Wokół Karola Wojtyły SB ulokowało wielu konfidentów, ale z pewnością
KSIĄDZ MALIŃSKI NIE BYŁ AGENTEM Ü Str. 3
http://www.faktyimity.pl
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
Nr 17 (269) 5 MAJA 2005 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 14
Gdy pojawiłem się u władyki, pocałował mnie w usta (...). Byłem zaskoczony. Usłyszałem wówczas: „Czy jako zakonnik nie masz prawa do miłości?” (...). Podobnie było w następnych dniach, aż wreszcie wszedł do mojego łóżka i... Oto fragment relacji Jerzego O., który opowiedział nam, jak molestował go biskup Szymon Romańczuk, jedna z najważniejszych postaci w Polskim Kościele Prawosławnym. Ale miłość do chłopców to najmniejszy z grzeszków hierarchy... Ü Str. 7
Rzut na tacę We Wrocławiu aresztowano wysokiego rangą urzędnika Agencji Nieruchomości Rolnych, który ośmielił się przyjąć od biskupa śmieszne 60 tys. zł łapówki. Śmieszne? Dokładnie tak, bo o podejrzanych transakcjach, przetargach i dzierżawach, na których państwo traciło dziesiątki milionów złotych, pisaliśmy aż do znudzenia. Przypominamy prokuraturze listę niezałatwionych spraw. Ot, drobny test na przyzwoitość... Ü Str. 10
2
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA/ROSJA Mimo antyrosyjskiej nagonki w mediach aż 47 proc. Polaków (według PBS) popiera decyzję Aleksandra Kwaśniewskiego o wyjeździe do Moskwy na uroczystość 60-lecia zwycięstwa nad faszyzmem. Jedynie 32 proc. jest przeciw.
Tygrys w konserwie
Jak tak dalej pójdzie, to prawicowe media zaczną dowodzić, że „bezbożni komuniści” w ogóle nie powinni nas wyzwalać. Hitlerowcy byli bardziej pobożni, a nawet propapiescy. POLSKA Wreszcie coś optymistycznego. Jak podaje Europej-
skie Biuro Statystyczne – w woj. mazowieckim (de facto w Warszawie i okolicy) żyje się równie dobrze, jak w wielu regionach starej Unii, np. we wschodnich Niemczech lub południowych Włoszech. Mazowieckie jest też dwukrotnie zamożniejsze niż sąsiadujące z nim województwa wschodniej Polski. Kraj pije szampana ustami swojej stolicy. Ale wszyscy lubią bąbelki!
Według sondażu CBOS, Zbigniew Religa wygrałby wybory prezydenckie (22 proc. głosów) przed Lechem Kaczyńskim (21 proc.) i Włodzimierzem Cimoszewiczem (15). Według PENTORA, PiS w wyborach parlamentarnych uzyskałby 25 proc., PO – 22 proc., a Samoobrona i LPR po 13 proc. Wszystkie partie lewicowe znalazłyby się poza Sejmem. Jak lewica narodowi, tak naród lewicy.
Badania CBOS-u dowodzą też, że mimo wszystko rośnie świadomość polityczna Polaków. 70 proc. obywateli uważa, że należy jak najszybciej wycofać żołnierzy z Iraku; rośnie także liczba osób, które wskazują wojnę o ropę jako główną przyczynę amerykańskiej okupacji. Co najważniejsze – Polacy są świadomi, że na tej operacji tracimy finansowo, politycznie oraz prestiżowo. Rządzący tego nie widzą. Może patrzą na to z dolarowej perspektywy?
Wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka opuściła Unię Pracy, której była przewodniczącą, i zamierza budować Unię Lewicy wraz z byłym zastępcą UP – Bartłomiejem Morzyckim. Z partii odeszła także grupa działaczy związanych głównie z Federacją Młodych Unii Pracy. Resztę UP wchłonie zapewne SLD. Życzymy powodzenia wszystkim, pod warunkiem że są ideową lewicą.
Związane z o. Rydzykiem IX Forum Polonijne nagrodziło Jana Kobylańskiego, milionera z Urugwaju, podejrzanego o wydawanie Żydów do gestapo, medalem „za wierny i jasny przykład Wiary, Nadziei i Miłości, za umiłowanie Polski i Polaków, ziemi polskiej i kultury, za słowa i czyny dla Narodu dokonane”. Kobylański, który hojnie wspiera pomysły Rydzyka, nagrodę przyjął. Natomiast Towarzystwo Naukowe KUL przyznało nagrodę im. Idziego Radziszewskiego księdzu profesorowi Czesławowi Bartnikowi za „wybitne osiągnięcia naukowe w duchu humanizmu chrześcijańskiego”. Bartnik słynie z tropienia Żydów i masonów oraz ksenofobicznych wypowiedzi w Radiu Maryja i „Naszym Dzienniku”. Czekamy na wydanie słownika katolicko-polskiego, który na nowo zdefiniowałby np. słowa „miłość” i „humanizm”. WARSZAWA Rada Krajowa Zielonych 2004 wykpiła RM War-
szawy, która – na wniosek LPR i przy poparciu Lecha K. – uchwaliła tzw. becikowe, czyli 1500 zł za urodzenie dziecka: „Kwota ta nie ułatwi decyzji o rodzicielstwie osobom poważnie myślącym o przyszłości, choć być może zachęci do tego ludzi planujących życie swoje i swoich dzieci w perspektywie najbliższego wieczoru”. Przepis Kaczorków: trochę ubitej piany i parę ochłapów dla dziadów. WATYKAN Kudy Josephowi do Karola! Pierwsze wystąpie-
nia nowego papieża wskazują na zupełny brak charyzmy. Papież chętniej niż niemieckim posługuje się łaciną (ukłon w stronę Trydentu?); mniej od poprzednika przywiązuje wagę do wielojęzycznych pozdrowień i teatralnych gestów. Dzięki temu jest jednak bardziej naturalny i autentyczny. Jeżeli papiestwu zabrać teatralność, to co z niego zostanie? Joseph. USA Siostry z Narodowej Koalicji Amerykańskich Zakonnic
zorganizowały happening, podczas którego produkowały duże ilości różowego dymu. W ten sposób zaprotestowały przeciwko panującemu w Kościele seksizmowi, który przejawia się m.in. nieobecnością kobiet w wyborach na papieża.
iedy byłem księdzem, widziałem, ile zła w Kościele czyni przymusowy celibat. Odpowiada on za liczne zboczenia seksualne duchownych, ich wyobcowanie, zgorzknienie, totalny materializm. Ksiądz, który nie ma swojej rodziny, nie ma tym samym największego dla normalnych ludzi celu życia. Szuka więc wartości zastępczych i znajduje... pieniądze, i to znacznie częściej niż prawdziwego Boga. Parafianie zawsze są obcy, oni mają swoje życie. Tylko wówczas są nierugani z ambony i nieobmawiani w gronie duszpasterzy, gdy dobrze wywiązują się ze zbiórek. Klasa rządząca w Kościele – biskupi – doskonale zdaje sobie sprawę, że obecnie mniej więcej połowa spośród 400 tys. księży katolickich na świecie to homoseksualiści (w USA, według anonimowego sondażu, nawet 60 proc.). Gdyby nie geje, papieski Kościół już dawno powróciłby do katakumb. Nikogo nie powinno to dziwić, bo ciągną oni do swego naturalnego, męskiego środowiska – seminarium duchownego lub męskiego zakonu, gdzie stanowią zawsze około 1/3 pierwszego rocznika. Część księżowskiego narybku zmienia swoje preferencje na homoseksualne pod wpływem środowiska. Mój zastępca Marek Szenborn, który zwykł mawiać o sobie: „Jestem do bólu heteroseksualistą”, twierdzi również, że poszedłby do zakonu, ale wyłącznie żeńskiego. W połowie gejowski kler ma gdzieś zniesienie celibatu. Jeszcze bardziej abstrakcyjne wydaje się wprowadzenie święceń kapłańskich kobiet, bo Kościół rzymski od stuleci posiłkuje się w tym przypadku precedensem męskiego grona apostołów wybranych przez Jezusa. Przy okazji każdej zmiany na papieskim tronie na nowo odżywają nadzieje liberalnych katolików na reformy, które miałyby przystosować papiestwo do nowych czasów, nowej obyczajowości, zdobyczy nauki i techniki. Przecież zakaz używania prezerwatyw ma zupełnie inny wymiar i znaczenie teraz – w obliczu AIDS, klęsk głodu i przeludnienia państw Trzeciego Świata – niż 200, 300 czy 500 lat temu, gdy te problemy nie występowały. Jak inaczej, jeśli nie antyhumanitarną złośliwością, nazwać uporczywe obstawanie papieży przy naturalnym zapłodnieniu w łonie matki, kiedy medycyna daje wreszcie możliwość zapłodnienia in vitro, a od 1,5 do 1,9 mln par w Polsce nie może mieć potomstwa! Ja sam po zrzuceniu sutanny sądziłem, że kiedyś mogą nastąpić takie reformy. Jako ksiądz widziałem potęgę kościelnej instytucji i jednocześnie marnotrawienie środków, zwłaszcza potencjału ludzkiego, na zbędne czary, bicie politycznej piany oraz budowanie podniebnych świątyń. Dumałem sobie, że ta armia duchownych mogłaby naprawdę być duszpasterzami dla swoich owieczek, zamiast urzędnikami firmy Krk. Gdyby księża mieli żony i dzieci, gdyby nie
K
zrażali wiernych swoim politykierstwem czy potępieniami – choćby antykoncepcji – byliby o wiele bliżej ludzkich spraw i problemów. Kościół powinien być przecież przyjazny dla swoich członków i świata, o ile ten przestrzega bożych przykazań. Kler mógłby piętnować rzeczywiste zło w oparciu o 10 przykazań i prowadzić ludzi do zbawienia, przepowiadając im Dobrą Nowinę, zamiast mnożyć wymyślone przez siebie „ciężary nie do uniesienia”, tak jak to robili faryzeusze w czasach Jezusa. Zmiany mogłyby nastąpić, ale zmian nie będzie, tak za tego pontyfikatu, jak i prawdopodobnie za następnych. Dlaczego? Ponieważ wyższy kler oraz papieże, od których wszystko zależy, mają się bardzo dobrze i nie myślą tego zmieniać. Biskupi i kardynałowie pławią się w dobrobycie i władzy absolutnej w swoich małych królestwach, za murami świątyń, kurii i seminariów, a ostatnio coraz częściej – także innych nieruchomości i przedsiębiorstw. Tylko jakiś desperat albo niepoprawny ideowiec zdobyłby się na dobrowolne porzucenie takiego życia, i to po latach wyrzeczeń. Nieliczni kościelni Rejtani są natychmiast spychani na margines lub wprost potępiani za swoje wybryki, ot choćby teologię wyzwolenia w Ameryce Południowej. Nadzieje związane z osobą Josepha Ratzingera są szczególnie płonne. Czego bowiem można się spodziewać po człowieku, który „poszedł na księdza” w wieku 12 lat (wstąpił wówczas do niższego seminarium duchownego), a tym samym normalne życie zakończył na etapie bajek Andersena i strzelania z procy... Później procę zamienił na działo przeciwlotnicze i mundur Hitlerjugend, zamiast chodzić na zabawy i podrywać dziewczyny. Kiedy po wojnie wrócił za mury seminarium, cały poświęcił się dla Kościoła i tak już mu zostało; zresztą nie tylko jemu. Biblia mówi, że „nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo będzie jednego nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi”. To święta prawda. Ludzie Kościoła nigdy nie zrozumieją ludzi z drugiej strony ołtarza i pozostaną ślepymi przewodnikami. Odpowiedzią Nauczycielskiego Urzędu, któremu kard. Ratzinger szefował przez ponad 20 lat, na „moralne rozprzężenie”, czyli de facto zdobycze humanizmu – zawsze było mnożenie rygorów, a nie ich łagodzenie. Tak też pozostanie, choćby nadal zmniejszała się liczba księży i świadomych wiernych. Kolejni papieże postawią raczej na coraz bardziej ciasne, ale własne cesarstwo i na małą trzódkę, niż cokolwiek zreformują, podając w wątpliwość nieomylność swoich poprzedników, a tym samym – swoją. Władze Kościóła rzymskokatolickiego są w pułapce i – niczym stare spasione tygrysy z zoo – nie zamierzają się z niej uwalniać. JONASZ
Kompleks braku kobiet hierarchowie kompensują sutannami i kolorowymi strojami. Może nie różowymi, ale purpurowymi.
Connecticut – jako trzeci stan po Vermoncie i Massachusetts – wprowadził legalne związki partnerskie osób tej samej płci. Wszystkie wymienione stany leżą w Nowej Anglii, regionie zaliczanym, podobnie jak Kalifornia, do liberalnego i intelektualnego zaplecza Ameryki. Liberalnym centrum Polski mogłaby być Łódź, ale Kropiwnicki... WŁOCHY Berlusconi ma kłopoty z podźwignięciem się po
klęsce w wyborach lokalnych: w 11 na 13 regionów władzę przejęła lewica. Boskiemu Silvio – opuszczonemu przez chadeków – udało się co prawda odbudować rząd, ale perspektywy są marne. Hiszpania, Portugalia, a także Włochy – na lewo. Co z tą Polską?
Może i zapomnieliśmy o życzeniach z okazji Matki Boskiej Gromnicznej, to prawda... Nic nikomu nie winszowaliśmy na okoliczność Trzech Króli – zgoda, ale Święto 1 Maja... Nie, tego nie wolno pominąć. Zatem wszystkiego najlepszego, Kochani, z okazji Święta Pracy. I oby za rok też było co świętować!
List do Przyjaciół Szef RACJI, pan Piotr Musiał, wraz z gronem popleczników opuścił szeregi partii i przeszedł do Unii Lewicy III RP. Jeszcze 26 lutego podczas Kongresu APPR jak lew walczył o buławę przywódcy, a tu proszę... Czy rejterada Przewodniczącego powinna mnie zasmucić, dodać siwych włosów? Przeciwnie! Na tę wieść uśmiechnąłem się od ucha do ucha, i to wcale nie z satysfakcją. A przecież mógłbym ją mieć. Od dawna bowiem nie ukrywałem, że drogi moje i Przewodniczącego RACJI rozeszły się bezpowrotnie. Wyszło w końcu szydło z worka, a dokładnie – z partii, czyli niby stanęło na moim, ale nie z tego powodu się cieszę. Otóż teraz nareszcie wszyscy razem możemy zacząć jeszcze raz – i to wcale nie od początku. RACJA – którą wymyśliłem, powołałem do życia i wraz z gronem przyjaciół postawiłem na nogi, a później z życzliwością przyglądałem się jej działalności – istnieje nadal. W sposób naturalny oczyściła się i dopiero teraz chwyci nowy wiatr w żagle. Przyjaciele! Już za kilka dni zostaną demokratycznie wybrane nowe władze partii i jestem przekonany, że marazm, bezwład i prywata, które zakradły się na same szczyty zarządu APP RACJA, zostaną zastąpione nowymi, prężnymi działaniami oddanych sprawie ludzi. Piotrowi i jego kolegom szczerze dziękuję za ich pracę i życzę powodzenia. Nowym władzom APP RACJA oraz wszystkim jej Członkom deklaruję pomoc moją i mojej gazety. Wszystko, co najlepsze, dopiero przed nami! JONASZ
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r. uż po zakończeniu żałoby narodowej profesor Leon Kieres – prezes Instytutu Pamięci Narodowej – oznajmił, że ma jeszcze w swoim biurku „partię nieznanych nawet historykom IPN dokumentów, zawierających bardzo bolesne informacje dla Ojca Świętego”, z nazwiskami ludzi z bliskiego otoczenia JPII (w tym księży), którzy „nadawali” bezpiece na Karola Wojtyłę. Co więcej, dys-
T
Stary człowiek ze łzami w oczach przekonywał red. Olejnik: „Kontakty można mieć i z tego wynika dobro. Ja jestem księdzem i zawsze byłem księdzem. I tak stanowiłem o sobie, odkąd mnie wyświęcono, żeby rozmawiać ze wszystkimi ludźmi. Żeby rozmawiać z ludźmi trudnymi, zagubionymi, także z moimi przeciwnikami”. A co na to uczestniczący w programie Kieres? „Ksiądz Maliński nie-
Powracająca fala I znów zamieszali w kloace z teczkami. Szef IPN ujawnił, że jakiś duchowny ośmielił się kapować bezpiece na papieża. Było ich tysiące, a teraz każdy modli się, żeby nie na niego wypadło… ponuje też nagraniami rozmów pewnego agenta z oficerami PRL-owskich służb specjalnych: „Natychmiast rozpoznałem głos osoby, która donosiła na papieża” – zapewnił Kieres. Dodał, że o tych „bardzo bolesnych” kwitach wiedział od lat, ale milczał, bo uważał, że „wiarygodność informacji musi być sprawdzona, zanim opinia publiczna dowie się o nich”. Dziennikarze – jak to dziennikarze – zaczęli węszyć. Najpierw padło na księdza Mieczysława Malińskiego, długoletniego i serdecznego przyjaciela Wojtyły. Ksiądz, atakowany ze wszystkich stron, przyznał, że miał „kontakty” z SB, która wielokrotnie usiłowała go „złamać”, ale „bezskutecznie”. Później, w żenującym spektaklu telewizyjnym („Prosto w oczy” pod redakcją Moniki Olejnik), usprawiedliwiał się, że jego „kontakty” ograniczały się do „rozmów przy okazji odbierania paszportu” lub zdawania po powrocie z zagranicy: „Wracałem pełen entuzjazmu, zachwytu i dzieliłem się (wrażeniami z papieskich pielgrzymek – dop. red.) ze wszystkimi ludźmi, którzy mnie o to pytali”.
potrzebnie się tłumaczy” – zauważył złowróżbnie prezes IPN. Dwie godziny później, w wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej, był już bardziej wspaniałomyślny: „Księdzem, który występuje w aktach IPN jako udzielający informacji Służbie Bezpieczeństwa na temat Karola Wojtyły, nie jest ksiądz Mieczysław Maliński”. I znowu dziennikarze – jak to dziennikarze! – zaczęli węszyć... I potrwa to do skutku, czyli ubicia ofiary. Tym razem ma nią być – jak informują telewizyjne „Wiadomości” – „zwykły polski ksiądz, który obecnie mieszka i pracuje w Watykanie”. Przy okazji igrzysk ma swoje pięć minut historyk Marek Lasota, badacz przeszłości z krakowskiego oddziału IPN. Tenże na przetaczającej się przez media kolejnej – wznieconej przez Kieresa – fali gówna reklamuje przygotowywaną przez siebie książkę na temat roli bezpieki w życiu i twórczości Wojtyły, zapewniając, że nie zawaha się przed ujawnieniem nazwisk tajnych agentów. Dotarliśmy do potencjalnej ofiary lustratorów: „zwykłego polskiego księdza”, który jeszcze do niedawna
GORĄCY TEMAT „mieszkał i pracował w Watykanie”. Oto co nam powiedział: – Z panem Kieresem nigdy nie rozmawiałem, więc kwestia nagrania z pewnością nie mnie dotyczy. Natomiast co do reszty, kto wie? Ta historia zaczęła się w trzecim roku pontyfikatu Ojca Świętego, gdy biskup (...) zezwolił mi na robienie doktoratu w Rzymie. W pierwszych miesiącach stanu wojennego złożyłem dokumenty o paszport i pewnego pięknego dnia zostałem telefonicznie zaproszony na spotkanie w komendzie. „Czy możemy liczyć na to, że nie będzie ksiądz rozpowszechniał za granicą nieprawdziwych informacji o sytuacji politycznej w Polsce?” – zapytał mężczyzna, który nawet nie ukrywał, że jest oficerem z wydziału czwartego, tego od pilnowania księży. „Daję słowo: jadę się uczyć, a nie politykować” – odparłem. Z pełnym zresztą przekonaniem, bo decyzję o stanie wojennym większość kapłanów naszej diecezji przyjęła z autentyczną ulgą. Owszem, z ambony krytykowaliśmy, ale taka była wówczas potrzeba chwili. Nawiasem mówiąc, na płynącej z Zachodu rzece darów niektóre parafie bogaciły się, jak nigdy dotąd. Oficer ponownie zatelefonował po kilku dniach. Zapowiedział, że ma już w kieszeni upragniony przez księdza paszport. Spotkali się w restauracji hotelowej. – Gdy kończyliśmy kawę, poprosił, żebyśmy poszli na górę, bo tam czeka jego kolega z kontrwywiadu, od którego zależy decyzja. Atmosfera była sympatyczna, więc dałem się namówić na lampkę koniaku i zapewniłem, że nie będę obsmarowywał za granicą Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Ten z kontrwywiadu dał mi numer telefonu do polskiej ambasady we Włoszech, że gdyby coś, to mogę tam szukać pomocy. Ksiądz skorzystał z tej sugestii po kilku miesiącach pobytu w Rzymie. Jego matka ciężko zachorowała, chciał więc pilnie wysłać do Polski lekarstwa. – Pan Edward (…) przedstawił się jako sekretarz ambasady. Wszystko załatwił jak należy, przesyłka błyskawicznie dotarła na
miejsce. Kilkakrotnie spotkaliśmy się później przy okazji jakichś imprez w ambasadzie, a parę razy ot tak, po prostu, na pogaduchach przy dobrym winie w kawiarni. O czym rozmawialiśmy? No a o czym może rozmawiać dwóch Polaków na obczyźnie? On znał najświeższe plotki z kraju, a ja – z Watykanu. Jeszcze przed obroną pracy doktorskiej nasz rozmówca (dzięki protekcji bardzo w Rzymie wpływowego polskiego księdza) znalazł zatrudnienie w pewnej instytucji kościelnej. Uzyskał na to zgodę ordynariusza i został we Włoszech na dłużej. – Gdy Edwarda odwołano z placówki, jeszcze przed wyjazdem zapoznał mnie z panem Januszem (…), który miał objąć po nim stanowisko w ambasadzie. Ten dosyć słabo znał włoski, więc czasem zwracał się do mnie z prośbą o tłumaczenia rozmaitych biuletynów watykańskich bądź czasopism. Po jakimś czasie nawet się zaprzyjaźniliśmy. – Z czego zatem wypływają obawy księdza? – zapytaliśmy. – Pod koniec lat osiemdziesiątych dowiedziałem się, że obaj byli pracownikami polskiego wywiadu. Co więcej, wywodzili się podobno ze słynnego Departamentu IV Służby Bezpieczeństwa… – I co będzie, jeśli znajdzie ksiądz swoje nazwisko w książce Lasoty? – Trzeba będzie wyjeżdżać z Polski. Żal… O komentarz do aktualnej sytuacji sprokurowanej przez IPN oraz opisanych wyżej rozterek księdza poprosiliśmy byłego oficera krakowskiej bezpieki: – Przypadek, o którym mówicie – zakładając, że facet był z wami szczery – to sytuacja klasyczna. Myślę, że po kilku pierwszych spotkaniach został zarejestrowany jako TW, choć niekoniecznie zdawał sobie z tego sprawę. Odstąpili od pozyskania z zobowiązaniem, żeby go nie zrazić, a dawał pewnie więcej informacji niż ktoś, kto brał pieniądze i pisał doniesienia – ocenia nasz rozmówca. – A teraz znajdzie swoje nazwisko w książce Lasoty…
GŁASKANIE JEŻA
Przychodzi Giertych do Dochnala Modna była niegdyś zabawa w spostrzegawczość, zamieszczana na łamach kolorowych czasopism. Dwa na oko identyczne obrazki, a pod nimi podpis: „Znajdź szczegóły, którymi różnią się te ilustracje”. Dziś trącąca myszką zagadka ożywa na nowo, tylko już nie w świecie wirtualnym, ale – jak by to powiedzieli fani komputerów – w realu. Oto jakiś czas temu obserwowaliśmy z zapartym tchem poczynania pierwszej komisji śledczej, która próbowała rozwikłać aferę grupy trzymającej władzę i Rywina. Dżentelmen ten przyszedł do Michnika i jak gdyby nigdy nic zaproponował, że za 17 dużych
baniek Agora dostanie to, co chce, czyli ustawę o radiofonii i telewizji w pożądanym przez nią kształcie. Jeśli rzeczywiście tak było (a pewnie było), to słusznie komisja, prokuratury, sądy i miliony Polaków uznały sprawę za niesłychany korupcyjny skandal, za próbę wymuszenia i niemoralną propozycję do entej potęgi. Skutek był taki, że Rywin poszedł do pierdla, a władza dostała orgazmu: „Pokazaliśmy, że praworządność w Polsce zatriumfowała”. Pięknie! To był obrazek pierwszy z naszej smutnej zabawy. A teraz drugi. Giertych, Macierewicz i Wassermann jako grupa trzymająca na razie tylko trochę
władzy (NA RAZIE!) idą do Dochnala z propozycją: „Ty nam powiesz to, co chcemy usłyszeć, obciążysz zeznaniami tego, kogo wskażemy, a my w zamian sprawimy, że szybko wyjdziesz z kicia na wolność”. Rywin przyszedł do Michnika po cichu, a Giertych do Dochnala – w blasku fleszy i szumie kamer (z Kulczykiem na Jasnej Górze rzecz miała się nieco inaczej). Czy to znaczy, że Giertych działa aż tak jawnie? Z otwartą przyłbicą? Jak rycerz niepokalany? Nie! Oznaczać to może jedynie, że albo żelazny Roman – pewny swojego w niedługim czasie zwycięstwa – jest już tak bezczelny, że nie liczy się z niczym i z nikim, albo dawno zapomniał, co
3
– Bez obaw. Napiszcie o tym wyraźnie, żeby wszyscy zainteresowani spali spokojnie: teczki czynnej w 1989 roku agentury zostały zniszczone. Nie wiem, czyimi kwitami Kieres gra, ale na pewno nie jest to ktoś ważny dla nas w tamtym okresie. – Czy ksiądz Maliński nie był ważny? – To kryształowo czysty człowiek. Na tej samej zasadzie można byłoby na przykład oskarżać dzisiaj księdza Józefa Tischnera – on również miał kontakty. Miał je arcybiskup – a wtedy jeszcze ksiądz – Stanisław Dziwisz. Rozmawialiśmy. No i co z tego? – Zapytam jeszcze, czy nie wstyd wam teraz, że podsłuchiwaliście i obserwowaliście księdza, a potem biskupa Wojtyłę? Zacytuję wypowiedź Lasoty: „W mieszkaniu przyjaciela Ojca Świętego, ks. Andrzeja Bardeckiego, dwie funkcjonariuszki SB, podając się za wolontariuszki organizacji charytatywnej, podrzuciły pod nieobecność księdza paczkę ze sfałszowanym pamiętnikiem, który miał rzucić cień na Karola Wojtyłę. Była tam mowa o zbytniej zażyłości biskupa z osobą z jego świeckiego otoczenia”. No i jak, wstyd? – Lasota po prostu bredzi. Nie chodziło o podrzucenie pamiętnika, lecz wykradzenie przechowywanej przez Bardeckiego korespondencji Wojtyły z jego przyjaciółką Ireną K. Nie podjęto ostatecznie takiej próby, gdyż dostęp do mieszkania księdza był praktycznie niemożliwy. Żadne – bardziej lub mniej autentyczne – wolontariuszki nie przekroczyły progu jego mieszkania. Pamiętnik Ireny K. – owszem – był fałszywy, gdyż nie ona była jego autorką, lecz ktoś, kto przepisywał nagrania z podsłuchu rejestrującego wydarzenia w jej domu. A że podsłuchiwano? Jakie służby na świecie oparłyby się pokusie udokumentowania romansu biskupa? Pamiętam, że kiedyś już o nich obojgu pisaliście („Świadek miłości”, „FiM” 42/2003). Czy nie zastanowiło was, dlaczego nikt nie ośmielił się pozwać za to redakcji do sądu? Faktycznie, zastanowiło… ANNA TARCZYŃSKA
to moralność i etyka. O ile księża nie wypaczyli mu tych pojęć na pierwszych spowiedziach. Wracam do problemu z początku tego tekstu – czym tak naprawdę różnią się te dwa obrazki? Niczym się nie różnią – odpowiadam sam sobie. Tam i tu chodzi dokładnie o to samo – o wymuszenie konkretnych zachowań w zamian za obiecane gratyfikacje. W pierwszym przypadku chodzi o pieniądze, a później politykę, w drugim – najpierw o politykę, a w przyszłości – kasę. Jaka różnica? Tylko kolejność. No może taki maleńki niuans, że propozycja Rywina to był wstrętny bo wstrętny, ale tylko biznes, a propozycja Giertycha jest ordynarnym szantażem politycznym. Speckomisje sejmowe powoływane są po to, by kontrolować, tropić i piętnować wszelkie odstępstwa od mechanizmów praworządnego państwa. A ja muszę zapytać za starożytnymi: Quis custodiet ipsos custodes? Kto ma pilnować tych, którzy pilnują? MAREK SZENBORN
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Seks i keks Facet zdobywa sławę jako seksuolog, popularyzator gry miłosnej i więzi intymnych. Rzucił wyzwanie przesądom erotycznym utrudniającym harmonijne pożycie płciowe. Kim jest ów śmiałek? Jest to o. Józef Możdrzeń, zakonnik z Zakopanego. Truizmem jest stwierdzenie, że księża i zakonnicy są największymi znawcami seksu. Jest to sprawa, która nie podlega żadnej dyskusji, co wielokrotnie potwierdzaliśmy na łamach „FiM”. Faceci w sukienkach wypowiadają się na temat technologii, wydolności i fizjologii seksualnej, gry miłosnej oraz ogólnych zjawisk przy spółkowaniu. Ojciec Józef (nazwisko niemożliwe do wymówienia dla Anglosasa) jest specjalistą od harmonijnych i kwitnących stosunków seksualnych w małżeństwie. Zapytacie, co zakonnik, który żyje w celibacie, a może nawet w czystości, wie o seksie? Otóż wie, i to dużo, skoro prowadzi na ten temat konferencje, a nawet całe rekolekcje. Spotkanie odbyło się w Nałęczowie z udziałem rekordowej liczby 100 osób reprezentujących świętojebliwe małżeństwa z woj. lubelskiego, zrzeszone w Ruchu Czystych Serc. Były to rekolekcje tematyczne pt.: „We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem” (Hbr 13. 4a), które poprowadził właśnie Możdrzeń. Ojciec wyszedł z ogólnego założenia, że na poskromienie płciowej żądzy najlepsza jest modlitwa.
Sprawa jest bardzo poważna, albowiem w „małżeństwie współżycie płciowe może być nieczyste i tym samym niszczące małżonków i ich więź” – informuje chrześcijański Ruch Czystych Serc Małżeństw i proponuje modlitwę, która poskromi nieczystą żądzę: „Panie Jezu, bądź jedynym Panem naszego życia. Ucz mnie zdobywać umiejętność kontrolowania moich pobudzeń seksualnych i emocji. Niech nam w tym pomoże codzienna modlitwa rodzinna, a każdy cięższy upadek niech będzie zaraz wyznawany w sakramencie pojednania”.
Co należy rozumieć przez upadek? Wyjaśnia nam to Ruch Czystych Serc Małżeństw. Aby serca nie zbrukały się, należy zrezygnować z „nieuporządkowanych moralnie, szkodliwych przyjemności” (na przykład seks), ale nade wszystko trzeba odmówić Modlitwę Zawierzenia, której tekst finałowy jest następujący:
uż po wyborze Ratzingera na „Ojca Świętego” „Berliner Zeitung” napisał, że to decyzja najgorsza z możliwych dla Kościoła, a najlepsza dla zwolenników świeckiego państwa. Trudno się nie zgodzić z tym spostrzeżeniem. Zatem antyklerykałowie – alleluja, chwalmy Pana! Duch Święty, który – zdaniem polskich mediów – kieruje przebiegiem konklawe, musiał mieć już powyżej uszu Kościoła rzymskokatolickiego. Bo jak inaczej wytłumaczyć taki wybór kardynałów? Po ludzku sądząc, należało się takiego obrotu sprawy spodziewać, bo czy kardynałowie, w większości żywe kopie Karola Wojtyły, mogli nie wybrać kogoś, kogo on sam wybrał na jedno z najważniejszych stanowisk w Kościele, nie kochać kogoś, kogo on sam kochał, nie uznać za Najwyższego Nauczyciela kogoś, od kogo sam Jan Paweł II się uczył? Przecież nawet ulubiony zwrot JPII na określenie współczesnej cywilizacji to Ratzingerowska „kultura śmierci”. Ale to były oczywiście ludzkie rachuby, a polskie media wiedziały, że to nie człowiek, ale sam Najwyższy kieruje rękami purpuratów. A jak tu nie wierzyć temu, co pisze „Fakt”, albo temu, co głosi TVP? Skoro to Bóg wybrał, więc musiał bardzo już Kościoła nie lubić, bo wybór Ratzingera to utrzymanie kościelnego zamordyzmu, to wojna z antykoncepcją i aborcją, to wyniosła pycha wobec innych wyznań i religii, to potępienia i anatemy. A w konsekwencji – jeszcze bardziej masowe wystąpienia z Kościoła (ostatni gasi światło…), jeszcze większa irytacja, a może bunt liberałów, to dalsza izolacja Krk
T
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA „Aby zachować czystość serca, postanawiam nie używać żadnych środków antykoncepcyjnych i być zawsze gotowym(ą) na przyjęcie każdego dziecka, którym nas Bóg obdarzy. Proszę Cię, Panie, o pomoc, abym unikał(a) wszystkiego, co uzależnia, zniewala i zachęca do złego”. Na wykładach ojca Możdrzenia nie można było znaleźć wolnych miejsc. Każdy chciał usłyszeć na żywo tego, o którym krążą legendy i opowieści w Ruchu Domowego Kościoła. Kilka osób przywiozło ze sobą dyktafony... Na ostatniej konferencji ks. Józef odpowiadał na pytania, które nasunęły się uczestnikom rekolekcji podczas słuchania nauk. A było ich niemało. Agnieszka i Krzysztof Piaseccy, uczestnicy rekolekcji, piszą: „My wyjeżdżaliśmy z Nałęczowa z innym spojrzeniem na nas, na naszą miłość małżeńską, na udzielony sobie 5 lat temu sakrament”. Kasia i Paweł Kaniukowie idą jeszcze dalej w pochwałach naszego seksuologa małżeńskiego: „Jesteśmy z Kasią ogromnie wdzięczni Bogu, że dane nam było przeżyć rekolekcje z Ojcem Możdrzeniem! Że ujrzeliśmy naszą miłość małżeńską w zupełnie innym świetle i że chcemy teraz żyć w ten sposób, żeby każda chwila, również przeżywana w czasie aktu małżeńskiego, była dla nas uświęceniem i radością!”. Po konferencji małżeństwa zostały zaproszone na podwieczorek ze smakowitym keksem zrobionym przez gospodynie z lubelskiego Ruchu Domowego Kościoła. Mniam – zachwycali się uczestnicy konferencji. I za te niezapomniane przeżycia my również składamy ojcu Możdrzeniowi serdeczne Bóg zapłać! ANDRZEJ RODAN
w stosunku do reszty świata, dalsze osłabienie papieskiego Kościoła, postępująca marginalizacja. Zatem zmierzch katolicyzmu, w jaki wprowadził go Jan Paweł II, za Ratzingera wejdzie już w głęboki wieczór. Czy ta perspektywa może nie radować serc antyklerykałów? Bo słabnący Krk, czyli pierwszy wróg wolności w Europie, to perspektywa szybszego wywalczenia bardziej zdecydowanego rozdziału Kościoła od państwa w krajach katolickich, większa obojętność katolików na nawoływania hierarchii, czyli więcej wolności, więcej praw człowieka. Ratzinger na papieskim stolcu to dobra nowina także dla Polski. Nie licząc wymienionych wyżej powodów, które i nas dotyczą, dochodzi jeszcze jeden: papieżem nie jest już Polak! To koniec czerpania narodowej dumy z przywódcy Watykanu. Na nic się zda wskazywanie przez media, że Ratzinger to prawa ręka zmarłego papieża albo doszukiwanie się u Benedykta XVI kropli polskiej krwi. Wystarczy jedno papieskie pozdrowienie po polsku, które zabrzmi, jak wypowiedź volksdeutscha z peerelowskiego filmu (a musi tak zabrzmieć, bo to Niemiec) i mit „swojego papieża” pryśnie jak bańka mydlana. Papież z Hitlerjugend to dla polskiego serca gorzej niż czarny jak noc papież z Afryki. Zatem niemieckie papiestwo wybije z ręki polskiego Kościoła broń, jaką zapędzał na msze Polaków, a która nazywa się nacjonalizm i fałszywa duma narodowa. Więc chwalmy Pana, który kieruje konklawe! Tak głosi Kościół, a ten, jak wiemy, nigdy nie kłamie... ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Strzał w dziesiątkę
Prowincjałki Wyrokiem sądu pierwszej instancji na karę 12 miesięcy pozbawienia wolności został skazany 17-letni Grzegorz D. z Katowic za sfałszowanie recepty na lek zwalczający pryszcze. Młodzian cierpiał na wyjątkowo uciążliwą postać trądziku i kiedy dowiedział się o nowym farmaceutyku, postanowił zdobyć go za wszelką cenę. Obawiając się, że lekarz nie wyrazi zgody na przepisanie preparatu, który mógł wywołać skutki uboczne, zdesperowany chłopak po prostu dopisał go do innej recepty, podrabiając charakter pisma doktora. Na lek wydał 400 zł, ale było warto. Pryszcze zniknęły. Niestety, wyszło na jaw, że recepta została podrobiona i młodzieńcem zainteresowała się prokuratura. Skandalicznie wysoki wyrok pierwszej instancji został złagodzony przez sąd apelacyjny do 8 miesięcy paki w zawieszeniu i 30 godzin prac społecznych. MW
ROK ZA PRYSZCZ
...ale nie górale, tylko pijacy. Tomasz G. (16 l.) i Maciek Ł. (20 l.) dali sobie z główki na ulicy, ale natychmiast zwinęli ich gliniarze i zawieźli do izby wytrzeźwień. Chłopaki na wszelki wypadek zostali przypięci do łóżek pasami. Trafili jednak do tego samego pokoju. Starszy wyzwolił się z więzów i zaczął katować młodszego, robiąc mu z twarzy befsztyk. Na szczęście rozróbę usłyszeli pracownicy izby. Chłopcy tłukli się ponoć o jakąś piękność z Białegostoku. AR
POBILI SIĘ DWAJ
W Złotnie 150 policjantów szukało listonosza, który zaginął z 33 tys. zł, przeznaczonymi na wypłatę rent i emerytur. Kiedy go znaleźli, był w sztok pijany i bez gotówki, a do tego agresywny i niezadowolony, że go zapuszkowano. „Ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie” – jak śpiewali ongiś Skaldowie. AR
PIJANY JAK LISTONOSZ
Trzech chłopaków w wieku od 11 do 16 lat włamało się do magazynu przedszkola w Zduńskiej Woli. Skradli 145 soków i 60 jaj. Wpadli, bo rano, gdy opili się sokiem, obrzucili mur skorupami od jajek oraz pustymi butelkami. Hałas zbudził sąsiadów, którzy wezwali policję. Czyżby mieszanka soku z jajkiem tworzyła ajerkoniak? AR
ALE JAJA!
Złodzieje nie tylko kradną z naszych ulic wszystko, co metalowe, by potem sprzedać łup w skupie złomu. Doszło do tego, że ograbiają same skupy. Tak właśnie stało się w Słupsku przy ulicy Grottgera. Pod osłoną nocy na teren złomowiska włamał się zuchwały złodziej. Zwędził metalowe części ze złomowanych tam rybackich kutrów i sprzedał je w innym skupie. AR
METAL DLA ZUCHWAŁYCH
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE W wieku 78 lat nie jest dobrze podejmować się zadania, stanowiącego tak olbrzymie wyzwanie, a także wymagającego zaangażowania wszystkich sił – i fizycznych, i psychicznych. Nie ma gwarancji, że w tym wieku ktoś może tak ciężko pracować i wstać następnego dnia. (Georg Ratzinger, starszy brat papieża)
¶¶¶
Nowy papież, Benedykt XVI, choć jego wybór był tak zwanym pewniakiem, już na początku swojego pontyfikatu wywołuje sporo kontrowersji, krzyków zwłaszcza ze strony tzw. „progresistów”. Dla nas, Polaków, narodu, który bądź co bądź, nadal trwa raczej przy konserwatywnym, niż ultrapostępowym, new-age-owskim katolicyzmie, wybór ten wydaje się być bardzo dobrym rozwiązaniem. Duch Święty, który był w pierwszej kolejności sprawcą tego wyboru, stanął w obronie swojego Kościoła. (www.patriota.pl)
¶¶¶
(…) Duch Święty wybiera papieża. Nie, On nie wskazuje palcem, nie prowadzi za rękę, nie podpowiada. On przekreśla „chytreńkie” spekulacje ludzkiego rozumku, krzyżuje najbardziej wytrawne intrygi, sprowadza szalupę ratunkową dla rozchybotanej Łodzi Piotrowej, którą tylu obłąkanych majtków chciałoby skierować na lewicowy kurs, prosto ku przepaści (…). To jedno wiemy już na pewno: Kościół Święty nie dozna tak strasznej próby, iżby Zastępcą Chrystusa na ziemi był papież-progresista, papież-liberał, więc papież „trochę katolicki”. Nie będzie „otwarcia” Prawdy na fałsz i chaos mniemań, nie będzie „dyskusji” na temat „kapłaństwa” kobiet, „małżeństw” homoseksualistów, celibatu księży, czego chcieli postchrześcijańscy już de facto Europejczycy. Nie będzie też papieża „społecznie postępowego” ze zbolszewizowanej, zatrutej jadem socjalizmu Ameryki Łacińskiej, ani „kulturowej afrykanizacji” katolicyzmu. (www.konserwatyzm.pl) Wybrała OH
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
NARÓD NIEWIERNY
KREMÓWKA BIS
„Polityka” zamieściła na swoich stronach internetowych sondę, w której internauci mają odpowiedzieć na pytanie: „Czy w swoim życiu starasz się kierować nauką i przesłaniem Jana Pawła II”? Wyniki tego anonimowego badania są szokujące. W katolickim kraju, w którym wciąż trwa papieski kult, zaledwie 38 proc. respondentów przyznaje, że zawraca sobie głowę wskazaniami Najwyższego Autorytetu Moralnego; 36 proc. nawet nie próbuje tego robić, a reszta nie ma zdania na ten temat. AC
Bawarczycy, biorąc wzór z wadowiczan, postanowili wykorzystać swoje pięć minut. Cukiernicy z Marktl, rodzinnego miasteczka nowego Papy, już następnego dnia po wyborze Ratzingera upiekli papieskie ciastko. Jest to tarta z nadzieniem migdałowym, która – jak należało się spodziewać – znikła z półek błyskawicznie mimo zawrotnej ceny 1,3 euro za kawałek. Oprócz tego przedsiębiorczy rodacy nowego Papy w równie błyskawicznym tempie zaczęli produkować papieskie piwo, torty Benedykta XVI, czekoladę Ratzingera. Wszystko to ma naturalnie adekwatną do sytuacji cenę! OH
policji. Ta dowiedziała się o wszystkim przypadkowo, kiedy młodzi ludzie podczas przesłuchania dotyczącego innej sprawy przyznali się do przestępstwa. Lubartowskim cmentarzem na mocy konkordatu zawiaduje parafia rzymskokatolicka pw. Świętej Anny. Jej proboszczem jest dziekan dekanatu lubartowskiego ksiądz Andrzej Tokarzewski. KC
VILLAS – REAKTYWACJA
KOŁO RÓŻAŃCOWE Chwilą ciszy dla uczczenia pamięci zmarłego papieża rozpoczęło się zebranie Polskiego Związku Łowieckiego – koła nr 48 „Ponowa” we Włodawie. Następnie prowadzący posiedzenie stwierdził, iż wszyscy obecni są po rekolekcjach. Spotkało się to z niezrozumieniem u Stanisława P. – myśliwego z ponad 20-letnim stażem – który na rekolekcjach nie był, co też głośno wyraził. Wywiązała się ostra dyskusja, a P. zarzucono grzech zaniechania, co dyskwalifikuje go jako myśliwego. – Jak ktoś się kiedyś przyzna, że nie był na nieszporach, to chyba będą go lać – zastanawia się Stanisław P., który rozważa powiadomienie o całej sprawie zwierzchnich władz związkowych. KC
PAPARADA Lubelscy rajcy znani są z pracowitości. Nic więc dziwnego, że w trakcie sesji w miniony czwartek udali się do pobliskiej archikatedry. Tam zamówili bowiem specjalne modły w intencji zmarłego papieża Jana Pawła II. „Na czas mszy św. zostanie zarządzona przerwa w sesji Rady” – poinformowało wcześniej biuro prasowe lubelskiego magistratu. O tym, z jakich środków zostanie pokryte tradycyjne „co łaska”, ratusz nie informuje. Być może pieniądze z własnej kieszeni mógłby wyłożyć przewodniczący Rady Zbigniew Targoński (PiS), którego stać na fundowanie rodzinie kolacyjek w podlubelskim zajeździe „Bida”. A miało to miejsce w ubiegłą niedzielę. KC
HIENY W Lubartowie dwaj uczniowie miejscowych szkół włamali się do grobu na miejskim cmentarzu. W świeżo zakopanej trumnie szukali kosztowności, które mogliby sprzedać. Zawiedli się, bo znaleźli przy nieboszczyku jedynie drewniany krzyż i książeczkę do nabożeństwa. Choć ślady zbezczeszczenia zwłok były doskonale widoczne, administrator nie raczył powiadomić
prowincją. W zamian władze kościelne chcą gwarancji, że... „Chiny zapewnią pełną i rzeczywistą wolność religijną na swym terytorium”. W Chinach istnieją obecnie dwa odłamy katolików. Pierwszy jest lojalny wobec władz Republiki, a drugi nie uznaje pierwszeństwa Pekinu przed Watykanem, za co został zdelegalizowany. Watykan najpierw chce spełnienia swych postulatów, a dopiero potem zgodzi się zerwać stosunki z Tajwanem. Chiny zaś żądają, żeby państwo kościelne najpierw zerwało stosunki z Tajwanem, aby w ogóle mogło dojść do rozmów. Liu Bainian, wiceprzewodniczący Chińskiego Stowarzyszenia Patriotycznych Katolików (organizacja współpracująca z władzami), stwierdził: „Watykan musi zerwać kontakty z Tajwanem przed rozpoczęciem rozmów z legalnymi władzami w Pekinie oraz nie może ingerować w wewnętrzne sprawy Chin”. ŁCz
EVVIVA L’ARTE!
Już kilkakrotnie Violetta Villas (na zdjęciu) zapowiadała swój come back, lecz jak do tej pory – bez skutku. Tym razem ma być inaczej. W triumfalnym marszu gwieździe będzie towarzyszył jej nowy menedżer – kamilianin o. Bogusław Paleczny. Zakonnik znany z poparcia dla o. Tadeusza Rydzyka i Andrzeja Leppera oraz z żywiołowej niechęci do Unii Europejskiej zajął się obecnie komponowaniem przebojów dla „największej gwiazdy Europy Wschodniej”, jak mówi o swojej podopiecznej. Na początek menedżer zakazał jej występu w filmie fabularnym razem z grupą transwestytów „przebierańców”. Paleczny zapowiada, że nowa płyta, na której sam zaśpiewa kilka hitów w towarzystwie Villas, trafi do sklepów już w maju. Ojczulek pojawi się na koncertach diwy i będzie śpiewał w chórku. Reaktywowana Violetta ma być polskim wcieleniem Tiny Turner. Na szczęście słomiany blond pani Violetty ma pozostać nienaruszony. MW
TARGOWICA Watykan gotów jest zerwać stosunki dyplomatyczne z Tajwanem, aby w zamian zyskać przychylność władz Chin. Biskup Hongkongu Joseph Zen stwierdził, że Watykan jest zdecydowany uznać Chińską Republikę Ludowo-Demokratyczną i zgodzić się z władzami w Pekinie, że Tajwan jest tylko zbuntowaną chińską
5
NA KLĘCZKACH
Galeria Sztuki DNA w Berlinie zorganizowała dość niecodzienną wystawę. Jej największą atrakcją stała się Remune Gele, 27-letnia Niemka, która na oczach widzów galerii powiła swe pierwsze dziecko – dziewczynkę Audrę. Ojciec noworodka, 29-letni Winfried Witt, wyjaśnia, że tę decyzję podjęli po to, aby podzielić się z innymi tą jakże niepowtarzalną chwilą, którą nazwał egzystencjalnym dziełem sztuki. Bez względu na to, czy egzystencjalne, czy nie – dzieło nie spodobało się przywódcom kościelnym, co wyraził rzecznik Kościoła w Berlinie Stefan Foerner, twierdząc, że narodziny są intymnym aktem i takim powinny pozostać. Cóż, intymność ma to do siebie, że każdy robi z nią to, co uważa za stosowne... OH
MIŚ BENEDYKT Bawarskie dzieciątka będą do snu tuliły misia Benedykta! Pewna firma z miasteczka Lhuterstadt Couburg wprowadziła na niemiecki rynek zabawkarski pluszaka ubranego w papieski strój. Na łapkach miś ma napisane: „Kardynał Joseph Ratzinger – papież Benedykt XVI, 19 kwietnia 2005 r.”. Jedna maskotka kosztuje aż 160 euro, ale mimo zbójeckiej ceny produkt cieszy się zainteresowaniem. Niestety, nie wszyscy będą mogli nabyć misia, ponieważ firma wyprodukowała jedynie 265 egzemplarzy, czyli tyle, ilu było papieży w historii Kościoła. Niewykluczone, że lud Bawarii wylegnie na ulice, domagając się dorobienia kolejnej serii Benedyktów... MW
STAWIANIE FIGUR Muzeum Figur Woskowych w Madrycie jako pierwsze na świecie wejdzie w posiadanie woskowego Benedykta XVI. Rzecznik muzeum – Gonzalo Presa – poinformował z ekscytacją, że najpóźniej za miesiąc będzie można oglądać naturalnej wielkości, doskonale realistyczną woskową figurę nowego papieża. Dodał przy tym, że wykonanie figury pochłonęło wiele pracy, ale opłaciło się. Rzeczywiście, wszak woskowy Benedykt – po tym, jak zaakceptuje go pięciu ekspertów – zostanie ustawiony w doborowym towarzystwie Jana Pawła II, Jana XXIII i Piusa XII. WZ
POSSUMUS W GUMCE Rzymskokatolicki biskup Mombassy (Kenia) Boniface Lele jest zdania, że małżeństwa, w których choćby jedna osoba zarażona jest wirusem HIV, powinny mieć prawo do używania prezerwatyw. Tym samym obala watykańską doktrynę o nieskuteczności kondomów w zapobieganiu epidemii AIDS. Narzucanie współmałżonkom wstrzemięźliwości czy separacji purpurat uważa za niezgodne z duchowością chrześcijańską. Twierdzi, że „rozłąka byłaby dla nich wielkim stresem i mogłaby się przyczynić do rozprzestrzenienia choroby”.
Przypominamy, że w lipcu 2001 roku ówczesny prezydent Kenii Daniel Arap Moi zatwierdził plan importu 300 milionów prezerwatyw, co każdemu aktywnemu seksualnie Kenijczykowi miało zagwarantować 60 „gumek” rocznie. Niestety, po sprzeciwie chrześcijańskich organizacji obrony życia, wymyślił inną, tańszą metodę walki z wirusem: zaproponował obywatelom dwuletnią powściągliwość seksualną. MW
ZMIENIACZE Prawie dwustu czarnoskórych i latynoskich studentów chrześcijańskiego Międzynarodowego Uniwersytetu Trinity w Illinois (USA) otrzymało rasistowskie listy wzywające ich do natychmiastowego opuszczenia miasteczka akademickiego. To nie żarty! Jak donosi „The New York Times”, dyrekcja osiedla poleciła żakom, aby wyszli nocą z akademików i zakwaterowali się w hotelach. Rasistowska propaganda jest odpowiedzią na postulat niemieszania ras, zgłoszony przez grupę prawicowych studentów. Na konserwatywnym uniwersytecie (odpowiednik polskiego KUL-u) studiuje obecnie około 3,5 tysiąca osób. Kształcą się, aby – jak można przeczytać na stronie internetowej uczelni – „zmieniać świat poprzez Chrystusa”. RB
FANATYK 18-letni Brazylijczyk został aresztowany za napad na katolickiego księdza i kradzież dwóch egzemplarzy Pisma Świętego. Młodzieniec, uzbrojony w kuchenny nóż, rzucił się na wychodzącego z księgarni duchownego i wyrwał mu zakupione przed chwilą Biblie. Policjanci, którzy zatrzymali złodzieja, przyznają, że to jedna z najdziwniejszych kradzieży, z jakimi spotkali się w ciągu ostatnich kilku lat. Być może nagła potrzeba obcowania ze Słowem Bożym odebrała nieszczęśnikowi rozsądek? A może liczył na to, że ksiądz zakupił jakieś „odważniejsze” publikacje... MW
6
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
POLSKA PARAFIALNA
od pozorem uczczenia pamięci Jana Pawła II białostoccy ojcowie miasta chcą się dorwać do smakowitych terenów budowlanych. Teraz każdy, kto im podskoczy, zostanie uznany za „nie dość kochającego naszego Ojca Świętego”. I po gościu. Idzie o lotnisko Aeroklubu Białostockiego na Krywlanach, które od lat różne władze chcą przerobić na pasażerskie. W tym celu wystarczy wybudować pas startowy. W modernizującym się świecie miasto bez lotniska jest tym, czym wódka bez zakąski, randka bez buziaka albo spowiedź bez komunii. Niby dobre, ale czegoś brak. Urząd Marszałkowski wydał już 300 tys. zł na opracowanie planów, a kilkanaście milionów przygotowano na prace budowlane. Jednakże konwent Rady Miejskiej – na czele której stoi nawiedzony prezydent i Rycerz Grobu Chrystusowego w Jerozolimie Ryszard Tur – uznał, iż na lotnisku, gdzie Wojtyła odprawił mszę w 1991 r., powinien powstać kościół ku czci Ka-
P
Papa karmi Tura rola Wielkiego. Oraz – dodał szybko konwent – osiedle domków jednorodzinnych, bo przecież klechy muszą z czegoś żyć. Lotnisko położone jest genialnie: wśród lasów, za miastem, w odległości 2–3 km od centrum. Można się więc spodziewać, ile będzie kosztował metr ziemi. Przystąpiono już do opracowywania planu zagospodarowania terenu. Osiedle domków będzie wyposażone w punkty usługowe, sklepy, czyli tzw. nieuciążliwą infrastrukturę. A w jego centrum będą biły dzwony. Prawdziwa gmina katolicka. Próby przejęcia lotniska przez tatusiów miasta były podejmowane wielokrotnie. Mogą tam powstać wille byłych i obecnych włodarzy, które – na wzór latynoski – ogrodzi się wysokim murem, żeby biedota czasem nie podpatrywała, jak żyje klasa panów. Marszałek Janusz Krzyżewski (SLD) nie ma tu nic do gadania. Komuszy Urząd Marszałkowski też. Ale Krzyżewski, choć wściekły, ma cichą satysfakcję: zapowiada, iż lotnisko wybuduje się w Suwałkach, gdzie mieszka na stałe. Taka decyzja zapewni mu wielką popularność w nękanej bezrobociem byłej stolicy województwa. A to może mieć wpływ na decyzje wyborców, kiedy pan marszałek wystartuje u siebie w jakichkolwiek wyborach na jakikolwiek stołek. Tak więc wszyscy będą zadowoleni. Brakuje tylko opinii zmarłego papieża, czy podobają mu się te biznesowo-polityczne rozgrywki skrywane pod pozorem uczczenia pamięci. AM
Proboszcz z wikarym w jednym stali domu… I tyle wspólnego mieli z bajką, bo „najdziksze swawole” były udziałem obu księży. Zamieściliśmy kiedyś na kolum„Co dzień staram się pracą i monie „Listy Czytelników” krótką dlitwą wypełniać moje posłannictwo. wzmiankę o proboszczu parafii ChryCzęsto jednak stawiam sobie pytastusa Odkupiciela w Poznaniu, który nie, czy moje duszpasterstwo jest właodmówił ochrzczenia dziecka podczas ściwe, czy właściwe jest moje podejmszy, gdyż rodzice niemowlęcia żyją ście do człowieka? Jestem człowie„w grzechu” („Gorsze dzieci” – „FiM” kiem wymagającym. Wymagam od 9/2004). siebie, ale także od innych” – zwierza się ks. Ławniczak w wywiadzie – Ksiądz kanonik Wojciech dla parafialnej gazetki. Ławniczak powiedział mi dosłownie tak: „Dziecko jest z konkubina– Mój znajomy, Jerzy (…) pratu, więc żeby nie gorszyć parafian, cował w tej parafii ponad 5 lat. mogę je ochrzcić tylko poza mszą Jeszcze zanim się zwolnił, opowiaświętą”. Dodał, że to moja i partdał, że jak przychodzi do pracy nera wina, gdyż jesteśmy „grzesznikami społecznymi” – żaliła nam się w późniejszej rozmowie Danuta K., matka dziecka. Ta historia odbiła się nieoczekiwanie głośnym echem, bo zaprosili nas do Poznania ludzie, którzy po raz pierwszy – jak twierdzili – zetknęli się na pół do z „FiM”. Z ich siódmej, to pomocą przyjrzeniejednokrotliśmy się facetonie widzi wywi w czarnej sumykającego kience: „Jego pasię z plebanii sje to pedagogika jeszcze zai muzyka, relaksu spanego maszuka, pracując łolata. Bawiw ogrodzie. Wierłem się kieność powołaniu dyś w gronie kapłańskiemu jest dla niego najcenniejszym osiągnięciem; prawda, służba innym, zaufanie, wiara Wojciech Ławniczak w Boga – największymi wartościami. Nie lubi połowiczności, dlatego stawia wymagania sobie i innym” – czytamy w oficjalnej hagiografii 53-letniego ks. Ławniczaka, zamieszczonej na stronie internetowej parafii. – Z proboszcza jest straszny latawiec. Za dużo pije, parę razy widziałam, jak wyprowadzali go do taksówki z jednego wieżowca na Krańcowej (ulica na osiedlu Warszawskim „należącym” do parafii – dop. red.). Ledwo trzymał się na nogach – opowiada nam pani Maria, parafianka od Chrystusa Odkupiciela. Czyżby miało to oznaczać, że proboszcz nie lubi „połowiczności” jeszcze bardziej niż „ćwiartkowości”? – Kiedyś wnuczek wrócił z porannej mszy i mówi: „Babcia, a nasz ksiądz był dzisiaj nawalony jak ruski plecak”. Myślałam, że gdzieś go zobaczył po drodze, a okazało się, że ksiądz kanonik mszę odprawiał! Niestety, ma upodobania do alkoholu i nie tylko… A szkoda, bo bardzo wiele zrobił dla parafii. Jest tu już prawie 13 lat temu i twierdzi, że jest nietykalny. Kilka pań było kiedyś kilku poznańskich księży. Sytuacja w kurii poskarżyć się, że traktuje lubyła rozrywkowa z umiarkowaną dzi po chamsku. No i już kilka dni ilością alkoholu. Jeden z biesiadpóźniej, w niedzielę, wykrzyczał im ników powiedział, że ma zaproszepodczas kazania: „Gadajcie sobie, ile nie na jakąś uroczystość u Ławnichcecie. I tak nikt mi nic nie zrobi” czaka. A inny na to: „Tylko nie – dodaje koleżanka pani Marii. pij za dużo i uważaj na tyłek”...
– ujawnia „przyjaciel rodziny” wspomnianej na wstępie Danuty K. – Pewnego razu chciałam się pilnie z proboszczem rozmówić. Godzina była poranna, ale już na pewno po ósmej – wpadłam tam po drodze do pracy. Przez dłuższą chwilę łomotałam w drzwi, aż tu nagle z apartamentów wychodzi jakiś rozmemłany mężczyzna około trzydziestki, którego nigdy wcześniej ani później nie widziałam w parafii. Cuchnęło od niego jak z gorzelni. I mówi słodkim głosikiem: „Ach, proszę przyjść później, bo ksiądz proboszcz jeszcze leży w łóżku”. Ciekawe, za jakież to „zasługi” arcybiskup Paetz nadał mu godność Honorowego Kanonika Kapituły Poznań-
Rozpusta skiej – ironizuje Anna K., która do dzisiaj nie może odżałować, że pozwoliła synowi wziąć Pierwszą Komunię z ręki ks. Ławniczaka. „Marzy mi się, aby więcej ludzi angażowało się, działało w naszej parafialnej wspólnocie, aby do tej pracy włączyć młodzież, z którą tak ładnie pracuje ks. Marek” – zdradza swoje tęsknoty pleban w przywołanym wyżej wywiadzie.
oazy młodzieżowej. (…) Wraz z przyjaciółmi tworzyłem w Wolsztynie Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej. I tak rozpoczęła się moja przygoda z harcerstwem, która trwa do dzisiaj” – prezentuje się (wzorem swojego pryncypała) na parafialnej stronie internetowej. Dodajmy od razu, że jest także pechowcem, ponieważ obserwujemy te jego „harcerskie” zamiłowania już od wielu miesięcy. Powód? Bardzo nam się nie spodobało, że pod koniec 2004 r. zaczął u księdza Marka spędzać noce cherubinek (poznany na czacie internetowym jednego z gejowskich portali, imię i nazwisko znane redakcji) o wyglądzie co najwyżej 16-latka. Wysoki, szczupły, smagła cera, ciemne włosy – po prostu palce lizać. W styczniu 2005 r. wysłaliśmy wikaremu e-mail z ostrzeżeniem (list podpisał „ks. Andrzej”, będący przedstawicielem tajnej „organizacji kapłanów archidiecezji poznańskiej” dbającej o czystość szeregów), że jeśli natychmiast nie wróci na drogę cnoty, to dostarczymy jego szefowi dossier intymnych randek. A znaliśmy już wówczas mnóstwo szczegółów. Nawet takie, że ks. Marek walczy z namiętnościami i szczerze żałuje za każdym razem, gdy da się zwieść na pokuszenie, czego dowodem jest zadawana sobie ciężka pokuta po miłosnych igraszkach. Należy w tym miejscu również wyjaśnić, że wikary boi się pryncypała jak ognia i tylko czasem pozwala sobie odreagować słowami typu: „Ten stary k…s (używając zamiennie określenia „menda” – dop. red.) ma swojego gacha i się z nim prowadza”. Jański prawidłowo zareagował na nasze „braterskie upomnienie” i natychmiast zerwał z młodocianym
Marek Jański
Ów „ks. Marek” to 33-letni ksiądz Marek Jański, wikariusz parafii Chrystusa Odkupiciela, jedyny pomocnik ks. Ławniczaka. „Od najmłodszych lat uczestniczyłem w Ruchu Światło-Życie, w ramach Domowego Kościoła, a później
kochankiem. Przysiągł nam, że już nigdy się z nim nie spotka. Ale po jakimś czasie znowu ujrzeliśmy ich (czule gruchających) na jednej z ulic Poznania. Tego już było za wiele: 19 marca wysłaliśmy kolejne ostrzeżenie. I znowu wikary zapewnił „ks. Andrzeja”: „Naprawdę nie chcę mieć kłopotów przez tę znajomość”. Coś mu jednak nie wierzymy, skoro już raz nas okłamał. I niech ta historia będzie nauczką dla wszystkich sutannowych w Polsce: jak ludzie przychodzą ochrzcić dziecko, to róbcie grzecznie, za co wam płacą. No, chyba że chcecie sobie ściągnąć na kark dziennikarzy „FiM”. DOMINIKA NAGEL
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
POLSKA PARAFIALNA
7
Bóg nie wie, co to grzech Co łączy niechlubnej pamięci arcybiskupa Paetza z Poznania z jego prawosławnym odpowiednikiem w Łodzi – arcybiskupem Szymonem? Miłość do młodych chłopców! O Szymonie (Romańczuku) – Jego Ekscelencji Najprzewielebniejszym Arcybiskupie Łódzkim i Poznańskim, członku Świętego Soboru Biskupów Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego – wiadomo w gruncie rzeczy niewiele. Jest to jedna z najbardziej tajemniczych postaci wierchuszki prawosławnej w Polsce, odgrywająca jednak znaczącą rolę. A przecież to dostojnik drugi po metropolicie Sawie i w przypadku jego śmierci stanie się numerem pierwszym. Są jednak ludzie, którzy wiedzą sporo o życiorysie władyki. – Nasz arcybiskup pochodzi z Goszczewina koło Hajnówki, gdzie urodził się kilka lat przed wybuchem II wojny światowej – opowiada jedna z łódzkich parafianek. – Po studiach na uniwersytecie w Mińsku trafił do Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. W 1970 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk metropolity Bazylego, zaś w 1979 r. został biskupem. W sierpniu 1981 roku został ordynariuszem diecezji łódzko-poznańskiej i od tego czasu zaczął się kryzys w naszym środowisku, który trwa do dziś... – Szymon spowodował całkowity upadek i degrengoladę życia nie tylko religijnego, ale i społecznego w środowisku łódzkich prawosławnych – mówi inna parafianka. – Zanikła więź duchowa między ludźmi, zlikwidowano radę parafialną, a wszystkim rządzi tylko pieniądz i zawiść. Kto nie jest z naszym władyką i nie godzi się na jego sposób sprawowania władzy, staje się automatycznie wrogiem Kościoła, w którego imieniu arcybiskup wydaje surowe wyroki. Oznacza to w praktyce wyrzucenie ze wspólnoty i skazanie na społeczny niebyt wśród prawosławnych. Zemsta arcybiskupa sięga bardzo daleko – potrafi on na przykład zakazać pochówku na cmentarzu, choć tworzyli go przed laty nasi przodkowie. Cmentarz przy ulicy Telefonicznej to jedna z najbardziej haniebnych kart działalności Szymona. Arcybiskup zrównał z ziemią wiele mogił znanych i powszechnie cenionych przedstawicieli społeczności
prawosławnej w Polsce. W ten sposób zniknął między innymi grób znanej przed laty wykładowczyni na Uniwersytecie Łódzkim i w „Filmówce” doc. Lidii Łopatyńskiej. Nie ma też mogiły Ludmiły Francew ze słynnej rodziny uczonych. Szymon osobiście sprzedawał wiele placów na groby na cmentarzu, nie licząc się z opinią parafian, a także skargami płynącymi do jego zwierzchnika w Warszawie. Kilkunastu prawosławnych zaprosiło przedstawiciela „FiM” na spotkanie. – Nie będziemy dłużej milczeć. Mamy już dość poniżania naszego Kościoła i wiernych – denerwowała się jedna z kobiet. – Nie możemy przecież ciągle wstydzić się za władykę, między innymi z powodu pazerności, niegospodarności i jego ekscesów seksualnych. Wszyscy Cerkiew katedralna
Cmentarz prawosławny w Łodzi
wiedzą, że od lat utrzymuje stosunki z wieloma mężczyznami. Łódź jest światowym ewenementem, jeśli idzie o prawosławie – kontynuuje jeden z parafian. – Mało kto wie, że tutejszą przepiękną cerkiew budowali w drugiej połowie XIX wieku luteranin Scheibler, katolik Heinzel i żyd Poznański, a utensylia sprezentował sam ówczesny car Aleksander III. Tych wspaniałych tradycji Szymon nie wykorzystał. Dziś cerkiew wygląda jako tako tylko dzięki olbrzymim pieniądzom płynącym od lat z kasy państwa polskiego, bo przecież arcybiskupstwo i parafia wykazują porażający bezwład.
– Obecny remont cerkwi przy ulicy Kilińskiego to wcale nie zasługa Szymona – dodaje parafianka, pani Olga. – Śmiem twierdzić, że jest to tak cenny obiekt, iż powinniśmy go przed nim bronić. – Czy temu wszystkiemu winien jest tylko sam hierarcha? – zastanawia się głośno pan Konstanty. – Z pewnością nie. Ma do pomocy wielu usłużnych ludzi, jak choćby mitrata Konstantego Marczyka czy Michała Szlagę, który niechlubnie zapisał się w pamięci parafian jako oszust i łapówkarz. Wiele osób wolało też udawać, że nie widzi brudów władyki, gdyż korzystali m.in. z mieszkań w budynkach parafialnych, np. przy ul. Piramowicza. Inni woleli nie zauważać starych i schorowanych parafian bezlitośnie wykorzystywanych finansowo przez Szymona i jego popleczników. Dla naszej społeczności nie było żadną tajemnicą przejmowanie majątków wielu zmarłych (prawosławnych) przez władykę. Kilka lat temu arcybiskup poznał na Grabarce Jerzego O. Chłopak wpadł mu w oko, a że miał kłopoty w seminarium, chętnie przystał na propozycję, by przyjechać do Łodzi. – Gdy pojawiłem się u władyki, pocałował mnie w usta – wspomina Jerzy O. – Byłem zaskoczony. Usłyszałem wówczas: „Czy jako zakonnik nie masz prawa do miłości?!”. Wieczorem siedzieliśmy przed telewizorem i nagle Szymon zaczął mnie całować. Podobnie było w następnych dniach, aż wreszcie wszedł do mojego łóżka i zaczął się do mnie dobierać. Kiedy broniłem się, mówiąc o grzechu, usłyszałem w odpowiedzi, że sam Bóg nie wie, co to jest grzech. Któregoś dnia Jerzy O. odebrał telefon w biurze arcybiskupa. Przypadkowo z biurka spadła książka, a z niej wypadł kluczyk od szuflady. Chłopak zajrzał i zdębiał:
w szufladzie znajdowały się kolorowe „świerszczyki” z męskimi aktami. Były też kasety pornograficzne. – Poszliśmy kiedyś na obiad do „Kaskady” – wspomina Jerzy O. – Przy barze stał opalony chłopak. Władyka nie mógł się opanować i stwierdził na cały głos, że lubi takich opalonych mężczyzn. Jerzy O. nie miał już wątpliwości co do upodobań seksualnych władyki. Któregoś dnia doszło między nimi do bijatyki – ostatecznie chłopak musiał opuścić Łódź. Do bolesnych spraw, o których piszemy wyżej, wolałby dziś nie wracać. Już w latach 80. do władz państwowych i kościelnych prawosławni parafianie z Łodzi kierowali liczne pisma w sprawie upodobań seksualnych i postępowania Szymona. Do naszych rąk trafiło m.in. pismo adresowane do ówczesnego Urzędu do spraw Wyznań, w którym opisane są imieninowe zjazdy homoseksualistów łódzkich w cerkwi (z okazji imienin Szymona) i jego seksualne związki ze Szlagą. Jak wynika z innych dokumentów i relacji, które udało nam się zgromadzić, w 1987 r. z powodu swoich praktyk seksualnych Szymon został zatrzymany przez pracowników MSW, jednakże po interwencji metropolity Bazylego szybko odzyskał wolność. Dziwnym sposobem draństwa Szymona kryje do dziś także obecny metropolita Sawa. „Jak długo Wasza Eminencja będzie biernie przypatrywać się totalnej dewastacji duchowej i materialnej w Łodzi?” – napisali kilka lat temu parafianie do metropolity Sawy. – Zachodzi pilna konieczność powołania synodalnej komisji w celu zbadania przestępczej działalności abp. Szymona i jego kliki w sferach gospodarczych i majątkowych”. Ani na to pismo, ani na wiele innych nie było dotąd żadnej reakcji. PIOTR SAWICKI Fot. Autor, WHO BEE
8
adę do franciszkanów w Rychwałdzie. Zakonnicy organizują tam trzydniową sesję poświęconą opętaniu diabelskiemu. Nigdy jeszcze nie widziałam diabła ani osoby przez niego usidlonej, więc cała jestem podekscytowana. Niczego nieprzeczuwający ojczulkowie przyjmują mnie gościnnie. Skromny, ale zadbany pokoik będzie teraz moim domem. – Uważaj nocą na kusicieli – mówię sama do siebie, widząc kilku młodych, przystojnych chłopaków w habitach. Pół godziny później zapraszam jednego z nich na kawę. Bez jakichkolwiek oporów przystaje na rozmowę. Jak się okazuje, demonologia to jego konik, jego... miłość i życiowa pasja. W tajemnicy wyznaje mi, że myśli o doktoracie na ten temat. „Doktor diabłolog”... No, no – brzmi nieźle. Nocka we franciszkańskim ośrodku (fot. poniżej) upływa, niestety, bez sensacji. Kiedy rano rozmawiam na ten temat, jeden z etatowych pogromców demonów żartuje: – Byle diabeł nie ma tutaj wstępu! Punktualnie o dziewiątej zasiadamy w obszernym holu. Towarzystwo raczej nietypowe: kilku księży, kilkoro zakonników i zakonnic, trochę „cywilów”. Łysawy sąsiad opowiada, że przyjechał do Rychwałdu, bo wyczerpał już wszystkie możliwości i wciąż nie może znaleźć swojego miejsca w życiu: – To Zły kieruje moim losem i muszę go przepędzić – wyznaje z przekonaniem. – Czy widziała pani diabła? – pyta niespodziewanie i bardzo poważnie. – Ja nie, ale moja rodzina miała z nim do czynienia. A pan widział szatana? – odbijam piłeczkę. – Nie raz. Na przykład Urban jest szatanem w ludzkiej skórze. Z wrażenia szczena mi opada, na szczęście rozpoczynają się zajęcia i łysy daje spokój. Gdyby wiedział, z kim przed chwilą rozmawiał... – Jak rozpoznać na ulicy człowieka opętanego przez diabła? – zagaja ojciec Bogdan Kocańda, zakonnik prowadzący zajęcia, autor
J
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
POLSKA PARAFIALNA
Poszłam do diabła Co robi diabeł, kiedy nie może się gdzieś dostać? Posyła tam babę. Mój szef wysłał mnie tedy na kościelny zjazd pogromców demonów. Dziennikarka „FiM” w jaskini lwa? A co! wielu „uczonych” artykułów i książki na temat opętania. Okazuje się to niełatwe, ale towarzystwo ma na ten temat swoje opinie. – W Poznaniu chodzi taka po ulicach i zaczepia ludzi. Niegdyś katoliczka, teraz jehowa – opowiada jedna z kobitek. Ktoś inny dodaje: – Znałem opętanych przez diabła – żyli w nieślubnym związku, on na kościół reagował niczym diabeł na święconą wodę. No bo był diabłem... chyba. Ojciec Bogdan uśmiecha się pobłażliwie na te „rewelacje” i wyjaśnia uczenie, że ludzie opętani przez szatana niczym się nie wyróżniają na ulicy, dopóki nie pojawi się... sacrum, które działa na nich jak płachta na byka. Ale nie brakuje „specjalistów”, którzy mają inne zdanie na ten temat. Słucham i własnym uszom nie wierzę. O opętaniu według jakiegoś Bigosińskiego, też autora książki o demonach, świadczy m.in. zły
humor, brak modlitwy, kłótnia z mężem i pogarszające się stosunki z koleżankami z pracy (nic tylko jestem wzorcową diablicą!). Na szczęście przed kompletnym załamaniem ratuje mnie ojciec Bogdan, wyjaśniając, że te ustalenia nie pokrywają się z kryteriami Kościoła. Jak się okazuje, zlokalizowanie opętania jest dla egzorcysty podstawową sprawą. Reszta to przysłowiowa bułka z masłem. Zanim egzorcysta przystąpi do procedury uwalniania człowieka od złych mocy, musi się upewnić, czy rzeczywiście ma do czynienia z człowiekiem w szponach szatana. – O opętaniu świadczy między innymi to, że ktoś wypowiada wiele słów w nieznanym nam języku (o, cholera! – myślę sobie, mając na uwadze mój fatalny angielski), że wyjawia sprawy dalekie i ukryte (coś jak ja – dziennikarka), wykazując przy tym siłę nieproporcjonalną do wieku lub przekraczającą naturalne
możliwości – wyjawia o. Bogdan (od dziś przestaję chodzić do klubu fitness). – Ale to dopiero początek naszego rozpoznania – podnieca się ojczulek. – Opętany demonstruje gwałtowną nienawiść do Boga, Jezusa, Najświętszej Marii Panny, wszystkich świętych oraz do przedmiotów sakralnych, obrzędów, głównie sakramentalnych, i świętych katolickich obrazów (a zatem nie ma już najmniejszej wątpliwości: w świetle tych wywodów – jestem opętana przez szatana od dawna, bo świętych obrazów nie lubię, a wodę święconą i owszem, jednak pod warunkiem, że ma 40 proc.). Co więcej, osoba opanowana przez demona nie szanuje również innych świętości, choćby swojej matki czy kapłana. Tak, tak – potrafi ona zaatakować własną rodzicielkę z pianą na ustach. A do tego – uwaga – ma zwykle białe oczy i nóż w ręku... Do wywodu włącza się zakonnica „ze świętego miasta Częstochowy” – jak się przedstawiła: – Zobaczyłam kiedyś na ulicy dziewczynę, która na mnie pluła z powodu habitu. Zapewne była pod wpływem szatana. – O tak, to klasyczny przypadek – kiwają wszyscy głowami. – Człowiek opętany będzie buntował się przeciwko Kościołowi i każdej świętości. Sam kiedyś w diecezji kieleckiej obserwowałem, jak taki człowiek klął i pluł na księdza – wyjaśnia Kocańda. – Jak się temu przeciwstawić? To proste! Wystarczy przywołać imię Jezusa, nawet w myśli. W 99 proc., gdy podejmiemy modlitwę wewnętrzną, osoba opętana demonicznie odczuje świętość i nie zdzierży. Jakie są przyczyny diabelskiego opętania? Gdy padają „rewelacje” na ten temat, włosy mi się jeżą i skręcają w loki. Zły duch opętuje
człowieka, gdy ten zatai na spowiedzi ciężki grzech, gdy przywoła diabła i zawrze z nim pakt, gdy ma do czynienia z magicznymi i okultystycznymi praktykami. I broń Panie Boże przed sektami, czyli innymi niż katolicka religiami, wtedy opętanie murowane! A mnie wydawało się, że pakty z diabłem to literatura sprzed wieków, tymczasem ojciec Kocańda z całą powagą mówi coś wprost przeciwnego. – Ludzie niekiedy dla zabawy spisują krwią cyrograf, a potem okazuje się, że jest on skuteczny. W ten sposób szatan niszczy człowieka, a przy okazji mści się na Bogu. Wybranie szatana na pana to danie mu swojego życia, otwarcie przed nim drzwi. Znacznie poważniej brzmi inna „rewelacja” franciszkanina, czyli tak zwany trup w szafie. Otóż... – W sekcie raz w roku zabijają człowieka, który służy wtedy za ołtarz. Chociaż jestem blondynką i zapewne inteligencją nie sięgam do kolan ojczulka Bogdana, bez trudu dostrzegam prawdziwy sens tych słów: wszystkie sekty (czytaj także: kościoły) są „be”, bo zabijają ludzi, dobry jest tylko nasz Kościół! Wysłuchałam w Rychwałdzie wiele podobnych wykładów. Przekonywano mnie, że ZŁY widoczny jest w spirytyzmie, okultyzmie, homoseksualizmie, jodze, satanizmie, czarownictwie, a nawet urojeniach, omamach wzrokowych i słuchowych, nie mówiąc już o pokusach i słabościach (alkoholizm, obżarstwo). Nawet olbrzymi krytycyzm w stosunku do siebie może być powodem opętania przez szatana. Ludzie zrozpaczeni, niewierzący w siebie, mogą łatwo ulegać złym mocom. – Gdy diabeł zamieszka w duszy, oddziałuje na nią – wyjaśnia o. Kocańda. – W opętanym dokonuje się rozdwojenie osobowości i ta druga działa całkiem niezgodnie z wolą Boga, czyli dekalogiem, daje człowiekowi władzę i dominację (Jonasz to diabeł! Przeczuwałam!). Jednocześnie szatan oddziałuje na różne zmysły, np. smaku czy powonienia, podsuwa grzeszne myśli, nawet księdzu. Otóż – jak się dowiedziałam – kiedy jeden z kapłanów brał ciało pańskie, zawsze pojawiał mu się przed oczyma obraz łona kobiety. Na szczęście ów kapłan poddał się badaniom i pomogła mu prosta modlitwa, która uwolniła nieszczęśnika od złych mocy. Czy rzeczywiście jedynym lekarstwem w takich przypadkach jest modlitwa? Nie tylko! Potrzebna jest cała armia egzorcystów, których przybywa z roku na rok, także w naszym kraju – cieszy się Kocańda. ¤¤¤ Wracam do Łodzi, do mojego własnego piekiełka, które jest swojskie, do moich redakcyjnych diabełków, których lubię. Jadę szybko, aby być jak najdalej od ludzi opętanych! BARBARA SAWA Fot. Autor
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r. której ze wszystkich stron wdziera się woda. Brudne szaty i oblicze Twego Kościoła napawają nas lękiem. Ale to my sami je brudzimy! My sami zdradzamy Cię po wszystkich naszych wielkich słowach i gestach”), powtórzonych tuż przed rozpoczęciem konklawe (kazanie na mszy w intencji wyboru papieża). A co z tym wszystkim mają wspólnego poznańscy księża? – Dostępnymi nam kanałami informowaliśmy watykańskie dykasterie o szczególnie gorszących zjawiskach występujących w archidiecezji pod rządami arcybi-
Bp Marek Jędraszewski
Arcybiskup Gądecki wciąż zmaga się z niechęcią swoich podwładnych. Nie mogą jej wyrazić zbyt otwarcie, więc przy każdej nadarzającej się okazji podkładają ekscelencji świnię.
POLSKA PARAFIALNA wobec zapowiadał, że nie zamierza ubiegać się o ponowny wybór. – O ile mi wiadomo, zasadniczym powodem jego decyzji było zmęczenie panującą tam atmosferą. Bortkiewicz jest człowiekiem wielkiego serca, ale zbyt spolegliwym i przez te trzy lata rządził tylko teoretycznie, dając się prowadzić „na smyczy” swoim zastępcom – twierdzi poznański ksiądz. Ma na myśli ks. prof. Tomasza Węcławskiego – współautora słynnego listu (sprawa abp. Juliusza Paetza) adresowanego do polskich biskupów udających się we wrześniu 2001 r. na synod do Rzymu, oraz ks. dr. Tadeusza Karkoszę – byłego rektora Arcybiskupiego Seminarium Duchownego, jednego z uczestników anty-Paetzowej koalicji. – Obaj prodziekani nie należą do ulubieńców Gądeckiego, który jako Wielki Kanclerz jest formal-
na sakrę biskupią. Był już kiedyś dziekanem i choć liczył się z tym, że nie ma szans konkurować z Jędraszewskim, to posada prodziekana była w jego zasięgu. No i nadszedł wreszcie ów dzień, mający być ukoronowaniem manipulacji dokonywanych przez biskupów i determinacji Częsza – wspomina nasz rozmówca. 11 kwietnia 2004 r. na Wydziale Teologicznym UAM odbyły się wybory dziekana. – To był prawdziwy policzek dla Jędraszewskiego, a pośrednio także i dla Gądeckiego. Bo okazało się, że żaden z kandydatów nie zdobył wymaganej liczby głosów, gdyż skreślano obu lub wrzucano do urny puste karty. Wybuchł skandal. Obaj obrazili się na wszystkich i wzajemnie na siebie oraz zapowiedzieli, że w kolejnej turze wyborów już nie wystartują. Biskup posunął się na-
Utopili biskupa skupa Stanisława Gądeckiego. Te sygnały prawdopodobnie nie przebijały się do Ojca Świętego przez szczelną barierę jego najbliższych współpracowników. Wiadomo nam jednak, i to ponad wszelką wątpliwość, że listy z Polski czytał kardynał Giovanni Battista Re – prefekt Kongregacji do spraw Biskupów – a wzbudziły też zainteresowanie w Kongregacji Doktryny Wiary (kierowana do niedawna przez kard. Ratzingera – dop. red.). Przygotowaliśmy właśnie kolejną porcję materiałów, które lada dzień dotrą do Watykanu – zapowiada jeden z pilnych obserwatorów poczynań metropolity. Rzecz dotyczy tym razem kuźni kadr archidiecezji, czyli Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Wobec schyłku kadencji szefa wydziału w marcu rozpoczęła się kampania wyborcza. Dotychczasowy dziekan ks. prof. Paweł Bortkiewicz (zakonnik z Towarzystwa Chrystusowego), mimo nalegań kadry naukowej i studentów, wszem
Kilku poznańskich księży łudzi się nadzieją, że pośrednio wpłynęli na wybór kardynała Josepha Ratzingera na papieża. Skąd ten absurdalny z pozoru pomysł? Powołują się otóż na swój wkład do tajnego raportu na temat dramatycznej sytuacji w Kościele. Raport otrzymali kardynałowie kilka dni przed rozpoczęciem konklawe. Włoski dziennik „La Stampa” potwierdza istnienie takiego dokumentu, przypisując jego autorstwo osobom mającym „uprzywilejowany punkt obserwacyjny” na afery obyczajowe, „brak spójności” wśród duchowieństwa, łamanie tajemnicy spowiedzi, nadużycia finansowe i w ogóle wszelkie draństwa popełniane przez biskupów i księży. Publicysta Marco Tosatti (m.in. autor książki „Śledztwo w sprawie szatana”, powstałej na kanwie wynurzeń znanego włoskiego egzorcysty Gabriela Amortha) utrzymuje, że właśnie ten raport stał się podstawą szokujących krytycyzmem rozważań kard. Ratzingera podczas wielkanocnej drogi krzyżowej w Koloseum („Panie, często Kościół Twój zdaje się tonącą łodzią, do Bp Stanisław Gądecki
nym zwierzchnikiem wydziału. Pamięta, że okazali nieposłuszeństwo, występując przeciwko Paetzowi. Owszem, w słusznej sprawie, ale mentalność buntownika nie jest dobrze widziana w Kościele. Wobec sygnałów, że Bortkiewicz nie będzie kandydował, Gądecki postanowił „ręcznie” posterować demokratycznymi wyborami. Posterować tak, aby dziekanem został – aż do obrzydzenia mu podporządkowany – biskup sufragan Marek Jędraszewski. Co ciekawe: pupilek Paetza i – wedle mojej wiedzy – podobnie jak on znany w środowisku poznańskich gejów – ujawnia nasz rozmówca. No, ale nieważne w tej chwili, kto kogo zna. Faktem jest, że przed dwoma miesiącami bp Jędraszewski kopnął się do Watykanu, aby u kard. Zenona Grocholewskiego – prefekta Kongregacji do spraw Wychowania Katolickiego – wyjednać konieczne zezwolenie na robotę w świeckiej instytucji (UAM w Poznaniu). Po uzyskaniu aprobaty wrócił i zapowiedział, że staje do rywalizacji. Reszta wydawała się już czystą formalnością. Arcybiskup musiał wszakże znaleźć jakiegoś konkurenta dla swojego protegowanego, bo dla ważności wyborów powinno być co najmniej dwóch kandydatów. – Dał się namówić ksiądz profesor Bogdan Częsz, kierownik zakładu Teologii Patrystycznej, zwany na Ostrowie Tumskim (siedziba instytucji diecezjalnych – dop. red.) – nie wiedzieć czemu – świnią. Człowiek uparty, z niewygasłymi jeszcze nadziejami
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz
wet do stwierdzenia, że nie będzie „rzucał pereł przed świnie” – dodaje nasz informator. Do kolejnej rozgrywki doszło 25 kwietnia, kiedy to rywalizowali ks. prof. Jan Szpet, kierownik Referatu Katechetycznego Kurii Metropolitalnej, oraz zgłoszony nieoczekiwanie „z sali” dotychczasowy dziekan ks. Bortkiewicz. No i właśnie on wygrał, dystansując „o kilka długości” kurialistę od Gądeckiego. – Dla kadry naukowej ten wybór miał już znaczenie drugorzędne. Wszyscy cieszyli się bowiem z wyrzucenia „za burtę” biskupa Jędraszewskiego i utarcia nosa arcybiskupowi, któremu wydawało się, że uczelnia to jego prywatny folwark – mówili nam w przededniu elekcji pracownicy Wydziału Teologicznego UAM w Poznaniu. Oj, Benedykt XVI będzie miał w Polsce wiele do zrobienia... DOMINIKA NAGEL
9
rcybiskup Alfons Nossol na krótko przed śmiercią papieża zamknął I Synod Diecezji Opolskiej i zatwierdził wszystkie statuty wypracowane w ciągu trzech lat. A są to zmiany rewolucyjne. Synod to zjazd duchowieństwa lub kolegialny organ władzy w kraju, prowincji kościelnej czy diecezji, stały lub zwoływany doraźnie, w którego skład wchodzą
A
Nossol na papieża! przełożeni (biskupi) oraz reprezentanci szeregowego duchowieństwa i świeckich. W obradach synodalnych uwzględnia się opinie ekspertów z zakresu wiedzy teologicznej, duszpasterskiej i prawniczej, jak również postulaty i wnioski różnorodnych zespołów diecezjalnej wspólnoty. Oczywiście i tak ostatnie słowo należy do szefa diecezji. Synod w diecezji opolskiej obradował 3 lata. Jakież to zmiany wejdą niedługo w życie w Nossolowym księstwie? Przede wszystkim wierni sami będą decydować o tym, czy przyjmą komunię na rękę, czy do ust, dzieci do Pierwszej Komunii Świętej pójdą dopiero w III klasie szkoły podstawowej (a nie II – jak to jest obecnie), zaś do bierzmowania – w III klasie gimnazjum. Synod uchwalił zasadę całkowitej dobrowolności ofiar za wszelkie posługi liturgiczne, co w praktyce powinno oznaczać likwidację cenników i zakaz wymuszania narzucanych z góry opłat. Poza tym skrócono do 70 lat wiek emerytalny księży i zadbano, by kazanie nie trwało dłużej niż 10 minut. Synod zalecił powoływanie w każdej parafii fundacji stypendialnej dla dzieci. I jeszcze jeden istotny szczegół: Kościół będzie udzielał chrztu dzieciom z wolnych związków, grzebał samobójców i otaczał opieką duszpasterską małżeństwa niesakramentalne. Powstał zapis o ochronie dóbr kultury w służbie Kościoła, czyli zabezpieczaniu zabytków przed kradzieżami. Pełen optymizmu abp Nossol nazwał synod trzyletnim zrywem lokalnego Kościoła. A jednak nie udało się biskupowi zrealizować wszystkich pomysłów, które miały uzdrowić diecezję. Uczestnicy synodu nie zgodzili się na kadencyjność proboszczów, co w praktyce oznacza, że wielebni mogą urzędować w swoich parafiach nawet do śmierci. Nossol zdobył nasze uznanie, ale cóż, im dalej na wschód od Opola – tym dalej od Nossola... RP
10
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
POD PARAGRAFEM
Rzut na tacę Skoro nawet od biskupa potrafili wyciągnąć 60 tys. zł łapówki, to co mówić o zwykłych rolnikach szamocących się z urzędniczą bezczelnością? Prokuraturze zadajemy kilka trudnych pytań, np. dlaczego nie reagowała na liczne sygnały o przestępstwach… Podszczypywaliśmy ich wielokrotnie. „I cóż z tego waszego pisania, skoro wciąż tkwią na stołkach i śmieją się ze wszystkich w żywe oczy?” – pytał nas Janusz C., jeden z rolników nękanych urzędniczą samowolą i żądaniami łapówek. Ale wreszcie drgnęło… Kilka miesięcy temu w Oddziale Terenowym Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR) we Wrocławiu pojawili się kontrolerzy z centrali. Prezes Zdzisław Siewierski nakazał wziąć pod lupę transakcje z ostatnich kilku lat oraz zbadać prawidłowość przetargów na sprzedaż ziemi. No i zupa się wylała! Pierwszym efektem było aresztowanie Zbigniewa N., szefa Administracji Zespołów Mieszkaniowych, zarządzającego we wrocławskim oddziale Agencji majątkiem byłych PGR-ów, pracującego w niej od kilkunastu już lat i wyuczonego w „złotych czasach” prezesa Adama Tańskiego, kiedy to firma nosiła jeszcze nazwę Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa (AWRSP). Prokuratura zarzuca Zbigniewowi N. śmiesznostki. Ot, drobne 60 tys. zł łapówki wziętej w 2001 r. od… biskupa Wiesława Skołuckiego, ordynariusza diecezji wrocławskiej Kościoła polskokatolickiego. Pan Zbigniew hołdował – jak sam przyznaje – zasadzie żyj i daj
żyć innym. Komu? To bada prokuratura, ale dla porządku przypomnijmy, że dyrektorem Zespołu Gospodarowania Zasobem w AWRSP był wówczas Józef Pyrgies (zwolniony z roboty dzięki Siewierskiemu w maju 2004 r.), przez którego biurko przechodziły wszystkie poważniejsze transakcje ziemią należącą do Skarbu Państwa. Bezpośrednim zaś przełożonym pana N. był Waldemar Szymkiewicz – ówczesny dyrektor Oddziału Terenowego AWRSP we Wrocławiu (dziś szeregowy urzędnik w jeleniogórskiej filii ANR). Biskup Skołucki przyznał się do winy i poszedł na pełną współpracę ze śledczymi, licząc na nadzwyczajne złagodzenie kary. Za co dał wziątkę? Otóż zgodnie z ustawą, ekscelencja ubiegał się o przyznanie 15 ha ziemi na założenie gospodarstwa rolnego. Mógł dostać, ale nie musiał. Oczywiście dostał, i to w takim miejscu (tuż obok autostrady A4), że po kilku miesiącach opylił ją Poczcie Polskiej
Posiadam książeczkę mieszkaniową, ale – niestety – nie mogę wykupić mieszkania w celu uzyskania premii gwarancyjnej, gdyż nie mam ani oszczędności, ani dochodów. W związku z tym żaden bank nie udzieli mi kredytu. Co zrobić, żeby mimo to wykorzystać premię, a za uzyskane pieniądze wykupić mieszkanie? (Brygida R.) Rzeczywiście, zanim uzyska Pani premię gwarancyjną, musi Pani wykupić mieszkanie. Jeśli wysokość premii wystarczy na ów zakup, to istnieje możliwość zrobienia cesji książeczki mieszkaniowej na inną osobę spokrewnioną (np. rodzeństwo, rodzice, dzieci). Warunek jest jednak taki, że ta osoba właśnie wykupuje swoje mieszkanie lub jest w trakcie budowy domu i może grzecznościowo
§
za 4,2 mln zł! Pośrednicy, którzy znaleźli kupca, też zapłacili „pod stołem”, żeby – Boże broń – Agencja nie skorzystała z prawa pierwokupu. Przyznają się do wręczenia Zbigniewowi N. 70 tys. zł. W zaparte idą natomiast – jak na razie – państwo P., którzy kupili od Agencji w obrębie wsi Zachowice (pod Kątami Wrocławskimi) złoża piasku w cenie gruntów rolnych, uzyskując na tym kilkunastokrotne przebicie. Żeby było śmieszniej, tuż obok rzeczonej nieruchomości wykonano na koszt państwa odwierty dokumentujące złoże i nawet dziecko domyśliłoby się, co kryje ziemia w sąsiedztwie, sprzedana za grosze małżonkom P. Prokuratura obwinia o to „niedopatrzenie” Zbigniewa N., zarzucając mu narażenie
Skarbu Państwa na stratę ok. 2 mln zł. A co z obecnym szefem wrocławskiego oddziału Agencji, skoro od co najmniej dwóch lat trąbiliśmy o machlojkach na jego terenie? – W życiu nie podejrzewałbym pana N. o jakiekolwiek nadużycia – stwierdził
§
Zwolnienia z opłat dotyczą ponadto osób, które wymieniają dowód osobisty, gdyż zmieniono im kod pocztowy, dokonano administracyjnej zmiany nazwy miejscowości, numeru domu lub lokalu. Dotyczy to także tych, którzy wymieniają dowód osobisty z powodu jego wady technicznej lub dlatego, że sporządzono dokument niezgodnie z danymi zawartymi we wniosku. ¤¤¤ W zeszłym miesiącu reklamowałem pralkę, która jest na gwarancji. Niestety, znów się zepsuła. Słyszałem, że w takim wypadku mogę skorzystać z niezgodności towaru z umową. Czy to prawda i co ten termin oznacza? (Jarosław U., Opoczno) Rzeczywiście ma Pan takie prawo, gdyż każdy kupujący może wybrać między korzystaniem z gwarancji a dochodzeniem roszczeń z tytułu niezgodności towaru z umową. Towar niezgodny z umową to po prostu towar
Porady prawne zrealizować Pani książeczkę mieszkaniową, korzystając z tego, że na jedną inwestycję można wykorzystać dowolną liczbę książeczek mieszkaniowych. ¤¤¤ Niedawno wymieniłem dowód osobisty, za co oczywiście musiałem zapłacić. Właśnie się dowiedziałem, że są plany zmiany nazwy mojej ulicy na Jana Pawła II. Czy to oznacza, że znów będę musiał wymienić dowód i po raz kolejny za tę wymianę zapłacić? (Oskar K., Lublin) Rzeczywiście będzie Pan musiał wymienić dowód osobisty, gdyż musi on zawierać jak najbardziej aktualne dane, natomiast tym razem nie zapłaci Pan za wymianę, ponieważ osoby, którym zmieniono nazwę ulicy, są od tej opłaty zwolnione.
dyrektor Stanisław Stefanko, po czym złożył podanie o rozwiązanie umowy o pracę (za porozumieniem stron!), bo chciałby już przejść na zasłużoną emeryturę. Zarzuty stawiane Zbigniewowi N. nazwaliśmy śmiesznostkami. Dlaczego? Otóż spraw śmierdzących grubymi przekrętami jest we Wrocławiu na pęczki. Pytamy więc tamtejszą prokuraturę: ¤ Dlaczego tak ślimaczy się śledztwo Ds. 344/04, wymuszone w ubiegłym roku na Prokuraturze Rejonowej Wrocław-Fabryczna (przejęte teraz do dalszego prowadzenia przez Wydział VI ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej) w sprawie żądania przez dyrektora Stefankę jesienią 2003 r. pół miliona złotych łapówki na rzecz bardzo wysokiego rangą urzędnika Agencji w Warszawie? („50 tysięcy złotych to sobie możesz w kościele na tacę rzucić” – usłyszał Janusz C., starający się o wykupienie dzierżawionej ziemi). ¤ Jak to się dzieje, że włos z głowy nie spadł zamieszanemu w tę sprawę rzeczoznawcy Rafałowi O., który – dokonując na zlecenie Agencji wycen nieruchomości – sam wykupuje co bardziej smakowite kąski? Prosimy sprawdzić najpierw w Krępicach, gdzie grunty nabyte przez niego po 0,46 zł/mkw. szły potem jak ciepłe bułeczki po 50–70 zł/mkw. (!), a później zajrzeć jeszcze do Wilkszyna, Miękini i Mrozowa… Czy ma tu jakieś znaczenie fakt, że Kazimierz Jurkiewicz, jeden z „chłopców z Albatrosa” (szczegóły ujawnimy wkrótce) i teść Rafała O., jest głównym specjalistą ds. nieruchomości rolnych Oddziału Terenowego ANR we Wrocławiu?
A może istota problemu polega na tym, że we wsi Krępice każde dziecko zapytane o „prokuratorskie pole” bez wahania wskaże grunty (rolne, ale później szybko przekształcone na budowlane) wykupione kilka lat temu przez ludzi Temidy... Wykupione dzięki uprzejmości Zbigniewa N. oraz jego przełożonych! ¤ Na czyje zlecenie wspomniany Zbigniew N. wyszukiwał zadłużonych wobec Agencji dzierżawców i organizował im kontrahentów (m.in. Zbigniewa B. z Bystrzycy Oławskiej) gotowych przejąć gospodarstwa poprzez cesję tych zobowiązań? ¤ Jakie wnioski wyciągnięto ze złożonego 28 sierpnia 2004 r. w Prokuraturze Apelacyjnej (przez poszkodowanego Witolda D.) zawiadomienia o przestępstwie płatnej protekcji? Bo jeśli się gdzieś zawieruszyło, to podpowiadamy, że chodzi o ten kwit, w którym na stronie 5 jest zdanie (cyt.): „Z mojej inicjatywy 31 marca 2004 r., odbyło się spotkanie w Agencji we Wrocławiu dotyczące uzgodnień i warunków umów dzierżawy. W tym spotkaniu uczestniczyła także moja żona. Na początku spotkania z sali konferencyjnej do swojego gabinetu zaprosił mnie i żonę Dyrektor Stefanko, a tam czekał V-ce Prezes z Centrali – Józef Pyrgies”. ¤ Kogo z tejże „centrali” miał na myśli Adam K., jeden z pracowników Agencji we Wrocławiu, żądając w lipcu 2000 r. 100 tys. zł łapówki od Ryszarda M. („A jak chłopu grób kopali” – „FiM” 1/2005)? ¤ Dlaczego Waldemar Szymkiewicz, poprzednik Stefanki, został schowany na ciepłej posadzie w jeleniogórskiej filii wrocławskiego oddziału ANR, mimo iż ciążą na nim zarzuty („Agencja Towarzystwa” – „FiM” 3/2004) rozpatrywane obecnie w procesie toczącym się przed Sądem Okręgowym w Świdnicy? Moglibyśmy wymienić jeszcze wiele podobnych przypadków, ale dość! Teraz piłka jest po stronie prokuratury. ANNA TARCZYŃSKA
wadliwy. Niezgodność zachodzi wówczas, gdy np. zakupiony sprzęt nie nadaje się do celu, do jakiego jest zwykle używany; jego właściwości nie odpowiadają właściwościom cechującym towar tego rodzaju; nie odpowiada dotyczącym go oczekiwaniom, które wynikają z zapewnień sprzedawcy lub producenta; został nieprawidłowo zamontowany lub uruchomiony przez sprzedawcę. Jeśli zdecyduje się Pan na skorzystanie z uprawnień wynikających z niezgodności towaru z umową, należy złożyć reklamację do sprzedawcy, a on ma obowiązek jej rozpatrzenia. Nie może odsyłać konsumenta do producenta czy hurtownika, bo jeżeli wady zaistniały w chwili wydania towaru kupującemu, odpowiada za nie sprzedawca – nawet jeśli wadliwy towar trafił do sklepu od producenta. Za wadę towaru sprzedawca nie odpowiada między innymi wtedy, gdy kupujący wiedział o niej przy zakupie towaru. Opracował MECENAS
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
POD PARAGRAFEM
11
Łucjan Wendelberger (z prawej) wraz z przedstawicielem Stowarzyszenia Obrony przed Wysiedleniem
Rząd najpierw zlokalizował zbiornik przeciwpowodziowy, a dopiero potem zaczął pytać ludzi o zgodę na wysiedlenie. Na razie tylko arcybiskup Zimoń chce wziąć kasę za wiejski kościółek. Po wielkiej powodzi w 1997 r. rząd zadecydował, że zbuduje zbiornik wodny „Racibórz Dolny”, który będzie chronił przed zalaniem miasta leżące wzdłuż Odry – od Raciborza po Wrocław. Projekt zakłada jednak, że trzeba będzie wysiedlić ludzi z miejscowości Ligota Tworkowska i Nieboczowy. W zamian rząd zaproponował przeniesienie wiosek w inne miejsce w gminie Lubomia lub odszkodowanie finansowe (wstępne) w wysokości około 15 zł za mkw. pola i około 3 tys. zł za mkw. powierzchni mieszkalnych. Jednak nieboczowianie od samego początku nie zgadzają się na opuszczenie swojej ojcowizny i ostro sprzeciwiają pomysłom władz państwowych. Uważają, że wały mogą ominąć obszar wioski (150 ha), co przedstawili w społecznym projekcie. Proponują wybudować wały ochronne wokół Nieboczowów,
Wały a na zbiornik zabrać część stawów rybackich Wielikąt (280 ha) bądź przesunąć fragment kolei Racibórz–Chałupki. – Państwo chce zalać wioskę z ludzkim dorobkiem setek lat – skarży się sołtys Łucjan Wendelberger. – Wmawiają nam, że jeśli
przyjmie się nasz projekt, domy będą co roku zalewane. W efekcie zdeterminowana ludność (500 osób) założyła w 1998 r. Komitet Obrony przed Wysiedleniem, który w 2002 r. przekształcił się w Stowarzyszenie na rzecz Obrony przed Wysiedleniem Wsi. Ludzie wysłali dziesiątki pism, petycji i próśb do różnych instytucji państwowych, wojewódzkich i ministerialnych, na prezydencie Kwaśniewskim kończąc. Wszystko na nic. „Musicie się poświęcić dla większości” – brzmiała puenta odpowiedzi. W maju 2004 r. Stowarzyszenie Obrony przed Wysiedleniem Wsi w piśmie do Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu Śląskim zarzuciło Regionalnemu Zarządowi Gospodarki Wodnej w Gliwicach (RZGW) – inwestorowi budowy zbiornika przeciwpowodziowego – mnóstwo nieprawidłowości. Między innymi dotyczące zlecenia wykonania tzw. Studium Wykonalności Budowy Zbiornika, na co wydano blisko 5 mln zł, chociaż nie wiadomo, czy zbiornik w ogóle powstanie. Te same zastrzeżenia dotyczą ogłoszenia przetargu na opracowanie studium programowo-przestrzennego budownictwa zastępczego dla ludności wsi Nieboczowy i Ligota Tworkowska. Wartość przetargu to 30 tys.
euro. Przetarg ogłoszono, choć nie zapadły jeszcze decyzje w sprawie ewentualnej budowy. Prokuratura jednak nie dopatrzyła się żadnych znamion przestępstwa. W tym czasie RZGW w Gliwicach przeprowadził przetarg na wykonawcę projektu. Wygrał Hydroprojekt Sp. z o.o. z Warszawy. Projekt ma być gotowy na wrzesień br., prace ruszą z początkiem 2006 r. Inwestycja (według cen na 2005 r.) pochłonie – bagatela – 836,9 mln zł (!), z czego aż 600 mln zł rząd zamierza pozyskać z Europejskiego Funduszu Spójności. Jak zapewniało Ministerstwo Środowiska, 7 sierpnia 2004 r. wystosowano wniosek o unijne pieniądze. Jednak z pisma Komisji Europejskiej do Stowarzyszenia Obrony przed Wysiedleniem Wsi z 31 sierpnia wynika zupełnie co innego – Unia nie otrzymała żadnego wniosku w tej sprawie (patrz skan)! Co jednak najciekawsze – nie tylko rząd chce na siłę wysiedlić nieboczowian. Okazuje się, że katowicka
kuria z abp. Damianem Zimoniem na czele wbrew woli mieszkańców zgodziła się na odszkodowanie za obiekty sakralne we wsi. Podczas sesji rady gminy Lubomia (do której należy wieś Nieboczowy) 28 lutego dyrektor RZGW Henryk Radaszkiewicz pochwalił się, że kilkakrotnie rozmawiał w tej sprawie z ekonomem kurii ks. Mirosławem Piesiurem i jest z efektu rozmów zadowolony. Na sali zawrzało. Ludzie byli zszokowani postawą kurii, że zamierza ich opuścić w niedoli i sprzedać kościół. W piśmie (patrz skan) skierowanym do arcybiskupa Damiana Zimonia mieszkańcy wioski piszą wprost: „(...) bez przeprowadzenia konsultacji z nami nie mają prawa zapadać żadne decyzje dotyczące obiektów sakralnych (...), a składanie jakichkolwiek deklaracji przez katowicką kurię było przedwczesne i nierozważne”. Cóż, parafianie nadal myślą, że świątynie, które pobudowali, należą do nich. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
12
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
CO ONI KNUJĄ
rzysłowie mówi, że licho nie śpi. Rzeczywiście... Lech Kaczyński cierpi ostatnio na bezsenność – pomimo doskonałych notowań. Co uśnie, to budzi się z krzykiem, bo męczą go zmory. Jedna z nich nazywa się Roman Giertych. Mało kto wie, że program braci Kaczyńskich, czyli PiS, został napisany (a właściwie skopiowany) na podstawie manifestu amerykańskich neokonserwatystów – tych samych, którzy doprowadzili do elek-
P
To już nie są żarty – myślał Kaczor w noc bezsenną. Po dwóch tygodniach trudnych rozmów PiS w końcu złamał się i przystał na tzw. becikowe, a nawet poprawił niechlujny projekt uchwały napisany na kolanie przez ligusów. Jak już radni klepnęli kasiorę dla mamuś z Warszawy, to Kaczyński pomyślał, że nareszcie będzie miał spokojną noc. Nic bardziej mylnego. Oto portal internetowy LPR ogłosił wszem wobec, że... „becikowe” to jest klasyczny socjalizm, a Prawo
nic nie powie mediom bez zezwolenia żelaznego Romana. Kaczor zgłupiał po raz wtóry, nic a nic nie rozumiejąc, ale my wiemy, o co chodzi, i zaraz mu to wytłumaczymy. Otóż warszawscy radni LPR pomalutku zostali podporządkowani rzeszowskiemu posłowi Zygmusiowi Wrzodakowi ze Skierniewic (ot, taka ciekawostka geograficzna). Ów Wrzodak nienawidzi Giertycha jak psa (to swołocz, która nie wiadomo skąd przyszła – mawia w kuluarach sejmowych), bo uważa, że Romecz-
Bezsenność Kaczora cji Reagana i Bushów. To nieźle wkurzyło Ligę Polskich Rodzin – tradycyjnie antyamerykańską, a jeszcze bardziej antysemicką. 88 proc. wyborców LPR (według badań) nie życzy sobie, żeby ich dziecko (dziecko ligusa) wyszło za Żyda albo żeby ich sąsiad, przełożony, a nawet kolega z pracy był Żydem. Usytuowanie synagogi w pobliżu domu entuzjaści Giertycha uważają za ciężką obrazę. Co więcej, 98 procent członków tej partii nie życzy sobie, żeby ktokolwiek pochodzenia semickiego miał cokolwiek wspólnego z polityką i rządem. W ten sposób nigdy nie może dojść do zgody pomiędzy Kaczorami i LPR-owcami. Ale to nie wszystkie awantury. Liga wymyśliła sobie, że każda matka Polka warszawianka, która pocznie i urodzi, dostanie od miasta 1500 zł. Na początku szlag trafił Kaczyńskiego, bo w kasie miejskiej pustawo. „No to my ci nie udzielimy absolutorium podczas głosowań Rady Miasta Warszawy” – zagrozili ligusi.
i Sprawiedliwość należy uznać za modelową partię socjalistyczną. Lech Kaczyński najpierw oniemiał, potem spadł z fotela, a w końcu zażądał wyjaśnień. No to Roman Giertych wyjaśnił mu natychmiast, że LPR nie zwykło tłamsić wolnej publicystyki. Tere-fere kuku! Nikt z LPR
iektórzy posłowie afiszują się jeszcze z białymi wstążeczkami w klapach swoich marynarek (to oznaka żałoby po papieżu), ale myślą już o czym innym. Jak by tu po raz kolejny wskoczyć na ul. Wiejską... Wybory parlamentarne – wszystko na to wskazuje – odbędą się jesienią. Chce tego nie tylko SLD, ale kilku posłów z SdPl, członkowie politycznych kanap oraz tzw. sejmowy plankton, czyli niezrzeszeni. W tym przypadku nie chodzi, rzecz jasna, o żadną politykę, ale o pieniądze. Nikt lekką ręką nie zrezygnuje przecież z kilkudziesięciu tysięcy złotych (ok. 11 tys. zł miesięcznie na czysto po odliczeniu wydatków) comiesięcznych dochodów. Dochodów pewnych, bo budżetowych. Przewodniczący SLD Józef Oleksy, żeby utrzymać pozycję lidera, nie wykona już żadnego ruchu w celu rozwiązania Sejmu. – Tak jest w istocie – informuje ,,FiM” jeden z wpływowych parlamentarzystów lewicy. – Teraz to my zastanawiamy się nad tym, skąd wziąć forsę na kolejne wybory. To obecnie najważniejsze zadanie dla wszystkich partii! Przed orkiestrę wyskoczyli działacze SdPl w Zachodniopomorskiem. Jak się okazuje, bez uzgodnień z Markiem Borowskim (a to w tej partii prawdziwy skandal!) postanowili, że na
N
kowi nie tyle zależy na Narodzie, ile na Opus Dei. Chociaż nie przepadamy za Wrzodakiem, to przyznajemy – tu akurat ma rację. No to dlaczego Giertych nie kopnie w dupę Wrzodaka? A dlatego, że ten ostatni (nie matura, lecz chęć szczera) przyprowadził do LPR
ich liście nie będzie miejsca dla powszechnej biedoty. Pierwsze pięć osób z listy tego ugrupowania będzie musiało zapłacić po 16,5 tys. zł. Nikogo nie obchodzi, skąd poszczególni kandydaci na posłów wezmą te pieniądze. Próbowaliśmy zapytać Borowskiego, jak to się ma do
kilku naukowców. Wielkie to szczęście dla Ligi, bo z tatusiem Maciejem nikt przy zdrowych zmysłach już nie chce rozmawiać. Poza tym Zygmuś ma układy w „Solidarności”. Co prawda nie jest to już 10 milionów dusz z Sierpnia ’80, ale około półtora miliona obecnych członków też się może na coś przydać. Trwa więc pat, bo Giertych tłucze się z Wrzodakiem, a ciosy zbiera Kaczor. Dodatkowo Lechowi – prezydentowi – sen z oczu spędza też zachowanie posłów LPR w europarlamencie. Te śpiewy „Boże, coś Polskę”, powiewanie flagami i obsobaczanie innych deputowanych, że geje, że komuchy i aferzyści, uderzają głównie w deputowanych z PiS. Szczególnie chodzi o Michasia Kamińskiego (to ten, co zawiózł ryngraf Pinochetowi) i Adama Bielana (obaj z Opus Dei). Jak już Pan Prezydent Warszawy w końcu ułożył się do snu, to dotarła do niego fatalna wiadomość. Otóż z badań CBOS i socjologów – Andrzeja Kwiatkowskiego i Tomasza Żukowskiego – wynika, że 40 proc. elektoratu PiS wymienia Platformę Obywatelską jako drugą w kolejności partię wartą poparcia. Świadczy to o dramatycznie niskiej stabilności elektoratu. W innych krajach partie są zaniepokojone, gdy taki wskaźnik przekroczy 10 procent. Innymi słowy – jeśli Tusk ruszy do boju, to może Kaczora przyprawić o zawał i w konsekwencji puścić go z torbami. Na razie jednak PiS wyprzedził wyborczy peleton. I tak naprawdę – nie wiadomo dlaczego. Może dlatego, że większość społeczeństwa nie ma pojęcia, co PiS-uary nam szykują... Otóż ich amerykański (zapożyczony) program stanowi, że: l Istnieje pewien katalog wartości, nad którymi wyborcy nie mają prawa dyskutować. Chodzi np. o życie, własność, moralność, uczucia
Prowadząca w sondażach przedwyborczych Platforma Obywatelska, mimo przysługującego jej dofinansowania z budżetu państwa, zrezygnowała z subwencji zagwarantowanej ustawą o partiach politycznych, co w kampanii zostanie wykorzystane propagandowo.
Jak wsadzić, żeby wyjąć jego wcześniejszych deklaracji o wprowadzaniu do Sejmu ludzi młodych, ale nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Nic dziwnego, skoro od wielu lat ludzie tacy jak Borowski żyją w zupełnie innej rzeczywistości, nie mając nawet świadomości, że 16,5 tys. zł to często całoroczne zarobki młodego człowieka po studiach. U braci Kaczyńskich już przygotowuje się tajny dokument w sprawie obowiązkowych opłat za umieszczenie na liście. Pierwsze miejsce w regionie wyceniono na 15 tys., a za kolejne trzeba będzie zapłacić o tysiąc złotych mniej. Kampania ma być bardzo widoczna. PiS ponoć już dawno zarezerwował dla siebie billboardy w najlepszych miejscach reklamowych największych polskich miast.
– Kandydaci będą zbierać fundusze wyborcze na własną rękę – informuje jeden z liderów PO, Waldy Dzikowski. Ile mogą nazbierać? Dużo, bowiem tzw. wyborcze pewniaki zawsze mogą liczyć na wsparcie najbogatszych ludzi z listy ,,Wprost’’ i pomoc najlepszych prawników w wypraniu tych ogromnych kwot w ten sposób, żeby Państwowa Komisja Wyborcza mogła jedynie przyklepać późniejsze sprawozdania finansowe. Mówi się, że pozycja lidera na liście PO może kosztować kandydata nawet do 30 tys. zł. SLD udaje, że jeszcze nie zastanawia się nad ,,kosztorysem swoich list wyborczych”. Krystyna Łybacka – szefowa w Wielkopolsce, była minister oświaty w rządzie Leszka Millera
religijne. Jeśli tak, to „po” nikt już nie zabroni Kaczorowi uznać, że niedyskutowanie nad życiem ma oznaczać brak dostępu nie tylko do aborcji, ale także do środków antykoncepcyjnych czy edukacji seksualnej. A kto ma definiować, co wolno, a co nie? Oczywiście – Kościół. A uczucia religijne? Co to właściwie takiego? Jeśli jeszcze nie wiadomo, wkrótce ustalą to władze Kaczorów, a tak naprawdę – znów Krk. Czyli że co? Że zgodnie z „prawem” będzie można zdelegalizować np. „Fakty i Mity”, zakazać działalności partii RACJA, nakazać niszczenie niektórych książek? A dlaczego nie? Już to kiedyś jeden kraj w Europie przerabiał! l Należy ograniczyć ingerencję państwa w życie obywatela do minimum. Sympatyczne to hasło, nieprawdaż? Otóż nieprawdaż, bo idzie za tym m.in. likwidacja pomocy społecznej, ograniczenie publicznej oświaty do minimum, a także (po cichu mówi się o tym w PiS) całkowita prywatyzacja usług medycznych. l Trzeba oprzeć się na tradycyjnych więziach rodzinnych. Znów brzmi ślicznie, jednak w praktyce oznacza: baby do garów, geje i lesbijki precz, erotyce nie, za to Kółka Różańcowe... jak najbardziej! I znów powraca pytanie, kto ma o owych „tradycyjnych więziach” stanowić? No kto? Oczywiście Kościół! Oto trzy główne filary programu PiS. Od naszych tajnych wtyczek na samym szczycie tej partii dowiedzieliśmy się, że budując Państwo Narodowe, Kaczyńscy marzą o całkowitej rezygnacji III RP z członkostwa w UE. W tym aspekcie LPR to przy PiS mały Wrzodak na d... ANNA KARWOWSKA MAREK SZENBORN PS W chwili oddawania gazety do druku LPR zerwało koalicję z PiS
– opowiada bajeczki, iż wszystko ogranicza limit 12,7 tys. zł na kandydata i że pieniądze w jej partii, zawsze zgodnie z ustawą, przelewane są wyłącznie z konta na konto. Gdyby tak było w istocie, to w poprzedniej kampanii zwycięskie ugrupowanie (najbardziej widoczne propagandowo!) stać byłoby na kampanię z licznymi fajerwerkami jedynie w samej Warszawie. Z poparciem na poziomie 5–8 proc. trudno będzie nawet liderom SLD namówić biznesmenów do większej pomocy. Zagadnięty przez nas na Wiejskiej Andrzej Lepper oznajmił: – My niczego nie będziemy ukrywać; wiadomo, że kampania kosztuje i ci, którzy chcą brać w niej udział, muszą za to zapłacić. Nie wiemy jeszcze ile, ale na pewno to ogłosimy. Za parę dni politycy pozdejmują białe wstążeczki. I staną w szranki w walce o byt. Tyle w 2005 roku dostaną partie z budżetu: SLD – 21 989 418 zł; Samoobrona – 11 546 617 zł; PiS – 11 196 088 zł; LPR – 8 612 250 zł; Unia Wolności – 4 040 740 zł; PSL – 0 zł; Unia Pracy – 0 zł. JAN KALINOWSKI
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r. Teatr w Elblągu wystawiał zamknięty dla publiczności spektakl pt. „Ułożony przetarg”. Udało nam się przeniknąć za kulisy. I choć już po pierwszym akcie mieliśmy pewność, że scenariusz sztuki jest aż do bólu banalny, zaś pierwszoplanowi aktorzy po prostu chałturzą – wytrzymaliśmy do końca… Historia, którą opiszemy, rozpoczyna się w lipcu 2004 r. od ogłoszenia przetargu na remont i modernizację Teatru Dramatycznego w Elblągu. Dodajmy, że obiekt już od wielu lat wręcz żebrał o modernizację i tylko miłosierdzie inspekcji przeciwpożarowej wciąż prolongowało termin definitywnego zamknięcia sceny. Sytuację uratowało kilka milionów złotych, które Urząd Marszałkowski przeznaczył na remont ze środków tzw. kontraktu wojewódzkiego. Aktor Mirosław Siedler, będący też dyrektorem naczelnym i artystycznym Dramatycznego, na budowlance nie zna się nic a nic, więc wziął sobie elbląską spółkę „Pro-Con” jako tzw. inwestora zastępczego, którego zadaniem było opracowanie warunków przetargu oraz jego przeprowadzenie zgodne z wymogami prawa o zamówieniach publicznych. O robotę w teatrze rywalizowało konsorcjum trzech specjalistycznych firm z renomowanym Przedsiębiorstwem Budowlano-Montażowym „Elzambud” na czele (dalej będziemy je zwać Goliatem) i niewielkie (dla uproszczenia nadajmy mu miano Dawid) Przedsiębiorstwo Usługowo-Handlowe „Budchem” Arkadiusz Lewicki, które na budowlance może nie zna się najlepiej, ale zna ludzi, którzy się znają. Goliat miał siłę potencjału technicznego oraz kadrowego, doświadczenie i potężne obroty handlowe. Niewątpliwym zaś atutem Dawida był fakt, że ciutkę wcześniej wygrał „w cuglach” dwa inne przetargi organizowane przez tego samego inwestora zastępczego, a na kierownika robót w teatrze zaproponował inżyniera W.P., który od kilku już lat był stałym współpracownikiem „Pro-Conu”. Jak łatwo się domyślić (no bo po cóż byśmy wałkowali sprawę…), wygrał Dawid. Czy pomógł mu fakt, że w ogłoszonych warunkach przetargu nie wymagano od przyszłego wykonawcy posiadania sił i środków umożliwiających realizację tak dużego zadania, a tylko potwierdzenia dwóch
POD PARAGRAFEM
Kurtyna w górę
realizacji zbliżonych do tych, jakie wcześniej wykonał pod okiem tego samego inwestora zastępczego? A może pomógł fakt, że na etapie przygotowania oferty odmówiono Goliatowi wglądu („Niech się ... – tu imię i nazwisko znane redakcji – nie wpi…dala, bo przetarg jest ułożony” – usłyszał jeden z naszych rozmówców i gotów jest to potwierdzić w każdym sądzie!) do dokumentacji przeciwpożarowej projektu? Nie będziemy w tym miejscu spekulować, bo odpowiedź ujawni się sama i za chwilę. Zgodnie z wymogami prawa, Goliat najpierw złożył protest do „Pro-Conu”. Zarzucił komisji przetargowej, że nie zauważyła w ofercie Dawida „rażąco niskich cen zastosowanych w kosztorysach”, „braku niezbędnej wiedzy, doświadczenia i potencjału technologicznego” oraz tego, że wybrany „nie zatrudnia osób zdolnych do wykonania zamówienia”. Oczywiście nie po to komisja rozstrzyga wedle swojej najlepszej wiedzy i czystego sumienia, żeby później uwzględniać jakieś odwołania. Oświadczono zatem Goliatowi („Postanowienie o rozstrzygnięciu protestu”), że to on na niczym się nie zna, bo „trudno przyjąć za miarodajny zarzut rażącego zaniżenia ceny ofertowej, skoro pokrywa się ona niemal z ceną ustaloną przez zamawiającego”. Co więcej: przepisy „nie stanowią o konieczności zatrudnienia osób zdolnych do wykonania zamówienia, lecz wystarczy, że wykonawca dysponuje takimi osobami”. Jeśli zaś chodzi o człowieka „Pro-Conu” mającego służyć Dawidowi jako kierownik robót, to „okoliczność ta nie ma żadnego wpływu na obiektywizm niniejszego przetargu, gdyż oferentem starającym się o zamówienie jest firma „Budchem”, a nie mgr inż. W.P.” – orzekła wysoka komisja.
Uparty Goliat odwołał się do Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych w Warszawie i 5 sierpnia 2004 r. zespół arbitrów wydał wyrok: przetarg powtórzyć, teatr płaci koszty postępowania (ponad 8 tys. zł). „Powtórzyć to powtórzyć, ale gdzie jest powiedziane, że musi wygrać mocniejszy” – wykoncypowała komisja „Pro-Conu”. Powtórne zwycięstwo przyszło Dawidowi tym łatwiej, że mimo trwającej procedury odwoławczej kierownictwo teatru… zezwoliło mu na rozpoczęcie robót! Dodajmy, że złamano w tym momencie nie tylko przepisy prawa zamówień publicznych, ale również prawa budowlanego. Goliat po raz drugi złożył protest do Prezesa UZP. Sytuacja bardzo się skomplikowała i we wrześniu 2004 r. wyglądała następująco: ¤ wykonano już roboty rozbiórkowe i demontaż sceny; ¤ przetarg w świetle prawa nie został rozstrzygnięty, a procedury odwoławcze zapowiadały wielomiesięczne arbitraże; ¤ Urząd Marszałkowski pogroził teatrowi cofnięciem przyznanych środków finansowych, co groziło nawet zlikwidowaniem Dramatycznego.
Aktor-dyrektor Siedler, czując smród, zaprosił strony na fajkę pokoju. Spotkali się 8 września i uzgodnili, że Goliat odpuści dalsze odwołania w zamian za zwrot poniesionych kosztów i zlecenie na dostarczenie Dawidowi sprzętu oświetleniowego do modernizowanego teatru. Gwarantem płatności miał być dyrektor teatru, który cesją zobowiązał się do przelania środków finansowych na rzecz dostawcy. Elektryką w drużynie Goliata zajmowała się firma „Elektromet”. Mówi jej właściciel Piotr O.: – Zamówienie miało być zrealizowane do 1 grudnia 2004 r. Zdarzył się jednak kilkudniowy poślizg, ponieważ sprzęt oświetleniowy sprowadzaliśmy z Włoch oraz Izraela. 3 grudnia pisemnie, a wcześniej ustnie, poinformowałem o tym zainteresowanych. Wyglądało na to, że nie ma problemu, bo Siedler odpisał mi 6 grudnia: „Na dzień dzisiejszy nie jest możliwe przekazanie sprzętu oświetleniowego do Teatru w celu zmagazynowania ze względu na brak zabezpieczonych magazynów”, a „zamontowanie również jest jeszcze niemożliwe, gdyż prowadzone są aktualnie prace spawalnicze”.
13
Okazało się jednak, że problem był, a polegał na tym, iż Dawid wciąż trzymał za pazuchą załadowaną kamieniem procę: „Oświadczam, że przedmiotową dostawę zrealizowałem już w inny sposób dnia 3 grudnia 2004 r. w 100 procentach” – powiadomił Olejarczyka pismem z 9 grudnia, dodając, że zrywa umowę w sprawie dostawy sprzętu oświetleniowego, a „odstąpienie to nastąpiło z Waszej winy i dostawa od Waszego przedsiębiorstwa przestała nas interesować”. Pomińmy fakt, że w cytowanym piśmie Lewicki alias Dawid ordynarnie łgał, na co mamy kilka dowodów, których z braku miejsca nie będziemy tu opisywać (ale jakby nas wywołano do tablicy, z przyjemnością je pokażemy). Zapomnijmy też na chwilę, że Elektromet został na lodzie ze sprzętem o wartości prawie 600 tys. zł. Dla ludzi, którzy już zaczęli uczęszczać na otwarte spektakle w Dramatycznym, bardziej interesujące może być uzyskanie odpowiedzi na pytanie, czy nader wątpliwa solidność Dawida w układach biznesowych, nie przekłada się aby na solidność wykonawczą... Przyjrzeliśmy się tej drugiej i – mówiąc szczerze – głęboko zastanowilibyśmy się przed kupnem biletu do Teatru Dramatycznego w Elblągu. – Okazało się, że poprawnie zaprojektowane materiały i konstrukcje zamieniono w toku realizacji na tanie, ale łatwopalne, niespełniające wymogów bezpieczeństwa przeciwpożarowego, choć sama modernizacja teatru była właśnie tymi względami podyktowana. Na przykład: na ścianach płyty plastikowe, a nie kamienne, łatwopalne stelaże drewniane pod płyty, zamiast stelaży metalowych. Zamontowano też gorszej, niż to określała oferta, jakości sprzęt klimatyzacyjny i wentylacyjny. Nie wykonano kompleksowego remontu dachu, choć zapisano to w umowie – wylicza oszukany podwykonawca. I pyta: – Dlaczego inwestycji prowadzonych ze środków publicznych nie realizuje się zgodnie z literą prawa? Co stało się z zaoszczędzonymi – jak wolno mniemać – pieniędzmi, które pozostały na skutek zastosowania gorszych i niebezpiecznych materiałów? Kto teraz odpowiada za bezpieczeństwo ludzi przebywających w Teatrze Dramatycznym? My też się tym zainteresowaliśmy. Mamy kwity podpisane przez dyrektora Siedlera, Jacka Rakowskiego – szefa „Pro-Conu”, oraz Dawida, że Olejarczyk niepotrzebnie mendzi, bo wszystko jest OK, straż pożarna obiekt odebrała i w ogóle żebyśmy dali sobie spokój. No cóż, samo życie zweryfikuje prawdziwość tych zapewnień. Na zakończenie odnotujmy, że teatr wystartował po remoncie spektaklem „Kolacja dla głupca”... HELENA PIETRZAK
14
Japonki żądne seksu Japonii maleje liczba małżeństw: w 2000 roku 70 proc. panów i 54 proc. pań w wieku 23–30 lat żyło w stanie wolnym. Rozwodów za to jest dwa razy więcej niż przed dekadą.
W
Na tym nie kończą się problemy Japończyków. Okazuje się, że tamtejsi samcy stronią od seksu z żonami. 26 proc. kobiet nie współżyło z mężami co najmniej od roku. Dzieje się tak dlatego, że Japończycy bez reszty oddają się pracy, a popęd płciowy załatwiają dzięki rozbudowanym usługom erotycznym. Żony siedzą w domu i się frustrują. W tej sytuacji terapeuta seksualny Kim Myong-gan założył dla zaniedbanych
żon klinikę na peryferiach Tokio, gdzie za ok. 200 dolarów poddają się sesjom terapeutycznym, po których pokazuje im menu zawierające zdjęcia 45 panów, na ogół profesjonalistów, po czterdziestce. Aranżowane są randki, które kończą się w hotelowym łóżku. Myong-gan zaprzecza, aby miało to coś wspólnego z męską prostytucją: mężczyźni płacą połowę kosztów hotelu oraz jedzenia i traktują to jako służbę społeczną. TN
Kamienne porno otychczas powszechnie uważano, że pornografia jest wynikiem demoralizacji we współczesności. Odkrycie dokonane w Niemczech świadczy, że jej korzenie sięgają głęboko w prehistorię.
D
Archeolodzy wykopali w Saksonii koło Lipska małą figurkę przedstawiającą ciało męskie z wyeksponowaną końcówką. Było to znalezisko unikalne – najstarsza na świecie gliniana figurka. Pochodzi z epoki kamiennej, liczy sobie 7200 lat. Miesiąc później znaleziono pasującą do niej figurkę kobiecą. Obie postaci były nachylone, a mężczyzna stał za kobietą. Początkowo sądzono, że to taniec rytualny, ale po dokładniejszych oględzinach
okazało się, że rzeźba przedstawia kopulację w pozycji zwanej przez niektórych „na pieska”. JF
ngielski portal Afterlife oferuje pośrednictwo w wysyłaniu telegramów w zaświaty – do osób zmarłych.
Usługa kosztuje 5 dolarów za słowo, a telegram musi składać się z minimum pięciu wyrazów. Ich doręczycielami mają być wolontariusze znajdujący się w stanie terminalnym, czyli ci, którym – według medycznej wiedzy – zostało
nie więcej niż rok życia. Firma gwarantuje, że zapamiętają oni treść i adresata nadanego telegramu. W tym celu stale ćwiczona i kontrolowana jest pamięć „listonoszy”. Nie gwarantuje natomiast... samego dostarczenia telegramu. AK
Rabuś-gglina zwedzki funkcjonariusz policji chciał zabawić się w policjantów i złodziei. Ponieważ nie mógł znaleźć nikogo do roli złodzieja, musiał wystąpić osobiście w obu rolach.
S
Obrabował bank w Sztokholmie i godzinę później pojawił się na miejscu przestępstwa – już jako policjant – by prowadzić dochodzenie. Szło opornie, funkcjonariusz bezradnie rozkładał ręce, mówiąc prasie, że brak podejrzanych. Wpadł przez głupotę i chciwość: koledzy nabrali podejrzeń,
ościół wybrał 265. papieża. Towarzyszą temu wydarzeniu spekulacje, że swym rygoryzmem doktrynalnym i odmową dostosowania się do ducha czasów doprowadzi do tego, iż religia rzymskokatolicka będzie Kościołem bez wiernych. Istnieje teoria, z której wynika, że nie ma się co martwić, bo koniec Kościoła i tak jest bardzo bliski.
K
Malachiasza przydomek „De Labore Solis”: „Z zaćmienia Słońca”. I proszę, wszystko pasuje. Karol Wojtyła przyszedł na świat 18 maja 1920 roku podczas zaćmienia Słońca. Papież następujący po Janie Pawle II (zaznaczamy, że informacja o proroctwie, pochodząca z indyjskiej gazety „Rediff”, została opublikowana kilka dni przed ostatnim konklawe) określony jest
Przedostatni Jej autorem nie jest zajadły ateista czy reprezentant wyznaniowej konkurencji. Przekaz pochodzi od irlandzkiego biskupa i jasnowidza, św. Malachiasza, żyjącego w XII wieku. Bawiąc z wizytą w Rzymie, wpadł on w trans i miał widzenie: ujrzał wszystkich przyszłych papieży. I policzył. Spisał ich w roku 1139, każdemu nadając specyficzny, łaciński pseudonim. Paweł VI został zaksięgowany jako „Flos Florum”, co znaczy „Kwiat z kwiatów”. Nie wiedziano dlaczego, dopóki nie spostrzeżono, że na pelerynce papieża widnieje znak: trzy irysy. Jan Paweł I nosił imię „Medietate Lunae”, czyli „Z połowy Księżyca”. Okazuje się, że Albino Luciani doszedł do władzy i zmarł w połowie cyklu księżycowego, między nowiem a pełnią. Z kolei Jan Paweł II miał u św.
jako „Gloria Olivae” – „Sława oliwki”. Dlaczego? – zastanawia się gazeta. – Kto to może być? Snując przypuszczenia, zaznacza, że oliwka jest symbolem benedyktynów... „Rediff” przypomina, że określenie nadane przez Malachiasza może nabrać sensu dopiero po jakimś czasie. Jako przykład podaje papieża Benedykta XV, nazwanego „Religio Depopulate” – „Religia na zmarnowanie”. Sens przydomku zrozumiano, gdy wybuchła I wojna światowa, której pragnął zapobiec, i rewolucja październikowa... Najciekawsza część przepowiedni św. Malachiasza wiąże się z papieżem,
który nastanie po Benedykcie XVI. Jego imię – wedle przepowiedni – brzmi „Petrus Romanus”, czyli „Piotr Rzymski”. Ma być ostatnim papieżem. Przepowiednia Malachiasza stwierdza bowiem, że od jego czasów będzie jeszcze tylko 112 papieży, a Ratzinger jest 111. Co dalej przewiduje scenariusz świętego biskupa? „Miasto na siedmiu wzgórzach zostanie zniszczone, a straszny sędzia osądzi jego mieszkańców”. Watykan ze zrozumiałych powodów wielokrotnie dezawuował proroctwo Malachiasza. „Kolegium kardynalskie, które za kilka dni zbierze się, by wybierać następcę Jana Pawła II, będzie brać pod uwagę różne względy: polityczne, organizacyjne, religijne, teologiczne i moralne. Ale by uniknąć potwierdzenia apokaliptycznej przepowiedni, będzie bardzo uważać, by absolutnie nie mianować nikogo, kto mógłby się jakoś kojarzyć ze słowami Malachiasza” – konkluduje „Rediff”. TW
Papież pedofilów
„Ziutek, wracaj!” A
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
ZE ŚWIATA
gdy miesiąc po rabunku wyłożył 31 400 dolarów na zakup nowego samochodu. Gotówką. W banknotach skradzionych z banku. Zarząd policji wyrywa sobie włosy z głowy. Z dwu powodów: że ma złodziei na etatach policjantów i że są tak beznadziejnie głupi. JF
Kiedy Benedykt XVI podczas inauguracyjnej mszy 24 kwietnia wkładał na palec ogromny sygnet papieski, londyński dziennik „Observer” drukował tajne memorandum z maja 2001 roku, podpisane przez kardynała Ratzingera i skierowane do wszystkich biskupów. Zawiera ono wytyczne i polecenia, jak postępować z duchownymi, którzy molestowali seksualnie dzieci i młodzież. Pismo nakazuje, aby wszystkie informacje związane ze „wstępnym śledztwem” w przypadkach „przemocy seksualnej przez członka kleru na niepełnoletnim poniżej 18 roku życia” przesyłać do Kongregacji Doktryny Wiary, którą obecny papież kierował przez 23 lata. Prefekt Ratzinger będzie miał możność – stwierdza dokument – kierować sprawę do rozpatrzenia przez kościelny trybunał, w którym „funkcje sędziów, promotorów sprawiedliwości, notariuszy i prawnych reprezentantów pełnione będą w takich sprawach wyłącznie przez księży (…). Sprawy tego rodzaju objęte są tajemnicą pontyfikalną – podkreśla Ratzinger.
arty Minto miał przed sobą karierę i przyszłość w religijnej rozgłośni radiowej w Pittsburghu, gdzie pracował od 3 lat. Dostał ostatnio nagrodę za osiągnięcia radiowe. I nagle bach – klapa, dymisja. 39-letni Minto potknął się na Janie Pawle II. W trakcie talk-show Marty Minto – pastor w kościele Turning Point Community Church – zapytał słuchaczy, czy lubią sprawozdania ze śmierci i pogrzebu Jana Pawła II
M
– Naruszenie tego wymogu spowoduje kary, z ekskomuniką włącznie. Utrzymanie tajemnicy i nieujawnianie dowodów winy obowiązuje przez 10 lat od chwili, gdy poszkodowany ukończy 18 rok życia” – instruuje memorandum. Memorandum zostało ujawnione gazecie brytyjskiej przez adwokata reprezentującego ofiary księżowskiej pedofilii – Daniela Shea, który stwierdza: „Dokument mówi sam za siebie. To ewidentne utrudnianie wymierzania sprawiedliwości”. Czyli przestępstwo. Rzecznik prasowy Watykanu nie usiłował podważać prawdziwości dokumentu; odmówił wszelkich komentarzy, twierdząc: „To nie jest dokument publiczny, więc nie będziemy się na jego temat wypowiadać”. Na memorandum oprócz Ratzingera podpisał się jeszcze abp Tarcisio Bertone. Przed dwoma laty w wywiadzie Bertone oświadczył: „W mojej opinii domaganie się od biskupa, żeby był zobligowany do zadenuncjowania księdza, który przyznał się do przestępstwa pedofilii, jest bezpodstawne”. PZ
Ofiara JPII przez 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu, czy też mają tego dosyć. Kiedy zaś jeden ze słuchaczy zadzwonił z pytaniem, czy papież poszedł do nieba, radiowy katecheta wskazał na Biblię, która mówi wyraźnie: osoba, która nie została „urodzona na nowo”, nie ma szans ujrzeć Królestwa Niebieskiego.
– Za cóż? Za cóż?! – szlocha teraz Minto, pokrzywdzony wylaniem z pracy. – Nie rozumiem. Przecież nie zachowywałem się jak jakiś Howard Stern – argumentuje, powołując się na znanego z obrazoburstwa radiowca nowojorskiego. Pastor nie zamierza się jednak poddawać i grozi adwokatem. TN
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
ZE ŚWIATA
RATZINGER – KTO TO TAKI?
Znowu habemus JPII Jan Paweł II rozczarował: przez długi czas z wielką determinacją zwalczał manipulacje genetyczne, a teraz okazało się, że sklonował sam siebie w osobie następcy na Piotrowym tronie. Te uwieńczone powodzeniem wysiłki trwały od chwili ściągnięcia Ratzingera do Watykanu w roku 1981. Rzecznik JPII, Navarro-Valls, stwierdził niedawno, że była to najbardziej personalna z decyzji papieża. Równolegle kreował swemu następcy środowisko, które by go zaakceptowało i wspierało: mianował prawie wszystkich kardynałów na swój obraz i podobieństwo, wedle klucza przystawania do lansowanej przez siebie konserwatywnej doktryny, której przestrzeganie żelazną ręką egzekwował „pancerny kardynał”; „kardynał nie”; „rottweiler Pana Boga”. Realizacja planu gwarantującego kontynuację dogmatycznej wersji katolicyzmu powiodła się nadzwyczaj gładko: Ratzinger zdobył potrzebne mu głosy już nazajutrz po zabarykadowaniu się kardynałów w Kaplicy Sykstyńskiej. Zważywszy na sytuację, w jakiej znajduje się religia katolicka po zakończeniu pontyfikatu Karola Wojtyły, można się było spodziewać dłuższej emisji czarnego dymu, co zwiastowałoby ścieranie się frakcji konserwatywnej z liberalną. Dlaczego tak się nie stało? Dokładnie nie wiadomo, lecz i tu można się dopatrzyć ręki Jana Pawła II. W wyniku zreformowania przezeń reguł głosowania w konklawe po kilku bezowocnych próbach osiągnięcia dwóch trzecich poparcia wygrywa kandydat, który otrzyma normalną większość głosów. Przeciwnicy Ratzingera mogli zdać sobie sprawę, że w tej sytuacji opór jest bezcelowy, bo jeśli nie przejdzie on kwalifikowaną większością głosów, to i tak po kilku dniach dostanie połowę. Wcześniej zasady były inne: po kilkakrotnym fiasku otrzymania dwóch trzecich głosów kandydat odpadał. W takiej sytuacji obóz reformatorski miałby szansę na rokosz. Ale być może JPII przewidział zagrożenie, więc je wyeliminował. Pewien amerykański ksiądz porównał to do sytuacji, gdy po dwóch kadencjach Busha wygrywa jego guru, arcymanipulator Karl Rove. „Ateiści powinni się cieszyć z wyboru Benedykta XVI – stwierdza w przenikliwym jak zawsze komentarzu na łamach brytyjskiego „Guardiana” Timothy Garton Ash. – Zgrzybiały, kostyczny, konserwatywny, pozbawiony charyzmy bawarski teolog z pewnością przyspieszy proces dechrystianizacji Europy, który pragnąłby odwrócić. Pod koniec jego pontyfikatu kontynent może być tak niechrześcijański, jaki był, gdy św. Benedykt, patron Europy, przed piętnastu wiekami
zakładał zakon benedyktynów. Chrześcijańska Europa: od Benedykta do Benedykta. Niech odpoczywa w pokoju. Wolter byłby z nas dumny. Europa to najbardziej świecki kontynent. Prawdę tę maskował fenomen byłego papieża. Bardziej religijna była Europa Wschodnia, gdzie brzemię komunizmu umacniało Kościół. Ironią pontyfikatu JPII było to, że przyspieszając schyłek komunizmu, wyzwolił siły kapitalizmu i przyczynił się do tej samej modernizacji, która spowodowała sekularyzację Zachodu kontynentu”. Śmierć Karola Wojtyły wyzwoliła – jak to trafnie, choć nie na klęczkach, ujęła komentatorka Arianna Huffington – orgię żałobną i podkreślanie osiągnięć. Po kilku dniach zaczęła narastać liczba komentarzy krytycznych, ale ogólny wydźwięk jest pozytywny; zwłaszcza reakcja tłumów. Puszczenie białego dymu dla Ratzingera skwitowano dyplomatycznie poprawnymi uwagami. Natychmiast ujawniło się rozczarowanie. Opinia publiczna, także i ta w Niemczech, była podzielona. Według sondażu „Der Spiegel”, 29 proc. Niemców było za, a 36 proc. przeciw kandydaturze Ratzingera. Przed konklawe prawie wszyscy niemieccy biskupi wyrażali dezaprobatę wobec perspektywy wyniesienia rodaka na szefa Kościoła. Trzy dni po nominacji można było śmiało powiedzieć, że decyzja konklawe przyjęta została z bardzo umiarkowanym aplauzem, dominowały natomiast refleksje krytyczne, głosy wyrażające obawy o przyszłość. Były kolega i mentor Ratzingera z Uniwersytetu Tubingen, ks. Hans Küng, któremu w roku 1979 Watykan zakazał nauczania teologii katolickiej, tak określił nowego papieża: „Bardzo słodki, ale bardzo niebezpieczny”. Powiedział też: „Uczynienie go papieżem będzie uważane przez wielu katolików za znak, że Kościół nie jest w stanie się zreformować”. Przed laty Küng mówił o obecnym liderze katolicyzmu: „Niczego nie boi się tak, jak wolności”. Ustosunkował się też do dokumentu Ratzingera „Dominus Iesus” (w którym ostrzega się innowierców, że tylko katolicyzm gwarantuje zbawienie,
a wyznawcy innych religii są w sytuacji „o wiele gorszej”), twierdząc, że to „bełkotliwy melanż średniowiecznego wstecznictwa i manii wielkości”. Kiedy luteranie zaprotestowali przeciw orzeczeniom tego dokumentu, Ratzinger określił ich stanowisko jako absurd. Nieżyjący już liberalny duchowny Peter Hebblethwaite nazwał Ratzingera wielkim, złym wilkiem inkwizycji i proroczo wyznał: „Dla niektórych myśl, że może on kiedyś zostać papieżem, jest nie do przełknięcia. Byłoby to niewyobrażalnie kontrowersyjne, wbrew zdrowemu rozsądkowi”.
Zarówno sam następca św. Piotra, jak i kardynałowie natychmiast przystąpili do akcji public relations, starając się „uzdatnić” (złagodzić i ocieplić) portret nowego lidera katolicyzmu: „On naprawdę wcale nie jest taki sztywny i zimny... Spodziewajcie się niespodzianek. Jana XXIII też uważano za przeciętniaka, a proszę, jakie ma dokonania”. Powtarzające się porównania z Janem XXIII nie mają wielkiego sensu. Nie miał on bowiem dorobku wielkiego inkwizytora, po prostu zostawszy papieżem zaczął robić to, o czym wcześniej tylko myślał – i wielu zaskoczył. Benedykt XVI, by sprawić niespodziankę, musiałby sprzeniewierzyć się poglądom i poczynaniom swego życia. Niby dlaczego? Gwoli sprawienia przyjemności swym ideowym wrogom – liberałom? Zanim przystąpił do konklawe, ostrzegał przed „dyktaturą relatywizmu”, koszmarami, jakie ma w zanadrzu progresywne skrzydło kościelne. Słyszy się pocieszenia (sam Benedykt serwował je kardynałom), że jego pontyfikat z powodów biologicznych nie potrwa długo.
„To ziszczenie najgorszego koszmaru” – kwituje wybór prof. Scott Appleby, historyk amerykańskiego katolicyzmu z Uniwersytetu Notre Dame. Wielu katolików przyjęło go z niesmakiem – stwierdza. – To może doprowadzić do schizmy Kościoła w USA. Paul Lakeland, profesor studiów religijnych w Fairfield University, sądzi, że „elekcja nowego papieża to moment nadziei dla Kościoła. Ten wybór to nic innego, jak spojrzenie w przeszłość”. Są podstawy do takich obaw: amerykańscy fundamentaliści, także niekatoliccy, przyjęli wybór Ratzingera z triumfem. Co symptomatyczne, większą rezerwę wyrażały wyznania mające bliższy związek z Watykanem (metodyści, luteranie) niż wiary normalnie negatywnie ustosunkowane do katolicyzmu (baptyści, mormoni), które widzą w Ratzingerze sojusznika w zwalczaniu aborcji. Zachwyceni są także inni ultrakonserwatyści: „To czas wielkiego szczęścia” – wyznał lider Opus Dei, Javier Echevarria. W dzienniku „Washington Post” czytamy: „To, co się obecnie dzieje w Kościele, to powolna erozja postępowych nadziei zrodzonych przez II Synod Watykański, który otworzył Kościół na świat. Elekcja Benedykta XVI powinna być postrzegana jako znak, jak pilne jest odrodzenie budzących nadzieje wizji synodu propagującego Kościół, który ma wielu rzeczy nauczyć nowoczesny świat i jednocześnie wiele nauczyć się od niego”. „Guardian” – porównując Jana Pawła II z Ratzingerem – pisze: „JPII był uwielbiany i podziwiany przez katolików, którzy w znacznym stopniu nie zgadzali się z jego poglądami. Ratzinger jako kardynał nie miał takiej reputacji. Katolicy, którzy nie podzielają jego poglądów – ich liczba idzie w miliony – nie dostrzegają w jego osobowości niczego godnego uwielbienia czy podziwu. Ci, którzy nie zgadzali się z nim jako z prefektem Kongregacji Doktryny Wiary – czyli prawie wszyscy katoliccy intelektualiści – nie znajdą dla niego uczucia ani nie zaczną uważać, że ma rację teraz, kiedy jest papieżem. Liberałowie od lat mówili, że Ratzinger może być tym, który doprowadzi autorytarny model sprawowania władzy do załamania i kryzysu”. Niektóre gazety, zwłaszcza brytyjskie, akcentują fakt, że obecny papież należał podczas wojny do Hitlerjugend i służył w obronie przeciwlotniczej sił zbrojnych Hitlera. Holenderski dziennik „Algemeen Dagbladet” sprawozdaje nominację Ratzingera pod tytułem: „Z Hitlerjugend do Stolicy Apostolskiej”. Oburzyło to niezwykle inny tabloid, niemiecki „Bild”, który przywitał wybór ekstatycznym tytułem: „Jesteśmy papieżem!”. Narodowość Ratzingera i przynależność do hitlerowskiej młodzieżówki
15
zaalarmowały Żydów. „Biały dym, czarna przeszłość. Z Hitlerjugend do Watykanu” – tytułuje swą relację wielkonakładowa gazeta „Yediot Ahronet”. Izraelski ambasador w Watykanie Oded Ben-Hor starał się uspokoić rodaków, zapewniając, że „Izrael z pewnością może z nim koegzystować”. Inni przypominają jednak wypowiedzi Ratzingera, na przykład te z książki „Bóg i świat” z roku 2000: „Czekamy na moment, kiedy Izrael powie »tak« Chrystusowi. My, chrześcijanie, wierzymy, że Chrystus jest także prorokiem Izraela. Od Boga zależy, kiedy i jak nastąpi zjednoczenie żydów i chrześcijan jako jego dzieci”. Bardzo zaniepokojeni preferencjami Ducha Świętego są liberalni katolicy w USA, zwłaszcza ugrupowania zrzeszające ofiary pedofilii księży, które przypominają, jak postrzegał kryzys przemocy seksualnej kard. Ratzinger: „Jestem przekonany, że ciągła obecność w prasie, zwłaszcza w USA, grzechów księży katolickich jest zaplanowaną kampanią, zważywszy że procent tego rodzaju przestępstw dokonywanych przez księży nie jest wyższy niż w innych kategoriach, a może nawet niższy. W USA obecność kryzysu jest w wiadomościach stała, ale tylko mniej niż 1 proc. księży jest winnych tego typu aktów”. Rozczarowaniu dają wyraz organizacje gejów i lesbijek. Konserwatyzm Benedykta jest wszechogarniający; dostało się nawet muzyce rockowej, która określona została jako „narzędzie antyreligii”; „antyteza wiary chrześcijańskiej i zbawienia”. Niewesołe są nastroje wśród feministek. Przed 5 laty Krajowa Koalicja Zakonnic z USA w otwartym liście apelowała (bezskutecznie, rzecz jasna) do Jana Pawła II, by „uciszył kardynała Ratzingera”. Ratzinger sugerował, że parafie powinny ograniczyć liczbę kobiet asystujących podczas mszy i śpiewających w chórze. Przed ubiegłorocznymi wyborami prezydenckimi w USA Ratzinger wystosował niejawną (ujawnioną przez włoski magazyn „L’Espresso”) instrukcję dla biskupów amerykańskich, w której pisze, że katoliccy politycy, którzy nie sprzeciwiają się aborcji, „popełniają ciężki grzech” i „należy odmawiać im komunii”. Również popierający ich wyborcy katolicy „są winni współuczestnictwa w grzechu i nie zasługują na komunię”. Niektórzy hierarchowie w USA zastosowali się aktywnie do tych zaleceń i w rezultacie 54 proc. katolików (tradycyjna klientela demokratów) głosowało na republikanina Busha, przyczyniając się do jego zwycięstwa. W którą stronę Ratzinger będzie się starał prowadzić Kościół – mniej więcej wiadomo. Jak mu się to powiedzie? Konserwatyzm i doktrynalna nieustępliwość Jana Pawła II były amortyzowane i łagodzone jego charyzmatyczną osobowością, aktorskimi talentami, zaangażowaniem politycznym. Ratzinger jest takich atrybutów – jak się zdaje – pozbawiony. PIOTR ZAWODNY
16
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
MITY KOŚCIOŁA
Nasze państwo zawsze było dla Stolicy Apostolskiej pionkiem na szachownicy polityki, z którego dobrem w ogóle i nigdy się nie liczono, a tylko wykorzystywano w interesach kurii rzymskiej. Watykan nie był zainteresowany odrodzeniem niepodległej Polski w jej historycznych granicach. Roman Dmowski (1864–1939), szukając poparcia dla narodowej sprawy, chciał jesienią 1919 r. rozmawiać z papieżem Benedyktem XV (1914–1922), ale w kurii rzymskiej odradzano mu poruszanie tej kwestii. Kardynał Pietro Gaspari, ówczesny sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej, skomentował zabiegi Romana Dmowskiego słowami: „Polska niepodległa? Ależ to marzenie, to cel nieziszczalny (...) Wasza przyszłość jest z Austrią” (według niektórych źródeł: „pod zaborami”). W obozie państw centralnych istniały dwa projekty odnoszące się do losów Polski. Watykan popierał koncepcję austriacką, mówiącą o połączeniu Galicji i ziem zaboru rosyjskiego w odrębne królestwo pod berłem Habsburgów. Ponieważ wojna (wbrew życzeniom Benedykta XV) skończyła się klęską Austro-Węgier, Stolica Apostolska zaczęła popierać zamiary niemieckie, optujące za utworzeniem państwa polskiego podporządkowanego niemieckiej monarchii, ale ograniczonego do obszarów zaboru rosyjskiego, a więc zgodnie z niemieckimi planami tzw. Królestwa Polskiego. Wcześniej Watykan kierował do narodu polskiego będącego pod zaborami apele o dochowanie wierności i posłuszeństwa prawowitej władzy, propagując przy tym zasadę trójlojalizmu, czyli bezwzględną uległość wobec zaborców. Polskich biskupów – Aleksandera Kakowskiego, Edwarda Likowskiego, Józefa Wilczewskiego i wielu innych – papieże także, i to często skutecznie, zachęcali do wysługiwania się zaborcom. Na przykład w Poznaniu abp Edward Likowski ogłosił w sierpniu 1914 r. list pasterski, w którym nawoływał swoje owce do umierania za cesarza Wilhelma: „Mężowie, bracia! Synowie Wasi wezwani pod broń walczyć będą przeciwko sprzymierzonym wrogom cesarstwa niemieckiego i austriackiego, a w szczególności przeciw Rosji. W tej walce niejeden z nich złoży swe życie w ofierze. Niech wam to jednak będzie pociechą, że jakkolwiek wam przyjdzie ponieść większe czy mniejsze ofiary, złożycie je za sprawiedliwą sprawę. (...) Wiem, że nigdy nie wymarło w nim (społeczeństwie – przyp. BM) poczucie obowiązku posłuszeństwa wobec władzy z woli Bożej nad nim postanowionej”. 12 września 1915 roku wiernopoddańczą przysięgę złożył Wilhelmowi (kontynuując politykę zmarłego abpa Likowskiego) abp Edmund
Dalbor. W następnym roku wysłał dziękczynny telegram do cesarza Wilhelma po ogłoszeniu przezeń marionetkowego Królestwa Polskiego z ziem odebranych Rosji. W Warszawie arcybiskup Aleksander Kakowski (1862–1938) odprawił dziękczynne nabożeństwo za pomyślność i zwycięstwo rosyjskiego oręża, a następnie, 23 października 1914 r., posłał carowi depeszę: „Do Jego Cesarskiej Mości Najjaśniejszego Pana z ocalonej przy pomocy Bożej i z woli Waszej Cesarskiej Mości od najścia wroga Warszawy. Odprawiwszy uroczy-
ona zapewnienie go o lojalności i uległości. Słowa pełne pokory i poddaństwa zawarte zostały w liście Rady Regencyjnej do papieża z dnia 29 października 1917 r. Benedykt XV, wróg wolnej Polski, którego kardynał Ratzinger obrał sobie za wzór do naśladowania, docenił zasługi zdrajcy Kakowskiego dla polityki Watykanu. Orędziem z 15 października 1918 r. poinformował go, że na najbliższym konsystorzu otrzyma on kardynalską purpurę, co miało być „nowym węzłem, który jeszcze ściślej złączy Polskę ze
ustanowił naczelnego komisarza kościelnego dla obszarów plebiscytowych Górnego Śląska oraz Prus Wschodnich i Zachodnich (Warmii i Mazur). Stolica Apostolska publicznie i zuchwale głosiła bezczelne kłamstwa, jakoby działalność Kościoła na terenach plebiscytowych miała charakter tylko religijny. Bardzo szybko okazało się, że Kościół wystąpił niezwykle aktywnie jako polityczny udziałowiec po stronie Niemiec. Jednak nie należy się temu dziwić, skoro w okresie plebiscytowym Niemcy przekazali do Watykanu 35 milionów marek!
KOGO CHCE NAŚLADOWAĆ KARDYNAŁ RATZINGER
Sługusy Watykanu ste nabożeństwo dziękczynne, ośmielam się złożyć u stóp Waszej Cesarskiej Mości, w imieniu swoim i swojej owczarni, uczucia najgłębszej wdzięczności i wiernopoddańczego oddania”.
Benedykt XV
W tym samym czasie w Krakowie biskup Adam Sapieha (1867–1951) modlił się o coś zupełnie innego – o klęskę i niepowodzenie Rosji: „Winniśmy bezustannie wysyłać przed tron Wszechmocnego Pana Zastępów błagalne nasze prośby o zwycięstwo nad wrogiem”. (Wyższy kler katolicki zawsze trzymał z tymi, którzy mieli władzę, nieważne, czy to cesarz Austro-Węgier, Hitler, czy Pinochet). Tymczasem sytuacja polityczna w Europie wskazywała, iż niepodległość Polski to kwestia czasu. Aktem z 5 listopada 1916 r. z części ziem byłego zaboru rosyjskiego zostało utworzone kadłubowe Królestwo Polskie, ściśle związane z cesarstwem niemieckim. Utworzono Tymczasową Radę Stanu, przekształconą następnie w Radę Regencyjną, która w istocie swej była narzędziem w rękach niemieckich. Abp Kakowski – znany z lojalności wobec rosyjskiego zaborcy – dla „dobra” kraju łaskawie przyjął urząd regenta i w tej roli wykazał się jako gorący sługus Niemców. Nie można nie zauważyć uzależnienia Rady Regencyjnej od papieża Benedykta XV, skoro za „najpierwszy i najświętszy obowiązek” uznała
Stolicą św. Piotra”. Tak się kupowało Polaków dla Watykanu. Mówiąc wprost, Kakowski – w zamian za godność kardynała – miał jeszcze gorliwiej pracować na rzecz politycznych interesów kurii rzymskiej, jeśliby nawet były sprzeczne z interesami Polski – jego dawnej ojczyzny. Po 125 latach niewoli Polska odzyskała niepodległość 11 listopada 1918 roku. Stolica Apostolska, darząca Józefa Piłsudskiego szczerą antypatią, później niż państwa zachodnie uznała de iure odrodzoną Polskę, a mianowicie 30 marca 1919 roku... Dzisiaj zakłamuje się i gloryfikuje rolę Watykanu, a także najwyższej hierarchii polskiego Kościoła, w okresie poprzedzającym uzyskanie niepodległości. Hrabia Hutten-Czapski, pełniąc w czasie wojny obowiązki doradcy politycznego przy generalnym gubernatorze warszawskim – Belerze, odnotował w swoich pamiętnikach, że kanclerz Hertling powiadomił go w kwietniu 1918 roku, iż po długich negocjacjach udało się ustanowić w Warszawie swojego rodzaju nuncjaturę. Z jego relacji wynika, że nominacja apostolskiego wizytatora była politycznym aktem leżącym w interesie Niemiec. Głównym zadaniem przedstawiciela Watykanu był nadzór nad całokształtem stosunków kościelnych na całym obszarze odebranym Rosji. Wiele wskazuje na to, że utworzenie urzędu wizytatora było inicjatywą Niemców. Na to stanowisko papież powołał msgr. Achille Rattiego, który przybył do Warszawy 29 maja 1918 r. Ratti został zaskoczony przyjęciem, jakiego doznał od „szczerze zawsze do Stolicy św. przywiązanego narodu polskiego”. Było tak żenująco czołobitne, że delegat Benedykta XV nie krył zachwytu: „Teraz czuję dopiero, czym jest papież. Jestem tylko ubogim bibliotekarzem, a oto tutaj tłumy leżą przede mną tylko dlatego, że idzie ze mną cień papieża”. Ponieważ Watykanowi bardzo zależało na korzystnym dla Niemców wyniku plebiscytu, Benedykt XV podjął bezprecedensową decyzję: oto w marcu 1920 roku w osobie A. Rattiego
Kościelną jurysdykcję nad obszarem Górnego Śląska sprawował arcybiskup wrocławski kardynał Adolf Bertram, który szczerze nienawidził Polaków. Korzystając ze swoich uprawnień i możliwości, bezceremonialnie zaangażował się w plebiscytową kampanię po stronie Niemców, tonując jednocześnie głosy polskie. Nuncjusz Ratti jako watykański komisarz plebiscytowy bawił na Śląsku już w kwietniu 1920 r. i zdołał przeprowadzić z kard. Bertramem wiele rozmów, ustalając wspólną taktykę. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Benedykt XV był doskonale zorientowany w całokształcie działalności Bertrama oraz Rattiego.
Adam Sapieha
21 listopada 1920 roku kardynał Adolf Bertram wydał dekret, w którym udział kleru w agitacji związanej z głosowaniem na obszarze plebiscytowym uzależnił od zgody właściwego proboszcza. Ponieważ na tych terenach w zdecydowanej większości proboszczami byli Niemcy, przeto skutki owego dekretu nie były trudne do przewidzenia. Starania strony polskiej, aby na czas plebiscytu wyłączyć sporne tereny spod jurysdykcji Bertrama i powierzyć je bezpośrednio Watykanowi, nie znalazły oddźwięku w kurii rzymskiej. Benedykt XV głuchy był także na wielokrotnie ponawiane postulaty strony polskiej, wskazującej na ścisłe określenie statusu kościelnego komisarza plebiscytowego. Watykan nie uczynił nic, co mogłoby zneutralizować lub osłabić pozycję Niemców.
Działalność kardynała Adolfa Bertrama oraz obojętna postawa nuncjusza Rattiego spowodowały wzrost napięcia w stosunkach ze Stolicą Apostolską. W końcu sprawą zajął się sejm. Na 191 posiedzeniu wnioski w tej sprawie przedłożyły: Narodowe Zjednoczenie Ludowe, Polskie Stronnictwo Ludowe oraz Polska Partia Socjalistyczna. NZL żądało wyłączenia Górnego Śląska spod jurysdykcji kardynała Bertrama i powołanie osobnego obszaru jurysdykcyjnie podległego administratorowi apostolskiemu. Najbardziej trzeźwy wniosek w imieniu PPS złożył Tadeusz Roger, redaktor „Robotnika Śląskiego” – poseł ze Śląska. Wnosił o zerwanie stosunków dyplomatycznych z Watykanem i sprzeciwił się utrzymywaniu polskiego przedstawiciela dyplomatycznego, ponieważ „jest tam całkiem niepotrzebny, chyba tylko po to, by całował pantofel, a na to brak pieniędzy, ażeby go tam utrzymywać (...) nie trzeba godności narodu polskiego w ten sposób poniżać”. Poseł Roger rozporządzenie Bertrama nazwał katowskim i podał je jako przykład watykańskich interesów politycznych, nie mających nic wspólnego z wiarą i religią. W odpowiedzi na złożone wnioski minister spraw zagranicznych – Sapieha – poinformował posłów, iż rząd już od pewnego czasu zwracał uwagę Watykanu na antypolską działalność niemieckich księży. Według Sapiehy, indagowany w tej sprawie nuncjusz Ratti oświadczył kategorycznie, że „Watykan takiego rozporządzenia wydać nie mógł”. Wynika więc jasno, że kłamał albo Bertram, albo Ratti! Sapieha zalecał, aby do czasu wyjaśnienia tej sprawy nie podejmować żadnych kroków dyplomatycznych proponowanych przez wnioskodawców. Poseł Tadeusz Roger replikował, zarzucając kłamstwo właśnie Rattiemu, ponieważ rozporządzenie kard. Bertrama nie mogło być wydane bez konsultacji z nuncjuszem papieskim. Niestety, pobożny sejm odrzucił wniosek o zerwanie stosunków dyplomatycznych z naszym odwiecznym wrogiem – Stolicą Apostolską. Dwuznaczna postawa Watykanu została krytycznie oceniona w styczniu 1921 roku przez MSZ. Stwierdzono m.in., że niemieckie wpływy w Stolicy Apostolskiej sięgają tak daleko, że gdyby Benedykt XV miał zająć jasne stanowisko w jakiejkolwiek sprawie między Niemcami a Polską, to nie mamy żadnych szans, aby Watykan opowiedział się po naszej stronie! Nie można pominąć roli Stolicy Apostolskiej wobec faktu wynaradawiania Polaków na Warmii i Mazurach przez niemiecką hierarchię kościelną. To smutne, że w tych działaniach uczestniczyła po części i polska hierarchia kościelna. Kardynał Kakowski – tuż przed plebiscytem na tamtym obszarze – oświadczył publicznie: „Nam nie zależy na Mazurach, tam jest 300 tysięcy protestantów”. Kakowski powiedział „nam”. To znaczy komu? Polsce czy... Kościołowi? BOGDAN MOTYL www.alternatywa.com
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
HEDONIŚCI CZY SŁUDZY SZATANA
Rzymscy papieże (23) Wszystkich papieży – aż do początku szóstego stulecia – zaliczył Kościół w poczet świętych. Pośród nich mamy sporo takich, którzy za życia byli oszustami, heretykami, uwodzicielami kobiet i pospolitymi zbójami. O „Piotrowy tron” toczyły się bezpardonowe walki. Nie brakowało również sporów „moralnych” – np. między papieżem Kalikstem (217–222) a antypapieżem Hipolitem I (217–235) – toczonych o to, jak powinno wyglądać życie płciowe chrześcijan. Kalikst – zdaniem surowego papieża Hipolita I, zaliczonego później w poczet antypapieży – pozwalał sobie i innym na zbyt dużo swobody, jeśli chodzi o współżycie seksualne. Między innymi zezwalał kobietom niezamężnym, by wybrawszy kogokolwiek – czy to niewolnika, czy też osobę wolną – mogły bez legalnego ślubu traktować takiego partnera życiowego jako swego męża (Cawthorne). Poza tym sam Kalikst lubił młode dziewczęta i wcale tego nie ukrywał. Natomiast Hipolit zmierzał do wyrugowania wszelkiej aktywności seksualnej z łożnicy chrześcijan (poza pozycją „po bożemu”) – bez względu na to, czy robili to małżonkowie, czy partnerzy bez ślubu. To właśnie wtedy zaczął się wypaczać stosunek Kościoła do seksualności i ten chory stan rzeczy trwa do chwili obecnej. Hipolit był skłócony ze swymi hierarchami, którym odpowiadało frywolne życie (prawie wszyscy byli żonaci lub mieli konkubiny) i nie w głowie im była rezygnacja z cielesnych uciech. Po śmierci Kaliksta zaczął się bałagan i bitwa o tron. Nie wszyscy biskupi uznawali Hipolita – wielu opowiedziało się za Poncjanem (230–235), a jeszcze wcześniej – za Urbanem (222–230). Hipolit nadal urzędował jako drugi „papież”, ale to tylko zaostrzało papieski konflikt. Spory między „wikariuszami Chrystusa” przerwał cesarz Gajus Juliusz Werus Maksyminus, zwany Maksyminusem Trakiem, który wysłał Hipolita na Sardynię, a razem z nim papieża Poncjana (jeden z następców Kaliksta). W owym czasie Sardynia uważana była za wyspę śmierci, zatem nie jest dziwne, że obaj „papieże” dokonali tam żywota i to ich wreszcie pogodziło. Ich zwłoki zostały sprowadzone do Rzymu: Poncjan został pochowany w katakumbach Kaliksta, a Hipolit w krypcie przy via Tiburtina. ¤¤¤ Ich następca, Anterus (235–236), z pochodzenia Grek, zaczął gromadzić akta tzw. męczenników, ale 6 tygodni po elekcji zmarł w niewyjaśnionych bliżej okolicznościach.
został Korneliusz (251–253). Nowacjan zarzucał Korneliuszowi, że ten uprawia poligamię i jest heretykiem. „Zwalczał swego kolegę z całą stanowczością, zarzucając mu podstęp, chytrość, kłamstwa i krzywoprzysięstwo. Głosił on publicznie, że Korneliusz, jego kolega, nie może zasiadać na tronie papieskim, ponieważ jest człowiekiem bez charakteru, zwyczajnym oszustem i chytrą bestią” (Stanisław Jankowski za dr. Theodorem Engertem). I w taki właśnie sposób oceniali się i zwalczali rzekomi zastępcy Chrystusa w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Nowy papież szybko uporał się z przeciwnikiem: we wrześniu 251 roku zwołał synod, na którym sześć-
Prawdopodobnie otrzymał dawkę śmiertelnej trucizny. Był pierwszym biskupem Rzymu, którego pochowano w krypcie katakumb Kaliksta, zwanej później kryptą papieską. Kolejnym biskupem Rzymu został Fabian (236–250). Uważa się, że to właśnie on stworzył ramy organizacyjne przyszłej stolicy chrześcijaństwa. Wydawało się wówczas, że nowa religia jest na najlepszej drodze do opanowania cesarstwa. Zaczęły się jednak koPapież Sykstus II lejne spory między hierarchami i doszło do nowej schizmy, w wyniku czego objawił się kolejny (drugi w dziejach papiestwa) antypapież – Nowacjan. Dodatkowo doszły inne poważne kłopoty – tym razem ze strony kolejnych rzymskich cesarzy, którym zdecydowanie nie podobała się nowa religia żydowska. Lata 249–251 to panowanie Gajusza Messiusza Kwintusa Trajana Decjusza. Dążył on do przywrócenia Rzymowi dawnej świetności i ożywienia pradawnych rzymskich wierzeń. Decjusz widział w chrześcijanach wrogów państwa i miał w tym dużo radziesięciu biskupów ogłosiło ekskocji, bo bronili się oni przed służbą munikę Nowacjana. „Urzędowanie wojskową, a nową religię wyznawaKorneliusza było równie krótkie jak ły głównie masy biedoty rzymskiej, burzliwe. Pod koniec roku 252, kiektóra w nadziei na lepsze życie po dy wraz z nastaniem cesarza Galluśmierci trzymała się wiary obcej dla sa nasiliły się prześladowania, KorRzymian. W 250 roku rozpoczęło neliusz został zatrzymany i przewiesię powszechne prześladowanie ziony do Centumellae (Civitavecchia), (z nakazu cesarza), w wyniku któgdzie zmarł w czerwcu roku 253. Jerego zginęła wielka liczba wyznawgo rywal, Nowacjan, opuścił Rzym ców Chrystusa. i historia straciła go z oczu. NatoSiedem lat później, za panowamiast sekta Nowacjana ostatecznie nia Waleriana (253–260) i jego syzniknęła dopiero w VII wieku (Jena Galienusa jako współrządcy, zaan Mathieu-Rosay). częła się nowa fala terroru. Walerian Kolejny biskup Rzymu, Lucjusz postanowił nawrócić chrześcijan na I (253–254), zmarł zaledwie osiem wielobóstwo, a odmowę składania miesięcy po intronizacji. Podejrzeofiar oficjalnym bogom uznał za niewa się, że do jego przedwczesnej lojalność w stosunku do prawowitej śmierci przyczynili się członkowie władzy i obowiązującej religii. Wiesekty nowacjańskiej. lu bogatych chrześcijan w obawie W latach 254–257 funkcję biskuprzed utratą majątku podporządkopa Rzymu sprawował Stefan I. Już wało się rozporządzeniom cesarza. na samym początku ostro skłócił się z wpływowym biskupem CezaNowacjan przekonany był, że po rei kapadockiej, Firmilianem, któśmierci Fabiana zostanie wybrany na ry zakwestionował prymat biskupa papieża, ale nowym biskupem Rzymu
Rzymu nad innymi biskupami. I miał w tym dużo racji, bo nawet katolicki Lexikon für Theologie und Kirche przyznaje, że w owym czasie nie mogło być mowy o tzw. sukcesji Piotrowej, a tym bardziej o jakimkolwiek „zastępstwie” Chrystusa. Zapis o przekazaniu „kluczy” Piotrowi dodano do Ewangelii później. Firmilian nazywał papieża prostakiem i schizmatykiem, zarzucał mu bezczelność, pychę i nieuctwo, a nawet porównywał go do Judasza. Stefana I ostro atakował również biskup Kartaginy Cyprian (późniejszy męczennik i święty Kościoła), który nie uznawał pierwszeństwa Rzymu w żadnej dziedzinie. Deschner w „Kryminalnej historii chrześcijaństwa” pisze: „Dla Cypriana biskup rzymski nie jest zasadniczo niczym więcej niż każdy inny biskup”. Potwierdza to Wickert: „Nawet mu do głowy nie przychodzi, by choćby symbolicznie uznać jego jurysdykcję nad gminami innymi niż własna. Ba, w jego oczach następca Piotra nie uchodzi nawet za pierwszego wśród równych (primus inter pares)”. Widać tu wyraźną rozbieżność między ówczesną a teraźniejszą oceną prymatu Rzymu jako „stolicy Piotrowej”. ¤¤¤ Następcą Stefana został Sykstus II (257–258), a tymczasem terror cesarza Waleriana wzmagał się. Sykstus wraz ze swoją świtą ukrył się w katakumbach Praetekstatusa. Wszyscy zostali pojmani przez żołnierzy i po osądzeniu – ścięci, a kolejnym biskupem Rzymu został Dionizy (259–268). Głosił on równość Boga i Chrystusa, ale biskup Aleksandrii – też Dionizy – twierdził, że Chrystus pochodzi od Boga Ojca. O mały włos nie doszło do kolejnej schizmy. Ich następcy: Feliks I (269–274), Eutychian (275–283), Kajus (283–296), Marcelin (296–304) i Marceli (308–309) nie zapisali się „złotymi czcionkami” w historii Kościoła. W latach 284–305 panował Gajusz Waleriusz Aureliusz Dioklecjan, syn wyzwoleńca z Dalmacji. Doszedłszy do najwyższych stopni wojskowych, został obwołany przez wojsko cesarzem. W latach 303–304 Dioklecjan wydał cztery edykty przeciw chrześcijanom. Rozpoczęły się okrutne prześladowania. Kościół stanowił jedyną siłę opozycyjną wobec cesarza; jego wyznawcy odmawiali oddawania mu czci boskiej. Represje wprowadzone przez Dioklecjana są o tyle niezrozumiałe,
17
że cesarz poślubił nawet chrześcijankę (cesarzowa Pryska) i początkowo – przez 18 lat – współwyznawcy żony oraz ich córki Walerii wcale mu nie przeszkadzali... Do czasu kiedy Galeriusz, który współrządził na wschodzie, nie przekonał go, że jest to fanatyczna sekta spiskująca przeciw władzy cesarskiej. „Zaczęło się od konfiskaty i rzucania w ogień świętych ksiąg. Edykt z 23 lutego 303 roku nakazał burzenie kościołów. Chrześcijanie zostali wyzuci z wszelkich praw, usunięci ze stanowisk państwowych. W Nikodemii (była to główna siedziba cesarza – przyp. AR) podpalacze dwukrotnie wzniecili pożar w cesarskim pałacu. Prowokacja okazała się skuteczna – zdołano przekonać cesarza, że kryją się za tym chrześcijanie. Od tej chwili Dioklecjan stał się naprawdę okrutny. Każdy, kto był związany z jego dworem, musiał złożyć ofiarę rzymskim bogom, poczynając od żony i córki władcy. Chrześcijanie z Nikodemii, od biskupa poczynając, po maleńkie dzieci, zostali utopieni lub żywcem spaleni” (Jean Mathieu-Rosay). Papież Marcelin, następca Kajusa, był człowiekiem tak słabego charakteru, że wydał prześladowcom naczynia sakralne i święte księgi, a sam złożył ofiarę przed ołtarzem Jupitera. Papież kadził bogom pogańskim, aby przypodobać się Dioklecjanowi. Dr Engert pisze, że Marcelin został potępiony za zdradę i na soborze, w obecności 300 biskupów, przyznał się do grzechu oraz wyraził skruchę za swój postępek. Tak więc chrześcijanie – zamiast zjednoczyć się w godzinach próby – kłócili się z takim zawzięciem, że dochodziło nawet do krwawych walk między nimi. Prawie przez cztery lata Rzym nie miał swojego biskupa. Wybrany na to stanowisko Marceli w krótkim czasie został skazany na wygnanie i zmarł daleko od Rzymu 16 stycznia 309 roku. Jego następcę – Euzebiusza (309–310) – spotkał ten sam los. Zmarł na Sycylii, a Rzym został bez papieża na kolejne dziewięć miesięcy. I nagle nastąpiło coś absolutnie niespodziewanego: chrześcijanie otrzymali wolność wyznania! Jak do tego doszło? Przyznał im to cesarz Konstantyn, zwany później Wielkim (325–336). Według legendy, przed bitwą z Maksencjuszem o panowanie w Rzymie – Konstantyn miał ujrzeć na niebie krzyż z napisem „W tym znaku zwyciężysz!”. To jakoby tłumaczy jego późniejszy życzliwy stosunek do chrześcijaństwa. Edykt mediolański z 313 roku (wydany rok po bitwie) przyznał chrześcijanom wolność wyznania. Ta wolność szybko przerodziła się w żądzę władzy i dominacji. Kościołem zaczęły rządzić intrygi; w użytek weszły trucizna i sztylet; szerzyły się fałszerstwa biblijne i kopiowanie relikwii. Ale o tym już w następnym odcinku. ANDRZEJ RODAN
18
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Poniższym tekstem inicjujemy dyskusję na temat 25-llecia zrywu „Solidarności”, późniejszych losów państwa i narodu oraz kierunku przemian – politycznych i gospodarczych. Prosimy Was, drodzy Czytelnicy, o refleksje na temat III Rzeczypospolitej. Co osiągnęliśmy, a co straciliśmy w wyniku ustrojowej transformacji? Co spotkało Was samych?
Błędy i wypaczenia Upływa ćwierćwiecze nadziei związanych z „Solidarnością” i III Rzecząpospolitą. Jest to okazja do rzetelnych, głębokich przemyśleń. W społeczeństwie polskim istnieją skrajne oceny minionego ćwierćwiecza. Jedni – głównie odpowiedzialni za wszystko, co się zdarzyło w tym okresie, oraz wąska część społeczeństwa, która zyskała na przemianach – wyrażają zadowolenie i chwalą stan obecny. Inni, którzy stanowią większość, uważają, że jest im gorzej niż w PRL. To właśnie ci są niezadowoleni, sfrustrowani i mają poczucie klęski. Rozsądek i uczciwość nakazują, by obiektywnie i sprawiedliwie ocenić przeszłość; ukazać, co faktycznie społeczeństwo zyskało, a co straciło na tzw. transformacji i powrocie do kapitalizmu. W końcowej fazie rządów Gierka propaganda rządowa wykazywała, że PRL znalazła się w czołówce krajów najbardziej rozwiniętych gospodarczo i mieści się w pierwszej ich dziesiątce. Zapewne było w tym wiele przesady, ale faktem jest, że PRL miała niewątpliwe osiągnięcia społeczne, gospodarcze, socjalne, oświatowe, naukowe, kulturalne i zdrowotne. Do tego dodać należy zakończenie odbudowy kraju, zagospodarowanie Ziem Odzyskanych, industrializację gospodarki, elektryfikację wsi, mechanizację rolnictwa, bezpłatną oświatę na wszystkich szczeblach nauczania, żłobki, przedszkola, darmowe wczasy, sanatoria, kolonie dla dzieci, służbę zdrowia, symboliczne ceny lekarstw i ich bezpłatność dla emerytów oraz rencistów, tanie budownictwo, dostępne finansowo czynsze, niskopłatne świadczenia, takie jak gaz, światło, ogrzewanie, zakładowe budownictwo mieszkaniowe, rozbudowaną
ie zwracamy na nich uwagi. Rzadko ktoś przegania ich spod śmietnika, jeszcze rzadziej próbuje rozmawiać. Nawet policja przymyka oko na ich pijackie wykroczenia. Są ledwo zauważalnym elementem panoramy miasta. Trudno nam dostrzec w nich ludzi, lecz ci ludzie są dokładnie tacy sami jak my. – Dzisiaj sobota, będą wywożone śmieci – cieszy się Andrzej spotkany pod kontenerem na odpadki. – Można dobrze zarobić, ludzie wyrzucają wszystko, co nazbierało się przez tydzień. Andrzej mieszka we wnęce pod schodami. Jego życie toczy się wedle ustalonego rytmu, ściśle dostosowanego do terminu wywozu odpadków
N
służbę zdrowia na wsi itd., itp. Ludzie zarabiali mało, ale wystarczało im na utrzymanie i regulowanie świadczeń. Jeśli nawet ktoś nie jadł codziennie szynki, to przynajmniej jego dzieci miały codziennie gorące mleko w szkole. Nie było kominów płacowych. Różnice w zarobkach wynosiły najwyżej kilkukrotność najniższego uposażenia, a nie – jak obecnie – kilkadziesiąt, kilkaset, a nawet kilka tysięcy. Nie było milionów bezrobotnych, bezdomnych, głodnych, niedożywionych dzieci, żebraków, nędzarzy grzebiących w śmietnikach i wysypiskach śmieci. Nie było też tysięcy przedwczesnych zgonów z powodu braku pomocy medycznej, setek samobójstw z przyczyn ekonomicznych. Nie było spadku liczby urodzin hamowanego względami ekonomicznymi. Wymiana tych pozytywów nie jest próbą apologii PRL. Były bowiem potworne niedostatki żywności i wolności, powodujące cykliczne wstrząsy społeczne (1956, 1968, 1970, 1976), które wreszcie doprowadziły do największych protestów w dziejach Polski w XX wieku, a także do strajków sierpniowych w 1980 r. Jednak w tym przypadku nie zajmujemy się oceną PRL i jej wadami, ale III Rzecząpospolitą. Chcemy porównać zapowiedź deklarowanych przez „Solidarność” i jej późniejsze rządy pozytywnych przemian z ich rzeczywistą realizacją i faktycznymi rezultatami. Chodzi o konkretną, rzetelną odpowiedź na pytanie: Jakie korzyści osiągnęło społeczeństwo III RP? Ogół społeczeństwa, bo przecież 40 mln ludzi nie będzie się upajać sukcesem Kulczyka i Solorza. Pytamy, jakie osiągnięcia ma III RP pod szyldem „Solidarności”, bo te wszystkie
przemiany od pierwszych godzin zakończenia strajku 1980 r. odbywały się pod szyldem „Solidarności” i takich jej filarów jak Mazowiecki, Michnik, Kuroń, Geremek, Wałęsa, Lityński, Frasyniuk, Bielecki, Suchocka, Grześkowiak, Lipski, Zambrowski, Boni, Smolarowie, Krzyżanowska, Mikołajska, Wachowski, Borusewicz i kilkuset podobnych działaczy. Właśnie oni powinni przekonać społeczeństwo, co dobrego zrobili dla kraju i dla ludzi pracy w minionym okresie. A oni milczą albo chlubią się, że przywrócili w Polsce kapitalizm, obalili system opiekuńczy państwa, że Polska uzyskała niepodległość, pozbyła się kurateli sowieckiej i podlega teraz kurateli Zachodu, a konkretnie – Unii Europejskiej. Podkreślają, że bez kłopotów Polacy mogą wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu elementarnych warunków egzystencji, pracy i chleba. Na ogół nie dostrzegają już istnienia wolności środków masowego przekazu, bo społeczeństwo nie może się w nich wypowiadać, bo są one albo w rękach zagranicznych właścicieli, albo w monopolistycznej dyspozycji krajowych oligarchów lub wpływowych grup politycznych. Co nam zostało z tamtych dni sierpniowych, kiedy serca niemal całego narodu biły w jeden rytm? Gdzie są ideały Sierpnia ’80? Czy „Solidarność” zaprowadziła nas w dobrym kierunku? Dr Leszek Skonka Były działacz opozycji demokratycznej, uczestnik Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, założyciel Wolnych Związków Zawodowych na Dolnym Śląsku, współorganizator i współkierujący strajkiem w sierpniu 1980 roku we Wrocławiu. Usunięty we wrześniu 1980 roku z dolnośląskiego kierownictwa „Solidarności” za sprzeciwianie się upolitycznieniu ruchu związkowego, zerwaniu Sierpniowej Umowy Gdańskiej, wprowadzeniu KOR-u i oddaniu mu kierownictwa Związku.
Taki los w poszczególnych dzielnicach miasta. – Pracuję jak normalny człowiek – opowiada dalej, śmiejąc się pod nosem – od szóstej do czternastej w robocie, później idę się przespać do siebie. Wieczorem, jak mnie suszy – piję, ale nie codziennie. Mówi okrągłymi zdaniami, zupełnie nie pasującymi do brudnej, zarośniętej twarzy i poszarzałej, niegdyś fioletowej kurtki. Kiedyś był akustykiem, to jego największa duma. Ma też wielki skarb – kieszonkowe radio, które trzyma w dłoni
podczas rozmowy. – Ulepszyłem, teraz „lepiej łapie”. – Stój! – krzyczy, widząc mój but zawieszony nad niedopałkiem papierosa. – Jedzenie dostaję od dzieciaków z gastronomika, na picie sam sobie zarabiam... A to dobro przecież leży na ulicy, szkoda forsy. Z nabożeństwem unosi peta, usuwa żar palcem i wkłada go do foliowego woreczka pełnego podobnych niedopałków i chowa do kieszeni kurtki. Papierosy skręca z gazety leżącej na jego wózku. Obok gazety leży butelka
środkach masowego przekazu mieliśmy ostatnio wiele programów religijnych. Między innymi z trudnej do ustalenia okazji nawiązano w nich do księdza kaznodziei Piotra Skargi. Zgodnie z prawdą, wspomniano w nich o tym, jak piętnował prywatę polskiej szlachty i brak troski o zwykły lud. Zapomniano o jego walce z reformacją i tolerancją religijną. Nie mówiono nic o tej części „Żywotów świętych”, w której ogłupiał wiernych zbiorem bajek z tysiąca i jednej nocy. Karmił nimi również kilkuletnie-
W
potrafi. Wtedy papież, wezwawszy o wsparcie Boga, nakazał wołu, by ten wstał. Kiedy tak się stało, upadli obecni Żydzi do stóp Sylwestra I i przyjęli nową wiarę. Cud drugi: W Cylicji żył Teofil, ekonom kościelny. Mimo że był to człek uczciwy, skromny i pobożny, przeciwnicy pozbawili go tej godności. Rozgoryczony udał się pod opiekę Żyda czarownika. Ten zaś skontaktował go z czartem. W zamian za podpisanie cyrografu, w którym ekonom sprzedał piekłu duszę, diabeł pomógł mu wrócić na poprzednie stanowisko. Teofila gnębiły jednak wyrzuty sumie-
Opowieści z tysiąca i jednej nocy
go Władysława, późniejszego króla Polski i niedoszłego cara Rosji. W dedykacji napisał: „Najjaśniejszemu Królewiczowi Polskiemu y Szwedzkiemu Władysławowi ośmioletniemu x. Piotr Skarga Societalis Jezu, modlitwy grzeszney służby powinne uniżenie oddaje, y mówi (…) przynoszę Jasności Waszej te książki polskie Żywotów Świętych, aby się na nich i czytania i języka polskiego doskonaley nauczył…”. Naczytał się Władysław, naczytał, bo ksiąg było aż dwie, a w nich takie oto cuda (streszczone i podane we współczesnym nam języku). Cud pierwszy: Żyd czarownik prowadził w 310 roku dysputę z papieżem Sylwestrem I. Ażeby wykazać swą nadzwyczajną moc, szepnął do ucha wołu tajemnicze słowo, po którym zwierzę padło martwe. Dumny ze swej mocy Żyd rzekł do papieża, że ten takiego cudu uczynić nie
nia, kajał się przed Bogiem i prosił o wybaczenie. Przebudziwszy się pewnego ranka, ku swej ogromnej radości zobaczył na piersi ów nieszczęsny cyrograf. Rozkazem Boga diabeł zwrócił mu ten dokument. Cud trzeci: W roku 500 pewna kobieta oskarżyła biskupa Broana, człowieka niewinnego, że w łonie ma jego dziecko. Na tę potwarz oburzyła się święta Brygida. Wezwała do siebie ową niewiastę i spytała, kto jest ojcem jej płodu. Usłyszała: „Biskup Broan”. Wtedy święta Brygida położyła na jej ustach krzyż, po czym twarz jej strasznie spuchła. Następnie położyła krzyżyk na język niemowlęcia i rzekła: „Powiedz, dziecko, kto jest twoim ojcem?”. Owe dzieciątko otworzyło usta i powiedziało: „Nie jest biskup Broan ojcem moim”. Szatan poniósł klęskę, a niewiasta pokajała się. W te i podobne historie wierzono w XVI wieku, a jak jest dziś? Czytamy o wypędzaniu diabła z ludzi i o wydarzeniach, jakie na przykład miały miejsce w Niżankowicach na Ukrainie (niedaleko Przemyśla). Przez kilka tygodni płakała tam figurka Matki Boskiej. Jedni są o tym święcie przekonani, inni upatrują w tym walki wyznawców prawosławia z katolikami o świątynię. Em
taniego wina. – Przynajmniej mogę pić w pracy – śmieje się. – A bywają miesiące, że zarabiam więcej niż minimum socjalne. – Jak nie zwariujesz na początku, to dasz sobie radę – odpowiada, gdy wzdycham retorycznie nad ciężkim losem. – Znam kilku, co pękli. Jeden znajomy załatwił się denaturatem. Wątroba mu poszła. Czasem spotykam sfiksowanego dziadka. Zbiera gazety i obrazki. Nic do jedzenia, nic do sprzedania, tylko te gazety i obrazki. Z czego żyje – nie wiem. Andrzej zarabia na życie, zbierając i sprzedając złom. Głównie puszki, chociaż zdarzają mu się cięższe sztuki: pralki, beczki, lodówki. – Niektórzy kupują dzieciakom alkohol, to
zawsze coś dostaną – mówi. – Inni żebrzą. Ja na złomie mam kilka stów na miesiąc, wystarczy. Czasem trafi się coś lepszego, raz znalazłem portfel z dwoma stówami. Kilka razy dwa telefony komórkowe. Mówię ci, zdziwiłbyś się, co ludzie wyrzucają. Mieszkanie stracił, bo nie miał pieniędzy, żeby je wykupić. Po śmierci ojca nikt nie szukał służącego w wojsku syna. Apartament wraz z dobytkiem sprzedano pierwszym chętnym. W sumie mógłbym się dopominać – mówi Andrzej. – Byłem nawet u nich. Nie uwierzyli, że to moje. Niech sobie mają. Teraz tu jest moje życie, tu mam kumpli, tu jestem wolny. Nie mam ochoty wracać. Taki los. Maciej Nowotny
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
LISTY Histeria To, co się tu dzieje, jest już nie do wytrzymania! Pieniądze publiczne ładowane są w czarne łapska kleru, a poza tym rząd nęka społeczeństwo coraz to nowymi podatkami i podwyżkami. Tak się składa, że jestem rencistą II grupy inwalidzkiej i z tego tytułu dostaję 418 zł jałmużny zwanej u nas rentą. Choruję na Zespół Niedoboru Odporności czyli w skrócie AIDS. Samo leczenie w poradni AIDS i leki antyretrowirusowe są bezpłatne, ale za pozostałe muszę płacić. Jeszcze do niedawna ceny leków, które biorę, nie były aż takie wysokie, ale ostatnio rząd zaserwował taką podwyżkę, że ceny niektórych leków wzrosły prawie o 100 proc. Dla przykładu podam, że do 1 kwietnia preparat several kosztował 3,22 zł, a dziś już muszę za niego zapłacić 28,88 zł! Natomiast „renty” od trzech lat nie podnieśli nawet o złotówkę! Ostatnie wydarzenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że rząd robi z ludzi kompletnych durni, a telewizja ma za zadanie otumaniać tematami zastępczymi. Dlaczego nie mówią o tym, co naprawdę się w tym chorym kraju wyprawia? Ciągle jak nie papież, to lustracja, jak nie urok, to sraczka, tylko nie słyszę nic pozytywnego, co zapowiadałoby jakiekolwiek zmiany. Kolejki do lekarzy takie, że miesiącami się czeka na głupie EKG! Mam podejrzenie choroby wieńcowej, ale żeby się o tym przekonać, muszę mieć to badanie wykonane. Tylko czy dożyję? Czy czasem nie o to chodzi w tym kraju, by właśnie w taki sposób – uniemożliwiając wielu ludziom dostęp do leczenia – przeprowadzić fizyczną eliminację najbiedniejszej części społeczeństwa? Potem zostanie rasa panów – w szczególności tych w czarnych kiecach – i będzie po problemie! Nie wyobrażam sobie tego, co będzie, jeśli TY, Jonaszu, nie zostaniesz prezydentem tego kraju. Co będzie wtedy, kiedy te szczury kościelne dorwą się do władzy? Ja już zrobię wszystko, aby jak najwięcej ludzi na Ciebie głosowało, każdego znajomego do urny zaciągnę. Nawet moja babcia, która ma 87 lat i modli się codziennie, pragnie, by komuna wróciła. Nie zawiedź, Jonaszu, i stawaj do wyborów, bo w Tobie tylko jest szansa dla Polski. Jeśli Ci się to nie uda, to będę musiał wraz ze swym chłopakiem uciekać z tego kraju, bo tu już nie da się normalnie żyć, a co może być dalej... I jeszcze jedno – co piątek kupuję „Fakty i Mity” od pierwszego numeru i co piątek podnosi mi się ciśnienie i puszczają nerwy, gdy czytam o tym, co się tu wyprawia. Mam już tego wszystkiego dość. I jeszcze ta cała narodowa histeria z Papą.
Czy tylko on umarł? Setki ludzi umierają codziennie i nikogo to nie obchodzi! W marcu umarła moja ciocia. Zgodnie z jej życzeniem pochowaliśmy ją po katolicku, choć rzygać się chciało od bzdur, jakie ten palant w kiecy wygadywał. Ale głównym problemem jest to, że czarna mafia oskubała nas ze wszystkich pieniędzy. Koszt pogrzebu znacznie
przekroczył wysokość zasiłku, jaki wypłaca ZUS! I co? Wzruszyło kogoś to, że straciłem najbliższą osobę? Kpiną by było powiedzieć TAK. Dlaczego więc ja – ofiara pontyfikatu JPII – miałbym się smucić z powodu jego śmierci? Żadna śmierć nie jest dobra, nawet wroga szkoda. Tylko dlaczego skazano mnie jeszcze na przymusowe uczestnictwo w tej narodowej histerii? Czy to ja już zwariowałem, czy wszyscy obok mnie są tak walnięci? Marcin Gądek, Sosnowiec
Walter to Orwell? Mój znajomy, zagorzały wielbiciel filmów i książek, posiada rzadko już dziś spotykaną umiejętność prawidłowej percepcji tego, co ma przed oczami. I w związku z tym opowiedział mi przedziwną historyjkę: „We wtorek 19 IV br. o godz. 23.25 w TVN miała mieć miejsce projekcja filmu „Naga broń 33 1/3”. To, że projekcja odbyła się prawie 12 godzin wcześniej, to drobiazg. Zaskoczył mnie początek filmu. Normalnie znajduje się tam parodia „Nietykalnych” de Palmy. Widzimy schodzących po schodach: prezydenta USA z obstawą, następnie papieża JPII w otoczeniu purpuratów i podążającego za tą grupą terrorystę o arabskich rysach, obwieszonego ładunkami wybuchowymi, z detonatorem w ręku. Ta sekwencja została skrócona. Najpierw widzieliśmy prezydenta USA z obstawą, a tuż za nim – arabskiego terrorystę”. PS
Ojca już miałem! Pan Kwaśniewski pełniący obowiązki Prezydenta RP (cholera jasna, ja też na niego głosowałem – lepiej było wypić pół litra i nie
LISTY OD CZYTELNIKÓW pójść na głosowanie) ogłosił Pana Wojtyłę będącego szefem Kościoła katolickiego „ojcem wierzących i niewierzących”. Ponieważ tak się składa, że jestem ateistą i antyklerykałem, nie życzę sobie, aby Pan, Panie Kwaśniewski, wybierał mi ojca. Ja swego ojca mam, co prawda już nie żyje, ale w rzeczywistości i w dokumentach pozostaje moim
ojcem, a Wojtyła jest tak moim ojcem jak – nie przymierzając – Pan magistrem. Bez szacunku dla pańskiej osoby pozostaje Roch N.
Zdewociały Pierwszy Ludzie mówią, że prezydent RP dostał bzika na punkcie katolicyzmu. 20 kwietnia br. ukazał się komunikat, że prezydent w imieniu całego narodu zaprosił papieża Benedykta XVI do złożenia wizyty duszpasterskiej w Polsce. Jestem ateistą i nie interesuje mnie wizyta nowego papieża, która kosztuje miliony niezbędne np. dla głodujących polskich dzieci. Rozmawiałem o tym z wierzącymi sąsiadami i znajomymi, którzy oświadczyli, że prezydent ich o nic nie pytał, a oni takiego zaproszenia nie akceptują. Skąd więc zaproszenie w imieniu całego narodu? Cały naród to zdewociały prezydent? Ale się ludzie zmieniają! I on chce tworzyć lewicę? Chyba klerykalną. Marian z Łodzi
Nowa Ewangelia Mam 46 lat i tyleż żyłem w nieświadomości. Dopiero śmierć naszego papieża wyjaśniła, kto jest Synem Bożym. 2000 lat temu pojawił się fałszywy prorok – Jezus. Ale to on, Jan Paweł II, zawsze się zwracał z szacunkiem i umiłowaniem do zapłodnionej podobno in vitro Maryi. „Maryjo, Matko Boża” – czyli moja. Jezus nigdy publicznie matki nie wychwalał, a raczej ganił – jak w Kanie Galilejskiej. Myślę, że gdyby Bóg wiedział, że Jan Paweł Wielki nie jest jego synem, nie zgodziłby się na takie bałwochwalstwo w Polsce i mniejsze na
świecie. Nareszcie mamy trójcę w komplecie. Bóg – ojciec, syn – Karol i matka – Maryja. Ryszard Mały, Przemyśl
Orzeł z kremówką Zastanawiam się, czy nie dałoby się zmienić nazwy RP na Papalandię czy coś w tym rodzaju. A nazwy głównych miast na Wojtyłogród, Papieżyce, Ojców Święty itp. Naszemu godłu narodowemu można by włożyć w szpony kremówkę i przewiązać żółtym pasem. Masoński „Mazurek Dąbrowskiego” zastąpić „Bogurodzicą”, a na szczycie każdego wyższego budynku umocować podświetlany krzyż. Może to ostudziłoby choć trochę pierdolca, jakiego dostała rodzima „bezklasa” polityczna, która – „ubogacona” papieskimi naukami – ostatni (publiczny!) grosz wyda na stawianie pomników bałwochwalczego uwielbienia. A swoją drogą, to już nawet nie jest kult jednostki, to jakiś totalny obłęd. I chyba nawet Korea może się schować... JAD
Pociąg do Jano-Pawłowska… Rola papieża w obaleniu dawnego systemu w wymiarze światowym jest w sposób oczywisty wyolbrzymiana. Imperium radzieckie upadło wskutek niewydolności ekonomicznej i po przegranej 45-letniej wojnie z lepiej rozwiniętą częścią świata, a nie wskutek papieskich kazań i pielgrzymek. Papież ma natomiast jedną oczywistą „zasługę” o wymiarze lokalnym – polskim: naturalną dla większości mieszkańców tego kraju skłonność do płytkiej i krzykliwej dewocji jego pontyfikat wzmocnił i podniósł do n-tej potęgi,
19
dostarczył tym postawom witalnej odżywki. Efektem jest środkowoeuropejskie państwo klerykalne z nielicznymi enklawami wolności światopoglądowej. Tymi enklawami są niektóre tygodniki i witryny internetowe. Wszystkie natomiast media zwane publicznymi są bez reszty zdominowane „jedynie słuszną linią” i właściwie nie nadają się do oglądania czy słuchania przez osoby mające skłonność do myślenia krytycznego. Oczekuję chwili, kiedy usłyszę komunikat PKP „pociąg do Jano-Pawłowska przez Wojtyłogród i Katolice odjedzie z toru drugiego przy peronie pierwszym”. Julian A., Białystok
Interes pierwszokomunijny „Uprzejmie informujemy, że Komitet Komunijny ustalił na zebraniu kwotę na wydatki komunijne. Kwota ta wynosi 100 zł od osoby. Wpłaty należy dokonać u skarbników klas: klasa 2A – pani ..., klasa 2B – pani ..., klasa 2C – pani ... Wpłaty dokonujemy 3 i 10 kwietnia po mszy św. o godz. 13.30”. Taką informację przyniosło mi ze szkoły moje dziecko, które w tym roku idzie do komunii. Nadmieniam, iż wydatki typu książeczka do nabożeństwa, łańcuszek, świeca, alba, kaseta wideo, zdjęcia (zaliczkę zbierano już w październiku zeszłego roku) – to wszystko jest do kupienia we własnym zakresie. Zwracam również uwagę na to, iż każda klasa liczy około 30 dzieci. A więc 3 klasy po około 30 dzieci to jest około 9 tysięcy zł! Za taką kwotę można kupić całkiem niezły samochód (dla księdza chyba). A ja nie zapłacę, nie będę nabijać czarnym kabzy. Czytelniczka z Gorzowa
20
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
CZUCIE I WIARA
Biblia i medycyna Stary Testament zawiera porady medyczne na niezwykłym poziomie. Nie są one jednak podane naukowym językiem, lecz sprowadzone do prostych zasad higieniczno-dietetycznych. Tak prostych, by mogli je pojąć Izraelici, którzy ponad 3000 lat temu wyszli z Egiptu. Wiedzy na takim poziomie nie posiadali wówczas nawet egipscy kapłani. Współczesna medycyna potwierdza to, co przez wieki traktowano tylko jako żydowski obyczaj. Gdy Mojżesz wychowany na egipskim dworze królewskim wyprowadził Hebrajczyków z niewoli faraona, Bóg przedstawił mu się w szczególny sposób: „Ja, Pan, twój lekarz” (Wj 15. 26). Obiecał, że nie dotknie narodu izraelskiego chorobami, jeśli tylko ludzie będą Go słuchać. I nie chodziło jedynie o posłuszeństwo religijnym nakazom, ale i wszelkim przepisom zdrowotnym, które Bóg objawił. Mojżesz, wcześniej przecież „wdrożony we wszelką mądrość Egipcjan” (Dz 7. 22), bez szemrania spisał zaskakujące reguły dietetyczne i higieniczne tak różne od tego, czego nauczył się na egipskich uczelniach. Warto sobie uświadomić, jaki poziom prezentowała ówczesna „medycyna”.
Okłady z łajna W czasach Mojżesza egipska wiedza medyczna – jeśli oprzeć się na tzw. papirusie Ebersa, księdze lekarskiej z połowy II tysiąclecia p.n.e. – nie stała na zbyt wysokim poziomie. Choć istnieją poszlaki świadczące o tym, że wcześniej starożytne cywilizacje dysponowały zaawansowaną wiedzą medyczną (chirurgiczną potwierdzają odkrycia z okresu XI dynastii, dokonane ok. XX w. p.n.e.), to w czasach Mojżesza wiedza ta była szczątkowa i wymieszana z zabobonem. Według współczesnego Mojżeszowi egipskiego podręcznika medycznego: – siwieniu włosów zapobiegała krew czarnego cielca ugotowana w tłuszczu grzechotnika; – aby włosy nie wypadały, należało je smarować mieszanką tłuszczów: krokodyla, konia, hipopotama, kota, węża i ibisa; – dla wzmocnienia włosów wystarczył starty ząb osła; – dla porostu włosów należało stosować piętę abisyńskiego charta, kopyto osła i kwiat daktyla – ugotowane w równych częściach w oleju; – wbitą w ciało drzazgę „usuwano” krwią dżdżownic, a ranę smarowano gnojem osła; – „lekarstwa” sporządzano, mieszając kilka składników: kurz z pomnika, łuskę chrząszcza, ogon myszy, sierść kota, oczy świni, łapy psa, mleko kobiety i męskie nasienie;
– za „wypełniacz” leku służył często kał psów i kotów. I nic dziwnego, że – zamiast leczyć – specyfiki te, pełne bakterii, zabijały pacjentów. Jakże kontrastują z tym proste zasady opisane przez Mojżesza... Choć przyznać trzeba, że i one przez wieki wydawały się tylko religijną fantazją. Jeszcze dziś dla wielu osób, niezorientowanych w tematyce zdrowotnej, biblijna dieta jawi się jedynie jako rytualne dziwactwo. Pod koniec XX wieku ludzi ogarnął szał zdrowego stylu życia. Różnej maści uzdrowiciele zbijają na tym fortunę, płodząc diety na każdą okazję. Aby dłużej i lepiej żyć, łapiemy się wszystkiego, a zapominamy o starych radach Tego, który zna nas najlepiej. Bo kto dziś uwierzy, że tak precyzyjne zasady zdrowotne wymyślił Mojżesz – absolwent szkoły Ebersa, która na rany polecała okłady z gnoju?!
W naszej kulturze najczęściej spożywanym zwierzęciem nieczystym jest świnia. Biblia kilkakrotnie podkreśla nieczystość wieprzowiny. Skąd to szczególne wyróżnienie? Otóż hodowla świń była dość powszechna wśród sąsiadów Izraela – stąd zapewne powtarzane przestrogi (zob. Iz 65. 4; 66. 17), bo żaden pokarm nieczysty nie stał się tak powszechny wśród ludzi, chociaż mięso świni jest niezdrowe. Medycyna udowodniła, że wieprzowina zawiera wiele substancji toksycznych nie tylko dla człowieka (tzw. sutoksyny). Z badań wynika, że konsumenci wieprzowiny znacznie częściej zapadają na raka,
ulicach świnie, traktując je jako rodzaj kanalizacji, bowiem zwierzęta usuwały miejskie nieczystości. Podobną rolę spełniają w wodzie skorupiaki oraz niektóre ryby (np. flądra, węgorz), zaliczone przez Biblię do nieczystych z uwagi na filtrowanie wszelkich nieczystości, włącznie z bakteriami.
Profilaktyka antycholesterolowa Biblia zabrania również spożywania zwierzęcych tłuszczów (zob. Kpł 3. 17; 7. 23–27). Współczesna medycyna zauważyła, że wzrostowi konsumpcji tłuszczów zwierzęcych towarzyszy wzrost chorób układu krążenia, raka piersi, okrężnicy i prostaty, a także wielu innych chorób chronicznych. Biblia pochwala jednak tłuste potrawy. Mimo to nie ma tu sprzeczności – za największe błogosławieństwo Biblia uznaje bowiem oliwę z oliwek. Dziś nie ma wątpliwości co do tego, że tłuszcz jest niezbędnym czynnikiem zdrowego funkcjonowania człowieka, a za najzdrowszą jego
A to świnia! Bóg zobowiązał naród izraelski do przestrzegania pewnych zasad dietetycznych. Wynikały one z podziału zwierząt na tzw. czyste i nieczyste (zob. Kpł 11.). Do spożycia zostały dopuszczone zwierzęta roślinożerne (np. krowa, owca, jeleń, koza), choć nie wszystkie (np. wielbłąd, zając, królik, świnia), a wykluczone – drapieżniki. Podobny podział dotyczył ptaków, ryb i owadów (gady i płazy zostały z diety wykluczone). Długo nie można było znaleźć klucza tego podziału, więc uznano go za ceremonialny wymysł judaizmu. Dopiero XX-wieczny zryw nauki przyniósł potwierdzenie biblijnego stanowiska. Amerykański lekarz i biolog dr D.J. Macht przeprowadził szereg doświadczeń, posługując się metodą fitofarmakologiczną (badanie wpływu związków chemicznych na żywe rośliny). Łubin hodowany na pożywce fizjologicznej Macht „karmił” wyciągiem z mięśni zwierząt czystych i nieczystych. W przypadku tych drugich zaobserwował silne działanie toksyczne, które hamowało wzrost rośliny.
częściej dotykają ich choroby zwyrodnieniowe stawów, artretyzm i uszkodzenie krążków międzykręgowych. Duża zawartość tłuszczu, nawet w chudej wieprzowinie, prowadzi do arteriosklerozy, w tym do zwapnienia i zwężenia naczyń wieńcowych serca, podwyższenia ciśnienia oraz powstawania gruczołów. Świeże mięso może wywołać zapalenie wyrostka robaczkowego, woreczka żółciowego, kolki wątrobowe, ostre nieżyty jelit, egzemy. W Londyńskim Instytucie Badania Wirusów dowiedziono, że świnia jest nosicielem wirusa grypy, który umiejscawia się w jej płucach. Świńskie płuca, dodawane często do wędlin, przenoszą zarazki na konsumenta. Utajony wirus ujawnia się, gdy człowiek jest przemęczony i osłabiony (np. zimą lub wiosną). Świnie nie nadają się na pokarm; spełniają inną rolę – są „czyścicielem” środowiska. Zjadają wszystko, co napotkają na swej drodze – szczury, gady, odchody, padlinę. Asyryjczycy trzymali na
odmianę lekarze uznali oliwę z pierwszego tłoczenia. Dieta oparta na oliwie, warzywach i owocach, z niewielkim udziałem białego mięsa (głównie ryb) została uznana za optymalną dla człowieka (tzw. dieta śródziemnomorska – zauważono, że ludzie stosujący tę dietę rzadziej zapadają na choroby i dłużej żyją). Również krew nie powinna być konsumowana. Przenosi ona bowiem nie tylko tlen i substancje odżywcze, ale i toksyny oraz infekcje. Dlatego Izraelici zostali zobowiązani do tzw. rytualnego uboju, dzięki któremu mięso zabijanego zwierzęcia było pozbawiane krwi. Dziś wiemy, dlaczego. Krew zatrzymana w zabitym zwierzęciu rozkłada się i prowadzi do natychmiastowych procesów gnilnych, co skutkuje zatruciem konsumentów. Ponadto zwierzęta przed ubojem instynktownie wyczuwają śmierć – potężny stres powoduje uwolnienie do krwi dużych ilości hormonów, które w tym stężeniu są toksyczne. Z krwi specjalnie szczutego przed śmiercią prosiaka Borgiowie uzyskiwali silną truciznę
– po oddzieleniu z niej surowicy jedna kropla wystarczała, by w ciągu kilku sekund zabić ofiarę!
Podręcznik chorób zakaźnych Biblia zawiera nie tylko przepisy dietetyczne. Określa różne zasady zdrowia – od porad, jak utrzymać codzienną higienę, po wskazówki, jak unikać przenoszenia chorób. Zasady, które prezentuje, nic nie straciły na swej aktualności. Mówią na przykład o konieczności usuwania z domu pleśni (zob. Kpł 14. 34–46). Należało ją zeskrobać ze ściany, a jeśli się znów pojawiła, trzeba było wymienić kamień. Kolejnym krokiem – w razie powrotu pleśni – było zburzenie domu. Najbardziej zdumiewające było jednak stanowisko Biblii w sprawie trądu. Zanim sięgnięto do Pisma Świętego, choroba ta była postrachem średniowiecznej Europy. Nawet epidemia dżumy z XIV wieku nie wywołała takiej paniki wśród ludności. Trąd zabierał życie i zdrowie milionom ludzi. I nic dziwnego, skoro ówcześni lekarze uczyli, że wywołuje go... jedzenie zbyt mocno przyprawionych potraw czy zepsutych ryb! Byli też tacy „naukowcy”, którzy za rozprzestrzenianie się zarazy winili układ planet. Medycyna była bezsilna, a ludzie umierali... do czasu, gdy sprawę oddano w ręce Kościoła (w tym przypadku przysłużył się ludziom!). Ten wprowadził zalecenia Starego Testamentu, który – traktując trąd jako chorobę zakaźną – nakazywał oddzielanie chorych (zob. Kpł 13. 46). Biblijne metody okazały się wręcz modelowe dla prawodawstwa sanitarnego. Nauka potwierdziła biblijną prawdę w 1873 roku, gdy lekarz Armauer Hansen odkrył bakterię powodującą trąd, obalając w ten sposób dotychczasowe poglądy na temat przyczyn tej choroby. Zanim w XIX wieku dr Sommelweis odkrył, że aby nie przenosić chorób, należy myć ręce (za co zresztą wyklęło go medyczne środowisko!), Biblia kilka tysięcy lat wcześniej podała tę zasadę. ¤¤¤ To tylko kilka przykładów wskazówek zdrowotnych zawartych w Biblii. Niektóre są tak szczegółowe, że naprawdę zadziwiają. Opisano tam nawet – tak modną ostatnio – zasadę łączenia pokarmów. I choć w Biblii nie spotkamy terminów takich jak sole mineralne, bakterie czy aflatoksyny, to trafność jej zdrowotnych zaleceń pozytywnie zweryfikowała współczesna medycyna. Pozostają pytania: Czy Mojżesz wychowany na podręczniku Ebersa mógł sam to wszystko wymyślić? Czy naród niewolników wyniósł tę wiedzę z Egiptu? A jeśli nikt w tamtych (późniejszych również) czasach nie dysponował takimi informacjami, to kto jest ich autorem? PAULINA STAROŚCIK
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r. brano po prostu w swoje ręce, odpłacając krzywdy w taki sam sposób, w jaki zostały wyrządzone („oko za oko”, „ząb za ząb”, „ręka za rękę”, „noga za nogę” etc.) – w tym przypadku ograniczano się do prośby o zemstę i do przekleństw rzucanych na swoich wrogów. Lektura psalmów złorzeczących wskazuje, że były to częstokroć modlitwy pozbawione litości, w których posługiwano się sformułowaniami brutalnymi, niejedno-
NIEŚWIĘTE PISMO
Życzenie śmierci 6. 13 nn.; Łk 11. 4). Z tak pojętą duchowością i heroiczną moralnością, której Jezus nauczał, niewiele wspólnego mają starotestamentowe psalmy błagalne, zawierające wołanie do Boga o zemstę i zniszczenie wroga. Skąd ta niekonsekwencja? Trzy spośród psalmów biblijnych – 58., 83. i 109. – uważane są za złorzeczące w całej rozciągłości, wiele innych natomiast zawiera odosobnione motywy złorzeczenia (m.in. 5. 5–7. 11; 17. 13 nn.; 18. 33–43; 35. 8–26; 40. 15 nn.; 52. 7 nn.; 59. 6, 12–14; 68. 22–24; 69. 23–29; 79. 10–12; 94. 1–23; 120. 3 nn.; 129. 5 nn.; 137. 8 nn.; 140. 10–12). Bibliści są zgodni, że złorzeczenia nie trafiły do Psałterza w sposób przypadkowy i niekontrolowany i – co istotne – owe teksty złorzeczące są też modlitwami. Izraelici podczas odmawiania tych modlitw wzywali Jahwe mściciela – go’el. W przeciwieństwie do starotestamentowego prawa zemsty (ius talionis), gdy sprawy
W
krotnie zaczerpniętymi ze zwyczajów i języka wojennego, obfitującego w liczne barbaryzmy. Do formuł złorzeczących w psalmach należą również zaklęcia i uroki rzucane na nieprzyjaciół. Ich źródłem były z kolei praktyki magiczne mające na celu sprowadzenie na kogoś nieszczęścia. Szczególnym przykładem psalmu złorzeczącego jest Psalm 109., nazywany przez niektórych litanią nieludzkich złorzeczeń. Psalm ten usunięty został z pewnych wydań tekstów liturgicznych Krk, a nawet domagano się wykreślenia go
ielu z nas czuło się w ostatnich tygodniach osa motnionymi w sposób wyjątkowy. Propaganda, która ogłaszała „żałobę wszystkich”, wyrzuciła poza nawias społeczeństwa ludzi myślących niezależnie. Ślady tego wykluczenia i osamotnienia widać wyraźnie w listach, jakie przychodzą do redakcji „FiM”. Czytelnicy nazywają to różnie, a mnie najbardziej poruszyła dziewczyna, która napisała, że „walczy z całym światem”. Tak właśnie to wygląda! Wyznawcy papieża – usadowieni w mediach – wykorzystali jego śmierć, aby zniszczyć nędzne resztki obiektywizmu w relacjonowaniu tego, co religijne. Wszędzie pełno było tego kruchtowego „my”, które udawało „my” ogólnopolskie, aby zdeprymować wszystkich inaczej myślących. Tak więc „my płakaliśmy”, „my byliśmy pogrążeni w żałobie”, „cała Polska zamarła”, „wszyscy modlimy się za Ojca Świętego”, a wreszcie dowiedzieliśmy się, że – „maMY nowego papieża!” i „cały świat cieszy się z wyboru Benedykta XVI”. Kto nie należy do „my”, ten jest zerem, jest na zewnątrz, nie liczy się, nie ma znaczenia, a właściwie – nie istnieje. Temu służy to aroganckie, bezczelne „my”, aby powiedzieć Tobie i mnie: poddaj się, dołącz do reszty, przecież tacy jak Ty nie istnieją! Stąd brał się ten potworny ciężar osamotnienia, którego wielu z nas doświadczało w pracy, w rodzinie, wśród znajomych, w kontakcie z mediami. Jedynym ratunkiem było czasem
z Psałterza. Znamienne, że autor Dziejów Apostolskich uważał ów psalm za mesjański, gdyż odczytał w nim jakoby zalecenie, aby w miejsce zdrajcy Judasza wyznaczono innego apostoła (Ps 109. 8; Dz 1. 20). Psalmista życzy swojemu nieprzyjacielowi wszystkich możliwych nieszczęść (w. 6–19), a m.in. żeby jego życie było krótkie, mienie rozgrabione, by przekleństwo przeniknęło całe jego ciało i nikt nigdy nie okazywał mu litości. Następnie złorzeczy jego najbliższym – żonie życzy wdowieństwa, a dzieciom – nędzy i śmierci: „Niech się tułają dzieci jego i żebrzą, niech będą wypędzone ze swych spustoszonych domów (…) skazane na zagładę, a imię jego niech wygaśnie w drugim pokoleniu”. Inne psalmy dowodzą, że nie szczędzono złorzeczeń nawet niemowlętom. W Psalmie 137. psalmista, mając na myśli niemowlęta babilońskie, woła: „Błogosławiony, kto pochwyci i roztrzaska niemowlęta twoje o skałę”. W Psalmie 58. Bóg proszony jest o to, aby połamał zęby w ustach niesprawiedliwych sędziów. Łamanie zębów jest zresztą w ST szczególnie lubianym złorzeczeniem i nawet sprawiedliwy Hiob, dowodząc swojej niewinności, oświadcza: „(...) kruszyłem szczęki krzywdziciela” (Ps 58. 7; Hi 29. 17). To stąd zapewne zaczerpnięto popularną również w Polsce w czasach Bolesława Chrobrego tradycję wybijania zębów, m.in. za łamanie postu. W świecie asyrobabilońskim przeklinanie i złorzeczenie sobie nawzajem było znaną praktyką. Przeklinano również Izraela, o czym świadczy historia Balaama – „męża o otwartym oku”. Według Księgi Liczb, Jahwe sprawił jednak wtedy, że – zamiast przeklinać – ów sławny czarownik pobłogosławił Izraelowi (Lb 22–24). ARTUR CECUŁA
wyłączenie telewizora, odcięcie się od tego szaleństwa, od tego festiwalu kłamstwa. To przypominało sowieckie „kołchoźniki” – megafony zainstalowane we wsiach i miastach, abyś nigdzie nie mógł się schować przed triumfującym, propagandowym „my” – nawet we własnym domu. Wiele osób onieśmielonych tą falą propagandy wstydziło się powiedzieć, co naprawdę myśli, bało się przyznać, że może jednak nie płaczą, że nie uważają zmarłego za „niekwestionowany autorytet moralny”. Atmosfera była ciężka, a nikt normalny nie chce ryzykować utratą pracy, publicznym poniżeniem, awanturą z teściową. Właściciele wielu sklepów i restauracji bali się o szyby wystawowe i woleli w pogrzebowy piątek udawać żałobę. Wcale się im nie dziwię. Nie wiem, jak w Was, ale we mnie wzbiera gniew na to, co próbuje się w tym kraju zrobić. Jak próbuje się nas zlekceważyć, poniżyć, wręcz zanegować nasze istnienie. Jeżeli macie czas, środki i siły, piszcie do mediów, dzwońcie, protestujcie. Zwłaszcza do mediów publicznych – TVP i Polskiego Radia. Dosyć już tego poniewierania, oni nie mają prawa tak z nami postępować! Jeśli możecie sobie na to pozwolić bez narażania się na niebezpieczeństwo, rozmawiajcie z ludźmi, prostujcie kłamstwa. Jeżeli będziemy milczeć, to wdepczą nas w ziemię... w imię Boże. MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Wykluczeni
21
Rozmowa z profesor Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – W naszym kraju rola prezydenta jest wypośrodkowana. Nie ma on dużej władzy, tak jak we Francji czy USA, ale nie pełni także tylko funkcji dekoracyjnych – jak w Niemczech. Zdaniem radykalnej prawicy, przydałoby się zwiększenie jego uprawnień. Jak Pani widzi tę kwestię? – Sądzę, że przepisy dotyczące funkcji prezydenta nie wymagają w Polsce większych zmian. Wydaje mi się, że jego zadania są zrównoważone i wyraźnie określone. Natomiast widzę potrzebę wprowadzenia, i to jak najszybciej, zakazu łączenia władzy ustawodawczej i wykonawczej. Uważam, że nie jest rzeczą zdrową, aby na przykład ministrami byli posłowie i senatorowie. Nie moż-
Fot. Krzysztof Krakowiak
C
zy można do modlitwy włączyć przekleństwa, złorzeczenia i wo łanie o zemstę? Tzw. psalmy złorzeczące są dowodem, że w epoce bi blijnej była to codzienna praktyka. W Nowym Testamencie Jezus nakazuje miłować swoich nieprzyjaciół, a gdy biją w jeden policzek, nadstawić drugi. Uczy również słów Modlitwy Pańskiej: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” (Mt 5. 44;
SZKIEŁKO I OKO
za budżetowy dołek? Jedni zrzucają winę na drugich! – Tak było ze stopami procentowymi – cóż może rząd, kiedy Balcerowicz winduje stopy procentowe, gnębiąc firmy i obywateli drogimi kredytami? Podobnie przed dziesięcioma laty Hanna Gronkiewicz-Waltz torpedowała poczynania Grzegorza Kołodki. – To jest niezwykle ważna kwestia, przemilczana przez media. Obywatele słusznie oczekują od rządu dobrej polityki gospodarczej, tymczasem rząd jest sparaliżowany działaniami instytucji, które przed nikim
OKIEM HUMANISTY (125)
Konstytucja do poprawki na wykonywać dobrze dwóch tak bardzo obciążających prac, bo zawsze jedna z nich, a często i obydwie będą wykonywane źle. – Ale problem jest chyba znacznie poważniejszy – jeżeli rząd rozliczany jest przez parlament, a funkcje rządowe i parlamentarne sprawują te same osoby, to znaczy, że rozliczają się same przed sobą. – Tak, pana uwaga jest słuszna. Trójpodział władz na władzę sądowniczą, wykonawczą i ustawodawczą jest niezwykle istotny i nie wolno go naruszać. Uważam natomiast, że należy zmniejszyć kompetencje Naczelnego Sądu Administracyjnego i Trybunału Konstytucyjnego, bo w tej chwili ten ostatni wyrósł na najwyższą instancję w kraju i plasuje się powyżej demokratycznie wybranego parlamentu. To wymaga przemyślenia. Często ma się wrażenie, że poglądy polityczne sędziów sprawiają, iż Trybunał uznaje pewne ustawy jako rzekomo niekonstytucyjne. Dochodzi do sytuacji, w której Trybunał pełni rolę opozycji. Tak było na przykład 8 lat temu, kiedy Trybunał storpedował liberalizację ustawy antyaborcyjnej. – Wtedy wola społeczeństwa staje się fikcją... – Oczywiście. Przemyślenia wymaga również rola Narodowego Banku Polskiego i Rady Polityki Pieniężnej. Są to instytucje na tyle niezależne od demokratycznych władz, że mogą prowadzić własną politykę gospodarczą, torpedując działania rządu. A kto później weźmie odpowiedzialność – np.
właściwie nie odpowiadają, ich rozstrzygnięcia bywają ostateczne, a mają ogromny wpływ na nasze życie. To jest szkodliwe i niedemokratyczne. – Jakie jeszcze zaproponowałaby Pani zmiany w konstytucji? – Uważam, że wobec naszego wejścia do Unii nie ma powodu, by utrzymywać tak liczny parlament. Jednak pozostawiłabym Senat – choć w okrojonej liczebnie reprezentacji, bo z doświadczenia wiem, że dwuizbowość parlamentu jest zbawienna. Senat wprowadza po kilkadziesiąt poprawek do ustaw, które potem w większości zatwierdza Sejm. To znaczy, że dzięki istnieniu Senatu uchwalane prawo jest lepszej jakości. Zaproponowałabym także wykreślenie zakazu tworzenia partii komunistycznych. Nie należałam do PZPR, więc moje stanowisko jest całkowicie obiektywne. Nie tylko Stalin, ale i chrześcijańskie kraje prowadziły krwawe wojny i wprowadzały ustroje gnębiące społeczeństwa. Ale nikt z tego powodu nie wydał zakazu głoszenia idei chrześcijańskich w życiu politycznym. – A co z rozdzieleniem funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego? Czy to normalne, aby urzędnik nominowany przez partie nadzorował śledztwa, paraliżował jedne, a inicjował inne? – Te funkcje należy oddzielić. Prokuratorzy z pewnością nie powinni mieć nad sobą politycznej kurateli. Powinno się także zapisać w konstytucji zdecydowany rozdział kościołów od państwa. Rozmawiał ADAM CIOCH
22
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA APP RACJA Gliwice – zebrania każdy drugi poniedziałek m-ca; dyżury w każdy piątek w godz. 15.30–17.30; Gniezno – 13.05, godz. 18, ul. Sienkiewicza 15; Kraków – w imieniu zarządu krakowskiego informuję, że do czasu znalezienia nowego lokum spotkania w Domu Biesiadnym „Złoty Róg” są już nieaktualne. Adres siedziby na razie bez zmian. Andrzej Rutowski; Lublin – 1.05, godz. 15, plac Litewski – Zarząd Miejski APPR Lublin zaprasza członków i sympatyków na obchody Święta Pracy i festyn w Muzeum Wsi Lubelskiej o godz. 16 (bezpłatny dojazd autobusami spod Poczty Głównej); Łódź Widzew, Górna – 5.05, godz. 17, ul. Próchnika 1, p. 307 – zebranie i odczyt pt. Tolerancja po polsku – mity i fakty; spotkania stałe w siedzibie partii, ul. Próchnika 1, p. 307; Bałuty – pierwsze wtorki m-ca, godz. 16; Polesie – ostatnie środy m-ca; Widzew, Górna – pierwsze czwartki m-ca; Opole – ostatni piątek każdego m-ca o godz. 19, ul. Domańskiego 21 (siedziba).
Koordynatorzy na województwo: Opole – Stanisław Pokrywka, tel. 0-696 667 317; Brzeg – Zenon Makuszyński, tel. (77) 411 29 83; Kluczbork – Dariusz Sitarz, tel. (77) 414 20 47; Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40; Niemodlin – Bogdan Kozak, tel. 0-694 512 707. Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Frejlich 0-506 516 850; Piła – 11.05, godz. 18, restauracja „Hades”; Poznań – 15.05, godz. 18, ul. Szelągowska (siedziba), zapraszamy wszystkich członków APP RACJA na zebranie. Wszystkich członków i sympatyków APPR zapraszamy na uroczystość 1 Maja w Poznaniu przy placu Bernardyńskim o godz. 9.30; Świdnica – 29.04, godz. 17, w domu działkowca odbędzie się zebranie APPR; Szczecin – w dniu 1 maja o godz. 10 odbędzie się manifestacja pod pomnikiem Trzech Orłów; Zawiercie – zarząd powiatowy, 0-508 369 233.
Oświadczenie w sprawie rezygnacji z członkostwa w APP RACJA Przewodniczącego Piotra Musiała Spektakularna rezygnacja Przewodniczącego partii Piotra Musiała oraz grupy jego lojalnych współpracowników stała się faktem. Dla aktywnych członków APP RACJA faktem spodziewanym, który zaskoczył tylko nielicznych. Od wielu miesięcy w partii toczyła się dyskusja nad realizacją jej programowych celów. Obszar partyjnej dyskusji wyznaczało kilka kryteriów. Pierwszym kryterium różniącym dyskutujących o przyszłości partii było i jest tempo pracy politycznej oraz to, w jakim czasie należy zrealizować zasadnicze elementy programu APP RACJA. Po prawie trzech latach działalności partii widać w jak skrajnie trudnych warunkach przychodziło antyklerykałom działać w Polsce. Niezrozumienie w społeczeństwie celów partii i ostracyzm wobec jej aktywnych członków jest widoczny. Miały i mają miejsce liczne przypadki manifestowania wrogości wobec deklarujących publicznie swoje antyklerykalne poglądy. Takie reakcje wymagają od członków APP RACJA odwagi, niezłomnego charakteru i determinacji oraz, co najważniejsze, poświęcenia środków i czasu, które należy przeznaczyć na budowanie organizacyjnych podstaw partii, jako fundamentu do skutecznego zrealizowania przez nią programu socjaldemokratycznego. Problemu budowy struktur nie uniknie żadna partia, która ma zamiar odegrać znaczącą rolę na polskiej scenie politycznej. Tym bardziej taka, jaką jest Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, którą od początku jej istnienia w społecznym odbiorze próbuje się zepchnąć na polityczny margines. Niestety, osobom rezygnującym z członkostwa w partii spieszy się. Słusznie uważają, że politykę realizuje się przede wszystkim w parlamencie. Magia zbliżających się wyborów do Sejmu i Senatu spowodowała jednak, iż secesjoniści chcą iść na skróty, nie licząc się z opiniami zdecydowanej większości członków partii, którzy chociaż chcą tego samego, czyli realizacji celów partii, to jednak nie za wszelką cenę i nie dla doraźnych, osobistych karier czy korzyści. Grupę osób, które opuściły partię, od większości jej członków szczególnie różnił stosunek do tygodnika „Fakty i Mity” oraz redaktora naczelnego tygodnika – Romana Kotlińskiego. Od kilku miesięcy trwała w partii i poza nią kampania zmierzająca do poróżnienia Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA z ideowym przywódcą jej członków i popartym przez Kongres APPR kandydatem na urząd Prezydenta RP. To stanowisko Kongresu nie mieściło się w strategii związanej z wyborami, którą realizował w partii dotychczasowy jej Przewodniczący Piotr Musiał. Należy przypuszczać, że kandydatura Romana Kotlińskiego na urząd Prezydenta RP nie mieści się również w koncepcji dotyczącej startu w wyborach parlamentarnych i prezydenckich partnerów politycznych, którzy – opuściwszy swoje poprzednie partie – chcą budować wspólnie z grupą skupioną wokół Piotra Musiała nową partię polityczną – Unię Lewicy III RP. W takim świetle, nasilające się od grudnia ubiegłego roku antagonizowanie nielicznych w Polsce zorganizowanych ośrodków antyklerykalizmu, do których należy APP RACJA czy tygodnik „Fakty i Mity”, jest działaniem szkodliwym dla tego ruchu i samej idei. Rozbija go. Przejściowo osłabi partię, która mimo wyrazistego ideowego oblicza i antyklerykalizmu w nazwie ma szeroki program socjaldemokratyczny, doceniany także przez tych, którzy dziś tworzą kolejną partię lewicową. Ponadto dotychczasowy Przewodniczący partii i grupa osób rezygnujących z członkostwa w APP RACJA inaczej niż pozostali postrzegali rolę kierownictwa partii. Wyrazem tego była prowadzona od szeregu miesięcy przez Piotra Musiała polityka kadrowa, służąca przejmowaniu pod ścisłą, centralną kontrolę wszystkich ważnych, wręcz kluczowych sfer działania partii, przy jednoczesnym ograniczaniu wpływu na te sprawy członków partii z terenu kraju. Mimo tych istotnych różnic w ocenie i podejściu co do kierunku rozwoju partii i zasad jej funkcjonowania, deklaracje odchodzących z APP RACJA wskazują, że tego, co nas poróżniło, jest niewiele w stosunku do obszarów, w których jesteśmy zgodni i mamy wspólne cele ideowe, w zakresie polityki społecznej czy gospodarczej. Od tej chwili różnimy się wyborem drogi, którą chcemy pójść jako członkowie Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA i członkowie Unii Lewicy III RP. Wszystkim, którzy uznali, że chcą spróbować inaczej realizować swoje cele polityczne i osobiste kariery, dziękujemy za kilkuletnią współpracę i życzymy powodzenia w realizacji odmiennych koncepcji oraz zamierzeń. Jesteśmy przekonani o jednym – do walki o świeckie państwo i jego światopoglądowo neutralny charakter potrzebna jest partia, która – bogatsza o kilkuletnie doświadczenia polityczne i organizacyjne jej członków oraz kierownictwa – potrafi sprostać wyzwaniom i skutecznie zmieniać oblicze Polski. Sekretarz Generalny APP RACJA Jan Barański
Wiceprzewodniczący APP RACJA Andrzej Kotłowski
KATEDRA PROF. JOANNY S.
Wolne wnioski Zbliża się koniec. Pora na wolne wnioski. Może ostatnie wolne. Polacy uwierzyli, że uzdrowienie jest w rządach silnej łapy. Kaczej. Zaczął się wyścig: kto bardziej przyłoży lewicy. Prawica zapowiada delegalizację wszystkiego, co niewygodne. Rozliczanie, puszkowanie i skracanie o głowę. W odróżnieniu od Leppera, który robił pokazowe manewry, strzela ostrą amunicją. Jak dobrotliwie brzmi dzisiaj Kacze: „Spieprzaj, dziadu” w porównaniu z bezprawnym atakiem IPN na generała Jaruzelskiego czy donosem obrotowego posła Dobrosza (niedawno PSL, obecnie LPR). Ten nasz rodzimy McCarthy chce za członkostwo w legalnie działającej Polskiej Partii Komunistycznej wyrzucić z Uniwersytetu Wrocławskiego profesora Wiktora. Terror się zaczął. Nadchodzi kaczyzm. Ludzie boją się mówić, od kiedy okazało się, że za słowa można pójść siedzieć. Powtórka z historii. NKWD. Gdyby Rywin to przewidział, robiłby kolejny, oscarowy film. A jest jak w starym dowcipie – za wolno biegał. Michnik szybciej. Też mu nie wyszło na zdrowie, ale przynajmniej leczy się w lepszych warunkach.
W III RP strach zdominował wszystkie inne uczucia. Ludzie boją się bezrobocia, biedy, bezdomności. Nie wierzyli, że to nieodłączne atrybuty kapitalizmu, który większości daje tylko wolność od pieniędzy. Po 15 latach miłościwie nam panującego wolnego rynku ponad połowa Polaków żyje poniżej minimum socjalnego. Trzy miliony w skrajnej nędzy. Krytykując społeczeństwo za sentyment do PRL, zapomniano o poczuciu bezpieczeństwa socjalnego, które dawał tamten niewydolny ekonomicznie system. Choć ludzie żyli skromnie, nikt nie głodował. Chyba że w intencji wprowadzenia upragnionego kapitalizmu. Na drugim krańcu, gdzie panoszy się rozpasane bogactwo, pojawił się strach, że wyda się pochodzenie majątku. Zagłuszają go bankiety, rauty, blichtr. Szelest jedwabiu i banknotów. Ludzie, którzy niedawno nie odróżniali fajerki od fajansu, jedzą na zastawie
Rosenthala, bo na „Ćmielowie” gorzej smakuje. Powrócili książęta i hrabiowie. Domagają się zwrotu majątków przegranych przed wojną w karty albo zastawionych za długi. I dostają z nawiązką. Rejestr arystokracji jest coraz dłuższy. Tytuły i rodowe herby otrzymali Wałęsa i Religa. Elektryk księciem. Hrabią chirurg. Śmieszniej niż u Moliera. Kamienicznicy na razie tylko szykanują lokatorów. Za chwilę zaczną wyrzucać na bruk. Zamienią czynszówki w kolejne banki. Tak spełnia się sen o wolności. Boi się klasa polityczna. Jej trzon stanowią ludzie, którzy nie zhańbili się pracą. Być politykiem to dla nich hamletowskie być albo nie być. Nie mają do czego wracać. Nikt nie zaryzykuje powierzenia im kierowania czymkolwiek. Mogą tylko rządzić. Zrobią wszystko, aby się utrzymać w zaklętym kręgu władzy. W zależności od koniunktury dzielą się lub łączą. Mogą być wszędzie. Socjalistyczny zawód dyrektor zamienili na zawód poseł, minister, przewodniczący. Zmieniają kluby, partie lub same nazwy. Byle omamić wyborców. Udało się PO, PiS, LPR, dlaczego ma się nie udać SdPl czy PD... Prawdziwe kameleony. Obrotowi politycy, którym ambicja zastępuje honor. Dobrze, że nie mają poglądów – nie muszą ich zmieniać. Wczoraj socjaldemokrata, bo to był warunek zajęcia fotela premiera czy otrzymanie teki ministra, dziś – ze smakiem się obliże, zjadając legitymację SLD. Namnożyło się Wallenrodów. Gorzej z Grażynami. Nikt nie chce umierać. Chcą dobrze żyć. Samochody, kierowcy, ochrona. Służbowe mieszkania i diety. Dziękują Bogu za szczęśliwy los. Dzięki orzeczeniu Sądu Administracyjnego nie zapłacą podatku, oddając na Kościół całe dochody. Przeżyją z funduszu reprezentacyjnego. W rewanżu – reklama z ambony. Lewicowy prezydent wyznaczy wybory w niedzielę, żeby lud boży poszedł do urn prosto po mszy, jeszcze pamiętając, kto jest dobroczyńcą matki-Kościoła. Wybrańcy narodu, składając ślubowanie poselskie, poproszą Boga o pomoc, bo sami sobie nie poradzą. Niepomni, by nie wzywać imienia nadaremno. „Niech biją godziny, niech noc nastaje, dni ulatują, ja pozostaję”. Że też akurat Apollinaire napisał im życiowy manifest. Chyba się w grobie przewraca. Pęd do przejęcia władzy jest ogromny. Ciśnienie na samorozwiązanie Sejmu rośnie. Przed nami próba obalenia demokracji. Na piątego zaplanowano drugi zamach majowy. Jego urzeczywistnienie jest w rękach opozycji, która ma 312 szabel. Do wcześniejszej dyktatury potrzeba 307. Nie lękajcie się! A może – lękajcie? JOANNA SENYSZYN
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
am już dosyć tych facetów! Albo założę pas cnoty i wstąpię do karmelitanek bosych, albo przerzucę się na baby – zagroziła kuzynka Wiesława, wpadając na popołudniowe ploteczki. Nastawiając się na dłuższe pogaduchy, zaparzyłam dwie filiżanki odchudzającej herbatki z wodorostów. Kiedy pokój wypełnił się wonią bagnisk i parowów, Wiesia zaczęła opowiadać. Okazało się, że cierpi z powodu... nadmiaru adoratorów, albowiem w czasach, kiedy na statystyczną Polkę przypada trzy czwarte chłopa (zazwyczaj bez głowy), jej trafiło się aż dwóch pełnowartościowych absztyfikantów: rudzielec z zabójczym wąsem (Henio) i ciemnowłosy „wulkan namiętności” (Zbych). Obydwaj zapłonęli do Wiesławy żywiołowym afektem. Niestety, o radosnym trójkącie nie może być mowy, gdyż choleryczny temNa plaży leży nagi mężczyzna z twarzą przy- perament tak jednego, jak i drugiego prędzej czy później doprokrytą gazetą. Przechodzą trzy kobiety. wadziłby do rozlewu krwi. Moja – To nie jest mój mąż – mówi jedna. – Tak, to nie jest twój mąż – powiada anielska kuzynka nie chce robić druga. z panów reniferów, więc stwierdziła, – On nawet nie jest z naszego hotelu – odzywa się trzecia.
M
Wesele. Pan młody do przyjaciela: – Wiesz, oprócz mojej matki, mojej siostry i mojej żony miałem każdą z obecnych tu kobiet. – To razem mieliśmy je wszystkie. – Jaką pozycję najbardziej lubi twoja żona? – Tyłem do siebie i spać.
Poziomo: 1) przez inkwizycji rządy odwołał swe poglądy, 6) męka, udręka, 9) przykryweczka pudełeczka, 13) zżera partnera, 14) z Ateną w roli głównej, 15) jedna z dwóch w nosie i skończyło się, 16) słota i spiekota, 19) czy to jej wada, że żelazo zjada?, 21) złoty na ołtarzu, 25) liga z Jordanem, 26) wynagrodzenie za zatrudnienie, 29) kuty na cztery nogi, 30) zmrożona ziemia, nie do chodzenia, 31) ledwie dnieje, już kur pieje, 32) złota myśl w błyskotliwej formie, 33) chwat, co będzie skautem za parę lat, 34) cztery razy po trzy razy, 36) niechęć w sercu skrywana, 38) w sądzie znana jako powódka lub pozwana, 40) Izabela w piaskownicy, 41) długopis co się zowie, 44) pod wodzą marszałka z laską, 46) każdy unika tego osobnika, 49) broni tego, kto w sądzie na ławie oskarżonych zasiądzie, 51) gdy się darzy u gospodarzy, 52) najlepiej się czuje, gdy deklamuje, 53) z najważniejszym bratem – opatem, 54) w bibliotece na regale prezentuje się wspaniale, 55) kocha ojczyznę bardziej niż obczyznę.
23
PLOTKOWISKO
Osiołkowi w żłoby dano że skoro obydwu lubi po równo i żadnego nie może wybrać, to pozostaje jej zamknąć się w klasztorze albo zmienić orientację. Zaproponowałam biduli, aby dała sobie spokój z obydwoma i spokojnie rozejrzała się dookoła, bo gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, ale Wiesia postanowiła powierzyć swój los „siłom wyższym”. Akurat wpadła nam w ręce literatura fachowa, czyli miesięcznik „Wróżka”, a w nim kolumna pełna ogłoszeń o całodobowych telefonicznych dyżurach kilku czarownic. Pytanie do nich należało wysłać SMS-em (2 zł +VAT) pod czterocyfrowy numer. Kuzynka chwyciła się tego jak ostatniej deski ratunku. „Czy będę szczęśliwsza z Heniem, czy ze Zbychem?” – po kolei zapytała wróżek: Joanny, Sybilli i Elżbiety. Elżbieta zapewniła Wiesię, że udany związek czeka ją
tylko u boku Henryka, z kolei Sybilla napisała: „Karty mówią, że powinna Pani wybrać Zbycha”. Czyli znowu 1:1. I komu tu wierzyć? Załamana kuzynka odebrała ostatnią wiadomość. „Nie powinna Pani wiązać się z żadnym z tych mężczyzn, bo w połowie lipca w Pani życiu pojawi się wielka miłość” – napisała wróżka Joanna. A mówiłam?! W Wiesławę jakby nowy duch wstąpił. Ucałowała wyświetlacz w komórce i nagle przypomniała sobie, że musi lecieć do solarium, fitness clubu, kosmetyczki... – Zaraz, zaraz, a zakon?! – zapytałam totalnie zdezorientowana. – Jaki zakon, zwariowałaś?! Przecież muszę zadbać o siebie, żeby w lipcu wyglądać jak najlepiej! Hmm... Chyba powinnam zostać wróżką. MAŁGORZATA PIEKELNICA
– Wysyłam żonę na wczasy... – Tak? A ja swoją sam zaspokajam.
Pionowo: 1) promieniowanie z greckiego alfabetu, 2) przewodzi grupie, 3) zielony przez cały rok, 4) ta powieść pokazuje, jak Watykan URZĘDuje, 5) kłótnia, awantura, 6) minerał w kwarcówce, 7) w parze z morelami, 8) w dwuszeregu, 10) rola na tyle mała, że gwiazda jej nie chciała, 11) szlachetność w czarnej masce, 12) te, co skaczą i fruwają, mają żądła i bzykają, 17) szyte na miarę, 18) ma odwrotne znaczenie niż np. przebaczenie, 19) jemu nie śni się o kompromisie, 20) wisi na Wawelu, 22) brydżowe zaproszenie do ostrej jazdy, 23) co i raz kusi kumulacją, 24) przed burzą, 26) szczyt możliwości w pułapce, 27) z przekupkami za straganami, 28) krecia robota, 35) jedyny w swoim rodzaju, 37) przynosowe części morza, 38) pysk przy pysku na pastwisku, 39) z piórami, schodami i długimi nogami, 42) tak nazwano (dla hecy?) miejsce, gdzie kończą się plecy, 43) zasiadał w radzie miejskiej, 44) z belkami nad głowami, 45) „foka” na Śniardwach, 47) ośmiu zgranych instrumentalistów, 48) koleżanka nitki, wstążki i kolanka, 50) futerał.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 32,50 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 32,50 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 maja na trzeci kwartał 2005 r. Cena 32,50 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Od Hitlerjugend...
Kilku Czytelników „FiM” omal nas nie zjadło za ostatnią okładkę „FiM”. A tu proszę: słynny „The Sun” niemal skopiował nasz pomysł. Dzwońcie więc do Londynu i teraz redaktorów brytyjskiego dziennika wyzywajcie po chrześcijańsku od sk...ów. Podajemy numer: (00 44) 20 7782 4100
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 17 (269) 29 IV – 5 V 2005 r.
JAJA JAK BIRETY Pewien farmer miał pole arbuzów. Kiedyś podczas obchodu farmy zauważył, że ktoś mu je regularnie podkrada. Pomyślał nad sposobem zabezpieczenia się na przyszłość przed kolejnymi kradzieżami i postawił przy polu znak: „UWAGA! Do jednego z tych arbuzów wstrzyknięto cyjanek”. Kilka dni później znów wybrał się na obchód. Gdy doszedł do arbuzów, stwierdził, że tym razem żaden nie został skradziony, ale... na zostawionym znaku widniał dopisek: „Teraz już do dwóch”... ¤¤¤ Podchmielony facet wraca z pracy do domu. W pociągu pełno ludzi, więc stoi na korytarzu z rozpiętym rozporkiem i kiwa się na boki. Pewna pani, zdegustowana widokiem, zwraca mu uwagę: – Proszę pana, nitka panu wystaje ze spodni. Na to facet, lekko zakłopotany, spogląda na spodnie i zapina rozporek, mówiąc: – Teraz to nitka, a dwadzieścia lat temu to był postrach Radomia. ¤¤¤ Małżeństwo z długoletnim stażem: Mąż: – No i co ci powiedział lekarz? Żona: – Że powinnam mieć dwadzieścia stosunków miesięcznie.
Mąż: – Dobra. Dwa razy możesz liczyć na mnie. ¤¤¤ Dwaj kumple leżą na plaży. Jeden mówi do drugiego: – Stary, jak ty to robisz? Wszystkie laski patrzą na ciebie, a na mnie ani jedna...
Czarny humor – No, jest taki sposób: włóż sobie w kąpielówki ziemniaka i przejdź się plażą. Zobaczysz, że podziała. Koleś zrobił, jak mu poradzono, ale po chwili wraca smutny i mówi: – Nie wiem, coś ty mi poradził, ale nie dość, że się mną nie interesują, to jeszcze śmieją się ze mnie za plecami! – Stary, włóż tego ziemniaka z przodu... ¤¤¤ Rozmawiają dwaj architekci – jeden z dzieckiem, drugi bez. Ten bez dziecka mówi do drugiego: – To twoje? – Moje. Bezdzietny przygląda się dziecku z uwagą, po czym dodaje: – No fajne, ale ja bym zrobił inaczej...
¤¤¤ Przy śniadaniu lekarz pokłócił się z żoną. Wychodząc z domu, wrzasnął do niej: – Jesteś kiepska w łóżku! Koło południa dzwoni do domu i pyta żonę: – Co robisz? – Jestem w łóżku – odpowiada małżonka. – A co robisz w łóżku o tej porze? – Zasięgam opinii innego lekarza! ¤¤¤ Pięciu lekarzy wybrało się na polowanie na kaczki: internista, pediatra, psychiatra, chirurg i patolog. Pierwszy do strzału szykuje się internista. Widzi kaczkę, mierzy i myśli: – A może to nie kaczka... Lepiej zapytam kogoś, kto się na tym zna. No i przegapił okazję do strzału. Drugi jest pediatra. Mierzy i myśli: – Może ta kaczka ma młode? Jemu też kaczka uciekła. Kolej na psychiatrę. Mierzy i myśli: – To chyba kaczka, ale czy kaczka wie, że jest kaczką? Kaczka odleciała. Przyszła kolej na chirurga. Mierzy. Błyskawicznie oddaje strzał. Kaczka spada. Chirurg mówi do patologa: – Idź zobacz, czy to kaczka!