Generałowie nie mają cienia wątpliwości
DLACZEGO SPADŁ SAMOLOT Â Str. 3, 25 INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
ISSN 1509-460X
Nr 16 (528) 22 KWIETNIA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
2
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Para prezydencka będzie pochowana pomiędzy polskimi królami na Wawelu, okupowanym przez Watykan. Jeśli ta skandaliczna informacja jest prawdziwa, to Polacy powinni być wstrząśnięci. Na Wawelu? Zgroza! Co najmniej w Bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie! Po wiadomości o krakowskim pochówku portal Interia ogłosił ankietę wśród internautów. Na pytanie: „Czy Maria i Lech Kaczyńscy powinni zostać pochowani na Wawelu?” odpowiedziały tysiące „prawdziwych” (?) Polaków. Aż 70 procent z nich oświadczyło, że NIE! Dlaczego Wawel? To proste: do Krypty Srebrnych Dzwonów – gdzie będą leżeć Kaczyńscy – bilet wstępu u zakonnicy kosztuje 17 złotych. To, pomnożone przez... powiedzmy milion Wolaków rocznie, daje... Łatwo policzyć, ile to da Dziwiszowi – kustoszowi Wawelu. „W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść tę trumnę do krypty królewskiej, bo królom był równy”. Te słowa wypowiedziane na Wawelu przez Józefa Piłsudskiego podczas pogrzebu Juliusza Słowackiego zjednoczyły cały naród. Ale, aby tak się stało naprawdę, trzeba „królom być równym”. Poseł Górski (PiS), obrońca białej rasy, oświadczył, że Rosjanie mataczą w sprawie katastrofy, a to oznacza, że maczali w niej palce. Gdyby rozwinąć zwoje mózgowe posła Artura, to powstałby z nich odcinek łączący izbę przyjęć w psychiatryku z salą bez klamki. Co tam Górski! Dziennik „Rzeczpospolita” donosi, że Rosjanie dlatego tak gorliwie przeczesują miejsce katastrofy, że chcą... poznać najtajniejsze tajemnice naszej armii (w telefonach generałów i w ich notatnikach mogły być przechowywane tajne informacje i kody). Kategorycznie żądamy wprowadzenia do kodeksu karnego paragrafu penalizującego nie tyle skrajną głupotę, co skrajne szkodzenie interesom Polski! Profesor Włodzimierz Marciniak powiedział PAP (a za agencją podały to inne światowe media), że tak przyzwoita ostatnio postawa Rosji nie jest spowodowana przyjaźnią wobec Polski, tylko zimnym wyrachowaniem i tym, że ma ona nóż na gardle, bo po katastrofie smoleńskiej nikt nie będzie chciał do Rosji latać (sic!). Marciniak jest – nie uwierzycie – członkiem Polskiej Akademii Nauk. Słowo członek jest tu, zdaje się, kluczowe! „Nasz Dziennik” i Radio Maryja też nie mogą powstrzymać się od teorii spisku. Rydzyk zapytał retorycznie: „Kto to wszystko wyreżyserował? Jeden z posłów Platformy wyraził się przed paroma dniami, że prezydent jest już trupem. Nie wiem, w jakim znaczeniu to mówił...”. Ano w takim (w domyśle), że wiedział, iż Putin z Tuskiem zestrzelą w sobotę Tu-154. Wcale nie jest powiedziane, że – jak donoszą media – kandydatem PiS w wyścigu do prezydenckiego pałacu będzie teraz Ziobro (Jonasz to prorokował kilka tygodni temu). Wewnątrz partii trwają zażarte dyskusje i już nawet powstała grupa inicjatywna, która twierdzi, że na fali narodowego żalu można by łatwo na tron wynieść Jarosława. Znacie powiedzenie o deszczu i rynnie... Wydawca „Gazety Bankowej”, związany ze SKOK-ami, rozesłał do swoich stałych reklamodawców (firmy z sektora finansowego) promocyjną ofertę zachęcającą do wykupywania miejsca na nekrologi i kondolencje w wydaniu upamiętniającym ofiary katastrofy. Biznes to biznes, wybacz, Winnetou! Największy wróg Lecha Wałęsy, niejaki (nijaki?) Krzysztof Wyszkowski (pierwszy doradca rządu Olszewskiego), apeluje, aby wobec tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego Polacy gremialnie wstępowali do PiS. I już wstępują. W liczbie jeden. Wyszkowski ogłosił, że wstąpił. „Zachorowały dwie stewardesy, ty polecisz w zastępstwie” – takie polecenie przełożonych usłyszała w piątek późnym wieczorem 22-letnia Natalia Januszko. „Nie chcę lecieć, jestem makabrycznie zmęczona” – zatelefonowała do matki. Ale musiała. Czy to była boża opatrzność? Czy my, Polacy, zawsze musimy dawać się wyprzedzać innym? U nas wciąż dyskusja, czy Stadion Narodowy nazwać imieniem zmarłego prezydenta i które ulice w Krakowie, Gdańsku oraz Warszawie mają nosić jego imię itd... A w Gruzji już podjęli decyzję, że jedna z głównych arterii Tbilisi będzie się nazywać aleją Lecha Kaczyńskiego. Ciekawe, jak oni będą to wymawiać: Kaczaszwilego? Bloomberg – największa na świecie agencja prasowa specjalizująca się w dostarczaniu informacji na temat rynków finansowych i biznesu – podaje, że smoleńska katastrofa znakomicie poprawi polską sytuację gospodarczą, bo inwestorzy z całego świata postrzegali prezesa NBP Skrzypka i prezydenta Kaczyńskiego jako postacie nieprzyjazne i nieznające się na ekonomii. A to odstraszało inwestorów. Panie Premierze Cimoszewicz, larum grają! Nieprzyjaciel (watykański) w granicach! A Ty się nie zrywasz? Szabli nie chwytasz? Na koń nie siadasz? Co się stało z Tobą, żołnierzu? Wobec zaistniałej sytuacji, w imieniu redakcji tygodnika „FiM”, jego Czytelników i setek tysięcy ludzi, którzy mają serce po lewej stronie, wzywamy Pana do wzięcia udziału w nadchodzących wyborach prezydenckich!
Rany losu R
obiłem na targu zakupy, a tam coraz większe poruszenie, telefony, niedowierzanie. Wiadomo... Moja pierwsza myśl: „Jasna cholera! Chyba tylko u nas jest to możliwe!”. I pewnie to prawda. Tylko ludzi żal. Piszę te słowa nazajutrz po tragedii. I co myślę tak na gorąco? Myślę o 96 domach i rodzinach, wdowach, wdowcach, setkach osieroconych dzieci, wnuków, przyjaciół. O bezmiarze bólu. Jestem trochę zażenowany skupianiem przez media niemal całej uwagi na osobie prezydenta. Przecież to chyba oczywiste, że wszyscy ludzie w obliczu śmierci są równi. Choć w sobotę cały dzień patrzyłem w telewizor, nie usłyszałem, ile było na pokładzie stewardes, BOR-owców, członków załogi samolotu. Młodych, pięknych, niewinnych. Oczywiście, żal wszystkich, a mnie osobiście najbardziej żal przemiłej Joli Szymanek-Deresz, którą znałem, i mecenas Joasi Agackiej-Indeckiej, szefowej Naczelnej Rady Adwokackiej, która prowadziła moje dwie sprawy. Komu potrzebny był aż tak liczny orszak postronnych osób „towarzyszących”, zupełnie niezwiązanych z ofiarami Katynia? Jednak przecież i Lecha Kaczyńskiego żal. Jako człowieka. Tym bardziej że oprócz wad (któż z nas ich nie posiada?) wydawał się naprawdę poczciwym facetem. Ale był też na nasze i swoje nieszczęście pierwszą osobą w państwie. I jako o osobie publicznej można dziś, nawet po jego śmierci, powiedzieć bez tak powszechnej teraz obłudy, że prezydentem był fatalnym. W moim przekonaniu nie nadawał się do publicznej działalności, głównie z powodu słabego charakteru i wstecznych poglądów. Będąc pod całkowitym wpływem brata, prowadził jego politykę konfrontacji właściwie ze wszystkimi. Może oprócz tych, których zabierał do swojego samolotu. Był prezydentem PiS-u. Nie potrafił rozwiązywać bieżących, egzystencjalnych problemów Polaków, więc zajął się jątrzeniem, zawieraniem irracjonalnych sojuszy (Gruzja) i grzebaniem w grobach. Jak powiedział senator Romaszewski, polityka historyczna i Katyń to były dla niego priorytety prezydentury. To podobno jego największe zasługi... Chciałoby się powiedzieć: jakie życie, taka śmierć. Gdyby nie jego upodobanie do odgrzebywania ran i ciał... Gdyby nie wykorzystywanie tragedii polskich oficerów dla celów politycznych, ciągłe dokuczanie Rosjanom, którzy sami stracili 600 tysiecy żołnierzy podczas wyzwalania Polski... Gdyby nie jego pęd do Katynia... Był wreszcie przywódcą popierającym Watykan – tysiącletniego wroga własnego narodu i państwa. Popierał też wojnę w Iraku, gdzie zginęło kilkaset tysięcy ludzi. Fakt, że Lech Kaczyński zajmował najwyższe stanowiska i cała jego błyskotliwa kariera to jakieś jedno wielkie nieporozumienie, które w Europie mogło się zdarzyć chyba tylko nad Wisłą. A było to możliwe wyłącznie dzięki temu, że razem z bratem udało im się zjednoczyć – najpierw w Porozumieniu Centrum, a potem w PiS-ie – większość przedstawicieli polskiej drapieżnej, kłótliwej zaściankowości i wstecznictwa rodem z kruchty. Ale Lech Kaczyński był niewątpliwie patriotą. Na swój nieszczęsny sposób i zgodnie ze swoim tak a nie inaczej ukształtowanym światopoglądem. Żal więc człowieka. Żal też jego żony, przemiłej, ciepłej kobiety, która była jego dobrym duchem. Co do samej przyczyny katastrofy, trudno wyrokować i przesądzać o winie tak bardzo brzemiennej w skutki. Znając prezydenta, można przypuszczać, że mógł on naciskać na pilota, aby ten lądował. Być może chciał uniknąć kolejnych kpin na temat swojego pecha. Być może decyzję podjęli wyżsi wojskowi, bo raczej nie sami piloci. A może przeważyła presja ogółu, żeby... nie spóźnić się na mszę? Niestety, Wolska to dziki kraj. Kraj, w którym zbyt często argumenty rozumowe i zdrowy rozsądek przegrywają z myśleniem życzeniowym oraz wiarą w cuda, gusła i opatrzność. Kraj, w którym praworządność ustępuje miejsca samowoli kacyków władzy, a racjonalne procedury i polecenia (choćby te z rosyjskiego lotniska!) blakną przy blasku wyciągniętej szabelki. Jeśli zwykły policjant został wywalony z roboty za zatrzymanie na drodze arcybiskupa Michalika, to co mogłoby
spotkać pilota, który sprzeciwił się „elicie narodu” na czele z „pierwszym”? W dużej mierze taką mentalność i taki model „demokracji” – czołobitnej wobec hierarchów – zaszczepia od wieków Polakom hierarchiczny Kościół rzymski. W nim również Słowo szefa odsuwa na bok wszelką logikę. Biskupi już po chwili od katastrofy rozpoczęli swój lot sępów nad ofiarami. Nie mam na myśli modlitw czy nabożeństw, bo to normalne, od tego są. Obleśne jest jednak wykorzystywanie ludzkiej tragedii do zbijania własnego kapitału i propagandy, choćby przez stwierdzenia, że „bez Boga (ich Boga) nie można zrozumieć tego, co się stało”, albo podkreślanie, że ten czy tamten zabity „był związany z Kościołem” lub „był praktykującym katolikiem”, a zatem o jego (i tylko jego) zbawienie można być spokojnym. Niekatolicy są więc nie tylko głupi, ale i potępieni. Niczym kpina z 96 ofiar, przeważnie w kwiecie wieku, brzmiały porównania do śmierci Jana Pawła II – dziadka, który żył jak cesarz i umierał w sposób naturalny. W Radiu Maryja oraz na największym portalu katolickim „Fronda” – oprócz sugestii, że katastrofę spowodowali Rosjanie i Niemcy, aby dokonać rozbioru Polski – fałszywi prorocy w czarnych spódnicach podkreślali niemoc człowieka wobec bożych postanowień. Człowiek nie jest nawet odpowiedzialny za swoje decyzje; to miłosierny Bóg, zsyłając na nas zło i cierpienie, pokazuje nam drogę do dobra i wiecznego szczęścia; nie wolno sprzeciwiać się Opatrzności Bożej; tragedie ludzkie służą oczyszczeniu i zbawieniu – prawią uczeni teolodzy. Skoro więc Bóg o wszystkim decyduje, a niedola uszlachetnia, to po co polepszać swój byt i państwo? Oto najkrótsza droga i stara jak Kościół papieski recepta na biedę i totalną rozpierduchę, w której klerykalni demagodzy czują się jak ryby w wodzie. Wypadki i klęski żywiołowe są im bardzo na rękę. Oni teraz przejęli inicjatywę, bo przecież jak trwoga, to do Boga. Czytałem też opinie, w tym wpływowych duchownych, że Bóg karze nas, Polaków, za grzech aborcji, in vitro, antyklerykalizm itp. (po II wojnie kler tłumaczył hekatombę powstania warszawskiego jako karę za legalizację rozwodów w II RP...). Niestety, okazuje się, że filie Watykanu na każdym skrzyżowaniu, kapliczki, sanktuaria, pielgrzymki, poświęcenia, zawierzenia, święci patroni miast, Królowa Polski, 600 pomników JPII etc., etc. – niczego nie załatwiają! Nawet Świątynia Opatrzności nie przebłaga i nie odwróci bożego gniewu od Polski. Dlaczego? Bo zawsze znajdzie się jakiś aborcjonista, onanista, komunista czy inny diabeł, z którym Pan Bóg będzie walczył, dokonując przy okazji zagłady powstańczych armii, rozwalając samoloty, autokary, rotundy. Albo wprost poddając cały kraj i katolicki naród wybrany pod zabory czy okupację. W takiej Danii czy Holandii, gdzie „diabłów” i niekatolików jest absolutna większość, to samoloty musiałyby spadać codziennie! Ale nie spadają. Czy nikogo z mędrców występujących w telewizji nie zastanawia fakt, że Kościół wzywa Polaków do modlitwy – w intencji ojczyzny i ofiar – do tego samego Boga, który w swej opatrzności zesłał to i inne nieszczęścia? Przecież oni wierzą, że nic się nie dzieje bez Jego woli! Od zawsze, jeszcze jako ksiądz wierzący w katolickie bóstwa, byłem święcie przekonany, że życie ludzkie jest serią przypadków, a wiara w opatrzność bożą kłóci się z wiarą w boże miłosierdzie. Jeśli ktoś wierzy, że jego życiem kieruje Bóg, to przecież musi temu Bogu dziękować za wzloty i obarczać winą za upadki. O ile jakikolwiek bóg w ludzkim rozumieniu w ogóle istnieje. Mówi się dziś o zjednoczeniu narodu, o solidarności. Ile to potrwa? Zapewne tydzień lub dwa. Poza tym pytam: z kim ma się dokonać to zjednoczenie? Z klerem, z jego cynicznymi cywilnymi pomagierami, którzy niszczą nasz kraj? Czego nas powinna nauczyć ta tragedia? Tego, że życie jest ulotne, niepewne, krótkie, a bywa też bardzo okrutne. Dlatego właśnie nie wolno go zmarnować. Niech im ziemia lekką będzie. JONASZ
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
Z
namy już niemal wszystkie okoliczności katastrofy w Smoleńsku. Wiadomo, że to wojskowe lotnisko wyposażone jest w stosunkowo prymitywne urządzenia naprowadzające, maszyna Tu-154M, mimo 20 lat eksploatacji, była w pełni sprawna, pogoda dramatycznie zła, a piloci z elitarnego 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego obsługującego VIP-ów zignorowali ostrzeżenia rosyjskiego kontrolera lotów i postanowili zaryzykować, mimo ostrzeżeń i wskazań innego miejsca lądowania. Pozostaje pytanie: dlaczego? Tragicznie zmarli tego nie powiedzą, natomiast „czarne skrzynki” roztrzaskanego samolotu ujawnią jedynie parametry techniczne oraz treści rozmów (toczonych w kabinie pilotów), których być może – ze względu na tzw. rację stanu – nigdy nie poznamy.
niekorzystne warunki atmosferyczne na lotnisku, „wystąpienie dezorientacji przestrzennej załogi w wyniku niewłaściwego podziału uwagi w czasie lotu bez widoczności ziemi”, nieumiejętne sprowadzanie samolotu do lądowania przez kontrolera ruchu lotniczego itp. Krótko mówiąc: błąd na błędzie! 2. Podróż do Tbilisi najbardziej lapidarnie ujmuje interpelacja poselska z 23 września 2008 r., w której to śp. poseł Przemysław Gosiewski (PiS), oburzony nadaniem odznaczenia pilotującemu prezydencki samolot kpt. Grzegorzowi Pietruczukowi, napisał: „Planowo samolot miał lądować w Azerbejdżanie w Ganji, ale prezydent RP podjął decyzję o locie do Tbilisi. Pilot odmówił zmiany kierunku lotu. Decyzja pilota doprowadziła do licznych komplikacji w wizycie czterech prezydentów w Gruzji. Przejazd drogą
GORĄCY TEMAT
– I co on zrobił? – Niewątpliwie poinformował kogoś z otoczenia prezydenta. Może zobaczył kwaśne miny, może usłyszał: „Proszę się postarać, panie generale”, i przekazał to pilotowi? Tego już nigdy się nie dowiemy. Jeśli załoga nie komentowała przebiegu wydarzeń w kabinie, faktycznego ich przebiegu nie ujawnią również „czarne skrzynki”.
– Czy sam stopień wojskowy świadczy o umiejętnościach? – Nic podobnego! Chodzi o doświadczenie. Gdyby ten kapitan miał na przykład 55 lat, powiedziałby im: „Sp... ajcie na drzewo! Ja chcę wrócić żywy do domu”. Młodzi ludzie, przed którymi wiele lat służby i perspektywa kariery, są o wiele bardziej skłonni do brawury i podatni na sugestie. Ale to jest dobre na wojnie, a nie podczas pokoju i za sterami prezydenckiego samolotu. – Sądzi pan, że na kapitana Arkadiusza Protasiuka pilotującego prezydencki samolot obecni na pokładzie przełożeni wywierali jakąś presję, aby lądować mimo trudnych warunków? – Nie mam cienia wątpliwości, że kapitan sam nie podjął decyzji o lądowaniu w tych ekstremalnych warunkach. Proszę zwrócić uwagę, że podczas słynnego lotu na Kaukaz w sierpniu 2008 r., gdy pan prezydent nagle zażądał, żeby go wysadzić w Tbilisi, mimo iż wcześniej zaplanowano lądowanie w Azerbejdżanie, dowódca umiał odmówić. Dlaczego? Bo na pokładzie nie miał żadnego ze swoich wojskowych przełożonych, który być może usiłowałby przypodobać się głowie państwa. Do mediów podają teraz bzdury, że ten kapitan Protasiuk latał przez 13 lat z VIP-ami, ale już nie ujawniają, jako kto! Twierdzenia o jego bogatym doświadczeniu w roli pierwszego pilota są zafałszowane, bo on jeszcze nie miał prawa go posiąść. I jest mi potwornie żal kapitana, bo całą winę zwalą teraz na niego, a rodzinę wpędzą w psychozę, że zabił tylu ludzi.
– A co ów przełożony powinien zrobić? – Powiedzieć organizatorom imprezy: „Panowie, po powrocie do Warszawy możecie mnie zdjąć ze stanowiska, ale teraz lądujemy gdzie indziej”. Koniec, kropka! Zaś oni, zamiast wieszać później na dowódcy psy, powinni dać człowiekowi medal, że być może uratował im życie. W Mirosławcu było dokładnie to samo, bo na pokładzie był generał, który kazał lądować. A kto dowodził załogą? Kapitan z zaledwie drugą klasą pilota, choć 12 lat po promocji powinien już mieć klasę mistrzowską, gdyby w naszym wojsku prowadzono prawidłowe szkolenie...
– Po czyjej stronie jest więc wina? – Nonszalancji władzy. Ignorancji cywilów kontrolujących armię, w tym zwłaszcza całego systemu doboru kadr, szkolenia i awansów ludzi, których uważam za emocjonalnie niekompletnych, ale miłych obecnie sprawującym władzę, na najwyższe stanowiska dowódcze. O rozstawieniu decyduje dzisiaj przypodobanie się. Politycy odchodzą, zaś miernoty pozostają i w ten sposób ślepi rodzą ślepców. Ale to jest temat na odrębną rozmowę. ~ ~ ~ Major R.: – Przez dwadzieścia kilka lat uczyłem latać pilotów wojskowych, którzy po skończeniu szkół
Powietrznych (gen. broni Andrzej Błasik – dop. red.) i meldunek składa kapitan?! Chyba bym dowódcę pułku zastrzelił. Zawsze było tak, że leciał właśnie on lub jego zastępca. To był przecież priorytetowy lot. 36-letni oficer w stopniu kapitana nie siedziałby nawet w drugim fotelu, bo był za młody i nie miał jeszcze należytego doświadczenia. – Co pana zdaniem wydarzyło się w Smoleńsku? – Ja nie muszę badać żadnych czarnych skrzynek, bo tam doszło do ewidentnej powtórki z Mirosławca. Jak pilot dostał od Rosjan z wieży kontrolnej informację, że pogoda jest zła, i zalecenie, żeby szedł na lotnisko zapasowe, to mając na pokładzie dowódcę Sił Powietrznych, z całą pewnością zameldował mu o tym. Sto procent!!! To była teoretycznie najbardziej kompetentna osoba w tym temacie.
Ostatni lot Doświadczeni dowódcy i piloci nie mają cienia wątpliwości, że kapitan prezydenckiego samolotu nie podjął samodzielnie decyzji o lądowaniu w ekstremalnych warunkach... O rozwikłanie zagadki poprosiliśmy dwóch wybitnych specjalistów: byłego wysokiego rangą dowódcę z Sił Powietrznych RP i niedawnego pilota wojskowego (majora), a obecnie pilota cywilnego i nauczyciela akademickiego zajmującego się m.in. problematyką bezpieczeństwa lotów. Obaj podkreślają, że wydarzenia w Smoleńsku nie wolno rozpatrywać w oderwaniu od wcześniejszej tragedii w Mirosławcu (23 stycznia 2008 r.), kiedy to w katastrofie samolotu CASA C295M zginęło 20 osób: 16 pasażerów z kadry dowódczej Sił Powietrznych i 4 członków załogi (por. „Przerwany lot” – „FiM” 6/2008), oraz słynnej podróży śp. pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Kaukaz (12–13 sierpnia 2008 r.), podczas której zwierzchnik Sił Zbrojnych usiłował wymusić na pilocie lądowanie w strefie ogarniętej działaniami wojennymi. Pan prezydent był powszechnie znany z tego, że zawsze chciał o wszystkim decydować osobiście... Przypomnijmy w skrócie, o co wówczas chodziło: 1. Do przyczyn tragedii w Mirosławcu Komisja Badania Wypadków Lotniczych zaliczyła m.in.: błędny dobór załogi i jej niewłaściwą współpracę w kabinie („Decyzję o wykonaniu zadania powierzono nie w pełni wyszkolonemu drugiemu pilotowi w przewidywanych, niekorzystnych warunkach atmosferycznych w sytuacji, gdy dowódca załogi wykonywał lot na tej wersji samolotu po raz pierwszy”),
do Tbilisi był bardzo niebezpieczny i sprowadzał realne zagrożenie dla osób w nim uczestniczących, a według doniesień medialnych (podkr. red.) obawy pilota o stan techniczny lotniska w Tbilisi były całkowicie nieuzasadnione i można było na nim bezpiecznie wylądować”. Wśród pytań zadanych wówczas szefowi MON przez Gosiewskiego znalazło się i takie: „Czy minister, podejmując decyzję o odznaczeniu, chciał pokazać, iż będzie premiował w przyszłości przypadki niesubordynacji, tchórzostwa i odmawiania wykonywania rozkazów?”. ~ ~ ~ Mówi generał: – Wyjaśnijmy sobie najpierw, jaka jest różnica między pilotem wojskowym a cywilnym. Ten drugi jest w pracy absolutnie samodzielny, a w kwestii latania nie ma szefów. On ma swoją licencję i dba o nią, bo to jest jego chleb aż do emerytury. Zamknięty w kabinie sam o wszystkim decyduje. Jest prawdziwym kapitanem na pokładzie. Pilot wojskowy to zupełnie inny pilot. On ma dowódców. Jego stanowisko jest przejściowe, całkowicie zależne od woli, nierzadko widzimisię przełożonych. Jest więc rzeczą naturalną, że ulega. Podpowiedziom nie zawsze mądrym... – Z lęku o dalszą karierę? – Kilkanaście lat temu byłoby czystą abstrakcją, żeby pilot w stopniu kapitana dowodził statkiem prezydenckim. Leci głowa państwa, na pokładzie najwyżsi dowódcy wojskowi z „trzygwiazdkowym” szefem Sił
3
nie mieli nawet prawa zasiąść za sterami samolotu cywilnego. Taki mamy system szkolenia! – Czy ci z 36. specpułku dobrze „trzymają się powietrza” w takich maszynach? – Zdobywają uprawnienia niejako pokątnie. Umieją latać, ale nawyki mają wojskowe. Przykładowo: pilotując samolot pasażerski w warunkach istniejących wówczas w Smoleńsku musieli, według obowiązujących standardów, wykonać tzw. podejście precyzyjne, do którego na tym lotnisku nie ma oprzyrządowania. Niemal na własne życzenie doprowadzono do tej katastrofy. – Słyszymy sprzeczne opinie dotyczące znajomości języka rosyjskiego przez pilota prezydenckiego samolotu. Jaki jest w Dęblinie poziom kształcenia w tym zakresie? – Już w latach 90. zaniechano nauczania rosyjskiego. Kontrolerzy lotów w Smoleńsku nie musieli znać angielskiego, bo jest to przecież lotnisko wojskowe, a nasz pilot być może umiał porozumieć się po rosyjsku przy widzialności sięgającej kilku kilometrów. Jednak gdy dramaturgia sięga zenitu, trzeba mówić absolutnie biegle. Bardzo wątpię, czy faktycznie to potrafił. – Dlaczego zaryzykował? – Tam była bardzo duża presja, żeby wylądować i dojechać na czas do Katynia, gdzie czekało kilkuset żałobników. Podobnie zresztą jak w Mirosławcu, gdy na pokładzie był generał Andrzej Andrzejewski i wszyscy spieszyli się do domów, nie chcąc nawet słyszeć o jeździe taksówkami z innego lotniska. Ja potrafiłem odmawiać i dlatego żyję, ale wiem z własnego doświadczenia, że pilot, który przedkłada względy bezpieczeństwa nad rozkład jazdy przewożonych VIP-ów, spotyka się później z rozmaitymi obstrukcjami ze strony swoich dowódców. Wymuszanie lotów mimo niebezpiecznych warunków atmosferycznych jest w Siłach Powietrznych częstą praktyką. Z wiarygodnych opisów katastrofy w Smoleńsku wynika, że – wbrew obiegowym opiniom – samolot tylko raz podszedł do lądowania, a wcześniej był w tzw. holdingu, czyli krążył nad lotniskiem, co dowodzi, że w samolocie trwały gorączkowe konsultacje, co robić: lecieć do Moskwy, Mińska czy ryzykować. – Młodzi stażem piloci z perspektywą kariery nie potrafią odmawiać? – Trudno mi powiedzieć, w każdym razie ja wyprosiłbym z kabiny nawet prezydenta, bo to pilot jest na pokładzie bogiem, a wszyscy inni tylko pasażerami, zaś oprócz życia nie miałbym już nic do stracenia. Ludzie na dorobku łatwiej ulegają, ale ktoś ich przecież za sterami „number one” posadził... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
4
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Krzyk mody W okresie wiosenno-letnim każdy bogobojny Polak musi zadać sobie pytanie: czy to szata, czy może... szatan zdobi człowieka? O co chodzi? O noszenie się chodzi. Przywdziewanie strojów, które przyzwoitemu człowiekowi nie przystoją. O tym, jak nieszczęściu zaradzić, traktuje tekst „Ubiór świadczy o stanie naszej duszy” („Przymierze z Maryją”, nr 40). „Zanim jeszcze przyjdą prawdziwe upały, które i tak niczego nie usprawiedliwiają, wiele osób na naszych ulicach prześciga się w prezentowaniu mody rodem z barbarzyńskich i prymitywnych plemion” – ostrzegają autorzy. Celują w tym zwłaszcza kobiety, które – „zamiast stać na straży czystości i skromności” – postanowiły prowokować i gorszyć. Powiedzenie „moda zmienną jest” katolików nie dotyczy. Dla nich zasady zostały opracowane dawno temu. Wśród ekspertów w kwestiach odzieżowych wymienia się: – błogosławioną Hiacyntę, nieletnią wizjonerkę z Fatimy, która
– po tym, jak jej się uwidziało – obwieściła: „Grzechy, które prowadzą najwięcej dusz do piekła, są to grzechy cielesne. Przyjdą mody, które będą bardzo obrażać Pana Jezusa”; – papieża Piusa XI, który zawyrokował, że strój nie może być przyzwoity, jeśli „posiada dekolt większy niż szerokość dwóch palców, mierząc od szyi, jeśli nie zakrywa ramion co najmniej do łokci i nie sięga przynajmniej trochę poniżej kolan”; – ojca Pio, który z zasady nie spowiadał nieskromnie ubranych panienek, a na drzwiach konfesjonału wywiesił adnotację: „Niewiasty muszą przystępować do spowiedzi w spódnicach sięgających co najmniej 20 cm poniżej kolan”; – kardynała Wyszyńskiego, który zachęcał dziewczęta, aby do sukienek przypinały „lilijki jako wyraz maryjnego stylu i mody”.
Jednym z damskich elementów garderoby, który drażni kościelnych moralistów, są spodnie. Uważane za feministyczny wymysł, który ma nas, kobiety, przybliżyć do mężczyzn i zrównać z nimi wbrew bożym planom. Tymczasem wszelkie stroje, które upodobniają kobiety do mężczyzn i na odwrót, prowadzą do „rozwiązłości i dewiacji homoseksualnych”. Fakt, że na wybiegach królują dziewczyny chude, także zawdzięczamy „licznie reprezentowanej pośród projektantów grupie homoseksualistów”. Wybór garderoby – dla siebie i potomstwa – każda przyzwoita kobieta powinna traktować jako święty obowiązek i misję cywilizacyjną. Jeśli nie jesteśmy pewne, czy dany przyodziewek jest odpowiedni, musimy odnieść się do Maryi i zapytać, „czy ten strój Jej by się spodobał, czy zaakceptowałaby go”. No a jeśli w pobliżu nie ma Maryi? Zapytajmy proboszcza. Jak nic, zrobi nam dokładny przegląd... JUSTYNA CIEŚLAK
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Na pierwszy Katyń nie mieliśmy wpływu, ale na drugi... Musimy to wszystko powyjaśniać, aby nie było trzeciego Katynia. (Lech Wałęsa)
Zemścił się nasz polski stosunek do standardów bezpieczeństwa. Widzę w tym jakąś ułańską fantazję i przekonanie, że jak się leci z prezydentem, to się nic złego stać nie może. (Tomasz Nałęcz)
Mam niemal pewność, że Rosjanie mataczą. Jeśli się złoży w całość informacje, które napływają, nawet jeśli odnoszą się do różnych scenariuszy, a także weźmie się pod uwagę ewentualne intencje Rosjan, to można powiedzieć, choć bez stuprocentowej pewności, że Rosja jest w jakimś sensie odpowiedzialna za ten nowy Katyń. (Artur Górski, poseł PiS)
Zawsze znajdą się ci, którzy będą chcieli coś ugrać na tej śmierci. Wiemy, że PO będzie chciała teraz przejąć kontrolę nad szeregiem instytucji, m.in. Biurem Bezpieczeństwa Narodowego, IPN. Pierwsze próby podjęto w sobotę. A jeszcze nie ostygły ciała prezesa Kurtyki i ministra Szczygły... (jw.)
Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale są ludzie, których bardzo trudno zastąpić, do nich m.in. należał Janusz Kurtyka. (abp Kazimierz Nycz)
Polskę przepraszał już Borys Jelcyn, nie mamy co liczyć na kolejne przeprosiny ze strony Rosji. Termin „przepraszam” nie podlega inflacji. (Tadeusz Iwiński, poseł SLD)
My, Polacy, jesteśmy bardzo emocjonalni, i tu ci, którzy są wrogami tego, co prawe, tego, co boże, tego, co piękne, a więc i naszej ojczyzny, na tym wygrywają. Na naszych emocjach, na naszej uczuciowości wygrywają. I tak nas prowadzą, jak stado. Co Pan Bóg chciałby nam powiedzieć? Jedno, bym przestrzegał wszystkich, wszystkich (...). Uważajmy. Dla nas to jest pogrzeb, ale dla ludzi złych, mogą robić różne miny, ale to jest wesele. I uważajmy. (ks. Tadeusz Rydzyk o sytuacji w Polsce po katastrofie prezydenckiego samolotu)
K
ościół, który z powodu afer pedofilskich poniósł dotkliwe straty propagandowe, próbował je nadrobić w czasie minionych świąt. Okazało się nagle, że tłumy ludzi chcą się nawrócić na katolicyzm. Naprawdę tłumy? Naprawdę nawrócić? Rozpocznę od pewnej historii, którą pamiętam z czasów studenckich. Przez dwa lata moim sąsiadem w wynajmowanym pokoju był Stefan, student Akademii Rolniczej w Lublinie. Stefan pochodził z niewierzącej rodziny, a cała jego edukacja religijna zakończyła się na chrzcie, który zorganizowała mu wierząca babcia trochę wbrew rodzicom. Pod koniec studiów mój sąsiad zakochał się bez pamięci w pewnej blond Teresce, która pochodziła z wiejskiej, bardzo konserwatywnej okolicy. Tereska, naciskana zapewne przez rodziców, wymusiła na Stefanie „nawrócenie”, czyli przyjęcie komunii, bierzmowania i ślubu kościelnego. „Nawrócenie” to było w pewnym sensie szczere. Stefan nie był jakimś przekonanym ateistą, był raczej człowiekiem zupełnie obojętnym na sprawy światopoglądowe, a że szczerze kochał Tereskę, z miłości postanowił swoją obojętność nieco nadwątlić. Przeszedł więc wszystkie konieczne kościelne szkolenia i tak Kościół mógł obwieścić światu, że zdobył kolejną nawróconą duszyczkę i że jest instytucją bardzo atrakcyjną dla zagubionych bezbożników poszukujących sensu życia. Gdy czytałem triumfalne kościelne doniesienia o 500 dorosłych, którzy przyjęli chrzest w Polsce w okolicach świąt Wielkiej Nocy, od razy przypomniał mi się mój stary znajomy Stefan. Bo media katolickie i im zbliżone cytowały motywy, dla których niektórzy z owych dorosłych prosili o chrzest. Były to na ogół wzniosłe słowa o wierze i sensie życia. Ciekawe, co o swoich motywach dla katolickich dziennikarzy powiedziałby w dniu swojego ślubu Stefan? Podejrzewam, że coś równie budującego, bo był człowiekiem inteligentnym, choć ciężko zakochanym. Nie chciałby z pewnością sprawić zawodu i przykrości swojej kochanej żonie.
Media kościelne lub przykościelne same przyznają, że za „nawróceniami” często stoi kwestia ślubu. Nawet „Rzeczpospolita”, cytując jedną z osób prowadzących szkolenia dla kandydatów do chrztu, przyznaje: „Często niewierzący mężczyźni nawracają się pod wpływem swoich sympatii, niczym Winicjusz zauroczony Ligią w Sienkiewiczowskim »Quo vadis«”. W Polsce religia jest głównie sprawą kobiecą, dlatego wśród tak motywowanych „nawróconych” przeważają mężczyźni. We Francji jest na odwrót, dlatego wśród kandydatek do chrztu jest wiele kobiet, często dziewcząt z arabskich domów, które wychodzą za mąż za Francuzów. Nie przez przypadek też wśród tysięcy osób nawróconych w tym kraju na islam jest również wiele kobiet. To są z kolei etniczne Francuzki wychodzące za mąż za chłopców z północno-afrykańskich rodzin emigranckich. „Nawrócenie” jest w tych przypadkach po prostu narzędziem światopoglądowego łączenia rodzin i niczym więcej. Warto także przypomnieć, że 500 nowych katolików to w skali Polski bardzo niewiele. Tylko do wyznania świadków Jehowy przechodzi z katolicyzmu rocznie kilkakrotnie więcej osób. Do innych wyznań przechodzą w Polsce kolejne tysiące poddanych papieża, a ateizują się zapewne dziesiątki tysięcy następnych, zwłaszcza młodych. Oczywiście, wśród osób decydujących się na zostanie katolikami znajdziemy też szczere konwersje wynikające z indywidualnych poszukiwań. Na przykład dla wielu osób pochodzących z kultur pozaeuropejskich katolicyzm jest pierwszą odmianą chrześcijaństwa, z jaką się spotykają. Niektórzy z nich – zauroczeni nauczaniem Chrystusa – przyłączają się do Kościoła katolickiego w przekonaniu, że to jest to chrześcijaństwo, o którym mówi Nowy Testament. Nie mają rozeznania ani wystarczającej wiedzy historycznej, aby właściwie ocenić tę kwestię. Otrzeźwienie przychodzi czasem późno, czyli już po chrzcie. ADAM CIOCH
Bóg zabrał Go, bo tam trzeba ludzi dobrych. Zabrał Go, aby ci, którzy nie rozumieli i niszczyli Go, przestali to czynić. (Zbigniew Girzyński, poseł PiS, o zmarłym prezydencie)
RZECZY POSPOLITE
Bracia Polacy stojący u władzy nie znają – niestety – języka porozumienia. Błagamy dziś Boże Miłosierdzie: wejdź przez zamknięte drzwi obradujących partii, przez zamknięte drzwi serc ludzi władzy i powiedz im: „Pokój wam”. Nie gorszcie narodu swoimi waśniami, dość waśni. Tylko naród zbratany potrafi oprzeć się ekspansji mocnych tego świata. Tylko naród zbratany obroni wartości, którymi gardzi liberalizm. (bp Kazimierz Ryczan)
Złudne nawrócenia
Poświęciłem siebie i swoją partię dla dobra Polski, odrzucając propozycję Jarosława Kaczyńskiego. Inaczej nie mógłbym się spokojnie golić. (Roman Giertych, były szef LPR)
Żałuję pewnych słów, ale ja odpowiadam, kiedy ktoś mi nadeptuje na odciski. Sam nie atakuję, ale jestem jak ze Starego Testamentu: ząb za ząb. Ale jest dużo do przepraszania. Wybaczam wszystko, co mi zrobiono. (Lech Wałęsa)
Są pytania, których nie należy stawiać nawet Bogu. (abp Kazimierz Nycz)
Katyńska kość niezgody w relacjach Warszawy i Moskwy zostanie pochowana razem z prezydentem Kaczyńskim. („Niezawisimaja Gazieta”)
Śmierci najwyższych władz naszego państwa nie można zmarnować. (abp Stanisław Gądecki)
Jakie życie, taka śmierć!
(Poseł PiS, Zbigniew Girzyński, o śmierci prezydenta Kaczyńskiego)
Uważałem i uważam, że Lech Kaczyński był wielkim polskim patriotą i był naprawdę wielkim prezydentem. To ja byłem, być może, bardzo złym jego współpracownikiem, że nie potrafiłem o tym dobrze powiedzieć Polakom. (Michał Kamiński, europoseł PiS)
Dopiero śmierć zdarła wszystkim bielmo z oczu i naród zobaczył prezydenta w obrazie prawdziwym, a nie w karykaturze. (Marek Migalski, europoseł PiS) Wybrali: AC, KK, OH, PPr
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
NA KLĘCZKACH
Promocje i gratisy zbłądziły na dobre pod kopuły kościołów. „Dla ofiarodawców na Świątynię Opatrzności Bożej kwoty co najmniej 80 zł jest dostępny gratisowy album ukazujący pielgrzymki papieskie Jana Pawła II do naszej ojczyzny. Polecam też albumik dla ofiarodawców 20 zł pt. »Poznaj, aby uwierzyć«, pomagający w poznaniu obrzędów Mszy św.” – kusi potencjalnych sponsorów parafia Bożej Opatrzności w Warszawie. AK
pokryto pieniędzmi z budżetu państwa. Drugim źródłem kasy są ubezpieczyciele – w przypadku archidiecezji Los Angeles 227 milionów dolarów zapłaciły firmy Allianz SE i Chubb Corp. (wątpliwe, by firmy ubezpieczeniowe były nadal skłonne ubezpieczać diecezje od oskarżeń o molestowanie seksualne). Trzecią drogą jest ucieczka w bankructwo. W USA w obliczu procesów sądowych pięć diecezji zdecydowało się zbankrutować. Czwartym wyjściem jest przedawnienie. W 2002 roku w USA prawo zmieniono tak, aby okres od popełnienia przestępstwa do wystąpienia z powództwem nie był dłuższy niż jeden rok. MPs
PAPIEŻYCA
CUD PROBLEMOWY
Na polskim rynku ukazała się książka „Szara eminencja Watykanu. Pascalina i Pius XII”, poświęcona słynnej siostrze Pascalinie, niesławnej pamięci zakonnicy usługującej Piusowi XII. Mówiono o niej „Papessa”, czyli „Papieżyca”. Była wszechwładna i arogancka. Ustawiała nawet kardynałów. Związki łączące ją z pracodawcą i przyszłym katolickim świętym do dziś nie są jasne. Natomiast w dzienniku „Rzeczpospolita” doczekała się ta nieciekawa postać takiej oto laurki: „Postać siostry Pascaliny potwierdza, że kobiece wpływy w Kościele nigdy nie były walką z mężczyznami o władzę. A zazwyczaj ich celem była troska o mężczyzn służących Bogu”... Czyżby nowa kandydatka na ołtarze? MaK
Wbrew zapewnieniom Kościoła i telewizyjnym przedstawieniom z udziałem zakonnicy, którą miał uzdrowić Jan Paweł II, okazuje się, że są problemy z tym „cudem”. „Il Giornale” doniósł, że jeden z lekarzy zajmujących się zakonnicą wycofał się ze swojej wcześniejszej diagnozy, jakoby kiedykolwiek cierpiała ona na chorobę Parkinsona. Następnie kolejny lekarz zaprzeczył, by doszło do niezwykłego uzdrowienia. Inny lekarz natomiast potwierdził opinię wyrażaną przez Kościół. Powołano w końcu trzeciego specjalistę, na którego opinię czeka teraz Watykan. MaK
CMENTARNE HIENY Tuż po tegorocznych świętach wielkanocnych wynajęta przez warszawską kurię ekipa rozkopała żoliborski grobowiec Jerzego Popiełuszki. Celem nocnej operacji było pozyskanie odpowiedniej ilości materiału do odpłatnej produkcji relikwiarzy. W tym właśnie celu pokawałkowano szczątki księdza Jerzego. Polskie prawo zezwala na ekshumację zwłok tylko w nadzwyczajnych przypadkach: podejrzenie zabójstwa, likwidacja cmentarza, konieczność przeniesienia do innego grobu. Naszym zdaniem, zdobycie przez kurię kawałków zwłok dla celów promocyjno-wystawienniczych nie mieści się w tym katalogu. Już w XIX wieku wprowadzono na terenie Polski zakaz znieważania zwłok ludzkich (w tym ich ćwiartowania dla celów zarobkowych). Obecnie za coś takiego można pójść na dwa lata za kraty. Ciekawe, czy żoliborska prokuratora zainteresuje się tą sprawą. Jeśli nie, to my ją zainteresujemy. MiC
nie przewidywał umieszczenia krzyża na kopule, a jedynie wmurowanie tablicy informującej o historii zabytku. Jednak biskup nie odpuścił i choć budynek od dawna nie pełni funkcji sakralnych, bo zlokalizowano w nim świecką placówkę oświatową, nakazał (!) ministerstwu ustawienie na nim krzyża w imię „obrony dziedzictwa kultury narodowej”. AK
ZAKONNA GOŚCINNOŚĆ
ŁÓDŹ, A NIE „BARKA” Były prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki chwalił się, że z „czerwonej Łodzi” zrobił „normalne, katolickie polskie miasto”. Zdaje się, że nie do końca. Łódź ma nie tylko od lat niezmiennie jeden z najmniejszych w Polsce odsetków osób praktykujących i mających zaufanie do Kościoła katolickiego, ale także zbuntowane młode pokolenie. Badania Politechniki Łódzkiej przeprowadzone na kilku tysiącach gimnazjalistów w całym kraju wskazują na to, że tutejsze nastolatki rzadziej od innych wskazują Jana Pawła II jako najwyższy autorytet. Kiedy w innych miastach zmarłego papieża na pierwszym miejscu wskazuje 21 (zindoktrynowanych przez media i katechetów), to w Łodzi tylko 9. Łódzkie mamy jako autorytety zdobyły natomiast od swoich dzieci dwa razy więcej punktów uznania niż JPII. MaK
SZKOŁA UKRZYŻOWANA Po interwencji biskupa diecezji zamojsko-lubaczowskiej Wacława Depy remontowany budynek Państwowej Szkoły Muzycznej w Zamościu został zwieńczony metrowej wysokości krzyżem. Podobno jest to pierwsza w Polsce państwowa szkoła, nad którą góruje krucyfiks. Hurrraaa! Jej siedziba mieści się w przekazanym w 2001 roku przez samorząd kompleksie budynków, w którym do końca XVIII wieku funkcjonował klasztor klarysek, a do początku XIX wieku – kościół. Pierwotny projekt rewitalizacji obiektu finansowanej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
W okolicy świąt Wielkiej Nocy zakonnice prowadzące dom samotnej matki na Pomorzu wyrzuciły na bruk 19-letnią matkę z kilkumiesięcznym dzieckiem. Dziewczynę przygarnęli obcy ludzie. Zakonnice uważały ją za konfliktową i kazały jej poddać się odpłatnej terapii psychologicznej. Kobieta utrzymująca siebie i dziecko z 500-złotowego zasiłku nie miała z czego zapłacić za terapię i została wyrzucona. MaK
JEZUS – LUZ Jeden z warszawskich klubów „Zwiąż mnie” przyciąga klientów nietypowym plakatem – wizerunkiem Chrystusa w stroju Supermana, z papierosem i kieliszkiem w ręku. Właściciele lokalu nie mają sobie nic do zarzucenia: „Nie wszyscy są katolikami” – powiedział jeden z nich. Innego zdania jest ks. proboszcz Bogdan Bartold z warszawskiej archikatedry. Duchowny uważa, że to profanacja wizerunku Chrystusa, i planuje zgłosić sprawę do prokuratury. O imprezie jest już bardzo głośno, na co z pewnością liczyli przedstawiciele lokalu. – Akcja promocyjna, choć oburza wielu katolików, sprawi, że klub na brak klientów na pewno nie będzie narzekał – powiedział właściciel sąsiedniej knajpy. ASz
KATOPROMOCJA
KOŚCIÓŁ POD ŚCIANĄ Watykan opublikował rozporządzenie dotyczące pedofilii w Kościele katolickim. Według nowych wytycznych księża oskarżeni o pedofilię mają być przekazywani służbom cywilnym. Jeżeli duchowny zostanie skazany przez sąd za pedofilię, papież będzie go mógł (ale nie musiał?) zawiesić w posłudze. Kongregacja Nauki Wiary ma obowiązek zająć się wszystkimi sprawami związanymi z pedofilią wśród duchownych. To pierwszy tak radykalny krok Watykanu w związku z mnożącymi się skandalami seksualnymi w Krk. Miejmy nadzieję, że nie ostatni. ASz
PŁAĆCIE SAMI SOBIE Kościół katolicki zapłacił już kilka miliardów euro i dolarów odszkodowań za molestowanie seksualne. W 2007 roku archidiecezja w Los Angeles musiała zapłacić rekordowe 660 milionów dolarów – jedną czwartą wszystkich odszkodowań w USA. Najmilej widziane jest w Krk, jeśli ofiary zapłacą... same sobie, co prawie udało się w Irlandii. Tam 90 proc. odszkodowań
PAPIEŻ NON GRATA Benedykt XVI we wrześniu tego roku wybiera się na pielgrzymkę do Wielkiej Brytanii. Na Wyspach wrze. Wizyta papieża będzie kosztować podatników ponad 15 milionów funtów, co według Anglików i Szkotów jest nie do przyjęcia. Tysiące internautów zalewają protestami przeciwko tej
5
pielgrzymce oficjalną stronę premiera Gordona Browna. Domagają się, aby to katolicy sami finansowali wizytę papieża na Wyspach. Protestują przeciwko nietolerancyjnym poglądom głowy Kościoła i żądają od premiera oficjalnego sprzeciwu wobec molestowania dzieci przez księży. Jedna z petycji jest wyjątkowa: kilka tysięcy Wyspiarzy twierdzi, że chętnie zobaczy papieża. Ale w kajdankach! ASz
OJCOWIE CHRZESTNI Biskup sycylijskiej diecezji Vibo nakazał proboszczom, aby nie dopuszczali członków mafii do udziału w procesjach i innych uroczystościach religijnych. Mafiosi lubią pasjami brać udział w noszeniu figur świętych, co jest pokazem ich siły, władzy i pobożności. Przez całe pokolenia ci zabójcy, kidnaperzy i handlarze narkotyków byli sponsorami wielu katolickich wotów i interesów, a tym samym uważani za dobrych parafian. Proboszcze oczywiście dobrze wiedzą, które z ich owieczek parają się brudnymi zajęciami. MaK
OFIARA MIODOWEGO MIESIĄCA W Jemenie, gdzie heteroseksualne małżeństwa z dziećmi są nadal legalne, po pierwszym tygodniu pożycia małżeńskiego ze starszym o kilkanaście lat mężczyzną zmarła 13-letnia dziewczynka. Dziecko trafiło do szpitala z obrażeniami narządów płciowych i krwotokiem, którego nie udało się zahamować. Dziewczynka zmarła, a jej mąż został aresztowany. Przed rokiem w tym samym kraju zmarła w czasie porodu 12-letnia matka – żona człowieka trzykrotnie od siebie starszego. MaK
6
K
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
siądz prałat Ryszard Bugajski z parafii św. Jacka w Straszynie miał wybudować przedszkole w Cieplewie. Wygrał nawet odpowiedni konkurs, a gmina Pruszcz Gdański wydzierżawiła mu działkę, zobowiązując go jednocześnie do prowadzenia na niej niepublicznej placówki przez najbliższe 30 lat. Ksiądz przedszkola, niestety, nie wybudował. A jednak, mimo że nie wywiązał się z umowy, dostał od gminy zwrot poniesionych nakładów. W sumie niemal 1,2 mln zł (pieniądze zostały wypłacone w dwóch ratach na mocy uchwały rady gminy z lipca 2009 r.). Wszystko z inicjatywy pani wójt Magdaleny Kołodziejczak. Sprawę tej nadzwyczajnej hojności bada Prokuratura Rejonowa w Kwidzynie. Jak informuje prokurator Renata Mierzyńska, śledczy chcą wyjaśnić m.in. zagadkę, dlaczego gmina – zamiast dochodzić swoich praw na drodze cywilnej – zdecydowała się zapłacić za niedokończony obiekt: ~ Czepiają się biednego księdza. Pewnie wydał już i nie ma z czego oddać. Teraz będą szargać jego imię i atakować Kościół. No i jak ma być w Polsce dobrze, jak pozwala się na takie traktowanie księży? („es”); ~ Myślę, że powinniśmy się pomodlić. Więc módlmy się: Panie Boże, spraw, by słudzy Twoi przestali kraść i obmacywać dzieci nasze („Magdalena Matkobos”); ~ Może lepiej, że ksiądz nie ma przedszkola... („vomitorium”); ~ A czy to pierwszy raz? Państwo płaci tym krętaczom ile się da i gdzie się da. A to na świątynię, bo to muzeum, a to kapelanom, chociaż garnizonów już nie ma, itp., itd. Ciemnogród! („wuem”); ~ I co z tego?! Który sąd będzie odważny, by skazać wielebnego? Alleluja i do przodu („emeryt”); ~ Jak się wiernie służy funkcjonariuszom watykańskim, to czasem ma się do czynienia z prokuratorem. A jak się pójdzie za przekręty księdza do więzienia, to będzie to męczeństwo za wiarę. Pomniki pewne („apage satana”). ~ ~ ~ „Człowiek, który siada pijany za kierownicą, jest bandytą” – oświadczył ks. Janusz Koplewski, potępiając tym samym wyczyn modelki Ilony Felicjańskiej, która po pijaku (2,3 promila) rozbiła trzy samochody. „Jeśli pani Ilona wsiadła do tego auta pijana, to znaczy, że nikt jej nie kocha. Bo nikt nie zamówił jej taksówki, mimo że widział, w jakim jest stanie. Przecież sama do lustra nie piła, ktoś z nią się bawił, ktoś tam był. To, co
TRYBUNA(Ł) LUDU
Co w trawie
piszczy Wypadki po pijaku, kradzieże, niedotrzymywanie umów, wyłudzanie to chleb powszedni... katolickiego kleru.
zrobiła, to ciężki grzech i choroba. To wykroczenie wobec piątego przykazania, które mówi »Nie zabijaj«, – głosił kapłan na łamach „Super Expressu”: ~ A co Koplewski powie o swoich kolegach, księżach pedofilach? To nie są bandyci? („??”); ~ A pijany biskup za kółkiem, pijany ksiądz? Wtedy Kościół broni ich jak komuchy socjalizmu („prezes klubu”); ~ Rydzyk powiedział, że każdemu KSIĘDZU może się zdarzyć („iwo”); ~ Niech potępia pijanych księży, bo to jest plaga („Anna”); ~ Trzeba zrobić porządek wśród swoich, a potem pouczać („Haber”); ~ Odezwał się moralizator. Przecież klechy chleją! Dają sobie przyzwolenie na jazdę po pijaku. Cóż za hipokryzja! („Ewa”). Rzeczywiście, długo nie musiał ksiądz Janusz na koloratkowego kandydata do pouczania czekać. I tak: ksiądz Piotr z Działdowa dokonał
rzeczy niemal niemożliwej. Mając 2,7 promila alkoholu najpierw odprawił drogę krzyżową, a później zapakował się w swoją skodę i pojechał w siną dal („FiM” 14/2010). Kilka dni później kompletnie pijany wikary z Dziadkowic (prywatnie krewniak biskupa Dydycza) staranował swoim seatem nadjeżdżającą z przeciwka mazdę. Ucierpiało 8 osób. Na lokalnych forach dyskutowali parafianie: ~ I tak mu nic nie zrobią („galaktyczny wymiatacz”); ~ Każdy wie, że ksiądz był pijany! Gdyby nie był winny, nie chciałby uciekać z miejsca wypadku oraz poddałby się badaniu alkomatem. Razem z Tereską z baru pewnie sobie pili. Taką spółkę mają, że ksiądz piwko polewa swoim parafianom. Pewnie dzięki znajomości z biskupem i tak nic mu się nie stanie! (parafianka”); ~ W wierze nie ma prostych dróg, są same kręte. Tylko dlaczego trafił w mazdę, mógłby w drzewo („vincentt”); ~ Tak czy siak, on do paki nie pójdzie, bo jego wujkiem jest biskup („uczennica”); ~ Taki powołaniec to powinien we włosiennicy i o chlebie z wodą, a nie w seacie z wódą (pokemon”); ~ Gdyby komunia była pod dwiema postaciami (dla wiernych) – to mniej by się księżulo nażłopał („figo-fago”). ~ ~ ~ Z kolei duszpasterz z Torunia, który pół roku temu ulotnił się z parafii na Bielawach, przepadł jak kamień w wodę i nie daje swoim przełożonym znaku życia. A że prawdopodobnie wyłudził wcześniej około 3 mln zł kredytu na dokończenie budowy kościoła, zdesperowani pracownicy kurii postanowili o pomoc poprosić świecką prokuraturę, do której oficjalnie zgłosili zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa:
~ Gdyby on do tego przekrętu wziął ojczulka Tadzika, to sprawę dałoby się ukręcić. („rokita”); ~ No tak. Jeśli chodzi o księży pedofilów, to kuria milczy i załatwia to u siebie wewnątrz struktur. Jeśli chodzi o kasę, to już inna inszość. He, he. Nie poprawią tym wyników („kris”); ~ Za mało odpalił ojczulkom, i dlatego na niego donieśli („scepti”); ~ Bo o kasę chodzi. Gdyby chodziło o molestowanie chórzystów, to kościół by milczał („Sylwia”); ~ Zapewne dostąpił wniebowzięcia. Takie rzeczy ponoć się już zdarzały („uzebiusz”); ~ Mieszka na barce w przystani ojca dyrektora („żeglarz”); ~ Swój okradł swoich. Brawo! („Amadeusz”); ~ Buchnął kościelną kasę. Tego akurat mu nie wybaczą („lol”); ~ Nic się nie stało. Rydzyk wezwie wiernych, to spłacą („Stef”). ~ ~ ~ No, a skoro o tatce Rydzyku mowa... Zajął redemptorysta stanowisko w sprawie pedofilii w Kościele. Według niego, wszystko to sprawa szatana, mediów i masonów, którzy z wyciągania spraw przeciwko szóstemu przykazaniu uczynili regularną kampanię przeciwko Kościołowi i autorytetowi kapłanów: „Pewien nawrócony mason wysokiego stopnia w rozmowie powiedział, że to jest teraz ten wystrzał, a następny szykuje się pod hasłem »homoseksualizm«. I co szykują, jaki atak na Ojca Świętego. A trzeci – to celibat księży będą atakować, że to jest nienormalne. A czwarty, na przykład w Polsce – to pensje dla księży. Wiem, że są takie przymiarki” – głosił o. Tadeusz swoim wiernym słuchaczom. ~ Nie wiem jak media i szatani, ale w imieniu masonów chciałbym zaznaczyć, że nie maczaliśmy w całej sytuacji palców („ateistyczny mason”); ~ Stara śpiewka... Wściekły atak na Boga, Kościół i Polskę. Współczujmy wszyscy tym nieszczęśliwym księżom, gwałconym przez 5-letnich chłopców („tom”); ~ Jak, do cholery, można być doktorem i ledwo dukać po polsku? („mastah”); ~ Problem pedofilii Krk mógłby usunąć jednym posunięciem.
Owieczki byłyby szczęśliwe i zachwycone mądrością Kościoła. Wystarczy ogłosić pedofilię nowym sakramentem („hedonek”); ~ Kościół Rzymsko-Pedofilski nie rozumie jednego: To nie zmowa, to nie wykorzystanie sytuacji dla skoordynowanego ataku, to nie atak na papieża... TO POSZANOWANIE PRAW DZIECKA, których kilkadziesiąt lat temu nie było, a dzisiaj stanowią podstawę systemu legislacyjnego każdej demokracji („etach”). ~ ~ ~ Problem pedofilii, przynajmniej w polskim Kościele, wkrótce być może przestanie istnieć. Według informacji płynących z Krajowej Rady Duszpasterstwa Powołań, spada lawinowo liczba kandydatów na księży, zaś ci, których udało się już wyświęcić, coraz częściej odchodzą. Na alarm bije arcybiskup Stanisław Gądecki, o taki stan rzeczy obwiniając polskie rodziny, które niechętnie przygotowują młodzież do życia kapłańskiego, oraz media, które walczą z Kościołem, tropiąc i nagłaśniając grzechy kapłańskie. Są i tacy, którzy nie widzą powodu do zmartwień: ~ To chwała Bogu. Najbardziej zwarta mafia świata straciła poparcie społeczeństwa i dalej traci. Powoływanie się na Afrykę z rosnącą liczbą powołań to śmiech na sali, po prostu odkryli sposób na przeżycie w krajach, gdzie panuje głód i nędza. Ataki na kościół? Raczej na alkoholizm, hazard, oszustwa, pedofilię, homoseksualizm („piotr”); ~ Z Kościoła odeszli znani księża: Kotliński, Obirek, Bartoś, Gadacz, Krzywania, Siejkowski, Więcławski, Briks. Każdy uczciwy człowiek, gdy zobaczy tę moralną zgniliznę, odchodzi, a potem staje po drugiej stronie, by z tym walczyć („slik”); ~ Ksiądz też człowiek. Chce mieć rodzinę. Nie opowiadać ludziom bajek. Nie chodzić w tym śmiesznym stroju rodem z Azji. Biologii się nie oszuka. Niestety. („realista”); ~ Już niedługo Kościół przestanie nienawidzić klonowania („lcf”); ~ I bardzo dobrze. W seminarium dostaną darmowe wykształcenie, a potem siu w świat. Tak trzymać („ministrant”); ~ Marzę, żeby dożyć tych pięknych czasów, kiedy Kościół katolicki przestanie istnieć... („24h”). JULIA STACHURSKA
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
7
Smród to rodzinka Ordynariusz diecezji drohiczyńskiej mianował oszusta rycerzem... Biskupa drohiczyńskiego Antoniego Dydycza prześladuje pech. Zaczęło się od wpadki jego krewniaka ks. Jacka W., który według prokuratury doprowadził 15-letnią E.M.
Biskupowi już głowa puchnie
„do obcowania płciowego lub poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności, nadużywając zaufania lub udzielając (...) korzyści majątkowej lub osobistej albo jej obietnicy” (sprawę prowadzi Prokuratura Rejonowa w Siedlcach), a później przez wiele miesięcy współżył z matką dziewczynki. Ponieważ zupa w końcu się wylała, wujek musiał wstrzymać rozwój kariery ks. Jacka i wycofał go z parafii w K. na posadę kapelana sióstr benedyktynek w Drohiczynie (por. „Bez przebaczenia” – „FiM” 12/2010). Przed kilkoma dniami dał ciała drugi krewniak ekscelencji. Nabuzowany 3,17 promilami ks. Sławomir W. (wikariusz parafii w D. i szef Sekcji Młodzieżowych Organizacji Katolickich drohiczyńskiej kurii, a prywatnie starszy brat ks. Jacka) gnał swoim seatem w terenie zabudowanym (lekceważąc ograniczenie prędkości do 30 km/godz.) i poszedł na „czołówkę” z jadącą w przeciwnym kierunku mazdą (efekt: fot. górna). Osiem osób trafiło do szpitala, dwie w stanie krytycznym. – Ksiądz pozbawił mnie i dwójkę rodzeństwa nie tylko środków do życia, ale także ojca, który ma zaledwie 41 lat. Jeśli przeżyje, pozostanie już na zawsze kaleką. Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci i załamani. Ksiądz był pijany (potwierdziła to policja), a jechał... 140 km/godz. Modlę się o sprawiedliwość i karę dla tego złego
człowieka. Nasz los nic go nie obchodzi i nigdy nie obchodził. Nawet moją mszę na 18 urodziny odprawiał po pijanemu – twierdzi córka najciężej rannego w wypadku. Fatalne przypadki sprokurowane przez wielebnych braci W. doprowadziły do ostrego spadku wewnątrzdiecezjalnych notowań „wujka” (obarczanego odpowiedzialnością za to, że nie dyscyplinował swawolnych krewniaków, choć ich ryzykowne upodobania były powszechnie znane), ale plamą absolutnie niezmywalną ordynariusz uświnił się osobiście. Popatrzmy... ~ ~ ~ W niedzielę wielkanocną bp Dydycz dokonał uroczystego pasowania sześciu Rycerzy Drohickich powołanych przy katedrze drohiczyńskiej (fot. obok). Choć zadania tej formacji sprowadzają się w praktyce do noszenia nad biskupem i księżmi baldachimów, to prawo do noszenia specjalnego munduru jest – według optyki kościelnej – wyjątkowym wyróżnieniem, bowiem daje certyfikat, że dana osobistość swoim życiem „nawiązuje do dawnych tradycji rycerskich i obrony w dzisiejszych czasach wartości polskości, z dewizą: »Bóg, Honor i Ojczyzna«” – czytamy w komunikacie kurii. Jednym z członków elitarnego oddziału został Sylwester Z., inspektor ds. gospodarki komunalnej, ochrony środowiska i obrony cywilnej Urzędu Miasta i Gminy w Drohiczynie. Dlaczego nie wymieniamy jego nazwiska w pełnym brzmieniu? Ano dlatego, że rycerz Sylwester Z. – według optyki Prokuratury Rejonowej w Białymstoku – jest też niestety oszustem oskarżonym (patrz skan) o udział w głośnej lokalnie „aferze śmieciowej” (proces w toku). Jego kluczowa rola w kryminalnym procederze zagrożonym karą pozbawienia wolności do lat 5
Jacek W. naucza...
polegać miała na tym, że będąc kierownikiem wysypiska komunalnego w Mielniku (równolegle z funkcją sprawowaną w drohiczyńskim UMiG), miał „poświadczać nieprawdę w zestawieniach ilości przekazanych odpadów od Przedsiębiorstwa Komunalnego w Siemiatyczach oraz na kartach przyjęcia odpadów komunalnych”.
Jak w tej sytuacji rozumieć uhonorowanie go przez biskupa? – Głupotą pasterza lub kogoś z jego najbliższego otoczenia, bo już na starcie skompromitowali i „ośmiecili” bardzo wartościową w gruncie rzeczy ideę Rycerstwa Drohickiego – ocenia proboszcz parafii w S. ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
DO POZOSTAŁYCH
Odeszły Lwice Lewicy Jedno z najgłupszych powiedzeń brzmi, że „nie ma ludzi niezastąpionych”. Życie – a raczej śmierć – pokazuje, że jest zupełnie odwrotnie. Po czyimś udanym, owocnym, niestety w połowie przerwanym życiu pozostaje pustka, której nie sposób wypełnić. Pustka w sercach pozostałych i próżnia w dziedzinach, w których zmarłe osoby były aktywne i właśnie niezastępowalne. Tak jest z paniami Izabelą Jarugą-Nowacką (etnograf, członek Polskiej Akademii Nauk) i Jolantą Szymanek-Deresz (wybitny prawnik). W wyniku tragedii 10 kwietnia polska lewica straciła w ich osobach nie tylko znane z pracowitości posłanki, nie tylko niestrudzone bojowniczki o prawa kobiet, ale i najodważniejszych, bezkompromisowych członków swojej formacji. Pani Izabela Jaruga-Nowacka pełniła funkcję pełnomocnika do spraw równego statusu mężczyzn i kobiet w rządzie Leszka Millera. Nie było to łatwe, bo jej szef raczej nie chciał zadzierać z Kościołem, a poza tym jej funkcja była zupełnie nowa. Po raz pierwszy w Polsce powstał urząd promujący równouprawnienie kobiet i mężczyzn oraz walkę z dyskryminacją m.in. gejów i lesbijek. Narażało ją to na ciągłe ataki prawicy i Kościoła katolickiego. Pani Izabela zapraszała „FiM” na organizowane przez siebie imprezy i nie bała się udzielać nam wywiadów, co zwłaszcza w tamtych czasach nie było takie oczywiste. Obie Panie rozmawiały z dziennikarzami „Faktów i Mitów”. Oto, co między innymi mówiły: Jolanta Szymanek-Deresz: ~ To rozporządzenie (o wliczaniu oceny z religii do średniej) narusza fundamentalną konstytucyjną zasadę neutralności światopoglądowej państwa. Neutralność oznacza bezstronność, oznacza dystans do światopoglądu, religii, przekonań. Jednocześnie jest dla obywateli gwarancją swobody w tym zakresie. ~ Jak można z religii czynić przedmiot obowiązkowy?! Poza tym państwo nie radzi sobie z nauczaniem etyki, nie ma osób o określonych kwalifikacjach, nie ma możliwości organizacyjnych. Nie wiem, kiedy MEN upora się z tym, żeby etyka mogła być wszędzie dostępna i obowiązkowa. ~ Krzyż przede wszystkim jest symbolem religijnym. Trzeba pamiętać, że następuje przemieszczanie się ludności. Migracje powodują mieszanie i ścieranie się poglądów,
co często nazywamy zderzeniem cywilizacji. To proces nieunikniony. Musimy być przygotowani na to, że i w Polsce idea niewiary bądź wiary w innego Boga będzie funkcjonowała. Z takiego punktu widzenia Trybunał w Strasburgu ocenia kwestię przywiązania do wartości religijnych. Jeśli się pojawia mniejszość, dla której ta symbolika nie jest tak ważna, większość musi jej prawa uszanować. W Polsce to orzeczenie jest o tyle opacznie interpretowane, że przypisuje mu się wolę usuwania krzyży z przestrzeni publicznej, a ono mówi tylko o tych miejscach publicznych, gdzie obywatel nie ma wyboru i wbrew swojej woli musi „poddać się” religii katolickiej. Przecież nikt nie mówi o eliminowaniu krzyży w ogóle, tylko tam, gdzie ścierają się różne światopoglądy i religie. Państwo musi być gwarantem swobody ich wyznawania. ~ Sejm ochoczo przyjął uchwałę wzywającą całą Europę do walki o wszechobecny krzyż. Posłowie, którzy głosowali na „tak”, ośmieszyli całe społeczeństwo na arenie międzynarodowej! Na pewno jest to wyraz niezrozumienia prawa, które funkcjonuje w przestrzeni międzynarodowej. Swoją uchwałą Sejm dał wyraz temu, że równość w ogóle go nie interesuje, bo ważne jest to, co się dzieje tutaj w Polsce, bo
Lewica zagłosowała przeciwko tej uchwale. Nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości. Nie możemy pozwolić na to, aby w naszym kraju szerzyła się nietolerancja.
ma on inne poglądy. Biskup nie miał żadnego powodu, by mnie obrażać. ~ Nie boję się Kościoła. Kościół nie usiłuje w ogóle pomóc kobietom. Z kościelnej inspiracji nie
Izabela Jaruga-Nowacka: ~ Słowa biskupa Pieronka, który nazwał mnie feministycznym betonem, odebrałam ze zdziwieniem.
krzyż był zawsze obecny, będzie obecny i nikt nie zmusi nas do jego zdjęcia. To ignorancja wobec tendencji europejskich i prawa, w tym naszego – zapisanego w konstytucji.
Dla katolika kanonem jest miłość bliźniego, tymczasem słowa biskupa są tego zaprzeczeniem. Jest w nich agresja i pogarda dla drugiego człowieka tylko dlatego, że
prowadzi się więc należytej edukacji seksualnej, nie ma środków antykoncepcyjnych dostępnych na przykład dla najuboższych. I jeszcze jedno – Kościół nie broni skutecznie życia poczętego, bo ogranicza się do deklaracji. Wywiera za to olbrzymią presję na społeczeństwo, przyczyniając się do rozwoju podziemia aborcyjnego. ~ Jeśli ktoś nie potrafi dostrzec na przykład ogłoszeń prasowych w sprawie aborcji, a także tego, że obecnie w naszym kraju w dowolnym momencie można przerwać ciążę, co wiąże się jedynie z ceną, nie powinien się wypowiadać na ten temat. Łamiemy standardy europejskie, jak choćby w przypadku wyboru owego dowolnego momentu przerywania ciąży, tolerujemy podziemie aborcyjne, niejednokrotnie skazujemy kobietę na samotność i potępienie, gdy dochodzi do przymusowego macierzyństwa. Trzeba położyć kres tym dramatom kobiet. ~ Pamiętamy wciąż o doświadczeniach 1996 roku, gdy liberalizowano ustawę, ale w gruncie rzeczy tylko na papierze. Księża i działacze katoliccy podburzali ludzi, wywierali presję. Nie chcemy, by teraz stało się podobnie, dlatego wszelkie zmiany należy odpowiednio przygotować.
~ Z badań wynika, że obniża się wiek inicjacji seksualnej i nie można udawać, że nie ma tego problemu. Zatem ludziom młodym należy dostarczać rzetelnej wiedzy, by mogli oni podejmować mądre decyzje. Ponadto Polska nie jest dziś odizolowaną od świata wyspą. Zawarliśmy międzynarodowe zobowiązania i musimy dostosować się do międzynarodowych standardów. Dlaczego zatem wąska grupa nawiedzonych polityków ma blokować nasz dostęp do wiedzy i krajów nowoczesnych? ~ Kiedy próbowałam – jeszcze w rządzie Leszka Millera – domagać się uchwalenia nowelizacji ustawy aborcyjnej, dostałam ostrzeżenie, że jeżeli będę działać niezgodnie z linią tamtego rządu, będzie to mój ostatni dzień sprawowania urzędu pełnomocnika. W parlamencie od dawna są złożone odpowiednie ustawy – bardzo dobre w mojej ocenie. Także ustawa o równym statusie kobiet i mężczyzn. Są niby ciągle dopracowywane, ale ja mam wrażenie, że brakuje po prostu woli politycznej, aby je uchwalić. Z przykrością muszę stwierdzić, że ten brak zainteresowania i chęci dotyczy także niektórych kolegów z SLD i Unii Pracy, a nie tylko parlamentarzystów prawicy. ~ Koalicja SLD-Unia Pracy miała ambitne plany dotyczące zmiany ustawy aborcyjnej, dotowania środków antykoncepcyjnych, ustawy zrównującej status kobiet i mężczyzn. I one nie doczekały się realizacji, mimo że nie są to inicjatywy szczególnie kosztowne. Po prostu nasz koalicyjny partner nie kwapił się do ich realizacji. Wysłaliśmy jako rząd wiele niedobrych sygnałów, takich jak nadmierna troska o opinię środowisk biznesowych i prominentnych przedsiębiorców czy hierarchów kościelnych. A ludzie zapamiętali to jako odejście od deklaracji programowej. ~ Jestem przekonana, że wcześniej czy później organy administracji państwowej lub samorządowej będą musiały uwzględnić większy niż dzisiejszy udział kobiet. Wymusi to także demokracja i potrzeba rozwiązywania problemów, przed którymi stoi współczesny świat – od globalizacji poczynając, a na ekologii, biedzie czy terroryzmie kończąc. Świat będzie musiał na nowo zdefiniować wiele pojęć, choćby dotyczących pracy zawodowej czy życia rodzinnego. CZEŚĆ ICH PAMIĘCI! Opracowali: MAREK SZENBORN ADAM CIOCH
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
D
ecyzją tą radni wypełnili najgorętsze pragnienie „Rady Pedagogicznej, Samorządu Uczniowskiego i Rady Rodziców, które złożyły wspólny wniosek” o wykreślenie poety z szyldu i zastąpienie go kościelnym dygnitarzem – dowiadujemy się z uzasadnienia uchwały zredagowanej przez prezydenta Andrzeja Stania (Platforma Obywatelska) oraz jego zastępczynię Aleksandrę Skowronek. Wybrańcy ludu przekonują, że ich decyzja „pozwoli kształtować właściwe związki emocjonalne wychowanków z historią szkoły, środowiska i regionu oraz przyjętymi celami wychowawczymi”. A dlaczego wybrano akurat bp. Plutę, nieżyjącego od prawie ćwierćwiecza byłego ordynariusza gorzowskiego? Ano dlatego, że będąc dziecięciem uczęszczał przez jakiś czas do rzeczonej podstawówki, zaś obecnie oczekuje w kolejce (w randze „sługi Bożego”) do wyniesienia na ołtarze. Choć radni bardzo puszyli się samodzielnością i głębokim namysłem, podjęcie przez nich uchwały było jedynie formalnością, bowiem już 15 października 2009 r. tak właśnie postanowiła Rada Duszpasterska przy parafii Trójcy Przenajświętszej w Kochłowicach. „Szkoła Podstawowa nr 21, do której chodził bp Pluta, otrzyma Jego imię” – czytamy w protokole z obrad. – „Czarnym” pozostało już wówczas tylko zdobycie kilku niezbędnych podkładek. Niektórych nauczycieli skręcało z bezsilności, ale tylko prywatnie, bo podczas głosowania podkulili ogony i Rada Pedagogiczna klepnęła zgodę jednogłośnie. Nie oponowała także Rada Rodziców, zdominowana przez agresywny aktyw parafialny (85 proc. za bp. Plutą), zaś samorząd uczniowski to przecież jeszcze łatwe do manipulowania dzieci. I prawdopodobnie stąd właśnie wziął się ten „wspólny wniosek” – wyjaśnia „FiM” jeden z pedagogów. Łatwe do manipulowania? Mamy oto przed sobą dokument, w którym stoi jak byk, że na 133 uczniów „biorących udział w rozeznaniu” w kwestii zmiany patrona zaledwie jeden optował za biskupem, podczas gdy 132 głosowało za pozostawieniem Tuwima. Dyrektorka szkoły Ewa Chowaniec tłumaczy dziś, że był to po prostu taki „czeski błąd”... Gdy parafia miała już wszystkie papiery, 24 stycznia 2010 r. wystosowała do przewodniczącego Rady Miasta Jarosława Kani (PO) oficjalne pismo z poparciem „dobrej i oddolnej inicjatywy”, wyrażając w nim przekonanie, że „Najznamienitszy Uczeń” kochłowickiej podstawówki „dla dzieci uczących się dzisiaj w tej szkole będzie bliższy niż Julian Tuwim”. Pismo podpisał proboszcz ks. Jerzy Lisczyk, a radnym nie pozostało już nic innego, jak tylko formalnie rozkaz ten usankcjonować.
POLSKA PARAFIALNA
9
Rękę do tego przyłożyli nawet dwaj radni Lewicy i Demokratów (przewodniczący klubu Teodor Howaniec i Dariusz Potyrała). – Osoby duchowne jako patroni instytucji publicznych wylęgają się w Polsce niczym w inkubatorze – zauważa Józef Osmenda (LiD), jeden z zaledwie trzech samorządowców (oprócz kolegi klubowego Henryka Piórkowskiego) oponujących przeciwko wyrzuceniu Tuwima na śmietnik. ~ ~ ~ Prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski (członek Rady Krajowej PO) firmuje swoim nazwiskiem
Molestowanie religijne ustanowiony patronem Słupcy”... Sukcesu dopełnia fakt, że żaden z radnych nie wyłamał się z szeregu i nie zaprotestował przeciwko inicjatywie mającej zagwarantować Słupcy świetlaną przyszłość. Idąc za ciosem, specjalna delegacja (dziekan ks. Hieronim Szczepaniak, miejscowy proboszcz ks.
„O tym, kiedy nasze miasto uzyska oficjalnego patrona, specjalnym dekretem zadecyduje Papież” – głosi dalej słupecki biuletyn. „Słupczanie chcieliby”, „Dla Słupcy akt ten ma szczególne znaczenie”... – od tych i podobnych pustych frazesów aż roi się w oficjalnych komunikatach w sprawie św. Wawrzyńca. Podobnie zresztą jak od dziur w wielu ulicach miasta. – Nikt mnie wcześniej o zdanie nie pytał, a patron przyda się tylko do tego, żeby zwykli ludzie słali sobie do niego błagania o poprawę losu i zażalenia na władze, zaś te miały
Józef Warga, burmistrz Michał Pyrzyk i przewodniczący Rady Miasta Andrzej Szymkowiak) udała się z wizytą do metropolity gnieźnieńskiego abp. Henryka Muszyńskiego (fot. powyżej) „celem złożenia dokumentacji wraz z pismem, w którym poproszono Prymasa o przeprowadzenie dalszych procedur związanych z ustanowieniem św. Wawrzyńca patronem Słupcy” (...).
na kogo zwalać winę za fatalny stan naszego grodu – zauważa Marek W. ze Słupcy. ~ ~ ~ Podobne dobrodziejstwo spłynie wkrótce na mieszkańców Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie właśnie trwa akcja zbierania w kościołach podpisów pod „obywatelską inicjatywą uchwałodawczą” dotyczącą ustanowienia patronem miasta wspomnianego wyżej bp. Pluty. Sprawa jest już w zasadzie przesądzona, bo w „społecznym komitecie” organizującym tę operację znajdują się najważniejsi radni PO (Stefan Sejwa, Krystyna Sibińska, Robert Surowiec) i PiS (Roman Sondej, Augustyn Wiernicki), czyli klubów mających zdecydowaną większość w Radzie. „Patronat zaowocuje też efektami natury ekonomicznej, bowiem
Opanowana przez prawicę Rada Miasta w Rudzie Śląskiej podjęła uchwałę, że publiczna Szkoła Podstawowa nr 21 im. Juliana Tuwima zmieni patrona i odtąd będzie nosić imię Biskupa Wilhelma Pluty. (obok ordynariusza świdnickiego biskupa Ignacego Deca) wydaną przez ratusz 16-stronicową broszurę reklamową, która dotyczy imprezy zorganizowanej 8 kwietnia na stadionie miejskim, czyli modłów o beatyfikację santo subito Jana Pawła II. Elegancki kredowy papier, kolor, kilkutysięczny nakład... W środku zestaw pieśni religijnych na każdą okazję oraz zapowiedź kolejnej uroczystości – „ustanowienia Patronatu Matki Bożej Bolesnej nad Wałbrzychem”, co dokona się 30 maja 2010 r. w kościele pw. św. Aniołów Stróżów. Dla zapewnienia odpowiedniej frekwencji Kruczkowski zorganizował darmowe przejazdy po całym mieście autobusami oznakowanymi
napisem „Msza święta ul. Ratuszowa”. Uruchomił również pojazdy niskopodłogowe, na co dzień dla mieszkańców niedostępne. ~ ~ ~ Władze Słupcy (woj. wielkopolskie, diec. gnieźnieńska) szczycą się wielkim osiągnięciem, bo zgodnie z obwieszczeniem w biuletynie miejskim „jest duża szansa na to, że święty Wawrzyniec zostanie formalnie
w naszym mieście jest wiele miejsc związanych z biskupem, które w przyszłości staną się miejscem odwiedzin i pielgrzymek” – obiecuje Wiernicki na łamach lokalnej prasy. „Nie czas czynić wielebnego twarzą miasta, gdy Kościół goni w piętkę! Niech najpierw posprzątają u siebie w parafiach i pałacach biskupich, zamiast wywieszać nad Gorzowem brudne chorągwie” – odpowiada nawiedzonym samorządowcom internauta „e_werty”. ~ ~ ~ Szkoła Policji w Słupsku ma od kilku tygodni własną kaplicę pod wezwaniem św. Michała Archanioła, nazwaną dla zmyłki „ekumenicznym oratorium”. Uroczystego otwarcia i poświęcenia dokonał (w asyście szczególnie na tę okazję uduchowionego kierownictwa placówki) biskup polowy śp. gen. dyw. Tadeusz Płoski. Szkolny kronikarz sprawozdaje, że w okolicznościowym wystąpieniu generał Płoski „nie krył dumy, iż oratorium powstało w najstarszej policyjnej szkole w Polsce”. Podkreśla też, że kaplica „w założeniu ma być miejscem refleksji i spotkań”, ale „jeśli słuchacze wyrażą taką chęć”, kapelan ks. ppor. Bolesław Leszczyński „w oratorium organizować będzie m.in. kursy przedmałżeńskie dla młodych policjantów”. Z kolei grupa funkcjonariuszy zatrudnionych w słupskiej szkole w charakterze wykładowców pyta „FiM”: – Dlaczego pan komendant insp. Jacenty Bąkiewicz (fot. górna) marnuje pieniądze podatników i molestuje religijnie podwładnych, i to w sytuacji powszechnie znanych braków specjalistycznego wyposażenia, a nawet podstawowego sprzętu biurowego, kryzysu finansów, zwolnień z pracy policjantów i pracowników cywilnych Policji? Niestety, wciąż jeszcze nie znamy odpowiedzi ani na to konkretne, ani na nasuwające się podobne pytania... ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
POD PARAGRAFEM
P
olskie publiczne media od lat nie mogą uporać się z politykami, którzy próbują nimi sterować. Przyjęty w 1992 roku (na wzór francuski) model zarządzania Telewizją Polską, Polskim Radiem oraz siecią rozgłośni regionalnych powinien dawać im stabilne warunki rozwoju i wypełniania misji. Na ich czele mieli stanąć niepartyjni menedżerowie, kontrolowani przez osoby cieszące się zaufaniem społecznym. Niestety, wizje twórców ustawy nie były i nie są realizowane. Najgorzej na tym wyszły rozgłośnie regionalne. Tylko jedna z nich – Radio Merkury w Poznaniu – miała przez 18 lat stabilny zarząd. W pozostałych rady nadzorcze, zarządy, szefowie redakcji zmieniali się wielokrotnie. Kwestie jakości zarządzania i programu znalazły się na drugim planie. Internetowe listy dyskusyjne pełne były za to nieoficjalnych informacji o tym, co się dzieje w rozgłośniach. Pod koniec 2008 roku Naczelna Izba Kontroli wysłała do nich swoich inspektorów. Streszczenie ich obserwacji zajmuje ponad 90 stron maszynopisu. Na początek kontrolerów zdumiało to, że rozgłośnie regionalne wbrew koncesji wcale nie były takie regionalne. Otóż tylko dwie z nich – Radio Rzeszów i Radio Białystok – poświęcały więcej niż 1/4 czasu emisji na sprawy lokalne. Jak wynika z badań słuchalności stacji radiowych w województwie podkarpackim, Radio Rzeszów ma mocną trzecią lub czwartą pozycję. Wynik tej i innych rozgłośni byłby znacznie lepszy, gdyby 17 regionalnym stacjom publicznym przydzielono częstotliwości i lokalizacje nadajników w sposób logiczny. Tak nie było i w konsekwencji, na przykład na Mazowszu (okolice Płocka), łatwiej było (i jest nadal) złapać sygnał Radia Bydgoszcz niż lokalnego Radia dla Ciebie. Po 2005 roku zaczęliśmy obserwować proces ustalania zawartości programu przez lokalnych liderów partyjnych. Niestety, towarzyszył mu chaos prawny i organizacyjny, a za przykład może posłużyć Radio Opole i działania jego kolejnych rad nadzorczych. Jak ustaliła NIK, na początku 2006 roku ówczesna rada związana z lewicą do umów o pracę z zarządem wprowadziła klauzule przyznające jego członkom bardzo wysokie odszkodowania w razie rozwiązania umów o pracę przed końcem kadencji oraz dodatkowe wynagrodzenie za tak zwany zakaz pracy u konkurencji (której w Opolu de facto nie ma). Następna rada nadzorcza Radia Opole, składająca się z członków PiS, LPR i Samoobrony, przez całą kadencję lekceważyła statut spółki oraz obowiązujące ustawy. Jej pierwsze posiedzenie zwołał – wbrew prawu – przedstawiciel Ministerstwa Skarbu Państwa. Naszym zdaniem, zrobił to po to, aby jej prawicowi członkowie uniknęli kontaktu z przewodniczącym poprzedniej
Radiolokacja tyłków Wycieczki za państwowe pieniądze, przechowalnie partyjnych działaczy, nocne zwalnianie szefów, zagadkowe inwestycje – to obrazy z pięciu ostatnich lat w 17 publicznych regionalnych rozgłośniach. rady. To on bowiem – zgodnie ze statutem Radia Opole – miał zwołać pierwsze posiedzenie nowej rady. Co ciekawe, przedstawiciel MSP zapomniał poinformować swojego pryncypała, że rada nadzorcza planuje dokonanie zmian kadrowych w rozgłośni. Obowiązek taki na reprezentantów spółek skarbu państwa nałożył jeszcze w 2005 r. związany z lewicą szef MSP. Odwołując nocą poprzedni zarząd, rada nadzorcza, zdaniem NIK, wykazała się kompletnym brakiem profesjonalizmu. W uzasadnieniu dymisji poprzednich menedżerów znalazło się bowiem kłamstwo, że Radio Opole jest bankrutem. Tej samej nocy rada nadzorcza Radia Opole, przy złamaniu wszystkich obowiązujących zasad, powołała nowy zarząd. Główne zarzuty Izby to brak publikacji ogłoszenia konkursowego oraz samodzielny wybór przez radę kandydatów, z którymi przeprowadzono wstępne rozmowy. Było to sprzeczne z obowiązującą w radiofonii publicznej zasadą jawnych,
otwartych i konkurencyjnych konkursów. Rada nadzorcza nie ustaliła przy tym wymogów dotyczących wykształcenia, doświadczenia zawodowego ani umiejętności, jakimi muszą się wylegitymować. W papierach rady NIK nie znalazła skrawka papieru zawierającego reguły oceny kandydatów, ale za to znalazła dowód przeprowadzenia rozmowy z kandydatem do pracy bez oglądania go na oczy. Że niemożliwe? Otóż możliwe. Jak czytamy w protokole NIK, „jeden z kandydatów został przesłuchany poprzez głośno mówiący telefon ze względu na jego pobyt na urlopie”. Potem wprowadzono nowatorski sposób regulowania spraw delegacji służbowych członków zarządu rozgłośni. W spółkach skarbu państwa takimi sprawami zajmuje się zazwyczaj przewodniczący rady nadzorczej lub jej wydelegowany członek. W Radiu Opole do 2009 roku obowiązywała zasada, że to zwykli pracownicy podpisywali delegacje swoich szefów. Członkowie prawicowej rady nadzorczej Radia Opole pod koniec swojej kadencji zajmowali się bardziej wojną pomiędzy sobą niż problemami rozgłośni. W konsekwencji przez półtora roku spółka nie miała zarządu (pięć publicznych konkursów na członków zarządu skończyło się fiaskiem). Przewodniczący rad nadzorczych innych regionalnych stacji Polskiego Radia brali przykład ze swoich opolskich kolegów. Latem 2006 roku pierwsze posiedzenia rad nadzorczych nowej kadencji zwołano w środku nocy poza siedzibami spółek. W 15 z 17 rozgłośni regionalnych rady nadzorcze,
wzorując się na Opolu, łamały podstawowe zasady wyboru nowych zarządów. W przypadku Radia Olsztyn jawny konkurs polegał na tym, że członek rady zaproponował do zarządu swoją sąsiadkę, a w Radiu Szczecin listę kandydatów do pracy ustalił niezidentyfikowany do dzisiaj urzędnik Ministerstwa Skarbu Państwa. Zdarzały się przypadki, że sędziowie sądów gospodarczych odmawiali wpisania wybranych w ten sposób zarządów. Aby uniknąć długotrwałych procesów sądowych (spór o to, kto jest legalnym szefem Ery GSM trwał ponad 4 lata), rady nadzorcze na mocy jednej uchwały odwoływały nielegalnie wybranych prezesów, po czym ponownie powierzały im obowiązki. W Radiu Gdańsk wyznaczono przy tym najwyższą cenę godziny pracy menedżera publicznej rozgłośni. Wyniosła ona 135 tysięcy złotych! Tyle bowiem dostał jego prezes – odwołany na godzinę i powołany ponownie. Nieustanne odwoływanie i powoływanie szefów rozgłośni regionalnych oraz członków zarządów kosztowało państwo w latach 2006–2009 ponad 3 miliony 600 tysięcy złotych. Tak wysokie koszty związane były z wpisywaniem do umów o pracę z prezesami publicznych rozgłośni takich rozwiązań jak: jednoczesne powoływanie na czas określony i zawieranie umów o pracę na czas nieokreślony, co dawało im prawo do dodatkowej odprawy i wydłużało czas wypowiedzenia, oraz przyznanie im prawa do dodatkowych premii. W rozgłośniach w Olsztynie, Wrocławiu i Radiu dla Ciebie prezesi otrzymali prawo
do niemal dożywotniego zatrudnienia w spółce po zakończeniu kadencji za pensję porównywalną z prezesowskim uposażeniem. Warto przy tym zwrócić uwagę, że bardzo dobre warunki pracy zarządów publicznych regionalnych stacji radiowych nie miały wiele wspólnego z ich troską o dobro rozgłośni. Konflikty z pracownikami (Radio Opole), zmienność ramówki, przerobienie publicznej stacji w tubę propagandową partii, z którą związani byli ważni członkowie rady nadzorczej – oto ich główne dokonania. Prezes Radia Szczecin wsławił się nową definicją wycieczki zagranicznej, którą zorganizował dla kolegów – menedżerów publicznych stacji. Od 2007 roku pod tym pojęciem w sprawozdaniach pojawia się seminarium naukowe pt. „Media publiczne – prawne usytuowanie i sposoby finansowania”. Jego kolega z Zielonej Góry postanowił udowodnić, że można bezkarnie nie składać wymaganych przez prawo kwitów Ministrowi Skarbu Państwa i Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Gdy zaś został do tego przymuszony, umieścił w sprawozdaniach nieprawdziwe dane. W tamtejszej rozgłośni dzielono także zamówienia publiczne na części, płacono dwa razy za te same zlecenia i zatrudniono osobę, której nikt nie widział na oczy. W Łodzi ustawiono przetargi na zakup samochodu, sprzętu informatycznego i emisyjnego. Okazało się także, że kupiona w 2006 roku nowoczesna, bardzo droga konsoleta do nagrań muzycznych po 2 latach zamieniła się w kupę złomu w następstwie zaniechania prawidłowego serwisu. Po parę razy spółka płaciła za opinie niemalże identyczne co do treści i sprawy. Radio Łódź, mimo totalnej biedy, zrezygnowało także z dochodzenia należności za wyemitowane, a nieopłacone reklamy. Ponadto członkowie rady nadzorczej otrzymali wysokie limity na rozmowy telefoniczne, a jednemu z nich spółka z nieznanych powodów opłaciła rachunki sięgające tysiąca złotych miesięcznie. Prezes Radia Łódź, zdaniem inspektorów NIK, bawił się także nożyczkami i wycinał niewygodne dla siebie fragmenty z dokumentów spółki... Dodajmy do tego, że w łódzkiej rozgłośni nie było rejestru delegacji służbowych, samochody służbowe brał kto chciał i jechał dokąd chciał, a studia radiowe wynajmowano komercyjnym podmiotom za stawki niegwarantujące nawet zwrotu kosztów ich udostępnienia. Inspektorom NIK nie podoba się też wynik, jaki osiągnęło Radio Łódź. Otóż z badań słuchalności wynika, że w 2006 roku zajmowało ono 9–10 pozycję w regionie, a już po dwóch latach zaledwie – 15 lub 16. Zobaczymy, jakie konsekwencje poniosą radiowi menedżerowie i osoby, które ich wybrały. MiC Fot. MaHus
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
Z
anim jednak to skonstatowaliśmy, wybraliśmy się w podróż sentymentalną, żeby zobaczyć, jak dziś wygląda ów raj na ziemi. – Przyszłam tu zdrowa, wyszłam jako strzęp człowieka. Chciałabym wierzyć w uczciwość księdza, ale nie potrafię. Przez to schronisko straciłam zaufanie do wszystkich charytatywnych organizacji – wspomina jedna z mieszkanek, która miała jeszcze tyle silnej woli i zdrowego rozsądku, żeby z Nowego Skoszyna uciec. – To tylko na zewnątrz tak pięknie wygląda. Jak przyjeżdżają media, mieszkańcy robią za folklor, uśmiechają się i chwalą. Szara codzienność jest dla nas okrutna – dodaje. Udało nam się porozmawiać także z innymi osobami, które mieszkały bądź współpracowały ze schroniskiem prowadzonym przez Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta. „Jest to jedyne pozarządowe, stacjonarne Schronisko w Polsce dla rolników. W regulaminie domu najważniejsze są 3 punkty: modlitwa, praca, wspólnota – wg św. Brata Alberta. Udzielamy pomocy każdemu potrzebującemu w postaci schronienia, wyżywienia, wsparcia duchowego i medycznego” – czytamy na stronie internetowej schroniska. W to, jak mało te zapewnienia mają wspólnego z rzeczywistością, trudno byłoby uwierzyć, gdyby nie fakt, że poniższe relacje usłyszeliśmy z wielu niezależnych od siebie, wiarygodnych źródeł. ~ Chociaż formalnie pieczę nad całością sprawuje 81-letni dziś ks. Mikos, na terenie schroniska bezspornie dzieli i rządzi Marianna Marta Dzitkowska (vel Katechetka, bo tak się ją w Nowym Skoszynie nazywa). Jest ona też skarbnikiem zarządu koła, w którym oprócz niej jako wiceprezes zasiada m.in. Teresa Piwnik, była wicestarosta ostrowiecka, a obecnie radna powiatowa, oraz Józef Grabowski, radny sejmiku wojewódzkiego i szef powiatowego SLD w Ostrowcu Świętokrzyskim. A pani Marianna trzyma rękę na pulsie nie tylko księdza Mikosa, z którym od kilkudziesięciu już lat mieszka pod jednym dachem, ale i jego interesu. Najbardziej lubi więc siedzieć na balkonie, z którego bacznie obserwuje „swoje” gospodarstwo. W schronisku zatrudniona jest również jako opiekunka, za co zresztą pobiera niemałą pensję, tyle że jej działalność można by nazwać bardziej nadzorczą niż opiekuńczą; ~ Zniedołężniałymi staruszkami zajmują się ci mieszkańcy, którzy mają jeszcze trochę siły. Myją ich, sprzątają po nich, doglądają. – Do dyspozycji jest tam jedna śmierdząca toaleta i jedna brudna wanna – mówi lokalny urzędnik; ~ Teren schroniska jest szczelnie zamknięty. Jeśli ktoś zapragnie zaczerpnąć powietrza poza jego ogrodzeniem, nie ma szans na wyjście bez uprzedniej zgody „Katechetki”. Zdarzało się więc, że niektórzy (ludzie przecież dorośli
i nieubezwłasnowolnieni) wychodzili przez dziurę w płocie; ~ Jak się komuś nie podoba, zawsze może się wynieść. I wtedy – jako błogosławieństwo – słyszy zalecenie: Torba i krzyż na drogę!; ~ Za nieposłuszeństwo bądź odmowę pracy ludzie karani są nieotrzymywaniem i tak nadzwyczaj skromnych posiłków; ~ Nad zdrowiem schorowanych mieszkańców (zwykle jest ich ponad 20) czuwa jedna dojeżdżająca z sąsiedniej wsi pielęgniarka; kiedy ktoś jest jeszcze w pełni sił i potrzebuje opieki lekarskiej, sam jedzie autobusem do pobliskiego Waśniowa,
A TO POLSKA WŁAŚNIE państwowe dotacje (m.in. 550 tys. zł z rezerwy budżetowej). Kiedy ks. Jan wyczerpał źródła zasilania na polskiej ziemi, uderzył w zagraniczną strunę. Do organizacji polonijnych na całym świecie trafiły ulotki, w których zapewniał, że „w nowo wybudowanym budynku znajdą się miejsca dla Polaków z Syberii, którzy walczyli o niepodległość Polski, odsiadywali wyroki w sowieckich łagrach”. Miejsce w nowoczesnym schronisku zapewniały bowiem – jak ustalono na jednym z zebrań zarządu koła – „uprzednio złożone udziały kapitałowe”. Przychodziły więc z zagranicy czeki i pieniądze
bezpłatny pobyt, opiekę, utrzymanie. Poza tym obszerny pokój w starym budynku i mieszkanie w nowym. Cichocki w Nowym Skoszynie mieszkał, ale długo nie wytrzymał. Między innymi nieludzkich warunków: – Zimą nie było ogrzewania, normalnego wyżywienia. Zachorowałem na zapalenie oskrzeli. Jakbym tam został wtedy, już bym dzisiaj nie żył – wspomina. ~ ~ ~ Złe traktowanie ludzi oraz permanentne mijanie się z prawdą to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Okazuje się bowiem, że pod przykrywką schroniska od 20 lat ks. Mikos
11
żeby uporządkował swoje podwórko. Bez odzewu. – Do dnia dzisiejszego Zarząd Główny Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta nie odpowiedział na żadne z pism, które Wydział Polityki Społecznej kierował w sprawie funkcjonowania schroniska w Nowym Skoszynie – informuje Agata Wojda, rzecznik prasowy wojewody świętokrzyskiego. Jak to więc możliwe, że lokalne władze, m.in. starosta ostrowiecki Waldemar Paluch, wiedząc, co się w Nowym Skoszynie wyprawia, przez 20 lat tolerowały taki stan rzeczy i nie podejmowały żadnych skutecznych działań, przekazując
Dom niesp okojnej starości „Spotkaliśmy katolickiego kapłana, który – w czasie, gdy jego sutannowi koledzy czeszą kasę, stawiają pomniki, budują plebanie jak bloki – służy starym, niechcianym, niepełnosprawnym” – napisaliśmy z radością niemal 4 lata temu o ks. Janie Mikosie i prowadzonym przez niego schronisku „Nasze Gospodarstwo” w Nowym Skoszynie. Ciut się pomyliliśmy... ale wcześniej musi uzyskać zgodę „Katechetki”. Jeśli na samodzielną podróż do lekarza nie ma siły, czeka cierpliwie, aż ktoś z personelu zechce zadzwonić po pogotowie; ~ Starzy i schorowani ludzie są gonieni do pracy, i to nie tylko w polu, ale również przy nowym budynku schroniska (fot. powyżej). Nic nie dzieje się na zasadzie dobrowolności. – Ci ludzie są po prostu niewolnikami. Jak ktoś tam siedzi 20 lat, nie ma wyjścia, nie ma dokąd iść. Ludzie starzy, którzy ledwie dyszą, byli wykorzystywani również do budowy tego nowego budynku. Nie mieli wyjścia! – mówi zbulwersowany pracownik Urzędu Gminy w Waśniowie. ~ Budynek, w którym obecnie mieszkają niewolnicy Mikosa (tak mówi się o nich we wsi), mimo ciągłych remontów nie spełniał (i do dziś nie spełnia) podstawowych standardów sanitarnych i przeciwpożarowych. Towarzystwo w 2002 r. zdecydowało się na wybudowanie nowego – większego i spełniającego wszelkie wymogi Unii Europejskiej. Dokładał się do tej inwestycji kto mógł. Do Skoszyna płynęły więc ogromne samorządowe, a nawet
w kopertach. Z Nowej Zelandii przysłali nawet skrzynię pełną korala o ogromnej wartości. – Ksiądz Mikos opowiadał o tym w kategorii anegdoty, bo trochę żałował, że to nie złoto – mówi jeden z byłych wolontariuszy schroniska. 73-letni dziś Stanisław Cichocki zapewnia, że żadnego konfliktu personalnego z ks. Mikosem nie ma, ale tak po ludzku czuje się jednak oszukany. Do Skoszyna przyjechał, bo kiedy dowiedział się o tak wspaniałym raju na ziemi, zapragnął w nim dożyć swoich dni. – To jest po prostu wielki skandal. Zarówno ja, jak i dziesiątki innych uczciwych Polaków, składaliśmy pieniądze na nowy budynek, który miał być miejscem m.in. dla byłych żołnierzy Armii Krajowej, ludzi walczących o niepodległość. Dziś wiadomo, że nic z tego nie będzie, ksiądz nie wspomina o tym, że dom ma służyć kombatantom. Nie mam już siły do walki z tym nieuczciwym człowiekiem – mówi Cichocki. On dał księdzu wszystko, co miał – 20 tys. dolarów oraz gwarancję, że na wypadek śmierci cały jego majątek stanie się własnością schroniska. Miała mu ta darowizna zapewnić
Fot. Autor bezkarnie prowadzi nielegalny dom starców bez wymaganej koncesji (z tego m.in. powodu wojewoda skierował zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa do Prokuratury Rejonowej w Ostrowcu Świętokrzyskim, sygn. akt K082/10). Bo – zgodnie z obowiązującą w Polsce ustawą o pomocy społecznej – schronisko to miejsce tymczasowego pobytu. U księdza Mikosa (co wykazała kontrola prawidłowości działania przeprowadzona w 2009 roku przez Wydział Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego) ludzie przebywają latami. Niektórzy mają nawet stałe zameldowanie, a za pobyt płacą księdzu (również bezprawnie) 75 proc. swoich dochodów. Co na to ksiądz Jan Mikos? – Nie muszę się usprawiedliwiać. Prasa nie widzi dobra. Nie będziecie nam tłumaczyć, co mamy robić w naszym schronisku! ~ ~ ~ Od sierpnia ub.r. wojewoda kilkukrotnie i bardzo uprzejmie nakłaniał Zarząd Główny Towarzystwa we Wrocławiu,
jednocześnie na Mikosowe nielegalne dzieło przeróżne dotacje? – Schronisko jest wręcz idealne do celów propagandowych. Każdy się przy nim promuje – nie ukrywa waśniowski urzędnik. Wiadomo o nieprawidłowościach, nie ma zgody na funkcjonowanie tam domu starców, a mimo to dopiero teraz wojewoda ruszył to śmierdzące jajo. Grzechy urosły do nieba. To nie może tak funkcjonować – dodaje. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Ks. Jan Mikos
Fot. WHOBE
12
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
– Pamięta pani jeszcze tę osobę, która stanęła u bram klasztoru? – Miałam 20 lat, za sobą maturę i sportowe sukcesy, w ręku walizkę z kilkoma zmianami bielizny osobistej. Zachwycona Bogiem, chciałam poznać go jak najlepiej i być jak najbliżej niego. Byłam owładnięta pragnieniem całkowitego oddania. No a poza tym ufałam, że w klasztorze poprowadzą mnie pewną i dobrą drogą do świętości. – Jaki okazał się ten nowy dom? – Rytm dnia wytyczały drewniane kołatki i dzwonki, które wzywały na posiłki, modlitwy, medytacje i do pracy. Poza tym mnóstwo zakazów – na przykład zbędnych rozmów, biegania, śmiechu, siadania czy położenia się w ciągu dnia na łóżku. Nie mogłyśmy nosić nierozpinanych swetrów ani plecaków. Gdy zaczęłam uczyć w szkole i szłam z dziećmi na wycieczkę, musiałam pisać do przełożonej prośbę o użycie plecaka w danym dniu. Kiedy któraś z sióstr odchodzi albo popełni samobójstwo, co się raz zdarzyło, przełożona informuje o tym fakcie sucho i zakazuje – oczywiście na mocy obowiązującego nas posłuszeństwa – wszelkich dyskusji na ten temat. – Nie ma w zgromadzeniu miejsca na własne poglądy? – Każda z nas ma być posłuszna tak jak Chrystus, który umarł na krzyżu. Ma wykonywać wszystko, co przełożona każe, bo przez nią przemawia sam Bóg. Zakonnica nigdy nie powie nie, bo uczą ją, że poprzez bezwzględne posłuszeństwo przełamuje własny egoizm. Trzeba być uległym, nawet wbrew sobie. – Jak to więc możliwe, że te kreowane na podobieństwo Chrystusa łagodne istoty znęcają się nad dziećmi w prowadzonych przez siebie szkołach czy ośrodkach? – Młoda dziewczyna, zazwyczaj tuż po maturze, przychodzi do zgromadzenia i przez pierwsze trzy lata poddawana jest bardzo ostrej formacji. W totalnej izolacji od rodziny i otoczenia, pod całkowitą kontrolą – zarówno myślenia, jak i zachowania. Nawet listy, które do niej przychodzą, są wcześniej czytane. Do tego religijne treści sukcesywnie wkładane do głowy. W ten sposób przygotowuje się ją do ślubów zakonnych. Posłuszeństwa, czystości i ubóstwa. Tuż po tych ślubach jest kierowana zazwyczaj do pracy z dziećmi – bez względu na to, czy ma do tego predyspozycje, czy też nie. Sukces, jeśli czuje do tego powołanie, bo zostanie zaakceptowana przez młodzież. W przeciwnym razie jest pozostawiona na polu bitwy, gdzie nie daje sobie rady. I tu pojawia się miejsce na przemoc. – Wróćmy za klasztorne mury. Łatwo się przyzwyczaić do wymaganej uniżoności?
– Po latach spędzonych w zakonie zna się tylko takie życie. Dlatego rzadko się zdarza, aby któraś z sióstr próbowała wyrazić swoją opinię. A na początku tej drogi każda z nas chce osiągnąć świętość. To sprawia, że przestajemy samodzielnie myśleć i bezrefleksyjnie wykonujemy to, czego się od nas oczekuje. Poddajemy się indoktrynacji. Kiedy poszłam do klasztoru, bez zastrzeżeń zaakceptowałam jego reguły. Byłam nawet nieco nadgorliwa. Im więcej ode mnie wymagano, tym bardziej czułam się szczęśliwa. – Mimo to złamała pani ślub posłuszeństwa... – Moja mama zachorowała na raka. To było bardzo zaawansowane stadium. Przełożona poinformowała o sytuacji, pozwoliła mi nawet pojechać do domu. Lekarze nie ukrywali prawdy. Mama czekała na śmierć i zdawała sobie z tego sprawę. Zrozumiałam, że mnie
Stroma ścieżka „Jesteś inteligentna, ładna, zgrabna, taka pełna życia, a ty się chcesz żywcem pogrzebać? Ubrać w czarne szmaty, zamknąć jak w więzieniu?! Wolałabym cię widzieć w trumnie niż tam” – te pełne rozpaczy słowa matki nie powstrzymały Ewy Nizińskiej przed wstąpieniem do zgromadzenia felicjanek. Jako siostra Konstancja spędziła tam 15 lat. Najpierw straciła zapał do świętości, później radość z bycia zakonnicą, a w końcu wiarę. I odeszła. potrzebuje, oczekuje mojej bliskości, być może jak nigdy dotąd. Zadzwoniłam do przełożonej. Zapytałam, czy mogę zostać w domu do jej śmierci, i ku mojemu przerażeniu usłyszałam pytanie, na jak długo. Tak jakby można było określić, ile czasu może trwać umieranie. Ostatecznie dostałam pozwolenie na kolejny tydzień. Zostałam też pouczona, jak takie sytuacje regulują konstytucje zakonne. Mówią, że jeśli mam dwoje rodzeństwa, to w podobnych sytuacjach na mnie przypada jedna trzecia opieki. No a poza tym muszę mieć świadomość, że teraz to zgromadzenie jest moją rodziną. – Właśnie wtedy coś pękło w przykładnej zakonnicy? – Przeżyłam to bardzo mocno. Serce protestowało, po raz pierwszy od ponad ośmiu lat zaczęłam samodzielnie myśleć. No bo jak powiedzieć matce o konstytucjach zakonu, które nie pozwalają mi być przy niej, kiedy mnie potrzebuje? Jak mogłam ją zostawić, żeby umierała w samotności? Data wyznaczonego powrotu zbliżała się nieubłaganie. Napisałam więc do przełożonej list. Poinformowałam, że wobec
jej nakazu powrotu jestem zmuszona opuścić zgromadzenie. – A jednak wtedy pani nie odeszła. – Mama umarła dokładnie tego dnia, w którym kończyło mi się pozwolenie na pobyt w domu. Wróciłam do zgromadzenia, ale list dotarł przede mną. Nic już nie było takie jak dawniej. Zaczęłam dostrzegać zakłamanie, którego wcześniej nie widziałam. Pozwolono mi zostać, a za nieposłuszeństwo zostałam ukarana. – W jaki sposób? – To był rok, w którym miałam składać śluby wieczyste. Nie zostałam do nich dopuszczona. – To chyba niespecjalnie dotkliwa kara? – Tylko pozornie. W praktyce stałam się czarną owcą, no i straciłam szansę na jakąkolwiek karierę, na tak zwane bycie kimś w zgromadzeniu. – Na kogo można liczyć, kiedy przychodzą chwile załamania? – W klasztornej formacji nie ma na nie miejsca. Tak jak na łzy czy okazywanie słabości. Trzeba wciąż na jak najwyższych obrotach dążyć do całkowitego zespolenia
z Chrystusem. Wraz z nim zbawiać świat, z radością przyjmować wszelkie cierpienie. Jedno z powiedzeń mówi: im ci gorzej, tym ci lepiej. Bo w klasztorze jest się tylko szczęśliwym. Nie można sobie pozwolić na okazywanie innych emocji. Skoro dążymy do świętości, nic nas nie może załamać. – To czysta propaganda. A rzeczywistość? – Każda z nas stara się być uśmiechnięta i zadowolona bez względu na to, co naprawdę czuje. Ale nie zawsze się udaje. Z mistrzynią postulatu widywałam się regularnie raz w tygodniu. Ja opowiadałam o swoim rozwoju duchowym, ona doglądała, czy przebiega on prawidłowo. Pewnego razu miałam kryzys, mój organizm nie wytrzymał ciągłego napięcia spowodowanego wypełnianiem woli bożej. Załamałam się i z płaczem o wszystkim jej opowiedziałam. – I? – Dała mi relanium i zaleciła kilka godzin drzemki. – Pomogło? – Nigdy wcześniej nie brałam żadnych środków uspokajających, więc skutecznie mnie otumaniło. Od tej pory nikomu się ze swoich rozterek nie zwierzałam. Zauważyłam natomiast, że oprócz duchowej strawy, jaką stanowią medytacja, msza święta i brewiarz, siostry nader często wspomagają się środkami uspokajającymi. – Okresowe badania nie ujawniają tych kryzysów? – Tam nie ma żadnych badań! To przecież zbytek łaski. Zakonnica widzi lekarza tylko wtedy, kiedy jest naprawdę poważnie chora. Zresztą żadna nad swoim zdrowiem
się nie rozczula, bo przecież cierpienie łączy ją z Chrystusem. – A co się kryje za ślubem czystości i ubóstwa? – W myśl ślubu ubóstwa – nie posiadamy niczego oprócz przydziałowego habitu. To oznacza, że wszystko, co dostajemy, na przykład od rodziny, ląduje u przełożonej i to ona decyduje, co z tymi darami zrobić. Nie posiadamy też pieniędzy. Ja – mimo że uczyłam w szkole przez kilkanaście lat i jako nauczycielka dostawałam pensję – w całości oddawałam ją przełożonym. Nigdy nie miałam przy sobie pieniędzy. Jak zakonnica potrzebuje dokądś pojechać, otrzymuje wydzielone pieniądze na bilet. Jak jej się skończy mydło bądź pasta do zębów, musi o nie poprosić i nie zawsze od razu dostanie. Śluby czystości to wyrzeczenie się nie tylko seksualnych kontaktów, ale również wszelkiego przywiązania do ludzi, zwierząt czy rzeczy. Nie ma więc między zakonnicami przyjaźni, bo jeśli tylko pojawi się jej zalążek, natychmiast są rozdzielane. Właśnie dlatego następuje ciągła rotacja. Siostry regularnie zmieniają placówki i środowisko. – Modlitwa i praca przyćmiewają cielesność? – Nie bez powodu ktoś powiedział, że zakonnice to zasuszone lilie. Jak od każdej reguły, są tu oczywiście wyjątki, ale jeśli któraś nie miała kontaktów seksualnych wcześniej, przed przyjściem do zakonu, ma ogromne szanse na przetrwanie. W końcu wciąż nam wpajają, że jesteśmy oblubienicami wyłącznie Chrystusa. Nasze serca mają być wolne i czyste. Taka jest przynajmniej teoria. – Zbyt piękna, żeby mogła być prawdziwa... Co się dzieje, jeśli którejś nie uda się dochować tej czystości? – Ja sama po wielu latach w zakonie, już po ślubach wieczystych, zakochałam się w księdzu. I to z wzajemnością. Mieliśmy romans. To było prawdziwe szaleństwo. W końcu księdza trzeba otaczać czcią, bo jest następcą Chrystusa na ziemi, ale w żadnym wypadku nie wolno go pożądać. Ja chciałam razem z nim zacząć świeckie życie. I pewnie nie zawahałabym się ani chwili, tylko że on nie miał odwagi, by odejść z kapłaństwa. Popełniłam największy grzech, jakiego może się dopuścić zakonnica. Za to się wylatuje. Ale moja historia nigdy nie ujrzała światła dziennego, więc nie spotkały mnie żadne konsekwencje. Inaczej było z zakonnicą, która zaszła w ciążę z księdzem spowiednikiem. Ta musiała zgromadzenie natychmiast opuścić. Z kolei inna, która „tylko” spaliła w piecu żywego psa, została ukarana zakazem noszenia krzyża na habicie. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Ciąg dalszy – za tydzień
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
KOŚCIÓŁ RZYMSKO-PEDOFILSKI
13
Sinead O’Connor: „Powinno zostać przeprowadzone pełne śledztwo dotyczące papieża” Lata po kontrowersyjnym telewizyjnym występie w „Saturday Night Live” („Sobotnia noc na żywo” – program telewizyjny, w którym irlandzka piosenkarka podarła zdjęcie Jana Pawła II) Sinead O’Connor wciąż jest w sporze z Kościołem rzymskokatolickim. Stała się sławna nagle, nieco ponad 20 lat temu, kiedy z ogoloną głową i wyraźnymi rysami twarzy śpiewała piosenkę „Nothing compares – 2 U” z zapadającą w pamięć interpretacją. Następnie zyskała złą sławę, gdy w amerykańskiej telewizji podarła zdjęcie papieża Jana Pawła II, nazywając go wrogiem i namawiając ludzi do walki z wykorzystywaniem seksualnym nieletnich. Sinead O’Connor wciąż śpiewa i nadal otwarcie występuje przeciwko przemocy. Teraz jej wyczyn z 1992 roku wydaje się proroczy. Kościół rzymskokatolicki stawia czoło zwiększającej się liczbie skandali dotyczących seksualnego i psychicznego wykorzystywania dzieci przez księży. W jej ojczystej Irlandii i w całej Europie. Molestowanie szerzyło się w Irlandii już od dekad. Kościół irlandzki był na tyle sprytny i bezczelny, że założył polisę ubezpieczeniową na przyszłe ewentualne pozwy oraz żądał odszkodowań z tytułu „bezprawnych oskarżeń” ze strony molestowanych dzieci. Papież Benedykt XVI wystosował „list pasterski” do parafian w Irlandii, przepraszając „za przeszłe niepowodzenia Kościoła”. Nie przedsięwziął jednak żadnej akcji dyscyplinarnej wobec biskupów, którzy kryli potworne uczynki księży. Jedyne, co uczynił, to przyjął rezygnację biskupa Johna Magee, który został oskarżony o niezgłoszenie policji nazwisk księży podejrzanych o pedofilię. Papież nawet jednym słowem nie obwinił też ani siebie, ani Watykanu za politykę milczenia, która – zdaniem krytyków – jest celowa. Nie padło też słowo „przepraszam”.
~ ~ ~ Sinead O’Connor (43 lata, matka czwórki dzieci). Wtorek, nadmorski dom piosenkarki w Bray, na południu Dublina. – Czy uważasz, że list papieski był wystarczający? – To przykład opanowania sztuki kłamania do perfekcji i w rzeczywistości zdrada własnych przekonań oraz ludzi. Zaczyna ten list mówiąc, że pisze go w wielkiej trosce o Irlandczyków. Skoro był tak zaniepokojony, dlaczego napisanie tych kilku słów zajęło mu 23 lata i dlaczego ani on, a zwłaszcza jego poprzednik, nie wsiedli do samolotu i nie przyjechali, aby spotkać się z ofiarami i przeprosić je? Ten list jest także zdradą wobec hierarchii Kościoła irlandzkiego. Papież powtarza wciąż, że działała ona zupełnie niezależnie od Watykanu. Ale przecież znane są już dokumenty, które dowodzą, że to kłamstwo. Gdybyś był szefem firmy i wiedział, że niektórzy z twoich pracowników wykorzystują seksualnie dzieci, zwolniłbyś ich natychmiast. Poszedłbyś również spotkać się z ludźmi, którzy byli ofiarami, przepraszałbyś ich z całego serca i zaproponował wszelką pomoc, by uporali się z tym problemem. To się, niestety, nigdy nie stało. – W 2001 roku papież, wówczas kardynał, wydał rozporządzenie nakazujące, aby sprawami dotyczącymi molestowania zajmowano się w tajemnicy. Ale czy ta decyzja nie wspominała również o współpracy z władzami cywilnymi? – Nie. Ten dokument stanowił, że wszystkie sprawy dotyczące molestowania miały być wysyłane do niego, do Rzymu. Zatem to
od jego decyzji zależało, czy zostaną one rozwiązane w Rzymie, czy też lokalnie przez biskupów. Tak czy inaczej – zarządził, aby wszystko zachowywać w absolutnej tajemnicy, co oznaczało, że wyjawienie sekretu równa się ekskomunice. – Co zatem powinien zrobić papież? – Powinien zarządzić przeprowadzenie pełnego dochodzenia w każdym kraju, gdzie ten problem się pojawił. – Kto miałby to zrobić? – Hierarchia Kościoła katolickiego. I należało także przeprowadzić drobiazgowe śledztwo w samym Watykanie. Papież również musi być poddany takiemu pełnemu dochodzeniu. I może w końcu przyzna, że nie dość dobrze chronił dzieci. Ani on, ani jego instytucja, która zresztą dekada po dekadzie działała tylko tak, aby zabezpieczyć swój interes. Dobro najmłodszych nie
Takie wyznanie jest ich jedyną nadzieją na przetrwanie w XXI w. – Co z ofiarami molestowania? – Papież twierdzi, że „przyniesie ukojenie ofiarom”. Jednocześnie nie przyznaje się do winy, nie zgadza się na prawdę – jedyną rzecz, która by to ukojenie przyniosła.
miało dla niej żadnego znaczenia. To ludzie tej instytucji znieważyli Jezusa, Boga, ofiary i własne duchowieństwo. Watykan i papież powinni paść na kolana i wyznać całą prawdę w tym samym języku, którego nakazuje używać podczas odprawiania mszy. Oni muszą paść na kolana, wyjawić wszystko i błagać – BŁAGAĆ! – ludzi o przebaczenie i o modlitwę.
Mówimy o bardzo załamanych osobach, których życie jest wyjątkowo trudne. Nie mogą utrzymać się w pracy, nie mogą utrzymać związków. Terapia kosztuje masę pieniędzy. Ci ludzie nie zarabiają dużo... Tak naprawdę prawie żadna z tych osób nie jest zdolna do pracy. Potrzebują pieniędzy, a ja chcę, aby Watykan sięgnął do portfela i wydał jakąś część ze swoich miliardów na przywrócenie godności ich życiu.
– Co powinni zrobić Irlandczycy? – To ludzie o dobrych sercach, katolicy, którzy wciąż chodzą na mszę. Ale nie wiem, czy to osoby na tyle silne, by zmusić Watykan do uklęknięcia i przyznania się do winy. A mogą to zrobić, odmawiając przychodzenia do Kościoła, bojkotując Go, dopóki Watykan faktycznie nie padnie na kolana i nie zacznie błagać o przebaczenie. Niestety, my, Irlandczycy, często nie dostrzegamy tego, co nas spotykało. Mamy mentalność maltretowanej żony, która myśli, że to jej wina. Gdybyśmy mieli przyjaciela w podobnym związku, błagalibyśmy go, by odszedł. – Mimo to wciąż uważasz siebie za katoliczkę? – Jestem katoliczką. I kocham Boga. Dlatego sprzeciwiam się temu, co ci ludzie robią z religią, w której się urodziłam. Jestem żarliwie zakochana i zawsze byłam w tym, co nazywam Duchem Świętym. Niestety, Kościół katolicki przetrzymywał i przetrzymuję go jako więźnia. Myślę, że i sam Bóg powinien zostać uratowany z ich rąk. Oni nie reprezentują ani wartości, ani postaw chrześcijańskich. Bóg, chcąc przetrwać we współczesnych czasach, musi rozstać się z Watykanem. Z angielskiego tłumaczył: ARIEL KOWALCZYK
14
PAN JEST WSZĘDZIE
Cuda -k ki Matka Boska „pojawiała się” w Lourdes. Także w Fatimie i w Medjugorie. Niestety, zawsze jakimś pojedynczym niepiśmiennym, małoletnim prostaczkom. Ale to się szczęśliwie zmieniło! Teraz ukazuje się niemal wszędzie. Także jej syn. Każdemu, kto chce. Objawiają się jako precle, jako banany, cytryny, ziemniaki i zdjęcia USG. Popatrzcie sami... Oto spora grupa – ale przecież nie cała – ostatnich objawień maryjnych i jezusowych. I to wcale nie są żarty. Każdy
z tych „cudów” otoczono mniejszym lub większym kultem. Modlono się do niego, adorowano. Przy okazji na wielu zarobiono sporą kasę, wystawiwszy je na aukcje internetowe. Bo cudowność popłaca, o czym najlepiej wiedzą magicy Krk. ARIEL KOWALCZYK
Matka Boska skalna
Chrystus przypieczony
JPII płomienny
JPII przaśny – kartoflany
Jezus naszafkowy
Matka Boska tostowa...
...i winogronowa
Jezus pomarańczowy
Jezus nocny
Jezus Maryja!
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
15
Matka Boska wypieczona
Jezus grzybiczny naścienny Jezus posiniaczony
Jezus chrupki
Matka Boska precelkowa
Jezus egzotyczny
Je zu
sb e zk o feinowy
Jezus nienarodzony
Jezus naścienny frasobliwy
Jezus krzaczasty
Jezus opłucny
16
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
HISTORIA PRL (18)
Rewolucja przemysłowa Polska niemal 200 lat po gwałtownym rozwoju przemysłu w Europie Zachodniej i międzywojniu przystąpiła do odrabiania strat oraz zmiany wizerunku państwa z rolniczego na uprzemysłowione. Dokładnie 8 lat po ogłoszeniu Manifestu PKWN Sejm uchwalił konstytucję lipcową, która dała oficjalny początek Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Nowa wykładnia państwowości odrzucała obowiązującą dotychczas definicję, pochodzącą jeszcze z okresu Konstytucji 3 maja, o zwierzchnictwie narodu (pomimo obowiązującej wtedy w Polsce pańszczyzny), zastępując ją stwierdzeniem, że PRL jest państwem demokracji ludowej, a władza w niej należy do „ludu pracującego miast i wsi”. Dokument ten gwarantował zniesienie wszelkich stanów społecznych, a filarem państwa miał być sojusz robotniczo-chłopski. Odrzucono trójpodział władzy, przyjmując zasadę ujednolicenia władz państwowych. Najwyższym organem w państwie był sejm, a istotnym novum było zniesienie urzędu prezydenta, którego obowiązki przejmowała składająca się z 15 najważniejszych osób w kraju Rada Państwa (wielu Czytelników zapewne pamięta, jak gen. Wojciech Jaruzelski w swym orędziu informował obywateli: „Dzisiejszej nocy Rada Państwa wprowadziła na terenie całego kraju stan wojenny”). Zgodnie z uchwaloną wtedy ordynacją, o wyborze władzy decydowały powszechne wybory do parlamentu i rad narodowych. Pierwszym marszałkiem nowego sejmu został wybitny biolog Jan Dembowski, przewodniczącym Rady Państwa – Aleksander Zawadzki, natomiast na premiera wybrano dotychczasowego prezydenta Bolesława Bieruta, który sprawował też najważniejszy de facto urząd w PRL-u, czyli funkcję pierwszego sekretarza PZPR. Konstytucja ta, mimo przeszło dwudziestu nowelizacji, przetrwała do 1997 roku (kiedy Sejm RP uchwalił nową ustawę zasadniczą). Choć konstytucja lipcowa gwarantowała swobody obywatelskie, to jednak została uchwalona w szczytowym okresie epoki stalinizmu w Polsce. Na szczęście losy Polski tak się potoczyły, że w porównaniu do innych krajów „bloku wschodniego”, zanim stalinizm rozgościł się tutaj na dobre, w ZSRR zaczął się już chylić ku upadkowi. Na Kremlu nie dało się ukryć coraz gorszego stanu zdrowia 74-letniego Józefa Stalina, który miał poważne problemy z układem krążenia,
i nieśmiało szykowano się tam do nowych rozgrywek pałacowych. Zanim to jednak nastało, w Polsce zaszły zmiany, które całkowicie zmieniły obraz kraju. Jeszcze na uroczystym plenum, kiedy powoływano PZPR, podjęto decyzję o przeobrażeniu Polski z kraju rolniczego w wysoce uprzemysłowiony, co miało ostatecznie rozwiązać problem przeludnionej wsi – zarzewie wielu niepokojów społecznych i ogromnej biedy II RP. Główni ekonomiści, zachęceni sukcesem planu trzyletniego, przedstawili nową koncepcję gospodarczą, która polegała na budowie od podstaw ponad tysiąca zakładów przemysłowych – głównie w gałęzi przemysłu ciężkiego i metalowego. Natomiast w dziedzinie rolnictwa zakładano dobrowolne łączenie prywatnych gospodarstw w spółdzielnie produkcyjne, zaś z ziemi pozostającej w gestii państwa utworzono Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR). Priorytetem w rolnictwie miała być hodowla zwierząt rzeźnych. Całe to przedsięwzięcie nazwano planem sześcioletnim, a człowiekiem odpowiedzialnym za inwestycję był minister przemysłu i wicepremier Hilary Minc. Korzystając z wzorców radzieckich, rozwiązał on sprawdzony w poprzednim planie Centralny Urząd Planowania, powołując w jego miejsce Państwową Komisję Planowania Gospodarczego. Komórka ta ściśle podlegała partii i z jej ramienia zlecała poszczególnym instytucjom realizację zadań, przyznając im na ten cel środki. Żelazna kurtyna, która wtedy oddzielała Polskę od świata zachodniego, pozbawiała nasz kraj dostępu do wszelkich kredytów i nowych technologii, a także konsultacji z tamtejszymi specjalistami. Tak więc to gigantyczne przedsięwzięcie trzeba było realizować w oparciu o własne niezwykle skromne środki oraz rodzimą kadrę naukową, w dużej mierze dopiero nabywającą doświadczenia. Pewnej pomocy udzieliły Polsce kraje z utworzonej akurat Rady
Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG). I tak w pierwszym roku „sześciolatki” plan zaczął przynosić sukcesy. Poziom produkcji przemysłowej wzrósł o 30 proc. w stosunku do roku poprzedniego. W podobnym tempie wzrastała produkcja artykułów konsumpcyjnych oraz przychody z rolnictwa. Lecz dalszą realizację planu przerwał wybuch wojny w Korei, kiedy to świat znalazł się na krawędzi kolejnego konfliktu.
co oczywiście odbiło się na spadku poziomu życia społeczeństwa. Bardzo napięta sytuacja powstała na wsi, gdzie przeprowadzano wspomnianą kolektywizację rolnictwa. Odczuwali to głównie rolnicy indywidualni, którym, przy zmniejszanych dotacjach, stale podnoszono obowiązkowe dostawy żywności. Osiągały one nawet 38 procent dochodów gospodarstw, głównie kułackich (tak władza definiowała gospodarstwa, które zatrudniały siłę
Walcownia w Nowej
Podczas wojny na Półwyspie Koreańskim pośrednio stanęły przeciwko sobie dwa mocarstwa nuklearne – sytuacja ta zelektryzowała cały świat. Stalin natychmiast zlecił krajom RWPG reorganizację przemysłu i przestawienie go na potrzeby zbrojeniowe. Polska właśnie rozpoczynała kolejny rok planu sześcioletniego, kiedy przyszło jej przestawić się na gospodarkę półwojenną. Ośrodek decyzyjny w zakresie realizacji planu przesunięto z PKPG do Ministerstwa Obrony Narodowej i Sztabu Generalnego, gdzie zadomowił się już „podarowany” nam przez Moskwę „marszałek dwóch bratnich narodów” – Konstanty Rokossowski. Skutki splotu tych niekorzystnych wydarzeń były opłakane, gdyż przemysł zbrojeniowy należało w Polsce budować w zasadzie od podstaw. Wydatki na cele wojskowe wzrosły trzykrotnie,
roboczą). Ponadto w tak trudnym momencie NBP przeprowadził reformę złotego, stosując niekorzystny przelicznik, co spowodowało jeszcze większe zubożenie społeczeństwa. O wszelkie trudności władza próbowała winić państwa kapitalistyczne. Właśnie wtedy „Trybuna Ludu” podała informację o rzekomym zrzucie przez amerykańskich imperialistów stonki ziemniaczanej. Śmierć Stalina spowodowała pewne rozprężenie i skłoniła kierownictwo partii do korekty „sześciolatki”, czego efektem było wstrzymanie lub rezygnacja z kilkuset inwestycji, a środki przeznaczono na podwyżki płac. Dziś plan sześcioletni jest oceniany raczej negatywnie. Padają zarzuty, że większość inwestycji przeprowadzono według klucza politycznego. Za przykład podaje się Nową Hutę, która miała zmienić
oblicze konserwatywnego Krakowa oraz zneutralizować ważne miejsce kultu religijnego, jakim jest klasztor cystersów w Mogile (dziś dzielnica N.H.). Jednak nie należy zapominać, że przeprowadzano niezwykle trudny proces industrializacji, który nadał Polsce nowe oblicze. Przeistoczono ją z kraju o rozdrobnionym i przeważnie ubogim rolnictwie w kraj uprzemysłowiony. Raptem w ciągu kilku lat zbudowano ok. 160 potężnych zakładów. Stworzono w Polsce zupełnie nowe gałęzie przemysłu: stoczniowy, rozbudowując głównie remontowe stocznie w Szczecinie i Gdańsku, oraz samochodowy – budując fabryki samochodów osobowych na Żeraniu i ciężarowych w Lublinie. Rozbudowano przemysł chemiczny, tworząc ogromne zakłady w Oświęcimiu i Kędzierzynie, a ze wspomnianych inwestycji wojskowych należy wymienić też Świdnik (śmigłowce) oraz fabrykę czołgów w Gliwicach-Łabędach. Ogromne znaczenie miała przeprowadzona wtedy elektryfikacja kraju, na czym najbardziej skorzystała wieś. Polska, która w swej mentalności miała zakorzenione bycie „spichlerzem Europy”, tę archaiczną wizję kultywowała jeszcze w okresie II RP, przy wydatnym lobbingu uprzywilejowanej wtedy warstwy ziemiańskiej. W tym czasie, Hucie owszem, były podejmowane próby uprzemysłowienia kraju (jak chociażby COP), jednak miały on zasięg lokalny, zaś przemysł II RP miał charakter głównie surowcowy, w przeciwieństwie do PRL-u, gdzie zrobiono krok do przodu, tworząc już gotowe produkty oraz technologie. Przede wszystkim jednak skala przedsięwzięcia jest nieporównywalna. Przed wojną na ogromnych połaciach kraju, głównie na Wschodzie, nie było właściwie żadnego przemysłu, co przy ogromnej dysproporcji w posiadaniu ziemi powodowało wielkie przeludnienie, prowadząc do patologii i licznych dramatów. Chociażby dlatego należy docenić plan sześcioletni, który praktycznie „rozsiał” miejsca pracy na terenie całego kraju, automatycznie powodując odpływ ludności z przeludnionych wsi do miast. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
C
zęsto konflikty religijne nakładają się na spory społeczne, polityczne etniczne czy rasowe. Tak było na przykład w konfliktach jugosłowiańskich, gdzie nienawiść narodowa nakładała się na różnice natury religijnej. Wygasający na naszych oczach konflikt irlandzki jest sporem, który łączy rozmaite elementy, różnice religijne pozostają jednak w samym sercu sporów, których ostatnim jak dotąd akordem była niemal trzydziestoletnia wojna domowa w Ulsterze, czyli w Irlandii Północnej.
PRZEMILCZANA HISTORIA
TERRORYZM W IMIĘ BOGA (3)
Krew na Zielonej Wyspie Konflikt wokół Irlandii Północnej stał się wielką kompromitacją zarówno dla katolickiej, jak i protestanckiej strony wielkiego sporu. Ten do niedawna najbardziej religijny zakątek Europy jest od stuleci miejscem zapiekłej nienawiści wyznaniowej.
Brytyjski kolonializm W swojej pierwszej fazie konflikt irlandzki miał charakter natury etniczno-politycznej. Po podporządkowaniu sobie przez Anglosasów południowej części Wielkiej Brytanii kolejnym etapem ekspansji stała się w średniowieczu Irlandia. Kiedy w XVI wieku większość Brytyjczyków przyjęła protestantyzm, większość Irlandczyków pozostała przy katolicyzmie. Do różnic natury polityczno-gospodarczej dołączyły zatem różnice natury religijnej. Prawdziwe nieszczęścia przyszły jednak na Irlandczyków w wieku XVII, kiedy trwała prowadzona na wielką skalę kolonizacja, głównie ze strony Szkocji. W połowie XVII w. podczas rewolucji angielskiej doszło do pierwszej wielkiej masakry religijnej, kiedy wojska Oliviera Cromwella – lorda protektora i przywódcy krótkotrwałej republiki angielskiej – podbiły w 3 lata zbuntowaną Zieloną Wyspę, doprowadzając do śmierci co piątego Irlandczyka. Były to straty ludzkie proporcjonalnie większe niż te, jakie poniosła Polska w czasie II wojny światowej (wliczając straty wśród ludności żydowskiej) w ciągu 6 lat. Masakra Irlandczyków miała i to podobieństwo do czasów drugiej wojny światowej, że ludność masowo mordowano z powodów ideologicznych. Cromwell posiłkował się w swoich zbrodniach Biblią, Irlandczyków kazał traktować jak Kananejczyków (czyli mordować), a protestanccy Brytyjczycy uznali się za prawowierny Naród Wybrany, który przyniósł bożą pomstę dla „bałwochwalców”, czyli katolików czczących świętych i obrazy. Wydarzenia te przyniosły głęboki podział na protestanckich zwycięskich najeźdźców dominujących w życiu politycznym i ekonomicznym oraz katolickich poddanych, przez pewien czas wyjętych niemal spod prawa. Ten podział, ocean wzajemnych uraz i nienawiści, na setki lat oddał już Irlandczyków pod wpływy Kościoła rzymskokatolickiego. Różnice religijne okazały się najtrwalsze, bo część rdzennej ludności przeszła na protestantyzm, część przybyszów na katolicyzm, ludność częściowo uległa wymieszaniu (np. wielu szkockich przybyszów ma także celtyckie pochodzenie, podobnie
17
jak Irlandczycy). Zatem wszelkie inne pierwotne różnice częściowo zanikły, pozostał zaś jeden religijno-symboliczny podział, który nie przestaje antagonizować.
Mury Belfastu Po pierwszej wojnie światowej i kilku powstaniach południowa część wyspy odzyskała niepodległość jako Republika Irlandzka – kraj pod ogromnymi wpływami doktryny katolickiej. Cały sektor edukacyjno-wychowawczy został niejako wydzierżawiony klerowi przez państwo, co skutkowało ujawnionym niedawno wielkim skandalem z seksualną przemocą wobec dzieci i młodzieży. Północno-wschodnia część kraju, zamieszkana w większości przez protestantów, pozostała w ramach Zjednoczonego Królestwa. Od lat 60. XX wieku działał tam prężny ruch obywatelski katolików, domagających się równouprawnienia z dominującą protestancką większością. Duża część katolików marzyła także o przyłączeniu kraju do republiki, o czym nie chcieli oczywiście słyszeć protestanci, przerażeni wizją życia w biednym kraju (Irlandia była znacznie uboższa od Wielkiej Brytanii), podporządkowanym na dodatek Kościołowi. W Ulsterze dochodziło do coraz częstszych niepokojów, aż w 1971 roku wybuchła wojna domowa po zastrzeleniu przez armię brytyjską trzynastu katolików idących w pokojowej manifestacji. Siły zbrojne katolików (zwanych także nacjonalistami) stanowiła istniejąca od dawna, ale mało aktywna IRA, a po przeciwnej stronie (zwanej unionistami albo lojalistami) stały prorządowa policja, armia i nielegalne bojówki protestanckie.
Koniecznie trzeba podkreślić fakt, że religijność północnoirlandzka nie była byle jakiej próby. Nie mieszkali tam na ogół niepraktykujący, nominalni katolicy i protestanci (głównie prezbiterianie, czyli wyznawcy kalwinizmu i anglikanie), lecz ludzie głęboko religijni. Był region, w którym jeszcze 10–20 lat temu (czyli kiedy konflikt trwał w całej okazałości) kościoły były wypełnione po brzegi. Opracowania na temat światowej religijności (np. „Operation World” Patricka Johnstone’a) uważały Irlandię Północną za najbardziej religijny region Europy – może dlatego, że opracowujący je badacze mało słyszeli o polskim zagłębiu katolickim podhalańsko-tarnowsko-rzeszowskim. W środowiskach protestanckich Ulsteru dobrze działała jeszcze stara poreformacyjna szkoła propagandowa przedstawiająca papieża jako „Antychrysta”. Charakterystyczną postacią jest w tym kontekście były premier Irlandii Północnej, a jednocześnie duchowny prezbiteriański Ian Paisley, który podczas przemówienia Jana Pawła II w 1988 r. w Parlamencie Europejskim nazwał go „Antychrystem” i trzymał transparent z takim właśnie określeniem. Tego rodzaju retoryka miała oczywiście na celu nakręcanie nienawiści we własnych szeregach i ubieranie starć północnoirlandzkich w szaty szlachetnej walki prawowiernych, biblijnych chrześcijan przeciwko wyznawcom „Antychrysta”. Walki katolicko-protestanckie były seriami rozruchów, zabójstw, porwań i zamachów bombowych. Belfast i inne miasta zostały poprzedzielane murami i zasiekami, separującymi dzielnice i ulice katolickie od protestanckich. W czasie ich trwania zginęło 3500 osób, w tym 1800
cywilów, 700 żołnierzy, 300 policjantów i 400 członków nielegalnych grup paramilitarnych katolickich i protestanckich. Jak na kraik liczący tyle ludności co Warszawa, to bardzo poważne straty. Bojownicy IRA atakowali także czasem cele w Wielkiej Brytanii.
Od bigoterii do ateizmu Długotrwała wojna zmęczyła mieszkańców Irlandii Północnej, a także skompromitowała moralnie obydwie walczące strony. Zgorszenie i zmęczenie doprowadziły także do powolnego wycofania się z konfliktu wielkiego nieobecnego – trzeciego ważnego gracza w tej walce. Była nim irlandzka diaspora żyjąca w USA, trzykrotnie liczniejsza niż ludność obydwu Irlandii razem wzięta. To zza oceanu przede wszystkim pochodziły pieniądze na broń dla strony katolickiej – IRA. Broń była kupowana na ogół w... Libii. Co jeszcze ważniejsze, coraz większa część ludności przestała się utożsamiać z którąkolwiek ze stron konfliktu. Doszło do tego, że 40 proc. mieszkańców Ulsteru nie uważało się ani za nacjonalistów, ani za unionistów (zwolennicy pozostania kraju w ramach Wielkiej Brytanii). Jednym z istotnych czynników tego stanu rzeczy było pojawienie się w Irlandii Północnej trzeciej siły światopoglądowej – ateistów i agnostyków. W ciągu 40 lat ich liczba pomnożyła się siedmiokrotnie, wzrastając obecnie do ponad 15 proc. ludności tego niezwykle kiedyś pobożnego regionu. Jest to odsetek ludzi niereligijnych trzykrotnie wyższy niż w Polsce. Wprawdzie północnoirlandzkie dowcipy mówią, że nie ma tam po prostu ateistów,
ale są „ateiści katolicy” i „ateiści protestanci”, jednak w rzeczywistości nastąpiło światopoglądowe przewietrzenie połączone z kompromitacją tradycyjnych wyznań. Nic zatem dziwnego, że podpisane w 1998 roku tzw. porozumienie pokojowe z Wielkiego Piątku pomiędzy rządami Wielkiej Brytanii, Irlandii oraz głównymi siłami politycznymi Irlandii Północnej zostało przyjęte z ogromnymi nadziejami przez większą część ludności – głosowało za nim 95 proc. mieszkańców republiki i 70 proc. mieszkańców Ulsteru. Jak to zwykle bywa z takimi porozumieniami, żadnej z najbardziej zainteresowanych stron nie zadowalają one do końca. Ulster pozostaje na razie w Wielkiej Brytanii, ale rząd brytyjski zgodził się na to, żeby mieszkańcy regionu sami mogli decydować o tym, jaka będzie jego przyszłość. Zwiększono autonomię kraju wewnątrz Zjednoczonego Królestwa (m.in. własny rząd), wszystkie strony konfliktu uroczyście wyrzekły się przemocy, miało nastąpić rozbrojenie grup paramilitarnych, Irlandia zrzekła się pretensji terytorialnych do Ulsteru, a miejscowa policja miała zostać zreformowana tak, aby nie była postrzegana jako policja protestancka. Dwóch polityków, którzy przygotowali traktat (katolik i protestant) dostało w 1998 roku Pokojową Nagrodę Nobla. Ogromna większość postanowień traktatu została wykonana i w regionie panuje na ogół spokój. Niestety, w IRA doszło do podziału i mniejszościowa frakcja, tzw. Prawdziwa IRA, nadal prowadzi akcje terrorystyczne, już jednak dosyć rzadkie (ostatnia w kwietniu 2010 roku). Bojówkarze Prawdziwej IRA dokonali zresztą zbrodni, która odebrała im większość poparcia, jakie mogli mieć jeszcze wśród katolików. W sierpniu 1998 r. w dzień targowy podłożyli bombę w samochodzie, mordując 29 przypadkowych osób, w tym 14 kobiet i 9 dzieci. Ta masakra miała zapewne, zdaniem sprawców, obrócić wniwecz zawarte właśnie porozumienie. Skończyło się na tym, że to największe masowe zabójstwo w historii konfliktu zostało potępione przez wszystkie strony i nie doszło do znaczniejszych protestanckich akcji odwetowych. Spokój w Ulsterze jest sprawą nadal delikatną, ale nie ma też przed sobą bardzo poważnych zagrożeń. Jednym z wielkich sojuszników pokoju w tym regionie świata jest laicyzacja, która chłodzi rozpalone głowy i wyrywa ludzi spod wpływu opętanych fanatyzmem duchownych. MAREK KRAK
18
P
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
odczas uroczystego wjazdu do Neapolu w jednej karecie siedzieli: Wiktor Emanuel II – król jednoczących się Włoch – i Garibaldi – ich przywódca. Weszli do pustej, gotyckiej katedry św. Januarego. Nie powitał ich żaden biskup ani nawet żaden ksiądz, nie śpiewał chór, milczały organy, nie paliły się świece. W ten sposób papież Pius IX okazywał swą wrogość wobec ludzi, którzy jednoczyli Italię, a także wobec samej idei zjednoczenia. Realizacji tej idei Giuseppe Garibaldi poświęcił życie. Urodził się w roku 1807 w Nicei, w rodzinie od pokoleń związanej z morzem. Jego dziadek, Angelo, był właścicielem, a jednocześnie kapitanem małego statku przewożącego rozmaite ładunki wzdłuż wybrzeży Italii. Z tego utrzymywała się cała liczna rodzina, nic więc dziwnego, że na pokładzie łajby dziadka Angela służyli kolejno w zasadzie wszyscy męscy członkowie rodu Garibaldich. Także Giuseppe, który w czternastym roku życia został oficjalnie umieszczony w rejestrze marynarzy, a mając lat 24, otrzymał uprawnienia kapitana. Jednak coraz bardziej pociągała go działalność polityczna na rzecz zjednoczenia kraju. Taki cel stawiała przed sobą organizacja Młode Włochy, do której wstąpił w 1833 roku. Od czasów upadku Imperium Rzymskiego Italia była rozbita na wiele państw i stała się pojęciem wyłącznie geograficznym. Działacze z Młodych Włoch nie chcieli już dłużej wyrażać na to zgody, a ich działalności sprzyjała erupcja narodowego patriotyzmu, która przetaczała się wówczas przez Europę. Garibaldi był urodzonym spiskowcem. W 1834 roku w Genui przyłączył się do organizatorów antymonarchistycznego powstania. Na ich zlecenie wstąpił do marynarki wojennej Królestwa Sardynii (zwanego też Piemontem od nazwy jego kontynentalnej części). Garibaldi nie miał zamiaru służyć królowi Karolowi Albertowi, a do jego sił morskich wstępował tylko po to, by wywołać tam rewoltę. Powstanie spaliło jednak na panewce, a marynarza buntownika sąd wojskowy skazał zaocznie na karę śmierci. Garibaldi udał się do Ameryki Południowej, by walczyć przeciw zdominowanemu przez papiestwo cesarstwu Brazylii, lecz podczas Wiosny Ludów wrócił do Włoch. Włączył się do wojny przeciw Austrii, którą prowadził król Sardynii, Karol Albert – ten sam, przeciw któremu poprzednio spiskował. Jednak sytuacja była już inna. Toczyła się wojna przeciw okupantowi północnych Włoch i Garibaldi, choć wróg monarchii, postawił jednak na Karola Alberta, gdyż nadał on swemu państwu konstytucję, a występując przeciw Austrii, stwarzał nadzieję na zjednoczenie Italii.
Garibaldi wróg papieża W tym roku mija 150 lat od chwili, gdy Giuseppe Garibaldi na czele swego legionu ochotników (tzw. Tysiąc Czerwonych Koszul) wyruszył na pomoc powstaniu na Sycylii. Wyprawa ta doprowadziła do przyłączenia Królestwa Obojga Sycylii do Włoch. I do klęski papiestwa. Garibaldi – dowodzący już wówczas swym ochotniczym legionem „Czerwonych koszul” – udał się do kwatery głównej wojsk piemonckich pod Mantuą i został uprzejmie przyjęty przez króla Karola Alberta. Nie wiedział jednak, że monarcha ani myśli skorzystać z usług rewolucjonisty. Królowi przypomniano, że przed czternastu laty podpisał na młodego spiskowca wyrok śmierci. Tym razem, po wizycie Garibaldiego, król napisał do swego ministra wojny, że przyjęcie dowódcy „Czerwonych koszul” do piemonckiej armii i akceptacja jego samozwańczej, generalskiej rangi stanowiłyby „dyshonor dla armii”. Wkrótce sam monarcha przyniósł swemu wojsku prawdziwy wstyd. Okazał się nieudolnym dowódcą i został rozbity pod Custozzą przez austriackiego feldmarszałka Radetzkiego. W Wiedniu na wieść o klęsce Piemontu świętowano i nucono świeżo napisany przez Johanna Straussa „Marsz Radetzkiego”. ~ ~ ~ Tymczasem w państwie papieskim, które miało wówczas około trzech milionów obywateli i zajmowało środkową część włoskiego „buta”, triumfowali republikanie. Przeprowadzono tam, wbrew woli papieża Piusa IX, wybory powszechne. Papież oczywiście rzucił klątwę na wszystkich, którzy wezmą udział w głosowaniu, jednak ci, którzy poszli do urn, zadecydowali o proklamowaniu Republiki Rzymskiej, co stanowiło sensację na skalę światową.
Pius IX odpowiedział aktem narodowej zdrady: zwrócił się do Austrii, Królestwa Obojga Sycylii, a także do Hiszpanii i Francji z wezwaniem, by interweniowały zbrojnie przeciw Republice. Pierwszy zaatakował feldmarszałek Radetzki i szybko znów pobił armię Piemontu pod Novarą, a pokonany Karol Albert abdykował na rzecz swego syna, Wiktora Emanuela II. O ostatecznej klęsce Republiki Rzymskiej zadecydowała akcja francuskiego korpusu ekspedycyjnego, który opanował Wieczne Miasto. Większość obrońców, pod dowództwem Garibaldiego, musiała opuścić Rzym. Taki był koniec Wiosny Ludów we Włoszech. ~ ~ ~ Garibaldi udał się na emigrację, z której powrócił w roku 1859, gdy znów pojawiła się nadzieja na zjednoczenie kraju. Wybuchł bowiem konflikt francusko-austriacki zakończony bitwą pod Solferino, w której zwycięstwo odnieśli Francuzi i armia Piemontu. Austria utraciła wtedy Lombardię. Gdy w roku 1860 Garibaldi i Wiktor Emanuel II wkraczali do Neapolu, do jednoczących się Włoch należała już większa część Półwyspu Apenińskiego, jednak Wenecję nadal okupowali Austriacy, a Rzym, ze środkową częścią Włoch, należał do Państwa Kościelnego. Taka sytuacja jasno wskazywała Garibaldiemu wrogów, których trzeba jeszcze pokonać. Minęło 6 lat. We wrześniu 1867 roku Genewa gościła Kongres Pokoju. Organizatorom chodziło
o zaprzestanie bezsensownych wojen, bo były one głównie przejawem rywalizacji między władającymi Europą królami i cesarzami. W takich wojnach prości ludzie oddawali życie za dynastyczne interesy władców, którzy przecież i tak wkrótce się ze sobą godzili. Zresztą wszyscy ówcześni królowie byli ze sobą spokrewnieni. Bliskimi kuzynami są i dzisiejsi monarchowie. Genewski Kongres Pokoju miał przekonać prostych ludzi, że pora rozpocząć inną wojnę – o wolność ludów i niepodległość narodów. Taką, jak pamiętna Wiosna Ludów z 1848 roku. Giuseppe Garibaldi ogłosił na kongresie swój 11-punktowy program przyszłej Europy. Przypomnijmy 6 pierwszych punktów, bo zadziwiają swoją aktualnością: 1. Wszystkie narody to bracia; 2. Wojny między nimi są niedopuszczalne; 3. Wszystkie spory między narodami winny być rozstrzygane przez Kongres Międzynarodowy; 4. Członkowie Kongresu będą wyznaczani przez demokratyczne parlamenty poszczególnych narodów; 5. Każdy naród, bez względu na liczebność, będzie miał prawo głosu w Kongresie; 6. Ogłasza się upadłość Papiestwa, jako najbardziej szkodliwej sekty. Program ten nakreślał spójną wizję systemu zbiorowego bezpieczeństwa. Zaś potępienie papiestwa przez Garibaldiego wskazywało na głównego wroga interesów narodowych
– nie tylko włoskich. Państwo papieskie stanowiło bowiem zasadniczą przeszkodę zarówno w ustanowieniu demokratycznej Europy, jak i państw narodowych, które nie byłyby podporządkowane interesom dynastycznym. Tylko taka Europa mogła, zdaniem Garibaldiego, rozwiązywać wszystkie sporne problemy bez uciekania się do wojen. Podczas genewskiego kongresu Giuseppe Garibaldi miał 60 lat i był już na całym świecie człowiekiem legendą. W wyniku dyplomatycznych przetargów, jakie nastąpiły po wojnie austriacko-pruskiej, cesarz Franciszek Józef II przekazał Wenecję Napoleonowi III, ten zaś oddał ją Włochom. Podczas uroczystego powitania, jakie Wenecja zgotowała Garibaldiemu, wezwał on do walki z Państwem Kościelnym w celu „wyzwolenia Rzymu”. Dopiero po klęsce Napoleona III w wojnie francusko-pruskiej oddziały francuskie opuściły Rzym, a 20 września 1870 roku do miasta wkroczyły wojska włoskie. W tym roku minie 140 rocznica tego wydarzenia. Garibaldi w nim nie uczestniczył, bronił bowiem młodej francuskiej republiki przed Prusakami. Tymczasem, właściwie bez walki, zostały zrealizowane jego główne cele – dokonało się dzieło zjednoczenia Włoch, a Państwo Kościelne przestało istnieć. Zanim to nastąpiło, Pius IX zdążył jeszcze ogłosić dogmat o nieomylności papieży. JANUSZ CHRZANOWSKI
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
LISTY Bezkrólewie Katastrofa samolotu prezydenckiego, która miała miejsce 10 kwietnia, zepchnęła w cień obchody 70 rocznicy zbrodni katyńskiej. Zawiodła opatrzność boża, pod którą włodarze kraju co i rusz oddają losy mieszkańców Polski. W Polsce zapanowało bezkrólewie, nad którym musi zapanować premier Tusk. W mediach daje się słyszeć głosy, że oto polska klasa polityczna pod wpływem tragedii smoleńskiej wyzbędzie się brutalnego i wulgarnego języka, w niepamięć pójdą podziały, kłótnie i swary. Niestety, ten hurraoptymizm jest niczym nieuzasadniony. Wystarczy sięgnąć pamięcią wstecz i przypomnieć sobie śmierć papieża Polaka, pierwszą rocznicę tej śmierci, drugą, piątą... Nic się nie zmieniło. Gdy opadną już emocje i obeschną łzy, politycy powrócą do sprawdzonych, jakże żenujących postaw niegodnych posła czy senatora. Mam dziwne przeczucie, że obsada foteli szefa IPN, RPO czy NBP rozpocznie batalię politycznej przemocy i targów, spychając na dalszy plan pamięć o tych, którzy jeszcze niedawno szefowali tym instytucjom. Dopiero w obliczu tak wielkiej tragedii i tylu ludzkich nieszczęść wielu nieświadomym, niemającym dostępu do rosyjskich mediów, otworzyły się oczy: Rosja, która z nami sąsiaduje, to nie jest opoka stalinizmu zamieszkana przez żądnych zemsty, polskiej krwi i ziem Rosjan, lecz cywilizowany kraj europejski pełen życzliwych Polsce i Polakom ludzi. Runął budowany przez niektórych latami obraz Rosji jako spadkobierczyni ZSRR, w której nic się nie zmieniło od czasów zbrodni katyńskiej. Zewsząd słychać było wyrazy współczucia, mnóstwo kwiatów składanych na miejscu katastrofy, na autach dziennikarzy polskich... Jakże wymowna była scena gdy premier Rosji Wladimir Putin uścisnął naszego premiera niczym starego przyjaciela. Rosjanie dzień 12 kwietnia ogłosili dniem żałoby narodowej. To może być początek nowych relacji między naszymi krajami. Do ludzkiej tragedii kler jak zwykle zechce wtrącić swoje trzy grosze, wskazując własnych kandydatów na wakujące stanowiska, oczywiście nie bezinteresownie. Jakże gorzko brzmią w tym kontekście słowa papieża Benedykta XVI polecającego dusze zmarłych miłosiernemu Bogu... Paweł Krysiński
Bez wybaczenia Jak wszyscy jestem wstrząśnięta i prawdziwie współczuję rodzinom, których bliscy zginęli, ale równocześnie myślę, że ta tragedia to przede wszystkim efekt braku
wybaczenia przez nas Rosjanom tego strasznego mordu. Choćby za to, że tylu ich zginęło, kiedy wyzwalali nasz kraj spod okupacji niemieckiej. Uważamy się za chrześcijan, mamy obowiązek wybaczać, a nie ciągle zionąć nienawiścią i wykorzystywać tę tragedię dla bieżących celów politycznych i żeby dokuczyć Rosjanom. Niemcom gorsze rzeczy jakoś wybaczyliśmy i nie żądamy ciągle od nich przeprosin. Ponadto wydaje mi się, że popełniamy grzech pychy, czcząc zabitych w Katyniu. W Biblii czytamy, że czcić mamy tylko Boga, a nie umarłych. Umarłych należy pogrzebać, odbyć żałobę do dnia pogrzebu i zostawić ich
w spokoju. A już na pewno nie wolno ich wykorzystywać do celów politycznych. Nie możemy jakoś tego zrozumieć, a kler katolicki nam w tym nie pomaga. Marianna Ławniczak
Skradziony prezydent W związku z „odgórną” interwencją pod Smoleńskiem, wiele wskazuje na to, że na czele jednoosobowej delegacji polskiej na moskiewskie obchody 65 rocznicy zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami stanie sędziwy i schorowany gen. Jaruzelski, którego Rząd RP wyśle ostatnim Tu-154 z nadzieją, iż problem odpowiedzialności za wprowadzenie stanu wojennego rozwiąże się w podobny sposób. A Generał poleci i wróci cały i zdrowy, czym wnerwi „genetycznych patriotów”. Przy okazji chciałbym skomentować uroczystość sprowadzenia trumny ze zwłokami prezydenta Kaczyńskiego do Polski. Z uroczystości państwowej uczyniono celebrę religijną, kradnąc nam, obywatelom Polski, prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zapomniano jednak o tych pozostałych 95 zmarłych, którzy za życia byli godni zaszczytu towarzyszenia Prezydentowi RP, a po śmierci z zaszczytu tego zostali odarci. Moim skromnym zdaniem, w trakcie tej smutnej uroczystości za trumną i naprzeciw osób witających trumnę powinni stać żołnierze z Kompanii Reprezentacyjnej WP lub harcerze trzymający klepsydry (tarcze, tabliczki) z nazwiskami osób towarzyszących Prezydentowi RP w tym pamiętnym
SZKIEŁKO I OKO locie. Ot, taki symboliczny, ludzki gest ze strony Rządu RP. I komu on przeszkadzał? Stanisław Rak
Gniew Boży Motto: Świat należy do żywych, wolność narodową znaczy się krzyżami, tak było, jest i będzie. Musimy sobie powiedzieć brutalną prawdę! Czy musiało dojść do tragedii w Smoleńsku? Odpowiadam! Nie, nie musiało. To, co działo się w Polsce przez 21 lat tzw. transformacji ustrojowej, zdenerwowało w końcu samego Boga. W wypadku tym dopatruję się ingerencji Najwyższego. Nie ma innego wytłumaczenia jak gniew Boga na niegodne zachowania Polaków względem siebie i bliźnich innych nacji. Oto Bóg przez karę daje Polakom wyraźny znak – opamiętajcie się! Nie trzeba było przez 21 lat okradać własnych obywateli, przeznaczając ogromne
narodowej... Dziennikarze nie silą się na sztuczny dramatyzm i nie wałkują każdego przypadku sekunda po sekundzie. Biskupi nie nawołują do ogólnonarodowej modlitwy, nie odwołuje się imprez masowych, a radia nie przestają grać skocznej muzyki. A przecież śmierć to śmierć – nie traktuje nikogo szczególnie. Nie ma karty Gold Śmierć ani biletów do klasy VIP Śmierć, choć usiłuje się nam wmawiać coś innego. Śmierć każdej osoby i w każdej sytuacji znaczy dokładnie tyle samo – koniec marzeń i planów, osierocone dzieci, pogrążone w smutku rodziny. I może jeszcze – zupełnie nowy początek gdzieś tam, dokąd wszyscy zmierzamy. Aleksander Augustyn
Gusła na lotnisku Czy nie jest to ironia losu, gdy polityk małego formatu z racji przypadkowej, tragicznej śmierci zostaje obwołany bohaterem narodowym? To nie koniec ironii. Gdy samolot
19
w Polsce panujące ofiary katastrofy (o ile wszystkie były jej wyznawcami) dostąpiły zbawienia i osiągnęły wieczny żywot. Powinien to być raczej powód do radości, a nie żałoby, prawda? Z drugiej strony nietrudno było zauważyć (chociażby po sondażach), że Lech Kaczyński nie cieszył się już zbyt dużym poparciem wśród rodaków – raczej niechęcią, natomiast za granicą kraju traktowany był raczej ulgowo, z „przymrużeniem”. Jeżeli dodamy do tego FAKT, że nie wywiązywał się z prezydenckich obowiązków należycie, tzn. nie był bezpartyjny i nie stał na straży konstytucji (np. świeckość państwa), to jego „odejście” jest raczej dla kraju korzystne. Myślę nawet, że zabierając ze sobą na pokład tupolewa inne ważne osobistości, pokazał nam i światu, jaki los może czekać tych, co go popierają, lub tych, na których „usługach” jest... na wieki wieków AMEN! Lub jak śpiewała Edyta Geppert: „Jakie życie, taka śmierć – nie dziwi nic...”. JAKA WIARA, TAKI LĘK – też nie dziwi nic. Zostańcie z nałogiem Robert Revel
Drodzy Czytelnicy!
środki z budżetu państwa na zachcianki kleru Krk! Za zaoszczędzone środki powinno się dawno zakupić m.in. nowe samoloty dla VIP-ów. Gniew Boga wywołał m.in. kler, który swoją pazernością przez lata zrujnował budżet państwa w stopniu uniemożliwiającym jakiekolwiek większe inwestycje. Efektem tego działania jest rozsypujący się kraj, w którym świetnie ma się tylko filia państwa watykańskiego. Nie układy, nie służenie (kiedyś Kremlowi, a obecnie Watykanowi), lecz troska o losy swoich bliźnich, czyli milionów Polaków, winna być w polu widzenia rządzących. „Nie idźcie tą drogą”. Amen. Jan Ciosek, Gryfice
Cisza nad trumnami Wypadek prezydenckiego samolotu – to oczywiście tragedia. Bez względu na sympatie polityczne i osobiste należy pochylić głowę i zadumać się nad kruchością ludzkiego życia. Dlaczego jednak media przeżuwają ten jeden przypadek w nieskończoność, podczas gdy każdego dnia na polskich drogach ginie średnio 15 osób? To 105 tygodniowo, 450 miesięcznie, ponad 5 tysięcy w skali roku! Nikt – poza najbliższymi – nie rozpamiętuje ostatnich chwil tych ofiar. Nikt nie powołuje specjalnych komisji, nie ogłasza żałoby
wojskowy z Szanownymi Szczątkami ląduje na Okęciu, wita go... delegacja sukienkowych! Nie premier, nie wiceprezydent ani żaden dostojnik państwowy, tylko watykański ksiądz! Gusła odprawione na lotnisku przyprawiły mnie o uczucie wielkiego wstydu. W tak tragicznej chwili patrzy na nas cały świat – oto przywożone są zwłoki głowy państwa, a tu zgraja szamanów odstawia nabożny cyrk z kropidłem i zawodzeniem do mikrofonu. Patrząc w telewizor, byłem przekonany, że zobaczę zaraz tłum wynajętych płaczek! Nie wspomnę o paradzie gwiazd, czyli klękaniu przy trumnie osobno (ci ważniejsi) i zbiorowo (mniej istotni). Do cholery! Łudziłem się, że jesteśmy europejskim państwem. Nawet w takim momencie jesteśmy tylko klechistanem*, talibanem*, a może jeszcze czymś gorszym*. * Niepotrzebne skreślić P. Emilianowicz
Nie dziwi nic? Niech będzie podchmielony. Zastanawiam się, po co ten nasz „wybrany” naród rozpacza i się smuci, skoro wg religii łaskawie mu
Odpowiadamy na Wasze liczne pytania dotyczące wyboru organizacji w celu przekazania 1 proc. podatku od dochodów osobistych, czyli z tak zwanego PIT-u. Na formularzach zeznań podatkowych musimy odnaleźć rubrykę zatytułowaną „Wniosek o przekazanie 1 proc. podatku należnego na rzecz organizacji pożytku publicznego OPP”. Znajdziemy ją na: PIT-37, PIT-36, PIT-36L, PIT-28, PIT-38. Tam też wpisujemy nazwę i numer KRS wybranej organizacji. Istnieje możliwość poproszenia Urzędu Skarbowego o przekazanie wybranej przez nas instytucji naszego imienia, nazwiska oraz adresu zamieszkania. Z naszej strony rekomendujemy: ~ fundację „Kuźnica”, KRS 0000300613, ~ Kampanię przeciw Homofobii, KRS 0000111209, ~ Fundację Bratniej Pomocy, KRS 0000215337, ~ Polskie Stowarzyszenie „Dom Polski”, KRS 0000170310, ~ Polski Komitet Zwalczania Raka, KRS 0000162952, ~ Fundację Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach, KRS 0000101309, ~ Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, KRS 0000030897, ~ Fundację Pomocy Weteranom Ludowego Wojska Polskiego, KRS 0000145140, ~ Polski Czerwony Krzyż, KRS 0000225587, ~ Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce, KRS 0000154454. Redakcja
20
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
To, co nas zabija Po katastrofie samolotu wiozącego prezydenta do Katynia może wreszcie politycy przyjdą po rozum do głowy... ...i przestaną zajmować się interesami partyjnymi, lustracją, dekomunizacją, klerykalizacją, odbieraniem emerytur, nagonką na Rosję i brakiem praw człowieka w Tybecie, a zainteresują się Polską i zaczną ją budować, zamiast niszczyć. Mamy wystarczająco dużo tragedii i dlatego niepotrzebne nam IPN-y, CBA, świątynie Opatrzności, patologiczni ministrowie od organizowania korupcji w celu jej zwalczania i wszelkich innych piców na wodę. Jest to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Chore dzieci nie mogą się leczyć i rodzice muszą żebrać, prosząc społeczeństwo o pomoc, a minister wydaje 700 tysięcy na zorganizowanie afery Sawickiej, którą agent zmusza do wzięcia 50 tysięcy, żeby CBA mogło pochwalić się sukcesem. Czy kiedykolwiek Kamiński stanie za to przed sądem? Jeżeli żyjemy w Polsce, to przynajmniej nie niszczmy jej pod pozorem poszukiwania prawdy metodą podjazdów i nagonek na Rosję. Czy trzeba naprawdę tragedii narodowej, żeby politycy przyszli po rozum do głowy? Powinniśmy współpracować z Rosją, zamiast z nią walczyć w mediach. Ale zamiast współpracy z Rosją i gazociągu mamy dożywotnie czekanie na zniesienie przez USA wiz dla Polaków. Mamy w kraju żałobę. Może przy okazji pomyślimy
o tych ofiarach ludobójstwa amerykańskiego, do których amerykańscy żołnierze strzelali i strzelają jak do królików, a TVP Info uważa to za drobne incydenty w wyniku „pomyłek”. Jeżeli przyjąć IPN-owską definicję ludobójstwa odnoszącą się do Katynia, to czymże innym jak nie ludobójstwem jest bombardowanie ludności cywilnej (w tym kobiet i dzieci) Wietnamu,
Serbii, Kosowa, Afganistanu i Iraku, a także Palestyny, której od przeszło pół wieku odmawia się prawa do bycia państwem? Może przy okazji naszej tragedii pomyślimy o tym, w jakim stresie żyją mieszkańcy Iraku, gdzie ponad dwa miliony ludzi (a może więcej?) zginęły dzięki amerykańskiej koncepcji demokracji polegającej na 1) bombardowaniu, 2) okradaniu bombardowanego państwa z jego bogactw naturalnych. Państwo polskie ma w tym swój niemały udział! Nie opowiadajmy ludziom bajek, że śmierć to spotkanie z Bogiem. Jeżeli tak jest naprawdę, to katolicy powinni się cieszyć, ze dobry Pan Bóg pozbawia życia członków ich rodzin i głuchy jest jak słup na cierpienia, dramaty, tragedie, katastrofy i kataklizmy. Dosyć wojny w Iraku! Każda wojna prowadzi do morderstw. I nie ma różnicy między patriotą a mordercą. Każdy nasz patriota jest mordercą dla rodzin tych, których zabija. Różnica między patriotą a mordercą jest ta, że nasz żołnierz to jest patriota i elita, a żołnierz wrogiej armii to brudas, prostak i morderca. Taka jest logika naszych elit. Czas wielki, żeby wyeliminować raz na zawsze to, co szkodzi Polsce. Gdyby nie nienawiść do Rosji i nie Katyń, gdzie L. Kaczynski miał wygłosić „płomienną mowę”, nie doszłoby do katastrofy. Może. Wprawdzie nie można gdybać, ale czy nie jest prawdą, że jeżeli nie pokona nas wróg, to sami znajdziemy dla siebie okazję do cierpienia? Pozdrowienia, tewu
Wyskoczył Człowiek Z okna. Kilkadziesiąt minut po tym zdarzeniu byłem tam. Zginął na miejscu. Nie był politykiem, prezydentem, generałem, księdzem, posłem, senatorem. Zabił się na miejscu... Nikt poza najbliższymi po nim nie płakał. Nikt mu nie pomógł. Nikt o Nim nie będzie pamiętał za tydzień... Ba, już teraz nikt nie pamięta. Nie mieszkał przecież w pałacu. Nie miał ochrony, specjalnej opieki zdrowotnej. Nie jadł z porcelanowej zastawy krewetek, szynki parmeńskiej, borowików w beszamelu. Nie jeździł szybko w szpalerze klimatyzowanych limuzyn. Polskim elitom nie wchodzi do głowy, że istnieją TACY SAMI JAK ONI ludzie, jak ja, Ty, nasze Dzieci,
Mama, Tato, Żona, Dziewczyna... I co się dzieje?! Media robią swoje... płacz, lament, żałoba, zgrzytanie, rozpacz: „Polska opłakuje, Polska w żałobie”, „Wszyscy Polacy pogrążeni...”. Wszyscy jesteśmy niezwykli i niepowtarzalni! Ale dla wielu z NICH wszyscy jesteśmy zwykli, a często nawet nie istniejemy! PS Paradoksalnie ten czołowy rusofob i klerykał IV RyPy może doprowadzić do pojednania z Rosją i wreszcie oczekiwanego przez nas wszystkich otwarcia na Wschód i Rosję. Oby tylko ktoś z lewicy, tej PRAWDZIWEJ, został prezydentem. Czytelnik
C
zy katastrofa Tu-154 musiała się wydarzyć? Niestety, chyba tak. Przyczyny leżą jednak głębiej niż płyta lotniska w Smoleńsku. Jestem emerytowanym pilotem wojskowym i obecnie czynnym pilotem cywilnym. Jestem również pracownikiem naukowym jednej z wyższych uczelni, gdzie zajmuję się m.in. problematyką bezpieczeństwa lotów. Przez ponad 20 lat byłem pilotem instruktorem w Wyższej Oficerskiej Szkole Sił
Zaczęto zmniejszać liczbę godzin przeznaczonych na przedmioty typowo lotnicze – związane z fachowym przygotowaniem pilotów i nawigatorów – a nacisk położono na przedmioty takie jak musztra, regulaminy, szkolenie saperskie, strzeleckie itp. Działania takie miały i mają na celu zapewnienie zajęcia dla ww. oficerów wywodzących się z wojsk lądowych. Wiele do życzenia pozostawiają też programy nauczania dęblińskiej uczelni. Nie
Wrota od stodoły Powietrznych w Dęblinie, a następnie wykładowcą na tej uczelni. Zgodnie z wypowiedziami kilku ekspertów we wczorajszych i dzisiejszych programach różnych stacji TV, na przyczynę wypadku lotniczego ma wpływ cały łańcuch zdarzeń przyczynowych. Jednym z nich jest niewłaściwe zarządzanie i kierowanie. Działania takie były przyczyną wypadku samolotu CASA 295 w Mirosławcu (wg ustaleń komisji ds. badania wypadków lotniczych lotnictwa państwowego), z czego nie wyciągnięto żadnych wniosków. Do tej kategorii można zaliczyć również niewłaściwe szkolenie lotnicze oraz programy szkolenia lotniczego. Na ten temat mogę wypowiedzieć się najpełniej jako były długoletni instruktor i wykładowca dęblińskiej uczelni. Kryzys tej uczelni rozpoczęły błędne i irracjonalne decyzje kadrowe. W pierwszej kolejności już na początku nowego wieku zlikwidowano przewidziane dla wykładowców tzw. etaty latające. Wcześniej zajmowali je doświadczeni piloci pochodzący z lotniczych jednostek liniowych, którzy dalej wykonywali loty, a jednocześnie prowadzili wykłady dla młodych adeptów lotnictwa, przekazując swoje bogate doświadczenie i zapewniając tym samym szkolenie na bardzo wysokim poziomie merytorycznym i dydaktycznym. Posunięcie to spowodowało gwałtowny i całkowity odpływ doświadczonych pilotów z kadry dydaktycznej tej uczelni, rozpoczynając jej stopniowy upadek oraz spadek jakości szkolenia teoretycznego. Na stanowiska dydaktyczne, w tym również szefów katedr (!!!), zaczęto wyznaczać – co jest niebywałe – oficerów absolwentów Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, którzy z lotnictwem nie mieli wiele wspólnego, a można nawet powiedzieć, że nie mają o nim zielonego pojęcia.
naucza się tam zarządzania bezpieczeństwem i ryzykiem w lotnictwie, zasad współpracy w załodze, co jest standardem w uczelniach lotniczych na świecie. Innym posunięciem kadrowym było obniżenie liczby etatów instruktorów w Ośrodkach Szkolenia Lotniczego. Dochodzi do takich anormalnych sytuacji, że instruktorem jest podporucznik, który sam niedawno ukończył szkołę lotniczą, nie posiada prawie żadnego doświadczenia i – jak to się mówi w żargonie lotniczym – „ledwo sam trzyma się powietrza”. Nad jakością i nowoczesnością sprzętu przeznaczonego do szkolenia lotniczego nie będę dłużej się rozwodził. Wspomnę tylko, że podstawowym samolotem przeznaczonym do szkolenia pilotów przeznaczonych do lotnictwa transportowego jest samolot Antonow 2 z 1947 r., który był w Polsce masowo produkowany na licencji radzieckiej i wykorzystywany jako samolot rolniczy. Używanie tego samolotu do szkolenia pilotów lotnictwa transportowego (również tych, którzy następnie latają z najważniejszymi w państwie osobami na Tu-154 i Jaku-40), zwłaszcza przy obowiązujących procedurach startu i lądowania na międzynarodowych lotniskach komunikacyjnych, jest po prostu nieporozumieniem i skandalem. Znam przyczyny podjęcia tych decyzji (w sprawie sprzętu do szkolenia pilotów lotu transportowego), ale jest to temat na dłuższą dyskusję. Przedstawiłem tylko pokrótce proces staczania się naszej słynnej dęblińskiej uczelni po równi pochyłej i produkowania przez nią bubli, a nie pełnowartościowych pod względem fachowym pilotów. JAKA TRAGEDIA MUSI SIĘ JESZCZE WYDARZYĆ, ŻEBY ZOSTAŁY WYCIĄGNIĘTE ODPOWIEDNIE WNIOSKI? Cz.
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
KORZENIE POLSKI (53)
Jedna mowa Przez stulecia Słowianie porozumiewali się jednym językiem. Jeszcze w IX wieku Słowianie polscy spokojnie dogadywali się z bułgarskimi czy z Rusinami. W okresie od VI do X w. Słowianie zajmowali ok. 20 procent powierzchni kontynentu europejskiego. W ciągu kilkuset lat, od schyłku IV i początku V w., zajęli wielkie obszary Europy. Pomimo tej rozległości terytorialnej społeczności słowiańskie wykazywały znacznie większe powiązania, niż jest to widoczne w świecie współczesnym. Zwłaszcza jeśli chodzi o języki, które wśród dawnych Słowian nie były jeszcze tak zróżnicowane jak współcześnie. Wiadomo, że Słowianie zajęli prawie całą Europę Wschodnią, część Europy Środkowej i Europę Południową aż po Peloponez, dotarli nawet do Azji Mniejszej. Od zachodu graniczyli z Italią i państwem Franków, na północy ścierali się z Duńczykami i wikingami, a na wschodzie sąsiadowali z plemionami bałtyjskimi – Prusami i Jaćwingami – oraz ugrofińskimi (Mordwa, Meria i Murom). Językiem panującym na tych obszarach stał się język słowiański. Początkowo plemiona Słowian nie były zbyt liczne, a zatem na nowych terenach, zajętych w wyniku wędrówek, musiał następować szybki wzrost ich populacji,
M
co doprowadziło do „zeslawizowania” językowego miejscowej ludności. Językoznawca Jerzy Nalepa stwierdził: „Języki słowiańskie zajmowały dawniej większe niż dziś terytorium w Europie Środkowej i Południowo-Wschodniej. Słowiańskim językiem »połabskim«, czyli drzewiańskim, mówiono jeszcze w XVIII wieku na lewym brzegu Łaby, na południowy wschód od Hamburga. Zachodnia granica Słowian we wczesnym średniowieczu zaczynała się nad Bałtykiem u nasady Półwyspu Jutlandzkiego, przy ujściu rzeki Ejdory (okolice Kilonii) i biegła stamtąd na południe, na wschodnich przedpolach Hamburga przekraczała Łabę. Dalej biegła na zachód do rzeki Soławy (Saale) i obejmowała część dorzecza górnego Menu. Mniej więcej od okolic Ratyzbony kierowała się na południowy-wschód wzdłuż Dunaju, przekraczała tę rzekę pod Linzem (ok. 150 km na zachód od Wiednia) i przez Alpy Wschodnie dochodziła do Adriatyku w pobliżu Triestu. Na wschód od tej linii, więc w dzisiejszych Niemczech Wschodnich i skrawkach Niemiec Zachodnich, we wschodniej Austrii, na Węgrzech,
iło jest mieć do czynienia z człowiekiem bardzo wierzącym, w którym nie ma ani krzty kle rykalizmu. Mamy sporą grupę takich Czytelników naszego tygodnika. Z korespondencji, telefonów oraz kontaktów osobistych wiemy, że mamy wiele tysięcy Czytelników wierzących, bezwyznaniowych, albo należących do rozmaitych Kościołów, którzy podzielają antyklerykalne poglądy naszej redakcji. Niektórzy z nich zadają sobie także nie do końca chyba miły trud czytania niniejszej rubryki. Przypomnę, że dział „Życie po religii” powstał z myślą o niewierzących lub poszukujących Czytelnikach „FiM” – chcieliśmy im dać własne miejsce na łamach tygodnika i garść cotygodniowych refleksji. Podobnie jak chrześcijańskiej części naszych Czytelników, która od lat ma swój dział o nazwie „Okiem biblisty”. Wśród religijnych Czytelników „Życia po religii” są rozmaite kategorie odbiorców. Są tacy, którzy czytują felietony pisane przez wyznawcę humanistycznego ateizmu w celach najwyraźniej masochistycznych. Denerwują się okrutnie „głupstwami”, które pisze Krak, łapią się za głowę, a potem chwytają za pióro po to, aby mnie zbesztać i przypomnieć, że marnie skończę za swe niezliczone „bluźnierstwa”. Są też i inni (do nich należy pan Szczepan, o którego liście wspominałem już przed tygodniem), którzy czytają to, co piszę, bez wewnętrznej
NASI OKUPANCI w Rumunii i całej niemal Grecji, mówiono po słowiańsku. Słowiańskie wsie były nawet na Krecie i na wyspach południowo-duńskich. Jeszcze w XVI wieku podróżujący kupcy stwierdzili, że w Lubece nad Bałtykiem i w Grecji rozbrzmiewa ten sam język słowiański”. Nasuwa się następujące pytanie: dlaczego miejscowa ludność pozwalała Słowianom na osiedlanie się? I godziła się z tym? Wydaje się, że skoro model kultury Słowian został przyjęty przez inne ludy, to był dla nich atrakcyjny. Łączył się ze znanym od dawna na tych rozległych obszarach europejskich i sprawdzonym modelem gospodarki rolniczo-hodowlanej. Społeczeństwa słowiańskie dzięki rozwiniętemu potencjałowi gospodarczemu i kulturalnemu w dużej mierze kształtowały przyszłe oblicze Europy. Jeśli idzie o mowę Słowian, to wiadomo, że do dziś przetrwało ok. 15 języków słowiańskich, które dzieli się na trzy grupy: południowosłowiańską (bułgarski, macedoński, serbski, chorwacki, słoweński),
zgody, ale także bez zgorszenia i w duchu tolerancji. Na chłodno analizują argumenty, na własny i cudzy użytek formułują w myślach lub na piśmie odpowiedzi na stawiane przeze mnie pytania lub zarzuty pod adresem światopoglądu religijnego.
wschodniosłowiańską (rosyjski, białoruski, ukraiński) i zachodniosłowiańską (dolnołużycki, górnołużycki, kaszubski, czeski, słowacki i polski). W grupie zachodniosłowiańskiej był kiedyś jeszcze język połabski, z kolei w grupie południowosłowiańskiej czarnogórski uważa się niekiedy za oddzielny język, a niekiedy za dialekt. Do tej grupy był też kiedyś przypisany wymarły już język staro-cerkiewno-słowiański, będący zapisem pierwotnego języka Słowian. Apostoł Słowian, Konstantyn zwany Cyrylem, spisał go w słowiańskim mieście Sołuniu (dzisiejsze Saloniki) w Grecji. Użył do tego alfabetu zwanego głagolicą, uznawanego na ogół za najstarsze pismo Słowian. Język staro-cerkiewno-słowiański zawiera wszystkie cechy archaicznego języka Słowian z IX w., czyli posiada jery (półsamogłoski), liczbę podwójną, pierwotne odmiany i wyrazy. Można sądzić, że był naszym pierwotnym językiem. Wszystkie języki słowiańskie mają wiele cech wspólnych, podobnie brzmiących słów i konstrukcji
uznał, że ludziom homoseksualnym należy się ochrona państwa i legalizacja ich związków. To głos rzadki w tym środowisku nie tylko w skali kraju, ale także w skali ogólnoświatowej. Nie przez przypadek najwięcej głosów przeciwko legalizacji takich związków pada
ŻYCIE PO RELIGII
Ekumenizm faktomitowy Pierwsza, agresywna kategoria religijnych Czytelników ma zresztą problem sama ze sobą. Poznaję to po tym, że w ich listach nie brak źle zamaskowanej niechęci czy wręcz pogardy wobec innych, a ta jest zawsze zwiastunem wewnętrznego bałaganu. Zauważyłem już dawno, że w przypadku chrześcijan papierkiem lakmusowym ich kultury duchowej jest stosunek do mniejszości seksualnych. Ponieważ prawie wszystkie Kościoły istniejące w Polsce są mniej lub bardziej homofobiczne, stąd też i większość ich wyznawców ma do gejów i lesbijek stosunek będący mieszaniną lęku i niechęci. W tych warunkach trzeba szczególnej klasy i niezależności myślenia, aby jednocześnie wierzyć i być wolnym od tych niechętnych uczuć. Pan Szczepan zaskoczył mnie już przed kilku laty listem, w którym jako chrześcijanin
ze środowisk przykościelnych różnej maści, zwłaszcza katolickiej, prawosławnej i ewangelicznej. Postawa przeciwna wymaga nie tylko odwagi i niezależności myślenia, ale także wyzbycia się wszelkich pokus klerykalnych. Bo chęć manipulowania prawem dla osiągnięcia celów wyznaniowych to przejaw klerykalizmu właśnie. Nawet jeśli ów klerykalizm jest formułowany przez środowiska zupełnie pozbawione kleru, takie jak niektóre Kościoły ewangeliczne. Pan Szczepan pisze tymczasem: „Marzę, aby Polska stała się krajem przyjaznym dla ludzi o różnorodnej orientacji światopoglądowej i nie tylko”. Marzyć o wolność nie tylko dla siebie i o swobodę nie tylko dla własnego stylu życia – to jest już tak zwana „wyższa szkoła jazdy”, na którą stać chyba ciągle tylko niewielu. Tym większego szacunku domaga się taka postawa.
21
językowych, jednak współcześnie najłatwiej jest się porozumieć Słowianom należącym do tych samych grup językowych (wschodnia, zachodnia lub południowa). Według językoznawców, prawie 80 procent wyrazów słowiańskich ma wspólny rdzeń, a prawie 40 procent brzmi podobnie. Jeszcze ok. IX w. od Peloponezu po Bałtyk i Zatokę Fińską można było porozumiewać się jednym językiem. Dopiero utworzenie własnych państw oraz znaczne rozprzestrzenienie terytorialne Słowian spowodowały zróżnicowanie się mowy i wyodrębnienie języków narodowych w trzech spowinowaconych grupach językowych. Ale nawet dziś Polak jest w stanie porozumieć się z każdym innym Słowianinem pod warunkiem, że będą rozmawiali ze sobą powoli i wyraźnie. W różnych językach zachowały się „pamiątki lingwistyczne” po dawnych czasach. I tak na przykład w języku polskim stosowane są nadal samogłoski nosowe, takie jak „ą” i „ę”, które były niegdyś powszechne u wszystkich Słowian, lecz poza Polską zanikły. Jednym z najstarszych wyrazów brzmiących niemal identycznie we wszystkich językach słowiańskich jest wyraz „ręka”. Nadto wykazuje on pokrewieństwo z językami bałtyckimi (w litewskim ręka to ranka), co znaczy, że pochodzi z czasów, kiedy Bałtowie i Słowianie stanowili wspólnotę bałtosłowiańską. Inne ogólnosłowiańskie wyrazy to na przykład – gród, noc, ciasto, człowiek. Natomiast za najstarsze zapisane słowa słowiańskie uchodzą wyrazy miód oraz strawa. ARTUR CECUŁA
Do pana Szczepana, który sugeruje, że duchowni „okradli mnie z wiary”, spieszę na koniec z wyjaśnieniem. Tak się w moim życiu jakoś zdarzyło, że nikt, żaden wierzący świecki ani duchowny jakiegokolwiek wyznania nigdy mnie nie zgorszył. Zwykle zarówno wśród katolików, jak i ewangelicznych protestantów miałem szczęście trafiać na przyzwoitych ludzi. Dodam też, że nikt mnie nie molestował seksualnie. Molestowano mnie jedynie Panem Bogiem, ale z powodu tego molestowania zyskałem, a nie straciłem wiarę. Przyczyną mojego rozstania z wiarą było wielkie rozczarowanie najpierw sobą samym, a potem Biblią, której oddałem przedtem kilkanaście najlepszych lat mojego młodego wówczas życia. Złowiono mnie do „sieci Pańskiej” jako przestraszonego i niewiedzącego wiele o świecie nastolatka. Nie mam o to do nikogo pretensji. Fakt, rodzice nie zabezpieczyli mnie przed możliwością religijnego oszukania, ale też i sami takich zabezpieczeń nie posiadali. Trudno przecież wymagać od kogoś, żeby dał nam coś, czego sam nie ma. Zatem nikt mi niczego nie ukradł, nie licząc młodości zmarnowanej na szukanie Boga. Nie jestem też ofiarą żadnego zgorszenia. No chyba że za zgorszenie uznać straszenie sądem Bożym i obiecywanie młodym ludziom Królestw Niebieskich oraz innych miraży, o których wierzący nie wiedzą nic pewnego, a tylko tyle, ile wyczytają ze swoich świętych ksiąg. MAREK KRAK
22
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (19)
Wielka schizma papieska Podział zachodniego Kościoła trwał 40 lat (1378–1417 r.). W tym czasie papiestwo miało dwie stolice – w Rzymie i Awinionie – i dwóch papieży, a każdy z nich uważał się za „namiestnika Chrystusa” i rzucał klątwy na konkurenta. Schizmę zapoczątkował pontyfikat Urbana VI (1378–1389), czyli arcybiskupa Bari Bartłomieja Prignano, który został wybrany na papieża w pośpiechu i w atmosferze zastraszenia. Zniecierpliwieni rzymianie mieli już bowiem dosyć francuskich papieży i domagali się, aby biskupem Rzymu został wreszcie Włoch. Ponieważ pośpiech nie jest dobrym doradcą, już wkrótce okazało się, że wybór ten był zgubny zarówno dla Kościoła, jak i jego dostojników. Nowy papież był bowiem arogancki i apodyktyczny w stosunku do kardynałów, szczególnie francuskiego pochodzenia. Jego despotyczne rządy wywołały zatem ogólną niechęć, a wkrótce i sprzeciw kardynałów, którzy uznali jego wybór za nieważny, bo – jak twierdzili – nie tylko został na nich wymuszony, ale również był niezgodny z prawem kanonicznym. Przypomnijmy, że zgodnie z dekretem z roku 1059, biskupem Rzymu mógł zostać tylko kardynał, a Bartłomiej Prignano nie był członkiem kolegium elektorskiego. Aby doprowadzić do nowej elekcji, kardynałowie zebrali się więc w Neapolu i unieważnili poprzedni wybór, a następnie wybrali nowego papieża, Roberta z Genewy, biskupa w Cambrai, który przybrał imię Klemensa VII (1378–1394 r.). Kiedy zyskał on poparcie nawet biskupów włoskich, papież Urban VI – zamiast zachować się jak przystało na sługę Chrystusa (por. 1 P 5. 1–3) – nakazał zamknąć kardynałów w lochu i zagłodzić na śmierć. Z tego m.in. powodu nazwano go antychrystem i diabłem w ludzkiej skórze. Ale również wybór Roberta, hrabiego Genewy, nie był właściwy – obciążała go przede wszystkim przeszłość. Jako dowódca wojsk francuskich brał bowiem udział w brutalnym pogromie rebeliantów, m.in. w Cesenie, gdzie w pień wycięto około 4 tysięcy mieszkańców. Nowy papież, który w całej Italii był znany jako „kat z Ceseny”, nie mógł więc liczyć ani na przychylność ludu rzymskiego, ani na abdykację Urbana VI. Dlatego też zmuszony został zamieszkać w Awinionie. W ten oto sposób doszło do rozłamu w Kościele. Kościół katolicki miał bowiem odtąd dwie rywalizujące ze sobą stolice: w Rzymie i Awinionie. Również Europa została podzielona na dwa obozy. Klemensa VII popierała Francja, Neapol, Sabaudia, Hiszpania, Szkocja, Irlandia
jako Innocenty VII (1404–1406). Ten zaś, mimo wcześniejszych zapewnień, że zrobi wszystko, by położyć kres schizmie, nie tylko odrzucił kolejną propozycję spotkania z Benedyktem XIII, ale również przyczynił się do śmierci jedenastu przedstawicieli Rzymu, którzy domagali się wywiązania z danych obietnic. Francuski historyk Jean Mathieu-Rosay podaje, że kiedy ich ciała zostały wyrzucone przez okno, widok leżących na ulicy trupów wprawił rzymian w tak straszliwy gniew, że papież, jego bratanek i kardynałowie musieli ratować się ucieczką. Zaślepienie kardynałów rzymskich było tak ogromne, że nawet rychła śmierć (6 listopada) Innocentego
oraz niektórzy książęta niemieccy, Urbana VI zaś – pozostałe kraje. Schizma papieska przyczyniła się więc do kilkudziesięcioletniego skłócenia narodów, a nawet wojen przeciwnych sobie obozów i pochłonęła ogromne sumy pieniędzy, bo na utrzymaniu wiernych znalazły się dwa dwory papieskie: w Rzymie i Awinionie. Co prawda śmierć Urbana VI stworzyła naturalną okazję, aby położyć kres schizmie, ale kardynałowie przez niego mianowani mimo wszystko wybrali jego następcę. Został nim kardynał Piotr Tomacelli, czyli Bonifacy IX (1389–1404). Nowy papież od swego przeciwnika z Awinionu różnił się jedynie tym, że był człowiekiem o usposobieniu raczej pokojowym. Poza tym był jednak tak samo chciwy i żądny władzy jak Klemens VII. Jean Mathieu-Rosay tak pisze o jego polityce: „Urzędnicy papiescy przemierzający Europę wzdłuż i wszerz mieli za zadanie ściągnąć do Rzymu jak najliczniejszych pielgrzymów. Wyzyskując strach przed piekłem, sprzedawa- Jan Hus na soborze w Konstancji li po wygórowanych cenach sławetne odpusty całkowite tym, któVII nie skłoniła ich do tego, aby rzy nie mieli wystarczających środpołożyć kres schizmie. 30 listopaków, by odbyć podróż do Stolicy Apoda wybrali bowiem jego następcę. stolskiej. Świat raz jeszcze przekonał Został nim Angelo Correr, łacińsię, jak nisko upadło papiestwo, sięski patriarcha Konstantynopola, gając po władzę doczesną” („Prawktóry przyjął imię Grzegorz XII dziwe dzieje papieży”, s. 258). (1406–1415). A co działo się w Awinionie? Historycy podają, że również on Również tam po śmierci Klemennie dotrzymał słowa, aby spotkać się sa VII kardynałowie wybrali kolejz Benedyktem XIII. I dopiero wtenego papieża. Był nim Hiszpan, kardy, po tym kolejnym rozczarowaniu, dynał Piotr Martinez de Luna, znakardynałowie postanowili zwołać ny odtąd jako Benedykt XIII w 1409 r. sobór powszechny do Pi(1394–1417). zy, aby zakończyć haniebną schizmę. Na nic więc się zdały apele króDodajmy, że w soborze uczestniczylów, biskupów i przedstawicieli euło 24 kardynałów, 4 patriarchów, 80 ropejskich uniwersytetów wzywająbiskupów oraz liczni przedstawice do zakończenia schizmy. Na nieciele dworów królewskich i uniwerwiele też zdała się propozycja Besytetów, ale „ani papież Grzegorz XII, nedykta XIII skierowana do Boniani Piotr de Luna, obydwaj traktofacego IX, aby się spotkać i rozwawani przez sobór na równi, nie zjażyć możliwości porozumienia, a późwili się w Pizie. Ogłoszono ich tedy niej – już po śmierci Bonifacego, notorycznymi schizmatykami i herektóry odrzucił propozycję Awinionu tykami, występującymi przeciwko ar– kolejny apel Benedykta XIII, skietykułowi wiary o jednym świętym Korowany do kardynałów, aby nie prześciele Katolickim, i obrano papieżem prowadzali nowej elekcji i w ten spominorytę, kardynała Piotra Philargi, sób położyli kres schizmie. Kardyktóry się nazwał Aleksandrem V” nałowie rzymscy i tak wybrali na pa(Ks. dr Józef Umiński, „Historia pieża Cosmę Miglioratiego, znanego Kościoła”, t. 1, s. 536).
Jednak wybór nowego papieża nie został powszechnie zaakceptowany, zaś Kościół rzymski uległ jeszcze większemu podziałowi, bo odtąd miał już trzech papieży. Poza tym Aleksander V nie cieszył się długo władzą, bo już 3 maja 1410 roku zmarł. Wielu historyków jest zdania, że Aleksander V został otruty przez kardynała Baltazara Cossę, który sam zamierzał zostać papieżem, co mu się zresztą udało, gdyż 17 maja został wybrany i przyjął imię Jan XXIII (1410–1415). Dość wspomnieć, że Baltazar Cossa przez wielu historyków nazwany został najbardziej zdeprawowanym kryminalistą wśród papieży. Trudnił się bowiem między
innymi piractwem na Morzu Śródziemnym, kardynalską zaś purpurę, podobnie jak urząd papieski, zdobył przekupstwem. Poza tym już jako kardynał zniewolił wiele dziewcząt, zakonnic i kobiet zamężnych. Cudzołożył nawet z żoną swego brata. On również sprawił, że po śmierci cesarza Niemiec Ruprechta sukcesję po nim objął Zygmunt Luksemburczyk (1410–1437) – w ten sposób Jan XXIII chciał sobie zapewnić poparcie nowego cesarza. W rzeczywistości miał je dotąd, dopóki nie wszedł w otwarty konflikt z królem Neapolu Władysławem Andegaweńskim oraz ze swoim najlepszym dowódcą, Sforzą. Kiedy zaś został pokonany, cesarz Niemiec uwarunkował swoją pomoc zwołaniem przez niego soboru do niemieckiego miasta Konstancji. W ten oto sposób doszło do zwołania soboru w Konstancji, którego obrady rozpoczęły się 5 listopada 1414 roku i trwały aż do 22 kwietnia 1418 roku. Od samego początku obrad najważniejszym zadaniem soboru było usunięcie schizmy i przywrócenie jedności Kościołowi. W obradach
soboru uczestniczyli kardynałowie, arcybiskupi, biskupi, książęta świeccy oraz setki doktorów z najbardziej renomowanych uczelni, a zainaugurował je sam Jan XXIII, który liczył na poparcie uczestników. Tak się jednak nie stało. Ojcowie soborowi już wkrótce bowiem zażądali ustąpienia wszystkich trzech pretendentów do papieskiego tronu. Swoje żądania wobec Jana XXIII poparli pismem zawierającym około 80 zarzutów, a jednym z nich był właśnie zarzut otrucia Aleksandra V. Tak oto przeliczył się Jan XXIII, żądając poparcia jego prawa do tronu papieskiego. Na nic też zdała się jego potajemna ucieczka 20 marca 1415 r. Został bowiem ujęty i uwięziony w zamku w Konstancji, a następnie – 29 maja – pozbawiony urzędu i skazany na dożywotnie więzienie. Ułaskawiony, zmarł 23 grudnia 1419 roku. Postanowienie soboru przyjął również Grzegorz XII, który 14 lipca 1415 roku zrzekł się prawa do tronu papieskiego. Jedynie Benedykt XIII, chociaż pozbawiony został urzędu i miał już 90 lat, nie poddał się abdykacji. Chyba tylko ze względu na wiek pozostawiono go w spokoju w jego górskiej twierdzy Penniscola, gdzie zmarł 23 marca 1423 r. Wkrótce po usunięciu pretendentów do papieskiego tronu sobór wybrał na papieża kardynała Oddona Colonnę, który przybrał imię Marcin V (1417–1431). W ten sposób sobór odebrał kolegium kardynalskiemu prawo do wyboru papieża i zakończył skandaliczną schizmę, która była świadectwem totalnego upadku papiestwa. Upadek moralny tej instytucji nie powinien zresztą nikogo dziwić, ponieważ – jak mówi Biblia – pycha zawsze chodzi przed upadkiem (Prz 16. 18). Dochodzi do tego zawsze tam, gdzie nad prymat Boga i Jego łaski wynosi się prymat człowieka i jego wolę panowania nad innymi. Przed tym właśnie ostrzegał Jezus swoich uczniów, mówiąc: „Ktokolwiek by chciał między wami być wielki, niech będzie sługą waszym. I ktokolwiek by chciał być między wami pierwszy, niech będzie sługą waszym. Podobnie jak Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służył i oddał życie swoje na okup za wielu” (Mt 20. 26–28). Niestety, historia soborów, dogmatów i papiestwa dowodzi, że Kościół hierarchiczny – faktycznie stworzony przez Konstantyna Wielkiego – zawsze skoncentrowany był na sobie samym. Zamiast służyć, zawsze chciał rządzić... I to też w jakimś stopniu tłumaczy, dlaczego również dziś hierarchowie nadal pożądają władzy i chcą stanowić państwo w państwie. BOLESŁAW PARMA
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
W
okresie XX-lecia międzywojennego funkcjonowały trzy zasadnicze odłamy kościoła narodowego. Obok mariawitów i tzw. hodurowców wyróżniał się kościół księdza Andrzeja Huszny (1892–1939). Trudno jest nadać temu jakąś nazwę (husznaityzm?), bo był to kierunek niejednorodny i organizacyjnie, i doktrynalnie, przechodzący burzliwe koleje losu, jednoczący się z różnymi wyznaniami. Jego spójnikiem był charyzmatyczny i barwny kaznodzieja ludowy, dla którego mniej liczyły się dogmaty odnoszące się do transcendencji i sztandar, pod
Narodowego Kościoła Katolickiego (od 1897 r. działającego głównie w USA i Kanadzie), szczególnie że biskup kielecki zamknął parafię mstyczowską w związku ze sporem parafian i proboszcza o zarząd majątkiem kościelnym. Po zatargu biskup nakazał wiernym przeproszenie duchownego. Wielce urażony hardością owieczek nałożył na wioskę interdykt. Wówczas do wsi pozbawionej posługi religijnej zjechał Huszno, oferując swoje usługi. Odprawiał nabożeństwa, chrzcił, słuchał spowiedzi, błogosławił śluby itd. W roku 1919, rok po wyborze przez ludność na mstyczowskie probostwo, został zeń usunięty przez... władzę
OKIEM SCEPTYKA przeciwny nie tylko demokracji kościelnej, ale i państwowej. Biskup kielecki jednak za wszelką cenę chciał wsadzić heretyka do więzienia. Sprawa ta stała się przedmiotem płomiennego wystąpienia posła PPS Kazimierza Czapińskiego, który mówił w sejmie: „Otóż mam przed sobą akt oskarżenia w sprawie ks. Huszny, człowieka, który przez 10 miesięcy siedział w więzieniu (...). I zachodzi pytanie – dlaczego? O co ks. Huszna został oskarżony i w więzieniu siedział? Czytamy z uwagą i dowiadujemy się przede wszystkim, że to ksiądz biskup Łosiński poleca ks. Husznę łaskawym względom prokuratorii jako heretyka;
Widzimy, że prokuratura polska, formalnie zupełnie uniezależniona od wszelkich czynników duchownych, staje jako służebnica na rozkaz władz Kościoła. Nic nie stało się takiego, co by w istocie mogło być inkryminowane – napisano broszurę, która nie podobała się władzom kościelnym, nie podobała się przedstawicielom tego Kościoła w Polsce. I dlatego ks. Huszno, jakkolwiek nic nie uczynił, idzie do kryminału. A gdy wyszedł z kryminału, to mu prokurator oświadczył, proszę to zapamiętać, że jeśli ksiądz znowu będzie zajmował się sprawami religijnymi, to znowu do kryminału powędruje. To są rzeczy niesłychane! I dalej
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (49)
Herezja demokracji Jakkolwiek w XVI i XVIII wieku poważnie w Polsce rozważano utworzenie „kościoła narodowego”, to jednak dopiero w XX wieku udało się zamysł zrealizować, choć oczywiście w innym wymiarze niż zakładały plany co światlejszych polskich umysłów. którym je głosił, gdyż leitmotivem jego działalności było chrześcijaństwo demokratyczne i posługujące wśród robotników. Cenna karta chrześcijaństwa demokratycznego Huszny plasuje się dokładnie w okresie II RP – w latach 1918–1939. Choć jedynie ten odłam nie przetrwał II RP i śmierci Huszny (inaczej niż pozostałe dwa nurty „kościoła narodowego” – mariawici i hodurowcy, którzy istnieją po dziś dzień) – w istocie jednak musi być ukazany jako ważny i godny upamiętnienia. Choćby dlatego, że jak w soczewce pokazuje paniczny lęk Kościoła rzymskokatolickiego przed demokratyzacją oraz najgorsze bolączki klerykalne II RP. Zdarzyła się bowiem rzecz zdumiewająca: w XX wieku państwo polskie dało się wykorzystać do ścigania herezji. Biskupom udało się doprowadzić do uwięzienia ks. Huszny za głoszenie idei Kościoła demokratycznego. Ksiądz Andrzej Huszno od początku był duchownym niewygodnym, sympatyzował bowiem otwarcie z Polską Partią Socjalistyczną. Został suspendowany i ekskomunikowany w rok po przyjęciu święceń (jako wikary z Mstyczowa – diecezja kielecka) za rzekome „niedopełnianie obowiązków kapłańskich”. W roku 1917 opublikował broszurę „Syn człowieczy”, która zawierała „błędy modernizmu”. Biskup kielecki nakazał mu usunąć książkę z obiegu, a „błędy odwołać”. Wobec niepodporządkowania się hierarsze znów został suspendowany. Wkrótce zaczął organizować w Mstyczowie pierwszą wspólnotę Polskiego
państwową, a Pius XI potwierdził nałożenie nań kar kościelnych. To w Mstyczowie Huszno zaczął rozwijać swoje zasady kościelne. Jego najważniejszym dziełem jest publikacja „O kościele demokratycznym”, którą wydał „jako proboszcz republikanin, z woli ludu wybrany”. Pisał w niej: „Wszelka władza sprawiedliwa bierze swój początek z woli narodu. Wola narodu świadomego swej godności, siły i powołania jest wolą Boga. Z woli więc takiego narodu powołana władza jest władzą od Boga (...). Droższa nam jest religia niż despotyczna władza przywódców kościoła i kościołów, a że powaga tej władzy zbankrutowała, nie chcemy, aby w jej ślady poszła religia” (s. 9). I dalej: „Wobec nowego ukształtowania się stosunków politycznych w Europie, opartych na zasadach szeroko pojętego demokratyzmu, uważamy zmianę ustroju Kościoła katolickiego, dotychczas monarchicznego, na demokratyczny, za rzecz konieczną. Ponieważ tylko wola narodu jest wolą Boga i Kościołem jest naród, przeto nie uznajemy tych biskupów i proboszczów za księży, którzy zajmują swe stanowiska z nominacji z góry. Uznajemy tylko nowy, przyszły Kościół na czele z Papieżem, biskupami i kapłanami z woli ludu wybranymi i powołanymi z terminem ograniczonym: Papież na 3 lata, biskupi na 4, proboszczowie na 5 lat” (s. 12). Po opublikowaniu tej książeczki rozpętała się burza, która w wymiarze kościelnym zakończyła się ekskomuniką watykańską. Miejmy na uwadze to, że ówczesny Kościół doby kwitnących faszyzmów był
Andrzej Huszno
Tłumy na mszy księdza buntownika
ten sam ks. biskup Łosiński, który zamykał drzwi świątyni kieleckiej przed legionistami wkraczającymi z Galicji do Królestwa; ten sam biskup Łosiński, który powstania polskie nazywał »żydowskimi«, ten sam, który w roku 1917 oświadczył w swoim okólniku, że nie rozgrzeszył ani członka POW, ani członkini Ligi Kobiet, ani nawet prenumeratorów »Piasta« (...). Czytamy dalej akt oskarżenia i dowiadujemy się, że ks. Huszno popełnił zbrodnię wielką. Wprawdzie nikogo nie okradł, nikogo nie zamordował, nie obraził, nikogo nie uderzył, broń Boże, ale napisał heretycką broszurę »Kościół demokratyczny«, w której powiedział, że należytości kościelne powinny być mniejsze i Kościół powinien być w ten sposób zorganizowany, aby księża byli przez gminy wybierani. Otóż oczywistą jest rzeczą, że taka broszura i kazania w tym utrzymane tonie, wpływają źle na stosunki pomiędzy zwolennikami ks. Huszny a zwolennikami papieży i biskupów – powiada akt oskarżenia. I dlatego w punkcie 6 akt oskarżenia powiada, iż oskarża się ks. Husznę o to właśnie, że napisał tę broszurę, podniecającą nienawiść jednych odłamów duchowieństwa wobec innych. Cóż tedy widzimy?
w sposób niezmiernie charakterystyczny ten akt oskarżenia powiada, że pod wpływem ks. Huszny miejscowi chłopi poszli na lewo i zepsuł się stosunek do dworu. Nie to, żeby ten dwór został w jakikolwiek sposób uszkodzony, obrabowany czy cośkolwiek innego – nie, tego nie ma, ale popsuł się »stosunek do dworu«. Może chłopi zrobili się z endeków ludowcami, albo coś podobnego zrobili!” („Dokąd kler prowadzi Polskę? Mowy sejmowe Kazimierza Czapińskiego”). 8 sierpnia 1921 r. ludność Mstyczowa (ponad 500 osób) złożyła w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego wniosek o rejestrację stowarzyszenia religijnego oraz parafii Polsko-Katolickiego Kościoła Narodowego. Do ruchu tego przyłączył się poseł Jan Stapiński (1867–1946), jeden z twórców i przywódców polskiego ruchu ludowego, który 15 listopada 1921 r. mówił z trybuny sejmowej: „Pragnę, by naród polski miał swój Kościół niezależny od Rzymu” (za: „Wiadomości dla Duchowieństwa”, 1922, nr 8–9). Od 1923 r. Huszno zaczął organizować w Dąbrowie Górniczej niezależną wspólnotę „kościoła narodowego”. Udało mu się zebrać kilka
23
tysięcy wiernych w Dąbrowie Górniczej, Gołonogu i Strzemieszycach. Doktryna tego związku to mieszanka pierwotnego chrześcijaństwa, wierzeń starosłowiańskich, polskiego mesjanizmu, hinduizmu (wędrówka dusz) oraz socjalizmu. Jego organem był „Głos Ziemowida”. W swoim kościele – jak czytamy w katolickiej „Niedzieli” z 1926 r. – Huszno „(...) zaczął głosić nowoczesny poganizm: zaczął od odrzucenia kary wiecznej, następnie brnął dalej w błędach religijnych, aż wreszcie przestał wierzyć w Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego i zaprzeczył nieśmiertelności duszy ludzkiej”. „Głos Ziemowida” w 1925 r. opublikował szyderczą „Modlitwę kapitalistów”: „Tysiącprocentowe zyski daj nam dzisiaj i przebacz słabości i tchórzliwości nasze, jeśli w czymkolwiek, kiedykolwiek przewiniliśmy, idąc na chwilowe ustępstwa robotnikom. I nie wódź nas na pokuszenie głupiej miłości bliźniego, filantropii i ludzkości, ale zachowaj w trzeźwej i zdrowej orientacji gwoli naszego interesu”. Jego nieortodoksyjne poglądy religijne nie odstraszały prostych wiernych. Zachowały się do dziś zdjęcia z mszy „pod gruszą” z roku 1923 skupiające w Dąbrowie Górniczej tłumy ludzi. Jeszcze bardziej zdumiewający był jego kolejny etap religijny po 1926 r., kiedy ostatecznie rozstał się z hodurowcami, przeszedł na prawosławie i utworzył Polski Narodowy Kościół Prawosławny. Ta oryginalna wspólnota znajdowała się pod jurysdykcją Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, ale posługiwała się liturgią łacińską. „Niedziela” pisała wówczas: „Po dwóch latach błąkania się po manowcach poganizmu nowoczesnego, Huszno nagle i niespodziewanie przeszedł na prawosławie”. Niestety, będąc jeszcze w sile wieku, Huszno zapadł na chorobę nowotworową. Złożonego śmiertelną chorobą heretyka dorwali w szpitalu księża katoliccy. Po jego śmierci ogłoszono, że wyparł się swych herezji i urządzono mu katolicki pogrzeb, na którym odczytano tekst, który miał być skruchą charyzmatycznego herezjarchy polskiego. Można im wierzyć na słowo, że wycieńczony się złamał i zanegował swe życie. Wiemy jednak, że córka Huszny (który odrzucił celibat) nie uwierzyła w tę szopkę. Nadał jej hinduskie imię Indra (znaczy: władająca kroplami deszczu) i ochrzcił w obrządku swego słowiańsko-hinduistycznego chrześcijaństwa. Dopełnieniem teatru katolickiego pogrzebu „nawróconego” heretyka był jednoczesny ponowny chrzest katolicki jego dziesięcioletniej wówczas córki i przemianowanie jej na Irenę. Dorosła już Indra-Irena odrzuciła katolicyzm i zdarła z grobu ojca profanującą go tablicę, mówiącą o jego „pojednaniu się z Kościołem”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
STYL ŻYCIA ŻYCIA SZANSĄ SZANSĄ NA NA WYLECZENIE WYLECZENIE STYL
Cukrzyca typu II ponad 25 25 lat lat razem razem zz moją moją żoną żoną dr dr Agatą Agatą Thrush Thrush Przez Przez ponad miałem przywilej przywilej kierować kierować Centrum Centrum Rewitalizacji Rewitalizacji miałem w w stanie stanie Alabama. Alabama. Niektórzy Niektórzy spośród spośród naszych naszych pierwszych pierwszych pacjentów pacjentów cierpieli cierpieli zz powodu powodu cukrzycy cukrzycy typu (cukrzyca (cukrzyca insulinoniezależna). insulinoniezależna). IIII typu
B
yliśmy przekonani, że dieta wegetariańska oparta tylko na produktach roślinnych jest najzdrowsza w przypadku większości chorób cywilizacyjnych, więc zaczęliśmy ją stosować również w przypadku chorych na cukrzycę. Do takiej decyzji zachęcały nas prace takich uczonych jak: dr Nathan Pritikin, dr Jack Davidson, dr Rex Clements oraz dr James Anderson. Chociaż żaden z nich nie stosował ścisłej diety roślinnej, to ich badania pokazywały, że idziemy w dobrym kierunku. Korzyści zdrowotne, które wkrótce były widoczne u naszych pacjentów, są tego potwierdzeniem. Koncepcja, że cukrzyca jest chorobą zależną od stylu życia, obecnie jest sprawą oczywistą. Jej powstaniu towarzyszy przyrost masy ciała oraz spadek aktywności fizycznej, a także stres. Wszystkie te czynniki mogą doprowadzić do nietolerancji glukozy, a następnie do jawnej cukrzycy. Ta koncepcja pozwoliła nam stworzyć program terapeutyczny i prewencyjny. Metoda leczenia, którą opracowaliśmy, obejmuje trzy elementy. Są to: 1. Krótkotrwała, rozważna głodówka lecznicza; 2. Dieta wegetariańska składająca się z naturalnych wysokobłonnikowych, niskotłuszczczowych produktów roślinnych z dużą zawartością pokarmów surowych; 3. Regularne ćwiczenia fizyczne w ramach tolerancji organizmu.
Głodówka lecznicza Byłem zaskoczony, kiedy zorientowałem się, że literatura medyczna niewiele mówi o stosowaniu głodówek leczniczych w przypadku cukrzycy II typu. Najczęściej lekarze mają negatywne nastawienie do stosowania głodówek w przypadku cukrzycy. Jednak pacjenci z cukrzycą insulinoniezależną są wyjątkowo odporni na kwasicę ketonową i bardzo dobrze reagują na krótkotrwały post.
Dwadzieścia lat temu dr Jack Davidson opublikował badania przeprowadzone na grupie chorych na cukrzycę typu II z otyłością, którzy przyjmowali ponad 100 jednostek insuliny, a ich cukier utrzymywał się wciąż na poziomie 300–500 mg/dl na czczo. Dr Davidson całkowicie odstawił u tych chorych insulinę i zastosował całkowitą głodówkę, podając jedynie wodę do picia. Badał poziom cukru trzy razy dziennie. U wszystkich (z wyjątkiem dwóch przypadków) poziom cukru spadł poniżej 100 mg/dl w ciągu trzech do pięciu dni bez żadnych negatywnych konsekwencji dla zdrowia. U większości osób poziom cukru można było kontrolować bez insuliny, stosując właściwą dietę. Według dra Davidsona, krótki post jest pomocny w regeneracji receptorów komórkowych dla insuliny, czyniąc je bardziej efektywnymi. Od czasu tych pierwszych doświadczeń Davidson sprawozdaje, że udało mu się skutecznie wyleczyć ponad 3 tys. pacjentów z cukrzycą i otyłością, stosując jednotygodniową głodówkę całkowitą, a następnie dietę niskokaloryczną. Sami stosowaliśmy metodę dra Davidsona u wielu naszych pacjentów i w większości przypadków byliśmy w stanie odstawić u nich insulinę. Kontrola poziomu cukru podczas postu jest bardzo istotna, ponieważ w sporadycznych przypadkach dochodzi do wzrostu zamiast spadku poziomu cukru we krwi, a to wskazuje na zależność od insuliny i zagraża kwasicą ketonową. Głodówka lecznicza jest również pomocna, jeżeli chodzi o kontrolę apetytu oraz sprzyja utracie masy ciała. Zaobserwowaliśmy też, że regularne stosowanie postu dwa, trzy dni w tygodniu jest bardzo pomocne w przypadku osób z cukrzycą II typu i nadwagą. Jest to szczególnie korzystne u tych osób, które nie chorują zbyt długo: zwykle ich poziom cukru wraca do normy i taki pozostaje.
Jest bardzo ważne, aby zdawać sobie sprawę, że nawet po okresie krótkiego postu cukier może się podwyższyć do poziomu wyższego od przyjętej normy. Sytuacja taka może trwać kilka dni. To może zniechęcać zarówno lekarza, jak i pacjenta. Ale jeżeli program będzie prowadzony dalej, przy stosowaniu niskokalorycznej diety i okresowych postów, efekt nastąpi prawie w każdym przypadku. Widzieliśmy pacjentów, którzy potrzebowali kilku miesięcy, aż w końcu poziom cukru utrwalił się na prawidłowym poziomie. Obserwowaliśmy stopniową poprawę u tych osób poprzez badanie poziomu hemoglobiny glikolizowanej.
Dieta wegetariańska Wiele badań naukowych wykazało zalety diety wysokobłonnikowej i bogatej w nierafinowane węglowodany. Taka dieta sprzyja wolnej absorpcji cukru do krwi, ma korzystny wpływ na podwyższony poziom tłuszczu oraz na nadciśnienie. Dr James Anderson był jednym z pierwszych i czołowych zwolenników tego rodzaju żywienia. Zalecał on niewielką porcję roślin strączkowych ze względu na dużą zawartość rozpuszczalnego błonnika. Stosujemy u naszych pacjentów dietę wegetariańską bez dodatku tłuszczów widzialnych z niewielką ilością masła orzechowego, orzechów i świeżych oliwek. Stosujemy produkty sojowe. Wiele ostatnich badań naukowych wykazało, że białko roślinne, szczególnie białko sojowe, działa ochronnie, hamując szybki rozwój powikłań cukrzycy. Nawet u osób z niewydolnością nerek. Zalecamy w diecie również gotowane lub suche płatki zbożowe, jedną do dwóch porcji owoców świeżych lub gotowanych bez cukru, chleb pełnoziarnisty oraz mleko sojowe lub orzechowe. Podajemy obfitość warzyw surowych i gotowanych. Kolacje są lekkie. Składają się z pieczywa
pełnoziarnistego i świeżych owoców. Jeżeli pacjent ma dużą nadwagę, zachęcamy do poprzestania na dwóch posiłkach dziennie. Jak zaleca dr Rex Clements z Uniwersytetu w Birmingham, stosujemy wiele produktów zawierających mioinozytol u pacjentów z neuropatią cukrzycową, zwykle osiągając niezwykłą poprawę w ciągu kilku tygodni. Dr Clements opublikował całą listę produktów zawierających mioinozytol. Co ciekawe, produkty zwierzęce zasadniczo w ogóle go nie zawierają. Natomiast wiele produktów roślinnych jest bogatych w ten związek. Wszyscy zdają sobie dzisiaj sprawę, że większość produktów zwierzęcych jest bogata w nasycone kwasy tłuszczowe i cholesterol. Chorzy na cukrzycę mają zazwyczaj podwyższony poziom lipidów krwi. Produkty zwierzęce podnoszą poziom lipidów ze względu na niekorzystny stosunek lizyny do argininy.
Ćwiczenia fizyczne Obecnie nikt nie może podważyć korzyści wynikających ze stosowania regularnych ćwiczeń w leczeniu i zapobieganiu cukrzycy insulinoniezależnej. Poprawa procesów trawiennych, spadek wagi ciała, zmniejszenie oporności insulinowej, lepsze spalanie cukru i ogólne lepsze samopoczucie to wszystko efekty ćwiczeń u osób z cukrzycą. Mimo dużej nadwagi, powikłań sercowo-naczyniowych, dolegliwości ze strony układu kostno-stawowego czy innych – ostrożnie i powoli, jednak
systematycznie wdrażamy ćwiczenia i zauważamy w ciągu kilku tygodni wyraźną poprawę sprawności. Bardzo pomocne dla pacjentów z dużą nadwagą są ćwiczenia na basenie.
Podsumowanie Właściwa dieta (wysokobłonnikowa, niskotłuszczowa, bogata w nierafinowane węglowodany) i okresowy post oraz odpowiednie ćwiczenia fizyczne dają zdumiewającą poprawę, jeżeli chodzi o poziom cukru, poziom cholesterolu oraz poziom trójglicerydów we krwi. Często stan nerek u chorych z nefropatią cukrzycową ulega zdecydowanej poprawie, a nawet wraca do normy. Ustępują też objawy neuropatii cukrzycowej, spada waga ciała u osób z nadwagą, obserwuje się wyraźną ogólną poprawę kliniczną. W większości przypadków jest możliwe odstawienie lub znaczne zredukowanie dawek insuliny oraz doustnych środków hypoglikemicznych. Dodatkowo mamy przekonanie, że program ten nie tylko leczy osoby chore na cukrzycę, ale ma również ogromne znaczenie w jej zapobieganiu. dr med. Calvin L. Thrush Dr. med. Calvin L. Thrush – lekarz specjalista chorób wewnętrznych, specjalista medycyny naturalnej, wieloletni dyrektor Uchee Pines Institute w stanie Alabama w Stanach Zjednoczonych, wykładowca, autor szeregu światowej sławy bestsellerów o tematyce zdrowotnej.
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Upadek Ikara „To mogło zdarzyć się w środę (kiedy do Katynia leciał Tusk, Wałęsa i Mazowiecki – przyp. red.), a niestety zdarzyło się wczoraj”. Wierni zgromadzeni w katedrze przemyskiej, słysząc te pełne żalu słowa prałata Zbigniewa Suchego, nie mogli uwierzyć własnym uszom. Szkoda jednak, że gdy już uwierzyli, to nie zrobili użytku ze swoich pięści albo choćby ze swojej śliny. Ileż trzeba mieć pogardy dla ludzkiego życia, by być aż takim łajdakiem. Albo prałatem Suchym – co na jedno wychodzi. ~ ~ ~ Trwa lot prezydenckiego Tu-154. Urzędnicy Kancelarii Prezydenta polecają pilotowi natychmiast lądować pomimo fatalnych warunków atmosferycznych. Pilot kontaktuje się ze swoimi przełożonymi i odmawia. Wówczas w kabinie pojawia się sam prezydent i rozkazuje bezzwłocznie wylądować. Kiedy kapitan statku powietrznego odmawia ponownie, Lech Kaczyński odwraca się w stronę siedzących w pierwszych rzędach dziennikarzy i mówi z pogardą: „Jeśli ktoś decyduje się być oficerem, to nie powinien być tchórzem!”. Niesamowita historia. Niesłychane, niemieszczące się w głowie
S
słowa. Czy to jednak wydarzenie hipotetyczne? Ależ nie. To zdarzyło się naprawdę, w sierpniu 2008 roku, kiedy to Tu-154 leciał do Azerbejdżanu i w trakcie rejsu Kaczyński wymyślił sobie międzylądowanie w Tbilisi – stolicy ogarniętej wojną Gruzji. Ale to nie koniec niewyobrażalnej buty prezydenta i jego ludzi. Oto po powrocie samolotu do kraju poseł PiS Karol Karski złożył zawiadomienie do prokuratury, że kapitan pilot Grzegorz Pietruczuk odmówił wykonania polecenia głowy państwa. Prokuratura ostatecznie umorzyła śledztwo, ale oficer przypłacił całą sytuację ciężkim stresem, depresją i leczeniem u psychiatry. Czy ja coś sugeruję? Tak, sugeruję! Powiem więcej: jestem niemal przekonany, że to, co stało się nad Smoleńskiem, było kalką tamtych wypadków nad Tbilisi. Z tą jednak różnicą, że pilot miał na pokładzie najważniejszych dowódców armii i właśnie to mogło dodatkowo zaważyć na jego decyzji. Słynny rosyjski pilot i kosmonauta Magomet Tabojew mówi o tym tak: „Jestem przeświadczony, że pilot był pod presją kogoś na pokładzie. To jest problem wszystkich lotników, którzy wożą VIP-ów.
ikorowski śpiewał: „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa, chociaż tak lubicie wracać do symboli, bo się zaraz tutaj zjawią butne miny, święte słowa i GŁUPOTA, która aż naprawdę boli...”. Temperaturę żałoby narodowej ostudziła wiadomość o tym, że para prezydencka – na życzenie rodziny – zostanie pochowana na Wawelu w krypcie obok Józefa Piłsudskiego. Kardynał Stanisław Dziwisz oświadczył, że dla Krakowa to zaszczyt. Józef Plich stwierdził, że PiS gotów jest potraktować to jako rekompensatę za odrzucenie honorowego obywatelstwa Krakowa dla Lecha Kaczyńskiego, bo „wystarczy, że będziemy mieć prezydenta koło siebie, że można do niego podejść i pomodlić się przy grobie”. Natomiast Polacy w internecie... Przed podjęciem decyzji przez władze (czyt. kard. Dziwisza): ~ Wawel nie dla Kaczyńskich. Jako obywatel RP nie wyrażam zgody („piotr”); ~ Brak skromności i buta. Czy nie widzicie, że większość z nas tego nie chce? („slepcy”); ~ Kaczyński na Wawel?! Czy wyście poszaleli, hierarchowie Kościoła i perfidni politycy? To chyba jakiś ponury żart! („zszokowany”); ~ Nijaki, a wręcz słaby prezydent ma być pochowany na Wawelu? To może rzeczywiście chowajmy tam wszystkie nasze głowy państwa... Bez wyjątku... Megalomania Kaczyńskich sięga zenitu. Pamiętam, jakie były sprzeciwy dotyczące pochówku tam Czesława Miłosza. W mojej opinii Wielkiego Polaka („Igor Łukasiewicz”); ~ Proponuję usypać jeszcze kopiec obok kopca Kościuszki jako podziękowanie narodu za wspaniałą kadencję, tak wspaniałą, że świat nie widział. („Gustaw Jerzy”);
14 lat temu w Rosji był podobny przypadek. Wtedy prezydent Jelcyn kazał kapitanowi Iła-96 lądować, nie bacząc na fatalną pogodę. Później ten pilot opowiadał, że tylko cudem posadził 250-tonową maszynę na lotnisku”. Dlaczego Tabojew dochodzi to takiego wniosku? Bo – jak mówi dalej – „można tam lądować (w Smoleńsku), jeśli pułap chmur jest nie niższy niż 100 m, a widoczność wynosi co najmniej 1000 m. W gorszych warunkach dyspozytorzy lotów nie mają żadnych szans, aby naprowadzić samolot na oś pasa startowego, a pilot, gdy już sam zobaczy pas, nie ma czasu na żadną korektę kursu”. Zwróćcie uwagę, że jeden z najlepszych rosyjskich pilotów mówi, iż na lotnisku, na którym lądował setki razy, można wykonywać ten manewr przy widoczności ponad kilometr. Feralnego dnia była mniejsza niż 500 metrów. Być może pilot myśliwca z dopalaczami mógłby jeszcze poderwać maszynę w ciągu sześciu sekund od chwili, gdy zobaczył pas startowy nie w tym miejscu, w którym się spodziewał, ale dla ważącego 100 ton samolotu ten manewr jest absolutnie niewykonalny.
Mamy więc dwie możliwości: albo kapitan powietrznego statku zwariował, albo... Albo powtórzyła się historia znad Tbilisi oraz ta z Jelcynem i... liczył na cud. Obstawiając w tej makabrycznej ruletce, na którą opcję byście postawili? Szkoda tych ofiar. Pochylam głowę nad tragedią niemal setki rodzin, ale jednocześnie żałuję, że prokurator już nie będzie miał możliwości zastosowania artykułu 173, paragraf 1 i 8 kodeksu karnego. Brzmią one odpowiednio: ~ Kto sprowadza katastrofę w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym zagrażającą życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. ~ Jeżeli następstwem czynu jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. ~ ~ ~ Część relacji z katastrofy i tragedii oglądałem w telewizji razem z Jonaszem, który coraz bardziej się denerwował. Pomijając niekoniecznie cenzuralne słowa, sens jego zdenerwowania można streścić tak: „To już śmierć nie jest w tym kraju równa innej śmierci? Jedna jest ważniejsza, następna w miarę istotna, a jeszcze kolejna już zupełnie nie?”. Mówił to zirytowany faktem, że przez wiele godzin relacjonowano tragedię (przecież niewątpliwą!) prezydenckiej rodziny i jeszcze kilku innych rodzin ważnych notabli, tak
Król Kaczor I
Fot. P.P.
~ Przy pełnym szacunku dla śmierci pary prezydenckiej, ale na Wawelu są pochowani królowie i ludzie ZASŁUŻENI dla Polski, prezydent był patriotą, ale nie jest człowiekiem dla niej zasłużonym („kacon junior”); ~ Myślę, że głos mieszkańców Krakowa, a także całej Polski powinien być wzięty pod uwagę („marek kowalczyk”); ~ Stanowczo to zachowanie nie na miejscu. Co śp. prezydent Kaczyński zrobił dla narodu polskiego, by zostać uhonorowanym w ten sposób? Był wybitnie przeciętnym prezydentem i dodatkowo przeciwnikiem Krakowa. Takie pomysły należą do wyjątkowo niesmacznych („Alicja Naciąg”);
~ Na Wawelu? Wśród polskich królów? Co będzie następne? Pomniki? Ulice? Podobizna na banknotach? A może beatyfikacja? To daleko idąca przesada – to, jaką teraz robią szopkę... Przecież prezydentem był średnim, nie miał żadnych wielkich dokonań, poza licznymi wpadkami, z których śmiał się świat i ci sami ludzie i te same media, które robią dziś z niego nadczłowieka... („obiektywny”); ~ Jeżeli na Wawelu, to tylko w SMOCZEJ JAMIE! Krypty są dla ludzi wielkich i zasłużonych. Nie róbcie z tego szopki! („Polak”); ~ Wykorzystywanie wielkiego dramatu, ogromnego smutku, bólu, rozpaczy, żeby wprowadzić brata do katedry wawelskiej – miejsca
25
jakby ten samolot prowadził automatyczny pilot, a załogę stanowiły jakieś cyborgi. Po zastanowieniu przyznałem mu rację i usiadłem do komputera, by coś sprawdzić. Justyna miała 25 lat. Była prześliczną białostoczanką (miss studentek) studiującą na Politechnice Warszawskiej. Dlaczego tam? Bo marzyła o lataniu. Już siadywała za sterami szybowców w aeroklubie, już wykonała pierwsze i kolejne skoki ze spadochronem. Aby być bliżej swojego ukochanego lotnictwa, pracowała jako stewardesa. Mawiała, że jej życiowe motto to zdanie: „Droga do celu jest równie ważna jak on sam”. Ta droga okazała się makabrycznie krótka. Skończyła się nad smoleńskim lotniskiem w gęstej mgle. Nie pochowają jej w Alei Zasłużonych powązkowskiego cmentarza. Ani w katakumbach Świątyni Opatrzności Bożej. Bo ona nie była kimś ważnym. Dla „uznanych autorytetów” i mediów – wręcz nikim. A dla nas niech będzie najważniejsza. Bo miała 25 lat i głowę pełną marzeń. W sobotę wieczorem w moim oknie będzie się paliła dla Justynki świeczka. Jeśli możecie, Wy też zapalcie swoje. Po co? Bo Pieter Breughel namalował oracza idącego za pługiem, jakichś ludzi, statek... Jeden z najgenialniejszych obrazów w historii malarstwa nazywa się „Upadek Ikara”. Tylko że nie ma na nim żadnego Ikara. A dokładniej: nikt jego upadku nie zauważa. Nie popełnijmy tego błędu. MAREK SZENBORN
pochówku królów polskich – jest niegodne, niesprawiedliwe i obrzydliwe. Cynizm sytuacji niewyobrażalny. Mania wielkości małego człowieka („misiu”); ~ Ściągam flagę!!! („klap”). I po decyzji o pochówku na Wawelu: ~ Ludzie! To przesada! Może jeszcze stanie się świętym! („takasobie”); ~ Chyba kardynał nie rozumie, czym dla Polaków jest Wawel („gogi”); ~ Kraków wstydzi się Dziwisza. Dramat! Jak można popełnić taką głupotę! („m”); ~ Wawel się zdewaluował („marko”); ~ Było za spokojnie, nie podobało się to Jarkowi, więc musiał coś zrobić, by znów nas podzielić („m”); ~ Szopka lepsza od bożonarodzeniowej („haha”); ~ To obraza wszystkich Polaków („Jan”); ~ Wawel jest dla królów. Warszawa dla prezydentów. Z całym szacunkiem, ale chyba komuś rozum odjęło („obywatelka”); ~ I Jarka przy okazji na króla Polski. Jak szaleć, to szaleć („krakus”); ~ Dzisiaj w szkoleniu pracowników w firmie uczestniczyło ponad 80 osób i wszyscy byli zdziwieni informacją o pochowaniu pary prezydenckiej na Wawelu. A odprawy dla rodzin tych, którzy zginęli w katastrofie? Są aż tak biedne, że nie stać ich na dotarcie na pogrzeb zorganizowany przez państwo? („r. wyrwas”); ~ Uważam to za gest polityczny, mający na celu uratować PiS jako partię. Jest to nacisk i żerowanie na uczuciach polskiego narodu i bezczelne wykorzystywanie dla dalszych rozgrywek politycznych PiS-u („Ślązak”). JULIA STACHURSKA
26
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r.
RACJONALIŚCI
P
iosenka „Gwoździe” zespołu Bulbulators zrobiła prawdziwą furorę w naszym Radiu „FiM”. Nadesłał nam ją jeden ze słuchaczy. Dołączył też tekst. Niestety nie udało nam się ustalić autora, ale i tak zamieszczamy. Bo warto! A utworu w wersji audio możecie posłuchać na www.faktyimity.pl
Okienko z wierszem Nie słyszę dzwonów z kościelnej wieży, Język mój nie zna smaku opłatka, Usta nie znają modlitw pacierzy, Nie jestem owcą z bożego stadka. Chociaż nie gardzę metafizyką, Na słowo „wiara” śmiechem nie parskam, Nie robię złego nic katolikom, Więc czemu gwoździe tkwią w mych nadgarstkach? Me winy nie chcą iść do spowiedzi, Nie zegnę kolan, nie padnę krzyżem, Czuję się podle gdy ktoś mnie śledzi, Radzi jak sięgnąć niebiańskich wyżyn. Chociaż nie gardzę metafizyką, Na słowo „wiara” śmiechem nie parskam, Nie robię złego nic katolikom, Więc czemu gwoździe tkwią w mych nadgarstkach?
Zaproszenie RACJA Polskiej Lewicy w Siedlcach zaprasza członków Partii, sympatyków oraz ludzi pracy na pierwsze obchody pierwszomajowe organizowane przez zjednoczoną siedlecką lewicę w dniu 1.05.2010 roku o godz. 10 pod pomnikiem Tadeusza Kościuszki (koło ratusza). W programie złożenie kwiatów, a o godz. 13 spotkanie integracyjne nad siedleckim zalewem. Chętnych na to spotkanie proszę o kontakt pod nr. tel. 606 15 36 91 Marian Kozak
Zaproszenie W dniu 17 kwietnia 2010 r. o godz. 11 w lubelskiej siedzibie SLD przy ul. Beliniaków 7 rozpocznie się spotkanie członków i sympatyków lubelskiej Racji Polskiej Lewicy. Wszystkich chętnych serdecznie zapraszamy. Przewodniczący – Tomasz Zielonka
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Zdzisław Moskaluk Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0
508 543 629 607 811 780 503 544 855 604 939 427 607 708 631 692 226 020 501 760 011 667 252 030 606 870 540 502 443 985 691 943 633 606 681 923 609 770 655 512 312 606 61 821 74 06 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Po katastrofie W sobotę, 10 kwietnia 2010 roku, obudziliśmy się w innej Polsce. Polsce dotkniętej największą katastrofą i najdotkliwszą państwową żałobą. Samolot, wiozący na katyńskie uroczystości Prezydenta Rzeczypospolitej z Małżonką i gości Prezydenckiej Pary, rozbił się pod Smoleńskiem. Wszyscy, łącznie z załogą i funkcjonariuszami BOR, zginęli. W jednej chwili Polska straciła głowę państwa, wojsko – najwyższych dowódców, centralne urzędy – szefów, a scena polityczna – osiemnastu znanych parlamentarzystów. W cieniu dramatu państwowego rozgrywają się setki tragedii indywidualnych. Opłakujemy krewnych, przyjaciół, znajomych. Ludzi znanych przelotnie i zupełnie obcych, o których istnieniu wiedzieliśmy tylko z gazet, radia i telewizji. Darzyliśmy ich różnymi uczuciami. Od miłości i uwielbienia po niechęć, pogardę, nienawiść. Często budzili zniecierpliwienie i złość. Mieliśmy im za złe, że nie spełniają wyborczych obietnic. I przeciwnie, że spełniają je z naddatkiem, ale niezgodnie z naszymi wyobrażeniami. Teraz nic już nie ma znaczenia. Śmierć zmywa złe emocje. Pozostaje żal. I szacunek wobec śmierci. Cała Polska jest w żałobie. Choć mijają
kolejne dni od tragedii, wciąż nie możemy uwierzyć, zrozumieć, pogodzić się. Słuchamy uspokajających słów polityków, finansistów, naukowców. Jak mantrę powtarzają: „Nie ma zagrożenia dla państwa”. Premier Tusk zapewnia: „Państwo polskie musi i będzie funkcjonować normalnie”. Komorowski już pełni obowiązki prezydenta. Obowiązki prezesa NBP wykonuje jego pierwszy zastępca. Siłami zbrojnymi kierują ci, którzy byli o szczebel niżej w wojskowej hierarchii. Czy za chwilę Platforma Obywatelska obsadzi swoimi wszystkie osierocone stanowiska, funkcje i urzędy? To będzie test prawdziwych intencji marszałka, który – jako pełniący obowiązki głowy państwa – może, ale nie musi, dokonać czystki personalnej w Kancelarii Prezydenta, mianować szefów Sztabu Generalnego i Dowództwa Operacyjnego oraz wszystkich rodzajów sił zbrojnych RP. Czy skorzysta, czy się powstrzyma? W orędziu do narodu mówił: „W tych trudnych dla naszej ojczyzny chwilach bądźmy wszyscy razem”. W Sejmie, podczas pożegnania ofiar katastrofy, prosił wszystkich o pomoc w pełnieniu swojej misji. Piękne słowa. Czy czyny je potwierdzą? Dotychczasowe
zachowanie już budzi wątpliwości i zdziwienie. Najdelikatniej mówiąc. Kancelaria Sejmu przez ponad dobę nie skontaktowała się z rodzinami Izabeli Jarugi-Nowackiej, Jolanty Szymanek-Deresz ani Jerzego Szmajdzińskiego. Nie zrobiła tego także Kancelaria Premiera. Aż do niedzielnej interwencji SLD obie pozostawiły je bez jakichkolwiek informacji. Kancelarii Prezydenta trudno się dziwić, bo została zdziesiątkowana. Jeśli tak wygląda jednoczenie się w bólu, to co będzie za tydzień, za miesiąc, za... W sobotę, 10 kwietnia 2010 roku, obudziliśmy się w innej Polsce. Polsce bez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wielu o takiej ojczyźnie marzyło, ale nikt nie dopuszczał nawet myśli o środkach innych niż konstytucyjne. Przynajmniej nikt przy zdrowych zmysłach. Koniec kadencji miał się dokonać w wyniku demokratycznych wyborów. 23 grudnia 2010 roku z chwilą zaprzysiężenia kolejnego prezydenta RP. Teraz i oni są pogrążeni w żałobie. Jak wszyscy. Historia zadrwiła z wrogów Lecha Kaczyńskiego. Może się okazać jedynym prezydentem, który swój urząd sprawował aż do śmierci. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
RACJA ma nowe władze Pod koniec marca w Warszawie obradowała IV Konwencja RACJI Polskiej Lewicy. Delegaci wybrali nowe władze partii, dyskutowali o kierunku działalności, zbliżających się wyborach samorządowych oraz przyszłości pierwszej antyklerykalnej partii w Polsce. Najważniejszym zadaniem, jakie stało przed delegatami, był wybór nowego przewodniczącego oraz nowego sekretarza generalnego. Przez kilka miesięcy funkcje te były pełnione tymczasowo, na mocy decyzji Rady Krajowej. Sprawozdanie z działalności złożyła pełniąca funkcję szefowej Teresa Jakubowska. Zgodnie z wolą delegatów na konwencję, ponownie objęła funkcję przewodniczącej. Będzie ją pełnić – zgodnie ze statutem – do końca kadencji obecnych władz partii. Wybrano również nowego sekretarza generalnego, którym została Joanna Gajda. Wiceprzewodniczącymi RACJI są: Ryszard Dąbrowski, Krzysztof Mróź, Tadeusz Szyk i Kazimierz Zych. Skarbnikiem pozostał Zbigniew Skarżyński. Konwencja ponadto uzupełniła skład Rady Krajowej oraz podjęła szereg decyzji organizacyjnych. Przewodnicząca Teresa Jakubowska zapowiedziała kontynuację odbudowy części struktur lokalnych i działania promujące partię w Polsce. – Myślę, że partia o naszym profilu to nie tylko przewodnicząca i to, co się dzieje w Warszawie, ale głównie to, jak działają organizacje lokalne i do jakiego stopnia RACJA jest rozpoznawalna – zwłaszcza w przededniu wyborów samorządowych. W tym aspekcie działalności mamy wsparcie i bardzo dobrą współpracę z redakcją „Faktów i Mitów” – powiedziała. DP
Żałoba narodowa Rodzinom ofiar katastrofy pod Smoleńskiem składamy najgłębsze wyrazy współczucia i żalu z powodu utraty bliskich. Z Koleżankami i Kolegami z lewicy łączymy się w bólu po śmierci posłów Izabeli Jarugi-Nowackiej, Jolanty Szymanek-Deresz i Jerzego Szmajdzińskiego RACJA Polskiej Lewicy
Nr 16 (528) 16 – 22 IV 2010 r. 1
2
W Y 35
P 10 13
K
R
L 20
E
M
25
H
A
I
A
S
I
O
M
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) drzwi, ale widziane od środka, 5) jeden z tych, co chodzą po ludziach, 9) to dzięki niemu poczuliśmy Euro, 10) narty mocowanie, 11) wdowi grosz, 13) jaskiniowy proces w Krasnymstawie, 14) zrewolucjonizował kulturę za murem, 15) on wigilii nie przeżywa, 17) ojciec młodego Wertera, 18) co jest pod pachą?, 20) kraina ropą płynąca, 21) co jest łatwe, gdy masz branie?, 22) on cię urządzi do końca, 25) tam jest najwięcej hond w Ameryce, 26) do wódki u Rycha, 27) bezbożny krzyżak, 29) czerwieni się, a z kantem, 32) wzywa, by nabywać, 35) „Nigdy więcej nie zgrzeszę”, 36) możesz nawet nie wiedzieć, że jest pod twym dachem, 39) już nie raz zaciskał pas, 43) filmowa zadyma, 44) kto bez znieczulenia umie ucho przyszyć?, 46) przedszkole dla dzieci agentów ochrony, 47) stoi przy drodze ze świętym, 50) obrona Ordona, 52) i Płock, i Kock, 53) punkt widzenia prosto z pestki, 54) premierowe wystąpienie, 55) niejedną opera zawiera, 57) działka w zakrystii, 58) z nią możesz się wybrać w odwiedziny do Karoliny, 59) teoretyk względności, 60) po nich nastała pora kalkulatora, 61) w środku lizaka, 62) tam rumaki stoją bez kulbaki, 63) przysmak króla Kraka. Pionowo: 1) w księdze na wieki wieków, 2) hałas mnóstwa dźwięków naraz, 3) stała, chociaż nóg nie miała, 4) bywa podejrzany, 5) chodzi po wodzie bez ubrania, 6) spotkasz go na bieżni z rybą, 7) kto nie pryśnie, tego świśnie, 8) kark widziany od tyłu, 10) można z niej wylać dziecko z kąpielą, 12) cera widoczna nie tylko na łokciu, 13) jakie podanie od klech się zaczyna?, 16) gwiazd gromada, 17) trudno się doczekać jej ostatniego słowa, 19) miał przygód kilka, 22) powinien być na posterunku, 23) co ma raj dla dzieci?, 24) Kostaryka dla Anglika, 27) szczeka na człowieka, 28) arów miał dwieście i nie mieszkał w mieście, 30) chiński widać z kosmosu, 31) pieczony ze wstydu, 33) wolne miejsce w bluzce, 34) rządzi miastem z mercedesa, 36) motyl na końskim ogonie, 37) wkoło nie ma żywej duszy, 38) stworzenie lub zasadnicze znaczenie, 40) pierza być może, 41) marzy się o niej w różnych celach, 42) znasz ją, 45) wielobarwny polityk, 46) gdy wróg się panoszy, 48) co to za Ania, której trudno słuchać?, 49) nie ma pary, 51) osoby dla ozdoby, 52) mogą i z koki wyssać soki, 56) jaka choroba przegrywa z gumą?, 58) dzieli się na czworo.
K
R
O 44
K
38
A 50
R
14
25
D 55
A
A
D
U
31
R
A
E
O
22
20
L
T
D
26
I 59
E
E
S
T 53
A
56
A I
36
D 62
S
47
B
18
A
I
23
S
A
6
A
Ł
19
T
23
O
A
J
Z
T
P
A
8
P
E
48
L I
K
A
I
E
A
I
N
32
Z
A
X
Z
I
A 63
K
A 15
A
R
Y
K
C
P
C
4
D
L
A
H
Z
9
O
C I
S
E
17
Y
A
C E
24
D 34
M
41
A
E 41
A
R
N
42
Z
34
N 7
K
A J
S
T
T
D
37
A
E
58
Z
K
H
M
R
M
E J
A
A
52
Z
I
C
33
40
Ę
A
O
N
J
K
I 13
L
U
39
P
A
E E
16
R
R
I G
K A
22
A N
3
K
Ć
2
R
C
12
19
E
A
J R
I
R W
A
29
K R
21
U
L
15
I
I
60
N 61
R
I
32
O
C
N
G
46
E
K
27
Ć
49
B
Z
E
54
T
R
M N
8
E
U
24
K
16
H
57
E
I
D
D
K
28
O O
30
Z
S E
O
26
Ą
7
A
A
K
O J
R
P
T
A
K
L T
R
O 18
E
6
Ł
10
D
A
M P
O 11
E
45
51
5
E
S
K
K
S
27
43
T T
1
N I
L
Y
A P
Y N
Ę
W
N
40
N
T
O U
H
R
S E
I
5
W
M
A
N
E
14
N
O
I
N
W
R
4 9
A
35 38
K
I
T
T
A 37
C
S
12
Z R
11
Ł
A
21
A
G O
U E
Z
D
N
3
O
17
D A
Ś
G
R
U 36
33
K 30
J
A Ą
E
D 29
W
N
C
Znalezione na demotivation.ru
27
KRZYŻÓWKA
O
28
M
W
I
Ł
A
39
Z
A
O R
S
31
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
S 1 Z 2 A 3 N4 S 5 E
6
N7 A 8
D9 O10 Z11 G12 O13 N14 N15 Ą16 B23 A24 R25 D26 Z27 O28
34
W35 I36 E37 K38
M17 I18 Ł19 O20 Ś21 Ć22
R29 O30 S31 N32
33
I39 E40 M41
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 14/2010: „Umyj rano dobrze jajka, potem oba włóż do garnka, wrzuć cebulę, szczyptę soli i nie zważaj, że to boli. Kto chce mieć pisanki fest, musi cierpieć, tak już jest”. Nagrody otrzymują: Krzysztof Zembrzuski ze Świnoujścia, Krzysztof Bejm z Gdańska, Jan Nikiel z Jelcza. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 50,70 zł za trzeci kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 50,70 zł za drugi kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.