i zerwała kontakt z całą rodziną. Jakie kroki powinnam podjąć, by uzyskać od siostry należną mi część majątku? Czy sprawa ta nie uległa przedawnieniu, zważywszy, że nasza mama zmarła w 1981 roku? W przypadku, gdy mamy do czynienia z kilkoma spadkobiercami, stwierdzenie nabycia spadku nie umożliwia jeszcze swobodnego rozporządzania odziedziczonym majątkiem. Spadkobiercy pozostają bowiem współwłaścicielami całej masy spadkowej w częściach ułamkowych, wskazanych w orzeczeniu sądu. Ustanie wspólności majątkowej powoduje dopiero tzw. dział spadku, czyli szczegółowe określenie, jakie przedmioty i prawa z majątku zmarłego przypadną konkretnym spadkobiercom. Działu spadku dokonać można w dwojaki sposób – w drodze umowy sporządzonej pomiędzy wszystkimi spadkobiercami albo na mocy orzeczenia sądowego. Jeżeli wszystkie osoby zgadzają się co do sposobu podziału majątku, wystarczająca będzie sama umowa. W sytuacji, gdy do masy spadkowej wchodzi nieruchomość, umowa taka musi być sporządzona przez notariusza. Jeżeli jednak spadkobiercy nie są w stanie osiągnąć consensusu, co ma miejsce w Pani przypadku, o sposobie podziału majątku zadecyduje sąd w postępowaniu wszczętym na wniosek któregokolwiek z nich. Sąd po wysłuchaniu uczestników wybierze najwłaściwszy sposób podziału majątku. Jeżeli tylko jeden ze spadkobierców zamieszkuje odziedziczoną nieruchomość, sąd najprawdopodobniej przyzna prawo własności temu spadkobiercy. Równocześnie nakaże mu spłatę pozostałych osób, orzekając nie tylko o należnej każdemu kwocie, ale również o ratach i terminach ich spłaty. Powyższe postanowienie działowe sądu jest jednocześnie tytułem egzekucyjnym w zakresie, w jakim orzeka o obowiązkach spłaty. Jeżeli więc osoba zobowiązana uchyla się od zapłaty, orzeczenie to jest podstawą do wszczęcia postępowania egzekucyjnego i wyegzekwowania przez komornika przyznanej sumy. Prawo do wniesienia wniosku o podział spadku nie ulega przedawnieniu, a sądem właściwym jest sąd ostatniego miejsca zamieszkania spadkodawcy. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
W
ramach tak zwanego Zespołu do spraw Polityki Prorodzinnej, działającego w Komisji Wspólnej Przedstawicieli Rządu i Konferencji Episkopatu Polski, dzieją się rzeczy zastanawiające. Według reprezentantów Kościoła, o polityce społecznej można rozmawiać bez wysłanników ministrów odpowiedzialnych za ten dział. Ich rola ma się ograniczać do wykonywania bez dyskusji biskupich pomysłów. Kolejni premierzy godzili się na takie rozwiązanie. Biskupom znacznie gorzej szło z podporządkowaniem sobie ministrów odpowiedzialnych za politykę społeczną. Jacek Kuroń, Krzysztof Pater, Izabela Jaruga-Nowacka i Jolanta Fedak śnią się im po nocach. Chcieli wdrażać i wdrażali regulacje sprzeczne z katolicką wizją rodziny, czyli taką, w której kobieta nie pracuje zawodowo, nie ma żadnych osobistych ambicji, a jej podstawowym obowiązkiem jest rodzenie dzieci. Największym rozczarowaniem biskupów jest obecna pani minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak. Myśleli bowiem, że jako działaczka PSL będzie im powolna, a to właśnie dzięki jej uporowi udało się przepchnąć przez parlament dużą nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, delegalizującą bicie dzieci przez rodziców i opiekunów. Wsparcie państwa dla obywatelskich inicjatyw na rzecz małych przedszkoli i żłobków to także jej pomysł. Wymusiła ona również na kościelnych organizacjach pożytku publicznego składanie sprawozdań finansowych. W Episkopacie powiało grozą. Spójną wizję polityki społecznej prowadzonej przez panią minister Fedak psują inni ministrowie. Rzecz w tym, że współcześnie polityka społeczna jest nierozerwalnie powiązana z innymi politykami – od edukacyjnej po podatkową. Szefowie pozostałych resortów wykazują znacznie mniejszy opór przed żądaniami biskupów. Weźmy polskie prawo karne i cywilne. Za ich kształt odpowiada resort sprawiedliwości, a mają wiele wspólnego z polityką społeczną. Na początek przyjrzymy się kodeksowi karnemu. Otóż liberalni konserwatyści, którzy pod kierownictwem profesora Andrzeja Zolla redagowali go w 1997 roku, nie wpisali do katalogu przestępstw lżenia, poniżania i dyskryminacji ze względu na płeć, wiek, orientację seksualną oraz niepełnosprawność. Pozornie rzecz drobna, bo takie czyny można by podciągnąć pod inne artykuły kodeksu karnego. Jest to jednak pominięcie bardzo groźne. Państwo bowiem daje wyraźny sygnał, że niektóre grupy społeczne nie mogą liczyć na ochronę z jego strony. Z badań ankietowych przeprowadzonych przez Kampanię przeciw Homofobii wynika, że ponad 75 procent respondentów – mieszkających w dużych miastach młodych lesbijek
i gejów – padło ofiarą czynnej fizycznej lub słownej napaści. Spośród nich nieliczni zdecydowali się złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Pytani o powody rezygnacji, najczęściej mówili o braku wiary w powodzenie śledztwa oraz o… strachu przed szykanami ze strony policji i prokuratury. Swoje wypowiedzi kończyli mocnym stwierdzeniem: „Nie wierzę, że państwo mnie ochroni”. Mówili to młodzi, dobrze wykształceni mieszkańcy dużych miast. Skoro oni się boją, to co możemy powiedzieć o kolorowych, seniorach czy osobach niepełnosprawnych?
POD PARAGRAFEM w samorozgrzeszeniu wspiera także państwo. Jego funkcjonariusze pozwalają sobie, jak czytamy w opracowaniach dr Moniki Zimy, na prowadzenie w urzędowej dokumentacji (uzasadnienia wyroków sądów, postanowienia prokuratury, pytania do biegłych) dywagacji w stylu: „Nie jest pewne, czy przypadkiem zgwałcenie nie było
Wykluczenie społeczne, zdumiewające jak na Europę sposoby radzenia sobie z biedą, państwo wspierające dyskryminację, prawo, które szkodzi – oto „Zielona Wyspa” od kuchni i rezultat słuchania przez polityków rad biskupów.
Stowarzyszenie na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. Sędziwie nie dysponowali pełnym obrazem sytuacji danej osoby, brakowało informacji o możliwościach osób, których dotyczyło ubezwłasnowolnienie, nie przeprowadzono kompleksowych badań psychologicznych i psychiatrycznych, a sąd często nie widział na oczy osoby, której sprawę rozpatrywał. Do sądowych akt nie dołączano dokumentacji rentowej czy dotyczącej stopnia niepełnosprawności oraz zaświadczeń dotyczących wykształcenia danej osoby, biegli zaś swoje opinie sporządzali po krótkiej rozmowie z badanym, przeprowadzonej na sądowym korytarzu.
By żyło się lepiej Z badań Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego wynika, że ponad 17 procent policyjnych interwencji w Warszawie w sprawach przemocy domowej dotyczy napaści na osoby starsze. Co ważne, w analizie badań czytamy, że „w większości przypadków interwencji policja znała już sytuację rodziny”, a „działania patrolu ograniczały się do pouczenia sprawcy przemocy”. Podobne wyniki przyniosły badania na Podlasiu. Ponad 40 procent przepytanych seniorów – niezależnie od miejsca zamieszkania: czy to na modnych i drogich białostockich osiedlach, czy w gminach wiejskich – osobiście dotknęła przemoc ze strony najbliższych: syna, córki, wnuków. Od wyganiania z mieszkania po bicie i wyzywanie. Coraz częściej seniorzy padają ofiarą rozbojów, wymuszeń i oszustw. Co ważne, osoby starsze, które padły ofiarą przemocy, podobnie jak lesbijki i geje nie wierzą w sens składania zawiadomienia o przestępstwie. Rzeczą codzienną i zrozumiałą staje się zatem przemoc wobec najsłabszych – osób niepełnosprawnych intelektualnie. Z prac Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym wynika, że bardzo często sprawcami przemocy są najbliżsi lub opiekunowie. Pytani o powody takich zachowań, mówili o przemęczeniu, frustracji, zdenerwowaniu. Sprawców przemocy wobec osób niepełnosprawnych intelektualnie
dla ofiary źródłem przyjemności”. Albo: „Ofiara swoim zachowaniem prowokowała sprawcę i zachęcała go do odbycia stosunku płciowego”; „Nie możemy mówić o przemocy, bowiem pokrzywdzona dobrowolnie poddała się czynności seksualnej”. Jeżeli w możliwość krzywdzenia niepełnosprawnych intelektualnie, często bezwolnych, nie wierzą policjanci, prokuratorzy czy sędziowie, to co dopiero zwykli obywatele? Kolejni szefowie resortu sprawiedliwości nie zauważyli anachronicznych regulacji dotyczących tak zwanego ubezwłasnowolnienia. Liczba osób, w stosunku do których je orzeczono, rośnie niezwykle szybko. U schyłku PRL było ich 25 tysięcy, w 2009 roku zaś – prawie 62 tysiące. Instytucja przewidziana jeszcze przez przedwojenne prawo miała za zadanie chronić interesy osób, które z różnych przyczyn mają ograniczone możliwości samodzielnego roztropnego podejmowania najróżniejszych decyzji. Problem w tym, że ani prawo cywilne, ani praktyka sądów nie uwzględniają postępu medycyny, terapii i diagnostyki psychologicznej i psychiatrycznej czy też rehabilitacji. W konsekwencji dla wymiaru sprawiedliwości takie pojęcia jak choroba psychiczna, zaburzenia psychiczne czy niedorozwój umysłowy niczym się nie różnią. Prowadzi to do wielu nieprawidłowości w sprawach o ubezwłasnowolnienie, o czym przekonuje analiza przygotowana przez Polskie
Bardzo często inspiratorem uruchomienia całej machiny były placówki ZUS lub dyrektorzy Domów Pomocy Społecznej (w tym kościelnych). Zdaniem doktor Ireny Kleniewskiej, dochodziło do „drastycznego ignorowania regulacji prawnych przez sądy”. Konsekwencje takich działań są bardzo poważne. W analizie doktor Moniki Zimy czytamy, że nieuzasadnione stosowanie ubezwłasnowolnienia prowadzi do postępującej marginalizacji społecznej takiej osoby niepełnosprawnej, jej wykluczenia społecznego i ograniczania aspiracji życiowych. Traci ona także motywację do uczenia się i rozwijania zachowań pozwalających jej na funkcjonowanie w społeczeństwie. Proces ten pogłębia wyznaczanie na opiekunów prawnych osób obcych – na przykład pracownika placówki opiekuńczej. Świat odchodzi od takich metod zabezpieczenia interesów osób niepełnosprawnych intelektualnie na rzecz terapii, profesjonalnej opieki i doradztwa. W miejsce zamkniętych domów pomocy społecznej tworzy się sieć mieszkań chronionych. Te ostatnie pozwalają na maksymalne usamodzielnienie się podopiecznych, zagwarantowanie im intymności i indywidualnej terapii. W mieszkaniu chronionym mieszka maksymalnie 5, 6 osób plus dochodzący opiekunowie. Postępującą marginalizację osób niepełnosprawnych wspiera resort edukacji. Kolejne reformy systemu edukacji doprowadziły, zdaniem
11
pedagogów specjalnych, do maksymalnego zawężenia możliwości zdobycia zawodu przez osoby niepełnosprawne intelektualnie, niewidome oraz niesłyszące. Współcześnie mogą się one kształcić – w zależności od regionu – w 3, a najwyżej 5 specjalnościach. Co ważne, pracodawcy nie wykazują zapotrzebowania na te zawody. W efekcie w Polsce nie pracuje ponad 98 procent niepełnosprawnych intelektualnie w stopniu lekkim. Ich jedynym źródłem utrzymania jest renta socjalna. W Łodzi do Buzkowej reformy edukacji dziewczęta niepełnosprawne intelektualnie w stopniu lekkim mogły zdobywać kwalifikacje szwaczek. Pracodawcy cenili je, dziewczyny asymilowały się ze środowiskiem, ale... szkoła została zlikwidowana. Nie możemy także zapomnieć o wykluczeniu cyfrowym. Dotyka ono różnych ludzi – starszych i młodszych, mieszkańców miast i wsi. Łączy ich strach przed siecią, przed komputerem. Z badań CBOS wynika, że aż 44 procent badanych dorosłych Polaków boi się internetu. Wielu duchownych katolickich widzi w nim wyłącznie narzędzie szatana i straszy tym swoich parafian. A lęk przed internetem i związane z nim wykluczenie cyfrowe generuje coraz większe wycofanie się takich osób z życia społecznego. W Diagnozie Społecznej (największe polskie regularne badanie psychologiczno-socjologiczne) czytamy, że osoby pozbawione dostępu do komputera i internetu znacznie trudniej zdobywają i utrzymują zatrudnienie. Działania państwa, jak czytamy w opracowaniu Dominika Batorskiego z Uniwersytetu Warszawskiego, ograniczają się do rozbudowy infrastruktury technicznej. Politycy zapomnieli o potrzebie powszechnej edukacji informatycznej obywateli i działaniach na rzecz przełamania barier psychologicznych i mentalnych przed korzystaniem z sieci. W konsekwencji biedni ludzie, pozbawieni możliwości zdobywania i utrzymywania wielu kontaktów społecznych oraz zdobycia pracy, szukają najprostszych sposobów na przeżycie. Uprawiają więc zawody, o których istnieniu Europa dawno już zapomniała. W pracy doktora Tomasza Rakowskiego „Łowcy, zbieracze, praktycy niemocy” możemy przeczytać, że jest to między innymi: wydobywanie węgla z nisko położonych starych wyrobisk w rejonie Wałbrzycha, łowiectwo i profesjonalne zbieractwo runa leśnego. Mamy także tysiące jednoosobowych „firm” zajmujących się zbieraniem złomu. Ludzie ci pracują bez żadnych zabezpieczeń socjalnych i technicznych. Są także w stanie wtórnie wykorzystać niemal wszystko, co zostaje wyrzucone na śmietnik. Traktują oni państwo i samorządy jako instytucje, które ich upokarzają, każąc wypełniać stos papierów w celu otrzymania 120 złotych miesięcznego zasiłku. O ile aż tak „wysoka” kwota dla nich się znajdzie… MiC
12
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
BEZ DOGMATÓW
Koniec zakazu myślenia Bankructwo systemu OFE okazało się dla debaty gospodarczej w Polsce mniej więcej tym samym, czym dla wolności słowa było bankructwo PRL-u – uwolnieniem. Od wielu miesięcy relacjonujemy na łamach „FiM” wielką debatę na temat przyszłości systemu emerytalnego. Przybrała ona niespodziewany obrót, bo okazało się, że decydenckie koła PO, dotąd bezkrytycznie sprzyjające fundamentalizmowi rynkowemu, pod naciskiem faktów (pusta kasa państwa) przeszły na stronę bardziej umiarkowaną. Wywołało to z jednej strony furię środowisk fundamentalistycznych (Balcerowicz i jego ekonomiczni oraz medialni zwolennicy), a z drugiej – rozpoczęcie wreszcie po 20 latach zastoju bardziej normalnej rozmowy o sprawach gospodarczych. A są to kwestie kluczowe dla zawartości portfela i życia codziennego każdego z nas. Po stokroć ważniejsze od Katynia, Smoleńska, a nawet, choć wielu trudno będzie w to uwierzyć, od beatyfikacji Jana Pawła II. Mieliśmy przedziwną sytuację: przy teoretycznej wolności słowa i poglądów w głównym nurcie debaty publicznej dominował jeden pogląd – wolnorynkowy fundamentalizm. Wszelkie inne punkty widzenia – nawet te z powodzeniem praktykowane na całym świecie (interwencjonistyczny keynesizm amerykański realizowany w pewnym stopniu przez Obamę, polityka socjaldemokratyczna uprawiana w Skandynawii, państwo dobrobytu w stylu austriackim lub francuskim) – w Polsce zostały skutecznie zmarginalizowane, ośmieszone i wykluczone z kręgu spraw wartych rozmowy. Tej dziwacznej ortodoksji pilnowały w Polsce media głównego nurtu, eliminując z debaty wszelkie konkurencyjne wizje życia gospodarczego. Wykształceni przez fundamentalistyczne fundacje dziennikarze mówili tylko to, czego zażyczyli sobie ich mentorzy. Doszło do kuriozalnej sytuacji: w 40-milionowym kraju słyszalny był głos tylko jednego z gospodarczych stronnictw, które dzięki temu mogło udawać, że jest jedynym istniejącym! Był to monopol porównywalny chyba tylko z dominacją na polskim gruncie religijnym rzymskiego katolicyzmu. Jeden naród, jedna religia, jedna gospodarcza ortodoksja. Wolność i demokracja że proszę siadać!
Radykalne reformy i pogrzeb W ostatnich tygodniach prezentowałem ewolucję mentalną polskich liderów polityczno-gospodarczych i coraz odważniejsze wypowiedzi rozmaitych ekonomistów, którzy kwestionują poglądy dotąd obowiązujące. Chodzi głównie o OFE, których losy będą się ważyć w najbliższych tygodniach, ale nie tylko o nie. Głos zabrał m.in. profesor Witold Modzelewski, uważany za najwybitniejszego w Polsce specjalistę od spraw podatkowych, wiceminister finansów
reformowanych dziedzin, a radykalna transformacja często tworzyła pustkę”. Wypowiedź profesora, która brzmi jak ostrzegawcze memento nad pohukiwaniami rozszalałej polskiej partii radykalnych reform, to kolejny głos rozsądku, który mamy dzięki szczęśliwemu osłabieniu medialnej cenzury na poglądy niefundamentalistyczne. Koniec tej nieformalnej, ale skutecznej cenzury rozpoczął się wraz z wybuchem kryzysu światowego, ale dopiero teraz wchodzi ona w stan, miejmy nadzieję, ostatecznie terminalny.
Ekonomiści kontra ekonomiści Kiedy mowa o „polskich ekonomistach”, to ma się często na myśli znanych z TV naukowców w rodzaju Balcerowicza, Rybińskiego lub Petru, którzy zmonopolizowali gospodarczy nurt
Rybiński, Balcerowicz – eksperci niekoniecznie niezależni
w latach 1992–1996, zatem teoretyk i praktyk gospodarczy. Modzelewski wyszydził na łamach prasy pomysły „radykalnych reformatorów”. Jako człowiek świetnie znający krajowe realia przypomniał, że radykalne reformy zwykle źle się w Polsce kończą, a reformowane w ten sposób dziedziny życia gospodarczego spotykał nieraz bolesny zgon. Nad radykalizm fundamentalistów Modzelewski przedkłada mozolny trud codziennego zarządzania tym co jest i co funkcjonuje: „(…) niereformowane dziedziny życia społecznego jakoś tam funkcjonują, zaspokajają lepiej lub gorzej jakieś potrzeby, dają zatrudnienie setkom tysięcy ludzi, którzy nie przychodzą po zasiłek”. Wzywając boskiej ochrony przed radykałami, profesor Modzelewski przypomina, że skutkiem ich reform była „szybsza lub wolniejsza likwidacja
ekspercki w mediach. Problem z nimi polega na tym, że trudno określić status tych panów. Otóż nie bardzo nadają się oni na niezależnych znawców tematu, choć często prezentowani bywają w tej roli, ponieważ mają lub mieli powiązania z wielkim biznesem lub ich fundacje są przez taki biznes sponsorowane. Zatem nie wiadomo do końca, czy przemawiając w TV, mówią w imieniu własnym, w imieniu nauk ekonomicznych, czy raczej w imieniu chlebodawców lub sponsorów. I czy zalecane przez nich rady gospodarcze są dobre dla większości społeczeństwa, czy może tylko dla koncernów finansowych. Taki właśnie niejasny status miał w sporze o OFE Balcerowicz, którego fundacja brała pieniądze przynajmniej od dwóch banków zaangażowanych w biznes emerytalny.
Pomijanie tego faktu (przez samego Balcerowicza oraz prezentujących go dziennikarzy) w czasie debaty źle świadczy o jej stanie w Polsce i pozostawia wyraźny niesmak. W tym kontekście medialnego monopolu okołobiznesowych „niezależnych ekspertów” bardzo ciekawy głos zabrzmiał z kręgów Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, którego 27 członków (wielu z tytułami profesorów, o poglądach i lewicowych, i prawicowych) wystosowało list otwarty w sprawie OFE. Rozzłościły ich mianowicie sugestie medialne, jakoby „ekonomiści polscy potępiali rządowy projekt zmian w systemie emerytalnym”. Sygnatariusze przypomnieli, że wbrew pozorom nie ma czegoś takiego jak zbiorowe stanowisko polskich ekonomistów i że w tym środowisku panują zróżnicowane poglądy (choć w mediach dominuje nadal przaśny fundamentalizm). Autorzy listu nie odrzucają zupełnie reformy emerytalnej z 1999 roku, lecz dostrzegają jej wiele wad wymagających naprawy. Między innymi uważają, podobnie jak rząd, że zbyt wiele pieniędzy płynie do OFE. Podkreślają, że reformatorom sprzed 12 lat (a więc i Balcerowiczowi) przyświecało myślenie życzeniowe, bo nie wskazali realistycznych źródeł finansowania reformy, za co teraz wszyscy płacimy. Sygnatariusze listu twierdzą, że zmiana proponowana przez rząd Tuska jest racjonalna ekonomicznie i uzasadniona społecznie: „(…) podpisani tu ekonomiści nie uważają projektu rządowego za demontaż reformy, lecz widzą w nim ważne działanie skierowane na niezbędną naprawę systemu emerytalnego”.
Sieroty po fundamentalizmie Oczywiście, zachodzące zmiany budzą opór ludzi, którzy korzystali z poprzedniego systemu dominacji jednego poglądu i byli przyzwyczajeni do tego, że wygłaszanych przez nich poglądów nikt nie kwestionuje. Niektórzy, tak jak redaktor Wojciech Maziarski z „Newsweeka Polska”, straszą nawet powrotem socjalizmu (sic!). Ten tygodnik stał się zresztą w polskich mediach ostoją dawnej gospodarczej ortodoksji. Nic w tym dziwnego – niemiecki wydawca tygodnika (słynny Axel Springer) słynie ze wspierania społecznego i gospodarczego konserwatyzmu. Tygodnik ogłosił triumfalnie, że „Balcerowicz musiał wrócić”, a dziennikarze z działu gospodarczego zaproponowali serię radykalnych reform, które miałyby uzdrowić polski budżet. W domyśle – po to, aby nie trzeba było nic zmieniać w OFE.
Niektórych z tych rad nie powstydziłby się najbardziej nawet radykalny fundamentalista rynkowy głoszący społeczny darwinizm. Wśród tych pomysłów znajdziemy m.in. kuriozum na skalę europejską – zaprzestanie opłacania składek zdrowotnych dla bezrobotnych oraz obniżenie i tak żenująco niskich w Polsce zasiłków dla ludzi pozostających bez pracy. Taki ruch oznaczałby pozostawienie bez prawa do publicznej opieki zdrowotnej ponad 2 miliony ludzi, z których większość dysponuje minimalnymi dochodami. Oznaczałoby to katastrofę społeczną. Trudno pojąć, że takie pomysły rodem z Trzeciego Świata zupełnie poważnie ktoś proponuje w samym środku Europy! Innym pomysłem jest ograniczenie zasiłków chorobowych. Obecnie wynoszą one 80 procent zarobku i są dosyć przyzwoite procentowo, jeśli nie liczyć tego, że generalnie zarobki w Polsce są raczej niskie, a koszty leczenia wysokie, ponieważ Polacy za leki muszą płacić z własnej kieszeni (w wielu krajach Europy opłata jest symboliczna), i to czasem bardzo drogo. Zatem obniżenie zasiłku oznaczałoby kłopoty dla wielu chorych. Te i inne propozycje były okraszone tzw. przykładami z życia, utrzymanymi w populistycznym duchu szczucia opinii publicznej na ludzi pozostających na zasiłkach i zwolnieniach lekarskich.
Koniec cenzury? Czy opisane wyżej procesy oznaczają koniec fundamentalistycznej presji na polskie media? Wydaje się, że jeszcze za wcześnie na ogłaszanie sukcesu. Świadczy o tym niesłychanie zajadły atak na PO, jaki nastąpił po ogłoszeniu, że rząd chce zreformować OFE, przekazując im mniej pieniędzy. Tusk w ten sposób naruszył interes wpływowego lobby, które odgryzło mu się poprzez medialną nawałnicę ogłaszającą koniec rządu, jego upadek, sprzeniewierzenie się „wartościom” itp. Skoro część mediów dała się tak chętnie użyć do tego ataku, to znaczy, że środowisko fundamentalistów pozostaje bardzo silne i dobrze zorganizowane. Jednak najważniejsze jest to, że nie ma ono już pełnego monopolu, że jego pozycja osłabła i musi dopuścić do debaty inne głosy. A konkurencja i ścieranie się różnych sił to proces potrzebny i ożywczy – także na rynku idei. I niech zabrzmi to tak, jak słychać, czyli bardzo wolnorynkowo. Bo fundamentalizm wolnorynkowy wcale nie służy prawdziwemu wolnemu rynkowi. Raczej wyłącznie jego rekinom. MAREK KRAK współpr. M.Ch.
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
14
sierpnia 1980 roku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina rozpoczął się strajk, który ostatecznie zmienił oblicze Polski. Międzyzakładowemu Komitetowi Strajkowemu z Lechem Wałęsą na czele podporządkowało się 700 strajkujących fabryk. Ponadto powstały: MKS w Szczecinie pod przywództwem Mariana Jurczyka oraz Międzyzakładowy Komitet Robotniczy w Jastrzębiu-Zdroju – zrzeszający głównie górników i hutników – pod przywództwem Jarosława Sienkiewicza, ambitnego przywódcy związkowego, w którym upatrywano głównego rywala Lecha Wałęsy. Jednak wkrótce wytknięto mu współpracę z SB, co w tamtych czasach było w zasadzie nie do zweryfikowania. Na dodatek Sienkiewiczowi przedstawiono zarzuty obyczajowe, głównie alkoholizm, i to przekreśliło jego karierę. Władza na rozmowy z komitetami strajkowymi desygnowała dwóch wicepremierów: do Gdańska wysłano Mieczysława Jagielskiego, a do Szczecina – Kazimierza Barcikowskiego. Tymczasem strajk w Stoczni Gdańskiej z robotniczego sporu przerodził się w sprawę ogólnopolską, w którą zaangażowały się rozmaite środowiska. Stoczniowców poparli intelektualiści oraz wielu artystów, którzy organizowali w stoczni występy. Do strajku przyłączały się również wyższe uczelnie, teatry i filharmonie. Reżyser Andrzej Wajda, który również bywał w stoczni, tak opisał tamten klimat: „Czuję, że jestem świadkiem jakiegoś fragmentu naszej historii, co nieczęsto się zdarza. Przeważnie historia przechodzi obok nas, a tu się ją czuje. Tutaj widzi się jej obecność bezpośrednio”. Wydarzenia w stoczni śledzili również dziennikarze z wielu krajów, a najnowsze wiadomości z Gdańska otwierały większość światowych programów informacyjnych. Minister Jagielski generalnie godził się na żądania MKS. Z wyjątkiem jednego, aczkolwiek najistotniejszego – legalizacji wolnych związków zawodowych. Jednak nieoczekiwany zwrot akcji nastąpił w Szczecinie, gdyż tam K. Barcikowski – poniekąd na własną rękę, bez zgody Biura Politycznego – zawarł ugodę z Komitetem Strajkowym, wyrażając zgodę na powstanie takich związków. Na wieść o tym Jagielski natychmiast przerwał rozmowy i udał się po instrukcje do Warszawy. Tam w trybie pilnym zebrało się plenum KC PZPR i na wniosek I sekretarza partii Edwarda Gierka, przy zaledwie dwóch osobach wstrzymujących się od głosu, uchwalono zgodę na powstanie wolnych związków. Przyszły pierwszy sekretarz PZPR Stanisław Kania skwitował to tak: „Lepiej zrobić krok w prawo niż w przepaść”. Następnego dnia (niedziela 31.08 1980 roku) już o świcie Jagielski poleciał do Gdańska na decydujące rozmowy. Tam jednak strajkujący dorzucili nowy postulat o zwolnieniu aresztowanych niedawno KOR-owców. Jagielski
HISTORIA PRL (49)
Powstanie Solidarności Powstanie NSZZ „Solidarność”– jedynej wówczas legalnej organizacji opozycyjnej między Łabą a Oceanem Spokojnym – było wielkim wydarzeniem. Jednak brak wyraźnego profilu formacji narażonej na wewnętrzne konflikty oraz jej roszczeniowy charakter nie wróżyły spokojnej przyszłości. początkowo zasłaniał się brakiem uprawnień, jednak ostatecznie uległ i o godzinie 17 zostało podpisane historyczne porozumienie między stroną rządową a MKS, które w jego imieniu podpisał Lech Wałęsa. Ten następnie ogłosił: „Jest to zwycięstwo obu stron. Kochani! Wracamy do pracy. Uzyskaliśmy wszystko, co w obecnej sytuacji można było uzyskać. Resztę też uzyskamy, bo mamy rzecz najważniejszą: nasze niezależne, samorządne związki zawodowe. To jest nasza gwarancja na przyszłość. Ogłaszam strajk za zakończony”. Zakończeniem największej akcji strajkowej nowoczesnej Europy było podpisanie porozumień jastrzębskich dających szereg przywilejów górnikom i hutnikom. Zgoda władz PRL na wolne związki była niewątpliwym sukcesem opozycji, która jednak zgadzała się nie negować kierowniczej roli PZPR w państwie, nie kwestionować pozycji Polski w Układzie Warszawskim oraz uznawać socjalistyczny charakter ustroju. Ponadto na mocy postanowień wprowadzono coniedzielną transmisję mszy na antenie radia (tradycyjny w takich wypadkach ukłon w stronę Kościoła). „Prezentem” dla ogółu społeczeństwa było natomiast stopniowe wprowadzenie kartek na mięso i jego przetwory, a także na masło, mąkę, ryż, kaszę, mydło i proszek do prania. 17 września 1980 roku przedstawiciele robotników z całej Polski ponownie przybyli do Gdańska, gdzie utworzyli Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, który już na samym początku upodobnił się do partii politycznej, a nie do związku zawodowego. Terenowe struktury „S” tworzono w zasadzie
we wszystkich zakładach pracy, z których wyłaniano komisje zakładowe; te grupowały się w regiony (obejmujące niekiedy obszar kilku województw), natomiast przedstawiciele regionów tworzyli Krajową Komisję Porozumiewawczą (KPP), której przewodniczącym został Lech Wałęsa. Doszło więc do paradoksalnej sytuacji, kiedy większością polskich przedsiębiorstw zaczęły w praktyce rządzić komisje zakładowe „Solidarności”, które co rusz szantażowały dyrekcję strajkiem. 10 listopada 1980 roku Sąd Wojewódzki w Warszawie zarejestrował NSZZ „Solidarność”. Na Zachodzie dość idealistycznie postrzegano związek jako symbol sprzeciwu i walki z totalitaryzmem. Do Polski zaczął płynąć strumień różnorakiej pomocy ekonomicznej i materialnej, ale działalność „S” już od początku stała się polityczna. Powstało zjawisko, które późniejszy prezydent Aleksander Kwaśniewski nazwał „owczym pędem”, gdyż do organizacji będącej na topie zaczęli masowo wstępować ludzie różnych środowisk i politycznych poglądów. W zasadzie do końca lat 80. w społeczeństwie istniało silne przekonanie o nienaruszalności systemu władzy w Polsce. Dlatego „S” generalnie nie zakładała walki z ustrojem, lecz zamierzała wygospodarować sobie jak najlepszą pozycję na scenie politycznej, zwłaszcza że na około 10 milionów członków „S” co dziesiąty należał do PZPR, w tym tak wpływowe osoby jak Alfred Miodowicz czy Zofia Grzyb – późniejsi członkowie Biura Politycznego PZPR. Pewną formą kontroli „S” przez bezpiekę była cała armia tajnych
współpracowników. Podczas rejestracji związku Wałęsa złożył deklarację: „Nie kwestionujemy socjalizmu. Na pewno nie wrócimy do kapitalizmu ani nie skopiujemy żadnego wzoru zachodniego, bo to jest Polska. Socjalizm jest to system niezły, i niech będzie, ale kontrolowany. Nie będziemy wysuwać programów politycznych, a w żadnym wypadku ich realizować”. 19 października 1980 roku na stadionie krakowskiego Hutnika przedstawiciele „S” – Lech Wałęsa, Andrzej Gwiazda, Anna Walentynowicz, Tadeusz Mazowiecki oraz Kazimierz Świtoń – przy kilkunastu tysiącach gości złożyli deklarację: „Socjalizm jest systemem sprawiedliwości społecznej, ale tylko ten socjalizm, jakiego my chcemy”. Natomiast podczas wiecu przed Uniwersytetem Jagiellońskim A. Walentynowicz obiecywała Kresowiakom odzyskanie Wilna i Lwowa (sic!). Z czasem pierwsza „Solidarność” zaczęła przekształcać się w dziwny twór, w którym w dziedzinie politycznej zaczął dominować nurt prawicowy, w dziedzinie społeczno-socjalnej wręcz lewacki, a wszystkiemu towarzyszyła narodowo-katolicka otoczka. Jeżeli dziś można się zachwycać sukcesem politycznym, jakim były Porozumienia Sierpniowe, to trzeba przyznać, że z ekonomicznego punktu widzenia były one klęską. Porozumienia zawarte w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu oraz 628 umów branżowych zawierały tyle socjalnych postulatów, że byłyby one w stanie zrujnować dużo lepszą gospodarkę niż polska. A przecież i tak strajki lipcowo-sierpniowe unicestwiły praktycznie ostatnią próbę ratowania gospodarki podjętą przez sztab I sekretarza PZPR Edwarda Gierka. Bilans był więc taki, że z planowanych reform zostały nici, a na dokładkę pojawiły się nowe postulaty ekonomiczne. Wymowne było również stanowisko państw zachodnich, głównie USA, które gorąco wspierały ruch solidarnościowy, żeby zarazem odcinać się od wszelkiej
13
współpracy ekonomicznej z Polską. Można to tłumaczyć na dwa sposoby. Z jednej strony z pewnością chciano osłabić pozycję polskiego rządu, a powstały w Polsce chaos polityczny miał stworzyć wyłom w strukturze Układu Warszawskiego. Z drugiej zaś strony trudno podejrzewać nastawione głównie na zysk światowe instytucje finansowe o pośrednie działania reformatorskie wobec naszego kraju. Po prostu zadłużona i obarczona ciężarem zobowiązań socjalnych Polska, która stawała się coraz większą zakładniczką związków zawodowych, narażona na ciągłe strajki i niepokoje społeczne, traciła swoją wiarygodność jako partner finansowy, a ZSRR dawał wyraźne sygnały, że nie obchodzą go długi Polski. Niedługo po powstaniu „Solidarności” szef Departamentu Stanu USA William Dyess ogłosił, że „administracja prezydenta Reagana podjęła decyzję o nieudzielaniu Polsce w najbliższym czasie pomocy ekonomicznej”. W ślad za tym poszły zachodnie instytucje finansowe, które wstrzymały udzielanie Polsce kredytów. Decyzja ta z pewnością wiązała się z istotnymi zmianami w polityce światowej, gdzie po względnym odprężeniu lat 70. znów powiało chłodem zimnej wojny. W 1979 roku ZSRR dokonał inwazji na Afganistan, co bardzo zaniepokoiło USA, które były politycznie zaangażowane w Iranie. W odpowiedzi Amerykanie zaczęli finansować i szkolić afgańską partyzantkę, której jednym z liderów był saudyjski milioner... Osama bin Laden. Waszyngton próbował również wciągnąć w orbitę swoich wpływów nieprzychylne ZSRR Chiny. W listopadzie 1980 roku prowadzącego dość liberalną politykę Jimmy’ego Cartera zastąpił republikanin Ronald Reagan, o którym mówiono, że jest zakładnikiem lobby zbrojeniowego. Niemal natychmiast zerwane zostały prowadzone w Genewie i Wiedniu rozmowy rozbrojeniowe z Moskwą i wyścig zbrojeń znów nabrał tempa. Z jednej strony montowano radzieckie głowice atomowe SS-20, z drugiej zaś – amerykańskie pociski Pershing i Cruise umieszczono m.in. w RFN. Wkrótce też Grupa Planowania Nuklearnego NATO przyjęła strategię „odstraszania nuklearnego”, która zakładała, że w przypadku ewentualnego konfliktu państwa NATO jako pierwsze użyją broni jądrowej. Równocześnie USA wznowiły prace nad bombą neutronową. Innym posunięciem administracji amerykańskiej było wspieranie prawicowych dyktatur oraz wspomaganie wszelkich ognisk zapalnych, które mogły osłabić pozycję ZSRR. Za jedno z takich ogniw mogła być postrzegana „Solidarność”, stąd też na jej konto trafiały z Zachodu pokaźne środki finansowe. Lech Wałęsa powtarzał: „Od nieprzyjaciela to ja wezmę wszystko, a nawet jeszcze więcej, aby go osłabić”… PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
14
PRZEMILCZANA HISTORIA
Ostatnia czarownica
(4)
Oficjalnie ostatnią czarownicę spalono na stosie w roku 1811. W Polsce. Ale… nie była to wcale ostatnia wiedźma, bo ostatnią skazano w roku 1944. W Anglii! Barbara Zdunk Pierwsze lata XIX wieku. Pochód wojsk napoleońskich przez Europę jest przyczyną migracji tysięcy ludzi. W tej ludzkiej ciżbie szukającej swojego miejsca na ziemi kroczy szóstka nędzarzy. On, parobek Wojciech, rozgląda się za zajęciem. Ona, Barbara, jest pasterką. Jest też czwórka ich (?) dzieci. Rodzina osiedla się w okolicach Reszla (Warmia) i szuka jakiegokolwiek zajęcia. Mężczyzna znajduje w końcu lichą pracę w pobliskim miasteczku. Przenosi się tam i… zapomina o swojej kobiecie. Celowo nie piszemy – żonie, bo najprawdopodobniej Barbara i Wojciech nie mieli ślubu kościelnego, co powodowało oburzenie miejscowych i skazywało parę na pogardę i ostracyzm. Barbara kilka razy odwiedza partnera i błaga o jego powrót lub o przyjęcie jej i dzieci pod dach reszelskiej sutereny. Ale Wojciechowi w głowie już tylko „wielkie miasto”, a nie życie ze starzejącą się kobietą. W nocy z 16 na 17 września 1807 r. część Reszla zostaje strawiona przez pożar. Nie pierwszy już raz. Nie dalej jak rok wcześniej
zachowało się do dziś). Pojmana nie wie nawet, o co chodzi, bo jeszcze nie słyszała o pożarze, ale razy śledczych wkrótce udowadniają jej, że sprawa jest poważna. Próbuje się bronić, mówi, że przecież feralnej nocy była burza, więc może piorun… – Oczywiście, że piorun, ale wywołany przez ciebie czarami! – dowodzą oprawcy. 22 czerwca 1808 roku, po miesiącach śledztwa i zeznaniach kilku świadków opowiadających o czarodziejskich umiejętnościach Barbary (nigdy nie przyznała się do winy), sąd miejski w Reszlu skazuje kobietę na śmierć. Przez spalenie na stosie. Pruska sprawiedliwość jest jednak „wielkoduszna”, więc skazana ma prawo do apelacji. Niemiecka machina sądowa przeprowadza sprawę Barbary Zdunk przez wszystkie instancje swoich trybunałów. Choć to nieprawdopodobne, ale makabryczny wyrok na niewinną kobietę podtrzymuje sąd najwyższy, czyli Izba Sprawiedliwości w Królewcu, minister sprawiedliwości w Berlinie, a nawet sam król Prus! Przez cały czas procesu Barbara siedzi w swojej celi i możemy ze zgrozą skonstatować, że pomimo trzydziestu kilku lat (w tamtych latach to wiek podeszły) jest osobą atrakcyjną. Dlaczego ze zgrozą? Bo pruscy żołdacy gwałcą więźniarkę wielokrotnie.
ary Zdunk Sztych pokazujący spalenie Barb miasteczko też spustoszył ogień; siedem lat wcześniej również. Gawiedź szuka winnych, a że władza pruskiego zaborcy nie chce niepokojów społecznych, owych winnych chce znaleźć jak najszybciej. Podejrzenie pada na Barbarę Zdunk (Zdunek), bo kto wie, co może trafić do głowy wzgardzonej, szukającej zemsty kobiecie, która już wcześniej podejrzewana była o czary, jako że w okolicy słynna była ze swojej zielarskiej wiedzy. Żandarmi aresztują czarownicę o poranku, tuż po pożarze, i osadzają w celi nadpalonego w pożodze miejscowego zamku (pomieszczenie to
21 sierpnia 1811 roku. Tłumy gapiów z Reszla, z okolic i nawet znacznie bardziej odległych zakątków zaboru pruskiego otaczają ciągnięty przez konia wóz drabiniasty. Klęczy na nim skuta przez kowala ciężkimi łańcuchami (tak jakby miała gdzie uciec!) Barbara Zdunk. Posępny orszak zmierza w kierunku tzw. wzgórza szubienicznego (przy drodze z Reszla do Korsz), na którym ustawiono już stos. Czeka przy nim specjalnie sprowadzony na tę przerażającą okoliczność kat z Lidzbarka. Ma straszną tremę. To jego pierwszy i… ostatni stos w życiu. Egzekucja odbywa się w śmiertelnej ciszy. Skazana
nie błaga o litość, nie krzyczy. NaCo ciekawe, zanim U-Boot zdążył wet wówczas, gdy płomienie sięgają się pochwalić najcenniejszym trofeum, jej twarzy. I ten właśnie fakt będą też został zatopiony w niewyjaśniopruskie władze przywoływać, by po lanych okolicznościach. O jego zwyciętach nieco oczyścić się stwie i klęsce Brytyjczyków z hańby. Wśród opinii publicznej kolportowana jest informacja, że Barbara Zdunk została przez kata „litościwie” i w ostatniej chwili uduszona i że była chora psychicznie (tak jakby coś to zmieniało…). Ale z relacji świadków, do których dotarli dziennikarze ówczesnej prasy warStrona in ternetowa szawskiej, wynika, że angielskie j czarown Barbara umierała, będąc icy w pełni świadoma swojej sytuacji. Ostatni stos cywilizowanego świanie wiedział więc nikt poza nimi sata odbija się głośnym echem. O mamymi, bo przecież nagle zniknął im kabrze pisze prasa całej Europy, a gaflagowy okręt. Królewska admiralicja zety amerykańskie nazywają egzekupostanawia wykorzystać to szczęście cję „bestialskim morderstwem w kraw nieszczęściu i zachować w tajemju barbarzyńców”. Jeden z sędziów nicy fatalne osłabienie śródziemnoorzekających w sprawie Barbary pomorskiej floty. pełnia samobójstwo, inny popada Wszelkie informacje o HMS Baw obłęd. Stos, na którym spłonęła ham są ściśle cenzurowane, a nawet ostatnia czarownica, jeszcze przez prokurowane. W prasie pojawiają się dziesięciolecia rzuca cień. Także kolejne zdjęcia okrętu i doniesienia na społeczność Reszka. Do dziś odo jego sukcesach militarnych. Kamuwiedzający to urocze miasteczko tuflaż jest tak świetny, że Niemcy o sworyści pytają w różnych językach o jedim sukcesie dowiadują się (i to szczątno: o Basię. W 2003 roku reszelska kowo) dopiero w lutym 1942 roku. młodzież wystawiła nadzwyczaj udaI gdzie tu miejsce na czarownicę? ne widowisko w rodzaju światło Otóż jest. Jedna z matek marynarza i dźwięk: „Barbara Zdunk – ostatnia z HMS Baham – zaniepokojona braczarownica”. To rodzaj katharsis. kiem wiadomości od syna – udaje Ale casus reszelskiej czarownicy się do znanej londyńskiej wróżbitki. nie był przecież ostatnim przejawem Jest nią Helen Duncan. Zajmująca ludzkiego szaleństwa pod tym wzglęsię parapsychologią kobieta jest tak dem. Następna, już naprawdę ostatznana, że o poradę zwracają się nia skazana przez sąd kobieta, czedo niej osobistości najbardziej znane kała w celi na wyrok w roku 1944! w Zjednoczonym Królestwie, m.in. W Londynie. Winston Churchill, a podobno nawet sam król Jerzy VI. W grudniu 1941 roku w apartaHelen Duncan mencie Duncan odbywa się seans spirytystyczny. Podczas niego zrozpaczoCo ma wspólnego czarownica z ulna matka dowiaduje się od sprowatranowoczesnym na owe czasy brytyjdzonego z zaświatów syna o przyczyskim pancernikiem HMS Baham? nach jego śmierci i o całej tragedii. Otóż, jak się okazuje, bardzo wiele. O seansie dowiaduje się brytyjski 25 listopada 1941 rok. Okręt pływywiad. Od tej chwili Helen Dunnie z zadaniem zaatakowania włoskiecan jest poddana ścisłej inwigilacji go konwoju wiozącego sprzęt wojskoprzez MI6 – dzień i noc. W jej bezwy na front libijski. Ale po drodze pośrednim towarzystwie pojawiają się czeka na niego na Morzu Śródziemagenci, a w mieszkaniu ma zainstanym niemiecki U-Boot. Trzy torpedy lowany podsłuch telefoniczny. Efekt trafiają w jeden punkt kadłuba (z druobserwacji kobiety jest bardzo dla wygiej strony pancerza jest zbrojownia, wiadu niepokojący: z jakiegoś powoktóra natychmiast eksploduje) i posydu wie ona dużo więcej, niż powinien łają dumę Jej Królewskiej Mości wiedzieć zwykły obywatel. Pada pona dno w niecałą minutę. Ginie 861 dejrzenie o szpiegostwo na rzecz Niemarynarzy. To dramatyczny cios dla miec. Nie ma jednak na to najmniejbrytyjskiej marynarki – nie tylko miszego dowodu. Dosłownie nic. Z drulitarny, ale też propagandowy. giej jednak strony MI6 wchodzi w poAle mamy tu nadzwyczajny zbieg siadanie informacji, że Duncan wie okoliczności. Okręt zatonął tak szybcoś na temat najściślejszej tajemniko, że nawet nie zdążył nadać wołacy II wojny światowej – lądowania nia SOS, który oczywiście zostałby odealiantów w Normandii. brany także przez radia państw Osi.
Jest rok 1944 i sparaliżowane strachem brytyjskie służby specjalne postanawiają położyć koniec działalności londyńskiej czarownicy. Agent MI6 podszywa się pod uczestnika kolejnego seansu spirytystycznego, który ma ujawnić gościom Duncan sposób, w jaki zakończona zostanie wojna. Kobieta zostaje aresztowana kilka sekund przed ewentualnym wyjawieniem największej tajemnicy w historii Wielkiej Brytanii. Tydzień później rozpoczyna się tajny proces Helen,
jednak sędzia oświadcza prokuratorom reprezentującym wywiad brytyjski, że albo w ciągu doby znajdą realne dowody winy oskarżonej, albo każe ją natychmiast uwolnić i powiadomi o skandalu media. Agenci MI6 wpadają w panikę i oskarżają Duncan o… czary. Pomaga im w tym zapomniana, ale nadal wówczas aktualna ustawa o czarach (Witchcraft Act) z roku 1735. Marynarka swoimi sposobami doprowadza też do zmiany sędziego. Nowy w majestacie prawa Wielkiej Brytanii skazuje Helen Duncan na więzienie za… uprawianie czarownictwa i rzucanie uroków! Wyrok (9 miesięcy odsiadki) i jego uzasadnienie przedostaje się do prasy i wstrząsa opinią publiczną. Wściekły Winston Churchill pisze list do ministra spraw wewnętrznych, w którym oświadcza, że absurdalne orzeczenie sądu ośmiesza Anglię, i żąda uwolnienia kobiety. Wszystko na nic. Wypuszczono ją dopiero po lądowaniu sprzymierzonych w Normandii. Zmarła w grudniu 1956 roku. W sprawie Helen Duncan jest jeszcze jeden ciekawy aspekt: oto po latach rodzina „czarownicy” ponawia prośby (od roku 1965) o jej rehabilitację i uznanie wyroku za nieważny. Sąd Najwyższy Zjednoczonego Królestwa odmawia jednak za każdym razem. 19 razy. Ostatnią prośbę odrzucono w roku 2010! Co takiego kryją dokumenty z procesu Duncan, że po siedemdziesięciu latach są tacy, którzy boją się ich ujawnienia? I to bardziej niż własnej śmieszności? Ostatnio powstała strona internetowa www.helenduncan.org.uk, na której można poczytać znacznie więcej szczegółów o sprawie Helen, a także dołączyć do osób proszących o jej rehabilitację. A na koniec jeszcze jeden smaczek: w Wielkiej Brytanii dopiero w roku 1951 czary przestały być przestępstwem, za które groziła kara śmierci! Pocieszające… MAREK SZENBORN
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r. „Ta maszyna jest wyrazem postępu ludzkości. Zabija natychmiastowo, czysto i humanitarnie” – zachwalał wynalazek do ścinania głów niejaki Joseph Guillotin. Dekapitacja towarzyszy ludzkości od zawsze. Od wieków próbowano też wymyślić urządzenie, które usprawniłoby ten rodzaj śmierci. Ślady „gilotynowych” eksperymentów sięgają średniowiecza. W Niemczech od niepamiętnych czasów stosowano urządzenie zwane planke (deska), w Szkocji – „szkocką panienkę”, a we Włoszech – mandarę. Zadaniem każdej z tych maszynerii było skracanie o głowę. Jednak dopiero w XVIII-wiecznej Francji, podczas Wielkiej Rewolucji, gilotynę usprawniono i zastosowano na szeroką skalę jako standardowe narzędzie wykonywania egzekucji. Udoskonaloną wersję gilotyny sprezentowali wówczas Francuzom: wspomniany Guillotin – chirurg, Antoine Louis – także lekarz i Tobias Schmidt – producent klawesynów. Intencje panów były ze wszech miar szlachetne: chcieli oszczędzić cierpień skazanym na śmierć – przed rewolucją dekapitowano toporem lub mieczem i nierzadko trzeba było nieszczęśnikom zadać kilka ciosów. Najistotniejszą zmianą wprowadzoną we francuskiej gilotynie było ukośne ostrze, które z góry, pod wpływem grawitacji, opadało pionowo na szyję skazańca. Wcześniejsze gilotyny miały nóż umieszczony horyzontalnie – właściwie odrąbywał głowy zamiast je ścinać. Guillotin zareklamował swój wynalazek w październiku 1789 roku podczas Zgromadzenia Narodowego w Paryżu. „Mechanizm opada niczym błyskawica, odlatuje głowa, tryska krew, człowiek przestaje istnieć” – zapewniał, a widząc niezdecydowanie zebranych dygnitarzy, żartobliwie dodał: „Zapewniam, że odetnę wam głowę w mgnieniu oka i bez zadania najmniejszego bólu”. Dla wielu z uczestników debaty słowa te okazały się prorocze. ~ ~ ~ Początkowo maszynę nazywano Louisette, czyli „Ludwiczką”, od nazwiska jednego z pomysłodawców, ale z czasem przyjęła się nazwa „gilotyna”, choć sam Guillotin ostro przeciwko temu protestował. „Są ludzie, którzy nie mają szczęścia – pisał później Wiktor Hugo. – Nazwiska Krzysztofa Kolumba nie łączy się z jego odkryciem. Doktor Guillotin – przeciwnie – na zawsze został związany ze swym wynalazkiem”. Pierwszy pokaz możliwości nowej ^tre gilotyny miał miejsce w szpitalu Bice na przedmieściach Paryża. Doktor Louis na oczach licznie zgromadzonych dostojników zdekapitował żywą owcę i kilku wypożyczonych przez szpital nieboszczyków. Po udanym przedstawieniu wydano bankiet na cześć wynalazku,
Ścięcie Ludwika XVI który okrzyknięto „najbardziej wybitnym projektem na rzecz równości między ludźmi”. Pierwszym straconym – tydzień po pokazie – był niejaki Nicolas Pelletier, morderca i złodziej. Egzekucji nie zaliczono do udanych. Według „Chronique de Paris”, spragniony emocji tłum był srodze zawiedziony
a w razie konieczności z pomocą spieszyli dwaj katowscy pomocnicy”. Gilotyna niepodzielnie panowała od 1792 do 1795 roku. Stała się synonimem porządku społecznego i obiektem kultu – otaczano ją taką samą czcią jak dawniej krzyż. „Najwznioślejsza i najmożniejsza Pani Gilotyna” – bo jak ją nazywano – była bohaterką piosenek i wierszy:
mu ten zaszczyt i zgładził jego psa; do końca życia będzie się mógł wtedy chwalić przed znajomymi, że ten sam kat, który zgilotynował króla i królową, ściął również głowę jego pieskowi” – odnotował Sanson. ~ ~ ~ Skazani na śmierć oczekiwali wyroku w więzieniu Conciergerie, zwanym przedsionkiem śmierci lub przedpokojem gilotyny. Paradoksalnie – według zachowanych źródeł – było to jedno z najweselszych miejsc we Francji. Takie pozornie niezrozumiałe zjawisko jest jak najbardziej uzasadnione – w historii wielokrotnie obserwowano, że w obliczu zbliżającej się śmierci, na przykład w czasie rozmaitych epidemii czy wojen, człowiek wyzbywa się moralnych zahamowań. Conciergerie było podzielone na sekcje damskie i męskie, ale skorumpowani strażnicy pomagali w organizowaniu schadzek. Każdej nocy urządzano przyjęcia, w czasie których więźniowie tańczyli, śpiewali, obżerali się i uczestniczyli w seksualnych orgiach. Oczekujący zgilotynowania
zgilotynowano Charlotte Corday, a kat pokazał publiczności odciętą głowę i uderzył ją w policzek, widzowie zapewniali, że „policzki zaczerwieniły się w sposób widoczny”, a głowa „wykazywała wyraźne oznaki oburzenia”. Innym razem, kiedy gilotynowano przedstawicieli wrogich sobie ugrupowań Zgromadzenia Narodowego, a ich głowy znalazły się w tym samym koszu, doniesiono, że jedna drugą ugryzła tak mocno, że nie sposób było je odłączyć... Niestety, współczesna nauka poniekąd potwierdza te przykre przypuszczenia. Badania na szczurach wykazały, że mija 2,7 sekundy, zanim mózg zużyje tlen z krwi znajdującej się w głowie. Dla człowieka czas ten oszacowano na 7 sekund. ~ ~ ~ Z Paryża gilotyna zawędrowała do każdego zakątka Francji i wszystkich kolonii podległych rządowi francuskiemu. Przyjeżdżali też władcy innych państw, żeby zobaczyć, jak funkcjonuje uśmiercająca maszyneria i złożyć zamówienie na podobną. Eksport gilotyn okazał się dobrym interesem: trafiły między innymi do Indii, Belgii, Włoch i kilku niemieckich państewek, gdzie korzystano z nich jeszcze w okresie Trzeciej Rzeszy. Kariera gilotyny trwała we Francji około 200 lat. W tym czasie wprowadzono tylko kilka mało istotnych ulepszeń. W 1870 roku zlikwidowano szafot – osławione schody, po których wstępowali skazańcy – przez co ich śmierć stała się mniej widowiskowa. Od roku 1898 wyroki wykonywano już pod ścianą więzienia la Sante. Widownia była coraz mniej liczna. Druga wojna światowa położyła kres publicznym egzekucjom. W 1981 roku we Francji zniesiono karę śmierci. JUSTYNA CIEŚLAK
Krótka historia gilotyny Święta Gilotyno, opiekunko – wszystko trwało za krótko i więkpatriotów, módl się za nami! szość gapiów nic nie zobaczyła. RozŚwięta Gilotyno, biczu arystokratów, czarowani paryżanie wracali do dochroń nas! mów z okrzykami: „Oddajcie nam naSłodka Machino, zmiłuj się szą szubienicę!”. nad nami! Z czasem gilotynowanie stało się Cudowna Machino, zmiłuj się bardziej widowiskowe. Zwłaszcza, gdy nad nami! spadały coraz znakomitsze głowy. Święta Gilotyno, zachowaj nas W 1794 roku w Paryżu przebywał anod tyranów! gielski podróżnik John Millingen, któGilotynowary opisał jedną z wielu no drewniane fipublicznych egzekucji: gurki świętych „Nigdy nie zapoi dawnych władmnę posępnej atmosfeców; ścinano głory towarzyszącej tym powy martwym skagrzebowym procesjom zańcom, którzy na miejsce egzekucji. – wyprzedzając Czoło otwierał oddział publiczną egzeżandarmów na koniach kucję – popełnia– za nim jechały furli samobójstwo gony. Były to wozy, jaw więzieniu. kich w Paryżu używa się Francuscy do przewożenia drewdżentelmeni nona; znajdowały się sili przypięte na nich cztery deski do kamizelek w charakterze ławek – zamiast kwiatdo siedzenia. Na każ- Joseph Guillotin ka – małe złote dej usadzono dwie, czagilotynki. Damie serca można było posem trzy ofiary ze związanymi z tyłu rędarować miniaturową gilotynę i dołąkami. Podskakujący na wyboistym bruczoną do niej lalkę, z której – po ścięku wóz powodował, iż głowy skazańciu głowy – wylewały się perfumy lub ców podrygiwały bezustannie to w gósłodki likier. Zabawkowymi gilotynkarę, to w dół, ku wielkiej uciesze gawiemi bawiły się francuskie dzieci – ofiadzi (...). Sama egzekucja była również rami ich figli padały nie tylko zabawsmutnym, rozdzierającym serce widoki, ale nawet ptaki lub myszy. wiskiem. Gilotynę wzniesiono na środCharles Sanson – wyróżniony tyku Placu Rewolucji, naprzeciwko tułem kata miasta Paryża: oraz „kata ogromnej, kamiennej statui Wolności królewskiego dworu w Wersalu” (...). Z jednej strony szafotu, na licz– skrócił o głowę 2918 osób, w tym nych wozach, piętrzyły się wielkie, poLudwika XVI. Był personą tak ważmalowane na czerwono kosze, przeznaną, że odwiedzali go nawet goście zaczone na głowy i ciała ofiar. Furgony graniczni. Pewnego dnia w czasie reze skazanymi wolno podjeżdżały do stóp wolucji przyjechał do niego Anglik gilotyny. Skazańców wprowadzano na szafot kolejno, jednego po drugim, z małym pieskiem. „Błagał, abym uczynił
oswajali się z tą myślą, parodiując posiedzenia Trybunału Rewolucyjnego i... przebieg egzekucji. Każdego wieczoru do więzienia przychodził wysłannik Trybunału z listą osób, które miały być ścięte następnego dnia. Skazańcy nazywali ten spis „gazetą wieczorną” lub „biletem pogrzebowym”. Ci, którzy usłyszeli swoje nazwiska, popadali w otępienie lub rozpacz. Pozostali, wykrzykując radośnie: „Jeszcze nie dzisiaj!”, kontynuowali zabawę. ~ ~ ~ Jedno pytanie nurtowało zwolenników tego rodzaju kary: czy w świeżo ściętych głowach zachowuje się jeszcze, choćby przez chwilę, świadomość i zdolność odczuwania? Najlepsi lekarze przeprowadzali badania na zdekapitowanych głowach. Niejaki doktor Lignieres orzekł wówczas: „Nie ma gorszej tortury niż śmierć na gilotynie wynalezionej przez tego wrażliwego deputowanego doktora Guillotina. Nóż dokonał już swojego dzieła, już spadł na szyję ofiary z tym – tak dobrze wszystkim znanym – złowieszczym łoskotem, głowa potoczyła się już w trociny. Ale ta oddzielona od ciała głowa słyszy głosy tłumu. Zgilotynowana ofiara ma świadomość, że umiera w koszu. Widzi gilotynę i światło dnia”. Z kolei anatom Samuel Sommering zapewniał, że odcięta głowa byłaby w stanie mówić, gdyby tylko podłączyć ją do sztucznych płuc. Podobne eksperymenty rozbudzały wyobraźnię tłumów. Kiedy w 1793 roku
15
16
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
ZE ŚWIATA
10 lat do końca J
eśli Benedykt posiada jakiś dzwonek alarmowy, który dotychczas nie dał o sobie znać, to teraz na pewno słychać jego natarczywe brzęczenie. Kościół w jednym z najbardziej katolickich krajów świata znajduje się „na skraju upadku”. Wieść o upadku to oficjalna opinia, jaką papieżowi przekazał jego pracownik wysłany na kontrolę do Irlandii – bostoński kardynał irlandzkiego pochodzenia Sean O’Malley. Benedykt wysłał go na „apostolską inspekcję” archidiecezji dublińskiej po publikacji wstrząsających raportów – Ryana i Murphy’ego. Wedle polecenia papieża hierarcha miał „lepiej zapoznać się z zagadnieniami dotyczącymi postępowania w sprawach o przestępstwa seksualne i pomocy poszkodowanym”. Miał także zapoznać się z „efektywnością obecnych procedur i szukać
nowych sposobów uniknięcia w przyszłości przestępstw seksualnych kleru”. Kardynał O’Malley ujawnił, że Kościół ma maksymalnie 10 lat, żeby zapobiec kompletnej marginalizacji katolicyzmu w ongiś najbardziej religijnym kraju świata. Wizytacja O’Malleya trwa od grudnia 2010 r., a on sam spotkał się nawet z ofiarami księżowskiej pedofilii. Ocenę sytuacji przedstawili także arcybiskupi Toronto i Ottawy oraz były prymas angielski, kard. Cormac Murphy O’Connor. Inspekcja ma dobiec końca w maju. Wątpliwe, czy jej rezultaty ujrzą światło dzienne. PZ
Prześladowany za krzyż C
arl Behr jest ofiarą brutalnych prześladowań religijnych. Władze miasteczka Baldwin, gdzie Amerykanin mieszka, dały mu 5 dni na usunięcie 7-metrowego krzyża, który skonstruował na swej posesji.
K
onserwatywna prawica, podekscytowana wyborczym zmartwychwstaniem republikanów, przypomniała sobie, że już dawno niczego religijnie nie cenzurowała. Przypomnijmy polowanie z roku 1989 na artystę fotografika Roberta Mapplethorpe’a, który był gejem i nie chciał tego taić. Za karę Kongres przegłosował obcięcie o 40 proc. dotacji z budżetu na sztukę dla National Endownment for the Arts. Potem było nabijanie na pal artysty Andresa Serrano, który zanurzył krucyfiks we własnym moczu i nazwał tę kompozycję „Piss Christ” (Osikanie Chrystusa). Następnie na scenę wyskoczył sam burmistrz nowojorski, Rudolph konserwa Giuliani, który musiał zmazać winy za zdradzenie i porzucenie żony. Jak Rejtan rzucił się na próg Brooklyn Museum of Art, bo w środku eksponowany był m.in. obraz Maryi Dziewicy ubogacony słoniowym gównem, notabene bardzo ozdobnym. Następnie poderwał się i rozpoczął walkę o pozbawienie muzeum funduszy podatników, bo dlaczego maluczcy mają płacić za obrazę boską. Giuliani przegrał, a funduszy nie obcięto. Teraz, po długiej przerwie – kolejny akt. Na wystawie w waszyngtońskiej National Portrait Gallery,
E
Mrówki i Jezus działającej pod auspicjami Smithsonian Institution wystawiono pracę nowojorskiego awangardowego artysty Davida Wojnarowicza. Żadnych sików, żadnego kału – nie tylko słonia, ale nawet mrówki... Chociaż – mrówki są. Chodzą po krucyfiksie! Przez 11 sekund 4-minutowego filmu będącego dziełem sztuki. Nie, nie można jako okoliczności łagodzącej traktować tego, że autor, David Wojnarowicz, zmarł w roku 1992 w wieku 37 lat. Bo na co zmarł? Na AIDS! Tu jest pies pogrzebany. Mrówki napuszczone przez chorego spacerują po Jezusie. W takich wypadkach pierwszy atak regularnie bierze na siebie Bill Donohue, prezes Catholic League, który nie może odżałować, że nie ma uprawnień Torquemady. „Mowa nienawiści! Marnotrawienie społecznych pieniędzy! – wykrzykiwał. Wobec takiego krzyku ocknęli się liderzy republikańscy – marszałek (od stycznia 2011) Izby Reprezentantów John Boehner i lider większości Eric Cantor. Rozpoczęli ostrzał artyleryjski, żądając od Smithsonian Institution natychmiastowego
uropejczycy w większości delikatnie i taktownie wyprosili religię ze swych krajów. Czy gdzie indziej stanie się podobnie? Czy ubogie państwa również stracą zapał do pokłonów przed ołtarzami, gdy poprawi się ich sytuacja życiowa? Można się takiego procesu spodziewać. Ale może stać się inaczej, o czym przekonuje profesor ekonomii z Uniwersytetu Cambridge, Robert Rowthorn. Jego badania potwierdzają fakt, że religijni ludzie mają więcej potomstwa. Nie tylko dlatego, że większość wyznawców obowiązuje zakaz sztucznej regulacji urodzin, ale także ze względu na „genetyczne predyspozycje”. Wniosek: religia będzie się rozprzestrzeniać. U ludzi chodzących do kościoła częściej niż raz w tygodniu wskaźnik dzietności wynosi średnio 2,5, zaś u zaglądających tam raz w miesiącu – 1,6.
usunięcia zniewagi religijnej. Smithsonian wypełnił polecenie. Zareagował na to pastor Barry Lynn, dyrektor organizacji Amerykanie Zjednoczeni na rzecz Separacji Religii i Państwa: „Oni jeszcze nie kontrolują parlamentu, a już biją pokłony religijnej prawicy. To brzydki przykład cenzury religijnej. Jeśli ktoś uważa, że takie eksponaty obrażają jego uczucia, to niech ich nie ogląda. Niektórzy myślą, że utrzymywane z podatków muzeum może wystawiać prace odwołujące się do religii tylko wtedy, gdy są grzeczne i poprawne” – zauważył. Z protestem wystąpiła także Fundacja Warhola, która dała Smithsonian Institution 375 tys. i zażądała przywrócenia pracy Wojnarowicza. Dyrekcja odmówiła. Na obrońcach godności religijnej narodu żadnego wrażenia nie zrobił fakt, że wystawa nie była finansowana przez podatników, tylko przez indywidualnych sponsorów. Puszczono też mimo uszu wyjaśnienie, że motywem artysty było symboliczne przedstawienie cierpień chorych na AIDS. CS
Niektóre ugrupowania religijne cechuje płodność 3, 4 razy wyższa. „Jeśli członkowie tych grup zawierają małżeństwa, liczba urodzin gwałtownie rośnie i bardzo szybko mogą zdominować społeczeństwo” – twierdzi Rowthorn. Przykładem są amerykańscy amisze: ich populacja wzrosła ze 123 tys. w roku 1991 do 249 tys. w roku 2010. W tym tempie do roku 2150 ich liczba w USA sięgnie 44 mln. To samo można powiedzieć o ultraortodoksach żydowskich. Kobiety mało religijne mają średnio dwójkę potomstwa, zaś żydówki ultraortodoksyjne – szóstkę. W tym tempie w ciągu 10 pokoleń zaczną stanowić więcej niż połowę społeczeństwa. Znacznie szybciej niż reszta rozmnażają się muzułmanie europejscy. Na szczęście w praktyce część dzieci rezygnuje z religii rodziców i intensywnego dziecioróbstwa. JF
Plaga nawiedzonych
Na Carla doniosła sąsiadka. Nie po raz pierwszy. Toczy z nią zaciekłą wojnę podjazdową za pomocą krzyży. Behr jest właścicielem firmy budowlanej i stawia przed domem sąsiadki różne ciężkie pojazdy, co jest niezgodne z przepisami. Gdy ta dzwoni na policję, która wystawia mandat, Behr stawia nowy krzyż. Każdy większy od poprzedniego. Ten
ostatni był iluminowany, co szczególnie wkurzało sąsiadkę. Właściciel krzyża zapewnia, że powiększające się rozmiary są dowodem jego rosnącej wiary. Władze nie przyjmują tego do wiadomości – poinformowały, że Behr może wystąpić o pozwolenie na krzyż, ale lojalnie uprzedziły, że zostanie ono rozpatrzone negatywnie. Niełatwo miłować Boga. CS
Nie tylko Licheń C
erkiew prawosławna w Rumunii najwyraźniej pozazdrościła Polakom Lichenia i postanowiła postawić coś bardziej okazałego. W samym środku kryzysu i Bukaresztu. W Rumunii wrze, odkąd ogłoszono plany budowy wielkiego kościoła (ponad 100 metrów wysokości!), który ma uzyskać wsparcie ze strony państwa. A wszystko po 2 latach wyrzeczeń i cięć budżetowych, które dla milionów ludzi oznaczały drastyczny spadek poziomu życia. Nowa cerkiew ma być największym kościołem środkowowschodniej Europy i będzie
kosztować 200 mln euro. Rząd teoretycznie da tylko 2, 3 miliony, ale już wcześniej podarował Cerkwi 11 hektarów o wielomilionowej wartości! Ziemia ta będzie zastawem pod kredyt na budowę. Rumuńskie prawo pozwala na wspieranie kościołów przez państwo i dzięki jego pomocy wybudowano 4 tysiące cerkwi – większość w czasach kryzysu. MaK
Rebelia wiernych Upór i chęć walki świeckich wiernych poruszyła Watykan, więc zmienił decyzję lokalnego biskupa. Ze strachu przed kolejną schizmą? 26 grudnia 2008 roku wierni polskiego pochodzenia z parafii Stanisława Kostki w Adams w USA zostali poinformowani przez biskupa Springfield Marka Duponta, że ich zabytkowy kościół zostaje zamknięty. Bez żadnych wcześniejszych konsultacji i wyjaśnień. Tymczasem wierni się postawili: natychmiast rozpoczęli okupację swej świątyni. 200 osób na zmianę przebywało w kościele. Przez ponad 2 lata! Jednocześnie zaapelowali
do Watykanu o anulowanie decyzji Duponta. Wydawało się, że jest to działanie z góry skazane na niepowodzenie, bo dyrekcja Kościoła nie zmienia postanowień biskupów tylko z tego powodu, że wierni mają odmienne zdanie. A tu nagle – precedens! Można sobie wyobrazić szok i furię purpurata Duponta. Przyczyny wymienione przez biskupa jako powody zamknięcia parafii nie usprawiedliwiają tej decyzji – stwierdza kardynał Mauro Placenza, prefekt Kongregacji Kleru. – Jej sytuacja finansowa jest lepsza niż innych. Zbuntownani wierni wpadli w euforię, ale zaraz ostudziła ich kontra
Duponta. To, że Watykan nakazuje otworzyć z powrotem kościół św. Stanisława Kostki, wcale nie znaczy, że będą tam nabożeństwa – informuje wyniośle hierarcha. – Nie będzie! To dziwne, bo sążniste pismo z Watykanu stwierdza, że „świątynia musi być z powrotem otwarta jako miejsce nabożeństw”. Czyżby decyzja Watykanu wkurzyła biskupa aż tak, że teraz on z kolei próbuje się buntować? Dokładnie nie wiadomo, bo przedstawiciele diecezji nie są rozmowni, ale zwierzchnictwo zamierza wnosić o klaryfikację decyzji: „Wydaje się że kongregacja zastosowała inną wykładnię prawa kanonicznego”. Dupont może się odwoływać do najwyższego sądu watykańskiego, ale parafianie na pewno nie popuszczą. TN
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
Z
wielkim hukiem zawaliła się spektakularna kariera pewnego konserwatywnego arystokraty. Silnie katolickiego oczywiście. Karl Theodor Maria Nikolaus Johann Philipp Franz Joseph Sylvester Freiherr von und zu Guttenberg, noszący tytuł barona Rzeszy, jest bawarskim arystokratą,
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Baron najpierw przyznał, że w jego pracy faktycznie są pewne błędy, a potem zrzekł się tytułu doktora i przyznał się tym samym do oszustwa. Kilka dni później porzucił posadę ministra, aby ratować notowania rządu, które – mimo gospodarczych sukcesów kraju – i tak są bardzo słabe. Niemcy mają świadomość, że wypracowane przez nich ciastko jest zjadane
Balon Rzeszy politykiem koalicji CDU/CSU, zatem człowiekiem związanym z „wartościami chrześcijańskimi”. Wykształcony, zamożny, przystojny i elegancki (jego luterańska piękna żona Stefania von Bismarck-Schönhausen, praprawnuczka kanclerza Bismarcka, nosi kreacje jakby żywcem wyjęte z serialu „Dynastia”), a przede wszystkim tak bardzo szlachecki – błyszczał wśród niemieckich polityków, którzy często są raczej skromni. Przykładem może być jego partyjna szefowa i konkurentka, specjalistka od nauk ścisłych i córka pastora – Angela Merkel. Zu Guttenberg był ministrem obrony w rządzie Angeli i typowano go na jej następcę – kanclerza Niemiec. Nieoczekiwanie prasa doniosła, że baron popełnił plagiat w swojej pracy doktorskiej, gdyż przepisał fragmenty dzieł innych autorów. W ciągu tygodnia rozszarpali go internauci – znaleźli 180 fragmentów (286 z 400 stron pracy) skopiowanych z innych prac naukowych, a nawet z artykułów prasowych, które zostały umieszczone w doktoracie bez podania źródła. Ale czy można od człowieka, który ma do zapamiętania 9 własnych imion wraz z ich kolejnością wymagać tego, aby pamiętał o porządnych przypisach do doktoratu?!
w coraz większym stopniu przez finansową elitę kraju, a czasy powszechnego dobrobytu w dawnym, egalitarnym RFN-owskim stylu należą już do przeszłości. I nie mogą tego zapomnieć Angeli i jej kolegom.
Zrujnowana kariera katolickiego barona z bawarskiej, ultrakonserwatywnej CSU ma swój medialny kontekst. Do końca wspierał go „Bild” – czyli niemiecki odpowiednik polskiego „Faktu” (obydwie gazety mają tego samego właściciela) – gazeta żyjąca z tanich sensacji i z politycznego szczucia jednych biednych ludzi na innych (na przykład bezrobotnych Niemców na biedujących cudzoziemców). „Bild” wykreował wcześniej zu Guttenberga na swego rodzaju chadecką księżną Dianę (tyle że bardzo polityczną) – postać przydatną do wzruszania i zachwycania maluczkich. Teraz wydawca będzie musiał poszukać innego baśniowego, „chrześcijańskiego” królewicza. Na pewno rychło się jakiś znajdzie. MAREK KRAK
Kościół pornograficzny W
ielebny Craig Gross z Las Vegas w Nevadzie nie oblizuje się na widok małolatów, ale z porno ma więcej wspólnego niż większość sług bożych. Jest protestanckim pastorem. Do jego kumpli zaliczają się nie tylko zawodnicy futbolu amerykańskiego, rzadko trafiający przed ołtarz, ale gwiazdy filmów porno oraz – to novum – pedofile po wyrokach. Pastor jest twórcą XXX Church. Trzy iksy to oznaczenie filmu porno. Ale nie chodzi o to, że na ołtarzu odbywa się orgietka. Pastorpo prostu stara się akceptować ludzi wykluczonych przez innych. Jego cel to pomaganie ludziom w przezwyciężeniu nałogu konsumowania pornografii. Ale… nie metodą grożenia piekłem. Przed kilku laty Gross zaczął jeździć na konwencje wytwórców i dystrybutorów pornografii. Wszystko po to, by – jak twierdzi
– ratować dusze. Wręczał gwiazdom porno Biblie ze słowami: „Bóg kocha gwiazdy porno”. 35-letni pastor udostępnia wiernym program, który dobrowolnie instalują w komputerze. Jeśli ściągnie ich na stronę porno, program automatycznie wysyła donos do żon i konkubin. Przyjaciel i bliski współpracownik Grossa to Jeremy, aktor, który wystąpił w ponad 200 pornoprodukcjach. Razem jeżdżą po college’ach, bo Jeremy się nawrócił. Nie do tego stopnia jednak, by potępiać w czambuł pornografię. Uważa, że nie ma w niej nic złego, jeśli jest konsumowana rekreacyjnie i z umiarem. Wspomina podziękowania par, których życie erotyczne nabrało wigoru po obejrzeniu jego filmów. CS
Przekleństwo Facebooka D
ziałalność na portalu społecznościowym Facebook spowodowała wyrzucenie z zakonu pewnej popularnej w Hiszpanii mniszki.
Siostra Maria Jesus Galan była oknem na świat swojego klauzurowego zgromadzenia z Toledo. Załatwiała przez internet różne sprawy, a także udostępniała wirtualnie dzieła kultury i sztuki znajdujące się w opactwie. Zyskała ogromną popularność, a na stronę klasztoru
wchodziły tysiące ludzi. I ten sukces bardzo jej zaszkodził, gdyż wzbudził zawiść współsióstr. Mniszki zaczęły dokuczać internetowej gwieździe, a w końcu wyrzuciły ją z klasztoru. Setki fanów siostry Marii Jezusowej domagają się ponownego przyjęcia jej do zgromadzenia. MaK
Piękno bywa obłudne Ksiądz jak z obrazka. Młody, śliczny, blond czupryna, wyszczerzone w uśmiechu białe zęby pasujące do koloratki, druciane okularki… No ciacho, jednym słowem. A przy tym jaki zdolny! Po wyświęceniu w roku 1988 szybko piął się po szczeblach kariery w diecezji Palm Beach (Floryda) obsługującej miasto multimilionerów. W roku 1999 wdał się w walkę z przychodnią ginekologiczną wykonującą skrobanki w pobliskim Fort Pierce i otworzył ośrodek konsultacji religijnych dla ciężarnych po drugiej strony ulicy. Przed sądem oskarżał przychodnię o groźby i zastraszanie, co stało się kanwą filmu w HBO. W roku 2000 został prezesem Human Life International (HLI), znanego ugrupowania antyaborcyjnego, ale jeszcze za mało mu było służby bliźnim, więc został egzorcystą. Oficjalnie uznanym przez diecezję, przepędzającym demony na całym świecie, ratującym dzieciątka nienarodzone i głoszącym słowo boże. Nagle – niespodzianka. Ks. Thomas Euteneuer w sierpniu 2010 zrezygnował z prezesury i znikł bez śladu. Wielbiciele gubili się w domysłach… Po 5 miesiącach nastąpił przełom. Kobieta z kwatery głównej
17
Human Life International w Wirginii trafiła na pogotowie. Lekarze zdiagnozowali epilepsję, a znajomi… opętanie przez demona. Kiedy wyszło na jaw, że była związana z ks. Euteneuerem, który przepędzał z niej demona, poszukiwany duchowny opublikował w internecie pełne skruchy oświadczenie. Skomplikowana sytuacja zaćmiła mi umysł (...) sprowokowała do nierozsądnych decyzji o szkodliwych konsekwencjach (...). Pogwałciłem imperatyw czystości z pełnoletnią osobą płci żeńskiej, pozostającą pod moją opieką duchową (...). To była tylko jedna osoba, stosunek seksualny nie miał miejsca (...). W pełni odpowiadam za swą słabość i grzeszne zachowanie. W internecie burza. Jedni bronią, inni zaczynają krytykować. Barbara Dorris, dyrektor SNAP, organizacji reprezentującej ofiary kleru, stwierdza: „Mamy nadzieję, że ks. Euteneuer mówi prawdę, ale podejrzewamy, że nie. Rzadko się zdarza, by duchowni, którzy molestują, czynili to tylko raz”. Human Life International najpierw broni milczenia duchownego, ale potem niespodzianie obwieszcza w mediach: „Ksiądz nie ujawnił swych niestosownych stosunków z kobietami. Było ich o wiele więcej niż jedna. Wcześniej do HLI zgłaszały się inne”. CS
Spowiedź z gumy D
ominik Duka, prymas Czech i abp praski w jednym, stwierdził, że stosowanie antykoncepcji przez wiernych jest niedopuszczalne, ale… …każdy przypadek powinien osobno ocenić spowiednik. Pięknie! Z jednej strony otwarto furtkę do ewentualnego stosowania prezerwatyw, a z drugiej – jeszcze bardziej uzależniono życie wiernych od widzimisię kleru. Oto watykańskie dylematy. PPr
18
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Do Ateistki III RP Do moich kolejnych rozważań skłoniła mnie przytoczona przez Was w audycji Radia „FiM” wypowiedź pewnej pani przedstawiającej się jako „ateistka”, wielce zniesmaczonej PRL- em. Mam do tej Pani kilka uwag. Od „wielkiej rewolucji” AD 1989 minęło ponad 20 lat, którą to rocznicę hucznie obchodzono. Nie wiem tylko, co było powodem tak wielkiej radości. Oblegane śmietniki i dobrze prosperujące skupy surowców wtórnych? Przejmujące ludzkie ubóstwo jednych, porażająca i osiągająca niejednokrotnie rozmiary groteski majętność innych? Czy to jest powód do szampańskiej fety, pawiej dumy i napuszonego pustosłowia? Co zrobiły od tego czasu dla tego nieszczęsnego Kraju i Narodu zmieniające się po sobie ekipy rządzące? Najpierw postanowiono rozszabrować i sprzedać za psie pieniądze dorobek i majątek narodowy w pocie czoła wypracowany bynajmniej nie przez neoliberałów i heroldów jedynie słusznego kapitalistycznego edenu. Na początek „transformacyjnych” przemian Wielki Manitu i pierwszy macher kapitalistycznej „teologii” – imć Balcerowicz – dzięki swym genialnym i zbawczym „reformom” wysłał w odmęt ubóstwa i na bruk tysiące osób, które straciły pracę. Za ten haniebny proceder nie poniósł do dzisiaj żadnych konsekwencji i nie został postawiony przed Trybunałem Stanu.
Do mędrców i apologetów zdehumanizowanego, antyludzkiego i zbrodniczego systemu kapitalistycznego piszę niezmiennie – jeśli komunizm wysłał w zaświaty tysiące ludzi, to tenże system uczynił i czyni to samo; różnica polega na tym, że ta maszyneria działa w sposób bardziej wyrachowany i szalenie inteligentny. Cóż ma obecnie do zaoferowania temu Narodowi ta skorumpowana i skompromitowana do niemożliwych granic oligarchiczna klerykalno-prawicowa trupa? Obawiam się, że oprócz coraz bardziej zatrważających podwyżek, kulturalno-oświatowej zapaści, eskalacji ubóstwa i rażących dysproporcji społecznych – NIC. Przepraszam, ale czy przed 21 laty zapytano mnie jako obywatela, czy pragnę tego skurwiałego kapitalizmu? Otóż nie przypominam sobie takiej okoliczności. I cóż przyniósł tenże wyśniony przez lud, zwyrodniały, zdehumanizowany neoliberalny kapitalistyczny burdel? Ubóstwo, przestępczość, bezrobocie, przyprawiającą o zawrót głowy nawałę moralnego
rozkładu, brutalność, schamienie i zdziczenie, jakie nie było udziałem istoty zwanej rozumną, planową i konsekwentną pacyfikację i destrukcję polskiego przemysłu oraz pacjenta w stanie agonalnym w postaci polskiej służby zdrowia, która winna zmienić miano na Hades. Dorzućmy do tego „stan krytyczny” polskich kolei, gdzie regularnie likwiduje się kolejne połączenia i redukuje ilość kursów pociągów. Odnoszę wrażenie, że szaleństwo neoliberalnej mafii nie ma granic. Pani Ateistko, gdy byłem pracownikiem za PRL-u, „tego straszliwego PRL-u”, miałem zapewnioną odzież roboczą, obuwie ochronne, środki czystości, mleko, ośmiogodzinny czas pracy w warunkach godnych człowieka za godną pensję, a nie śmiecia i rataja tyrającego za jałmużnę po 15 godzin dziennie, który ma do dyspozycji stojącą na wolnym powietrzu beczkę z zatęchłą deszczówką jako „luksusowe” zaplecze sanitarne, udostępnione w akcie wielkiej łaski przez jaśnie pana hrabiego nowobogackiego. Marcin Nowak
Probierz wrażliwości Aby można było ocenić cywilizacje, religie lub systemy filozoficzne, trzeba uwzględnić między innymi ich stosunek do zwierząt. Dlaczego katujemy zwierzęta, dlaczego nie reagujemy, dlaczego sądy uniewinniają morderców zwierząt? Jakże bolesny i żenujący dla nas wszystkich temat, który na szczęście ostatnio prawie codziennie podejmują media. Lista okrucieństw jest bardzo długa: m.in. łańcuchy (symbol średniowiecza!), brak budy, świeżej wody, jedzenia, psy wyrzucane z samochodu lub przywiązane do drzewa (szczególnie przed wakacjami czy feriami), topienie nowo narodzonych kociaków czy szczeniaków, transporty śmierci (koni, cieląt, krów, świń) do miejsca straceń, kury nioski („żyją” na powierzchni wielkości kartki z zeszytu, pozbawione realizacji odruchu grzebania), wrzucanie w rzeźniach do kadzi z wrzącą wodą jeszcze żywych świń, obdzieranie ze skóry królika bez upewnienia się, czy żyje, masowa hodowla zwierząt (maciory
przykute łańcuchami do metalowych prętów), walki psów i kogutów... Usprawiedliwia się wszystko. W tych praktykach dwie rzeczy są prawdziwe: niewyobrażalne cierpienia zwierząt i niewyobrażalny finansowy interes ich katów. Dopóki człowiek będzie bezlitośnie traktował istoty żywe, nie zazna ani zdrowia, ani pokoju. Dopóki ludzie będą masakrować zwierzęta – będą zabijać się wzajemnie. Czyżby Polacy zapomnieli, że „zwierzęta są istotami żywymi i wrażliwymi, a człowiek nie ma moralnego prawa, by je traktować jak przedmioty? Nie licząc się z ich odczuciami, odebrano im wszystko – wolność, godność i radość spełnionego życia. Dla wielu zwierzęta to tylko „maszyny białkowe”, których nie da się skrzywdzić, gdyż ból, głód i cierpienie odnoszą się tylko do człowieka! To gigantyczne nadużycie etyczne okazuje się brzemienne w skutkach dla całej cywilizacji. Iga Dżochowska (wegetarianka z pobudek etycznych)
W
artykułach i wypowiedziach na bolesny temat mordów na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej w czasie ostatniej wojny uderza mnie brak refleksji co do przyczyn potwornej nienawiści, jakiej obiektem była ludność polska. Ta nienawiść stała się zarzewiem niebywałego okrucieństwa UPA i innych mniej lub bardziej zorganizowanych grup i formacji. W tym kontekście muszę zacytować gorzkie słowa Józefa Becka, przedwojennego ministra spraw zagranicznych RP (od listopada 1932 roku do wojny), które napisał w Rumunii w swoich pamiętnikach
Podlasiu, Chełmszczyźnie. Apogeum tych akcji przypadło na kilka miesięcy 1938 roku, kiedy to na Lubelszczyźnie zburzono 127 prawosławnych obiektów sakralnych, niektóre nawet wielkiej wartości historycznej (kilka cerkwi pochodziło z XVI w., a cerkiew w Szczebrzeszynie nawet z XII wieku!). Cytuję: „Rozbiórki odbywały się pod osłoną wojska i policji, zdarzały się przypadki bezczeszczenia świątyń i cmentarzy... Niszczono całe wyposażenie świątyń, jednocześnie je profanując. Zarazem w stosunku do ludności, nawet biernie w rozpaczy obserwującej akty wandalizmu wobec miejsc
Rzezie na Wołyniu – źródło nienawiści pt. „Ostatni raport” (wyd. Warszawa 1987) już w czasie wojny, a niedługo przed śmiercią (zmarł w Rumunii 5 czerwca 1944 r.): „Do głównych sprawców tragedii mego kraju należy też Watykan. Zbyt późno pojąłem, że nasza polityka zagraniczna służyła interesom Kościoła katolickiego”. Ta polityka, oczywiście wschodnia, polegała na przymusowej polonizacji, czyli katolicyzacji ludności ukraińskiej, białoruskiej itd. na wschodnich terenach II Rzeczypospolitej. Polegała ona na prześladowaniu tej ludności i okazywaniu jej pogardy przez polskie władze. Urzędnicy państwowi to byli często kombatanci – legioniści Piłsudskiego, którzy ze względu na zasługi wojenne byli tam osiedlani. Dla załatwienia sprawy w urzędzie wymagali oni nieraz od miejscowej ludności znajomości języka polskiego, a bywało, że i przejścia na katolicyzm. Trzeba też mocno podkreślić, że powszechne było traktowanie chłopów jak niewolników przez większość właścicieli ziemskich – nie tylko na Kresach Wschodnich, ale i w centralnej Polsce, przede wszystkim w byłym zaborze rosyjskim. Do tego bezprawia doszły na Kresach Wschodnich różnice wyznaniowe i narodowościowe. Właściciele ziemscy byli katolikami, czyli Polakami, a chłopi byli prawosławni, co tylko pogłębiało w chłopach poczucie krzywdy i poniżenia. Dr Paweł Borecki w swoim wstrząsającym artykule „Hańba i wstyd – jak w II Rzeczypospolitej niszczono prawosławne cerkwie” (dostępny w internecie łącznie z dokumentacją fotograficzną) omawia akcję niszczenia od 1918 roku wieluset świątyń prawosławnych na Wołyniu, Polesiu, południowym
dla niej świętych, stosowano przemoc: bito pałkami, kolbami karabinów, szczuto psami... W kilkunastu przypadkach doszło do czynnych wystąpień wiernych w obronie cerkwi”. Wówczas obyło się „bez śmiertelnych wypadków, ale ze strugami krwi”. Tak więc ci prości ludzie bez wykształcenia, fanatycy religijni, podobnie zresztą jak ludność polska, zostali poniżeni i zranieni do żywego. Czy można się dziwić, że tłumiona nienawiść do Polaków wybuchła z ogromną siłą przy najbliższej nadarzającej się okazji? W swoim artykule Paweł Borecki cytuje prof. Tadeusza Chrzanowskiego, wspominającego dzieciństwo i straszliwy gniew swego ojca, który załamywał ręce i przepowiadał: „Nas kiedyś Rusini wyrżną, bez cienia litości, nam tego nigdy nie wybaczą”. Jakże prorocze słowa. Trzeba mocno podkreślić, że były to ze strony polskiej akty państwowego bezprawia, niezgodne z konstytucyjnym porządkiem. Konstytucja marcowa 1921 r., mimo wyznaniowego charakteru państwa, zapewniała równość praw wszystkim obywatelom – bez względu na narodowość i religię. Także Konstytucja kwietniowa z 1935 roku zawierała zakaz dyskryminacji politycznej i społecznej ze względu na pochodzenie, wyznanie, płeć i narodowość. Niestety, tylko w teorii. Warto przypomnieć, że ludność prawosławna na terenach wschodnich II Rzeczypospolitej stanowiła liczebnie zdecydowaną większość. Prześladowanie tej ludności posłużyło też nawet za pretekst do wejścia Armii Czerwonej na ziemie polskie 17 września 1939 roku. Teresa Jakubowska RACJA Polskiej Lewicy
[email protected]
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
LISTY Tuska mi nie żal Wiele wskazuje na to, że w najbliższych wyborach do parlamentu partia p. Donalda nie uzyska dobrego wyniku. PO będzie musiało się układać. Ponieważ ma w tym spore doświadczenie (z Kościołem), przyda się ono na pewno przy tworzeniu nowej koalicji. Gwiazda p. Donalda już dawno nie świeci ostrym blaskiem. Wielu nie może mu wybaczyć czczej 3,5-godzinnej paplaniny w Sejmie. A szkoda, bo gdyby Pan Donald wziął do serca rady zawarte w liście otwartym p. Jonasza i zrealizował kilka z nich, byłby szefem rządu, który przeszedłby do historii. Pan Tusk jednak szybko zapomniał, że jego elektorat to także czytelnicy „FiM”. Panie Donaldzie, dla wielu rodaków jest Pan premierem, który mimo widocznej opryszczki ucałował pierścień B16, zlikwidował Komisję Majątkową, aby jej kościelnych członków nie dosięgła ręka sprawiedliwości, i wreszcie czarodziejem, który z pustej państwowej kasy wyczarował wysokie odszkodowania dla ofiar katastrofy lotniczej z 10 kwietnia, zapominając przy tym o innych potrzebujących. I to są Pana zasługi. Kaszeba
Ukochana małpeczka Ostatnio wychodzą na jaw (i dobrze) różne dziwne sprawy, które miały miejsce za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Głośna jest sprawa ułaskawienia przez prezydenta Kaczyńskiego w 2009 r. skazanego przez sąd przestępcy Adama S., który trzy tygodnie przed ułaskawieniem założył spółkę z zięciem Kaczyńskiego – Dubienieckim. Prawy i sprawiedliwy Jarosław Kaczyński powiada, że jest to ohydne pomówienie mające na celu szarganie dobrego imienia jego ukochanego brata. Czyżby prezydent Lech Kaczyński nie wiedział, co podpisuje? A może prezydent Lech Kaczyński był ciągle pod upojnym, acz łagodnym wpływem „małpeczek”, których ponoć w kancelarii był dostatek? Mir
Siedź na d… i przytakuj! Gdy w programie „Tomasz Lis na żywo” słuchałem bredni wygłaszanych przez zakonnika w białej sukience o mających teraz miejsce cudach (zwłaszcza z udziałem JPII), włosy stawały mi dęba ze zdziwienia, że takiego psychola zaprasza się do studia. Ale gdy na drugi dzień z samego rana, tuż po godz. 6 usłyszałem w TVN24 (chyba ze trzy razy w ciągu paru minut), że księżom
oszustom biorącym udział w Komisji Majątkowej nawet włos z głowy nie spadnie, pozbyłem się reszty złudzeń, że w naszym kraju da się jeszcze normalnie żyć. Te słowa wypowiedziane przez Jarosława Kuźniara w dniu 23 lutego zadecydowały o zmianie gospodarza porannego programu TVN24 „Wstajesz i wiesz”. Do tej pory jakoś wszystko uchodziło mu płazem. Nawet zamknięcie Leppera w charakteryzatorni w czasach, gdy jeszcze premierował, uznano za dobry żart w jego wykonaniu.
Ale robić sobie jaja z namiestników Pana B?! Tego już było za wiele dla właścicieli TVN-u i już tego samego dnia zapadła decyzja o wakacie na tym stanowisku. Wniosek? – media mamy takie, jakie mamy. Witold Pater
Papież przemian Nareszcie Michaił Gorbaczow zaczyna być doceniany przez własne państwo i społeczeństwo. W 80. rocznicę urodzin otrzymał najwyższe rosyjskie odznaczenie z rąk prezydenta Miedwiediewa. Przypuszczam, że z rąk Putina by tego odznaczenia nie dostał. Rosyjskie władze oraz społeczeństwo zaczynają dostrzegać jego olbrzymi wkład w demontaż poprzedniego ustroju oraz ZSRR; zapłacił za to zdrowiem, a o mało co zapłaciłby życiem (pucz Janajewa). Być może bez Gorbaczowa do tych zmian by i tak doszło, ale dużo później, i być może bardziej krwawo, o ile nie skończyłoby się konfliktem globalnym. Gorbaczow jest osobą, której i my bardzo dużo zawdzięczamy, bo jego pierestrojka pozwoliła zapoczątkować w naszym kraju zmiany demokratyczne, do których bez aprobaty Kremla nie mogłoby dojść. Ciekawy jestem, czy ktoś z naszych elit politycznych, w szczególności lewicowych, wysłał mu chociaż życzenia urodzinowe. Moim zdaniem „papieżem” przemian ustrojowych w Europie Wschodniej był nie JP2, jak
SZKIEŁKO I OKO utrwala się w świadomości Polaków, ale właśnie Michaił Gorbaczow, bez którego zgody ówczesne zmiany nie byłyby możliwe. Józef Frąszczak, Głogów
Znów czas żniw Trwają dobre czasy dla duchownych, mimo widocznego kryzysu. Ledwo policzyli kasę za kolędowanie, a tu przyjdzie im liczyć kolejne wpływy – tym razem za bierzmowanie (dola dla biskupa, prezenty dla
proboszcza, wikarego), a niedługo za święcenie jajek. Generał Sławoj wybierał się do Jastarni, żeby nakładać jarzmo bierzmowania, jednak albo się spieszył, albo źle odmierzył kroki, bo skręcił nogę (widocznie mało maszerował jako rekrut), przez co nie mógł osobiście przybyć do swoich owieczek. Całe to zdarzenie opowiedziała mi pani Sabina, której syn – pasowany na rycerza w zeszłym roku – uważa, że ta cała szopka jest młodzieży zupełnie niepotrzebna. Jest przekonany, że młodych zmusza się do bierzmowania szantażem (ślub kościelny dostępny tylko dla bierzmowanych). Tak to jest, gdy młodzieży najpierw kupuje się komputer, dostęp do internetu, a potem każe wierzyć, że ziemia jest płaska, albo że można ją zbudować w ciągu 7 dni. Lek
Sabotaż po polsku W swojej niedawnej korespondencji do „FiM” napisałem o decydentach w naszym kraju jako szkodnikach. Wracam, niestety, do tematu, ponieważ mam dowody na sabotaż. Spółka Intercity poinformowała w mediach o braku dwustu wagonów pasażerskich, co zmusza ją do kolejnego okrojenia liczby pociągów kosztem jakości podróży pasażerów. Natomiast w miasteczku Łapy pod Białymstokiem zlikwidowano niedawno Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego. Kolejny
kwiatek to likwidacja w tym samym miasteczku wielkiej cukrowni, a co za tym idzie – plantacji buraków cukrowych u okolicznych rolników. Zlikwidowano tysiące miejsc pracy, nie dając nic w zamian. O dzisiejszej cenie cukru nie wspominam. Następna kwestia to podatki i obciążenia dla firm. Troszkę inteligentniejszy orangutan wie, że w miarę niewysokie podatki i preferencyjne warunki rozwoju sektora prywatnego to jedna z metod rozwoju kraju, no ale małpiszon ma choć trochę dobrej woli. W naszym kraju tej woli brak, co pokażę na swoim przykładzie. Pani pobierająca w bankowym okienku pieniążki za energię elektryczną zażądała opłaty w wysokości 10 złotych polskich (rachunek opiewał na 24 zł), bo zobaczyła adnotację „kiosk”. Motywacja była taka, że kiosk to jakiś biznes i jako taki podlega wyższym opłatom. Czterokrotnie!!! Inne rachunki, które opłacałem jednocześnie w wymienionym banku, wyceniono na 2,50. Mamy wielu pracowitych i pomysłowych obywateli, którzy nie mogą rozwinąć albo rozpocząć swojej działalności przez tysiące nieżyciowych przepisów, których często nie rozumieją sami ich twórcy, choć płodzą je w ilościach zastraszających. Chyba robią w akordzie. Jak to wszystko podsumować? Chyba tylko tak jak na początku mojej korespondencji. W Radiu Erewań mówili, że gdyby mogło być gorzej, toby było. Boję się, że się mylili. Wojtek Szóstko
Fałszywa wiara Jako dziecko wyjechałem z rodzicami na zachód Europy. Minęło 28 lat, ale nigdy nie zerwałem kontaktu z moim ojczystym krajem. Mam nawet nadzieję, że uda mi się kiedyś wrócić. Zrobię to jednak dopiero wtedy, kiedy w Polsce nie będzie panował Rzym. Od 8 do 13 roku życia uczęszczałem na lekcje religii, bo byłem zmuszany przez rodzinę. Już wtedy nie podobało mi się to, co mówił katecheta. Często stawiałem mu pytania, które nie zgadzały się z katolickim mitem o Bogu. Kiedy już byłem pełnoletni, pewnego dnia zabrałem ze sobą dowód osobisty i w sumie na ślepo poszedłem do sądu. Powiedziałem, że chcę się wypisać się z religii katolickiej (na szczęście w Niemczech jest to proste!), a miła pani za biurkiem po kilku kliknięciach w klawiaturę powiedziała, że sprawa jest załatwiona. Nie musiałem zapłacić
19
ani jednej marki – to była formalność. Od tego czasu nie płacę podatku na fałszywą wiarę. Obecnie jestem człowiekiem wierzącym, ale nie wierzę w Boga katolickiego. Boli mnie serce, gdy oglądam telewizję lub czytam, jak w Polsce panoszą się ludzie, którzy ją okradają. Nie szukają już Boga gdzie indziej. Myślą, że go nie ma. Dlatego Biblia mówi, że mają krew na rękach za dusze niewinnych. Katolicyzm był i jest fałszywy. Mam nadzieję, że wielka nierządnica, którą jest Kościół katolicki, niebawem zginie... Stały czytelnik, Niemcy
Oślepłeś, Boże? Bez celu, bez wiary – po omacku brodzę Z Bogiem mi nie zawsze bywało po drodze A pod czaszki sklepieniem piruet kręci Rytualne misterium obłędu i śmierci Pocieszenia, prawdy w modlitwach nie szukam Nie klękam przy ołtarzu, do nieba nie pukam Fałsz i obłuda co ambony przenika Wyryły na mym czole piętno agnostyka Nie znalazłem w Tobie śladów człowieczeństwa Nie zaznałem spokoju i błogosławieństwa Nie wiem czy w swe usta Hostie jeszcze włożę Czy będzie mi smakować Twoje ciało Boże Miotam się jak w matni, popadam w skrajności Bluźnierstwami rozpalam mózg do czerwoności Ale ty nie widzisz co ze mną się dzieje Chyba pętlę zawiążę albo... oszaleję! Agnostyk
Świeccy mistrzowie ceremonii pogrzebowej Państwo Borowikowie tel. 601 299 227
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Mirosław Nadratowski tel. 721 269 207
Radio „FiM” nadaje! Szukajcie nas i włączajcie na stronie www.faktyimity.pl. W poniedziałek, środę, czwartek i piątek audycje rozpoczynamy, tradycyjnie już, o godzinie 12. A we wtorek o godzinie 17. Telefonujcie do nas bezpośrednio na antenę pod numer 695 761 842
20
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
K
ościół Jezusa Chrystusa Świętych Dni Ostatnich (popularnie nazywany mormonami) powstał w pierwszej połowie XIX wieku. Stworzył go prorok Joseph Smith, któremu Bóg powiedział, że wszystkie istniejące wyznania się mylą, więc powinien stworzyć swoje własne. Objawienie przekazał mu anioł Moroni; dał mu także spisaną na złotych talerzach Księgę Mormona, stanowiącą uzupełnienie chrześcijańskiej Biblii. W jego rozmowy z Bogiem i prawdę zapisaną na talerzach uwierzyło zaskakująco wielu pobożnych Amerykanów i dzięki temu powstał Kościół mormoński, który liczy dziś ok. 14 mln wiernych. Znaczna ich liczba mieszka w amerykańskim stanie Utah. Czasami można ich spotkać na ulicach polskich miast, gdzie, odstrzeleni w garnitury, starają się zwerbować nowych wyznawców. Jednak to nie historia tego wyznania będzie nas szczególnie interesować. Mimo że jej zapis przypomina kronikę kryminalną z pedofilią, morderstwami i masakrami, to u mormonów jest coś równie ciekawego – ich etyka seksualna. I wcale nie chodzi o poligamię, która w oficjalnym Kościele mormońskim jest dawno zakazana.
Potworny grzech pettingu Mormonizm ma bliskie związki z chrześcijaństwem. Nie może zatem dziwić, że w wielu punktach jego seksualna etyka jest zbieżna z katolickim nauczaniem. Jednak rygoryzm i poniżające „procedury”, które mają pozwolić grzesznikom na odkupienie, idą o krok dalej niż u „klasycznych” chrześcijan. Podstawą mormońskiego kodeksu etycznego jest tzw. prawo czystości, które zakazuje utrzymywania jakichkolwiek przed- i pozamałżeńskich kontaktów seksualnych. Jednak ograniczeń jest znacznie więcej i dotyczą właściwie wszystkiego. Młodym nie wolno się spotykać, trzymać za ręce, o bardziej „wyuzdanych” rzeczach – takich jak na przykład pocałunki – nie wspominając. Są uczeni, że seks – dosłownie – jest narzędziem szatana. „Zamiast pozostawać na polu prostego wyrażania uczuć, niektórzy pozwalają sobie na pieszczoty, często nazywane »neckingiem«. »Necking« to młodsza siostra tej bezbożnej rodziny. Starsza nosi miano »pettingu«. Gdy intymność osiąga ten poziom, nikt nie może mieć wątpliwości, że jest grzechem niemiłym Zbawicielowi” – nauczał prorok Spencer W. Kimball w swojej klasycznej mowie o etyce seksualnej. Podkreślał także, jak trudno jest zmazać z siebie winę. „Pan i jego kościół mogą wybaczyć i wybaczą, jednak nie bez trudu. Droga grzesznika jest ciężka. Zawsze taka była i zawsze będzie” – tak podobno powiedział parze narzeczonych, którzy przyszli
Diabelski seks Myślicie, że nauczanie Kościoła katolickiego na temat życia seksualnego jest oderwane od współczesności? Jeżeli Was to pocieszy – może być jeszcze gorzej. 14 mln mormonów musi żyć zgodnie z zasadami, które wyprzedzają najskrytsze marzenia Benedykta i spółki.
do niego, żeby „wyspowiadać się” z grzechu pettingu, który doprowadził do… stosunku seksualnego! Mormońscy duszpasterze nie pomijają dosłownie niczego. Przeraża ich każde dotykanie „świętych” miejsc a poza tym „cudzołóstwo, żądza, niewierność, nieumiarkowanie, »brudne« słowa, nieczystość, przesada w uczuciach, seks przedmałżeński (…), petting, perwersje seksualne, masturbacja oraz zainteresowanie sprawami seksu”. Także „masturbacja nie jest akceptowana przez Pana i jego kościół” – przekonywał Kimball.
Nauki tragiczne w skutkach Ich rygoryzm prowadzi do wielu problemów. Niekiedy kończy się tragicznie. Na początku lat 80. duży rozgłos zyskała sprawa 16-letniego Kipa Eliasona. Chłopak popełnił samobójstwo, ponieważ nie mógł powstrzymać się od masturbacji. W tej „walce” miał mu pomóc miejscowy biskup, który solidnie go nastraszył. Bezskutecznie. Choć raczej należałoby powiedzieć, że z fatalnym skutkiem. Eliason zaczął się onanizować, gdy miał 11 lat. Wychowywany w rygorystycznej mormońskiej etyce, miał świadomość, że robi coś złego. Chciał przestać, jednak popęd dojrzewającego chłopca był nie do przezwyciężenia. Pomocy szukał w fachowej literaturze, której dostarczał mu kościół. Mógł się z niej dowiedzieć, że jego problem doprowadzi go do homoseksualizmu oraz pogorszy jego pamięć i że – przede wszystkim – nie jest miły Zbawicielowi.
W swoim dzienniku Eliason napisał: „Wiem, że niemoralność jest bardzo poważnym grzechem. Naprawdę chcę go odkupić i być wolnym od tego potwornego i degradującego ciężaru masturbacji. Jestem gotów zrobić wszystko, co muszę zrobić, nawet przejść przez ekskomunikę, by być zdolnym do odkupienia i wolnym od grzechu. Raczej pójdę do piekła i będę tam cierpiał, niż będę niegodny”. Równie wstrząsający był jego list pożegnalny. „Tato! Gdyby to tylko było możliwe, żyłbym nadal dla Ciebie, bo Cię kocham. Jednak to nie jest możliwe” – napisał 16-letni wzorowy uczeń i wyznawca. Chłopak chciał być doskonały. W swoim dzienniku napisał, że kościół nauczył go, iż to jest możliwe. Jednocześnie nie mógł pozbyć się swojej wady i wstydził się o niej mówić. Okłamywał więc swojego biskupa. A gdy już zdołał coś powiedzieć, wysłano go na „terapię”. Czuł się przez to niegodny. „Kip nie był typem chłopaka, którego podejrzewałbyś o zdolność do popełnienia samobójstwa, jednak kiedy kościół powiedział mu, że gdy będzie się onanizował, to odnajdzie go poczucie winy, depresja i nienawiść do samego siebie, uwierzył. Kiedy powiedziano mu, że trafi do piekła, jeżeli nie przestanie, także uwierzył. A gdy usłyszał, że masturbacja to »fundament samobójstwa«, wziął te słowa dosłownie” – tłumaczył przyczyny śmierci Eliasona Mark Taylor, dziennikarz z Salt Lake City. Krytycy Kościoła Świętych Dni Ostatnich wskazują, że nie jest to odosobniony przypadek. Jednak sprawa Eliasona dzięki determinacji ojca chłopca była jedną z niewielu,
które udało się nagłośnić. Psycholodzy i seksuolodzy wskazują na ogromne napięcie, które wywołuje tak rygorystyczna nauka skierowana do nastoletnich dzieci. To często prowadzi do problemów psychicznych i prób samobójczych. Ich krytyka znajduje poparcie w statystykach samobójstw. Utah, stan zamieszkany głównie przez mormonów, należy do najgorszych pod tym względem. Do tego – co nie zaskakuje – największe zagrożenie odebraniem sobie życia występuje w grupie młodych mężczyzn między 16 i 20 rokiem życia.
Gorące pożycie małżeńskie Cierpią nie tylko młodzi. W małżeńskim łożu wcale nie jest lepiej. Dorośli, którzy podpadną, muszą stanąć przed radą dyscyplinarną, która może na przykład orzec ekskomunikę. Prawo czystości zakazuje niemal wszystkiego. Stanowi podstawę głębokich frustracji i problemów w związkach. „Bądźcie świadomi, że nienaturalne akty seksualne są tak samo niemoralne, o ile nie gorsze, jak zwyczajne cudzołóstwo lub współżycie przed ślubem” – można przeczytać w jednej z książek starszego proroka Bruce’a C. Hafena. I żeby sprawa była jasna – nienaturalne jest wszystko, co nie jest „zwyczajnym” aktem seksualnym w „zwyczajnej pozycji”. Nawet niewielkie odstępstwa od odwiecznego rytuału prokreacji (dostarcza ona przecież nowych „podatników”, więc ceni ją każda religia), mogą wiernego skazać
na potępienie. W gruncie rzeczy nie powinno się nawet o nich myśleć. O mówieniu w ogóle nie warto wspominać. Para, która „świntuszy” – nawet w małżeńskim łożu – „obraża Stwórcę”. Gdy pewne małżeństwo przysłało do proroka Harolda B. Lee list z pytaniem, czy seks oralny jest dozwolony, ten odpowiedział w następujący sposób: „Jestem zszokowany, że ktoś podnosi pytanie o miłość oralną w strefie genitalnej u zamężnych par. Niebo zakazuje tak degradujących aktywności, które mogą być odrażające dla Pana!”. Oczywiście „prorok” nie zapomina także przestrzec, że potępienie par oddających się „wszelkim grzesznym czynnościom” jest pewne w 100 procentach. W łóżku potrzebny jest bowiem przede wszystkim Zbawiciel. Tymczasem – jak wskazywała siostra Wendy Watson podczas mormońskiej konferencji kobiet – „Lucyfer kocha dobre kobiety i jest gotowy, by wtargnąć w ich życie ze swymi kłamstwami”. Dlatego te dobre kobiety, córki Ewy, powinny dbać, żeby do intymności w małżeństwie dochodziło tylko w ściśle wyznaczonych ramach. „Jeżeli to zrobimy, możemy współtworzyć intymne relacje, które będą naprawdę NIE Z TEGO ŚWIATA” – dodawała. Seks nie z tego świata powinien się też odbywać w specjalnej bieliźnie. Taka „święta” bielizna ma możliwie najpełniej ukryć nagość, może za to mieć… specjalne otwory na genitalia. Oczywiste są skutki przestrzegania takich zasad dla jakości małżeńskich relacji. Te negatywne skutki najlepiej ilustruje przykład małżeństwa, które odeszło od tej religii. Jeden z mężczyzn, który odszedł z kościoła, napisał do autorów „RM” list. Dzięki porzuceniu nakazów religii udało mu się odnowić małżeńskie uczucie, które było podkopywane przez frustracje związane z podejściem obojga do swojej seksualności. „Jest coś w zetknięciu dwóch ciał – wiele tego – to wypełnia rezerwuar wewnątrz mnie (…). To doświadczenie nie jest erotyczne. To prawda, kochamy się częściej, jednak to jego najmniej istotna część” – napisał o doświadczeniach, które stały się jego udziałem, gdy żona (po 6 miesiącach od wystąpienia) zgodziła się wreszcie na zdjęcie „świętej bielizny” (patrz zdjęcie). „Ewa mówi, że teraz czuje moją miłość i akceptację w sposób, który jest dla niej nowy” – podkreśla autor listu. Żeby tak się stało, ta para musiała zacząć słuchać siebie i swoich potrzeb. Pokonanie tkwiącego głęboko przekonania o grzeszności i nieczystości ludzkiego ciała było trudne, jednak – jak podkreśla szczęśliwy małżonek – warte efektu, który oboje osiągnęli. Wśród bardzo gorliwych katolików występują podobne zaburzenia życia seksualnego jak u mormonów. Tym bardziej że podobieństwo etyki seksualnej jednych i drugich jest uderzające. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
jak i wszystkie wymienione w artykule pisma tzw. ojców apostolskich (niektórzy z nich żyli na przełomie I i II wieku po Chrystusie). Nie jest też tak, że bezkrytycznie traktuję pisma Nowego Testamentu, i dałem przecież temu wyraz we wcześniejszych swoich tekstach. Nawet w tym ostatnim, który tak „bardzo zbulwersował” pana Piotra, wyraziłem swoje wątpliwości – na przykład co do autorstwa Ewangelii Mateusza i Ewangelii Jana. Celowo też zamieściłem wypowiedź ks. Józefa Kudasiewicza, który zwraca uwagę, że Ewangelia
lub nie wierzyć w nic. Podkreśliłem jedynie, że bez osobistego doświadczenia wpływu Biblii na nasze życie sama dyskusja na jej temat nie rozwieje naszych wątpliwości. Tylko bowiem ten, „kto chce pełnić wolę jego, pozna, czy ta nauka jest Boga, czy też Ja sam [Jezus] mówię od siebie (J 7. 17). Również wiara w historyczność Jezusa lub wątpliwości związane z Jego biografią to sprawa osobista. Nie oznacza to jednak, że można sobie tak lekko traktować świadectwa pism nowotestamentowych, bo chociaż Ewangelie nie są biografiami w ścisłym tego słowa znaczeniu, to dostarczają jednak sporo informacji historycznych. Mówią bowiem nie tylko o narodzeniu, życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, ale również o takich znanych postaciach jak cezar August, Tyberiusz, Piłat, król Herod Wielki, czy arcykapłani Kajfasz i Annasz.
Mateusza „nie jest zwykłym tłumaczeniem oryginału aramejskiego, lecz adaptacją i głęboko sięgającą przeróbką z wykorzystaniem innych źródeł; głęboko przemyślana i przepracowana struktura dzieła, jego bogactwa teologiczne w dużej mierze pochodzą od ostatniego redaktora. Tym ostatnim redaktorem nie był już Mateusz” („Biblia, historia, nauka”, s. 301). Poza tym wszystkim na pytanie, czy można zaufać pismom Nowego Testamentu, odpowiedziałem, cytuję: „Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Zaufanie bowiem tym prastarym źródłom zależy przede wszystkim od osobistego poznania, zbadania i doświadczenia ich mocy. Ewangelia Chrystusowa jest przecież »mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy« (Rz 1. 16). Kto zatem doświadczył jej mocy, ten nie ma wątpliwości, że Nowy Testament jest godny zaufania, bo pisma jego zawierają »słowa, które darzą życiem« (Dz 5. 20)”. Krótko mówiąc, w artykule moim nie ma ani fanatycznego zacietrzewienia, ani jakiejkolwiek agresji w stosunku do kogokolwiek. Każdy przecież może wierzyć w co chce
Ponadto NT mówi także o pierwszych uczniach Chrystusa, apostołach, którzy swoją wiarę w zmartwychwstałego Chrystusa poświadczyli własnym życiem oraz przypieczętowali własną śmiercią. Henry Chadwick pisze: „Prawdę Ewangelii weryfikowało doświadczenie moralne, udokumentowane nieugiętym przekonaniem apostołów i prawością męczenników. Gdyby zmartwychwstanie było zmyśleniem, dowodzono, apostołowie nie ryzykowaliby dla niego życia. Wiara ciemnych rybaków rozpowszechniała się zdumiewająco szybko od Indii po Mezopotamię, od Morza Kaspijskiego do dzikich zupełnie plemion Brytanii. Jej nosicielami nie byli wielcy mówcy ani subtelni myśliciele, a na dodatek musiała stawić czoło uprzedzonym i gniewnym tłumom oraz wrogości ze strony władzy. Mimo to kościoły rozprzestrzeniły się z nadzwyczajną i wprawiającą w zakłopotanie szybkością” (,, Kościół w epoce wczesnego chrześcijaństwa”, s. 69). Również wybitny historyk Will Durant uważa, że byłoby „(…) cudem znacznie bardziej niewiarygodnym niż którykolwiek cud w Ewangelii”,
BEZDROŻA KATOLICKIEJ RELIGIJNOŚCI (10)
Biografia Chrystusa Dla wielu Czytelników bardzo istotna jest kwestia autentyczności Nowego Testamentu. Czy wiemy zatem cokolwiek pewnego o życiu i poglądach Jezusa z Nazaretu? Pan Piotr H. pisze: „Proszę Panów, po raz pierwszy musiałem napisać, bo bardzo mnie bulwersuje temat, który był opisany na stronach dla wierzących Waszego pisma w ostatnich dwóch numerach (nr 6 i 7). W większości wypadków artykuły tam przedstawiane utwierdzają mnie w moim stanowisku. Tak samo by było w przypadku artykułów dotyczących autentyczności NT – gdyby nie fakt, że autor zignorował pewne fakty. A mianowicie brak jakichkolwiek oryginałów, i czas »powstania« tłumaczeń (nie wiem, czy w ogóle były), który przypada na okres konstantyński (…). Budzą więc one mocne wątpliwości, no i nie ma ani słowa o jakichkolwiek innych faktach z życia tego człowieka [Jezusa], który, jeżeli czynił »cuda«, to raczej nie powinien zostać tak brutalnie przez historię pominięty (…). Przygotowując ludzi do dyskusji z »betonowymi głowami«, powinno się zacząć od tego, że być może cała ta religia została wprowadzona dla celów »marketingowych« (...). Chodzi mi jednak głównie o artykuł na temat autentyczności NT – że p. Parma nie wspomina o możliwych wątpliwościach co do jego powstania. Nie jest wcale wykluczone, że »tłumaczenia« są jedynymi oryginałami, zostały napisane może na podstawie opowieści ludowych, a może nawet nie”. I jeszcze jeden list, pani Ireny M.: „Jako znawczyni tematu nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem p. B. Parmy, że Ewangelia Marka powstała między 60 a 70 r. (…). Fakty są takie, że już przed 50 rokiem n.e. krążyły odpisy Ewangelii Marka, a najstarszy zachowany fragment owej Ewangelii (6. 52–53), który jest przechowywany w Jerozolimie, pochodzi z około 50 r. n.e. i został przez archeologów oznaczony symbolem 7Q5 (siódma grota w Qumran, piąty z osiemnastu fragment papirusu z literami helleńskimi)”. Jak wynika z wyżej przytoczonych tekstów, otrzymuję listy od Czytelników o dość zróżnicowanym światopoglądzie. I nie ma w tym nic dziwnego, że zarówno ateiści, agnostycy, jak i ludzie wierzący chcą podzielić się swoimi spostrzeżeniami i uwagami. Dziwne jest jedynie to, że czasami Czytelnicy wyrażają swoje oburzenie bezpodstawnie – tylko dlatego, że nie dość uważnie przeczytali mój artykuł. Tak też jest z powyższymi uwagami dotyczącymi artykułu „O wiarygodności Nowego Testamentu”
(„FiM”, 6/2011), w którym zamieściłem katolicką datację poszczególnych pism NT, dodając bardzo wyraźnie, że daty te różnią się od ujęć protestanckich, ponieważ ci ostatni – na przykład prof. F.F. Bruce, wybitny znawca zagadnień nowotestamentowych – skłaniają się ku wcześniejszemu datowaniu niektórych pism Nowego Testamentu. Nie wchodząc w szczegóły (poprzestałem na tej uwadze), nie stwierdziłem więc – jak to ujęła Pani Irena M. – że Ewangelia Marka powstała między 60 a 70 r. po Chrystusie, a jedynie podałem jej katolicką datację. Osobiście przychylam się do stanowiska reprezentowanego przez prof. F.F. Bruce’a. Chodziło mi też głównie o to, aby w miarę przekonująco wykazać, że pisma NT nie powstały w II wieku po Chrystusie, lecz w I stuleciu. Jeżeli zaś chodzi o uwagi Pana Piotra H., cieszy mnie to, że czasami nawet agnostycy i ateiści coś wynoszą z moich artykułów. Jednakże – jak słusznie zauważył Pan Piotr – strona „Okiem biblisty” to „strona dla wierzących” i ludzie areligijni nie powinni o tym nigdy zapominać. Skoro bowiem mają szereg różnych wątpliwości lub w ogóle nie wierzą w Boga i Boską inspirację Pism, nie powinni być ani zaskoczeni, ani zbulwersowani prezentowaną przeze mnie treścią. Tym bardziej że jeśli chodzi o wspomniany artykuł – wbrew temu, co pisze Pan Piotr – ja sam również bardzo wyraźnie zaznaczyłem, że nie dysponujemy ani jednym oryginałem pism NT*. Dodałem jednak, że nie dysponujemy również oryginałami większości starożytnych dzieł, a mimo to nie kwestionujemy ich wartości i autentyczności. Dla przykładu: z nauk Heraklita (VI/V wiek przed Chrystusem) – wybitnego filozofa greckiego – zachowały się tylko cytaty, które znaleźć można u innych myślicieli (Kratylosa, Platona), a mimo to nikt nie podważa ich wiarygodności. Oczywiście, Czytelnik ma prawo wątpić w wiarygodność pism Nowego Testamentu, ale aby zarzucać mi zignorowanie „pewnych faktów”, musi mieć ku temu uzasadnione podstawy. Fakty zaś są takie, że pisma NT rzeczywiście znane były już w I wieku po Chrystusie. Wskazują na to zarówno świadectwa samych pism (por. Łk 1. 1–4; J 20. 30–31; Dz 1. 1–2; Kol 4. 16; 1 Tes 5. 27; 2 Tes 3. 14; 2 P 3. 15–16; 1 J 1. 1–3),
21
gdyby „garstka prostych ludzi w ciągu jednego pokolenia zdołała wymyślić osobę o takiej sile oddziaływania i tak atrakcyjną, tak wzniosły system etyczny i tak inspirującą wizję braterstwa ludzi” (The Story of Civilization [Historia cywilizacji], t. 2, w: Douglas Groothuis, „Jezus w świetle New Age”, s. 150). O tym, że Jezus to postać historyczna, wspominają zresztą także autorytety świeckie. Na przykład Tacyt (55–120), jeden z najwybitniejszych historyków rzymskich, łączył pochodzenie i nazwę chrześcijan z Chrystusem. Pisał: „Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany został na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata” (Dzieła, tłum. S. Hammer, t. I, księga XV, 44). Wzmiankę o chrześcijanach i Chrystusie zawiera również list Pliniusza Młodszego do cesarza Trajana (ok. 112 r.). Ponadto pisali o Nim: grecki satyryk Lukian z Samosaty (II wiek), Mara Bar-Serapion z Syrii oraz żydowski historyk Józef Flawiusz. Ten ostatni w swoich „Dawnych dziejach Izraela” napisał m.in., że Annasz „(…) zwołał Sanhedryn i stawił przed sądem Jakuba, brata Jezusa zwanego Chrystusem oraz kilku innych. Oskarżył ich o naruszenie Prawa i skazał na ukamienowanie” (XX, 9,1). Jak widać, nawet najwięksi wrogowie – ortodoksyjni żydzi – nie kwestionowali istnienia Jezusa. Najważniejszym zaś pismem chrześcijańskim, które odpowiadało na ich krytykę, był „Dialog z Żydem Tryfonem”. Ortodoksyjni żydzi odrzucali więc tzw. teologię zastępstwa wyrażoną w „Liście Barnaby” (ok. 130 r.) i w listach Ignacego z Antiochii oraz wysuwali różne zarzuty przeciwko Jezusowi, ale nigdy nie negowali Jego istnienia. Dlaczego? „Ponieważ istnienie Jezusa było powszechnie uznawane i nie pozwalały na to ówczesne źródła (…). Wymowa świadectw żydowskich sprawiła, że dawni (R. Eisler, J. Klausner) i współcześni (S. Ben-Chorim, D. Flusser, S. Pines) historycy żydowscy światowej sławy stoją zgodnie na stanowisku historyczności Jezusa” (ks. Józef Kudasiewicz, „Biblia, historia, nauka”, s. 267). Krótko mówiąc, chociaż tekstów pozachrześcijańskich o Jezusie jest niewiele, a „stan źródeł nie pozwala na odtworzenie w pełni historycznej biografii Chrystusa (…), z naukowego punktu widzenia nie ma podstaw do kwestionowania samego istnienia założyciela tej religii” (prof. Maria Jaczynowska, „Historia starożytnego Rzymu” w: ks. J. Kudasiewicz, tamże, s. 255). BOLESŁAW PARMA * Zarówno judaizm, jak i chrześcijaństwo były zwalczane i większość z tych źródeł – jak wiele żydowskich dokumentów – została zniszczona podczas zburzenia Jerozolimy i splądrowania Judei w latach od 70 do 135 r. po Chrystusie.
22
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (21)
Braterska wojna Władysław Herman miał dwóch synów – Zbigniewa i Bolesława, zwanego Krzywoustym. Z wojny domowej zwycięsko wyszedł Bolesław, który oślepił brata. Po ucieczce na Bolesława Śmiałego Węgry na tronie polskim zasiadł jego młodszy brat Władysław Herman (1079–1102). Według zapisków kronikarza, jego panowanie stanowiło „okres zamieszek wewnętrznych i znacznego upadku powagi monarchy”, w rękach zaś wszechwładnego wojewody Sieciecha „stał się Herman bezwolnym narzędziem, dającym się użyć ostatecznie nawet przeciw własnym synom”. Herman był trzykrotnie żonaty i miał dwóch synów – pierworodnego Zbigniewa i Bolesława, zwanego Krzywoustym. Matką Zbigniewa była Polka, z którą Władysław Herman zawarł małżeństwo nie przed obliczem Krk, lecz tradycyjnym obyczajem słowiańskim. Z tego względu duchowieństwo polskie uznawało Zbigniewa za dziecko nieślubne, żeby zaś umożliwić ślub Hermana z Judytą czeską, odesłano jego pierwszą żonę do domu, uznawszy ją za nałożnicę. Z drugiego małżeństwa urodził się Bolesław. Ale jeszcze przed rokiem 1085 Zbigniew miał wszelkie podstawy, żeby uważać się za dziedzica ojcowskiego tronu. Zbigniew chował się do 12 roku życia na dworze ojca, przeznaczony na następcę tronu. W tym też czasie został przez ojca pasowany na rycerza. Narodziny Bolesława
P
zmieniły zasadniczo sytuację prawną Zbigniewa. Został usunięty z dworu ojcowskiego i oddany do szkoły katedralnej w Krakowie na zakonnika. Tam uzyskał wyższe święcenia kapłańskie, po czym z poduszczenia macochy wygnano go do klasztoru żeńskiego w Kwedlinburgu w Saksonii. Przebywał tam Zbigniew do 1093 r., kiedy to nieprzewidziane wypadki przywołały go z powrotem do Polski. Był posłuszny, łagodny i dobrze ułożony – tych cnót nawet stronniczy Gall Anonim nie mógł mu odmówić, wszelako nie miał Zbigniew najmniejszej ochoty na karierę duchowną. Opowiada dalej Gall, że pokrzywdzeni postępowaniem Sieciecha polscy wychodźcy podstępem uprowadzili Zbigniewa z klasztoru i okrzyknęli go swoim wodzem i księciem. Książę miał swoje porachunki z palatynem, prawo do ojcowizny, nic więc dziwnego, że stanął na czele ludzi równie jak on prześladowanych i pokrzywdzonych. Walki zbrojne trwały przez szereg lat; panegirysta Krzywoustego napisał: „W tej wojnie gorzej niż domowej (...) syn przeciw ojcu, a brat przeciw
otrzeba otrzymania wsparcia ze strony ludzi o podobnych poglą dach często wyrywa sprzed tele wizorów i z d o m o w y c h p i e l e s z y . P i s z ą o tym Czytelnicy w listach do „FiM”. Otrzymałem ostatnio kilka kolejnych listów w nawiązaniu do tekstów, jakie napisałem na temat potrzeby budowania humanistycznych społeczności. Okazuje się, że takie grupy z powodzeniem od lat funkcjonują, dostarczając ich uczestnikom oparcia i zachęty do działania. Przed dwoma tygodniami w dziale listów, opublikowaliśmy świadectwo na temat działania takiej grupy w Trójmieście. Jej uczestników łączy światopogląd – humanistyczny ateizm. Pochodzą z różnych środowisk, działają w RACJI PL lub Ruchu Poparcia Palikota; niektórzy są zapewne niezaangażowani politycznie. Nie mają lokalu, ale spotykają się od czasu do czasu w domach lub w jakimś miejscu publicznym w rodzaju pubu. Rozmawiają, dzielą się swoimi przemyśleniami. Grupa działa także praktycznie, bo propaguje poglądy humanistyczne, rozdając ulotki i gazety. Wiem także z osobistych kontaktów, że podobna grupa funkcjonuje w Koninie. Jej członkowie reagują w internecie na przejawy
bratu wzniósł zbrodniczy oręż”. Ojciec najechał na wierny Zbigniewowi Śląsk i spustoszył straszliwie jego zachodnie pogranicze. Dalszy rozwój wypadków zmusił go jednak do ugody z synem oraz uznania go za legalnego potomka i dziedzica w spadkobraniu. Cztery lata później Herman ponownie najechał na Śląsk, a zagrożony zdradą Zbigniew wycofał się do Kruszwicy. Tam został pokonany w otwartej bitwie i więziony był na Mazowszu. Ponownie pogodziwszy się z synem, Herman pod naporem możnych musiał zgodzić się na podział państwa i wydzielenie synom odrębnych dzielnic. W bezpardonowej walce o władzę otruto nawet syna wygnanego Bolesława Śmiałego, Mieszka, czyli bratanka Hermana. „Młodzieniaszka gołowąsego, a pięknego, który tak właściwie i tak rozumnie postępował, tak przestrzegał starego obyczaju przodków, że
lokalnego klerykalizmu, robiąc wpisy lub śląc protesty do władz miasta. Poza tym grupa organizuje wypady turystyczne na południe Skandynawii, aby odpocząć i pooddychać powietrzem nieco bardziej człowiekowi przyjaznym, niezatrutym naszymi prawicowo-klerykalnymi wyziewami.
cały kraj z niezwykłym uczuciem go sobie upodobał (…), z obawy, by krzywdy ojca nie pomścił, trucizną zgładzili tak pięknie zapowiadającego się chłopca” – mówią kroniki. Pomimo pozornych sukcesów polityka Hermana zakończyła się klęską. Nie wiadomo, co było powodem krótkowzrocznej polityki starego księcia, który podzielił państwo na dwie równe części bez wyznaczenia princepsa (zwierzchnika), co było w dziejach Polski niespotykane. Już nazajutrz po śmierci Hermana, a jeszcze przed jego pogrzebem, o czym pisze Gall, doszło do gorszącego sporu między braćmi o podział skarbców ojcowskich i królewskich. Każdy z braci – władający północą Zbigniew i władający południem Bolesław – na własną rękę prowadził politykę zagraniczną, zabiegając o pomoc w walce z konkurentem. Na sojusz Bolesława z Węgrami i Rusią Zbigniew odpowiedział sojuszem z Czechami, Niemcami i pogańskimi Pomorzanami. Braterska wojna spowodowała polaryzację społeczeństwa na dwa zwalczające się obozy. Krzywousty znalazł oparcie przede wszystkim w licznym szeregowym, uboższym rycerstwie, któremu silne państwo
laickiego. Stowarzyszenie prowadzi stronę internetową www.psr.org.pl, gdzie można znaleźć sporo informacji, ale dla osób niekorzystających z internetu napiszę, że koła stowarzyszenia działają na terenie Warszawy, Trójmiasta, Krakowa, Poznania, Wrocławia, Łodzi i Szczecina. Stowarzyszenie
ŻYCIE PO RELIGII
Między nami Otrzymałem także list od pana Witolda Sz., zachęcający do zwrócenia uwagi na działalność Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów (PSR), które prowadzi nie tylko działalność oświatową, ale i społecznościową. Wprawdzie na temat tego stowarzyszenia już przed laty pisaliśmy na łamach „FiM” i zapewne jeszcze niejednokrotnie będziemy przybliżać jego działalność, ale poniżej, na potrzeby osób poszukujących humanistycznej społeczności, napiszę kilka zdań na jego temat. PSR gromadzi osoby o światopoglądzie racjonalistycznym i uważa się za część ruchu
zachęca zainteresowanych do stworzenia lokalnej struktury PSR w swojej okolicy. Sądzę, że z takiej możliwości mogłyby skorzystać także grupy nieformalne już istniejące, jeśli widzą potrzebę rejestracji, bo na przykład chcą starać się o lokal albo występować wobec władz jako legalna struktura reprezentująca obywateli o określonych poglądach. O wiele łatwiej jest zarejestrować się jako koło już istniejącej organizacji, niż zakładać jakieś stowarzyszenie lub fundację zupełnie od początku. Do stowarzyszenia można napisać na adres: PSR, skr. poczt. 91, 00-950 Warszawa 1.
stwarzało perspektywę zwycięskich wypraw wojennych i bogatych łupów. Bratobójcza walka toczyła się od jesieni 1102 r. i dopiero w początkach 1108 r., czyli po ponad 5 latach, Krzywousty stał się jedynowładcą. Zbigniew zmuszony był opuścić kraj. W jego obronie (a w istocie w odpowiedzi na wcześniejszy najazd Polski na Morawy) stanął król niemiecki Henryk V. Podjął on nieudaną wyprawę na Śląsk i „zmuszony był wycofać się, trupy swoich wioząc za cały haracz”. Ostatni akt bratobójczej wojny streszcza kronikarz czeski Kosmas, wkładając w usta czeskiego władcy słowa: „Nigdy nie upodobnię się do księcia polskiego Bolesława, który swego brata Zbigniewa pod przysięgą wierności podstępnie przywołał, a trzeciego dnia pozbawił go oczu”. Okaleczenie wykonano z brutalną sprawnością, po czym puszczono kalekę wolno. Oburzenie na ten czyn było wielkie. Bolesław oślepił własnego brata! – mówili świeccy. Bolesław okaleczył duchownego! – jeszcze bardziej gorszył się kler. Gall wielokrotnie podkreślał porywczość Bolesława. Jego pokuta natomiast była aktem dojrzałości politycznej. Rozpoczął ją na Węgrzech i w pokutnym worku ruszył do Gniezna. W Wielkim Tygodniu, zgodnie z obwiązującym rytuałem, uzyskał rozgrzeszenie. Tymczasem uczyniony mnichem tynieckim Zbigniew dogorywał. Śmierć nastąpiła 8 lipca 1113 r. – tak zanotowano w nekrologu. Gall powiedział o Zbigniewie, że był to człowiek „zgoła pokorny i prostoduszny”, daleki od intryg i podstępów. Nie miał jednak szczęścia do krewnych… ARTUR CECUŁA
Na stronie www publikuje ono także swój telefon kontaktowy – 530 060 735. Wszystkim tym, którzy uważają, że stowarzyszenie to rzecz zbyt formalna, pracochłonna i skomplikowana, a mimo to tęsknią do kontaktów z innymi humanistami, przypominam, że można dać anons na łamach „FiM” o chęci kontaktowania się z osobami o podobnych poglądach. Redakcja w pierwszej fazie pośredniczy w przekazaniu korespondencji, więc takie ogłoszenie nie wiąże się z publikacją adresu lub jakichkolwiek danych poza samą treścią anonsu, który może być taki: „Humanista/humanistka z okolic (tu wpisujemy nazwę miejscowości) poszukuje osób o podobnych poglądach”. Chciałbym zwrócić uwagę, że kontakt z osobami o poglądach humanistycznych można nawiązać także za pośrednictwem portali społecznościowych – na przykład takich jak Nasza Klasa lub Facebook. Wystarczy wrzucić w wyszukiwarki takie hasła jak „ateizm”, „humanizm”, wolnomyślicielstwo”, „racjonalizm”, „Fakty i Mity”, „antyklerykalizm”, a znajdziemy zwykle profile setek osób, w tym być może kogoś z naszych okolic. Zatem życzę wszystkim zainteresowanym miłego poznawania się! MAREK KRAK
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
O
sobiście uważam, że Pius XII powinien zostać wyniesiony na ołtarze, bo jest bardzo wymowną próbką katolickiego sacrum. Pius XII lubił dużo mówić o pokoju, dlatego niektórzy uważają go za orędownika pokoju. A przecież jednocześnie zachwycał się najeźdźcami hiszpańskimi, którzy „ewangelizowali” Amerykę. Nie przepuszczał też okazji, aby gloryfikować wyczyny krzyżowców średniowiecznych, których cele uznawał za „najszlachetniejsze i najwznioślejsze” – według niego, bronili oni wiary i cywilizacji chrześcijańskiego Zachodu przed islamem. Najgorętszym zwolennikiem pokoju był zaś wówczas, kiedy klęska Niemiec zdawała się
znalezienie innych terytoriów, bardziej odpowiednich dla tego celu; gdyby natomiast Palestyna wpadła we władanie Żydów, wywołałoby to nowe i poważne problemy międzynarodowe, wzbudziłoby niezadowolenie wszystkich katolików na całym świecie, spowodowałoby słuszną skargę Stolicy Apostolskiej i źle odpowiadałoby dobroczynnej trosce, którą sama Stolica Apostolska okazała i nadal okazuje wobec niearyjczyków”. Watykan – mimo światowego szoku wywołanego Holokaustem – był zdecydowanie przeciwny przyjętemu przez ONZ w 1947 roku planowi podziału Palestyny na państwo arabskie i żydowskie. Poparcie dla Palestyny zostało zademonstrowane ustanowieniem tam w lutym 1948 r. delegatury
OKIEM SCEPTYKA wówczas ze wszystkich stron. Mówił o nich jako „wrogach Jezusa, wołających mu w twarz »Ukrzyżuj go!«”. Wcale wówczas nie ukrywał, że miłość, na temat której tak się rozwodził, nie dotyczy Żydów. M.Y. Herczl w swej książce z 1993 r. pt. „Chrześcijaństwo i zagłada Żydów węgierskich” pisze: „Pacelli był pewien, że słuchacze dobrze go zrozumieją”. Na początku jego pontyfikatu dokonał bardzo wymownego gestu. Wstrzymał otóż opublikowanie przygotowanej jeszcze przed śmiercią Piusa XI antyrasistowskiej encykliki „Humani Generis Unitas” (znana dziś jako Ukryta encyklika), która jednoznacznie potępiała hitlerowski antysemityzm i apelowała o zaprzestanie prześladowań Żydów.
potwierdza telegram z 19 października 1943 r., w którym mówi się o spotkaniu Piusa XII z Haroldem Tittmannem, przedstawicielem dyplomacji USA przy Stolicy Apostolskiej. Podczas tej rozmowy Pius XII – zamiast wyrazić oburzenie wielką łapanką ponad tysiąca Żydów w rzymskim getcie i ich wywozem dzień wcześniej do obozu Auschwitz – wyraził zdenerwowanie z powodu „nieobliczalnych elementów” stacjonujących wokół Rzymu, które mogą się uaktywnić, jeśli zniknie niemiecka ochrona (!). Owe „nieobliczalne elementy” to były komórki włoskiego antyfaszystowskiego ruchu oporu. Jednocześnie papież podkreślił wówczas, że „Niemcy szanowali Państwo Watykańskie i własność Stolicy Apostolskiej w Rzymie”,
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (27)
Ostatni cesarz Dla katolickich tradycjonalistów Pius XII jest ostatnim „prawdziwym” papieżem. Dla katolickich „liberałów” jest najbardziej kontrowersyjnym kandydatem do beatyfikacji. już nieuchronna – wcześniej święcił faszystowskie sztandary. Obrońcy Piusa XII opowiadają o bohaterskim ratowaniu Żydów przez tego papieża. Nie dysponujemy jednak wyrazami sympatii wobec Piusa XII ze strony społecznych środowisk żydowskich ani domniemanych niedoszłych ofiar, których tysiące rzekomo uratował. Wiemy natomiast o żydowskich komplementach wobec niego ze strony powojennych środowisk politycznych Izraela. Wyjaśnieniem tego stanu rzeczy są starania o uznanie przez Watykan państwowości Izraela i praw do Jerozolimy. Nie była to kwestia jedynie kolejnego państwa uznającego nowo powstały Izrael. Watykan ze swoimi pretensjami do Świętego Miasta mógł być czynnikiem znacznie komplikującym tworzenie zrębów nowej państwowości. Stąd intensywne zabiegi strony żydowskiej o zjednanie papiestwa dla sprawy izraelskiej lub co najmniej jego neutralności w konflikcie z państwami arabskimi – w szczególności z Palestyną. To właśnie było główną przyczyną opowieści o tysiącach Żydów uratowanych przez Piusa XII w czasie okupacji faszystowskiej, chociaż w świetle naszej wiedzy, „z paroma wyjątkami [papież] interweniował aktywnie jedynie dla ochrony ochrzczonych Żydów” (Arthur Hertzberg). W maju 1943 roku, w depeszy do delegata apostolskiego w Waszyngtonie szef watykańskiej dyplomacji, kardynał Maglione, tak przedstawiał stosunek Stolicy Apostolskiej do osiedlania się Żydów w Palestynie: „Nie wydaje się czymś trudnym, gdy się chce założyć żydowską siedzibę,
apostolskiej, a niechęć do Izraela – nieprzyjęciem delegatów izraelskiego ministerstwa wyznań, przybyłych do Rzymu we wrześniu 1948 r. Prawdziwszy przełom w relacjach Watykan–Izrael nastąpił w 1958 roku, kiedy nowy papież, Jan XXIII, wysłał list z zawiadomieniem o swoim wyborze do wszystkich głów państw na świecie, w tym i do izraelskiego prezydenta Icchaka Ben Cwi. Tym samym Watykan faktycznie uznał państwo Izrael. Pochodzące z tego samego roku komplementy izraelskiego MSZ wobec niedawno zmarłego kontrowersyjnego papieża – mniej już dziwią. Będąc jeszcze sekretarzem stanu w Watykanie, Pacelli wykazywał zdumiewającą obojętność wobec antysemickiej postawy reżimu, z którym sprzymierzył się przeciwko bolszewizmowi. Nie padło z jego ust ani potępienie ustaw norymberskich, ani ekscesów bojówek faszystowskich. Zdarzały się wręcz przeciwne gesty i słowa. Przykładem może być 34. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny, który rozpoczął się w Budapeszcie 25 maja 1938 r. Tuż przed tym wydarzeniem premierem Węgier został Béla Imrédy, zdeklarowany antysemita. Kiedy hierarchia obradowała na kongresie, węgierski parlament rozważał wprowadzenie ustaw antyżydowskich, a Pacelli nie wspomniał o tym ani słowem, ani też nie napiętnował szerzącego się na Węgrzech antysemityzmu. Jak zwykle wzywał w mglistych słowach do ugodowości, a kiedy tak prawił tłumom wiernych o „czynnej miłości”, jednocześnie pozwolił sobie skrytykować Żydów, i bez tego nękanych już
Na początku antyżydowskiej łapanki przeprowadzonej przez komendanta SS Herberta Kapplera niemiecki ambasador w Watykanie pisał w depeszy z 28 października 1943 roku do swego MSZ: „Pomimo nacisków ze wszystkich stron, Papież nie pozwolił sobie na otwarte potępienie deportacji Żydów z Rzymu. Choć musi spodziewać się, iż jego postawa spotka się z krytyką ze strony naszych wrogów i będzie wykorzystana przez kraje protestanckie i anglosaskie w ich antykatolickiej propagandzie, uczynił wszystko, co mógł w tej delikatnej materii, aby nie rozdrażniać stosunków z rządem niemieckim i ze środowiskami niemieckimi w Rzymie”. Logikę całkowitej ugody odnajdujemy również we wzmiance o prześladowaniach Żydów, jaką Watykan zamieścił w swym „Osservatore Romano”, gdzie traktowanie Żydów w obozach koncentracyjnych określono jako „zbyt surowe”. Nie wiadomo, jaka surowość wobec Żydów byłaby akceptowalna przez Watykan... Stanowisko papieża w odniesieniu do łapanki Żydów w Rzymie
a niemieckie dowództwo „wydaje się dobrze nastawione wobec Watykanu”. Rysuje się tutaj po raz kolejny nader pozytywne nastawienie papieża do nazistów, wyrażone na dodatek dzień po łapance Żydów. Apologeci Piusa XII twierdzą, że do lat 60. nie było negatywnych opinii o nim i dopiero od tego okresu zaczęto tworzyć czarną legendę. Nie jest to jednak prawda – słynna sztuka Hochhutha Namiestnik (1961) nie wytworzyła faktów, lecz postawiła problem na forum publicznym, i dzięki temu zaczęto wnikliwiej oceniać tę kwestię. W roku 1993 rabin Marvin Hier, dziekan Centrum Szymona Wiesenthala, wywarł nacisk na Watykan, aby powstrzymał proces kanonizacyjny Piusa XII. Dziś najważniejsze instytucje żydowskie dokumentujące Holokaust oceniają Piusa XII surowo, zarzucając mu, że nie protestował przeciw zagładzie Żydów. 11 czerwca 1940 r. kardynał Eugene Tisserant pisał w liście do kardynała Suharda z Paryża: „Od początku grudnia uporczywie prosiłem
23
Ojca Świętego, żeby wydał encyklikę o tym, iż każda jednostka obowiązana jest słuchać głosu sumienia… Obawiam się, że historia będzie zmuszona wytknąć Stolicy Apostolskiej, iż prowadziła politykę własnej wygody i niewiele czyniła ponad to”. Tisserant, ekspert od spraw słowiańskich, uważał, że hitleryzm jest większym zagrożeniem niż komunizm, i był w niezbyt dobrych stosunkach z Pacellim, szczególnie po tym jak na konklawe, jako jeden z niewielu, głosował przeciwko niemu. Zresztą do samego końca uważał ten wybór za pomyłkę. Pacellego uważał za człowieka chwiejnego z natury i niezdolnego do zdecydowanego działania. Historia potwierdziła jego ówczesny sąd. Na początku lutego 2010 r. ujawniono nowe dowody obciążające „milczenie” papieża. W brytyjskich archiwach odnaleziono dokumenty rzucające cień na postawę Piusa XII wobec Holokaustu i wskazujące na to, że nie chciał on otwarcie potępić hitlerowskich władz Niemiec. Ogłosili to włoscy historycy Mario J. Cereghino i Giuseppe Casarrubea, specjalizujący się w badaniach w londyńskim archiwum Kew Gardens. Jednym z tych dokumentów jest sprawozdanie z 10 listopada 1944 roku z rozmowy Piusa XII z ambasadorem brytyjskim D’Arcym Osborne’em. Do spotkania doszło w dniach, kiedy oddziały SS dokonały masakry ponad 400 tysięcy węgierskich Żydów. Ambasador, relacjonując brytyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych przebieg rozmowy w Watykanie, powiadomił go o tym, że na swą sugestię, aby papież wystosował apel w sprawie losu Żydów z Węgier, usłyszał od niego, że nie podjął jeszcze decyzji i że „w każdym razie jego potępienie będzie anonimowe”. Osborne poinformował także MSZ w Londynie, że Pius XII zamierza potępić Rosjan za okrucieństwa wojenne oraz że „namawiał papieża, aby nie robił tego w bezpośredni sposób, bo to mogłoby mieć zły wpływ na Moskwę i wywołać nie mniej niekorzystne reperkusje w Londynie i prawdopodobnie również w Waszyngtonie”. Dyplomata argumentował w rozmowie z papieżem, że otwarte oskarżenie Rosjan o popełnienie okrucieństw byłoby konfrontowane z brakiem jego wyraźnego potępienia niemieckich zbrodni wobec ludności okupowanych krajów. 19 grudnia 2009 r. Benedykt XVI upoważnił Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do wydania dekretu o heroiczności cnót Piusa XII. Nie mam nic przeciwko beatyfikacji Pacellego. Każdy ma takich bohaterów, na jakich zasługuje, a Kościół wyświęcił całą rzeszę postaci bardziej odrażających niż Pius XII. Moja dyskusja w tej sprawie dotyczy więc wyłącznie całkowicie „świeckich” ocen tej postaci. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Antybiotykowe nadużycia Przez wielu z nas uważane są za skuteczne antidotum na każde przeziębienie czy infekcję. Jednak antybiotyki stosowane bez umiaru – zwłaszcza podczas dolegliwości niewymagających ich stosowania – same mogą okazać się poważnym zagrożeniem dla naszego zdrowia, a nawet życia. Często można usłyszeć od znajomych, że muszą iść do lekarza po antybiotyk, ponieważ mimo stosowania paracetamolu czy aspiryny infekcja nie przechodzi. Wiara w uzdrawiającą moc antybiotyków ma swoje uzasadnienie. Kiedy rozpoczęto stosowanie penicyliny G odkrytej przez Fleminga w 1928 roku, obserwowano jej zdumiewającą skuteczność w leczeniu infekcji bakteryjnych. Po raz pierwszy podano ten antybiotyk w 1941 roku pacjentowi cierpiącemu na sepsę. Kiedy pacjent wyzdrowiał, całemu światu medycznemu wydawało się wówczas, że epoka nieuleczalnych chorób infekcyjnych właśnie się zakończyła. Drobnoustroje jednak nie dały za wygraną i rozpoczęły „walkę” z lekami poprzez nabywanie tzw. mechanizmów opornościowych na owe leki. Dzięki temu bakterie mogą swobodnie namnażać się w swoim środowisku nawet wtedy, kiedy antybiotyk jest w nim obecny. W przypadku penicyliny G wystarczył niespełna rok, aby pojawiły się pierwsze szczepy na nią oporne. Zjawisko to zmusiło naukę do poszukiwania coraz to nowszych leków przeciwbakteryjnych. I tak rywalizacja mikroorganizmów z człowiekiem wciąż trwa, a w niektórych przypadkach bakterie wydają się górować nad nami. Przez pierwsze dziesięciolecia stosowania antybiotyki działały niezwykle skutecznie, chociaż dawki były znacznie niższe niż dzisiaj. Wynikało to jednak między innymi z faktu, że wówczas lekarze nie przepisywali antybiotyków na ból gardła czy kaszel. Stosowano je wyłącznie w ostrych przypadkach zakażeń bakteryjnych. Tymczasem obecnie lekarze stosują je niejednokrotnie bez uzasadnienia, w każdej przedłużającej się infekcji, niezależnie od tego, czy jej przyczyną jest zakażenie bakteryjne czy wirusowe, przy którym antybiotyk zupełnie nie spełni funkcji leczniczej. Co więcej, dzieje się to najczęściej za aprobatą lub wręcz na żądanie pacjenta, który „nie ma czasu chorować”. Skala tego zjawiska jest tak
wielka, że antybiotyki pojawiły się powszechnie w naszym naturalnym środowisku, do którego dostają się wraz ze ściekami. Karmione nimi zwierzęta (szybszy wzrost) zjadane są przez ludzi, którzy w efekcie mają antybiotyk niemal na okrągło w swoim organizmie. Nic dziwnego, że bakterie nauczyły się przed nimi bronić. Efektem tego zjawiska jest masowe pojawianie się drobnoustrojów lekoopornych, wykazujących niewrażliwość na większość obecnie dostępnych antybiotyków. Często jest też tak, że w bezpiecznych dla człowieka dawkach antybiotyk nie wpływa na ograniczenie ilości bakterii w naszym organizmie. Dopiero podwyższenie dawek do poziomu niebezpiecznego dla człowieka daje efekt bakteriobójczy. Stąd tendencja do zwiększania dawek leków, ale – niestety – jest ona proporcjonalna do ilości ubocznych niekorzystnych objawów leczenia. A jakie są owe niebezpieczne efekty uboczne bezzasadnych terapii antybiotykowych? Częste stosowanie antybiotyków nieuchronnie prowadzi do ogromnych spustoszeń w mikroflorze naszego organizmu. Najszybciej i najszerzej padają ich ofiarą pożyteczne bakterie prawidłowej mikroflory jelit. Ich miejsce zajmują grzyby drożdżakowate, które korzystają z osłabienia organizmu i wypierają pożyteczną florę bakteryjną. Coraz obficiej pojawiają się też rozmaite bakterie jelitowe, które zwykle występują w niewielkich ilościach, bo ich populacja jest kontrolowana przez prawidłową mikroflorę jelit. Gdy ją zniszczymy, chorobotwórcze mikroorganizmy zaczynają zasiedlać jelita i wspólnie z grzybami inicjują postępujące niszczenie środowiska, w którym żyją, czyli obszar naszego układu trawiennego. Stan ten nazywamy dysbiozą jelit. Objawy kliniczne dysbiozy jelit pojawiają się szybko i zależą od rodzaju i ilości dominujących w naszych jelitach patogenów. Mogą to być uporczywe biegunki lub zaparcia, bóle
w obrębie jamy brzusznej, nudności czy wymioty. Bez wątpienia każda postać dysbiozy jelit działa niekorzystnie na aktywność układu obronnego. Objawia się to większą skłonnością do infekcji wirusowych i grzybiczych. Jest to podstawowa przyczyna obserwowanego obecnie zjawiska zmniejszenia odporności na nawracające infekcje górnych dróg oddechowych. Ma też związek z wadliwym rozpoznawaniem i eliminacją zmienionych nowotworowo komórek naszego organizmu, co może być przyczyną lawinowo narastającej liczby chorób nowotworowych. Przedłużająca się dysbioza zawsze prowadzi do postępujących uszkodzeń powierzchni jelit. Wynika to z pasożytniczej aktywności grzybów i bakterii oraz ze zmniejszonej zdolności do regeneracji. Właściwa odnowa ściany jelit jest możliwa tylko w obecności prawidłowej mikroflory. Konsekwencją tych zmian są stopniowo narastające zaburzenia trawienne – aż do objawów zespołu jelita drażliwego – oraz trwałe, widoczne w badaniach obrazowych uszkodzenia ścian jelit. Finalnie spodziewać się możemy rozwoju takich schorzeń jak chociażby wrzodziejące zapalenia. Dysbioza stanowi też podłoże do rozwoju alergii. Znajduje się obecnie coraz więcej dowodów na to, iż pragenezą zdecydowanej większości alergii są patologiczne stany układu trawienno-wydalniczego. Pomimo zagrożeń związanych ze stosowaniem antybiotyków nie można lekceważyć ich wartości i roli w nowoczesnej medycynie. Należą one do podstawowych leków ratujących życie w stanach zakażeń bakteryjnych i nie da się ich zastąpić żadną inną grupą leków. To właśnie zastosowanie antybiotyków stało się przełomem w leczeniu niemowląt, bo spowodowało, że wskaźnik ich umieralności spadł poniżej 1 procenta. Przed erą antybiotyków 10–20 procent zdrowych niemowląt umierało w 1 roku życia z powodu zakażeń bakteryjnych. Bez antybiotyków
sparaliżowana zostałaby działalność oddziałów intensywnej opieki medycznej. Również zabiegi operacyjne wymagają zastosowania leczenia przeciwbakteryjnego. Wątpliwości co do stosowania tych leków wynikają wyłącznie z coraz częściej obserwowanego nieuzasadnionego ich używania. Antybiotykoterapii nie powinno się stosować w leczeniu infekcji wirusowych, do których należy między innymi większość zakażeń górnych dróg oddechowych. Zastosowanie antybiotyków powinno być zdecydowanie ograniczone do minimum, i powinno dotyczyć tylko tych chorych, u których infekcja bakteryjna mogłaby prowadzić do stanu zagrożenia życia. Do tej grupy chorych należą niemowlęta i małe dzieci, ludzie starzy oraz chorzy o wadliwie działającym układzie immunologicznym. W pozostałych przypadkach antybiotykoterapia prowadzona ambulatoryjnie najczęściej nie ma uzasadnienia. Większość infekcji grypopodobnych w okresie jesienno-wiosennym to zakażenia samoograniczające się, czyli takie, które ustępują samoistnie – nawet jeśli nie zastosujemy leczenia w ogóle, tylko będziemy leżeć w łóżku i nabierać sił do walki z chorobą. W okresie dojrzałości i sprawności immunologicznej organizmu, czyli między 16 a 65 rokiem życia, wskazania do antybiotykoterapii są ograniczone do poważnych zakażeń, najczęściej wymagających opieki szpitalnej. „Profilaktyczne” zastosowanie antybiotyku w leczeniu przewlekających się bądź burzliwie przebiegających infekcji wirusowych nie ma sensu. Antybiotyki w żaden sposób nie łagodzą przebiegu takich infekcji, nie skracają też okresu ich trwania i nie wpływają na ograniczanie powikłań, na przykład oskrzelowych lub zatokowych. Wręcz przeciwnie – po leczeniu antybiotykiem łatwiej zapadamy na kolejną infekcję wirusową, ponieważ dochodzi
do przejściowego obniżenia aktywności tej części układu obronnego naszego organizmu, która jest odpowiedzialna za obronę przed zakażeniami wirusowymi i grzybiczymi. Kolejne serie antybiotyków w tych przypadkach doprowadzą jedynie do rozwoju dysbiozy. Często niewłaściwe jest także postępowanie osób, które „złapały” infekcję. Niektórzy starają się niejako ukryć jej objawy, stosując środki przeciwgorączkowe czy przeciwzapalne, aby w miarę normalnie funkcjonować w pracy czy szkole. Niestety, powodują one dezaktywację naturalnych mechanizmów obronnych, takich jak chociażby podwyższona temperatura ciała. Dopóki nie przekracza ona 38 stopni, jest naszym sprzymierzeńcem w walce z wirusami i infekcjami. Następstwem niewłaściwych zachowań jest osłabienie organizmu i często zainfekowanie wtórne, niestety – już bakteriami chorobotwórczymi. Po kilku dniach chodzenia z taką infekcją nasz stan bez wątpienia na tyle się pogorszy, że bez antybiotyku się w końcu nie obejdzie. A jeśli już musimy go zastosować, pamiętajmy o tym, żeby równolegle z nim przyjmować leki osłonowe (np. nystatynę), bo te, jako środki antygrzybowe, ograniczają ich nadmierny przyrost. Po zakończeniu terapii należy odbudować pożyteczną florę bakteryjną jelit, stosując jeden z wielu preparatów zawierających w sobie jej szczepy, np. lakcid czy trilac. Należy też spożywać naturalne jogurty czy kefiry mające w swoim składzie powyższe bakterie. W przeciwieństwie zaś do antybiotyków dostępnych w aptece, które powinniśmy stosować w naprawdę wyjątkowych przypadkach, bez żadnych ograniczeń możemy sięgać po naturalne antybiotyki ze sklepu warzywnego. Prym wśród nich wiedzie czosnek, bo przyjmowany codziennie w ilości dwóch ząbków świetnie zabezpieczy nas przed wirusami i bakteriami. W przypadku infekcji zmiksujmy 2 główki czosnku (oczywiście obrane) z sokiem z 4–5 cytryn, dodajmy 2 łyżki stołowe
miodu, łyżkę spirytusu i taką miksturę pijmy 5–6 razy dziennie po dwie łyżki od zupy. Kładziemy się następnie do łóżka, i pozwalamy, aby nasz organizm – wspomagany naturalnymi antybiotykami – zwalczył chorobę. Nie dość, że pokonamy infekcję w sposób naturalny, to jeszcze wzmocnimy nasz układ odpornościowy. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Bydlak „Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł rozpoznać, kto jest kim” – oto ostatnie zdanie słynnego „Folwarku zwierzęcego” Orwella. Najnowszy „Gość Niedzielny” kończy się odmiennie – tu bez trudu można wskazać świnię. Nazywa się Franciszek Kucharczak i jest felietonistą wspomnianego „Gościa Niedzielnego”. W swoich tekstach pomieszczonych na końcu tygodnika zawsze strzyka jadem nie gorzej niż żmija, ryczy nie ciszej niż wół, zionie nienawiścią lepiej niźli skunks. Krótko mówiąc, ma w sobie coś pierwotnie zwierzęcego. I to zwierzętom właśnie poświęcił był ostatnio swoją cenną uwagę. A napisał tak: „(…) ja nie śpiewam w chórze, który wykonuje coraz bardziej dramatyczne pieśni o naszych braciach mniejszych. Mało tego, uparcie twierdzę, że bracia mniejsi to franciszkanie, nie zaś zwierzęta”.
Czyli św. Franciszka raz na zawsze mamy już z głowy, bo onże o swoich kumplach habitowych prawił, nie o czworonogach, a my przez stulecia w mylnym byliśmy błędzie. Ale to jeszcze nie koniec teologicznych rewelacji autora. Kucharczak okazuje się bowiem kimś na kształt rzecznika prasowego samego Mistrza z Nazaretu i oświadcza: „Najmniejszymi braćmi Jezusa są ci, którym brakuje ubrań, a nie sierści albo piór. Są (nimi) bezdomni przybysze, a nie bezpańskie psy”. Ciekawe, czy tę akurat wypowiedź „rzecznik” autoryzował u szefa? Może i tak, bo dalej konstatuje: „Podnoszę tę sprawę po raz kolejny, bo gorączka, w jaką wpadają obrońcy zwierząt, dowodzi coraz poważniejszego zaburzenia hierarchii ważności”. A ta zaburzona hierarchia, moi kochani, „dotyka [o zgrozo!] już chrześcijan, a to oznacza utratę wiary w wyjątkowość człowieka”. Jeśli nawet tak jest, to przecież nie w absolutną wyjątkowość Kucharczaka!
Wyjątkowość, która egzemplifikuje się takim oto aktem strzelistym: „Za kogo właściwie uważamy człowieka, skoro psa adoptujemy jak dziecko? ZA KOGO WŁAŚCIWIE UWAŻAMY ZWIERZĘTA, ŻE ZACZYNAMY MÓWIĆ O JAKICHŚ ICH PRAWACH”, JAKBY BYŁY WOLNE I ODPOWIEDZIALNE”! Tu jednak Kucharczak się mocno myli, bydlak jeden… bydlak jeden i drugi ma bowiem swoje ściśle określone prawa zawarowane
nawet w podżegającym do okrucieństwa Starym Testamencie. Czytamy w nim na przykład, że zwierzęta (pociągowe i inne domowe) powinny odpoczywać w szabat, a nie pracować. Kucharczak tworzy zatem nowe Pismo. Taki całkiem nowy Stary Testament, a Nowy jeszcze nowszy. Ale to nie koniec Kucharczakowej myśli lotnej. Pamiętacie dwóch degeneratów, którzy urwali głowę psu? Kucharczak broni owych dżentelmenów, szydząc z TVN, że stacja zajmuje się pierdołami, czymś tak nieistotnym jak owa makabryczna historia, tymczasem jest za aborcją, podczas której urywa się głowę małym dzieciom! „Nikt nie ruszy ciężarnej suki, ale łono matki w krajach cywilizowanych to miejsce dla dzieci najbardziej niebezpieczne. Pacjenta można uśpić jak psa, a psa niebawem trzeba będzie reanimować. Bo jeśli stwórca nie jest na pierwszym miejscu, musi je zająć stworzenie”. Powiedzcie mi, z jakiego powodu kiełkuje we mnie podejrzenie, że autor tych słów – zanim je napisał – kopnął kotka albo obuchem przez łeb wyrżnął psa. Może rozdeptał chomika? Albo próbował unicestwić jakieś bydlę? Szkoda, że nie w sobie.
Palikot podbija Europę? Skandalizujące działania Ruchu Poparcia Palikota odbijają się szerokim echem. Ostatnio zainteresowali się nimi dziennikarze wielkonakładowego „Daily Mail”, ukazującego się w Wielkiej Brytanii. Angielska publikacja dotarła do naszego kraju z prędkością światła. Oburzeni rodzimi katolicy, przekrzykując się wzajemnie, wyzywają „Daily Mail” od pospolitej gadzinówki i protestują przeciwko ingerowaniu w wewnętrzne sprawy Polski. Cóż tak bardzo zbulwersowało „prawdziwych Polaków” w publikacji istniejącego od grubo ponad stu lat dziennika, że żądają od niego sprostowań i przeprosin? Sprawdźmy:
W Polsce zdejmą krzyże? Nowa polska partia zakłóciła konserwatywny spokój w katolickim kraju. W swojej kampanii wyborczej jej członkowie mówią otwarcie, że chcą, aby wszystkie krzyże wiszące na ścianach publicznych budynków zniknęły. A jeśli nie znikną, to obok nich powinny zawisnąć gwiazdy Dawida i symbole innych religii.
Wyraźne wyzwanie rzucone w stronę Kościoła katolickiego w Polsce miało miejsce w Szczecinie, gdzie członkowie Ruchu Palikota wywołali oburzenie, starając się umieścić na ścianach sali obrad miasta symbole muzułmańskie i żydowskie. Lider i założyciel partii Janusz Palikot stara się z kolei o zawieszenie symboli innych wyznań nawet w parlamencie krajowym. Krzyż to wszechobecny symbol w polskich budynkach rządowych i publicznych, wisi w tysiącach szkół i w szpitalach w całym kraju. Dosłownie wszędzie. Janusz Palikot, który niedawno stwierdził, że „Polacy są niewolnikami Kościoła katolickiego od tysiąca lat”, udowadnia, iż w polskiej
25
Czy tak właśnie wygląda opiewana w psalmach katolicka wrażliwość? Empatia? Miłość? I to w jednym z ostatnich krajów Europy, gdzie tysiące psów powoli umierają na łańcuchach, a bezdomne koty zamarzają zimą? Cóż mam dziś do powiedzenia redaktorowi „Gościa Niedzielnego” Franciszkowi Kucharczakowi po przeczytaniu jego niesłychanego credo? Nic. Po prostu nic. Bo czasem bywa tak, że już żadne słowa nie chcą się przecisnąć przez zaciśnięte zęby. A jednak powiem coś takiego: – Bydlaku jeden… i drugi, świnio, psie, kocie i chomiku, uciekajcie! Uciekajcie gdzie pieprz rośnie, zanim wpadniecie w ręce, w domy, w podwórka, w serca i dusze takich oto „prawdziwych katolików”. MAREK SZENBORN PS Zwracam się z naprawdę wielką prośbą do Czytelników „FiM” – napiszcie do redaktora Franciszka Kucharczaka kilka wyjątkowo „ciepłych” słów. Może nikt go nie kocha? Nawet pies? Nawet skunks? Może nawet redaktor naczelny „GN”, o czym może świadczyć fakt, że złośliwie puszcza mu do druku podobnie kompromitujące teksty? Różnie bywa. Adres e-mailowy owego prawdziwego, niezłomnego katolika to:
[email protected]
konstytucji jest wyraźnie napisane, że Polska to kraj świecki, zatem nie powinno się eksponować żadnych symboli religijnych w publicznych budynkach. Polityk dodaje również, że konstytucja gwarantuje równość wszystkich wyznań i pyta: „Dlaczego najważniejszy ma być tylko określony symbol religijny?”. W jednym z wywiadów telewizyjnych powiedział: „Jestem za usunięciem wszystkich krzyży”. Jego przeciwnicy z kolei twierdzą, że w Polsce 90 proc. ludzi deklaruje katolickie wyznanie, a sam Kościół katolicki jest ściśle związany z polską kulturą, historią i tradycją, więc krzyż zasługuje na swoje miejsce w przestrzeni publicznej. Janusz Palikot to kontrowersyjny polski polityk, który odszedł z rządzącej centroprawicowej Platformy Obywatelskiej, aby założyć własną partię polityczną. Tłumaczył ARIEL KOWALCZYK
Wspomóż biednych i chorych Braci Antyklerykałów 1 PROCENTEM podatku
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja przejęła prowadzenie fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, która ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także biednym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego (możliwość odpisania wpłat w wysokości 1 procenta od podatku dochodowego, z podaniem numeru KRS: 0000274691) i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata” Zielona 15, 90-601 Łódź ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
26
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
RACJONALIŚCI
B
ez strzelających szampanów, bez dziewczyny wyskakującej z tortu, cicho, spokojnie, ale nie bez satysfakcji odnotowujemy, że mamy już za sobą DWIEŚCIE OKIENEK Z WIERSZEM! Tak, tak, to już cztery lata drukujemy najlepsze antyklerykalne, humanistyczne i racjonalistyczne wiersze najwybitniejszych poetów. Dziś wiersz z numerem 201 – Aleksander Ziemny (po raz trzeci) i jego wiersz „Bóg trąca łokciem”.
Okienko z wierszem Mój Bóg nie jest profesor ani duży aktor. Pod żadną sprawą nie podpisze się za Boga wątpię zresztą czyby potrafił. Trąca, mnie łokciem kopie w kostkę wyciąga konieczne słowa inne każe połknąć. Nieraz kładzie się w poprzek drogi i ciężko oddycha. Nie idź tam, mówi, wróć. Możesz mi wierzyć, mówi, dużo widziałem. Kiedy indziej przynosi spory rwący się w górę latawiec. No uczep się, jazda, trzeba przebić swoje powały za nisko nad tobą jutro cię przyduszą. Wie mój Bóg o czym myślę chociaż nie wchodzi w szczegóły. Jest ze mną w dzień towarzyszy przez noc pomoże uwinąć się z tygodniem ale żadnych dalekobieżnych obiecanek. Rób co chcesz, mówi, nie mam żadnego nieba na składzie. Gdyby nawet było ziemia by je dawno roztrwoniła. Racja. Lepiej że takich jak ja trąca tylko łokciem albo kopie w kostkę.
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Dominik Dzierlęga Krzysztof Mróź Kazimierz Zych Andrzej Walas Edward Bok Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 508 543 629 tel. 607 811 780 tel. 504 715 111 tel. 604 939 427 tel. 607 708 631 tel. 602 464 382 tel. 608 070 752 tel. 667 252 030 tel, 606 870 540 tel. 797 194 707 tel. 691 943 633 tel. 606 681 923 tel. 609 770 655 tel. 512 312 606 tel. 61 821 74 06 tel. 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 621 41 15 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Drogowskazy moralne Drogowskazy nigdy nie podążają drogą, którą wskazują. Taka ich odwieczna natura. Są niczym szlachectwo, które do niczego nie zobowiązuje. I w dodatku mało kto zauważa, że to słupy. Zapewne dlatego większość moralnych autorytetów z moralnością ma najwyżej przelotne kontakty. Wydalają z siebie górnolotne frazesy, pouczają, cierpią za miliony, a przy tym biją, piją, gwałcą, biorą. Prochy i kasę. W wyższych sferach nie są to banalne, a w dodatku karalne łapówki, ale prowizje, szkoleniowe wyjazdy na Bali, wpłaty na najszlachetniejsze fundacje. Drogowskazy korzystają ze wszystkich dostępnych środków przekazu, by nieść pod strzechy kaganek moralności. Szanują święte więzy małżeńskie, choć niekoniecznie własne. Zdecydowani przeciwnicy bezbożnych rozwodów w ostateczności zalecają separację, chyba że… spotkają jakąś Isabel. Z zasady brzydzą się przemocą. Jeśli w domowym zaciszu przyleją żonie i dzieciom, to wyłącznie dla ich dobra. Panie lekkich obyczajów sprowadzają po to, by oddawać się z nimi intelektualnej konwersacji. Niczym senator Piesiewicz wąchają wyłącznie kwiatki i sproszkowane lekarstwa. Chętnie uprawiają seks z trzynastolatkami, ale wyglądającymi co najmniej na 15 lat. Oskarżenia o gwałt czy pedofilię sprawiają im przykrość i rujnują życie rodzinne, które – jak Polański – cenią ponad wszystko. Dlatego areszt domowy przedkładają nad śledczy. Z kolei duchowni wolą przeniesienie do innej parafii albo ukrycie przed wymiarem sprawiedliwości w jakimś zakonie. W zależności od preferencji, niekoniecznie żeńskim.
Utrzymaniu maluczkich w przekonaniu, że drogowskazy są nieskazitelne, służy zasada prymatu dyskrecji nad prawdomównością. Dyskrecja chroni przed prawdą, która wyzwoliłaby od dobrego imienia. Toteż otacza się nią wszystko, co mogłoby popsuć mozolnie budowany autorytet. Dzięki tej zasadzie przez lata udawało się ukrywać pedofilię duchownych, niejasne, a raczej całkiem ciemne transakcje Banku Ambrosiano, skandaliczne skutki działalności Komisji Majątkowej… Dla zachowania dobrego wizerunku Kościoła do tej pory nie wyjaśniono nagłej i niespodziewanej śmierci Jana Pawła I. Papieża, który chciał zreformować Kościół, skończyć z bizantyjskim przepychem i rozpasaniem kleru, przekrętami finansowymi i wtrącaniem się do polityki. W skatolicyzowanej Polsce najważniejsze są drogowskazy w sutannach. Wśród nich – santo subito Jan Paweł II. Wprawdzie 1 maja 2011 r. nastąpi degradacja polskiego papieża, bo z Ojca Świętego zostanie zaledwie błogosławionym, ale nic to. Ponoć dla ludu Bożego jest już od dawna święty. Cuda dokonywane przez kandydatów do świętości są częstokroć problematyczne. Jak w starym dowcipie: Z sanktuarium maryjnego na Jasnej Górze wychodzi facet, rozgląda się i krzyczy: Ludzie! Będę chodził! Ludzie! Będę chodził!!! Podbiega do niego zakonnik i pyta: Synu, doznałeś cudownego uzdrowienia? Nie – odpowiada pątnik. – Podpieprzyli mi samochód. Podobnie było z uzdrowioną przez polskiego papieża zakonnicą Marie Simon-Pierre. Według wielu lekarzy w ogóle nie cierpiała
na chorobę Parkinsona, a miała jedynie źle postawioną diagnozę. Takie to są cuda katolickich błogosławionych i świętych. Wymagają ludzkiej pomocy. Albo do tego, żeby się w ogóle dokonały, albo żeby wierni w nie uwierzyli. Toteż powiedzenie, że wiara czyni cuda należy brać dosłownie. Expressis verbis znaczy bowiem, że to nie kandydaci na ołtarze czynią cuda, ale wiara. I tak na przykład Robert Kubica wierzy ponoć, a przynajmniej mówi, że podczas pierwszego wypadku uratował go przed śmiercią napis JPII na kasku. Wiara to słaba i na pokaz. Gdyby była prawdziwa, wytatuowałby sobie odpowiednie napisy na każdej części ciała i był chroniony zawsze, w dodatku w 100 procentach. Zaniechał nadprzyrodzonego ubezpieczenia życia i zdrowia i doszło do kolejnego groźnego wypadku. Zapewne nigdy się nie dowiemy, czy doprowadził do niego brak ostrożności i wyobraźni, czy brak owych napisów. Ani czy do ostatecznego ozdrowienia przyczynią się skomplikowane zabiegi operacyjne i rehabilitacyjne, czy kropla krwi Jana Pawła II otrzymana od kardynała Dziwisza. Gdyby się okazało, że Kubica wrócił do formy za sprawą relikwii nowego błogosławionego, metropolita krakowski, jako ich szafarz, mógłby wskazać drogę uleczenia i innych polskich bolączek. W razie niepowodzenia stosowałoby się zasadę „ciszej na tą trumną”, która jest pochodną prymatu dyskrecji nad prawdomównością. Ulubionego prymatu hochsztaplerów i moralnych drogowskazów. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Kobieta to nie puch marny Wielka Manifa Warszawska przeszła ulicami stolicy. Bo równouprawnienia wciąż nie ma, bo Kościół wciąż spycha kobiety na margines… I wreszcie – bo kobiety mają tego dość. Maszerowały także działaczki i działacze RACJI Polskiej Lewicy. Kobieta to nie przedmiot, kobieta to nie popychadło. I niech wreszcie faceci, a szczególnie ci rządzący oraz ci w sukienkach to zrozumieją – to przekaz, jaki RACJA promowała podczas manifestacji. Z roku na rok jest coraz lepiej, normalniej, o tym nie można zapominać, ale do ideału wciąż jest daleko. „Parytety na listach wyborczych są sporym sukcesem środowisk kobiecych, my jednak walczymy o więcej. O to, by prawo nie musiało gwarantować kobietom miejsc w wyborach, tylko żeby ich obecność była zupełnie naturalna” – mówiła Ania, jedna z uczestniczek manify. „Nierówności w pracy, ubóstwo w służbie zdrowia czy panoszący się kler to żywe problemy, z którymi będziemy walczyć pewnie latami, ale warto” – dodaje. Działacze RACJI PL pojawili się na manifach także w innych miastach. W Szczecinie podkreślano różnorodność. Imprezę organizowała Kampania przeciw Homofobii. Tadeusz Szyk, szef zachodniopomorskiej RACJI, mówił, że dziś mamy nowy rodzaj dyskryminacji: „Dyskryminacja ta jest zazwyczaj bardziej subtelna i ukryta. Ateiści traktowani są jak powietrze. Czasem jedynie pojawiają się w inwektywach wysokich dygnitarzy kościelnych jako staliniści czy zwierzęcy antyklerykałowie”. A dyskryminują ateistów nie tylko ludzie – także polskie prawo. Szyk podkreślił, że happening z wieszaniem symboli religijnych w szczecińskim magistracie pokazał, jak bardzo politycy są zakłamani i jak bardzo obłuda wypływa z państwowych urzędów: „Żaden z polityków nie przyznał, że wieszanie krzyży w pomieszczeniach publicznych to brak poszanowania osób wyznających inne religie i osób niewierzących. A przede wszystkim jest złamaniem zasady świeckości państwa. Wszyscy natomiast uznali, że używanie symboli w polityce jest nieprzyzwoite”. I gdzie tu logika? BP
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
1 2 4 11
5
1
KRZYŻÓWKA Odgadnięte wyrazy 6-lliterowe wpisujemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając od pola oznaczonego strzałką Wirowo: 1) gatunek np. mięsa, z kością, 2) długoucha uparciucha, 3) oczywistość oczywista, że nie nosi ich nudysta, 4) chwast na zupę, 5) wysoki jednooki, 6) klubowicz je odwiedza stale, 7) praktyka, nie wlewa, 8) łóżkowy podrywacz, 9) co na nogach mają babcie?, 10) kto tankuje, ten ją płaci, na czym budżet się bogaci, 11) kolorowy naskórek, 12) gdy się ciało rozleciało, 13) ty też pewnie nosisz w zębach, 14) wzorowy autor, 15) takie wyrzuty mogą być bolesne, 16) co mieć muszą miecze, wiecie?, 17) do niej gwóźdź potrafi dobić, 18) drąży skałę wytrwale, 19) na co były kosy pod Racławicami?, 20) skoro go kwasy nie wkurzają, to czemu robi się czerwony?, 21) to wata splątana, tyle że w Kanadzie, 22) jest niezatarte, bo wypalone, 23) lubię tę wiśniówkę, jeśli mam być szczery, 24) masło dodające ostrości, 25) zbudował piramidę z ludzkich potrzeb, 26) takie narzucanie woli boli, 27) jemu niestraszne chimery wadery, 28) nozdrza szkapy, 29) służy do wyładunku węgla z szuflady, 30) bardzo smaczna masa z makiem, 31) dobry pilot ją migiem zrobi, 32) jedna z trzech w ..., 33) lis z kawałkiem zająca, to choroba swędząca, 34) kowbojski trunek, 35) łowi w eterze, 36) dzięki malarzom powstały z zaborów, 37) pokusa dla wisusa, 38) czasem staje przed Ateną, 39) gdy on stoi z przodu, to żeglarz wie, że chodzi o tył, 40) szata wariata, 41) żywe – ruchliwe, 42) pracuje zębami na okrągło, 43) co da ci wódki nadużycie?, 44) polana bez ładu i składu, 45) tchórz domator, 46) co przykrywa skórka ogórka?, 47) co to za życie bez uciech?, 48) pokrywa pokrywki, 49) sierpniowe imię, 50) mały malucha, 51) nie daje znaku życia, 52) odprawia w komorze, 53) rządził rycerzami w Gniewie, 54) jest taki słodki, 55) na co filmy wchodzą?, 56) to nie jest słodka ochrona, 57) człowiek na baterie, 58) okres krótszy od semestru, 59) zbliżenie przez zaskoczenie, 60) nikt mu nie ma za złe bicia.
68
12
58
20
20
16
25
33
79 69
37
25
46
29
54
33
47
8
52
58
21
40
37
24 22 78
4
46
41 45
49
54
77
16
50
32
53 57
49
32
60
35
15
12
71
59
23
40
28
36 67
56
24
19 76
35
57
26
23 27
5
48
43
31
44
38
55
27
53
39
43 13
51 36
72
62
47
64
73
9 61
41
22 63
66
10
18
45
15 34
42
19 52
59
34 38
48
50
26 30
18
14
56
31
17
28
51
30
7 74
29
21
9
13 17
70
44
75
2
6
39 14
8
11
3
42
65
7
3
10
Znaleziono na www.jeja.pl
Przychodzi pacjent do lekarza i się żali: – Panie doktorze, ręce mi się trzęsą. – Pijecie? – Piłem. – Palicie? – Paliłem. – Czyli co, rzuciliście? – Nie, dopiero postanowiłem. – No właśnie, a organizm już się broni. ~ ~ ~ – Dlaczego student jest podobny do psa? – Bo jak mu się zada jakieś pytanie, to tak mądrze patrzy... ~ ~ ~ Mózg jest zadziwiającym organem. Zaczyna funkcjonować już sekundy po tym, jak obudzisz się rano, i działa nieprzerwanie, aż do chwili, gdy znajdziesz się w pracy.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
60
55 6
Litery z pól ponumerowanych utworzą rozwiązanie
1
2
3
4
17
18
19
20
25
26
27
41
42
43
52
67
5
6
7
21
22
8
9
10
11
12
13
14
15
16
33
34
35
36
37
38
39
61
62
63
64
65
66
76
77
78
23
24
30
31
32
28
29
44
45
46
47
48
49
50
53
54
55
56
57
58
59
60
68
69
70
71
72
73
74
40
51
75
79
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 8/2011: „Żyj tak, aby miło było wspominać, a wstyd opowiadać”. Nagrody otrzymują: Wojciech Bieda z Inowrocławia, Marek Domagała z Rodaków, Michał Światowski z Turka. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł na drugi kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł na drugi kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Broń Boże
Znaleziono na www.demotywatory.pl
Czarny humor Katechetka pyta dzieci, czyja podobizna wisi u nich w mieszkaniu. – U nas w dużym pokoju wisi zdjęcie ojca dyrektora Rydzyka! – chwali się jeden chłopczyk. – Bardzo ładnie – uśmiecha się katechetka – A u nas, proszę siostry, tato powiesił obraz prymasa! – wykrzykuje dziewczynka z pierwszej ławki. – Ślicznie! – cieszy się zakonnica.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 10 (575) 11–17 III 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
– A u nas to mama powiesiła papieża Benedykta XVI! – Och, pięknie! – zachwyca się katechetka. – A u was, Jasiu? – Moja mama siedzi w więzieniu za obrazę uczuć religijnych, ale powiedziała, że jak wyjdzie, to wszystkich trzech powiesi. ~ ~ ~ Rozmowa dwóch księży: – Ciekawe, czy doczekamy czasów, gdy Watykan zniesie celibat... – My nie. Ale nasze dzieci tak.
W
szystko co związane ze ślubami i narodzinami dzieci wzbudza ogromne emocje – i to na wszystkich szerokościach geograficznych. ~ W Kenii ojciec panny młodej udziela jej błogosławieństwa… plując na jej głowę i piersi. Ten ceremoniał zapewniać ma trwałość nowego małżeńskiego stadła. Kenijska panna młoda dzień po opluciu i ślubie bierze udział w przyjęciu tylko dla kobiet, na którym inne mężatki symbolicznie przyjmują ją do swego grona. ~ Chińczycy datę ślubu uzgadniają z astrologiem, który analizuje horoskopy urodzeniowe narzeczonych, ich rodziców i dziadków, po czym wyznacza optymalny dzień na ożenek. ~ Japoński pan młody marzący o pierworodnym szuka pary, która ma już syna, i prosi ją o spędzenie nocy w łożu przygotowanym na jego noc poślubną. Jak wierzą Japończycy, „męska” płodność owej pary zostanie przez pościel przekazana nowożeńcom. ~ W Indiach istniało niegdyś przekonanie, że to mężczyzna ma decydujący wpływ na poczęcie i wydanie na świat dziecka. Potwierdzeniem tej teorii miał być rytuał kuwady. Rodząca w towarzystwie akuszerki oddalała się w jakieś ustronne miejsce. W tym czasie jej mąż kładł się na posłaniu, gdzie w otoczeniu rodziny odgrywał akt porodu. To jemu przynoszono
CUDA-WIANKI
Familiada noworodka, on też odbierał gratulacje oraz podarunki. Także dziś wielu mężczyzn silnie związanych uczuciowo ze swoją brzemienną partnerką współprzeżywa jej ciążę – tak samo przybierają na wadze i cierpią z powodu porannych mdłości. ~ Romowie uważają, że kobieta w czasie porodu jest nieczysta i łatwo podlega działaniom diabelskich mocy, nie powinna więc rodzić w domu, żeby nie przynieść nieszczęścia pozostałym mieszkańcom. Krótko po porodzie niszczone jest wszystko, czego dotknęła rodząca. Świeżo upieczona mama jest niebezpieczna dla otoczenia do czasu, kiedy ochrzci swoje dziecko. ~ Mieszkańcy Ghany wierzą, że dziecko dziedziczy po matce krew i ciało, zaś po ojcu – nieśmiertelną duszę. Mężczyzna sam wybiera imię dla nowo narodzonego potomka, najczęściej upamiętniając swoich zmarłych przodków.
~ Kobiety z koczowniczego plemienia Tuaregów rodzą na pustyni – wierzą, że krew podczas porodu powinna wsiąkać bezpośrednio w piasek. Położnicy towarzyszy mąż, który w przypadku porodowych komplikacji składa Bogu ofiarę z kozy. ~ Według wierzeń Masajów, poród musi się odbyć w absolutnej ciszy – kobiecie nie wolno krzyczeć ani w żaden sposób okazywać bólu. ~ Polskie matki także znają sposoby na szczęśliwe rozwiązanie. Według funkcjonujących do dziś zabobonów, przyszłej położnicy nie wolno używać przy jedzeniu noża, bo dziecko urodzi się z zajęczą wargą, siadać po turecku, bo maluch będzie miał krzywe nóżki, oraz pochlapać wodą brzucha w czasie zmywania, żeby nie urodził się alkoholik… JC