Zakonnicy z Zakopanego ukradli dom wdowie... po jej śmierci
WOJTYŁA POMÓGŁ W KRADZIEŻY Â Str. 9
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 15 (580) 21 KWIETNIA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Nie do Gujany, nie na Nową Gwineę, ale właśnie na Krakowskie Przedmieście ruszyła naukowa wyprawa „FiM”. Bo tylko tu żyje ewolucyjna skamielina, endemiczny gatunek ludzki, który żywi się białym opłatkiem i czarną nienawiścią. Â Str. 2, 12–15
 Str. 3
 Str. 7, 9
ISSN 1509-460X
 Str. 21
2
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Przeżyliśmy jakoś obchody tragicznej śmierci 96 Rodaków. Za dwa tygodnie musimy jakoś przeżyć jeszcze większe obchody „błogosławionej” śmierci jednego Rodaka. W ubiegłym roku zginęło na polskich dziurawych drogach 5 tysięcy rodaków. J. Kaczyński oświadczył, że jego brat i reszta pasażerów TU-154 zostali „zdradzeni o świcie”. W owym zapożyczeniu z Herberta nie byłoby nic nadzwyczajnego (poza nienawistnym językiem wojny domowej), gdyby nie fakt, że zastępy PiS-owców niedawno wymyślały nieżyjącemu poecie od agentów SB. Ale Jaruś zacytował przy okazji i JPII. Wróży to jak najgorzej reputacji Papy. Parlament Europejski nie zgodził się na podpisy pod zdjęciami na wystawie o katastrofie smoleńskiej. Na przykład takie: „Żaden inny polityk nie cieszył się takim oddaniem obywateli jak Profesor Lech Kaczyński”; „Według opinii znacznej części polskiego społeczeństwa, Profesor Lech Kaczyński był najwybitniejszym polskim politykiem po II wojnie światowej”. PiS wyje, że to skandal. A wystarczyło napisać, że to wystawa… satyryczna. Po wypowiedzi Kaczyńskiego, że „śląskość jest przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej”, z niektórych barów zniknęły kluski śląskie. Ich właściciele boją się posądzeń o niepolskość. Wkrótce z jadłospisów zniknie barszcz ukraiński, kołduny litewskie, fasolka po bretońsku, a przede wszystkim – ruskie pierogi oraz karp po żydowsku. Nie koniec to jednak pomysłów Brata nieżyjącego Brata. Chce on, aby wszystkie polskie cmentarze poległych (szczególnie te na Wschodzie) przenieść do Polski i usypać z nich wielki kopiec z ogromnym krzyżem na szczycie. Zachwyciła nas ta wizja. Lecz któż na krzyżu? Tylko ON! Tylko ten, co to w męczeńskiej katastrofie został zamordowany przez Donalda Piłata i Bronisława Kajfasza. Biskup Pieronek oświadczył, że słów wypowiadanych przez Kaczyńskiego przestał już słuchać, bo to strata czasu. Gdyby biskup słuchał nas, to prezesa przestałby słuchać 11 lat temu, i to by była dopiero czasu oszczędność. Polska Agencja Prasowa w swojej depeszy wypuściła ciekawą literówkę. Podała otóż informację o uroczystościach w Lesie Kaczyńskim. Za PAP-em newsa zamieściły największe serwisy polskie i światowe... Może, zamiast poprawiać błąd na tysiącach stron informacyjnych, łatwiej będzie zmienić mapy i GPS-y? Bo Bór Komorowski to może być, a Las Kaczyński to już nie? Związek Podhalański wystąpił z inicjatywą (całkiem poważną), aby w godle Polski obok orła był także krzyż. Naszym zdaniem, należałoby ptaka ukrzyżować. Albo zgoła nanizać. A dziób obwiązać różańcem. Byłaby to trafna metafora tego, co się u nas obecnie wyrabia. Można by jeszcze kolor tła zmienić na żółty i dodać klucze papieskie. Trzej szefowie związków zawodowych w KGHM zarabiają po ok. 30 tysięcy zł miesięcznie. Szeregowi pracownicy Kombinatu walczą od roku o podwyżki średnio po 300 złotych. Niewykluczone, że związkowi naczelnicy znajdą czas, by ich w tych postulatach wesprzeć. Europoseł Kurski – przyłapany na pobieraniu diet za pracę w sejmowej komisji (chociaż w niej nie uczestniczył) – oświadczył łaskawie, że nielegalnie uzyskane środki przekaże na… Radio Maryja. No i niech teraz Rydzyk powie, że nie żyje dzięki przekrętom! Stojące w Szczecinie automaty (11 sztuk) z prezerwatywami do szału doprowadziły miejskiego radnego Piotra Janię, bo… demoralizują dzieci. Właściciel maszyn tak się przestraszył oszołoma z PiS, że unieruchomił maszyny, choć wszystko było legalne. Teraz dzieci patrzą na niedziałające, niszczejące automaty i naprawdę są zdemoralizowane. 40 tysięcy euro odszkodowania ma na mocy wyroku sądowego wypłacić dwunastoletniemu chłopcu katolicka szkoła w Madrycie. Uczeń (podobno zbyt mało religijny) był w placówce szykanowany, bity i poniżany. Oskarżono go nawet o chorobę psychiczną i straszono śmiercią. Wszystko stanie się jasne, jeśli dodamy, że szkołę prowadziło Zgromadzenie Sióstr Bożej Miłości. Arcybiskup Brukseli Andre-Joseph Leonard dostał w paszczę tortem. Zaatakował go gejowski aktywista, któremu nie spodobała się wypowiedź hierarchy, że AIDS jest karą boską za zboczone zachowania homoseksualne. Arcybiskup jest oburzony za tort, który jest przecież karą ludzką. Jakże łagodną. Szefowie niemieckich organizacji ekologicznych, którzy najgłośniej w Europie protestowali przeciwko fatalnym dla Bałtyku skutkom gazociągu Nord Stream, z dnia na dzień przestali sprzeciwiać się rurze. Mało tego – zaczęli ją gorąco popierać. Bo dostali 10 milionów euro na swoją działalność. Logiczne? Eko – logiczne!
Choroba NSM W
mojej Ojczyźnie żyje parę milionów biednych i chorych też Polacy są. – Tak, ale oszukani. Gdyby Jarek miał takie Rodaków. Ale nie jest to bieda materialna ani też media jak Żydzi, taką „Wybiórczą” czy TVN, toby otworzył choroba fizyczna. To raczej genetyczna przypadłość mózgo- oczy narodowi. Ale naród jest ogłupiony, zaślepiony, oszuwa. A ściślej rzecz ujmując: Niezdolność do Samodzielnego kany... – Kiedy nasz Jarek wreszcie przyjdzie, miał być przeMyślenia. Objawami tej ciężkiej i rzadko wyleczalnej choro- szło godzinę temu? – Nie narzekaj, nie narzekaj, on musi by są przyspieszone tętno, nieskoordynowane krzyki, zmierz- po drodze pozdrowić wszystkich, przywitać się, to wielki wiony włos. Co gorsza, pacjenci – przekonani o swojej świet- człowiek. Będzie tu przechodził obok nas, może uda się go nej kondycji – odmawiają leczenia, dlatego rokowania są dotknąć. Kiedyś byłem w Łęczycy, tam można było nawet zwykle niepomyślne. Tym bardziej że pomór ten jest zaraź- podać mu dłoń, bo było mało ludzi… To znaczy nie że było liwy i często dziedziczny. Można się zarazić, słuchając radia mało, ale tak mniej niż tu. na określonej częstotliwości albo łażąc po zimnych i wilgotJestem przyklejony do kilku narodowców. Wprost trudnych ostępach; osobliwie kruchtach kościelnych. Już to z po- no oddychać – taki ścisk. Śpiewam z nimi hymn narodowy, wodu zimna i wilgoci, ale również drogą kropelkową – prze- recytuję modlitwy. Nagle jeden, stojący tuż przy podeście bywając w bliskim kontakcie z nosicielami zarazy, ubrany- i ekipie TV Trwam, robi mi zdjęcie i bacznie się przygląda mi w czarne sukienki. – minutę, dwie, poSkupisko tych upotem znowu. Jeśli śledzonych umysłowo lumnie rozpozna, to modzi odwiedziłem w ostatże rzucić hasło i jak nią niedzielę w Warszanic mnie tu zlinczują wie. Nie po to bynaj– myślę sobie i robi mniej, aby ich leczyć. To mi się ciepło na ple– jako rzekłem – jest niecach. Z trudem podstety niemożliwe. Chcianoszę rękę z gazetą łem raczej wsłuchać się, „Warszawską”, którą jak bije chore serce narozdają tu wszystkim rodu. Badając zarażone za darmo. Zasłaniam osobniki i poznając satwarz papierem i czymą chorobę, można prótam. Czytam i... Oto bować uchronić od niej na okładce widnieje inne potencjalne ofiary. duży tytuł: „Co zarePatrzyłem na tych jestrowały amerykańbiednych ludzi, dumnych skie satelity szpiena dodatek ze swojej gowskie 10 kwietprzypadłości, jak machali narodowymi flagami w jednej nia 2010 roku. Poznaj prawdę o Smoleńsku!”. I dalej w ari obraźliwymi hasłami w drugiej dłoni. Jak trzymali przed so- tykule: „Satelity nagrały lot Tupolewa i moment jego lądobą krzyż i wykrzykiwali oszczerstwa. Im większy krzyż, tym wania. Z tych nagrań wynika, że samolot wylądował w lewiększe oszczerstwo. Prym wiedli ci z naklejonymi lub prze- sie w pobliżu lotniska, trochę poobijany i pokiereszowany, wieszonymi na piersi świętymi obrazkami. Pomyślałem, że ale wylądował. Kapitanowi Protasiukowi udało się posadzić mogą to być w prostej linii potomkowie łapaczy „czarow- maszynę w błotnistym terenie i wyłączyć silniki. Chwilę późnic”, posłów zrywających sejmy w czasach I Rzeczypospo- niej doszło do podwójnego wybuchu, którego siła wstrząsnęlitej, targowiczan albo uczestników wielokrotnych w dziejach ła kadłubem, odwróciła go na grzbiet i zmasakrowała. (…) tej ziemi pogromów Izraelitów. Zawsze ta sama w ciągu wie- ci, którzy przeżyli, zostali zamordowani z broni palnej”… ków żarliwość w dzikich oczach, ta sama wiara na zacięCzytam dalej, że zdjęcia z bezpiecznego lądowania Ametych ustach i zawsze ten sam wspólny wróg: TEN INNY. Nie- rykanie przekazali już polskiemu rządowi. A zatem to obecważne – Rusek, Niemiec, Żyd, pedał, ateista czy antyklery- ny rząd zdradził po raz kolejny, nie publikując dowodów zbrodkał. Zawsze jest nim wróg Polski i wiary. ni! Ale jak mógł opublikować, skoro sam był w nią zamieStoję w gęstym tłumie jakieś 5 metrów od mównicy. szany?! Każda choroba – żeby się rozwijać – potrzebuje żyCzekam na przybycie Jarosława – obecnego duce, który my- wiciela i pożywki. Wiedzą o tym manipulatorzy, którzy z wyśli i czuje za nich wszystkich. Duce nigdy się nie myli, dla- rachowaniem, niczym wirusy, które sami roznoszą, żerują tego szkoda czasu na myślenie i czucie samodzielne – wy- na umysłach Polaków – tych bardziej podatnych na chorostarczy powtarzać po nim. Czekam 2, 3 godziny, ale nie jest bę i przez to naprawdę biednych. Pasożytują na nich dla brudto czekanie bezowocne. Wsłuchuję się w prawdziwych Po- nego zysku, dla poklasku, odrobiny sławy, dla swoich pięlaków rozmowy… ciu minut obleśnej, zakłamanej chwały. – Byłem wczoraj pod ambasadą zdradziecką. Spaliliśmy Ale przykład idzie z góry, a „góra” właśnie przybywa. kukłę Putina. Tylko czekaliśmy, kiedy wyjdą ci z KGB… Od ra- Poprzedza ją szum z oddali, który przybliża się coraz barzu by dostali po czerwonych mordach. – A ja, cholera, nie dziej, narasta i wreszcie staje się jednym wielkim krzykiem: mogłem wczoraj być, ale za to już dwa razy paliłem kukłę Jarosław, Jarosław, Jarosław…!!! JONASZ Tuska i raz Komorowskiego. – Nie mów Komorowski, tylko Komorow, tak się naprawdę nazywa. Nie wiesz, że to ruski Żyd ożeniony z Żydówą?! – Tak, tak, Komorow, jasne. Ten nas sprzedał Ruskim, a Tusk sprzedał Niemcom, ale nie tylko. Mamy gazu łupkowego na 350 lat, a Tusk chce go sprzedać Amerykanom za 1 procent wartości! Jak ma być dobrze w tym kraju, jak rządzą zdrajcy?! Ale można też na nich wszystkich mówić pętaki. – Chyba raczej agenci; zdrajcy to byliby swoi, a ci są obcy, nie Polacy. – Racja, agenci. Ale jak powiesz o tych, WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki. co czytają „Wybiórczą”? Przecież to, cholera,
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
GORĄCY TEMAT
N
a komisariacie w Kudowie-Zdroju jest źle. To źle zaczęło się mniej więcej dwa lata temu i trwa do dziś. W tym czasie do odejścia zmuszono kilkanaście osób z dużym stażem pracy – takich, które nie bały się przeciwstawić, starały się pomóc młodszym kolegom, wstawić się za nimi, walczyć o godne, ludzkie traktowanie. – Ja głośno werbalizowałem to, co mnie bolało, i przy pierwszej okazji zostałem wyrzucony. Bez żadnej rozmowy przenieśli mnie do komisariatu odległego od mojego miejsca zamieszkania o kilkadziesiąt kilometrów – mówi jeden z byłych funkcjonariuszy KP Kudowa-Zdrój. – Byłem zmuszany do fałszowania dokumentacji statystycznej związanej z prowadzonymi postępowaniami przygotowawczymi. Nie zgadzałem się, żeby w ten sposób poprawiać wizerunek komendanta, więc jestem tu, gdzie jestem – mówi inny przeniesiony policjant. Policjanci nie wytrzymują psychicznie. Boją się przyjść do pracy; jeden z funkcjonariuszy wylądował nawet w szpitalu. Żaden nie popełnił samobójstwa. Jeszcze… Ci, którym zależy, aby sytuację uzdrowić, rozmawiają z nami anonimowo, mimo że – jak żartują – do stracenia mają już tylko pracę. Początków obecnej sytuacji dopatrują się w zmianie komendanta powiatowego w Kłodzku. Odkąd stanowisko to zajął panujący do dziś mł. insp. Andrzej Basztura, służba policjantów polega tu tylko na robieniu wyników. Im bardziej są spektakularne – tym lepiej. – Pan komendant nie ukrywa, że chce się dostać do komendy wojewódzkiej. Zrobi wszystko, żeby osiągnąć cel. Ale potrzebne mu są wyniki. Wymaga się od nas mandatów, wniosków o ukaranie, ujawniania przestępstw kryminalnych. Wszystkiego w hurtowych ilościach – mówi jeden z policjantów prewencji. W terenie od spełniania tych oczekiwań są komendanci poszczególnych komisariatów. Powiatowy – jak mówią – obrał taką taktykę, że komendantom komisariatów przyzwala na niemal wszystkie sposoby zmuszania funkcjonariuszy do takiego działania. W Kudowie towarzystwo za mordę trzymają podinsp. Roman Sobczak i jego zastępca – starszy aspirant Sławomir Stasiak. Ani jeden, ani drugi nie mają wśród podwładnych za wysokich notowań. – Poprzedni komendant nie wymagał od nas, żebyśmy zachowywali się jak psy i dążyli do karania społeczeństwa za wszelką cenę – mówią. – No a poza wszystkim obecny komendant to człowiek, który nie podejmuje w praktyce żadnych decyzji. To dyletant, który na niczym się nie zna. Wyznawca maksymy, że służba w policji to nie fabryka obuwia i tu się nie pracuje od do. W ten metaforyczny sposób usiłował m.in. pozbawić policjantów dodatków za nadgodziny.
13 posterunek
Fot. Alex Wolf
Jesteś zakręcony jak tampon w piździe – mówi komendant do funkcjonariusza. To dla niego naturalne, bo przecież mobbing w polskiej policji jest już niemal tak samo powszechny jak brak funduszy. Jego zastępca do policji przyszedł ze szkoły chorążych, a karierę w kudowskim komisariacie zrobił niezwykle szybko jak na człowieka, który legitymuje się wyłącznie niepełnym średnim wykształceniem, zdobytym w studium rolniczym. Dziwne było, że to właśnie on został drugim, skoro na miejscu byli nie tylko funkcjonariusze z większym doświadczeniem, ale i z wyższym wykształceniem. Obecnie jest w komisariacie grupa trzymająca władzę – wąska i wyselekcjonowana. Komendant związał ich ze sobą okruchami zrzucanymi ze stołu i ma w nich oddanych sojuszników. W zamian mogą oczywiście liczyć na profity i nagrody. A przecież – uważa reszta załogi – ludzi powinno się nagradzać za to, co robią i jak robią, a nie za to, czy włażą w dupę przełożonemu, czy też nie. Ale tu nie liczy się człowiek, tylko statystyka. Żeby ją podwyższyć, często jeden czyn rozbija się na kilka kwalifikacji prawnych. – Przy rozliczaniu patrolu proponuje się nam wpisywanie większej liczby interwencji niż ich było w rzeczywistości. Wydaje się, że to niewielka rzecz, ale to się przekłada na statystyki i zaczyna się podkręcanie śruby, bo przecież tendencja w resorcie musi być wzrostowa. Jeśli więc nasz komisariat według papierów nałoży w tym roku dwieście mandatów, w przyszłym musi ich być odpowiednio więcej. – Jak każą mi przynieść 10 mandatów ze służby, to robię wszystko, łącznie z tym, że łamię przepisy, bo jeżdżę poza rejon służbowy, żeby je przywieźć. Robię mandaty dla
przełożonego, ale to ja ryzykuję, bo w razie kontroli to mnie się oberwie, a nie komendantowi. Żeby nie zebrać kolejnego opierdolu, robi się różne rzeczy. Były i takie pomysły, żeby wzajemnie wypisywać sobie mandaty. Wszystko, aby dogodzić komendantowi – tłumaczy jeden z funkcjonariuszy. A dogadzać trzeba, bo przecież zawsze znajdzie się sposób, żeby udupić niepokornego. Stosowanych możliwości zastraszenia cała gama: przeniesienie do odległej o kilkadziesiąt
kilometrów jednostki, postępowanie dyscyplinarne, utrata dodatku służbowego, wystawienie negatywnej opinii, a w końcu – wydalenie ze służby. Przeniesienie to czytelny sygnał dla pozostałych, że i z nimi – jak zajdzie potrzeba – dadzą sobie radę. – Obrażają nas, krytykując nasz wygląd lub charakter, a znając potrzeby poszczególnych policjantów, celowo układają grafik służby w sposób utrudniający nam normalne życie i funkcjonowanie. Strach i niepewność – w takim klimacie odbywają się spotkania z komendantem. Bo nigdy nie wiadomo, czy zostaniesz poklepany po plecach, czy zbierzesz kolejny opierdol. Nasi przełożeni nie są po to, żeby nam pomóc w służbie, ale żeby znaleźć na nas
Fot. MaHus
3
jakikolwiek haczyk, żebyśmy później zrobili wszystko, co nam każą – wyliczają. – Wygląda na to, że w pogoni za wynikami i karierą zapomnieli, że ich podwładni to ludzie, którzy na co dzień służą społeczeństwu, niejednokrotnie narażając swoje życie i zdrowie. Zapomnieli o trudach i ryzyku, jakie niesie za sobą ta służba. Traktują nas, policjantów, podwładnych, coraz bardziej przedmiotowo. „Jesteś zakręcony jak tampon w piździe” – mówi na przykład zastępca komendanta do policjanta rozpoczynającego służbę. Ty grubasie, ty nierobie, ty leniu – takie sformułowania to tutaj już niemal standard. – Zadania, jakie przed nami stawiają, w żaden sposób nie wpływają na poprawę bezpieczeństwa mieszkańców, sprawiają jedynie, że coraz częściej musimy tłumaczyć się obywatelom z naszego postępowania. Strategia naszych komendantów przewiduje trzy opcje: zastraszyć policjanta, żeby robił to, co mu każą, „kupić” policjanta, składając mu obietnice awansu i większych zarobków, pozbyć się policjanta, którego nie dało się zastraszyć lub kupić – tak funkcjonariusze diagnozują chorą sytuację. Pomocy szukali najpierw w resorcie. O sytuacji, jaka ma miejsce na komisariacie w Kudowie, powiadomili komendanta powiatowego Andrzeja Baszturę. Efekt? Nasilenie kontroli. – Tyle że nie komendanci byli kontrolowani, ale funkcjonariusze: dokumentacja, umundurowanie, znajomość przepisów. Kilka razy w tygodniu. Poza tym komendant skierował do nas zespół psychologów z Wrocławia. Przyjechali z ankietami, które wypełniliśmy anonimowo. Dotyczyła stosunków pomiędzy komendantami a załogą oraz atmosfery, jaka tu panuje. I na tym się skończyło. Do dziś nie wiemy, czy powstał z tego jakiś raport – mówią policjanci z Kudowy. A tymczasem kolejni ludzie zostali przeniesieni do innych jednostek, a jeden funkcjonariusz w obawie przed konsekwencjami odszedł na emeryturę. – Wiemy, że jeżeli nie nagłośnimy sytuacji, jaka panuje w powiecie, to nadal będziemy zastraszani i obrażani przez naszych przełożonych, a skutki tego – oprócz zmian kadrowych – są też widoczne w psychice policjantów i wyraźnie odbijają się na naszym zdrowiu. Na niektórych komisariatach w powiecie sytuacja wygląda podobnie – przeniesienia, zastraszanie, insynuacje. Ludzie boją się mówić, czekają, jak rozwinie się sytuacja w Kudowie… Jak będzie jakaś poprawa, wtedy też zaczną działać – mówią zdesperowani. ~ ~ ~ Komendant powiatowy Andrzej Basztura do czasu oddania tego numeru „FiM” do druku nie odpowiedział na pytania związane z sytuacją panującą w podległej mu jednostce. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
4
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Vademecum aborcjonistki Na rynku księgarskim pojawiła się publikacja jak na polskie warunki unikatowa – kompendium wiedzy o aborcji: co i jak oraz… dlaczego powinna być legalna. Za pomoc w dokonaniu skrobanki grożą u nas 3 lata więzienia. Autorki „Dużej książki o aborcji”, Katarzyna Bratkowska i Kazimiera Szczuka, ustrzegły się przed procesem: nie podają adresów lekarzy aborcjonistów (chociaż z ich znalezieniem nigdy nie było problemu), nie namawiają do łykania pigułek wczesnoporonnych. Nikt też nie nakłania do aborcji, co najwyżej – do antykoncepcji, która z zasady ma skrobankom zapobiegać. Tak czy owak, w kraju, który prowadzi politykę prozarodkową, tezy zawarte w książce – skierowanej przede wszystkim do młodych dziewczyn – mogą być trudne do przetrawienia i narazić obie panie na ekskomunikę lub coś równie przerażającego... Zdaniem autorek, żyjemy w absurdalnym świecie, w którym politycy opowiadają publicznie, że „słyszą krzyk blastocysty albo że spotkanie jajeczka z plemnikiem to piękna historia miłosna”. Wymownym przykładem zdewocenia polskiego rządu jest sprowadzenie do sejmowej kaplicy (sic!) relikwii niejakiej Joanny Molli – kobiety chorej na nowotwór,
K
która wolała śmierć i osierocenie trojga dzieci niż dokonanie aborcji. Morderstwem jest pozbawienie życia człowieka już urodzonego – twierdzą autorki. Zdanie: „Aborcja jest morderstwem” – to zabieg retoryczny – z prawdą ma niewiele wspólnego, za to odpowiednio oddziałuje na emocje. Płód do 24 tygodnia nie może odczuwać bólu, ponieważ nie ma wykształconych połączeń nerwowych. Regulację narodzin, także przerywanie ciąży, stosuje się od tysiącleci. Zapobiegło to całkowitemu przeludnieniu świata. I już wieki temu kobiety wiedziały, że początek ciąży lepiej otoczyć dyskrecją – około 60 proc. poczęć kończy się samoistnie przed upływem pierwszego trymestru. To kobieta – a nie żaden „autorytet kościelny”, ani nawet ojciec dziecka – ma decydujące zdanie w kwestii: donosić czy przerwać. Z tej prostej przyczyny, że to na nią spada trud ciąży, porodu, o późniejszym wychowaniu nie wspominając. Kościół rzymsko-pedofilski nienawidzi kobiet. Zaczęło się od złotych myśli typu: „Każdą kobietę powinna napawać obrzydzeniem myśl, że jest kobietą” (św. Klemens Aleksandryjski, III w. n.e.) i trwa nadal – przez ograniczenie prawa do decydowania o sobie.
raj „obdarzony” jednym z najgorszych klimatów na świecie jest jednym z najlepszych miejsc do życia i ma najbardziej konkurencyjną gospodarkę. I to bez cudów Jana Pawła II. Finlandia ma wyjątkowo paskudny klimat – nawet jak na kraje skandynawskie. W odróżnieniu od innych nordyckich krewniaków nie jest ogrzewana tak bardzo dobroczynnym Golfstromem – Prądem Zatokowym, dzięki któremu zimą w Islandii lub środkowej Norwegii może być czasem cieplej niż w Warszawie. Cóż, Finom nie była dana ta łaska tzw. opatrzności i u nich w zimie bywa tak, że mróz na dłużej schodzi poniżej 20 stopni przy niemal kompletnej ciemności za oknem. Jednak mieszkańcom Suomi (Finlandia po fińsku) mózgi nie zamarzły od tego zimna. Może to zasługa sauny, a może luterańskiego etosu pracy połączonego z chłopską zażartością i wzorowaniem się na szwedzkim socjalizmie. Dość powiedzieć, że m.in. dzięki sprytnemu wykorzystaniu politycznej zależności od ZSRR (chociaż brzmi to trochę zdumiewająco) udało się Finom wyrwać z odwiecznej biedy. Później przetrwali kryzys związany z załamaniem się radzieckiego rynku zbytu i zbudowali gospodarkę, która zwykle jest w pierwszej trójce najbardziej innowacyjnych i konkurencyjnych gospodarek świata. W ostatnich tygodniach polskie media obrodziły w artykuły ku czci pewnej nieodłącznej części tamtejszego sukcesu społeczno-gospodarczego – fińskiej edukacji. Otóż według najbardziej wiarygodnych międzynarodowych miar poziomu wykształcenia, Finlandia najskuteczniej w Europie uczy swoje dzieci i młodzież. Na świecie ustępuje tylko Chińczykom z Hongkongu
Młodym czytelniczkom radzi się, aby w razie wpadki nigdy, przenigdy nie szukały pomocy u sutannowych. Ku przestrodze przypomniano głośną kilka lat temu historię ciężarnej 14-latki z Lublina, która zwierzyła się przyjaciółce, ta – swojej mamie katechetce, a katechetka – niejakiemu księdzu Podstawce. Efektem „głuchego telefonu” była nagonka na dziewczynę, zbiorowe modły przed szpitalem, w którym miał odbyć się zabieg, a nawet przetrzymywanie jej na pogotowiu opiekuńczym, żeby na aborcję było już za późno (w tym przypadku, ponieważ w ciążę zaszło dziecko, aborcja była prawnie dozwolona). Zakaz aborcji nie zmniejsza liczby zabiegów, a jedynie pogarsza ich jakość. Kobiety zdecydowane na zabieg zrobią to, ryzykując zdrowiem i życiem. Wymowny przykład to Rumunia za rządów Ceausescu – obowiązywał tam surowy zakaz aborcji, funkcjonowała tzw. policja ginekologiczna, a co roku setki kobiet umierało po źle wykonanym zabiegu. Także w katolickiej Polsce, według różnych źródeł, wykonuje się od 80 do 200 tys. zabiegów rocznie. Poza tym… nasz przyrost naturalny jest wciąż niższy niż w krajach, gdzie aborcja jest na życzenie. JUSTYNA CIEŚLAK
i Szanghaju, ale jest lepsza niż Korea Południowa i Japonia, słynące z wysokiego poziomu edukacji. Co istotne – wyniki we wschodniej Azji są okupione morderczą dyscypliną i gigantyczną pracą uczniów wkuwających i dokształcających się dniami, wieczorami i weekendami, a Finowie osiągnęli swój sukces bez szaleństwa nadgorliwości. Jak to zatem zrobili? Może zacznijmy od tego, czego w fińskim szkolnictwie nie ma, a co czasem bywa w świecie kojarzone z sukcesem edukacyjnym. Otóż prawie w ogóle nie ma tam prywatnych szkół, tradycyjnych ocen (są oceny opisowe) oraz nie ceni się w tamtejszym modelu indywidualnej rywalizacji. A co się ceni? Promuje się współdziałanie w zespole, kreowanie atmosfery zaufania i wzajemnej pomocy. Nagradza się także pomysłowość, nie przesadza w potępianiu błądzenia, zwłaszcza gdy popełnianie pomyłek jest związane z poszukiwaniem nowych rozwiązań. Co ciekawe, w Finlandii nie tworzy się szkół elitarnych. Obowiązuje rejonizacja, a szkoła z danego terenu musi przyjąć wszystkich chętnych. Finowie, tak jak wszyscy Skandynawowie (zwłaszcza od 2–3 pokoleń) bardzo cenią sobie równość, co także znajduje swój oddźwięk w szkolnictwie. Jednym z kluczowych pojęć systemu jest praca w grupie. To grupa, a nie prywatne korepetycje są miejscem, w którym słabsi podciągają się w kierunku prymusów. Ponadto w Finlandii (ale nie tylko tam) dzieci otrzymują podręczniki i przybory zakupione przez samorządy lokalne. Są także na ich koszt dowożone do szkoły oraz karmione. Oczywiście, to wszystko kosztuje – m.in. dlatego Finowie płacą wysokie podatki. Jest to jednak koszt, który zwraca się wielokrotnie. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Sauna mózgów
Prowincjałki 20-letni Patryk O. i 17-letni Bartosz P. z Elbląga postanowili wypróbować nabytą dopiero co wiatrówkę. Żeby sprawdzić jej zasięg, najpierw celowali do butelek, a kiedy im się znudziło, zaczęli strzelać w okna kościoła. Trafili sześć szyb, których wartość proboszcz oszacował na 2,5 tys. zł.
KOŚCIÓŁ NA CELOWNIKU
Pewien zaradny 10-latek z Krapkowic przyniósł do domu 12 tys. zł. Wszystko zdeponował u matki, tłumacząc, że pieniądze zarobił na… budowie. Kobieta, dumna z syna, poczyniła inwestycje – kupiła meble, wykładziny i świnię na pierwszą komunię dziecka. Długo się zakupami nie nacieszyła, bo okazało się, że przedsiębiorczy młodzian okradł ojca swojego kolegi.
PIERWSZY ZAROBEK
Chociaż proboszcz ułożył się z burmistrzem w kwestii budowy kościoła i wszystko szło główką do przodu, nagle okazało się, że z inwestycji nici. Miejscowi radni uznali, że kościół to sąsiad zbyt uciążliwy dla okolicznych mieszkańców. Najwyższe uznanie!
CUD W SĘPÓLNIE KRAJEŃSKIM
Muzeum diecezjalne w Drohiczynie oskubał z rynien 34-letni mieszkaniec Siemiatycz. Zajęło mu to niecały tydzień i szło całkiem sprawnie, no ale w końcu wpadł. Rynny – co do jednej – udało się policji odzyskać.
MIEDŹ MUZEALNA
Ponad 900 niewybuchów, min, bomb i pocisków z okresu II wojny światowej leży w piasku na 3-kilometrowym zaledwie odcinku kołobrzeskiej plaży. Ale spokojnie – teren przed sezonem rozminują saperzy.
MOŻNA SIĘ ROZERWAĆ
Kompletnie zmiażdżone po zderzeniu z drzewem i betonowym murem bmw usuwali z drogi strażacy. Kiedy podnieśli wrak, okazało się, że do podwozia przyczepiony jest kierowca z głową w miejscu tłumika. Żywy. Okazał się nim lekko tylko podrapany 21-latek ze Zduńskiej Woli, który, wyleciawszy przez szybę, wpadł pod prowadzone przez siebie auto. Opracowała WZ
PRZEJECHAŁ SAM SIEBIE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Dzisiejsze uroczystości to klęska JarKacza. 7 tys. pod Pałacem to mniej niż na meczu Korona–Wisła. Tak się kończy upolitycznianie katastrofy. W wyborach prezydenckich na JarKacza w Warszawie i okolicach zagłosowało prawie 300 tys., dziś pod Pałacem było ok. 7 tys. I to z całej Polski. Polacy zagłosowali nogami na to, w jaki sposób PiS zrelatywizował katastrofę i śmierć L.K. (…). Posłowie PiS pod pałacem chwilami swoim zachowaniem przypominali kiboli ze stadionu, a nie mężów stanu odpowiedzialnych za Polskę. (poseł Paweł Poncyljusz, PJN)
Nie wszyscy czekają na pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej, ale gdyby powstał, przynajmniej kilka milionów rodaków – skromnie licząc – szczerze by się ucieszyło. (ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”)
Dzisiejszy dzień był dniem walki. (Jarosław Kaczyński o 10 kwietnia 2011 r.)
Było to najbardziej pogardliwe wystąpienie wobec Polaków, jakie się dało słyszeć w ostatnich latach. (Jarosław Kurski, „Gazeta Wyborcza”, o przemówieniu Jarosława K.)
Widziałem mściciela, nie widziałem wczoraj zupełnie człowieka cierpiącego. Widziałem człowieka, który chce się zemścić, i który chce dla siebie i dla brata miejsce w historii. (Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego, o Jarosławie K.)
Arcybiskup krakowski przekazał relikwię (kroplę krwi!) Jana Pawła II Robertowi Kubicy przed beatyfikacją śp. Karola Wojtyły. To kicz esencjonalny, niczym kostka zupy Knorr. (Kazimierz Kutz, poseł i reżyser)
Krzyż w godle Polski byłby zwieńczeniem odzyskiwania suwerenności. (ks. Władysław Zązel, kapelan Związku Podhalan) Wybrali: AC, PPr, RK
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
NA KLĘCZKACH
KANGURY Z PIS Poseł PiS Stanisław Pięta przyznał oficjalnie, że on i jego partyjni koledzy – mimo zakazów i stanowczego sprzeciwu policji – z premedytacją przeskakiwali przez barierki na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. „Decyzja o przedarciu się przez kordon policji była spontaniczna. Ale nie żałujemy jej, bo mogliśmy pomóc wielu ludziom (…). Przedarcie się przez podwójny kordon wcale nie było proste, ale – choć kilka osób było porządnie poturbowanych przez policjantów – udało się” – powiedział Pięta, znany dotąd z porównywania homoseksualizmu do nekrofilii. Chłop oczywiście nie pamięta wydarzeń z sierpnia ubiegłego roku, kiedy obrońcy krzyża roztrzaskali szklany znicz na głowie strażnika miejskiego. ASz
Bo zapewne nie za fakt szerzenia demokracji bądź za respektowanie praw człowieka, ale najpewniej za umiejętność trzymania społeczeństwa w ryzach twardą ręką przez blisko trzy dekady. Długie (kilkunastoletnie) rządzenie Polską marzyło się wszak obu braciom... PPr
ŚLEDZTWO U SALEZJANÓW
SKOK DO KRUCHTY Bez Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych warszawski koncert „Gazety Polskiej” w rocznicę 10 kwietnia nie mógłby się odbyć, o czym otwarcie mówili organizatorzy imprezy, m.in. naczelny tygodnika Tomasz Sakiewicz. Nie od dziś wiadomo, że SKOK-i angażują się w pomoc prawicowym mediom i politykom, z Rydzykiem na czele. ASz
ŚWIĘTO MODLITWY Dwie największe organizacje, które zwykle uczestniczyły w organizowaniu pochodów pierwszomajowych – SLD i OPZZ, zrezygnowały w tym roku z takiej formy obchodów Święta Pracy. Rzecznik SLD Tomasz Kalita informuje, że oficjalnym powodem jest fakt, iż „nie ma czego świętować, bo jest wysokie bezrobocie i niskie zarobki”. Ale to wyjaśnienie to oczywisty wykręt (przez „w” jak Wojtyła), bo większe bezrobocie i niższe zarobki też już bywały w minionym XX-leciu. MaK
MUBARAK WIELKI Wyszło na jaw, że w 2008 roku pozbawiony niedawno władzy egipski dyktator Hosni Mubarak otrzymał do prezydenta Lecha Kaczyńskiego… Krzyż Wielki Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Ktoś zapyta – za co? Z podziwu!
DZIURAWA ŁÓDŹ Długoletnie rządy przykościelnego prezydenta Łodzi, nieudacznika Jerzego Kropiwnickiego, mogą także post factum przyprawić miasto o ruinę. Najprawdopodobniej Łódź będzie musiała oddać 100 mln złotych unijnej pomocy wydanej na Grupową Oczyszczalnię Ścieków, ponieważ były nieprawidłowości w przetargach. Z powodu podobnych zastrzeżeń mówi się już także o konieczności zwrotu 30 mln zł na budowę Łódzkiego Tramwaju Regionalnego. MaK
SMOLEŃSK DZIELI W Sieradzu awantura o pomnik katastrofy smoleńskiej. Posłanka PiS Krystyna Grabicka postawiła go za własne pieniądze w newralgicznym punkcie miasta, czyli pod kolegiatą. Prezydent miasta Jacek Walczak zadał w tym kontekście przytomne pytanie: „Czy za każdym razem, gdy ktoś zginie, będziemy budować pomnik?”. MaK
że Tusk jest albo szaleńcem, albo amatorem, albo zdrajcą stanu. Nie chcemy, żeby ktoś taki miał realny wpływ na to, co dzieje się w naszym kraju. To przez niego Polska traci suwerenność. Naszym zdaniem, sytuacja jest o wiele poważniejsza niż w latach osiemdziesiątych, w stanie wojennym”. ASz
JAJCA PAPIESKIE
CBA prowadzi kontrolę w Salezjańskim Ośrodku Wychowawczym w Różanymstoku na Podlasiu. Agenci zwalczający korupcję badają rozliczenia dotacji, jakie duchowni uzyskiwali w ostatnich latach od starostwa powiatowego w Sokółce. Do sprawy wkrótce wrócimy. MaK
STELLA ZŁODZIEJARIS Już od 12 lat toczą się śledztwa i procesy związane z fałszerstwami w drukarni archidiecezji gdańskiej Stella Maris. Tym razem ruszył proces wytoczony archidiecezji przez Skarb Państwa o zwrot 6,8 mln złotych z podatku VAT. Za rządów PiS urząd skarbowy wadliwie wypłacił kościelnej firmie zwrot VAT-u za transakcje mające charakter przestępstwa. W latach 1999–2002 drukarnia była miejscem wyłudzania pieniędzy od państwa za pomocą lewych faktur. MaK
W. WASILEWSKA II Ewa Stankiewicz, reżyserka „Solidarnych 2010” i drugiej części tego filmu pt. „Krzyż”, w wywiadzie udzielonym portalowi fronda. pl nawołuje do bojkotu legalnego rządu. Stankiewicz, która jest prezesem stowarzyszenia „Solidarni 2010”, na warszawskich happeningach związanych z miesięcznicami katastrofy czuła się jak ryba w wodzie wśród transparentów typu „Ludobójstwo” czy „Zamach”. W imieniu stowarzyszenia orzekła: „Uważamy,
Także w Łodzi 44 szkoły pod patronatem miejscowego arcybiskupa w szczególny sposób uczczą Jana Pawła II, przekazując sobie najprawdziwszą łódź. Chodzi o to, że papież nazwał kiedyś miasto „Łodzią Piotrową”. Jajca z łódką zaczną się w czerwcu, gdy będzie ona noszona ulicami miasta. Potem powędruje od szkoły do szkoły. Poza tym wszyscy zdrowi. MaK
PAMIĄTKI Z CERKWI 16 zabytkowych przedmiotów ulotniło się w ostatnich latach z łódzkich cerkwi. Ich brak zauważył wojewódzki konserwator zabytków. Co ciekawe, nie zauważyli tego łódzcy duchowni prawosławni… Śledztwo wprawdzie podjęto, ale nie udało się ustalić, co się stało z zaginionymi przedmiotami i kto spowodował ich zniknięcie. MaK
RAPOŁOBUZ Homofobiczny, nawołujący do nienawiści muzyk rapowy o pseudonimie BAS Tajpan w piosence „Chwasty” wyśpiewuje m.in: „Mężczyzna, który obcuje cieleśnie z mężczyzną tak jak z kobietą, popełnia obrzydliwość, obaj poniosą śmierć. (…) palić pedałów (…), każdy sodomita spalić się musi, wymordować ich, zarazę tą wydusić, nie jest to agresja niczym niesprecyzowana strzał, strzał, ulica będzie wolna, sodomitom śmierć i sodomitom wojna. (…) wśród pięknych kwiatów rosną te chwasty, popularnie to pedały i lewe niewiasty…”. Czy łobuzowi włos z głowy spadnie? Wątpimy, bowiem Elżbieta Radziszewska
(pełnomocnik rządu ds. równego traktowania) nie chce słyszeć o jakimś donosie do prokuratury za nawoływanie do nienawiści wobec mniejszości seksualnych. Twierdzi, że trzeba wychowywać i zmieniać mentalność, a nie karać. Radzimy to wychowywanie i zmianę mentalności rozpocząć – pani pełnomocnik – od siebie. ASz
MODŁY ZA MORDY Polski bokser Tomasz Adamek wykupił 40 księżom bilety na swój ostatni mecz bokserski, żeby modlili się za jego zwycięstwo. Bohater Radia Maryja twierdzi, że niektórzy z tych księży sami boksowali i znają się na rzeczy. Ciekawi nas, jaką modlitwę odmawia się przy takich okazjach. Może coś takiego: „Panie, niech Twój sługa Adamek rozkwasi mu nos i mordę”? Albo: „Pozwól, Panie, by jego przeciwnik nadstawił mu także drugi policzek!”. MaK
NA DOROBKU Urządzenie domu dla Pana Boga to wielce kosztowna inwestycja. „Hojnego dawcę Bóg miłuje”– tak zachęca wiernych proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Rzeszowie i gorąco zaprasza do fundowania „na większą chwałę Boga”. Chętni mają do wyboru: kielich – 700 zł, puszki (pojemniki na konsekrowane hostie) – 900 i 1000 zł, świeczniki – 550 i 900 zł, ornaty po 950 zł, ampułki – 350 zł, okładkę na ewangeliarz – 760 zł, gong – 960 zł, a najbogatsi mogą się dowartościować, sponsorując krzyż procesyjny papieski za 1920 zł. Każda rzecz ma być opatrzona informacją o sponsorze. Z kolei w parafii pw. Chrystusa Króla w Bielsku-Białej proboszcz wzywa do zgłaszania „woli sponsorowania” witraży. Imię i nazwisko fundatora będzie można podziwiać w prawym dolnym rogu witraża. Koszt 1 mkw. to aż 3 tys. zł, przy czym witraż MB Różańcowej liczy sobie 5,5 mkw., a MB Gromnicznej – 5 mkw. Pan Bóg powinien być zadowolony z takiej odrobiny luksusu… AK
5
PÓŁ NA PÓŁ W parafiach trwa akcja zbierania podpisów pod projektem ustawy całkowicie zakazującej w Polsce aborcji. Proboszcz parafii pw. MB Częstochowskiej w Świdrze w związku z tym liczył, że znajdzie przynajmniej 300 osób, które złożą podpis, „ratując życie nienarodzonych”. I srodze się przeliczył, bo wśród parafian zdołano zebrać zaledwie 151 podpisów „za ochroną życia ludzkiego”, a to stanowi pięćdziesiąt procent założonej normy. „Czyżby pozostali parafianie, przyjmując postawę obojętną, opowiedzieli się za śmiercią i w ten sposób odrzucili nauczanie bł. Jana Pawła II”? – tymi słowy wielebny zgromił nieprawomyślnych z ambony. AK
PARKING STRZEŻONY Nietypowy cennik ustanowił proboszcz parafii pw. Wieczerzy Pańskiej w Lublinie dla kierowców korzystających z przykościelnego parkingu, o czym informuje stosowna tabliczka: „Parking nie jest za darmo!!! Wchodząc i wjeżdżając na teren kościelny, dobrowolnie oddajesz się Miłosierdziu Bożemu!!! W ramach wdzięczności za Bożą Opiekę wypowiedz trzy razy: „Jezu, ufam Tobie!!!”. AK
WATYKAN PRAŁ KASĘ Po licznych skandalach związanych z nieprawidłowościami w Banku Watykańskim (IOR) Benedykt XVI w specjalnej encyklice nakazał kierowanie się w kościelnej bankowości przepisami prawa międzynarodowego. Jednym z interesujących rozporządzeń nakazanych przez papieża jest obowiązek zgłaszania sum przekraczających 10 tys. dolarów przy wnoszeniu ich na teren Watykanu. Według włoskiej prokuratury, dotąd po prostu przynoszono w torbach i kieszeniach gotówkę niewiadomego pochodzenia i legalizowano ją, wpłacając na konta IOR. Była to pralnia w środku Rzymu, jak za Ala Capone! MaK
6
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Klerykalizacja totalna Głównym celem działań szkoły publicznej jest „składanie hołdu Wielkiemu Pontyfikatowi”, a katolickie kurie przesyłają szkolne programy obchodów beatyfikacji… „Pragniemy jak najlepiej przygotować się do uroczystości beatyfikacji, dlatego czeka nas okres intensywnych działań nad projektem pod hasłem »Jan Paweł II naszym Przewodnikiem i Nauczycielem«” – oświadcza na swojej stronie Publiczne Gimnazjum im. Papieża Jana Pawła II w Ostrowie Wielkopolskim. Szkoła zapewnia, że bardzo stara się, aby wszystkie szkolne działania uczynić „hołdem dla Jego Wielkiego Pontyfikatu”. Front gimnazjalnych przygotowań przedstawia się następująco: uczniowie opracowują albumy poświęcone życiu papieża oraz prezentacje multimedialne, każda klasa zobligowana jest do sporządzenia gazetki ściennej na temat zbliżającej się beatyfikacji, ogłoszono konkursy papieskie oraz zaplanowano wycieczkę śladami Karola Wojtyły. Co więcej, „nauczyciele dbają, by każdy uczeń mógł aktywnie uczestniczyć w realizacji zadań i godnie przygotować się do uroczystości beatyfikacji”. Dla dyrekcji gimnazjum bowiem „Ojciec Święty to jedyna osoba, która może z powodzeniem być autorytetem dla każdego
z nas. Innymi słowy – nie sposób nie znaleźć czegoś »dla siebie« w tak złożonej osobowości i w tak owocnym życiu, które już teraz jest swego rodzaju etosem treści. Inny pomysł na uczczenie beatyfikacji JPII ma Szkoła Podstawowa nr 2 im. Mikołaja Kopernika w Nowym Targu. Postanowiła zaangażować się w akcję „Bucik”. „Jest to – jak wyjaśnia ta publiczna placówka oświatowa – modlitwa za dzieci poczęte, a jeszcze nienarodzone, które są zagrożone w łonie swoich mam. Modlitwa trwa 9 miesięcy: codziennie odmawia się 10 modlitw różańca oraz dodatkową modlitwę. W każdym miesiącu otrzymuje się też »przypominacz«, aby o modlitwie nie zapomnieć. Obecnie w naszej szkole modli się 80 osób (uczniowie, rodzice, całe rodziny, nauczyciele)”. Dla większego zmotywowania uczniów do udziału w modlitwach w szkolnym holu urządzono symboliczne „okno życia”. Mgr inż. Janina Turek – dyrektor ZSO im. M. Wadowity w Wadowicach – z okazji wyniesienia
na ołtarze „starszego, szkolnego kolegi” wystąpiła z inicjatywą opublikowania na wieczną pamiątkę księgi świadectw pt. „Jak życie i posługa Sługi bożego Jana Pawła II wpłynęły na życie uczniów, absolwentów,
nauczycieli i pracowników I Liceum Ogólnokształcącego im. Marcina Wadowity w Wadowicach”. W związku z tym apeluje do wszystkich wyżej wymienionych o pilne dostarczanie prac na temat »Moje spotkanie z Janem
Pawłem II, Jego nauczaniem i wpływ na moje życie«”. Gimnazjum im. JPII w Lubniu w ramach przygotowań szkoły do uczczenia swojego błogosławionego patrona proponuje swoim
uczniom m.in. udział w piątkowej nowennie do nowo beatyfikowanego (intencje mszalne należy wrzucać do specjalnej
skrzynki umieszczonej przed obrazem JPII) oraz wspominanie papieża i jego nauk na lekcjach wychowawczych i języka polskiego. Do aktywnego włączenia się szkół w miejski program edukacyjno-modlitewny przygotowujący do beatyfikacji Jana Pawła II namawia też Podkarpackie Centrum Edukacji Nauczycieli w Rzeszowie (wojewódzka i publiczna placówka doskonalenia nauczycieli), a program specjalnie na tę okoliczność opracowała kuria rzeszowska. I tak, zgodnie z wytycznymi ks. Janusza Podlaszczaka, na radach pedagogicznych w rzeszowskich szkołach powinno się podjąć i rozpatrzyć zagadnienie: „Jak nasza szkoła przygotowuje się do beatyfikacji JP 2?”. Sugestie kurii w tym zakresie obejmują: udział w miejskim programie edukacyjno-modlitewnym (cykl mszy św. w rzeszowskiej farze z całowaniem relikwii), udział w parafialnym programie, pielgrzymowanie z JPII po Rzeszowie, zorganizowanie w szkole przez grono pedagogiczne, radę rodziców lub zespół klasowy wystawy obrazków i zdjęć z Pierwszej Komunii Świętej. Zaleca się ponadto emitowanie przez szkolne radiowęzły papieskich cytatów oraz komunikatów o terminach mszy, adoracji i okazji do ucałowania relikwii. I na koniec kuria zaleca, aby godziny wychowawcze w rzeszowskich szkołach poświęcić na przygotowanie listu do JPII, zaproszenia na beatyfikację, poznawanie rzeszowskich świętych, a także… ćwiczenie pieśni kościelnych. AK
Rózga w palmę zamieniona Święcenie różdżek, wiech czy miotełek, dziś nazwanych palmami wielkanocnymi, w Niedzielę Palmową – jeszcze w XIX wieku określaną mianem wierzbnej, kwietnej lub móżdżkowej – to zaadaptowana i włączona do chrześcijańskiego rytuału stara pogańska tradycja. Obrzędowy bukiet z gałązek drzew i krzewów to nieodłączny element prastarego słowiańskiego święta powitania wiosny – Jarych Świąt. Wywodzi się z kultu „rózgi życia”, czyli zielonej gałązki – symbolu życia, radości, sił witalnych oraz odrodzenia przyrody. Nie mogąc wśród ludu wykorzenić dawnych „pogańskich zabobonów”, Kościół zmuszony był kultywowanym przez lud odwiecznym wierzeniom nadać własne treści. Sprytnie przypisał więc zielonym gałązkom wierzby swoją „magię” zmartwychwstania. Po takim „ochrzczeniu”, tzn. ustanowieniu zwyczaju święcenia gałązek w kościele – rzekomo na pamiątkę triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy – poświęcona słowiańska wiecha stała się nieodzownym rekwizytem katolickiej Wielkanocy, a związane z nią różne magiczne praktyki zaakceptowano, określając je mianem „tradycja ludowa”. Pierwotnie tradycyjne polskie palmy miały postać pęków złożonych z cienkich gałązek
różnych gatunków wierzby oraz łodyg różnych roślin. Były to więc bazie trzymane wcześniej w wodzie, by wypuściły młode listki, gałązki leszczyny, brzozy, bukszpanu, a także wiklina, trzcina i borówki. Przygotowywano też wielkie, nieraz wysokie na dziesięć metrów wiechy robione z „palmy”, czyli trzciny rosnącej w stawach, owijanej gałązkami bazi. Miotełki do poświęcenia nosiły kobiety do kościoła w koszach, wiechy zaś – młodzież parami. Co ciekawe, jeszcze w okresie międzywojennym niektórzy księża walczyli z tak dziś modnymi olbrzymimi palmami, skądinąd słusznie dopatrując się w nich rodowodu pogańskiego. I tak na przykład w Żegocinie, która słynęła z robienia wysokich palm, proboszcz kategorycznie zakazał parafianom kultywowania tej tradycji oraz urządzał przed kościołem pokazowe ścinanie przez wikariusza i kościelnego wiech nazbyt wysokich. Niezależnie jednak od tego, czy palma miała postać miotełki czy wiechy, powinna być z wierzby. W kręgu słowiańskim wierzbie przypisywano bowiem szereg magicznych mocy. Jeszcze pod koniec XIX wieku od samego rana w kwietną niedzielę dziewczęta i chłopcy chłostali się wierzbowymi gałązkami
przed ich poświęceniem w kościele, powtarzając: „Nie ja biję, wierzba bije!”. Smagano się palmami, bynajmniej nie na pamiątkę biczowania Chrystusa – jak to wmawia dziś Kościół – ale w celu obudzenia w ludziach sił witalnych. Chłostanie miało przekazywać witalność zielonej gałązki, wypędzić zło, przynieść bogactwo, powodzenie i zdrowie, pannom gwarantować urodę, a młodzieńcom odwagę. Palmą obijano nie tylko ludzi, ale też ściany domów i zabudowań gospodarczych oraz drzewa w sadach. Wierzono, że dotknięcie zielonymi gałązkami pobudza moce ożywcze. Palma pełniła również szereg funkcji „leczniczych”. Połknięte „kotki” miały chronić przed bólem głowy i gardła oraz gruźlicą, a dodane do karmy dla zwierząt – od chorób, na przykład psy od wścieklizny. Palma ustawiona w oknie miała zabezpieczać dom i mieszkańców przed urokami czarownic, wszelkim nieszczęściem, ogniem i piorunami, a gospodarstwu miała zapewnić urodzaj. Służyła ponadto do wyganiania bydła na pierwszy wiosenny wypas, co miało zapewnić krowom tłustość i mleczność, a do pasienia używano bata z rzemienia, którym wiązane były palmy. Bazie z palm mieszano z ziarnem siewnym dla zapewnienia
Fot. WhoBe dobrych plonów. W Wielką Niedzielę z części gałązek wierzbowych z palmy robiono tzw. krzyżyki (prastara pogańska tradycja niemająca nic wspólnego z krzyżem), które zatykano w rogach pól, by chroniły od morowego powietrza, gradu, szkodników i przynosiły obfitość plonów. AK
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r. „FiM”: – Wiele środowisk i osób publicznych bardzo ostro zareagowało na wypowiedź Kaczyńskiego. Mówiono o nacjonalistycznym szczuciu i kolejnej próbie podziału społeczeństwa. Jak odebrano to na Śląsku? J.G.: – Jedni ocenili jego opowieści jako irracjonalne, inni otwarcie określają je mianem bredni, bo przecież wyrażany przezeń przy innych okazjach pogląd, jakoby śląskość stanowiła wyłącznie odmianę polskości, jako żywo przypomina hasło „ein Reich, ein Fuehrer”. Generalnie rzecz ujmując, skompromitował się na Górnym Śląsku, co zresztą potwierdzają niezależne sondaże. W niemal powszechnym odczuciu Kaczyński ma duży problem w postrzeganiu i rozumieniu rzeczywistości. – Sięgnijmy do korzeni. Jak wygląda pański życiorys polityczny? – Dorastając, związałem się z Solidarnością Walczącą, później był epizod w Lidze Republikańskiej. Od wielu lat działam w Ruchu Autonomii Śląska. Pełniłem funkcję rzecznika prasowego, a od 2003 r. jestem przewodniczącym. – Obecnie także członkiem zarządu województwa śląskiego oraz koalicjantem partii rządzącej. Wzięli was do spółki, żeby spacyfikować? – Platforma zaproponowała nam koalicję nie na piękne oczy. Było to dla nich po prostu opłacalne. Mieli 22 radnych, a PSL zaledwie 2. Z naszymi trzema mandatami stanowiliśmy jedyną alternatywę pozwalającą im uniknąć układu z PiS-em lub SLD, które zdobyły odpowiednio 11 i 10 miejsc w sejmiku. – A wyniki w powiatach i gminach? – Moim zdaniem bardzo dobre. Jesteśmy w sumie reprezentowani przez 40 radnych oraz dwóch wójtów. Najlepszy wynik (25,61 proc. głosów) uzyskaliśmy w powiecie rybnickim. Jeśli chodzi o gminy, to w dwóch (Godów w powiecie wodzisławskim i Lyski w rybnickim) zdobyliśmy absolutną większość pozwalającą na samodzielne rządzenie. – Pokłosiem ataku PiS może być wzrost notowań waszego ruchu… – RAŚ ma około 7 tys. zarejestrowanych członków, ale znacząca ich część to raczej sympatycy niż aktywiści. O obliczu i kierunkach działania naszego Ruchu decyduje niespełna 200 osób. Już po wyborach samorządowych staraliśmy się raczej powstrzymać masowy napływ członków, żeby nie zachłysnąć się sukcesem. W takich sytuacjach częstokroć przychodzą ludzie chcący po prostu zamanifestować poparcie, co dla organizacji może być nawet pewnym utrudnieniem. Istnieją bowiem demokratyczne procedury. Jeśli ktoś posiada pełnię praw członkowskich, a niekoniecznie ma ochotę działać aktywnie i woli pozostać
ZAMIAST SPOWIEDZI
Jerzy Gorzelik
Dzielenie przez zero Prezes Jarosław Kaczyński oświadczył publicznie: „Twierdzenie, że istnieje naród śląski, traktujemy jako zakamuflowaną opcję niemiecką”. Dopytywany, o co chodzi, wyjaśnił, iż ów pogląd wykształcił się w jego rozumie w kontekście tolerowania przez rząd „postaw jawnie antypolskich” Jerzego Gorzelika, przewodniczącego Ruchu Autonomii Śląska. Ten zaś odsłania przed nami wszystkie swoje karty… kibicem, może utrudniać bieżące funkcjonowanie organizacji. Dlatego też staramy się przemodelować stowarzyszenie w kierunku organizacji bardziej kadrowej. – Jesteście „zakamuflowaną opcją niemiecką”? – Nie dzielimy ludzi ze względu na narodowość. Są u nas osoby deklarujące narodowość zarówno śląską, jak i polską czy niemiecką. Wszyscy czynią to otwarcie, więc nie sądzę, żeby można było mówić o jakimś kamuflażu. Poczucie tożsamości narodowej naszych członków jest drugorzędne. Łączy nas wspólne dążenie do autonomii regionalnej i głębokiej decentralizacji państwa. Nie stawiamy jakiegokolwiek wymogu poczuwania się do śląskości. W RAŚ są też osoby spoza regionu, które wstąpiły do stowarzyszenia, utożsamiając się z jego celami. – Może je pan przybliżyć? – Postulujemy przeobrażenie państwa w Polskę regionów. Zakładamy, że regiony mogą różnić się aspiracjami, ale w ściśle określonych dziedzinach, które zdecydują
się wziąć na siebie, to parlament regionalny, a nie centralny, będzie stanowił prawo w randze ustawy. Po drugie: własny Skarb zbierający podatki w obrębie całego regionu i później, w oparciu o czytelny mechanizm, rozliczający się z budżetem państwa. Tak jak w okresie międzywojennym na Śląsku. Regiony byłyby bezwzględnie zobowiązane do proporcjonalnego, zależnie od ich zamożności, finansowania tych sfer, które pozostaną w gestii państwa – sił zbrojnych, ogólnopaństwowej policji (coś w rodzaju amerykańskiego FBI, bowiem powinna być też policja lokalna), wymiaru sprawiedliwości, centralnej biurokracji (oby jak najmniejszej) i wszystkich pozostałych struktur o zasięgu ogólnopolskim. – Zyskają tylko najbogatsi… – Zamożne regiony muszą brać udział we współfinansowaniu słabszych, ale poprzez czytelny solidarnościowy mechanizm. Różnica w porównaniu z dzisiejszą sytuacją byłaby taka, że nie wrzuca się pieniędzy do jednego worka i nie dzieli „po uważaniu” przez władze
centralne. Powinny to być jasno określone kwoty, a przepływy jawne i zrozumiałe dla każdego obywatela. Takie rozwiązanie będzie z pewnością o wiele bardziej atrakcyjne dla uboższych regionów, gdyż pozwoli im decydować o sposobie wykorzystania środków. Dzisiaj obowiązuje zasada „klientelizmu”, a przedstawiciele tzw. terenu muszą żebrać w ministerstwach o przydział środków i zdane są na kaprysy jakiegoś polityka lub ekipy rządzącej, której nagle coś się odwidzi. – Chcielibyście mieć dla siebie bogactwa naturalne i infrastrukturę, którą przecież budowali ludzie z całej Polski… – Zacznijmy od tego, że niebagatelna część tej infrastruktury powstała w okresie, gdy Górny Śląsk nie należał do Polski, lub były to prywatne inwestycje. Owszem, za PRL-u zrealizowano wiele nowych, ale jeśli w jakiejś mierze czerpano na to środki, zubożając załóżmy Podlasie czy Podkarpacie, to wpływy z owych inwestycji już dawno przekroczyły nakłady. Ale podkreślam: nie to jest najważniejsze! Nie zakładamy, że spółki Skarbu Państwa zostaną nagle przejęte przez Skarb Śląski. Takie rozwiązanie nie wchodzi w rachubę, tym bardziej że trwają i toczyć się będą procesy prywatyzacyjne (np. Jastrzębskiej Spółki Węglowej), zaś autonomizacja Śląska lub innych regionów nie będzie miała na nie żadnego wpływu. Dopóki wszystko jest własnością państwa, to ono ma decydujący głos w sprawach majątku. Gdyby wszakże dokonywano kolejnych prywatyzacji, już
7
po ustanowieniu autonomii, władze regionalne powinny być partnerem w podejmowaniu takich decyzji, bo dotykają one kwestii niesłychanie istotnych dla regionu. Dzisiaj nikt mieszkańców o zdanie nie pyta. – A jaka będzie sytuacja Kościoła? – Autonomia z założenia podporządkowuje się wszystkim międzynarodowym zobowiązaniom państwa, czyli także konkordatowi. – PiS cieszył się dotychczas na Śląsku dosyć silnym poparciem. Zdoła je po tym ostatnim incydencie utrzymać? – W typowo śląskich środowiskach małomiasteczkowych postrzegano ich jako partię konserwatywną, a Kaczyński był wyrazicielem pewnej idei, stąd wzięła się jego popularność. Ludzie staną teraz przed poważnym dylematem, czy wybierać – mówiąc w uproszczeniu – Śląsk, czy PiS. Jeszcze większy kłopot spadł na posłów tej partii. Będą musieli gimnastykować się, żeby wmówić elektoratowi, że Kaczyński mówił zupełnie co innego, niż wszyscy słyszeli. Doprawdy, nie zazdroszczę… – Wystawicie swoją reprezentację w wyborach parlamentarnych? – Tylko do Senatu. Będzie trudno, ale mamy szanse. Jeśli chodzi o Sejm, to pięcioprocentowy próg ordynacji skutecznie eliminuje nas z samodzielnego startu, a wobec dotychczasowych ustaleń nie skorzystamy z ewentualnych zaproszeń od partii ogólnopolskich. – W dokumentach programowych określiliście rok 2020, jako datę doprowadzenia do autonomii regionów. Czy aby nie świadczy to o kłopotach z realiami? – Uważam, że cel można osiągnąć w tym terminie. Gdy w połowie ubiegłego roku tworzyliśmy strategię RAŚ i mapę drogową do jej realizacji, zaznaczyliśmy dwa pierwsze kamienie milowe: wejście do sejmiku województwa oraz wprowadzenie tematu autonomii do ogólnopolskiej debaty publicznej. Dotarliśmy do obu. Pierwszy osiągnęliśmy ciężką pracą, drugi – szczęśliwym zbiegiem okoliczności, czyli dzięki nieocenionej pomocy wyświadczonej przez Kaczyńskiego. Przyznaję, że gdyby nie jego obraźliwe dla Ślązaków wypowiedzi i próba skonfliktowania społeczeństwa, znacznie trudniej byłoby nam zainteresować programem RAŚ całą Polskę. – No ale przy okazji przypominane są także pańskie wypowiedzi typu: „Nic Polsce nie przyrzekałem, więc jej nie zdradziłem”… – To jest historia sprzed dziesięciu lat. Użyłem pewnej prowokacji intelektualnej w kontekście negowania istnienia narodowości śląskiej. Â Ciąg dalszy na stronie 9
8
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Lista płac Dziurawe jezdnie i odrapane kamienice zdają się nie obchodzić samorządowców, którzy jak kraj długi i szeroki dogadzają za to lokalnemu duchowieństwu. Furtkę otwiera m.in. znana nam aż za dobrze ustawa o gospodarce nieruchomościami, która umożliwia udzielenie bonifikaty przy sprzedaży nieruchomości na cele sakralne kościołom i związkom wyznaniowym mającym uregulowane stosunki z państwem polskim. I tak: ~ Murowaniec (woj. kujawsko-pomorskie) – 99 proc. bonifikaty na nieruchomość o powierzchni 0,75 ha, wartą 442 136 zł, zainkasował tu ksiądz Ireneusz Kalaczyński – proboszcz parafii św. Rafała Kalinowskiego. Wszystko za sprawą uprzejmości władz oraz radnych gminy Białe Błota, którzy ów podarunek niemal jednogłośnie uchwalili. A skąd ta hojność radnych? „Ponieważ parafia posiada trudną sytuację finansową po wybudowaniu kaplicy i jej wykończeniu, udzielenie 99 proc. bonifikaty od ceny sprzedaży nieruchomości (…) przyczyni się do szybszego powstania obiektu kościoła i spełni oczekiwania społeczności Murowańca i przyległych miejscowości” – zapisano w uzasadnieniu uchwały.
REKLAMA
Ksiądz proboszcz ze wstydu się nie rumieni, bo – jak tłumaczy – podarunek radni zrobili nie Kościołowi powszechnemu, ale jego wiernym. Bo przecież to dla nich powstaje parafia. On, znaczy proboszcz, ma dalsze plany. „To przed nami odkrywa piękne horyzonty, bo nasze plany, które snujemy, a więc budowa kościoła i plebanii, będzie możliwa. Zaczynamy od zera, wszystkiego dorabiamy się jak normalna polska rodzina” – ogłosił na antenie lokalnego radia. I właśnie do owych normalnych polskich rodzin skierował apel o datki do skarbon z przeznaczeniem na „zbożny cel” – tak nazwał transakcję u notariusza, któremu jako przedstawiciel parafii miał przekazać całe 4421,36 zł (plus 23 proc. VAT). ~ Starachowice – parafia Wszystkich Świętych dostała kawałek miejskiej ziemi – tak zdecydowali radni. Grunty proboszcz wycyganił na powiększenie parafialnego cmentarza, na którym kosi kasę. Akurat te, które władze Starachowic 11 lat temu kupiły od Lasów Państwowych na cmentarz komunalny. Kupiły za 289 tys. zł. Przez lata inwestowały po to, aby dziś 0,7 ha terenu wart ponad 462 tys. zł oddać księdzu za niecałe 5 tysięcy. Prezydent Starachowic Wojciech Bernatowicz swoją hojność tłumaczy bezczelnie: „To była moja propozycja, by parafia skorzystała z takiej bonifikaty. A skąd ksiądz ma wziąć prawie pół miliona złotych?”. Pniewy – proboszcz parafii św. Jana nie zdążył do końca ubiegłego roku zamknąć wszystkich prac remontowych, na które dostał dotację. Z tego powodu dotację musiał oddać, ale nie na długo, bo przy pierwszej nadarzającej się okazji lokalni radni dzięki stosownej uchwale pieniądze mu dali z powrotem. Takie cudowne zabiegi wcale nie należą do rzadkości. Wiedzą o tym chociażby w Głogówku na Opolszczyźnie. Tam gmina zamieniła się z parafią św. Bartłomieja
na nieruchomości. Niemal 100 947 tys. zł miał proboszcz dopłacić tytułem różnicy w ich wartościach. No i zapłacił, a jakże! Tyle że niewiele później parafia św. Bartłomieja dostała od urzędników… 100 947 zł dotacji na prace konserwatorskie. Jeszcze lepiej wymyślili w Baniach Mazurskich. Tamtejsi radni ze
zrozumieniem podeszli do prośby proboszcza z parafii w Żabinie, który wystąpił o dofinansowanie remontu przeciekającego dachu kościoła. A że na takie potrzeby w budżecie pieniędzy nie ma, stanęło na tym, że ksiądz dostanie, ale z puli na przeciwdziałanie alkoholizmowi: „Niech ksiądz z katechetką porozmawiają z tymi alkoholikami i narkomanami, a pieniądze z alkoholu można przeznaczyć na potrzeby kościoła. Można to obejść” – uznał radny Franciszek Ozimek, a pozostali pomysł podchwycili. ~ Ruda Śląska – tutaj poprzednia władza szykowała prezent dla proboszcza parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Miał dostać ziemię pod budowę 19. w mieście kościoła (ten ruch umożliwił zmieniony wcześniej miejscowy plan zagospodarowania). Gotowy był już nawet projekt uchwały, w którym zapisano, że w trybie bezprzetargowym miasto przekaże parafii 5852 mkw. gruntów wartych 627 tys. zł za 1 proc. wartości, tj. 6270 zł
(plus 1442,1 zł tytułem podatku VAT). No i było niemal stuprocentowo pewne, że parafia ziemię dostanie, bo w radzie było wystarczająco dużo bogobojnych, ale – niestety – skończyła się kadencja. Nowa władza – na razie – na potrzeby kleru wydaje się mniej czuła. ~ Warszawa – prezent dostała Chrześcijańska Akademia Teologiczna. Za wieczystą dzierżawę działki na Bielanach wartej ponad 23 mln zł uczelnia zapłaci drobne 2,1 mln zł oraz 70 tys. zł za każdy rok użytkowania.
Najbardziej wartki strumień płynie jednak na rewitalizację kościelnego mienia, to znaczy na zabytki. Każdy daje, ile może: ~ Środa Wielkopolska w gminnym budżecie środki ma raczej skromne. Wystarczyło jednak, aby 5 tys. zł dać parafii św. Jadwigi w Mądrem na zabezpieczenie witraży; 5 tys. zł przeznaczyć dla św. Marcina w Śnieciskach – m.in. na wykonanie nowej podłogi na chórze; 5 tys. zł dla św. Wawrzyńca w Mącznikach (zakup materiałów na remont ścian zewnętrznych kościoła); 6 tys. dla św. Jana Chrzciciela w Grodziszczku na kontynuację remontu oraz 9 tys. zł dla św. Wawrzyńca w Zaniemyślu na remont dachu kościoła. ~ Bydgoszcz – pieniądze od urzędu marszałkowskiego dostały: 88 700 zł – parafia św. Wawrzyńca w Mąkowarsku; po 44 520 zł bazylika mniejsza Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Koronowie oraz parafia Kazimierza Królewicza
w Kruszynie; 88 760 zł – parafia Świętych Apostołów w Wierzchucinie Królewskim; 70 840 zł – parafia Świętej Trójcy w Byszewie; 53 200 zł – parafia św. Anny w Łąsku Wielkim. Aż 133 tys. zł trafiło do parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Żołędowie. ~ Krotoszyn – budżet gminy podzielił się z lokalnymi parafiami w ten sposób, że 200 tys. zł dotacji na konserwację wież dostała parafia św. Andrzeja Boboli, a kolejne 80 tys. zł – parafia św. Jana Chrzciciela na malowanie ścian. ~ Wrocław – sejmik województwa dolnośląskiego rozdzielił ponad 5 mln dotacji. Na liście znalazło się 68 beneficjentów (w tym zaledwie 15 świeckich). Powody do radości mają m.in.: Zakon Sióstr Benedyktynek w Krzeszowie – 80 tys. zł; proboszcz parafii Wniebowzięcia NMP w Lubawce – 115 tys. zł; parafia pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Legnickim Polu – 80 tys. zł. ~ Węgorzyno – 50 tys. zł dostał proboszcz od Tomasza Apostoła w Runowie na remont pokrycia duchowego, 60 tys. zł – parafia św. Józefa w Mieszewie na remont w kościele w Zwierzynku, a parafia św. Jana Chrzciciela w Sielsku otrzymała 57 tys. zł na remont konserwatorski zabytkowego grobowca Rodziny Possartów w Kraśniku. ~ Leszno – 300 tys. zł to kwota, jaką radni przeznaczyli na remonty i konserwacje zabytkowych obiektów. 150 tys. zł z tej puli dostała parafia z Zaborowa na odbudowę wieży (w latach 2009–2010 miasto w remont kościoła zainwestowało 178 tys. zł). ~ Oleśnica – 6 tys. zł trafi do parafii św. Jana Apostoła m.in. na badania stratygraficzne ścian pewnego grobowca. ~ Koziegłowy – 20 tys. zł przeznaczono na konserwację obrazu pt. „Ukrzyżowanie” w parafii św. Antoniego w Koziegłówkach. ~ Łódź – 80 tys. zł ma kosztować miasto remont jednej ambony w bazylice archikatedralnej, 200 tys. zł trafi do franciszkanów z Łagiewnik na wykonanie izolacji budynku kościoła, a 585 tys. zł dostaną jezuici na remont elewacji wschodniej świątyni. ~ Złotoryja i Osetnica – 100 tys. zł trafiło do parafii pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny na konserwację renesansowych polichromii ściennych; 80 tys. zł dostała parafia Świętej Jadwigi na renowację stolarki okiennej wraz z witrażowym szkleniem w dawnym zespole klasztornym, zaś 30 tys. zł – parafia Wniebowzięcia Matki Boskiej Częstochowskiej w Modlikowicach na remont dachu kościoła w Osetnicy. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
M
amy przed sobą na pozór absolutnie prawdziwy akt notarialny (Rep. 2541/60), w którym czytamy, że „dnia 8 września roku 1960 w domu położonym w Zakopanem na Bystrem przy ul. Karłowicza 8 przed notariuszem (…) stawiła się Karolina Tomek tamże zamieszkała i oświadczyła, że pragnie sporządzić testament”. Z owego dokumentu dowiadujemy się dalej, że 88-letnia samotna staruszka uczyniła swoimi spadkobiercami panów: Franciszka Janusza, Mieczysława Cyronika, Edwina Pietrzyka i Feliksa Kwiatkowskiego, którym ofiarowała, po jednej czwartej części, cały swój majątek w postaci nieruchomości (działka z domem zamieszkanym przez kilku lokatorów) na skraju Tatrzańskiego Parku Narodowego. Szczęśliwcami byli mnisi z zakonu bernardynów. Trzej pierwsi to odpowiednio: o. Rufin (ostatnie lata życia spędził w klasztorze w Brodach, zmarł w 2002 r.), o. Leoncjusz (uhonorowany w 2008 r. przez Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, ma się doskonale i przebywa obecnie w klasztorze w Piotrkowie Trybunalskim), oraz o. Urban (dokończył żywota w 2009 r. w klasztorze na Słowacji). O czwartym zdołaliśmy się dowiedzieć jedynie tyle, że w zakonie nosił imię Apolinary i nie ma go już wśród żywych. Dlaczego, mimo upływu tak wielu lat, wzięliśmy sprawę pod lupę? Okazuje się, w dniu sporządzania „testamentu” na rzecz wielebnych pani Karolina była już od dawna nieboszczykiem spoczywającym od miesięcy w kwaterze 4-BC-21 zakopiańskiego cmentarza przy ul. Nowotarskiej 37, zaś konsekwencje jej okazjonalnego zmartwychwstania dały o sobie znać dopiero teraz. Na fakt zaistnienia tego niekwestionowanego cudu mamy twarde dowody w postaci: ~ zaświadczenia wystawionego współcześnie przez s. Agnieszkę z zarządu cmentarza, która po sprawdzeniu archiwalnych ksiąg potwierdza, że Karolina Tomek zmarła (po raz pierwszy?) 3 lipca 1960 r.;
POLSKA PARAFIALNA
9
Testament zza grobu Zmartwychwstała kobieta, która za życia nie zdążyła zapisać zakonnikom swojego majątku. W sprawę zamieszany jest… Karol Wojtyła. ~ dokumentacji fotograficznej tablicy nagrobnej z dokładnie tym samym dniem zgonu; ~ zeznań dwóch sąsiadów nieboszczki (ich nazwiska zachowujemy na razie w dyskrecji), którzy osobiście uczestniczyli w egzekwiach i stanowczo dzisiaj twierdzą, że „pogrzeb Tomkowej odbył się w środku lata 1960 roku”. A teraz całkiem serio: nie wiemy, jakim sposobem mnisi załatwili sobie lipny akt notarialny i dlaczego nie zdołali doń wpisać innej daty, niebudzącej podejrzeń. Udało nam się natomiast prześledzić dalsze losy inkryminowanego dokumentu oraz przejętego na jego podstawie majątku. ~ „Spadkobiercy” błyskawicznie załatwili wszystkie procedury sądowe i już w grudniu 1960 r. zostali formalnymi właścicielami hacjendy przy Karłowicza. Przez kilkanaście lat bernardyni (ich klasztor przy Bulwarach Słowackiego 33 graniczy z posiadłością zmarłej) siedzieli cicho, więc lokatorzy nie mieli bladego pojęcia o nowej sytuacji. We wrześniu 1971 r. ojcowie przekazali nieruchomość w użytkowanie franciszkankom misjonarkom Maryi z Warszawy. „Dom wymagał remontu, gdyż groziła mu rozbiórka lub zakwaterowanie tam ludzi świeckich. Przeznaczono go na miejsce wypoczynku dla chorych sióstr i na dom rekolekcyjny” – napisała kronikarka
 Ciąg dalszy ze strony 7 – Kolejny cytat: „Nie czuję się zobowiązany do lojalności wobec państwa polskiego”… – W tym samym kontekście, czyli dotyczącym władz, dla których śląska tożsamość narodowościowa nie istniała. Nawiasem mówiąc, uważam, że lojalność powinna wynikać z pragmatyzmu i dążenia do pomyślności państwa oraz do tego, by stawało się coraz bardziej przyjazne, a nie z formalnych, częstokroć gołosłownych zobowiązań. Bezwarunkowej lojalności wymagają totalitarne reżimy, a skoro Kaczyński odwołuje się do chrześcijańskiego dziedzictwa, to powinien też pamiętać, że już św. Tomasz z Akwinu mówił o prawie człowieka do nieposłuszeństwa wobec rządzących.
zgromadzenia, odnotowując też fakty świadczące o tym, że w spisku i anektowaniu cudzej własności aktywnie uczestniczył ówczesny metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła (wystawił dokumenty erygujące żeński dom zakonny, choć pod tym samym dachem wciąż jeszcze mieszkały osoby świeckie). ~ Dopiero po śmierci dwóch „świadków” spisania rzekomego testamentu (jednym z nich była zameldowana w klasztorze Salomea N., prawdopodobnie zakonnica obsługująca świątobliwych mężów), bernardyni rozpoczęli przygotowania do przejęcia spadku w niepodzielne władanie. Ojcowie Rufin, Leoncjusz, Urban i Apolinary zrzekli się nieruchomości na rzecz swojej firmy, a zakon przystąpił w 2004 r. do frontalnego ataku, żądając od jedynej pozostałej na miejscu rodziny lokatorów, aby poszukała sobie innego lokum.
– Obejmując obowiązki radnego, ślubował pan m.in. „strzec suwerenności i interesów Państwa Polskiego, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny, wspólnoty samorządowej województwa i dobra obywateli”. Podtrzymuje pan zobowiązanie? – Zawsze staram się dotrzymywać słowa. To przyrzeczenie nie koliduje z moim niezmiennym stanowiskiem, że państwo nie ma prawa reglamentować tożsamości narodowej swoich obywateli. Możemy się spierać, jaki to ma mieć wymiar praktyczny, bo przecież nie każda grupa deklarująca określoną narodowość musi od razu uzyskać status mniejszości narodowej lub etnicznej. Tym bardziej że rodzi on konsekwencje w postaci pewnych przywilejów. Państwo nie może też pytać ludzi o narodowość (przypomnę,
– Mieszkam tu od 57 lat. Z ciężko chorą od pewnego czasu żoną. Tyrałem jak wół przy budowie hotelu, który sobie tuż za płotem zakonnicy postawili (na zdjęciu). Gdy odmówiłem wyprowadzki, ogłosili, że jestem wrogiem Kościoła. Zakonnice szybko się ewakuowały, a ojcowie stawali na głowie, żeby mi obrzydzić życie. Założyli wreszcie sprawę o eksmisję. Wynajęli najlepszych adwokatów, więc oczywiście wygrali, ale przy okazji procesu ujrzały światło dzienne ewidentne przekręty z datą śmierci Tomkowej. Sądu nie interesowały jednak ani księgi cmentarne, ani akt notarialny, ani żaden ze świadków gotowych zeznawać, że testament musiał zostać sfałszowany – twierdzi Krzysztof L., niechciany sąsiad bernardynów. O jakich przekrętach mówi? Z akt sądowych dotyczących eksmisji dowiadujemy się, że śp. Karolina… ożyła we wrześniu, by ponownie umrzeć w grudniu 1960 r. Świadczy o tym
że podczas spisu powszechnego w 2002 roku śląskość zadeklarowało 173 tys. osób), a później udawać, że jakaś grupa nie istnieje, lub twierdzić, że pytało ot, tak sobie. – Czy postulowany przez RAŚ model państwa jest zbliżony do jakichś znanych demokracji? – Koncepcja, którą uważamy za realną w przewidywalnej przyszłości, to model zbliżony do hiszpańskiego, czyli wspólnoty o zróżnicowanym zakresie autonomii. Docelowym i najlepszym rozwiązaniem byłaby natomiast federacja, ale powinna ona zostać przyjęta i zaakceptowana przez poszczególne wspólnoty jako efekt ewolucji państwa regionalnego. Krótko mówiąc, chciałbym dla Polski takiej ewolucji ustrojowej: 2020 r. – sytuacja jak w Hiszpanii; 2070 r. – jak w Szwajcarii.
rocznik akt miejscowego urzędu stanu cywilnego z inną niż w archiwach cmentarnych datą śmierci. Jest to jedyny dowód, że wszystko było niby lege artis i nieboszczka mogła podpisać testament. Rocznik był niemalże nowiusieńki mimo pięćdziesięciu lat ciągłego używania. Jakby dopiero co przepisany… – Gdyby ktoś przekopał się przez historię kilkuset posiadłości kościelnych w Zakopanem i okolicy, to okazałoby się, że przynajmniej co czwarta została podstępnie wyłudzona lub pochodzi z przestępstwa – zapewnia nas emerytowana urzędniczka z wydziału ksiąg wieczystych. Zapewne tak jest, jak mówi nasza informatorka, ale tych wszystkich ordynarnych kradzieży nie będziemy w stanie prześwietlić i ujawnić. Wszystkich nie, ale tę jedną spróbujemy. Całą wiedzę na temat opisywanego, ewidentnego przekrętu plus posiadane przez nas dokumenty i oświadczenia świadków przekazujemy prokuraturze i zobaczymy, co ona z tym zrobi. Do sprawy oczywiście wrócimy. ANNA TARCZYŃSKA
– Proszę nam jeszcze opowiedzieć coś o Jerzym Gorzeliku prywatnie. – Mam 40 lat, jestem historykiem sztuki po Uniwersytecie Jagiellońskim, doktorat uzyskałem we Wrocławiu. Przed objęciem funkcji członka zarządu województwa pracowałem na Uniwersytecie Śląskim i wykładałem w Śląskiej Wyższej Szkole Zarządzania w Katowicach. Żona łodzianka, trzy córki… – Mówią po śląsku? – (śmiech) Jakoś nie mogę ich namówić do nauki. – Wolny czas, urlopy… – Najchętniej w kajaku lub na górskich wędrówkach. – No to ma pan przed sobą długą wspinaczkę… ANNA TARCZYŃSKA Współpr. T.S.
10
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
„FiM” POLECAJĄ
Przeciw panom i plebanom H
istoria polskich chłopów, a także ich antyfeudalny opór i antyklerykalizm, są wyparte z publicznej pamięci przez oficjalną wersję naszych dziejów – napisaną dla elit i przez elity, początkowo zresztą głównie kościelne. To zdumiewające, że 3/4 polskiego społeczeństwa – bo tyle stanowili chłopi jeszcze w XVIII wieku – to wielki nieobecny naszych dziejów. Wyzuci z władzy i wpływu na własny los, pozbawieni dostępu do kultury, uważani za „potomków Chama” – lud skazany na wieczne niewolnictwo – stanowili większość narodu, a jednocześnie jego margines. Ich historia pozostaje mało znana, bo dzieje kraju, jakie sobie przyswajamy w szkole i w lekturach, to głównie dzieje „narodu szlacheckiego” – warstwy panów, która uznała się w końcu za osobny naród – potomków mitycznych Sarmatów. Ta wszechogarniająca dominacja szlachty pozostaje kulturowo tak silna, że z jej dziejami utożsamiają się właściwie wszyscy, a potomkowie chłopów wypierają ze świadomości swoje plebejskie pochodzenie. Los ich własnych przodków pozostaje im nieznany i obcy. Tendencję tę od 20 lat wzmacniają nowe warstwy uprzywilejowane III i IV RP, które snobują się na „jaśniepanów”, a przejawem tego jest moda na tytuły szlacheckie, mieszkanie w nowo wybudowanych pałacykach stylizowanych na dworki, odtwarzanie domniemanych herbów itp.
Dzieje chłopów polskich przypominają w jakimś stopniu dzieje naszej najstarszej kultury – religii słowiańskiej – zniszczonej, wykorzenionej i wreszcie zapomnianej. Katolicyzm – narzucony przecież siłą – został w końcu uznany przez większość za bardziej „swój” niż dobrowolnie wyznawana przez pokolenia etniczna religia Słowian. Historia zna zresztą nie takie cuda dokonane na umysłach ludzkich przez speców od manipulacji, dysponujących siłą miecza i ogniem stosu. Także stosu wiekuistego, czyli piekła. W tym kontekście z przyjemnością można powitać inicjatywę grupy muzyków o nazwie R.U.T.A., grających dotąd głównie muzykę folk i punk rocka. Stworzyli oni niezwykłą płytę „Gore” („nieszczęście”), a grają na instrumentach współczesnych oraz dawnych i śpiewają, a właściwie wykrzykują chłopskie „Pieśni buntu i niedoli XVI–XX wieku” przeciwko „panom i plebanom”. Pomysłodawcą projektu jest Maciej Szajkowski, muzyk i dziennikarz, twórca słynnej folkowej Kapeli ze Wsi Warszawa, która zrobiła międzynarodową karierę. W „Gore” pobrzmiewa tęsknota za dawną wiarą, a jej wyrazem jest na przykład przyśpiewka z Lubelszczyzny:
„Kościołów wtyncas nie znali, z drewna bogów nastrugali, jak sia bracia poswarzyli, starzy w gaju ich godzili”. A obok wątku antyklerykalnego jest nieodłączny wątek antyfeudalny: „I nie beło wtyncas pana, ani króla, ni hetmana, całe polskie plymie, uprawiało zimie”. Są też pieśni zupełnie antykościelne, jak choćby ta: „Ksiyże, ksiyże, cóż to za kazanie, jak zobaczysz ładne dziywcze, ciungle patrzysz na nie. Ksiydza, ksiydza z kazalnicy zrucić, ano dać mu ciyżkie cepy, do stodoły młócić”.
Tak wyglądało słynne „odwieczne przywiązanie ludu polskiego do Kościoła”. Polski antyklerykalizm
Porady prawne Zasiedzenie Przez ponad 40 lat użytkowałem działkę po moim ojcu, korzystając z wybudowanego na niej budynku. Doprowadziłem nawet do niego prąd. Następnie całą nieruchomość przejęła siostra i teraz przekazała tę działkę na syna. Ten z kolei zagrodził mi dostęp do budynku. Czy siostrzeniec ma prawo zabrać ten budynek, czy też mogę bronić swoich praw, powołując się na zasiedzenie. Zasiedzenie jest sposobem nabycia własności przez upływ czasu. Można w ten sposób nabyć zarówno własność nieruchomości gruntowej, budynkowej, jak i lokalowej. Przesłankami niezbędnymi do zaistnienia zasiedzenia są posiadanie oraz upływ czasu. Aby posiadanie było skuteczne, musi mieć charakter władania rzeczą z zamiarem posiadania jej dla siebie (posiadacz samoistny). Oznacza to, że posiadacz
musi zachowywać się i traktować siebie jak właściciel, a nie na przykład jak najemca. Czas, jaki musi upłynąć do stwierdzenia zasiedzenia, zależny jest natomiast od dobrej lub złej woli posiadacza. Jeśli osoba włada rzeczą w uzasadnionym przekonaniu, że faktycznie przysługuje jej prawo, które wykonuje, wtedy zasiedzenie nieruchomości następuje po 20 latach od chwili objęcia rzeczy w posiadanie samoistne. Jeśli ktoś wie, że nie jest właścicielem rzeczy (lub przy dołożeniu należytej staranności z łatwością mógł się tego dowiedzieć), zasiedzenie nastąpi dopiero po 30 latach. Nadmienić trzeba, że samoistny posiadacz nie musi udowadniać swojej dobrej wiary, ponieważ jest ona objęta domniemaniem prawnym. Skutkiem nabycia prawa własności nieruchomości przez zasiedzenie jest wygaśnięcie prawa dotychczasowego właściciela. Nabycie własności przez posiadacza następuje z mocy samego prawa z upływem ostatniego dnia przewidzianego okresu
posiadania. Stwierdzenie zasiedzenia następuje w postępowaniu nieprocesowym. Jeżeli zatem korzystał Pan przez okres 40 lat z nieruchomości, będąc jej samoistnym posiadaczem, upłynął już okres konieczny na nabycia przez Pana prawa własności spornej nieruchomości w drodze zasiedzenia.
Umowa lojalnościowa Pracodawca, u którego jestem zatrudniona, rok temu wysłał mnie na szkolenie. W związku z tym musiałam podpisać umowę, w której zobowiązuję się do przepracowania u niego trzech kolejnych lat. Tyle tylko, że miałam podpisaną umowę o pracę na czas określony i jej termin wkrótce upływa. Oświadczyłam już pracodawcy, że nie chcę dalej przedłużać tej umowy. Pracodawca zagroził mi wtedy, że jeśli nie podpiszę nowej umowy o pracę,
jest jak widać odwieczny, nienawidzący „onych”, czyli kleru, który postrzegano jako obcych – jedno z narzędzi zniewolenia. Ciekawa jest także taka przyśpiewka: „Hej, wielebny bracie! Jesteś nietykalny bo w ornacie? czy na to mos łeb wygolony, by uwodzić dzieci, córki, żony?”. Pieśń jest wyrazem buntu nie tylko przeciwko rozwiązłości kleru, ale także przemocy seksualnej, bo nie zapominajmy, że kler miał społeczną przewagę nad swoimi „poddanymi” – wsparcie dworu i administracji państwowej. Płyta ma jeszcze jedną ogromną zaletę. Jest wydana razem z małą książeczką, która zawiera nie tylko teksty pieśni, ale także teksty źródłowe na temat historii i ucisku chłopów, ilustrowane rysunkami z epoki. Znajdziemy tam również cytaty perełki, choćby taki z Ludwika Stommy: „Istotą religijności ludowej jest posłuszeństwo”; albo z Marii Dąbrowskiej: „Pożal się Boże, jaki to nędzny i marny jest ten polski katolicyzm, niepotrafiący zaradzić żadnemu złu trawiącemu Polskę, powierzchowny, fanatyczny, tępy”. Interesujący jest także cytat ze wspomnień pierwszego chłopskiego
premiera, Wincentego Witosa, który opisując los i mentalność ówczesnych chłopów, jakby opisywał przyczyny naszych współczesnych problemów ze świadomością wielu rodaków: „Chłop żył prawie codziennie z nieodstępującą go obawą i strachem. Przerażał go żandarm, wójt, urzędnik. Nie śmiał oczu podnieść na księdza, nauczyciela, leśniczego. Niewiara w zmiany i własne siły robiły z niego automat pozbawiony woli. Poza tym wiecznym strachem stosunki uczyniły chłopa podejrzliwym, nieufnym, niewiernym. Nie wierzył nikomu, bo został prawie przez każdego oszukany, podejrzewał też wszystkich, że czyhają na niego, bo miał do tego dość powodów”. Jeśli więc zastanawiamy się nad przyczyną słynnej polskiej nieufności, to być może tutaj znajdujemy jej główną przyczynę – historyczną traumę upodlonego niewolnika. Stąd polskie piekło, ta wzajemna podejrzliwość i nienawiść żywiona przez rodaków wszędzie, a najbardziej w skupiskach polonijnych. Mentalność PiS-owska, podejrzliwa i skłonna do snucia spiskowych teorii pozostaje także jednym z klasycznych przykładów tej deformacji w postrzeganiu świata. Otwarte pozostaje pytanie, jak taką traumę i jej skutki leczyć. Może jedną z odpowiedzi jest cytat z wypowiedzi antyklerykalnego posła Kazimierza Czapińskiego (rok 1921), który w książce „Dokąd kler prowadzi Polskę” radzi: „Na ciężkie umysły potrzebne są ciężkie armaty”. Cóż, „Gore” strzela dzisiaj, a i my strzelamy od 11 lat z najcięższych kolubryn, jakie mamy pod ręką. Wyłomy w betonowych murach już widać! ADAM CIOCH wsp. DS
każe mi zwrócić koszt całego szkolenia. Nie wiem, co mam robić. Czy jest jakiś sposób, żeby uniknąć spłacania pracodawcy? Umowa, o której wspomina Pani w liście, potocznie zwana jest „umową lojalnościową”. Dotychczasowe przepisy w tej sprawie zawarte były w Rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej z dnia 12 października 1993 r. w sprawie zasad i warunków podnoszenia kwalifikacji zawodowych i wykształcenia ogólnego dorosłych. Obecnie kwestie te reguluje kodeks pracy w art. 1031 – 1036. Mając na względzie zasadę swobody umów, strony dowolnie mogą kształtować swoje prawa i obowiązki, jednakże z tym zastrzeżeniem, że powyższa umowa nie może zawierać postanowień mniej korzystnych dla pracownika niż przepisy znajdujące się w kodeksie pracy. Kodeks pracy natomiast wyraźnie wskazuje, w jakich przypadkach pracodawca ma uprawnienie do żądania zwrotu poniesionych przez niego kosztów szkolenia. Artykuł 1035 k.p. do takich przypadków zalicza rozwiązanie przez pracownika stosunku pracy za wypowiedzeniem (nie dotyczy to
przypadku wypowiedzenia umowy z powodu mobbingu); rozwiązanie bez wypowiedzenia z powołaniem się na art. 55 lub 943 k. p., mimo braku przyczyn określonych w tych przepisach; rozwiązanie stosunku pracy bez wypowiedzenia przez pracodawcę z winy pracownika. Samoistne wygaśnięcie stosunku pracy na skutek upływu terminu określonego w umowie nie zalicza się do żadnych z wymienionych przypadków. Odmowa zawarcia kolejnej umowy nie może być natomiast interpretowana jako wypowiedzenie stosunku pracy przez pracownika. Oznacza to, że w przypadku, gdy nie zechce Pani przedłużyć umowy o pracę, pracodawca nie może żądać od Pani zwrotu pieniędzy za szkolenie, powołując się na treść zawartej z Panią umowy. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r. Czy zdrowe i szczęśliwe dziecko żyjące w kochającej się rodzinie, doskonale się rozwijające fizycznie i psychicznie, ciekawe świata, może być jednocześnie „nieszczęśliwe”, pozbawione rodziny i możliwości rozwoju? Zdaniem katolickich psychologów – jak najbardziej. Dla nich bowiem tęczowe rodziny to z zasady samo zło. Od początku lat 30. XX wieku konserwatyści i klerykałowie zaczęli przegrywać wojnę o utrzymanie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Nie wszyscy wiedzą, że jednym z prekursorów tego procesu stała się Polska, znosząc w 1932 roku karalność homoseksualnych stosunków płciowych. Proces dekryminalizacji homoseksualności znacznie przyśpieszył pod koniec lat 60. XX wieku. 20–30 lat później w wielu krajach świata związki osób tej samej płci zaczęły być uznawane przez prawo – zatem nie tylko zaniechano prześladowań, ale przyszedł także czas na zniesienie dyskryminacji. Niestety, rządzącym współczesną Polską zabrakło odwagi, aby w tym procesie przeciwstawić się Kościołowi. Znaleźliśmy się w klubie państw, których prawo wciąż dyskryminuje obywateli ze względu na orientację seksualną. Dla skrajnych konserwatystów jest to powód do dumy. Inaczej to ocenia większość eurodeputowanych, sędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu oraz Rada Europy. Nie przeszkadza to środowiskom spod znaku „Frondy”, „Christianitas”, Fundacji Mamy i Taty czy PiS nawoływać do wojny z panoszącym się rzekomo „lobby gejowsko-lesbijskim”, o którego sile mają świadczyć homoseksualne parady. Ludzie ci zapominają o tym, że prawa (wszystkich oprócz faszystów) do swobodnego manifestowania swoich poglądów chroni zarówno konstytucja, jak i regulacje prawa międzynarodowego. W walce ze środowiskami gejów i lesbijek ultrakonserwatyści posunęli się do absurdu. Poza szerzeniem haseł dotyczących tak zwanej moralności zaczęli straszyć opinię publiczną wizją homoseksualistów masowo gwałcących adoptowane przez siebie dzieci. Ich zdaniem, jedynym sposobem zapobieżenia temu nieszczęściu jest zablokowanie projektu uznania przez państwo związków jednopłciowych. Nie twierdzimy, że popieramy bez zastrzeżeń adopcję dzieci przez pary homoseksualne (zwłaszcza męskie), ale rzecz w tym, że całe przesłanie konserwatystów opiera się na kłamstwach. Na dzień dobry musimy się rozprawić z opowiastką równającą homoseksualistów i pedofilów. Teza powtarzana przez prawicowych oszołomów za słynnym Paulem Cameronem, amerykańskim psychologiem wyrzuconym ze stowarzyszeń naukowych, brzmi następująco: „Geje nie mają zahamowań przed seksualnym wykorzystywaniem dzieci”. Rzecz w tym, że żadne badania naukowe tezy tej nie potwierdziły. Jak wynika
z analiz akt postępowań w sprawach o pedofilię (przeprowadzono je w państwach UE oraz w USA, Kanadzie, Australii), krzywdzicielami dzieci byli w większości przypadków heteroseksualni mężczyźni z kręgu rodziny i przyjaciele matek. Prawicowcom to nie przeszkadza i nadal powtarzają swoje urojenia – zresztą nie bez sukcesu. Jak wynika z analiz jednego
BEZ DOGMATÓW zapłodnienia in vitro oraz dawcy spermy. Może to wyjaśniać rosnącą wśród konserwatystów niechęć do badań nad zapłodnieniem pozaustrojowym. Zdarzają się także adopcje przez partnerów, którzy dla polskiego prawa są osobami samotnymi. Prowadząc swoje kampanie nienawiści wobec gejów i lesbijek, konserwatyści starannie pomijają badania dla nich niewygodne. Prestiżowe Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne na podstawie badań prowadzonych przez ostatnie trzy dekady przekonuje, że „dzieci wychowywane przez rodziców o orientacji homoseksualnej wykazują co najmniej ten sam poziom emocjonalnego, poznawczego, społecznego i seksualnego funkcjonowania, co dzieci wychowywane przez
uchwały przyjęło Amerykańskie Towarzystwo Psychoanalityczne, a także Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne. Nie przekonało to jednak polskich prawicowców. Nie zauważyli oni kolejnych niespodzianek, jakie przyniosły badania nietypowych rodzin, w tym homoseksualnych. Najważniejsze analizy tej sprawy przeprowadziła Nancy Gartel (amerykański projekt badawczy dotyczący rodzin lesbijek) oraz Charlotte Paterson (globalny projekt dotyczący sytuacji stabilności rodzin homoseksualnych). Na początek posypała się teza konserwatystów, że dzieci wychowywane przez lesbijki lub gejów staną się homoseksualne i że nie jest możliwe, aby homoseksualista wychowywał się
11
z wyzwiskami i innymi przejawami dyskryminacji. Obawy specjalistów okazały się nieuzasadnione. Okazało się bowiem, że dzieci te znacznie lepiej radziły sobie z aktami agresji ze strony rówieśników niż np. dzieci samotnych rodziców heteroseksualnych. Małolaty z homorodzin wykazały nawet znacznie wyższy wskaźnik poczucia własnej wartości, były bardziej otwarte w sprawach swojej seksualności i nie bały się rozmawiać o tym ze swoimi rodzicami. Dysponowały także pełniejszą wiedzą na temat środków antykoncepcyjnych niż ich koledzy z rodzin heteroseksualnych. Dziewczynkom i chłopcom wychowywanym przez pary lesbijek wcale nie brakowało męskiego wzorca. Dbały o to obydwie mamy lesbijki,
Tęczowe rodziny z najstarszych ośrodków badania opinii publicznej – Centrum Badania Opinii Społecznej – wiosną tego roku aż 61 proc. Polaków nie chciało, aby w szkole uczył gej. Jeszcze więcej, bo aż 82 proc. przepytanych, nie wyobraża sobie lesbijki pełniącej obowiązki wychowawczyni. Ponad 1/4 rodaków chce wprowadzenia zakazu wykonywania zawodów medycznych (lekarz, pielęgniarka) przez osoby homoseksualne. Aż 89 proc. zgadza się na wprowadzenie zakazu adopcji dzieci przez osoby homoseksualne. Jego zwolennicy zapominają jednak, że taki przepis byłby nie do wyegzekwowania. Jak bowiem sąd może sprawdzić czy singielka (samotna kobieta) składająca wniosek o przysposobienie jest czy nie jest lesbijką? Nawet najdokładniejsze testy psychologiczne nie muszą w tym pomóc. Może się to jednak przyczynić do wprowadzenia regulacji zezwalających na totalną inwigilację osób składających wnioski adopcyjne. Śledzenie, podsłuchy telefoniczne, kontrola e-maili i odwiedzanych witryn www, podgląd tego, co robią w domu, tajne rewizje w mieszkaniach – oto jedyne w miarę dokładne środki służące ustaleniu orientacji seksualnej przyszłego rodzica. Inny sposób to wprowadzenie całkowitego zakazu adopcji dzieci przez singielki i singli. Ale przecież bycie w związku małżeńskim także nie jest żadną gwarancją na to, że ktoś jest heteroseksualny! Według Kampanii przeciw Homofobii już teraz w Polsce około 57 tysięcy dzieci żyje w rodzinach, w których rodzice są tej samej płci (te dane wydają się nam jednak zawyżone). W USA, według szacunków ekspertów, jest ich ponad 270 tysięcy. W głowach konserwatystów rodzą się pytania, jak to jest możliwe. Z raportu wynika, że zazwyczaj są to dzieci poczęte w poprzednich związkach osób tworzących homoseksualny związek. W przypadku par lesbijskich pomocą służą kliniki
rodziców (...) heteroseksualistów”. Przemysław Tomalski, doktor psychologii z Instytutu Badań nad Rozwojem Dzieci Uniwersity of East London zauważa, że zmienia się model tradycyjnej rodziny. Już dzisiaj w wielu państwach tylko ok. 50 procent dzieci żyje w pełnych, tradycyjnych heteroseksualnych rodzinach – reszta pozostaje z jednym z biologicznych rodziców, z przybranymi rodzicami, z dziadkami, w rodzinach, gdzie jedno z rodziców nie jest ich biologiczną mamą lub tatą (bo biologiczni rodzice się rozwiedli), a także w rodzinach jednopłciowych. Wielu badaczy było zaskoczonych, kiedy okazało się, że małolaty wychowywane w nietypowych rodzinach są znacznie lepiej przygotowane do życia w społeczeństwie wielokulturowym. Nie boją się nawiązywać relacji z osobami, które wyznają inną religię lub należą do innej rasy. Radzą sobie bardzo dobrze w pracy w grupie, a nawet szybko zostają nieformalnymi przywódcami takich grup. Pod wpływem tych badań wspomniane już Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne zaapelowało do parlamentarzystów o zniesienie wszelkich barier w prawnym uregulowaniu sytuacji dzieci żyjących w rodzinach odbiegających od konserwatywnego wzorca. Podobne
w rodzinie heteroseksualnej. A tymczasem większość homoseksualistów właśnie z takich rodzin pochodzi! W rzeczywistości orientacja seksualna zależy od czynników biologicznych, w tym genetycznych. Potwierdziły to badania osób wychowywanych przez homoseksualnych rodziców. Pomiędzy nimi a osobami wychowywanymi w rodzinach heteroseksualnych nie zaobserwowano żadnych różnic w zachowaniu, tożsamości płciowej (identyfikacja danej osoby z jej płcią biologiczną) ani przy wyborze partnerów w życiu dorosłym. Opowieściom konserwatystów o szkodliwym wpływie rodzin tęczowych przeczą także szerokie badania dzieci mających rodziców gejów i lesbijki w zakresie tak zwanego przystosowania społecznego. Pod tym pojęciem rozumie się relacje młodego człowieka z rówieśnikami, sposoby radzenia sobie w życiu oraz zdolność do konfrontacji ze stereotypami. Okazało się wręcz, że dzieci dorastające w homorodzinach znacznie łatwiej nawiązują kontakt z rówieśnikami i szybciej inicjują powstawanie grup koleżeńskich. Psychologowie z niepokojem oczekiwali na wyniki badań dotyczące radzenia sobie przez dzieci wychowywane przez homoseksualnych rodziców z niechęcią społeczną, w tym
troszcząc się, aby dzieci miały dobre relacje z zaprzyjaźnionymi z rodziną mężczyznami – w odróżnieniu od sporej grupy heteroseksualnych kobiet, które po rozpadzie swoich związków ucinały wszelkie relacje dzieci z ich ojcami. Ojcowie geje natomiast uczyli swoich synów szacunku wobec kobiet. Badacze nie odnotowali, aby wychowanie dzieci w rodzinach homoseksualnych miało negatywny wpływ na ich dorosłe życie. Z raportu angielskiej psycholog Susan Golombock wynika, że małolaty z takich rodzin znacznie szybciej niż ich rówieśnicy wychowywani w rodzinach homoseksualnych podejmują decyzję o rozpoczęciu samodzielnego życia, łatwiej załatwiają swoje sprawy w urzędach itp. Dodatkowo dzieci opisywały swoje relacje z homoseksualnymi rodzicami jako szczere, uczciwe i otwarte. Samodzielność dzieci z homorodzin wspomaga panujący w niej egalitarny sposób podziału zadań i obowiązków domowych. Wykazały to badania zespołu profesora Timothy’ego Biblarza z Uniwersytetu Południowej Kalifornii oraz profesor Genevie `ve Delaisi de Parseval, która wykłada na licznych francuskich i europejskich uczelniach. Naszym zdaniem, taki a nie inny sposób układania przez homorodziców relacji z dziećmi wynika również z tego, że pojawienie się malców było przez nich zaplanowane i długo oczekiwane. Tak naprawdę konserwatywni klerykałowie nienawidzą homorodzin, gdyż boją się o własną przyszłość. Dzieci wychowane w takich rodzinach są otwarte na świat i swoim liberalizmem zarażają otoczenie. W konsekwencji konserwatyści mają mniejsze szanse na sprawowanie władzy. MiC Współpraca AGNIESZKA ŚWIRNIAK W tekście wykorzystałem Raport KPH o sytuacji homorodzin w Polsce.
12
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
GDY ROZUM ŚPI...
W krainie moherów . Dotknąć. – Ja to muszę zobaczyć. Poczuć takim skupisku móc Może to ostatnia już szansa, by w które żywią się badać endemiczny gatunek istot, h – tak uzasadniał nienawiścią do inaczej myślącyc awczą. Pojechaliśmy. Jonasz naukową ekspedycję bad
10
kwietnia 2011 r., Warszawa, Krakowskie Przedmieście. Na miejscu przekonujemy się, że doniesienia niektórych badaczy, jakoby tamtejsza populacja homo moherus liczyła 70 tysięcy osobników, są mocno przesadzone. Przedstawicieli tego wymierającego gatunku odnaleźliśmy nie więcej niż 5–7 tysięcy – w przeważającej części już dawno po okresie rozrodczym Wstępne pomiary antropologiczne wykazały, że homo moherus-polakus-prawdziwus może mieć zaskakująco zróżnicowane DNA.
ż nieliśmy te Zauważy zebiegłego pr zwykle stuwykorzy e a ik n ic osob m motne sa jącego sa mka… To – agenta
Jak w każdym stadzie, tak i tu, czuwają od strony nawietrznej szczególnie wyczuleni na obecność obcych strażnicy populacji. Strażnik Terlikowski właśnie coś zwęszył!
…oraz zasmuconego, ocierającego ukradkiem łzy po utracie części stada PiS osobnika Sakiewicza z gazety specjalnie wydawanej dla homo moherus-polakus-prawdziwus.
Większość opisywanej populacji skupia się wokół ubóstwianych i adorowanych symboli oraz znaków totemicznych. Niektóre z nich świadczą o dużych zdolnościach manualnych pewnej grupy przedstawicieli gatunku.
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
...BUDZĄ SIĘ DEMONY
13
U tubylców, zmiana pokoleniowa następuje automatycznie i wcześnie: malcy szybko się starzeją, a starcy dziecinnieją. Psychicznie trudno jednych od drugich odróżnić.
Co ciekawe i bardzo zaskakujące, społeczność homo moherus-polakus-prawdziwus zdołała stworzyć własne pismo obrazkowo-runiczne. A co jeszcze ciekawsze, znaków tych członkowie populacji używają wyłącznie do manifestowania wrogości wobec innych gatunków.
 Ciąg dalszy na stronie 14
14
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
GDY ROZUM ŚPI...
 Ciąg dalszy ze strony 13
Pewne wiadomości są prawdopodobnie szyfrowane, ale ekipie badawczej i tak udało się ustalić, że niosą podwójny przekaz.
polakus-prawdziwus gatunku homo moherusNieliczne młode osobniki współbraci. okazują żałobę po utracie w sposób bardzo dziwny
ą się handlem moherus trudni o m ho zy ór kt ie N rękodzieła. ując prymitywne er of , ym śn no ob
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
...BUDZĄ SIĘ DEMONY
15
Szef ekspedycji naukowej, prof. Jonasz, próbował nawiązać nić porozumienia z przedstawicielami społeczności. Niestety, okazało się, że posługują się oni językiem kompletnie dla homo sapiens niezrozumiałym, przypominającym syk, warczenie i wycie.
z, prof. Jonasz ieć ten przeka um oz zr ąc uj Prób dnym z członwilę stać się je ch na ił ow an post ków stada.
ów osobnika ALFA wy Czujne oczy pretorian ł. urat orgazmu nie dozna śledzą każdego, kto ak . da sta o eg inn z zi pochod To może oznaczać, że
Osobnik ALFA pojawia się z rzadka, ale zawsze jest frenetycznie witany przez tłum złożony z całego be z wyjątku stada. Jego słowa są chciwie spijane z warg, a myśli (posługujemy się tu pe wnym skrótem pojęciow ym…) przechwytywane i powt arzane z ust do ust. „Chc ecie być piękni, młodzi i bogaci? ” – pyta ALFA. „Chcem y!” – wyje stado i w tym samym momencie doznaje zbioro wego orgazmu – co musi być przedmiotem osobnych badań.
A sto metrów od terytorium zawłaszczonego przez stado, w kościele Świętej Anny, wisi sobie totem, który jeszcze niedawno z lubością obwąchiwali. O niego walczyli i dla niego gotowi byli umierać. Teraz nie interesuje nikogo. To ciekawy sygnał, że gatunek ma kłopoty z pamięcią, co może być sygnałem słabego ukształtowania płatów czołowych mózgu. Z drugiej strony homo moherus na zawsze zapamiętuje wrogów i koduje atawistyczną do nich nienawiść.
Reasumując: osobnik homo moherus-polakus-prawdziwus jest interesującym obiektem badań nad ślepym odgałęzieniem ewolucji homo sapiens. I choć chwilowo głośny, drapieżny i niebezpieczny – skazany jest na stopniowe wymarcie. Jak neandertalczyk na przykład. Być może za kilkanaście, góra kilkadziesiąt lat ostatni przedstawiciele gatunku stanowić będą sensację naukową podobną do yeti czy do Wielkiej Stopy. Na tym ekipa badawcza pod kierunkiem prof. Jonasza (w składzie Marek i Ariel) badania zakończyła, nie trafiwszy szczęśliwie do kotła tubylców, na co się chwilami zanosiło…
16
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
ZE ŚWIATA
CÓRKA ŹLE STRZEŻONA Dwa tygodnie więziennego aresztu i przymusowe badanie ginekologiczne – oto kara za potajemną randkę.
Sprzedający przekonują, że płyn jest odżywczy i zwierzę może w nim żyć nawet kilka miesięcy. W praktyce to niemożliwe – breloczki są szczelnie zamykane, więc „ozdobie” szybko zabraknie tlenu. Chińczycy uważają, że taki gadżet przynosi szczęście jej właścicielowi. W Państwie Środka podobne makabreski z udziałem zwierząt są legalne. Przeciwko żywej ozdobie zaprotestowali obrońcy zwierząt z całego świata. JC
I PO HERBACIE
14-letnia mieszkanka Emiratów Arabskich w tajemnicy umawiała się ze swoim chłopakiem na dachu rodzinnego domu. Przyłapaną na tym bezeceństwie dziewczynę oskarżono o cudzołóstwo. W areszcie spędziła 2 tygodnie, zaprowadzono ją także do ginekologa, który potwierdził, że wciąż jest dziewicą. W tym samym czasie w innym areszcie trzymano jej chłopaka. W obronie dziewczynki stanął jej ojciec (wśród muzułmanów to postawa raczej rzadka), który stanowczo sprzeciwiał się aresztowi. „Nie widzę sensu w rujnowaniu życia i opinii młodej dziewczyny” – skomentował. JC
POCHÓWEK PIĘTROWY Chicago – miasto wieżowców. Zainspirowany ich pojemnością zarząd cmentarza na peryferiach w Homewood wprowadził innowację: groby wielopiętrowe. Sprawę wykryto dopiero niedawno – zmarli bezdomni byli chowani w ośmiu warstwach. Dyrektor cmentarza na głosy oburzenia i zarzut desakralizacji zwłok odpowiada, że kontrakt podpisany z miastem w roku 1980 na pochówki dla bezdomnych nie zakazuje tego. Tłumaczy, że to kwestia rachunku ekonomicznego, bo miejsce na pojedynczy grób kosztuje 2200 dol., natomiast koszt pogrzebu w systemie piętrowym zamyka się kwotą 239 dolarów. Pochowano w ten sposób tysiące osób. Inne cmentarze również mają nowatorskie (w Polsce też już znane) pomysły zwiększenia rentowności. Na cmentarzu w Aslip kości zmarłych i resztki trumien wykopano z ziemi i wyrzucono na śmietnik, bo trafiła się okazja lukratywnej sprzedaży grobów nowym użytkownikom, których rodziny gotowe były uiścić słone ceny. CS
ŻYWY BRELOCZEK W Chinach kwitnie handel nietypowymi breloczkami – w torebkach wypełnionych kolorową wodą pływają żywe ryby i żółwie.
Anglicy coraz częściej wyrzekają się swojego kultowego napitku – herbaty. Angielski zwyczaj zasiadania do popołudniowej herbatki narodził się podobno na początku XIX w. za sprawą księżnej Anny z rodu Bedford, która zawsze około godz. 16 prosiła służbę o przyniesienie jej herbaty i ciasta. Często też zapraszała na te podwieczorki przyjaciół. Przerwa na herbatę stała się wówczas często organizowanym i modnym spotkaniem. Kobiety z wyższych sfer przychodziły na afternoon tea w eleganckich sukniach i rękawiczkach. Anglicy do dziś nie mówią, że królowa Elżbieta „pije” herbatę – tylko że ją „przyjmuje” lub „zażywa”. Niestety, miłośników herbaty – zwłaszcza wśród młodszego pokolenia – ubywa. W 2006 roku częste picie herbaty deklarowało 87 proc. ankietowanych, w roku ubiegłym – już tylko 81 procent. Pije ją 88 proc. Brytyjczyków powyżej 65 roku życia, ale już tylko 53 proc. w wieku 16–24 lat. Młodzież uważa, że herbata jest napojem ich rodziców i dziadków. Celebrowany dawniej napój wyparły inne – puszkowe, gazowane i niezdrowe. JC
ŚMIECH TO ZDROWIE Cóż za trywializm... Zapewne, ale podpisali się właśnie pod nim uczeni ze szkoły medycznej Uniwersytetu w Osace. Śmiech oraz słuchanie przyjemnej, relaksującej muzyki obniża ciśnienie krwi o 6 punktów w ciągu 3 miesięcy. Być może nie jest to bardzo dużo, ale tyle samo daje wyrugowanie nadmiaru soli z diety lub schudnięcie o 5 kilo. Odstawienie preparatów medycznych na rzecz słuchania muzyki i dowcipów byłoby przesadą – ostrzegają lekarze – ale może umożliwić zmniejszenie dawki leków. Śmiech i muzyka powodują relaksację ścian naczyń krwionośnych, które zwiększają drożność o 30 proc. Muzyka ma ponadto wpływ na system parasympatyczny, który wysyła sygnały relaksujące system nerwowy i zwalniające tempo bicia serca. Trzeba pamiętać, że muzyka musi być relaksująca, w przeciwnym razie skutek będzie odwrotny. CS
RASISTOWSKA CZEKOLADA Niemieckiego producenta pieczywa oskarżono o poglądy rasistowskie. A wszystko przez czekoladowe ciasto. Firma zareklamowała swój popisowy wyrób – pyszne ciastka czekoladowo-waniliowe. Na plakacie obok wspomnianego przysmaku widnieje murzyńskie dziecko. Przewrażliwieni klienci uznali, że zestawienie ciemnego ciasta z czarnoskórym małym człowiekiem trąci rasizmem. Nie pomogły tłumaczenia, że firma zatrudnia wielu Afrykańczyków, a dziecko na plakacie to córka pracujących w niej piekarzy. Oburzeni konsumenci podarli plakaty wiszące na ulicach. JC
MIARKA SIĘ PRZEBRAŁA Już wiadomo, z przedstawicielami którego kraju warto iść na randkę i do łóżka.
Internetowy serwis targetmap. com sporządził mapę ilustrującą przeciętną długość męskiego przyrodzenia (we wzwodzie) w zależności od państwa, w którym mieszka jego właściciel. I tak: największy powód do dumy mają panowie z Konga – średni rozmiar to 17,93 centymetra. Penisy Ekwadorczyków, którzy zajęli drugie miejsce, mierzą średnio 17,7 cm. Trzecią lokatę w tym zestawieniu zajęli mieszkańcy Ghany z wynikiem 17,3 cm. Najbardziej poszkodowani są mężczyźni z Korei Południowej – średnio 9,66 cm. Średnia europejska to 13,48–14,88 centymetra i nasi rodacy, z wynikiem 14,29 cm, także do niej należą. Z racji równouprawnienia sporządzono analogiczną mapę, tyle że z rozmiarami kobiecych piersi. W tej dziedzinie przodują Rosjanki i mieszkanki Skandynawii – wśród nich najwięcej jest posiadaczek piersi przekraczającym rozmiar D. Najmniejsze biusty mają Azjatki i Afrykanki – tam najwięcej kobiet kupuje staniki w rozmiarze A. Statystyczna Polka dźwiga miseczkę C. JC
Zdaniem ekspertów, pierwsze wyraźne oznaki metamorfozy „w mamusię” widoczne są już około 32 roku życia niewiasty. Zaczyna się od naśladowania metod wychowawczych – panie strofują dzieci (męża zresztą też) dokładnie tak samo, jak robiły to ich matki. Później jest już tylko gorzej. Mężowie obserwują u swoich połowic coraz mniejszą dbałość o wygląd i przyodziewek, wcześniejsze chodzenie spać, robienie zapasów żywności, czyli – powolne przeistaczanie się w starą, wredną babę, do złudzenia przypominającą ich wredną teściową. Zmiana kobiety we własną mamusię jest ponoć uwarunkowana genetycznie, więc – nieunikniona. Wszyscy – świadomie czy nie – kopiujemy zachowania naszych rodziców. JC
MODLISZKA ORALNA Na instynkt macierzyński nie ma mocnych. Przekonał się o tym niejaki Richard Phillips. Mężczyzna romansował z panią Sharon Irons, ale krótko, po czym para rozstała się za obopólną zgodą. Rok później Richardowi nakazano stawienie się przed sądem w celu uregulowania obowiązku alimentacyjnego wobec Sharon, która zeznała, że jest on ojcem jej nowo narodzonego dziecka. – To niemożliwe! – oburzył się Richard. – Uprawialiśmy tylko seks oralny, a od tego się w ciążę nie zachodzi. A jednak! W toku sprawy okazało się, że podczas ich ostatniego intymnego spotkania Sharon, która mocno odczuwała tzw. wolę bożą, kiedy kochanek „skończył”, przetrzymała jego nasienie w ustach, po czym umieściła je w próbówce, a na koniec – tam gdzie należy. Badania genetyczne potwierdziły ojcostwo Richarda. Płaci alimenty na córkę. JC
KANGUROTERAPIA Christie Carr cierpiała na depresję, kilka razy próbowała nawet odebrać sobie życie. Terapeuta zalecił jej wolontariat w schronisku dla zwierząt.
JAK „MAMUSIA” Wielu młodych mężczyzn obawia się, że ich urocza wybranka prędzej czy później zacznie przypominać swoją matkę. I – niestety – mają rację!
Christie Carr i jej towarzysz Irwin
Tam mieszkanka Oklahomy po raz pierwszy spotkała Irwina – młodego kangura. Trochę później zwierzę wpadło na płot i poważnie uszkodziło sobie szyję, co spowodowało częściowy paraliż. Irwin nie mógł samodzielnie stać ani skakać. Christie zabrała go do domu i otoczyła opieką: karmiła, zmieniała pieluchy, woziła na wycieczki… Irwin ma nawet swój własny fotelik dziecięcy w jej samochodzie. Wytworzyła się między nimi szczególna więź. Młody torbacz wraca do zdrowia. W wolnych chwilach Christie – która wreszcie odzyskała radość życia – wozi kangura do pobliskiego domu starców, gdzie zabawia pensjonariuszy. „Nie wyobrażam sobie życia bez niego” – deklaruje kobieta. Jej uczucia podziela chyba Irwin, który nie odstępuje swojej opiekunki na krok. Niestety, zgodnie z prawem, kangur nie może być zwierzęciem domowym. Władze obawiają się, że kiedy dorośnie, będzie stanowił zagrożenie dla mieszkańców – dorosłe osobniki tej odmiany mogą mierzyć około metra i ważyć nawet 90 kilogramów. Carr stara się uzyskać zgodę na adopcję zwierzaka. O przyszłości tej niezwykłej przyjaźni zadecydują miejscowi notable. JC
SCHOWEK (DOW)CIPNY Szkoda, że księga rekordów Guinnessa nie rejestruje rekordów w tej kategorii, bo Karin Mackaliunas miałaby bankowo pierwsze miejsce. 27-letnia Amerykanka była pasażerką w samochodzie, który uległ wypadkowi w Pensylwanii. Najpierw policja przypadkowo znalazła 3 woreczki z heroiną w jej palcie. Potem zauważono, że Karin na tylnym siedzeniu auta policyjnego prowadzi podejrzane manipulacje. Zapytana o powód, wyznała, że ma więcej trefnego towaru… w pochwie. W szpitalu z jej narządów płciowych wydobyto 54 woreczki z heroiną, 31 pustych worków na nowy towar, 9 pigułek narkotycznych oraz 51 dolarów i 22 centy. Zgodnie z łacińskim przysłowiem: omnia mea mecum porto – wszystko, co mam, noszę przy sobie. CS
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
Z
a Beskidami i Sudetami byli duchowni katoliccy robią państwowe kariery, które byłyby trudne do wyobrażenia w Polsce. Żywot byłego księdza w Polsce zwykle nie jest godny pozazdroszczenia. Odchodzi zazwyczaj z Kościoła z łatką zdrajcy lub w najlepszym wypadku człowieka słabego.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Hermanowi, wieloletniemu księdzu diecezjalnemu, bardzo znanemu w całym kraju, bo przez 9 lat pełnił funkcję rzecznika prasowego episkopatu Czech. Oczywiście, u naszych południowych sąsiadów Kościołowi katolickiemu nie nadaje się takiej rangi jak u nas czy nawet na Słowacji, ale jest niewątpliwie największym wyznaniem, do którego przyznaje się jeszcze co czwarty Czech. Ksiądz Herman tymczasem u szczytu swojej kariery postanowił odejść od funkcji kapłańskich. Poprosił o przeniesienie go do laikatu z „przyczyn osobistych”, choć nie jest i z Jana Chrzciciela stał się po proJeśli ma sporo szczęścia, to wyjeżdo końca jasne – jakich. Mówiło się stu Marianem. Na Słowacji bywa takdża z rodzinnych stron, znajduje w każdym razie, że Hermanowi nie że nazywany „pierwszą damą”, poniejakąś skromną pracę i żyje sobie podoba się konserwatywny kurs Koważ nie tylko szefuje doradcom Racichutko do kresu dni. Jeśli ma peścioła. Tak czy inaczej ze stanem dudiczowej, lecz towarzyszy jej na rozcha, to dawni „bracia w powołaniu” chownym się rozstał, a po kilku latach maitych imprezach politycznych i sporrzucają mu kłody pod nogi, ma propracy tu i tam (był m.in. rzecznikiem towych. Dodajmy, że pani premier blemy ze znalezieniem pracy, albo prasowym jednego z kandydatów jest szefową Unii Chrześcijańsko-De– tak jak w przypadku profesora Tona prezydenta Czech) został wybramokratycznej i romans (?) z byłym masza Węcławskiego – musi zmieny na szefa Instytutu Badania Reżiksiędzem nie narusza w niczym jej nić nazwisko, by żyć w miarę normów Totalitarnych (USTR). pozycji jako szefowej chadeckich konmalnie. Nie wszędzie jednak tak jest. Ów instytut to odpowiednik polserwatystów. Trudno sobie wyobrazić skiego IPN-u. Herman objął jego W Słowacji wielką karierę zrobił coś podobnego w Polsce. szefowanie w atmosferze skandali Jan Krstitel (Chrzciciel) Balazs, personalnych i finansowych, jakie były bardzo medialny franciszkanin W Republice Czeskiej podobna namnożyli jego poprzednicy. Były znany z tego, że nie wahał się publiczhistoria przydarzyła się Danielowi ksiądz miał za zadanie nie opieprzyć słowackich biskupów, oczyścić atmosferę wokół gdy uznał, że są zbyt pokorni woUSTR i wszystko wskazubec władzy. Balazs zaprzyjaźnił się je na to, że mu się udało. z Ivetą Radiczovą, prawicową Jak widać, na południe kandydatką na urząd premiera. od Polski bycie „wyklęGdy Radiczova sięgnęła po włatym” przez biskupów w nidzę, uczyniła franciszkanina szeczym nie zakłóca przyszłej fem swoich doradców. Ksiądz publicznej kariery byłego w rządzie! To wywołało niemałe księdza. Nawet jeśli jest to zdumienie w Słowacji – kraju kariera robiona w rządzie wprawdzie w większości katoliczbliżonym do Kościoła, tak kim (ok. 65 proc. katolików), ale jak w Słowacji. mocno już zeświecczonym – zwłaszMAREK KRAK cza w kręgu elit miejskich. Iveta Radiczova i Jan Krstitel Balazs Jakby tego było mało, prasa opublikowała zdjęcia, na których franciszkanin okazuje pani premier więcej serdeczności, niż można by oczekiwać od mężczyzny, który nie jest jej mężem ani narzeczonym. Wreszcie Balazs postanowił wystąpić z zakonu i stanu duchownego, czym wywołał kolejny skandal. Przestał także używać swojego zakonnego imienia
Eksy na topie
17
Bij heretyka! D
o Europejczyków rzadko dociera świadomość tego, że głównymi ofiarami fundamentalistów muzułmańskich są sami muzułmanie.
Skrajni muzułmanie odwołujący się czasem do metod terrorystycznych, nie cofają się przed zabijaniem swoich współbraci w wierze, gdy uznają ich za nie dość gorliwych lub powiązanych z „niewiernymi”. To najczęściej ich, przypadkowych wyznawców Allacha, zabijają bomby na targowiskach i ulicach. Stosunkowo często atakowane są także meczety, o ile należą
one do któregoś z islamskich nurtów nieuznawanych powszechnie za ortodoksyjne. W Iraku nękane są więc często meczety szyickie. W Pakistanie ostatnio zaatakowano meczet należący do wyznawców sufizmu – zwolenników islamskiego mistycyzmu, na który niejednokrotnie podejrzliwie patrzą inni muzułmanie, imputując mistykom pogańskie skłonności. W ataku zginęło 41 „heretyków”. MaK
Katolik katolikowi W
Irlandii Północnej tli się jeszcze terroryzm katolickiego pochodzenia. Tli się i zabija.
Ofiarą ostatniego zamachu dokonanego przez niedobitki IRA (to ichniejsi „żołnierze wyklęci”) padł… katolik, który ośmielił się służyć w miejscowej policji. Dla irlandzkich fanatyków taka służba
to tyle co zdrada, bo praca w policji kojarzona była z ochroną interesów brytyjskich, czyli protestanckich. 25-latek zginął od bomby podłożonej w jego samochodzie. MaK
Ostatni gasi światło Z
godnie z przewidywaniami, miniony rok był wyjątkowy, jeśli chodzi o wystąpienia z Kościoła rzymskokatolickiego w Niemczech.
Zakon jezusowo-pedofilski Jezuici stali się rekordzistami – ci należący do prowincji północno-zachodniej USA, obejmującej stany nad Pacyfikiem. Sąd wystawił im rachunek na 166 mln dolarów. Tyle mają zapłacić za wieloletnie przestępstwa seksualne. Dotąd żaden zakon tyle nie zapłacił. Stąd rekord. Ponadto liderzy prowincji Towarzystwa Jezusowego musieli ogłosić bankructwo. Ofiarami zakonników było ponad 500 indiańskich dzieci, które uczęszczały do prowadzonych przez zakon misyjnych szkół religijnych w rezerwatach. Od lat 40. do 90. miały przerabiać w tych placówkach „dzikusów” na wykształconych, cnotliwych katolików. „Niniejsza ugoda stanowi przyznanie się, że jezuici zawiedli zaufanie, zdradzili setki młodych ludzi powierzonych ich opiece. Zadawali im okropne cierpienia. Osoby duchowne były odpowiedzialne za chronienie dzieci; zamiast tego gwałcili je i molestowali” – mówi Blaine Tamaki, adwokat zakonu. Podkreślmy – nie adwokat pokrzywdzonych, lecz adwokat zakonu. Ta stylistyka niekoniecznie jest efektem wyrzutów sumienia. Po prostu taki był sądowy warunek ugody. Jedna z ofiar, 53-letnia dziś Katherine Mendez, od jedenastego roku życia przez kilka następnych lat dzień w dzień była gwałcona przez ojca Johna Morse’a. Robił to samo z 39 innymi dziećmi indiańskimi, bo miał zagwarantowaną przez dekady absolutną bezkarność. Był panem i władcą swych ofiar. Dziś Morse, bezkarny, wypoczywa na emeryturze w domu opieki
finansowanym przez zakon. Solidarność do grobowej deski... Theo Lawrence, molestowany przez ojca Augustine’a Ferrettiego i pracującą dla jezuitów zakonnicę, nie doczekał wyroku ani odszkodowania – umarł tydzień wcześniej. 49 ofiar jezuitów nie miało nawet 8 lat. Pozostałe były w wieku 9–14 lat. Najwięcej gwałtów i molestowań, które sąd określa słowem „horror”, popełniono w latach 50., 60. i 70. Jezuici z prowincji północno-zachodniej mogą jednak stracić rekord na rzecz kolegów z prowincji chicagowskiej. Przed kilku laty odbył się w Chicago głośny proces księdza jezuity Donalda McGuire’a, który był długoletnim doradą Matki Teresy z Kalkuty. Ten pedofil recydywista, dziś 80-latek, już zdegradowany przez papieża do rangi świeckiego, odsiaduje 25-letni wyrok po procesach w roku 2006 i 2008. Obecnie odbywa się kolejny proces, w którym jego ofiary domagają się dodatkowego odszkodowania od władz chicagowskiej prowincji jezuitów. Warunkiem wygrania sprawy było udowodnienie, że dyrekcja Towarzystwa Jezusowego wiedziała o przestępstwach podwładnego i ignorowała je. „Wiedzieli o wszystkim cały czas” – oświadczył adwokat poszkodowanych Marc Pearlman. Aby nie być gołosłownym, przedstawił ponad 60 dokumentów, z których jednoznacznie wynika, że władze jezuitów od 45 lat otrzymywały raz po raz ostrzeżenia i relacje o poczynaniach McGuire’a, ale ignorowały je bądź go kryły. CS
Od miesięcy było wiadomo, że liczba apostazji gwałtownie wzrosła po aferach pedofilskich w niemieckim Kościele. Teraz czas na podsumowanie – odeszło aż 180 tys. wiernych, czyli o ok. 30 procent więcej niż w 2009 roku! Co ciekawe,
liczba apostazji najbardziej wzrosła w konserwatywnej i katolickiej Bawarii, gdzie wystąpiło aż o 70 procent osób więcej niż przed rokiem. Po raz pierwszy też w historii RFN Kościół katolicki opuściło więcej osób niż Kościół ewangelicki. MaK
Austriacka apostazja P
rzykra wiadomość dla austriackiego kleru – ponad jedna czwarta tamtejszych katolików rozważa wystąpienie z Kościoła.
Taki wynik przyniosły badania opinii publicznej przeprowadzone dla krytycznej wobec Krk „Inicjatywy przeciw przywilejom kościelnym”. Osoby, które już zdecydowały się wystąpić z Kościoła, czyniły to z powodów finansowych (54
proc.) albo ze względu na nadużycia seksualne kleru (33 proc). Innym powodem były konserwatywne poglądy lokalnych hierarchów. I pomyśleć, że Austria była kiedyś wzorem i podporą katolickiego świata. PPr
18
19
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
października 1981 roku na stanowisku pierwszego sekretarza KC PZPR Stanisława Kanię zastąpił generał Wojciech Jaruzelski, który równocześnie pełnił urząd premiera oraz szefa sił zbrojnych. Wkrótce po objęciu niemal dyktatorskiej władzy Jaruzelski zasygnalizował, że nie będą go interesowały żadne półśrodki i przeciąganie w nieskończoność struny, więc albo uda się z „Solidarnością” zawrzeć konstruktywny kompromis, albo ucieknie się do radykalniejszych rozwiązań. Kilka dni później na posiedzeniu Sejmu Jaruzelski zwrócił się z dramatycznym apelem: „Jak długo można jeszcze mnożyć apele i wezwania, perswazje i ostrzeżenia? Ile jeszcze razy można deklarować gotowość dialogu i konstruktywnej współpracy?”. Generał zaproponował również powołanie Rady Porozumienia Narodowego, w skład której miała wchodzić PZPR z przybudówkami, Kościół, przedstawiciele środowisk twórczych i oczywiście „Solidarność”. Twór ten miał być wyposażony w inicjatywę ustawodawczą i podejmować decyzje jednomyślnie. W tym celu 4 listopada doszło do spotkania Jaruzelskiego, prymasa Józefa Glempa oraz przewodniczącego „S” Lecha Wałęsy. Prymas był przychylnie nastawiony do inicjatywy generała, jednak Wałęsa, obawiając się powstania klonu prorządowego Frontu Jedności Narodu, uchylał się od jasnych deklaracji. Inną sprawą był fakt, że Wałęsa, udając się na rozmowy, był pod wyraźnym naciskiem bojowo nastawionych innych przywódców związku, którzy w większości byli przeciwni jakimkolwiek kompromisom. Przed wyjazdem Wałęsy do Warszawy Jan Rulewski ironicznie zapytał: „Jedziesz z prezentem do pana premiera – Żyrardów, Tarnobrzeg, a może i Zielona Góra?” (miejsca odbywających się właśnie strajków, których zakończenie mógł Wałęsa obiecać – PP). Na co Wałęsa ripostował: „Moja głowa spadnie od ich ciosu albo od twojego, Jasiu”. Listopadowe „spotkanie trzech” nazwano także spotkaniem ostatniej szansy na uzyskanie porozumienia. Jednak i ta inicjatywa spaliła na panewce. Tylko w listopadzie „S” proklamowała przeszło sto bezterminowych strajków. Związkowcy z „Solidarności” Regionu Mazowsze, z wiceprzewodniczącym Sewerynem Jaworskim na czele, wtargnęli 29 listopada do Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarnictwa w Warszawie i zapowiedzieli okupację uczelni. Powodem strajku stał się nieuzgodniony z „S” projekt ustawy o szkolnictwie wyższym. Po kilku dniach milicja przy użyciu desantu helikopterowego opanowała budynek. Natomiast w województwie zielonogórskim lokalny konflikt o ziemię między PGR a „S” Rolników Indywidualnych doprowadził do wielkiego strajku, który na przeszło miesiąc sparaliżował cały region lubuski. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji. „Solidarność” z Trzcianki
HISTORIA PRL (54)
Kulisy tajnych działań Stan wojenny, choć miał być wewnętrznie polską operacją, urósł do rangi jednego z najważniejszych wydarzeń na świecie, a jego wprowadzenie poprzedziło wiele zakulisowych i często poufnych działań rządów głównych mocarstw. w Wielkopolsce zażądała dymisji Jaruzelskiego, gdyż jego wybór nie był uzgodniony z „S”. Związkowi przywódcy najwyraźniej zaczęli tracić kontakt z rzeczywistością polityczno-społeczną, zwłaszcza że na ich konta płynął szeroki strumień zachodnich dotacji. Na zarzuty generała Jaruzelskiego, że „S” jest finansowana przez USA, Wałęsa z zadziwiającą szczerością odparł: „My nie musimy brać dolarów – możemy brać kukurydzę, nawozy, niech pan powie co jeszcze”. Tymczasem w grze na politycznej szachownicy świata „Solidarność” miała miejsce ważne, ale bynajmniej nie decydujące. Rządy zachodnie były nastawione na długofalowy proces „rozmiękczania komunizmu” i nie przewidywały wtedy rozpadu całego bloku wschodniego w wyniku polskich strajków. Nie zakładano nawet wprowadzenia stanu wojennego. Taki obrót wydarzeń musiałby przecież postawić na wokandzie centralny problem polityki europejskiej – zjednoczenie Niemiec – a warunki do poważnej dyskusji na ten temat jeszcze nie dojrzały. Zachód, który dał się zaskoczyć w 1968 roku podczas Praskiej Wiosny, na wypadek interwencji w Polsce nie miał opracowanego żadnego planu. Dlatego – żeby uniknąć niezręcznej sytuacji – wysyłał do Moskwy sygnały ostrzegawcze, że nie życzy sobie czeskiej powtórki w Polsce, a najlepszym rozwiązaniem z punktu widzenia państw NATO będzie opanowanie sytuacji w Polsce wewnętrznymi siłami. Żeby dokładniej zrozumieć to zagadnienie, warto posłużyć się wypowiedziami Zbigniewa Brzezińskiego – doradcy prezydenta Jimmy’ego Cartera do spraw bezpieczeństwa, którego trudno posądzać o propeerelowskie sympatie. Brzeziński w swojej książce „Jedność i konflikty” pisze: „Wrodzy wobec komunizmu i Rosji Polacy nie powinni zapominać, co znaczyłaby Polska w ramach przymierza zachodniego. Zajmowałaby w skali świata miejsce po Ameryce, Niemczech, Francji, Italii i wielu innych państwach. Z uwagi na podstawowe
znaczenie Niemców dla Ameryki, byłaby przegrana w jakimkolwiek konflikcie polsko-niemieckim (np. sprawa polskiej granicy zachodniej – PP). W obozie socjalistycznym proporcje są odwrotne. Polska jest największą demokracją ludową, trzecią po Związku Radzieckim i Chinach, a drugą w Europie”. Ten sam Brzeziński pisał również, że Polska jest dla ZSRR krajem osiowym, bo izoluje od zachodnich wpływów nierosyjskie narody ZSRR, a kontrola nad nią jest kluczem do dominacji w Europie Wschodniej. Oczywiste jest, że utrzymanie Polski w ryzach sojuszu warszawskiego kosztuje Moskwę dużo, jednak jeszcze kosztowniejsze byłoby jej poniechanie – konkluduje Brzeziński. W połowie listopada 1981 roku, amerykański sekretarz stanu Alexander Haig w memoriale do prezydenta Ronalda Reagana napisał: „Jeśli »Solidarności« uda się skonsolidować swą pozycję, władza Moskwy w Europie Wschodniej zacznie słabnąć, a to zwiększy podatność tego regionu świata na wartości zachodnie”. Jednak, o ironio, w 1981 roku Polska, rozpadając się jako kraj socjalistyczny, wymiernie wzmacniała blok pozostałych państw Układu Warszawskiego, wyczulając je na jakiekolwiek zmiany wewnętrzne. Równocześnie też w drugiej połowie 1981 roku wywiady zachodnie – głównie USA i RFN – znacznie nasiliły próby werbunku polskich obywateli. Penetrowane były skupiska Polaków przebywających za granicą, jak również opozycyjne wobec władzy środowiska w kraju. Sukcesem CIA było zwerbowanie do współpracy polskich ambasadorów – w Waszyngtonie Romualda Spasowskiego oraz w Tokio Zdzisława Rurarza. Dzięki nim CIA poznała m.in. system szyfrów i zabezpieczeń wykorzystywanych w polskiej dyplomacji. Pozyskanie przez CIA polskiego dyplomaty, człowieka z najbardziej newralgicznej placówki, nie wystawia najlepszego świadectwa ekipie W. Jaruzelskiego. Oczywiście, ten wzmożony ruch szpiegowski nie uszedł uwagi polskich
służb kontrwywiadowczych, które zaczęły informować rząd, że ze ścisłej grupy kierowniczej państwa wyciekają poufne informacje. Niedługo potem – 7 listopada – CIA (Central Intelligence Agency) ewakuowało z Polski pułkownika Ryszarda Kuklińskiego (na zdjęciu) wraz z żoną i dwoma synami. Zdrada i dezercja tak wysokiego i dobrze poinformowanego oficera była dla władz szokiem. Ponadto wywołała poważne reperkusje w obozie państw UW, które zaczęły postrzegać Polskę nie tylko jako kraj tolerujący wywrotową opozycję, ale także jako najsłabsze ogniowo wojskowego sojuszu, z którego mogą wyciekać najpilniej strzeżone tajemnice. Kukliński znał bowiem plany działań operacyjnych Układu Warszawskiego w kierunku zachodnim. Zatrzymując się na chwilę przy szpiegowskiej odysei Kuklińskiego, warto prześledzić wiele sprzeczności, które narosły wokół tej sprawy. Po wprowadzeniu stanu wojennego pułkownik Kukliński powiedział dla paryskiej „Kultury”: „Obserwując radzieckie posunięcia militarne z bliska, a nawet stykając się z nimi bezpośrednio, nigdy nie miałem wątpliwości, że Związek Radziecki mógł sobie pozwolić i był gotów do akcji militarnej w stylu inwazji na Czechosłowację”. Uciekając z Polski, Kukliński wiedział, że będzie wprowadzony stan wojenny, jednak nie wiedział, kiedy wybije godzina „G”, gdyż jeszcze nie zapadła ostateczna decyzja o dacie jego wprowadzenia. Jednak dla Amerykanów najistotniejsze było to, żeby cała operacja była wewnętrzną sprawą Polski. Tymczasem dziś dla apologetów Kuklińskiego niewygodny pozostaje fakt, że Biały Dom nie podzielił się tą wiedzą ani z „Solidarnością”, ani nawet z JPII. Początkowo forsowany był tzw. wariant niewiedzy. W 1992 roku TVP wyemitowała rozmowę Jana Nowaka Jeziorańskiego z byłym sekretarzem stanu USA Alexandrem Haigiem. Obaj panowie sprowadzili Kuklińskiego do roli mało znaczącego agenciny, którego informacje
przepadały w czeluściach Białego Domu. Haig powiedział nawet, że William Casey, szef amerykańskiego wywiadu, „dowiedział się o raportach pułkownika Kuklińskiego dopiero po kryzysie wprowadzenia stanu wojennego”. Jak się więc ma ta rozmowa do późniejszej heroizacji pułkownika? Tymczasem profesor Richard Pipes, doradca do spraw Europy Wschodniej w administracji prezydenta Reagana, w wywiadzie dla francuskiego radia RFI powiedział: „Byliśmy w posiadaniu informacji przekazanych nam przez pułkownika Kuklińskiego. Można było zatem uprzedzić i polski rząd, i Jaruzelskiego, i Rosjan, jakie będą konsekwencje wprowadzenia stanu wojennego. Niestety, tak się nie stało. Widocznie większość naszych mężów stanu uważała, że jest to mniejsze zło, że wprowadzenie stanu wojennego jest lepsze niż inwazja wojsk sowieckich”. Podobnie o wydarzeniach tych w swoich pamiętnikach pisał sam prezydent Reagan: „Jakkolwiek chcieliśmy, aby naród polski walczący o wolność wiedział, że stoimy za nim, nie mogliśmy wysłać fałszywego sygnału, który mógłby skłonić ich do myśli, że będziemy interweniować zbrojnie po stronie ich rewolucji” (zdaniem wielu politologów, administracja USA swoimi dwuznacznymi wypowiedziami mogła zachęcić w 1956 roku Węgrów do wywołania postania w Budapeszcie). Pułkownik Kukliński swoją współpracę z amerykańskim wywiadem nawiązał na początku lat 70. podczas swojej misji w Wietnamie. Stopniowo zyskiwał uznanie swoich nowych mocodawców, aż urósł do rangi jednego z najważniejszych szpiegów. W źródłach CIA, opatrzony był kryptonimem „Bi-got”, czyli należał do grupy najcenniejszych i najbardziej utajnianych agentów, których informacje szef CIA przekazywał wyłącznie prezydentowi i jego czterem najbliższym doradcom. Naiwne jest więc twierdzenie, że najwyższe szczeble administracji USA nie wiedziały, co szykuje się w Polsce. Dlaczego więc nie zwrócono się do „Solidarności” z ostrzeżeniem, że władza szykuje się do uderzenia i rozprawy z opozycją, oraz z apelem o spokojne i rozważne działanie? Tu i ówdzie pojawiają się głosy, że taka informacja mogła wywołać wśród związkowców chęć konfrontacji, ale przecież mogło być odwrotnie – taka hiobowa wieść mogła podziałać niczym zimny prysznic na wiele rozpalonych wtedy głów. Czy więc Amerykanie nie traktowali „S” poważnie? Pojawiały się głosy, że o obliczu organizacji decyduje kwestia przywództwa, a w tym wypadku słaba pozycja Lecha Wałęsy nie gwarantowała wiarygodnego partnerstwa. Czemu jednak nie poinformowano papieża Polaka? A jeśli powiadomiono, to z Watykanu do Gdańska również nie nadeszła żadna przestroga. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
LISTY Wbijanie klina Uważam, że winę bezpośrednią za katastrofę ponosi pilot, działający prawdopodobnie pod presją prezydenta Kaczyńskiego. Gdyby władze lotniska odmówiły prawa do lądowania i prezydent spóźniłby się na uroczystości, byłby to powód do oskarżeń Rosjan o złą wolę. Teraz znaleźli nowy powód do jątrzenia w stosunkach polsko-rosyjskich. Jest nim zmiana tablicy na cmentarzu. Tablicy nie zmienili Rosjanie, ale mer Smoleńska. Twierdzenie, jakoby Polacy czuli się obrażeni przez Rosjan, jest fałszywe. Ja nie czuję się obrażony i popieram decyzję mera. Pisanie o zbrodni sowieckiej, kiedy wiadomo, że była to zbrodnia stalinowska, sugeruje, że winę ponoszą wszystkie narody ZSRR. Ciekawe, jaka byłaby reakcja naszych mediów, gdyby Rosjanie zamieszczali sobie własne tablice na cmentarzach poległych żołnierzy wojsk radzieckich. Premier Putin powiedział, że ataki na Kaddafiego to wyprawa krzyżowa. Muszę przyznać, że to samo przyszło mi na myśl, ale wcześniej – w związku z muzułmanami i Afganistanem. Dla muzułmanów wojska NATO to krzyżowcy i gdy tylko się wycofają, talibowie natychmiast przejmą władzę w kraju. Nie można z ciemnotą religijną walczyć przy pomocy wojska. Trzeba talibom odciąć źródła finansowania i uniemożliwić zdobywanie broni. Edward J.
Koniec żałoby! Jeśli się nie mylę, to zgodnie z chrześcijańską tradycją zakończyła się roczna żałoba po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Przez cały rok mieliśmy nadmiar powtarzanych informacji o samej tragedii, ofiarach, a także spekulacji, co zrobi rząd, opozycja, jak i gdzie odbędą się uroczystości rocznicowe, jakie i gdzie powstaną pomniki. A wszystko to pod batutą kościelnych przywódców. Każde wydarzenie to przede wszystkim msza i morze kwiatów. O odszkodowaniach nie wspomnę. Zastanawiam się, ile to wszystko nas, Polaków, kosztowało i czy nas na taką celebrę stać? Przez ten rok wszelkie te uroczystości dezorganizowały pracę Sejmu, rządu i licznych samorządów. Czy my, Polacy, nie przesadzamy z tą swoją „narodową pamięcią”? To są wielkie koszty, które już pokrywamy z rosnących cen. A kryzys dopiero puka do drzwi. Jest jeszcze jedna kwestia godna zauważenia, która mnie bardzo degustuje. Otóż w wielu celebrach kościelnych miały miejsce liczne odniesienia do „ludu Izraela” (czyt.
narodu wybranego) i wielu tekstów biblijnych, w tym ewangelistów. Jak ktoś ze świata oglądał te uroczystości w TV lub słuchał ich w radiu, mógł odnieść wrażenie, że to wszystko nie dzieje się w środku Europy w XXI wieku. Według mnie, ta katastrofa samolotu nie dawała powodu sięgania do tak odległych
Siedem cudów Gierka!
i ważnych tekstów religijnych, często prezentowanych we fragmentach, bez szerszego ujęcia, czasem straszących, a nie niosących pocieszenie. Czytelnik z Ciechanowa
5. Mimo że nigdzie niczego nie było, każdy wszystko miał. 6. Mimo że każdy wszystko miał, wszyscy wszystko kradli. 7. Mimo że wszyscy wszystko kradli, to, co kradli, zawsze było. Siedem cudów Tuska 1. Jest bezrobocie. 2. Mimo że jest bezrobocie, wszyscy pracują. 3. Mimo że wszyscy pracują, plan nie jest wykonany nawet w 50 proc. 4. Mimo że plan nie jest wykonany nawet w 50 proc., wszędzie wszystko jest. 5. Mimo że wszędzie wszystko jest, nie wszyscy wszystko mają. 6. Mimo że nie wszyscy wszystko mają, kradną głównie ci, co mają wszystko. 7. Mimo że kradną głównie ci, co mają wszystko, nie udaje się nikogo złapać i niczego odzyskać. Czytelnik
Jarosław jak nowy Pod wpływem wielkiej histerii narodowej po Smoleńsku 2010 zaczęto w Polsce zmieniać nazwy ulic, placów itd., itp. Przywódcą duchowym ludzi sobie podobnych jest z pewnością brat bliźniak tego człowieka, o którym córka twierdzi, że „oddał życie za ojczyznę”! Może byłoby więc prościej, gdyby sam guru zmienił swoje nazwisko na Katyński, a jeszcze lepiej na Jarosław Katyński-Smoleński? I wiadomo, o co chodzi. Małgorzata J.
Lewica inaczej 1 maja lewica w Radomiu nie pójdzie w tradycyjnym pochodzie. To decyzja podjęta przez miejskie kierownictwo Sojuszu po konsultacji z partyjnymi dołami. Działacze SLD nie chcą zakłócać dnia beatyfikacji Jana Pawła II. Jak poinformował dziś na konferencji prasowej szef SLD Waldemar Kaczmarski, zdecydowana większość członków i sympatyków partii opowiedziała się za rezygnacją z tradycyjnego pochodu. – Sojusz przed świętem 1 maja zorganizuje natomiast specjalną konferencję prasową, a dla swoich członków i sympatyków majówkę, ale… już po długim weekendzie. Sporo osób sygnalizowało nam też wyjazd z Radomia na czas weekendu, więc im także idziemy w sukurs – mówił Kaczmarski naszemu reporterowi. MN
19
SZKIEŁKO I OKO
1. Nie było bezrobocia. 2. Mimo że nie było bezrobocia, nikt nic nie robił. 3. Mimo że nikt nic nie robił, plan był wykonany. 4. Mimo że plan wykonano w 150 proc., nigdzie niczego nie było.
Do prof. Obirka Na wstępie podziękowania za wspaniały wywiad z prof. Stanisławem Obirkiem. Chciałbym przekazać Panu Profesorowi cień nadziei i otuchy, wspólny zarówno tzw. niewierzącym, jak i tym, którzy wierzą w naprawę świata i sens tego, co aktualnie rozgrywa się na naszych oczach. Otóż zgodnie ze znanym powiedzeniem „był genialnym nauczycielem, ale zszedł na złą drogę – ten to dobry człowiek, szkoda, że zły nauczyciel”, Kościół katolicki spełnił rolę genialnego nauczyciela – być może Boską rolę. Dlaczego? Dobroć, mądrość, uczciwość są słabe jak owoce dobra „dobrych roślin”; zło, głupota, chciwość są jak chwasty wiecznie się odradzające. Kościół Chrystusa nie przetrwałby wieków ciemności, bo zabrakłoby Chrystusów,
popadłby w zapomnienie, pozostał suchą wzmianką o jakimś proroku z rejonu Morza Martwego. Dziś bylibyśmy może wielką armią wyznawców Mahometa otaczającą małe wysepki ukrywających się wyznawców Buddy, których z radością co jakiś czas wyrzynalibyśmy w pień. Kościół, zwłaszcza w epoce wojen krzyżowych, był praktycznie kościołem szatana, zszedł na drogę zła i takim pozostał do dziś, ale spełnił piękną rolę – przeniósł na swych zgniłych barkach idee dobra przez wieki ciemności. Można by wręcz powiedzieć: poniósł ofiarę z samego siebie. Dla ludzi myślących jest już przeszłością, w swoim bogactwie i zepsuciu jest trupem idei ubóstwa i dobra, które głosił i głosi w naiwności, że ktoś prócz moherowych beretów jeszcze naprawdę wierzy, że jest ich nosicielem. Tak więc można przewrotnie powiedzieć, że Kościół katolicki wypełnił w imię dobra szatański plan Chrystusa walki o przetrwanie epoki ciemności aż do obecnego początku czasu opamiętania, utożsamianego przez niektórych z astrologiczną epoką Wodnika. Oto trochę żartobliwa, ale logiczna, przeprowadzona w duchu religijnym, interpretacja pojęcia „przeznaczenie”, w nauce utożsamianego zazwyczaj ze zwykłym rachunkiem prawdopodobieństwa. Cudów nie ma – Kościół katolicki – kościół szatana – dogorywa. Chrystus i ateiści wspólnie triumfują. Nic nie trwa wiecznie. Panta rhei. Pozdrawiam! Jacek Demel
Testy na zbokach Przeczytałam Wasz artykuł o eksperymentach na zwierzętach i muszę przyznać, że dawno nic mną tak nie wstrząsnęło. Cierpienia, jakim poddaje się zwierzęta w laboratoriach, są niewyobrażalnym sk…stwem. Wszystko po to, aby koncerny kosmetyczne mogły wypuścić na rynek produkt, który ktoś kupi, nie sprawdzając, czy był testowany na zwierzętach. Wystarczy, jak przeczyta, że to Garnier, Olay albo inny Johnson. Wobec powyższego mam propozycję: zamiast testów na zwierzętach czas najwyższy zacząć testy na pedofilach, a to z kilku powodów: są bezwartościowym odpadem społeczeństwa, jakakolwiek kara im wymierzona nie będzie adekwatna do cierpienia ich ofiar, zatem eksperyment na takim gnoju u mnie nie wywołałby ani żalu, ani współczucia. Ponadto nie ma szans na ich wyleczenie z tego ohydztwa, więc utrzymywanie ich w pierdlu z pieniędzy podatników jest nieporozumieniem. Osobiście skrajnie wprost nienawidzę tych sk…łych zboczeńców, a wykorzystując ich do eksperymentów laboratoryjnych, oddalibyśmy przysługę całemu światu. Wierna i stała czytelniczka z Opolskiego
Wołanie Mój Boże wymyślony, a do końca niesprawdzony, często wracam do Ciebie. Dlaczego milczysz zuchwale, kiedy jestem w potrzebie? Wołam i krzyczę w rozpaczy i tułam się po ziemi, zanoszę gorące pacierze… Może mój los odmienisz? Moje wołanie bez końca, bo nadzieja w Tobie nikła, sprawiłeś sam niedolę, a ma wiara zanikła. Szukam ratunku w niewiedzy, bo Ty się nie sprawiłeś. W kolebce, jako dziecku serce me zniewoliłeś. To trwa już całe życie, bez końca tej nadziei… Pewnie nie jestem godzien skorzystać z przywilejów. Me życie już się kończy i strach mnie ściga wszędzie. Kto weźmie mnie w ramiona jak mnie tu już nie będzie…? Józef Strzępa
Towarzystwo Humanistyczne i Polskie Stowarzyszenie Ateistyczne zapraszają czytelników „Faktów i Mitów” na debatę pt. „Jaki ateizm? Jaki antyklerykalizm?” Podczas spotkania dyskutować będziemy o tym, jakie cele szczegółowe i jakie formy działania powinny przyjąć organizacje i inne środowiska krytyczne wobec Kościoła i zinstytucjonalizowanej religii, żeby lekarstwo, jakie ordynujemy, było bardziej skuteczne i jednocześnie mniej szkodliwe niż choroba, którą chcemy uleczyć. Dyskusja panelowa, w której udział wezmą przedstawiciele większości środowisk humanistycznych i antyklerykalnych (w tym redakcji tygodnika „Fakty i Mity”), poprzedzona będzie krótką prelekcją prof. Jerzego Drewnowskiego. Spotkanie odbędzie się 20 kwietnia 2011 roku o godz. 18 w warszawskim „Klubie Księgarza” przy Rynku Starego Miasta 22/24. Po debacie organizatorzy zapraszają na skromny poczęstunek.
Poznaj kosmiczny komputer i swoje duchowe perspektywy
JEGO OKO BUCHALTERIA
PANA BOGA
MIKROKOSMOS W MAKROKOSMOSIE 138 str., cena 16 zł Życie Uniwersalne www.gabriele-verlag.com skr. poczt. 21 73-100 Stargard Szczeciński 1
20
S
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
taropolski kler katolicki dzielnie tępił wszelkie przejawy zmysłowości swoich owieczek. Podobnie zachowywali się zresztą duchowni wielu wyznań reformowanych. Ta kościelna propaganda przeciw ludzkiej cielesności przyniosła niestety wymierne, widoczne jeszcze dziś efekty, a rygorystyczne oraz dwuznaczne podejście do ludzkiej cielesności zakorzeniło się głęboko w polskiej kulturze. Na tyle głęboko, że przez lata jedynie niewielu podważało katolicką etykę seksualną. A jeżeli nawet, to prywatnie, we własnych domach i alkowach. Publiczne postępowanie wbrew niej skazywało na społeczny ostracyzm. Dziś warto zatem przypomnieć, że nie zawsze było tak jak w XIX i pierwszej połowie XX wieku. Kościelna propaganda przeciw ludzkiej cielesności nabrała w Polsce wyjątkowej mocy dopiero w XV wieku, a więc niedługo po wprowadzeniu celibatu księży. To wówczas posłuch zaczęli zdobywać duchowni moralizatorzy, którzy ludzkie ciało nazywali „żywą kloaką”, podkreślali, że „ciało lgnie zawsze do grzechu”, a za wzór pożycia stawiali białe małżeństwo Bogusława Wstydliwego i błogosławionej Kingi. Duchowni tępili tzw. „cieleśników”. Nietrudno było usłyszeć (lub przeczytać), że „cielesnością najbardziej człowiek równa się bydlętom, nie zażywając ciała na upokorzenie, ale na miłość rozumowi przeciwną”. Pochwalano abstynencję seksualną i tępiono „rozwiązłość”, która miała się wyrażać m.in. „zbyt częstym kąpaniem” (w czasach, gdy „dzicy” mahometanie nagminnie odwiedzali publiczne łaźnie!). Owo częste kąpanie było nieomylną oznaką, że kobietę spala „ogień pożądliwości”, który może wybuchnąć w „nierząd, cudzołóstwo i rozpustę”. Z tego względu zakonnice nie kąpały się wcale lub raz na dekadę… Oczywiście, nie unikano i straszenia. Nie tylko ogniem piekielnym, co byłoby jeszcze zrozumiałe. Niestosujących się do kościelnych nakazów miały dotykać także ziemskie przypadłości. Na przykład seks w okresie menstruacji groził poczętemu wówczas dziecku kalectwem lub... trądem. Ogromny wpływ wywarła cenzura, za którą stał Kościół. Dzieła, a nawet kieszonkowe „dziełka” nawiązujące do seksu, były niszczone z zajadliwością. Na słynnym indeksie Szyszkowskiego znalazły się między innymi utwory sowizdrzalskie. Jednak nie tylko rodzima, polska kultura była ograniczana przez katolickich cenzorów. Kastrowano też literaturę światową, m.in. zakazano wydania dzieł Horacego. Głównie jednak „odpowiednio” ją tłumaczono. Doskonałym przykładem, który przytacza Zbigniew Kuchowicz w „Miłości staropolskiej”, było na przykład tłumaczenie „Gofreda” Torquata Tassa. Gorliwy katolik, który się tym zajmował,
pozmieniał na przykład „miłość” na „przyjaźń”. Opis nocnych rozkoszy zastąpiono zaś „wspólnym jedzeniem”. Żeby nie było wątpliwości, komu zawdzięczać tę pracę, tłumacz-cenzor umieścił dedykację. Na końcu można było przeczytać: „Na cześć Bogu w Trójcy Jedynemu Matce jego Przenajświętszej ofiaruję tę lichą pracę moję Amen”. Niewiele lepiej miały się też obrazy, którym zamalowywano części intymne. O ile szlachtę oraz miejskich patrycjuszy ze względu na ograniczenie jurysdykcji sądów kościelnych dotykała przede wszystkim cenzura i propaganda, to chłopi znajdowali
do uprawiania seksu... z diabłem. A diabły nosiły zupełnie swojskie, słowiańskie imiona. Kler zaciekle walczył z ludzką naturą, ale i ona nie ustępowała łatwo. Wszak nie wystarczy ogłosić, że całowanie jest „grzechem śmiertelnym z natury swojej”, by wierni przestali się całować. Dlatego liczne przekazy świadczą o tym, że i duchowni nie mogli sobie poradzić ze swoją seksualnością. Wielu z nich żyło w konkubinatach i sami o sobie mówili: „Co za dnia zbudujem, to w wieczór walimy”. Wszystko to wpłynęło na ukształtowanie się kultury pełnej hipokryzji, w której pozory musiały być
Podobnie u płci pięknej. Kobieta, „byle nie ułomna ani garbata, uchodziła już za nadobną”. Pociągało przede wszystkim to, co było widać – twarz, dłonie, a w okresach, gdy przyzwalano na noszenie dekoltów, także piersi. Mężczyzn interesowała też „łączka”, bardziej wulgarnie zwana „kpem”. Natomiast niemal zupełnie poza zainteresowaniem pozostawały pośladki. Niezwykle bogate było niegdyś słownictwo seksualne. O seksie mówiono, że jest „żeglugą Wenery”, „pojeniem konika”, „zbieraniem owoców” itd. Sobieski pisywał do swej Marysieńki, że nie może już doczekać
Psy na seks Wszystkie by najmniejsze sprawy lubieżne, aż do zupełnej nieczystości, są grzechy śmiertelne, że w nich człek smród, gnój, cielesne rozkoszy przekłada nad łaskę Boską i rozkoszy wieczne – uczyły „psy boże” w sarmackiej Polsce. Na szczęście dawni Polacy, przynajmniej niektórzy, wiedzieli lepiej.
się w sytuacji o wiele gorszej. Z jednej strony otumaniona szlachta starała się na swoich włościach wprowadzać zasady, o których słyszała z ambony, z drugiej – Kościół widział w słabszych łatwy cel dla realizacji swoich rojeń. Szlachcic musiał się tylko wyspowiadać w konfesjonale. Chłopa za uleganie popędom ciała czekało publiczne zhańbienie – chłosta, grzywny, a niekiedy... zamykanie w klatkach i wystawianie na widok publiczny. O tym, jak traktowano „cudzołożników” na wsi, biskup Kossakowski pisał: „(…) procesyja z okrzykiem, wyśmianiem i skazywaniem palcami. Kilka osób szło w niej z przyprawionymi rogami (…). Dziewki przybrane miały w słomiane wieńce głowy, a niektóre w rękach trzymały bałwanki z drzewa, miały to być znaki płochości dowiedzionej z podejrzenia i skutków”. Oczywiście można było się też narazić na wygnanie ze wsi, a w przypadku kobiet – na posądzenie o czarownictwo. Nie brakowało procesów, w których wymuszano przyznanie
zgodne z nauką proboszcza, natomiast życiowa praktyka była inna. Zbigniew Kuchowicz pisze: „Połowica szlachecka szczelnie zakrywała swe ciało, odmawiała przed snem liczne pacierze, w mniejszym lub większym stopniu zachowywała konwencjonalną skromność, wszystko to jednak nie przeszkadzało, że sama dopominała się od pana męża wykonania „małżeńskich obowiązków”. Zamożniejsza szlachta nie stroniła także od bardziej wyrafinowanych przyjemności. Ściany magnackich sypialni pokrywały często „plugawe” obrazy i liczne lustra. Chętnie sięgano po afrodyzjaki, na przykład selerowe wódki lub rzepę. Sam Stanisław Kostka Potocki radził: „Jeśli organ nadto kruchy, masz na to trufle i kantarskie muchy”. Ogromną wagę przywiązywano do wielkości członka, a o jego rozmiarach wnioskowano z kształtu i wielkości nosa. Liczyło się też to, jak szlachcic wyglądał na koniu, czy był silny i dobrze zbudowany. Choć sporym atutem był już sam brak wad.
się, kiedy pocałuje jej „muszeczkę”. Jednocześnie chwalił się wiedzą zdobytą podczas wypraw i... nowymi pozycjami seksualnymi, które po powrocie wypróbują. Krzysztof Opaliński radził zaś Marii Ludwice „być cokolwiek śmiałą w pieszczeniu go (Władysława IV – przyp. aut.) i udzielaniu mu miłosnych satysfakcji, ponieważ król jest cokolwiek lubieżnym w tej materii miłosnej”. Niektóre kobiety były ćwiczone w mówieniu sprośności, które miały towarzyszyć przede wszystkim grze wstępnej i korzystnie wpływać na potencję mężczyzn. Przed harcami miłosnymi lubiono też dobrze zjeść. Mawiano, że „miłość o głodzie, a kopia bez żeleźca nic niewarte”. Także na wsi życie seksualne nie przebiegało – do czasu – według reguł ustalonych przez Kościół. Obyczaje były dość swobodne, a młodzież „wypróbowywała” partnerów. Podczas świąt ludowych bawiono się nawet nago. Wspólne, koedukacyjne kąpiele nie były niczym dziwnym, a seks i nagość to były
sprawy zwyczajne. Skromna liczba izb powodowała, że stosunki odbywały się niemal na oczach rodziny lub sąsiadów. Staropolska wieś z całą pewnością nie była wstydliwa. Stała się taka dopiero w wieku XIX. Wciąż jednak żywa była zasada „najrozpustniej z nierządnicą, najświętobliwiej z żoną”. Tym bardziej że pod domową pierzyną była dozwolona przede wszystkim miłość „po bożemu”, a wiele kobiet wychowanych w katolickich rygorach bało się rozebrać nawet przed mężem. Problemy, jakie powodowało takie wychowanie, dostrzegała m.in. Aleksandra Tarczewska, która pisała: „Niech, co chcą, piszą poety, niech, co chcą, mówią kobiety, lecz podług mnie nie ma nic nieszczęśliwszego jak skromnie wychowana dziewczyna przez pierwsze dni po ślubie”. Temu wszystkiemu towarzyszyło przyzwolenie na korzystanie z płatnej miłości. Mężczyźni, którzy nie mogli znaleźć zaspokojenia w domu, szukali go w burdelach. Wentylem bezpieczeństwa dla szlachty była także dworska służba i mieszkańcy pańskich włości. Nierzadko dokonywało się to też na drodze gwałtów dokonywanych na poddanych. Bogatsi utrzymywali czasem metresy, a żony cierpiały i skarżyły się: „(…) przytępiwszy i wyrobiwszy narzędzie na cudzych warsztatach, na swoim tylko potem skrobie albo jako ów na niepewnej wodzie młynek zbiorką miele”. Cierpiały tym bardziej, że przyzwolenie na poszukiwanie wrażeń poza małżeństwem dotyczyło jedynie „panów mężów”. Świat, w którym seks – przynajmniej oficjalnie – uznawano za grzech śmiertelny, nie był łatwy dla ludzkich popędów, a ponieważ współżycie nie dawało też – nawet małżonkom – tyle radości, ile by mogło, rozkwitały liczne nerwice seksualne. Na tym tle rozwijał się kult umartwiania ciała. Kuchowicz wskazuje na sadomasochistyczne podłoże biczowania i chłosty. Bez wątpienia w wielu przypadkach chodziło o rozładowywanie – w nieco patologiczny sposób – napięć seksualnych. Na przykład Kasper Drużbicki, „gdy z białą płcią widzieć się musiał, przez cały czas tej rozmowy ostremi się zwykł kłuć szpilkami”. Co gorsza, ta kultura seksualnych rygorów w końcu zwyciężyła i po nieco rozwiązłym – zwłaszcza wśród elity – okresie Oświecenia, trwale wpłynęła na polską kulturę. To między innymi za sprawą ówczesnych kaznodziejów i mocy propagandowej Kościoła otwarte poruszanie naturalnych przecież spraw seksu i ludzkiej cielesności do dziś, także w naszym kraju, wzbudza ogromną wstydliwość i zmieszanie. To między innymi dlatego nie mamy słownictwa pozwalającego mówić o seksie w sposób, który nie byłby wulgarny lub naukowy. Jednak nie zawsze tak było i nie zawsze tak być musi. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Objawienie z Patmos (1) Pan Roman Kuczma z Warszawy pisze: „Interesuje mnie Księga Apokalipsy św. Jana. Jak jednak ustosunkować się do jej autorstwa i treści i jak ją zrozumieć, skoro tyle w niej dziwnych i niezrozumiałych obrazów? Jak na przykład traktować zapowiedzi bliskiego przyjścia Chrystusa i końca świata, skoro minęło już tyle czasu od powstania tej księgi i… nic? Czy można w ogóle wierzyć, że proroctwa w niej przedstawione się sprawdzą?”. Księga Apokalipsy zawsze budziła wiele emocji. W ciągu wielu wieków jednych fascynowała, innych wprawiała w zakłopotanie. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że – jak mówi pierwszy werset tej księgi – ma to być objawienie pochodzące od samego Boga (1. 1), co dla wielu było nie do przyjęcia. Po drugie – zdaniem niektórych księga ta jest zupełnie niezrozumiała. I być może dlatego do kanonu ksiąg Nowego Testamentu włączono ją dopiero pod koniec IV wieku po Chrystusie. Przypomnijmy, że jeszcze Marcin Luter, Ulrich Zwingli i inni reformatorzy kwestionowali jej kanoniczność. Dziś – poza kanonem syryjskim – nikt w zasadzie nie zgłasza wątpliwości co do jej boskiej inspiracji. Nie brak oczywiście sceptyków, którzy uważają, że księga ta jest wyłącznie wytworem fantazji religijnej, ale to już zupełnie inna sprawa, bo ci ostatni w ogóle kwestionują boskie natchnienie Pism biblijnych. Ogólnie rzecz biorąc, Księga Apokalipsy cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Chociaż nadal wywołuje sporo kontrowersji, intryguje nie tylko jej miłośników, ale również krytyków. Przyczyna tego jest bardzo prosta: księga ta objawia nie tylko to, co było, ale również to, „co się stanie potem” (Ap 1. 19). Objawia zatem przyszłość aż do powtórnego przyjścia Chrystusa i Jego panowania nad całym światem. Jak wskazuje sama nazwa, która pochodzi od greckiego słowa apokalipsis (tzn. „odsłonięcie” lub „objawienie”), księga ta stawia sobie za cel objawienie Bożej prawdy. „Nie czyni [bowiem] Wszechmogący Pan nic, jeżeli nie objawił swojego planu swoim sługom, prorokom” (Am 3. 7). Apokalipsa omawia więc wydarzenia rozgrywające się pomiędzy pierwszym a drugim przyjściem Chrystusa. Jako księga prorocza, ma również umacniać, pocieszać i zachęcać wyznawców Chrystusa do wytrwałości aż do samego końca. Według Biblii, Bóg chce, aby Jego lud był świadomy przyszłych wydarzeń, by wiedział, w jakim czasie żyje, co go czeka (por. 1 Tes 5. 1–4) i był przygotowany na najgorsze – ogólnoświatowy kryzys. Proroctwa są bowiem niczym „pochodnia świecąca w ciemnym miejscu, dopóki dzień nie
zaświta” (2 P 1. 19). Pomagają odróżnić moce szatańskie od Bożego działania, demaskują fałszywy system religijny i ukazują jego ostateczny kres (17. 1–19. 21). Krótko mówiąc, pod względem zawartych w Apokalipsie treści eschatologicznych księga ta wyróżnia się na tle innych pism Nowego Testamentu, a w eschatologii biblijnej odgrywa szczególną rolę. Kto jednak jest autorem tej księgi? Czy apostoł Jan? Tego, niestety, nie wiadomo z całą pewnością. Chociaż autor podaje swoje imię – Jan, to ani razu nie nazywa siebie apostołem, ale sługą Bożym (Ap 1. 1), bratem (1. 9) i prorokiem (10. 11; 22. 9). Jedno jest pewne: niezależnie od tego, kim był Jan, był on bardzo dobrze znany kościołom lokalnym, do których pisał. Wynika to chociażby z następującego wersetu: „Ja, Jan, brat wasz i uczestnik w ucisku i w Królestwie, i w cierpliwym wytrwaniu przy Jezusie, byłem na wyspie, zwanej Patmos, z powodu zwiastowania Słowa Bożego i świadczenia o Jezusie” (Ap 1. 9, por. w. 4 i 11). I w zasadzie to chyba jest najważniejsze, że nie mamy do czynienia z osobą anonimową, ale z kimś, kto był dobrze znany wspólnotom chrześcijańskim Azji Mniejszej ze swego oddania Chrystusowi oraz z działalności misjonarskiej. Był też znany jako prorok, co wynika z samej księgi, która wyraźnie mówi, że Jan niejednokrotnie znajdował się w stanie zachwycenia (1. 10; 4. 1), w uniesieniu duchowym (17. 1; 18. 1; 21. 9–10) i w ten sposób stał się uczestnikiem objawienia, które polecono mu zapisać (1. 19). Oczywiście, z racjonalnego punktu widzenia można mieć wątpliwości co do charyzmatu Jana oraz czy księga ta zawiera natchnione przesłanie. Jednak w świetle wielu wypełnionych proroctw biblijnych ludzie wierzący odrzucają takie wątpliwości. Tym bardziej że Jezus nieustannie odwoływał się do proroctw Biblii hebrajskiej (tzw. Starego Testamentu), mówiąc: „To są moje słowa, które mówiłem do was, będąc jeszcze z wami, że się musi spełnić wszystko, co jest napisane o mnie w zakonie Mojżesza i u proroków, i w Psalmach” (Łk 24. 44). I to samo
zresztą czynił Jan, autor Apokalipsy, który bardzo dobrze znał Biblię hebrajską i posługiwał się jej słowami. Oblicza się, że Apokalipsa zawiera około 250 cytatów z Biblii hebrajskiej bądź odniesień do niej. Jak już wspomniałem, z pierwszych słów tej księgi wynika również, że zawiera ona „objawienie Jezusa Chrystusa, które dał mu Bóg” (Ap 1. 1). A to znaczy, że nazwa „Objawienie św. Jana” lub „Apokalipsa św. Jana” nie jest adekwatna do treści tej księgi. Według przytoczonego tekstu, księga ta zawiera bowiem objawienie Boże, które zostało dane Jezusowi,
łącznie z Biblią hebrajską, bo Jan bardzo często łączył pewne teksty z różnych ksiąg biblijnych. Przykładem tego może być chociażby następujący werset: „Oto przychodzi wśród obłoków, i ujrzy go wszelkie oko, a także ci, którzy go przebili, i będą biadać nad nim wszystkie plemiona ziemi” (Ap 1. 7). Zauważmy, że pierwsza część tego wersetu pochodzi z Księgi Daniela (7. 13), druga natomiast – z Księgi Zachariasza (12. 10). Kiedy więc przyjrzymy się odnośnikom zamieszczonym pod każdym wersetem w Apokalipsie, zauważymy, że w wielu miejscach są to odnośniki
Albrecht Dürer – „Czterech jeźdźców Apokalipsy”
a dopiero później zostało za pośrednictwem anioła przekazane Janowi. Powinna więc być zatytułowana „Objawienie Boże” lub „Objawienie Jezusa”, a nie „Objawienie św. Jana”. Jak jednak zrozumieć przesłanie Apokalipsy, skoro tyle w niej symboli i obrazów? Pierwszym i najważniejszym kluczem do zrozumienia księgi Apokalipsy jest gruntowna znajomość Biblii hebrajskiej. Kiedy bowiem ap. Paweł pisał: „Całe Pismo przez Boga jest natchnione” (2 Tm 3. 16), miał na uwadze właśnie pisma tzw. Starego Testamentu. Innymi słowy, chcąc zrozumieć księgę Apokalipsy, należy najpierw dobrze poznać całą Biblię, a następnie studiować Apokalipsę, ale
do ksiąg prorockich Starego Testamentu. Można zatem powiedzieć, że Apokalipsa niejako streszcza w sobie całą Biblię hebrajską. Dlatego też, jeśli chcemy zrozumieć Apokalipsę, nie wystarczy pobieżne zapoznanie się z treścią Biblii. Należy bowiem dogłębnie zaznajomić się z całym Pismem Świętym i zamieszczonymi odnośnikami. Krótko mówiąc, Pismo najlepiej wykładać samym Pismem. Ponadto należy również uwzględnić kontekst kulturowy i historyczny, w jakim księga Apokalipsy powstała. Po drugie – ap. Paweł napisał, że do duchowych rzeczy należy przykładać duchową miarę (1 Kor 2. 13). Do tego jednak nieodzowna jest żywa wiara i więź z Bogiem. Księga
21
ta nie została bowiem napisana dla niewierzących, lecz – w myśl pierwszego wersetu – skierowana jest do wszystkich sług Bożych (1. 1). Księga Daniela nazywa ich roztropnymi, dodając, że tylko „roztropni będą mieli poznanie” (12. 10). Również według Ewangelii Jana, tylko duchowo odrodzeni mogą mieć wejrzenie w duchowe sprawy (J 3. 3–7). Oczywiście owo duchowe rozsądzanie i duchowa wymowa danego tekstu nie oznaczają wcale, że jeżeli czytamy na przykład o powtórnym przyjściu Chrystusa, to należy je rozumieć wyłącznie w duchowym sensie. Dlaczego? Ponieważ wielokrotnie czytamy, że ma to być największe wydarzenie w dziejach ludzkości, które po prostu nie umknie niczyjej uwagi (Mt 24. 23–31; Dz. 1. 11; Ap 1. 7). Podobnie też, kiedy czytamy o 144 tysiącach opieczętowanych ze wszystkich pokoleń izraelskich, nie należy tego fragmentu tłumaczyć wyłącznie w sposób duchowy (chyba tylko liczbę) i dowodzić, że obraz ten dotyczy Kościoła, ponieważ cały kontekst wyraźnie wskazuje na wybranych z narodu żydowskiego. Również apokaliptyczny obraz bestii (zwierzęcia) ma podwójną wymowę (Ap 13). Z jednej strony przedstawia on naturę typową dla krwiożerczej bestii, ale z drugiej – według Księgi Daniela – zwierzęta symbolizowały konkretne mocarstwa. Czytamy tam, że „czwarte zwierzę oznacza czwarte królestwo na ziemi” (Dn 7. 23), czyli Imperium Rzymskie. Po trzecie – aby w miarę poprawnie zrozumieć przesłanie Apokalipsy, należy również uwzględnić, że księga ta mówi o tym, „co [Jan] widział i co jest, i co się stanie potem” (Ap 1. 19). Co to znaczy? To mianowicie, że nie można wyjaśniać tej księgi, odnosząc jej treść wyłącznie do czasów współczesnych autorowi. Nie można jej też interpretować według poglądu futurystycznego, który – poza pierwszymi rozdziałami – koncentruje się głównie na przyjściu Chrystusa i końcu świata. Najodpowiedniejsza jest interpretacja łącząca poglądy wyżej opisane z uwzględnieniem interpretacji historycznej, która zakłada, że wybrane wizje obrazują wydarzenia epokowe i zarys historii chrześcijaństwa oraz postępującego odstępstwa od „wiary, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3). Poza tym jeśli nawet nie stracimy z oczu tych wszystkich aspektów, to i tak należy pamiętać, że są pewne rzeczy, o których wie tylko Bóg. Warto też pamiętać, że pewne wizje i zapowiedzi prorocze staną się zrozumiałe dopiero w momencie ich wypełnienia. Tego nauczał Chrystus. Czytamy: „Teraz powiedziałem wam, zanim się to stanie, abyście uwierzyli, gdy się to stanie” (J 14. 29). Z drugiej strony, nawet przy minimalnej znajomości Apokalipsy, księga ta może być prawdziwym błogosławieństwem dla każdego, kto uważnie ją czyta i zachowuje to, co w niej jest napisane (Ap 1. 3). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (26)
Niszczenie Litwy Stosunki polsko-litewskie od początku nie były łatwe. Wielu Polaków brało udział w krzyżackich wyprawach na Litwę i Żmudź. „Polski imperializm zawsze rzucał cień na stosunki z Litwą” – napisał w dzienniku „Lietuvos Rytas” prof. Alfredas Bumblauskas, litewski historyk, znawca problematyki polsko-litewskiej. W publikacji pt. „Pyszałkowatość Polaków – historyczne brzemię dla Litwinów” – stwierdził, że „stosunki polsko-litewskie zawsze charakteryzowały się wielkomocarstwowością Polaków. Przykładem tego jest zarówno unia lubelska z 1569 roku, jak i Konstytucja 3 maja z 1791 roku”. Sięgając do samych początków, stwierdzić trzeba, że rzeczywiście stosunki polsko-litewskie do łatwych nie należały. Państwo litewskie powstało w XIII w., a w XIV było już silnym krajem feudalnym. Metryka walk Polaków z Litwinami sięga okresu rozbicia dzielnicowego, gdy państwo zjednoczone przez księcia, a następnie króla Mendoga (lit. Mindaugas) wdało się w pierwsze zatargi z książętami piastowskimi. Mendog, który najpierw przyjął chrześcijaństwo, a następnie powrócił do wiary przodków, wsparł Żmudzinów, Prusów i innych Bałtów w walce z Krzyżakami i ich sojusznikami. Dochodziło z tego powodu do zatargów i potyczek polsko-litewskich,
K
głównie na terenach przygranicznych. W wyniku wypraw litewskich na ziemie polskie śmierć poniósł m.in. książę mazowiecki Ziemowit I, sojusznik krzyżacki (1262 r.), a przeszło 30 lat później Kazimierz II łęczycki (1294 r.). Walki polsko-litewskie trwały również za panowania Władysława Łokietka, chociaż wtedy złagodzone zawartym w 1325 roku przymierzem – pierwszym w dziejach obu państw. Jego podstawą stało się małżeństwo polskiego królewicza Kazimierza z litewską księżniczką Aldoną, córką Gedymina. Łokietek szukał sprzymierzeńców w starciu z zakonem krzyżackim, zaś sojusznikiem w walce z tym samym wrogiem wydawała się właśnie Litwa – napadana i pustoszona przez wojska komturów krzyżackich. Sojusz zaowocował wspólnymi działaniami, ale wobec oskarżenia Łokietka o sprzymierzanie się z poganami książę polski podjął decyzję o jego zerwaniu. Od kiedy całe Prusy znalazły się pod panowaniem zakonu, Krzyżacy skupili swoje wysiłki na zagarnięciu w pierwszej kolejności Żmudzi,
ościół katolicki prowadzi dwu znaczną, niemoralną grę o wpły wy. Usprawiedliwia zbrodnię i przemoc. Na targowisku zaszczytów wyprzedaje swoją ewangelię. Jako były katolik i mieszkaniec Śląska znam tygodnik „Gość Niedzielny” od dzieciństwa. Był to za czasów PRL-u normalny tygodnik katolicki, owszem – konserwatywny jak cała niemal polska ekspozytura Watykanu, ale nienapastliwy i zachowujący pewne granice przyzwoitości. Jednak od pewnego czasu, zwłaszcza pod przywództwem księdza redaktora Gancarczyka, stał się agresywnym, prawicowym brukowcem, szerzącym nietolerancję, skrajny konserwatyzm i fundamentalizm rynkowy. To w „Gościu Niedzielnym” w niewybredny sposób zaatakowano Alicję Tysiąc, zaś o Obamie publikowano kuriozalne teksty zaczerpnięte z rynsztoka skrajnej amerykańskiej prawicy. Oto XXI wiek w katolickiej Polsce – zamiast Ewangelii serwuje się skrajnie upolitycznioną i napastliwą retorykę ubraną w pseudoreligijny kostium. Wszystko to jest zresztą zamknięte w bardzo profesjonalnej i nowoczesnej graficznie oprawie. W ostatnich numerach tego tygodnika pojawiły się teksty mówiące o powiązaniach Kościoła ze środowiskami militarnymi oraz przestępczymi. Chodzi o dwa wywiady – jeden z polskim księdzem pracującym na południu Włoch,
a następnie Litwy. W tym celu, zakon krzyżacki, ściśle współdziałając z Zakonem Kawalerów Mieczowych w Inflantach, doprowadził do podjęcia wielkiej akcji propagandowej w Europie, na którą odpowiedziało również rycerstwo z Polski i wielonarodowego już wówczas Śląska. Rezultatem tej akcji były niszczące i brutalne wyprawy na ziemie pogan – notabene szczyt marzeń niejednego polskiego i zachodnioeuropejskiego rycerza. Ze Śląska zimą 1321 r. wyruszyła armia pod przywództwem braci: Bernarda Świdnickiego i Bolka II Ziębickiego. Wiadomo, że hufiec śląski, liczący ponad setkę zbrojnych, wyruszył ze Świdnicy po 3 grudnia, po połączeniu się z siłami czeskich krzyżowców. Po ich przybyciu do Królewca wielki mistrz krzyżacki zarządził wymarsz na Żmudź.
a drugi – z biskupem polowym Wojska Polskiego. Wywiad pierwszy, poświęcony m.in. mafii, nie jest bynajmniej demaskatorski. Ksiądz z Kalabrii gorszy się tam przestępcami i chwali się własną odwagą w ich piętnowaniu, ale spomiędzy wierszy wyziera dosyć przerażający obrazek lokalnego Kościoła, powiązanego
Wojska krzyżowców wkroczyły na terytorium Wejuki, Rosienia i Ejragoły, niszcząc litewskie osady i mordując ich obrońców. Kolejnego dnia wyprawy krzyżowcy oblegli Pisten nad Niemnem i choć gród odparł atak, Litwini podjęli rokowania i oddali gród, uznając władzę zakonu krzyżackiego w zamian za darowanie życia jego obrońcom. Nowa eskapada z udziałem Dolnoślązaków nastąpiła na przełomie 1328 i 1329 r. Wyprawę poprowadził Jan Luksemburski, który szukał poparcia papieża dla swej polityki. We Wrocławiu krzyżowcy wzmocnieni zostali pocztami książąt śląskich. Poza nazwiskiem Bolka Niemodlińskiego źródła nie podają, jacy to byli książęta. Wiadomo, że krzyżowcy udali się najpierw do Królewca, a następnie na Litwę, gdzie zdobyli szereg grodów, a cztery doszczętnie zniszczyli. Podczas oblężenia Krzyżacy po raz pierwszy wypróbowali armaty na proch strzelniczy. W 1337 r. w kolejnej niszczącej wyprawie uczestniczył książę Wacław, syn Bolesława III brzesko-legnickiego. Za panowania Kazimierza Wielkiego i w czasach Ludwika Andegaweńskiego stosunki polsko-krzyżackie były poprawne.
właściwie jest Kościół, że wydał z siebie tak odrażającą organizację? Przecież na południu Włoch wszystko było i jest katolickie, więc nie da się zwalić winy na zgubne wpływy komunistów, ateistów i liberałów. Nikt Kościołowi tej parszywej, zakapiorskiej mordy nie dorobił – sam ją sobie ukształtował.
ŻYCIE PO RELIGII
Najemnicy Pana? z jedną z najokrutniejszych tajnych organizacji świata. Zresztą mówienie o powiązaniach jest nieścisłe – tam Kościół jest mafią, a mafia jest Kościołem. Panowie z mafii wysiadują w świątyniach w honorowych ławkach, zapraszają duchownych na rodzinne obiadki, a narady – dla bezpieczeństwa – organizują w sanktuariach maryjnych. Ci wielokrotni zabójcy i oszuści są oczywiście ochrzczeni, bierzmowani, mają kościelne śluby. A księża? Cóż – milczą, a często także czynnie pomagają mafiosom… Przenoszą na przykład więzienne grypsy (niedawno jeden z księży wpadł na wynoszeniu z więzienia grypsu z rozkazem zabójstwa świadka). Bo tacy są niby naiwni i prostoduszni. Rodzi się podstawowe pytanie: czym
Tydzień później czytam w „GN” wywiad z biskupem wojskowym Józefem Guzdkiem. Pada pytanie, czy duchowny zgodziłby się na obecność kapelanów na wojnie, w której Polska wystąpiłaby w roli agresora. Guzdek nazywa taką sytuację „dramatem”, ale bez wahania dodaje, że księża są żołnierzom absolutnie potrzebni, zwłaszcza wtedy, gdy przeżywają oni konflikt sumienia: „Żołnierz wykonujący rozkazy ma prawo do posługi kapłana”. Z kontekstu wynika, że mogą to być także rozkazy budzące moralne wątpliwości. Bardzo jestem ciekaw, na czym polega funkcja duchownego, w sytuacji gdy trzeba wykonywać rozkazy wątpliwe etycznie. Reguła jest taka, że państwa chętnie opłacają kapelanów – m.in.
Wielu Polaków traktowało wtedy zakon bardzo przychylnie. Nie można natomiast powiedzieć tego o stosunkach Polski z Litwą, bo oba państwa toczyły długotrwałą wojnę o Ruś Halicko-Włodzimierską. W latach 70. XIV w. wielu Polaków uczestniczyło w krzyżackich najazdach na pogańskich Litwinów. Ramię w ramię, „dla chwały Boga i honoru rycerskiego”, u boku Krzyżaków walczyli rycerze ze Śląska, z Mazowsza, Wielkopolski, a nawet Małopolski. Do jednej z wypraw przyłączył się hufiec duces de Polonia, a księciem tym był prawdopodobnie Władysław Opolczyk – po śmierci Kazimierza Wielkiego wielkorządca Rusi Halickiej i namiestnik królestwa polskiego. Wskazuje na niego list Innocentego IV z 1355 roku, w którym papież zachęcał księcia polskiego do podjęcia misji chrystianizacyjnej na Litwie. W następnym napadzie, zorganizowanym przez Krzyżaków w 1372 r., udział wziął książę brzeski i legnicki Ludwik I. Chrześcijańska ekspedycja zniszczyła szereg grodów na Żmudzi. W późniejszych napadach krzyżackich Polacy w zasadzie nie uczestniczyli. Unia polsko-litewska zawarta w 1385 r. w Krewie i koronacja na króla polskiego Władysława Jagiełły zbliżyła oba narody. O ile dla Litwinów połączenie sił z Polską w walce z Krzyżakami było podstawowym argumentem na rzecz unii, o tyle dla Polaków była nim chęć podzielenia się z Litwą wpływami na ziemiach ruskich. Wkrótce też część panów polskich wraz z królową Jadwigą zorganizowała zbrojną wyprawę na Ruś Halicką i usunęła z niej starostów węgierskich. ARTUR CECUŁA
po to, aby likwidowali poczucie winy u posłusznych żołnierzy. Czyli żeby czynili ich jeszcze skuteczniejszymi narzędziami w rękach dowódców. Jest to zapewne zgodne z państwową racją stanu, a w każdym razie zgodne z interesem danego rządu, ale co to, u licha, ma wspólnego z Ewangelią, której strażnikami są rzekomo duchowni chrześcijańscy? Nie jestem wrogiem wojska, bo uważam, że w obecnych czasach jest ono zapewne potrzebne, ale jestem wrogiem hipokryzji, która z jednej strony głosi nadstawianie drugiego policzka, rzekomą polityczną neutralność i umiłowanie pokoju, a chętnie biegnie do błogosławienia karabinów i armat. I biegnie tam za pieniądze, chętnie przyjmuje stopnie oficerskie wraz z uposażeniami, dla pazerności rezygnując z dystansu wobec państwa i jego polityki. To Kościół twierdzi, że jest naśladowcą Chrystusa, więc niech trzyma się jego nauk, zamiast prostytuować się z politykami. Nie jest to zresztą problem wyłącznie katolicki. Przecież w armii USA, która niemal co roku angażuje się w dwuznaczne moralnie przedsięwzięcia (w tym torturowanie więźniów), służą tłumy kapelanów – także ewangelickich, choć oni, głosząc „nowe narodzenie” i miłość, mają się za jedynych prawdziwych chrześcijan. I pomyśleć, że w pierwszych pokoleniach chrześcijan za zaciągnięcie się do wojska groziła ekskomunika… MAREK KRAK
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
B
liższy wgląd w pontyfikat Leona XIII nie pozwala dostrzec w nim żadnego otwarcia się, a jedynie pewne drobne kalkulacje polityczne: trzeba było porzucić sprawę dla Kościoła i możnowładców przegraną – feudalizm. Papiestwo nie mogło ciągle nie zauważać, że feudalizm ostatecznie upadł i czas się przeorientować. „Rozwój wydarzeń nie przebiegał po myśli Watykanu. Szczególnie niepokojące były doświadczenia Komuny Paryskiej 1871 r. Zdrowy rozsądek polityczny, nakazujący unikać pozycji straconych, zmuszał Kościół do zrezygnowania z antyburżuazyjnych i antykapitalistycznych demonstracji.
postawione przez socjalną demokrację, nie jest usprawiedliwione i musi być odrzucone”. I jeszcze: „Tak krótki czas pracy, jakiego domagają się socjaliści, często mógłby się stać szkodliwy dla życia rodzinnego i dobra robotników: czasu bowiem wolnego od pracy mogliby oni używać na hulanki i marnotrawstwo”. Przeto, zgodnie z „Rerum Novarum” Leona XIII, „wobec rozpasanej chciwości bardzo potrzeba utrzymywać masy w karbach obowiązku”. „Socjalni demokraci – pisze z oburzeniem jezuita – żądają nieprzerwanego odpoczynku przez 36 godzin”. I zaraz czytamy niezbity dowód niesłuszności tego żądania: „Że to żądanie niczym nie da się uzasadnić, na to nie trzeba długich dowodów”.
OKIEM SCEPTYKA koncepcji suwerenności ludu, którą zdecydowanie odrzucał: „Wielu współczesnych, idąc śladem tych, którzy w zeszłym wieku przybrali miano filozofów, twierdzi, iż wszelka władza pochodzi od ludu (...). W tym miejscu katolicy rozchodzą się z tymi nowymi nauczycielami, gdyż prawa do rządzenia szukają w Bogu i uważają, że prawo to pochodzi od Niego” („Libertas praestantissimum”, 1888). Początkowo przychylny był nawet dla idei demokracji chrześcijańskiej, z czasem jednak wycofał swoje poparcie. Niemniej nie można tej koncepcji utożsamiać z demokracją w potocznym tego słowa znaczeniu, bowiem – jak zaznacza papież – „demokracja chrześcijańska przez to właśnie,
socjalizm, nihilizm – rzeczy potworne, które oznaczają omalże zagładę cywilizowanego społeczeństwa”. Papież utrzymuje, iż jakkolwiek rozwinęłaby się forma rządu w przyszłości, nie do pomyślenia jest, aby mogły być zniesione różnice stanowe, bowiem „zawsze wśród obywateli znajdzie się różnica stanów, bez której społeczeństwo ani istnieć, ani nawet być pomyślane nie może” („Rerum novarum”). Była to konstrukcja mistyfikująca rzeczywistość. Polegała też na tym, że papież identyfikował podział klasowy z naturalnymi różnicami w uzdolnieniach ludzkich, ich zdrowiu i zainteresowaniach. Wyciągał stąd wniosek, że na przykład posiadacze dlatego są
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (32)
Watykańskie roztopy Pontyfikat Leona XIII wiązany jest z tzw. pierwszym aggiornamento, czyli przejawem odwilży żelaznego i dogmatycznego reżimu papieskiego, pewnego otwarcia się na zmieniający się świat (drugim był Sobór Watykański II). Papiestwo dokonało więc zwrotu w kierunku zaaprobowania prokapitalistycznych przemian” (Olszewski, Zmierczak). Z drugiej jednak strony kapitalizm pchał masy ludowe do ideologii socjalistycznej, co nie mogło być absolutnie zaakceptowane z uwagi na wpisany w nią antyklerykalizm. Tak więc za akceptacją nowego porządku nie mogło iść jednocześnie opowiedzenie się po stronie liberalno-kapitalistycznej. Leszek Kołakowski encyklikę „Rerum nova rum” podsumował w ten sposób: „Jej istotną treścią jest stwierdzenie, że wobec nieszczęść, jakie niesie ze sobą walka klasowa, należy spowodować, aby klasa robotnicza uznała nienaruszalność własności prywatnej, przejęła się zasadą nieuchronnej nierówności społecznej i posłuchu dla władzy, uwierzyła w znikomość dóbr ziemskich, konieczność cierpienia, po czym w braterskiej miłości pojednała się z kapitalistami, którzy obiecają jej w zamian »godziwe płace« i litościwą jałmużnę” (Szkice o filozofii katolickiej). „Bóg nie stworzył nas dla szczęścia błahego i znikomego – pisze papież w „Rerum novarum”. – Czy posiadasz lub nie posiadasz bogactwa i to, co na ziemi uchodzi za dobro, to rzecz dla szczęśliwości wiecznej obojętna. Szczęścia doskonałego niepodobna w tym życiu osiągnąć, dlatego obecny cel życia polega na tym, aby człowiek, podporządkowując należycie swoje czynności celowi ostatecznemu, przygotował się do życia przyszłego”. Jezuita T. Biederlak wyjaśniał to wówczas tak: „Żądanie powszechnego ośmiogodzinnego czasu pracy,
W ten sposób pierwsza część sprawy została załatwiona. Dalej czytamy, że „według przykazania kościelnego, opierającego się na prawie Bożym, spoczynek niedzielny winien trwać przez 24 godziny”. Ale fabrykantowi może to być nie na rękę. I oto pewne ograniczenie „prawa Bożego”: „Jeśli nie można przerwać pracy bez względnie wielkiej szkody lub utraty nadzwyczajnego zysku, wówczas przykazanie kościelne pozwala na pracę niedzielną; ale i w takim wypadku robotnicy muszą mieć sposobność wysłuchania mszy świętej”. A więc z zasady odpoczynku pozostała godzina na wysłuchanie mszy raz na tydzień! Przypuśćmy jednak, że fabrykant widzi „nadzwyczajny zysk” również w tym, aby robotnicy nie opuszczali nawet godziny na niedzielną mszę. Wtedy mamy następną regułę „prawa Bożego”: „To przykazanie kościelne tylko wtedy przestałoby obowiązywać i co do tego drugiego punktu, gdyby praca była tak nagląca, że nawet na czas potrzebny do wysłuchania mszy św. nie można by zwolnić robotników bez znacznej szkody pracodawcy albo utraty nadzwyczajnego zysku”. Kołakowski w swoich „Szkicach o filozofii katolickiej” podsumowuje to tak: „Niepodobna zaiste wyobrazić sobie, czego jeszcze mógłby żądać najwytrawniejszy dozorca niewolników!”. Poza sprzeciwem wobec liberalizmu i socjalizmu, papież wojował również z demokracją, choć już mniej zdecydowanie aniżeli jego poprzednicy. Wskazał, że kościelne potępienie demokracji nie dotyczy wszystkich jej elementów, lecz przede wszystkim
Dosyć już nasłuchał się tłum o tym, co się zwie „prawami człowieka”, niechże usłyszy kiedyś o prawach Boga (Leon XIII, Encyklika „Tamesti futura”, 1900)
że się chrześcijańską zowie, winna, jakby na fundamencie, oprzeć się na zasadach ustanowionych przez wiarę boską, tak mając na względzie pożytek słabych, by doskonalić należycie dusze, do rzeczy wiecznych stworzone. Dlatego nic nie ma dla niej świętszego nad sprawiedliwość; każe ona, by prawo posiadania pozostało nietkniętym; chroni nierówności stanów (...). Stąd jasnym jest, że nie ma żadnego związku między demokracją socjalną i demokracją chrześcijańską” („Graves de communi”, 1901). W encyklice „Diuturnum Illud” z 29 czerwca 1881 pisał: „Z tej herezji [chodzi o protestantyzm – przyp. aut.] wywodzi się owa, w ubiegłym wieku zrodzona, fałszywa filozofia i owo prawo, zwane nowym, owa żądza panowania ludu i ta nieokiełznana swoboda, nazywana przez wielu ludzi wolnością. Stąd zrodziły się owe najnowsze zarazy: komunizm,
posiadaczami, bo górują nad resztą społeczeństwa cnotą, są lepsi i rozumniejsi, a ubóstwo jest rezultatem niedostatków moralnych. Dlatego też „niepodobna, aby w społeczeństwie wszyscy byli równi, aby najniżsi równali się we wszystkim z najwyższymi. Nie sposób walczyć z naturą rzeczy” (Olszewski, Zmierczak). „Okazuje się zatem – podsumowuje papieską naukę Kołakowski – że podział na ludzi posiadających środki produkcji i ludzi środków tych nie posiadających jest po prostu podziałem na mądrych i głupich, a w konsekwencji – na godnych szacunku i tępe bydło”. Warto jednak na marginesie zauważyć, że w krytyce walki klas popełnił papież fatalną nieostrożność, bo... zakwestionował prawdziwość Pisma Świętego, pisząc: „Główny błąd tkwi w tym mylnym zapatrywaniu, że dwa różne stany (bogatych i biednych)
23
z natury są sobie wrogie. (...) jest to wręcz przeciwne rozumowi i prawdzie”. Tymczasem Biblia (i to jej kanon katolicki!) z nie mniejszą powagą, jakby specjalnie dla Leona XIII, powiada: „Jakiż pokój być może między hieną a psem i jakiż pokój być może między bogatym a ubogim? Dziki osioł na pustyni jest żerem dla lwów, a biedni są łupem dla bogatego. Jak obrzydliwością jest dla pysznego pokora, tak obmierzłym dla bogatego jest biedny. Kiedy bogaty się potknie, przyjaciele go podeprą, kiedy biedny upadnie, odepchną go nawet przyjaciele. Gdy bogaty wpadnie w nieszczęście, wielu ma takich, którzy mu pomogą, gdy wstrętnie mówić będzie, jeszcze uniewinniać go będą. Gdy natomiast biedny w nieszczęście wpadnie, będą go ganili, a gdy mówić będzie mądrze, nie znajdzie uznania” (Syr 13. 18 n.; BT). Centralny punkt teologii politycznej Leona XIII stanowił zawsze „książę”, którego obowiązkiem było formowanie społeczeństwa i dbałość o jego cnoty, obywatele zaś traktowani byli przede wszystkim jako „poddani”. „(...) ponad wszelką wątpliwość ulega wpływowi absolutystycznej tradycji XVI i XVII wieku. Zresztą zarówno na swe usposobienie, jak i formację intelektualną jest przeciwieństwem demokraty”. Pomimo więc pewnych kompromisów papieża z państwami demokratycznymi (np. w Belgii), błędem jednak byłoby uznanie, że Leon XIII odcinał się od swego poprzednika. Charakterystyczne jest zwłaszcza to, że „wielokrotnie i przy różnych okazjach powoływał się na »Syllabusa«. (...) w różnych okolicznościach potwierdzał zasadniczą treść nauki Piusa IX o społeczeństwie chrześcijańskim”. W sprawach etycznych Leon był ortodoksem. „(...) nigdy nie wolno domagać się, bronić albo przyznawać wolności myśli, wolności prasy, wolności nauczania, ani też nie różnicującej wolności religii, jak gdyby wszystko to były prawa, dane człowiekowi od natury” – pisał. W encyklice „Immortale Dei” powiada: „(...) wolność myślenia i wolność prasy, żadnego nie znajdująca wędzidła, nie jest istotnym dobrodziejstwem, którym by się cieszyć miało społeczeństwo, lecz to jest źródło wielkiego zła (multorum malorum fons et origo)”. Pochwalał również karę śmierci: „Kościół uważa, że kara śmierci jest szybkim i skutecznym środkiem do osiągnięcia celu, kiedy występują przeciw niemu buntownicy lub siewcy niezgody, zwłaszcza niepoprawni heretycy, których nie da się powstrzymać groźbą jakiejkolwiek kary przed mąceniem porządku kościelnego i podżegania innych do wszelkiego rodzaju przestępstw” („Institutiones Juris Ecclesiastici Publici”). Więcej w tym pontyfikacie było prób konserwowania średniowiecza aniżeli realnego otwarcia na nowy świat, dlatego określenie pierwsze aggiornamento jest rzeczywistością urojoną. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
N
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
erki to kolejne po wątrobie filtry, które mają usuwać z organizmu toksyny i niepożądane produkty przemiany materii. Ich zanieczyszczenie sygnalizują takie zewnętrzne objawy jak pojawienie się worków pod oczami oraz białe kropki na paznokciach. Przyczyn nieprawidłowej pracy nerek należy szukać w nagromadzeniu śluzu, z którego powstają kamienie, w rozszerzeniu nerek od nadmiaru spożycia płynów lub w zwężeniu nerek od nadmiaru spożywania soli, mięsa, pieczywa, słodyczy, produktów mącznych i rafinowanych. Jeśli pod oczami pojawiają się worki, świadczy to o nadmiarze płynów i złogów tłuszczu w nerkach. Jeżeli przy dotyku worek jest miękki, to znaczy, że spożywamy duże ilości płynów, natomiast twardy worek świadczy o nadmiarze w diecie tłustych produktów mlecznych (np. żółtego sera), tłustego mięsa oraz słodyczy. Jeśli dodatkowo powieki są zaczerwienione, to znaczy, że tworzą się kamienie. Przy prawidłowej pracy nerek człowiek powinien oddawać mocz 3–4 razy dziennie. Jeśli oddajemy go częściej, to musimy zmniejszyć ilość spożywanych płynów. Kolor moczu powinien mieć barwę jasnego piwa. Jeśli jest bardzo jasny, należy spożywać więcej soli, a jeśli ciemny, to spożycie soli należy zmniejszyć. Przedstawiam dwa warianty oczyszczania nerek. Można stosować dowolny z nich lub stosować je wymiennie. Wariant 1 Dobry wynik daje oczyszczanie nerek za pomocą mieszanki świeżo przygotowanych soków z marchwi, selera i korzenia pietruszki w proporcji 9:5:2. W ciągu dnia należy 3–4 razy pić (przed jedzeniem) 1/2 szklanki takiej mieszanki. Czas trwania kuracji – do 2 tygodni. W pierwszym roku co 3 miesiące kurację należy powtarzać, a później wystarczy już przeprowadzanie jej raz do roku. Wariant 2 Dla rozpuszczenia i rozdrobnienia wszystkich kamieni w organizmie do wielkości ziarna piasku konieczny jest napar z owoców dzikiej róży. Dwie łyżki stołowe owoców dzikiej róży zalewamy 200 ml wody, gotujemy przez piętnaście minut, a następnie studzimy. Po tym przecedzamy i pijemy po 1/3 szklanki trzy razy dziennie. Czas trwania tego oczyszczania to dwa tygodnie. Co 3 miesiące należy powtarzać całą kurację. Sok z korzenia pietruszki to bardzo skuteczny środek przy schorzeniach układu moczowego-płciowego i kamieniach w nerkach (szczególnie wtedy, gdy w moczu znajduje się białko lub gdy w nerkach jest infekcja). Jest to jeden z płynów najsilniej działających, dlatego też należy go spożywać oddzielnie w czystej postaci, w ilości 30–50 g.
Do czyśćca! Tydzień temu opisałem jeden z łatwiejszych i skuteczniejszych sposobów na oczyszczenie wątroby. Ci, którzy już to zrobili, powinni iść za ciosem i oczyścić inne kluczowe organy. Oczyszczenie całego ustroju to przepis na świetne samopoczucie i życie bez dolegliwości. Po wydaleniu kamieni z nerek należy zmienić sposób odżywiania, ponieważ kamienie są skutkiem nadmiaru kwasu moczowego i jego soli, które z jakichś przyczyn (np. zaburzenia w przemianie materii, dziedziczność) nie są wydalane z organizmu. Należy wyeliminować z jadłospisu produkty zawierające dużo białka, szczególnie wątrobę, smażone i wędzone mięso, ryby solone, buliony mięsne itp., a spożywać więcej sałatek, surówek, owoców i codziennie pić wyciśnięte świeże soki. Należy też umiarkowanie solić potrawy i unikać słodyczy, które zaburzają pracę nerek. Godne polecenia są też niektóre gotowe naturalne preparaty. Jeśli mamy stan zapalny nerek, godny polecenia jest preparat Urisan z Finclub w cenie 122 zł. Dobrymi środkami są również preparaty wywodzące się z medycyny chińskiej: Shen Yan Siwei Pian i Nan Bao Jiaonan – dla mężczyzn. Nie powinniśmy jednak oczyszczania naszego organizmu zakończyć na nerkach. Bardzo ważne są także kości i stawy. Podstawową przyczyną ich zanieczyszczenia jest spożywanie nadmiernych ilości posiłków. Niestrawiony pokarm gnije, tworząc toksyny, które osadzają się m.in. w stawach. Przez długie lata nieprawidłowego i zbyt obfitego odżywiania nagromadzony w organizmie kwas szczawiowy ogranicza ruchomość naszych stawów. Tracą one elastyczność i zaczynamy odczuwać bóle. Z początku odczuwamy bóle w stopach, kolanach, w stawach biodrowych. Toksyny odkładają się, zaczynając od dolnych partii naszego ciała, zanieczyszczając stawy wzdłuż kręgosłupa do ramion, szyi, barków i palców rąk. Niezależnie od tego, ile kto ma lat, zanieczyszczenie organizmu może być jedną z podstawowych przyczyn zesztywnienia i bólu stawów. Oczyszczanie stawów można przeprowadzić przez kolejne trzy dni, a potrzeba do tego 15 g liści laurowych. Podczas kuracji w miarę wydalania soli i piasku mocz może zmieniać barwę od zielonego do jasnoczerwonego. To normalne zjawisko. Po 7 dniach kurację oczyszczenia należy powtórzyć: Pierwszego dnia 5 g liści laurowych drobno kruszymy, wrzucamy do 300 ml wrzątku i gotujemy na
małym ogniu 5 minut. Następnie wywar wlewamy do termosu i odstawiamy na 5 godzin. Później płyn przecedzamy, przelewamy do naczynia i pijemy małymi łykami co 15–20 minut w ciągu 12 godzin. UWAGA! Całego naparu od razu pić nie wolno, ponieważ można spowodować krwotok wewnętrzny! Drugi i trzeci dzień powinny wyglądać tak samo jak pierwszy. W trakcie kuracji najlepiej nie spożywać produktów białkowych (mięsa, jaj, mleka, żółtego sera, twarogu itp.). Oczyszczenie limfy i krwi jest kolejnym krokiem do rewitalizacji naszego organizmu. Kurację tę należy przeprowadzić, gdy zaczyna się epidemia infekcji bakteryjnych. Bez stosowania antybiotyków można szybko i skutecznie zniszczyć infekcję w organizmie, a oprócz tego oczyścić układ limfatyczny i krwionośny, a także uzupełnić zapasy naturalnej witaminy C, której niedobór stwierdza się u każdego człowieka, szczególnie palącego (każdy wypalony papieros niszczy w organizmie 25 mg witaminy C).
Kurację przeprowadza się przez 3 dni. W ciągu dnia trzeba wypić 2 litry świeżej mieszanki soków. Skład mieszanki na jeden dzień (soki muszą być świeżo wyciśnięte) to 900 g soku z grejpfrutów + 900 g soku z pomarańczy + 200 g soku z cytryny + 200 g wody destylowanej – razem 2 litry. Rano na czczo należy wypić 1 łyżkę stołową gorzkiej soli rozpuszczonej w szklance ciepłej wody. Roztwór ten działa na zatrutą toksynami limfę jak magnes na opiłki żelaza. W efekcie wszystkie „odpady” zbierają się w jelitach i są wydalane w trakcie kilkakrotnego przeczyszczenia. Roztwór soli gorzkiej wymywa w ten sposób toksyny i odwadnia organizm. Żeby zrekompensować ubytek wody, pije się 2 litry mieszanki soków, które są szybko wchłaniane przez organizm. Po wypiciu roztworu gorzkiej soli należy się ciepło ubrać i co 30 minut pić mieszankę soków po 100 g, dopóki się ona nie skończy. Gdy pojawi się uczucie głodu, możemy jeść tylko pomarańcze lub grejpfruty. W czasie kuracji dochodzi do silnego pocenia się, ale to normalne zjawisko. Wraz z potem i moczem organizm pozbywa się toksyn. W ciągu kolejnych dwóch dni postępujemy identycznie. Kuracje powinno się stosować wczesną wiosną i późną jesienią przed rozpoczęciem epidemii górnych dróg oddechowych.
Tak jak większość naszych narządów naczynia krwionośne również wymagają profilaktycznych oczyszczeń. Dzięki takim zabiegom można w znacznym stopniu zahamować rozwój miażdżycy i powstawanie żylaków. Dzięki oczyszczeniu krwi można przeciwdziałać powstawaniu zakrzepów, a w rezultacie – uniknąć zawału serca. Podstawowym środkiem na oczyszczenie naczyń krwionośnych i krwi jest ocet jabłkowy. Można użyć do tego celu dobrej jakości octu jabłkowego ze sklepu, ale najlepiej jest zrobić go samemu. Ocet jabłkowy robimy z kwaśnych jabłek (antonówki, boikeny). 2 kg jabłek ze skórką płuczemy, przepuszczamy przez maszynkę lub ucieramy na nierdzewnej tarce. Miazgę umieszczamy w dużym słoju lub kamionkowym naczyniu i zalewamy ciepłą, przegotowaną wodą (5 litrów – najlepiej przefiltrowanej, mineralnej lub źródlanej), dodajemy ok. 2 szklanek cukru trzcinowego, odrobinę drożdży winnych lub piekarskich oraz sporą skórkę z razowego chleba. Całość przykrywamy lnianą lub bawełnianą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na 10–12 dni, od czasu do czasu mieszając drewnianą łyżką. Następnie ocet odcedzamy przez jałową gazę, filtrujemy i dodajemy jeszcze 10 łyżek cukru. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na 40 dni. Wówczas ocet przelewamy do butelek z ciemnego szkła i przechowujemy w chłodzie. Uwaga: nie zrażajmy się pojawiającą się na occie pianą i tym, że jest on mętny, bo taki właśnie ma być. Na początku kuracji przez 2 miesiące rano i wieczorem powinno się też jeść gotowaną cebulę, która bardzo dobrze oczyszcza naczynia krwionośne. Dwie średniej wielkości cebule wrzucamy na wrzątek do małego garnka lub kubka i gotujemy 25–30 min. Z ugotowanej cebuli musimy wyjąć środek, tzw. kiełek, ponieważ w cebuli i czosnku gromadzą się w nim toksyny (kiedy używamy tego typu warzyw gotowanych czy surowych zawsze powinniśmy go usunąć). Cebulę zjadamy na pusty żołądek. Ocet przyjmujemy trzy razy dziennie przed posiłkami w ilości jednej łyżki stołowej. Możemy go też rozcieńczyć w 1/2 szklanki letniej, przegotowanej wody. Oprócz octu jabłkowego i cebuli podstawowym środkiem medycznym leczącym naczynia krwionośne jest venoforton. Nalewkę tę można kupić w każdej aptece, ale nie powinno się jej mieszać z octem jabłkowym, tylko zażywać oddzielnie. Na etykiecie venofortonu napisano, że „jego skuteczność opiera się wyłącznie na długim okresie stosowania i doświadczeniu”, dlatego właśnie kuracja oczyszczania naczyń krwionośnych musi potrwać co najmniej kilka miesięcy. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Ku pokrzepieniu serc Dobrze. Ja wiem, że żaden za mnie Sienkiewicz, nawet nie Mniszkówna, Rodziewiczówna czy Courths-Mahlerowa… Ale ku pokrzepieniu piszę ten tekst, licząc, że choć cień uśmiechu i nadziei wywołam na buziach Szanownych Czytelników „Faktów i Mitów”. A bo i czasy niewesołe. Katastrofy, Smoleński, Katynie, obchody, rocznice, Prawdziwi Polacy oraz ci nieprawdziwi, czyli wszyscy inni inaczej myślący. Oni i my. My i oni… No i jeszcze jedna, moim zdaniem szczególnie przygnębiająca rocznica, która w narodowym jazgocie martyrologii jakoś tak nam umyka: 25 kwietnia, trzynaście lat temu, wszedł w życie konkordat – lenna umowa międzynarodowa poddająca Polskę władaniu obcego mocarstwa. Korespondencję dyplomatyczną, jaka wtedy biegła z Watykanu do Warszawy i z powrotem można streścić mniej więcej tak: List nr 1 „Ja, papież, żądam, aby natychmiast wszystkie Lachy i inna swołocz pomiędzy Odrą a Bugiem była mi poddana, biła pokłony i świadczyła daniny oraz kontrybucję na wieki wieków amen”.
List nr 2 „Ja, Aleksander Kwaśniewski”, z bożej łaski, a w zasadzie pożal się Boże prezydent Polski, odpowiadam, że oczywiście, jak najbardziej i w ogóle jest nam bardzo miło i nie mamy nic naprzeciwko”. ~ ~ ~ Ale nie zawsze i nie wszędzie tak bywało! Przedstawiam oto Państwu autentyczną wymianę korespondencji pomiędzy sułtanem osmańskim Mehmedem IV a Kozakami zaporoskimi. Czytając ją, spróbujmy sobie wyobrazić, że autorem listu numer jeden jest sułtan… Watykanu, czyli papież, a listu numer dwa – jakiś (miejmy nadzieję, że przyszły) prezydent Polski lub choćby Sejm RP. List sułtana: Ja, sułtan, syn Mehmeda, brat Słońca i Księżyca, wnuk i namiestnik Boga, Pan królestw Macedonii, Babilonu, Jerozolimy, Wielkiego i Małego Egiptu, Król nad Królami, Pan nad Panami, znamienity rycerz, niezwyciężony dowódca, niepokonany obrońca miasta Pańskiego, wypełniający wolę samego
Boga, nadzieja i uspokojenie dla muzułmanów, budzący przestrach, ale i wielki obrońca chrześcijan – nakazuję wam, zaporoskim Kozakom, poddać się mi dobrowolnie bez żadnego oporu i nie kazać mi się więcej waszymi napaściami przejmować. Odpowiedź Kozaków: Zaporoscy Kozacy do sułtana tureckiego!
umiesz gołą dupą jeża zabić. Twoje wojsko zjada czarcie gówno. Nie będziesz ty, sukinsynu, synów tej ziemi pod sobą mieć, walczyć będziemy z tobą ziemią i wodą, kurwa twoja mać. Kucharzu ty babiloński, kołodzieju macedoński, piwowarze jerozolimski, garbarzu aleksandryjski, świński pastuchu Wielkiego i Małego Egiptu, świnio armeńska, podolski
Ty, sułtanie, diable turecki, przeklętego diabła bracie i towarzyszu, samego Lucyfera sekretarzu. Jaki z ciebie, do diabła, rycerz, jeśli nie
złodziejaszku, kołczanie tatarski, kacie kamieniecki i błaźnie dla wszystkiego, co na ziemi i pod ziemią, szatańskiego węża potomku i chuju
25
zagięty. Świński ty ryju, kobyli zadzie, psie rzeźnika, niechrzczony łbie, kurwa twoja mać. O, tak ci Kozacy zaporoscy odpowiadają, plugawcze. Nie będziesz ty nawet naszych świń wypasać. Teraz kończymy, daty nie znamy, bo kalendarza nie mamy, miesiąc na niebie, a rok w księgach zapisany, a dzień u nas taki jak i u was, za co możecie w dupę pocałować nas! ~ ~ ~ Od razu baaaardzo przepraszam za język Kozaków, ale to wierny cytat i nie do pensjonarek oni tę epistołę pisali. A i sami pensjonarkami nie byli. Oj nie! A pisali gdzieś w okolicach roku 1680. Ukraińcy są tak dumni z tego zabytku swojej literatury, że każde dziecko zna go na wyrywki. Mało tego, słynny malarz Ilia Riepin (autor obrazu „Burłacy na Wołdze”) namalował w natchnieniu chwilę tworzenia przez Kozaków owego pisma „dyplomatycznego”. Zatem ku pokrzepieniu serc podstawmy sobie teraz w wyobraźni w miejsce ogorzałych kozackich gęb wypielęgnowane buziuńki naszych co odważniejszych polityków (mamy takich?) i przeczytajmy oba listy raz jeszcze. Tak jakby to była korespondencja polsko-watykańska. I jak Wam się to podoba? Mówiłem, że będzie ku pokrzepieniu…? MAREK SZENBORN
1 procent Twojego podatku pomoże chorym dzieciom
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja przejęła prowadzenie fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, która ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także biednym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego (możliwość odpisania wpłat w wysokości 1 procenta od podatku dochodowego, z podaniem numeru KRS: 0000274691) i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata” Zielona 15, 90-601 Łódź ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
UWAGA! EMERYCI I RENCIŚCI, którzy chcą przekazać 1 procent podatku na Fundację „FiM” „W CZŁOWIEKU WIDZIEĆ BRATA” wypełniają PIT 37. Należy go złożyć w urzędzie skarbowym. PIT 37 można otrzymać w urzędzie skarbowym ewentualnie pobrać z internetu ze strony Ministerstwa Finansów bądź urzędu skarbowego (http://www. urzad-skarbowy. pl/). Na dole arkusza PIT 40, który emeryci i renciści otrzymują pocztą, widnieje instrukcja, jak należy wypełnić PIT 37. W części „H” PIT 37 zatytułowanej „WNIOSEK O PRZEKAZANIE PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP) wpisujemy numer KRS fundacji „FiM”, a mianowicie: KRS 0000274691. Pamiętajmy o złożeniu podpisu w części „K”.
0000274691
26
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
RACJONALIŚCI
„R
ozmowa z księdzem” – znakomity wiersz Andrzeja Waligórskiego. I wielka szkoda, że ów rewelacyjny poeta zna już odpowiedzi na stawiane w nim pytania. Przedwcześnie.
Okienko z wierszem ...a jeśli istnieje niebo (bo może? Choć raczej wątpię) I jeśli w dniu mego pogrzebu Do tego nieba wstąpię (w co także wątpię raczej), I przyjdzie mi tam posiedzieć, To kogoż ja tam zobaczę? Bo wolałbym z góry wiedzieć, Czy spotkam na gwiezdnej połaci Wyłącznie aniołki białe, Czy którąś ze znanych postaci, Co ją za życia kochałem? Czy mi recepcja niebiańska Pokój przydzieli musem? Bo ja bym chciał, proszę państwa, Na przykład z panem Prusem Lub z panem Gary Cooperem Czy z Izaakiem Bablem, A tutaj mnie na kwaterę Z Kraszewskim wpakują nagle Albo mój jeden przyjaciel Do mego pokoju wlizie I znowu powie: – Wiesz, bracie, Poznałem o... taaaką cizię! A ja bym chciał porą wieczorną Mieć taką cudowną szansę Pogadać z Marilyn Monroe I z Anatolem France’em, I może ze swoim tatą, Bo znałem go bardzo mało... Hej, dużo dałbym za to, Żeby tak właśnie się stało, Ale się tam nie wybiorę, Bo jakby mnie kto ulokował Z Rabindranathem Tagore, Tobym natychmiast zwariował, Lub z Marią Konopnicką... Ta myśl sen z powiek mi spędza... Nie, wolę iść drogą laicką, Bardzo przepraszam księdza!
Teresa Jakubowska, przewodnicząca partii RACJA PL, zaprasza na otwarte spotkanie w Lublinie, w niedzielę 17.04.2011 roku o godz. 11.00, w sali SLD przy ul. Beliniaków 7. Następnie w tym samym miejscu odbędzie się zjazd wojewódzki członków partii RACJA PL. Informacje dodatkowe: tel. 504 715 111
K
ościół ustami arcybiskupa Gądeckiego wezwał wszystkich Polaków do przebaczenia. Tylko że sam nie zostawia w spokoju nie tylko swoich wrogów, ale nawet ofiar. W dniu obchodów 1 rocznicy katastrofy Smoleńskiej – 10 kwietnia 2011 r. – w archikatedrze Wojska Polskiego w Warszawie odbyło się nabożeństwo żałobne w intencji ofiar tej wielkiej tragedii. Uczestniczyli w nim przedstawiciele najwyższych władz państwowych RP, z prezydentem Bronisławem Komorowskim, marszałkami Sejmu i Senatu, premierem rządu RP, politykami, władzami Warszawy, rodzinami ofiar i mieszkańcami Warszawy oraz kilkudziesięcioma biskupami Kościoła rzymskokatolickiego.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Kościelne bunga bunga Odpowiedź na żałosne wypociny ks. Roberta Nęcka, zatytułowane bez sensu i związku z czymkolwiek „Eseldowskie bunga bunga” (rp. pl 09.03.2011), udzielona w stylu i poetyce autora, na bazie jego oryginalnego tekstu (w kolorze biskupiego fioletu). Warto wiedzieć, że Nęcek to nie niedouczony klecha, który nie wie, co pisze, ale doktor teologii, rzecznik prasowy Archidiecezji Krakowskiej, konsultor Rady ds. Środków Społecznego Przekazu Konferencji Episkopatu Polski, członek Rady Programowej Instytutu Dialogu Międzykulturowego im. Jana Pawła II w Krakowie. Ciekawe, czy jako adiunkt w Katedrze Teologii Moralnej Ogólnej Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie przekazuje studentom swoje umiłowanie bezczelnego manipulowania opinią publiczną. Czy za nasze pieniądze uczy ich mówienia tylko pół- i ćwierćprawd, przekręcania faktów, tendencyjnej interpretacji danych, obrażania przeciwników politycznych? Lekcję krętactwa najwyższej próby dał w „Rzeczpospolitej”. Poniżej dostaje odpowiedź. Znacznie łagodniejszą, niż zasłużył. Starym zwyczajem spadkobiercy dawnej PRL – katoliccy duchowni – w okresie nagłośnienia skandalicznych oszustw Komisji Majątkowej, kiedy Kościołowi pali się grunt pod nogami, w celu odwrócenia uwagi od własnej nieuczciwości, wytaczają najcięższe działa w kierunku lewicy w Polsce. Nic nowego pod słońcem. Sporo kłamstw, półprawdy i niedomówienia. Stare przyzwyczajenia zostają. Mało konkretów, wiele epitetów. Kiedy słucham jednej z konferencji prasowych przedstawicieli kleru, zauważam, że od lat powtarzają utarte legendy. Powtórzenia bez pokrycia. O służbie Bogu i wiernym, męczeństwie,
podtrzymywaniu ducha Narodu, skromności, biedzie i poświęceniu oraz – oczywiście – o prześladowaniach. Dawniej przez PZPR, teraz przez SLD. A co płacą? G… płacą. Przyjaciel kardynała Dziwisza, Robert Nęcek – wykształcony w PRL, chce walczyć z bogatymi posłami. Zarzuca im, że zarabiają więcej niż księża. Zapomina, że – w odróżnieniu od duchownych – jest zaledwie 460 posłów i 100 senatorów, mają społeczny mandat i są weryfikowani w powszechnych wyborach, a nie w sypialniach Paetzów, teczkach SB i lustracyjnych książkach ks. Isakiewicza-Zaleskiego. Ks. Nęcek oszukańczo manipuluje informacjami o podatkach płaconych przez księży. Pisze: każdy ksiądz pracujący w duszpasterstwie płaci podatek ryczałtowy ustanowiony przez państwo od liczby mieszkańców parafii. Inaczej mówiąc, płaci również od ateistów, antyklerykałów i członków SLD mieszkających na jej terenie. Jest to więc również podatek od posłów Wenderlicha i Senyszyn. Ile państwo uzna, tyle ksiądz musi zapłacić! Ks. Nęcek insynuuje, że państwo żąda dużo, a bidne klechy płacą za owieczki jak za zboże. Obrzydliwe łgarstwo. Załączniki 5 i 6 do ustawy z dnia 20 listopada 1998 r. o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne wyznaczają humorystycznie niskie stawki tego podatku. Proboszczowie płacą kwartalnie od 384 zł (w parafii do 1000 mieszkańców) do 1374 zł (w parafii powyżej 20 tys. mieszkańców). Wikariusze odpowiednio od 118 zł do 446 zł. W 2010 r. liczba parafii w Polsce wynosiła 10 162. Średnio na parafię przypadało 3800 obywateli RP, co oznacza, że statystyczny
Wiatr w żagle Homilię wygłosił wiceprzewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. Skrytykował w niej władze państwowe, polityków, konsumpcjonizm i wolnorynkową wolność. Ale mówił też m.in. o prawie do wolności i suwerennego bytu, o poszanowaniu wolności sumienia i religii oraz o przebaczeniu. Jak Kościół przebacza, większość z nas wie... Wiemy, jak przebaczył Kopernikowi, Galileuszowi, Giordanowi Brunowi, Janowi Husowi i wielu, wielu innym. I jak przebacza obecnie. W związku z kościelnym wystąpieniem, zapytuję tą drogą,
bo innej cenzura nie dopuszcza: czy Kościół rzymskokatolicki w Polsce wybaczy mnie i wielu innym ateistom oraz naszym dzieciom i wnukom to, że nic mu złego w życiu nie zrobiliśmy? Że chcemy żyć spokojnie w poszanowaniu naszej wolności sumienia. Bez chrztu, pierwszej komunii, religii w szkołach, bierzmowania, wszędobylskich krzyży w miejscach i urzędach publicznych, bez kolędy i bez kapłanów na własnym pogrzebie! Będę się o moje prawa upominał u hierarchów Kościoła, z powołaniem się na tę homilię
proboszcz płacił rocznie 2064 zł podatku, czyli 54 grosze od mieszkańca. Miesięcznie wychodziło 4 i pół grosza od łebka. Oczywiście maksymalnie, bo jeśli ksiądz opłaca składkę zdrowotną, to – zgodnie z art. 44 ustawy – może ją odliczyć od ryczałtu. Podobno 40 proc. wiernych chodzi na niedzielne msze, których najświętszym elementem jest taca. Zakładając, że zaledwie co drugi z obecnych rzuci na nią tylko 3 zł, z jednej niedzieli wystarczy proboszczowi na zapłacenie rocznego podatku i jeszcze mu zostanie 216 zł. Ks. Nęcek, ubolewając nad koniecznością opłacania przez księży wyznaczonego przez państwo ryczałtu, pomija milczeniem to, że zgodnie z art. 51 ustawy o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne, osoby duchowne mogą zrzec się opodatkowania w formie ryczałtu i opłacać podatek dochodowy na ogólnych zasadach, ale prowadząc podatkową księgę przychodów i rozchodów, której nie muszą prowadzić, opłacając ryczałt (art. 50). Jak dotąd nie znalazł się żaden, który by o taką zmianę wnioskował. Z wyjątkiem ks. Nęcka żaden też nie narzeka na wysokość ryczałtu, co dowodzi, że nie chcą tracić ani robić z siebie durniów. Czy nie lepiej wszystko sprawdzić, jak przystaje poważnemu zdawałoby się rzecznikowi krakowskiej kurii? Nie tylko zresztą o powagę chodzi. Po co, pisząc głupoty, narażać kumpli po seminarium na ujawnienie przeze mnie żenującej prawdy? Zapewne jakiś gdyński, a może krakowski proboszcz płaci ode mnie 54-groszowy ryczałt rocznie. Chętnie dam ks. Nęckowi 10,80 zł za najbliższe 20 lat, żeby się od mnie odp…lił. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
wygłoszoną w obecności tylu świadków, bo podporządkowane Kościołowi rzymskokatolickiemu wszelkie władze publiczne boją się przestrzegać konstytucyjnych gwarancji w zakresie wolności i równego traktowania wszystkich obywateli RP, o których mówił abp Stanisław Gądecki. Może ta homilia doda odwagi marszałkowi Sejmu RP, strażnikowi praw i godności parlamentu, i poleci on usunięcie krzyża z sali obrad. Nie wiem, czy te słowa, wygłoszone przez przedstawiciela najwyższego organu władzy Kościoła w Polsce są szczere. Czy tylko przy okazji przemawiania do skruszonych tragedią wiernych, arcybiskup złapał wiatr w żagle i popuścił wodze fantazji… Stanisław Błąkała, RACJA PL
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
Kobieta po śmierci trafia do nieba i natychmiast rozpoczyna poszukiwania swego męża. Swięty Piotr sprawdza w kartotece, ale w rubrykach: „normalni”, „błogosławieni”, „święci” nie ma nazwiska poszukiwanego. Podejrzewając najgorsze, czyli zsyłkę do konkurencji, św. Piotr pyta ze współczuciem: – A ile lat byli państwo małżeństwem? – Ponad 50 lat! – odpowiada żona, pochlipując z żalu. – To trzeba było od razu tak mówić! – uradowany Piotr podrywa się od kartoteki. – Z pewnością znajdziemy go w dziale „męczennicy”! ~ ~ ~ Żona podczas kłótni do męża: – Już lepiej bym zrobiła, gdybym wyszła za diabła!!! – Niestety – wzrusza ramionami mąż – małżeństwa między krewnymi są zabronione! KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką Poziomo: 1) jego wieść trudno znieść z chlupie w skorupie z nie zielenią się bez wody 2) są Polakami, lecz żyją w Miami z słyszycie, jak szumią na gór szczycie? z pyszne kulki dla ochłody 3) na co ci dezodorant? z gaz w wodzie z przystojniak w kadrach 4) stawiana w poprzek rzek z prędzej czy później dopada draba z o tym, jak Penelopa czekała na chłopa 5) boa, co dusić nie musi z malowanie na ścianie z nie tam, gdzie Rzym 6) jaki marynarz królowi grozi? z tłucze się po piekle z koń, co ma krew jak lew z jaki pierwiastek chroni premiera? 7) bardziej kochanka niż koleżanka z kosmiczna rura w przełyku z słota, plucha, zawierucha 8) potrafi zabrać głos z Alaska i Nebraska z bóstwo ze zwykłej gospodyni Pionowo: A) co to: ma wielką paszczę i kocha błoto? z auto, które ledwo chodzi B) sprawdzenie iskry z nagi bez flagi z lokale z baryłkami C) wybrał życie w habicie z drzewo znane z odbijania z leczy wodą z wodospadu D) Agnieszka, co w Turcji mieszka z papuga w koloratce z w lodówce on E) był kapitanem z mieszkało w nim szydło, póki mu nie zbrzydło z dobra nad pijakiem F) nie chciał śpiewać już dłużej w jednym partyjnym chórze z każda aktorka o tym imieniu marzy z bywają prorocze pod koniec wiosny G) chińczyk z golfem z łańcuch w girlandach z to w niej przed laty trzymano dukaty H) start na haju z w nabiale je chwalę z pierze się w domu I) dawany przez zestrachanych z wspólne jazzowanie z gazeta cała jak część ciała
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
27
Słowa, które są trudne do wypowiedzenia, gdy jesteś pijany(a): – Bezsprzecznie. – Innowacyjny. – Przygotowawczy. – Proletariacki. Słowa, które są bardzo trudne do wypowiedzenia, gdy jesteś pijany(a): – Konstytucjonalizm. – Wszystkowiedzący. – Rozszczepienie jaźni. – Szczęśliwe zrządzenie losu. Słowa, które są absolutnie niemożliwe do wypowiedzenia, gdy jesteś pijany(a): – Dziękuję, nie mam ochoty na seks. – Nie, dla mnie już piwa nie zamawiajcie. – Przykro mi, ale nie jesteś w moim typie. – Dobry wieczór, panie władzo. Śliczne dziś niebo, prawda? – No nie, dajcie spokój! Przecież na pewno nikt nie chce, żebym śpiewał(a). ~ ~ ~ Ojciec siedzi przy komputerze. Do pokoju wchodzi syn: – Cześć, tatku, wróciłem. – Cześć, synek, gdzie byłeś? – W wojsku, tatku. ~ ~ ~ – Wyobraź sobie, Kaziu, kiedy zauważyłem, że cały dom stoi w płomieniach, wbiegłem natychmiast do kuchni i na rękach wyniosłem teściową. – No cóż, każdy w takich okolicznościach traci głowę. ~ ~ ~ Wróciły dzieci z wakacji na wsi. Jedno z nich opowiada: – Mamusiu, widzieliśmy taaaką grubą świnię, jeszcze grubszą niż ty! Matka posmutniała i zaczęła popłakiwać. Widząc to, podeszło młodsze z nich, córeczka, i mówi: – Nie płacz, mamusiu, to nieprawda – nie ma grubszej świni od ciebie...
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 13/2011: „Żeby mieć, trzeba chcieć”. Nagrody otrzymują: Halina Rafałowicz z Białegostoku, Stanisław Kapuściński z Sosnowca, Damian Mostowski z Jeleniej Góry. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł na drugi kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł na drugi kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE Urząd beatyfikacyjny
Rys. Tomasz Kapuściński
Fot. Marek Zabrzyński
Nr 15 (580) 15–21 IV 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
J
ak wynika z badań OBOP-u, ponad 80 proc. Polek jest niezadowolonych ze swojego wyglądu. Co druga chciałaby mieć większy biust, co piąta – mniej tłuszczu, 12 proc. marzy o operacji nosa. ~ Spragnione noszenia większych staników Polki jadą na operację do Czech. Za identyczny zabieg u nas płacą 10–15 tys. zł, a za południową granicą – nawet dwa razy mniej. Częstą motywacją dla naszych rodaczek jest zbliżające się wesele. ~ W 2010 roku na powiększenie biustu zdecydowało się 300 tys. Amerykanek – donosi „The New York Times”. Na zmniejszenie piersi udało się 80 tys. pań i… 18 tys. panów. Ogólna liczba zabiegów chirurgii plastycznej w USA przekroczyła w ubiegłym roku 13 milionów. ~ Coraz popularniejsza staje się labioplastyka, czyli chirurgiczne upiększanie pochwy. W Beverly Hills działa Laserowe Centrum Projektowania i Odnowy Waginy. Klinika dysponuje portfolio ze zdjęciami modnych aktualnie wagin – do wyboru, do koloru. Konsekwencją takiego zabiegu – poza powikłaniami zdrowotnymi – może być mniejsze unerwienie narządów rodnych, a co za tym idzie – znikoma przyjemność z seksu. ~ Szefowie kaliningradzkiej kliniki – specjalizującej się w powiększaniu i pogrubianiu penisów – przyznają, że lwia część ich klientów to
CUDA-WIANKI
Bolesne piękno Polacy. Najczęściej są to panowie około 30., którym wreszcie zaczęło się finansowo powodzić. ~ Wśród niewysokich Azjatek modne jest operacyjne wydłużanie nóg. Zabieg polega na połamaniu kości, a następnie włożeniu nóg w żelazny stelaż, który – noszony przez 9 miesięcy – rozciąga kończynę. W tym czasie w przerwach między połamanymi kośćmi powstaje nowa tkanka. Nogi można wydłużyć o około 7 cm. ~ Coraz więcej pań po opuszczeniu porodówki zamawia wizytę u chirurga plastycznego. W Stanach i Wielkiej Brytanii pakiet zabiegów dla młodych mam (tzw. mummy
makeover) obejmuje głównie plastykę piersi i brzucha. ~ W internecie można zamówić produkty do domowego przygotowania botoksu – wstrzykiwanego w zmarszczki mimiczne. W komplecie otrzymamy też igłę i mapę twarzy z dokładną instrukcją. Tego typu „zabawy” kończyły się już paraliżem twarzy lub ślepotą. ~ Sonia Rignoir, 31-letnia kelnerka z Belgii, sprzedała swoje nowo narodzone bliźniaki, aby zdobyć pieniądze na odsysanie tłuszczu. Za dzieci dostała 9 tysięcy funtów. ~ Australijka Sandi Canesco po śmierci i kremacji małżonka kazała umieścić jego prochy w implantach swoich powiększonych piersi. „Dotarło do mnie, że jeśli będę nosić prochy Dustina w tym miejscu, tak naprawdę nigdy się z nim nie rozstanę, a on będzie tuż przy moim sercu” – wyznała pomysłowa wdówka. ~ Orit Fox brała udział w sesji zdjęciowej z wężem. Gad okazał się mało zdyscyplinowany i ugryzł modelkę w pierś. Dziewczynie nic się nie stało. Wąż zdechł na skutek zatrucia silikonem. JC