Polscy urzędnicy nie umieli dogadać się z niemieckim inwestorem, bo
JĘZYKI OBCE SĄ IM OBCE INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
Ü Str. 7
ISSN 1509-460X
Nr 19 (218) 13 MAJA 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
ÜS
tr. 9
„(...) bo ubogą była, rąbek z głowy zdjęła, w który dziecię owinąwszy siankiem je okryła (...)”. Tyle potrzeba było Maryi, aby 2004 lata temu powić i ogrzać niemowlę. A teraz? Oj, rozbestwiła nam się Matka Boska, obrosła w piórka... Zapraszamy na wycieczkę do Lichenia – pomnika ludzkiej, bo przecież nie Maryjnej, pychy, obłudy i głupoty.
Ü Str. 10, 11
Nadzór bez nadzoru
Dziecięca krucjata
Mówiąc o Golgocie, mamy na myśli mękę Chrystusa lub górę z kamieni w Licheniu. Otóż nie tylko. Współczesna golgota to droga od urzędnika do urzędnika w sprawie zezwolenia na budowę chałupy. Przeszli ją kontrolerzy NIK i... doznali szoku. Kiedy jednak się otrząsnęli, nie omieszkali sporządzić stosownego raportu oraz kilkudziesięciu doniesień do prokuratury.
Kościół katolicki popełnił wiele zbrodni, a jedną z najokrutniejszych było wysłanie dzieci na wojnę z Turkami. Swą niewinnością i serduszkami kochającymi Chrystusa miały – zgodnie z teorią kościelnych kretynów – rzucić Turków na kolana, skruszyć ich heretyckie serca, nawrócić na jedynie słuszną wiarę i dokonać tego, czego nie udało się osiągnąć zbrojnym zastępom europejskich rycerzy zakutych w stal. W ten sposób Kościół skazał 50 tysięcy dzieciaków na zatracenie.
Ü Str. 3
Ü Str. 14
2
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Uwolnijmy „FiM”!
POLSKA wuniowstąpiła. Cieszył się Kwaśniewski (wyraźnie wstawiony!), że dzięki UE nie będzie w Polsce „niechlujstwa i brudu”, i zachęcał rodaków do uczczenia akcesji poprzez... punktualność, odpisywanie na listy oraz chodzenie na umówione spotkania. A prezydenci niech tyle nie piją i niech się trzymają sztywno, jako w Charkowie, tak i w Warszawie. Mamy nowy stary rząd premiera Belki, byłego wicepremiera z czasów Cimoszewicza i Millera. Zasiada w nim aż siedmiu starych ministrów, a popiera go SLD, UP i FKP, czyli dotychczasowa koalicja. Zaskoczył awans lewicowej minister Jarugi-Nowackiej (UP) ze stanowiska rzecznika ds. równego statusu mężczyzn i kobiet do rangi wicepremiera. Stare metody SLD – Glempowym świeczkę, a lewicowym ogarek... Według najnowszego sondażu CBOS, największym poparciem wyborców cieszą się: Samoobrona (26 proc.) i PO (25 proc.). Dalej są: PiS (10 proc.), LPR i SLD (po 7 proc.) oraz SdPl i PSL (po 6 proc.). Najbardziej stabilny (przynajmniej z punktu widzenia matematycznego) byłby rząd Samoobrona-PO. Jolanta Kwaśniewska oświadczyła, że „nie ma ochoty zajmować się aktywnie polityką” i poprosiła, aby nie uwzględniano jej w sondażach. Niewykluczone, że za rok pani Jola powie: nie chcę, ale muszę. Posłowie Ligi Polskich Rodzin opuścili salę obrad, kiedy z okazji poszerzenia UE miał w Sejmie przemawiać prezydent Niemiec – Johannes Rau. Na swój chamski sposób okazali polską gościnność. WARSZAWA W bardzo skromnej obsadzie politycznej (przyjechali głównie prezydenci ze wschodniej Europy) i bez spodziewanych zamieszek odbyło się Europejskie Forum Gospodarcze. Jesteśmy za to w plecy 30 milionów złotych (razem ze stratami biznesmenów warszawskich). Polska policja skompromitowała się bezprawnymi najściami na mieszkania prywatne, brutalnymi rewizjami i zawracaniem antyglobalistów z polskich granic. O sprawiedliwość dla pokrzywdzonych walczy m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Marks miał chyba jakąś wizję przyszłej Polski, pisząc o demokracji burżuazyjnej (burżuazji z Hotelu Victoria?). W tym samym czasie, kiedy w Wilanowie deklarowano opiekę Boskiej Opatrzności nad Polską, na Śląsku rozpędzony młodzian rozjechał kilkanaście osób idących z kościoła. Albo kościół nie ten, albo coś ta Opatrzność ciągle szwankuje... GDAŃSK Sąd okręgowy uchylił wyrok Doroty Nieznalskiej skazanej w lipcu 2003 r. na pół roku ograniczenia wolności i prace społeczne za ukrzyżowanie męskich genitaliów. Sąd uznał, że wyrok pierwszej instancji nie ma logicznego uzasadnienia. Nieznalska w formie artystycznej ukazała tylko to, co w aspekcie duchowym winni czynić ze swoim przyrodzeniem duchowni rzymskokatoliccy. I za taką piękną, jakże katolicką metaforę karać?! POZNAŃ Policjanci w „cywilkach” zastrzelili nastolatka prowadzącego samochód, bo pomylili go z groźnym gangsterem... 19-letni Łukasz nie miał żadnych szans – w samochodzie znaleziono dwadzieścia śladów po kulach. Ciężkie rany odniósł także towarzyszący mu kolega. Następnego dnia w „Wiadomościach” pani Jola Pieńkowska dała jasno do zrozumienia, że w walce z przestępczością przypadkowe ofiary są nieuniknione. TORUŃ Telewizja „Trwam” będzie miała nowe, profesjonalne studio. Jeden z największych tego typu obiektów w Polsce (500 mkw.) powstanie na zapleczu u toruńskich redemptorystów. Najnowsze inwestycje Rydzyka w Toruniu (studio, akademik i budynki dydaktyczne) wyceniane są na 43 mln złotych. Wielu delektowało się już upadkiem imperium „Ojciec-Ma-Ryja”, a wdowie grosze kapały, kapały, kapały... BIELSKO-BIAŁA Bielska prokuratura przesłała do żywieckiego sądu akt oskarżenia przeciwko księdzu Andrzejowi Zemle ze Skawicy k. Suchej Beskidzkiej. Duchowny robił sześcioletniej dziewczynce rozbierane zdjęcia podczas snu („FiM” 39/2003). Podkablował go fotograf, który wywoływał pedofilskie zdjęcia, a policja zgarnęła, gdy je odbierał z pracowni. Ksiądz tłumaczył, że to taka pamiątka... Pewnie, że tak! Biedny ksiądz pewnie nigdy nie widział rozebranej osoby płci żeńskiej i chciał swoje odkrycie uwiecznić. WATYKAN Papież – poirytowany ciągłym zawodzeniem na jego cześć, w czasie gdy przemawiał – walnął ręką w parapet okna i po polsku opieprzył pielgrzymów zebranych na placu Świętego Piotra. Nawet jak opieprza – sercem jest w swojej umiłowanej ojczyźnie! FRANCJA Na zgromadzeniu parlamentarnym Rady Europy dyskutowano nad „aktywną pomocą w umieraniu”, czyli eutanazją. Liberałowie chcą, aby 45 państw – członków Rady Europy – wzorem Holandii i Belgii zalegalizowało samobójstwo na życzenie. Sprzeciwiają się temu sterowani z Watykanu chadecy. Za mniej więcej rok spodziewany jest dokument kończący prace na ten temat. Uwaga, chadecy! Właśnie nadciąga z odsieczą drużyna (papieskiego) pierścienia! GRECJA/KONSTANTYNOPOL Patriarcha Bartłomiej I, honorowy zwierzchnik prawosławia, ekskomunikował arcybiskupa Aten Chrystodulosa, zwierzchnika Kościoła greckiego. Wierni podlegli Konstantynopolowi nie mogą teraz przyjmować komunii z rąk księży zależnych od Aten. Konflikt pomiędzy hierarchami narastał już od lat i dotyczył kwestii kompetencyjnych – mianowania biskupów. Czy to nie Mistrz z Nazaretu powiedział: „Bądźcie jedno”, „Kto by chciał być pierwszym, niech będzie sługą wszystkich” i takie tam... IRAK Angielscy i amerykańscy żołnierze – wyzwoliciele Irakijczyków spod tyranii Husajna – znęcali się nad wyzwolonymi w irackich więzieniach: bili ich, rozbierali, upokarzali, a nawet wyrzucali z pędzących ciężarówek. To była po prostu lekcja poglądowa praw(a) człowieka... do człowieka.
i, którzy mnie znają, twierdzą, że jestem chimeryczny, że chciałbym dużo i szybko, a najlepiej wszystko i natychmiast. Mają rację, nie znoszę czekać. Na socjalizm pogniewałem się nie za brak niezależnych, samorządnych związków zawodowych, ale za kolejki po mięso, a zwłaszcza za jedną, w której – po zapaśniczej walce od świtu do południa – tuż przed moim nosem zabrakło wydzielonego pół kilo mielonego. Nie lubię też zajmować się rzeczami, które nie popychają do przodu istotnych według mnie spraw. Ludzie znają mnie z tego, że przerywam pracę, jeśli uznam ją za bezproduktywną, i szybko kończę rozmowy o dupie Maryny. Po prostu szkoda czasu. Zwykłem natomiast poświęcać się bez reszty przedsięwzięciom oraz ideom, co do których jestem święcie przekonany, że są słuszne i wypalą. Dlatego napisałem „Byłem księdzem”, założyłem „Fakty i Mity” i antyklerykalną partię. Idea słuszna? Jeszcze jak, w dodatku tutaj, w unijnym Katolandzie. Czy to wszystko do końca wypali? Czy przyniesie pożądane owoce? To już, moi Kochani, nie zależy tylko ode mnie. Nakład „FiM” co prawda nie spada, jak w przypadku innych gazet, ale też nie rośnie. Powodem jest brak reklamy „FiM” w innych mediach, które konsekwentnie i tchórzliwie nam jej odmawiają. Spróbujemy to sobie jakoś powetować kilkoma wielkimi billboardami, które w ciągu najbliższego miesiąca staną przy głównych trasach przelotowych oraz linii kolejowej. Jednak każdy menedżer wie, że najlepszą, niezastąpioną promocją produktu jest tzw. reklama szeptana, szczególnie w czasach natłoku tej wszędobylskiej – medialnej. Daję głowę (na wszelki wypadek nie swoją), iż co najmniej połowa Polaków nie miała w ręku naszej gazety. A przecież nie jest to zwyczajne pismo – zgadzacie się ze mną pod tym względem, powtarzając to w listach i telefonach do redakcji. Co więcej, nie chcecie – podobnie jak ja – aby misja „FiM” ograniczyła się do informowania o tym, jak jest źle, paskudnie i w ogóle coraz bardziej czarno. Dość biadolenia. To my musimy zmienić oblicze tej ziemi! Trzeba najpierw uwierzyć, że – choć jest to niełatwe – to jednak możliwe. Ale zaraz potem trzeba tą wiarą dzielić się z innymi niedowiarkami; tak, tak – na wzór dwunastu apostołów, którym udało się podbić cały świat. Gdyby każdy z Czytelników „FiM” – a jest Was prawie milionowa armia postępowych i światłych obywateli – zdobył dla naszej wspólnej antyklerykalnej idei choćby jednego bliźniego – byłoby nas (być może z tygodnia na tydzień) dwa razy więcej! Co by to oznaczało dla wszystkich klerykałów i agentów Watykanu, z biskupami i politykami na czele? Z pewnością nie mogliby już o nas mówić per społeczny margines, zaś media byłyby zmuszone podawać „FiM” jako źródło informacji. Ostatnią bowiem rzeczą, którą mogłoby zrobić jakieś pismo (np. „Wyborcza”, „Rzeczpospolita”), radio czy stacja telewizyjna, jest skompromitowanie się niewiedzą na temat tego, o czym pisze jedna z największych gazet w kraju, którą czyta np. dwa miliony ludzi. APP RACJA, mająca w „FiM” swoją stałą kolumnę, znalazłaby się wreszcie w rankingach popularności ogłaszanych w „Wiadomościach” czy „Faktach”, zajmując od razu medalową pozycję. Nie muszę chyba przekonywać, jak by się to przełożyło na wynik RACJI w najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego i za niedługo do polskiego oraz w wyborach prezydenckich, w których będę kandydował. Jeśli nawet nie wygramy, to sam fakt zaistnienia antyklerykałów w kampaniach wyborczych, telewizyjne spoty i debaty przy
C
paromilionowej oglądalności... To byłby prawdziwy szok dla obrońców zawsze miernej, ale wiernej, bo katolickiej Polski! Zróbmy im taki właśnie NUMER! A wystarczy tak niewiele... Zapewniam, Kochani, że wśród Waszych sąsiadów, znajomych, a często wśród najbliższej rodziny jest całe mnóstwo ludzi nieświadomych istnienia naszej gazety i partii. Nie ma dnia, żeby do redakcji nie zadzwonił ktoś „oświecony” i zarażony w najlepszym tego słowa znaczeniu, dziękując nam za odważne publikacje i ubolewając jednocześnie, że dowiedział się tak późno. Dziękuję niniejszym wszystkim, którzy taką właśnie szeptaną propagandę antyklerykalizmu uskuteczniają – biegają po ulicach z ulotkami i zwrotami gazety, rozklejają naklejki, ale przede wszystkim pokazują innym pismo, rozmawiają, zachęcają. Wielu doczekało się własnej „rodziny »FiM«”, złożonej z nowo nawróconych, wdzięcznych rodaków. Spontanicznie organizowane są koła Czytelników. W jednym z takich kół na Śląsku kilkunastu jego członków kupuje po dwie gazety – jedną dla siebie, drugą dla tego, kto zechce ją przyjąć. Nie wszyscy mają czas lub ochotę, aby aż tak się angażować, ale każdy może np. zostawić przeczytaną gazetę w publicznym miejscu, na ławce lub w tramwaju, wzorem głośnej ostatnio akcji „uwalniania” książek. Ktoś powie: dobra, dobra, gościu, na takie NUMERY to ty nas nie nabierzesz. O kasę ci biega z większej sprzedaży tygodnika, Rydzyku ty jeden przefarbowany! O tak, chciałbym mieć tak liczną rzeszę, tak bardzo zaangażowanych, dyspozycyjnych pomocników, jaką dysponuje Rydzyk. Bez ludzi i pieniędzy jeszcze nikt na tym świecie nic wielkiego nie zwojował. A ja chcę zwojować i nie lubię czekać. Śni mi się na ten przykład po nocach antyklerykalne radio; prowadziłem już nawet konstruktywne rozmowy na ten temat. Wyobrażacie sobie taki „antyklerykalny głos w twoim domu”?! Ale do tego jestem za krótki... I choć z wielkim wstydem, będę chyba musiał zacząć stosować metodę Rydzyka właśnie – „na wyciągniętą łapę”. Nawet nie śmiałem nigdy się pochwalić, bo nawet nie wiem, czy jest czym. Otóż już kilka samotnych, starszych osób proponowało mi przepisanie własnych majątków na mnie lub moją firmę, ufając, że „wspomogą one naszą sprawę”. Pewnie, że by wspomogły, ale ja, zażenowany takimi propozycjami – odmawiałem, wskazując tym szlachetnym ludziom cel charytatywny: dzieci chore i osierocone. Ale teraz – myślcie, co chcecie – nie będę odmawiał i uszanuję wolę następnych ofiarodawców, jeśli się do mnie zgłoszą. Założę jednak fundację, która będzie pod kontrolą zbierała środki na swój statutowy cel, który jest również celem „Faktów i Mitów” oraz RACJI: ODKLERYKALIZOWANIE POLSKI. Każdy powinien mieć pewność, na co idą jego pieniądze, a ja w końcu jestem byłym księdzem... Od kiedy powstała ta gazeta, wielokrotnie grożono mi – w listach i telefonicznie – śmiercią lub kalectwem. Groźby te nasiliły się, od kiedy ogłosiłem, że będę kandydował na prezydenta. Nie wątpię, że wielu jest potężnych i bogatych w tym kraju, którym to, co robię, nie tylko spędza sen z oczu, ale także podważa ich żywotne interesy. Dla tych ludzi dać Ruskiemu 10 tys. zł za „czapę” to ani żaden wydatek, ani też powód do wyrzutu sumienia. Co ma być, to będzie. Nie chciałbym tylko, żeby ryzykował ktoś poza mną. Uważam jednak, że mam prawo do zadania Wam jednego pytania, i niech się to nikomu źle nie kojarzy: POMOŻECIE? JONASZ
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r. Chcesz sobie wybudować willę z basenem albo kibel z serduszkiem w drzwiach? Biegniesz np. do powiatowego starostwa, a tam nadzorca budowlany mówi: – Przyjdź pan po godzinach, bo wtedy działam prywatnie, a to znaczy sto razy szybciej i lepiej.
¤¤¤ No więc idziemy do starostwa. Tam za biurkiem siedzi geodeta Kowalski, a rozmowa wygląda tak: – Proszę o wyciąg z mapy geodezyjnej wraz z planem zagospodarowania przestrzennego. – Dobrze – łaskawie odpowiada nam Kowalski – tylko mam tu nawał pracy, kolejkę itp. Przyjdźcie, obywatelu, we wrześniu, czyli za pięć miesięcy.
Oto kolejny przykład korupcji po polsku, ujawniony w najnowszym raporcie NIK. Raport NIK jest jeszcze ciepły, bo nosi datę kwietniową. Ciepły i zatrważający, ale zacznijmy od początku. Aby cokolwiek sobie wybudować, trzeba mieć mapę geodezyjną, projekt budowlany, a na końcu zezwolenie. Nic z tego załatwić się nie da bez wizyty w: – starostwie, gdzie wspomnianą mapę geodezyjną dostaniemy (albo nie dostaniemy ze względu na „trudności”). Tu uzyskamy też zezwolenie budowlane (z tym, że nie na pewno); – nadzorze budowlanym. Tu inwestycję zarejestrujemy, poddając się tym samym kompleksowej kontroli.
– Ale mam umówioną firmę, materiały na działce... – Panie, każdemu się spieszy! Jest jednak wyjście... W pracy to ja jestem obłożony, ale po godzinach jestem firma prywatna i wszystko zrobię na biegu. NIK w raporcie pisze o podobnych nagminnych praktykach: „W starostwie w Hrubieszowie decyzje administracyjne, których podstawą wydania była dokumentacja sporządzona przez pracowników (dorabiających sobie prywatnie) wydawane były w znacznie krótszym czasie niż pozostałe. Średnio po czterech dniach, podczas gdy »zwykli« petenci czekali nawet kilka miesięcy”. Jeszcze ciekawiej było w Malborku, gdzie decyzję co do gruntów wydawała pani naczelnik wydziału, ale tylko na podstawie opracowań
GORĄCE TEMATY przedłożonych przez jej osobistego męża – geodetę prywatnego. Za takie usługi jaśnie pan mąż pobierał honoraria o kilkaset procent przewyższające dochody żony. W jednym z województw (NIK nie podaje, w którym) takie praktyki dotyczyły – UWAGA! – 80 procent wszystkich wydawanych decyzji. Czy z uwagi na skalę zjawiska nie należałoby go może uprawomocnić?
Geodeci przekręciarze doili nie tylko swoich klientów, ale i budżet, bowiem za wykorzystywaną dokumentację trzeba płacić państwu, a im się jakoś nie chciało. A jak już płacili, to z półtorarocznym opóźnieniem. Jeśli do całości obrazu dodamy jeszcze, że nasi specjaliści od dzielenia gruntów posługiwali się pirackim oprogramowaniem komputerowym, zaś fuchy wykonywali w godzinach pracy na publicznym sprzęcie, to mamy pełnię obrazu „geodezyjnego”. ¤¤¤ Teraz dochodzimy do „nadzoru budowlanego”, gdzie – zdaniem NIK – ponad 50 proc. urzędników pracuje na zasadzie fuchy po godzinach, zaś w czasie pracy urzędasy są tak zajęte, że nie mają czasu obsłużyć petenta.
Biznes jest do tego stopnia intratny, że tworzą się już całe rodzinne klany. W opisywanym już Białymstoku klan ten liczył 10 osób (niektóre bez uprawnień zawodowych). Taśmowe akceptowanie projektów budowlanych za grubą kasę i na lewo osiągnęło już tak paranoiczną formę, że na przykład w Otwocku inspektor wydziału inwestycji UM przyznał NIK-owcom, iż nie wiedział, pod czym się podpisuje, bo projekty często mu były podsuwane w samochodzie, a on nawet nie bardzo wiedział, kto mu je daje do akceptacji. Jeszcze ciekawiej działo się w Krakowie. Tam powiatowy inspektor nadzoru budowlanego zlecił kontrolowanie swoich pracownic... ich mężom – prywaciarzom. Skądinąd niezły pomysł. ¤¤¤ Zazwyczaj protokóły NIK są suche, rzeczowe i chłodne. Jednak w tym wypadku z treści raportu przebija prawdziwe przerażenie kontrolerów skalą tego, co ujawnili. Niby w naszym kraju nie wolno łączyć prywatnego biznesu z pracą w publicznym urzędzie, niby mówi się, że urzędnicza korupcja to relikt brzydkiej komuny. Niby... NIK złożył w opisywanej sprawie 18 wniosków do prokuratury i sądu. Następne wnioski – w opracowaniu. Ma być ich w sumie kilkadziesiąt! ANNA KARWOWSKA MAREK SZENBORN
mapa. Oj, redaktorze Osina... źle się bawicie i to się wicie-rozumicie może dla was źle skończyć. Oczywiście między okładkami mamy jeszcze bite 62 strony tekstu. Wielce zajmującego. Dość powiedzieć, że (były) Minister Środowiska Śleziak Czesław pojawia się tam UWAGA! 183 RAZY! Zdjęć Śleziaka odnajdziemy dużo mniej, bo tylko 27. Mniej, ale za to jakie: na stronie 6 Śleziak trzyma świeczkę, na 7 tępo patrzy w dal, na 8 wręcza jakiemuś łysemu książkę, a na 10 zakłada (lub zdejmuje – w naszej redakcji zdania były podzielone) okulary. Mamy jeszcze Śleziaka, jak zjada mikrofon, jak się brata z jakimś Murzynem i jak nie wiadomo co robi. Jak już sobie pooglądaliśmy, to teraz poczytajmy, co Śleziakowy organ pod Osinowym kierownictwem nam donosi. Na przykład to donosi: „Okazją do podsumowania było Wigilijne Spotkanie kierownictwa Ministerstwa z pracownikami przy tradycyjnym opłatku. Minister złożył zebranym życzenia noworoczne i bożonarodzeniowe, podziękował za dotychczasowe działania na rzecz ochrony środowiska i życzył tak samo
udanej współpracy w następnym roku”. Powalający news! A co zrobił Śleziak, gdy odwiedzili go harcerze z betlejemskim światełkiem? Jak to co? Śleziak „podkreślił, że to właśnie organizacje młodzieżowe SĄ CENNYM SOJUSZNIKIEM W EDUKACJI EKOLOGICZNEJ SPOŁECZEŃSTWA!”. No dobrze... dość tej nowo-, a raczej staromowy, bo mi Jonasz nogi z d... powyrywa, że zajmuję miejsce w „FiM”. Teraz podsumujmy: kilkadziesiąt stron wydawanych sześć razy w roku tylko po to, aby Śleziak Czesław mógł lizać swoje kompleksy małego ministerka i jeszcze po to, aby niejaki Osina brał co miesiąc pensję. Koszt przedsięwzięcia – jak się dowiedzieliśmy – to blisko 100 tysięcy złotych. Ile ugorów można by za to zalesić, panie Śleziak; ile osobników zagrożonych gatunków uratować; ile porządnych koszy na śmieci postawić? Gdy telefonowałem do Ministerstwa Środowiska, żmudnie próbując się dowiedzieć, ile kosztuje wydawanie Śleziakowego czasopisma, trafiłem akurat na imć Osinę we własnej osobie. Nie omieszkałem mu zjadliwie pogratulować tfu...rczości tyle zajmującej, co durnej. – Ale za to w naszym ministerstwie nie ma afer – dumnie przez telefon wypiął pierś Osina, a ja zrozumiałem, co teraz w naszym kraju znaczy normalność. Ot, brak afer stał się cnotą najwyższą, najdroższą i rzadko osiągalną. Wartością samą w sobie. MAREK SZENBORN
Nadzór bez nadzoru Prawdziwego jednak cudu dokonała pani inspektor geodezji i kartografii województwa białostockiego. Niewiasta owa zatrudniona w geodezyjnej firmie męża (który nie posiadał stosownych uprawnień) wykonała 39 proc. wszystkich (!) map powiatu białostockiego i samego Białegostoku. Oczywiście po szychcie i za ciężką kasę. Jeszcze lepiej było w Myślenicach, gdzie kierownik geodezji pracował w geodezyjnej firmie syna, przez co stwarzał konkurencję dla własnego zięcia i swojego zastępcy – bo obaj panowie też trudnili się geodezyjnym biznesem. Doszło więc do tego, że wszyscy ci dżentelmeni wzajemnie sobie akceptowali sporządzane mapy i dzielili się klientami.
GŁASKANIE JEŻA
Rok Śleziaka i... koniec Cukier podrożał o 1,50 zł. Gdy w grudniu 1970 roku podrożał dokładnie o tyle samo, na ulicach polała się krew. Dziś krew się nie leje, tylko zalewa, bo... Bo w końcu sami tego chcieliśmy. Demokracji chcieliśmy mianowicie, która – cytując Churchila – jest prawem do zdychania na śmietniku. Oczywiście śmietnik śmietnikowi nierówny i jedni lądują na śmietniku historii (co wkrótce spotka Millera), czyli na dobrze opłacanych synekurkach, a inni przetrząsają prawdziwe śmietniki w poszukiwaniu puszek po piwie i makulatury. Jakkolwiek by było, to wszyscy kolejni, którzy dorwą się do żłobu, demokratycznie zachęcają nas do oszczędności, czyli zaciskania pasa. Niektórym w związku z tym brakuje już dziurek. Ostatnio dietę odchudzającą pragnie zafundować nam – a zwłaszcza emerytom i rencistom – wicepremier Hausner. Oczywiście, zdenerwowani odpowiadamy, żeby rząd rozpoczął oszczędzanie od siebie, a rząd zgodnym chórem mówi, że właśnie zaczął i szybko nie skończy. Nic tylko oszczędza i oszczędza... Sprawdźmy, jak to wygląda w praniu na jednym drobnym przykładzie. Przykładzie tak pobocznym, że niemal nieistotnym. Ot, istnieje
Prawdziwym mistrzem świata okazał się jednak powiatowy geodeta w Dębicy, mający biznes w tzw. obwoźnym handlu kurczakami. Handel ów – co ujawnia NIK – polegał na... sporządzaniu zamówionych map geodezyjnych, a kurczaki były tylko przykrywką. Podobne patologie kontrola ujawniła w kilkudziesięciu innych miastach i gminach w całej Polsce.
sobie cichutkie i nikomu niewadzące Ministerstwo Środowiska. No bo jak już jest środowisko, to trzeba je chronić – nieprawdaż? Owo ministerstwo ma (miało) ministra, a minister ma własną gazetę, bo wobec takiego ministra skarbu, obrony czy finansów to on jest mały pikuś, więc czuje się niedowartościowany. I dowartościowuje go właśnie gazeta pod tytułem „Środowisko i Rozwój”. Trzymam ją przypadkowo w ręku i zaglądam do redakcyjnej stopki, z której dowiaduję się, że „ŚiR” jest dwumiesięcznikiem wydawanym w nakładzie 5 tysięcy egzemplarzy i rozprowadzanym bezpłatnie. Konstatuję ponadto, że redaktor naczelny tego wydawniczego hiciora nazywa się Jakub Osina. O! Jest obok nawet zdjęcie pana Osiny i redakcyjny wstępniak przezeń napisany. Poczytajmy. Wstępniak zaczyna się tak: „Niniejszy numer biuletynu Ministra Środowiska »Środowisko i Rozwój« jest szczególny. Data jego wydania zbiega się bowiem z pierwszą rocznicą objęcia przez Czesława Śleziaka teki Ministra Środowiska” (taka to wielka rocznica, że Śleziak dostał kopa 2 maja). No... po takim początku Osina może być pewny, że pracy z dnia na dzień nie straci, bo włazidupstwo bez wazeliny opracował on
w stopniu doskonałym. Ale to dopiero początek Osinowej radosnej twórczości. Kawałek dalej rozpoczyna się artykuł gigant pod wiele mówiącym tytułem „Rok Śleziaka”. Cóż, jak było „Sześć dni Kondora”, to dlaczego Śleziak nie może mieć całego roku? Wróćmy jednak do okładki. Co na niej widzimy? Otóż, proszę wycieczki, widzimy Ministra Środowiska Czesława Śleziaka, który pokazuje nam ze zdjęcia gest Kozakiewicza (dokładnie). Przewracamy kartkę i mamy okładki część drugą, a na niej znajdujemy dla odmiany... Ministra Środowiska Śleziaka Czesława. Jest jeszcze trzecia strona okładki i nie będę tu chyba odkrywczy, gdy powiem, że patrzy z niej na nas Śleziak Minister. I tak dochodzimy do okładki strony czwartej, a tam... Śleziaka nie ma, tylko jest jakaś
3
4
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Wydmuszki cacuszki Telewizja kreuje gwiazdy, a one zarabiają krocie. Nie zaglądamy im do portfeli, ale zastanawiamy się, czy nie są to sztuczne wydmuszki kosztem podatników. Robert Kwiatkowski (43 l.) tuż przed odejściem z TVP „wynegocjował” kontrakt z Kamilem Durczokiem (prezenter „Wiadomości”) na 60 tys. zł miesięcznie. Jest to czteroletnia umowa i gdyby dziś nowy prezes Jan Dworak (56 l.) chciał zerwać umowę, musiałby wypłacić sympatycznemu – oczywiście, niewątpliwie – dziennikarzowi aż 720 tys. zł (równowartość rocznego wynagrodzenia). Durczok (36 l.) pracuje w TVP od 1990 roku. Gdyby wasz ulubiony prezenter zwariował i chciał sam odejść od cycka dojnej krowy – dostanie tylko... 360 tys. zł odszkodowania. Podobną umowę podpisano z Tomaszem Kamelem (to ten śliczny, chociaż ciutek drętwy chłoptaś). Inni dziennikarze TVP – 33-letni Piotr Kraśko (wnuk Wincentego Kraśki, sekretarza KC PZPR za czasów Władysława Gomułki) oraz Magda Mołek (28 l.) – otrzymali równie wysokie pensje. Jakie? Ich telefony milczą, ale nie sądzę, żeby zdradzili nam treść tajnej umowy. To nie leży w ich interesie. A czy to jest w interesie milionów abonentów, którzy płacą telewizji miesięczny haracz?! Wątpię. Płatnicy abonamentów mają jeden telewizor, może dwa, niskie dochody, a Kraśko ma konia (niezwykle dorodny arab, ładniejszy od właściciela), którego utrzymanie kosztuje ponad tysiąc złotych miesięcznie. Tomasz Kamel jeździ jaguarem, który jest obiektem westchnień tych, co
– zdaniem Anity Błochowiak – noszą czerwone skarpetki. Hubert Urbański (37 l.) ma szwedzkiego saaba (kabriolet, kupiony prawie okazyjnie za ponad 200 tys. zł), i dobrze, bo świetnie w nim wygląda z cygarem w gębie. Grażyna Torbicka (córka Krystyny Loski, telegwiazdeczki lat 70. ubiegłego wieku) ma superhacjendę pod Warszawą (podobnie jak Agata Młynarska, córka Wojciecha, piosenkarza, który szczyt kariery osiągnął za Gomułki i Edwarda Gierka) i szafę pełną luksusowych ciuchów, przedmiot zazdrości tych kobitek, co kupują w lumpeksach, bo ich nie stać. Ponoć Monika Olejnik ma wrócić do TVP, prowadzić program publicystyczny i zarabiać... 80 tys. zł miesięcznie. Olejnik dementuje te pogłoski i twierdzi, że są wyssane z palca. Jednakże nie chce zdradzić szczegółów kontraktu, a Jacek Snopkiewicz, rzecznik telewizji, stwierdza, że z pewnością będzie to kwota niższa niż 80 patoli. O ile? Tego już nie zdradził. I tu sprawdza się powiedzenie, że milczenie jest złotem. Maciej Orłoś (44 l.) podpisał tzw. kontrakt gwiazdorski. Oznacza to, że nie wolno mu pracować poza telewizją. W ramach rekompensaty może zarobić nawet więcej niż 48 tys. zł miesięcznie. Taki kontrakt podpisał też Piotr Kraśko. Ulubieńcy zarządu TVP mają klawe życie – jak cesarz, któremu bardzo piękna cesarzowa podawała do łóżka czekoladę. Oprócz szmalu dostają jeszcze służbowe komórki, laptopy, samochody i zwrot kosztów wynajmu apartamentu dla tych, którzy przybywają spoza Warszawy.
A co uwielbiają nasze gwiazdeczki? Oczywiście, jak wynika z udzielanych wywiadów, podróże do egzotycznych krajów, nurkowanie w ciepłych morzach, luksusowe samochody, konie, cygara i... imprezki. Myślę tu o wszelakich koncertach, na których można zarobić powyżej 10 tys. zł za występ. To się w żargonie estradowym nazywa występ „na małpę”, czyli własną twarz. Gwiazda znana z telewizorni pokazuje się na scenie, zapowiada piosenkarza lub duet cyrkowy, uśmiecha się, mówi kilka zdań, publika szaleje, a potem chodu do kasy, gdzie księgowa wypłaca niekiepski szmal. No cóż, zarabiają uczciwie i śpieszą się. Chcą wydoić jak najwięcej kasy, bo ich pięć minut może skończyć się szybciej niż przypuszczają. Przykładem może być Tomasz Lis, wielki gwiazdor TVN – jeśli nie trafi do TVP 1, pamięć o nim zblednie. Wprawdzie chłopina dwoi się i troi, jeździ po Polsce, promując własną książkę, i ma nadzieję zostać prezydentem III RP, ale przewiduję, że jego pięć minut minęło. Kiedy któryś z tzw. gwiazdorów wylatuje z telewizora, to nawet wspomnienia po nim nie zostają. Mnie, płatnika obowiązkowego abonamentu telewizyjnego, zastanawia jedno: dlaczego przy tych wydmuchanych gwiazdorskich gażach telewizja publiczna jeszcze nie splajtowała... Czy ją na to stać? Cóż, zawsze można podnieść cenę abonamentu, prawda? Ale, do jasnej cholery, ja nie mam zamiaru płacić za gwiazdorskie wydmuszki cacuszki! Nie chcem, ale muszem, k...! ANDRZEJ RODAN
iedy Polska wchodziła do Unii, Kraków – Europejskie Miasto Kultury – skompromitował się przed całym kontynentem. Walka krakowskiego ciemnogrodu z gejami i lesbijkami („FiM” 18/2004) ma swój żałosny ciąg dalszy: po interwencji kard. Macharskiego prezydent miasta tłumaczył się publicznie z tego, że przestrzega polskiego prawa. Coś takiego mogło się zdarzyć chyba tylko w Polsce i tylko w Krakowie. Jacek Majchrowski (SLD) – zamiast wyśmiać żądania dewotów, którzy wzywali go do niewydawania pozwolenia na przemarsz mniejszości seksualnych, czyli do złamania prawa – poważnie potraktował ich bluzgi. Pomysł zorganizowania marszu w dzień procesji św. Stanisława nazwał prowokacją, choć prowokacji żadnej nie było – organizatorzy starannie zadbali o to, aby obydwa pochody się nie spotkały. Zresztą nawet gdyby obydwie manifestacje się minęły, to nie byłoby w tym jeszcze nic gorszącego, bo osoby homoseksualne mają takie samo prawo do krakowskich ulic, jak czciciele kości świętego biskupa zdrajcy. Skoro katolicy oczekują od innych
tolerancji dla obrażających rozum i dobry smak procesji z nieboszczykiem, to tym bardziej geje i lesbijki mają prawo oczekiwać zrozumienia dla walki o swoje prawa. Organizatorzy festiwalu przenieśli w końcu przemarsz na inny, mniej dogodny termin, i przeprowadzą go zmienioną trasą. Jeden z krakowskich naukowców przypomniał przy okazji tej
Na okoliczność walki z gejami i lesbijkami w Krakowie katolicy wydali specjalną kolorową broszurę protestacyjną, którą dostali do domów niemal wszyscy mieszkańcy – wystarczyło ją podpisać i wysłać do urzędu miasta. Przy okazji walki z „sodomitami” zareklamował się wydawca – ultraprawicowe Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. księdza Piotra Skargi. W całym mieście fanatycy wzywali także do „wykopania homoseksualistów z Krakowa”. W normalnym kraju już wszczęto by śledztwo o podżeganie do przemocy i rozruchów, ale nie w Polsce. Policja zajęłaby się także kardynałem Macharskim, nielegalnym handlarzem wizami, który ostentacyjnie namawiał prezydenta do złamania prawa. W ziemi świętej Wojtyły śledzono tymczasem, kto z uniwersytetu i urzędu miejskiego pomagał nieprawowiernym w zorganizowaniu festiwalu. Wywierano naciski na galerie, aby zrywały umowy z organizatorami, ukarano nawet zbyt tolerancyjną profesorkę UJ. Miał rację Janusz Marchwiński, wybitny krakowski dziennikarz, kiedy pisał, że nad tym miastem „unosi się złowrogi cień sutanny”... ADAM CIOCH
K
Cień sutanny rozróby, że w średniowieczu także były pewne dni, w których na ulicach mogli przebywać tylko katolicy. Na przykład w Boże Ciało żydzi nie mogli wychodzić z domów, aby obnoszony procesyjnie Najświętszy Sakrament nie doznał uszczerbku na czci. Widok żyda mógłby bowiem żydowi, Jezusowi z Nazaretu, bardzo popsuć humor... Ale żarty na bok, bo oto znowu nastały czasy, w których jedni obywatele uzurpują sobie więcej praw niż pozostali, i to nie jest śmieszne. Z jakiegoś powodu trupia procesja okazuje się być ważniejsza od praw żywych jeszcze ludzi.
Prowincjałki Marek M. (43 l.) z małej miejscowości pod Nowym Dworem Gdańskim (woj. pomorskie) nie lubił pić sam, a z kolegami akurat się pokłócił. Do wspólnej libacji zaprosił więc swego... trzyletniego synka. Policja aresztowała pijanego Marka M., a nieprzytomne dziecko odwieziono do elbląskiego szpitala. Maluch miał we krwi 1,65 promila alkoholu.
A GULI, GULI, GUL, GUL...
Michał K. (17 l.) z Lęborka naoglądał się w telewizji wybuchów różnych bomb i też chciał się zabawić w terrorystę, a przy tym zobaczyć, jak przebiega akcja służb ratowniczych. Naładował więc starą teczkę kamieniami, zostawił ją na ulicy, a potem zadzwonił na policję z informacją o teczce, w której jest bomba. Prawie natychmiast zatrzymany – powiedział glinom, że jest zaskoczony tak szybką i sprawną akcją policji.
AMATOR
Etykiety i butelki po... denaturacie, butelki po markowej wódce, ponad 350 litrów alkoholu, alkoholomierze, menzurki, nakrętki, odczynniki chemiczne do odbarwiania skażonej cieczy itp. znaleźli policjanci z Rawy Mazowieckiej w piwnicy należącej do 21-letniego mężczyzny. On to właśnie, razem ze swym 48-letnim wspólnikiem, produkował alkohol, odbarwiając... denaturat!
ZBYT KSZTAŁTUJE ŚWIADOMOŚĆ
Jan F., dyrektor szkoły w Połoskach (woj. lubelskie), próbował zatuszować sprawę katechety pedofila, z zawodu księdza. Wymuszał na rodzicach podpisywanie fałszywych oświadczeń, że nic się nie stało; groził dzieciom, nauczycielom, tuszował sprawę i bronił ze wszystkich sił zboczonego plebana. Niestety, proboszcz Zbigniew Sz. (44 l.) trafił do kicia, a dyrektor stanął przed komisją dyscyplinarną przy lubelskim kuratorium oświaty. Komisja, zamiast wywalić na zbitą mordę obrońcę pedofila, ukarała go... naganą. Jan F. nadal jest dyrektorem i uczy molestowane dzieci. Oprac. AR
OBROŃCA KSIĘDZA PEDOFILA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Masoneria zachodnia i nasza, a także wszelkiego rodzaju sekciarze nowocześni, zarzucają Kościołowi polskiemu fundamentalizm katolicki. (...) Nasza zatem „szata godowa” na ucztę europejską miałaby polegać na osłabieniu wiary w Boga, wyrzeczeniu się części Dekalogu (...) oraz na oddaniu władzy w Kościele inteligencji świeckiej. I w ogóle musimy uczynić katolicyzm bardziej „miłosierny”, „ludzki”, sprzyjający słabościom ludzkim, tolerujący wszelkie grzechy i wszelkie zboczenia, bo rzekomo tylko człowiek, który stoczył się na samo dno moralne, właściwie rozumie chrześcijaństwo i Boga. Szczególny atak jest przypuszczany na rzekomą ksenofobię polską, czyli niechęć do nie-Polaków. Wyzbędziemy się więc tej grzesznej ksenofobii, gdy oddamy za bezcen ziemie, gospodarkę, dzieła sztuki i całą kulturę, Kościół, no i władzę nie-Polakom, głównie Żydom. („Nasz Dziennik” 97/2004) ¶¶¶ Z pewnością można zauważyć, że Europa potrzebuje Polski. Polska jest krajem chrześcijańskim, gdzie pewne normy moralne – jeśli nawet nie zawsze przestrzegane – są jasne. Europa wydaje się nie mieć dostatecznej życiodajnej siły, bo trudno za taką uznać ekonomię, niepodpartą zasadami moralnymi, filozofią chrześcijańską. Kościół jest misyjny i Europa potrzebuje takiej obecności Kościoła. (abp Marian Gołębiewski, „Niedziela” 18/2004) ¶¶¶ Obecna Polska jest protezą państwa demokratycznego i niepodległego, przedłużeniem Polski Sowieckiej. Rządzi nią postkomuna wywodząca się wprost od stalinizmu, czasów gdy politrucy zrywali żołnierzom z szyj medaliki, patriotom strzelali w tył głowy, a generała Andersa i żołnierzy walczących u boku aliantów zachodnich określano mianem zdrajców i renegatów. („Nasza Polska” 17/2004) ¶¶¶ Psychiatrzy przyznają, że przez praktykowanie jakichkolwiek form okultyzmu (korzystanie z usług bioenergoterapeutów, wróżek, praktykowanie jogi, różnych rodzajów medytacji wschodnich, reiki, tarota, astrologii [...] itd.) człowiek dobrowolnie otwiera się na niszczące i zniewalające go działanie duchowych sił zła, na skutek czego pojawiają się najróżniejsze zaburzenia psychiczne oraz choroby, których nie można wyleczyć środkami farmakologicznymi. (katolicki dwumiesięcznik „Miłujcie się!” 1/2004) ¶¶¶ (...) prawda ma wielką moc. To Polacy spragnieni prawdy oblegają kina, żeby uczestniczyć w Drodze Krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przerażeni strażnicy ideologii usiłują naprędce montować jakieś przeszkody, żeby filmu Gibsona nie obejrzała młodzież. (...) To wszystko są znaki. („Niedziela” 14/2004) Wybrała OH
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
NA KLĘCZKACH miesięcznie). Proboszcz pomyślał także o zdrowiu mieszkańców, obwieszczając z triumfem, że maszt nikomu nie zaszkodzi, bo będzie umieszczony ponad dachami bloków. RP
PO-PIS-ALIŚMY SIĘ „Europa nie może odciąć się od chrześcijańskich korzeni. Jeśli to uczynimy, grozi nam powolna śmierć” – grzmiał poseł Aleksander Szczygło (PiS) podczas pierwszej sesji nowego Parlamentu Europejskiego. Wtórował mu Zbigniew Chrzanowski (SKL), twierdząc, że „Europa, która zapomniała o swoich korzeniach, nie ma przyszłości”. Jeszcze dalej poszedł eurodeputowany Adam Biela (LPR), oświadczając, że wszystko, ale to dosłownie wszystko, Stary Kontynent zawdzięcza papieżowi Polakowi. Co więcej, poseł LPR wniósł na salę europarlamentu dwa krzyże i zażądał ich niezwłocznego powieszenia. Już-już mogło być po bożemu, ale... Ale jakiś łobuz prowadzący obrady, miast uklęknąć, napomniał katolików znad Wisły, że znacznie przekraczają czas przeznaczony na wystąpienie. Lepperowi, który popadł w kaznodziejskie uniesienie, wyłączył nawet mikrofon. Bezbożnik jeden, psia jego... taka owaka. MS
PLEBAN NIE CHCE UNII Dopiero teraz, a więc po półtora roku, opublikowano wyniki badań na temat naszego przystąpienia do Unii, jakie pallotyński Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego przeprowadził w 80 proc. polskich parafii. Wynika z nich, że księża znacznie bardziej od swoich biskupów obawiają się skutków integracji. Tylko 1/5 badanych uważa, że wejście Polski do UE wpłynie pozytywnie na życie parafian. Szef Instytutu, ks. prof. Witold Zdaniewicz, tak skomentował te genialne ustalenia: – Wynikają one z troski o życie religijne parafian i o ludzi ubogich. A nam się wydaje, że z troski o własne zady. RP
UNIJNE KWATERY Na wejściu Polski do Unii Europejskiej niektórzy księża zamierzają zbić fortunę. Na przykład proboszcz z podłódzkiego Szadku, Andrzej Ciapciński, zapowiedział podwyżkę opłat – ze 150 do 450 zł – za kwatery na dwóch miejscowych cmentarzach. Decyzję uzasadnił nowymi przepisami unijnymi, które wymagają prowadzenia rejestru zmarłych i ksiąg cmentarnych, a także sporządzenia planów nekropolii. Wielebny nie dodał, że już od lat zobowiązany był do prowadzenia podobnej dokumentacji pochówków, a unijne przepisy potraktował jako pretekst do wyciągnięcia pieniędzy od parafian. Ci ostatni – mimo biadolenia – do końca kwietnia tłumnie odwiedzali proboszcza, by zaoszczędzić na cmentarnych opłatach. RP
ZŁODZIEJE! Trzej zamaskowani bandyci napadli na plebanię w Ślesinie (woj. konińskie). Pobili księdza i jego gospodynię, a następnie uciekli z łupem – 60 tys. zł oraz strzelbą myśliwską z nabojami.
Wcale się z tego nie naśmiewamy, bo każdy akt bandytyzmu jest ohydny, a co gorsza – ten dotyczył osób starszych. Tylko że... Tylko że niezmiennie nurtuje nas pewne pytanie... Jeżeli księżulo na plebanii prowincjonalnej parafii trzyma w skarpecie taką forsę, to ile poupychali w pończoszkach różni Paetze tego kraju? MS
PO WŁADZĘ!
O CIE FLOREK! „To dla nas wielki dzień. Jesteśmy szczęśliwi, że mamy się do kogo uciekać w trudnych sytuacjach” – oto słowo księ... pana komendanta stołecznych strażaków, Wiesława Leśniakiewicza, który odebrał właśnie z rąk kardynała Macharskiego relikwie świętego Floriana. Czyli co? Jak pożar np. Pałacu Kultury i Nauki, to najpierw nie po sikawkę, tylko po relikwie? Żeby się pan, panie komendancie, ze wstydu spalił! MS
PRECZ Z WAGINĄ
Ryszard Zembaczyński (PO), prezydent Opola (na zdjęciu), widzi źdźbło w cudzym oku, a nie dostrzega belki we własnym. Ma hobby polegające na wyrzucaniu na zbity pysk niewygodnych mu pracowników Urzędu Miasta. Za czasów jego panowania posady straciło już 60 osób, ale spuszczonych ma być o wiele więcej. Kolejny do odstrzału był Bogdan Kociński – od początku lat 90. naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska. Władca Opola zarzucił mu niekompetencję i nadużycia. Kociński stanął przed komisją dyscyplinarną i... ta wniosek prezydenta odrzuciła. Szkoda, że komisja za jednym zamachem nie przyjrzała się matactwom finansowym miejskiego pryncypała. Ten, kiedy był naczelnikiem opolskiego oddziału Banku Ochrony Środowiska, naraził placówkę na straty rzędu 1,5 mln złotych. Sprawa wyszła na jaw i Zembaczyński oczekuje na proces. ŁUK
SEZON NA CMENTARZU Nie lada konsternację i zażenowanie wzbudziła we Wrocławiu zapowiedź żydowskiej gminy o „zainaugurowaniu kolejnego sezonu udostępniania Muzeum Sztuki Cmentarnej, czyli w niedzielę zwiedzających powita zabytkowa żydowska nekropolia przy ul. Ślężnej”. Informacja zamieszczona w lokalnym dodatku „Gazety Wyborczej” nosi tytuł: „Oficjalne otwarcie sezonu na Cmentarzu Żydowskim”. Dla chętnych przygotowano bilety w cenie 6 zł (normalne) i 4 zł (ulgowe). W ramach tego wydatku będzie można posłuchać „gawendy” (pisownia oryg.) dyrektora nekropolii, M. Łagiewskiego, o pochowanej tu żydowskiej elicie miasta. Jak biznes, to biznes! Po takim rzeczowym stawianiu sprawy nie zdziwiłaby nas zapowiedź opiekunów cmentarza, że posiadacze dziesięciu biletów wstępu mają zagwarantowany pochówek gratis. JASZ
Dolnośląski Bolesławiec zyskuje zasłużone miano stolicy polskiego obskurantyzmu. Po tym, jak na ekran tutejszego kina nie dopuszczono „Dogmy” i „Kamasutry”, zastępując je w ostatniej chwili „Prymasem”, repertuar kina zubożał. W ostatnich dniach aktywne tu legiony ojca dyrektora, wsparte bogobojnymi radnymi, wywęszyły kolejne świństwo. Tym razem jest nim sztuka Eve Elsner pt. „Monologi waginy”, z którą przyjechać miał jeden z wrocławskich teatrów. Sztuka, święcąca tryumfy w Stanach i nawet w Polsce, została oprotestowana. Do walki z waginą wysłano sprawdzony aktyw. Zrywa się plakaty, pisze protesty do władz miasta. Tym razem obejdzie się chyba bez odwołania dyrektora ośrodka kultury. Jest nim bowiem żona jednego z wyższych funkcjonariuszy tutejszej policji. PP
„NIEDZIELA” NA ZDRÓWKO Legnicka mutacja tygodnika „Niedziela” zdobyła I miejsce w konkursie pod hasłem „Najbardziej przyjazne osobom niepełnosprawnym media Dolnego Śląska”. Konkurs nie był organizowany przez biskupią kurię, lecz przez Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego. Głównym tematem publikacji o niepełnosprawnych w „Niedzieli” były relacje z wizyt biskupów legnickich na przymusowych spędach inwalidów w poszczególnych powiatach. Biskupi dostawali od kalek kwiaty, ofiary i wysłuchiwali wierszyków „ku czci”. Z uwagi na małą rangę i znaczenie tych spotkań, nie zawsze były one odnotowywane przez lokalne tytuły, co – jak widać – zemściło się na nich podwójnie. PP
MASZ(T) CI LOS Ks. Zbigniew Dziedzic z parafii św. Rafała Kalinowskiego w Ełku, jako kolejny już proboszcz, wyraził zgodę na zainstalowanie masztu telefonii komórkowej na kościele. Wielebny wyszedł z założenia, że żaden pieniądz nie śmierdzi, tym bardziej jeśli jest niemały (ok. 400 euro
KATOJUNGEN Od kilku miesięcy w Zespole Szkół Ogólnokształcących i Technicznych w Tarnowie działa Szkolny Klub Młodego Teologa. Należąca do niego młodzież z zapałem godnym lepszej sprawy zajmuje się „szerzeniem informacji o działalności Kościoła oraz pogłębianiem życia religijnego” na terenie publicznej szkoły. Pod czujnym okiem katechety i za aprobatą dyrekcji klub upowszechnia dewocję poprzez organizowanie konkursów (np. na najładniejszy różaniec) i akcji (np. wysyłanie życzeń do papieża za pomocą SMS-ów) oraz propagowanie udziału w pielgrzymkach. AK
PORNOGRAFIA ALLEJAJA Zdaniem katolickich specjalistów, z uzależnienia od pornografii nie da się wyjść o własnych siłach. Samo zrozumienie problemu na poziomie intelektualnym nie wystarczy. Trwałe wyzdrowienie gwarantuje wyłącznie zwrócenie się do Boga, a jedyne skuteczne środki w walce z pornografią to modlitwa, studiowanie Pisma Świętego i łykanie Pana Jezusa w opłatku. Takie zalecenia znajdujemy w Internecie pod dość dziwnie brzmiącym adresem... www.pornografia.alleluja.pl. AK
JAK MUŁŁA KUBIE... No i Kościół katolicki wpadł we własne sidła. W Europie Środkowo-Wschodniej (m.in. w Polsce, Czechach i Słowacji) wymusił na rządzących przyjęcie specjalnych ustaw reprywatyzacyjnych. Na ich podstawie odzyskiwał wszelkie posiadłości przejęte przez państwo po 1945 r. W Polsce na listach znalazły się budynki skonfiskowane przez zaborców w XIX, a nawet XVIII wieku. Pilnymi uczniami hierarchów Krk okazali się hiszpańscy muzułmanie. Zażądali oni przekazania części katolickiej katedry w Kordobie. Powód: została ona wybudowana na miejscu byłego meczetu. Urzędnicy Stolicy Apostolskiej umyli ręce i uznali, że sprawę ma załatwić lokalny biskup. A ten nie wie, jak rozwiązać spór. Ot i bieda! MP
5
OPUS BROWNA „Kod Leonarda da Vinci” – bijąca rekordy popularności antykatolicka książka Dana Browna – doprowadziła do wściekłości Opus Dei. Brown uczynił z tej najbardziej wpływowej katolickiej organizacji czarny charakter swojej powieści. „Kod...” przestawia tajną historię chrześcijaństwa i, zdaniem historyków, jest w zasadzie faktograficzną szmirą. Jedno jest pewne – sprzedano aż 30 mln egzemplarzy powieści, więc najwyraźniej ludzie albo nie lubią Kościoła, albo też nie spodziewają się po nim niczego dobrego. AC
OCH, KAROL! Jak donosi „Polityka”, włoscy filmowcy chcą dokonać w tym roku ekranizacji życia Karola Wojtyły. „Historia Karola” w reżyserii Giacoma Battatio ma nie być filmem „nakręconym na kolanach”, ale obrazem oddającym realia historyczne i zachęcającym do myślenia. Według twórców, produkcja jest jednocześnie prezentem dla papieża. Zatem jedyna refleksja, do jakiej ten film zachęci, to – „Karol jest boski!”. W innym przypadku adresat prezentu będzie okropnie rozczarowany... AC
SZCZĘŚLIWI ANGOLE Według sondażu „The Guardian”, większość (53 proc.) brytyjskich deputowanych chce rozdzielenia własnego Kościoła od państwa. Deputowani sądzą, że w najbliższych latach anglikanizm przestanie być religią wspieraną przez państwo. Jakby co, to przypominamy, że do Anglii od dawna można wyjechać bez wizy... AC
CUD CZY PODGRZEWACZ? W niedzielę w katedrze w Neapolu jak na zawołanie zdarzył się cud „krwi św. Januarego” (grudka zakrzepłej krwi świętego rozpuszcza się). Spóźnił się raptem o jeden dzień (miał być w sobotę). Cud chyba już spowszedniał, bo od stuleci ma miejsce regularnie trzy razy w roku – w sobotę przed pierwszą niedzielą maja; 19 września – w rocznicę urodzin świętego – i 16 grudnia – w rocznicę wybuchu Wezuwiusza w 1631 roku. No... żeby jakiś Neapol wyciągał trzy cudy rocznie, a Wadowice żadnego?! MaP
6
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Nie ustają spekulacje na temat tego, co lubińscy salezjanie zrobili z gigantycznym szmalem wyłudzonym z Kredyt Banku. Konkretnie chodzi o 133 mln zł niespłaconych pożyczek lombardowych (z odsetkami będzie to już kwota wyższa o co najmniej kilkanaście milionów). W każdym razie wrocławskiej prokuraturze nie udało się do tej pory rozwiązać tej zagadki. Może dlatego, że konkretne tropy prowadzą do legnickiej diecezji, zasilanej szmalem wyłudzonym przez przestępców w habitach? Ale to już zbyt wysokie progi dla organów ścigania. Owszem, śledztwo wykazało powiązania grupy księży salezjanów z pruszkowską mafią (śp. „Baranina”), światem polityki (AWS-owscy notable Kolasiński i Dębski) oraz biznesu. O tym już pisaliśmy. Wykryliśmy też, że główny inicjator bankowego przekrętu, były prezes lubińskiej salezjańskiej Fundacji Pomocy Młodzieży im. św. Jana Bosko – ks. Ryszard Matkowski, po 10 miesiącach w areszcie śledczym został zwolniony za osobistym poręczeniem biskupa legnickiego Tadeusza Rybaka i „wydalony z zakonu”, po czym znalazł azyl u burmistrza Świebodzic – Jana Wysoczańskiego. Są krajanami, pochodzą z tej samej wsi Pietrzyków i obydwaj mają ciągotki do lewych interesów. Gospodarz miasteczka w niedalekiej przeszłości był karany za paserstwo i niegospodarność, ale urzędową, bo na własny rachunek to on
Gest miłosierdzia działać potrafił. Jego majątek szacowany jest na kilkanaście milionów złotych. Ma kilka luksusowych aut, a jednym z nich – leksusem – rozbijał się po okolicy salezjanin aferzysta. O bliskiej zażyłości obydwu panów świadczy też fakt, że zakonnika reprezentują wzięci adwokaci z Wałbrzycha, którzy wcześniej bronili burmistrza. Tymczasem zaprzyjaźnione miejscowe krasnoludki doniosły nam, że habitowego oszusta już nie widać w towarzystwie jego możnowładcy, podobno ten ukrył go przed wścibskimi dziennikarzami „FiM” w swojej nadmorskiej posiadłości. Na razie 120-osobowe lubińskie stado okradzionych owieczek obrotnego księdza beczy zgodnym chórem. Nic dziwnego, namówieni przez trzech księży, zgodzili się wystąpić w charakterze salezjańskich „słupów”, nabrali z Kredyt Banku pożyczek na 12 mln zł, a teraz muszą ten dług spłacać, chociaż żywej gotówki na oczy nawet nie widzieli. Na nic się zdało tłumaczenie, że podpisywali dokumenty in blanco, wobec czego zostali oszukani nie tylko przez swoich kapłanów, ale również przez bankowców za podszeptem tych pierwszych. Obecnie stałym gościem w ich domach jest komornik, bezlitośnie konfiskujący dorobek życia. Doświadczeni przez los zupełnie inaczej patrzą teraz na całą sprawę. Kiedy przed niespełna dwoma laty usiłowaliśmy z nimi porozmawiać – pod adresem dziennikarza „FiM” posypały się wyzwiska
Rozstania i powroty Wystąpiła z Sojuszu i przeszła do Socjaldemokracji. Potem złożyła samokrytykę i wróciła... do SLD. Poseł Joanna Grobel-Proszowska ze Stalowej Woli w ciągu zaledwie kilku dni zaliczyła wystąpienie z SLD, ogłoszone wraz z krytyką partii podczas konferencji prasowej, wstąpienie do SdPl oraz wystąpienie z SdPl i powrót... na łono Sojuszu. Ponad sześciu tysiącom wyborców oraz szefom obu lewicowych partii wypada przypomnieć opinie poseł Joasi na temat ich (i jej) partii: „Z SLD dzieje się coś złego, czułam się w tym klubie coraz gorzej. Nie mogłam też już dłużej w spokoju patrzeć na pozorowane działania rządu wobec stalowowolskiej huty. Ta decyzja dojrzewała we mnie już od dłuższego czasu”. Łatwo jej było wrócić, bowiem posłanka i przewodnicząca miejskiej organizacji SLD w Stalowej Woli „zapomniała” złożyć pisemną rezygnację i oddać partyjną legitymację. I dlatego mogła powiedzieć bez wyrzutów sumienia: „Przeżyłam rozczarowanie SdPl. Zdaję sobie sprawę, że ceną za odejście i powrót może być skazanie mnie na niebyt polityczny. Być może znowu
i groźby. Większość tych pożyczkobiorców długo wierzyła w to, że ks. Matkowski z pewnością zwróciłby im pieniądze, gdyby nie ta wredna prokuratura, która osadziła dobrodzieja za kratkami. Ale
on – ksiądz – chciał przecież dobrze, tylko mu nie pozwolono do końca uczciwie działać. Ba, powołano nawet w parafii komitet obrony
sutannowego, bo „jak wyjdzie na wolność, to wszystko ureguluje” (autentyczne opinie). Zakorzeniona od wieków wiara w sutannową prawość
przyczyniła się obecnie do utraty przez wielu lubinian co lepszego sprzętu, samochodów, mieszkań, oszczędności. Teraz zmienili poglądy. Na korytarzu wrocławskiej prokuratury mogliśmy porozmawiać z kilkoma z nich. Małżeństwo M. utrzymuje się ze wspólnej emerytury w wysokości 1100 zł, obecnie za sprawą komorniczego zajęcia mają na życie o 500 zł mniej. Gdzie oni już nie chodzili w swojej sprawie! W legnickiej kurii wyproszono ich za drzwi, podobnie zbył ich salezjański przełożony. – Przecież to oni (salezjanie – dop. red.) ukradli te pieniądze, a nie my.
zięki kilku zgrabnym machinacjom finansowym prezes Zakładów Mięsnych BYD-MEAT w Bydgoszczy został właścicielem większościowego pakietu w tej firmie. Nie potrzebował do tego ani jednej własnej złotówki. Najpierw do skóry BYD-MEATOWI usiłowali się dobrać rolnicy. Zakłady wystawiły bowiem do wiatru 600 hodowców, którzy nie mogą się doczekać zapłaty za dostarczony żywiec. Firma wisi im, bagatela, 1,5 miliona złotych. Potem BYD-MEATOWI zaczął się uważnie przyglądać Urząd Kontroli Skarbowej, a wreszcie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i bydgoska prokuratura. Otóż szefostwo BYD-MEATU wyspecjalizowało się w dokonywaniu tyleż interesujących, co – zdaniem prokuratorów – niezgodnych z prawem zagrywek finansowych. Aby wspomóc bydgoskie Zakłady Mięsne, w latach 1995–1997 i w roku 2000 wojewoda przekazał im za friko sześć atrakcyjnych działek przy ulicy Rejewskiego w wielkiej bydgoskiej dzielnicy Fordon. Grunty warte są około 27 milionów. Niestety, BYD-MEAT nie cieszył się nimi zbyt długo. Teoretycznie po to, by pomóc państwowym Zakładom Mięsnym utworzono dwie, już prywatne, spółki córki: MEAT-INWESTOR i KUJAWY. W obu kierownicze stanowiska zajmują te same osoby co w BYD-MEACIE. Prezesem jest Marek S., a wiceprezesem i członkiem zarządów – Grzegorz B. – kluczowe postaci w tej historii. Już w czerwcu 2000 roku zarząd BYD-MEATU przekazał działki na Fordonie spółce KUJAWY. Rzekomo po to, by podwyższyć jej kapitał zakładowy. Ale zarząd KUJAW błyskawicznie za 27,5 miliona opchnął działeczki firmie, która zbudowała w tym miejscu supermarket
D
Za co więc nas tak krzywdzą? Za to, że chcieliśmy być z Kościołem, działać dla jego dobra? A teraz będziemy stawać przed sądem jako oszuści i podobno dobrze, jeśli się skończy tylko na grzywnie (pani M. płacze). O Jezu kochany, taka zapłata za naszą wiarę... Pocieszam, że przecież sprawa przybiera pomyślny obrót, bowiem Stolica Apostolska zobowiązała Towarzystwo Świętego Franciszka Salezego do spłaty kredytów zaciągniętych przez wiernych. To jednak nie uspokaja naciągniętych kredytobiorców: – Na nasze marcowe zebranie zaprosiliśmy przedstawicieli wrocławskiej inspektorii salezjanów. Przecież oni od początku wiedzieli o sprawie. Ks. Matkowski działał, mając ich akceptację! To, że wydalili go ze zgromadzenia jest wyłącznie zasłoną dymną. Zamiast księży, zjawił się ich adwokat i obiecał, że w ciągu kilku dni nasze problemy zostaną rozwiązane, czyli długi spłacone. Powiedział, że to jest gest miłosierdzia zgromadzenia wobec nas! Wychodzi na to, że ci, którzy nas okradli, robią nam wielką łaskę, oddając pieniądze! Przekonaliśmy się, że obietnice mecenasa były bez pokrycia, bo upłynął już miesiąc i nic się w sprawie nie dzieje. Komornik nadal nas nęka. Cierpliwość ludzka już się wyczerpała. Teraz nadszedł czas gniewu, a jak on się wyrazi, salezjanie już wkrótce się przekonają! JAN SZCZERKOWSKI Fot. T.K.
AUCHAN. Drobne zaliczki z tej transakcji wpłynęły na konto BYD-MEATU, a kwota główna powędrowała do kasy KUJAW. Następnie zamożne już KUJAWY udzieliły długoterminowego kredytu kolejnej spółce córce – MEAT-INWESTOROWI, na którego konto przelały lekką rączką 13 baniek. Ale pieniądz lubi być w obiegu. MEAT-INWESTOR zainwestował więc 13 milionów w ten sposób, że wykupił większościowy pakiet udziałów w firmie matce, czyli w BYD-MEACIE. Tyle tylko, że w INWESTORZE większość udziałów miał... prezes BYD-MEATU i samego BYD-INWESTORA – Marek S. Transakcja oznaczała więc, że Marek S. stał się większościowym udziałowcem także w BYD-MEACIE. Obracające wielkimi pieniędzmi spółki nawet przez chwilę nie pomyślały o spłacie 1,5 miliona złotych długu, jaki mają u dostawców trzody. Rolnicy zaś dramatycznie próbują walczyć o swoje, bo przecież muszą kupić paszę, zapłacić rachunki itd. Obiecano im jedynie, że pieniądze dostaną „w swoim czasie” – czyli nigdy. A co z prezesami? Ano mają się dobrze. Wprawdzie prokuratura wezwała na przesłuchania Marka S. i Grzegorza B. i postawiła obu zarzuty niegospodarności oraz niekorzystnego rozdysponowania 13 baniek, ale wobec obu panów zarządziła jedynie poręczenie majątkowe – po 10 tys. zł. Jak na prezesów i współwłaścicieli trzech firm, nie jest to oszałamiająca kwota. Proces prezesów ma się rozpocząć za kilka miesięcy. Teoretycznie Markowi S. i Grzegorzowi B. grozi nawet do 10 lat pierdla, ale – jak znamy życie – za te „głupie” 13 baniek siedzieć nie pójdą na pewno. A poza tym, na sprawę już zarobili... ROMAN KRAWIECKI
Mięsisty przekręt
się mylę, ale nie mogę sobie pozwolić na oszustwo, na twierdzenie, że będzie budowana uczciwa lewica. Być może SdPl będzie uczciwa, ale to nie będzie lewica”. Boimy się, że w poszukiwaniu prawdziwej lewicy pani Joanna może – po licznych i krótkich romansach z różnymi partiami – zawitać aż na Kubę. MICHAŁ MACIĄG Fot. Autor Z ostatniej chwili: Rada powiatowa SLD w Stalowej Woli zaleciła wyrzucenie posłanki z partii.
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
DO BOJU, POLSKO!
No to od 1 maja jesteśmy nareszcie w Unii! Otwierają się ponoć przed nami nowe możliwości i horyzonty. A dokładnie jak się otwierają? Sprawdziliśmy... W tym celu wynajęliśmy zaprzyjaźnionego Niemca, któremu wymyśliliśmy lipny życiorys. A onże życiorys był taki: Niemiec jest znanym przedsiębiorcą z Dortmundu, produkuje artykuły gospodarstwa domowego (lodówki, pralki, miksery oraz inne suszarki) i dopadł go akurat taki durny kaprys, że chce wydać na początek około 4 milionów złotych na inwestycje w Polsce. Jego docelowym marzeniem jest uruchomienie w naszym kraju fabryki i zatrudnienie 300 osób. Tyle anegdota, a teraz opowieść. Otóż „nasz Niemiec” dostał filiżankę dobrej kawy, po czym posadziliśmy go przed telefonem. Pomysł był następujący: niech podzwoni do rozmaitych agend deklarujących na lewo oraz prawo świetne przygotowanie do akcesji europejskiej i złoży tym agendom stosowne, wielce lukratywne propozycje. Po niemiecku. Tak też się stało, a Niemiec do dziś nie może otrząsnąć się z szoku! Oto zapis naszych peregrynacji: ¤ ¤ ¤ Na dzień dobry Hans połączył się z Mazowieckim Urzędem Wojewódzkim (administracja rządowa), a dokładniej – z sekretariatem dyrektorów Wydziału Skarbu Państwa i Przekształceń Własnościowych. Rozmowa (tę i następne tłumaczymy na polski) brzmiała następująco: Hans: – Jestem biznesmenem i chcę w Polsce zainwestować sporo pieniędzy, stworzyć wam nowe miejsca pracy. Z kim na ten temat mógłbym porozmawiać? Sekretarka (dosłownie): – Co? Po nie... niemiecku to ja nie umieć, a nie być żadnych dyrektorów... Hans: – Jak się pani nazywa i jakie jest pani stanowisko? Sekretarka (a jednak odrobinę „czająca”): – Ja nie mieć żadnego nazwiska ani stanowiska służbowego też nie mieć (sic!). W tym momencie Hansa nieco zatkało, ale w końcu doprosił się
łamaną polszczyzną o połączenie z kimkolwiek, kto zna niemiecki i komu mógłby wyłuszczyć problem. Połączono go z Działem Integracji Europejskiej. Tu też trwało poszukiwanie kogoś z „niemieckim”
i Promocji Urzędu Miasta Radomia (bezrobocie w regionie – 27,5 proc., zaś w samym mieście – ponad 29 proc.), i znów oferta: „Mam miliony do zainwestowania”... – Nie znam niemieckiego, a dyrektorzy nie rozmawiają z obcymi – oznajmiła sekretarka. W końcu jednak rozpoczęła poszukiwania kogoś, kto język zna. Znalazła! Z tym, że chyba my lepiej znamy chiński. Hans za Boga nie mógł się poro-
H: – A z kim rozmawiam? S: – ... Później przez kilkanaście minut poszukiwano kogoś znającego język obcy. Znaleziono... Potrafił powiedzieć tyle, że nie umie się dogadać i poprosił o faks z pytaniami. ¤ ¤ ¤ Tyle Radomszczyzna – kraina biedna jak mysz kościelna. Ale zatelefonowaliśmy do jeszcze biedniejszej. Na Podkarpacie, które jak
Ani be... ani me – w końcu (teoretycznie) uwieńczone sukcesem. Hans: – Czy możecie mi podać numery telefonów jakichś polskich organizacji biznesowych, np. do BCC lub do Izby Przemysłowo-Handlowej? Głos (z niemieckim na poziomie podstawówki): – Ja nie wiem, co to być Izba Przemysłowa Handlowana. Mogę dać numer do BCC. Nasz Niemiec zamienił się w słuch i dostał... kod pocztowy. ¤ ¤ ¤ W warszawskim Urzędzie Marszałkowskim też nikt w języku tak nieludzkim jak niemiecki nie rozmawiał. Ale dodzwonił się Hans do Departamentu Strategii, Rozwoju Regionalnego i Funduszy Strukturalnych, czyli agendy wprost nastawionej na współpracę z Unią. I co? Dokładnie przez 12 minut (z naszym stoperem w ręku) poszukiwano pracownika niemieckojęzycznego. W końcu znaleziono niejaką Ewę Stańczyk. E. Stańczyk: – Nic nie wiedzieć o Izbie Przemysłowo-Handlowej, warunkach inwestowania... To się zajmuje inny ktoś. W końcu, po kolejnych minutach mordęgi, pani Ewa znalazła telefon do BCC (choć za pierwszym razem jako numer telefonu też podała kod pocztowy). ¤ ¤ ¤ Niestety, tutaj nasz „redakcyjny” Niemiec też nic nie wskórał, przeto telefonował dalej. Kolejna rozmowa, tym razem z Sekretariatem Wydziału Rozwoju
Co się zmieniło po 1 maja 2004 r. 1) Przekraczanie granic – granicę zachodnią, południową oraz granicę z Litwą przekraczamy na podstawie dowodu osobistego (starego i nowego) lub paszportu. Odprawa nie może trwać więcej niż 24 sekundy; – osoby, które miały w przeszłości pecha i wpadły podczas nielegalnej pracy, od 1 maja 2004 r. mogą podróżować spokojnie, bowiem z kartotek zostaną wykreślone wszelkie trefne wpisy; – za granicą pomocy możesz szukać w każdej ambasadzie czy konsulacie państw Unii Europejskiej. 2) Co i ile przewieziemy przez polskie granice – na granicach Polski z państwami UE (czyli z Niemcami, Czechami, Słowacją i Litwą) nie ma odpraw celnych, nie płacimy też ceł;
zumieć. W końcu odesłano go do miejscowej Izby Gospodarczej. A tam? A tam telefon najzwyczajniej nie odpowiadał. Jeśli głąby są w Radomiu, to może mądrzejsi pracują na radomskiej prowincji? I akurat są. Niemiec trafił tam na niejakiego Wojciecha Ćwierza – osobnika
świetnie znającego języki – nadzwyczaj kompetentnego, który aż piał z zachwytu, że ktoś chce u niego inwestować. Ale to był taki jeden jedyny rodzynek w całej Polsce. Bo już w gminie Pionki (też powiat radomski i bezrobocie do 39 proc.) w Referacie Promocji i Aktywizacji Gospodarczej sekretarka rozmawiała tak... Hans: – Czy zna pani niemiecki? Sekretarka: – Nie rozumiem. H: – A angielski? S: – Toże niet.
– przywożąc samochód z państw UE oraz ze Szwajcarii (a także z Rumunii czy Bułgarii), nie płacimy cła, jednak w przypadku, gdy są to samochody nowe (mające nie więcej niż pół roku lub 6 tys. km przebiegu) cel-
ryba wody potrzebuje jakichkolwiek inwestycji. Tutaj, w Urzędzie Marszałkowskim, sekretarka dyrektora Gawlika (do spraw Promocji Regionalnej), niejaka Sitek, powiedziała, iż języki obce są jej
całkiem obce, a nikt inny nie zna niemieckiego, zaś dyrektora nie ma i nie będzie. Koniec! No to może jak nie ma Gawlika, to jakiś inny dyrektor zechce z Niemcem porozmawiać? Ale gdzie tam! Germanin trafił w końcu do pani Gajewskiej z Departamentu Rozwoju Regionalnego. Owa niewiasta na pytanie o BCC i IG (instytucje zupełnie jej nieznane) próbowała zbyć natręta adresami hoteli. 15 minut głupi Hans tłumaczył, że hotel to nie jest klub biznesu,
zwykłe – 90 litrów piwo – 110 litrów perfumy, wody toaletowe i lekarstwa możemy przywieźć w ilościach nieograniczonych. 3) Leczenie
Krótka instrukcja obsługi UE nicy doliczą nam 22 proc. VAT-u. Kiedy przywieziemy samochód starszy, to dla odmiany doliczą nam jeszcze akcyzę (jej maksymalna wysokość wyniesie 65 proc.); – bez podatku będzie można przywieźć: papierosy – 800 sztuk cygaretki – 400 sztuk cygara – 200 sztuk tytoń – 1 kg alkohol (np. wódka) – 10 litrów wina musujące – 60 litrów
Tutaj mamy bardzo dobrą wiadomość. Zgodnie z fundamentalną zasadą równego traktowania wszystkich obywateli UE, w przypadku gdy podczas podróży lub pobytu w państwach Unii zachorujemy albo wydarzy nam się wypadek, będziemy mogli skorzystać za darmo z pomocy lekarskiej. Aby uniknąć kłopotów, radzimy zabrać ze sobą odpowiedni formularz NFZ. Uwaga! W Unii Europejskiej nie ma jednolitego katalogu bezpłatnych świadczeń medycznych, na przykład
7
ale Gajewska mówiła przecież do siebie i wiedziała lepiej. W końcu – na pytanie, czy są w województwie ludzie przeszkoleni w montażu urządzeń AGD, pouczyła czystą polszczyzną: „Proszę się nauczyć polskiego, jak pan chce coś załatwić” i posłała natręta na drzewo (bezrobocie w Podkarpackiem przekracza 20 proc.). ¤ ¤ ¤ Następnie, narażając Jonasza na dalsze koszty, poprosiliśmy Niemca, aby tyrknął do powiatu tarnobrzeskiego (bezrobocie 22 proc.). Na dźwięk niemieckiego połączono Hansa z samym wicestarostą Jerzym Sudołą. Odebrał – a jakże – z tym że ani be, ani me, ani kukuryku, więc dialog skończył się tak szybko, jak się zaczął. Jeszcze gorzej zostaliśmy doświadczeni w miejscowym Urzędzie Miasta. Tam telefonistka oświadczyła uczciwie, że nie będzie jej tu jakiś Niemiec szwargolił i z nikim go nie połączy. ¤ ¤ ¤ Mocno już zdenerwowany Hans wybrał następny numer. Tym razem Urzędu Miasta w Białymstoku (Podlaskie, 18 proc. bezrobocia). Tu jednak także nie był w stanie przebić się przez barierę pod tytułem „telefonistka centrali”, która w kółko powtarzała, że nic nie rozumie i nie wie, o co chodzi. Nie inaczej działo się w Siemiatyczach, Sanoku i kilkunastu innych polskich miastach. Obdzwoniliśmy w sumie pół Polski i na tacy dawaliśmy wielką kasiorę na inwestycje oraz setki miejsc pracy. Niestety... nikt i nigdzie (z wyjątkiem powiatu radomskiego) naszych pieniędzy nie chciał, a właściwie wszyscy byli do tego stopnia niekompetentni, że nawet nie umieli powiedzieć, że nie chcą. Jeśli takie kłopoty miał Niemiec, to co ma powiedzieć Norweg, Duńczyk albo inny Hiszpan? Wchodzimy do Europy, ale ta Europa jakoś nie może wejść do nas. No to niech się ta Europa nauczy po polsku, skoro chce tu ryzykować swoje pieniądze! JOANNA GAWŁOWSKA ANNA KARWOWSKA
w Wielkiej Brytanii płaci się za wypisanie każdej recepty. 4) Praca Tutaj jest o wiele gorzej. Bez żadnych ograniczeń możemy pracować w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Szwecji (nie ma jeszcze dokładnej instrukcji) oraz w 9 państwach, które (oprócz Polski) przystąpiły do UE. W pozostałych obowiązują jeszcze ograniczenia. Znikną one w całości najpóźniej 1 maja 2011 r. 5) Pomoc socjalna Sposób przyznawania świadczeń jest zróżnicowany. Nie ma jednego europejskiego zasiłku – jego wysokość jest różna w różnych krajach. Zasada równego traktowania wszystkich obywateli UE powoduje, że Polak, który spełni wszystkie wymogi do uzyskania zasiłku rodzinnego np. w Szwecji, dostanie go niezależnie od obywatelstwa (w kwocie podobnej do tej, jaką otrzyma Szwed). MACIEJ POPIELATY
8
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
ARTYKUŁ POLEMICZNY
Nowy wspaniały świat Człowiek z wszczepionym biochipem – bezwolna sterowana cybernetycznie ludzka maszyna; przyszłość, kariera, uczucia – wszystko zaplanowane odgórnie. Oto całkiem prawdopodobna wizja nadchodzącego świata. Próby już trwają! Wszystko się wokół nas zmieniło i zmienia się nadal. Najważniejsze transformacje w tym najpiękniejszym ze światów dotyczą dostępu do informacji, procesów cywilizacyjnych, technologicznych, ekonomiczno-gospodarczych, politycznych, kondycji fizycznej, psychicznej i społecznej człowieka, wiedzy i systemów wartości człowieka. Wszystkie te trendy mają charakter globalny – różnice, jakie między nimi występują w różnych krajach czy na różnych kontynentach, są minimalne, a więc nieistotne dla całego procesu. I tu dochodzimy do terminu globalizacja, który zawiera w sobie wszystkie wymienione tendencje, a także rewolucję w mediach, komunikacji, handlu narkotykami, przestępczości, terroryzmie, epidemiach, zanieczyszczeniu środowiska naturalnego, ale przede wszystkim – w globalizacji światowej władzy. Najważniejszymi narzędziami globalizacji władzy jest unifikacja światowych finansów, informacji i technologii – to one są środkami prowadzącymi do celu, jakim jest światowy dyktat. „W tym sensie globalizacja jest pochodną takich określeń jak kolonializm i internacjonalizm” – stwierdza w swoim artykule „Dokąd zmierza świat XXI wieku” dr Krzysztof Lachowski (ekonomista, wykładowca marketingu usług finansowych oraz analizy i planowania strategicznego w Wyższej Szkole Ubezpieczeń i Bankowości w Warszawie). I faktycznie, jak się nad tym zastanowić... Przecież hasłem kolonializmu było „cywilizowanie barbarzyńskich plemion i nawracanie pogańskich narodów na wiarę” – głównie jednak poprzez podboje i masowe ludobójstwo. Indianie, Aborygeni, Tasmańczycy, Murzyni, Arabowie – wszyscy oni zostali „ucywilizowani” ogniem i mieczem. Internacjonalizm nawoływał: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!” i drogę do osiągnięcia tego celu upatrywał w rewolucji światowej. Globalizacja postawiła sobie inne hasło, o którym głośno i otwarcie się nie mówi, a brzmi ono: „Bogacze wszystkich krajów, łączcie się!”. Środkiem do osiągnięcia tego celu jest siła i presja pieniądza oraz monopol informacyjny. Obecnie o losach świata decydują już nie rządy państw, ale światowi – często anonimowi – decydenci. Kim oni są? To ci, którzy zgromadzili w swych rękach ogromne kapitały wydarte państwom bardziej zacofanym i ostatnio również tym nieźle rozwiniętym na drodze tzw. prywatyzacji neoliberalnej. Czy zauważyliście, że obecnie wielkie rody finansistów i przemysłowców siedzą cicho, aby nie
ściągać na siebie uwagi? A przecież oni nie wymarli – Rockefellerowie, Fordowie, Morganowie, Du Pontowie... Zwłaszcza najpierwsi wśród nich – Rothschildowie – choć starają się unikać rozgłosu, to przecież istnieją i nadal pociągają za sznurki. Współczesny świat ogromnych karteli i konglomeratów przemysłowych, trustów i przede wszystkim banków schowany jest za fasadą różnych, dziwacznych nieraz spółek „matek” i „córek”, a także organizacji międzynarodowych (np. Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Światowa Organizacja Handlu). Wśród tych elit globalistycznych panuje przekonanie, że w niedalekiej przyszłości 80 procent obecnie pracującej populacji będzie można „uwolnić” od pracy dzięki zastosowaniu nowych technologii – zwłaszcza w dziedzinie robotyzacji i informatyki. Wyobrażacie sobie 80-procentowe bezrobocie w skali światowej? Niby co ci ludzie mieliby robić? Przecież to wojna światowa pewna jak w banku... A jednak neoliberaliści spod znaku m.in. Zbigniewa Brzezińskiego wymyślili sobie sposób i na to. Receptą na utrzymanie na smyczy niepracującej, sfrustrowanej ludzkości jest „tittytainment” – mieszanina odurzającej rozrywki i skapywania pożywienia – nowe opium dla mas. Czy trzeba daleko szukać? To, co obecnie serwują ludziom telewizje w każdym kraju, to przede wszystkim ogłupiające programy rozrywkowe (głównie „toki-szoki” i „teledurnieje” oraz różne „show”). W tej mieszaninie kretyństwa każdy coś dla siebie znajdzie, bo – jak wynika z moich obserwacji – nawet skądinąd inteligentni ludzie ulegają debilizmom w rodzaju „Wielkiego Brata”. Globalizacja postępuje dość szybko, a to za sprawą rozwoju Internetu, kart cyfrowych i biochipów. Internet nie tylko dostarcza informacji, ale pozwala na błyskawiczną komunikację. Główną jego funkcją jest realizowanie transakcji handlowych i finansowych, a przede wszystkim (co skrzętnie się ukrywa) manipulacja ludźmi, społeczeństwami i firmami, zwłaszcza
w połączeniu z cyfrowymi kartami i biochipami. Internet rozwija się lawinowo – zaledwie 10 lat temu (w 1994 roku) korzystało z niego 13,5 miliona użytkowników, w roku 2000 było ich już 700 milionów, a w 2003 – miliard! Zwykle przecenia się jego informacyjną rolę, bo tak naprawdę Internet jest wielkim „informacyjnym śmietniskiem”, a dostęp do wiedzy – zwłaszcza najnowszej i technicznej – jest ograniczony. Poza tym w wielu krajach Internet zaczyna być kontrolowany – przechwytuje się pocztę elektroniczną i wprowadza cenzurę informacyjną. Prawdziwym narzędziem słu-
żącym kontroli i manipulacji ludźmi, społeczeństwami i firmami stanie się Internet dopiero w połączeniu z kartami cyfrowymi i biochipami – pozwoli nie tylko na kontrolę i manipulację, ale na całkowite zastąpienie pieniądza gotówkowego pieniądzem wirtualnym. Te „inteligentne” karty już zostały przetestowane, a są zdolne do zgromadzenia 500 razy więcej informacji niż pasek magnetyczny.
Połączenie owych kart z komputerem osobistym pozwoli przekształcić go w automatyczny bankomat – będzie można wprowadzić swoje pieniądze na „inteligentną” kartę i wszelkie transakcje przeprowadzać w domu. Co za wygoda – nieprawdaż? A czy tak samo podoba się Wam projekt LUCID (Logical Universal Communications Intractive Databank)? Projekt ten zakłada zebranie w jednym centralnym komputerze wszystkich możliwych danych o każdym mieszkańcu naszej planety. Wymagane będzie obowiązkowe posiadanie Universal Biometric Card, czyli uniwersalnej karty biometrycznej lub wszczepionego pod skórę biochipa o pojemności 200 stron, w którym zarejestrowane zostaną wszelkie dane (z możliwością użycia ich do rozmaitych indywidualnych transakcji finansowych) – dowód osobisty, paszport, prawo jazdy, karta zdrowia, informacja podatkowa, dane o karalności, historia rodziny, wyuczony zawód itd. Każdy z nas będzie zatem opatrzony swoistym kodem paskowym. Bez biochipu nikt nie otrzyma pensji, emerytury, nie będzie mógł niczego sprzedać ani kupić. Co więcej, każdego człowieka z lokacyjno-identyfikacyjnym biochipem będzie można znaleźć łatwo i szybko – dzięki satelitom i wieżom naziemnym – w dowolnym punkcie globu. Ludzie zamienią się w zakolczykowane bydło! W Apokalipsie św. Jana znajdują się dziwne wersety „...i nikt, kto nie będzie miał znamienia Bestii na dłoni lub czole, nie będzie mógł sprzedać ani kupić...”. Jaki to ma związek z globalizacją? A ma! Biochip ma być zasilany elektrycznym biopolem człowieka, a okazało się, że najlepsze dla niego miejsce to dłoń albo czoło. Czyżbyśmy byli bliżej apokaliptycznej wizji, niż nam się zdaje? Twórca technologicznego „znaku Bestii” – biochipu – inżynier
prawa poręczenia przez Skarb Państwa kwoty 32,7 mln dolarów bankowego kredytu na rzecz prywatnej firmy wydaje się śmierdzieć o wiele paskudniej, niż przypuszczaliśmy. Napisałam przed tygodniem („Sumienie Kaczmarka” – „FiM” 18/2004), że Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu, prowadząca postępowanie w sprawie efemerydy zwanej Laboratorium Frakcjonowania Osocza, po żmudnym śledztwie postanowiła poprzez ekstradycję ściągnąć do Polski (w celu postawienia zarzutów) Zygmunta Nizioła i Włodzimierza Wapińskiego – dwóch przyjaciół prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Nie wyklucza też nadania statusu podejrzanego byłemu ministrowi Wiesławowi Kaczmarkowi i kto wie, czy na tym się skończy... Z wiarygodnego źródła w Najwyższej Izbie Kontroli dowiedzieliśmy się, że „w wyjątkowo nieprzyjemnym kontekście sprawy przewijają się powszechnie znane osobistości ze sceny politycznej”. Sugerowano nam, że to
S
elektronik dr Carl W. Sanders musi chyba przeżywać rozterki duchowe nie mniejsze niż twórcy bomby atomowej (Sanders wycofał się z prac nad projektem biochipu) i przestrzega (rychło w czas!), że częstotliwość, na której pracuje biochip, ma duży wpływ na zachowanie człowieka. W publikacji pt. „Czy jesteście gotowi na Nowy Porządek Świata?”, wydanej w 1999 roku na własny koszt, Sanders pisze: „(...) polecono nam wówczas zbadać możliwość manipulacji ludzkimi zachowaniami za pomocą biochipa... Okazało się, że jest to możliwe. Wykazano na przykład, że za pomocą biopchipa można powodować wzrost stężenia adrenaliny we krwi. Można też wysyłać i odbierać sygnały z pojedynczej komórki nerwowej. Umożliwi to kontrolę organizmu w zupełnie nowy sposób. Może on być użyty do wywołania wewnętrznego szoku, zmiany zachowania, pobudzenia lub wielu innych zastosowań, jednych dobrych, drugich wątpliwych, innych złych (...)”. No, bydełko, czas do wodopoju... A teraz do roboty, a następnie do żłoba! Teraz pora na kopulację. No, już do wyrka! I gasimy światło, a rączki na kołderkę... – nawet Orwell ze swoim Wielkim Bratem wydaje się przy tym lekkostrawny. I niech się wam nie wydaje, że to jakaś bardzo odległa w czasie mrzonka – biochipy testowane są już od 20 lat i cała technologia jest gotowa! A czy obecna linia programowa Unii Europejskiej nie zmierza przypadkiem do podobnych rozwiązań? Rodem z radzieckiej... urawniłowki? Niebezpiecznym aspektem wprowadzanej właśnie biotechnologii – manipulacji genetycznych i klonowania – jest możliwość rychłego zatracenia ludzkiej tożsamości. Jeżeli genetyka umożliwi sztuczną ewolucję, jeśli poddam się najróżniejszym „usprawnieniom” genetycznym, to kim będę? Nadczłowiekiem czy podczłowiekiem; istotą ludzką, stworzeniem Bożym czy cyborgiem? Czy będę podlegał takim samym prawom moralnym jak inni, czyli ci „nieusprawnieni”? Pojawią się problemy prawne i dylematy etyczne, jakich dotychczas ludzkość nie znała. To nieuniknione. TADEUSZ DEPAK
właśnie jest przyczyna niepodjęcia (jak dotąd) przez NIK kroków w celu zbadania afery. Jej ślady wiodą m.in. do Australii. Stamtąd – jak twierdzili szefowie LFO w czasie starań o pieniądze – miała pochodzić technologia przetwarzania osocza na komponenty białkowe, a następnie na specjalistyczne leki. Gdy zdołali już wypompować z finansującego inwestycję Kredyt Banku (V oddział w Warszawie) 21,2 mln dolarów, zakomunikowali (w roku 2000), że Australijczycy niestety wycofali się z przedsięwzięcia, kupując gotową fabrykę w Szwajcarii. To właśnie tam Polska wysyłała dotychczas osocze, uzyskując później możliwość zakupu wyprodukowanych z niego preparatów. Nie ma technologii, to po co komu fabryka... Przedsięwzięcie wstrzymano i tak już zostało do dzisiaj, a bank – co oczywiste – zażądał od państwa wywiązania się z poręczenia. Należy dodać, że jeszcze przed udzieleniem kredytu przedstawiciele Krajowego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa oraz Instytutu Hematologii
Nie ma mocnych
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r. eszcze w tym roku sprzedany zostanie kawał tortu, jakim jest dostęp do polskiej ropy i gazu. Smakosze już przełykają ślinkę. Tylko państwo polskie nie cierpi słodyczy. Nasz artykuł „GRU-ba ropa” („FiM” 14/2004) wywołał głośny odzew nie tylko wśród ludzi z branży poszukiwań i wydobycia kopalin. Nadzieja na czarne złoto dla Polski
J
POD PARAGRAFEM
ministerialnych biurkach (ABW czuwa!) już dzień wcześniej. Moment był o tyle niezręczny, że w tym samym dniu delegacja PGNiG prowadziła w Kijowie rozmowy z ukraińskim Naftogazem, m.in. na temat wspólnego badania zasobów złóż. – Czy wpłynęło to w jakiś sposób na przebieg negocjacji, nie wiem, słyszałem natomiast, że wasz artykuł wywołał ogromne poruszenie
Wielka ropa wstąpiła w serca tysięcy Czytelników „FiM”. Natomiast w kręgach zainteresowanych prywatyzacją Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazu zaobserwowaliśmy objawy niepokoju... Przypomnijmy: rozmawialiśmy z byłym oficerem GRU (radzieckie służby specjalne), który – uczestnicząc w ewakuacji z Borysławia na Ukrainie tajnych archiwów gromadzących m.in. wyniki badań polskich złóż ropy naftowej i gazu – uzyskał wgląd do tej dokumentacji. Jej częścią zdołał zawładnąć. Z precyzyjnej i podpartej liczbami relacji naszego informatora wynikało, że zasoby tych surowców pozwalają realnie myśleć o możliwości uniezależnienia się Polski od zagranicznych dostawców paliw. Ujawnił nam ponadto, że o dostęp do owej dokumentacji i materiałów źródłowych intensywnie zabiegają koncerny naftowe oraz biznesmeni zainteresowani zaplanowaną na drugą połowę 2004 roku prywatyzacją Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazu, z wszechobecnym Janem Kulczykiem na czele. Jedną z konkluzji naszej publikacji był pogląd, że lansowane przez rząd przyspieszenie tej prywatyzacji – bez gruntownego rozeznania stanu i usytuowania zasobów – będzie kolejnym posunięciem, które śmiało zaliczyć można do grabieżczych. Późniejsze artykuły w innych mediach potwierdziły to wielkie zainteresowanie Kulczyka polską ropą. Oj, działo się potem, działo... Choć w kioskach nasz tygodnik znalazł się 2 kwietnia, to na kilku
(2)
w gabinetach. Ale póki co, w harmonogramie przetargu na wybór doradcy strategicznego, mającego wesprzeć nas w działaniach na rzecz maksymalizacji wartości firmy przed jej prywatyzacją, nic się nie zmieniło. Oferty złożyło sześć podmiotów, a ostateczną decyzję o wyborze zarząd spółki podejmie 9 kwietnia – poinformował nas nieoficjalnie, tuż po publikacji, dyrektor jednego z departamentów PGNiG. A jednak coś się zmieniło: właśnie 9 kwietnia Ministerstwo Skarbu Państwa zakomunikowało o odroczeniu terminu otwarcia ofert na wybór doradcy prywatyzacyjnego PGNiG (wycenionego na 12 mld zł). 20 kwietnia Sejmowa Komisja Skarbu Państwa rozpatrywała poselski wniosek o wotum nieufności wobec ministra Zbigniewa Kaniewskiego. Ten, oskarżony m.in. o rzeczoną prywatyzację, tłumaczył, że odstąpienie od sprzedaży akcji spółki spowodowałoby redukcję środków na inwestycje finansujące planowany wzrost wydobycia krajowego gazu o 2 miliardy metrów sześciennych rocznie (z obecnych 4 miliardów). – Mocną stroną oferty będzie sprzedaż w transzach dla małych i dużych inwestorów oraz rozdrobnienie akcjonariatu PGNiG, więc Skarb Państwa zachowa zdecydowaną większość w głosowaniu na walnym zgromadzeniu – twierdził Kaniewski, dodając, że na giełdę trafi nie więcej niż 34 proc. akcji spółki. Na marginesie warto odnotować, że nie powoływał się na przykład
i Transfuzjologii alarmowali, że LFO nie ma żadnych możliwości frakcjonowania polskiego osocza. Wskazywali na brak umowy z renomowanym zagranicznym partnerem, który gwarantowałby odpowiednie wsparcie technologiczne. Wątpili, czy ceny produktów LFO będą konkurencyjne w stosunku do cen światowych. Tymczasem Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej zobowiązało się dostarczać LFO co najmniej 150 tys. litrów osocza rocznie. Prokuratura podeszła do sprawy niczym do jeża, bo zaczęło wychodzić na jaw, że Wapiński był hojnym sponsorem fundacji Jolanty Kwaśniewskiej „Porozumienie bez Barier” (oraz innych, np. fundacji „Tacy Sami” i kierowanej przez legendę Solidarności, Jacka Merkla, „Theatrum Gedanense”), że użyczał swojego luksusowego samochodu Markowi Siwcowi, spędzał wspólnie wakacje z państwem prezydentostwem itp. Z kolei kontrola skarbowa ustaliła, że część faktur (na kwotę 1 861 388,97 dolarów) z kredytu poręczonego przez rząd trafiła do holenderskiej firmy Nizioła, która od kilku już lat nie istnieje. Kwity nie kłamały: członkowie władz LFO bez umiaru wojażowali po
Orlenu, gdzie – jak ostatnio przekonaliśmy się przy okazji wymiany szefa Rady Nadzorczej – Skarb Państwa też może wszystko, pod warunkiem, że „wszystko” jest zgodne z życzeniem Kulczyka. – Jeśli doktor nie skonsumuje większego kawałka tego tortu (PGNiG – dop. A.T.) to nie wiem, co zrobi z naszą niedawno zakupioną „Nieorganiką” – zastanawia się jeden z pracowników spółki Polskie Odczynniki Chemiczne „Nieorganika” w Gliwicach. Okazuje się, że wchodząca w skład Kulczyk Holding firma Euro Agro Centrum, oficjalnie zajmująca się branżą rolno-spożywczą, ostro weszła w chemię, kupując w ubiegłym roku za 2,2 miliona złotych pakiet akcji producenta odczynników do produktów ropopochodnych. Te puzzle zaczynają układać się w wyraźny obraz... Na wstępie wspomnieliśmy o reakcjach ludzi „z branży”. Dla ilustracji przytoczmy jedną z licznych wypowiedzi. – Pracownicy zakładów poszukiwań mogą wskazać dziesiątki zabetonowanych, „trafionych” odwiertów. Nikt tu nie rozumie, dlaczego – po tylu latach od rozpadu byłego Związku Radzieckiego – nikt nie interesuje się naszą ropą i gazem, a podpisuje się kontrakty z Gazpromem. Stan na dziś jest taki: krośnieński Zakład Górnictwa Nafty i Gazu „zrestrukturyzowano”, rafinerię Jasło podzielono i sprzedano. Dodam, że byli jedynym w Polsce i jednym z nielicznych w Europie producentem uszlachetniaczy do oleju. Podobny los czeka Gorlice. Wprawdzie jeszcze pracują, ale jak twierdzą wtajemniczeni, już dożywają swych dni. Została jeszcze rafineria w Jedliczach – zauważa specjalista z zakładu przetwórstwa naftowego. A jak już wszystko upadnie, to zapewne okaże się, że na gruzach wyrosną kolejne fortuny. Naszemu krajowi, zamiast własnej ropy, będzie chyba musiała pozostać satysfakcja, że kupuje ją niby „swoją” i od „swojego”, czyli od Kulczyka. Pytanie tylko, czy Kulczyk zaoferuje nam cenę niższą, czy może wyższą, niż dyktuje Gazprom... ANNA TARCZYŃSKA
świecie, dokonywali płatności na rzecz firm zagranicznych z Holandii (ZAN Holding i Spencer Holand), Wielkiej Brytanii (Gowner Hutchings), Islandii (Sweet Factory, Nordcap Plastic Ltd.) i innych, związanych z udziałowcami spółki. Na razie nie wiadomo, kto w Polsce wziął w łapę. Jest w tej sprawie jeszcze jedna ciekawostka: Ministerstwo Finansów po pierwszych sygnałach o gigantycznym przekręcie natychmiast poinformowało Kredyt Bank, wzywając do wstrzymania wypłat z kredytu. Bank miał inne na ten temat zdanie i płacił jak za zboże. Okazało się, że – zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem – poręczyciel, w tym przypadku minister finansów, nie mógł zmusić banku do wstrzymania wypłaty kredytu ani też odstąpić od umowy poręczenia! W tej chwili jest tak: Kredyt Bank żąda od państwa poręczonych pieniędzy i z pewnością dopnie swego. A państwo ma figę w postaci weksli in blanco podpisanych przez właścicieli LFO i kilku eksponowanych polityków, którzy nie tracąc dobrego samopoczucia, bo wydaje im się, że nie ma na nich mocnych. Zobaczymy, czy się pomylą... DOMINIKA NAGEL
9
Ręka Rękasa Renata Beger nie ma wyłączności na fałszowanie podpisów. Prezentujemy kolejnego lidera Samoobrony, który pomógł sobie w karierze w podobny sposób. Konrad Rękas, aktualny przewodniczący Sejmiku Województwa Lubelskiego i lokomotywa tamtejszej Samoobrony, u progu kariery politycznej wpadł na pomysł założenia Chrześcijańskiego Towarzystwa Obywatelskiego. Dodał do tego człon „Legia Akademicka”, nawiązując do organizacji o podobnej nazwie stworzonej w listopadzie 1918 roku z rozkazu marszałka Józefa Piłsudskiego. Tamtą Legię (jej celem było szkolenie wojskowe młodzieży studenckiej oraz wychowanie patriotyczne) po II wojnie światowej zdelegalizowano. Od 1992 roku podejmowano próby – początkowo bardzo niemrawe – reaktywowania organizacji. Nabrały one tempa dopiero w 1998 roku i 22 maja 2000 roku nowa ogólnopolska Legia Akademicka została formalnie zarejestrowana w sądzie jako „organizacja zajmująca się edukacją obronną młodzieży akademickiej, stawiająca sobie za cel prawne uregulowanie ochotniczego szkolenia wojskowego studentów”. I tu ciekawostka: nikt nie wiedział, że od czterech lat istnieje inna... Legia, lubelska, założona właśnie przez Rękasa. Rękas, młodzieńcem jeszcze będąc ambitnym i czującym już słodki ciężar noszonej w plecaku buławy, chciał wejść do ogólnopolskiej struktury z posagiem, pozwalającym oczekiwać politycznych apanaży. Zarejestrował więc swoją Legię już w 1996 roku. Przepisy o stowarzyszeniach wymagały zebrania 15 podpisów, a zaufanych znajomych Rękas miał wówczas aż 9. Nie było wyjścia, kilka podpisów musiał spreparować. Sam pomysłodawca został oczywiście przewodniczącym, Macieja S. uczynił swoim zastępcą, a Małgorzatę G. – sekretarzem. Dopiero w 2003 r. urzędnicy przypomnieli sobie o istnieniu stowarzyszenia. Poprosili jego wierchuszkę o informacje na temat działalności i... zupa się wylała. Zarówno wiceprzewodniczący, jak i sekretarz zgodnie oświadczyli, że nigdy w życiu nie byli członkami żadnej Legii i w ogóle bladego pojęcia nie mają, że istnieje jakaś
inna, oprócz tej „honorowej” i piłkarskiej w Warszawie. Urząd miasta zawiadomił prokuraturę. Podczas przesłuchań kolejni rzekomi założyciele Legii kwestionowali figurujące przy ich nazwiskach podpisy. Prokuratura powołała biegłego grafologa. Trzykrotnie pobierano od Rękasa próbki pisma, na wszelki wypadek badano też jego rękopisy sprzed kilku lat. – Grafolog nie ma wątpliwości, że we wniosku o rejestrację stowarzyszenia Konrad R. sfałszował podpisy co najmniej sześciu osób – mówi Andrzej Lepieszko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Z kolei Rękas twierdzi, że nawet przez myśl by mu nie przeszło sfałszowanie cudzego podpisu, bo – jak mówi – „po prostu
nie potrafię tego robić”. Najwidoczniej nie potrafi... Oczywiście w ogóle nie pamięta, w jakich okolicznościach założył Legię, gdyż – jak twierdzi – „to był gorący okres i bardziej zależało nam na działaniu niż na formalnościach”. Prokuratura Rejonowa Lublin Południe podjęła pierwszą, nieudaną próbę przesłuchania podejrzanego, ale Rękas nie znalazł czasu na odwiedziny. Zapowiada za to, że powoła swojego biegłego, by zdemaskować ponurą intrygę polityczną. Ma o co walczyć (z nadzieją na przedawnienie lub objęcie władzy przez swoją drużynę), gdyż zarzucane mu przestępstwo zagrożone jest karą 5 lat więzienia. Skutkiem ubocznym skazania będzie zabranie fałszerzowi mandatu radnego. Na ostatniej kwietniowej sesji sejmiku w Lublinie Rękas uniknął zawieszenia w pełnieniu funkcji przewodniczącego dzięki głosom radnych SLD. Pod stopami robi mu się jednak gorąco, więc oświadczył, że za kilka dni sam weźmie „urlop z tak aktywnego pełnienia funkcji” do czasu, aż zostanie oczyszczony z zarzutów. Wybyczy się na tym urlopie jak nigdy dotąd. ANNA TARCZYŃSKA
10
„STOLICO MĄDROŚCI”, MÓDL SIĘ ZA GŁUPCAMI
D
awno już nie odwiedzaliśmy Lichenia, a słuchy nas dochodziły, że dzieją się tam sprawy nad wyraz interesujące – niedostrzegane przez zwykłego śmiertelnika pątnika. Zapraszamy więc na wycieczkę do Lichenia, który zobaczycie naszymi – cokolwiek mało rozmodlonymi – oczami. Na setkach hektarów, na których rozłożyła się bazylika z przyległościami, niełatwo odnaleźć ka-
Makulskiego, więc niedawna „akcja gówno” doprowadziła do zniszczenia ponad 300 jaskółczych gniazd. Egzekutorami byli wolontariusze skrzyknięci przez księdza zarządcę. Wszędzie ich tu pełno – zamiatają, malują, naprawiają. – Płaci wam coś Makulski za tę pracę? – pytamy wielkiego draba z miotłą. – Ni! – Jak to „ni”? – My tu z całej Polski przyjechali w czynie maryjnym.
Jeśli zsumujemy makabryczny brak dobrego gustu, odrażającą brzydotę, bałwochwalczy, bezkrytyczny fundamentalizm religijny, patologiczną megalomanię i ogromne pieniądze, to co powstanie? Licheń, Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski...
okna wypatrują świętego męża, który może jeszcze raz zawita (zdjęcie 16). Ale oto i sama bazylika Najświętszej Panienki (patrz str. 1). Na pomniku mającym 15 metrów wysokości ksiądz Makulski wręcza ją papieżowi. W ten sposób można sobie samemu wystawić pomnik i robić za świętego (zdjęcie 17). W sanktuarium nie ma jeszcze ołtarza (co nie przeszkadza pątnikom modlić się przed rusztowaniem w miejscu, gdzie ma stanąć), są za to dopiero co przywiezione złocone kandelabry. Jest ich kilkadziesiąt. Cena jednego to podobno 35 tys. złotych (zdjęcie 18). Są też tysiące wotywnych tablic upamiętniających darczyńców, którzy sfinansowali tę światową wystawę kiczu. Tablicami wymurowano już całe podziemia i zabrakło miejsca na następne, więc umieszcza się je na zewnątrz kościoła. Zaczęliśmy liczyć. Liczyliśmy, liczyliśmy i kiedy
1
5
6
Największy kicz świata mulec dotknięty stopami Przenajświętszej Panienki. Według legendy, ukazała się ona najpierw niejakiemu Kłossowskiemu, rannemu żołnierzowi napoleońskiemu, a później prostaczkowi Sikatce i zapowiedziała powstanie sanktuarium. Czy rozkaz Maryi przekazany pastuchowi można było zlekceważyć? Ani trochę! Więc mamy Licheń – dzieło życia księdza Eugeniusza Makulskiego, największego w Polsce speca od pozyskiwania kasiory liczonej na tony, a nie sumy. Wróćmy jednak do głazu. Leży sobie w jednej z kapliczek, a ślady, które zrobiły ponoć stopy Panienki (wypalone zapewne przez miejscowego kowala) są notorycznie obśliniane przez pielgrzymów. Owe ślady coraz słabiej widać spod patyny drobnoustrojów e-coli i pałeczek paciorkowca (zdjęcie 1). Tuż obok „cudownych” odcisków sami możemy podzwonić na chwałę Pana. Wystarczy tylko pociągnąć za zwisający sznur i już – czcząc w ten sposób także Maryję – wprawiamy w ruch dzwon (zdjęcia 2 i 3). Podzwoniliśmy więc sobie za darmochę – a co? – i powędrowaliśmy dalej włościami Makulskiego i Panienki (w tej kolejności), natrafiając co chwilę na „urokliwe” oczka wodne. Gipsowe maszkarony robiące za amorki, pływające sztuczne kaczki, sztuczne łabędzie, sztuczne ryby stwarzają niepowtarzalny nastrój świątyni dumania (zdjęcie 4), a całości dopełnia jeszcze nieziemski, nadzwyczaj głośny śpiew ptaków i kumkanie żab. Ale co to? Jakie krajowe ptaszydło potrafi wyciągać podobne trele? Poszukaliśmy pośród uroczyska i znaleźliśmy i te ptaki, i te ropuchy. To sprytnie ukryte wśród listowia głośniki robią fonię (zdjęcie 5), skutecznie płosząc nikomu niepotrzebne, bo bezczelnie obsrywające święte sanktuarium słowiki, skowronki, jaskółki i inne barachło. Jaskółki szczególnie wkurzają
Idziemy dalej i trafiamy na wielką kupę kamieni – podobno kilka milionów sztuk przyniesionych i ułożonych przez pątników w ramach pokuty. Owa kupa nazywa się Golgotą i zbudowana jest bez pozwolenia i jakiegokolwiek planu. Część Golgoty pielgrzymi pokonują na kolanach głową w dół, a inżynierowie, którym brak wiary, twierdzą, że kiedyś, bez żadnego cudu, to wszystko zawali się ludziom na głowy (zdjęcie 6). Owo skalne rumowisko ma wiele pieczar, jaskiń (zdjęcie 6 A) i tajemnych przejść. Mamusie piszczą, a małolaty mdleją ze strachu, widząc wyłaniające się z ciemności rozmaite maszkary (zdjęcie 7). W jednym z ciemnych zagłębień o nazwie Piekło można się spotkać oko w oko z Hitlerem, Stalinem, diabłem (zdjęcie 8) i... Urbanem (tak, tak... tym samym!). Nieopodal jest też bunkier głodowy, w jakim żywota dokonał Maksymilian Kolbe. Zmarły święty jest jak żywy, hitlerowiec też. (zdjęcie 9). Wszystko jednak furda, bo w końcu horror osłodzi nam oblany cudownym światłem posąg Maryi (zdjęcie 10) oraz tablica jakże uspokajająca nasze nerwy zszarpane niepokojem o całość portfela (zdjęcie 11). ¤¤¤ Prawdziwym konikiem księdza Makulskiego są dzwony. W Licheniu jest ich już kilkadziesiąt (zdjęcia 12 i 13), ale to przecież ciągle mało. Na placu przed bazyliką stoją więc następne gotowe do zawieszenia, a obok raźno trwa budowa kolejnej dzwonnicy (zdjęcia 14 i 15). W końcu kierujemy swoje kroki do samego serca bizantyjskiego królestwa pychy. Po drodze przechodzimy jednak obok cud-hotelu, który wybudowano tylko po to, aby Jan Paweł II mógł w nim spędzić aż dwie noce. Hotel stoi, a jego puste
doliczyliśmy do 3220, pogubiliśmy się zupełnie. Najmniejszy z wotywnych marmurów kosztował co najmniej 1000 złotych, ale są też takie za 10 tysięcy i więcej. Przy okazji liczenia płyt (w towarzystwie pewnego inżyniera budowlańca) odkryliśmy, że Najświętsza Panienka wali się. Otóż drgania wielkiego dzwonu w głównej dzwonnicy są tak duże, że nie wytrzymują tego mury. Pękają i rozjeżdżają się, co widać wyraźnie (zdjęcie 19). ¤¤¤ Wyraźnie widać też, że Licheń i Panienka są fantastyczną maszynką do robienia pieniędzy... i tylko do tego. Tu, w tym nagromadzeniu wszelkiego kiczu, prawdziwa religia (czymkolwiek komukolwiek ona się wydaje) schodzi na daleki margines. Zarządca i ekonom Makulski robi, co chce, czyli ludziom wodę z mózgu. Ot i przykład: według tradycji, Droga krzyżowa ma stacji czternaście... Ale nie w Licheniu! Tu jest ich szesnaście, bo dołączono jeszcze „Zmartwychwstanie” oraz „Wniebowstąpienie” (zdjęcie 20)! Chodziliśmy kilka godzin po sanktuarium i przysłuchiwaliśmy się komentarzom wiernych (często trochę zmieszanych, smutnych i zaniepokojonych). „Ile to wszystko kosztuje, ile miejsc pracy można by stworzyć, głodnych dzieci nakarmić, ludzkich egzystencji uratować...?” – pytali niektórzy. Otóż trudno policzyć. Szacunki są różne. Najbardziej ostrożne mówią, że w licheńskim kiczu utopiono pół miliarda dolarów. Te bardziej śmiałe – że miliard. – Mam nadzieję, że Bóg i Maria kiedyś ich z tego wszystkiego rozliczą – oto chyba najlepszy komentarz podsumowujący Licheń. Padł z ust pewnego Francuza, który chodził po sanktuarium z kamerą i oczy miał jak spodki. MAREK SZENBORN Fot. Autor PS Dziękujemy naszemu przewodnikowi, panu Zdzisławowi, który... otworzył nam oczy.
8
13
14
18
19
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r. 2
4
3
7
6A
9
10
11
12
15
17
20
16
11
12
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
ZE ŚWIATA
Pięknie się pokajał ielebny Joachim Kang z Singapuru był duchownym stanowczo nietuzinkowym, choć przypuszczalnie minął się nieco z powołaniem. Dokonał nie lada sztuki: zdefraudował ponad 5 milionów dolarów z kościelnych funduszy.
W
Gdyby był – dajmy na to – biznesmenem w USA, mógłby cieszyć się respektem, w Singapurze zaś przyszło mu stanąć przed sądem. To prawda, że złodziejstwo dowodzi pewnych uszczerbków w moralności kapłana, ale jak pięknie potrafi się on kajać! Żal za złe uczynki wyraził na 57 stronach epistoły, której adresatem był sąd. Chęć pokuty zawładnęła nim bez reszty. Do tego stopnia zawładnęła, że na śmierć zapomniał przeprosić za samą defraudację. Ks. Kang, lat 55, nie zapomniał jednak o Kościele, który dał mu pozycję umożliwiającą rozległe operacje finansowe: w testamencie
zapisał swój majątek właśnie Kościołowi. Z wyjątkiem mieszkania, które kupił za niecałe 900 tys. dolarów dla siebie i parafianki Mabel. Teraz nieludzki prokurator chce unieważnić testament i wszystko zabrać, a samemu duchownemu grozi 18-letnim mamrem. W obliczu takiej niedoli za ks. Kangiem murem stanął jego arcybiskup Nicholas Chia. W liście do sędziego poprosił o łagodny wymiar kary, argumentując, że podwładny został już dostatecznie ukarany „utratą moralnej pozycji w środowisku chrześcijańskim” i będzie musiał, nieborak, żyć „z piętnem winy”. Który sędzia oprze się takiemu wstawiennictwu?! TSZ
Żony bite Koranem mam meczetu w Lyonie, Abdelkader Bouzine, zapoznał czytelników miejscowego magazynu „Lyon Mag” ze swymi poglądami na postępowanie z płcią piękną i znalazł się w opałach.
I
„Koran zezwala na bicie żon” – oświadczył duchowny islamski, dodając, że jest poligamistą. Wyznanie wywołało burzę we Francji, gdzie nie ucichły jeszcze echa awantury dotyczącej nakrycia głowy muzułmanek w szkołach. Deklarację Bouzine’a określono jako „policzek dla republiki”, który zasługuje na surową karę. Mer Lyonu zapowiedział wytoczenie muzułmańskiemu
liderowi procesu za zakłócanie porządku publicznego. Minister sprawiedliwości dołączył się, mówiąc, że wymiar sprawiedliwości może, i musi, coś z tym zrobić. Nie pierwszy to taki przypadek. W styczniu imam meczetu w Hiszpanii dostał wyrok w zawieszeniu za publikację książki zawierającej szczegółowe instrukcje, jak lać żony, żeby nie było śladów. TN
Bzyk koszarowy Niemczech można już uprawiać seks w koszarach. Obowiązujący do niedawna zakaz bzykania anulowano właśnie jako anachroniczny i nieludzki.
W
Nie wiadomo, czy przyzwolenie na bara-bara w koszarach będzie miało pozytywny wpływ na sprawność bojową niemieckiej armii, bo w żadnym kraju regulamin wojskowy nie posunął się w liberalizacji tak daleko. Nowe regulacje nie precyzują, czy prawo bzykania w jednostkach przysługuje tylko małżeństwom.
W armii niemieckiej, która liczy 270 tys. żołnierzy, służy prawie 10 tys. kobiet ochotniczek. Nowe przepisy nie stawiają nawet żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o płeć kochających się partnerów. W roku 2000 armia naszego sąsiada anulowała zakaz przyjmowania w swe szeregi homoseksualistów. TW
Szok! Władze USA występują do Kościoła katolickiego z żądaniem, by bez zwłoki zdemokratyzował stosunki w nim panujące. Przynajmniej w Stanach. Kościelny absolutyzm nie konweniuje bowiem z panującą w USA demokracją. Ameryka deklaruje, że jej misją jest zaprowadzanie demokracji na świecie; robi to obecnie, nie licząc się z kosztami i niezliczonymi ofiarami w Iraku, i nie może na swym terenie tolerować antydemokratycznej instytucji skupiającej 60 mln amerykańskich katolików.
wierny nie może mieć na sumieniu grzechu ciężkiego. Za takowy uznaje się poparcie prawa do przerywania niepożądanej ciąży, bo Kościół katolicki interpretuje to jako morderstwo. Każdy ksiądz – orzeka dalej dokument watykański – ma prawo odmówić komunii wiernemu, który nie spełnia tych warunków. Podczas konferencji prasowej zorganizowanej w Watykanie z okazji publikacji dokumentu wypowiadał się jeden z prominentów Stolicy Apostolskiej, nigeryjski kardynał Francis Arinze (potencjalny przyszły papież). Zapytany wprost, czy Kerry’emu – praktykującemu katolikowi i byłemu ministrantowi – powinno się odmówić komunii, purpurat odparł, że „polityk o jednoznacznie proaborcyjnym nastawieniu nie jest godzien jej otrzymać”. Kerry po raz kolejny sko-
na prezydenta i sposobu praktykowania przezeń religii jest jak najbardziej właściwe przy podejmowaniu decyzji wyborczej. Jedyny jak dotąd katolicki prezydent USA, John Kennedy, oświadczył w roku 1960: „Nie wypowiadam się w imieniu swego Kościoła w sprawach publicznych, a Kościół nie wypowiada się w moim imieniu”. Był to jednak Kościół Jana XXIII... Papież JPII stanowczo sprzeciwiał się agresji USA na Irak, a tragiczne pokłosie tej interwencji obserwujemy i będziemy obserwować jeszcze przez dłuższy czas. Teraz angażuje się w niebezpieczną grę, usiłując narzucić światu kanony swej religii. Propagując za wszelką cenę niedopuszczalność aborcji – tego zakazu nie akceptuje znaczna część (w Ameryce 58 proc.) wiernych – może przechylić szalę wy-
Komunista Kerry Czy mogą sobie państwo wyobrazić rozmiary oburzenia Kościoła? Demagogiczne oskarżenia o zamach na Pana Boga, o gwałcenie autonomii religii, naruszanie jej świętego rozdziału od państwa itd. Tymczasem Kościół – wiedząc dobrze, że świeckie władze nie odwdzięczą mu się podobną akcją propagandową – z cynizmem i premedytacją konsekwentnie miesza w świeckiej materii zagadnień społeczno-politycznych. W USA ma to szczególnie szkodliwe konsekwencje w okresie intensywnej kampanii prezydenckiej. Jeszcze w ubiegłym roku w wystosowanej „nocie doktrynalnej” Watykan ostrzegał polityków w USA, by „nie występowali przeciw fundamentalnym regułom wiary i moralności”. Jeden z biskupów pouczył niedawno lidera demokratów w senacie, Toma Daschle’a, że nie powinien określać się jako katolik. Ostatnio arcybiskup i biskup w USA oświadczyli publicznie, że kandydat na prezydenta, John Kerry, za swoje poparcie legalności przerywania ciąży nie ma prawa otrzymać komunii. W efekcie powyższych deklaracji media amerykańskie wyodrębniły specjalne jednostki śledcze, które zajmą się dochodzeniem, czy – a jeśli tak, to gdzie, kiedy i z czyich rąk – John Kerry otrzymał komunię. Ostatnio dziennikarze donieśli, że udało mu się w wielkanocną niedzielę załapać na opłatek w kaplicy liberalnego Paulist Center w Bostonie. Tamtejszy arcybiskup Sean O’Malley oświadczył wprawdzie, że grzesznik popierający aborcję powinien się wstrzymać od komunii, ale nie usiłował temu przeszkodzić. Kto wie, czy wkrótce nie ulegnie to zmianie. Akurat teraz Watykan zdecydował się opublikować 70-stronicowy dokument, nad którym pracowano podobno od lat. Jego kwintesencją jest jednoznaczne stwierdzenie, że aby otrzymać święty sakrament,
mentował to stwierdzeniem, że religia nie powinna być tematem amerykańskiej polityki. Wojtyła aprobuje karanie i piętnowanie moralne polityków suwerennego państwa za to, że nie przeciwstawiają się obowiązującemu w tym kraju prawu, które akurat nie w smak jest Kościołowi. Mało tego. Papież akceptuje wpływanie na wynik wyborów w innym państwie, które to wybory – jak żadne inne od dziesięcioleci – będą miały doniosłe znaczenie dla całego świata. Znamienne jest, że nigdy żaden z watykańskich dostojników nie powiedział słowa o tym, że katoliccy politycy amerykańscy mają moralny obowiązek sprzeciwiać się inwazji na Irak oraz praktykowanemu w USA – wbrew apelom Kościoła – skazywaniu na karę śmierci. Nigdy nie grożono im odmową komunii. Tymczasem konserwatyści republikańscy skwapliwie podjęli zaoferowany im oręż polityczny i robią zeń demagogiczny użytek. Kościół potępia dzieciobójcę i liberała Kerry’ego – taki komunikat zostanie przyswojony przez wielomilionową rzeszę amerykańskich wyborców, tzw. niezdecydowanych, czyli pozbawionych zdolności lub woli samodzielnego myślenia. Jakże może być inaczej, skoro Judie Brown, prezes antyaborcyjnej American Life League, oświadczyła 24 kwietnia, że branie pod uwagę wyznania religijnego kandydata
borów na korzyść Busha. Kontynuacja teksańskiej dynastii byłaby katastrofą dla USA oraz zwiastunem poważnych napięć i perturbacji w polityce światowej przez następne 4 lata. JPII nie działa też w perspektywicznym interesie instytucji, którą kieruje. Frances Kissling, szef organizacji Catholics for a Free Choice, zauważa: „Za każdym razem, gdy liderzy Kościoła atakują katolickich polityków za ich poglądy na aborcję, politycy ci zyskują na popularności, Kościół zaś marginalizuje się. Co się stanie – pyta Frances Kissling – jeśli papież powie, że wierni mają obowiązek głosować przeciwko wszystkim, którzy popierają prawa homoseksualistów i aborcję? Kościół tworzy atmosferę, w której mogą ożyć nienawistne uprzedzenia (skąd my to znamy?). Czego tak naprawdę pragną hierarchowie? Czy będzie dobrze, jeśli Kerry przestanie w ogóle chodzić na msze i przyjmować komunię? Czy Kościół naprawdę zamierza powiedzieć senatorom Kennedy’emu, Mikluskiej, Leahy i 70 innym członkom Kongresu USA, że nie mają prawa przyjmować komunii? Bo nie można przecież izolować Johna Kerry’ego... Czy będzie dobrze, jeśli przestaną przyjmować komunię katolicy, którzy nie potępiają aborcji? Wtedy kościoły będą puste. Czy tego pragną?”. Wielu teologów uważa, że nawet papież nie może ochrzczonemu katolikowi powiedzieć, że nie jest on już katolikiem. Była kandydatka na wiceprezydenta, katoliczka Geraldine Ferraro (sama była obiektem wściekłych napaści na tle religijnym za opowiedzenie się za prawem kobiet do aborcji), tak skomentowała watykańskie akcje: „Kerry nie startuje na papieża. Kerry chce być wybrany na prezydenta. Tylko raz będziemy wiedzieć, czy postępowaliśmy w życiu dobrze. Kiedy staniemy przed Stwórcą”. TOMASZ WISZEWSKI
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r. ilkadziesiąt lat po „brudnej wojnie” – tak w Argentynie określa się czasy terroru prawicowej junty wojskowej w latach 70. – upiory wciąż straszą. Jednym z nich jest ksiądz morderca. Przypadek księdza Christiana von Wernicha jest wyjątkowo drastyczny: duchownego oskarża się o udział w 19 morderstwach, 33 porwaniach i torturach. Przed ekstradycją do Argentyny pracował jako proboszcz w nadmorskiej wiosce w Chile, gdzie znany był jako ks. Christian Gonzales. Na wieść o jego przeszłości parafianie osłupieli. Ks. Wernich, kapelan policji w Buenos Aires, współpracował z juntą. Po poddaniu torturom domniemanych przeciwników reżimu, kapłan pojawiał się w ich celach i przekonywał, by wydali swych przyjaciół. Naciskał, żeby „pojednali się z Bogiem”, a później referował oficerom junty spowiedzi męczenników. Najpoważniejszym oskarżeniem przeciw księdzu jest udział w egzekucji siedmiu młodych ludzi w roku 1977. Zeznanie byłego
K
ZE ŚWIATA
policjanta, Julia Emmeda, który przyznał się do udziału w zbrodniach i wyraził skruchę, obrazuje tę historię. Policja postanowiła wyciągnąć pieniądze od krewnych ofiar. Z tą misją do ich domów wysłano
Ksiądz Wernich zauważył, że egzekucja zrobiła na Emmedzie wrażenie, zaczął go więc uspokajać: „To, co zrobiłeś, było niezbędne dla dobra kraju. Nie masz żadnych powodów, by nie czuć się dobrze. Wykonaliśmy patriotyczny obowiązek i Bóg wie, że uczyniliśmy to w interesie ojczyzny” – mówił. Według Emmedy, ks. Wernich co najmniej trzy razy asystował przy egzekucjach. Kościół w Argentynie i Chile nie komentował sprawy ks. Wernicha, poza deklaracjami, że nie jest za jego czyny odpowiedzialny. Nabiera również wody w usta i kategorycznie odmawia wyjaśnienia, jak Wernich, pod zmienionym nazwiskiem, dostał parafię w Chile i w jaki sposób się tam znalazł... Watykan nigdy nie ustosunkował się do kwestii zachowania Kościoła podczas panowania dyktatur w Chile, Argentynie czy Hiszpanii. Podczas wizyty w Argentynie papież wygłosił mgliste oświadczenie, które można by, przy sporej dozie dobrej woli, uznać za pośrednie przeprosiny. I na tym koniec. TOMASZ WISZEWSKI
Patriota – jako budzącego zaufanie – ks. Wernicha. Powiedział on rodzicom, że łapówka może uratować życie ich dzieci. Zebrał po 1500 dolarów od każdego. Po otrzymaniu pieniędzy policja zabiła więźniów. – Jechałem z nim wtedy w jednym samochodzie – opisuje okoliczności egzekucji Emmeda. – Powiedzieliśmy im, że jadą na lotnisko, gdzie zostaną zwolnieni. W drodze zostali pobici do nieprzytomności kolbami pistoletów. Ubrania nasze, także księdza, były całe we krwi. Po zjechaniu na puste pole wywleczono półprzytomnych więźniów z auta. Policyjny lekarz zrobił im zastrzyki w serce strzykawką z czerwonawą trucizną. Tych, którzy dawali znaki życia, dobito kulą z pistoletu.
Życie po życiu Naczelny lekarz dusz katolickich znów poinstruował lekarzy ciał, jak mają wykonywać swój zawód i co jest ich moralnym obowiązkiem. Pouczenia papieskie pod adresem profesjonalistów medycznych od lat koncentrują się na aborcji, antykoncepcji, eksperymentach z genami oraz zapłodnionymi komórkami i akcentują ich niedopuszczalność. Jak najsurowiej Karol Wojtyła zakazuje też eutanazji. 20 marca rozszerzył jej definicję. Konwentykle dotyczące zagadnień medycznych odbywają się w Watykanie tak często, jakby był on jakąś centralną akademią medyczną. W trakcie niedawnego sympozjum dotyczącego opieki nad chorymi pozbawionymi świadomości papież uświadomił lekarzy, że mają „moralny obowiązek” karmienia i pojenia sondą osób znajdujących się w permanentnym stanie wegetatywnym. Zaprzestanie sztucznego dożywiania równa się „eutanazji przez zaniechanie”. Eutanazja zaś w katolickim pojmowaniu równa się morderstwu. Papieski edykt wprawił lekarzy i zarządy szpitali w osłupienie. Zwłaszcza w USA, gdzie decyzje medyczne mają doniosłe i dalekosiężne konsekwencje prawne. Przykazanie Jana Pawła II postawiło w szczególnie trudnej sytuacji personel szpitali katolickich, bo praktycznie unieważniło zasady etyczne, którymi dotąd się tam kierowano. Dotychczas szpitale pozostające w gestii Kościoła regulowały sprawy losu pacjentów, znajdujących się w nieodwracalnym stanie wegetatywnym lub w śpiączce, w oparciu o wytyczne Konferencji Biskupów Katolickich USA. Decyzje o kontynuowaniu lub zaniechaniu
a oryginalny pomysł przeciwstawienia się histerii, która towarzyszy „Pasji” Mela Gibsona, wpadli twórcy filmowi w Anglii. Owym przeciwstawnym filmem jest „Żywot Briana” nakręcony przez Monty Pythona – legendarną grupę angielskich komików. Twórcy oraz dystrybutor podjęli decyzję o ponownym wprowadzeniu filmu na ekrany kin brytyjskich wkrótce po premierze „Pasji”. Co wspólnego mają ze sobą oba filmy? Otóż „Żywot Briana” – podobnie jak i dzieło Gibsona – opowiada o Jezusie. Na tym jednak kończą się podobieństwa, bo
N
dalszego sztucznego utrzymywania przy życiu ludzi, którzy nie rokują nadziei na odzyskanie świadomości, były podejmowane po uwzględnieniu interesu chorego. Wytyczne biskupów jednoznacznie stwierdzały, że jeśli chory przed trwałą utratą świadomości zastrzegł sobie, iż nie życzy sobie, by sztucznie podtrzymywano wegetację jego ciała – życzenie takie należy honorować. Teraz staje to w sprzeczności z dyrektywą papieża, która nakazuje bezterminowe podtrzymywanie procesów życiowych odmóżdżonego ciała. Biskupi, teolodzy i etycy amerykańscy zastanawiają się obecnie, jak zjeść tę żabę i dyplomatycznie oświadczają, że studiują wypowiedź JPII, by zorientować się, co jego słowa znaczą, i jak je praktycznie interpretować. Niezależnie od tego, co nakazuje głowa Kościoła, prawo w USA nie zezwala lekarzom na sprzeciwienie się woli chorych, którzy jednoznacznie oświadczyli, że nie chcą być sztucznie utrzymywani przy życiu. W roku 1999 Sąd Najwyższy USA orzekł, że pacjenci znajdujący się w stanie wegetatywnym muszą mieć zagwarantowane prawo do śmierci, jeśli jasno wyrazili takie życzenie. Szpitale katolickie w USA zapewniły zaniepokojonych pacjentów, że ich wola będzie honorowana. Jednak konflikt fundamentalizmu religijnego i prywatnej wolności wyboru – sprowokowany przez papieża także w kwestiach przerywania ciąży i antykoncepcji – wydaje się nie do rozwiązania. Jedno jest chyba pewne: Karol Wojtyła nie będzie w stanie przeforsować swych doktrynerskich wizji i w ostatecznym rozrachunku przyniesie to szkodę Kościołowi, który coraz bardziej izoluje się od realiów i mentalności wiernych. TW
Anty-Pasja obraz Monty Pythona jest swoistym pastiszem filmów o życiu i działalności Chrystusa. Jednakże twórcy nie posuwają się do wyśmiewania jego osoby. Zamiast niego wprowadzają postać Briana, działacza opozycji antyrzymskiej w Judei, który omyłkowo zostaje wzięty za mesjasza. Cała historyjka – okraszona legendarnym już dzisiaj humorem – pokazuje wszystkie przeżycia Chrystusa, jednakże na osobie Briana.
Zostaje on osądzony przez Piłata (który nie wymawia „r”) i ukrzyżowany. Jednak nie umiera, a wręcz przeciwnie – wraz z łotrami śpiewa na krzyżu piosenkę „Always look at the bright sides of life” (Zawsze patrz na jasne strony życia). Widzimy też wszystkie (lub do nich podobne) postacie znane z ewangelii, jednak zupełnie brak tu krwi, okrucieństwa i patosu, którymi aż nazbyt obficie uraczył widzów Gibson. Do polskich kin „Żywot Briana” trafi w maju, a to dzięki trafnej decyzji dystrybutora – firmy Solopan. Polecamy... APOSTATA
13
Papież nie lubi... Martini yrekcji Watykanu coraz trudniej utrzymać status quo i opierać się reformom w Kościele, których otwarcie domagają się wierni. Tym bardziej trudno, gdy wiernych popierają osobistości ze szczytów kościelnej hierarchii.
D
Sędziwy kardynał Carlo Maria Martini uważany jest za jedną z najważniejszych postaci współczesnego katolicyzmu; liberałowie od dawna widzieli w nim kandydata na papieża. Głos byłego rektora dwu rzymskich uniwersytetów, długoletniego ambasadora Watykanu przy ONZ i emerytowanego w roku 2002 arcybiskupa Mediolanu ma w świecie wielką wagę. Martini w wywiadzie opublikowanym właśnie na łamach rzymskiej gazety „Il Tempo” wypowiada opinie stojące w jaskrawej sprzeczności z poglądami konserwatywnych dostojników z watykańskiego świecznika. Kardynał uważa, że uczestnicy konklawe, na którym dokonuje się wyboru papieża, nie powinni rekrutować się wyłącznie z grona kardynałów, należałoby zatem uzupełnić skład ciała decyzyjnego o przewodniczących krajowych konferencji biskupów, co uczyniłoby wybór bardziej reprezentatywnym. Zdaniem Carla Martiniego (na nasz nos to już pachnie ekskomuniką), kierowanie Kościołem nie powinno być monopolem najwyższej hierarchii: papież powinien dzielić władzę ze
stałą radą rządzącą. Książę Kościoła opowiada się za kolegialnością, czyli demokratyzacją życia Kościoła, w którym dziś władza jest zbyt scentralizowana. Równie drastyczne zmiany postuluje Martini w aspekcie stosunku Kościoła wobec kobiet. Powinny mieć znaczniejsze wpływy i więcej do powiedzenia; ich zasługi powinny być „uznane i nagrodzone”. W ogóle wiernym należy się bardziej eksponowana rola w kształtowaniu Kościoła; w ujęciu Martiniego rozciągałaby się ona bardzo szeroko: „System mianowania biskupów powinien być tak zorganizowany, by brane były pod uwagę opinie wiernych” (obecnie, jak wiadomo, jest to absolutna i wyłączna domena papieża.) Martini jest także zdania, że odbywające się co kilka lat synody biskupów byłyby znacznie efektywniejsze, gdyby ich uczestnicy mieli większe prawo podejmowania decyzji. Są to logiczne spostrzeżenia i uzasadnione wnioski. Ich realizacja wymaga jednak radykalnej zmiany klimatu w Watykanie. Co to oznacza, każdy wie. TOMASZ SZTAYER
Szatan w habicie C
iało 71-letniej zakonnicy Margaret Phal znaleziono w kaplicy szpitalnej w Toledo. Nosiło ślady 30 ciosów nożem.
Zdarzyło się to w roku 1980. Śledztwo po jakimś czasie zamknięto, nie wykrywszy sprawcy. Wznowiono je po zeznaniu złożonym w czerwcu ub. roku przez kobietę, skarżącą się na wieloletnie molestowanie przez księży, które miało cechy obrzędów... satanistycznych. Ofiara mówiła o zabiciu 3-letniego dziecka, przeprowadzeniu na niej aborcji, okaleczaniu psów, kładzeniu jej do trumny z karaluchami, wkładaniu do pochwy węża. Mieli się tego dopuszczać katoliccy księża. Brzmi to jak brednie psychopatki, nieprawdaż? A jednak policja hiszpańska potraktowała te szokujące wynurzenia poważnie. Wśród nazwisk wymienianych przez kobietę powtarzało się nazwisko ks. Geralda Robinsona, kapelana szpitala
Łaski Pańskiej, w którym znajdowała się kaplica siostry Margaret Phal. I wówczas wyszło na jaw, że diecezja już przed 20 laty otrzymywała skargi dotyczące wykonywania obrzędów satanistycznych oraz sadomasochistycznych przez Robinsona i kilku innych księży. Wszystko wmieciono pod dywan, sprawę wyciszono, jak to w katolickim kraju... Ksiądz Robinson został aresztowany. W obronie duchownego stanęła część wiernych, którzy właśnie zbierają 200 tys. dolarów na kaucję potrzebną do wypuszczenia go na wolność. Poza tym życie religijne i duchowe w Toledo toczy się normalnym torem, jeśli nie brać pod uwagę kilku procesów kapłanów oskarżonych o pedofilię. TSz
14
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
CZARNE KARTY KOŚCIOŁA
Dziecięce krucjaty Kościół katolicki popełnił wiele zbrodni, ale jedną z najokrutniejszych było wysłanie dzieci na wojnę z Turkami. Była to tak zwana krucjata dziecięca z Francji i Niemiec. Dzieci swą niewinnością i serduszkami kochającymi Chrystusa miały – zgodnie z teorią kościelnych kretynów – rzucić Turków na kolana, skruszyć ich heretyckie serca i nawrócić na jedynie słuszną wiarę. Miały zrobić to, czego nie udało się dokonać najlepszym zbrojnym zastępom europejskich rycerzy zakutych w stal. Jak doszło do tak przerażająco absurdalnej krucjaty? Dlaczego Kościół, który krytykuje dziś wojnę z Irakiem, wstydliwie milczy o tym, że sam wysłał 50 tysięcy dzieci na bitwę z muzułmanami, czyli na pewną śmierć? Kiedy kalif Al-Hakim (996–1021) zdobył Palestynę i Syrię, rozkazał zburzyć kościół Grobu Pańskiego w Jerozolimie. W chrześcijańskiej Europie zawrzało, ale wewnętrzne walki o tron papieski uniemożliwiły konsolidację sił. Dopiero 26 listopada 1095 r. papież Urban II (1088–1099) wezwał rycerstwo europejskie do wojny przeciw Turkom i do wyswobodzenia Grobu Chrystusa. Hasło krucjaty z pewnością przyczyniło się do przywrócenia papiestwu prestiżu i uczyniło je dominującą potęgą zachodniego świata. Na czele potężnej armii stanął Gotfryd de Bouillon. Pierwsza wyprawa krzyżowa z lat 1096–1099 zakończyła się sukcesem. Rycerstwo krucjaty – głównie francuskie, włoskie i niemieckie – zdobyło Jerozolimę (15 lipca 1099 r.), przyczyniając się do utworzenia Królestwa Jerozolimskiego. Niezbyt długo istniało to państwo, ogniem i mieczem niosące wiarę chrześcijańską. Przeciwko sobie miało cały islam.
W
W 1187 r. turecki sułtan Saladyn zajął Jerozolimę, a resztki krzyżowców w panice usiłowały dotrzeć do Europy. Krzyż znowu został zastąpiony przez Półksiężyc. Kolejne krucjaty również zakończyły się militarną porażką. Dopiero papież Innocenty III (1198–1216), jeden z najpotężniejszych papieży w historii, postanowił ponownie wciągnąć Wschód w sferę wpływów Rzymu. Zorganizował kolejną krucjatę, która wprawdzie nie dotarła do Ziemi Świętej, ale stworzyła łacińskie cesarstwo Konstantynopola (istniało tylko siedem lat). Grób Chrystusa nadal pozostawał we władaniu niewiernych. I wtedy zrodziła się zbrodnicza, chora koncepcja: Jerozolimę wyzwolą dzieci – mocą swych czystych, nieskalanych serduszek miłujących Chrystusa. „Dziecięca gorliwość i wiara – zapewniał Innocenty III – pogardzająca niebezpieczeństwami, zawstydza nas, starych”. Dziś głupota Kościoła wydaje się nam niewiarygodna, ale jeśli uprzytomnimy sobie, że niebawem w całej chrześcijańskiej Europie zapłonęły stosy, na których palono czarownice, przyjaciół i sługi szatana – wszystko staje się możliwe. Tę niedorzeczną krucjatę dziecięcą zapoczątkował we Francji, w maju 1212 roku, pastuszek Stefan z Cloyes, który miał rzekomo
ielu z nas pamięta, jak polscy hie rarchowie kościelni mizdrzyli się do władzy ludowej. Białą plamą pozo stają wciąż ich – więcej niż poprawne – sto sunki z okupantem hitlerowskim. Nawet w obliczu ewidentnych zbrodni popełnianych przez Wehrmacht już w pierwszych dniach wojny, wielu hierarchów nie potrafiło zdecydowanie opowiedzieć się przeciwko najeźdźcy. Także późniejsze egzekucje i prześladowania Polaków oraz Żydów niczego nie zmieniły w postawie purpuratów. Gdy niemieckie władze zwróciły się do duchowieństwa Generalnej Guberni z poleceniem, żeby z ambony zachęcało do akcji werbowania młodzieży na roboty do Niemiec, kilku księży odmówiło współpracy. Ale nie było wśród nich biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, który rozesłał do swoich parafii swoiste listy pasterskie. W maju 1940 r. pisał m.in.: „Dlatego wzywałem was 24 września 1939 r., abyście najpierw, wierni świętym przykazaniom Boga i Kościoła, okazali się posłusznymi względem władz administracyjnych we wszystkim, co się nie sprzeciwia sumieniu katolickiemu. W tydzień potem powtórnie wskazywałem wam, jakie stanowisko macie zająć wobec władz
wizje i rozmowy z samym Chrystusem. Zbawiciel napisał nawet do niego list. Nie muszę dodawać, że chłopiec był analfabetą, więc treść „listu” znana była tylko klerowi. I wówczas rozpoczęto agitację: duchowni natychmiast ogłosili Stefanka tym, który wyzwoli święty krzyż z niewoli niewiernych i podsunęli mu wizję zdobycia Jerozolimy przez jego rówieśników. Chłopiec, uznany prawie świętym, wygłaszał kazania przed
morze. Po drodze do Marsylii, przez Tours, Lyon i całą południową Francję, dołączały do nich inne dzieci. Ta dziecięca „armia” chrystusowych „żołnierzy” siedmioma statkami wypłynęła z Marsylii na podbój Palestyny – błogosławiona przez księży. Biedne, naiwne maluchy ze średnią wieku ok. 10 lat nawet nie wiedziały, gdzie leży Jerozolima. Nie udało się im dotrzeć do Grobu Zbawiciela. Już w trakcie podróży dwa
opactwem Saint-Denis, a stugębna plotka natychmiast rozniosła, że otrzymał on rozkaz od samego Chrystusa, by dzieci oswobodziły Ziemię Świętą. W krótkim czasie tłumy dzieciaków namawianych przez księży, często wbrew rodzicom, waliło zewsząd pod sztandary mistycznego Stefanka, Jezusowego ulubieńca. Na miejscu zbiórki w Vendome stawiło się blisko trzydzieści tysięcy „małych proroków”, wybrańców Syna Bożego, i po uroczystej mszy, wyposażeni w błogosławieństwa, wyruszyli nad
statki zatonęły podczas sztormu, a pozostałe oszukane dzieci chrześcijańskie zostały w Aleksandrii sprzedane w niewolę saraceńską. Wiele trafiło do domów wschodnich pedofilów, a dziewczynki przeważnie do burdeli. Jest to o tyle ważne, że te dzieci, które się utopiły, z pewnością poszły do nieba, natomiast pozostałym nie było to dane – jeśli nie zginęły, musiały przejść na islam i prostytuować się z niewiernymi. Ale potężny i zbrodniczy Rzym niczego się nie nauczył. Spłynęło po
Hitlerowcy i biskupi niemieckich. Chcę tedy i wzywam was, pisałem, abyście z całą sumiennością zachowywali wszystkie przepisy dane nam z obietnicą, że nie będzie nam wskazane nic, co by się sprzeciwiało sumieniu katolickiemu. W społeczeństwie musi być porządek i ład”. W tym samym liście biskup ostrzegał jednocześnie, by nie wciągano młodego pokolenia do „nieobliczalnej, konspiracyjnej akcji”. 1 maja 1940 r. bp Kaczmarek podpisał lojalkę, zobowiązując się do przestrzegania zarządzeń okupanta. Ten gest polskiego hierarchy hitlerowcy natychmiast docenili, zezwalając biskupowi na funkcjonowanie drukarni diecezjalnej, co w warunkach okupacyjnych było ewenementem. Jednak biskupowi szybko przyszło przekonać się, ile są warte obietnice i przywileje hitlerowców. Gestapo w Radomiu aresztowało jego osobistego sekretarza ks. Stefana Szwajnocha i zesłało go do Oświęcimia. Na nic zdały się interwencje biskupa na najwyższych szczeblach.
Jeszcze większą lojalnością w stosunku do okupanta wykazał się administrator apostolski diecezji sandomierskiej Jerzy Kanty Lorek. W jednym z listów do wiernych wprost zachęcał owieczki do wyjazdu na roboty do Niemiec. Polskie władze konspiracyjne udzieliły biskupowi upomnienia. Zarzuciły mu wprowadzanie w błąd nieświadomej ludności, a tym samym służbę okupantowi. Na ułożenie sobie stosunków z Niemcami kosztem ustępstw i lojalności liczył także biskup częstochowski Teodor Kubina. Choć znał on doskonale hitlerowców i jeszcze przed wojną krytycznie wypowiadał się na ich temat, wkrótce po zajęciu Częstochowy udostępnił Niemcom sporo niezwykle ważnych materiałów. Jak wynika z meldunków policji bezpieczeństwa Rzeszy przesłanych do Berlina, przekazał on m.in. schemat swojej diecezji, wykaz osobowy i spis wszystkich zrzeszeń katolickich z danymi personalnymi ich kierownictw. Niepytany przez hitlerowców – donoszono
nim jak woda po kaczce, że trzydzieści tysięcy dzieciaków poszło na zatratę. I oto już kolejną wyprawę „świętych” szykowano w Niemczech, aby zdobyć dla chrześcijaństwa Grób Chrystusa bądź zginąć za „jedyną”, prawdziwą wiarę, czyli na chwałę papieża. Tutaj przywódcą był Mikołaj – dziesięcioletni chłopiec pochodzący z małej nadreńskiej wioski, również mający wizje i obiecujący wszystkim, że fale morza rozstąpią się przed nimi jak przed Mojżeszem i suchą nogą dotrą do Ziemi Świętej. W ciągu niecałych trzech miesięcy na wyprawę namówiono ok. 20 tysięcy otumanionych małolatów. Również i tym „krzyżowcom” nie dane było pokonać pogan. Morze nie chciało się rozstąpić i już w Genui część małych pielgrzymów trafiła do portowych domów rozpusty. Pozostałych sprzedano marynarzom statków handlowych, kupcom i mieszkańcom okolicznych miejscowości jako młodych niewolników. Zaledwie garstce udało się wrócić do rodzinnych domów. Oszalali z bólu i rozpaczy rodzice dokonali samosądu na ojcu małego Mikołaja. Powieszono go. Druga – niewielka już – grupa „rycerzy Chrystusa” wypłynęła z portu w Brindisi. I, o dziwo, udało im się dotrzeć do Palestyny. Ale koniec był również żałosny. Trafili do tureckich burdeli i domów pedofilów. I tak zakończyły się haniebne akcje katolickiego duchowieństwa, które – wykorzystując skołowanych religijną agitacją dzieciaków – chciało „oswobodzić” Grób Chrystusa z saraceńskiej niewoli. Już niebawem w Europie zapłonęły stosy Świętej Inkwizycji i była to kolejna zbrodnia masowego ludobójstwa. Dlaczego tych katolickich wartości nie chciano zapisać w Unijnej Konstytucji? ANDRZEJ RODAN
Berlinowi – sam podkreślił, że „zawsze zalecał swoim podwładnym wstrzymywanie się od jakiejkolwiek działalności politycznej”. Dlaczego bp Kubina przekazał okupantowi tak ważne informacje? Odpowiedzi na to pytanie udzielił hitlerowcom sam ordynariusz, stwierdzając z ubolewaniem, że nie można było w Częstochowie rozwinąć działalności Akcji Katolickiej, „gdyż inteligencja składała się w większości z Żydów”... Chciał zatem oczyścić z nich „święte miasto”! Dzięki lojalności, Kubina mógł liczyć na wzajemność ze strony okupanta, np. pozwolono mu na odbywanie samochodem podróży pasterskich po całej diecezji. W zamian musiał jeszcze nawoływać podległych mu pasterzy i owieczki do przestrzegania wszystkich zarządzeń władz okupacyjnych. O wielkiej naiwności (a może raczej o konformizmie) Kubiny świadczy także list pasterski z początku wojny, w którym pisał m.in.: „Władze, które obecnie rządzą wśród nas, oświadczyły mi, że (...) w dziedzinie religijnej nie będą nam czyniły trudności, o ile zachowany będzie spokój i będą przestrzegane zarządzenia służące przywróceniu normalnych warunków życia”. BARBARA SAWA
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r. Buddę, twórcę religii wyznawanej przez blisko pół miliarda ludzi na świecie, urodziła... dziewica Maja. Od ponad stu lat buddyzmem fascynuje się również chrześcijańska Europa. Jakże słusznie powiedział Czesław Miłosz: „To, że w buddyzmie nie istnieje pojęcie boga osobowego, wydaje mi się najbardziej atrakcyjne. To znaczy można wyznawać światopogląd naukowy i jednocześnie być buddystą”. I jest to nadzwyczaj słuszne spostrzeżenie, które potwierdza XIV Dalajlama, komentując (w kontekście buddyzmu) chrześcijaństwo: „Podczas gdy w niektórych religiach najważniejszą praktyką jest recytowanie modlitw lub czynienie pokuty – w buddyzmie istotniejsze jest przekształcanie i doskonalenie umysłu”. Najwięcej wyznawców ma buddyzm w Indiach, na Cejlonie, w Tybecie, na Półwyspie Indochińskim, jak również w Korei, Chinach i Japonii. Twórca tej religii (a raczej filozofii) – Budda (ok. 560–ok. 480 p.n.e.), właściwie książę Sidharta Guatama – głosił, iż celem życia człowieka jest nirwana (zgaśnięcie): stan, w którym następuje zanik pragnień, pożądań, bytu indywidualnego, a maksymalnie potęguje się stan szczęśliwości, idealnej harmonii ducha.
W
PRZEMILCZANE HISTORIE
Budda (Oświecony lub Przebudzony) pozostawił w północnych Indiach kilka pałaców, które były jego własnością, życie w przepychu, piękną żonę, dziecko, tysiące dam dworu – i wyruszył w ponad 40-letnią wędrówkę, żyjąc w ascezie i oddając się medytacjom. Z tych to właśnie medytacji, z przemyśleń nad strukturą świata i psychiki człowieka zrodził się nowy prąd religijno-filozoficzny: buddyzm.
Apis zrodzony został ze świętej krowy zapłodnionej promieniem księżyca. A Karol Wojtyła... o, pardon! Nie inaczej więc mógł urodzić się Budda, którego począł bodhisattwa w postaci słonia. Zapłodnił on dziewicę, królową Maję, wchodząc w nią przez prawy bok. Maja urodziła syna na stojąco, a narządem rodnym też był jej prawy bok. Lama Ole Nydahl w książce „Jakimi rzeczy są” stwierdza, że
Wielki Budda Kim był Budda? Na pewno nie był bogiem zesłanym na ziemię w celu odkupienia człowieka (jak Jezus), choć jego urodzenie przypomina niepokalane poczęcie Jezusa Chrystusa. Obaj poczęci zostali przez dziewice, co miało uzasadnić ich boskie pochodzenie, a Buddzie dodawało specjalne ponadludzkie prerogatywy. Zresztą, co tu dużo mówić, wątek dzieworództwa, przywłaszczony i zdominowany przez chrześcijaństwo, pojawiał się prawie we wszystkich religiach i mitologiach świata. Jeden z wariantów mitu o urodzeniu Zeusa mówił o poczęciu go przez dziewicę Nais. Natomiast Hefajstos, bóg ognia i patron kowali, urodzony został przez dziewicę Herę (na skutek powiewu... wiatru). Chińska dziewica Shing Mu, matka ludzi, zaszła w ciążę od... spojrzenia. W wierzeniach egipskich święty byk
brew zdaniu niemiłościwie nam panu jącego Kościoła i katohistoryków – na si pogańscy przodkowie znali pismo na długo przed przyjęciem chrztu. Tym tajem niczym pismem były runy. Tytuł, stanowiący początek hipotetycznego listu, to futhark starszy – 24-literowy, zwany ogólnogermańskim. Używano go, w różnych odmianach językowych, do VII wieku. Przez kolejne pięć stuleci (a pewnie i dłużej), w powszechnym użyciu był tzw. futhark młodszy. W odróżnieniu od elitarnej łaciny, wprowadzonej w X w. przez chrześcijańskich misjonarzy, runy znane były nie tylko władcom i możnym, ale również ludowi. Pismo runiczne, zwłaszcza futhark starszy, nie miało ściśle określonych zasad. Chociaż najczęściej pisano od lewej strony do prawej, czasem tekst zapisywany był odwrotnie. Także podział tekstu nie był wyraźnie ustalony: niekiedy grupy liter stanowiły wyrazy, a czasem tekst był ciągły lub zapisany grupami ośmioliterowymi rozdzielonymi dwukropkami. Znalezisk potwierdzających znajomość pisma przez ludy słowiańskie jest stosunkowo niewiele, a do najważniejszych należą: fragment płyty marmurowej pochodzący z V wieku, znaleziony na terenie dzisiejszej Bośni w ruinach kościoła bizantyjskiego; grot włóczni z Kowla na Ukrainie; zapisany kamień znajdujący się pod Rawą Mazowiecką i fragmenty wyposażenia grobowego w odkrytym pochówku ciałopalnym w Rozwadowie w Polsce. O wykopaliskach w północnej części Rusi Kijowskiej (w Nowgorodzie Wielkim) pisał Paweł Jasienica w popularno-naukowym opracowaniu pt. „Polska Piastów”. Chodziło o zabytki piśmiennictwa słowiańskiego pochodzące
Budda miał przed 2550 laty wyjątkowe możliwości nauczania: żyjąc w czasie wspaniałego rozkwitu kultury, otoczony bardzo zdolnymi uczniami, mógł przez czterdzieści lat po osiągnięciu „oświecenia” wskazywać innym prowadzącą do niego drogę. Dlatego również spisane przez niego nauki, zwane Dharmą, są tak różnorodne i bogate. I tak – „Kandziur” – słowa samego Buddy – składa się ze 108 tomów, zawierających 84 tys. nauk. Późniejsze komentarze do nich – „Tendziur” – obejmują dalsze 254 grube księgi. I dlatego pod koniec życia Budda powiedział: „Mogę umrzeć szczęśliwy. Nie zatrzymałem żadnej nauki w zamkniętej dłoni. Dałem już z siebie wszystko, co może wam przynieść pożytek”. Jego nauki zdecydowanie wyróżniają buddyzm na tle innych religii. Sam Budda był niesłychanie
sceptyczny wobec otaczającego go świata, a zwłaszcza innych religii. Zakazywał wierzyć kapłanom, a nawet świętym pismom tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach; nakazywał raczej wątpić we wszelkie przekazy i nie wierzyć w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to coś powtarza. Posuwał się nawet do stwierdzeń, jak na owe czasy rewolucyjnych, mówiąc: „Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym”. Buddyzm jest więc czymś bardzo praktycznym, czymś, co można bezpośrednio zastosować w życiu. Kiedy ludzie pytali Buddę, dlaczego i czego naucza, odpowiadał zawsze tak samo: „Nauczam, ponieważ wy i wszystkie istoty pragniecie osiągnąć szczęście i uniknąć cierpienia. Nauczam, jakimi rzeczy są”. Przez 1500 lat nauki Buddy praktykowane były w Indiach pod nazwą Dharma, a przez ostatnie tysiąc lat – w Tybecie – jako Czio. Oba te określenia znaczą: „jakimi rzeczy są”. Zrozumienie tego, jakimi rzeczy są, jest kluczem do trwałego szczęścia. Sam Budda jest dla swoich wyznawców nauczycielem, przykładem i przyjacielem. Jednym pomaga unikać cierpienia i doświadczać stanów coraz intensywniejszego szczęścia i radości, a innych prowadzi do Wyzwolenia i Oświecenia.
Pismo słowiańskie
15
Wielki Nauczyciel praktycznie i w zrozumiały sposób pokazał swoim uczniom, jak mogą wykorzystywać wszystkie doświadczenia życiowe na ścieżce do Oświecenia. Zachęcał ich, by byli krytyczni i sami ocenili, czy jego nauki są dogmatyczne, czy też rzeczywiście wyzwalające. Buddyjskie medytacje powodują wewnętrzną przemianę, spojrzenie na świat z dystansem, z innej perspektywy, dzięki czemu wszystkie doświadczenia zaczynają wzbogacać nasze życie. Poziomy świadomości, które osiąga się dzięki medytacjom, stają się trwałym doznaniem. Najwyższe nauki, znane jako Czag czien lub Dzog czien, Mahamudra lub Maha Ati, pozwalają wyznawcom buddyzmu przeżywać całkowitą jedność podmiotu, przedmiotu i działania. Od ponad stu lat, ale szczególnie intensywnie w latach 70. ubiegłego wieku, buddyzm inspiruje i przyciąga coraz więcej ludzi na zachodzie Europy i w USA. Odchodzą oni od chrześcijaństwa, bowiem Budda staje się dla nich ponadczasowym zwierciadłem, ukazującym wielki potencjał ich umysłu i wzbogacającym życie. Ale nie wyklucza się i tego, że do tej niezwykłej „promocji” buddyzmu przyczyniło się również skostnienie kościołów chrześcijańskich, zwłaszcza obłudnego Krk. Metody działania i wsteczność poglądów papiestwa zdecydowanie odrzucane są przez ludzi o światopoglądzie naukowym. Ludzi myślących. ZOSIA WITKOWSKA
obcych językowo? Czy istniała jego słowiańska odmiana? Aby odpowiedzieć, trzeba choć w skrócie przedstawić bardzo niepopularną dla naszych zaściankowych patriotów teorię powstania Słowiańszczyzny. Zgodnie z nią, Słopóźnym latem, gdy wysychały błotniste drogi, z X w., a dotyczące zwykłych spraw gospowianie powstali w obrębie państwa Hunów oraz u schyłku zimy, gdy mrozy i zleżały śnieg darskich prostych ludzi, mieszczan nowgowskutek wymieszania się ludów różnych ras umożliwiały jazdę saniami. Antoni Gołubiew rodzkich. Zachowane teksty zostały wydrapai nie wywodzą się od odrębnego ludu w powieści „Bolesław Chrobry” opisuje scene rylcem na brzozowej korze. W Polsce SłoAriów (tzw. Prasłowian). Zwolennikiem tanę nadania przywileju zwalniającego puszczańwianie najczęściej pisali, podobnie jak Rzykiej teorii był nieżyjący już profesor Tadeską osadę z obowiązku świadczenia usług na mianie, na deszczułkach pokrytych woskiem, usz Sulimirski, archeolog i historyk, wyrzecz miejscowego grodu. Otóż książęcy koktóre nie dotrwały do naszych czasów. kładowca na Uniwersytecie Londyńskim. mornik obdarł z kory kawał kija, a następnie Za używaniem przez zachodnich Słowian Także Władysław Stefanoff pisze: „Hunonożem wyciął szereg znaków, które uwiarypisma runicznego przemawia także konieczwie stworzyli Słowiańszczyznę i pozostali jagodnił książęcym stemplem wypalonym na obu ność rozwiązywania problemów związanych ko samodzielne państwa bądź jako ważny składnik etniczny pul genetycznych wielu narodów”. Tyle teoria – niemniej faktem jest, że pierwsze wzmianki o Słowianach jako o odrębnej grupie FALIMIRZ : EDROGIDR : UHU – Falimirze, drogi Druhu... Tak wyglądałby początek listu etnicznej pochodzą dopiero z końca V wieku, a więc po podboju EuSłowianina mieszkającego np. w Gnieźnie do przyjaciela z – powiedzmy – Kalisza ropy przez Hunów. To właśnie Hunowie narzucili podbitym od Gangesu po końcach tekstu. Tak oznaczony kij był dokuz przekazem informacji. Trudno sobie wyFrancję plemionom gockim, wschodniogermentem, z którego terenowy urzędnik mógł obrazić, aby Mieszko I używał łaciny, wysymańskim i celtyckim swoje obyczaje, reliodczytać treść, a także sprawdzić, że przywiłając pilne polecenia do dowódcy posterungię i język. Po rozpadzie tego kolosa, na lej wydał sam książę. Co wycinał komornik? ku gdzieś w puszczańskim odludziu, bo adterenach, gdzie Hunowie przebywali najOczywiście runy. resat łaciny nie znał. Wysłanie konnego gońdłużej, w największym stopniu wymieszali Innym (niematerialnym) dowodem na ca z ustnym przekazem nie dawało z kolei się z miejscowymi plemionami. Z tego wyznajomość pisma runicznego przez Słowian pewności, że jeździec będzie w stanie beznika, że pismo runiczne było własnym pijest istniejące do dziś w języku polskim słobłędnie przekazać dłuższą wiadomość. Możsmem plemion wchodzących w skład twowo karbowy. Pochodzi od karbów, czyli nana więc śmiało założyć, że wiózł w jukach rzących się ludów słowiańskich. cięć na deszczułkach lub kijach, będących retabliczki z pismem runicznym, a ustnie przejestrem wykonania przez chłopów należnych kazywał jedynie uzupełnienie. Pamiętajmy, I chociaż Słowianie byli zbyt młodą dworowi powinności. Karbowy nie wymyślał że pierwsi historyczni władcy, Mieszko I i Borasą, aby do czasu przyjęcia chrześcijańsystemu oznaczeń, ale używał alfabetu rulesław Chrobry, nie znali łaciny. stwa wykształcić kronikarstwo czy literatunicznego, aby zapis był zrozumiały i dla dzieÓwczesny system zarządzania państwem rę, to nie można mieć żadnych wątpliwodzica, i dla chłopów. wymagał regularnych objazdów kraju przez ści, że mieli własne pismo i, co więcej, W jaki sposób pismo o rodowodzie norwładcę i jego zauszników oraz komorników. umieli je praktycznie stosować. dycko-germańskim znalazło się na terenach Takie objazdy odbywały się dwa razy w roku: JERZY RZEP
16
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
CZUCIE I WIARA
Pseudoautorytety Problem z autorytetami zwykle polega na tym, że poszukujemy ich intensywnie w okresie wczesnej młodości, kiedy nie jesteśmy jeszcze w stanie samodzielnie dokonywać życiowych wyborów. Zafascynowani, często przyjmujemy bezkrytycznie wszystko, co mają do zaproponowania. Potem, w wieku dojrzałym, spoglądamy ze zdziwieniem na dawny obiekt młodzieńczej fascynacji. Ale nauka, jaką czerpaliśmy, głęboko zakorzeniona w podświadomości, potrafi skutecznie kierować przyszłymi poczynaniami, komplikując całe dorosłe życie. Jeszcze gorzej, jeżeli autorytetem staje się słowo pisane; „natchniona” lektura, która młodemu człowiekowi wydawać się może jedyną w swoim rodzaju, odpowiadającą na wszystkie trudne życiowe pytania. Taki przewodnik duchowy, pochłaniany przez rozwijający się umysł bezkrytycznie i z zachwytem, potrafi skutecznie zamącić w głowie, rzutując na teraźniejsze i przyszłe społeczne kontakty. Przykładem lektury niebezpiecznej jest według mnie książka zatytułowana „Camino” (Droga), której autorem jest dobrze znany czytelnikom „Faktów i Mitów” Josemaría Escrivá de Balaguer, założyciel i duchowy przywódca katolickiej organizacji „Opus Dei”. Książka wzorowana na słynnym dziele „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis z 1418 roku została wydana po raz pierwszy w 1934 r. pod tytułem „Consideraciones espirituales” (Rozważania
N
duchowe). Dopiero w drugim, poszerzonym wydaniu z 1939 roku otrzymała swój ostateczny tytuł „Droga”, pod którym jest znana i publikowana prawie na całym świecie. Na pierwszy rzut oka treści zawarte w książce wydają się zupełnie nieszkodliwe – kolejny teologiczno-moralny zbiór „złotych myśli”. A jednak, czytając wnikliwie, natrafimy na interesujące komunikaty skłaniające w stronę posłuszeństwa kontrowersyjnej teologii założyciela „Opus Dei”. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że te z pozoru niegroźne, prawie ewangeliczne przypowieści usiłują miejscami przemycić trochę mniej „chrystusową” filozofię. Oto na pierwszy ogień wystawiony został katolicki „mit” o uświęcającej roli rodziny chrześcijańskiej: „Małżeństwo jest dla szeregowców, a nie dla sztabu Chrystusowego. Pożywienie niezbędne jest każdemu, natomiast wymóg utrzymania gatunku nie obowiązuje poszczególnych osób. Pragnienie posiadania dzieci?... Dzieci, wiele dzieci i niezniszczalną smugę światła pozostawimy po sobie, jeśli poświęcimy w ofierze egoizm ciała” (28). Jeżeli dobrze zrozumiałem, dzieci są jedynie przejawem „egoizmu” naszego ciała i szkoda na nie „czasu i pieniędzy”. Aż strach pomyśleć, jaki stosunek do własnych rodziców
ie byłoby lądowania statku Apollo na księżycu, międzyplanetarnej podróży Voyagera II, misji Galileo w kierunku Jowisza i wielu innych osiągnięć naukowych bez odkryć Izaaka Newtona. W swym najważniejszym dziele podał trzy zasady dynamiki oraz sformułował prawo powszechnego ciążenia. Opracował teorię ruchu planet, wyjaśnił zjawisko precesji, zjawisko przypływu i odpływu oraz wiele innych problemów. Jednak niewielu ludzi wie, że w równym stopniu – zwłaszcza w drugiej połowie życia – był zafascynowany proroczymi księgami Pisma Świętego. Napisał dużo więcej o proroctwach biblijnych niż na jakikolwiek inny temat. Nie fizyka i jej prawa, lecz Biblia i jej Bóg były dla Newtona nadzieją na lepszą przyszłość. Newton urodził się w 1642 roku w Anglii, w hrabstwie Lincoln. Jego życie nie zapowiadało się zbyt pomyślnie. Urodził się jako wcześniak, był słaby i chory; nie rokowano mu zbyt długiego życia. Nie zaznał też opieki ojcowskiej, gdyż urodził się kilka miesięcy po śmierci ojca. Matka próbowała zainteresować go pracą na roli, później handlem, lecz jako nastolatek wykazywał raczej zainteresowanie czytaniem książek czy też rozwiązywaniem problemów matematycznych. W wieku dwudziestu dwóch lat Newton ukończył Trinity College Cambridge. Jednak plany dalszych studiów uniwersyteckich pokrzyżowała zaraza, która spowodowała zamknięcie uczelni.
kształtuje się w wyniku tego typu przykazań. Nie mówiąc o tym, że jeżeli zdarzy się kiedyś czytelnikowi zboczyć z tej jedynej i słusznej drogi do świętości, przez całe życie będzie patrzył na swoje latorośle jak na największą życiową porażkę. Takie jest moje zdanie, formułowane wbrew opiniom autora „Drogi”, który wyraźnie przestrzega wiernych, że „gdy człowiek świecki czyni się nauczycielem moralności, często zaczyna błądzić: świeccy mogą być tylko uczniami” (61). W przeciwieństwie do niewielu wybranych osób świeckich, którym łaskawy prałat Escrivá przyznaje status drugorzędnego członka wspólnoty chrześcijańskiej, każdy „kapłan – kimkolwiek jest – jest zawsze drugim Chrystusem” (66). Taki system nie sprzyja chyba współczesnej ewangelizacji. Jeżeli bowiem odwrócimy to twierdzenie, Chrystus stanie się takim, jakimi potrafią być katoliccy kapłani (czytelnicy „FiM” dobrze wiedzą, do czego są zdolni!) – a to już regularna herezja! Równie nieprzemyślane wydaje się następujące twierdzenie Escrivy: „Jakże powinniśmy podziwiać czystość kapłańską! – To jest skarb. – Żaden tyran nigdy nie zdoła odebrać Kościołowi tej korony” (71). Być może żaden tyran rzeczywiście nie da sobie z tym problemem rady, ale czynią to od wieków, z powodzeniem, konkubiny, kochanki i prostytutki przy aktywnym współudziale katolickich księży. Znamy również przypadki, w których Kościół skutecznie odbiera „koronę” sam
sobie, choćby za pośrednictwem arcybiskupa Juliusza Paetza. Ale to przecież o niczym nie przesądza, skoro zdaniem Josemaríi Escrivy: „Kochać Boga, a nie szanować kapłana... jest rzeczą niemożliwą” (74). Właściwie cały system doradztwa duchowego autora „Drogi” przypomina szkolenie bezwolnych, gotowych na wszystko agentów wywiadu, realizujących we własnym środowisku lokalnym powierzone im z góry zadania. „Nie trać okazji, gdy możesz zrezygnować z własnego zdania. – Tak trudno się na to zdobyć... Ale jakież to miłe Bogu! (177) – naucza prałat Escrivá. – Komuś, kto miał wybuchowego i nieokrzesanego przełożonego, Pan kazał modlić się takimi słowami: Wielkie Ci dzięki, Boże mój, za skarb prawdziwie boży, gdzież bowiem znalazłbym kogoś takiego, kto by na każdą moją uprzejmość odpowiedział kopnięciem?” (190). I nie wystarczy, bynajmniej, przyjmować z pokorą nadchodzące przeciwności losu, należy również samemu dostarczać sobie ciągłych powodów do umartwienia: „Troszcz się o własne ciało, ale z miłością nie większą niż ta, która jest wymagana wobec zdradzieckiego wroga (226) – tłumaczy swoim czytelnikom założyciel Opus Dei. »Niech Bóg wynagrodzi zdrowiem« – mówią niektórzy żebracy, prosząc lub dziękując za jałmużnę. Czy takie życzenie cielesnej błogości nie budzi w tobie niesmaku?” (220). A gdyby ktokolwiek uważał, że wiara katolicka nie jest tym, czego szuka w życiu i odważnie ruszył inną drogą, wszelkie środki zaradcze przeciw takiemu postanowieniu byłyby dopuszczalne i usprawiedliwione: „Jeżeli dla ratowania życia doczesnego stosujemy siłę, aby uniemożliwić człowiekowi samobójstwo
Fizyk czy teolog? Izaak Newton (1642–1727) stał się sławny dzięki odkryciom w matematyce, fizyce i astronomii. Jednak sens jego życiu nadawały poszukiwania nie w sferze nauk ścisłych, lecz w świecie Biblii. To biblijne proroctwa były jego największą pasją. Wrócił na wieś. Był to okres dalszych studiów i doświadczeń, w wyniku których, jak stwierdzają jego biografowie, przypadkowo odkrył i sformułował prawo ciążenia. Odkrył także, że prawo to dotyczy nie tylko Ziemi, ale kontroluje również ruch ciał niebieskich. Po skończeniu studiów, w wieku dwudziestu siedmiu lat, powołano go jako wykładowcę w Trinity College. Obok pracy naukowej Newton uczestniczył także w życiu publicznym. W 1687 roku uniwersytet w Cambridge wybrał go jako obrońcę swojej autonomii przed despotyzmem króla Jakuba II. Kilka lat wcześniej przyjęto go do Królewskiego Towarzystwa Nauk, a w 1703 roku został jego prezesem. Już współcześni wysoko go oceniali. Był uważany za decus humani generis, czyli ozdobę ludzkiego rodu. Zmarł 20 marca 1727 roku. Pochowany został w katedrze Westminster, w miejscu koronacji i pochówku królów angielskich.
W porządku wszechświata i odkrywanych prawach Newton widział wielkość i potęgę Boga. W przypisach do swego głównego dzieła określił Boga jako „wiecznego, niepojętego i absolutnie doskonałego”. Głęboko wierzył, że Bóg, panujący nad całym stworzeniem, jest „istotą żyjącą, inteligentną i potężną”. W połowie swego życia Newton opuścił uniwersytet i zajął się czymś, co dzisiaj nazwalibyśmy sprawami społecznymi. Nigdy jednak nie zaniedbał zainteresowania nauką, jedynie rozszerzył swoje badania o nowe dziedziny. Od dzieciństwa czytał Biblię, lecz w tym czasie zaczął ją studiować z wielkim zaangażowaniem. Szczególnie interesował się proroctwami zawartymi w Księdze Daniela i Objawieniu Jana. Wyniki swoich badań w tej dziedzinie spisał w obszernej pracy pod tytułem „Spostrzeżenia na temat proroctw Daniela i Apokalipsy św. Jana”. Książka ta została opublikowana w 1733 roku, sześć lat po jego śmierci.
i wszyscy to pochwalają... dlaczegóż nie mamy stosować takiego przymusu – świętego przymusu – aby uratować życie wielu ludzi, którzy w idiotyczny sposób usiłują popełnić samobójstwo duchowe?” (399). Nie dowierzaj więc własnym postanowieniom i zawsze pamiętaj, że „twoim największym wrogiem jesteś ty sam” (225) – radzi przezornie Escrivá. Najlepszą receptą na życie godne chrześcijanina jest ślepe posłuszeństwo i całkowite podporządkowanie myśli i woli katolickim „autorytetom” duchowym. Bez szemrania i – nie daj, Boże! – kwestionowania ich mądrych decyzji: „Kim jesteś, że osądzasz decyzje przełożonego? – Czy nie widzisz, że on ma więcej podstaw do sądzenia niż ty? Ma większe doświadczenie, ma prawych, mądrych i bezstronnych doradców; a przede wszystkim jest obdarzony większą łaską, tą szczególną łaską stanu, która jest światłem i potężną pomocą samego Boga” (457). A ty, szary, świecki człowieku, „nie zapominaj, że jesteś... koszem na śmieci. – Toteż jeśli się zdarzy, że Boski Ogrodnik podniesie cię, obmyje i oczyści... i napełni cię wspaniałymi kwiatami..., niech ani ich woń, ani ich barwy upiększające twoją brzydotę, nie wbijają cię w dumę. – Upokorz się! Czy nie wiesz, że jesteś pojemnikiem na odpadki?” (592). I jak tu się dziwić, że nowe pokolenie tzw. katolickiej młodzieży, dorastając, organizuje bojówki, obrasta w nietolerancję, by w dorosłym życiu bezwzględnie walczyć z inaczej myślącymi o stanowiska, profity czy urzędowe i polityczne racje. I kto jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy, skoro katolicka cenzura bez namysłu daje takim pozycjom jak „Droga” swoje święte imprimatur. TYMOTEUSZ
Dla Newtona Księga Daniela była kluczem do zrozumienia wszystkich innych proroctw. Uważał, że drugi rozdział Księgi Daniela (mówi m.in. o posągu z metalu) zawiera panoramiczny obraz historii świata, od Babilonu poprzez Medo-Persję, Grecję, Rzym aż do jego rozpadu, podzieloną Europę i świat, aż do powtórnego przyjścia Chrystusa i założenia Królestwa Bożego. W siódmym rozdziale Księgi Daniela dostrzegł dodatkowe elementy w postaci dziesięciu królestw, na które rozpada się zachodnia część Imperium Rzymskiego, oraz mały róg – religijno-polityczną potęgę. Dalej wyjaśniał, że ta sama potęga dokładniej została opisana w rozdziale ósmym Księgi Daniela. W dziewiątym rozdziale widział fakty związane z pojawieniem się Mesjasza i bankructwem narodu izraelskiego. W powtórnym przyjściu Chrystusa i założeniu Królestwa Bożego upatrywał wypełnienia się wszystkich proroctw. Dał temu wyraz w innej swojej pracy: Concerning Christ’s 2d Coming („W sprawie powtórnego przyjścia”). Zarówno w nauce, jak i w studiach biblijnych, uznawał autorytet i wdzięczność w stosunku do poprzedników. W liście do Roberta Hooke’a napisał: „Jeśli widzę dalej niż inni, to tylko dlatego, że opieram się na dorobku olbrzymów, którzy byli przede mną”. Każda kolejna informacja o osiągnięciach kosmicznych przywołuje pamięć o Newtonie. Warto pamiętać, że spędził on całe życie, studiując dwie Boże księgi – księgę natury i Pismo Święte. STANISŁAW NIMICZ
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
C
o działo się z Jezusem między Wielkim Piątkiem a niedzielą wielkanocną, między jego śmiercią a rzekomym zmartwychwstaniem? Ciało leżało w grobie, a on sam wstąpił w tym czasie do nieba czy zstąpił do piekieł? W NT odnaleźć można dwie odmienne tradycje odnoszące się do tego, gdzie Jezus przebywał między swoją śmiercią a powstaniem z martwych. Według pierw-
Według autora Listu do Efezjan, Jezus po śmierci krzyżowej „zstąpił do niższych części ziemi”, tj. do podziemi, aczkolwiek formuła „zstąpił do piekieł” (descensus ad inferos) nie występuje w NT, lecz pojawia się dopiero w piśmiennictwie chrześcijańskim II wieku. W I Liście Piotra znajduje się informacja, że Jezus udał się tam po to, by „głosić zbawienie duchom zamkniętym w więzieniu” (1 P 3. 19).
NIEŚWIĘTE PISMO
Wstąpił czy zstąpił? szej – zstąpił do podziemi (piekieł), według drugiej – wstąpił do nieba. W starożytności wyobrażenie boga zstępującego do świata podziemnego było szeroko rozpowszechnione. Odkryto zapiski, z których wynika, że już w II tys. p.n.e. krążył na Bliskim Wschodzie mit o zstąpieniu do piekieł boga Nergala, który atakował wojska diabelskie, czego następstwem było trzęsienie ziemi. Z kolei w wyniku podobnej interwencji boga Marduka otwarte zostało podziemne więzienie, czemu towarzyszyła radość przetrzymywanych w nim istot. Grecki Herakles również chciał zanieść światło cierpiącym zmarłym i wybawić ich z niewoli. Niemal wszystkie te mityczne obrazy pojawiają się w NT w odniesieniu do Jezusa.
Jak wynika z Ewangelii św. Mateusza, misja ta dotyczyła tylko sprawiedliwych Starego Testamentu, którzy umarli w wierze, zanim pojawił się zapowiedziany Mesjasz. To oni bowiem, po uprzednim trzęsieniu ziemi i w podziemiach, dostąpili zmartwychwstania w niedzielę wielkanocną: „I ziemia zatrzęsła się, a skały popękały. Groby otworzyły się i wiele ciał świętych, którzy pomarli, podniosło się. I wyszedłszy z grobów, po zmartwychwstaniu jego, weszli do Miasta Świętego i ukazali się wielu” (Mt 27. 52n; Ef 4. 8). Wydarzenia te – w oczach ewangelisty Mateusza – miały fizyczny, a nie duchowy lub symboliczny charakter, o czym świadczyć miała reakcja oficera rzymskiego, który – widząc „trzęsienie ziemi” (seismon) oraz „to, co się stało” – wystraszył się i uwierzył w Jezusa.
D
która istnieje po to, aby cieszyć i dostarczać przyjemności, stała się przyczyną udręk, frustracji, chorób psychicznych i wyrzutów sumienia. To właśnie pokazała Nieznalska, krzyżując symbolicznie penisa w swojej „Pasji”. Całkiem niedawno odkryłem, że ta
o najgorszych cech, jakie światu przekazały środowi ska chrześcijańskie, należy niewątpliwie samozakłamanie i hi pokryzja. Okłamywanie samego siebie to bardzo poważny, choć najczęściej lekceważony problem. Z jakiegoś zdumiewającego powodu w naszej kulturze piętnuje się takie przywary jak na przykład palenie czy przeklinanie, a zupełnie pomija podstawową kwestię – pielęgnowanie trzeźwego osądu siebie i innych. Palenie tytoniu czasem rzeczywiście może skrócić nam życie, ale samozakłamanie sprawi, że być może zmarnujemy je zupełnie. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że środowiska chrześcijańskie mają jakiś monopol na hipokryzję. Znam mnóstwo zakłamanych ateistów. Problemem instytucji kościelnej pozostaje jednak to, że jest ona strażnikiem hipokryzji niejako z urzędu – przez sam fakt głoszenia określonej, mijającej się z życiem, doktryny. Niewątpliwie koronnym dowodem na to jest stosunek do seksualności. W większości wyznań chrześcijańskich jeżeli nawet tzw. cielesność nie całkiem jest grzeszna, to przynajmniej jest podejrzana. Seks wśród wierzących to pole minowe, na którym każdy nieostrożny ruch, myśl czy słowo może spowodować śmierć, i to wiekuistą. Seksualność,
ŻYCIE PO RELIGII
SZKIEŁKO I OKO Stary mit o pośmiertnej podróży Boga w zaświaty zagnieździł się – jak widać – również w wierzeniach pierwszych chrześcijan. Do kategorii mitów zaliczać też trzeba Mateuszową relację, że Jezus umierał, tzn. zstępował do podziemi przy akompaniamencie pękających skał i wśród egipskich ciemności (nieco późniejsza, lecz bardzo poczytna Ewangelia Piotra dodaje, że ludzie chodzili wówczas po ulicach Jerozolimy z zapalonymi lampami). W dziejopisarstwie starożytnym jakoś głucho o tych niesłychanych cudach. Na przykład Pliniusz Starszy – autor „Historii naturalnej”, który podróżował po Palestynie i znał jej dzieje – nic o nich nie wie. Nikt też nie widział w Jerozolimie lub gdziekolwiek indziej owych „świętych”, którzy wyszli z podziemnego więzienia, czyli z Szeolu. Nikt poza Mateuszem. Inną tradycję dotyczącą losów Jezusa po jego śmierci odnajdujemy u ewangelisty Łukasza. On również nic nie wie o trzęsieniu ziemi w Jerozolimie, przytacza natomiast obietnicę złożoną „dobremu łotrowi”: „Zaprawdę powiadam ci: Dziś będziesz ze mną w raju” (Łk 23. 24). Z zapewnienia tego domyślić się można nadziei Jezusa, że prosto z krzyża trafią wspólnie do nieba. Część badaczy uważa zresztą, że wyobrażenie o zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Jezusa prosto z krzyża było wśród jego wyznawców pierwotne i dopiero z czasem ustąpiło wierze w zmartwychwstanie z grobu. ARTUR CECUŁA
czyli narzędzia wyrafinowanego zabijania. Do mistrzostwa doszli w tym katolicy, którzy najbardziej lubią krucyfiksy – krzyże zaopatrzone w ciało konającego lub zmarłego Chrystusa. Na wykręcone konwulsjami i krwawiące zwłoki patrzą dzieci w domach, kościołach, szkołach i na ulicach. Nikogo to jednak nie gorszy, nikt nie każe tego zasłaniać czy usuwać. Co więcej – od czasu do czasu każe się te zwłoki nawet całować (Wielki Piątek). Na nabożeństwach mówi się o zjadaniu ciała i piciu krwi Jezusa z Nazaretu. Przecież to jest potworny horror, tylko my go nie widzimy, bo żyjemy zanurzeni w nim po same uszy! Kiedy katolicy pojawili się w XVI wieku na buddyjskim Cejlonie, to krucyfiksy wywoływały tam powszechne zgorszenie. Wyznawcy Przebudzonego, który zawsze przedstawiany jest w sztuce jako uśmiechnięty człowiek pogrążony w błogostanie, ze zgrozą patrzyli na krwawiące zwłoki chrześcijańskiego bóstwa. A czymże innym niż kulturą śmierci jest kult relikwii, obnoszenie trupich resztek po ulicach i całowanie ich? Czym innym jest eksponowanie zwłok katolickich świętych w szklanych trumnach? Trupiarnia – oto prawdziwe bogactwo i skarby duchowe Kościoła. MAREK KRAK
Szkoły hipokryzji nieśmiała dziewczyna zdemaskowała w swym dziele chrześcijaństwo i zapewne dlatego tak bardzo rozwścieczyła dewotów. Z małżeństwa – obszaru wsparcia i przyjaźni – religianci zrobili coś w rodzaju więzienia z dożywotnim wyrokiem. Nic dziwnego, że ludzie tak często płaczą na ślubach kościelnych... Środowiska religijne zazwyczaj pierwsze piętnują pokazywanie przemocy w mediach. Ich protest jest zapewne słuszny, choć Zygmunt Kałużyński – najwybitniejszy polski znawca tematu – twierdzi, że nikt dotąd nie udowodnił związku między pokazywaniem przemocy na ekranie a jej wykonywaniem w rzeczywistości. Problem w tym, iż nikt tak bardzo jak chrześcijanie nie propaguje obrazów śmierci. Z ambon głosi się śmierć Chrystusa; gdzie tylko można, stawia się krzyże,
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Minęło kilka tygodni od czasu, kiedy pojawiła się nowa partia – Socjaldemokracja – która natychmiast przejęła część sympatii elektoratu lewicy. Jednocześnie dobiegają końca rządy SLD. Były premier przyznaje teraz otwarcie, że świadomie przesuwał SLD od socjalizmu do liberalnego centrum. Twierdzi, że partia Marka Borowskiego będzie podążać w przeciwnym kierunku. – Nie zgadzam się z tą prognozą. To prawda, że Miller zamienił SLD, partię o charakterze socjaldemokratycznym, w ugrupowanie o charakterze liberalnym; krytykowałam to wielokrotnie. Nie wierzę jednak
Fot. Krzysztof Krakowiak
Sojuszu i dla zapewnienia sobie dobrych miejsc na listach w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Rozłam nie ma podłoża ideowego. Dlatego nie mam żadnych wewnętrznych rozterek. Zastanawiam się zresztą, czy w ogóle wolno parlamentarzystom zmieniać partie lub zakładać nowe, czy wyborcy dają takie przyzwolenie? Przecież w Sejmie lub Senacie zasiada się z woli wyborców i z ich wolą trzeba się liczyć. – Czy swoje miejsce nadal widzi Pani w partii jawnie już centroliberalnej?
OKIEM HUMANISTY (74)
Na rozdrożu w to, że Marek Borowski i Andrzej Celiński nadadzą nowej partii rzeczywisty wymiar lewicowy. Zresztą osoby, które dokonały tego rozłamu, mogły wcześniej skutecznie zreformować SLD, gdyby tylko miały zamiar cokolwiek zmieniać. Przecież tę nową partię założyli ludzie, którzy piastowali wysokie stanowiska w SLD i to oni, nie tylko sam Miller, są współodpowiedzialni za liberalną woltę partii. – Z większych partii lewicowych pozostaje jeszcze Unia Pracy. Ale i ta partia zachowuje się trochę dziwnie. Na przykład Marek Pol, do niedawna wicepremier, a obecnie szef Rady Krajowej UP, domaga się teraz większej ochrony dla biednych i wycofania z Iraku wojsk, które tam wysłano przy poparciu jego samego i jego partii... – Muszę jednak przyznać, że był bardziej lewicowy niż inni przedstawiciele rządu. Podpisał się pod moim projektem ustawy o związkach partnerskich, natomiast Tomasz Nałęcz – jego dawny kolega partyjny i wicemarszałek sejmu, który teraz współtworzy partię Marka Borowskiego – odmówił mi tego poparcia. – W ostatnich dniach wybrano na szefową Unii Pracy Izabelę Jarugę-Nowacką. Czy to może być jakaś pozytywna zmiana? – Zdecydowanie tak, bo Izabela Jaruga-Nowacka jest osobą bardzo odważną i o zdecydowanie lewicowych przekonaniach. Okazuje się teraz, że aby w lewicowej partii zachować lewicowe przekonania, trzeba być odważnym! Cenię panią wicepremier za konsekwentne wcielanie w życie własnych przekonań. – Właśnie! Tymczasem Pani została jednak w SLD... – Jestem oburzona rozłamem w SLD. Zrobiono go po to, aby uchronić się przed konsekwencjami spadku poparcia społecznego dla
– Jeżeli SLD nie wróci do socjaldemokratycznego programu, to będę się musiała poważnie zastanowić nad tym, co dalej robić. Na razie parlament był zajęty sprawami Unii, ale już w czerwcu będzie można sprawdzić, czy projekty ustaw o charakterze lewicowym będą wnoszone i czy te gotowe będą w parlamencie popierane przez SLD. – A jeżeli będą blokowane? Czy może przeniesie się Pani do innej partii lub założy nową? – Na pewno istnieje kilka lewicowych partii, które są poza parlamentem, a wśród nich prężna i zdecydowanie socjaldemokratyczna programowo RACJA. Istnieje też PPS, Nowa Lewica czy Partia Zielonych. Nie widzę więc konieczności tworzenia nowej partii. Wymagałoby to zresztą funduszy, których nie mam. Jeżeli chodzi o mnie, to nie wyobrażam sobie w przyszłości życia bez polityki. Bardzo mnie pochłonęła. Wiele chciałabym w Polsce zmienić i boleję, że nie mam na to wpływu. – Poza działalnością polityczną i publicystyczną organizuje Pani liczne konferencje. Najbliższa – o filozofii Kanta i tolerancji w religiach świata. – Tak. Serdecznie zapraszam w poniedziałek (10 maja) do Klubu Księgarza na Rynku Starego Miasta w Warszawie. Organizuję tam w godzinach 12–21 ogólnopolską konferencję poświęconą aktualności filozofii Kanta – ojca idei socjaldemokratycznych. Z kolei we wtorek (11 maja) o godz. 17 zapraszam Czytelników do Domu Literatury w Warszawie, Krakowskie Przedmieście 87/89. Odbędzie się tam dyskusja na temat tolerancji i pacyfizmu. Zaprosiłam do udziału w niej i zaprezentowania własnego stanowiska przedstawicieli kilkudziesięciu wyznań i religii innych niż chrześcijańskie. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
NASZA RACJA
PREZENTUJEMY SYLWETKI CZĘŚCI KANDYDATÓW APPR W WYBORACH DO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO Dolnośląskie Krzysztof Mickiewicz, lat 45, wyższe zawodowe, oficer Policji na wcześniejszej emeryturze, aktywny działacz społeczny pomagający mieszkańcom Legnicy w sporach z urzędami i wymiarem sprawiedliwości. W Parlamencie Europejskim (PE) chce przenosić na polski grunt o wiele skuteczniejsze unijne standardy pracy wymiaru sprawiedliwości, policji, administracji rządowej oraz samorządowej, co doprowadzi do poprawy działań tych instytucji oraz wzmocni zaufanie społeczeństwa do państwa. Tadeusz Władysław Tułasiewicz, lat 55, przedsiębiorca w branży budowlanej z kilkunastoletnim doświadczeniem na rynku niemieckim. W PE chce działać na rzecz jak najściślejszej integracji Polski z UE, wyrównania poziomu życia w kraju w stosunku do krajów dawnej Piętnastki, rozdziału Kościołów od państwa oraz natychmiastowego zniesienia restrykcji w stosunku do firm polskich na terenie UE. Grzegorz Giebień, lat 23, student III roku wydziału inżynieryjno-ekonomicznego Akademii Ekonomicznej im. Oskara Langego we Wrocławiu, zna angielski i niemiecki. Aktywny działacz APP RACJA w środowisku studenckim, członek Niezależnego Zrzeszenia Studentów i Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej, gdzie występuje jako przedstawiciel studentów. W PE chce działać na rzecz pełnej integracji Polski z UE. Będzie zmierzał do nawiązania współpracy z przedstawicielami środowisk reprezentujących podobne założenia programowe. Szczególny nacisk pragnie położyć na poprawę sytuacji polskiej młodzieży w stosunku do zachodnich rówieśników: zrównanie szans w takich dziedzinach jak dostęp do informacji, edukacji oraz pracy. Mariusz A. Pożniak, 28 lat, wyższe – filologia polska na Uniwersytecie Wrocławskim, zna angielski. Dziennikarz, poeta. Autor trzech książek poetyckich i zbioru opowiadań. W PE będzie zabiegał o najpełniejsze wykorzystanie unijnych środków finansowych dla dobra Polaków i państwa polskiego. Za sprawę priorytetową uznaje zadbanie o rozwój przemysłu turystycznego i promowanie „małych ojczyzn”. Andrzej Jasiński, lat 56, wyższe inżynierskie – Politechnika Wrocławska, wydział elektryczny i budownictwa lądowego. Prowadzi działalność prywatną w branży budowlanej: projektowanie, nadzory, ekspertyzy. W PE chciałby się zajmować rozwojem gospodarki. Waldemar Stanisław Zboralski, lat 44, niepełne wyższe – studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym
Seminarium Duchownym Zakonu Paulinów, średnie medyczne pielęgniarskie, zna niemiecki, angielski, rosyjski i czeski. Pracował m.in. jako asystent rektora w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze. Od 10 lat pracuje w prywatnej firmie w Zielonej Górze jako zaopatrzeniowiec i tłumacz. Od 1999 r. mocno związany ze środowiskiem gejów we Wrocławiu. Publikował teksty w poznańskim miesięczniku „Inaczej” oraz tygodniku „Fakty i Mity”. Założyciel i pierwszy przewodniczący Warszawskiego Ruchu Homoseksualnego w latach 1986–1988 (późniejsza Lambda Warszawa – stowarzyszenie pożytku publicznego). Rzecznik prasowy zarządu wojewódzkiego woj. lubuskiego APP RACJA. Członek zwyczajny Amnesty International. W PE chce się zająć sprawami rozdziału Kościoła od państwa oraz kwestiami światopoglądowymi. Śląskie Henryk Kunik, lat 68, dr inż. nauk technicznych Akademii Górniczo-Hutniczej, zna niemiecki, angielski i rosyjski. Doskonała znajomość branży hutniczej, przez 17 lat Prezes Zarządu Huty Pokój SA w Rudzie Śląskiej. Pełnił również funkcję prezesa Rady Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej w Katowicach. Kilkakrotnie prowadził sympozja z własnymi odczytami w Centrum Szkolenia Kadr dla przemysłu w Berlinie Zachodnim oraz uczestniczył w posiedzeniach Europejskiej Komisji Węgla i Stali w Brukseli. Prowadził wielokrotnie korzystne dla hutnictwa negocjacje handlowe zakończone kontraktami praktycznie na wszystkich kontynentach. Jest autorem wielu patentów i wniosków racjonalizatorskich zastosowanych w hutnictwie. W PE zamierza zajmować się szczególnie tematyką strategii UE w zakresie rozwoju, alokacji i restrukturyzacji przemysłu w nowo przyjętych do Unii krajach oraz analizą skuteczności i prawidłowości dysponowania środkami UE na realizację przemian strukturalnych i organizacyjnych. Stanisław Stefanik, lat 54, średnie techniczne, zna angielski i rosyjski. 30-letni staż pracy w górnictwie, aktywny działacz związkowy, twórca nagradzanych wniosków racjonalizatorskich, które znalazły zastosowanie w polskim przemyśle. Pasjonat literatury i sztuki starożytnej, filatelista, religioznawca amator. Aktywny działacz społeczny. Adrian Olszewski, lat 23, wyższe – Uniwersytet Śląski, wydział techniki, zna angielski i rosyjski. W trakcie dotychczasowej nauki – własny referat naukowy na III Konferencji Młodych Informatyków („Interface programowy i sprzętowy
telefonów Nokia”). Współuczestnik projektu Distance Learning wdrażanego w Zakładzie Systemów Komputerowych. W PE zamierza zająć się promowaniem polskiej myśli technicznej na rynku europejskim oraz walką o równouprawnienie obywateli zjednoczonej Europy bez względu na rasę i wyznanie. Katarzyna Bomba, lat 30, wyższe – Politechnika Śląska, wydział organizacji i zarządzania. Kierownik rachunków bankowych w Banku Spółdzielczym. W PE chce zapewnić równe szanse polskim małym i średnim przedsiębiorstwom, promować polską odrębność kulturową w krajach UE, dążyć do zapewnienia równości i swobody wszystkim obywatelom UE w sferze wyboru religii, drogi życiowej, preferencji seksualnych, możliwości osiągania celów i realizacji marzeń przy założeniu respektowania wolności i równości innych ludzi. Warmińsko-mazurskie Izabela Anna Listewnik, 54 lata, wyższe inżynierskie, Akademia Rolniczo-Techniczna w Olsztynie, zna francuski i rosyjski. Główny specjalista do spraw produkcji rolnej w Wojewódzkim Związku Rolniczych Spółdzielni Produkcyjnych w Elblągu, specjalista ds. wiejskiego gospodarstwa domowego i szkoleń rolniczych. W PE chce zajmować się polityką rolną, w tym wdrażaniem nowoczesnych metod produkcyjnych.
ZŁOWIONE W SIECI Co ja się nasłuchałam! W poprzednim numerze pisaliśmy o tym, że rejestratorki w zakładach opieki zdrowotnej nie mają klawego życia. Potwierdzają to ich kolejne wpisy do „Dziennika dnia”. Styl i interpunkcję zachowano, poprawiono tylko błędy ortograficzne. Sprzątaczka przedobrzyła i umyła „pronto” komputer. Lepi się ekran i klawiatura a dyskietki nie wiadomo, bo przeczyściła je (dyskietki) mokrą szmatą. Nie wiadomo co będzie. ¤¤¤ Pacjent czekający do okulisty awanturował się bo musiał przepuścić starszą osobę poza kolejnością. Pacjenci pozostali wyrazili zgodę
OGŁOSZENIA PARTYJNE Zarząd Krajowy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, ul. Emilii Plater 55 m. 81, 00-113 Warszawa, tel/fax: (22) 620 69 66; www.racja.org; e-mail:
[email protected]. Konto: APP RACJA ING Bank Śląski O/Łódź 04105014611000002266001722. Wpłaty do kwoty 800 PLN winny zawierać: nazwisko i imię, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna). Wpłat powyżej 800 PLN dokonywać można tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą. Biuletyn comiesięczny APP RACJA – Arkadiusz Henszel 00-950 Warszawa skr. poczt. 491; tel. 0-602 405 282 oraz www.racja.org. Zebrania: Busko Zdrój – 10.05, godz.17, miejsce spotkania – kontakt: Kamil Oliwkiewicz 0-600 121 793; Bytom – 15.05, godz. 17, ul. Dworcowa 2; Cieszyn – 19.05, godz. 16, ul. Stawowa, Remiza OSP Bobrek, tel. 0-506 958 011; Częstochowa – zarząd powiatowy, al. NMP 24, II piętro, lokal PPS; dyżury w każdy wtorek w godz. 17–19. Zebrania w każdy pierwszy wtorek miesiąca o godz. 17. Gliwice – 6.05, godz. 17, Rynek, EMPiK, czytelnia, I p.; dyżury: wt. w godz. 15–17 Ełk – 9.05, godz. 15, bar „Bolek” przy placu Sapera (targowisko miejskie); Gubin – pierwszy pt. miesiąca, godz. 19; Kalisz – czwartki, godz. 19, al. Wojska Polskiego 115, II p.; Kołobrzeg – biuro zarządu powiatowego, ul. Rybacka 8, codziennie w godz. 16–18; tel. 0-505 155 172; Kraków – 13.05, godz. 18, ul. Podchorążych, restauracja „Dracena”; Łódź – 12.05, godz. 16, ul. Próchnika 1, pok. 307; Mysłowice – 12. każdego miesiąca, godz. 17, lokal ALF (Brzączkowice); Opole – 7.05, godz. 19, siedziba APPR, ul. Domańskiego 21; Poznań – Grunwald – 10.05, godz. 17, ul. Szelągowska 53; Poznań – Śródmieście – 17.05, godz. 18, ul. Rybaki, pub „ToToDa”; Poznań – Stare Winogrady – 18.05, godz. 17, ul. Szelągowska 53;
Poznań – Winogrady – 17.05, godz. 17, Piątkowo, ul. Szelągowska 53; Ruda Śląska – Wirek, ul. 1 Maja 270; dyżury w każdy wt. i pt. w godz. 17–19; zebrania 16. każdego miesiąca o godz. 18; Sanok – 21.05, godz. 17, ul. Kopernika 10, bar „Czarny Koń” na dole; tel. 0-606 636 273 – zebranie założycielskie powiatu; Stargard Szczeciński – 10.05, godz. 17, ul. Limanowskiego 24, sala PCK; Szczecin – pierwszy piątek miesiąca, godz. 16–19, ul. Włościańska 1, pawilon I piętro (Pomorzany) tel. 421 55 12; Tarnowskie Góry – 11.05, godz. 18; tel. 0-504 547 098l; Warszawa – Żoliborz – 16.05, godz. 13, ul. Próchnika 8A, Dom Kultury na tyłach Teatru Komedia (barek). Warszawa – piątki w godz. 18.30–21, spotkanie informacyjne, bar „Waldi”, róg ul. Radiowej i ul. Kaliskiego; Warszawa – czwartki, godz. 18–19, spotkanie informacyjne, ul. Puławska 143 (obok stacji metra „Wilanowska”), w kawiarni internetowej „Dialog Cafe”, stolik z proporczykiem partii; tel. 262 58 40; 0-603 601 519; Wrocław – środy, godz. 17, ul. Legnicka 32, restauracja „Hanoi”; Zawiercie – 10.05, godz. 17, restauracja „Kameralna-Szafir” (wejście od tyłu), tel. 0-508 369 233;
[email protected]. Zgorzelec – dyżury we wtorki i piątki w godz. 16–18, w siedzibie przy ul. Warszawskiej 1, pok. 5; Zielona Góra – piątki, godz. 17, plac Słowiański 21.
Zarząd Krajowy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA składa uprzejme podziękowanie tym wszystkim, którzy włączyli się w akcję zbierania podpisów poparcia w wyborach do Parlamentu Europejskiego, oraz tym, którzy nam tego poparcia udzielili.
i była cisza. A potem weszła inwalidka z pierwszą grupą i o kuli. I wtedy awanturowali się wszyscy że o kuli powinna iść do ortopedy a nie do okulisty. Co ja się nasłuchałam! ¤¤¤ Dzień upłynął spokojnie. Tylko była zawieszona spłuczka w klozecie, w zabiegowym zepsuta roleta i z ulicy podglądali menele oraz zawiesił się komputer więc zawiesiłam rejestrację i pacjenci się denerwowali ale były to normalne awantury, nic szczególnego. ¤¤¤ Dr Tłoczyńska wyszła za wcześnie i nasza pacjentka Chrobak Janina poszła do szefa na skargę. Po czym przyszła i wydrzyła się na mnie straszną gębą, że okulista za wcześnie wyszła a co ja mogę? ¤¤¤ Pani dr Kulak-Bronisławska wolno przyjmuje niestety. Przez 4 godziny przyjęła tylko 26 pacjentów. Nie „do wytrzymania” atmosfera pacjentów czekających. ¤¤¤ Skandal! Panu dr Korzeniakowi pacjenci ukradli pieczątkę. Zleciał na dół żeby łapać ale nie wiedział kto ukradł. Miał do mnie pretensje że wpuszczam osoby podejrzane.
Jeszcze jak wychodził to mnie zwał. Po godzinie zadzwonił i powiadomił bo pieczątkę zostawił w domu i się znalazła. Ale nerwy moje były bo się nasłuchałam. ¤¤¤ Pan Kowalski Sebastian z firmy „wodociągi i kanalizacja” był agresywny do pani dr Szymczak bez powodu że musi płacić. Wymusił ode mnie KP z pieczątką i podpisem. Po czym powiedział że to wyjaśni u siebie w „Palmie” i poszedł na panią dr Szymczak na skargę do szefa. Potem okazało się że skarżył nie na panią dr tylko na mnie i stwierdził że biorę sobie te pieniądze do własnej kieszeni, niby z KP. ¤¤¤ Ten nowy zastępca dr na nocnym dyżurze nie chciał wyjechać do pacjenta bo się bał okolicy. Mówił że tam mogą go napaść i zabrać torbę z narzędziami. Powiadomiłam pacjenta żeby zadzwonił na pogotowie ale jego żona powiedziała że już dzwoniła ale mogą przyjechać (pogotowie) do niego za trzy godziny i żeby dzwonił do nas. Ten nowy zastępca jest bardzo bojaźliwy i lepiej żeby jeździł w dzień, albo w ogóle, bo tamten pacjent miał zawał. Złowił JĘDREK
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.
LISTY List do Prezydenta RP Mam 22 lata, a więc jestem prawie w wieku Pana córki, kontynuuję naukę na państwowej uczelni. Moja rodzina to matka pracująca w służbie zdrowia oraz uczący się, 20-letni brat. Nasze miesięczne dochody to ok. 900 zł + zasiłek rodzinny 85 zł + alimenty z Funduszu Alimentacyjnego 300 zł (łącznie). Jakby nie dodawać, dochód nie przekracza 1 300 zł. Likwidując Fundusz Alimentacyjny, pozbawiono mnie części alimentów i zasiłku rodzinnego, czyli 195 zł, bowiem dodatek dla samotnych matek obejmuje tylko dzieci do lat 21. Za kilka miesięcy mój brat również zostanie bez owych 195 zł, a on również chciałby studiować, tylko za co? Chciałabym Panu zadać pytanie: ile kosztuje utrzymanie i edukacja Pana córki? Czy wystarczyłoby Panu 300 zł? Myślę, że młodzież całej Polski chciałaby znać odpowiedź na to pytanie, a zwłaszcza ta młodzież, której rodzice uczciwie pracują, a ich dzieci pozbawia się możliwości kontynuowania nauki. A może zaproponowałby Pan pracę, która umożliwi mi zdobycie funduszy na chleb, dach nad głową i książki... W imieniu owej młodzieży pragnę Panu pogratulować sukcesów w stworzeniu nam wspaniałych warunków do życia w dobrobycie oraz bezbolesnego wkraczania w dorosłe życie. Irena L.
Wałęsa Przyczynił się do rozwalenia PRL, co zawsze chełpliwie podkreśla i tak akcentuje, że odnosi się wrażenie, iż zrobił to sam, w pojedynkę. Za jego kadencji powstało w III RP (bo przez prawie 50 lat zjawiska tego nie znaliśmy) strukturalne bezrobocie! „Dzięki” przemianom ustrojowym, w których maczał palce, mamy już ponad 103 mld dolarów długu zagranicznego, a sumy wewnętrznego nikt dokładnie nie potrafi wymienić – jest katastrofalnie wysoka. Idąc dalej tym tropem, możemy śmiało powiedzieć, że dzięki niemu padła Stocznia Gdańska – jego „kolebka” – bo to, co z niej zostało, to tylko szyld – symbol jego bytowania. Będąc prezydentem, skłócił wszystkich ze wszystkimi. Na odchodnym wywołał głośny skandal (afera Olina), za co powinien stanąć przed Trybunałem Stanu. Gdy go zobaczyłem w telewizorze wśród dziesięciu premierów nowych państw UE, zaproszonego w celu zabrania głosu przed rozpoczęciem obrad Uroczystej Sesji
Plenarnej Parlamentu Europejskiego, niemal natychmiast pomyślałem, że to nic dobrego nie wróży. Nie czekałem długo. Niebawem zaczął strofować Zachód za odchodzenie od Boga, czyli od Krk. Poczułem się nieswojo, było mi głupio i wstyd za tego bufona, za ten chodzący symbol polsko-katolickiego obskurantyzmu. Pomyślałem jednak – dobrze wam tak! Zaprosiliście honorowego kołtuna, to macie! Kostek
LISTY OD CZYTELNIKÓW dni ma być tak różowo, to dlaczego wciąż nasi obywatele zawracani są z Dover do RP pod zarzutem np.: „Nam się wydaje, że nie jedzie pan/pani do Brytanii na czas deklarowany”. Posiadanie biletu w dwie strony wzbudza nawet większe podejrzenia... Dzisiaj kopa w dupę, a jutro zapraszamy serdecznie? To się wszystko kupy nie trzyma. Dodatkowo każde nowo powstałe biuro informacji ma swoją, jedynie słuszną wersję przyszłości... Paranoja. Jak można tak ludzi okłamywać, przecież to skandal! Caldera
Polska bez Millera Za parę dni „prawdziwy mężczyzna” przestaje być premierem Katolandu. Ciągnie się za nim nieskończona ilość afer politycznych i gospodarczych, z których udawało mu się
Patron „FiM” Czytam „Fakty i Mity” od ubiegłego roku i stwierdzam, że bronicie prawdziwej wiary chrześcijańskiej.
Jonaszu, przeczytałem Twoje trzy książki – BOMBA! Ale nie sądziłem, że chcesz reformować Kościół, bo tak zrozumiałem kilka fragmentów z pierwszej części trylogii. Uważam, że to strata czasu i psu na budę robota. To tak, jakby próbować z mafii zrobić charytatywną instytucję. Jacek z Warszawy Drogi Jacku, masz rację! Książki pisałem 6–7 lat temu, zaraz po tym, jak zrzuciłem sutannę. Są one odbiciem moich ówczesnych poglądów, które teraz są już zdecydowanie bardziej radykalne. TEGO Kościoła, z TĄ ideologią i mentalnością duchowieństwa oraz dużej części wiernych, nie można zmienić. To antyhumanistyczna, zakłamana firma, oparta na kłamstwie. Ludzie wierzący mają niezbywalne prawo do zrzeszania się w kościoły i związki wyznaniowe, ale poza ingerowaniem w struktury państwa. Oprócz tego powinni starać się wierzyć w to, na co się powołują, tak jak to czynią ewangeliczni chrześcijanie, opierający swą wiarę na Biblii. Trudno nie poddawać krytyce postawy tych, którzy modlą się do Boga, ale słuchają człowieka – papieża – i żyją według jego „nieomylnych” encyklik. Jonasz
19
pochówku samobójcom i nie ma się czemu dziwić, bo ewangelia stanowczo potępia zamach na własne życie. Biskup Życiński chwycił jednak w swe dłonie kalkulator i zaczął liczyć. Jeśli w samym woj. lubelskim w zeszłym roku odebrało sobie życie 355 osób, to liczbę tę pomnożył przez minimum 300 zł i wyszło – jak by nie liczył – 106 500 zł. Grubo ponad sto tysięcy przelatywało koło nosa! Tylko patrzeć, jak w ślady Życińskiego pójdą inni. W Polsce średnio 48 osób dziennie odbiera sobie życie, co pomnożone przez 365 dni w roku daje 17 520, i to razy 300, no nie... 5 256 000. Tyle, moi drodzy, przepuścić nie możecie! Zbigniew Ciechanowicz
Biednie, ale diecezjalnie 10 lat temu „nieomylny” podzielił naszą biedną ojczyznę na jedynie słuszne strefy wpływów. Dziś dowiadujemy się, że będzie z nami krucho, jeśli nie utworzą jeszcze diecezji bydgoskiej i sudeckiej. Czyżby wówczas niedoszły Noblista się pomylił? A swoją drogą, jeśli każde miasto wielkości Świdnicy będzie siedzibą biskupa, to za kilka lat będzie ich 120! Andrzej Wojciechowski
„Sznurowane”
wychodzić obronną ręką. Czy teraz, gdy jego rola radykalnie się pomniejszy, stać będzie Temidę na podsumowanie tych wszystkich brudów, które Miller zostawia?! A swoją drogą – nie zazdroszczę mu, bo nie wierzę, że będzie mógł spać bez koszmarów sennych. Także poruszanie się bez goryli przysporzy mu nieco kłopotów. Będzie musiał częściej oglądać się za siebie, a nie wiem, czy z jego karkiem wszystko jest w porządku po imprezie z helikopterem. Lepiej przyznaj się zawczasu, Leszku, co jeszcze zmalowałeś, wyrzuć to z siebie. Idź do spowiedzi. Henio Jankowski na pewno odpuści ci wszystkie grzechy. K.
Paranoja Właśnie obejrzałam news w TVN... Oburza mnie fakt, że od jakiegoś czasu wmawia się ludziom, że po wejściu Polski do Unii będziemy mogli przekraczać granice bez problemu i z samym tylko dowodem osobistym! Bywałam w Europie i wiem doskonale, jak traktowani są Polacy (szczególnie na granicy angielskiej). Jeżeli rzeczywiście za 16
Z tego powodu proponuję nadanie Waszemu tygodnikowi patrona – księdza biskupa Ignacego Krasickiego. Nie muszę go przedstawiać. Powiem tylko, że w PRL jego twórczość była lekturą obowiązkową, a Krk go nie uznaje. J. Lach, Lubelskie
W zeszłą niedzielę we wszystkich lubelskich parafiach odczytano dekret Życińskiego, mówiący o tym, aby nie pozbawiać katolickiego pogrzebu osób, które popełniły samobójstwo na skutek depresji, nawet jeśli opinia lokalna będzie inna. Jak wiadomo, większość duchownych odmawia
List Gabrieli – 5 Każdy sam musi umrzeć Żyć i umierać, żeby żyć dalej Broszura bezpłatna (132 strony). Zamówienie wraz ze znaczkiem pocztowym o nominale 1,60 zł przyjmuje Życie Uniwersalne, skr. poczt. 550 58-506 Jelenia Góra 8 Internet: www.życie-uniwersalne.pl
Żony dla biskupa Przeczytałem artykuł o „kobietach” („FiM” 10/2004) i dołożyć chciałem swoje. Otóż piszecie, że Mahomet miał 25 żon i 300 nałożnic, a swoim wyznawcom pozwolił mieć tylko 4 żony. Nasuwa się tu ciekawy problem teologiczny. Co by było, gdyby taki muzułmanin wraz ze swymi żonami nawrócił się na chrześcijaństwo? Czy wolno by mu było nadal posiadać cztery żony, a jeśli musiałby zrezygnować, to z których? Co prawda taki biskup czy diakon ma być mężem jednej żony, ale ten nasz hipotetyczny muzułmanin wcale jednym z nich być nie musi. Artur Kaczor Od redakcji W takich sytuacjach Kościół nakazuje nawróconym poligamistom wybór jednej żony i oddalenie pozostałych.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena 31,20 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
JAJA JAK BIRETY
CZARNO NA BIAŁYM
Sądy rejonowe w Polsce (wszystkie) POZEW Oskarżam księży proboszczów o celowe okaleczenie, próbę uśmiercenia mnie i próbę unicestwienia mojej rodziny. Ten haniebny czyn spowodowany jest chęcią zysku i niechęcią do odpowiedzialności, co wyczerpuje znamiona przestępstwa według kodeksu karnego. UZASADNIENIE
Rys. Tomasz Kapuściński
Urodziłem się – jak Bóg przykazał – z nasienia. Co prawda „upuszczonego”, ale taka jest już moja natura. Później rosłem i mężniałem, aż w końcu stałem się dorosłym osobnikiem. To nie moja wina, lecz zwykły, fatalny zbieg okoliczności – niekiedy nazywany pechem – że przyszło mi dojrzewać tuż obok kościoła lub na cmentarzu. Moja wina – jeśli o takowej można w ogóle mówić – polegała na tym, że za dużo i niepotrzebnie szumiałem, co – jak Wysoki Sąd wie – nie w smak niektórym. Mijały lata i lata, i lata... Może dożyłbym wieku sędziwego, ciesząc się licznym potomstwem, gdyby nie pożałowania godny incydent, który przydarzył się mojemu kuzynowi we wsi Dalików. Otóż krewniak ten przypadkowo opuścił swoje ramię tak nieszczęśliwie, że uderzył przechodzącą obok dziewczynkę. Ponieważ kuzyn nie był w pełni władz fizycznych, całą winą, karą i odszkodowaniem obarczono właściciela posesji, na której doszło do tragedii, a właścicielem był Kościół katolicki. Od tamtej pory, Wysoki Sądzie, trwa niekończący się holokaust moich braci i moich sióstr. Nasi oprawcy nareszcie dostali do ręki argument, że mordować można i jeszcze na tej zbrodni zarobić. Jak kraj długi i szeroki słychać głuche odgłosy siekier i zgrzyt pił. Ja i niemal cała moja rodzina mająca nieszczęście wegetować na kościelnych gruntach, zostaliśmy poddani eksterminacji i zostały z nas trupie truchła przypominające słupy telegraficzne. A dlaczego tak się, Wysoki Sądzie, dzieje? A dlatego, że nasze ciała są w cenie, a do niedawna nawet księża potrzebowali specjalnego zezwolenia na amputację. Dziś już nie są one wymagane, bo zawsze można powołać się na pożałowania godny wypadek w Dalikowie. Teraz dłonie mojej rodziny są sprzedawane jako materiał opałowy, a prężne ramiona służą za całkowicie darmowy materiał na trumny. Interes się kręci. W związku z powyższym, proszę Wysoki Sąd o przykładne ukaranie sprawców tej hekatomby. Wiem, że to niełatwe i że sprawa najpewniej zakończy się orzeczeniem o „niskiej szkodliwości społecznej czynu”. Jeśli tak, to – niestety – zmuszeni będziemy sięgnąć do tradycji. Czy Wysoki Sąd pamięta przepowiednię przekazaną Makbetowi przez wiedźmy? Dotąd będzie panował, aż las nie przyjdzie pod jego zamek. I przyszedł. I my wkrótce też ruszymy w drogę. Do Warszawy! Na Miodową! DRZEWO
Nr 19 (218) 7 – 13 V 2004 r.