SZUMIĄ JODŁY NA GÓR SZCZYCIE – W STEGNIE TO JEST ŻYCIE! INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Ü Str. 12, 13
Nr 19 (323) 18 MAJA 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Rozmowa kwalifikacyjna 30 zł Złożenie dokumentów 350 zł Czesne za studia 5970 zł „Warsztaty” 1950 zł Razem 8300 zł + 200 dolarów za obronę pracy
Ojcowie Chucka Norrisa Pallotyni organizują „pielgrzymki” na Wyspy Kanaryjskie, Hawaje, do Tunezji, Brazylii, Kenii, Meksyku, Tajlandii i do innych znanych miejsc kultu. Wielebni koszą szmal pod patronatem Boga, Maryi Dziewicy i samego Chrystusa. Pielgrzymi szczególnie upodobali sobie Bangkok, raj turystycznego seksu. Pallotyni Ü Str. 4 są lepsi niż Chuck Norris i Rambo razem wzięci...
Tyle trzeba mieć, żeby zostać – tak jak pani wicemarszałek Sejmu – „psychologiem” po moskiewskim Instytucie Ekonomii i Kultury... Naprawdę mieści się on w Łodzi w dwóch pokojach podnajmowanych od liceum ogólnokształcącego. Ü Str. 3
2
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
COŚ NA ZĄB
FA K T Y POLSKA Mamy stary nowy rząd zrekonstruowany przy pomo-
cy Samoobrony i LPR. Hitem sezonu jest nominacja Romana Giertycha, patrona bojówkarzy z Młodzieży Wszechpolskiej, na szefa resortu oświaty i wychowania. Jego kolega z MW, 28-letni Rafał Wiechecki – były kibol ze Szczecina – został ministrem gospodarki morskiej. Ten ostatni resort stworzono tylko po to, aby powiększyć liczbę stołków do obsadzenia. Z tego samego powodu stworzono Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego i Nauki. Przeciwko awansowi Leppera i Giertycha zorganizowano już w Warszawie dwie demonstracje. Prasa niemiecka nazwała ten rząd gabinetem grozy, a austriacka – widzi nad Polską duchy ekstremizmu. Reakcję prasy polskiej można opisać z rosyjska: i smieszno, i straszno.
Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał wyrok (rok i 3 miesiące więzienia w zawieszeniu na 5 lat) skazujący Andrzeja Leppera, nowego wicepremiera, za pomówienie. W 2001 roku szef Samoobrony oskarżył publicznie o korupcję kilku polityków PO i SLD. Lepper chce się od prawomocnego wyroku odwoływać do Trybunału w Strasburgu. Wicepremier polskiego rządu będzie skarżył Polskę do międzynarodowego trybunału. Jaja jak berety.
Posłowie LPR wymyślili projekt ustawodawczy, by okiełznać matki Polki pod pozorem troski o nie. Tym razem chcą zabronić kobietom pracy w handlu w dni wolne od pracy. Zakaz miałby jednak dotyczyć tylko hipermarketów. Według projektu – praca w niedzielę „szkodzi zdrowiu osobistemu i rodzinnemu kobiet oraz wychowaniu dzieci”. Obcowanie z LPR też szkodzi zdrowiu, o czym mogą zaświadczyć ci, którzy oberwali od młodzieżówki tej partii, czyli wszechpolaków.
Na łamach „Naszego Dziennika” poseł Jan Piłka zasugerował, że zgoda na adopcję dzieci przez pary homoseksualne byłaby legalizacją pedofilii. Dodał, że państwo powinno zwalczać prawem „zachowania i propagandę homoseksualną”. Za oszczerstwa, podżeganie do nienawiści i dyskryminacji płaci się w Europie wysokie grzywny lub idzie do więzienia. Ale tam żyją przecież w cywilizacji śmierci... ŁÓDŹ Mianowano pierwszych kawalerów i damy (sic!) Mię-
dzynarodowego Rycerskiego Zakonu św. Jerzego, przykościelnej instytucji, która ma się zajmować krzewieniem „pokory, lojalności, służby dla wspólnego dobra”. Wśród pierwszych uroczyście mianowanych za pomocą miecza jest prezydent Łodzi, Jerzy Kropiwnicki. Na szczęście miecz się nie omsknął i jest nadzieja, że prezydent pan dostrzeże wreszcie, w jak strasznym stanie jest jego miasto, i coś z tym w końcu zrobi. TARNÓW Prokuratura oskarżyła księdza z zakonu filipinów,
Piotra P. o przywłaszczenie 4,5 mln zł. Duchowny miał zdefraudować środki należące do kościelnej fundacji Kongregacja Oratorium św. Filipa Neri w Tarnowie. Organy ścigania sprawdzają także, czy fundacja nie była również miejscem prania brudnych pieniędzy. Salezjanie, filipini, Stella Maris… Cóż za talent do interesów mają ci, którzy ślubowali ubóstwo! KALISZ Biskup Stanisław Napierała oświadczył, że po ustanowieniu przez biskupów rady programowej dla Radia Maryja „wszelki atak na tę rozgłośnię będzie pośrednio atakiem wymierzonym w Konferencję Episkopatu Polski”. Co dalej – pamiętamy: „Temu, kto podniesie rękę na władzę, ręka ta zostanie odjęta”. NIEMCY Archidiecezja Monachium zaskarżyła stację telewi-
zyjną MTV za chęć wyświetlania brytyjskiej kreskówki „Popetown”, satyrycznie opowiadającej o życiu papieża i Watykanu. Bawarski Kościół twierdzi, że film stanowi „zbiorową zniewagę wobec praktykujących katolików”. Politycy CDU/CSU twierdzą nawet, że film „zagraża spokojowi społecznemu”. Jednych katolików gorszy kreskówka, innych Biblia (patrz str. 5), trudno wszystkim dogodzić... LITWA Na międzynarodowej konferencji „Wspólna wizja wspólnego sąsiedztwa”, która de facto była antybiałoruskim i antyrosyjskim sabatem zmontowanym przez Amerykanów, prezydent Lech Kaczyński zachęcał do „eksportowania wolności i demokracji” z Unii Europejskiej. W to akurat, że chciałby gdzieś te liberalne fumy z Europy wywieźć, wierzymy. U nas już ku temu idzie.
Informujemy, że Jonasz przebywa na urlopie. Komentarz Redaktora Naczelnego „FiM” ukaże się w przyszłym tygodniu. Redakcja
Płaczmy, bo to śmiechu warte „Pan premier-minister Lepper”. „Pan premier-minister Giertych”. A pan Kazimierz – też jeszcze premier – mówi, że w zasadzie nic się nie stało. Jest OK! To dobra koalicja, stabilna. YES! YES! YES! Ci PiS-owcy chyba naprawdę są przekonani, że gospodarka sama sobie poradzi, bo Unia będzie nam płaciła skolko ugodno... Oni w ogóle nie biorą pod uwagę, że to, co dzieje się u nas, ma wielkie znaczenie dla tego, co będzie się działo dla nas. Z jakiej niby racji Europa ma współpracować z politykami, którzy mówią, że ona jest zgniła, wyzuta z wartości, bezbożna? Dlaczego mają ciepło myśleć o facetach, którzy nawoływali, żeby w referendum europejskim Polacy głosowali na „nie”, krzyczeli, że „najpierw Moskwa, teraz Bruksela”? Z jakiego powodu mają lubić gościa, którego młodzi wychowankowie bez zahamowań krzyczą do gejów: „Zrobimy z wami, co Hitler z Żydami”? Wylewamy Europie kubły zimnej wody na głowę, a tymczasem nasze wydatki nie maleją, wręcz przeciwnie. Miało być „tanie państwo”, na ograniczeniu administracji mieliśmy zaoszczędzić pięć miliardów złotych. I co? Mamy państwo tak drogie, jakiego już dawno nie mieliśmy: 20 ministrów, czterech wicepremierów, odprawy dla zwalnianych, nowe gabinety dla nowych dygnitarzy, nowe ministerstwa dla ich kolegów, którzy też przecież chcą sobie porządzić... Budownictwo, gospodarka morska – wszystko jedno. Byle fura, skóra i komóra...
Z
Dla kolesiów jest, dla ludzi nie bardzo, choć przecież ludzie mieli mieć, że ho, ho! W ramach ożywiania pana Lecha Aleksandra Kaczyńskiego, jego ludzie wymyślili, że udzieli wywiadu – niby, że on jest aktywny nie tylko za granicą, ale także tu, na miejscu. Okazuje się („Fakt”, 6–7 maja 2006 r.), że on nawet po polsku ani be, ani me. Nic innego nie umie powiedzieć, jak tylko że wszystkiemu winna jest Platforma. W przeciwieństwie do jego brata, który oczywiście niczemu winny nie jest.
miną karawaniarza podczas wykonywania obowiązków służbowych pan prezydent Lech Kaczyński oznajmił, że 3 Maja to wesołe święto. Ejże! W tym dniu przejechaliśmy ponad sto kilometrów drogami centralnej Polski i radości widzieliśmy tyle, co flag biało-czerwonych... Tyle co kot napłakał. Tak naprawdę radosna była tylko jedna babcia, od której kupiliśmy trochę narcyzów... Pan prezydent powiedział, że obywatele powinni się cieszyć, bo Polska gospodarka się rozwija, a bezrobocie spada. Też kłamał. Od trzech lat „Newsweek” co kwartał ogłasza swój „Trend Gospodarczy”. Pierwszy tegoroczny (18/2006) zaczyna się tak: „Mamy złe wieści dla poszukujących pracy. Wprawdzie gospodarka się rozwija, ale zatrudnienie nie rośnie w tempie, które pozwoliłoby na szybkie obniżenie 18-proc. bezrobocia (…). Polska gospodarka wciąż ma się nieźle, ale to głównie zasługa świetnej koniunktury na świecie, a nie rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Rozwijamy się w tempie 4–5 proc. rocznie, podczas gdy wzrost w krajach ościennych wynosi 7 proc. – To znaczy, że faktycznie stoimy w miejscu, a nawet się cofamy – dodaje jeden z analityków CASE, Rafał Antczak”. Potwierdzeniem tego sceptycyzmu fachowców (i jednocześnie zaprzeczeniem prezydenckiego urzędowego optymizmu) jest informacja o tym, że prestiżowa firma ratingowa Standard & Poor’s, oceniająca wiarygodność kredytową państw, firm i korporacji, obniżyła notowania Polski, sygnalizując mniejszą jej zdolność do spłaty zadłużenia krajowego w złotych. To ważny sygnał nie tylko dla świata finansów, ale też dla nas, obywateli. Oznacza, że gromadzą się nad nami chmury. Dług publiczny narasta, toczy się niczym kula śniegowa, oblepiając się po drodze nowymi składnikami, na przykład „becikowym”. Wszyscy dostaniemy po kieszeni. Pani Zyta Gilowska, wicepremier i minister finansów, tak mówi o długu publicznym:
Hokus-pokus, sztuka-magika... Lepper! Już nie jest komuchem, esbeckim pomiotem, ruską wtyką. Już nie zagraża państwu. Hokus-pokus, sztuka-magika... Giertych! Też mąż stanu. Bóg, honor, ojczyzna. Ojcowizna, dziadowszczyzna, dmowszczyzna... Że to ludziom podoba się coraz mniej? Że pan prezydent nie ma własnego zdania w żadnej sprawie? Widziały gały, co brały: „Polacy wybrali mnie, mając pełną świadomość, że jestem bratem bliźniakiem przywódcy Prawa i Sprawiedliwości”. No, to czego teraz?! Trzeba było uważać, jak mówił ulubiony złodziej Polaków – Henryk Kwinto. Co będzie dalej? Nic nie będzie. Posłuchajmy: „Nie jestem przesadnie ambitny. To, co mnie spotkało, to i tak więcej niż w najśmielszych snach mogłem zamarzyć”. Trafiło się ślepej kurze ziarno, a Kaczyńskiemu państwo. No dobrze, powie ktoś strwożony tym, co tutaj Państwu przed oczy pchamy. A co będzie z nami? Z ludźmi? Ze społeczeństwem, że tak się wyrażę? W tym samym wydaniu „Faktu”, w którym jest cytowany przeze mnie wywiad z prezydentem Kaczyńskim, jest też informacja o samobójczej śmierci dwojga emerytów, którzy skończyli ze sobą, bo nie mogli pogodzić się z nędzą. „(...) ustawili naprzeciwko siebie dwie meblościanki. Na nich umocowali metalowy drąg, na którym zamocowali dwie grube liny. Potem założyli sobie pętle na szyje. Zginęli razem, tak samo jak przez 41 lat razem szli przez życie”. „Spieprzajcie, dziady”! MAREK BARAŃSKI
„Nasz dług rośnie w tak szybkim tempie, że ani się obejrzymy, jak wpadniemy na ścianę (…). To już 500 mld zł! Chwilowo nie śmiem nawet marzyć o zmniejszeniu tej kwoty, może za 8–10 lat. Ale absolutnie konieczne jest zmniejszenie tempa przyrostu długu. Politycy chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że dwukrotnie przekracza ono tempo wzrostu PKB i bardzo się zdziwią, gdy złamiemy konstytucję. To byłaby kompromitacja państwa. Powiększające co roku dług deficyty – budżetu państwa i całego sektora finansów publicznych – musimy zmniejszyć w ramach zobowiązań z Maastricht i tego dotrzymamy” („Forbes” 5/2006). Pan prezydent być może nie czyta „Forbesa”, ale żeby nawet prasówek mu nie robili? Bo w zestawieniu z faktami sprawia wrażenie, że bredzi. Ekonomii nie da się zaczarować. Pani Gilowska w trybie nagłym, w ciągu najbliższych dwóch lat, musi zmniejszyć deficyt budżetowy o około 10 mld zł. Tymczasem sam tylko najnowszy sojusznik braci Kaczyńskich, pan Andrzej Lepper, oczekuje, że każdy, kto nie z własnej winy nie ma pracy, otrzyma miesięcznie 800 zł! Ciekawe więc, jak długo panowie Kaczyńscy żyć będą w przeświadczeniu, że igrzyska wystarczą za wszystko. Pan prezydent jednak, zamiast oszczędnie gospodarować prawdą o sytuacji kraju, postanowił zasłynąć jako historyk. W swym przemówieniu z okazji trzeciomajowych odznaczeń i nominacji zaprezentował autorską periodyzację najnowszej historii Polski: I Konspiracja, II Konspiracja i III Konspiracja. Antyhitlerowska, antyradziecka i anty-PRL-owska... Jeszcze trochę z bratem porządzą, powołają do życia kilka jeszcze nowych policji, pobudują trochę więzień, zaprowadzą „ład moralny” à la Rydzyk i przy pomocy Wassermanna „przebudują stosunki społeczne”, a być może doczekają się IV Konspiracji. Antykaczyńskiej. JERZY STOLICZNY
Periodysta
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r. Od chwili, gdy wiadomo było, że Andrzej Lepper zostanie wicepremierem, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że stanowisko wicemarszałka Sejmu obejmie po nim Genowefa Wiśniowska, dla której takie znaki mają znaczenie absolutnie podstawowe. Przepowiednia się spełniła... Już 6 lat temu Wiśniowskiej wyszło z kart, że będzie bardzo ważną osobistością w Polsce. A skoro ważną, to trochę głupio byłoby legitymować się wyłącznie jakąś tam maturą, a nie dyplomem solidnej uczelni. W archiwum sejmowym znajdujemy, że w 2001 r. Wiśniowska zadeklarowała „wykształcenie wyższe”, uzyskane rok wcześniej w „Instytucie Ekonomii i Kultury w Moskwie, Wydział Psychologii Zarządzania”. Po wyborach w 2005 r. wizytówka zmieniła się: znikła z niej nazwa uczelni i „Moskwa” nie bije już po oczach. Pojawia się za to: „zawód: psycholog”. Kiedy go zdobyła, skoro w jej życiorysie nie sposób znaleźć kilkuletniej wyrwy na studiowanie, gdzieś tam, hen, w Moskwie? – Wykłady były w Polsce – przyznaje niechętnie posłanka. Oto fragment jej wywiadu dla TVN 24 z 29 kwietnia 2006 r.: – Ale jest pani magistrem? – pragnął upewnić się reporter. – Niestety, ja... Używam... Ukończyłam studia wyższe na Wydziale Psychologii Zarządzania w Moskwie – wystękała wreszcie pani Genowefa. O tej rosyjskiej szkole profesor Dariusz Doliński, przewodniczący Komitetu Nauk Psychologicznych Polskiej Akademii Nauk, mówi tak: – Z całą pewnością nie jest to psychologia. Uczą tam chiromancji, tarota, astrologii... Uczą tego, co czuje człowiek, który dotyka ściany albo ziemi. Sprawdziliśmy, jak – nie wyjeżdżając za granicę – zdobyć indeks studenta moskiewskiej uczelni. Okazuje się, że jej punkt werbunkowy mieści się w Łodzi, czyli tuż pod nosem naszej redakcji. ¤¤¤ W dwóch pokoikach wynajmowanych od XLI Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Pojezierskiej 51 funkcjonuje biuro Europejskiej Akademii Psychologii Integracyjnej (patrz str. 1). Od „Dyrektor Koordynator” Izabeli Balińskiej, uroczej szefowej tego interesu, otrzymaliśmy pakiet materiałów informacyjnych i już wiemy, że zapisując się do Akademii, możemy zdecydować, skąd chcemy mieć dyplom. Jedną z opcji jest moskiewski Instytut Ekonomiki i Kultury – uczelnia o nieznanym adresie, której najbardziej znamienitym absolwentem jest prawdopodobnie pani Genowefa. Żeby pójść jej śladem, wystarczy zapłacić 30 zł za rozmowę kwalifikacyjną, 350 zł przy składaniu
dokumentów (o konieczności posiadania matury informator nie wspomina), a potem już tylko 199 zł miesięcznie przez cały okres pobierania „studiów wyższych” (minimum 2,5 roku). Do tego dochodzi po 390 zł za „warsztaty” (dwa 7-dniowe w ciągu roku) i wreszcie
GORĄCY TEMAT Oboje nie żyją (Julian od 1984 r., Teresa – 1998 r.). Zdążyli wszelako dopilnować, żeby Gienia wyrosła na ludzi. Braciom (Henryk zmarł, Zbigniew z Januszem wciąż tkwią w Ożarach) szło różnie, ale Gienia szybko nauczyła się rozpoznawać literki i łączyć je w wyrazy. A że miała też talent do rachunków, zaraz po podstawówce poszła do Technikum Ekonomicznego w Legnicy. Studia wyższe okazały się poza jej zasięgiem, kontynuowała więc naukę w pomaturalnym, 2-letnim Państwowym Studium Kulturalno-Oświatowym i Bibliotekarskim we Wrocławiu. Potem była praca w Zakładzie Naprawy i Mechanizacji Rolnictwa w Ząbkowicach Śląskich („Bardzo dużo działałam na niwie społecznej w dziedzinie kultury, prowadziłam zakładową gazetkę, ze-
wtedy to drugie” – zwierzyła się niedawno „Życiu Warszawy”, obwiniając o bankructwo rodzinnej firmy banki i Leszka Balcerowicza. Wypada w tym miejscu podkreślić, że Wiśniowska nie tylko czyni z młodszej od siebie Bożeny „starszą siostrę” – co ewentualnie można traktować jako przejęzyczenie, lecz opowiada dziennikarzowi „ŻW” o rozpoczętych studiach, o czym nie wie żadna wyższa uczelnia na Dolnym Śląsku. Z powyższego wynika, że kwestia wykształcenia od dawna już była dla naszej bohaterki dosyć wstydliwa... Życie Genowefy nabrało blasku, gdy w 1992 r. najechał Ząbkowice przewodniczący Andrzej Lepper, znany wówczas
3
– Elżbietę – aktualną posłankę Samoobrony. Przy boku wodza – kolejno jako „pani Gienia”, czyli taka kobitka do wszystkiego, potem sekretarka, księgowa, szefowa biura, sekretarz generalny – sama zaczęła brać udział w rozmaitych protestach oraz tworzeniu partyjnych struktur. – Ta maleńka (ok. 150 cm wzrostu – dop. red.) kobieta jest bałwochwalczo wierna wodzowi, ale poza tym szalenie pracowita, uczynna, miła i lubiana. Choć nasze drogi się rozeszły, trudno nie docenić jej przymiotów – mówi „FiM” o Wiśniowskiej były poseł Samoobrony Zbigniew Wi-
Rządzić każdy może można obronić „pracę dyplomową”, co kosztuje 200 dolarów. A co później? „Nie wszyscy nasi absolwenci spełniają się dziś zawodowo jako psycholodzy, wielu pomaga, pracując w służbie zdrowia, policji bądź administracji państwowej. Jednak wszyscy zgodnie twierdzą, że dzięki Akademii żyją lepiej i świadomiej” – czytamy w eleganckim folderze informacyjnym. Wypisz, wymaluj – Wiśniowska, która nie tylko robi karierę polityczną, ale też rozwija się duchowo, o czym świadczy jej ulubiona – jak to określa – „sentencja”: „Choćbyś wszystkie drogi przeszedł, nie dojdziesz do krańca mej duszy. Taka w niej głębia” (parafraza myśli Heraklita z Efezu – dop. red.). Podczas gdy ona tak ładnie mówi o duszy, także przykościelne Centrum Przeciwdziałania Psychomanipulacji w Lublinie wrednie rozpowiada na stronie internetowej (www.kulty.info), że nauki, które pobierała pani Genowefa, to nic innego, jak tylko „magia, okultyzm, wróżbiarstwo i przepowiadanie przyszłości”. ¤¤¤ A jaka była jej droga życiowa ku patentowi licencjonowanej wróżki? Genowefa Stopa (rodowe nazwisko Wiśniowskiej) urodziła się 4 marca 1949 r. w Ożarach – dolnośląskiej wsi położonej między Ząbkowicami Śląskimi a Kłodzkiem. W dzień ów, a był akurat piątek, nie działo się doprawdy nic nadzwyczajnego. Nic nie ostrzegało, że to dziecię, gdy dorośnie, trafi na szczyty władzy w Polsce. Była drugim dzieckiem mamy Teresy i taty Juliana, którzy wcześniej sprowadzili na świat Henryka, a zaraz po Gieni – Janka, Zbyszka i wreszcie najmłodszą ze Stopów – Bożenkę. Rodzice byli ludźmi wykształconymi podstawowo, ojciec dodatkowo przyuczył się na krawca.
Lepper – rzymski Cincinnatus...
G. Wiśniowska – wicemarszałek Sejmu
spół poezji i małe formy teatralne” – twierdzi pani Genowefa) oraz nieudane – zakończone grzesznym rozwodem – małżeństwo z Wiśniowskim, po którym miłą pamiątką jest dwójka udanych, dorosłych już dzieci. „W 1990 roku właśnie przymierzałam się do powrotu na studia, o których skończeniu zawsze marzyłam, jednak pewnego dnia zadzwoniła do mnie starsza siostra, proponując, żebym została jej wspólniczką w firmie zajmującej się próżniowym pakowaniem wyrobów garmażeryjnych. Siostra dała mi pół godziny do namysłu, żeby wybrać między nauką a biznesem. Wybrałam
jedynie z organizowania blokad dróg i okupacji urzędów. – Urzekł mnie swoją charyzmatyczną osobowością i siłą – opowiadała po latach Wiśniowska. W styczniu 2004 r., podczas IV Zjazdu Związku Zawodowego Rolników „Samoobrona”, przyrównywała nawet swojego idola do „wodza Cyncynata” (według legendy, Cincinnatus akurat orał pole, gdy senat rzymski wybierał go w roku 458 p.n.e. dyktatorem – dop. red.). Związawszy się z Lepperem, trafiła wkrótce do warszawskiego biura partii. Z czasem ściągnęła do stolicy również Bożenę oraz synową
taszek, współzałożyciel nowego, wrogiego „folwarkowi Leppera”, ugrupowania Samoobrona Ruch Społeczny. Na salony wielkiej polityki Genowefa wkroczyła w 2001 r., przebijając się do Sejmu z okręgu wyborczego w Białymstoku. „To efekt naszej 10-letniej pracy. Społeczeństwo potrzebowało partii, która będzie mówiła jego językiem, jak przewodniczący Lepper, który nigdy nie używa brzydkich słów, ma ogromną wiedzę, a jak rzuca jakieś liczby, to są wiarygodne” – skomentowała niewątpliwy sukces w postaci 12 587 głosów (mniej od lewicowego Włodzimierza Cimoszewicza, Piotra Krutula z LPR, oraz PiS-owca Krzysztofa Jurgiela). Obiecała wtedy elektoratowi: „W naszym regionie zrobię wszystko, by przywrócić normalny handel ze Wschodem, propagować walory krajobrazowe Podlasia i pomóc młodym ludziom”. Zrobiła wszystko, czyli nic. Nie przeszkodziło jej to wszakże po raz kolejny uzyskać mandat poselski na rozmodlonym Podlasiu. Może dlatego, że nie chwaliła się w kampanii wyborczej nadzwyczajnymi – choć zdaniem Kościoła, śmierdzącymi siarką – umiejętnościami? No nic, po czynach ją poznamy. Jeśli posłowie rządzącej koalicji zaczną dorabiać, oferując pokątnie „powróżyć, karty stawiać”, oznaczać to będzie, że kościelni specjaliści od zwalczania konkurencji tym razem mieli rację... ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Ojcowie Chucka Norrisa Klasycznym literackim fetyszem jest futro. Uczynił je sławnym Leopold von Macher-Masoch (od jego nazwiska pochodzi słowo „masochizm”) w książce „Wenus w futrze”. Fetyszem mogą być pończochy, szpilki, piersi, pośladki, stopy. A co jest fetyszem dla pallotynów? Dla nich obiektem pożądania jest wyłącznie szmal, mamona i pełna szkatuła. Jak ojczulkowie nabijają kabzę swojego zakonu? Normalnie. Niebawem rozpocznie się sezon urlopowo-wakacyjny. Biura podróży prześcigają się w ofertach. Do akcji wkraczają również zakonnicy, którzy doskonale wiedzą, jak kosić szmal na zagranicznej turystyce. Księżowskie biuro turystyczne nazywa się bardzo świątobliwie, choć ciut przydługo: Duszpasterstwo Pielgrzymkowe Księży Pallotynów „APOSTOLOS”, a nadzorem nad wypasem dusz zajmuje się Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego – Prowincja Zwiastowania Pańskiego. I cóż nam zwiastuje Pan za pośrednictwem przedsiębiorczych wielebnych? Otóż, jak sami piszą w reklamowych folderach: „Jedną z form naszej pracy apostolskiej i pogłębienia wiary wśród wszystkich ludzi jest duszpasterstwo pielgrzymkowe. Ma ono na celu pomóc w przeżyciu doświadczenia Boga. Czynimy to poprzez kontakt z miejscami świętymi, modlitwę, Mszę św., spotkanie z duszpasterzem”. No i organizują pielgrzymki (czytaj: wypasy urlopowe) do takich „świętych miejsc” jak Wyspy
W
Kanaryjskie, Meksyk, Tajlandia, Kuba, USA, Argentyna, Urugwaj, Tunezja, Cypr, Jordania, Irlandia, Syria, Egipt, Brazylia itd., itp. Możesz z wielebnymi pojechać nawet do Kenii i na Hawaje. Niezłe, co? Czacha pęka, mózg paruje, oczy zachodzą w ciążę. A wszystko jest sankcjonowane Panem Bogiem. Każdy podróżny przed wylotem np. na safari albo do Tajlandii dostaje ulotkę z modlitwą: „Wszechmogący, Wieczny Boże, otaczaj nas, podróżujących, Swoją opieką, abyśmy za Twoim przewodnictwem pod opieką Matki Najświętszej i św. Rafała Archanioła pomyślnie dotarli do celu i szczęśliwie wrócili do naszych domów. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”. No i co? Jest podbudowa ideologiczna dla turystycznego biznesu? Jest. A potem ulotka do kosza i opalanko, pływanko i cudne dymanko, szczególnie w Bangkoku, raju turystycznego seksu. Ludzie, są drzwi i parapety, szklanki i filiżanki, stołki
miniony piątek kilka milionów Polaków, którzy jeszcze nie zwariowali (lub nie zostali zwariowani), przecierało oczy ze zdumienia: Roman Giertych został obernauczycielem wszystkich polskich pedagogów i uczniów. Jak do tego mogło dojść? Zwyczajnie. Po prostu Prawo i Sprawiedliwość realizuje wypłaty i wręcza ordynarne łapówki za cztery przyszłe lata względnego spokoju władzy absolutnej. A poza tym bez pana Romana nie byłoby Centralnego Biura Antykorupcyjnego i innych zabawek PiS. Jeszcze kilkanaście dni temu Jarosław Kaczyński mówił o Giertychu, że jest nielojalnym kłamcą, człowiekiem, który cynicznie nie dotrzymuje umów. W piątek okazało się, że takie referencje i kwalifikacje są w sam raz, żeby zostać ministrem edukacji – szefem jednego z najważniejszych resortów w kraju. Współczuję nauczycielom... Przecież to pan Roman najpierw wszechpolaków reaktywował, potem wychował, a teraz jest ich honorowym prezesem. Przed wyborami zaś w garniturki ubrał, uczesał, krawaciki założył i do Sejmu ławą wprowadził... Co z tego, skoro nawet w lakierkach można trzaskać obcasami? Współczuję nauczycielom... Co prawda pan Roman zdementował pogłoski, że wiceministrem będzie
i taborety, ale doprawdy można dostać kociej mordy, oglądając działalność wielebnych. Ich biuro turystyczne kosi rocznie kilkadziesiąt milionów złociszów do zakonnej kasy. Uff! Są lepsi niż legendarny Chuck Norris. Chcesz być bratem Chucka Norrisa, to mów do nich ojcze! Ci funkcjonariusze Pana Boga są w stanie sprzedać lodówkę Eskimosom, futro polarnym niedźwiedziom, Lepperowi części zamienne do miski, a na samą myśl o tym, jaki łeb do biznesu mają Rydzykowi współbracia, kiszki mi się śmieją. Pallotyni mają takie zdolności analityczno-biznesowe, że – podobnie jak Chuck Norris – pijąc kawę z mlekiem, mogą wypić mleko, a kawę zostawić. W swej działalności przerzucają się z jednej przepaści do drugiej i zawsze po drodze zdążą wpaść do banku. A przy tym tak cudnie prawią o niebie, że chce mi się powiedzieć: chłopaki, niebo zostawcie lotnikom! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki W nocy na dachu kamienicy w Łodzi stał młody mężczyzna w samych slipach. Policjantom nie w głowie było ganiać łobuza, poszukiwanego listem gończym, po dachach. Poczekali, aż zmarznie. Zziębnięty bandzior sam oddał się w ciepłe ręce wymiaru sprawiedliwości.
ZMARZNIĘTY ZNACZY SKRUSZONY
Mężczyzna, który chodził ulicami i rozrzucał biały proszek, na kilka godzin zablokował centrum Białegostoku. Gdy pobrano próbki tajemniczego proszku, okazało się, że to sól kuchenna. Sprawca pieprzył, że solił, bo chce oczyścić miasto.
EGZORCYSTA?
W Radomiu 27-letni Hubert G. zabił ojca. Poszło o butelkę wina, którą tatko schował sobie pod poduszkę i nie chciał podzielić się z potrzebującym synem. Pan Hubert wbił więc chytrusowi nóż w nogę, a potem opróżnił flaszkę. W prokuraturze tłumaczył, że chciał zrobić ojcu jedynie małą dziurkę, żeby go bolało.
CHYTRY DWA RAZY TRACI
Sprawcą napadów na sklepy Biedronki w Sandomierzu i Tarnobrzegu okazał się student resocjalizacji. Przed sądem wytłumaczył, że potrzebował pieniędzy na studia oraz zorganizowanie przyjęcia weselnego. Sąd posłał go na 5 lat zajęć praktycznych...
STUDENCKA PRAKTYKA
19-letnia Mariela P., obywatelka Bułgarii z kartą stałego pobytu w Polsce, zapragnęła skorzystać z toalety na Dworcu Wschodnim w Warszawie. Babcia klozetowa zażądała od niej 2 zł opłaty. W odpowiedzi Bułgarka złapała za nóż i trzykrotnie pchnęła babcię. Policji tłumaczyła, że „ludy bałkańskie nie godzą się na drożyznę tak łatwo jak ci znad Wisły”. Opracowała AH
BAŁKAŃSKA OSZCZĘDNOŚĆ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Ja tak się zastanawiam, czy ja sam wiem, kim ja jestem. (Andrzej Lepper)
¶¶¶
Można Samoobronę oceniać różnie, ale ona chce nam dzisiaj pomóc w uchwaleniu ustaw, na których nam zależy. (...) I jeszcze jedno słowo do wszystkich – nie jestem zmęczony. Niech nikt na to nie liczy. (Jarosław Kaczyński)
¶¶¶
Wojciech Wierzejski – rasowy blondyn z niebieskimi oczami (choć znam podejrzliwców, którzy przyczynę tego blond koloru upatrują w perhydrolu), ale przecież przyjaźnić się nie przestają. Wierzejski wywiesił kiedyś na drzwiach swojego gabinetu kartkę: „Pedałom wstęp wzbroniony”... Fajny kumpel. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak przypomnieć, że Roman Giertych miał w swoim życiu dwa ważne epizody związane z edukacją. O pierwszym dowiedzieliśmy się od jego kolegi, wicepremiera Leppera: Giertych miał niegdyś praktyki nauczycielskie. O drugim sami pamiętamy – otóż w roku 2004 żona pana ministra zdawała egzamin na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na wydziale prawa i administracji miał ją egzaminować doktor Ryszard Sowiński, któremu kilka minut wcześniej Giertych powiedział tak: „Za chwilę wejdzie tu moja żona; chciałbym, żebyś pamiętał, że to właśnie ją egzaminujesz”... I dodał mimochodem, że wkrótce zatrudni na intratnych posadkach kilku ekspertów. Sowiński dostał szału i o bezczelnym szantażu powiadomił natychmiast kierownictwo uczelni, a kierownictwo – prokuraturę. I co? I nic. Nic nie słychać. Prokuratura pewnie kucnęła. Teraz czas na belfrów. MAREK SZENBORN
GŁASKANIE JEŻA
Zuchy wszechpolskie
Niestety, wygląda na to, że w dzisiejszych czasach – w Polsce, we Włoszech, w Stanach Zjednoczonych – świadomość znajduje się na tak niskim poziomie, iż książka Browna jest szkodliwa. Nie warto więc przykładać ręki do tej popularności. Istnieje jednak jeszcze jeden argument przeciw. Ekranizacja „Kodu Leonarda da Vinci” nie stanowi zagrożenia dla wiary świadomego chrześcijanina, ale podobnie jak w przypadku obrazu, który obrażałby Polskę czy naszych bliskich, honor nie pozwala na postawę „wprawdzie to są kłamstwa, ale film dobrze zrobiony”. („Nasz Dziennik” 105/2006)
¶¶¶
Nie akceptuję ludzi, którzy ze wzrokiem uciekają. Z jednym i z drugim panem Kaczyńskim rozmawiało mi się dobrze. Nie uciekali ze wzrokiem. (Renata Beger)
¶¶¶
Myśmy bardzo poważnie analizowali zapisy tej potencjalnej umowy koalicyjnej. I te zapisy ustawowe, te propozycje ustawowe. Okazało się, że były tam propozycje podatku katastralnego już na maj tego roku. Okazało się, że nawet politycy PiS-u nie wiedzieli, że coś takiego wpisali. (Jarosław Kalinowski, PSL)
¶¶¶
W szkołach mieliby (homoseksualiści – dop. red.) szerokie pole do deprawacji najmłodszych. Jest niemal niemożliwe, by człowiek z takimi skłonnościami powstrzymał swoje żądze. Przecież to pośród homoseksualistów rodzi się pedofilia. Nie uniknęlibyśmy więc złego dotyku. Należy szybko zająć się tym problemem, ponieważ obserwujemy coraz agresywniejsze wchodzenie takich osób do szkół. (Ewa Sowińska, rzecznik praw dziecka)
¶¶¶
Nie mam pieniędzy, na rękę mam trzy tysiące złotych. Trochę dorabiam na wykładach w Stanach Zjednoczonych, ale mam na utrzymaniu 10 osób i jeszcze ich rodziny. Prawie nikt nie pracuje w mojej rodzinie, wszyscy patrzą na mnie. (Lech Wałęsa) Wybrała OH
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
KAPLICA ŁAGODZI OBYCZAJE Sejmowy kapelan Jacek Dzikowski codziennie rano odprawia mszę w kaplicy. Na tłok parlamentarzystów raczej nie narzeka. Najczęściej modlą się posłowie prawicy znani z fundamentalistycznych poglądów na Kościół i religię, m.in. Tadeusz Cymański z PiS i Anna Sobecka z LPR. Liderzy partyjni pokazują się bardzo rzadko, bo na modlitwę nie mają zbyt wiele czasu. RP
WYCHOWANIE PRZEZ OBIJANIE Henryk Urban, członek Rady Politycznej PiS, w wywiadzie dla związanego z tą partią periodyku „W prawo zwrot” apeluje o przywrócenie w szkołach kar cielesnych, z chłostą włącznie. Zdaniem polityka – z wielowiekową tradycją zerwano zbyt pochopnie. Działacz PiS twierdzi ponadto, że tłuczenie uczniów dałoby nauczycielom odpowiednie dla prawidłowego wychowania kompetencje. Od pomysłu Urbana dystansuje się inny PiS-owiec i fan Radia Maryja, Tadeusz Cymański. Bić dzieci nie chce, ale jest zwolennikiem zwiększenia rygoru i zastosowania systemu kar dla uczniów. MAR
ewangelizacyjna? Najpierw córka, stópka, biuścik, a potem Faustyna Kowalska? KC
TAJNY RYDZYK W tajemnicy przed kanclerzem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, arcybiskupem Józefem Życińskim – swoim zagorzałym krytykiem – ojciec Tadeusz Rydzyk zaszczycił niedawne sympozjum zorganizowane na tej uczelni. Dziennikarz, który go wypatrzył, został przez jednego z organizatorów nazwany... faszystą. Szef Radia Maryja pojawił się w Lublinie niespodziewanie i wyraźnie stronił od dziennikarzy. Natomiast hołdy od uczestników sympozjum przyjmował. Śliniąc się przed nim, mówili, że „próby uciszenia radia są próbami uciszenia głosu papieża Polaka”. RP
Artysta Leszek Mądzik, rozwydrzony liberalną atmosferą Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w swym niewyobrażalnym zadufaniu myślał, że wszędzie wolno mu robić to, na co pozwala mu dobrotliwy, tolerancyjny i życzliwy artystom władca Lubelszczyzny – arcybiskup Życiński. Twórca i szef słynnej Sceny Plastycznej KUL pojechał na dziewiąty Międzynarodowy Festiwal Teatrów Uniwersyteckich w Teheranie. Zawiózł mułłom swój spektakl zatytułowany „Wilgoć”. I co? I ocenzurowali go! Mądzika! Twórcę zaangażowanego, katolickiego! W jednej z ostatnich scen pojawia się przed publicznością aktorka, swoją drogą – córka Mądzika. Pobożni przewodnicy duchowi festiwalu zażyczyli sobie jednak, by – zgodnie z wymogami Koranu – artystka miała głowę szczelnie owiniętą chustą, tak aby nie wystawał ani jeden kosmyk jej włosów. Co więcej – cenzurze poddano także wystawę plakatów Mądzika w irańskim mieście Sziraz, albowiem na niektórych z nich widoczne były gołe stopy i piersi. „Kurier Lubelski” (4 maja 2006 r.) zapytał więc artystę, czy nie wiedział o religijnych wymogach islamu. Mądzik rzekł: „Doskonale sobie zdawałem z tego sprawę, ale trzeba ryzykować, niekiedy się udaje!”. Znaczy Mądzik pojechał nie tylko ze spektaklem, córką i plakatami, ale też z misją. Byłażby to misja
duchownego, to świetny pomysł – piszą ludzie, którzy nigdy nie odważyliby się poruszyć swoich problemów w rozmowie prosto w oczy, a Internet daje anonimowość, bo nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie. No właśnie... PA
RODZIĆ PO DOMINIKAŃSKU W Szczecinie szkołę rodzenia otworzyli... dominikanie. Jak twierdzą organizatorzy, w zajęciach mogą brać udział wszyscy, niezależnie od stanu cywilnego, wyznania czy poglądów. Zadaniem kursu jest zdobycie wiedzy, jak świadomie przeżyć ciążę, dobrze urodzić dziecko i jak sobie radzić po porodzie. Chociaż szkoła nie jest przedsięwzięciem komercyjnym, za zajęcia trzeba zapłacić 100 zł. MAR
BIBLIA OBRAŻA KATOLIKÓW Gdański zarząd Zakładu Komunikacji Miejskiej nie zgodził się na dalsze eksponowanie w tramwajach plakatów z cytatami biblijnymi zawierającymi także odnośnik do strony internetowej protestanckiego Kościoła Wiary Ewangelicznej. Jak donosi „Gazeta Wyborcza” – według Zbigniewa Kowalskiego, zastępcy dyrektora zakładu ds. eksploatacji, przeciwko plakatom protestowali mieszkańcy: „Mówili, że obrażają ich uczucia religijne”. AC
MISJONARZ Z KUL-U
RYDZYK, DO WATYKANU! TRWAJMY Ramówka Telewizji Trwam przeżywa renesans. Oprócz ciągłych modłów i niedokończonych rozmów cztery razy dziennie widzowie medialnego dziecka Rydzyka będą mogli odetchnąć, obserwując werbalne popisy sprzedawców z Telezakupów Mango. Maciej Bukowski, szef firmy Mango, chce w ten sposób zbadać potencjał reklamowy Trwam, a na antenie będzie sprzedawał artykuły gospodarstwa domowego oraz produkty dla kobiet. Jeśli oferowany asortyment będzie miał logo z popiersiem guru moherowej widowni – Bukowski może być spokojny o zyski. Co na to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji? OH
PROSZĘ KSIĘDZA... ENTER Masz potrzebę uzyskania porady od księdza? Wyślij przez Gadu-Gadu pytanie pod numer 2974893. Odpowie 38-letni Antoni Mulka, wikariusz parafii w Mielcu. Zdaniem
5
NA KLĘCZKACH
Film „Kod da Vinci” wchodzi dopiero na ekrany, a już ma zapewnione powodzenie. Za akcję reklamową wzięli się bowiem cenzorzy z Watykanu. Gromy na film, według obrazoburczej powieści Dana Browna, posypały się z ust sekretarza Kongregacji Nauki Wiary, abp. Angelo Amato, podczas konferencji prasowej w siedzibie Uniwersytetu Świętego Krzyża prowadzonego przez Opus Dei. Zarzucając filmowi „zniesławienie, obrazę i błędy”, hierarcha żalił się, że gdyby rzecz dotyczyła Koranu bądź Holokaustu, wywołałaby światową rewolucję. „Chrześcijanie winni być bardziej wrażliwi, odrzucać kłamstwa i zniesławienia” – perorował Amato, stawiając za wzór kampanię protestów przeciw „Ostatniemu kuszeniu Chrystusa”, podczas której sfanatyzowany motłoch podpalał kina. „Mam nadzieję, że wszyscy zbojkotujecie ten film” – apelował arcybiskup. Chyba jednak nie łudził się, że jego akcja przyniesie rezultaty, bo wyrażał rozgoryczenie brakiem odpowiedniej reakcji
wiernych, zarzucając im „wyjątkowe ubóstwo kulturalne”. Zdaniem arcybiskupa, Kościół musi mieć własne media i odpowiednio wyszkolonych dziennikarzy, którzy „wiernie prezentowaliby stanowisko kościelne”. Sekretarz kongregacji najwyraźniej wzdycha za czymś w rodzaju tuby Rydzyka, tyle że o międzynarodowym zasięgu. Ojciec dyrektor mógłby się więc sprawdzić w Radiu Watykan. JF
TAJNIAK Z WATYKANU Arcybiskup Piero Marini, ceremoniarz papieski, przyjechał do Polski. Nie była to jednak formalna wizyta, bowiem Marini po kryjomu odwiedzał miejsca, do których przybędzie Benedykt XVI, zatwierdzał projekty ołtarzy oraz towarzyszących im zakrystii, a także wprowadzał poprawki do scenariuszy papieskiej liturgii. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby przyboczny Ratzingera zakwestionował „skromny” trzypoziomowy ołtarz, który dla jego szefa stawiają w Krakowie („FiM” 18/2005). WZ
CHIŃCZYKI TRZYMAJĄ SIĘ MOCNO Władze Kościoła katolickiego w Chinach wyświęciły na biskupów księży Liu Xinhonga oraz Ma Yinglina. Larum podniósł Watykan, który rości sobie prawo do wyłącznego decydowania w tych kwestiach. Ponieważ na Chińczykach wrażenia to nie zrobiło, papież Benedykt XVI nałożył na Xinhonga i Yinglina ekskomunikę. Najnowsze nominacje chińskiego Kościoła kat. spowodowały ostry konflikt we wznowionym parę miesięcy temu dialogu między Pekinem a Stolicą Apostolską. Tym samym ekspansja watykańczyków na Państwo Środka została, przynajmniej chwilowo, skutecznie powstrzymana. KC
MODNIŚ Pod względem upodobań motoryzacyjnych JPII był raczej tradycjonalistą. Poruszał się mercedesami, a jest to marka, która zdominowała watykańskie garaże od lat trzydziestych ubiegłego wieku. Tylko bodaj raz – podczas pierwszej pielgrzymki do Polski – korzystał ze znakomitego ciężarowego stara 66, przerobionego na papieską karocę. Benedykt zerwał i z tą tradycją – przesiadł się mianowicie do luksusowego, kuloodpornego bmw X5SUV, limuzyny o wiele bardziej trendy niż mercedes. Nasz BOR błyskawicznie dostroił się do tych upodobań i na najbliższą pielgrzymkę też zamówił dla papieża (za jedyne 2 mln złociszów) takie autko. Jak już sobie B16 nim pojeździ, to potem będą z niego korzystać nasz pan prezydent i nasz pan premier. Spokojni, że w tym luksusowym bunkrze na kołach nie dosięgnie ich żaden przejaw gorących uczuć ich poddanych. RP
MAMUŚKA Ach, matczyna miłość! Nie ma nic piękniejszego niż wychowanie dzieci. Wiadomo, że trzeba i skarcić, i zganić, klapsa dać albo i dwa. Wszystko dla dobra ukochanego potomka, żeby go naprostować i na człowieka wyprowadzić. Co z tego, że mądrale psycholodzy i inni tacy mówią, że nie wolno, że to niedobrze. Księża – bezdzietni, starzy kawalerowie – wiedzą najlepiej i popierają twardą, rodzicielską rękę. Jednak katoliczka Debra Liberman z Pittsburga przesadziła. Jej zabiegi pedagogiczne stosowane wobec 7-letniego dziecka sąd wycenił na 70 lat więzienia. W ramach dyscyplinowania córki Liberman biła ją łańcuchem, przypalała ręce nad kuchenką, oblewała chlorem, zmuszała do jedzenia kociego pokarmu i soli, straszyła i torturowała psychicznie. Wreszcie zamknęła nagie dziecko w piwnicy, którą usiłowała podpalić. CS
6
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
PORADY KOŚCIELNE (3)
Namaścił trupa Fragment listu: Jestem osobą wierzącą, ale szanuję też inne poglądy na świat. I nie widzę potrzeby na siłę zbawiać tych, którzy tego nie chcą. Piszę do was, bo jestem oburzona tym, co zrobiła moja dalsza rodzina i ksiądz. Nie wiem, czy palma może jeszcze im bardziej odbić. Wyobraźcie sobie, że do 80-letniej sparaliżowanej babki, która nie mówi i nie rusza się, sprowadzili księdza z olejami. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie drobny szczegół. Teresa – bo tak jej na imię – kilka lat temu na starość zmieniła wiarę. Nie wiem, czy wiedział o tym księżulo, ale domownicy – jej rodzone dzieci – z pewnością. Od początku jej przejścia na inną religię szydziły, że jest już nad deską grobową, a takie robi kawały. – My i tak ją pogrzebiemy po katolicku – trąbili wobec znajomych. No i spełnili swoje groźby. – Była już stara nie wiedziała, co robi, teraz znów będzie katoliczką – mówili, kiedy ich spotkałam. I rzeczywiście pogrzeb był w kościele. Ksiądz z ambony powiedział, że udzielił obłożnie chorej namaszczenia. W kondukcie pogrzebowym od plotek aż huczało. Mówili, że kiedy ksiądz przyszedł, staruszka już była martwa. No i postawili na swoim, a ksiądz zgodził się ją pogrzebać, bo dostał pieniądze. Mam pytanie: czy Kościół może namaszczać ludzi innej wiary? Czy może to robić nawet wtedy, kiedy ktoś umrze? Dopiero po Soborze Watykańskim II (1962–1965) zaczęto używać określenia „namaszczenie chorych”. Wcześniej w kościelnej nomenklaturze figurowało „ostatnie namaszczenie”. Dlatego do dzisiaj wielu ludzi kojarzy je z faktem śmierci. I kiedy widzą, że ksiądz idzie do kogoś z olejami, mówią, że kostucha już czeka. Na marginesie – ta odnowa soborowa wpędziła wierzących i hierarchów w drugą skrajność. Wcześniej udzielano jej w wypadku zagrożenia śmiercią, a teraz wystarczy, że ktoś ma 50 lat lub gorzej się poczuje i już pędzi do niego ksiądz z olejami. Często nie tylko za Bóg zapłać. Uzasadniając ustanowienie sakramentu namaszczenia chorych, Kościół podpiera się słowami Pisma Świętego: „Choruje ktoś z was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5. 14–15). Posoborowej odnowy obrzędów tego sakramentu dokonał papież Paweł VI w Konstytucji Apostolskiej Sacram unctionem infirmorum (1972 r.). Łaska tego sakramentu – jak głosi kościelna nauka
– pomaga człowiekowi w jego drodze do zbawienia, umacnia ufność w Bogu, uzbraja przeciw pokusom, pozwala opanować lęk przed cierpieniem i śmiercią. Tyle w pigułce teologii. Według przepisów kodeksu prawa kanonicznego, księża powinni używać do namaszczenia oleju z oliwek, poświęcanego w Wielki Czwartek każdego roku przez biskupa. Standardowo chorego namaszcza się na czole i rękach, wypowiadając przy tym odpowiednią formułę. Żeby przyjąć sakrament namaszczenia, chory musi się wpierw wyspowiadać i przyjąć komunię. Robi to zazwyczaj podczas wizyty plebana w szpitalu lub – w lżejszych przypadkach – w kościele. Jeśli istnieje niebezpieczeństwo śmierci, praktyka jest nieco inna: najpierw spowiedź, a potem namaszczenie i komunia. W przypadkach ekstremalnych – tylko namaszczenie i tylko na czole. Kodeks prawa kanonicznego wylicza, że namaszczenie mogą przyjąć wierni używający rozumu, którzy z powodu choroby lub starości znaleźli się w niebezpieczeństwie śmierci (kan. 1004 par. 1), i sakrament ten można powtórzyć (kan. 1004 par. 2). Sakramentu można udzielać chorym, którzy są przytomni na umyśle i przynajmniej pośrednio o niego prosili (kan. 1006), nie wolno zaś udzielać go ludziom trwającym w jawnym grzechu ciężkim (kan. 1007). Lecz psu na budę te przepisy, skoro kan. 1005 pozwala na dowolną interpretację i prowadzi w praktyce do absurdów, o których właśnie mówi powyższy list do redakcji. Otóż w razie wątpliwości, czy chory ma zdolność używania rozumu, czy poważnie choruje, czy może już umarł – sakramentu należy udzielić! Jeśli wiadomo, że chory nie żyje, ksiądz nie powinien go udzielać. Ale księża to robią. Mówią wtedy: Ciało było jeszcze ciepłe lub: Dusza na pewno jeszcze słyszała wszystko, bo nie opuściła ciała zmarłego. Fakty, które Pani opisała, to przykład wyjątkowej nietolerancji. Zło polega na przymusowym namaszczeniu człowieka, który nie dość, że nie prosił o sakrament, to zapewne jako innowierca nie chciał go. Wszystko przemawiało przeciw namaszczeniu (kan. 1006 i 1007). Jeśli prawdą jest, że Pani Teresa była już martwa, kiedy ksiądz zawitał do niej z olejami, to ewentualnie mógł się tylko pomodlić o spokój jej duszy. Podobne absurdy spotykają podróżujących. Zdarzyło się, że ksiądz namaszczał nawet trupa na jezdni – osobę niewierzącą czy też innowiercę. I co potem? Katolicki pogrzeb muzułmanina? TEOLOG
Spór o spadek po zmarłym księdzu rozpoczyna się często jeszcze przed złożeniem trumny do grobu. Zdarza się, że majątek otrzymuje rodzina, ale niejednokrotnie na kasie łapę kładzie miejscowy biskup lub parafia. Siedemdziesięcioletni ksiądz Marian z Lublina zmarł w listopadzie 2004 roku. Zdążył jednak zostawić testament, w którym wszystko zapisał swojej gospodyni Marcie K., z którą pracował 38 lat. Wiadomość o istnieniu testamentu wywołała szok u rodziny wielebnego. Jego siostra, Stanisława R., nie może się pogodzić z tym, że majątek brata dostanie jakaś obca baba. Już dwa tygo-
¤¤¤ Ksiądz Waldemar Mazgajski z Bolimowa pod Skierniewicami zmarł na raka w połowie 2003 roku. Nazywano go cudownym kapłanem. – To był wzór księdza, jaki zdarza się raz na kilkaset lat – mówi pani Krystyna. Ale jeszcze ks. Mazgajski na dobre ducha nie wyzionął, gdy na plebanii pojawił się ówczesny biskup
łowicki Alojzy Orszulik. Zdumionej matce kapłana rozkazał wynosić się natychmiast. – Zamiast stanem zdrowia syna, interesował się tylko pieniędzmi – wspominała potem Wanda Mazgajska. – Serce mi się rozrywało z bólu. Biskup Orszulik zamierzał odprowadzić zwłoki kapłana na cmentarz, jednakże po tym, jak się zachował, ani rodzina zmarłego, ani parafianie nie życzyli sobie wizyty pazernego ekscelencji. W kruchcie bolimowskiego kościoła długo wisiało zdjęcie ks. Mazgajskiego i karteczka z dopiskiem: „Święci są wśród nas”. O Orszuliku jakoś nikt nie chce powiedzieć dobrego słowa. BARBARA SAWA
Scheda po wielebnym dnie po pogrzebie doszło do pierwszej ostrej scysji między stronami – na szczęście interwencja policji ostudziła nieco emocje. Ustalono, że do wydania przez sąd prawomocnej decyzji nikt nie będzie miał prawa dysponować majątkiem zmarłego kapłana. Jest o co drzeć koty – ksiądz zostawił po sobie wypełnione antykami obszerne mieszkanie. Stanisława R. twierdzi, że jej brat często powtarzał, że po jego śmierci majątek ma przypaść rodzinie. Dlatego teraz rodzina sugeruje, że testament został sfałszowany. Marta K. nie zgadza się z tymi zarzutami – oznaczałoby to, że testament sfałszował notariusz, mówi. Uważa, że za 38 lat ciężkiej pracy należy jej się nagroda. Rodzina księdza ripostuje natychmiast: „Nasz brat już wcześniej zadbał o godne wynagrodzenie gosposi”. Marta K. jest rozgoryczona, ale spokojna: – Na szczęście mam testament, więc sprawy w sądzie nie mogę przegrać!
P
omników Lenina mieliśmy pod dostatkiem. Niektórych obywateli, np. Stefana Niesiołowskiego, wkurzało to tak bardzo, że próbowali je wysadzać. Inni, np. z Nowej Huty, ciągle mazali wodza na czerwono. I oto historia się powtarza. Tym razem jednak nie Lenina dotyka niechęć, a biednego Karola Wojtyłę. I jego pomników bowiem nastawiano u nas w wielkiej obfitości, więc tego i owego papież wkurza niczym kiedyś Lenin Niesiołowskiego i też popycha do rękoczynów. W Sosnowcu pomnikowi JPII nieznani sprawcy odpiłowali rękę z pastorałem. Znaleziono ją obok. Możliwe są co najmniej dwie interpretacje tego godnego potępienia czynu. 1. Wandale to zbieracze złomu, którzy porzucili łup, gdy przekonali się, że nie z brązem mają do czynienia, tylko z żywicą. 2. Wandalami byli fundamentalistyczni przeciwnicy klerykalizacji, czyli kultu JPII.
Są jednak i tacy przeciwnicy kultu JPII, którzy – podobnie jak my – nie pochwalają takich ekscesów. W związku z powyższym rady też mamy dwie. 1. Pomników JPII jest już około 500 i może wystarczy. Po co pobudzać do godnych pożałowania działań jednostki psychicznie nadpobudliwe! 2. Warto przemyśleć ten oto cytat z eseju amerykańskiego dziennikarza i watykanisty Paula Elie, który zamieściła „Rzeczpospolita” (22–23 kwietnia 2006): „[Kardynał Ratzinger] źle znosił całe to dewocyjne zachowanie polskiej mafii (…). Uważał kult jednostki wokół postaci Jana Pawła II za poważny problem, a oni zdawali sobie z tego sprawę. Ci Polacy dobrze wiedzieli, że śmierć Jana Pawła II oznacza kres ich dotychczasowej pozycji”. Jednym z wniosków, które wypływają z tych kilku słów, może być na przykład takie ułożenie tras przejazdu, by Benedykt XVI zbyt często nie potykał się o Postać. RP
Podnieśli ręce na Rękę
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
7
Dr Jekyll & Mr Hyde Zaproponowaliśmy biskupowi łowickiemu układ. My nie napiszemy o gorszących wybrykach miejscowego księdza, jeśli ekscelencja skieruje podwładnego na leczenie. Oferta trafiła w próżnię... Pewien bogobojny obywatel Łowicza zwrócił się do redakcji z prośbą całkiem nietypową. Otóż jeden z tamtejszych księży kompromituje – zdaniem obywatela – nie tylko duchowieństwo szacownego grodu, ale stan kapłański w ogóle. Nasz informator jest przekonany, że tylko „FiM” mogą skłonić biskupa do wyjęcia głowy z piasku, bo on – skromny parafianin – próbował, ale bezskutecznie. Żeby uzmysłowić, jak wielką trapi się zgryzotą, lokalny patriota postawił nam do oczu swojego syna: – Ksiądz kapelan to jest taki doktor Jekyll. Przez pół dnia sympatyczny i przyzwoity, a jak wieczorem wypije, robi się z niego mister Hyde – mówi o sąsiedzie z osiedla absolwent łowickiego gimnazjum, młodzieniec starannie wykształcony w szkole prowadzonej przez ojców pijarów. 59-letni ks. Jacek, choć podlega jurysdykcji ordynariusza łowickiego biskupa Andrzeja Dziuby, nie jest formalnie związany z żadną parafią diecezji. Mieszka w swoim prywatnym mieszkaniu, a posługi religijne sprawuje w różnych kościołach. Jest do wynajęcia – „na zastępstwo” – w okresie nasilenia potrzeb duszpasterskich (kolęda, rekolekcje, urlopy). – Widywałem go odprawiającego mszę świętą w bazylice katedralnej, a także spowiadającego w kościele Ojców Pijarów – potwierdza nasz rozmówca. Skąd wpadło mu do głowy intrygujące porównanie do postaci z opowiadania Roberta L. Stevensona? – Wstyd o tym mówić, bo ksiądz proponował, że da pięćdziesiąt złotych, jeśli pozwolę mu... (tu małolat zacytował takie słowa, że tym razem my się zawstydziliśmy – dop. red.). „Ja lubię chłopców. Bardzo lubię chłopców” – powtarzał. Był wtedy pijany, ale nie za mocno, bo się nie zataczał. Gdy kilka dni później spotkaliśmy się twarzą w twarz na ulicy, nawet okiem nie mrugnął. Tu, na osiedlu, i w okolicach, gdzie ma swój „rewir łowiecki”, wszyscy wiedzą, że po wódce dostaje małpiego rozumu. Prawdopodobnie ma wtedy jakieś zaniki pamięci – spekuluje nastolatek. Popytaliśmy w Łowiczu i okazało się, że nie tylko gimnazjalista od ojców pijarów był obiektem westchnień ks. Jacka: – Półtora roku temu na ulicy Reymonta zaczepił mnie facet w sutannie.
Ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, mocno zbudowany, krótko obcięty, czarny zarost, okulary. Zaprosił grzecznie na piwo. Ot, tak po prostu. Odmówiłem, nie nalegał. Dwa miesiące później spotkałem tego samego gościa wieczorem – pamiętam, że była sobota – ale po cywilnemu. Był wyraźnie podcięty, ale zachowywał się z kulturą. – Masz czas? – zapytał grzecznie. Odpowiedziałem, że się spieszę. – Mam ważną sprawę – nie odpuszczał. – Zapłacę pięćdziesiąt złotych, jak dasz mi... (w tym miejscu ponownie musimy uwzględnić fakt, że czytają nas także nieletni – dop. red.). A jak pójdziesz ze mną do domu, dostaniesz stówkę. Gdy odmówiłem, przeprosił i... podszedł do innego chłopca – twierdzi 24-letni Zbyszek, gotów przysięgać „na krzyż”, że mówi prawdę.
Rewir łowiecki...
Dotarliśmy do jeszcze jednego młodego mężczyzny mającego nieprzyjemność z księdzem Jackiem: – Siedziałem w barku obok dworca kolejowego. Wszedł jakiś podchmielony, ubrany na czarno typ (tu powtarza podany przez Zbyszka rysopis – dop. red.) z dwoma małolatami. Tak na oko nie mieli więcej niż po 15 lat. Kupił im po browarze, a chwilę później przypiliło go i wyszedł do toalety. Wtedy oni zerwali się i w długą. Gdy wrócił, zlał resztki po tamtych do swojej szklanki i zaczął rozglądać się po sali. Po chwili grzecznie zaproponował mi postawienie piwa. Zgodziłem się. Poprosił, żebym się dosiadł,
...i miejsce „modlitwy”
– Raz widziałem go rozmemłanego, ze świeżymi śladami spermy, przynajmniej tak to wyglądało, na czarnej koszuli. Namierzyłem, że mieszka przy ulicy (...). Mam tam kolegę. Opowiadał, że gdy kilku małolatów „wpinało” trzeźwemu akurat księdzu od pedałów, to odgrażał się policją. Taki twardziel! Pewnego późnego wieczoru Zbyszek dostrzegł księdza Jacka klęczącego za kioskiem przy zbiegu ulic Reymonta i 3 Maja. Czyżby się modlił? – Tak, do rozporka jakiegoś olbrzymiego faceta. Gdy skończyli i wyszli w światła „Kasi” (pawilon handlowy obok kiosku – dop. red.), zorientowałem się, że to „mój wielbiciel”. Ten wielki miał około trzydziestu lat i chyba był spoza Łowicza, bo nigdy go wcześniej ani później nie widziałem.
bo chce o coś zapytać. Wtedy przeszedł do rzeczy: – Czy byłby pan zainteresowany pójściem ze mną do domu? Dam pięćdziesiąt złotych i zrobię panu... (raz jeszcze pomińmy szczegóły – dop. red.). Pomyślałem, że jakiś wariat, więc tylko przesiadłem się do innego stolika. Facet po chwili wyszedł. Kwadrans później natknąłem się na niego przy dworcu PKS. I znowu zaczął nawijkę, co mi zrobi za pięć dych. Dał spokój, gdy zapowiedziałem, że albo się odczepi, albo dostanie wpierdol. Jakiś czas później zobaczyłem go odprawiającego mszę w kościele u pijarów... – zdumiewa się Mariusz. Zaprzyjaźniony z redakcją duchowny łowicki mówi o ks. Jacku: – Wcześniej pracował w diecezji warszawsko-praskiej. Jedna z moich parafianek była jego oazową wychowanką
w Celestynowie. Zanim tu osiadł, służył pod komendą arcybiskupa Głódzia w korpusie księży kapelanów wojskowych. Krążą pogłoski, że musiał odejść na emeryturę z przyczyn obyczajowych. Do niedawna systematycznie pomagał w parafii (nazwę placówki położonej na obrzeżach Łowicza zachowujemy do wiadomości „FiM” – dop. red.), ale od jakiegoś czasu już go tam nie widuję. Te poalkoholowe występki są znane wśród naszych kapłanów, z pewnością wie o tym również biskup. Nie daje księdza Jacka na parafię z obawy przed skandalem. Myślę jednak, że pozostawienie go – ewidentnie chorego – samemu sobie to poważny błąd pasterza. ¤¤¤ Podzielamy te obawy. Tym bardziej po zapoznaniu się z opinią wybitnego seksuologa i psychiatry, profesora Zbigniewa Izdebskiego z Uniwersytetu Zielonogórskiego: – Przypadek owego pana może dowodzić istnienia pragnień homoseksualnych, których nie realizuje w „życiu na trzeźwo”. Niewykluczone, że nie akceptuje ograniczeń wymuszonych pozycją społeczną. Normalnie potrafi kontrolować swoje napięcia seksualne, ale w stanie nietrzeźwości wszelkie hamulce puszczają. To nie jest jakiś szczególny przypadek z seksuologicznego punktu widzenia. Także w relacjach heteroseksualnych są osoby, które pod wpływem alkoholu zachowują się radykalnie inaczej, niż ich na co dzień postrzegamy. Prawda, że czasem mawiamy: „O, niby taki spokojny, a jak się napije, to żadnej nie przepuści”? Zatem dopóki wiek nagabywanych nie skutkuje odpowiedzialnością karną, problem tkwi w powstrzymaniu się od picia – zauważa profesor. No tak, ale przecież my nie zaprowadzimy ks. Jacka do poradni AA... W przekonaniu, że porzucony przez kurię duchowny wymaga pomocy, a nie napiętnowania, a także z obawy, że jakiś łowicki dzieciak z bezrobotnej rodziny może skusi(ł) się na astronomiczne dla niego 50 złotych, 2 maja grzecznie i na piśmie zaproponowaliśmy biskupowi Dziubie układ: nic nie napiszemy, jeśli zapewni nas, że „podejmie środki zaradcze (leczenie)” wobec podwładnego.
Oczywiście, ekscelencja olał sprawę. Nie pozostało więc nic innego, jak tylko odwiedzić ks. Jacka w bezpiecznej porze i ostrzec, że wiemy oraz mamy go na oku... Na delikatne kołatanie nie zareagował, ale zainteresowała się nami czujna sąsiadka: – On nie otworzy tak po prostu, mimo że chroni go jeszcze krata schowana za drzwiami wejściowymi. Boi się, bo kiedyś mocno oberwał. Podobno zbytnio chłopców lubi. Dziwny człowiek. Kiedyś przyszło do niego dwóch księży z kurii. Nie wiadomo, co tam się działo w środku, ale na całej klatce było słychać, jak któryś z nich krzyczał: „Ratunku, pomocy!”. A wy może z policji? Skoro nie, to powiem. Żeby się z księdzem spotkać, trzeba najpierw zameldować się pod (tu pada numer mieszkania) do pani G. Następnie ona telefonicznie zgłasza, kto zacz i w jakiej sprawie – zdradziła patent kobieta. Niestety, pani G. była nieuchwytna, zatelefonowaliśmy więc do ks. Jacka bez jej uprzejmego pośrednictwa: – Żebym ja kogoś molestował?! To kompletna bzdura. Mieszkam nietypowo, bo nie na parafii. Tam są psy, ogrodzenie, a ja często wracam wieczorem z posługi duszpasterskiej i zaczepiają mnie różni pijaczkowie, żeby dać im na wódkę czy piwo. Wołają o pieniądze, czasem dobijają się do drzwi... No i teraz z zemsty opowiadają różne bzdury – tłumaczył „dr Jekyll”. Żołnierz zrobił swoje Powyższa sytuacja jako żywo przypomina nam historię z Wrocławia. Już w 2003 r. ostrzegaliśmy przełożonych ks. Pawła K., że ten młody wikary „zbytnio afiszuje się z nastoletnim ministrantem” („Uwaga, wielebni” – „FiM” 41/2003). Biskupi nie ruszyli palcem w bucie, a dwa lata później strasznie się dziwili, gdy ks. Paweł został schwytany przez policję w trakcie polowania na kilkunastoletnich chłopców, których do „wspólnej zabawy” zachęcał „stówą” („Powołanie do dzieci” i „Powiększenie” – „FiM” 37, 38/2005). Obyśmy znowu nie wykrakali... DOMINIKA NAGEL Fot. WHO BE
8
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
Ł
ódzki oddział IPN nie ma dobrej prasy, bo też i nie może czymkolwiek się pochwalić. Wymyślił więc nową akcję: oskarżył Michała W., który w stanie wojennym był szefem łódzkiej telewizji, o zbrodnię komunistyczną. Zdaniem prokuratora Jacka Kozłowskiego, zbrodnią było usunięcie z pracy 11 dziennikarzy i 14 pracowników technicznych. Zwolniono ich podobno za poglądy i przynależność do NSZZ „Solidarność”. Po wprowadzeniu stanu wojennego wszystkie ośrodki telewizyjne w kraju zmilitaryzowano, a „stosunek pracy” przekształcono w służbę wojskową. Wspomniane zwolnienia pracowników były konsekwencją weryfikacji przeprowadzonej w związku z decyzjami Centralnego Sztabu Propagandy i Informacji KC PZPR.
Instytut bezpamięci Akcja łódzkiego IPN, jedyna dotąd w kraju, ma związek z rozpętaną nagonką na autorów stanu wojennego, z gen. Jaruzelskim na czele. Dlatego rodzi podejrzenia, że jest ordynarną pokazówką. Tym większe zresztą, że prokuratorzy Instytutu sami przyznają, iż w sprawie stanu wojennego jest wiele wątpliwości prawnych, które w zasadzie uniemożliwiają karanie wykonawców decyzji władz centralnych. Problem z Michałem W. polega na tym, że trzeba mu będzie udowodnić, iż dlatego jest „zbrodniarzem komunistycznym”, że jako funkcjonariusz państwa komunistycznego represjonował poszczególne osoby lub całe grupy, naruszając obowiązujące wtedy prawo. Aktywiści z IPN doskonale o tym wiedzą, ale co się będą przejmować. Na razie mają akt oskarżenia, a więc „wynik”. Mówiono o nich w telewizji, szef pochwalił, może nawet sypnął parę groszy, kilka srebrników na przykład... Gdyby prokuratorzy IPN naprawdę byli ambitni, to postawiliby pod paragrafem tę połowę społeczeństwa, która akceptowała wtedy, a nawet (jak wykazują badania) do dziś akceptuje stan wojenny i o generale wyraża się z najwyższym szacunkiem. Ale oczywiście znacznie łatwiejsza jest próba dobrania się do owego Michała W. Przynajmniej propagandowo, bo jak będzie w sądzie, to się jeszcze okaże. BS
Sprawa nadajników Telewizji Trwam w Lublinie znalazła swój finał w sądzie. Zgadnijcie, jaki był werdykt pani Wiśniewskiej, ustrojonej w orzełka na łańcuchu? Pod koniec 2004 r. na podwórzu należącej do Fundacji „Nasza Przyszłość” posesji przy al. Warszawskiej 50 na lubelskim Sławinku pojawiła się monstrualnych rozmiarów antena nadawcza. Inwestycję zrealizowała należąca do medialnego koncernu redemptorysty Tadeusza Rydzyka Fundacja Lux Veritatis. Okolicznych mieszkańców, w tym bezpośrednich sąsiadów studia TV Trwam, nikt nie pytał o zdanie („FiM” 29/2005). – Po prostu któregoś dnia pojawił się nadajnik. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, docelowo miały tam stanąć cztery podobne urządzenia – wspomina Sławomir Fornalski, któremu antena katolickiego medium zaglądała prosto w okno mieszkania. – W czasie próbnych transmisji w moim domu rozregulował się sprzęt elektroniczny, a małżonka nagle poczuła się dziwnie zmęczona i zdenerwowana. Nadajnik okazał się samowolą budowlaną. Mieszkańcy Sławinka złożyli w prokuraturze i w inspektoracie nadzoru budowlanego zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Prokuratura Rejonowa Lublin Północ na początku odmawiała zajęcia się sprawą. W końcu podjęła czynności. Składającym zawiadomienie
M
Promienie miłości – cd.
Czy po decyzji sądu promieniujący nadajnik TV Trwam zostanie ponownie zamontowany na lubelskim Sławinku?
lublinianom nadano status pokrzywdzonych. W ramach pomocy prawnej we Wrocławiu przesłuchano pełnomocnika Lux Veritatis – Grzegorza Moja, któremu odpowiedni glejt podpisał osobiście o. Rydzyk. Zdaniem Moja, wszystkie pozwolenia były w porządku. Policjanci kilka razy próbowali też dostać się do wnętrza domu przy al. Warszawskiej 50. Jednak zawsze mogli co najwyżej pocałować klamkę furtki, bo nikt nie podchodził do domofonu. – To granda! Tam ciągle ktoś jest. Oni po prostu nie chcą nikogo wpuszczać do środka – twierdzą sąsiedzi. Pozostawianie wiadomości na automatycznej sekretarce „Naszej Przyszłości” także nie przyniosło efektu. W sukurs radiomaryjcom przyszedł wpływowy pretorianin Rydzyka,
arian Jurczyk – niezłomny bojownik „Solidarności” o to, by prawo w Polsce było jednakowe dla wszystkich – porzucił swoje ideały. Woli altankę. Ten stoczniowy magazynier, którego historia wyniosła dużo powyżej jego możliwości, jest prawdziwym nieszczęściem Szczecina. Już nawet nie chce się nam powtarzać tego wszystkiego, o czym każdy w tym mieście wie i o czym wielokrotnie pisaliśmy. Ale choć wydawało się, że Jurczykowi trudno będzie jeszcze czymś zaszokować opinię publiczną, to jednak udało mu się. Otóż Jurczyk, wbrew prawu, na terenie ogródków działkowych wybudował sobie dom. Przepisy działkowców zezwalają co prawda na budowę, ale co najwyżej chałupki o powierzchni przyziemia maksimum 25 metrów kwadratowych. Jurczyk wybudował obiekt trzykrotnie większy i piętrowy. Sprawa tej samowoli budowlanej być może poszłaby w zapomnienie, gdyby nie kilku upierdliwych urzędników. Doszli oni bowiem do wniosku, że Jurczyk złamał nie tylko prawo budowlane ale i przepisy Polskiego Związku Działkowców, które nie zezwalają na wznoszenie tak potężnych altanek. Bądź co bądź prezydent,
radny miejski Roman Szot z prokościółkowego Ruchu Patriotycznego. – To prowokacja mająca na celu walkę z katolickimi i polskimi narodowymi mediami, które przekazują ludziom prawdę – grzmiał Szot, który w ratuszu jest też szefem Komisji Rozwoju Miasta, Urbanistyki i Ochrony Środowiska. Ostatecznie, na początku marca 2006 roku, prokuratura śledztwo umorzyła. Z uwagi na „znikomy stopień społecznej szkodliwości czynu”. Pokrzywdzeni odwołali się do Prokuratury Okręgowej w Lublinie, ale ta podtrzymała decyzję kolegów z rejonu. Zażalenie wpłynęło więc do Sądu Rejonowego. Antena dla pewności zniknęła, ale – jak się okazuje – niepotrzebnie. Sprawa została rozpatrzona na
a mieszka na działkach bez zameldowania – niczym jakiś lump, za przeproszeniem. Liczne artykuły prasowe zmusiły w końcu Andrzeja Locha, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, do zajęcia stanowiska. Biedny Loch znalazł się między młotem i kowadłem, bo z jednej strony podlegał Marianowi, a z dru-
posiedzeniu 5 maja. Po wyrzuceniu z sali dziennikarzy i po ekspresowym posiedzeniu sędzia Wiśniewska oddaliła skargę lublinianin na prokuratorskie umorzenie. – Sprawiedliwość zatriumfowała, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – obwieścił Szot, czyniąc znak krzyża na piersi. Postanowienie sądu jest prawomocne. Nie mamy pomysłu, jak pocieszyć mieszkańców lubelskiego Sławinka. Może tylko tym, że sędzia Wiśniewska na pewno zrobi karierę, w czym oni będą mieli swój udział, gdyż – składając swoją krzywdę w jej ręce – umożliwili jej zrobienie na tej drodze ważnego kroku. KAZIMIERZ CIUCIURKA Fot. BAR
Sprawa jego domu wróciła więc ponownie do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, który jeszcze raz musi przeprowadzić całe postępowanie. Ale pan Loch nie chce wydać innej decyzji i uparcie zmierza do legalizacji samowoli. On też jest urzędnikiem nie w ciemię bitym. Co prawda na początku marca tego roku Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego postawił wniosek o odwołanie go ze stanowiska powiatowego inspektora, jednakże sprawa ze względów proceduralnych ślimaczy się niemiłosiernie... A poza tym, żeby go odwołać, potrzebny jest podpis Jurczyka. Marianowi zaś się nie spieszy – czeka, aż Loch zalegalizuje mu jego altankę, i liczy, że stanie się to przed wyborami samorządowymi. Inaczej będzie kicha, bo jeśli Jurczyk przegra wybory, to Loch też przegra. Jednemu mogą rozebrać willę, drugiego mogą spuścić do kanału. A prawo? – zapyta ktoś naiwny... Ono, jak wiadomo, jest z kauczuku. Jeśli inspektor Loch się uprze, Jurczykowi pozostanie tylko uiścić opłatę legalizacyjną w wysokości 50 tysięcy złotych. Co to jest po kilku latach prezydentury! PIOTR SAWICKI
Prezydencka altana giej – jako urzędnik państwowy – powinien stać na straży prawa. Ponieważ nie znamy urzędnika, który nie wiedziałby, z której strony chleb jest posmarowany, to i Loch postąpił (ze swojego punktu widzenia) racjonalnie: zamknął oczy i klepnął Marianowi tę altankę. To jednak nie oznaczało prezydentowego zwycięstwa. Jurczyk tak wielu urzędnikom zalazł za skórę, że sam Loch mu nie pomoże. Jego decyzję natychmiast uchylono w Wojewódzkim Inspektoracie Nadzoru Budowlanego. Jurczyk odwołał się do Głównego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, a potem Sądu Administracyjnego w Warszawie i... przegrał.
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r. Przyjazd do Polski może być dla obcokrajowca niezapomnianym wydarzeniem. Jeśli go nie okradną lub nie pobiją, zawsze może liczyć na upokorzenie. Umschlagplatz to miejsce symboliczne. Jedno z wielu takich w Warszawie. Trzy ściany memoriału przy ulicy Stawki 10 przypo-
wyszedł pierwszy, ja zostałam jeszcze chwilę w środku. Kiedy wyszłam z memoriału, stanęłam jak wryta – męża otaczał wianuszek chłopa-
A TO POLSKA WŁAŚNIE szkoła czynnie uczestniczy we wszystkich uroczystościach związanych z Umschlagplatz i gettem, a w programie nauczania mocno podkreśla się sprawy tolerancji i tragizmu II wojny światowej. Rozmawiam z panią Barbarą o polskim antysemityzmie. Pytam, jak to wygląda we Francji. – We Francji antysemityzm też jest, ale zupełnie inny. Religijny antysemityzm wymarł razem z religią, teraz
– Z uzyskanych informacji wynika, że służby interwencyjne nie odnotowały zgłoszeń o przypadkach napaści, zarówno słownej, jak i fizycznej, na osoby pochodzenia żydowskiego – odpowiada Ryszard Zakrzewski, zastępca dyrektora Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. W ostatnim raporcie Europejskiej Komisji przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji (utworzona przez
9
niepokoi przyzwolenie na działalność organizacji politycznych i społecznych jawnie wypowiadających antysemickie treści, bowiem organa ścigania traktują je jako tematy marginalne i nie podejmują żadnych działań. – Byliśmy kiedyś z mężem na Wielkanoc w Polsce i znaleźliśmy się na rezurekcji w Kościele katolickim – wspomina pani Barbara. – Ksiądz z ambony mówił o Żydach
Ty żydowska dziwko! minają o tragicznych wydarzeniach, jakie się tu rozegrały w czasie wojny. Napis na jednej z nich odkrywa mroczną historię: „Tą drogą cierpienia i śmierci w latach 1940–1943 z utworzonego w Warszawie getta przeszło do hitlerowskich obozów zagłady ponad 300 000 Żydów”. Pomnik z 1988 r. powstał w miejscu, skąd wywożono dziennie około 5 tysięcy osób, głównie do Treblinki. Pani Barbara (nazwisko znane redakcji) od ponad 30 lat nie mieszka w Polsce. W latach 70. wyjechała do Francji. Kiedy przyjeżdża do Polski, dość często odwiedza Umschlagplatz. Mąż pani Barbary, Francois, jest rodowitym Francuzem. Przyjechali do Polski w kwietniu i zapewne długo nie zapomną tego, co im się przytrafiło... – Byliśmy w Wielką Środę około południa przy Umschlagplatz. Mój mąż, który często bywał w Warszawie, jeszcze tego miejsca nie widział – opowiada pani Barbara. – Zaparkowaliśmy samochód naprzeciwko, dookoła było zupełnie pusto. Mąż
P
ków, raczej z młodszych klas licealnych, takim indiańskim sposobem. Śpiewali: „jude, jude, jude, jude...”. To jednak nie koniec. Pani Barbara opowiada dalej: – Za chłopcami szły trzy czy cztery panienki, które z kolei zajęły się mną. Wysyczawszy „ty żydowska dziwko”, usiłowały napluć mi w twarz, ale udało im się tylko w dekolt. Wydawało mi się, że dziewczęta i chłopcy wychodzili ze szkoły obok. Barbara z mężem, upokorzeni, nie potrafili sobie wyobrazić, jak coś takiego mogło się zdarzyć w środku dnia, niemal w samym centrum Warszawy i do tego w miejscu upamiętniającym tak wielką tragedię sprzed lat. Odwiedzam położoną nieopodal szkołę: Zespół Szkół Licealnych i Ekonomicznych. Dyrektor dr Janina Mospinek jest wyraźnie poruszona. Notuje datę, godzinę, obiecuje poruszyć problem w rozmowach z nauczycielami i uczniami. Nie wyklucza, że mogły to być osoby z jej szkoły, choć wyraźnie podkreśla, że
remier Kazimierz Marcinkiewicz chwali się, że w jego rządzie pracują najlepsi z najlepszych. Jeden z nich to Paweł Szałamacha, członek Opus Dei. Tymczasem żadne większe sukcesy zawodowe Szałamachy nie są znane. Znana jest natomiast lista jego zasług dla PiS. Zakładał na przykład Instytut Sobieskiego – fundację, która zajmowała się przygotowywaniem ekspertyz i analiz dla partii braci Kaczyńskich. Te usługi były jednak tylko dodatkiem do podstawowej działalności Instytutu, czyli zbierania kasy dla PiS-u, jak również wydawania „Międzynarodowego Przeglądu Politycznego” – partyjnego pisma szkoleniowego. To były wystarczające powody, by Szałamacha został wynagrodzony posadą sekretarza stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa. Powierzono mu tym samym nadzór nad państwowymi bankami, rafineriami, energetyką, firmami gazowymi i PZU. No i już ma się chłop czym pochwalić. Ale Paweł Szałamacha ma na swoim koncie także inne „osiągnięcia”. Na pierwszy ogień weźmy Totalizator Sportowy. Od grudnia 2005 r. firma nie ma zarządu. Sąd odmówił bowiem wpisania do rejestru wybrańców Szałamachy, gdyż zostali wyłonieni z rażącym naruszeniem prawa.
są jakieś wybryki o odcieniu antysemickim, wynikające raczej z historii palestyńsko-izraelskiej. W Polsce mamy jeszcze ten stary, prawdziwy, tradycyjny antysemityzm. Pytam w Urzędzie Miasta Warszawa, czy obcokrajowcy, w tym głównie pochodzenia żydowskiego, mogą się jeszcze czuć w stolicy bezpiecznie.
Szałamacha nie zauważył, że zgodnie ze statutem i kodeksem spółek handlowych, prezesa powołuje i odwołuje rada nadzorcza, a nie on – minister. Jakby tego było mało, sąd uznał, że nie tylko zarząd, ale też członków Rady Nadzorczej Totalizatora Szałamacha powołał nielegalnie. Gdy wiceminister
Radę Europy) antysemityzm w Polsce jest tym zjawiskiem, które stanowi szczególne zagrożenie. Podkreślono jako paradoks, że z uwagi na niedużą liczebność społeczności żydowskiej, w Polsce można mówić o „antysemityzmie bez Żydów”. Autorzy zauważają też, że dotychczas władze państwa niewiele zrobiły w tym zakresie, szczególnie
Uparty Szałamacha postanowił więc oddać Totalizator w ręce Waldemara Milewicza, działacza Ligi Polskich Rodzin, twórcy jej programu ekonomicznego i wroga UE, który w latach 1999–2002, z nadania ówczesnego AWS-owskiego wojewody mazowieckiego Antoniego Pietkiewicza, był prezesem pań-
Bezpartyjny fachowiec dowiedział się, że sąd nie chce zmienić zapisów w rejestrach handlowych, odwołał się od jego postanowień. Zrobił to jednak wyjątkowo niechlujnie – zażalenie wysłał do sądu okręgowego zamiast do rejonowego. Efekt: termin odwołania minął i wniosek został oddalony. Nielegalni wybrańcy Szałamachy tak bardzo chcieli mieć nowego (i swojego) prezesa Totalizatora, że – nie mając jeszcze pełnomocnictw – ogłosili konkurs na to stanowisko. I znowu niewypał. Procedurę trzeba było unieważnić, bowiem jeden z członków rady (i kandydat na prezesa) wcześniej zapoznał się z ofertami swoich konkurentów.
stwowej firmy Bumar Waryński-Grupa Holdingowa. Większych jego osiągnięć nie zanotowano, choć niektórzy twierdzą, że sukcesem było to, że Bumar w ogóle przeżył. Efekty zabaw Szałamachy są już widoczne. W pierwszym kwartale 2006 r. przychody Totalizatora spadły o ponad 20 proc. Jeśli ta tendencja się utrzyma, to firma wypłaci państwu ponad 200 milionów złotych dywidendy mniej niż w roku 2005... Do straty trzeba też chyba będzie wliczyć włazidupstwo ostatniego, wydawałoby się, normalnego prezesa, Mirosława Roguskiego, który myślał, że uratuje swój czerwony tyłek, łożąc kasę na tatkę Rydzyka.
jako narodzie bogobójczym. Mąż przypomniał mi, że pojęcie to zostało zniesione przez Sobór Watykański II... Obawiam się, że niewiele się zmieni w mentalności społecznej, dopóki Żydzi będą ciągle nam Chrystusa Pana „zabijali”... DANIEL PTASZEK Fot. Autor
Inne osiągnięcie Pawła Opus Dei Szałamachy to rzekomy sukces kończący wojnę państwa z UniCreditio o zgodę na połączenie BPH i PEKAO. Podniecony premier twierdził, że Szałamacha dbał o interesy pracowników i klientów łączących się banków. Niestety, pan minister zapomniał, że warianty połączenia, na które się zgodził, są sprzeczne z obowiązującym prawem. Rząd musi więc w ekspresowym tempie przygotować projekty stosownych zmian. Szałamacha nie uzyskał od UniCreditio żadnych gwarancji dla klientów obydwu banków, a tym samym oddał ich los w ręce Włochów. Jeszcze gorsze zapisy dotyczą praw pracowników, gdyż tak naprawdę porozumienie nie chroni ich interesów i pozwala Włochom na przeprowadzenie zwolnień. Ostatnia sprawa to giełda. Szałamacha zgodził się na utajnienie umowy, która ma decydujący wpływ na funkcjonowanie banków PEKAO i BPH, notowanych na giełdzie. Takie utajnienie to raj dla spekulantów. To są tylko wybrane osiągnięcia Pawła Szałamachy. Ciekawe, co jeszcze musi zepsuć, aby pan premier odkleił go od stołka... MICHAŁ POWOLNY WZ, AH
10
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne Czy grozi mi kara (i jaka?), jeśli odmówię zeznań w sądzie, do którego zostanę wezwany? Czy fakt, iż w sądzie wisi krzyż oraz godło, nie narusza konstytucyjnie chronionej wolności sumienia i wyznania w sytuacji, gdy jest się ateistą albo przedstawicielem innego wyznania? (Krzysztof B., Polańczyk) Na mocy przepisów postępowania karnego każda osoba wezwana przez sąd ma obowiązek stawić się w charakterze świadka i złożyć zeznania. Wyjątkowo wolno odmówić zeznań osobie najbliższej dla oskarżonego. Z prawa do odmowy zeznań mogą skorzystać również osoby zobowiązane do zachowania tajemnicy służbowej i zawodowej w zakresie okoliczności, na które rozciąga się ta tajemnica. Gdyby odpowiedź na pytanie mogła narazić Pana lub osobę Panu najbliższą na odpowiedzialność za przestępstwo lub wykroczenie, może Pan odmówić odpowiedzi na takie pytanie. Istnieje również możliwość zwolnienia przez sąd od złożenia zeznania lub odpowiedzi na pytania osoby pozostającej z oskarżonym w szczególnie bliskim stosunku osobistym, jeżeli osoba ta wniesie o zwolnienie. Składanie fałszywych zeznań, podobnie jak bezpodstawna odmowa ich złożenia stanowią przestępstwo przeciwko wymiarowi sprawiedliwości, które jest zagrożone karą pozbawienia wolności do lat 3. Odpowiedzialność karną za odmowę zeznań poniesie Pan wtedy, gdy sąd pouczy Pana o odpowiedzialności karnej, bądź jeżeli złoży Pan przed sądem stosowne przyrzeczenie. Treść składanego przyrzeczenia w żaden sposób nie odwołuje się do wyznawanej przez świadka wiary. Fakt, iż na ścianie sali rozpraw wisi krzyż, to trochę za mało, aby mówić o naruszeniu konstytucyjnie chronionej wolności sumienia i religii. Sąd nie zmusza bowiem świadków niewierzących, aby składali przysięgę na wiarę katolicką. Proszę zauważyć, że odmowa składania zeznań to przestępstwo przeciwko wymiarowi sprawiedliwości, a nie naruszenie zasad dekalogu obowiązujących w Kościele katolickim (podstawa prawna: Kodeks karny, DzU
z 6.06.1997 r. nr 88, poz. 553, Kodeks postępowania karnego, DzU z 6.06.1997 r. nr 89, poz. 555 ). ¤¤¤ Mam 76 lat i niewątpliwie nie zdążę spłacić kredytu, za który poręczyłem znajomemu, który mnie oszukał. Obecnie komornik potrąca mi jedną czwartą emerytury. Czy po mojej śmierci bank będzie miał prawo obciążyć moimi długami kogokolwiek z rodziny mojego zmarłego syna? (Włodzimierz Z., Łódź) Z chwilą Pana śmierci w skład spadku wchodzić będzie wszystko, co było Pana własnością, tzw. aktywa, ale także pasywa, czyli wszystkie Pana długi. To, czy Pana spadkobiercy poniosą odpowiedzialność za długi spadkowe ze swojego majątku, zależy od tego, czy i w jaki sposób przyjmą spadek. Może to być przyjęcie proste, czyli bez ograniczenia odpowiedzialności za długi spadkowe, bądź przyjęcie z dobrodziejstwem inwentarza, czyli z ograniczeniem tej odpowiedzialności do wysokości majątku spadkowego. Spadkobiercy są zobowiązani złożyć oświadczenie o przyjęciu i jego sposobie albo o odrzuceniu spadku
jakiekolwiek ceremonie, katolickie czy świeckie. Przypuszczam więc, że z tych prawie 4700 zł zasiłku pogrzebowego sporo jeszcze pozostanie. Kto zatem weźmie resztę pieniędzy? Może zakład pogrzebowy do spółki z pracownikiem ZUS? (Jan Ż., Stargard Szczeciński) Informacje, które uzyskał Pan w ZUS-ie, są nie do końca precyzyjne. Otóż rzeczywiście zasadą jest, że wysokość zasiłku pogrzebowego wynosi 200 procent przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia obowiązującego w dniu śmierci osoby, której koszty pogrzebu zostały poniesione. Zasiłek pogrzebowy przysługuje natomiast tej osobie, która pokryła koszty pogrzebu. Jeżeli jednak jest to ktoś inny, aniżeli członek rodziny, np. gmina czy dom pomocy społecznej, to zasiłek ten przysługuje wówczas jedynie w wysokości będącej równowartością udokumentowanych kosztów pogrzebu. Oznacza to, że w sytuacji, gdy koszty pogrzebu okażą się niższe, aniżeli 200 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia, to ZUS może wypłacić jedynie tyle, ile wyniosły faktyczne koszty pogrzebu. W wypadku, gdy kosz-
w ciągu 6 miesięcy. Jeżeli tego nie uczynią w powyższym terminie, to skutki prawne są takie, jakby przyjęli spadek bez ograniczenia odpowiedzialności za długi. W takiej sytuacji, jeżeli wysokość długów przekroczy wartość majątku spadkowego, będą musieli zapłacić brakującą kwotę ze swojego majątku osobistego, niewchodzącego do spadku (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r. nr 16, poz. 93) ¤¤¤ Zaznaczyłem w testamencie, iż chciałbym, aby zwłoki moje zostały poddane kremacji. Wykluczam
ty pogrzebu pokrywa członek rodziny zmarłego, to bez względu na to, ile zapłacił za pogrzeb, przysługuje mu zawsze równowartość 200 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia. ZUS żąda zatem przedstawiania rachunków, ponieważ musi ustalić przede wszystkim to, kto pokrył koszty pogrzebu. Jeśli osobą tą nie będzie członek rodziny zmarłego, to wypłaci należną kwotę zasiłku pogrzebowego na podstawie przedłożonych rachunków (podstawa prawna: ustawa z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych)
¤¤¤ 4 lata temu po śmierci męża przepisałam darowizną na syna i synową mieszkanie własnościowe. Myślałam, że do końca życia będzie nam się dobrze razem mieszkało, a ja będę miała opiekę i pomoc na starość. Od 2 lat syn i synowa piją coraz więcej, kłócą się, w domu są ciągłe awantury, bałagan. Syn i synowa nie pracują, nie płacą na mieszkanie. Nie mam spokoju i żadnej opieki, chociaż jestem poważnie chora na reumatyzm. (Janina z Łasku) Niestety, Pani przypadek nie jest odosobniony. Często zdarza się, że osoby obdarowane szybko o tym zapominają i niewłaściwie odnoszą się do darczyńcy. Przepisy prawa przewidują, że jeśli obdarowany dopuszcza się wobec darczyńcy rażącej niewdzięczności, to można darowiznę odwołać. W takim przypadku należy wystąpić do sądu, dając dowody na to, że syn i synowa zachowują się wobec Pani niewłaściwie. Uniemożliwianie spokojnego wypoczynku, wywoływanie awantur, niepłacenie za mieszkanie i brak opieki nad Panią – mogą być przez sąd uznane za rażącą niewdzięczność. Przede wszystkim powinna Pani złożyć na piśmie oświadczenie synowi i synowej, że odwołuje Pani darowiznę mieszkania. Następnie trzeba wystąpić do sądu rejonowego właściwego ze względu na miejsce Waszego zamieszkania. Proszę też pamiętać, że darowizna nie może być odwołana po upływie roku od dnia, kiedy zdała Pani sobie sprawę z rażącej niewdzięczności syna i synowej. ¤¤¤ Razem z mężem mieszkamy na działce, która jest własnością
rodziców. 12 lat temu, kiedy wyszłam za mąż, moi rodzice zaproponowali, abyśmy z mężem zamieszkali z nimi i wybudowali dla siebie dom obok domu rodziców. Moja mama zmarła 5 lat temu, a od 2 lat ojciec związał się z inną kobietą. Od tego czasu jest między nami wiele konfliktów, a ostatnio ojciec powiedział, że jak nam się nie podobna, to możemy się wynosić z jego działki, oraz że przepisze działkę na żonę. Proszę o poradę, czy możemy coś zrobić. (Zdzisława z Pabianic) Jeżeli rodzice przekazali Pani i mężowi do dyspozycji część swojej działki w celu wybudowania domu i państwo ten dom wybudowaliście, to macie prawo żądać od właściciela gruntu, aby za wynagrodzeniem przeniósł na was własność działki, na której wybudowany jest dom. Warunkiem jest to, aby wartość budynku była znacznie wyższa niż wartość działki zajętej pod budowę. W tym celu należy wystąpić z odpowiednim roszczeniem do sądu. Nie napisała Pani w swoim liście o tym, kto jest spadkobiercą po mamie. Jeżeli spadkobiercami jest Pani razem z ojcem, to ma Pani prawo do własności działki w ułamkowej części. Jeżeli jest bezsporne, że dokonała Pani z mężem nakładów na nieruchomość w postaci domu, sprawę można załatwić przez dział spadku po mamie i w tym trybie wydzielenie działki stanowiącej Pani własność. ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań tygodniowo. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Odpowiedzi szukajcie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
P
odczas służby w Iraku na skutek wybuchu granatu stracił kilka palców u rąk. Teraz w kraju szuka pieniędzy na dobrą protezę. Potrzebuje na nią około 50 tysięcy złotych. Skąd wziąć taką furę pieniędzy? – Temu żołnierzowi, podobnie jak wielu innym, pomożemy finansowo – mówi płk w st. spoczynku Jerzy Bielecki, prezes Fundacji Pomocy Poszkodowanym w Wojskowych Operacjach Pokojowych poza Granicami Polski oraz ich Rodzinom „Servi Pacis”. – W przypadku wielu ofiar nie chodzi jednak tylko o pieniądze wypłacane okazjonalnie. Gdy patrzy się z boku na przykład na udział naszych żołnierzy w misji irackiej, sytuacja nie wygląda najgorzej. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się widać, że sporo powracających z tego kraju wymaga różnorodnej opieki, także psychologicznej. Oczywiście, zgodnie ze statutem, pomagamy również finansowo bezpośrednio poszkodowanym i ich rodzinom, ale niejednokrotnie ważniejsza jest nasza obecność i wsparcie moralne. Żołnierz zrobił swoje, żołnierz może odejść – chciałoby się powiedzieć z goryczą. To prawda, że wojsko nie jest niańką i musi rozstać się z tymi, którzy na przykład na skutek utraty zdrowia nie nadają się do pełnienia służby. Rzecz jednak w tym, że armia zbyt często i szybko zapomina o ofiarach. Dopóki żołnierz nosi mundur, jest pod ochroną wojska, a gdy z nim się rozstaje – w najlepszym przypadku pamięta się o nim z okazji jakiejś rocznicy czy święta. Tak zresztą jest w wielu cywilizowanych krajach. Tam obowiązki armii
P
wobec inwalidy przejęło jednak państwo i dba zarówno o portfel byłego żołnierza, jak i leczenie. Tymczasem nam wciąż jeszcze daleko do standardów rozwiniętych państw, choć pod tym względem jest znacznie lepiej niż
A TO POLSKA WŁAŚNIE zapewnia się też pomoc ich rodzinom. Czy wystarczającą? Jednak pieniądze (nawet stosunkowo wysokie odszkodowania czy renty) to nie wszystko. Ludzie poszkodowani podczas misji oczekują też na
w biurokracji, również cywilnej. Przykłady? Gdy jeden z żołnierzy rannych w Iraku wylądował w szpitalu w Warszawie, jego rodzina znajdowała się w tak tragicznej sytuacji materialnej, że nie była nawet w stanie przyjechać
Żołnierz zrobił swoje przed kilkudziesięciu laty. Codzienna proza życia jest jednak brutalna: potrzebne są pieniądze na wysokiej klasy protezy, a także na leki czy wychowywanie dzieci. – Od 1953 roku ponad 60 tysięcy polskich żołnierzy i pracowników cywilnych uczestniczyło w operacjach pokojowych, podejmowanych przez organizacje międzynarodowe, m.in. ONZ, OBWE, NATO i UE. Byliśmy m.in. w Korei, Kambodży, Wietnamie, Gruzji i na wzgórzach Golan, teraz jesteśmy w Afganistanie i Iraku – mówi J. Bielecki. – Udziałowi w każdej z tych operacji towarzyszy zagrożenie utraty życia czy zdrowia, nie mówiąc już o olbrzymim napięciu psychicznym. Potwierdzeniem tego jest śmierć 67 i odniesienie ran przez kilkuset żołnierzy. Najgorzej było na pierwszych misjach, gdy państwo nie zapewniało żołnierzom dostatecznego bezpieczeństwa ani podczas służby, ani po powrocie do kraju. Nasi obserwatorzy z Kambodży nie byli ubezpieczeni na wypadek tragedii. Dziś jest inaczej – przebywający w Iraku żołnierze są ubezpieczeni, a w przypadku tragedii
ublicznie na tematy ekologiczne wypowiadać się u nas wolno tylko „znachorom ekologii” albo radykalnym „ekowojownikom” – często również bez przygotowania fachowego. Czy to przypadek? Do połowy lat 90. opowiadanie się za „ekologicznym” stylem życia było w mediach modą niemal obowiązującą. Dochodziło do głoszenia opinii katastroficznych w ocenie zagrożeń dla środowiska i zdrowia ludzi. Mylono przy tym zagrożenia dla środowiska powodowane przez intensywny rozwój cywilizacyjny z pojawiającymi się zagrożeniami dla samej cywilizacji. Każda „rewolucja” wywołuje z czasem działania kontrrewolucyjne, zwykle równie przesadne. Kontrreakcja na ekologizm pojawiła się najpierw w USA, a po 1997 r. u nas, kiedy to poczęto kwestionować niektóre twierdzenia ekologii, a szczególnie ostro – sens i zakres ochrony przyrody. Z upływem czasu zaczęły się także ukazywać programowo antyekologiczne książki i wypowiedzi prasowe. Oczywiście uznaję potrzebę prostowania błędów albo niektórych zbyt alarmistycznych opinii. Niestety, krytykujące publikacje zaczęły wręcz demonizować zwolenników ekologizmu i oskarżać ich, jak Neron chrześcijan, o bycie wrogami ludzi i cywilizacji. Choć zdaniem znanych i cenionych w świecie myślicieli, np. H. Skolimowskiego, A. Giddensa, E.O. Wilsona czy D. Kortena, to akurat alterglobaliści
inne wsparcie, np. moralne czy psychiczne. Tymczasem ociężała machina naszej armii nie jest w stanie reagować szybko na potrzeby ofiar międzynarodowych konfliktów, ponadto daje o sobie znać typowo polska bezinteresowna zawiść, akcyjność w działaniu i krótka pamięć o ofiarach i poszkodowanych. Gorycz poszkodowanych ma także swoje źródła
i „zieloni” podejmują trud wyznaczania zarysów lepszego świata przyszłości. Rodzący się antyekologizm znalazł wsparcie u sił konserwatywnych, widzących w prawie i praktyce ochrony środowiska przeszkodę w bogaceniu się. Nie dziwi więc, że koncern paliwowy Exxon
do niego z powodu braku pieniędzy. Na szczęście do akcji mogła wtedy wkroczyć wspomniana fundacja. Służba poza granicami kraju zawsze niosła wiele niebezpieczeństw, o czym wie najlepiej J. Bielecki, który był kiedyś dowódcą ósmej zmiany na wzgórzach Golan. Jemu udało się przywieźć do kraju – zdrowych i całych – wszystkich podopiecznych,
polskie (podobnie jak amerykańskie – według książki P. i A. Ehrlichów „Zdrada nauki i rozumu”, 1996) tylko przez przypadek nie zamieszczają nawet sprostowań płynących od zawodowych przyrodników-ekologów. Trwa chroniczna dezinformacja w tej tematyce. W rezul-
Bat na ekologów Mobile przeznaczył 820 tys. dolarów dla antyekologicznych organizacji, aby demonstracjami zachęcały prezydenta G.W. Busha do nieuczestniczenia w Szczycie Ziemi w Johannesburgu. Naciskały też, i to skutecznie, na jego administrację, aby ostentacyjnie odcięła się od tej światowej konferencji. Wkrótce potem i u nas, naśladując to, co złe z USA (a tak rzadko to, co tam dobre), podjęto systematyczne kompromitowanie ekologizmu. Od paru lat promuje się możliwie najbardziej ekstremistycznych, samozwańczych „ekologów”, bez przyrodniczego wykształcenia, i tylko ich uznaje za medialnych. Świadomie czy półświadomie media wybierają do publicznych wypowiedzi radykalnych wyglądem i poglądem „znachorów ekologii”, ośmieszając tym samym ekologizm. Niektórzy się jeszcze łudzą, że główne gazety i tygodniki
tacie część obywateli dała już sobie wmówić niechęć do „nawiedzonych ekologów”, choć nie spotkała się z nimi osobiście ani poprzez media, czyli nie wie nic o ich rzeczywistych poglądach i motywach działania. Celowo wywołuje się alergiczną reakcję antyekologiczną. Oto przykład szczególnie bulwersujący: tymczasowy (od czerwca do września) minister środowiska posunął się do publicznego stwierdzenia jawnej nieprawdy (rozpowszechnionej przez gazetę „Rzeczpospolita”) bez sprawdzenia danych w rocznikach GUS-u, kompromitując w ten sposób zarówno siebie, jak i swój urząd. Otóż mamy rzekomo od dziesięcioleci nadmiernie rozbuchaną ochronę przyrody – ochronę nawet blokującą rozwój kraju. Tylko osoby dobrze zorientowane wiedziały, że w istocie rzeczy była to próba forsowania dłuższego i droższego przebiegu międzynarodowej drogi Via
11
ale nie zawsze było tak różowo. Zresztą często nawet po latach od służby poza granicami kraju odzywają się różne choroby mające związek z misjami pokojowymi. Ostatnio do Fundacji zgłosił się jeden z uczestników misji w Wietnamie, u którego odezwała się „pamiątka” sprzed lat, wymagająca intensywnego i kosztownego leczenia. – To bardzo dobrze, że kilka lat temu powstała taka fundacja, ale to raczej państwo powinno zająć się w większym stopniu świadczeniem różnorodnej pomocy żołnierzom i ich rodzinom – mówi jeden z uczestników polskiej misji w Iraku. – Pomoc ta powinna mieć charakter stały. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Wojsko nie dysponuje klarownymi przepisami umożliwiającymi sprawowanie stałej opieki nad poszkodowanymi żołnierzami i ich rodzinami; nie wiadomo też, do którego momentu armia powinna zajmować się byłym żołnierzem i jaki powinien być zakres pomocy. Z pewnością wspieraniem cywilów poszkodowanych podczas misji powinno zajmować się państwo, ale krótka kołdra i na tym polu daje o sobie znać. A przecież jeśli chcemy zbliżyć się do standardów najbardziej cywilizowanych krajów, sprawy te muszą być uregulowane precyzyjnie. Dlatego trzeba zmienić przepisy, dostosowując je do współczesnych potrzeb. Jeśli tak się stanie, takie organizacje jak wspomniana fundacja będą mogły jedynie dopełniać obowiązku opieki nad żołnierzami i ich rodzinami, zamiast zastępować państwo. PIOTR SAWICKI Fot. archiwum
Baltica, i to w wersji, która przecinałaby kilka obszarów chronionych, w tym dwa parki narodowe. A przecież dla tej skądinąd potrzebnej inwestycji istnieje wariant oszczędniejszy i lepszy (przez Łomżę), który nie tylko może wesprzeć rozwój zaniedbanego dawnego podlaskiego pogranicza, ale i nie koliduje z ochroną przyrody. Jednak fakty przyrodnicze i koszty widocznie się nie liczą w obliczu gry interesów. Choćby w ich wyniku Via Baltica miała pobiec przez Europę zygzakiem, robiąc dobrze tym, którzy odpowiednio zastymulują swych ministrów, a usłużne media nadadzą temu rozgłos. Czy zaś nadmiernie chronimy przyrodę, niech świadczą liczby. Według oficjalnych publikacji GUS-u, pod dość skuteczną ochroną w postaci parków narodowych i rezerwatów przyrody mamy zaledwie 1,4 proc. obszaru kraju. Przy tym w obrębie nawet tak nikłego skrawka ziemi corocznie wypoczywa 10–11 mln obywateli. Zważywszy, że nie tylko w Rosji, ale i w krajach gęściej zaludnionych i o znacznie bardziej zubożonej przyrodzie (Niemcy, Japonia) procent obszarów podobnie chronionych jest kilkakrotnie wyższy (2,5–5 proc.), o żadnej przesadzie w realizowaniu u nas ochrony przyrody nie ma mowy. Wypadałoby, by ministrowie, a także media, ponosili odpowiedzialność za taką jawną dezinformację! prof. dr hab. LUDWIK TOMIAŁOJĆ (Uniwersytet Wrocławski, partia Zieloni 2004)
12
POD PARAGRAFEM
Zwykły dzień na wrocławskim Dworcu Głównym. W obskurnym i słabo oświetlonym holu spory ruch, podróżni mieszają się z tzw. stałymi bywalcami obiektu, czyli z kloszardami, chroniącymi się tu przed dokuczliwą aurą. Na peronie III ledwo widać na posadzce wyblakłą już tablicę pamiątkową poświęconą Zbigniewowi Cybulskiemu. 30 lat temu sławny aktor filmowy zginął tu pod ko-
Z tym ostatnim także jednak różnie bywa. Jego osobiste doświadczenia z noclegowniami Brata Alberta są bardzo złe. – Dadzą ci łóżko, herbatkę, ale musisz być trzeźwy jak niemowlę. Ten warunek jest dla wielu kloszardów nie do spełnienia, bo przecież na samo dno stoczyli się przez chorobę alkoholową. Nie jest też prawdą, że „Albert” jest za darmo. Niech się tylko ludzie z tej instytucji dowiedzą, że masz przy sobie parę groszy, bo gdzieś tam zarobiłeś (nieważne, że dorywczo), to już musisz odpalić im dolę. Na potwierdzenie Figlus pokazuje spory plik dowodów wpłaty na Towarzystwo Pomocy im. Świętego Brata Alberta, Koło Wrocławskie, ul. Biskupa Bogedeina 5. Na większości druczków figurują kilkuzłotowe kwoty, ale są też 30-złotowe. Zdenerwował się kiedyś, bo albertowcy trąbili wszędzie, że u nich pomoc jest darmowa, samarytańska w istocie. No to usiadł, podliczył
niemającymi żadnych środków, powinny dokładać się do wspólnego garnka”. Zyskał tylko tyle, że teraz noclegownia ściga go wezwaniami do uiszczenia 936 zł jako zapłaty za noce spędzone pod jej dachem. Wyliczono mu w „charytatywnym” „Albercie” dokładnie, że w okresie od 3 października 2000 roku do 14 października 2001 roku skorzystał z 372 noclegów. Zapłacił 552 zł, zatem wisi na nim dług. Nie zraziło to uparciucha, wręcz przeciwnie – Figlus poszedł dalej: skoro jego koledzy ze skromnej renty czy zasiłku płacą nie tylko za nocleg, ale również i kilkaset złotych miesięcznie za prawo zamieszkania w schronisku tej bogobojnej instytucji, to niechże „Albert” nie rżnie głupa, że nie prowadzi działalności gospodarczej. On sam zna lokatorów tego samarytańskiego obiektu, którzy zostali zakwaterowani w małym pokoiku, śpią na piętrowych pryczach i za ten luksus płacą od każdego łba po 300 zł ze swoich rent i emerytur. Niech więc „Albert”
przygarniętego ludzika. Na co więc idą te pieniądze i jak są wydawane? Odpowiedziano mu tym razem, żeby nie zadawał takich nierozsądnych pytań. I niech zapomni o otrzymaniu jakiejkolwiek informacji dotyczącej spraw kadrowych i finansowych Stowarzyszenia. Figlus się nie poddaje, bo skoro Albert robi szmal, to niech podlega takim samym przepisom jak inni.
Dworzec moim adresem Jeszcze większe boje Figlus toczy o zameldowanie go pod dworcowym adresem, na peronie trzecim. Jakiś sukces odniósł, bo odebrał kilka przesyłek. Do kasy PKP co miesiąc odprowadza drobne kwoty tytułem czynszu za kilka metrów kwadratowych peronu. Mimo to urzędy nie chcą zalegalizować meldunku. Odmówili mu po kolei: wydział spraw obywatelskich, prezydent, wojewoda dolnośląski. No to złożył skargę do Wojewódzkiego Są-
Lokator z peronu III łami pociągu, gdy usiłował wskoczyć do ekspresu „Odra” odjeżdżającego do Warszawy. Obok stoją dwa rzędy krzesełek odwrócone od siebie oparciami. To właśnie te krzesełka trzydziestoparoletni Lech Figlus, bezdomny konserwator maszyn przemysłowych, obrał sobie za swój... adres meldunkowy. Na pytanie o miejsce zamieszkania, niezmiennie odpowiada: Wrocław, ul. Piłsudskiego 105/3. Urzędnicy oczy wywalają, bo okazuje się, że pod 105 jest dworzec, a „trójka” oznacza peron trzeci.
Bezopieka społeczna Schludnie ubrany, wysławiający się niczym wytrawny prawnik – wcale nie wygląda na bezdomnego. – Człowiek bez dachu nad głową nie musi być brudny, zarośnięty, obdarty, cuchnący potem i uryną – odpowiada. Rzecz jest w czym innym. W tym mianowicie, że wszelkie lansowane u nas programy pomocowe dla bezdomnych to lipa do kwadratu. Żaden z tych urzędaso-biurokratów nie poda człowiekowi wędki, tylko zadowala się serwowaniem jakiejś głupiej rybki, która nie załatwia problemów ludzi bezdomnych. Figlus przekonuje, że nie zna nikogo, kto z pomocą instytucji opiekuńczych, charytatywnych agencji rządowych i pozarządowych mógłby wyprostować pokręcone ścieżki życia i stanąć na własnych nogach. Bezdomny może liczyć, że żyjące dla i z niego instytucje dadzą coś na grzbiet, od czasu do czasu wspomogą zasiłkiem pieniężnym, michą zupy i zapewnią noc pod dachem.
swoje koszty i wysłał do nich pismo z żądaniem zwrotu wpłacanej przez dłuższy czas gotówki, pobranej – według niego – bezprawnie. No bo skoro pomoc jest darmowa... Sprawa oparła się nawet o zarząd główny tej instytucji. Odpowiedzi brzmiały niezmiennie: „(...) Osoby bezdomne, otrzymujące wynagrodzenie za pracę, w imię solidarności z bezdomnymi
nie udaje, że nie jest to działalność gospodarcza. Ale udaje – skutecznie zresztą, bo korzysta z dotacji państwowej, przyznawanej na każdego
du Administracyjnego. Też nic nie wskórał. Sąd podzielił rację urzędów, że Dworzec Główny jest „obiektem użyteczności publicznej, nieprzeznaczonym do zamieszkiwania w nim osób”. Znając jednak wojowniczy i uparty charakter Figlusa, można być pewnym, że to nie koniec jego sądowych potyczek. Jeśli nic w kraju nie załatwi, zwróci się o pomoc do europejskiego trybunału sprawiedliwości. Bo czy on chce tak wiele? Prosi tylko, by w dowodzie osobistym nie miał krechy w rubryce meldunkowej, tylko konkretny adres. Wtedy znów będzie obywatelem mającym prawo do starania się o mieszkanie socjalne, pracę, kredyt w banku, telefon komórkowy. Będzie mógł nawet korzystać z biblioteki publicznej, w której teraz odmawiają mu dostępu do książek. Po prostu wróci do normalności! Nie jest jednak tak, że Figlus ponosi same porażki. Wywalczył sobie, że został objęty przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej programem „wychodzenia z bezdomności”. Udowodnił, że potrafi wojować o swoje prawa. Ba, przez kilka lat koczowania w różnych miejscach zdążył ukończyć zaoczne liceum ogólnokształcące we wrocławskim Centrum Kształcenia Ustawicznego. Centrum edukacyjne okazało się jedyną placówką honorującą jego zamieszkanie na peronie trzecim Dworca Głównego. JAN SZCZERKOWSKI Fot. Tomasz Stasiak
Oczekujemy, że po tym strzegące praworządn bardziej policyjnym pa w łeb albo spalą się z to dowód, że ci facec i biorą naszą kasę za chciało się im chociaż nąć, to jacyś podrzędn mieliby najmniejszych Bohaterem tej opowieści jest gmina Stegna. Przede wszystkim jej grunty – ze względu na nadmorskie położenie niezwykle atrakcyjne. Jako społeczeństwo oddaliśmy je pod opiekę wójta Mariana Ranoszka, jego zastępcy – Mariusza Ogrodowskiego – i sekretarza gminy – Jakuba Farinade. Oto jak się wywiązali... Na prawie dziewięciu tysiącach metrów kwadratowych stały kiedyś domki letniskowe – obiekty wczasowych westchnień klasy robotniczej. Gdy Ludowa oddała ostatnie tchnienie, to „Muszelka” (bo tak się te luksusy nazywały) też. Po niej miał być dom pomocy społecznej podporządkowany wojewodzie elbląskiemu. Postawiono nawet dwukondygnacyjny murowany budynek (w tzw. stanie surowym zamkniętym, o powierzchni użytkowej 1662 mkw.) oraz kotłownię, po czym województwo elbląskie skończyło jak Ludowa. Pod koniec 1998 r. całość przeszła na własność gminy. Gmina była goła jak święty turecki, więc o kontynuowaniu budowy mowy nie było. Po roku Rada Gminy postanowiła to wszystko sprzedać. Jednak dopiero po kolejnych czterech latach wójt Ranoszek polecił zrobić wycenę całej nieruchomości. Guzdrała czy może swą działalność i pomysłowość podporządkował kalendarzowi wyborów samorządowych? Jak było, tak było, dosyć, że oddał sprawę w ręce rzeczoznawcy majątkowego, Elżbiety Wołoszczak, a ona wyceniła gminną (czyli, bądź co bądź, społeczeństwa) nieruchomość na 549,6 tys. zł. Budynki oszacowała na kwotę 328,6 tys. zł, natomiast grunt wart był – jej zdaniem – 221 tys. zł, czyli po 25,70 zł za metr kwadratowy. Pyszna wycena! – „cirka ebałt” – jak mówią Francuzi. Cztery razy mniej niż kosztuje analogiczny metr kwadratowy na pomorskim rynku budowlanym. Ogłoszeniami w jednej z lokalnych gazet oraz w Biuletynie Informacji Publicznej wszczęto procedurę przetargową sprzedaży tego cacka: cena wywoławcza: 551,5 tys. zł, przeznaczenie: placówka sanatoryjno-wypoczynkowa. Zarówno pierwsza, jak i druga licytacja (wrzesień, grudzień 2003 r.) nie doszły do skutku, gdyż nikt nie wpłacił wadium. W tym momencie nieruchomością zainteresował się Grzegorz Wołoszczak z Elbląga (zbieżność nazwiska z rzeczoznawcą Elżbietą – nieprzypadkowa), który wystąpił z wnioskiem o wydanie tzw. decyzji o warunkach zabudowy (akt prawny wymagany przy planowanej zmianie sposobu użytkowania obiektu budowlanego), obejmującej
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
m tekście liczne służby ności w naszym coraz aństwie, strzelą sobie ze wstydu. Ten tekst ci są nic niewarci darmo. Gdyby bowiem ż palcem w bucie kiwni urzędnicy gminni nie szans tak nas kiwać.
13
Welcome to Stegna
wzniesienie na miejscu byłej „Muszelki” dwóch apartamentowców. Decyzja zapadła i wójt Ranoszek wydał zarządzenie o sprzedaży nieruchomości „w drodze rokowań z nabywcą, za cenę ustaloną w tych rokowaniach”. I wszystko byłoby jak najbardziej lege artis, gdyby nie fakt, że powyższa informacja nigdzie nie Farinade została opublikowana. Sam Wołosz8 miesięcy później panowie M. i B. odczak odsunął się od rozgrywki. Jakimś sprzedali, jak wynika z aktu notarialcudem zwiedział się o niej natomiast nego, dokładnie te same grunty i buKrzysztof H. (właściciel biura turydynki za... 1 milion 140 tys. zł. Budostycznego), który 19 sierpnia 2004 r. wa apartamentowców (inwestorem jest złożył ofertę kupna, proponując 350 spółdzielnia mieszkaniowa z Elbląga) tys. zł gotówką od ręki lub 530 tys. zbliża się ku końcowi... zł ratalnie. Dzień później na scenie pojawili się ¤¤¤ Zbigniew M. i Marek B. z Elbląga. Nie jest jednak wcale tak, że wójt Mieli to, czego inni nie mieli – jakąś Ranoszek tylko z obcymi robił interemoc, jakiś czarodziejski ogień w oczach sy. Łaskawość okazał również swojealbo gdzie indziej. W każdym razie, mimu sąsiadowi zza płotu, panu Jackomo że nie składali żadnej oferty, nawi Rakowskiemu, właścicielowi spółtychmiast zorganizowano im spotkanie ki projektowo-consultingowej Pro-Con. z powołaną przez wójta specjalną komisją upoważnioną do Na pierwszym planie skromna negocjacji, której przewodniposesja wójta, za płotem – hacjenda czył zastępca wójta – Mariusz Rakowskiego Ogrodowski. Dżentelmeni z Elbląga zaproponowali 450 tys. zł netto. Powtórzmy raz jeszcze: „netto”. Słowo o tyle istotne, że aby w kasie samorządowej faktycznie została kwota 450 tys. zł, nabywcy musieliby dopłacić ekstra 99 tys. zł, a więc równowartość 22 proc. podatku VAT, do którego zapłaty gmina była zobowiązana w przypadku sfinalizowania transakcji. No i poszłooo! 20 grudnia 2004 r. podpisano akt notarialny i gmina na zawsze miała te prawie dziewięć tysięcy metrów kwadratowych z głowy. Jakim cudem ci dwaj dowiedzieli się, że jest taki interes do zrobienia, to też czarna magia – zupełnie jak z tym przedsiębiorcą turystycznym. Tak samo jak nie wiadomo, dlaczego na dwanaście 12 grudnia 2003 r. wójt (reprezendni przed podpisaniem aktu notarialtowany w umowie przez swojego zanego wójt Ranoszek (już bez udziału stępcę – Ogrodowskiego) zlecił firmie komisji negocjacyjnej) podpisał z pasąsiada przeprowadzenie przetargów nami kolejny „Protokół z rokowań” na plany zagospodarowania przestrzenodbytych w sierpniu, w którym zmienego gminy. Pan Rakowski zgodził się niono „netto” na „brutto” przy kwozrobić to za darmo. Taki miał gest. Jedcie 450 tys. zł. W ten oto sposób dwaj nak firma nie może wykonywać żadnieznani nikomu panowie jednym maźnych usług „za darmo” – wszystko, co nięciem pióra zarobili 99 tys. zł, a gmirobi w ramach swojej działalności, muna dokładnie tyle samo straciła. Szczęsi rozliczyć. Gdy za jedną usługę nie ściarze po prostu. Szczęście zresztą nie wystawia faktury, to poniesione koszopuściło ich do końca – niespełna ty uwzględnia w jakiejś innej fakturze...
Ogrodowski – pseudonim Słoik Jak pan Rakowski rozliczył tę swoją filantropię? Tego nie wiemy. Poza tym nie jesteśmy organem kontroli skarbowej. Niech kombinują ci, którzy biorą za to pieniądze. My wiemy, jak Pro-Con wywiązał się z wójtowego zadania. 10 grudnia 2003 r. o godz. 13.47.35 na stronie internetowej Urzędu Gminy Stegna zamieszczono (wbrew obowiązkowi – nieopublikowane w prasie) ogłoszenie firmy Pro-Con „działającej z upoważnienia Wójta Gminy Stegna” o przetargu
nieograniczonym „na wykonanie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego terenu Stegna-Las”, mającym się odbyć 19 grudnia w elbląskiej siedzibie spółki. Siedem dni (odliczając sobotę i niedzielę) na przygotowanie poważnego planu przestrzennego zagospodarowania to jawne kpiny. To z daleka śmierdzi kantem, jak port rybami. Na dodatek, formalnie rzecz biorąc, zlecenie na tę usługę Rakowski dostał dwa dni później, niż zawiesił ogłoszenie
Ranoszek
w Internecie. Mało tego – mamy niezbity dowód, że już 8 grudnia (cały czas na dwa dni przed ogłoszeniem „przetargu”) jak najbardziej formalne zaproszenie do uczestnictwa w nim otrzymało Autorskie Studio Architektoniczne „AKO”, należące do Krystyny S.-K., a dzień później druga firma – „ATA” Usługi Projektowe – będąca własnością Anny T. Nietrudno się domyślić, że obie panie doskonale znają się z Rakowskim, choć Anna T. zeznała pod przysięgą, jakoby o przetargu dowiedziała się „z Internetu”, co – jak wynika z samych dat – musi być kłamstwem, zaś Krystyna K. – od bliżej nieokreślonych „znajomych ze środowiska planistów”. 15 grudnia 2003 r. wójt (wciąż zastępowany przez Ogrodowskiego) specjalnym zarządzeniem powołał 3-osobową komisję przetargową, ze swoim sąsiadem i dobroczyńcą Jackiem Rakowskim jako przewodniczącym. W skład komisji weszli też Antoni O. (pracownik Pro-Con) i reprezentujący Urząd Gminy Zbigniew P. I z tym zarządzeniem coś nie jest w porządku, bo zostało wpisane do rejestru dopiero 18 stycznia 2004 r., czyli trzy dni po dacie wydania. Zdaniem radnych z Komisji Rewizyjnej, uzasadnia to podejrzenie, że dokumentacja przetargu została sfałszowana. Tym bardziej że odpowiedzialna za prowadzenie rejestru urzędniczka Regina W. zeznała, iż „jeden z pracowników, którego nie była w stanie wskazać, poprosił ją o pozostawienie wolnego miejsca na przygotowywane zarządzenie” – czytamy w aktach śledztwa. No i wreszcie 19 grudnia rozpoczął się pierwszy z przetargów. W sumie były trzy. Dlaczego aż tyle? Ano dlatego, że ich łączna wartość przekraczała 600 tys. zł i gdyby to organizować jednym rzutem, należałoby zamieścić ogłoszenie w Biuletynie Urzędu Zamówień
Publicznych. A po co? Żeby się jeszcze jacyś obcy zlecieli? A tak – wszystko, co było do wygrania (6 zleceń), wzięły solidarnie „ATA” i „AKO”. No dobrze – ale gdzie tu interes Rakowskiego i jego firmy? Bo przecież my ciągle nie wierzymy, że on rzeczywiście zrobił coś wójtowi za darmo. Znowu musimy się zastrzec, że nie jesteśmy „organami”, a tylko kojarzymy fakty. A one są takie, że wkrótce – 27 lutego 2004 r. – tym razem właścicielki „ATA” i „AKO” zostały powołane przez wójta Stegny do Sądu Konkursowego, mającego rozstrzygnąć, komu zostanie powierzone wykonanie bardzo drogiej „koncepcji programowo-przestrzennej dla obszaru Stegna-Las”. Kto wygrał w cuglach ten konkurs? Tak jest! Pro-Con. Brawo, brawo! Kurtyna. ¤¤¤ Tak się robi interesy, głupolu jeden z drugim, który myślisz, że jak będziesz uczciwie pracował, to się dorobisz. Jedynym twoim pocieszeniem może być mądrość zamknięta w przysłowiach. Na przykład, że kradzione nie tuczy. Ci ze Stegny też w końcu wzięli się za łby. W porównaniu z innymi interesami poszło o grosze – o przetarg na letnią dzierżawę plaż. Wójt Marian Ranoszek kazał go unieważnić, bo pani... (personalia znane redakcji) ostrzegła wójta, że to naprawdę grozi już kryminałem. W całym urzędzie było słychać, jak Ogrodowski z Farinade wyzywali pana Mariana. No i – jak szumią stegieńskie sosny – w nocy 30 stycznia 2006 roku chłopina targnął się na życie. Karetka zabrała go na chirurgię w Nowym Dworze Gdańskim. Od 2 lutego wójt był pacjentem szpitala na Srebrzysku (Specjalistyczny Psychiatryczno-Neurologiczny ZOZ w Gdańsku – dop. red.). – Tymczasem ci dwaj opowiadali banialuki, że zapadł na śpiączkę cukrzycową – powiedziała nam w dyskrecji jedna z gminnych urzędniczek. Wójt jest już w domu, ale wciąż jeszcze na zwolnieniu lekarskim. Może jest to jakieś wyjście... ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor
14
Bóg z nimi J
ames Dobson, lider bardzo wpływowej konserwatywnej organizacji chrześcijańskiej „Focus on the Family”, pokłócił się publicznie z innym kościelno-politycznym aktywistą – Paulem Cameronem, przywódcą konkurencyjnej, ultraprawicowej Family Research. Obydwaj „narodzeni na nowo” panowie wspierają skrajne skrzydło republikanów i walnie przyczynili się do zwycięstwa Busha juniora w obydwu kampaniach prezydenckich, agitując na jego rzecz w wielomilionowym środowisku ewangelicznych protestantów. Teraz Cameron oskarżył Dobsona o „wprowadzenie tylnymi drzwiami” do prawa stanu Kolorado małżeństwa homoseksualnego, mimo że obydwaj nienawidzą
homoseksualistów, jak Pan Bóg przykazał. Chodzi o to, że Dobson, by uniknąć legalizacji małżeństw jednopłciowych, poparł projekt udogodnień podatkowych dla konkubinatów. No i to jest przyczyna wielkiej między nimi awantury. Obydwaj świątobliwi działacze mają usta pełne Biblii i obrzucają się w mediach inwektywami ku uciesze tarzającej się ze śmiechu liberalnej części amerykańskiej opinii publicznej. AC
Bush jeszcze ciepły... A
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
ZE ŚWIATA
tymczasem już objawiają się kandydaci na nowego lokatora Białego Domu.
Przy niekorzystnym zbiegu okoliczności może się on nawet zmienić w dom wariatów. Jako jeden z pierwszych wystartował Newt Gingrich – w ostatnich wyborach przegrany republikanin, teraz pretendent do najważniejszego urzędu. Kampanię rozpoczyna za pomocą książki. Tytuł mówi wszystko: „Dary Stwórcy: Życie, Wolność i dążenie do szczęścia”. Gingrich przekonuje, że wszystko pochodzi od Boga – także amerykańska konstytucja, a zwłaszcza
otwierająca ją, sztandarowa dla ustroju USA Karta Praw. Zabawnie pomyśleć, co na takie dictum rzekłby główny twórca tego dokumentu, Thomas Jefferson... Ponieważ teraz książki sprzedają się słabo, wydawcy dołączają do dzieła jakiś gadżet, jako przynętę. Ma taki i książka Gingricha. Jest to wkładka – przewodnik, jak szukać Boga w rządowych budynkach, np. Sądzie Najwyższym USA. Widać Bóg miał dosyć i dobrze się schował... CS
Raj za 2 miliony K
siądz Joseph Hughes z parafii Świętego Krzyża w Rumson, w stanie New Jersey, czuł się jak w raju. Oprócz tego, że wskazywał owieczkom drogę do królestwa niebieskiego, odbywał egzotyczne podróże i kupował luksusowe auta. Raj trwał 7 lat. Przerwała go nagła kontrola finansowa. Wyszło na jaw tajne konto w lokalnym banku, na które kapłan wpłacał pieniądze wiernych. Także płatności pokrywane kościelną kartą kredytową nie miały nic wspólnego z wydatkami na kościół, za to dużo z rozrywkowym stylem życia księdza Hughesa. Po podliczeniu okazało się, że księdzu udało się
bez zwracania niczyjej uwagi buchnąć... 2 miliony dolarów. Podczas procesu zobowiązał się, że wszystko spłaci, a także ureguluje 120 tysięcy zaległych podatków. Jak miałby to zrobić – nie wiadomo. Prokurator zamierza go bowiem zakwaterować na 5 lat w ośrodku odosobnienia, gdzie oszczędzanie jest bardzo utrudnione. CS
„New York Times”, amerykański dziennik o światowym zasięgu, jako „List z Polski”, opublikował artykuł pt. „Odmienne traktowanie oszczerstw religijnych odgrzewa stary spór”, pióra Richarda Bernsteina (3 maja 2006 r.). Obmalowali nas, aż niemiło! Bernstein pisze o niepokojących zjawiskach zachodzących w naszym życiu publicznym, które ujawniają się z coraz to nową siłą. Pretekstem do tych rozważań jest przypadek publicystki, krytyka literackiego i feministki – Kazimiery Szczuki – która w Polsacie skrytykowała dewo-
nie zareagowały, zasłaniając się sytuacją prawną KRRiT po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Tym samym zignorowały opinię organizacji dziennikarskiej (SDP – dop. MB) i Rady Etyki Mediów, które określiły wypowiedź Michalkiewicza jako „przykład prymitywnego antysemityzmu”. Bernstein wspomina również, że stanowisko w tej sprawie zajął nawet, w specjalnym liście do Episkopatu Polski, nuncjusz papieski. W świetle tych faktów publicysta „New York Timesa” wypowiada opinię, że Prawo i Sprawiedliwość – konserwatywna partia rządząca w Polsce – jest jednoznacznie po stronie tych samych konserwatywnych i religijnych wartości, które reprezentuje Radio Maryja. Zauważa jednak, że nikt w Polsce nie mówi, iż skandal wokół Radia Maryja, Szczuki i Michalkiewicza oznacza ożywienie starych, bezprawnych demonów an-
z jej pięciorga członków głosował przeciwko karze za wypowiedź Kazimiery Szczuki. Dziomdziora powiedział: „Sytuacja prawna (po orzeczeniu Trybunały Konstytucyjnego – dop. MB) rzeczywiście uniemożliwiła nam działanie przeciwko Radiu Maryja”, ale dodał: „Dla członków Rady była to prawdopodobnie bardzo komfortowa sytuacja”. W artykule Bernsteina widać dbałość o to, by pochopnie nie urazić Polaków zarzutem o jakiś powszechny tu antysemityzm, co w przeszłości zdarzało się przecież wcale nierzadko. Ta dbałość jest zresztą widoczna już od dłuższego czasu i nie tylko w wypowiedziach dziennikarzy na nasz temat. Niemniej zjawisko, jako obecne w polskim życiu publicznym, jest zauważone i, sądząc po artykule „NYT”, obserwowane. Gdy Bernstein pisał swoją korespondencję z Polski, nie znał jeszcze
Drżyj, Szczuko! cyjną manierę charakteryzującą Radio Maryja. Mówiła o tym na przykładzie audycji Madzi Buczek, której (w momencie, kiedy to mówiła) nie znała i nie miała pojęcia, kim ona jest. Nie krytykowała zresztą jej samej, lecz stosowane przez nią „środki wyrazu”. Okazało się jednak, że ta założycielka dziecinnych podwórkowych kółek różańcowych jest osobą ciężko chorą, a przez to inwalidką. Gdy tylko Szczuka dowiedziała się o tym, przeprosiła ją publicznie, wyjaśniła powody swej krytyki i jej cel, którym przecież nie była osoba Madzi Buczek, tylko rodzaj publicznego przekazu. Na nic się te tłumaczenia zdały. Szefowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Elżbieta Kruk, „długoletnia – jak pisze „NYT” – przyjaciółka polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego”, uznała, że Szczuka znieważyła kalekę oraz kpiła z jej religijności, i za to wymierzyła Polsatowi – stacji, w której wystąpiła Kazimiera Szczuka – 500 tys. złotych kary. Jakiś czas potem w tym samym Radiu Maryja antysemicki felieton wygłosił Stanisław Michalkiewicz. Mówił o „Judejczykach”, którzy w ramach „przedsiębiorstwa Holokaust” chcą wyłudzić od Polski 60 mld dolarów. Nie omieszkał również nazwać „Gazety Wyborczej”, w której dziennikarzami jest wielu prominentnych polskich Żydów, niezwykłym przykładem „żydowskiej piątej kolumny w Polsce” (He called "Gazeta Wyborcza", where a number of prominent Polish Jewish journalists work, "an unusual example of the Jewish fifth column in Poland"). Mimo to, jak pisze Bernstein, władze państwowe nie zareagowały tak szybko, jak w przypadku Kazimiery Szczuki. Prawdę mówiąc – w ogóle
tysemityzmu, które, także w opinii przeciwników braci Kaczyńskich, nigdy nie były tak słabo akceptowane, jak obecnie. Niemniej ludzie pokroju Kazimiery Szczuki – otwarci na demokratyczną i laicką Europę, broniący praw mniejszości – postrzegają to radio ja-
ko ośrodek, który w życiu publicznym z powrotem narzuca odeszłą w przeszłość nietolerancję. Andrzej Jonas – redaktor naczelny angielskojęzycznego „Polish Voice” – tłumaczy Bernsteinowi, że Szczuki nie lubią, bo jest niezależna. Jest znaną feministką, aktywnie broni praw gejów i jest przeciwniczką Prawa i Sprawiedliwości, któremu liderują prezydent i jego bliźniak. Ale sama Kazimiera Szczuka antysemityzmu, jako powodu niechęci do niej, nie pomija: „Oni mnie nienawidzą, ponieważ jestem feministką i jestem Żydówką. Ale przede wszystkim za to, że jestem feministką”. Odmienne potraktowanie obu przypadków, czyli ukaranie Polsatu i brak reakcji na wypowiedź Michalkiewicza, polega – zdaniem publicysty „New York Timesa” – na niewypowiedzianym, kulturowym i politycznym sojuszu między władzami państwa i radiem ojca Rydzyka. „To rzeczywiście jest chyba przyczyna”, powiedział Bernsteinowi Wojciech Dziomdziora, prawnik, członek KRRiT, który jako jedyny
stanowiska Jarosława Kaczyńskiego, który w przeddzień posiedzenia Episkopatu Polski zagroził, że atak na Radio Maryja będzie traktowany jak atak na wolność słowa. Wspólnota kulturowo-polityczna między PiS i Radiem Maryja, która dotąd była, jak pisał Bernstein, „nienazwana”, teraz została nazwana bardzo dobitnie. I została też dobitnie potwierdzona. Po konferencji Episkopatu Polski na Jasnej Górze, która nie rozwiązała, jak chciał Benedykt XVI, problemu Radia Maryja, biskup kaliski Stanisław Napierała powiedział: „Po powołaniu Rady Programowej Radia Maryja (przez Episkopat – dop. MB) atak na tę rozgłośnię będzie atakiem wymierzonym bezpośrednio w Episkopat Polski”. Spieszę przetłumaczyć to Bernsteinowi: ponieważ Episkopat Polski to Kościół polski, więc w gruncie rzeczy słowa biskupa Napierały brzmią jeszcze groźniej, niż się na pierwszy rzut oka wydaje: atak na Radio Maryja to atak na Polskę. Drżyj, Szczuko! No i pan też, panie redaktorze, niech uważa, gdy będzie pan pisał kolejny swój „List z Polski”. MAREK BARAŃSKI
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
N
iedawno media doniosły, że papież zlecił przygotowanie dokumentu łagodzącego rygory dotychczasowego bezwzględnego zakazu używania kondomów. Mówiło się o papieskiej zgodzie na stosowanie ich przez osobę, której małżonek zarażony jest wirusem HIV. Po latach nieprzejednanego stanowiska Jana Pawła II zabrzmiało to jak rewolucyjna zmiana.
ZE ŚWIATA
kondomu jako narzędzia zapobiegania chorobom przenoszonym drogą płciową. Przecież prezerwatywy nie dają 100 proc. zabezpieczenia przed AIDS, ale za to mogą zachęcać do seksualnej rozwiązłości... Sam sprawca całego zamieszania, kardynał Lozano Barragan, wypowiadając się w Radiu Watykan, starał się osłabić wymowę swych wcześniejszych enuncjacji. „Może będzie oficjalny dokument w tej sprawie, a może nie”
on najlepszą możliwość przeprowadzenia zmiany, bo nie ma wątpliwości co do jego ortodoksji” – przypuszcza jezuita Jon Fuller, lekarz kierujący przychodnią dla chorych na AIDS w Bostonie. Z drugiej strony, konserwatyści są niezwykle silni, a oni wszelkie zmiany postrzegają jako rozmywanie encykliki Pawła VI Humanae vitae (1968 r.), która wyklucza sztuczną antykoncepcję. Trudno sobie wy-
Doktryna w kondomie Jeszcze raz okazało się, że z Kościołem katolickim co nagle, to po diable. Ta rewolucja nie jest wcale pewna. Co prawda 23 kwietnia kardynał Javier Lozano Barragan, zwierzchnik Pontyfikalnej Rady Ochrony Zdrowia, oświadczył, że Benedykt XVI poprosił komisję ekspertów z dziedziny nauki i teologii o przygotowanie dokumentu na temat dopuszczalności prezerwatyw w zapobieganiu AIDS, ale już kilka dni później watykańscy hierarchowie zaczęli tłumić wydźwięk deklaracji kardynała. Okazało się, że studium na temat roli kondomów w zapobieganiu AIDS znajduje się wciąż w fazie wstępnych konsultacji, a jeśli odpowiedni dokument powstanie, to i tak dopiero w przyszłości (czyli nie wiadomo kiedy) papież zadecyduje, czy w ogóle ujrzy on światło dzienne. 26 kwietnia anonimowi duchowni powiedzieli dziennikarzowi agencji Catholic News Service, że Watykan waha się, czy wykonać jakikolwiek ruch, który mógłby być uznany za poparcie dla stosowania
J
– stwierdził zagadkowo, jakby przez kogoś poinstruowany. Treść jego pierwotnej wypowiedzi została skorygowana i stonowana. Spośród śmietanki watykańskiej publicznie poparli prezerwatywy (w różnym stopniu i zakresie) kardynałowie: Carlo Maria Martini, George Cottier, Jean-Marie Lustiger, Godfriend Danneels i Cormac Murphy-O’Connor. Zdecydowanie przeciwko wypowiadał się kard. Alfonso Lopez Trujillo, argumentując (uwaga! uwaga!), że wirus HIV przenika przez gumę. Stosunek do kondomów jest jednym z najbardziej delikatnych problemów Kościoła. W Afryce, gdzie najszybciej przybywa katolików, AIDS szerzy się w zastraszającym tempie, a zajmujący się tym problemem pracownicy katolickich agencji charytatywnych otwarcie przyznają, że są rozdarci między oficjalną nauką Kościoła a koniecznością zapobiegania pandemii. Nowy papież podjął dotąd kilka decyzji, których się po nim nie spodziewano. „W pewnym sensie może ma
an Paweł II produkował świętych taśmowo. Benedykt XVI zapowiada większy rygoryzm. Pośród słów uwielbienia dla poprzednika dystans między nimi powiększa się systematycznie. Benedykt stwierdza, że kandydata musi otaczać „autentyczna aura świętości”, a nie tylko przekonanie wąskiej grupki, że ktoś kwalifikuje się na ołtarze, bo jest dobrym chrześcijaninem. Jako przykład takiej niekwestionowanej aury będącej „znakiem Boga” przywołuje Matkę Teresę z Kalkuty. „Cud moralny nie wystarczy – twardo stawia sprawę Ratzinger. – Musi być cud fizyczny”. Gdyby tak wpadł na pomysł przeprowadzenia weryfikacji, to błogosławieni i święci z urobku poprzednika sypaliby się z ołtarzy jak liście z drzew jesienną porą... Nie lepsza jest sytuacja na odcinku męczeństwa (debaty w tej kwestii toczą się co najmniej od 30 lat). Męczennik wedle tradycyjnej definicji to ktoś, kto zginął za wiarę. Ta definicja była niemiłosiernie naciągana, ale to może się skończyć. Nie wiadomo na przykład, czy w tej sytuacji ma szansę na świętość arcybiskup salwadorski Oscar Romero: zastrzelono go wprawdzie podczas odprawiania mszy, ale nie za wiarę, którą wyznawał, a za poglądy polityczne, które głosił. Wedle opinii Benedykta XVI, człowiek nie może być zakwalifikowany jako męczennik za wiarę bez „nieodpartych dowodów” i bez „moralnej pewności”, że represjonujący zgładzili go z powodu swej nienawiści wobec religii katolickiej.
obrazić, by jakikolwiek papież – zwłaszcza ten – zreformował stanowisko Kościoła w tej kwestii – uważa Austin Rice, prezes katolickiego ugrupowania Culture of Life Foundation, które sprzeciwia się aborcji i antykoncepcji. Logika „mniejszego zła” nie przekonuje części teologów. Ks. Thomas Berg, etyk i dyrektor ośrodka katolickich studiów w nowojorskim Westchester Institute, podkreśla, że użycie kondomu jest „niemoralne”, i uważa, że Benedykt nie dokona żadnych zmian, a najwyżej wykorzysta debatę do afirmacji czystości i abstynencji. Informatorzy kościelni podkreślają, że głównym, autoryzowanym przez naukę katolicką, sposobem ustrzeżenia się przed AIDS jest czystość przedmałżeńska i wierność małżeńska. „Kościół nie może powiedzieć: proszę, używajcie kondomów”. Stale podkreśla ich zawodność, traktując je jako „rodzaj rosyjskiej ruletki”... Jeśli kondom to ruletka, to jak określić zalecany przez Kościół kalendarzyk płodności... Trafiony – zatopiony? TW
Wkrótce jednak poglądy Benedykta XVI poddane zostaną ciężkiej próbie praktycznej. Stanie – ze względu na własny życiorys – w obliczu sytuacji bez wątpienia kłopotliwej. Oto w Watykanie słychać głosy zniecierpliwienia przeciągającą się beatyfikacją Piusa XII, zwanego papieżem Hitlera. 89-letni włoski kardynał Fiorenzo Angelini, były przyjaciel Piusa, podczas niedawnego spotkania na Uniwersytecie Laterańskim nawoływał: „Pius XII musi zostać uznany świętym! Do epokowych zasług Piusa XII Angelini zaliczył jego „przełomową” wypowiedź dotyczącą medycyny: były papież zaakceptował stosowanie środków przeciwbólowych, mimo że czasem przyczyniają się do skrócenia życia chorych. Niechętnie mówi się natomiast o tym, że w opinii wielu historyków i w świetle źródłowych dokumentów, Pius XII nie był dość stanowczy w wyrażaniu dezaprobaty wobec czynów Hitlera i nie występował w obronie mordowanych Żydów. Głównego zagrożenia dla Kościoła upatrywał w rosyjskim komunizmie. Jezuita Peter Gumpel o opóźnienie beatyfikacji Piusa XII oskarżył „masonów, komunistów i inne grupy wrogie Kościołowi”. Efekty dociekań historyków i teologów mają być przedstawione Kongregacji ds. świętych, a potem – do zatwierdzenia – Benedyktowi XVI, który jest nie tylko jednym z następców Piusa XII, ale także rodakiem i towarzyszem broni żołnierzy, którzy maszerowali przez polskie i rosyjskie równiny z napisem „Got mit uns” na pasach mundurowych. PZ
Sancto subito?
15
Mord rytualny K
siądz Gerald Robinson z Toledo w stanie Ohio zamordował zakonnicę. Zrobił to w wyjątkowo okrutny sposób.
Ciało siostry Margaret Ann Pahl znaleziono na podłodze zakrystii kaplicy szpitalnej w przeddzień Wielkanocy 5 kwietnia 1980 roku. Ofiara została podduszona, następnie przeniesiona na posadzkę i przykryta tkaniną okrywającą ołtarz. Serce zakonnicy przebito dziewięciokrotnie sztyletem: rany tworzyły kształt odwróconego krzyża. Potem zabójca dźgał ją jeszcze 22 razy po twarzy, szyi i klatce piersiowej, a na zakończenie podwinął habit i spuścił majtki do kolan. Gerald Robinson, szpitalny kapelan, został natychmiast aresztowany. Zabezpieczono również
narzędzie przestępstwa – sztylet służący do rozcinania listów, który Robinson otrzymał wcześniej od skautów. Biegły w zakresie rytuałów kościelnych, okultyzmu i prawa kanonicznego, ks. Jeffrey Grob, który jest asystentem egzorcysty archidiecezji chicagowskiej, oświadczył, że zabójstwo miało charakter rytualny. Tylko osoba duchowna mogła znać rytuały kościelne, które zostały wykorzystane w sposób sataniczny (np. odwrócony krzyż). Motywem była – zdaniem Groba – „chęć upokorzenia ofiary, Kościoła, Boga”. Ksiądz nie przyznaje się do winy. TN
Biskup sadysta D
waj mężczyźni oskarżyli bpa diecezji Davenport i Sioux City w stanie Iowa, Lawrence’a Soensa, o to, że ich obmacywał, szczypał w sutki, bił po pośladkach, wykręcał ręce. Działo się to, gdy oni byli uczniami szkoły katolickiej, a on jej dyrektorem. Świadkowie przyznali, że takie zachowanie Soensa należało w szkole do normy. W opinii eksperta w dziedzinie przestępczości seksualnej kleru, znanego psychoterapeuty i byłego mnicha, Richarda Sipe’a, „postępowanie Soensa kwalifikuje się jako sadyzm w szerokim znaczeniu, bo motywacją jego napaści seksualnych na
nieletnich chłopców było sprawienie bólu i upokorzenie ofiar”. Mimo tych oskarżeń biskup pozostaje szanowanym emerytem i bierze udział w uroczystościach kościelnych z udziałem innych dostojników. Organizacja wspierająca ofiary księżowskiej pedofilii apelowała kilkakrotnie do działających w stanie Iowa czterech biskupów, by coś z tym zrobili, ale Iowa to też Berdyczów. PZ
Pleban do pierdla P
owinęła się noga pracującemu w USA duchownemu o swojsko brzmiącym nazwisku ks. Jerzy Sieczyński z kościoła św. Mateusza w San Antonio. Księżulo został aresztowany za posiadanie dziecięcej pornografii na domowym komputerze. Zakablował go mechanik wezwany do reperacji. Ponieważ 55-letni kapłan
był na warunkowym zawieszeniu kary za ekshibicjonizm, grozi mu do 10 lat odsiadki. Archidiecezja zawiesiła go bezterminowo. JF
16
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
ŻYDZI POLSCY (cz. 33)
Katorga albo śmierć Żydzi polscy wzięli czynny udział w walce z caratem. Podczas powstania styczniowego wielu z nich poległo, a tych, którzy przeżyli, czekała wywózka na Sybir lub kara śmierci. W drugiej połowie 1860 r. wzmogła się aktywność polskich stronnictw patriotycznych, a przejawem tego były antyrosyjskie manifestacje organizowane w Warszawie, a następnie w innych miastach. Ożywienie kwestii niepodległościowej znalazło oddźwięk również wśród społeczności żydowskiej. Szczególnie aktywna była młodzież żydowska, która uczestniczyła w demonstracjach, popierała wykorzystanie darów pieniężnych, a po masakrze 27 lutego 1861 r. uczestniczyła w uroczystościach pogrzebowych pięciu poległych Polaków – ofiar szarży Kozaków. Podobnie manifestacja z 8 kwietnia 1861 r., kiedy to podczas ataku na tłum zginęło ponad 100 osób, stała się okazją do zacieśnienia więzów warszawskich Żydów z polskimi patriotami. Bohaterska śmierć jednej z ofiar – Żyda Michała Landy – który ujął w swe ręce krzyż niesiony przez rannego zakonnika, stała się inspiracją wielu utworów literackich (m.in. dla wiersza Cypriana K. Norwida pt. „Żydzi polscy – 1861”). Na szczytach władzy carskiej od dawna zastanawiano się, jak zapobiec brataniu się Żydów z polskimi bojownikami o wolność. W obliczu wzrostu niepokojów władze Królestwa Polskiego podjęły próbę przynajmniej częściowego uśmierzenia niezadowolenia i osłabienia protestów, co – jak pokazał przebieg powstania styczniowego – w znacznej
K
mierze się powiodło. Do ustępstw prawnych na rzecz Żydów przyczyniła się postawa kręgów skupionych wokół Aleksandra Wielopolskiego (1803–1877), zwolennika polityki prorosyjskiej, dyrektora do spraw kultury i późniejszego naczelnika polskiej administracji cywilnej, któremu udało się przekonać cara Aleksandra II, „iż w walce z rewolucją znajdzie dzięki temu w Żydach podporę”. W przededniu wybuchu powstania styczniowego władze aresztowały żydowskich przywódców, którzy popierali manifestacje patriotyczne, rabinów postępowych synagog – Izaaka Kramsztyka i Markusa Jastrowa oraz nadrabina warszawskiego, Ber Meizelsa. 22 stycznia 1863 r. wybuchło powstanie. Jeszcze tego samego dnia powstańczy rząd uznał wszystkich obywateli „bez różnicy stanu i religii” za wolnych obywateli. Wyłącznie do Żydów rząd skierował odezwę „Do braci Polaków wyznania mojżeszowego”. Odezwa deklarująca pełną emancypację Żydów i tolerancję religijną – w stylu patetycznym, z fragmentami wersetów biblijnych – wydana została po polsku i po hebrajsku. „Wy i dzieci wasze – głosiła – używać będziecie wszelkich praw obywatelskich bez żadnych wyłączeń i ograniczeń, gdyż Rząd Narodowy nie będzie się pytał o wyznanie i pochodzenie, ale o miejsce urodzenia: czy Polak. O Polsce mówić będą: »Ten się tu urodził. Sela«
atolicy nie wyobrażają sobie ani obchodów Wielkiego Tygodnia, ani oprawy uroczystych pogrze bów bez monumentalnego Requiem d-m moll Wolfganga Amadeusza Mozarta. O dziwo, nikomu nie przeszkadza fakt, że arcydzieło to wyszło spod pióra za angażowanego masona. Twórcę Requiem chciano by widzieć wyłącznie w roli zawodowego kompozytora kościelnego i pobożnego katolika. W istocie kompozycje sakralne stanowią ponad 70 dzieł (w tym m.in. 19 mszy) spośród ponad 600 utworów napisanych przez Mozarta. Na kościelne zamówienia komponował głównie w latach 1767–1780, czyli przed wstąpieniem do loży. Poza tym do twórczości sakralnej zalicza się również utwory o charakterze liturgicznym napisane dla loży masońskiej (np. Laut Verkunde unsere Freude czy Maurerische Trauermusik). Do wiedeńskiej loży masońskiej Wolfgang Amadeusz Mozart został przyjęty jesienią 1784 roku, ale z wolnomularstwem zetknął się znacznie wcześniej, pisząc w 1773 roku muzykę do masońskiej sztuki „Thamos, król Egiptu” Tobiasza Filipa von Geblera. W styczniu 1785
(Ps 87. 5n)”. Odezwa wywołała rezonans w kraju i za granicą, gdzie przez cały czas w trakcie powstania trwały zabiegi o pozyskanie żydowskiej opinii. Dla większości Żydów opowiedzenie się po którejś ze stron konfliktu było problemem. Biurokracja carska starała się pozyskać ludność żydowską i skłócić ją z powstańcami, którzy z konieczności niejednokrotnie rabowali mienie żydowskie i rekwirowali żywność. Powstanie poparli przede wszystkim ci Żydzi, którzy mieli kon-
takt z kulturą polską lub polskim ziemiaństwem. Niższe warstwy żydowskie pozostały w większości politycznie indyferentne. Nie wiadomo, ilu Żydów wzięło udział w powstaniu. Mimo coraz bardziej wnikliwych i szczegółowych badań do dziś nie udało się ustalić ani liczby uczestników, ani liczby poległych lub zesłanych na Sybir. Można jednak przyjąć, że Żydzi byli obecni w większości z 1200 bitew
roku uzyskał w hierarchii masońskiej stopień czeladnika, a następnie – w kwietniu – stopień mistrza masońskiego. Idee wolnomularskie znalazły wyraz w licznych dziełach Mozarta, i to nie tylko w kompozycjach odwołujących się bezpośrednio do rytuałów sztuki królewskiej, jak „Masońska muzyka żałobna” (Maurerische Trauermusik) czy
i potyczek, jakie z Rosjanami stoczyli powstańcy. Byli obecni w walkach toczonych na terenie Królestwa, na Litwie, Białorusi oraz Ukrainie. Byli nie tylko szeregowymi żołnierzami, ale również dowódcami, należeli do władz centralnych i terenowych powstania. Oddziałami dowodzili m.in. Aleksander Edelsztajn, Leon Gruenbaum, August Rozner i Paweł Landowski. Ostatnim dowódcą na terenie województwa lubelskiego był Józef Chaimek Przychański, zaś na terenie województwa sandomierskiego najdłużej walczył Julian Rozenbach. Wszyscy wyżej wymienieni dowódcy żydowscy zginęli w walce za wolną Polskę. Najsurowsze wyroki – dożywotnia katorga lub kara śmierci (jeszcze częściej) – czekały na schwytanych Żydów należących do żandarmerii narodowej. Powieszeni zostali m.in. Lejba Lipman z Sejn, Izrael Chonczask z Kolna i Izrael Łabniewicz.
Dzięki badaniom D. Fajnhauza („Ludność żydowska na Litwie i Białorusi a powstanie styczniowe”) stosunkowo dużo wiadomo o udziale Żydów w powstaniu na Litwie i Białorusi. Duży oddział powstańczy składający się z samych Żydów odnotowano w guberniach wileńskiej i kowieńskiej. Jeden z organizatorów tamtejszego ruchu zbrojnego zanotował w swoim pamiętniku: „Wielkie usługi
masoński „Czarodziejski flet” i Requiem powstawały niemal równocześnie. Zlecenie napisania Requiem Mozart otrzymał w lipcu 1791 roku podczas pracy nad „Czarodziejskim fletem”. Mszę żałobną za sumę 50 dukatów zamówił u Mozarta Franz Graf von Walsegg-Stuppack, a Requiem miało zostać wykonane w intencji jego zmarłej żony. Ponieważ hrabia za-
Requiem „Mała wolnomularska kantata” (Eine kleine Freimaurerkantate). Szczytowym osiągnięciem jest z pozoru całkowicie „świecka” opera „Czarodziejski flet”, w rzeczywistości będąca „pieśnią nad pieśniami” wolnomularstwa, gloryfikującą masońską ideę humanitaryzmu i ukazującą drogę człowieka niewtajemniczonego ku światłu. Takie odczytanie „Czarodziejskiego fletu” wymaga znajomości wolnomularskiej symboliki. Inną kwestią jest doszukiwanie się domieszek wolnomularskich w Requiem – były one nieuniknione choćby z tego powodu, że
mierzał zaprezentować je jako własne dzieło i zależało mu na anonimowości, nie złożył zamówienia osobiście, ale za pośrednictwem wynajętego wiedeńskiego adwokata, który wypłacił Mozartowi 25 dukatów zaliczki. Po naszkicowaniu partytury Requiem Mozart musiał odłożyć pracę nad mszą, a zabrał się do niej dopiero na początku października, po ukończeniu „Czarodziejskiego fletu” i premierze we wrześniu. Następnie znów przerwał pracę nad Requiem i zajął się „Małą kantatą masońską”, której wykonanie poprowadził osobiście z okazji
oddali nam Żydzi. Nie przeczę, że byli między nimi i zdrajcy, byli i tacy, którzy obydwu stronom służyli, i tu, i tam ciągnąc korzyści. Podobne wypadki zdarzały się ku końcowi powstania, w początkach ogromna większość żydostwa była nam przychylna i to bezinteresownie, jako że odwdzięczać się materialnie nie bardzo mieliśmy czym”. W Wilnie kluczowe stanowiska w aparacie powstańczym zajmowali bracia Szymon i Leon Jungerowie, odpowiadali m.in. za transport broni dla oddziałów powstańczych. Szymon (komisarz cyrkułu policji narodowej) został skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na 12 lat katorgi, a Leon otrzymał karę 6 lat katorgi. Zastępcą Pawła Suzina, dowódcy kilkutysięcznego oddziału w powiecie mariampolskim i kalwaryjskim, był Żyd Glazer, który poległ pod Prenami. Żydzi zajmowali się zakupem broni w Prusach Wschodnich i jej przemytem na Litwę. Zasłużyła się tutaj zwłaszcza rodzina Ajzensztatów z Mińska. Przychylność Żydów dla powstania na Litwie i Białorusi potwierdzają relacje carskich urzędników. Bilans powstania styczniowego okazał się tragiczny. Dziesiątki tysięcy jego uczestników zabito i stracono, wielu zesłano na Syberię. Za pomoc udzieloną powstańcom skonfiskowano niemal 4 tys. majątków w Królestwie Polskim i na Litwie, a nowa fala emigracyjna ruszyła na Zachód. W samym tylko okręgu paryskim znalazło się 300 Żydów – uczestników powstania. Oto jak udział Żydów w powstaniu styczniowym podsumował jeden z jego przywódców, Agaton Giller: „Wprawdzie nie poszli oni [Żydzi] bić się masą za nową ojczyznę, jak bili się za Jerozolimę pod swymi wodzami Janem i Szymonem za czasów Tytusa, ale służyli jej sprawie więcej i lepiej, jak kiedykolwiek. Panowie polscy nie okazali się tyle hojnymi dla sprawy publicznej, ile niektórzy Żydzi”. ARTUR CECUŁA
otwarcia w Wiedniu nowej świątyni loży 18 listopada 1791 roku. Dwa dni później, 20 listopada, ujawniła się gwałtowna choroba, która 5 grudnia 1791 roku spowodowała śmierć kompozytora. Na temat jej przyczyn sformułowano do tej pory podobno aż 118 teorii. Do najczęściej wymienianych należy gorączka reumatyczna, zapalenie nerek i włośnica, ale pojawiały się również spekulacje sugerujące otrucie przez masonów w zemście za zdradę ich sekretnych rytuałów w „Czarodziejskim flecie”. Mimo postępującej choroby Mozart pracował nad Requiem niemal do ostatnich chwil życia. Dzieła jednak nie zdążył ukończyć, a resztę dopisał jego uczeń Franz Xaver Suessmayr. Katolickiej legendzie, wedle której w Requiem słychać głos samego Mozarta modlącego się z największą żarliwością, można przeciwstawić tezę wysuwaną niekiedy przez zwolenników wolnomularstwa. Ci sugerowali, że Mozart nie tyle nie zdążył, ile nie chciał ukończyć Requiem, gdyż była to msza katolicka, a on dawno rozstał się z wiarą i Kościołem. Ale czy to ma jakieś znaczenie, skoro i jednych, i drugich Requiem d-moll jednakowo zachwyca... AK
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
O
d czasu kiedy urząd biskupa Rzymu stał się na tyle łakomym kąskiem, aby warto było o niego walczyć, do czasu ujęcia owych walk w cywilizowane ramy i ukrycia za Spiżową Bramą, szamotaniny między „papieżami” niejednokrotnie gorszyły i bawiły wiernych. Do jednej z pierwszych takich spraw doszło w pierwszej połowie III wieku. Wybrany wówczas „papież” Kalikst (217–222) nie spodobał się części duchowieństwa, która obrała sobie jednego z czołowych teoretyków ówczesnego Kościoła – dumnego Hipolita. Ten zaś swojego poprzednika na stolcu biskupa Rzymu – św. Zefiryna – nazy-
finansowe, a w młodości, by rzec współczesnym językiem – kierowanie grupą przestępczą. Trudno się dziwić, że surowy Hipolit nie uznał tutaj wyboru Ducha Świętego, uważając, że obrany biskup był oszustem i intrygantem, który na dodatek przyzwalał na grzechy „służące zaspokojeniu żądz”. „(...) niezamężnym kobietom szlachetnego rodu, które jeszcze w młodocianym wieku zapragnęły męża, ale nie chciały tracić swej rangi przez zawarcie legalnego związku, pozwalał znaleźć sobie konkubenta według własnego wyboru, czy to niewolnika, czy to wolnego, i traktować go także bez prawomocnego ślubu jako męża. Tak tedy tak zwane chrześcijanki zaczęły stosować
PRZEMILCZANA HISTORIA uczony i staromodny Hipolit, autor sławnej »Traditio apostolica«, który zabraniał zabijania także żołnierzom i myśliwym, zatem »rygorysta«, jak w kręgach klerykalnych zwykło się nazywać nierozwiązłych chrześcijan, reprezentował naukę tradycyjną, zgodnie z którą żaden ksiądz czy biskup nie miał prawa rozgrzeszać odejścia od wiary, zabójstwa i nierządu”. Dziś te „sprzeczki” między purpuratami poszły w Kościele w niepamięć i obaj czczeni są jako święci katoliccy (przy czym św. Hipolit „doszedł do godności patrona koni”; św. Kalikst nadawałby się pewnie – obok św. Mateusza Apostoła czy św. Kajetana – na patrona bankowców, gdyby nie to, że splajtował).
pełnym złości, zbrodniczym, bestią chytrą i złą... Zarzucał Nowacjanowi, że pojawił się „jako biskup między ludem, nagle, jak ciśnięty przez katapultę”, zaś wcześniej podstępnie zwabił „trzech biskupów, ludzi nieokrzesanych i naiwnych”, do Rzymu, gdzie kazał ich zamknąć „kilku ludziom ze swej zgrai, którzy po to byli najęci, a o godzinie czwartej po południu, gdy już byli odurzeni i chwiali się na nogach, przymusił ich siłą przez wmówione i nieważne nałożenie rąk do przyznania mu biskupstwa. I to nienależne mu biskupstwo utrzymuje intrygą i chytrością”. Taki oto obraz odmalował jeden „papież” drugiemu „papieżowi”, który za bardzo się przejął zasadami moralno-religijnymi chrześcijaństwa.
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (4)
Szamotaniny papieskie Jeśli myślimy dziś o elekcji nowego papieża, to zazwyczaj wyłania się nam obraz białego dymu unoszącego się nad Kaplicą Sykstyńską oraz grona purpuratów toczących za zamkniętymi drzwiami mniej lub bardziej subtelne rozgrywki o bardzo wysokiej stawce. Utajnianie wielu spraw dziejących się za Spiżową Bramą jest następnie pożywką dla wielu mniej lub bardziej wiarygodnych domysłów i spekulacji – o sporach wewnętrznych, frakcjach, konfliktach, skandalach, machinacjach itd. Ważne jest jednak, że Kościół w dużej mierze potrafi dziś zachowywać na zewnątrz wizerunek monolityczny, skrywający wiele wewnętrznych napięć i konfliktów nielicujących z majestatem i nieomylnością Ducha Świętego, który ma przenikać czyny purpuratów. wał nieukiem i ignorantem. Hipolit, jako sprawny pisarz, rozpętał przeciwko Kalikstowi kampanię propagandową. Choć obrany mniej prawowiernie, był nie tylko uczony w pismach, ale i gorliwszy w wierze (mniej wyrozumiały dla grzeszników, bardziej nietolerancyjny dla heretyków). Z kolei prawomocny Kalikst był większym lekkoduchem i „liberałem”: zaczynał wszak karierę jako bankier, który po tym, jak doprowadził zarządzany przez siebie interes do bankructwa (187 r.), trafił do więzienia. Po wyjściu na wolność znów popadł w konflikt z prawem (doprowadził do awantury w synagodze), co – po wybatożeniu – skończyło się przymusowymi pracami w kopalniach na Sardynii, wyspie śmierci. Stamtąd wymknął się podstępem, a kilka lat potem rozpoczęła się „święta” część jego kariery – papież św. Zefiryn mianował go archidiakonem oraz zarządcą cmentarza (słynne dziś katakumby św. Kaliksta). Po pewnym czasie został nawet doradcą finansowym Zefiryna, by po jego śmierci zająć jego miejsce. Jego przeciwnik, Hipolit, zarzucał mu malwersacje
środki zapobiegające poczęciu i sznurowały się, by spędzić płód, gdyż z powodu swego wysokiego urodzenia i ogromnego majątku nie chciały mieć dziecka od niewolnika czy też zwykłego mężczyzny. Patrzcie, jak daleko posunął się ów niegodziwiec w swej bezbożności! – grzmi jeden „papież” na drugiego; jeden „święty” na innego „świętego”. – Uczy cudzołóstwa i mordowania jednocześnie. A jednak bezwstydnicy owi nie przestają nazywać się katolickim Kościołem i wielu przyłącza się do nich, mniemając, że słusznie postępują (...). Tego to człowieka nauczanie rozprzestrzeniło się na cały świat” – lamentuje Hipolit. Trudno się wobec tego dziwić, że przy takich papieżach w pierwszych wiekach Kościół szybko pożegnał się z etyką cieśli z Nazaretu. A to przecież tyle wieków przed moralistami od Loyoli... Dziś Kalikst jest rozgrzeszany tym, że po prostu rozpoznał „faktyczne stosunki” panujące wśród chrześcijan i odpowiedział na „praktyczną konieczność”. Deschner pisze: „Oczywiście taka oportunistyczna giętkość wobec codziennych potrzeb masowego wyznawcy zapewniła Kalikstowi popularność. Natomiast wielce
Bardzo podobna sytuacja wybuEfekty działania Nowacjana bychła w Rzymie niedługo później mięły jednak dalej idące niż Hipolita. dzy Korneliuszem (251–253) a NoJego stanowisko zaowocowało powacjanem (251–258). Znów lepiej ważną schizmą w Kościele, to jest wykształcony „rygorysta”, czyli sprzewyłonieniem się nowacjan (których ciwiający się luzowaniu zasad i mojednak władze długo nie chciały trakralności Nowacjan, został „antypatować jako heretyków). Nowacjanie, pieżem”, zaś Korneliusz, niezaintew przeciwieństwie do reszty Kościoresowany uszczuplaniem owczarni ła, uważali się za katharoi, czyli „czynawet o te owce, które w czasie prześladowań nie dochowały wierności i zdradziły bądź w inny sposób sprzeniewierzyły się zasadom chrześcijańskim, zyskał poklask i zwycięstwo. To konflikt dwóch koncepcji Kościoła – bardziej elitarnej, zrzeszającej tylko tych, którzy są w stanie zdobyć się na konsekwencję w przestrzeganiu zasad wiary, oraz masowej, czyli idącej na kompromisy; Kościół zasad kontra Kościół władzy. Ten pierwszy naturalnie skazany na porażkę. Ten drugi odniósł całkowite zwycięstwo i doprowadził po kilkunastu wiekach do swej logicznej konsekwencji, czyli kazuistyki jezuickiej, gdzie w zasadzie każdą zasadę można było obejść, byle tylko okazywać pewien respekt Ojcu Świętemu i Matce Kościołowi. Kiedy jednak w pierwszych wiekach naszej ery karczowano w Kościele tendencje „rygoryHipolit styczne”, zapamiętałych „rygorystów” wcale nie oszczędzano. Pomówienia i obelgi fruwały w Rzystych”, którzy nie przyjmują grzeszmie szybciej niż sam Duch Święty, ników ciężkich. Za tę okrutną herea ich głównym autorem w wymieniozję zostali soborowo wyklęci. Znów nym wyżej przypadku był „papież litrafna konkluzja Deschnera: „Jedyberał”, a przy tym oczywiście święty ni uczeni, których miał Rzym chrzeKościoła – Korneliusz, który zbyt prześcijański w III stuleciu, byli antypajętego zasadami chrześcijańskimi Nopieżami; jeden był zwalczany przez cawacjana (notabene – uczonego literałe życie, drugiego ekskomunikowano”. ta i pierwszego teologa piszącego Podobne konflikty wybuchają w Rzymie po łacinie) nazywał dow Kościele po kolejnych prześladogmatykiem, nienasycenie chciwym, waniach – za Dioklecjana. To jeden pełnym „jadowitej chytrości węża”, z głównych problemów chrześcijan człowiekiem cwanym i przebiegłym, wobec represji władz – ogromna
17
większość chrześcijan zawodziła; zasady, wiara, idee pryskały jak bańki mydlane: wystraszeni chrześcijanie karnie kadzili bogom, wydawali innych chrześcijan, wyrzekali się chrześcijaństwa. Garstka odważnych posłużyła później do wytworzenia fantastycznej legendy o prześladowaniach chrześcijan, a tymczasem olbrzymia ich większość stanowiła nielichy problem dla moralistów – skruszeni apostaci po wszystkim znów pukali do bram świątyń. Kwestia dotycząca postępowania z nimi stanowiła jedno z większych zarzewi konfliktów wczesnego chrześcijaństwa, o przebiegu raczej mało cywilizowanym i mało pokojowym. Tak samo było po prześladowaniach za Dioklecjana. „Przetrwawszy pogrom, chrześcijanie sami biorą się za łby – rygoryści przeciw liberałom, a każda z partii z własnym biskupem na czele. Dwukrotnie interweniuje rząd” (Deschner). Inaczej wyglądały „papieskie szamotaniny” od IV w. Wówczas biskupi byli już na tyle mocni, by posiadać własne bojówki, wojska, względnie uciekali się do pomocy władz. W roku 378 synod rzymski mówił o biskupach, którzy grożą śmiercią innym biskupom, przepędzają ich i pozbawiają biskupstw. Kiedy wybuchł spór o urząd „papieski” między Damazym (366–384) a Ursynem (366–367), lał się nie tylko atrament, ale i krew. Dzięki terrorowi i przekupstwu spór rozstrzygnięto na korzyść Damazego, który zgniótł wybranego wcześniej (lecz przez mniejszą część kleru) Ursyna i jego zwolenników. Na ulicach Rzymu doszło wówczas do regularnych walk, a „bazyliki spływały krwią”. Wszystko rozpoczęło się od ataku uzbrojonego w pałki motłochu na zebranych jeszcze w kościele zwolenników Ursyna. O bazylikę tę toczono krwawe boje przez trzy dni. Do ostatecznego szturmu doszło 26.10.366 r., kiedy to po wyłamaniu bram świątyni została ona puszczona z dymem, a zebrani zbombardowani... dachówkami. Poległo co najmniej 137 mężczyzn i kobiet, choć według samych ursynian zginęło 160 osób, a nawet kilkaset zostało rannych i popalonych. Habemus papam! Zwycięzca – św. Damazy – wziął wszystko, włącznie z aureolą. Od tego czasu podobne wypadki nieraz jeszcze toczyły się przy tronie św. Piotra. Kulisy walk sukcesyjnych w „Stolicy Apostolskiej” należą z pewnością do najpikantniejszych. Ponieważ jednak polskie „nauczanie i wychowanie respektuje chrześcijański system wartości” – a obecnie boleśniej niż w jakimkolwiek innym okresie III RP – brakuje szans na poznanie tego wycinka historii na zajęciach szkolnych. Tymczasem niejednokrotnie kształtował on bieg naszych dziejów... MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
ŻYCIE EROTYCZNE DYKTATORÓW
Amin – rzeźnik Afryki Odciętą głowę ministra swego rządu trzymał w lodówce i pokazywał zszokowanym gościom. Jedną z żon kazał poćwiartować i wrzucić do bagażnika. Wymordował 400 tysięcy Ugandyjczyków (wówczas: 1/6 populacji kraju). Wielbiciel Hitlera. Kanibal zjadający ciała swych ofiar. Psychopata, zwany rzeźnikiem Afryki. Idi Amin, krwawy dyktator Ugandy. Edward Rugumajo, minister w rządzie ugandyjskim, napisał w 1973 roku wstrząsający raport dla Organizacji Narodów Zjednoczonych i Organizacji Jedności Afrykańskiej. Informacje zawarte w raporcie poruszyły cały świat. Idi Amin, prezydent i dyktator Ugandy, okazał się psychopatycznym mordercą na masową skalę, stosującym tortury i skrytobójstwo. Lista tortur zawiera między innymi: wycinanie ofiarom kawałków ciała i zmuszanie do ich zjedzenia, trzymanie więźniów w dołach z lodowatą wodą i torturowanie aż do śmierci, wbijanie bagnetów w odbyty i genitalia więźniów... „Powolne zabijanie było powszechną praktyką. Strzelano człowiekowi w ręce, pierś i nogi, póki nie wykrwawił się na śmierć. Kobiety były gwałcone, później podpalano ich narządy rodne, kiedy jeszcze żyły”. Odciętą głowę Sulejmana Husajna, szefa sztabu zatłuczonego na śmierć kolbami karabinów, dyktator umieścił w zamrażalniku swej lodówki. W sierpniu 1972 roku – podczas wykwintnej kolacji w prezydenckim pałacu w Kampali – goście doznali szoku, kiedy Idi Amin odszedł na chwilę od stołu i wrócił, trzymając na srebrnej tacy obłożoną lodem głowę brygadiera Husajna. Jeszcze większego szoku doznali, kiedy dyktator poinformował ich, że od czasu do czasu jada ludzkie mięso oraz że w zamrażarce ma jeszcze głowę Janani Luwuma, arcybiskupa Kościoła anglikańskiego w Ugandzie. Świat osłupiał. Do tej pory traktowano Amina jako błazna, który obwiesza się dziesiątkami orderów
i medali, nosi mundury z akselbantami, bogato inkrustowane złotem, oraz „kolekcjonuje” kabaretowe tytuły, takie jak: Jego Ekscelencja Dożywotni Prezydent Ugandy, Marszałek Polny Doktor Idi Amin, Władca Wszystkich Stworzeń na Ziemi i Ryb w Morzu, a także Zdobywca Imperium Brytyjskiego w Afryce w Ogólności, a Ugandy w Szczególności... ¤¤¤ Idi Amin (1928–2003) urodził się w małej społeczności Kakawa, której terytorium podzielone jest między trzy kraje: Sudan, Ugandę i Zair. Miał prawie dwa metry wzrostu, był dobrze zbudowany (mistrz boksu wagi ciężkiej Ugandy), silny, nie miał żadnych skrupułów. Te cechy wystarczyły, żeby mimo braku wykształcenia – zaledwie trzy lata podstawowej edukacji – został przyjęty przez Brytyjczyków do Królewskich Strzelców Afrykańskich (King’s African Rifles). Dosłużył się stopnia kapitana. Kiedy kolonia brytyjska Uganda (Afryka Wschodnia) uzyskała 9 października 1962 roku niepodległość, Amin był najstarszym stopniem żołnierzem ugandyjskim. Nic więc dziwnego, że premier Milton Obote mianował go nowym zastępcą dowódcy armii i awansował do stopnia pułkownika, a następnie generała. Wypełniając rozkazy premiera, Amin zaatakował pałac prezydenta Ugandy, Freddy’ego. Wystraszony prezydent, a jednocześnie król największego ugandyjskiego plemienia Buganda, w ostatniej chwili uciekł samolotem do Wielkiej Brytanii, gdzie przebywał na wygnaniu do końca
Pani pozna Pana Pracująca, bezdzietna 55-latka w separacji pozna prawdziwego przyjaciela. Tylko z Warszawy. (1/a/19) Wdowa, 60/170/68, pozna kulturalnego Pana bez nałogów i zobowiązań, najchętniej z ziemi lubuskiej. (2/a/19) Wdowa, 68/172/66, tolerancyjna, bezinteresowna, wrażliwa romantyczka ze średnim wykształceniem, o wszechstronnych zainteresowaniach, pozna Pana bez nałogów. Bełchatów (3/a/19) Pan pozna Panią Wolny, sympatyczny, wrażliwy 35-latek lubiący dobrą muzykę i literaturę, interesujący się również tematami filozoficzno-gnostyczno-ezoterycznymi,
życia. Wydawało się, że Milton Obote (prawnik z zawodu) ma zapewnioną władzę. I tak było przez kilka lat. Jednakże ambicje Amina były większe, a jego lojalność skończyła się... Kiedy w styczniu 1971 roku Obote wyleciał do Singapuru na konferencję państw Wspólnoty Brytyjskiej – Amin dokonał przewrotu wojskowego i objął władzę w Ugandzie. Raport Edwarda Rugamajo mówił o Aminie, że stał się on „rasistą, plemiennym kacykiem i dyktatorem, który zabije każdego bez wahania, jeśli może to posłużyć utrzymaniu absolutnej władzy, bo jedyne czego pragnie, to kobiet i pieniędzy”. ¤¤¤ Amin miał pięć żon i niezliczoną liczbę kochanek. Maliamu Kibedi była jego pierwszą żoną jeszcze w czasie, kiedy nic nie zapowiadało, że ówczesny sierżant Amin zrobi tak wielką karierę. Po trzynastu latach konkubinatu zawarli małżeństwo w 1966 roku. Mieli kilkoro dzieci, a Maliamu – zgodnie z prawem muzułmańskim – otrzymała status pierwszej żony. Druga żona to młoda Kay Adroa, studentka uniwersytetu w Makerere. Już w tym czasie wpływy Amina były na tyle mocne, że Milton Obote zaczynał się go obawiać. Wówczas kolejną żoną Amina została Nora spokrewniona z Obote. Było to małżeństwo z rozsądku i na pewien czas uspokoiło prezydenta Ugandy. Czwartą żoną była tancerka Medina. Małżeństwo zostało zawarte, kiedy Amin był już samowładcą kraju. Z tych czterech związków dyktator miał piętnaścioro dzieci. Piąta żona Amina to Sarah Kyolaba, osiemnastoletnia tancerka z reprezentacyjnego zespołu „Bicie serca Afryki”. W Kampali odbywała się kolejna sesja Organizacji Jedności Afrykańskiej i Amin z trybuny ogłosił, że właśnie się żeni. Ceremonia ślubna rejestrowana była przez telewizję państwową, a dzień wcześniej
pozna atrakcyjną, bezdzietną nieklerykałkę bez nałogów, w wieku 24–37 lat, otwartą na przyjaźń, miłość, erotykę, z własnym lokum, o zbliżonych zainteresowaniach. Tylko poważne oferty z okolic Górnego Śląska. Mile widziane foto. Czeladź (1/b/19) Francuz polskiego pochodzenia, lat 40, pozna Panią w każdym wieku, lubiącą książki, filmy i turystykę. (2/b/19) Wdowiec, 62/170/70, niezależny finansowo, z mieszkaniem, samochodem, działką z domkiem, pozna odpowiednią Panią z Pabianic lub okolic. (3/b/19) Tolerancyjny kawaler z poczuciem humoru, 33/178/78, obecnie przebywający w ZK, pozna kobietę do lat 35, szczerą, odpowiedzialną, która zaakceptuje go takim, jakim jest. (4/b/19) Wysoki szatyn, zodiakalny Byk, bardzo tolerancyjny optymista, nielubiący kłamstwa i chamstwa, obecnie przebywający w ZK, pozna Panią, także z dzieckiem, która go pokocha. Wiek nieistotny. (5/b/19)
dyktator mianował się marszałkiem Ugandy i wystąpił w nowym, bogato złoconym operetkowym mundurze. Henry Kyemba, były minister zdrowia Ugandy, któremu udało się uciec do Wielkiej Brytanii, w książce „State of Blood – The Inside Story of Idi Amin’s Reign of Fear” tak pisze o Aminie: „Nie ukrywał swoich żądz. Każda piękna kobieta mogła znaleźć się w sferze jego zainteresowań. Miał reputację seksualnego atlety i często kobiety same mu się narzucały. Jego kochankami były kobiety wszystkich ras, wielu narodowości, nieletnie i dojrzałe, od ulicznych prostytutek do profesorek wyższych uczelni”. I rzeczywiście, w jego stałym haremie było około 30 kobiet. Uczennice szkoły pielęgniarskiej oraz policyjnej cieszyły się szczególnymi „względami” dyktatora. Niektóre z nich ucie-
kały do Kenii, aby uniknąć losu nałożnicy psychopatycznego zalotnika, inne poddawały się, wiedząc, jaka kara może im grozić za nieposłuszeństwo. A przykłady okrucieństwa „rzeźnika Afryki” były powszechnie znane. Na przykład wydarzenie z marca 1974 roku... Wtedy to właśnie prezydent Ugandy postanowił rozwieść się z trzema ze swych czterech małżonek. Jedna z nich, Kay Adroa, była w ciąży z Aminem, więc kiedy przestała być jego żoną, zdecydowała się na aborcję.
35-latek pozna Panią do lat 40, na dobre i złe. Miejsce zamieszkania – bez znaczenia. (6/b/19) Wolny 40-latek, wysoki, przystojny, ateista i humanista, pozna subtelną i mądrą Panią do lat 35, chcącą założyć pełną rodzinę. Chętnie z woj. kujawsko-pomorskiego, ale niekoniecznie. W pierwszej kolejności odpowiedzi na listy ze zdjęciem. (7/b/19) Zupełnie samotny rencista (1250 zł) pozna Panią po pięćdziesiątce, realistkę, zwolenniczkę „FiM”, także w celu wzięcia ślubu cywilnego. Mieszkać możemy osobno. Dąbrowa Górnicza (8/b/19) Inne 22-letnia Wielkopolanka szuka przyjaciół. Jeśli jesteś fanatykiem pływania, biegów, woodstockowym chuliganem, wciąż szukasz własnej drogi, to już mamy ze sobą coś wspólnego. Adres e-mail ułatwi kontakt. (1/c/19) Chętnie poznam ateistów, agnostyków, wierzących inaczej, byłych duchownych (eksalumnów,
Niestety, ten zabieg był w Ugandzie zabroniony. Kay postanowiła pozbyć się ciąży, korzystając z pomocy felczerki. Eksżona dyktatora zmarła na skutek zakażenia i wykrwawienia. Amin przybył do szpitala zobaczyć jej ciało. Nie do końca był przekonany, czy Kay była w ciąży z nim, czy z kimś innym. Podejrzewał Petera Mbalu-Mukasę, lekarza ze szpitala Mulago, człowieka żonatego. Amin obejrzał ciało Kay, wydał rozkazy lekarzom i opuścił kostnicę. Po kilku godzinach zatelefonował do naczelnego lekarza. – Czy mój rozkaz został spełniony? – Tak, panie prezydencie! – Czy jest zrobione dokładnie tak, jak kazałem? Telewizja już czeka? – Tak, panie prezydencie! Idi Amin wziął z sobą najmłodszą żonę Sarę i Aligę Amina, swego syna z Kay. Wprowadził ich do sali operacyjnej, gdzie oczekiwali kamerzyści telewizji ugandyjskiej, i ryknął: – Dobrze rozważcie to, co za chwilę ujrzycie. I przekażcie innym! Zobaczcie, co zostało z tej złej, niewiernej kobiety! „Na stole operacyjnym leżał okaleczony tułów jego byłej żony. Jej głowa i wszystkie kończyny zostały amputowane. Głowa została odwrócona i przyszyta twarzą do korpusu. Nogi zostały przyszyte do ramion, a ręce przyłączone do zakrwawionych bioder...” (Miranda Twiss, „Najwięksi zbrodniarze w historii”). Idi Amin był zafascynowany Adolfem Hitlerem i nawet zamierzał wznieść w centrum Kampali jego pomnik. Sam nadzorował architektoniczne projekty, ale nie zdążył. Idi Amin sam sprowokował swój upadek. W końcu 1978 roku Amin znienacka zaatakował Tanzanię, ale napotkał zdecydowany opór. Wojska Nyerere wkroczyły do Ugandy i zajęły jej stolicę – Kampalę. Idi Amin uciekł do Libii, a potem osiadł w Arabii Saudyjskiej. Żył w luksusie, spotykał się z dziennikarzami i kochał kobiety. Zmarł 17 sierpnia 2003 roku. Zły duch Afryki odszedł. ANDRZEJ RODAN
ekskleryków...) obojga płci w celu towarzysko-ideologicznym. Sam taki jestem. Małopolska (2/c/19) Świadek Jezusa Chrystusa podejmie dyskusję ze świadkami Jehowy na temat Dziejów Apostolskich. (3/c/19) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,30 zł i wysłać na nasz adres. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,30 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
LISTY Do posłów Czas skończyć z podziałami ideowymi, liczy się los milionów Polaków, którzy żyją w biedzie i nędzy. I dlatego proponuję Platformie i SLD, aby podjęły wysiłek we wspólnym rządzeniu państwem. PiS pokazało, że nie potrafi rządzić, jest skłócone ze wszystkimi. Pod hasłami naprawy życia publicznego partia ta gra na najniższych instynktach społeczeństwa, takich jak ksenofobia, dewocja, nacjonalizm, wrogość wobec inaczej myślących. PiS-owcy sądzą, że kontrolując wszelkie sfery państwa, można szybko osiągnąć pożądane efekty. To droga donikąd, która wystawia Polskę na pośmiewisko w świecie. Proponowany przeze mnie układ nie musi być egzotyczny. W wielu innych państwach demokratycznych takie porozumienia istnieją dla wspólnego dobra. Panowie Posłowie, odrzućcie animozje, odrzućcie uprzedzenia i podziały historyczne. Społeczeństwo nie jest zainteresowane, czy ktoś należał do Solidarności, czy PZPR, bo to już jest przeszłość, która obchodzi jedynie księży i Kaczorów. Liczy się teraźniejszość i przyszłość. Myślę, że wybory parlamentarne powinny odbyć się na jesieni i w ten sposób, aby wyeliminować LPR, Samoobronę i PSL oraz ograniczyć PiS. Po wyborach powinno nastąpić logiczne i rozsądne porozumienie zwycięskich partii, a więc Platformy i SLD, być może z udziałem Partii Demokratrycznej i SdPl. Te dwa ugrupowania powinny wejść ze wspólnych list. Z szeregów wymienionych partii wyeliminujcie ludzi, którzy szkodzili i mogą szkodzić, aby informacje o nich nie były wykorzystywane przez wrogie siły, np. PiS i o. Rydzyka. Po wyborach oczyszczajcie państwo z patologii, prywaty przez instrumenty urzędów, jakie istnieją. Wasze rządy niech będą rzeczywiście tańsze, każde pieniądze wydawajcie racjonalnie, walczcie w Unii Europejskiej o jak największe fundusze na przyspieszenie rozwoju państwa. I na koniec ograniczcie wpływy Kościoła katolickiego, którego działalność jest szkodliwa dla Polski i społeczeństwa, i rozliczcie o. Rydzyka. Sakjamuni
Żarty z pogrzebu Gdyby polski Episkopat chciał rzeczywiście coś zrobić z Radiem Maryja, to zrobiłby to już dawno, bez nacisku ze strony Watykanu. Decyzja, która zapadła w tej sprawie w dniu 2 maja, to żarty z pogrzebu. Rydzyk został, co było do przewidzenia, bo któż inny potrafiłby w tak bezczelny sposób robić z białego czarne i odwrotnie... Z tego wynika, że pomiędzy polskim Episkopatem a ojcem dyrektorem jest od dawna niepisany
układ o wzajemnej współpracy, na mocy którego temu ostatniemu nie może się stać żadna krzywda i nawet sam papież nie ma tu nic do powiedzenia. Wybór tej Rady Programowej to zwyczajny pic na wodę, mający na celu mydlenie oczu Benedyktowi XVI. Wystarczyło tylko posłuchać kilku butnych wypowiedzi naszych purpuratów, które w tym dniu padły do kamer, i odczytać między wierszami
LISTY OD CZYTELNIKÓW nie dopełniłem przysięgi złożonej na chrzcie świętym i co tam jeszcze Polak czwartego sortu może usłyszeć. Teraz się zastanawiam, czy wrócić kiedykolwiek, czy zacząć patrzeć na siebie jako człowieka o polskim pochodzeniu. Jedyna nieprzyjemność, jaka spotkała mnie tutaj w ciągu 9 miesięcy, to potraktowanie mnie w Polskim Konsulacie Generalnym w Londynie (jak z „Misia”: „Jem przecież, nie widzi?”).
wyboru przedmiotu (bez specjalnej zgody rodziców) – religia katolicka, religia ewangelicka lub wartości i normy. Większość uczniów wybiera wartości i normy niezależnie od wyznania, bo na tych lekcjach rozmawia się na rożne tematy, które zresztą sami wybieramy drogą głosowania, np. aborcja, samobójstwa, zmiana religii dla ukochanego... Tematów jest wiele. Podczas dyskusji o karykaturach Mahometa moja koleżanka, muzułmanka, wcale się nie obraziła. I niczyje uczucia nie są obrażane. TO jest wolna Europa. Życzę Polakom takiego samego szczęścia. LadyPunk
Zakłamywanie historii
ich sens. Teraz dopiero tatko Rydzyk pokaże, co potrafi! Będzie jedynie nieco ostrożniejszy. Ja nie wierzę, że za zdefraudowanie kupy szmalu za świadectwa udziałowe choć jeden włos spadnie z jego głowy. Alleluja, i do przodu! Alan Struś
I tym optymistycznym akcentem zapraszam do spieprzenia – byle dalej od kogoś, o kim Reuter napisał: „Hodowca świń, były bokser – premierem”. Spieprzajcie w ślad za resztą normalnych młodych ludzi. Maciek
Uciekajcie!
Osaczony
Co Wy tam (tzn. w Polsce) jeszcze robicie? Pakujcie się i... do Londynu! Tu już jest pół Polski! Giertych z Lepperem wicepremierami? Podział MEiN na dwa, żeby resortów wystarczyło? Cieszę się, że już mnie tam nie ma i tego nie doczekałem, bo już 9 miesięcy tu pracuję... A pewnie zrobiłbym to teraz. Polska straci kolejne dziesięć lat, zamiast o tyle nadrobić – już Giertych zadba o to, żebyśmy nie przyjęli euro, europejskiego prawa jazdy, żeby wszystko w Brukseli było na „nie”, a w Polandzie – po katolicku. Jak czytam komentarze w Internecie, to najczęstszym i względnie łagodnym opisem wydaje się „czarny dzień”. W latach 1939–1941 NKWD wyrzucało z domów na terenach wschodnich i teraz na wieki wieków mamy dowód naszej moralnej wyższości nad Ruskimi... A dzisiaj? Na kogo zwalić? Na własną głupotę tylko, bo – niestety – nikt nas nie prześladuje. Na cholerę tam siedzieć? Nie lepiej ściany malować w Londynie czy Dublinie? Ja mam brazylijską dziewczynę, od niedawna mieszkamy razem, a w przyszłym roku lecę na karnawał do Rio de Janeiro. To prawda, że ciężko zapieprzam, ale żaden cham w koloratce czy jeszcze gorszy w garniturze (świecki) nie obraża mnie, mówiąc, że jestem szczekającym kundelkiem, osobą polskojęzyczną czy postkomuno-demoliberalnym deprawatorem, że jem odchody, że
W Wołominie w centralnym punkcie miasta stanął pomnik JPII. Niedawno zmieniono patrona Zespołu Szkół nr 3 z królowej Jadwigi na JPII. W mieście, gdzie panuje bieda i jest bezmiar innych potrzeb, pieniądze podatników są wyrzucane w błoto. Świat, w którym żyję, coraz bardziej mnie osacza. Moja rodzina (katolicka do bólu) też mnie nie rozumie. Mam 52 lata i gdyby nie mój wiek, zostawiłbym to całe towarzystwo i wyjechał z tego zdewociałego kraju. W moich najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że dożyję takich czasów, gdy będzie rządzić średniowieczna ciemnota, a moralnymi autorytetami będą ludzie pokroju Rydzyka i Glempa. Wstyd mi, że jestem Polakiem. Straciłem nadzieję, że będę jeszcze kiedyś żył w normalnym kraju. Jedynym oderwaniem od tej smutnej codzienności są „Fakty i Mity”, choć przyznaję, że czytanie o czarnej rzeczywistości kosztuje mnie dużo zdrowia. Roman Stańczyk
Wolna Europa Bardzo mi żal młodzieży, ponieważ mimo jej sprzeciwu religia zacznie królować w szkołach, jeśli już tego nie robi. Jestem uczennicą 11 klasy w gimnazjum w Niemczech. W moim regionie ocena z religii wchodzi do średniej, ale istnieje możliwość
Dlaczego o takich postaciach historycznych (a nie tylko religijnych) jak Budda, Mahomet, Nanak, Sai Baba i wielu innych nie uczy się na lekcjach historii? Czyżby pokój, pojednanie, miłosierdzie, szacunek i miłość, a więc głoszone przez nich nauki mające wpływ na życie miliardów ludzi, nie były warte tego, by nauczać o tym na lekcjach historii? Przecież uczy się o Aleksandrze Wielkim, Neronie czy Napoleonie, którzy nie liczyli się z życiem ludzkim, zaspakajali swoje ambicje polityczne i byli zbrodniarzami. Czyż takie przedstawianie historii nie jest jej zakłamywaniem po katolicku? Roman Omachel
Witamy w średniowieczu Artykuł o łatwej dostępności śródków antykoncepcyjnych we Francji oraz porównanie z Polską wywołał we mnie głęboki szok i jednocześnie
19
poczucie wstydu, że jestem obywatelką iście średniowiecznego kraju. Otrzymanie w Polsce niezbędnej recepty na wykup koszmarnie drogich pigułek niejednokrotnie jest poniżające dla kobiet. W tej chwili mieszkam w Turcji i z obawą poszłam po raz pierwszy do apteki, żeby zapytać, czy w ogóle jest możliwość kupienia tabletek. I okazało się, że w dzikiej Turcji pigułki są nie tylko dostępne BEZ RECEPTY, ale i tańsze o połowę niż w Polsce – kraju „europejskim”. Monika
Kasa za milczenie Mam dla was ciąg dalszy sprawy „księdza Bogdana”, pedofila z Głogowa, o którym ostatnio pisała pani red. Tarczyńska („Wysoka kurio” i „Cud mniemany” – „FiM” nr 11 i 18/2006). Otóż wyszło właśnie na jaw, że ks. Janusz Idzik, proboszcz parafii, w której doszło do molestowania seksualnego ministranta, zapłacił ojcu chłopca za wycofanie oskarżenia 700 zł, zapewniając, że sprawą zajmie się sąd kościelny. Ta rozmowa miała miejsce na plebanii. Gdy okazało się, że ze względów formalnych prokuratura nie może umorzyć postępowania, ojciec pieniądze zwrócił. Ks. Idzik był na tyle wspaniałomyślny, że wziął tylko 500 zł, a 200 zł kazał dać dziecku „na jego potrzeby”. I jeszcze jedno: ten pedofil po draśnięciu nożem przebywa teraz na rehabilitacji w swoich rodzinnych stronach (Wschowa, tam można go znaleźć). Wersja o zamachu już chyba upadła, bo jakoś nie umiał opisać prokuraturze sprawcy. Śledztwo w sprawie molestowania zostało w tej sytuacji zawieszone. I chyba dokładnie o to chodziło. Krzysztof Nowak
20
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
CZUCIE I WIARA
z życia jednostek. O wielkich rzeczach, jakie Bóg czyni, mógł opowiadać zarówno Gerazeńczyk (Mk 5. 19–20), Saul (Dz 26. 16–19), jak i każdy, kto uczyniony został nowym stworzeniem w Chrystusie (por. 2 Kor 5. 17). Innymi słowy: Bóg objawia się w „Słowie, które darzy życiem” (Dz 5. 20), ale społeczność z Nim mają tylko ci, którzy „chodzą w światłości” (1 J 1. 7, por. 2 Krl 15. 2; Jk 4. 8). Naturę i charakter Boga objawiają również określenia, tytuły i imiona Boga. Najważniejszym imieniem Boga jest tetragram JHWH, najczęściej wymawiany jako „Jahwe”, chociaż „tylko pisownia Yah-
po wszystkie pokolenia” (Wj 3. 14–15, por. 6. 2–3 ). Imię Jahwe mówi zatem o stałej obecności, pomocy i wierności Boga wobec swego ludu. Objawia Jego zbawcze działanie i uzasadnia posłannictwo Mojżesza. Imię to objawia więc istotę Boga, który nie tylko jest Panem wszystkiego, ale również Zbawicielem, na co wskazuje m.in. Księga Izajasza: „Tak mówi Pan [Jahwe]: Za darmo zostaliście sprzedani, toteż bez pieniędzy będziecie wykupieni. Bo tak mówi Wszechmogący Pan [Jahwe]: Mój lud zstąpił niegdyś do Egiptu, aby tam przebywać jako obcy przybysz. Potem Asyryjczycy gnębili go bez powodu (...). Dlatego mój lud pozna moje imię, zrozumie w owym dniu, że to Ja jestem, który mówi: Oto jestem” (Iz 52. 2–6). Tak więc wszędzie tam, gdzie występuje imię Boże Jahwe, chodzi nie tyle o panowanie (o czym mówi wiele innych tekstów Biblii), ale przede wszystkim o zbawienie, którego Bóg jest Autorem i Sprawcą.
weh (poprawiająca wokalizację dawnego Jehowah) nawiązuje poprawnie do tetragramu świętego z tradycji żydowskiej: YHWH” (Xavier Leon-Dufour, „Słownik Nowego Testamentu”). Imię to występuje w Biblii około 6800 razy i jest niewłaściwie tłumaczone jako „Pan” (hebr. Adonaj), co utrudnia odczytanie znaczenia hebrajskiego czasownika hawah lub hayah, najczęściej tłumaczonego jako być lub jestem. Imię to Bóg objawił Mojżeszowi, któremu powiedział: „Jestem, który jestem. Tak powiesz do synów izraelskich: Jahwe posłał mnie do was! (...) Pan Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba posłał mnie do was. To jest imię moje na wieki i tak mnie nazywać będą
Czytając Biblię, możemy natknąć się na wiele innych imion, tytułów i określeń Boga. Wszystkie one mówią, kim Bóg jest, co czyni i kim chce być dla każdego z nas. Abyśmy jednak prawdziwie poznali Boga, potrzebujemy nie tylko znajomości Bożych imion, ale przyjęcia Jezusa – Syna Bożego – który jest prawdziwym obrazem Boga (J 1. 12; Kol 1. 15). W Nim Bóg objawił się w całej pełni (Kol 2. 9–10). Dlatego chociaż „Boga nikt nigdy nie widział, jednorodzony Syn, który jest na łonie Ojca, objawił go” (J 1. 18). Jak powiedział Jezus: „Nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11. 25–27, por. J 7. 16; 12. 49). W Jezusie przemawia więc do nas Bóg. A kulminacyjnym punktem
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Jak poznać Boga? Czytając rubrykę „Pytania Czytelników”, zastanawiam się, co my, ludzie, możemy wiedzieć o Bogu. Czy w ogóle istnieje? Czy słaby ludzki rozum może dojść do poznania Boga? Zacznijmy od tego, że dla ludzi ciekawskich i tych, którzy przez nieprawość tłumią prawdę (Rz 1. 18), nie ma Boga – tak jak Jezus nie jest Mesjaszem dla niewierzących i nie miał nic do powiedzenia ludziom żądnym sensacji (Łk 23. 8–9, 39). Prawdę mówiąc, gdybyśmy byli skazani wyłącznie na nasze zmysły, to o Bogu nie moglibyśmy nic konkretnego powiedzieć. Bóg bowiem nie jest przedmiotem doświadczeń naukowych. Skąd zatem możemy wiedzieć, czy Bóg właściwie istnieje, czy też nie? Otóż Bóg nie pozostawił ludzi w ciemności co do swego istnienia. Przeciwnie! Dał nam wystarczające świadectwo, aby każdy, kto pragnie, mógł je rozważyć. Po pierwsze, źródłem objawienia jest sam Bóg, który – objawiając się człowiekowi – objawia mu równocześnie jego stan duchowy (np. Iz 6. 5; Łk 5. 8; Dz 9. 4–5). O Bogu możemy wiedzieć tylko tyle, ile On sam nam objawi i na ile my go szukamy. Na przykład Bóg umożliwia nam poznanie go poprzez obserwację świata materialnego, który nas otacza. Na ten naturalny aspekt poznawczy zwracają uwagę już autorzy Pism hebrajskich (ST): „Niebiosa opowiadają chwałę Boga, a firmament głosi dzieło rąk jego. Dzień dniowi przekazuje wieść, a noc nocy podaje wiadomość. Nie jest to mowa, nie są to słowa, nie słychać ich głosu... A jednak po całej ziemi rozbrzmiewa ich dźwięk i do krańców świata dochodzą ich słowa” (Ps 19. 2–5, por. Hi 12. 7–10; Iz 40. 26). Taka też jest argumentacja ap. Pawła, który stwierdza: „Ponieważ to, co o Bogu wiedzieć można, jest dla nich (pogan) jawne, gdyż Bóg im to objawił. Bo niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem, tak iż nic nie mają na swoją obronę” (Rz 1. 19–20). Wszystko, co nas otacza, świadczy o tym, że Bóg „nie omieszkał dawać o sobie świadectwa przez dobrodziejstwa, dając wam z nieba deszcz i czasy urodzajne” (Dz 14. 17). „Z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania, żeby szukały Boga, czy go może i nie znajdą, bo przecież nie jest On daleko od każdego z nas. Albowiem w nim żyjemy i poruszamy się, i jesteśmy” (Dz 17. 26–28).
Poznanie objawiającego się Boga-Stwórcy jest więc możliwe już chociażby ze świata fizycznego. Jak napisano: „Każdy dom jest przez kogoś budowany, lecz tym, który wszystko zbudował, jest Bóg” (Hbr 3. 4). Jednak aby Boga znaleźć, trzeba Go szukać! Następnym ważnym świadectwem o Bogu jest sama Biblia, która podaje, że Bóg „wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał dawnymi czasy do ojców przez proroków” (Hbr 1. 1). A zatem Bóg przemawia do nas w Biblii. Objawia nam siebie przez proroków i apostołów, a przede wszystkim przez Jezusa, który nazwany został Słowem Bożym. Aby więc poznać Boga i Jego wolę, należy przede wszystkim przyjąć objawienie Boże zawarte w Biblii. Przykładem zaś właściwego stosunku do Pisma Świętego mogą być Berejczycy, którzy „przyjęli Słowo z całą gotowością i codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają” (Dz 17. 11). Jednak literalna znajomość Biblii nie wystarczy, aby zrozumieć i przyjąć objawienie Boże. Jezus powiedział: „Jeśli kto chce pełnić wolę jego, ten pozna, czy ta nauka jest z Boga” (J 7. 17). Objawienie płynące z kart Biblii jest zapewnione tylko tym, którzy chcą pełnić wolę Boga. Bóg objawia siebie i udziela Ducha Świętego tylko tym, którzy są Mu posłuszni (Dz 5. 32). Jak napisano: „Początkiem mądrości jest bojaźń Pana, a poznanie Świętego to rozum” (Prz 9. 10). A zatem „żaden bezbożny nie będzie miał poznania, lecz roztropni będą mieli poznanie” (Dn 12. 10). Biblia uzależnia więc poznanie i pewność wiary jedynie na podstawie osobistych doświadczeń. Warunek jest prosty: tylko ten, kto chce pełnić wolę Boga może poznać – może otrzymać objawienie Boga. Podobnie powiedziano do Izraela: „A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem, objawię się wam – mówi Pan – odmienię wasz los i zgromadzę was ze wszystkich miejsc, do których was rozproszyłem” (Jr 29. 13–14). Wiele wydarzeń w dziejach narodu izraelskiego świadczy o Bożej potędze (por. Rz 15. 4; 1 Kor 10. 11). Ale nie tylko historyczne przetrwanie narodu żydowskiego jest świadectwem objawiającego się w mocy Boga, bo również wydarzenia
Jego objawienia jest wcielenie Syna Bożego, jego życie, działalność oraz śmierć i zmartwychwstanie. Czego więc nauczał Jezus o Bogu? Przede wszystkim Jezus podkreślał, że Bóg jest Stwórcą (Mt 19. 4), że jest jego Ojcem i Bogiem (J 20. 17), że jest Panem nieba i ziemi (Mt 11. 25), że jest święty, sprawiedliwy i doskonały (J 17. 11, 25; Mt 5. 48), że jest miłością (J 3. 16), że posłał Syna swego na świat, aby świat był przez niego zbawiony (J 3. 17), że udziela Ducha Świętego tym, którzy go proszą (Łk 11. 13), że zna nasze potrzeby, zanim go poprosimy (Mt 6. 8, 25, 30–32), że nasze modlitwy przede wszystkim powinny służyć panowaniu Boga w naszym życiu (Mt 6. 9–13, 33), że w domu Ojca jest miejsce dla każdego, kto wierzy i pełni Jego wolę (J 14. 1–2; Mt 7. 21). Krótko mówiąc: Jezus przedstawił Boga jako miłującego, przebaczającego i dobrego Ojca, który z radością wita każdego pokutującego grzesznika. Najdobitniej ta prawda została przedstawiona w przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15. 11–32). Zgodnie z tym porównaniem oraz całym nauczaniem Jezusa, Bóg jest Ojcem nie tylko narodu izraelskiego jako całości (por. Wj 4. 22; Ml 2. 10), ale każdego pojedynczego członka tego narodu oraz każdego, nie-Żyda, który nawraca się do Boga. Jezus Chrystus zachęca nas więc do tego, byśmy zwracali się do Boga słowami: „Ojcze nasz”. Bóg bowiem chce nawiązać z każdym z nas bliski kontakt. Chociaż „króluje na wysokim i świętym miejscu, jest też z tym, który jest skruszony i pokorny duchem” (Iz 57. 15). Jak powiedział Jezus: „Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i prawdzie” (J 4. 24) oraz: „Ojciec takich szuka, którzy by mu tak cześć oddawali” (J 4. 23), to znaczy: szczerze, zgodnie z Jego wolą, i to niezależnie od miejsca, czasu i okoliczności. Bóg interesuje się każdym z nas. Szuka tych, którzy Go szukają (2 Krl 15. 2; 16. 9). Objawia się w dziełach stworzenia, przez wielkie dzieła dokonane w historii Izraela, przez życie wierzących, którzy stali się nowym stworzeniem w Jezusie Chrystusie; przemawia z kart Biblii oraz przez Słowo wcielone – Syna Bożego, który jest obrazem Boga niewidzialnego (Kol 1. 15). Nikt więc – o ile przez nieprawość nie tłumi prawdy (Rz 1. 18) – nie musi pozostać z dala od Boga (Ef 2. 12–13). Poznanie objawiającego się nam Boga to sprawa najwyższej wagi. Jezus powiedział: „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (J 17. 3). Czy Go znamy? „Z tego wiemy, że go znamy, jeśli przykazania jego zachowujemy” (1J 2. 3). BOLESŁAW PARMA
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
B
adania nad tekstem No wego Testamentu wyka zały, że słynny fragment o jawnogrzesznicy – uznawany dziś za natchniony i kanonicz ny – jest późniejszym dodat kiem do Ewangelii Jana. „Nie będziesz cudzołożył” – głosi siódme przykazanie Dekalogu. Stary Testament jest bardzo konsekwentny, jeśli chodzi o rodzaj kary za złamanie tego przykazania. Zazwyczaj
SZKIEŁKO I OKO
dochodziło w przypadku stosunków seksualnych między mężatką a mężczyzną, który nie był jej mężem. Analogiczne stosunki żonatego mężczyzny i niezamężnej kobiety nie stanowiły już jednak cudzołóstwa, ponieważ ST dopuszczał poligamię. Mężczyzna mógł mieć kilka żon i konkubin, podczas gdy kobieta mogła mieć w tym samym czasie tylko jednego męża. W Biblii nie brakuje przykładów konkubin – były to „żony” zwią-
NIEŚWIĘTE PISMO
Cudzołożnice i konkubiny delikwenci wyprowadzani byli przed mury miasta i tam kamienowani na śmierć. Zdarzało się, że kobietę podejrzaną o cudzołóstwo poddawano sądowi Bożemu, zwanemu sota (z hebr.: „kobieta, która się odwróciła”). Odbywał się on w świątyni jerozolimskiej i polegał na wypiciu czary „gorzkiej wody”. Kapłan zbierał proch świątynny, wsypywał go do wody, w której następnie rozpuszczał święty tekst z odpowiednimi klątwami (Lb 5.). Jeśli oskarżenie było uzasadnione, z twarzy kobiety odpływała ponoć krew, oczy wychodziły na wierzch, brzuch się wzdymał i cudzołożnica umierała. W tej samej godzinie z karzącej ręki Boga ginął również ten, który wraz z nią popełnił grzech. Był to obrzęd praktykowany w judaizmie aż do zburzenia świątyni przez Rzymian (70 r. n.e.). Według rozumienia starotestamentowego, do cudzołóstwa
zane z jednym mężczyzną, lecz żyjące z nim bez formalnego ślubu i bez dokumentu małżeństwa zwanego ketuba. Najczęściej konkubiny rekrutowano spośród niewolnic. Dość powiedzieć, że aż siedmiu z ośmiu synów Abrahama wywodziło się z takich związków, zaś cztery z 12 plemion Izraela to potomkowie konkubin patriarchy Jakuba – Bilchy i Zilpy. Ogólna opinia wyrażona w Talmudzie dopuszcza
B
iskupi polscy wylewnie podziękowali Radiu Maryja za „wielką pracę ewangelizacyjną”. I tak panowie, z których większość ma doktora ty z teologii, dowiedli, że nie bardzo rozumieją, co studiowali, a nawet wykładali. Ewangelizować to, z języka greckiego, głosić dobrą nowinę. Dobra nowina – według Pism Nowego Testamentu – to wieść o tym, że Bóg przebacza grzechy tym, którzy się od niego odwracają, że daruje życie i wzywa do przestrzegania zasad Królestwa Bożego: miłosierdzia, braterstwa, oddania bliźnim, życzliwości dla każdego. Ewangelia to także odrzucenie wszelkiej obłudy, pychy i chciwości, to wybór „opcji na rzecz ubogich”, aby użyć języka soboru watykańskiego. Co Radio Maryja miałoby mieć wspólnego z tym nowotestamentowym rozumieniem ewangelii – trudno dociec. Tadeusz Rydzyk i jego media skupiają się na dwóch polach działalności. Jednym jest propagowanie tradycyjnych form religijności katolickiej, takich jak transmitowanie różańca, godzinek, rozmaitych nabożeństw i mszy. Samo propagowanie jakichś, nawet superbiblijnych, form religijności (co zresztą nie jest udziałem rozmiłowanego w ludowej dewocji Radia Maryja) nie jest jeszcze głoszeniem ewangelii. Warto przypomnieć, że najzagorzalsi przeciwnicy Jezusa z Nazaretu często się modlili
ŻYCIE PO RELIGII
posiadanie czterech żon, jednak w czasach posttalmudycznych niektórzy rabini widzieli konieczność zgody pierwszej żony na zaślubienie przez jej męża jeszcze innej kobiety. W wielu wypadkach w kontrakcie ślubnym kobiety umieszczały klauzulę „bigamia wykluczona”. A co nazywał cudzołóstwem ewangelijny Jezus? Wydaje się, iż rozumiał to pojęcie bardzo szeroko – nie tylko jako fizyczną niewierność. Podobnie zresztą jak prawu rozwodowemu preferującemu interes mężczyzn przeciwstawiał zakaz przeprowadzania rozwodów (wyjątkiem był rozwód właśnie z powodu cudzołóstwa). Wszyscy znają wzruszającą historię opowiedzianą w Ewangelii Jana o kobiecie przyłapanej na cudzołóstwie, którą chciano w trybie doraźnym ukamienować (J 8. 1–11). Wydawać by się mogło, że w zdarzeniu tym historyczny Jezus najpełniej wyraził swój sprzeciw przeciwko bezdusznemu kamienowaniu ludzi. Problem w tym, że historyczność tej opowieści jest znikoma. Przytacza ją tylko Ewangelia Janowa i w dodatku nie ma jej w najstarszych rękopisach tejże Ewangelii. Historia o cudzołożnicy nie pojawia się również w syryjskim, koptyjskim i armeńskim przekładzie tekstu Ewangelii. Nie znali jej pierwsi komentatorzy św. Jana – ojcowie greccy i łacińscy. Teologowie są dziś zgodni, że fragment o jawnogrzesznicy nie wchodził pierwotnie w skład czwartej Ewangelii, lecz jest interpolacją – kościelnym dodatkiem – podobnie zresztą jak cały 21 rozdział Ewangelii Janowej. Kto i kiedy ułożył tę opowieść? Nie wiadomo. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że w innych rękopisach historia ta, zresztą w różnych wariantach, pojawia się jako interpolacja do Ewangelii Łukaszowej. ARTUR CECUŁA
i byli ludźmi niezwykle religijnymi. I to oni byli pełnymi nienawiści wrogami ewangelii o Królestwie. Drugim polem zainteresowania Rydzyka i jego mediów jest aktywna działalność polityczna, zwalczanie jednych środowisk politycznych, popieranie innych, manichejskie, dwubiegunowe dzielenie świata na naszych i obcych według kryteriów narodowych, wyznaniowych, politycznych i rasowych. Ta tematyka akurat zupełnie nie zajmowała uwagi Jezusa z Nazaretu. Przeciwnie, przestrzegał on swoich uczniów przed wikłaniem się w tego typu działalność. Dowodził, że jego królestwo, a więc i ewangelia, nie są z tego świata. Rydzyk jest więc chodzącym zaprzeczeniem tego, kim był, co robił i co głosił Jezus. Zdumiewa więc reklamowanie go jako propagatora ewangelii. A może właściwie nie powinniśmy się temu dziwić? Rydzyk jest przecież kością z ich kości, krwią z ich krwi, tyle że oni działalność polityczną prowadzą w nieco bardziej zakamuflowany sposób. Oni także ewangeliczny sposób życia i myślenia zastąpili rytualną dewocją, stając się faryzeuszami naszych czasów. Ewangelia o przebaczeniu i miłosierdziu nie jest im do niczego potrzebna, chyba że jako pretekst do powoływania się na Chrystusa i do przemawiania w jego imieniu, ale w swoich sprawach. MAREK KRAK
Ewangelia nienawiści
K
iedy w roku 1936 w Peenemünde na bałtyckiej wyspie Uznam niemiecki Wehrmacht organi zował Wojskowy Instytut Doświadczalny do badań nad rakietami, nikomu nie przy szło do głowy, jakie będą kon sekwencje tej decyzji. Wśród założycieli Instytutu nie było jeszcze wybitnego konstruktora Wernhera von Brauna (1912–1977). Ten konstruktor i arystokrata pochodzący spod Poznania wstąpi do Instytutu nieco później. A jednak to on będzie tam wkrótce jedną z najważniejszych postaci, a w historii odegra rolę, którą trudno przecenić. Cztery lata później w Peenemünde powstał samolot o napędzie odrzutowym, z silnikiem Wernhera von Brauna, zbudowany przez Ernsta Heinkla. He 176 po raz pierwszy poderwał się w powietrze 20 czerwca 1939 r. Po trzech latach,
21
Prace von Brauna walnie przyczyniły się do rozwoju lotnictwa i kosmonautyki. To dzięki niemu i jemu podobnym ludzkość wyszła poza granice własnej planety. Lądowaliśmy na Księżycu, a nasze sondy docierają do granicy Układu Słonecznego. Jednocześnie jednak Wernher von Braun jest postacią pod wieloma względami symboliczną, bo stanowi przykład, że nauka, poznanie i geniusz intelektu nie muszą oznaczać wysokich standardów moralnych. Baron von Braun okazał się jeszcze jednym z milionów Niemców, którzy rzekomo nie wiedzieli o zbrodniach hitleryzmu, tylko sumiennie wykonywali swoje obowiązki. Najwyraźniej Braunowi nie przeszkadzały zbrodnicze hasła Hitlera, kiedy godził się na pracę w Peenemünde. Jak wielu jego współziomków, zapewne nie dostrzegał buty NSDAP, rządów terroru i milionów ofiar. Być może powiedziałby nawet, że nie słyszał o obozach
HISTORIA WOLNEJ MYŚLI
Ziemia – planeta ludzi 3 października 1942 r., Wernher von Braun – członek zespołu Waltera Dornbergera w Peenemünde – uczestniczył w wystrzeleniu rakiety A4, która osiągnęła wysokość 90 km nad ziemią. W ten sposób po raz pierwszy w dziejach wytwór człowieka opuścił naszą planetę i osiągnął przestrzeń kosmiczną. Oczywiście, nie o badanie kosmosu chodziło Hitlerowi, lecz o broń, a konstruktorzy z Peenemünde doskonale o tym wiedzieli. Toteż A4 szybko zamienił się w V2, rakietę zdolną do przenoszenia ładunku wybuchowego. To o niej właśnie donieśli Brytyjczykom polscy szpiedzy i wskazali cele do ataku bombowego. W rezultacie w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 r. 600 brytyjskich samolotów zniszczyło ośrodek w Peenemünde, co znacznie opóźniło prace nad nową bronią, ponieważ laboratoria i fabrykę trzeba było przenieść w góry Harzu – do podziemi wybudowanych rękoma niewolników. Von Braun do końca wojny pracował dla hitlerowskich Niemiec, a po roku 1945 znalazł się w Stanach Zjednoczonych. Tam brał udział w amerykańskim wyścigu technologicznym, a potem militarnym, ze Związkiem Radzieckim, uczestnicząc w budowie kolejnych rakiet. Ciężko przeżył przegraną w roku 1957, kiedy radziecki sputnik Siedowa stał się pierwszym sztucznym satelitą Ziemi, a pospiesznie zbudowana rakieta amerykańska eksplodowała dwie sekundy po starcie 6 grudnia 1957 roku.
koncentracyjnych, chociaż swoje badania prowadził w wielu miejscach na terenie Niemiec i w okupowanej Polsce. Doskonale rozumiał, że swoimi wynalazkami umacnia hitlerowską armię. Jednak nie przeszkadzało mu to później z równym zapałem pracować dla Stanów Zjednoczonych. Dla niego liczyło się tylko konstruowanie nowych rakiet. LESZEK ŻUK
Rakieta V2
22
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA RACJI PL Augustów – Bogdan Nagórski, tel. 601 815 228; Bełchatów – Marek Szymczak, tel. 603 274 363,
[email protected]; Będzin – zebrania w każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; Białystok – dyżury: wt.–czw., godz. 16–18, DH „Koral”, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309. Tel. 502 443 985; Bolesławiec –Wiesław Polak, tel. (75) 734 34 25; Brzeg – zebrania w każdy ostatni czwartek miesiąca, godz. 19, restauracja „Laguna” (przy obwodnicy). Koordynator na Brzeg: Zenon Makuszyński, tel. 696 078 240; Busko Zdrój – 25.05, godz. 17, pensjonat „Willa Ewa”, ul. Kusocińskiego 4a. Zapraszamy członków i sympatyków RACJI PL oraz czytelników tygodnika „Fakty i Mity”. Kamil Oliwkiewicz, tel. 600 121 793;
[email protected]; Bydgoszcz – ul. Garbary 24. Dyżury w każdy czwartek, godz. 17–19; Bytom – dyżury w czwartki, godz. 17–19, ul. Dworcowa 2; Chełm – zebrania w każdą ostatnią niedzielę m-ca, ul. Stephensona 5a, godz. 15. Tel. (82) 563 51 93, 501 711 386; Cieszyn – 17.05, godz. 16, Remiza OSP Bobrek, ul. Stawowa – spotkanie członków i sympatyków, tel. 661 210 589; Dąbrowa Górnicza – zebrania w każdą trzecią środę m-ca, godz. 17 w siedzibie Polskiego Związku Wędkarskiego przy ul. Wojska Polskiego 35; Dębica – kontakt: Małgorzata Król Gierczak, tel. 601 548 707; Gdańsk – kontakt: (58) 302 64 93, 691 943 633; Gdynia – kontakt: 604 906 246; Gliwice – kontakt: Andrzej Rogusz, tel. 600 26 70 76; e-mail:
[email protected]; Gorzów Wlkp. – Czesława Król, tel. 604 939 427; Gryfice – Henryk Krajnik, tel. 603 947 963; Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 600 872 683; Jasło – Józef Juszczyk, tel. 600 288 627; Jastrzębie – 27.05, godz. 17, ul. Jasna, bar Caro – zebranie członków i sympatyków RACJI PL; kontakt: Jan Majewski: 512 203 524 lub (032) 476 55 64; Kalisz – Stanisław Sowa, tel.: (62) 599 88 15, 512 471 675; Katowice – dyżury w każdą pierwszą sobotę m-ca od godz. 16, w siedzibie miejskiej SLD przy ul. św. Jana 10, (III p.); Ryszard Pawłowski, tel.: (32) 203 20 83, 606 202 093; Kielce – zarząd RACJI PL woj. świętokrzyskiego – dyżury we wtorki w godz. 14–18, ul. Warszawska 6, p.7; tel. (41) 344 72 73, 609 483 480; Kluczbork – Dariusz Sitarz, tel. (77) 414 20 47; Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy poniedziałek w godz. 16–18 w siedzibie przy ul. Rybackiej 8, tel. 505 155 172; Konin – kontakt: Zbigniew Górski, tel. 601 735 455; Kostrzyn – Andrzej Andrzejewski, tel. 502 076 244; Kraków – Zarząd Wojewódzki RACJI PL, 31-300 Kraków 64, skr. poczt. 36, tel. (12) 636 73 48; (12) 626 05 07; 695 052 835. Spotkania w trzeci czwartek miesiąca o godz. 17, korty WKS Wawel, budynek nr 38, ul. Podchorążych 3. Zarząd RACJI PL w Krakowie poszukuje chętnych do organizacji struktur powiatowych w Niepołomicach, Wieliczce, Suchej Beskidzkiej, Wadowicach, Andrychowie, Nowym Targu, Bochni i Brzesku. Zgłoszenia prosimy kierować pod nr tel. (12) 636 73 48; Legnica – kontakt: Krzysztof Lickiewicz, tel. 854 86 55, 607 375 631; Łowicz – Mirosław Iwański, tel. 837 78 39; Łódź – cotygodniowe zebrania odbywają się we wtorki w godzinach 16–18, ul. Zielona 15, I piętro, pokój nr 10, tel. (42) 632 17 84. Kontakt: Jolanta Komorowska, tel. (42) 684 47 55; Lublin –13.05, godz.15, ul. Beliniaków 7 (siedziba SLD). Zebranie Rady Wojewódzkiej woj. lubelskiego. Obecność obowiązkowa; Mysłowice – druga sobota każdego m-ca w Brzęczkowicach, lokal „Alf” (naprzeciwko Mini Kliniki), godz. 17, Remigiusz Buchalski, tel. 508 496 086;
Mielec – Zbigniew Maruszak, tel. (17) 788 91 01; Myszków – Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233; Niemodlin – Bogdan Kozak, tel. 694 512 707; Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. (68) 388 76 20; Nowy Targ – każdy 3 piątek m-ca, godz. 17, bar „Omega”, ul. Szaflarska 25, Stanisław Rutkowski, tel. (18) 275 74 04; Nowy Tomyśl – Barbara Kryś, tel. (68) 384 61 95; Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40; Olsztyn – tel. kontaktowy: 693 656 908; Opatów – tel. (15) 868 46 76; Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Frejlich, tel. 697 264 490; Piła – Henryk Życzyński – tel. (67) 351 02 85; Pińczów – tel. 888 656 655; Płock – Jerzy Paczyński, tel. 603 601 519; Poznań – kontakt: Witold Kayser, tel. (61) 821 74 06. Koordynator na powiaty jarociński, pleszewski i krotoszyński – Marcin, tel. 692 675 579; powiat słupecki – Włodzimierz Frankiewicz, tel. 692 157 291; Radom – Maciej Tokarski – przewodniczący Koła RACJA PL w Radomiu, tel. 660 687 179; Rybnik – Bożena Wołoch, tel. (wieczorem) 880 754 928; Rzeszów – spotkania w drugi i ostatni poniedziałek miesiąca, godz. 16, pub „Korupcja” ul. Króla Kazimierza 8 (boczna od Słowackiego), tel. 606 870 540, (17) 856 19 14; Sanok – kontakt: Klaudiusz Dembicki, e-mail:
[email protected], tel. 606 636 273; Siedlce – zebranie członków i sympatyków RACJI PL w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 17 w barze „Smaczek”, ul. Kazimierzowska 7. Kontakt: Kozak Marian, tel. 606 153 691; adres: Siedlce 6, skr. poczt. 9; Siemianowice Śląskie – każdy drugi poniedziałek miesiąca o godz. 16.00, ul. Szkolna 7. Kontakt: Zygmunt Pohl, tel. 501 797 260; Słupsk – kontakt: 505 010 972; Starachowice – tel. (41) 274 15 76; Stargard Szczeciński – 25.05, godz. 17, sala PCK przy ul. Limanowskiego 24 – zebranie członków i sympatyków RACJI PL. Marian Przyjazny, tel. 601 961 034; Staszów – Dariusz Klimek, tel. 606 954 842; Szczecin – 27.05, godz. 15 pod pomnikiem Czynu Polaków odbędzie się manifestacja pod hasłem „O świeckie państwo” połączona z rozdawaniem ulotek i egzemplarzy „FiM”. Dnia 28.05 o godz. 11 zapraszamy na piknik antyklerykalny. Zbiórka na pętli na Głębokiem; e-mail:
[email protected]; Świnoujście – zebrania członków i sympatyków RACJI PL w każdą ostatnią sobotę miesiąca o godz. 17 w lokalu przy ul. Grunwaldzkiej 62C; Tarnów – Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93; Toruń – zapraszamy do naszego biura przy ul. Broniewskiego 15/17 od poniedziałku do piątku w godz. 10–12 i 16–18; J. Ziółkowski – przewodniczący zarządu wojewódzkiego – zaprasza w każdy piątek w godz. 16–18; tel. 607 811 780, e-mail:
[email protected]; Turek – kontakt: Wiesław Szymczak, tel. 609 795 252; Wałcz – zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 14. Kontakt: Józef Ciach, tel. 506 413 559; Warszawa (Mazowsze) – osoby zainteresowane organizowaniem struktur terenowych w powiatach: mławskim, ostrołęckim, wyszkowskim, pułtuskim, sokołowskim, wołomińskim, mińskim, garwolińskim, otwockim, lipskim, białobrzeskim, grójeckim, piaseczyńskim, pruszkowskim, żyrardowskim, sochaczewskim, płońskim i ciechanowskim proszone są o kontakt z Krzysztofem Mróziem w celu uzyskania pełnomocnictw. Tel.: 608 070 752, (22) 646 82 12, e-mail:
[email protected]; Wrocław – kontakt: Jerzy Dereń, tel.: (71) 392 02 02; (71) 392 07 53; Zawiercie – Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233; Zielona Góra – Bronisław Ochota, tel. 602 475 228; Żary – Andrzej Sarnowski, tel. 507 150 177.
PROŚBA Zarząd Krajowy RACJI PL zwraca się z gorącą prośbą o wsparcie działalności partii. Zachęcamy przede wszystkim do wstępowania w nasze szeregi. Niezwykle ważna jest też pomoc finansowa. Utrzymujemy się wyłącznie ze składek i darowizn, a wszelkie inicjatywy pochłaniają duże pieniądze. Każda złotówka się liczy. Wpłat można dokonywać na nr konta: ING BSK, 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722, RACJA PL, ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa. Za każdą wpłatę z góry dziękujemy.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Bajdy i Wajdy Jak się skończy 70 lat, można mówić głupoty, a po osiemdziesiątce zabierać głos na każdy temat. Wielu Polaków uważa, że ta filozoficzna maksyma ich nie dotyczy. Zaczynają wcześniej. Prawdziwa epidemia datuje się od 1989 roku. Pierwszą ofiarą była aktorka Szczepkowska. Od niej zarazili się inni. Szło szybko. Całkiem młodzi artyści bajdurzyli o własnym domu. Że niby wreszcie mają. Dla większości był to ostatni występ w telewizji. Potem pojawiali się ewentualnie w reklamach. Ubezpieczenia, czekoladki, odkurzacze wyparły z ramówki Teatr Telewizji. Szło nowe. Część straciła nie tylko pracę. Także inwencję, polot, dowcip. Ulubieńcy Polski Ludowej przedstawiają się jako jej ofiary. Faktycznie są ofiarami wolnego rynku. Nie rozumieją jego reguł. Chcą forów jak za nieboszczki komuny. Jeden dla ściągnięcia widowni próbował nawet zostać prezydentem. Prawdziwym. Niewdzięczni dawni widzowie wybrali Wałęsę. Był zabawniejszy. Szkoda, że tak wielu poszło śladem byłego prezydenta i zostawiło swój ongiś znakomity warsztat. Nie, jak on, na górze. W PRL. Skończyli się wraz z nią. Swoistym wyjątkiem jest Wajda. Kiedyś tworzył naprawdę wielkie dzieła. Spalał się na ołtarzu sztuki, a na dnie popiołu zostawał gwiaździsty dyjament. „Ziemia obiecana”, „Człowiek z marmuru”, „Bez znieczulenia”, „Danton”, „Wesele”... Błyszczą do dziś. Przynoszą prestiżowe nagrody. Za miniony całokształt.
W nowych czasach Wajda też robi autodafe, ale na ołtarzu kolejnych rządzących. Dzięki temu odradza się jak feniks. Niestety, nie z tego popiołu od diamentu. Broni go metryka. Jako osiemdziesięciolatek ma prawo do wszystkiego. Szkoda, że korzysta. W wieku usprawiedliwiającym bajdurzenie jest ks. prof. nomen omen Bajda. Etyk powołania małżeńskiego i rodzicielskiego. Zapewne teoretyczny. W praktyce stały współpracownik Radia Maryja i „Naszego Dziennika”. Jego pseudonaukowe rozważania o antykoncepcji i aborcji jako znaku ostatecznej desakralizacji społeczeństwa zwalają z nóg. Są bezczelnym, demagogicznym kłamstwem. To bełkot. Nawet nie intelektualny. Zaledwie zwyczajny. Jak naukowy tytuł Bajdy. Skóra cierpnie na myśl, jaki dorobek jest podstawą katolickiej kariery akademickiej. Doprawdy, dużo trudniej było na WUML-u. Ze względu na zasięg oddziaływania niebezpieczniejsze od indywidualnego jest bajdurzenie instytucjonalne. W tej konkurencji przodują Radio Maryja i „Nasz Dziennik”. Organy ojca Rydzyka hołubione przez PiS i ePiSkopat. Ostatnio także chronione. Jako budujące przestrzeń wolności. Modły Rodziny Radia Maryja o ratunek zostały wysłuchane. Przynajmniej przez polskie władze. Duchowne i świeckie. Oprócz parasola ochronnego będzie z czasem i szmal z budżetu. Trzeba jakoś redemptorystom wynagrodzić sprzeniewierzenie świadectw
udziałowych. Czyżby kolejny cud JPII? Nieżyjącego protektora toruńskiego radyjka. Ostatnio walkę z Rydzykowymi mediami podjął IPN. Chce wieść prym w głupocie. Jego prokuratorzy – wieść dobre życie. Tak się w IV RP łączy przyjemne z pożytecznym. Proponują, aby zwolnienie z pracy w stanie wojennym uznać za zbrodnię komunistyczną. Konkretnie – zwolnienie kilkudziesięciu dziennikarzy z TVP. Dyrektorom telewizyjnych ośrodków grozi kara do trzech lat więzienia. Oczywiście ówczesnym. Obecni mogą zwalniać wszystkich. Najlepiej dawnych komuchów. To akurat zasługa. Dla odmiany zapewne kapitalistyczna. W tym względzie największe ma Balcerowicz. Jego terapia szokowa uwolniła od obowiązku pracy miliony Polaków. Do dziś stanowią armię bezrobotnych. Niewdzięczni ludzie swoje położenie uznają za kapitalistyczną zbrodnię. Dobrze wspominają PRL. Do rządu Marcinkiewicza mają zaufanie ponad dwuipółkrotnie mniejsze niż do Unii Europejskiej (28 do 72 proc.). Jakby ich Prezes Pan poprowadzał 40 lat po kulturalno-intelektualnej pustyni IV RP, tworzonej przez Ujazdowskiego i Giertycha, zapomnieliby przeszłość. I uwierzyli, że kapitalistyczne zbrodnie były dla ich dobra. Wcale nie byłoby trudno. Wszak, gdzie zaczyna się wiara, tam kończy się rozum. I to nie tylko katolicka wiara w Boga. Także wiara w Prawo i Sprawiedliwość. Niestety, pisane od dużej litery. JOANNA SENYSZYN
Kościołowi świeczkę, a państwu ogarek Dr Józef Niedziela, przewodniczący świętokrzyskiej RACJI i członek Zarządu Krajowego, wystosował w imieniu partii protest, w którym sprzeciwia się mówieniu nieprawdy przez posła Gosiewskiego w sprawie majętności na Łysej Górze w woj. świętokrzyskim. Poseł twierdził publicznie, że Kościół katolicki utracił te majętności za sprawą rosyjskiego zaborcy i zostały one wtedy „odebrane” zakonnikom, dlatego teraz konieczny jest ich zwrot. „W świetle powyższego ze zdziwieniem obserwujemy determinację Pana Posła na Sejm RP Przemysława Gosiewskiego w dążeniu do uszczuplania naszego majątku narodowego” – czytamy w proteście. RACJA wyraża również swoje oburzenie z powodu zwolnienia bez merytorycznej przyczyny dyrektora Świętokrzyskiego Parku Narodowego – Bogdana Hajduka: „Usunięcie ze stanowiska dyrektora ŚPN Bogdana Hajduka (...) jest co najmniej nieporozumieniem, jeżeli nie celowym działaniem. Naszym zdaniem, zwolnienie z pracy w osobie Bogdana Hajduka, strażnika prawa i rzecznika interesu Skarbu Państwa, pozwoli na przejęcie przez zakonników Oblatów państwowych obiektów na Łysej Górze. Uważamy, że jedyną winą dyrektora było to, iż stanął na drodze Krk w zagarnięciu mienia Skarbu Państwa znacznej wartości”. Partia posiada udokumentowaną, obszerną wiedzę, iż majętności na Łysej Górze od 1819 roku należą do Skarbu Państwa. Wiadomym jest, że wojewoda kielecki w styczniu 1998 r. stwierdził z mocy prawa własność wszystkich gruntów, pozostających w faktycznym władaniu Kurii Diecezji Sandomierskiej, a obecnie użytkowanej przez Zgromadzenie Oblatów Najświętszej Marii Panny. Tak więc zdecydowanie większa część zabudowań na Łysej Górze została nieodpłatnie już przekazana (a nie zwrócona) zakonnikom w roku 1998. Od maja 1991 r. trwają nieustanne zabiegi Diecezji Sandomierskiej w celu zawłaszczenia obiektów należących do ŚPN. Ich wartość jest określana na około 12 mln zł (wliczyć należy również koszty wykonanych remontów – ok. 18 mln zł). ŚPN natomiast straci możliwość spełniania swoich funkcji związanych z udostępnianiem parku do zwiedzania i edukacji albo trzeba będzie wydatkować znaczne kwoty z budżetu państwa na budowę nowego obiektu. Dnia 29.03.2006 r. lokalni liderzy świętokrzyskich organizacji politycznych i społecznych skierowali do ministra środowiska prof. dr Jana Szyszki wniosek dotyczący ochrony własności Skarbu Państwa na terenie ŚPN. Do dzisiaj – mimo obowiązującego prawa i określonych terminów – nie otrzymano odpowiedzi, co samo w sobie wywołuje duże oburzenie. Daniel Ptaszek (
[email protected])
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
KRZYŻÓWKA Odgadnięte wyrazy 4-lliterowe wpisujemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, w sposób pokazany strzałką.
Słownik politycznej polszczyzny (cz. 2) Antena – przyrząd do kontaktu z Radiem Maryja i Telewizją Trwam. Bezdomność – efekt prorynkowej polityki mieszkaniowej. Chrześcijańskie wartości – dochody, majątki i nieruchomości kościelne. Dyplomata – człowiek, który wie, co mówi, tyle że nikt nie wie, co on wie. Egzotyczne zjawisko – polska myśl polityczna. Fabryka – pozostałość po totalitarnym ustroju zniewolonego i zsowietyzowanego kraju. Górnik – zadymiarz domagający się wcześniejszej emerytury. Habit – uniform obowiązujący wodzirejów oficjalnych uroczystości państwowych. Irak – miejsce krzewienia demokracji i praw człowieka. Jałmużna – płaca minimalna. Kaczka – rezerwowy wariant dla orła w godle państwowym. Lewica – szyld przedwyborczy ugrupowań walczących o władzę. Łapownictwo – swobodny przepływ kapitału. Mieszkanie – przynęta, na którą łapią się wyborcy. Nuncjatura – stacja przekaźnikowa między centralą a organami terenowymi. Okazja – czyni polityka. Papież – burmistrz jednej z dzielnic Rzymu. Rosja – aparatura do wyłączania kurków z gazem. Społeczeństwo – elektorat właściwy plus przypadkowa zbieranina. Tymczasowość – pakt stabilizacyjny. Ultimatum – oferta pod adresem ewentualnych koalicjantów. Wybory – niedzielna zabawa z karteczkami. Zemsta – forma realizacji polityki kadrowej. Żywność – wygórowane marzenie bezdomnego. Opracowała @ Wujek Dobra Rada przestrzega: jeśli kobieta w nocy nie jęczy, to w dzień warczy. ¤¤¤ Jeśli nie zbudowałeś domu, nie posadziłeś drzewa i nie spłodziłeś syna, toś bezręki impotent, który nienawidzi przyrody. ¤¤¤ Zły znak: jedziesz nocą, do lasu, w bagażniku. ¤¤¤ Kobiecy ideał męskości jest trywialnie prosty: żeby chciał rozebrać i żeby mógł ubrać. ¤¤¤ Podobno na początku wszyscy ludzie byli jednej barwy. Ale kiedy Pan zapytał się Kaina, co zrobił ze swoim bratem, to ten zbladł i tak mu już zostało.
1) klatka przy klatce, 2) majtki na drzewie, 3) wokół niej wiruje Zośka, 4) warzy się, 5) do popisu, 6) bóg, co do grzechu namawia, 7) cztery ćwiartki, 8) ale plama!, 9) trafia na kamień, 10) „Nie, bo nie, i już!”, 11) o rurze w kaburze, 12) na czym Cham nie pływał sam?, 13) ciężka robota podobna do kaszalota, 14) naczynie na datki od wiernych gromadki, 15) grzywacze inaczej, 16) z nutką w salonie, 17) w tym temacie nie pogadacie, 18) muzyka glazurnika, 19) dwunasta część lodówki, 20) przyjmuje papierki za cukierki, 21) czerwony dzwonek, 22) klasztorna część baterii, 23) pora, gdy się lenię na basenie, 24) może być z sianem lub minivanem, 25) w nim paliwa nie zabraknie, 26) vis-à-vis dołu, 27) grat na wstecznym, 28) utwór z Oslo, 29) skorupiaki na alpejskie szlaki, 30) lokum szyderców, 31) stawiana w poprzek rzek, 32) złote – nie dla barana, 33) na ławę, 34) z nitką na parkiecie, 35) wydobywana w Europie, 36) rodzinna partia z obligacji, 37) w parze z winą i winami, 38) całowana w bajce, 39) wychodzi w morze, 40) statek dla wiernych, 41) rozsyłane w świat, 42) czeka na kawę, 43) świat zza krat, 44) uroczystość w galaktyce, 45) rowerowa margaryna, 46) uprawiany na deskach, 47) duchowny jak wielbłąd, 48) pycha z kielicha, 49) zapewnia zdrowie głowie, 50) wodzi na pokuszenie, 51) klatka dla amanta, 52) czas, gdy nic nie goni nas, 53) odprawiana bez kwitka, 54) nacięcie do zrzucania winy, 55) to się nosi, 56) obskurny dom chytrusa, 57) stop w spiżarni, 58) po zachodzie, 59) niekoniecznie szczupła w talii, 60) koniom lżej, gdy o nią mniej, 61) typ, co może grozić nożem, 62) wyścig do raju?, 63) do komputera wrzucane, 64) jajka w wodzie, 65) na Saharze o niej marzę, 66) czekoladowy bóg, 67) bliźniak w zakonie, 68) ukochana postać fana, 69) najlepszy w terenie, 70) podwieczorek w ambasadzie, 71) dokąd kubeł śmieci leci?, 72) metal w płynie (znany w medycynie), 73) litera w kącie, 74) nie myśli w barze o umiarze.
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie – angielskie przysłowie
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 17/2006: „Obok nonsensu grzechu istnieje paradoks łaski”. Nagrody (koszulka + czapka „FiM”) wylosowali: Piotr Niedzielski z Dąbrowy Górniczej, Artur Rydzio z Lubartowa, Karol Lechowicz z Bytomia. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika, wybrany wzór (do obejrzenia na www.faktyimity.pl), rozmiar koszulki oraz adres, na który mamy wysłać nagrodę. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Barański, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 maja na trzeci kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 19 (323) 12 – 18 V 2006 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Dobra rada
O
to porcja skojarzeń dla miłośników różnych gier, nie tylko słownych... posiada kość – magnat pożegnanie Piotra po francusku – papier obuwie Haliny – halibuty
człowiek z niedopałkiem – mapet dostawca gazu – gazda kot Pameli Anderson – pampers dwa wypalone papierosy – parapet
dawne zwyczaje – ekstradycja zaproszenie do spania – Honolulu roztańczony dezodorant – fabryka staropolskie oszczędzanie – domieszka
Gra w skojarzenia Nie jesteśmy pewni, czy kierowanie się miłością lub innym uczuciem na drodze jest bezpieczne. Polecamy raczej trzymanie się przepisów o ruchu drogowym Fot. WHO BE
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Biskup wizytował parafię na wsi. Rozpętała się burza i musiał zostać na noc. Parafia była biedna, więc przyszło mu nocować z proboszczem w jednym łóżku. Bladym świtem, nie otwierając oczu, proboszcz wali biskupa łokciem w bok: – Mańka! Wstawaj krowy doić! Rozespany biskup, także nie otwierając oczu: – Ależ pani prezesowo, co to za maniery?!
¤¤¤ Przed świętami Jasio odmawia pacierz i nagle krzyczy na cały głos: – I daj, Boziu, rower!... Daj mi pod choinkę ro-wer!!! – Czemu tak wrzeszczysz? – beszta go babcia. – Przecież Bozia nie jest głucha. Na to Jasio: – Bozia nie, ale wy, babciu, jesteście głucha... ¤¤¤ Jaki jest szczyt ponuractwa? Przez cały dzień oglądać TV Trwam i ani razu się nie uśmiechnąć.
pojemnik ze zjawami – koszmar człowiek bez mebli – persona non grata tajemnica Arkadiusza – sekretarka pożegnanie z chińskim specjałem – Paryż przystań pieniędzy – portmonetka pytanie, czy coś jest niedrogie – czytanie egoistyczny stosunek do wieprzowiny – maszynka dźwięk z koszmaru – maraton reklama proszku OMO – omotanie zachęta dla staruszka, aby pił przez słomkę – Stary Sącz bat Celiny – celibat sznur pochodzenia zwierzęcego – kotlina nowe pieniądze – Casanova
nielegalny punkt sprzedaży alkoholu uczonym – metafizyka płacz we dwoje – parlament Pakt atlantycki dla miast – natomiast skrzyżowanie kota z papugą – kotara syn optyka – synoptyk żarówka o ogromnej wadze – ciężarówka
prośba o jałmużnę – panda zagrywka szachowa na parkingu – parkomat samochód Ford Ka po rozwodzie – półka Na podst. Internetu opracowała @