Po raz pierwszy w Polsce ofiara księdza pedofila pozywa kurię
BISKUPI POD SĄD! Â Str. 7
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 13 (682) 4 KWIETNIA 2013 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Przedstawiamy krytyczne podsumowanie życia i twórczości arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia. W tym fakty nigdzie do tej pory niepublikowane. Â Str. 3
 Str. 8
 Str. 9 ISSN 1509-460X
 Str. 13 źródło: www.adalbertus.pl
2
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY We wtorek cały Śląsk stanął wskutek strajku generalnego, wymierzonego w społeczno-gospodarczą politykę rządu. Związkowcy zapowiadają, że wtorkowe protesty były zaledwie przygrywką przed planowanym na wrzesień ogólnokrajowym strajkiem generalnym. Czy to sprowadzi opamiętanie na Tuska i jego kolegów, czy nadal będą szerzyć wiarę, że „niewidzialna ręka rynku” naprawi wszelkie zło? Polacy znów „dali czadu” na Stadionie Narodowym. Przegraliśmy z teoretycznie słabszą Ukrainą 1: 3. To już kolejna spektakularna wpadka po blamażu na meczu Polska–Anglia, kiedy trzeba było przesunąć spotkanie, bo murawa zamieniła się w basen. Czy to miejsce jest jakieś pechowe, czy działa klątwa Donalda Tuska, wieszczącego, że „rząd jest jak Stadion Narodowy”. Lub na odwrót. Poseł Andrzej Jaworski z PiS zachęcał do udziału w mszy w katedrze oliwskiej w Wielki Czwartek. Nie z pobożności jednak, ale z chęci podlizania się Kościołowi. Nabożeństwo było wyrazem poparcia dla „prześladowanego” arcybiskupa Głódzia. Jak widać, Głódź ma też zasługi – w wychowaniu takich posłów jak Jaworski. Podobną do Jaworskiego usłużnością popisał się wobec Głódzia minister Radosław Sikorski. Nie tylko zbagatelizował i usprawiedliwiał publicznie jego wybryki, ale nazwał też biskupa generała „kolegą z wojska”. Dobrze, że nie „kolegą frontowym” (czyt. barowym ☺). Radosław Sikorski znów zaskoczył Polskę. Tym razem serią zawodowych min, których nie powstydziłby się nawet profesjonalny aktor. Pokazał minę marsową, zadowoloną i zmartwioną. Zapomniał, że w zawodzie dyplomaty najlepiej sprawdza się mina pokerzysty. Ewa Wójciak, która na Facebooku nazwała nowego papieża „ch…jem” za popieranie dyktatury („FiM” 12/2012), doczekała się już manifestacji swoich przeciwników i zwolenników. 200 osób wystąpiło także z listem w jej obronie. Nie dlatego, że zgadzają się z treścią i stylem jej wypowiedzi, ale dlatego, że oburza ich zamiar wyrzucenia z pracy artystki przez prezydenta Poznania. I to za jednego ch…ja. Do Polski przyjechał idol nastolatek – Justin Bieber. Oto jak oceniał go fachowiec, czyli dziennikarz muzyczny Roman Rogowiecki: „Jest grzeczny, jest chrześcijaninem, ma bardzo przytomne wypowiedzi”. Przytomny chrześcijanin okrasił swój występ w łódzkiej Atlas Arenie okrzykiem: „Kocham was, Rosja!”. Jolanta Kwaśniewska zrezygnowała z bycia we władzach feministycznego Kongresu Kobiet. Oficjalnie dlatego, że jest zajęta pracą w fundacji Porozumienie bez Barier. Nieoficjalnie mówi się, że była prezydentowa odchodzi, bo obraziła się na Środę i Szczukę, które jadą ostatnio po Kwaśniewskim. Joanna Szczepkowska wytropiła lobby homoseksualne w polskim teatrze, w którym geje i lesbijki bywają rzekomo faworyzowani, „nawet gdy brak im talentu albo mają problem z zapamiętaniem roli”. Zamierzała ogłosić to odkrycie w „Gazecie Wyborczej”, ale tekst nie poszedł. Aktorka wylała więc swe żale na branżowym portalu e-teatr. A może jednak, Pani Joasiu, nie „skończył się w Polsce komunizm”? Daniel Olbrychski odegrał w życiu wiele ról. Był wsparciem dla Platformy Obywatelskiej, ostatnio miał być ozdobą zjazdu SLD. Był także w 2005 roku wzorcowo uzdrowiony przez świeżo zmarłego JPII – z picia, palenia i zmian, jakie to ostatnie wywołuje w płucach. Tyle tylko, że znów popija i pali… W gimnazjum nr 1 w Jeleniej Górze młodzież dowiedziała się od katechetki, że piosenki zespołu The Beatles słuchane wspak zawierają treści satanistyczne, natomiast w gimnazjum nr 30 w Poznaniu w ramach rekolekcji wielkopostnych sam szatan przybył do szkoły w filmie „Rytuał” (o egzorcystach). Dzieci nie mogły ponoć ze strachu spać po nocach. I pomyśleć, że Kościół, sam naszprycowany treściami egzorcystyczno-diabolicznymi, czepia się starych, poczciwych Beatlesów. Watykan wykręca się od własnych pomysłów. W ubiegłym tygodniu zaproszono ubogich Rzymu do Bazyliki św. Piotra na papieską mszę z okazji Wielkiego Czwartku. Nie minęło kilka godzin, a ogłoszono, że papież w tym dniu uda się jednak do więzienia. Najwyraźniej Watykańczycy przestraszyli się, że biedacy rzymscy rzeczywiście mogliby masowo przychodzić pod kapiący złotem Watykan. W Kolorado – jednym z najbardziej konserwatywnych stanów USA –– nieoczekiwanie przegłosowano rejestrację związków partnerskich. Jeszcze 7 lat temu tego rodzaju projekt odrzucono tam w głosowaniu. Jeśli w biblijnym zagłębiu Ameryki takie rzeczy stają się możliwe, to zapewne także w Polsce prędzej czy później będą. Premier Donald Tusk na sobotniej Radzie Krajowej PO potwierdził, że nie zrezygnuje z władzy, i wydał nowe wytyczne deputowanym tej partii – teraz mają stawiać na jedność i walczyć z… arogancją władzy. Wielka szkoda, że tych słów nie wysłuchali platformerscy konserwatyści, czyli Jarosław Gowin, Stefan Niesiołowski oraz Jacek Żalek, którzy na konwencję po prostu nie przyszli, choć obecność na spotkaniu była obowiązkowa. Konserwatyści z PO kolejny raz pokazali premierowi, co myślą o jego wytycznych i zaleceniach.
Wielki upadek K
ażda cywilizacja ma swoje wzloty i upadki, swój wielki post i okres wielkanocny. To samo dotyczy na pozór wiecznych religii i kościołów. W jakim miejscu znajduje się obecnie świat, a w jakim Kościół rzymskokatolicki, zwłaszcza ten w Polsce? Na to pytanie odpowiedział ks. Czesław Bartnik, profesor zwyczajny KUL, cieszący się w Kościele sławą jednego z największych katolickich intelektualistów, twórca nowego kierunku filozoficznego – personalizmu uniwersalistycznego. Uczynił to na łamach „Naszego Dziennika”, co już powinno jego obszerny tekst dyskwalifikować. Niestety, odkąd Konferencja Episkopatu Polski (a za nią wszystkie instytucje i media katolickie, np. „Gość Niedzielny”) oficjalnie wzięła w obronę toruńskiego ojca inwestora, ten katolicko-faszyzujący brukowiec stał się watykańskim biuletynem. Ksiądz Bartnik właściwie napisał elegię pogrzebową, opatrując ją tytułem: „Oznaki upadku państwa”. Oczywiście księdza filozofa nie zajmuje sytuacja gospodarcza, bezrobocie czy niedożywione polskie dzieci, lecz „idee”. Załamuje ręce, że w ciągu wieków „wypracowano wielkie idee: Boga, transcendencji, cudu osoby ludzkiej, poezji dziejów (…). A dziś u nas i w Europie wszelka wizja duchowa zanika, wyższe idee są negowane, a nawet zwalczane”. Autor (rocznik 1929) poddaje się wielkiej nostalgii za czasami minionymi, kiedy państwa „mimo wielkich trudności, walk i nieszczęść – formowały zasady służby społecznej, ofiary, pracy, twórczości”. A teraz te same państwa (nie mylić z kościołami☺) uczą życia umysłowego, w którym „na potęgę szaleją ciemnota, oszustwo, obłuda, fałszowanie języka, pełnia ogłupiania”. „Dziś państwa skrajnie liberalne burzą całą tradycję wyższą, wyrzucają ją na śmietnik historii, na jej miejsce stawiają antywartości” – przekonuje profesor. A jakie antywartości? Otóż tak jak niegdyś morze krwi wylewał marksizm, tak obecnie postmarksistowskiemu liberalizmowi „też towarzyszy przelew krwi, choć nie na ulicach, a tylko w rzezi nienarodzonych, w eutanazji, w niedowładzie służby zdrowia i w in vitro”. ` propos tego ostatniego ks. Bartnik idzie jeszcze dalej niż A ks. prof. Dechamps ze swoją „teorią bruzdy” i tak oto pisze o in vitro, zwłaszcza na bazie nasienia z banku spermy (w Polsce ponoć skandynawskiej): „Ten typ produkcji niszczy całkowicie osobowość dziecka, jego geneza jest przestępcza, nie ma ono żadnych więzi z innymi, nie ma krewnych ani prawdziwych rodziców i staje się absolutnie ksenofobiczne w stosunku do wszystkich”. No cóż, to już pachnie nienawistną eugeniką. A może jednak… chrześcijańskim personalizmem?! Ksiądz Bartnik przekonuje, że liberalizm zniszczy nie tylko Polskę, ale – co gorsza – Kościół, który jest naszego kraju jedynym ratunkiem i ostoją. W ten sposób prawdziwa wiara i wartości już nigdy mogą się nie odrodzić.
Dostrzega wiele konkretnych przesłanek tego rychłego upadku. Na przykład projekt ustawy o możliwości wzywania sił policyjnych z obcych państw „w przypadku ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego”, co jest ponoć przejawem zapędów totalitarnych Tuska i Platformy, która może nie chcieć oddać władzy po kolejnych wyborach (posłanka prof. Pawłowicz skomentowała ten projekt tak: „Gestapo będzie ganiać Polaków po polskich ulicach”). Kolejna przesłanka upadku państwa to wzrost liczby emigrantów, co zabije w końcu naszą tożsamość narodową (czyli Niemcy i Francja już upadły). Najbardziej jednak boli zdrada. A tej dopuszczają się nawet księża, „którzy chcą się popisywać w mediach postępowością”. Nie rozumieją oni Kościoła takim, jakim jest – instytucją autorytarną, lecz zamieniają go w „klub dyskusyjny, gromadzący w sobie wierzących, inaczej wierzących i niewierzących, a każdy z nich miałby mieć taki sam autorytet jak Chrystus”. Według ks. profesora to z kolei oznaka upadku Kościoła, bo „z diabłem się nie dyskutuje”. A jeśli nawet ktoś jest premierem czy księdzem, lecz „walczy nienawistnie z Kościołem, jak KRRiT (odmawiając Rydzykowi miejsca na multipleksie – dop. J), to walczy z całym społeczeństwem polskim”… Podejdźmy do księdza profesora z miłością, gdyż niewątpliwie cierpi na jej deficyt. Może to jednak, Proszę Księdza, jest trochę inaczej? Może na świecie wreszcie doszły do głosu rozum i miłość? I chyba nieważne, czy są one boskiego, czy ludzkiego pochodzenia. Może in vitro to bardziej życie człowieka niż śmierć („przelana krew”) zapłodnionej, mikroskopijnej komórki? Może dobrowolna eutanazja to raczej przejaw miłosierdzia, a nie holokaustu? A związki partnerskie, w tym gejowskie – czyż nie ułatwiają egzystencji ludziom odrzucanym (głównie z inspiracji Kościoła) i nie odzwierciedlają ich naturalnych skłonności do bycia razem? Owszem, obserwujemy zmierzch cywilizacji – tu się zgodzę. Ale jest to upadek średniowiecznej doktryny, która głosi, że idee wymyślone przez autorytarne systemy, w tym rzymski katolicyzm, są ważniejsze niż żywi ludzie. I niech się ksiądz nie pociesza, że obecny kryzys nauczy tych ludzi pokory i sprawi, że zapełnią kościoły. Tak nie będzie. Od zdobyczy humanizmu nie ma odwrotu. Zresztą tak naprawdę księdzu profesorowi nie o Polaków i nie o Polskę chodzi. Swoje prawdziwe żale i obawy wylewa na sam koniec: „Ateistyczni stratedzy UE chcą, żeby Kościół w Polsce został wyciszony, obezwładniony, a ostatecznie zniszczony (…), ateiści społeczni, liberałowie socjaliści kpią sobie z nas publicznie i ciągle bezkarnie nas opluwają, o wszelkie zło oskarżają kłamliwie i odbierają nam coraz więcej należących się nam uprawnień”. O tak, to musi boleć! I niech boli. JONASZ
Pamiętacie mój komentarz „Testament” sprzed 6 tygodni? Chamskie ataki na mnie nie ustają i – jak łatwo zauważyć – nasilają się tuż po moich antyklerykalnych wystąpieniach w Sejmie. Sukces ma wielu wrogów, zaś ja jestem z tego powodu chyba najbardziej znienawidzonym człowiekiem w tym kraju… Do tej pory na „szczekające kundelki” machałem ręką, gdyż wybitnie nie mam czasu włóczyć się po sądach. Wszystko ma jednak swoje granice. Wobec powtarzających się medialnych, w tym internetowych, przypadków nadinterpretacji, a najczęściej wprost oszczerstw pod moim adresem – w tym tygodniu składam doniesienie do prokuratury o ściganie oszczerców.
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r. że fakt taki miał miejsce, a zdesperowany młody kapłan uciekł od Głódzia do rodziny i zgodził się wrócić do pracy w innym miejscu dopiero po konfrontacji z arcybiskupem, przeprowadzonej w obecności biskupa pomocniczego Ryszarda Kasyny (w październiku 2012 r. mianowany ordynariuszem diecezji pelplińskiej) i ks. Bogdanowicza. Obie gazety podniosły rwetes, mimo iż wszystkie grzechy Głódzia są powszechnie znane i już od wielu lat systematycznie piętnowane, aczkolwiek tylko na łamach „FiM”. Inne media mają kłopoty z autocenzurą („Boimy się mówić otwarcie o problemach Kościoła. Ukrywamy problemy, zamiast jawnie je rozwiązywać” – podkreśla Renata Kim z „Newsweeka”) bądź odczuwają lęk przed odwetem („Każda krytyka duchownego jako
godności, publicznym wyśmiewaniem nawet kapelanów z przeszłości, starszych od siebie. Ignorowaniem najmłodszych kapelanów, co w przypadku pierwszego kapelana święconego przez Was jako biskupa polowego (w 1997 r. – dop. red.) skończyło się wielką tragedią: odebrał sobie życie przez powieszenie (31-letni ks. por. Dariusz S., kapelan 6. Brygady Desantowo-Szturmowej i 13. Pułku Lotnictwa Transportowego w Krakowie-Balicach popełnił 10 lutego 2001 r. samobójstwo – dop. A.T.). Tolerowany alkoholizm w rezydencji biskupa polowego oraz na probostwach niektórych parafii
Głódź na trzeźwo Metropolita gdański ma kłopoty, bo po „FiM” także „oficjalne” media wreszcie przestały się go bać... człowieka automatycznie postrzegana jest jako uderzenie w Kościół” – ubolewa była prezenterka telewizyjna Dorota Warakomska). My się nie boimy. Oto przykłady z naszych – być może już nieco zapomnianych – publikacji... ~ List ks. płk. Zygmunta Goli, szczycącego się 26-letnim stażem
wojskowych, gdzie pełnią stałe obowiązki kościelno-gospodarcze żołnierze służby zasadniczej, przynosi zgorszenie i deprawację młodych ludzi. Gorszące kadrę »manewry« towarzyskie gromadzące elitę karierowiczów zniesławiają Twoją Osobę, dla której ważniejsze jest »cin-cin« niż Szczęść Boże! Twój czas wydaje się
Ksiądz Sławomir Drzeżdżon
w korpusie kapelanów wojskowych, do generała Głódzia: „Mija 13 lat od powołania Waszej Osoby na stanowisko biskupa polowego, 13 lat funkcjonowania hasła biskupiego »Milito pro Christo« (Walczę dla Chrystusa), które nabierało cech fałszu (...), zostało zbezczeszczone całokształtem zainteresowań niekościelnych, chciwością materialną, prostactwem zachowań, poniżaniem księży kapelanów, uwłaczaniem ich
dokonany. Odejście w porę i według własnej decyzji będzie dowodem odzyskania honoru, który straciłeś z własnej winy i woli” – tak na łamach „FiM” chłostał oberfeldurata niezłomny ks. płk Gola (por. „Przygody wojaka Głódzia” – 9/2004). ~ Kompromitujące imprezy: „Jesienią 1999 r., po tzw. uroczystościach patriotyczno-religijnych w Katyniu, zaaranżował ostrą popijawę na pokładzie samolotu transportującego
3
1 stycznia 2011 – osobistym sekretarzem i administratorem rezydencji arcybiskupa w Gdańsku-Starych Szkotach został ks. Jacek Tabor, wikariusz sąsiadującej z pałacem parafii św. Ignacego z Loyoli; 15 maja 2011 – ks. Tabor otrzymuje probostwo parafii św. Anny w Chałupach (znany letni kurort), a na jego miejsce, w randze II sekretarza i administratora rezydencji, Głódź powołuje ks. Bolesława Antoniowa (rocznik 1969); 1 września 2011 – pierwszym sekretarzem został ks. Filip Krauze (mianowany trzy miesiące wcześniej prałatem), notariusz kurii i dyrektor dieBędziesz moim „actimelkiem”... cezjalnego Wydawnictwa „Adalbertus”; 20 października 2011 – Głódź podpisał dekrety o zwolnieniu z funkcji obu dotychczasowych „służących”: ks. Antoniów dostał na otarcie łez posadę wicedyrektora Caritasu, natomiast ks. Krauze zachował inne niż służebne „dotychczasowe obowiązki”. Na ich miejdelegację do kolejnego miejsca marsce metropolita wybrał świeżo upietyrologii i schlał Aleksandra Kwaśniewczonego i bardzo uzdolnionego muskiego tak, że nad grobami polskich zycznie ks. Piotra Daszkiewicza oficerów w Charkowie pan prezydent (rocznik 1979), który zaraz po wyledwo trzymał się na nogach (słynna święceniu (18 czerwca 2011) dostał »chora goleń«), gdy jego kompan etat wikariusza parafii św. Ignaceod kieliszka, znany z twardego łba, wygo Loyoli; głaszał płomienną homilię. Po latach styczeń 2012 – ks. Daszkienawet media kościelne (»Przewodnik wicz ewakuował się ze Starych Katolicki« z 11 listopada 2007 r.) przySzkotów (znalazł schronienie znały, że to właśnie »Flaszka« poleu rodziny w Wejherowie); wał podczas bankietu w samolocie, 2 lutego 2012 – ks. Daszkiewicz utrwalając sobie wódą pamięć o pozostał wikariuszem parafii św. Makmordowanych w Katyniu” (por. „Wysymiliana Kolbego w Gdańsku; ścig do tronu” – 10/2009). 19 lutego 2012 – ks. Antoniów ~ Sprawa śmierci ks. kanonika awansował na stanowisko rektora Tadeusza Semmerlinga, budowkościoła w Ełganowie „z zachowaniczego kościoła i proboszcza paniem obowiązków w Caritasie”; rafii Najświętszej Marii Panny Nie30 marca 2012 – vacat na staustającej Pomocy w Redzie-Rekonowisku sekretarza wypełnił ks. Jawie, który 27 marca 2009 r. zmarł nusz Mathea (rocznik 1968), donagle w wieku 59 lat na zawał sertychczasowy wikariusz parafii św. Jaca: „Dzień wcześniej Głódź miał wina Chrzciciela w Gdyni; zytację kanoniczną w sąsiedniej pa17 kwietnia 2012 – Głódź miarafii na osiedlu Reda-Ciechocino. nował ks. Matheę Kanonikiem HoNa spotkaniu pojawili się księża mynorowym Kapituły Kolegiackiej Staśliwi i zapytał ich, czy ksiądz Semroszkockiej w Gdańsku-Starych merling poluje. Odpowiedzieli, że nie. Szkotach, a 1 września dał mu proNa to pasterz, niby żartem: „Nie?! bostwo parafii w Giemlicach; No to będę go musiał zdjąć”. Wszy16 sierpnia 2012 – nominację scy wiemy, z jaką łatwością odstrzena sekretarza i administratora w Staliwuje ludzi niewygodnych, więc Tarych Szkotach otrzymał ks. Sławodek nie spał całą noc, a następnemir Drzeżdżon (rocznik 1971), dogo dnia chodził jak struty. No i wietychczasowy wikariusz parafii w Strzeczorem dopadł go zawał, co absobielinie Morskim. Ksiądz Drzeżdżon lutnie nie przeszkodziło Głódziowi dostał ponadto etat pracownika Wyprzewodniczyć uroczystościom podziału Duszpasterskiego kurii i jagrzebowym” (por. „Pasterz pasterzokimś cudem utrzymuje się na tych wi wilkiem” – 15/2009). trzech posadach do dzisiaj. Wątek tajemniczego „actimelTakże „actimelek” (nie wskazuka” Głódzia nie był nam dotychczas jemy dzielnego kapłana palcem, ale znany, więc pilnie rzecz sprawdzilichyba łatwo się domyślić, o kogo śmy. Okazało się, że arcybiskup fakchodzi) jest bezpieczny, bo – jak tycznie zmienia służbę niczym rękawieść diecezjalna niesie – zabezpiewiczki i starannie dba o to, żeby czył sporo nagrań z występów artyzwolnionym nie strzeliło do głowy stycznych Głódzia... opowiadać mediom, czego doświadANNA TARCZYŃSKA czyli. Popatrzmy: źródło: www.adalbertus.pl
N
ajpierw „Wprost” odkrył Amerykę, że metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź „kurię traktuje jak folwark”, zaś w stosunku do podwładnych jest „okrutnym władcą”, bo pomiata nimi niemiłosiernie i każe, żeby płacili „ze swoich prywatnych pieniędzy po 50 zł miesięcznie, a każdej parafii po pięć groszy od wiernego” na spłatę wielomilionowego długu po aferze Stella Maris. Że za pośrednictwem zaufanych bojówek pacyfikuje wszelkie próby buntu, dopuszczając się nawet gróźb „zniszczenia życia” delikwenta próbującego ujawnić brudy Głódzia, natomiast rezydencję w Starych Szkotach sprawił sobie po to, aby „ukryć swój problem z alkoholem”, by pijackie burdy mogły odbywać się „w prywatnym miejscu, a nie w kurii”. Że swoich przybocznych, noszących tytuły sekretarzy bądź kapelanów, najpierw „testuje, sprawdza, jak dużą dawkę upokorzeń są w stanie wytrzymać”, a gdy już nie mogą, skutecznie zamyka im usta poprzez obdarowywanie godnościami kościelnymi lub dochodowymi probostwami. Ilustracją tegoż zjawiska miał być młody ksiądz kapelan, którego pijany arcybiskup budził w nocy i kazał mu grać na akordeonie lub wysyłał do miasta na poszukiwania odpowiedniego gatunku kiełbasy. Rano zaś, gnijąc jeszcze w łóżku i zdychając na kacu, miał żądać podania „actimelka” (fermentowany napój mleczny zawierający bakterie jogurtowe) oraz mówił do kapłana: „Bądź moim actimelkiem!”, co zdaje się sugerować, że Głódź ma skłonności nie tylko alkoholowe... W dniu ukazania się tej publikacji kuria metropolitalna wydała oświadczenie, że „wszyscy księża archidiecezji gdańskiej wyrażają protest i oburzenie na tak skandaliczny tekst przeciwko osobie Księdza Arcybiskupa Metropolity”, mający na celu wyraźnie widoczny zamiar poniżenia hierarchy, który w swych wypowiedziach odważnie „broni wolności mediów i promuje wartości patriotyczne”, co oznacza „powrót do praktyk z czasów PRL-u”. Pod dokumentem podpisali się dwaj najwyżsi rangą urzędnicy kurialni (wikariusz generalny ks. infułat Stanisław Bogdanowicz i kanclerz ks. Grzegorz Świst) oraz rzekomo wszyscy dziekani 24 dekanatów archidiecezji. 4 dni później „Gazeta Wyborcza” zamieściła artykuł nieco polemiczny w stosunku do tekstu „Wprost”, bowiem problemy Głódzia z alkoholem wyraźnie marginalizowano, bardzo silnie eksponując wątek nepotyzmu i haraczów, stanowiących ponoć „najważniejszy problem gdańskiego Kościoła”. „W kurii wszyscy wiedzą, ile kosztuje probostwo w lepszej, to znaczy dochodowej parafii. Od 20 do 80 tysięcy złotych” – przekonywał dziennikarza „jeden z kapłanów”. W kwestii „actimelka” „GW” potwierdziła,
GORĄCY TEMAT
4
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Ojciec Madzi Tym razem będzie o tym, co Polak potrafi. Ale dopiero po Polce. Chodzi o temat, którym media żyją i którego końca nie widać. Kiedy mała Madzia w grobku się przewraca, zarobili na niej lub się chociaż wylansowali – z grubsza wymieniając – jej osobista rodzicielka Katarzyna, Izabela Bartosz – autorka książki „Wybaczcie mi” (o tej rodzicielce), „Fakty”, „Super Expressy”, wszystkie nasze telewizje, „detektyw” Rutkowski, jasnowidz Jackowski itd. Lista zdaje się nie kończyć, chociaż od tragicznego wydarzenia minął rok z hakiem, a innych „Madź” było już od groma i ciut – jak przystało na państwo z przepisami antyaborcyjnymi rodem z Trzeciego Świata. Trochę poszkodowany czuł się (w temacie „kasa”, a nie „popularność”) płodziciel małej Madzi – Bartosz. Znany – jak i Madziowa mama – z wielu telewizyjnych występów, no, ale zawsze jakby trochę z boku. Największa polska celebrytka początku XXI w. czeka w areszcie na kolejne rozprawy. Teraz to jej mąż – póki co niesądzony – może się wykazać. Pamiętniki wydał! Pod dumnym patronatem „Super Expressu”. Tytuł – „Moja prawda”. Nikt o tych sztambuchach wcześniej nie słyszał, a ponoć powstawały
już w konspiracyjnym mieszkanku „detektywa” Rutkowskiego, kiedy sama matka Madzi cieszyła się wolnością. „Aby rozpocząć dzieje mego życia od samego początku, oznajmiam, że urodziłem się (jak mi opowiadano i czemu wierzę) pewnego piątku o dwunastej w nocy. Zauważono, że jednocześnie zegar zaczął wybijać północ, a ja krzyczeć” – zaczyna się... nie, nie! To nie Bartkowe dzieło, ale początek „Davida Copperfielda” – powieści Karola Dickensa, ponoć autobiograficznej. A przypomniało mi się, bo w „Mojej prawdzie” też jest tak ładnie, ab ovo... Podzielone gustownie na rozdziały 24-letnie życie. Chociaż... cholera wie, jakie znaczenie dla wyjaśnienia sprawy nieżyjącego dziecka ma fakt, że jego ojciec:
~ na wagarach był 2 razy w życiu, bo szkołę w sumie lubił; ~ uważa, że polska ortografia jest naprawdę trudna, bo „nie sposób ustalić, dlaczego jeden wyraz pisze się przez »rz«, a drugi przez »z« z kropką”; ~ kiedy pierwszy raz miał seks, powiedział o tym tylko siostrze, a mama nie wie do tej pory; ~ w przeciwieństwie do większości mężczyzn nie interesuje się sportem i podnosi deskę klozetową do sikania. Mnóstwo ważnych rzeczy, o których każdy młody człowiek chciałby opowiedzieć, ale bez Madzi mu nie wydadzą. Całość bogato ilustrowana: mały Bartek w kostiumie Batmana, wszystkie jego ciotki i pociotki, zdjęcia ślubne i takie naprawdę pierwsze nieświadomej bohaterki – Madzi – z USG. I sporo mięsistych opisów, bo wiadomo, że konkrety się sprzedadzą. „Zostawili mnie w prosektorium z nią. Oczy miała otwarte. Tak pusto patrzyły w nicość. Później mama, która była na ostatnim pożegnaniu, mówi, że Madzia miała oczka zaszyte i pełno na buzi szwów, bo wycinali wszystko ze środka” – pisze Bartek. Konkretnie i poetycko zarazem. Za niecałe 15 złotych. – Kiedy wreszcie nikt mnie nie będzie rozpoznawał i będę miał spokój?! – gdyba literat. Pogodzony z faktem, że połowica pójdzie siedzieć. Kiedy media wytrwale coś wałkują, wiadomo, że chcą odwrócić uwagę od problemów innych. Ważniejszych. A że u nas jest od czego uwagę odwracać, czekamy na kolejne części „Mojej prawdy”: brat matki Madzi, sąsiad matki Madzi, Krzynio Rutkowski… JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki W Krotoszynie 12-latek postanowił nieco odciążyć rodziców i pojechał samochodem ojca odebrać z przedszkola swojego 5-letniego brata. Rodziciel otrzymał za to 300-złotowy mandat oraz wezwanie do sądu rodzinnego.
EASY RIDER
Podczas interwencji policjanci z Dąbrowy Tarnowskiej zostawili w radiowozie uczestniczącą w awanturze kobietę oraz… kluczyki w stacyjce. Niewiasta brykę odpaliła i zaczęła na oślep uciekać. W pogoń ruszyło kilka radiowozów oraz karetka pogotowia. 35-latka skapitulowała, ale policjanci nagrody od komendanta spodziewać się nie mogą.
UFNA WŁADZA
Rekolekcje w koneckiej kolegiacie głosił ksiądz Marcin Kuśmirek. Uczył młodych, że związki partnerskie to samo zło, Ruch Palikota to pomioty szatana, a aborcja to przedsionek piekła. Lokalny dziekan jest z jakości pracy ks. Kuśmirka bardzo zadowolony także dlatego, że ten ma nowatorski sposób docierania do młodzieży. Zamiast stać przy ambonie, chodzi między ławkami. Pilnuje, aby lud Boży nie zwiał?
PILNUJE STADA
Nastolatki szybko się uczą. W gminie Serniki policjanci znaleźli w domu nieletniego chłopca cztery woreczki z marihuaną. Na pytanie, co to takiego, chłopak rezolutnie odpowiedział: cząstka Boga. Kary zapewne nie uniknie, ale jeśli pociągnie ten wątek na procesie, to może być zabawnie. Opracowała WZ
NARKOBÓG?
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Może w Kościele są księża, którzy mają luksusy, ale większość z nas żyje skromnie i pokornie. Wciąż pamiętam, jak potrafiłem żyć za 200 zł przez cały miesiąc (…). Kościół w Polsce nie miesza się do polityki. (kard. Henryk Gulbinowicz)
Nawet Ojciec Święty mógł mieć pomyłki w swoim życiu. (jw. – o ewentualnej współpracy z wojskową dyktaturą obecnego papieża)
Wydaje się, że najbardziej zaniepokojeni osobą nowego papieża są niektórzy katolicy. I to ci najbardziej gorliwi. Papież Franciszek jest osobą co najmniej niejednoznaczną i trudno mu na obecnym etapie wystawiać kompleksową ocenę. Jego dwuznaczna rola w czasach dyktatury, zdecydowanie konserwatywne poglądy oraz współczesne kreowanie się na biednego Franciszka tworzą mieszankę, której efekt długofalowy jest trudny do przewidzenia. Najbardziej intryguje oczywiście bardzo głośno deklarowana solidarność papieża z ubogimi. Bo właśnie jeszcze nie wiadomo, czy są to tylko propagandowe gesty, czy pójdą za tym jakieś decyzje naprawdę istotne dla Kościoła i katolickiego świata (czy raczej światka). Bardziej wnikliwi komentatorzy przypominają, że jako prymas Argentyny poparł interesy plantatorów soi kosztem pracowników – ludzi niezamożnych; inni zwracają uwagę na to, że bardzo dziwnie wygląda „pokorny papież”, który pozwala całować się po rękach. Nawet jeśli to wszystko nie jest bez znaczenia, to jednak na poważniejsze oceny trzeba poczekać co najmniej kilka miesięcy. Z punktu widzenia środowisk antyklerykalnych dylematy dotyczące oceny Franciszka mają charakter trzeciorzędny. Nie ma przecież wątpliwości, że człowiek ten jest zdeklarowanym klerykałem, co pokazał wielokrotnie w Argentynie. A czy mimo to naprawdę stanie po stronie biednych? Jeśli jego deklaracje okażą się tylko nową maską Watykanu, to tym gorzej dla Kościoła i jego wpływów, bo ludzie tego kolejnego oszustwa nie podarują. A jeśli jego postawa jest szczera, to dla antyklerykałów też dobrze. Bo lepiej mieć jako współobywateli
katolików nastawionych progresywnie – przynajmniej w sprawach socjalnych. O ile można założyć, że domniemana prospołeczna postawa papieża będzie miała jakiekolwiek przełożenie na poglądy i życie niższego kleru i tzw. wiernych. Tak więc kimkolwiek okaże się Franciszek – dla nas, antyklerykałów z krajów katolickich, nie będzie gorzej, niż było dotąd. Gorzej natomiast, i to znacznie gorzej, czują się już teraz prawicowi skrajni katolicy, ci wyznający wiarę w Dwójcę Świętą – kościelny zamordyzm i nieomylność wolnego rynku. Oni tę niepewność co do osoby Franciszka przeżywają jak prawdziwą torturę. Nerwowość widać tu i ówdzie w tytułach prasowych obsadzanych przez katolickich konserwatystów. Pisaliśmy przed tygodniem, jak to ku osłupieniu wielu wiernych ultrakatolik Dominik Zdort z „Rzeczpospolitej” zarzucił papieżowi pozerstwo. Paweł Mielcarek, jeden z czołowych tradycjonalistów, przyznaje z kolei, że jego środowisko „pełne jest obaw, czy będzie kontynuowana linia Benedykta XVI”. Damian Zakrzewski przytacza sugestie takich wyznawców katolickiej tradycji, którzy widzą we Franciszku heretyka, masona, Żyda, a nawet satanistę! Inni zaniepokojeni są tym, że nowy papież spodobał się części środowisk lewicowych. Prawicowcy nie oczekują przecież od Watykanu, aby się lewicy podobał, ale raczej tego, aby kopał niewiernych po kostkach i wzmacniał wiarę, że nie ma innej drogi do nieba niż przez kapitalistyczny wyzysk. Do tego właśnie – a nie do stawiania biednych na piedestale – panom tego świata oraz ich dziennikarzom i „ekspertom” potrzebny jest Kościół katolicki lub jakikolwiek inny. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Panika katolika
Ktoś, kto nie jest katolikiem, nie może zrozumieć polskiego społeczeństwa. (Krystyna Pawłowicz, poseł – jak sama każe się po męsku nazywać – PiS)
Tomek chciał zostać księdzem, ale nie był pewien tego wyboru. Rozmawiał z Bogiem, pytał: „A może moja droga do zbawienia wiedzie przez rodzinę?”. Wtedy poznał mnie. Episkopat powinien mi teraz dziękować, bo z księdzem Terlikowskim miałby same kłopoty. Te wszystkie rzeczy, które on opowiada w telewizorze i pisze w gazetach jako katolicki publicysta, szłyby na konto Kościoła. (Małgorzata Terlikowska, żona Tomasza)
To byłoby zupełnie zrozumiałe w islamie i w państwach fundamentalistycznych, gdzie władza religijna jest połączona z władzą polityczną. (prof. Magdalena Środa o depeszy gratulacyjnej Donalda Tuska do papieża)
Donald Tusk jest samotny, do czego sam się przyczynił. Powykańczał różnych kolegów, którzy mogliby stanowić ważny autorytet. (Aleksander Smolar, politolog)
Gdyby w Polsce w tej chwili obowiązywały okręgi jednomandatowe w wyborach do Sejmu, to znaleźliby się w nich tylko przedstawiciele dwóch partii – PO i PiS. To byłby niebezpieczny system. (dr Piotr Uziębło, konstytucjonalista)
Polska jest krajem postautorytarnym, gdzie mamy wiele autorytarnej mentalności, polegającej na tym, że jeden drugiemu mówi, jak ma żyć, co ma robić, wtrąca się i nie szanuje odrębności drugiego człowieka. W takim świecie lepiej funkcjonuje mentalność kościelna, w której duchowni nachalnie tłumaczą, jak ludzie mają żyć i co robić. Wydają polecenia, do tego próbują wpływać na prawo państwowe, by zakazywało różnych rzeczy zgodnie z ich mniemaniem. (prof. Tadeusz Bartoś, filozof, były dominikanin)
Od 40 do 60 proc. Polaków nie uczestniczy w niczym. (prof. Zbigniew Mikołejko) Wybrali: AC, PPr, SH
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
NA KLĘCZKACH
EUROUSTAWKA? Czyżby szykował nam się wielki comeback koalicji PO-PiS? Zdaniem „Wyborczej” PO dogaduje się z PiS w sprawie wejścia Polski do strefy euro. Platforma proponuje zgodę na referendum w sprawie daty przystąpienia do eurogrupy w zamian za poparcie zmiany konstytucji umożliwiającej przyjęcie wspólnej waluty. Politycy obu partii, czyli Andrzej Halicki (PO) i Ryszard Czarnecki (PiS), natychmiast zdementowali rewelacje „GW”. Tymczasem większość Polaków nie życzy sobie rychłego wprowadzenia euro. Warto się zastanowić nad błyskawicznym dementi przedstawicieli obu partii. Czyżby sprawdziło się przysłowie: uderz w stół, a nożyce się odezwą? MZB
ambasador polityczny to całkiem niezła fucha: człowiek się nie narobi, a głupio go zwolnić. MZB
WINNY ZBRODNI
PRZEŚLADOWANY Prezydent Lech Wałęsa zapowiada, że „pokaże światu, jak mniejszość seksualna prześladuje większość” i wystawi gejom „rachunek”. A to dlatego, że po jego skandalicznej wypowiedzi na temat praw homoseksualistów odwołano dwa zagraniczne wykłady, na które był zaproszony, co według Wałęsy naraziło go na stratę 70 tys. dolarów. To rzeczywiście wielka pokuta milionera na Wielki Post. Problemem Wałęsy zawsze było to, że jego własne błędy nigdy niczego go nie nauczyły. ASz
IDŹ DO DIABŁA! KRUCJATA TUSKA Poseł Roman Kotliński, redaktor naczelny „FiM”, domagał się wyjaśnień – w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i u premiera Tuska – co do treści wiernopoddańczej depeszy polskiego premiera do nowego papieża, w której szef polskiego rządu zapewniał „Ojca Świętego” o zamiarze obrony razem z Watykanem „kultury chrześcijańskiej w Europie i na świecie”. „Czyżbyśmy się szykowali do nowej wyprawy krzyżowej?” – pytał. Kotliński poruszył też sprawę utrzymania polskiej ambasady w Watykanie. Antykonstytucyjna obietnica premiera jest według MSZ wyrazem „polskiej tradycji” i chęcią „obrony prześladowanych chrześcijan”. Minister Radosław Sikorski odpowiedział, że rzekomo „chrześcijanie są grupą wyznaniową najbardziej prześladowaną na świecie”. Sądziliśmy, że rząd jest po prostu od obrony praw człowieka (każdego!), a nie od popierania tych lub innych grupek wyznaniowych. MaK
SEKRETARZ, OFICER…? Tomasz Arabski, były szef Kancelarii Premiera, zapewne się nie spodziewał, że walka o stanowisko ambasadora RP w Madrycie będzie równie ciężka co obrona Stalingradu. Sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych wprawdzie klepnęła jego kandydaturę, ale dopiero po zajadłej walce z politykami PiS, twierdzącymi, że to Arabski jest odpowiedzialny za katastrofę smoleńską i że chce uciec z Polski przed odpowiedzialnością. Okazało się przy okazji, że Arabski nie będzie „klasycznym” ambasadorem, tylko „ambasadorem politycznym”, czyli osobą spoza służby dyplomatycznej. Minister Radosław Sikorski przypomniał, że właśnie takim ambasadorem jest Hanna Suchocka, od 12 lat niezłomnie trwająca na placówce w Watykanie. Wygląda na to, że
Jerzy D., który w ubiegłym roku próbował uszkodzić jasnogórski obraz („FiM” 50/2012), został uznany przez biegłych za niepoczytalnego. Do sądu trafił już wniosek o umorzenie sprawy przeciwko niemu, ale prokuratura chce go umieścić w zamkniętym zakładzie leczniczym. To może oznaczać faktyczne dożywocie, mimo że człowiek nikomu nie wyrządził krzywdy, a straty, jakie spowodował, są minimalne. Paulini nie mają zamiaru się za nim wstawiać. ASz
SIEBIE WARCI… Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź (patrz str. 3) dorobił się kolejnych obrońców, którzy rzekomo mają świadczyć o jego nieskazitelności. Tym razem jego mecenasem stał się ks. Mirosław Burzan, prawomocnie skazany za molestowanie i rozpijanie nieletniej dziewczyny. Duchowny powiedział, że był długo „prawą ręką Głódzia” i nigdy nie widział, żeby arcybiskup robił złe rzeczy. W 2011 roku Burzan za sprawą swojego pryncypała został kanonikiem Kapituły Kolegiackiej przy jego rezydencji i nawet po wyroku skazującym zachował to stanowisko. Jaki pan, taki kram… ASz
JUDASZOWE GADANIE Biskupi z okazji Wielkiego Czwartku pochylili się nad byłymi księżmi. A konkretnie nad ich rzekomym „grzechem odejścia”. Robili także aluzje do „grzechu zdrady Mistrza, grzechu Judasza”. Tymczasem dla chrześcijanina poważnie traktującego swoją wiarę kwestią nie jest to, czy grzechem jest odejście z Krk, ale to, czy grzechem nie jest przypadkiem dalsze w nim pozostawanie. MaK
Janusz Palikot w programie „Kropka nad i” powiedział, że „pokazywanie skromności papieża Franciszka to pic i fotomontaż”. Słusznie dodał również, że prezydent nie powinien go zapraszać, ponieważ taka wizyta oznacza wysokie koszty dla państwa. Prowadząca program Monika Olejnik z wyraźnym zakonnym zapędem odpowiedziała Palikotowi, że za takie poglądy „będzie się smażył w piekle”. Czyżby dziennikarka szukała towarzystwa do kotła? ASz
BOJOWI IDIOCI Narodowcy kolejny raz zakłócili spotkanie Europy Plus. Tym razem grupa kilkudziesięciu osiłków w Sandomierzu zabarykadowała drzwi budynku, w którym odbywała się debata. Wykrzykując hasła: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” oraz „Tylko idiota głosuje na Palikota”, bojówkarze obrzucili zaproszonych mieszkańców miasta śnieżkami. Posłowie Ruchu Palikota planują zgłosić sprawę do prokuratury, ponieważ według nich policja nie potrafiła skutecznie zareagować na małpie wygłupy nacjonalistów. ASz
WZORCE PAWŁOWICZ Posłanka PiS Krystyna Pawłowicz miała się stawić przed Komisją Etyki Poselskiej za wypowiedzi godzące w dobre imię posłanki Anny Grodzkiej z Ruchu Palikota oraz homoseksualistów. Zamiast tego Pawłowicz przysłała komisji list, w którym między innymi twierdzi, że nie tylko ona, ale także „wielkie systemy światopoglądowo-etyczne” potępiały akty homoseksualne. Wskazała przy okazji na wyrok niemieckiego trybunału sprzed półwiecza, który uznał hitlerowskie prawo prześladujące homoseksualistów za zgodne z konstytucją. Zatem Pawłowicz przyznała, że jej poglądy są zgodne
z „wielkimi systemami” – m.in. hitleryzmem, stalinizmem i inkwizycją katolicką. Posłanka (czy raczej „poseł” – jak sama się określa) nie ma też zamiaru przepraszać Anny Grodzkiej za „twarz boksera”. Napisała, że jeśli kogokolwiek będzie przepraszać, to tylko bokserów, których „twarz” po jej wypowiedzi „stała się określeniem pejoratywnym”… ASz
MASAŻE DUCHOWNE Emerytowany ksiądz Zdzisław S. z miejscowości Świerki został pobity przez swojego 17-letniego masażystę. Duchowny również zadał kilka ciosów młodemu napastnikowi – rzekomo w obronie przed rabunkiem. Masażysta twierdzi, że ksiądz chciał go wykorzystać seksualnie i że to on się bronił przed duchownym. W toku prowadzonego śledztwa na jaw wychodzą kontrowersyjne szczegóły tej sprawy. Ksiądz S. ma wulgarne tatuaże, przedstawiające m.in. penisa, waginę oraz esesmańską czaszkę. Duchowny twierdzi, że tatuaże to „błędy młodości”, ale jedna z mieszkanek opowiedziała „Super Expressowi”, że gdy trzy lata temu ksiądz doznał wylewu i został znaleziony w łazience nagi, na ciele nie było żadnych symboli. Mieszkańcy twierdzą też, że okoliczni młodzi chłopcy nie chcieli służyć do mszy jako ministranci. Cóż, prześladowaniom niewinnego Kościoła nie widać końca… MZ
REKOLEKCJE NA BRUKU Brukowiec „Super Express” urządził na swoich łamach… rekolekcje wielkopostne dla czytelników. Dosłownie! Kazania publikuje ksiądz Marek Dziewiecki, związany z koncernem ks. Rydzyka i nazywany przez tabloid rekolekcjonistą „Super Expressu”. W Wielki Czwartek do gazety był dołączony „cudowny obrazek z Janem Pawłem II”. Sądzimy, że Kościół powinien w tej sytuacji bezwarunkowo (choć nie za darmo) udzielić odpustu zupełnego prenumeratorom i gwiazdom „Super Expressu”. Wśród tych ostatnich króluje słynna „matka Madzi”. MaK
5
SPOWIEDŹ W PRACY Ledwie wójt gminy Korzenna zaproponował świeżo upieczonemu proboszczowi parafii w Korzennej pełnienie funkcji „duszpasterza samorządu”, a już wielebny „w nawiązaniu do prośby” o objęcie opieką duchową gminy zdążył odwzajemnić się zaproszeniem „wszystkich, którzy są związani z samorządem, prawnie, kulturowo, rodzinnie czy też w jakikolwiek inny sposób”, na Wielkopostny Dzień Skupienia Samorządowców. Nie byłoby w tym nic wartego uwagi, gdyby nie fakt, że rekolekcje dla urzędników zostały zorganizowane w piątek 22 marca w godzinach pracy: 13.00 – droga krzyżowa, 13.45 – spowiedź, 14.15 – msza. Dzięki temu wyspowiadani i rozgrzeszeni samorządowcy mogli spokojnie zakończyć swój ciężki dzień pracy punktualnie o godz. 15.00. AK
SZKOŁA KRZYŻOWA W podstawówce nr 51 w Lublinie, jednej z największych w regionie, odprawiana jest na terenie szkoły… droga krzyżowa. To ta sama szkoła podstawowa, na terenie której znajduje się informacja, że najważniejszą czynnością na stołówce jest modlitwa przed jedzeniem. Przed szkołą powinno się w tej sytuacji ustawić ostrzeżenie, że uczęszczanie grozi dewocją. MaK
PATOLOGIA HISTORYCZNA Działacze polskiego ONR wsparli skrajnie prawicową organizację w Bratysławie i razem z nią uczestniczyli w „Marszu za niezależną Słowacją”. Ta manifestacja odwołuje się do „rocznicy utworzenia Pierwszej Republiki Słowacji w 1939 roku”. Narodowcy złożyli także kwiaty na grobie faszysty ks. Jozefa Tisy. Przypominamy nacjonalistom o wątpliwym wykształceniu, że ks. Tiso współpracował z Hitlerem, czego efektem był ich wspólny napad na Polskę we wrześniu 1939 r. Czy polscy faszyści będą także świętować 1 września w Berlinie przyjazd swoich niemieckich współbraci z „niezapowiedzianą wizytą”? ASz
6
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
POLSKA PARAFIALNA
Wielkanoc zlaicyzowana „Błagam was, abyście nie kupowali kartek z zajączkiem czy pisankami lub innymi wiosennymi motywami. Nie wspierajcie, jako ludzie wiary, zeświecczenia i nie pozwalajcie kpić z naszych chrześcijańskich wartości i sami wspierać naszym groszem laicyzacji. Proszę też naszych handlowców, aby nie oferowali takich zlaicyzowanych kartek wielkanocnych” – taki dramatyczny apel do swoich owieczek z okazji tegorocznych świąt Wielkiej Nocy wystosował proboszcz parafii pw. Jana Chrzciciela w Augustowie. „Wielkanoc świętujemy nie dlatego, żeby cieszyć się wiosną…” – równie nadaremno w ubiegłym roku usiłował dementować błędne opinie wiernych biskup pelpliński Jan Szlaga. W kwestii „laicyzacji Wielkanocy” niewiele jednak pomoże rozdzieranie kościelnych szat. Wszak wiosennego pogaństwa z Wielkanocy żadną mocą już się wykorzenić nie da. Z prostej przyczyny – chrześcijaństwo przywłaszczyło sobie wiele dawnych wiosennych rytuałów, włączając je w obrzędowość świąt zmartwychwstania Chrystusa. Paradoksalnie więc najważniejszymi wielkanocnym atrybutem kojarzonym z chrześcijańskim zmartwychwstaniem stały się niechrześcijańskie atrybuty płodności. Przede wszystkim jaja, stanowiące pogański symbol wiosny, słońca, początku nowego życia. Długo były zwalczane przez Kościół, zanim chrześcijaństwo skapitulowało i w końcu wprowadziło zwyczaj ich święcenia, a nawet uznało za symbol zmartwychwstania Chrystusa. Przypomnijmy, że kościelny zakaz spożywania jaj w czasie Wielkanocy obowiązywał aż do dwunastego wieku. Nie mogąc wykorzenić prastarej symboliki jaja, nieodłącznie towarzyszącej wiosennym kultom na całym świecie, Kościół zezwolił
ostatecznie na ich wielkanocną konsumpcję, nakazując swoim owieczkom przed ich zjedzeniem odmówienie specjalnej modlitwy. Analogicznie
w dziele „Ozdoba Kościoła Katolickiego” franciszkanin Protazy Newerani usiłował wmówić ludziom, że „święcą mięsiwa, którego się Żydom
Kilkanaście wieków zawziętej chrystianizacji pogańskiego święta wiosny i… kompletna porażka. zaanektowano wielkanocnego zajączka, symbolizującego płodność i pierwotnie przypisanego bogini wiosny Eastre. „Święcenie” pokarmów wodą to także zamierzchła tradycja pogańska. Wprawdzie pierwsze wzmianki o próbach „ochrzczenia” niechrześcijańskiego zwyczaju kropienia pokarmów na ziemiach polskich pochodzą z XIV wieku, ale na Pomorzu jeszcze po pierwszej wojnie czynił to nie ksiądz, ale gospodarz. Początkowo wielebni święcili tylko chlebowego baranka. Potem również ser, masło, ryby, olej, ciasto, wino i piwo oraz jaja i mięso. W 1739 roku
pożywać nie godziło, na dowód, żeśmy przez Chrystusa Pana z jarzma starego Zakonu uwolnieni i praw starozakonnych, zakazujących pożywania takiego mięsiwa, chować nie powinniśmy. Święcą chrzan na znak, że gorzkość męki Jezusowej tego dnia w słodycz się nam i radość zmieniła, i dlatego przy tym masło święcą, które tego dnia znaczy tę słodycz. Święcą na ostatek i jaja na dowód tego, że kokosz dwojako niby kurczęta rodzi, raz niosąc owoc, drugi raz go wysiadując, tak przez Chrystusa dwa razy odrodzeni jesteśmy”. Lud tymczasem wiedział swoje. Jajo to symbol wiosny i odradzającego się
Wymodlona matura „Pojechali ci, którzy chcą zwiększyć swe szanse na zdanie matury. Powszechnie wiadomo, że wizyta w Częstochowie jeszcze nikomu nie zaszkodziła (…). Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy jesteś przykładnym katolikiem, czy gorliwym ateistą. Liczy się wiara w osiągnięcie sukcesu” – przekonuje tegorocznych maturzystów publiczne Liceum Ogólnokształcące im. Jana Kochanowskiego w Zwoleniu. „Umysłom ścisłym”, które chcą wiedzieć, czy to „rzeczywiście działa”, podaje zdradzony przez jednego z zakonników sposób, jak obliczyć swoje szanse na zdanie matury. Najważniejsze punkty „przyrostu szans” to wizyta na Jasnej Górze, udział we mszy i drodze krzyżowej – prawdopodobieństwo zdania matury rośnie wtedy aż o 15 proc.; żarliwa modlitwa na dzień przed maturą daje dodatkowe 10 proc., a wyzbycie się grzechu i codzienny dobry uczynek – 20 proc. To oznacza – czytamy na oficjalnej stronie liceum – że uczeń słaby, który na starcie ma tylko 25 proc. szans na zdanie matury, jeśli był na pielgrzymce do Częstochowy i brał aktywny udział w modłach, to zwiększa je o dalsze 25 proc., a jeśli do tego wyzbędzie się grzechu i codziennie będzie robił dobry uczynek – prawdopodobieństwo powodzenia na maturze wzrasta aż do 70 proc. AK
życia; mięsiwo, masło i ciasto – dobrobytu; wino i piwo – radości, a chrzan – ponoć najlepszy na kaca! Święcenie jadła przez księży to praktyka niewiele mająca wspólnego z tradycją i wiarą Kościoła. Odbywało się to w domach w Wielką Sobotę lub Niedzielę. I oczywiście stanowiło znakomitą okazję do ściągania przez Kościół dziesięcin i świątecznych danin. Do tego stopnia atrakcyjną, że prowadziła do zaniedbywania pobożnych obowiązków przez wielebnych. W 1773 roku biskup płocki ubolewał, że proboszczowie – zamiast poświęcić ogień i wodę oraz spowiadać wiernych w kościołach – „wszystko to opuściwszy, biegają po wsiach i domach, i często ledwie zdążą na jutrznię”. I nie ukrywał, że często też po wielkanocnym kropieniu „niezdolni są nawet do odprawienia mszy św., ze zgorszeniem ludu i zniewagą stanu duchownego”. W celu ukrócenia procederu i zdyscyplinowania księży zmuszony był wydać rozporządzenie
Mamy oficjalny rok wspominania powstania styczniowego. Ale nie wszyscy bohaterowie tamtych czasów pasują do bogoojczyźnianej legendy. Walery Wróblewski, zasłużony dowódca postania styczniowego, od wielu lat patronował publicznej podstawówce w Zabielu (woj. lubelskie). Wszystko się jednak zmieniło w 150 rocznicę powstania styczniowego. Wtedy to Wioletta Chmielarz, katechetka pełniąca funkcję dyrektora szkoły, postanowiła uwolnić placówkę od „kontrowersyjnego” jej zdaniem imienia i zaproponowała zamienić je na aktualnie „słuszne” imię ks. Jerzego Popiełuszki. Wprawdzie historycy nie kwestionują faktu, że Walery Wróblewski był bohaterem narodowym i bojownikiem o wolną Polskę, jednak dyrektorującej
zezwalające księżom na święcenie pokarmów wyłącznie w domach zamożnych „dobrodziejów Kościoła”. Mniej zamożne i hojne owieczki pokarmy do poświęcenia mieli odtąd przynosić do kościołów. Ostatecznie o przeniesieniu zwyczaju święcenia pokarmów z domów do kościołów przesądziła dopiero pierwsza wojna światowa! W 1916 roku z przyczyn tak prozaicznych, jak powszechne braki w zaopatrzeniu, Kościół wydał rozporządzenie o zaniechaniu „święcenia” przez księży w domach. Oczywiście „chrystianizacja” wielkanocnej święconki dokonała się nie bez licznych oporów i sprzeciwów co zamożniejszych wiernych. I tylko pomysłów na „ochrzczenie” śmigusa-dyngusa Kościołowi jakoś zabrakło. Najstarsza informacja o dyngusie pochodzi z 1420 r., a zapisana jest w uchwale synodu poznańskiego „Dyngus prohibetur” w formie wytycznych dla kleru: „Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet, a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dygować, ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenie takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego”. Kościelne lanie wody i tak na nic się nie zdało, podobnie jak wydawane księżom w następnych wiekach nakazy, aby wszystkich praktykujących ów pogański obyczaj „ekskomunikować i nie chować na cmentarzu”. Wyższość pogańskiego święta wiosny nad najstarszym i najważniejszym z chrześcijańskich świąt utożsamianym ze zmartwychwstaniem Chrystusa jest oczywista. Wiosna wszystkim kojarzy się z nowym życiem, płodnością oraz ekspansją i radością życia doczesnego, chrześcijaństwo zaś za wszelką cenę starało się nadać tradycjom wielkanocnym wymiar wyłącznie duchowy. Wyeliminowanie tak charakterystycznego dla pogańskich świąt kontekstu erotycznego miało przedświąteczne oczekiwanie przemienić w czas ascezy i pokuty. I jak tu się dziwić, że święto wiosny zwyciężyło… AK
katechetce przeszkadza fakt, że był on również socjalistą i generałem w czasie Komuny Paryskiej. – To zbyt skomplikowana historia dla uczniów, a co najgorsze, mając takiego patrona, nie ma możliwości zorganizowania święta czy imienin szkoły – argumentuje dyrektor. I tu się akurat zgadzamy. Zupełnie nie na miejscu byłoby pędzenie uczniów do kościoła z okazji dnia patrona na mszę w intencji gen. Walerego Wróblewskiego. Więc cóż szkole po takim patronie… Nie zmienia to jednak faktu – o czym zapewne katechetka z Zabiela nie wie – że właśnie dzięki rozkazowi gen. Wróblewskiego nie została wysadzona w powietrze paryska katedra Notre Dame. SK
Powstaniec niesłuszny
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Znajdź na zdjęciu prezydenta, Pierwszą Damę, Cichockiego, czuprynę Suchockiej i ucho Borusewicza
„Podgrupa”: Kocorzyk, Wałęsa i Borusewicz
Parada gwiazd Polska delegacja państwowa wybrała się na dwa dni (18–19 marca) do Rzymu, aby uczestniczyć w niespełna trzygodzinnej imprezie inaugurującej pontyfikat papieża Franciszka. Reprezentacją Rzeczypospolitej dowodził prezydent Bronisław Komorowski z Pierwszą Damą u boku, wspierany duchowo przez swego osobistego kapelana – ks. ppłk. Krzysztofa Kocorzyka. W oficjalnym składzie znaleźli się ponadto: marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, szef Kancelarii Premiera Jacek Cichocki oraz Lech Wałęsa. Towarzyszyła im około 40-osobowa grupa parlamentarzystów, hierarchów kościelnych (sekretarz generalny Konferencji Episkopatu bp Wojciech Polak,
metropolita częstochowski abp Wacław Depo, metropolita lubelski abp Stanisław Budzik ze swoim biskupem pomocniczym Arturem Mizińskim, ordynariusz diecezji sosnowieckiej bp Grzegorz Kaszak, greckokatolicki bp Włodzimierz Juszczak) oraz wielu różnych pociotków, którym udostępniono okazję skorzystania z darmowego przelotu (za nocleg i wikt „nieoficjalni” musieli zapłacić z własnej kieszeni). Pan prezydent bardzo liczył na pierwszorzędne potraktowanie go przez nową głowę Kościoła. – Jest
Epilogiem sprawy księdza pedofila z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej będzie proces, jakiego jeszcze w Polsce nie było. Ksiądz Zbigniew R., były proboszcz parafii św. Wojciecha w Kołobrzegu, to postać doskonale znana czytelnikom „FiM”. Jego pedofilskie wyczyny i haniebne reakcje kurii biskupiej oraz władz Wyższego Seminarium Duchownego ujawniliśmy już w styczniu 2010 r., rozpoczynając cykl publikacji pt. „Tanie dranie” („FiM” 4, 5 i 6/2010), a później podaliśmy prokuraturze na przysłowiowej tacy kolejną ofiarę, która zgłosiła się do redakcji i po złożeniu obszernych zeznań wyraziła gotowość powtórzenia ich przed obliczem śledczych. Na bieżąco relacjonowaliśmy także proces, w którym ksiądz R. został prawomocnie skazany na dwa lata więzienia za co najmniej dziesięciokrotne doprowadzenie Marcina K. i – jednorazowe – Piotra K. „do poddania się czynnościom seksualnym lub ich wykonania”. Ci dorośli już dzisiaj mężczyźni mieli wówczas odpowiednio: 12 i 14 lat. Teraz przyszedł czas na przełożonych duchownego, którzy
7
to absolutnie możliwe. Żywiołowość Argentyńczyków stwarza szanse na lepszy kontakt typu emocjonalnego! – zapewnił dziennikarzy, podniecony po przylocie do Rzymu. Niestety, na trybunie honorowej dostał miejsce w drugim rzędzie, skąd mógł oglądać czubki głów koronowanych (m.in. monarchów Belgii i Monako), więc umilał sobie czas opalaniem się. Borusewicz sprawiał wrażenie, jakby miał wszystko w nosie, Cichocki był widoczny tylko przez teleobiektyw, a Wałęsy w ogóle nie wpuszczono między wielkich,
– wedle naszej wiedzy – doskonale wiedzieli o zamiłowaniach plebana do chłopców... – Nie usłyszałem od nich nawet jednego banalnego „przepraszam”. Biskup Edward Dajczak zaproponował mi niedawno refundację kosztów terapii, ale wytaczam im sprawę cywilną o zadośćuczynienie za tolerowanie
żeby nie narażać poważnych ludzi na ryzyko kontaktu z najbardziej rozpoznawalnym polskim homofobem. Bronisław zdołał uścisnąć dłoń Franciszka dopiero po zakończeniu mszy pontyfikalnej oraz odstaniu kilkudziesięciu minut w alfabetyczno-hierarchicznej kolejce 132 delegacji państw i organizacji międzynarodowych. Okazało się później, że nie marnował czasu i mimo znacznego oddalenia od centrum akcji przez cały czas strzygł uszami. – Było słychać łatwość
Z naszego dziennikarskiego śledztwa wynika, że ksiądz R. był trzykrotnie upominany przez niegdysiejszych biskupów koszalińsko-kołobrzeskich: Mariana Gołębiewskiego (obecnie arcybiskup metropolita wrocławski) i Kazimierza Nycza (metropolita warszawski w randze kardynała). Znamy też
Biskupi pod sąd! kata, zniszczenie mojego dzieciństwa, zrujnowaną psychikę i wieloletnie, kosztowne leczenie – mówi Marcin K. „Kościół nie może poczuwać się do zobowiązań materialnych w takich sprawach. Odsyłamy do winowajcy” – umywa ręce przewodniczący Konferencji Episkopatu abp Józef Michalik. – Jeśli uda się udowodnić zaniedbania ze strony diecezji, można domagać się od niej odszkodowania – twierdzi znany karnista prof. Marian Filar.
przypadek byłego księdza, Adama S., wikariusza parafii św. Wojciecha w latach 1999–2002, który rzucił sutannę, gdy kuria nie zareagowała na jego doniesienie o skłonnościach proboszcza. Podczas procesu karnego ściśle związany z Kościołem świadek zeznał, że gdy w 2005 r. (diecezją rządził wówczas Nycz) zgłosili się do niego z prośbą o pomoc rodzice pewnego chłopca molestowanego przez ks. Zbigniewa, zasugerował im wizytę w prokuraturze, zaś sam osobiście zawiadomił o niebezpieczeństwie kurię.
nawiązywania kontaktu, bezpośredniość, brak pompatyczności i umiejętność skrócenia dystansu – ocenił prezydent. A gdy już dotarł przed oblicze... – Dla mnie była to okazja do powtórzenia zaproszenia w imieniu władz państwowych do odbycia pielgrzymki do Polski – entuzjazmował się po wyjściu z audiencji w Bazylice św. Piotra. Uchylając rąbka tajemnicy dotyczącej konwersacji jego małżonki Anny z papieżem, powiedział: – To była miła wymiana zdań. Obie strony prosiły o jakąś formę wsparcia modlitewnego. Uzyskaliśmy też błogosławieństwo Ojca Świętego. Obejrzeliśmy ze stoperem w ręku nagranie wideo z tego „spotkania”: trwało dokładnie 24 sekundy, a jedynym rozumiejącym, o co chodzi, wydawał się ks. Paweł Ptasznik, kierownik sekcji polskiej watykańskiego Sekretariatu Stanu, towarzyszący parze prezydenckiej w charakterze tłumacza... Pozostali delegaci pracowali w tym czasie w podgrupach. Hanna Suchocka, ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej, zadbała o to, żeby mogli się napić i coś przekąsić oraz porobić sobie pamiątkowe fotki. Popatrzmy... MACIEJ KOS
Z oczywistych względów sąd nie zajmował się badaniem, czy i jaki wpływ na karierę pedofila miał fakt, że był on wychowankiem bp. Tadeusza Werny (od września 2007 r. emerytowany biskup pomocniczy), który załatwił pupilowi prestiżową parafię zaledwie dziewięć lat po wyświęceniu. – Miał ponadto silny układ w Watykanie, gdzie przebywał jego serdeczny kolega z jednego seminaryjnego rocznika – prałat Grzegorz Kaszak, ówczesny sekretarz Papieskiej Rady ds. Rodziny (od 2009 r. biskup sosnowiecki – dop. red.). Także plecy w kurii, bo kumplował się z naszym kanclerzem Wacławem Łukaszem, który również wywodził się z tego samego rocznika i wyświęcono go razem ze Zbyszkiem – tłumaczył „FiM” w 2010 r. duchowny zbliżony do kurii. W procesie ks. Zbigniewa R. nie wezwano do złożenia zeznań żadnego z hierarchów, nie poproszono ordynariusza bp. Dajczaka o teczkę personalną podwładnego. Być może będą mieli okazję powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie w postępowaniu cywilnym... Sprawę Marcina K. obiecał poprowadzić adwokat „FiM”. ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Rydzyk na mękach Sąd Rejonowy w Toruniu skazał posłankę Annę Sobecką (PiS) na 3,5 tys. zł grzywny i przepadek takiej samej kwoty uiszczonej za o. Tadeusza Rydzyka, któremu ambicja nie pozwalała osobiście zapłacić grzywny z tytułu nielegalnej zbiórki publicznej. Dolegliwość jest umiarkowanie surowa, bo według specyfikacji Kodeksu wykroczeń tyle samo mogłaby na przykład dostać za „natarczywe proponowanie innej osobie dokonania z nią czynu nierządnego, mając na celu uzyskanie korzyści materialnej”, bądź „żebranie w sposób oszukańczy”. Świątobliwa niewiasta zapłaci za swoją głupotę oraz „parcie na szkło”, bo gdyby dała mnichowi dyskretnie kasę do ręki, nie byłoby żadnego problemu. Tymczasem ona wystąpiła na konferencji prasowej i obwieściła dziennikarzom: „Ja tę karę za o. Rydzyka zapłaciłam. Macie państwo tutaj potwierdzenie (okazała wystawione na swoje nazwisko pokwitowanie z kancelarii komorniczej – dop. red.). Powinno to wystarczyć, żeby sprawę całą zamknąć”. Nie zamknęło, ponieważ kodeks (art. 57) stawia sprawę jasno: „Kto (...), nie będąc osobą najbliższą dla skazanego lub ukaranego, uiszcza za niego grzywnę lub ofiarowuje mu albo osobie dla niego najbliższej pieniądze na ten cel, podlega karze aresztu albo grzywny”, natomiast „pieniądze wpłacone na poczet grzywny lub
C
ofiarowane na ten cel podlegają przepadkowi”. – Kompletnie tego nie rozumiem. To jest właśnie wyciąganie jakichś przepisów nadających się do uchylenia. Dlaczego ktoś nie ma prawa za kogoś zapłacić grzywny w wysokości chociażby miliona? Co to kogo obchodzi? Po prostu wstyd dla wymiaru sprawiedliwości. Jest to zwyczajnie szykanowanie ojca dyrektora, szykanowanie pani poseł, tak naprawdę to jest chluba dla niej, ona będzie miała się czym chwalić – zawyła po ogłoszeniu wyroku PiS-uardessa Krystyna Pawłowicz, udowadniając, że jej doktorat z prawa jest grubym nieporozumieniem. – Pani poseł Pawłowicz bredzi, bo gdyby przyjąć jej logikę, także karę pozbawienia wolności mógłby odsiadywać za skazanego ktoś przezeń wynajęty – tłumaczy łódzki sędzia. Gdy Sobecka zorientowała się, że popełniła ewidentne wykroczenie, próbowała w toku procesu wycofać się z własnych twierdzeń, tłumacząc pokrętnie, że tylko udzieliła Rydzykowi pożyczki, a właściwie nawet nie jemu, tylko o. Janowi Królowi
zyżby konfesjonał już nie wystarczał krakowskim owieczkom? Wierni znaleźli sobie nową metodę rozładowania stresu. Zapisują się do Chrześcijańskiej Szkoły Obrony Arma Dei i za darmo uczą się, jak skutecznie bić po Bożemu. Teoretycznie placówka uczy zasad samoobrony, ale w praktyce wszystkie chwyty są dozwolone, nawet ciosy w głowę. Trener Antoni Paprocki zapewnia, że uczy, iż najlepiej unikać walki, ale jeśli okazuje się to niemożliwe, trzeba „unieszkodliwić przeciwnika”, bo „chrześcijanie to nie są chłopcy do bicia”. Czyżby rosła nam chrześcijańska bojówka, która w przyszłości może chronić pielgrzymki albo marsze w obronie Telewizji Trwam? „Fakty i Mity” zadały Paprockiemu to pytanie. Oto odpowiedź: „Po zapoznaniu się z profilem państwa działalności odmawiam udzielenia wywiadu. Informacji udzielam tylko mediom obiektywnym, które nie działają na szkodę Kościoła”. Obiektywnym czy przychylnym, Panie trenerze? Nie rozwiał więc naszych wątpliwości co do tego, czy jego kursy są zgodne z doktryną
(główny księgowy radiomaryjnego imperium), a tak naprawdę nie chodziło o pożyczkę, lecz krótkotrwałe użyczenie banknotów. Sąd nie dał jej wiary, precyzyjnie punktując w uzasadnieniu wyroku, że: ~ „użyczyć” to ona mogła Rydzykowi długopis lub samochód, nie zaś pieniądze; ~ aby w ogóle można było mówić o jakiejś pożyczce, obie strony powinny mieć świadomość jej udzielenia, podczas gdy wszyscy biorący udział w tej operacji (Rydzyk, Król i Sobecka) zeznali, jakoby nieskalany ojciec dyrektor dowiedział się o zapłacie grzywny post factum. – Obwiniona okazała lekceważący stosunek do prawa i rozpropagowała go na swojej konferencji, choć od osób pełniących funkcje publiczne należy oczekiwać, by dawały dobry przykład – podkreśliła sędzia Aleksandra Marek-Ossowska. Gwoździem procesu był występ świadka Tadeusza R. (dyrektor Radia Maryja zażądał utajnienia swoich personaliów i wizerunku), który przekonywał sąd, że nie wie, w jakiej
katolicką, głoszącą przecież miłość do nieprzyjaciół i nadstawianie drugiego policzka. Ale nasze dylematy nie dotyczą tylko tej kwestii. Sęk w tym, że w 1990 r. Watykan opublikował instrukcję, w której zaleca roztropne podejście do różnych form medytacji wschodnich. Sztuki walki są jej nierozerwalną
sprawie go wezwano, i absolutnie niczego nie pamięta („mam ważniejsze sprawy na głowie”), aczkolwiek cudownym trafem utkwił mu w mózgu jeden szczegół: – To była z całą pewnością pożyczka! Po wyjściu z sali rozpraw Rydzyk był bardziej wylewny, ujawniając reporterowi RM (cyt. ze stenograficzną dokładnością): – W czym była sprawa: pani poseł Sobecka pożyczyła pieniądze i zapłaciła za nas. Musimy mieć pozwolenie naszych przełożonych na wydawanie pieniędzy, np. na ubrania, czy na buty. My dostajemy pieniądze od przełożonych na to. Przełożony, tak jak i podwładny, też musi się rozliczać z wszystkich wydatków. To nie jest takie, że sobie można brać, jak się chce. Jest zgromadzenie, są śluby i na podstawie ślubu ubóstwa tak u nas jest. No i tutaj pani poseł Sobecka pożyczyła tych pieniędzy, do czasu dopóki nie znaleźliśmy tych pieniędzy. Ojciec Jan Król tutaj yyy... Zresztą współpraca wszystkich jakoś tak yyy... czujemy wspólne sprawy. Jeżeli jeden ma problem, to drugi go wspiera. No! I tutaj ten sąd panią poseł
„Szum z nieba”. Podobne wątpliwości nurtują też ks. Andrzeja Zwolińskiego, sektologa, który prześledził popularne także w Polsce gatunki sztuk walki. W każdej z nich dopatrzył się znamion grzechu, na przykład w karate dostrzegł panteizm oraz kult przemocy.
Bić po katolicku częścią. Właśnie z tego powodu wielu katolickich fundamentalistów uważa, że uprawianie ich jest sprzeczne z zasadami chrześcijaństwa. „Gdy zaczynamy praktykować medytacje wschodnie czy sztuki walki, odchodzimy od Boga i zaczynamy szukać zbawienia poza Jezusem. To jest apostazja. Kto rezygnuje ze zbawczego działania Jezusa Chrystusa, sam wystawia się na działanie złych duchów” – mówił egzorcysta ksiądz Andrzej Grefkowicz w wywiadzie dla dwumiesięcznika
Jak to się ma do Arma Dei? Ta forma samoobrony to autorski wynalazek Paprockiego, skonsultowany z duchownymi i jakoby zgodny z zasadami katolicyzmu. Treningi są ciężkie, trzeba się liczyć z siniakami i kontuzjami, ponieważ mają odzwierciedlać warunki panujące „w realu”. Z tego powodu kursanci walczą na gołe pięści, bez żadnych rękawic, ochraniaczy czy mat. Na zajęcia przychodzić może każdy, nawet osoba niewierząca; trzeba mieć tylko skończone
Sobecką... Już nie pamiętam 3 czy 4 tysiące złotych, coś takiego. No! Byłem wypytywany przez dwie godziny w sądzie. Było pełno różnych kamer, aparatów fotograficznych. To jest po prostu takie powiedziałbym torturowanie człowieka, żeby złapać na jakiejś minie czy na słowie. Nazajutrz dodał w audycji radiowej: – Proszę państwa, coś strasznego! Wiecie, o co mi było najbardziej smutno? Nie to, że jestem, że sądzą, że poniewierają, że ci sędziowie. Nie mówię nic. O tym nie mówię. Pan Jezus powiedział: „Będą was ciągnąć przed sądy dla imienia mego”. Ale wiecie co, tak mi było smutno, tam modliłem się tylko w kółko jak słuchałem tej sędziny itd. Ale mówiłem: „Zdrowaś Maryjo, Maryjo bądź tu. Dotknij ich wszystkich”. Mówiłem: „Panie Jezu, swoją krwią osłoń mnie. Przed wszystkimi atakami złego osłoń każdego z nas. Zwyciężaj”. Teraz się przyznaję, jak to było. Otwartym pozostaje pytanie, dlaczego żarliwe modły Rydzyka zostały oddalone... ANNA TARCZYŃSKA
18 lat. Oczywiście większość z nich jest wierząca; a każdy trening zaczyna się oraz kończy modlitwą. Kursanci walczą ze sobą, chcąc sobie wyrobić odruch samoobrony oraz „rozładować stres”. Trenujący spotykają się dwa razy w tygodniu: w poniedziałki – w krakowskim klasztorze Karmelitów Bosych; a w środę – w parafii błogosławionej Anieli Salawy, czyli świętej słynącej nie tylko z klasycznych uzdrowień, lecz także z tego, że podczas I wojny światowej wspierała żołnierzy oraz jeńców wojennych. Czy to zbieg okoliczności? – Spotykają się tu chłopaki na treningi, nie zajmowałem się podtekstem ideologicznym – taki komentarz uzyskaliśmy w parafii. Nie wiemy więc, w jaki sposób postrzega organizację bijatyk w miejscu uważanym przez wiernych za święte. W lutym „chłopaki” byli na obozie sportowym w podkrakowskich Saniątkach, wsi, w której mieści się m.in. zabytkowy zakon sióstr benedyktynek oraz ośrodek duszpasterski salezjanów. Ciekawe, w jaki sposób rozładowywali tam stres. MZB
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
W
połowie lutego w ścisłym centrum miasta, w Pałacu Biskupów Rzeszowskich, z katolickimi hierarchami spotkali się podkarpaccy politycy: poseł Tomasz Kamiński z SLD, wicemarszałek województwa podkarpackiego Anna Kowalska, również z SLD, związany z lewicą prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc, posłowie PO Krystyna Skowrońska i Zbigniew Rynasiewicz oraz poseł Stanisław Ożóg z PiS. Poza politykami pojawili się tam także przedstawiciele Muzeum Okręgowego w Rzeszowie i… Ministerstwa Sprawiedliwości.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
w to miejsce miałaby wkrótce zostać przeniesiona kuria biskupia, albo po prostu kuria wynajmie prestiżowe lokale. Takiego rozwiązania nie wyklucza Dariusz Dziadzio, rzeszowski poseł Ruchu Palikota. Wartość budynku, który ma trafić na tacę, liczona jest w dziesiątkach milionów złotych. Politycy najpierw zgodnie zaprzeczali, jakoby pomysł oddania budynku Kościołowi był brany pod uwagę. W ostatnich dniach zaczęli mówić tajemniczo, że „nie ma w tej sprawie oficjalnego stanowiska” albo że „nie wykluczają przekazania muzeum”. W biurze rzecznika prasowego Urzędu Miasta dowiedzieliśmy
Muzeum na tacy Ten doborowy zespół debatował z biskupami na temat przyszłości wspomnianego muzeum, którego budynek hierarchowie chętnie by skubnęli, robiąc w tym miejscu wystawę swoich diecezjalnych eksponatów. Instytucja muzeum okręgowego miałaby zostać przeniesiona do rzeszowskiego zamku. Dowiedzieliśmy się, że na owym spotkaniu dyskutowano także na temat zmian planowanych na zamku. Znajdujący się w nim sąd okręgowy ma zostać przeniesiony. W tym celu miasto chce oddać Skarbowi Państwa 68-arową działkę pod budowę nowej siedziby sądu. Dodatkowo na jej budowę ma zostać przekazane 20 milionów złotych z budżetu miasta i województwa, co powinno należeć przede wszystkim do kompetencji ministra sprawiedliwości. Biuro Gospodarki Mieniem zdążyło już przygotować projekt uchwały dotyczący oddania działki przy ul. Dołowej, czyli miejsca, gdzie obecnie znajduje się ogromne targowisko. Pracownicy BGM zapewniają, że nikogo nie będą stamtąd wyrzucać, tylko przenosić. Czas pokaże, czy nie są to tylko puste obietnice. Dopiero za jakiś czas uzyskamy też odpowiedź na pytanie, dlaczego to akurat Kościół katolicki miałby dostać budynek po starym muzeum? Diecezjalne eksponaty zajęłyby ledwie część parteru dwupoziomowego gmachu, do którego niedawno dobudowano dodatkowe pomieszczenia, ocieplono go i wymieniono okna. Poza tym muzeum okręgowe zatrudnia 30 wykwalifikowanych pracowników oraz 15 osób obsługi, które dbają o około 240 tys. eksponatów! W muzeum diecezjalnym pracuje tylko kilka osób mających pod opieką niespełna tysiąc bibelotów. Obydwie instytucje do tej pory nie zgłaszały chęci zmiany lub poszerzenia swoich lokali. Warto wspomnieć, że budynek muzeum mieści się na reprezentatywnej ulicy 3 Maja, więc niewykluczone, że
się, że wszystko zależy od tego, czy uda się przenieść muzeum okręgowe do rzeszowskiego zamku. – Skoro nie ma jeszcze decyzji, to dlaczego cała śmietanka podkarpackich polityków debatuje w tej sprawie na dywaniku u biskupa Kazimierza Górnego? Czy przekazanie Kościołowi budynku, który pozostanie po muzeum okręgowym, ma być kolejną
Nowa Wieś, Tajęcina, części sołectw Trzebownisko i Jasionka. Właśnie ta ostatnia miejscowość jest najbardziej atrakcyjna dla miasta, ponieważ znajduje się w niej międzynarodowe lotnisko. Oddalenie portu lotniczego o około 13 km od miasta naraża pasażerów na niemałe koszty. Za taksówki i autobusy muszą płacić więcej ze względu na II strefę taryfową
Czołowi politycy z województwa i ministerstwa na prywatnych spotkaniach z biskupem dyskutują o przyszłości Rzeszowa – to podkarpacka norma. zapłatą za akcję promocyjną powiększania Rzeszowa? – pyta Dariusz Dziadzio. Miasto od lat sukcesywnie pochłania bowiem małe miejscowości. Prezydentowi Ferencowi zależy na rozbudowie i poszerzaniu granic Rzeszowa, ale po kilku spektakularnych wchłonięciach włodarze miasta trafili na mur w postaci ościennej gminy Trzebownisko. Teren o powierzchni zbliżonej do Opola, z niemal 20 tysiącami mieszkańców, jest smakowitym kąskiem, ale ku wielkiemu rozczarowaniu Ferenca oraz jego świty zarówno mieszkańcy, jak i rada gminy nie chcą słyszeć o przyłączeniu się do miasta. Interpretując politykę prezydenta oraz rady miasta, możemy zauważyć, że według nich jedynym sposobem na nakłonienie gminy do przyłączenia się do Rzeszowa jest biskupia pomoc. Nikt nie podejmuje dialogu z mieszkańcami gmin, którzy słusznie obawiają się wyższych podatków i nie widzą żadnych plusów takich fuzji. Teraz to duchowni mieliby z ambon namawiać wiernych do poparcia projektu poszerzania miasta, wyręczając rzeszowskich polityków. Na razie jednak rada Trzebowniska po raz kolejny negatywnie zaopiniowała (kilka dni temu) propozycję rzeszowskich polityków w sprawie połączenia gmin Trzebownisko i Rzeszów oraz włączenia w granice Rzeszowa sołectw Zaczernie,
i biletową. Taksówkarz za pokonanie tej trasy kasuje ponad 50 zł. W urzędzie gminy Trzebownisko dowiadujemy się, że mieszkańcy nie dają się zwieść obietnicom rzeszowskich polityków o podatkowym raju w przypadku zgody na przyłączenie całej gminy Trzebownisko bądź jej części do Rzeszowa. „Jak powszechnie wiadomo, swe stanowcze »nie« wyraziliśmy na wiosnę 2012 roku w trakcie konsultacji ankietowych. Stanowisko to jest wciąż aktualne. Świadczy o tym przebieg i wynik głosowania podczas tegorocznych zebrań wiejskich, zorganizowanych już w 8 sołectwach” – czytamy w gminnych dokumentach. Miastu nie pomogła nawet kampania reklamowa informująca mieszkańców Trzebowniska o zaletach życia w granicach Rzeszowa. Prezydent ze swoją świtą muszą szukać innych rozwiązań. Jednym z nich ma być właśnie przekupienie kościelnych hierarchów atrakcyjnym budynkiem muzeum. Powszechnie wiadomo, że ksiądz na galicyjskiej wsi ma często większą władzę niż sołtys, więc tylko kwestią czasu będzie namówienie lokalnej społeczności do poparcia włączenia się do granic miasta. Kościół w Rzeszowie od lat żyje jak pączek w maśle, ale widocznie wychodzi z założenia, że zawsze może być lepiej. Nowy budynek muzeum diecezjalnego, na który tak
bardzo uparli się biskupi, mógłby się mieścić w coraz bardziej opustoszałym seminarium duchownym albo w pokojach Instytutu Teologiczno-Pastoralnego wybudowanego niemal w całości za unijne pieniądze i wartego prawie 50 mln zł. Tam na 11 tys. mkw. spokojnie zmieści się te kilkaset kościelnych pamiątek (instytut stanął na sprezentowanej od miasta 2,4-hektarowej działce wartej kilkadziesiąt milionów złotych!). Problem rozwiązałby się natychmiast, tymczasem widzimisię biskupów i rządzących przyprawia o zawrót głowy ludzi kierujących muzeum okręgowym oraz rzeszowskim zamkiem. Przystosowanie zamku do wymogów muzeum wymaga remontu. Gmach jest zabytkowy, więc potrzeba zezwolenia i firmy potrafiącej dokonać takiej przeróbki. Już przebudowanie i poszerzenie samego korytarza to olbrzymie pieniądze, których oczywiście nie wyłoży kuria… Początkowo w zamku miała się mieścić biblioteka, ale okazało się,
9
że stare stropy nie utrzymają księgozbiorów. Poseł Dziadzio nie ukrywa, że stworzenie tam wymarzonego przez prezydenta centrum kulturalnego jest kompletnie nieopłacalne. – Nie ma sensu przebudowywać, remontować i wydawać tylu pieniędzy, jeśli w tej chwili wszystko sprawnie działa – mówi polityk. Naturalnie miasto nie ma jakiegokolwiek interesu w rozszerzeniu i rozbudowaniu kościelnego muzeum. Jeśli pomysł przenosin do zamku dojdzie do skutku, to w budynku przy 3 Maja można zorganizować na przykład Centrum Organizacji Pozarządowych, o które od lat zabiegają lokalni działacze rozmaitych fundacji i stowarzyszeń. Co kieruje niejasnymi ruchami lokalnych włodarzy? Według posła Dziadzi chodzi o kolejną prezydenturę dla Ferenca oraz o wspomnianą już chęć przyłączenia Trzebowniska do Rzeszowa, co w zamian za sute apanaże ochoczo mają pochwalać z ambon kościelni dostojnicy. Podobnie było z oddaniem Kościołowi terenu w centrum pod budowę parkingu („FiM” 7/2012). Po sprezentowaniu biskupowi atrakcyjnej działki ten natychmiast wypowiedział się pochlebnie o planach rozszerzenia Rzeszowa, dzięki czemu kolejne wioski włączyły się w granice miasta. Poseł Dziadzio nie kryje wściekłości i pyta o handel polityczny, który odbywa się z biskupem za plecami mieszkańców miasta. – Czy kolejne decyzje prezydenta Ferenca wespół z marszałkiem województwa narażą nas wszystkich na milionowe straty? Co na spotkaniu w Pałacu Biskupów Rzeszowskich przehandlowano za poparcie dla przedstawicieli wymienionych partii? Czy prezydent Ferenc obawia się, że bez wsparcia biskupa nie zostanie wybrany na kolejną kadencję? – pyta retorycznie polityk. ARIEL KOWALCZYK
REKLAMA
NOW OŚĆ!
„Sensacyjna monografia Marka Szenborna »Czarownice i heretycy. Tortury, procesy, stosy« burzy miłe, ułatwiające życie przekonanie o dobroci i szlachetności ludzkiej natury. To literatura faktu, a raczej faktów niewygodnych dla Kościoła” – prof. Joanna Senyszyn
Zamówienia: Telefonicznie i przez internet
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
POD PARAGRAFEM
Fot.: www.przemysl.ic.gov.pl
10
Kontra banda Nietykalność osobista, prywatność i domowy mir – to wszystko gwarantuje konstytucja. Wolność obywatelska kończy się zwykle tam, gdzie zaczyna przeszukanie. Pewnego poranka do domu Ryszarda Częstochowskiego przyszli trzej funkcjonariusze służb celnych, wspierani przez psa do zadań specjalnych. Zadzwonili do drzwi około 7 rano. Gospodarz otworzył odziany w poranny szlafrok. Wysłuchał, że panowie z wydziału do zwalczania przestępczości chcieliby poszukać dużych ilości papierosów bez akcyzy. Innym słowem – kontrabandy. Zdumiony Częstochowski obejrzał ich legitymacje. Zapytali, czy mogą się rozejrzeć. Pozwolił. Wpuścił dwóch, bo trzeci, ten z psem, został za drzwiami, aby nie zakłócać miru domowego kota znajdującego się w środku. Funkcjonariusze przyjechali w cywilu, nie było demonstracji. Mimo wszystko gospodarz czuł się mało komfortowo. – Szok, bzdura zupełna, ale ponieważ mam mieszkanie czyste, pozwoliłem na oględziny. Nie wywalali ciuchów z szafy, tylko zaglądali w szuflady, które
na ich prośbę otwierał. Obejrzeli też szafy, półki, tapczany i kanapy. Niczego nie znaleźli, więc zaprosili gospodarza do piwnicy. Też była czysta. Przeprosili i poszli. Że to jest potwarz i upokorzenie, dotarło do mnie po fakcie – mówi. Do Częstochowskiego celnicy przyszli nie tylko bez prokuratorskiego czy sądowego nakazu. Nie mieli też żadnego dokumentu predestynującego ich do prowadzenia czynności, choćby kawałka papieru podpisanego przez swego szefa. Mariusz Ziarnowski, rzecznik Izby Celnej, twierdzi, że… nie ma sprawy. Doniesienie mieli z wiarygodnego źródła, zaś czynności prowadzone przez funkcjonariuszy to – w jego interpretacji – były oględziny, nie przeszukanie. Do tego dobrowolne, bo Częstochowski celników sam wpuścił i sam otwierał szuflady. Takich przeszukań czy – jak woli rzecznik Izby Celnej – oględzin, kiedy to celnicy stukają
„BYŁEM
do drzwi zdezorientowanych rodaków i machają legitymacją zamiast prokuratorskim nakazem, jest każdego roku kilka tysięcy. Tylko w 2011 roku odbyło się w ten sposób, tzn. bez nakazu sądu lub prokuratury, 97 proc. spośród 8283 podobnych czynności. Ryszard Częstochowski, założyciel bydgoskiego Monaru, wieloletni terapeuta, literat i polityk związany z Ruchem Palikota, jest osobą publiczną. Nieposzlakowana opinia – z uwagi na wykonywany zawód i zaufanie pacjentów – jest dla niego szczególnie ważna. Mimo że celnicy go przeprosili, napisał do szefa celników, ministra Jacka Kapicy, skargę. Chce, aby fałszywy donosiciel poniósł konsekwencje. – Domagam się ujawnienia źródła donosu, bo chcę wiedzieć, kto taką bzdurę wymyślił na mnie, człowieka, który od 30 lat walczy z głupotą i nałogami – deklaruje Częstochowski. – W sąsiednim bloku jest
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
I
II „Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce” – 12 zł za książkę
III „Owce ofiarami pasterzy” – 12 zł za książkę
Zamówienia książek można składać: – telefonicznie: (42) 630 70 66 – e-mailem:
[email protected] – po dokonaniu przedpłaty na konto „Relax nad Białym” Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 ING PL PW 65 1050 1461 1000 0090 3009 9296 – listownie na adres: „Relax nad Białym” Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15
„Owoce zła” – 12 zł za książkę
ie 30 zł Komplet książek w cen + koszty wysyłki* konto * 9,50 zł przy przedpłacie na odbiorze * 12,50 zł przy płatności przy
Zamówienia zagraniczne, nietypowe (inne ilości niż jeden komplet) realizujemy po wcześniejszym kontakcie i uzgodnieniu ceny.
melina, gdzie sprzedają wódę ukraińską, a na szefa Monaru robią nalot jak na jakiegoś bandziora. Mnie się wydaje, że to śmierdząca sprawa, bo czy urzędnicy są aż tak głupi, żeby u człowieka mojego pokroju szukać papierosów z przemytu, a gangsterów, którzy mieszkają obok, nie ruszać? – dodaje. „Niepokojące jest dla nas nieuzasadnione nękanie obywateli na podstawie niepotwierdzonych donosów i budowania atmosfery rodem z IV RP” – napisał w oświadczeniu dla mediów Andrzej Rozenek, rzecznik RP.
– Do funkcjonariuszy nie mam żadnych pretensji, natomiast mam pretensje do ich mocodawców. Oni dostali rozkaz aż z Warszawy. Jak komuś ludzi wpuszczają na chatę, to niech najpierw rozpracują ten adres. Nawet jeśliby to był minister sprawiedliwości, trzeba to sprawdzić. Tyle że poza donosem trzeba mieć jakieś przesłanki. W przeciwnym razie każdemu w tym kraju można popsuć miły poranek – zauważa Częstochowski. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Kwestie związane z przeszukaniem reguluje m.in. Kodeks postępowania karnego: ~ Przeszukanie domu/mieszkania może zostać przeprowadzone w celu wykrycia lub zatrzymania albo przymusowego doprowadzenia osoby podejrzanej, a także w celu znalezienia rzeczy mogących stanowić dowód w sprawie lub podlegających zajęciu w postępowaniu karnym (art. 219 par. 1 kpk). Podstawą jest nakaz sądu bądź prokuratora. W sytuacjach wyjątkowych (uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa bądź podejrzenie, że w pomieszczeniu znajdują się przedmioty, które mogą stanowić dowód w sprawie) może to być nakaz wydany przez kierownika, na przykład komisariatu, ewentualnie legitymacja służbowa. W takim przypadku osoba, u której dokonano przeszukania, powinna zgłosić do protokołu żądanie dostarczenia w ciągu 7 dni zatwierdzenia przeszukania przez sąd lub prokuratora (o prawie zgłoszenia żądania funkcjonariusze mają obowiązek pouczyć). Jeżeli zatwierdzenie nie zostanie dostarczone, jest to równoznaczne z faktem, że przeszukanie było bezprawne, co jest podstawą do dochodzenia odszkodowania od Skarbu Państwa. Poza tym: z przeszukania dokonuje się w dzień, tj. w godz. 6–22 (przeszukanie już rozpoczęte można kontynuować, zaś w sytuacjach wyjątkowych można dokonać przeszukania w godzinach nocnych); z osobom zainteresowanym należy natychmiast wręczyć pokwitowanie stwierdzające, jakie przedmioty i przez kogo zostały zatrzymane. Z przeszukania miejsca lub osoby sporządza się protokół. ~ Przeszukania samochodu może dokonać Policja, Inspekcja Transportu Drogowego lub Służba Celna. Podobnie jak w przypadku przeszukania mieszkania, musi mieć stosowne postanowienie sądu lub prokuratury. Otwarcie bagażnika, jak i przeglądanie bagażu musi się odbywać w obecności kierowcy. Policjant powinien poinformować o prawie do złożenia zażalenia do prokuratora. ~ Kontrola osobista, czyli sprawdzenie zawartości odzieży oraz przedmiotów znajdujących się na naszym ciele, powinna się odbyć bez odsłaniana zakrytych powierzchni ciała. Wykonuje je funkcjonariusz tej samej płci, co osoba przeszukiwana (wyjątek stanowi sytuacja, gdy w grę wchodzi zagrożenie życia, zdrowia ludzkiego lub mienia), bez obecności osób postronnych.
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
W
łaśnie z powodu bicia policja odwiozła na początku marca trzech synów Bajkowskiego prosto ze szkoły do Domu Dziecka. Zostali tam skierowani decyzją sądu podjętą po szczegółowych konsultacjach z psychologami. „Rzeczpospolita” oraz „Gość Niedzielny” natychmiast podniosły larum. Szeroko opisywały dramat dzieci, ich płacz i krzyki „pomocy!”, bezduszność policjantów i instytucji państwowych, taktownie przemilczając powód, dla którego dzieciaki trafiły do „bidula”. Tymczasem chodziło nie tylko o „klapsy rozdawane na prawo i lewo”, lecz także „o szokujące przypadki przemocy psychicznej” – na przykład przywiązanie dzieci łańcuchem do budy i zmuszanie
porozumienia (…)”. W programie Jana Pospieszalskiego „Bliżej” (TVP Info) Bajkowski dodał, że „w ramach zabawy przywiązał synów do psiej budy. Miało się to stać na ich wyraźne życzenie”. Zgodnie z obowiązującymi regułami ani sąd, ani psychologowie nie mają prawa ujawnić szczegółów postępowania i przesłanych opinii. Wiemy jedynie, że dzieci państwa Bajkowskich żyły w „bardzo trudnych warunkach, zaburzających ich rozwój emocjonalny”. Z oględnych komunikatów przekazywanych przez sędziego Waldemara Żurka, rzecznika Sądu Okręgowego w Krakowie, wynika, że „rodzice odmówili poddania się dalszej psychoterapii i jakiejkolwiek współpracy z sądem”. Sprawą zajęła się także prokuratura.
Według katolickich fundamentalistów Polacy mają coraz mniej praw – nie wolno im na przykład bić swoich pociech. Przekonał się o tym Bartosz Bajkowski, najnowszy bohater katolickiej prasy, który wychowuje synów za pomocą pasa.
A TO POLSKA WŁAŚNIE przed nowymi, nieznanymi sytuacjami, opóźnienie emocjonalne, zachowania neurotyczne (kiwanie się, chorobliwe mycie rąk, ssanie kciuka), brak umiejętności nawiązywania kontaktów z rówieśnikami, niska samoocena. W pracy doktor psychologii Anny Piekarskiej z australijskiego Uniwersytetu Queensland czytamy, że „jak dotąd nikomu nie udało się udowodnić pozytywnego wpływu kar cielesnych na rozwój dziecka”. Mają one za to „znaczne negatywne konsekwencje zarówno dla samych maluchów, jak i stosujących je rodziców”. Wiążą się między innymi z przyjętym w danym społeczeństwie modelem relacji rodzic–dziecko. Według badań psychologa Jay Belsky’ego z angielskiego uniwersytetu Birkbeck w konserwatywnych społeczeństwach katolickich oraz islamskich dominuje „relacja własnościowa”. W takich społecznościach nieletni traktowani są jak rzecz, przedmiot. Nie mają więc żadnych praw, a ich głos się nie liczy. Społeczna
W Europie oba wskaźniki są najniższe w państwach skandynawskich. To one także jako pierwsze w świecie już pod koniec lat 80. XX wieku wprowadziły prawny zakaz stosowania kar cielesnych. W ten sposób wdrożyły w życie koncepcje wychowania dziecka bez fizycznej i psychicznej agresji, opracowane w latach 20. oraz 30. XX wieku przez słynnego polskiego pedagoga Janusza Korczaka. Za ich przykładem poszły m.in. Austria, Węgry, Bułgaria, Hiszpania, Portugalia, Wenezuela, Luksemburg. W Argentynie wprowadzenie zakazu bicia dzieci nie spodobało się tamtejszemu Kościołowi katolickiemu. Jego hierarchia nazwała go „bezprawną ingerencją w sprawy rodziny”. W Polsce w 2011 r. minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak z PSL przepchnęła przez Sejm zakaz stosowania wobec dzieci kar cielesnych oraz
11
Aktywiści ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców uznają zakaz stosowania kar cielesnych za element rozprawienia się przez państwo ze zdrową rodziną. Ich zdaniem temu samemu celowi służy obniżenie wieku szkolnego do 6 lat i wprowadzenie obowiązkowej zerówki. Pod hasłem „Ratujmy maluchy” prowadzą kampanię zniechęcania rodziców do posłania wcześniej dziecka do szkoły. Profesor fizyki Łukasz Turski tłumaczy, że towarzyszy temu akcja straszenia samych dzieci szkołą, które z propagandowych reklamówek telewizyjnych mogą się dowiedzieć, że lekcje zabiorą im dzieciństwo, dostaną tam lanie od starszych uczniów, będą głodne i znudzone. Międzynarodowe i krajowe badania psychologów i pedagogów wskazują, że obniżenie wieku szkolnego przynosi wiele korzyści. W większości państw Europy nauczaniem w szkole objęto już dzieci 4–5-letnie. Zajęcia te
Rzecznicy przemocy do klęczenia na grochu. Zdaniem psychologów w grę mogły też wchodzić zastraszanie i domowy terror. Rodzice zaprzeczają wszelkim oskarżeniom.
Niewyparzony język? W obronie rzekomo skrzywdzonej rodziny stanęli konserwatyści ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców oraz Fundacji Mamy i Taty. Bajkowskich wsparli także posłowie PiS, Solidarnej Polski i minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Ten ostatni zażądał, aby sprawę obserwował specjalny sędzia wizytator, bowiem wcześniejsze decyzje miały zapaść „w niejasnych okolicznościach”. Dość szybko jednak zmienił zdanie. U sedna sprawy leżą bowiem poglądy pokrzywdzonych rodziców. Bartosz Bajkowski dla Frondy opisywał je w następujący sposób: „Mam niewyparzony język. Nie potrafię się zachowywać zgodnie z poprawnością polityczną. Bo sędziemu powiedziałem, że wychowałem się w rodzinie, w której uczono mnie, że do szantażystów się strzela, a nie negocjuje z nimi (…)”. Pochwalił się także, że zarówno on, jak i żona akceptują oraz stosują kary cielesne. Nie odróżnia on przy tym jednorazowego klapsa od lania pasem. Według niego „kary cielesne są naturalne”. Spotkania z terapeutami związanymi z liberalną katolicką organizacją „U Siemachy” określił jako polityczne i marnujące czas: „My (to jest Bajkowscy – przyp. red.) mieliśmy ściśle ukształtowany światopogląd, a psychologowie swój (…) i nie było możliwości
Nie przekonuje to jednak obrońców Bajkowskich. Według nich szeroka państwowa ingerencja w prywatność rodziny jest niemoralna. Dowodzą oni, że „większość rodziców z umiarem stosuje kary cielesne”. Te ostatnie zaś należą do „kanonu metod wychowawczych”. Nie ma także żadnych naukowych dowodów, że „klapsy lub lanie powodują szkody na ciele i psychice dziecka”. Z przekonaniami tymi zgadza się również prof. Alicja Grześkowiak. W jej ostatniej pracy czytamy, że „legalność karcenia wynika z przyjętych i powszechnie akceptowanych ram modelu wychowawczego i stosunków rodzinnych”. Z badań TNS OBOP wynika, że opinię tę podziela ponad 89 proc. ankietowanych Polek i Polaków.
Dziecko jak własność Świat nauki już na początku lat 70. XX wieku obalił tezy o braku negatywnych efektów kar cielesnych. Pierwsze wnioski sformułował profesor Henry Kemp z Centrum Medycznego w Colarado. Zamieścił je w pracy zatytułowanej „Syndrom dziecka maltretowanego”. Dotyka on maluchów wychowywanych zarówno przez rodziców borykających się z uzależnieniami (narkotyki, alkohol), chorych psychicznie, jak i na pozór normalnych. W opracowaniu Światowej Organizacji Zdrowia syndrom ten objawia się w postaci ran i uszkodzeń ciała dziecka, spowalnia jego rozwój fizyczny oraz psychospołeczny. Jego konsekwencje ujawniają się wiele lat po aktach przemocy. Należą do nich między innymi: strach, lęk
akceptacja takiego podejścia zwiększa ryzyko stosowania w rodzinie przemocy w stosunku do malców. Wychowywani w taki sposób ludzie po latach nie mają zahamowań w maltretowaniu swoich rodziców, dziadków, dzieci. Potwierdzają to prowadzone w Polsce od 1984 r. badania zespołu naukowców z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Większość bitych i poniewieranych dzieci akceptowała swoją sytuację, uznając „prawo rodziców do ich fizycznego karania w dowolny sposób”. Według badań amerykańskiego Narodowego Centrum Badań nad Karami Fizycznymi i Alternatywnymi Metodami Wychowawczym zachodzi ścisły związek pomiędzy liczbą osób leczonych z powodu depresji a skalą domowej przemocy. Okazało się, że tam, gdzie nie bije się dzieci, mniej osób musi korzystać z pomocy psychiatrów.
psychicznego dręczenia. Konserwatyści zawyli z oburzenia.
Hodowla domowa Siedlecka posłanka PiS Teresa Wargocka dowodziła, że „państwo nie ma prawa bez uzasadnienia ingerować w sposób, w jaki funkcjonuje rodzina, a czynić to będzie, delegalizując takie zachowania rodziców wobec dzieci, jak zawstydzanie, ograniczanie kontaktów, kontrolowanie, narzucanie własnych poglądów, krytykowanie zachowań seksualnych, obezwładnianie, uderzanie otwartą ręką”. Paweł Woliński, prezes Fundacji Mamy i Taty („FiM” 32/2010), dodawał, że „przemoc w pełnych rodzinach opartych na związkach małżeńskich jest zjawiskiem rzadkim”. Dowodził on także, że delegalizacja klapsa oznacza „upaństwowienie dzieci i ograniczenie praw rodziców”.
na początku przypominają oczywiście zabawę. Obniżenie wieku szkolnego umożliwia nadgonienie zaległości tym dzieciom, które nie chodziły do przedszkola. Działacze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców za lepsze rozwiązanie uznają propagowanie przez państwo nauczania domowego. W jego ramach dzieci – zamiast chodzić do szkoły – uczą się pod kierunkiem rodziców w domu. Jak dotąd żadne badania psychologiczne nie potwierdziły przewagi takiej metody kształcenia. Przeciwnie – z analiz kanadyjskich psychologów z uniwersytetu w Ottawie wynika, że tak nauczane dzieci w wieku dorosłym napotykają na liczne trudności w adaptowaniu się do otoczenia i w nawiązywaniu prawidłowych relacji z innymi ludźmi. MiC
12
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
– Czym właściwie jest racjonalizm? Czy to jest tylko pewien sposób rozumowania, czy też może cały, spójny światopogląd? – Nasz racjonalizm to spójny światopogląd odnoszący się do naukowo-humanistycznej wizji świata. Uważamy, że świat składa się całkowicie z materii i energii oraz rządzących nimi praw fizyki, zaś człowiek jest jednym z efektów „zachodzenia świata”, który nie potrzebuje do tego żadnych bogów ani bogiń. Nasz racjonalizm jest również przeciwstawny modnej obecnie tezie o rozmaitych rzeczywistościach, gdzie obok rzeczywistości naukowej miałaby istnieć rzeczywistość duchowa, czy też gdzie każda narracja kulturowa ma niemal autonomiczny byt. Nasz racjonalizm ma również wymiar społeczny. Uważamy, że dzięki nauce i dążeniu wielu ludzi do świeckości zasady moralne kierujące ludźmi zmieniają się na lepsze. – Czy w Polsce jest zapotrzebowanie na racjonalizm? Wszak jesteśmy krajem, w którym media poważnie piszą o „cudzie w Sokółce”, niektóre wyższe uczelnie adorują krew Jana Pawła II, a spora część społeczeństwa ekscytuje się wyborem nowego „ojca świętego”. – W Polsce jest ogromne zapotrzebowanie na racjonalizm. Nie tylko w Polsce – wspomniany przeze mnie postmodernizm jest zagrożeniem nawet tam, gdzie szczęśliwie zepchnięto już w cień nadmierny wpływ religii na edukację i życie codzienne. Nawet w bardzo świeckich państwach Zachodu darzy się religie zdecydowanie nadmiernym szacunkiem. Polska to przypadek szczególny. Przeciwko rzekomemu cudowi w Sokółce podjęliśmy niepozbawioną ironii akcję, zgłaszając, że być może doszło do przestępstwa. Jeśli bowiem na przykład w kupionym chlebie znajdzie się kawałek ludzkiego ucha czy (jak rzekomo w hostii w Sokółce) mięśnia sercowego, trzeba przecież donieść o tym na policję. W rezultacie batalia wokół cudu w Sokółce raz jeszcze dowiodła hipokryzji osób promujących wiarę religijną. Nikt nie chciał zająć się sprawą na poważnie ani też potępić wyzyskiwania naiwności ludzi przez kler z Sokółki. Tam wciąż zajeżdżają autokary pełne pielgrzymów. Jan Paweł II był z kolei dość kontrowersyjną postacią. Nie tylko ateiści i racjonaliści, ale również wielu katolików na świecie dostrzega ciemne strony jego pontyfikatu. Tymczasem jakakolwiek propozycja debaty na ten temat traktowana jest w naszym kraju jako agresja. Jeśli chodzi o wyższe uczelnie adorujące świętą krew „naszego świętego”, mieści się to w szerszym kontekście kryzysu polskich elit. Postawa dewocyjno-służalcza wobec wszelakich katolickich rytuałów staje się niejako oczywistością u wielu profesorów i doktorów wyższych uczelni.
Rozum potrzebny od zaraz Rozmowa z Jackiem Tabiszem, przewodniczącym Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, historykiem sztuki, muzykiem, znawcą kultury indyjskiej. – Jakie są osiągnięcia Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w 7 lat po jego rejestracji? – Ostatni rok przyniósł nam wizytę Sanala Edamaruku – najwybitniejszego indyjskiego racjonalisty, który miał wykłady w wielu miastach w Polsce. Staliśmy się też głównymi obok Fundacji Wolność od Religii animatorami ateistycznej akcji billboardowej. Obecnie staramy się zaprosić Richarda Dawkinsa, a niedawno współpracowałem ze sławną ateistką Maryam Namazie. Nasz oddział w Krakowie co roku urządza ogólnopolskie Marsze Ateistów i Agnostyków, które w ostatnim roku stały się wielodniową imprezą pod nazwą „Dni Świeckości”. Rozwija się też warszawski projekt „Etyka w szkole”. Również w Warszawie 30 marca będziemy inscenizować stracenie Kazimierza Łyszczyńskiego, pierwszego polskiego ateisty. Wrocław przygotowuje pierwsze w Polsce wakacyjne obozy ateistyczne dla młodzieży. Inną inicjatywą znad Odry jest corocznie obchodzony Dzień Przyszłości. W każdym oddziale PSR odbywają się cykliczne spotkania, toczą się debaty i mają miejsce ciekawe wykłady. Wiele zagadnień można przedstawić i przemyśleć od nowa – z racjonalizmem w tle. Kwitną urządzane przez PSR ceremonie humanistyczne – wspaniała oferta dla tych, którzy nie chcą zrezygnować z elementu rytualnego podczas najważniejszych chwil swojego życia, ale z drugiej strony – nie życzą sobie, aby ślub czy pogrzeb był uroczysty tylko za sprawą tej czy innej religii. Innym godnym odnotowania projektem jest współpraca z Klubem Sceptyków Polskich przy Nagrodzie Syzyfa. Każdy kto uważa, iż posiada zdolności paranormalne i chce zdobyć milion euro ufundowany przez członka Belgo-Flamandzkich Sceptyków, może przyjść do nas, aby poddać się wstępnym testom. Oczywiście ta realnie istniejąca nagroda jest nie do wygrania i ukazuje, iż
wszelkie wróżbiarstwo to tylko metoda żerowania na naiwnych. – Jakie Pan, jako obecny przewodniczący PSR, widzi najpilniejsze zadania stojące przed stowarzyszeniem? – Ważne jest jeszcze większe otwarcie się na świat. Zapraszanie do nas wybitnych racjonalistów i nasze uczestnictwo w ich konferencjach. Istotne jest ośmielanie ateistów zastraszonych polskim klerykalizmem. Ogromnie palącą sprawą jest usuwanie niesprawiedliwości z naszego prawodawstwa. Uważam, że ustawa o obronie uczuć religijnych jest prawdziwą hańbą dla demokracji. Teraz pojawiła się sprawa odpisu 0,5 proc. podatku na związki wyznaniowe. Na bazie istniejących możliwości chcemy przynajmniej walczyć o rozszerzenie adresatów tego odpisu o związki światopoglądowe. Sanal zaproponował nam wydawanie po angielsku książek o polskim ateizmie. Marsze Ateistów i Agnostyków też powinny się odbywać nie tylko w Krakowie. – Interesuje się Pan kulturą Indii. W Europie co najmniej od dwóch pokoleń funkcjonuje mit tego kraju jako ojczyzny głębokiej duchowości, o wiele przewyższającej zarówno chrześcijaństwo, jak i europejską kulturę racjonalistyczną czerpiącą z Oświecenia. Jak Pan na to patrzy jako racjonalista? – Hinduizm to tak naprawdę tysiące różnych religii. Niektóre z nich dorobiły się refleksji znacznie ciekawszych od teologii katolickiej, choć nadal opartych, jak to w religiach bywa, na fałszywych założeniach. Inne przyczyniły się do wprowadzenia barbarzyńskich zwyczajów, takich jak antyludzkie traktowanie kasty niedotykalnych, czyli pariasów, albo obrzęd sati, który polega na paleniu wdów na stosie. Obok tego jednak w Indiach już od czasów starożytnych istnieje nieprzerwana refleksja ateistyczno-racjonalistyczna. Innym miłym aspektem tego kraju
jest brak kultu cierpienia, który bardzo mocno wpaja ludziom do głów mitologia chrześcijańska. – Znam ludzi, którzy nie lubią Biblii, ale ekscytują się Wedami, świętymi księgami hinduizmu, mówią o czakramach i wierzą w reinkarnację. Czy te indyjskie wynalazki są bardziej racjonalne niż Biblia? – Na podstawowym poziomie każda religia jest warta drugiej, jeśli chodzi o irracjonalizm. Gdy wierzymy, musimy przecież przyjąć, że „znamy” jakąś wyjątkową prawdę, objawioną naszym prapradziadom. Niekiedy ludzie stawiają dogmaty swej religii tak bardzo ponad rzeczywistością, że prowadzi to do przemocy. Historia każdej religii zna wiele ofiar. Mające 3500 lat Wedy są moim zdaniem wspaniałe literacko, a co ciekawe, zdarzają się wśród nich także hymny podważające istnienie bogów, co chętnie przypominają indyjscy ateiści. Niektóre Wedy zawierają też w sobie zalążki poglądu monistycznego, według którego wszystko jest jednością pod różnymi postaciami. Ten pogląd został później rozwinięty przez ważkie filozoficznie Upaniszady i buddyzm. Współczesna nauka też w jakimś sensie pokazuje, że na przykład człowiek i skała składają się z tych samych pierwiastków, że całym wszechświatem rządzą te same siły fizyczne. Zatem ów oblany mityczno-religijnym sosem monizm Wed i Upaniszad uważam za znacznie cenniejszy od wszelkich przesłań, jakich można się doczytać w Biblii. – Czy istnieje możliwość pogodzenia reinkarnacji i racjonalnego światopoglądu? – W jakimś sensie reinkarnacja jest trochę bardziej zainspirowana przyrodą niż chrześcijańskie zmartwychwstanie. Miło mimo wszystko, że dzięki tej fantazji ludzie dostrzegali i dostrzegają swoje pokrewieństwo ze zwierzętami i szanują je bardziej niż w cywilizacji
judeochrześcijańskiej. Współczesna nauka dostarcza coraz silniejszych przesłanek dotyczących tego, że człowiek nie jest jedynym świadomym zwierzęciem na planecie Ziemia. Bardzo ciężko jest pogodzić racjonalny światopogląd z reinkarnacją, chyba że ktoś nie oczekuje od tego procesu przeniesienia świadomości. Jesteśmy skończeni w czasie i należy się z tym pogodzić. – Czy można być buddystą i racjonalistą jednocześnie? – Buddyzm ma wiele szkół. Niektóre nurty zen odrzucają reinkarnację i traktują życie jak jednorazowy proces. Warto je zakończyć piękną linią – tak jak wyszukaną kaligrafię – aby całe było doskonałe i pełne. Wydaje mi się, że taki światopogląd religijny najłatwiej pogodzić z racjonalizmem, nie oszukując się zanadto. Jednakże medytujący buddysta nigdy nie rozwiąże tych tajemnic psyche, za które bierze się z powodzeniem raczkująca jeszcze psychologia ewolucyjna. – Czy ludzie myślący racjonalnie i po świecku mają powody do obchodzenia święta wiosny i życia, jakim jest Wielkanoc? – Jeśli chodzi o święto wiosny bez krzyża w tle, to uważam, że nasza psychika nie jest wolna od wszelakich uwarunkowań i atawizmów. Wielu z nas chce świętować i nadawać uroczysty charakter istotnym chwilom swojej egzystencji, co jest prawdopodobnie dziedzictwem naszej długiej, stadnej ewolucji i było niezbędne, gdy nasi nieludzcy jeszcze przodkowie komunikowali się głównie poprzez emocje. Ważne jest jednak, aby znać czysto biologiczne przyczyny takich z pozoru podświadomych impulsów i nie składać hołdu religiom, które żerują na takich potrzebach. Damasio widzi w emocjach podstawę naszej świadomości, podając przykłady, z których wynika, iż emocje są najpewniej istotnymi motywatorami myślenia logicznego. – Czym różni się racjonalizm od świeckiego humanizmu, nazywanego także przez profesora Drewnowskiego świeckim humanitaryzmem. Czy można być racjonalistą niehumanistycznym? – Moim zdaniem racjonalista powinien być także świeckim humanistą, gdyż jesteśmy istotami społecznymi i powinniśmy dbać o szczęście innych, a nie tylko o swoje własne. Oczywiście można sobie wyobrazić niehumanistycznego racjonalistę, ale uważam, że jest to racjonalizm niepełny, bowiem często takie osoby pomijają wpływ inteligencji emocjonalnej na nasze działania. Rozmawiał MAREK KRAK
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
13
W czasie gdy lud pobożny umartwia się i przygotowuje do zmartwychwstania Pana, ja Mesjasza znalazłam. Żywego. W małopolskiej niewielkiej miejscowość Staniątki słyszał o nim każdy. Toteż kobieta zagadnięta o pustelnię bez wahania godzi się pokazać mi drogę. – Dobrze, że jest u nas jeden taki – mówi. I po chwili dodaje: – Nie boi się pani? – A powinnam? – Ja wiem…? Trzeba tak trochę ostrożnie. Trochę się obawia każdy. On jest, owszem, grzeczny, ale chodzi zawsze z jakimiś sztyletami. Jak ma tam trochę w głowie nieposprzątane, to czy on taki pewny? – zamyśla się. – To tu – wskazuje w końcu na duży dom wyróżniający się spośród innych dużym krzyżem przyczepionym do elewacji. Różne myśli kłębią się w mojej głowie, gdy parkuję na podjeździe i przyduszam dzwonek. Otwiera mi zakapturzony mężczyzna z długą siwą brodą. Ja w zimowych butach, on boso. – To pokuta – rzuca w odpowiedzi na moje zdziwione spojrzenie. W przedsionku bożej rezydencji – jak o swojej pustelni mówi gospodarz – skrapia mnie wodą święconą i wita w imieniu Boga Jahwe. Dopiero później schodami podążamy w dół. W miejscu, gdzie ludzie zwykle mają garaż, on stworzył kaplicę. Surowy ołtarz, ławy, lampka, którą zapala przed modlitwą. Bardzo zimno. – Tutaj ogrzewamy słowem – mówi, gdy szczelnie zapinam kurtkę. U pustelnika zachowywać się trzeba skromnie. – Gość w dom, Bóg w dom, ale na naszych warunkach i zasadach – instruuje. – Tam, za murem, świat na głowie stoi i robi, co chce, i w zasadzie nam to specjalnie nie przeszkadza. – Nam, czyli komu? – dociekam. Nam – pustelnik podnosi wielki krzyż wiszący na jego piersi i daje w ten sposób do zrozumienia, że wypowiada się w imieniu swoim i Jezusa. ~ ~ ~ Zaczęło się w 33 roku życia. – To było powołanie mistyczne, pionowe. Jak świętego Pawła pod Damaszkiem, kiedy się Boga czuje, widzi, dotyka, słyszy, kontempluje. Idzie się za Nim tak, że nikt i nic nie jest w stanie z tej drogi zawrócić – opowiada. Z tym powołaniem powrócił zza Wielkiej Wody. Wstąpił do zakonu – najpierw misjonarzy św. Wincentego a` Paulo, później – franciszkanów konwentualnych. – Takie powołania budzą kontrowersje. Pojawienie się gorejącego ducha budzi emocje – wyjaśnia. Toteż w habitowych sercach zawrzało, a po jakimś czasie usłyszał: „Kochamy cię, bracie, ale idź sobie gdzie indziej”. – Ta szkoła kościelna była ciężka, trudna i bolesna, ale chwalę ją sobie, bo w krótkim czasie wszedłem w misterium Kościoła. Charyzmat pustelny został stworzony jakby specjalnie dla nas – mówi pustelnik.
Życie prowadzi surowe, ascetyczne. Trumna z wiekiem, w której śpi, to łoże pokutne. Takie, w którym człowiek się nie rozłoży, szukając wygody. Czasami – jeśli potrzeba całkowitego wyciszenia albo zwyczajnie ciepła – zamyka wieko. Nie zdradza, ile ma lat. Twierdzi, że jest duchowym młodzieńcem i mistykiem. Czasem trzeba ruszyć w świat, żeby ludzie zobaczyli boskie stworzenie. Za, jak je nazywa, „bożymi sprawami – pałacami, zamkami, mercedesami” – pielgrzymuje „bożym rydwanem” (toyota hiace). – Skoro stało się bożym prorokiem, zdobywa się nie tylko dusze ludzkie, ale i staramy się o pałace, o zamki, o mercedesy, o święte insygnia dla bożego królestwa – wyjaśnia.
Fot. Autor
Mesjasz z Małopolski Od niedawna ma habit militarny, wojskowy. W końcu o każdą rzecz w Bożym misterium trzeba walczyć. Mało kto zdobywa się na taką odwagę, aby przekroczyć drzwi pustelni. Ludzie w Staniątkach właściwie nie wiedzą, co o nim myśleć, więc na wszelki wypadek omijają go szerokim łukiem. No bo z jednej strony człowiek to bardzo pobożny. Do kościoła chodzi codziennie. Zima, lato – zawsze boso. Kilka kilometrów piechotą. To pokuta. Lubi przyjść i modlić się tuż przed ołtarzem. Ale kiedy krew zawrze w pustelniku, to wstanie i na cały kościół powie, co trzeba, nawet księdzu. Kobiety szanuje. „Niewiastuje” – jak mi tłumaczy sprzedawczyni w lokalnym spożywczaku. No, ale boją się ludzie tych sztyletów, które pustelnik ze sobą nosi. Te „sztylety” to w rzeczywistości miecz. – Kiedy jest opór z drugiej strony, możemy dobyć miecza. Święty miecz bożej sprawiedliwości. Miecz z relikwią św. Stanisława Biskupa, patrona ładu, poświęcony przez biskupa – wyjaśnia Teokracjusz. ~ ~ ~ Teokracjusz Jahwe Teokról Mesjasz. Przez kilka lat starał się zmienić nazwisko. Swoje cywilne – na boskie. Nie miał wtedy jeszcze „bożego rydwanu”. Co tydzień maszerował więc ponad 5 km w jedną stronę na spotkanie z burmistrzem. – Fałszywy prorok już dawno by się poddał. Pustelnik szturmował – wyjaśnia. W końcu trafiło ziarno na podatny grunt. Dziś w dowodzie ma zapisane: Teokracjusz Jahwe Teokról Mesjasz. – Najbardziej zastrzeżone imię w całej historii zbawczej. Imię samego Boga Ojca
– stwierdza z dumą. Szanując jego „pluralis majestatis”, zwracam się do niego i do Jezusa jednocześnie… – Po co wam była ta zmiana? – Przejęliśmy władzę nad bożym imieniem. Możemy w imieniu Boga wydawać rozkaz, nakaz, prośbę lub egzekucję. Możemy otworzyć przed duszą niebo albo piekło. Mamy władzę absolutną. Jesteśmy głosicielem
bożego królestwa. Trzeba być bożym szaleńcem, żeby mieć odwagę takie rzeczy głosić. Dla nas nie ma żadnych granic. Żadnych zobowiązań, żadnych ram. My burzymy wszystko. Jesteśmy ograniczeni jedynie posłuszeństwem Bogu. Żadnych innych zobowiązań i ograniczeń boży prorok nie ma. – Musicie się jednak starać o tak przyziemne sprawy jak jedzenie czy pieniądze. – Pan Bóg się w tym celu posługuje ludźmi. My się modlimy, pościmy, pokutujemy, prowadzimy surowy, ascetyczny tryb życia, co wymaga od nas sporo wysiłku. Nie chwalimy się, ale też nie narzekamy. Co Pan Bóg daje, to bierzemy. – Polska religijność was cieszy? – Jak się zakosztuje misterium Boga żywego, to pragnie się w otoczeniu takiego Boga spotkać. A tu wchodzi się do kościoła i widzi się po wielekroć religijną mizerię, małość, grzech. Ziemskie, czasami demoniczne, diabelskie akty i czasami unosi człowieka święty gniew. I powie się prosto wedle oka i ducha i nieraz publicznie, co się o tym myśli. Dlatego pustelnik jest często tak nielubiany przez ludzi, nieraz znienawidzony. Cóż, życie proroka jest takie, a nie inne. – Księża was przyjmują? – Jeśli jest kapłan pobożny i gorliwy – przyjmuje chętnie. Jeśli ma coś na sumieniu w stosunku do Boga, ludzi i Kościoła, pustelnik staje się dla niego wyrzutem. Niektórzy każą stanąć z boku, niektórzy nawet mają czelność wyprosić do kruchty.
– Wychodzicie? – Nie dajemy się. Boży prorok ma nad sobą li tylko Boga, nie uznaje żadnej ziemskiej władzy ani misterium – jest to wbrew Bogu i wbrew nam. Każdy sługa boży musi przejść przez takie doświadczenia. – A ludzie jak reagują? – Jedni udają, że nie widzą, inni patrzą z zaciekawieniem, pytają. Człowiek, który nie przeżył w swoim życiu prawdziwej, całkowitej komunii z Bogiem, musi dać wiarę, że istnieje ktoś, kto jest gotowy do pójścia z Bogiem na całego. – Obrażają was? – Ludzkie reakcje są różne, trzeba to przyjąć i robić swoje, w trudzie, w pocie, w poniżeniu. „Psychiczny” to delikatnie mówiąc, bo są jeszcze inne, gorsze epitety. Musimy się z tym pogodzić. Kościół potrzebuje rózgi. My taką rózgą jesteśmy. Głosimy, piszemy listy. – Do kogo? – Do kapłanów, biskupów, papieża. Anioł śmierci przerwał życie wielu biskupów, dziesiątków kapłanów. Nie chcieli podjąć relacji, a my się nie zadowalamy małością. W trzecim liście, Słowie Bożym w imię Boga Jahwe, napisaliśmy do Benedykta XVI i nazwaliśmy go obłudnikiem. Dlatego abdykował. Jesteśmy bożym duchem. Żyjemy z Bogiem jako przyjaciele. On jest niesamowicie wymagający. Podnosi nas do swojego poziomu, a to kosztuje. Pan Jezus powiedział swego czasu: Przyjdę, przygotujcie się na moje powtórne przyjście. Przyjdzie czas, że pustelnik wstanie i ogłosi, że on jest przyobiecanym Mesjaszem. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
14
STREFA LAICKIEGO RODZICA
RODZINA NIEWIARĄ SILNA
Ceremonia powitania „Humaniści mają całkowitą swobodę i mogą nadać uroczystości taki kształt, jaki im odpowiada. Nie są skrępowani religijną konwencją ani nie podlegają władzy kościelnej” (Jane Wynne Wilson) Kiedy rezygnujemy z katolickiego chrztu, zwykle z różnych stron pojawiają się głosy współczucia dla dziecka bądź oburzenia na naszą postawę. Czy da się zaakcentować fakt pojawienia się malca na świecie w zgodzie z naszymi przekonaniami? Uroczystość dedykacji, zwana też ceremonią powitania bądź nadania imienia, to uroczystość, która daje rodzicom możliwość, aby w doniosły sposób podkreślić fakt, iż pojawił się w ich rodzinie nowy człowiek. Osoba wyjątkowa i ważna, co chcą uwidocznić właśnie poprzez akt nadania mu imienia. Co istotne – nie jest to forma zapisania do żadnej wspólnoty światopoglądowej. Przeciwnie – podkreśla, że nasze dziecko samo będzie decydowało o swoich wyborach. Ceremonia – jak czytamy na stronie www.ceremoniehumanistyczne.pl – nie jest dla dziecka. Jest dla rodziców, bo poprzez rytuał społeczność składa hołd nowemu statusowi rodziców. To także szczególny moment, w którym mogą się oni podzielić swoją radością, obawami oraz nadzieją z innymi ludźmi. Jak to wygląda? Ceremonie humanistyczne ogranicza właściwie tylko wyobraźnia ich uczestników. Zwykle jednak prowadzący wygłasza wstęp, wita gości, wyjaśnia im cel wizyty i opowiada,
co będą robić. Mówi o humanizmie, zwłaszcza w kontekście wychowywania dzieci – o odpowiedzialności, otwartości, szacunku. Po tym następuje rytuał symboliczny, kiedy rodzice za pomocą dwóch mniejszych świeczek zapalają trzecią, która symbolizuje płomień dziecka. Podczas gdy oni wypełniają ten rytuał, prowadzący wyjaśnia jego symbolikę. Moment nadania imienia to chwila, w której rodzice wyjaśniają gościom, dlaczego wybrali akurat to imię, a następnie składają przyrzeczenia – bezwarunkowej miłości do dziecka, troski, szacunku i szanowania jego indywidualności. Kolejny etap to wybranie rodziców honorowych, czyli opiekunów malca. Ich najważniejszym zadaniem jest dopilnowanie, aby dziecku nigdy nie zabrakło przyjaciela. Żeby byli wsparciem zarówno dla malucha, jak i dla rodziców. Rodzice honorowi podczas ceremonii odczytują oraz podpisują swoje przyrzeczenia. Na koniec następuje uroczyste powitanie dziecka w rodzinie. Cena każdej ceremonii humanistycznej, a więc również ceremonii dedykacji, to 500 zł plus koszty dojazdu. Szczegóły znajdziecie na stronie www.ceremoniehumanistycze.pl. ~ ~ ~ Gdy dzieci pytają o istnienie Boga – o tym za dwa tygodnie.
Ceremonia powitania Leona
„FiM” rozmawiają z Małgorzatą Bojarską, celebrantką. – Dla kogo jest przeznaczona ceremonia dedykacji? – Dla wszystkich rodziców, niezależnie od filozofii, religii czy stylu życia. Dla wszystkich, którzy chcieliby podkreślić fakt przyjścia na świat swojego dziecka. W tych ceremoniach chodzi o ukazanie radości z niezwykłego zdarzenia, jakim jest pojawienie się dziecka na świecie. – To znaczy, że to ceremonia wyłącznie dla rodziców noworodków? – Kluczowym elementem jest przywitanie nowo narodzonego dziecka. Jeżeli natomiast zgłosiliby się rodzice dwulatka, bo na przykład wcześniej nie mieli możliwości zrobienia takiej
Chrzest cywilny Ludzkość nie czekała na pojawienie się chrześcijan, żeby odprawiać różne ceremonie. Obrządek chrztu znany był już na przykład u starożytnych Greków i Rzymian, gdzie miał niereligijne, a wspólnotowe znaczenie. Pierwsi chrześcijanie zapożyczyli określenie na ten rytuał z jęz. greckiego (baptisma, czyli „zanurzenie”) i stąd rozwinęły się zachodnioeuropejskie nazwy, takie jak bâpteme, battesiomo, batismo. To głównie języki słowiańskie świadczą o tym, że wiąże się on z przyjęciem chrześcijaństwa (chrzest, krst, krszczenie). W kulturach przedchrześcijańskich chodziło o wstąpienie dziecka do grona współobywateli wyznających te same wartości – nie religię. Taka jest również koncepcja nowożytnych chrztów cywilnych. Zapoczątkowali je Francuzi tuż po rewolucji – w 1794 roku. Były one konsekwencją decyzji, że jedynie urzędy państwowe mają prawo wydawać akty stanu cywilnego (wcześniej nowo narodzonych rejestrowano tylko w księgach parafialnych). Na tę okazję został skomponowany przez G. Cambiniego „Hymn do młodości”. Chrzest cywilny (republikański) we Francji odbywa się w merostwie, rodzice wybierają chrzestnych, którzy deklarują na piśmie pomoc dziecku w przypadku niemożliwości opieki rodzicielskiej. Ci ostatni zaś potwierdzają życzenie wychowania potomka „poza wszelkimi uprzedzeniami społecznymi i filozoficznymi, w poszanowaniu rozumu, honoru i solidarności”. Nie wiąże go to jednak na zawsze ani z narodem francuskim, ani z wymienionymi wartościami, w przeciwieństwie do chrztu religijnego. Sam rytuał nie jest aktem administracyjnym (noworodki rejestruje się jeszcze w szpitalu). W innych krajach także nie ma on wagi państwowej, choć jest praktykowany oficjalnie w Hiszpanii (także przez przedstawiciela administracji państwowej), Wielkiej Brytanii (naming, czyli nadanie imienia) i niemieckojęzycznej części Szwajcarii, gdzie organizowany jest przez stowarzyszenia humanistyczne. W tej ostatniej powstała nawet profesja „doradcy rytualnego”, który pomaga rodzicom zindywidualizować ceremonię (teksty do odczytania, rytuały itp.). Fanami nieoficjalnych chrztów cywilnych są Włosi. Najważniejszą do podkreślenia treścią laickich ceremonii jest zastąpienie katolickiego „obmycia z grzechu pierworodnego” radością powitania dziecka wśród bliskich oraz przyjęcie go do społeczności, z której może swobodnie wystąpić. Dla rodziców jest to też ważna możliwość dopełnienia odwiecznego rytuału przejścia, bez odwoływania się do Boga i wartości, którym nie hołdują. AGNIESZKA ABÉMONTI-ŚWIRNIAK, Paryż
ceremonii albo po prostu o niej nie słyszeli, nie widzę przeszkód. Wszystko jest do zrobienia. – Jak się przygotować? – Ceremonie humanistyczne są ukierunkowane na człowieka. Zainteresowani są najważniejsi i oni doskonale wiedzą, jak chcą przeżyć ten moment. Jak będzie wyglądała ta ceremonia, jaką ma formę, czy jest na wesoło, na poważnie czy elegancko, ile jest osób – to wszystko zależy od rodziców. To oni, oczywiście z moją
pomocą czy inspiracją, piszą scenariusz. Jest jednak kilka punktów obowiązkowych – przysięga rodziców, przysięga rodziców honorowych oraz samo nadanie imienia. – Nie wszyscy rodzice są jednakowo kreatywni. – Ja jestem po to, żeby zainspirować, pomóc w wykonaniu, a nawet w zaaranżowaniu miejsca. Bywa i tak, że rodzice chętnie przejmują to, co zostało sprawdzone. Zdarza się również, że to oni mówią, jak chcieliby, aby ta ceremonia wyglądała, a ja ją opracowuję. Najważniejsze jest to, aby taki scenariusz był zgodny z ich poglądami, żeby oni czuli się z nim dobrze i żeby odpowiadał ich potrzebom. – A co powiedzieć tym rodzicom, którzy chcą, ale boją się złych spojrzeń ze strony bliskich? – Zwykle dodajemy do zaproszenia krótką informację z wyjaśnieniem, co to oznacza, że ceremonia jest humanistyczna. Wiele osób boi się odstawania od pewnej normy. Raz się zdarzyło, że rodzice mamy organizującej taką ceremonię dla swojego dziecka oświadczyli, że jeżeli nie będzie księdza, nie przyjdą. Moją rolą jest pomóc pogodzić te światy i uspokoić obawy. Jak dotąd udaje się wszystko cudownie wypośrodkować i załagodzić ewentualne konflikty. Jesteśmy otwartymi ludźmi, a ta ceremonia ma na celu podkreślenie radości płynącej z przyjścia na świat nowego życia. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Kontakt do Małgorzaty Bojarskiej: tel. 695 229 921
[email protected]
Drodzy Czytelnicy, w poprzedniej Strefie Laickiego Rodzica prosiłam, abyście pisali o doświadczeniach w związku z chrztem swoich dzieci. Oto jeden z głosów: Chcę wszystkim wątpiącym opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Mój syn ma 28 lat. Został ochrzczony. Zrobiliśmy to dla mojej babci. Byłam konsekwentna. Skoro był ochrzczony, niech idzie też do komunii. Zaraz po niej syn oświadczył, że więcej na religię nie pójdzie, ponieważ siostra go wyzywa, że nie chodzi do kościoła, i wymusza na nim kłamstwa, a on kłamać nie lubi. Nigdy nie miał z tego powodu w szkole nieprzyjemności ze strony innych dzieci. Raczej był postrzegany jako bohater i zazdroszczono mu tego. Nie ma do mnie pretensji, że go ochrzciłam, ale teraz wiem, że było to niepotrzebne, i tylko brak czasu i niezwykłe utrudnienia ze strony Kościoła powstrzymują go od aktu apostazji, do którego już od dawna się przygotowuje. Inaczej było z moją córką, która ma 23 lata. Ona nie została ochrzczona i obie jesteśmy z tego dumne. Postrzega to jako nadaną jej WOLNOŚĆ. Wolność od religii, uwiązania do Kościoła, zależności od jakichś obrzędów, które byłyby dla niej obowiązkowe i niezrozumiałe. Cieszy się, że jest wolna od presji kleru i ludzi wierzących, że coś musi, bo Kościół tak każe. Jest z tego powodu szczęśliwa i nie kryje tego. Uważa, że każdy człowiek powinien sam dokonać WYBORU odnośnie do swoich przekonań, w odpowiednim czasie samorozwoju, i nie powinien być od najmłodszych lat piętnowany czymś, czego nie rozumie. Czymś, co na zawsze zmienia życie oraz wszelkie decyzje i późniejsze wybory. Dostrzega także obłudę Kościoła i ludzi wierzących, którzy w niedzielę „są na mszy”, a potem żyją inaczej i na co dzień postępują inaczej. Ta wolność jest dla niej bardzo cenna i jest nam za nią bardzo wdzięczna. My z kolei jesteśmy szczęśliwi, że zachowaliśmy się inaczej niż większość i byliśmy na tyle silni, by jej tę wolność dać. Na marginesie dodam, że nie miała nigdy problemu z akceptacją w przedszkolu czy w szkole, chociaż w tamtych czasach była chyba jedyną, która na religię nie chodziła. Wręcz przeciwnie – odczuwała to jako coś wyjątkowego. Teraz to już w ogóle ten problem odpada, ponieważ dużo (coraz więcej) dzieci i młodzieży nie chodzi na religię. Są takie klasy, w których więcej nie chodzi, niż chodzi, i co roku ta liczba się zwiększa na korzyść niechodzących. Ewa P.
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r. Czy w Polsce są jeszcze tematy tabu? Okazuje się, że tabu objęty jest papież – nawet papież Niemiec. Złamanie zakazu skutkuje cenzurą, nazywaną dziś obrazą uczuć religijnych. Kabaret Limo złamał tabu i teraz za to płaci. Przez swój skecz o papieżu i polskich fanatykach religijnych masowo traci klientów. Zaproszenia odwołują zarówno prywatne firmy, jak i miasta organizujące festiwale kabaretowe. Na przykład „Skierniewicki Odcinek Kabaretowy” nie będzie już gościł wspomnianych satyryków. – Samorząd uznał, że w związku z zamieszaniem wokół kabaretu Limo i występów Abelarda Gizy nie chce artystów u siebie widzieć. Odmówiłam więc dalszej współpracy – mówiła Małgorzata Wakuluk, menadżer kabaretu. Urzędnicy przestraszyli się pisowskiego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski („FiM” 12/2013), który grozi pozwami za znieważenie uczuć katolików. Tymczasem teksty Abelarda Gizy i jego żarty z pracy papieskich jelit nie są specjalnie obrazoburcze, a już na pewno nie wyjątkowe. Giza swój skecz zaprezentował w formule stand-up, czyli w jednoosobowym monologu przed publicznością. Główną tematyką tego rodzaju numerów jest wyśmiewanie absurdów otaczającego świata. Nic więc dziwnego, że na tapecie są przede wszystkim religia, polityka itd. Stand-up to niezwykle popularna forma kabaretowa na całym świecie. Artyści nierzadko w dosadny i mocny sposób śmieją się z ludzkich przywar i tematów tabu. Amerykanin George Carlin, uznany przez stację telewizyjną „Comedy Central” za jednego z najwybitniejszych komików tego typu, nigdy nie został specjalnie obsztorcowany przez religijnych fanatyków. A Carlin na scenie mówił na przykład tak: Religia to najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek wymyślono. Pomyślcie tylko. Religii właściwie udało się przekonać ludzi, że istnieje jakiś niewidzialny człowiek, który żyje w niebie, obserwuje wszystko, co robisz każdej minuty i każdego dnia! Ma listę 10 rzeczy, których nie chce, żebyś robił. A jeśli zrobisz którąkolwiek z tych rzeczy, to ma specjalne miejsce: pełne ognia, dymu, swądu, tortur i katuszy, gdzie ześle cię, żebyś żył oraz cierpiał, palił się i dusił, krzyczał, a także płakał przez całą wieczność, aż do końca czasu. Ale mimo tego horroru… on cię kocha! Carlin był związany z telewizją przez ponad 40 lat. Występował na scenach kabaretowych i teatralnych. Grał także w filmach, na przykład w „Dogmie”, dubingował bajki i pisał książki. Dostał 2 nagrody Grammy. Dla milionów Amerykanów jest ikoną humoru, a także wierności małżeńskiej. Do szału doprowadzał rozmodlonych religijnych fanatyków nawet tym, że odnowił swoją przysięgę małżeńską. Słowa „poczciwy ateista” nie mieściły się jego przeciwnikom w głowach. A on sam podśmiewał się z bigoterii:
Ludzie traktują Boga w nieuprzejmy sposób. Ciągle proszą go o pomoc, odmawiają miliardy modlitw każdego dnia, proszą, błagają, żebrzą o przysługę, zrób to, daj mi tamto, chcę nowy samochód, chcę lepszą pracę... a większość z tych modlitw odbywa się w niedzielę – w jego dzień wolny (…). Przykazanie „nie zabijaj”. Religia w zasadzie nie miała nigdy wielkiego problemu z mordowaniem. Więcej ludzi zostało zabitych w imię Boga niż z jakiegokolwiek innego powodu. Dam wam moją skorygowaną listę przykazań: „Będziesz zawsze uczciwy i wierny wobec osoby, którą bzykasz”. Oraz: „Będziesz naprawdę się starał, żeby nikogo nie zabić”. No chyba, że ktoś modli się do innej niewidzialnej istoty niż twoja. Te dwa w zupełności wystarczą. Mojżesz mógłby je znieść z góry w swojej pieprzonej kieszeni i to wszystko, co musieliby ci goście w Alabamie przybijać na ścianie gmachu sądu. Ale wtedy powinni dodać jeszcze
Ruciński za przykład podaje grzech cudzołóstwa i inscenizuje dialog spowiednika z wiernym: Kiedy dochodzi do grzechu cudzołóstwa i wierny mówi, że tego żałuje i obiecuje poprawę, to ksiądz pyta: – Obiecujesz poprawę? To znaczy, że będziesz lepszy w łóżku? Problem leży w pokucie, bo ona nie jest żadną karą. – Proszę księdza, grzeszyłem, kłamałem, przeklinałem. – Trzy zdrowaśki. – Okej, ale przy okazji zabiłem człowieka. – No to… litania! Ksiądz myśli, że załatwił go jakąś litanią, że jeśli ten człowiek będzie kiedyś trzymał lufę pistoletu przy czyjejś skroni, przypomni sobie: „O, kurwa, litania!”. Litania nie jest żadną karą. No może kiedyś była, kiedy ludzie jeszcze nie potrafili czytać. To powinno być coś gorszego. Na przykład ssanie dzidy. Większość automatycznie przestałaby grzeszyć, choć pojawiliby się i tacy, którzy dopiero wtedy zaczęliby… W takich wypadkach ksiądz musi być czujny! Przecież nasze życie Stand-up Bez Cenzury Fot. FB byłoby o wiele lepsze, gdybyśmy z ambony od dziecka słyszeli: „Kto grzeszył za życia, będzie ssał dzidę na wieki”. Powinno być tak: Zgrzeszyłeś? Ssiesz dzidę. Zrobiłeś coś dobrego? Tobie jest ssane. Inny komik, pochodzący z katolickiej Irlandii Dave Allen, o swojej przygodzie z Kościołem katolickim opowiadał tak: Poszedłem do szkoły w małej wiosce Rathfarnham w hrabstwie Dublin. To był mój pierwszy dzień. Długi podjazd i wielkie gotyckie drzwi z ogromnymi klamkami. Nacisnąłem dzwonek i wrota stanęły otworem. Pojawiła się w nich zakonnica z trzęsącymi rękami. Miałem 4 lata! – Czego chcesz, chłopcze? – Mamusia i tatuś kazali mi tu przyjść. – Jeśli tu przyszedłeś, to musisz być grzeczny. Będziesz? Spojrzałem za nią, a tam jakiś facet wisi przybity do krzyża. W takim wypadku nie miałem wyboru: „No pewnie, że będę grzeczny!”. Wymienieni przez nas artyści w samym tylko internecie mają kilka milionów Dave Allen fanów. Naśmiewanie się z ludzkich przyzwyczajeń, przywar i ułomności od zawsze było a Ruciński nieodłączną częścią kabaretu. Limo jest coraz poszedł o krok dalej. Nie śmiał się częściej zaz papieża, tylko starał się pokazać praszany jego ludzką, zupełnie normalną strodo telewinę (trawienie, spanie, granie w gry). zji i rozDla „obrońców Polski przed ateizamaitych gali kabaretowych. Młody cją” to zbyt wiele. Uważają papieża komik niedawno wziął na tapetę kaza nadczłowieka, nawet jeśli – jak tolicką spowiedź, czyli rzecz, lekko w przypadku Franciszka – rzekomo mówiąc, absurdalną, co zresztą skukasuje bilety w autobusach i płaci tecznie punktuje: za siebie w hotelu. Dzisiejszy katolik myśli: Moje grzechy są zapisywane ołówkiem w takim Wszystkie wymienione skecze zeszyciku; pójdę i pokażę je takiemu są dostępne na naszym portalu panu, on je wygumkuje i będę mógł www.faktyimity.pl. dalej grzeszyć. ARIEL KOWALCZYK
Łowcy absurdów jedno przykazanie: „Swoją religię zachowasz dla siebie”. Nie było dla niego tematów tabu. Z pogrzebów też można się śmiać: Po pogrzebie, gdy wszyscy już są w domu, ludzie jedzą, piją i dzielą się miłymi wspomnieniami o denacie. Aż w końcu ktoś musi to powiedzieć, zwłaszcza po paru drinkach: „Wiesz co, myślę że on jest gdzieś tam na górze, uśmiecha się do nas i na pewno jest szczęśliwy”. A teraz. Po pierwsze – nie ma żadnego „tam na górze”. Żeby ludzie mogli się stamtąd „uśmiechać do nas”. To poetyckie, ciekawe, pewnie przesądnym ludziom daje pewien komfort. Ale nie istnieje. Ale jeśli jednak, jeśli jednak ktoś przetrwa swoją śmierć w jakiejś niefizycznej formie, to myślę, że będzie zbyt zajęty szeregiem różnych niebiańskich aktywności, żeby stać i się do nas uśmiechać. Poza tym do ludzi najwyraźniej nie dochodzi, że ich ukochani zmarli mogą być w piekle. Choć jeśli ktoś trafił do piekła, to nie przypuszczam, żeby się uśmiechał. Myślę, że on jest tam na dole, wrzeszczy do nas i okropnie cierpi. Ktoś powie, że to amerykańska wolność słowa, że u nas coś takiego
nie przejdzie. Ależ przejdzie, ale pod warunkiem że artysta jest mało znany! Komik
George Carlin
Kacper Ruciński w języku „prawdziwych Polaków” obraża uczucia religijne niemal każdym swoim występem. Zespół ds. Przeciwdziałania Ateizacji póki co się nim nie zajmuje, ponieważ artysta nie jest jeszcze tak sławny jak kabaret Limo, choć grono jego fanów szybko się rozszerza,
15
16
Farmakologiczne środki na migrenę albo nie pomagają, albo mają nieprzyjemne skutki uboczne. Uciążliwość ta dotyczy milionów osób. Jest jednak na migrenę remedium całkowicie naturalne, a ponadto bardzo przyjemne. Oznajmili to właśnie neurolodzy z Uniwersytetu Münster. Seks – to odpowiedź na dokuczliwy, świdrujący ból. Kobiety wykręcają się od seksu bólem głowy, tymczasem powinny stosować go zamiast chemii – twierdzą uczeni. Badania wykazały, że ponad połowa cierpiących na migrenę odczuwa ulgę, jeśli zastosuje terapię seksualną. U niektórych ból znika, u innych – łagodnieje. Stosunek płciowy wyzwala endorfiny, które są naturalnymi środkami przeciwbólowymi. Niestety, większość cierpiących unika naturalnej terapii. Zwłaszcza kobiety wolą zimne okłady, pastylki i kanapę w ciemnym pokoju. Mężczyźni częściej i z premedytacją wykorzystują przeciwbólowe atrybuty seksu. ST
SEKS NA BÓL
Profesor David Sinclair, genetyk z Uniwersytetu Harvarda, twierdzi, że znalazł substancję, która przedłuży nam życie, i to skokowo. Wszystko dzięki rezweratrolowi – syntetycznej, wzmocnionej wersji substancji chemicznej zawartej w czerwonym winie. Związek chemiczny, który wino zawiera, ma właściwość wzmacniania aktywności enzymu SIRT 1. Ma on zdolność opóźniania procesu starzenia i zapobiegania wielu przewlekłym i śmiertelnym chorobom: nowotworom, cukrzycy, chorobie Alzheimera i Parkinsona, schorzeniom serca, zanikowi mięśni, kataraktom, osteoporozie, otłuszczeniu wątroby, bezsenności, artretyzmowi i stanom zapalnym. Zmniejsza poziom cholesterolu i redukuje prawdopodobieństwo zakrzepów. „W historii farmacji nie było dotąd leku, który stymulowałby enzym, by pracował efektywniej” – twierdzi prof. Sinclair. Syntetyczny lek będzie miał działanie 100 razy silniejsze niż szklanka wina. Obecnie badacze są na etapie testowania specyfiku na pacjentach. Produkcję seryjną podejmie wkrótce firma GlaxoSmithKline. W badaniach laboratoryjnych otyłe myszy, którym podano syntetyczny rezweratrol, biegają dwa razy szybciej niż chude i żyją o 15 proc. dłużej. PZ
POŻYJEMY PÓŁTORA WIEKU?
Wystarczy spać mniej niż 6 godzin dziennie, by setki genów zmieniły swe właściwości, a w organizmie zapanował chaos. Uświadamiają to brytyjscy badacze z Uniwersytetu Surrey, ostrzegając, że niedobór snu niszczy zdrowie. Stwierdzono to po przeanalizowaniu składu krwi osób śpiących normalnie oraz niedosypiających. Ponad 700 genów zachowywało się inaczej niż powinno, bo z powodu braku snu chemiczna równowaga ciała została naruszona. Zmiany są dramatyczne – podkreśla prof. Colin Smith. Układ odpornościowy przestaje funkcjonować tak jak powinien, a organizm reaguje na stres i na urazy w niewłaściwy sposób. Sen ma krytyczne znaczenie dla odbudowy sił organizmu – twierdzi prof. Smith. Inne jego walory odkrywają badacze z NASA, agencji kosmicznej USA. Nikomu nie są obce stany popołudniowej senności, ociężałości. Co robić? Trzeba pracować, tymczasem głowa się kiwa... Kawa, szybka przechadzka, mycie twarzy zimną wodą? Nie. Najlepsza jest 20-minutowa drzemka. Poprawia wydolność umysłu, redukuje bóle głowy. Ba! Drzemka w pracy? Na razie brzmi to mało realnie – śpiący uznany zostanie za lenia i obiboka i niebawem może mieć mnóstwo czasu na sen... Ale firma Espacio Siestario z Chile wynajmuje pracownikom miejsca w pomieszczeniu na drzemkę, bo pracodawcy się to opłaca. Nie chodzi o 10 dolarów, które wynajem kosztuje, ale o bardziej wypoczętego, kreatywnego i wydajnego pracownika. Mieszkańcy Chile nie są leniami – pracują więcej (2068 godz. rocznie) niż pracoholicy w Stanach Zjednoczonych (1695 godz.). ST
BŁOGOSŁAWIONY SEN
Naukowcy ze szkoły medycznej uniwersytetu w St. Louis wykryli, że melittin – toksyna zawarta w pszczelim jadzie – posiada zdumiewające właściwości. Toksyna jest w stanie niszczyć wirusy HIV przez perforowanie otaczającej je błony ochronnej. Teoretycznie nie ma możliwości, by wirus mógł się zaadaptować i egzystować mimo zniszczeń otoczki. Musi być otoczony podwójną membraną. Odkrycie otwiera pole do rozwoju nowych środków zabezpieczających przed AIDS. Może to być na przykład żel dopochwowy. Co więcej, okazuje się, że melittin nie tylko chroni przed zakażeniem, ale jest w stanie zwalczać wirus, który już jest w organizmie. Na świecie żyje 34 mln ludzi z HIV lub AIDS, i to dla nich dobra wieść, podobnie jak doniesienie sprzed kilku tygodni, że udało się wyrugować HIV z organizmu noworodka, który urodził się już nim zakażony. JF
ŻĄDŁEM W AIDS
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
ZE ŚWIATA
Wygnanie raju Zwykle to z raju wyganiano niegodnych i zdrajców. Nadeszły jednak takie czasy, że sam raj poszedł na poniewierkę. Dramatyczne wołanie o pomoc finansową dziwnego kraju, jakim jest Cypr, nie wygląda tylko jak odległa historia z egzotycznego zakątka Unii. Upadek wyspy kojarzonej z dostatkiem, słonecznymi wakacjami i rosyjską mafią następuje w okolicznościach, które rzucają długi cień na unijną, a może nawet światową bankowość. Jeśli masz więc konto w banku, to choć na chwilę pomyśl o Cyprze… Przy bliższym przyjrzeniu się Republice Cypryjskiej rodzi się dosyć podstawowa wątpliwość: jak to możliwe, że kraj, który zamiast granicy ma linię zawieszenia ognia, znalazł się w ogóle w Unii Europejskiej? Wyspa jest od 1974 r. podzielona na część greckojęzyczną i tureckojęzyczną. Kraj nazywający się Republiką Cypryjską reprezentuje tylko Greków, choć udaje, że jest przedstawicielem całego kraju. Turcy cypryjscy mają swój osobny kraik, nazywany Cyprem Północnym, którego jednak nie uznaje właściwie nikt poza samą Turcją. Za podział wyspy obarcza się winą Turków, ale warto przypomnieć, że grecka większość nękała turecką mniejszość przez całą krótką niepodległość tego kraju. Inwazja wojsk tureckich z 1974 r. w obronie cypryjskich rodaków była więc dosyć logiczną konsekwencją buty i nieudolności grecko-prawosławnych liderów. Zapiekłość obydwu stron jest tak wielka, że dotąd wszelkie rozmowy zjednoczeniowe, wielokrotnie podejmowane, nie przyniosły rezultatów. Unia Europejska przyjęła więc w 2004 r. kraj kadłubek, dziwny twór o niejasnym statusie i niewiadomej przyszłości. To potencjalne źródło problemów, wśród których nie można wykluczyć otwartej wojny grecko-tureckiej. Innym źródłem trwałych kłopotów stała się polityka współczesnych władz wysypy (jej greckiej części), które uczyniły z tego wakacyjnego zakątka prawdziwy raj podatkowy. Wyspa żerowała i żeruje na gospodarkach innych krajów m.in. w ten sposób, że oferuje firmom minimalne opodatkowanie dochodów. Wystarczy, że filia jakiejś korporacji założy fikcyjną spółeczkę na Cyprze, aby za pomocą kombinacji księgowych w danym kraju rejestrowane były koszty, a zyski były
wykazywane właśnie w raju podatkowym, w tym przypadku na Cyprze. Dzięki temu podatek płacony dla kraju pochodzenia, czyli prowadzenia prawdziwych interesów, był żaden albo bardzo niewielki, a ten na Cyprze – mimo wykazywania wielkich zysków – był jeszcze niższy, bo rząd tego kraju taką właśnie niską stawkę ustanowił. Dla kraiku liczącego ledwie 800 tys. ludzi (niewiele więcej niż Kraków) były to dochody znaczące, a dla krajów, gdzie wspomniane korporacje prowadziły prawdziwe, a nie fikcyjne interesy, była to istotna strata.
Rajska renoma wyspy, miły klimat, geograficzna bliskość sprawiły, że Cypr stał się mekką najpierw rosyjskiej mafii, a później także tamtejszego legalnego biznesu, który lokował dziesiątki miliardów euro. Było tolerowane przez Unię przez długie lata, aż system bankowy wyspy stał się wielką pralnią pieniędzy, a rosyjskie firmy reinwestowały część środków w ojczyźnie. Doszło do tego, że mały kraj stał się głównym… inwestorem zagranicznym w Rosji, z którego pochodzi ostatnio niemal co trzeci zainwestowany nad Wołgą dolar. Wreszcie pralka się popsuła. Katastrofa Grecji, w której banki cypryjskie zainwestowały wielkie kwoty, pociągnęła wyspę na dno. Nie pomogła nawet rosyjska pożyczka w wysokości 2,5 miliarda dolarów. Potrzeby doraźne są aż sześciokrotnie większe. Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Komisja Europejska oraz Europejski Bank Centralny, czyli słynna Trojka, nie chcą pomóc Cyprowi w taki sposób, jak pomagały innym krajom Unii, które popadły w tarapaty. Ich zdaniem nie wystarczy duża pożyczka i wielkie oszczędności u pożyczkobiorcy. Potrzeby cypryjskiego systemu bankowego są tak wielkie, że spłata pożyczonej kwoty
musiałaby potężnie obciążyć przyszłe wydatki tego państwa. Tak bardzo, że dług byłby z miejsca niespłacalny. Wymyślono zatem coś innego. Początkowo kazano Cyprowi zabrać niemal 6 miliardów euro z wkładów wszystkich trzymających na wyspie pieniądze, czyli w dużej mierze – Rosjan. Miał to być jednorazowy „podatek”, czyli de facto konfiskata mienia. Bo nie ma to nic wspólnego z dochodami z zysku (jak podatek Belki), ale to zwykły zabór części zawartości konta bankowego. W pierwszej wersji mieli to zapłacić wszyscy posiadacze kont bankowych na Cyprze. Ale uznano to nie tylko za absolutnie niesprawiedliwe, ale także prawdopodobnie niezgodne z unijnym prawem, które gwarantuje nienaruszalność kont do wysokości 100 tys. euro nawet w przypadku bankructwa banku. Po wielu dniach debat i awantur zdecydowano w końcu, że na ofiarę zostanie złożony Bank Laiki, jeden z największych. Przejmie go Bank Cypru, zachowa nienaruszone depozyty do 100 tys. euro, a te opiewające na większe kwoty zostaną poświęcone dla ratowania cypryjskiego systemu bankowego. Za kryzys zapłacą też akcjonariusze banku. Tym sposobem biedniejsi Cypryjczycy nie zapłacą za kryzys bezpośrednio. Ale cała sprawa budzi wiele wątpliwości. Można powiedzieć nie bez złośliwości, że cwaniacy trzymający pieniądze w rajach podatkowych sami są sobie winni. I że los pokarał ich chciwość. Tyle tylko, że propozycja Unii dotyczyła pierwotnie wszystkich kont bankowych, w tym wszystkich mieszkańców tego kraju. Skoro tak, to znaczy, że dla eurokratów już nic nie jest święte. I być może to, co teraz w Polsce wydaje się jeszcze niemożliwe, w pewnej sytuacji stanie się „ostateczną koniecznością” i także Polakom zostaną zabrane znaczne części oszczędności, aby uratować jakiś bank lub inną korporację. Choć tak naprawdę to powinny być to wyłącznie problemy tych instytucji. Może już lepiej byłoby – zamiast zabierać wprost ludziom – gdyby Grecja i Cypr oddały/sprzedały za swoje długi – na przykład Niemcom – część swojego terytorium? A co może oddać Polska? Może Opole lub Szczecin… Jak w tej sytuacji ludzie w UE mają ufać bankom, rządom i administracji unijnej? Jeśli można dziś zabrać część lokaty w banku, to może jutro można będzie skonfiskować kilka wypłat lub emerytur! To zaproszenie do anarchii, panowania strachu, wyprowadzania pieniędzy poza Unię i wielkich gospodarczych kłopotów. Czy w UE ktoś jeszcze myśli na poważnie o przyszłości? MaK
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r. Jedną z imprez zamykających 8-letnią epokę benedyktyńską był wywiad Marka Dowda dla amerykańskiej telewizjii CNN.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Dzieciństwo sterowane W
ładze Maroka wymusiły na Hiszpanii przyrzeczenie islamizowania adoptowanych sierot. Wszystko w imię obrony praw… nie bardzo wiadomo czyich.
Mark Dowd
Pontifex gej? Dowd to gej z podniesioną przyłbicą, a do tego brytyjski dziennikarz oraz były dominikanin. Poinformował on znaną dziennikarkę Christine Amanpour (zdjęcie poniżej), że co najmniej połowa („jeśli nie więcej”) księży i kleryków w seminariach to homoseksualiści. Wie to z osobistych doświadczeń oraz rozmów z duchownymi. „Homoseksualizm to tykająca bomba Kościoła” – zapewniał tuż po rezygnacji szkockiego kardynała O’Briena. Nie jest to szokujące odkrycie: już ponad 2 lata temu włoski magazyn „Panorama” opublikował artykuł „Nocne uciechy księży gejów”, z nagranymi ukrytą kamerą dialogami, które nie pozostawiają wątpliwości, i zdjęciami kapłanów ubranych tylko w koloratki, korzystających z płatnej miłości oferowanej przez transseksualne prostytutki rzymskie. Dla rezydentów Rzymu widok mających się ku sobie księży to żaden szok, bo nawet się z tym przez długi czas nie kryli (w odróżnieniu od księży, którzy zaspokajali popęd heteroseksualnie). Była wszak afera wysokiego rangą asystenta papieskiego Angela Balducciego, który z kolegami z chóru watykańskiego zamawiał panów z eskorty. W książce „Zmieniająca się twarz kapłaństwa” ksiądz Donald Cozzens opublikował wyniki sondażu z roku 2000, z którego wynikało, że 60 proc. amerykańskich księży to geje. „U progu XXI wieku umacnia się przekonanie, że kapłaństwo to zawód gejowski” – konstatował ks. Cozzens. Jeden z rektorów seminarium anonimowo wyznał, że liczba gejów pobierających w nim naukę oscyluje wokół 50 proc. Stwarzają przy tym atmosferę, w której klerycy heteroseksualni czują się bardzo nieswojo. Potwierdza to anonimowy profesor seminarium rzymskiego International Ecclesiastic Seminary: „Większość przygotowujących się do kariery duchownego młodych ludzi to aktywni seksualnie geje, którzy szybko wtapiają się w duże środowisko homoseksualne Wiecznego Miasta”. Liczne badania i obserwacje doprowadziły do konkluzji, że
17
kapłani najbardziej homofobiczni i radykalni w atakowaniu homoseksualitów sami są zwykle gejami. Oficjalna linia interpretacyjna nakreślona przez kard. Bertonego (później – po protestach i wyrazach oburzenia – złagodzona przez Benedykta) brzmi, że za skandal pedofilski odpowiedzialni są geje w sutannach. Kościół nie rozumie lub udaje, że nie rozumie, iż w przypadku
księży gejów chodzi o naruszenie celibatu, prawa kanonicznego i o hipokryzję, natomiast w skandalu pedofilii chodzi o czyny kryminalne – molestowanie małoletnich i nadużywanie władzy. Komentarze, analizy i spekulacje dotyczące homoseksualnego oblicza Kościoła nie zatrzymują się bynajmniej na klerykach i szeregowych księżach. Nawet już nie na hierarchach, chociaż najnowsze wieści mówią właśnie o silnej frakcji homoseksualnych kardynałów w Watykanie. W dzień zwolnienia apartamentów papieskich przez Ratzingera pojawiły się otwarte dywagacje dotyczące homoseksualizmu byłego papieża. Autorem był najbardziej znany w USA katolicki blogger i dziennikarz Andrew Sullivan, gej. Zastanawia się on nad osobą i statusem abp. Georga Gansweina, który był dla Benedykta tym, kim Dziwisz dla Wojtyły. Ganswein od dawna uważany jest za najlepsze kościelne ciacho. „Wyjątkowo przystojny – pisze bynajmniej nie beznamiętnie Sullivan. – Dalej będzie z byłym
papieżem, ale ma zachować stanowisko szefa gabinetu nowego lidera Kościoła”. To może oznaczać, że Ratzinger będzie „papieżem cieniem”. Sullivan cytuje wypowiedź sekretarza Benedykta, indagowanego o stosunki z szefem: „»Zawsze były sytuacje, w których serce szybciej biło«. Ten człowiek odczuwa miłość do Ratzingera. I vice versa” – pisze Sullivan. Miał już podejrzenia w roku 2010, kiedy zauważył, że papieża cechuje specyficzna konstrukcja mentalna: „Jest kapryśny, mówi zniewieściałym głosem”. Można by to zbyć wzruszeniem ramion, gdyby Sullivan był odosobniony w swych podejrzeniach. Ale powołuje się na książkę Angela Quattrocchiego zatytułowaną (ironicznie) „Papież nie jest gejem”, której autor dochodzi do podobnych wniosków. Przypomina również opinie Richarda Sipe’a, byłego benedyktyna i psychologa, który twierdzi, że rozmawiał z wieloma duchownymi i korespondentami mediów w Watykanie, którzy byli „przekonani” o homoseksualizmie Benedykta. Sipe pisze, że jego domniemania to nie oskarżenia o grzeszność czy insynuacje. Podkreśla, że podobne inklinacje seksualne stwierdzano wcześniej w przypadku innych głów Kościoła. Pawłowi VI też towarzyszyły uporczywe pogłoski o jego homoskłonnościach. Jako partnera wskazywano jego sekretarza, którego, podobnie jak Benedykt, mianował arcybiskupem. Spekulacje we włoskich mediach były tak intensywne, że Paweł VI ogłosił oficjalne dementi. Watykańskich obserwatorów to nie przekonało, bo oficjalnym potępieniom homoseksualizmu towarzyszyły nominacje znanych gejów na wysokie stanowiska kościelne, zawsze w pobliżu papieża. „Watykan nie ma racji w swym podejściu do spraw seksu – pisał Sipe przed rokiem – Jego nauczanie bazuje na fałszywym pojmowaniu prawa naturalnego. Gdyby tak nie było, Benedykt byłby w sporych opałach: nie nadawałby się nawet na kandydata do kapłaństwa i jego ordynacja byłaby nieważna”. CS
Katolicka „Niedziela” donosi, że władze obydwu krajów podpisały umowę, zgodnie z którą marokańskie sieroty adoptowane przez hiszpańskie rodziny będą wychowywane w duchu religii muzułmańskiej. Co jeszcze bardziej kuriozalne, postępów tych dzieci w wierze Mahometa będą dopilnowywać organizacje Marokańczyków mieszkających w Hiszpanii, a one same nie będą mogły zmienić wyznania do 18 roku życia.
Innymi słowy, kraj który nie mógł, czy nie chciał zapewnić tym dzieciom normalnej opieki, będzie sterował ich zagranicznym wychowaniem religijnym, czasem zapewne wbrew woli samych zainteresowanych. Okazuje się przy tym, że państwo marokańskie uważa swoich obywateli od urodzenia za własność religii muzułmańskiej, niezależnie do tego, co oni sami (lub ich rodzice) na ten temat sądzą. MaK
Homo niewiadomo W
e Francji objawił się homoseksualista, który wzbudził ciepłe uczucia Kościoła i entuzjazm skrajnej prawicy.
Jean-Marc Veyron La Croix to szef gminy Chasselas, liczącej zaledwie 170 dusz. Mer burgundzkiej wioski stał się sławny kilka tygodni temu, ponieważ publicznie zaatakował projekt ustawy o małżeństwach jednopłciowych. Zrobił to jako jawny homoseksualista żyjący w związku partnerskim. I to wzbudziło entuzjazm europejskiej prawicy. Polska Fronda opublikowała nawet dwa jego oświadczenia, w tym uniżony list
do kardynała Barbarina, słynnego ze swej homofobii. La Croix uważa, że ustawa narusza „porządek boski”, a jednopłciowe związki nie zasługują na miano małżeństw, bo „homoseksualiści to ludzie często zranieni, a ich związki cechują się niewiernością”. Sam zapewnia, że jest w tym samym związku od lat 20. Widać nie jest bardzo zraniony… No chyba że przez Kościół, którego interesom służy. MaK
Arcybiskup też człowiek J
ustin Welby, anglikański arcybiskup Canterbury, wyznał, że ma słabość do napojów wysokoprocentowych.
Szef Kościoła anglikańskiego przyznał też, że jest synem alkoholika. Welby powiedział, iż jego żona Caroline czuwa nad tym, by prymas Kościoła Anglii nie wypił za dużo. „Umówiliśmy się, że Carolina ma na mnie oko, aby zwrócić mi uwagę, jeśli przesadzę (z piciem). Ale mam też swoje zasady,
na przykład nie piję sam. Doświadczenie życia z rodzicem, który ma problem z piciem bardzo kształtuje poglądy na to, jacy są ludzie. Zabrało mi wiele czasu po jego śmierci, by spokojnie spojrzeć wstecz na czas z nim przeżyty” – wyznał otwarcie w rozmowie z „Sunday Times”. MZ
18
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
P
isząc te słowa, wracam do czasów, kiedy przed dziesięcioma laty zakładaliśmy wspólnie Antyklerykalną Partię Postępu RACJA. Wówczas to krytyka takich zjawisk jak pełzająca klerykalizacja państwa, poczynania Komisji Majątkowej, wyznaniowy charakter edukacji publicznej, finansowanie Kościoła z budżetów publicznych, powszechna dominacja ideologii katolickiej czy nawet krytyka pobłażliwego traktowania przestępców w sutannach przez wymiar sprawiedliwości uchodziła za ekstremizm polityczny, a nawet za chorobę. Mając to w pamięci, trudno jest uwierzyć, że obecnie o tym wszystkim możemy dyskutować tak otwarcie. Dziś, jako poseł na Sejm VII kadencji, z dumą mogę powiedzieć w imieniu swoim oraz RACJI Polskiej Lewicy, że jest to osiągnięcie nas wszystkich. Stałoby się jednak źle, gdybyśmy teraz, wprowadziwszy te tematy do
Antyklerykałowie i sympatycy lewicy! tutaj. Skala zaniechań obecnego rządu nie napawa optymizmem. Cóż z tego, że dzięki funduszom strukturalnym powstaną w Polsce nowoczesne laboratoria, jeżeli w tych laboratoriach nie będzie miał kto pracować? Cóż z tego, że Polskę pokryje sieć autostrad i kolei wielkich prędkości, jeżeli nie będzie miał kto z nich korzystać? System kształcenia poddawany jest jedynie kosmetycznym zmianom. Jest to o tyle niebezpieczne,
Mija właśnie drugi rok od czasu, jak zwolennicy naprawy naszego państwa w duchu świeckości zyskali znaczącą reprezentację w Sejmie. debaty publicznej oraz kilku antyklerykalnych posłów do Sejmu, tylko na tym poprzestali. Naszym celem nadal pozostaje przywrócenie tego, od czego Polacy zdaje się odwykli – normalności w państwie i społeczeństwie. Jest to o tyle istotne, że siły klerykalne i konserwatywne kontynuują dotychczasową linię swojej polityki. Okoliczności kryzysu gospodarczego, w jakim znalazła się nie tylko Polska, ale niemal cały świat, również zdają się nie sprzyjać naszym postulatom. Mimo niewątpliwych sukcesów rządu Donalda Tuska na arenie międzynarodowej oraz w pozyskiwaniu funduszy unijnych nie możemy zapominać, że pomyślność mieszkańców tego kraju buduje się przede wszystkim
że towarzyszy temu odpływ młodej, wykształconej kadry w poszukiwaniu pracy na Zachodzie. Mimo że jest to pewien wentyl bezpieczeństwa, bo zmniejsza zagrożenie bezrobociem, to negatywne konsekwencje tego zjawiska niebawem odczujemy. Rząd natomiast, zamiast budować gospodarkę i społeczeństwo oparte na wiedzy, ograniczył się do budowy gospodarki opartej na taniej sile roboczej, pod pozorem „uelastyczniania” rynku pracy. Te i inne czynniki ujawniają brak spójnej dalekosiężnej strategii państwa pod rządami prawicy. Potwierdza to publiczna deklaracja ministra Jarosława Gowina, że za swoją najważniejszą misję uważa demontaż państwa. Realnie zagraża więc nam
Pani pozna Pana Emerytka, 63/162/61, wykształcenie wyższe, pozna Pana w odpowiednim wieku, bez nałogów. Woj. kujawsko-pomorskie (1/a/13) Niezależna finansowo 60-letnia wdowa, emerytka, wykształcenie średnie, niebrzydka, średniego wzrostu, zamiłowana ogrodniczka, mieszkająca na wsi, lubiąca podróże i dobre książki, pozna niezależnego Pana, bez nałogów. Niekoniecznie w celu matrymonialnym. Woj. łódzkie (2/a/13) Urodzona w zeszłym wieku, w roku, w którym pierwszy człowiek wylądował na Księżycu, posiadająca więcej wad niż zalet, pozna Pana mającego dużo więcej zalet niż wad, w celu osiągnięcia równowagi życiowej. Zielona Góra (3/a/13) Miłośniczka teatru, kina i gry w brydża, kochająca ludzi i świat, pozna Pana, niekatolika, w wieku 70–80 lat, w celu zawarcia przyjaźni. Warszawa (4/a/13)
Poseł Jan Cedzyński
może nie zapaść gospodarcza, ale konsekwentne osłabienie rozwoju. Jak wobec takich wyzwań powinni zareagować antyklerykałowie i lewica? Wmawia się nam na każdym kroku, że kryzys nie sprzyja naszym postulatom, że z ich realizacją powinniśmy poczekać na lepsze czasy, kiedy społeczeństwo będzie bardziej dostatnie. Problem w tym, że stan tego „kryzysu” trwa już przeszło 20 lat, bo od ponad dwóch dekad ciągle słyszymy to samo. Lepsze czasy jednak nie nadejdą, jeżeli tu i teraz nie stworzymy warunków umożliwiających osobisty rozwój każdego z Polaków. Ten zaś rozwój nie będzie możliwy bez odrzucenia doktrynerstwa katolickiego jako obowiązującej w polityce państwowej oficjalnej
Kobieca, zgrabna, 62/165/68, z temperamentem i poczuciem humoru, czytelniczka „FiM”, ciekawa osobowość, pozna kulturalnego Pana w celu stałej przyjaźni. Wyjdźmy szczęściu naprzeciw i poznajmy się. Chełmno (5/a/13) Samotna, 52/160, Baran, niekatoliczka, wysportowana (hippika), czeka na bratnią duszę, też koniarza, który przytuli do serca 12 kopyt i 2 nogi. Kocham ogród, sad i pracę w nim. Lubię gotować, malować obrazy, czytać i dyskutować na różne tematy. Woj. zachodnio-pomorskie (6/a/13) Szczupła wdowa, 74/164/64, pozna Pana, który zna życie, dobre i złe. Katowice (7/a/13) Wdowa, bez nałogów, lubiąca piękno przyrody, pozna Pana, seniora, miłego, przyjaznego, ciepłego domatora, w wieku 73–74 lata. Katowice (8/a/13) Niezależna finansowo i mieszkaniowo wdowa, 73/163/70, wszechstronne zainteresowania, pozna kulturalnego Pana, bez nałogów, na wspaniałą jesień życia. Woj. łódzkie (9/a/13) Emerytka, 67 l., niezależna, szukająca związku, a nie przygód, pozna Pana do lat 75, który chciałby z nią spędzić resztę życia. Korespondencja także w języku włoskim. Bytom (10/b/13)
ideologii, bez pozbawienia Kościoła roli przewodniej siły narodu. Wmawia się nam, że te sprawy są już zamknięte, gdyż zawarto nad nimi kompromis „społeczny”, że poruszanie tych tematów wywoła tylko niepotrzebne niepokoje. Jeżeli jakaś sprawa „jest zamknięta”, a w perspektywie mamy wykonanie przez Polskę prawdziwego skoku cywilizacyjnego, to należy tę sprawę po prostu otworzyć i ponownie przemyśleć. Pomijając kwestię tego, czy kompromis między społecznością polityków a społecznością biskupów można nazywać kompromisem społecznym, akurat niepokój, który możemy wywołać wśród duchowieństwa, powinien być naszym najmniejszym zmartwieniem.
Pan pozna Panią Wolny, 49/170, po przejściach, zmotoryzowany, domator, z własnym domkiem pod Lublinem, pozna Panią w odpowiednim wieku w celu dozgonnej przyjaźni lub stworzenia stałego związku. Woj. lubelskie (1/b/13) Kawaler, 30/190/85, uczciwy, bez nałogów, wrażliwy, szuka Pani, wolnej, średniego wzrostu, nie materialistki, bez nałogów, w celu stworzenia stałego związku. Podaj swój nr tel. w liście, to ułatwi nam kontakt. Oleśnica (2/b/13) Niezależny 59-latek, wolny, rencista, były drwal i rolnik, Waga, zielonooki, własny dom, pozna Panią, może być trochę niepełnosprawna, która z nim zamieszka. Woj. warmińsko-mazurskie (3/b/13) Samotny, po 70, 170/65, wystarczająca emerytura, mobilny, bez nałogów, wad i kompleksów, wiele zainteresowań, m.in. film, teatr, taniec towarzyski, mądry sport, wynalazki itp., dieta optymalna i japońska, pozna Panią, niemającą zobowiązań, która potrafi funkcjonować na częstotliwości Wodnika. Miejsce zamieszkania – bez znaczenia. Najchętniej w celu matrymonialnym. Korespondencja w języku polskim i angielskim. Trzebnica (4/b/13)
Wielkimi krokami zbliżają się kolejne wybory – do Parlamentu Europejskiego oraz do samorządów terytorialnych, w których zdecydujemy o przyszłości naszych małych ojczyzn oraz europejskiej rodziny. Powinniśmy dołożyć więc wszelkich wysiłków, aby nie doszło do dalszej realizacji wizji polityki wolności dla wybranych, uskutecznianej przez partie prawicowe, takie jak PO, PiS, PSL. Z zadowoleniem obserwuję inicjatywy zmierzające do zjednoczenia wysiłków lewicy, w tym m.in. RACJI PL, Ruchu Palikota, SdPl oraz środowiska skupionego wokół Aleksandra Kwaśniewskiego, w przeprowadzeniu tego zamierzenia. Fakt, że różnimy się w poglądach, reprezentujemy różne środowiska czy mamy różne programy, nie powinien być przeszkodą we współpracy. Świadomość, że polityka lewicy polegająca na jednolitości organizacyjnej i programowej wyczerpała przed laty swój resurs, utwierdza mnie w przekonaniu, że o ile do walki powinniśmy stawać razem, o tyle maszerować powinniśmy osobno. Jako ludzie życzliwi powinniśmy być zadowoleni z każdej osoby, która pomimo swojej przeszłości popiera tę inicjatywę oraz przyłącza się do niej. Z żalem obserwuję natomiast, jak SLD pod obecnym przywództwem kontynuuje dotychczasową politykę „koszenia” na lewicy, mimo bankructwa tejże. Przed nami stoją nowe wyzwania, ale i nowe możliwości. Wraz z rozwojem gospodarki zanikają dotychczasowe schematy. Nie powinniśmy więc ograniczać się do obrony dotychczasowych osiągnięć ruchu lewicowego, wyłącznie zamykać się w twierdzy obrony praw pracowniczych. Winniśmy śmiało wyjść naprzeciw współczesnym problemom. Dajmy więc szansę sobie, dajmy ją Polsce, dajmy ją Europie. Dajmy szansę przyszłości. Poseł Jan Cedzyński, p.o. przewodniczącego RACJI PL
Ateista, obecnie czasowo mieszkający w Brzegu Dolnym koło Wrocławia, wiek średni, 178/91, brunet, magister germanistyki, pozna bezdzietną ateistkę, najchętniej z Berlina lub innej miejscowości obszaru języka niemieckiego, może też być z Polski, byle nie z Brzegu Dolnego, bo tu ludzie są zdominowani przez dewotów i ich Kościół. Brzeg Dolny (5/b/13) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,60 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,60 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
LISTY Kościół bez Watykanu Trwa nieustanny i bałwochwalczy spektakl w prasie i telewizji związany z wyborem kard. Bergolia na papieża. Dla TVP i TVN były to przez kilka dni jedyne lub najważniejsze informacje. Dziennikarze tych stacji w arogancki sposób tumanili telewidzów, że nowy papież Franciszek jest najważniejszy dla całego świata. Zatruwali fanatyzmem religijnym, który był trujący jak kłęby dymu z watykańskiego komina. Nie wierzę, aby nowy papież w znaczący sposób zmienił męskokatolicki Kościół, i całkowicie podzielam pogląd prof. Tadeusza Bartosia, który w artykule zatytułowanym „Papież ubogich?” napisał m.in.: „Jeśli w Rzymie miałby się pojawić duch św. Franciszka, potrzeba redukcji państwa watykańskiego aż do jego praktycznej likwidacji. Ono bowiem jest źródłem patologii, pomieszania tego, co religijne, z tym, co świeckie. Zmiana imienia to za mało. Opcja na rzecz ubogich, prosty styl bycia to sympatyczne cechy, interesująca odmienność, osobliwość, która jednak nie wystarczy, by podważyć feudalne podstawy ustroju kościelnego. Raczej je legitymizuje”. Zygfryd z Grudziądza
Gościnność za nasze Prezydent Bronisław Komorowski jest życzliwy przyjazny, taktowny, gościnny, wzbudza ufność i szacunek – tak przynajmniej niektórzy go oceniają. Jednym słowem – dusza człowiek. Dał tego dowód, zapraszając Franciszka do Polski w czasie składania gratulacji z okazji jego wyboru na papieża. Wprawdzie widział go po raz pierwszy i nie wie, jaką politykę będzie prowadził jako głowa Kościoła, ale to nie miało żadnego znaczenia. Przeważyła „nasza” wrodzona gościnność. Franciszek zachował się tak jak na dyplomatę przystało, pomijając to zaproszenie milczeniem. Poprzednio pan prezydent zapraszał też Benedykta XVI, ale wizyta nie doszła do skutku. Może dlatego że Benedykt XVI nie miał takich ciągot turystycznych jak jego poprzednik „Karol Wielki”, który uwielbiał podróże, przepraszam… pielgrzymki. Pielgrzymki te były przygotowywane z wielkim rozmachem, odpowiednią oprawą, celebrą i ceremoniałem. Zastrzegam, że broń Boże nie mam nic przeciwko zaproszeniu Franciszka. Pod warunkiem że zaprasza go prywatnie i na swój koszt Bronisław Komorowski, a nie prezydent Polski. W tej sytuacji wystarczy, że szanowna małżonka pana Komorowskiego upiecze szarlotkę, a gospodarz stosownie do okoliczności postawi na stoliku upolowaną przez siebie dziczyznę i butelkę Lacrima Christi, stwarzając miłą atmosferę
SZKIEŁKO I OKO
do rozmów. Inna natomiast jest sprawa, gdy zaproszenie wystosowane jest przez prezydenta Polski. Wtedy należy się liczyć z dezorganizacją i wysokimi kosztami. Należy oderwać od roboty sporą liczbę policjantów, wytyczyć trasy, którymi będzie się poruszał F1, zapewnić opiekę medyczną, przygotować spotkania przedstawicieli różnych środowisk itd. Tego rodzaju wizyta budzi mój kategoryczny i zdecydowany sprzeciw, gdyż uważam, że w kraju, w którym na wszystko brakuje środków finansowych
zasadniczą służbę wojskową w 14. Suwalskim Pułku Artylerii Przeciwpancernej, nie ominęła JW wizytacja gen. Sławoja Leszka. Nie pamiętam już, czy tydzień, czy 5 dni odchorowywał ówczesny d-ca JW po alkoholowych balangach z Głódziem. Aleksander Kwaśniewski, zaproszony przez Janusza Palikota do projektu Europa Plus, też powinien uchylić rąbka tajemnicy i wyjaśnić, jak to było w Charkowie. Bo o zaproszeniu Flaszki do Europy Plus nawet nie marzę, choć Janusz Palikot jest ekspertem
– jest na straconej pozycji. Zaakceptowany ma być projekt PSL, który w zasadzie nic nie zmienia, a jedynie bardziej szczegółowo precyzuje niektóre obecne zagadnienia. Oprócz tego, idąc na rękę Kościołowi, wprowadza możliwość pochówku w świątyniach i kościołach. Jest to usankcjonowanie praktyk, które Kościół stosuje od wieków, nie licząc się z obowiązującym prawem – na przykład sanepidowi nie przeszkadza, że zmarłego księdza chowa się na placu przykościelnym. Nikt
i wszędzie szuka się oszczędności, nie powinno się hojną ręką opłacać wizyt, które, mówiąc szczerze, nie przynoszą żadnego pożytku. Koszt dotychczasowych wizyt papieskich nigdy nie został podany do publicznej wiadomości. Widocznie rządzący obawiają się reakcji swoich obywateli. Czytelnik
w pędzeniu gorzałki i miałby oddanego sprawie biskupa. W dodatku generała! Paweł Krysiński
na to nie reaguje, w przeciwieństwie do pochowania przez rodzinę bliskiej osoby, choćby w dużym ogrodzie. Taki przypadek byłby napiętnowany, a służby sanitarne i wszystkie inne natychmiast by się uaktywniły. SLD w swoim projekcie wnioskuje o możliwość przechowywania urny w domu, jak również rozsypywania prochów. Niestety, pomysł ten został storpedowany przez bp. Wojciecha Polaka, który – proszony o zaopiniowanie – oświadczył, że projekt ten należy odrzucić w całości
Pił, pije i będzie pił W obronie „świętego” Flaszki Głódzia stanęła grupka posłów PiS. Jaworski, Telus, Dziedziczak i Kownacki, którzy licytują się, który z nich należy do bardziej znamienitego, katolickiego grona. A jest w czym wybierać! Panowie zasiadają w komediowym, sejmowym Zespole ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski, są członkami sympatyków Ruchu Światło Życie, Akcji Katolickiej i Stowarzyszenia Rodzin Katolickich oraz Ochrony Życia. Poza tym wszyscy zdrowi…. Dla ojczyzny ratowania gotowi są bronić Głódzia u samego papieża! Posłowie katoprawicy jak nikt inny potrafią rozbawić. W swej bezmyślności, żałosności, głupocie oraz w kłamstwie. Tak, łżą bezczelnie, zwłaszcza przy sprawach dotyczących Kościoła katolickiego i jego hierarchów. Kościół, gorliwi słudzy i kłamstwo – niespecjalnie mnie to dziwi. Kiedyś, dawno temu, szukałem czegoś w Kościele. Może Boga, może czegoś lub kogoś innego. Zobaczyłem chciwość, donosicielstwo, pogardę okazywaną człowiekowi i biznesmenów w sutannach. Takich jak Rydzyk czy Głodź, którego zalety wychwala pod niebiosa pan Jaworski, łżąc, że Flaszka jest osobą niezwykle zasłużoną dla ojczyzny. Bzdura. To, że Głódź pił, pije i pić będzie, wiadomo nie od dziś. W latach 1996–1997, gdy odbywałem
Uwaga na Kwacha! Odnoszę wrażenie, że Janusz Palikot podcina gałąź, na której siedzi. Jeżeli uważa, że rozbuduje front lewicowy pod patronatem Aleksandra Kwaśniewskiego wraz z Siwcem i Kaliszem, to obawiam się, że może się bardzo pomylić. Kwaśniewski prowadzi swoje gierki, chcąc pognębić Leszka Millera, który z kolei publicznie obrzuca go błotem. Chodzi prawdopodobnie o to, aby Millera wyeliminować nie tylko z SLD, ale w ogóle z polityki. Organizowanie przez wspomnianą czwórkę Europy Plus skończy się tylko podziałem lewicy, bo przecież Aleksandrowi Kwaśniewskiemu wcale na niej nie zależy. Nie można budować partii lewicowej z człowiekiem, który karierę przedkłada nad wszelkie ideały. Lewicowość Kwaśniewskiego doskonale wypunktował pan Marian Kozak („FiM” 11/2013), podsumowując 10lecie jego prezydentury. Palikot, ufając Kwaśniewskiemu, może doznać niemiłego rozczarowania, podobnie jak było z Wandą Nowicką. Mimo wszystko życzę Januszowi Palikotowi jak najlepiej. Ivo
19
bez żadnego uzasadnienia. Najwyższy czas zaprzestać wszelkich konsultacji z przedstawicielami Kościoła. Dotychczasowe praktyki świadczą, że Polska nie jest krajem suwerennym, a najwyższe władze ma nie w Warszawie, a w Watykanie. Czytelnik
Analiza księdza Z duchownymi jest tak… Po skończeniu seminarium, gdy zostają księżmi, mają już pełny obraz rzeczywistości pełnej fałszu i obłudy – zostają, ale ich wiara jest mocno nadwyrężona. Po pewnym czasie ci bardziej wrażliwi albo odchodzą do cywila, jak Roman Kotliński – Jonasz, albo zostając, nie dają sobie rady z własnym sumieniem; wpadają w alkoholizm lub seksoholizm. Najbardziej twardzi, lizusowaci, a zarazem bezwzględni i wredni przestają w ogóle wierzyć, stają się ateistami, awansują, zostając potem biskupami, arcybiskupami, kardynałami, a ci najgorsi z najgorszych, bezwzględni z bezwzględnych zostają w końcu papieżami. Bóg jest dla nich tylko orężem do trzymania swoich poddanych w ryzach poprzez zastraszanie. Działają metodą kija i marchewki, tzn. za uległość względem siebie obiecują boski raj po śmierci, a za podważanie ich dogmatów grożą mękami piekielnymi. Tak się dzieje od wieków i tak się będzie jeszcze długo działo; wszystko zależy od wiernych, od tego, czy dalej będą trwali przy tej obłudzie i fałszu kleru, czy zaczną w końcu racjonalnie myśleć, analizować to wszystko, a co za tym idzie – odstąpią od Kościoła; ja obstawiam to drugie. J.F.
Rządzą naszymi grobami! Są dwa projekty ustaw o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Jeden autorstwa SLD, a drugi – PSL. Ma się nimi zająć Sejm. Z góry się zakłada, że projekt SLD – bardziej nowoczesny i zawierający rozwiązania stosowane przez kraje cywilizowane
Dziadek Waldek, Czytelnik naszej gazety, z wnuczką Laurą (3 lata). Wnuczka, jak widać, diabłom się nie kłania, tylko na nich jeździ, a na dobranoc daje im buzi. Rośnie nam nowe pokolenie Czytelników. Tak trzymać!!!
20
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Poeci wyklęci Nieprzeciętna wrażliwość, której efektem bywają dzieła literackie, stoi także za zagmatwanymi życiorysami, chorobami psychicznymi i samobójstwami. W 1970 r. poznała go cała Polska. To on razem ze Stanisławem Tymem pojawił się w jednej z pierwszych scen kultowego „Rejsu” i zagrał poetę, który ledwie słyszalnym głosem snuje artystyczne wynurzenia. 20 lat później Leszka Kowalewskiego „odkryto” na nowo – tym razem w związku z jego tajemniczą śmiercią… W piątek 10 sierpnia 1990 roku dwaj chłopcy dokonali w Lesie Kabackim makabrycznego odkrycia. Blisko drogi, którą jechali rowerami, zobaczyli leżącego na plecach mężczyznę. Pomyśleli, że pewnie pijany, więc pojeTadeusz Borowski chali dalej. Wieczorem wracali tą samą drogą, a człowiek naw pozycji leżącej, z twarzą zwrócodal leżał w tym samym miejscu i w tej ną do góry. Po prostu nie miał siły samej pozycji. Kiedy podeszli blisię przekręcić, ani tym bardziej uciec. żej, zobaczyli coś przerażającego. Policja ustaliła, że zgon nastąMężczyzna niemal tonął we krwi, pił na skutek przedostania się krwi a z głowy zwisał mu płat skóry. Ale do klatki piersiowej w wyniku jej dopiero śledczy policyjni odkryli calicznych obrażeń. Mężczyzna zginął łą tragiczną prawdę o znalezisku. Edward Stachura
„Skóra trupio blada, w obrębie głowy, szyi, rąk, przedniej części tułowia pokryta rozmazami krwi” – zapisał lekarz sądowy. Na ciele denata dostrzegł 40 ran ciętych o dziwnym ukształtowaniu, które patolog opisał w następujący sposób: „Mają kształt rozwartych kątów z jednego boku, a z drugiego złamanego w środku łuku”. Na głowie doliczono się jeszcze 11 podobnych ran, a na skroniach 6 małych, równych nacięć. Śledczy ustalili, że zwisający z głowy płat skóry powstał wskutek mocnego uderzenia w czoło siekierą lub tasakiem. W sumie doliczono się aż 3 różnych narzędzi kaźni! Według badań denat w chwili śmierci był kompletnie pijany (2,5 promila alkoholu), co tłumaczyłoby fakt, że był dźgany, cięty i krojony
w nocy z 9 na 10 sierpnia. Co ciekawe, wokół zwłok nie zidentyfikowano żadnych śladów krwi, mimo że znaleziono je nawet na szwach butów. Morderstwa dokonano więc w innym miejscu. Ale po co i jak ktoś miałby przenosić ciało, tego śledczy nie zdołali ustalić. W raporcie końcowym bezradni napisali: „Wobec ilości i jakości zadanych ciosów, ich irracjonalności, trudno w sumie o wiążącą hipotezę na temat okoliczności mordu”. Odnaleziony w Lesie Kabackim mężczyzna nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Nie wiadomo więc było, kim jest. Ze względu na długą brodę denata, jego upicie przed śmiercią i ogólny wygląd policja zasugerowała, że mógł on być osobą chorą psychicznie lub się ukrywał.
Dopiero gdy jego odciski palców odnaleziono w kryminalnej kartotece (w związku z kradzieżą 500 zł z pozostawionej na dancingu damskiej torebki i wyłudzeniami na szkodę PKO), okazało się, że zmarły to Leszek Kowalewski, warszawski poeta, który we wspomnianym „Rejsie” zagrał poetę. W związku z przebytym w dzieciństwie zapaleniem opon mózgowych miał II grupę inwalidzką, a do renty dorabiał właśnie graniem w filmach i pisaniem. Był też zapalonym rzeźbiarzem amatorem, miał własną pracownię w komórce swoich rodziców, z którymi mieszkał. Pracownia ta służyła Kowalewskiemu także jako miejsce spotkań, na których za kołnierz nie wylewano. I to w tej komórce śledczy znaleźli coś, co bardzo ich zaintrygowało – dłuta rzeźbiarskie. Porównując ich kształt do kształtu ran na ciele denata, stwierdzono, że są identyczne. Ale na tym sukces policji się skończył. W pomieszczeniu nie wykryto żadnych śladów krwi ani linii papilarnych. Żeby znaleźć jakiś trop, postanowiono przyjrzeć się bliżej znajomym Leszka, a tych miał niewielu… Była to głównie ferajna spędzająca całe dnie w nieistniejącej już knajpie na ulicy Pięknej w Warszawie, w tzw. Miodku. Kowalewski bywał w lokalu codziennie, wypijał tam po kilkanaście „małych czarnych”. Znajomi traktowali go pobłażliwie. Leszek miał kobietę, którą jego matka kojarzyła z… rentą syna. Każdego miesiąca, kiedy tylko mężczyzna odbierał należne mu pieniądze, przyprowadzał do mieszkania rodziców około 30-letnią Małgorzatę, która mieszkała z mężem w melinie na Mokotowie. Tak samo było na początku sierpnia 1990 r. Kiedy podczas śledztwa policja weszła do mieszkania kobiety, ta była kompletnie pijana. O rozmowie z nią śledczy mogli zapomnieć. W mieszkaniu był jeszcze jej mąż, który zaczął tłumaczyć, że z małżonką są po rozwodzie i każde żyje życiem własnym. Przyznał też, że znał denata i że ten często do nich przychodził. W melinie na Mokotowie Kowalewski miał być też feralnego czwartku, 9 sierpnia 1990 r. Dopiero w toku wielu przesłuchań mąż Małgorzaty zeznał, jak wyglądała ta ostatnia wizyta Kowalewskiego. Tego dnia Małgorzata, jej mąż i ich kumpel Remek pili od rana. Około godz. 18 przyszedł do nich Leszek, raczej trzeźwy. Coś
Leszek Kowalewski
miesięcy wcześniej, rzucając się pod nadjeżdżający elektrowóz. Po wypadku, w wyniku którego stracił cztery palce prawej dłoni, Stachura leczył się na psychozę depresyjno-urojeniową w szpitalu psychiatrycznym w Ząbkach pod Warszawą. Feralnego lipca sięgnął po przepisane mu leki – tisercin i trilafon. Co ciekawe, tego drugiego leku nie powinno się podawać przy depresjach… Oszołomiony medykamentami próbował podciąć sobie żyły kuchennym nożem, ale zrezygnował. Napisał pożegnalny list – utwór, zaczynający się słowami: „Umieram za winy moje i niewinRafał Wojaczek ność moją […]” – a potem się powiesił. Życie odebrał sobie także nieodżałowany Rafał Wojaczek, zażywszy zbyt dużą ilość leków, w tym valium. Miał 26 lat. Ale jego skłonności samobójcze, jak też zamiłowanie do alkoholu, objawiły się już w czasach szkolnych. W 1965 r., podczas pobytu we Wrocławskiej Klinice Psychiatrycznej, gdzie leczył się na stany lękowe, poznał przyszłą żonę Hannę, z którą miał córkę Dagmarę. Niestety, rodzina nie zdołała uratować poety… Tylko 3 lata dłużej żył Tadeusz Borowski, twórca takich obozowych opowiadań jak „Proszę państwa zeznania, myliły im się daty, zdarzedo gazu” czy „U nas w Auschwitnia, co biorąc pod uwagę ich stałe zu”. 26 czerwca 1951 r. urodziła mu picie, nie może dziwić. Po niespełsię córka. Jeszcze 1 lipca odwiedził na roku, w czerwcu 1991 r., prokużonę w szpitalu, ale już dzień późrator umorzył sprawę. Do dziś nie niej, odurzony gazem i środkami nawiadomo, kto zamordował mężczysennymi, sam trafił pod opiekę leznę – czy była to jedna osoba, czy karzy. Nie zdołano go odratować. kilka, czy był to ktoś z kręgu znaNa temat tej śmierci snuto rozmajomych, czy zupełnie obcy… ite przypuszczenia, upatrując jej ~ ~ ~ przyczyn w niezatartych śladach Jedno jest pewne – Leszek Kopo obozowej przeszłości, romansie walewski swoją bezsensowną i przedz komunizmem i rozczarowaniu nim. wczesną śmiercią dołączył do groPrawda wydaje się jednak bardziej na poetów wyklętych, buntowników prozaiczna. W czasie gdy rodziło mu otaczanych kultem dopiero po się dziecko, uwikłał się w nieszczęśmierci. Nie inaczej było w przypadśliwy romans i to on najprawdopoku genialnego Edwarda Stachury, dobniej w dużej mierze miał wpływ który popełnił samobójstwo 24 lipna fatalną decyzję poety. ca 1979 r. w wieku 42 lat. PrawdoPAULINA ARCISZEWSKA-SIEK podobnie chciał to zrobić już kilka szepnął do kobiety, jakby chciał ją gdzieś zabrać, na co Remek kazał mu wyp…ć, po czym wypchnął Kowalewskiego za drzwi. Po półgodzinie poeta sam się ulotnił. Było to około 19.20. Przesłuchiwany mężczyzna przyznał również, że kumpel Remek sypiał z Małgośką i szczerze nie lubił Leszka, którego uważał za swojego rywala. Kobieta zeznała, że po wypiciu wina usnęła i odwiedzin Kowalewskiego nie pamięta w ogóle. Wobec zeznań uczestników czwartkowej libacji policja pozostała bezradna. Bez przerwy zmieniali
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
OKIEM BIBLISTY
T
i prawdy” (1 Kor 5. 8). Krótko mówiąc, „jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5. 17) i dlatego w jego życiu nie powinno już być miejsca dla grzechu (kwas), starych przyzwyczajeń – złości i przewrotności. „Albowiem kto je i pije niegodnie, nie rozróżniając ciała Pańskiego, sąd własny je i pije” (1 Kor 11. 29).
ymi słowami apostoł Paweł nawiązywał do święta Paschy (hebr. pesach – od czasownika pasach „przechodzić”, „ochraniać”, „oszczędzać”), które początkowo obchodzili również chrześcijanie pochodzenia nieżydowskiego. Czym jednak była i jest Pascha i jaki związek ma z Jezusem Chrystusem? Pascha, zwana też świętem Przaśników, to nazwa najważniejszego święta religijnego, które upamiętnia wyzwolenie narodu izraelskiego z niewoli egipskiej. Od samego początku święto to wiązało się ze spożyciem baranka paschalnego, który – według Nowego Testamentu – symbolizuje prawdziwego Baranka Bożego – Jezusa Chrystusa (J 1. 29).
Uczestnicy Wieczerzy Pańskiej?
Baranek paschalny Według Księgi Wyjścia (12. 3) Izraelici mieli przygotować sobie baranka paschalnego już dziesiątego dnia miesiąca abib (zwany po niewoli miesiącem nisan). Czytamy tam: „Ten miesiąc będzie wam początkiem miesięcy, będzie wam pierwszym miesiącem roku” (12. 2). Dlaczego? Ponieważ dla Izraelitów nastąpić miał nowy początek, zgodnie z następującymi słowami: „Ja was uwolnię od ciężarów nałożonych przez Egipcjan i wybawię was z ich niewoli i wyzwolę was wyciągniętym ramieniem i przez surowe wyroki. I przyjmę was za swój lud, i będę wam Bogiem, i poznacie, żem Ja, Pan [JHWH], Bogiem waszym (...). I wprowadzę was do ziemi, którą przysiągłem dać Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi. Dam wam ją w dziedzictwo, Ja, Pan” (Wj 6. 6–8). Aby tak się stało, Izraelici mieli spełnić pewne warunki. Przede wszystkim zobowiązali się złożyć ofiarę z wcześniej wybranego baranka (albo koziołka). Miał to być „baranek bez skazy, samiec jednoroczny” (w. 5), którego miano przechowywać do czternastego dnia tego miesiąca, aby następnie zabić go o zmierzchu (w. 6). Dalej czytamy: „I wezmą z jego krwi, i pomażą oba odrzwia i nadproże w domach” (w. 7) jako znak ochronny (w. 13, 22). Następnie mięso tejże ofiary należało upiec na ogniu i tej samej nocy spożyć wraz z przaśnikami i gorzkimi ziołami (w. 8). Wszyscy też mieli być przygotowani do drogi: „Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w ręku waszym. Zjecie go w pośpiechu. Jest to ofiara paschalna dla Pana” (w. 11). Zgodnie z dalszym opisem – jak już wyżej zaznaczono – Pascha jest więc pamiątką wyzwolenia udręczonego przez Egipcjan narodu żydowskiego. Jest przypomnieniem potęgi Boga, który „tej nocy przeszedł przez ziemię egipską i zabił wszystko pierworodne i dokonał sądów nad wszystkimi bogami Egiptu” (w. 12). Święto to ma być dniem pamiętnym i obchodzone „przez wszystkie
21
Pascha i Chrystus „Wyrzućcie stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, jako że przaśni jesteście. Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Tak przeto odprawiajmy święto nasze nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości i przewrotności, lecz przaśnego chleba czystości i prawdy” (1 Kor 5. 7–8, BT). pokolenia jako ustanowienie wieczne” (w. 14). „A gdy was zapytają synowie wasi: »Co znaczy ten wasz obrzęd?«, odpowiecie: »Jest to rzeźna ofiara paschalna dla Pana, który omijał domy synów Izraela w Egipcie, gdy Egipcjanom zadawał ciosy, a domy nasze ochronił«” (w. 26–27). W ten oto sposób została ustanowiona Pascha, zwana też Świętem Przaśników, która według rachuby żydowskiej rozpoczyna się w czternastym dniu wieczorem, czyli piętnastego dnia miesiąca nisan, a kończy w dwudziestym pierwszym dniu tegoż miesiąca. „Pierwszego i siódmego dnia będzie u was święte zgromadzenie (...). Przestrzegajcie Święta Przaśników, gdyż w tym właśnie dniu wyprowadziłem zastępy wasze z ziemi egipskiej” (w. 14–17).
Chrystus jako baranek Według Nowego Testamentu również Jezus i apostołowie obchodzili Paschę (por. J 2. 13; 5. 1; 6. 4; 11. 55–57). Ewangelista Łukasz podaje, że po raz pierwszy Jezus brał w niej udział, gdy miał dwanaście lat (Łk 2. 41–42), ostatni zaś raz – tej nocy, gdy został wydany, pojmany, a następnie skazany na śmierć. Synoptycy podają, że doszło do tego dokładnie w wyznaczonym czasie, czyli w pierwszy dzień Przaśników (por. Mt 26. 17; Mk 14. 12; Łk 22. 7). Oto jak przedstawił to Łukasz: „A gdy nadeszła pora, zajął
miejsce przy stole, a apostołowie z nim. I rzekł do nich: »Gorąco pragnąłem spożyć tę wieczerzę paschalną z wami przed moją męką (…)«. I wziąwszy chleb, i podziękowawszy, łamał i dawał im, mówiąc: »To jest ciało moje, które się za was daje; to czyńcie na pamiątkę moją«. Podobnie i kielich, gdy było po wieczerzy, mówiąc: »Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej, która się za was wylewa«” (Łk 22. 14, 19–20). Podczas tej Paschy, zgodnie z proroctwem Izajasza (53 rozdział) oraz słowami Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1. 29), Jezus Chrystus wypełnił więc symbole paschalne i sam stał się ofiarą paschalną. Nowy Testament daje też temu wyraz w wielu miejscach. Między innymi czytamy o nim, że był „jak owca na rzeź prowadzony i jak baranek milczący wobec tego, który go strzyże” (Dz 8. 32); że „został złożony w ofierze jako nasza Pascha” (1 Kor 5. 7) oraz że jest „barankiem niewinnym i nieskalanym” (1 P 1. 19), bo „grzechu nie popełnił” (1 P 2. 22). Co to wszystko oznacza dla ludzi wierzących? Po pierwsze, oznacza to, że jakkolwiek chrześcijaństwo zakorzenione jest w historycznej wierze narodu żydowskiego, to jednak wierzący nie muszą już więcej składać krwawych ani żadnych innych ofiar za grzech, ponieważ Jezus „uczynił
to raz na zawsze, gdy ofiarował samego siebie” (Hbr 7. 27), i teraz to „On jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko nasze, lecz i za grzechy całego świata” (1 J 2. 2). Wymownym świadectwem potwierdzającym ten nowy porządek – Nowe Przymierze – jest również zburzenie świątyni w 70 r. n.e., która była jedynie cieniem „prawdziwego przybytku, który zbudował Pan, a nie człowiek” (Hbr 8. 2). Po drugie zaś oznacza to, że jak Izraelici nie byli w stanie sami wyzwolić się z pod jarzma Egipcjan, dopóki Bóg nie posłał im Mojżesza jako ich wyzwoliciela, tak też żaden człowiek nie jest w stanie sam siebie wyzwolić z więzów własnych grzechów i słabości bez pomocy Bożego Pomazańca – Jezusa Chrystusa (J 15. 5), który przyszedł „zbawić lud swój od grzechów jego” (Mt 1. 21, por. J 3. 17; Łk 19. 10; 1 Tm 1. 15). Coroczne święto Paschy z Pamiątką Ostatniej Wieczerzy Pańskiej jest więc uroczystym przypomnieniem, że „Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism i że został pogrzebany, i że dnia trzeciego został z martwych wzbudzony według Pism” (1 Kor 15. 3–4). Nie jest jednak ono tylko obrządkiem upamiętniającym zwycięstwo Chrystusa nad grzechem i śmiercią, ale także wezwaniem do duchowej odnowy i prowadzenia takiego właśnie życia. Czytamy przecież, że „On grzechy nasze sam na ciele poniósł na drzewo, abyśmy obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli” (1 P 2. 24); „Jeśli z nim umarliśmy, z nim też żyć będziemy; jeśli z nim wytrwamy, z nim też królować będziemy; jeśli się go zaprzemy, i On się nas zaprze” (2 Tm 2. 11–12) oraz: „Obchodźmy święto nie w starym kwasie ani w kwasie złości i przewrotności, lecz w przaśnikach szczerości
Tak jak w czasach Mojżesza w obchodzeniu Paschy Pana mógł uczestniczyć nie tylko każdy Żyd, ale i cudzoziemiec, jeśli został obrzezany (Wj 12. 48–49), tak też każdy, kto wierzy i został ochrzczony, może uczestniczyć w Wieczerzy Pańskiej. Kto bowiem przyjął Chrystusa jako Pana i Zbawiciela, stał się też członkiem Jego Ciała (por. 1 Kor 12. 12–13, 27) i ma prawo uczestniczyć w Wieczerzy Pańskiej. Zatem nikt nikomu nie może zabraniać tego uczestnictwa, chyba że ktoś został wykluczony ze społeczności decyzją całej lokalnej wspólnoty (por. Mt 18. 15–18). Jak wobec tego rozumieć ostrzeżenie św. Pawła przed niegodnym spożywaniem chleba i wina? Na czym polega owa niegodność? Odpowiedź na pytanie może być tylko jedna: skoro Pamiątka Wieczerzy Pańskiej przeznaczona jest dla członków Ciała Chrystusa (zbór, wspólnota), to niegodność ta polega na „nierozróżnianiu ciała Pańskiego”, czyli na niewłaściwym nastawieniu do „nabożeństw” chrześcijańskich – „schodzeniu się nie ku lepszemu, ale ku gorszemu” (1 Kor 11. 17) oraz na czynieniu różnicy między wierzącymi – tworzeniu i utrzymywaniu podziałów klasowych w zborze (1 Kor 1. 11–12; 11. 18, 21), czyli na niewłaściwym stosunku „jedni do drugich”, zapominając o tym, że cała wspólnota jest Ciałem Chrystusa (1 Kor 3. 3; 11. 22). Krótko mówiąc, zanim ktoś weźmie udział w Wieczerzy Pańskiej, powinien najpierw poważnie się zastanowić nad znaczeniem tej uroczystości oraz nad swoim nastawieniem i stosunkiem do innych i całego otoczenia. Apostoł Paweł ujął to następująco: „Niechże więc człowiek samego siebie doświadcza i tak niech je z chleba tego i z kielicha tego pije” (1 Kor 11. 28). O tym też wierzący nigdy nie powinni zapominać, ponieważ uroczystość Wieczerzy Pańskiej każe nam nie tylko spojrzeć wstecz – jako na pamiątkę odkupieńczej śmierci Chrystusa, ale także wejrzeć w siebie, w swoje wnętrze, aby godnie w niej uczestniczyć. „Poddawajcie samych siebie próbie – pisał św. Paweł – czy trwacie w wierze, doświadczajcie siebie” (2 Kor 13. 5), tylko bowiem wtedy uroczystość ta stanie prawdziwym błogosławieństwem dla jej uczestników (1 Kor 10. 16). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
OKIEM SCEPTYKA
POLAK NIEKATOLIK (36)
Ksiądz reformator W Małopolsce pionierem reformacji był Jakub z Iłży – mistrz przywódców i propagatorów mieszczańsko-plebejskiego nurtu tego przebudzenia religijnego. Już około 1520 r. zaczął się kształtować w Krakowie prężny ośrodek małopolskiego ruchu reformacyjnego. Do miasta, ówczesnej stolicy Polski, docierały książki innowiercze, przybywali przypadkowi, a czasem świadomi wysłannicy i propagatorzy nowych idei – na przykład Jan Hess, głośny reformator wrocławski. Z protokołu procesu o herezję wytoczonego Bartłomiejowi, rektorowi szkoły Bożego Ciała w Krakowie, i jego uczniowi Maciejowi z Ropczyc, wynika, że Hess działał zwłaszcza w środowisku szkolnym. Reformacja zyskała zwolenników wśród zamożnego mieszczaństwa, a skupiła się szczególnie wokół Akademii Krakowskiej. Szczególną aktywność reformacyjną stolicy Polski potwierdza fakt ustanowienia przez komisję senatu i rady miejskiej okresowych rewizji u drukarzy i mieszczan oraz wprowadzenia cenzury prewencyjnej, za którą odpowiadał rektor Akademii. Przekaz Andrzeja Frycza Modrzewskiego – najznakomitszego polskiego pisarza politycznego epoki odrodzenia, reformatora społecznego, myśliciela i moralisty – mówi o rozpowszechnianiu książek innowierczych na terenie Akademii już około 1520 r. Powszechny zapał do zreformowania religii
Z
katolickiej spowodował wytoczenie przez sądy biskupie w Krakowie w 1522 r. pierwszych procesów o herezję – w większości przeciwko rzemieślnikom krakowskim, księgarzom, ale i osobom duchownym. Nowy ruch zawdzięczał przetrwanie i rozwój m.in. pochodzącemu z rodziny mieszczańskiej Jakubowi z Iłży (ok. 1490 r. – po 1542 r.), jednemu z pierwszych przywódców i propagatorów mieszczańsko-plebejskiego nurtu reformacji polskiej. Ukończywszy szkołę parafialną w rodzinnym mieście, Jakub z Iłży wyjechał do Krakowa, gdzie studiował w Akademii Krakowskiej. W 1516 r. został magistrem sztuk wyzwolonych, po czym zajął się pracą nauczycielską w szkole parafialnej w Iłży i Bodzentynie oraz działalnością kaznodziejską przy kościele św. Szczepana w Krakowie. Pracując jako ksiądz, w całej jaskrawości dostrzegł upadek moralny duchowieństwa. Zetknąwszy się z reformacją, stał się entuzjastą nowej wiary i radykalnym luteraninem. Początki jego działalności reformacyjnej, tak publicystycznej, jak i prywatnej, tkwią korzeniami w owym fermencie ideowym, uchwyconym przez A.F. Modrzewskiego w latach 1520–1522. Jakub wzorem Lutra zakwestionował podstawowe katolickie nauki
wykle nie doceniamy tego, że lu dzie są istotami społecznymi. Nasz światopogląd jest niejedno krotnie wypadkową poglądów grupy, do k t ó r e j n a l e ż y m y . P o d o b n i e b y w a z „cudami”. Krytycy religii wielokrotnie już zauważyli, że nic nie jest głoszone z taką zaciekłością i z takim przekonaniem, jak twierdzenia niepoparte żadnymi dowodami. Czy ktoś na przykład widział, aby ludzie umierali z powodu wiary w prawo grawitacji? Okazuje się, że nikt nie zaryzykuje swojej przyszłości dla rzeczy tak oczywistej i dobrze udowodnionej. Natomiast tysiące ludzi oddały życie z powodu spraw, o których nie mieli pojęcia ani nie posiadali na ich potwierdzenie żadnego dowodu – takich jak na przykład boskość Jezusa, prawdomówność Mahometa albo dziewictwo jednej z panien z Nazaretu. Przy temperaturze sporów religijnych ospałe debaty naukowe wydają się dyskusjami w ogóle pozbawionymi znaczenia. Tymczasem właśnie te pierwsze są kompletnie oderwane od rzeczywistości, a drugie mogą mieć wpływ na życie milionów ludzi. Oto jeden ze zdumiewających
i ceremonie kościelne. Surowo potępił instytucję odpustów, pośrednictwo świętych, kult obrazów i kult Matki Boskiej, a także naukę o czyśćcu. W kazaniach, na prywatnych zebraniach i w pismach zwalczał posty, kwestionował władzę papieską, celibat oraz obnażał upadek moralny duchowieństwa. W 1528 r. stanął przed sądem biskupim, któremu przewodniczył biskup krakowski Piotr Tomicki. Sąd udzielił Jakubowi upomnienia, choć on sam nie przyznał się do winy. Nie zważając na decyzję sądu, dalej prowadził agitację wśród mieszczaństwa w Małopolsce, jak również w Akademii, zaś biskupowi wręczył apologię głoszonych przez siebie zasad. Wobec bezskuteczności kolejnych upomnień, Jakuba z Iłży zawieszono jako kaznodzieję i dano mu ostatnią szansę na publiczne odwołanie głoszonych przez siebie teorii. W 1535 r. biskup wydał ostateczny wyrok, „ogłaszając, iż magister Jakób z Iłży, niegdyś kaznodzieja kościoła św. Szczepana, był i jest heretykiem, odejmujemy więc temuż godność kapłańską i wszelkich prerogatyw temuż stanowi przynależnych pozbawiamy, a nadto skazujemy go na wszystkie kary świętymi kanonami i statutami prowincjonalnymi na jemu podobnych postanowionymi”. Przy pomocy
paradoksów ludzkości. Jego świadomość sprawia, że nazwa homo sapiens wydaje się mocno przesadzonym komplementem. Ta zapiekłość religijna jest tym dziwniejsza, że ogromna większość ludzi swój światopogląd dziedziczy jak nie po własnej rodzinie, to po kulturze dominującej w danym
swoich uczniów Jakub uciekł do Wrocławia, gdzie brał czynny udział w szerzeniu reformacji. Stąd przysyłał swoje kazania i listy piętnujące egoizm kleru. Schyłek życia spędził w Tarnowskich Górach jako kaznodzieja luterański.
to zabawne jest przypisywanie religiom lub tzw. nawróceniom znamion boskiej działalności. Podobnie jest z cudami. Nic dziwnego, że ludzie w Polsce nie słyszą na ogół przemawiającej bogini Kali, lecz tzw. Matkę Boską, zaś bliska sercu jest Czarna Madonna z Jasnej Góry, a nie ta znad Gangesu.
ŻYCIE PO RELIGII
Diabli nadają kraju. Przecież nie jest to przypadek, że osoby zmieniające wyznanie przechodzą na ogół – na przykład w Polsce – na jakąś inną odmianę chrześcijaństwa, a nie na buddyzm lub islam. A polscy ateiści, jeśli zaczynają już wierzyć w jakieś bóstwo, to raczej w Jezusa, a nie w Krisznę. Po prostu wybierają to, do czego mają zwykle dostęp; coś, co silniej na nich oddziałuje – czy to przez liczbę głosicieli danego światopoglądu, czy przez dostępność literatury. Skoro przynależność wyznaniowa jest czymś tak socjologicznie oczywistym,
W tym kontekście warto też spojrzeć na wydarzenia z Wąsewa (woj. mazowieckie), opisywane przez media w ostatnich tygodniach. Tamtejszy wikary założył grupę katolickiej młodzieży, którą epatował opowieściami o diabłach i opętaniach. Nastolatki poddane ideologicznej obróbce przez starszego od nich człowieka, do którego miały ogromne zaufanie, zaczęły doświadczać stanów lękowych, słyszały głosy i widziały niepokojące postacie. Niektóre dostawały ataków histerii, a nawet wykazywały objawy czegoś w rodzaju choroby
Reformator skupił wokół siebie kwiat pierwszych działaczy i pisarzy reformacyjnych. Dzięki niemu wyrosło wielu pionierów tego ruchu, w większości plebejuszy, a nie przedstawicieli szlachty. Do Krakowa przybywali z różnych stron kraju: z Litwy – Abraham Kulwieć; z Wielkopolski – Jan z Koźmina; z Mazowsza – Andrzej Samuel i Wawrzyniec z Przasnysza, ze wschodnich rubieży – Feliks Krzyżak ze Szczebrzeszyna. Najwięcej zebrało się z najbliższego regionu Iłży, tj. z Kielecczyzny, m.in. Marcin Gallinius Kruk i Szymon Zacjusz Żak z Proszowic (szerzyciel reformacji wśród górników wielickich), Marcin Glossa z Wąchocka, Marcin i Stanisław z Opoczna, wreszcie współziomek – Wojciech z Iłży, najwcześniejszy uczeń i wyznawca idei Jakuba Iłżanina, co zaprowadziło go do dwukrotnego uwięzienia w więzieniu biskupim w Lipowcu. Grono to, łącznie z kilkoma jeszcze innymi osobistościami, takimi jak Bernard Wojewódka, Grzegorz Paweł i Mikołaj Rej, utworzyło podstawowy trzon intelektualny protestanckiego Kościoła małopolskiego, jego pierwotną warstwę świadomych działaczy i prekursorów. Najważniejszymi cechami tej grupy były postawa demokratyczna oraz wyjście naprzeciwko zaspokojeniu istotnych potrzeb życiowych prostych ludzi – zarówno fizycznych, jak i duchowych. Służyć temu miało przekonanie o potrzebie przemawiania do odbiorców w sposób prosty i zrozumiały oraz zburzenie dystansu między ludźmi a stanem duchownym, który odgrodził się od laików nieprzebytym murem urzędu kapłańskiego. ARTUR CECUŁA
psychicznej. Jednym słowem, działy się nadzwyczajne znaki i cuda, tyle że diabelskie. Czy może raczej antydiabelskie. Można to oczywiście skwitować wzruszeniem ramion, gdyby nie okoliczność, że niemal wszystkie religie są oparte na podobnych zjawiskach. Pojawia się czynnik silnego lidera, grupki wyznawców oraz nadzwyczajnych stanów i wizji, które zostają następnie opisane w tzw. świętych księgach. Potem pod ich wpływem doświadczają tego samego kolejne pokolenia. A jeśli nawet nie doświadczają, to traktują te opowieści z ogromnym szacunkiem, przekazując dawne efekty histerii i zaczadzenia swoim dzieciom. I tak to trwa… Czasem przez tysiąclecia. Historia z Wąsewa zniknie wkrótce nie tylko z mediów, ale pewnie także ze świadomości uczestników tych zdarzeń, bo za ich „prawdziwością” nie stoi żadna grupa ani instytucja. Szkoda, że tak się stanie, bo te wydarzenia są świetnym religijnym laboratorium, w którym można jakby złapać historię za rękę i zrozumieć, jak tworzą się religie i kościoły. Potomnym ku przestrodze i na własny użytek. MAREK KRAK
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
J
unta wojskowa generałów Jorge Videli i Emilia Massery, oficjalnie nazywana Narodowym Procesem Uzdrowienia, jest odpowiedzialna za tysiące mordów politycznych (tzw. zniknięcia). Ówczesna władza porywała, torturowała i mordowała ludzi podejrzewanych o wywrotową działalność lewicową. Reżim ten miał pełne błogosławieństwo Kościoła katolickiego, który – chcąc uchodzić za przystań wolności – walczył z podobnymi reżimami lewicowymi, „nieszanującymi praw Kościoła”. Już na początku przewrotu w 1976 r. biskup Victor Bonamin, kapelan armii, ogłosił: „Wojskowi odkupują nieczystości w naszym narodzie
(M. Stasiński, „Pio Laghi, pasterz oprawców”). Nuncjusz ignorował wszelkie doniesienia o prześladowaniach, bo junta była dla niego zakonem szlachetnych rycerzy walczących o ocalenie ducha narodowego i cywilizacji chrześcijańskiej przed komunizmem. Papieżowi odradzał przyjmowanie rodzin ofiar, rekomendował za to audiencję dla generałów. A jeśli już bliscy poszkodowanych znaleźli się u „Ojca Świętego”, byli traktowani bardzo chłodno. Adolfo Perez Esquivel, opowiadając o audiencji u Jana Pawła II w 1981 r., kiedy zawiózł papieżowi udokumentowane sprawy 84 dzieci odebranych przez juntę matkom w katowniach, wspominał: „To nie była przyjemna
OKIEM SCEPTYKA wyborów prezydenckich, założył Narodową Komisję Osób Zaginionych (CONADEP), która miała zajmować się badaniem losu osób oficjalnie zaginionych w trakcie reżimu. Dowody zebrane przez organizację umożliwiły oddanie pod sąd głównych odpowiedzialnych. Generałowie zostali osądzeni w 1986 i skazani na wieloletnie więzienie. Wielu kościelnych hierarchów potępiło ten proces. W 1984 r. bp Carlos Mariano Perez mówił o rodzinach ofiar: „Trzeba wyrwać z korzeniami Matki z Placu Majowego i organizacje praw człowieka, bo należą do organizacji międzynarodowych. Tak samo trzeba skończyć z ekshumacjami zwłok ludzi nieznanych – to hańba dla całego
junta więziła, torturowała i mordowała ludzi „o lewicowych skłonnościach”. Dziesiątki świadków zeznało, iż kapelan błogosławił oprawcom i namawiał ofiary do współpracy. Opowiadano jak kpiąco ostrzegał przed „maszyną”, czyli prądowym agregatem, którym rażono przesłuchiwanych. Oto wspomnienie skruszonego policjanta Julia Emmeda: „W naszej brygadzie czekał na nas ojciec Christian von Wernich, który już zdążył porozmawiać z wywrotowcami i ich pobłogosławił. Wsiadłem do auta, w którym jechał ksiądz. Po drodze miałem ogłuszyć jednego więźnia, ale nie udawało mi się, więc Gimenez [inny z policjantów] wyciągnął rewolwer. Jak to ten więzień
Błogosławieni oprawcy Dyktatura, która rządziła Argentyną w latach 1976–1983, prześladowała politycznie opozycję, krępowała prawa i wolności obywatelskie, siała terror i mordowała. A wszystko to pod błogosławiącym kropidłem Kościoła. i oczyszczeni w Jordanie krwi stają na czele narodu”, a w najcięższej katowni ESMA w Buenos Aires kapelan Luis Mancenido mówił oficerom, że mogą torturować i zabijać, bo spełniają biblijny obowiązek odsiewania ziarna od plew. Szczególnie mrocznie zapisał się w tamtym czasie kardynał Pio Laghi (1922–2009), nuncjusz watykański w Buenos Aires w latach 1974–1980. Duchowny nie tylko nie zabierał głosu w imię praw człowieka, ale i na organizowanych przezeń mszach generałowie – skazani po latach za zbrodnie – zasiadali w pierwszych ławach i przyjmowali od niego komunię. Kardynał szczególnie blisko przyjaźnił się z Emiliem Masserą – najkrwawszym wojskowym, zawiadującym główną katownią reżimu. Nuncjusz doskonale wiedział o wszystkich zbrodniach generałów, gdyż u niego podejmowano liczne, dobrze udokumentowane interwencje na rzecz ofiar. Massera był także partnerem tenisowym kardynała. Trzy miesiące po zamachu nuncjusz pojechał do prowincji Tucuman, gdzie pobłogosławił oddziały generała Antonia Bussiego, pacyfikujące teren. Hierarcha mówił tam o „wartościach chrześcijańskich zagrożonych przez ideologię, którą Naród odrzuca i reaguje jak każdy żywy organizm, wytwarzając przeciwciała do zwalczania zarazków, które chcą go zniszczyć, i broni się takimi środkami, jakich wymaga sytuacja. Argentyńczyków opanował wirus, którego trzeba wytępić, choć w ramach poszanowania praw człowieka”
audiencja. Wręczyłem dokumenty papieżowi. Wziął je, po czym chłodno odrzekł, że powinienem się troszczyć także o dzieci w krajach komunistycznych”. W tym czasie nuncjusz Laghi nawiązywał szerokie kontakty wśród ówczesnych dyktatorów, m.in. z Alfredem Stroessnerem Matiaudą Kardynał Pio Laghi (pierwszy z lewej) i Jorge Videla (w garniturze) (1912–2006), przywódzobaczył, rzucił się do przodu i wyspołeczeństwa”. O procesie generacą Paragwaju w latach 1954–1989. wiązała się walka. Wtedy rąbnąłem łów dyktatury bp Antonio Plaza Jego rządy cechowała korupcja, pogo kilka razy w głowę kolbą mojego mówił: „To Norymberga na odwrót, rwania i morderstwa. Według archirewolweru. Zaczął tak mocno krwagdzie kryminaliści sądzą pogromwów terroru był współodpowiedzialwić, że księdza, szofera i nas, dwóch ców terrorystów”. ny za słynną operację Kondor, w czafunkcjonariuszy, ochlapało (...). StaKiedy armia wymusiła na demosie której w Ameryce Łacińskiej zanęliśmy i wyciągnęliśmy wszystkich kratycznych władzach ułaskawienie mordowano co najmniej 50 tys. trzech wywrotowców. Byli jeszcze żygenerałów, Jan Paweł II pochwaosób, 30 tys. „zaginęło”, a 400 tys. wi. Rzuciliśmy ich na trawę, a lelił akt amnestyjny. A kiedy w paźosób uwięziono. Matiauda zaciekle karz Jorge Berges każdemu dał dzierniku 1991 r. w nuncjaturze prześladował komunistów i inne rupo dwa zastrzyki, prosto w serce, z taw Buenos Aires odbyło się przyjęchy lewicowe, czym zyskał sympatię kim czerwonawym płynem. To była cie z okazji 13 rocznicy pontyfikaWatykanu. Generał znany był też trucizna. Potem pojechaliśmy się tu papieża, wśród zaproszonych znaz sympatii wobec dawnych zbrodumyć i przebrać, bo wszędzie mielileźli się biskupi, a także Videla, Masniarzy nazistowskich i udzielania im śmy krew. Ojciec Wernich zaczął ze sera i inni zbrodniarze reżimu. Arpomocy. Pod jego skrzydłami schromną rozmawiać, bo zobaczył, że bygentyński kler katolicki cieszył się nił się m.in. „Anioł Śmierci” z Aułem pod wrażeniem tego, co zaszło. odwzajemnioną sympatią władz wojschwitz, doktor Josef Mengele. Powiedział, że to było konieczne, że skowych, mając swobodny dostęp Z kolei biskup Esteban Grasselto czyn patriotyczny i że Bóg wie, do katowni reżimu, gdzie spowiedli, który pod sutanną nosił rewolże to wszystko dla dobra ojczyzny”. nicy i kapelani pomagali w prześlawer, stale dostawał od junty listy (M. Stasiński, „Kapelan argentyńdowaniach. tzw. zaginionych bez wieści, lecz poskiej junty przed sądem”). Dopiero od niedawna, po uchyszukujące ich rodziny zwodził fałŚwiadek Luis Velasco, jedna leniu prawa amnestyjnego, Argenszywą nadzieją. z ofiar, zeznał: tyna znów osądza te zbrodnie. Argentyńska junta upadła „Ksiądz powiedział, że nie wolW 2007 r. przed sądem w La Plaw 1983 r. po przegranej, a rozpęno nam nienawidzić. Ja mu na to, cie stanął Christian von Wernich tanej przez siebie wojnie z Wielką że trudno kochać tych pięciu, którzy – kapelan policji w Buenos Aires. Brytanią o Falklandy. 15 grudmnie torturują. Odparł, że musimy Regularnie odwiedzał pięć tajnych nia 1983 r. Raúl Alfonsín, zwyzapłacić za swoje czyny cierpieniem katowni w rejonie La Platy, gdzie cięzca pierwszych demokratycznych
23
albo i życiem, bo jesteśmy winni. Hector Baratii zapytał, za co ma płacić jego kilkudniowa córeczka. Powiedział, że ona płaci za grzechy rodziców”. 9 października 2007 r. sąd uznał księdza za winnego współudziału w 7 zabójstwach, 42 porwaniach, 32 przypadkach tortur i skazał go na karę dożywotniego więzienia. Była to przełomowa chwila dla argentyńskiego Kościoła katolickiego. Warto jednak dodać, że skazany nie poniósł żadnych konsekwencji kanonicznych swoich czynów. Teraz siłą rzeczy stracił możliwość posługi kapłańskiej (M. Stasiński, „Dożywocie dla księdza argentyńskiej junty”). Horacio Verbitsky, dziennikarz śledczy dokumentujący zbrodnie junty, pisał: „Ksiądz von Wernich to nie był sporadyczny przypadek, lecz reguła”. Jednak Kościół argentyński wypiera się jakiejkolwiek odpowiedzialności za zbrodnie, utrzymując, że były to błędy pojedynczych zagubionych „synów Kościoła”. Obecnie Watykan podobnie reaguje na zarzuty wobec nowego papieża. Verbitsky to autor wielu książek demaskujących rolę Kościoła w zbrodniach junty. Temu tematowi poświęcone są m.in.: „Podwójna gra – Argentyna katolików i wojskowych” (2006 r.); „Chrystus zwycięża – Kościół w Argentynie. Stulecie historii politycznej 1884–1983” (2007 r.); „Przemoc ewangelijna – od Leonardiego do Cordobazo 1955–1969” (2008 r.). W 2005 napisał książkę obciążającą Jorge Maria Bergoglia, ówczesnego prowincjała zakonu jezuitów, czyli obecnego papieża. To „Silencio. Paweł VI i Bergoglio. Tajne stosunki Kościoła z ESMA”, w której udokumentował m.in. historię wyspy Silencio. W 1979 r. arcybiskupstwo Buenos Aires sprzedało ją marynarce wojennej admirała Massery, aby ten mógł tam ukryć więźniów na czas pobytu delegacji międzyamerykańskiej Komisji Praw Człowieka, wizytującej ESMĘ. Większość polskiej prasy zdążyła już podważyć rzetelność Verbitsky’ego, nie zdając sobie sprawy, że na ogół dowodzi jedynie własnej nierzetelności. ~ ~ ~ W 1984 r. kilka organizacji praw człowieka powołało Zespół Argentyńskiej Antropologii Sądowej (EAAF) – naukową organizację pozarządową, która stawia sobie za cel rozwijanie technik poszukiwania i identyfikacji osób zaginionych w latach dyktatury wojskowej i wykorzystuje m.in. badania genetyczne do służby na rzecz praw człowieka. Dziś EAAF działa na całym świecie, współpracując m.in. z hiszpańskim Stowarzyszeniem na rzecz Przywrócenia Pamięci Historycznej, wspierającym poszukiwania ofiar innej katolickiej dyktatury – frankizmu. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
GRUNT TO ZDROWIE
N
iezwykłe walory zdrowotne tego środka leczniczego znane były już ponad 2500 lat temu. Wychwalany był przez Hipokratesa, Arystotelesa, lekarzy Aleksandra
Okazało się, że „Kanon medycyny” Awicenny i dzieła Beruniego z XI wieku zalecały takie dawki i sposoby jego stosowania w roztworach, które są zbieżne z zalecanymi przez nowoczesną medycynę. Dlatego
Zapalenia nerwów Nacierać przez 5 minut 10-procentowym spirytusowym roztworem Shilajit (2 g mumio na 2 łyżki spirytusu) przez 20 dni i powtórzyć ten cykl po dziesięciodniowej przerwie. Zaleca się przyjmowanie wewnętrznie 2 razy dziennie po 1–0,5 kapsułki w połączeniu z mlekiem lub roztworem miodu.
Skalne łzy To poetyckie określenie mumio – substancji całkowicie naturalnej – ma związek z formą skalnych nacieków oraz sopli przypominających łzy. Macedońskiego, Avicennę i wybitnych starożytnych medyków. Współczesne badania naukowe, prowadzone w czołowych instytutach naukowych USA, Indii, a także Rosji, wykazały, że Shilajit Mumio (taką nazwę nosi ów preparat) to niezastąpiona substancja regenerująca i wręcz panaceum na wiele chorób oraz dolegliwości. Znaleźć go można w niewielu, i to trudno dostępnych miejscach (górskie jaskinie, groty oraz skalne rozpadliska w górach Ałtaju, Pamiru, Kaukazu i na terenie południowej Syberii). Obszary jego występowania objęte są jednak tajemnicą, a do niedawna jego eksportowanie poza granice dawnego ZSRR było zabronione. W owych naciekach skalnych znajduje się niezwykła obfitość składników mineralnych, które mają wręcz zbawienny wpływ na ludzki organizm: 38 pierwiastków, 40 makroi mikroelementów, 10 związków metali, 16 aminokwasów, witaminy z grupy B oraz C, A i P. Do tego dochodzą biologicznie aktywne substancje, takie jak kwas benzoesowy, sterydy, fosfolipidy, olejki eteryczne, jad pszczeli, węglowodory smołopodobne, auksyny, inhibitory, glikozydy i chlorofile. Wszystko to sprawia, że mumio jest nadzwyczaj aktywnym stymulatorem normalizującym procesy biochemiczne zachodzące w naszym organizmie. Nie jest to gołosłowie ani wiara w mity przekazywane z ust do ust. Badania nad tą substancją prowadzi się od kilkudziesięciu lat w instytutach farmaceutycznych i klinikach Moskwy, Sankt Petersburga, Tbilisi, Taszkientu, Duszanbe oraz Biszkeku. Prym wśród nich wiedzie profesor Szakirow z Taszkienckiej Akademii Medycznej, który wiele swoich prac naukowych (wraz z pracą doktorską) poświęcił właśnie „skalnym łzom”. Jego badania są poparte testami klinicznymi ukierunkowanymi na proces zrastania się złamanych kości. Szakirow zapewnia, że udowodnił, iż oczyszczony ekstrakt Shilajit kilkakrotnie przyspiesza ten proces, nie mając przy tym żadnych skutków ubocznych. Profesor wraz ze swoim zespołem badawczym analizował też starożytne wzmianki o tym specyfiku.
współczesne kuracje w większości pokrywają się z przepisami stosowanymi 1000 lat temu. Jego działanie doceniono, ponieważ mumio oficjalnie dopuszczono do obrotu medycznego w krajach byłego Związku Radzieckiego. Nie chciałbym się zbytnio wdawać w szczegóły oddziaływania tej substancji na ludzki organizm, jednak warto wymienić dolegliwości zmywane przez „skalne łzy”. Zaznaczam, że przed wypróbowaniem preparatu należy skontaktować się z lekarzem. Choroby układu kostno-mięśniowego i kręgosłupa: osteoporoza, dyskopatia, zapalenie stawów, artretyzm, reumatyzm, gościec stawowy itp. Mumio przyspiesza regenerację tkanki kostnej, stymuluje wytwarzanie mazi stawowej, likwiduje stany zapalne. Choroby układu nerwowego: nerwice, neuralgie, rwa kulszowa, zapalenia nerwów obwodowych. Choroby przewodu pokarmowego i wydalniczego: wrzody żołądka i dwunastnicy, nadkwasota, choroby wątroby, nerek, zapalenie trzustki. Choroby układu sercowo-naczyniowego: choroby serca, żył i tętnic, nadciśnienie tętnicze, zawały, arytmia, żylaki, hemoroidy, choroby zastawek. Mumio obniża poziom złego cholesterolu, lipopropeidów, trójglicerydów, działa antyoksydacyjnie i regenerująco. Choroby układu oddechowego: astma, ostre i przewlekłe bronchity, wirusowe zapalenia górnych dróg oddechowych, zapalenia płuc. Choroby ginekologiczne i urologiczne: zapalenia i nadżerki szyjki macicy, drożdżyca, dysfunkcje oraz łagodny przerost prostaty. Choroby dermatologiczne: uszkodzenia skóry, poparzenia, odleżyny, egzema, łuszczyca, łojotokowe zapalenie skóry. Choroby endokrynologiczne: mumio normalizuje poziom cukru we krwi oraz dysfunkcje tarczycy. Choroby onkologiczne: Niektórzy zwolennicy tego preparatu podpierają się informacjami o niezwykłej skuteczności „skalnych łez” w walce z rakiem. Według nich u 57–90 proc. (w zależności od stadium choroby) pacjentów osiągnięto
znaczne zahamowanie wzrostu tkanki nowotworowej, a w niektórych wypadkach – całkowite wyleczenie. Zalecają oni stosowanie – wraz z dotychczasowym leczeniem i po konsultacji z lekarzem – poniższej receptury: Skład: 700 g miodu, 500 ml soku z aloesu, 20 g mumio. Zmieszać wszystkie składniki i postawić na 3 dni w zamkniętym słoiku. Przez pierwsze 10 dni przyjmować 3 razy dziennie po łyżeczce od herbaty. Następne 20 dni – po jednej łyżce stołowej. Oprócz tych leczniczych zastosowań mumio działa także prewencyjnie. Wzmacnia system odpornościowy, podnosi wydajność fizyczną i umysłową, dodaje witalności. Z tego też tytułu jest chętnie stosowany przez sportowców. Spożywanie go przyczynia się do szybkiej regeneracji zmęczonego organizmu. Odzyskanie sił to podstawa zwyżki formy, a co za tym idzie – przyczynek do osiągania coraz lepszych wyników. Standardowo mumio rozpuszcza się w ciepłej wodzie i przyjmuje 2–3 razy dziennie po 1 porcji przez 7–14 dni. Po dwóch tygodniach przerwy można powtórzyć tę sekwencję, zaś cykl leczniczy obejmuje pięć kuracji. Dobowa dawka preparatu dla osób dorosłych nie powinna przekraczać 0,15–0,2 g. Dokładnie taki schemat przyjmowania mumio podaje prof. Szakirow w przypadkach złamań kości. W swoich publikacjach podaje on także specyficzne dawkowanie preparatu w zależności od schorzenia. Poniżej przedstawiam Czytelnikom kompendium tej wiedzy. Warto z niego korzystać – oczywiście po konsultacji z lekarzem. Zalecenia w dawkowaniu Shilajit Mumio według prof. Szakirowa. Zatrucia, niestrawność Przyjmować „łzy skalne” 2 razy dziennie po 0,1 g, a w ostrych stanach – po 0,2 g. Dobrze jest rozpuszczać proszek w przegotowanej, ciepłej wodzie. Rany, stłuczenia, zwichnięcia, naciągnięcia Należy przyjmować 0,2 g (jedna kapsułka) mumio na noc oraz robić kompresy 3-procentowym roztworem (0,6 g preparatu na 2 łyżki stołowe przegotowanej wody). Ropiejące rany, czyraki Przyjmować 0,2 g na noc oraz robić kompresy roztworem 3–10-procentowym (0,6–2 g mumio na 2 łyżki
przegotowanej wody). Uczucie lekkiego pieczenia jest naturalne i nie powinno niepokoić. Egzemy Stosować kompresy z 2-procentowego roztworu (0,4 g „skalnych łez” na 2 łyżki przegotowanej wody), 2 razy dziennie po 20–30 minut. Na noc można smarować chore miejsca mumio wymieszanym z oliwą z oliwek. Przyjmować też wewnętrznie 0,2 g dziennie, najlepiej wraz z olejkiem rokitnikowym przez 25 dni. Po dziesięciodniowej pauzie cykl powtarzamy. Oparzenia i zapalenia Stosuje się 1–2-procentowy roztwór (0,2–0,4 g mumio na 2 łyżki przegotowanej wody) bezpośrednio na rany. Dodatkowo należy przyjmować
Choroby wrzodowe Przyjmować doustnie 2 razy dziennie rano i wieczorem przed snem po 0,2 g przez 25–28 dni. W przypadku choroby przewlekłej kurację powtórzyć po dziesięciodniowej przerwie. Hemoroidy Należy codzienne przed snem smarować odbyt preparatem mumio zmieszanym z miodem albo z masłem w proporcjach 1:5, 1:8. Leczenie kontynuujemy przez 3–4 miesiące z miesięczną przerwą, po której w razie konieczności możemy powtórzyć terapię. Choroby kobiece, schorzenia i zapalenia tkanek kobiecych narządów rozrodczych Na chore miejsce zakłada się tampon dobrze zwilżony 4-procentowym roztworem Shilajit (0,8 g mumio na 2 łyżki przegotowanej wody). Kuracja trwa 2–3 tygodnie z powtórką po dziesięciodniowej przerwie. Zaleca się również przyjmowanie mumio wewnętrznie raz dziennie, najlepiej wieczorem w ilości 0,2 g (pojedyncza kapsułka). Bezpłodność, osłabienie czynności płciowych u kobiet i mężczyzn, słabe nasienie Przyjmować doustnie dwa razy dziennie po 0,1 g w połączeniu z sokiem z marchwi lub z czarnej jagody w proporcjach 0,1 g mumio na łyżeczkę soku przez 25–28 dni z powtórką po dziesięciodniowej przerwie. Angina, ból gardła Warto pędzlować gardło 2,5procentowym roztworem (0,5 g mumio na 2 łyżki przegotowanej wody) 3 razy dziennie. Dodatkowo należy pić 0,2 g preparatu dziennie (rozpuścić w mleku lub wodzie z miodem).
po 0,2 g dwa razy dziennie. Kuracja powinna trwać 10 dni, następnie 5 dni przerwy i ponowna kuracja, jeśli zachodzi taka konieczność. Dychawica oskrzelowa – astma, zapalenie płuc Korzystne będą inhalacje 7-procentowym roztworem (7 g preparatu na 10 łyżek wody). Dodatkowo dobrze jest przyjmować 0,2 g dziennie rozpuszczone w ciepłym mleku. Paradontoza Płukać usta 4-procentowym roztworem przez 20 minut dziennie (0,8 g mumio na 2 łyżki wody). Przyjmować go jednocześnie wewnętrznie 2 razy dziennie po pół kapsułki (0,1 g), w połączeniu z mlekiem lub roztworem miodu, przez 25 dni. Powtórzenie kuracji po upływie 10 dni.
Kaszel (również chroniczny) Pić 0,2 g dziennie z mlekiem lub wodą z miodem. Dodatkowo należy płukać gardło 2-procentowym roztworem (2 g mumio na szklankę ciepłej, przegotowanej wody). Katar Zakroplić do nosa 10-procentowy roztwór (2 g Shilajit na 2 łyżki wody) i pić dodatkowo 0,2 g preparatu dziennie w połączeniu z mlekiem lub wodą z miodem. Mumio kupimy bez problemu w sklepach zajmujących się naturoterapią oraz w internecie, a cena 60 tabletek (0,2 g każda) oscyluje wokół 20 zł. ZENON ABRACHAMOWICZ Źródła: 1. Wikipedia. 2. Strupow, Umariljew, Odrodzenie Shilajit (Mumio), Moskwa 2000. 3. Prace A.S. Szakirowa, W.N. Ismailowej, J.H. Nuralniewa z Taszkienckiej Akademii Medycznej i Kliniki Chirurgii. 4. Opracowanie A. Ożarowskiej.
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Wesołych świąt! Minął już magiczny dzień równonocy i nadszedł czas wiosny. Czekamy na nią z utęsknieniem i jakąś dziwną nadzieją, przypominającą tę sylwestrową. Zmęczeni zimnem i ciemnością wyobrażamy sobie, że nadchodzi czas odnowy, czas kolejnej szansy na szczęśliwe i chwalebne życie. Tego rodzaju uczucia przepełniają nas, gdy wdychamy głęboko aromatyczne wiosenne powietrze i wystawiamy twarze do słońca. Będzie dobrze! A pomyślcie tylko, jak silne musiało być to uczucie ulgi i nadziei u naszych dalekich przodków, z trudem przeżywających zimę, nierzadko głodujących na przednówku i pełnych obaw, czy plon w nowym roku pozwoli przetrwać kolejną zimę. Nawet w ciepłych krajach od wiosny zależało wszystko. Czy spadnie wystarczająco dużo deszczu? Czy jednak nie za dużo? Na Wschodzie i na Południu lato to już martwy sezon – wszystko żółte, wyschnięte. Życie wybucha i zamiera w ciągu paru miesięcy. Ten szczególny czas euforii, a trochę i niepokoju, choć miał więc inny nieco smak w krainach śnieżnych i w tych palonych słońcem, łączył wszystkie
ludy żyjące w szerokim kręgu otaczającym ze wszystkich stron nasz kulturowy „wodopój”, czyli Morze Śródziemne. Nic przeto dziwnego, że wiosenne obrzędy ku chwale bóstw słonecznych i agrarnych, zaklinające moce płodzenia i zjednujące ich życzliwe na ludzi wejrzenie, odnalazły się skroś kultur, poddając się procesowi łączenia i zastępowania, wedle politycznych potrzeb. I na Północy, i na Południu wykluwa się z jajek nowe życie, palą się stare liście i gałęzie, razem z zeszłorocznymi złogami win i cierpień, a nieżywi przez zimę bogowie powstają z grobów, tak jak wschodzące kiełki zboża. I dzieje się tak przynajmniej od dziesięciu tysięcy lat, czyli od kiedy człowiek osiadł na ziemi, by ją uprawiać. Ileż to legend i opowieści prastarych ludów neolitu poszło już bezpowrotnie w zapomnienie. Pewnie niektóre z nich utrwalały doświadczenie wielkiej decyzji o porzuceniu koczowniczego sposobu życia i objęcia w posiadanie ziemi obiecanej – ziemi obiecującej pokarm. Echem takich legend zdaje się żydowskie święto Pesach, upamiętniające wyzwolenie plemion żydowskich z niewoli
Puśćmy wodze wyobraźni. Zamiast kolejnych, straszących pustkami biurowców, pałaców IPN i ZUS, widmowych autostrad, na które kierowców nie stać, luksusowych osiedli monitorowanych całą dobę i otoczonych murem powstają w naszym kraju żłobki, przedszkola, szybka kolej, mieszkania czynszowe na każdą kieszeń…
egipskiej. Długa droga, wyzwolenie i oczyszczenie, a na końcu nagroda. Wina, kara i przebaczenie. Taki oto schemat nakłada się na jakże realny wymiar życia: długa i głodna zima, wiosenne porządki i przygotowania, a wreszcie plony i sytość. Było źle, bo ciężko zgrzeszyliśmy przeciwko bogom, wzbudzając w nich złość, ale teraz na pewno będzie dobrze, bo przecież złożyliśmy
rozrodczym. Kraje, które ten problem rozwiązały poprzez subsydiowanie rozwiniętej sieci opieki (żłobki, przedszkola), mają najwyższy na świecie wskaźnik aktywności zawodowej. Polska ma jeden z najniższych. Średnio w UE jest zatrudnionych prawie 65 proc. osób w wieku produkcyjnym. W Polsce pracuje jedynie 59 proc. osób, a kobiet
im hojne ofiary i bierzemy się do roboty. Bo pada ożywczy deszczyk i świeci życiodajne słoneczko. Byleby tylko zebrać siły do tej wiosennej pracy, choć w brzuchu burczy. Byle nas szaman albo kapłan oczyścił i wspomógł przez moce wielkich duchów i mężnych przodków. Za parę tygodni będzie już syto i wesoło! Jeszcze tylko odrobinę wysiłku i postu…
akwedukty zarastały zielskiem i zapełniały się błotem. Kto jest winien? Wszyscy! Ktokolwiek rządził w Polsce po 1989 r., obniżał podatki i prywatyzował, likwidując ową res publica kawałek po kawałku. Kiedy Jarosław Kaczyński mówi o sięganiu do głębokich kieszeni, to wie, co mówi. To przecież nie kto inny, tylko on
GŁOS OBURZONYCH
Sprawiedliwie znaczy racjonalnie To jak zabawa klockami. Można z nich zbudować więzienie lub dom dla lalek czy remizę strażacką. Te same klocki, ta sama kubatura, a tylko inny pomysł na zabawę. Dochód narodowy (owe klocki) wytwarzamy wszyscy, ale o tym, na co zostanie przeznaczony, decydują ci, którzy go dzielą. Z pomysłem, że elita najbogatszych i korporacje mogą zawłaszczać większość tego, co my w pocie czoła wytwarzamy, warto polemizować z dwóch powodów. Po pierwsze, bo to niesprawiedliwe. Po drugie, bo to nieracjonalne. Skupmy się tym razem na racjonalności. Im mniej pieniędzy trafia do wspólnej kasy w formie podatków, tym gorzej funkcjonuje państwo, tym gorsza infrastruktura, usługi społeczne (edukacja, służba zdrowia), a więc i warunki dla rozwoju gospodarczego. Coraz słabszy i bardziej skomercjalizowany system opieki nad małymi dziećmi hamuje przyrost naturalny i aktywność zawodową kobiet w wieku
– niecałe 53 proc. Brak programu budowy tanich mieszkań pod wynajem blokuje możliwość migrowania za pracą w ramach kraju i zmusza do emigracji. Wyjeżdżają stosunkowo najaktywniejsi, najlepiej wykształceni, którzy przyczyniają się do wzrostu gospodarczego poza Polską. Brak profilaktyki, wydłużony czas pracy i brak możliwości korzystania z urlopów (2/3 pracujących), późne diagnozowanie chorób – to wszystko powiększa koszty leczenia i powoduje trwałe pogorszenie stanu zdrowotnego społeczeństwa, co musi odbijać się na produktywności. W tysiąc lat po upadku Cesarstwa Rzymskiego jedyne solidne drogi to były drogi rzymskie, bo Rzym ściągał podatki na rzecz res publica – dobra wspólnego. Prywatyzacja i obniżanie daniny publicznej to jakby cofanie się w mroki średniowiecza, gdzie interes partykularny dominował nad czymś, co Rzymianie nazywali res publica. To w takim ustroju
sam, wspólnie i w porozumieniu z Zytą Gilowską, zostawił w tych głębokich kieszeniach mnóstwo pieniędzy poprzez likwidację trzeciej stawki podatkowej. To dlatego dziś mamy dziurę budżetową, brakuje na zasiłki, zdrowie, edukację, kulturę, dosłownie na wszystko. Politycy, którzy nic nie mówią o przywróceniu trzeciego progu podatkowego, to ludzie zamożni, których ten podatek by dotknął i „odjął im czarny kawior od ust”, no i mimo różnych pozorów to najlepsi kumple Kaczyńskiego. Leszek Miller chciał pójść o wiele dalej i opowiedział się za wprowadzeniem podatku liniowego. Były „lewicowy” premier uważał, że takie rozwiązanie pomogłoby utrzymać stały wzrost gospodarczy. Kiedy jeszcze rządził, wprowadził podatek liniowy dla firm. Zostawianie coraz większej części dochodu narodowego w rękach najbogatszych powoduje szybkie rozwarstwienie społeczne. W Polsce wartość wskaźnika Giniego należy
25
Trochę się tu mieszały daty i kolejność świętych wydarzeń, trochę inaczej zabarwiały symbole z prastarego zapasu archetypicznej wyobraźni (krzyże, jajka, płomienie…), lecz w ogólnych zarysach wszystko było zrozumiałe. I dla Żyda, i dla Greka, i dla Celta. Oczywiście dla Słowianina również. Oto więc wiosenne święto łączy nas wszystkich, którzy jemy płody ziemi i którzy marzniemy zimą. Nas wszystkich, którzy czekamy na wiosnę i wierzymy, że to, co złe, już za nami, a to, co dobre, właśnie przed nami. Pesach, Wielkanoc i Jare Święto to wspólne Święto Nadziei, bez względu na swe rozmaite odmiany łączące ludy i czasy. Święto tych z Północy i tych z Południa, tych dawnych i tych współczesnych. Choć nie marzniemy już tak bardzo i nie straszny nam głód żołądka, głód czegoś dobrego i pięknego pozostał w nas ten sam. Dlatego święto nie straciło nic ze swej autentyczności i żywotności. Nadal żyjemy wszak nadzieją. Nie odbierajmy więc sobie prawa do świętowania tylko dlatego, że denerwują nas współcześni następcy plemiennych szamanów, z tym ich śliskim i aroganckim sposobem bycia. Robią, co mogą i jak tam ich nauczono. Nie przejmujmy się nimi i nie dajmy sobie odebrać prawa do udziału w uniwersalnym i powszechnie ludzkim Czasie Nadziei. Wesołych Świąt, Przyjaciele! JAN HARTMAN
do najwyższych w krajach rozwiniętych i wynosi obecnie 0,37. Jest to wartość określana na granicy buntu społecznego… W ciągu ostatnich 20 lat czynnik ten zwiększył się w naszym kraju aż o 11 punktów procentowych (od 0,26 do 0,37), czyli najbardziej ze wszystkich państw rozwiniętych. Powoduje to kurczenie się rynku wewnętrznego, spadek popytu i spowolnienie gospodarcze, bowiem wzrost dochodów 10 proc. najbogatszych Polaków, którzy zarabiają 13,5 razy więcej niż 10 proc. najbiedniejszych, powoduje wzrost oszczędności, a te same pieniądze w rękach najuboższych zamieniają się od razu na zwiększone zakupy, wzrost produkcji i zatrudnienia. Innym sposobem przedstawienia tego samego strukturalnego problemu jest udział płac w dochodzie narodowym. Jeden procent społeczeństwa, ci najbogatsi, właściciele środków produkcji, przejmują dobrodziejstwa gospodarki, a pracownicy bardzo mało na tym korzystają, czego dowodem jest spadający udział płac w dochodzie narodowym. Odzwierciedla to Indeks Genworth określający poziom bezpieczeństwa i niestabilności finansowej gospodarstw domowych. Wyniki Indeksu Genworth dla Polski pokazały, że zaledwie 1 proc. gospodarstw domowych u nas ma poczucie bezpieczeństwa finansowego. Niełatwo zgadnąć, że to ten sam jeden procent, że to właśnie ci ludzie rządzą w Polsce. Czas więc, by pokrzywdzona takim stanem rzeczy większość zorganizowała się, wygrała wybory i wprowadziła do gospodarki bardziej sprawiedliwe oraz bardziej racjonalne zasady podziału, a także inwestowania. PIOTR IKONOWICZ
26
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Franciszek Palikotowa koncepcja Donald Tusk odchamienia polityki „Jestem gotowy do obrony, wspólnie z Ojcem Świętym, wartości chrześcijańskich” – oświadczył premier Donald Tusk. Ciekawe dlaczego. Czy trwają jakieś wojny religijne, krzyżowe? Czy Polska szykuje własną wyprawę krzyżową? A może ktoś czyha na chrześcijan? Kogo chce bronić Donald Tusk? Kościoły pustoszeją w całej Europie, także w Polsce. Widać załamanie liczby tzw. powołań. Kościół toczy choroba pedofilii, korupcji, władzy i braku szacunku dla zwykłych ludzi. Tak, to wojna wewnętrzna Kościoła. Może więc Tusk chce bronić Kościoła przed wartościami chrześcijańskimi, albo raczej wartości chrześcijańskich przed Kościołem? Oto jest pytanie! W Sejmie leży projekt Ruchu Palikota o nieprzedawnianiu przestępstw pedofilskich. W podkomisji złożonej z działaczy PO i PiS-u chcą jednak ten projekt zablokować! Dlaczego? Jeszcze na dokładkę nam próbują zarzucać pedofilię. Zdumiewające! Przestępstwa pedofilskie nie powinny się przedawniać dlatego właśnie, że dopiero po wielu latach można o nich mówić, a ich ofiary przeżywają latami olbrzymią traumę. Dlaczego nie chcą tego przyjąć do wiadomości krzyżowcy z PO i PiS-u? Czy nie dlatego właśnie, że wiedzą lepiej niż inni, jak bardzo uwikłany w te historie jest Kościół katolicki? Radni Lublina przyjęli uchwałę o tym, że miasto powinno wspierać
wyłącznie te instytucje kultury, które promują wartości chrześcijańskie. A dlaczego nie greckie lub słowiańskie? Czyżby z demokracją coś było nie tak? A dlaczego nie rzymskie? Czyżby prawo i drogi obce były radnym? A chrześcijańskie to które? Koptyjskie, etiopskie, wczesne, późne, wschodnie, zachodnie? I kto to ma rozstrzygnąć? Komisja radnych? Urząd cenzury? Doprawdy, przypomina to postulaty obrony i wspierania wartości socjalistycznych. Albo narodowych. Nowo wybrany papież, biskup Rzymu, jest jezuitą, czyli członkiem służb specjalnych, policji Kościoła, a przybrał imię Franciszek. Jakże to przypomina życzenie i zobowiązanie przesłane przez polskiego premiera! Wszystko dla marketingu, chwilowej popularności… Wymazywane są zapisy o związkach papieża z juntą i ludobójstwem. On sam jest kolejnym wilkiem w baraniej skórze. A dla prostaczków bożych jest ubogim Franciszkiem, myjącym stopy pielgrzymom. Doprawdy, biada wam, faryzeusze! JANUSZ PALIKOT
Janusz Palikot uroił sobie, że jest stwórcą. Nie nieba i ziemi, a nowej, lepszej Polski. W programie „Kropka nad i” oświadczył ni mniej, ni więcej: „Teraz jest genialnie. Myśmy zmienili Polskę. Od 1989 r. nie było tak wielkiej zmiany jak ta, jaką wprowadził Ruch Palikota. Kto wcześniej mówił o złodziejach w Kościele, pedofilach w Kościele, o alkoholikach w Kościele, kto wcześniej mówił o homoseksualistach? W Polsce była cisza. Kto doprowadził do tego, że przez półtora roku o tym rozmawiamy?”. Dla żadnego zdrowo myślącego człowieka nie ma niczego genialnego w bezrobociu, biedzie, bezdomności i braku perspektyw na godne życie. 2,3 mln bezrobotnych i 2,5 mln obywateli, którzy wyemigrowali za chlebem, legion bezdomnych, głodne dzieci, śmieciowe umowy o pracę, rosnące podatki, stagnacja gospodarcza – to są atrybuty kryzysu i bezradności państwa. Tylko dla Janusza Palikota – genialności. Trudno się dziwić. Jako szef sejmowej Komisji „Przyjazne Państwo” nie zrobił nic, więc musi udawać, że to mało ważne. Upaja się tym, że rzekomo za jego sprawą rozpoczęło się głośne mówienie o niektórych sprawach obyczajowych, o występkach instytucjonalnego Kościoła i jego niezdrowych stosunkach z państwem. Naprawdę Palikot nie jest w awangardzie walki o świeckie państwo, o prawa osób LGBT, ale zaledwie w ariergardzie. Nie stworzył żadnej nowej koncepcji, a jedynie powiela istniejące. Prawdziwa awangarda to Urban, Kotliński, a z polityków – choćby pisząca te słowa. To nasze felietony,
a także projekty ustaw i wystąpienia moje oraz moich sejmowych i senackich kolegów utorowały Palikotowi drogę. To my byliśmy kroplą, która drąży skałę. Jak się okazało, wdrążyliśmy się także w głowę Janusza Palikota. Było o tyle łatwiej, że dodatkowe, prawicowe bruzdy na jego mózgu były koniunkturalne. Układały się w kształt krzyża, ale tylko dopóty, dopóki było to politycznie opłacalne. Kiedy okazało się, że na prawo od Marka Jurka jest ściana, a nie elektorat do wzięcia, poseł z Biłgoraja postawił na trawę i antyklerykalizm. I chwała mu za to ostatnie, ale nie dajmy się zwariować, że był pierwszy. Oczywiście, jak się pędziło wódkę, wydawało skrajnie prawicowy „Ozon”, prosiło Boga, by dopomógł sprawować poselski mandat, promowało „zakaz pedałowania” i posła Żalka, obecnie pierwszą szablę ministra Gowina, zaglądało prezydentowi Kaczyńskiemu do kieliszka, a jego bratu do łóżka, trudno było zauważyć, że o wadliwych stosunkach państwo–Kościół głośno mówili i pisali inni. Toteż w polityce i kwestiach światopoglądowych Palikot nie jest drogowskazem. Biernie podąża moim śladem. Jednak zamiast rozwijać koncepcje Kościoła 5xbe, liberalizacji aborcji, promowania świadomego rodzicielstwa, postanowił swoją duchową przewodniczkę podać do sądu. W ramach walki z chamstwem w polityce, bo za takowe Ruch Palikota uznał posądzenie swojego szefa o chęć obniżenia wieku przyzwolenia na seks. Nie podejrzewałam Palikota o tak wysublimowane poczucie humoru. On, programowy cham z chama, naraz
postanowił z chamstwem walczyć. Już myślałam, że odgryzie sobie język i odrąbie ręce, co byłoby nawet heroiczne, a przede wszystkim nad wyraz korzystne dla kultury polskiej polityki, bo przestałby mówić i pisać, ale oczywiście na taki gest go nie stać. Pieniacza natura zapragnęła włóczyć po sądach adwersarzy. Za rzekome pomówienie, że opowiedział się za obniżeniem wieku legalnego uprawiania seksu do 13 lat. W rzeczywistości palnął bez sensu, a kiedy się zorientował, podjął obronę przez atak. Dane, które podał w programie Moniki Olejnik „Kropka nad i”, są nieprawdziwe. W Polsce inicjacja seksualna nie następuje w wieku 13 lat. Z badań CBOS wynika, że na początku XXI wieku średni wiek rozpoczęcia współżycia seksualnego wynosił 17–19 lat. W dziesięć lat później obniżył się wprawdzie do 15 lat, ale wcześniej seksu próbowało jedynie 3 proc. dziewcząt i 10 proc. chłopców. Podane przez Janusza Palikota informacje o masowym seksie trzynastolatków są wyssane z palca. Teraz tłumaczy, że mają służyć uzasadnieniu obniżenia wieku uprawniającego do głosowania w wyborach. Co to ma wspólnego z seksem? Nie wiadomo. I wiedzieć nie trzeba. Nie po raz pierwszy Palikot pieprzy, ale teraz obrona tego oralnego aktu ma służyć odchamianiu polityki. Moim kochanym Czytelnikom i Redakcji serdecznie życzę udanego, przedłużonego z okazji świąt, weekendu. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.eu
FUNDACJA „FiM” Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2012 Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
27
Jedzie papież swoim papamobilem. Nagle wybiega blondynka i biegnie za samochodem. Papież każe przyspieszyć. 40 kilometrów na godzinę... Blondynka nadal biegnie, a nawet powoli dogania... Papież znów każe przyspieszyć. 50 km... Blondynka jakimś cudem nadal ma siłę, wciąż biegnie, już prawie dogania samochód. Papież znów każe przyspieszyć – 60 km na liczniku... Po kilku kilometrach blondynka dogania papamobil. Wtedy już papież kazał pojazd zatrzymać, bo sytuacja go wkurzyła. A blondynka: – Myślałam, że już was nie dogonię! Dwa śmietankowe proszę!
Prawoskośnie: 1) nie zna litości, 3) takiej umysłowości brakuje ostrości, 5) małą krokiew niesie na ramieniu, 7) rycerz do polegania, 8) autoopatrunek, 9) płaci co miesiąc, 11) groźny wykrzyknik, 13) społeczność na emigracji, nie mała, lecz spora, 15) sztuczne – na powitanie Nowego Roku, 18) ryba w dolinie, 20) zaloty, dla tych, którym nie brak ochoty, 21) niewłaściwe zachowanie muzyka, 23) gra z jajem, 25) tam szukaj bratanka, 28) rozkaz z Kaukazu, 30) ich pieszczenie może być brzemienne w skutki, 31) odważna na lekcji arytmetyki, 33) zna się, 36) nie przepuści żadnego koncertu Arki Noego, 38) bar dla chemików, 40) sweter w garażu, 41) liczba boleści, 42) kuzyn Lanosa na polskich szosach, 46) jej nie wypada, 48) łódka jak ptak, 50) czysty – cieszy biznesmena, 52) każdy z nich futro na co dzień nosi, 53) stary smali, bo w nim diabeł pali, 54) odbitka od kosza, 58) autor opowieści, która wiernych uszy pieści, 60) niesmak z miodu, 62) odcięcie stopy przy pięcie, 63) płynie w Szczecinie, 65) zbiorowa reakcja nerwowa, 67) dogadał się szybko ze złotą rybką, 69) moi mili, to część mili, 71) musi być spełniony, 74) roślina jak nauczka dawana, 75) przemądrzała Ala, 77) odprawiane przed chowaniem, 79) zguba, której lepiej nie szukać, 81) hałasy, gdy dzieci wybiegają z klasy, 83) chęć przystąpienia do stowarzyszenia, 85) rewanż – w końcu nawet. Lewoskośnie: 2) swym mężem, który jest osłem, się zachwyca, 4) śliwki z Budy, 6) spec od napadów, na komis, 7) strome zgromadzenie, 8) szafka, a w niej okaz na pokaz, 10) zawsze dać grosz gotowa, 12) pieprzna jednostka, 14) cios, ale nie wprost, 16) ma syna, z klawiszami, 17) tańczący z teczkami, 19) najważniejszy przy Okrągłym Stole, 22) ścina na korcie, 24) przez szamana praktykowana, 26) ma czarny zamiast białego i mnóstwo odcieni szarego, 27) kamienie zmieniające barwę stale, 29) diabelska karczma z Watykanem, 32) marynarka bezpieczeństwa, 34) pozycja zgięta w pas, 35) na co masz od urodzenia?, 37) każdy się zgodzi, że to najniższe miejsce w łodzi, 39) miejsce dla autsajderów, 43) premierowe wystąpienie, 44) zabawki do hamowania, 45) każdy chciałby żyć jak oni, 47) do niego zmierzamy, 49) za friko, 51) na głowie Afrodyty, 55) do nauki, pracy lub gier, 56) na to załatwia kombinator, 57) teczka szybko zszyta, 59) bezzasadne grymasy, 61) płatków usuwanie, 64) ponury z natury, 66) początkujący wśród pracujących, 68) sejf na ziarno, 70) niebiesko-żółta stolica, 72) tatusiów na Jurze, 73) łapie muchy w sklepie, 76) lepszy ciasny, ale własny, 78) Grecy na placu, 80) producent wielu serii w drogerii, 82) ratunek dla tonącego, 84) farby Niemena, 86) Gdzie jest...? – na ekranie.
Litery z pól oznaczonych w dolnym rogu utworzą rozwiązanie krzyżówki – życzenia.
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 10/2013: „Zmiana parafii”. Nagrody otrzymują: Małgorzata Łabno z Tarnowa, Koleta Majescyk z Mścic, Barbara Włodarczyk z Łęcznej. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn , Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41, (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66 (pn., czw., pt.); Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna – cena 52 za II kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 za II kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Życzenia od „świeckich” władz Bytomia
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 13 (682) 29 III – 4 IV 2013 r.
JAJA JAK BIRETY
N
ie założę czerwonej pelerynki! – uparł się Franciszek tuż po konklawe. Tak pokazał, że teraz będzie „po biednemu”. ~ Chodziło o wypasioną pelerynkę – aksamitną, obszywaną białym futrem z gronostajów. Czerwonych mokasynów z cielęcej lub koziej skóry (tradycyjne obuwie papieskie) też nie chciał. Za to na konklawe przyjechał w butach starych i brzydkich, jeszcze z czasów argentyńskich. I dalej w nich chodzi. „Są to buty, które dała mu wdowa po zmarłym związkowcu” – można wyczytać w najnowszej książce o Franciszku. ~ Poprzednik F1 zaliczył sporo modowych wpadek. Po pierwszym wystąpieniu papy Benedykta media odnotowały, że miał za krótką sutannę. Zawinił dom krawiecki Gammarelli, który od przeszło 200 lat na czas konklawe przygotowuje 3 wersje papieskiej szatki – rozmiar S, M i L. Widać Benedykt był wyjątkowo niewymiarowy. Ale to nic... Wybrany w 1958 r. Jan XXIII był tak gruby, że sutanna pękła mu na plecach podczas wyjścia na balkon bazyliki watykańskiej. ~ Wracając do modowych wpadek B16. Na „dzień dobry” była za krótka sukienka, ale później Papa zrobił się luksusowy! Zyskał nawet miano „papieża ubierającego się u Prady”. Zaczęło się od plotki, że wspomniane czerwone mokasynki
CUDA-WIANKI
Lumpeksowy papież (kolor – co niektórym kojarzący się oświetleniem w domach publicznych – w tym przypadku ma symbolizować chrześcijańskie męczeństwo) wyszykowali specjaliści od Prady. ~ Następnie skomentowano przeciwsłoneczne okulary Benedykta – że to drogi Gucci. Na dodatek dosyć często je zakładał, co jakoś nie przystawało do reszty oficjalnego papieskiego image’u „Ojciec” wymienił szkła na amerykańskie Serengeti Classics. Ich sprzedaż zaraz potem wzrosła. ~ Na Benedykcie zarobiła też rzymska firma Fallani, która podarowała mu 20 par swoich kąpielówek. Włoscy fani B16 rzucili się na takie same.
~ Co więcej, B16 wystąpił w dawno niewidzianym w Watykanie camauro – nakryciu głowy zastępującym biret – wykonanym z czerwonego aksamitu, z białą gronostajową otoczką. Całość przypomina czapkę Świętego Mikołaja. Wtedy odezwali się obrońcy praw zwierząt. Włoskie stowarzyszenie AIDA&A zebrało tysiące podpisów pod listem wzywającym do „aktu miłości do zwierząt, które w Biblii nazywane są stworzeniami bożymi”. Odważniejsi pisali, że „dziadek Ratzinger kosztem bezbronnych zwierząt chciał zabawić się w Mikołaja”. ~ Magazyn dla mężczyzn „Esquire” umieścił „dziadka Ratzingera” na liście znanych elegantów najlepiej dobierających dodatki – za okulary, zegarki i sportowe buty, które zakładał podczas letnich wakacji. ~ Modnego Benedykta porównywali do XVI-wiecznego papieża Leona X. Też strojnisia, który wydawał krocie na sukna i materiały. Kiedy brakowało mu pieniędzy, handlował urzędami kościelnymi. JC