Jak IV Wydział SB „łamał sumienia księży”
Ojciec Zięba i Leon Kieres kłamali w sprawie o. Hejmy INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 19 (271) 19 MAJA 2005 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 3, 7
Ü Str. 11
lisko dwa miliardy dolarów może stracić Stocznia Gdynia, jeśli w czerwcu upadnie i nie zrealizuje największego w Europie zamówienia na 39 statków. Pociągnie to za sobą katastrofę polskiego przemysłu stoczniowego i przyległości. A wszystko za sprawą jednego człowieka – Janusza Szlanty. Ten były prezes stoczni – obecnie oskarżony przez prokuraturę o ogromne nadużycia i niegospodarność – postanowił zniszczyć swoją dawną firmę i wiele wskazuje na to, że moÜ Str. 9 że mu się udać!
B
Zakazane ewangelie Dan Brown w swoim bestsellerze pt. „Kod Leonarda da Vinci” pisze, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa krążyło aż 80 ewangelii, z których dopiero w IV wieku, na soborze w Nicei, wybrano cztery. Św. Ireneusz, biskup Lyonu, szacował, że „liczba tego rodzaju opowiadań jest niezliczona”. Które z nich są prawdziwe? Ü Str. 16, 17
2
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA/ROSJA Gdyby obecnie prezydentem RP był Lech Kaczyński, wojna Polski z Rosją byłaby pewna. Putin zdrowo przegiął w Moskwie, dziękując antyfaszystom z Niemiec i Włoch, a nie wymieniając Polski w koalicji antyhitlerowskiej. Na tę jawną bezczelność zareagowali nawet bywalcy baletów – organizatorzy tournée Teatru Bolszoj po Polsce zanotowali zwroty biletów na masową skalę.
Demokatokracja
Po Ukrainie trzeba nam teraz podburzyć przeciwko Rosji Gruzję, Azerbejdżan i jeszcze kilka republik postradzieckich, otworzyć parę ośrodków czeczeńskich i... czekać na przyjazne gesty Putina. POLSKA Posłowie nie chcieli zrezygnować z 13 964 złotych
(brutto) diety i uposażenia co miesiąc i wybory będziemy mieli jesienią, czyli tak, jak chce tego konstytucja. Obecny Sejm powinno się sklonować, a rząd Belki powinien rządzić przez następne cztery lata. Z tymi, których wkurzyło poprzednie zdanie, umawiamy się na wymianę poglądów za rok...
Po aferze ojca Hejmy jak grzyby po deszczu powstają diecezjalne komisje śledcze w sprawie księży – agentów SB. Mają badać teczki przekazywane im przez IPN i „odpowiednio je przepracowywać” – jak to określił arcybiskup Gołębiowski. Czyli schować teczki „swoich”, a opublikować nazwiska księży zmarłych lub będących w niełasce.
Nasze prawodawstwo uczyni chyba dalsze postępy w dziedzinie zrównywania człowieka z zapłodnionym jajem. Rzecznik praw dziecka, przykościelny Paweł Jaros, złożył właśnie wniosek do ministra zdrowia o umożliwienie wydawania odpowiedniej dokumentacji medycznej rodzicom płodów poronionych przed 22 tygodniem ciąży. Zaświadczenie lekarskie przedstawione w urzędzie stanu cywilnego spowoduje zgłoszenie urodzenia noworodka martwego, a to z kolei da możliwość zainkasowania pogrzebowej „wyprawki” z ZUS-u i zorganizowania pogrzebu. Księża na pogrzebach i mszach zarobią, a i ranga „życia nienarodzonego” wzrośnie.
Oprócz pogrzebów kilkutygodniowych płodów będziemy być może mieli nowe święto narodowe – wolny od pracy Dzień Papieski (16.10). Tak chce Samoobrona, która złożyła odpowiedni projekt ustawy. Partia Leppera chce także uczcić JPII amnestią dla sprawców drobnych przestępstw. Obejmowałaby ona również wielu funkcjonariuszy Samoobrony... Obok dni papieskich powinno się – na wzór lat minionych – wprowadzić także czyny papieskie – pierwszy zrobili już senatorowie (patrz str. 4).
Ukonstytuowała się ostatecznie nowa Partia Demokratyczna, czyli Unia Wolności po liftingu. Sympatyzuje z nią premier Belka, dzięki czemu stawia się on w roli opozycji wobec rządu, którym kieruje. Według szefa PD, Władysława Frasyniuka, najlepszym kandydatem na prezydenta miałby być... obecny rzecznik praw obywatelskich, Andrzej Zoll. Rzecznik zabłysnął właśnie stwierdzeniem, że ujawnienie przez Kieresa sprawy Hejmy było naruszeniem tajemnicy państwowej. A lista Wildsteina (240 tys. nazwisk) nie była naruszeniem tej tajemnicy?!
Unia Lewicy III RP zainaugurowała działalność jako niezależna partia polityczna. Na jej czele stanęła Izabela Jaruga-Nowacka, ludzie z jej otoczenia oraz uciekinierzy z APP RACJA. Życzymy wszystkiego najlepszego, a zwłaszcza – odwagi.
Pogłębia się rozpad lewicy – powstał właśnie Ruch Nowa Generacja składający się z młodych byłych działaczy SLD. Kiedyś mówiło się o prawicowych kanapach. Teraz są już lewicowe fotele.
Bardzo nam się spodobało hasło wyborcze Marka Borowskiego: „Prawy człowiek lewicy”. Zważywszy że jeszcze jako członek władz SLD uchodził za jego prawe skrzydło, to sztab wyborczy trafił w dziesiątkę. Choć zapewne nie o to chodziło...
Tzw. główne media podchwyciły to, co „Fakty i Mity” podały już 3 miesiące temu („FiM” 6/2005) – że profesor Maria Szyszkowska, stale współpracująca z naszym tygodnikiem, została zarejestrowana jako oficjalna kandydatka do tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla. Jak kraj długi i szeroki, w Internecie obok wysypu gratulacji od normalnych ludzi, rozległo się wściekłe wycie prawicy, która żałuje rodaczce międzynarodowej popularności i ewentualnej nagrody. „Rodaczce” – to za dużo powiedziane, wszak im bliżej do Watykanu. WATYKAN Ultrakonserwatywne Bractwo Świętego Piusa X
uznało wybór Benedykta XVI za „promyk nadziei”. Bractwo kierujące schizmatyckim ruchem lefebrystów zerwało 20 lat temu z Watykanem, uznając posoborowy kurs Kościoła za herezję i odstępstwo od tradycji, a Jana Pawła II za liberała. Jeśli Wojtyła był liberałem, to Jezus był satanistą... HISZPANIA Zaostrza się konflikt pomiędzy rządem a Ko-
ściołem. Po wezwaniu przez watykańskiego kardynała Trujillo do bojkotu prawa o małżeństwach homoseksualnych („FiM” 19/2005) wiceminister sprawiedliwości zapowiedział wyrzucanie z pracy nieposłusznych urzędników. Watykan nazwał to praktyką totalitarną. W odpowiedzi organizacje hiszpańskich gejów i lesbijek przypomniały wsparcie, jakiego Kościół udzielał generałowi Franco – totalitarny dyktator miał nawet przywilej wchodzenia do kościołów pod baldachimem. W konflikcie rządu z Kościołem 65 proc. Hiszpanów popiera socjalistów i ich reformy.
iedy po śmierci papieża media podały, że prezydent Putin nie pojedzie na pogrzeb do Watykanu, natychmiast w sondażach wzrósł wskaźnik osób niechętnych wyjazdowi prezydenta Kwaśniewskiego do Moskwy. Wreszcie znaleziono odpowiednią skalę porównawczą do hołdu po zmarłym Karolu Wielkim. Skalą tą było oddanie hołdu 56 milionom ofiar II wojny światowej i uratowanie następnych pokoleń przed faszyzmem. Oczywiście wszystko to stało się na fali zawodzenia płaczek przebranych za spikerów polskich kanałów telewizyjnych. W odpowiedzi na sondaże media nasiliły swój krytycyzm wobec Rosji i Putina. Trudno nie zgodzić się z wybitnym polskim socjologiem prof. Antonim Sułkiem, który twierdzi, że współczesna demokracja to demokracja sondaży. Tezę tę potwierdza dr Piotr Żuk. Dla niego nie ma mowy o żadnej demokracji, gdy społeczeństwem manipulują i de facto rządzą dysponenci (kapitałowi lub ideologiczni) mediów i ośrodków badania opinii. W Polsce nakłada się na to jeszcze przemożny wpływ Kościoła. Skutek tego chorego mariażu środków masowego przekazu i dominacji kleru może być tylko jeden – katolicka dyktatura wyznaniowa. Oto jeden z jej przejawów. Śmierć papieża została wykorzystana przez katoprawicę nie tylko do kolejnego prania mózgów, lecz także do działań na rzecz usunięcia z obiegu niezależnych myśli. Skoro bowiem „wszyscy” uznajemy (bo nam wmówiono), że papież był wielki, święty i czynił cuda, to obrzydliwą zdradą i przestępstwem jest publiczne krytykowanie jego dokonań. W ten sposób sformułowane zostało prawo linczu, a od prawa do egzekucji droga prosta. Precedens zaistniał już rok temu, 6 kwietnia 2004 r., kiedy to Sąd Najwyższy wydał skazujący wyrok w słynnej sprawie nazwania papieża „prostackim wikarym” przez redaktora „Trybuny”: „Znieważenie Papieża może naruszać dobra osobiste – w postaci uczuć religijnych i przyjaźni – osoby duchownej, którą z Papieżem wiąże stosunek bliskości i szczególne więzy emocjonalne”. Tą osobą był ks. Zdzisław Peszkowski, kapelan Rodzin Katyńskich. Od tego czasu, a zwłaszcza ostatnio od śmierci JPII, młodzieżówki PiS i LPR oraz pojedynczy wyznawcy Wojtyły prześcigają się w słaniu zawiadomień do prokuratur o popełnieniu przestępstw obrazy uczuć religijnych. Zmasowany atak przypuszczono m.in. na internetowy portal Lewica.pl. W ciągu ostatniego miesiąca sam dwukrotnie miałem przymusową okazję świecić oczami przed prokuratorem za publikacje w „FiM”, które ośmielają się wyrażać własne, czyli inne od oficjalnych, opinie. Donosy dotyczyły nawet przedrukowywania krytycznych publikacji z zagranicznych gazet. Co z tego wyjdzie, nie wiadomo. Może być ciepło, zwłaszcza że niezawisły wymiar sprawiedliwości w Katolandzie czuje już za plecami oddech siepaczy z PiS-u, a serca organów ścigania też mogą przesunąć się na prawo. Niestety, Polska nie jest wyjątkiem. Zwycięstwo fundamentalistów w kampanii Busha za oceanem czy choćby bezczelność, z jaką poczynają sobie nawiedzeni posłowie PiS i LPR w Parlamencie Europejskim, dodały wiatru w żagle religijnej prawicy na Zachodzie. W odwrocie znalazły się nowoczesne partie prawicowe, np. francuska UMP (Unia na rzecz Większości Prezydenckiej), które już zdążyły zapomnieć, że ich najcięższym orężem w wyborach może być odwoływanie się do wiary i wartości, a głównym sojusznikiem – Kościół. Zdaniem profesora Marcina Króla, cywilizacja zachodnia zmierza w kierunku dyktatury wartości. Co to takiego?
K
Otóż zwolennicy prawicy starają się przekonać zlaicyzowane narody, że istnieją niepodważalne wartości, nad którymi nie przeprowadza się głosowań. Wychodzą bowiem z założenia, że pojęcia takie jak: życie, własność, chrześcijańskie korzenie, małżeństwo mężczyzny i kobiety są proste i zrozumiałe dla każdego. Po co więc nad nimi debatować? Takie tezy towarzyszyły niedawno sprawie amerykanki Terri Schiavo. Nieważna była jej wola ani wola jej męża, bo prawicowi politycy uznali, że to oni w imię obrony życia – wartości nadrzędnej – muszą wymusić w sądzie dalsze przedłużanie jej wegetacji. Próby dyskusji były ucinane: „Nie ma debaty o życiu, naszym obowiązkiem jest jego ochrona”. Przyjmijmy, że fundamentaliści mają rację. Wtedy jednak pojawia się natychmiast pytanie: kto ma ustalać listę i treść owych wartości? Czy w pojęciu „dobra osobiste” mają być zawarte także przekonania religijne? Czy ochrona własności obejmuje system podatkowy? Jak daleko może pójść definiowanie wartości? Dla profesora Marcina Króla odpowiedź jest oczywista: nie ma jednego podmiotu, który mógłby je definiować, a przyjęcie, że jest nim Kościół katolicki (czy np. islam), oznacza śmierć demokracji. Na szczęście na zachodzie Europy ciągle jeszcze patrzy się sceptycznie na roszczenia kościołów do dawania wykładni, co kryje się pod pojęciem wartości. Opór świadomych społeczeństw jest zbyt duży, by teoretycy religii mogli zachwiać podstawami demokracji. O wiele więcej zwolenników mają oni w USA, ale tam z kolei przywiązanie do wolności oraz silne poparcie dla partii demokratycznej stanowi skuteczną barierę. W Polsce takim naturalnym bastionem postępu powinny być partie lewicowe. Powinny, ale takowych nie ma lub są poza Sejmem. SLD pokazał już nie raz, że nie tylko nie sprzeciwia się hegemonii Kościoła, ale chętnie idzie z nim pod rękę. Nie kto inny, tylko przywódca Sojuszu Leszek Miller zapewniał 3 lata temu, iż Kościołowi katolickiemu i lewicy przyświecają te same idee. Czołowy ideolog SLD profesor Jerzy Wiatr uznał niedawno, że zgadza się, aby to Kościół definiował wartości w naszym kraju. Według niego, przedmiotem dyskusji może być tylko zakres państwowej ochrony danej wartości. Innymi słowy – SLD godzi się, żeby Episkopat Polski określił, co kryje się np. pod pojęciem „ochrona uczuć religijnych”, czyli stanowił w tym zakresie prawo. Politycy, na drodze debaty, mogą jedynie zdecydować, czy za pogwałcenie owej wartości (np. nazwanie prymasa Glempa prostakiem) idzie się do więzienia na 15, czy 25 lat. Tylko z pozoru zabawne jest to, że prof. Wiatr to jeden z liderów Platformy Socjalistycznej SLD, który na dodatek ciągle powtarza, iż przyczyną upadku Sojuszu było porzucenie przez tę partię lewicowego programu. Jeśli reformatorzy ideowi na lewicy w ten sposób wyobrażają sobie świeckie państwo, to co czeka nas pod rządami braci Kaczyńskich i Romana Giertycha?! Bolesnym wytłumaczeniem dla takich nawróceń jak to prof. Wiatra jest presja społeczna dyktatury wartości kreowanych przez prawicowe media pod dyktando Kościoła. Polakami, w tym również politykami tzw. lewicy, kieruje mechanizm stadny. Ludzie boją się wyrażać własne opinie, ponieważ nie chcą być wykluczeni poza nawias „jednomyślnego” społeczeństwa. Dla polityków wszelkie „niesłuszne” (czytaj: niekatolickie) poglądy oznaczają embargo, zwłaszcza w telewizji, czyli koniec kariery. A może by tak wrócić do hasła: telewizja kłamie... JONASZ
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r. eszcze do niedawna w katolickim Kościele obowiązywała taka oto wersja historii: owszem – dawno, dawno temu pewna grupa księży współpracowała z komuszą bezpieką, ale byli to wyłącznie tzw. księża patrioci, należący do kontrolowanego przez państwo Caritasu. „Jako arcybiskup warszawski nie mam zamiaru przeprowadzać lustracji swoich księży, ponieważ wiem, kto kim był. Ci, którzy autentycznie współpracowali ze Służbą Bezpieczeństwa, już nie żyją albo są bardzo sędziwi, zaś ich działalność nie przynosiła wiel-
J
„Do Caritasu trafiali najczęściej ci, którzy mieli na sumieniu jakiś występek i ich szantażowano, że jak się nie zapiszą, to pójdą do więzienia. Były też takie powody jak „kieliszek” lub „kiecka” – dodał ksiądz Alojzy Sitek, wieloletni kanclerz opolskiej kurii biskupiej, powołując się na materiały zgromadzone w IPN. Gdy okazało się, że dominikanin ojciec Konrad Hejmo do Caritasu nie należał, a jednak „sprzedawał” – co stanowczo podtrzymuje Leon Kieres, prezes IPN – zaczęła obowiązywać wersja zmodyfikowana:
GORĄCY TEMAT w kruchcie” – zapewnił prymas wiernych pod Jasną Górą. Wygląda więc na to, że ci z bezpieki po prostu czytać nie umieli, skoro dla zwerbowania „przeciętnego duszpasterza” posuwali się do stosowania „gróźb utraty życia lub wyciągnięcia na światło dzienne drażliwych kwestii z życia prywatnego, jak choćby skłonność do hazardu czy alkoholu” – o czym przekonuje dr Krzysztof Kowalczyk z Uniwersytetu Szczecińskiego, mający wejść w skład komisji grupującej historyków, prawników i duchownych, która zajmie się
źródeł informacji” – zaznaczył ks. Kloch. Dał też dziennikarzom jasne wytyczne na najbliższe tygodnie i miesiące: „Bardzo bym sobie życzył, żeby tak samo wiele zaczęto mówić o tej stronie, która stworzyła cały ten system inwigilacji, zmuszania duchownych do współpracy, łamania ich sumień, wymyślania najróżniejszych prowokacji, posługiwania się szantażem i nieprawdą”. No, skoro takie życzenie wyrazili biskupi ustami swojego rzecznika… – Proszę nam opowiedzieć o najbardziej drastycznym w pańskiej ka-
JAK SB ŁAMAŁO SUMIENIA KSIĘŻY
Czyja culpa? Biskupi domagają się równouprawnienia. Twierdzą, że niesprawiedliwe jest publiczne roztrząsanie grzechów księży – tajnych agentów bezpieki – z pominięciem tych, którzy ich werbowali. Przekonali nas... kiej krzywdy innym” – powiedział w lutym 2005 r. prymas Polski kardynał Józef Glemp po opublikowaniu listy współpracowników SB wykradzionej przez Wildsteina z IPN. „My, w diecezji opolskiej, już w 1977 roku przeprowadziliśmy lustrację, gdyż prymas Stefan Wyszyński chciał radykalnego oczyszczenia. Wysłaliśmy ankiety do wszystkich księży z pytaniami, czy i w jakim czasie należeli do Caritasu, jakie informacje przekazywali bezpiece, czy brali za to wynagrodzenie. Ci, którzy się przyznali, musieli przynieść potwierdzenie o wystąpieniu z Caritasu lub odejść z parafii. Nasza lustracja była dość humanitarnie przeprowadzona, bo księżom, którzy współpracowali z peerelowskim reżimem, dawała szansę wytłumaczenia się i przynosiła ulgę” – zapewnił dziennikarzy abp Alfons Nossol, ordynariusz opolski.
„Jeżeli dziś mamy kilkadziesiąt kilometrów półek, to są to najczęściej półki wysuszonych płotek, natomiast rekiny – podobnie jak sami kłusownicy – dobrze się ukryły” – skomentował zawartość archiwów IPN („kilkudziesięciu kilometrów teczek, wielkiego smrodu i zgnilizny tak długo trzymanej”) kard. Glemp w trakcie trzeciomajowych uroczystości kościelnych w Częstochowie. I o czym taka „wysuszona płotka” mogła informować? „Przeciętny duszpasterz mógł donieść na dziekana, że z rekolekcjami zaprosił znanego księdza, powiedzmy z Wrocławia, że w przyszłą niedzielę urządza duży odpust, że w sierpniu wybiera się z pielgrzymką na Jasną Górę. To były wiadomości cenione, ale można je było przeczytać w gablotach ogłoszeń
O, ludzie... aż tylu agentów?
wyjaśnianiem współpracy tych ostatnich ze służbami specjalnymi PRL. Podczas specjalnej konferencji prasowej ks. Józef Kloch, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, podkreślił – odnosząc się do wyartykułowanej przez Kieresa obawy dotyczącej „pytań o kolejne nazwiska księży, którzy współpracowali z SB” – że Kościół nie boi się informacji o tajnych związkach duchowieństwa. Ale co nagle, to po diable: „Prawda o ewentualnych kontaktach danych duchownych ze Służbą Bezpieczeństwa powinna być ustalana rzetelnie, bez pośpiechu, bez sensacji i z uwzględnieniem różnych
GŁASKANIE JEŻA
Koszulka Dejaniry Czasem straszę P.T. Czytelników wizją Polski pod rządami katoprawicy, twierdząc, że dla nas – faktomitowców, racjonalistów czy innych przyzwoitych ludzi – miejsca w kraju nie będzie. Uwierzcie mi – nie jest to straszenie dziecka Babą Jagą czy nomen omen czarną wołgą. Miazmaty tego, co stać się może za kilka miesięcy, widać już teraz. Na przykład w Gdańsku. Tamże w dzielnicy Chełm istnieje gimnazjum nr 3 im. Jana Pawła II – rzecz jasna. Ale żeby było śmieszniej, „uczelnia”
owa realizuje program pod nazwą „Szkoła humanizmu i tolerancji”. Jak tolerancja i humanizm wyglądają w wykonaniu poddanych JPII, przekonał się na własnej skórze Przemek – ot, przeciętny uczeń... A może raczej – nieprzeciętny. Otóż Przemek, odkąd tylko tak naprawdę zaczął kumać cokolwiek z tego świata, stał się wiernym czytelnikiem „Faktów i Mitów” oraz aktywistą młodzieżówki APP RACJA. Uczył się doskonale, a do szkoły przychodził ubrany schludnie: bez żadnych glanów i kaptura na głowie, za to w bielutkiej
Fot. WHO BEE
rierze przypadku inwigilacji, zmuszania, łamania i posługiwania się nieprawdą – zaapelowaliśmy do resztek sumienia pewnego byłego majora z PRL-owskiej bezpieki. – To był zakonnik, nazwijmy go Kajfaszem, dopiero co wybrany przez kapitułę zgromadzenia na bardzo eksponowane stanowisko w placówce funkcjonującej na moim terenie. Przybył ze Szczecina, a w ślad za nim – jego teczka. Z dotychczas zebranej dokumentacji wyłaniał się obraz człowieka niestroniącego od uroków życia świeckiego, a nawet bywalca nocnych klubów – zaczął oficer.
koszulce reklamującej „Fakty i Mity”. Przez krótki czas „szkoła humanizmu i tolerancji” tolerowała, a może raczej nie zauważała owej „okropności”. Do czasu! Czas nadszedł wtedy, gdy Przemek postanowił zajrzeć na lekcję religii, a rzadko kierował tam swoje kroki. Pani katechetka, gdy zobaczyła napis na koszulce, wpadła w szał, zaś chłopak wylądował w gabinecie dyrektorki. Było tam jeszcze kilku innych, równie wściekłych nauczycieli. – Obrażasz moje uczucia religijne! – darła się przy wtórze pedagogów pani dyrektor i groziła wezwaniem policji. Na to wszystko Przemek zamienił się w jeden wielki znak zapytania: – W jaki sposób koszulka „Faktów i Mitów” może obrażać pani uczucia, skoro tych uczuć nie obrażają koszulki innych uczniów, pełne znaków satanistycznych: trupich czaszek,
3
Po raz pierwszy spotkał się z Kajfaszem tuż przed planowaną w zakonnej parafii konspiracyjną naradą opozycjonistów: – Zaanonsowałem się telefonicznie, zaproponował żebym przyszedł, to pogadamy. Efektem była deklaracja, że zakon nie da się wmanewrować w rozgrywki polityczne, a planowana impreza będzie miała charakter czysto religijny. Czy dotrzymał słowa? Zdecydowanie nie, ale bardziej wówczas chodziło o to, aby za jego pośrednictwem uzmysłowić konspiratorom, że jest wśród nich ktoś, kto nas uprzedza… Minęło kilka miesięcy, podczas których major próżnował w sprawie Kajfasza, ograniczając się do przeglądania komunikatów o treści jego rozmów telefonicznych. Nie jest już tajemnicą, że w tamtych latach Wielki Brat stosował tę wysoce naganną praktykę wobec wszystkich kurii biskupich, siedzib władz zakonnych oraz seminariów duchownych. – Pewnego razu dostałem lakoniczną notatkę Wydziału Techniki, że Kajfasz umówił się ze znajomymi ze Szczecina na spotkanie w warszawskim hotelu i zarezerwował pokój. Coś mnie tknęło, żeby przesłuchać taśmę. Biła w uszy nić porozumienia, półsłówka zrozumiałe jedynie dla rozmówców. „Może będzie tylko ostra popijawa, a może wyprawa na dziewczyny? On tak lubi tańczyć, kto wie, czy to nie będą balety...” – spekulowałem. Czasu było niewiele, ale zdążyłem załatwić mu w tym hotelu full service z PDF-em i PP (odpowiednio: podgląd i dokumentacja fotograficzna oraz podsłuch pokojowy – dop. red.) – przyznaje oficer. Nie wymyślił nic nadzwyczajnego. Podobna operacja – czy rozgrywa się w Polsce, czy gdziekolwiek w świecie – polega na tym, że w recepcji hotelu ulokowany jest funkcjonariusz na tzw. niejawnym etacie lub tajny współpracownik. Jego zadanie polega na skierowaniu inwigilowanego gościa do właściwego pokoju. Były takie (i są nadal!) w każdym markowym hotelu. Specom od techniki pozostaje tylko wyregulować ostrość... I cóż się okazało? Ü Dokończenie na str. 7
fucków, kozłów, pentagramów i liczb 666? – zapytał naiwnie. W odpowiedzi dyrektorka zawyła i zawyło grono pozostałych belfrów, po czym przystąpiono do czynnego krzewienia humanizmu. Polegało ono na zdarciu siłą koszulki z torsu chłopaka i wykopaniu go z gabinetu. Pożegnały go słowa: „Jutro do szkoły z rodzicami albo wcale!”. W ten oto sposób Przemek jest uboższy o swój ulubiony T-shirt, za to bogatszy w wiedzę, na czym polega prawdziwy humanizm i tolerancja. – A jednak koszulki żal – mówi. Co my na to? Zaraz wyślemy Przemkowi dwie koszulki i jeszcze firmowy kubek na dodatek, i jeszcze czapeczkę z logo „FiM”. Gdybyśmy przyznawali medal za odwagę, też byśmy go przesłali. MAREK SZENBORN
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Miodowe lata Prasa katolicka w Polsce ma większą liczbę tytułów niż we Francji, Hiszpanii i Niemczech razem wziętych. Okazuje się, że to kropla w morzu potrzeb... Tworzą się więc nowe broszurki, gazetki i biuletyny przyzakładowe, finansowane z pieniędzy podatników. Jednym z takich tytułów jest kwartalnik „Wspólnota”, którego ostatni, kwietniowy numer wpadł mi w ręce. Jest to katolickie czasopismo wydawane dla pracowników wodociągów, kanalizacji, gospodarki komunalnej i ochrony środowiska. Czyli jest to pismo między innymi dla Artura Barcisia, grającego kanalarza w polsatowym, popularnym serialu „Miodowe lata”. Ale ja tak sobie myślę, że dla purpuratów z ulicy Miodowej w Warszawie (siedziba Episkopatu i prymasa) nadeszły naprawdę miodowe czasy, kiedy to za państwowe pieniądze powstają dziesiątki gazetek promujących jedynie słuszną religię i jej przedstawicieli. Aby nie być gołosłownym, zajrzyjmy do „Wspólnoty” – „aktualnie poświęconej miastu Przemyśl”... Katokanalizacyjną gazetkę otwiera list arcybiskupa Józefa Michalika – metropolity przemyskiego i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Na drugiej stronie znajdujemy biografię ks. prałata Stanisława Ożoga – duszpasterza służb
komunalnych miasta Przemyśla i organizatora piętnastej ogólnopolskiej pielgrzymki na Jasną Górę, w której udział weźmie podległa mu załoga Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. Specjalnie dla czytelników wypowiada się Robert Choma – prezydent Przemyśla. A cóż ważnego ma do powiedzenia? Poczytajmy: „Organizacja pielgrzymki ogólnopolskiej
(na Jasną Górę – przyp. red.) to oczywiście wielkie wyróżnienie, dlatego robimy wszystko, aby wypadła ona jak najbardziej okazale. Koordynatorem pielgrzymki jest Zarząd Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji”. To jeszcze zdzierżyłem, ale nie wytrzymałem nerwowo, kiedy prezydent
zegóż to nie zrobią posłowie tzw. lewicy, aby załapać się na kolejną kadencję do parlamentu! Desperaci gotowi są nawet splunąć na własny elektorat w imię posłuszeństwa naukom Jana Pawła II. Po śmierci papieża przestrzegaliśmy kilkakrotnie na łamach „FiM”, że prawicowi szaleńcy zażądają wkrótce dostosowywania polskich przepisów prawa do nauczania Wojtyły. I oto słowo nasze ciałem się stało i zamieszkało między nami (niestety!): kilkunastu prawicowych senatorów w liście do marszałka Senatu Longina Pastusiaka domaga się wycofania z Sejmu przyklepanego już przez izbę wyższą projektu ustawy o rejestrowaniu związków partnerskich, znanej jako ustawa profesor Szyszkowskiej. Projekt czeka w Sejmie na swoją kolej do głosowania. Sam fakt, że projekt leży w szufladzie Cimoszewicza, już bolał prawiczków, gotowych choćby polec za realizację wytycznych z Watykanu. Zrobienie przykrości homoseksualistom, jak piszą senatorowie, jest ich sposobem „uczczenia pamięci Ojca Świętego”. No cóż, taka już jest konstrukcja ich mózgów, karmionych poświęconym opłatkiem i słowem spływającym z ambon. Prawdziwym skandalem jest jednak to, że do tej oszołomerii dołączyło świadomie i dobrowolnie pięciu senatorów SLD: Jerzy Markowski (woj. śląskie), Mieczysław Mietła (woj. małopolskie), Jerzy Pieniążek (woj. łódzkie), Władysław Bułka (woj. śląskie) i Bogusław Mąsior (woj. małopolskie). Oni także chcą, aby słowo papieskie nie doznało uszczerbku na polskiej ziemi. Koń by
C
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA w następnych słowach ogłosił: „Już 2–3 czerwca br. odbędzie się w Przemyślu Seminarium Krajowego Duszpasterstwa pt. »Gospodarka Wodno-Ściekowa Miasta Przemyśla«. Dodam jeszcze, że władze miasta zawsze aktywnie uczestniczą w życiu Kościoła, włączając się w wiele jego akcji, zarówno finansowo, jak i organizacyjnie”. Hurrraaaa!!! O żeż ty, Chomo! Co krajowe duszpasterstwo ma do gospodarki wodno-ściekowej? Jaki szmal przekazujesz Kościołowi? Uff, dobrze, że nie mieszkam w Przemyślu, chociaż łódzki prezydent Jerzy Kropiwnicki pod względem datków dla sutannowych też jest nie gorszy model. Wracam do spraw pielgrzymek kanalarzy. 12 i 13 maja walą na Licheń, gdzie zwiedzą tereny przy sanktuarium i nowej bazylice. Następnie godzina różańcowa, msza w intencji pielgrzymów, akt zawierzenia i wspólne zdjęcie na schodach bazyliki. W dniach 8–9 października szambonurki z Wodociągów i Kanalizacji nawiedzą Jasną Górę: „Spotkajmy się u stóp Pani Jasnogórskiej, aby przekazać jej nasze troski i radości, prośby i podziękowania, a ze zdroju jej łask zaczerpnąć mocy do pięknego i godnego życia”. W ramach pielgrzymki o godzinie 22 odbędzie się również nocne czuwanie. Kanalarze, czuwajcie sobie, ile chcecie, ale – na miłość boską! – kto w tym czasie będzie pilnował, żeby z kranów lała się czysta woda? A co się stanie, kiedy w urzędzie miasta zatkają się wszystkie sracze? Odmówicie litanię?! ANDRZEJ RODAN
się uśmiał! Dziwne jakoś, że nikt z tego towarzystwa nie domagał się wycofania wojsk polskich z Iraku, co byłoby niewątpliwie uczynieniem zadość pragnieniom Wojtyły, który tej głupiej i krwawej wojny nigdy nie popierał, przeciwnie – starał się jej zapobiec. Problem jednak nie tylko w hipokryzji, bo rzekomym spełnianiem słów papieskich ci zdrajcy lewicy chcą przypodobać się zapewne politycznej konkurencji, jako nie tylko nawróceni, ale i zasłużeni dla dawnego przeciwnika. Ci panowie wciąż pozostają parlamentarzystami SLD, a partia ta zobowiązała się przed wyborami do zadbania o interesy mniejszości seksualnych i projekt profesor Szyszkowskiej daje temu wyraz. Zatem wspomniani panowie wleźli za parlamentarne ławy i pobierają niebagatelne pensje także dzięki głosom mniejszości seksualnych, podejmując się reprezentowania m.in. ich interesów. Teraz, pod koniec kadencji, plują na swoich chlebodawców i szydzą z nich – tak można interpretować ich zachowanie. Drodzy Czytelnicy, jeżeli chcecie wyrazić Wasze zdanie na temat postępowania opłacanych z waszych podatków polityków, oto telefony i adresy e-mailowe do biur zdrajców lewicy: senator Mietła – (14) 612 22 82 (
[email protected]), senator Pieniążek – (43) 822 40 20 (
[email protected]), senator Markowski – (32) 331 35 39 (
[email protected]), senator Bułka – (33) 861 53 54, senator Mąsior – (32) 624 12 90 (
[email protected]). ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Oto głowy zdrajców
Prowincjałki Szczecińskie gimnazjum zamieniło się w izbę wytrzeźwień. Jedna z gimnazjalistek wzięła z tatusiowego barku 0,7 l wódki i zaprosiła dwie koleżanki na szkolny stryszek. Dziewczęta wypiły i podjęły próbę powrotu na lekcję polskiego. Niestety, nogi im się poplątały. Języki również. Szkolna pedagog zadzwoniła po karetkę pogotowia, policję i rodziców. Okazało się, że Paulinka (15 l.) miała 1,34 promila, Agatka (14 l.) – 1,37, a Ewelinka (15 l.) – 1 promil. Czy rodzice nie mówili, że gorzałkę trzeba zakąszać? AR
ZŁY PRZYKŁAD
Pewien złodziej w Legnicy popisał się szczytową głupotą – ukradł rower spod supermarketu. Był jednak kompletnie pijany i spowodował wypadek. Rozbity rower odebrano, a rabusia zawieziono do szpitala. We włoskim kultowym filmie pt. „Złodzieje rowerów” kradziono na trzeźwo, z dobrymi rezultatami. AR
WYPIŁEŚ, NIE KRADNIJ
W Ciechanowcu (woj. podlaskie) od połowy kwietnia br. pożary wybuchały co kilka dni. Płonęły z reguły drewniane budynki gospodarskie. Kilka dni temu sfajczyła się olejarnia na terenie Muzeum Rolnictwa. Gliniarze zatrzymali 39-letniego Józefa H., który natychmiast przyznał się do winy i powiedział, że piromanem został z zemsty. Karał w ten sposób pracodawców, którzy niewłaściwie go traktowali. Od tej chwili w Ciechanowcu nastała zgoda i gospodarze niezwykle dobrze traktują swoich pracowników. AR
PŁOMIENNA ZEMSTA
Pogranicznicy ze Świnoujścia podczas patrolu chcieli wejść na 20-metrową żelazną wieżę obserwacyjną stojącą nad Zalewem Szczecińskim, ale wieży... nie było! Znaleziono złodziei: Michała E. (25 l.) i jego dwóch kolegów. Rozebrana wieża znajdowała się już w skupie złomu. Michał tłumaczył, że chciał obserwować ptaki, ale wieża nie mieściła się w jego ogródku, więc oddał ją na złom. AR
ORNITOLOG AMATOR
Mały Patryk z Białej Podlaskiej przeżył, chociaż wyleciał z balkonu na trzecim piętrze. W tym czasie jego rodzice balowali ze znajomymi przy grillu. Zostawili dziecko w mieszkaniu, bo myśleli, że zajmie się nim babcia. Ale ta poczuła nagły, nieodparty przypływ pobożności i pobiegła do kościoła. Malcowi po przebudzeniu zachciało się wyjść z mieszkania i wybrał drogę na skróty, czyli przez balkon. Pofrunął na bruk, doznając otwartego złamania podudzia i pęknięcia przedramienia. Tatuś i mamusia Patryka, jak donosi policja, mieli w wydechu tylko po promilu alkoholu. Prawdziwy cud! KC
CUDOWNIE OCALONY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Jesteśmy wdzięczni Benedyktowi XVI, że przypomina słowa Jana Pawła II (...). Nie po to Bóg dał nam w swoim czasie tego Proroka, aby Jego słowa zgasły i przebrzmiały lub zostały zagłuszone ateistycznym bełkotem lejącym się z różnych „mediów”. („Nasz Dziennik” 106/2005)
¶¶¶
(...) uważam, że miejsce pana Wrzodaka jest albo w tygodniku „Nie”, albo w „Faktach i Mitach”. To jest świetne miejsce dla pana Wrzodaka. (Jarosław Kaczyński)
¶¶¶
Do wyborów nie wypiję piwa Strong. A bardzo je lubię.
¶¶¶
(Andrzej Lepper)
Postępowanie posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej można skomentować tylko w jeden sposób: trzymają się kurczowo koryta, ponieważ kończą im się złote czasy. To robili przez cały czas. To była ich cała polityka – trzymać się koryta. Ja bym się niczego innego nie spodziewał. Te kilka miesięcy do końca kadencji to będzie kilkadziesiąt tysięcy złotych dla każdego. Widać, że nie chcą oddać tych pieniędzy. (prof. Bogusław Wolniewicz, filozof)
¶¶¶
Kościół wprowadził do dziejów ludzkich największą „rewolucję”, ogłaszając wolność sumienia, czyli prawdę, że żadna władza państwowa nie może narzucać religii obywatelom ani zabraniać im wierzyć w prawdziwego Boga. Była to absolutna nowość na tle całej dawnej historii, nowość, za którą miliony chrześcijan zapłaciło ofiarą swego życia. Krew męczenników chrześcijańskich stała się wielkim wołaniem w obliczu nieba i ziemi, w obronie wolności i godności człowieka, który jako dziecko Boże podlega tylko Stwórcy i Ojcu, i nie może być niewolnikiem państwa czy jakichś samozwańczych „absolutów”, partii czy mafii. („Nasz Dziennik” 106/2005) Wybrała OH
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
NA KLĘCZKACH
PARSZYWA TRZYNASTKA Polskie media na czele z katolicką Telewizją Publiczną wciąż podkreślają, jaką to głęboką zadrę pozostawiła w Polakach śmierć papieża i w jakiej głębokiej żałobie wszyscy pozostają. Odwiedziliśmy jeden z największych w Internecie portali internetowych – Onet, który prowadzi statystykę zainteresowań internautów. Ów swoisty ranking zwie się Hit 20. Papież się w nim znalazł. Niestety (dla medialnych doniesień) – dopiero na 13 pozycji! A jakież to tematy bardziej Polaków interesują niźli zmarły papież? Otóż prym wiodą wyszukiwarki internetowe. A może internauci poszukują w ten sposób narzędzi do poszukiwań stron o tematyce religijnej? Nic z tego. Następną bowiem pozycję zajmują wspólnie film i... seks. Kolejne miejsca zajmują równie „kościelne” tematy – Sennik, Allegro, eBay, Tapety erotyczne, Lotto, Praca, Gry, Mapa Polski, Praca, Horoskop, PKP, Testy gimnazjalne. A
PAPARYBA Kilka dni temu ogólnopolskie radio TOK FM podało sensacyjną informację. Otóż pewien polski wędkarz złowił karpia. Wyjątkowo się przy tym namęczył, co już – jak twierdzi – bardzo go zdziwiło. Ale jego zdumienie przerodziło się w szok, kiedy obejrzał rybę. Na jej boku bowiem widniał dokładnie odwzorowany... papieski pastorał. Wszyscy obecni przy tych oględzinach wędkarze zakrzyknęli wspólnie: CUD! Dobra... Niech będzie. To rzeczywiście cud, że kraj, w którym żyje tylu idiotów, jeszcze jakoś egzystuje. Całe zdarzenie w polskim radiu informacyjnym omawiane było arcypoważnie, a głos zabierali eksperci ichtiolodzy i jeszcze tacy od zjawisk paranormalnych. Wszyscy zgodnie orzekli, że ryba z krzyżem to znak od Karola Wojtyły. W XXI wieku, w środku Europy! MarS
PIES A SPRAWA POLSKA Leśnicy polscy mają nowe zajęcie – sadzą lasy ku czci papieża. Taki las powstanie wkrótce w Zabawie w pobliżu sanktuarium błogosławionej Karoliny Kózkówny, a patronat nad sadzeniem objęło Nadleśnictwo w Dąbrowie Tarnowskiej. Nie chcą być gorsi leśnicy z Radomia, którzy na osiedlu Południe zainicjowali papieską aleję dębową. „To żywy – jak mówił biskup Zygmunt Zimowski – pomnik po wielkim Polaku”. Sam ekscelencja wraz z prezydentem miasta Zdzisławem Marcinkowskim zasadził 27 dębów (lata pontyfikatu JPII). W przyszłości na każdym drzewie pojawi się tablica z najważniejszymi datami z pobytu
papieża w Watykanie i w Polsce. Ciekawe, czy pod takimi świętymi drzewami będą sikały psy... BS
KOMEDIA LUDZKA
papież błogosławiący – taki z pastorałem i mitrą na głowie. Ale w ofercie znajduje się też 8-metrowa Matka Boża osłaniająca płaszczem Jana Pawła II. Wszystko wykonywane jest z żywicy epoksydowej, która po pomalowaniu złotą farbą udaje brąz. RP
LIBERALNI POLACY
Reżyser Andrzej Maria Marczewski proponuje, by w łódzkim Teatrze Nowym powstało ogólnopolskie centrum twórczości JPII. Oznaczałoby to, że na tutejszej scenie grane będą na okrągło sztuki zmarłego papieża. Dlaczego Marczewski wybrał Łódź? Bo tu można liczyć na czołobitność prezydenta Kropiwnickiego, znanego już z upokarzania aktorów Teatru Nowego. Jerzy Zelnik (na zdjęciu), niedawno zatrudniony na miejsce dyrektora artystycznego Grzegorza Królikiewicza, sceptycznie odnosi się do pomysłu Marczewskiego, będzie więc musiał stoczyć bitwę z Kropą i jego świtą. Znamy wynik. Znów faraon przegra z religią. BS
JAK PECH, TO PECH Kilku znaczących trzynastek w życiorysie Jana Pawła II zdołali się doliczyć specjaliści od magii liczb: Karol Wojtyła został wybrany na papieża w wieku 58 lat (5+8=13); jako Jan Paweł II zmarł drugiego kwietnia 2005 (2+4+2+5=13) o godzinie 21.37 (2+1+3+7=13), w trzynastym tygodniu 2005 roku; w roku, w którym skończyłby 85 lat (8+5=13); jego pontyfikat trwał 26 lat i 5 miesięcy (2+6+5=13); 13 maja 1981 roku miał miejsce zamach na jego życie; trzynasty to również dzień objawień Maryi, której Jan Paweł II zawierzył swoje życie i cały wszechświat. AK
PAPA ŻYWICZNY Takiej hossy jak obecnie w Podkarpackiej Pracowni Rzeźbiarsko-Odlewniczej „Arkada” w Łowcach koło Jarosławia nie było od lat. Józef Siwoń, właściciel firmy, z zadowoleniem zaciera ręce, bo popiersia i pomniki JPII idą jak świeże bułeczki. Trzeba było wstrzymać realizację wszystkich innych zamówień, by spełnić oczekiwania fanów Wojtyły. Najlepiej sprzedaje się
Według sondażu „Rzeczpospolitej”, w ciągu ostatnich 10 lat zmniejszyła się liczba Polaków akceptujących katolicką wizję moralności. Aż 56 proc. nie ma nic przeciwko samotnemu rodzicielstwu (w 1994 r. – 46 proc.), a połowa uważa, że przed ślubem powinno się mieszkać razem. Zdecydowanie najbardziej liberalne poglądy wyznaje młodzież, szczególnie wykształcona. Jest zatem nadzieja na przyszłość, i to mimo (albo dzięki?) intensywnej propagandy religijnej na katechezach. AC
PAN ZAGRABEK Król żelatyny Kazimierz Grabek (wraz z trzema szefami puławskiej „Żelatyny” SA) w końcu zasiądzie na ławie oskarżonych. Prokuratura, która skierowała sprawę do Sądu Rejonowego w Puławach, zarzuca mu spowodowanie wielkich strat firmy, przez co nastąpiła jej upadłość. Grabek przyczynił się do strat oszacowanych na 17 mln zł, zaś jeden z jego kompanów ma „na koncie” 25 mln zł. Nikt oczywiście nie przyznaje się do winy, a kara, jaka im grozi, to nawet 10 lat odsiadki. Kazimierz G. stał się krezusem za czasów AWS, której rząd nałożył ni stąd, ni zowąd ogromne cła na żelatynę z importu. Wówczas cały przemysł spożywczy i farmaceutyczny zaopatrywał się w firmach G. Może by tak powołać kolejną, żelatynową komisję śledczą? KC
NO TO CHLUŚNIEM... Poseł Robert Luśnia z Ruchu Katolicko-Narodowego został uznany za kłamcę lustracyjnego. Według sądu – Luśnia, który dostał się do Sejmu z listy LPR, w oświadczeniu lustracyjnym zataił świadomą współpracę ze służbami specjalnymi PRL. Jeśli wyrok zostanie utrzymany w mocy przez sąd apelacyjny, Luśnia teoretycznie straci mandat parlamentarzysty. Teoretycznie, bo w praktyce nie jest już absolutnie możliwe, żeby wyrok zapadł przed końcem obecnej kadencji Sejmu. KC
MAIL DO MELA W Łodzi gościł przewodnik duchowy i spowiednik Mela Gibsona. Spotkał się z wiernymi w kościele przy ul. Retkińskiej i poprowadził
tamże dwugodzinną katechezę. Opowiadał też o pracy nad filmem „Pasja”. Zanim jednak zaczął mówić, spore zamieszanie wprowadziła posłanka Ligi Polskich Rodzin Ewa Sowińska. Pani poseł stanęła na baczność przed księdzem z Kanady i zaczęła czytać oficjalne pismo swojego ugrupowania. Było w nim o wielkich zasługach Mela Gibsona, o tym, jak wielką jest postacią. Najważniejszą częścią odczytu stała się jednak prośba o... maila. „Prosimy o maila Mela Gibsona, gdyż chcielibyśmy zaprosić go do Polski” – przeczytała parlamentarzystka. Z jej wypowiedzi można było zrozumieć, że błaga w imieniu całej Polski. Została bowiem przedstawiona, jako poseł Rzeczypospolitej Polskiej, przedstawiciel narodu. Wystąpienie wyglądało na tyle komicznie, że zebrani na sali ludzie zaczęli się śmiać. Pod nosem uśmiechnął się również Jerzy Zelnik, który uczestniczył w spotkaniu. ZH
CISZEJ NAD TĄ TRUMNĄ! Na oryginalny pomysł przyciągnięcia w szeregi SLD nowych członków i zahamowania plagi odchodzenia z partii wpadł Józef Roszczyński, skarbnik organizacji miejskiej SLD w Lęborku, a jednocześnie właściciel zakładu pogrzebowego „Charon”. Pan Józef złożył miejskiemu zarządowi partii propozycję, aby publicznie ogłosić, że... jego zakład będzie grzebał za darmo członków SLD. Oby pan Józef nie miał jesienią pełnych rąk roboty... JK
WSZYSTKO NA SPRZEDAŻ Ojciec Rydzyk poinformował świat, że jest w posiadaniu relikwii niezwykłej – mianowicie krwi Popiełuszki. Krew ową otrzymał od osoby, która niegdyś dokonywała sekcji zwłok księdza. Mamy więc tu do czynienia z przywłaszczeniem materiału dowodowego, czyli po prostu kradzieżą. Uszczknięto coś dla potomnych, zapewne w celach komercyjnych, spodziewając się gratyfikacji. Czy zabrano tylko krew?
5
A może odjęto księdzu Jerzemu np. ucho? Czy wśród patologów doszło do przepychanek w stylu: dla mnie palec, dla ciebie oko? MarS
PECUNIA NON OLET Pieniądze nie śmierdzą – mówi łacińskie przysłowie. Kościół kat. w Polsce jeszcze niedawno ociągał się z poparciem dla UE, ale teraz na wyścigi wyciąga ręce po euro. Episkopat zachęca wszystkich księży w Polsce do ubiegania się m.in. o kasę na ratowanie kościelnych zabytków. Wnioski w tej sprawie popłynęły już do Brukseli z diecezji lubelskiej, opolskiej i siedleckiej. RP
MICKIEWICZ W TRUMNIE... ...się przewraca z powodu pazernych przodków, którzy rzekomo chronią jego dobre imię. Francuska rodzina Goreckich-Mickiewiczów, o której dotąd nikt nie słyszał, domaga się od Fundacji Współpracy Litewsko-Polskiej im. Adama Mickiewicza, by ta... zmieniła nazwę. Zdaniem potomków wieszcza, powstała przed prawie dziesięciu laty fundacja bezprawnie używa imienia wielkiego poety. Dlaczego? Bo nie zapytała rodziny poety o zgodę. A tak naprawdę w tym sporze chodzi o kasę! Na sprzedaży nazwiska wieszcza też można zarobić. BS
FWP W ZAKONIE Młodszym Czytelnikom wyjaśniamy, że FWP to Fundusz Wczasów Pracowniczych, czyli wczasowy socjal minionej epoki. Benedyktyni z Tyńca za godziwą ofiarę oferują wypoczynek w swoim klasztorze. Dla antyklerykałów atrakcją będą m.in. wykłady o urodzie w klasztornej bibliotece, obiady w refektarzu, jutrznia w kościele, wieczory bez Interenetu i telewizji oraz zabiegi w gabinecie... kosmetycznym. Innymi słowy – braciszkowie zadbają o duszę i ciało. Oczywiście zapowiadają, że z modlitwą nie będą przesadzać. Kto może przyjechać do podkrakowskiego Tyńca? Każdy, nawet płeć nadobna – wyjaśnia ojciec Konobrodzki. Jedynym mankamentem tych wywczasów jest pobudka o godzinie 5.30. RP
6
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
POLSKA PARAFIALNA
Znów płoną stosy Kościół katolicki poprzez tzw. Centra i Ośrodki Informacji o Sektach prowadzi nową krucjatę przeciwko niewiernym. Jest ona finansowana z publicznych pieniędzy. W Polsce jest 159 zarejestrowanych związków wyznaniowych. Wydawałoby się zatem, że nasz kraj to prawdziwa oaza tolerancji. Otóż nie. Dlaczego? Bo dla Kościoła katolickiego większość „innych Kościołów” to sekty zagrażające jego religijnemu monopolowi. „Polska to kraj katolicki i nie ma w nim miejsca dla żadnych sekciarzy” – brzmią z ambon hierarchowie. Kościelna walka z innowiercami zaostrza się. Jak grzyby po deszczu powstają ośrodki, centra i poradnie informowania o sektach. Według internetowego portalu katolickiego Opoka, w 2002 r. było 55 ośrodków do walki z sektami. Dziś już nikt nie umie powiedzieć, ile powołano nowych. Zakładają je kurie, parafie, zakony i stowarzyszenia. Główny cel: obrzydzanie i wmawianie ludowi, że owi „inni” są niebezpieczni, że manipulują umysłami i bezkrytycznie podporządkowują naiwne owieczki przywódcom. A przy tym wszystkim nie mają – rzecz jasna – żadnych układów z prawdziwym Bogiem. Od czasu podpisania w 1989 r. ustawy o państwie i Kościele katolickim, a także konkordatu, szczucie
i opluwanie z ambon przerodziło się w metodyczne niszczenie innowierców, i to za aprobatą państwa oraz wielu samorządów lokalnych. To taka polsko-katolicka tolerancja... Jak wytłumaczyć bowiem fakt, że rząd najpierw rejestruje różne związki wyznaniowe, a potem popiera walkę z nimi poprzez reklamę i dofinansowywanie kościelnych centrów ds. sekt? Czy finansowanie przez samorządy lokalne kurialnych biur informacji o tzw. sektach (najczęściej prawnie działających Kościołach!) to tylko nietolerancja, czy już przestępstwo?
to „miedź” przy sobie nosi, o zdrowie nie prosi – to znana w Legnicy maksyma. Nowy ordynariusz tamtejszej diecezji szybko się jej nauczył… Stefan Cichy, dotychczasowy biskup pomocniczy w archidiecezji katowickiej, objął posadę ordynariusza diecezji legnickiej, zastępując na tym stanowisku odesłanego na emeryturę bpa Tadeusza Rybaka. Oficjalne uroczystości odbyły się 30 kwietnia 2004 r. z udziałem biskupów z Polski oraz delegacji Episkopatów Czech i Niemiec. „W pierwszym etapie zamierzam przyglądać się i poznawać diecezję, a przede wszystkim mieszkających tu ludzi i nowych współpracowników” – powiedział biskup Cichy podczas poprzedzającej ingres konferencji prasowej dla lokalnych mediów. No i któż zgadnie, gdzie skierował swoje pierwsze kroki na ziemi legnickiej? Oczywiście do banku, a ściślej mówiąc – do dyrekcji KGHM Polska Miedź SA. W oficjalnym komunikacie z wizyty ekscelencji w najbogatszej firmie na Dolnym Śląsku czytamy m.in.: „(…) Towarzyszący Jego Ekscelencji dotychczasowy ordynariusz (…) Biskup Tadeusz Rybak, przedstawiając KGHM swojemu następcy, podkreślił bardzo dobrą
K
Przyjrzyjmy się jednemu z kilkudziesięciu polskich ośrodków inkwizycyjnych – Śląskiemu Centrum Informacji o Sektach, Subkulturach i Nowych Ruchach Religijnych w Katowicach. Ośrodek działa w ramach powołanego przez arcybiskupa Damiana Zimonia Katolickiego Centrum Edukacji Młodzieży „Kana” i podlega śląskiej kurii diecezjalnej. Jednak to nie książę Kościoła czy kler łoży na jego funkcjonowanie. Za szkolenia i prelekcje przeprowadzane w gimnazjach, szkołach średnich i na uczelniach płaci… Urząd Miasta Katowice. Oprócz wysysania forsy z funduszy miejskich w celu propagowania trzeźwości, na poradnię psychologiczną czy doradztwo zawodowe – katowicka „Kana” otrzymuje jeszcze pieniądze z Wydziału Zdrowia (sic!). Jak nam powiedziała pracownica Centrum, na koniec roku biuro składa wniosek o wypłacenie określonej kwoty i taką sumę zawsze otrzymuje. Za 2005 rok zgarnęło 22 540 zł. Tyle kosztuje gminę pranie mózgu uczniów i nauczycieli. „Kana” chwali się też doskonałą współpracą z Kuratorium Oświaty i Urzędem Wojewódzkim, który umieścił ich ośrodek w poradniku wakacyjnym skierowanym do nauczycieli i śląskich gmin. Trudno się dziwić, skoro nawet na stronach MENiS gorąco poleca się nauczycielom tę kuźnię nietoleracji. Religijnej „terapii”
KOMENTARZE PRZEDSTAWICIELI INNYCH WYZNAŃ: MIĘDZYNARODOWE TOWARZYSTWO ŚWIADOMOŚCI KRYSZNY Wszystkie te tzw. ośrodki czy poradnie dezinformują społeczeństwo, podając kłamliwe, nierzetelne informacje, w tym także o naszym Towarzystwie – zarejestrowanym w 1992 r. jako związek wyznaniowy. Na szczęście po wielu latach podczas coraz częściej organizowanych konferencji, w których bierzemy udział, nawet księża przyznają, że kryteria kwalifikowania jakiegoś wyznania do sekty bywają błędne i powinny być skorygowane. Finansowanie ze środków publicznych walki z innymi wyznaniami jest skandaliczne. Jak widać, w polskiej rzeczywistości wciąż panuje brak tolerancji. Agnieszka Nowak, dyr. Biura Informacji
zasadą, by zabiegać o pokojowe stosunki z bliźnimi. Michał Hoszowski, rzecznik prasowy
ŚWIADKOWIE JEHOWY Jesteśmy trzecim co do wielkości wyznaniem w Polsce. Pierwszych chrześcijan ówczesny świat też traktował jako sektę, a oni po prostu trzymali się słów Jezusa. My chcemy czynić to samo. Nie interesujemy się, czy wszelakiego rodzaju katolickie centra informacyjne o sektach są finansowane przez państwo lub władze samorządowe. Nasza podstawowa działalność polega na głoszeniu dobrej nowiny o Królestwie Bożym, a w Polsce cieszymy się wolnością religijną. Podobnie jak Jezus jesteśmy neutralni w sprawach tego świata i kierujemy się
KOŚCIÓŁ JEZUSA CHRYSTUSA ŚWIĘTYCH DNI OSTATNICH (MORMONI) Nie ulega wątpliwości, że są różnice pomiędzy doktryną naszego Kościoła a katolicką, a kiedyś „różniących się w wierze” określano dość dobitnie jako heretyków. Wiadomo, że słowo „sekta” ma w języku polskim pejoratywny wydźwięk i określanie jakiejś grupy religijnej mianem „sekty” jest krzywdzące. W związku z tym wiele wspomnianych „list” ma w tytule określenia „sekty i nowe ruchy religijne”. Umieszczenie naszego Kościoła na takich listach nie jest oczywiście sympatyczne, przede wszystkim ze względu na towarzystwo. Z przykrością zauważam, że poziom merytoryczny informacji na wielu stronach internetowych czy w wydawnictwach jest żenujący – polega na przepisywaniu od siebie wzajemnie, co tworzy wrażenie „słuszności przez obfitość”. Finansowanie ze środków publicznych tych katolickich centrów to inna kwestia. Bardzo ważne jest, aby ci, którzy nimi dysponują, zdawali sobie sprawę z charakteru finansowanych przez siebie działań. Jeśli są to działania promujące jedno wyznanie poprzez szkalowanie innych, sytuacja taka nie powinna mieć miejsca. Marcin Kulinicz, Public Affairs
poddawani są pedagodzy i psychologowie szkolni, kuratorzy sądowi, policjanci i strażnicy miejscy. Katowickie Centrum wylicza, że na Śląsku działa około 80 sekt lub grup manipulacyjnych. Do najbardziej zagrożonych miast należą: Katowice, Sosnowiec, Gliwice, Mysłowice, Bytom, Bielsko-Biała. Na jego
czarnej liście, tak jak w podobnych ośrodkach w całej Polsce, znajdują się oprócz grup satanistycznych także hinduskopodobne, ekonomiczne, świadkowie Jehowy i mormoni... Cóż – kiedyś była poprawność partyjna, teraz widać nastał czas poprawności religijnej. JAROSŁAW RUDZKI
Cichy wspólnik współpracę władz Polskiej Miedzi w realizacji co najmniej tak samo wartkim, jak doduchowych potrzeb wielotysięcznej rzeszy pratychczas. Dodajmy, że w 2004 r. kombinat cowników KGHM. Prezes Zarządu KGHM, przekazał na rzecz kontrolowanego przez Wiktor Błądek, przedstawił nowemu ordynariukurię Caritasu 250 tys. zł, a dwie parafie szowi zakres działania, osiągnięcia, problemy i bieżącą sytuację Spółki. (…) Zarówno KGHM, jak i ordynariusz, potwierdzili wolę współpracy na rzecz doskonalenia posługi duszpasterskiej dla załóg Oddziałów Polskiej Miedzi oraz kontynuowania charytatywnej działalności KGHM”. W języku mniej dyplomatycznym oznacza to, że państwowe pieniądze będą w dalszym ciągu płynęły do kat. Kościoła strumieniem Od lewej: były wspólnik Rybak, Cichy wspólnik i „bankier”
zainkasowały w sumie 300 tys. złotych. O innych darowiznach nie wiemy, ale z pewnością było ich o wiele więcej, zważywszy na hojność KGHM dla kurii i parafii niemal w całej Polsce. Biskup ma prawo czuć pewien niedosyt, gdyż w opublikowanym dokumencie nie znalazł się zapis o zdecydowanym poszerzeniu współpracy lub pchnięciu jej na drogę dynamicznego rozwoju. Ale nic straconego – ta wizyta w Kombinacie z pewnością nie była ostatnią. Znakomitym pretekstem do kolejnej będzie fakt, że biskup Cichy legitymuje się tytułem... honorowego dyrektora generalnego górnictwa... i musi – dla utrzymania godności – co najmniej raz w roku zjechać pod ziemię oraz potwierdzić ten incydent odpowiednim zaświadczeniem. Kto wie, może wkrótce – zamiast miedziaków – popłynie do nowego sympatyka KGHM srebro i złot...e, dużo złotych. DOMINIKA NAGEL Błądek
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r. badaliśmy kulisy współpracy ojca Hejmy z bezpieką. Okazuje się, że kłamie prowincjał dominikanów, mija się z prawdą Leon Kieres… Udało nam się dotrzeć do interesujących okoliczności, związanych z opublikowaniem przez Leona Kieresa, prezesa Instytutu Pamięci Na-
ujawnienia personaliów informatora Służby Bezpieczeństwa działającego w otoczeniu Jana Pawła II stanie się przedmiotem obrad, zauważył: „Zapewne będziemy na ten temat debatowali, ale muszę powiedzieć, że wiem tyle, ile jest w gazetach”; 27 kwietnia – po zakończeniu obrad Kolegium IPN Kieres publicz-
KOŚCIÓŁ WSPÓŁPRACUJĄCY
dominikanów usiłowali rozmawiać z o. Hejmą, aby podporządkował się woli prowincjała. A może – po prostu – o. Zięba wiedział jeszcze wcześniej o agenturalnej przeszłości o. Hejmy? – pytamy naszego informatora. – Też niewykluczone. Pamiętamy, że ojciec Konrad podczas pobytu w Poznaniu miał doskonałe kontakty i jak trzeba było coś załatwić w Urzędzie do spraw Wyznań, to właśnie jego wysyłano. W gruncie rzeczy, tylko dzięki niemu wystartował za Gierka nasz miesięcznik „W drodze”. Zastanawialiśmy się niedawno, czy Konrad aby celowo nie wypromował wtedy na szefa pisma o. Marcina Babraja, który był jego najbliższym współpracownikiem i poprzez niego mógł mieć pełną kontrolę nad planowanymi do druku tekstami. Ale pomińmy bagatelną w tym momencie kwestię, czy i od kiedy oraz z jakimi efektami o. Hejmo współpracował. Sformułujmy natomiast wypływające z powyższego pytania: ¤ Jakim cudem – panie prezesie Kieres – prowincjał dominikanów znał zawartość akt IPN wcześniej niż członkowie najwyższego organu kolegialnego Instytutu? ¤ Dlaczego –ojcze prowincjale – oszukiwałeś dziennikarzy, twierdząc 27 kwietnia, że dopiero co „pokazano mi teczki”? ¤ O której godzinie – panie prezesie – przychodzi pan do roboty, skoro 18 kwietnia zajrzał pan do 700-stronicowych akt po raz pierwszy, a już o godz. 8.30 znał „na wyrywki” ich treść? Odpowiedź wydaje się oczywista: obaj gdzieś „W drodze” minęliście się z prawdą… ANNA TARCZYŃSKA
mnie glinom. Posłuchaj, tu na pewno chodzi o pieniądze. Trzeba go jak najszybciej znaleźć!” – panikował Kajfasz. Po burzliwych obradach ustalili, że „Stella” stanie na głowie i jeśli tylko się uda, zaoferuje nastolatkowi „każde pieniądze” za wycofanie powiadomienia o gwałcie. – Ponieważ Kajfasz nie stawił się na umówione spotkanie z „sierżantem”, dostał kolejne wezwanie. Chyba uświadomił sobie, że poszukiwania chłopaka przypadkowo spotkanego przez „Stellę” na dworcu w Szczecinie są beznadziejne, bo zadzwonił do mnie, prosząc o pilne spotkanie. Trochę się droczyłem, wymigiwałem brakiem czasu, ale wreszcie uległem. W kawiarni opowiedział, że nadużył alkoholu i jakiś małolat, korzystając z pełnej nieświadomości, wlazł mu do łóżka. A teraz ten podlec go szantażuje, więc już sam nie wie, co robić. Obiecałem przyjrzeć się sprawie – kontynuuje major. Nazajutrz powiadomił zakonnika, że jest bardzo poważny problem, gdyż matka chłopca jest zawzięta jak mało kto. „Jeśli ksiądz jest przekonany, że zarzuty są sfingowane, proszę poddać się procedurze śledczej
i mieć nadzieję, że toczyć się będzie dyskretnie” – oznajmił oficer. „Naprawdę nie ma innej możliwości?” – nalegał Kajfasz. – Pertraktowaliśmy nad tą „inną możliwością” do późnych godzin nocnych. Naprawdę nie nalegałem, nie straszyłem. Zobowiązał się do współpracy, własnoręcznie napisał zobowiązanie i tyle. Z nową sytuacją Kajfasz oswoił się dosyć szybko, a po roku, gdy pojął, że i firmie zależy na jego dalszej karierze, nawet się zaprzyjaźniliśmy. Zaszedł dosyć wysoko. Zresztą dbałem o niego do samego końca. W 1989 r. osobiście spaliłem wszystkie kwity, dzięki czemu może dzisiaj spać spokojnie – major zapewnia nas i Kajfasza. – A nie byłoby ładniej, gdyby zaraz na samym początku udzielił mu pan braterskiego upomnienia, zamiast tak nękać? – zapytaliśmy jeszcze. – Przecież byliśmy dla nich prawdziwą Spółdzielnią „Czystość” – odparł. Tak więc szantaż był, choć bardzo subtelny, ale z tym „posługiwaniem się nieprawdą” to ks. rzecznik Kloch trochę przesadził... HELENA PIETRZAK
rodowej, informacji o agenturalnej przeszłości ojca Konrada Hejmy, dominikanina kierującego do niedawna ośrodkiem duszpasterstwa pielgrzymów polskich w Rzymie. Nim je ujawnimy, prześledźmy – bo rzecz to nader istotna – chronologię wydarzeń minionego miesiąca. 19 kwietnia: ¤ godz. 8.30 – Kieres, w wywiadzie radiowym, po raz pierwszy ujawnia, że w archiwach IPN „jest, to muszę dzisiaj powiedzieć, pewna partia dokumentów nieznanych nawet historykom Instytutu Pamięci Narodowej, które zawierają bardzo bolesne dokumenty dla Ojca Świętego”; ¤ godz. 21.00 – „IPN ma dwie taśmy z nagranymi rozmowami oficerów SB z osobą duchowną, która udzielała informacji o Kościele i Karolu Wojtyle. Wiem, kim jest ta osoba, ale na razie nie mogę powiedzieć nic więcej” – dodał szef Instytutu w wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej; 25 kwietnia – dwa dni przed zebraniem Kolegium IPN członek tegoż gremium, profesor Andrzej Paczkowski, pytany, czy kwestia
nie oznajmił, że „bolesne dokumenty” to 700-stronicowe akta dotyczące tajnej współpracy o. Hejmy (pseudonimy – Hejnał i Dominik) ze służbami specjalnymi PRL. Stojący u boku szefa Instytutu o. Maciej Zięba – prowincjał dominikanów w Polsce – wykrztusił: „Co mam powiedzieć... Zostałem poproszony na
zebranie kolegium IPN. Pokazano mi teczki. Są dość porażające, ale i przekonujące”; 30 kwietnia – prezes Instytutu pytany, jak wpadł na trop o. Hejmy,
wcześniej o księdzu donoszącym na Ojca Świętego. Tego dnia, około godziny 20, rozpoczęło się w naszym klasztorze półtoragodzinne spotkanie z prowincjałem. Zaraz na wstępie poinformował, że ten agent, o którym spekulowały od dwóch dni wszystkie gazety, to – niestety – nasz Konrad. Wyraził obawę, że Kieres za daleko się posunie i ujawni nazwisko. Prowincjał prosił, żeby unikać kontaktów z dziennikarzami i nie wierzyć plotkom. Dyskutowaliśmy, co zrobić w takiej sytuacji i czy obwiniony nie powinien jak najszybciej przyjechać do Polski, aby spróbować wyjaśnić sprao. Maciej Zięba wę. Ojciec Zięba powiedział, że już od kilku miesięcy podejmował starania o odwołanie Konrada z Rzymu. Skarżył się, że kilkakrotnie wzywał go do powrotu, ale bez żadnego odzewu. Według oceny zakonnika, o. Ziębę szczególnie drażniły związki o. Hejmy z Radiem Maryja, bardzo krytycznie postrzeganym przez dominikanów. Pozwolił więc sobie prowincjał na próbę zdyscyplinowania wpływowego w Watykanie konfratra, gdyż i tak podczas zaplanowanej na styczeń 2006 r. kapituły nie będzie mógł ubiegać się o powtórny wybór na zajmowane dotychczas stanowisko (w myśl reguł zakonnych, prowincjałem nie można być dłużej niż dwie czteroletnie kadencje). Zdaniem naszego rozmówcy, o desperacji o. Zięby może też świadczyć fakt, że nanimowość dominikanin z Warszawy wet przy okazji uroczystości pogrzepowiedział nam tak: bowych JPII dwaj zakonnicy (Ma– Już w czwartek 21 kwietrek Urbanowski oraz Jacek Dudnia dokładnie wiedzieliśmy, koka) reprezentujący warszawskich go Kieres miał na myśli, mówiąc
Ü Dokończenie ze str. 3 – Mój zakonnik przez cztery godziny zabawiał się z dwoma chłopcami. Jeden wyglądał na osiemnastolatka, drugi nie miał więcej niż 15–16 lat. Na krem do golenia, na bitą śmietanę… Człowiek, który pracował w podglądaniu już od wielu, wielu lat, nigdy dotąd – jak mnie zapewniał – nie widział takich sekscesów. No, ale pamiętajmy, że w tamtych latach nie było dostępu do ostrej pornografii – tłumaczy rozmówca „FiM”. Z wykadrowanymi ze zdjęć twarzami pojechał później do Szczecina. Po dwóch dniach tamtejsza „obyczajówka” podała mu personalia starszego chłopaka. Ten już w pierwszej rozmowie opowiedział, że przed kilku miesiącami skończył szkołę średnią, nie pracuje, przygotowuje się do studiów. Jeszcze niedawno był ministrantem, stąd znajomość z zakonnikiem i odkrycie jego preferencji seksualnych. 15-latka, z którym był w Warszawie, początkującego geja, wynajął na prośbę księdza, gustującego w małolatach. Satysfakcjonował go każdy układ z bezpieką, byle tylko odstąpili od oskarżenia o sutenerstwo. Przyjął pseudonim Stella...
Major przystąpił teraz do fazy zmuszania, łamania, wymyślania i posługiwania się. – Postanowiliśmy zbudować taką oto fikcyjną konstrukcję: małolat ujawnia rodzicom, że został zgwałcony. Ci zawiadamiają milicję. Chłopiec zapamiętał numer pokoju
– Kajfasz otrzymał wezwanie do komendy dzielnicowej. Przyszedł rozluźniony, w sutannie. Jeden z naszych oficerów, ubrany w mundur sierżanta, zrobił okrągłe oczy, gdy ujrzał księdza. Przeprosił za fatygę, wytłumaczył, że dostał polecenie przesłuchania
Z
powiedział: „14 kwietnia odnaleźli ją pracownicy archiwum IPN. Od razu przyszli do mnie z informacją o jej odnalezieniu”. Po czym dodał: „19 kwietnia do niej zajrzałem. Pierwszy raz, od kiedy jestem prezesem IPN, czytałem czyjąś teczkę”. Pora wyjaśnić, dlaczego daty są takie istotne. Zastrzegający sobie ano-
Echo po Hejnale
o. Konrad Hejmo
Czyja culpa? hotelowego, więc milicja szybko ustala, że mieszkał w nim Kajfasz. Biorą go za dupę, a my spokojnie czekamy, aż poprosi o pomoc. „Stella” – ewentualnie pytany przez Kajfasza – miał twierdzić, że sprowadzonego do Warszawy piętnastolatka poznał na dworcu kolejowym. Chłopiec był wówczas na gigancie, nic więcej o nim nie wie, nigdy później nie widział. „I żebyś nie mówił, bydlaku, że cię nie ostrzegałem: osobiście odstrzelę ci jaja, każde osobno, jeśli tylko się dowiem, że znowu tknąłeś nieletniego” – uprzedził go major przed wyjazdem ze Szczecina.
„w ramach pomocy prawnej dla innej jednostki MO”. Gdy padły pytania o hotel, Kajfasz zrobił się purpurowy. „Panie sierżancie, jestem tak zaabsorbowany obowiązkami, że przecież nie mogę pamiętać wszystkich zajęć, i to sprzed kilku tygodni! Umówmy się na pojutrze, wezmę ze sobą kalendarz” – zażądał. Po wyjściu z komendy popędził do telefonu. Zadzwonił dokładnie tam, gdzie się spodziewaliśmy – relacjonuje major. Jeszcze tego samego dnia (podsłuch telefoniczny u „Stelli”) oficer znał przebieg rozmowy: „Człowieku, kogo ty mi przywiozłeś? Nie zapłaciłeś mu czy co?! Szczeniak doniósł na
7
8
ostatnich latach ostro darliśmy koty z byłą Agencją Własności Rolnej Skarbu Państwa (AWRSP). Obciążaliśmy jej ówczesnego prezesa Adama Tańskiego odpowiedzialnością (brak nadzoru) za dziesiątki afer, które wychodziły na jaw w podległych mu oddziałach Agencji po odwołaniu go ze stanowiska pod koniec października 2002 r. Czepialiśmy się jego „prawej ręki” – Józefa Pyrgiesa, kierującego do niedawna strategicznym dla Agencji Zespołem Gospodarowania Zasobem i decydującego o wszystkich większych prywatyzacjach państwowych gruntów. Dręczyliśmy utworzoną przez Agencję w 1992 r. spółkę Towarzystwo Obrotu Nieruchomościami „Agro” SA (TON „Agro”),
W
wpływów w wysokości 54,7 mln zł”; ¤ przekazała TON „Agro” SA 86 proc. wypracowanego przez spółkę zysku jako jej kapitał zapasowy, a mimo to otrzymywała niewspółmiernie niskie dywidendy, zaś w roku 2001 w ogóle z niej zrezygnowała; ¤ wnosząc w 2000 r. do TON „Agro” SA (mimo pogarszającej się sytuacji finansowej spółki) 35 mln zł gotówką w celu zwiększenia kapitału zakładowego, nie dopilnowała swoich pieniędzy. Znaczną ich część (15 mln zł) TON „Agro” przeznaczyło na pozyskanie w warszawskim hotelu Hyatt powierzchni biurowej, którą sprzedało dwa lata później za cenę o 205,7 tys. dolarów niższą od ceny zakupu; ¤ „bezkrytycznie akceptowała zaniżane przez spółki grupy TON »Agro« wyceny nieruchomości i bezzasadnie
Polskie Z O.O. Jest taka spółka, w którą państwo już od 1992 r. – niezależnie od barwy ekipy rządzącej – ładuje ciężkie pieniądze, a oczekiwanych zysków jakoś nie widać. Ot, jedna z płaszczyzn, na których można się dogadać ponad podziałami… której radą nadzorczą obaj ci panowie kierowali w najbardziej inkryminowanym okresie jej działalności (Pyrgies od 1 stycznia 1999 r. do 13 lipca 2001 r., a Tański od 13 lipca 2001 r. do 3 lutego 2003 r.). No i wyszło na nasze. Ujawniony niedawno raport Najwyższej Izby Kontroli „O wynikach kontroli działalności TON „Agro” SA i jej spółek zależnych ze szczególnym uwzględnieniem obrotu gruntami z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa w imieniu własnym i na rzecz Agencji Nieruchomości Rolnych (od 2003 r. prawna następczyni AWRSP – dop. red.) w latach 1999–2003” jest porażający. Dowiadujemy się bowiem, że Agencja (cyt. z Informacji NIK): ¤ „zlecając sprzedaż nieruchomości grupie TON »Agro« pozbawiła się
rozkładała na raty należności z tytułu ich sprzedaży; (...) nie przeciwdziałała wysokim, nieuzasadnionym wynagrodzeniom prowizyjnym”; A oprócz tego: ¤ „W obrocie nieruchomościami za pośrednictwem TON »Agro« SA i jej spółek zależnych stwierdzono występowanie mechanizmów korupcjogennych oraz przypadki nepotyzmu; w spółkach grupy TON »Agro« zatrudniano urzędników samorządowych, członków ich rodzin oraz pracowników Agencji, którzy akceptowali zaniżone wyceny nieruchomości rolnych”; ¤ „Zatrudnieni w spółkach grupy TON »Agro« pracownicy Agencji, mając wiedzę o spodziewanych zmianach miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, wyrażali zgodę na sprzedaż przez spółki atrakcyjnych
olki wyjeżdżające na roboty do Hiszpanii najwięcej pracy mają po zmroku. Po całym dniu zbierania truskawek nocą poszukują kandydatów do rubryki „ojciec dziecka”. – Powodów emigrowania za granicę jest kilka. Nie zawsze musi to być rodzenie dzieci po powrocie do kraju – twierdzi pragnący zachować anonimowość urzędnik zielonogórskiego Urzędu Stanu Cywilnego. To odpowiedź na pytanie o stale wzrastającą liczbę dzieci rodzących się po zagranicznych wyjazdach zarobkowych Polek. A problem jest niebagatelny, zważywszy że na około 300 kobiet, które wyjechały stąd do sezonowej pracy przy zbieraniu truskawek w Hiszpanii, niemal dwieście wróciło do kraju w ciąży lub z papierami na zawarcie związku małżeńskiego za granicą. – Jako urząd oficjalnie nie prowadzimy takich statystyk, choćby dlatego, że nie wiemy,
P
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
POD PARAGRAFEM nieruchomości Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa jako rolnych po zaniżonych cenach”. ¤ „Sprawowanie przez Prezesa Agencji funkcji przewodniczącego Rady Nadzorczej w TON »Agro« SA oraz przez dyrektorów oddziałów Agencji (...) nie zapobiegło działaniom nierzetelnym i niegospodarnym”. Zajmiemy się sprawą, nad którą NIK się zaledwie prześlizgnął, choć – naszym zdaniem – powinna stać się przedmiotem zainteresowania prokuratury. Oto fakty: ¤ W ostatnim dniu grudnia 2001 r. zarząd TON „Agro” SA sprzedał BRE Locum (spółka deweloperska wchodząca w skład Grupy BRE Banku) nieruchomość w Łodzi przy ul. Konstantynowskiej. Transakcja dotyczyła 56,65 ha gruntów, a cena opiewała na 25 mln zł, choć dokładnie trzy lata wcześniej tę samą nieruchomość wyceniono na 3,6 mln zł. ¤ Jeszcze w tym samym dniu strony zawarły kolejną umowę i na jej mocy TON „Agro” zobowiązywało się do odkupienia nieruchomości za kwotę 27 mln 250 tys. złotych. Zaliczka w wysokości 25 mln zł od razu wpłynęła na tzw. rachunek powierniczy w BRE Banku. Ale to nie wszystko – owego obfitującego w umowy 31 grudnia 2001 r. BRE Locum wydzierżawiło TON „Agro” dopiero co kupioną nieruchomość na okres 12 miesięcy, a czynsz dzierżawny strony ustaliły w wysokości 13 030 zł plus VAT. ¤ W grudniu 2002 r. Rada Nadzorcza TON „Agro” SA wyraziła zgodę na odkupienie od BRE Locum gruntów przy ul. Konstantynowskiej. Do sfinalizowania transakcji doszło 29 kwietnia 2003 r. Teraz policzmy: W okresie od 31 grudnia 2001 r. do 29 kwietnia 2003 r. TON „Agro” SA poniosło koszty czynszu w wysokości 31,8 tys. zł (kwota jest efektem podpisanego później aneksu do umowy) oraz podatku od nieruchomości w wysokości 557,5 tys. zł. Jeśli dodać do tego 2 mln 250 tys. zł (różnica ceny sprzedaży i odkupienia gruntu), to okazuje się, że kontrolowana przez Agencję spółka wyrzuciła w błoto 2,8 mln zł!
czy akurat te matki wyjechały za granicę w celach zarobkowych – mówi pracownik wojewódzkiej administracji. – A co z dziećmi urodzonymi w związkach oficjalnych bądź nieformalnych z osobami mającymi inne obywatelstwo?
Czy ktoś to rozumie? – To była rutynowa operacja. Koniec roku, a w banku mamy kilkanaście milionów złotych długu. Gdyby tak zostało, zakończylibyśmy 2001 rok na minusie. Szlag trafiłby premie i splendory. Kierownictwo spółki zaproponowało bankowi zapłatę w naturze. – A co my z tą ziemią później zrobimy? – martwili się w BRE Banku. – Spoko, odkupimy w przyszłym roku – przyrzekło TON „Agro”. No i podpisaliśmy stosowne umowy. W bilansie, po stronie przychodów, zapisaliśmy kwotę sprzedaży, z „winien” wykreśliliśmy kredyt i dzięki temu spółka osiągnęła w 2001 roku prawie 5,5 miliona
– związków małżeńskich. Jest też zwiększająca się liczba rejestrowanych za granicą urodzin dzieci z obywatelstwem polskim. – Jak długo już istnieje taki trend? – Od wielu lat. Właściwie od momentu, gdy nastąpiły w Polsce przemiany społeczne w latach 90. Kiedy nastąpiła swoboda podróżowania, znacznie zwiększyła się liczba zagranicznych małżeństw i urodzin, czyli zdarzeń mających tzw. pierwiastek zagraniczny. Tak ładnie to się teraz określa. – Czy ten „pierwiastek” nadal rośnie? – Rośnie, co najlepiej widać choćby na przykładzie mieszkanek Zielonej Góry, bo to one najczęściej zawierają związki małżeńskie za granicą. W ostatnim roku na ogólną liczbę 750 zarejestrowanych w naszym
Truskawkowe dzieci – To też nie zawsze jest wykazywane. Może być tak, że dziecko urodzone za granicą, a pozostające obywatelem polskim, niekoniecznie musi mieć polskie świadectwo urodzenia. – Postawmy sprawę inaczej. Czy prawdą jest, iż w ramach tejże „turystyki zarobkowej” daje się ostatnio zauważyć swego rodzaju wyż demograficzny? – Tak. Rzeczywiście istnieje stały wzrost liczby zawieranych – po takich wyjazdach
złotych zysku. Co ciekawe: biegły rewident, który badał później sprawozdanie finansowe, stwierdził, że wynik uzyskany na transakcji z BRE Locum należy traktować jako „antycypację przyszłego dochodu”. Ot, zwykła kreatywna księgowość. Nawiasem mówiąc, nie tylko sprzedaż odbyła się bez pieniędzy, bo i operacja odkupienia sfinansowana została kolejnym kredytem – wyjaśnia nam pracownik TON „Agro”. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w rządzie utworzonym przez prawicę były prezes Tański obejmie tekę ministerialną w resorcie rolnictwa lub triumfalnie powróci do Agencji… ANNA TARCZYŃSKA
urzędzie małżeństw wydaliśmy ponad 130 pozwoleń na zawarcie takich związków. – Czy pańskim zdaniem turystyka małżeńska staje się sposobem na życie albo swego rodzaju transferem zagranicznym? – Nie staje się... Już dawno się stała! ¤¤¤ Dziś do Hiszpanii masowo jeżdżą wnuczki pań, dla których życiowym marzeniem były „Truskawkowe pola” zespołu The Beatles. A jeszcze wczoraj Liga Polskich Rodzin przestrzegała przed „Europą bez granic”, nie mając pojęcia, że katolickie emisariuszki chrześcijańskich korzeni tak szybko doprowadzą zepsutą „Europę bez prezerwatyw” do moralnej agonii Unii Europejskiej. Wszak dawanie tyłka za korzyści materialne nie może być w katolickim kraju oficjalnie uznane za prostytucję. Oczywiście pod warunkiem udzielenia nazajutrz sakramentu małżeństwa... DARIUSZ JAN MIKUS
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
POD PARAGRAFEM
9
POLSKI PRZEMYSŁ STOCZNIOWY MOŻE UPAŚĆ ZA 30 DNI
Ostatnia Sz(l)anta? Kolejny już raz ktoś próbuje zniszczyć europejskiego giganta produkującego statki – Stocznię Gdynia SA. Po co? A po to, żeby przejąć zakład za grosze. My wiemy, kto to jest. Tylko dlaczego Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego udaje, że nie wie? d niemal trzech lat próbujemy na łamach „FiM” chronić stocznie – gdyńską i gdańską – kolebki Solidarności. Ot, paradoks historii, bowiem wierchuszka „S” już
O
władzę, a ja was urządzę” – mówił, a załogi stoczni wierzyły mu. I urządził... Nadzieja ludzi szybko zamieniła się we wściekłość, gdy okazało się, że Szlanta – zamiast naprawiać – majątek stoczni wyprowadza do spółek, których jest najważniejszym Leszek Świętczak
dawno owe kolebki spisała na straty. Przypomnijmy pokrótce, dlaczego tak się stało... Słowo „dlaczego” dla stoczniowców Trójmiasta często jest synonimem słowa Szlanta. Pan ów kilka lat temu pojawił się na Wybrzeżu jako mąż opatrznościowy ginącego przemysłu stoczniowego. „Dajcie mi
udziałowcem. Przykładem owego rozboju w biały dzień był twór o nazwie Stoczniowy Fundusz Inwestycyjny. W założeniu miał on być kołem ratunkowym dla stoczniowców (powstał z ich pieniędzy), a okazał się maszynką do robienia szmalu dla Szlanty i szlantopodobnej gromadki kolesiów.
Po cyklu naszych publikacji gdańska prokuratura poszła po rozum do głowy i zaczęła sprawdzać, czy aby pismaki z „FiM” nie mają racji. To, co wykryli prokuratorzy (milionowe nadużycia), przeszło ich najśmielsze oczekiwania... Ale nie nasze, bowiem wiemy o sprawkach, do których śledczy jeszcze nie dotarli. Koniec końców jednak organa ścigania postanowiły aresztować Janusza Szlantę i jego popleczników. Przestępczej grupie postawiono zarzuty zamienione wkrótce w akt oskarżenia, ale... Ale jak się ma taką kasę, to się wkrótce wychodzi z pierdla, a wartkie śledztwo zamienia się w ślimacze. Tak czy inaczej, mało kto wierzył, że owo towarzystwo wzajemnej adoracji odegra jeszcze jakąkolwiek rolę, i nawet pesymistycznie nastawieni stoczniowcy byli pewni, że ich były prezes Szlanta jest już „trupem”. Jakże się mylili, a my – razem z nimi. Otóż pan eksprezes (wobec którego toczy się nadal poważna sprawa karna o działanie na szkodę stoczni) wypłynął ponownie, tylko że w innym miejscu i czasie. Znalazł sobie bowiem spokojną przystań jako prezes zarządu w słupskim
„Sezamorze”. Firma ta jest polskim monopolistą w produkcji łańcuchów okrętowych. Naiwny jest ten, kto sądziłby, że Szlanta uzdrowi kiepsko przędący „Sezamor”, wypracowując 300 procent normy przy odlewaniu ogniw. Przecież pan ten ma inny zawód: PREZES. I tylko to umie. Z drugiej jednak strony o łańcuchach wie sporo – zwłaszcza o takich „świętego Antoniego”, które służą do nabijania ludzi w butelkę. Czyli może to właściwy człowiek na właściwym miejscu? Ale niech się o to martwią związkowcy ze Słupska, bo na razie daleko większe zmartwienie mają stoczniowcy z Gdyni. Okazało się, że Szlanta ma długie ręce, nawet „zza grobu”. Jest tak: po odejściu prezesa przekręciarza Stocznia Gdynia SA odetchnęła i nabrała wiatru w żagle. Pojawiły się gigantyczne zamówienia (największy pakiet w Europie, np. do 2007 roku – 39 statków za 1,7 miliarda dolarów!!!), a ich portfel to kilka lat pracy dla kilku tysięcy ludzi. Teoretycznie! Otóż stocznia cały czas leczy dawne rany, czyli 800 milionów złotych długów – m.in. wobec zakładów dostarczających stal. Aby wierzyciele nie pożarli stoczni, rząd RP dał zakładowi dwuletni okres ochronny. W praktyce oznaczało to, że w tym czasie nikt nie może się czepiać stoczni. Ale ten okres kończy się w czerwcu. Co robić? Zarząd wpadł na pomysł, żeby podnieść kapitał zakładowy i akcjami wypłacić wierzycielom lwią część zaległości, na co ci ostatni się zgodzili. Kiedy już wydawało się, że jest pięknie, w grze znów pojawił się złowrogi cień Szlanty, który w sądzie zakwestionował tę ratunkową operację. Jakim prawem? A takim, że nadal jest szefem Stoczniowego Funduszu Inwestycyjnego (akcjonariusz stoczni). Czy chodzi tylko o czystą zemstę? Nic podobnego! Jeśli sąd do czerwca (a został miesiąc!) nie odrzuci wniosku Szlanty, to byle jaki wierzyciel, nawet taki co to mu stocznia wisi marne pół miliona, może automatycznie postawić ją w stan
upadłości. Wówczas pojawi się likwidator i sprzeda co się da komu się da, żeby zaspokoić wierzycieli. Jak już zaspokoi, to stoczniowego wówczas trupa będzie można po cichu kupić za grosze. Z naszych informacji wynika, że taki jest właśnie plan byłego pana prezesa, który podobno zamienił się po cichu w lobbystę pewnej firmy izraelskiej, która z kolei ma chrapkę na stocznię, a raczej na jej tereny, czyli nabrzeża. Trwa więc wyścig z czasem – kto pierwszy: Szlanta czy sąd. Na wynik czeka 6 tysięcy stoczniowców, którzy tymczasem są podkupywani przez stocznie innych krajów, proponujące im pracę za kilka razy większe zarobki. – Blokowanie podniesienia kapitału zakładowego Stoczni Gdynia to działanie na szkodę spółki, które może doprowadzić nie tylko do jej upadku, ale też utrudnić restrukturyzację całego polskiego przemysłu stoczniowego – mówi Arkadiusz Krężel, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu. Identyczny pogląd na sprawę ma też obecny prezes Stoczni Gdynia – Jerzy Lewandowski – i ten, który o stocznię walczył od zawsze – Leszek Świętczak. My też tak twierdzimy, zwłaszcza że Skarb Państwa, czyli my wszyscy, wpakował już w tę restrukturyzację 2,3 mld złotych. I niewykluczone, że to wszystko szlag trafi. Przez jednego, oskarżonego Szlantę. W mordę! MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI Fot. RP
10
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Takie hasło towarzyszyło I Kongresowi Ruchu Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka. Aczkolwiek duch byłego I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR unosił się nad uczestnikami kongresu, podkreślali oni zgodnie, że ani w polityce, ani w gospodarce nie może być powrotu do lat 70. – chodzi jedynie o zaproponowanie Polakom programu „rozwoju dla człowieka” i włączenie dekady 1970–1980 do powojennego dorobku rodaków. – Od dłuższego czasu kraj nasz tkwi w kryzysie gospodarczym, którego przejawem jest dziesięć i pół miliona ludzi dotkniętych skutkami bezrobocia, brak ponad dwóch milionów mieszkań dla ludzi biednych, katastrofalny stan finansów publicznych, dogorywająca służba zdrowia, niesprawny system emerytalny i zrujnowany autorytet państwa – stwierdził w rozmowie z naszym reporterem prof. Paweł Bożyk, uznany ekonomista, przewodniczący ROG. Wygłosił on przemówienie programowe, przerywane burzliwymi oklaskami.
Bożyk zaapelował do wszystkich partii, aby zakończyły bezsensowną walkę na słowa i poszukały konkretnej odpowiedzi na pytanie, co zrobić, by wyprowadzić Polskę ze ślepego zaułka. Jego zdaniem, trzeba postawić na walkę z bezrobociem i rozwój budownictwa mieszkaniowego. Zbliżona do nas pod względem liczby ludności Hiszpania buduje rocznie ponad 400 tys.
Sojusz Lewicy Demokratycznej robi wszystko, by odzyskać utraconą sympatię mediów. Wzór mogą w tej mierze stanowić działania jego lubelskich aktywistów. Na życzenie wicemarszałka województwa lubelskiego – Mirosława Złomańca z SLD – utajniono konkurs na nowego dyrektora naczelnego Teatru Muzycznego w Lublinie. Wprawdzie prawo stanowi, iż wszystko ma się odbywać jawnie, jednak Złomaniec, który przewodniczy komisji konkursowej, dziennikarzom za pośrednictwem sekretarki wała pokazał i nawet nie raczył się z nami spotkać. Poprzedni dyrektor teatru, Jacek Boniecki, stracił posadę pod koniec lutego br., gdyż nie właził w odbytnicę wicemarszałkowi. Teraz Złomaniec utajnił listę kandydatów na następcę Bonieckiego, chociaż pula jest już zamknięta, a koperty z ofertami
mieszkań, czyli kilkakrotnie więcej niż w Polsce, i zmniejszyła dwukrotnie stopę bezrobocia (dziś 10 proc.). Profesor Bożyk krytycznie ocenił złodziejską prywatyzację i sprzeciwił się liberalizmowi gospodarczemu. – Rynek powinien służyć ludziom, a nie ludzie rynkowi – mówił. Zaapelował jednocześnie o odkłamanie Gierkowej dekady, domagając się odrzucenia licznych
Tajny konkurs jakichkolwiek informacji udzielać. Koło zostały otworzone. Powoływał się przy tym się zamknęło. Niezależni prawnicy uznali, – tym razem za pośrednictwem biura prasowego urzędu marszałkowWszechwładny wicemarszałek Mirosław Złomaniec za skiego – na regulamin prac nic ma prawo dziennikarzy do zdobywania informacji komisji, który jednak też nie został udostępniony. Z kolei jego zastępczyni w komisji i członek zarządu województwa – Teresa Królikowska (PSL) – deklarując, że wszystko jest przecież jawne, odesłała pismaków do dyrektora departamentu kultury. Ten jednak, trzęsąc portkami przed potężnym wicemarszałkiem, stwierdził, że tylko Złomaniec może
kłamstw, dotyczących m.in. polityki kredytowej. Łączne zadłużenie Polski w tym okresie wyniosło 19,6 mld dolarów. A przecież w latach 90. bywały okresy, gdy roczny bilans handlu zagranicznego kształtował się na poziomie 20 mld dol., a więc przewyższał całe zadłużenie lat siedemdziesiątych. Te tak krytykowane kredyty pozwoliły wymienić technologie produkcji w 50 proc. zakładów przemysłowych i 62 proc. przedsiębiorstw budowlanych. Wybudowano wówczas 567 nowych fabryk. Polityka Gierka nie doprowadziła więc do „przejedzenia” kredytów, co dziś usiłuje się wmówić wielu Polakom. – Jesteśmy ruchem na miarę XXI wieku. Sięgamy do korzeni sprzed trzydziestu lat nie po to, by cofnąć historię, lecz po to, by wprowadzić Polskę do światowej czołówki – stwierdził Bożyk. Uczestnicy kongresu z entuzjazmem powitali syna Edwarda Gierka, Adama (na zdjęciu obok), eurodeputowanego, do którego zaapelowali, by jako jedyny reprezentant lewicy ubiegał się o fotel prezydenta RP. Profesor Gierek nie wypowiedział się jeszcze jednoznacznie na ten temat. Kurs na człowieka i odkłamanie „epoki nadziei” to z pewnością nowy i cenny element w dzisiejszej polityce, którą zdominowały wartości katolickie i kult liberalizmu – reprezentowane przez prawicowców spod znaku LPR, PiS i PO. W programie ROG nie brakuje też innych nowinek, a właściwie zapożyczeń z PRL, takich chociażby jak propozycja wprowadzenia do konstytucji poprawki w sprawie obowiązkowego udziału obywateli RP w wyborach parlamentarnych. Czy ROG potrafi wyjść z zaścianka dyskusji i gabinetów, by zyskać masowe poparcie i urzeczywistnić piękne hasła zaprezentowane przez Bożyka i innych? O tym przekonamy się w najbliższych miesiącach. BARBARA SAWA Fot. Autor
że złamano przepisy o jawności życia publicznego poprzez ograniczenie mediom dostępu do informacji. Złomaniec jest protegowanym Grzegorza Kurczuka, eksministra od sprawiedliwości, a obecnie barona SLD na Lubelszczyźnie, który także ma swoje doświadczenia z zapewnieniem mediom wolności słowa. W zeszłym roku Kurczuk groził redakcji „Dziennika Wschodniego” spowodowaniem odpływu reklamodawców, jeśli gazeta nie zaprzestanie publikacji artykułów krytycznych wobec SLD (sprawę bada rzeszowska prokuratura). Jak wieść gminna niesie, Złomaniec ma startować z listy Sojuszu do Sejmu w okręgu chełmskim, być może nawet z pierwszego miejsca. KC Fot. BAR PS Już po oddaniu materiału do druku konkurs rozstrzygnięto. Dyrektorem teatru został Zenon Poniatowski, dotychczasowy zastępca Bonieckiego ds. administracyjnych. Pełna lista kandydatów nadal nie jest znana.
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
POD PARAGRAFEM
11
Generalny kretynizm Choć wydaje się to niesłychane, to jednak jeden sprytny prawnik z jajami może w pył roznieść cały nasz wymiar sprawiedliwości, a Trybunał Praw Człowieka nie dość, że mu przyklaśnie, to jeszcze nałoży na Polskę gigantyczne kary. Szeptem mówi się o tym w środowisku teoretyków prawa, a my te szepty nagłaśniamy. Zacznijmy ab ovo, czyli od Konstytucji RP. Czytamy w niej m.in., że istnieją w Polsce dwa różne, odrębne organy, a są to: minister sprawiedliwości oraz prokurator generalny. Jeszcze raz podkreślmy: „różne i odrębne organy”... Nigdzie zaś w Konstytucji RP nie znajdziemy, iż organy te można łączyć. Jeśli tego w ustawie zasadniczej nie ma, to znaczy, że nie można. Nawet nie wolno! Ale w naszej rzeczywistości, jak się okazuje, można i wolno. Do czasu! Według profesora Romualda Kmiecika – teoretyka prawa z UMCS – paradoksy idą znacznie dalej. Minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie (w tej chwili choćby Kalwas) jest członkiem rządu, a rząd zawiaduje administracją kraju. Innymi słowy, Kalwas jest z całą pewnością częścią tej administracji. Czyli cała prokuratura też jest jej kawałkiem. I jak tu nie chorować na schizofrenię? Z jednej strony ustawa o prokuraturze nakazuje jej zaskarżać do sądów niezgodne z prawem decyzje administracyjne, z drugiej przecież (jako współrządząca) – sama za te decyzje odpowiada. Weźmy taki przykład: obraduje Rada Ministrów (wśród niej Kalwas) i wymyślają podniesienie podatku od śmieci o 1000 procent. A co? Wolno im!
Teoretycznie, bo taka podwyżka stoi w jawnej sprzeczności z konstytucją. Prokurator generalny ma więc ustawowy obowiązek natychmiast pobiec do Trybunału z zaskarżeniem tego rozporządzenia. Czyli taki Kalwas idzie i donosi na samego siebie. Czy to tylko czysto teoretyczne wariactwo? Nic podobnego – takie przypadki zdarzały się już wielokrotnie, np. przy słynnych deklaracjach podatkowych Kołodki. Tymczasem w normalnym kraju Unii prokuratura jest całkiem oddzielona od administracji, bo – rzecz oczywista – istnieje ryzyko (a nawet pewność!), że politycy będą mieli chrapkę, by wpływać na prokuratora. No i w Polsce właśnie wpływają. Ale to nie koniec paradoksów. Kowalski ukradł rower, więc go przymknęli. Oskarża go przed sądem prokurator powołany przez prokuratora generalnego, który – według dzisiejszej wykładni
Chciałabym podarować mojej ciotce, która postanowiła wybudować dom, kilkanaście tysięcy złotych. Dodam, że jestem mężatką, a co za tym idzie – ja i mój mąż mamy wspólny majątek. Czy w związku z tym mój małżonek musi wyrazić zgodę na dokonanie darowizny? (Olga U., Szczyrk) Zgodnie ze zmianami przepisów kodeksu rodzinnego i opiekuńczego – darowizny, które pochodzą z majątku wspólnego, wymagają zgody współmałżonka. Podarowanie cioci kilkunastu tysięcy złotych będzie więc wymagało takiej zgody. Zasada ta nie odnosi się natomiast do sytuacji, kiedy w grę wchodzą drobne darowizny
§
prawa – nie jest de facto prokuratorem (jednoznaczne stanowisko Sądu Najwyższego – sic!), a co ciekawsze – nie musi być nawet prawnikiem. Do roku 1997, czyli do wprowadzenia nowej konstytucji, wszystko od biedy można było uznać lege artis, bo obowiązywały inne przepisy. Wróćmy do naszego Kowalskiego i roweru. Sprytny prawnik wykaże przed Trybunałem Praw Człowieka, że ów złodziejaszek został oskarżony przez osobę (prokuratora) mianowaną przez inną osobę (prokuratora generalnego), która nie ma do tego uprawnień. Takich prokuratorów mianowanych niezgodnie z prawem jest obecnie w Polsce ponad 5 tysięcy (na ogólną liczbę ok. 10 tys.). Co roku oskarżają oni 170 tysięcy osób. Czyli przez osiem lat armia nielegalnych prokuratorów oskarżyła milion trzysta tysięcy osób! W lwiej części pewnie słusznie, ale... niezgodnie z prawem.
Porady prawne zwyczajowo przyjęte, np. prezenty imieninowe, urodzinowe czy świąteczne. ¤¤¤ Zaczęła się właśnie pora porządków na działkach, w związku z czym planuję wycięcie paru drzew, gdyż dają za dużo cienia. Zgłosiłem się do gminy z prośbą o pozwolenie i otrzymałem zaskakującą odpowiedź. Otóż mogę wyciąć drzewa, pod warunkiem że zatrudnię w tym celu wskazaną przez gminę ekipę, która w dodatku zabierze ścięte drzewo i której – co najlepsze – muszę zapłacić. Czy takie postępowanie jest zgodne z prawem? Co mam zrobić? (Andrzej K., Sochaczew)
Żeby było jeszcze śmieszniej, prokurator generalny nie ma immunitetu, więc jak jedzie bryką ze swoim kumplem prokuratorem rejonowym z Pcimia i złapie ich obu policja na alkomat, to „generalnego” policjanci wiozą „na izbę”, a jego podwładnemu z Pcimia kłaniają się w pas. To wcale nie jest „spowiedź kretyna”. Z naszymi spostrzeżeniami zgadzają się takie sławy prawnicze jak: prof. Piotr Winczorek z UW, cytowany już prof. Romuald Kmiecik z UMCS oraz
§
W myśl ustawy o ochronie przyrody, jedyne warunki, jakie mogą być postawione w takiej sytuacji, to przesadzenie drzew w inne miejsce lub zastąpienie ich innymi drzewami. Natomiast uzależnienie wydania zgody od wynajęcia wskazanej przez gminę ekipy, którą zainteresowany miałby dodatkowo opłacić, nie jest zgodne z obowiązującymi przepisami. W tej sytuacji, jeśli gmina nie zmieni wydanej decyzji, może ją Pan zaskarżyć. ¤¤¤ Od lat opiekuję się starszym małżeństwem. Traktują mnie jak swoją córkę, więc zameldowali mnie w swoim mieszkaniu. Główny najemca zamierza wykupić to mieszkanie, żeby mi je darować. Jak w takiej sytuacji postąpić, żeby zapłacić jak najmniejszy podatek? (Anna O., Jaworzno)
dr Bolesław Kurzępa z Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. ¤¤¤ Jeśli nasz modelowy prawnik bystrzak z jajami wygra przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka jedną jedyną sprawę, wykazując brak legitymacji prawnej polskich prokuratorów, to policzmy sobie szybko skalę zjawiska, czyli odszkodowania w dziesiątkach tysięcy podobnych przypadków. I co, papugi, już zacieracie ręce? ANNA KARWOWSKA MAREK SZENBORN
Darczyńca, dokonując darowizny przed upływem 5 lat od nabycia lokalu, powinien zapłacić 10-procentowy podatek od różnicy pomiędzy wartością darowizny a wartością nabycia. Pani znajduje się w III grupie pokrewieństwa (w rozumieniu ustawy o podatku od spadków i darowizn, z którą w tej sytuacji należałoby się dokładniej zapoznać) w stosunku do darczyńcy, więc w przypadku darowizny powinna Pani zapłacić podatek na zasadach ogólnych (kwota wolna od podatku wynosi 4902 zł, zaś powyżej podatek rośnie do 20 proc. od kwoty ponad 20 500 zł). Jeżeli jednak lokal stałby się Pani własnością w drodze spadku (zapisany w testamencie, najlepiej w formie aktu notarialnego), to zwolniona od podatku byłaby równowartość mieszkania o powierzchni 110 mkw. Dodatkowym warunkiem jest jednak zawarcie pomiędzy Panią a ludźmi, którymi się Pani opiekuje, przed organem gminy umowy dotyczącej opieki. Opracował MECENAS
12
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
ROZMOWA ZE STANISŁAWEM MIKULSKIM
J-23 znów nadaje – Jak przetrzymał Pan ataki swojego środowiska i oskarżenia o kolaborację z ludową władzą, formułowane w stanie wojennym? – Do tych ataków podchodziłem ze spokojem, bez emocji. Okazało się po latach, że miałem rację. – Ale tzw. wyklaskiwanie, czyli niedopuszczanie Pana do teatralnej kwestii, było chyba czymś potwornie wkurzającym? – Oczywiście, jednak nie potępiało mnie wówczas całe środowisko, jak sugerowano, lecz garstka aktorów, i to tylko w Warszawie. Reszta kolegów nie miała do mnie pretensji, że chcę grać. – A później, podczas pobytu w Moskwie, nie czuł Pan jeszcze większego potępienia ze strony środowiska aktorów? – Niektórzy mój pobyt w Moskwie przez dwa lata traktowali jako swoistą ucieczkę, a przecież tak nie było. Przez siedem lat, w tym także w okresie stanu wojennego, pracowałem w teatrze, dopiero w 1988 roku wyjechałem za granicę. – Czy ówczesna władza nie chciała Mikulskiego po prostu w ten sposób wykorzystać? – Być może tak, władzy z pewnością zależało, by ośrodek kultury tworzył ktoś popularny. – Jak było w tej Moskwie? – Bardzo dobrze, propagowałem polską kulturę i sztukę, m.in. nasze kino.
Dla Rosjan polskie filmy były czymś wielkim, na projekcje dzieł Wajdy, np. „Człowieka z marmuru”, przychodziły komplety widzów. Gościliśmy też wielu polskich aktorów. – Czy ten pobyt w ZSRR był Panu wtedy naprawdę potrzebny? – Traktowałem go jako jeszcze jedno doświadczenie, także artystyczne. Zwiedziłem wówczas przy okazji kawał Rosji, poznałem wspaniałych ludzi. – Jednak powrót nastąpił dość szybko... – Zmieniła się sytuacja polityczna w Polsce i podjęto decyzję o wymianie dyrektorów w ośrodkach kultury. – A w kraju nadal nie czekano na Pana z otwartymi rękoma... – W 1990 r. wróciłem do Teatru Narodowego, który wkrótce rozwiązano, i zostałem bez pracy. Nie ukrywam, że bolało mnie to. Co prawda kilka teatrów spoza Warszawy chciało mnie zatrudnić, ale z kolei ja nie bardzo chciałem wynosić się ze stolicy. W 1994 roku przeszedłem na emeryturę. – Na szczęście dziś jest pan człowiekiem wyjątkowo zajętym... – O dziwo, wystarcza mi sił. Ostatnio zagrałem w serialu „Klinika samotnych serc”, pojawiam się też w „Kryminalnych”. – Skąd wzięła się tak duża – także obecnie – popularność „Stawki większej niż życie”? – Nie potrafię tego wytłumaczyć. Choć w styczniu minęło czterdzieści lat od emisji pierwszego
– jeszcze teatralnego – odcinka, ludzie nadal chętnie oglądają serial. Widocznie było wówczas olbrzymie zapotrzebowanie na bohatera – nie przegranego jak w „Kanale” czy „Popiele i diamencie”, lecz sprytnego i odważnego, bliskiego wielu Polakom. – Jak dziś patrzy Pan na „Stawkę”? – To nie jest dokument historyczny, tylko sensacja i rozrywka. Gdy byłem przed laty w Szwecji, zorientowałem się, że tam nasz serial traktowano trochę jak obraz ukazujący prawdę o okupacji hitlerowskiej w Polsce. Bohater „Stawki” wrył się głęboko w mentalność Polaków. Jako odtwórca głównej roli w tym serialu mam swoje okienko w pamięci telewidzów. – A może Kloss, czyli J-23, to taki polski James Bond? – Nie można porównywać Klossa do Bonda. 007 to bajka i cudowne gadżety, a my mimo wszystko trzymaliśmy się wojennych realiów. – Jak smakuje sława? – To przede wszystkim olbrzymia satysfakcja, że udało się trafić w dziesiątkę, a widzowie zaakceptowali agenta J-23. Ludzie rozpoznawali mnie na ulicy, byłem wówczas bardzo popularny. Jednocześnie miałem świadomość, że to się kiedyś skończy, że wcześniej czy później przyjdą nowi aktorzy, nowi widzowie. – Ale w 1989 r. dość brutalnie przerwano emisję serialu... – To było tuż po wyborach, mówiono, że nie ma teraz potrzeby pokazywania bohaterskiego agenta KGB. Musiało minąć kilka lat, by te bzdurne argumenty przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Fot. RP
– Dlaczego nie nakręcono kolejnych odcinków? – Nie wiem. Na przykład Szwedzi chcieli kupić kolejne części, z tym że już nakręcone w kolorze, byłem więc przekonany, że pojawi się ciąg dalszy „Stawki”. Autorzy przygotowali nawet scenariusz. – A czy zagrałby Pan jeszcze w tym serialu? – Z ochotą. Powiem więcej... toczą się na ten temat zaawansowane rozmowy. Film byłby oczywiście także z Karewiczem, czyli Brunnerem. – Czym naprawdę zajmuje się dziś Kloss? – Gdy jest jakaś propozycja – pracuję nadal w zawodzie, latem zaś jeżdżę na Mazury, gdzie mam chałupę. Całe życie byłem bardzo aktywny, więc teraz trudno mi spokojnie usiedzieć na miejscu – dlatego w wolnych chwilach dodatkowo majsterkuję. – Ale nie pcha się Pan na afisz, nie ma Pana w reklamach? – To nie ode mnie zależy; jakieś drobne reklamy robiłem, ale to było dawno. – Czy jest Pan człowiekiem wierzącym? – Właściwie nie, ale szanuję przekonania innych. Pod tym względem jestem tolerancyjny. – Śmierć papieża ukazała naszą rozdętą celebrę religijną i umiłowanie powierzchownych, zbiorowych modłów... Jak Pan ocenia polską religijność? – Niewątpliwie odszedł jeden z największych w naszych dziejach Polaków, ale telewizja zafundowała nam nadmiar różnorodnych programów papieskich. Nie podobało mi się także i to, że z jednej strony Polacy demonstrowali swoją religijność i wielkie przywiązanie
do nauk papieża, a z drugiej strony zaraz potem wrócili do nienawiści, awantur na boiskach, obrzucania błotem bliźniego. – Kościół w tych dniach wykorzystywał maksymalnie ludzkie emocje... – Nasz Kościół robił to z premedytacją przez cały pontyfikat Jana Pawła II, wykorzystując fakt, że papieżem został Polak. – Wiem, że lubi Pan książki historyczne... – Interesuje mnie głównie historia najnowsza, a w niej lata okupacji hitlerowskiej. Urodziłem się w 1929 roku, więc gdy wybuchła wojna, miałem już 10 lat i sporo zapamiętałem. Podczas kręcenia „Stawki” niejednokrotnie sięgałem do książek i wspomnień z lat wojny. – Jakie miejsce w Pana życiorysie zajmuje Łódź? – Z tego miasta pochodzę, z niego wyjechałem do wojska w 1950 roku. Od lat mieszkam w Warszawie, ale w Łodzi mam siostrę, którą odwiedzam. – Jakie są obecnie Pana ulubione seriale telewizyjne? – Żadne, bo te tasiemce mi nie odpowiadają. Nie chcę jednak mówić o nich źle, bo jeśli są produkowane, to znaczy, że jest na nie zapotrzebowanie. – Zawsze imponowała mi Pana pogoda ducha, spokój, opanowanie i takt – widoczne nie tylko na ekranie. Jest Pan prawdziwym agentem dżentelmenem. – Na ogół jestem przyjazny ludziom, ale nie znoszę niechlujstwa, bałaganiarstwa i chamstwa. Stoicki spokój pomógł mi niejednokrotnie przetrwać trudne chwile. Czasami jednak potrafię być cholerykiem, szczególnie gdy jestem bezsilny wobec draństwa. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r. W Indiach – centrum hinduizmu – można poznać „wszechmocnych bogów” natury, którzy są w stanie powstrzymać deszcz, zażegnać suszę, sprowadzić wiosnę, zapewnić obfite plony... Według wierzeń Gondów (pn. Bengal – Indie) dobre plony mogła zapewnić bogini Tari Pennu. Dlatego jeszcze w XIX wieku składano jej ofiary z ludzi. Kawałki zwłok ofiary każdy członek tamtejszej społeczności zakopywał wiosną na swym po-
keddi. Następnie kapłan odcinał kawałek ciała i zakopywał u stóp posągu Tari Pennu. Potem pozostali uczestnicy ceremonii odcinali kawałki dla siebie. ¤ W centrum wioski budowano podwyższenie, na którym kładziono keddi. Kapłan rozszczepioną gałąź zakładał na szyję lub kładł na piersi ofiary, i dusił ją. Następnie rytualnie ranił keddi siekierą, po czym zebrani rzucali się na ciało i rozszarpywali je, pozostawiając tylko głowę i wnętrzności. ¤ Keddi przywiązywano do trąby drewnianego obracanego słonia. Podczas obrotu jego trąba zbliżała się kolejno do uczestników ceremonii, a ci mogli wtedy odciąć kawałek ciała ofiary. Ceremonia kończyła się do-
Bogowie plonów letku – w miejscu przyszłych zasiewów. W tym celu „składkowo” kupowano żywą istotę ludzką – najchętniej dziecko, bo mniej kosztowało. Takiej przyszłej ofierze (keddi) wspólnie zapewniano wikt i opierunek... aż do wiosny. Z jej nastaniem uroczyście składano ofiarę według jednego z panujących zwyczajów: ¤ W przygotowanym dole zabijano zwierzęta. Gdy uzbierała się dostateczna ilość ich krwi, topiono w niej
piero wtedy, gdy z keddi został tylko szkielet, który następnie palono i mieszano z siewnym ziarnem, żeby zapewnić pomyślne plony. ¤ Czwarty sposób polegał na tym, że z ofiary robiono „pieczyste” – na żywo. Obezwładnioną umieszczano na specjalnym podwyższeniu nad rozpalonym ogniem. Tam każdy z obecnych mógł ją przypalać płonącymi żagwiami lub rozżarzonym do czerwoności żelaznym prętem. Wierzono, że
200-milionowej Republice Indonezji 87 proc. obywateli to wyznawcy islamu. Mimo to jest to kraj niezwykłej tolerancji religijnej. Dominujący islam „zaimportowali” w XIV w. muzułmańscy kupcy. Religia ta jest tutaj pozbawiona wojowniczej ortodoksji. W sposób pokojowy przyjmowały ją warstwy panujące i oświecone, a potem pozostała ludność. Dzisiaj ludzie chodzą w europejskich strojach – kobiety nie zasłaniają się czadrami, młodzież płci obojga zachowuje się swobodnie, chodzi nawet razem do szkoły (niedopuszczalne w krajach ortodoksyjnego islamu), dziewczęta mogą studiować i zajmować się biznesem. Nie ma więc takich ograniczeń, jak w innych islamskich krajach przejawiających skrajny fundamentalizm. W 1987 r. wprowadzono obowiązek szkolny dla dzieci w wieku 7–13 lat, nadzorowany przez Ministerstwo Edukacji i Kultury. Istnieje też 6-letnie dwustopniowe szkolnictwo średnie i wiele uczelni wyższych. Równolegle działa muzułmańskie szkolnictwo kanoniczne, utrzymywane wyłącznie przez wiernych. Pozostali mieszkańcy (13 proc.) wyznają: animizm – 5 proc., hinduizm – 2 proc., buddyzm – 2 proc., protestantyzm – 2,5 proc., katolicyzm – 1,5 proc. Ten ostatni krzewi osiadły na wyspie Flores polski zakon werbistów,
W
ZE ŚWIATA im straszniejszy ból i krzyk ofiary, tym większa łaskawość Tari Pennu, a to inspirowało do najwymyślniejszych tortur. Następnego dnia zwłoki siekano na kawałki, aby każdy ze współplemieńców miał cząstkę do zakopania na swym poletku. Dopóki tam spoczywała, dopóty łaskawość bogini nie opuszczała wyznawców. Indra nie wymagał aż tak krwawych ofiar i między innymi dlatego niektóre rytuały z nim związane przetrwały do naszych czasów. Z „usług” jego korzystano (korzysta się), gdy plonom zagraża przewlekła susza lub deszcze. W pierwszym wypadku powszechna była metoda zanurzania świątobliwego bramina po usta w wodzie, żeby wzywał boga (Indra! Indra!) do skutku, czyli pojawienia się deszczu. Niekiedy trwało to dni, tygodnie... W przypadku zagrożenia powodzią wrzącą oliwę wlewano do ucha psu. Jego wycie z bólu miało przywołać tego boga, wzbudzić w nim litość i nakłonić go do przerwania opadów. Inne święto plonów nazywane jest Holi, aczkolwiek w niektórych regionach zwie się także inaczej, np. w stanie Orisa (środkowo-wschodnie Indie) – Dolajstra. Na północy patronuje mu bóg Kriszna, a na południu – Kama. W trakcie uroczystości kultywowany jest zwyczaj wzajemnego polewania się wodą i obsypywania czerwonym proszkiem. Czerwony proszek symbolizuje krew płynącą w żyłach, przynoszącą nowe życie i „pragnienie miłości”. Na zakończenie na wsiach rozpalane są ogniska, przy których uczestnicy pieką placki z mąki poli i śpiewają rozpustne piosenki. – Te ostatnie mają przywabić przyszłe dobre plony. Na subkontynencie Indii duży wpływ na plony mają tamtejsze rzeki. Dlatego niektóre z nich uważa się
dzięki któremu nadzwyczajnie upowszechnił się na wyspie kult Czarnej Madonny (Matki Boskiej Częstochowskiej), swojskiej dla tamtejszej ludności m.in. ze względu na podobną karnację.
13
Kriszna i pasterze
za święte – m.in. Ganges i Yamunę. Hindusi wierzą, że są one dziełem bogów i pozostają pod ich opieką. Opiekunką pierwszej z wymienionych rzek jest bogini Ganga, a drugiej – bogini Dżamuna.
¤¤¤ Jednym z celów naszej wyprawy było przeprowadzenie badań na wulkanie Bromo, położonym we wschodniej części Jawy (2581 m n.p.m. – w XIX i XX w. kilkadziesiąt
Islam inaczej
Bogowie przynoszą dobre plony, zsyłają życiodajne deszcze, powstrzymują susze, ale nawet im nie zawsze się to udaje. To oczywiste, bo bóg ma przecież prawo pogniewać się na człowieka. J. RABE
erupcji). Dzielące go od Dżakarty 900 km przebyliśmy pociągiem wśród żebrzących ślepców, wokalnych zespołów umilających podróż, sprzedawców obnoszących towary na specjalnych nosidłach (ich obfitość sprawia, że podróżny czuje się jak na stacjonarnych bazarach Azji). Dotarliśmy do miejscowości Probolingo, położonej niedaleko od Bromo. Podczas nocnej wspinaczki na wulkan Bromo panowały egipskie ciemności, więc wyprawa szybko traciła swą zwartość. Z dwoma równie zagubionymi współtowarzyszami dołączyłem do napotkanych Japończyków, lecz ci wkrótce także zgubili drogę. Na nic się zdało poszukiwanie Krzyża Południa. Dopiero przed świtem dotarliśmy do szczytu wulkanu. Stanęliśmy na krawędzi jego krateru. Był to rodzaj olbrzymiego kotła, z którego dna buchały siarczane dymy i dochodziło głuche dudnienie. Spojrzałem w dół. Wyobraziłem sobie ponad 13,5 tysiąca islamskich wysp tworzących Republikę Indonezji. Co je łączy? I dlaczego ten wulkan nie wybucha? Spoiwem jest nie tylko wspólna religia, ale również wyznaniowa tolerancja. Czuwa nad nią rząd, tłumiący w zarodku wszelkie religijne nacjonalizmy. JR Fot. Autor
14
Szczyt szczytów ajlandia przygotowuje się do ogólnoświatowej konferencji World Toilet Summit (Światowy Szczyt Ubikacyjny), która odbędzie się w przyszłym roku w Bangkoku.
T
Organizatorem jest Światowa Organizacja Toaletowa, której pierwsze obrady na szczycie miały miejsce w 2001 roku w Singapurze. W ubiegłym roku gospodarzem ogólnoplanetarnych obrad klozetowych były Chiny – tamtejsze wychodki nie są jeszcze na światowym poziomie.
Wiodącymi tematami dyskusji w Bangkoku mają być projekty ubikacji, higiena i zarząd toaletami oraz sposoby uzyskiwania energii z... gówna. Puśćmy wodze fantazji: może przyjdzie czas, że to Polska stanie się gospodarzem szczytu klozetowego? TN
Fanatycy z USA proc. Australijczyków sądzi, że władze ich kraju zbytnio wiążą się z USA w swej polityce międzynarodowej (rząd wysłał do Iraku 2 tys. żołnierzy).
54
42 proc. jest zdania, że Busha i konserwatywnych republikanów należy traktować na równi z muzułmańskimi fanatykami. Na pytanie o przyjazne uczucia wobec innych krajów Australijczycy odpowiadają, że sympatię mniejszą niż do Stanów czują tylko do
Indonezji, Iranu i Iraku. Ponad połowa jest zdania, że Australia nie powinna się angażować w iracką awanturę. Allan Gyngell, dyrektor instytutu, który przeprowadził badania, stwierdza, że sondaż ujawnia „antypatię wobec USA i zagranicznej polityki tego kraju”. JF
Reinkarnacja merykański wróżbita Kenny Kingston, który twierdzi, że od 1962 r. utrzymuje duchowy kontakt z Marilyn Monroe, zapowiada powtórne narodziny gwiazdy.
A
Zdaniem medium, legendarna aktorka ma ponownie przyjść na świat pod koniec czerwca br. Urodzi się jako zwyczajne dziecko i z wiekiem coraz bardziej będzie przypominała swoje poprzednie wcielenie, mimo że nie zachowa z niego żadnych wspomnień. W nowym życiu zamierza lepiej wykorzystać swój talent, bo chce uwolnić się od stereotypu słodkiej i głupiej blondynki. Kingston żywi przekonanie, iż reinkarnacja jest powszechnym zjawiskiem. Oprócz nawiązania kontaktu z MM, wizjonerowi udało się odnaleźć nastolatka, który jest rzekomo kolejnym wcieleniem ducha Errola Flynna. Jak to dobrze, że
katolicy nie wierzą w reinkarnację. Jeszcze by nam się wyznawczynie Rydzyka reaktywowały... MW
Rabuś psiej kupy N
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
ZE ŚWIATA
ieraz ubolewaliśmy na tych łamach nad upadkiem profesjonalizmu w zawodzie złodziejskim.
Oto jeszcze jedno potwierdzenie: pani z San Diego poskarżyła się policji, że padła ofiarą rabunku. W parku podbiegł do niej z tyłu młody złodziejaszek i wyrwał woreczek, który dzierżyła w ręku. W środku były... fekalia, akuratnie zbierane z trawnika po każdej defekacji psa, z którym spacerowała. Kiedy złoczyńca zorientował się,
jaki łup posiadł, odrzucił torbę z obrzydzeniem, wrócił i... zażądał gotówki. Po czym wycelował w stronę ofiary pistolet i dwukrotnie pociągnął za spust. Zgrzytnęło, szczęknęło, ale tandeta nie wypaliła (może zresztą zapomniał, że broń należy przed użyciem nabić?). Ostatecznie rozgoryczony złodziej sam uciekł. PZ
rytyjski „Sunday Times” opublikował w maju tajny stenogram z posiedzenia członków gabinetu premiera Tony’ego Blaira w lipcu 2002 roku. Zastanawiano się wówczas, jak zaatakować Irak i obalić Husajna, by opinia publiczna to zaakceptowała.
B
Blair poprosił odpowiedzialnego za obronę Michaela Boyce’a, żeby jeszcze w tym samym tygodniu przedstawił mu plany wojny. Wszystko to miało miejsce 9 miesięcy przed inwazją, czyli w czasie, gdy Bush powtarzał, że nie ma żadnych planów ataku i że będzie stoso-
zapewniali o broni Husajna, jakby ją widzieli na własne oczy. Stenogram ujawniony w Anglii nie jest pierwszym dowodem kłamstw USA i Wielkiej Brytanii oraz poszukiwania przez nich pretekstu do ataku. Były minister skarbu Busha, Paul O’Neil, który podał się w ubiegłym
Chocholi taniec premiera Dotychczas angielski premier stanowczo powtarzał, że nie przystąpiłby do wojny, nie dawszy Saddamowi szansy rozbrojenia się z broni masowego rażenia. Narada, o której mowa, poprzedzała wojnę o 9 miesięcy i dowodzi, że Blair nie mówił prawdy. „Jeśli polityczny kontekst będzie słuszny, ludzie poprą obalenie reżimu w Iraku” – oświadczył podczas narady Blair. Minister Spraw Zagranicznych Jack Straw zwrócił uwagę, że powód do wojny jest nieprzekonujący, bo „Saddam nie zagraża żadnemu z sąsiadów, a ewentualna broń masowego rażenia, jaką może dysponować, ma mniejszy potencjał niż arsenał Libii, Korei Północnej czy Iranu”. Głos zabrał szef wywiadu Richard Dearlove, który właśnie wrócił z USA, i oświadczył: „Waszyngton jest przekonany, iż wojna jest nieunikniona, bo Bush zdecydowany jest przedsięwziąć akcję zbrojną, a dane wywiadowcze oraz fakty są dopasowywane do realizacji tego politycznego celu”.
wał metody dyplomatyczne w celu zmuszenia Husajna do zrzeczenia się broni masowego rażenia. Powątpiewanie, że może je posiadać, było w kręgach władzy USA absolutnie niestosowne. Publice powtarzano bez przerwy, że Husajn zbroi terrorystów i szykuje się do ataku na USA za pomocą broni atomowej. Pytanie nie zaczynało się od tego, „czy” zaatakuje, lecz... „kiedy” – to jedna z charakterystycznych, retorycznych figur podsycających napięcie i grozę. Także w Polsce przedstawiciele władz
roku do dymisji, wyznał, że o obaleniu Husajna Bush zaczął mówić nazajutrz po objęciu władzy. Z innych źródeł wiadomo, że natychmiast po ataku terrorystów saudyjskich z 11 września 2001 r. postanowiono, że trzeba napaść na Irak. W Afganistanie nie ma dobrych celów, w Iraku są – przekonywał Rumsfeld. Są to dowody monstrualnego oszustwa, w rezultacie którego zabito ponad 100 tys. ludzi, zmarnotrawiono setki miliardów dolarów, zdestabilizowano niebezpieczny rejon świata. Wciąż nie wiadomo, jak to się skończy, bo widoków na spokój i pokój nie ma. Amerykanów rajcuje proces piosenkarza Jacksona. Irak jest daleki, nierealny; to taki poligon z przygodami dla amerykańskich Rambo. Nie zakłóca to więc przywódcom obu narodów chocholego tańca wokół bożków kłamstwa i oszustwa. Jaka szkoda, że Ameryka i Wielka Brytania nigdy nie dorobiły się swego Wyspiańskiego. Choć i tak nikt by go nie przeczytał. PIOTR ZAWODNY
Jak to się robi w Anglii Tegoroczna kampania wyborcza w Wielkiej Brytanii jest już co prawda rozstrzygnięta, ale warto zwrócić uwagę na styl, w jakim była prowadzona. Brytyjczycy mają długą tradycję parlamentarną i jest się czego od nich uczyć. U nas już trwa wojna na teczki, listy agentów, afery i wszelkie brudy oraz niejasne powiązania. Inna sprawa, że jest co wyciągać, bo prawie wszyscy z polskiego świecznika mają coś na sumieniu. Wałkuje się wciąż te same, niejednokrotnie już skompromitowane nazwiska. Ale ludzie ci wciąż są u władzy, brylują na salonach, a co najwyżej zmienią jeden stołek na drugi. Ewenementem na skalę światową jest najwyższe poparcie dla kandydatury Lecha Kaczyńskiego na... prezydenta Polski! Najwyższe poparcie na najwyższy urząd dla człowieka odpowiedzialnego za kilka największych afer! Tu, w Wielkiej Brytanii, jest odwrotnie. Nie ma szans na żadną karierę – czy to polityczną, czy biznesową – człowiek, który dał się poznać jako kłamca, oszust, złodziej czy uczestnik afery, bądź skorumpowany urzędnik. Jedna taka „wpadka” dyskwalifikuje od razu i na zawsze. Wielką rolę odgrywają w tym prawdziwie niezależne i wolne od politycznych nacisków media. Prasa bywa na Wyspach bezlitosna, ale równo, czyli sprawiedliwie, ocenia wszystkie opcje polityczne, ponieważ równie wysoko plasuje się rzetelność dziennikarska. Jaskrawym przykładem tego była rezygnacja pod koniec ubiegłego roku jednej z najważniejszych postaci w rządzie Blaira – szefa MSW Davida Blunketta. Ustąpił, mimo pełnego poparcia premiera, głównie pod wpływem zarzutów mediów o wykorzystaniu swego stanowiska do... szybszego przyznania wizy pobytowej dla filipińskiej niani,
która pracowała u jego partnerki. Widział to kto nad Wisłą, żeby z tak błahej przyczyny rezygnować ze stołka? Sama kultura prowadzenia kampanii i jej uczestnicy oraz to, co sobą reprezentują, jest też dalece różne od polskich realiów. Nie ma tu miejsca na prymitywizm typu „ja bym Panu nawet nogi nie podał” czy „spieprzaj, dziadu”... Nikt tu nie śmie obiecywać cudów ani nie powtarza bzdur o szybkich efektach wzrostu gospodarczego, skoro nie ma realnych czynników, które ten wzrost mają napędzać. Za to jest rzetelna dyskusja o podatkach, o ograniczeniu imigracji czy obecności (kosztach) w Iraku. Czyli... o najistotniejszych dla kraju sprawach. Nie grzebie się w przeszłości, nie powołuje się na zdjęcia z papieżem czy związki z kościołem takim czy innym. Wygrywa nie ten, co najgłośniej krzyczy i najlepiej kłamie (mając krzyż za plecami), obiecując gruszki na wierzbie, lecz ten, kto potrafi przekonać społeczeństwo sensownym i trzymającym się kupy programem. Naprawdę przyjemnie jest zobaczyć w telewizji rzeczową, kulturalną dyskusję kandydatów. Krótko mówiąc, zamiast pieprzenia o odpowiedzialności – ta odpowiedzialność po prostu jest. Rację miał pewien niemiecki rolnik, mówiąc: „U was, w Polsce, do władzy idą chyba ci, co się chcą tylko dorobić, a tu (na Zachodzie) ci, co już są dorobieni, ale talentu wystarcza im jeszcze na politykę”. Proszę sobie to porównać do polskiej kampanii typu TKM czy listy pobożnych życzeń, jaką powielają kolejne ekipy, kopiąc poprzedników gdzie popadnie. Czy to jest jeszcze kultura? Czy może już państwo wyznaniowe? Chodzi o to, że rządzenie krajem jest zbyt poważne, aby z siebie albo – nie daj Boże – z ludzi i z siebie robić głupa. ALEX N., Anglia
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r. Wysunęliśmy niedawno tezę, że nad nominacją kard. Ratzingera pracowano intensywnie na długo przed śmiercią Jana Pawła II i rozpoczęciem konklawe. Działał w tej materii były papież i... sam Ratzinger, nazywany wówczas w Watykanie „wicepapieżem”. Najnowsze wydanie tygodnika „Time” przynosi dane wskazujące, że tak było w istocie.
ZE ŚWIATA
z arcybiskupstwa i oddał się studiom biblijnym w Jerozolimie. W tym samym mniej więcej czasie Jan Paweł II odmówił prośbie Ratzingera, który chciał zrezygnować ze swego kluczowego stanowiska w kurii. Ratzinger zaczął ze zdwojoną intensywnością publikować książki, pisać artykuły, udzielać wywiadów. Stał się osobistością ważną i jeszcze bardziej znaną. Udało mu się nawet wkraść w łaski włoskiej elity intelektualnej. Wszystkie te elementy dyskretnie realizowanego planu uszły uwadze skrzydła liberalnego, które przywykło do oceny, że Ratzinger raz na zawsze wypadł z gry. Mówi inny kardynał, który – we-
wybierać papieża, mają z reguły mętne pojęcie o tym, co prezentują sobą ich koledzy i jaki jest bieżący układ sił. Pytali więc o zdanie znawców przedmiotu – kardynałów z kurii rzymskiej, którzy rozsławiali Ratzingera. Ten zaś błyszczał w rozmowach – elokwentny, dostojny, przeskakujący z języka na język. Podczas konklawe Martini usiłował zgromadzić wokół siebie reformatorów. Ponoć sam nie miał apetytu na świętoojcostwo (cierpi na chorobę Parkinsona), ale zamierzał w ostatnim momencie zarekomendować kogoś młodszego, np. kardynała Danneelsa, który przeprowadziłby w Kościele prawdziwą rewolucję. Jednak Martini wypadł nieźle
TIME nowego Papy Utajniona kampania zaczęła się na serio przed 18 miesiącami. Kluczową rolę spełniali w niej kardynałowie zatrudnieni w watykańskiej kurii. W związku z sukcesywnie pogarszającym się stanem zdrowia JPII i wiadomymi rokowaniami pod Kardynał Tettamanzi
koniec roku 2003 po raz kolejny zintensyfikowały się spekulacje pod hasłem „kto po?”, ale kard. Ratzinger był w rankingach regularnie pomijany. Uważano, że jego chwila minęła, że nie ma szans jako obrońca dogmatów wywołujący w Kościele podziały. Jeden z kardynałów powiedział wówczas dziennikarzowi „Time’a”: „Żeby zostać wybranym na papieża, trzeba mieć więcej przyjaciół niż wrogów. Ratiznger wciąż ma za dużo wrogów”. Ale papież JPII – mimo choroby – wciąż nie wypuszczał steru z ręki. Wiedział, że czas pracuje na korzyść jego faworyta. Wpływowi, liberalni kardynałowie przekraczali osiemdziesiątkę i automatycznie wypadali z gry. Na placu boju został w końcu tylko jeden naprawdę liczący się kandydat – arcybiskup Mediolanu Carlo Maria Martini. W roku 2002 papież skwapliwie wyraził zgodę, by zrezygnował on
tylko w pierwszej rundzie głosowania. Już wtedy Ratzinger zdecydowanie prowadził. Tettamanzi, wcześniej kreowany na niewątpliwego następcę, dostał zaledwie dwa głosy. Wprawdzie w kolegium kardynalskim zasiada 20 Włochów, ale tylko 9 z nich to członkowie kurii watykańskiej. Wikary Rzymu, kard. Ruini, prowadził kampanię na rzecz Ratzingera. Pierwszego wieczora wiadomo już było, że Martini jest bez szans. We wtorek rano wycofał swą kandydaturę. Pojmując w końcu grozę sytuacji, odłam reformatorski usiłował zjednoczyć się wokół kandydata z Ameryki Łacińskiej, arcybiskupa Buenos Aires, Jorge Bergoglia. To wprawdzie nie liberał, ale rozumowano według zasady: każdy, tylko nie twardogłowy Ratzinger. Wkrótce okazało się, że Argentyńczyk sam już zdecydował się poprzeć Niemca, który w drugim wtorkowym głosowaniu miał 60 głosów, w trzecim 77, a w końcu wygrał 95 głosami na 115. Liberałowie byli zszokowani. „Dobre konklawe to takie, kiedy jest przynajmniej dwu kandydatów idących łeb w łeb. Złe to takie, gdy jeden dominuje od początku” – oświadczył jeden z reformatorów. Kuria rzymska przechytrzyła liberałów, którzy koszmarnie się zagapili i nie poprowadzili konsekwentnej kampanii. „Łatwość, z jaką zwyciężył Ratzinger, pokazuje siłę i zdolności organizacyjne watykańskiej centrali” – to jeszcze jedna wypowiedź pochodząca od anonimowego kardynała elektora. Kiedy kard. Jorge Arturo Medina Esteves (odpowiedzialny za sprawy formalno-organizacyjne) spytał zwycięzcę, jakie imię zamierza przybrać, Ratzinger odpowiedział natychmiast. „W przeszłości – mówi informator – trzeba było czekać przynajmniej 10 minut, by nowy papież wybrał sobie przydomek. Ale nie tym razem. Ratzinger był gotów”. Kardynał Martini Opracował TN
dług „Time’a” – na pewno nie głosował za Niemcem: „Reformatorzy nie dostrzegli, że Ratzinger jest na fali”. Nagle, w styczniu 2005 r., w medialnych rankingach pojawiło się (deus ex machina!) nazwisko Ratzingera jako jednego z czołowych kandydatów. Ale nawet wtedy liberałowie nie zdawali sobie sprawy z tego, co się szykuje. Pocieszali się, że JPII – którego rychły zgon zapowiadano już od dekady! – pociągnie jeszcze ze dwa lata i wówczas 80-letni Ratzinger zniknie z horyzontu. Tymczasem Panzerkardinal realizował kolejny etap planu: pokazać się jako kandydat silny i wpływowy, być nieustannie w centrum. W pierwszych miesiącach bieżącego roku miał kilka stanowczych, bardzo wojtyłowskich wypowiedzi. Skupił też na sobie uwagę świata jako główny koncelebrant żałoby i pogrzebu Wojtyły. Kardynałowie, którzy z całego świata przyjeżdżają do Watykanu
15
Papież przed sądem W
sądzie federalnym w Houston wytoczono proces obecnemu papieżowi.
Adwokat Daniel Shea powołuje się na treść ujawnionego przed kilku dniami tajnego listu-instruktażu (z roku 2001) Josepha Ratzingera do biskupów („FiM” 17/2005), nakazującego – pod groźbą ekskomuniki! – trzymanie w tajemnicy przestępstw seksualnych księży i rozpatrywanie ich wyłącznie przez trybunały kościelne. Daniel Shea reprezentuje trzech poszkodowanych, molestowanych w 1995 roku (mieli wówczas 11, 12 i 13 lat) przez kleryka z houstońskiego seminarium, Carlosa Patino-Arangę. Akt oskarżenia obejmuje też arcybiskupa Houston Josepha Firenzę oraz przestępstwa seksualne popełnione w jego
archidiecezji. „Insynuowanie, że ten list jest częścią konspiracji watykańskiej, dowodzi jego niezrozumienia” – przekonuje arcybiskup. Proszony o komentarz profesor prawa stwierdza, że postawienie papieża w stan oskarżenia nie będzie łatwe, bo prawo USA uniemożliwia oskarżanie głów innych państw. Kleryk zbiegł do Kolumbii, w czym prawdopodobnie pomógł mu Kościół. W ubiegłym roku został oskarżony o inne przestępstwa seksualne i policja ma nadzieję na powodzenie ekstradycji. Adwokat jest przekonany, że instrukcja Ratzingera jest przyczyną braku reakcji Kościoła na seksualne „wyczyny” kapłanów. PZ
Normalni lekarze J
ak dowiódł przeprowadzony właśnie sondaż, amerykańscy lekarze postępują wbrew instrukcjom papieskim.
87 procent medyków w USA, którzy deklarują wyznanie katolickie, nie ma żadnych problemów z zapisywaniem pacjentom środków antykoncepcyjnych. 90 procent katolików w białych kitlach uważa też za słuszne promowanie
i używanie kondomów, zwłaszcza w krajach Trzeciego Świata, jako środka chroniącego przed AIDS. W świetle obowiązującego nauczania kościelnego większości lekarzy amerykańskich pisane jest piekło. TN
Kościół bogatych B
yły czasy, że brazylijskiego kardynała Claudio Hummesa uważano za pretendenta do tronu po Karolu Wojtyle. Były i się skończyły.
Hummes zauważył właśnie, nie bez goryczy, że świat jeszcze długo będzie czekał na papieża z kraju biednego lub rozwijającego się. Dlaczego? Zdaniem kardynała, „pierwszy” świat odczuwa nieufność wobec
Trzeciego Świata, bo „nie był on epicentrum historii Kościoła”. – Zawsze wiedziałem, że będę wracał z Watykanu jako arcybiskup São Paulo, a nie papież – wyznał z żalem Hummes. JF
16
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
MITY KOŚCIOŁA
Zakazane Ewangelie (1) sobie nadnaturalnej inspiracji; ewangelista Łukasz mówi wręcz w prologu do swojej Ewangelii o żmudnej pracy redaktorskiej zbierania tradycji o Jezusie, gdzie tylko się dało; żadnemu z apostołów ani ich uczniom nie przyszło do głowy sporządzenie dla potomnych katalogu tych pism, które Kościół winien zebrać w kanonie. Wniosek stąd nasię podziwiać pewność sądu chrześcistępujący: niemal do połowy II w. jan tamtych czasów, pewność, w któchrześcijanie – poza ST w wersji rej teologia widzi dzieło Ducha Święgreckiej (Septuaginta) – nie mieli tego, obecnego jednocześnie w tych własnej księgi, którą mogliby uwapismach i we wspólnotach, które je żać za świętą na równi ze Starym Teprzyjmowały”. Cokolwiek by myśleć stamentem. Dopiero w tym mniej Gnostycka więcej czasie u tzw. ojców apomagiczna stolskich (m.in. w Liście Pseuręka do-Barnaby i w Drugim Liście Klemensa) słowa Jezusa z czterech Ewangelii cytowane są jako Pisma Święte. Cytaty te poprzedzone zostały uroczystymi formułami: „jak napisano” lub „mówi Pismo”– takimi jakie NT stosuje wobec ST (Mk 1. 2; Dz 15. 15; Rz 4. 3). Już w starożytności odczuwano problem, który zawierał się w pytaniu, dlaczego potrzeba aż i właśnie czterech Ewangelii dla przedstawienia tej samej historii. Wiadomo było przecież o istnieniu mnóstwa innych ewangelii, z drugiej zaś strony – według samej Biblii – była tylko jedna euangelion, którą głosił Chrystus i apostołowie. Pod o roli Ducha Świętego w tym procekoniec II w. w katolicyzmie próbosie, krytyczne oko dostrzega nastęwano już wyperswadować posługipujące fakty: żaden z autorów nowowanie się innymi Ewangeliami i wytestamentowych (poza autorem Apojaśnić, dlaczego nie może ich być kalipsy św. Jana) nie przypisywał ani więcej, ani mniej, tylko cztery.
Jednak dla poparcia tej tezy umiano przywoływać głównie rozmaite skojarzenia z cyfrą 4. Cyprian, biskup Kartaginy, przyrównał Ewangelie do czterech rzek wypływających z rajskiego źródła, a Augustyn – do statera, czyli czterech drachm wyjętych przez ap. Piotra z pyszczka ryby. Hieronim odnalazł jakoby w ST proroctwa dotyczące wspomnianych Ewangelii: „Dowodem na to, że cztery ewangelie dawno zostały przepowiedziane, jest Księga Ezechiela, gdzie pierwsze widzenie tak jest opisane: A w pośrodku jakoby podobieństwo czterech zwierząt, a twarze ich: oblicze człowieka i oblicze lwa, i oblicze cielca, i oblicze orła. Pierwsze oblicze znaczy Mateusza, który począł pisać jakby o człowieku. Księga rodzaju Jezusa Chrystusa, syna Dawidowego, syna Abrahamowego. Drugie Marka, który daje słyszeć głos lwa na puszczy: Gotujcie drogę Pańską, czyńcie proste ścieżki jego. Trzecie (oblicze) cielca, zapowiada ewangelistę Łukasza, który rozpoczął od kapłana Zachariasza. Czwarte, Jana Ewangelisty, który przybrawszy skrzydła orła i wznosząc się na wyżyny, mówi o (przedwiecznym) Słowie Bożym”.
Naturalnie nie wszyscy godzili się na cztery Ewangelie; również wielu współczesnych autorów przyjmuje inną optykę. Taką mianowicie: cztery Ewangelie kanoniczne są najstarsze spośród wszystkich ewangelii, przekazują zgodny z rzeczywistością historyczną wizerunek Jezusa, więc świat chrześcijański przyjął je wcześnie i jednomyślnie. Niektórzy, jak np. D. Brown – autor głośnej książki pt. „Kod Leonarda da Vinci” – mają nawet własne teorie spiskowe na ten temat. Według Browna, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa krążyło aż 80 ewangelii, z których dopiero w IV w. wybrano cztery
zabiegów magicznych. Aby więc uchronić bydło przed czarami, przeganiano je poza granice własnego pastwiska, okręcano rogi ziołami itp. Wszystkie te zwyczaje – łącznie z powszechnymi tanecznymi zabawa-
(Hanna Szymanderska, „Polskie tradycje świąteczne”). Jest to święto radości, półmetka wiosny, zbliżającego się milowymi krokami lata i stąd tańczono na łąkach, rozpalano ogniska, śpiewa-
w Zielone Świątki pada, wielką biedę zapowiada” (to z kolei dotyczyło zboża, któremu deszcz mógł zaszkodzić); „W czerwcu się pokaże, co nam Bóg da w darze”; „Na Zielone Świątki najlepsze z krów wziątki” (najwięcej mleka). ¤¤¤ Kościół rzymskokatolicki bez żenady przejął to święto, podobnie jak wiele innych, a potem sławny kronikarz Jan Długosz oburzał się, że Polacy mają wiarę chrześcijańską, ale sposób obchodzenia Zielonych Świątek przypomina bałwochwalstwo: „(...) te igrzyska obchodzili rozpustnie śpiewami i rozwiązłymi ruchy, niekiedy klaskaniem, wykręcaniem się lubieżnem i inną swawolą w pieśniach, igraszkach i sprośnych rozrywkach”. Ale Zielone Świątki nie były tylko wiejskimi zabawami, bo bardzo szybko przyjęły się też w miastach. Obchodzono je hucznie w Krakowie, Gdańsku, Lwowie, Wilnie i innych miastach Rzeczypospolitej Dwóch Narodów. W Warszawie spędzano je głównie na Bielanach, gdzie pod kościołem kamedułów (król Władysław IV
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa posługiwano się – poza czterema Ewangeliami kanonicznymi – kilkudziesięcioma innymi. Kościół katolicki zakazał powoływania się na nie, gdyż albo podważały dogmaty wiary, albo za bardzo kojarzyły się z Żydami. O pismach apokryficznych (niewłączonych do Pisma Świętego) NT zwykło się mówić w środowiskach kościelnych, że zawierają „przesadę, zmyślenia i legendy”. Jednak pisma te przez wiele stuleci kształtowały umysłowość i wierzenia religijne chrześcijan jako cenne uzupełnienie ksiąg ogólnie przyjętych, nierzadko na równi z nimi lub przeciwnie – jako konkurencja dla nich. Nie ulega wątpliwości, że początkowo owych apokryfów wcale nie uznawano za „apokryficzne”. Nikt przecież nie pisał ich z przymrużeniem oka. Były pisane serio i stanowiły ważne świadectwo wiary. Katolicki teolog Orygenes (185–254) pisał: „Kościół ma cztery Ewangelie, heretycy mają ich wiele”. Kanon NT w znanej nam postaci liczy 27 ksiąg. Teologowie chrześcijańscy wierzą, że pisma natchnione nie utworzyły kanonu NT – jak można by mniemać – przez dodawanie i eliminację, lecz raczej one same narzuciły się członkom Kościoła, i to zaraz po pojawieniu. Teolog luterański O. Cullmann tak widzi zagadnienie: „Kiedy się porówna na przykład treść czterech Ewangelii z treścią Ewangelii apokryficznych, musi
Z
ielone Świątki to pamiątka Zesła nia Ducha Świętego i założenia pierwszej gminy chrześcijańskiej w Je rozolimie. Czy rzeczywiście to święto ma rodowód chrześcijański? Bynajmniej! Tak jak dawniej, tak i dziś w całej Polsce obchody tego święta rozpoczynają się od majenia domów i kościołów gałązkami niszczonych z tej okazji drzew. Ongiś cała Polska tonęła w zieleni. Młode brzózki zatykano w dachy, w mury, budowano brzozowy szpaler przed drzwiami domów. Zielone Świątki uchodziły za święto rolników i pasterzy, a dodatkowo urozmaicone były radosnymi tańcami, śpiewami, biegami. Zielone Świątki to ludowa nazwa święta kościelnego – Zesłania Ducha Świętego na apostołów – zamykającego wielkanocny cykl świąteczny i uznanego za jedno z najstarszych i największych świąt w kościelnym kalendarzu liturgicznym, które początkowo łączono z Wielkanocą. Później, od IV w. zaczęto je obchodzić jako odrębne święto, w niedzielę i poniedziałek, siedem tygodni, czyli pięćdziesiąt dni po Wielkanocy, pomiędzy
10 maja i 13 czerwca, a więc w pełni wiosny i bujnego rozkwitu roślin. Janota w 1978 roku tak opisywał przygotowania do tego święta: „W wilię Zielonych Świątek wtykają w izbie do szpar, koło okien i w stajni gałązki
Uroboros – jeden z symboli gnostyckich
Sprzątki na Zielone Świątki jesionowe. W te dwa święta izby nie zamiatają, rozrzuciwszy po nich sasyny (tataraku, tatarczuchu). Drzwi i okna ozdabiają gałęźmi z drzew liściastych, mniemają bowiem, że mają moc odwracania nawałnic, gradów i piorunów, używają szczególnie czarnej olszy, która jest także środkiem wypędzającym krety”. Dodam, że wówczas wierzono, a i teraz się to zdarza, że tatarak ma magiczną moc odganiania diabła. Wierzono również, że dzień Zielonych Świątek sprzyja czarom. Jak podaje Zbigniew Kuchowicz, czarownice zbierają o świcie rosę z traw, a następnie wykorzystują ją do rozmaitych
mi – stanowiły pozostałość pradawnego święta pogańskiego, symbolizującego przyjście wiosny: „Zielone Świątki zastąpiły starosłowiańskie »nowe latko«”. Dawną obrzędowość ludową Zielonych Świątek kształtowało przeświadczenie, że nadchodzące lato trzeba godnie przywitać i przez rozmaite praktyki o charakterze magicznym zaskarbić sobie przychylność sił natury. Od czasów pogańskich w tym dniu wszechobecna była zieleń – zielone wieńce zdobiły głowy dziewcząt, wieńce z liści brzozy, dębu, klonu nakładano na szyje koni i rogi bydła, a wianuszki z chabrów opasywały szyje gęsi i kaczek”
no pieśni, niekiedy dość rozpustne, i w tym wszystkim wzorowano się na dawnych obrządkach pogańskich. Zabawy te najczęściej kończyły się biesiadą i tańcami w pobliskiej karczmie. Kler katolicki energicznie zwalczał te praktyki, ale ludzie uważali, że bez tych wszystkich zwyczajów nie będzie dobrych „sprzątek”, czyli udanych zbiorów. Zielone Świątki obrosły w wiele wróżb ludowych, które przetrwały do dzisiaj. Najbardziej znane to: „Gdy deszcz na Zielone Świątki, da Bóg wielkie sprzątki” (dotyczy to zwłaszcza dobrego zbioru siana); „Deszcz
Abraksas – symbol gnostycki
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r. – Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Stało się to na soborze w Nicei w 325 r. z inicjatywy pogańskiego cesarza Konstantyna Wielkiego. Pozostałe ewangelie, którym przylepiono dyskwalifikującą etykietę „apokryfów”, zostały przez Kościół „zakazane, zabronione i spalone”. Kościół – jak twierdzi Brown – pozbył się w ten sposób niewygodnego, lecz prawdziwego wizerunku Jezusa, który pierwotnie, o czym zaświadczać mają Ewangelie gnostyczne, zakorzeniony był głęboko w symbolice matriarchalnej (żeńskiej symbolice sakralnej). Czym zatem są apokryfy i co nam wiadomo o Ewangeliach apokryficznych? Terminu „apokryf” (gr. apokryfon – ukryty) użył po raz pierwszy Orygenes, i to w odniesieniu do ksiąg gnostyków, bo choć pretendowały, to jednak nie weszły do kanonu NT. Dziś wiemy już, że nazwa ta jest myląca, gdyż zakwalifikowane do apokryfów pisma cieszyły się początkowo dużą popularnością i poczytnością i wcale za „ukryte” nie uchodziły. Już pod koniec II w. biskup Lyonu Ireneusz szacował, że „liczba tego rodzaju opowiadań jest niezliczona”. Lecz czy mogło być inaczej? Przecież zielone światło dla tego typu działalności pisarskiej chrześcijan dał nie kto inny jak ap. Jan, a ściślej – ktoś, kto się pod niego podszywał. W drugim epilogu Ewangelii Jana (nomen omen wieńczy on apokryficzny, bo dodany do pierwotnego tekstu 21 rozdział tejże Ewangelii) ktoś wszak dopisał: „(...) wiele też innych rzeczy dokonał Jezus, które gdyby miały być spisane jedna po drugiej, mniemam, że i cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by należało napisać” (!). Czy można się dziwić, że po takim oświadczeniu z zapałem chwytano za pióro? Cdn. ARTUR CECUŁA
w roku 1639 nadał zakonowi kamedułów położoną wśród lasów Górę Pólkowską) urządzano odpust. Po II wojnie tradycja zielonoświątkowych odpustów i zabaw – zapoczątkowanych wielką fetą wyprawioną dla „państwa, ale i dla pospólstwa wszelkiego” przez Stanisława Augusta Poniatowskiego w roku 1766 – stopniowo zanikała. Dziś tradycja zabaw i odpustów odżywa jedynie z inspiracji ruchu ludowego – w 1927 roku Kongres uchwalił, że „dniem święta Stronnictwa Chłopskiego jest pierwszy dzień Zielonych Świątek”. Dotąd więc święto to odbywa się również pod auspicjami Polskiego Stronnictwa Ludowego, Samoobrony i innych związków tego typu. Święto ludowe ma charakter oficjalnej uroczystości społeczno-religijnej, festiwalu zespołów pieśni i tańca, występów estradowych itp. Natomiast w Kościele Zielone Świątki kończą okres wielkanocny w roku liturgicznym. Zbliża się kolejne święto ruchome, a mianowicie – Boże Ciało. ZOSIA WITKOWSKA
PRZEMILCZANA HISTORIA
HEDONIŚCI CZY SŁUDZY SZATANA
Rzymscy papieże (25) Wkraczamy w okres, kiedy „wikariuszami Chrystusa” zostają synowie kapłanów, a nawet samych papieży. Korupcja, grzeszne praktyki seksualne, morderstwa, oszustwa – potęgują się. Po wygranej walce z Ursynem, kiedy lała się krew, a kościoły zostały zamienione w mordownie, papieżem został Damazy (366–384), syn kapłana. Prowadził życie wystawne i perwersyjne. Znany był z zamiłowania do pięknych kobiet, co ostatecznie zaprowadziło go przed sąd, bo zamordował swego konkurenta w amorach do pięknej rzymianki. W 378 roku został oskarżony o zabójstwo i rozpustę. I chociaż nie było żadnych wątpliwości co do winy papieża, cesarz Gracjan stanął w jego obronie. Damazy sprytnie to wykorzystał – zastraszony sąd uniewinnił go, a wtedy on natychmiast wystąpił do cesarza o uwolnienie duchowieństwa spod sądownictwa świeckiego. Nadal więc cieszył się względami rzymskich kobiet, a nawet nazywano go „pieszczoszkiem matron”. Sekretarz papieża, ascetyczny św. Hieronim, nie akceptował jego poczynań i ostrzegał „pewną grupę cnotliwych kobiet przed ogromnym skorumpowaniem w Kościele rzymskim. Jego komentarze na temat grzesznych praktyk seksualnych okazały się na tyle dosadne, że pomijano je w tłumaczeniu jego pism. Ale przede wszystkim Hieronim twierdził, że wszyscy – kapłani, mnisi, kobiety ślubujące dziewictwo, wdowy i chrześcijanki – byli mocno zdeprawowani. Powiadał, że chrześcijańskie dziewice »padają każdego dnia. Chrześcijańskie wdowy przyłapywano na piciu alkoholu i braniu używek«” (Nigel Cawthorne). Pisał również o orgiach seksualnych odbywających się w kościołach w dni świąteczne. Fakt ten potwierdzają też inni dawni chrześcijańscy pisarze, np. Ambroży z Mediolanu i św. Augustyn z Hipponu. I oto Damazy I, dziwkarz, „pieszczoszek matron”, morderca i uczestnik orgii seksualnych sto lat po swojej śmierci zostaje... kanonizowany! Być może dlatego, że to właśnie w jego czasach należy szukać początków stopniowego narzucania klerowi nieludzkiego celibatu. ¤¤¤ I w takim momencie rozpoczął się pontyfikat Syrycjusza (384–399) oraz pierwszy okres wprowadzania celibatu. Syrycjusz uważany jest, jak już wspomniano, za pierwszego papieża. Zaledwie w miesiąc po objęciu Stolicy Piotrowej Syrycjusz dał do zrozumienia pozostałym biskupom, że biskup Rzymu jest ich zwierzchnikiem, a jego słowa są ostatecznym prawem. W roku 386, a więc
w drugim roku swego urzędowania na stolcu, postanowił uregulować sprawę swego prymatu, aby nie był już nigdy kwestionowany: „Papież Syrycjusz zwołał synod w Rzymie. Głównym przedmiotem jego obrad było oczywiście potwierdzenie prymatu następcy Piotra. Trzeba przyznać, że Kościół rzymski potrzebował silnej ręki. Kler, jeśli wierzyć pamfletom św. HieDürer – Św. Hieronim
ronima, był niczym światowiec, czyniący wszystko, by podobać się damom, a zwłaszcza – by zgarniać schedę po nich. Szerzący się ruch zakonny, nie ujęty w żadne ramy, zalewał ulice ekscentrycznymi włóczęgami, którzy często wynagradzali sobie czas umartwień szokującą rozwiązłością” (Jean Mathieu-Rosay). Papiestwo stało się repliką cesarstwa, a jego władca, czyli papież, dążył do władzy absolutnej. Ułatwił mu to cesarz Teodozjusz, który kazał stracić Eugeniusza, rządzącego Cesarstwem Zachodnim. Eugeniusz był ostatnim cesarzem, który dążył do przywrócenia starych wartości i powstrzymania chrześcijańskiej ekspansji. Po jego śmierci można już było stworzyć monarchiczną strukturę Kościoła łacińskiego (Lesław Żukowski). I tak się też stało. Jezus Chrystus narodził się w ubogiej stajence, a jego „następcy” i ich dwór nurzali się w luksusie i rozpuście. Święty Hieronim potępiał zwyczaj rozpowszechniony w czasach Syrycjusza, a mianowicie zamieszkiwanie młodych kobiet pod dachem księży i zakonników. Zadawał pytania, na które nigdy nie dostał odpowiedzi: „Skąd wzięły się niezamężne żony, ten nowy rodzaj konkubin, co więcej, te ladacznice przypisane jednemu mężczyźnie? Mieszkają w jednym domu ze swymi męskimi przyjaciółmi; przebywają w tym samym pokoju, a często i w tym samym łożu”.
Takie sytuacje – mimo papieskiego obwieszczenia o celibacie – nie były niczym zaskakującym. Obłuda panuje do dziś. ¤¤¤ Co ciekawe, kiedy najwięksi chrześcijańscy dziwkarze dochodzili do wieku statecznego, stawali się strażnikami cielesnej moralności. Na przykład św. Augustyn zdecydowanie poparł papieża Syrycjusza i zapoczątkował potępianie przez Kościół środków antykoncepcyjnych (tak byśmy to dziś nazwali), a kobiety, które je stosowały, nazywał dziwkami swoich mężów. Św. Augustyn był za młodu rozpustnikiem, a „w wieku osiemnastu lat spłodził nawet dziecko. Przez jedenaście lat mieszkał też z pewną kobietą w oczekiwaniu, aż wybrana mu żona osiągnie stosowny wiek. Byłem zakochany – wyznał. – Gotowałem się jak woda, podgrzewany mym cudzołóstwem” (Augustyn, „Soliloquies”). A potem tak świętemu odbiło, że nie pozwalał żadnej kobiecie – nawet starszej siostrze – postawić stopy w swoim domu, a nawet nie chciał rozmawiać z nimi bez świadków, obawiając się, by nie ogarnęła go żądza. Św. Augustyn absolutnie poparł nakaz Syrycjusza w sprawie zachowania przez kler celibatu i w swoich kazaniach ostrzegał: „Mężowie, kochajcie swoje żony, choć kochajcie je czystą miłością. Nalegajcie na cielesne współżycie jedynie w takim stopniu, w jakim jest to niezbędne dla płodzenia dzieci. A ponieważ nie możecie zrodzić dzieci w żaden inny sposób, musicie zniżyć się do tego wbrew waszej woli, jako że taka jest kara Adama”. A co na to duchowni? A duchowni zdecydowanie olali rozporządzenie swoich przełożonych i robili swoje, czyli kochali dziewczęta i chłopców. Natomiast następni papieże wykorzystywali seksualne związki do realizacji swoich celów politycznych. ¤¤¤ Anastazy (399–401), następca Syrycjusza, niewiele zdziałał, bowiem zmarł po dwóch latach pontyfikatu. I znów nadeszły trudne lata dla chrześcijaństwa. Cesarstwo rzymskie upadało, a chrześcijaństwo razem z nim. Rozpusta kleru kwitła. I w takim momencie „(...) Nie bez zdumienia przyjmujemy fakt, iż właśnie wtedy, gdy rodzi się tendencja do narzucenia klerowi wstrzemięźliwości, następcą papieża zostaje jego rodzony syn” (op.cit.). Jest nim Innocenty I (401–417). W okresie jego pontyfikatu na Rzym najechali Goci. Papież uciekł do Rawenny i na rozpustnym dworze cesarza Flawiusza Honoriusza (395–423) prowadził nadzwyczaj wesołe życie, bowiem kochał kobiety, wino i śpiew. Kiedy zmarł, rzymianie uczynili papieżem Greka Zosymusa (417–418), a po jego krótkim, niezbyt
17
udanym pontyfikacie – Bonifacego I (418–422). I tu zaczęły się kłopoty. Konkurentem Bonifacego był Eulaliusz, który przyjął święcenia na Lateranie, natomiast Bonifacy – w Bazylice św. Piotra. W takiej skomplikowanej sytuacji odwołano się do werdyktu cesarza Honoriusza i synodu. Obu „papieżom” nakazano opuścić miasto i kategorycznie zakazano wstępu do Rzymu. Eulaliusz złamał zakaz i ze swoimi poplecznikami zabarykadował się na Lateranie. „Łamiąc cesarski zakaz, Eulaliusz wykluczył się z gry. Honoriusz odwołał synod i zatwierdził wybór Bonifacego, który ku ogólnemu zadowoleniu powrócił do Rzymu. Eulaliuszowi dano na pocieszenie inne biskupstwo, on zaś wykazał dość rozsądku, by pozostać w cieniu aż do śmierci w roku 423” (op.cit.). Jak więc widać, papieżami zostawali biskupi z woli cesarskiej. Bonifacy I był synem jednego z księży i papiestwo zawdzięczał jedynie cesarzowi Honoriuszowi – szczególnie z racji bliskiej przyjaźni z siostrą cesarza, Galią Placydią. Faktem jest, że ten właśnie papież umocnił prymat biskupstwa rzymskiego, a także wsławił się dekretem odbierającym niewolnikom prawo do kapłaństwa oraz zabraniającym kobietom jako „istotom nieczystym” dotykania jakichkolwiek sprzętów liturgicznych. Za jego pontyfikatu zaczął się kult Marii, matki Jezusa. Walnie przyczynił się do tego św. Cyryl, który przekupił niektórych biskupów, by głosowali zgodnie z jego wolą. Cyryl wsławił się wcześniej (425 r.) podjudzeniem tłumu do ataku na Hypatię, sławną filozofkę z Aleksandrii, którą zawleczono do jednego z kościołów, gdzie chrześcijańscy fanatycy rozszarpali ją na strzępy... I tak zaczął się pontyfikat Sykstusa III (432–440), który przekształcił Rzym w miasto przepychu, bo tak miała się objawiać potęga papiestwa (L. Żukowski). „W owych czasach kler rzymski chciał wszystkiego, co najwspanialsze. Wszystko musiało dowodzić
Innocenty I
bogactwa. Staruszek święty Hieronim był oburzony – czyż to nie kolejna dewiacja, uchybiająca Chrystusowemu ideałowi życia w ubóstwie. Nikt go nie słuchał” (op.cit.). Sykstus III był „autorem” kolejnego skandalu w łonie Kościoła. Postawiono go przed sądem i oskarżono o uwiedzenie mniszki... Ale o tym w następnym odcinku. ANDRZEJ RODAN
18
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Co kraj, to obyczaj J W Polsce walczy się z uświadamianiem nie tylko seksualnym, ale również medyczno-zdrowotnym. Bo jak inaczej nazwać Giertychowo-Rydzykowe klątwy rzucane na tych, którzy ośmielają się wspomnieć o antykoncepcji, zapobieganiu chorobom wenerycznym itp.? Parafialni dostają czasem fioła, kiedy gdzieś pojawi się jakakolwiek informacja o „tych” sprawach. W prokatolickim modelu państwa nie ma miejsca na informowanie ludzi o profilaktyce zakazanej przez Kościół. Nawet w przychodniach, szpitalach i aptekach jakoś niespecjalnie widać, żeby wiedza na ten temat trafiała do ludzi. Tymczasem w normalnych państwach nie dość, że nikogo to nie dziwi ani nie gorszy (nie ma procesów o obrazę uczuć religijnych), to jeszcze – o zgrozo! – informacje na ten temat są powszechnie i celowo umieszczane w miejscach publicznych. Na przykład w bibliotekach miejskich w Anglii od dawna wiszą wyraźne, duże plakaty ostrzegające przed zakażeniem chlamydią bądź innymi skutkami współżycia z zarażonym, często
przygodnym partnerem. Szkoły przodują w uświadamianiu. W licznych ulotkach, na plakatach oraz podczas prelekcji fachowców aż roi się od „niecenzuralnych” w Katolandzie słów – pochwa, seks, stosunek, współżycie, przyjemność. Na jednym ze szkolnych plakatów przeczytałem: „Czy wiesz, jak używać prezerwatywy? Czy wiesz, jak zapobiega się ciąży? Jeżeli nie, to poradę uzyskasz na najbliższym spotkaniu z lekarzem”. Cechą społeczeństw rozwiniętych – nie tylko gospodarczo – jest właśnie powszechny dostęp do wiedzy. Także do tej nieskażonej ideologią made in Vaticano ani żadną inną. W katolickiej Polsce niewielu decydentów martwi się prawdziwymi problemami ludzi młodych i niedoświadczonych życiowo (np. niechciana ciąża, choroba weneryczna lub AIDS) czy zminimalizowaniem niekorzystnych skutków zbyt wczesnej inicjacji seksualnej. O wiele ważniejszy jest problem, co na to powie biskup. Ważniejszy nawet od dzieci peklowanych w beczkach. Alex N.
ak można zarobić na dzieciakach przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej? Oj, bardzo prosto. W parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Wołominie wymyślili na to doskonały sposób. Maj to piękny miesiąc. Kwitną drzewa, trawa się zieleni, a rodzice dzieci „komunijnych” biegają po bankach, szukając kasy na zorganizowanie przyjęcia i wyprawienie swojej pociechy do kościoła na Pierwszą Komunię Świętą. Wydatki te są spore, ale na tak ważnej imprezie nie można przecież oszczędzać. Dzisiejsze kreacje komunijne niczym nie różnią się od tych, które dorośli zakładają do ślubu. Ale pokazać się trzeba, bo jak nie, to rodzina obgada, a sąsiedzi żyć nie dadzą. Dochodzą jeszcze suweniry dla proboszcza, siostry lub katechety, więc w sumie uzbiera się niemała kwota. A co z prezentem dla przyszłego „pełnowartościowego katolika”? Nieszczęsny los zrządził, że zostałem ojcem chrzestnym, a ów chrześniak w tym roku właśnie przystępuje do komunii. Tak więc, jako zastępcy rodzonego tatusia, wypada mi
kupić prezent bardziej niż przeciętny. Ale co tu dać chłopakowi? Rower, zestaw audio, a może coś innego? Ponieważ miałem poważny dylemat, bo w tych czasach dzieciaki mają duże wymagania, postanowiłem zapytać rodziców „młode-
Czas żniw go”, co chciałby dostać. Jakże się uradowałem, gdy usłyszałem, że najlepiej byłoby, gdybym kupił jakiś drobiazg (pewnie medalik z łańcuszkiem) i dołożył gotóweczkę do godziwej stawki. Wiadomo, kasa się przyda na spłacenie rat po imprezie albo dzieciak sam sobie kupi to, co będzie chciał, a ja będę miał święty spokój. Moja euforia po tej wiadomości nie trwała jednak długo. Otóż okazało się, że pomysł – jakże zacny – nie był dziełem rodziców chrześniaka, lecz sugestią księdza katechety. Każdy normalny człowiek zastanowiłby się, co księdzu do prezentów, i każdy normalnie myślący odpowiedziałby prosto:
iele rzeczy, które Pan opisuje w swojej gazecie, to prawda. To fakt. Jestem klerykiem i znam środowisko kościelne od podwórza. Najpierw byłem w polskim seminarium. Potem postanowiłem zmienić ten chory klimat, więc wyjechałem do Europy Zachodniej i wdepnąłem, niestety, w to samo gówno. Wiem z pewnością, że spora liczba ludzi, którzy zostają potem księżmi, nie jest do końca normalna, jeśli chodzi o zdrowie psychiczne. W seminariach nie ma obiektywnych psychologów, którzy mogliby stwierdzać takowe „predyspozycje”. Jeśli jesteś posłuszny kościelnej władzy, to znaczy, że się nadajesz. Są to ludzie kompletnie odizolowani od życia w społeczeństwie, więc nic dziwnego, że myślą wyłącznie o sobie. Co tu dużo mówić – sam Pan to wszystko wie ze swojego doświadczenia, prawda? Zapyta się Pan pewnie, dlaczego w takim razie w dalszym ciągu jestem w seminarium. Nie wiem, może dlatego, że z jakim przystajesz, takim się stajesz, a może dlatego, że chcę być dobrym księdzem i chyba umrę młodo, bo – niestety – realia nie pozwolą mi chyba być księdzem z moich marzeń. Odprawienie mszy i powiedzenie kilku miłych słów to chyba trochę za mało.
W
NIC! Ale rzeczywistość jest bardziej brutalna. Księżulkowie z parafii Matki Bożej Częstochowskiej wymyślili sobie niezły sposób na dorobienie paru złotych. W tzw. białym tygodniu dzieciaki będą rozliczane z tego, co dostały i ile dostały. Według
zaleceń katechety, na jedną z mszy mają przynieść prezenty do poświęcenia. Tu nasuwa się oczywiste pytanie: po co? Odpowiedź przychodzi szybko. Dzieciak ma przynieść forsę, którą otrzymał w prezencie. Ma ją ofiarować „Panu Jezuskowi”, czyli oczywiście proboszczowi, no bo po co Synowi Bożemu gotówka... Rodzice, choć oburzeni, zalecenie realizują, bo przecież jeszcze jest Komunia Rocznicowa i takie inne, a i w szkole lepiej nie robić dzieciakowi kłopotów. Proboszcz zaciera ręce i mówi, że dzięki takiej postawie dorośli uczą swoje pociechy szczodrości dla umiłowanego Kościoła. Wzruszające, prawda? Jacek Barszcz
Pisze Pan, że księża koncentrują się na zdobywaniu dóbr materialnych. Owszem, niektórzy tak. Dobra materialne same w sobie nie są złe, o ile się nie przesadza, a... się przesadza, o czym wiemy. Pisze Pan o celibacie jako przyczynie większości zła w Kościele. Owszem, wielu moich kolegów cierpi katusze z tego powodu, ale ci, co grają na dwa fronty, nic sobie z tego nie robią. Natomiast psychiczni i zboczeńcy mają tu raj. Depresja jest codziennym towarzyszem normalnego księdza czy kleryka. A tych normalnych jest coraz mniej. Pytam się więc – do czego to zmierza? Nie wiem, czy wystarczy mi sił i wiary, aby służyć takiemu Kościołowi, ale nadal chcę być księdzem. Nie widzę się jakoś w innej roli. Może po prostu za długo już jestem za murami seminarium i dlatego przyzwyczaiłem się już do tego. Nie wiem. Niektórzy ludzie po prostu nie boją się Boga, więc tworzą sobie własne prawa i próbują podporządkować sobie innych. Mam jednak nadzieję, że Bóg czuwa i będzie czuwać. Sprawiedliwość zwycięży. Niestety, chyba dopiero po śmierci. Nie odejdę z Kościoła z powodu tych chorych ludzi, choć wiem, że skazuję się na cierpienie. No cóż, taki chyba mój los... Pozdrawiam i z Bogiem. Prawie ksiądz, Michał
Czuwanie Boga
Oskarżam Państwo... ...polskie, polskich polityków, związki zawodowe oraz tych wszystkich, którzy przyczynili się do ogromnego ubóstwa w naszej Ojczyźnie i do braku wszelkiej nadziei na lepszą przyszłość. Oskarżam też te media w kraju, które w swojej publicystyce pochwalały w różnej formie wolny rynek w postaci wynaturzonej, według zasady, że niewidzialna ręka rynku wszystko załatwi, wraz z sugestią, że ci, którzy nie potrafią znaleźć pracy, nie pasują do bieżącej sytuacji przemian społeczno-gospodarczych. W domyśle – nie powinni istnieć! Obecny system grozi zagładą społeczeństwa. Przypomina to tragiczny los więźniów w obozach koncentracyjnych,
gdzie żeby przeżyć, trzeba było stać na baczność, wkładać w buty kamienie (wzrost) i uśmiechać się. Niestety, takie przykre skojarzenia zaczynają się pojawiać w rozmowach. Podobnie dziś traktuje się pracowników w wielu zakładach pracy oraz tych, którzy próbują ją podjąć. Nie wierzę już, że po wyborach zwycięskie partie zrobią szybki porządek w zabagnionym państwie, w państwie bezprawia, które nie przestrzega nawet konstytucji. O pogarszającej się sytuacji wiedział prezydent wszystkich Polaków, który powinien był wcześniej wystąpić z orędziem o stanie państwa. Dlaczego tego nie uczynił? Edward Urbanowicz
Zawiedzeni Bardzo spodobał mi się artykuł pt. „Wolne wnioski” pani prof. Joanny Senyszyn – wyważony i smutny, i prawdziwy. Tak, nadchodzi kaczyzm – pod różną postacią. Choć ludzie nie wyrażają tego zbyt mocno, to boją się, że gdy do żłobu dorwą się PiS, PO oraz inne dodatki, to tragiczna sytuacja milionów obywateli stanie się jeszcze tragiczniejsza. Grozi nam nowa dyktatura „wartości”. Jakoś tak jest, że
im więcej mówi się o wartościach, tym większa bieda. Ciekawe... Społeczeństwo boi się bezrobocia, biedy i bezdomności. Przez ponad 15 lat przemian patrzyliśmy na polityków z prawa i lewa, jak „dbali o harmonijny rozwój Ojczyzny”. Zapał, jaki towarzyszył początkom transformacji, był wielki. Naród wiedział i godził się, że pewnym kosztem można przetrzymać skutki przemian. Jednakże koszty dla narodu okazały się
przerażająco wysokie, za wysokie, bo dla tych, którzy je nam fundowali, koszty stały się celem, a nie środkiem. Wmawiano nam, że wyłącznie od naszej zaradności zależy dostatnie życie. To kłamstwo. Państwo ma obowiązek zapewnić takie warunki, aby każdy obywatel mógł wybrać, wedle własnych potrzeb i preferencji, sposób na życie. Nie wystarczy wskazać wędkę, ale w tak ciężkich czasach trzeba pójść z tą wędką, razem... Społeczeństwo w większości jest siłą najemną, a nie siłą tworzącą miejsca pracy. O tym zapomniano zupełnie... EU
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
LISTY
Pan Kieres? Polak katolik potęgą jest i basta! Nie będzie Kieres pluł nam w twarz! Robert Waldemar Cieślak
Szanujmy się! No i po cyrku w Rzymie mieliśmy przedstawienie w Moskwie. Śmieszy mnie histeryczny ton wypowiedzi różnych Giertychów, Kaczorów, Rokitów i innych oszołomów, którzy czują się obrażeni przez Putina. Putin olał nas równo – zarówno tych z prawej, jak i z lewej, pokazując nam miejsce w szeregu. Na co ci naiwniacy liczyli? Na to, że nas Putin przeprosi? Były członek KGB z wypranym przez komunę mózgiem? Tylko głupiec może na to liczyć! Tak jak wodzowie powstania warszawskiego liczyli na pomoc Stalina i reszty aliantów w 1944 roku. Kosmiczni naiwniacy! Otóż panie Kwaśniewski i panowie politycy – Putin i reszta świata liczy się tylko z tymi, którzy szanują siebie. A my? My nawet tego nie potrafimy, a potem mamy pretensje do Busha i reszty świata, że nas olewają. Jak nie potrafimy uszanować siebie, to NIKT nas nie uszanuje i każdy oleje. Zapamiętajcie to sobie, ciężcy naiwniacy! Włażenie w d... Putinowi jest najgorszą taktyką obraną przez Kwaśniewskiego. Gdyby ten ostatni miał choć odrobinę honoru, to pojechałby do Moskwy, złożył kwiatki na Łubiance i polskich grobach, spotkał się z Polonią i weteranami radzieckimi, a potem wsiadł w samolot i odleciał do Warszawy, a na ten cyrk na placu Czerwonym posłałby ministra spraw zagranicznych. Ale do tego trzeba mieć jaja, a nie głupio płaszczyć się przed Putinem i potem kretyńsko tłumaczyć się przed własnym narodem. To było żałosne i żenujące. rkl
Dwa fakty... W środę (27.04.2005 r.) program II TVP (tak zwanej publicznej!) w „Panoramie” po godz. 22 pokazywał reportaż z Tuluzy, gdzie tysiące ludzi wiwatowało z okazji pomyślnego lotu próbnego największego pasażerskiego samolotu świata – aerbusa 380. W Polsce, jak informował uszczęśliwiony redaktor „Panoramy”, mieliśmy też powód do wielkiej radości. Papież Benedykt XVI w środowym spotkaniu powiedział parę słów do pielgrzymów w języku polskim i po-
skrócili program z uwagi na fundusze (dlaczego nie obcięli sobie pensji?), a teraz zrobili numer, na który nawet tzw. terror komunistyczny sobie nie pozwolił – nadali kabaret o godz. 0:30. Panowie, zapomnieliście o magnetowidach? Ten rodzaj cenzury nic wam nie da! Zastanawiam się, czy nadal płacić abonament. Może znajdzie się ktoś, kto wyda kabarety na płytach DVD bez udziału telewizyjnej cenzury? Krzysztof
Opowiem wam bajkę Było to tak: Dawno, dawno temu za górami, za lasami żył sobie Jezus, który był Bogiem i miał swojego Judasza, ale było to dawno i nieprawda.
Bo czyż nieustanny bełkot wielu polityków prawicowych o tym, jakim to dobrodziejstwem jest III RP, z jednoczesnym bajdurzeniem o bezwzględnej konieczności budowy IV Rzeczypospolitej – to nie wałęsowskie „jestem za, a nawet przeciw”? Czy tak samo nie można scharakteryzować postawy wielu polityków lewicowych, którzy wszem wobec głoszą, że ich naczelnym zadaniem jest troska o najbiedniejszych i walka o polepszenie ich bytu, a jednocześnie torpedują wszelkie inicjatywy idące w tym kierunku? Henryk Woźniak
19
jego świętej posoki (nie będzie mu już potrzebna) w charakterze relikwii, a to w celu popełniania bałwochwalstwa na złość Stwórcy, który wyraźnie tego zakazał. Natomiast dostojnemu panu Leninowi wymontowano mózg w celach badawczych. Naukowcy, i nie tylko oni, byli zdania, że pan Lenin miał wysoki iloraz inteligencji, więc chciano wiedzieć, jak wygląda mózg geniusza i gdzie skrywa się jego mądrość. Natomiast o mózg pana Wojtyły żaden instytut naukowo-badawczy nie pyta. Zapewne jajogłowi uznali, że nie ma tam czego szukać. I to jest ta różnica. Leszek z Jasła
Bóg za 15 złotych Chcąc przyjąć w tym roku w Gdańsku sakrament bierzmowania, trzeba było już od kwietnia 2004 r. zasuwać z zeszycikiem do kościoła. Proboszczowie wymyślili sobie, że każdy petent do bierzmowania dostanie po mszy pieczątkę. A wcale nie chodzi tu o mszę w niedzielę. To osobna para kaloszy. Chodzi o msze czwartkowe, środowe oraz nabożeństwa majowe, różańce itd. Obecność obowiązkowa. Zainteresowani młodzi gdańszczanie doskonale wiedzą, że u ministrantów za jedyne 15 zł można załatwić sobie śliczny komplecik pieczątek w zeszyciku. Interes się kręci jak mało który. Tym bardziej że owe 15 zł to marny grosz w porównaniu z tym, co trzeba by rzucać na tacę wielebnego pazernego. Przemek Nieużyła
[email protected]
Dwie sroki Mamy już, niestety, nieprzyjemne dowody na to, że brnięcie APP RACJA w stronę Unii Lewicy to krok nierozsądny, wprowadzający chaos organizacyjny i rozmywający tożsamość ideową partii. Wycofajmy się szybko z mrzonek dwupartyjności. Niestety, dwóch srok za ogon trzymać nie można. Życząc sukcesów Koleżankom i Kolegom z UL, skupmy się teraz na przygotowaniach do rozpoczęcia kampanii prezydenckiej kandydata Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA – Romana Kotlińskiego. Andrzej z Gdańska sympatyk APP RACJA
Sondaż SMS-owy Mózg mózgowi… machał łapką w stylu naśladującym naszego wielkiego JPII. Wiwatom i radości nie było końca! W.K., Podlasie
Bogoburcy Podziwiać należy odwagę naczelnego speca od lustracji – Leona Kieresa. Czyżby się spodziewał, że ksiądz prawdę powie? Wkrótce może się okazać, że to nie Hejmo – i Polak, i katolik, i „Sługa Boży” – donosił, tylko na niego donosili. Panie Kieres, co tam Hejmo! Wystarczy panu odwagi, żeby sięgnąć po infuły? Że nie wystarczy, gotówem dać sobie obciąć. Paznokcie. Bo to przecież atak na Kościół, na religię, na Boga samego! Teraz może się pan tłumaczyć odwrotnie niż Pastusiak: że nie był trzeźwy albo kaca miał. My wiemy, że habit i sutanna to dobry kamuflaż, ale wszystko do czasu, jak widać. A tu dochodzi jeszcze jeden czynnik: Polska. Nieważne, że jest pośmiewiskiem narodów. Ważne, że zyskała piątą, a może nawet pierwszą, osobę „Trójcy Świętej”: Święty Ojciec Święty, Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty i ponad wszystkimi czterema – Panna-mężatka, Dziewica-matka, Przenajświętsza Maryja Królowa Wszechświata, Hetmanka Orędowniczka, Pocieszycielka Strapionych i nawet Wieża z Kości Słoniowej itd., itp. I kto podskoczy?
LISTY OD CZYTELNIKÓW
Poświętujmy! Nie walczcie z ustanowieniem dnia wolnego czy „świętego” 16.10, bo i po co! Miłosierdzie Boże i głupota ludzka nie mają granic. Ja proponuję tych dni jeszcze dołożyć. Jest jeszcze przecież dzień urodzin Karola Wielkiego i dzień śmierci, są dni rozpoczęcia pielgrzymek i dni ich szczęśliwego ukończenia. Należy też rozważyć, czy nie uczcić dni zjazdów z Kasprowego, dni rozpoczynania spływów kajakowych lub ich zakończenia (miejsca biwakowania również). A jeżeli to już będą święta nie ogólnoświatowe czy krajowe, to może chociaż ustalać takowe w parafiach, przez których teren owe trasy przebiegały. Jeśli coś pominęłam z powodu mojej sklerozy, to może Wy przypomnicie jeszcze inne okazje do świętowania... Helena M.
Niezły kabaret Czy zwróciliście uwagę na to, co nowi władcy telewizji wyczyniają z Kabaretem Olgi Lipińskiej? Najpierw
Potem przed górami, przed lasami żył sobie bóg Karol JPII, ale co to, k...a, za bóg, który nie ma swojego Judasza! No więc trzeba było go stworzyć, a co to za problem dla IPN – stworzyć Judasza. Ja myślę, że gdyby tylko chcieli, to mogliby ich stworzyć tysiące. Zwłaszcza gdyby poprosili jakiegoś ubeka o pomoc. Anka
Wałęsa miał rację? Swego czasu należałem do osób, które ostro krytykowały nawiedzonego elektryka z Gdańska za... całokształt twórczości. Uważałem, że tzw. złote myśli „wybitnego” absolwenta zawodowej szkoły elektrycznej to jedynie pożywka dla satyryków. Jednocześnie nie mogłem zrozumieć, jak to się stało, że tak wielu ludzi – często z tytułami naukowymi – widziało w nim swojego prezydenta. Wszak używając takich powiedzonek jak: „Jestem za, a nawet przeciw”, „Są plusy dodatnie i plusy ujemne” itp. idiotyzmy, facet ośmieszał siebie, urząd Prezydenta RP, no i tych, którzy na niego głosowali. Negatywnej opinii o prezydenturze kawalera Orderu Budowniczych II Japonii nie zmieniłem do dnia dzisiejszego. Jednak ostatnie wydarzenia każą mi nieco inaczej spojrzeć na niektóre złote myśli Lecha Wałęsy.
Nawiązuję do bajek o małym Karolu i małym Leninie („FiM” 16/2005), w których to baśniach podobieństwo jest uderzające, aczkolwiek przypadkowe. Podobieństwo według mnie polega też na tym, że obydwu panom zafundowano pośmiertne ubytki w konstrukcji własnej. Panu Wojtyle wymontowano ponoć pompkę do tłoczenia
Czy uważasz, że dla dobra aktualnych stosunków polsko-rosyjskich: 1) wspólna historia obu krajów powinna zostać odkreślona grubą kreską; 2) wpływ na obecne stosunki powinny mieć zaszłości historyczne, a Rosja powinna przeprosić za zło wyrządzone Polakom. SMS-y z odpowiedziami o treści „1” lub „2” prosimy kierować pod numer: 0 691 051 702.
20
BIADA ZŁYM PASTERZOM (2)
Żądni chwały ,,A wszystkie uczynki swoje pełnią, bo chcą, aby ich ludzie widzieli” (por. Mt 23. 5–10). Wypowiadając się przeciwko faryzeuszom, Jezus zwrócił uwagę na pewne zachowania, które demaskowały ich rzeczywiste intencje. O jakich zachowaniach i zwyczajach mówił? Faryzeusze poszerzali rzemyki modlitewne, które przytrzymywały małe skórzane pudełka (hebr. tephillin) z tekstami biblijnymi (np. z Pwt 6. 4–9; 11. 13–21). Tephillin podczas modlitwy przymocowywano na lewym przedramieniu oraz na czole. Miały być znakiem wierności i przynależności do Boga. Faryzeusze jednak ciągle powiększali owe tephillin, aby zademonstrować swoją pobożność... Podobnie rzecz miała się z frędzlami u szat. Również one miały przypominać o wyzwoleniu z niewoli egipskiej i posłuszeństwie przykazaniom Bożym (Lb 15. 37–41). Jednak przez wydłużanie owych frędzli faryzeusze w sposób ostentacyjny całą uwagę zwracali na siebie, a nie na Boga. Lubili też zaszczytne miejsca na ucztach i w synagogach oraz kiedy tytułowano ich „Rabbi” lub „ojcze”. Oczekiwali więc czci większej niż ta, która należy się rodzicom, a przede wszystkim – Bogu. Z przykrością trzeba stwierdzić, że postawa faryzeuszy ma do dzisiaj swoich wiernych naśladowców. Przejawy faryzeizmu dostrzec bowiem możemy w postawach, zachowaniach i zwyczajach duchowieństwa wszelakich wyznań, a najwyraźniej – wśród kleru rzymskokatolickiego. Hierarchowie katoliccy zadbali o to, by w oczach ludzi uchodzić za wyjątkowych – za nadludzi. Służy temu wszystko, co dostrzegamy w tym systemie religijnym. Nawet modlitwy, które powinny być
B
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
CZUCIE I WIARA
kierowane do Boga, służyć Jego chwale i wyrażać całkowitą zależność od Niego (Mt 6. 9–13), są wyrazem sprzeniewierzenia się Bogu. Jak bowiem nazwać modlitwy do tzw. świętych – jeśli nie sprzeniewierzeniem się nauce biblijnej? Czy ktokolwiek w czasach Chrystusa modlił się do ludzi? A różaniec? Czyż jego pochodzenie, czas powstania oraz charakter nie przywodzą na pamięć słów Chrystusa: ,,A modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie” (Mt 6. 8)? Wymowne jest również przeświadczenie wiernych, jakoby modlitwy księży więcej znaczyły niż ich własne. Kto wpoił im takie przekonanie? Oczywiście – duchowni, którzy chcą uchodzić w ich oczach za zastępców Chrystusa i sami się tak nazwali. Również szaty demaskują faryzejską postawę. O ile bowiem Chrystus i Jego uczniowie chodzili zwyczajnie ubrani, o tyle duchowieństwo chce się wyróżniać, i to nie tylko w miejscach zgromadzeń, ale i publicznie. Przypomnijmy, że w pierwszych wiekach starsi zborów chrześcijańskich nie nosili specjalnych szat. Dopiero na przełomie IV i V stulecia, pod wpływem etykiety dworskiej i podniesienia przez cesarza Konstantyna biskupów do rangi urzędników, zaczęto używać szat podobnych do tych, jakie nosili urzędnicy cesarscy. Szaty kapłańskie przeszły więc długą ewolucję i nie mają nic
yli ludzie, którzy widząc na własne oczy zmartwychwstałego Jezusa, powątpie wali. Byli też tacy, którzy patrząc na poświęcenie innych, zasłaniali swą małość kpiną z ich wiary i postępowania. Świat był i na dal jest pełen sceptyków i cyników, ludzi okradających się z piękna i głębi przeżyć. Po śmierci Jezusa uczniowie, zgodnie z Jego poleceniem, zebrali się w wyznaczonym czasie na górze w Galilei. Towarzyszyło im mnóstwo ludzi, którzy pragnęli dowiedzieć się wszystkiego, co tylko było możliwe, od tych, którzy widzieli Chrystusa po zmartwychwstaniu. Wypytywali zapewne uczniów o każdy szczegół, a ci świadczyli i dzielili się własnymi doświadczeniami. Być może Tomasz opowiadał o tym, jak włożył swe ręce w bok Mistrza, Maria Magdalena mówiła o swym spotkaniu z Nauczycielem u grobu, a dwaj inni uczniowie głosili, jak spotkali Jezusa w drodze do Emaus. I wtedy pojawił się sam Chrystus. „Gdy go ujrzeli, oddali mu pokłon, lecz
wspólnego z wymogami Nowego Testamentu. Podobnie zresztą jak insygnia wyróżniające biskupów oraz papieża. Na przykład biskupia spiczasta mitra wywodzi się z pogańskiego kultu Mitry, dominującego w Rzymie w epoce konstantyńskiej. W Kościele rzymskim zaczęto jej używać dopiero w XI wieku. Również tiara (potrójna korona) w starożytności noszona była przez asyryjskich i perskich władców, a biskupi Rzymu zaczęli jej używać dopiero od XII w. W XIV w. ozdobiona została trzema koronami. Inne insygnia biskupie to: pastorał wprowadzony w XI w., pierścień noszony od IX w., pektorał (krzyż) zawieszany na piersi od XII w. i paliusz – pas materiału wokół szyi, z sześcioma krzyżykami, stosowany od VI w. To tylko niektóre elementy, które mają wyróżniać hierarchów i manifestować ich władzę na podobieństwo pogańskich monarchów – bo na pewno nie ubogiego Cieśli z Nazaretu! Hierarchowie katoliccy lubią zajmować pierwsze miejsca nie tylko w kościołach, ale i na ucztach. Są eli-
tą najbardziej uprzywilejowaną i czerpią największe dotacje z państwowego budżetu. Przykładem tego może być Fundusz Kościelny, o który dobijają się nie tylko oni, ale również Kościoły należące do Polskiej Rady Ekumenicznej. Czy dodatkowe uprzywilejowanie najbardziej dochodowej instytucji, jaką jest Kościół rzymski, i to w dobie bezrobocia i narastającej
biedy, nie powinno spotkać się z wyraźnym sprzeciwem władz? Czas, aby zastanowić się poważnie, w jakim państwie żyjemy: demokratycznym czy teokratycznym? Pierwsze miejsca idą w parze z największymi tytułami, na przykład: wielebny, ekscelencja, eminencja, jego świątobliwość itp. Początki owej tytułomanii sięgają wieków średnich, kiedy to biskupi przejęli schedę po cesarzach rzymskich. Już cesarz Teodozjusz Wielki w 381 r. zrzekł się tytułu pontifex maximus na rzecz biskupa Rzymu. Odtąd nazywano go Najwyższym Kapłanem, chociaż tytuł ten przysługuje jedynie Chrystusowi (Hbr 5. 5–6; 7. 22–27; 8. 1–2). Później, szczególnie za sprawą Leona I Wielkiego (440–461), pojawiły się inne tytuły. Najbardziej znane to: ,,papież”, ,,namiestnik Piotra” i ,,namiestnik Chrystusa”. Dzisiaj wielu ludziom wydaje się to normalne, że duchownych nazywa się ojcami, a biskupa Rzymu największym
autorytetem (zamiast Boga!), przewodnikiem, ojcem świętym, nieomylnym, zastępcą Syna Bożego, a nawet władcą świata. Ale mało kto zdaje sobie sprawę, że wynika to z nieznajomości Biblii albo większej wiary w interpretację duchownych niż w samego Chrystusa. Oto przykład. W Nowym Testamencie w przekładzie księdza Jakuba
Sceptycy i cynicy niektórzy powątpiewali” (Mt 28. 17). Jak to możliwe? Jak można wątpić w coś, co widzi się na własne oczy? Na pewno wśród tłumu zebranego na górze było sporo zwykłych gapiów, ludzi, którzy nigdy nie zbliżyli się do Jezusa na tyle, by odczuć Jego wpływ i zrozumieć Jego naukę. Byli i tacy, którzy przed wiarą się bronili, bo czuli, że to zmieniłoby ich życie, a nie byli na to gotowi. Jeszcze inni być może wątpili po prostu z przekory. Szli tam, gdzie coś się działo, ale ich naturalny sceptycyzm nie pozwalał im w tym uczestniczyć całym sercem. I dziś Jezus objawia się na różne sposoby. Całkowita zmiana życia nawróconego człowieka powinna być najwyraźniejszym dowodem Jego działania. Jednak niektórzy wątpią.
Szukają racjonalnych powodów. Zawsze wątpią. I tak zabijają w sobie duchowe pokłady. Są też wśród nas cynicy – ludzie pokroju Judasza. O złych sercach i zamiarach. Zbyt egoistyczni, by rozumieć poświęcenie innych. Judasz nie mógł znieść widoku Marii, która „wzięła funt czystej, bardzo drogiej maści narodowej, namaściła nogi Jezusa i otarła je swoimi włosami”. W obliczu tego gestu miłości Judasz pomyślał: „Czemu nie sprzedano tej wonnej maści za trzysta denarów i nie rozdano ubogim?” (J 12. 3–5). I nie chodziło wcale o dobro nędzarzy. Ten chytry, dwulicowy człowiek nie mógł znieść u drugiego gestu czci i wdzięczności, bo był zbyt surowym potępieniem dla jego serca. Zachował się więc jak każdy cynik – postarał się znaleźć winę u kogoś, kto go przewyższał.
Wujka, w przypisach do tekstu Mateusza (23. 8–10), czytamy: „»Rabbi«, dosłownie: mój panie, był to tytuł dawany nauczycielom prawa (...). Był to przedmiot ambicji faryzejskiej. 9.10. I w tych tytułach »ojca« i »nauczyciela« szukała zadowolenia duma doktorów zakonnych. Wyprowadzać stąd wnioski przeciw hierarchii kościelnej, wyraźnie ustanowionej przez P. Jezusa, jest niedorzecznością”. Czyżby? Przecież Chrystus powiedział: ,,Kto się będzie wywyższał, będzie poniżony, a kto się będzie poniżał, będzie wywyższony” (Mt 23. 12). Jak więc można przypisywać Mu ustanowienie hierarchii kościelnej i zgłaszać roszczenia do tytułów, które zastrzegł On wyłącznie dla siebie i swego Ojca? Czy Jego zakazy: ,,Nie pozwalajcie się nazywać przewodnikami” i ,,nikogo też na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim” – nic nie znaczą dla katolickiego kleru? Wszystko wskazuje na to, że współcześni pasterze (z wyjątkami) niewiele sobie robią z tego, co mówił Jezus. Są żądni chwały! ,,Umiłowali bowiem bardziej chwałę ludzką niż chwałę Bożą” (J 12. 43). Nie są więc wiarygodni! Zwracając bowiem uwagę na siebie, zaprzeczają słowom Jezusa oraz powołaniu do wolności, równości Jego uczniów i sprawiedliwości społecznej. Według Ewangelii, to Chrystus ma wzrastać, a my mamy stawać się mniejsi (J 3. 30), zaś hołdowanie komukolwiek z ludzi jest poniżaniem samego siebie (por. Kol 2. 18; Ap 22. 8–9) i obrazą Boga, który stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, mówiąc: ,,Wszyscy jesteście braćmi” (Mt 23. 8). Wniosek: Wiara, która wyrosła na gruncie Słowa Bożego, zawsze przynosi chwałę Bogu (1 Kor 10. 31). Natomiast wiara oparta na kościelnej tradycji zwykle prowadzi do uwielbienia człowieka – stworzenia, a nie Stwórcy (Rz 1. 25)! Stąd pytanie: ,,Jakże możecie wierzyć wy, którzy nawzajem od siebie przyjmujecie chwałę, a nie szukacie chwały pochodzącej od tego, który jedynie jest Bogiem” (J 5. 44)? BOLESŁAW PARMA
Inni, podobnie jak lis w bajce Ezopa, nazywają kwaśnymi wszystkie winogrona, które są poza ich zasięgiem. Leń kpi z pracowitego; borykający się z poczuciem winy pijak szydzi z niepijących; nieuk docina kolegom, którzy odnoszą sukcesy w nauce, nazywając ich kujonami; dziewczyna zazdrosna o powodzenie koleżanek, pragnąc się wyróżnić, celowo się oszpeca i ostentacyjnie okazuje pogardę dla dziewczęcego wdzięku jako zbyt dla niej trywialnego; niewierzący, któremu brakuje pokoju i poczucia pewności, drwi z głębokiej wiary innych ludzi. Bo cynizm wynika z ludzkiej przewrotności – z cynizmem podchodzimy do tego, czego nam brakuje, a czego podświadomie pragniemy. Cynizm zdradza wewnętrzną pustkę, poczucie niższości, zawiść i duchowe ubóstwo. Podobnie jak u Judasza – obnaża słabość duszy. Jest reakcją chorego człowieka, który usiłuje przekonać siebie, że woli być chory, niż zapłacić cenę uzdrowienia. PaS
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r. polecił we śnie Gudei – królowi miasta Lagasz (ok. 2000 r. p.n.e.) – by ten wybudował na jego cześć świątynię, ale dał mu jeszcze w tym zakresie dokładne wytyczne. Na glinianych tabliczkach sumeryjskich utrwalono też sny Gilgamesza (król Uruk sprzed prawie 5 tys. lat p.n.e.), które dodawały mu odwagi przed niebezpieczną wyprawą, a ponadto sny jego przyjaciela Enkidu, zapowiadające jego śmierć, oraz sen Utnapisztima (su-
NIEŚWIĘTE PISMO
Senne wizje szłych wydarzeniach. Nierzadko wywoływano wizje senne, udając się do świątyni bóstwa lub podkładając sobie pod głowę różne przedmioty. O śnie inkubacyjnym (od łac. incubare – „położyć się na kimś lub na czymś”) czytamy m.in. w historii o patriarsze Jakubie (Rozdz. 28. 10–22). Sny były z reguły obrazami niezrozumiałymi i wymagały wykładni. Znanymi interpreterami snów są w Biblii patriarcha Józef i prorok Daniel. Ze źródeł mezopotamskich wiadomo, że wiara w sny sięga najdawniejszych czasów. Bogowie starożytnego świata często ostrzegali we śnie swoich ziemskich przyjaciół lub wzywali czcicieli do zrealizowania ich woli. Na przykład bóg Nergal nie tylko
W
meryjski pierwowzór Noego), którego bóg Ea ostrzegł tą drogą przed potopem. W Babilonii – na długo przed powstaniem Biblii – istniała zaawansowana, jak nigdzie indziej, sztuka tłumaczenia snów – onejromancja. Pomimo upływu tysiącleci i sekularyzacji życia wiara w objawienia senne nie straciła na popularności. Podobno Napoleonowi sny zapowiedziały wszystkie najistotniejsze
śród oceanu głupstw, na które można natrafić w mediach, wyjątkowo drażni mnie ciągle mó wienie o autorytetach, zwłaszcza tzw. światowych i niekwestionowanych. Ten ulubiony zwrot dziennikarzy i komentatorów jest używany oczywiście najczęściej w stosunku do osoby zmarłego papieża. W tym przypadku jest to zwrot podwójnie fałszywy. Po pierwsze – papież nie był autorytetem nawet dla większości katolików, a cóż dopiero dla reszty świata. Podejrzewam zresztą, że co najmniej połowa ludzkości, szczególnie ta jej część, która mieszka w Azji, wcale nie wie, kim jest papież, a jeżeli nawet potrafi go rozpoznać, to nie bardzo orientuje się w jego poglądach i nauczaniu. Po drugie – dla Chińczyków czy Hindusów stwierdzenie, że papież jest „niekwestionowanym autorytetem moralnym”, jest równie prawdziwe jak dla Polaków to, że Dalajlama z Tybetu jest wyrocznią moralną. W Polsce – niezależnie od wyznawanego światopoglądu – uważa się, że autorytety powinno się mieć. I że szczególnie potrzebne są one młodzieży. Nie zgadzam się z tym. Sądzę, że tym, na co powinno się kłaść nacisk w wychowaniu, jest zdolność krytycznego myślenia i pogłębionej, samodzielnej oceny. To są umiejętności najbardziej w życiu niezbędne. Nie ma natomiast nic bardziej zabójczego dla krytycznego myślenia jak autorytet, zwłaszcza autorytet narzucany niejako urzędowo (np. przez telewizję publiczną) i „niekwestionowany”. Przyznam, że czuję niechęć do owych autorytetów: ich pomnikowy majestat tchnie sztucznością, czyli odmianą kłamstwa. Zamiast „autorytetów”
wydarzenia. W snach poczęło się też podobno wiele arcydzieł literackich i muzycznych: R.L. Stevenson – zanim napisał słynną powieść „Dziwna historia doktora Jekylla i mister Hyde’a” – wiele razy widział jakoby swoich bohaterów w marzeniach sennych. Dość często wykorzystywali tę „metodę” wielcy kompozytorzy – Wagner, Beethoven i Schumann – którzy tuż przy łóżku trzymali papier nutowy. Również uczeni przyznają się do sennych inspiracji – nocna wizja Słońca, wokół którego krążyły planety, natchnęła Nielsa Bohra do opracowania znanego dziś modelu atomu, a biolog Otto Loewi w 1920 r. miał ponoć sen, który przyniósł mu Nagrodę Nobla. Pomógł mu rozwiązać problem związany z zaburzeniami akcji serca, nad którym wtedy pracował. Wiadomo, że przyczyną szczególnie dziwnych snów bywa paraliż senny, czyli katapleksja, określana też mianem halucynacji hipnagogicznej. Jest to stan przejściowy między jawą a snem (oczy śpiącego są często otwarte), w którym marzenia senne są tak wyraziste, że wydają się wstrząsająco realistyczne. Najbardziej przerażające w paraliżu sennym są nocne najścia – obecność pewnej istoty, która przybiera rozmaite formy: człowieka, zwierzęcia, demona, istoty boskiej, a nawet kosmity. Próbą wyjaśnienia problemu przeżyć paraliżu sennego zajął się psycholog D.J. Hufford, autor głośnej książki pt. „Strach, który przychodzi nocą” (The Terror That Comes in the Night). ARTUR CECUŁA
wolę żywych i prawdziwych tzw. szarych ludzi, którzy czasem mi w jakiejś dziedzinie zaimponują, a w wielu innych mogę się z nimi spierać i kłócić. O autorytetach mówi się z patosem, a ten jest formą iluzji. Pomnikowe postacie są pozbawione autentyzmu, zabalsamowane przez hagiografów w celach moralizatorskich. I jako takie są raczej przygnębiające niż budujące. Pozostają nie tylko bezużyteczne, ale też szkodliwe – jak każda forma oszustwa. „Autorytety” poprzez swoją nadętość i fałszywość demoralizują myślącą część młodzieży. Zrażona do kłamliwych wzorców – nie chce już słyszeć o żadnych wartościach. Autorytety kneblują rozwój wolnej myśli. Tak było z rozwojem nauki w średniowieczu, bo nie mogła uwolnić się od brzemienia wszechwładnych biskupów i ojców Kościoła. Problem z autorytetami nie dotyczy tylko środowisk religijnych: przypomnę nadęte autorytety tzw. klasyków marksizmu-leninizmu sprzed kilku dziesięcioleci, które zamiast inspirować, cenzurowały i blokowały rozwój. Niewiele różni słowo „autorytet” od słowa „autorytaryzm”, którego używa się na określenie niedemokratycznych rządów silnej ręki. Za takimi wzdychają ludzie zagubieni w świecie, słabi, duchowo infantylni. Ponieważ nie czuję się już dzieckiem, nie tęskno mi do autorytetów, a tym bardziej – do autorytaryzmu. Aby żyć moralnie, nie trzeba żadnych sztucznych wzorców; konieczna jest za to udana socjalizacja, nauczenie współodczuwania. Ale zamiast przekazywania tak podstawowych rzeczy, katuje się młodzież „naukami” – katolickimi mitami. MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Po co nam autorytety?
21
Rozmowa z profesor Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Przed tygodniem podsumowywaliśmy pierwszy rok przynależności naszego kraju do Unii Europejskiej. W Europie trwa dyskusja nad przyjęciem konstytucji, dokumentu wielkiej wagi, który wpłynie na życie Europy, a więc i nasze. Na dziesięciolecia... – To prawda, konstytucja i dyskusje wokół jej przyjęcia w poszczególnych krajach są sprawą ważną. Warto wobec tego zauważyć, że w Polsce lansuje się przywrócenie kary śmierci, a jednocześnie przecież projekt Konstytucji europejskiej wyklucza zabijanie w majestacie prawa. I nie dotyczy to tylko wykonywania kary śmierci, lecz nawet jej orzekania. Pomysły przeciwne projektowi Konstytucji europejskiej lansuje PiS, partia, która deklaruje proeuropejskość. W Polsce nie wprowadzono
Fot. Krzysztof Krakowiak
D
ziwne sny nie były dome ną jedynie biblijnych bo haterów. Trywializując, nawiedzają one ludzi tak często, jak wielu jest śniących. Księgi biblijne wiele razy wspominają o snach. Patriarchowie, prorocy, królowie i inni, w tym również wrogowie narodu wybranego, śnili często i gęsto, otrzymując we śnie ostrzeżenia i pouczenia, a przede wszystkim wiedzę – o przy-
SZKIEŁKO I OKO
ale pomysłem polityków, skutecznie propagowanym przez media. Proszę zważyć, że Polska od kilkunastu lat jest wygodnym rynkiem zbytu dla zachodnich firm. Wystarczy porównać polski import i eksport – kupujemy od Zachodu znacznie więcej, niż tam eksportujemy. Doszło do likwidacji tysięcy polskich fabryk, pogłębiło się bezrobocie. Pod pozorami dobra mieszkańców Unia ułatwia bogacenie się koncernów. – Przynależność do Unii doprowadzi, wcześniej czy później, do przyjęcia euro jako jedynej waluty używanej w Polsce. – Tak się jakoś dziwnie składa, że wprowadzenie euro w każdym
OKIEM HUMANISTY (127)
Perspektywy Unii również sprawy tak podstawowej jak ustawowe zrównanie w prawach mężczyzn i kobiet, idei słusznie lansowanej przez Unię. Widocznie u nas myśli się takimi kategoriami, że skoro nie ma równouprawnienia płci w Kościele, to nie ma powodu, aby było ono w państwie. – Istotna dyskusja toczy się we Francji, a liczba zwolenników i przeciwników konstytucji jest tam niemal równa. – We Francji opór wzbudza polityka gospodarcza Unii, przenoszenie fabryk do Europy Wschodniej, wzrost bezrobocia. Francuzi widzą zagrożenie w tym, że Unia nie podejmuje się wystarczająco obrony praw socjalnych mieszkańców, dba natomiast o interesy wielkich korporacji. Z polskiego punktu widzenia przyjęcie konstytucji ma jednak sens ze względu na ochronę mniejszości, prawa kobiet i ochronę demokracji. Komisja Europejska może nas obronić przed prawicowym ekstremizmem, nacjonalizmem i rodzącym się faszyzmem. Zapewnia także autonomię jednostce, w przeciwieństwie do popularnej w Polsce apoteozy rodziny i ujmowania każdego jako jej cząstki. Najwyższy czas, żeby traktować każdego człowieka jako autonomiczną jednostkę i wyrobić poczucie, że jesteśmy częścią ludzkości. – Z kwestią praw socjalnych wiąże się pytanie, dla kogo właściwie Unia jest tworzona. – Z pewnością nie dla zwykłych ludzi. Unia nie była pragnieniem obywateli poszczególnych państw,
kraju wiązało się z podwyżkami cen. Czasami były to zmiany bardzo znaczące i bolesne, trwale wpływające na poziom życia mieszkańców. Nie ma powodów, aby sądzić, że w Polsce taki proces nie nastąpi. – Z przynależnością do Unii wiąże się otwarcie na kapitał zagraniczny. Ma to swoje dobre strony, ale wiąże się też z uprzywilejowaniem podatkowym firm zagranicznych. Jaką korzyść odnieśliśmy z powstania zagranicznych sieci handlowych, które doprowadziły do bankructwa tysięcy naszych sklepów? – To było bardzo nierozsądne i katastrofalne w skutkach dla wielu ludzi. Podejmuje się szereg absurdalnych decyzji. Można odnieść wrażenie, że łatwość podporządkowywania się Zachodowi i zapewne chęć szybkiego wzbogacenia się części decydentów osłabiły kraj, i to na długie pokolenia. – A jeżeli Europejczycy odrzucą konstytucję? – To może doprowadzić nawet do rozpadu Unii, przynajmniej w obecnym jej kształcie, bo mocniej odezwą się jej przeciwnicy. Niestety, europejska wspólnota – w mojej ocenie – jest tworem sztucznym, realizowanym zbyt pośpiesznie, bez uporania się z konfliktami czy brakiem zaufania dzielącym kraje członkowskie. Ponadto – przed utworzeniem Unii – nie zostały przezwyciężone niechęci narodowościowe, narosłe w Europie od pokoleń. Są więc silne tendencje odśrodkowe. Rozmawiał ADAM CIOCH
22
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
NASZA RACJA
OGŁOSZENIA APP RACJA Będzin – 16 maja, godz. 16, Hotel Cumulus (ul. Sportowa 3). Spotkanie dyskusyjne z senator RP prof. M. Szyszkowską i innymi znaczącymi gośćmi. Temat: „Problemy i ideały lewicy w Polsce”. Charakter zamknięty, wstęp wyłącznie po okazaniu zaproszeń, które są dostępne u organizatora, info: www.app.slask.pl, tel. 508-369-233; Zawiercie – 17 maja, godz. 16, Miejski Ośrodek Kultury (ul. Piastowska 1), sala 203. Spotkanie dyskusyjne z senator RP, prof. M. Szyszkowską pod hasłem: „Problemy i ideały lewicy w Polsce”. Charakter otwarty, zapraszamy zainteresowane osoby, info: www.app.slask.pl, tel. 508-369-233.
Zebranie Rady Krajowej APP RACJA Na dzień 21 maja 2005 roku w Warszawie zostało zwołane posiedzenie Rady Krajowej APPR. Porządek obrad obejmuje między innymi: informację i dyskusję o sytuacji kadrowej i finansowej partii, sprawę zwołania III Nadzwyczajnego Kongresu APPR, wybory uzupełniające do władz partii oraz sprawy organizacyjne. Uczestnika spotkania integracyjnego antyklerykałów, który w dniu 15.08.2004 roku zaopiekował się pozostawioną na stole teczką z prywatnymi dokumentami, bardzo proszę o kontakt – tel. 0 502 362 404, 847-09-48. Nagroda. Mirosława Zając
List Prezydium Zarządu Krajowego APPR do I Kongresu Unii Lewicy III RP Dnia 6 maja bieżącego roku Prezydium Zarządu Krajowego Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA podjęło decyzję o uchyleniu swojej wcześniejszej uchwały w sprawie przynależności członków partii do Unii Lewicy III RP. Od dziś, zgodnie z decyzją Prezydium Zarządu Krajowego, członkowie APPR powinni wycofać wcześniejsze deklaracje o wstąpieniu do Unii Lewicy III RP. Inne postępowanie będzie uznane za naruszenie zasad statutowych. Decyzja Prezydium Zarządu Krajowego faktycznie przywracająca jednopartyjność nie była łatwa. Powodem było to, iż od połowy ubiegłego roku kierownictwo naszej partii i organizacje terenowe były zaangażowane w proces budowania Unii Lewicy. Celem tych działań było, w naszym rozumieniu, stworzenie platformy do dyskusji o najważniejszych ideowych i programowych wartościach, łączących polskie organizacje lewicowe. Zaś w dalszej perspektywie – stworzenie politycznej alternatywy wyborczej dla ugrupowań, które w trakcie swoich kilkuletnich rządów utraciły zaufanie lewicowego elektoratu. Rozwój wydarzeń związanych z tworzeniem Unii Lewicy w ostatnich miesiącach wystawił na ciężką próbę członków APP RACJA. Oryginalna, wręcz egzotyczna koncepcja realizowana przez byłego przewodniczącego partii Piotra Musiała wywołała w środowisku partyjnym wiele polemik, często sprzeciwów. Pomimo tego członkowie partii, a następnie delegaci na II Nadzwyczajny Kongres partii poparli te pomysły, udzielając tym samym byłemu przewodniczącemu partii kredytu politycznego zaufania. Przyjęli kontrowersyjny zapis o podwójnej przynależności partyjnej oraz poparli tworzenie Unii Lewicy jako partii politycznej, widząc w tych rozwiązaniach szansę na zintegrowanie środowisk lewicowych oraz szansę na ich programowy i wyborczy sukces. Za decyzjami Kongresu APP RACJA poszły działania. Jednak decyzja Piotra Musiała o rezygnacji z członkostwa w zasadniczy sposób zmieniła sytuację i patrzenie na koncepcję ewentualnego funkcjonowania członków APPR w szeregach drugiej partii o nazwie Unia Lewicy III RP, albowiem za rezygnacją przewodniczącego z członkostwa w APPR poszły działania zmierzające do przejęcia członków naszej partii na rzecz Unii Lewicy III RP, działania nie do zaakceptowania dla ścisłego kierownictwa APP RACJA. Jesteśmy przekonani, że jako Prezydium Zarządu Krajowego we właściwy sposób odczytaliśmy reakcje środowiska antyklerykalnego i członków partii na takie poczynania. Ta uchwała stanowi tylko doraźne przeciwdziałanie zachowaniom szkodzącym partii, które zostały podjęte przez secesjonistów z APPR. Ostateczne decyzje w sprawie wielokrotnej przynależności partyjnej członków podejmie Kongres, którego przeprowadzenie w aktualnej sytuacji stało się koniecznością. Czy te zasadnicze decyzje zmienią coś we wzajemnych relacjach pomiędzy Antyklerykalną Partią Postępu RACJA a Unią Lewicy III RP i innymi partiami lewicowymi? Jesteśmy przekonani, iż w efekcie końcowym powinny stworzyć warunki do ułożenia współpracy na normalnych, partnerskich zasadach. Wspólny cel, obrona i realizacja wartości ważnych dla lewicowego elektoratu, w obliczu zagrożenia autorytarnymi rządami prawicy powinna skłonić do rozmów i szukania politycznych rozwiązań, integrujących środowiska lewicowe. Jednak co ważne dla nas – po zachowaniu większości członków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA widać, że jest zgoda na poszukiwanie politycznych rozwiązań, ale nie za wszelką cenę. Ideowość, rozwaga i konsekwencja to nasze największe atuty. Bo to, co nam przez cały czas istnienia partii utrudnia działalność – opinie o skrajnych zachowaniach członków partii czy nieodpowiedzialnych działaniach politycznych poszczególnych organizacji, zawdzięczamy celowym działaniom tych, dla których nasza partia i jej idee stanowią poważne zagrożenie. Uważamy, ze najbliższy Kongres APPR podejmie decyzje służące zaradzeniu tym stereotypom i problemom. Kongresowi Założycielskiemu Unii Lewicy III RP życzymy odważnych stanowisk politycznych oraz trafnych decyzji wyborczych.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Zwyczajny kaczyzm Gdzieś od stycznia uśpiony intelekt polityków pobudziły dyskusje o tym, co, kto, komu, kiedy i dlaczego obiecał. Prawica miała wreszcie niekwestionowanych idoli: Kwaśniewskiego i Millera. Raz po raz przywoływała ich święte słowa, że lepsza jest wiosna. Media podgrzewały atmosferę. Tworzyły wrażenie, że nie ma nic ważniejszego od przyspieszenia wyborów o trzy miesiące. No, może odejście papieża i zdrada ojca Hejmy. Wmawiały, jak w piosence z Kabaretu Olgi Lipińskiej, że „naród, co tak się natyrał, zasłużył sobie na finał”. Z lekka przyspieszony. Marszałek Cimoszewicz wyznaczył godzinę „W” na 5 maja. Im była ona bliżej, tym intensywniej bito pianę. Każdy chciał się pokazać. Premier Belka wygłosił w telewizji orędzie. Nie do narodu. Do posłów, aby skrócili jego mękę. Skoro nie może kupić nowych, pięknych samochodów, to nie chce rządzić. Woli reanimować Unię Wolności. Przeszczepi jej swoje serce, bo mu przeszkadza po lewej stronie. Dodatkowo jako Religa bis liczy na lepsze notowania. Reality show na Wiejskiej zaczęło się o 9 rano i trwało do końca telewizyjnej transmisji. Posłowie nie chcieli stracić ani minuty bezpłatnej reklamy. Na dobry początek jedności prawicy rozpatrywano trzy wnioski. Polsko-rodzinny z czasów, gdy Liga była na wznoszącej się fali poparcia. Prawy i sprawiedliwy – zgłoszony, aby nie odpuścić inicjatywy konkurentom. I trzeci, złożony rzutem na taśmę przez PO – też żądne stanąć na podium wnioskodawców. Z trybuny nasze Zeusy gromowładne – Giertych, Kaczyński i Tusk – miotały obelgi, pluły jadem, obrażały i straszyły. Kto ośmielił się nie być z nimi, stawał się wrogiem publicznym.
Dla odwrócenia uwagi od własnych, bezczelnych kłamstw, zarzucali je innym. Oprócz wąskiego grona swoich – nie oszczędzali nikogo. Na sejmowej sali rewolucja zjadała własne dzieci. Padały groźby karalne. „Ruski agencie, załatwimy cię” – krzyczał Kaczyński do Wrzodaka. Przypomniało mi się stare powiedzenie: biją naszych, tylko którzy nasi? Katoni IV RP, prawdziwi czekiści. Ścierali w pył domniemanych wrogów. Dali PO-PiS sejmowego chamstwa. Przeszli samego Belkę.
Mnie przeszły dreszcze. Poczułam przedsmak tego, co nas czeka, kiedy wygrają. Upiorne wrażenie pogłębiło się, kiedy zobaczyłam posłankę Marianowską z PiS. Ledwo siedziała na wózku inwalidzkim, odłączona na chwilę od kroplówki. Koledzy przywieźli ją niecałe dwa tygodnie po czwartej z kolei operacji mózgu, z niezrośniętą po trepanacji czaszką. Chcieli zapewnić swojej partii 100 proc. frekwencji. PO i LPR zmobilizowały wszystkie siły. PiS nie mógł być gorszy. Przewodniczący Kaczyński mętnie tłumaczył, że poseł Marianowska sama chciała. „Wy tego nie rozumiecie – mówił – wy jesteście z takiej półki, gdzie rozumie się tylko i wyłącznie elementy animalne w życiu ludzi”.
Możliwe, że w jego partii presja psychiczna na bezwzględne podporządkowanie się interesom grupy dławi instynkt życia. Instynkt rzeczywiście animalny, lecz jakże ludzki. Mieliśmy przyspieszoną powtórkę z historii. NKWD. Jednostka niczym, jednostka zerem. PiS chroni życie poczęte, ale nie troszczy się o życie swojej koleżanki. Przeciwnie – naraża je w partyjnym, szemranym interesie. Relatywizm moralny czy obłuda? Polubiłam PSL za to, że nie próbował ściągnąć na głosowanie posła Gruszki. Polityczne Maliniaki szykują się do przejęcia władzy. Chcą stworzyć państwo oparte na terrorze. Próbują, na ile mogą sobie pozwolić. 5 maja pokazał, że na wiele. Jak w Niemczech w latach 30. społeczeństwo uznało, że to niegroźne. Mają nadzieję, że teraz pójdzie z górki. Pewnie już czytają rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 17 czerwca 1934 r. w sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu. Kombinują, jak dostosować je do swoich potrzeb. Muszą mieć gdzie wykańczać przeciwników. W wyobraźni pewnie już tworzą obóz koncentracyjny na wzór Berezy Kartuskiej. Uwzględniają amerykańskie doświadczenia z Abu Ghraib i Guantanamo. Palą się, by zamykać bez sądu niewygodnych posłów i działaczy lewicy. Torturować i unicestwiać. Sprowadzać zbłąkanych na drogę prawa i sprawiedliwości. Tak zaczyna się kaczyzm. Zwyczajny kaczyzm. Internautka Krystyna K. zarzuciła mi naigrywanie się z nazwiska. Nie zrozumiała moich intencji. To nie jest kwestia manier. Trzeba odpowiednie dać rzeczy słowo. Ku przestrodze. I ja to zrobiłam. Tak jak kiedyś ktoś pierwszy raz powiedział: faszyzm, hitleryzm, stalinizm. JOANNA SENYSZYN
Prezydium działało legalnie! Po podjęciu przez Prezydium Zarządu Krajowego APPR w dniu 6.05.2005 uchwały, którą uchyliło swoją wcześniejszą decyzję (uchwała Prezydium ZK APPR z dnia 2.04.2005) o wyrażeniu zgody na przynależność członków partii do Unii Lewicy III RP, odezwały się głosy podważające legalność tej decyzji. Prezydium Zarządu Krajowego przy podejmowaniu dnia 7.05.2005 uchwały uchylającej swoją wcześniejszą decyzję, skorzystało z upoważnienia w statucie partii, które przekazuje do wyłącznej decyzji Prezydium ZK określenie zasad przynależności do innych partii. Skoro nikt nie kwestionował decyzji Prezydium z kwietnia o wyrażeniu zgody na przynależność członków APPR do Unii Lewicy III RP wszystkim, którzy zechcą złożyć akces do tej partii, to zarzuty o nielegalne działanie Prezydium, które cofnęło swoją wcześniejszą decyzję, zawdzięczamy tym, którzy statutu nie przeczytali, lub tym, którzy wiedzą o legalności decyzji, a chcą – najprościej mówiąc – namieszać w głowach członkom partii. Zresztą nie po raz pierwszy. Poniżej wyciąg ze statutu partii, dotyczący sprawy przynależności do innej partii politycznej. O motywach i podłożu decyzji mówi list Prezydium ZK APP RACJA przesłany do Kongresu Założycielskiego Unii Lewicy III RP, publikowany na stronie internetowej app.org.pl. Wyciąg ze statutu APP RACJA Artykuł 5 1. Członkiem APP może być obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, który ukończył 18 lat oraz korzysta z pełni praw obywatelskich. 2. Możliwa jest przynależność do innych partii, jak i wchodzenie w struktury APP innych partii, organizacji związkowych i społecznych. Zasady przynależności określać będzie każdorazowo Prezydium Zarządu Krajowego. 3. Członek APP za zgodą właściwej rady wojewódzkiej może kandydować w wyborach z listy innej partii.
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
PLOTKOWISKO
Po staremu Rok temu niektórzy z nas obudzili się szczęśliwsi niż kiedykolwiek przedtem, albowiem przyjęto Polskę do Unii Europejskiej. Mimo to udało nam się zachować narodowo-katolicką tożsamość. Polscy pijacy jak dawniej ciągną denaturat, złodzieje kradną na potęgę, a policjanci nie znają angielskiego. Przed tygodniem mój znajomy, Marko – przybysz z Serbii i Czarnogóry – miał pecha wylądować bladym świtem na dworcu kolejowym Kraków Główny. Facet niby oblatany w świecie, a w piastowskim grodzie dał pokaz zatrważającej naiwności. Obładowany tobołkami wygramolił się z EuroCity „Cracovia”, niosąc w zwykłej plastikowej reklamówce swój paszport, cyfrowy aparat fotograficzny oraz powrotny bilet. Miał dziesięć minut do odjazdu pociągu nad morze, więc pogalopował do kantoru, który akurat znajduje się przy wyjściu z czwartego peronu. W Krakowie właśnie przygotowywano się do hucznych obchodów rocznicy wstąpienia Polski do Unii
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Europejskiej oraz tzw. długiego weekendu, wobec czego gród obwieszono chorągwiami. „Aż chciałoby się dłużej zostać w tym mieście” – pomyślał Marko. I oto jego pragnieniu stało się zadość. Kiedy bowiem umościł się już w InterCity do Gdyni, nagle okazało się, że nie ma bezcennej reklamówki z dokumentami i aparatem. Biedak mógł przecież nie wiedzieć, że kosztowności w kraju nadwiślańskim należy metodą przemytników narkotyków połknąć i trzymać w żołądku związane żyłką, zahaczoną o ząb trzonowy. Wówczas istnieje szansa, że nas nie okradną. Mocno załamany udał się na dworcowy komisariat policji, gdzie odczekał dwie godziny do przyjazdu tłumacza, gdyż żaden z dyżurnych gliniarzy nie mówił po angielsku. W końcu udało mu się uzyskać potwierdzenie swojej tożsamości. Od uprzejmych stróżów prawa otrzymał odklepany na maszynie papier mówiący, że on to zaiste on, a nie kto inny, choć jego nazwisko napisano z błędem. Po kilku dniach spędzonych w naszej ojczyźnie i przepychankach z własną ambasadą, kolegę powiadomiono, że jego dokumenty się odnalazły. Aparat przepadł bez wieści. Mimo to – z tego miejsca i w jego imieniu – dziękuję krakowskim gliniarzom za skuteczność i uprzejme potraktowanie mojego znajomego. Chwała Wam, Dzielni Policjanci, chrońcie nas i naszych turystów przed nami samymi! MAŁGORZATA PIEKIELNICA
POZIOMO: 1) siedzą na kupie, biskup przy biskupie, 6) wybucha, gdy się okazuje, że ksiądz z ministrantem figluje, 9) biznes z klubem z Mediolanu, 13) choroba świętego Walentego, 14) ptasi element czajniczka, 15) własnoręcznie napisany, 16) tłuszcz w transie, 19) ciężka robota podobna do kaszalota, 21) przy byle okazji pobierana przez kapłana, 25) taki las, gdzie same olchy wokół nas, 26) hałasy, gdy dzieci wybiegają z klasy, 29) kupa gnoju, 30) nie dla poety, 31) przy sobocie po robocie warto na nie pójść w Sopocie, 32) nie uniknął zesłania ten przywódca powstania, 33) za nic nie chciała przyjść do Mahometa, 34) nadawana bez nadajnika, 36) w ręku Anioła, 38) służy ojczyźnie pod czujnym okiem kapelana, 40) tata Chama, 41) biciu zawdzięcza swą wartość, 44) czekoladowy bóg, 46) drobna moneta w Pensylwanii, 49) z serduszkiem na poligonie, 51) autochton to właśnie on, 52) ostatnia kolonia Europy, 53) saboty do roboty, 54) goryle przy rekinie, 55) pokazuje, ile nowy kościół kosztuje.
PIONOWO: 1) jeszcze nie rządzi, choć już wybrany, 2) siostra Leona, 3) chodzi w sutannach, 4) kupi, co drugi złupi, 5) trzy korony na papieskiej głowie, 6) zalewane za skórę przez złośliwca, 7) stróż tuż-tuż, 8) sejmowa rozmowa, 10) toczy tamto i owamto, 11) w kasie w Madrasie, 12) kłuje podobnie jak jodły i tuje, 17) zastanowienie przed postanowieniem, 18) totalna bzdura, 19) dzida, 20) strzela z łuku prosto w serce, 22) zboże na kaszę i paszę, 23) wzmianka na łamach, 24) Na pocztę marsz!, 26) dowód wdzięczności opatrzności, 27) z ziemniakami między bruzdami, 28) śrubka, 35) wcale nie malutki składnik ceny wódki, 37) chodzi mu o to, by udawać złoto, 38) przyjdzie i wyrówna, 39) po północy świat weń wkroczy, 42) ciastko z klerem, 43) papier na parkiecie, 44) mami trickami, 45) rysunek ze znakiem zapytania, 47) najważniejszy klawisz, 48) napięcie, 50) łączy oszustwo z filozofią.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 32,50 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 32,50 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 maja na trzeci kwartał 2005 r. Cena 32,50 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
oniżej drukujemy pouczające dla wszystkich chlujów i niechlujów fragmenty kodeksu towarzyskiego Sebastiana Arhensa – „Jak się powinien zachowywać człowiek wytworny w domu i poza domem”. Kodeks wydano w 1922 roku.
P
nieustannych ćwiczeń – jest piękna postawa ciała. Ponieważ wszyscy jesteśmy usposobieni nieco po plotkarsku, nieraz więc na pewno robiliśmy uwagi w rodzaju takich: ta niewiasta chodzi jak kaczka albo ten jegomość zachowuje się jak niedźwiedź. Kto chodzi jakby kij połknął
Nie charkaj Czystość. Pierwszym warunkiem dobrego wychowania jest czystość. Wierzchnie ubranie człowieka jest przedmiotem nieustannej obserwacji innych ludzi. Z tego względu niektórzy i niektóre, uważając, że tylko to, co jest wystawione na pokaz winno być schludne, zaniedbują zupełnie staranie o spodnie odzienie. Nic nie ma bardziej niedorzecznego i zarazem sprzecznego z dobrym tonem. Noszenie brudnej bielizny nie tylko jest szkodliwe z punktu widzenia hygjeny, lecz nadto nie da się tak łatwo ukryć, jak przypuszczają ci panowie i panie. Brudna bielizna wydziela bowiem niemiłą woń, której żadne perfumy nie są w stanie stłumić. Wytworność manier. Najtrudniejszą bodaj umiejętnością ze wszystkich składających się na wytworność manier – wymagającą
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 19 (271) 13 – 19 V 2005 r.
JAJA JAK BIRETY
lub porusza się wymuszenie – ten musi się tego oduczyć, bo inaczej nie ma mowy o jakiejkolwiek poprawie. Naturalność ruchów to warunek sine qua non wytworności manier. Główną uwagę winniśmy zwrócić na wyraz twarzy – jest on bowiem zwierciadłem duszy człowieka. Unikniemy dzięki temu ironji lub – co gorsza – litości ze strony osób trzecich. Człowiek wytworny nie robi dalej tzw. min, nie wykrzywia twarzy jakby siedział na mękach lub myślał o niebieskich migdałach. Równie bezmyślną czynnością jest obok robienia min, marszczenie czoła. Pofałdowane czoło bynajmniej nie oznacza jakiegoś niezwykłego rozwoju inteligencji u danego człowieka, bywa ono jedynie widomą oznaką złego przyzwyczajenia. Oprócz momentów, któreśmy tu wyszczególnili, o wyrazie twarzy
rozstrzyga jeszcze układ ust i sposób patrzenia. Ust nie trzeba ściągać, zacinać ani otwierać szeroko jak wrota; wargi nie powinny być obwisłe. Głowę należy nosić swobodnie – ani zbyt sztywno, ani zbyt chwiejnie. Wielką uwagę zwracać trzeba na ruchy, układ ramion i rąk. Kto nie wie, co z niemi począć, ten daje do zrozumienia, że niezbyt często znajdował się w wytwornem towarzystwie. Podczas chodu należy wolno poruszać rękami w takt kroków – machanie ramionami jak cepami lub trzymanie ich sztywno jakby były przyklejone do boków lub zrobione z drzewa jest wysoce nieprzyzwoite. W czasie rozmowy winno się jak najmniej posługiwać gestami; siedząc, kładziemy ręce na kolanach lub udach. Nie mniej ważne znaczenie ma wreszcie postawa nóg. Zakładając nogę na nogę, czynimy to zgrabnie i niegwałtownie; panie powinny przy tem ściągnąć w dół sukienkę, aby nie wystawiać na widok publiczny kolan, panowie zaś muszą nieco podciągnąć spodnie – jest to gest konieczny, jeśli chcą zachować niepokalaność ich odprasowanego załamu.
Niedozwolone czyny. Są pewne ruchy, a raczej pewne czyny, których człowiek wytworny winien się wystrzegać. Plucie na podłogę lub ziemię, charkanie są przyzwyczajeniami ohydnemi, wykraczającemi
przeciw dobremu tonowi i hygjenie. Pluć trzeba zawsze w chusteczkę, jeśli znajdujemy się w salonie, czyniąc to przytem dyskretnie i niespostrzeżenie, na ulicy lub u siebie w domu plujemy do spluwaczek lub do chusteczek. Charkanie jest w ogóle niedopuszczalne. Ziewanie w towarzystwie jest wysoce nieprzyzwoite; gdy w dodatku łączy się z nim odgłos w rodzaju dzikiego ryku lub przeciągłego a-a-a! będzie to czysto prostacka maniera. Jeśli nie możemy się powstrzymać od ziewnięcia, winniśmy zakryć sobie usta chusteczką i zrobić to jakoś nieznacznie. Wiercenie w uszach lub nosie, drapanie się, wyłuskiwanie łupieżu z włosów są niechlujstwami godnemi pastucha, nie zaś człowieka, który pragnie uchodzić za wytwornego. Hałaśliwe wycieranie nosa należy tak samo do brzydkich przyzwyczajeń. Nos powinniśmy wycierać możliwie jak najciszej; jeśli mamy katar, nie wolno nam przez cały czas tej choroby pokazywać się w towarzystwie. Czyż trzeba dodawać, że do wycierania nosa używa się chusteczki nie zaś dwóch palców, jak to czynią niektórzy źle wychowani ludzie... Opracował PS