„Solidarność” Stoczni Gdańskiej ostrzega:
POWTÓRZY SIĘ GRUDZIEŃ ’70 INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 17 (216) 29 KWIETNIA 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
Od kilku do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie zarabia każdy z armii 706 pracowników 16 Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska. Nie dość, że za te pieniądze pracują fatalnie i korupcjogennie – co jednoznacznie stwierdziła NIK (str. 6) – to jeszcze lekką rączką dofinansowują Kościół katolicki ciężkimi milionami z naszych podatków. Przykładem – jednym z wielu! – jest Fundusz łódzki, który położył na tacę prawie 9 milionów zł.
Ü Str. 3
Ü Str. 6, 7
Bida z nędzą
Mowa pogrzebowa
Polskie dzieci głodują. Na lekcjach mdleją z wycieńczenia, szperają po szkolnych śmietniczkach w poszukiwaniu resztek jedzenia. Państwo nie chce lub nie potrafi pomagać najsłabszym. Dotkliwie odczuwają to najbardziej bezbronni.
Mamy w łapach najnowszy raport NIK. Wynika z niego, że Polska bardziej przygotowana jest do unii z Czukczami niż z Europą. Może Czukczowie mają to gdzieś, ale my możemy stracić ponad 8 mld euro – na zawsze!
Ü Str. 10, 11
Ü Str. 8, 9
2
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Dwa światy
POLSKA Według ostatniego sondażu OBOP, do parlamentu weszłaby Platforma Obywatelska (33 proc.) przed Samoobroną (24 proc.) i Socjaldemokracją, czyli partią Marka Borowskiego. Ta ostatnia byłaby jedynym tzw. lewicowym ugrupowaniem w Sejmie. SLD i UP znalazłyby się poza parlamentem. Katolicy z SLD powinni zjednoczyć siły z Unią Wolności, Partią Centrum, ZChN, UPR i PPS. A nuż wtedy... W nocnym głosowaniu wybrano nowego marszałka sejmu. Został nim Józef Oleksy. Następca Borowskiego miał niebywałe szczęście – dostał 189 głosów, a potrzebował 188. Niedawni przyjaciele z obecnej SdPl nie głosowali na komucha. Marek Siwiec po raz kolejny przeprosił za gest papieża (pocałunek ziemi kaliskiej w 1997 r.). Nowa fala skruchy Siwca ma związek z jego kandydowaniem z Wielkopolski do europarlamentu. W związku z przeprosinami Siwca apelujemy o nieoddawanie na niego głosów. Do wyborów jeszcze daleko, ale kiełbasa wyborcza już jest napychana w kiszki: Lepper obiecał każdemu bezrobotnemu po 900 zł miesięcznie. Te dziewięć stów ma zabrać właścicielom hipermarketów oraz Balcerowiczowi – z rezerwy walutowej NBP. 900 zł... Gdzie te czasy, kiedy Kwaśniewski obiecywał mieszkania? Biskupi w słowie pasterskim przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zabronili wiernym głosować na polityków popierających aborcję, eutanazję i związki partnerskie. Do wyboru są jeszcze aferzyści i nawiedzone dewoty Rydzyka. Trwa zadyma wokół Orlenu. Większość posłów (z wyjątkiem Klubu Parlamentarnego SLD) domaga się powołania sejmowej komisji śledczej, która zbadałaby sprawę prywatyzacji największej polskiej firmy, udziału w niej służb specjalnych i rozdawania kart przez Jana Kulczyka. Według Wiesława Kaczmarka, ten ostatni podczas poufnego spotkania z Millerem i Kwaśniewskim rozmawiał o składzie rady nadzorczej Orlenu. Postulujemy powołanie sejmowej komisji śledczej do zbadania sprawy marnotrawienia pieniędzy podatników przez sejmowe komisje. Wokół tworzącego się Polskiego Holdingu Farmaceutycznego kręci się Jan Starak – jeden z najbogatszych Polaków, prywatnie przyjaciel Millera... Starak stara się zakupić trzy Polfy (Warszawa, Pabianice, Tarchomin), które mają wejść w skład nowego holdingu. Przy współudziale Millera grozi nam nowa afera Starakowicka. Po 3 latach z aresztu tymczasowego wyszedł Grzegorz Wieczerzak, były prezes PZU Życie, uważany za jednego z największych aferzystów III RP (przepadło 173 mln złotych). Rodzinie udało się uciułać 2 mln zł na kaucję. Wieczerzak ma teraz oskarżać prokuratora Kapustę. Kapusta jest biedniejszy od Wieczerzaka, więc niechybnie przegra. GDAŃSK Kościół odniósł kolejny sukces propagandowy – kilka godzin przed śmiercią nawrócił się i ochrzcił Jacek Kaczmarski, bard Solidarności („FiM” 16/2003), o czym triumfalnie doniósł arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Nie takich bardów sutannowe łapiduchy zbajerowały, strasząc piekłem. BRZOZA Ta niewielka gmina w województwie kujawsko-pomorskim jest pierwszą polską jednostką samorządu terytorialnego, która zbankrutowała. Gmina ma 5,7 mln zł rocznych dochodów, a dług przekroczył już 5,5 mln zł. Nauczyciele i urzędnicy od dawna nie dostają pełnych pensji, nie ma pieniędzy nawet na prąd i oświetlenie. Komornik zabezpieczył już budynek urzędu, szkołę, a nawet gimbusa. Jakiś czas temu agencje informacyjne napisały o gminie niemieckiej, w której oddano podatnikom po 100 euro podatku, bo urzędnicy nie wiedzieli, na co go mają przeznaczyć. Jak Unia, to Unia... UNIA EUROPEJSKA Parlament Europejski debatował nad wolnością mediów w Europie. Najgorsza sytuacja jest we Włoszech, gdzie z powodu wadliwego prawa niemal cała telewizja państwowa i prywatna jest w ręku premiera Berlusconiego. Niektórzy deputowani zarzucają Polsce brak ustawy o dekoncentracji mediów, czyli takiej, jaką utrąciła Agora, rozpętując aferę Rywina. My bez deputowanych PE wiemy, co to jest wolność i pluralizm – powiedzieli nam ludzie z „Wyborczej”. WIEKA BRYTANIA Od 1 maja (czyli już za kilka dni!) czeka na Polaków 500 tys. miejsc pracy w Zjednoczonym Królestwie. Chodzi głównie o pracowników z wysokimi kwalifikacjami w hotelarstwie, służbie zdrowia, edukacji i transporcie, znających dobrze angielski... ...czyli w Polsce jakieś 5 tysięcy. CYPR 24.04 br. na podzielonej między Greków i Turków wyspie odbędzie się referendum w sprawie ponownego zjednoczenia kraju. Jeżeli zakończy się ono sukcesem, cała wyspa wejdzie do UE, jeżeli nie, to do Unii przystąpi tylko część grecka. Greccy liderzy, w tym duchowni, nie chcą zjednoczenia na warunkach proponowanych przez ONZ. Prawosławny biskup Paweł zagroził wiecznym potępieniem wszystkim, którzy popierają zjednoczenie. Oto dowód na to, że prawosławie i katolicyzm to kościoły siostrzane. IRAK Trwa powstanie radykalnych szyitów i części sunnitów. W ciężkich walkach zginęło tylko w kwietniu 1300 Irakijczyków i 100 Amerykanów. Decyzję o wycofaniu wojsk z Iraku podjął Honduras (370 żołnierzy) i Dominikana (300 żołnierzy). Razem z wojskami hiszpańskimi naszą strefę okupacyjną opuści w sumie 1970 żołnierzy. Nic to! Dumni przywódcy wielkiego narodu polskiego nigdy nie złożą broni, powołają raczej rezerwę Ludowego Wojska Polskiego! LITWA Nie gaśnie spór wokół obrazu Jezusa Miłosiernego w Wilnie („FiM” 15/2003). Polacy nie uszanowali... decyzji papieża i nie zgodzili się na przekazanie obrazu katolikom litewskim. Nasi rodacy pilnują obrazu i nie pozwalają go przenieść. Doszło do pyskówek. Tego jeszcze nie było, żeby dla prawdziwego Polaka katolika Syn Boży był ważniejszy od Ojca Świętego!
amiętam dobrze czasy Gierka, Kani i Jaruzelskiego. Większość z Was pewnie też. Cokolwiek by powiedzieć o tamtych latach, za jednym co najmniej połowa z nas dzisiaj tęskni: za pewnością jutra. Weźmy ostatnie 30 lat – od szczytu gospodarczego i propagandowego bumu socjalizmu. Jak ułożyły się losy pokolenia przełomu systemów? Kto zyskał na przemianach, a kto na nich stracił? Czy warto było i jakim kosztem? W latach 70. większość dzisiejszych prezesów, właścicieli firm i polityków kończyła osiemnaście lat. Oni wykorzystali zielone światło dla przedsiębiorczości w latach 80. i zameldowali się w produkcji, handlu, polityce. Kupony od tego – choć już nie tak pokaźne jak dawniej – odcinają do dziś. Nawet w kilkutysięcznym miasteczku jeden stolarz, mechanik samochodowy, ogrodnik badylarz czy elektryk prywaciarz dzierżył całkowity monopol i pełen trzos. Koniunktura sprzyjała tym, którzy byli pierwsi. Podatki nie zabijały, a głodny rynek wchłaniał wszelkie usługi, produkty i ideologie. Ci dzisiejsi pięćdziesięciolatkowie mogą sobie pogratulować, gdyż wykorzystali dziejową szansę. Zaryzykowali, wykazali się przedsiębiorczością i odnieśli sukces. Ustawili się na resztę życia, wykształcili dzieci, zapewnili im bezpieczeństwo i stabilizację. Teraz mogą patrzeć z dystansem na pogmatwaną rzeczywistość. Razem z nimi na studniówkach bawiły się ich koleżanki i koledzy – późniejsi górnicy, murarze, pielęgniarki, rolnicy. Obecnie właściciele przysłowiowego malucha, M-3 w blokach, zgorzkniałej psychiki i dorastających dzieci bez perspektyw na przyszłość. Mimo przepracowanych 25–30 lat, każdego wieczoru, kiedy ich dawni koledzy raczą się markową whisky i oglądają film DVD na ekranie plazmowego telewizora, ludzie ci drżą o dzień następny – o pracę, niespłacony kredyt, zaległe rachunki, żony i dzieci niezadowolone ze swoich niemodnych ciuchów. Ale są również bezrobotni, a nawet bezdomni, którzy marzą o tym, by mieć takie zmartwienia, bo ich troską jest wyłącznie pełny brzuch i odrobina ciepła zimą. Być może kiedyś też mieli swoją szansę, ale w pewnym momencie zabrakło im odwagi, sprytu, uporu, znajomości albo miliona dolarów na „kulczykowy” start. Czy dlatego mają teraz żyć gorzej od innych Polaków, często swoich rówieśników, którym z takich czy innych względów się powiodło? Tak, mają żyć gorzej. Ale nie tak źle jak żyją teraz. W 1980 roku i dziesięć lat później chyba nikomu rozsądnemu nie wydawało się, że wolność i kapitalizm obsypią ludzi pieniędzmi i wepchną do mercedesa. Jednak mieliśmy prawo oczekiwać, iż ówcześni nisko i średnio sytuowani nie stracą minimum socjalnego, że nie będzie tak wielkiego rozwarstwienia. Czy ktoś z rządzących, z przemądrzałym Wałęsą na czele, ostrzegał na początku lat 90., że – aby dołączyć do dzisiejszych społeczeństw i gospodarek zachodnich – musimy najpierw przejść ich XIX wiek z powszechnym wyzyskiem, masowymi zwolnieniami, głodnymi dziećmi, żebrakami oraz mafią, która strzela na ulicach niczym 100 lat temu w Chicago? Wręcz przeciwnie, zwodzono naród wizjami błyskawicznych reform, sprawnymi restrukturyzacjami i przyśpieszeniami, które w ciągu paru lat miały uczynić z Polski drugą Hiszpanię, Japonię (chyba z czasów samurajów) albo państwa opiekuńcze – Szwecję czy Niemcy. Dziś mówi się już co najwyżej o drugiej Polsce, innej od tej, na którą już nikt nie może patrzeć, może poza tymi, którzy ją
P
taką uczynili. To wszystko przestało być śmieszne, odkąd pierwsze polskie dzieci zaczęły mdleć z głodu na lekcjach, o czym w tym numerze piszą Andrzej Rodan i Anka Karwowska. Jeśli nasz polski kapitalizm ma się zatrzymać na etapie afer, bezprawia i społeczeństwa trwale podzielonego na milionerów i żebraków – to ja za taką wolność rynku i słowa serdecznie dziękuję. W tym miejscu można by zaapelować o narodową (prawdziwą) solidarność, aby ci, którym się powiodło, brali w opiekę najuboższych. Z własnego doświadczenia wiem, że najlepiej pomagać konkretnym osobom, bo przynajmniej ma się świadomość, że pieniędzy tych nie zdziesiątkuje biurokracja, nie przejedzą urzędnicy i nie opodatkuje państwo. „Fakty i Mity” wspierają m.in. dom dziecka w Tomisławicach pod Łodzią, spartakiady młodzieży niepełnosprawnej w Elblągu i kolonie dla najbiedniejszych dzieci wiejskich. Pomagałbym jeszcze bardziej, ale... sumienie mi nie pozwala. Skutecznie leczę się z miłosierdzia dla bliźnich, gdyż 40 proc. mojego osobistego zysku i 19 proc. zysku mojej firmy zamiast na podobne cele, a także budowę dróg, mieszkania komunalne, zasiłki wychowawcze czy choćby wyższe pensje dla nauczycieli i lekarzy – głupi i niemoralni urzędnicy przeznaczają na Kościół, „rozwikłanie” afery Rywina, podwyżki cen „leków za złotówkę”, marmurowe hale ZUS, złocone sztukaterie w pałacu prezydenta, drogie limuzyny, kilometrowe rachunki za komórki etc., etc. Pierwszorzędnym celem każdego rządu cywilizowanego kraju powinno być zapewnienie równych szans w edukacji wszystkim dzieciom oraz młodzieży, niezależnie od statusu majątkowego rodziców. To jest niezbędne minimum, którego dochowanie daje jaką taką gwarancję, że nie zmarnują się wrodzone i nabyte zdolności przyszłości narodu. Im więcej wyłuskanych talentów, tym większa szansa na rozwój elit, które w przyszłości zapewnią miejsca pracy innym – pobudują fabryki, rozwiną handel, wyleczą jak trzeba chorych, wyedukują dalsze pokolenia itp. Dopiero kiedy młody człowiek „nie rokuje”, można z czystym sumieniem zepchnąć go do drugiej ligi. Ale nawet jako szeregowy robotnik nie powinien głodować. Ani jego dzieci. To byłby już Trzeci Świat, do którego pod tym względem jest nam coraz bliżej – pomimo kolejnych reform, rządów i programów. O równości społecznej i promowaniu miernot ze względu na przynależność klasową czy partyjną zapomnijmy na zawsze. To nie była dobra droga, chociaż – patrząc z obecnej perspektywy – miała wiele walorów. Przed nami szansa na prawdziwą normalność w Unii, która powinna polegać na promowaniu aktywności i naturalnych zdolności Polaków. Państwo niech tylko nie przeszkadza, lecz stwarza jak najwięcej możliwości. Najgorszą cechą człowieka jest marazm i utrata wiary we własne siły. Nie pora dzisiaj na biadolenie, że wszystkie interesy już zajęły rynek, że kolejka oczekujących na pracę jest dla mnie nie do przeskoczenia. Trzeba przenikać, robić wyłomy i burzyć mury dwóch polskich światów: biedy i bogactwa. Budować coraz bardziej dostatnią, pewną jutra klasę średnią, która w każdym kraju stanowi o sile narodu i gospodarki. Dopiero kiedy damy z siebie wszystko, możemy mieć pretensje do rządzących, których przecież sami wybraliśmy. Pretensji do Pana Boga mieć nie powinniśmy, On rządzi w zupełnie innym świecie. JONASZ
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
Stoczni Gdańskiej najpewniej zostanie wkrótce odebrane i sprzedane jej serce – dwie pochylnie. To będzie koniec polskiego przemysłu stoczniowego. – Jeśli do tego dojdzie, powtórzy się Grudzień ’70 – powiedzieli „FiM” przedstawiciele zarządu stoczniowej „Solidarności”. – Dziwne to, smutne i śmieszne zarazem, ale historia potoczyła się tak, że nikt nas nie chce bronić, nikt nawet nie chce opisać przekrętu, przy którym sprawa Rywina to pestka. Nikt z wyjątkiem „Faktów i Mitów” i po trosze „Nie”. Solidarnościowe – „nasze” – media, które powinny stanąć na głowie, by kolebka „S” mogła istnieć, dając pracę tysiącom ludzi, milczą, i my wiemy, dlaczego – mówi Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący Międzyzakładowej Komisji Solidarności Stoczni Gdańskiej. Coś w tym jest. Przypomnijmy... Do obrony stoczniowców z Gdyni i Gdańska zabraliśmy się ponad półtora roku temu, widząc, jak banda cwaniaków rozgrabia majątek okrętu flagowego polskiej gospodarki. Ustaliliśmy i opisaliśmy, że: – we wrześniu 1998 roku firma Evip Progress oraz Stocznia Gdynia kupują od syndyka masy upadłościowej za śmiesznie niskie pieniądze (115 mln zł) Stocznię Gdańską. W grudniu tego roku Evip i Stocznia Gdynia powołują spółkę Synergia 99, na czele której staje Janusz Szlanta; – na skutek rozmaitych machinacji tego pana (alarmujące artykuły w „FiM” 50, 51, 52/2002 oraz 1, 4, 6, 8, 11, 15, 39/2003) dzieje się tak, że Stocznia Gdynia odsprzedaje swoje udziały m.in. amerykańskim funduszom inwestycyjnym (TDA Capital Partners), z którymi związani są np. były minister skarbu Sławomir Cytrycki i syn premiera Millera – też Leszek. W ten sposób TDA – czyli Amerykanie – staje się właścicielem Synergii, a co za tym idzie – najsmakowitszego kąska, czyli 73 ha gruntów
GORĄCY TEMAT zza oceanu doprowadzą kolebkę „S” do upadku. Nic tego jednak nie zapowiadało, więc mało kto nam wierzył, tym bardziej że stocznie zaczęły nareszcie cieszyć się nowymi zamówieniami na statki, a portfel tych obecnych i przyszłościowych zleceń ledwie domyka się w roku 2007. Niestety, wykrakaliśmy. Kilka tygodni temu gruchnęła bowiem ta-
w skrócie, że gdyby spółka „Uduś” chciała zrobić stoczniom krzywdę i zabrać im pochylnie, to ma za to zapłacić 205 milionów złotych (koszt nowych pochylni). Na razie jest pięknie. Niecały rok później pojawia się inny tajemniczy akt notarialny, w którym siwiejący ze zgrozy stoczniowcy przeczytali, że ich dyrektorzy – Bogumił Banach i Elżbieta
Równia pochyła
w centrum Gdańska. Przejmują także kontrolę nad kilkoma spółkami wchodzącymi w skład holdingu Stocznie Gdańsk-Gdynia. Na części przejętych gruntów znajdują się dwie pochylnie – serce stoczni – w których fizycznie powstają statki. Reasumując, gigantyczny majątek obu stoczni przechodzi w ręce prywatne – najpierw do Synergii, która miała kapitał założycielski 4 tys. złotych (!), a później w ręce Amerykanów. ¤¤¤ To wszystko, wraz ze szczegółami, ujawnialiśmy cierpliwie w kolejnych artykułach, wieszcząc złowróżbnie, że Szlanta i jego koledzy
ka oto bomba: za kilka miesięcy Stocznia Gdańska może zostać – i najpewniej zostanie – pozbawiona pochylni, co de facto oznacza jej śmierć z dnia na dzień. Dodatkowo pociągnie za sobą Stocznię Gdynia, bo obie stanowią nierozerwalny organizm. Czy to możliwe, aby kilku przekręciarzy (ze Szlantą na czele) i kilku zamieszanych w sprawę prominentów mogło „przewrócić” polski przemysł stoczniowy, który zaczął stawać na nogi? Możliwe! Dotarliśmy bowiem do dwóch zdumiewających dokumentów, których lektura stawia nam resztki włosów na głowie. Oto w roku 1999 zostaje sporządzony akt notarialny – umowa pomiędzy Stoczniami a Synergią. Wynika z niego
Dudziuk (dwie ręce Szlanty) – zrzekają się owego zabezpieczenia. Ot, tak sobie. Innymi słowy, Synergia może teraz sprzedać pochylnie komu chce i bez żadnego zadośćuczynienia dla stoczni (patrz dokumenty obok). I teraz właśnie do tego doszło!!! ¤¤¤ Po raz nie wiadomo który odwiedzamy Stocznię Gdynia. Szef związku zawodowego „Stoczniowiec” – Leszek Świętczak – i jego koledzy już nie mieszkają w budzie poza stocznią. Koniec banicji i własne biuro, ale co z tego... – Mamy pracę, zamówienia na statki sypią się jak z rękawa, nawet pensje wypłacane są prawie regularnie, tylko że... tylko że za kilka miesięcy z obu stoczni może nie zostać nawet kamień na kamieniu. Synergia zapowiedziała bowiem sprzedaż pochylni temu, kto da więcej, np. Niemcom lub Izraelowi. Będziemy więc pierwszą w historii stocznią, która ma budować statki, tylko nie ma gdzie tego robić – mówi Świętczak. I dodaje: – Jeśli
3
upadną stocznie, to oprócz stoczniowców straci pracę kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Padną sklepy, bo nie będą miały komu sprzedawać, padną banki, usługi, komunikacja, a przede wszystkim dziesiątki firm kooperujących. Ale to się tak nie skończy, bo tego ludzie już nie wytrzymają. Wyjdziemy na ulice. Już wyszliśmy, demonstracja pod domami dyrektorów przekręciarzy była pokojowa tylko dzięki kordonom policji, ale niewiele brakowało... ¤¤¤ Ze Stoczni Gdynia, w której dwa miesiące temu widzieliśmy nareszcie roześmianych, a teraz znów posępnych stoczniowców, przenosimy się do Gdańska. Tu nastroje są jeszcze gorsze. Zdenerwowany szef stoczniowej „S”, Roman Gałęzewski, mówi: – Szlanta co prawda został aresztowany (i zwolniony za kaucją – przyp. red.), ale co z tego, kiedy złodziej wyprowadził z obu stoczni gigantyczny majątek i dziś Synergia szantażuje i nas, i miasto. Szantaż brzmi tak: „Albo zostawimy wam pochylnie i Gdańsk oraz Gdynia przeżyją, albo będzie wielkie bum”. Owo bum polegać ma na tym, że jak miasto nie da Synergii olbrzymich ulg podatkowych, to pochylnie zmienią właściciela. ¤¤¤ Na zakończenie naszej rozmowy z szefem „S” grzecznie czeka ekipa telewizji japońskiej: – O, widzą panowie... Japończyków to interesuje, a u nas psa z kulawą nogą nie obchodzi, co stanie się z polskim przemysłem stoczniowym. Nie może być inaczej, skoro w przekręty pana Szlanty zaangażowani byli politycy z pierwszych stron gazet. Na przykład stocznia – poprzez firmę Sinus z Pruszcza – finansowała kampanię wyborczą Krzaklewskiego. Komitet wyborczy Kwaśniewskiego też przychodził z pustym kapeluszem, a wychodził z pełnym. Komu teraz zależy na ruszaniu tego trupa, który śmierdzi? Był czas, gdy do Szlanty mizdrzyli się wszyscy – biskup Gocłowski, premier Buzek, a potem Miller... Mizdrzyli się i nie odchodzili z kwitkiem... Gałęzewski ma jak najgorsze przeczucia i twierdzi, że spełni się najczarniejszy scenariusz wielkiego upadku! – A wtedy będzie drugi Grudzień ’70. Z tym, że do społecznego spazmu nie dojdzie w Gdańsku. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi pojedzie do Warszawy... Na razie 30 kwietnia zorganizujemy ostrą pikietę przed ambasadą USA przeciwko terrorystom gospodarczym z Evip i Synergii. Do sprawy wrócimy niebawem. MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI Fot. Ryszard Poradowski
4
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Odessanie mózgu Jak powszechnie wiadomo, najbardziej wybitnymi seksuologami są księża. Nie ma bowiem specjalistów nad praktyków! Kilku księży redaguje „Miłujcie się!” – katolicki dwumiesięcznik Społecznej Krucjaty Miłości. Uff, nazwa długa, ale wśród publicystów nazwiska i pióra najprzedniejsze: ksiądz Mieczysław Piotrowski, ksiądz Edward Janikowski, ksiądz Andrzej Trojanowski, ksiądz Edward Szymanek, no i wielodzietny ojciec... w habicie Wojciech Mainka. Imprimatur, a jakże, już na drugiej stronie czasopisma dał sam Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego, ksiądz Tadeusz Winnicki. Czymże zajmuje się owo czasopismo? Otóż uświadamia nas pod względem seksualnym. W „Miłujcie się!” znajdujemy od jasnej cholery artykułów przestrzegających nas przed seksem i problemami z nim związanymi. I tak na przykład bezpieczna prezerwatywa okazuje się największym oszustwem stulecia! Jest środkiem zabójczym w skutkach, a m.in. „naraża ludzi na zarażenie się wirusem HIV”. Sutannowi jadą ostro, że wszyscy ci, którzy propagują prezerwatywę, powinni być pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Natomiast stosowanie pigułki hormonalnej u kobiet zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi. A może mężczyźni w czerni dopuszczają czasem stosunek przerywany? Ale w życiu! Nawet się nie ważcie, „bo metoda ta obciąża psychicznie”. Również doustna pigułka antykoncepcyjna nie znajduje uznania, bo to „niszczenie życia u samych jego początków”, a ci piekielni aptekarze
zostają wciągnięci w strukturę grzechu, sprzedając całą gamę środków zapobiegających zapłodnieniu. Również i młode kobiety są otoczone troską: „Wiele młodych dziewcząt nie zdaje sobie sprawy z tego, że przyjmując pigułkę zwiększają podatność na choroby przenoszone drogą płciową, a szczególnie na zarażenie wirusem HIV”. Co w zamian proponują nasi domorośli erotumani? Jedynym pewnym – według nich – zabezpieczeniem „jest wstrzemięźliwość seksualna zgodnie z nauką Jezusa. Ci jednak, którzy bardziej zaufali prezerwatywie, aniżeli Jezusowi, niech
pamiętają, że w ten sposób wybierają duchową i fizyczną śmierć”. Aby zrozumieć ten skomplikowany problem, koniecznie należy zajrzeć do pracy „Struktury grzechu w ocenie społecznego nauczania Kościoła” autorstwa ks. Janusza Mariańskiego. Księża informują swoich czytelników (mam nadzieję, że nielicznych), iż przyjemność seksualna winna być
a zarzuty moich kolegów, że przesuwałem partię w kierunku liberalnego centrum odpowiadam: to prawda – wyspowiadał się publicznie Miller. Pozostaje mieć nadzieję, że wyborcy przy najbliższej okazji powiedzą jemu i jego partii: „Idźcie z sejmu do domów i nie grzeszcie więcej”. Rozliczając się z czasu swojego premierostwa, Miller przyznał wreszcie, że długi marsz SLD na prawo nie był bynajmniej zbiegiem przypadkowych okoliczności ani bezwolnym dryfem. Miller świadomie i dobrowolnie pchał swoją partię na prawo, czyli – jak to określił – „od socjalizmu do liberalizmu” albo „ku liberalnemu centrum”. Nie należy mniemać naiwnie, że ustępujący premier był osamotniony w swoich dążeniach. Nie można poruszać w nowym kierunku stutysięcznej partii bez jednomyślności najbliższych współpracowników i przynajmniej milczącej zgody większości działaczy. Sam Miller jest chyba świadom tego, że – wypowiadając publicznie podobne rzeczy – przyznaje, iż oszukał wyborców. W wyborach w 2001 r. startował przecież z lewicowym programem i socjalnymi, jak najbardziej, obietnicami. A zaraz potem przesuwał się na prawo... Sam nie ma złudzeń co do wartości składanych przez siebie obietnic: „U nas wyborcy biorą niezwykle poważnie wszystko, co się mówi w kampanii. Ludzie nie umieją odróżnić retoryki od rzeczywistych programów”. Znaczy to, że nie należy traktować poważnie tego, co mówi Miller, bo to pusta gadanina, przynęta zastawiona na naiwnych. Słyszeliście to, wyborcy?
N
podporządkowana wyłącznie tajemnicy przekazywania życia, zaś wszelkie doznania erotyczne poza prokreacyjnym celem są grzechem, i to śmiertelnym. A więc – miłujcie się! Oczywiście, takie miłowanie to nie jebajka, bo co ma zrobić biedna kobieta, gdy „zajdzie” w wyniku pijackiego gwałtu ze strony męża, a biedna rodzina nie może zapewnić dzieciom podstawowych warunków życia? Z tak wyrazistym problemem księża redaktorzy rozprawiają się krótko: „(...) a jednak zauważmy, że mąż nie gwałciłby żony (a może i nie upijałby się) właśnie wtedy, gdyby współżycie było świętością, a nie towarem do nabycia”. No może i chłopaki mają rację, ale niech raczej powiedzą to w oczy tej żonie i mężowi pijakowi, zanim ich wyrzuci przez okno. A teraz horror absolutny! Hit XXI wieku! Tym większy, że jeszcze nikt o czymś podobnym nigdy nie słyszał. Księża wypowiedzieli wojnę bezbożnym Stanom Zjednoczonym, gdzie zgodnie z prawem morduje się niemowlaki w sposób następujący: „(...) prowokuje się poród, z tym, że odwraca się dziecko nóżkami do przodu i rodzi się całe dziecko z wyjątkiem główki, która pozostaje w matce. Następnie zabija się dziecko przez odessanie mózgu i wyjmuje się je z matki”. Ludzie, zmiłujcie się i wyślijcie psychiatrę do redakcji „Miłujcie się!”. I to zaraz, bo jutro może być za późno. Ktoś księżom redaktorom seksuologom odessał mózg! ANDRZEJ RODAN
Miller wierzy głęboko: „To ja mam rację. Skracanie dystansu do Unii Europejskiej można osiągnąć tylko drogą liberalną. Nie warto się kłócić z rynkiem, rynek ma zawsze rację”. Trzeba przyznać, że nawet Platforma Obywatelska rzadko zdobywa się na takie otwarte publiczne wyznania liberalnej wiary. Szkoda tylko, że sam premier nie pamięta sukcesów swojej partii sprzed dekady, kiedy właśnie złagodzono pod kierunkiem Kołodki liberalną politykę poprzednich ekip i ograniczono znacząco obszary nędzy. W samym tylko 1997 roku wzrost gospodarczy wynosił 7 proc. (tyle, ile u najlepszych, czyli Chińczyków), a bezrobocie spadło w ciągu 12 miesięcy o ponad 500 tys. osób! Czy to wtedy polityka gospodarcza była bliższa potrzebom rynku i społeczeństwa, czy teraz, kiedy Hausner nieudolnie próbuje naśladować nieudacznika Balcerowicza? Co jest bardziej efektywne: obecny fundamentalizm rynkowy czy społeczna gospodarka rynkowa, którą kiedyś prowadził Sojusz? Teraz można tylko pomarzyć o takich sukcesach, ale czemu się dziwić, skoro trwa marsz „od socjalizmu do liberalizmu”... Mimo że Miller przyznał się do oszukania lewicowego elektoratu i do zdrady lewicy, nie opuszcza go dobre samopoczucie. Jest zadowolony z siebie, „czuje ulgę” i „satysfakcję”. Co do mnie, lewicowego wyborcy, to poczuję ulgę (choć bez satysfakcji) dopiero wtedy, gdy cyniczny uśmieszek niedużego pana z SLD odejdzie razem z nim na zasłużenie przedwczesną, polityczną emeryturę. ADAM CIOCH
Bez złudzeń
Prowincjałki W tę pamiętną sobotnią noc (walka Gołoty z Byrdem) czterej bandyci wtargnęli do jednego z mieszkań w centrum Łodzi. Właściciela najpierw pobili, skrępowali taśmą, a potem wrzucili do wersalki. Zapakowali sprzęt AGD i pieniądze, ale zostawili telewizor. Dlaczego? Zbliżała się godzina walki bokserskiej Gołoty i postanowili obejrzeć transmisję w mieszkaniu ofiary. Oglądali i pili wódeczkę. Spili się tak, że usnęli w trakcie ostatniej, dwunastej rundy. Mężczyzna oswobodził się z więzów i powiadomił policję. Bandyci o wyniku walki dowiedzieli się dopiero w areszcie śledczym.
PRZEGRALI Z WÓDKĄ
Na lekcji religii ksiądz Piotr Jurczak przywalił uczniowi i wyrzucił go z klasy. Zdarzyło się to w Zespole Szkół im. Józefa Piłsudskiego w Bielsku Podlaskim. Sutannowy zdenerwował się, że uczeń, Wiktor K., nie zmienił butów. Wiktora natychmiast zawieszono w prawach ucznia, a ksiądz bokser nadal prowadzi katechezę.
RING WOLNY – KATECHEZA
Mieszkańcy małej osady Baby pod Ostrowem Wielkopolskim kategorycznie żądają zmiany nazwy swojej miejscowości na Czekanów. Twierdzą, że ta nazwa ich ośmiesza (szczególnie mężczyzn) oraz utrudnia im życie. Zygmunt Glapa, wójt gminy, w pełni aprobuje postulat, ale ostrzega, że zmiana nazwy może potrwać nawet do 2006 r. Tak więc do Unii Europejskiej wejdą Baby.
CHŁOPY NIE LUBIĄ BAB
W miejscowości Opoka (woj. lubelskie) jechał rowerzysta... wężykiem, od pobocza do pobocza. Kiedy zauważył radiowóz policyjny, próbował go... staranować, żeby przerwać blokadę. Nie udało się. Cyklista był pijany jak bąk. Policjantom próbował wręczyć 80 zł łapówki i wtedy miarka się przebrała. Pijaczek błyskawicznie trafił do aresztu. Za mało dawał, czy policjanci też nie lubią cyklistów?
NO TO CYK, CYKLISTO
Policja ma kłopoty z ujęciem złodziei samochodów, a mieszkance Bychawy (woj. lubelskie) udało się to bez problemu. Kobieta usłyszała, że ktoś uruchamia jej auto stojące przed domem. Zamiast wezwać policję, wybiegła, a potem z furią zaczęła szarpać złodzieja za ubranie i włosy, wyciągnęła go z samochodu, dała kopa w jądra i przyłożyła w gębę. Pokrwawionemu złodziejowi udało się uciec drugimi drzwiami. Był tak przerażony, że na tylnym siedzeniu zostawił radioodtwarzacze skradzione z innych samochodów. I to jest jedyna skuteczna metoda na złodziei: nie wzywać policji, kopa i z woleja. Tyle że potem odpowiada się przed sądem za pobicie. Opracował AR
BABA Z JAJAMI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Najmilsze dziewczęta, w trosce o polski kraj i polski dom, o zagrożoną godność polskiej kobiety, w walce o czyste serce polskich dziewcząt, zacznijcie jakiś nowy styl w codziennym zachowaniu, w stosunkach koleżeńskich i towarzyskich z chłopcami. Styl prawdziwie dziewczęcy, pełen najwyższego wdzięku i kobiecości. (...) Musicie być ładne, to znaczy – uporządkowane, zharmonizowane we wszystkim. (www.adonai.pl) ¶¶¶ Od pewnego już czasu w naszej Ojczyźnie założenia ruchu Nowej Ery są oficjalnie upowszechniane w wielu środkach masowego przekazu, które propagują totalny liberalizm moralny oraz tajemne wierzenia, wróżby, horoskopy i praktyki okultystyczne. Ich celem staje się rozwodnienie wiary i moralności katolickiego społeczeństwa polskiego, tkwiącego swoimi korzeniami jeszcze głęboko w tradycji i kulturze chrześcijańskiej. („Niedziela” 15/2004) ¶¶¶ Cały ogromny problem Polski to zakłamanie w mediach. (...) jesteśmy za dekoncentracją mediów w Polsce, nie mogą być wszystkie w rękach ateistycznych. Właśnie przez takie media są ustawicznie zwalczane Radio Maryja i TV TRWAM. (...) Obecnie każdy odruch wolności zaczyna być tępiony. Została ubezwłasnowolniona nawet jednostka specjalna „Grom”, żeby nie upomniała się w pewnym momencie o Polskę. Tymczasem Zachód wie lepiej, niż nasze koalicje, że Polacy wcześniej czy później powstaną przeciwko niewoli i oszustwom, i być może dlatego przygotowuje wielkie oddziały służb specjalnych. Znowu wybiła dla Polaków godzina próby. („Nasz Dziennik” 86/2004) ¶¶¶ Jakby nie było dosyć tego, że przeraźliwy smród rozkładu PRL dociera już do Nieba, to jeszcze zaczęły działać zaaplikowane Polsce przez sojuszników i przyjaciół środki przeczyszczające. Konsekwencje wejścia do NATO i Anschlussu są, jak się wydaje, głębsze i bardziej zaskakujące niż „klasa polityczna” przypuszczała. Amerykanie postanowili pozbyć się wreszcie mafii powiązanej z KGB i GRU, a Niemcy też tylko temu pozwolą służyć, kto zostanie pozytywnie zweryfikowany przez gestapo. Objawienie się tych nieprzewidzianych konsekwencji wywołuje objawy zdenerwowania, a nawet paniki wśród „klasy politycznej”, obżerającej się do tej pory odpadkami z okrągłego stołu. (www.nczas.com) Wybrała OH
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
NA KLĘCZKACH
PLATFORMA WATYKAŃSKA Nowy zwyczaj, nieznany dotąd w Europie, wprowadza Platforma Obywatelska. Jej liderzy wymyślili bowiem pielgrzymkę partii do Watykanu. 22 kwietnia br. Jan Paweł II ma przyjąć na specjalnej audiencji 160 członków PO (posłowie, jeden senator, marszałkowie województw, starostowie i burmistrzowie). Organizatorem wycieczki jest Paweł Piskorski. Pielgrzymka ma zapewne pomóc kandydatom PO w wyścigu do Parlamentu Europejskiego. Boże, chroń Europę! MP
ZNA(CZ)KI CZASÓW Złote i srebrne znaczki pocztowe z papieżem były... ale się zmyły. Teraz Poczta Polska ustala, co się stało z wyemitowaną serią dla kolekcjonerów, która nie pojawiła się w oficjalnym obiegu, a obecnie jej poszczególne egzemplarze na czarnym rynku są warte nawet 3 tys. zł. Ponieważ PP wyprodukowała 3 tysiące znaczków, łatwo policzyć, że poszukuje się 9 mln zł. Na razie udało się ustalić, że część marek wpadła w łapy poprzedniego kierownictwa Poczty, a po jednym znaczku dostali Miller i Glemp. Jak znamy życie, Miller już znaczek liże... tylko czy z właściwej strony? MS
znalazł na zaspokojenie roszczeń pana komornika, który ośmielił się opieczętować dzieła sztuki i cenne meble w gdańskiej kurii na poczet długów kościelnego wydawnictwa. Uroczystość wystawienia relikwii (która wszakże relikwią nie jest) poprowadził władca Pomorza, abp Gocłowski. Nawiedzeni ludkowie nie pomieścili się w świątyni. Ci, którym udało się przepchać do stelaża, ślinili płótno (podróbę!), klękali, modlili się przed nim i zapalali świece. Następnie odchudzali się z gotówki. Brzęk spadających do puszek monet radował uszy arcybiskupa. Przecież każda złotówka wrzucona do skarbonki to złotówka mniej z budżetu gdańskiej kurii na spłatę długów wydawnictwa. JK
JAK CIĘ WIDZĄ...
ŚWIĘTY SPOKÓJ Do ostatniej chwili czarni biznesmeni z gdańskiego wydawnictwa Stella Maris zwlekali z ogłoszeniem decyzji o oddaniu pieniędzy za papier pobrany z firmy Arctis Paper Kostrzyn SA. Uczynili to na sali sądowej, chcąc za wszelką cenę uniknąć ujawnienia kościelnego stanu posiadania i zajęcia przez komornika następnych zabytkowych mebli i obrazów abp. Gocłowskiego. Na razie komornik wstrzymał licytację już zajętego kościelnego dobra, idąc na rękę sutannowym. Podobnie postąpiła poszkodowana firma. Ta ostatnia wolała wycofać wniosek w sprawie ujawnienia kościelnego majątku i pokryć koszty sądowe (1800 zł), by odzyskać od Stella Maris ponad 300 tys. zł i mieć na przyszłość „święty” spokój. RP
CAŁUN ZA DŁUGI Uwaga, dewoty! Po opodatkowaniu pomorskich parafii specjalną daniną (1 zł na beret) przeznaczoną na spłatę długów archidiecezjalnego wydawnictwa Stella Maris, abp Tadeusz Gocłowski nadal gorączkowo poszukuje dodatkowej kasy. Najnowszym pomysłem sutannowych z Gdańska jest wystawienie w kościele u księży zmartwychwstańców we Wrzeszczu kopii Całunu Turyńskiego. Pomorscy hierarchowie mają nadzieję, że do gdańskiego kościoła napłyną tysiące wiernych (niebawem zacznie się sezon turystyczny), a wraz z nimi szmal. Będzie jak
Dość bogatą kolekcję T-shirtów i bluz z chrześcijańskim przesłaniem oferuje nawiedzonym małolatom firma „Made in Heaven” (heaven – niebo) z Poznania. Przykładowo ciuch z nadrukiem „Chcę być święty” ma przypominać o powołaniu do świętości, a z napisem „Hardcore Chrystian” – o potrzebie radykalnej świętości. Powala na kolana skrót FBI rozszyfrowany jako „firm believer in Jesus” (mocno wierzę w Jezusa) oraz CIA – jako Christ is alive (Chrystus żyje). AK
UŻYCZENIE NA ŻYCZENIE Prezydent Opola – wbrew ustawie o gospodarce nieruchomościami – przekazał katolickiej Wyższej Uczelni im. Bogdana Jańskiego budynek jednej z likwidowanych szkół. Teraz chce uczynić podobnie z siedzibą Szkoły Podstawowej nr 27 (wartość powyżej miliona zł) przy ul. Olimpijskiej, która ma być przejęta za friko przez Towarzystwo Przyjaciół Szkół Katolickich w Częstochowie. A wszystko według patentu łódzkiego prezydenta Kropiwnickiego, który tzw. użyczenie (czytaj: przekazywanie majątku gminnego za Bóg zapłać) przetestował – wbrew protestom wielu radnych – na kamienicy przy ul. Zielonej 13, sprezentowanej dominikanom.
Oby patent „użyczenia” na życzenie Krk nie stał się nową plagą III Najjaśniejszej. RP
ODDALI, BO NIE DOSTALI Pod koniec ub. r. czarno-czerwona koalicja rządząca powiatem w Janowie Lubelskim przekazała aktem notarialnym na rzecz Caritasu atrakcyjną nieruchomość przy jednej z głównych ulic miasta. Sposób i forma darowizny o prawie milionowej wartości wzbudzały podejrzenia co do intencji i prawnego aspektu całej operacji. Ale wiadomo było, że kierownictwu sandomierskiego Caritasu zależy na czasie, bowiem mijał termin złożenia wniosku do Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie o dotację w roku 2004 na cele charytatywne, tj. na odnowienie i adaptację przejmowanych budynków. Sprawa ciągnęła się przez kilka miesięcy i dopiero niedawno wyszło na jaw, że 10 marca br. Caritas... zwrócił powiatowi cały prezent, ponieważ... dotacji nie otrzymał. Przypadek z Janowa Lubelskiego to chyba jak na razie jedyny przykład w Polsce, kiedy organizacja kościelna oddała bez specjalnych oporów atrakcyjny majątek, o który wcześniej usilnie zabiegała. Jak pięknie... No może nie do końca, bo janowskie wróble ćwierkają, że oddali, gdyż sprawie zaczął się przyglądać prokurator. MM
HERETYKOM – NIE! Konserwatorzy zabytków – wspierani przez urzędników wojewódzkich i niektórych radnych – sprzeciwiają się przekazaniu Kościołowi zabytkowej kamieniczki. Rzecz dzieje się w Legnicy, więc taka informacja jest jak słynny dowcip o rozdawnictwie samochodów na placu Czerwonym w Moskwie. Zawiera swoje trzy „ale”. Po pierwsze, chodzi o Kościół ewangelicki. Po drugie, nie jest to przekazanie, tylko zwrot prawowitej własności. Po trzecie, wspomniani protestujący nie widzieli nic zdrożnego, kiedy Kościół katolicki pochłaniał kolejne kamienice i parcele przekazywane mu za bezcen. Nie każdemu psu – Burek. PP
CZARNY PIRAT Coraz mniej zrozumienia dla panów w sukienkach wykazują sądy. Sąd Grodzki w Gorzowie skazał księdza Przemysława K. na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, 2100 zł grzywny i zakaz kierowania pojazdami przez rok za spowodowanie kolizji w stanie nietrzeźwym. Księżulo, mając ponad 1 promil we krwi, z ułańską fantazją wpakował swoje seicento w dwa inne
samochody. Pirat dostał dodatkowo po kieszeni, bowiem biskup przeniósł go z proboszczostwa w Lubnie na wikariat w Przytocznej i pozbawił funkcji kapelana lubuskich strażaków. DT
SKAZANI NA PLEBANA Jeśli miałeś pecha i stanąłeś przed obliczem sądu w Wejherowie, możesz przejść przyspieszoną religijną indoktrynację. Jak to możliwe? Zwyczajnie – sąd serwuje skazanemu pracę na rzecz gminy, a ta kieruje nieboraka do miejscowego proboszcza. Na plebanii zawsze jest coś do zrobienia: można narąbać drewna, skopać proboszczowi... ogródek, a przy okazji pomodlić się za popełnione grzechy. Skazani raczej nie protestują, no bo jak tu za jednym zamachem narazić się i Temidzie, i proboszczowi, i Panu Bogu... RP
ZBRODNICZE PRZEDSZKOLA Mariola i Piotr Wołochowiczowie, doradcy rodzinni, autorzy książki: „Mamusiu, gdzie jesteś?”, twierdzą, że dziecko z rodziny chrześcijańskiej absolutnie nie powinno być posyłane do przedszkola, nawet jeśli wychowawczyni jest „nawrócona”. Przedszkole, ich zdaniem, jest zawsze ogromnym złem wyrządzanym dziecku przez rodziców, bo dają przyzwolenie na kształtowanie duszy dziecka przez ludzi „nieprzewidzianych w Bożym planie”. To dla katolickiej rodziny interes bardzo nieopłacalny, bo zwiększa koszty prowadzenia domu i sprawia, że matka – zamiast na jednym „domowym” etacie – pracuje na dwóch. Sytuacja ta w przyszłości zaowocuje swego rodzaju zemstą, czyli oddaniem rodziców do domu starców. Dlatego Wołochowiczowie gorąco apelują do wierzących mężów o stwarzanie żonom takich warunków, by chciały pozostawać w domu z dziećmi. A na dowartościowanie matki Polki podają prosty sposób – wystarczy tylko zamiast: „żona nie pracuje”, mówić: „żona prowadzi dom”. Rzeczywiście, to brzmi dumnie! AK
5
JĘZYK REKLAMY Różne idiotyzmy oferuje się nam w setkach reklam podrzuconych za wycieraczki, ale to już chyba maleńka przesada. Oto firma Farmica zachęca nas do nabycia – za jedyne 14,99 zł – szczotki do czyszczenia języka. Szczotka owa – jak zachwala producent – usuwa resztki jedzenia z ozora. Co więcej, wynalazek ten ma podobno opatentowany kształt, przeto gwarantuje powodzenie zabiegu. No więc jęzory wywalić! I do czyszczenia przystąp! MS
„MONOPOL” KRK Czego to ludzie nie wymyślą! Dzięki Deborze Esayian, Amerykance wyznania anglikańskiego, na bazie słynnego planszowego „Monopolu” powstała gra „Episcopoly”. I tak w miejsce hoteli, dworców i budynków wepchnięto kościoły, seminaria duchowne i budynki parafialne. Pionki używane w grze mają kształt chrzcielnic, baranków i gołębi. Amerykanka stwierdziła, że jej celem jest przede wszystkim uświadomienie grającym, co znaczy parafia i kierowanie całym kościołem. No cóż... w Ameryce grają kościołem, a w Polsce Kościół gra nami! MAR
ZŁOTOUSTA Nie uśmiechaj się do dyktatora, bo stracisz zęby. Przekonała się o tym studentka wygłaszająca pean na cześć Saparmurada Nijazowa, prezydenta Turkmenistanu. Satrapie nie spodobały się jej złote koronki na zębach, przypominały mu bowiem o... biedzie. W tym kraju posiadanie złotych koronek jest oznaką zamożności, a to prezydenta obecnie obraża albo... uraża, bo jak każdy despota, chce mieć monopol na bogactwo. Zaproponował studentce wymianę złotych koronek na białe, dodając, że jest z nim właśnie minister zdrowia, który jest dentystą i sprawę szybko załatwi. Wypowiedź prezydenta nadała telewizja, więc zapewne za jakiś czas nie znajdzie się w Turkmenistanie ani jednego „złotoustego” człowieka. Wcześniej, po wyrażonej w telewizji dezaprobacie, zniknęły na uniwersytetach brody i długie włosy studentów. DT
6
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
ztery miliardy lat środowisko na tym najpiękniejszym ze światów miało się dobrze. Aż powołano Fundusze Ochrony Środowiska i z dnia na dzień środowisko zaczęło mieć się źle. Posiadamy najnowszy raport NIK, który mówi już o katastrofie! Twór o nazwie Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej powołano wiele lat temu, jednak prawdziwe pieniądze przepływają przez niego dopiero od lat pięciu. Zaraz udowodnimy (powołując się na raport Najwyższej Izby Kontroli), że potężna kasa przekazywana do 16 Funduszy stanowi łakomy i często łatwy kąsek dla rozmaitych aferzystów i przekręciarzy. O jakiej kasie mówimy? Otóż każdego roku Fundusze wydają średnio po około 1,5 miliarda nowiutkich złotówek (a kwota ta stale rośnie). Oto na co je wydają: 1. Funduszy jest 16. Na czele każdego stoi pan zarząd, pani rada nadzorcza oraz panie i panowie pracownicy zwykli. Zarządy liczą mniej więcej po 4 osoby (choć są i sześcioosobowe). Każdy członek biegnie co miesiąc do kasy i pobiera wynagrodzenie. Pechowcy „tylko” po 8 182 zł (Łódź), a szczęściarze po 15 714 zł (Warszawa). Średnio panowie zarządowcy biorą ponad 10 tys. zł na głowę. Daje to rocznie kwotę około 8 mln złotych. Można więc przyjąć ponad wszelką wątpliwość, że w swoim środowisku zarządowcy funduszy czują się jak pączki w maśle. Dalej mamy Rady Nadzorcze. Szesnaście rad po średnio 10 osób. Każdy bierze średnio po 2 tys. zł miesięcznie. Są jednak i tacy radni nadzorcy, co to biorą 1100 zł (Kraków). O!!! Jest jeszcze rada krezusów – ci chapią po 3742 zł na beret (Warszawa). Sumując to wszystko i mnożąc, dowiadujemy się, że RN kosztują nas, podatników, około 3 840 000 złotych.
C
Następnie w kolejce do kasy ustawiają się zwykli urzędnicy Funduszu. Zwykli? Nie bardzo, bo ich wynagrodzenia są cokolwiek niezwykłe. Oto np. pani Krysia z rachuby w Funduszu w Zielonej Górze bierze co miesiąc na rączkę 8432 złote, a pani Zosia w Szczecinie – 6437. Smut-
się dodatkowo w firmie ECO SA jako doradca-specjalista. Nie byłoby w tym może nic nagannego, gdyby nie drobny fakt, że ECO była finansowana z... Funduszu! Mało? No to dorzućmy, że całkiem poza etatem rzeczona firemka zamówiła u prezesa opracowanie pt. „Problemy śro-
Jak umoczyć w środowisku
Przykładowe miesięczne płace pracowników (członków zarządów, rad nadzorczych oraz urzędników) WFOŚ. Źródło danych: informacja NIK
ną minę ma zapewne goniec w Łodzi, bo musi go zadowolić marne 3641 złotych. Jak za to przeżyć? Po dodaniu słupka wyszło nam, że Fundusze Wojewódzkie zatrudniają łącznie 706 osób. 2. Wygląda jednak na to, że gigantyczna kasa jest dla szefostwa Funduszy nie dość gigantyczna, bo próbują sobie jeszcze dorobić. Popatrzmy przykładowo na Opole. Tamże prezes Funduszu zatrudnił
dowiskowe składowania odpadów organicznych”. Raport zlecił Fundusz, czyli pan prezes, a więc pan prezes zlecił i zapłacił... sam sobie. Musiało to nieźle wkurzyć jego zastępczynię, bo natychmiast powetowała sobie straty, zatrudniając się w Radzie Nadzorczej spółki Regionalna Agencja Poszanowania Energii SA. Czy już ktoś się domyśla, że „Poszanowanie” finansowane było z Funduszu?
GŁASKANIE JEŻA
Państwo prowizoryczne Za kilka dni będziemy w Unii Europejskiej i czy się to komuś podoba, czy nie podoba, przyznać musi, że jesteśmy w przededniu jednego z najbardziej doniosłych faktów w historii Polski. Może najważniejszego! Wiem, że pełni obaw obudzimy się wszyscy 1 maja, a za pociechę może nam tylko posłużyć świadomość, że jak dotąd żaden z krajów źle na integracji nie wyszedł. Jak dotąd... Brrr! Ale ja nie o tym (o tym zapewne napisze Jonasz za tydzień). Ja o tym, że jak zwykle musieliśmy się skompromitować już na dzień dobry – widać taka to już nasza narodowa specjalność. Oto wchodzimy do UE jako jedyne z „dziesiątki” państwo prowizoryczne – kraj, w którym tuż przed „wejściem” rozpadły się struktury władzy i tak na dobrą sprawę nie wiadomo, kto rządzi.
Zacznijmy od tego, że nie ma premiera... to znaczy trochę jest, ale tylko taki, który już nic nie robi, nikt nie traktuje go poważnie, bo zapowiedział dymisję dzień po akcesji i jeszcze tylko chce przejść do historii. To chyba rzadkość na skalę galaktyki, iż szefa rządu nie chce widzieć na oczy 95 procent narodu, nie chce go znać parlamentarna opozycja i stał się wrogiem nawet swoich partyjnych kolegów, którzy mówią mu won!, a ten – niczym francuski generał Cambronne – niezmiennie odpowiada merde, czyli gówno. Nawet prezydentowi pokazuje gest Kozakiewicza. Prezydent też nie rządzi, notabene – zgodnie z konstytucją. Premier jest więc już tylko marionetką na kilka dni. A wspomniany parlament? To następny kosmiczny ewenement: oto mamy w nim rozmaite partie, które nigdy nie osiągnęły pięcioprocentowego – wymaganego konstytucją – progu wyborczego.
Ba... nie osiągnęły żadnego progu, bo po prostu żaden wyborca nigdy na nie nie głosował: różne ROP-y, Socjaldemokracje Polskie, Ruchy Katolicko-Ludowe, Porozumienia Polskie i inne pomniejsze. Wszystkie te kluby krzyczą głośno o przedwczesnych czy wręcz natychmiastowych wyborach, a żaden nic w tej sprawie nie robi, bo ich przyszły byt – gdy w końcu dorwiemy się do urn wyborczych – może być taki jak żywot motyla kapustnika, szkodnika zresztą. Wszystkie te partie, kluby i koła parlamentarne wzajemnie się nienawidzą, więc robią sobie wbrew: SLD i UP nie lubią Socjaldemokracji (przy okazji nie ufając sobie nawzajem), a już wręcz nie znoszą wszystkich pozostałych. PO ma wysypkę na dźwięk słowa „lewica”, ale pogardza też PiS-em, LPR-em, PSL-em i innymi. Samoobrona uważa wszystkich za złodziei, i to akurat łączy ją z pozostałymi klubami, które za bandytów
Tak zapracowane prezesostwo opolskie nie miało oczywiście czasu zauważyć, iż opolski Fundusz pracuje bez podstawowych aktów normatywnych, czyli nielegalnie (nie inaczej było na Mazowszu). Co więcej, wiele Funduszy (zapewne z powodu amnezji szefostwa) nie stworzyło stanowiska tzw. audytora, czyli wewnętrznego kontrolera. No, ale jak tu sobie brać takiego strupa na głowę, gdy traktuje się samorządową firmę jak własny folwark... 3. Tak naprawdę kontrolerów NIK głowa dopiero miała rozboleć. Oto przyjrzeli się, co Fundusze robią z wielkimi pieniędzmi (poza wypłacaniem sobie gigantycznych pensji). Zanim to pokażemy, musimy uściślić, że jeśli WFOŚiGW dostaje kasę, to ma ją spożytkować na zbożne cele: finansowanie oczyszczalni ścieków, kanalizacji, wysypisk śmieci, spalarni itp. Jeśli więc mają spożytkować, to to robią. Tylko jak! W Białymstoku Fundusz zakupił sobie obligacje różnych firm za 6 mln złotych. Zlecenie tego zakupu odbyło się na telefon i nie ma na nie żadnych dokumentów. Stracono na tym 1,6 mln zł. Z kolei we wrocławskim WFOŚiGW gospodarowano pieniędzmi, inwestując je na przykład w wina importowane (produkt ekologiczny?). W ten sposób utopiono w niepewnym interesie 3 miliony złotych. Mistrzowie świata w przepieprzaniu naszej forsy mieszkają jednak w Łodzi. Tamtejszy Fundusz stracił na rozmaitych geszeftach 5 milionów złotówek i dalej traci. 4. Jeśliby się komuś wydawało, że Fundusz powołany do ochrony środowiska ma wydawać kasę na jego ochronę, to jest w błędzie. Oto bowiem dofinansowano Związek Literatów Polskich w Lublinie (bo literaci są ekologiczni jak najbardziej – wszak przyczyniają się do zwiększonej produkcji zamienionego później w płyn ziemniaka i żytka), a w Katowicach zapłacono za szkolenie
pracowników Urzędu Wojewódzkiego. We Wrocławiu i w Warszawie kupiono luksusowe samochody. W tymże Wrocławiu zapłacono jeszcze czesne za studia pracowników urzędu marszałkowskiego... No bo czesne jest przecież ekologiczne. W tym radosnym rozdawnictwie kasy dziób swój umoczył również Kościół, oczywiście. Oto we Wrocławiu Fundusz sfinansował dach Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety (323 310 zł), bracia mniejsi też poczuli się więksi, gdy dostali na ochronę środowiska swojego domu katechetycznego 61 365 złotych. Bardzo nieekologiczne okna musiały być natomiast w Caritasie w Jeleniej Górze. Ich wymiana kosztowała WFOŚiGW drobne 793 540 zł! To tylko wyrywkowe przykłady. 5. Wiele Funduszy do dziś nie może się doliczyć, ile i komu pożyczyło pieniędzy. A jak się ma doliczyć, skoro na przykład w stolicy rozdawaną kasiorę ewidencjonowano ręcznie – w szesnastokartkowym zeszycie! W szesnastokartkowym, bo Fundusz warszawski ma wstręt do inwestowania w ekologię. Kontrolerzy NIK zdumieli się niepomiernie, gdy stwierdzili, że na bankowych rachunkach „ekologów” leży sobie i czeka na lepsze czasy 153 mln zł. Petentom zaś (obcym) mówi się: „Nie ma! Nie da się! Musicie poczekać!” itp. ¤¤¤ W żadnym z szesnastu Funduszy nikt nie potrafił powiedzieć kontrolerom, ile pieniędzy tak naprawdę dany Fundusz posiada i jak wyglądają wpływy. Wiadomo tylko, że przez łapy WFOŚiGW przeciekło w minionym roku 1 546 750 000 złotych. I co? I nic! Do końca roku 2005 aż 670 polskich miast powinno zbudować lub zmodernizować oczyszczalnie ścieków. Jeśli tego nie zrobią, to Polskę czekają kary z Unii Europejskiej. MAREK SZENBORN MACIEJ POPIELATY
mają jej członków. Z kolei PiS... i tak dalej, i tak dalej... W ten sposób mamy klincz i od dłuższego czasu nie może na Wiejskiej przejść żadna istotna ustawa. Rządu III RP nie ma także. Jakże bowiem ministrowie mogą zawiadywać swoimi resortami i podejmować jakiekolwiek decyzje, skoro trzymają się stołków? Wszak już za kilka dni wielu z nich dostanie belką po głowie. Wolą więc siedzieć cicho i z nadzieją, że przeżyją. Jest wszakże jeden wyjątek od reguły. Wyjątek nazywa się Kaniewski i za wszelką cenę, rzutem na taśmę, chce prywatyzować Orlen poprzez fuzję z węgierskim MOL-em, co z kolei spowoduje przejęcie wpływów nad polskim rynkiem paliwowym przez rosyjski Jukos. Dlaczego tak się spieszy? Już tłumaczę: oto od 1 maja podobne monopolistyczne połączenie dwóch gigantów musiałaby klepnąć UE, a dokładnie Komisja Europejska. Tymczasem Kaczmarek rozpowiada na prawo i lewo o skandalicznych powiązaniach Kulczyka (6 proc. w Orlenie) z premierem i prezydentem, na co Miller odpowiada, że Kaczmarek to wariat.
Oto nowa moda w polskim życiu politycznym: jeśli ktoś ujawnia albo krytykuje – znaczy, że wariat. Rywin – wariat, Kaczmarek – wariat, Miller – normalny! Jest jeszcze jedna osoba w III RP, która na unijnym przednówku pracuje aż furczy: Oleksy Józef mianowicie. Jak był szefem komisji integracji z Unią, to zrezygnował niedługo przed akcesją; jak wiceszefem SLD, to odszedł na stanowisko przewodniczącego mazowieckiej lewicy, ale tylko po to, aby wkrótce zostać wicepremierem i szefem MSWiA. Z tej funkcji też niezwłocznie rezygnuje (w przededniu zadym z okazji warszawskiego szczytu gospodarczego), aby objąć posadę marszałka sejmu. Nic dziwnego, że w Warszawce taki dowcip robi ostatnio karierę: Wsiada Oleksy do taksówki. – Dokąd jedziemy? – pyta szofer. – Wszystko jedno, mnie wszędzie potrzebują! Jest więc wesoło, byleby tylko nie był to śmiech przez łzy, bo mnie taka smutna nasuwa się analogia: lat temu dwieście z okładem, kiedy Polska nierządem stała, też zafundowano nam Unię. Na blisko sto pięćdziesiąt lat... niech to szlag... MAREK SZENBORN
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
7
Czarna dziura W regionie łódzkim społecznymi pieniędzmi przeznaczonymi na ekologię obdarowywano kurię metropolitalną, parafie i zakony. Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska rzucił na tacę prawie 9 milionów złotych. Mamy ustabilizowany pogląd o wpływie Kościoła na poziom zanieczyszczenia ludzkich umysłów. Nie wiedzieliśmy jednak, że ich instytucje są też jednym z większych producentów zanieczyszczeń... środowiska naturalnego. Tak zdaje się twierdzić duchowieństwo, które wyciąga łapy po publiczne pieniądze z funduszy przeznaczonych na ekologię, oraz urzędnicy pompujący miliony złotych w parafie i klasztory. By zilustrować, jak wygląda ów proceder w praktyce, posłużmy się przykładem tylko regionu łódzkiego. Uchwałą nr XIII/148/2003 z 15 lipca 2003 r. sejmik województwa przyjął Program Ochrony Środowiska. Wśród załączników do opracowania znaleźliśmy dokument opatrzony niewinnym tytułem: „Finansowanie przedsięwzięć proekologicznych przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska
i Gospodarki Wodnej w Łodzi w latach 2000–2003”. A więc zanim jeszcze na dobre zaczął rządzić w Łodzi arcyklerykalny prezydent Kropiwnicki... – Jest to zestawienie inwestycji, które ze względu na proekologiczny charakter były wspierane finansowo przez Fundusz. Nasz urząd nie miał z tym nic wspólnego – wytłumaczyła nam Ewa Kuchowicz, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego. W katalogu owych inwestycji znajdujemy m.in. takie oto perełki: – pożyczki dla kurii archidiecezjalnej „na budowę zbiornika do magazynowania gnojowicy” (koszt zadania – 150 tys. zł) oraz na „filtry do biologicznego oczyszczania powietrza w gospodarstwie rolnym” (115 tys. zł); – dotacje dla Zgromadzenia Sióstr Urszulanek „na termomodernizację”
Konwent bonifratrów „stermomodernizowany” za 594 tys. zł
Parafia Chrystusa Króla „uporządkowała gospodarkę cieplną” za 370 tys. zł
– generalnie rzecz biorąc – na dodomu zakonnego (koszt zadania superatrakcyjne – stała stopa od finansowanie remontów oraz insta– 238 tys. zł) oraz budynków Domu 3 do 7 procent. Na przykład na lacje nowoczesnych urządzeń dla Ubogich Studentek (197 118 zł); kanalizację sanitarną – 3, na gospogrzewczych (nierzadko niezwykle darkę odpadami – 4, a na te wszyst– pożyczka dla parafii Matki drogich instalacji geotermalnych) kie parafialne termomodernizacje Bożej Królowej Polski w Radomi wodno-kanalizacyjnych w plebai uciepłownienia – 5 proc. No i jest sku „na termomodernizację budynniach i kościołach. jeszcze 12-miesięczny okres karenków” (koszt zadania – 713,7 tys. zł); cji w spłacie po– dotacja dla o.o. życzki, liczony od franciszkanów w Łodzi chwili wypłaty „na modernizację ucieprzez nas ostatniej płownienia budynku kajej transzy. Oczytechetyczno-mieszkalwiście, gremialnie nego” (koszt zadania korzystali później – 145,5 tys. zł) oraz na z umorzeń. Śred„uporządkowanie gosponio 10 proc., ale darki ściekowej nawet 35 proc. na terenie udzielonej przez klasztoru” Fundusz pożycz(73 050 zł); ki może być umo– dopłata rzone, jeśli prodo kredytu dla boszcz wykombinuparafii NSPJ je kwity, że wykow Skierniewicach „na ter- Parafia Błogosławionej Urszuli Ledóchowskiej w Siera- rzystał te pieniądze na inną inwestycję. momoderniza- dzu „docieplona” za 505 tys. zł Zawsze można cję” budynku z tego zrobić ekologiczną, bo nikt mieszkalnego i szkolnego W Polsce nie jest jeszcze tak trau nas tego później nie sprawdzał. z modernizacją węzła i ingicznie, by każdą zachciankę sustalacji c.o. (koszt zadatannowych spełniano bez zastrzeBogatsi o kilka dalszych (technia – 615 tys. zł) oraz dożeń, więc przytoczona wyżej wartość niczno-księgowych) wskazówek natacja do sali gimnastyczrealizowanych przez nich zadań nie szego informatora raz jeszcze bienej (499,5 tys. zł); oznacza, że my wszyscy zapłaciliśmy rzemy do ręki kalkulator. – pożyczka dla stowaim za miłe ciepełko oraz inne wyZe sprawozdania WFOŚiGW rzyszenia Ośrodek Kultugody rzeczone 19,8 miliona. wyodrębniamy pięć pozycji na ry Chrześcijańskiej „Orałączną kwotę 2,6 mln zł pożyczek A ile dokładnie? W WFOŚiGW torium” w Pabianicach dla Kościoła. Liczymy ostrożnie odsyłano nas od Annasza do Kaj„na termomodernizację 20 proc. umorzeń, co daje kwotę fasza. Jerzy Szmit, prezes zarząbudynków w Ośrodku Wy520 tys. zł. Dalej: z 1,1 mln zł du, nie znalazł czasu na rozmowę, poczynkowym w Woli Pszstosowanych przez Fundusz tzw. a tylko on – jak usłyszeliśmy – upoczółeckiej” (koszt zadania dopłat do oprocentowania kreważniony jest do udzielania infor– 1 324 945 zł). dytu watykańczycy mają circa 250 macji. Dyrektor biura Marek SzyNaliczyliśmy 80 pozytys. zł. Pozostałe 16,1 mln dzielimanowicz scharakteryzował nam cji z dopłatami, pożyczmy na pół (dotacje!) co daje im jedynie ogólną politykę świadczeń kami i dotacjami udzie8,05 mln zł. finansowych na rzecz przedsięwzięć lonymi (od 2000 r. do poDodajemy te kwoty i wychoproekologicznych: łowy 2003 r.) instytudzi, że około 8,8 mln zł publicz– Środki Funduszu stanowią cjom kat. Kościoła nych pieniędzy pochłonęła (tyluzupełnienie środków własnych z województwa łódzkieko w jednym województwie!) czarwnioskodawcy. Obowiązuje zasago na realizację zadań na dziura. da równowartości jego nakładów o łącznej wartości 19,8 Ale za to łódzcy franciszkanie i naszej pomocy finansowej. Pół mln zł! po „uporządkowaniu gospodarki na pół. Pomijając gnojowicę ściekowej na terenie klasztoru” przeNakłady na Kościół oszacował drażniącą nozdrza abpa stali sikać do umywalek. jeden z pracowników Funduszu: Władysława Ziółka, ANNA TARCZYŃSKA – Większość z wnioskodawców społeczne pieniądze idą Fot. Alex Wolf dostawała dotacje, choć pożyczki są
8
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
hcemy wam dać w prezencie pokaźne środki finansowe – mówi Unia Europejska. Żadnych pieniędzy nam nie dawajcie, bo nie jesteśmy przygotowani na ich przyjęcie – odpowiada Polska. Tak najkrócej można streścić najnowszy, druzgocący raport NIK dotyczący unijnych środków strukturalnych. Już odliczamy godziny do unijnej akcesji. Ma być pięknie, kolorowo, a co najważniejsze – finansowo! Ale najpewniej nie będzie, bo Najwyższa Izba Kontroli spraw-
C
strony – jest to czysto chrześcijańskie podejście... Raport NIK w dramatycznym tonie wytyka: 1. Do tej pory nie ma ustawy o Narodowym Planie Rozwoju. Jej brak już za tydzień (i później) poskutkuje tym, że Unia nie będzie miała podstaw prawnych do przekazywania nam pieniędzy. Co więcej, nie stworzono w kraju mechanizmów kontroli rozdziału i prawidłowego wykorzystania dotacji, co urzędników unijnych najpewniej zdenerwuje.
a na ojczysty tłumaczymy to tak: w Europie drogi i trakcje kolejowe mogą być finansowane pospołu z publicznych i prywatnych pieniędzy. Mogą, ale w Polsce nie będą... Właśnie z powodu braku odpowiednich uregulowań prawnych, których nie przygotował... no kto? No Marek Pol! Jeśli więc biznesmen Kowalski będzie chciał zainwestować w budowę odcinka np. metra i ma na to 50 proc. kasy, to drugich 50 proc. Unia Polsce nie da. 4. Pani Unia chętnie też dawałaby środki na rozmaite zbożne in-
nie istnieje System Monitorowania i Kontroli Wydatkowania Funduszy Strukturalnych (absolutny warunek UE!). Co to oznacza po polsku? To tak, jakbyśmy dawali córce pieniądze na studiowanie, nie wiedząc nawet, czy skończyła zawodówkę. Chyba tylko głupi dałby się na to nabrać, a Unia głupia nie jest, więc 1 maja powie: „Takiego wała, chcemy wiedzieć, na co idzie nasza forsa!”.
– w ministerstwach odpowiedzialnych za współpracę z UE występują wielkie braki kadry przeszkolonej w problemach integracji. Na przykład w Ministerstwie Infrastruktury na 87 zaplanowanych etatach pracuje zaledwie 41 osób, zaś w Ministerstwie Gospodarki Pracy i Polityki Społecznej na zaplanowanych 310 „unijnych” etatach pracują 182 osoby. Nie ma więc „kim robić”.
Mowa pogrzebowa dziła, jak nasz kraj jest przygotowany do przyjmowania unijnych funduszy. Oto jej najnowszy raport, który zdobyliśmy. Na dzień dobry polskiego członkostwa, to znaczy w latach 2004–2006 Unia obiecała przekazać Polsce co najmniej 8 mld 275 mln euro z funduszy strukturalnych (bez dopłat dla rolników). Co się stanie, jeśli tej kasy nie wykorzystamy, przed czym Jonasz przestrzegał w komentarzu już rok temu? Ano to, że w latach 2007–2013 dostaniemy odpowiednio mniej środków, a jak się Unia wkurzy, to nie dostaniemy nic. Tym samym staniemy się płatnikiem netto, czyli więcej będziemy dawać niż brać. Z drugiej
2. Wygląda też i na to, że w Polsce nie ma bezrobotnych, bowiem nikt jeszcze nie widział ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Taka ustawa była unijnym wymogiem i Polska zobowiązała się ją stworzyć do 1 stycznia 2004 r. Na razie jej nie ma, więc Unia powie 1 maja: „Sorry, Winnetou, ale na razie kasiory na zwalczanie bezrobocia (możliwe było nawet 4 mld euro!) nie zobaczycie i kto wie, czy zobaczycie ją kiedykolwiek. Cóż, były ważniejsze sprawy, np. ta Rywina... 3. Sejm miał też na głowie pilniejsze zajęcia niż uchwalenie ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym. Brzmi to skomplikowanie,
westycje polskich gmin. Niech się Pani odpieprzy! – mówi Ministerstwo Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej, bo nie mieliśmy czasu na napisanie odnośnego rozporządzenia w tej materii. Ale może ministerstwo zdąży i rozporządzenie stworzy np. 30 kwietnia? – zapyta ktoś przy nadziei. Może... tylko że dopiero od tego momentu gminy mogą zacząć pisać projekty inwestycyjne, co potrwa miesiące, a może i lata, bo na rozpoczęcie projektów też kasy nie ma. Miały być kredyty, ale ich ani widu, ani słychu. 5. Ten punkt jest taki, że jak go Unia w „FiM” przeczyta, to się wścieknie. Oto NIK stwierdziła, że
rzędnicy wrocławskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych nie zwalniają tempa. Ci sami ludzie, nowe skandale. Po serii naszych publikacji na temat dokonań Agencji Nieruchomości Rolnych (wcześniej – Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa) odbyliśmy długą rozmowę z jej prezesem – Zdzisławem Siewierskim. Przekonał nas, że konsekwentnie zmierza do oczyszczenia firmy z wszelkich podejrzeń o niegospodarne (czy wręcz kryminalne) dysponowanie majątkiem Skarbu Państwa. Dodajmy, że opisywane w „FiM” afery wynikały z decyzji poprzedników Siewierskiego, a po części ze stworzonych przez nich mechanizmów zarządzania Agencją. Dyrektorzy jej terenowych oddziałów dysponują bowiem autonomią, która praktycznie uniemożliwia prezesowi (objął urząd z „dobrodziejstwem inwentarza”) istotny wpływ na podejmowane przez podwładnych decyzje. A ci wykręcają takie numery, że głowa boli! Jak nie przetargi ewidentnie ustawiane, to sprzedaż za 50 tys. zł gruntu, który później trzeba odkupić za ponad milion złotych. Oto najnowsze przykłady radosnej twórczości urzędników Agencji. Oddział ANR we Wrocławiu ogłosił 18 marca przetarg na dziesięcioletnią dzierżawę dwóch nieruchomości rolnych (348 i 498 hektarów). Z góry zastrzeżono, że oferty mogą składać wyłącznie spółki
utworzone przez pracowników zlikwidowanych PGR-ów. Wszystko lege artis, bo ustawa o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa preferuje takie ograniczenie konkurencji, aby szansę poprawy losu dać ludziom, których życie legło w gruzach wraz z upadkiem państwowych gospodarstw rolnych.
lub rozłożyli na 2 albo 3 raty. Pokażcie mi rolnika z upadłego pegeeru, który wyjmie taką kasę! Znam to gospodarstwo – żeby dotrwać do zbiorów, musielibyśmy dysponować dodatkowo kwotą rzędu 400 tysięcy złotych, nie licząc czynszu i podatku rolnego. Po drugie: żądanie podpisania – jeszcze przed przetargiem! – oświadczenia o przy-
U
Czereśniaki na czereśnie – Razem z dwoma kolegami, też rolnikami, założyłem spółkę. Zamierzaliśmy złożyć ofertę na tę mniejszą nieruchomość. Gdy tylko przeczytałem warunki, zorientowałem się, że przetarg jest ustawiony – mówi nam Andrzej M., były pracownik jednego z dolnośląskich PGR-ów. Okazując kompletną dokumentację, mówi o klauzulach, które blokują udział w przetargu takim ludziom, do których oferta ANR była rzekomo adresowana: – Po pierwsze: natychmiastowa, jeszcze przed podpisaniem umowy (!) zapłata na rzecz Agencji 300 tysięcy złotych za wykonaną orkę zimową i zasiew pszenicy. Oczywiście, że zapłacić trzeba, ale niechby to odłożyli na czas po żniwach
jęciu bez zastrzeżeń projektu umowy dzierżawy. A tymczasem wszystkie najbardziej istotne rubryki nie były wypełnione. Czyli gra w ciemno. Gdyby przetarg wygrał nie ten,
Kiedy Rada Unii Europejskiej poradzi coś na polską nieporadność?
6. Ale może – jak Kozietulski pod Somosierrą – weźmiemy szable w dłoń, byka za rogi i rzutem na taśmę uzupełnimy potworne braki? Nie uzupełnimy, bo nie ma kim. Choć co roku tysiące świetnie wykształconych, młodych ludzi opuszcza uczelnie, to – jak pisze NIK
7. A jednak bidne samorządy próbują tworzyć projekty inwestycyjne pod unijne fundusze. Jak zostały przeszkolone do tych zadań? A tak: łącznie zgłoszono 6779 projektów na dofinansowanie czegoś tam. Z tego 537 jest cacy, 1009 zawiera istotne braki, zaś 544 mają
kto powinien, wpisaliby do umowy takie liczby, że tylko się powiesić lub pogodzić ze stratą 50 tysięcy wadium. Po trzecie wreszcie, i to już jest czysta bezczelność, podali w ofercie fałszywe numery telefonów, pod którymi można jakoby zasięgać informacji o przedmiocie dzierżawy i warunkach przetargu. Sprawdziliśmy: jeden z numerów w ogóle nie istnieje w bazie danych TP SA (co zresztą można usłyszeć po jego wykręceniu), a drugi należy do prywatnej firmy „K...”. Kilka dni przed ogłoszeniem (wyznaczonym na 15 kwietnia) listy spółek zakwalifikowanych do uczestnictwa w przetargu do prezesa Siewierskiego dotarł sygnał, że we Wrocławiu szykowany jest gruby przekręt. – Podobno zakapował nas jakiś poseł. Wiem, że Siewierski osobiście próbował dodzwonić się pod podane w ofercie telefony. Potem
wezwał na dywanik naszego dyrektora Stanisława Stefankę. Nie wiem, jak ten tłumaczył się w Warszawie, ale po powrocie był wściekły, że musi przerwać procedurę. Czy była ustawiona? No przecież nie po to daje się zaporowe warunki, żeby wygrał jakiś popegeerowski czereśniak! Skoro na terenie jednej z oferowanych nieruchomości od dłuższego czasu hodowane jest stado bydła należące do potentata paliwowego Antoniego P., a ogromne zainteresowanie przetargiem okazywał też Marian D., właściciel potężnych zakładów mięsnych, to nikt inny nie miał prawa wygrać. Wprawdzie żaden nie zaczynał kariery w upadłych pegeerach, ale cóż to za problem kupić i wystawić do przetargu spółkę-słupa – zauważa jeden z pracowników wrocławskiego oddziału Agencji. I dodaje: – Ale najgorsze dopiero przed nami. Dostaliśmy cynk, że sprawę bada Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Nie wiem, jak Adam Krajciewicz (przewodniczący komisji przetargowej – dop. A.T.) wytłumaczy im, że dopuścił do otwarcia kopert z ofertami, mimo że przetarg odwołano. Wyciszeniu skandalu nie sprzyja inna, starannie dotychczas skrywana afera. Wyszło otóż na jaw, że 31 marca 1999 r. sekcja terenowa w Legnicy, podległa oddziałowi wrocławskiemu,
Ustawiony przetarg, fałszywe telefony...
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r. minimalne szanse na wdrożenie. A gdzie reszta? Otóż – jak stwierdza NIK – 4689 projektów gminnych i powiatowych nie nadaje się nawet na papier toaletowy, nie podlega bowiem jakiejkolwiek rozsądnej ocenie. Przy okazji nadmieńmy za NIK, że mamy w Polsce i takie ministerstwo, które nie przyjmowało jakichkolwiek projektów gmin. Nie, bo nie! Jakie to ministerstwo? Rolnictwa oczywiście, co wytykaliśmy już w poprzednich numerach. Słusznie... bogata polska wieś. 8. NIK zauważa też, że superminister Hausner przyjął na siebie zbyt dużo obowiązków, nie ma więc mowy, aby jego ministerstwo było w stanie podołać obowiązkom koordynacji napływających funduszy europejskich. ¤¤¤ Teraz czas na konkluzję, a ona może być tylko jedna: w roku 1947 mieliśmy w d... plan Marshalla i m.in. w związku z tym pokonane Niemcy to krezus w porównaniu ze zwycięską Polską. Wszystko wskazuje, że dojdzie teraz do podobnej sytuacji. NIK opracowała dramatyczny raport, który brzmi jak mowa pogrzebowa. Może i chwała jej za to, tylko czy.... Tylko czy nie można było tego zrobić rok... no, pół roku wcześniej?! Czy Pan, Panie Prezesie Sekuła, zna powiedzenie o musztardzie po obiedzie, o refleksie szachisty albo choćby o tym Polaku, co to przed szkodą i po szkodzie? JOANNA GAWŁOWSKA ANNA KARWOWSKA
jedynie za 50 tys. zł sprzedała biznesmenowi Józefowi T. dziewięć hektarów gruntu przeznaczonego pod autostradę. Wiele miesięcy przed zawarciem transakcji Agencja otrzymała z urzędu gminy oraz od architekta wojewódzkiego pisemne zapewnienia, że ci nie mają żadnych zastrzeżeń co do sprzedaży ziemi. – Przepisom więc nie uchybiono – twierdzi Grażyna Dziamska, szefowa sekcji ANR w Legnicy. Przekonuje, że nie musiała wiedzieć o decyzji wojewody legnickiego z 15 kwietnia 1998 r., lokalizującej modernizowaną autostradę na gruntach, które pragnęła sprzedać Józefowi T. Gdy zupa się wylała, Agencja usiłowała odkupić od biznesmena ziemię za owe 50 tys. zł. Ten zaś (prawnik z wykształcenia) wypiął się na śmieszną ofertę, gdyż właśnie negocjował cenę z postawioną pod ścianą Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad. Ostatecznie ustalono, że będzie to milion z ogonkiem (1 016 640 zł). – Złożyliśmy w sądzie cywilnym powództwo o unieważnienie transakcji – zapewnia Dziamska. Wiadomo nam skądinąd, że mimo oczekującego na rozpatrzenie powództwa, dyrektor Stefanko podpisał zgodę na odsprzedaż inkryminowanych hektarów dolnośląskiemu oddziałowi GDDKiA. Sprawę bada prokuratura w Legnicy, ale – jak znamy życie – budżet państwa już może sobie ten milion policzyć na straty. ANNA TARCZYŃSKA
atoland ogarnął szał rozwodów i separacji. Tylko w marcu do sądów wpłynęło więcej wniosków niż w pierwszym kwartale 2003 r. Naród wymówił posłuszeństwo „naszemu ojcu świętemu” czy jak? Przyczyna jest bardzo prozaiczna i tkwi w miejscu, w którym wiara zawsze przegrywa z kasą: 1 maja ZUS przestanie wypłacać zasiłki z Funduszu Alimentacyjnego, a obowiązek utrzymywania (za 170 zł miesięcznie) opuszczonych przez tatusiów dzieci wezmą na siebie gminy. Aby tak się jednak stało, mamusia musi mieć sądowe orzeczenie o rozwodzie albo separacji. – Około 80 proc. wniosków złożyły rodziny wielodzietne (te stawiane przez Kościół za wzór). Rozwód jest fikcyjny, na papierze. Idzie
K
A TO POLSKA WŁAŚNIE Od 1990 r. wszelkie wybory wygrywa tutaj katoprawica, a w planie jest budowa 12 kościołów. Bo tyle działek miejscowa władza przekazała niedawno kurii za 15 proc. ich wartości. Od początku marca do tutejszego sądu wpłynęło ok. 300 pozwów (300 proc. więcej niż normalnie!) o rozwód bądź separację. W większości przypadków obydwoje rodzice są bezrobotni. Jeżeli więc w domu jest sześcioro dzieci, państwo będzie musiało zasilić familię niezłym groszem (1020 zł). Wnioski w tej sprawie wydają urzędy gmin. Od 5 kwietnia w białostockim ratuszu pobrało je ponad 1000 osób. Ponieważ rozwód trwa około 2 miesięcy, mniej więcej w lipcu po „dodatek” zwrócą się tysiące nowych rozwodników. O tym, że powodem
Kasa kontra wiara o to, by nie tylko nie stracić zasiłku alimentacyjnego, ale nawet podreperować budżet domowy – dowiadujemy się w Ministerstwie Sprawiedliwości. – To może być cios w budżet państwa – informuje urzędnik Ministerstwa Finansów – gdyż suma wypłacana dzisiaj z Funduszu Alimentacyjnego może ulec nawet potrojeniu. W urzędach miast i gmin – popłoch. Administracja rządowa zrzuciła kolejny ciężar na samorządy, bez gwarancji że budżet państwa przekaże tyle pieniędzy na wypłaty zasiłków, ile będzie potrzeba. Jak powszechnie wiadomo, wszystkie samorządy są poważnie zadłużone (większość pieniędzy idzie na oświatę i zdrowie). Niektóre już dawno przekroczyły dozwolony deficyt zadłużenia, wynoszący 60 proc. rocznych wpływów, ale chytrze poukrywały długi w spółkach gminy. Wygląda więc na to, że w 98 proc. katolicki naród polski olewa nauczanie dziadzia z Watykanu oraz swoich proboszczów w kwestii nierozerwalności więzów małżeńskich. Jak zwykle w takich sytuacjach następuje obłudna racjonalizacja postępku: nie bierzemy rozwodu kościelnego, nie unieważniamy w kurii małżeństwa, rozwiązujemy ślub cywilny, który dla Bozi nie ma znaczenia. Zobaczmy, jak „akcja rozwód” przebiega w najbardziej chyba rozmodlonym mieście Papalandu, a mianowicie w Białymstoku.
jest bieda, najlepiej świadczy fakt, iż niemalże wszyscy kandydaci do rozwodu z miejsca proszą sąd o zwolnienie z kosztów, dostarczając zaświadczenia o trudnej sytuacji materialnej i przebywaniu na bezrobociu, kwity ze spółdzielni mieszkaniowej o zadłużeniu i wiele innych. – Prawdziwej fali wniosków o rozwód możemy spodziewać się jesienią – dowiadujemy się w białostockim sądzie. Wówczas papiery składać będą kobiety, które dzisiaj pobierają zasiłek alimentacyjny, ale nie mają oficjalnego rozwiązania małżeństwa. Tak się dzieje, kiedy tatuś siedzi w kryminale albo odpłynął w siną dal. Kazus alimentacyjny po raz kolejny uświadamia sutannowym, dlaczego z całych sił należy walczyć z pomysłami wprowadzenia podatku kościelnego, jak to ma miejsce m.in. w Niemczech. Można się bowiem spodziewać, że – tak jak z rozwodami – nadpłynie fala masowego wypisywania się z jedynie słusznego Kościoła. To grozi jednak protestantyzacją wiary ojców: znajdzie się jakiś szaleniec w sutannie, który wprowadzi możliwość spowiedzi powszechnej, a więc osobistej rozmowy z Bozią, bez pośrednika w kiecce. A stąd już blisko do rewolty większej, niż zagrażająca dzisiaj oficjalnemu Kościołowi działalność tatki Rydzyka i jego fundamentalistów. ANDRZEJ MALICKI
chwaleniem budżetu Białegostoku na 2004 rok zajmie się Regionalna Izba Obrachunkowa. Miasto dostanie po d...e. Wszelkie miejskie inwestycje albo się opóźnią, albo wcale się nie rozpoczną. Czarny Tur ludziom zgotował ten los. Białystok jest jedynym miastem wojewódzkim w Polsce, dla którego budżet rozpisze Regionalna Izba Obrachunkowa. Powód? Prawicowi radni odrzucili projekt przygotowany przez prezydenta Ryszarda Tura (na czele prawicowych klubów radnych stoją jego zastępcy). Radni nie chcieli zgodzić się na jego propozycję 70-milionowego deficytu dla miasta. Nawet Jan Dobrzyński z PiS uznał, że wniosek prezydenta jest nie do przyjęcia. Przeciwko uchwale
U
9
Manna z kasy Herosa Estrada Opolska to firma o 45letniej tradycji. W przeszłości zajmowała się organizacją festiwalu polskiej piosenki w Opolu. Dzisiaj jest specjalistą od ciemnych interesów. Odległe czasy doskonale pamięta Władysław Bartkiewicz, współtwórca, a zarazem długoletni dyrektor firmy. Estrada Opolska przestała się liczyć, kiedy były prezydent miasta Leszek Pogan podpisał niekorzystną umowę z Telewizją Polską. Wówczas stolica polskiej piosenki stała się jedynie miejscem, w którym TVP mogła zarabiać duże pieniądze. W zamian urzędnicy mieli zagwarantowane 300 biletów w najlepszych sektorach. Jednak to nie koniec nietrafnych decyzji SLD-owskiego prezydenta. W 1997 roku, tuż przed rozpoczęciem sezonu artystycznego, Pogan odwołał ze stanowiska dyrektora Władysława Bartkiewicza, jednego z wybitniejszych menedżerów polskiej rozrywki. Na jego miejsce powołana została Emilia Lubiewska. Młoda blondynka o miłym uśmiechu pracowała wcześniej w zarządzie... Zieleni Miejskiej. Stanowisko dyrektora Estrady Opolskiej, a zarazem kierownika artystycznego, nie było dla niej zbyt dużym wyzwaniem. Najlepszym dowodem jej kompetencji (dzisiaj w burakach, jutro w Estradzie) są sfałszowane faktury, fikcyjne zatrudnienia członków rodziny, a także podejrzane interesy z firmą ubezpieczeniową. W sumie obrotna pani dyrektor doprowadziła do zajęcia przez Urząd Kontroli Skarbowej całego majątku Estrady. Prokuratura zarzuciła jej wyłudzenie podatku VAT na kwotę 169 tys. zł. W 2001 roku Emilka była również aktywnym członkiem zarządu stowarzyszenia MAMMA. Tam zaprzyjaźniła się ze Stasią Chudzikiewicz, ówczesną kierowniczką opolskiego oddziału towarzystwa ubezpieczeniowego Heros. Ich przyjaźń zaowocowała powstaniem spółki Adavio, która
głosowali radni Ligi Polskich Rodzin oraz Prawa i Sprawiedliwości. Działanie prezydenta zaszkodziło przede wszystkim miastu, bowiem projekt budżetu przy-
W RIO Tura gotowany przez RIO pomija wszystkie długoterminowe inwestycje. Nie ma więc co liczyć na remonty dróg, termomodernizację budynków ani budowę mieszkań socjalnych. Klerykalny prezydent (nosi tytuł Rycerza Grobu Chrystusa) doprowadził także do zanarchizowania pracy rady.
oficjalnie należała do Lubiewskiej. Dziś już wiadomo, że Heros przelewał pieniądze na konto konkurencyjnej spółki. W sumie 112 tys. zł. Co ciekawe – niektóre wypłaty z konta Adavio były kwitowane przez Stanisławę Chudzikiewicz. Dyrektorka Herosa nigdy nie słynęła z oszczędności. Za jej panowania żaden z pracowników nie narzekał na pensje. Począwszy od sprzątaczki, która tylko w ciągu jednego roku zarobiła 50 tys. zł (nie ustalono, ile z tego dostała...). – Biorąc pod uwagę, że w Opolu miesięczna pensja sprzątaczki wynosi około 600 zł, przypadek z Herosa najlepiej pokazuje, jak firma dbała o siłę roboczą. A poza tym pani, która tyle zarobiła, musiała naprawdę wspaniale sprzątać – ocenia Roman Wawrzynek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu. W Herosie dobrze żyło się również agentom ubezpieczeniowym. Czesław B., szef opolskiego biura poselskiego Aleksandry Jakubowskiej, tylko na jednej umowie-zleceniu dorobił się 70 tys. zł. Stanisława Chudzikiewicz zatrudniła także swoją 24-letnią córkę, której dochody wyniosły 40 tys. zł. – Prowadzone przez nas postępowanie jest niezwykle zagmatwane – przyznaje Wawrzynek. – Dobra passa Chudzikiewicz skończyła się na przełomie 2002 i 2003 roku. Wówczas centrala Herosa przeprowadziła kilka kontroli. Wykazały one wiele nieprawidłowości, między innymi brak faktur, umów, rachunków. Pani dyrektor poszła na chorobowe, a w lutym zwolniła się z pracy. Od ponad roku piastuje funkcję kierownika opolskiego... oddziału PZU. – Dla mnie ta cała sytuacja z Herosem i Estradą Opolską jest żenująca – mówi Władysław Bartkiewicz, prezes Estrady Polskiej. – To, co przez 33 lata budowałem, za rządów prezydenta SLD zostało zburzone. Niestety, ludzie SLD zniszczyli wszystko, co było do zniszczenia, łącznie z sobą! ŁUK
Co zrobi Tur, kiedy białostocki gród pogrąży się w chaosie organizacyjnym i prawnym? Na to pytanie chyba on sam nie potrafi sobie odpowiedzieć. Na razie modli się (jest członkiem Chrześcijańskiego Ruchu Społecznego), żeby RIO nie ucięło mu pensji. Stanisław Srocki, prezes RIO w Białymstoku, twierdzi, że izba ma obowiązek ustalenia budżetu do końca kwietnia. Znajdą się w nim wyłącznie wydatki niezbędne dla miasta. Prezydent spisał się na medal – nie ma to, jak narobić we własne gniazdo. W 1627 roku w Puszczy Jaktorowskiej padł ostatni okaz tura. Co będzie z Turem białostockim? Być może radni nie wytrzymają nerwowo i odstrzelą go jeszcze w tym roku. IZABELA DEMSKA
10
WSZYSTKIE DZIECI SĄ NASZE
Polskie dzieci głodują. Na lekcjach mdleją z wycieńczenia, szperają po szkolnych koszach na śmieci w poszukiwaniu resztek jedzenia.
Bida z nędzą... Zawiodły wszelkie programy dożywiania dzieci w wieku szkolnym, plamę dał Leszek Miller, który w programie wyborczym SLD – „Przywróćmy normalność, wygrajmy przyszłość” – akcentował: „Państwo nie chce dziś lub nie potrafi pomagać najsłabszym. Dotkliwie odczuwa to obecnie najbardziej bezbronna część społeczeństwa, znajdująca się w coraz większej biedzie i społecznej beznadziei. Na pomoc społeczną zamierzamy stopniowo przeznaczać więcej środków, a jednocześnie poprawić, uprościć, zwiększyć jej efektywność i skuteczność... Rozszerzymy program »Posiłek dla ucznia« polegający na wspieraniu gmin w dożywianiu dzieci w szkołach”. Wyszły z tego nici, podobnie jak z innych założeń programowych SLD. Prof. dr hab. Wielisława Warzywoda-Kruszyńska w pracy pt. „Zjawisko biedy dzieci a zagrożenie wykluczeniem społecznym w przyszłości” stwierdza, że gdyby ustalać rozmiar biedy wśród dzieci w oparciu o poziom dochodu wyznaczający granice ubóstwa w USA, ponad 90 procent polskich dzieci należałoby uznać za biedne! Udział dzieci wśród ludności biednej jeszcze dwa lata temu najwyższy był w województwach: podlaskim (46,1),
podkarpackim (45,0), opolskim (44,8), świętokrzyskim (43,5), warmińsko-mazurskim (43,9), kujawsko-pomorskim (43,7), pomorskim (43,7). Łącznie przeciętna dla całej Polski wyniosła 43,9. Obliczeń dokonano na podstawie sprawozdań z udzielonych świadczeń społeczno-pieniężnych w naturze i usługach, danych z Departamentu Pomocy Społecznej Ministerstwa Gospodarki i Polityki Społecznej oraz roczników statystycznych wszystkich województw. Średnio częściej niż co czwarte dziecko jest w takiej czy innej formie wspierane przez pomoc społeczną, a więc ma znamię biedy wpisane w swoją biografię. Zespół badawczy prof. Warzywody-Kruszyńskiej uważa, że „konieczne jest opracowanie i wprowadzenie w życie Lokalnej Strategii Walki z Biedą”. Chodzi tu głównie o wyrównywanie szans edukacyjnych dzieci i przerwanie kręgu ubóstwa. Nauczycielka szkoły podstawowej z Ostrowca Świętokrzyskiego mówi nam: – Niekiedy my, nauczyciele, mamy łzy w oczach, gdy widzimy, jak wygłodniałe dzieci wstydliwie szperają po koszach na śmieci w poszukiwaniu resztek pożywienia wyrzuconych przez rówieśników. Ich rodzice żyją poniżej minimum
egzystencji. W tym roku kilkanaścioro dzieci na lekcjach straciło przytomność na skutek chronicznego niedożywienia. Jesteśmy po prostu bezradni! Według ustaleń Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, wysokość śred-
to dla rodziny z jednym dzieckiem 1806 zł, z dwojgiem – 2321 zł, z trojgiem – 2853 zł. We wszystkich przypadkach minimum socjalne wynosi więc około 600 zł. Wyobraźmy sobie, że tylko jeden rodzic pracuje, a przecież często zdarza się, że nikt
niorocznego minimum egzystencji za rok 2003 w rodzinie (matka, ojciec, dziecko) wynosiło 906 zł miesięcznie, w rodzinie z dwojgiem dzieci – 1236 zł, natomiast w rodzinie z trojgiem dzieci – 1559 zł. Wysokość minimum socjalnego za rok 2003
w rodzinie nie ma stałej pracy – i wtedy sytuacja życiowa staje się tragiczna. Oficjalne dane mówią, że 3,2 miliona Polaków to bezrobotni, a to jest 20 proc. ludzi w wieku produkcyjnym! W statystykach tych nie bierze się pod uwagę... wsi. W niektórych regionach kraju, szczególnie tzw. popegeerowskich, bezrobocie przekracza 40 proc.! A przecież jest to jedynie bezrobocie rejestrowane oficjalnie.
Przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw w lutym br. ukształtowało się na poziomie 4 mln 671,5 tys. osób i było o 1,5 proc. mniejsze niż przed rokiem. A co dla tych niepracujących? Pozostaje powolne dogorywanie i degrengolada społeczna. Oczywiście istnieje coś takiego jak zasiłek dla bezrobotnych, ale podstawowy wynosi 504,20 zł (przyznawany jedynie na 12 miesięcy), a obniżony to 403,40 zł. Jak można z niego wyżywić rodzinę, opłacić wszelkie świadczenia, ubrać siebie i dzieci? Jest to po prostu niemożliwe! A jak żyć dalej, kiedy zasiłek się kończy? Pozostaje tylko opieka społeczna, bo na pomoc boską albo opływającego w luksusy Kościoła nie ma co liczyć. Uwzględniamy również Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie, które działają w ramach ustawy o pomocy społecznej. Weźmy pod uwagę tylko województwo łódzkie i jego potrzeby w 2004 r. – związane z realizacją zadań w tym zakresie. Otóż potrzeby gmin i powiatów wynoszą 792 022 200 zł. Natomiast niedobór środków na realizację
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
11
Dzieci gorszego Boga W mieście, gdzie honorowym obywatelem zostaje książę Kościoła katolickiego, nie ma miejsca na działalność innych wspólnot religijnych.
wszystkich typów działań kształtuje się na poziomie 555 mln zł. Jest to więc oczywista klęska jakichkolwiek programów – rozziew między wielkimi potrzebami a niewielkim szmalem przeznaczonym na ich zaspokojenie. Podobna sytuacja – albo jeszcze gorsza – jest w innych województwach. Nie należy się więc dziwić, że blisko połowa polskich rodzin żyje poniżej minimum egzystencji. Dzieci z tych rodzin są niedożywione, nędznie ubrane, nie mają podręczników, zeszytów, nowych bucików, a ich dzieciństwo jest koszmarem. Lekarze biją na alarm: dzieci chorują na gruźlicę (a wydawałoby się, że jest to już zapomniana choroba), krzywicę, szkorbut, zaś niedobór żywności i witamin obniża ich barierę immunologiczną, co powoduje szereg groźnych chorób zakaźnych. Badania socjologów w szkołach podstawowych województwa podlaskiego i warmińsko-mazurskiego wykazują, że 32 proc. dzieci w wieku 7–13 lat tylko dwa razy w miesiącu... je potrawy mięsne. A jak jest w innych województwach? A może lepiej nie przeprowadzać takich badań... Zbliżamy się do poziomu krajów Trzeciego Świata. Za kilka dni wejdziemy do Europy. Europa wita nas! Nędza z bidą z Polski idą! ANDRZEJ RODAN ANNA KARWOWSKA Fot. Alex Wolf
Prawie trzy lata protestancki Kościół Jezusa Chrystusa w Chrzanowie starał się o możliwość wydzierżawienia od władz miasta lokalu na prowadzenie stołówki dla bezdomnych i biednych. I w końcu dostał w grudniu 2002 r. zdewastowane magazyny byłego Peweksu przy ul. Broniewskiego 10c. Pomieszczenia nie nadawały się nawet do chowania świń, a co dopiero na jadłodajnię. Dzięki życzliwości sponsorów i społecznej pracy członków wspólnoty religijnej udało się jednak za ok. 100 tys. zł wyremontować je tak, by mogły służyć biedakom. Pastor Piotr Dubianowski postanowił zorganizować tam Centrum Pomocy Humanitarnej Compassion oraz świetlicę profilaktyczno-terapeutyczną dla dzieci. Pomysł wypalił. Już w marcu 2003 r. świetlica wypełniła się maluchami, które uczyły się tu, bawiły, rozwijały swoje talenty pod okiem fachowej kadry pedagogów i nauczycieli. Miały do dyspozycji mnóstwo kółek zainteresowań, mogły korzystać z korepetycji. Za darmo wyjeżdżały na wycieczki. Świetlicę ciągle poszerzano i unowocześniano. Korzystało z niej nawet do 90 dzieci w wieku od 5 do 15 lat. Oprócz świetlicy na
co dzień działało Centrum Pomocy Humanitarnej, pomagające najbiedniejszym mieszkańcom Chrzanowa. Wydawało się, że również lokalna władza była zadowolona z inicjatywy, która zdejmowała z niej część obowiązków. Jeszcze w maju 2003 r. burmistrz Ryszard Kosowski wychwalał fachowość i wielkie serce, z jakim pastor niesie pomoc dzieciom. Radość trwała krótko. Przedsięwzięcie nie spodobało się panującemu w Polsce, a więc i w Chrzanowie, klerowi Krk. Dlaczego? Oto ludzie coraz głośniej zaczęli wychwalać jakiś tam sekciarski Kościół Jezusa Chrystusa i pastora, a nie plebanów z Watykanu rodem. Wypowiedziano więc protestantom religijną wojnę. – Zakonnice na katechezach zabraniały przychodzić dzieciom do świetlicy, straszyły wyrzuceniem z religii, obniżeniem ocen. Księża zaczę-
li grzmieć z ambony na kazaniach, że jesteśmy sektą – relacjonuje pastor Dubianowski. Robili, co się dało, by bronić się przed oszczerstwami. Kolportowali ulotki, tłumacząc, czym jest chrześcijańskie wyznanie Jezusa Chrystusa
i że nie są żadną sektą. W Chrzanowie wrzało. Nawet przed dyrektorami szkół pastor Dubianowski musiał się tłumaczyć i pokazywać dokumenty rejestrujące ich Kościół. Ale nikt nie chciał zadzierać z władzą duchowną. Kiedy pastor poprosił księży o osobiste spotkanie, na którym miał wyjaśnić całą „aferę” i nawiązać współpracę dla dobra dzieci, podobnie jak na przykład z kościołem baptystów, usłyszał od jednego z proboszczów, że nie ma takiej możliwości, bo dla niego najważniejsza jest przysięga kapłańska, a nie jakieś tam dzieci. Pastor zrozumiał, że nie jest współbratem w wierze, ale wrogiem. Zresztą na konkretne efekty kościelnej nagonki nie trzeba było długo czekać. Wkrótce władze miasta dały do zrozumienia, że czas pastora i jego dzieła jest policzony. Wreszcie wyrok zapadł: nakazano opuścić budynek! Nie pomogły żadne perswazje i prośby, by nie wyrzucać na bruk
Pastor Piotr Dubianowski dzieci. Nie wskórali nic ani rodzice i ich petycje, ani prośby dzieci skierowane do burmistrza. Na początku kwietnia 2004 r. pastor otrzymał pismo z Zarządu Budynków Komunalnych w Chrzanowie, dyrektor Maria Góra nakazywała niezwłocznie opuścić pomieszczenia, grożąc przy tym wystąpieniem do sądu z wnioskiem o eksmisję. Wygnano więc dzieci i pastora z pomieszczeń wyremontowanych za 100 tys. złotych. W tym samym czasie honorowym obywatelem Chrzanowa został krakowski książę watykański, metropolita kard. Franciszek Macharski. Czyż w Katolandzie nie jest to wystarczający argument, by pozbawić dzieci świetlicy, a niekatolicką wspólnotę religijną nazwać sektą? JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
12
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
POLSKA PARAFIALNA
P
rezydent Zielonej Góry Bożena Ronowicz (formalnie bezpartyjna, choć z naszych informacji wynika, że jest blisko związana z PiS, a w każdym razie PiS się do niej przyznaje) lubi dawać prezenty klerowi. Nie udało się to w lutym 2003 roku, kiedy Rada Miasta odmówiła akceptacji sprzedaży Kościołowi działki o powierzchni 1,3 ha za 1 proc. wartości – może się udać
kleru, który popierał ją w wyborach. I to popierał tak mocno, że wiernym wręczano nawet karteczki z nazwiskiem, żeby się, broń Boże, nie pomylili przy głosowaniu. W uzasadnieniu uchwał Ronowicz powołuje się na art. 68 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami, który zezwala na sprzedaż użytkownikowi wieczystemu (w tym wypadku parafiom rzymskokatolickim diecezji zielonogórsko-gorzowskiej oraz
wartość działek przeznaczonych do sprzedaży? Na powyższe pytania Urząd Miasta Zielonej Góry przysłał nam odpowiedź na piśmie – wymijającą aż do bólu. Pytanie pierwsze (przeinaczone przez urząd) skwitowane zostało fragmentem ustawy o gospodarce nieruchomościami. Nie wiem, czy urzędnicy zakładają, że dziennikarz, który zajmuje się takim tematem, nie poczyta wcześniej ustawy, czy może liczą, że na widok ar-
Ostatni „skok” Kościół katolicki w Zielonej Górze zamierza przed wuniowstąpieniem zagarnąć pod siebie jak najwięcej. Chce dostać od miasta ponad 5 hektarów ziemi. teraz. Łączna ilość gruntów, które miałyby przejść na własność Krk, to 50 847 mkw. położonych w różnych rejonach miasta, m.in. w zabytkowym centrum. Działki przeznaczone do sprzedaży są położone przy ul. Dantyszka, Źródlanej, Szmaragdowej, Jana Kilińskiego, Prostej, Mikołaja Kopernika, Kościelnej oraz na osiedlu Kaszubskim. Prezydent Ronowicz przygotowała 11 uchwał, które przedłożone zostaną Radzie Miasta 27 kwietnia br. Nic dziwnego – po 1 maja „hojność” dla sutannowych może być mniej mile widziana, a pani prezydent musi (jak twierdzą mieszkańcy, z którymi rozmawialiśmy) spłacić swoje zobowiązania wobec
parafiom greckokatolickim) działek z bonifikatą. Art. 68 ust. 1 pkt 6 tej ustawy „przewiduje możliwość udzielenia bonifikaty, za zgodą rady, od ceny sprzedaży prawa własności na rzecz użytkownika wieczystego, kościołom i związkom wyznaniowym, mającym uregulowane stosunki z państwem, na cele działalności sakralnej”. Wszystko niby lege artis, ale pozostają pytania: 1. Jakie uzasadnienie ma aż tak wielka bonifikata (99 proc.)? 2. Czy składający wnioski złożyli jakieś dokumenty, w których podali cel nabycia nieruchomości? 3. Dlaczego w uzasadnieniach uchwał starannie pominięto (z jednym wyjątkiem, o czym niżej)
e wszystkich urzędach pocztowych pojawiły się kolorowe foldery z drukiem przelewu na budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Wpłaty są... zwolnione z opłat! W ten sposób glempowcy nie stracą 20 mln zł! Szmal ten stracimy my, podatnicy. A „zawdzięczamy” to kierownictwu Poczty Polskiej oraz Bankowi Pocztowemu, który jest sponsorem akcji zbierania funduszy na świątynię. Decyzję o zwolnieniu z opłat podjął dyrektor generalny PP Tadeusz Bartkowiak, ale przecież nie zrobił tego bez porozumienia z prezesem zarządu Banku Pocztowego Andrzejem Szukalskim. Chcieliśmy to wyjaśnić, ale chociaż rozmawialiśmy z Marcinem Anaszewiczem, rzecznikiem prasowym firmy, do chwili oddawania tego numeru do druku nie dostaliśmy odpowiedzi na zadane mu pytania. Anaszewicz podobno nie zna sprawy, bowiem, jak powiedział, obowiązki rzecznika pełni dopiero od 1 kwietnia br. Opieramy się więc na słowach Anny Bubas z dyrekcji Poczty Polskiej w Łodzi. Natomiast zaprzyjaźniony pocztowiec z Warszawy powiedział nam tak: – Po waszej rozmowie i wysłanym e-mailu z zapytaniami straszny raban zrobił się w dyrekcji poczty i w banku również. Skontaktowano się z dyrekcjami wojewódzkich oddziałów i zabroniono udzielania jakichkolwiek informacji na ten temat. Oni są zdrowo nastraszeni. Wyobraźmy sobie taki bardzo możliwy w Katolandzie wariant: liczne firmy, związki, instytucje, stowarzyszenia oraz indywidualni
W
tykułów i paragrafów ogarnie go nabożna cześć i poniecha sprawy. A ja nadal zapytuję, dlaczego tak wielki opust... Z odpowiedzi rzecznika prasowego, Marty Sawickiej, wynika, że pani prezydent jedynie przychyliła się do wniosków wielu parafii. Bądźmy po chrześcijańsku miłosierni i przyjmijmy jako wyjaśnienie fakt, że na danym gruncie stoi świątynia. Ale dlaczego na przykład za 1 proc. wartości ma pójść działka przy ul. Dantyszka, na której stoi jedynie kapliczka? A jeśli działki i świątynie dzielą domy mieszkalne? Na drugie pytanie odpowiedź padła nader krótka: działalność sakralna. Taka odpowiedź nie wystarczała jednak nie tylko mnie, ale i pracownikom wydziału geodezji, którzy przygotowali projekt uchwały i poprosili wnioskodawców o szersze uzasadnienie. No i dostali – jeśli chodzi o teren przy ul. Dantyszka, to – zdaniem księdza – korzystają z niego parafianie, uczestnicząc w mszach polowych, procesjach i obrzędach kultu religijnego.
Sama pani prezydent nie ukrywa, że chce jeszcze przed integracją zmienić parafiom prawa użytkowania wieczystego na akty własności. Może się to spotkać z oporem, bo większość w Radzie ma jednak lewica, ale Ronowicz zapowiedziała, że będzie naciskać. – Inne gminy nadają kościołom i związkom wyznaniowym prawa własności – stwierdza. Jej dodatkowym argumentem jest fakt, że skoro spółdzielnie mieszkaniowe w Zielonej Górze mają taką możliwość (dostały 93-procentową bonifikatę), to powinny ją mieć także kościoły. – Własność w Unii Europejskiej jest przecież standardem – argumentuje pani prezydent. No pewnie, ale nie jest standardem nabywanie praw własności za psie pieniądze. Sami zainteresowani są bardziej konkretni. Grzegorz Idziak, zastępca dyrektora Caritasu diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, argumentuje, że przy ul. Kościelnej prowadzą biuro i stołówkę dla najbiedniejszych. – Akt własności w Unii stwarza nam możliwość starania się o dotacje europejskie na wyposażenie – mówi. – Jest też zabezpieczeniem przed ewentualnymi roszczeniami przedwojennych właścicieli. Pozostaje kwestia odpowiedzi na ostatnie pytanie – ile są warte te grunty? Nie dowiedzieliśmy się. Przysłano nam tylko informację, że wycena została dokonana i zostanie przytoczona podczas obrad Rady Miasta. Wspomnieliśmy o pewnym wyjątku. Ten wyjątek dotyczy kościoła greckokatolickiego, dla którego również przewidziano dwie działki. Pierwszą, przy ul. Bodeusza, proponuje się sprzedać z 90-procentową
Glemp doi pocztę Polacy katolicy, chcąc pozyskać sobie opatrzność Bożą, papieską i glempową, wysyłają 5 mln przekazów pocztowych i w ten oto sposób blisko 20 mln zł idzie na spacer w kierunku episkopatu (najniższa kwota opłaty pocztowej to 3,50 zł). Jak doszło do tego skandalu? Początki były łatwe i bezproblemowe. 30.01.2003 r. prezydent Warszawy Lech Kaczyński osobiście przekazał kardynałowi Józefowi Glempowi pozwolenie na budowę Świątyni Bożej Opatrzności w Wilanowie i domu parafialnego – wraz z zagospodarowaniem terenu. 24.02.2003 r. decyzja ta uzyskała klauzulę ostateczności. Już znacznie wcześniej – 13.06.1999 r., podczas uroczystej mszy świętej na placu Piłsudskiego – sam Biały Papa poświęcił kamień węgielny pod budowę i, przelatując helikopterem nad placem budowy, przekreślił teren. Co prawda sutannowi nie mieli jeszcze zezwolenia na budowę, ale skoro mieli już
błogosławieństwo Najwyższego Autorytetu, to Kuria Metropolitalna szybciutko wystąpiła do burmistrza gminy Wilanów o... zmianę zagospodarowania przestrzennego części działki. A czegóż ta zmiana miała dotyczyć? Otóż postanowiono podnieść wieżę Jana Pawła II (a jakże – ma tam swoją wieżę!) do wysokości 75 m! Zgodę, co oczywiste, dostali – Biuro Projektów Rozwoju Warszawy błyskawicznie opracowało materiały niezbędne do wprowadzenia zmian. 23.11.2002 r. Glemp wbił łopatę w ziemię i zaczęło się. Generalnym wykonawcą
bonifikatą. Nieruchomość – 553 mkw – wyceniono na 73 700 zł, więc po odliczeniu bonifikaty parafia zapłaciłaby 7 370 zł. Może fakt, że parafia greckokatolicka bizantyjsko-ukraińska pod wezwaniem Opieki Matki Bożej nie jest dzierżawcą wieczystym, wpłynął na tak „niską” bonifikatę... Druga nieruchomość (dla tej samej parafii), położona przy ul. Grunwaldzkiej, pójdzie już z 99-procentową bonifikatą – w tym wypadku parafia jest użytkownikiem wieczystym. Ksiądz Julian Hojniak, proboszcz parafii greckokatolickiej, nie obawia się roszczeń dawnych właścicieli. Chce mieć akt własności, bo w Unii nie istnieje pojęcie „użytkowanie wieczyste”. Jak stwierdził, sprawa nie ma natury politycznej: chodzi o życie codzienne – po prostu łatwiej jest dysponować własnością. Otóż to – przynajmniej szczerze. A jak to wszystko ma się do ogólnej kondycji finansowej miasta? Zielona Góra za ubiegły rok wykazuje dochód 228 mln zł – wydano 227 mln (1 milion poszedł na obsługę długu). Na opiekę społeczną wydano 15,5 proc. budżetu (35 mln zł – połowę mniej niż opust na jednej małej działce). Zadłużenie miasta na dzień 31.12.2003 r. wynosi 10 149 239 zł. Bezrobocie sięga 14,5 procent. ¤¤¤ Zielona Góra kiedyś zwana była ironicznie Czerwoną Górą, bo zawsze lewica była tu siłą dominującą (tzw. lewica rządziła również miastem od 1994 roku), dopóki w ostatnich wyborach nie nastała koalicja PO-PiS. Może teraz miasto zacznie być nazywane „Czarnogórą”? DT
została firma Marciniak SA z Gorzowa Wielkopolskiego. Przez trzy miesiące budowała bez zezwolenia na budowę, ale kogo to obchodziło! Nie takie cuda dzieją w tym kraju, jeśli chodzi o smarowanie sutanny wazeliną. Problemy zaczęły się dopiero ze szmalem. Zbiórka funduszy za pomocą tzw. „cegiełek” wysłanych do wszystkich diecezji w kraju nie przynosi, niestety, zakładanego rezultatu. Mimo uwrażliwiania z ambon i apeli biskupów ludziska nie lecą z grosiwem. Sam Glemp wielokrotnie akcję podkręcał: „Wszystkie ofiary będą odnotowane, a znaczniejsi ofiarodawcy jako fundatorzy będą mieli swoje tablice umieszczone na murach Świątyni”. Wystąpił też w TVP z bezczelną nawijką o złotówce od każdego Polaka... Teraz z odsieczą idzie Poczta Polska i Bank Pocztowy. Z pewnością darczyńcy pocztowi polecieli na tablice na murach świątyni. A nasze złotówki i tak wylądują w Wilanowie. Będąc na miejscu kogoś, kto ma swoje oszczędności w Banku Pocztowym, już teraz zacząłbym wycofywać wkłady! Nie wiadomo przecież, jakie jeszcze niespodzianki mogą nam zaserwować bankowi nawiedzeni neofici. A co tam w dyrekcji generalnej Poczty Polskiej? A dziękuję, wszyscy zdrowi! ZOSIA WITKOWSKA
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
Po blisko 15 latach przemian ustrojowo-gospodarczych mamy obecnie: – ponad 20-procentowe bezrobocie; w rzeczywistości jest ono większe; – poszerzające się obszary biedy i nędzy. Ponad 50 proc. społeczeństwa żyje poniżej minimum socjalnego, w tym setki tysięcy Polaków na granicy przeżycia biologicznego; – niewielki odsetek nowobogackich, nuworyszy, których część doszła do olbrzymich fortun w niejasnych okolicznościach; – stan bezpieczeństwa taki, że przeciętny obywatel obawia się o swoje życie i dobytek; – przywileje hierarchicznego Kościoła katolickiego, który dba o swoje interesy, a który nie chce zacisnąć pasa, aby dać przykład troski o innych. 15 lat to już sporo czasu. Polacy powinni więc dostrzegać niewielkie choćby pozytywne efekty tych przemian. Tymczasem jest odwrotnie. Brak jakichkolwiek perspektyw na lepszą przyszłość. Odebrano społeczeństwu wszelkie nadzieje, odebrano radość życia, oszukano cały naród. Państwo przyrzekało, że na początku trzeba zacisnąć pasa, a potem będzie coraz lepiej. Zmieniały się ekipy rządzące, które roztaczały wizje dobrobytu. Przyrzekano nam, że ustanawiane prawo będzie spójne, proste i jednakowe dla wszystkich. Przyrzekano, że zostaniemy drugą Japonią, że aferzyści zostaną puszczeni w skarpetkach, że państwo będzie tańsze i przyjazne itp. Nic takiego się nie stało. Powstawały kolejne plany naprawy finansów państwa – Balcerowicza, Kołodki, Belki i Hausnera. Z ich planów praktycznie też nic nie wynika. Potem wmawiano nam, że niewidzialna ręka rynku doprowadzi do rozwoju gospodarczego, a jeszcze potem, że jesteśmy mało kreatywni, niewykształceni, że faktycznie
13
Bankructwo państwa polskiego jesteśmy sami sobie winni, bo nie chcemy brać spraw w swoje ręce. Ciekawe, że miliony obywateli to takie stado baranów, które nie potrafi znaleźć się w nowej rzeczywistości. Należy się zatem domyślać, że to stado baranów poprzednio żyło na czyjś koszt, pracowało przez kilkadziesiąt lat i nie wiadomo jaką pracę wykonywało. Ale przecież poprzednio to społeczeństwo zdobywało wiedzę, uczyło się zawodu, zakładało rodziny, planowało przyszłość. To się, rzecz jasna, nie liczy. Czyżby teoretycy od spraw gospodarczych zapomnieli, że brak szacunku dla umęczonego społeczeństwa – poddawanego ciągłym eksperymentom – jest zabójczy? Tym teoretykom oraz politykom zabrakło wyobraźni. Oni zawsze wypłyną na wierzch, zadbają o swój byt. Ale naród nadal istnieje i czeka, przygląda się uważnie i pewnego dnia może nie wytrzymać... W tej biedzie i nędzy tworzą się patologie, rośnie przestępczość, coraz częściej w rozpaczy dochodzi do samobójstw w rodzinach, do porzucania noworodków na śmietniskach, tworzą się obszary slumsów, pogarsza się stan zdrowotny itp. Po 15 latach mamy więc krajobraz po bitwie, państwo nie ma nic do zaoferowania – jest bankrutem pod każdym względem. Polsce zostało tylko to, że zapoczątkowała zmiany polityczne w Europie. Państwa zachodnie skwapliwie
ościół to czarna armia urzędników, których obowiązuje ślepe posłuszeństwo. W zwartych szeregach nie ma miejsca na indywidualizm i pluralizm przekonań. Panuje tam całkowita urawniłowka – w ubiorze, w sposobie zachowania się, a zwłaszcza w poglądach. Kto ośmieli się mieć własne zdanie, natychmiast ląduje w pokoju zwierzeń u Wielkiego Brata – proboszcza, biskupa itd. Bez wątpienia, trudno o większą dyscyplinę i karność w dzisiejszym liberalnym świecie. Ze świeczką szukać drugiej tak zhierarchizowanej i niedemokratycznej instytucji, chyba że w komunistycznej Korei bądź na Kubie. Niemniej – jak zauważył Orwell – w każdej totalitarnej strukturze są równi i równiejsi. W polskim Katolandzie równiejszy z pewnością jest ksiądz Tadeusz Rydzyk. Stale słychać narzekania, że sławny redemptorysta stoi ponad prawem (zresztą nie tylko kościelnym) i od lat wodzi biskupów za nos. Nawet najbardziej przywiązani do Kościoła świeccy pytają zgorszeni: Dlaczego Episkopat na to pozwala? Jak długo jeszcze zakonnik z Torunia będzie sączył jad
K
CZYTELNICY DO PIÓR!
wykorzystały te zmiany, zadbały o własne interesy, na otwarty rynek polski od kilkunastu lat wpływają otwartym strumieniem tanie towary i usługi. Nasze elity nie zadbały o los zakładów pracy, pozwalając na ich bankructwa, mimo że były konkurencyjne dla Zachodu. Miliony obywateli zostało bez pracy. Ale za to nasi politycy byli przyj-
mowani na salonach, dziękowano im, przypinano odznaczenia, mówiąc: dobry Polak, dobry Polak... Po cichu zaś: naiwny Polak. Gdy doszło do związania się z Unią, okazało się, że schody stały się strome, że rządy państw zachodnich pokazały lwi pazur. Państwo nasze zostało powiązane już
nienawiści w Radiu Maryja i w Telewizji Trwam? Czy wreszcie purpuraci powiedzą: dość – dość antysemityzmu, dość szowinizmu, dość politycznego i religijnego oszołomstwa? Pod presją opinii publicznej ciało kierownicze Krk niby coś robi w sprawie kon-
tak głęboko z innymi gospodarkami, że nie ma praktycznie możliwości zadbania o własny rynek z uwagi na poważne konsekwencje finansowe. Nasi politycy, tak z prawej, jak i z lewej strony, okazali się ludźmi pozbawionymi instynktu państwowości. Zmieniali barwy polityczne, aby utrzymać się w czołówce, aby ich poziom życia nie uległ pogorszeniu. Wszelkie afery z ich udziałem tuszowano, żadna nie została wyjaśniona do końca. Zmarnowano miliardy złotówek. System prawny państwa został poddany korupcji i naciskom politycznym. Przedsiębiorcy, którzy nie chcieli wchodzić w podejrzane układy, traktowani byli z całą surowością prawa jak gangsterzy. Żaden z polityków nie został dotąd postawiony przed Trybunałem Stanu czy przed sądem za niegospodarność, za olbrzymie straty w gospodarce, za marnowanie publicznego grosza. Dla zachowania spokoju w kraju hierarchicznemu Kościołowi katolickiemu przyznano takie przywileje finansowe, że nie musi on rozliczać się z państwem jak każdy podmiot gospodarczy lub obywatel. Kościół w obecnych warunkach ośmiela się pouczać polityków, z którymi jest związany, ośmiela się moralizować,
zapełnia ławki w świątyniach i kto daje więcej na tacę? Ze skromnych babcinych rent i emerytur powstają zupełnie nieskromne pałace, dla niepoznaki nazywane plebaniami. Żaden biskup i żaden proboszcz nie ośmieli się zbyt ostro potraktować ks. Ry-
Niezatapialny Rydzyk trowersyjnego kapłana. Niby krytykuje, niby się odcina, niby powołuje zespoły specjalnej troski. Jednak nawet dziecko zauważy, że w działaniach tych brak typowej dla tego środowiska stanowczości i zdecydowania. Przy ogromnym zamordyzmie i jednomyślności, jakie zauważa się w polskich seminariach, parafiach czy klasztorach, jest to – przyznajmy – rzecz dziwna. A gdy nie wiadomo, o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze. Ojciec Dyrektor jest bożyszczem babć i dewotek, a kto, jak nie babcie i dewotki
dzyka. Mogłoby to zwrócić rzesze jego wiernych wyznawców przeciwko hierarchom. Utraciliby wówczas rząd dusz i – co gorsza! – rząd złotówek. Tak więc twórca najbardziej niebezpiecznej sekty pozostaje bezkarny. Jest niezatapialny. To, że wszystko uchodzi mu na sucho, wynika z lęku przed jego świeckimi fanatykami. Ale jest jeszcze inny powód. Nie mówi się o tym głośno, bo Episkopat walczy o bardziej nowoczesny wizerunek w mediach, lecz kler to nie żadna ostoja postępu i reformatorstwa, tylko zwykły ciemnogród.
chociaż sam ma w swoich szeregach wielu kapłanów, którzy są zaprzeczeniem moralności obyczajowej i finansowej. Zaleca modlić się, jakby modlitwa w cudowny sposób mogła poprawić byt Polaków. Obecny prezydent wszystkich Polaków przez osiem lat nic nie zrobił dla państwa. Nie podjął żadnych inicjatyw ustawodawczych mogących zmienić tę sytuację. Nie wystąpił z żadnym orędziem opisującym zatrważające warunki bytu społeczeństwa i stanu gospodarczego państwa; nie wskazał przyczyn takiego stanu. Nie chce się narażać; jak struś woli chować głowę w piasek... Ten układny polityk ma za to rozległe znajomości w świecie, z których dla społeczeństwa nic nie wynika, bowiem nie załatwił żadnej sprawy dla Polski. Takich jak on i bardziej kontrowersyjnych przyjmuje się na salonach politycznych, bo mogą się kiedyś przydać, jak w przypadku wojny irackiej. Dla tego polityka sprawy państwa są na drugim miejscu. Tysiące rodzin nie wysyła swoich dzieci na kolonie, ferie, nie wyjeżdża na urlop, bo nie ma za co, nie mówiąc już o rozwoju kulturalnym jak czytanie książek czy pójście do teatru. Ale znów słychać, że nadchodzi czas kolejnego zaciskania pasa. Ten obraz obecnej rzeczywistości jest przerażający. Nawet zapisy Konstytucji RP nie są przestrzegane, a przecież miały gwarantować, że obywatele, którzy nie mogą znaleźć pracy nie z własnej winy, mogą liczyć na zadośćuczynienie ze strony państwa. To nie jest państwo prawa. Tak oto widać bankructwo państwa polskiego rządzonego przez ludzi zwanych politykami, którzy stworzyli piekło własnemu narodowi... Czytelnik z Radomia
Tak naprawdę niemal całe duchowieństwo identyfikuje się z o. Tadeuszem i jego wizją Kościoła. Podobnie jak on boi się współczesnego świata, ma ten sam kompleks oblężonej twierdzy. W końcu księża (w zdecydowanej większości) wyszli z zacofanych środowisk, tradycyjnych domów, a i lata konserwatywnej indoktrynacji, rozpoczętej w seminariach i nowicjatach zakonnych, zrobiły swoje. Typowy polski pleban – wbrew temu, co próbuje nam wmówić arcybiskup Tadeusz Pieronek – obawia się Europy, sprzyja narodowcom, a w kazaniach chętnie używa sobie na masonach, liberałach i Żydach. W wielu przykościelnych księgarniach oprócz religijnych pozycji można kupić publikacje antysemickie. Gdy bardziej światli katolicy protestują przeciw tego rodzaju literaturze, ordynariusze nie widzą żadnego problemu albo reagują niemrawo, bez przekonania. Identycznie jak w przypadku skarg na ks. Rydzyka. Mówiąc krótko – kruk krukowi oka nie wykole. ANDRZEJ SUCHANEK były zakonnik
14
Miał grubo ponad tysiąc kochanek i opinię największego rozpustnika Europy. Nie przepuszczał żadnej kobiecie. Chłopka czy szlachcianka, żebraczka czy żona bogacza, prostytutka czy zakonnica – nie stanowiło to żadnej różnicy, bo w tym względzie poglądy miał demokratyczne. Choć był królem... Zawsze gotów płacić za miłość, prosić lub grozić, a jeśli nie wystarczała perswazja, uciekał się do gwałtu. Człowiek ten nie spotkał się jednak nigdy z potępieniem Kościoła rzymskokatolickiego. Przeciwnie, papież chciał koniecznie, by grzesznik stał się katolikiem – nawet bez spowiedzi i pokuty. Owym jurnym rozpustnikiem był elektor saski Fryderyk August z dynastii Wettinów, późniejszy August II Mocny, król Polski i Saksonii. Po śmierci Jana III Sobieskiego polska korona stała się przedmiotem międzynarodowych targów, których areną była wolna elekcja. Już tylko z nazwy wolna, bo decydujący wpływ na wybór polskiego króla miały obce mocarstwa. Janowi III nie udało się założyć dynastii. Jego syn Jakub miał za mało pieniędzy na kampanię wyborczą i musiał wycofać swą kandydaturę. Gdy w czerwcu 1697 roku szlachta zebrała się na warszawskich elekcyjnych polach, jej faworytem był książę Franciszek Ludwik de Conti, synowiec Ludwika XIV, wspierany autorytetem i złotem Króla Słońce.
Z
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
a cudzołóstwo – kara śmierci! Za całowanie gołego kobiecego kolana – smażenie się w ogniu piekielnym! Za uleganie erotycznym pokusom – kara chłosty lub grzywna. Krk obdarował nas wieloma mitami, a między innymi takim, że w epoce średniowiecza, odrodzenia i oświecenia ludzie żyli zgodnie z zasadami Kościoła, to jest w „czystości”, traktując akt płciowy wyłącznie w celu prokreacyjnym. To kłamstwo! Większość ludzi tamtych epok żyła pełnią życia, podobnie jak my. Kościół oczywiście nie dawał za wygraną. W roku 1682 ks. Szymon Starowolski w swej „Świątnicy Pańskiej” zawierającej kazania na uroczystości świąt całego roku pisał: „Ci, którzy w grzechach żyją, a osobliwie nieczystością cielesną się bawią, nigdy wesołego sumienia nie mają, nigdy wdzięcznego żywota nie prowadzą i karania boskiego się obawiają”. Z ambon płynęły słowa potępienia, straszono mękami piekielnymi, księża pisali książki umoralniające i niekiedy dochodziło do efektów wręcz humorystycznych, np. ks. Starowolski opisuje wszeteczeństwa na dworze sułtana, podając ich nacechowane ostrym erotyzmem przykłady. Biedny księżulo, mając libido stłumione celibatem, nader często zapominał
W Polsce stało za nim tak zwane stronnictwo francuskie, do którego należał prymas Michał Radziejowski. Sprawa wyglądała na przesądzoną, gdy nagle pojawił się w Warszawie generał Jakub hrabia Fleming, wysłannik nowego kandydata, elektora saskiego Fryderyka Augusta. Zmieniło to przedelekcyjny układ sił, bo Sasa popierał car
katolikiem, a nie może uczynić tego wcześniej z powodów, które są znane Waszej Eminencji”. Taka deklaracja nie mogła wystarczyć. Fryderyk August najwyraźniej nie chciał palić za sobą mostów. Gdyby nie otrzymał polskiej korony, to chciał pozostać elektorem saskim, a po przejściu na katolicyzm nie mógłby pełnić tej wpływowej funkcji zare-
Król katolik erotoman Piotr I, a Nikitin, jego minister rezydujący w Warszawie, miał pełny trzos. Dlatego nie tylko szara szlachta coraz liczniej stawała za Sasem – zaczęli go popierać także wpływowi wielmoże. Wśród nich dwaj Stanisławowie (ojciec – hetman koronny Stanisław Jabłonowski i syn – wojewoda ruski), a także biskup kujawski Stanisław Dąbski. Poparcie dla Fryderyka Augusta wyraziła też Austria, która – podobnie jak Rosja – obawiała się wzrostu wpływów Francji w Europie Środkowej. Istniał jednak pewien szkopuł. Fryderyk był protestantem, a korona polska mogła spocząć wyłącznie na skroniach katolika, bo każdy nowy król musiał zyskać akceptację ze strony papieża. Takie było niepisane, ale żelazne prawo. List, który hrabia Fleming przywiózł prymasowi Radziejowskiemu, zawierał zapewnienie ze strony Wettina, że „gdy tylko zostanie wybrany, wtedy oficjalnie oświadczy, że jest
zerwowanej z kolei dla protestanta. Dlatego dokonał czegoś, co można by nazwać konwersją warunkową. Uznał wprawdzie, że polska korona warta jest mszy (katolickiej), ale jednocześnie nie chciał ryzykować utraty swej dotychczasowej pozycji. Dlatego katolikiem stał się niejako prywatnie. Oto 2 czerwca, niespełna miesiąc przed elekcją, Fryderyk odwiedził swego kuzyna Chrystiana Augusta w jego rezydencji pod Wiedniem. Chrystian był katolickim biskupem i to on – jak twierdził Fryderyk – przyjął od niego wyznanie wiary katolickiej i udzielił mu sakramentu chrztu. Nie dopełnił jednak ważnego warunku konwersji – nie przyjął zrzeczenia się wiary protestanckiej i potępienia jej jako herezji.
o moralizowaniu i usta kobiece opisywał tak: „O słodkie usta, jakoście mi wiele uciech dawały, żyjąc jeszcze w ciele! Jakoście mym kłopotom ulżyły”. Najciekawsze jest to, że te erotyczne opisy zawarte są w pracy poświęconej... kultowi maryjnemu.
rygorystycznych przepisach kościelnych. To wprost nie do wiary, jak daleko sięgało oszołomstwo urzędników Pana Boga. Wymogli oni na władzach, by cudzołóstwo karano... śmiercią. Tej kary, na szczęście, nigdy nie zastosowano, zdarzały się jednak częste przy-
Na warszawskich polach elekcyjnych doszło 27 czerwca 1697 roku do prawdziwej awantury. Niemal jednocześnie wybrano dwóch królów – księcia de Conti i Fryderyka Augusta. Kraj stanął u progu wojny domowej. W Rzymie zapanowała konsternacja. Papież Innocenty XII chętnie przymknąłby oczy na niedopełnienie formalności obowiązujących przy przejściu na katolicyzm, ale żądał zapewnienia, że nowy polski król będzie kontynuował papieską politykę. W Rzymie przebywali wprawdzie posłowie Fryderyka – baron de Jay i Jerzy Dzieduszycki, jednak trudno było mieć do nich zaufanie, bo byli skłóceni i czynili wszystko, by kompromitować się wzajemnie. Na wezwanie papieża zebrało się siedemnastu kardynałów. Postanowiono
czekać na rozwój wydarzeń w Warszawie, skąd przychodziły niepokojące, często sprzeczne wieści. Nuncjusz papieski Davia przekonywał bowiem listownie, że Fryderyk jest już katolikiem, natomiast prymas Radziejowski pisał, że nie należy wierzyć Davii, bo Fryderyk pozostał protestantem, a heretycy podnoszą w Polsce głowę. W końcu prymas Radziejowski wszczął rokosz, zwołując zjazd szlachty popierającej kandydaturę Contiego, a Wettin przekroczył granicę polską na czele oddziałów saskich. Wszędzie, gdzie tylko się pojawił, brał udział w uroczystych mszach i przyjmował sakramenty, demonstrując swój katolicyzm, zaś 15 września, będąc już w Krakowie, został uroczyście koronowany przez biskupa kujawskiego Stanisława Dąbskiego. Nieco później, 26 września, przypłynęła do Gdańska francuska eskadra, przywożąc księcia de Conti. Francuski pretendent rychło się jednak zorientował, że jego sprawa jest już przegrana, i odpłynął. Papież wciąż zwlekał z akceptacją nowego króla Polski. Zadecydował list Ludwika XIV, w którym Król Słońce poinformował papieża, że Polska i jej sprawy przestały go interesować. Dopiero wówczas papież Innocenty XII doszedł do wniosku, że można uznać Sasa za katolika, i odprawił uroczyste nabożeństwo w intencji Polski oraz jej nowego króla. Mieszkańcy Rzymu dobrze zapamiętali to wydarzenie, bo Dzieduszycki przez trzy dni urządzał uliczne uczty dla wszystkich, a największą atrakcją były czynne w dzień i w nocy fontanny z winem. W tym czasie w Warszawie August II nawiązywał już stosunki z Polkami, zarówno na królewskim dworze, jak i – podczas podróży po kraju – w przydrożnych karczmach.
A ludzie? A ludzie robili swoje, bo naród nasz jest przekorny, krew zaś to nie woda. Doceniali satysfakcję seksualną i nie chcieli podporządkować się zasadom narzucanym przez Kościół. Jak słusznie twierdził anonimowy poeta z tego okresu:
echu trąby ostatecznej”, gdzie widmo zmarłego kochanka, cierpiącego straszne męki piekielne, ukazuje się kobiecie i mówi do niej: „Za całowanie wszeteczne, a za uczynek sprośny dopuszczony tę mękę ponoszę, a już cię napominam, nie módl się za mnie więcej, nie módl, bo nic mi nie pomoże, gdyżem na wieki potępion”. Hieronim Łaski, obieżyświat, wręcz pisze, że kler stawiał wyraźne granice małżeńskim pieszczotom. I na przykład wielce ganiono jakiegoś małżonka, który „miał za grzeczność wielką całować żonę nie tylko w usta, ale w gołe kolano”. Sutannowi stawiali granice ludziom, ale sami nie przestrzegali celibatu. Żyli ze swymi gospodyniami, „kuzynkami”, podrywali co dorodniejsze wiejskie dziewuchy, jak również... wiejskich wyrostków, bowiem homoseksualizm i pedofilstwo wśród kleru nie jest wymysłem czasów współczesnych. Często księży spotykały dziwne przypadki. Pleban Ujejski z Topoli Królewskiej został wywieziony przez włościan do lasu, rozebrany do naga i puszczony z powrotem boso i w samej bieliźnie. A był onczas srogi mróz. Za co taka kara? Ano księżulo zbyt często „zachodził” do żony miejscowego karczmarza, kiedy ten wyjeżdżał na targ do Łęczycy.
Stuła i podwiązka Dominikanin Birkowski atakował „nagie malarstwo”, które według niego było „ołtarzem diabła”, „trucizną oczną”: „Pełno tych obrazów po łożnicach, po salach, po izbach, po ogrodach, przy fontannach, nade drzwiami i przedają własną Sodomę i Gomorę malowaną”. Niektórzy feudałowie tak się przejęli spodziewaną karą boską za te wszeteczeństwa, że zaczęli niszczyć obrazy, zamalowywać „nieprzyzwoite” części ciała, posągom przedstawiającym nagie ciała kobiece i męskie nakładać liście, a nawet... ubrania. Kler polski doprowadził również do tego, że łamanie przykazań kościelnych miało być karane z urzędu, natomiast kary za pozamałżeńskie stosunki płciowe regulowały miejskie ustawodawstwa oparte na
padki karania za to przewinienie chłostą, wysoką grzywną lub w najlepszym razie wyrzuceniem z miejscowości, w której „przestępca” żył. Chłosta lub grzywna przewidziane były również w przypadku ulegania pomniejszym erotycznym pokusom. Dlaczego? Wyjaśnia to w 1745 roku pijar, ks. Józef Bieńkiewicz, ganiąc „lubość cielesną”, bo przecież Pan Bóg „zakazuje wszystkich nierządów, wszystkich cielesności”. No, skoro Pan Bóg zakazuje, to nawet Piotr Skarga ganił erotyczne zapędy. Oczywiście nie dotyczyło to możnych feudałów i bogatszej szlachty, bo oni zawsze otrzymywali rozgrzeszenie i potrafili wykręcić się od kary, dając księżom pieniądze, kawałek lasu lub łąki, czy odnawiając plebanię. I odpust z głowy.
„Różne gusta na świecie, bo też różne kąski, Jeden sięga do stuły, drugi do podwiązki”. Soczystą erotyczną literaturę tworzyli m.in. Mikołaj Rej, Jan Kochanowski, Wacław Potocki, Jan Andrzej Morsztyn, Sebastian Klonowic, Kajetan Węgierski, a nawet... co bardziej tolerancyjni i oświeceni księża (bo i tacy byli) – jezuita, biskup smoleński, Adam Naruszewicz, jezuita Franciszek Bohomolec czy Ignacy Krasicki, biskup warmiński, autor libertyńsko-pornograficznych wierszy pisanych dla rozrywki kompanów. Ludzie robili swoje, mimo że kapłani porównywali erotykę do wielkiej sprośnej żaby, tak jak w wydanym w Krakowie w 1726 r. „Przeraźliwym
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r. Jego żona odmówiła przejścia na katolicyzm i pozostała w Saksonii, dlatego nie została koronowana i utraciła wszelkie wpływy polityczne. W Rzymie chwalono króla za oddalenie żony protestantki, przymykając oczy na coraz liczniejsze romanse władcy. Świadek ówczesnych wydarzeń, Erazm Otwinowski, pisał: „Przyjechała była z nim niejaka Esterle, która miała męża w Saksonii, ale i bez tej i tu miał ich król dosyć, bo same Polki lgnęły do niego bez wstydu”. August II – zgodnie ze swymi seksualnymi zasadami – szedł na ilość, nie mając wygórowanych wymagań co do urody, wieku czy intelektu swych partnerek. Zaowocowało to – już nad Wisłą – tłumem dzieci, których dzisiejsi potomkowie stanowią zapewne znaczący odsetek polskiego społeczeństwa, nawet nie wiedząc, że ich wspólnym przodkiem jest największy rozpustnik, jaki kiedykolwiek nosił koronę. „W odróżnieniu od plemników Augusta Mocnego – jego polityczne przedsięwzięcia rzadko osiągały zamierzony cel” – pisze Norman Davies („Boże igrzysko”). August II był złym, nieudolnym królem, a jego rządy doprowadziły do upadku autorytetu Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej, anarchii politycznej w kraju i ograniczenia suwerenności Polski, która od jego czasów była nieustannie penetrowana przez obce wojska. Stojąca nierządem Polska pozostawała w sferze wpływów papiestwa, zaś August II z gorliwością neofity udowadniał, że jest wiernym katolikiem. Gdy w roku 1724 doszło w Toruniu do walk wyznaniowych, król zatwierdził haniebny wyrok śmierci wydany na burmistrza – protestanta i dziesięciu mieszczan, zaprzeczając tym samym tradycjom polskiej tolerancji religijnej. JANUSZ CHRZANOWSKI
Jurny erotyzm „pasterzy” odnajdujemy w literaturze, a nawet w tysiącach fraszek, które powstawały jak na zamówienie. Molski w „Trafności spowiednika” przedstawia spowiedź młodzieńca u karmelity. Chłopak dokładnie opowiada, jak dziewczynę „pomacał, przewrócił, nadusił”, a rozgorączkowany spowiednik żąda nowych, coraz bardziej pikantnych szczegółów. Pointa wiersza brzmi: „Pierwszy raz, ojcze, na moje sumienie Tak wielkie zmysłów czułem poruszenie. Tu karmelita jakby ożył: Och, już wiem, rzecze, z tyłuś ją chędożył”. Przez tę kościelną dwulicowość chrześcijaństwo wywarło niezatarte, negatywne piętno na seksualizmie człowieka i obdarowało nas słowem „wstyd”. Polski Kościół z okresu późnego średniowiecza i renesansu to pod tym względem skrajna nietolerancja, zakaz zmysłowych reakcji, prokreacja jako jedyne uzasadnienie aktu płciowego, ponure zohydzanie miłości cielesnej. Tę chrześcijańską batalię z Erosem Kościół toczy do dziś. Z jakim skutkiem? Ponosi klęski na wszystkich frontach, podobnie jak 300, 400, 500 lat temu. ZOSIA WITKOWSKA
„Zakony żeńskie niczym się nie różnią od burdeli”. „Rozpusta była zjawiskiem w klasztorach powszechnym”. „Nie wiem, co doprawdy byłoby lepsze, posłać córkę do klasztoru, czy też do domu publicznego. A dlaczego? Bo w klasztorze na pewno zostanie nierządnicą”. Kto to powiedział? Sami księża! Ludolf z Żagania, w latach 1394–1422 opat kanoników regularnych w Żaganiu, poświęcił część swojej twórczości surowej krytyce obyczajów panujących wśród duchowieństwa XIV i XV w., a szczególnie duchowieństwa zakonnego. Krytykował ich żądzę pieniądza, handel odpustami, opilstwo, obżarstwo, rozluźnienie obyczajów, zamiłowanie do kosztownych strojów, a przede wszystkim pychę i arogancję. Według Ludolfa, wielu dostojników kościelnych żyło i postępowało nie jak duchowni, ale jak „książęta i magnaci”. „Nie było grzechu i występku, którego by im nie przypisał – pisze Barbara Leszczyńska w pracy „Krytyka duchowieństwa w pismach Ludolfa z Żagania”. – Autor patrzył krzywym okiem na mnichów szukających towarzystwa kobiet, ponieważ przyczyniało się to często do łamania ślubów czystości. Piętnował jawne lub ukryte utrzymywanie kochanek. Rozpusta była zjawiskiem w klasztorach powszechnym”. Jest to o tyle cenne źródło informacji, że pochodzi z samego Kościoła, a więc nie może być posądzone o subiektywizm. Nie lepiej się działo w klasztorach żeńskich. Kaznodzieja katedralny Geiler z Kaysersbergu zdecydowanie stwierdzał: „Nie wiem, co doprawdy byłoby lepsze, posłać córkę do zwykłego klasztoru, czy też do domu publicznego. A dlaczego? Bo w klasztorze na pewno zostanie nierządnicą”. Jest w tym wiele prawdy, bo przecież już na synodzie w Aachen (836 r.), zwołanym przez papieża Grzegorza IV, stwierdzono
MITY KOŚCIOŁA
Wesołe klasztory z ubolewaniem, że klasztory żeńskie niczym nie różnią się od burdeli. I co dalej? A dalej było jeszcze gorzej! Era celibatu, która trwa do dziś, przyczyniła się do tego, że wśród duchowieństwa szerzyło się pijaństwo, obżarstwo, a nawet dochodziło seksualnych perwersji, obsesji i... morderstw. A jak się to zaczęło? Wprowadzenie celibatu rozpoczęło się niespodziewanym polowaniem na rodziny księży. Dotychczasowe żony duchownych uznawano za nierządnice, a w następstwie czekało je golenie głowy do gołej skóry, banicja, chłosta, więzienie, odmowa katolickiego pogrzebu. Dzieci księży pozbawiano wszelkich praw, a przede wszystkim prawa dziedziczenia. Księży, którzy byli przeciwnikami celibatu, palono i mordowano. Konieczność bezżenności księży, ostatecznie usankcjonowana postanowieniami soboru laterańskiego (1139) stworzyła specyficzną „moralność”, której efektem było m.in. utrzymywanie konkubin, kucharek, „bratanic” czy homoseksualizm. Poszukiwanie dróg ujarzmianie własnej pożądliwości kończyło się zwykle na onanizmie, pijaństwie, często na samobójstwie... Synod w Longes (1278) wyraźnie orzeka: „Żądza cielesna księży hańbi ich, zwłaszcza gdy rodzą się dzieci”. W klasztorach rodziły się dzieci, chociaż było to skrzętnie ukrywane przez siostry zakonne. Prowadziły one bujne życie płciowe, bowiem natury i biologii nie da się oszukać. Ludwik Krzywicki podaje, że zakonnice bardzo często wprowadzały do klasztorów młodych mężczyzn, a odwiedziny zakonników z sąsiednich klasztorów były powszechne. Podczas inspekcji klasztorów okazywało się, że większość mniszek była w ciąży, a w podziemiach klasztorów znajdowano... białe trumienki z ciałami uśmierconych noworodków. Karlheinz Deschner komunikuje, że podczas
Św. Maria Magdalena de Pazzi (1566–1607) Od dwunastego roku życia rozmawiała z Matką Boską. Po wstąpieniu do zakonu miała wizje i wpadała w ekstazę. Twierdziła, że otrzymała od Jezusa koronę cierniową oraz mistyczną obrączkę na znak duchowych zaślubin. W końcu wpadła w czterdziestogodzinny trans, podczas którego Chrystus miał jej nakazać przyjmowanie wyłącznie chleba i wody oraz spanie na wiązce słomy i to jedynie przez pięć godzin. A wszystko po to, żeby mogła odpokutować przed Bogiem za grzechy ludzkości. W imieniu Jezusa wysyłała listy z napomnieniami do znajomych i nieznajomych. Św. Katarzyna z Genui (1447–1510) Miewała liczne objawienia i wielokrotnie rozmawiała z Jezusem. Podobno miała nawet okazję przytulić się raz do jego piersi, a kiedy indziej ujrzała jego serce w płomieniach. Nieustannie pościła, ale codziennie przyjmowała komunię, która przez 23 lata była jej niemal jedynym pożywieniem. Miała wizje mąk czyśćcowych, które spisała ku przestrodze dla potomności.
przeprowadzonej w 1563 r. wizytacji klasztorów w Dolnej Austrii przy dziewięciu mnichach klasztoru benedyktynów w Schotten stwierdzono siedem konkubin, dwie... żony i dziewiętnaścioro dzieci; przy czterdziestu zakonnicach w Aglar – dziewiętnaścioro dzieci. Klasztory żeńskie i męskie słynęły z wystawnych biesiad suto zakrapianych alkoholem, orgietek, na które zapraszano okoliczną szlachtę, biskupów i zaprzyjaźnionych księży. Jeszcze w XVII w. biskup bamberski von Achhausen mobilizował władze świeckie, by te nawiedzały plebanie, aresztowały księże konkubiny, poddawały je publicznej chłoście, a potem wsadzały do więzienia. W wielu diecezjach czekało nieszczęsne kobiety publiczne golenie głowy w dzień świąteczny, w kościele, w obecności wiernych. Ciekawostką jest, że karano kochanki księży, natomiast im samym nic nie groziło – co najwyżej przeniesienie na inną parafię. Wprawdzie papież Leon IX groził trwałym wykluczeniem od służby ołtarza, ale zazwyczaj kończyło się to grzywną pieniężną. Dopiero na soborze trydenckim (1545–1563) zakazano księżom utrzymywania kochanek pod groźbą ekskomuniki. Nie dotyczyło to... biskupów żyjących z kobietami. Oni otrzymywali jedynie upomnienie, a w szczególnych przypadkach papież mógł ich pozbawić beneficjów. Ale raz w dziejach Kościoła wydarzyło się odstępstwo od zasady bezżenności. W czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej Zgromadzenie Narodowe 13 lutego 1790 r. rozwiązało zakony, uznało celibat za idiotyczny i wbrew naturze i pozbawiło kler wszystkich przywilejów. Opustoszałe klasztory stały się budynkami administrowanymi przez państwo. Ale co najważniejsze: zezwolono księżom na małżeństwa! Skorzystało z tego przywileju ponad dwa tysiące księży i pięćset zakonnic. Kiedy cesarz Napoleon
Św. Jadwiga Śląska (ok. 1180–1243) Ufundowała kilka kościołów i klasztorów. Gorliwie się umartwiała, przez czterdzieści lat jadła tylko dwa posiłki dziennie bez mięsa
anulował dekret o zniesieniu celibatu – papież Pius VII (1800–1823) był w wielkim kłopocie. Ale nie na darmo zwano go wspaniałym sternikiem podczas burzy, bowiem był przede wszystkim politykiem niezwykle elastycznym. Po długich namysłach zdecydował się w roku 1801 małżeństwa te uznać za legalne, a żonatych księży i zamężne zakonnice pozostawić w służbie Kościoła. Oczywiste jest, że celibat nadal był fikcją w całej Europie. A powoływanie się na Jezusa, jakoby to on właśnie proponował celibat, jest tym samym, co powoływanie się na Niego, jakoby wypowiadał się przeciwko promom kosmicznym na Księżyc, przeciwko bombie atomowej i wojnie z Saddamem Husajnem. Wprowadzenie celibatu doprowadziło do dalszego pogłębienia podziału w Kościele. Wschód nie pozwolił sobie na narzucenie celibatu, a tym samym małżeństwa księży były nadal uznawane. Kolejny podział związany z celibatem to efekt działalności Marcina Lutra (1483–1546) i jego walki z ortodoksyjną nauką katolicką. W 1521 roku Luter, augustianin i profesor uniwersytetu, odrzuca całą kościelną hierarchię (także konieczność bezżenności księży), a za źródło wiary uważa wyłącznie ewangelie (stąd ewangelicy jako nazwa Kościoła). Dąży do sekularyzacji majątków kościelnych i oderwania niemieckiego Kościoła od papieża. Podobnie postępuje Ulrich Zwingli (1484–1531), duchowny przy kościele katedralnym w Zurychu, a za nim Jan Kalwin (1509–1564), prawnik i teolog, Francuz osiadły w Genewie. Wszyscy oni odrzucają ustrój Kościoła katolickiego, proponują nową organizację i – co oczywiste – nie uznają celibatu. Niestety, pod tym względem dalszy rozwój Kościoła katolickiego potoczył się krzywą koleiną, bo „nasi” uparli się przy celibacie i trwają przy nim do chwili obecnej, a jakie są tego efekty, wszyscy wiemy. O tym, co dzieje się za klasztorną furtą, dowiadujemy się od czasu do czasu i nie są to wieści optymistyczne. ANDRZEJ RODAN
Św. Joanna de Chantal (1572–1641) Po śmierci męża złożyła ślub dozgonnego dziewictwa i zgodnie z uczynionym przyrzeczeniem odrzucała wszystkie nadarzające się propozycje małżeństwa. Wypaliła sobie żelazem na piersi imię Jezusa, żeby je mieć stale w pamięci. W 1610 roku wraz ze św. Franciszkiem założyła zakon Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny (dziś znany pod nazwą wizytek lub salezjanek). Nieustannie doznawała darów i łask mistycznych. Św. Katarzyna ze Sieny (1347–1380) Przyszła na świat jako dwudzieste czwarte (!) dziecko farbiarza Jakuba Benincasa. Od młodości pragnęła wieść życie pokutne. Ciągle pościła i biczowała się do krwi, mało spała, bo szkoda jej było czasu, jeśli nie mogła przeznaczyć go na modlitwę. Doświadczała nawiedzeń Jezusa i Matki Boskiej. Chrystusa zdołała nawet poślubić, a na pamiątkę pozostawił jej jakoby trwały znak obrączki na palcu. Od tego czasu zaczęła w jego imieniu przemawiać, a nawet pozostawiła ludzkości w spadku 389 listów, które dyktowała, ponieważ była analfabetką. Zmarła w wieku 33 lat. A.K.
Jak zostać świętą i nabiału, biczowała się, boso chodziła po śniegu, nosiła włosiennicę i odbywała nocne czuwania. Spędziła w czystości ostatnie 28 lat życia, oczywiście za pozwoleniem męża Henryka Brodatego, który właśnie od tego momentu zapuścił brodę i zaczął nosić mniszą tonsurę. Święta Cecylia (III w.) Mimo złożonego ślubu czystości, rodzina zmusiła ją do zamążpójścia. Przed ślubem Cecylia ostrzegła narzeczonego, że jest chrześcijanką i na straży jej czystości stoi Anioł Stróż. Walerian tak chciał zobaczyć tego anioła, że zgodził się przyjąć chrzest. Kiedy jako chrześcijanka została aresztowana, a żołnierze oczarowani jej urodą, błagali, aby nie narażała swojego życia i zaparła się wiary, wygłosiła tak płomienne przemówienie, że udało jej się nawrócić aż 400 wojskowych.
15
16
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
CZUCIE I WIARA
CZY BÓG WSTYDZI SIĘ GRZESZNIKÓW, CZYLI...
Jakub i Rahab „Niech ciebie chroni imię Boga Jakuba” (Ps 20. 1) – brzmi błogosławieństwo. Dlaczego „Bóg Jakuba”? Nie po to, by chwalić się znajomością kogoś tak świętego jak Jakub, bo imię to ma w Biblii kiepskie konotacje. Oznacza przecież tego, który „zwodzi” lub „bierze podstępem”, a więc kojarzy się ze złodziejem i oszustem. Gdyby Bóg chciał się pochwalić znajomością z kimś świętym, powiedziałby: – Jestem Bogiem Jezusa Chrystusa, sprawiedliwego Syna Bożego, który umarł za nasze grzechy. Albo: – Jestem Bogiem lojalnego sługi – anioła Gabriela. Ale On powiedział: „Niech ciebie chroni imię Boga Jakuba” (Ps 20. 1). Dlaczego nie syna Jakuba, który miał na imię Józef? Ten był człowiekiem prawym. Wolał pójść do więzienia niż do łóżka z piękną, ale zamężną Egipcjanką. Psalm, w którym Bóg mówi, że jest Bogiem Jakuba, napisano setki lat po śmierci Jakuba, a Bóg dalej nazywa się jego Bogiem. Coś w tym jest.
Oszust, którego ukochał Bóg Kim był Jakub? Oszukał ojca, aby wyłudzić błogosławieństwo, które należało się najstarszemu. Okradł Ezawa z pierworództwa, które dawało prawo do majątku i kapłaństwa. Co więcej, to z linii pierworodnego w przyszłości miał się narodzić Mesjasz. Ezaw, gdy już zorientował się, co stracił, chciał zabić brata, więc ten, aby ratować życie, uciekł z domu. Uciekał cały dzień, aż w nocy umęczony padł na ziemię i zasnął z głową na kamieniu. We śnie ujrzał aniołów zstępujących oraz wstępujących po drabinie do nieba i usłyszał głos: „Jam jest Pan, Bóg Abrahama, ojca twego, i Bóg Izaaka! Ziemię, na której leżysz, dam tobie i potomstwu twojemu. Potomstwo twoje będzie liczne jak proch ziemi i rozprzestrzenisz się na zachód i na wschód, i na północ, i na południe, i będą błogosławione w tobie i w potomstwie twoim wszystkie plemiona ziemi. A oto Jam jest z tobą i będę cię strzegł wszędzie, dokądkolwiek pójdziesz, i przywiodę cię z powrotem do tej ziemi, bo nie opuszczę cię, dopóki nie uczynię tego, co ci przyrzekłem” (Rdz 28. 13–15). Jakub podziękował Bogu, ale dalej bał się wrócić do domu. Poszedł do domu dalekiego krewnego poznał piękną dziewczynę Rachelę. Udał się zatem do jej ojca. I tu trafiła kosa na kamień, bo Laban to dopiero był kanciarz! Obiecał Jakubowi córkę w zamian za siedem lat pracy. Po siedmiu latach w noc poślubną wykiwał Jakuba, posyłając do jego namiotu starszą córkę, Leę. Jakub musiał więc pracować dalszych siedem lat za Rachelę, którą kochał. Ponad dwadzieścia lat spędził Jakub w tym odległym kraju, rzetelnie i ciężko pracując. Bóg błogosławił mu,
więc kiedy postanowił powrócić w rodzinne strony, posiadał liczne dobra. Ledwie jednak udało mu się uwolnić od Labana i dotrzeć z rodziną do granic ziemi, którą przyobiecał jego potomkom Bóg, doszły go wieści, że Ezaw wyruszył przeciwko niemu z setkami zbrojnych. Bóg obiecał Jakubowi, że odziedziczy Ziemię Obiecaną, będzie ojcem licznego narodu, a z jego rodu narodzi się Mesjasz. Tymczasem naprzeciwko idzie Ezaw z chmarą zbrojnych i chce go zabić. Czyżby Bóg się pomylił? Była to wielka próba dla wiary Jakuba. Pozostawił rodzinę w bezpiecznym miejscu, a sam przeszedł przez potok Jabok i upadł na ziemię, aby otworzyć swe serce przed Bogiem. Nieraz bywa tak, że nawet najbliżsi nie mogą nam pomóc, ale Bóg zawsze może to uczynić. Czy odważysz się pójść jak Jakub w ustronne miejsce, dosłownie lub w myślach, aby spotkać Boga i wylać przed Nim swe serce? Jeśli tak, to otrzymasz odpowiedź. Często inną od twoich oczekiwań. Może cię nawet zaskoczyć. W przypadku Jakuba była to dość niezwykła odpowiedź. Nagle ktoś podszedł do niego z tyłu. Myśląc, że to wróg, Jakub zaczął się bronić. Mijały godziny. Jego mięśnie drętwiały, a pot przemoczył szaty. Jakub opadał z sił, wył z bólu, ale nie ustępował. Walczył nie tylko o siebie, ale o swój dom,
Jakub i anioł
zagubionych i grzesznych. Mówi: „Nie wstydzę się twego towarzystwa. Przyjdź do Mnie” (Mt 11. 28).
O kobiecie, co dawała Jedenasty rozdział Listu do Hebrajczyków zawiera listę bohaterów wiary. Wspomina Abla, Enocha, Noego, Abrahama, Mojżesza. Po czym... niespodzianka! Wymienia nierządnicę Rahab (Hbr 11. 31). Mówi o prostytutce zbawionej przez wiarę! Rahab pochodziła z Jerycha. Pewnego dnia, usłyszawszy, że do miasta zbliża się karawana, jak zwykle wymalowała oczy, upudrowała twarz, założyła naszyjnik, kolczyki, bransole-
o Ziemię Obiecaną, o liczny naród, o przyobiecanego Mesjasza. Nie wiedział, że walczy z Chrystusem, dopóki Bóg nie dotknął jego biodra. Kiedy samym dotknięciem zwichnął mu staw, Jakub zrozumiał, z kim walczył. Wówczas uczepił się szaty Pana, wołając: „Boże, potrzebuję Twej pomocy!” Bóg odpowiedział, próbując go: „Puść mnie, bo już zorza wschodzi”. Jakub odparł: „Nie puszczę, dopóki mi nie pobłogosławisz”. Jakub był oszustem, ale gotowym do walki za obietnice, które poczynił mu Bóg. Był człowiekiem wiary. Kiedy poznał, że walczył z Bogiem, złożył wiarę i nadzieję w Jego ręce. Bóg zapytał go wtedy: „Jak masz na imię?”. Ten odparł ze wstydem: „Jakub”. Pan zaś rzekł: „Odtąd nie będziesz się nazywał Jakub, ale Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i odniosłeś zwycięstwo”. Bóg wciąż ma tę samą potężną moc, aby nas zmienić. Wszyscy mamy za sobą grzeszną przeszłość. Niektórzy z nas mają złą reputację. Może Rahab ukrywająca Izraelitów byłeś znany jako pijak, narkoman, zabijaka, rozpustnik, złoty, pierścienie. Jej kobiece walory poddziej... Bóg może zmienić twój chakreślała sukienka w jaskrawym kolorakter, imię, nawet reputację, jak to rze. Wyszła ku studni, przy której uczynił dla Jakuba. karawany poiły zwierzęta. Tym razem byli to ludzie jakby inni niż zwykle. Ciekawe jest to, że Bóg, choć Nie potrzebowali jej usług. Zdziwiozmienił imię Jakuba i nazwał go na stanęła z boku, aby posłuchać, Izraelem (Zwycięzca), a siebie o czym opowiadali zebranym. A oni – Bogiem Izraela, to wciąż nazywa mówili o jakimś potężnym Bogu, któsiebie także Bogiem Jakuba. Dlary wyzwolił z Egiptu kilka milionów czego? Nasz miłujący Bóg chce niewolników z żonami i dziećmi. Pow ten sposób zachęcić wszystkich prowadził ich między morze a góry, a gdy wojsko faraona nadciągało, aby ich wyniszczyć, wówczas Bóg podniósł wody i osuszył dno morza, aby mogli przejść. Opowiadali o wszechmocnym Bogu, który wyprowadził strumień wody ze skały! O miłującym Bogu, który przez 40 lat troszczył się o nich, dając chleb i wodę na pustyni. Wiara, która zatliła się w jej sercu przy pierwszych słowach, rozgorzała teraz. Chłonęła każde słowo. Wróciła do domu dopiero wtedy, gdy tamci odeszli. Następnego dnia, zamiast zabawiać kolejne karawany, rozpytywała w Jerychu, czy ktoś wie coś więcej o hebrajskim Bogu, zwanym przez przybyszów Jahwe. Jej rodzina, widząc to, zaczęła drwić: – Co z tobą, Rahab? Weź się lepiej do swej roboty! Co cię obchodzi jakiś hebrajski Bóg? Mało masz naszych? – Ten Bóg jest inny. Wszechmocny i miłosierny! – odpowiadała. – A czy ty tam byłaś, gdy rozeszło się morze? Czy widziałaś, jak woda trysnęła ze skały? Kosztowałaś chleba z nieba?
– Co z tego, że nie widziałam? Słyszałam i uwierzyłam. Kiedy izraelscy zwiadowcy dotarli do Jerycha, Rahab zaprosiła ich pod swój dach. Prosiła, aby opowiedzieli jej więcej o wszechmocnym, miłującym, litościwym Bogu. A gdy król Jerycha wydał rozkaz, aby ich pojmać i zabić, ukryła ich z narażeniem swego życia. Kiedy mieli odchodzić, Rahab powiedziała: – Wierzę w waszego Boga. Wiem, że daje wam ten kraj. Weźcie mnie do siebie, gdy miasto będzie wasze. Chciałabym służyć z wami temu Bogu. Pozostawcie też przy życiu moich bliskich. – Opuść ze swego okna czerwoną szarfę, a ten, kto znajdzie się w twoim domu, nie zginie – odpowiedzieli hebrajscy zwiadowcy. Rahab od razu zawiesiła w oknie czerwoną szarfę. Potem poszła do krewnych i znajomych z dobrą nowiną o miłosiernym, wszechpotężnym Bogu, a także o Jego wybranym narodzie, który posiądzie Ziemię Obiecaną, oraz o Mesjaszu, który przyjdzie, aby zgładzić grzechy świata. Bóg uczynił dla nierządnicy Rahab to, co wcześniej dla oszusta Jakuba. Uczyni to dla każdego grzesznika, który przyjdzie do Niego po przebaczenie i siły do życia w zgodzie z Jego wolą. Rahab usłyszała o mocy Boga i uwierzyła. Zmieniła swoje życie i pewien zacny człowiek pojął ją za żonę. Mieli chłopca, którego nazwali Boaz. Boaz miał syna o imieniu Obed, zaś Obed syna imieniem Jesse. Jesse zaś był ojcem Dawida, z którego rodu pochodził Mesjasz. Ciekawe jest to, jakie towarzystwo wybrał Jezus w rodzinie, z której pochodził. W Jego genealogii znajdziecie byłą nierządnicę Rahab (Mt 1. 5), byłą pogankę Rut (Mt 2. 5), Betszebę, która była cudzołożnicą (Mt 2. 6). Znajdziemy tam Jakuba, który był oszustem, Dawida, który był cudzołożnikiem i mężobójcą. Biblia nie jest hagiografią, czyli zbiorem żywotów świętych, których życiorysy wybielono. Bóg nie ma niczego do ukrycia. Biblia ukazuje wierzących takimi, jakimi byli naprawdę – z ich wadami i słabościami. Bóg nie wstydzi się grzeszników. Nie chce, abyśmy tracili nadzieję ze względu na naszą złą przeszłość. Oferuje swe przebaczenie i możliwość zmiany życia na lepsze każdemu, kto przyjdzie do Niego w skrusze. Ilu z nas wstydziło się spojrzeć w oczy żonie, rodzicom, sąsiadom, kolegom? Rodzina mogła odwrócić się od nas, żona – przenieść się do drugiej sypialni, sąsiad może się nie odzywać, koledzy w pracy mogą przestać podawać rękę. Ale nawet wtedy, gdy nikt nie przyznaje się do ciebie, wiedz, że jest Bóg w niebie, który wyciąga ręce do każdego, kto do Niego przychodzi, i mówi: „Ja ciebie wezmę”. Dr A.J. PALLA
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
O
powiadanie o Kainie i Ablu wielu czytelników uznaje za rela cję historyczną. Tymczasem jest ono odbiciem idealizacji koczownicze go stylu życia pasterskiego, który He brajczycy uważali za milszy Bogu – Jahwe – niż życie osiadłe. Księga Rodzaju 4. 2b–16 zawiera starą tradycję, wykorzystaną w Biblii przez redaktora źródła jahwistycznego (J). Jest to opowiada-
ludzi światem. Dzięki paleontologii wiemy, że życie rolnicze (osiadłe) i życie pasterskie (koczownicze) stanowiły rezultat długiego rozwoju cywilizacyjnego i poprzedzały je kultury oparte na myślistwie, rybołówstwie i zbieractwie, natomiast oswojenie pierwszych zwierząt i początki rolnictwa przypadają na erę mezolitu (ok. 8 tys. p.n.e.).
NIEŚWIĘTE PISMO
Kain i Abel nie o Kainie i Ablu, konflikcie między braćmi i pierwszym w historii świata zabójstwie. Wedle biblijnych fundamentalistów, zachowany w Biblii opis stanowi zapewne produkt wyobraźni hebrajskiej, gdyż nie ma on swoich paraleli w innych kulturach poza hebrajską. Jest literalnym odzwierciedleniem zdarzeń, do jakich doszło krótko po wygnaniu ludzi z ogrodu Eden, czyli w IV tysiącleciu p.n.e. (kalendarz żydowski precyzuje stworzenie świata na 7 X 3761 r. p.n.e.). Już ten fakt wzbudza wątpliwości co do uznania przekazu za historyczny. Tło tekstu wskazuje raczej, że opowieść ta zredagowana została znacznie później i jest odbiciem nowszych czasów niż sugeruje to Biblia. Trudno przypuszczać, by w czasach Kaina i Abla, synów mitycznej pary – Adama i Ewy – istniało już rozwinięte życie społeczne, z podziałem na specjalizacje zawodowe, zorganizowanym kultem religijnym i zasiedlonym przez
Legenda o Kainie i Ablu jest dalekim echem waśni, do jakich często dochodziło między ludami pasterskimi a osiadłymi. Gdy tworzono zręby tej opowieści, Hebrajczycy byli pasterzami, dlatego pasterz Abel stał się w opowieści ulubieńcem Jahwe i ofiarą Kaina – rolnika (osiedleńca). Jak wynika z historii Izraela, plemiona hebrajskie aż do momentu osiedlenia się w Kanaanie prowadziły nomadyczny tryb życia. To właśnie miasta kanaańskie najdłużej opierały się zbrojnie przed Izraelitami. W miarę jak Izraelici sami zaczęli pogrążać się w miejskich nieprawościach, idealizowali coraz bardziej „proste i czyste” życie pasterskie, które prowadzili
P
agresywna na zewnątrz i do wewnątrz. Nie przez przypadek zapewne religie monoteistyczne semickiego pochodzenia zdobyły znaczne połacie świata ogniem i mieczem. Jednocześnie stosowały one wewnętrzny terror eksterminujący jednostki, które nie były skłonne do podporządko-
rzed tygodniem zwróciliśmy uwa gę na fakt, że fundamentalizm deprecjonuje kobiety. Paradoksalnie jednak – religijnie zabarwiony patriar chat okrada także mężczyzn z ich mę skości i możliwości rozwoju. Judaizm, chrześcijaństwo i islam wywodzą się z patriarchalnej kultury semickich nomadów, gdzie kobieta była jedynie „pomocą dla mężczyzny”. W związku z tym biblijno-koraniczny Bóg nosi cechy mężczyzny. Teologia religii semickich, kreśląc obraz bóstwa, nie pokusiła się zresztą o jakąś ucieczkę od języka zdeterminowanego przez świat płci: Bóg jest ojcem, królem, panem, nigdy zaś matką, królową, panią ani kimś wykraczającym poza pojęcie tego, co męskie lub kobiece. Zatem już u fundamentów religii monoteistycznych kobiecość jawi się jako coś wtórnego i pośledniego wobec tego, co męskie. To antyfeministyczne wrażenie próbują od kilku pokoleń złagodzić żydowskie i chrześcijańskie środowiska liberalne, ale nurt fundamentalistyczny tych religii nie przestaje propagować patriarchatu. Rzecz może wydawać się dziwaczna, no bo jak system stworzony przez mężczyzn dla ugruntowania męskiej dominacji może szkodzić mężczyznom?! Otóż szkodzi, i to na dwa przynajmniej sposoby – wszakże społeczność zdominowana przez mężczyzn jest na ogół znacznie bardziej
ŻYCIE PO RELIGII
SZKIEŁKO I OKO ich przodkowie. Tuż przed niewolą babilońską tzw. rechabici próbowali nawet powrócić do koczowniczego stylu życia, by odwrócić gniew Jahwe od Izraela (Jr 35. 18). Na szczególną uwagę zasługuje imię mordercy Abla. „Kain” w językach akkadyjskim, arabskim i nabatejskim znaczy „kowal”. W prymitywnych kulturach kowal (a przed nim garncarz) był uznawany za „pana ognia”, który dysponuje groźnymi mocami magicznymi. Biblijny spór między Ablem – pasterzem, a Kainem – kowalem może być w równym stopniu pochodną irracjonalnego strachu społeczeństw pasterskich przed ludźmi przeobrażającymi przyrodę, poprawiającymi naturę. Nie przez przypadek potępiony przez Boga Kain staje się w Biblii pierwszym budowniczym miasta (notabene – budować je będą tylko Boży odszczepieńcy). Religioznawca M. Eliade, podsumowując historyczny sens historii Kaina i Abla, stwierdził: „Pierwsze zabójstwo zostało dokonane więc przez tego, który w pewnym sensie uosabia symbol technologii i cywilizacji miejskiej. Implicite na wszystkich technikach ciąży podejrzenie o »magię«”. Natomiast H. Gunkel, jeden z największych biblistów XX w., dowodził, że Kain i Abel to w rzeczywistości personifikacje dwu szczepów – koczowniczego i rolniczego – z czasów późniejszych, a przez pisarza biblijnego przeniesione w pradzieje ludzkości. ARTUR CECUŁA
mając gęby pełne niebiańskich spraw i duchowych problemów... Nieograniczona męska dominacja – przeniesiona ze stosunków kościelnych i społecznych do rodzin – budzi frustrację, gniew i bunt. Patriarchat ma jeszcze jedno oblicze. Otóż władza należąca do mężczyzn najczęściej jest sprawowana jedynie przez wybraną i uprzywilejowaną grupę. Mentalność patriarchalna rodzi więc nie tylko apetyt na władzę, ale także frustrację u tych mężczyzn, którzy są poddani nieograniczonej władzy innych. Modelowym przykładem może być system rzymskokatolicki, bo choć stworzony dla mężczyzn i przez mężczyzn kierowany, to w rzeczywistości służy przede wszystkim interesom wąskiej grupy wyższego kleru. To biskupi są prawdziwymi książętami Kościoła. Księża, choć w pewnym stopniu uprzywilejowani wobec innych wiernych, pozostają pod pełną kontrolą swoich zwierzchników, zdani na ich łaskę i niełaskę. Mężczyznom świeckim, którzy w Kościele mają tyle do powiedzenia co kobiety, czyli nic, pozostaje jedynie pociecha, że propagowany przez kler system służy przy okazji utrwaleniu ich dominacji w społeczeństwie i rodzinie. Tyle że – jak dowiedliśmy – dominacja ta obraca się często przeciw nim samym. MAREK KRAK
Koguty wania się władzy. Stąd eliminacja „heretyków”, „czarownic” itp., itd. Problem polega na tym, że terror rodzi terror, nienawiść – nienawiść, agresja – agresję. I dlatego właśnie niemieccy mężczyźni zapłacili najwyższą cenę za realizację fanatycznego kultu nazistowskiej męskiej siły – wykrwawione Niemcy po 1945 r. były krajem wdów i starych panien. Wszelki brak równowagi obraca się w końcu przeciwko wszystkim; także tym, którzy dzierżą nienależną sobie władzę. Patriarchat ma też swoją stronę humorystyczną... Czy kolorowe sukienki wyższych katolickich duchownych albo kolorowe krawaty rozwrzeszczanych charyzmatycznych pastorów nie przywodzą wam na myśl pawich piór, kogucich grzebyków albo indyczych ogonów? Przed biologią trudno jest czasem uciec, nawet
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Zewsząd słychać utyskiwanie na brak autorytetów. Ponoć już ich nie ma. Z drugiej strony, ludzi ponadprzeciętnych ośmiesza się, lekceważy i marginalizuje. Przykładem niech będzie Aleksander Małachowski. Dopóki żył, był ciągle atakowany, krytykowany, wyszydzany przez prawicę i związane z nią media... – ...a lewica nie ceniła go, niestety, wystarczająco. Podobnie wybitny socjalista i działacz sportowy Jan Mulak żyje w cieniu. Socjalizm stał się u nas pojęciem wstydliwym. Na przykład prawica, ceniąc Piłsudskiego, nie przedstawia go jako socjalisty, manipulując wie-
Fot. Krzysztof Krakowiak
– Zygmunt Kałużyński jest wzorem człowieka niezależnego, w pełni wolnego. Wyzwolony z rozmaitych konwenansów obyczajowych, nie boi się mówić rzeczy niepopularnych, poruszać tematów drażliwych. W Polsce to jest postawa trudna do przyjęcia – nie lubimy tych, którzy odstają od szeregu, nawet jeżeli dotyczy to spraw tak drugorzędnych jak wygląd. – Proszę zauważyć, że są to osoby oddane w sposób absolutny swojej pasji życiowej. I głoszą własne
OKIEM HUMANISTY (72)
Drogowskazy dzą historyczną. O Żeromskim czy Boyu, którzy mieli lewicowe poglądy, mało się u nas mówi. – Jan Mulak to wybitny działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, a po wojnie, jako trener, jeden z twórców polskich sukcesów lekkoatletycznych lat 50. i 60... – ...jest także honorowym przewodniczącym PPS. Obecnie obchodzone są jego dziewięćdziesiąte urodziny i zorganizowano z tej okazji jedynie skromne uroczystości. Nie ceni się wybitnych postaci, które żyją pośród nas, a próbuje się tworzyć autorytety urzędowe i narzucać je jako wzory niepodważalne, konieczne do przyjęcia zawsze i przez wszystkich. Takim urzędowym autorytetem jest Jan Paweł II. Kiedy ktoś nie chce papieża uznać za swój autorytet, spotyka się z oburzeniem, a zdarza się, że pojawiają się także kłopoty. – Papieżomania przejawia się nie tylko w ubrązowieniu JPII, ale i w jego ubóstwianiu. Uczyniono go czymś w rodzaju plemiennego bóstwa... – Tymczasem są wśród nas ludzie, którzy powinni być znani i cenieni oraz ukazywani jako wzory do naśladowania. Oni powinni być bardziej obecni w mediach ze względu na ich szerokie widzenie zjawisk. Taką osobą jest na pewno Zygmunt Kałużyński. To samo dotyczy Bogusława Kaczyńskiego czy Kazimierza Koźniewskiego, jednego z nestorów polskiego dziennikarstwa. To są osoby, które wykraczają poza swoje dziedziny w kierunku spraw człowieczych. Pan Kaczyński nie mówi tylko o muzyce, ale też o tym, jak człowiek powinien żyć. Wymienione przeze mnie osoby krzewią humanizm, tolerancję i życzliwość, ale z winy mediów spotykają się ze zbyt małym oddźwiękiem.
poglądy, niezależnie od czasów, w których przyszło im żyć. Zamiast lansować ich jako żywe drogowskazy, promuje się w mediach jakichś nie dość utalentowanych piosenkarzy, którzy mają służyć za wyrocznie. Nic nie mam na przykład przeciwko panu Wiśniewskiemu, bardzo bawią mnie nawet jego stroje, przyjemnie jest na nie patrzeć. Oburza mnie jednak sytuacja, kiedy znane osoby, mające dorobek w jakiejś dziedzinie, są dobrotliwie poklepywane przez pana Wiśniewskiego tylko dlatego, że to on jest gospodarzem programu, w którym występują. On jest kreowany na gwiazdę i on decyduje, kto obok niego ma na chwilę zabłysnąć. Jego styl bycia jest pokazywany jako wzór do naśladowania, a wydaje mi się, że to osoby o bardzo wysokiej kulturze osobistej powinny stawać się wzorem. – Ale prywatne telewizje pokazują Wiśniewskiego tylko dlatego, że to się opłaca. Widzowie chcą go oglądać, a wielkie koncerny płacą za reklamy... – Ale to jest nowy rodzaj cenzury! Tak zwana oglądalność, czyli przewidywanie tego, co widzowie będą chcieli oglądać, dominuje nad wszystkim. Często jednak te przewidywania są chybione i w efekcie tylko zaniżają poziom programu. Tymczasem znaczna część widzów oglądałaby chętnie audycje na wyższym poziomie. Rodzi się pytanie, co w takim razie robią gremia w rodzaju rad programowych telewizji. Dlaczego te rady milczą, skoro nastąpił upadek poziomu audycji telewizyjnych? Bardzo lubię muzykę, ale nie chcę żyć w kraju, w którym piosenkarz klepie po ramieniu uznanych specjalistów rozmaitych dziedzin, polityków, artystów i staje się kreatorem autorytetów. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
NASZA RACJA
KOŃCOWE ODLICZANIE
OGŁOSZENIA PARTYJNE Strona z dokumentami potrzebnymi do zbierania podpisów: www.ue.app.org.pl.
Nadal potrzebne są podpisy poparcia dla kandydatów APP RACJA ZEBRANIA I ZBIERANIE PODPISÓW:
Akcja zbierania podpisów poparcia dla kandydatów Komitetu Wyborczego Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA w wyborach do Parlamentu Europejskiego wchodzi w ostatnią fazę. Rozpoczęło się końcowe odliczanie. W celu zarejestrowania listy kandydatów, o czym już wielokrotnie informowaliśmy, potrzeba 10 tysięcy podpisów w danym okręgu. Jeżeli zbierzemy np. tylko 8 czy 9 tysięcy w okręgu, to wysiłek wielu ludzi oraz zaangażowanie sporego grona sympatyków pójdą na marne! Komitet Wyborczy APP RACJA, pragnąc wyjść naprzeciw zainteresowaniu czytelników „Faktów i Mitów” oraz sympatyków partii jej wsparciem w zbieraniu podpisów, przygotował inicjatywę umożliwiającą tym osobom udział
w takiej akcji. Co w tym celu należy uczynić? 1. Skserować przedstawiony na tej stronie wzór listy poparcia. 2. W nagłówku listy poparcia należy wstawić numer właściwego okręgu wyborczego. Numer właściwego okręgu wyborczego należy również wstawić do treści oświadczenia, pod którym podpisują się wyborcy. Wykaz okręgów z numeracją został przedstawiony obok informacji (np. dla woj. pomorskiego – okręg wyborczy nr 1). 3. Zgodnie z przedstawioną instrukcją wypełnić listę, jednocześnie prosząc o dodatkowe podpisy innych sympatyków partii. Trzeba przy tym pamiętać, że poparcia dla listy w danym okręgu wyborczym może udzielić tylko wyborca stale w nim zamieszkujący.
4. Porozumieć się z jednym z najbliższych partyjnych koordynatorów akcji wyborczej, których adresy lub kontakty telefoniczne ukazały się w ostatnich numerach „Faktów i Mitów”. 5. Przesłać oryginał listy (tylko oryginał bez doklejanych części będzie zweryfikowany jako poprawny) na uzgodniony z reprezentantem partii adres tylko listem priorytetowym, dającym szansę szybszej realizacji przesyłki, w terminie do 28 kwietnia bieżącego roku. Sympatycy partii, odpowiadając na apel o włączenie się w wyborcze działania KW APP RACJA, dadzą tym samym możliwie najlepszy dowód poparcia dla aktualnych działań partii. Sekretarz KW APPR Jan Barański
PODSTAWOWE INFORMACJE O SPOSOBIE ZBIERANIA PODPISÓW POPARCIA DLA KANDYDATÓW KOMITETU WYBORCZEGO APP RACJA 1. W nagłówku listy poparcia należy wstawić numer właściwego okręgu wyborczego. Numer właściwego okręgu wyborczego należy również wstawić do treści oświadczenia, pod którym podpisują się wyborcy. Wykaz okręgów z numeracją został przedstawiony obok informacji. 2. Dane wyborcy, a więc imię i nazwisko, adres stałego zamieszkania w Rzeczypospolitej Polskiej
i numer ewidencyjny PESEL może wypełnić osoba zbierająca podpisy (np. z dowodu osobistego). 3. Dane osobowe muszą być napisane czytelnie. 4. Jedynie podpis popierającego wyborcy musi być złożony przez samego wyborcę. 5. Nie wolno stosować skrótów miast! Każde miasto musi być napisane pełną nazwą!
6. Przy wypełnianiu listy należy sprawdzić poprawność wpisu: a) dokładność adresu (tylko kod pocztowy nie jest konieczny); b) poprawność numeru ewidencyjnego PESEL (zawsze musi być 11 cyfr). 7. Nie należy wstawiać na listach numerów porządkowych (rubryka 1). Numery porządkowe zostaną nadane przez Okręgowe Sztaby Wyborcze.
ZEBRANIE RADY KRAJOWEJ APP RACJA Dnia 24 kwietnia br. w Warszawie odbędzie się zebranie Rady Krajowej APP RACJA. Początek posiedzenia o godzinie 10.00. Podstawowym tematem posiedzenia będzie trwająca w kraju kampania wyborcza związana z wyborami posłów do Parlamentu Europejskiego. Rada Krajowa na podstawie dotychczasowych działań i czynności wyborczych zapoczątkowanych przez Komitet Wyborczy APP RACJA, a realizowanych przez terenowe ogniwa partii, podejmie decyzje co do dalszego przebiegu kampanii oraz zajmie się sprawami organizacyjnymi i finansowymi partii.
Komitet Wyborczy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA Okręg wyborczy nr ........
Udzielam poparcia okręgowej liście kandydatów na posłów do Parlamentu Europejskiego zgłaszanej przez Komitet Wyborczy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA w okręgu wyborczym nr ...... w wyborach posłów do Parlamentu Europejskiego zarządzonych na dzień 13 czerwca 2004 roku.
Lp. Nazwisko i imię
Stały adres zamieszkania
Nr ewidencyjny Podpis PESEL wyborcy
DOLNOŚLĄSKIE Wrocław – środy, godz. 17, ul. Legnicka 32, restauracja „Hanoi”; Wrocław – codziennie w godz. 10–19, ul. Braniborska 19/3; codziennie w godz. 13–19, stolik Rynek – ul. Świdnicka; Legnica – codziennie 14–18, stolik w centrum, rejon „Horteksu”; Wałbrzych – 29.04, godz. 17, ul. Grodzka 71, Szkoła Podstawowa nr 21. KUJAWSKO-POMORSKIE Obchody Święta 1 Maja obchodzone będą w Toruniu. Organizatorzy: Gąsiecki i Poraziński. Grudziądz – 24–25.04, godz. 11–14 na Rynku Głównym. LUBELSKIE Biłgoraj – 4.05, godz. 17, Ratusz – spotkanie z senator prof. Marią Szyszkowską; Lublin – 24.04, godz. 16 – zebranie otwarte; godz. 17 – zebranie zamknięte, ul. Beliniaków 7 (siedziba SLD); Lublin – 25.04, w godz. 13–17, plac Litewski i rejony deptaka. LUBUSKIE Zielona Góra – ptiątek, godz. 17, plac Słowiański 21. MAŁOPOLSKIE Nowy Sącz – 25.04, godz. 11, restauracja Ratuszowa; Kraków – 29.04, godz. 18, ul. Podchorążych 3, restauracja „Dracena”. MAZOWIECKIE Warszawa – czw. 18–19, ul. Puławska 143, obok stacji metra Wilanowska, kawiarnia in-
ternetowa „Dialog Cafe”, stolik z proporczykiem APP RACJA; Warszawa – pt. w godz. 18.30–21.00, Bar „Waldi”, róg ul. Kaliskiego i Radiowej; Ciechanów – 23.04, godz. 17, ul. Rzeczkowska 13A. OPOLSKIE Brzeg – codziennie w godz. 12–18, ul. Chocimska 5, Komis lombard (zaplecze); w godz. 14–22, restauracja Laguna (obok obwodnicy). PODLASKIE Białystok – ul. Zwycięstwa 8, wt. – czw. w godz. 16–18. POMORSKIE Gdańsk – ul. Grodza Kamienna 1, sobota, godz. 10–15. ŚWIĘTOKRZYSKIE Kielce – ul. Warszawska 6, pok.7, wt. – pt. godz. 14–18; Skarżysko-Kamienna – plac Floriański 3, p. 201, śr. w godz. 16–18. ŚLĄSKIE Bytom – codziennie w godz. 10–18, stolik, ul. Dworcowa 2; Jastrzębie Zdrój – 24.04, godz. 17, ul. Jasna, bar „Caro”; Tarnowskie Góry – 27.04, godz. 18; Tychy – codziennie w godz. 10–12 i 17–19, ul. Grota Roweckiego 10. WARMIŃSKO-MAZURSKIE Elbląg – 23.04, godz. 16, ul. Grunwaldzka 31. WIELKOPOLSKA Gniezno – 27.04, godz. 18, ul. Sienkiewicza 15; Konin – 26.04, godz. 18.30, Kawiarnia Górniczego DK „Oskard”; Piła – 28.04, godz. 17, restauracja „Hades”; Poznań – Koło, Nowe Miasto, Rataje – 26.04, godz. 17.30, ul. Szelągowska 53. ZACHODNIOPOMORSKIE Świnoujście – 24.04, godz.15, restauracja „U Nataszy”.
WYKAZ OKRĘGÓW WYBORCZYCH Okręg wyborczy nr 1 obejmuje obszar woj. pomorskiego. Okręg wyborczy nr 2 obejmuje obszar woj. kujawsko-pomorskiego. Okręg wyborczy nr 3 obejmuje obszar woj. podlaskiego i woj. warmińsko-mazurskiego. Okręg wyborczy nr 4 obejmuje obszar części województwa mazowieckiego – m.st. Warszawy oraz powiatów: grodziskiego, legionowskiego, nowodworskiego, otwockiego, piaseczyńskiego, pruszkowskiego, warszawskiego zachodniego i wołomińskiego. Okręg wyborczy nr 5 obejmuje obszar części woj. mazowieckiego: powiatów – ciechanowskiego, gostynińskiego, mławskiego, płockiego, płońskiego, przasnyskiego, sierpeckiego, sochaczewskiego, żuromińskiego, żyrardowskiego, białobrzeskiego, grójeckiego, kozienickiego, lipskiego, przysuskiego, radomskiego, szydłowieckiego, zwoleńskiego, garwolińskiego, łosickiego, makowskiego, mińskiego, ostrołęckiego, ostrowskiego, pułtuskiego, siedleckiego, sokołowskiego, węgrowskiego, wyszkowskiego oraz miast na prawach powiatu – Płocka, Radomia, Ostrołęki i Siedlec. Okręg wyborczy nr 6 obejmuje obszar woj. łódzkiego. Okręg wyborczy nr 7 obejmuje obszar woj. wielkopolskiego. Okręg wyborczy nr 8 obejmuje obszar woj. lubelskiego. Okręg wyborczy nr 9 obejmuje obszar woj. podkarpackiego. Okręg wyborczy nr 10 obejmuje obszar woj. małopolskiego i woj. świętokrzyskiego. Okręg wyborczy nr 11 obejmuje obszar woj. śląskiego. Okręg wyborczy nr 12 obejmuje obszar woj. dolnośląskiego i woj. opolskiego. Okręg wyborczy nr 13 obejmuje obszar woj. lubuskiego i woj. zachodniopomorskiego.
Składamy serdeczne życzenia Agacie Szubce, przewodniczącej zarządu dzielnicowego Łódź Widzew, oraz Adamowi Adamskiemu, członkowi Rady Krajowej APPR, z okazji ślubu, który odbędzie się 24.04.2004 r. o godz. 16.00 w Urzędzie Stanu Cywilnego Łódź Bałuty przy ulicy Zgierskiej 71 w Łodzi
Osoba zbierająca podpisy: ................................................................... (imię i nazwisko)
Budujcie swoje szczęście małżeńskie z takim samym zapałem, z jakim angażujecie się w rozwój APP RACJA Członkowie partii i redakcja „FiM”
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
LISTY Wojna na górze Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu, poinformował, że były prezes PKN Orlen, Andrzej Modrzejewski, został aresztowany przez UOP dwa lata temu na osobiste polecenie premiera Millera. Dlaczego? Aby – jak twierdzi Kaczmarek – uniemożliwić Modrzejewskiemu podpisanie umowy wartej 14 mld dolarów na dostawy ropy naftowej z Rosji. Gdyby Modrzejewski umowę podpisał, to (streszczam wywody Kaczmarka) Rosjanie daliby mu w „łapę”, czyli – jak to się teraz mówi – „prowizję”. Aresztowanie prezesa Orlenu pokrzyżowało szyki i Rosjanom, i prezesowi. Prowizję skasował kto inny – Zbigniew Wróbel, mianowany na miejsce Modrzejewskiego przez radę nadzorczą Orlenu. Dlaczego premierowi zależało, aby „obłowił” się właśnie Wróbel, a nie Modrzejewski? Przysłowie ludowe mówi, że lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu, a Modrzejewski nie był swój i mógł się „prowizją” nie podzielić z kim trzeba, zaś Wróbel... wiadomo. Kaczmarek jako „stara” rządowa wyga chyba wie, co mówi! Mnie zastanawia jedno, dlaczego mówi o tym dopiero teraz, po dwóch latach milczenia. Czyżby pękła zmowa kolesiów?! Anthony Pietraszko
Marek Jurek, zaleca bicie szczeniactwa, a senator RP, Maria Szyszkowska, specjalistka od etyki, też doradza karę chłosty. Nie wierzę, żeby bicie w tyłek napędzało rozumu do głowy, ale wierzę, że bicie po głowie czy twarzy, może go stamtąd przegnać. Bicie rodzi agresję. Może ja jestem głupi? Może więc minister Łybacka rozporządzi albo Sejm ustanowi (tylko czy Najwyższa Władza się odważy?), że każdy „pedagog”, ksiądz czy katechetka za uderzenie ucznia natychmiast i bezapelacyjnie wylatują z roboty na zbity pysk bez prawa powrotu
Hipokryzja Bardzo irytuje mnie hipokryzja i zakłamanie większości polskich i polskojęzycznych mediów, omawiających problematykę terroryzmu. Pomijają one milczeniem główną przyczynę występowania tego zjawiska. Jest nią konflikt izraelsko-palestyński. Sądzę, że dotąd będą ginąć niewinni ludzie, dopóki Izrael nie zgodzi się opuścić okupowanych ziem palestyńskich i nie powstanie wolne państwo Palestyna. Uważam, że praźródłem terroryzmu na świecie jest polityka Stanów Zjednoczonych. A.P., Poznań
Nietykalni? Możecie sobie, Panowie i Panie, odpuścić. Cóż to takiego się stało, że ks. Marek z Baranowa uderzył Marcina, ks. X, ks. Y uderzył, pobił... Przecież największy w Polsce autorytet pedagogiczny, poseł
do zawodu – i do sądu po wyrok. Nawet wbrew Jurkowi i Szyszkowskiej. Robert Waldemar Cieślak
Jak narkotyk No i jak Was nie lubić? Po przeczytaniu każdego kolejnego wydania Waszego pisma scyzoryk sam się w kieszeni otwiera... Lektura publikowanych artykułów w zasadzie skłania do jak najszybszego popełnienia samobójstwa – bo tyle optymizmu w nich jest, że dusza skowyczy. Afera goni aferę, politycy do d.... (o czym każdy i tak wie, ale u Was to tak dobitnie, że już nie ma złudzeń). Nawet dowcipy – niby śmieszne – ale po chwili to płakać się chce. Nie rozumiem tylko jednego – mój tydzień, od kiedy wyszło pierwsze wydanie Waszego pisma, liczy się od piątku... Więc jak Was nie lubić...? Piotr
LISTY OD CZYTELNIKÓW Wstrząśnięty W mojej miejscowości w małym kinie wyświetlono film pod tytułem „Siostry magdalenki”! Film zaszokował mnie, a szczególnie scena, kiedy jedna z „podopiecznych” sióstr robiła pewnemu księdzu... wiecie co. Cały obraz wstrząsnął mną. Nie mam pojęcia, w jaki sposób w tak sklerykalizowanym kraju jak Polska film ten został wyemitowany. Wiem, że to Wy przyczyniliście się do tego, zasługujecie na Pulitzera! Tak trzymać i jestem z Wami! Arkadiusz Cichocki, 18 lat
ziemi, które niszczy stary porządek i stare świątynie. Podobnie po zabiciu Gioradna Bruna i innych nastąpiło „trzęsienie ziemi”, majątek Kościoła przepadł, a sami kapłani zostali ściągnięci z piedestałów na ziemię. Są tak samo zdezorientowani jak tamci – przecież niedawno jeszcze mogli trząść państwem, a teraz są niczym. Wiadomo – pozostały skanseny katolicyzmu typu Polska, ale na całym świecie tak właśnie jest. Dlatego istnieje ruch antyklerykalny, aby już żaden szaman nie mógł krzyczeć „zabić, zabić”. Grzegorz Świnder
Zabić poglądy Boimy się Oglądałem ostatnio film „Pasja”. Recenzje były różne – w zależności od tego, czyja to gazeta. Jako ateista obejrzałem ten film może trochę inaczej. Po odrzuceniu mistycyzmu okazało się, że jest to wspaniały i piękny film o nietolerancji. TAK – właśnie o NIETOLERANCJI. Jezus w końcu NIC złego NIKOMU nie zrobił. Miał tylko poglądy, których nie akceptowano, i nie bał się ich głosić. Kiedy na ten film spojrzy się inaczej, to na miejscu Jezusa zobaczy się wszystkich, którzy w ciągu wieków zostali wymordowani TYLKO za to, że to, co mówili, nie podobało się lokalnemu szamanowi. Wszyscy – od Giordana Bruna do Łuszczyńskiego. Wszyscy ci ludzie NIC złego nie zrobili, ale lokalni faryzeusze zawsze krzyczeli – zabić, zabić. Kiedy oglądałem tę piękną, ale okrutną scenę, gdy umęczony Jezus stoi przed tłumem pod przywództwem jakiegoś szamana, który krzyczy „zabić, zabić”, to wyobraziłem sobie Giordana Bruna czy naszego Łuszczyńskiego, którzy TEŻ stali przed takim tłumem, TEŻ niczego złego nie zrobili i TEŻ słyszeli „zabić, zabić”. Jakby Kościół katolicki DZISIAJ miał taką władzę, to TEŻ pod wodzą jakiegoś Rydzyka tłum babć radiomaryjnych skandowałby „zabić, zabić”. Ten film niesie jednak nadzieję na lepsze jutro. Po zabiciu Jezusa pokazane jest trzęsienie
Witam serdecznie Redakcję tak ciekawego pisma! Piszę, bo chcę choć w skrócie opowiedzieć, jak żyje się w naszym kraju takim jak ja. Jestem osobą homoseksualną i od dwóch lat żyję w stałym związku. Nie umiem znaleźć słów, aby wyrazić, jak bardzo mi przykro, że musimy żyć w takim społeczeństwie. Każdy dzień jest dla nas wyzwaniem, żyjemy w ukryciu, bo przecież, co by to było, gdyby się ludzie dowiedzieli! Chcę zasygnalizować, że nie potrafię zrozumieć ludzi pałających do nas taką nienawiścią, a w większości są to oczywiście osoby wierzące. Zastanawiam się tylko, w co one wierzą. Nikt nie ma prawa nas krytykować, bo każdy człowiek jest (czyt. powinien być) wolny. Nie wiem, czy coś się zmieni, ale jeśli ludzie nie spojrzą na nas jak na LUDZI, to na pewno nic z tego nie będzie. A my boimy się każdego dnia, boimy się objąć na ulicy, żyć jak „normalni” ludzie. Dziękujemy Wam, że istniejecie, dzięki Waszej gazecie wiemy, że jeszcze nie jest za późno na wszelkie zmiany. My, kochani, pragniemy jedynie ciepła i zrozumienia. To wszystko. I wcale nie chodzi tu o legalizację związku ani nawet o adopcję dzieci, bo w naszym kraju byłoby to ze szkodą dla nich, ale po prostu o AKCEPTACJĘ i TOLERANCJĘ. Jeszcze raz dziękujemy Wam, droga Redakcjo. Na pewno oddamy głos na APP RACJA. Serdecznie pozdrawiamy. KTOSIE
Przesunąć matkę Na cmentarzu parafialnym w Jasnej Górze Cieplicach od około 40 lat jest grób mojej matki. Rok temu na parceli obok kobieta postawiła okazały nagrobek i, nie
19
bacząc na przepisy, które mówią, że między nagrobkami lub nagrobkiem a ogrodzeniem drugiej parceli musi być odstęp min. 50 cm – postawiła ogrodzenie. Jest ono około 10 cm od brzegu nagrobka mojej matki, więc z jednej strony nie ma nawet dostępu do grobu. Kobieta ta musiała zapłacić parafii spore pieniądze, aby mówili, że wszystko jest w porządku. Moja siostra bez skutku interweniowała w parafii i w końcu wynajęła adwokatkę, aby sprawę skierować na drogę sądową. Ale proboszcz zaprosił adwokatkę do siebie na kawę i przekonał, że z kościołem nie wypada się sądzić. A ponadto miał „wspaniały” pomysł, aby grób mojej matki przesunąć. A. Wincenty, Niemcy
Riposta śmiertelnika na stworzenie świata Stwórca zmęczony wysiłkiem po dokonaniu stworzenia świata – drzemał. Jego umysł nie mógł objąć myślą tego, czego był sprawcą, tym bardziej że wraz z wiekami upływającymi w niebycie wszystko mu się pomieszało. Stary był i wielce znużony, a ponadto ustawiczne pienia aniołów wmawiały mu, że jest wszechmocny i nieśmiertelny i tym wprawiały go w euforię. Stwórca nadal nie mógł sobie przypomnieć, co takiego się zdarzyło, że jest przyczyną tych bałwochwalczo okazywanych łask i uniesień. Drzemał więc, a jego boski umysł nadal krążył wokół pytania, „co się właściwie zdarzyło”. Olśniła go złowieszcza myśl. Przeraził się, gdyż pojął, co zrobił. Przerażony odkrytym czynem, lecz świadomy jego konsekwencji, westchnął głęboko i... ponownie zasnął, pogrążając się w głębokim śnie, uciekając przed tym, co miało nastąpić. Tym razem zasnął na wieki, zostawiając świat własnemu losowi, a my – śmiertelnicy rzuceni na głębię niezbadaną, pełną zakrętów i zasadzek – szukamy go od wieków. Jola M.
Uwaga, Czytelnicy „FiM”! Jeśli macie jakiś interes w Łodzi lub chcecie takowy założyć, polecamy miejsce w centrum miasta – na parterze (168 mkw.) w odnowionej kamienicy należącej do wydawcy „FiM”, po sąsiedzku z naszą redakcją. Ekskluzywny lokal – idealny na każdy sklep, aptekę, bank, biuro podróży, bar. Bliższe informacje pod nr. tel. (42) 630 70 65.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena 31,20 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 17 (216) 23 – 29 IV 2004 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Kościół w każdym bloku?
a parę dni będziemy mieć powtórny „chrzest” Polski, znajdziemy wreszcie swoje miejsce w Europie. Zatarłem ręce i zajrzałem do gazet. Niedobrze. Zamiast nadziei, wszędzie strach, obawy, lęki: a to podwyżki nas czekają; a to dowód osobisty nie wystarczy na granicy; a to trwoga, bo chleb nie sprzedany trze-
Z
Tożsamość? Brak! ba będzie utylizować. E tam, jakoś to będzie... Polak potrafi i zawsze da sobie radę. Rozrywki mi jakiej potrzeba – myślę sobie – najlepiej naszej własnej, swojskiej. Rzuciłem się na program telewizyjny. Cholera, prawie same seriale, sitcomy, teleturnieje. Filmy w większości amerykańskie... Stop! W jakiej większości? Wyłącznie amerykańskie! No to może jednak serial. O, „Miodowe lata” – śmieszne i miłe, i w polskich realiach... Zaraz, ale to przecież amerykański pomysł, w oryginale to się nazywa „Honeymooners”,
K
Rys. Tomasz Kapuściński
siądz, rabin i baptystyczny pastor spotykali się dwa, trzy razy w tygodniu na pogawędkach. Pewnego dnia któryś z nich rzucił hasło, że głoszenie ludziom Słowa Bożego nie jest wcale takie ciężkie. Prawdziwym wyzwaniem byłoby nawrócenie niedźwiedzia. Cała trójka postanowiła więc przeprowadzić eksperyment. Każdy z nich miał pójść do lasu i spróbować nawrócić niedźwiedzia. Tydzień później spotkali się ponownie, by zdać relację pozostałym. Ksiądz z ręką na temblaku, bandażami na głowie, opierając się na kulach, rozpoczął: – Poszedłem do lasu, żeby znaleźć to zwierzę. Gdy już je zobaczyłem, zacząłem czytać mu katechizm. Bestia nie chciała jednak słuchać i machnęła mi łapą prosto
w twarz, po czym rzuciła się na mnie. Chwyciłem więc za wodę święconą i... niech będą pochwaleni wszyscy święci, niedźwiedź stał się potulny jak baranek.
Czarny humor W przyszłym tygodniu biskup ma mu udzielić Pierwszej Komunii. Następny był pastor. Siedząc na wózku inwalidzkim z ręką i nogami w gipsie oraz kroplówką u boku, duchowny zaczął swą opowieść: – Cóż, bracia, jak wiecie, my nie kropimy, lecz zanurzamy! Poszedłem więc do lasu i spotkałem niedźwiedzia. Zacząłem mu czytać Słowo
Boże. Lecz to zwierzę nie chciało mieć ze mną do czynienia. Złapałem je więc i zaczęliśmy się tarzać to w jedną stronę, to w drugą, przez jedno wzgórze i drugie, aż dotarliśmy do potoku. Wtedy go złapałem, zanurzyłem i ochrzciłem jego włochatą duszę. Stał się łagodny jak baranek i resztę tygodnia spędziliśmy w zborze, przeżywając ucztę duchową na gruncie Słowa Bożego. Gdy pastor skończył, spojrzał wraz z księdzem w dół na rabina, który leżał na łóżku szpitalnym, cały zabandażowany, z nogą na wyciągu, podłączony do specjalistycznej aparatury monitorującej. Rabin spojrzał w górę na swoich kompanów, i rzekł: – Zanurzenie niedźwiedzia to jeszcze nic! Spróbujcie go obrzezać!!!
i to... sprzed 50 lat. To może „Kasia i Tomek”? Ale to na licencji kanadyjskiej – „Un gars, une fille” sprzed 7 lat. Uaaaaa... No to może jakiś „teledurniej”, chociaż ich nie znoszę. O, „Familiada”, czegoś tak przaśnego nikt poza Polakami by nie wymyślił. Gówno, licencja amerykańska, tytuł oryginalny: „Family Feud”. Załamałem się. No a „Śpiewające fortepiany” – lubię tego grubaska Schubertha, no i polskie piosenki... Chwila, ale to przecież nazywa się: „Lyrics Board”. Rany! To już nic naszego nie zostało w tej telewizji? Co za brednie wypisują ci publicyści – jaka tożsamość? Już dawno po niej śladu nie ma! Gdzie dziś można znaleźć kawałek polskości niczym nie skażonej? Nagle – olśnienie! Zacząłem gorączkowo grzebać w szafie. Dotarłem na samo dno i... jest! Lat temu parę, będąc na weselu, otrzymałem na wychodne prezent. Popatrzyłem teraz z czułością na flaszkę oklejoną okolicznościowym wierszykiem, z płomiennie czerwonym napisem „Młodej parze sto lat!”, z fikuśnymi wstążeczkami przy szyjce. W środku polska, niczym nie skażona... gorzałka. Wsadziłem do kieszeni „ostatni bastion naszej narodowej tożsamości” i polazłem do sąsiada. – Sąsiedzie, może by tak po jednym, „dla spokojności”? Sąsiad okazał zadowolenie, spojrzał z ukosa na flaszkę i... – Ale mam coś lepszego – mówi. Na stół wjechał koniak. – Kupiłem tanio w Czechach, a już za parę dni i u nas będzie tanio. Wina, koniaki, whisky – rozmarzył się. – No, zdrowie nasze! Po powrocie do domu – spokojności, której szukałem – nie znalazłem. Włączyłem radio. Liiiiiistaaaa przebojów... – wyje chórek. No dobra, posłuchamy... „Fak ju, fak ju, i nic już nie pamiętam” – wyśpiewuje zespół, polski przecież. Żona znalazła mnie tępo wpatrzonego w ścianę. – A tobie co? – A ja... fak ju! Wszystko, globalnie – oznajmiłem z mocą i poszedłem spać. Na stole pozostał nienaruszony „ostatni bastion narodowej tożsamości”. Na lepsze czasy... A może już tylko jako antyk? DT