Ukraińcy płacą po 350 euro za lipne załatwienie pracy
FIRMA SENATORA MISIAKA HANDLUJE ŻYWYM TOWAREM? Â Str. 3
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 17 (477) 29 KWIETNIA 2009 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT)
Można zatrzymać samochód, można od biedy i czołg, co widzieliśmy na zdjęciach z Pekinu, ale żeby zatrzymać rejsowy samolot? A tak! Ta sztuka udała się młodziutkiemu posłowi PO – Norbertowi Wojnarowskiemu. Â Str. 7
 Str. 6
 Str. 12
ISSN 1509-460X
 Str. 20
2
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Polskie MSZ słusznie zżyma się i żąda sprostowań, gdy zagraniczne media napiszą „polskie obozy koncentracyjne”. Tymczasem te same media rozśmieszył do łez fakt, że na oficjalnych stronach MSZ materiał o powstaniu warszawskim ilustrują fotografie z powstania w getcie. Już wiemy: spisek żydowski!
Ubogaceni
W przyszłym tygodniu do Sejmu trafi projekt ustawy autorstwa PiS całkowicie zakazujący in vitro. Jak się dowiedzieliśmy, to cena za poparcie Kaczych kandydatów do europarlamentu. Cena Radia Maryja. Nowy, powszechny podatek, nawet 1,5 proc. dochodu (!), szykuje rząd. Płacić go będę i pracodawcy, i pracobiorcy. Z pozyskanych środków sfinansowana ma być opieka nad ludźmi, którzy jej potrzebują, czyli pewnikiem znowu księża. Jeszcze ze dwa takie podatki, a opieki potrzebować będą wszyscy. PiS pod kościołami zbiera podpisy na kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Tak robi m.in. młodzieżówka Prawa i Sprawiedliwości w Kielcach (podpisy na Ziobrę). „Tak nam kazano” – rozbrajająco odpowiedziała „młodzieżówka”, zapytana, czy to ładnie i zgodnie z ordynacją wyborczą. Kto kazał? Nie chcą gadać, ale wzrok spuszczają na metr sześćdziesiąt pięć... A propos... Rozmowa Moniki Olejnik z Elżbietą Jakubiak: – Nie wolno mi ujawnić, to jest objęte tajemnicą państwową. – Chyba nie mówi pani poważnie? – Tak. – Ale poważnie. To jest tajemnica państwowa? – Poważnie mówię! Wzrost Kaczora jest państwową tajemnicą? A niech nas aresztują. Lech Kaczyński ma właśnie 165 centymetrów. 10–15 maja odbędzie się w Warszawie (po raz pierwszy w Polsce) konferencja INPUT – najbardziej prestiżowe spotkanie przedstawicieli najważniejszych telewizji publicznych świata. Na Woronicza atmosfera histerii, bo – według portalu Wirtualna Polska – podczas poprzedniej konferencji w RPA prezes TVP Piotr Farfał wywołał skandal międzynarodowy, wykrzykując pod adresem organizatorów: „Czarne małpy nic nie potrafią. Wiedziałem, że mam rację. To są czarne małpy i nieudacznicy!”. Nazywa się Michał Serzycki. Zapamiętajmy nazwisko gościa, bo jest generalnym inspektorem ochrony danych osobowych. No i ten Serzycki wydał dla prokuratury opinię, że ksiądz katecheta może ujawniać dane osobowe dzieci nieuczęszczających na religię (np. piętnować te dzieci z ambony). O ile – UWAGA! – są członkami Krk. Jakież musiało być zdumienie kilkudziesięciu wiernych, którzy w Wielką Sobotę do krakowskiego kościoła Mariackiego przyszli święcić jaja i inne wiktuały, a one wzięły i... zniknęły po poświęceniu przez księdza. I to tylko te najbardziej wypasione koszyki. Nic, tylko cud! Przekombinował nieco jeden księżulo z Gdańska. Najpierw dostał piękną działkę od miasta za 34 tys. złotych (2 proc. wartości), a później dotarło do niego, że kościoła na niej nie wybuduje, bo wierni na hasło „zbiórka pieniędzy” odpowiedzieli „takiego wała”. Sprzedał więc szybko wart ponad 2 mln teren za 1 milion. A tego, zgodnie z ustawą, nie było mu wolno zrobić. Teraz miasto żąda natychmiastowego oddania całej kasy, więc proboszcz jest jedną dużą bańkę w plecy i mówi, że popełni seppuku. Do sprawy wrócimy. Dziewiętnasty już raz w Bałągu koło Olsztyna odbyły się Mistrzostwa Świata w Rzucie Młotkiem do Telewizora. Podobnie jak 18 razy wcześniej bezkonkurencyjni byli Polacy. Ktoś się dziwi? A jak powiemy, że w telewizorze wyświetlany był program Pospieszalskiego? Padł kolejny wielki zakład pracy: Krośnieńskie Huty Szkła (to te od szklanek do drinków z grubym dnem i łezką). Setki ludzi na bruku. A zarząd? A zarząd zarządził dla siebie – UWAGA – dziesięcioletnią odprawę!!! Kryzys? Jaki kryzys? Nie wiem, o czym mówicie – zdziwił się pan prezes. Czy wolno krytykować JPII? Ależ skąd! A jeżeli robił to B16, to co wtedy? „Kardynał Ratzinger wiele razy krytykował papieża. Między innymi za kosztowne podróże, nadmierną liczbę beatyfikacji i za dobór szat podług najnowszej mody” – stwierdził najsłynniejszy publicysta katolicki Vittorio Messori. Jeśli pismak nie kłamie, to niech no tylko B16 pojawi się w Polsce... Gafar Karomow jest Azerem i mieszka w Petersburgu, czyli w Europie. No i ten Gafar miał córkę, którą kochał nad życie. Oczkiem w jego głowie była. Ale kazał ją zabić strzałem w tył głowy. Bo chodziła w minispódniczce. „W ten sposób zmyłem plamę na honorze. Tak nakazuje mi moja religia” – tłumaczył islamista w czasie aresztowania. Również w duchu wiary postulujemy: oko za oko, łeb za łeb! Pół miliarda dolarów (!) – tyle Mel Gibson, naczelny, sztandarowy, pancerny katolik światowego kina, zapłaci swojej byłej żonie za rozwód. Jego słynna „Pasja” obróciła się tym razem w kierunku ślicznej rosyjskiej aktoreczki i modeleczki Oksany Pochepy, która mogłaby być jego wnuczką.
ZATRUDNIMY SPRAWNEGO DZIENNIKARZA!
P
o moim ostatnim felietonie wybuchła burza. Wzburzyła się część wojujących ateistów, którzy byli przekonani, że ja też muszę, jak oni, być ateistą. A ja jestem agnostykiem, o czym wielokrotnie pisałem. Stoję na stanowisku, że jeśli nie mogę stwierdzić istnienia jakiegokolwiek boga, to nie wierzę w żadnego, ale dopuszczam też, że jakiś bóg może istnieć. Po prostu tego nie wiem. To postawa racjonalna i pożyteczna zarazem, ponieważ mogę wybierać z wielu filozofii to, co – moim zdaniem – jest najwartościowsze. A za takie uznaję m.in. nauki Jezusa z Nazaretu. Fascynują mnie też filozofie Wschodu i buddyzm jako taki. Moi dawni koledzy księża powiedzieliby, że jestem z różnych stron ubogacony. Ale żeby takim być, trzeba te różne strony znać. Nie wyobrażam sobie, by ktoś, kto np. postanawia zamieszkać na stałe w Tybecie, nie znał choćby podstaw buddyzmu. Dlatego napisałem, że przeczytanie choć jednej z Ewangelii w kraju katolickim to elementarz. Sugestie, że nie przestałem być księdzem, gdyż propaguję chrześcijaństwo – obrażają mnie, ale bardziej tych, którzy chcą mi dopiec. Otóż ja jestem antyksiędzem, tak jak katolicyzm jest antychrześcijaństwem. Księża głoszą wiarę w niepodważalne – ich zdaniem – dogmaty, odwodzą od samodzielnego myślenia. Natomiast cała moja działalność po zrzuceniu sutanny to apoteoza zerwania z dogmatami w wierze; również takim, że boga nie ma na 100 procent. Uważam, że podobnie jak nie ma wierzących na 100 procent, tak i nie ma niewierzących. Ale może się mylę. Jeśli jednak ja dopuszczam, że jakiś bóg (Jahwe, Allach lub Kosmita – nieważne) może istnieć, a „100-procentowy ateista” w liście do mnie pisze, że „boga nie ma na 100 procent”, i to ja jestem oszołomem, to kto tak naprawdę nim jest? I kto tu jest fundamentalistą? Każdy powinien szukać własnej drogi i odpowiedzi na pytanie o sens życia – czy to w religii, czy też ateizmie, agnostycyzmie i wartościach humanistycznych. Takie drogi pokazują „Fakty i Mity”, które uczą też szacunku dla różnych poglądów, o ile nie są one tak szkodliwe dla jednostki i społeczeństw jak rzymski katolicyzm. Każdy, a zwłaszcza młody człowiek, powinien być przygotowany do ideologicznego starcia z funkcjonariuszami Kościoła. Powinien wiedzieć, że biskupi wybiórczo traktują Ewangelię i posługują się kłamstwem. Współcześnie kler coraz częściej sięga po metody psychomanipulacji, np. tzw. bombardowanie miłością. Ludzie nieprzygotowani dają się zwieść. Tak działa Opus Dei, werbując studentów oraz stypendystów polskiego rządu z terenów byłego ZSRR. Księża coraz częściej studiują marketing społeczny, promocję, zarządzanie wizerunkiem. Dbają o to, by katolickie mity weszły do świadomości społecznej, a nawet kanonu nauki. A że powtarzają je eksperci świeccy, oficjalnie niezwiązani z Kościołem, to nietrudno zgłupieć. Przyjrzyjmy się niektórym z tych mitów. Kler i prawica opowiadają, że prawo Unii Europejskiej powinno być oparte na prawie naturalnym, które jest jedyną wykładnią moralności. Zgodnie z nią, człowiekowi nie wolno niczym co „naturalne” (nawet w dobrych celach) manipulować i dlatego taki Gowin chce de facto zakazać zapłodnienia in vitro jako niezgodnego z naturą. Studenci prawa na pierwszym roku dowiadują się, że istnieje jedna uniwersalna definicja prawa naturalnego (oczywiście katolicka, ale tego nikt im nie powie). Tymczasem jest ich – wzajemnie się wykluczających – kilkanaście! Sam
Kościół w historii wielokrotnie zmieniał pryncypia tego prawa, ale twierdzi, że jest ono niezmienne. Podobnie wciska się ludziom, że Europa ma wyłącznie tradycję judeochrześcijańską. Ale fakty mówią, że wszystkie najważniejsze instytucje prawne Europy mają swój rodowód w tradycji grecko-rzymskiej. To prawo rzymskie stanowi m.in., że przepisy nie mogą obowiązywać wstecz, że nowa regulacja szczególna zastępuje poprzednią ogólną, a dzisiejsza ława przysięgłych/ławnicy to kopia dawnych sądów rzymskich. Wypaczenia przyszły z katolicyzmem, który wprowadził np. proces inkwizycyjny, w którym sędzia pełnił także rolę prokuratora i obrońcy. Papieska wersja chrześcijaństwa zaszczepiła pogardę dla życia, dlatego katolicy nawracali niewiernych, mordując ich podczas wypraw krzyżowych. No bo skoro żyli oni w grzechu (nie znali prawdziwego Boga), to i tak byli potępieni. Zupełnie inaczej na świat patrzyli obecni przez stulecia w Europie Arabowie. Muzułmańskie kalifaty w Hiszpanii i Portugalii to przez wieki (najstarszy z nich przetrwał 900 lat) państwa wielkiej kultury i nowoczesnych rozwiązań. To miejsca, gdzie każdy mógł zakładać rodzinę z kim chciał (po ich upadku w Hiszpanii kler wprowadził getta dla Żydów oraz segregację małżeńską), a we władzach uczestniczyli Żydzi i czarni Afrykanie. To muzułmanie określili zero jako punkt rozdzielający i operowali na otwartym ciele. Innym powtarzanym mitem jest opowiastka o wygnaniu Adama i Ewy z raju, która niesie przesłanie, że są tajemnice, których człowiek nie ma prawa poznać – stąd biorą się próby zakazywania badań genetycznych czy eksperymentów na komórkach macierzystych. Z czynienia ziemi poddanej wyszło przekonanie, że możemy ją niszczyć i przerabiać jak chcemy, bo przecież to my, ludzie, jesteśmy czymś wyjątkowym i nic nie łączy nas ze zwierzętami czy roślinnością. Żyjący jak pączki w maśle biskupi przekonują też, że cierpienie uszlachetnia i przyczynia się do zbawienia. A zatem jego unikanie czy sama eutanazja sprzeciwiają się woli Boga. Związany jest z tym kolejny mit, że Bóg ma wobec każdego z nas własny plan, którego człowiekowi nie wolno zmieniać. A plan ten to oczywiście świętość. Dlatego katolicy odrzucili radość z życia, w tym z życia erotycznego – 90 procent świętych i błogosławionych kobiet to dziewice, 9 procent to wdowy, a 1 procent – pozostałe. Fundamentaliści wierzą, że to oni sami mają prawo do określania, co jest moralne, a co nie. Na konferencji poświęconej językowi prawa jeden z wykładowców z Wydziału Prawa UW, Adam Niewiadomski, oświadczył, iż wprowadzenie – nawet przy poparciu większości – przepisów łamiących katolicką etykę seksualną (aborcja, in vitro) nie oznacza, że on będzie te regulacje stosował. To prawo ma być zgodne z jego przekonaniami. Przepisy oraz poglądy i decyzja o aborcji u zgwałconej dziewczyny nie interesują go. Takie postawy dewastują życie społeczne i sprawiają, że wielu Polaków nie jest zachwyconych demokracją – bo ona u nas nie działa. Mamy za to pełzające państwo wyznaniowe, z którego tylko prawda może nas wyzwolić. Stąd walczyć z klerykalizmem można tylko wiedzą i otwartym umysłem. Czego sobie i Państwu życzę. JONASZ PS W ostatnim komentarzu znalazł się błąd, tym razem korekty, która zmieniła mi autora Hymnu do miłości z apostoła Pawła na Jana...
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
N
ajsłynniejszy ostatnio senator Rzeczypospolitej Tomasz Misiak odszedł z Platformy Obywatelskiej i jej klubu parlamentarnego, zanim zdążyli go stamtąd wyrzucić po kategorycznej zapowiedzi Donalda Tuska, że będzie takie posunięcie rekomendował władzom partii. Przypomnijmy, że poszło o spółkę Work Service, która otrzymała bez przetargu (wraz z firmą Doradztwo Gospodarcze DGA z Poznania) od Agencji Rozwoju Przemysłu kontrakt o wartości 48 mln zł na usługi szkoleniowo-doradcze dla pracowników zwalnianych ze stoczni w Gdyni i Szczecinie. Problem Misiaka polegał na tym, że: ~ w czasie przygotowywania kontraktu był współwłaścicielem (30 proc. udziałów) i członkiem Rady
Service – ponosi odpowiedzialność za zgoła kryminalny proceder uprawiany przez niektórych pracowników... ~ ~ ~ Spółka Work Service, której Misiak był w 1999 r. współzałożycielem, mówi o sobie tak: „Jesteśmy największą firmą usługową na polskim rynku wszystkich usług związanych z pracą. Każdego roku dzięki naszej firmie zatrudnienie znajduje blisko 100 tys. osób”. Jednym z deklarowanych przez firmę sukcesów jest udana ekspansja na Ukrainę, skąd Work Service werbuje ludzi do pracy w Polsce. Ten kierunek zaczęto eksploatować przed dwoma laty, gdy Misiak był senatorem VI kadencji (2005–2007) i przez cały ten czas pozostawał wiceprezesem zarządu rzeczonej spółki (miał w niej wówczas 42,13
GORĄCY TEMAT interes i potrzebuje zaplecza do obsługi handlowej? Nic z tych rzeczy... „Jestem senatorem wybranym w okręgu wrocławskim. Na tym terenie prowadzą działalność gospodarczą przedsiębiorcy (ale o sobie ani mru-mru! – dop. red.), którzy swoje rodzinne korzenie wywodzą w znacznej mierze z zachodniej części Ukrainy. W naturalny sposób czują oni bliskość kulturową z tamtymi terenami i chcieliby mieć możliwość inwestowania na nich” – powtarzał w obu oświadczeniach. Senator Misiak nie zapomniał o interesach swojej firmy (która przejęła niemal monopol na zorganizowaną rekrutację Ukraińców do pracy w Polsce) także w bieżącej kadencji Senatu. „Chciałbym zainteresować Pana Ministra piętrzącymi się przed obywatelami Ukrainy utrudnieniami
polskiej placówki konsularnej działającej w jego kraju. Wnosi opłatę w kwocie 35 euro i bez żadnej łaski – tudzież legitymowania się dziesiątkami dokumentów o zarobkach czy rodzinie na utrzymaniu itp. – nasi dyplomaci wbijają mu w paszporcie pieczątkę uprawniającą do wjazdu oraz legalnego rocznego pobytu w Polsce. I teraz może już wybrać się nawet do Włoch czy Francji, skoro po drodze nie ma żadnych szlabanów granicznych. Proste, łatwe i przyjemne (zwłaszcza dla zorganizowanych grup przestępczych), jeśli tylko znajdzie się chętnego, który zadeklaruje na piśmie, że obywatel cudzoziemiec bardzo mu pasuje na pracownika. – Jest w tym wszakże maleńki kruczek. Gdybym np. po miesiącu pobytu w Polsce chciał na kilka dni wpaść do domu i wrócić, to już
Praca, która hańbi Na lipne zaświadczenia o zamiarze zatrudnienia przyjeżdża z Ukrainy do Polski kilkanaście tysięcy osób rocznie. Całe transporty dziewczyn do burdeli, tabuny handlarzy i ludzi pracujących „na czarno”. Biznesem kieruje z Pragi przedstawiciel rosyjskiej mafii, a papiery wystawia się nad Wisłą... Nadzorczej Work Service, choć absolutnie niezaangażowanym w prowadzone przez Zarząd spółki negocjacje; ~ dziennikarzom nie chciało się sprawdzić, że w konsorcjum DGA-Work Service firma Misiaka grała drugie skrzypce i przypaść jej miało tylko niespełna 30 proc. wartości kontraktu (z przewidywanym przychodem ok. 1,6 mln zł); ~ pilotował w Senacie rządowe poprawki (nie był ich autorem, jak sugerowała większość mediów) do tzw. specustawy stoczniowej z 19 grudnia 2008 r., określającej zasady sprzedaży majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie; ~ dziennikarzom nie chciało się sprawdzić, że inkryminowany kontrakt nie miał żadnego związku z brzmieniem rzeczonej ustawy, bowiem umożliwiała ona finansowanie ze środków publicznych szkoleń zwalnianych pracowników, ale nawet jednym słowem nie regulowała kwestii wyłaniania ich wykonawców; ~ Platforma chciała zamknąć ekipie Kaczyńskich rozdziawione już do wrzasku paszcze, żeby pokazać, jakoby „standardy” wciąż jeszcze były dla niej polityczną Biblią. Czy zestawiając powyższe fakty, bronimy senatora Misiaka? Tak, w sprawie rzekomych przekrętów dotyczących ustawy i szkoleń dla stoczniowców stajemy za nim twardym murem. Ale tylko w tej sprawie, bowiem Misiak ma za uszami najprawdziwszy ordynarny lobbing, oraz – jako współwłaściciel Work
proc. udziałów o wartości 977,5 tys. zł), a wszyscy pracownicy jego biura parlamentarnego wywodzili się z... Work Service. Przez całą minioną kadencję senator Misiak wygłosił na posiedzeniach Senatu zaledwie dwa oświadczenia. W 2005 oraz 2006 roku milczał jak zaklęty i dopiero w roku 2007 coś tak strasznie go przypiliło, że wreszcie przemówił. Oba oświadczenia były niemal jednobrzmiące, a dotyczyły konieczności pilnego „utworzenia przy Konsulacie Generalnym RP we Lwowie Wydziału Ekonomiczno-Handlowego”. Powód? ~ „Chciałbym wskazać na liberalizowanie przepisów w zakresie dostępu do rynku pracy dla obywateli Ukrainy. Jest to korzystne zarówno dla gospodarek obu krajów, jak i ich obywateli, w tym polskich przedsiębiorców i pracodawców zainteresowanych zatrudnianiem obywateli Ukrainy” – zanęcał ministra gospodarki 15 marca 2007 r.; ~ „Odnotować należy istotne zainteresowanie obywateli Ukrainy polskim rynkiem pracy. Ten stan rzeczy jest ze wszech miar korzystny, zarówno dla gospodarki obu krajów, obywateli Ukrainy, jak i polskich przedsiębiorców odczuwających skutki trudności w rekrutowaniu wykwalifikowanych pracowników” – przekonywał 11 lipca 2007 r. ministra spraw zagranicznych. A jak Misiak uzasadnił swoje wystąpienia? Czy ujawnił, że właśnie rozwija na Ukrainie prywatny
w uzyskiwaniu wizy w Polsce (...). Być może jest to problem zbyt małej obsady kadrowej konsulatu we Lwowie? Być może należy umożliwić wydawanie przedstawicielom (czytaj: Work Service – dop. red.) pracodawców występujących w imieniu zainteresowanych pracą obywateli Ukrainy grupowych wniosków o wizy?” – podpowiadał 7 lutego 2008 r. ministrowi spraw zagranicznych, zasłaniając się gorącym pragnieniem „pogłębiania stosunków gospodarczych Polski i Ukrainy”, oraz wzywając Radosława Sikorskiego do „podjęcia niezwłocznych działań sanacyjnych w tej sprawie”. Powiedzmy otwarcie: tak bezwstydnego lobbingu dawno wśród polityków nie widzieliśmy! Ktoś powie: przecież to dobrze, że Ukraińcy przyjeżdżają i pracują. I ma rację. Ale to, niestety, nie wszystko... ~ ~ ~ Żeby obywatel Ukrainy, Białorusi, Mołdowy lub Rosji mógł zatrudnić się w Polsce bez obowiązku uzyskiwania specjalnego zezwolenia, konieczna jest taka oto procedura: ~ podmiot (pracodawca lub osoba fizyczna) zamierzający powierzyć pracę cudzoziemcowi (czasokres jej wykonywania nie może przekroczyć 6 miesięcy w ciągu kolejnych 12, licząc od dnia pierwszego wjazdu, zaś ewentualne przedłużenie wymaga odrębnego zezwolenia obwarowanego licznymi barierami) rejestruje stosowne oświadczenie w powiatowym urzędzie pracy właściwym dla swojej siedziby lub miejsca zamieszkania. Rejestracja odbywa się w trakcie jednorazowej wizyty w urzędzie i jest bezpłatna zarówno dla składającego oświadczenie, jak i cudzoziemca; ~ gdy cudzoziemiec otrzyma już list z oryginałem zarejestrowanego oświadczenia, udaje się z tym kwitem do
muszę wylegitymować się na granicy ważną umową o pracę, bo inaczej mnie nie przepuszczą, mimo ważnej wizy – tłumaczy nam Wasyl K. z Kijowa, trudniący się w Łodzi pokątnym handlem wyrobami tytoniowymi i wynajmujący się czasem „do obicia mordy” ludziom odmawiającym płacenia haraczu naszym rodzimym gangsterom. ~ ~ ~ Mykoła i Wiktor przyjechali do Polski ze Lwowa. Pracować, bo są ludźmi uczciwymi. Każdy z nich otrzymał „Oświadczenie o zamiarze powierzenia wykonywania pracy cudzoziemcowi” wystawione przez lubelską placówkę firmy... Work Service, która urzędowo zaświadczyła (pieczęcią z nieczytelnym podpisem), że ma dla nich legalną robotę „w charakterze budowlańca”. Zgodnie z przepisami, dokumenty te (dysponujemy ich kopiami) zostały zarejestrowane w Miejskim Urzędzie Pracy w Lublinie i konsul Wiktor Janczuk we Lwowie dał im na tej podstawie wizy. Za kwity z Work Service zapłacili po 350 euro. Komu?
Tomasz Misiak
3
– Naganiaczowi, który ma nawet biuro we Lwowie. Od chętnych bierze kopie paszportu, jedzie do Polski i przywozi gotowe papiery wystawione hurtowo przez Work Service – tłumaczy Wiktor. – Ale najgorsze było po przyjeździe do Lublina. Okazało się, że nie ma dla nas żadnej pracy i w ogóle bardzo się dziwili, że się jej dopominamy. Zaproponowali, że mogą nam wystawić lewe umowy, ale za taki papierek trzeba było dodatkowo zapłacić 50 euro. Nie mieliśmy już pieniędzy, więc musieliśmy szukać roboty na własną rękę. Na szczęście się udało – mówi Mykoła. Wasyl dopowiedział: – Na lipne zaświadczenia przyjeżdża z Ukrainy do Polski po kilkanaście tysięcy osób rocznie. Całe transporty dziewczyn do burdeli, handlarzy i ludzi pracujących „na czarno”. To jest wielki biznes, którym kieruje Mikołaj Iż(...), wywodzący się z gałęzi rosyjskiej mafii. Pochodzi z Turka, 15 km od granicy z Polską. Teraz mieszka w Pradze, bo stara się tam o stały pobyt, ale trzyma w ręku cały rynek wizowy na Ukrainie. Należy w tym miejscu wyraźnie podkreślić, że nie znaleźliśmy najcieńszej choćby nici wiążącej senatora (jak również pozostałych członków władz Work Service) z przestępcami. Nie zmienia to wszakże faktu, że firma ma część udziałów w biznesie z fikcyjnymi obietnicami pracy. A jaka jest w ogóle jego skala? Według zebranych przez nas wyrywkowych danych: ~ lubelski Wojewódzki Urząd Pracy zarejestrował w 2008 r. 16 607 oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy obywatelowi Ukrainy (dla porównania: 1551 wystawiono Białorusinom, a 26 – Rosjanom). Natomiast w przypadku Miejskiego Urzędu Pracy w Lublinie (rejestrującego oświadczenia Work Service dla Mykoły i Wiktora) liczby za 2008 r. wyglądają następująco: Ukraina – 2005, Białoruś –71, Rosja – zero. W pierwszym zaś kwartale 2009 r. miejski urząd zarejestrował odpowiednio 758, 5 i 2 oświadczenia o zamiarze zatrudnienia naszych wschodnich sąsiadów; ~ w dwóch minionych miesiącach (luty, marzec) 2009 r. Wojewódzki Urząd Pracy w Rzeszowie zarejestrował w sumie 378 oświadczeń dla Ukraińców, 6 – Białorusinów, 0 – Rosjan; ~ w roku 2008 i pierwszym kwartale 2009 r. konsulaty generalne RP na Ukrainie wystawiły jej obywatelom łącznie 89 529 wiz w celu wykonywania pracy w Polsce, z czego ponad 80 tys. wydano na podstawie „Oświadczeń o zamiarze...”. Ile z nich było lipnych – á 350 euro za sztukę? Łudzimy się nadzieją, że prokuratura znajdzie odpowiedź na to pytanie... ANNA TARCZYŃSKA PS Do chwili oddawania gazety do druku nie otrzymaliśmy z Work Service żadnej odpowiedzi na pytania zadane w opisywanych sprawach.
4
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Komedia małżeńska Gwiazdom mediów trudno zajrzeć pod kołdrę, do garów i do portfela, żeby upewnić się, czy jest czego zazdrościć. Pozostaje nadzieja, że same coś powiedzą. Na szczęście niektóre tuzy prasy brukowej i ekranu żadnych tajemnic nie mają i opowiadają o sobie nad wyraz chętnie. Ot, taka Nelly Rokita na przykład, która w ostatnich tygodniach brylowała tam gdzie mogła i opowiadała o „blaskach i cieniach swego małżeństwa”. A właściwie głównie o cieniach. „Odkąd mąż zaczął pracować jako dziennikarz, pije coraz mniej!” – podzieliła się swoim szczęściem z wszystkimi gospodyniami domowymi, czytelniczkami gazet kolorowych, których mężowie, kto wie, może piją coraz więcej. I dodała: „Zawsze byłam pewna, że dziennikarze piją więcej niż politycy. A tu się okazuje, że jest odwrotnie. Ale człowiek uczy się przez całe życie”. Alkohol pity w nadmiarze sprawił zapewne, że
T
nie każda noc małżonków była gorąca i namiętna: „Zdarza się, że kłócimy się w łóżku. Wtedy odwracamy się od siebie i zasypiamy w ciszy”. Przeszkadzał nie tylko alkohol, bo i... mężowskie chrapanie, na które pani Nelly też nie omieszkała poskarżyć się narodowi. Wiemy też, że ślubny Nelly nie wspierał swojej połowicy – która wszystko rzuciła i przyjechała za nim z pięknych Niemiec do dzikiej Polski – w ambitnych planach zawodowych, komentując je w sposób wielce niewybredny... „Mówiłam mu pół roku: chcę być doradcą prezydenta do spraw kobiet”, później: „Jasiu, na dziewięćdziesiąt procent będę doradcą prezydenta”. A Jasiu? „On na to: Nelly, tu... i pukał się w dłoń, pokazując, gdzie mu kaktus wyrośnie”; „Nelly, ty nawet ministrem nie
ragiczny w skutkach pożar w Kamieniu Pomorskim niewątpliwie wymaga refleksji i zapewne także urzędowego żalu, czyli żałoby. Tyle że niekoniecznie takiej, którą w Polsce przy takich okazjach się organizuje. Zamykanie kin i dyskotek na 3 czy nawet 30 dni nic nam nie przyniesie, jeśli władze i całe społeczeństwo nie zastanowią się nad tym, co się właściwie stało na Pomorzu. Oczywiście, tragiczny pożar miał swoje konkretne przyczyny techniczne i ludzkie, ale to nie wyczerpuje bynajmniej problemu. Ta straszna katastrofa ma przede wszystkim przyczyny systemowe i obnaża nieludzkie, skrajnie egoistyczne zasady, jakie rządzą współczesną Polską. Otóż tych dwadzieścia kilka osób, które spłonęły na oczach przerażonych sąsiadów, to skutek 20-letnich zaniedbań w budownictwie komunalnym. Mieszkań dla ludzi niezamożnych prawie w ogóle już się w Polsce nie buduje. Tymczasem ponad połowa rodzin w tym kraju nie ma, i w dającej się przewidzieć przyszłości nie będzie miała zdolności kredytowych, aby kupić sobie bodaj jeden czy dwa małe pokoje z kuchnią na wolnym rynku. Filozofia wszystkich ekip rządzących od 1989 roku była taka, że zdobycie mieszkania jest uważane za prywatną sprawę obywateli. Jednocześnie ten sam rząd akceptuje zarobki (poprzez m.in. utrzymywanie niskiej płacy minimalnej), które większości nie pozwalają na jakikolwiek rozwiązanie owej „prywatnej sprawy”. Żyjemy więc w kraju niesłychanej hipokryzji, której system skazuje miliony ludzi na mieszkaniową nędzę i beznadzieję, a rządzący umywają ręce i udają, że to nie ich sprawa. Nie ma chyba w żadnym europejskim kraju równie zdemoralizowanych elit. Jeżeli nie mamy dotąd masowej bezdomności rodzin, to tylko z powodu jednego z najniższych na świecie przyrostów naturalnych oraz masowej emigracji młodych. Mieszkań komunalnych już prawie się nie buduje, a te,
będziesz; „Nelly, zastanów się, kto ciebie weźmie”. Kiedy już moglibyśmy sądzić, że małżeństwo Rokitów przetrwało tylko dzięki wspólnej miłości do kapeluszy, jego ładniejsza połowa uratowała sytuację, dodając – ni przypiął, ni przyłatał – „mi się podoba, że on tak mówi. To mnie zmuszało do aktywności. Nie mobilizowałby mnie do działania, gdyby mnie chwalił. Mogę mu wybaczyć wszystko poza zdradą. Więcej nic nie powiem”. Pana Janka do romansowania nikt zachęcać nie będzie. Jeśli ktoś może zaleźć za skórę bardziej niż własna żona, z pewnością będzie to... była własna żona. A, właśnie! Ponoć ekspołowica Palikota – która z kolei wygadała ostatnio, że przed ślubem pan Janusz był „studentem w dziurawych trampkach”, a kasiorę na rozkręcenie interesów miał od jej tatusia – przytomnie stwierdziła, że na naszej szerokości geograficznej kobitki kiepsko wychodzą na rozwodach, nawet jeśli odbył się z winy pana męża. I planuje założenie... Stowarzyszenia Porzuconych Żon. Oj, będzie się działo! JUSTYNA CIEŚLAK
które są, to czasem zagrzybione, a często łatwopalne rudery – takie jak ta w Kamieniu. Polski koszmar mieszkaniowy polega też na tym, że tysiące rodzin marzy, aby zamieszkać nawet w ruderach, ale samorządy i takimi nie dysponują. Przypomnę, że w czasach kryzysu za późnego Gierka, przy mniejszej liczbie mieszkańców niż obecna i przy braku firm prywatnych budowało się w Polsce 4 razy więcej mieszkań niż w rekordowym w III RP roku ubiegłym. Cóż, to były czasy „nieludzkiej dyktatury”, odsądzanej od czci i wiary przez wszędobylskich w mediach prawicowych półgłówków. Ale to właśnie dzięki tym mieszkaniom, dziedziczonym obecnie przez młodych po dziadkach i rodzicach, głód lokalowy jest obecnie chociaż w części zaspokajany, podczas gdy fałszywi chrześcijanie i pseudodemokraci z PiS i PO nie mają nawet zamiaru ruszyć palcem, aby uczynić zadość podstawowemu prawu człowieka do godnego mieszkania. Obłudnicy kierujący Polską rozwiązanie wszelkich problemów społecznych odsuwają na bok, zasłaniając się brakiem pieniędzy. Gdy ludzie w Polsce nie mają gdzie mieszkać, prawica buduje w Warszawie luksusowy pałac dla ponoć bezdomnej Opatrzności Bożej, wydaje miliardy na Kościół, remontuje plebanie bogaczom w sutannach, funduje ubezpieczenie społeczne posiadaczom ziemskim zasiadającym czasem na tysiącach hektarów, obniża podatki najbogatszym (budżet tylko w tym roku straci na tym ostatnim 8 miliardów zł). Tymczasem w statystycznie uboższej Brazylii, kraju targanym ogromnymi problemami społecznymi, lewicowy rząd realizuje program budowy w 2 lata 2 milionów mieszkań dla najuboższych. Dzięki temu programowi powstanie też 1,5 mln nowych miejsc pracy. Z powodu m.in. tych działań Brazylię właściwie ominął kryzys światowy! I to wszystko dzieje się w najbardziej zadłużonym kraju świata. Zatem kwestią nie jest brak pieniędzy, lecz priorytety. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Priorytety
Prowincjałki W poświąteczny wtorek z kościoła pw. św. Jozafata w Rejowcu w biały dzień zniknął ornat, dwie stuły, dwie księgi liturgiczne, bijak do gongu, kielich i mszalne wino. Sprawcami świętokradztwa okazali się 32-letni Paweł P. i 29-letni Marcin M. W chwili zatrzymania u pierwszego stwierdzono ponad 3 promile, u drugiego – prawie 2. W mieszkaniu jednego z nich policjanci odnaleźli wszystkie skradzione z kościoła przedmioty. Niestety, nie informują, czy skradzioną z kościoła flaszkę mszalnego udało się odzyskać w stanie nienaruszonym.
SKUSIŁO ICH MSZALNE
Ksiądz w szatach liturgicznych i ministrant w komży paradowali ulicami Włocławka, obrzucając mijanych przechodniów najgorszymi wyzwiskami. Obydwaj zostali odstawieni do izby wytrzeźwień, gdzie wyjaśnili, że „mundurki” zwinęli matce jednego z nich, a ona pracuje dla prawdziwego księdza jako krawcowa.
PRZEBIERAŃCY
Dwie jednostki straży pożarnej wkroczyły do akcji po tym, jak pewien 52-letni rolnik ze Stawu wypalał swoje trawy, a przy okazji puścił z dymem stodołę. Grozi mu do 10 lat paki – za zagrożenie zdrowia lub życia wielu osób.
ŻEBY NIC NIE BYŁO
Irena S. z gminy Wilczęta tak ucieszyła się wypłatą z ośrodka pomocy społecznej, że kupiła sobie dwie flaszki, sama je wypiła, po czym... wsiadła na rower. I jechała nim. Miała we krwi 5 promili!
NASZE ZŁOTKO!
Z bytomskiej wytwórni mrożonek regularnie znikały lody i pierogi. Sprawę szefowi firmy nadał jeden z pracowników. Złodziejami okazali się czterej pracownicy magazynu oraz kierowca. Część towaru zjadali na miejscu, resztę opylali w okolicznych sklepach.
MROŻONE NIE TUCZY
Mieszkająca pod Siedlcami 53-letnia Grażyna C. zadzwoniła w nocy na policję i zapowiedziała swój rychły przyjazd. „Wyjaśniła, że to ona prosiła o rozmowę, gdyż miała nieudane spotkanie z przyjacielem i chciała się poradzić policjantów, co dalej robić” – donoszą w raporcie policjanci. Grażyna C. miała ponad 2 promile alkoholu w organizmie, a do komendy przyjechała... samochodem. Opracowali: WZ, AK i KC
DO SPOWIEDZI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Księża przeżywający czasem zmęczenie lub wypalenie zawodowe próbują rozładować napięcia i stresy w tym, co jest iluzją. I choć wiele się mówi o kryzysie gospodarczym, bardziej niepokoi kryzys życia duchowego – szukanie pociechy tam, gdzie jej nie ma. (abp Piotr Libera)
Mam już inne powiedzenie. Uważam, że prawdziwy mężczyzna nigdy nie kończy. (Leszek Miller)
Albo pan prezydent Kaczyński, zwierzchnik sił zbrojnych, zrezygnuje z pełnionego urzędu i rozpocznie odwyk, leczenie z tej bardzo trudnej choroby, jaką jest alkoholizm, albo przedstawi w ciągu kilku najbliższych dni wiarygodne świadectwo, że nie jest alkoholikiem. (Janusz Palikot)
Jako ksiądz i bioetyk często spotykam się z zagadnieniem, co rodzice mają zrobić z „nadliczbowymi” embrionami, pozostałymi po zabiegu zapłodnienia in vitro. Cierpienie i poczucie winy rodziców z powodu tego, że nie wiedzą, jak uwolnić swoje własne potomstwo zamknięte w sierocińcach-lodówkach, jest w naszych rozmowach niemal namacalne. Na podstawie osobistych kontaktów z takimi rodzicami jestem przekonany, że niektórzy z nich, w obliczu pożaru, wybraliby właśnie swoje embriony, a nie cudze niemowlę. (ks. Tadeusz Pacholczyk, „Nasz Dziennik” 85/2009)
Dla mnie jest honorem służyć Kościołowi. (Prof. Andrzej Stelmachowski, zm. 6.04. były marszałek Senatu RP)
Jacek Kurski będzie mężem stanu kiedyś, ale zdaje się jeszcze teraz musi mieć ciężki los, żeby dojrzeć. (Elżbieta Jakubiak) Wybrali: OH i RK
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
NA KLĘCZKACH
IN VITRO? OCZYWIŚCIE! Światopoglądowe różnice między Kościołami są coraz bardziej widoczne. Luteranie nie pojmują, jak hierarchowie katoliccy mogą zakazywać metody in vitro. Biblijny nakaz płodności (1 Mjż 1, 28a) jest według nich wystarczającym powodem do zaakceptowania sztucznego zapłodnienia. „Polscy luteranie opowiadają się za akceptacją stosowania metody in vitro jako drogi leczenia niepłodności, przy jednoczesnym stanowczym podkreśleniu sprzeciwu wobec tworzenia i przechowywania zamrożonych embrionów nadliczbowych bez wyraźnego celu późniejszej implantacji do organizmu matki” – to stanowisko Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Podkreśla on przy tym, że wykorzystanie plemników obcego dawcy lub matki zastępczej nie wchodzi w grę. A co z refundacją? „Małżeństwo, które nie może mieć dzieci i chce skorzystać z in vitro, powinno otrzymać od państwa wszelką, w tym także finansową pomoc i moralne wsparcie ze strony Kościoła” – uznali luteranie. DP
HONORY DLA DZIWISZA Rada Miasta Krakowa zdecydowała, aby nadać kardynałowi Dziwiszowi tytuł honorowego obywatela miasta. Zdaniem radnych, kardynał szczególnie zasłużył na ten tytuł, gdyż... był przez wiele lat u boku JPII, a także jest inicjatorem powstania w Krakowie papieskiego Centrum ,,Nie lękajcie się”, na które krakowiacy wydają miliony. Dziwisz – w zamian za maksymalny drenaż miejskiej kasy na swoją inwestycję – zgodził się łaskawie przyjąć hołd złożony przez miejskich rajców. Jak zapewniał jego rzecznik ks. Robert Nęcek, kardynał docenił starania miejskich radnych (sic!). Przypomniał też, iż jego pryncypał „jest już honorowym obywatelem kilku miast w Polsce i Argentynie, nigdy jednak nie wiązało się to z jego próżnością”. No pewnie, że nie! A jego pomnik w Rabie Wyżnej? PP
PRZEDSZKOLAKI PIELGRZYMUJĄ Jak najlepiej uczcić Rok Przedszkolaka ogłoszony przez Ministerstwo Edukacji Narodowej? Ks. Andrzej Mulka, redaktor ogólnopolskiego „Promyczka Dobra”, wymyślił, że prawdziwym hitem będzie zorganizowanie z tej okazji pielgrzymki grup przedszkolnych do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. W ramach pielgrzymki 17 kwietnia kilkuletnie dzieci zapędzono do bazyliki na naukę śpiewu antyfony
„Jezu, ufam Tobie”, odmówienie modlitwy i całowanie relikwii św. Faustyny, a następnie do układania z puzzli obrazu Jezusa i pozowania do pamiątkowych zdjęć (po 5 zł od „łebka”) na tle bazyliki. Na dowód odbytej pielgrzymki każdego malca wyposażono w okolicznościową naklejkę na ubranie i smycz na szyję. AK
OSZCZĘDNIŚ
DO ROBOTY! Zwolennicy przywrócenia święta Trzech Króli przekazali parlamentowi milion podpisów wymaganych do przeforsowania projektu ustawy w tej sprawie. Choć wystarczyło 100 tys. podpisów, Jerzy Kropiwnicki z Łodzi zapowiedział, że zbierze dziesięciokrotnie więcej. To już drugie podejście Kropy i hierarchów Kościoła, którzy w diecezjach za punkt honoru przyjęli wsparcie akcji stopowanej w parlamencie głównie przez PO. Stąd zaangażowanie wielu wiernych i zbieranie podpisów w świątyniach. Przy okazji okazało się, że wielu biskupów, oprócz Trzech Króli, chciałoby jeszcze wolny Wielki Piątek. RP
KRZYŻ NIEPRZYDROŻNY
Piotr Kruczkowski (na zdjęciu), przejęty kryzysem prezydent biednego Wałbrzycha, wprowadził w ratuszu drastyczne oszczędności, nie tylko zamrażając płace urzędników i likwidując limity na telefony komórkowe, ale rezygnując nawet z zakupów wody mineralnej i paluszków. Z drugiej jednak strony, tenże włodarz lekką rączką wydał dziesiątki tysięcy złotych na podlizywanie się klerowi, organizując niedawno wielki spęd, zwany plenerową mszą. Na kościelną imprezę podwieziono nie tylko wiernych, ale i księży z biskupem na czele. O licznych darach tutejszego samorządu w ostatnich latach na remonty i rozbudowę kościelnych obiektów, które kosztują podatników miliony złotych, nawet nie wspominamy, by nie denerwować wałbrzyszan. BS
GRA... W KULKI Witold Tomczak (jeszcze europoseł) znów nie pojawił się na sali sądowej w Ostrowie Wielkopolskim. Jest oskarżony o znieważenie przed dziesięciu laty policjantów („FiM” 12/2009). Za to przed sądem nie zabrakło zwolenników parlamentarzysty, którzy po apelu toruńskiej rozgłośni Radia Maryja za każdym razem przyjeżdżają, by bronić rzekomo prześladowanego przez Temidę przyjaciela Rydzyka. I tym razem gmach SR przypominał twierdzę, bo z powodu gróźb skierowanych pod adresem sędzi prowadzącej sprawę zachowano nadzwyczajne środki ostrożności. Tomczak gra na zwłokę, bo w czerwcu jego sprawa może ulec przedawnieniu. BS
Nie cichnie burza, jaka rozpętała się w Stalowej Woli, kiedy proboszcz parafii Opatrzności Bożej wystawił na osiedlu Młodynie pięciometrowy krzyż z informacją, że w tym miejscu powstanie w przyszłości kościół pw. Błogosławionego Jerzego Popiełuszki („FiM” 12/2009). Wystawił bez pozwolenia miasta, czyli właściciela gruntu. Inspektor nadzoru budowlanego Marian Pędlewski przez niecały miesiąc badał sprawę samowoli budowlanej. W końcu ogłosił wyniki swojej pracy: „Po wnikliwej analizie stanu faktycznego i prawnego, po dokonaniu wykładni przepisów prawnych stwierdziłem, iż ustawienie tego rodzaju krzyża nie stanowi samowoli budowlanej w rozumieniu przepisów ustawy” – oświadczył. Samowoli nie ma, bo krzyż nie jest... przydrożny. Prezydent miasta Antoni Szlęzak tę decyzję skomentował krótko: „To opinia o tyle pokrętna, co podszyta tchórzem (...). Pan inspektor zaprezentował poziom skundlenia właściwy dla urzędników PRL (...). A sądziłem, że dziś ludzi stać na oddzielenie prywatnych poglądów od pracy, gdzie muszą się kierować przepisami prawa”. Dobra wiadomość dla mieszkańców jest taka, że od tej pory mogą sobie stawiać na miejskiej ziemi co chcą i kiedy chcą. JS
ZADANIE DLA BLIŹNIEGO „Na pokładzie przechylonego sztormem statku, który w każdej chwili może zatonąć, przebywa 15 chrześcijan i 15 Turków. Aby uratować łódź, trzeba sprawić, by była lżejsza, dlatego połowa ludzi musi być wyrzucona za burtę. Jeden z chrześcijan zaproponował, by wszyscy
ustawili się w koło i za burtę wyskakiwała każda co dziewiąta osoba. Jak powinni ustawić się chrześcijanie, aby zginęli sami Turcy?” – oto autentyczne zadanie matematyczne z podręcznika dla uczniów podstawówek. MarS
FUCHA W tych dniach papież B16 podniósł do godności arcybiskupa ordynariusza diecezji radomskiej bp. Zygmunta Zimowskiego (60 lat). Jednocześnie mianował Polaka przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, czyli watykańskim „ministrem zdrowia”. W przeciwieństwie do naszej min. Ewy Kopacz Zimowski nie musi się martwić ani o zadłużenie, ani o los szpitali, którym grozi likwidacja. Powtórny wyjazd do Watykanu (pracował tam już w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych) to niezła fucha dla biskupa od lat zaprzyjaźnionego z B16. PS
JEZUICKI MODEL „Jak poruszyć wolę i serce ucznia – wprowadzenie w integralny model pedagogii” – to propozycja 30-godzinnych odpłatnych warsztatów dokształcających dla wszystkich chętnych nauczycieli gimnazjalnych i licealnych. Kurs organizowany przez jezuickie centrum Arrupe obejmuje zapoznanie belfrów z modelem pedagogii stosowanym przez szkoły jezuickie na całym świecie oraz metodami kształtowania osobowości młodzieży. W tym przeszkolenie nauczycieli w zakresie stosowania w praktyce „nowych metod aktywizujących oraz form zajęć wykorzystujących prawą półkulę mózgową”. SK
PASTOR BUZI, BUZI Molestowanie przez duchownych to bynajmniej nie współczesny „wynalazek”. Wystarczy jedynie sięgnąć do starych gazet. I tak „Dziennik Łódzki” z 4 lipca 1884 roku poinformował opinię publiczną o tym,
5
że w Nowym Jorku 19-letnie dziewczę oskarżyło 75-letniego pastora o kradzież dwunastu pocałunków. „Skarga przyszła w ostatnich dniach pod rozpoznanie sędziów. Dziewczę żądało wynagrodzenia w sumie 10 tysięcy dolarów, sędziowie przyznali pokrzywdzonej tylko siedemdziesiąt pięć; przypada zatem po 7,25 dol. za każdy pocałunek” – skrupulatnie policzyła redakcja, zastanawiając się jednocześnie, „czy tak niska cena pocałunków służy tylko dla pastorów, czy też każdy śmiertelnik w Ameryce może z niej skorzystać”. AK
WŁOSI NORMALNIEJĄ Sąd konstytucyjny Włoch obalił najbardziej skrajne przepisy włoskiego prawa regulującego in vitro. Należały one do najsurowszych w Europie, bo uchwaliła je prawica Berlusconiego – pod dyktando Kościoła – w 2004 roku. Sąd obalił m.in. zakaz zamrażania i tworzenia maksymalnie 3 zapłodnionych zarodków. Watykan, tradycyjnie, podniósł larum, że orzeczenie trybunału to „otwarta droga do zabijania”. MaK
WOJNA RELIGII Jeśli ktoś chce zobaczyć, do czego prowadzi nienawiść religijna – powinien odwiedzić Nigerię. W tym 130-milionowym kraju muzułmanie i chrześcijanie bardzo długo żyli w zgodzie, ale radykałowie po jednej i drugiej stronie doprowadzili przed laty do mordów (w 2001 r. w Kano zabito ponad 100 chrześcijan). Teraz znów płoną kościoły i giną ludzie; szczególnie na północy kraju, gdzie państwa muzułmańskie wpompowały olbrzymie pieniądze w tworzenie radykalnych szkół koranicznych. I jak wszędzie, gdzie „rozum śpi”, wystarczy byle pretekst, jak choćby informacja o wyborach Miss Świata i stwierdzenie jednej z nigeryjskich gazet, że urokom finalistek konkursu nie oparłby się sam Prorok. To wystarczyło, żeby doszło do ulicznych rozruchów i rozlewu krwi. RP
6
Rak na zawał P
racownicy pabianickiego szpitala nie otrzymują wynagrodzenia, nie ma pieniędzy na leki, wstrzymano przyjmowanie chorych, w każdej chwili może dojść do ewakuacji lecznicy. Przebywająca w poniedziałek w Pabianicach minister zdrowia Ewa Kopacz niewiele miała do zaoferowania samorządowcom, którym podlega szpital, oraz lekarzom i pielęgniarkom. Jednak rządowy plan to jedyna szansa ratunku. Oliwy do ognia dolał NIK po kontroli szpitali w woj. łódzkim. Na jej podstawie niemal wszyscy szefowie placówek powinni być usunięci i trafić przed oblicze prokuratora. Dwa najdrastyczniejsze przypadki to właśnie wspomniany szpital w Pabianicach i placówka im. Kopernika w Łodzi. ~ ~ ~ Już 10 lat temu Jacek Wutzow, były wiceminister zdrowia w rządzie AWS, opracował projekt stworzenia sieci katolickich ośrodków leczniczych i przedstawił go kardynałowi Józefowi Glempowi. Teraz swój pomysł chce zrealizować w Pabianicach. Inicjatywie Wutzowa sprzeciwiają się władze miejskie. Także wielu mieszkańców z niesmakiem przygląda się wojnie o lukratywne kontrakty lecznicze i duże pieniądze
Ż
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
z Narodowego Funduszu Zdrowia. Powodem zgorszenia jest też to, że jeszcze niedawno twórca Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej „Vitasana”, powstającego właśnie na plebanii parafii św. Maksymiliana Kolbego, był dyrektorem pabianickiego publicznego szpitala i przez wielu oskarżany jest o gigantyczne zadłużenie tej placówki (aktualnie 103 mln zł!). Jak twierdzi przewodniczący Rady Miejskiej Grzegorz Mackiewicz, Wutzow – wraz z doradzającym mu szefem firmy Evanna Mariuszem Skibińskim – usiłował przejąć publiczną lecznicę, proponując na początek dzierżawę na 25 lat. Z raportu NIK wynika, że w pabianickim szpitalu od lat działo się bardzo źle. Niski poziom organizacji i zarządzania oraz nierzetelna sprawozdawczość finansowa sprzyjały korupcji i olbrzymim stratom. Lech Buchman z NIK przytacza m.in. sprawę dotyczącą wyceny szpitala. Otóż Wutzow zlecił taką operację współpracującej z ZOZ w Pabianicach spółce Evanna, choć ta nie miała ani uprawnień, ani przygotowania fachowego. Jednak za samo pośrednictwo zainkasowała ponad 60 tys. zł. Niejasne interesy dyr. Wutzow robił także z lubelską spółką Electus. Przejęła ona prawie 6,5 mln długu, za który po 15 latach zażądała
eby posiąść kochanka, trzeba go zazwyczaj komuś odbić. W przypadku ślubujących abstynencję seksualną księży rodzi to pewne komplikacje... Wpadł nam w ręce intrygujący list. Wysłano go 16 marca 2009 r. pocztą elektroniczną. Adres mailowy wskazywał, że wyszedł z jakiejś kurii, zaś jego treść pozwalała wnioskować, że chodzi o zakon. Po sprawdzeniu okazało się, że nadawcą jest kuria prowincjalna w Krakowie Zgromadzenia Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa, zwanych potocznie zmartwychwstańcami. Kuria blefowała w liście, że chce ukarać „zbrodniarza”. „Witam Pana, tego typu sprawy są ukrywane raczej przez zainteresowanych, a nie przez instytucje badające problem. Z mojej strony mogę Pana zapewnić o dyskrecji, jednakże jeśli będziemy chcieli podjąć konkretne kroki dyscyplinarne, musimy mieć niezbite dowody, potwierdzone świadkami, nt. określonego zachowania zakonnika” – czytamy w pierwszych zdaniach listu podpisanego przez księdza Andrzeja Sosnowskiego. Łatwo dowiedzieliśmy się, że wielebny pełni w zakonie znaczącą funkcję sekretarza prowincjalnego (odpowiednik kanclerza w diecezjalnej kurii biskupiej), ale wciąż nie mieliśmy bladego pojęcia o istocie sprawy... Dyskrecja, niezbite dowody „określonego zachowania” – wszystko wskazywało na to, że w zakonie grasuje jakiś złoczyńca. Ba, przypuszczaliśmy, że być może wpadliśmy na trop kolejnego pedofila. „Jeśli dany zakonnik zostaje karnie przeniesiony z jakiegoś miejsca, musi wiedzieć,
aż 24 mln zł. Za wydzierżawienie szpitalowi na trzy lata lasera do leczenia żylaków firma zainkasowała 240 tys. zł, tj. prawie o 80 tys. zł więcej, niż urządzenie to kosztowało. Podobnie „korzystna” była umowa na zakup urządzeń do monitorowania czynności serca. Zarówno Wutzow, jak i Skibiński zaprzeczają wszystkim zarzutom. Ten ostatni wystosował nawet list otwarty, w którym apeluje do prezydenta miasta Zbigniewa Dychty,
– 25 lutego radni podjęli uchwałę w sprawie utworzenia Pabianickiego Centrum Medycznego, świadczącego takie same specjalistyczne usługi lecznicze, jakie od maja chce oferować Wutzow. To jednocześnie próba ratowania naszego szpitala, umożliwiająca postawienie go na nogi – wyjaśnia prezydent Dychto. – Inicjatywa Wutzowa stanowi w gruncie rzeczy nóż wbity w plecy i torpedowanie naszych starań.
by zmienił „nastawienie do idei utworzenia NZOZ na terenie parafii św. M. Kolbego i pomógł w realizacji tej inwestycji”. List Skibińskiego jest reakcją na apel prezydenta Pabianic, by ks. prałat Ryszard Olszewski, proboszcz wspomnianej parafii, zrezygnował z wydzierżawienia pomieszczeń na prywatny szpital.
Słowa te potwierdza szef Rady Miejskiej G. Mackiewicz. Według niego, Vitasana stanie się konkurencją w walce o duże pieniądze, publicznej lecznicy odbierze nie tylko pacjentów, ale i kontrakty, a to będzie oznaczało zwolnienia pracowników i ograniczenie usług placówki. W obliczu takiej katastrofy organ założycielski, czyli samorząd
dlaczego to nastąpiło. Z drugiej strony, należy znaleźć dla niego takie miejsce, w którym nie dochodziłoby do podobnych sytuacji. W związku z powyższym prosiłbym Pana o kontakt i spotkanie. Znając konkretną sytuację oraz imię zakonnika, będziemy mogli podjąć odpowiednie kroki” – zapewniał dalej wielebny sekretarz prowincjalny. Karne przeniesienie, specjalnie dobrane miejsce izolacji, tajemnicze „sytuacje”... – nasza ciekawość narastała i chyba nie mniejsze
– możliwe. Po dokładnej analizie kodeksu karnego najbardziej jednak skłanialiśmy się do jakiegoś obyczajowego występku zakonnika. Ale nie mając pewności... ~ ~ ~ Sposobami, które pozostawimy w dyskrecji, zidentyfikowaliśmy poszukiwanego mnicha. Okazał się nim wikariusz parafii zmartwychwstańców w pewnym dużym mieście, zajmujący się też nauczaniem religii w jednej z tamtejszych szkół ponadpodstawowych.
Gra namiętności ciśnienie miał ks. Andrzej, skoro – podobnie jak my – nie znał jeszcze swojego konfratra, któremu groziły tak dotkliwe sankcje. „Zainteresowanemu zakonnikowi musimy również przedstawić dowody, aby się z nimi zapoznał i miał prawo do obrony. Zastrzegamy sobie również możliwość poinformowania policji w celu sprawdzenia, czy nagrania są autentyczne” – zakończył list wielebny, „raz jeszcze” zachęcając adresata do pilnego osobistego spotkania. Cóż to może być za historia, żeby zachowując dla siebie wyłączność orzekania o karze, kuria prowincjalna zakonu zlecała policji ekspertyzę kryminalistyczną dowodów? I to w dodatku nagrań! Zabójstwo, szpiegostwo, napad rabunkowy bądź gwałt? – wykluczone. Pedofilia?
Jego kariera zakonna nie odbiegała od standardów: Liceum Ojców Zmartwychwstańców w Poznaniu, nowicjat w Radziwiłłowie Mazowieckim, studia filozoficzno-teologiczne w krakowskim seminarium duchownym. A jakież to popełnił przestępstwo? Ano takie, że będąc w rozkwicie sił witalnych, namiętnie uprawia seks z kochankiem, który był do niedawna partnerem innego pana. – Poznałem Ł. w Warszawie. W Przychodni Wild, bardzo fajnej knajpce dla gejów. Poderwałem go i zaczęliśmy się spotykać, a jego poprzedni facet zaczął wkrótce robić straszne sceny. Śledził nas i wydaje mi się, że chyba raz przyłapał w dosyć jednoznacznej sytuacji, a poza tym niepotrzebnie przyznałem mu kiedyś w rozmowie, że wciąż jestem razem
miejski, przychylił się do komercjalizacji państwowej placówki. – W zamian za przekształcenie lecznicy w spółkę prawa handlowego i przedstawienie planu restrukturyzacji, państwo pomoże w likwidacji zadłużenia. Tylko w tym roku mamy na ten cel 2,7 miliarda złotych – mówi wiceminister zdrowia Adam Fronczak. Rzecz jednak w tym, że ani minister zdrowia, ani samorząd nie wiedzą, kiedy wreszcie uda się wdrożyć wspomnianą komercjalizację i zdobyć pieniądze na spłatę długów. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, nawet 70 proc. długów lecznicy może pokryć państwo, jednak resztę będzie musiał spłacić samorząd. Cała operacja potrwa minimum kilka miesięcy. Wspomnianą reformę w Pabianicach może jednak zastopować Wutzow ze swoim NZOZ, a także komornik. Nikt nie powiedział, że wszyscy wierzyciele zechcą czekać na swoje pieniądze. ~ ~ ~ Co na to wszystko ks. Olszewski? Wielebny twierdzi, że od dawna poszukiwał sposobu na zagospodarowanie zbędnych sal katechetycznych. Inicjatywę utworzenia w nich prywatnego szpitala powitał z entuzjazmem. Zupełnie odmienne zdanie ma dyrektor pabianickiego ZOZ Witold Barszcz: – To wielka nielojalność ze strony księdza, bo od lat jest u nas kapelanem i bierze za to pieniądze. Dlatego wypowiadam mu umowę. BARBARA SAWA
z Ł., co prawdopodobnie nagrał. Myślę, że to on doniósł na mnie do kurii bądź ksiądz T., z którym byłem poprzednio związany. Też zazdrosny do nieprzytomności. Wygląda jednak na to, że adresat tego listu nie zdradził, o kogo konkretnie chodzi, bo nic się nie dzieje – ujawnił „FiM” duchowny. Zadeklarował pełną współpracę za cenę zachowania anonimowości, choć z góry zastrzegliśmy, że dostanie ją u nas całkiem darmo, gdyż miłość szanujemy w każdych konfiguracjach, o ile tylko nie jest (w formie fizycznej) ukierunkowana na dzieci. Zachęcony tym, dodał: – Zarówno w naszym zakonie, jak i w każdym innym gejem jest statystycznie co piąty kapłan. Badania psychologiczne kandydatów? To tylko teoria, bo oprócz świeżej krwi zakony potrzebują też młodych ciał... A jaka ewentualnie kara mogłaby go spotkać za homoseksualny seks? – Upomnienie, żebym uważał. Gdyby zaś sytuacja faktycznie groziła skandalem, mogliby mnie w najgorszym wypadku wysłać na jakiś czas za granicę – ocenił nasz rozmówca. Zapytaliśmy go jeszcze o zawarte w liście ks. Sosnowskiego zastrzeżenie o możliwości udostępnienia „dowodów zbrodni” policji. – To był oczywisty blef Sosnowskiego, żeby wystraszyć donosiciela i zniechęcić go do dalszych kontaktów. W przeciwnym wypadku prowincjał (ks. Tadeusz Gajda – dop. red.) musiałby wszcząć śledztwo, a przecież nikomu w zakonie nie jest ono do szczęścia potrzebne – zauważa duchowny. DOMINIKA NAGEL
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Szeregi Platformy Obywatelskiej zasilają ludzie z talentem. Jeden z nich dokonał ostatnio rzeczy wydawać by się mogło niemożliwej – zatrzymał samolot rejsowy, żeby wsadzić na pokład członków swojej rodziny.
P
olskie Linie Lotnicze szczycą się długoletnią tradycją i podobno jak żadne inne dbają o pasażera. „PLL LOT w najbardziej efektywny i innowacyjny sposób zaspokaja potrzeby transportowe korporacyjnych i indywidualnych klientów latających z i do Polski względem jakości i wartości usługi” – czytamy na stronie internetowej przewoźnika. Na jakość usług największy wpływ ma z kolei punktualność odlotów i przylotów. Na wrocławskim lotnisku im. Mikołaja Kopernika odprawa pasażerska na rejsy krajowe rozpoczyna się 90 minut, a kończy 20 minut przed planowanym odlotem. Jeśli ktoś nie zgłosi się w tym terminie, na pokład samolotu nie wejdzie. Ten ustalony porządek został zaburzony wieczorem 3 kwietnia br., kiedy to samolot rejsowy Polskich Linii Lotniczych LOT z Wrocławia do Warszawy wystartował – jak poinformował nas jeden z pasażerów – niemal z godzinnym opóźnieniem. ~ ~ ~ Pierwszy raz drzwi samolotu zostały zamknięte o 20.53 (planowy odlot – 20.45), po czym rozpoczęła się procedura uruchamiania silników. Kapitan odpalił pierwszy z dwóch w turbośmigłowym ATR72. Drugiego odpalić nie zdążył, bo otrzymał polecenie... zatrzymania maszyny. – Zgodnie z procedurami, przerwać rozruch samolotu może sam kapitan, kiedy nie zgadzają mu się parametry silnika albo kiedy mechanik zauważy coś, co może zagrażać bezpieczeństwu. Może to również zrobić na polecenie z wieży kontroli lotów lub centrum operacyjnego. Kiedy dostaje taką komendę, nie dyskutuje, tylko polecenie wykonuje – wyjaśnia Dominik Punda, pilot zawodowy z 16-letnim stażem. On przez ten okres pracy dwa razy wyłączył silniki w trakcie rozruchu. I tylko dlatego, że nie zgadzały się parametry. Problem w tym, że kapitanowi rejsu numer LO3860 parametry się zgadzały... A samolot zatrzymał już po uruchomieniu, żeby – jak napisał później w specjalnym raporcie – zabrać na pokład dwie pasażerki. Podobno bardzo ważnych VIP-ów... – To jest wprost nieprawdopodobny skandal, żeby bez istotnego powodu wstrzymywać uruchamianie
Poseł z poLOTem silnika. Zatrzymanie i ponowne uruchomienie nawet tak niewielkiego samolotu jak turbośmigłowy ATR72 to nie to samo, co zatrzymanie machnięciem ręki autobusu na dworcu. Taka sytuacja powoduje nie tylko opóźnienie, ale także generuje znaczne koszty – wyjaśnia z kolei inny doświadczony pilot. A co działo się na terminalu wrocławskiego lotniska w czasie, gdy niespóźnieni pasażerowie z niecierpliwością oczekiwali na start? Dziesięć minut przed planowanym odlotem samolotu rejsowego z Wrocławia do Warszawy, a więc około godziny 20.35, do informacji lotniskowej zgłosiły się dwie kobiety, które – jak relacjonują pracownicy portu – bardzo grzecznie wyraziły chęć podróży do Warszawy rejsem numer LO3860. Usłyszały jednak równie grzeczną i kategoryczną odmowę, między innymi dlatego, że kasa PLL LOT była już zamknięta, a one nie miały na ów rejs ani rezerwacji, ani biletu. Niezbite z tropu wyszły przed terminal, gdzie dołączył do nich młody człowiek. Razem wrócili do punktu informacyjnego, ale tym razem to on informował pracowników obsługi, że towarzyszące mu panie koniecznie muszą do Warszawy polecieć. – Był bardzo pewien swego, a poza tym rozmawiał przez telefon z prezesem. Dla wszystkich było jasne, że nie może to być nikt inny jak prezes LOT-u, tym bardziej że chwilę po tej rozmowie do kierownika zmiany rozdzwoniły się telefony z poleceniami zatrzymania rejsu. Ten człowiek jednym telefonem zatrzymał samolot! – oburzenia nie kryją pracownicy lotniska.
„Ten człowiek”, czyli 33-letni Norbert Ryszard Wojnarowski, najbogatszy w okręgu legnicko-jeleniogórskim poseł na Sejm RP z obozu Platformy Obywatelskiej, kilkanaście minut wcześniej przyleciał z Warszawy, po dwóch ciężkich dniach na Wiejskiej, gdzie podczas 39 posiedzenia Sejmu brał udział w 106 głosowaniach. Wojnarowski od momentu, gdy stał się pełnoletni, startował we wszystkich możliwych wyborach lokalnych, zaś do parlamentu trafił na fali sukcesu wyborczego swojej partii (otrzymał 15 439 głosów poparcia). Przez półtora roku posłowania ani razu nie pojawił się jednak na mównicy sejmowej. Jego dorobek to 18 interpelacji i 3 zapytania. Jako wspólnik w Agencji Obrotu Wierzytelnościami Progres, spółce rodzinnej zajmującej się skupem oraz handlem długów szpitali (swoje udziały w spółce oddał żonie dopiero w listopadzie 2008 r.), podpisał się pod projektem ustawy o prywatyzacji Zakładów Opieki Zdrowotnej. Ustawy, która miała znacznie ułatwić działalność firm takich jak rodzinny biznes Wojnarowskich. Od listopada 2007 r. zasiada w Komisji Skarbu Państwa. Reszta polityczno-biznesowej rodziny to ojczym Norberta Marek Wojnarowski, który – zanim został prezesem rodzinnej firmy handlującej długami szpitali – zasiadał w Radzie Społecznej szpitala w Lubinie, a dziś jest także szefem PO w powiecie, a zarazem jednym z poważniejszych kandydatów na prezydenta miasta. Brat pana posła – Kamil Wojnarowski – lubiński radny, oraz żona Norberta – Barbara
– obecnie dyrektor departamentu administracyjnego KGHM Ecoren (wybrana bez konkursu). ~ ~ ~ Mimo że strony internetowe dolnośląskiej Platformy oraz jej polityków po tzw. aferze Misiaka wyglądają, jakby przeszło po nich tornado, przy odrobinie wysiłku można doszukać się zażyłości pomiędzy obecnym p.o. prezesem LOT-u Sebastianem Mikoszem a posłem PO Norbertem Wojnarowskim. Czy rzeczywiście stara znajomość ułatwiła podróż członkom rodziny posła? Mikosz stanowisko piastuje zaledwie od marca br. „LOT ma swoje miejsce na europejskim i światowym rynku lotniczym. Będę pracował, aby tę pozycję ugruntować, a także rozwijać zarówno zaufanie pasażerów, jak i partnerów biznesowych. Jestem przekonany, że LOT jest w stanie być dobrze funkcjonującym i stabilnie działającym przedsiębiorstwem” – zapewniał tuż po nominacji absolwent paryskiego Instytutu Studiów Politycznych (IEP). Ludzie związani z branżą nie wiązali z nim wielkich nadziei, twierdząc, że nie ma zielonego pojęcia o biznesie, którego właśnie został prezesem. – Pracuje od niedawna, więc może nawet nie wie, że takich rzeczy robić nie wolno. Nigdy w momencie uruchamiania samolotu nie zdarzyło nam się dobrać pasażera, choćby nie wiadomo kto to był. Dotąd żaden z polityków nie uciekał się do swoich znajomości czy wpływów. A latał stąd regularnie Dyduch, latał Frasyniuk, latają Chlebowski czy Schetyna – zapewnia jeden z pracowników wrocławskiego lotniska.
7
A po telefonicznej rozmowie posła Wojnarowskiego z prezesem karty pokładowe dla pań – jak się wówczas okazało: Wojnarowskich – wypisano niemalże na kolanie, na listę pokładową trafiły jako osoby bez rezerwacji, nie kupiły też biletów. Na miejsce wezwano Służbę Ochrony Lotniska, panie przeszły obowiązkową kontrolę bezpieczeństwa i do Warszawy poleciały. O zasady dotyczące lotów krajowych pytam w informacjach lotniskowych wybranych portów: Warszawa, Port Lotniczy im. Fryderyka Chopina – do odprawy należy się zgłosić najpóźniej na 40 minut przed odlotem, bez biletu i rezerwacji nie wpuszczą mnie jednak na pokład; Łódź, Port Lotniczy im. Władysława Reymonta – „Nawet jeśli pasażer ma rezerwację, a spóźni się na odprawę, jest kłopot, żeby go wpuścić na pokład. W innym przypadku w ogóle nie ma szans” – wyjaśnił pracownik informacji; Kraków, Port Lotniczy im. Jana Pawła II – „Nie ma możliwości, aby wsiąść na pokład samolotu bez biletu i rezerwacji” – usłyszałam. – Jeśli człowiek się spóźnia, leci następnym rejsem, a jeśli nie ma takiej możliwości, w ogóle nie leci. Bilet mieć trzeba, bo za darmo się nie lata, chyba że sam prezes LOT-u to pani załatwi – wyjaśnił uprzejmie pracownik jednego z centrum informacji... ~ ~ ~ PLL LOT oczywiście nie przyznał się do nadużycia, sucho odpowiadając nam ustami rzecznika prasowego Andrzeja Kozłowskiego, że samolot się spóźnił, bo... było opóźnienie. Od kręcenia i mętnych tłumaczeń rozpoczął (i zakończył) rozmowę z „FiM” inkryminowany poseł. Ot, taka etyka... Wyraźnie zbiło go z tropu pytanie, czy 3 kwietnia umożliwił członkom swojej rodziny lot z Wrocławia do Warszawy bez rezerwacji oraz biletu, powodując przy okazji zatrzymanie rozruchu samolotu. Długo zasłaniał się niepamięcią, aż w końcu posądził nas o kolejną medialną prowokację wymierzoną w Platformę. Ostatecznie obiecał rozmowę za półtorej godziny. – Jestem w szpitalu, porozmawiamy o tym później, ale już nie teraz, bo idę na zabieg – skomentował. Skądinąd wiemy, że był w sanatorium, ale to akurat najmniej ważne... Do chwili oddania tego numeru do druku nie znalazł odpowiednich słów na wyjaśnienie skandalicznego zajścia. „Ludzie wybrali normalną Rzeczpospolitą” – tymi słowami w październiku 2007 r. swój wyborczy sukces skomentował Norbert Wojnarowski. Przypuszczamy, że perspektywa spotkania z Komisją Etyki Poselskiej, do której oczywiście wyślemy zebrane w tej sprawie dowody, skłoni go do długiego leczenia sanatoryjnego... WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
8
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
– Skąd u profesora inżynierii materiałowej zainteresowania dialogiem kultur? – Podczas któregoś z posiedzeń mojej grupy politycznej w Parlamencie Europejskim padła propozycja zaproszenia przedstawiciela jeszcze jednej religii i wtedy zasugerowałem, żeby raczej nie ograniczać się do dyskusji między wierzącymi w Boga, lecz uwzględniać także ludzi o innych poglądach – również niewierzących. Jestem zwolennikiem dialogu kultur, a nie wąsko pojmowanego dialogu religii. Po burzliwej dyskusji przyznano mi rację. – Zaskoczył Pan także pochwałą ateizmu, który w Polsce nie wiadomo dlaczego traktowany jest jako największe zło i spuścizna komunizmu. – Sam papież Jan Paweł II uważał ateizm za wymysł szatana, dlatego wielu Polaków wciąż nie dostrzega w ateistach partnerów do dyskusji. Nasi hierarchowie
S
A d a m G i e r e k – rocznik 1938, najstarszy syn Edwarda Gierka, profesor Politechniki Śląskiej, były senator, od 2004 r. poseł do Parlamentu Europejskiego, autor kilkuset publikacji naukowych i patentów. W PE pracuje m.in. w Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.
ROZMOWA Z EURODEPUTOWANYM – PROF. ADAMEM GIERKIEM
Gierek i gierki Kościoła myślą podobnie, koncentrując swoją uwagę jedynie na tych, którzy wierzą w Boga. W innych krajach Europy, choćby we Francji, ludzie bez oporów przyznają się do ateizmu, bez zahamowań mówią o swoim stosunku do religii. U nas takie podejście wciąż wymaga olbrzymiej odwagi, bo znalezienie się pod kościelnym pręgierzem lub na cenzurowanym w mediach oznacza często koniec kariery politycznej. Jestem ateistą i tego nigdy nie kryłem, mówiąc też o swoim światopoglądzie naukowym. Obcy jest mi jednak walczący ateizm, jak i wojujący antyklerykalizm. – Marks mówił o religii, że jest opium dla mas... –... i według mnie, nie miał racji, bo religia może mieć też ważną rolę do spełnienia, szczególnie wśród ludzi, którzy nie dorośli do światopoglądu naukowego. – Chyba nie ma Pan najlepszego zdania o rodakach, publikując na swojej stronie internetowej hymny Polski i Unii Europejskiej? – Mam po prostu wątpliwości, czy wszyscy znamy te hymny, a ponadto chciałem Polakom uzmysłowić, że na przykład nasz Mazurek Dąbrowskiego w końcowej części jest dość banalny. – Jak Pan ocenia to, co dzieje się na naszej scenie politycznej? – To wszystko denerwuje mnie i mierzi, gdy widzę małe sprawy małych ludzi. Energia wielu polityków, a raczej politykierów, nie
jest skierowana na rozwiązywanie najtrudniejszych polskich spraw, dotyczących choćby wykorzystywania funduszów europejskich czy budowy tanich mieszkań, lecz na jałową dyskusję i bezustanne kłótnie. Tragedia w Kamieniu Pomorskim uświadomiła wielu Polakom pogłębianie się podziałów, powrót domów socjalnych dla ludzi niższej kategorii, gett biedy. – Wiem, że nie był Pan zadowolony z wyborczego zwycięstwa PO? – Po prostu wiedziałem, że zarówno konserwatywna prawica, jak i prawica liberalna nie uwzględni potrzeb 80 procent Polaków, którzy na przemianach ustrojowych w Polsce stracili najwięcej. Dziś PiS usiłuje uwzględniać wiele lewicowych postulatów, ale ja liczę nie na farbowaną, a prawdziwą lewicę. – To dlatego kilka lat temu pochwalał Pan PiS? – To było przed wyborami prezydenckimi, gdy mój kandydat Włodzimierz Cimoszewicz został wyeliminowany przez komitet wyborczy Donalda Tuska. Z drugiej strony patrząc, stwierdziłem wówczas, że Kaczyński ma jakiś program, choćby owe PiS-owskie 3 miliony mieszkań... – Zapewne zawiódł się Pan na tych papierowych obietnicach. – PiS miał sporo dobrych chęci, ale niewiele z tego wyszło, a czas zmarnowano na kłótnie. – Lewica też się nie popisała. – Niestety, wciąż błądzi, nie dysponuje spójnym programem, brakuje
jej nawet głównej linii działania. Ostatnio dostrzegam jednak jakieś światełko w tunelu – coś się chyba krystalizuje w oparciu o europejską lewicę. Wymaga to jednak czasu i wyjścia z opłotków, a także większej troski o gospodarkę i wzorowanie się na modelu socjalnym wypracowanym na świecie. Wciąż w działaniu polskiej lewicy dominuje obrona przeszłości i cofanie się, a nie podejmowanie nowych wyzwań związanych choćby z globalizmem. – Czy nie czuje się Pan zniesmaczony owymi przedwyborczymi „śląskimi gierkami o Gierka”? – Powiedziałem, że stawiam swoją osobę do dyspozycji, że jestem zdrowy i mam pięcioletnie doświadczenie z brukselskich „salonów”, co nie jest bez znaczenia dla interesów naszego kraju. SLD widzi mnie nie na pierwszym miejscu śląskiej listy, lecz dalszym, bo jestem z Unii Pracy. – Zrobiono Panu swoistą lustrację... –... zarzucając mi poparcie prezydenta Kaczyńskiego i krytykę Jaruzelskiego i wyrywając te sprawy z kontekstu. Trudno się dziwić, że krytykowałem reżim Jaruzelskiego za internowanie mojego ojca i jego ludzi. – Czy nie lepiej byłoby zatem dać sobie spokój z tą „wojną” i zająć się na przykład nauką? – Mam jeszcze sporo do zrobienia w Parlamencie Europejskim,
a ponadto dysponuję wiedzą i doświadczeniem, które każdy nowy parlamentarzysta będzie musiał zdobywać przynajmniej 2 lata. – Nasi eurodeputowani chwalą się olbrzymimi sukcesami, których z Polski jakoś nie widać... – Ktoś, kto dziś opowiada, że odniósł olbrzymi sukces i załatwił np. pieniądze dla naszego kraju, najzwyczajniej łże, mówi to wszystko dla reklamy. W Parlamencie Europejskim jest ponad 700 przedstawicieli różnych krajów, obowiązują dyrektywy i procedury, a więc liczy się przede wszystkim wiedza i fachowość, a nie lobbowanie. Niektórzy z naszych parlamentarzystów mają nawet po około 600 wystąpień, ale niewiele z tego wynika. – Co Pan zalicza do swoich największych parlamentarnych osiągnięć? – Przede wszystkim odrzucenie dyrektywy patentowej dotyczącej m.in. programów komputerowych. To była jedyna dyrektywa odrzucona w drugim czytaniu. Gdyby weszła w życie, umożliwiłaby komputerowym kolosom zniszczenie małych firm, choćby kilkuset w Polsce. Opracowałem też dwa raporty dotyczące węgla. Ten nasz tradycyjny surowiec jest przecież wciąż bardzo ważny dla Polski. Udało nam się także nadać należytą rangę energii atomowej, co w Parlamencie Europejskim, w którym Zieloni wciąż mają olbrzymie wpływy, nie było sprawą łatwą. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI
półdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe (SKOK) działają w Polsce od 1992 r. i chyba nikt już nie pamięta, że miały być organizacją niezarobkową, wspomagającą tanimi pożyczkami ludzi „połączonych więzią o charakterze zawodowym lub organizacyjnym, a w szczególności pracowników zatrudnionych w jednym lub kilku zakładach pracy” bądź „należących do tej samej organizacji społecznej lub zawodowej”. Dzisiaj jest to sieć niby-banków (strzeżonych lepiej niż oko w głowie przez niby-niezainteresowanych zawartością jej sejfów polityków i działaczy PiS), która składa się z trzymającej wszystkie pieniądze w garści Kasy Krajowej (niby-Komisja Nadzoru Finansowego) i kontrolowanych przez nią 62 niby-samodzielnych central dysponujących 1767 placówkami rozsianymi po całym kraju (314 należy do największego SKOK-u Stefczyka). ~ ~ ~ Mając okazję do rządzenia, „goryle” z PiS-u dokładali najwyższych starań, żeby Kasie Krajowej (od dawna już nastawionej na zysk i realizującej klasyczne funkcje zwykłego banku) robić dobrze: ~ Przeforsowali poprawki do ustawy o zamówieniach publicznych, dzięki czemu SKOK-i zaczęły zarabiać na poręczeniach dla firm ubiegających się o publiczne kontrakty, przy czym nie musiały gromadzić – wzorem banków – specjalnych rezerw neutralizujących ryzyko). Dodajmy, że te ekstrazarobki wcale nie przekładały się na ceny kredytów dla „połączonych więzią” tzw. zwykłych ludzi, bowiem Kasa zdążyła obrosnąć kilkunastoma spółkami, fundacjami i organizacjami zarządzanymi przez „znajomych królika” lub rodziny prezesów i miała ogromne wydatki na ich honoraria; ~ Torpedowali wszelkie próby włączenia SKOK-ów pod nadzór bankowy; ~ Posunęli się nawet do ewidentnego przekrętu (uznanego 24 marca 2009 r. przez Trybunał Konstytucyjny za jawny gwałt na ustawie zasadniczej), kiedy to podczas prac nad „Ustawą z 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania” wprowadzili do niej chyłkiem (omijając konstytucyjną zasadę trzech czytań) poprawkę opracowaną przez posła Jędrzeja Jędrycha (wcześniej dyrektor regionalnych towarzystw ubezpieczeniowych SKOK w Katowicach), a umożliwiającą kasom udzielanie długoterminowych kredytów hipotecznych. Poszli po bandzie mimo wyraźnych ostrzeżeń przedstawiciela Biura Legislacyjnego Kancelarii Sejmu Wojciecha Białończyka oraz rządowego (sic!) eksperta Grażyny Grzyb (dyrektor Departamentu Gospodarki Narodowej Ministerstwa Finansów), że „wprowadzanie kuchennymi drzwiami w sposób, jak zaproponowali wnioskodawcy, bardzo istotnych
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Napad na Kopernika W SKOK-ach trwa ostra walka o władzę. Przygląda się jej ponad 1,8 mln zdesperowanych kibiców trzymających w tych kasach pieniądze... zmian ustrojowych dotyczących SKOK-ów, jest absolutnie niedopuszczalne”. W konsekwencji kolejnych prezentów politycznych i luk w ustawie sytuacja w SKOK-ach jest dzisiaj taka, że: ~ choć posiadają niemal identyczne prawa jak banki spółdzielcze, to całkowicie zwolnione są z wypełniania tzw. norm ostrożnościowych (nie podlegają nadzorowi bankowemu, ustawie o Narodowym Banku Polskim w zakresie utrzymywania obowiązkowej rezerwy ani ustawie o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym); ~ bezpieczeństwo pieniędzy ponad 1,8 mln członków pozostaje pod nadzorem koleżeńskim sprawowanym przez Kasę Krajową; ~ dyktatorską w nich władzę sprawuje Kasa Stefczyka, która gra w jednej drużynie z koalicją kilku spółek oraz Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych, opanowanych przez spryciarzy z Kasy Krajowej z jej prezesem Grzegorzem Bireckim na czele, i nawet zgodne głosowanie na walnych zgromadzeniach pozostałych 61 central zrzeszonych w spółdzielni nie jest w stanie przeforsować żadnych decyzji ograniczających wpływy kolesiów. A na niepokornych, którzy kombinują, jakby tu przywrócić Kasom ich dawny prospołeczny charakter oraz nie kochają na zabój braci Kaczyńskich, Krajówka ma bat w postaci doraźnych kontroli i ustanawiania pod byle pretekstem zarządcy komisarycznego, który zwalnia hurtem pracowników oraz rekwiruje dokumentację i sprzęt. Popatrzmy, jak to wygląda w praktyce... ~ ~ ~ Wiosną 2008 r. Platforma Obywatelska złożyła w Sejmie projekt ustawy nakładającej Kasie Krajowej smycz i kaganiec, m.in. poprzez: ~ nadzór państwowy nad pieniędzmi zgromadzonymi w SKOK-ach; ~ zmniejszenie obciążeń ponoszonych przez centrale na rzecz Krajówki (zniesienie obowiązku korzystania z usług wskazywanych przez nią firm); ~ odebranie prawa wykonywania głosu podczas walnych zgromadzeń ssącym kasy pasożytom nie posiadającym statusu spółdzielczej kasy oszczędnościowo-kredytowej. W odpowiedzi znacznie łagodniejszy projekt przesłał Sejmowi pan prezydent Lech Kaczyński, ale
wobec wsparcia koalicji PO-PSL przez lewicę z góry było wiadomo, czyje będzie na wierzchu. Wobec tak poważnego zagrożenia Kasa Krajowa zorganizowała tajną naradę w... Macedonii. Skomplikowana strategia, którą tam wymyślono (m.in. przymusowa integracja wszystkich central w formie zrzeszenia), sprowadzała się do następującej konkluzji: skoro SKOK-ów w obecnej postaci nie da się już uratować, rzucamy wszystkie siły i środki na poparcie prezydenckiego projektu ustawy. Temu pomysłowi postanowił sprzeciwić się Zarząd SKOK-u Kopernik (z siedzibą w Ornontowicach, woj. śląskie) – centrali stosunkowo silnej, bo dysponującej 50 placówkami osiągającymi znakomite wyniki finansowe. Początkowo działali w podziemiu... – W obliczu groźby utraty względnej samodzielności i wyraźnie widocznego w planach Kasy Krajowej docelowego zamiaru likwidacji i przejęcia aktywów niektórych central postanowiliśmy dyskretnie, ale wszystkimi siłami wesprzeć projekt Platformy, likwidujący narosłe przez lata patologie – tłumaczy Antoni Stadnicki, prezes Kopernika. Wkrótce do „spisku” przyłączył się SKOK im. kard. Wyszyńskiego (siedziba we Wrześni, 24 placówki) z prezesem Markiem Rosińskim, a obaj szefowie kas zaczęli wspomagać posła Jakuba Szulca (dziś wiceminister zdrowia) w pracach nad stosowną ustawą. We wrześniu 2008 r. Stadnicki otwarcie wystąpił przeciwko Bireckiemu, kierując do Sądu Okręgowego w Gdańsku pozwy o stwierdzenie nieważności uchwał dotyczących obowiązków: 1) lokowania rezerwy płynnej (ponad 30 mln zł) na kontach Kasy Krajowej czerpiącej nieuprawnione krociowe zyski z odsetek; 2) kupowania informacji z Biura Informacji Kredytowej tylko za pośrednictwem Kasy Krajowej, na czym Kopernik tracił ok. 500 tys. zł rocznie w stosunku do kosztów, które ponosiłby, korzystając z usług BIK bezpośrednio. Tego już kolesie z Kasy Krajowej nie zdzierżyli i postanowili załatwić sprawę po swojemu: ~ W dniach 28–30 października 2008 r. w SKOK-u Kopernik
przeprowadzili nadzwyczajną kontrolę. Pech chciał, że dowodzący desantem z Krajówki Rafał Józefiak i Michał Włoszczyk nic na Stadnickiego nie znaleźli; ~ Ledwie ci dwaj wyjechali z Ornontowic, Birecki przysłał nowych kontrolerów (zakres ich formalnych zadań niemal pokrywał się z celami poprzedników) pod kierownictwem Andrzeja Noszczyńskiego, który „zasłynął” w przeszłości zarządzaniem komisarycznym w SKOK-u Wyszyńskiego, co sprowadzało się de facto do próby przejęcia zarządu nad tą kasą przez ludzi całkowicie oddanych Krajówce; ~ 9 grudnia 2008 r. Kasa Krajowa wprowadziła w SKOK-u Kopernik zarząd komisaryczny „celem
zapewnienia nieprzerwanej działalności do czasu wyboru nowych władz”, ustanawiając swoim czasowym plenipotentem wspomnianego wcześniej Włoszczyka. Ustawa o SKOK-ach (w art. 42) zezwala na tak drastyczne kroki, ale tylko „w przypadku powstania groźby zaprzestania spłacania długów przez kasę lub [jeśli] jej działalność wykazuje rażące lub uporczywe naruszanie przepisów prawa”. Czyżby w Ornontowicach przehulali pieniądze klientów? Nic z tych rzeczy. Za pretekst posłużył fakt – powszechnie wśród menedżerów praktykowany – że Zarząd Kopernika ubezpieczył się od takich niespodzianek, zawierając (w myśl uchwały Rady Nadzorczej z 20 maja 2008 r.) umowy
o zachowaniu poufności i zakazie konkurencji, skutkujące kilkusettysięcznymi odprawami i odszkodowaniami na wypadek nagłego odwołania z pełnionych funkcji lub wykopania z roboty. Co więcej: znając obyczaje koleżków z Krajówki, za zgodą Rady Nadzorczej złożyli na poczet tych należności kaucję (pracującą na rzecz Kopernika wysokimi odsetkami) w BRE Banku, żeby się później nie szarpać o należne pieniądze. Innymi słowy: niczego nie ukradli, ale skoro Kasa Krajowa nie znalazła w papierach nic ciekawszego, chcąc nie chcąc, musiała posłużyć się tylko tym nadmuchanym pretekstem. ~ ~ ~ Mamy przed sobą pismo Włoszczyka z 12 grudnia 2008 r., w którym wzywa 477 pracowników Kopernika do spokoju i gwarantuje im, że „nie są i nie będą planowane żadne redukcje kadrowe”. Krótko później pozbawił pracy 27 osób.
Mamy też przed sobą pismo komisarza z 6 kwietnia 2009 r., w którym zawiadamia zakładową organizację związkową, że zamierza... pilnie zwolnić grupowo jedną trzecią załogi (150 osób) „w związku z ekspansją działalności SKOK w centralnej i północnej części Polski” oraz przeniesieniem siedziby Kopernika do Łodzi. Nie pokazał ludziom tego kwitu od razu. Najpierw, w noc poprzedzającą ujawnienie zamiaru wytrzebienia wykwalifikowanej kadry, ustanowiony przez Włoszczyka dyrektorem spadochroniarz Roman Sikora (członek Zarządu SKOK Stefczyka) przeprowadził widoczną na zdjęciach (Sikora w okularach) „konserwację serwerowni”. Jak to zrobił?
9
– Po prostu zamówił firmę „EuroBłysk”, która na błysk opróżniła całą serwerownię w jedną noc i wywiozła sprzęt komputerowy w nieznanym kierunku. System przestał działać, a wszystkie do nas telefony są teraz przekierowywane do Łodzi – mówi „FiM” Monika Pryszcz, koordynująca związkową akcję obrony Kopernika. Włoszczyk z Sikorą robili swoje, za nic mając postanowienie Sądu Okręgowego w Katowicach z 18 grudnia 2008 r., kategorycznie zakazujące komisarzowi „podejmowania jakichkolwiek decyzji w przedmiocie likwidacji bądź połączenia SKOK Kopernik z inną spółdzielczą kasą” do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia powództwa Zarządu o unieważnienie uchwały Kasy Krajowej z 8 grudnia 2008 r., dotyczącej powołania zarządcy komisarycznego. Przed kilkoma dniami katowicki sąd tupnął wreszcie nogą i jeszcze ciepłym postanowieniem z 17 kwietnia całkowicie wstrzymał wykonanie powyższej uchwały nadając swojemu orzeczeniu klauzulę natychmiastowej wykonalności oraz przywracając stan prawny sprzed 8 grudnia. A gdy nazajutrz pracownicy Kopernika usiłowali przystąpić do wykonywania swoich obowiązków, okazało się że w biurach zabarykadowało się ok. 20 ochroniarzy wynajętych przez Włoszczyka i Sikorę. Atmosfera zrobiła się już tak gorąca, że na miejsce przybyła policja. – Obie strony tylko blokują się wzajemnie uniemożliwiając korzystanie z biur, więc na szczęście nie musieliśmy używać środków przymusu bezpośredniego. Ponieważ budynek jest prywatny ograniczyliśmy się do zabezpieczenia ładu i porządku, żeby nie doszło do jakiejś bijatyki – mówi Sebastian Fabiański, rzecznik policji z Mikołowa. Tymczasem ludzie Bireckiego wymyślili taki oto patent: – 18 kwietnia podjęli nową uchwałę o ustanowieniu zarządcy komisarycznego... Włoszczyka! Od poprzedniej różni się tylko rozszerzeniem jego kompetencji. Robią sobie po prostu kpiny z sądu, bo teraz całą procedurę unieważnienia tej uchwały trzeba powtarzać. Ale bardzo się ci z Kasy Krajowej zdziwią, jeśli myślą, że nas zmęczą tymi podchodami – irytuje się Monika pikietująca Kopernika wraz z grupą kilkudziesięciu koleżanek i kolegów i czekająca na eksmisję intruzów nie pozwalających jej pracować. Mamy natomiast nadzieję, że „zmęczy się” tym graniem na nosie katowicki sąd i nie pozwoli szabrownikom wszystkiego rozkraść... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
10
E
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
POD PARAGRAFEM
uropejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu to miejsce, gdzie można dochodzić złamanych w danym kraju praw jednostki. Polacy coraz częściej z tej instancji korzystają. Tylko w pierwszym tygodniu kwietnia br. zapadło kilka wyroków w związku z naruszeniem przez państwo polskie Europejskiej konwencji praw człowieka: ~ A. E. przeciwko Polsce – sprawa dotycząca zakazu opuszczania kraju przez Libijczyka ze względu na toczące się przez 8 lat postępowanie karne. Wyrok: 8 tysięcy euro zadośćuczynienia; ~ Wiktorko przeciwko Polsce – sprawa o nieludzkie traktowanie w izbie wytrzeźwień w Olsztynie oraz brak skutecznego postępowania wyjaśniającego nadużycia. Wyrok: 7 tysięcy euro zadośćuczynienia; ~ Płonka przeciwko Polsce – brak pomocy prawnej w początkowym etapie postępowania w sprawie oskarżenia o zabójstwo. Wyrok: 2 tysiące euro zadośćuczynienia. – Europejski Trybunał jest jedną z najważniejszych wartości, jakie powstały w Europie po 1945 roku. Bylibyśmy w zupełnie innym miejscu w myśleniu o prawach jednostki, gdyby nie ta instytucja. To jedno z największych dokonań współczesnego prawa. To, że jednostka może skarżyć państwo i wygrać proces z jego machiną, jest ogromnym przełomem w myśleniu – uważa profesor Marek Safjan, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Rangę tej instytucji dostrzegają także obywatele krajów, które stały się stroną Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Między innymi Polski. Mimo że na rozpatrzenie skargi przez Trybunał w Strasburgu czeka się obecnie nawet kilka lat, Polacy regularnie – i często z sukcesami
Oskarżona: Polska – właśnie tam szukają sprawiedliwości. Trybunał urósł do rangi symbolu niezawisłości i stał się ostatnią szansą na uzyskanie zadośćuczynienia bądź odszkodowania za naruszenie praw jednostki, zajmuje się przy tym sprawami z życia codziennego. Sprawami, które mogą dotyczyć każdego. Jest to między innymi: 1) przewlekłość postępowania, np. sprawa Alicji Sokołowskiej
o podział majątku po rozwodzie toczyła się ponad 22 lata! Kobieta w tym czasie dwa razy skarżyła się na przewlekłość postępowania do sądów krajowych. Bezskutecznie. ETPCz przyznał jej 12 tysięcy euro zadośćuczynienia; 2) nadmierne koszty sądowe; 3) uniemożliwianie kontaktu z dziećmi po rozwodzie; 4) kontrola korespondencji w zakładach karnych; 5) zbyt wysokie koszty sądowe dla przedsiębiorców; 6) brak
możliwości wybudowania domu na własnej działce ze względu na wieloletni brak zagospodarowania przestrzennego – jak to miało miejsce w sprawie Rosiński przeciwko Polsce (5 tysięcy euro zadośćuczynienia). – Rząd polski występuje jako strona w każdym postępowaniu rozpatrywanym przed TPCz w Strasburgu. Polska zobowiązała się bowiem
na mocy Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka do przestrzegania praw w niej zagwarantowanych i jeśli nie wypełnia tego zobowiązania w stosunku do swoich obywateli, można wnieść skargę na postępowanie władz – wyjaśnia Adam Bodnar, szef działu prawnego Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Szeroka świadomość społeczna w kwestii możliwości weryfikacji
Porady prawne Czy art. 1000 kc bądź inny daje podstawę prawną do żądania i wypłacania zachowku spadkobiercy przez osobę obcą, nienależącą do grona spadkobierców, obdarowaną przez darczyńcę skromnym gospodarstwem rolnym w trybie ustawy dnia 20 grudnia 1990 roku o ubezpieczeniu społecznym rolników? Gospodarstwo zostało przekazane za życia darczyńcy aktem notarialnym jako umowa darowizny. W akcie tym nie uwzględniono żadnego spadkobiercy. Darczyńca zmarł i nie upłynęły jeszcze 3 lata od jego śmierci i 10 lat od umowy darowizny. Umowa, o której Pan napisał, regulowana jest w art. 84–91 ustawy z dnia 20 grudnia 1990 roku o ubezpieczeniu społecznym rolników. Polega ona na tym, iż przez umowę z następcą rolnik będący właścicielem (współwłaścicielem) gospodarstwa rolnego
zobowiązuje się przenieść na osobę młodszą od niego co najmniej o 15 lat (następcę) własność (udział we współwłasności) i posiadanie tego gospodarstwa z chwilą nabycia prawa do emerytury lub renty inwalidzkiej, jeżeli następca do tego czasu będzie pracować w tym gospodarstwie. Jest to umowa zobowiązująca, a więc do przeniesienia własności gospodarstwa potrzebna jest kolejna umowa, tzw. rozporządzająca (oczywiście obie umowy mogą być objęte jednym aktem, czyli zawarte jednocześnie). Może być ona umową określoną w podanej powyżej ustawie, czyli umową w celu wykonania umowy z następcą, może także być umową prawa cywilnego (np. umową darowizny). Niestety, nie napisał Pan, w jaki sposób zostało przekazane Panu gospodarstwo, co jest kwestią kluczową. Jeśli została zawarta umowa w celu wykonania umowy z następcą, nie jest ona darowizną, a co za tym idzie, nie jest darowizną w rozumieniu przepisów o zachowku. Jednakże
rozstrzygnięć krajowych przez Trybunał w Strasburgu napawa optymizmem. Wciąż za mała jest jednak wiedza skarżących na temat postępowania przed Trybunałem oraz praw, które mogą stać się przedmiotem skarg (m.in. wniesienie skargi przez osobę bezpośrednio pokrzywdzoną działaniem władzy publicznej po wyczerpaniu krajowych środków odwoławczych w terminie 6 miesięcy od wydania ostatecznej decyzji krajowej, uzyskanie ostatecznego orzeczenia organu krajowego, wykazanie, że w istocie doszło do naruszenia praw człowieka). To powód, dla którego tylko 10 proc. wniosków kierowanych przez Polaków do Strasburga jest rozpatrywanych i kończy się interesującymi oraz ważnymi dla polskiego prawa orzeczeniami. Pozostałe (od 1993 roku było ich 29 111) są odrzucane. – Skargi są zazwyczaj pisane przez samych skarżących. Z różnym skutkiem i na różnym poziomie. Liczba skarg, w których od początku strona byłaby reprezentowana przez prawnika, wynosi zaledwie 7–8 proc. i nie zmienia się od lat. W innych krajach jest to około 60 proc. – mówi mecenas Magda Krzyżanowska-Mierzewska, która w Trybunale Praw Człowieka pracuje od czasu, gdy Polska przystąpiła do konwencji. Skuteczność rozpatrywania polskich skarg przez strasburski trybunał mają podnieść odpowiednio przygotowani prawnicy. Helsińska Fundacja Praw Człowieka oraz Krajowa Izba Radców Prawnych rozpoczęły projekt szkoleniowy podnoszący
jeżeli została zawarta umowa darowizny, aktualne mogą być roszczenia o zachowek spadkobierców wobec Pana. Podstawa prawna: ustawa z dnia 20 grudnia 1990 r. o ubezpieczeniu społecznym rolników, tekst jednolity: DzU 2008 r., nr 50, poz. 291; ustawa z dn. 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU 64.16.93. ~ ~ ~ Mam 80 lat. W 1945 r. saperzy rosyjscy rozminowywali i likwidowali amunicję pozostawioną przez Niemców. Podczas detonacji straciłem prawą rękę i lewe oko. Nie posiadam dokumentów leczenia. Nie mam „grupy inwalidzkiej”. Czy mogę otrzymać z tego tytułu zadośćuczynienie? (Czytelnik z Końskich) Obawiam się, że obecnie nie może Pan już wystąpić o zadośćuczynienie. Tak zwana odpowiedzialność deliktowa zachodzi co do zasady wówczas, gdy ktoś wyrządza szkodę ze swojej winy. Nie przedstawia Pan dokładnych okoliczności zdarzenia, ale nawet zakładając, że żołnierze nie zabezpieczyli odpowiednio miejsca detonacji, Pańskie roszczenie uległo już przedawnieniu – zgodnie bowiem z przepisami Kodeksu cywilnego
Od kiedy Polska stała się stroną w Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, jest jednym z liderów pod względem zgłoszeń obywateli do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka: ~ 32 679 skarg zarejestrowanych od 1993 roku*; ~ 4385 spraw zarejestrowanych, aż 3825 zostało uznanych za niedopuszczalne w 2008 r.; ~ 3500 spraw do rozpatrzenia przez kancelarię Trybunału; ~ 269 skarg zakomunikowanych rządowi RP; ~ 630 wyroków w latach 1998–2008; ~ 140 wyroków w roku 2008 na łączną kwotę zadośćuczynień, odszkodowań i zasądzonych kosztów – około 580 tysięcy euro. Daje to Polsce szóste miejsce w Europie – po Rosji, Ukrainie, Turcji, Rumunii i Włoszech. * stan na 31 grudnia 2008 r. kompetencje radców prawnych – pełnomocników skarżących przed Europejskim Trybunałem. A sukces przed Trybunałem ważny jest nie tylko dlatego, że skarżący dostaje zadośćuczynienie, które za każdym razem wypłaca państwo polskie. Według Marka Safjana, europejska konwencja przyczyniła się do zmiany spojrzenia na system gwarancji praw jednostki. Rozstrzygnięcia Trybunału mają coraz większy wpływ na orzecznictwo polskich sądów oraz polskich norm prawnych. JULIA STACHURSKA Fot. Autor PS Poradnik, jak skutecznie skarżyć się do TPCz na bezczynność lub krzywdzące wyroki polskich sądów, już wkrótce na łamach „FiM” i na naszym portalu internetowym.
roszczenie o naprawienie szkody wyrządzonej czynem niedozwolonym ulega przedawnieniu z upływem lat trzech od dnia, w którym poszkodowany dowiedział się o szkodzie i o osobie obowiązanej do jej naprawienia. Jednakże termin ten nie może być dłuższy niż dziesięć lat od dnia, w którym nastąpiło zdarzenie wywołujące szkodę. W razie wyrządzenia szkody na osobie przedawnienie nie może skończyć się wcześniej niż z upływem lat trzech od dnia, w którym poszkodowany dowiedział się o szkodzie i o osobie obowiązanej do jej naprawienia. W Pańskim przypadku wszystkie te terminy zostały przekroczone. Podstawa prawna: ustawa z dn. 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU 1964.16.93 ze zm. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
P
racę naszych eurowybrańców analizowali specjaliści. Ich zdaniem, ponad połowa tych pań i panów nie powinna się znaleźć ponownie w PE. Niezmiennie liczy się jednak bardziej wola liderów partii niż wiedza i kwalifikacje kandydatów. Oto nasz krótki przegląd. Na listach lewicy (SLD i Centrolewica) nie znajdziemy miernot. W okręgu dolnośląskim i opolskim o reelekcję ubiega się dwójka posłów: Lidia Geringer de Oedenberg (SLD) oraz Józef Pinior (Centrolewica). Koledzy partyjni Lidii byli zaskoczeni, jak szybko ze skromnej organizatorki festiwali muzycznych we Wrocławiu przekształciła się w rasowego polityka. Jest jednym z najlepiej wykształconych polskich eurodeputowanych. Udało się jej skutecznie zablokować pomysły zmniejszenia wydatków na politykę strukturalną UE (pomoc dla najbiedniejszych regionów Unii). W swoim raporcie – jednogłośnie przyjętym przez PE – domagała się likwidacji przez Komisję Europejską biurokratycznych barier, które utrudniają korzystanie ze środków z Unii. Skutecznie promowała Polskę podczas pracy w komisjach i zespołach ds. współpracy UE z państwami Azji Południowej. To klejnot, nie kobieta! W tym samym okręgu kandyduje Józef Pinior. Jest ekspertem frakcji socjalistycznej w PE w zakresie praw człowieka oraz relacji UE–USA i UE–Ameryka Łacińska. Bardzo wnikliwie zajmował się problemem tajnych umów między CIA a rządami państw członkowskich Wspólnoty, na mocy których Amerykanie zakładali w Europie tajne więzienia dla podejrzanych o związki z al Kaidą. O mandat będzie z nimi walczyć Ryszard Legutko – były senator, minister edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Jawny wróg demokracji i tolerancji. Dolnośląski eurodeputowany z LPR Sylwester Chluszcz tym razem ma zamiar kandydować z list PiS w okręgu zachodniopomorskim i lubuskim. Bardzo źle wspominają go niemieccy przedsiębiorcy telekomunikacyjni, zarządcy budynków i handlowcy. Po prostu pan poseł ogłosił się obrońcą mieszkających w Niemczech Serbołużyczan (mniejszość słowiańska) i w tym celu pozakładał tam sieć biur poselskich. Szumu narobił. Bardzo szybko przestał jednak płacić czynsz za lokale, opłacać rachunki telefoniczne i faktury dostawców papieru i mineralnej. Nie reagował nawet na wezwania komornika. Do uregulowania długów zmusiła go dopiero groźba wstrzymania wypłaty przez PE ryczałtu na jego polskie biura. ~ ~ ~ Do jednego z najciekawszych pojedynków dojdzie na Śląsku, gdzie zmierzą się najlepsi eurodeputowani startujący z list PO: Jerzy Buzek
i Jan Olbrycht oraz z list lewicy: Adam Gierek i Genowefa Grabowska. Były polski premier ma spore szanse na fotel przewodniczącego PE. Pracował na niego ciężko przez pięć lat, zajmując się niewdzięczną działką polityki energetycznej oraz naukowej UE. Blokował forsowane przez najbogatsze państwa Unii rozwiązania, z powodu których Polska nie miałaby szans na otrzymanie funduszy na badania i rozwój nowych
PATRZYMY IM NA RĘCE (były wiceszef MSZ). Obaj znani są z tego, że nie znają angielskiego. ~ ~ ~ Na politycznej mapie wyróżnia się także województwo łódzkie. PiS postawił tam Urszulę Krupę (związana z Radiem Maryja organizatorka antyaborcyjnych wystaw w PE i poszukiwaczka lewackich spisków zatrudniająca w swoich biurach rodzinę) oraz byłego lidera PSL Janusza Wojciechowskiego. Ten nie
najlepsza rekomendacja do dalszej pracy w PE. Mimo że był on jednym z najlepszych eurodeputowanych. ~ ~ ~ Według ekspertów, na wyróżnienie zasługuje także Bogusław Liberadzki z SLD (Szczecin) – znawca polityki transportowej UE – oraz Dariusz Rosati z Centrolewicy (Warszawa) – ekspert od koordynacji polityki gospodarczej i społecznej w ramach UE. Do grona
11
proces karny za znieważenie policjanta, zaś w PE zajmował się urządzaniem nabożeństw na sali obrad. Inny szkodnik to Mirosław Piotrowski (LPR, dzisiaj PiS, okręg lubelski). Ten z kolei wymyśla nieistniejące normy prawa UE, po czym bohatersko z nimi walczy. Przegląd dziwaków zakończymy na pani Hannie Fołtyn-Kubackiej z PiS. Wsławiła się faktycznym zwalczaniem... własnej rezolucji poświęconej pamięci
Pracusie i obiboki Kończy się pierwsza pięcioletnia kadencja polskich eurodeputowanych. Wielu z nich ponownie chce zdobyć mandat. Oto krótkie podsumowanie pracy niektórych spośród 54 naszych reprezentantów. technologii. Wspólnie z Adamem Gierkiem doprowadził do przyjęcia przez PE rozwiązań chroniących rynek komputerowy przed próbami monopolizacji. Szkoda tylko, że Buzek jest lepszym europosłem, niż był premierem. Genowefa Grabowska doprowadziła do przyjęcia rozwiązań upraszczających egzekucję alimentów z zagranicy. Prasa europejska nazwała ją batem na alimenciarzy i obrończynią praw kobiet oraz dzieci. Jan Olbrycht z PO to jeden z dwóch europejskich znawców zasad polityki regionalnej UE. Przed nim drży nawet sam przewodniczący Komisji Europejskiej i jej urzędnicy. Na listach PiS znalazł się za to stronniczy komentator i niedoszły doktor habilitowany Marek Migalski. Z list partii Libertas ma kandydować pośmiewisko całej polskiej reprezentacji w PE, prof. Maciej Giertych. Przez pięć lat był posłem niezrzeszonym, gdyż... nie chciała go widzieć w swoich szeregach żadna z frakcji. Zajmował się głównie walką z równouprawnieniem kobiet i teorią Darwina. W jego książkach wydawanych za pieniądze PE znalazły się także wątki antysemickie. Po jego wyczynach władze Parlamentu zaostrzyły regulacje dotyczące wydatków na promocję pracy eurodeputowanych. ~ ~ ~ Do ciekawego starcia dojdzie w okręgu małopolsko-świętokrzyskim. Tutaj silna drużyna lewicy (eurodeputowany Andrzej Szejna – jeden z pięciu ekspertów PE ds. prawa spółek; posłanka prof. Joanna Senyszyn – znawczyni spraw gospodarczych i społecznych UE oraz Janusz Onyszkiewicz – sprawozdawca PE ds. Ukrainy i Białorusi) – walczyć będzie ze znacznie mniej kompetentnymi politykami prawicy. PiS wystawia tam Zbigniewa Ziobrę (najgorszy minister sprawiedliwości po 1989 roku) oraz Pawła Kowala
wyróżnił się w pracach na forum PE niczym. Z listą PO eksperci mają kłopot. Z jednej strony, jej liderem jest jeden z twórców pierwszego ośrodka studiów nad integracją europejską i znawca reguł funkcjonowania UE Jacek Saryusz-Wolski. Jednocześnie eksperci mają w pamięci jego dość swobodne podejście do zasad dysponowania publicznymi pieniędzmi. Według NIK, w 2000 i 2001 roku, kiedy był szefem UKIE, kierowany przez niego urząd zawierał wieloletnie umowy z fundacjami kierowanymi przez niego samego. Po przyznaniu im grantów z budżetu państwa zawierały one umowy... z Jackiem Saryuszem-Wolskim. Kontrolerzy NIK mieli także pretensję o zawyżone koszty szkoleń organizowanych przez fundacje, którymi pan Jacek kierował. Według nich, tylko na mocy jednej umowy dostał on z rządowego grantu ponad 400 tysięcy złotych! Nie jest to
najgorszych można – naszym zdaniem – zaliczyć Konrada Szamańskiego z PiS (Poznań), który zajmował się głównie nagonką antyrosyjską, oraz Ryszarda Czarneckiego (Bydgoszcz). Ten ostatni znany jest z podróżowania na koszt PE po różnych egzotycznych zakątkach globu oraz przemawiania do pustych sal. Nie możemy zapomnieć także o Witoldzie Tomczaku z LPR (dzisiaj PiS), który robi wszystko, aby zablokować ciągnący się od 1999 roku
ofiar reżymów totalitarnych w Europie. Poprzez składanie coraz bardziej absurdalnych poprawek o mało co nie doprowadziła do odrzucenia całej rezolucji. Kształt naszej delegacji do PE zależy od Ciebie, Czytelniku. MiC W tekście wykorzystałem analizy ISP, Instytutu Kościuszki oraz Instytutu Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
Czym jest i jak działa Parlament Europejski? Parlament Europejski to jedyna instytucja Unii Europejskiej, której skład zależy bezpośrednio od woli obywateli. Jest jednocześnie bezpośrednio największym liczebnie (do czerwca 2009 roku liczy 785 posłów, później – 736). Polskę będzie reprezentować 50 polityków. PE ma trzy siedziby: w Strasburgu i Brukseli, gdzie toczy się większość obrad, mieszczą się biura komisji i frakcji, a w Luksemburgu mieści się księgowość. Powstał w 1957 roku. Od 1979 roku wybory do PE mają charakter bezpośredni, wcześniej jego członków wyznaczały parlamenty krajów członkowskich. To jedna z najważniejszych instytucji UE. To od zgody eurodeputowanych zależy ostateczna treść najważniejszych aktów prawnych Wspólnoty. Choć obrady plenarne tłumaczone są na 23 języki urzędowe UE, to poseł, który nie posługuje się biegle przynajmniej angielskim, nie jest w stanie dobrze pracować. Większość debat toczy się bowiem na forum komisji i frakcji partyjnych bez udziału tłumaczy. Powinien on także należeć do ważnej grupy politycznej. W PE liczą się tylko trzy kluby: Europejskiej Partii Ludowej (do którego należą delegaci PO i PSL), Europejskiej Partii Socjalistów (zrzesza członków SLD, SdPl, Unii Pracy) oraz Europejskiej Partii Liberałów i Demokratów (należą do niej eurodeputowani z Partii Demokratycznej). Pozostałe frakcje nie odgrywają większego znaczenia. PiS przytulił się do posłów reprezentujących marginalne faszystowskie, narodowe i konserwatywne partie polityczne (irlandzcy Żołnierze Przeznaczenia, litewscy działacze Porządku i Sprawiedliwości oraz włoscy faszyści z Sojuszu Narodowego). Deputowani LPR zbudowali wraz z prawicowymi i lewicowymi przeciwnikami UE frakcję o nazwie Niepodległość i Demokracja. Nie ma ona żadnego wspólnego programu politycznego.
12
ULOTNOŚĆ ŻYCIA
Każdego roku w Polsce około 40 tys. ciąż kończy się poronieniem. Kilka tysięcy noworodków umiera tuż po urodzeniu. Ich rodzice – niektórzy – chcą zapewnić im nieśmiertelność.
Ze śmiercią im do twarzy? P
o tragedii poronienia lub śmierci noworodka niedoszła matka najczęściej może liczyć tylko na pomoc rodziny. Kobiety, których dzieci zmarły po porodzie, niejednokrotnie leżą na tej samej szpitalnej sali, co świeżo upieczone mamusie i ich maleństwa, brakuje im pomocy psychologicznej, a księża w takich okolicznościach odmawiają katolickiego pogrzebu. Tak jest u nas. W Stanach Zjednoczonych od przeszło 20 lat obchodzi się Dzień Pamięci Dzieci Nienarodzonych i Zmarłych. 15 października Amerykanie przypinają do ubrań różowo-błękitne wstążki, zapalają znicze i składają kwiaty na cmentarzach i w szpitalach. Powstała też fundacja Now I Lay Me Down To Sleep (teraz położę się do snu) – organizator kontrowersyjnego projektu dla rodzin, w których dziecko urodziło się martwe lub zmarło krótko po porodzie. Do rodziców, którzy chcą utrwalić obraz nieżyjącego noworodka i mieć pamiątkę po nim, przyjeżdża fotograf wolontariusz i wykonuje czarno-białe fotografie zmarłego dziecka. Zdjęcia robione są według ustalonych zasad: fotograf powinien skupić się na tym, co pozytywne w wyglądzie dziecka, które jest ładnie ubrane (ewentualne defekty muszą być zasłonięte), a fotografia jest wykonana tak, żeby niemożliwe było stwierdzenie, że wykonano ją w szpitalu. Efekt – martwe niemowlę wygląda na zdjęciu jak... żywe.
Członkowie organizacji nazywają siebie „społecznymi misjonarzami”, którzy pozwalają uczcić pamięć dziecka i należycie je pożegnać. Jak twierdzą, „umiejętnie wykonane zdjęcia stanowią ważną część w procesie uzdrowienia rodziców. Pozwalają rodzinom uczcić pamięć i opłakać swoje dzieci oraz podzielić się z innymi świadomością ich krótkiego życia”. Rodziców, których nowo narodzone dziecko zmarło, zachęca się do zobaczenia go, potrzymania, a nawet nadania imienia czy przygotowania pochówku (w przypadku ciąż, które zakończyły się długo przed planowanym terminem, w praktyce oznacza to przygotowanie maleńkiego ubranka kupionego w sklepie z zabawkami i ozdobnego pudełeczka czy szkatułki na trumnę). Projekt NILMDTS dotychczas działał tylko w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Teraz, za sprawą działającego w Polsce Stowarzyszenia Rodzin po Poronieniu, ma szansę zaistnieć u nas. Członkowie stowarzyszenia poszukują doświadczonych fotografów, którzy chcieliby bezinteresownie pomóc w realizacji pomysłu. Robienia tych szczególnych zdjęć mają nauczyć się od zachodnich kolegów po fachu. Zdania na temat projektu są podzielone. Nawet wśród psychologów. Zdaniem jednych, fotografowanie zwłok jest makabryczne i bezzasadne, a kolekcjonowanie takich pamiątek niepotrzebnie przedłuża okres żałoby i powrotu do normalności. Tym
bardziej że do fotografowania się z martwymi niemowlętami angażuje się nawet ich żyjące rodzeństwo. Co więcej – rodzice skupieni wokół stowarzyszenia tworzą swoistą społeczność, wciąż rozpamiętują poniesioną stratę, a fotografie zmarłych dzieci traktują jak relikwie.
Co ciekawe, zwolenników pamiątek po zmarłych dzieciach nie brakuje wśród kobiet, które same przeżyły taki dramat: ~ „Moją małą Zosię urodziłam w 24 tygodniu ciąży. Dostałam silnego krwotoku i naprawdę nie wiedziałam, co się ze mną dzieje (...). Zosia
Inni uważają, iż przekonanie – wsparte presją otoczenia – że o przeżytej stracie trzeba jak najszybciej zapomnieć, a najlepiej jak najszybciej zajść w kolejną ciążę, źle wpływa na okres żałoby i proces dochodzenia do siebie. Tragedii nie można przeżyć „na skróty”.
odeszła, nie miała siły walczyć. Pamiętam niewiele z tego dnia... Krzyczałam, płakałam... Wtedy też pielęgniarka zapytała mnie, czy chcę pożegnać się z dzieckiem. Ale ja bałam się na nie spojrzeć (...). Od tamtego czasu minęło już 10 lat. Dziś Zosia byłaby w trzeciej klasie... Często myślę,
co by lubiła jeść, jakie byłyby jej ulubione bajki. Bardzo żałuję, że nigdy nawet jej nie zobaczyłam, nie przytuliłam, nie dotknęłam. Wiele razy przez te wszystkie lata wyobrażałam sobie tę chwilę – gdy podchodzę do niej, całuję ją, tulę. Popełniłam wielki błąd, może największy w moim życiu. Nie mam żadnej pamiątki, nic... Dawniej, przed tym, co się stało, zawsze mnie dziwiło, jak ludzie mogą zamawiać fotografa na pogrzeby, a potem wkładać te zdjęcia zwłok w trumnie do albumu. Dziś jednak inaczej na to patrzę. Być może świadomość tego, że nie przestraszyłam się własnego dziecka, ale godnie je pożegnałam, dałaby mi psychiczny komfort... A tak... Od 10 lat pielęgnuję w sobie myśl o tej stracie, nie zdecydowałam się na drugie dziecko, jesteśmy z mężem sami, ja bezskutecznie leczę się z depresji”; ~ „Moje dziecko odeszło 2 dni po narodzinach. Jego uśmiech na twarzy uwieczniłam niedługo po porodzie. Gdy dowiedziałam się, że mój syn umarł, zdjęcie to stało się dla mnie wrogiem, gdyż bardzo za nim tęskniłam i ilekroć spojrzałam na nie, wspomnienia przychodziły i wyciskały łzy z oczu. Odłożyłam to zdjęcie głęboko do szuflady na 2 lata. Dzisiaj zdjęcie to mam w ramce i ilekroć na nie patrzę, na ten malutki, cudowny uśmiech, napawa mnie optymizmem”. Czy w Polsce przyjmie się kolejny pomysł z Zachodu? Spójrzcie na zdjęcia i oceńcie sami. JUSTYNA CIEŚLAK
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
I
nkwizycja kościelna kształtowała się stopniowo pod wpływem „nowatorskich” pomysłów papieża Innocentego III – ludobójcy, który planował ukrócić wszelkie ruchy heretyckie w Europie. Czwarty sobór laterański zwołany w 1215 r. instytucję tę rozciągnął na cały Kościół. Ponieważ sądy powierzone biskupom nie działały sprawnie, od końca lat 20. XIII w. zaczęła zyskiwać posłuch koncepcja stałego trybunału papieskiego dla osądzania i karania wszelkich odszczepieńców. I choć sięgnięto do wcześniejszych wzorców trybunałów kościelnych, tym razem postanowiono nadać im nową formę i zakres uprawnień. W 1229 r. papież Grzegorz IX powołał do życia lokalne komisje do tropienia i ścigania heretyków. Sędziowie okazali się jednak wyjątkowo niekompetentni, dając wiarę wszelkim pomówieniom, na podstawie których inkwizytorzy dziesiątkowali całe wsie. Kolejnym krokiem były wydarzenia z 1231 r., kiedy Grzegorz IX potwierdził ustawy antyheretyckie z Werony i podobne ustawy soboru laterańskiego IV oraz synodów w Tuluzie i Awinionie. Po zebraniu ich wszystkich razem podniósł je w bulli „Excomunicamus et anathematisamus” do rangi prawa kanonicznego, czyli powszechnie obowiązującego w Kościele. Dodatkowo papież zaznaczył, że śledztwo, proces i wyrok w sprawach o herezję podlegają wyłącznie kompetencji duchownych, a władze świeckie powinny służyć jedynie pomocą egzekucyjną. Analogia z procesem Jezusa narzuca się sama... Inkwizytorzy po „udowodnieniu” winy mieli „zwalniać” podsądnych na rzecz ramienia świeckiego, czyli oddawać swe ofiary w ręce pana okolicznych włości, księcia bądź króla, by w przeciągu 8 dni wykonali wyrok. W przypadku odmowy władcy świeckiemu grożono ekskomuniką i złożeniem z urzędu! Oddzielono również działalność trybunałów inkwizycyjnych od władzy biskupiej, powierzając ją zakonnikom, głównie dominikanom, którzy posiadali wówczas najlepsze przygotowanie kaznodziejsko-teologiczne. Śmiertelna skuteczność sądów namiestników papieskich powoli obejmowała ziemie polskie. Kościelny „prezent” w postaci świętej inkwizycji Polska otrzymała wiosną 1257 r. z rąk papieża Aleksandra IV, który nominował w tym celu dwóch franciszkanów – Bartłomieja z Brna i Lamberta, zwanego Niemcem. Głównym zadaniem inkwizytorów było tropienie, chwytanie i likwidowanie waldensów oraz grup biczowników. Kolejny etap w działalności papieskich sędziów nastąpił w pierwszej połowie XIV w. Rządzący w diecezji wrocławskiej biskup Henryk z Wierzbna, niczym niezależny książę Śląska, skupił się na własnych celach. Ponieważ zwlekał z powołaniem trybunału, został ekskomunikowany i wezwany przed sąd papieski do Awinionu,
13
Inkwizycja na ziemiach polskich
Przyjęło się uważać, że kościelne sądy inkwizycyjne prowadziły fasadowe procesy i uśmiercały ludzi wyłącznie w zachodniej części Europy. Nic bardziej mylnego! Podobnych procesów nie brakowało i na ziemiach polskich.
gdzie przebywał 4 lata (1310–1314). Powrócił stamtąd upokorzony. Ponieważ nie chciał ponownie utracić sporych dochodów i władzy, zgodnie z „sugestią” papieża przystąpił do porządkowania najbardziej zaniedbanych kwestii odszczepieńców. Latem 1315 r. biskup powołał do istnienia trybunał inkwizycyjny pod przewodnictwem Pawła – cystersa z Lubiąża – pełniącego zarazem funkcję wrocławskiego biskupa pomocniczego. Kolejnymi członkami byli: Jan – proboszcz świdnicki, Konrad – kustosz wrocławskiego klasztoru franciszkanów oraz Ginter – lektor świdnickich dominikanów. Ponadto w procesie uczestniczył niejaki Krafto – przeor tutejszych dominikanów wraz z braćmi z zakonu. Oficjalnym powodem powołania kościelnego sądu było wykrycie kacerskiego skupiska w Świdnicy. Na podstawie donosów lokalnego kleru aresztowano i przesłuchano 20 osób. Powodem uznania ich winnymi było to, że lekceważyli święta kościelne, czcili własnych apostołów, podważali kult Najświętszej Marii Panny, jej dziewictwo oraz niepokalane poczęcie! Z końcem procesu kościelni inkwizytorzy ogłosili wyroki. Część osób dotknęły bardzo dokuczliwe konfiskaty mienia i banicje. Wobec pozostałych sędziowie zastosowali najwyższy wymiar kary – spalenie na stosie! Wyrok wykonano w Świdnicy, na placu św. Małgorzaty. Podobne procesy i egzekucje przeprowadzono we Wrocławiu i Nysie. Ponieważ poza Śląskiem w pozostałych regionach ziem polskich większość składów trybunałów inkwizycyjnych w owym czasie stanowili zgnuśniali kanonicy i proboszczowie (co uczyniło zeń narzędzie wyjątkowo niesprawne), oburzony papież Jan XXII skierował pismo do Władysława Łokietka i biskupów, atakując ich za bezczynność wobec zaistniałego problemu. Chcąc temu przeciwdziałać, 1 maja 1318 r. papież podpisał bullę, która oficjalnie ustanawiała inkwizycję w Królestwie Polskim. Jan XXII, powołując papieskich sędziów, określił szczegółowo, jakie kwalifikacje i umiejętności powinni mieć zakonnicy wyznaczeni na urząd inkwizytora. Inkwizytorem diecezji krakowskiej został franciszkanin Mikołaj Hospodyniec. Na stanowisko wielkiego inkwizytora dla diecezji wrocławskiej powołano wieloletniego prowincjała dominikanów polskich – Peregryna z Opola.
Z kolei do pozostałych dzielnic papież oddelegował głównie braci z krakowskiego zakonu św. Dominika. W 1318 r. do Jana XXII zaczęły docierać raz pozytywne, to znów negatywne sygnały na temat działalności beginek i begardów. Z tego powodu papież kazał przygotować dokument zwany „Ractio recta”. Został on stworzony dla rzekomej obrony tylko tych „dobrych chrześcijan”, którzy prowadzili ustabilizowany tryb życia i nie brali udziału we wzniosłych debatach ani podejrzanych kazaniach teologicznych. Gorzej, jeśli lokalni duchowni orzekli łamanie tej zasady. Tak też się stało w Złotoryi i Kaszczorce pod Toruniem, gdzie z inicjatywy biskupa Gerwarda w latach 1319–1321 zlikwidowano konwenty begardów, a ich członkowie zostali przepędzeni bądź spaleni na stosie! Podobnie działo się na Śląsku, gdzie w latach 1319–1322 przeprowadzono szereg akcji inkwizytorskich przeciwko niegroźnym beginkom i wędrownym begardom. W 1327 r. ich główny oskarżyciel, Peregryn, nie mogąc porozumieć się z wrocławskim biskupem Nankerem (do 1326 r. Nanker kierował diecezją krakowską), zrezygnował z urzędu inkwizytora papieskiego. Na jego miejsce zaczęto szukać nowego kandydata. Szybki wybór był ważny, skoro już wiosną 1327 r. Jan XXII wysłał bullę do króla polskiego, arcybiskupa gnieźnieńskiego i biskupa kamieńskiego, każąc im wzmóc walkę z heretykami. Inny list papież wysłał do prowincjała dominikanów polskich, któremu nakazał wyznaczenie i powołanie nowych inkwizytorów, albowiem do Królestwa Polskiego mieli wciskać się kacerze z wielu krajów. Jednym z nowo powołanych został Jan Schwenkenfeld, lektor świdnickiego klasztoru dominikanów, którego działania od 1330 r. wspierał biskup wrocławski Nanker. Inkwizytorską karierę rozpoczął od tropienia, a następnie osądzania waldensów, których jedynym przewinieniem było dążenie do... apostolskiego życia, aby zgodnie z tekstem Ewangelii kultywować ubóstwo i prowadzić nauczanie. Śląscy waldensi zlekceważyli jednak monopolistyczne prawa Kościoła do interpretacji święceń, głoszenia kazań, czyli sprawowania obowiązków duszpasterskich wyłącznie przez papieża, biskupów i księży. Odrzucili też wiarę w czyściec, kult obrazów, sprzedaż relikwii oraz odbywanie pielgrzymek pokutnych. Wyklęci heretycy
przemieszczali się z miasta do miasta, słusznie obawiając się utraty życia z rąk duchownych i świeckich. Kolejne lata na Śląsku wyznaczyła walka polityczno-religijna spowodowana finansowym zatargiem pomiędzy biskupem Nankerem a radnymi Wrocławia. Wrocławski biskup, nie mogąc sobie poradzić z rajcami, których obłożenie klątwą i interdyktem niewiele obeszło, w 1339 r. wpadł na pomysł, by zwrócić się o pomoc do inkwizytora. Radni miejscy – z obawy o wszczęcie przeciw nim postępowania inkwizycyjnego (np. na podstawie denuncjacji wymuszonych podczas tortur) – złożyli przysięgę żądaną przez Schwenkenfelda, obiecując przyjąć nałożoną pokutę kościelną. Śląski inkwizytor, zdejmując z nich klątwę, nakazał stawić się w biskupiej Nysie 31 marca 1341 r. w celu odbycia owej pokuty. Tak się jednak nie stało – przedstawiciele rady miejskiej zostali we Wrocławiu, dlatego Schwenkenfeld znów obłożył ich karami kościelnymi, a z początkiem września wytoczył im proces o herezję. Na następcą Schwenkenfelda wybrano mistrza Wacława, który w roku 1349 skupił się na zwalczaniu flagelantów. Działał w oparciu o bullę Klemensa VI i kazania biskupa wrocławskiego Przecława z Pogorzeli. Obaj potępiali członków bractw religijnych praktykujących publiczne biczowanie się. Ten niezwykły rodzaj pokuty zwiększający się po okresie wielkich epidemii powodował wśród duchownych obawę utraty kontroli nad ruchem, ponieważ ich pokucie coraz częściej przypisywano moc przewyższającą potęgę modlitwy w kościele, a nawet samych sakramentów. Podczas jednego ze śledztw okazało się, że przywódcą wrocławskich flagelantów jest lokalny diakon. Duchownego zdegradowano, a następnie spalono na stosie! Pod koniec XIV w. śląskim inkwizytorem był Jan Gliwicz, działający skutecznie na terenie całej diecezji. Doprowadził m.in. do procesu przeciw niejakiemu Stefanowi, który krytykował nadużycia kleru oraz atakował Kościół za obowiązkową spowiedź, sprzedaż grzechów za pieniądze (odpusty), przywilej rozgrzeszania każdego chrześcijanina, oddawanie czci świętym i rzucanie klątw. Za te poglądy został w 1398 r. w Żaganiu skazany na stos. Po wybuchu powstania husyckiego w Czechach (1419) przed polskim duchowieństwem postawiono nowe zadania. Na synodzie prowincjonalnym
wieluńsko-kaliskim w 1420 r. przyjęto postanowienia soboru w Konstancji, w myśl których powierzono biskupom i papieskim inkwizytorom obowiązek walki z husytyzmem. Spore znaczenie miały również edykty królewskie, które zobowiązywały władze świeckie do współpracy z inkwizytorami (1436, 1454, 1463). Dzięki wsparciu polskich władców znacząco ułatwiono papieskim i biskupim sędziom wymierzanie i egzekucję kar. Z polskich monarchów szczególnego poparcia i opieki dla działań inkwizytorów udzielał król Władysław Jagiełło. Wielokrotnie wydawał dla nich specjalne edykty oraz informował na bieżąco inkwizytorów o zatrzymaniu kolejnych heretyków. W jednym z takich listów król polski informował o schwytaniu i uwięzieniu dwóch czeskich husytów: Maticzki i Osieczka. Wyrażając chęć skazania ich na śmierć, Jagiełło wyliczył w liście ich straszne czyny, czyli... rozpowszechnianie husyckich poglądów i zniszczenie wizerunków Chrystusa! Po gorącym okresie ruchów husyckich inkwizytorzy oraz ich współpracownicy skupili się na obserwowaniu wszelkich wypowiedzi i zachowań mieszkańców Królestwa Polskiego. Paranoidalny obłęd doprowadził do podejrzenia o herezję m.in. krakowskiego mistrza Andrzeja Gałki z Dobczyna (1449 r.) czy publicznego wyrzeczenia się herezji przez kujawskiego szlachcica Frydana z Lubsina (1480 r.). Niewiele brakowało, by zostali skazani na śmierć. Takiego szczęścia nie miał wikary Adam z Radziejowa, którego rozprawa miała miejsce w 1499 r. podczas synodu diecezjalnego we Włocławku. Pomimo wielkich starań i rzeczowych polemik został uznany przez inkwizytora Alberta z Siecienina oraz biskupa włocławskiego Krzesława z Kurozwęk za radykalnego husytę. Rozprawa inkwizycyjna zakończyła się potępieniem Adama i skazaniem go na stos. Ponieważ w XV stuleciu procesów inkwizycyjnych było znacznie więcej, polska szlachta zaczęła się poważnie obawiać o swą przyszłość. Nic dziwnego, że w następnych dekadach zaczęto wymuszać na kolejnych monarchach, aby ograniczyli kompetencje inkwizytorów. Takich wpływów i znaczenia nie posiadali, niestety, mieszczanie i chłopi, a zwłaszcza kobiety zielarki, które od XVI wieku coraz częściej będą uznawane za czarownice i nałożnice szatana... SZYMON WRZESIŃSKI
14
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
ZE ŚWIATA
OKRUTNY DOM Agnieszka Bernstein miała podstawy, by snuć optymistyczne plany na przyszłość. W kontekście życiowej stabilizacji przede wszystkim.
34-letnia gliwiczanka przyjechała do USA przed 11 laty i pracowała jako niania. Wyszła za mąż za Amerykanina Bryana, mieszkali w Spring Valley, 50 km od Nowego Jorku. Aga zaczęła pracę jako asystent dentysty. Tuż przed pierwszą rocznicą ślubu mąż nagle zmarł na zawał serca. W wieku 32 lat. Zapewne nic gorszego nie mogło jej spotkać, a jednak... Dwa tygodnie po zgonie Bryana pojawiła się na wyznaczonym wcześniej przesłuchaniu imigracyjnym, które miało zapewnić jej prawo stałego pobytu, tzw. zieloną kartę. Przyszła już sama, lecz ze wspólnymi zdjęciami, dokumentami, rachunkami, które miały być dowodem, że małżeństwo nie było fikcyjne. Prowadzący przesłuchanie oznajmił jednak, że musi się skonsultować z przełożonym. Wkrótce potem otrzymała list: odmowa! Ma opuścić USA lub zostanie deportowana. Polka padła ofiarą bezdusznego prawa, nakazującego automatycznie odmówić wydania zielonej karty, jeśli amerykański współmałżonek umrze przed jej wydaniem albo przed upływem drugiej rocznicy ślubu. Fakt, że małżeństwo było autentyczne, nie miało żadnego znaczenia. W podobnej sytuacji znajduje się obecnie około 200 obcokrajowców w USA – głównie kobiety. Władze imigracyjne rozkładają ręce, twierdząc, że muszą przestrzegać prawa. Kongres USA utrzymuje, że podejmowane są starania, by prawo anulować lub zmodyfikować; dwaj parlamentarzyści z Partii Demokratycznej wnieśli projekty odpowiednich ustaw. O swych klientów walczą adwokaci; jeden sporządził nawet zbiorowy pozew. Ale tak głupie i nieludzkie prawo nie mogłoby zostać uchwalone i utrzymywane przez kilkadziesiąt lat, gdyby jakimś grupom na tym nie zależało. Ma genezę w wyroku sądowym z roku 1970. Powtórzmy: 1970, gdy politycy USA z „humanitarnych pobudek” potępiali gdzie i kiedy tylko się dało postępowanie władz ZSRR, odmawiających wypuszczania z kraju dysydentów i niedopuszczających do łączenia rodzin.
Prawo i urzędy imigracyjne USA to machina bezduszna, zbiurokratyzowana poza granice absurdu. Szokująco brutalne traktowanie osób, które ledwie co przeżyły rodzinną tragedię, nie jest jedyną patologią. Do normy należy wykopywanie
z USA młodych ludzi, którzy tu chodzili do szkoły, mówią wyłącznie po angielsku i czują się Amerykanami. Ale ich rodzice popełnili przed laty jakieś zaniedbanie lub nie ujawnili pełnej prawdy w imigracyjnych zeznaniach, przez co prawo do zamieszkania w USA ich rodzin automatycznie zostawało anulowane. Nastolatki lądują – czasem zupełnie same! – w jakiejś Malezji czy Tajlandii, nie znając języka i nie mając pojęcia co ze sobą począć. Znajomi doradzają Agnieszce, by ponownie wyszła za mąż za kogoś z prawem legalnego pobytu. Wzdraga się przed tym, choć, jak twierdzi, ma nawet propozycje. „Kiedy o tym myślę lub piszę, czuję rozgoryczenie tym, jak mnie potraktowano – mówi Polka. – Ten kraj stał się naszym domem. Tutaj z Bryanem chcieliśmy żyć”. TN
W mieście Madison (stan Wisconsin, USA) jest jeszcze weselej. W autobusach miejskich ateiści wynajęli powierzchnię wewnątrz, a wierzący – na zewnątrz pojazdów. Fundacja „Wolność od Religii” wydała 12 tys. dolarów na plakaty w 50 autobusach. Są na nich cytaty zaprzeczające sensowności religii oraz argumenty za tym, by w nic nie wierzyć. W odpowiedzi jeden z kościołów chrześcijańskich wynajął przestrzeń reklamową... na zewnątrz 11 autobusów i zamieścił cytat z Psalmu 14 – „Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga”. Przynajmniej w mieście Madison jest jakaś swobodna wymiana myśli. U nas, jak pamiętamy, były problemy z umieszczeniem na warszawskich autobusach haseł reklamujących Manifę – na przykład: „Chcemy zdrowia, nie zdrowasiek”. Zarząd Transportu Miejskiego zakomunikował, że autobus „nie jest odpowiednim miejscem do wymiany poglądów”. Zapomnieli dodać: „takich” poglądów. MH
AUTODIALOGI Pisaliśmy niedawno, jak to w Barcelonie mijają się autobusy z napisami: „Bóg nie istnieje” oraz: „Tak, Bóg istnieje”, na których powierzchnię reklamową wynajęli odpowiednio ateiści i parafia protestancka.
Sporej fortunki dorobił się pewien hodowca kur niosek z Chorwacji.
Piłkarski klub Bayern Monachium chce pozwać do sądu jedną z niemieckich gazet brukowych Powodem jest publikacja fotomontażu, w którym w roli ukrzyżowanego Chrystusa widać trenera drużyny Jurgena Klinsmanna. Dziennik broni się, że w ten sposób chciał pokazać drogę szkoleniowca: od bożyszcza tłumów do skazańca – po ostatnich, fatalnych porażkach Bayernu. Fotomontaż wygląda tak:
MarS
RYCERZE JEDI Jakież musiało być zaskoczenie przełożonych i jaka wściekłość kapelanów z superjednostki specjalnej szkockiej policji... ...kiedy okazało się, że ośmiu policjantów i kilku tamtejszych pracowników cywilnych w corocznie wypełnianej ankiecie personalnej wpisało całkiem poważnie (tam nie ma miejsca na śmichy-chichy), że religia, jaką wyznają, to Jedi! To ta z „Gwiezdnych wojen”. Bo chcą być jak Luke Skywalker, Obi-Wan Kenobi czy Yoda i używać Mocy do walki ze złem. Jeżeli naczelny kapelan szkockiej policji nazywa się przypadkowo lord Vader, to mogą być kłopoty. MarS
Autorzy studium badawczego zauważyli korelację między temperaturą powietrza a gryzieniem. Im cieplej, tym częściej psy wbijają w ciało kły. Z powodu gorąca są bardziej podenerwowane i mniej cierpliwe. Jak ludzie. Należy więc unikać zgrzanych, dyszących czworonogów. Autorzy studium podkreślają jednak, że pozytywne aspekty psiej przyjaźni dominują. ST
BROKUŁY NA RAKA Popyt na jego jaja (to znaczy na kurze) był olbrzymi, i to nie tylko z powodu specyfiki minionych świąt. Otóż kilka tysięcy kwok „zmówiło się” i zaczęło znosić soczyście zielone jajka, pewnikiem wielkanocne. Popyt na ten produkt był tak duży, że klienci bez wahania płacili kilkakrotnie wyższą cenę. Specjalistom nie udało się ustalić, skąd się wzięły te kurze, kolorystyczne fanaberie. Cóż, co kraj, to obyczaj. U nas popyt na zieloną kiełbasę z „Constaru” nie był zbyt wysoki. Choć pochodzenie zieleni doskonale było znane. MarS
CÓŻ ZA PORÓWNANIE...
WYBIORĄ (P)OSŁA? Wybory parlamentarne w Bułgarii za trzy miesiące. Bułgarska partia Forza Bułgaria wysunęła więc kandydatury deputowanych. Wśród nich jedną szczególną. Otóż przyszłym posłem może zostać najzwyklejszy osioł. Nie, nie człowiek osioł (jakże łatwo można ulec polskim stereotypom), tylko osioł – osioł. Kandydat spotkał się już nawet z potencjalnymi wyborcami (w towarzystwie szefa partii). Światowe agencje są zachwycone ironią pomysłu. Ciekawe, z jakiego powodu. Szanownych dziennikarzy zapraszamy do Warszawy. Jest tam ulica Wiejska, a na niej... Poza tym gdyby w Polsce w wyborach wystartował autentyczny osioł, to mógłby liczyć na jakieś 70-procentowe poparcie. JG
ALE JAJA
WIELKANOC NA WYSPIE WIELKANOCNEJ Jeśli po minionych właśnie świętach uznałeś, że masz dość święconki, dzielenia się jajkiem, białego barszczu, takiejże kiełbasy i mazurków w ilościach przemysłowych, to może za rok o tej samej porze wybierzesz się na Wyspę Wielkanocną. Ten najbardziej na świecie samotny skrawek lądu (4 tys. kilometrów do lądu stałego) zamieszkany jest niemal w 100 procentach przez katolików, ale... Ale zwyczaje są tam zgoła inne. Mieszkańcy wyspy podczas wielkanocnego śniadania dzielą się rybą z bananem, pieczoną na liściu bananowca. Dzielenie się jakimś poświęconym jajkiem uznano by tam za świętokradztwo. Za to dzielenie się łóżkiem z miłym znajomym (znajomą) już nie. Wręcz przeciwnie. JG
ZĘBATY PRZYJACIEL Wiadomo, kto jest „najlepszym przyjacielem człowieka”. Najnowsze studium badawcze lekarzy z Uniwersytetu w Bufallo odsłania mniej pożądane aspekty kontaktów psów i ludzi. Pies, choć przyjaciel, może ugryźć – taka jest kwintesencja badań. Nie jakiś obcy – najczęściej gryzie pies własny, czworonóg rodziny albo przyjaciół. Ofiarą zazwyczaj padają dzieci. Ma to miejsce najczęściej w lecie. 4,5 mln Amerykanów rocznie ma bliskie spotkanie z psimi zębami; rośnie liczba ludzi, którzy przypłacają to życiem. Kilka dekad temu wypadków śmiertelnych było 17 rocznie, obecnie – ok. 30. Liczba posiadanych przez Amerykanów psów wcale się nie zwiększyła, jest ich 74 mln.
One naprawdę mogą uratować życie, twierdzą badacze z renomowanej John Hopkins School of Medicine.
Wespół z naukowcami japońskimi wykryli, że systematyczne jedzenie brokuł chroni przed rakami żołądka, układu trawiennego, przełyku, pęcherza moczowego, skóry, płuc i in. Brokuły zawierają sulforaphane – silny naturalny antybiotyk, który zwalcza bakterie helicobacter pylori wywołujące nowotwory układu gastrycznego. Spożywanie brokuł ogranicza poziom tych bakterii. ST
NAJGORSZA MINUTA Brytyjscy naukowcy ogłosili, która minuta w całym tygodniu jest najbardziej stresująca. Okazało się, że ponad połowa pracowników (bez względu na rodzaj wykonywanej pracy) apogeum stresu odczuwa we wtorek o 11.45. Wbrew pozorom najbardziej piekielny nie jest poniedziałek, bo, jak ustalono, wiele osób jeszcze pozwala sobie na względne leniuchowanie po weekendzie. Do prawdziwej roboty zabieramy się tak naprawdę we wtorek. No i właśnie przed południem uświadamiamy sobie... ile mamy do zrobienia! Coś w tym jest. W redakcji „FiM” we wtorek, mniej więcej o 11.45, rozpoczynamy planowanie ostatecznego układu gazety. Wchodzi szef i... I brytyjscy naukowcy mają rację. MarS
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
W
ięcej niż 20 procent Duńczyków rozważa wystąpienie ze swojego Kościoła1. Nie stanie się to oczywiście z dnia na dzień. Niemniej właśnie przy okazji świąt wielkanocnych w pustych kościołach widać było dokładnie, co się – nomen omen – święci2. Nawet duńskie dzieci wolą baśnie H.C. Andersena lub przygody
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Ile poddany JKM Małgorzaty II może zaoszczędzić, występując z Kościoła i nie płacąc podatku kościelnego3? Od podatku kościelnego 0,93 proc. (średnia) to od wynoszących ok. 500 tys. koron (ok. 330 tys. zł) przychodów rocznych, po odliczeniu zwolnienia podatkowego, podatek kościelny w roku 2009 nalicza się od kwoty 457 100 koron. To daje kwotę 4251 koron (2417
bezpłatne korzystanie z kościelnych usług i jednocześnie mogli zaoszczędzić całkiem spore pieniądze. Jednak najczęściej występowano z Kościoła całymi rodzinami. Szwedzki Kościół protestancki usiłował doprowadzić do zakazu tego rodzaju antykościelnej agitacji, jednak to się nie udało. WŁODZIMIERZ GALANT Kopenhaga
Plecami do Kościoła Harry’ego Pottera niż opowieści nie z tego świata. Powodem tak wielu odejść chrześcijan są pieniądze. Tak wynika z badań. Co najciekawsze, pani ksiądz Kathrine Lilleroer jest – jak to określiła – „przyjemnie zaskoczona” tym, że jedynie 20 procent wiernych chce dać drapaka. „W sytuacji, gdy tak radykalnie niewiele i z roku na rok coraz mniej osób chodzi do kościoła, to naprawdę fantastyczne, że tak mało osób zamierza wystąpić z Kościoła. Należy to uznać wręcz za sukces. Cóż to za lojalność ze strony pozostałych niechodzących do kościoła, że płacą za członkostwo w klubie, do którego nie chodzą” – powiedziała pani ksiądz. Podobnie ocenia sytuację Tim Jensen, badacz religii z Syddansk Universitet. „Wielu Duńczyków płaci lojalnie podatek kościelny, mimo że nie wierzą oni ani w Ojca, ani w Syna, ani tym bardziej w żadnego Ducha Świętego. To, że zaledwie 20 proc. chce odejść, wynika z faktu, że duński Kościół postrzegany jest jako rodzaj tradycyjnego stowarzyszenia, z którego właśnie z uwagi na tradycję większość nie zamierza występować”.
złotych) rocznie oddanych Kościołowi. Jeśli odkładamy te pieniądze na koncie, to po 40 latach mamy już 1 604 572 koron (wg kursu z kwietnia br. daje to nieco ponad milion złotych). ~ ~ ~ Gdy w roku 2000 mieszkańcy Szwecji zaczęli otrzymywać pocztą broszury zachęcające do występowania z Kościoła z wyliczeniem, ile mogą na tym zaoszczędzić, to rezultat był tak znakomity, że szwedzki Kościół skokowo utracił kilkanaście procent wiernych. Niektórzy zastosowali się do dobrych rad i rozegrali rzecz tak, że jedno z małżonków pozostawało w Kościele, a drugie występowało. W ten sposób zapewniali sobie
Duńskie przepisy zakładają, że każdy Duńczyk jest automatycznie członkiem tutejszego Kościoła protestanckiego. Jeżeli nie zaprzeczamy temu np. odpowiednim oświadczeniem, że należymy do innego wyznania, lub stwierdzeniem, że występujemy z Kościoła, to automatycznie od naszych dochodów pobierany jest tzw. podatek kościelny. 2 W duńskim Kościele protestanckim nie ma zwyczaju święcenia czegokolwiek w związku ze świętami Wielkiej Nocy. W zasadzie w ogóle nie obchodzi się tych świąt w takim znaczeniu, jak to ma miejsce np. w Polsce. Każdego roku poddani JKM Małgorzaty II mają po prostu pięć dni wolnego, gdyż tzw. Wielki Czwartek i Wielki Piątek są w Danii dniami świątecznymi, wolnymi od pracy. A więc lud rusza na zakupy i w teren, a kościoły stoją puste... 3 W Kościele duńskim nie jest znane płacenie księdzu nieopodatkowanego i nierejestrowanego „co łaska”, więc podatek jest jedyną formą obciążeń na rzecz Kościoła. Za to wszelkie sakramenty typu chrzest, bierzmowanie, ślub, pogrzeb itp. są bezpłatne. A ksiądz otrzymuje za swoją pracę wynagrodzenie na takich samych zasadach jak każdy inny obywatel i tak samo płaci podatki. Gdy jest żonaty, rozlicza się oczywiście razem z żoną. 1
Na rozstajnych drogach Od poglądów papieża i Watykanu coraz bardziej dystansują się tradycyjnie katolickie społeczeństwa europejskie. 90 proc. Austriaków uważa, że księża powinni mieć prawo się żenić. 89 proc. jest zdania, że nie należy duchownym odmawiać prawa do płodzenia dzieci: z żonami bądź... partnerkami. W Austrii głośna jest ostatnio sprawa ks. Josefa Friedla, który był osobistym reprezentantem biskupa Linzu Ludwiga Schwarza. 65-letni Friedl niespodziewanie wyznał publicznie, że ma romans z panią. Zwierzchnik zwolnił go z piastowanego dotąd stanowiska, a kardynał wiedeński Schoenborn potwierdził niepodważalność celibatu. Trudno będzie hierarchom propagować swe doktrynalnie obowiązujące opinie nie tylko wśród austriackich katolików (zaledwie 30 proc. chodzi do kościoła),
ale i wśród kleru. Teolog Paul Zulehner stwierdził, że 22 proc. austriackich księży żyje na stałe z kobietami, a niektóre źródła utrzymują, że aż połowa. Austriacy nie mają wysokiego mniemania o Benedykcie: zaledwie 32 proc. ma o nim pozytywną opinię (dwa lata temu – 50 proc.); 17 proc. Austriaków uważa papieskie wypowiedzi w sprawach problemów współczesnego świata za „bardzo ważne”. Z papieżem i jego poglądami coraz mniej identyfikują się Włosi. Ujawniło się to zwłaszcza w kontekście „afery kondomowej”: ponad połowa Włochów „całkowicie nie zgadza się” z opinią papieża, że kondomy przyczyniają się do pogłębienia epidemii AIDS. Tylko co piąta osoba skłonna jest podzielić zdanie Benedykta. 80 proc. Włochów popiera zwalczane przez Watykan prawo do sztucznego zapładniania. PZ
15
Kościół bez księży K
ościół katolicki w USA stoi w obliczu pokoleniowej zmiany warty. Jedna trzecia z 265 aktywnych biskupów amerykańskich w ciągu 5 lat osiągnie wiek 75 lat, kiedy to muszą złożyć na ręce papieża rezygnację. Ponad połowa osiągnie ten wiek w ciągu 10 lat. Wiek emerytalny wkrótce osiągnie trzech najbardziej wpływowych liderów kleru USA. Kard. Mahony z Los Angeles (73 lata), kard. George z Chicago, przewodniczący konferencji biskupów (72 l.), i kard. Justin Rigali z Filadelfii, doradzający papieżowi w biskupich nominacjach (73 l.). Sytuacja ta daje głowie Kościoła szansę na dokonanie trwałych i jakościowych zmian wizerunku liderów Kościoła w USA. Za większością z tamtejszych purpuratów wlecze się uwikłanie w kryzys
pedofilii kleru. Ich następcy mogliby zacząć posługę z czystą kartą. Poza tym Latynosi, którzy niedługo zdominują środowisko katolików w Stanach, są coraz bardziej rozżaleni i zniecierpliwieni, że żaden z latynoskich biskupów nie został jeszcze kardynałem. Jest jednak wielki problem – nowych tzw. powołań jest jak na lekarstwo, bo niewielu młodych ludzi chce być postrzeganych jako pedofile (taki jest dziś odbiór katolickiego kleru w USA). W ciągu dekady nie zastąpią oni nawet 1/20 emerytów, a tendencja jest spadkowa. CS
Milczenie owiec W
stydliwie skrywane przez dziesięciolecia szambo w Kościele katolickim nie przestaje wybijać.
Poinformowano właśnie, że setki chłopców – od dziesięciolatków począwszy – uczęszczających do elitarnej katolickiej szkoły podstawowej w Montrealu przez długie lata (1974–2001) padało ofiarami seksualnych namiętności braci z prowadzącego ją zakonu Les Freres de St. Croix. Okazało się, że władze zakonu i dyrekcja szkoły nie tylko wiedziały o molestowaniu seksualnym dzieci, ale pracowały w pocie czoła, aby przestępstwa nie zostały wykryte. Pierwsze oskarżenie (obecnie adwokaci
formułują zbiorowy akt oskarżenia) wniosła matka ofiary, 12-letniego wówczas Rene Cornelliera. Młody chłopak pisał listy do dyrekcji szkolnej, alarmując, że on i jego przyjaciele padają ofiarą lubieżności trzech zakonników. W jednym z listów czytamy: „Groźby są skuteczne. Wiem, że władze szkolne wiedzą od długiego czasu, ale milczenie jest utrzymywane niezależnie od ceny, jaką za to płacimy”. Brat Charles Smith, jeden z członków dyrekcji, „radził” Cornellierowi, aby lepiej nie otwierał ust. TN
Religia i tolerancja B
adania przeprowadzone przez renomowaną firmę Gallup Polls zgłębiały stosunek do wiary i zestawiły go z innymi cechami.
Pokazały, że mieszkańcy krajów, w których religię uważa się za sprawę istotną w życiu codziennym, są jednocześnie mniej tolerancyjni: niechętnie widzą mniejszości etniczne lub rasowe w swym państwie. Okazuje się też, że poziom religijności jest ściśle związany z zamożnością kraju: obywatele państw o wysokim produkcie narodowym brutto są znacznie mniej religijni (a zarazem
bardziej tolerancyjni) od mieszkańców krajów przędących cienko. Ze wszystkich wiar najbardziej tolerancyjni i otwarci na inność rasową i etniczną są wyznawcy hinduizmu. Następne miejsce zajmują chrześcijanie, muzułmanie i buddyści. Najmniejszą tolerancję wykazują żydzi. Zapewne konstatację tę potraktują jako dowód antysemityzmu... JF
16
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (3)
Mit „polskich Pompejów” Mit o prasłowiańskości Biskupina – „polskich Pompejów” – powstał w latach 30. XX wieku w odpowiedzi na niemieckie roszczenia do terytorium Polski. Dziś wydaje się jasne, że biskupiński gród z początków epoki żelaza nie miał nic wspólnego ze Słowianami. Biskupin, wieś w województwie kujawsko-pomorskim na Pojezierzu Gnieźnieńskim, zyskał światowy rozgłos dzięki odkryciu na półwyspie Jeziora Biskupińskiego drewnianych konstrukcji osiedla wybudowanego ponad 2700 lat temu. W latach międzywojennych Biskupin zyskał miano „polskich Pompejów” – przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, obiekt ten dzięki późniejszemu zamuleniu przechował do naszych czasów rzadko tak bardzo wszechstronny obraz obyczajowości i życia codziennego plemion tzw. kultury łużyckiej. Po drugie zaś, tak jak natrafienie na ślady Pompejów czy Herkulanum przyczyniło się do rozwoju badań archeologicznych we Włoszech, tak rozpoczęcie systematycznych poszukiwań w Biskupinie otworzyło nową epokę w rozwoju polskiej prahistorii. Niestety, Biskupin stał się też przykładem stanowiska archeologicznego, którego wyniki badań wykorzystywano w przeszłości dla celów ideologicznych i propagandowych. A wszystko zaczęło się w 1933 roku, kiedy to skromny nauczyciel wiejski w Biskupinie, Walenty Schweitzer, odkrył na półwyspie Jeziora Biskupińskiego sterczące ukośnie
C
w trzcinie, dębowe koły. Jeden z dawnych właścicieli części półwyspu, rolnik Antoni Jercha, przystąpił następnie do kopania torfu natrafił na bagnistej podmokłej łące na drewniane podłogi, słupy i różne przedmioty z gliny, rogu i brązu. Kilka miesięcy później odkryciem zainteresował się prof. Józef Kostrzewski, ówczesny dyrektor Muzeum Archeologicznego w Poznaniu oraz Instytutu Prehistorii Uniwersytetu Poznańskiego, który podjął decyzję o natychmiastowym rozpoczęciu badań na tym terenie. 22 czerwca 1934 r. łopaty 20 bezrobotnych z Gąsawy i Biskupina uderzyły w darń łąkową, rozpoczynając odsłanianie rozsławionej już wkrótce starożytnej osady. Wyjątkowość odkrycia stawała się z roku na rok tym bardziej oczywista, że wykopaliska odsłoniły prastary gród, który z pewnością nie został zbudowany przez Germanów. Prof. Kostrzewski uznał Biskupin za osadę prasłowiańską i poświęcił resztę życia na obronę tej hipotezy. Znakomicie wpisywała się ona zarówno w zapotrzebowanie społeczne, jak i polityczne odrodzonego państwa polskiego, dlatego też w II Rzeczypospolitej przyjęto ją z bezkrytycznym
zas okołowielkanocny to w me diach czas komentarzy na temat kondycji wiary w świecie. Komentarzy czasem opartych na przesłankach fałszywych i chybionych. W polskiej prasie pojawiły się m.in. doniesienia o zwiększaniu się chrztów osób dorosłych, które przyjmują go w Kościele katolickim we Francji, Belgii, a nawet w Polsce. Niektórzy komentatorzy okrzyknęli to zjawisko nawet „oznaką odrodzenia się chrześcijaństwa” i „chrzcielnym boomem”. To ocena zupełnie chybiona. Po pierwsze, takich chrztów jest w gruncie rzeczy ciągle niewiele. Udziela się go na ogół w Wielką Sobotę i w całej Francji uczyniło to ostatnio kilka tysięcy osób (na ponad 60 mln ludności), w Belgii – ledwie 140, a np. w Łodzi – 20. Ale nie liczby, zresztą bardzo skromne, są najważniejsze przy ocenie tego zjawiska. Liczy się kontekst społeczny i motywacje katechumenów, czyli tych, którzy do chrztu przystępują. Paradoksalnie jest tak, że im bardziej kraj jest zlaicyzowany, im świecka tradycja jest starsza, tym... chrztów osób dorosłych można się spodziewać liczniejszych. Dlaczego? Otóż dlatego, że w społeczeństwach o dłuższej tradycji
entuzjazmem. W istocie kwestia tego, kto mieszkał na terenach Polski w pradziejach, nie była zwykłym akademickim dyskursem – chodziło o roszczenia polityczne do tych ziem i ewentualną rewizję granic. W rękach polskich archeologów, którym brakowało dotąd porządnego archeologicznego argumentu w polemice z archeologami III Rzeszy, pojawił się teraz potężny oręż. Świetnie oddał te nastroje publicysta Antoni Bechczyc Rudnicki, tak pisząc 18 sierpnia 1935 r. na łamach „Kuriera Poznańskiego”: „Na terenie wykopalisk w Biskupinie przekonać się możemy naocznie, jak oczerniali nas wrogowie naszego narodu. Nie byli przodkowie nasi bynajmniej dzikusami, skoro poziomem swojej kultury dorównywali najbardziej kulturalnym narodom im współczesnym (…). Jeśli więc po dobie rozkwitu kultury prasłowiańskiej przychodzi jej zmierzch, a raczej zahamowanie, zawdzięczamy to właśnie owym włóczącym się rabusiom germańskim, którzy, nęceni zamożnością naszego pracowitego przodka – rolnika, nachodzili go dla łupieży przez tyle stuleci i jeszcze dziś patrzą okiem łakomym na nasze dziedziny odwieczne, na których siedzimy już czwarte tysiąclecie”. W podobnym tonie wypowiadały się inne gazety i środki masowego przekazu. Biskupin ochrzczony został „polskimi Pompejami”,
laickiej mniejsza liczba rodziców chrzci swoje dzieci, zatem potencjalnych kandydatów do ochrzczenia w wieku dorosłym jest później więcej. Dlatego w zrewoltowanej od dawna przeciwko Kościołowi Francji jest takich chrztów
„polskim Herkulanum”, „Troją północy” albo obronnym grodem stojącym na straży prasłowiańskiego „Lebensraumu” („przestrzeni życiowej”). Stał się ikoną II Rzeczypospolitej, goszczącą wiele osobistości: prezydenta RP Ignacego Mościckiego, marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, prymasa Augusta Hlonda, kardynała Adama Sapiehę i innych. Biskupin stał się też znakomitą reklamą polskiej archeologii, gdyż stanowisko to badano najnowocześniejszymi metodami, m.in. z użyciem balonu do wykonywania fotografii. Rzecz jasna, niemieccy archeolodzy zdecydowanie odrzucili tezy o prasłowiańskim pochodzeniu Biskupina. Najpierw sugerowali, że kultura łużycka nie była dziełem ani Germanów, ani Słowian, lecz Ilirów
się ateiści ochrzczeni jako niemowlęta, wówczas Kościół ich powtórnie nie chrzci, jeśli nie byli pokropieni wodą, wówczas tworzą oni ową statystykę nowo ochrzczonych dorosłych. W Polsce niemal wszyscy ateiści i agnostycy
ŻYCIE PO RELIGII
Bicie piany więcej niż w stosunkowo niedawno zlaicyzowanej Belgii, gdzie ogromna większość mieszkańców „załapała się” jeszcze na chrzest w wieku niemowlęcym. Rosnąca liczba chrztów (w Belgii wzrosła ona w ciągu jednego roku ze 109 do 140) sama w sobie o niczym jeszcze nie świadczy. Oznacza ona po prostu, że w wiek dorosły wchodzi pokolenie, w którym ochrzczonych niemowląt było mniej niż w pokoleniu poprzednim. Nic to jeszcze nie mówi o ogólnej liczbie wierzących ani nawet o motywacjach osób chrzczonych. Dopóki religia jest jeszcze silna, dopóty będą się od czasu do czasu pojawiać tzw. nawrócenia ateistów na wiarę. Jeśli nawracają
byli kiedyś ochrzczeni przez rodziców, zatem po swoim nawróceniu nie poprawią oni statystyki chrztów dorosłych. Dowodzenie więc na podstawie liczby chrztów osób w wieku dojrzałym, że we Francji jest jakaś fala nawróceń na katolicyzm, a w Polsce nie, bo jest ich niewiele, to jest wróżenie z fusów od kawy, a nie porządna analiza. Osobną kwestią jest motywacja ludzi, którzy ubiegają się o chrzest w Kościele rzymskokatolickim. Jeżeli u ewangelicznych protestantów kandydat do chrztu musi się wykazać nie tylko wiedzą o religii i Biblii, ale przede wszystkim tzw. owocami wiary, czyli np. zerwaniem z nałogami, to do Kościoła rzymskiego
lub Traków, a w wczasie okupacji na terenie osady biskupińskiej badania prowadził odział SS, pod dowództwem Hauptsturmfuhrera prof. Hansa Schleifa w celu wykazania jej pragermańskości. Badania wznowiono w 1946 r. W latach 60., wobec zbliżających się obchodów Milenium państwa polskiego, program badawczy związany z Biskupinem został uznany za priorytetowy. W tym właśnie czasie powstał słynny „Słowiański rodowód” Pawła Jasienicy, w którym jego autor dowodził prasłowiańskości Biskupina. Niedługo potem runął tak długo lansowany obraz Biskupina jako „obronnego osiedla Prasłowian”. Dziś wiadome jest, że zarówno Biskupin, jak i całą tzw. kulturę łużycką, wiązano ze Słowianami w sposób aprioryczny i niemal bezrefleksyjny. Rozstrzygająca dla datowania założenia Biskupina okazała się metoda dendrologiczna, polegająca na analizie sekwencji przyrostu słojów drzew do czasów współczesnych i cofaniu się w pradzieje. Ustalono, że drewno dębowe na budowę zostało ścięte w latach 747–722 p.n.e., osada zaś opuszczona została po 150 latach, co miało prawdopodobnie związek ze zmianami klimatycznymi oraz znacznym wyeksploatowaniem środowiska naturalnego. Nie udało się ustalić, kim byli jego twórcy. Możliwe, że należeli do różnych grup etnicznych, na co wskazywałyby niektóre badania językoznawcze. Jeszcze dziś wiele podręczników szkolnych podaje – niezgodnie ze stanem aktualnych badań – informację na temat tego grodu jako obiektu prasłowiańskiego. ARTUR CECUŁA
przyjmuje się osoby często zupełnie przypadkowe. Cóż zresztą w tym dziwnego, skoro sami przyjmujący nowe owieczki duchowni niewiele mają wspólnego z wiarą i Ewangelią. Coraz częstszą i główną motywacją chrztu jest przygotowanie do małżeństwa z katolikiem (katoliczką), który wywiera presję na chrzest drugiej strony. Nie mniej powszechne i nie mniej infantylne jest przyjmowanie chrztu, aby... móc zostać ojcem chrzestnym lub matką chrzestną znajomych lub krewnych. Niektórzy katechumeni otwarcie to przyznają. Tacy „nawróceni” przedostatni raz w swoim życiu są w kościele na własnym chrzcie, potem jeszcze idą do ślubu lub na chrzest owego niemowlęcia przyjaciół, a na pogrzebie ich życie katolika się kończy. Oczywiście istnieje wśród owych nowych katolików naprawdę gorliwie wierząca i zaangażowana mniejszość. Ów świeży narybek jest jednak tak nikły liczebnie i nieproporcjonalny wobec laicyzujących się tłumów, że mówienie w tym kontekście o „odrodzeniu się chrześcijaństwa” jest zupełnym nieporozumieniem. Choć jestem w stanie zrozumieć, że katoliccy publicyści na Zachodzie takimi statystykami sami siebie pocieszają i próbują mydlić oczy nieostrożnym intelektualnie czytelnikom. Ale cóż innego im pozostało? MAREK KRAK
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
Ś
rodowiska konserwatywne i narodowo-katolickie skłonne są widzieć w masonerii, faszyzmie i komunizmie tę samą falę nieszczęść cywilizacyjnych. Ksiądz Mieczysław Skrudlik w swojej książeczce pt. „Bezbożnictwo w Polsce” z 1935 r. przytacza opinię księcia Northumberlanda, iż w masonerii, w jej odgałęzieniach romańskich, tkwią źródła wpływów i sił bolszewizmu. Z kolei radykalna lewica intelektualna w swej krytyce oświecenia lubuje się w tropieniu związków przyczynowych między oświeceniem a faszyzmem. Masoneria jest, jak powszechnie wiadomo, dzieckiem wczesnego oświecenia, a faszyzm byłby z kolei dzieckiem oświecenia późnego. Skrajna lewica i prawica produkują więc równowartościowe opowieści o oświeceniu i masonerii, tylko nie mogą się ze sobą zgodzić, czy oświecenie matkuje bardziej komunizmowi czy faszyzmowi. W świecie rzeczywistym zarówno faszyzm, jak i komunizm gnębiły masonerię jako „zgniły liberalizm”. Nie umniejsza tego fakt, że wielu byłych masonów działało zarówno u sterów państw komunistycznych, jak i faszystowskich. Zupełnie specyficzna sytuacja jest w Ameryce Łacińskiej, gdzie w zasadzie bez względu na barwę polityczną masoneria jest traktowana jako swoisty pomnik czy pamiątka historyczna, jako swoisty kościół narodowy, którego się po prostu nie prześladuje. Tylko w tym kontekście można zrozumieć, że fartuszki nosili zarówno Salvador Allende, komunista, który zdobył prezydenturę Chile w demokratycznych wyborach (1970–1973), jak i dyktator Augusto Pinochet (1973–1990), który go obalił. Podobnie jest na Kubie, bo choć od pół wieku jest państwem komunistycznym, to masoneria ma tam bardzo silną pozycję. Na kontynencie europejskim masoneria nie kojarzy się jednak za mocno z ruchami narodowowyzwoleńczymi, lecz liberalno-oświeceniowymi, stąd też reżimy autorytarne lub totalitarne konsekwentnie starały się zgnieść loże. Wiadomo, że w młodości Benito Mussolini starał się o przyjęcie do loży, ale został odrzucony. Niektórzy w tym właśnie upatrują przyczyn jego późniejszej niechęci do wolnomularstwa. W każdym razie już w roku 1914 w Ankonie, w czasie czwartego kongresu Partii Socjalistycznej Włoch, Mussolini wygłosił tyradę przeciwko Sztuce Królewskiej. „Poggi przyszedł tu, by opowiadać o domniemanym podobieństwie filozofii masonerii i socjalizmu, ale nie potrafił tego dowieść – grzmiał. – Przyznaję, że sto lat temu, kiedy nie było podziałów klasowych, nie było proletariatu i burżuazji, a jedynie według premarksistowskiej terminologii »biedni« i »bogaci«, wtedy, przyznaję, można było dostrzec głębsze podobieństwo pomiędzy masonerią a socjalizmem, ale dzisiaj go nie widać... Być może masonizm nawiązuje do humanitaryzmu.
Czas jednak ograniczyć przenikanie humanitaryzmu do socjalizmu, który jest sprawą klas. A właściwie jest wyłącznie jedną sprawą, wyłącznie jednej klasy – proletariatu”. Kongres uchwalił zasadniczą sprzeczność między masonerią a socjalizmem. W efekcie większość braci socjalistów wystąpiła z lóż, ale były też przypadki odwrotne: porzucenia partii, przy zachowaniu socjalistycznych przekonań. Kiedy w czasie społecznego zamętu rodził się faszyzm, włoska masoneria nie odnosiła się doń wrogo, często wręcz pozytywnie: jako chwilowy gwałtowny ruch dla zaprowadzenia ładu społecznego i praworządności. W piśmie Wielkiego Mistrza
PRZEMILCZANA HISTORIA związana z Wielką Lożą ratyfikowała 17 grudnia. O ile więc później członkowie Wielkiego Wschodu (Palazzo Giustiniani) będą poddawani represjom, o tyle wielu działaczy Wielkiej Loży (Piazza del Gesu’) będzie aktywnie współpracowało z reżimem faszystowskim. Sam przywódca Piazza del Gesu’ został ponoć dobrze opłacanym informatorem włoskiego Gestapo – tajnej policji OVRA (Organizacja Ochotnicza do Zwalczania Antyfaszyzmu). Kiedy Mussolini składał wniosek do loży, był jeszcze nie tylko gorącym socjalistą, ale i walczącym antyklerykałem, jednak po przejęciu władzy zaczął układać się z Kościołem. Za
a przynależnością do masonerii...”. 29 stycznia 1924 r. Rada Faszystowska przegłosowała wniosek, aby członkowie „tajnych stowarzyszeń” nie mogli pełnić funkcji urzędowych. Wkrótce w całym kraju rozpoczęły się ataki bojówkarskie na siedziby lóż i na samych wolnomularzy. Wkrótce przed ostatecznym rozprawieniem się z masonerią powołano Komisję Piętnastu do ujawnienia działalności lóż, a przewodził jej filozof włoski Giovanni Gentile, który podówczas sprawował urząd ministra edukacji. W raporcie zarzucano masonerii, iż stanowi nośnik francuskiej mentalności, „jej ambicje, by stanowić Antykościół, są mocno
HISTORIA MASONERII (19)
Między sierpem a swastyką Mimo programowej apolityczności masoneria nie jest politycznie neutralna. Sama w sobie jest ruchem emancypacyjnym i wolnościowym, unika rozwiązań radykalnych, a tym samym orbituje wokół politycznego centrum, z lekkim skrętem na lewo. Wielkiego Wschodu z 19 listopada 1922 r., które usprawiedliwiało rewoltę faszystowską, zawarta została jednak uwaga: „Jeśli pogwałconoby wolność albo naruszono podstawowe swobody jednostek, jeśliby siłą wprowadzono dyktaturę czy oligarchię, wówczas wszyscy wolnomularze znają swoje obowiązki: wiedzą, że istnieją świętości, dla których, jak uczy nasza heroiczna i pełna chwały tradycja, warto żyć i za które warto umierać”. Wraz z upływem kolejnych miesięcy Wielki Wschód Włoch coraz wyraźniej odcinał się od faszyzmu i wyrażał zaniepokojenie rozwojem wypadków, natomiast w przeciwnym kierunku podążała konkurencyjna organizacja masońska – Wielka Loża Włoch (tę założył Saverio Fera, pastor ewangelicki i Suwerenny Wielki Komandor RSDiU, czyli zwierzchnik tzw. wyższych stopni, który w 1908 roku wyprowadził z Wielkiego Wschodu część wolnomularzy nieakceptujących zaangażowania polityczno-antyklerykalnego działaczy Wielkiego Wschodu). Już wkrótce masonerię włoską miał dzielić na dwa przeciwstawne skrzydła nie tylko stosunek do Kościoła, ale i do faszyzmu. W listopadzie 1922 r. lider Wielkiej Loży, Vittorio Roul Palermo, wręczył Mussoliniemu dyplom 33 stopnia, a następnie „deklarację zasad”, którą Mussolini podpisał, a Rada Najwyższa
poparcie kleru był gotów zapłacić całkiem sporo. Wkrótce w szkołach i sądach ponownie zawisły krzyże, wydawano ustawy regulujące małżeństwo podług wizji kościelnej, przywrócono duszpasterstwo wojskowe, a szkoły wyznaniowe otrzymały przywileje. Zwrócono Kościołowi zarekwirowane kościoły i klasztory, a w 1923 r. Mussolini uratował katolicki Bank Rzymu. Watykan otrzymał bibliotekę z książęcego pałacu Chigi, podwyższono państwowe subwencje na kościelne budowle oraz dla duchowieństwa, zakazano rozpowszechniania pornografii, podejmowano działania przeciw aborcji i antykoncepcji, większa liczba kościelnych świąt została uznana za państwowe. Rozprawa z masonerią była w tym kontekście naturalna – wszak loże, nawet te uległe, nie mogły mu utrudniać sojuszu z papiestwem. 13 lutego 1923 r. Wielka Rada Faszystowska wydała uchwałę następującej treści: „Po omówieniu tematu »faszyzm a masoneria...«, dochodząc do wniosku, że ostatnie polityczne wydarzenia oraz niektóre zachowania i głosy masonerii dają podstawy, by sądzić, że masoneria realizuje program i stosuje metody sprzeczne z założeniami faszyzmu, Wielka Rada wzywa faszystów, będących masonami, aby dokonali wyboru pomiędzy przynależnością do narodowej partii faszystowskiej
Augusto Pinochet
wygórowane”, zaś ograniczony, nieobiektywny i przestarzały antyklerykalizm „jest przyczyną głębokiego fermentu w społeczeństwie i uniemożliwia, a przynajmniej utrudnia dialog pomiędzy faszystowskim państwem a Stolicą Apostolską”. Kiedy Mussolini w uzasadnieniu swej antymasońskiej polityki przytaczał ową opinię komisji, wspomniał o pożytecznej roli masonerii w okresie Zjednoczenia Włoch, o ile jednak jej istnienie było uzasadnione „w czasach kryzysu”, o tyle „w czasach wolności” – już uzasadnione nie jest i dlatego należy loże zlikwidować! Roberto Gervaso w swojej historii masonerii przytacza anegdotkę z okresu już po rozprawie z Palazzo Giustiniani, kiedy w przejętej siedzibie Wielkiego Wschodu Mussolini zwraca się do swojego przyjaciela i spowiednika, jezuity Pietra Tacchi-Venturiego, który pośredniczył między faszystami a papiestwem. Miał wówczas powiedzieć: „Czy jesteśmy jedynymi masonami w tych murach?”. Faktem jest, że wielu byłych masonów pomagało zwalczać loże. Z kolei antymasoński sojusz
17
faszystowsko-papieski tylko wzmógł antyklerykalizm włoskich braci w fartuszkach. 12 marca 1929 r., w miesiąc od zawarcia paktów laterańskich erygujących ziemskie władztwo papieży, Ubaldo Triaca, Czcigodny Mistrz włoskiej loży na emigracji w Paryżu, wzywał na piśmie wszystkie loże do powstania przeciwko Kościołowi i „powrotowi dogmatu” w obronie wolnej myśli i nauki. „Dzięki Mussoliniemu – pisał Czcigodny – zażartemu wrogowi masonerii i uzurpatorowi legalnej władzy we Włoszech, papież uzyskał znaczne korzyści kosztem włoskiego narodu, który pozbawiony elementarnych swobód nie jest w stanie zamanifestować tego, co czuje. Ta poważna sprawa dotyczy nie tylko Włochów; dlatego właśnie chcemy pokazać, jakie niebezpieczeństwo grozi wolnej myśli i demokracji całego świata, ponieważ konsekwencją sięgających coraz dalej wpływów Watykanu jest wzrost aktywności reakcyjnych ugrupowań we wszystkich krajach”. Podobnie sytuacja masonerii wyglądała w reżimie leninowsko-stalinowskim. Już na kongresie III Międzynarodówki w Moskwie (1923 r.) podjęto uchwałę wzywającą komunistów do wystąpienia z lóż. Komunizująca frakcja polskich wolnomyślicieli w ten sposób pisała o masonerii w roku 1928: „Masoneria zachodnioeuropejska tylko póty buńczucznie wymyślała Kościołowi, póki było to potrzebne reprezentowanym w niej grupom burżuazyjnym. Dziś jednak zagrożone interesy burżuazji oczekują sukursu ze strony Kościoła. Dziś więc i masoneria śpiewa na cześć sojuszu faszystowsko-katolickiego i gotowa jest bodaj pocałować w nogę papieża” („Myśl” nr 41/1928). Ksiądz Skrudlik tak sobie tłumaczył tę kłótnię w rodzinie diabelskich pomiotów: „Masoneria ubóstwiła człowieka, natomiast bolszewizm zmierza do wyrównania ludzi na poziomie stada zwierząt. (...) credo masonerii jest krańcowo różne od creda bolszewickiego (...). Masoneria wyrosła na podłożu cywilizacji europejskiej, bolszewizm jest pomiotem wschodu. Masoneria wierzy i stara się rozentuzjazmować ludzkość wiarą w jej przyszłość, w ciągły postęp (...). W miejsce Boga i religii objawionej masoneria wprowadza wiarę w geniusz ludzki, w przyszłość ludzkości. Bolszewizm jako cel jedyny i ostateczny wysuwa wspólny żłób dla ludzkiego stada. Zarówno bolszewizm, jak i masoneria posiadają aspiracje i tendencje uniwersalne. W tych warunkach starcie pomiędzy tymi dwoma kierunkami było naturalną kolejnością rzeczy”. W 2008 r. na Uniwersytecie Warszawskim odbyła się konferencja „Masoneria i autorytaryzm. W 70. rocznicę rozwiązania lóż wolnomularskich w Polsce”. Głównym jej wnioskiem była konkluzja, iż istnienie masonerii jest papierkiem lakmusowym wolności obywatelskiej. Autorytaryzm i totalitaryzm mogą się ułożyć z religią, ale nie z masonerią. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
K
ażdą religię łączy przynajmniej jedna, podstawowa cecha: wymóg wiary w pewne byty lub miejsca, a więc przekonanie o ich istnieniu, niemające poparcia dowodowego i, niestety, logicznego (np. – wbrew obiegowym mądrościom – istnienie Stwórcy nie wyjaśnia genezy wszechświata, gdyż, jak sama nazwa wskazuje, także i Stwórca wchodzi w jego skład i nie rozwiązuje tym samym problemu choćby własnego powstania). Już samo takie przeświadczenie, mimo braku dowodów, zakrawa na fanatyzm. Wiara to twierdzenie bez pokrycia, dlatego sfera uczuć religijnych jest śmietnikiem wyobrażeń oraz uprzedzeń ulubionych, acz nieposiadających logicznego uzasadnienia.
się, że czegoś się nie wie i nie karmić się złudzeniami opartymi na myśleniu życzeniowym. Inaczej, pozostając pod wpływem religii, popadamy w rodzaj nałogu, który podobnie jak inne poprawia samopoczucie, lecz zaćmiewa umysł. Czy warto więc wyrzekać się racjonalnego myślenia, będącego jedynym narzędziem człowieka potrzebnym do poznania i tym samym szansy na rozwój również duchowy, skoro i ten jest oparty na potędze logicznego umysłu? Religia to
wirus memetyczny atakujący podatne na tę truciznę umysły w sposób często nieodwracalny; samo zatrucie jest przecież równie trudne do wyleczenia, co
wynikać mają pewne zasadnicze wartości. Te zaś podstępne memy religii pozornie uzasadniają jej wierzenia, określając pewne normy przyzwoitości zależne od tychże wierzeń. Tym samym ocierają się jednak o nihilizm, uzależniając moralność od istnienia lub nie jakiegoś bytu. Jedynym niezależnym, a przez to prawdziwym systemem moralnym jest więc
etyka naturalna polegająca na dbałości o szczęście własne i innych. Wśród wspomnianych wartości najbardziej zobowiązującym religijnie w konsekwencji swej wagi moralnej jest Dekalog, będący w ten sposób w równym stopniu nośnikiem
Formuła niewiary Siła wiary jest siłą tradycji, ale tradycji niemyślenia, a więc zastoju poznawczego. Z definicji istotą religii jest
bezwzględna ufność pozbawiająca człowieka zdolności do negacji – jednego z podstawowych narzędzi filozofii. Prędzej czy później kulą u nogi ludzkości stają się monolityczne tradycje oparte na powszechnym niegdyś prawie silniejszego, efektem którego jest np. poniżenie kobiet, nadal powszechne w starych systemach religijnych. Człowiek, jeśli myśli samodzielnie, a nie przyjmuje z góry poglądów opartych na doktrynie religijnej, kieruje się systemem wartościowania moralnego wyrozumowanym w sposób logiczny choćby na podstawowym poziomie, a ten pozwala sądzić, że i hipotetyczny doskonały Bóg nie mógłby osądzić go za wynik logicznego myślenia, jakim jest odrzucenie myślenia dogmatycznego, a więc wiary w cokolwiek. Co za tym idzie, wszystkie religie są równe: wiara, a więc tak naprawdę ślepe zawierzenie (kto chce, może to nazwać naiwnością), pozostaje wiarą. Jest wszakże pewne kryterium, którym można zmierzyć kuriozalność danych systemów religijnych: ilość wewnętrznych sprzeczności. W tej dziedzinie celuje rzymski katolicyzm ze swymi zwyczajami i dogmatami niewystępującymi w Biblii (na którą się powołuje!) lub sprzecznymi z nią. Religia, wiara, kult religijny – to pewnego rodzaju używka, mechanizm obronny psychiki, stąd zapewne trzeba mieć odwagę, by przyznać
rewolucyjne w zaszczepieniu: przekonanie religijne funkcjonuje wszak w umyśle mimo podstawowej opozycji wobec elementarnej logiki, wydającej się naturalnym narzędziem w budowaniu swych przekonań i uzasadnianiu ich. Brak uzasadnienia to niepełne równanie. Równanie naukowego poznania można przekształcać w myśl nowych, popartych badaniami odkryć, religia
zaś namnaża jedynie dowolne motywy bez wymogu istnienia „przed”. Nauka więc może tylko doskonalić ludzkie poznanie, religia zaś brnąć w coraz większy absurd, bo absurdem jest twierdzenie czegokolwiek bez dowodu na to, choć paradoksalnie religia pretenduje do miana opisu... rzeczywistości, z którego to
religii, co religia zawartych w nim nakazów etycznych odnoszących się do relacji międzyludzkich, wśród których „przemycone” zostały uregulowania stosunków z bajkową istotą boską, umacniane przez te pierwsze i na odwrót. Tymczasem przykazania te nie tylko nie są unikalnym, endemicznym zjawiskiem kulturowym (bo i m.in. Kodeks Hammurabiego opierał się na tychże zasadach), ale i stanowią absolutne minimum do poprawnego funkcjonowania społeczeństwa, z pewnością nie ponad twórcze możliwości ówczesnego prawodawstwa. Z kolei jednak ateizm również, paradoksalnie, ujmuje rzecz nie mniej dogmatycznie niż teizm. Wszak nie ma żadnego dowodu na to, czy istota absolutna – abstrahując od jej przymiotów i roli, jaką przypisują jej religie, naprawdę gdzieś, w jakiejś formie nie istnieje. Agnostycyzm teistyczny natomiast cechuje się pewną hipokryzją, jako że odrzucając konkretne tradycje religijne, jednocześnie z góry zakłada istnienie samego Boga, co już stanowi tradycję dogmatyczną. Najbardziej racjonalną postawą jest więc tzw. słaby agnostycyzm, czyli de facto sokratesowska niepewność, czy jakikolwiek Bóg istnieje, oraz dopuszczenie możliwości, iż pewność ta zostanie kiedyś zyskana. Lord Chiren
List do Premiera Tuska Szanowny Panie Premierze Przeczytałem z uwagą list otwarty redaktora naczelnego „Faktów i Mitów” z dnia 27.02. 2009 r. skierowany do premiera rządu polskiego, w którym ujawnione zostały duże kwoty dotacji i różnych subwencji wypłacanych każdego roku z budżetu państwa i budżetów miast i powiatów na rzecz Kościoła katolickiego. Społeczeństwo polskie dowiaduje się o tych wydatkach sięgających setek milionów złotych wydatkowanych z kasy państwa polskiego, które dotąd były i nadal są ukrywane przed narodem. Jestem pewien, że wielu Polaków zastanowi się teraz nad niejedną ustawą czy decyzją rządu, która zwiększa koszty utrzymania człowieka lub pogarsza poziom jego życia. Jest bowiem dziwna i niezrozumiała postawa władz rządowych i samorządowych, kiedy czynione są oszczędności na ludziach biednych i średnio zarabiających, a nie oszczędza się pieniędzy wydawanych lekką ręką dla biskupów, księży i różnych organizacji katolickich, co zapewnia im wysoki standard życia. Jest to postawa i praktyka władz rządowych wysoce krzywdząca pracujący naród polski i nierówno traktująca obywateli naszego kraju. Obecnie w dobie kryzysu gospodarczego różnice te ujawniają się ze zdwojoną siłą i dolegliwością dla ludzi biedniejszych i bezrobotnych. Powoduje to rozgoryczenie w narodzie, a często popycha naszych rodaków do tragicznych zachowań, takich jak samobójstwa, rabunki czy coraz częstsze morderstwa, o czym donoszą media publiczne każdego dnia. Panie Premierze! Popierający Pana w wyborach parlamentarnych obywatele dali rządowi pod pańskim kierownictwem dużą szansę na uzdrowienie chorej gospodarki oraz przywrócenie normalności i stosowanie sprawiedliwych norm prawnych jednakowych dla wszystkich. Myślę, że premier Zapatero nadal cieszy się wysokim poparciem narodu hiszpańskiego i okazywaną mu sympatią. Jest zatem niezrozumiałym fakt, dlaczego nasi czołowi politycy i przywódcy władz państwowych tak niechętnie i z nadmierną delikatnością podejmują czasem tak ważny problem rozdziału Kościoła od państwa. Natomiast biskupi T. Pieronek czy J. Życiński pozwalają sobie często publicznie krytykować premiera i ministrów rządu polskiego, co najczęściej zostaje bez reakcji ze strony rządu czy krytykowanego ministra. Taka postawa władzy rozzuchwala niektórych polityków w czerwonych beretach, którzy uzurpują sobie prawo do przywoływania kierownictwa rządu polskiego do porządku i „prawa boskiego” (czyt. kurialnego). Nie podoba się to społeczeństwu polskiemu, nawet tym obywatelom, którzy są członkami Kościoła katolickiego. A już bezczelne jest zachowanie znanego wichrzyciela i cwaniaka T. Rydzyka, który publicznie oskarża Pana Premiera o zdradę, lenistwo i inne herezje, namawia swych popleczników do buntu i nieposłuszeństwa wobec rządu czy publicznie rzuca obelgi pod adresem żony Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To wszystko woła o pomstę do Boga! Panie Premierze! Rozumiem doskonale, że Pan nie był w stanie ogarnąć myślą wszystkich kanałów, przez które płynie rzeka pieniędzy z kasy państwa i kas wielkich i małych miast polskich zasilających często bezprawnie kasy licznych plebanii w kraju oraz przeróżne organizacje katolickie. Dobrze zatem się stało, że naczelny redaktor popularnego tygodnika „Fakty i Mity” podał do publicznej wiadomości wielkość kwot obciążających budżet państwa i kwot pieniężnych przekazywanych co roku na płace dla katechetów w szkole i kapelanów. Ci ostatni zarabiają po 7 tys. zł miesięcznie. Porównanie tych płac z wynagrodzeniem lekarzy czy pielęgniarek szpitalnych musi bulwersować społeczeństwo, które żąda od władz zmiany tych krzywdzących relacji płacowych. Panie Premierze! Proszę o pochylenie się nad tą „litanią” wypłacanych z budżetu państwa pieniędzy i skierowanie ich na zmniejszenie skutków kryzysu gospodarczego oraz pilne wydatki dotyczące zdrowia i życia naszego narodu. Powzięte przez Pana Premiera stosowne decyzje w tej materii niewątpliwie utrwalą sympatię i poparcie dla Pana i Pana rządu ze strony wyborców. Inż. Karol Tendera, Kraków b. więzień KL Auschwitz-Birkenau członek Obozowego Ruchu Oporu (list wysłany do Kancelarii Premiera RP)
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
LISTY Obywatele! Kampania wyborcza do europarlamentu niczym wiosna rozkwitła na dobre. Wszystkie ugrupowania już wystawiły swe reprezentacje strojne w barwy klubowe. Zwracam się do Was, drodzy Rodacy! Apeluję do Waszego patriotyzmu (choćby był on w zaniku). Idźcie i głosujcie! Bo wbrew pozorom i powszechnym opiniom naprawdę możemy coś zdziałać. Pośród tej wielkiej ciżby kandydatów wypatrujcie wszelakiej maści indywidua. Jeśli na listach rozpoznacie jakiegoś nawiedzonego oszołoma, miernotę, aferzystę, świra, świnię, hipokrytę, krzywoprzysięzcę, to proszę – właśnie na niego oddajcie swój głos. Oto dana jest nam rzadka okazja, by od tych wszystkich szubrawców uwolnić ojczyznę i telewizory. Wyślijmy to całe barachło do Brukseli! Nie głosujcie, proszę, na ludzi porządnych, uczciwych, rozsądnych (jeśli takowi w ogóle jeszcze w świecie polskiej polityki egzystują). Tacy niech pozostaną w kraju, bo oni tu są potrzebni. Że co? Że wysłanie ich tam będzie nas drogo kosztować? Pomyślcie, jakich spustoszeń i kosztów mogą nam przysporzyć, jeśliby swą radosną twórczość tu, na naszym podwórku, uskuteczniali. Że wstyd przed światem? Cóż... Są przecie wartości nadrzędne, dla których warto niekiedy przygiąć hardego karku. Ech... Marzy się, żeby tak sam prezes Jarosław stanąć w szranki wyborcze raczył... Ja bym na kolanach do urny podążył! Jerzy Myślicki
Głódź i bruźdź W „Wydarzeniach” Polsatu usłyszałam wypowiedz Głódzia, który nawoływał do nieprzestrzegania prawa. Powiedział, że nawet jeśli coś ustala się w parlamencie, to nie jesteśmy zobowiązani tego przestrzegać. Niesamowite, że ktoś, kto głosi coś takiego publicznie, nie jest ścigany z urzędu przez prokuraturę. Myślałam, że po wypowiedziach Pieronka nic mnie już nie zaskoczy, a okazuje się, że ludzie Kościoła są zdolni do coraz paskudniejszych wypowiedzi i zachowań, bo mają pewność, że ze strony naszego państwa nic im nie grozi. Jakie to smutne. Dobrze, że na pocieszenie mam co tydzień moje ulubione „Fakty i Mity” , a w nich ludzi, którzy mają poglądy takie jak ja. Grażyna
Oj, Boluś, Boluś... Honorowy obywatel Szczecina – Lech Wałęsa. Ciekawe, w czyjej głowie zrodził się ten pomysł... Wszystko wskazuje na to, że jego inspiratorem był Andrzej Milczanowski (szczecinianin), były minister
spraw wewnętrznych za panowania Bolka. O, pardon! Lecha Wałęsy. Dał on także niewątpliwy koncert oratorstwa podczas laudacji (20 kwietnia) na hucpie zorganizowanej z tej racji przez gospodarzy Szczecina. Był to koncert panegiryzmu. Jego słowa nie wychodziły z ust, ale wprost wyciekały strumieniem wazeliny. Nic dziwnego, że Lechu się popłakał (ze śmiechu?). To właśnie z jego rąk Wałęsa otrzymał słynną teczkę ze swoimi
LISTY OD CZYTELNIKÓW Rekolekcje Mam projekt zaradzenia tragicznej sytuacji w Polsce. Moim skromnym zdaniem, potrzebne są rekolekcje dla: pani Gronkiewicz-Waltz, pana prezydenta z bratem, pana premiera Tuska z Sejmem i Senatem. Tematy rekolekcji proponowałbym takie: 1. Jak przeistoczyć się z egoisty wyobcowanego ze społeczeństwa w ateistę otwartego na ludzi?
okazał się zdrajcą. Patrząc z uśmiechem politowania na przednią zabawę panów z IPN, zastanawiam się, kiedy ogłoszą oni, że komunę obalał któryś z bliźniaków wespół z pewnym „skromnym zakonnikiem” z Torunia... Panu prezesowi Kurtyce zasugerowałbym otwarcie kolejnej (tym razem nie z fotografiami jawnych funkcjonariuszy SB) wystawy, którymi nas co jakiś czas za środki z budżetu państwa uszczęśliwia – wystawy tajnych współpracowników, którzy po 1989 roku ubrali się w piórka patriotów i uczepili sutanny. Honorowy patronat powinien objąć Leszek Moczulski, a opiekę duchową zapewnić prałat Jankowski. Tytuł wystawy – PZPR. Co ten skrót oznacza? W 1992 roku poseł Moczulski, ówczesny prezes KPN, rozszyfrował go z mównicy sejmowej. Paweł Krysiński
Zbrodnicza komuna
dokumentami, którą potem zwrócił o połowę cieńszą. Ale zgrzyt pozostał (IPN się czepia, bo coś ma), choć Wałęsa tłumaczył wielokrotnie, że teczka ta zawierała nic nieznaczące kserokopie dokumentów. Po co ją więc brał?! I po co trzymał tak długo (kilka miesięcy), aż ktoś wreszcie zauważył jej brak? Można zatem domniemywać, że dokumenty, które z niej zniknęły, nie były kserokopiami, a zniknęły po to, by Wałęsa mógł śmiać się teraz do rozpuku w zaciszu pokoi swego pałacu ze wszystkich tych, którzy zarzucają mu współpracę z bezpieką PRL-u. Gdzie on ich teraz ma...? Tak, tak – właśnie tam. Witold Pater
Podpowiadacze Uczeni z minionej epoki nie zauważyli, że nie są w stanie sprostać wymaganiom, jakie stawia przed nimi nowoczesne światowe szkolnictwo wyższe. Polskie szkolnictwo wyższe (to polityczne) jest zmurszałe. Szkoda mi Pana Zyzaka, że padł ofiarą starych wyjadaczy, którzy jeszcze odgryzają się za tamtą epokę. Panie Zyzak, głowa do góry, będą jeszcze z Pana ludzie, o ile Pan sam weźmie się za historię bez podpowiadaczy. Radzę Panu, żeby być ostrożnym w ocenie źródeł historycznych. Jak świat światem, historia zawsze pisana była dwutorowo, tj. z pozycji rządzących i alternatywnie – z pozycji przegranych. O tym, która była prawdziwa, dowiadujemy się przeważnie po upływie około 300 lat. Przykład – Ewangelia Judasza. Jan Ciosek, Gryfice
2. Jak wyzbyć się pychy, samozadowolenia, bezkrytycyzmu, braku wyobraźni, zachłanności? 3. Jak nauczyć naród obowiązku i szacunku? 4. Co zrobić, żeby patrzeć i widzieć, słuchać i słyszeć? Można długo, długo... na ten temat. Oto przykłady znieczulicy i nie tylko – dotyczy punktu 4. Umierają miasta, miasteczka, np. Łapy pod Białymstokiem. We Wrocławiu (zresztą nie tylko tam) pchają się ludzie po mąkę, olej... Za chwilę telewizja pokazuje nam księdza z marsową miną, który mówi: „Taka mentalność ludzka”. Zapisałam to i odpowiedziałam w myślach: nie, proszę księdza, temu zachowaniu na imię „bieda”, ale co księża wiedzą na temat biedy, skoro mieszkają w pałacach przykościelnych, gdzie stoły pełne są jadła i picia, podawanego przez siostrzyczki lub inne posługaczki cywilne. Co księża wiedzą o biedzie, której w Polsce coraz więcej... Jak to się ma do bezczelnej rozrzutności Hanny Gronkiewicz-Waltz i nie tylko jej? Anna, Warszawa
O(b-d)chody Wielkimi krokami zbliżamy się do kolejnych świąt niosących za sobą modły, zawierzanie Polski Maryjom zawsze dziewicom, Bogu Ojcu, nigdy zaś zdrowemu rozsądkowi i mądrości. 20 rocznica obalenia komunizmu już niebawem, zacznie się więc teczkowy spektakl z dawnymi działaczami „Solidarności”, wytykanie sobie nawzajem, kto więcej zrobił, kto był dłużej internowany, kto
W 1953 roku z biednej mazowieckiej wsi niedaleko Buga przeniosłam się z rodziną do Warszawy – na Pragę. Miałam 12 lat. Wówczas wiele z moich koleżanek z Pragi mieszkało w domach do rozbiórki. Wszystkie rodziny otrzymywały kolejno przydziały na mieszkania kwaterunkowe. Decydował stan budynku i liczba dzieci. Moje koleżanki przeprowadzały się do nowiutkich, pięknych mieszkań, najczęściej na Pragę II. Ale nie tylko. Lokatorzy z budynku przy ul. Równej otrzymali propozycję zamieszkania na Żoliborzu. Jedna z rodzin, która niedawno przeniosła się z Podlasia, odmówiła przyjęcia pięknego dwupokojowego mieszkanka na Żoliborzu, tłumacząc, że jak wybuchnie wojna, to po zburzeniu mostów będą odcięci od stron rodzinnych. Wówczas przyjechała milicja z robotnikami, spakowali ich sami i wywieźli zgodnie z przydziałem. Moja mama też starała się o mieszkanie. Kierownik kwaterunku powiedział: Pani należy się mieszkanie i koniec. Ma pani gromadkę dzieci (pięcioro), ale trzeba będzie kilka lat poczekać. Chyba że zajmie pani znaleziony przez siebie pustostan, a władza ludowa nie wyrzuca dzieci na bruk. Moja mama nie zajęła pustostanu i mieszkanie otrzymaliśmy po trzech latach. W tych latach zasiedlane były kolejne nowo wybudowane dzielnice: MDM, Muranów, Praga II itp. Wszystkie mieszkania były przekazywane za darmo. Tak rozwiązywano najważniejsze problemy socjalne. Dzisiaj, w obecnym kapitalistycznym raju, rodziny z dziećmi, które nie są w stanie załatwić sobie mieszkania, są upychane do łatwopalnych budynków socjalnych. Krystyna Badurka
Kto czyha na Jezusa Wątpliwe jest ponowne pojawienie się Jezusa na ziemi, mając na uwadze, że cała jego gehenna mogłaby
19
się powtórzyć z o wiele większym okrucieństwem, niż miało to miejsce dwa tysiące lat temu. Skoro ludzie najpierw uwielbiali Jezusa, a potem z wielką gorliwością przyczynili się do jego cierpień i śmierci, to należałoby założyć, iż obecnie też by tak było. Natura ludzka nic się przez dwa tysiące lat nie zmieniła, ale za to bardzo udoskonaliły się metody torturowania. Ale jeszcze większe niebezpieczeństwo groziłoby Jezusowi ze strony własnego ojca, który, skoro już raz nie zawahał się wydać jedynego syna na upodlenie i śmierć, to nie powstrzymałby się przed uczynieniem tego ponownie. A człowiek stworzony „na obraz i podobieństwo Boga”, przejąwszy wszystkie cechy swojego sadystycznego pierwowzoru, stanowiłby idealne wsparcie dla Pana Boga przy następnym zamordowaniu Jezusa. Tak więc w interesie samego Jezusa jest za wszelką cenę unikanie na zawsze planety zwanej Ziemią. JB
Nasze mienie Chciałem Wam podrzucić pewien temat... Ponieważ prawie każdy ma teraz cyfrówkę – chociażby w telefonie – moglibyście wydrukować apel, aby czytelnicy jeżdżący po Polsce porobili zdjęcia luksusowych księżowskich willi (dacze, rezydencje, pałacyki, pałace – gotowe i w budowie) i wraz z opisem przysłali do Was. Ze swoich okolic też. Chodzi oczywiście o zdjęcia wypasionych chat, nie o zwykłe, skromne domki, w których mieszkają proboszczowie – takich też jest trochę. Już kiedyś publikowaliście takie zdjęcia – powinno się zrobić ich ogólnopolską kartotekę, taki katalog, żeby kiedyś (PYTANIE TYLKO: KIEDY?) znacjonalizować je i przekazać np. MONAROWI, MARKOTOWI czy innym tego typu organizacjom – na domy samotnych matek, nieletnich matek, kobiet maltretowanych przez mężów alkoholików, bezdomnych itp... Piotr Szczepański
[email protected] Redakcja: Niniejszym APELUJEMY: PRZYSYŁAJCIE!
Drodzy Czytelnicy! Pomysł Pana Jacka Eljasika, aby Czytelnicy „FiM” mogli naklejać na swoje samochody naklejki z bratkiem – symbolem antyklerykalizmu – spotkał się z Waszym entuzjastycznym przyjęciem. Nie pozostaje nam nic innego, jak opracować projekt i drukować naklejki!
PRAWDZIWA EWANGELIA RELIGIA, KTÓRA MA SENS Bezpłatny kurs biblijny od: Bracia w Chrystusie skr. 7 UP Poznań 45, filia 36 ul. Głogowska 179, 60-130 Poznań
20
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Sakrament pokuty (cz. 1) Interesuje mnie sakrament pokuty, czyli pojednania, tak istotny w nauce Kościoła rzymskokatolickiego. Mam pytanie: co faktycznie głosi Biblia na ten temat; skąd wzięła się spowiedź uszna i jaki jest stosunek Biblii do tego rodzaju praktyk? Zanim odpowiemy na to pytanie, przypomnijmy sobie najpierw najważniejsze aspekty katolickiej instytucji spowiedzi, zwanej sakramentem pokuty, czyli pojednania. W „Małej dogmatyce dla świeckich” czytamy: „Sakrament pokuty jest to sakrament, w którym kapłan w zastępstwie Boga odpuszcza grzechy po chrzcie popełnione. Ustanowił go Chrystus Pan, gdy w dniu swego zmartwychwstania ukazał się swym uczniom w wieczerniku, tchnął na nich i rzekł: »Weźmijcie Ducha Świętego! Których grzechy odpuścicie, są im odpuszczone; których zatrzymacie, są im zatrzymane« (J 20. 22–23). Sakrament pokuty jest zatem ustanowiony na sposób sądu. Sędzia (kapłan) ma rozstrzygać, czy grzechy mają być odpuszczone, czy zatrzymane. Musi je tedy znać (...). Dlatego formą pokuty z ustanowienia jest »spowiedź tajemna« i rzeczywiście zawsze w tej formie była wykonywana” (O. Leon Rudloff, s. 121–122). Tyle Kościół. A co na to Pismo Święte? Wbrew temu, co głosi Kościół rzymski, Biblia nie zna ani jednego przypadku, w którym człowiek w zastępstwie Boga odpuszczałby grzechy drugiemu człowiekowi. Już od pierwszych stronic czytamy, że właściwym spowiednikiem był sam Bóg (Rdz 3. 7–19; 4. 9–16), który na różne sposoby „przemawiał” do człowieka, aby mu uprzytomnić jego stan i odwieść od zła (Hbr 1. 1; Hi 33. 13–22). Wszyscy zatem pokutujący zawsze wyznawali swe przewinienia samemu Bogu. Mężowie Boży mogli co prawda wstawiać się za przestępcami, ale nie mogli odpuścić grzechów popełnionych przeciwko Bogu. Na przykład kiedy Izraelici sprzeniewierzyli się Bogu pod górą Synaj, Mojżesz zwrócił się do jedynego Spowiednika, jakiego znał, i powiedział: „Oto lud ten popełnił ciężki grzech, bo uczynili sobie bogów ze złota. Teraz racz odpuścić ich grzech, lecz jeżeli nie, to wymaż mnie ze swojej księgi. I rzekł Pan do Mojżesza: Tego, który zgrzeszył przeciwko mnie, wymażę z księgi mojej” (Wj 32. 31–33). O tym, że tylko Bóg może odpuszczać grzechy, a nie „kapłan w zastępstwie Boga” – jak głosi Kościół – świadczy już sam fakt, że „grzech jest przestępstwem zakonu [Prawa Bożego]” (1 J 3. 4); jest buntem przeciwko samemu Bogu Prawodawcy
i podlega Jego kompetencji: „Jeden jest zakonodawca i sędzia, ten, który może zbawić i zatracić. Ty zaś kim jesteś, że osądzasz bliźniego?” (Jk 4. 12). Z biblijnego punktu widzenia, twierdzenie Kościoła rzymskiego, że kapłan jest sędzią, który „ma rozstrzygać, czy grzechy mają być odpuszczone, czy zatrzymane”, jest więc absolutnie nie do przyjęcia. Biblia głosi bowiem, że „każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu” (Rz 14. 12). Z tego też powodu nikt nie może uzurpować sobie prawa do bycia sędzią i spowiednikiem innych (Rz 2. 1–3; 14. 4; Jk 4. 11); prawo to przysługuje bowiem wyłącznie Bogu. I tak również rozumieli to natchnieni autorzy ksiąg biblijnych, którzy w wielu miejscach podkreślili, by człowiek wyznawał swoje grzechy Bogu, a nie człowiekowi. Przykładem tego może być chociażby Dawid, który w jednym ze swych psalmów napisał: „Grzech mój wyznałem Tobie i winy mojej nie ukryłem. Rzekłem: Wyznam występki moje Panu; wtedy Ty odpuściłeś winę grzechu mego” (32. 5). W innym psalmie zamieścił nawet swą błagalną modlitwę: „Zmiłuj się nade mną, Boże, według łaski swojej, według wielkiej litości swojej zgładź występki moje! Obmyj mnie zupełnie w winy mojej i oczyść mnie z grzechu mego! Ja bowiem znam występki moje i grzech mój zawsze jest przede mną. Przeciwko tobie samemu zgrzeszyłem i uczyniłem to, co złe w oczach twoich (...). Zakryj oblicze swoje przed grzechami moimi i zgładź wszystkie winy moje” (51. 3–6, 11). W jeszcze innym psalmie podkreślił, że tylko Bóg „odpuszcza wszystkie winy twoje” (103. 3, por. Ps 130. 2–4). Wszystkie te przykłady mówią jednocześnie, że „kto ukrywa występki, nie ma powodzenia, lecz kto je wyznaje [Bogu] i porzuca, dostępuje miłosierdzia” (Prz 28. 13). Czytamy więc: „Chodźcie, a będziemy się prawować – mówi Pan! Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna” (Iz 1. 18). W Nowym Testamencie wymowna jest tu z kolei modlitwa błagalna celnika, który prosił Boga o miłosierdzie: „A celnik stanął z daleka i nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz bił się w pierś swoją, mówiąc:
Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. Powiadam wam: Ten poszedł usprawiedliwiony do domu swego” (Łk 18. 13–14). Jak widać, Biblia wyraźnie uczy, że w ostatecznym rozrachunku tylko Bóg oraz Syn Człowieczy, Jezus Chrystus, mogą odpuszczać grzechy (Mk 2. 7, 10). Pojednanie człowieka z Bogiem nie leży zatem w kompetencjach Kościoła rzymskiego, lecz samego Boga, „który nas pojednał z sobą przez Chrystusa” (2 Kor 5. 18), „jedynego pośrednika między Bogiem a ludźmi” (1 Tm 2. 5), który „może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga” (Hbr 7. 25). W Biblii nie znajdujemy też ani jednego wypadku, w którym człowiek
znaczy? Oznacza to, że jeśli ktoś zgrzeszył w jakiś sposób przeciwko swemu bliźniemu, powinien po prostu przyznać się do tego (a to jest właśnie najtrudniejsze, nieprawdaż?), przeprosić go, naprawić wyrządzoną krzywdę, jeśli to możliwe, i do tego stopnia zaspokoić poszkodowanego, aby w jego oczach z wroga zmienić się w przyjaciela. Ta biblijna zasada dotyczy jednak wszystkich bez wyjątku i mówił o niej Jezus w następujący sposób: „Jeślibyś składał dar swój na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie, zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim” (Mt 5. 23–24).
klękałby przed kapłanem, aby uzyskać od niego rozgrzeszenie. Jeśli zaś było to nie do pomyślenia dla wiernych Starego Przymierza, to tym bardziej dla wyznawców Chrystusa, wśród których nie ma już podziału na kapłanów i laików, a nawet nie powinno być podziału na duchownych i świeckich. Nowy Testament mówi bowiem jednoznacznie o powszechnym kapłaństwie wszystkich prawdziwie wierzących (1 P 2. 9; Ap 1. 6; 5. 9–10) i mówi tylko o „duchowych” lub „cielesnych” chrześcijanach (1 Kor 3. 1), spośród których wyznaczano starszych (biskupów) i diakonów – ich pomocników (Dz 14. 23; Tt 1. 5; 1 Tm 3. 1–13; Flp 1. 1). Oznacza to, że chociaż pierwsi chrześcijanie uczestniczyli w dziele pojednania innych z Bogiem w tym sensie, że byli „szafarzami rozlicznej łaski Bożej” (1 P 4. 10) i głosili innym zbawienną ewangelię (Rz 1. 16; 10. 13–17), nie wysłuchiwali na osobności czyjejś spowiedzi i nie udzielali rozgrzeszenia w zastępstwie Boga. Nowy Testament mówi co prawda o „wyznawaniu grzechów jedni drugim” (Jk 5. 16), ale nie w znaczeniu katolickim. Mówi jedynie, że jak wszyscy wezwani są do modlitwy „jedni za drugich”, tak też wszyscy mają „wyznawać grzechy jedni drugim”. Co to
Tradycyjny judaizm tak wyraża tę ideę w Misznie: „Jom Kipur [Dzień Przebłagania] daje przebłaganie za przewinienia danego człowieka przeciwko Bogu, ale nie daje przebłagania za jego przewinienia przeciwko bliźniemu, jeśli go nie ułagodził” (w: David H. Stern, Komentarz żydowski do Nowego Testamentu). Poza tym w modlitwie „Ojcze nasz” Jezus dodał również, że wszyscy „mamy odpuszczać naszym winowajcom” ich przewinienia w takim samym stopniu, jak i my oczekujemy, że Bóg odpuści nasze winy (Mt 6. 12). „Bo jeśli odpuścicie ludziom ich przewinienia, odpuści i wam Ojciec wasz niebieski. A jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych” (Mt 6. 14–15). Powyższe teksty uczą więc, że jakkolwiek są grzechy, które wymagają Bożego odpuszczenia, to jednak w większości przypadków są przewinienia przeciwko bliźniemu, które wymagają wyznania „jedni drugim”, aby mogło dojść do właściwego pojednania. Niestety, chociaż jest to podstawowy warunek biblijnego pojednania, bez spełnienia którego żadna spowiedź nie ma sensu (o czym powinien wiedzieć każdy wierzący z księdzem
na czele), właśnie to jedno z najważniejszych poleceń Jezusa najczęściej bywa pomijane zarówno przez penitentów, jak i spowiedników. Co więcej, to księża – jeśli naprawdę chcą służyć Bogu – powinni dać przykład takiego właśnie postępowania. Bo to ich w pierwszej kolejności – jako nauczycieli (Jk 3. 1) – dotyczą oczekiwania Boga. Oni bowiem są szczególnie odpowiedzialni za właściwe, tj. ewangeliczne nauczanie wiernych i sami powinni wiedzieć, że odpuścić mogą jedynie przewinienia swoich winowajców i żadnych innych. Ale katolicki sakrament pokuty jest nie do przyjęcia również z innego powodu. Pokuta, nawrócenie i zbawienie dokonuje się bowiem nie z inicjatywy tej czy innej instytucji kościelnej, lecz z inicjatywy Boga (tylko w pewnym sensie również człowieka, który bądź to odpowiada na wewnętrzny głos wzywający go do zmiany swojego postępowania, bądź też zagłusza ten głos i zatwardza swoje serce). Poza tym, chociaż biblijnej pokucie (greckie słowo metanoia to wewnętrzna przemiana) towarzyszyć mogą różne okoliczności, to i tak zawsze człowiek „w swoim sercu” postanawia zawrócić ze złej drogi, odwrócić się od grzechu i zwrócić się do Boga. Na przykład „mężowie z Niniwy (...) na skutek zwiastowania Jonasza pokutowali” (Łk 11. 32, por. Jon 3. 10). Podobnie było ze zgromadzonymi w Jerozolimie w dzień Pięćdziesiątnicy, którzy – poruszeni do głębi kazaniem Piotra – pytali: „Co mamy czynić, bracia?” (Dz 2. 38). Z kolei w wielu innych przypadkach do pokuty (nawrócenia) dochodziło na skutek przeróżnych doświadczeń, czego przykładem może być chociażby syn marnotrawny, który dopiero gdy dotknął dna, „wejrzał w siebie i rzekł: Iluż to najemników ojca mojego ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Wstanę i pójdę do ojca i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko tobie, już nie jestem godzien nazywać się synem twoim, uczyń ze mnie jednego z najemników swoich” (Łk 15. 17–19). Przykłady takie można by mnożyć. Jednak już z tych kilku wyraźnie widać, że zmiany usposobienia, sposobu myślenia, poglądu na życie i grzech, nie można wymusić katolickim trybunałem pokuty. Biblijna spowiedź jest bowiem potrzebą serca, która rodzi się zawsze wtedy, gdy dochodzi do autentycznego nawrócenia, za którym zawsze stoi Bóg (Lm 5. 21). Tam, gdzie ma ono miejsce, dochodzi też zawsze do „zbawienia od grzechów” (Mt 1. 21), zgodnie z nowotestamentową obietnicą: „Jeśli Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie” (J 8. 36) oraz: „Albowiem grzech nad wami panować nie będzie” (Rz 6. 14). Innymi słowy: biblijna pokuta prowadzi zawsze do całkowitej zmiany stylu życia, doprowadza wierzącego do takiego stanu, że staje się „nowym stworzeniem” (2 Kor 5. 17). BOLESŁAW PARMA
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Torquemada i inni Patrzę na portret dominikańskiego mnicha – inkwizytora z Hiszpanii, na zdjęcie McCarthy’ego – amerykańskiego senatora, który poszczuł na siebie pół Ameryki, i na fotografię Janusza Kurtyki z IPN. Dzielą ich interwały czasu. A co łączy? Pewien osobliwy błysk w oku. Ten ognik podpalał heretyckie stosy ponad 500 lat temu. Przed 60 laty wywołał histeryczny obłęd w USA, podczas którego piętnowano za lewicowość najwybitniejszych intelektualistów, a i obecnie goreją od niego ludzkie życiorysy. Paliwa nie zabraknie. Teczek są miliony. Ów ognik, o którym mowa, to nienawiść. Zaczyna się tam, gdzie rodzi się pogarda dla drugiego, inaczej myślącego człowieka, a kończy... Nigdy się nie kończy. „Tylko ja mam rację, a ty jej nie masz” – Tomás Torquemada, Andrzej Wyszyński, Ławrientij Beria... Jak to się dzieje, że mówiący tę okrutną mantrę, zawsze znajdą naśladowców. Jakichś Macierewiczów, jakichś Kurtyków... ~ ~ ~ I jak to możliwe, że demony średniowiecza, upiory totalitaryzmów zmartwychwstały nad Wisłą? To proste. Tu mamy ten sam grunt. Zmodyfikowany, bardziej nowoczesny, ale równie podatny, bo... ortodoksyjnie, miłosiernie katolicki. ~ ~ ~ Ten pan nazywa się Janusz Kurtyka (ur. 1960), absolwent UJ, doktor
historii. Habilitowany. Genealog. Można by powiedzieć: banalny, solidny życiorys (w tle NZS, „Solidarność”) z perspektywą profesury... Ale on mierzył znacznie wyżej. Tak jak jego mistrz sprzed ponad pół wieku – zwykły sędzia McCarthy, później senator McCarthy i główny inkwizytor USA wywołujący paniczny lęk. Kurtyka po utworzeniu IPN wkręca się na stanowisko dyrektora jego krakowskiego oddziału. A to jest znakomita trampolina do awansu. Zwłaszcza kiedy spełnia się oczekiwania mocodawców. Wręcz w lot odgaduje ich pragnienia. Zostaje ogłoszony konkurs na stanowisko naczelnego szefa Instytutu Pamięci Narodowej. Kontrkandydatem Kurtyki jest Andrzej Przewoźnik, zasłużony dla ochrony narodowej pamięci jak mało kto. 5 lipca 2005 roku w niezawodnej „Rzeczpospolitej” ukazuje się materiał oskarżający Przewoźnika (z imienia i nazwiska plus fotografia) o agenturalną współpracę z SB. Miał donosić na swoich współpracowników z PAX-u. Na tę prasową enuncjację czeka jak na zbawienie szef kolegium IPN Sławomir Radoń i ogłasza publicznie, że w takim razie Przewoźnik nie może być w konkursie w ogóle brany pod uwagę. W tej sytuacji i w takiej atmosferze najwyższym szefem Instytutu zostaje Kurtyka. Niedługo później Sąd Lustracyjny orzeka, że oskarżenia wobec Przewoźnika to stek bzdur. Ale jest już za późno, więc po sprawie.
P
olska na całym świecie kojarzy się z antysemityzmem. Żeby przekonać się, czy słusznie, trzeba przyjrzeć się naszej duchowej stolicy. Wszak sam JPII mówił, aby przykładać ucho do tego miejsca i czuć, jak bije serce narodu...
Jeszcze tylko media obiega informacja (umieszczana na dalszych stronach gazet, nie jakiś tam news), że fałszywe dokumenty dotyczące agenturalnej jakoby przeszłości Przewoźnika wyciekły do redakcji „Rzeczpospolitej” z... krakowskiego oddziału IPN. Tego – przypomnijmy – któremu szefował do tej pory Kurtyka. Pięknie, nieprawdaż? Mało która instytucja w Polsce spotyka się z tak ostrą krytyką i niechęcią społeczną (23 procent pozytywnych ocen, mniej niż ZUS). Ale IPN pod rządami Kurtyki i na usługach Kaczyńskich nic sobie z notowań nie robi. Tylko węszy, a jak upoluje kogoś znacznego (np. Wałęsę), podnosi się kolejna wrzawa, W studiach telewizji zasiadają uczone głowy i deliberują. Z red. Pospieszalskim, że dobrze tak „Bolkowi”; z red. Lisem, że to hańba dla Polski i tzw. etosu. A przecież, Szanowni Państwo, nie o to akurat chodzi. Tylko o to, że – cytując Szekspira – w tym szaleństwie jest metoda. A tu właśnie owej metody być nie powinno. Nie może być otóż tak, że w jednym instytucie (przez gardło nie chce mi przejść słowo „naukowym”) połączona zostaje funkcja badacza
Pewnie owacje na stojąco w gdańskim kościele św. Brygidy były powodem do sypnięcia przywilejami w kolejnego rasistę – prałata Henryka Jankowskiego. Od wielu lat kontrowersyjny duchowny należy bowiem do elitarnego klubu konfraterni paulinów. Co to
Biali żydożercy „Jaką drogą poszli ojcowie paulini?” – to pytanie zadał redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” ks. Adam Boniecki na łamach swojej gazety, gdy gospodarze Jasnej Góry uhonorowali prestiżowym odznaczeniem (Medal Jasnogórski) znanego z antysemickich wypowiedzi prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala. Jednak totalna krytyka nierozsądnego posunięcia, jaką zafundowały paulinom media, nie skłoniła białych mnichów do uderzenia się w pierś. Wręcz przeciwnie. Piórem o. Dionizego Łukaszuka, definitora i zakonnego wykładowcy teologii dogmatycznej, bronili swojego postępku i moralnego autorytetu, jakim według nich jest Moskal, uzasadniając, że jego wypowiedzi przyjmowane są przez Polonię „owacjami na stojąco”. To zupełnie jak przemówienia Hitlera...
takiego? Od XIV wieku mnisi nadają „zasłużonym” dla Jasnej Góry osobom status duchowego członka zakonu. Ludzie należący do organizacji mają prawo do swobodnego przekraczania klauzury i noszenia habitu. Paulini modlą się za nich od czasu do czasu, a po śmierci wpisują ich imiona do zakonnego nekrologu. W dawnych wiekach do konfraterni należał m.in. Aleksander Jagiellończyk, a w oczach mnichów zasłużył się tym, że wypędził Żydów z Wielkiego Księstwa Litewskiego. Powód zakonnego wyróżnienia pozostał jak widać ten sam od wieków. Nobilitacje antysemitów na Jasnej Górze mogą dziwić tylko tych, którzy nie znają paulinów, ich poglądów i historii. Następcy Kordeckiego widzą bowiem w Żydach źródło całego zła, jakie dzieje się w świecie. Nie wierzycie? Oddajmy zatem głos liderowi jasnogórskich
i oskarżyciela. Uczonego i prokuratora. Sędziego i kata. Bo to jest hańba i dla akademickiej nauki i dla niezależnej jurysdykcji. Trzeba przyznać, że coś podobnego już w historii przerabialiśmy. Przy okazji haniebnego procesu Giordana Bruna, kiedy to uczonego na stos skazali przeciwni mu, proptolemejscy „uczeni”. Ale to było setki lat temu. Okazuje się, że jakże bardzo niedawno...
Do czego prowadzi połączenie funkcji naukowca i prokuratora w jednej powłoce cielesnej, objaśnia Edmund Krasowski, dyrektor gdańskiego oddziału IPN, wyrzucony z pracy na zbity pysk: „Kurtyka wycina wszystkich, którym nie podoba się nowa ustawa lustracyjna i którzy nadawali status pokrzywdzonego Lechowi Wałęsie (...). Pracę
zakonników o. Melchiorowi Królikowi, który w taki oto sposób wspominał zmarłego w 1997 roku współbrata, o. Krzysztofa Kotnisa: „(...) o. Krzysztof był bardzo wielkim patriotą (...). Celowe niszczenie katolickiej Polski poprzez rozkład rodziny – według niego – było dziełem żydokomuny i masonów. Czy był antysemitą, tego nie wiem, ale nie krył się ze swoim zdecydowanie negatywnym nastawieniem do nich właśnie z tego powodu – niszczenia katolicyzmu i polskości. Od dziecka wychowywał się w środowisku, w którym słowo »żyd« oznaczało coś z gruntu negatywnego. Opowiadał nam w nowicjacie, jak w szkole podstawowej wszystkie dzieci w klasie otrzymywały lanie od księdza prefekta za to, że żadne z nich nie chciało odpowiedzieć twierdząco na pytanie – czy Matka Boska była Żydówką”. Skoro o. Krzysztof od dzieciństwa wychowywał się w środowisku antysemickim, a swoje poglądy przyniósł do zakonu i wcale ich nie ukrywał, to czy podobnych przekonań nie miał o. Grzegorz – jego rodzony brat i generał zgromadzenia w latach 1975–1978? Pogromcą Żydów był również zmarły w 1910 roku paulin o Józef Jodl („Jasna polityka” – „FiM” 25/2008). W jego przypadku antysemityzm był zasłoną dymną alkoholizmu. By nie wywoływać zgorszenia swoim pijaństwem, znalazł temat zastępczy. Duszpasterzując w parafii Lututów, zarzucił Żydom
21
stracili wszyscy, którzy mu go nadali: były prezes Leon Kieres, Grażyna Skutnik, która podpisała się pod wnioskiem, a teraz ja. Opowiedzieć się za Wałęsą to koniec kariery. Bez względu na historyczne fakty”. Odkąd powstał IPN, pisaliśmy o nim jak najgorzej, ale słów zupełnie już zabrakło, gdy w miarę cywilizowanego Kieresa zastąpił Kurtyka właśnie. Instytut krytykował w swoich felietonach Jonasz, Adam Cioch i ja, a w obszernych opracowaniach Anna Tarczyńska. Czy myliliśmy się okrutnie? Może byliśmy i jesteśmy niesprawiedliwi i tendencyjni? Oddajmy zatem głos najprawdziwszej legendzie wolnej Polski, Bogdanowi Borusewiczowi, który właśnie przejrzał na oczy: „Potwierdziły się moje najgorsze obawy, jeśli chodzi o pana Kurtykę i cały IPN. Środowisko, z którym jest związany, to środowisko ideowo zbliżone do Macierewicza. Zmonopolizowało i wykrzywiło badania nad najnowszą historią Polski. To jest bardzo niedobra sytuacja. Przecież ze stanowisk kierowniczych w Instytucie poodchodzili lub zostali usunięci ci, którzy ideologicznie nie zgadzali się z nowym prezesem. Dlatego uważam, że pion badawczy w IPN powinien zostać ograniczony, a właściwie natychmiast zlikwidowany, a pieniądze wykorzystane jako granty na programy badawcze dla wszystkich historyków”. A co my, Panie Bogdanie, piszemy od kilku lat? Nie to samo? Nim jednak IPN przejdzie do takiej historii, o której jak najszybciej chcielibyśmy zapomnieć, dowiemy się tuż przed wyborami, że babka Tuska była kochanką Stalina. MAREK SZENBORN
„deprawowanie polskich dziewcząt”. Skandal był wśród bardziej myślących Polaków, ale miejscowa dewocja wybaczyła mu gorzałę i za życia wyniosła na ołtarze. Z kolei o. Jan Mazur, rektor seminarium na Skałce w Krakowie w latach 1996–2002 oraz wykładowca na KUL-u, w czasie wykładów z Katolickiej Nauki Społecznej na trudne pytania słuchaczy nie odpowiadał merytorycznie, tylko groził konsekwencjami na najbliższej sesji: „Ty masz takie żydowsko-modernistyczne myślenie, więc nie wiem, jak sobie poradzisz na egzaminie”. Przykład dawany przez „światlejszych” paulinów pociągał całą resztę. Kiedy byłem na Jasnej Górze i w innych klasztorach, w czasie wspólnego oglądania „Wiadomości” nieraz padały słowa o żydokomunie czy syjonistycznym spisku wymierzonym w Kościół i Ojczyznę, a ojcowie interesujący się językiem i kulturą hebrajską, m.in. o. Sławomir T. i Gilbert K., byli przez współbraci „przezywani” Żydami. A więc, jaką drogą poszli ojcowie paulini? I czemu nikt ich z tej drogi nie usiłuje zawrócić? Czy dlatego, że do ich przyjaciół (konfratrów) należą politycy (Lech Wałęsa) i milionerzy (Ryszard Krauze, Jan Kulczyk), a 7 papieskich pielgrzymek do częstochowskiego sanktuarium uczyniło z jego opiekunów „moralne autorytety”? o. Pius
22
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
RACJONALIŚCI
P
o raz pierwszy, odkąd prowadzimy w „FiM” tę rubrykę, zdarza się coś podobnego. Nie znamy autora utworu. Odnaleźliśmy go w bardzo starym zbiorku rozmaitych wierszy, jednak twórca antologii zapomniał napisać, kogo przedrukowuje. A może ktoś z Państwa wie? Tak czy inaczej, przeczytać warto! Bardzo warto!
Okienko z wierszem Ojcu Św. Piusowi XI z okazji zaopatrzenia gwardii papieskiej w broń nowoczesną w roku 1930 po narodzeniu Chrystusa ...I mówi Pismo o Chrystusie Panu, że prawie bosy chadzał przez pustynie – a Ty po ogrodach Watykanu jeździsz w lśniącej limuzynie. ...I mówi Pismo o Chrystusie Panu, że nie miał na noc gdzie utulić głowy – a Ty w błyszczącej sali Watykanu śpisz na miękkiej pościeli puchowej. ...I mówi Pismo o Synu Człowieczym, że uciśnionym był zawsze obroną, nędzarzy wspierał, trędowatych leczył, w złocie nie chadzał i gardził mamoną. – A do pałaców Twoich wnijście mają tylko ministry, książęta i wodze i pośród możnych trzeba miejsce zająć, by ucałować sandał na Twej nodze. ...Czyś potęgi szatana tak bardzo się zląkł, czy o prawdy chcesz bojować nowe, że swej armii karabiny dałeś do rąk, kulomioty i maski gazowe?
Organizatorzy obchodów Święta Pracy zapraszają Czytelników i Sympatyków „Faktów i Mitów” z Łodzi na pochód w dniu 1 maja. Zbiórka w pasażu Schillera, o godz. 12. W imieniu organizatorów: Halina Krysiak – RACJA PL Sylwester Pawłowski – SLD
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Jan Barański Witold Kayser Tadeusz Szyk
Siostrzyczka i brat Platforma Obywatelska nie jest przeciwieństwem PiS. To jego nieodrodna siostra. Oczywiście przyrodnia. Z tej samej matki, „Solidarności”, lecz różnych ojców. Po trzech tenorach, z których dwóch – Olechowski i Płażyński – o ojcostwie już zapomniało, odziedziczyła nieco więcej wdzięku niż PiS po trzech bliźniakach. Początkowo, niczym Kopciuszek, była bez posagu. Dzięki biznesowym sponsorom nie skończyła jak dziewczynka z zapałkami. Kiedy tylko się upartyjniła, państwo wzięło ją na budżetowy garnuszek. Teraz udaje, że je z niego bez apetytu, a nawet ze wstrętem. Wbrew celowo stwarzanym pozorom PO jest PiS-owi bardzo bliska. Organizacyjnie, ideologicznie, mentalnie. W obu partiach panuje dyktatura. Decyzje podejmowane są jednoosobowo przez władców lub w wąskich, nieformalnych gronach, funkcjonujących na zasadzie dworu. Rządy Tuska są nie mniej autorytarne niż Kaczyńskiego. Pokazuje to zarówno stosowany mechanizm eliminowania z partii niewygodnych, jak i chronienia
totumfackich. Dorn został wykończony przez Jarosława Kaczyńskiego dokładnie tak samo, jak wcześniej Gilowska przez Tuska. Wyniesienie Czumy – bez żadnych ku temu podstaw merytorycznych – jest zaledwie powtórką. Niestety, nie z rozrywki, a z Ziobry. Obaj ministrowie są bez pojęcia o prawie i naprawie polskiego wymiaru sprawiedliwości. Palikot wciąż cieszy się takimi względami jak Kurski, a Chlebowski – jak Gosiewski. Czarnecki, Pęk, Migalski są PiS-owskimi odpowiednikami Huebner, Kolarskiej-Bobińskiej, Thun, Krzaklewskiego, a Libicki – Piskorskiego. Naturalnie, takie porównania każdej ze stron wydają się obraźliwe. W kręgu platformersów imputowanie jakiejkolwiek wspólnoty z pisowcami to zniewaga. I odwrotnie. Trudno się dziwić. Wszak najbardziej rażą w innych nasze własne wady. Chociaż nie doszło do PO-PiS-owej koalicji, w większości spraw obie partie idą ramię w ramię. Mają anty-PRL-owskie i dekomunizacyjne obsesje. Razem przegłosowały niekonstytucyjną ustawę
lustracyjną, odebrały emerytury byłym funkcjonariuszom służb, hołubią Kamińskiego na czele CBA, wybrały Kurtykę na prezesa IPN. Tusk, jak Kaczyński, nie chce podpisać Europejskiej karty praw podstawowych, finansować ze środków społecznych zapłodnienia in vitro, dyskutować o eutanazji, wprowadzić do szkół lekcji wychowania seksualnego, refundować antykoncepcji, dokonać rzeczywistego rozdziału Kościoła i państwa. Natomiast chce doprowadzić do systemu dwupartyjnego. Poprzez większościową ordynację wyborczą wyeliminować z Sejmu SLD i PSL. Zostać na scenie politycznej tylko z PiS-em i robić za jedynego normalnego. I być z nim niczym siostrzyczka i niepełnosprawny brat, co nadziwić się nie mogą, jaki piękny świat... Nowy Front Jedności Narodu funkcjonowałby od dawna, gdyby nie prezydent Kaczyński. To jak dotąd jedyna zasługa Lecha, ale trudna do przecenienia. Drugą mogłaby być rezygnacja z ubiegania się o reelekcję. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Ordynacja do pilnej korekty
Biskupie rzymski, „pierwszy z Bożych sług” – z któregoż świata Twoja władza i ojczyzna? Gdy Cię przed sąd swój wezwie Twój Bóg, czy się do Ciebie przyzna?
dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warmińsko-mazurskie wielkopolskie zachodniopomorskie
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel.
0 698 0 607 0 606 0 604 0 607 0 692 0 501 0 667 0 606 0 502 0 691 0 606 0 609 0 698 (0-61) 0 510
873 811 924 939 708 226 760 252 870 443 943 681 483 831 821 127
975 780 771 427 631 020 011 030 540 985 633 923 480 308 74 06 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Z inicjatywy SLD pod naciskiem kryzysu i opinii publicznej doprowadzono do niewielkiego i okresowego ograniczenia finansowania partii z budżetu. A jest co ograniczać. Nowelizacją z 12 kwietnia 2001 roku ustawy o partiach politycznych partie parlamentarne przyznały sobie gigantyczne subwencje i dotacje z budżetu nieporównanie wyższe niż poprzednio, zapewniając działaczom – zwłaszcza największych partii – prawdziwie luksusowe życie. Tymczasem kampanie wyborcze tych partii nie są nawet akcjami informacyjnymi. Moim zdaniem, należy całkowicie odejść od finansowania billboardów czy plakatów powyżej określonego rozmiaru i od reklamowania partii w formie filmików telewizyjnych. A także zmniejszyć co najmniej 10-krotnie coroczne subwencje i dotacje dla partii parlamentarnych. Partie, których posłowie otrzymują niemałe wynagrodzenie z budżetu państwa, nie mogą utrzymać się ze składek członków? A niewielkie partie pozaparlamentarne muszą utrzymać się ze składek? Należy umożliwić partiom pozaparlamentarnym sfinansowanie z budżetu państwa skromnego utrzymania pod warunkiem np. istnienia powyżej 2 lat i posiadania co najmniej 500 członków tak, jak to się odbywa w niektórych utrwalonych demokracjach. Powinny one też mieć status organizacji pożytku publicznego, żeby mogły otrzymywać od swoich członków i sympatyków 1 proc. podatku. Tego rodzaju finansowanie i tak nie umożliwi równego startu wyborczego, ale odrobinę zredukuje dyskryminację. Nowelizacja ordynacji wymaga również likwidacji obowiązku zbierania podpisów poparcia pod listami kandydatów. W wyborach do Parlamentu Europejskiego należy uzbierać minimum 70 tys., a w wyborach do Sejmu – minimum 105 tys. Podpisy muszą być zebrane praktycznie w ciągu jednego miesiąca! Czyste szaleństwo. To marnowanie pieniędzy, czasu, energii i papieru mające na celu wyłącznie blokowanie mniejszych partii. Ucywilizowania wymaga też sama technika głosowania. Przede wszystkim należy natychmiast wprowadzić procedurę odnotowywania oddania głosu w momencie wkładania karty do urny (zawsze przezroczystej). We Francji członek komisji stoi przy urnie, sprawdza tożsamość głosującego i dopiero wtedy zaznacza nazwisko na liście głosujących. U nas przeciwnie – komisja odnotowuje na liście najpierw głosującego, daje mu kartki i zupełnie nie interesuje się tym, co dzieje się potem. Teoretycznie można wyjść, odbić na kopiarce tyle egzemplarzy, ile się chce, wrócić i wrzucić kartki do urny, zwykle nieprzezroczystej. Przy liczeniu członek komisji może unieważnić niektóre głosy według własnych preferencji wyborczych, choćby dostawiając dodatkowy krzyżyk. W czasie ostatnich wyborów zidentyfikowano członka komisji, który unieważnił w ten sposób ponad 50 głosów. A ilu nigdy nie ujawniono, zwłaszcza w małych miejscowościach, gdzie są komisje nawet 2-osobowe i gdzie według danych PKW ilość nieważnych głosów dochodzi do 30 procent? Nie sposób uznać za normalne głosowanie Polonii zagranicznej. Jest absolutnie nie do zaakceptowania głosowanie „Polaka” z Chicago, urodzonego w Ameryce, który nie mieszkał i nigdy nie będzie mieszkał w Polsce. Jakim prawem ma on wpływać na to, kto będzie mną rządził? Powinno się głosować w kraju, w którym płaci się podatki. Teresa Jakubowska RACJA Polskiej Lewicy
[email protected]
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
NIECH WAS ZOBACZĄ!
23
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 17 (477) 24 – 29 IV 2009 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Papa na medal
Fot. P.P.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nie kawę, nawet nie prezerwatywy, ale najprawdziwszy medal dostaniesz, wrzucając do automatu w Krakowie garść drobniaków
N
aprawdę nazywał się Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, a historia oceniła go jako największego tyrana i ludobójcę nie tylko w dziejach Rosji, ale i całego świata. Józio urodził się w 1878 roku w ubogiej rodzinie w Gruzji. Po latach przemianował swoje nazwisko na Stalin, jako że za człowieka ze stali się uważał. Skromniaczek... Tak naprawdę był kurduplem mającym zaledwie 160 cm wzrostu, ale na każdym portrecie kazał przedstawiać siebie jako kawał chłopa. Marny był los tego, kto zadaniu nie sprostał. Dodatkowo Stalin miał lewą rękę krótszą, bo jako dziecko wpadł pod powóz, dlatego zawsze trzymał swą witkę za plecami. Ojciec Stalina był szewcem i jak na przedstawiciela owej profesji przystało, tęgo sobie popijał. Dodatkowo bił małego Józka gdzie popadło, ale gdy syn miał 11 lat, zrobił mu wielką przysługę i odszedł na łono Abrahama. Niestety, jak się później okazało, zachowanie tatusia wywarło przeogromny wpływ na dalsze życie chłopca... Józek jako dziecko uczęszczał do szkoły klasztornej, gdzie próbowano zaszczepić mu nieco wartości chrześcijańskich, ale, jak to często bywa, pomogło mu to jak umarłemu kadzidło. Legenda głosi, że wyrzucono go stamtąd za szerzenie komunistycznych
ALE JAJA, CZYLI FACET W HISTORII (3)
Józef Stalin idei. Tak czy siak, wkrótce po tym Stalin został członkiem bolszewików. Nieważne, że guzik zrobił dla rewolucji 1917 roku, nieistotne, że był tajnym agentem carskiej ochrany – niedługo po tym został już pierwszym sekretarzem, zastępując Włodzimierza Lenina. Chociaż ten ostatni poznał się na Józku i uważał go za człowieka „zbyt brutalnego”. Stalin potrafił zamydlić wszystkim oczy. Po śmierci Lenina Józek ukatrupił Lwa Trockiego, ponieważ to właśnie jego pierwszy przywódca bolszewików wyznaczył na swego sukcesora. Jako że Dżugaszwili z nikim władzą dzielić się nie zamierzał, wykończył też wcześniejszych
popleczników i stał się dyktatorem. Ponieważ chłop miał nieźle namieszane pod sufitem, likwidował nie tylko każdego, kto krytykował jego poglądy, ale i... wąsy. W czasie wojny Józek skumał się z Hitlerem i zawarli razem pakt o nieagresji. To tak jakby Casanova i Don Juan obmyślali plan pomocy dla domu dziewic... Nic więc dziwnego, że umowa przetrwała tyle, co dziewica w burdelu, i Józek z Adolfem szybko zaczęli ze sobą walczyć. Stalin umarł w roku 1953. Oficjalnie na wylew krwi do mózgu, ale są poszlaki, że został zamordowany kilka dni wcześniej przez swych współpracowników. No nie ma się co chłopom dziwić... Także w życiu prywatnym Józek milaskiem nie był. Syn z jego pierwszego małżeństwa zginął w hitlerowskim obozie, bo tatuś nie chciał przyjąć propozycji wymiany własnego dziecka na niemieckiego generała von Paulusa, motywując swą decyzję stwierdzeniem, że „porucznik nie jest wart generała”. Natomiast swoją drugą żonę doprowadził do samobójstwa, publicznie ją poniżając. PAR