Za kilka lat ZUS przestanie wypłacać renty i emerytury
DZIADY POD KOŚCIOŁY! INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 19 (375) 17 MAJA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str. 9
To jest sposób! Przestępczość gwałtownie spada, bo przestępców poskręcało ze śmiechu. Dlaczego? Policjanci – zamiast łapać bandytów – uczestniczą w maratonie do Watykanu. Biegną i modlą się jednocześnie! Str. 8
Str. 20
ISSN 1509-460X
Str. 3
2
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Rząd wzbogacił się o nowego wicepremiera. To Przemysław Gosiewski – wybitny specjalista od kolejnictwa, a dokładniej od „peronologii stosowanej”. Gosiu ma się zająć kontrolą pracy innych ministrów.
Dwa kotły i garnek
W mieszkańców tysięcy zapomnianych grajdołów – dzięki decyzji Kaczek – wstąpiła nadzieja.
Przez Polskę przeszła fala wiosennych przymrozków, które siały spustoszenie w sadach i ogrodach. Zbiory jabłek czy wiśni mogą być niższe nawet o 80 procent. Andrzej Lepper na dzień dobry oświadczył, że rząd nie ma pieniędzy na pomoc dla sadowników. Po kilkunastu godzinach zmienił zdanie i obiecał wszystkim poszkodowanym jakąś bliżej niesprecyzowaną kasę. Powód klęski jest tylko jeden: za mało pieniędzy na Świątynię Opatrzności.
Rząd premiera Jarosława Kaczyńskiego bez słowa sprzeciwu przyjął amerykański pomysł, aby to Polska pokryła część kosztów tarczy antyrakietowej. Mamy wybudować drogi, mosty, instalacje energetyczne. W zamian za to amerykańscy eksperci dokładnie policzyli, że rakiety terrorystów nie całą Polskę zmiotą z powierzchni ziemi.
Dwaj bracia dokonali rzeczy, która dotąd wydawała się niemożliwa. Zjednoczyli w działaniu byłych prezydentów, Wałęsę i Kwaśniewskiego, oraz jednego z liderów PO – Andrzeja Olechowskiego. Trzej panowie chcą odsunąć od władzy Kaczyńskich (wraz z przystawkami). Nie powinno to być trudne, bo po 18 miesiącach od wyborów 3/4 obywateli jest przeciw kaczym rządom. Jerzy Buzek, premier jak dotąd najgorszy, na taki wynik pracował prawie dwa lata.
Specjaliści z PiS tak dyplomatycznie prowadzili negocjacje z rządem słowackim w sprawie wspólnych inwestycji w gazociąg, że Słowacy sprzedali rurę Rosjanom. Jeszcze bardziej złośliwi byli Włosi i Bułgarzy. Nie pytając Kaczyńskich o zgodę, zawarli porozumienia z Moskwą w sprawie budowy nowych magistrali tłoczących paliwa z rosyjskich i kazachskich złóż do centrów dystrybucyjnych na południu Europy. W projektach uczestniczą także firmy z Grecji i Turcji. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, żeby do negocjacji zaprosić Polaków. Nawet w kawałach o lesie nikt nie chce być wrogiem niedźwiedzia...
Minister kultury Kazimierz Ujazdowski ogłosił, że z akcją usuwania piętnastu pomników żołnierzy radzieckich zaczeka jeszcze trochę. „Potrzeba się do niej dobrze przygotować” – tłumaczy powody zwłoki. Łże-elity woltę ministra tłumaczą resztkami zdrowego rozsądku i chęcią uniknięcia wielkiej międzynarodowej awantury. Rząd Kaczek w szykującym się sporze z Rosją byłby bowiem sam. Państwa Unii (poza Estonią) chcą robić biznes z Moskwą, a nie zajmować się nienarodzonymi embrionami lub trupami, tak jak polski rząd.
Na piłkarskim EURO 2012 zarobi Instytut ks. Henryka Jankowskiego, którego prezesem jest – jakżeby inaczej – 25-letni śliczny młodzieniec, niejaki Mariusz Olchowik. Instytut zakupił obiekt koło Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie, w którym ma być centrum biznesowo-kulturalne. Głównym sponsorem instytutu jest multimilioner Ryszard Krauze – przyjaciel Kwaśniewskich, prezes Prokom Software. Do rady programowej placówki zaproszono Zbigniewa Niemczyckiego, Romana Kluskę, arcybiskupa Leszka Sławoja-Głódzia i boksera Dariusza Michalczewskiego. Prezes Olchowik wsławił się już tym, że – nie mając wyższych studiów ani niezbędnej wiedzy – w imieniu naszego kraju odpowiadał za przygotowanie dla Komisji Europejskiej planu restrukturyzacji polskich stoczni. Ma ten Jankowski rękę i serce do młodych geniuszy! POLSKA/ROSJA Zapędy w sprawie likwidacji pomników żołnierzy rosyjskich wywołały protesty władz i obywateli Rosji. Najgłośniej swoje żale pod adresem państwa Kaczyńskich wykrzyczał patriarcha Moskwy i Wszechrusi – Aleksij II. Ten wpływowy prawosławny duchowny, zaliczany do elitarnego kręgu trzech najważniejszych przywódców Rosji, powiedział, że lżenie żołnierzy poległych w II wojnie światowej nie mieści się w kanonie cywilizacji. To już do tego Kaczory doprowadziły, że Wschód uczy nas cywilizacji... FRANCJA Ze starcia o Pałac Elizejski zwycięsko wyszedł konserwatysta Nicolas Sarkozy. Analitycy żartują, że Sarokozy’emu wydaje się, iż jest przywódcą całego świata, a nie prezydentem Francji. Politolodzy twierdzą, że Sarkozy nie ma żadnego pomysłu na rozruszanie gospodarki, a jego prezydentura to będzie czas awantur o wartości, porządek i zakres swobód obywatelskich. Francja, w której mieszka 3 mln muzułmanów, była dotąd rzecznikiem państw arabskich. Teraz, z Bushem bis jako prezydentem, może być niebezpiecznie... USA Najwierniejszy z wiernych współpracowników prezyden-
ta Busha, były szef CIA Georg Tenet, ujawnił, że aby uzasadnić wojnę w Iraku, władze fałszowały raporty tajnych służb. Wspomniany proceder polegał na niemal hurtowym przerabianiu analiz... Tenet ostrzega także, że – wbrew propagandzie sukcesu – FBI nie udało się rozbić siatek Al-Kaidy nawet w samych Stanach. Ooo, jak to wspaniale mieć takiego wielkiego przyjaciela i sojusznika!
N
ie wiem jak Wy, ale ja po prostu przestaję już trawić aktualne wydarzenia polityczne. Dzieją się rzeczy tak irracjonalne, że trudno już się z nich śmiać, a łez i nerwów już dawno zabrakło. Zamiast ogólnonarodowej mobilizacji w obliczu EURO 2012 znów na okrągło mamy dekomunizację, wymianę pomników, ściganie kobiet za krótkie spódniczki, rozróby w Sejmie i Giertycha ośmieszającego Polskę w Stambule. Najgorsze jest jednak to, że ludzie zaczynają się już przyzwyczajać do faktów, które powinny być przedmiotem badań pospołu Trybunału Konstytucyjnego, prokuratury krajowej i konsylium psychiatrów. Pozwólcie więc, że – z braku wyżej wymienionych kwalifikacji – nie skomentuję dziś niczego, co siłą rzeczy i tak musiałoby zakończyć się konkluzją, że wielbłądy są wielbłądami. A może raczej osłami. Dziś wolę się już zabawić w analityka. Od zarania kaczyzmu intrygowało mnie, że w mediach bardzo często powtarza się hasło: bracia Kaczyńscy wzorują się na Józefie Piłsudskim. Oni sami zresztą chętnie o tym mówią. Część prawicowych publicystów dodaje jeszcze, że styl urzędowania braci K. różni się od sposobu sprawowania tego urzędu przez ich poprzedników, zwłaszcza przez Lecha Wałęsę. Jest to wierutne kłamstwo. Po pierwsze, porównanie Kaczyńskich do Piłsudskiego jest socjotechnicznym zabiegiem, mającym na celu podbudowanie wizerunku braci. Odwołanie do historycznej postaci symbolizującej totalną odbudowę państwa ma sprawić wrażenie, że pomiędzy rokiem 1918 a 2007 nie ma żadnej różnicy. Po drugie, Kaczyńscy całość swojego programu politycznego podporządkowali walce z cieniami historii. Wynika to z ich chorobliwej, małostkowej mściwości, co już samo w sobie dyskwalifikuje ich jako mężów stanu. Wypalenie ogniem wizerunku Lecha Wałęsy, który Kaczorków wywalił ze swojej kancelarii i ośmieszył, jest jednym z głównych celów politycznych Jarosława K. Paradoks polega na tym, że bracia K. robią dokładnie to samo, co znienawidzony przez nich Wałęsa. Przyjrzyjmy się dokładnie wizerunkom całej trójcy. Wszyscy oni mieli demokratyczną legitymizację do sprawowania władzy. Ale żaden z nich nie otrzymał poparcia większego niż 40 procent. Szli do władzy, głosząc populistyczne hasła wymierzone w intelektualne elity. Można jeszcze od biedy zrozumieć kompleksy Wałęsy. Ale jedyne wyjaśnienie nienawiści Kaczek do „wykształciuchów” (określenie Dorna pod adresem profesury) może być tylko takie, że elity uświadamiają obywatelom, do czego zmierzają rządy PiS. Nasi trzej panowie niezwykle instrumentalnie traktują ludzi. Przestajesz być potrzebny, spadasz na drzewo. Sposób, w jaki Wałęsa w 1990 r. próbował pozbyć się Michnika ze stanowiska szefa „Wyborczej”, do złudzenia przypomina zachowanie Kaczyńskich w stosunku do Wildsteina, prezesa TVP, i wielu innych – żadnych merytorycznych zarzutów, tylko same obelgi. Marek Markiewicz – przewodniczący KRRiT – raz był najwierniejszym przybocznym Lecha W., po czym z dnia na dzień stał się zdrajcą, po czym znowu zaprzyjaźnił się z byłym prezydentem. W ciągu ostatniego tygodnia w gazetach zaprzyjaźnionych z PiS Marka Jurka obrzucono inwektywami, jakich nie użyłyby wobec tego agenta Watykanu nawet „Fakty i Mity”. Miło było poczytać, że według
zwolenników PiS, Jurek to „muzeum”, że zakaz aborcji jest próbą narzucenia większości społeczeństwa fundamentalistycznych poglądów, zaś między MJ a islamistami nie ma żadnych różnic. I nawet że Krk cieszy się w Polsce nadmiernymi przywilejami! Jednocześnie cała trójka ma niezwykle wąski krąg zaufanych, którym wybacza każde największe głupstwo (np. Wachowski i Gosiewski). A pamiętacie te słynne zderzaki Wałęsy? A czy zczołgany przez Jarka Kazio Marcinkiewicz albo Lepper, który z dnia na dzień stawał się warchołem i podporą rządu, nie byli takimi zderzakami? W polityce zagranicznej jest podobnie. Wałęsa zgłaszał jakieś pomysły NATO BIS, UE BIS, miotał się, opieprzał Zachód i chciał nawet kupować broń atomową. Bracia K. też obrażają się sami i każdego naokoło. Jak tylko da się znaleźć jakiś powód do bijatyki z Rosją, to są pierwsi w kolejce. A weźmy ich wspólne, ulubione zabawki, czyli służby specjalne. Wałęsa pierwszy wykorzystał je do walki z oponentami. Sprawa Olina czy machinacje UOP przy dymisji Waldemara Pawlaka idealnie pasują do kaczej akcji zwalczania oponentów poprzez miotanie insynuacji – na przykład o współpracy niesłusznych dziennikarzy z WSI. Czy ktoś z naszej trójki chciał może cywilnej kontroli nad specsłużbami? Skądże! Zarówno Wałęsa, jak i bracia K. nie znosili sejmu i w ogóle demokracji. Dla tych wybrańców narodu normą obowiązującą jest to, co im się za takową wydaje. Słynna falandyzacja prawa za czasów Wałęsy została teraz zastąpiona ziobryzacją. Mieliśmy w latach 1990–1995 w kancelarii Wałęsy faktycznie drugi rząd (były tam biura będące odpowiednikami ministerstw). Podobnie jest teraz – w Kancelarii Premiera mamy do czynienia z departamentami nadzorującymi prace ministrów. A przecież to właśnie od patrzenia jednych na ręce drugich, a drugich na ręce... itd. zaczynają się wszelkie rządy autorytarne. Zarówno kampania wyborcza Wałęsy w 1990 r., jak i podwójna kampania PiS-u w 2005 r. polegała na straszeniu wyborców. No bo kiedy komuś brakuje mądrego programu, to łapie za siekierki (zapowiedź Wałęsy z 1990 r., że „odrąbie zwolenników Mazowieckiego od stołków”) lub za lodówki, które PO chce ludziom opróżnić. Hasłom o blokowaniu przez stare układy miejsc na uczelniach, w adwokaturze czy notariacie służyły zarówno pomysły likwidacji PAN-u w 1991 r., jak i ustawa lustracyjna w wydaniu braci K. Kaczyńskich i ich wroga łączy jeszcze nienawiść do wolnych mediów i dogadzanie Kościołowi z zamian za poparcie z ambon. I na koniec – ostatnia zbieżność – brak zdolności posługiwania się jakimkolwiek językiem. Łącznie z polskim. Czemu więc dwa kotły z taką pasją przyganiają garnkowi? Bo takie już one są. Jest jednak różnica pomiędzy nimi. Lech Wałęsa ma twarz rozpoznawaną na całym świecie. Jest ikoną i ma swoje miejsce w historii. Bracia K. – poza powodem do żartów oraz irytacji – nie mają żadnego znaczenia na forum międzynarodowym i zapewne nie zapiszą się w historii Polski i Europy niczym wartościowym. W pamięci pozostaną jako dwa małe złośliwce. JONASZ
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
D
otychczasowa praktyka funkcjonowania sądów 24-godzinnych dowodzi, że wyobrażenia Ziobry i Kaczyńskich o trybie doraźnym jako lekarstwie na plagę chuligaństwa okazały się majaczeniami, za które zapłacimy ponad 46 mln zł... Gwoli rzetelności – wierzymy w dobre intencje Ziobry. Jednak to, co sprawdza się np. w USA, nie musi (z wielu względów, o których niżej) sprawdzać się w Katolandzie. Ale do rzeczy. Miało być pięknie: „Wysoki Sejmie, przyszło mi dziś przedstawić w imieniu rządu projekt ustanowienia sądów 24-godzinnych, który rozbudza wielkie społeczne oczekiwania i nadzieje na to, że państwo będzie mogło wreszcie w sposób skuteczny, szybki i stanowczy zwalczać drobną, acz niezwykle dolegliwą przestępczość, zwłaszcza przestępczość o charakterze chuligańskim” – entuzjazmował się 9 maja 2006 r. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro podczas pierwszego czytania projektu ustawy mającej zaspokoić „potrzeby milionów naszych rodaków, którzy czują się zastraszeni i zagrożeni”. Solennie zapewnił, że nowy akt prawny (a faktycznie plagiat koncepcji postępowania przyspieszonego, wprowadzonego w PRL ustawą z 22 maja 1958 r. – dop. red.) „skutecznie ograniczy przestępczość chuligańską”. Wyraził nadzieję, że ci wszyscy, którym iloraz inteligencji lub zacietrzewienie polityczne nie pozwolą zrozumieć jego wizjonerskich planów, „odrzucą demagogiczne tezy i twierdzenia oraz tanią, czasami wręcz cyniczną retorykę, a skoncentrują się na chuligaństwie i propozycjach jego skutecznego zwalczania”. Oto bowiem – według zamysłu ministra – przestępcy zostaną schwytani na gorącym uczynku lub tuż po jego popełnieniu, dzięki czemu sprawy będą tak oczywiste, że policji i prokuraturze wystarczy 48 godzin na zebranie materiału dowodowego, co z kolei pozwoli sądom skazywać delikwentów w ciągu kolejnych 24 godzin, a porządnym ludziom chodzić na stadiony razem z dziećmi, jak to za zbrodniczej komuny bywało. Ba, żeby praw człowieka nie gwałcić, każdy oskarżony otrzyma obrońcę z urzędu, choćby go nawet nie chciał, zaś w postępowaniu przyspieszonym (obejmującym czyny zagrożone karą do 5 lat pozbawienia wolności) sąd nie będzie mógł orzec więcej niż 2 lata więzienia. Po kilku miesiącach procedowania Sejm przyjął ustawę i 27 listopada 2006 r. pan prezydent zaprosił dziennikarzy, żeby zarejestrowali epokowe dokonanie PiS. „Nieprzypadkowo podpisuję tę ustawę tutaj, przy kamerach. Można powiedzieć, że jedno z podstawowych moich przekonań dotyczących sposobu i narzędzi walki z przestępczością – może nie tą najcięższą, ale dla
poczucia bezpieczeństwa obywateli niezwykle istotną, bardzo dokuczliwą – zostało zrealizowane” – zakomunikował publice Lech Kaczyński. Ujawnił przy okazji, że w tym doniosłym dniu spełnia marzenie, od którego był już o krok, gdy w lipcu 2001 r. premier Jerzy Buzek wygonił obecnego pana prezydenta z rządu, zabierając mu wszystkie zabawki, z teczką ministra sprawiedliwości włącznie. ¤¤¤ Ustawa o postępowaniu przyspieszonym wchodziła w życie 12 marca 2007 r. Propagandowo dopieszczona była wręcz perfekcyjnie. ¤ „Wszystkie polskie sądy są przygotowane logistycznie do realizacji nowych zadań, a ich praca będzie na bieżąco monitorowana. Prezesi poszczególnych placówek wyznaczyli pracownikom administracji sądowej dodatkowe dyżury w ramach trybu przyspieszonego, a jedyną barierą mogą być teraz wyłącznie ludzkie zaniedbania” – oświadczył wiceminister Kryże; ¤ Jego szef pochwalił się, że wyczarował 88 dodatkowych etatów sędziowskich i 206 administracyjnych na rzecz sądów 24-godzinnych, a także zadbał, żeby ludziom roboty przypadkiem nie zabrakło... „(...) poprosiłem ministra spraw wewnętrznych i administracji Janusza Kaczmarka, by spowodował zakup dla policji odpowiedniej ilości kamer o wysokiej rozdzielczości. One pozwolą w sposób precyzyjny zidentyfikować sprawców czynów chuligańskich” – podkreślił Ziobro w jednym z dziesiątków udzielanych wówczas wywiadów; ¤ Tuż przed „godziną zero” we wszystkich 311 sądach rejonowych powołano dodatkowe dyżury sędziów, protokolantów, biegłych, policjantów i adwokatów. Prezesi sądów oraz szefowie prokuratur posłusznie meldowali: „Jesteśmy gotowi także i na to, żeby chuliganów osądzać w nocy”, zaś komendanci wojewódzcy policji prężyli muskuły: „Niech no tylko ktoś zachuligani!” (ci z niższych szczebli drżeli na myśl o liczbie miejsc w izbach zatrzymań, których miesięczne „obłożenie” pod rządami nowych przepisów Komenda Główna Policji szacowała na ok. 12 tys. lokatorów, podczas gdy w Warszawie jest zaledwie 257 miejsc, zaś w całym kraju – 4,5 tys.). A gdy już północ wybiła i nastał 12 marca, rozpoczęło się ogólnopolskie polowanie na... nietrzeźwych rowerzystów, furmanów i kierowców! ¤¤¤ Inauguracja działalności sądów 24-godzinnych nie wypadła zbyt okazale, bo choć przestępcy wpadali jak śliwki w kompot, dyżurujący prokuratorzy i sędziowie musieli po kilkanaście godzin czekać, aż ich klienci oprzytomnieją w izbach wytrzeźwień. Wyroki zapadały później normalne: kilka miesięcy „w zawiasach” (choć zdarzyły się pojedyncze przypadki bezwzględnej odsiadki), zakaz
GORĄCY TEMAT prowadzenia pojazdów, grzywna, nawiązka... Niektórzy bardzo sobie chwalili nową procedurę. – Muszę przyznać, że jest lepsza niż to, co było wcześniej. Po co przeciągać, skoro jestem winny? Nic bym nie wskórał, a tak – wczoraj wypiłem, dzisiaj mam już sprawę za sobą – cieszył się wielce w tej dziedzinie doświadczony (ósmy wyrok) 35-letni Adam P. z Torunia. Za jazdę po pijanemu rowerem (wydychał 3 promile) dostał 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 5 lat, dozór kuratora, czteroletni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów oraz zobowiązanie zapłaty 200 zł organizacji społecznej. Wiedział, co mówi, bo wcześniej musiałby się fatygować do komisariatu na przesłuchania oraz do sądu na rozprawę, a tak – panowie policjanci wszędzie go elegancko podwieźli, a nawet nakarmili i wykąpali. Adam P. oczywiście nie zamierza niczego płacić ani zwracać państwu kosztów niechcianej obrony (adwokat zainkasował ponad 430 zł), bo po pierwsze – taką ma zasadę, a po drugie – nie pracuje, więc nie ma z czego.
¤¤¤ – Bilans jest imponujący, a idea sądów 24-godzinnych sprawdza się pod każdym względem – stwierdził wiceminister Kryże, podsumowując osiemnaście marcowych dni przyspieszonego orzekania. Wyliczył przy tym 4397 oskarżonych i skazanych, ani jednego wyroku uniewinniającego, 85 tys. w planie rocznym... Nie przeszło mu przez gardło, że projektodawcy ustawy przewidywali co najmniej 150 tys. tego typu spraw rocznie, przy kosztach ich obsługi szacowanych na 46,1 mln zł. Dyskretnie przemilczał też fakt, że odsetek chuliganów, „kiboli”, ulicznych wandali i drobnych złodziejaszków, w których wycelowane było ostrze ustawy, nie przekroczył 10 proc. schwytanych na gorącym uczynku i skazanych! Tymczasem sędziowie, prokuratorzy i policjanci w nieoficjalnych rozmowach klną Ziobrę w żywy kamień, podnosząc m.in., że: ¤ zaangażowanie sił i środków jest niewspółmierne do wagi popełnionych przestępstw, skoro chuliganów w trybie doraźnym jak na lekarstwo, a na rzecz jednego pija-
3
dla największych oferm w adwokaturze, którzy prawdopodobnie nigdzie nie zarobiliby po 1,4–2 tys. zł, czyli tyle, ile za jeden dyżur w sądzie 24-godzinnym (w biedniejszych regionach Polski brali dotychczas nawet po 100 zł od sprawy, a teraz mają po ok. 430 zł od „głowy” – niezależnie od tego, czy klient chce obrońcy, czy się przed tym wzbrania); ¤ podsądni, zamiast stawiać się na wezwanie, wojażują (izba wytrzeźwień–komisariat–prokuratura–sąd) teraz radiowozami w towarzystwie policjantów na kilkanaście godzin wyłączonych ze służby patrolowej na ulicach. A jak to wygląda w wystąpieniach oficjalnych: ¤ „Często zdarza się, że podczas dyżurów pełnionych przez sądy, prokuratury i adwokatów nie jest rozpatrywany żaden wniosek. Dyżury popołudniowe, nocne i weekendowe to po prostu marnotrawienie czasu pracowników wymiaru sprawiedliwości. (...) Szacuje się, że rozprawy w trybie przyspieszonym kosztują pięć razy więcej niż normalne” – podkreśliła w specjalnym oświadczeniu Joanna Agacka-Indecka, wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej. Wiceminister Kryże odparł, że są to oczywiste brednie, bo „teza, iż sądy 24-godzinne kosztują więcej niż inne, jest dowodem, że albo ktoś nie zna tego trybu, albo celowo wprowadza w błąd opinię publiczną”; ¤ „Liczne sygnały odbierane przez Stowarzyszenie Prokuratorów RP wskazują, że prokuratorzy poświęcają na codzienną realizację zadań służbowych czas przekraczający wymiar ośmiu godzin pracy. Rzadkością stają się wolne weekendy. Nadmiar obowiązków dodatkowo eskalują dyżury związane z funkcjonowaniem sądów 24-godzinnych” – czytamy w Uchwale z 17 kwietnia 2007 r. Zarządu Głównego Stowarzyszenia Prokuratorów RP, apelujących do pryncypała, by wreszcie przejrzał na oczy i „uporządkował obecny stan rzeczy”. ¤¤¤ Z zebranych przez „FiM” nieoficjalnych danych wynika, że po 2 miesiącach funkcjonowania trybu przyspieszonego sądy w dalszym ciągu zajmują się przede wszystkim nietrzeźwymi rowerzystami, woźnicami i kierowcami (ok. 90 proc. spraw), a chuligani raczej śpią spokojnie. Praktycy twierdzą, że idée fixe pana prezydenta, tak ładnie rozreklamowana przez min. Ziobrę, najpóźniej za rok umrze śmiercią naturalną, skoro nie uwzględniono w niej znaczącego – kadrowego oraz finansowego – wzmocnienia policji, od której wyłącznie zależy, kogo sądy 24-godzinne będą skazywać. Kto wie, czy dla ratowania twarzy – PiS nie powoła trybunałów półgodzinnych, w których sędzią będzie np. dyżurny komisariatu, co – przy rezygnacji z udziału prokuratora i obrońcy – podatników nie obciąży, bo rozprawy odbywać się będą w godzinach pracy funkcjonariusza... ANNA TARCZYŃSKA
24/h Fot. WHO BE
Na sąd 24-godzinny (po 1 czy 2 dobach spędzonych w policyjnych izbach zatrzymań) załapali się też m.in.: ¤ Urszula B., sprzedawczyni ze sklepu nocnego w Dzierżoniowie, schwytana na gorącym uczynku sprzedaży butelki piwa nietrzeźwemu; ¤ obywatel Estonii skazany przez łódzki Sąd Rejonowy na 5 dni bezwzględnej odsiadki za kradzież butelki likieru w hipermarkecie; ¤ mężczyzna przyłapany w Tarnowie na kradzieży opakowania mielonego mięsa wieprzowo-wołowego à 3,49 zł, za co skazano go na 500 zł grzywny; ¤ Marzena K. z Poznania, która kupując w hipermarkecie kij do mopa à 3,90 zł, nakleiła na niego metkę z ceną 1,90 zł (200 zł grzywny).
nego rowerzysty pracuje co najmniej 7 osób (dwóch doprowadzających go policjantów, prokurator, osoba obsługująca Krajowy Rejestr Karny, adwokat broniący podejrzanego na koszt państwa, protokolant i wreszcie sędzia; ¤ przyspieszenie rozpatrywania „nietrzeźwych” spraw jest zwyczajnym fajerwerkiem dla gawiedzi, skoro wcześniej – z bardzo podobnymi wyrokami – były one z reguły załatwiane w kilkanaście minut na wniosek o tzw. samoukaranie (lub w jeszcze bardziej uproszczonym postępowaniu nakazowym, w którym wyrok mógł zapaść zza biurka sędziego), bez konieczności udziału adwokata, absorbowania policji oraz kosztownych godzin nadliczbowych pracowników administracyjnych. A godzi się podkreślić, że nowe regulacje stały się prawdziwą żyłą złota i ratunkiem
4
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Amatorka rozporka Niektórym naszym parlamentarzystom Bóg dał mózg i penisa, lecz krwi tylko tyle, żeby zasilać albo jedno, albo drugie... Słynny Marian Piłka z Trąbek, autor nie mniej słynnego i jakże słusznego powiedzenia: „Seks to ujemne kalorie!”, nareszcie może przystąpić do roboty, do której stworzył go Bóg oraz Jego Moherencja Rydzyk. Jakiej „roboty”? Ano tej oczekiwanej przez całe zdrowe moralnie katolickie społeczeństwo, a mianowicie: zniszczenia pornografii! (patrz: „Piłka w grze” – „FiM” 12/2007). Projekt ustawy jest już, przepraszam za wyrażenie, w lasce Dorna. Wesprze go w tej zbożnej pracy nie tylko Marek Jurek, obrońca plemników, ale także Wesoły Romek, ten co w Kórniku ma swój domek. Anna Jabłońska-Siarkowska (aktywistka Młodzieży Wszechpolskiej) już dała swój wspierający głos i przeprowadziła wykład na temat pornografii, która „prowadzi do eskalacji potrzeb i wywołuje postawy egoistyczne – szczególnie wśród męskiej części społeczeństwa”. Kobiety o takich poglądach mają tylko dwa wyjścia: powinny iść na ulicę i zacząć nowe życie albo skończyć jako moherowy beret. Na mnie Piłka może liczyć, bowiem wiem, jaka jest różnica między słowem „koleżanka” a „leżanka”. Jestem również związany z balangami sekty Jego Moherencji. Wiecie, po czym poznaję, że jestem na zlocie Rodziny Radia Maryja? Spotykam tam dwadzieścia tysięcy kobiet i żadna nie jest w moim typie!
S
Jako więc osoba absolutnie predestynowana do zwalczania pornoli proponuję utworzyć organizację o nazwie Polacy kontra Pornografia (PKP) i po pierwsze – zażądać, aby PiS na swoich budynkach rządowych naklejał napisy: „Burdel nie z tej ziemi, zapraszamy wszystkich politycznych dewiantów!”. Po drugie – trzeba wydać kolorowy folder z wypowiedzią Rydzyka: „Popatrzcie na te kobiety na ulicach. Tak chodzą i się ubierają, jak gdyby były prostytutkami. Popatrzcie, ile mamy w Polsce prostytutek. Ulice pełne prostytutek na każdym kroku” (wypowiedź autentyczna!). Poza tym Piłka, żeby zwalczać to gówno, najpierw musi sprawdzić, jak wygląda kręcenie pornoli. Powinien się przebrać za jakąś piękną laskę i wziąć (incognito) udział w sesji zdjęciowej romantycznego filmu pt. „Amatorka rozporka”. Oglądałem pierwszy odcinek i uszy mi stanęły od tego mamrotania: Dobrze, głębiej, wyżej,
pór polityczny pomiędzy klerykałami spod znaku Kaczyńskich a jeszcze większymi klerykałami z LPR i od Marka Jurka przeniósł się z parlamentu na łamy prasy. „Co ma dzisiaj katolicyzm? Otóż realny monopol na kształtowanie etycznych postaw Polaków. Jeżeli spojrzymy na sprawę w kategoriach wielkich liczb, to edukacja moralna w Polsce jest katolicka. Czy można mieć dzisiaj coś więcej? Nikt w Europie nie ma tyle, ile katolicy w Polsce. Gra o jeszcze więcej byłaby już tylko bezczelnością, zwykłym awanturnictwem”. Pytanie za 100 punktów – kto odmalował taki przejmujący obraz zupełnej klerykalizacji Polski? Maria Szyszkowska, Joanna Senyszyn, a może któryś z innych felietonistów „Faktów i Mitów”? Czyżby jakiś działacz związku wolnomyślicieli lub racjonalistów? Nic z tych rzeczy. To Robert Krasowski, redaktor naczelny około-Kaczyńskiego „Dziennika”, gazety reprezentującej interesy i poglądy środowiska jak najbardziej prawicowego, konserwatywnego i klerykalnego. Skąd taka zmiana języka, skoro klerykałowie dotąd krzyczeli zgodnie, że Kościół w Polsce jest biedny i prześladowany (sic!) i dlatego trzeba mu w paszczę pchać coraz to nowe przywileje i pieniądze? Otóż gazeta bez nazwy, czyli „Dziennik”, jest w ostatnich tygodniach atakowana gwałtownie przez inny
niżej, uuu, aaa! Filmom typu „Amatorka rozporka” wznieść się na wyższy moralny poziom pomoże udział naszych przystojnych polityków (np. Gosia), u których tylko pożeracz mózgu zdechnie z głodu. Należy również zadbać o wychowanie seksualne dzieci, bo to, co teraz jest, to zgroza! Jego Moherencja Rydzyk słusznie powiedział na ten temat: „Ja już nie mogę się na to wychowanie seksualne patrzeć. I popatrzcie, jak ono jest wprowadzane w Polsce. Rękami katolików jest wprowadzane. To jest normalny instruktaż. Dzieci się instruuje, jak robić samogwałt, jak sobie robić dobrze bez Boga!” (wypowiedź autentyczna!). A kiedy już wprowadzimy to rydzykowo-piłkowe-jurkowo-giertychowe wychowanie seksualne do szkół, to w życiu będzie jak w dowcipie: – Mamusiu! Mam 15 lat! Czy mogę już założyć biustonosz?! – Nie marudź, Andrzejku! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Władze Rypina postanowiły zadbać o pomyślność i rozwój swojego 17-tysięcznego miasteczka w ten sposób, że nad losem jego mieszkańców będzie czuwał Jan Chrzciciel – prekursor ruchu hippisowskiego w Izraelu sprzed 2 tys. lat. Burmistrz Marek Błaszkiewicz (PO) traktuje opiekę Jana Ch. jako priorytet swego urzędowania. W specjalnym piśmie do biskupa uniżenie prosił o tę wielką łaskę dla Rypina. Już 24 czerwca miasto odda się pod opiekę wędrownego Żyda.
I PO PROBLEMACH!
Kilkanaście lat spędził 45-letni strażnik leśny z Koniecpola pośród okolicznej fauny i flory. Czasem sobie popijał, aż w końcu stracił czujność i nawalony jak stodoła napatoczył się na swojego przełożonego. Ten zapakował go do samochodu i postanowił zawieźć na badanie alkomatem, żeby mieć stuprocentową pewność, że to, co czuje, to wódka, a nie krople żołądkowe. Profilaktycznie zadzwonił też na policję. Widok niebieskiego munduru rozwścieczył jednak 45-latka, który władzę pogryzł, skopał, a w końcu zdołał uciec w okoliczne lasy.
POWRÓT DO NATURY
Pewien 30-latek z Chełma kupił sobie na targu granat. Był przekonany, że to wyłącznie atrapa, więc zrobił z niego popielniczkę. Nabytkiem cieszył się jednak krótko, bo eksplodował on przy pierwszym gaszeniu niedopałka.
RZUCIŁ PALENIE...
Antyklerykalny sąd 24-godzinny w Rybniku skazał 70-letnią staruszkę za to, że za głośno słuchała Radia Maryja. Sąsiedzi mają z kobitką przechlapane, bo oprócz tego, że serwuje im studecybelowe „Rozmowy niedokończone”, rzuca w bawiące się dzieci workami z wodą i wyzywa je od bękartów z nieprawego łoża. Policjanci nie mieli lekko z krewką staruszką – najpierw rzuciła w nich inwalidzką kulą, krzycząc przy tym na całe gardło: „Apage, satany!”. Kiedy w końcu udało się ją okiełznać i trafiła przed sąd, wyrok skomentowała jako spisek żydo-komunistyczno-masoński. Ojciec dyrektor powinien być dumny z takiej córy!
RODZONA CÓRKA
Z kolei inne „dzieci” ojca dyrektora działają w Krakowie. I tu wypowiedziały nierówną wojnę ogromnym billboardom reklamowym, które – ich zdaniem – krzewią niemoralność. Pod osłoną nocy, umykając przed strażą miejską i policją, pani Leokadia w towarzystwie pana Rysia zrywa plakaty reklamujące bieliznę, rajstopy i telefony komórkowe. Robią to dla dzieci i młodzieży. Z modlitwą na ustach i rozkładaną drabinką w ręku wychodzą w miasto, aby w miejsce „unijnych wyziewów” wpisywać katolickie i pełne miłosierdzia: „Żydy”. Opracowała WZ
NASI BOHATEROWIE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE ultrakatolicki dziennik o nazwie „Rzeczpospolita” – za to, że ten pierwszy zwalczał antyaborcyjną inicjatywę człowieka bez nazwiska, czyli Marka Jurka, i LPR. „Rzeczpospolita”, dawnej pismo prokatolickie umiarkowanie, pod nowym przywództwem niejakiego Lisieckiego z „Opus Dei” bez zahamowań promuje najbardziej konserwatywną odmianę katolicyzmu. Stąd spór pomiędzy klerykałami umiarkowanymi spod znaku Kaczorów, którzy Kościół traktują jedynie jako narzędzie do ogłupiania i podporządkowania sobie społeczeństwa, oraz klerykałami szczerze oddanymi katolicyzmowi, którzy wszystko i wszystkich chcieliby poddać watykańskim dogmatom. Krasowski twierdzi, że takie zapędy są bezskuteczne, bo czasy już nie te, a poza tym mogą się spotkać ze skutecznym oporem społecznym. Zatem, zdaniem naczelnego „Dziennika”, Jurek i jurkopodobni są dla Kościoła i prawicy w gruncie rzeczy szkodliwi. Nie uważa ich za prawicę zresztą, lecz określa mianem „muzeum”. Z naszego punktu widzenia, spór ten wydaje się mało istotny, bo kraj – tak czy inaczej – jest sklerykalizowany do obrzydzenia i wymiotowania. Miło jest wszakże przeczytać, że ci, którzy do tego doprowadzili, skaczą sobie teraz do oczu, wyzywają się od „lewicy” i „muzeów” i przyznają to, co bali się do tej pory otwarcie powiedzieć – że kler w tym kraju rządzi. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Wyznania klerykałów
Ograniczę liczbę dziennikarzy w Sejmie. Będzie podział na grupy. Tak jak w Rzymie: patrycjusze, ekwici i plebejusze. W zależności od rodzaju akredytacji każda z tych grup miałaby inne uprawnienia, jeśli chodzi o dostęp do polityków i możliwość poruszania się po Sejmie. (Ludwik Dorn)
¶¶¶
Nie ma odwrotu od budowy świątyni Świętej Bożej Opatrzności. Ta świątynia nie tylko jest dowodem tradycji, którą podtrzymujemy, i przyrzeczenia, o którym pamiętamy, ale jest ona przybliżeniem obecności Boga pośród nas. (Józef Glemp)
¶¶¶
Dokończenie budowy świątyni powinno być ważne dla każdego polskiego katolika. Władze miasta są instancją, która w miarę możliwości musi pomagać usprawnić realizację tego przedsięwzięcia. (przewodniczący Rady Miasta Warszawy Lech Jaworski)
¶¶¶
To człowiek maszyna (Przemysław Gosiewski – dop. red.) – nie śpi, nie jada, jest tytanem pracy. (Tomasz Markowski, PiS)
¶¶¶
Hojarska kłamała, że opalałam się nago. Nie podobały się jej moje zdjęcia. Po jej ordynarnej wypowiedzi otrzymałam mnóstwo sygnałów z terenu ze wsparciem. Dostałam nawet list podpisany „sąsiad Danki”, w którym nadawca pisze, że opalanie się topless to na plaży normalne i żeby Hojarską się nie przejmować. (Sandra Lewandowska)
¶¶¶
Znam go z poczucia humoru (Janusza Maksymiuka – dop. red.). Jeśli zasugerował, że mają się z Sandrą ku sobie, to jest to prawda. My wszyscy w Samoobronie mamy się ku sobie. (Renata Beger) Wybrała OH
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
TROCHĘ ODBIŁO... ...Mirosławowi Orzechowskiemu, zajmującemu fotel wiceministra edukacji. Oto jak zareagował na ogłoszenie pogotowia strajkowego przez Związek Nauczycielstwa Polskiego: – ZNP jest radykalną postkomunistyczną organizacją, która gotowa jest zburzyć spokój w czasie matur. Przekracza granice nieprzyzwoitości, ale też i kompetencji. ZNP faktycznie ogłosił 7 maja pogotowie strajkowe. Tyle że ograniczające się do wywieszania flag, plakatów i informowania w terenie o swoich postulatach. Nauczyciele wcale nie zamierzają burzyć spokoju podczas egzaminów dojrzałości. DP
katechetki, a także chrzest, Pierwsza Komunia Święta, bierzmowanie czy ślub kościelny – to okazje do przygotowania laurki z życzeniami. Aby wybawić wiernych z kłopotu wymyślania pobożnych dedykacji, ksiądz Zbigniew Trzaskowski wydał specjalną antologię „Życzę Ci...”, zawierającą ponad 800 tematycznie pogrupowanych wierszy. Znalazły się wśród nich utwory na wszelkie katolickie święta (włącznie z postem i adwentem) oraz przeróżne uroczystości rodzinne i szkolne. Autor nie zapomniał nawet o dniu św. Walentego, czyli walentynkach, ani nie pominął 8 Marca. AK
(student III roku pedagogiki) nie widzi nic złego w swoim działaniu i twierdzi, że chodziło mu jedynie o zmuszenie młodych ludzi do myślenia. Czyż m.in. nie od nadmiaru takiego „myślenia” jesteśmy w ostatnich latach świadkami rekordowej liczby samobójstw? RP
HISTERYK UJAZDOWSKI
CO ZA DUŻO...
MINI... MALISTA Były poseł PiS, obecnie członek Prawicy RP (partia Jurka) Artur Zawisza, domaga się ustanowienia w Polsce prawa ścigającego kobiety za noszenie spódniczek mini, dekoltów oraz za wyzywający makijaż, jeżeli tak prowokująco ubrane znajdą się w okolicy drogi publicznej. Pomysł jest wymierzony w przydrożną prostytucję, ale nie tylko, bo w maju przy drogach modli się na nabożeństwach do N.M. Panny mnóstwo skąpo ubranych przedstawicielek płci nadobnej. Nie wiadomo jeszcze, jak policja będzie odróżniać prostytutki od innych, równie skąpo odzianych kobiet, czy glejtem będzie posiadanie medalika, jaka będzie bezpieczna długość damskiego ubioru itp. My postulujemy, żeby zacząć od przebadania posła Zawiszy przez psychiatrę. AC
RECYKLING DZIEWIC Dobra wiadomość dla katolików, którzy utracili dziewictwo przed ślubem. Jeszcze nie wszystko stracone! Katolicki portal Adonai proponuje bowiem prosty i zupełnie darmowy sposób na odzyskanie utraconej czystości, promując tzw. wtórne dziewictwo. Idea ta, choć nie przywraca fizjologicznej czystości, ma za zadanie zapobieżenie dalszej destrukcji psychicznej i duchowej. W praktyce ma to oznaczać zaniechanie wszelkiej aktywności seksualnej i nauczenie się wyrażania miłości bez podtekstów erotycznych. W zachowaniu wstrzemięźliwości aż do chwili ślubu wtórnym dziewicom ma pomóc uświadomienie sobie, że życie seksualne w małżeństwie jest jedyną formą seksu spełniającą boski zamysł oraz rozwinięcie nowych zainteresowań i znalezienie nowych przyjaciół... AK
POBOŻNE ŻYCZENIA Powitanie nowego proboszcza i pożegnanie starego, wizytacja biskupa, rocznica święceń kapłańskich, imieniny siostry zakonnej czy
Panie ministrze Ujazdowski, ucz się pan od mądrzejszych od siebie, bo na edukację nigdy nie jest za późno. Arcybiskup Marian Gołębiewski z Wrocławia radzi, by przy usuwaniu pomników symbolizujących dominację sowiecką w Polsce zachować wyjątkowy takt i spokój. Bardzo przydatna powinna być dla nas ostatnia lekcja estońska. Histeria, którą pan rozpętuje, przygotowując ustawę o burzeniu pomników i zmianie nazw ulic, przyniesie Polsce ogromne straty; także te wymierne, związane np. z kompletnym już załamaniem handlu z Rosją. Oczywiście, akurat Pana to niewiele obchodzi – zawsze bardziej dbał Pan o interesy Watykanu niż Polski. RP
MYŚL, CZŁOWIEKU! „Dla kogo i po co żyłem, kto mnie w życiu zranił, czego żałuję, czy cieszę się z przeżytego życia? – to tylko niektóre z pytań, na które gimnazjaliści z Leszczyn koło Kielc musieli odpowiedzieć w... testamencie. Tak nietypowe zadanie zlecił świecki animator, przygotowując uczniów do bierzmowania. Jeden z rodziców gimnazjalisty o mało nie zemdlał, gdy w jego ręce przypadkowo trafiła „ostatnia wola” syna. Proboszcz parafii św. Jacka uznał testamentowy pomysł za niebezpieczny, podobnie zresztą jak liczni pedagodzy. A sprawca zamieszania i szokującej inicjatywy
5
NA KLĘCZKACH
WIARA W KOŚCI Z jednej strony Kościół kat. nakazuje pozostawienie ludzkich szczątków w spokoju, z drugiej zaś – w majestacie prawa wydobywa je na światło dzienne i do tego... dzieli na części. Tak było przed wiekami ze zwłokami św. Wojciecha, a teraz z truchłem Szymona z Lipnicy. Ten ostatni niedługo zostanie wyniesiony na ołtarze przez B16, w związku z czym specjalna komisja powołana przez abpa Dziwisza dokonała w Krakowie otwarcia trumny przyszłego świętego. Komisja podzieliła kości – jedna będzie eksponowana w kaplicy nad ołtarzem, druga zaś – w postaci pociętych kawałków zwanych relikwiami – powędruje do kościołów na całym świecie. BS
Grupa brytyjskich ekspertów opracowała raport, w którym dowodzi, że wielodzietne rodziny szkodzą środowisku naturalnemu. Zdaniem naukowców, gwałtowny wzrost populacji (w 2050 roku będzie żyło na Ziemi o 50 procent ludzi więcej niż w tej chwili!) jest katastrofalny dla środowiska i znacznie przyczynia się m.in. do nasilenia efektu cieplarnianego. Według Brytyjczyków, idealnie byłoby, gdyby rodziny ograniczyły się do posiadania dwójki dzieci. MK
MY, TERRORYŚCI Watykański dziennik „L’Osservatore Romano” uznał, że „terroryzmem jest przypuszczanie ataków na Kościół”. To stwierdzenie padło po tym, jak politykę papieską skrytykował we włoskiej telewizji państwowej jeden z artystów występujących na koncercie pierwszomajowym. Oskarżenie krytyków Kościoła o terroryzm to novum w kościelnej propagandzie. Rozumiemy, że następnym etapem będzie wzywanie przez Kościół do bombardowania siedlisk terrorystów, czyli antyklerykalnych redakcji, partii itp. AC
KRUCYFIKS I MEDYCYNA Religious Coalition for Reproductive Choice, organizacja międzywyznaniowa w USA, wystąpiła do rządu Busha, Sądu Najwyższego
USA oraz Kościoła katolickiego z apelem o zaprzestanie ingerencji religijnych w sprawy medyczne. Asumptem była decyzja Sądu Najwyższego z 18 kwietnia, zakazująca wykonywania zabiegów przerywających ciążę, kiedy lekarze zdecydują, że jest to niezbędne z powodu bezpieczeństwa kobiety. „Oni narzucają wszystkim swój punkt widzenia” – oświadczyli liderzy organizacji, przypominając, że piątka sędziów głosujących za ustanowieniem zakazu to radykalni katolicy. „Pięciu mężczyzn katolików decyduje, co jest dobre i moralne dla lekarzy, kobiet oraz ich rodzin, stawiając ich w trudnej sytuacji” – stwierdzają sygnatariusze apelu. Ugrupowanie – w skład którego wchodzą pastorzy protestanccy, działacz żydowski, grupa lekarzy oraz ekspertów z dziedziny zdrowia reprodukcyjnego – skrytykowało ponadto kilka innych przejawów inwazji religii w sferę publicznej opieki zdrowotnej. Katolickie szpitale odmawiają kobietom proszącym o sterylizację, lekarze nie chcą wykonywać zabiegów przerywania ciąży ani wypisywać recept na środki antykoncepcyjne. W narzucaniu innym swej religijnej moralności biorą również udział pielęgniarki i aptekarze. Wielu działa pod silną presją duchownych i fundamentalistów religijnych z obecnej ekipy rządzącej. „Zagrożenie pochodzi ze strony niewielkiej grupy wpływowych wyznań religijnych i wpływowych liderów, którzy uzurpują sobie prawo wypowiadania się w imieniu wszystkich religii” – zwracają uwagę członkowie Religious Coalition. PZ
MIŁOŚNIK ZWIERZĄT Amerykanin Brian Hathaway otrzymał wyrok (nadzór sądowy) za uczucia do zwierząt... Przyłapano go na kopulacji z zabitym jeleniem. Wcześniej, 2 lata temu, został skazany na 18 miesięcy więzienia za zabicie konia z zamiarem pożycia z jego zwłokami. Sędzia wyraził niesmak z powodu preferencji seksualnych skazanego i nakazał poddanie go badaniom psychiatrycznym. ST
OBRAZA BOSKA Cztery i trzy lata więzienia otrzymali wydawca i autor tekstu w azerskim czasopiśmie (poświęconym sztuce) za rzekomą obrazę proroka Mahometa. Tak wycenił Sąd Rejonowy w Baku kilka zdań chwalących wartości chrześcijańskie kosztem islamskich oraz kilka krytycznych uwag o założycielu islamu. Proces odbywał się pod presją fanatycznej publiczności, która nieustannie ubliżała i groziła oskarżonym. AC
JEDNEGO MNIEJ! Pięćdziesięciopięcioletnia kobieta została zabita w wyniku oskarżenia o to, że jest wampirem. Rzecz działa się w Gujanie, w wiosce położonej 24 kilometry od stolicy kraju Georgetown. Wiara w higues, czyli wampiryzm, jest niezwykle w tym kraju rozpowszechniona wśród członków religii Obeah. Według nich, wampir często przybiera postać starej kobiety. Jednakże, jak twierdzi mąż zabitej kobiety, cierpiała ona jedynie na zaburzenia psychiczne. Objawiały się one poprzez nieustanne wędrówki po okolicy. Właśnie podczas jednej z nich kobieta została zabita. Obeah, religia rozpowszechniona w Gujanie, to konglomerat białej i czarnej magii, a także afrykańskich rytuałów i... katolicyzmu! A
DEMENCJA? Prawdopodobnie najstarszą katoliczką na świecie, i do tego najstarszą osobą nawróconą na katolicyzm, może pochwalić się diecezja Tajpej na Tajwanie. W Niedzielę Wielkanocną emerytowany biskup Luke Liu Hsien-Tang udzielił sakramentu chrztu stuczternastoletniej Xu Song Re Ai. Świeżo upieczona parafianka urodziła się w ubogiej rodzinie w Chinach, a na Tajwan przybyła w 1948 roku wraz ze swoimi pracodawcami. Pani Xu Song nigdy nie założyła rodziny i przez całe życie pracowała jako służąca w bogatych domach. Na przyjęcie wiary katolickiej namówił Xu Song jej ostatni pracodawca. On też zaaranżował spektakularną uroczystość na dwieście osób z okazji chrztu swojej dawnej służącej. AK
6
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
W
cieniu wielkich afer z udziałem hierarchów Kościoła katolickiego, które co jakiś czas wybuchają, tysiące wiernych na co dzień zmaga się po cichu ze swoimi duszpasterzami.
Na nudę nie mogą też narzekać członkowie ponadtysięcznej parafii św. Mikołaja w województwie pomorskim). Tamtejszy proboszcz – Eugeniusz F. – nieustannie dostarcza im powodów do niezadowolenia. Bo aspiracje ma ksiądz nie-
całkiem wyprowadzeni z równowagi – złapali za długopis i napisali do biskupa pelplińskiego Jana Bernarda Szlagi z prośbą o interwencję. Biskup się, oczywiście, nie wzruszył, bo zdążył się na takie sygnały uodpornić. Wszak to pod jego jurys-
swoje zapędy wobec ministrantów, bo może podzielić smutny los kolegi z diecezji pelplińskiej. A ludziom szczególnie nie podoba się to, że ci młodzi chłopcy – oprócz wiedzy, jak godnie piastować służbę ołtarza – uczą się na plebanii, czym różni się dżin od
dykcją znajduje się słynny już ksiądz Piotr T. z Dębnicy (swego czasu pracował jako wikary u św. Mikołaja), który zasiadł na ławie oskarżonych, gdzie postawiono mu zarzut molestowania nieletnich, rozpijania ich i użyczania narkotyków, a nawet namawiania do samobójstwa... Księdzu Zbigniewowi P. z pewnej parafii w diecezji włocławskiej proponujemy natomiast, aby powstrzymał
rumu, a wódka od whisky. Często na takim mieszaniu sacrum z profanum schodzi im aż do nocy. Z kolei parafianie z B. w diecezji poznańskiej zastanawiają się od jakiegoś czasu, dlaczego tak drastycznie spadła liczba ministrantów usługujących w ich kościele. Podpowiadamy im, że o przyczynę tej nagłej niechęci do ołtarza ze strony chłopców należałoby zapytać księdza Romana G.,
Diabli nadali...
który od 2001 r. piastuje funkcję proboszcza. Oprócz doświadczania bliskości ministrantów ksiądz Roman lubi sobie także pobankietować u lokalnego barona mięsnego, skąd rzadko jest w stanie wyjść o własnych siłach, i to bynajmniej nie z przejedzenia. W okolicy czuje się jednak na tyle swobodnie, że nie widzi potrzeby zachowania odpowiedniej czujności, kiedy zasiada za kierownicą swojego nissana i wyrusza na podbój przydrożnych piękności, po czym „nawraca” je w lasach pomiędzy Kórnikiem a Poznaniem. Ale zejdźmy z proboszczów. Długie noce w pustym pokoju potrafią uprzykrzyć życie młodemu wikaremu, ks. Przemysławowi z 3,5-tysięcznej parafii w Świętokrzyskiem. Kiedy brewiarz i nieszpory nie były w stanie dostatecznie zająć jego myśli, postanowił poszukać w internecie lekarstwa na swoje bezsenne noce... Fantazje miał przeogromne, a za kartę przetargową posłużyła mu sutanna. Właśnie na nią postanowił zwabić jakąś pragnącą rozrywki duszyczkę. Wiele nocy spędził pewnie na rozmyślaniach, co też ze swoją zdobyczą pocznie, bo kiedy trafiła się amatorka koloratki, przedstawił jej całą litanię oczekiwań. Ona – chociaż trochę speszona bezpośredniością – obiecała, że zrobi wszystko, aby sprostać życzeniom księdza. Napięcie rosło, wyobrażenia również. Czas do spotkania odmierzali niecierpliwie, snując całkiem grzeszne, niemal wyuzdane wizje spędzonych wspólnie chwil. Godziny na czatach psu na budę się jednak zdały, bo w umówionym dniu na spotkanie namiętnego kochanka wyszła... jego parafianka. Jemu się nagle odechciało, ona przestała przychodzić na niedzielną mszę. Nieodpartą (i zazwyczaj bezpieczną) pokusę stanowią dla sutannowych
Potrafią im wiele wybaczyć i przymykają oko na słabości, tłumacząc sobie, że „ksiądz też człowiek”. Irytują się dopiero wtedy, kiedy w tej „ludzkiej” naturze księdza ni w ząb nie mogą się dopatrzyć pokory, umiaru, cienia bezinteresownej życzliwości, refleksji... Do ulubionych zajęć sutannowych pasterzy należy dojenie swoich owieczek, a bywa nawet tak, że znajdują sobie sojusznika... Tak właśnie dzieje się w pewnej małej i niebogatej wsi W. w województwie podkarpackim. Wójt z proboszczem Henrykiem S. wymyślili sobie, że przy lokalnej szkole ustawią pomnik Jana Pawła. Wójt obiecał sypnąć część grosza, a o resztę miał się postarać proboszcz. No i ogłosił z ambony, że każda rodzina ma dorzucić 100 zł do tej „rozwijającej gminę inwestycji”. Ludzie jak na razie stanęli okoniem, ale nie takie opory łamano czarnym kołem...
zwykle wysokie. Najpierw postanowił kościół marmurem wyłożyć. Liczył przy tym na hojność swej owczarni, ale się przeliczył. Zadłużył parafię straszliwie. Jakimś cudem uciułał jednak przy okazji inwestycji na nowiusieńką hondę. Jeździ nią po wsi i ludzi wk...a. Kiedy drastycznie spadły mu obroty z tacy, próbował naiwnie tłumaczyć, że kupił auto za swoje, a nie za „mszowe”, ale lud ciemny wiary temu nie dał (jak widać – nie taki ciemny). Dobrze przynajmniej, że honda jeździ jak ta lala, boby się biedak całkiem załamał. Ostatnio obraził się jednak na tych, którzy nie wyprawili mu uczty w czasie kolędowania, a co gorsza – nie chcieli wspomóc przy łataniu kościelnego budżetu. Nawet nieboraków z ambony napiętnował. W małych społecznościach to kara gorsza od najgorszej plagi egipskiej, więc ludziska – już
K
Nie tylko koty to dranie
siądz Jan Twardowski, niezapomniany, zacny poeta w sutannie, kochał koty. Po jego śmierci wszystkie sympatyczne mruczki, którymi się opiekował, zostały przegonione. Bezduszny okazał się też ksiądz Waldemar Sondka z Łodzi. – Ta kotka to niesamowite zwierzę – mówi pani Anna mieszkająca w sąsiedztwie, w jednym ze starych domów przy ulicy Lipowej w Łodzi. – Gdy spodziewa się wizyty swojej opiekunki, pani Marii, pojawia się przy bramie i czeka na jedzenie. Kobieta od kilku lat systematycznie przywozi jej karmę. Wcześniej robił to jej mąż, ale teraz jest sparaliżowany. Pani Maria Zagórska, opiekunka samotnej kotki, nie chce rozmawiać o księdzu Sondce. – O kotce? Owszem, to kochane stworzenie. Żyje w murach dawnej fabryki „Lido”. Szukam dla niej nowego domu, ale mam jednocześnie świadomość, że dorosłemu zwierzęciu trudno będzie zaakceptować inne miejsce i nowych gospodarzy. W pobliskich kamienicach doskonale znają księdza Sondkę.
– Z pozoru uprzejmy i kulturalny, pełen ciepła, a w gruncie rzeczy zimny, wyrachowany i cwany – mówi o nim jedna z parafianek. – Gdy niedawno usiłowałam zdobyć
bilet na jeden z jego spektakli, stwierdził wprost, że są jeszcze wolne miejsca, ale tylko dla VIP-ów. O księdzu Sondce, który dzięki założeniu teatru Logos zrobił
karierę w Kościele, głośno stało się już w latach dziewięćdziesiątych. Sukcesy kościelnego teatru przewróciły mu w głowie – takie jest zdanie wielu parafian. – Mając znakomite układy w łódzkiej kurii, zadbał skutecznie nie tylko o wspomniany teatr i Ośrodek Duszpasterstwa Środowisk Twórczych, którym kieruje od kilku lat, ale i o swój interes. W budynku przy ulicy Skłodowskiej-Curie 22 mieszka jak panisko, rozbija się luksusowym nowiutkim volkswagenem. Europejskie Centrum Kultury LOGOS za jego sprawą zdobyło status organizacji pożytku publicznego, na którą ściąga olbrzymie pieniądze pochodzące nie tylko z 1-procentowego odpisu podatkowego – mówi pan Kazimierz. Ksiądz dyrektor (teatru) i zarazem rektor (kościoła rektoralnego
pw. Poczęcia NMP) ma niezłą kiepełę do interesów. Gdy padł pobliski zakład „Lido”, natychmiast wystąpił o przekazanie mu za darmo atrakcyjnej działki (prawie 3 tys. mkw.) z zabudowaniami. „Prezydent wszystkich łodzian” Jerzy Kropiwnicki, który nieustannie wsławia się hojnymi darami dla Kościoła, bez jakichkolwiek ceregieli (wycena, przetarg itp.) użyczył księdzu wspomnianą nieruchomość przy ul. Lipowej 83. W zarządzeniu z początku roku 2006 zadysponował: „(...) na działalność kultową, edukacyjną, wychowawczą, charytatywną i duszpastersko-kulturalną w tym Europejskiego Centrum Kultury LOGOS”. I choć formalnie nieruchomość przekazana została w tzw. użyczenie, wiadomo na sto procent, że kler nie wypuści z łap tak cennego kąska.
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r. bardzo często młodzi, rumiani klerycy. Wie o tym co nieco ks. Bogdan Ż., który przez kilka lat był ojcem duchowym w jednym z dolnośląskich seminariów. Sfera ducha nader często myliła mu się jednak ze sferą ciała... Dziś jest proboszczem 16-tysięcznej, bogatej jeleniogórskiej parafii. Z czasów seminaryjnych oprócz wspomnień pozostały kontakty, które gorliwie i pieczołowicie „podtrzymuje” i – w zamian za odpowiednio drogie suweniry – sprowadza zagubionych cherubinków na właściwą (sobie!) drogę. Franciszek K. cały swój czas poświęcał na prace przy parafii św. Klemensa w Głogowie. Pracował w kościele, przykościelnym parku, a nierzadko w garażach, gdzie naprawiał i czyścił księżowskie fury. A że pan Franciszek innego zajęcia nie miał, a do garnka czasem coś włożyć trzeba, pożyczał drobne sumy od jednego z zakonników, bo przecież nikomu do głowy nie przyszło, żeby chłopinie za pracę zapłacić. Oddać nie miał z czego, więc cała sprawa skończyła się na sądowej wokandzie. Tam też zapadł wyrok – pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata za wyłudzenie 2130 zł oraz nakaz natychmiastowej spłaty całej sumy. Na miłosierdzie „poszkodowanego” nie ma raczej co liczyć, podobnie jak na cofnięcie wyroku, który już się uprawomocnił... ¤¤¤ To tylko nieliczne spośród setek historii, którymi zasypują nas zdesperowani parafianie z całego kraju. Do proboszczów i wikariuszy apelujemy więc, choć jest to zapewne głos wołającego na pustyni: drodzy duszpasterze, czas najwyższy zobaczyć w swych owieczkach znacznie więcej niż tylko skarbonki. JULIA STACHURSKA Fot. WHO BE
Jak w tysiącach podobnych przypadków – za czas jakiś wystąpi o przekazanie na własność. Na razie w zabudowaniach dawnego zakładu „Lido” hula wiatr, ale ksiądz Sondka z wpływowymi kurialnymi urzędnikami szuka już pieniędzy na zagospodarowanie fabryki. – Skąd weźmie pieniądze? Zapewne z Unii i kasy miasta – mówi jeden z urzędników magistratu, pragnący zachować anonimowość. ¤¤¤ A kotka? Gdy ks. Sondka stał się dysponentem dawnego „Lido”, kategorycznie zabronił portierom karmienia zwierzęcia. 10 lutego 2006 roku, w bardzo mroźny i śnieżny dzień, dokonał przeglądu szafek w portierni i zarekwirował puszki z karmą kupioną przez panią Marię. Karma wylądowała na śmietniku... Za kotką ujęło się już Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, a nawet nawiedzona lokalna prasa. Ale póki co, ks. Sondka ma kota – na punkcie powiększenia swojego imperium! BARBARA SAWA Fot. Autor
POLSKA PARAFIALNA
7
I że cię nie (d)opuszczę... Bez względu na to, jak bardzo przyszli małżonkowie są zapracowani, na pogadanki o małżeństwie, rodzinie, prokreacji i metodach słusznej antykoncepcji czas muszą znaleźć. Inaczej o marszu Mendelssohna odegranym przez kościelnego organistę mogą tylko pomarzyć. Biegają więc na cotygodniowe spotkania, aby najpierw ze zdziwieniem, a później już w totalnym oszołomieniu wysłuchiwać nauk. Jak na razie są one potrzebne tylko tym, którzy marzą, aby swoją miłość zwieńczyć przed ołtarzem. Posłanka Ewa Sowińska (LPR), rzecznik praw dziecka, dopatrzyła się jednak w przedmałżeńskich męczarniach sposobu na ukształtowanie rodzicielskiej świadomości i zaproponowała, aby katolickie nauki stały się udziałem także tych, którzy po ślub pójdą do urzędu stanu cywilnego. Uznała bowiem, że osoby, które zawierają związek w USC, są dyskryminowane, gdyż nie mają kontaktu z psychologami, seksuologami i lekarzami: „Nauki przedmałżeńskie potrzebne są wszystkim (...). Potrzeba szczególna to przygotowanie emocjonalne przyszłych rodziców, przygotowanie do dobrego rodzicielstwa, wzajemnej pomocy, do bezinteresownej miłości, do miłości obdarzającej i wymagającej, takiej, aby dzieci nie wyrastały w poczuciu osamotnienia lub nadopiekuńczości, aby radziły sobie w przedszkolu i szkole, potrafiły dokonywać właściwych wyborów, dostrzegały potrzeby innych dzieci. Od takiego wychowania zależy przyszłość społeczeństwa” – tyle utopijnych wizji pani rzecznik. A czego naprawdę można się dowiedzieć na kursach przedmałżeńskich w XXI wieku? Sprawdziliśmy... ¤¤¤ Najpierw sprawy organizacyjne. Oficjalne zadanie katolickich kursów przedmałżeńskich to m.in. pogłębienie chrześcijańskiej nauki o małżeństwie i rodzinie, przygotowanie do odpowiedzialnego rodzicielstwa, zapoznanie z naturalnymi metodami zapobiegania ciąży, zagadnieniem ochrony życia poczętego, a także problemami małżeńskimi. Kursy polegają głównie na spotkaniach z księdzem, podczas których dowiadujemy się między innymi o szczegółach liturgii zaślubin. Później przychodzi moment, kiedy staje przed nami współpracujące z parafią przykładne katolickie małżeństwo, szczycące się zazwyczaj gromadką szczęśliwego potomstwa, oczywiście poczętego w wyniku stosowania jedynie słusznego kalendarzyka. To za ich pośrednictwem poznajemy wszelkie tajniki małżeńskiego pożycia. Niektórym (zwłaszcza kobietom) po takich perspektywach katomałżeństwa przechodzi cała ochota do żeniaczki.
¤¤¤ Niewielka, duszna salka przy parafii. Bez trudu udaje mi się wtopić w tłum zebranych i zapatrzonych w siebie par narzeczeńskich. Niektórzy mocno uduchowieni – to widać na pierwszy rzut oka. Inni zagubieni, jakby nie z tej bajki. Przez szmery, szepty i pokasływania przebija się w końcu tubalny głos księdza, który wita nas serdecznie na przedmałżeńskich kursach. Opowiada nawet dowcip o teściowej – dla rozładowania atmosfery. Później przypowieść o tym, jak to nie buduje się domu od komina... Na wypadek, gdyby ktoś jednak nie załapał tej „wyszukanej” metafory, wyjaśnia, że jeśli sypiamy ze sobą bez ślubu, należy bezzwłocznie się z tego wyspowiadać, wyrazić żal i skruchę, po czym zachować wstrzemięźliwość aż do nocy poślubnej. Nie ma ani słowa na temat tego, co zrobić, jeśli ktoś jednak nie żałuje... Po tym przydługim wstępie – lista obecności. Czuję się jak w szkole, wciśnięta pomiędzy ścianę a siedzącą obok mnie przyszłą mężatkę, która na dźwięk swojego nazwiska ci-
Wynająć salę, wybrać suknię, rozesłać zaproszenia, ustalić menu – to wszystko wydaje się dziecinnie proste w porównaniu z przebrnięciem przez kościelne kursy przedmałżeńskie. cho odpowiada: „Jestem”, a po chwili wypuszcza powietrze i szeptem mówi do swojego narzeczonego: „Boże, co my tu robimy?”. Tymczasem ksiądz opowiada o książkach, które musimy zakupić – obowiązkowo, bo tam jest cała prawda o życiu w małżeńskim stadle. W końcu na scenę wkracza małżeństwo – z długim stażem i przyprószonymi siwizną włosami. Będą nam – narzeczonym zielonym jak trawa na wiosnę – opowiadać o miłości i płodności. Przez kilka tygodni! Trudno oprzeć się wrażeniu, że snują te same historie od lat, a za całą rozrywkę służą im zmieniające się twarze słuchaczy. Temat: „Miłość
i płodność”. Pomoce dydaktyczne – plastikowa laleczka imitująca 2-miesięczny płód (każdy mógł dotknąć) oraz karty pomiaru – śluzu, rzecz jasna... I tu dopiero zaczyna się szopka! Najpierw dowiadujemy się, jak od-
różnić śluz niepłodny od płodnego. Nic prostszego! Ten ostatni ma konsystencję surowego kurzego białka, które jest przecież przezroczyste, rozciągliwe (kiedy weźmiemy je w dwa palce) i nieprzylepne... O rany... Na koniec prelekcji pani – wyraźnie szczęśliwa i z poczuciem dobrze spełnionej misji – wręcza nam broszurki i zaleca codzienne badanie. Wyniki trzeba wpisywać do dzienniczka śluzu i przedstawić do analizy, żeby nasza nauczycielka miała pewność, że zaskoczyłyśmy, o co chodzi. A nie jest to kwestia bez znaczenia, gdyż każda inna forma regulacji narodzin jest grzechem ciężkim: prezerwatyw używać nie wolno, bo oprócz tego, że nabijamy portfele ich producentom masonom (autentyczna wypowiedź księdza!) – to narażamy się dodatkowo na wcześniejszą menopauzę. Sperma nie ma kontaktu z pochwą, przez co się nie wchłania i nie dostarcza kobiecemu organizmowi zbawiennych składników odżywczych (biedne te siostry zakonne...). Z kolei tabletki antykoncepcyjne powodują spadek odporności na choroby nowotworowe, a poza tym działają... wczesnoporonnie. Antykoncepcja katolicka jest więc prosta jak budowa cepa – jeśli nie chcemy dziecka, nie współżyjemy w dniach, kiedy śluz naszej ukochanej zamienia się w kurze białko. ¤¤¤ Na kolejnym spotkaniu poznajemy tajniki współżycia płciowego, które dla małżeństwa jest szczególnym wyrazem miłości. Oczywiście
tylko wtedy, kiedy służy płodzeniu małych katolików. Pod żadnym pozorem nie uprawiamy seksu dla przyjemności, bo to wulgaryzowanie i... sprowadzanie tematu do relacji między przechodniem a prostytutką (to też cytat!). Atmosfera się zagęszcza, kiedy prelegent zaczyna wyjaśniać, czym dla facetów jest miłość małżeńska. Dowiadujemy się więc, że mężczyzna podchodzi do seksu jak automat, konsument przyjemności. Jest gotów do współżycia o każdej porze dnia i nocy. Takiej świni wystarczy tylko wizualna podnieta i w kilka sekund jego ukrwiony narząd gotów jest do współżycia. A po wyrzuceniu plemników na zewnątrz wstaje i odchodzi. I to jest standard! – Jak dobrze, że Fot. Autor nie mieścisz się w tym standardzie! – szepcze moja sąsiadka do ucha swego ukochanego. ¤¤¤ Słowo „seks” nie pada z namaszczonych ust ani razu. Zastępują je bezpieczne: „kontakt”, „obcowanie” lub „to”. Jeśli postawimy na czerpanie z seksu przyjemności, szybko się wypalimy. Jak żarówka. Wtedy już żadne zabiegi nawet najcudniejszej żony nie są w stanie skłonić męża do współżycia. Na potwierdzenie tych rewelacji nasz wykładowca przytacza historię znajomego 30-latka, który czerpanie z „tego” przyjemności rozpoczął już jako nastolatek. Teraz ponosi za „to” karę (impotencja), bo wszystkie gwałty zadane naturze trzeba odpokutować, a poza tym jeśli ktoś zaczyna w wieku nastu lat, to „to” może się zużyć bardzo szybko... Aby wytrzymać na tego typu spotkaniach i nie nabawić się rozwolnienia od powstrzymywanego wciąż śmiechu, potrzeba naprawdę ogromnego samozaparcia. Jeśli więc dla marszu Mendelssohna i białej sukni z welonem jesteście w stanie zrobić wszystko, informujemy, że odpowiedni kwitek można zdobyć także na przyspieszonych, ale za to płatnych weekendowych kursach przedmałżeńskich. Androny te same, z tą różnicą, że oszczędzicie trochę czasu. Z kolei tych, którzy uciekli przed katolickimi naukami do urzędów stanu cywilnego, uspokajamy – pani rzecznik Sowińska jest znana z pomysłów, które nigdy ciałem się... nie stały. WIKTORIA ZIMIŃSKA
8
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Radują się wielce dolnośląscy przestępcy, bo reprezentacja tamtejszej policji udała się do Watykanu. Smucą się okrutnie przestępcy z okolic Lublina, bo „ugotowali” niewinnego funkcjonariusza. Odwiedziliśmy dwa garnizony policji leżące na przeciwległych krańcach Polski. Przekonaliśmy się, że tylko „w orkiestrach dętych jest jakaś siła”... I. Dolny Śląsk Tamtejsi funkcjonariusze podjęli się zadania wręcz ekstremalnego, którego nikt na świecie jeszcze nie dokonał i pewnie nawet nie będzie próbował. Wyczyn polega na tym, że polscy policjanci pielgrzymi biegną do Watykanu, jednocześnie modląc się. Wystartowali z wrocławskiego rynku rankiem 2 maja, tuż po specjalnej mszy odprawionej w intencji 24 herosów, wśród których znaleźli się nie tylko komandosi z brygady antyterrorystycznej, lecz również oficerowie śledczy, technicy, tajniacy z wydziału kryminalnego, mundurowi z drogówki (pod wodzą samego zastępcy naczelnika – nadkomisarza Jacka Wójcika) oraz dzielnicowi. Ozdobą ekipy są dwie wspaniałe policyjne lwice: podkomisarz Lidia Żybura z Wydziału Ruchu Drogowego wrocławskiej Komendy Wojewódzkiej oraz komisarz Małgorzata Krawczyk z Zespołu Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Powiatowej w Miliczu. Tu, na ziemi, patronat objęli nad nimi: metropolita wrocławski arcybiskup Marian Gołębiewski, komendant główny policji Konrad Kornatowski („wyraził wielką uwagę i troskę o przebieg tej szczególnej pielgrzymki” – jak czytamy w specjalnym komunikacie), minister sportu Tomasz Lipiec, wojewoda dolnośląski Krzysztof Grzelczyk, marszałek województwa Andrzej Łoś, prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, no i, oczywiście, dumny jak nie wiem co ze swoich podwładnych pan komendant wojewódzki Andrzej Matejuk. Po zbiorowym błogosławieństwie udzielonym przez dygnitarzy pielgrzymi ruszyli w trasę. Ich cel to Watykan, dokąd – podobno w imieniu wszystkich polskich policjantów – niosą błagania o przyspieszenie kanonizacji Jana Pawła II. Mają dobiec do mety 13 maja, a do pokonania dystans nie w kij pierdział, bo prawie 1900 km po górach i wertepach, co zwykłego śmiertelnika przyprawia o zawrót głowy. Przygotowania organizacyjne pod kierunkiem kapelana dolnośląskiej policji księdza Stanisława Stelmaszka trwały dwa lata, zaś przez ostatnie pół roku pielgrzymi nieustannie trenowali. Zawdzięczają to życzliwej postawie przełożonych, którzy przymykali oko na niedyspozycję w służbie. Jakieś priorytety muszą jednak być... Sztafetowa pielgrzymka znajduje się w centrum uwagi dowództwa policji. W komendzie
wojewódzkiej powołano specjalny zespół „wspomagający logistycznie” ks. Stelmaszka, zaś aspirant sztabowy Ryszard Zaremba z zespołu prasowego został oddelegowany do towarzyszenia biegaczom i nadawania transmisji z trasy. Pan Ryszard – wraz z księdzem, lekarzem oraz masażystami – jedzie w specjalnym autokarze i składa codzienne meldunki, zamieszczane w biu-
po kiepsko oznakowanych lokalnych czeskich drogach”; ¤ W kolejnym dniu „zawodnicy biegną przez austriackie Alpy, gdzie na wysokości 1543 m zaskoczyła ich ulewa, ale pomimo takich warunków pielgrzymi biegną dalej, nie bacząc na warunki pogodowe”; ¤ Gdy w niedzielę 6 maja policjanci w kraju walczyli na drogach z falą powracających z długiego weekendu, ich koleżanki i koledzy pokonywali etap „o długości około 20 kilometrów biegnący cały czas pod górę (różnica wzniesień wynosiła 800 metrów). Na ten męczący etap wybiegło razem 8 zawodników, którzy chcieli podjąć to ekstremalne wyzwanie”. – Zgłosili się dobrowolnie, bo normalnie biegną po dwóch, a pozosta-
wszystkich policjantów, i na transmisje jako żywo przypominające relacje z komunistycznych oficjałek – zauważył w rozmowie z „FiM” naczelnik jednego z wydziałów KWP we Wrocławiu. – Od nas poleciało aż pięciu. Same nieroby, ale mają dostać wysokie premie i awanse, jeśli dobiegną. Arcybiskup mówił jednemu z tych chłopaków, że komendant główny mu to obiecał – twierdzi funkcjonariusz z Komendy Powiatowej Policji w Głogowie. ¤¤¤ II. Lubelszczyzna Przed trzema laty, odpowiadając na pytanie, „czy psa można ugotować na zimno?”, udowodniliśmy, że „tak, jeśli przy kuchni stanie ambitny
Wyścigi psów
letynie informacyjnym komendy wojewódzkiej. Na przykład takie: ¤ Gdy w pierwszym dniu sztafety (środa) policjanci dotarli do Ząbkowic Śląskich, „zaskoczeniem i dużą niespodzianką dla nich było powitanie, jakie w rynku miasta przygotował im burmistrz z mieszkańcami. Ząbkowiczanie prosili policjantów, by do grobu papieża Jana Pawła II zanieśli i ich intencje. Podobnie było w Kłodzku. Przez cały czas spotykani przez pielgrzymów mieszkańcy Dolnego Śląska życzyli policjantom powodzenia i szczęśliwego zakończenia swojego pielgrzymowania. Około godz. 21 sztafeta-pielgrzymka dotarła do granicy polsko-czeskiej w Boboszowie, gdzie w sympatycznej atmosferze policjanci przekroczyli granicę państwa”; ¤ „(...) najtrudniejsza była zimna noc z 2 na 3 maja, ale rozgrzewał nas szybki bieg. Na szczęście nie mieliśmy jeszcze żadnych nadzwyczajnych wydarzeń i sztafeta biegnie zgodnie z planem. Pogoda, kondycja i humory dopisują. Jeśli ktoś ma chwilowy kryzys, to partner zwalnia i utrzymują równe tempo, aby nie przerywać biegu i dotrzeć do kolejnej zmiany”; ¤ Czwartek był po prostu morderczy – „(...) biegliśmy bez chwili snu,
li jadą w autokarze, zmieniając się co jakiś czas – wyjaśnił nam tę zagadkową okoliczność podinspektor Mirosław Oleksa z Zespołu Promocji KWP we Wrocławiu. ¤ W szóstym dniu wszystko było superowo: „Pielgrzymi czują się dobrze, do tej pory poza niewielkimi bólami ścięgien nie odnotowano żadnych kontuzji. Przy złych warunkach pogodowych (opady deszczu lub mgła) zawodnicy biegną w kamizelkach odblaskowych. Policjanci spotykają się z bardzo miłym przyjęciem mieszkańców miejscowości, przez które biegną. Często spotykani w Austrii Polacy pytają o tę inicjatywę lub mówią wprost, że słyszeli o tym przedsięwzięciu” – raportował komendantowi Matejukowi aspirant sztabowy Zaremba. „Biegnący pielgrzymi modlą się o kanonizację Ojca Świętego i odmawiają na trasie specjalną »Modlitwę – przesłanie do Jana Pawła II«, którą też przekazują sobie z rąk do rąk podczas zmian sztafety” – informowała lokalna rozgłośnia radiowa. A co o „ekstremalnych wyzwaniach” i „sympatycznej atmosferze” na trasie myślą dolnośląscy policjanci, którzy pozostali w kraju? – Rzygać się chce na te propagandowe hece, że to niby w imieniu
prokurator, a do rozpalania w piecu weźmie sobie nałogowego oszusta”. Opisaliśmy wówczas niebywałą – zdawać by się mogło – historię podinspektora Władysława Szczeklika, komendanta miejskiego policji w Białej Podlaskiej, któremu prokuratura zarzuciła, że gdy był jeszcze naczelnikiem Wydziału ds. Przestępczości Gospodarczej Komendy Rejonowej w Lublinie, „przyjmował od właściciela lombardu Pawła P. korzyści majątkowe o wartości łącznej nie mniejszej niż 9 tys. zł”, ujawniając w zamian robiącym w lombardzie szemrane interesy gangsterom, jakie kuku zamierza im zrobić policja („Pies ugotowany” – „FiM” 25/2004). Znany dotychczas z kryształowej uczciwości policjant przesiedział w areszcie 5 miesięcy, bo choć żadnych materialnych dowodów nie znaleziono, świadkowie pozostający
w więzieniu pod czułą opieką Centralnego Biura Śledczego (pracownik lombardu Robert P. oraz Piotr K. – znany w półświatku oszust będący też tajnym współpracownikiem CBŚ) twierdzili, że Szczeklik brał. W naszej publikacji ujawniliśmy ordynarne manipulacje dokonywane w śledztwie „czystymi” rączkami kilku prokuratorów i wszystko wskazywało na to, że niezawisły Sąd Rejonowy w Lublinie w try miga upora się z dętym oskarżeniem, pełnym sprzeczności oraz obrażającym inteligencję. Tymczasem: ¤ rozpoczęty w 2003 r. proces trwa do dzisiaj i prawdopodobnie w tym roku się nie skończy; ¤ pod rządami ministra Zbigniewa Ziobry panowie prokuratorzy manipulatorzy bardzo wysoko awansowali; ¤ zawieszony w służbie Szczeklik nie znajduje wsparcia w kierownictwie policji i wciąż szamocze się z wymiarem sprawiedliwości, choć Robert P. już dawno wycofał się przed sądem z obciążających policjanta zeznań (okazało się, że była to cena za uwolnienie z aresztu...). A co z drugim świadkiem oskarżenia? Ten to dopiero narobił niedawno prokuraturze kłopotów... – Miał obiecany łagodny wyrok, ale ktoś nie dopilnował spraw i dostał w sumie 14 lat. W marcu, po ponad sześciu latach kiblowania, wyszedł z więzienia na przepustkę. Coś mu strzeliło do łba i zgłosił się do prokuratury, żeby złożyć zeznania o tym, jak go ustawiano przeciwko Szczeklikowi. Nikt nie chciał z Piotrem K. gadać, a jeden z prokuratorów wręcz zabronił mu pokazywać się w urzędzie. Na co tamten wysmażył takie pismo do Prokuratury Krajowej, że po prostu strach czytać... – mówi „FiM” jeden z lubelskich prokuratorów. Dlaczego strach czytać? Otóż Piotr K. opisuje z detalami: ¤ pod jakim adresem spotykał się w mieszkaniu konspiracyjnym CBŚ z prokuratorem, zajmującym dziś z poręki PiS-u jedno z najbardziej eksponowanych stanowisk w Lublinie; ¤ w jaki sposób – pod nadzorem prowadzących śledztwo – trenował rozpoznanie Szczeklika podczas okazania! Wygląda na to, że dokument sprawił też niewymowną przykrość sądowi (szef wydziału, w którym toczy się sprawa, jest serdecznym kolegą prokuratora, który w 2003 r. wniósł oskarżenie...), bo jakoś nie może się zdecydować na przesłuchanie Piotra K. Ba, przewód zamienił się teraz w śledztwo mające wyjaśnić, czy przypadkiem Szczeklik, wspólnie i w porozumieniu z Pawłem P. (tym od lombardu), nie uknuli spisku mającego na celu skompromitowanie prokuratury. „Pies” mógł trenować bieganie, to zachciało mu się dręczyć bandytów... ANNA TARCZYŃSKA
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r. rawo i Sprawiedliwość chyba oczadziało, powierzając – decyzją ichniego premiera – kierowanie Radą Nadzorczą Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Robertowi Gwiazdowskiemu. Ten znany prawnik i ekonomista posiada tyle pożytecznych tudzież dochodowych umiejętności, że może sobie pozwolić na odwagę w wyrażaniu opinii bardzo bolesnych dla władzy. Oto w „Liście otwartym do ubezpieczonych” Gwiazdowski sieje defetyzm, przestrzegając adresatów, żeby wreszcie oprzytomnieli i „przestali liczyć na emerytury z ZUS”. Wyjaśnia też – dlaczego: „Politykom udało się wam wmówić, że jesteście »ubezpieczeni«, płacicie »składki« i w ten sposób »oszczędzacie« na własne emerytury. Tymczasem Wasze pieniążki, które co miesiąc pod przymusem i groźbą kary pozbawienia wolności są Wam pobierane pod mylącą nazwą »składki ubezpieczeniowej«, są po prostu ordynarnym podatkiem celowym, przeznaczanym prawie w całości nie na Wasze przyszłe emerytury, tylko na wypłatę świadczeń dla aktualnie je otrzymujących emerytów i rencistów. W związku z tym w ZUS-ie nie ma w ogóle żadnych pieniędzy. Nie ma ich też w Otwartych Funduszach Emerytalnych” – czytamy w liście. Istota problemu wynika nie tylko z absurdalnych przepisów, które np. obu tym instytucjom nie pozwalają inwestować za granicą (OFE mogą tam lokować zaledwie 5 proc. składek) ani też handlować w Polsce nieruchomościami, podczas gdy na ich galopującym wzroście cen zarabiają krocie emeryci holenderscy i niemieccy, których fundusze emerytalne takich głupich barier nie mają. Dramat – ujawnia Gwiazdowski – polega na istniejącej w naszym kraju takiej oto praktyce: ¤ pieniądze wpływające od podatników wydawane są przez ZUS na bieżące wypłaty świadczeń emerytalno-rentowych oraz składki odprowadzane do Otwartych Funduszy Emerytalnych (tzw. II filar). Ale nawet na to jedno i drugie nie wystarcza, więc państwo wspomaga ubezpieczyciela dotacjami budżetowymi; ¤ wobec braku żywej gotówki na owe dotacje, państwo wypuszcza na rynek bezpieczne i dobrze oprocentowane obligacje skarbowe, które skupują m.in. Otwarte Fundusze Emerytalne; ¤ OFE lokują w obligacjach 60 proc. otrzymanych z ZUS-u środków. Oznacza to, że większość przekazanych OFE składek wraca do Skarbu Państwa, by w formie dotacji z powrotem trafić do ZUS-u; ¤ część „odzyskanych” tym sposobem środków otrzymają emeryci i renciści, część – jako należne składki II filaru – zostanie ponownie oddana OFE, które 60 proc. środków znowu przeznaczy na obligacje wyemitowane przez państwo z myślą
P
Bankructwo kre o dokarmieniu ZUS-u, którym to sposobem koło obłędu się nie zamyka... Niestety, pieniędzy tych wraca zbyt mało, podobnie jak mało wpływa składek podatników, więc ZUS zaciąga kredyty komercyjne w bankach na pokrycie deficytu w obsługiwanym przez siebie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS), z którego wypłaca renty i emerytury. Kiedyś jednak długi (ok. 3,4 mld zł w grudniu 2006 r., z kosztem obsługi rzędu 250 mln zł) trzeba będzie spłacić, a obligacje skarbowe od OFE wykupić... Niestety, są to już kwoty astronomiczne. Kto weźmie na siebie ten ciężar? – Wy zapłacicie, moi drodzy ubezpieczeni, i wasze dziatki, o ile oczywiście zdecydujecie się je spłodzić. Zapłacicie w postaci wyższych podatków w przyszłości. Nie ma innej możliwości, bo skąd biedny i jeszcze bardziej zadłużony Skarb Państwa weźmie pieniądze na wykup tych „dobrze oprocentowanych” obligacji i na kolejną dotację do ZUS celem spłaty zaciągniętych kredytów? Od „ubezpieczonych” podatników je weźmie. Zapłacicie więc potężne odsetki od swoich własnych pieniędzy, które dziś są Wam odbierane na „ubezpieczenie” – nie szczędzi gorzkiej prawdy Gwiazdowski. Podkreśla, że aktualny system państwowych ubezpieczeń emerytalnych przypomina oszukańczy „łańcuszek świętego Antoniego”,
zresztą za dużo pieniędzy na ich utrzymanie, bo przecież połowę wynagrodzenia zabiera nam... ZUS! A te, które w przypływie nierozwagi spłodziliśmy, posłuchały zdaje się
nie mogli „spieprzyć” do Londynu. Wielce jest zatem prawdopodobne, że podwyższenie podatku – dla niepoznaki zwanego składką emerytalną – wygoni z kraju kolej-
rady pana prezydenta i „spieprzają” do Londynu. Co będzie, gdy po roku 2015 zacznie przechodzić na emerytury powojenny wyż demograficzny?
ne setki tysięcy czynnych zawodowo obywateli. Tylko że z pewnością nie będzie to już problem PiS-u, który ma dzisiaj na głowie rozliczenia z przeszłością – lustrację, pomniki radzieckie i „szarą sieć”, czyli sprawy o wiele ważniejsze niż naprawa systemu emerytalno-rentowego obywateli... Tymczasem: ¤ w pierwszym kwartale bieżącego roku OFE po raz pierwszy w swojej 8-letniej historii kupiły więcej obligacji skarbowych niż polskie banki i inwestorzy zagraniczni razem wzięci. Innymi słowy: ok. 9 miliardów złotych pochodzących ze składek emerytalnych Polaków (OFE zebrały w 2006 r. ok. 15 mld zł) pójdzie na bieżące wydatki tzw. „taniego państwa”; ¤ analitycy ZUS prognozują, że w latach 2008–2012 niedobór funduszu emerytalnego może wynieść – w zależności od stanu gospodarki – od 18 do 39 mld zł rocznie (dla porównania: 30 mld zł to zaplanowany w ustawie budżetowej
Politycy, z obecnie rządzącymi na czele, robią przyszłym emerytom wodę z mózgów – ostrzega przewodniczący Rady Nadzorczej ZUS, reprezentujący w tym organie rząd. W „Liście otwartym do ubezpieczonych” ujawnił ponadto, że „w ZUS-ie nie ma żadnych pieniędzy. Nie ma ich też w Otwartych Funduszach Emerytalnych”... bowiem płacimy dziś na emerytury naszych dziadków i rodziców w nadziei, że nasze dzieci i wnuki też się kiedyś odwzajemnią... – Problem tylko w tym, że dzieci robimy coraz mniej – no bo przecież na swoje emerytury właśnie „oszczędzamy” w ZUS i w OFE. Więc po co nam dzieci? Nie mamy
9
A TO POLSKA WŁAŚNIE
– Będzie dokładnie tak samo, tyle że emerytów będzie więcej, a płacących składki mniej. Jedynym z takiej sytuacji wyjściem będzie podwyższenie składek ubezpieczeniowych, jak to się stało w latach 1991–1994 – twierdzi szef Rady Nadzorczej ZUS. Zwraca uwagę, że w owym zamierzchłym okresie młodzi ludzie
a na rok 2007 oficjalny deficyt w finansach całego państwa)!!! ¤¤¤ W lutym weszła w życie nowelizacja ustawy o działach administracji rządowej, powodująca, że nadzór nad ZUS-em – sprawowany dotychczas przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej – przejął premier. Jarosław Kaczyński opowiadał, że wszelkie reformy emerytalno-rentowe ruszą teraz z kopyta, bo zajmie się nimi w jego imieniu genialny Ludwik Dorn, stojący na czele międzyresortowego zespołu grupującego m.in. przedstawicieli resortu pracy i polityki społecznej, spraw wewnętrznych i administracji, zdrowia, finansów oraz reprezentantów ZUS-u. Pan Ludwik zdawał się nawet przejąć tę rolę, bo już pod koniec kwietnia pierwsze wersje niektórych rządowych projektów (m.in. systemu wypłat emerytur z OFE od 2009 r.) trafiły do konsultacji społecznych. Okazało się jednak, że pomyślność społeczno-gospodarcza kraju może poczekać, bo PiS-owi potrzebny był swój człowiek na stołku marszałka Sejmu. Po odwołaniu Dorna z funkcji wicepremiera prace międzyresortowego zespołu zawieszono w oczekiwaniu na nowego szefa. Został nim właśnie Przemysław Edgar Gosiewski – nadzieja mieszkańców Włoszczowy i okolic na specjalne przywileje emerytalne... Wicepremier Gosiewski będzie zapewne potrzebował pół roku na zaznajomienie się z problematyką i wyrobienie poglądu, czy w nieodległej przyszłości ktoś w ogóle wypłaci Polakom emerytury ze środków gromadzonych w OFE! „Niedługo w końcu trzeba będzie wyjść i powiedzieć: drodzy ludzie, w 2009 roku, kiedy mają być wypłacane pierwsze emerytury z OFE, nie dostaniecie żadnych pieniędzy, bo nie wiemy, komu, ile i na jakich zasadach wypłacić” – ostrzegła Aleksandra Wiktorow, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, a 25 kwietnia podał się nieoczekiwanie do dymisji wiceprezes Ireneusz Fąfara, który przez ponad sześć lat kierował w tej firmie pionem ekonomiczno-finansowym. No bo kto chciałby zostać kapitanem Titanica? DOMINIKA NAGEL
10
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
Z PRAWA... I Z LEWA
M
ój zakład pracy wypłacał pieniądze i na święta, i za wczasy zawsze w grudniu, bez względu na to, w jakim miesiącu pracownik wykorzystywał swój urlop. Ja zostałem zwolniony z przyczyn dotyczących zakładu pracy pod koniec września. Wykorzystałem 14 dni urlopu. Czy zakład miał obowiązek zapłacić mi za „wczasy pod gruszą”? (Adam J., Gliwice)
(podstawa prawna: Ustawa z 4.03.1994 roku o zakładowym funduszu świadczeń socjalnych, DzU 1996 r., nr 70, poz. 335). ¤¤¤ Mam 56 lat. Przepracowałem ponad 38 lat, w tym 21 lat w szczególnych warunkach jako kierowca wozu uprzywilejowanego. W 2000 roku zostałem zwolniony z przyczyn dotyczących zakładu pracy. Od tego czasu pobieram stały zasiłek dla bezrobotnych. Kwota jego jest tak niska, że muszę dora-
wcześniejszy wiek emerytalny, który przysługuje Panu w związku z faktem, że wykonywał Pan przez określony czas pracę w szczególnych warunkach. Ogólny obowiązujący mężczyzn w Polsce wiek emerytalny jest bowiem wyższy i wynosi 65 lat (podstawa prawna: Rozporządzenie Rady Ministrów z 7.02.1983 r. w sprawie wieku emerytalnego pracowników zatrudnionych w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze, DzU 1983.8.43; Ustawa z 17.12.1998
Porady prawne W zakładach pracy, w których istnieje fundusz świadczeń socjalnych, musi istnieć również regulamin określający zasady i warunki korzystania z usług i świadczeń finansowanych z Funduszu oraz zasady przeznaczania środków Funduszu na poszczególne cele i rodzaje działalności socjalnej. Postanowienia regulaminu ograniczają się do zasad przyznawania indywidualnych świadczeń socjalnych i nie mogą tworzyć praw konkretnych osób do określonych świadczeń. Roszczenie o świadczenie nabył Pan tylko wówczas, gdy zostało ono przyznane Panu w drodze indywidualnego aktu pracodawcy. Jeżeli akt taki nie został wydany, nie może Pan dochodzić skutecznie przed sądem wypłaty takiego świadczenia tylko w oparciu o postanowienie samego regulaminu
P
ojawiają się u nas głosy pochodzące ze środowisk katolickich, wyrażające pogląd o niebezpieczeństwach tolerancji. Jest ona oceniana jako postawa wadliwa, bowiem umożliwia funkcjonowanie poglądów, które są – zdaniem owych środowisk – nieprawdziwe, a nawet niebezpieczne, bo niemoralne. Każdy człowiek, będąc zwolennikiem jakiegoś poglądu, pragnąłby widzieć dookoła siebie wyłącznie wyznawców tych wartości, które on uważa za słuszne. Żyłoby się wtedy w atmosferze wzajemnej aprobaty. Jednakże trzeba wziąć pod uwagę, że wprawdzie wszyscy poznajemy świat, na którym się znaleźliśmy, ale z tego nie wynika słuszność jednego tylko poglądu na temat wartości. Uprawnione są różnorodne stanowiska i nie ma dowodu, który mógłby wykazać, że tylko jedno z nich jest prawdziwe, zaś pozostałe błędne. Spory wyznawców rozmaitych poglądów na świat (w tym koncepcji moralnych) są nierozstrzygalne. Jest kilkadziesiąt definicji dobra. Trzeba też podkreślić, że ludzkość stworzyła bardzo wiele religii. W Polsce jest zarejestrowanych przeszło 160 wyznań.
biać jako dozorca. Nie przystąpiłem do OFE. Czy w tej sytuacji otrzymam emeryturę dopiero w wieku 60 lat? (Zdzisław F., Stargard) Praca w charakterze kierowcy samochodów uprzywilejowanych w ruchu, w rozumieniu przepisów o ruchu na drogach publicznych, zaliczana jest do prac wykonywanych w szczególnych warunkach. Są one ujęte w wykazie A, stanowiącym załącznik do Rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie wieku emerytalnego pracowników zatrudnionych w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze. Ponieważ posiada Pan wymagany dla mężczyzn ogólny okres zatrudnienia, w ramach którego wykonywał Pan pracę w szczególnych warunkach przez okres minimum 15 lat, zgodnie z rozporządzeniem może Pan ubiegać się o emeryturę już w wieku 60 lat. Warto wiedzieć, że jest to
roku o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004, nr 39, poz. 353). ¤¤¤ Były mąż 3 lata temu wyjechał do Norwegii. Z tego, co wiem, zarabia nieźle, ale na córkę płaci tylko 300 zł. Ustanowił w Polsce pełnomocnika (siostrę), który w jego imieniu płaci alimenty. Nie mogę wyegzekwować od niego zaświadczenia o dochodach. Jak to załatwić? (Ewa z Łodzi) Zakres świadczeń alimentacyjnych zależy od usprawiedliwionych potrzeb uprawnionego oraz od zarobkowych i majątkowych możliwości zobowiązanego. Jeżeli Pani zdaniem, potrzeby córki się zwiększyły, a byłemu mężowi powodzi się na tyle dobrze, że jest w stanie je lepiej zaspokajać, może Pani wystąpić przeciwko niemu do sądu o podwyższenie wysokości alimentów. W toku sprawy sąd wezwie
Każde stanowisko religijne formułuje własny pogląd moralny. Nawet w obrębie religii chrześcijańskiej zachodzą istotne różnice w poglądach moralnych, na przykład katolików, świadków Jehowy czy adwentystów. Trzeba też pamiętać, że bywają różnice w poglądach moralnych zarów-
pozostali błądzą. To fanatyzm leżał u podstaw działań inkwizycji, wyniszczenia Inków czy mordowania w obozach koncentracyjnych. Nie powinniśmy być jednakowi. Każdy z nas jest wolny, co sprawia, że jest uprawniony do tego, by swobodnie wybierać między różnorodny-
FILOZOFIA CODZIENNOŚCI
Tolerancja Fot. Jan Stępień
no osób niewierzących w Boga, jak i agnostyków, osób bezwyznaniowych, czyli niezaliczających siebie do żadnego z wyznań religijnych. Kto ma rację? Na to pytanie bez wahania odpowiadają ci, którzy są nie tyle wyznawcami, co fanatykami jednego z możliwych poglądów. Fanatyzm – nie tylko religijny – jest niebezpieczny, zwłaszcza że jedną z jego form wyrazu staje się terroryzm. Fanatyzm wyraża się w przekonaniu – pozbawionym jakichkolwiek wątpliwości – że jest się wyznawcą prawdziwych poglądów, zaś
mi poglądami. Podstawą tolerancji jest szacunek dla wartości każdego człowieka. Tolerancja skłania do tego, by nie nawracać kogoś na własne poglądy, lecz prowadzić dialog. Wymaga zrozumienia innych stanowisk niż to, które uznaliśmy za własne. Tolerancja to zgoda na funkcjonowanie poglądów, których się nie podziela, oraz na kultywowanie przez innych ludzi nawet takich obyczajów, które wzbudzają w nas sprzeciw. Ci, którzy rządzą, nie mają żadnego upoważnienia do tego, by rozstrzygać spory światopoglądowe, a w
byłego męża do złożenia zaświadczenia o aktualnych dochodach. Może Pani już w pozwie złożyć wniosek o zobowiązanie go do złożenia takiego zaświadczenia. Były mąż jest natomiast uprawniony, aby upoważnić swoją siostrę do reprezentowania go przed sądem (podstawa prawna: Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 r., nr 9, poz. 59; Kodeks postępowania cywilnego, DzU z 1964 r., nr 43, poz. 296). ¤¤¤ W roku 2003 kupiliśmy z mężem samochód na kredyt, który ma zostać spłacony w okresie 6 lat. W umowie bankowej figurujemy obydwoje. W styczniu 2007 roku mąż zmarł. Jestem emerytką i nie stać mnie na spłacanie miesięcznych rat. Co mogę zrobić w tej sytuacji? (Bożenna G., Łódź) Trudno wypowiedzieć się w tej sprawie, nie znając warunków zawartej z bankiem umowy kredytowej. Z reguły umowy takie przewidują, iż w razie niespłacenia w terminie wszystkich rat samochód zostaje przejęty na własność przez bank. Może tak stać się i w Pani przypadku. Dopóki nie zostaną spłacone wszystkie raty, będzie Pani dłużniczką banku. Jeśli nie chce Pani zatrzymać samochodu i nie stać Panią na spłatę pozostałych rat, być może powinna go Pani sprzedać i za uzyskane pieniądze spłacić pozostałe raty. ¤¤¤ W 1993 r. otrzymałem rentę inwalidzką II grupy. Pięć lat później, po ukończeniu 60 lat, przeszedłem na emeryturę. Jej wysokość jest taka sama jak renty. Wiem, że w październiku 2002 r. Sąd Najwyższy podjął uchwałę dotyczącą
tym spory moralne. Jest to szczególnie wyraźne w ustroju demokratycznym. O wyborach przesądza nieraz przypadek, a przede wszystkim siła manipulacji świadomością wyborców. Służą temu media, niedzielne kazania, a także billboardy. Pamiętajmy, że w czasie ostatnich wyborów napisy na wielu billboardach przesądzały niejako wynik wyborów, przypisując jednemu z kandydatów miano prezydenta RP. W ustroju demokratycznym rządzą zmieniające się ekipy, które nie spełniają nakazu starożytnych filozofów. Otóż myśliciele tej epoki, nawet gdy byli zwolennikami demokracji, to podkreślali, że rządzić mają najmądrzejsi, wyróżniający się zaletami charakteru. Jest w takim razie oczywiste, że w demokracji, sterowanej z reguły przez ludzi przeciętnych, nikt z rządzących nie ma prawa do przesądzania sporów światopoglądowych. Dlatego też pojmuje się demokrację jako ustrój nierozdzielnie sprzęgnięty ze społeczeństwem wieloświatopoglądowym. Jedyną granicą tolerancji powinna być nietolerancja dla nietolerancji. Wszelkie stwierdzenia w rodzaju: „jestem tolerancyjny, ale...” świadczą o ograniczonym charakterze
zmian przechodzenia z renty inwalidzkiej na emeryturę. Czego dotyczą te zmiany i czy mogę z nich skorzystać? (Zenon B., Olsztyn) Uchwałą, o której Pan pisze, Sąd Najwyższy stwierdził, iż przy ustalaniu wysokości emerytury osoby, która miała ustalone prawo do renty z tytułu niezdolności do pracy i która żąda przyjęcia za podstawę wymiaru emerytury podstawy wymiaru renty, składnik emerytury wynoszący 24 proc. kwoty bazowej oblicza się na podstawie kwoty bazowej obowiązującej w dacie zgłoszenia wniosku o emeryturę. Oznacza to, że wysokość Pana emerytury powinna być ustalona na podstawie kwoty bazowej obowiązującej w 1998 r. Ma Pan prawo żądać od ZUS-u uwzględnienia tej kwoty bazowej przy obliczaniu Pana emerytury. Kwota bazowa co roku jest wyższa, więc, jak sądzę, wpłynie to korzystnie na wysokość Pana emerytury (podstawa prawna: Uchwała Sądu Najwyższego – Izba Administracyjna, Pracy i Ubezpieczeń Społecznych z 29.10.2002 r., III UZP 7/2002, opubl. w OSNP 2003/2 poz. 42, Rzeczpospolita 2002/258 str. C2, Biuletyn Sądu Najwyższego 2002/10 str. 4). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
tolerancji danego człowieka, a więc tym samym o jej braku. Pragnąc tolerancji, musimy godzić się na funkcjonowanie poglądów oraz obyczajów, które nas oburzają. Dodam, że oczywistym ograniczeniem tolerancji jest szacunek dla życia i zdrowia człowieka. Innymi słowy – nie wolno się godzić, by funkcjonowały grupy głoszące na przykład antysemityzm czy przemoc wobec kogokolwiek. Tolerancja jest przejawem mądrości. Do tego, by być tolerancyjnym, nie jest potrzebne wykształcenie. Odwrotnie, częste są przypadki nietolerancji okazywanej ze strony osób formalnie wykształconych. Wyrazem wąskich horyzontów myślowych jest niezdolność do zaaprobowania tych, którzy żyją i myślą inaczej niż ogół. Nie jest przypadkiem, że ludzie, którzy zwiedzili wiele krajów, a zwłaszcza inne kontynenty, są na ogół tolerancyjni. Przykładem mogą być marynarze. Zdają sobie sprawę z różnorodności obyczajów i systemów wartości. To, co oczywiste w jednym zakątku świata, w innym podlega surowej ocenie obyczajowej. Należy poznawać różnorakie poglądy i sposoby życia, zamiast je osądzać. MARIA SZYSZKOWSKA
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r. Roman Giertych niemal co tydzień publicznie informuje, że wpadł na jakiś genialny pomysł, dzięki któremu dzieci będą grzeczne. Efektów jakoś nie widać. Pomagają mu więc w rządzeniu oświatą niemal wszyscy koledzy z rządu. Na przykład Gosiewski. Mija właśnie rok rządów lidera LPR w resorcie edukacji. Postanowiliśmy przyjrzeć się, jakie są losy najważniejszego projektu Romana Giertycha, czyli wychowania patriotycznego małolatów. W końcu to od samego ministra kilkaset ra-
w mig pojmie, że Jan Paweł II był wielkim Polakiem. Zrozumie, jak nikczemne metody w stosunku do Karola Wojtyły stosowały specsłużby PRL. Młody człowiek ma też zapamiętać, że Rosjanie to zbrodniarze. Bez wiedzy na temat spisku KGB i jego operacji pod kryptonimem Okrągły Stół młody Polak nie dostanie świadectwa dojrzałości. W programie znaleźliśmy także kalumnie rzucane na generała Wojciecha Jaruzelskiego. Wiele miejsca w edukacji patriotycznej autorzy poświęcili Syberii. Oczywiście, nie chodzi o jej przyrodę, lecz o zsyłki Polaków w XIX wieku. Za wszystko odpowiadają komuniści. Chyba carscy? Ale nauczyciele na specjalnej konferencji zadawali autorom opracowania wiele niegrzecznych pytań. Ot, choćby takie: Co decy-
Osiem stron patriotyzmu zy mogliśmy usłyszeć, że młodzi Polacy przestali kochać ojczyznę. Odpowiadają za to oczywiście Giertychowi poprzednicy, którzy doprowadzili młodzież do obywatelskiej demoralizacji. Potrzebny jest przeto pilnie program nauczania patriotycznego. „Ja i moi ludzie przygotujemy go natychmiast” – pochwalił się wielki Roman. Zadanie okazało się jednak cokolwiek ponad siły pana ministra i jego kolegów z Młodzieży Wszechpolskiej. Minął rok i centralnego programu (chyba na szczęście) nie ma. Nie pomógł nawet wybitny wychowawca młodzieży, czyli Mirosław Orzechowski – prywatnie znawca wawelskich smoków. No więc dyrektorzy szkół i nauczyciele mają problem. Programu nie ma, ale pan minister i tak zażyczył sobie patriotycznej edukacji. „To jest wasz obowiązek” – gadał do pedagogów Roman. Ale tylko gadał. Za to minister (dzisiaj już wicepremier) Przemysław Gosiewski i jego komanda... Ale po kolei! Minister od dworca we Włoszczowie jest też liderem PiS w województwie świętokrzyskim. Wybitni partyjni koledzy Przemysława – czyli wojewoda i kurator – na jego to rozkaz żwawo zabrali się do pracy. Przeczytaliśmy ich „dzieło”. Okazuje się, że całą edukację patriotyczną można streścić na ośmiu stronach maszynopisu. Nie bądźmy jednak drobiazgowi. To wiekopomne dzieło. Dzięki niemu każdy przedszkolak, uczeń podstawówki i gimnazjum, a nawet licealista
Przemysław Gosiewski
dowało o wyborze książek umieszczonych na liście lektur? Wykształciuchom nie spodobało się, że znalazły się na niej wyłącznie dzieła pracowników IPN oraz senatora PiS – Adama Massalskiego. Jeszcze bardziej bezczelne uwagi padły na forach dyskusyjnych. Jeden z internautów pozwolił sobie na sugestię, że wzorcem dla młodego człowieka jest – według autorów programu – Pawka Morozow. Ów nastolatek doniósł na swoich rodziców, że ci ukryli zboże. Wszystko to działo się za Stalina, w czasie wielkiego głodu na Ukrainie. Rodzice Pawki zostali skazani na śmierć. Uważna lektura opracowania wskazuje bowiem, że nastolatki powinny... zlustrować swoje rodziny. Może także pod kątem, co robią z pieniędzmi, skoro nie dają kieszonkowego... MICHAŁ CHARZYŃSKI Fot. WHO BE
PATRZYMY IM NA RĘCE
P
o lustracji całego narodu przyszła pora na deubekizację i dekomunizację, czyli to, co PiS kocha najbardziej. A drąży skałę skutecznie, choć coraz większymi bublami prawnymi. Po trupach do celu. Od słów do czynów. Z zapałem PiS dokonuje rozliczeń wobec wszystkich i wszystkiego, co ma choćby minimalne znamię PRL-u. Przyszła kolej i na byłych funkcjonariuszy dawnego aparatu bezpieczeństwa, dziś – w większości przypadków – wiekowych emerytów. Całkiem możliwe, że niebawem stracą swoje – widziane oczami fanatycznej prawicy – nadzwyczajne przywileje, a ich uposażenia zrównane zostaną z najniższymi. Drugim krokiem, chwilowo wstrzymywanym, będą totalne czystki na naszych ulicach w celu wyeliminowania wszelkich pamiątek kojarzących się z byłym systemem. Mamy przed sobą komunikat prasowy PiS-u, z którego wynika, że planowana deubekizacja i usuwanie symboli komunizmu to nic innego, tylko „przywracanie Polsce normalności”. O ile przykład estoński i nieugięta reakcja Rosji nauczyły niektórych – przynajmniej na chwilę – pokory i wstrzemięźliwości, o tyle projekt „Ustawy o podaniu do wiadomości publicznej informacji o byłych funkcjonariuszach komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, czasowym ograniczeniu pełnienia przez nich funkcji publicznych oraz pozbawieniu ich nieuzasadnionych przywilejów materialnych” już trafił do marszałka Sejmu i zapewne nie poleży długo w szufladzie Ludwika Dorna. Czym wobec PiS-u był okres Polski Ludowej? Dowiadujemy się, że to wyłącznie system bezprawia, który służył utrwalaniu zależności Polski od obcego mocarstwa i totalitarnego ustroju, a jego główny filar stanowiły organy bezpieczeństwa stosujące metody zbrodnicze. Dlatego właśnie wszyscy ich pracownicy powinni zostać dzisiaj przykładnie ukarani. PiS wcale nie ukrywa swoich zamiarów. Po pierwsze – chce ujawnić publicznie wszystkie przypadki służby na podstawie archiwów IPN; po drugie – chce uniemożliwić przez 10 lat sprawowanie funkcji publicznych; po trzecie – chce ograniczyć świadczenia emerytalno-rentowe.
11
De -m mony
– Czasy Urzędu Bezpieczeństwa, czyli 1944–1956, nie powinny być w ogóle wliczane do świadczeń emerytalno-rentowych, a funkcjonariusze z lat 1957–1989 powinni otrzymywać najniższe uposażenie – poinformował Marek Kuchciński. Jego partyjny kolega, senator Zbigniew Romaszewski (na zdjęciu), puścił wodze fantazji i znalazł sposób na zasilenie budżetu nadwyrężonego mnożeniem stanowisk rządowych i dotacjami na Kościół. – Szacuję, że ta reforma może przynieść oszczędności rzędu 2 miliardów zł – palnął. I właśnie emerytury byłych pracowników MO czy SB w wysokości głównie 2–3 tys. zł brutto uwierają PiS najbardziej. Ci bezczelni, którzy zapomnieliby się przyznać do pracy na rzecz „państwa totalitarnego”, mogliby liczyć na karę grzywny lub odsiadkę do 1 roku. Jednak niektórzy byli funkcjonariusze będą mogli oczekiwać prawa łaski. Niemożliwe? A jednak! Warunek – podejmowanie w czasie pełnienia służby w UB lub SB działań wspierających – uwaga! – Kościół katolicki lub inne instytucje czy osoby występujące na rzecz niepodległości. Łaskę okazywałby sam premier na podstawie
zaświadczenia powołanej przez siebie komisji ekspertów. – Ta pięcioosobowa komisja składałaby się z 3 przedstawicieli sędziów lub prokuratorów, których zgłasza Minister Sprawiedliwości oraz 2 historyków, których zgłasza prezes IPN – powiedział Kuchciński. Wszystko zostaje więc w rodzinie. Nie wydaje się możliwe, aby Kaczyński nie zdążył w swojej kadencji z zamknięciem tematu. Wątpliwości, jakie podnoszą konstytucjonaliści, nie mają dla PiS-u znaczenia. Podobnie jak to, że ustawa jest niezgodna z konstytucją, ponieważ emerytury i renty przysługują za konkretną pracę, a Polska Ludowa była państwem funkcjonującym legalnie. Poza tym nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej i odbierać tzw. praw nabytych. Ale tu i ówdzie przebąkuje się, że być może nie o ustawę w rzeczywistości chodzi. Jest raczej pewne, że trafi ona przed Trybunał Konstytucyjny i wielce prawdopodobne, że werdykt będzie krytyczny. Ale i wówczas PiS osiągnie swój cel. Będzie mógł triumfalnie ogłosić: „Ten Trybunał broni Ubekistanu!”. DANIEL PTASZEK Fot. Autor
12
POMNIKOMANIA
W
Szczebrzeszynie przy głównej ulicy zachował się osobliwy monument. Kamienną kolumnę z prostopadłościenną kapliczką zwieńczoną krzyżem wystawiono w 1655 roku na wieczną pamiątkę wypędzenia ostatniego arianina.
rzez lata w centrum Przemyśla stał pomnik gen. Karola Świerczewskiego, a plac „pod Karolkiem” był ulubionym miejscem towarzyskich spotkań. Na topie były spacery z dziećmi i pieskiem, randki, plotki, karty, ćwiarteczka. Komu to przeszkadzało...
P
Pomnik został odnowiony przez mieszkańców miasta w 1880 roku. I choć dzisiaj niewątpliwie stanowi mało chlubne świadectwo, jest zarazem jednym z nielicznych zabytków przypominających o istnieniu w Polsce tego najradykalniejszego odłamu reformacji. Bracia polscy w znacznym stopniu przyczynili się do rozwoju języka, szkolnictwa i kultury oraz stanowili jeden z najważniejszych łączników z ruchem umysłowym
W niepodległościowym amoku z początku lat 90. „Walter” trafił do huty, a niszczejący po nim cokół i zaniedbany plac przez 14 lat były synonimem nieudolności miejskich rajców. Gdy klapą zakończyła się idea budowy w tym miejscu
Karol bis miliona włożonego w przebudowę placu Niepodległości, na którym monument stanie. Na nic zdały się apele, by zamiast kolejnej figury utworzyć szpitalny oddział geriatryczny imienia JPII (niesłuszne czasy szpitala Matki Polki minęły...),
Ostatni arianin
Prof. Lechosław Lameński, kierownik Katedry Historii Sztuki Nowoczesnej KUL.
Czuwanie przy „Walterze” (lata siedemdziesiąte)
Europy. Na pierwszy plan wysuwali kwestie moralne oraz postulat tolerancji religijnej, domagali się rozdziału Kościoła od państwa jako warunku poprawnych stosunków obu tych instytucji. Odmawiali służby wojskowej i państwowej, potępiali karę śmierci, występowali przeciw własności prywatnej, pańszczyźnie i poddaństwu chłopów. Aktywność braci polskich trwała prawie sto lat. W 1638 roku kontrreformacja doprowadziła do wydania wyroku sądu sejmowego, na mocy którego zburzono akademię i drukarnię w Rakowie. Ostatecznie kres działalności arian na ziemiach polskich położyła uchwała sejmowa z 1658 roku, nakazująca wszystkim arianom – pod groźbą kary śmierci – przejście na katolicyzm lub opuszczenie granic Rzeczypospolitej w ciągu trzech lat. Więcej na temat wypędzenia arian – na stronie 16. A.K. Fot. Autor
„W Polsce jest ponad 240 pomników papieża. Mam do nich stosunek negatywny. Na palcach jednej ręki można policzyć te dobre. W większości są wizualnie odpyc ające. Trudno w spiżu czy kamieniu oddać wnętrze, bogactwo duchowe Ojca Świętego. Abstrahując od formy plastycznej i ich wartości artystycznej, budowanie pomników papieżowi uważam za nieporozumienie. Dajmy spokój spiżoPrzemyski „Walter” po zdjęciu z cokołu wym pomnikom. Powołujmy fundacje, budujmy schroniska dla bezdomnych, fundujmy stypendia. Ojciec Święty wolałby takie działania”.
pomnika Żołnierza Polskiego, mówiono już o „przekleństwie i fatum Waltera”, a dziś, kiedy plac picowany jest pod pomnik JPII, z wymownym uśmieszkiem mówi się o „drugim Karolku”. Jan Paweł II, choć nad Sanem został przyjęty najgorzej w całym swoim pontyfikacie, ma pomniki w dwóch przemyskich parafiach, pamiątkową rzeźbę i tablicę w archikatedrze, swoją ulicę, szkołę i Szlak Pątniczy. Pomysł budowy trzeciego pomnika zrodził się w 2005 roku. Półtoratonowy, czterometrowej wysokości Karol Wielki (właśnie się „patynuje”) zasiądzie na dwumetrowym tronie, osadzonym na postumencie 12x7 m. Ponoć wszystko jedynie za 350 tys. zł, nie licząc
a jeśli już pomnik, to tam, gdzie papież rzeczywiście był w roku 1991 – w sąsiedztwie katedry łacińskiej oraz greckokatolickiej. Dziś będzie to tylko jeden z setek pomników JPII w Polsce, a mógł być pierwszym (!), gdyby w 1994 roku samorząd Przemyśla kupił pomysł, aby na placu po „Walterze” (wspólna własność miasta i grekokatolików) wznieść papieski pomnik polsko-ukraińskiego pojednania. Wówczas – po konflikcie o Karmel (1991), gdy grekokatolików nie wpuszczono do ich dawnej katedry, gdy znieważono biskupa Tokarczuka, malowano hasła „Nie chcemy Cię tu”, a papieska wizyta wisiała na włosku; kiedy rozebrano 200-letnią unikatową greckokatolicką kopułę na Karmelu
i przeczytali w oficjalnym piśmie, że od placu „pod Karolkiem” wara, bo stanie tu pomnik Żołnierza Polskiego, który miał uzmysłowić ukraińskiej mniejszości, kto tu wygrał i rządzi. Budowa tego cacka mogła pochłonąć grube miliony, skoro za sam gipsowy odlew, zalegaNowy gospodarz „Placu pod Karolkiem” (zwy- jący dziś magazyny, wybulono ponad 300 tysięcy. Na cięski projekt) szczęście dla budżetu mia– taki pomnik byłby symbolem za- sta „spontaniczna akcja społeczeńmykającym złą przeszłość w polsko- stwa”, jak ów koncept reklamowaukraińskich relacjach i to na 11–12 no, zakończyła się kompromitacją, lat przed otwarciem cmentarzy Orląt bo przez 13 lat przemyślanie zebrali zaledwie... 17 tys. zł. Lwowskich i w Pawłokomie. Niestety, inicjatywa dwóch księNiedawno społeczny komitet buży (łacińskiego i prawosławnego), dowy, bez konsultacji z ofiarodawktórzy proponowali wtedy budowę cami, przekazał te pieniądze na konpomnika JPII jako symbolu wielo- to pomnika JPII. Może wystarczy na kulturowości miasta, wzajemnej to- zasadzenie przy nim bratków, bo przy lerancji i pojednania polsko-ukra- starym „Karolku” pieski tak bardzo ińskiego, nie przekonała ówczesnej lubiły siusiać w kwiatkach... AP władzy miejskiej. Księża usłyszeli Fot. UM Przemyśl
Jeszcze jeden, jeszcze jeden... Co Toruniowi jest najbardziej potrzebne? Oczywiście, kolejny pomnik papieża! I taki właśnie prezent szykuje torunianom przykościółkowa władza.
„Rydzykowy” pomnik JPII w Toruniu
Kopernik w Toruniu doczekał się jednego monumentu. A JPII będzie miał ich trzy. Na razie tylko trzy! Ci, którzy muszą przejeżdżać przez Toruń, widzą, że miastu najbardziej potrzebny jest jeszcze jeden most na Wiśle. I mówi się o nim od lat, ale szans na realizację nie widać. Nie widać też pieniędzy na remonty ulic i domów, nie mówiąc już o sypiących się zabytkach. Szacuje się, że trzeci z kolei pomnik
JPII pochłonie ponad pół miliona złotych. Choć początkowo mówiło się, że pomnik powstanie całkowicie ze składek mieszkańców, wiadomo już, że z kasy miasta należy sypnąć co najmniej 300 tysięcy. A to dlatego, że ludziska okazały się mało hojne i w ciągu dwóch lat udało się zebrać zaledwie 200 tysięcy, i to przy olbrzymim zaangażowaniu władz miejskich z prezydentem Michałem Zaleskim na czele (24 kwietnia br. wraz z zastępcami wziął udział w kweście pod kościołami). Nie na wiele zdały się również inne autorytety, które zasiadły w komitecie honorowym budowy,
np. biskup Andrzej Suski czy rektor UMK – prof. Andrzej Jamiołkowski. Nie pomogły też liczne zachęty, np. za wpłatę powyżej 1000 zł obiecywano, oprócz podziękowań, album poświęcony wizycie JPII w Toruniu, a za powyżej 10 tys. zł – list z podziękowaniem i miniaturową statuetkę papieża. Toruń ma już dwa monumenty „białego papy”. Jeden stoi na dziedzińcu Rydzykowej uczelni, a drugi w pobliżu katedry. No, ale to i tak dramatycznie mało, bo na przykład w takim małym i zapyziałym Sieradzu są już dwa. BARBARA SAWA Fot. WHO BE
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
13
14
Najstarsza absolwentka N
ola Ochs z Kansas otrzyma w tym miesiącu dyplom ukończenia studiów. Sprawa nie byłaby godna odnotowania, gdyby nie wiek studentki: 95 lat. Staje się tym samym najstarszą absolwentką wyższej uczelni. Tytuł ten – odnotowywany w „Księdze rekordów Guinnessa” – przysługiwał dotąd Mozelle Richardson, która przed trzema laty, w wieku 90 lat, zdobyła dyplom z dziennikarstwa na Uniwersytecie Oklahomy. Ochs wzięła się do studiowania po śmierci męża w roku 1972. Trwało to trochę, ale wreszcie okazało
się, że ma już prawie wystarczającą liczbę zaliczeń do otrzymania dyplomu z historii. Razem z nią uniwersytet kończy jej 21-letnia wnuczka. Po studiach leciwa absolwentka zamierza trochę podróżować, może będzie kontynuować edukację... A potem – do roboty. Nola Ochs planuje zatrudnić się jako przewodnik na statkach wycieczkowych. CS
Od erotomana do milionera T
o historia z gatunku tych, jak to czyściciel butów stał się milionerem. Typowo amerykańska. Ale wywodzi się z Niemiec. Obiektem zainteresowania cudownie wzbogaconego był od początku męski narząd rozrywkowo-rozrodczy. Produkcja jego atrap przyniosła mu krocie. Dirk Bauer, inżynier elektryk z Bremy, rozpoczął biznes z kapitałem zakładowym 25 euro. Po kilku latach jest europejskim gigantem. Zarobił – i wciąż zarabia – na produkcji sztucznych penisów. Konkurencja, wydawałoby się, ogromna – sex-shopy zawalone są tymi produktami, do wyboru i koloru, w dowolnych kształtach i rozmiarach. Trick Bauera polegał na tym, że jego produkty nie kojarzyły się natychmiast z organem w stanie ekscytacji. Mimo że drogie (ręcznie robione...) – cieszą się popytem na całym świecie. Zaczął od tego, że za 25 euro kupił trochę silikonu i zaczął w kuchni lepić erotyczne zabawki w kształcie
a to pingwinków, a to delfinków, a to innych zwierzaków. Obecnie jego manufaktura Fun Factory GmbH wytwarza 4 tys. takich zabawek seksualnych dziennie. Sprzedaż od roku 2004 podskoczyła z 5 mln euro do 13,5 mln; zatrudnienie podwoiło się. Bauer stawia na jakość, więc jego luksusowe wibratory nawet kształtem nie przypominają taniej azjatyckiej tandety. Choć wyroby są rozchwytywane w USA, Francji czy Hiszpanii, zainteresowanie w Niemczech jest umiarkowane. Właściciele sklepów wciąż wstydzą się handlować czymś erotycznym. Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju... TN
Gumowa bomba W
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
ZE ŚWIATA
ładze nakazały ewakuację budynku college’u w Ankeny w stanie Iowa.
Powód akcji był taki, że poczta dostarczyła paczuszkę, która z jakichś powodów wzbudziła podejrzenia i strach. Na miejsce przybyła policja i inspektorzy pocztowi otworzyli pakunek, który, jak się okazało, zawierał... 500 kondomów.
Pokazuje to, że poziom histerii po strzelaninie na politechnice w Wirginii jest wciąż wysoki. W międzyczasie w centrum handlowym w Kansas mężczyzna otworzył ogień do kupujących, zabijając i raniąc kilka przypadkowych osób. PZ
Z
djęcia pokazujące, co wyrabiali amerykańscy żołnierze z więźniami bagdadzkiego więzienia Abu Ghraib, obiegły świat 3 lata temu, wywołując szok i mdłości. Okazuje się, że każdy z nas ma ukryte predyspozycje do tego, żeby zrobić to samo, co barbarzyńcy z US Army.
rozbierać się do naga i symulować stosunki płciowe. Eksperyment trzeba było przerwać po 6 dniach, bo ofiary nie wytrzymałyby dłużej. Wkrótce potem „strażnicy” zaczęli zachowywać się jak normalni amerykańscy chłopcy. W pewnych warunkach niemal każdy będzie zdolny traktować innych
w sposób okrutny albo nie zwracać uwagi na takie traktowanie – konkluduje psycholog. – Bardzo niewielu ludzi jest w stanie otwarcie sprzeciwić się jawnej niesprawiedliwości. Dobrzy ludzie pod specyficznym wpływem, w specyficznej sytuacji, stają się źli. Moralne hamulce puszczają bardzo szybko...
Diabeł drzemie w każdym Tak twierdzi psycholog Philip Zimbardo, który w wydanej właśnie książce pt. „Efekt Lucyfera: Zrozumieć jak dobrzy ludzie stają się źli” opisuje doświadczenie, które przeprowadził przed 30 laty w Stanford University. Zimbardo podzielił 24 studentów na dwie grupy: strażników i więźniów. Pierwsi mieli przez dwa tygodnie pilnować drugich, dbać o porządek i nie stosować przemocy. Problemy zaczęły się już następnego dnia: strażnicy bili więźniów pięściami. Potem z każdym dniem znęcali się nad nimi coraz brutalniej, w sposób coraz bardziej wyszukany. Nie pozwalali im spać, zabierali koce, nakładali na głowy papierowe torby, kazali
K
W jednym z dochodzeń Pentagonu w sprawie Abu Ghraib wspomina się o eksperymencie ze Stanford i stwierdza, że to, do czego doszło w irackim więzieniu i gdzie indziej, „było w całości do przewidzenia”. Nie uczyniono jednak nic, by temu zapobiec. Robert Roberts, profesor filozofii z Baylor University, komentując te konstatacje, stwierdza, że rodzice nie powinni zabraniać dzieciom oglądania scen okrucieństwa – czy to w wykonaniu hitlerowców, czy żołnierzy amerykańskich. „Dzieci muszą zrozumieć, że i zwyczajni ludzie są do tego zdolni. Muszą zdać sobie sprawę, że bohaterzy zdarzają się rzadko, bo to ich zainspiruje do stawiania sobie wyższych wymagań”. PZ
omisja medyczna w USA opublikowała raport dotyczący wykonywania kary śmierci. Konkluduje on, że przynajmniej część skazańców cierpi tortury, bo składająca się z 3 substancji trucizna nie działa jak należy. Pierwsza z substancji wstrzykiwanych do żyły skazańca to silny narkotyk, mający go znieczulić i uśpić. Druga paraliżuje mięśnie, trzecia powoduje zatrzymanie akcji serca. Teoretycznie dawka każdego z tych specyfików powinna mieć śmiertelny skutek. Tak nie jest. Skazańcy duszą się – nie mogąc zareagować, bo są sparaliżowani – albo cierpią ból podobny do przypalania na wolnym ogniu. Zdarza się, że w ogóle nie umierają i trzeba ich dobijać dodatkową dawką. Lekarze z powodów etycznych stanowczo odmawiają jakiegokolwiek udziału w egzekucjach. Lekarz więzienny ogranicza się do stwierdzenia zgonu. Okazuje się, że przygotowujący zabójczą miksturę nie biorą pod uwagę masy ciała więźniów ani innych czynników mających wpływ na działanie trucizny. Zastosowanie takiego sposobu zabijania ludzi skazanych na śmierć (37 stanów stosuje śmiertelny zastrzyk jako
sposób tańszy od krzesła elektrycznego i komory gazowej) byłoby niedopuszczalne w weterynarii do pozbawiania życia zwierząt. Po niedawnych przypadkach niewłaściwego działania zastrzyków uśmiercających 11 stanów wprowadziło moratorium na wykonywanie wyroków. Dr Mark Heath, anestezjolog z Uniwersytetu Columbia, badający egzekucje przy użyciu zastrzyku, stwierdza, że „obawy dotyczące ich działania są dobrze uzasadnione”. Wielu ludzi w USA takich obaw nie podziela, uważając, że egzekucja powinna być co najmniej tak samo bolesna jak zabójstwo, którego dokonał skazany. Prokurator Steve Steward z Indiany tak skomentował raport lekarzy: „Dla mnie nie ma znaczenia, czy ktoś cierpi podczas egzekucji”. Oryginalne poglądy na wymiar kary mają niektórzy sędziowie w USA i wcale się z tym nie kryją. 20 kwietnia sędzina skazująca przestępcę seksualnego na trzykrotne dożywocie (takie wyroki to specyfika USA) zapytała skazanego: „Czy wie pan, co z takimi jak pan robią w więzieniach?”. Miała na myśli gwałty i znęcanie się; najwyraźniej uznała to za dodatkowy element kary. ZW
Nie cały umrzesz
S
enat stanu Teksas uchwalił – przy jednym głosie sprzeciwu – nowe prawo, na mocy którego sprawcy drugiego poważnego przestępstwa seksualnego na dzieciach będą dostawać czapę. Alternatywne rozwiązanie, przewidujące karę dożywocia bez możliwości wcześniejszego zwolnienia, zostało odrzucone. Nie chodzi o przestępstwa, których kulminacją jest morderstwo – wystarczy „penetracja
Śmierć dla pedofila narządów płciowych dziecka”. Problem, czy można wymierzać karę śmierci za przestępstwa inne niż morderstwo, oczekuje obecnie na rozpatrzenie przez Sąd Najwyższy. Jeśli decyzja będzie pozytywna, prawo automatycznie zacznie obowiązywać. „Myślę, że nie mamy bardziej
szlachetnego obowiązku niż ochrona naszych dzieci” – oświadczył sponsor ustawy, republikański senator stanowy Bob Deuell. Prawo jednocześnie anuluje przedawnienie przestępstw pedofilii. Jeśli wejdzie w życie, z Teksasu może uciec wielka grupa księży katolickich... CS
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
ZE ŚWIATA
Taniec św. Wita W Czechach stało się to, co jest niemożliwe w Polsce. Władza państwowa wystąpiła otwarcie przeciwko Kościołowi katolickiemu w sporze o własność nieruchomości – a konkretnie o katedrę św. Wita. Słynna na cały świat praska katedra jest nie tylko obiektem sakralnym, lecz także miejscem, gdzie znajdują się nagrobki czeskich królów, korony królewskie, klejnoty koronacyjne i wiele cennych dzieł sztuki oraz unikatowych witraży. To muzeum czeskiej kultury narodowej ma dla naszych południowych sąsiadów podobne znaczenie jak Wawel dla Polaków. Konflikt państwowo-kościelny trwa już ponad 13 lat, lecz ostatnio nabrał nowych akcentów. Na początku tego
roku Sąd Najwyższy ostatecznie nakazał Kościołowi zwrot katedry, która poprzednio została mu przekazana decyzją sądu niższej instancji. Mimo rygoru natychmiastowej wykonalności Krk bynajmniej nie kwapi się z realizacją sądowego orzeczenia. Podnosi m.in. kwestię przedmiotów i dzieł sztuki znajdujących się w katedrze, które jakoby stanowią jego własność. Jest to o tyle interesujące, że znajdują się tam dzieła mistrzów niezwiązanych
z obrządkiem katolickim, jak np. witraże według projektu wolnomyśliciela Alfonsa Muchy – słynnego czeskiego malarza z przełomu XIX i XX wieku. Natomiast rozbudową katedry zajmował się ewangelik František Palacký. Dla czeskiego Kościoła spór o katedrę ma także (a może przede wszystkim) wymiar finansowy. W okresie władania tym zabytkiem kultury Krk pobierał od każdego zwiedzającego opłatę w wysokości 100 koron (około 12 zł). Te drobne na pozór kwoty dają ogromny dochód w skali rocznej. Od decyzji czeskich organów wymiaru sprawiedliwości Kościół zamierza odwołać się do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, uważając widocznie, że Trybunał uzna Kościół za istotę ludzką... BKJ
15
Śmierć za szpilki P
astorowi protestanckiemu Matthew Winklerowi z Church of Christ w Tennessee wiodło się lepiej niż katolickim kolegom po fachu: miał żonę i córkę, których nie musiał ukrywać. A jednak było mu mało. Domagał się, by małżonka, Mary, kochała się z nim w nieprzyzwoitych pozach, budzących jej moralne zastrzeżenia, i ubierała przed seksem wyzywające stroje jak – nie przymierzając – dziwka jakaś. Na dodatek lał ją pasem i terroryzował. Mary twierdzi, że nie mogła tego znieść. Zastrzeliła małżonka, rzekomo niechcący, gdy usiłował udusić córkę. Nie wyjaśnia to, dlaczego pastor miał plecy podziurawione 77 kulami i został zabity we
śnie. Podczas procesu świeżo upieczona wdowa z rumieńcem wstydu pokazywała buciki na wysokim obcasie, które denat kazał jej nosić w ramach gry wstępnej. No zgroza po prostu! Ława przysięgłych tak jej współczuła, że Mary uniknęła odpowiedzialności za morderstwo z zimną krwią i dożywocia. Skazano ją na kilka lat, bo jej czyn zakwalifikowano jako częściowo usprawiedliwiony. CS
Holender Noe H
Potomek Torquemady
olandia jest jednym z najbardziej zeświecczonych miejsc na świecie – liczba uczęszczających do kościoła spada od pół wieku. Mimo to właśnie tam powstała replika arki Noego. Pierwsza od 4 tys. lat.
Kardynał Angelo Amato baczy, by tradycja nie poszła w niepamięć. Tradycja św. inkwizycji. Amato jest zastępcą szefa Kongregacji Nauki Wiary, będącej w prostej linii spadkobiercą owej świętej instytucji. Amato wygłosił właśnie płomienny spicz gromiący związki gejów oraz dopuszczalność aborcji, wpisując się płynnie w nurt licznych filipik Benedykta na ten temat. Porównał przerywanie ciąży do samobójczych ataków terrorystów i nazwał aborcję „terroryzmem z ludzką twarzą”. Treść programów telewizyjnych i tekstów gazet to „perwersyjny film zła”. „Zło pozostaje niemal niewidoczne. Bo media przedstawiają je jako »ekspresję postępu« manipulują językiem, by ukryć tragiczną wymowę
Jest dziełem kreacjonisty Johana Huibersa, który poświęcił na jej budowę niemal 2 lata. Pragnął w ten sposób upamiętnić swą wiarę w to, że Pismo Święte zawiera literalną prawdę. Jednostka ma wielkość trzech czwartych boiska piłkarskiego i wysokość trzypiętrowego domu. Zbudowana jest z drewna cedrowego i sosnowego, choć badacze Biblii wciąż debatują, jakiego surowca użył Noe. Wewnątrz okrętu Huibers umieścił naturalnej wielkości żyrafy, słonie, lwy, krokodyle, zebry,
K
aplice lotniskowe powinny być miejscem dialogu między przedstawicielami różnych wyznań i kultur... ...powiedział na spotkaniu kapelanów w Rzymie pod koniec kwietnia kardynał francuski Paul Poupard, przewodniczący Pontyfikalnej Rady Dialogu Międzyreligijnego. „Kapelani mają istotną rolę do spełnienia. Powinni zachęcać do dialogu, zapobiegać niepokojom i pesymizmowi, które niszczą stosunki z przedstawicielami innych religii. – pouczał. – Lotniska, zamiast celami terrorystów, winny stać się
P
faktów”. Kliniki ginekologiczne to „rzeźnie istot ludzkich”. „Tzw. cywilizowane kraje zatwierdzają prawa sprzeczne z prawem naturalnym, takie jak zgoda na związki ludzi tej samej płci”. Eutanazja – lepiej nie mówić, odór siarki jest nie do zniesienia. Nie ma wątpliwości: jesteśmy w objęciach Antychrysta, a dzień sądu bliski. Nie ma też wątpliwości, że kard. Amato to właściwy człowiek na właściwym stanowisku. Oficjele watykańscy potępiają rząd włoski za próbę legalizacji konkubinatu hetero- i homoseksualnego. Przygotowują demonstrację protestacyjną w Rzymie, usiłują zmobilizować setki tysięcy ludzi. Liczebność manifestacji miałaby skompromitować rząd Prodiego. PZ
bizony i całą resztę dobytku, który – jak głosi Biblia – zabrany został w roczny rejs popotopowy. Twórca Arki nie planuje w najbliższym czasie powtórki rejsu. Powołując się na Biblię, stwierdza, że tęczę należy interpretować jako boską obietnicę, że więcej kawałów z nadmiarem wody już nie będzie. Innego zdania jest Al Gore, który w swym filmie „Niewygodna prawda” przepowiada zalanie Holandii. Więc może arka doczeka się zwodowania... TN
Bombowy dialog miejscami, przez które podróżuje dobroć, szczególnie w postaci międzywyznaniowego dialogu”. Dla zwieńczenia tych pięknych i ze wszech miar słusznych haseł kard. Poupard oświadczył, że chrześcijanie nie powinni udostępniać kaplic lotniskowych do modlitw muzułmanów. „W celu uniknięcia konfuzji – wyjaśnił. – Ważne, by chrześcijańskie kaplice utrzymały swój
rzed czterema laty burzę i rozłam w Kościele anglikańskim wywołała nominacja Gene’a Robinsona na biskupa Kościoła episkopalnego (to nazwa anglikanów w USA) w stanie New Hampshire. Hierarcha chyba się tym nie przejął, bo planuje kolejny prowokacyjny krok – chce być jednym z pierwszych, który stanie na ślubnym kobiercu ze swym oblubieńcem, Markiem Andrew, gdy tylko gubernator podpisze zatwierdzoną już przez legislaturę ustawę zezwalającą na oficjalne związki homoseksualistów. 59-letni Robinson w przeszłości usiłował „wyprostować” swój popęd. Przez dwa lata poddawał
charakter jako miejsca tylko tej religii”. Voilà! Oto najbardziej klarowna wykładnia ekumenizmu w wydaniu najwyższych czynników watykańskich, którą niewątpliwie popiera Benedykt, autor ostrzeżenia innowierców o ich marnych szansach na zbawienie poza katolicyzmem. Teraz dialog międzywyznaniowy – zwłaszcza na lotniskach – wybuchnie jak bomba. ST
się specjalnej terapii, nawet ożenił się z „samicą” i spłodził dwie córki. Wszystko na nic, natura wzięła górę: para rozwiodła się, a Robinson związał się z partnerem, z którym mieszka od 18 lat. Biskup afiszuje się ze swymi skłonnościami i poglądami, przyjmuje zaproszenia na parady gejów do Nowego Jorku, uważa, że prawa homoseksualistów powinny być zagwarantowane na szczeblu federalnym. Wierzy, że w ciągu następnych 20 lat geje w USA zdobędą równe prawa z heteroseksualistami. Możliwe, ale czy Kościół episkopalny przetrwa do tego czasu? TW
Biskup gej
Kryminał i Biblia E
ric Hine z Ohio wpadł, usiłując sprzedać skradzioną kartę kredytową. Adwokat usiłował przekonać sędziego, żeby zwolnił go za kaucją, reklamując złodzieja jako człowieka wielce pobożnego, uczęszczającego do kościoła. Sędzia ironicznie wówczas zaproponował żeby oskarżony – skoro taki pobożny – wyrecytował Psalm 23. I szczęka mu opadła, gdyż Hine bezbłędnie wyrecytował wskazany tekst biblijny. Sala sądowa nagrodziła go oklaskami,
sędzia – zwolnieniem z więzienia. Morał taki, że jak ktoś się bierze do zarabiania na życie działalnością kryminalną, powinien przestudiować wcześniej Biblię. Na pewno nie zaszkodzi, a pomóc może. ST
16
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (37)
Nietolerowani O arianach pisano jako o „socyniańskiej zarazie, zrodzonej wśród bagien sarmackich”, a ich naukę nazywano rakowską trucizną. Za ich wygnanie z Polski Jan Kazimierz otrzymał w Rzymie tytuł „króla prawowiernego” – rex orthodoxus. W Kościele kalwińskim już w latach pięćdziesiątych XVI w. zarysowały się podziały między szlachtą a ministrami (duchownymi) pochodzenia plebejskiego. W ogniu walki, która toczyła się na synodach i w publicystyce, w roku 1563 doszło do rozłamu. Wtedy też z organizacji kalwińskiej wyodrębniło się lewe skrzydło jako odrębna organizacja kościelna zwana „zborem mniejszym” lub „braćmi polskimi”, czyli arianami (nazwa pochodzi od Ariusza, twórcy ruchu religijnego z IV w., potępionego przez sobór w Nicei w 325 r.). Później zwano ich socynianami – od Fausta Socyna, najwybitniejszego myśliciela tego ruchu religijnego. Spośród protestantów to właśnie arian atakowano najostrzej. Pisano o nich pogardliwie, że należą do nich „chłopi, strugarze, tokarze, wrzeciennicy, płóciennicy, kapuściarze i insze drożdże rodzaju ludzkiego”. W rzeczywistości chłopów było wśród arian niewielu. W okresie, kiedy ruch ariański był najbardziej radykalny, zborem kierowali w znacznym stopniu zubożali mieszczanie, biedota z przedmieść, rzemieślnicy i wyrobnicy. Oni to głosili najbardziej bojowe poglądy, które uderzały w feudalny porządek, pańszczyznę i poddaństwo oraz katolickie dogmaty. Wypowiadali się za powszechnością
O
pracy fizycznej, wspólnotą dóbr, głosili hasło braterstwa ludów. Byli to arianie bezkompromisowi, osamotnieni i wyszydzani. Jedynie nieliczni spośród szlachty przyłączyli się do plebejskiego, radykalnego kierunku arian. Jan Niemojewski oraz kilkudziesięciu przedstawicieli szlachty z Kujaw, przyjąwszy ideologię ariańską, zwolnili chłopów z poddaństwa i pańszczyzny, rozdali swoje majątki, a sami pracowali na roli. Podobnie uczynił w Małopolsce Jan Przypkowski, a także inni szlachcice. Na sejmach, wśród lśniącego tłumu pysznie ubranej szlachty, szlacheccy zwolennicy tego poglądu wyróżniali się nie tylko szarzyzną w stroju, ale i tym, że u pasa nosili miecze drewniane zamiast żelaznych. Nazywano ich pogardliwie „kosturowcami”. Polska myśl tolerancyjna okresu reformacji i kontrreformacji wiele zawdzięczała braciom polskim. Z postulatami szeroko pojmowanych swobód wyznaniowych dla wszystkich oraz rozdziału Kościoła od państwa występowali ze szczególną siłą socynianie. Zakwestionowali oni przede wszystkim tradycyjne pojęcie herezji i prawo władzy świeckiej do karania z powodu wyznawanego światopoglądu. Jeden z teologów ariańskich, Jonasz Szlichtyng, pisał: „Na czymże bowiem polega wolność sumienia,
d dwóch lat dowodzimy, że rządząca naszym krajem koalicja klerykalno-a autorytarna dąży do zmarginalizowania, osamotnienia i odizolowania Polski na arenie międzynarodowej, aby tym łatwiej stworzyć tu watykański rezerwat. Oto kolejny kamień milowy na tej drodze. Na konferencji ministrów oświaty krajów należących do Rady Europy przedstawiciel Polski – jako jedyny – nie podpisał deklaracji końcowej spotkania. Delegacji polskiej nie podobał się zalecany przez Radę Europy europejski podręcznik do historii, opisujący niektóre kontrowersyjne aspekty dziejów naszego kontynentu w ostatnich dwóch stuleciach, napisany m.in. przez polskiego autora. Roman Giertych, który przewodniczył polskiej delegacji, uznał, że książka niedostatecznie opisuje dzieje Polski (m.in. nie zawiera jasnej informacji, że II wojna światowa rozpoczęła się w 1939 roku) i w związku z tym byłaby szkodliwa dla naszych uczniów. Poza tym uznał za niedopuszczalne sugerowanie przez gremium międzynarodowe, jakie książki mogłyby być zalecane jako podręczniki w polskich szkołach. Argumentacja Giertycha – nawet jak na niego – jest wyjątkowo pokrętna i głupia.
która Bogu jednemu jest podporządkowana, jeśli nie na tym, byś w sprawach religii myślał, co chcesz, swobodnie głosił to, co myślisz, i czynił wszystko, co nie pociąga za sobą ludzkiej krzywdy?”. Inny pisarz ariański, Samuel Przypkowski, podkreślał, że cele Kościoła i państwa są różne; nie należy ich więc ze sobą utożsamiać. „Inny przedmiot, odmienny sposób kierownictwa – pisał Przypkowski – sprawiają, że obie władze nie mogą sobie wchodzić w drogę”. Podczas gdy katolicy i protestanci (luteranie i kalwini) główne zadanie państwa upatrywali w szerzeniu, choćby na drodze przymusu, „prawdziwej wiary”, Przypkowski upatrywał je w czymś przeciwnym. W tym mianowicie, że państwo powinno zabezpieczać obywatelom „pokój i wolność, zwłaszcza sumień”, a więc swobody wyznaniowe. Pierwsze projekty wygnania braci polskich z kraju pojawiły się już w roku 1566 z inicjatywy... kalwinów. Co ciekawe, początkowo hierarchowie katoliccy ze Stanisławem Hozjuszem na czele sprzeciwiali się temu projektowi. Czynili to jednak z niskich pobudek. „Gdyby wygnano braci polskich – pisał nuncjusz papieski Commendone – my, katolicy, bylibyśmy wyzuci z jedynej pociechy, jaką nam sprawia niezgoda pomiędzy tymi dwoma stronnictwami” (to znaczy kalwinami i arianami). Ponadto, jak dodaje tenże hierarcha, „znikłoby obrzydzenie
Przecież wspomniana książka nie byłaby jedynym podręcznikiem do nauki historii w Polsce, lecz jednym z wielu pomocniczych. Trudno oczekiwać, aby jedna książka, opisując dzieje dwóch ostatnich wieków z dziejów Europy, skupiała
straszliwych bluźnierstw. Bluźnierstwa te zwróciły wielu spomiędzy szlachty na prawdziwą drogę”. Jednak wraz ze wzmaganiem się potęgi i wpływów kontrreformacji z każdym rokiem silniej zagrożona była pozycja arian. Szczególną nienawiść budził w fanatycznych katolikach Raków – ośrodek arianizmu („synagoga łotrowska”). Akademia w Rakowie (zwana też Sarmackimi Atenami), założona przez arian w roku 1602, stała się ośrodkiem ożywionego ruchu kulturalnego i wydawniczego, promieniując na całą Europę. W czasie swego największego rozkwitu liczyła 1000 uczniów. Do Rakowa przyjeżdżali na studia filozoficzne, matematyczne i teologiczne studenci niemieccy, szwajcarscy, francuscy, włoscy, holenderscy i angielscy, a doskonali pedagodzy
podłych sąsiadów. Ponadto międzynarodowy podręcznik do historii należałoby powitać jako cenną inicjatywę przełamywania barier i nieporozumień między narodami, bo historia to część wiedzy najbardziej zakłamana i podawana
ŻYCIE PO RELIGII
Polska w izolatce się na jednym z państw kontynentu tylko dlatego, że mieszka w nim rodzina Giertychów. Głupią też rzeczą jest wymaganie przez Polskę na forum międzynarodowym, aby uznano, że wojna rozpoczęła się w 1939 roku. Co będzie, jeśli tego samego będzie domagał się rząd Czech i Rada Europy uzna jego racje, że przedwojenna Czechosłowacja była pierwszą ofiarą wojny, i to już w 1938 roku, a Polska (zajęcie Zaolzia), obok Niemiec – jednym z pierwszych agresorów? Nie jestem pewien, czy jesteśmy jako naród przygotowani do pełnienia funkcji czarnego charakteru, skoro od dziecka uczy się nas, że zawsze byliśmy niewinną ofiarą
w szkołach tendencyjnie, najczęściej z przedstawieniem racji jednej ze stron konfliktu i pomijaniem krzywd cudzych. Warto także przypomnieć, że Giertych już wcześniej zakazał w Polsce jednej z książek Rady Europy – propagującej wychowanie seksualne i wiedzę o płciowości człowieka. Jednak nie mniej ważne niż walka z książką było zachowanie polskiej delegacji w sprawach światopoglądowych. Otóż Polska nie podpisała deklaracji końcowej także dlatego, że zaleca ona nauczanie w szkołach europejskich wiedzy o różnych religiach. Jest zupełnie naturalne to, że dzieci powinny mieć prawo do
uwzględniali w swoich wykładach zdobycze naukowe Kopernika. Znienawidzona przez kler i szlachtę katolicką akademia została zamknięta w 1638 roku. Za pretekst posłużył sprofanowany rzekomo przez uczniów akademii przydrożny krzyż. Sytuacja arian stała się dramatyczna od połowy XVII w., kiedy to upowszechniło się hasło „Polak katolik”, odgraniczające różnowierców jako zdrajców narodu i kolaborantów. Stało się to w trakcie wojen kozackich i szwedzkich (1648–1660), gdy ksenofobia w Polsce stała się zjawiskiem masowym. Pojawienie się w Rzeczypospolitej obcych wojsk, właściwie samych heretyków, uwierzytelniło obraz zagrożeń przekazywany przez kontrreformację. Wygnanie arian nastąpiło w atmosferze wzmożonego fanatyzmu religijnego, który podsyciła zwycięska obrona Częstochowy przed Szwedami. Część arian przeszła rzeczywiście na stronę Szwedów, ale uczyniła to również znaczna część szlachty katolickiej. Arianie mieli przy tym nadzieję, że nowy władca ukróci nienawiść wyznaniową i zapewni w kraju tolerancję religijną. Król Jan Kazimierz złożył we Lwowie ślubowanie, że wypędzi arian i ugruntuje w Polsce wiarę katolicką. I tak też się stało. W lipcu 1658 r. zapadła uchwała o wygnaniu z kraju braci polskich. Dano im trzy lata na wyprzedaż majątków i załatwienie swoich spraw. Pozwolono pozostać tylko tym, którzy przeszli na katolicyzm, ale i ci „nawróceni” narażeni byli na liczne szykany, podejrzewani o kryptoarianizm. Za wyznawanie i krzewienie arianizmu groziła kara śmierci, zaś denuncjatorowi, który wskaże arianina, przyznano prawo do połowy jego majątku. Kler triumfował. ARTUR CECUŁA
rzetelnej wiedzy o różnych światopoglądach, nie tylko tych wyniesionych z domu. To jest ich podstawowe prawo, o czym pisaliśmy na tych łamach przed tygodniem. Jednak najwyraźniej Giertych jechał na spotkanie ministrów oświaty nie jako reprezentant praw dzieci polskich, ale interesów Watykanu, który z oczywistych względów nie jest zainteresowany tym, aby dzieci z katolickich domów dowiedziały się w szkole o religiach czegoś więcej, niż katecheta zechce im powiedzieć. Podobnie w interesie Watykanu było zgłoszenie przez Giertycha zignorowanego przez innych ministrów projektu, aby do deklaracji wpisać, że Europa stoi na fundamencie prawa naturalnego objawionego w dekalogu. Toż to dopiero piramidalna bzdura! Co to za prawo „naturalne”, skoro trzeba było je specjalnie objawiać Mojżeszowi?! Przypomnijmy, że Giertych kilka tygodni temu popisywał się już kontrowersyjnymi pomysłami na spotkaniu ministrów oświaty UE, czym wywołał międzynarodowy skandal (nawoływanie do powszechnego zakazu aborcji i „propagandy homoseksualnej”). Czy polski minister mógłby, choćby od czasu do czasu, obok watykańskich, reprezentować także nasze, krajowe interesy? MAREK KRAK
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r. Aby uniknąć pytania o zasługi Kościoła dla nauki, twierdzi się dziś, że Kościół nie jest od nauki i od spraw ziemskich, lecz od zbawiania dusz i spraw niebieskich. Tyle że jeszcze całkiem niedawno Kościół rościł sobie prawo do wpływania na wszelkie dziedziny aktywności ludzkiej – w tym, oczywiście, na naukę – i wpływ ten był bardzo realny.
Jego następcą został o. Adam Schall. Z zyskiem dla wiary katolickiej udało mu się udowodnić błędy w obliczeniach niewiernych astronomów, wyznawców Allacha, rywalizujących z nim na dworze cesarza. „Dla dworu chińskiego chrześcijaństwo było religią »wielkiego Schalla«, chociaż jego pojawienie się stanowiło epifenomen wiedzy fizycznej w wieku, w którym papiestwo potępiło astronomię Galileusza. Jego następca, ojciec Verbiest, zbudował cesarzowi całą serię dział długiego zasięgu, a na ich lufach wygrawerował imiona świętych. Poświęcił je ubrany w komżę i stułę” (P. Johnson). W istocie jednak trudno wskazać istotniejsze zasługi Kościoła dla nauki, kiedy miał na nią wyłączność
PRZEMILCZANA HISTORIA przyczółka filozofii helleńskiej, myśli wolnej” (Reinach) w 529 r., czy o zniszczeniu Biblioteki Aleksandryjskiej w 642 r. W XII w. zaczęły się w Europie rozwijać uniwersytety. Na uczelnie średniowieczne Kościół wywierał jednak zgubny wpływ. Wszędzie zapanowała teologia ze swymi mętnymi naukami, często w zarodku dusząc lub wykoślawiając racjonalne myślenie. Po trzecie wreszcie – wynalazki i odkrycia kleru. Tutaj mówi się na przykład o odkryciu przez zakonników prochu (co samo w sobie wydaje się cokolwiek mało chrześcijańskie), czego dokonać miał angielski franciszkanin Roger Bacon (1219–1294) i niemiecki dominikanin Albert Wielki. Około 1000 r.
nie musieli martwić się o środki materialne do życia, i umożliwiał intelektualną aktywność. Prowadzi to do licznych nadużyć apologetycznych. Na przykład T. Rutkowski sugeruje wręcz, iż to dzięki Kościołowi rozwinęła się nauka: „W takich to okolicznościach, dzięki pracy wielu duchownych, powstaje nauka nowożytna”. Podobnie twierdzi filozof nauki ks. B. Lisiak: „Pomimo wytworzenia przez chrześcijaństwo sprzyjających warunków dla powstania nowożytnej nauki...”. Rozwojowi służyła, jak wiadomo, metoda empiryczna, czyli obserwacja zjawisk i przyrody. Tak więc naukowa metoda empiryczna, której głównym prorokiem był R. Bacon, „objawiła” dziś swoje zadziwiające koneksje z dogmatyczną myślą
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (55)
Kokietowanie nauki Trzeba jednak przyznać, że zdarzały się wyjątki od tej zasady i dlatego chciałbym przypomnieć kilka pozytywnych postaci i wydarzeń. Na samym początku należy wymienić papieża Sylwestra II (999–1003), a właściwie Gerberta z Aurillac, który sam był zasłużonym naukowcem. Wiedzę czerpał głównie od Arabów, lecz potrafił ją twórczo rozwijać. Nobilitował algebrę, w arytmetyce wprowadził cyfry arabskie i wymyślił zegar wahadłowy. Jego zainteresowania zrodziły nawet wśród ówczesnych podejrzenia o zajmowanie się przez papieża magią i alchemią. Wprawdzie trudno jest to wiązać bezpośrednio z instytucją kościelną, lecz godny uwagi jest fakt, że na tronie św. Piotra zasiadał kiedyś człowiek o tak szerokich horyzontach i zainteresowaniach. Bardzo ciekawą postacią był Matteo Ricci (1552–1610), włoski podróżnik i astronom, jezuita i misjonarz. W roku 1583 przybył do Chin, nauczył się języka chińskiego, wykuł na pamięć najważniejsze fragmenty z Konfucjusza i przyjął nazwisko Li Madou, a wszystko po to, by skuteczniej krzewić akomodację misyjną, czyli rozwijanie chrześcijaństwa w powiązaniu z kulturą miejscową. Jezuici byli tam zmuszeni do bardziej zawoalowanego działania na rzecz swej religii – w Chinach wybrali matematykę i mechanikę. Ricci pisał książki naukowe w języku chińskim, a przedstawiał w nich dorobek nauki europejskiej. Wykłady charakteryzowały się tym, że zaczynał je od matematyki, a kończył na religii. Sporządził mapę, za którą papież najpewniej byłby go potępił, gdyż mapa owa przedstawiała Chiny jako centrum świata... „Ale cóż to znaczy? Jedynie to, że, czy to obłudnie, czy naprawdę, na wszelki sposób rozgłasza się Chrystusa. A z tego ja się cieszę i będę się cieszył” (Flp 1. 18) – powiedziałby zapewne św. Paweł, broniąc ojca Ricciego.
i decydujący wpływ. Większość z takich domniemanych zasług to mity. Często wśród argumentów tego typu słyszy się zwłaszcza o ochronie starożytnych ksiąg, powstaniu uniwersytetów czy o wynalazkach i odkryciach, których dokonywali duchowni. Po pierwsze – zasługi związane z przechowywaniem i przepisywaniem starożytnych ksiąg zostały zrównoważone postępowaniem destruktywnym. Ponadto w rękopisach nierzadko pojawiały się zakonne interpolacje i zniekształcenia, a te, które zbyt daleko odbiegały od dogmatu, nie mogły się uchować. Nieco lepiej sprawa wyglądała na wschodzie Europy, w Bizancjum, i u Arabów. Gdyby nie Arabowie, zapewne nigdy nie poznalibyśmy dorobku Arystotelesa, który zajmował u nich miejsce szczególne. Platona natomiast znamy dzięki Bizancjum, gdzie szkoła zachowała swój antyczny charakter. To właśnie tam humanizm odkrywał dawne kodeksy z rękopisami wielu autorów starożytnych, o których Zachód dawno zapomniał. Po drugie – uniwersytety. Tu można jedynie mówić, że Kościół miał nad nimi władzę, ale nie o tym, że ma zasługi w utworzeniu tego typu szkolnictwa. Uczelnie państwowe narodziły się już za dominatu rzymskiego. Były to „regularne uczelnie prawnicze ze stałą obsadą profesorską i ustalonymi programami nauczania” (K. Kolańczyk). W okresie hellenistycznym (w Rzymie – od czasów Nerona) funkcje publicznych szkół średnich pełniły gimnazjony (gimnazja). Państwowe nauczanie rozwinęłoby się znacznie szybciej, gdyby Rzym dalej trwał. Nie tylko wpływ barbarzyństwa, bo i chrześcijaństwa zahamował ten rozwój na wiele wieków. Należy pamiętać m.in. o splądrowaniu i spaleniu Musejonu i Serapejonu w 391 r., zamknięciu Akademii Platońskiej, „ostatniego
Matteo Ricci
mnich Tegeruss z Bawarii odkrył malarstwo na szkle, diakon Flavio Gioia znacznie ulepszył kompas; w XIII w. dominikanin Aleksander Spina wynalazł okulary, a około 1845 roku ksiądz Pinaton wynalazł rower. Wielką jednak naiwnością byłoby wiązanie tych zasług z Kościołem. Równie dobrze można by powiedzieć, że zwalczane przez Kościół teorie – heliocentryczną i ewolucjonistyczną – zawdzięczamy Kościołowi, gdyż Kopernik był kanonikiem, a Darwin studiował teologię. Przecież gnębiony przez Kościół Ockham był franciszkaninem, spalony Servet – teologiem; Dominis, prześladowany za życia i skazany na spalenie po śmierci – jezuitą, a nawet prymasem Dalmacji; spalony Bruno – dominikaninem; spalony Vanini – karmelitą... Po prostu dawniej jedynie zawód mnicha pozwalał na to, aby ludzie niepochodzący z arystokracji
katolicką. Od katolickiego filozofa nauki dowiadujemy się więc, że „(...) chrześcijańska koncepcja poznania świata stała się czynnikiem sprzyjającym powstaniu metody empirycznej nauk przyrodniczych”. Argumenty apologetów biorą się albo z przekonania, że empiryzm scholastyki stał się podłożem rozwoju nauki, albo też z faktu, że czołowy rzecznik empiryzmu tamtego okresu był franciszkaninem. Opiera się to na dwóch nieporozumieniach. Po pierwsze – empiryzm Bacona, jedna z bardziej istotnych przesłanek rozwoju nowożytnej nauki, „był reakcją przeciw empiryzmowi scholastyki” (L. Kołakowski). Po drugie – sam Bacon był franciszkaninem, tak jak był nim Ockham czy ponad setka innych spalonych w tym okresie na stosie za przesadną wierność doktrynie założyciela. Bacon był tak blisko „związany” z Kościołem, że w kościelnym więzieniu spędził
17
około 14 lat. Inny wybitny empirysta tamtego okresu – Cecco d’Ascoli – nawet nie jest wymieniany, gdyż został spalony na florenckim stosie... Często zaciemnia się nawet sprawę Galileusza. Kiedy zaczęto wycofywać się z pierwotnego stanowiska wobec heliocentryzmu, argumentowano, iż Galileusz został potępiony nie za nauczanie o ruchu Ziemi, lecz o popieranie tego poglądu za pomocą Biblii. To nieprawda. Galileusz twierdził wręcz, że Biblia, która służyła właśnie jego przeciwnikom, nie powinna być brana pod uwagę, gdyż nie jest podręcznikiem naukowym. Ponadto utrzymuje się często, że Galileusz został potępiony nie przez papieża, lecz przez trybunał inkwizycji (tak jakby nie był on zależny od papieża). W Encyklopedii PWN z 2000 r. czytamy, że Galileusz został potępiony „mimo przychylności papieża Urbana VIII”. Jest to całkowite zafałszowanie sprawy, sugerujące rzekome potępienie go wbrew papieżowi. Otóż zarówno papież Paweł V z okresu pierwszego potępienia (1616), jak i Urban VIII, papież z okresu drugiego, w swoim czasie zapewniali Galileusza o swojej dla niego sympatii. Kiedy Galileusz pierwszy raz urządził pokaz swojej lunety w Rzymie, Paweł V obiecał mu wsparcie. Później jeszcze większe oznaki sympatii przejawiał wobec niego papież Urban VIII. Jednak w chwili próby obaj okazali się jego gnębicielami. To Paweł V, który mianował wcześniej członków komisji do zbadania sprawy Galileusza, bez wahania zatwierdził później jej ustalenia. Na posiedzeniu komisji inkwizycyjnej z 25 lutego 1614 r. Paweł V oficjalnie polecił głównemu inkwizytorowi, św. Bellarminowi, wezwać w tej sprawie Galileusza i udzielić mu ostrzeżenia, iż nie może więcej nauczać ani bronić tej teorii. Urban VIII również nie był bynajmniej przychylnie nastawiony do Galileusza, kiedy ten został oskarżony po raz drugi. Wielokrotnie określał teorię Kopernika jako „wyuzdaną” i „powstałą w wyobraźni”, a kiedy ktoś w jego obecności poruszał kwestię Galileusza, często wpadał w gniew. Drugie postępowanie inkwizycyjne było prowadzone w uzgodnieniu z papieżem. W latach 50. Leszek Kołakowski trafnie wyśmiewał fasadową szermierkę Watykanu na rzecz wolności nauki w krajach komunistycznych: „Ideologowie Watykanu stali się zupełnie niespodziewanie obrońcami wolności nauki i filozofii przeciw despotyzmowi i niewoli (...). Papieże piorunowali na bezbożne wyuzdanie umysłowe i nieprzyzwoitą wolność krajów kapitalistycznych, marzyli o wprowadzeniu na całym świecie starych porządków państwa kościelnego, gdzie trzeba by mieć policyjne pozwolenie na czytanie Dantego, gdzie można by wsadzić do więzienia za nieuczęszczanie do spowiedzi i gdzie zgoła nie Marks, ale Wolter i Kant uchodziliby za podżegaczy rewolucyjnych”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Skradziona korona Pierwszego króla mogliśmy mieć prawie ćwierć wieku wcześniej, to znaczy już w roku 1000, ale na przeszkodzie stanęła zdrada. Korona zamiast do Polski trafiła na Węgry, w czym palce maczał jeden złodziej w habicie i jeden papież. Mieszko I był tylko księciem, ale za to bardzo ambitnym i zdolnym. Przyjął chrześcijaństwo i doprowadził do stworzenia silnego państwa polskiego. Jednak prawdziwy sukces był dziełem jego syna Bolesława, który całe swoje życie podporządkował wzmocnieniu władzy i państwowości. Niewątpliwie największym wydarzeniem politycznym w tym „złotym wieku” (tak okres panowania Bolesława nazywa kronikarz Gall Anonim) był zjazd gnieźnieński (1000 r.), który po raz pierwszy pozwolił polskiemu władcy błysnąć na szerokim forum ówczesnej Europy. Bolesław (ur. 967 r.) od dziecka związany był z Kościołem. Związek ze Stolicą Apostolską podkreślił w szczególny sposób, wysyłając do Rzymu swoje włosy z postrzyżyn. To był znak oddania młodego księcia pod szczególną opiekę papieską. W 973 r. książę Bolesław znalazł się w Niemczech jako zakładnik i gwarant pokoju między Mieszkiem a królem niemieckim. Po sześciu latach powrócił do Polski, a mając 22 lata, rządził już niepodzielnie w Małopolsce, oddając resztę ziemi pod opiekę papiestwa, by nie dzielić się władzą z synami Ody. Wkrótce po śmierci ojca (992 r.) Bolesław przepędził macochę wraz z przyrodnim rodzeństwem. Szukając oparcia i sojuszników, ambitny władca zbliżył się do cesarza Niemiec, współrealizując jego uniwersalistyczną politykę. Cieszył się też coraz większym poparciem papiestwa, bo ono dostrzegło w nim znakomitego realizatora kościelnej misji na wschodzie Europy. Jednocześnie jako troskliwy opiekun pilnie śledził wyprawę św.
Wojciecha. Niestety, misja biskupa Czech skończyła się jego męczeńską śmiercią w rejonie Truso. Bolesław wykupił od Prusów zwłoki zamordowanego biskupa (według legendy, wyłożył tyle złota, ile ważyła ofiara) i z wielkimi honorami złożył je w katedrze gnieźnieńskiej. Fakt ten stał się bezpośrednim powodem przybycia do Polski samego Ottona III, przyjaciela biskupa Czech. „Kiedy [cesarz] poprzez kraj Milczan dotarł do siedziby Dziadoszan – pisze kronikarz – wyjechał z radością na jego spotkanie Bolesław (...). W miejscowości zwanej Iława przygotował on wcześniej kwaterę dla cesarza. Trudno uwierzyć i opowiedzieć, z jaką wspaniałością przyjmował wówczas Bolesław cesarza i jak prowadził go przez swój kraj aż do Gniezna. Gdy Otto ujrzał z daleka upragniony gród, zbliżył się doń boso ze słowami modlitwy na ustach”. Zjazd gnieźnieński był wielkim spektaklem teatralnym. Zachwycony przyjaźnią i gościnnością cesarz ofiarował Bolesławowi replikę włóczni św. Maurycego. Książę polski nie był dłużny i w dowód szacunku obdarował Ottona... ramieniem św. Wojciecha oraz orszakiem złożonym z 300 pancernych rycerzy. Dzięki Gallowi Anonimowi mamy relacje dotyczące legendarnego bogactwa i przepychu towarzyszącego tej wizycie: „Po zakończeniu biesiady nakazał [król] cześnikom i stolnikom
Pani pozna Pana Wdowa po 70., z wyższym wykształceniem, pozna kulturalnego Pana, może być inwalida, w celu matrymonialnym. (1/a/19) Pracująca ładna panna z wyższym wykształceniem, 26/165, pozna przystojnego uczciwego kawalera bez nałogów i z dobrym charakterem, zdecydowanego na zmianę miejsca zamieszkania. Kryminaliści i niezrównoważeni emocjonalnie wykluczeni. Śląsk (2/a/19) Pogodna blondynka z mieszkaniem, lubiąca muzykę, przyrodę i spacery, pozna wysokiego Pana do 70 lat, z wykształceniem minimum średnim, z Zielonej Góry lub okolic. Zielona Góra (3/a/19)
zebrać ze wszystkich stołów z trzech dni złote i srebrne naczynia, bo żadnych drewnianych tam nie było, mianowicie kubki, puchary, misy, czarki i rogi, i ofiarował je cesarzowi dla uczczenia go, nie zaś jako dań [należną] od księcia. Zdumiony cesarz tyle darów uważał za cud”. To właśnie wówczas doszło do symbolicznej koronacji polskiego władcy. „Zważywszy jego [Bolesława] chwałę, potęgę i bogactwo – pisał Gall Anonim – cesarz rzymski zawołał w podziwie: »Na koronę mego cesarstwa! To, co widzę, większe jest, niż wieść głosiła!« I za radą swych magnatów dodał wobec wszystkich: »Nie godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby jednego spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz [wypada] chlubnie wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną«. A zdjąwszy z głowy swój diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza i przyjaźni”. Czy był to jedynie niewiele znaczący gest wynikający z emocji, czy też cesarz niemiecki rzeczywiście uznał polskiego władcę za prawdziwego króla? Na ten temat historycy dyskutują do dziś. Jedno jest pewne – Bolesław, „kując żelazo póki gorące”, niemal natychmiast posłał do Rzymu umyślnych, by przywieźli od papieża koronę. Z tą misją pojechał do papieża zakonnik Astryk Anastazy (związany m.in. z Łęczycą), uczeń św. Wojciecha, lecz – jak twierdzi „Żywot św. Romualda” – zdradził i zamiast do Polski koronę zawiózł na Węgry, gdzie sprzedał ją, w związku z czym pierwszym królem tego kraju został Stefan. Według Węgrów, Astryk postąpił tak na polecenie samego papieża, jako że Sylwestrowi II bliższy był dwór węgierski skoligacony z Włochami. Tak oto w 1001 roku korona nie trafiła na głowę władcy polskiego. Na ten moment musiał on czekać aż 24 lata. RP
56-letnia pracująca warszawianka, bezdzietna i przebywająca w separacji, lubiąca ludzi i przyrodę, pozna inteligentnego, wykształconego Pana, koniecznie zrównoważonego emocjonalnie, z poczuciem humoru. Wiek nieistotny, liczy się mądrość życiowa. (4/a/19) 58-letnia, nietuzinkowa, niereligijna, wrażliwa, oczytana, interesująca się tematami filozoficzno-etycznymi, zaprzyjaźni się z uczciwym, beznałogowym mężczyzną, samotnym i nielubiącym chamstwa, w celu spędzania czasu, m.in. na wycieczkach rowerowych. Woj. łódzkie (5/a/19) Samotnie zamieszkała 59-letnia wdowa pozna uczciwego Pana, najlepiej średniej budowy ciała, urody i wykształcenia. Mazury (6/a/19) Pan pozna Panią Młodo wyglądający mieszkaniec Gniezna, 49/175/70, ze średnim wykształceniem, bez nałogów, pozna miłą, szczupłą Panią, również bez nałogów. (1/b/19)
C
zy uroczyste, wręcz napuszone manifestowanie przez naszych mężów opatrznościowych – wywodzących się spod różnych znaków – każdej kolejnej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja można uznać za przejaw patriotyzmu?! Ja mam mieszane uczucia w tej sprawie, zwłaszcza wtedy, gdy oglądam w telewizorze parady zorganizowane z racji tego święta, a także
Uważam, że najwyższy już czas skończyć z tymi przejawami masochizmu, z tym samobiczowaniem na pokaz, gdyż staliśmy się przez to narodem smutasów. Walnie przyczynił się do tego również Kościół rzymskokatolicki, który od wieków utrzymuje swoje owieczki w totalnym poczuciu winy, każąc im spowiadać się i pokutować za popełnione grzechy; utwierdzając je w przekonaniu, że tylko jego
Parady smutasów słucham tych pełnych patosu przemówień kolejnych władców Rzeczypospolitej Polskiej. Skierowane są do społeczeństwa, któremu w dość znacznej części coraz bardziej to zwisa – ma zbyt dużo innych problemów na głowie, przede wszystkim, jak przetrwać kolejny dzień bez środków do życia. Konstytucja ta była „ostatnią wolą i testamentem gasnącej ojczyzny”, jak wyrazili się jej współtwórcy – Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj. Pięć lat później Polska zniknęła z mapy Europy i nie było jej tam przez 123 lata. I czy to ma być istotny powód do uczynienia z tego aż tak wielkiego święta?! Czy musimy małpować wszystko to, co wymyśliła II RP?! Czy nie stać nas na dokonanie zmian mających aktualne punkty odniesienia, że musimy sięgać do głębokiej przeszłości?! Wszak przyszłość przed nami i przede wszystkim o tym nie należy zapominać! W podobnym tonie obchodzimy także rocznice powstania warszawskiego, jak również pozostałych powstań (a trochę tego było), z których tylko wielkopolskie (1918–1919) było uwieńczone sukcesem. Reszta to pasmo samych klęsk i przykrych dla narodu konsekwencji, gdyż zaborcy po każdym z nich ze wzmożoną siłą przystępowali do represjonowania polskojęzycznego społeczeństwa.
Samotny wdowiec (62/170) z mieszkaniem, bez nałogów, rencista, antyklerykał z poczuciem humoru, znający język niemiecki – pozna Panią niezależną finansowo, w wieku 50–60 lat, która chce kochać i być kochaną, także miłością francuską. Cel matrymonialny niewykluczony. Najchętniej okolice Bydgoszczy i Piły. (2/b/19) Konkretny, energiczny 51-latek, wzrost 180 cm, ze średnim wykształceniem, bez wąsów, łysiny i brzucha, o konkretnych zainteresowaniach, pozna atrakcyjną, szczupłą Panią, wzrostu 160–172 cm, o wadze maksimum 65 kilogramów, ze średnim wykształceniem, w celu spędzenia wspólnie życia i uruchomienia biznesu. Woj. śląskie (3/b/19) Inne Znawca języków biblijnych (hebrajski, helleński, aramejski) nawiąże korespondencyjną przyjaźń z osobami o poglądach antytrynitarnych. Szczecin (1/c/19)
kapłani są odpowiednio namaszczeni, by w sobie jedynie właściwy sposób oceniać – co grzechem jest, a co nie jest. Taki jednoosobowy trybunał. Bez prokuratora, adwokata i świadków. Jest tylko jeden sędzia, i w dodatku za kratkami. Kościół powie, że jest jeszcze Bóg (ciekawe – jako sędzia czy świadek?), ale to już inna bajka. Gdy Polaka zapytamy: „Jak się czujesz?”, zazwyczaj usłyszymy z jego ust całą litanię chorób i nieszczęść, które na niego spadły. Nasi satyrycy i kabareciarze śmieją się z Amerykanów, widząc w nich przeciwieństwo naszej nacji i podkreślają, że oni w odpowiedzi na to samo pytanie pokazują wszystkie zęby w uśmiechu i mówią „OK!” – nawet jeśli przed chwilą dowiedzieli się, że są nieuleczalnie chorzy... To oznacza, że nie mają podobnych problemów. Czy to źle, że takie właśnie mają podejście do życia? Oni – zamiast klęsk – świętują rocznice zwycięstw, a to świadczy o tym, że są mądrzejsi od nas, gdyż mają właściwą hierarchię wartości. Pod rządami PiS stajemy się coraz bardziej nieufni i podejrzliwi, czekając (niektórzy z obawą i strachem – na przykład Barbara Blida) na to, co zaskoczy nas jutro lub nawet za godzinę! A więc uśmiechnij się, Polaku – jutro będzie lepiej! Większość zareplikuje zapewne, że lepiej to już było! No właśnie. A gdzie uśmiech? Witold Pater
Kulturalny, wykształcony gej pozna podobne osoby w wieku od 40–60 lat. Małopolska (2/c/19) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,35 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,35 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
LISTY Do Bogdana Borusewicza, Marszałka Senatu
Panie Marszałku W związku z informacjami prasowymi („Polityka” nr 15 z 14 kwietnia 2007 r., s. 19), iż papież Benedykt XVI, na zgodną prośbę Marszałków Sejmu i Senatu RP oraz wszystkich wicemarszałków Izb, wydał dekret ustanawiający Matkę Bożą Trybunalską patronką polskiego parlamentu, który ma być ogłoszony 26 maja br., i że w związku z tym wkrótce w Sejmie ma zawisnąć kopia obrazu z wizerunkiem patronki, pragniemy wyrazić stanowczy sprzeciw wobec tych działań i planów. Przedstawione poczynania są niezgodne z szeregiem zasadniczych norm prawnych: konstytucyjnych, konkordatowych i ustawowych. Są one także bardzo wątpliwe z religijnego punktu widzenia, bowiem dowodzą zwłaszcza politycznej instrumentalizacji przedmiotu kultu religijnego. Dotychczasowe działania marszałków i wicemarszałków Sejmu oraz Senatu w przedstawionej sprawie, a także ewentualne zamieszczenie w parlamencie obrazu Matki Bożej należy ocenić jako niezgodne z zasadą bezstronności władz publicznych w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, wyrażoną w art. 25 ust. 2 Konstytucji RP z 1997 roku. Są one także sprzeczne z dyrektywą sformułowaną w art. 10 ust. 1 ustawy z 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, iż Rzeczpospolita Polska jest państwem świeckim, neutralnym w sprawach religii i przekonań. Tymczasem członkowie Prezydiów Sejmu i Senatu poprzez swoje działania wyraźnie opowiedzieli się po stronie katolicyzmu, uznali za aksjomat szereg katolickich prawd wiary. Co więcej, podjęli działania zmierzające do nadania katolickiego charakteru całemu polskiemu parlamentowi! Zignorowano przy tym stanowisko posłów innych wyznań oraz niewierzących. Ogłoszenie Matki Bożej Trybunalskiej patronką parlamentu pogłębi już istniejące poczucie alienacji mniejszości konfesyjnych i światopoglądowych w polskim życiu publicznym. Działania papieża Benedykta XVI oraz marszałków i wicemarszałków Sejmu i Senatu są naruszeniem zasady niezależności i autonomii Kościoła i państwa w swoim zakresie, czyli rozdziału wspomnianych instytucji. Wspomniana dyrektywa jest artykułowana w art. 25 ust. 3 Konstytucji RP oraz w art. 1 Konkordatu Polskiego z 28 lipca 1993 r. Zgodnie z nią, nie powinno dochodzić do pomieszania dwóch porządków, które są ze swej natury odrębne – religii oraz instytucji państwowych, czyli sacrum i profanum. Ogłoszenie Matki Bożej Trybunalskiej patronką parlamentu nie przyczyni się do podniesienia
jego autorytetu ani jakości prac. Nie spowodowało tego dotychczas zamieszczenie krzyży w salach obrad plenarnych Sejmu i Senatu. Nie można zgodzić się na polityczną instrumentalizację, czy wręcz na swego rodzaju totemizację symboli religijnych, z którymi są związane najbardziej intymne uczucia, myśli oraz pragnienia milionów wierzących. Ustanowienie przez Benedykta XVI Matki Bożej patronką polskiego parlamentu to nieuprawniona ingerencja w wewnętrzną sferę funkcjonowania naczelnego organu władzy ustawodawczej w Polsce, bowiem patron jest nie tylko orędownikiem, jego osoba stanowi także swego rodzaju wzór postępowania, determinant zachowań. Nie można narzucać parlamentowi świeckiego państwa ani jego członkom wzorców stricte
LISTY OD CZYTELNIKÓW motywów działań członków Prezydiów Sejmu i Senatu w przedstawionej sprawie. Wzywamy także do zaniechania poczynań sprzecznych z prawem i wycofania prośby o ustanowienie przez Stolicę Apostolską Matki Bożej Trybunalskiej patronką polskiego parlamentu. Z poważaniem Stowarzyszenie na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo, ul. J. F. Piwarskiego 7 m. 11, 00-770 Warszawa
Będę chyba musiał, jako syn i były żołnierz LWP, zmienić napis na nagrobku mojego ojca: „Tu leży zbrodniarz, żołnierz II Armii LWP, który walczył o wyzwolenie”. Jeżeli nasi rządzący zdobędą się na odebranie uprawnień jeszcze żyjącym żołnierzom GL, AL i LWP – proponuję, aby również zaorać wszystkie cmentarze wojenne i postawić tablice z napisami: „Tu leżą zbrodniarze, żołnierze GL, AL i LWP, którzy wyzwalali Polskę”, „Pamięć o nich niech przestanie istnieć na zawsze”. Zdzisław Schröter, Piła
IV RP im. JPII Można się spodziewać, że w niedalekiej przyszłości wszystkie miasta w Polsce oraz wszystkie ulice i place miast przyjmą nazwę Jana Pawła II. Rozsławi to na pewno nasz kraj
Kościół zamiast sklepów W Będzinie TBS buduje na Górkach Małobądzkich nowe osiedle, które właściwie jest już na ukończeniu. Do niedawna nie było tu gdzie kupić nawet suchej bułki, a obecnie jest mały sklepik spożywczy i piekarniczy. Pan Baran, czyli prezydent Będzina, obiecywał, że wkrótce w centrum osiedla stanie duży pawilon handlowo-usługowy i przedszkole. Teraz okazało się, że były to obiecanki w kampanii wyborczej. W centrum kilkutysięcznego osiedla stanie... kościół! E.J.
Męska sprawa?! konfesyjnych. Stolica Apostolska, sprowokowana przez liderów Sejmu i Senatu, swoimi działaniami naruszyła zasadę niezależności i autonomii państwa i Kościoła. Ustanowienie Matki Bożej Trybunalskiej patronką polskiego parlamentu na prośbę jedynie członków Prezydium Sejmu stanowi potencjalnie naruszenie – gwarantowanej przez szereg aktów prawnych, m.in. w art. 53 Konstytucji oraz art. 9 europejskiej Konwencji praw człowieka – wolności sumienia i wyznania parlamentarzystów nieutożsamiających się z powyższym przedmiotem czci religijnej, tzn. należących do wyznań niekatolickich, oraz niewierzących. Oto jest im narzucany patron katolicki, z którym mogą się nie tylko nie utożsamiać, ale wręcz go odrzucać. Poczynania papieża oraz Prezydiów Sejmu i Senatu stanowią nieuprawnioną immisję w sferę sumienia tych osób. Nikt nie upoważniał marszałków Sejmu i Senatu do podejmowania decyzji w sprawach religijnych odnoszących się do ogółu parlamentarzystów. Prośba członków Prezydiów Sejmu i Senatu, skierowana do papieża Benedykta XVI, stanowi przekroczenie ich ustrojowych i regulaminowych kompetencji. Decyzję w sprawie tego rodzaju powinny ewentualnie podjąć całe Izby, najlepiej przez aklamację. Należy w związku z tym liczyć się z możliwością wystąpienia na drogę sądową przez parlamentarzystów poszukujących ochrony swej wolności sumienia i wyznania. W związku z prezentowanymi zarzutami, wzywamy Pana Marszałka do przedstawienia opinii publicznej
w świecie, choć pociągnie za sobą znaczne koszty. Dla oszczędności proponuję nadanie tego imienia Polsce w ogóle, a wszystko inne można by pozostawić bez zmian. Dla oszczędności należy też obniżyć pensje wszystkim nauczycielom, pielęgniarkom, salowym, robotnikom, strażnikom więziennictwa i policjantom. Uzyskane z całego przedsięwzięcia oszczędności przeznaczyć na podwyżki wynagrodzeń najbardziej potrzebującym, tj. politykom i duchownym. Na śmietniki w pobliżu miejsc zamieszkania tych ostatnich napływać będą rzeczy, którymi można się pożywić, odziać i z których można będzie coś wybudować. W krótkim czasie powstaną wspaniałe osiedla przyśmietnikowe, co wpłynie na rozwój nowego stylu architektonicznego, artystycznego i kulturowego. Dołożone do tego środki państwowe na budowę świątyń stworzą okazję do poszerzenia świadomości ludzkiej w dziedzinie religii, patriotyzmu oraz estetyki. Kazimierz Krulikowski
Na temat aborcji zabierają głos przede wszystkim mężczyźni. I to oni chcą ustanawiać prawo zabraniające aborcji, a objąć ochroną życie poczęte. Ale co to jest za prawo, które chroni płód, lecz – poprzez zakaz badań prenatalnych – odmawia możliwości leczenia go w okresie płodowym?! Jeszcze bardziej denerwuje mnie, gdy o konsekwencjach gwałtu czy niechcianej, przypadkowej ciąży decydują w większości mężczyźni (np. sędziowie), nie wyłączając księży. Mnie już ten temat nie dotyczy, jestem emerytką, ale chciałabym, żeby o macierzyństwie decydowały kobiety, bo to na nie spada obowiązek wychowania dziecka. Przykład Anety Krawczyk jasno pokazuje, że dla mężczyzny liczy się tylko przyjemność, obowiązki zaś spadają na kobietę – okazuje się, że Anetę natchnął Duch Święty, bo do ojcostwa nikt nie chce się przyznać... Eleonora Dopierała
Każdy chce pomocy Cześć ich niepamięci! Mój ojciec nieboszczyk z racji posiadania niemieckiego nazwiska był namawiany do podpisania folkslisty. Po odmowie został wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec wraz z trzema braćmi. Dziadek musiał się ukrywać, bo chcieli go aresztować. Po wyzwoleniu części ziem polskich ojciec wrócił z robót przymusowych i został wcielony do II Armii LWP, aby walczyć o wyzwolenie ziem polskich.
Jestem stałą czytelniczką „Faktów i Mitów”. Jestem również osobą niepełnosprawną z powodu wzroku. Chociaż mam znaczną wadę wzroku, czytam Wasze pismo za pomocą lupki. Po przeczytaniu apelu redakcji w sprawie pomocy dla Pani Tysiąc („FiM” 18 z 10 maja 2007 r.) długo nie mogłam wyjść z osłupienia. Wierzyć mi się nie chce, że właśnie ta gazeta, która szydzi z obłudy, pokazuje prawdę, dała się wmanewrować w sprawę Pani Tysiąc. No, ale to jest oczywiście sprawa polityczna, a jakże!
19
Czy gdyby Pani Tysiąc straciła wzrok w wypadku samochodowym, a takich ludzi są setki, to czy ktoś by się nią przejął? Czy ktoś by grzmiał, że z powodu złych dróg ludzie tracą zdrowie? Gdzie są prawa człowieka? Czy takie osoby są zapraszane do studia? Czy są tak medialne jak Pani Tysiąc? Oczywiście, ubolewam nad utratą wzroku przez Panią Tysiąc, choć trudno mi zrozumieć, że mimo tak ciężkich warunków postarała się o kolejne dziecko. Ludzie powinni nauczyć się odpowiedzialności za swoje postępowanie. Życie Pani Tysiąc nie będzie łatwe, ale są przecież instytucje powołane do tego, aby taką osobę rehabilitować i nauczyć normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Taką instytucją jest Polski Związek Niewidomych, który organizuje kursy i różne szkolenia. Należą do niego tysiące ludzi, którzy żyją normalnie. Mają rodziny, wychowują dzieci, które czasem adoptują, i pracują zawodowo. Ja również jestem członkiem PZN-u i często spotykam się z niewidomymi koleżankami i kolegami. Moja koleżanka Ela – całkiem niewidoma – wychowuje trójkę dzieci i radzi sobie świetnie. Jest zorganizowana, pracowita i odpowiedzialna. Kolega z pracy, niewidomy z poczuciem światła, ma pięcioro dzieci, niepracującą żonę, a sam od czasu do czasu wyjeżdża za granicę, aby zarobić i zapewnić godne życie rodzinie. Niewiarygodne, prawda? Pani Tysiąc powinna być rehabilitowana i lepiej by było dla niej, gdyby redakcja znalazła jej pracę, np. jakieś chałupnictwo, bo jest osobą dorosłą i zdolną jeszcze do odpowiedniej pracy. Mogłaby nauczyć się obsługi komputera, a PFRON sfinansowałby zakup sprzętu. Informuję, że istnieją ogromne środki z Unii Europejskiej dla pracodawców, którzy zatrudnią osoby niepełnosprawne. Dość wykorzystywania jej niepełnosprawności do celów politycznych! A co z nami, niepełnosprawnymi matkami? Czy my nie zasługujemy na pomoc finansową? Ależ tak! Niepełnosprawni, łączcie się i podajcie numery swojego konta. Może nad Wami ktoś się zlituje, a może zaprosi do studia... Genowefa Winciersz
Pomoc dla Alicji Tysiąc Roman Giertych zapowiedział odwołanie od wyroku Trybunału Praw Człowieka w Starsburgu, który przyznał odszkodowanie niepełnosprawnej Alicji Tysiąc (pozbawionej prawa do legalnej aborcji), więc wypłata pieniędzy zasądzonych przez TPC odwlecze się o wiele miesięcy. Stąd prośba o wsparcie finansowe dla pani Tysiąc – jej mieszkanie jest zadłużone na kwotę 15 tysięcy złotych. Na powierzchni 29 mkw. mieszka 5 osób. Istnieje możliwość zamiany na większe mieszkanie, ale pod warunkiem spłaty zadłużenia. Nr konta: CitiBank Handlowy 26 1030 0019 0109 8518 0136 2604 Redakcja
20
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Pozabiblijne świadectwa o Jezusie Czy Jezus był postacią historyczną? Czy narodziny, sąd i ukrzyżowanie miały miejsce w rzeczywistości, czy są to jedynie symbole? W jakiej literaturze poza ewangeliami można o tym przeczytać? Aby odpowiedzieć na tak postawione pytania, należałoby sięgnąć nie tylko do źródeł pozachrześcijańskich, ale również i biblijnych. Czyniąc jednak zadość prośbie Czytelników, zajmijmy się tylko tymi pierwszymi. Jednym z najwymowniejszych świadectw pozabiblijnych mówiących o Jezusie jest tzw. testimonium Flavianum, które znajduje się w dziele Józefa Flawiusza „Dawne dzieje Izraela” (Antiguitates). Oto jego treść: „W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry, jeżeli w ogóle można go nazwać człowiekiem. Czynił bowiem rzeczy niezwykłe i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali prawdę. Poszło za nim wielu Żydów jako też pogan. On to był Chrystusem. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mędrców, Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów jako żywy, jak to o nim oraz wiele innych zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy. I odtąd aż po dzień dzisiejszy istnieje społeczność chrześcijan, którzy od niego otrzymali swą nazwę” (XVIII, 3, 3). I drugi fragment: „Ananos (Annasz), będąc człowiekiem takiego charakteru i sądząc, że nadarzyła się dogodna sposobność, ponieważ zmarł Festus, a Albinus był jeszcze w drodze, zwołał Sanhedryn i stawił przed sądem Jakuba, brata Jezusa zwanego Chrystusem, oraz kilku innych. Oskarżył ich o naruszenie Prawa i skazał na ukamienowanie” (XX, 9, 1). Oczywiście, wielu powie, że przytoczone teksty stanowią późniejszą interpolację (wstawkę) chrześcijańskiego kopisty. Mogą też powołać się na ks. prof. Eugeniusza Dąbrowskiego, który krytycznie ocenił pierwszy cytowany fragment. Sprawa jednak nie jest taka prosta, jak się ją zazwyczaj przedstawia, ponieważ ks. E. Dąbrowski nie zakwestionował autentyczności całego fragmentu, a jedynie jego część. „Pisał on, że przynajmniej częściowo jest to interpolacja chrześcijańska” (Edmund Lewandowski, „Oblicza religii chrześcijańskiej”). „Pogląd [więc] tego uczonego jest następujący: testimonium Flavianum jest tylko częściowo interpolowane, główny zrąb świadectwa o Jezusie jest autentyczny” (ks. Józef Kudasiewicz, „Biblia, historia, nauka”). Jak zatem współcześnie ocenia się świadectwa Józefa Flawiusza? Po pierwsze: nikt z poważnych badaczy nie kwestionuje autentyczności
drugiego tekstu, który w równym stopniu wymienia Jezusa, jak Annasza, Festusa, Albinusa i Jakuba (XX, 9, 1). Jak podaje ks. J. Kudasiewicz, nawet sceptycznie nastawiony H. Conzelmann uważa ten tekst za autentyczny: „Józef określa tu Jezusa takim »imieniem«, pod jakim znany był publiczności rzymskiej” (tamże). Znamienne jest również to, że tekst ten wyraźnie nazywa Jakuba bratem Jezusa, co czyni go jeszcze bardziej wiarygodnym, bo Kościół unika takich określeń. Po drugie: choć wciąż istnieją badacze kwestionujący autentyczność pierwszego tekstu, spora grupa uczonych, m.in. C. Martin, A. Pelletier, K. Linck, J.A. Müller, R. Eisler, H. Leclercq, H.S.J. Thackeray, R. Laquer, E. Dąbrowski, stoi na stanowisku, że tekst testimonium jest tylko częściowo uzupełniony, a częściowo zawiera prawdziwe świadectwo. Jak pisze ks. J. Kudasiewicz, na częściową interpolację tekstu Flawiusza wskazuje również odnaleziony przez prof. S. Pinesa testimonium Flavianum w kronice świata Agapiusza z X wieku i u Michała Syryjczyka z XII wieku. Tekst testimonium zawarty w tych kronikach jest bowiem krótszy o takie stwierdzenia: „Jeżeli w ogóle można go nazwać człowiekiem”; „On to był Chrystusem”; „Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów żywy”. A zatem zrekonstruowany tekst testimonium da się pogodzić z poglądami żydowskiego historyka, jakim był Józef Flawiusz. Dokładna zaś analiza tekstu, uwzględniając pochodzenie, mentalność i poglądy Flawiusza, wskazuje, że Józef pisał o czymś, o czym było głośno, choć sam nie musiał podzielać wiary pierwotnej wspólnoty judeochrześcijańskiej. Wielu badaczy tekstu testimonium uważa nawet, że skoro J. Flawiusz pisał o Janie Chrzcicielu, o śmierci Jakuba, o żydowskich sektach, byłoby rzeczą bardzo dziwną, gdyby nie mówił o Jezusie. Tym bardziej że wspólnota judeochrześcijańska właśnie od Chrystusa wzięła swoją nazwę i nie rozpadła się mimo śmierci Jezusa. Co więcej, świadectwo Józefa Flawiusza nie jest jedynym żydowskim dokumentem historycznym wskazującym na Jezusa. Na szczególną uwagę zasługują również liczne wzmianki o Jezusie, które można znaleźć w Talmudzie. Fakt ów wskazuje więc na to, że judaizm pierwszych wieków po Chrystusie nie negował istnienia Jezusa. Wręcz przeciwnie! Chociaż
odrzucał Go jako Mesjasza, nigdy nie kwestionował Jego istnienia, działalności i męczeńskiej śmierci. Przypomnijmy jednak, czym jest Talmud i kiedy powstał. Talmud (od hebr. talmud – nauka) jest to zbiór komentarzy do Tory, czyli Pięcioksięgu Mojżesza. Rozróżnia się Talmud palestyński i babiloński. Pierwszy powstawał w ciągu wieków, począwszy od II w. przed Chrystusem aż po III w. po Chrystusie. Tekst ten nazwano Miszną. Drugi natomiast, nazwany Gemarą, powstał w V wieku jako komentarz do Miszny. A zatem Miszna i Gemara tworzą cały Talmud, czyli żydowskie komentarze do Tory. Chociaż więc – jak mówi Marc-Alain Ouaknin, rabin i filozof – „Talmud został przez Kościół w 1123 roku ocenzurowany i wyczyszczony ze wzmianek o Jezusie” ( J e a n Bottéro, Marc-Alain Ouaknin, J o s e p h Moingt, „Najpiękniejsza historia Boga”), nadal zawiera on liczne świadectwa o Chrystusie. I tak w Talmudzie babilońskim czytamy m.in., że Jezus zajmował się magią, a ponieważ zwiódł Izrael, został zabity w wigilię Paschy; że był nauczycielem Tory, ale lekceważył uczonych w Piśmie. Wspomina o Jego śmierci i uczniach, którzy w Jego imieniu uzdrawiali chorych. A ponadto zawiera też treści zniesławiające Jezusa, Jego pochodzenie i Jego matkę. A zatem, mimo tych niechlubnych opinii, judaizm nie kwestionował istnienia Jezusa. Dlaczego tego nie czynił? „Ponieważ istnienie Jezusa było powszechnie uznawane i nie pozwalały na to ówczesne źródła (...). Wymowa świadectw żydowskich sprawiła, że dawni (R. Eisler, J. Klausner) i współcześni (S. Ben-Chorim, D. Flusser, S. Pines) historycy żydowscy światowej sławy stoją zgodnie na stanowisku historyczności Jezusa” (J. Kudasiewicz). Z podobnym świadectwem potwierdzającym historyczność Jezusa spotykamy się również wśród historyków rzymskich. Pierwszorzędne miejsce zajmuje wśród nich Tacyt (ok. 55–120), który około 112 r. po Chrystusie w swych „Rocznikach” pisał: „Ani pod wpływem zabiegów ludzkich i darowizn cesarza, ani pod wpływem ofiar błagalnych na rzecz bogów nie ustępowała hańbiąca pogłoska, i nadal wierzono, że pożar był nakazany. Aby ją więc usunąć, podstawił Neron
winowajców i dotknął najbardziej wyszukanymi kaźniami tych, których znienawidzono dla ich sromot, a których pospólstwo nazywało chrześcijanami. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany został na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata” (,,Dzieła”, tłum. S. Hammer, t. I, księga XV, 44). Niestety, chociaż świadectwo Tacyta występuje we wszystkich manuskryptach „Roczników” i mało kto ma odwagę je kwestionować, czasami jednak możemy się spotkać z twierdzeniem, że również to świadectwo zostało sfałszowane, ponieważ nazwa „chrześcijanie” powstała rzekomo dużo później. Co sądzić o tym zarzucie? Jest on bezpodstawny. Nikt bowiem z poważnych uczonych nie kwestionuje autentyczności świadectwa Tacyta, jak i jego rzetelności jako historyka. Oto jak ocenia go S. Hammer, jeden z największych filologów polskich: „Tacyt nie cytuje dokładnie swych źródeł. Obok wymienionych poprzednio historyków cesarstwa posługiwał się, co sam zaznacza (...) w »Rocznikach«, pamiętnikami Agrypiny i Domicjusza Korbulona, nadto mowami Tyberiusza, protokołami senatu i dziennikiem rzymskim, w którym zawarte były wiadomości potoczne (...). Tacyt pojmuje bardzo poważnie zadanie historyka. Nie chce zmyślonymi i bajecznymi opowieściami bawić czytelnika, zapewnia, że niczego nie zełgał dla wzbudzenia podziwu. Uważa, że z godnością narodu rzymskiego nie zgadza się podawanie wiadomości brukowych, które należą do dzienników, nie do historii” (w: „Biblia, historia, nauka”). Innymi słowy: fakty dotyczące śmierci Jezusa, roli Poncjusza Piłata, pochodzenia i nazwy nowego ruchu religijnego oraz fałszywego zarzutu o podpalenie Rzymu, jakie podaje Tacyt, są niepodważalne. Ich antychrześcijański charakter wyklucza więc, że są chrześcijańskim fałszerstwem. Podobnie jak bezpodstawne jest twierdzenie, że nazwa „chrześcijanie” powstała o wiele później niż „Roczniki” Tacyta. Z Dziejów Apostolskich, które powstały kilkadziesiąt lat wcześniej niż „Roczniki” wynika bowiem, że nazwa „chrześcijanie” (gr. christianoi)
była już znana co najmniej w latach siedemdziesiątych I wieku po Chrystusie (Dz 11. 26; 26. 28). Tak więc wszelkie próby podważenia autentyczności świadectwa rzymskiego historyka – jak do tej pory – spełzły na niczym. Innym z pozachrześcijańskich świadectw o Jezusie jest list Pliniusza Młodszego (ok. 112 r.), namiestnika Bitynii, napisany do cesarza Trajana. Czytamy w nim: „Inni wymienieni w wykazie powiedzieli, że są chrześcijanami, lecz zaraz się zaparli, że wprawdzie byli nimi, lecz być przestali. Zapewniali zaś, że cała ich wina czy błąd polega na tym, że zwykli byli w wyznaczonym dniu gromadzić się przed świtem i odmawiać wspólnie modlitwę do Chrystusa, jakby do Boga” (Listy X, 96). A zatem słowa te również zawierają wzmiankę o Jezusie, a poza tym potwierdzają dalekosiężny wpływ Chrystusa i Jego naśladowców. Wydarzenia bowiem związane z osobą Jezusa – jak czytamy w Dziejach Apostolskich – nie działy się w jakimś zakątku (Dz 26. 26), aby o nich nie wiedziano. Przeciwnie. Wieści o Jezusie i Jego naśladowcach dotarły bardzo szybko do samego Rzymu. Świadczą o tym słowa skierowane do uwięzionego ap. Pawła: „Wiadomo nam o tej sekcie, że wszędzie jej się przeciwstawiają” (Dz 28. 22). Czy można więc dziwić się temu, że rzymscy historycy to odnotowali? Jaki jednak jest stosunek do historyczności Jezusa współczesnych historiografów? Oto co na ten temat piszą dwaj wybitni szwedzcy historycy religii: H. Ringgren i Ake V. Ström: „Przyjmuje się, że założyciel chrześcijaństwa Jezus z Nazaretu (...) narodził się w 6 albo 7 roku p.n.e. W literaturze pozachrześcijanskiej Jezusa wspominają: pisarz żydowski Józef (»Dawne dzieje Izraela« 20, 9, 1), ok. 90 roku n.e., oraz Rzymianie: Tacyt (»Roczniki« 15, 44) i Swetoniusz (»Żywoty cezarów« 5, 25, 4), obaj ok. 120 roku n.e. Najstarszym świadectwem istnienia Jezusa są Listy Pawła (od 51 roku n.e.), a jedynym źródłem do jego życia są cztery ewangelie, które na podstawie wcześniej ukształtowanej, choć tylko ustnej tradycji powstały gdzieś między rokiem 60 a 100. Życie Jezusa jest więc, jeśli chodzi o źródła, dobrze poświadczone, a usiłowania, by przedstawić go jako postać niehistoryczną, mityczną, trzeba uznać za beznadziejne” (,,Religie w przeszłości i w dobie współczesnej”). A zatem cokolwiek by powiedzieć o pozabiblijnych relacjach o Jezusie, mimo iż jest ich niewiele, są one – podobnie jak namacalne przejawy Jego oddziaływania – niezbitym dowodem Jego istnienia. Świadczy o tym również sama nazwa „chrześcijanie”, która wywodzi się od Chrystusa. Tak więc chociaż „stan źródeł nie pozwala na odtworzenie w pełni historycznej biografii Chrystusa (...) z naukowego punktu widzenia, nie ma podstaw do kwestionowania samego istnienia założyciela tej religii” (M. Jaczynowska, „Historia starożytnego Rzymu”). BOLESŁAW PARMA
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
S
amobójstwo Barbary Blidy postawiło władzę wobec całkowicie nowej sytuacji. Blida – zamiast odegrać przeznaczoną dla niej rolę w telenoweli „Gang Zbycha” i grzecznie wyjść w kajdankach z własnego domu – wolała się zastrzelić. Władza została więc zmuszona do gwałtownego szukania tematu zastępczego. Zawsze tak robi, ale tym razem potrzeba zajęcia publiczności czymś innym niż ten nieprzyjemny dla
skazał pana Komorowskiego na więzienie. Teraz pan Kryże jest wiceministrem sprawiedliwości, a ten funkcjonariusz SB, na podstawie ustawy dekomunizacyjnej zaprezentowanej przez pana „Członka”, zostanie pozbawiony prawa do pełnienia funkcji publicznych. Jeśli jakąś pełni, to zostanie wyrzucony. Jeśli jest na emeryturze, to zostanie mu ona odebrana i zastąpiona najniższą, 600złotową. Gdzie tu logika? Panu „Członkowi” logika jednak psu na budę się zdaje, więc nie patrząc na
MAREK & MAREK z nazwami ulic. Ludzie pukają się w czoło, nie chcą niczego zmieniać ani burzyć, ale przecież wiadomo, gdzie oni mają ludzi. Kazimierz Michał zgrabnie połączył przyjemne z pożytecznym: bez strachu poszarpuje sobie rosyjskiego niedźwiedzia za wąsy – przecież kamienny rosyjski żołnierz nie zejdzie z pomnika i nie kopnie go w zadek – a jednocześnie prezentuje właściwą w IV RP antyrosyjską postawę, całkowicie predysponującą go do objęcia stanowiska wicepremiera. Jego starania psu
niepotrzebnie puściły nerwy, bo akurat w Polsce rosyjskie groby nigdy nie były zagrożone zapomnieniem. To o polskie groby w Rosji trzeba było się upominać. W Polsce jest głęboki szacunek do grobów, i grobów rosyjskich to też dotyczy. Setki polskich żołnierzy, harcerzy i młodzieży szkolnej co roku dba o nie w Święto Zmarłych, utrzymuje w porządku na co dzień i żadne w tym względzie napomnienia rosyjskie nie są potrzebne, a mogą być obrażające. Poza tym ewentualne usuwanie pomników także
COŚ NA ZĄB
Kaczka po rosyjsku panów policjantów, tajniaków, ABW-eków i prokuratorów śmiertelny „incydent przy pracy” stawała się z dnia na dzień pilniejsza. Nieoceniony pan Kuchciński, obecnie szef Klubu Parlamentarnego PiS, a dawniej hippis o ksywie Członek, ogłosił więc program „dezubekizacji”. Gołym okiem widać, że przygotowane było toto na chybcika, bez ładu i składu. Ustawa „dezubekizacyjna” à la Kuchciński to groteska pomieszana ze zgrozą. Zwłaszcza gdy przyłożyć ją do tzw. życia, widać jej idiotyzm w czystej postaci. Oto sytuacja prawdziwa, do której pan „Członek” dopisuje właśnie ciąg dalszy. Dawno temu jakiś funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, zgodnie z obowiązującym prawem, prowadził sprawę przeciwko naruszającemu to prawo działaczowi opozycji – Bronisławowi Komorowskiemu. Po zebraniu dowodów skierował ją do prokuratury. Prokurator, po zgodnym z prawem procesowym zweryfikowaniu dowodów, napisał akt oskarżenia i wysłał do sądu. Sprawę dostał do rozpatrzenia sędzia Andrzej Kryże i po przeprowadzeniu postępowania sądowego prawomocnie
skutki, poszedł dalej i zapowiedział następną ustawę, tym razem „dekomunizacyjną”. O nie! – odezwał się na to minister kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierz Michał Ujazdowski, jeszcze jeden w tym Sejmie przykład wyrodnego dziecka porządnych rodziców; tatusia prawnika wszyscy w Kielcach bardzo lubili, nie wyłączając władz partyjnych, a syn – no sami Państwo widzą! Onże Kazimierz Michał nagle stanął przed życiową szansą – jego kamraci z jakiejś prawiczki-partyjeczki uznali, że nie może być tak, iż tylko „stare” PC wyżera wszystkie rządowe konfitury. Innym, bez których tej koalicji by nie było, też się coś należy – dajmy na to Kazimierzowi Michałowi stanowisko wicepremiera. Kazimierz Michał przystąpił więc do ofensywy politycznej i ogłosił, że Kuchciński nie może być autorem ustawy dekomunizacyjnej, bo to on ją od kilku miesięcy przygotowuje... No i na naszych oczach zaczął się przecudny wyścig prawiczków, który jest bardziej radykalny w zwalczaniu komunizmu zaklętego w kamień pomników i tabliczki
Marek Kuchciński
na budę jednak się zdały, bo i tak wicepremierem został „Gosiu”, a nie Kazimierz Michał – dla ludzi „starego” PC polityczny „obcoplemieniec”. Na szczęście w związku z tą wewnątrz-PiS-owską zabawą w „tożsamość narodową” nikt się nie zastrzelił, ucierpiały tylko na nowo stosunki polsko-rosyjskie. Przy okazji trzeba powiedzieć, że Rosjanom
GŁASKANIE JEŻA
Łubu -d dubu ... ...łubu-dubu, niech nam żyje marszałek naszego Sejmu... Niech żyje nam! To śpiewałem ja, dziennikarz trzeciej kategorii. Co Wam to przypomina? Komedię absurdu „Miś”? Słusznie, bo oto doczekaliśmy misia Dorna. Misia na miarę naszych możliwości. Niedźwiadek (tylko proszę nie mylić z Kubusiem Puchatkiem, dla którego lustracja Miodka [miodku?] byłaby wstrętna) Dorn wymyślił sobie kategoryzację nas – pismaków. Powiedział tak: „Należy zmniejszyć liczbę dziennikarzy w Sejmie i podzielić ich na grupy – kasty. Jak w starożytnym Rzymie: patryciusze, ekwici i plebejusze”. Jak przypuszczam, tych ostatnich oznaczy się czerwoną kropką (koniecznie czerwoną!) na czole, pomiędzy brwiami.
Czyli co? Czyli już niedługo będziemy mieli w Sejmie rozgrywki ligowe. Pierwsza, druga i trzecia liga. Ten, kto gra źle, spadnie do ligi niższej. A co to znaczy grać źle? To, oczywiście, strzelać za mało bramek przeciwnikowi – opozycji. Lub nie strzelać ich w ogóle. I odwrotnie: taki gracz żurnalista, co to strzeli gola, dwa, trzy gole wrażemu zespołowi, przyczyni się do awansu całej swojej drużyny. Ot, na przykład awansu „Gazety Polskiej” czy „Wprost”. A że przy okazji marszałek polskiego Sejmu łamie polską konstytucję, która jasno stanowi o wolnym i równym dostępie obywateli do informacji? No to co? Konstytucja, jak wiadomo, jest do poprawki... W Parlamencie Europejskim rzecz taka byłaby nie do pomyślenia (no, może w parlamencie Sudanu?). Tam ludzie z długopisami,
Fot. WHO BE
wcale nie musi być takie proste, jak to sobie pan „Członek” i pan Kazimierz Michał umyślili. Chętnie na przykład zobaczyłbym, jak oni radzą sobie z arcybiskupem Głódziem, który, gdy został namiestnikiem pana B. na archidiecezję warszawsko-praską, natychmiast pogonił lokalne władze do oczyszczenia z graffiti i gołębich pozostałości pomnika Kościuszkowca
kamerami i mikrofonami (którzy robią wszystko, aby społeczeństwo było na bieżąco i należycie informowane o pomysłach posłów) traktowani są z należytą powagą i szacunkiem. Czy się ich lubi? Nie zawsze i nie do końca, a jednak europoseł prędzej własną skarpetkę by zjadł (taką po dziesięciogodzinnej sesji non stop), niźli wpadł na podobny pomysł. Bo to by była jego cywilna i polityczna śmierć... Koniec! Nawet akredytowany dziennikarz z osiedlowej gazetki ma prawo do uzyskania informacji po czasie nie dłuższym niż jedna godzina od chwili zadania pytania. Oczywiście, od kontaktów z prasą i innymi mediami są rzecznicy, sekretarze itp. Nie zawsze musi to być sam mąż stanu, którego czas jest cenny. W sejmowych kuluarach mówi się, że na pomysł dziennikarskiego apartheidu Dorn wpadł pewnego dnia po zoczeniu dwóch różnych skandali. Pierwszy sprokurowała „Wyborcza”, której to wredni dziennikarze nagrali marszałka drzemiącego... Co tam – drzemiącego! Chrapiącego podczas obrad (i pokazali to w internecie). A drugi... Drugi był jeszcze gorszy. Oto w Sejmie pojawił się
21
nad Wisłą i pomnika Żołnierzy Radzieckich, słynnego „pomnika czterech śpiących”. Tak właśnie zrobił! – A co, czy Wisła nie była czerwona od ich krwi? – zapytał praskich notabli, gdy sprawiali wrażenie, że nie rozumieją, o co mu chodzi. Z ciekawością oglądałbym także wysiłki nad zdekomunizowaniem na przykład Szczecina. Z punktu widzenia panów Michała Kazimierza i „Członka” – jest kilka niecierpiących zwłoki powodów, żeby to zrobić. Dwaj Ruscy: Nikita Chruszczow i Paweł Batow – wciąż należą do grona honorowych obywateli miasta. Co prawda obok Hitlera, ale Adolf przecież nikomu nie wadzi, tym bardziej że cokolwiek by mówić, był prekursorem jednoczenia państw Europy w jeden organizm. Oprócz Chruszczowa i Batowa pośród tzw. wielkich szczecinian wymieniany jest niejaki Piotr Zaremba, pierwszy prezydent polskiego Szczecina... Polskiego? Tam każdy wie, że ten Zaremba wycyganił Szczecin od radzieckich żołnierzy za kanister gorzały, bo gdyby nie to, granica przebiegałaby na wschód od miasta, jak początkowo chciał Stalin, a nie na zachód, jak ostatecznie Piotr Zaremba wytargował. Cokolwiek by o tym teraz sądzić, to z „radzianami” w konszachty wchodził i polskością frymarczył. No, ale najważniejszy powód do dekomunizacji Szczecina zacumowany jest na Odrze, przy Wałach Chrobrego. Nazywa się „Ładoga” i jest statkiem spacerowym. Ruskim!!! Ma na dziobie czerwoną gwiazdę, a na kominie sierp i młot. Ale to nic w porównaniu z tym, co ma w środku. W środku mianowicie ma knajpę (wrogowie polskości mówią, że najlepszą taką w Polsce), a w karcie dań tej knajpy jest... Wnimanie! Wnimanie! – Kaczka po rosyjsku!!! Podawana w zasmażanych buraczkach, z kluskami, pieczonym jabłkiem i żurawiną... Czy to nie jest bezczelne, ruskie naigrywanie się z tego, co dla nas najdroższe? MAREK BARAŃSKI
mikrofon „Faktów i Mitów”. Mało tam „pojawił się”... To antyklerykalne „sitko” miało czelność w najważniejszych momentach znaleźć się pod nosem Kuchcińskiego, Giertycha, Gosiewskiego, Ziobry, a nawet – o Boże! – samego Jarosława i Lecha. Co na ten pomysł żelaznego Ludwika powiem ja – dziennikarz „FiM” – już nawet nie wiadomo której kategorii? Otóż zdziwię Państwa, ale mało co tak mnie ostatnio ucieszyło. Usłyszałem oto bowiem, jak Dorn – pytany, czy to nie pogorszy relacji partii Kaczyńskich z dziennikarzami – odpowiedział: „Stosunek mediów do PiS jest do tego stopnia zły, że nic go już nie pogorszy”. I tu się pan myli, panie marszałku. I to przekonanie drogo może was kosztować. Oczywiście, nie w przypadku takiej np. „Gazety Polskiej”, której naczelny Tomasz Sakiewicz oświadczył, iż w zamiarach Dorna nie widzi żadnych prób ograniczenia dziennikarzom dostępu do informacji. I to jest właśnie redaktor pierwszej z całą pewnością kategorii. Łubu-dubu, łubu-dubu... MAREK SZENBORN
22
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
RACJONALIŚCI
W
isława Szymborska jest sygnatariuszką listu w sprawie obrony zagrożonej w Polsce demokracji. No więc natychmiast na głowę noblistki posypały się gromy ciskane przez prawicowych „yntelektualystów”. Że baba jest wstrętna, talentu u niej za grosz, a w dodatku kiedyś to pisała „czerwone” wiersze. Jednym słowem – potwór, któremu Szwedzka Akademia Królewska nagrodę przyznała najpewniej przez pomyłkę. Ową eksplozję nienawiści Pani Wisława przewidziała. Przed przeszło dziesięciu laty. W wierszu...
Okienko z wierszem Nienawiść Spójrzcie, jaka wciąż sprawna, jak dobrze się trzyma w naszym stuleciu nienawiść Jak lekko bierze wysokie przeszkody, Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść. Nie jest jak inne uczucia. Starsza i młodsza od nich równocześnie. Sama rodzi przyczyny, które ją budzą do życia. Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym. Bezsenność nie odbiera jej sił, ale dodaje. Religia nie religia byle przyklęknąć na starcie. Ojczyzna nie ojczyzna – byle się zerwać do biegu. Niezła i sprawiedliwość na początek. Potem już pędzi sama. Nienawiść. Nienawiść. Twarz jej wykrzywia grymas ekstazy miłosnej. Ach, te inne uczucia – cherlawe i ślamazarne. Od kiedy to braterstwo może liczyć na tłumy? Współczucie czy kiedykolwiek pierwsze dobiło do mety? Zwątpienie ilu chętnych porywa za sobą? Porywa tylko ona, która swoje wie. Zdolna, pojętna, bardzo pracowita. Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni. Ile stronic historii ponumerowała. Ile dywanów z ludzi porozpościerała na ilu placach, stadionach. Nie okłamujmy się: potrafi tworzyć piękno. Wspaniałe są jej łuny czarną nocą. Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie. Trudno odmówić patosu ruinom i rubasznego humoru krzepko sterczącej nad nimi kolumnie. Jest mistrzynią kontrastu między łoskotem a ciszą, między czerwoną krwią a białym śniegiem. A nade wszystko nigdy jej nie nudzi motyw schludnego oprawcy nad splugawioną ofiarą. Do nowych zadań w każdej chwili gotowa. Jeżeli musi poczekać, poczeka. Mówią że ślepa. Ślepa? Ma bystre oczy snajpera i śmiało patrzy na przyszłość – ona jedna.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Prawo to „my z bratem” Monarchiści górą. Wprawdzie nie doprowadzili do intronizacji Chrystusa na króla Polski, ale doczekali rodzimego wcielenia Ludwika XIV. Prezydent, a istny król. Ze względu na zaszłości z dzieciństwa – nie tyle słońce, co księżyc. Ze względu na starszego brata – raczej druga strona księżyca. Mówi w pluralis majestatis. Ma majestat chroniony kodeksem karnym. Sam czuje się bezkarny. Uważa, że z bratem są nie tylko państwem, ale i prawem. I jak prawdziwy władca, w dwójcy jedyny, pozwala sobie na wszystko. Lech Kaczyński, bo o nim mowa, jedno mówi, drugie robi. Być może jeszcze trzecie myśli. Na pewno do myślenia daje konfrontacja słów i czynów pierwszej osoby czwartej Rzeczypospolitej. Obywatele nie podejmują trudu takich porównań. I bez tego mają wyrobiony pogląd na kaczą rzeczywistość. Sympatyków nic nie studzi w zapałach, przeciwników – w niechęci, a milczącej większości – w obojętności. W 216 rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie Lech Kaczyński wydobył z siebie 547 słów na okoliczność. Mało, ale wystarczająco, żeby – w zestawieniu z czynami – zilustrować bezmiar arogancji i obłudy bliźniaczej władzy. Słowa: „W ustroju demokratycznym nie ma wyjątków. Nikt, nawet należący do najbardziej autentycznej elity, nie może nie podporządkowywać się prawu, które zostało uchwalone zgodnie z przepisami konstytucji”.
Czyny: W 2005 roku Lech Kaczyński, jako prezydent Warszawy, nie wydał zgody na Paradę Równości. W ubiegłym tygodniu Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał, że było to naruszenie wolności zgromadzeń i dyskryminacja. Sędziowie Trybunału jednogłośnie odrzucili argumentację władz Warszawy. Przypomnieli, że rolą państwa jest zagwarantowanie prawa do wolności stowarzyszeń i demonstracji zwłaszcza tym, którzy mają „niepopularne poglądy albo należą do mniejszości, ponieważ są oni najbardziej narażeni na dyskryminację”. Prezydent, zamiast przyjąć do wiadomości, że złamał obowiązujące w Polsce prawo, rozważa odwołanie. Chyba najpierw będzie musiał postraszyć Trybunał rozwiązaniem. Słowa: „Demokracja oparta jest o prawo obywatela do informacji, do informacji prawdziwej, nie wykrzywionej, i do informacji, która dotyczy zarówno teraźniejszości, jak i przeszłości, szczególnie tej niedawnej, która ma wpływ na nasze dzisiaj”. Czyny: Prokaczyńska „Rzeczpospolita”, informując o wyroku Trybunału w sprawie Parady Równości, zamieściła sondaż, z którego wynika, że Polacy uważają (stosunkiem głosów 67:27), iż promujący swoje preferencje homoseksualiści nie mogą być nauczycielami, a homoseksualizm to grzech (49:40). Czy Polacy są za łamaniem praw mniejszości, przezornie nie pytano. Jak będzie więcej
płatnych rządowych ogłoszeń, współpraca się zacieśni, a obywatele dostaną jeszcze prawdziwszą prawdę. Nie tylko na temat mniejszości. Słowa: „Będziemy walczyć aż do chwili, gdy w Polsce prawo będzie rzeczywiście równe dla wszystkich”. Czyny: 16 września 2004 roku Sąd Najwyższy nakazał Lechowi Kaczyńskiemu przeproszenie Lecha Wałęsy i Mieczysława Wachowskiego za wypowiedź, że były prezydent „dopuszczał się przestępstw”, a ówczesny minister to „wielokrotny przestępca”... Wyrok jest prawomocny. Lech Kaczyński, skądinąd prawnik, nie tylko go ignoruje, ale nawet wysyłał sygnały (via Szczygło), że ostatecznie rozstrzygniętą sprawę trzeba jeszcze raz rozpatrzyć. Skoro słowa nie odpowiadały rzeczywistości, będzie się rzeczywistość dostosowywać do słów. Po dotychczasowych doświadczeniach z aresztem wydobywczym władza słusznie nie traci nadziei. Podsumowując swoje wywody, Lech Kaczyński powiedział: „To bardzo, bardzo istotne, to podstawowe przesłanie dla każdej uczciwej władzy, każdej uczciwej władzy w naszym kraju”. O przesłaniu dla nieuczciwej władzy przezornie nie wspomniał. Przynajmniej do kolejnej rocznicy Konstytucji 3 maja PiS będzie działać bez wytycznych z prezydenckiego pałacu. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Razem! Przykład Radomia pokazuje, że można i warto współpracować na poziomie różnych postępowych organizacji. Nie tylko poprzez zebrania i dyskusje, ale konkretne działania. W Radomiu bliską współpracę nawiązały niedawno dwie organizacje: RACJA Polskiej Lewicy oraz Koalicja Kobiet Europejskich. Maciej Tokarski to młody przewodniczący radomskiej RACJI, który mimo oporu konserwatywnego środowiska, chce zmieniać swoje miasto i odważnie występuje z postępowymi postulatami. Elżbieta Jagiełło reprezentuje tę drugą organizację. To prawdziwa kobieta czynu – inicjatorka m.in. klubu dla kobiet dojrzałych „Zawsze Zdrowa i Aktywna”, akcji „Bezpieczna taksówka”, a także promotorka programów na rzecz profilaktyki raka szyjki macicy. Aktywnie włączała się w protesty przeciwko Młodzieży Wszechpolskiej czy masowemu wyrzynaniu fok w Kanadzie. Jej nazwisko znalazło się na liście „Krew i Honor”. Jest feministką, ale walczy nie tylko o prawo do aborcji. Priorytetem utworzonej przez nią koalicji kobiet jest walka z każdą formą dyskryminacji. W spotkaniu obu organizacji uczestniczył również lewicowy radny Bohdan Karaś oraz Joanna Gajda i Mieczysław Skowroński z kierownictwa RACJI. Cel – nawiązanie współpracy w działaniach statutowych partii i stowarzyszenia, głównie w zakresie przeciwdziałania dyskryminacji ze względu na wyznanie. Opracowane zostało wspólne stanowisko w sprawie wyprowadzenia religii ze szkół oraz zastąpienia jej etyką. Zredagowany został także projekt pisma do Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego w Radomiu z zapytaniem, jak zagospodarowany jest czas uczniów, którzy nie uczęszczają na religię. Interpelacja w tej sprawie przekazana została obecnemu na spotkaniu radnemu i ma być zaprezentowana podczas jednej z sesji Rady Miejskiej. Daniel Ptaszek
Spotkanie RACJI Polskiej Lewicy W sobotę, 19 maja, w Szczecinie przy ul. Wielkopolskiej 19, w Klubie Pracowników Nauki, odbędzie się otwarte spotkanie członków i sympatyków RACJI Polskiej Lewicy z przewodniczącym partii Janem Barańskim i sekretarzem generalnym Ziemowitem Bujko. Początek spotkania o godzinie 10.30. Po zakończeniu otwartego spotkania odbędzie się wojewódzki zjazd zachodniopomorskich struktur RACJI Polskiej Lewicy.
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Zatrudnił się Marian w policji. Przez jakąś niedoróbkę przez trzy miesiące nie dostawał wypłaty. – Co jest, Jadziniak, pieniędzy nie potrzebujecie?! – zagadnął go przełożony, kiedy sprawa wypłynęła. – E, niee, jasne, że potrzebuję, ale myślałem, że jak mi pistolet dali, to już dalej mam sobie sam radzić... ¤¤¤ Czas zdawania rocznych sprawozdań finansowych w urzędzie skarbowym. Z pokoju urzędnika wychodzi księgowa. Czekająca na korytarzu jej przyjaciółka, księgowa z innej firmy, pyta: – Zdałaś? – Zdałam. – To daj spisać! ¤¤¤ Przychodzi facet ze złotą rybką do onkologa. Wchodzi. Milczy. Onkolog również milczy. Patrzą na siebie pytająco. – Kicha – wydusza wreszcie facet. – Słucham? – Kicha. – Jaka znowu kicha? – Rybka kicha. Znaczy się, chora jest. – Panie, coś pan?! Jak rybka może kichać? A w ogóle ja jestem onkologiem – dlaczego przychodzi pan do mnie z chorą rybką? – Kolega pana zareklamował. Podobno raka pan wyleczył.
– Wiesz, poznałem na necie niezłą laskę. Seksowna dwudziestka z Warszawy, duży biust, blondyna, metr osiemdziesiąt i w ogóle super... Zdjęcia mi wysłała i już się miałem z nią umówić w realu... – I co? – I wtedy się skapowałem, że to ja. ¤¤¤ On: – Hura! Nareszcie! Już się nie mogłem doczekać! Ona: – Możesz ode mnie odejść? On: – Nawet o tym nie myśl! Ona: – Ty mnie kochasz? On: – Oczywiście! Ona: – Będziesz mnie zdradzać? On: – Nie, skąd ci to przyszło do głowy? Ona: – Będziesz mnie szanować? On: – Będę! Ona: – Będziesz mnie bić? On: – W żadnym wypadku! Ona: – Mogę ci ufać? Po ślubie czytać od dołu do góry. Rozwiązanie krzyżówki z numeru 17/2007: „Dobrze jest, gdy cymbał odzywa się tylko od wielkiego dzwonu”. Nagrody otrzymują: Danuta Kamińska z Wrocławia, Andrzej Deneszewski ze Szczecinka, Włodzimierz Zwoliński z Lipna. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 19 (375) 11 – 17 V 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Jest ich trzech?!
T
o, że współorganizujemy mistrzostwa Europy, to dopiero połowa sukcesu. Równie ważne jest, kto zagra w naszej drużynie narodowej. Oto propozycja, jaka pojawiła się na portalu spieprzajdziadu.pl...
Jako Pierwszy Rozgrywający wystąpi sam Przemysław Edgar Gosiewski, który drybluje nogami jak nikt na świecie i wciśnie każde prostopadłe podanie tam gdzie zechce! Atak – najdalej wysuniętym napastnikiem będzie szefowa MSZ Anna Fotyga. W końcu
Mamy skład!
Rys. Tomasz Kapuściński
Oto jak szwajcarska gazeta „24 heures” wyobraża sobie Abdullaha Güla, kandydata na prezydenta Turcji z ramienia partii umiarkowanych islamistów... Czyżby Jadwiga Kaczyńska powiła trojaczki, z których jedno zostało wzięte w jasyr?
Drużyna będzie grać systemem 3-4-3 (w miarę rozwoju wydarzeń przechodzącym w 11-0-0): Bramkarz – oczywiście minister zdrowia Zbigniew Religa. Nie bez powodu mówi się, że bramkarz jest jak wino, czyli im starszy – tym lepszy. Obrońcy – na dwójce zagra Zyta Gilowska, która do perfekcji opanowała rolę ostatniego stopera niedorzecznych pomysłów budżetowych Samoobrony. W rolę bocznych obrońców wcielą się Anna Kalata (obrońca ZUS-u przed prawami rynku) i Zbigniew Ziobro (obrońca pacjentów przed transplantacjami). Trochę jednak martwi fakt, że oboje zarzekają się, iż za nic nie zagrają na lewym skrzydle. Pomoc – jako defensywny pomocnik stanie minister transportu Jerzy Polaczek. Jest idealnym odpowiednikiem Radka Sobolewskiego – wszyscy wiedzą, że na boisku haruje najbardziej, choć nikt tego nie widzi. W tym składzie nie będzie lewej pomocy (Józef Oleksy ma kontuzję). Zatem dwóch prawych pomocników to Janusz Kaczmarek i Piotr Woźniak.
gra „na desancie” i niczego nie zrobi sama – musi dostać dokładne wytyczne, komu i jak dokopać. Gdy w naszym składzie zobaczy ją reprezentacja Niemiec, ze strachu odda mecz (mocz?) walkowerem. Dzielnie będzie jej wtórować Tomasz Lipiec, który jak nikt inny umie atakować związki sportowe – tak chaotycznie, że żadna federacja nie będzie wiedziała, o co mu chodzi ani jak się bronić. A kapitan? Oczywiście Jarosław Kaczyński – nowy Maciej Żurawski! Nigdy nie wiadomo, co i jak wymyśli, wyrośnie spod ziemi, kopnie, strzeli i dumnie poprowadzi nas do zwycięstwa! Będzie ulubieńcem zagranicznych sędziów, którzy wreszcie nie będą musieli wysłuchiwać niezrozumiałych dla siebie samogłosek „ą” i „ę”. Wprawdzie gdy gra, zazwyczaj nie korzysta z głowy (z racji wzrostu), ale nie czepiajmy się szczegółów... A kto ich wszystkich wytrenuje? Naturalnie Jego Szara Eminencja Tadeusz Rydzyk – w końcu ćwiczy ich już od dobrych paru lat i wie, że zawsze zagrają tak, jak on sobie zażyczy... A nam pozostanie zakrzyknąć: Polska, gola! Może tym razem będzie cud i się uda... Opracowała @