NA POPARCIU INTEGRACJI POLSKI Z UNIĄ
KOŚCIÓŁ ZAROBI MILIONY EURO INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
to ksiądz na ławie oskarżonych. Właśnie policjanci zdejmują mu kajdanki przed pierwszym przesłuchaniem. Duchowny ów to wikary Wincenty Pawłowicz, który wykorzystywał seksualnie małych chłopców. Jego zboczone praktyki dokładnie opisaliśmy, a później – wyręczając policję i prokuraturę – odnaleźliśmy dewianta ukrytego przez biskupa aż na Ukrainie. W wyniku dziennikarskiego śledztwa „FiM” ksiądz trafił za kratki. To pierwszy taki przypadek w Polsce. Pierwszy, ale niestety nie ostatni. Tropimy bowiem kolejnych zboczeńców w sutannach. Ktoś musi!
Ü Str. 3
O
Ü Str. 6
Czarne szkoły
Biblijne mistyfikacje
W kilku łódzkich parafiach pojawiły się niedawno ogłoszenia o zapisach do Katolickiej Publicznej Szkoły Podstawowej i Gimnazjum. Szkoły o charakterze wyznaniowym będą bezpłatne. Oznacza to, że utrzymywać je będzie budżet państwa oraz miasto Łódź, czyli my wszyscy. Placówki, którymi kieruje Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich, powstają i pasożytują na świeckich szkołach publicznych, zamieniając je w przyparafialne komplety. W całym kraju przybywa ich w zastraszającym tempie.
„Religia to opium dla ludu” – napisał niesłuszny dziś Marks. Wcześniej wieszcz Adam twierdził w „Romantyczności”: „Czucie i wiara silniej mówią do mnie niż mędrca szkiełko i oko”. Który z tych dwóch panów miał rację? Czy da się pogodzić wiarę i naukę? Takie próby trwają nieustannie, a my drukujemy najnowsze na ten temat opracowanie.
Ü Str. 8
Ü Str. 12
2
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Według OBOP, rząd Millera osiągnął absolutne dno poparcia – zaledwie 10 proc. dobrych ocen i 82 proc. negatywnych – rekord III RP! Dwie trzecie badanych chce przedterminowych wyborów. Spadek uznania odnotował też Kwaśniewski – popiera go 64 proc. społeczeństwa, aż o 10 proc. mniej niż przed miesiącem. Dla Polaków większe podatki, dla prałata Jankowskiego polski bursztyn – tak kończy prawdziwy mężczyzna. Przyjdzie nam, podatnikom, solidarnie zapłacić 34 mln dolarów kredytu, jaki w 1997 roku rząd SLD-PSL poręczył prywatnej spółce LFO na budowę fabryki przetwórstwa osocza krwi. Właścicielami spółki są panowie Wapiński i Nizioł – Polonusi zaprzyjaźnieni, jak twierdzi „Super Express”, z rodziną Kwaśniewskich, Markiem Siwcem i Wiesławem Kaczmarkiem. Nie ma ani fabryki, ani pieniędzy. Towarzycho bawi się za nasze. Oto sposób na produkcję milionerów – zrzutka po dolarze od całego narodu. Życzliwe wobec Unii ukierunkowanie Radia Maryja może okazać się fikcją, mimo porozumienia, jakie osiągnęli redemptoryści i episkopat. Sama rozgłośnia zdaje się odcinać od zawartej umowy: „W spotkaniu nie uczestniczył żaden z ojców posługujących w Radiu Maryja” – poinformował nadawca. A od kiedy to „posługujący” mają cokolwiek do powiedzenia? „Nie mamy wątpliwości, że panoszy się prawdziwe zgorszenie i że mamy słaby wpływ na jego ograniczenie” – ubolewał prymas z okazji Wielkanocy, mówiąc o korupcji. „Panoszy się prawdziwe zgorszenie” – trafne określenie na wyłudzanie przez Kościół pieniędzy od biednego państwa i ubogich obywateli. Po podpisaniu umowy o zakupie samolotów F-16 i inwestycjach USA – w rządzie i w mediach zapanował powszechny entuzjazm. Złośliwi mówią, że znaczną część obiecanej sumy Amerykanie i tak zainwestowaliby w Polsce bez żadnych zakupów z naszej strony... Co tam inwestycje. Ile jeszcze krajów możemy podbić wspólnie z USA?! Wśród „polskich firm”, które mają szansę na kontrakty w Iraku, są m.in.: Budimex SA (właściciel hiszpański), Hydrobudowa 6 (niemiecka), Polimex-Cekop (luksembursko-brytyjska)... Można z „naszych” wysłać jeszcze McDonald’s Polska – dla wykarmienia głodnych Irakijczyków, a „naszych” księży na inkasentów.. Po utrąceniu dnia papieskiego Senat odniósł kolejny sukces w walce o świeckość. Lewicowa większość wprowadziła do tekstu ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie poprawkę stanowiącą, że „działalnością pożytku publicznego (...) jest wyłącznie działalność niesprzeczna z ideą wieloświatopoglądowego społeczeństwa obywatelskiego”, co może utrudnić korzystanie z przywilejów ustawy rozmaitym instytucjom kościelnym. Sejm może się okazać mniej „wieloświatopoglądowy”. GDAŃSK W bazylice Świętej Brygidy Jezus na krzyżu robił tym razem za reklamę antyunijną. Pod krzyżem stały transparenty: „Unii bez Boga nie!”, „Polacy, ratujcie Polskę!” oraz kościotrupy trzymające flagi europejskie. Kto powoła „zespół specjalnej troski o prałata Jankowskiego”? ŁÓDŹ W Wielki Piątek prezydent Kropiwnicki urządził pracownikom Teatru Nowego drogę krzyżową. Aktorzy od dwóch miesięcy protestowali przeciwko narzuceniu im siłą dyrektora, Grzegorza Królikiewicza. Na polecenie Kropiwnickiego wiceprezydent miasta Janusz Michaluk, w otoczeniu strażników miejskich i ochroniarzy, dokonał napaści na teatr, wynosząc przemocą artystów. Kropiwnicki – gorliwy katolik – wie, że przed Wielkanocą się sprząta. EŁK Wygnanemu z Syberii biskupowi Jerzemu Mazurowi papież na pociechę ofiarował w zarząd polski biegun zimna, czyli diecezję ełcką. Mazur obejmuje ją w spadku po zmarłym biskupie Samselu. Najwyraźniej Watykan uznał decyzję władz rosyjskich za ostateczną. Mazur na Mazurach po Syberii może dostać klaustrofobii. UNIA Jakby mało było nowej choroby SARS, to w Holandii wybuchła epidemia ptasiej grypy. Dotarła już do hodowli drobiu w Belgii i zbliża się do Niemiec. Choroba dotyka też ludzi, ale powoduje tylko lekkie objawy. Epidemiolodzy obawiają się jednak mutacji wirusa i powstania nowej, groźnej wersji grypy. Wściekła wołowina, zagrypione kurczaki... Czy jeśli Żydom zostanie do jedzenia sama wieprzowina, to już wtedy będzie koniec świata? WATYKAN „Ecclesia de Eucharistia” to tytuł nowej papieskiej płyty... pardon, encykliki. „Eucharystia kształtuje Kościół, jest źródłem, spełnieniem i jednością Kościoła” – oto główna myśl dokumentu. Eucharystia, zwłaszcza jako msza za zmarłych, jest także źródłem znacznych dochodów Kościoła. Zaiste: „Pecunia de eucharistia”! Papiescy też liczą profity po wojnie w Iraku. „Papież został wybrany spontanicznie przez opinię publiczną na światowego przywódcę” – chwali się kardynał Achille Silvestrini i dodaje: „Kościół jest jedyną instytucją, której nie dotknął kryzys międzynarodowy”. Oj, kardynale, wino stanowczo należy rozcieńczać wodą! Premier Silvio Berlusconi ujawnił, że wybiera się wkrótce do Rosji, aby m.in. utorować drogę Janowi Pawłowi II. Berlusconi chwali się, że ma specjalne pełnomocnictwa od Watykanu, aby doprowadzić do pozwolenia na lądowanie Papy w Kazaniu w czasie przelotu do Mongolii. Wtedy papież miałby zwrócić Cerkwi obraz Matki Boskiej Kazańskiej. Według rzecznika Kościoła prawosławnego, wizyta JPII w Rosji jest jednak „absolutnie nieprawdopodobna”. Wojtyła nie odpuści – pojedzie choćby na narty na Ural. SZWAJCARIA Ministerstwo zdrowia zorganizowało specjalną akcję plakatową pt.: „Porozmawiajmy o prezerwatywach” w ramach kampanii przeciwko AIDS. Adresatem akcji jest Kościół katolicki, dlatego plakaty pojawią się w okolicy kościołów i szkół katolickich. „Nawet jeżeli Rzym krzywo patrzy na antykoncepcję, niech ksiądz mówi o prezerwatywach” – takie przesłanie niosą plakaty. Władze oskarżają Kościół, wrogi prezerwatywom, o przyczynianie się do wzrostu zachorowań na AIDS. Episkopat nazwał akcję „ośmieszaniem wiary chrześcijańskiej i szydzeniem z Kościoła”. „Kochaj bliźniego swego bez prezerwatywy” – najwyraźniej takie, zdaniem biskupów, jest główne przesłanie ewangelii. CZECHY Sekretarz generalny Konferencji Biskupów Czech, prałat Karel Simandl, przyznał się do tego, że jako młody człowiek przez wiele lat współpracował z czechosłowacką służbą bezpieczeństwa. Ze współpracy zrezygnował w czasie studiów w seminarium. Dlaczego polscy biskupi nie przyznają się do tego samego? Bo ich nikt nie śmie zapytać...
Mity polskie L
udzie się dziwią – dlaczego, tworząc gazetę, zawarłem w jej tytule słowo „mity”. – Przecież podajecie fakty, a ponadto może to zrodzić podejrzenie o brak rzetelności. Gdzie u was są te mity? No, może nie dokładnie u nas, ale wszędzie wokoło – TAK. Polska to kraj mitów; państwo i naród, w którym mity skutecznie wyparły rzeczywistość. Konstytucję RP można bez większej szkody dla obywateli i jej samej zamienić na przykład na baśnie Andersena, a zamiast głównego wydania Wiadomości TVP przeczytać ludziom o przygodach Tomka w krainie kangurów. Mało kto zajarzy, że coś jest nie tak! I doprawdy nie wiadomo, jaki czynnik miał – i ma nadal – największy wpływ na ciągłą produkcję mitów polskich – wyznanie katolickie, skłonność do nieróbstwa czy napojów wyskokowych. A może wszystko razem? Osnute mitologią jest przyjęcie przez księstwo Polan nowej, chrześcijańskiej religii. Ani nowy bóg nie był tak łaskawy, ani księżniczka Dobrawa tak piękna, jakby sobie tego życzył jej narzeczony. Chrzest Mieszka nie tyle wprowadził naszych przodków do Europy, co uchronił od wycięcia w pień przez rycerzy obecnych państw Unii. Im samym też się wcześniej udało ujść z życiem. Zapewne neofici z Zachodu byli bardzo zawiedzeni Mieszkową uległością, później odbili to sobie na Prusach i Jadźwingach. O mitologizacji naszych dziejów piszemy prawie co tydzień w cyklu „Przemilczana historia”. Znamienny jest mit patrona Polski, świętego biskupa Stanisława, męczennika zabitego w gniewie przez króla Bolesława Śmiałego. Tyle że biskup – zdrajca króla i ojczyzny – według ówczesnego prawa zasłużył na powolne rozkawałkowanie i niewypowiedziane męki, których mu oszczędzono. Teraz patron zdrajca ma w opiece zdradzony przez siebie kraj i szczyci się srebrnym sarkofagiem w samym centrum katedry na Wawelu. Ludziom, zwłaszcza modlącym się do niego, nie przeszkadza to ani trochę. Miło jest wiedzieć, że naszymi przodkami byli wielcy patrioci. Co prawda, taki przeor Jasnej Góry, ojciec Kordecki, dzieci chyba nie miał, więc przodkiem nie jest, ale mit o jego bohaterstwie do dziś jest skrzętnie podsycany przez paulinów. Parę razy do roku odbywają się w Częstochowie uroczystości ku czci tego, który „własną pierś w obronie Pani Jasnogórskiej nadstawiał, do boju obrońców zagrzewał, a nawet sam wiele cudów na wałach uczynił”. Takiego wała! Prawda jest taka, że nieomal siłą musieli ojczulka odwodzić od poddania twierdzy Szwedom. W katolickim narodzie zawsze istniało szczególne zapotrzebowanie na bohaterskich szermierzy ewangelii – od świętego Wojciecha po Skorupkę i Popiełuszkę. Ich odwaga to fakt, ale reszta jest mitem prawie tak wielkim jak scenariusz serialu „Plebania”. To właśnie Kościół rzymski pisał – najczęściej wprost piórami swoich skrybów – polską mitologię, wynosząc pod niebiosa własne, rzekome dla Rzplitej zasługi, skrzętnie przemilczając przy tym faktyczne zdrady, knucia i złodziejstwa. Tym sposobem polskie dzieci indoktrynuje się obecnie na mszach i lekcjach religii, ucząc na przykład o światłych kapłanach i biskupach walczących o niepodległość Polski – twórcach Konstytucji 3 maja. Biskupi owszem, stworzyli, ale targowicę; w zamian za gwarancję zachowania ich majątków i przywilejów poparli – tak zresztą jak sam papież – carycę i kolejne rozbiory. Takie są, jakże niewygodne, fakty. Aby była okazja do kłamliwych, patriotycznych kazań – każdego roku 3 maja Kościół obchodzi uroczystość Matki Boskiej Królowej Polski. Zresztą wiara
w mityczną Królową Polski, która niezmiennie troszczy się o swój naród, to jeden z bardziej deprawujących polskich mitów. No bo cóż nam się może złego stać i jaka bieda spotkać pod opieką Maryi? Czy warto się w ogóle czymkolwiek przejmować, pracować, zabiegać? Przesada? Nie, to streszczenie milionów kazań od wieków wypaczających mentalność Polaków. Trzeba też było zagospodarować 1 maja, więc wymyślono w tym dniu święto Józefa. Jako ksiądz słyszałem na własne uszy 1-majowe kazanie, w którym nawiedzony proboszcz nazwał cieślę, ziemskiego ojca Jezusa, „pierwszym człowiekiem pracy”. Zręczny manewr kościelnych jak zwykle udał się nadspodziewanie! No bo kto dzisiaj pamięta o tym, że Kościół papieski od początku popierał wyzysk i niewolnictwo, nawet wówczas, gdy niemal wszystkie państwa na świecie ogłosiły abolicję? Albo kto zna treść XIX-wiecznych encyklik papieskich wzywających robotników do bezwzględnego posłuszeństwa fabrykantom, którzy krwawo tłumili rozpaczliwe zrywy, manifestacje, strajki i wszelkie próby polepszenia doli wyzyskiwanych biedaków? Dopiero Jan Paweł II odkręcił wszystko aż w trzech encyklikach, a święto Józefa cieśli ma przypominać o szacunku Kościoła dla ludzkiej pracy. Niebezpiecznym, ale wciąż żywym mitem jest jakieś takie głupie przeświadczenie, że jeśli ktoś chodzi do kościoła, to musi być lepszym, bardziej uczciwym człowiekiem. Fakty temu przeczą, ale złożone ręce (np. premiera Oleksego w Częstochowie) zawsze robią wrażenie. Bierze się to z kompletnego braku świadomości, czym jest Kościół i że nie ma on nic wspólnego z Bogiem żywym i prawdziwym; poza tym, że zawłaszczył Go na własne potrzeby. Na taki kompleks mało gorliwego katolika cierpi większość narodu, tj. katolików niepraktykujących. Podobnie sprawa wygląda w USA, ale to niewielka pociecha. Długo i na próżno można pisać i przypominać. Polak katolik wie swoje, a może raczej nie chce wiedzieć, no bo i po co mu wiedzieć? Tyle że, godząc się na kultywowanie mitów, sami podświadomie zapewniamy polskiej mitologii ciągłość tu i teraz. Uczepiliśmy się Solidarności bezkrytycznie, a ta wspierała się dodatkowo sprawdzonym, mitycznym autorytetem ołtarza. Pamiętam, jak w tamtym czasie krążyła przekazywana z ust do ust rzekoma przepowiednia królowej (to już druga) Sybilli, że niby Polska ma być najbogatszym państwem świata, a Niemcy i Amerykanie będą do nas przyjeżdżali szukać pracy. Genialny elektryk Wałęsa niczym Herkules miał nam zbudować drugą Japonię. Zostawił jednak kupę smrodu i nowe hasło w encyklopedii – „wojna na górze”. Zastąpił go zręczny i inteligentny Aleksander wszystkich Polaków, ale jego lewicowość, mieszkania, które obiecał młodym, a nawet tytuł magistra – wszystko okazało się mitem. Podobnie zresztą jak ropa w Karlinie, plan Balcerowicza, lewicowość lewicy, prawość prawicy, czyste sumienie Michnika, niezależność sprzedanych Zachodowi mediów itd., itp., cdn... I naprawdę nie jest tak, że wszystko płynie, zmienia się, ewoluuje, i że tak jest wszędzie, nie tylko w Polsce. Niestety, im mniej w naszym życiu realizmu i racjonalizmu, tym więcej nierealnych i irracjonalnych przywódców, planów, programów, decyzji. Miejsce faktów szybko zajmują mity, potrzebne komuś lub czemuś, zawsze szkodliwe jak jasna cholera. Ale ktoś, do cholery, musi o tym pisać. JONASZ
POWIEDZ O NAS SWOIM ZNAJOMYM!
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
Z
adbał o interes Watykanu w 1989 r. premier Rakowski, w 1991 r. Krk wspomógł Bielecki, a później Buzek i Miller przyklepali „darowizny”. Chodzi o dziesiątki tysięcy hektarów ziemi przekazane w ostatnich latach (za pośrednictwem poszczególnych wojewodów i samorządów) przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa „rolnikom” w sutannach. Na wieść o procederze zagotowało się wśród byłych pracowników pegeerów. Oni też chętnie by wzięli po kilkuhektarowym kawałku ziemi, aby przywitać Unię na swoim. Wśród tych autentycznych gołodupców są i marzyciele pragnący odbudowania wiejskich spółdzielni na wzór istniejących np. w Holandii czy Izraelu. Zakpiono z nich okrutnie, proponując wykup gruntów po „preferencyjnych” cenach. Jakby nie wiedziano, że na co dzień nie mają co do gęby włożyć i po „preferencyjnych cenach” kupują chleb „na zeszyt”. W ten prosty, choć cyniczny sposób pozbyto się roszczeniowego wrzoda, natomiast zaczęto obdzielać ziemskimi majątkami nierobów ślubujących ubóstwo i pogardę dla dóbr doczesnych. Już wiadomo, o kogo chodzi? Ogólnopolskie zjawisko prześledźmy na przykładzie okolic Wałbrzycha. Tu wielką szansą dla przeganianych z biedaszybów górników i chłoporobotników miała być specjalna strefa ekonomiczna. Władza stanęła na wysokości zadania i utworzyła strefę... z tym że kościelną. Decyzją z 20 lipca 1999 r. ówczesnego prawicowego wojewody dolnośląskiego Witolda Krochmala przekazano nieodpłatnie 15 parafiom, rozlokowanym w trójkącie Wałbrzych – Szczawno Zdrój – Świebodzice, po 15 ha ziemi. W sumie 225 hektarów. Bezrobotny naród krew nagła zalała. Zawrzało zwłaszcza w ponad 4-tysięcznym Wojcieszowie, w którym co drugi obywatel
POLSKA PARAFIALNA
Czarnoziem Wejście do UE ma być ponoć zbawieniem dla polskiego chłopa małorolnego z racji rocznej dopłaty 238 zł do każdego posiadanego hektara. Wystarczy biedocie na żur i postne ziemniaki. Wieś o Unii myśli sceptycznie, za to Kościół – coraz bardziej entuzjastycznie. Dlaczego? Właśnie z powodu owego postnego żuru – z tym że pomnożonego przez miliony razy. cierpi na przymusowy nadmiar wolnego czasu. Z dnia na dzień okazało się, że obszar miasta i gminy skurczył się prawie o 190 hektarów. Najciekawszy w tym wszystkim jest fakt, że na nasze zapytanie o kościelne grunty – jak najbardziej lewicowy burmistrz miasteczka – Włodzimierz, nomen omen, Ziemniak zrobił oczy wielkie jak spodki. Zaczął kopać w papierach i sam zdumiony wyciągnął na światło dzienne odpis decyzji wojewody, nadesłany faksem do gminy 10 października 2000 roku. W tym dokumencie jasno mówi się o prezencie dla sutannowych. Całość opatrzona jest – a jakże – stosownym stemplem Agencji Własności Rolnej i odniesieniem do „Ustawy o stosunku państwa do Kościoła rzymskokatolickiego” z 1989 roku. Jednak burmistrza Ziemniaka wcale to nie przekonuje. Przeciwnie, szlag go trafia. Irytacji nie kryje przed dziennikarzem „FiM”:
S
połeczeństwo wyrzuciło na śmietnik historii większość polityków AWS i Unii Wolności. Ci, zamiast wrócić skąd przyszli, zatoczyli kółko i podeszli do koryta od dupy strony. Lewicowe władze parlamentu im w tym pomagają.
– Proszę pana, ziemia u nas licha, nawiedzana przez leśną zwierzynę i pod uprawę nie za bardzo się nadaje. Kiedyś należała do dzierżoniowskiego Zakładu Hodowli Zarodowej, zlikwidowanego w stylu pegeerowskim. Firma sprzedała pałac właścicielowi wałbrzyskiej telewizji kablowej, natomiast „hodowlanym” gruntem zarządzała Agencja. I jeśli miała względem niego jakieś plany, to przede wszystkim powinna poinformować o nich gospodarza terenu. Przecież to logiczne, że gdyby zjawił się jakiś inwestor, to władze miasta czy starostwa wychodzą na durnia, bo mogłyby obiecać coś, co zostało pokątnie, a w każdym razie w wielkiej tajemnicy, przekazane w czyjeś, a w tym przypadku w kościelne, ręce. Oczywiście że można by inaczej zagospodarować ten areał, bo okolica jest piękna i turystycznie nadzwyczaj atrakcyjna. Poza tym, nie ukrywajmy,
w której również pracuje były awuesowski szef UOP, pułkownik Zbigniew Nowek. Komisji Infrastruktury doradza były poseł Unii Wolności Kazimierz Szczygielski. Posłom zajmującym się gospodarką pomaga pani Anna Fornalczyk, w przeszłości szef
Poszły konie! Komisje sejmowe mają prawo powoływać stałych ekspertów, osoby o uznanym autorytecie naukowym czy też zawodowym. Jednak od 1997 r. w polskim parlamencie funkcjonuje także zupełnie nowa praktyka: ekspertem może być były poseł, senator czy urzędnik państwowy. I... poszły konie po betonie! Najlepszym miejscem dla „odrzutków” okazało się Biuro Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu, a szczególnie atrakcyjne stały się komisje sejmowe. Oto najciekawsze przypadki: Jan Maria Jackowski, były poseł AWS związany z Radiem Maryja i Opus Dei, pisze ekspertyzy na temat Polonii. Piotr Niemczyk, w latach 90. pracował w UOP, sekretarz generalny Unii Wolności, doradza komisji nadzorującej służby specjalne,
Urzędu Antymonopolowego, potem najbliższa współpracowniczka Leszka Balcerowicza. Kolejny pisarz od ekspertyz to profesor Michał Kulesza, w środowisku politologów i prawników nazywany Wielkim Psujem. Jego największym osiągnięciem jest skopana reforma samorządowa (najpierw dla Gierka, później dla AWS). Sprzątanie po nim wciąż trwa. Ekspertami od prywatyzacji zostali panowie Derdziuk i Budzisz. Obaj uczestniczyli w operacji budowania za państwowe pieniądze katolickiej Telewizji Puls i należą do ekskluzywnego klubu przyjaciół Opus Dei. Szczególne osiągnięcia w marnowaniu pieniędzy posiadł pan Budzisz. Był on jednym z filarów upadłego wołkowego „Życia”, zanim zabrał się za robienie przykruchtowej telewizji.
ziemia jest obecnie dobrym kapitałem, zwłaszcza w przeddzień wejścia do UE. Na próżno kołataliśmy do wrót dwóch wojcieszowskich plebanii, by dowiedzieć się o zamiarach zagospodarowania otrzymanych gruntów. Usłyszeliśmy, że z dziennikarzami nikt na ten temat nie będzie rozmawiał. Ba – mało tego – wmawiano nam, że ziemski podarunek jest... wymysłem prasowym. Chociaż, z drugiej strony, jaki podarunek?! Im się ta ziemia należy jak psu zupa! W kurii wrocławskiej także zbyto nas lakonicznym stwierdzeniem, że sprawa jest im wiadoma, ale nie ma w niej nic sensacyjnego. Zawarto stosowne porozumienie – przyznane grunty zostaną zalesione – i tyle. Rozumiemy, ksiądz śpi, a las mu rośnie. Zalesienie jest również formą utrzymywania ziemi w tzw. kulturze rolnej. A to z kolei przekłada się na 238-złotowy dodatek
Pani Helena Góralska – była posłanka Unii Wolności doradza Komisji Finansów Publicznych. Jeszcze lepsze posady przegranym politykom fundują samorządy. Lewica nie chciała uznać za potrzebne ustawowego ograniczenia liczby doradców i pełnomocników prezydentów miast i znów poszły konie po betonie. I tak Ryszard Czarnecki – nieudaczny minister ds. europejskich w rządzie Buzka – doradza prezydentom Wrocławia i Włocławka. Jerzy Widzyk – skompromitowany pomagier Buzka – pomaga włodarzom Łodzi i Bielska-Białej. Michał Boni – faktyczny szef ministerstwa pracy w rządzie AWS – doradza prezydentowi Wrocławia. Z kolei wiceprezydentem Wrocławia jest Sławomir Najninger – prezes urzędu mieszkalnictwa i rozwoju miast wywalony z roboty przez Buzka w 2000 roku. W trakcie kampanii parlamentarnej 2001 r. na adresy e-mailowe odbiorców biuletynu urzędu mieszkalnictwa wysyłał własne ulotki wyborcze. Został następnie prezesem jednej ze spółek grupy KGHM Polska Miedź SA. Zaszczytną funkcję sekretarza miasta Wrocławia pełni Włodzimierz Patalas, były kurator oświaty. Kazimierz Ferenc, z wykształcenia architekt, w rządzie Buzka był kolejno: wiceprezesem mieszkalnictwa
3
unijny, czyli – w przypadku opisywanego przez nas areału 225 ha – na ponad 53 tysiące złotych rocznie, którą to kasę Unia wypłaci kurialnym biedakom. I czy należy się dziwić, że episkopat chce do... Europy, i to czym prędzej? Wszak w skali kraju mamy tu już do czynienia z pieniędzmi gigantycznymi. Sprawdźmy, z jakimi... Z samej tylko Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa (według danych półoficjalnych) Kościół otrzymał po 1989 roku (do tej pory!) 64 937 hektarów – 0,5 proc. Polski. Po przemnożeniu tego przez parametr minimalnej stawki unijnej dopłaty, czyli 238 zł otrzymujemy kwotę 15 455 006 zł. Mnożąc przez maksymalną dopłatę dla produkcji rolnej, która w 2006 roku będzie wynosiła 522 zł na hektar (dane dotyczące dopłat podajemy za fundacją FAPA), Kościół może zyskać prawie 34 miliony złotych. Rok w rok. Jednak pamiętać należy, że te 65 tys. hektarów, które w ostatnich latach dostał Kościół z Agencji, to zaledwie wycinek faktycznego stanu posiadania ziemi w Polsce przez Watykan. Co ciekawe, danych dotyczących tegoż posiadania nie ma żadna instytucja w Polsce, oprócz Kościoła naturalnie, tam jednak, o dziwo, nikt nie chciał nam pomóc... Wiemy jednak, że w naszym kraju jest ponad 11 tysięcy parafii, w tym większość na wsi. Tam od wieków prawie każdy proboszcz miał i przeważnie ma do dziś od kilku do kilkudziesięciu hektarów „plebanijnej” ziemi, obecnie najczęściej oddawanej w dzierżawę. I za to wszystko – do najbogatszej grupy społecznej w Polsce – popłynie unijna kasa niczym z rogu obfitości. Bo – jak mówi Pismo – kto ma, temu będzie dodane. JAN SZCZERKOWSKI Fot. archiwum
i rozwoju miast, wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji (nadzorował ewidencję ludności i system łączności), prezesem Urzędu Regulacji Telekomunikacji. Obecnie prezes spółki certyfikującej szyfrowanie danych przesłanych przez Internet. To ci dopiero kariera – od architekta do informatyka, a po drodze MSWiA! Jednak wszelkie rekordy pobił prezydent Lech Kaczyński. Na czele specjalnego biura postawił Wojciecha Arkuszewskiego. Ten szpenio wejdzie do historii polskiego parlamentu jako trzykrotny (w latach 1991, 1993, 1997) inkasent czerwonych kartek od wyborców. Posłem jednak był dzięki liście krajowej. Co ciekawe, każdą kadencję zaczynał i kończył w innym klubie (Solidarność, Unia Wolności, Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe, AWS-PO). Ciepłe posady w urzędzie Warszawy znaleźli także: były kurator oświaty w Suwałkach i Białymstoku, Jarosław Zieliński, oraz wyjątkowo nieudolny szef Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, opusdeista Cezary Mech, i wielu, wielu innych. Podobno już wodzowie pierwszych plemion ludzkich mieli swoich doradców, wybieranych spośród najmądrzejszych i najstarszych członków wioski... MACIEJ POPIELATY
4
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Niewiara w wiarę Co to jest wiara? Jak sama nazwa wskazuje – z semantycznego punktu widzenia – wiara jest przyjęciem pewnych prawd a priori na zasadzie aksjomatów. Bez faktografii, bez podłoża naukowego, bez doświadczenia empirycznego. Bardzo się boję takiego podejścia do zagadnienia, więc z założenia jestem sceptyczny, czyli niewierzący. W redakcji „Faktów i Mitów” reprezentuję rzadki (i dla wielu niepojęty) nurt niewiary w jakiekolwiek byty transcendentalne, w bogów, w duchy, diabły, anioły i to coś, co o północy łka w kominie. Na wszelki więc wypadek nie mam komina ani nawet kominka. A jednak, jako skończony ateista, agnostyk i niewiarek piszę ten tekst w obronie ludzi głęboko wierzących, a jest ich pośród naszych Czytelników bodajże większość. Od groma mamy również Czytelników niewierzących i oni właśnie wysyłają do redakcji „FiM” listy, które najkrócej można streścić tak: „Jak długo jeszcze będziecie wypisywać te brednie o raju, Sodomie i Gomorze, potopie, arce Noego i o tym, że ziemski świat istnieje ledwie sześć tysięcy lat? Przecież to uwłacza naukowym faktom i elementarnemu, zdrowemu rozsądkowi”. Otóż niekoniecznie „uwłacza”. Asnyk pisał: „Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy, choć sami potraficie doskonalsze wznieść. Na nich się jeszcze święty ogień żarzy, i miłość ludzka stoi tam na straży, i wy winniście im cześć”. Czy we współczesnym, nowoczesnym świecie można przyjąć za pewnik, że ludzie żyli na ziemi w tym
samym czasie co dinozaury? Czy można wierzyć, że np. taki tyranosaurus rex ganiał Abrahama po pustyni, łakomie się przy tym oblizując? Cóż... gdyby go w końcu dopadł, to nie byłoby zapewne Pięcioksięgu, a tylko lekka przekąska dla wielkiego gada. Pewnie, że można wierzyć, bo to jest właśnie wiara. Wiara, że biblijny przekaz jest nie tylko księgą objawioną, nie tylko miarą wszechrzeczy, ale też źródłem historycznej, paleontologicznej, archeologicznej i geologicznej wreszcie wiedzy – jest niemal tak samo uzasadniona jak ufność w niezmienność euklidesowej geometrii. Jeśli ktoś myśli, że się z tego wyśmiewam, to jest w sporym błędzie. Wręcz przeciwnie, wcale się nie nabijam, a tylko z pokorą chylę czoło przed możliwością tak jasnego i prostego pojmowania świata. No bo z drugiej strony nie ma żadnych dowodów... że tak właśnie nie było. Ot, choćby Adam i Ewa... prarodziciele nasi kochani. Istnieli, czy też nie istnieli? Najnowsze badania ludzkiego genomu wykazują, że pochodzimy od jakiejś jednej pramatki. Niech więc to będzie pani Ewa... a co? Odnaleziono ruiny zikkuratu w Ur. Czyż to nie może być wieża Babel? W Kaukazie sfotografowano z samolotu coś, co jako żywo przypomina wrak arki. Wykopaliska w Jerychu wskazują, że jego mury runęły w jednej chwili. I tak dalej, i tak dalej. Wnioski nasuwają się niemal same... Niestety, wcale nie są one pocieszające dla oficjalnej nauki akademickiej, według której biblijne opisy to bezrozumne brednie niedające się pogodzić ze współczesnym stanem wiedzy. Ale owa nauka posiada jeszcze więcej luk
i białych plam niż „wiara”. Ot, choćby darwinowski ewolucjonizm wali się w zderzeniu ze zwykłą gąbką – takim morskim stworem, który pojawił się na ziemi ni stąd, ni zowąd – bez jakichkolwiek protoplastów. Drukujemy przeto artykuły z cyklu „Biblia mówi” nie dlatego, aby „bluźnić rozumowi”, tylko dlatego, że dla wielu naszych Czytelników jest to równoprawne z naukowym postrzeganie dziejów. Czy są z tego tytułu kłopoty? Jeszcze jakie! Jak ukaże się tekst dowodzący prawdziwości biblijnego przekazu, to niezwłocznie pojawiają się w redakcji e-maile i listy wyzywające nas od ciemnogrodzian; jak zdarzy się odwrotnie, głowy podnoszą biblijni fundamentaliści. I tak źle, i tak niedobrze, więc Jonasz wybrał złoty środek: będzie i tak, i tak, byle mądrze, w oparciu o fakty lub prawdopodobne hipotezy. Ja, w pisanych przez siebie tekstach, reprezentuję nurt tzw. oficjalnej nauki, a na przykład Pani Starościk – nurt biblijnej ortodoksji. Myślę, że w ten sposób ani Pan, Panie Kowalski, ani Pan, Panie Malinowski, nie dostajecie nagłego napadu schizofrenii czy rozdwojenia jaźni, tylko zdecydujecie sami, który sposób postrzegania świata bardziej Wam odpowiada. Rzecz cała zasadza się bowiem na tym, o co od początku istnienia „FiM” walczymy: na tolerancji i zróżnicowaniu światopoglądowym. Dlatego też w „Faktach i Mitach” odnajdziecie i doktora Pallę, i piszącego te słowa, bowiem wszystko możemy znieść, ale nie cenzurę ludzkiej myśli. To Wy sami musicie wybrać. MAREK SZENBORN
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Listonosze i dzięcioły J
aka jest różnica między prawdziwą demokracją a demokracją w III RP? Taka jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym. Parę dni temu jak zwykle mocno sterany wróciłem z roboty do domu i otworzyłem skrzynkę pocztową. Nie wierzyłem własnym oczom. Otrzymałem list ze Szwajcarii. W kopercie było zaproszenie na wernisaż stypendystki Ministerstwa Kultury, utalentowanej plastyczki Moniki Jurkiewicz, mieszkającej w Szwajcarii. Byłem niedawno w Warszawie w pałacu Królikarnia na wystawie dzieł najlepszych polskich młodych twórców, gdzie Jurkiewicz wystawiała i widać uznała, że powinna mnie zaprosić na swój indywidualny, autorski wernisaż. W czym więc temat na felieton? Otóż w tym, że malarka nie znała mojego domowego adresu, zaadresowała więc na redakcję „Faktów i Mitów”, a list znalazł się w mojej... domowej skrzynce. W pierwszej chwili nieskromnie pomyślałem, że od czasu, kiedy piszę dla Jonasza, moja popularność tak wzrosła, że wszyscy łódzcy listonosze znają mój prywatny adres. Ale zaraz potem nadeszła refleksja. Otóż nie wiem, czy Państwo się orientują, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego dba o naszą prawomyślność i jej specjalny funkcjonariusz, za zgodą szefa ABW, może przeglądać korespondencję osób podejrzanych – w trosce o nasze
bezpieczeństwo (tak było za cara, za Piłsudskiego, za tzw. komuny i tak jest teraz, za III RP). I jest jak w wierszu Juliana Tuwima: „Na zegarze bije druga na tajniaka tajniak mruga”. Nie wiem, dlaczego jestem podejrzany. Czy jakiś mój przyjaciel poprosił kolesiów z wiadomych służb o sprawdzenie, czy nie miętolę mu żonki? Czyżby się wreszcie wydało, że jestem potrójnym agentem CIA, KGB, podziemnego Securitate i planuję zamach na papieża? A może antyklerykalne czasopismo i jego współpracownicy „cieszą się” bystrym zainteresowaniem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, bo tak na wszelki wypadek inwigilacja może się przydać, a biskupom i chłopcom-rydzykowcom można zrelacjonować kontakty „FiM” – przy okazji śniadanka czy pokropku wodą święconą policyjnych samochodów. Ten trop jest najbardziej prawdopodobny. Zastanawia mnie jednak, dlaczego list adresowany do redakcji trafił do mojego domu? Być może tajniak-dzięcioł z ABW sortujący podejrzaną korespondencję popełnił błąd przy pracy. Po odczytaniu treści korespondencji wnerwił się, że to nie agenturalna nota od Jamesa Bonda ze Szwajcarii, jeno zwykłe zaproszenie na wystawę i włożył je nie do tej przegródki. Jeśli tak, to wielki dzięcioł z niego i nie wróżę mu dobrze, bowiem wśród dzięciołów najczęstszą przyczyną śmierci jest wstrząs mózgu po upadku. ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki W Łodzi, na ulicy Strycharskiej, dwóch młodych wiernych weszło do kościoła pod wezwaniem św. Łukasza Ewangelisty i św. Floriana Męczennika, gdzie właśnie siedemdziesięciu uczniów przygotowywało się do bierzmowania. Małolaty dostrzegli na ambonie włączony mikrofon i olśniło ich: chcieli zabrać głos w publicznych sprawach. Wdarli się na ambonę i ogłosili wszem wobec, że są ch..., że za chwilę im wpier..., co zrobią św. Florianowi Męczennikowi jak go dorwą, gdzie nakopią św. Łukaszowi Ewangeliście, a dalsze słowa były tak niecenzuralne, że nawet ich się nie da wykropkować. Wikariusz, ks. Sławomir, wezwał policję. W komisariacie chłopaki jak młode lwy rzucili się na policjantów, ale udało im się wybić tylko szybę. Po zbadaniu alkomatem okazało się, że są nawaleni jak wrota od stodoły, bardziej niż przysłowiowy ruski messerschmitt... Młode lwy, a łby baranie.
MŁODE LWY
Tomasz L., ksywa Plastik, przed czterema laty został oskarżony o porwanie dla okupu. Nasze sądy wsadzają za kraty bezrobotnych, którzy nie płacą alimentów swoim byłym babom (np. za wyrównanie standardu życiowego), ale porywacze, jeśli kogoś nie zaciukali scyzorykiem, odpowiadają z wolnej stopy. Tomasz L. również latał wolno po Trójmieście i nudził się, więc ponownie kogoś porwał dla chleba z masłem i szynką. Centralne Biuro Śledcze bezskutecznie poszukiwało „Plastika”. I znalazło go właśnie na sali gdańskiego sądu, gdzie niepoprawny porywacz zeznawał w poprzedniej sprawie. Zakuli go w kajdanki i zapudłowali. Teraz „Plastik” będzie miał dużo czasu i zacznie pisać współczesną wersję „Plastikowego pamiętnika”.
PLASTIKOWY PAMIĘTNIK
Dwaj bracia, 65-letni Marcin J. i 60-letni Marian J., mieszkańcy warszawskiego Żoliborza, mieli filmowe hobby, a właściwie jebby: kręcili filmy pornograficzne z udziałem 8- i 10-letnich dziewczynek. Marcin J. pracował w szkole, uczył dzieci fotografii, miał więc nieograniczony dostęp do aktorek swoich przyszłych filmów. I tak przez kilkanaście lat nakręcili kilkadziesiąt filmów i wykonali blisko 700 zdjęć, tyle bowiem znaleziono w ich domu podczas policyjnej rewizji. Prokuratura błyskawicznie wszczęła śledztwo, postawiła zarzut molestowania seksualnego i sprawę... umorzyła. I dopiero wtedy braciaszki poczuli się tak bezkarnie, że z kamerą wyszli w plener, na place zabaw, plaże, podwórka. Do filmów nadal angażowali dziewczynki (nawet 4-letnie), a za „rolę” płacili cukierkami, lodami, ciastkami. Oczywiście nie tylko plener interesował naszych wesołych staruszków, kręcili też porno we wnętrzach: w wannie, w łóżku, na dywanie, dorosłych z 4-letnimi dziećmi, masturbację 8-latek i wszelkie inne rozbieranki-cacanki-macanki. Do akcji znów wkroczyła policja i zwinęła obu braci. Prokurator zarekwirował wszystkie kasety i... zaniechał oskarżenia, bo nie miał... podstaw do zatrzymania. Chciałbym, do kurwy nędzy, dowiedzieć się, czy prokurator też przypadkiem nie jest pedofilem! Wybrał A.R.
WESOŁE JEST ŻYCIE STARUSZKA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE Jeden z największych świętych, Paweł Apostoł, przyczyniał się do mordowania chrześcijan, a św. Zygmunt zabił swojego syna. Świętym może zostać każdy i to jest wspaniałe. (o. W. Oszajca, „Super Express”, 11.04.2003) ¶¶¶ UE zdominowana jest bezwzględnie przez grupy, które chcą legalizacji tzw. aborcji, legalizacji eutanazji, legalizacji tzw. małżeństw homoseksualnych, legalizacji adopcji dzieci przez homoseksualne pary i całego szeregu podobnych niegodziwości... (Jan Łopuszański, debata sejmowa, 45. posiedzenie Sejmu, 10.04.2003) ¶¶¶ Działalność Kościoła nie jest działalnością dochodową, to nie działalność np. wytwórni wód gazowanych, ale nie można powiedzieć, że Kościół, działając w strefie pozaekonomicznej, spełnia mniej ważne zadania. (ks. Ireneusz Skubiś, „Niedziela”, 13.04.2003) ¶¶¶ Radio Maryja jest radiem prawdy o dzisiejszej Polsce. Jest radiem bezustannie alarmującym przeciwko okradaniu naszej Ojczyzny, wyprzedaży polskiego przemysłu za bezcen. Jest radiem ostrzegającym przed opiewaniem Unii Europejskiej jako krainy szczęśliwości, dodaje nam wiele otuchy zgodnie ze słynnym wezwaniem Ojca Dyrektora: „Alleluja i do przodu!” („Nasz Dziennik”, 19–21.04.2003) Wybrała Z.W.
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
NA KLĘCZKACH
GRZEGORZ KRWIOPIJCA Dla wszystkich prowadzących biznes mamy złą wiadomość. Od pierwszego kwietnia nie macie, drodzy Czytelnicy, prawa do prowizji za odprowadzenie składki na ubezpieczenie zdrowotne. Pozwalało to choćby w części pokryć koszty przelewów czy też wysyłki dokumentów. Ustawodawca uznał, że należy skończyć z tą rozpustą i w nowej ustawie o Narodowym Funduszu Zdrowia nie przewidział już takiej możliwości. Parlamentarzyści zrobili to jednak tak niechlujnie, że aby to odkryć, trzeba przeczytać tonę papierów. Aparat skarbowy oczywiście otrzymał już stosowną ściągawkę, a zwykły podatnik nie, bo po co. Wtajemniczeni mówią, że rząd ma dla małych przedsiębiorców jeszcze kilka niespodzianek. Dlaczego Grzegorz Kołodko nie ma jeszcze ksywy Krwiopijca? MP
mu w samochodzie wszystkie opony, a potem porysował całe auto i rzucił się na niego z gazem – relacjonuje prezes Szczakowianki, Tadeusz Fudała. W ten sposób czarnoskóry piłkarz Szczakowianki Jaworzno, Abel Salami, poznał (jako kolejny po Emanuelu Olisadebe, którego obrzucono bananami podczas meczu w Lubinie), na czym polega przedświąteczny nastrój i miłość bliźniego w naszym katolickim kraju. PN
WIELKI CYRK
KATOWANIE MARYJĄ Krakowski sąd grodzki ukarał naganą 67-letnią mieszkankę kamienicy w centrum miasta za zbyt głośne słuchanie Radia Maryja w godzinach ciszy nocnej. Krakowianka słuchała Rydzyjka nad ranem i w nocy, mimo próśb i ostrzeżeń ze strony sąsiadów. A.C.
NIE PŁAĆMY! Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia uniewinnił kierowcę oskarżonego o niezapłacenie za zaparkowanie samochodu w centrum stolicy. Sędzia uznała, że nie można nikogo karać za czyn, który nie jest ani wykroczeniem, ani przestępstwem. Trybunał Konstytucyjny uznał bowiem 10 grudnia 2002 r. przepisy o opłatach za parkowanie za niezgodne z konstytucją. A skoro tak, to nie można karać niepłacących. Jak widać, w Polsce zdarzają się jeszcze sędziowie, którzy przeczytali konstytucję, a nawet ją stosują! MP
UZNALI RACJĘ W „Gazecie Lubuskiej” z 2 kwietnia br. stał się cud. Na dodatek podwójny! Nie dość, że wydrukowano list otwarty Konrada Ciesielskiego – przewodniczącego zarządu miejskiego i powiatowego APP RACJA – dotyczący szkalowania tej organizacji podczas sesji Rady Miejskiej Zielonej Góry, to nawet nie wycięto z listu założeń programowych partii! Jeśli ta pożądana tendencja się utrzyma, to jest szansa, że pisząc o sprawie, którą poruszały wcześniej „Fakty i Mity”, „Rzeczpospolita” nie będzie ukrywać, od kogo ściągnęła temat. JS
JAK KAIN ABLA To się zdarzyło w samo południe w centrum miasta. Jakiś psychopata zaatakował Abla. Pociął
W czwartek 17 kwietnia do Pabianic zjechał cyrk Arlekin. Informowały o tym plakaty i ulotki rozdawane w szkołach. Jednak – za sprawą prezydenta Pabianic Jana Bernera (na zdjęciu) – cyrk nie wystąpił. Strażnicy miejscy nie wpuszczali chętnych na teren, gdzie cyrkowcy rozstawili namiot, i uniemożliwiali sprzedaż biletów. Sekretarz miasta Adam Marczak szczerze wyznał, że „cyrkowcy mogliby wystąpić w święta wielkanocne albo zaraz po nich, ale nie w Wielki Czwartek Triduum paschalnego, tak ważny dla wiernych”. W czasie, gdy planowo miał się rozpocząć występ, po cyrku nie było już śladu. Eskortowany przez czujnych strażników miejskich został wyrzucony z Pabianic! JS
DOTRZYMANE OBIETNICE „Jako Episkopat Polski, stwierdzamy, że ślubowanie to jest wyrazem odwiecznej nauki chrześcijańskiej o obowiązkach społecznych i państwowych każdego katolika. Ślubowaniem naszym podkreślamy, że Polska Rzeczpospolita Ludowa (...) spotka się zawsze z pełnym i gorącym poparciem Episkopatu” – tak w 1953 roku podsumował uroczyste ślubowanie Episkopatu Polski na wierność PRL przewodniczący EP bp Michał Klepacz. Józef Cyrankiewicz odbierający w imieniu rządu to ślubowanie zapewnił, że „Kościół i inne związki wyznaniowe mogą swobodnie wypełniać swoje funkcje religijne (...). Wyraża się to w pełnej swobodzie kultu religijnego, w zabezpieczeniu przez organa państwowe warunków zapewniających duchowieństwu
wypełnianie jego funkcji”. Dziś, 50 lat później, po państwie, któremu wierność ślubował Kościół i w zniszczeniu którego odegrał znaczną rolę, skrupulatnie zacierane są ostatnie ślady. Czemu więc się dziwicie, sekretarzu Dyduch, że funkcjonariuszom Krk jest z lewicową władzą coraz lepiej? Obiecaliście, to dotrzymujcie słowa! JS
KONIEC BRUTALA Kariera najskuteczniejszego komornika w kraju, pana Andrzeja C., dobiegła końca. Koszaliński sąd skazał go za niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień. Drobna grzywna (5 tys. zł) to dla niego pryszcz. Ale po uprawomocnieniu się wyroku będzie zmuszony zwinąć swój komorniczy biznes. Pan ten wsławił się brutalnymi eksmisjami ubogich mieszkańców Słupska i wielu innych miast. Bardzo często licytował przy okazji ich majątek. Cenę wywoławczą mebli, telewizorów, lodówek wyznaczał na złotówkę od sztuki. W jednym sobie nie żałował: koszty egzekucji zawsze mieściły się w górnych widełkach limitu. Skutek? Pieniążki uzyskane po sprzedaniu całego dobytku nie wystarczały na pokrycie nawet 1/10 kosztów pana komornika. Wcześniejsze próby Krajowej Izby Komorniczej pozbawienia Andrzeja C. zawodu nie powiodły się. MP
AKCYZA NA KOLOŃSKĄ Minister finansów Grzegorz Kołodko szuka nowych źródeł dochodu dla budżetu. My polecamy panu wicepremierowi obłożenie akcyzą wody kolońskiej. Kasa państwa zapełni się w mig. Takie rozwiązanie obowiązuje już w Udmurcji (Rosja). Zachęcamy też do lektury Białoruskiego Dziennika Ustaw. Władze tego kraju wprowadziły koncesje na handel chlebem i mąką. MP
DOBRE WZORY Naszym domorosłym cenzorom spod znaku Ligi Polskich Rodzin polecamy natomiast wycieczkę do Chin. Tamtejsze władze tak bardzo dbają o właściwe wychowanie młodego pokolenia, że zakazały zespołowi The Rolling Stones wykonywania czterech piosenek – „wulgarnych i przepojonych seksem”. MP
ROBILI SOBIE DOBRZE W stolicy udowodniono, że można otrzymywać premie za nicnierobienie. Kierownictwo śródmiejskiego Zarządu Domów Komunalnych otrzymało cały milion złotych dodatkowego wynagrodzenia za
brak remontów, walące się kamienice, brud i nieporządek. W tym samym czasie średni budżet remontu jednego budynku wyniósł trzydzieści tysięcy złotych. Zarządu dzielnicy nie dziwiło także to, że podwładni występowali o premie dla szefów, po czym szefowie dawali premie podwładnym. I tak co miesiąc. MP
DZIECI WYKORZYSTANE W Zielonej Górze aktywiści Ligi Polskich Rodzin wystąpili przeciwko wykorzystywaniu dzieci. Nie chodzi oczywiście o dzieci wykorzystywane przez księży, lecz przez prounijną propagandę. W gablocie Akcji Katolickiej przy parafii Najświętszego Zbawiciela radny sejmiku z ramienia LPR, Stanisław Stojanowski-Han, wyszydzał zamieszczone w miejscowej prasie wypowiedzi młodych o ich europejskich marzeniach. Zdaniem ligusa sprawa jest poważna, bo dzieci zbyt wiele mówią o tolerancji. A tolerancja, jego zdaniem, to sam grzech i bezbożność, czyli akceptacja „kłamstwa, zdrady i zboczeń seksualnych”. A Papa tyle mówi o tolerancji religijnej... A.C.
WYRAZISTY Profesor Jacek Majchrowski, „lewicowy” (o poglądach prawicowych) prezydent Krakowa drżący ze strachu przed gniewem urzędników Watykanu i bojówkami Ligi, nie boi się liderów SLD. Niedawno, zgodnie z linią nauczania papieża, poparł przeciwników wojny w Iraku. Organizatorów pokojowego marszu nazwał „jedną z nielicznych grup ratujących honor (...) tego miasta”. MP
MOŻE BYŁY PIJANE? W okolicach Bergamo w północnych Włoszech cztery zakonnice spowodowały stłuczkę. Samochód, którym jechały mniszki, uderzył w bok pojazdu prowadzonego przez pewnego staruszka. Nikomu nic się nie stało, ale zakonnice – świadome, że spowodowały wypadek – zakasały habity i czym prędzej uciekły z miejsca zdarzenia. Policja odwiedza okoliczne klasztory, ale jak dotąd na próżno. Ach, ta włoska fantazja! A.C.
5
POCUDZOŁÓŻ SOBIE W gminie Rolling Hills w Kalifornii zmieniono prawo zakazujące dotąd cudzołożenia i uwodzenia. Za próbę „przypodobania się lub podniecenia osoby niebędącej prawowitym mężem lub żoną” można było dostać kilkaset dolarów grzywny lub trzy miesiące więzienia. Zgodnie z tym prawem (ustanowionym w XX wieku!) nie wolno było przebywać z niemałżonkiem w sypialni, samochodzie lub miejscu publicznym „w celu nawiązania intymnych relacji”. Co ciekawe, nikt z tego powodu nie został skazany. Czyżby nie było nikogo bez grzechu do rzucenia kamieniem? A.C.
NIEPOWOŁANI W niemieckich seminariach duchownych utrzymuje się bardzo niska liczba kandydatów do święceń. W kraju zamieszkiwanym przez 26 mln katolików – kleryków (ok. 1000) i nowo wyświęconych księży (ok. 100 rocznie) jest aż siedmiokrotnie mniej niż w Polsce! A.C.
OSTOJA „WOLNOŚCI” Stany Zjednoczone, ostoja wolności na świecie, pobiły kolejny rekord. W USA mieszka 286 milionów osób, z tego aż 2 miliony przebywa w więzieniach. Departament Sprawiedliwości przyznał, że jest to światowy rekord. Totalitarne Chiny – wróg demokracji – nie mogą się pochwalić tak wysokim wskaźnikiem (1,5 miliona więźniów na 1,3 miliarda obywateli). Jeszcze słabiej wypadła Rosja mająca „tylko” 920 tysięcy skazanych na 144 miliony mieszkańców. MP
GŁASZCZĄ SAMOTNYCH Czeskie studentki ze szkoły artystycznej wpadły na niecodzienny pomysł: będą głaskać po policzkach samotnych pasażerów praskiej komunikacji. „Różowa brygada” chce w ten sposób sprawdzić reakcje ludzi na przyjazny gest ze strony obcego człowieka. Pomysł tak się spodobał, że do eksperymentu dołączyły studentki z Akademii Sztuk Pięknych w Bratysławie. Może pomysł podchwycą polskie dziewczyny? PaS
6
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
Stało się wreszcie to, na co sprawiedliwość czekała pięć lat. Ksiądz Wincenty Pawłowicz – pedofil wykorzystujący seksualnie ministrantów – stanął, za sprawą „FiM”, przed obliczem sądu. Proces zboczeńca w sutannie nie wzbudził najmniejszego zainteresowania mediów.
Pedofil przed sądem
Pawłowicz pozuje fotoreporterowi „FiM”
już martwy, ale wciąż ściskał w dłoni pracujący odkurzacz. ¤¤¤
ZŁOWIONE W SIECI Jakże często seks sprawia, że ludzi tracą resztki rozsądku. 27-letni Germano i 20-letnia Francesca z Chieti (Włochy) nie mogli spełnić swej miłości w domu z powodu sprzeciwu rodziców uważających, że młodzi powinni zaczekać do ślubu. Czy jednak musieli figlować w małym samochodzie... rozpędzonym w dodatku do 130 km/godz.? Francesca uznała, że seks w samochodzie jest bardzo udany, ale niestety, Germano w miłosnym zapamiętaniu stracił kontrolę nad pojazdem i auto wypadło z szosy. Pogrzeb obojga kochanków był wzruszający. ¤¤¤
34-letni Brytyjczyk o imieniu Martin uważał, że nic tak nie intensyfikuje doznań erotycznych jak brak powietrza. Prosił więc żonę, by w decydującym momencie zatykała mu usta i nos. W końcu zapragnął seksu solo, aby wypróbować nowy pomysł. Nałożył sobie na głowę plastikową torbę, z której usunął powietrze za pomocą próżniowego odkurzacza. Kiedy Martina odnaleziono, był
Jakie są największe nieszczęścia dla mężczyzny? – Śmierć żony, utrata pracy i RYSA NA LAKIERZE SAMOCHODU! ¤¤¤
Jak poznać, że facet miał orgazm? – Ziewa, a później chrapie. ¤¤¤
Kiedy mężczyzna potrafi prosto stanąć? – Kiedy piwo stoi na górnej półce. ¤¤¤
Co dać mężczyźnie, który ma wszystko? – Kobietę, która pokazałaby mu, co z tym wszystkim zrobić. ¤¤¤
Dlaczego blondynkom nie przysługuje w pracy przerwa na kawę? – Ponieważ jest to nieopłacalne. Po przerwie trzeba je ponownie przyuczyć do zawodu. ¤¤¤
Dlaczego blondynki nie lubią oranżady w proszku? – Bo nie wiedzą, jak wlać pół litra wody do tej małej torebeczki. ¤¤¤
Co powiedziała prawa noga blondynki do nogi lewej? – Nic. Nigdy się nie spotkały. ¤¤¤
Co umieszcza blondynka za uszami, by być bardziej atrakcyjną? – Nogi. Opr. JĘDREK
Jak to zwykle bywa w przypadku sprawy z udziałem księdza, Sąd Rejonowy w Łęczycy wyłączył jawność procesu, co oznacza, że nie możemy relacjonować na bieżąco ustaleń Temidy. A jednak co nieco przeniknęło przez grubą ścianę sądowej sali i dotarło do naszych uszu. Ustaliliśmy na przykład, że w pierwszym dniu zeznawało dziewięć osób, w tym pokrzywdzeni chłopcy i ich rodzice. Pawłowicz przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale usiłował
Gwiazda Katolandu C zy człowiek, który kreuje się na największą gwiazdę polskiej estrady, będzie chodził na pasku Kościoła? Czy buntownik, Michał Wiśniewski, „pięknie się nawróci” i dołączy do grona religijnych piosenkarzy typu Szcześniak? W Katolandzie, krainie cudów, wszystko jest możliwe... Gdyby nie fakt, że widziałem to na własne oczy, nigdy bym w to nie uwierzył! W reality show „Jestem jaki jestem” czerwonowłosy Wiśniewski kulił się i składał rączki na oczach milionów swoich fanów przed obliczem katolickiego księdza. Pogromcą „trudnego chłopca” polskiego show-biznesu okazała się inna gwiazda mediów – ksiądz Arkadiusz Nowak. Nowak, doradca ministra zdrowia ds. AIDS i narkomanii, uchodzi za księdza z ludzką twarzą, nie stroi się w czerń, nie szafuje napastliwymi komentarzami politycznymi. Z programu HEJ, KTO POLAK NA BAGNETY! Kogo obchodzi los jeńców WP 1939 pochowanych w RFN w ponad 500 miejscowościach. Pozbawieni praw Konwencji Genewskiej z 1949 r. www.cmentarze.de
mogliśmy się dowiedzieć, że Nowak jest przyjacielem domu Wiśniewskich. Nie dziwi nas to wcale, bo zgodnie z prawami fizyki ciała niebieskie (także gwiazdy) przyciągają się wzajemnie, więc przyjaźń „znanego i lubianego” księdza ze „znanym i lubianym” piosenkarzem to tylko kwestia czasu. Nowak, który nie pominie żadnej okazji, aby pokazać się w telewizji, wpadł jednak we własne sidła – już przed kamerami biedaczek przypomniał siebie, że przyjaźń przyjaźnią, ale on przecież jest katolickim księdzem i lud wierny patrzy na niego. Nie wytrzymał i w obliczu luzackiego i klnącego Wiśniewskiego zaczął pouczać i moralizować. Pokazał swą nieznaną dotąd w mediach twarz – zrzędliwego, pewnego siebie klechy. Żałosne to było! Kiedy Wiśniewskiemu wymknęło się niewinne przecież powiedzenie: „Między Bogiem a prawdą”, usłyszał od „przyjaciela”: „Już ci kiedyś mówiłem, że nie można tak powiedzieć, bo to Bóg jest prawdą!”. Wiśniewski, wielce zakłopotany, wybełkotał: „No, prawda, tak mówiłeś...”. Tak to właśnie jest w Katolandzie – nawet rozpieszczane przez publiczność gwiazdy mają zakodowane w genach, że ksiądz to ksiądz i bać się go, i korzyć się przed nim trzeba. Nawet,
pomniejszyć ich znaczenie – oświadczył, że dochodziło „tylko” do wzajemnego obnażania i masturbacji. Mimo ujawnienia całej prawdy i doprowadzenia przez dziennikarzy „Faktów i Mitów” do aresztowania Pawłowicza oraz postawienia go przed obliczem Temidy – widać było, że pokrzywdzeni woleliby uniknąć bolesnego powrotu do wydarzeń sprzed lat i nagłośnienia sprawy. W tym kontekście zrozumiała jest decyzja sądu o opuszczeniu sali sądowej – przez wszystkich pokrzywdzonych i oskarżonego – specjalnym wyjściem uniemożliwiającym jakikolwiek kontakt z dziennikarzami. A dziennikarzy było aż dwóch i obaj z „Faktów i Mitów”. Czyżby dzieci wykorzystywanych seksualnie przez zboczonych księży było tak dużo, że sprawa jednego Pawłowicza nie stanowi najmniejszej sensacji? A może chodzi o coś zupełnie innego. Od początku wykrycia przez nas sprawy obserwujemy dziwną obojętność „uczciwych” rzekomo mediów. W pierwszym dniu procesu pokrzywdzeni i świadkowie zeznawali przez pięć godzin. Oskarżonemu pedofilowi grozi kara pozbawienia wolności od roku do dziesięciu lat. Kolejna odsłona – 21 maja br. M.Sz., R.P. Fot. Alex Wolf
jeśli jest się z nim po imieniu, a bywa, że i po kielichu. Z prasy kolorowej dowiedzieliśmy się z kolei, że Wiśniewskich i Nowaka łączy nie tylko jakaś tam zwykła znajomość: „Ksiądz Arkadiusz podjął się roli opiekuna duchowego Michała i Marty”. Osobisty duszpasterz? Więcej, przewodnik zagubionych dusz! Jak twierdzi żona piosenkarza, Nowak przygotowuje ich do... ślubu kościelnego. Sam Wiśniewski wyznaje w „Życiu na Gorąco”: „Ksiądz Arek powoli mnie nawraca. Pokazał mi Kościół od zupełnie innej strony. Bardziej uczciwy, bliski człowiekowi”. Panie Michale, nie wiemy, co takiego niesamowitego ksiądz Nowak Panu pokazał, że daje się Pan nabrać na to kościelne ględzenie i „Kościół z innej strony”. Bo Kościół jest jeden, zmienia tylko opakowania i dekoracje w zależności od oczekiwań potencjalnego nabywcy. Zachęcamy zatem – niech się Pan nie da na to nabrać, bo wtedy taki z Pana oryginał i wolny człowiek jak... wie Pan. Chyba że to „nawrócenie” to taki marketingowy chwyt – dość często w Katolandzie stosowany. Jeśli chce się być (jako artysta show-biznesu) tak powszechnym, jak powszechny jest w Polsce Kościół, to trzeba się z tym Kościołem pokazywać, dla niego śpiewać, uklęknąć choć raz w życiu na Jasnej Górze, by kamery pokazały... Jeżeli tak, Panie Michale, to miłego nawrócenia i dobrej zabawy! Szkoda tylko, że powieli to stereotyp, że w Polsce niczego nie można osiągnąć bez udawania kogoś, kim się w rzeczywistości nie jest. ADAM CIOCH
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
Tok
szał
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Telewizja „Trwam” jeszcze trwać nie zaczęła, a już planuje, co robić, by przetrwać. Choć analitycy wieszczą klapę, program w zarysie istnieje. W telewizji pracować mają ludzie wybrani osobiście przez ojca Rydzyka. Odpadli chętni z Pulsu i Niepokalanowa, ekipę stanowią natomiast wybrańcy związani z Radiem Maryja, „Naszym Dziennikiem” i toruńską szkołą niby-medialną. Najmocniejszą stroną stacji mają być programy historyczno-patriotyczne prowadzone przez... zaciekle prawicowego publicystę (z „Naszego Dziennika”) o wyraźnie antysemickim nastawieniu, czyli Jerzego Roberta Nowaka zwanego profesorem. Programom informacyjnym ma szefować naczelna „Naszego Dziennika” Ewa Sołowiej, a wiadomości nadawane będą z... redakcji gazety. Podobno studio już gotowe. Religijne show będą wzorowane na amerykańskich występach kaznodziejów. To wszystko na dobry początek przez 5 godzin dziennie. Pieniądze mają pochodzić m.in. z dziewięciomilionowej pożyczki, której gwarantami, jak pisze „Wprost”, są... Edward Moskal – prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej – oraz Jan Kobylański – prezes Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej.
TADEUSZ RYDZYK „Chcemy jak najszybciej wejść na ekran. Myślę, że to ee... yy... nie wyjdzie jednak 20 kwietnia, ponieważ jeszcze trzeba wejść w kabel też, do tych którzy mają telewizję kablową. A tu widzimy nie wszyscy z tych operatorów kabla są tacy chętni. Właściwie tak się zachowują, jakby byli naprawdę panami życia i śmierci niektórzy. I warunki stawiają, przeróżne warunki, ludziom mówią nooo może wezmę może nie wezmę, musi zobaczyć rada programowa, a najbardziej eeyy... chodzi o kasę i ideologię. Bardzo wielu byłych komunistów ma te kablowe telewizje i oni dyktują”.
Wrocławska siedziba Rydzykowej spółeczki
Zgodnie z naszymi przewidywaniami psu na budę zdały się Rydzykowe obietnice uruchomienia na Wielkanoc telewizji. Przeszkodziła dyrektorowi jego własna „inteligencja biznesowa”. iało być wejście smoka – „TV »Trwam« połamie kości wielkim nadawcom” – zapowiadano w Radiu Maryja. Tymczasem na szklanym ekranie widnieje zaledwie plansza informacyjna, a z głośnika płynie polonez As-dur. Dla ojca dyrektora przyczyna tej wpadki jest oczywista: „Dawni komuniści, którzy zawłaszczyli telewizje kablowe (...) teraz trudności robią ze względów ideologiczno-sprytowych” – ujawnia na antenie, na razie radiowej. „Kompletna indolencja, brak wyobraźni i wiedzy o rynku telewizyjnym” – odpowiadają specjaliści z branży mediów elektronicznych. Zestawmy racje stron, choć słowotok jednej z nich trudno określić mianem argumentacji. Właśnie te ostatnie z cytowanych wypowiedzi oddają istotę problemu. Przypomnijmy: należąca do ojca dyrektora fundacja Lux Veritatis jest wyłącznym dystrybutorem odbiorników satelitarnych dla TV „Trwam” („FiM” 16/2003). Jest więc oczywiste, że dopóki Rydzyk nie sprzeda ich w liczbie gwarantującej zaplanowany zysk z tytułu prowizji, będzie grał na zwłokę. Zdziwieni właściciele
„kablówek” gremialnie potwierdzają, że nie otrzymują od Rydzyka jakichkolwiek odpowiedzi na zapytania i oferty. Co charakterystyczne, gdy słuchacze entuzjaści telefonują do Radia Maryja, aby pochwalić się, że „oddolnie” zdołali doprowadzić do umieszczenia TV „Trwam” w ofer-
M
Fot. G. Jakubowski/FORUM
cie programowej lokalnego operatora kablówki, Rydzyk stara się ostudzić ich zapały: „Ostrożnie, ostrożnie. Ja proponuję, żebyście państwo nie gorączkowali się tak, spokojnie (...) rezygnujcie z tych ee... yy... kablowych telewizji, nie będziecie wtedy płacić im. Raz się kupuje taki odbiornik satelitarny, który ee... yy..., który u nas tutaj jest bardzo tani. I nie jest sprowadzany skądś tam, z jakiejś takiej
7
Fot. Alex Wolf
strefy, która jest tania i tu się sprzedaje bez gwarancji i tak dalej”. Trudno dziwić się tym wezwaniom, bo przecież za roczne wydzierżawienie tzw. transpondera na satelicie „komuchom” z luksembursko-amerykańskiego koncernu SES Astra trzeba z góry zapłacić około 800 tys. euro, a reklamodawców chcących finansowo zasilać „Trwam” jakoś nie widać – ćwierkają do nas toruńskie „wróbelki” fruwające w pobliżu Radia Maryja. „Myślę, że ojciec dyrektor topi pieniądze. (...) Opiera się (grono potencjalnych widzów – dop. A.T.) na najmniej komercyjnej grupie, najuboższej, najsłabiej kupującej i ze względów generacyjnych szybko się kurczącej. (...) To dla reklamodawcy wyrok śmierci” – uważa Bogusław Chrabota przewodniczący Konferencji Mediów Polskich. Nauczeni doświadczeniem należącej do franciszkanów, a 9 kwietnia br. upadłej Telewizji Familijnej, w której takie firmy jak KGHM, PKN Orlen, Polskie Sieci Energetyczne i PZU utopiły dziesiątki milionów złotych naszych wspólnych pieniędzy, uprzedzamy, że bacznie będziemy się przyglądać państwowym firmom reklamowanym przez telewizję Rydzyka. Bo jak by to powiedział Szekspir: „W tym (tok) szaleństwie jest metoda”. ANNA TARCZYŃSKA PaS
„Załatwiajcie sobie wejście w kabel. Ci operatorzy kabla niech się zwracają do nas, muszą mieć umowę z nami i dopiero dalej. Widzę, że są trudności zwłaszcza, tak obserwuję, zwłaszcza trudności robią ci dawni komuniści, którzy zawłaszczyli niejedną rzecz w Polsce i również telewizje kablowe i teraz są panami sytuacji. Ale to nie oni są panami, ale wy jesteście, bo wy jesteście klientami i wy im płacicie”. „Ci komuniści trudności robią ze względów ideologiczno-sprytowych. Stawiają warunki! Ja to, co powiedziałem, zaobserwowałem w niejednym miejscu. Zobaczymy – mówią! Jest Telewizja »Trwam«, to jeden z drugim chce na katolikach zarobić kokosy. Trzeba prostować te sprawy. Tylko z tym, to nie tak, że my idziemy i żebrzemy... tylko nacisk wielu ludzi i eeyy... tego, najwyżej zmówić się i dziękujemy... towarzysze, dziękujemy (...) W Ameryce też są towarzysze tam, jak nie tacy to tacy, chodzi o to, że są ateiści i jest w kablu telewizja matki Andżeliki”. „To są towarzysze, to wszystko. Towarzysze i biznes, tutaj pies ee... yy... pies psu ogona nie urwie. Proponuję rezygnować z tych sieci kablowych, zamówić sobie i kupić u nas odbiornik satelitarny i będzie dobrze. Wszystko jest na gwarancji, serwis w Polsce, kto pierwszy ten lepszy, tak powiem. Później następni muszą czekać. Jeszcze raz mówię, odbiorniki satelitarne szybko, jak najszybciej”.
OPERATORZY TELEWIZJI KABLOWYCH (TK) „Podpisałbym umowę, ale nikt mi jej nie przedstawił. Jest zasadą, że jeśli jakaś telewizja zamierza ruszyć, przesyła bezpośrednio do kablówek lub Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej projekt umowy. »Trwam« tego nie zrobiła, więc obwinianie nas za opóźnienia jest nieuczciwe” (Wiesław Półkośnik, prezes TK Dipol w Białymstoku). „Nie można się skontaktować z kierownictwem fundacji Lux Veritatis. Nikt nie odpowiada na faksy, e-maile. Przez telefon też nie sposób się porozumieć” (Krzysztof Stefaniak, rzecznik TK Vectra). „Do tej pory »Trwam« nie zgłosiła się do nas z żadną propozycją. Retransmitowaliśmy katolickie programy Puls i Niepokalanów, dlaczego nie mielibyśmy zrobić podobnie z tą stacją? Ale po pierwsze, musi ona najpierw zacząć nadawać, po drugie, trzeba mieć sporządzoną umowę. Po trzecie, potrzebna jest także akceptacja KRRiT. To formalność, ale przepisy tego wymagają” (Lucjan Zubrzycki, grudziądzka TK). „Dla mnie jednym z istotniejszych warunków jest np. fakt, czy nadawca będzie chciał, abyśmy mu płacili za emisję tego programu” (Jerzy Muchcewicz, prezes TK Toruń). „Dostaję mnóstwo telefonów w tej sprawie. Dzwonią przeważnie starsze panie, które głosem nie znoszącym sprzeciwu domagają się Telewizji »Trwam«” (Sławomir Walter, współwłaściciel nowosądeckiej TK Insat). „Zgłaszają się też zagorzali przeciwnicy, którzy nie zgadzają się, aby ta telewizja pojawiła się w ofercie” (pracownik białostockiej TK SAV). „Wina leży niestety po drugiej stronie. Rozmawialiśmy z jednym z ojców z Radia Maryja, który twierdził, że jest odpowiedzialny za przygotowanie umów dla telewizji kablowych. Już wiele dni temu obiecał przesłać i niczego nie dostaliśmy” (Wiesław Winczura, toruńska TK Petrus). „Ojciec Rydzyk jest człowiekiem o inteligencji biznesowej” (pragnący zachować anonimowość ekspert TV-SAT).
8
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
Czarne szkoły Konstytucja RP gwarantuje wolność sumienia i wyznania. Zapewnia również dostęp do edukacji neutralnej światopoglądowo. Ostrzegamy – kolejny raz Kościół ma to w głębokim poważaniu. Za publiczne, tj. nasze pieniądze tworzy w Polsce szkoły wyznaniowe! W kilku łódzkich parafiach wiosną 2003 r. pojawiły się ogłoszenia o zapisach do Katolickiej Publicznej Szkoły Podstawowej i Katolickiego Publicznego Gimnazjum. Szkoły o charakterze wyznaniowym (sic!) będą bezpłatne. Oznacza to, że utrzymywać je będzie budżet państwa oraz miasto Łódź. Nauczyciele Szkoły Podstawowej nr 41 w Łodzi ze zdumieniem dowiedzieli się, że w budynku ich szkoły (na zdjęciu) ma powstać katolicka konkurencja, która rekrutację rozpoczęła bez wymaganych zezwoleń (brak pozytywnej opinii Kuratorium Oświaty w Łodzi oraz zezwolenia prezydenta m. Łodzi). W folderach reklamowych Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich chwaliło się możliwością korzystania z wyposażenia i zaplecza SP 41 (sala gimnastyczna, świetlica, sala komputerowa itd.). Zdaniem nauczycieli program wychowawczy zawarty w ulotce Stowarzyszenia stanowi nieco poszerzoną kopię programu zamieszczonego do niedawna na stronie internetowej SP 41. – Nie mam nic przeciwko szkołom katolickim – zaznacza na wstępie poseł Krzysztof Baszczyński, szef łódzkiego oddziału ZNP, który zaangażował się w obronę SP 41 – ZNP też prowadzi swoje placówki oświatowe. Ale robi to zgodnie z zasadami wolnego rynku, za własne pieniądze, a nie czerpie z publicznych środków, bo też by ich nie dostał. Stawiam „dolary przeciwko orzechom”, że jeśli nie uda się zablokować działań SPSK to za dwa, trzy lata po SP 41 nie zostanie żaden ślad! Przez myśl nam nawet nie przeszło, że jakikolwiek wpływ na wyjątkową arogancję i lekceważenie prawa przez katolickie Stowarzyszenie, ma obecność na stanowisku prezydenta miasta podpory ZChN, Jerzego Kropiwnickiego. O sprawie w Łodzi zrobiło się głośno, więc ostatnio zaplanowano nową, niewywołującą konfliktów lokalizację szkół w placówce przy ul. Bohdanowicza. Wbrew oczywistym dowodom, Maria Piotrowicz (również działaczka ZChN), dyrektor Wydziału Edukacji i Kultury Fizycznej UMŁ, na spotkaniu z nauczycielami i dyrekcją SP 41, stwierdziła nawet, że... nikt nigdy nie myślał o lokalizacji w SP 41. Pomysł, który próbuje się zrealizować w Łodzi, nie jest nowy. Z powodzeniem przetrenowano go już w innych gminach. W roku szkolnym 2000/2001 Stowarzyszenie, tylko w trzech województwach: śląskim, mazowieckim i łódzkim, prowadziło 11 katolickich szkół
publicznych. W skali kraju w 2002 roku było 207 szkół publicznych prowadzonych przez stowarzyszenia, fundacje i kościoły, z tego SPSK prowadziło już 22. Ekspansja trwa. Mechanizm działania jest prosty: Stowarzyszenie korzysta ze skutków niżu demograficznego. Gdy gminy i powiaty likwidują małe szkoły, pojawia się wtedy Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich. Składa propozycję nie do odrzucenia – stworzy nową szkołę i za publiczne pieniądze (które dostaje od ręki!) chętnie ją poprowadzi. Ten proceder senator Krystyna Sienkiewicz (UP) skomentowała: „Jest to skandal! Tragiczne jest, że dzięki hojności ustawodawcy, cały proceder jest zgodny z prawem. Ustawa o systemie oświaty z 1991 r. dopuszcza prowadzenie szkół publicznych przez stowarzyszenia, fundacje, a nawet grupy wyznaniowe. Dzięki temu państwowe pieniądze przeznaczone na oświatę tuczą prywatne kieszenie”. Ustawa o stowarzyszeniach zobowiązuje do składania do sądu corocznych sprawozdań finansowych. Ile sprawozdań złożyło katolickie Stowarzyszenie? Ani jednego! Ponowna rejestracja w Krajowym Rejestrze Sądowym, która jest czystą formalnością, zajęła katolikom 8 miesięcy (luty – wrzesień 2001 r.). Z dwóch tomów akt, aż 90 proc. stanowią wezwania sądu do usunięcia braków formalnych w dokumentacji Stowarzyszenia. Nie najlepiej Stowarzyszenie radziło sobie również z gospodarowaniem pieniędzmi. Dwukrotnie wierzyciele (Urząd Skarbowy w Sosnowcu i sosnowiecka Kancelaria Radców Prawnych) kierowali do sądu zapytania o adres i skład władz w celu ściągnięcia długów. Jednym z inicjatorów Stowarzyszenia jest brat Andrzej Grzesik (Zgromadzenie Braci Szkolnych), który pracuje w Akademii Polonijnej (o ogromnych w niej przekrętach pisaliśmy w „FiM” 11/2002). Prorektorem tej uczelni jest... były premier Jerzy Buzek. Stowarzyszenie rozwija się przebojowo. W małej gminie Osjaków (woj. łódzkie) spośród czterech szkół publicznych już dwie przerobiono na katolickie. Jeszcze trochę, a Stowarzyszenie zmonopolizuje edukację w gminie. Wtedy rodzice staną przed
ciekawym dylematem: czy posyłając dzieci do szkoły wyznaniowej,
narażać je na permanentną indoktrynację, czy też nie posyłać dzieci do szkoły i narażać się na więzienie za lekceważenie obowiązku szkolnego. A może wozić pociechy kilkadziesiąt kilometrów od domu do normalnej placówki? Poseł Aleksandra Gramała sprowadza na ziemię, mówiąc, że „obowiązkiem państwa
i samorządu jest zapewnienie dzieciom edukacji neutralnej światopoglądowo. Próba monopolizacji szkolnictwa przez jedno wyznanie jest łamaniem konstytucji”. Zdaniem senator Krystyny Sienkiewicz, ustawa o systemie oświaty z 7 września 1991 roku, która umożliwia tworzenie placówek publicznych także przez organizacje wyznaniowe, wymaga pilnej zmiany. Dla senator Marii Szyszkowskiej takie działania są kolejnym dowodem potwierdzającym budowę państwa wyznaniowego w Polsce. Dla nas również. ANNA KARWOWSKA JAROSŁAW RUDZKI JERZY SERAFIN Współpraca RAFAŁ KĘDZIORA
Fot. Jerzy Serafin
Z
araz Wam opiszemy, jaki to „świetny interes” zrobiły poprzednie, SLD-owskie władze Bydgoszczy. Miasto straciło dwie atrakcyjne działki warte milion złotych, a wkrótce pozbędzie się kolejnego gruntu. I – na dokładkę – będzie bulić solidne odszkodowanie spółce, której jest mniejszościowym udziałowcem. Było tak. W 1998 roku solidny niemiecki koncern Park Bau zaproponował bydgoskim władzom budowę wielopoziomowego parkingu. Firma ta pobudowała już w Reichu ponad 60 podobnych obiektów. Głucha na przestrogi innych niemieckich firm, wzięła się za interesy w naszym kraju. Dodatkowy pech polegał na tym, że Niemcy wybrali Bydgoszcz. W pierwszym etapie negocjacji udało im się przekonać do tej inwestycji wiceprezydenta Bydgoszczy Grażynę Ciemniak. Stanęło na tym, że miasto da grunty pod budowę, a Niemcy wyłożą kasę i pobudują. Po 25 latach parking miał się stać własnością Bydgoszczy. Tyle tylko że Grażyna Ciemniak tak naprawdę to miała w bydgoskim Ratuszu tyle do powiedzenia, co Żyd za okupacji. Wstępną umowę natychmiast storpedował ówczesny prezydent Roman Jasiakiewicz, który teraz
Parkingowe manewry jest wiceprzewodniczącym rady miejskiej. Ten sam to zresztą człek, o którego dziwnych transakcjach lokalowych „FiM” już pisały (nr 50/2002). Przypomnijmy: Jasiakiewicz zasłynął m.in. z tego powodu, że za swój dom dostał 450 tys. zł od firmy Budlex z Torunia, która akurat przypadkowo robiła z Ratuszem interesy. Dom ów niemal na pniu został sprzedany za 250 tys. zł, bo tak naprawdę tylko tyle był wart. Czy ktoś tu mówił o ukrytej łapówce...? Teraz transakcjami zajmuje się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, której agenci głowią się przy okazji, skąd Jasiakiewicz miał tyle kasy, by kupić sobie cztery inne domy w różnych miastach Polski, w tym w Warszawie i Gdyni. Oczywiście były prezydent uważa dochodzenie za
spisek mediów i prokuratorów. Ale wróćmy ad rem. Jasiakiewicz zażądał, by grunty, które miało
wnieść miasto, nie były zabezpieczeniem kredytu na budowę parkingu. Zażyczył też sobie od Niemców, by – ot tak, za bezdurno – wpłaciły do miejskiej kasy 2 miliony marek. Park Bau popukał się w czerep i zniknął z Bydgoszczy raz na zawsze. Później wyszło na jaw, że w tym samym czasie ratuszowa wierchuszka nie próżnowała. Wiceprezydent Bydgoszczy i prawa ręka Jasiakiewicza, Bronisław Baranowski, negocjował z Budimeksem warunki stworzenia spółki mającej zająć się budową dwóch wielopoziomowych parkingów. Firma ta była „przypadkowo” właścicielem bydgoskiego Budomontu. A w Budomoncie robotę jako kierownik budów miał... zięć Baranowskiego. Tym razem, jak łatwo się domyślić, z podpisaniem umowy nie było żadnych problemów. Tyle tylko że – delikatnie mówiąc – była ona ciut mniej korzystna niż ta, którą miano zawrzeć z Niemcami. Aportem do „Auto Parku” władze Bydgoszczy
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
J.S. MITOMAN
MAC-ki Jeśli istnieje jakiś związek pomiędzy mitomanią, nierzetelnością a mściwością, to związek ten nazywa się Jerzy Sławomir Mac – osobnik określający siebie mianem dziennikarza. Dwojga imion Mac jest rasowym podróżnikiem. Z tym że nieco osobliwego rodzaju. Nie przemierza on bowiem kontynentów tylko kolejne redakcje. A ostatnio – tam, gdzie tylko na chwilę się zaczepi – opluwa „Fakty i Mity”. Można by powiedzieć, że specjalizuje się w Faktomitowej tematyce i niewykluczone, że już wkrótce doczekamy się pierwszego doktoratu na nasz temat – Macowego oczywiście autorstwa. Skąd ta „miłość” do „FiM”? A stąd, że ubiegłoroczne, oszalałe, lipcowe słońce wywołało u nas coś na kształt udaru słonecznego, co doprowadziło do zatrudnienia Maca w redakcji. Jednak już pierwsze chłodne wieczory sierpnia przyniosły otrzeźwienie. Mac oddawał szefostwu do akceptacji teksty nieudokumentowane, na kilometr cuchnące salą sądową. Zaowocowało to wywaleniem redaktora na zbity pysk.
Od tego czasu redaktor Mac zapałał do nas uczuciem tyleż gwałtownym co krwiożerczym, a egzemplifikację tegoż uczucia
przekazały dwie atrakcyjne działki w Śródmieściu, a Budimex przekazał 1,65 mln zł. Podczas podpisywania umowy nikt nie przejmował się takimi duperelami, że w „Auto Parku” miasto miało tylko 30 proc. udziałów i pozbawione było prawa wyboru prezesa i szefa rady nadzorczej.
właściciela zrujnowaną kamienicę. Po co? Niby po to, by połączyć parking z ruchliwą ul. 3 Maja. Tyle tylko że tego odcinka drogi nie wybudowano do dziś. Co gorsza, miasto nie wprowadziło w pobliżu parkingu zakazu parkowania na ulicach. Ten pomysł zaś jest częścią umowy z Budimeksem, więc jego olanie grozi sądem i kolosalnym odszkodowaniem z tytułu utraconych przez „Auto Park” zysków. Ponieważ pół roku temu okazało się, że straty „Auto Parku” przekroczyły już kapitał spółki (2,5 mln zł), więc konieczne stało się opracowanie planu naprawczego. Budimex wymyślił sobie tym razem, że miasto (czyli niczyj wór bez dna) przekaże mu kolejną działkę przy ul. Pod Blankami. To grunt jeszcze bardziej atrakcyjny niż dwie pozostałe działki i wart jest grubo ponad 600 tys. zł. Firma szczodrze przy okazji zadeklarowała, że na budowę parkingu w tym miejscu wyłoży przynajmniej 2,5-krotną wartość gruntu. Nie był to jednak akt miłosierdzia, bowiem w ten sposób Budimex obniżył jeszcze bardziej udziały Bydgoszczy w „Auto Parku”, czyli zaczął sprawować nad spółką praktycznie monopolistyczną kontrolę. Władze odważnie nie zgodziły się na to rozwiązanie. Wygląda
Później było jeszcze ciekawiej, bo wyszło na jaw, że na jednej z działek parking powstać nie może, gdyż nie przewiduje tego plan zagospodarowania przestrzennego. A to dlatego, że urzędasy zapomnieli, iż na tej działce... stoi już jak byk zajezdnia Miejskiego Zakładu Komunikacji. Parking na drugiej działce oddano do użytku w połowie 2001 r. i – jak dotąd – przynosi on same straty. Jaj ciąg dalszy nastąpił pół roku później, gdy wyszło na jaw, że Budimex wziął 2 mln euro kredytu. Oczywiście w imieniu „Auto Parku”, czyli także w imieniu miasta! Zabezpieczeniem zaś były – nie zgadniecie – komunalne grunty... Budimex zrobił więc dokładnie to, czego nie pozwolono zrobić Niemcom. Na dodatek okazało się, że miasto lekką rączką, za około 400 tys. zł wykupiło od prywatnego
można odnaleźć w jego kolejnych publikacjach. Najpierw obsobaczył „FiM” w „Dzienniku Łódzkim”, pisząc stek kłamstw, pomówień, półprawd i przeinaczeń. Wziął za to wierszówkę i zapragnął jeszcze jednej wypłaty. W tym celu, w tej samej gazecie, opublikował artykuł, którego druku odmówiliśmy mu wcześniej u nas. Rzecz dotyczyła
współpracy księży z komunistyczną agenturą. Tekst osobiście zdjął Jonasz, zarzucając jego autorowi tendencyjność, nierzetelność i brak potwierdzenia w faktografii. Innymi słowy był to knot nad knotami, który niechybnie wpuściłby „FiM” w niezły kanał.
A jednak kilka tygodni później przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy ten sam materiał ukazał się w „DŁ”. Ten sam, a jakby nie ten sam.
jednak na to, że za tę „odwagę” znów będą musieli zabulić podatnicy. Dlaczego? A dlatego że
istnieje tajny dokument, w którym bydgoska wierchuszka zobowiązała się do przekazania tej działki Budimeksowi. Firma przymierza się właśnie do pozwania miasta do sądu. Kolejne odszkodowanie może iść w miliony. I o to właśnie chodzi... Przed jesiennymi wyborami prezydent Jasiakiewicz twierdził po cichu, że sam jeden upora się z piwem, którego sobie i podatnikom nawarzył. Nie miał okazji tego udowodnić, bo wybory przerżnął aż miło. A na koniec tej opowieści mamy taki oto smaczek: Bydgoszcz spokojnie mogła wycofać się z tego cud-interesu bez groźby procesów sądowych i odszkodowań. Jak? A tak, że wiosną ubiegłego roku do Budimeksu wkroczył kapitał zagraniczny. Wobec takiego obrotu spraw działki już nie musiały być wniesione aportem do spółki, bo gdy jeden z jej podmiotów jest zagraniczny, to zgodę na przejęcie ziemi musi wydać minister spraw wewnętrznych i administracji. Wystarczyło tylko trochę pomyśleć. No tak... ale to boli... bardzo boli. ROMAN KRAWIECKI
Redaktor dwojga imion Mac dodał bowiem do niego nowe słowa. Wyglądało to mniej więcej tak, że w miejscu, gdzie wcześniej napisał: „(...) księża współpracowali z bezpieką”, dodał słówko „nie” i już było, że nie współpracowali. W akapicie: „(...) prawdą jest, że na usługach UB byli i biskupi” znów pojawiło się owo „nie” i już było, iż „nieprawdą jest...”. I tak dalej. W ten sposób, nieco tylko nicując gotowy materiał, Mac wziął kolejne honorarium. Szczęki nam jednak opadły, gdy kolejny Macowy materiał na temat „Faktów i Mitów” odnaleź-
liśmy w marcowym wydaniu poważnej, prawicowej „Gazety Polskiej”. Czego tam nie było?! Przeczytaliśmy takie bzdury, że ostatni włos zjeżył się nam na głowie, później (jakby to powiedział poeta) ogarnął nas śmiech pusty, a potem litość i trwoga. Dowiedzieliśmy się na przykład, że żona Jonasza, Ewa, specjalnie poleciała do Kanady z walizą pełną antyklerykalnych koszulek, aby przebrany w nie tłum zakłócił wizytę papieża. A to się mama Ewy zmartwiła... nie do niej i nie do dwóch braci w Toronto przyjechała Kotlińska, tylko do JPII. Wyrodna córka jedna! Ale to jeszcze nie wszystko. Według „dwojga imion” zwolennicy „Faktów i Mitów” przygotowywali storpedowanie wizyty Ojca Świętego w Polsce. Prawie im (nam?) się udało i tylko interwencja służb specjalnych, inwigilujących te niecne zamiary, udaremniła katastrofę. Idiotyzmów i debilizmów było co niemiara. Mac między wierszami artykułu sugeruje na przykład (wiedział czym podjarać „Gazetę Polską”), że Jonasz jest Żydem. Tymczasem każdy dziennikarz w Polsce wie, że to właśnie Mac jest Żydem stuprocentowym, bo jest. To by było na tyle. Cytowanie głupot też może się w końcu znudzić i tylko żal, że na te rojenia chorego umysłu nie ma skutecznego lekarstwa, a pewnie i psychiatra byłby tu bezsilny. Mac Jerzy Sławomir to nie tylko ulubieniec „FiM”. Bardzo pokochało go też „Nie”, któremu wytoczył proces o nazwanie go mitomanem (porwania Maca, podpalenia Maca i inne megalomańskie
9
próby zwrócenia na siebie uwagi) i przegrał, co Jerzy Urban trafnie po swojemu skomentował, że Maca można już oficjalnie mitomanem nazywać. Jakiego zaś formatu jest to człowiek, najlepiej świadczą opublikowane przez „Rzeczpospolitą” słowa redaktora „Wprost” Macieja Łuczaka wypowiedziane podczas kolejnego procesu z udziałem „dwojga imion”: „Pan Mac dzwonił do mnie kilkakrotnie, żądając pieniędzy bądź przywrócenia do pracy (z »Wprost« Mac też wyleciał na zbitą mordę – przyp. J.G.). Groził, że w przeciwnym razie stanie po stronie przeciwnika procesowego i pomoże doprowadzić do jego zwycięstwa”. W „Faktach i Mitach” Mac podpisywał się swoim imieniem i nazwiskiem. Kiedy jednak oddawał teksty szczególnie napastliwe wobec Kościoła, pod artykułem widniał podpis Jakub Diamant. Oto tylko dwie próbki jego twórczości: „Dziś jesteśmy jedynym krajem europejskim, w którym istnieje religia panująca i de facto rządzi feudalny Kościół, a nie demokratycznie wybrana władza. Pod dyktando Krk parlament uchwalił zakaz aborcji, wpisał do konstytucji invocatio Dei, wprowadził religię do szkół (...) Jakakolwiek próba zmiany tego stanu rzeczy wywołuje ze strony hierarchów Krk i powiązanych z nim »talibów« w rodzaju Ligi Polskich Rodzin – wściekły jazgot protestu”. W jeszcze innym akapicie odkrywa: „(...) jak się ma do tego wszystkiego tzw. kult maryjny, rozbuchany przez obecnego papieża do granic absurdu? Kościół Ducha Świętego czci istotę nie w pełni uduchowioną, zaliczaną do duchowych podludzi” („FiM” 34/2002). Napisał też coś i o „Faktach i Mitach”, czyli paradoksalnie o samym sobie: „(...) Ci, którzy zwalczają nasz tygodnik – uniemożliwiając jego promocję i odsądzając od czci i wiary osoby pomagające w jego upowszechnianiu – sami mimowolnie przykładają rękę do jednej z największych zbrodni, jaką jest wykorzystywanie seksualne dzieci (...)” („FiM” 28/2002). Naturalnie bardziej napastliwe i obsceniczne określenia Kościoła, księży, Matki Boskiej, polskiej prawicy – nie ukazały się nigdy, bo „FiM” nie są miejscem na walkę z religią oraz na ekstrementy jakiegokolwiek oszołoma. W końcu Jonasz, mając dość tej i podobnej frazeologii oraz pisania artykułów „z sufitu”, palnął gościa, a ten „dwojga imion” tak dalece nieszczęśliwie zakochał się w „FiM”, że próbował sądowego przywrócenia go do pracy. Dziś pisze w „Gazecie Polskiej”. Współczujemy Panu Redaktorowi Wierzbickiemu. Naprawdę współczujemy, bo przeczuwamy, że wkrótce i tę gazetę oplotą jakieś dziwne Mac-ki! JOANNA GAWŁOWSKA
10
TO JEST POLSKA WŁAŚNIE
Przesiadka na osiołka!
W
miniony Wielki Czwartek, święto wszystkich kapłanów, nasze ukochane prymasidło – Józef kardynał Glemp – nawiedziło warszawską archikatedrę św. Jana Chrzciciela i powiedziało do ponad 300 księży coś, co sprawiło, że wielu z nich pogubiło szczęki. Pupil „FiM” zagrzmiał bowiem: „Pierwszym zadaniem kapłanów jest skierowanie kroków ku biednym i bezrobotnym. (...) mamy głosić Dobrą Nowinę i wlewać w serca nadzieję. (...) kapłani są powołani do służby, a nie do wyróżnień czy pochwał. (...) my mamy zasłużyć na błogosławieństwo Pana”. Czyżby słowa o „skierowaniu kroków” miały świadczyć, że odtąd kapłani będą podążać do biednych owieczek per pedes?! Jeśli tak, to spieszymy przypomnieć, że sprzedaż jednego tylko biskupiego lub prałaciego mercedesa czy też volvo (wartości około 200 tys. zł) pozwoliłaby nakarmić, przez co najmniej miesiąc, TYSIĄCE
BIEDNYCH I BEZROBOTNYCH. A jakby rzecz całą przemnożyć przez skalę zjawiska, to mogłoby się okazać, że przez kilka najbliższych lat w całej Polsce problem głodnych dzieci i śmietnikowych nurków byłby tylko niemiłym wspomnieniem. Nadzwyczaj nam się podoba ta wielkanocna Glempowa inicjatywa i aby pomóc jego prominencji rozeznać skalę problemu, przedstawiamy wycinek małego remanenciku. Oto co z bizantyjskich dóbr sług ubogiego Mistrza z Betlejem nadaje się do upłynnienia od zaraz. MarS Fot. archiwum
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
11
Wrogowie Pana Boga Kiedy ksiądz postanowi wybudować kościół tuż przy twoim domu, to na nic się zdadzą przepisy architektoniczne i sądy. Kto się przeciwstawi „dobru Kościoła”, zostanie osobistym wrogiem Pana Boga. Proboszcz parafii św. Gerarda w Gliwicach, ksiądz Waldemar Ciurej, wymyślił sobie, że wybuduje nowy kościół dla rozbudowującego się osiedla Waryńskiego. Nie byłoby w tym może i nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że swój pomysł postanowił urze-
1
pięciu miesiącach sprokurował odpowiedź. Rzecz jasna, podtrzymał pozwolenie wydane parafii przez miasto. Na takie dictum mieszkańcy pobiegli do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Księżulo – powiadomiony o tym fakcie – nieco się przestraszył i dziarsko pospieszył z budową (fot. 1). Wiedział, co czyni. 2 października 2000 r. NSA nakazał niezwłocznie wstrzymać inwestycję. A jednak jakimś dziwnym trafem informacja o tej decyzji dotarła do zainteresowanych dopiero w grudniu. Ten właśnie czas potrzebny był sutannowemu do wybudowania fundamentów. Dalej jednak budować nie mógł, za to głośno pomstował, że wydał już 500 000 zł, zaciągnął szereg zobowiązań i dla dobra ludu pobożnego konieczne jest dokończenie prac. NSA jednak miał gdzieś
„zobowiązania wobec ludu bożego”
czywistnić nie na rzeczonym osiedlu lub na jego obrzeżach, ale pomiędzy istniejącym już kościołem (fot. 2), plebanią a domami jednorodzinnymi. Chyba chciał mieć bliżej do roboty... Przerażone rodziny zamieszkujące wille protestują jak mogą i gdzie mogą. Ciurej ma to wszystko w... Konflikt ciągnie się od 1999 r. To wówczas parafia wystąpiła do prezydenta Gliwic o pozwolenie na budowę świątyni. Naczelnik wydziału architektury oraz zastępca prezydenta (pomimo ostrych protestów kilku rodzin mających bezpośrednio graniczyć z budowlą) 2 oświadczyli, że kościół będzie budowany. – Ja bym nie chciał mieć kościoła w sąsiedztwie, ale pan będzie miał – powiedział wówczas wiceprezydent Janusz Moszyński jednemu z protestujących, Lesławowi Juzwie. Argument księdza był bowiem nie do odrzucenia: po prostu walnął pięścią w stół i wykrzyczał: – Ja muszę budować ten kościół, i to w tym roku. Koniec, kropka! W trakcie pertraktacji w urzędzie miasta Juzwowie i ich sąsiedzi wielokrotnie słyszeli skądinąd prawdziwe ostrzeżenia, że i tak nic nie wskórają, bo atmosfera w kraju jest taka, że
Kościół może wszystko. Rozsierdzeni (a może naiwni) mieszkańcy domów jednorodzinnych nie chcieli jednak dać za wygraną i poszli porozmawiać z klechą. Kiedy wyrazili opinię, że budowa ma służyć pokoleniom i powinna być prowadzona zgodnie z prawem, bez ludzkiej krzywdy, usłyszeli tylko: „Ano zobaczymy”. I zobaczyli. W grudniu 1999 r. pleban dostał od miasta pozwolenie na budowę. Tego już było ludziskom za wiele, więc bez zwłoki odwołali się do wojewody. Wojewoda „już” po
i 27 czerwca 2001 r. ostatecznie uchylił pozwolenie na budowę kościoła. W uzasadnieniu można przeczytać, że decyzja została wydana bez dostatecznego wyjaśnienia skarg mieszkańców i posiadała liczne uchybienia proceduralne. „A co mi tu będzie jakiś NSA księdza poniewierał” – zdenerwował się prezydent Gliwic i 29 października 2002 r. ponownie wydał... pozwolenie na budowę kościoła! No... teraz to już pleban zaczął stawiać mury jak za zawodach przodowników pracy. Nawet nie czekał na decyzję wojewody, do którego ponowną skargę złożyli mieszkańcy. Wiedział, co robi. 18 marca 2003 r. wojewoda podtrzymał zgodę na budowę. Historia zatoczyła koło, bo wkurzeni mieszkańcy drugi już raz zaskarżyli tę decyzję do NSA i czekają na kolejny wyrok. Tymczasem ekipa budowlana dostała takiego przypału, że kiedy sąd wyda werdykt, powstanie już zasad-
nicza bryła kościoła. A co wtedy? Przecież nawet najodważniejszy sąd w Polsce nie nakaże rozebrać kościoła, bo uznano by to za walkę z samym Panem Bogiem, odtrąbiono by powrót stalinizmu, a tatko Rydzyk ze zgrozy połknąłby mikrofon w studiu Radia Maryja. Naszym zdaniem, wynik tej nierównej walki jest już przesądzony, choć zdesperowani mieszkańcy zapowiadają, że tanio skóry nie sprzedadzą. Jaki będzie tej zadymy the end – napiszemy. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
12
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
WIARA I NAUKA
Od wielu miesięcy w cyklu „Biblia mówi” prezentujemy na łamach „FiM” stanowisko tych osób, które twierdzą, że Stary i Nowy Testament to zbiór ksiąg natchnionych i jedynie prawdziwe źródło wiedzy o pradawnej historii rodzaju ludzkiego. Rozmowa z biblistami jest trudna, bo według nich wszystko, co jest sprzeczne z Biblią, jest nienaukowe, a to, co ją potwierdza, jest dowodem na jej prawdziwość, na istnienie Boga i kreatywnego aktu boskiego stworzenia. Tym razem, dla równowagi, zaprezentujemy poglądy diametralnie odmienne. Ich głosiciele, z tytułami profesorów znanych uniwersytetów, nie dość, że podważają historyczną i naukową prawdziwość Biblii, to wręcz udowadniają, iż np. Stary Testament to zbiór bajek, mitów, legend, półprawd, a nawet celowych przekłamań i mistyfikacji. Obszerny artykuł na ten temat, pióra Matthiasa Schulza, ukazał się niedawno w „Der Spiegel”. Poniższy tekst został napisany na jego podstawie.
Biblijne mistyfikacje Biblia to dla wielu rzetelny opis historycznych faktów. Czy aby na pewno? A może to raczej zbiór mitów i celowych przekłamań? Według niektórych archeologów i lingwistów – tak właśnie jest. Jak pamiętamy, biblijny Dawid zabił z procy olbrzyma Goliata. Później zwycięzca pojedynku – podobno namaszczony przez Pana władca – skierował swoją armię na Jerozolimę. Następnie przez 40 lat król Dawid zasiadał na tronie wielkiego królestwa rozciągającego się od Eufratu aż po Morze Czarne. Tyle Biblia, tylko że... Tylko że problem polega na tym, iż takie królestwo nigdy nie istniało, a dowodzenie, że Stary Testament jest zbiorem faktów historycznych należy (tak jak i tę księgę) włożyć między bajki. Na przykład legendarny pałac Dawida, chętnie pokazywany dziś we wschodniej Jerozolimie, to chata o powierzchni 16 metrów kwadratowych – bez okien, za to z kamienną płytą z dziurą w środku – to była ubikacja. Czy świetność królestwa Dawida wyglądała tak jak i jego „wspaniałe” domostwo? Przecież w 1 Księdze Królewskiej czytamy, że „srebra król złożył w Jerozolimie tyle, co kamieni”. Niestety (dla biblistów), Dawidowa stolica w świetle najnowszych wykopalisk kurczy się do rozmiarów wioski, w której mieszkało ledwie 2 tysiące osób. Znany archeolog Rolf Krauss nazywa ją wręcz prowincjonalną – nawet jak na tamte czasy – dziurą. Gromy na autentyczność biblijnego przesłania sypią się zewsząd. Ostatnio cios zadał mu szef wykopalisk archeologicznych z telawiwskiego uniwersytetu, Israel Finkelstein, który stwierdza, że fundamentalne dla Biblii opowieści to nic innego, jak tylko bajki: „Wyjście plemion żydowskich z Egiptu nie miało miejsca, trąby jerychońskie to fikcja, ziemia Kanaan nie została podbita, jak tego chce Księga Jozuego, a królestwo Dawida i Salomona było – delikatnie mówiąc – znacznie mniej wspaniałe, bo obaj lokalni przywódcy panowali jedynie nad nieistotnymi, peryferyjnymi obszarami i małymi społecznościami. – Stanęliśmy w obliczu przełomu – przyznaje wykładowca języków biblijnych na uniwersytecie w Augsburgu, Dirk Kinet, komentując w ten sposób najnowsze odkrycia.
Ale zacznijmy od początku, czyli od powstania Boga. „Jak to powstania Boga?” – zapytacie. Przecież Biblia pokazuje Go jako istotę wieczną, poza czasem i przestrzenią. Nigdy się nie narodził i nigdy nie umrze. Wszak już Abraham i Mojżesz składali mu ofiary. Jednak współczesna archeologia pokazuje, że
dzisiejszy Bóg miał swoje historyczne i na dodatek dość mizerne początki. – Nie ulega wątpliwości, że początkowo Jahwe to bóg pogody i płodności, a jego seksualny aspekt dopiero z czasem był spychany na dalszy plan – wyjaśnia Dirk Kinet a wtóruje mu francuski archeolog Andre Caquat. W Ugarit, 400 km od Jerozolimy, odkryto liczne teksty i złote posążki. Jeden z nich przedstawia mężczyznę z brodą – mądrego starca i niebiańskiego ojca El, pierwotną formę Boga. Cóż, dla wielu odkrycie, że dzisiejszy Stwórca ewoluował z pogańskiego bożka, nie jest łatwe do przełknięcia. Jednego bożka? Ależ skąd... wielu bożków. Tę wiedzę zawdzięczamy specjaliście od badań nad Starym Testamentem, Othmarowi Keelowi. Żmudnie przebadał ponad 8,5 tysiąca starożytnych pieczęci i ogłosił, że w Palestynie wręcz roiło się od bożków. Np. na szczycie niemal każdego wzgórza składano ofiary całopalne, a przed domostwami stały małe ołtarze, gdzie uprawiano kult przodków. Najważniejszym bóstwem był jednak władający piorunami Baal, zaś Jahwe jawił się wówczas jako jeden z pomniejszych w szeregu do ubóstwiania. Już sam problem daty powstania pierwszych ksiąg Pisma Świętego jest przedmiotem licznych i niekończących się sporów. Wyróżnić tu można trzy obozy:
– tradycjonalistów, którzy utrzymują, że Biblia powstała około 1000 lat p.n.e. – umiarkowanych – zakładających, że było to około 600 lat p.n.e. – minimalistów – uznających Stary Testament za dzieło hellenistyczne powstałe po roku 330 p.n.e., czyli już po śmierci greckich filozofów Sokratesa i Platona. – rewolucjonistów – twierdzących (jak np. ewangelicki profesor, wykładowca teologii z Heidelbergu, Bernd Jörg Diebner), że
Pięcioksiąg powstawał stopniowo i był modyfikowany jeszcze – UWAGA! – do 50 roku naszej ery.
jeździł na wielbłądzie. Jak to możliwe? – pytają archeolodzy – wszak to zwierzę udomowiono dopiero ok. 1000 lat p.n.e. Idźmy dalej: w Księdze Wyjścia (rozdział 42) Żydzi płacą za zboże metalowymi pieniędzmi. Ciekawe, skąd je wzięli, skoro najstarsze monety pochodzą z Azji Mniejszej i zostały wynalezione dopiero w VII wieku p.n.e. W Księdze Jozuego wódz ten, prowadząc wojnę błyskawiczną, przechodzi Jordan i kierowany przez Pana zmiata z powierzchni ziemi tubylczą ludność wraz z jej bóstwami. Tymczasem nowe wykopaliska pokazują, że – jak to wyjaśnia Finkelstein – zasiedlenie Kanaanu przebiegało pokojowo i bardzo, ale to bardzo powoli. W sumie około roku 1000 p.n.e. wszystkie ziemie Kanaanu zamieszkiwało zaledwie około 50 tysięcy ludzi. Absolutnym panem tej krainy był faraon i zaiste trudno sobie wyobrazić, aby sypiający przed namiotem Mojżesz mógł na tym silnie ufortyfikowanym i spacyfikowanym przez Egipcjan terenie prowadzić jakieś kampanie wojenne. W miejscu, gdzie według Biblii powstały wspaniałe królestwa, w rzeczywistości, według dzisiejszej archeologii, mieszkali tylko brodaci pasterze, a imperium Dawida to tylko sprytnie zmanipulowana legenda. Chyba że prymitywne chaty koczowników podniesie się do rangi pałaców. Ale kto i po co tworzył owe mity i fałszował historię? Otóż jak zwykle chodziło o monopol, czyli wyłączność na władzę i o wyłączność na jedynie słuszną prawdę, która w tym przypadku była jednoznaczna z jedynie słusznym Bogiem. Oto wciśnięta pomiędzy Egipt i Asyrię, będąca w rozpaczliwej sytuacji zaniku wła-
do zbawienia. Ten rzeczywiście istniejący lokalny władca najprawdopodobniej zwołał swoich kapłanów i nakazał im znaleźć boskiego opiekuna oraz spisać narodowy mit – epos o ziemi obiecanej. Chodziło o podniesienie własnej wartości i „pokrzepienie serc” (tak jak przekłamana historycznie Sienkiewiczowska Trylogia), a przede wszystkim zaznaczenia własnej inności i wyjątkowości. W ten sposób w Biblii spisano zbiór odrębnych – często irracjonalnych – praw, reguł czy wręcz tabu, w myśl których nie wolno było na przykład spożywać mięsa świni, zająca czy wielbłąda, mieszać różnych rodzajów włókien, golić boków brody, obcinać włosów w kółko, obsiewać pola dwoma gatunkami ziaren, w soboty zabroniono rozpalać ognia, a niemowlętom obcinano napletek. „Kapłani postawili na separację” – mówi Finkelstein. Z mało znaczącego bożka Jahwe stworzono wszechpotężnego i gniewnego Boga. Spisano najważniejsze teksty Biblii, wymyślono postaci Abrahama i Mojżesza, a ich czyny umieszczono w odległej przeszłości. Żydowskie elity, a to one właśnie stworzyły religię judaistyczną, były i są naprawdę zdolne. Najnowsze badania potwierdzają tę teorię. Likwidacja politeizmu trwała znacznie dłużej, niż dotychczas sądzono. Jeszcze około roku 600 p.n.e. ludność Judei była tak samo politeistyczna jak inne nacje. Dopiero dzisiejsza archeologia rzuca więcej światła na tamte dzieje. Szczególnie doniosłe jest odkrycie zagadkowego sanktuarium leżącego 10 km od Jerozolimy. Najnowszy raport wykopaliskowy (2002 rok) stwierdza, że plemiona Izraela odprawiały tu rytualne tańce zaklinaczy deszczu jeszcze w II wieku p.n.e. Pogańskie rytuały pod bokiem najwyższych kapłanów? Owszem! Wobec tych i innych odkryć Bernd Jörg Diebner powiedział: „Bądźcie nieufni przy czytaniu Biblii!”. ¤¤¤
Najstarsze odnalezione dotąd teksty biblijne to słynne zwoje z Qumran nad Morzem Martwym. Zwoje te poddano badaniom na zawartość izotopu węgla C-14 i okazało się, że powstały około roku 240 p.n.e. – są więc stosunkowo młode. Znacznie młodsze niż inne zachowane do dziś starożytne dokumenty. Wracając do samej zawartości Biblii, to roi się ona od nieścisłości czy wręcz zwykłych zafałszowań. Oto np. Abraham (XX–XV w. p.n.e.) stale
snej tożsamości, Judea rozpoczęła kontrofensywę. Ponieważ jednak nie miała armii,
zaatakowała religią. Dziś nazwalibyśmy to Projektem Jahwe. Współcześni naukowcy zakładają, że autorem tego projektu był Jozjasz. Biblia przedstawia go jako tego, który miał wyeliminować ślady obcych kultur i poprowadzić naród żydowski
Tekst w „Der Spiegel” wywołał prawdziwą wściekłość biblijnych ortodoksów. Nieco tylko mniejszą niż „Szatańskie wersety” w Iranie. Autora oraz cytowanych przez niego naukowców okrzyknięto bezbożnikami i narzędziami w ręku szatana. To smutne, że próba krytycznego, naukowego podejścia do biblijnego fundamentalizmu wciąż jeszcze spotyka się z takimi reakcjami. Przecież nikt kreacjonistom nie zabrania wierzenia w potopy, arki, wieżę Babel, przejście „suchą nogą” przez Morze Czerwone i tym podobne barwne historie. Przyznam, że i w naszej redakcji rozległy się głosy, aby tego opracowania nie drukować. Jednak kierownictwo „FiM”, pozostając w przeświadczeniu, że tam, gdzie wszyscy myślą jednakowo, nikt nie myśli zbyt wiele, postanowiło niniejszy tekst zamieścić. opracował MAREK SZENBORN
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
C
zy można nienawiść i nietolerancję uczynić treścią swojego życia? Oczywiście, że tak! Jak się okazuje, fakt bycia duchownym nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz pomaga w realizacji takiego posłannictwa. Pastor baptystów Fred Phelps (na zdjęciu) to człowiek, którego zna już chyba cała Ameryka. W ciągu ostatnich 12 lat duchowny z Wesboro Baptist Church w Topeka w stanie Kansas zorganizował aż 22 000
ZE ŚWIATA
do zbawienia przez Boga. Wszystkich innych Stwórca przeznaczył do potępienia na wieki w piekle. Twierdzi, że prawo ludzkie powinno się wzorować na prawie boskim, więc gejów i lesbijki winno karać się śmiercią. Dowodzi on, że Bóg nienawidzi Ameryki za to, że toleruje ona homoseksualizm. Katastrofa z 11.09.2001 roku i zagłada wahadłowca „Columbia” to kara Boska dla grzesznej, „sodomskiej” (to jego ulubione słowo) Ameryki. Dla
Fred kompromituje ewangelicznych chrześcijan. Szczególny niesmak wzbudzają jego pikiety na pogrzebach gejów i lesbijek oraz osób zmarłych na AIDS, bo Phelps nawet do tego się posuwa. Wielu komentatorów sugeruje także, że pastor ze swoją kampanią agresji jest współodpowiedzialny za śmierć członków mniejszości seksualnych zakatowanych z nienawiści – do takich czynów dochodzi w Ameryce niemal co roku. Z tego powodu pastor mniej ostat-
„Bóg nienawidzi pedałów” (!) pikiet w całych Stanach Zjednoczonych, a także poza granicami tego kraju. Co z takim zapałem głosi wielebny Phelps? Ewangelię? Miłość bliźniego? Bynajmniej, pastor głosi, że „God hates fags” – „Bóg nienawidzi pedałów”! Jeżeli homofobia – strach i nienawiść wobec homoseksualistów – jest rodzajem zaburzenia osobowości, to wielebny Phelps jest okazem wręcz akademickim. Pastor Phelps urodził się w roku 1929 w szacownej rodzinie metodystycznej w Missisipi. W wieku 18 lat w czasie religijnego przebudzenia wśród metodystów przeżył „nowe narodzenie” i „przyjął Pana Jezusa do swojego serca”. Wkrótce ochrzcił się przez zanurzenie w wodzie i przeszedł do baptystów. Przez kilka lat był ulicznym kaznodzieją, a od 1955 roku pastorem Westboro Baptist Church. Ma trzynaścioro dzieci i ponad trzydziestkę wnucząt. Na początku lat dziewięćdziesiątych stał się popularny za oceanem dzięki antygejowskim pikietom. Jeżeli chodzi o poglądy teologiczne, to pastor Fred jest zwolennikiem jednej ze skrajnych odmian kalwinizmu. Wierzy, że Jezus umarł tylko za wierzących, wybranych wcześniej
K
Phelpsa nawet obecny konserwatywny prezydent Bush to liberał i bezbożnik, bo udało się wielebnemu wytropić, że gdzieś w Białym Domu zatrudniono za kadencji George’a jawnego homoseksualistę. Pastor na transparentach wiesza zdjęcia gejów zamordowanych w ostatnich latach przez homofobów z napisem: „Są już w piekle!”. Na jego stronie internetowej są liczniki informujące na bieżąco o tym, jak długo przebywają u szatana poszczególni zamordowani geje i lesbijki... Działalność wielebnego wzbudza w Ameryce mieszane uczucia. Generalnie jednak przeważa niechęć, nawet w środowiskach konserwatywnych. Uważa się, że ziejący siarką
iedy George W. Bush jest zajęty podbijaniem Bliskiego Wschodu, w Ameryce Łacińskiej tworzy się antyjankeska koalicja. Czyżby po ponad stu latach szarogęszenia się na zachodniej półkuli zbliżał się kres dominacji Amerykanów? W ciągu zaledwie kilku ostatnich lat, obok izolowanej politycznie i pogrążonej w kryzysie socjalistycznej Kuby, pojawiły się w Ameryce Łacińskiej inne rządy niezbyt przychylne amerykańskiej dominacji. I tak, w Wenezueli, największym eksporterze ropy naftowej w tej części świata, objął rządy wojowniczy prezydent, Hugo Chavez, w Ekwadorze rzecznik Indian, Lucio Gutierrez, a w Brazylii od listopada 2002 roku były rewolucjonista, Luiz Inacio da Silva. Amerykanie aktywnie popierają wenezuelską opozycję i już raz w zamachu stanu udało im się niemal obalić Chaveza, przyjaciela Fidela Castro. Zwycięstwo trwało jednak tylko kilka godzin. Popularny wśród biedoty bohater wrócił błyskawicznie do władzy. Najgorzej jest z Brazylią – co prawda prezydent Lula nie jest ani prowokacyjny, ani wojowniczy, ale niewątpliwie wywodzi się z formacji mocno lewicowej – Partii Robotniczej, przy której nasze SLD to klub prawiczków. Prezydent Brazylii ma wielkie plany: „Jeżeli pod koniec mojej kadencji każdy Brazylijczyk będzie miał trzy posiłki, uznam, że spełniłem swoją misję”. Lula, który sam wychował się w skrajnym ubóstwie, stworzył
nio mówi o karze śmierci dla gejów – boi się procesów wytaczanych przez rodziny i przyjaciół zamordowanych, którzy mogliby go oskarżyć o podburzanie do zabójstw. Od Freda odcięła się rada miejska Topeka (Kansas to bardzo konserwatywny i protestancki stan). Ludzie uważają, że Fred przynosi wstyd ich okolicy, odwracają się od niego niektórzy duchowni, a nawet jego własny syn Mark (wierzący protestant) w liście otwartym zdystansował się od ojca, nazywając go „chorym z nienawiści, małym, patetycznym, starym człowiekiem”. A co sam wielebny mówi o sobie? Uważa się za proroka czasów współczesnych. Jak twierdzi, popierają go miliony prawdziwie wierzących uczniów Jezusa (jego stronę internetową odwiedziło ponad 3 mln osób), którzy boją się do tego przyznać zastraszeni przez „sodomitów”. Wierzy, że posłał go sam Bóg, a swoje pikiety z obleśnymi rysunkami nazywa „kampaniami miłości”. To, że wzbudza powszechną niechęć tłumaczy swoim duchowym podobieństwem do biblijnych proroków, których także nie słuchano i nienawidzono. Sługa Boży i nic więcej. ADAM CIOCH Fot. archiwum
specjalny Sekretariat do spraw Pilnych Potrzeb Społecznych, który ma rozwiązać problem niedożywienia. Podjął też niezwykle istotną decyzję – nadał milionom ludzi zamieszkujących favele – ubogie, nielegalnie zbudowane przedmieścia wielkich miast – prawo do uzyskania legalnego meldunku. Dzięki temu łatwiej będzie im znaleźć pracę i uzyskać jakikolwiek kredyt. Prezydent zamierza także wprowadzić wielkie roboty publiczne i podjąć radykalne działania na rzecz rozwoju eksportu. Chce poprzeć utworzenie Międzynarodowego Trybunału Karnego (bojkotowanego przez Amerykanów); pragnie wprowadzenia w życie ekologicznego protokołu z Kioto (lekceważonego przez Busha) oraz wzmocnienia roli ONZ i innych organizacji międzynarodowych, co niekoniecznie jest w smak jedynemu supermocarstwu świata. Jak powiedział jeden z liderów brazylijskiej Partii Robotniczej: „Przejmujemy władzę w Brazylii, aby zmienić świat”. Rząd Luli unika wszelkiego politycznego awanturnictwa. Brazylia, choć potwornie zadłużona, ma także silną gospodarkę (175 mln konsumentów) z potężnym przemysłem, po części nowoczesnym (jeden z największych na świecie producentów komputerów i samolotów). Czy Luli, którego nazywają „czerwonym Wałęsą”, oraz innym latynowskim prezydentom uda się zmienić ich ojczyzny na kraje bardziej przyjazne swoim mieszkańcom, i to za plecami Wielkiego Brata? Trzymamy kciuki. A.C.
Lulanie Busha
13
Gwałcił co dwa miesiące D
onoszenie o przestępstwach pojedynczego księdza 15 miesięcy po eksplozji afery pedofilskiej jest jak rozpisywanie się o bójce podczas trwania wojny. Ale ten jeden przykład zasługuje na oddzielne potraktowanie. „Dobrze pamiętam te dzieci. Pamiętam, jak je obmacywałem” – wyznał przed sądem w Louisville w stanie Kentucky ks. Louis Miller. 72-letni duchowny jest oskarżony o 44 akty „nieprzyzwoitych i niemoralnych praktyk”, ciąży też na nim sześć zarzutów przemocy seksualnej. Będzie miał osobny proces w sąsiednim powiecie, a także dziesiątki spraw z powództwa cywilnego. Miller brał zwykle na celownik chłopców w wieku 10–15 lat. W tej grupie znalazł się jego kuzyn. Dziewczynki też nie były z kapłanem Millerem bezpieczne, nie przepuścił nawet rodzonej bratanicy. Mary Miller zeznaje, że całował ją i lizał. „Nie pojmuję, jak ten incydent może być potraktowany jako nieprzyzwoite czy niemoralne praktyki” – dziwił się przed sądem ksiądz. „On nie widzi w tym nic złego i nie wiem, dlaczego oczekiwałam, że będzie widział” – stwierdziła załzawiona dziewczyna i wyszła z sali sądowej.
Księżulo przeszedł na emeryturę w ubiegłym roku – dopiero wówczas, gdy jego sprawki oficjalnie wyszły na jaw. Kościół wiedział o nich od dawna, a jedyną jego reakcją było przenoszenie kapłana z parafii na parafię. Sądowi przedłożono opinię psychiatryczną dotyczącą Millera, którą jego przełożeni otrzymali w 1990 roku. Stwierdza się w niej, że oskarżony molestował dzieci... co dwa miesiące, przez kilka dziesięcioleci (sic!). Dopiero po tym fakcie arcybiskup Thomas Kelly przeniósł go na kapelana do domu starców. „Miło mi – pisze w oświadczeniu wydanym 30 marca abp Kelly – że ojciec Miller przyznał się do winy i wziął odpowiedzialność za swe czyny. Mam nadzieję, że to sprawi, iż ofiary odczują ulgę”. Miller – współoskarżony w osiemdziesięciu spośród 214 pozwów przeciw archidiecezji Louisville, której władzom zarzuca się osłanianie księży pedofilów – może dostać wyrok łączny wielokrotnie dłuższy niż jego dotychczasowe życie. T.Sz.
Młode mięso O
d kilku tygodni wszyscy mogą zobaczyć, jak wygląda umiłowanie pokoju w wykonaniu Stanów Zjednoczonych. Wujaszek Sam ma już taką naturę, że musi dostać to, na co ma ochotę. Choćby po trupach. Nawet dziecko wie, że wojna to dla USA znakomity interes. Potężne koncerny zbrojeniowe mają zapewniony zbyt, a zatrudnieni w nich ludzie – dobrze płatną pracę. Kokosy zbijają grube ryby z branży, posiadacze kontrolnych pakietów akcji, a także politycy. Ci ostatni mogą liczyć na „cichą” kasę, jak zapewne amerykański wiceprezydent Dick Cheney, który związany był z firmą Haliburton. A firma ta dziwnym trafem została już „zaproszona” przez Biały Dom do powojennej odbudowy Iraku. Nie bez znaczenia dla senatorów i kongresmanów jest „poparcie wyborcze” koncernów żyjących z wojny. Aby jednak wojny trwały, potrzebny jest wróg, jakikolwiek wróg, choćby dzieci. Dlatego też USA dbają, żeby Organizacja Narodów Zjednoczonych nie podniosła granicy wieku osób, które mogą być wcielane do regularnych armii i wysyłane na front. Konwencja praw dziecka stawia sprawę zwięźle i krótko: nieletni mogą być powoływani do wojska po ukończeniu 15 roku życia. Innymi słowy, do Iraku moglibyśmy wysłać razem z „chemikami” z Brodnicy naszych gimnazjalistów! Ten absurdalny przepis jest na rękę wielu państwom afrykańskim czy też południowoamerykańskim. Na dodatek zakaz wcielania do armii osób poniżej
15 roku jest nagminnie łamany. Nawet 10-latkowie giną więc codziennie na różnych frontach. Co roku w konfliktach zbrojnych ginie około tysiąca nieletnich żołnierzy. Kilkanaście tysięcy dzieci wraca do domów bez rąk lub nóg. ONZ szacuje, że obecnie w konfliktach na całym świecie bierze udział około 300 tys. dzieci poniżej 18 roku życia. Z tej nieludzkiej sytuacji korzyści czerpią także Stany Zjednoczone, które zresztą (podobnie jak Somalia) Konwencji Praw Dziecka nie podpisały. Wprawdzie same Stany nie wcielają i nie wysyłają na front 14-latków, ale gdyby inne kraje tego nie robiły, obszar wojen trochę by się skurczył. Dziesięć lat temu Komitet Praw Dziecka ONZ rozpoczął badania na temat sytuacji nieletnich żołnierzy. Po dwóch latach dochodzenia dramatyczny raport na temat dzieci wykorzystywanych w wojnach przedstawił Zgromadzeniu Ogólnemu NZ Graca Michael, były minister oświaty Mozambiku. Komitet zaproponował wówczas, aby podnieść minimalny wiek poboru do 18 lat. Amerykańska dyplomacja stanęła okoniem i kategorycznie wniosek odrzuciła. Dzieci to najtańsze mięso armatnie, a poza tym najłatwiej nimi manipulować. Byleby tylko wojny trwały nadal. R.K.
14
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Komu zależało na rozbiciu dzielnicowym? Z lekcji historii sprzed wielu lat zapamiętałem, jak tłumaczono nam rozbicie dzielnicowe Polski. Otóż mą dry i dzielny król Bolesław Krzywousty popełnił jedyny w swoim życiu błąd: w 1138 roku, w testamencie, podzielił państwo między swoich synów. W rzeczywistości Krzywousty chciał zapobiec rozbiciu państwa. Podzielił wprawdzie kraj między synów, jednak z zachowaniem dzielnicy głównej czy też pryncypalnej, która miała zawsze należeć do najstarszego Piasta. On z kolei miał być zwierzchnikiem pozostałych książąt i prowadzić – w imieniu wszystkich – politykę zagraniczną. Państwo miało zachowywać jedność przy jednoczesnej decentralizacji. Podobnie zorganizowana była Rzesza niemiecka oraz państwo moskiewskie. Rozbiciu państwa polskiego sprzyjały oczywiście separatystyczne interesy i konflikty, raz po raz wybuchające między książętami. Zauważyć
P
ropagandę utożsamiamy z agitacją, manipulowaniem świadomością i indoktrynacją. Kojarzymy zaś niemal wyłącznie z faszyzmem i komunizmem, umniejszając w ten sposób ogrom „zasług” Kościoła katolickiego. Jemu to bowiem zawdzięczamy wprowadzenie samego pojęcia oraz jego pejoratywny kontekst. Za pierwszą instytucję propagandową o wykształconej strukturze organizacyjnej historycy uznają ustanowioną w 1622 roku przez papieża Grzegorza XV – Świętą Kongregację Propagandy Wiary, której zadaniem była obrona czystości wiary oraz nawracanie „pogan”. Dysponowała wielojęzyczną drukarnią oraz specjalnym kolegium kształcącym duchownych w zakresie propagandy. Dopiero u schyłku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku Kongregacja Propagandy Wiary została przemianowana na Kongregację Ewangelizacji Narodów. Początki kościelnej agitacji sięgają oczywiście okresu znacznie wcześniejszego. Już za czasów Konstantyna skrót sloganu „Zwycięstwo w Jezusie Chrystusie” umieszczano na ścianach domostw i na monetach. Za pomocą pieczęci odbijano go nawet na produkowanych w milionach egzemplarzy znaczkach, które naklejano na bochenkach chleba. W piątym wieku naszej ery, dzięki konsekwentnemu naginaniu faktów i umiejętnie prowadzonym kampaniom propagandowym, papiestwo uzyskało władzę i autorytet, na które powołuje się do dzisiaj.
jednak wypada, że jedyną instytucją zainteresowaną trwałym rozczłonkowaniem państwa i dalszym jego rozdrabnianiem był Kościół. Już od dawna dążył on do ograniczenia centralnej władzy królewskiej, gdyż podział Polski na liczne księstwa umacniał jego pozycję. Kiedy tylko młodsi synowie Krzywoustego stanęli przeciw swemu najstarszemu bratu, Władysławowi, Kościół natychmiast opowiedział się po ich stronie. Władysław miał przewagę militarną nad braćmi i zapewne zaprowadziłby porządek w królestwie. Jednak, gdy tylko obległ w Poznaniu młodszych braci: Mieszka i Bolesława, w jego obozie pojawił się biskup gnieźnieński Jakub ze Żnina. Sądzono, że przybył w charakterze anioła pokoju, bo wezwał ich do zgody, ale nie doprowadził do niej, tylko rzucił klątwę na Władysława. Ośmieliło to przeciwników seniora w całym kraju.
Doszło do buntów, które przekształciły się w wojnę domową, w wyniku której Władysław musiał opuścić Polskę. Gdy przebywał w Niemczech, dosięgnął go jeszcze jeden cios ze strony Kościoła: zatwierdzenie arcybiskupiej klątwy przez papieża Eugeniusza III. Rok później ewentualny powrót Władysława do kraju mógł wywołać jedynie nową wojnę domową. Wtedy właśnie ten sam papież zażądał od młodszych synów Krzywoustego, żeby zgodzili się na powrót seniora. Gdy odmówili, rzucił na nich klątwę, która dla cesarza Fryderyka Barbarossy stała się pretekstem do zaatakowania Polski. W rezultacie Bolesław Kędzierzawy, nowy senior rodu Piastów, uznał zwierzchność cesarza, ale Władysław
Zbudowano je bez użycia siły militarnej, bez większych środków materialnych i bez znaczących wpływów politycznych. W celu utrwalenia władzy nad wiernymi wystarczyło rozreklamowanie tezy, że papież jest następcą św. Piotra. Wszelkie argumenty na jej poparcie zgromadził papież Leon I (440–461). Przede wszystkim posłużył się tym fragmentem z Wulgaty (łaciński przekład
mas i tak zręcznego nimi manipulowania. Na potrzeby krucjat papiestwo zdołało wypracować cały szereg chwytów propagandowych, takich jak okrzyk bojowy „Bóg tak chce”, rytuał składania przysięgi czy hymny zagrzewające do walki. W popularyzowaniu krucjat szeroko wykorzystywano również sztukę. Dokładnie przygotowanym wydarzeniem było już samo ogłoszenie
Czarna propaganda Biblii obowiązujący nadal w Kościele katolickim), który mówi, że św. Piotr jest opoką Kościoła i dysponuje kluczami do królestwa niebieskiego, a także rzekomym testamentem św. Piotra spisanym przez Klemensa z Aleksandrii. Dzieło Leona kontynuował Gelazy I (492–496), który zdołał rozpropagować ideę nadrzędności władzy papieskiej nad świecką. Kolejnym wybitnym propagandzistą był papież Grzegorz I (590–604), który nie tylko zorganizował sieć biskupstw oraz pracę misjonarską, ale docenił znaczenie obrazu i muzyki (chorał gregoriański) w rozszerzaniu wpływów Kościoła. Wyprawy krzyżowe nawet współcześnie uchodzą za jedno z największych przedsięwzięć propagandowych w historii świata. Znawcy przedmiotu twierdzą, że niewiele jest przykładów mogących się równać z tak skutecznym sposobem zorganizowania
pierwszej krucjaty przez Urbana II na soborze w Clermont, 27 listopada 1095 roku. Słynne przemówienie wzywające wszystkich chrześcijan – pod pretekstem wyzwolenia Ziemi Świętej z rąk niewiernych – do świętej wojny z muzułmanami miało miejsce na otwartych błoniach, gdzie zgromadzono kilkuset duchownych i tysiące rycerzy. Wszystkim uczestnikom wyprawy papież obiecał, że jeżeli zginą w walce, uzyskają odpust zupełny i pewne miejsce w niebie. Natychmiast po ogłoszeniu krucjaty (nazwa wzięła się od krzyży rozdawanych w Clermont) przystąpili do werbunku liczni wędrowni kaznodzieje. Spośród nich szczególnie utalentowany okazał się wędrujący na osiołku mnich Piotr Pustelnik. Wszędzie odczytywał list, który jakoby dostał od Pana Boga, i wzywał do pomsty na niewiernych.
nie odzyskał tronu. Do końca życia pozostał na obczyźnie i przeszedł do historii jako Władysław II Wygnaniec. Zasada pryncypatu, czyli zwierzchności najstarszego Piasta nad pozostałymi, została wprawdzie w Polsce zachowana, ale tylko teoretycznie. Kędzierzawy, aby ją zalegalizować, musiał prosić cesarza i papieża, a wreszcie słono zapłacić polskiemu episkopatowi, rezygnując z tzw. ius spolii, czyli prawa upoważniającego księcia do przejmowania majątku po zmarłych biskupach.
Na potrzeby pierwszej krucjaty udało się zwerbować prawie ćwierć miliona ludzi, w zdecydowanej większości kompletnie nieprzygotowanych, nierzadko uzbrojonych jedynie w krzyż. Niewyszkoleni i niezorganizowani masowo ginęli po drodze. Nie przeszkadzało to Kościołowi organizować kolejnych wypraw. Zawrotną wprost karierę zrobił apel: „Powstańcie, weźcie mój krzyż i podążajcie za mną”. Oprócz „świętej wojny” Kościół wsławił się prowadzeniem kampanii przeciw heretykom, Żydom i czarownicom. Inkwizytorzy zadbali o negatywną reklamę heretyków, którym zarzucano wszelkie możliwe zbrodnie, w tym najstraszniejszą, jaką miał być kult diabła. A tak naprawdę chodziło o odwrócenie uwagi od krytyki kościelnych instytucji i obyczajów oraz od głosów protestu
Termin „propaganda” (łac. propagare – szczepić latorośl) po raz pierwszy w dzisiejszym znaczeniu pojawił się w tekście szesnastowiecznej bulli papieskiej skierowanej przeciw protestantyzmowi. Propaganda to świadome oddziaływanie na jednostkę (zbiorowość) poprzez systematyczne rozpowszechnianie poglądów, idei, haseł za pomocą środków perswazji intelektualnej i emocjonalnej (np. symboli, gestów, słów, skojarzeń) w celu pozyskania możliwie szerokich rzesz zwolenników.
Wpływy Kościoła systematycznie rosły, choć książęta dzielnicowi nie poddawali się łatwo, byli jednak skłóceni między sobą i prowadzili niekończące się lokalne wojny. W tych czasach ostatecznie ukształtował się w Polsce feudalizm oparty na zdominowaniu systemu politycznego przez wielkich posiadaczy ziemskich. Kościół zadbał o to, by stać się największym latyfundystą, a w dodatku zwolnionym od wszelkich podatków. Człowiekiem, który najmocniej wówczas przeciwstawiał się dominacji kościelnej i konsekwentnie dążył do przezwyciężenia podziału dzielnicowego, był jeden z mniej znanych polskich książąt, syn Mieszka III Starego. Władał dzielnicą wielkopolską, potem krakowską. Nie wiemy, jak wyglądał, bo jego przydomek – Laskonogi – jest mylący. Może oznaczać człowieka o długich nogach albo grubych jak laski, albo też krzywych, bo słowo „laska” pochodzi od leszczyny. Żył na przełomie XII i XIII wieku, w czasach, gdy rozbicie Polski osiągnęło swój szczyt, a jednocześnie nasilił się konflikt między władzą świecką i duchowną – o wpływy polityczne, o prawo mianowania godności biskupich, o kontrolę nad majątkiem kościelnym. Już na początku swego panowania nad dzielnicą krakowską Władysław Laskonogi wiódł spór z arcybiskupem gnieźnieńskim, Henrykiem Kietliczem, który rzucił na niego klątwę, a bratanek księcia – Odonic – wywołał przeciw niemu bunt. Laskonogi utracił wtedy Małopolskę.
przeciw feudalnemu porządkowi społecznemu ze strony ówczesnych ruchów i sekt. Konieczność palenia heretyków uzasadniał on aktem miłosierdzia, który pozwalał na pośmiertne wyzwolenie ich duszy z mąk piekielnych. Przez całe stulecia Żydzi byli dla Kościoła bardzo wygodnym kozłem ofiarnym. Duchowieństwo szeroko kolportowało absurdalną plotkę, że profanują hostię i zatruwają studnie. Do największych masowych pogromów Żydów nieprzypadkowo dochodziło podczas wypraw krzyżowych oraz w XIV wieku, kiedy oskarżano ich o spowodowanie epidemii dżumy. Powszechnym oszczerstwem pod ich adresem było oskarżenie o porywanie chrześcijańskich dzieci, których krew była im rzekomo potrzebna do kultywowania swoich obrzędów. Kościół podsycał antysemityzm poprzez ustanawianie kultu dziecięcych świętych (Małego Hugona z Lincoln, Andrzeja z Rinn, Szymona z Trydentu i in.) – jakoby zamordowanych przez Żydów. W katolickich świątyniach modne stało się umieszczanie obrazów przedstawiających „mord rytualny” i przechowywanie relikwii rzekomych ofiar. Kiedy uporano się z heretykami i Żydami, księża rozpętali obłędne polowanie z nagonką na „diabła wcielonego”, czyli czarownicę. Początkowo wierni wrogo reagowali na poczynania inkwizytorów. Zanim przyznano im zbrojną obstawę, niektórzy swoją gorliwość przypłacili nawet życiem. Właśnie
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r. Niemal całe życie księcia upłynęło pod znakiem walki z Kietliczem i z własnym bratankiem, który trzymał stronę purpurata. Ważnym wydarzeniem stał się pierwszy wybór kanoniczny biskupa krakowskiego w 1207 roku; wcześniej biskupów wyznaczał władca. Diecezję objął kronikarz Wincenty Kadłubek, stronnik Kietlicza. Wkrótce potem Kościół uzyskał to, co chciał – wielki przywilej immunitetowy, który uchwalili książęta w 1210 roku na zwołanym przez arcybiskupa Kietlicza synodzie w Borzykowej. W wyniku późniejszych działań arcybiskupa Henryka Kietlicza wszystkie kapituły katedralne przejęły od dzielnicowych książąt prawo mianowania biskupów. Dobra kościelne objęto prawem kanonicznym, czyli jurysdykcją papieską, a duchowieństwo stało się stanem autonomicznym i uprzywilejowanym. Kietlicz umocnił struktury polskiego Kościoła dzięki poddaniu duchowieństwa jedynie przepisom prawa kanonicznego. Od jego czasów zaczęto egzekwować celibat księży, żeby nie doprowadzać do rozproszenia ich majątku. Zaczęły działać trybunały kościelne, które przejęły na siebie osądzanie wszystkich przestępstw popełnianych przez księży. Stali się przez to nietykalni przez sądy świeckie. Abp Kietlicz zmarł w 1219 roku, a Odonic kontynuował intrygi, które doprowadziły do wojny między nim a Laskonogim w Wielkopolsce. Leszek Biały i Henryk Brodaty postanowili odbyć z Odonicem rozmowy
w celu zakończenia konfliktu. W 1227 roku w Gąsawie doszło do zjazdu książąt piastowskich, który skończył się masakrą. Władysław Odonic, widząc rysujące się porozumienie Laskonogiego z Henrykiem Brodatym i Leszkiem Białym, zorganizował zamach na dwóch ostatnich, gdy przebywali w łaźni. Rannemu Henrykowi udało się zbiec, a uciekającego Leszka zabito pod Gąsawą. Odonicowi nigdy nie udowodniono, że stał za zamachem, a on zrzucał winę na pomorskiego księcia, Świętopełka. Ale zbrodniarzem jest zazwyczaj ten, który na zbrodni korzysta, a skorzystał Odonic, który – połączywszy siły z Konradem Mazowieckim – ostatecznie przejął od Laskonogiego Wielkopolskę. Laskonogi schronił się na Śląsku, gdzie zmarł w 1231 r. Poprzez Odonica, którego papież Innocenty III obdarował papieską bullą protekcyjną, swoje zamierzenia realizował Kościół. A chodziło głównie o dwie najistotniejsze rzeczy. Pierwsza – to pogłębianie rozbicia dzielnicowego (pośledni książęta nie mogli zagrozić interesom Kościoła tak jak jeden silny monarcha). Druga – to stworzenie warunków sprzyjających wzrostowi wpływów politycznych oraz nieustannemu bogaceniu się kościelnych instytucji poprzez uzyskiwanie immunitetów ekonomicznych i sądowych. To dlatego rozbicie dzielnicowe Polski okazało się trwałe, a Polska – niemal na dwa wieki – znikła z mapy Europy jako jednolite państwo. JANUSZ CHRZANOWSKI
zdecydowany opór ludu był przyczyną wydania przez Innocentego VIII w 1484 roku bulli przeciw czarownicom. Notabene, była to pierwsza bulla papieska wydana drukiem. W 1487 roku dwaj niemieccy inkwizytorzy, Heinrich Institoris i Jakub Sprenger, opracowali słynny „Młot na czarownice” (do 1520 roku miał 13 wydań), który przez dwa wieki służył za podstawę prawną sędziom i katom. Urobienie opinii publicznej zajęło jednak Kościołowi kilkadziesiąt lat. Procesy czarownic swoje apogeum osiągnęły dopiero w II połowie XVI wieku. Rozpętana przez kler zbiorowa psychoza sprawiła, że oskarżano kobiety (a nawet kilkuletnie dziewczynki) o całe zło tego świata. Każde zrządzenie losu: przymrozek, susza, pożar czy epidemia – przypisywane były czarownicom. W prowadzeniu licznych kampanii propagandowych wyspecjalizowały się zwłaszcza zakony, głównie dominikanie i franciszkanie. Bulla Grzegorza IX z 1235 roku powierzyła dominikanom misję czuwania nad czystością watykańskiej doktryny. Propaganda oraz dziennikarstwo wiele zawdzięczają Umbertowi di Romans, który w XIII wieku opracował nową technikę wygłaszania kazań. Polegała ona na zastosowaniu odpowiedzi na pytania: co, kto, kiedy, gdzie i w jaki sposób, które współcześnie uważane są za kanon dziennikarski.
Zaciekli wrogowie dominikanów, franciszkanie, również do perfekcji opanowali techniki propagandowe, na bardzo wysoki poziom wznosząc sztukę żebractwa. Tak przekonująco reklamowali ideał życia w ubóstwie, że wielu możnych zrzekało się na ich korzyść własnych majątków. Franciszkanin Bertold von Regensburg potrafił wygłaszać kazania do kilkudziesięciotysięcznych tłumów, doprowadzając słuchaczy do łez. Wynalazek druku Kościół przyjął z ogromnym entuzjazmem, nazywając go „boską sztuką” i „pomocnicą Kościoła”. Biskupstwa i klasztory zakładały drukarnie znacznie wcześniej niż władza świecka. Jednocześnie – z wiadomych względów – Kościół starał się zapewnić sobie kontrolę nad wszelkimi publikacjami. Pierwszy dokument o cenzurze wydał w 1487 roku papież Innocenty VIII, nakazując, pod kościelnymi karami, kontrolę druków bez względu na ich tematykę. Wybitnie propagandowy charakter miało również wydawanie indeksów ksiąg zakazanych. Nie byłoby watykańskiego mocarstwa bez szeroko prowadzonej agitacji i indoktrynacji. Nie byłoby ani wypraw krzyżowych, ani inkwizycji, ani polowań na czarownice. Zdumiewa tylko fakt, że mimo tak znaczącego i oczywistego wkładu Kościoła w rozwój propagandy, temat ten do tej pory nie doczekał się starannego opracowania. ANNA KALENIK
MITY KOŚCIOŁA W Polsce mamy dziś 177 kościołów poświęconych świętej Katarzynie. Wiele wskazuje na to, że nie upamiętniają one chrześcijańskiej świętej, lecz pogankę, ofiarę nienawiści Kościoła...
K
atarzyna Aleksandryjska Męczennica to jedna z najpopularniejszych świętych chrześcijaństwa Wschodu i Zachodu. Jej rangę obrazuje fakt, że umieszcza się ją wśród Czternastu Świętych Wspomożycieli (elitarne grono świętych, najbardziej wpływowe w niebie). Na podstawie różnych kościelnych tekstów, można się przekonać, że jest patronką najbardziej chyba obciążoną. Patronuje m.in. dziewicom i żonom, modystkom, kołodziejom, garncarzom, garbarzom, przewoźnikom, powroźnikom, a ponadto adwokatom i notariuszom. Jest wreszcie patronką nauki, konfraterni literackich, uniwersytetów, bibliotekarzy, drukarzy, studentek, nauczycieli, filozofów chrześcijańskich, a przede wszystkim kolejarzy. Figury świętej Katarzyny można zobaczyć na wielu dworcach PKP w Polsce.
Jeżeli chodzi o Katarzynę, to nie ma żadnych wiarygodnych świadectw jej istnienia. Trzeźwo ocenił tę postać Władysław Kopaliński, który w swej „Encyklopedii »drugiej płci«” (Warszawa 2001) – pośród mnóstwa kobiecych biografii – zbywa milczeniem św. Katarzynę, umieszczając ją za to w swym „Słowniku mitów i tradycji kultury”, gdzie czytamy m.in.: „legendarna dziewica z IV w. (...) Nic pewnego o niej nie wiadomo”. Sam Kościół katolicki w roku 1969, w czasie wielkiej czystki na liście świętych, usunął z niej Katarzynę. W Calendarum Romanum z tegoż roku można było przeczytać: „Nie tylko męka św. Katarzyny jest zupełną bajką, lecz i o samej Katarzynie nic pewnego nie można powiedzieć”. Co łączy Katarzynę z Hypatią: 1. Pochodzenie: Aleksandria; 2. Przymioty: wyjątkowa, wybit-
15
Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie”; 4. Śmierć: męczeństwo. Pocięcie ostrymi skorupami ostryg i rozszarpanie filozofki znalazło swój odpowiednik w owym dziwnym kole z mieczykami i nożami, którym miała być pocięta Katarzyna. Skąd taki osobliwy pomysł – koło z nożami? Czy ktoś słyszał o takim sposobie uśmiercania przez starożytnych Rzymian? Katarzyna miała należeć do wyższych warstw społeczeństwa, zatem – podobnie jak np. Flawia Domicylla czy jej siostrzenica – za wyznawanie chrześcijaństwa zostałaby prawdopodobnie zesłana na jakąś wyspę, jak praktykowano w przypadku kobiet wysoko urodzonych. Wchłanianie pogańskich wierzeń, obyczajów, świąt, przepowiedni i innych elementów kultury pogańskiej było praktyką powszechną Kościoła (np. Święto Słońca zostało nazwane Bożym Narodzeniem; święto ku czci boga wina Dionizosa – rocznicą mocno „winnego” wesela w Kanie; nawet posągi adaptowano dla nowego kultu, np. posąg Ariadny z Matele-
Święta ukradziona? Wszyscy hagiografowie zgadzają się, że była niezrównanie piękna, mądra, elokwentna, na zawsze pozostała dziewicą i zginęła w sposób okrutny. Te dwie cechy – uroda i mądrość – są najbardziej uwypuklane w jej hagiografiach. Co do innych (mniej szczegółowych...) elementów życiorysu autorzy nie są tak jednomyślni i nie mogą ustalić nawet okresu jej życia (podają daty między III a V w.). Legenda mówi, że w czasie pobytu cesarza (nie wiadomo którego) w Aleksandrii, w świątyni pogańskiej nauczała go o Chrystusie. W publicznej dyspucie miała także pokonać 150 pogańskich filozofów, nawrócić wielu (w tym żonę cesarza) i rozeźlić władcę. Ten chciał ją okrutnie zabić – na kole z wystającymi mieczykami i nożami – lecz przeszkodził mu w tym anioł. W końcu nieboraczka została okaleczona (obcięto jej piersi) i ścięta, podobnie zresztą jak cesarzowa. Wiele jednak wskazuje na to, że Katarzyna Aleksandryjska Męczennica nigdy nie istniała. Jest to propagandowa mistyfikacja chrześcijańska. Tzw. żywot św. Katarzyny to adaptowane i podbarwione losy pogańskiej matematyczki i filozofki – Hypatii, która została w bestialski sposób zamordowana przez chrześcijański motłoch. Około 400 r. została zwierzchniczką neoplatońskiej szkoły w Aleksandrii. Jej upadek i tragiczny koniec spowodowany był niełaską Cyryla, który w 412 r. objął biskupstwo Aleksandrii. Zaczął w kazaniach oczerniać ją jako służkę szatana i rozgłaszał fałszywe zarzuty pod jej adresem. W efekcie doszło do podjudzenia przeciw niej chrześcijan i bestialskiego zamordowania w marcu 415 r. przez bandę mnichów i motłoch (zob. „FiM” nr 11/2003).
na inteligencja, uroda, elokwencja, skromność, życzliwość, dziewictwo, wielkie poważanie w Aleksandrii; 3. Filozofia: zupełnie nieprawdopodobna historyjka publicznej polemiki z filozofami (nieodnotowana przez pogańskich kronikarzy) jest przełożeniem filozoficznej wiedzy i mądrości Hypatii oraz jej publicznych popisów filozoficznych. Scenka ta charakteryzuje się niekoherencją z nakazami biblijnymi. Chrześcijanie pierwszych wieków z niechęcią dopuszczali myśl, że jakakolwiek wiedza i mądrość ziemska nie jest li tylko wytworem szatana, ale i czymś, czym warto się zajmować. Kobieta uczona to było zjawisko gorszące. Jak powiada jeszcze wiele wieków później ojciec Garasse: „Kobieta uczona to coś gorszego niż brodata”. W tym samym czasie, kiedy Hypatia popisywała się swoją erudycją i mądrością, a niedługo po rzekomych popisach św. Katarzyny, największy katolicki święty – Augustyn z Hippony – głosił takie oto „prawdy”: „Kobieta jest istotą poślednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo
one we Włoszech, który jeszcze w XIX w. czczono jako św. Wenerę, itd.). Tak samo postąpiono z niezwykle popularną filozofką, z której uczyniono chrześcijańską zakonnicę. Poprzez zapożyczone od poganki wyjątkowe przymioty ciała i umysłu umacniano wiernych w pogardzie dla spraw i wartości doczesnych oraz sankcjonowano budującym przykładem prawdy ewangeliczne, w tym potępienie miłości zmysłowej, pożądania oraz „ludzkiej” mądrości. Mamy upokorzonych filozofów, a filozofię, jak wiemy, przez wieki chrześcijanie potępiali. Do tego dołóżmy jeszcze żonę cesarza, która dla Chrystusa straciła piersi (przedmiot nieczystego pożądania!) – a wyłania się nam majstersztyk kościelnej propagandy. Nie mniej ważnym powodem wykreowania legendy musiała być jej użyteczność w służbie ucisku i męczenników – w olbrzymiej większości wydumanych przez chrześcijańskich skrybów. Tym bardziej że w tym właśnie czasie chrześcijanie mieli już w zaawansowanym stadium własne metody prześladowania pogan. Podsumujmy: z inspiracji biskupa Cyryla zostaje zamordowana wspaniała kobieta myśliciel. Mimo to morderca robi wielką karierę jako wyśmienity teolog, doktor i ojciec kościoła, zostaje nawet ogłoszony świętym (!), a Hypatia jest szkalowana pośmiertnie w pismach chrześcijańskich i popada w zapomnienie. Równocześnie Kościół kradnie i deformuje postać Hypatii i jej męczeństwa. Funkcjonuje ona teraz w służbie tych, z rąk których zginęła. Zaiste, diabelski plan i diabelskie wykonanie! Można też na to spojrzeć inaczej. W samej tylko Polsce mamy dziś 177 kościołów upamiętniających jedną tylko ofiarę Kościoła... MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
16
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
WIARA I NAUKA
Skażenie przedpotopowego świata spowodowały związki synów Bożych z córkami ludzkimi. Po genealogii Kaina i Seta następuje enigmatyczna wzmianka o synach Bożych, którzy zapałali żądzą do córek ludzkich, a związki małżeńskie między nimi przyczyniły się do takiej bezbożności na ziemi, że Bóg zapowiedział potop i ograniczenie życia ludzkiego: „Nie będzie przebywał duch mój w człowieku na zawsze, gdyż jest on tylko ciałem. Będzie więc życie jego trwać sto dwadzieścia lat” (Rdz 6. 3). Z takich związków – mówi Biblia (Rdz 6. 3) – rodzili się olbrzymi (hebr. nefilim), którzy służyli mocom ciemności, lubując się w walce: „A w owych czasach byli na ziemi giganci; a także później, gdy synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły. Byli to więc owi mocarze, mający sławę w owych dawnych czasach” (Rdz 6. 4).
w piątym rozdziale nie ma niczego złego o Setytach. Dopóki Setyci trzymali się z dala od Kainitów, na ziemi żyło wielu mężów pokroju Henocha, którzy swoim sprawiedliwym życiem wielbili Boga. Na przykład przy narodzinach Enosza, syna Seta, czytamy: „Wtedy zaczęto wzywać imienia Pana” (Rdz 4. 26). Co mogło wyróżniać linię Kaina? Imiona wspomnianych w Biblii kobiet wskazują na rozrywkę oraz urodę, np. imię Naamy, córki Lamecha, znaczyło „piękna” (Rdz 4. 22). Zaraz po tym opisie następuje rozdział szósty, który zaczyna się wzmianką o związkach jednych z drugimi, które przyczyniły się do bezbożności i potopu. A więc, gdy synowie Boży – pobożni wyznawcy Boga z linii Seta – zaczęli brać sobie żony z pokolenia Kaina, zwabieni ich „rozrywkową” naturą i zmysłowością, do ich domów zakradła się bezbożność. To spowodowało wzrost nieprawości na ziemi. Tak ujmuje to wielu biblistów. Słuszność takiej identyfikacji potwierdza również
Z KSIĘGI POCZĄTKÓW (7)
Synowie Boży Niektórzy dopatrują się tu upadłych aniołów, którzy współżyjąc z kobietami, płodzili gigantów. Mimo to, choć zwrot „synowie Boży” może dotyczyć aniołów Bożych (Hi 38. 7), to nie występuje w Biblii wobec aniołów upadłych. Aniołowie są duchami, a więc istotami niematerialnymi (Hbr 1. 14) i nie znamy przypadku, żeby się żenili lub płodzili dzieci. Przeciwnie, Jezus powiedział, że nie żenią się i nie wychodzą za mąż (Mt 22. 30), co sugeruje, że nie płodzą dzieci. Przy podziale na „synów Bożych” i „córki ludzkie” chodzi o dwie opozycyjne filozofie życia. Twórcą jednej jest Bóg, a drugiej – człowiek. Pierwsza opiera się na wierze w Słowo Boże i rodzi posłuszeństwo w odpowiedzi na Bożą łaskę i miłość. Po śmierci Abla jej ucieleśnieniem stał się jego młodszy brat, Set. Druga opiera się na ludzkich uczynkach i rodzi nieposłuszeństwo. Tą drogą poszła Ewa, a jej ucieleśnieniem był Kain. Wyznawcy pierwszej są „synami Bożymi” (Setytami), a drugiej – „córkami ludzkimi” (Kainitami). Wyrażenie „synowie Boży” występujące w Biblii dotyczy wyznawców Boga (Oz 1. 10). Natomiast wyrażenie „córki ludzkie”, tak jak „mieszkańcy ziemi” w Apokalipsie, ma pejoratywny charakter i odnosi się do ludzi nieposłusznych Bogu, niezależnie od ich płci. Taki wniosek wypływa z kontekstu Księgi Rodzaju, która rysuje ostry kontrast pomiędzy obiema liniami. Zauważmy, że czwarty rozdział omawia genealogię Kaina, a piąty genealogię Seta. Tak jak w czwartym rozdziale nie ma niczego dobrego o Kainitach, tak
dalszy kontekst. Zauważmy, że tak jak upadek Ewy, a za jej sprawą Adama, pociągnął utratę życia wiecznego i Edenu, tak upadek synów Bożych za sprawą związków z córkami Kaina, pociągnął utratę długowieczności i świata przedpotopowego. Podobna historia powtórzyła się za czasów króla midiańskiego, Balaka, który chciał wybić Izraelitów, zanim opanują ziemię obiecaną. Widząc, że nie zdoła ich pobić w walce, przekupił proroka Balaama, który podsunął mu pomysł, aby posłał w pobliże ich obozu piękne Midianitki. Zapraszały one Hebrajczyków na zabawy i festyny ku czci swoich bożków. Za pomocą alkoholu i zmysłowych tańców uwodziły ich, skłaniając do odstępstwa. Miało to deprawujący wpływ na cały Izrael. Związki z Kananejkami przeszkodziły Izraelitom w pełnym podboju ziemi obiecanej. W podobny sposób piękne pogańskie żony Salomona skłoniły go do odstępstwa, co zaowocowało rozpadem Izraela. Historia ta powtarzała się tyle razy, że apostoł Paweł przestrzegał wierzących przed związkami z niewierzącymi: „Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?” (2 Kor 6. 14–15). Setyci i Kainici ilustrują dwie filozofie życia i dwa rodzaje ludzi na ziemi, o jakich mówi Biblia: lud Boży i nienawróconych, sprawiedliwych i niesprawiedliwych, pobożnych i bezbożnych, Izrael i Babilon. Dr A.J. PALLA
Czy naprawdę zmartwychwstał? M. Baigent i R. Leigh próbowali ubarwić historię Jezusa. W książkach „Święty Graal”, „Święta Krew” oraz „Testament Mesjasza” postawili tezę, że Jezus tylko zemdlał na krzyżu, po czym wydobrzał i udał się do Europy Zachodniej, gdzie do dziś żyją Jego potomkowie. Jedną z motywacji, jakie im przyświecały, mógł być fakt, że w latach 60. na podobnym założeniu dobrze zarobił H. Schonfield, wydając bestseller „The Passover Plot” („Wielkanocna fabuła”). Fabułę tę ożywili Baigent i Leigh. Według nich Jezus nie umarł na krzyżu, lecz został... podtruty narkotykami, żeby wyglądał jak martwy. Piłata przekupiono, by zezwolił Mu zejść z krzyża, po czym esseńczycy zabrali Jego ciało z grobu Józefa z Arymatei. Kiedy Jezus doszedł do siebie, udał się z Marią Magdaleną na teren dzisiejszej Francji. Tam się osiedlili, a ich dzieci dały początek wielkim europejskim rodom królewskim i sekretnym towarzystwom. Autorzy książki przyznają jednak sami, że kwestia, czy linie te faktycznie wywodzą się od Jezusa, stoi pod znakiem zapytania. Przyznają też, że ich główna teza pozostaje... hipotezą, której nie potrafią dowieść. Napisali: „Nie mogliśmy i wciąż nie potrafimy dowieść prawdziwości naszej tezy”. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że taka teza zakłada możliwość przeżycia rzymskiego ukrzyżowania, co dowodzi nieznajomości przebiegu tej egzekucji i jej efektów. Po drugie, ewangelie są wiarygodnymi sprawozdaniami świadków wydarzeń, zaś opis okoliczności śmierci Jezusa stanowi ich
integralną część. Po trzecie, gdyby opis ten był fałszywy, zakwestionowaliby go już starożytni krytycy chrześcijaństwa. Po czwarte, hipotezy, które posyłają Jezusa na Wschód przed ukrzyżowaniem, a na Zachód po ukrzyżowaniu, pochodzą z czasów późniejszych. Sięgają apokryficznej literatury gnostycznej, która słynie z eklektycznych, fantastycznych opowiadań powstałych wiek czy nawet kilka wieków po faktach. Na jakiej podstawie Baigent i Leigh związali Jezusa małżeństwem z Marią Magdaleną? Po pierwsze, założyli, że skoro Jezus znalazł się na weselu w Kanie z matką, to znaczy, że musiało to być Jego własne wesele! (J 2. 1–11). Po drugie, gdy Jezus przybył do Betanii na wieść o śmierci Łazarza, Marta wyszła Go przywitać, natomiast Maria czekała w domu, aż ją wezwie, co znaczy, że musiała być Jego żoną, bo taki był obyczaj (J 11). To jednak dość pochopne wnioski i naiwne argumenty.
Wykradli ciało? Inną popularną tezą jest założenie, że ciało Jezusa wykradli z grobu Jego uczniowie. Odrzucają ją jednak nawet najbardziej sceptyczni uczeni od ponad wieku, ponieważ jest nie do utrzymania w świetle obecnej wiedzy. Mimo to,
P
rzyjęło się rozumienie, że ateizm określa postawę nie religijną, bezbożną i materialistyczną. Jest to o tyle prawda, o ile poprzez religijność rozumieć będziemy jedy nie wiarę i kult Boga czy też bogów.
nadal pojawia się w dyletanckich opracowaniach. Jej źródłem były knowania jerozolimskich kapłanów, którzy przekupili żołnierzy, żeby ci rozgłaszali: „Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali”. Przy czym zapewnili: „gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu”. Żołnierze tak zrobili i „rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego”. (Mt 28. 12–15). Prawdopodobieństwo, że żołnierze rzymscy mogli zasnąć na warcie, jest bliskie zera, gdyż karano to śmiercią. A strażnikami przy grobie Jezusa byli żołnierze rzymscy, gdyż straży świątynnej arcykapłan nie musiałby przekupywać. Żołnierze udali się z wieścią o zmartwychwstaniu najpierw do arcykapłanów tylko dlatego, że Piłat oddał straż do ich dyspozycji (Mt 27. 62–66). Gdyby żołnierze zasnęli na warcie, to skąd wiedzieliby, że ciało Jezusa wykradli z grobu Jego uczniowie? Każdy adwokat wyśmiałby w sądzie takie zeznanie! Pozostaje też problem głazu, który ważył ponad tonę, a spoczywał w wyżłobieniu, które obniżało się ku wejściu. Po usunięciu klina łatwo staczał się i zakrywał wejście. Mogła to uczynić nawet jedna osoba. Natomiast wtoczenie go z powrotem w górę wyżłobienia wymagało siły kilku mężczyzn. Dlatego niewiasty, które szły do grobu w niedzielę rano, martwiły się: „Kto nam odsunie kamień od wejścia do grobu?” (Mk 16. 3). Jak uczniowie odsunęliby głaz, nie budząc straży? Musieliby przekupić strażników, co nie wchodzi w grę, gdyż żołnierze ryzykowaliby własnym życiem, zaś płacz Marii Magdaleny, kiedy zobaczyła pusty grób, oraz konsternacja uczniów, dowodzą, że oni – tak samo jak strażnicy i kapłani – nie znali losów ciała Jezusa. Ludzie kłamią, aby coś zyskać. Co zyskiwali apostołowie, obstając przy zmartwychwstaniu Jezusa, gdyby było oszustwem? Większość z nich zginęła śmiercią męczeńską. Historia nie zna zaś takiego przypadku, aby ludzie dali się kamienować,
z kultem; 3) zorganizowanie na płaszczyźnie społecznej (kościół, wspólnota religijna); 4) religijność indywidualną (mistyka); 5) system tabu, który towarzyszy chęci zbliżenia do sacrum.
Ateizm i religijność Francuscy filozofowie oświeceniowi z całą słusznością mogli tak rozumieć ateizm, gdyż nieteistycznych wzorców religijności raczej nie mieli wokół siebie. Z czasem pojęcie okrzepło i nabrało dodatkowych treści, niekoniecznie wynikających z jego istoty. Dziś jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że ateizm nie implikuje areligijności, choć właśnie ją oznacza najczęściej. Mimo to utożsamienie postawy areligijnej z ateistyczną utrzymuje się niejako siłą tradycji. Nie wydaje się ono już dziś tak jednoznaczne jak dawniej, lecz jeśli wolnomyśliciele czują nieodparty urok i sentyment wobec pojęcia ateizmu, niechaj przynajmniej zdają sobie sprawę z trudności, jakie mogą napotkać z powodu niejednoznaczności tegoż określenia. Religia oznacza relację człowieka do sacrum i boskości, a wyraża się poprzez: 1) wiarę w elementy (na ogół dogmaty) jej doktryny; 2) czynności związane
Ateizm (od greckiego atheos) znaczy 'bez boga'. Bezbożność jest więc zasadniczą treścią pojęcia ateizm. Treść ta bywa często utożsamiana z niereligijnością, a wynika to z faktu, że na ogół bezbożnicy byli również ludźmi niereligijnymi, materialistami. Nie przesądza to jednak, że ateista nie może być człowiekiem religijnym, nastawionym na transcendencję, nadprzyrodzoność, myślenie magiczne, kult, sacrum; Nie jest bynajmniej wyłącznie domeną czasów współczesnych, że spotykamy religijnych ateistów. Na przykład w indyjskim systemie filozoficznym sankhja ateizm związany jest ze spirytualizmem – i tam tworzywo wszechświata ma również duchowy charakter. Buddyzm określa się czasami mianem religii ateistycznej, gdyż przeczy istnieniu Boga. Podobnie raelianie, wyznawcy nowej, popularnej religii, wierzą, że biblijny Elohim jest związany z kosmitami i sami określają raelianizm jako „religię ateistyczną”.
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
NAUKA I WIARA
resztę uczniów, że jest Synem Bożym, godnym boskiej czci? Niektórzy wolą jednak wierzyć w coś tak nieprawdopodobnego, bo racjonalizm nie pozwala im zaakceptować zmartwychwstania. Ignorują przy tym fakt, że zmartwychwstałego Jezusa widziało kilkuset świadków, a niektórzy więcej niż jeden raz. Pierwsi chrześcijanie byli znani Widziany po śmierci ze swej uczciwości. Zauważmy, że ewangeliści spisali wiernie nawet fałUczniowie byli zgodni, że widzieszywe zarzuty pod adresem Jezusa. li Jezusa po śmierci i to nie jako duNie ukrywali też własnych omyłek. cha, lecz osobę cielesną. Jezus jadł, Gdyby ich relacja o zmartwychwstaaby pokazać, że nie jest duchem, łaniu Jezusa była zmyślona, po cóż mał chleb z dwoma uczniami wspominaliby o swej ambarasującej w Emaus, spożył kolację i śniadaucieczce przy Jego aresztowaniu (Mt 26. 56), o zaparciu się Piotra (Mk 14. 66–72), o zawołaniu ukrzyżowanego Jezusa: „Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27. 46) czy o niewierze Tomasza (J 20. 19–29)? Za wiarygodnością opisu ewangelii przemawia też fakt, że Chrystus najpierw ukazał się kobietom. W ówczesnej patriarchalnej kulturze nikt nie wymyśliłby historii z kobietami w roli pierwszych świadków, gdyby zależało mu na „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. wiarygodności. ZeznaKto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć nie kobiet miało wtedy tak małą wartość, będzie” (J 11. 25) że nie mogły świadczyć w sądach! Fakt, że Jezus ukazał się nie z apostołami. Rozpoznali Jezunajpierw kobietom, był dla pierwsa nie jako ofiarę strasznej śmierci szych chrześcijan co najmniej niena krzyżu, lecz jako Syna Bożego: wygodny. Z pewnością nie powie„A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon” dzieliby, że kobiety były pierwszymi (Mt 28. 17). Czy człowiek, który utraświadkami pustego grobu Jezusa, cił litry krwi, pobity, z posiekanymi gdyby tak nie było. plecami, wyłamanymi stawami, naKłamstwo nie wyjaśnia też nieruszonymi ścięgnami i nerwami końzwykłej zmiany, jaka zaszła czyn, przebitymi stopami i rękami, w uczniach Jezusa na trzeci dzień który przeleżał dziesiątki godzin po Jego śmierci. Po aresztowaniu w zimnym grobie bez pomocy meJezusa utracili wiarę, że był Mesjadycznej, mógłby przejść kilka kiloszem. Niektórzy powrócili do swych metrów jak Jezus z dwoma uczniadawnych zajęć, na przykład do łomi do Emaus? Czy mógłby potem wienia ryb. Inni ukryli się przed wrócić do Jerozolimy i przekonać biczować, więzić, rzucać na pożarcie dzikim zwierzętom, palić na stosie i krzyżować za kłamstwo, które sami wymyślili! Owszem, ludzie umierają za fałszywą wiarę, gdy są zwiedzeni, ale nikt nie godzi się umrzeć za oszustwo, którego jest świadom.
Innym przykładem jest komunizm. Ze względu na wytrwałe głoszenie ateizmu stał się ulubionym argumentem wyznawców doktryn religijnych dowodzących szkodliwości postaw niereligijnych i wolnomyślicielskich. Ateiści najczęściej ripostują, że ateizm marksistowski odcinał się od ateizmu oświeceniowego w wielu kwestiach. Z kolei ich przeciwnicy odparowują, że przecież także walczył z Bogiem! Obie strony mają rację, gdyż obie inaczej rozumieją pojęcie ateizmu. Faktem jest, iż komunizm to system ateistyczny w ścisłym tego słowa znaczeniu, a jako taki nie może być przeciwstawiany jako dowód na szkodliwość postaw niereligijnych, gdyż sam jest quasi-religijny. Jeśli nawet w początkowym etapie rozkwitu ideologii komunistycznej, tj. w marksizmie, nie było tego raczej widać (choć była to doktryna mająca zbawić świat), to z czasem uwidaczniało się coraz wyraźniej. Marksizm-leninizm, a zwłaszcza jego mutacje – stalinizm i maoizm, były już wyraźnie quasi-religijne, albowiem zawierały wiele elementów typowych dla systemów religijnych. Kult był nad wyraz rozwinięty, o czym świadczy nie tylko wszechobecność pomników wielkich wodzów czy obrazków na każdej ścianie, ale przede wszystkim przejawiały się rzeczywiste ludzkie emocje. Był też kościół-partia, a w szerszym znaczeniu – „lud pracujący miast i wsi” jako corpus mysticum. W różnym nasileniu występowały i inne elementy właściwe systemom religijnym: indoktrynacja,
Żydami, aby uniknąć losu Jezusa (J 20. 19). Historyk Michael Green zauważył: „Ze wszystkich sprawozdań jasno wynika, że uczniowie byli całkowicie zniechęceni. Pragnęli uciec, skryć się i zapomnieć o całej sprawie. Sądzili, że całe chodzenie za Jezusem było gonitwą za wiatrem. Ukrzyżowanie rozwiało resztki ich nadziei. Nie planowali nawet kontynuowania dzieła Jezusa. Zmartwychwstanie nie przyszłoby im nawet do głowy”.
Dziwna przemiana Ci sami zalęknieni i zrezygnowani uczniowie w kilka dni później działali w imieniu Jezusa z większym zapałem i wiarą niż za Jego życia! Zamiast uciekać i zapierać się Go, jak kilka dni wcześniej, byli gotowi umrzeć – i umarli – za swe przekonania. Nawet ich wrogowie odnotowali tę zdumiewającą metamorfozę. Zmartwychwstanie Jezusa zmieniło między innymi nastawienie Jakuba. Wcześniej nie wierzył w Jezusa (J 7. 5), a potem dał się ukamienować za wiarę w Niego. Apostoł Paweł wyjaśnia to, pisząc, że z był wśród tych, którzy widzieli zmartwychwstałego Jezusa (1 Kor 15. 7). Paweł też początkowo był sceptykiem, a nawet prześladował chrześcijan (Dz 9. 1–2). W drodze do Damaszku, gdzie miał się rozprawić z chrześcijanami, zobaczył zmartwychwstałego Jezusa (Dz 26. 15–16; 1 Kor 9. 1; 15. 8), co go przemieniło na zawsze. Założenie, że Jezus mógł przeżyć ukrzyżowanie, pozostaje w sprzeczności ze współczesną wiedzą medyczną, archeologiczną i historyczną. Wszystko wskazuje na to, że Jezus prawdziwie zmartwychwstał. Fenomen chrześcijaństwa nie pozwala się wyjaśnić inaczej. Religia zorientowana na wielbienie człowieka, który zginął pogardzaną w starożytności śmiercią, nie miałaby sensu ani szansy przetrwania, gdyby Jezus nie pokonał śmierci. Dr ALFRED J. PALLA (Autor jest historykiem i biblistą, szerzej omawia ten temat w swej książce pt. „Sekrety Biblii”.)
ślepa wiara, wzajemne oszałamianie etc. Było tabu, a jedyne, czego być może nie było, to indywidualnej mistyki komunistycznej, gdyż wszystko się tam realizowało poprzez zbiorowość i w zbiorowości. Tę argumentację najdobitniej potwierdza ewolucja komunizmu, jaka dokonała się w Korei Północnej, gdyż tam ideologia marksistowska została przekształcona w religię – juche. Reinterpretacja marksizmu-leninizmu Kim Ir Sena to „juche sasang”, co znaczy „oparcie w sobie”. Ewolucję tę można również obrazowo określić w ten sposób: o ile w innych państwach komunistycznych występował kult wielkich wodzów czczonych z różnym nasileniem, o tyle w juche kult Kim Ir Sena, a później jego boskiego syna, Kim Dzong Ila, jest już niemal idealnym monoteizmem (jeśli Korea Północna doczeka szczęśliwie w swym obecnym stanie kolejnego wodza, to czysty monoteizm może się zachwiać i będzie kult trójcy). Boskością wodzów oszałamia się wszystkie dzieci, w czym wzrastają od najmłodszych lat, umacniając w sobie boską cześć dla dyktatorów i niezdolność do krytycznej oceny. Tumani się nawet Koreańczyków opowieściami, że Kim Dzong Il został poczęty na świętej górze Paekdu, choć wiadomo, że w rzeczywistości nie miał aż tyle szczęścia. Ateizm nie zabezpiecza, jak widać, przed religijnością. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Minione święta kojarzą się zwykle z nadzieją, z odnawiającym się życiem. A jakie nadzieje ma agnostyk-humanista? – Profesor medycyny Julian Aleksandrowicz sformułował jedenaste przykazanie: „Nie trać nadziei!” i uznał je za najważniejsze. Ma ono dotyczyć wszystkich przejawów naszego życia. Znaczy: bądź czynny, dąż na miarę swoich możliwości do tego, co jest zgodne z twoimi marzeniami. Natomiast nie wiem, na ile trafne jest scharakteryzowanie przez pana świąt Wielkanocy. Ja obserwuję, że sprowadzają się one do spotkań przy smacznie zastawionym stole. Smacznie dla tych, którzy nie są wegetarianami, bo tradycja nakazuje zjadanie mięsa tego dnia. – Wielkanoc wykracza swoją symboliką poza religijny i chrześcijański wymiar. Pojawia się jajko, pisklę... – W takim razie poza na-
Fot. Krzysztof Krakowiak
– Dziękuję panu za to sprostowanie. Ale w przypadku tych wyznań tylko niewielka liczba spośród obecnie żyjących miałaby dostąpić tego nowego życia. Stąd ich misyjny zapał w ratowaniu z zagłady, choćby nielicznych. Zresztą nawet oni uznają okres nieistnienia człowieka pomiędzy śmiercią a wskrzeszeniem z martwych. – Żyjemy w niełatwych czasach. Wielu ludzi walczy o zapewnienie sobie i swoim bliskim jakichkolwiek środków na przeżycie. Jaką nadzieją w tej sytuacji mogą cieszyć się współcześni? – Sam fakt, że należy się jeszcze do ludzi żywych, jest już ogrom-
OKIEM HUMANISTY (20)
Nadzieja dzieją możemy mówić o odnowie wewnętrznej, innym układaniu wielu spraw w swoim własnym życiu, zgodnie z własnymi skłonnościami i pragnieniami. A jajko niech poruszy naszą wyobraźnię i zachęci do wychodzenia ze „skorupki” obiegowych poglądów, którymi nasiąkamy. – Często bywa tak, że środowiska religijne są skłonne lekceważyć nadzieje doczesne, związane z tym światem. Są one przedstawiane jako płytkie i ulotne wobec nadziei życia wiecznego. Czy te nasze ziemskie, być może małe, nadzieje rzeczywiście godne są lekceważenia? – W moim przekonaniu są to jedyne nadzieje, którym należy się głęboki szacunek. Często bywa tak, że ci, którzy skłonni są nadzieje przenosić do innego świata, potwornie boją się śmierci, nie chcą rychłego spotkania z Bogiem, w którego wierzą. Znałam wielu duchownych, którzy niezbyt spieszyli się na tamtą stronę i poszukiwali najlepszych lekarzy i metod leczniczych, aby przedłużyć swoje doczesne życie. A w przytoczonym przez pana sposobie myślenia zauważam pewien błąd i fałsz. Jesteśmy bowiem tak długo ludźmi, jak długo funkcjonuje nasze ciało i dusza, że użyję tego religijnego nazewnictwa. Nadzieja na życie pozagrobowe w większości religii i wyznań wiąże się już z samą tylko duszą, a nie z pełnym człowiekiem. Nie zapominajmy, że dusza nie jest człowiekiem, ale tylko jego częścią; głosi to sam Kościół. – Są jednak kościoły, które nadzieję wiążą tylko z pełnym zmartwychwstaniem, nie uznają nieśmiertelnej duszy.
nie istotny. Niestety, nasze życie przypomina los więźnia czekającego w celi śmierci. Mimo wszystko możemy czuć radość z tego, że należymy do świata żywych. Nie znamy przecież wielu zapachów, nie odkryliśmy jeszcze wielu smaków, nie poznaliśmy jeszcze wielu ludzi. Może się zdarzyć, że człowiek, którego jeszcze nie poznaliśmy, a poznać możemy, sprawi, że będziemy bardziej szczęśliwi, niż jesteśmy obecnie. Czyli nadzieję należy wiązać z tym, co jest możliwe, co przed nami. Wiele jednak zależy od naszej inwencji. Od tego, czy wyjdziemy z domów, aby poznać nowych ludzi, czy zmienimy nasze nawyki kulinarne, aby odkryć nowe smaki. Do tego nie trzeba wielu środków! – Czy warto wiązać jakieś nadzieje z rozwojem nauki? – Zdecydowanie tak! Powinniśmy wiązać duże nadzieje z klonowaniem. Być może będzie możliwe wymienianie chorych narządów na zdrowe. Wierzę, iż być może dzięki nauce, dzięki klonowaniu, staniemy się nieśmiertelni. Bardzo silny jest w nas instynkt samozachowawczy. Mają go także zwierzęta. Na marginesie chciałam zauważyć, że nie rozumiem, dlaczego ludzie religijni wierzą w dobrego Boga osobowego. Ktoś, kto jest dobry, nie mógłby stworzyć istot przywiązanych do istnienia, a jednocześnie skazać ich na śmierć. Jest w tym zawarte wielkie okrucieństwo. Egzystencjaliści pisali, że śmierć jest absurdalna. Twierdzę, że jest nie tylko absurdalna – jest niezwykle okrutna. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
NASZA RACJA
Nie drażnić Kościoła? I
stnieje w każdym mieście wojewódzkim. Ma swoje struktury niemal we wszystkich miastach powiatowych. Zrzesza ponad 20 tysięcy członków. Jej program popiera około 3,5 mln sympatyków. Jak wykazały ostatnie wybory samorządowe, stanowi szacunkowo czwartą co do wielkości elektoratu siłę polityczną w kraju. Oto wizerunek Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA po roku działalności w ojczyźnie papieża rodaka. Tygodnik nieklerykalny „Fakty i Mity”, który wspiera RACJĘ, zaliczany jest do największych opiniotwórczych gazet w Polsce, z wciąż rosnącym nakładem. Patrząc z perspektywy przeszłości, Roman Kotliński – pomysłodawca, organizator i współzałożyciel partii – powołując do życia antyklerykalną formację polityczną, z godnym podziwu instynktem trafił w oczekiwania wielomilionowej rzeszy obywateli naszego państwa. Nie zamierzam gloryfikować inicjatywy Jonasza, ale ten pionierski krok, nieznajdujący analogii w historii Polski, po wsze czasy kojarzyć się będzie z Jego osobą, za co mu chwała! Wśród członków i zwolenników APP RACJA sporą grupę tworzą ludzie wierzący, których dewizą stało się hasło: „Bóg TAK, Kościół NIE”. Ogromna w tym zasługa Krk, w łonie którego hipokryzja, pazerność, pycha i liczne patologie stały się normą – przy biernej postawie Watykanu. Jak na ironię, to w słabości Kościoła tkwi siła naszej partii. A to dobry prognostyk na przyszłość dla ugrupowania, które za rok – jeszcze
silniejsze niż dzisiaj – ubiegać się będzie o pozyskanie mandatów w wyborach parlamentarnych. Wszystkie media, stowarzyszenia, partie polityczne spolegliwe wobec dyktatu Krk będą musiały uznać polityczny byt APP RACJA. Na nic zda się stosowana obecnie metoda pełnej izolacji, blokady informacyjnej, alienacji naszej partii, zgodnie z zasadą przyjętą przez media oraz rządzących – NIE DRAŻNIĆ KOŚCIOŁA!
Najwyższy czas uwierzyć w mądrość polskiego społeczeństwa. „Nie lękajcie się” – powiedział papież podczas ostatniej wizyty w kraju. I dlatego bez obaw, spokojnie budujemy przyszłość RACJI. A skoro fakt ten budzi wśród kleru niepokój, to pragnę oświadczyć, że własną butą i prywatą uprawianą w Krk wydajnie nam pomagacie. Serdecznie Wam za to dziękujemy. Bóg zapłać! SEBASTIAN ZABIEGAJ
Drodzy Członkowie i Sympatycy APP RACJA
M
inął rok od czasu zawiązania Komitetu Założycielskiego Partii, rok, który przyniósł nam wszystkim wiele doświadczenia w pracy partyjnej oraz potwierdził, że istnienie takiej Partii jak Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, która jako jedyna w Polsce ma w nazwę wpisany antyklerykalizm, jest jak najbardziej wskazane i potrzebne. Wykazały to ostatnie wybory samorządowe i liczba oddanych na nasz Komitet Wyborczy Wyborców Antyklerykalna Polska głosów oraz obecne systematyczne z miesiąca na miesiąc zwiększanie się liczby członków APP RACJA. Świadczy to o tym, że nadszedł już czas, abyśmy stali się jedną z wiodących sił politycznych w Polsce, że czas na porządki i doprowadzenie do normalności – aby człowiek stał się podmiotem, a nie przedmiotem w rękach sprawujących władzę. Wychodząc naprzeciw dążeniom i postulatom, Komitet Założycielski podjął uchwałę o organizacji zjazdu założycielskiego – Kongresu APP RACJA w dniach 16–17 maja w Piotrkowie Trybunalskim. Zwracamy się do wszystkich członków i sympatyków o wsparcie finansowe Komitetu Organizacyjnego Zjazdu; chcemy godnie i z honorem zapisać się na kartach historii jako ci, którzy pierwsi powiedzieli STOP klerykalizacji kraju, STOP wypaczeniom, STOP rozkradaniu majątku narodowego. Wpłat prosimy dokonywać na konto: PKO Bank Polski 50102055581111118322500096 z dopiskiem: „ZJAZD”. „W czasach, kiedy nic nie zależy od nikogo, zróbmy coś, co by zależało od nas samych”. Za zrozumienie i wsparcie dziękujemy. Komitet Założycielski APP RACJA Zespół Organizacyjny Zjazdu
ŚLADAMI NASZYCH PUBLIKACJI
P
iszę do Was w związku z artykułem pt. „Wojciech wystawiony” („FiM” 10/2003). Janusz Chrzanowski, wspominając o planach koronacyjnych Bolesława I Chrobrego, pominął bardzo ważne wydarzenie, które ilustruje dość wyraźnie stosunek papiestwa do naszego państwa tuż po wprowadzeniu go na nasz grunt. Tuż po zjeździe w Gnieźnie w roku 1000, na którym cesarz Otton III zezwolił Bolesławowi Chrobremu na królewską koronację, polski książę, korzystając z bardzo dogodnej sytuacji politycznej, rozpoczął starania o królewską koronę w Rzymie u papieża Sylwestra II (945–1003 r.), który wyraził zgodę na koronację polskiego księcia. Piastowski władca wysłał więc już w 1001 roku poselstwo po obiecaną mu koronę. Na czele poselstwa stał mnich, prawdopodobnie opat zakonu benedyktynów w Łęczycy, Astryk Anastazy (?–ok. 1036 r.). Przybył on do Polski wraz z Wojciechem, a wcześniej podróżował z nim po krajach Europy. Był więc idealnym kandydatem na posła. Niestety, Astryk zdradził polskiego księcia podobnie jak papież Sylwester II.
Koronę królewską przeznaczoną dla Bolesława Chrobrego Astryk Anastazy zawiózł na Węgry i koronował się nią węgierski władca Stefan I (993–1038 r.). Poselstwo wróciło do kraju bez korony i bez Astryka. Dlaczego doszło do zdrady ze strony papiestwa? W Rzymie wybu-
Odbyła się ona kilka miesięcy przed śmiercią Bolesława Chrobrego w 1025 roku. Zarówno ta koronacja, jak i następna, jego syna Mieszka II, odbyła się bez zgody papiestwa. Wydarzenia roku 1001 pokazują nam ten szczególny charakter więzi łączących nas z papiestwem. Wydarzenia, które rozegrały się ponad tysiąc lat temu zadają kłam teoriom głoszonym przez wyznawców tzw. opiekuńczej roli papiestwa względem Polski i Polaków. Astryk Anastazy, zdradzając Bolesława, zdradził swojego chlebodawcę. Papież Sylwester II zdradził Bolesława jako sojusznika w tworzeniu uniwersalnego cesarstwa, jakie chciał tworzyć Otton III. O tych wydarzeniach milczą podręczniki dla polskich szkół. Milczą również o wielu innych sprawach, które mogłyby okazać się niewygodne dla Krk. Dowodzi to, że historia stosunków Polski z papiestwem i Kościołem jest jedną z najbardziej zakłamanych kart polskiej historii i że więcej w niej wymyślonej na społeczny użytek tradycji i mitów niż historycznych faktów. PAWEŁ ZIĘBA, Przedbórz
Zdrada chło powstanie przeciwko papieżowi i jego niemieckiemu mocodawcy Ottonowi III. Papież, szukając zbrojnej pomocy w celu odzyskania Rzymu, przehandlował koronę i, dbając o swój interes, wysłał Astryka na Węgry do Stefana I. Michał Bożek w swojej książce pt. „Polskie koronacje i korony” przywołuje nawet zapisek zachowany z tamtych czasów. Zapisek ten brzmi: „Papież Sylwester II do księcia węgierskiego Stefana: koronę, którą przygotowaliśmy dla księcia polskiego, Bóg polecił przekazać Tobie”. Ot, siła wyższa! Na pierwszą polską koronację przyszło czekać jeszcze 24 lata.
OGŁOSZENIA PARTYJNE Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:
[email protected] Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, którzy chcą wspomóc finansowo jej działania, prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722. Spotkania: Zapraszamy wszystkich członków i sympatyków APP RACJA Biłgoraj – 29.04 godz. 17, ul. Nadstawna, restauracja „ Pod Łabędziem”, Bytom – 28.04 godz. 17, ul. Dworcowa 2 – zebranie przed Dniem 1 Maja, Częstochowa – 29.04 godz. 17, al. Wolności 16, klub bilardowy, Dąbrowa Górnicza – 25.04 godz. 17, ul. Staszica 34, restauracja „Juran”, Elbląg – 26.04 godz. 18, ul. Grunwaldzka 31, kont. Daniel Justyński 0-607 958 872, – spotkanie z udziałem przedstawicieli zarządu krajowego, Gdańsk – 26.04 godz. 11, siedziba zarządu wojewódzkiego – spotkanie z udziałem przedstawicieli zarządu krajowego, Gdynia – 11.05 godz. 13, restauracja „Arkadia”, Gryfice – 25.04 godz. 17, ul. Dąbskiego 48, sala S/M „Nad Regą”, kont. 603 947 963, Jastrzębie Zdrój – 26.04 godz. 17, ul. Jasna, bar „Caro”, Koszalin – 28.04 godz. 18, ul. Szenwalda 2, Legnica – 27.04 godz. 16, ul. Piastowska, Szkoła Podstawowa nr 4 – sprawy związane ze zjazdem Partii, Łódź Widzew – 30.04 godz. 18, ul. Maksyma Gorkiego 63, DK „Kubuś” Olkusz – 27.04 godz. 16, Rynek 19, kawiarnia „Arko”, Płock – 25.04 godz. 17, ul. Kościuszki, Płońsk – 25.04, godz. 17, – spotkanie z udziałem przedstawicieli zarządu krajowego, Rybnik – 29.04 godz. 18, al. Niepodległości, DK „Tęcza”, Siedlce – 26.04 godz. 18, ul. Wyszyńskiego 10 (lokal 101), Wrocław – 26.04 godz. 14, klub „Kaktus” – zebranie przed I Zjazdem Partii, Złotoryja – 25.04 godz. 18, hotel „Qubus” – zjazd powiatowy. Kontakt: A. Liput 0-609 814 643, K. Kozłowski 0-603 369 599. Kontakty: DOLNOŚLĄSKIE Kamienna Góra – punkt informacyjny APP RACJA – wtorki i czwartki w godz 18–19, ul. Katowicka 24/3, tel.0(prefiks)75 645 49 22 lub 0-609 500 844. Jelenia Góra – druga sobota miesiąca, pl. Ratuszowy, restauracja „Śnieżynka” w godz. 17–19. Cieplice – restauracja „Sonata”, pl. Piastowski – ostatnia sobota miesiąca w godz. 17–19. LUBELSKIE Chełm – Zbigniew Pierściński, 0-501 711 386 Puławy – Dariusz Filipek, 0-693 388 945 Włodawa – Edward Gorczycki, 0(82) 572 21 01 Lublin – Piotr Podstawka, 0-601 165 841 Kraśnik – Olgierd Barcikowski, 0(81) 825 82 11 ŁÓDZKIE Łódź Widzew – Karol Jerzewski 0(42) 673 11 22 Małgorzata Majdańska 0(42) 672 77 54 Łódź Bałuty – Agata Szubka 0-507 345 522 Pabianice – Andrzej Grabarz 0(42) 215 00 27 Henryk Frankiewicz 0-692 032 031 Karol Sójka 0(42) 215 19 55 Skierniewice – Elżbieta Szmigielska 0-503 162 608 Tomaszów Mazowiecki – Jarosław Kość 0-602 586 646 MAŁOPOLSKIE Dyżury zarządu wojewódzkiego i miejskiego – poniedziałek, piątek w godz.12–14, środa w godz.16–18, ul. Żmujdzka 45, tel. 0(12) 416 10 38. POMORSKIE Gdańsk – ul. Toruńska 10 (wejście od Grodza Kamienna 1, przy Dolnej Bramie). Dyżury zarządu – środy 15–18, soboty 10–15. Kont. 0(58) 305 17 30. ¤¤¤ W każdą ostatnią sobotę miesiąca o godz. 11 – zebrania członków i sympatyków z Gdańska Sopotu, Pruszcza Gdańskiego, Tczewa i przyległych miejscowości.
¤¤¤ Gdynia – spotkanie wyjątkowo w 2 niedzielę miesiąca. Zapraszamy członków i sympatyków z Rumi, Redy, Wejherowa i Władysławowa. ŚLĄSKIE Bytom – poniedziałki, godz. 14–16, ul, Dworcowa 2. Tychy – środy, godz. 17–19, al. Niepodległości, DK „Tęcza”. Katowice – czwartki, godz. 15–18, ul. Sokolska 10A/4. ŚWIĘTOKRZYSKIE Kielce – Zarząd wojewódzki zaprasza wszystkich członków i sympatyków do udziału w pochodzie 1-majowym. Zbiórka o godz. 9.30 przed Kieleckim Centrum Kultury. Po pochodzie piknik unijny. WIELKOPOLSKIE Poznań – pierwszy poniedziałek miesiąca, restauracja „Tulipan”, pl. Wielkopolski – zebrania członków i sympatyków APP RACJA. W szczególności zapraszamy osoby z dzielnicy Rataje. ¤¤¤ Poznań – Stanisław Maćkowiak, 0-609 222 900 Poznań – Bogdan Kurczewski, 0-605 045 004 Poznań – Ryszard Dębosz, 0-502 711 577 Poznań – Elżbieta Mazurczak, 0-504 269 205 Poznań, Grunwald – Ireneusz Michalak, 0(prefiks)61 872 45 33 Poznań – Stare Miasto – Elżbieta Rottau, 0-607 321 788 Poznań – Jeżyce – Zdzisława Wróbel, 0-609 990 630 Swarzędz – Eugeniusz Ratajczyk, 0-691 549 400 Kostrzyń – Paweł Mielcarek, 0-604 422 430 Kostrzyń – Andrzej Orenczak, 0-692 481 042 Luboń – Jacek Kiełbasiński, 0(prefiks) 61-810 37 97 Pobiedziska – Elżbieta Wielich-Siemińska, 0(prefiks)61– 817 74 20 Murowana Goślina – Adam Białkiewicz, 0-605 822 962 Szamotuły – Jan Szwedek, 0(prefiks) 61 292 62 43 Gniezno – Edward Kowalski, 0-603 257 113 Kalisz – Paweł Szpiler, 0-691 943 233 Konin – Zbigniew Górski, 0-601 735 445 Leszno – Zbigniew Kwaśniewski, 0-609 249 847 Piła – Adam Giera, 0-605 351 311 Gostyń – Ryszard Dolatowski, 0(prefiks) 65– 572 18 61 Turek – Wiesław Szymczak, 0-609 795 252 Słupca – Włodzimierz Frankiewicz, 0(prefiks) 63 – 276 30 50 Chodzież – Krzysztof Dąbrowski, 0-604 692 705 Środa Wlkp. – Czesław Mikuć, 0-606 341 037 Września – Piotr Napierała, 0(prefiks) 61-436 14 52 Nowy Tomyśl – Barbara Jańczak-Kryś, 0(prefiks) 68-384 61 95 Wągrowiec – Halina Rączkowska, 0-695 201 146 Kościan – Edward Buchowski, 0(prefiks)65-512 34 45 Wolsztyn – Urszula Krysmann, 0(prefiks)68– 346 70 19 Czempiń – Artur Kotaś, 0-503 108 919 Witkowo – Łukasz Nowicki, 0-506 758 198 Łomnica – Rafał Pigla, 0-607 036 881 Zbąszyń – Waldemar Lisek, 0-609 489 272. ZACHODNIOPOMORSKIE Spotkania członków i sympatyków odbywać się będą w każdy wtorek w pubie przy al. Wojska Polskiego 99 w godz. 16–18 w Szczecinie. ¤¤¤ Prosimy wszystkich członków i sympatyków o przybycie wraz z rodzinami w dniu 26.04 w godzinach przedpołudniowych pod pomnik Braterstwa Broni na Cmentarzu Centralnym, ul. Ku Słońcu oraz 01.05 i 03.05 pod pomnik Czynu na Jasnych Błoniach. ¤¤¤ Zarząd wojewódzki apeluje do członków, którzy nie odebrali legitymacji oraz nie opłacają składek, o kontakt pod nr tel. 0-600-368 666. ¤¤¤ Chętnych do tworzenia struktur partii z powiatów Świdwin, Drawsko Pomorskie, Sławno, Szczecinek prosimy o kontakt – Zbigniew Ciechanowicz 0-600 368 666. ¤¤¤ Wałcz – spotkanie 1-majowe, ul. Dworcowa 14, kontakt: Józef Ciech 0-506 413 459.
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
Hieny No proszę, „Rzeczpospolita” doniosła o śledztwie, jakie ma się toczyć w sprawie śmierci Andrzeja Kreta. Opisywaliście kilkakrotnie tę sprawę, podając wiele faktów, i teraz – jak zwykle – pismaki z „Rzepy” przyszły na gotowe i jak te hieny rzuciły się na napisany już materiał. Oczywiście ani słowem się nie zająkną o tym, że jakaś inna gazeta już dokładnie wszystko opisała, będą stroić się w piórka „odkrywców” tematu i grzmieć, jak to za ich przyczyną opinia publiczna dowiedziała się o ważnym śledztwie. Chciałoby się powiedzieć im kilka słów, ale kulturalni ludzie takowych nie używają. Następna sprawa. Podobno Polska nie jest w stanie wojny z Irakiem. To jaki jest status najemników z Gromu, którzy pojechali tam zabijać Irakijczyków? Przecież w myśl prawa międzynarodowego to terroryści, którzy bez wypowiedzenia wojny napadli obcy kraj i jako tacy nie podlegają prawu międzynarodowemu. W przypadku złapania przez Irakijczyków – jest dla nich tylko jedno wyjście. Nogami do przodu. Przemysław, W-wa
Torba do podziału W tym roku mój kolega rozpoczął naukę w seminarium duchownym w Elblągu. Gdy go spotkałem, dowiedziałem się dosyć dużo o życiu w seminarium. Jego słowa pokrywały się z tym, co można przeczytać w „FiM”, i dużo więcej. Czyli korupcja, walka o władzę, indoktrynacja młodych kleryków, straszne warunki, jakie muszą znosić itp. Mój szacunek do Pana, Jonaszu, wzrósł jeszcze bardziej, bo zastanawiałem się, jak Pan wytrzymał w seminarium tyle lat? Kolega wracał do siedziby szkoły z torbą pełną pieniędzy z datków zebranych w kościołach dla seminarium. Powiedział mi, że wiezie ponad tysiąc złotych. Bez żadnego pokwitowania, niczego. Mówił mi, że takie wyjazdy są częścią systemu kar i nagród. Jeśli dopisze mu szczęście, będzie mógł zatrzymać sobie dużą część, nawet do 1/3 przekazanych pieniędzy. Ale... po dogadaniu się z księdzem odbierającym pieniądze w seminarium. Bo przecież nie ma żadnych dokumentów. Zastanawia mnie, ile pieniędzy rozpuszcza się w strukturach kościelnych, kiedy przechodzą z jednych chciwych rąk do drugich? Przecież w większości pochodzą one
Wiara i logika Myślę, że pan A. Mróz z Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli („FiM” 15/2003) pragnie poddać pod dyskusję naukową prawdy, które trudno jest ocenić na łamach Waszego czasopisma. On pisze, że to jest „jego osobista opinia, iż pu-
myślenie. Większość ludzi wierzy na przykład w powstanie życia przez przypadek, a mnie się wydaje, że jest to opinia najbardziej ignorancka. Jednak to jest moja opinia, tak samo jak ateizm jest opinią, której nie można udowodnić naukowo. Myślę, że pan Krzysztof Mróz nie ma żadnych dowodów na podważenie artykułów dr. A. Palli, lecz po prostu chce nas zniechęcić do ich czytania. Dziękuję Wam za te artykuły. Jestem za APP RACJA! Edward
Piękne czasy Niedawno przyjechała do nas wnuczka (studentka) i razem z dziadkiem przeglądała rodzinne dokumenty. Wpadł jej w ręce nakaz pracy dziadka i prosiła o wytłumaczenie, co ten dokument oznacza. Dziadek zaczął jej tłumaczyć, że jak skończył szkołę, to dostał taki papierek i w wyznaczonym zakładzie zaczął pracę. A wnuczka na to „i bez szukania od razu miałeś pracę? To dziadek żyłeś w pięknych czasach”. Barbara P.
Miller „ryba” Ostatnio jesteście bardziej antymillerowscy niż antyrydzykowi.
Grzech zaniedbania Szanowna Rado Miasta Łodzi, Szanowny Panie Prezydencie Jerzy Kropiwnicki, dziękuję za podjęcie od lat oczekiwanej decyzji i nadanie honorowego obywatelstwa Karolowi Wojtyle. Skandaliczne zaniedbanie w tym względzie poprzednich władz miasta należy uznać za karygodne i rozważyć możliwość pociągnięcia ich do odpowiedzialności karnej (niedopełnienie obowiązków służbowych). Zbigniew Szewczyk
blicystyka dr. A. Palli nie w pełni uwzględnia potrzeby intelektualne osób kierujących się wzmiankowanymi kryteriami”. Jednak jeżeli przedstawia swoją opinię, to dlaczego podważa to, co dr A. Palla potwierdza nie swoją opinią, lecz w oparciu o autorytety naukowe? Opinia pana Krzysztofa nie może być autorytatywna naukowo. Człowiek wolny musi mieć oparcie w logicznym myśleniu, a nawet autorytetom naukowym należy ufać. Nie można potwierdzić wszystkiego dowodami naukowymi, więc i w rozpatrywaniach naukowych potrzebna jest wiara, rozsądek i logiczne
Miller ze swoją lewicą zasłużył sobie na krytykę. Lewica jaka jest, ale jest. Póki nie mamy lepszej – dobra i taka. Nim RACJA przestanie raczkować, upłynie trochę czasu. Chciałbym mieć tyle optymizmu, co Jonasz. A póki jest jak jest, to nie podcinajmy gałęzi, na której siedzimy, nie upewniwszy się, czy niżej mamy inną, byśmy mieli na czym wylądować. Marny byłby los „Faktów i Mitów” w przypadku zwycięstwa prawicy. Dlatego też, póki co, to na bezrybiu i Miller ryba. Franciszek Rzeczyca, Nałęczów
Szkoła im. zdrajcy Szkoła Nr 40 w Krakowie zmieniła patrona na słusznego. Nosi obecnie imię św. Stanisława (tego zdrajcy). Tablicę poświęcił za psi grosz sam abp Franciszek Macharski. W ubiegłym roku, w rocznicę
śmierci patrona, dyrekcja zarządziła wyprowadzenie dzieci na zewnątrz pod „świętą” tablicę i poleciła wznosić pieśni religijno-patriotyczne. Czy może być większe upodlenie dzieci? Stanisław Błąkała
Plakaty Pomysł S. Pyraka w sprawie drukowania przez Waszą Redakcję plakatów uważam za wspaniały. Zobowiązuję się je rozwieszać. Może to być wkładka do gazety. Podwyższy to oczywiście koszt jej wyprodukowania. Zgadzam się na tę podwyżkę. Boję się tylko, żeby nie naraziło to Waszej Gazety (ale i mojej) na procesy sądowe. Błagam, bądźcie ostrożni. W.
Tajemnice inicjacji seksualnej – bezpłatnie W ramach akcji „Antykoncepcja – Zaplanuj swoje życie” firma Schering sfinansowała wydanie książki prof. Andrzeja Jaczewskiego i prof. Zbigniewa Izdebskiego pt. „Tajemnice inicjacji seksualnej”. W lutym książka trafiła do szkół ponadgimnazjalnych w całej Polsce. Szkoły (także indywidualni czytelnicy) mogą otrzymać bezpłatnie większą liczba tych książek po uprzednim wysłaniu zamówienia na adres: Robert Jarecki – Schering AG, 02-796 Warszawa, ul. Migdałowa 4, fax (0 22) 645 13 01.
Uwaga konkurs! Tydzień temu zapowiedzieliśmy kolejny, wakacyjny konkurs dla Czytelników „FiM”. Poprzedni cieszył się tak wielkim powodzeniem, że serce by nam pękło z żalu, gdybyśmy nie zaprosili Was ponownie do wspólnej zabawy. Oto szczegóły: Wystartujemy w końcu maja. I od tego momentu co tydzień będziemy stawać dla Was na głowie. Czy dosłownie? Prawie, bo w każdym kolejnym numerze „Faktów i Mitów” zamieścimy specjalny kuponik wielkości znaczka pocztowego. W ten to kuponik należy wpisać jedno jedyne słowo. Jakie? A takie, które w całym numerze „FiM” zostało wydrukowane DO GÓRY NOGAMI! To słowo może się znaleźć w jakimś tytule, w artykule, w podpisie pod zdjęciem, w listach do redakcji, a nawet w redakcyjnej stopce. Dosłownie wszędzie! Co więcej, może to być nawet niewinny spójnik, np. jedno tylko „i” postawione na głowie, czyli na kropce – „ ”. Takie odnalezione słowo należy wpisać w kuponik (w oznaczonym miejscu) i broń Boże nie wysyłać go do redakcji. Wręcz przeciwnie... kuponik naklejamy na czystą kartkę formatu A-4 i czekamy spokojnie na następny numer „FiM”, a w nim na następne postawione na głowie słowo i na następny kupon, który naklejamy obok poprzedniego. I tak dalej. Ciąg tych słów da w efekcie – pod koniec konkursu – celną sentencję filozoficzną i dopiero wówczas poprosimy was o przesłanie do nas całego dzieła – kartki z naklejonymi, oryginalnymi (a nie ksero!) wypełnionymi kuponikami. Proste? Wiemy, że nie proste, lecz za to jaka nagroda! Ale o tym za tydzień! Powiedźcie o konkursie znajomym. Ruszamy niebawem! i
LISTY
z rent i emerytur biednych ludzi, którzy dają datek na jakiś szczytny cel, a nie żeby jakiś kleryk mógł za to pić sobie radośnie w barze. No i na sam koniec najlepsze: przełożony seminarium powiadomił wszystkich uczniów, że za posiadanie lub czytanie „FiM” wylatuje się od razu. Jacek Pytlarczyk
19
LISTY OD CZYTELNIKÓW
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska – tel. (0-42) 639-85-41; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch, Paulina Starościk – tel. (0-42) 630-72-33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 20 czerwca na trzeci kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
Nr 17 (164) 25 IV – 1 V 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Fontanna w Licheniu?
PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO, CZYLI
Żona zdradzona
Czarny humor – Kochanie, muszę ci powiedzieć, że mój pierwszy mąż był lepszy od ciebie. – Słyszałem, bo nawet twoja matka często mówiła, że wyszłaś za pierwszego lepszego. ¤¤¤
Rys. Tomasz Kapuściński
Mężczyzna, który zginął w wypadku drogowym, staje przed bramą
niebios i widzi, że w ostatniej chwili przeciska się przed nim jakiś inny człowiek: – To już drugi raz dzisiaj wymusza pan pierwszeństwo. ¤¤¤
Podczas badania pana Janka lekarz, widząc jego niesamowicie krzywe nogi, pyta: – Takie krzywe nogi macie od małego? – Nie, panie doktorze, od kolan.
Cudzołóstwo to piękna rzecz, ale tylko dla mężczyzn. Na przestrzeni wieków mężczyźni wymyślali najprzeróżniejsze sposoby, aby zabezpieczyć się przed niewiernością małżonek. Jak dotąd najpewniejszym środkiem był pas cnoty, który pojawił się już w XII wieku. Był zrobiony z żelaza, miał mocną obręcz wyściełaną aksamitem – aby nie uszkodzić ciała – oraz zameczek lub kłódkę. Dodatkowo srom zabezpieczany był kawałkami kości słoniowej z otworkami, strzałkami z metalu lub dwiema żelaznymi płytkami połączonymi w najwęższym miejscu. Niektóre z pasów inkrustowano złotem, grawerowano na nich miłosne zaklęcia lub linearny ornament. Były cudne i obłudne. Rycerze, wyjeżdżając na długie wyprawy wojenne, nie drżeli ze strachu o ewentualne wiarołomstwo małżonki i mogli spokojnie kopulować z mieszkankami podbijanych ziem lub prostytutkami, które tabunami ciągnęły za wojskiem. Na drzeworycie „Statek głupców” (1572) – ilustracji do poematu Sebastiana Branta – po raz pierwszy w historii malarstwa przedstawiono nagą kobietę, której talię
„okrywa” pas cnoty. Kobieta w lewej dłoni trzyma łańcuch z dużą kłódką. Wygląda na zadowoloną. Jeszcze w XIX wieku handlowano we Francji pasami cnoty, a ostatnie egzemplarze sprzedano w latach 30. XX wieku. Tak mężczyźni dbali o naszą cnotę. A jak my możemy zabezpie-
czyć się przed zdradą mężczyzn? Jasna cholera, nie ma takiej możliwości! Chyba że Kwaśniewski
z Glempem zaproponują wprowadzenie niektórych ustępów z Kodeksu Hammurabiego albo asyryjskiego prawa talionu (oko za oko). Tam wyraźnie pisali, że jeżeli zdradzona żona udowodni wiarołomstwo męża, to „jeśli on pocałował żonę innego jego dolna warga zostanie przeciągnięta wzdłuż ostrza i utnie się ją”. Gdyby Sejm klepnął taką ustawę, to obawiam się, że połowa mężczyzn chodziłaby z uciętą dolną wargą. Może nawet człowiek bez nazwiska – Marek Jurek... A i inni rydzykowcy także. Niestety, nawet Biblia jest po stronie mężczyzn. Sąd boży w Księdze Liczb nakazuje rozpustnej kobiecie picie „wody przeklętej”, co miało ją zdemaskować: „Jeśli naprawdę stała się nieczystą i swojemu mężowi niewierną, woda wniknie w nią, sprawiając gorzki ból. Łono jej spuchnie, a biodra zwiotczeją, i będzie owa kobieta przedmiotem przekleństwa pośród swojego narodu”. Tak właśnie rzekł Pan do Mojżesza. Tak, tak, Drogie Panie. Niestety, nie ma sposobu na niewiernych mężów. A skoro nie ma, to dajmy sobie z tym spokój. ZOSIA WITKOWSKA