TERRORYZM RELIGIJNY INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
 Str. 13, 14-15
Nr 19 (584) 19 MAJA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Wypowiadając wojnę kibolom, rząd Tuska postawił Polaków wobec interesującej alternatywy: kibicować sprzyjającemu stadionowym bandytom Prawu i Sprawiedliwości, czy przeciwnie – być po stronie prawa i sprawiedliwości. Â Str. 2, 7
 Str. 23
 Str. 8,
9
ISSN 1509-460X
 Str. 3
2
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY W ciągu ostatnich 12 miesięcy liczba powołań do seminariów spadła o 15 proc., a do zakonów o ponad 25 proc. – To katastrofa – przyznaje ksiądz Marek Dziewiecki, krajowy duszpasterz powołań. A my powiemy za Grekiem Zorbą: może i katastrofa, ale za to jaka piękna! Się porobiło… Bartosz Arłukowicz – kiedyś agent w programie „Agent”, a jeszcze 3 dni temu poseł z ramienia SLD – będzie robić w rządzie Tuska za ministra. Ma zajmować się ludźmi wykluczonymi, czyli jakąś jedną trzecią narodu. Ale prawdziwy problem ma Napieralski. Z młodych w partii pozostali mu już tylko Miller i Oleksy. Bo chyba nie Olejniczak…. Jak głoszą sejmowe plotki, ma on być w PO następnym po pośle Bartoszu spadochroniarzem. Za nim pójdzie Kalisz, a jeszcze plotkuje się o największej sensacji: tece wicepremiera dla Kwaśniewskiego. Wszyscy mają być łącznikiem pomiędzy tzw. lewą a prawą nogą. O matko! Czyli dyndać pomiędzy nogami. Drugi raz nie wyszedłbym z PiS. To był błąd – załkał w RMF FM europoseł Adam Bielan. Podobnie i przedwyborczo łaszą się do PiS i skomlą inni „polytycy”. W związku z tym po Sejmie krąży taki dowcip: w żołądku Kaczyńskiego spotykają się Dorn z Czarneckim. Dorn pyta: – Prezes też cię połknął? – Nie, ja wszedłem tam z drugiej strony – odpowiada Czarnecki. Tydzień temu zakpiliśmy, że powinien zgłosić się dentysta, który kiedyś wyrwał JPII ząb. I… oto nasze żarty stały się ciałem. To znaczy zębem. Jest papieski kieł i będzie kolejną relikwią. Niektórzy żartują na temat Wojtyłowego obrzezania. A jak znów COŚ się znajdzie? Na świecie zauważono, że jesteśmy jak pochyła wierzba: Niemcy sobie z nas kpią, Rosja sobie z nas kpi – oświadczył Prezes, wykazując się znajomością przysłów. W tym przypadku chodzi zdaje się o to, że na pochyłe drzewo i… Salomon nie naleje? W kościelnych (!) archiwach odnalazł się dokument informujący o tym, że „komuchy” zabrały biednemu Kościołowi kilka razy więcej majątku, niż do tej pory oddały. Podobno już poczyniono przygotowania do odnalezienia manuskryptu, który dowiedzie, że Pałac Kultury i Nauki już w XV wieku był siedzibą prymasa. „Nie zgadzam się na postawienie pomnika L. Kaczyńskiemu w Toruniu!” – pod takim hasłem na Facebooku podpisało się już 9 tysięcy torunian. Pomysł wzniesienia monumentu zgłosili miejscy radni z PiS. Nie mają większości w radzie, ale są w sojuszu z Sojuszem (!), a ten na razie nie powiedział „nie”. My też nie oponujemy, ale pod warunkiem, że na pomniku będzie napis: stary piernik. W konferencji „Oblicza mediów” zorganizowanej na Uniwersytecie Warszawskim udział wzięli tacy – i tylko tacy – dziennikarze: Ziemkiewicz, Terlikowski, Pospieszalski, Lichocka, Gargas, Stankiewicz, Gmyz, Kania i Zyzak. Cóż, takie media, jakie ich oblicza. Tylko po nich prać i patrzeć, czy równo puchną. Proboszcz rzeszowskiej katedry, symbol Solidarności Walczącej, sygnatariusz porozumień ustrzycko-rzeszowskich, słynny kapelan opozycji ksiądz Stanisław Mac, był tajnym współpracownikiem SB o kryptonimie Łukasz. Tę wstrząsającą dla Podkarpacia wiadomość ogłosił IPN. „IPN? To jest jedna wielka banda darmozjadów!” – zacytował „Fakty i Mity” TW Łukasz. Do sprawy agenta Maca wrócimy wkrótce. Jak już zdradziłeś swoją żonę z inną babą, to się absolutnie do tego nie przyznawaj – namawia kapucyński specjalista od seksu Ksawery Knotz. Oj, coś nam się wydaje, że biskup tego kapucyna mocno przetrzepie. Seks przed ślubem to jak przetestowanie mleka przed zakupem krowy – napisała ultrakatolicka „Fronda”. Dla nas brzmi to logicznie… Ale cóż za wysmakowana elegancja! Innymi słowy, seks po ślubie to testowanie mleka po zakupieniu krowy. Tak rozumie swoje pożycie z żoną redaktor Terlikowski? Polski zakonnik stanie przed sądem, bo w Wielkiej Brytanii wykopał i przeniósł do innego grobu szczątki chłopca, który w przyszłości ma zostać świętym. Za co? Za to, że ofiarował Bogu swoje życie w zamian za życie chorego księdza. Bóg się zgodził i Witek znalazł się na cmentarzu. Teraz ma być wzorem dla wszystkich katolików, jak szybko i na pewniaka znaleźć się w niebie. Każdego dnia populacja ateistów na świecie zmniejsza się o 300 osób – wyniki swoich badań z radością ogłosił Międzynarodowy Biuletyn Badań Misyjnych. Wychodzi, że w każdym kraju ubywa półtora ateisty. Ciekawe, jak to policzyli? Biuletyn Badań Mission Impossible? Conan Niszczyciel, czyli Arnold Schwarzenegger (chrześcijańska ikona USA), zapowiedział, że po 25 latach małżeństwa „po długich modlitwach i rozmowach z Bogiem” rozstaje się z żoną. Może najpierw z nią należało pogadać?
Kibokracja P
iszę o kibolach niechętnie, bo temat mi w ogóle nie leży. Uważam, że to dzieciaki zagubione i zranione przez los, a najczęściej olane przez własnych wiecznie pijanych bądź zarobionych po łokcie rodziców. Z drugiej strony tęsknota za praworządnym i skutecznym państwem powoduje, że umówiłbym się na ustawkę z tymi łobuzami i dał im porządnie po ryju. Broniąc kiboli, PiS gra cynicznie na wariant serbski. Serbscy nacjonaliści – głównie dzięki swoim rasistowskim kibojówkom – są wręcz wiodącą siłą wyborczą. U nas też mogliby być! – marzy się kaczystom „kibokracja”. Tym łatwiej, że polski kibol ma zupełnie zbieżne z PiS-em poglądy – jest katolikiem, narodowcem, rasistą i antysemitą. Polskie kibolskie stowarzyszenia odwołują się do tzw. tradycji „narodowych i patriotycznych”, dzięki czemu mogą liczyć na poklask podobnych im środowisk politycznych, pełne podziwu artykuły w „Gazecie Polskiej”, a nawet na zjazdy, pielgrzymki i specjalne, celebrowane przez biskupów, msze polowe na Jasnej Górze. Do jakiego stopnia stadionowi przestępcy i politycy mogą się polubić, widać na przykładzie Poznania. Tam do „Wiary Lecha” – stowarzyszenia kiboli – należą urzędnicy miejscy (widywani są na bijatykach, tzw. ustawkach, z kominiarkami na głowach), a prezydent Grobelny otwarcie broni ich bandyckich zachowań, mówiąc: „Stadion to nie Wersal”. Poznań to pierwsze miasto, w którym kibole stanowią realną siłę polityczną – mają własnych prawników i istotne narzędzie nacisku w postaci szantażu. Ten szantaż to bojkot (i zmuszanie do bojkotu) firm, a nawet mediów niesprzyjających „Wierze Lecha”. Nawet rodzimy klub boi się swojej „Wiary…” jak ognia, bo każdy sprzeciw może skutkować bojkotem kolejnego meczu (mogą sami nie przyjść i zabronić wejść innym), a co za tym idzie – dramatycznymi stratami w dochodach z biletów. I tu właśnie pogrzebany jest cały wrzask wokół prewencyjnego zamknięcia stadionów Legii i Lecha. Wrzask, a raczej PiS-k. Tusk uderzył bowiem w najczulszą tkankę – w kasę. Pomysł premiera (oczywiście, że polityczny, i w tym jednym się z PiSiorami zgadzam) jest tyleż prosty, co przebiegły: jeśli karą za eskalujące, bandyckie wybryki pseudokibiców będą nieczynne stadiony, to właściciele klubów raz-dwa zrozumieją, że jakiekolwiek podlizywanie się kibolom, układanie się z nimi i przymykanie oczu na ich wybryki przestanie się po prostu opłacać. Już to pomału zaczyna rozumieć na przykład Grupa ITI (telewizja TVN) – właściciel Legii – która jeszcze nie tak dawno jakoś dziwnie gładko przełknęła skandaliczne pobicie piłkarza własnego klubu przez hołubionego przez siebie przywódcę stadionowych bandziorów, a jeszcze wcześniej udawała, że nie widzi, jak ten sam bandzior Staruch intonował na stadionie okrzyk „Jeszcze jeden!”, co było życzeniem śmierci pod adresem prezesa ITI – Waltera. Teraz TVN i TVN24 od tygodnia zmieniają ton, bo ich straty z powodu zamknięcia stadionu przy ul. Łazienkowskiej mogą się okazać bardzo dotkliwe. A zysk dla PO, czyli straty polityczne dla PiS-u, może być jeszcze większy. Stąd ten PiS-k. Stąd Błaszczak, który do kamer mówi, że kibice to dla rządu temat zastępczy, bo nieistotny; stąd Brudziński twierdzący, że „Tusk, wypowiadając wojnę kibicom, wypowiedział de facto wojnę opozycji”. Wspomniany Błaszczak jeszcze nie tak dawno, bo po makabrycznej egzekucji, jaką wykonała banda krakowskich kiboli na kibolu wrażej drużyny, po haniebnych dla Polski
wyczynach bandziorów w litewskim Kownie (wcześniej w Wilnie), a teraz w Bydgoszczy, zarzucał rządowi, że z chuligaństwem sobie nie radzi. Jeszcze dalej idzie „Gazeta Polska”, która pisze, że grzeczni kibice są prowokowani przez rząd po to, by ten miał ostateczny pretekst do rozprawienia się z patriotyczną, katolicką opozycją. Nie jestem wielkim fanem rządów Tuska, ale akurat w tym momencie mu kibicuję. Po to choćby, abym mógł kiedyś chodzić na polski stadion z moim synem bez narażania go na latające butelki i słuchanie bluzgów. Pomyśleć, że kiedy sam byłem chłopcem, to wrzask: „Sędzia kalosz!” był niemal atakiem na władzę ludową. Jak można poradzić sobie ze stadionowym bandytyzmem? Często przywoływany jest u nas casus Wielkiej Brytanii. Ponieważ jednak mało kto wie, jak ów casus naprawdę wyglądał, to pozwolę sobie przypomnieć go rządowi. Oto gotowiec, który można w Polsce wprowadzić od zaraz! Antykibolska ofensywa zaczęła się w Wielkiej Brytanii w roku 1989 od specjalnej ustawy „Football Spectators Act”. Jej założeniem było pozbawienie kibica anonimowości. Każdy kibic ma obowiązek zarejestrować się w specjalnym Krajowym Systemie i tylko osoby tam widniejące i posiadające imienne karty identyfikacyjne mogą wchodzić na stadiony. Wejście na mecz bez takiej karty oznacza aresztowanie i automatyczną karę miesiąca aresztu. Bez sądu i możliwości odwołania. Do tego dochodzi grzywna nawet do 10 tysięcy funtów. Wszelkie te represje ulegają podwojeniu, gdy ktoś posługuje się identyfikatorem sfałszowanym lub nie swoim. Brytyjski kibic musi zachowywać się poprawnie już 2 godziny przed meczem i 2 godziny po nim. Na przykład przypadkowa bójka w pubie godzinę przed wejściem na stadion zostanie potraktowana jako przestępstwo stadionowe, a jej uczestnik ukarany – m.in. czasowym lub dożywotnim zakazem stadionowym. Angielski kibic złapany przez policję na chuligaństwie jest automatycznie skazywany na 2 lata stadionowego zakazu, a później – gdy już sąd udowodni mu winę – na zakaz znacznie dłuższy. Często dożywotni! Osoby objęte zakazem muszą meldować się w najbliższym komisariacie na 2 godziny przed meczem i przebywać w nim przez 4 kolejne godziny. Jeśli ktoś się nie stawi (np. zapomni), automatycznie trafia na miesiąc do aresztu. Drakońskie przepisy, powiecie? W roku 2000 zostały jeszcze zaostrzone, dając brytyjskiemu wymiarowi sprawiedliwości prawo konfiskowania paszportu osobie choćby tylko podejrzanej (!) o zamiar wszczynania stadionowych burd w innym państwie. Już samo podejrzenie popełnienia przestępstwa wystarczy policji do aresztowania kibola na 24 godziny. A za przestępstwo uznaje się na Wyspach także gest, słowo, okrzyk czy transparent skierowany przeciw godności innych osób. Po wprowadzeniu tych drakońskich praw liczba kibiców oglądających mecze piłkarskie niesłychanie wprost… wzrosła. Z 13 milionów rocznie przed wprowadzeniem „Football Spectators Act” do 30 milionów 3 lata później. Stadiony to dziś najbezpieczniejsze miejsca na Wyspach; są pełne młodzieży i rodzin z dziećmi. Przed rokiem 1989 takie widoki były nie do pomyślenia. Co więcej, spokojną brytyjską piłką zainteresował się poważny biznes i reklamodawcy, którzy tworzą jej dzisiejszą potęgę. Premier stąpa po cienkim lodzie, choć jego antykibolską krucjatę poparło blisko 60 proc. Polaków. W każdym razie ja i mój syn Tuskowi kibicujemy. JONASZ
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
J
eden z najbliższych współpracowników byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego (obecnie członek najwyższych władz PiS) jest podejrzewany o kłamstwo lustracyjne. Chodzi o Piotra K., który w marcu 2010 r. został nieoczekiwanie odwołany z funkcji szefa szczecińskiej delegatury CBA i przeniesiony „do dyspozycji” centrali. Wniosek Instytutu Pamięci Narodowej o wszczęcie postępowania w jego sprawie oraz wydanie orzeczenia, że złożył nieprawdziwe oświadczenie lustracyjne, wpłynął przed kilkunastoma dniami do Sądu Okręgowego w Szczecinie. Jeśli ów zarzut uzyska prawomocne potwierdzenie, Piotr K. nie będzie mógł pełnić funkcji publicznych przez okres od 3 do 10 lat. Zbadaliśmy ten przypadek, ponieważ był pierwszą wpadką lustracyjną w historii CBA i posiada pewne właściwości edukacyjne… ~ ~ ~ Piotr K. rozpoczął swoją oficjalną karierę w służbach, wstępując w 1989 r. (po maturze) do Milicji Obywatelskiej, by kontynuować ją później w szeregach policji. Mając już ponad 15 lat wysługi, zdecydował się skorzystać z uprawnień emerytalnych, a gdy w 2006 r. powołano do życia CBA, zaoferował swoje usługi Kamińskiemu. Przeszedł drobiazgowe badania, spośród których najważniejsze było „prześwietlenie”
W
GORĄCE TEMATY
Agent (w) CBA Człowiek z peerelowskiej bezpieki dostał pracę w sztabie PiS-owskiej policji politycznej… kręgosłupa ideologicznego, aż wreszcie został uznany za swojaka, w czym bardzo pomógł mu fakt, że jego żona jest znaną dziennikarką i działaczką zaangażowaną w propagowanie martyrologii Grudnia ’70 oraz Sierpnia ’80. „Pan Kamiński w czasie, gdy był szefem CBA, przyjął do służby piętnaście osób z przeszłością w MO. Był wśród nich funkcjonariusz ze ścisłej kadry kierowniczej, co do którego IPN stwierdził, że wcześniej pełnił służbę w SB, a to jest jednoznaczną przesłanką negatywną” – ujawnił rzecznik CBA Jacek Dobrzyński, odpowiadając na PiS-owskie zarzuty, że nowy szef biura Paweł Wojtunik zatrudnił kilku ludzi, którzy ośmielili się wstąpić do MO w stanie wojennym. Wyjaśnijmy: ustawa o CBA zabrania wstępu do tej instytucji osobie, która pełniła służbę zawodową, pracowała lub była „współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa” przed dniem 31 lipca 1990 r.
sprawie działalności Komisji Majątkowej toczą się obecnie trzy śledztwa: ~ W Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie (czynności prowadzi CBA) badany jest całokształt ponad 20-letniego procederu oddawania Kościołowi gruntów i budynków oraz dokonywanego przy tej okazji przekraczania uprawnień i poświadczania nieprawdy w dokumentach. Siłą rzeczy postępowanie potrwa drugie tyle, czyli aż do zapomnienia, że w ogóle istniała jakaś komisja; ~ Śledztwo Prokuratury Okręgowej w Warszawie dotyczy poświadczenia nieprawdy przez cały skład orzekający, który przyznał Zgromadzeniu Sióstr Świętej Elżbiety rekompensatę w postaci 47 hektarów gruntu w warszawskiej Białołęce, oraz ekspertów wyceniających ów majątek. Zarzuty dla pięciu członków komisji (Andrzej M. i Zbigniew F. – reprezentanci strony rządowej, ks. Mirosław P. i Krzysztof W. – przedstawiciele Kościoła, Bożena K. – protokolantka) są banalne, bo chodzi jedynie o nieformalność w postaci niejednoczesnego parafowania orzeczenia. Tylko wynajęci przez elżbietanki rzeczoznawcy Jarosław S. oraz Krzysztof B. dostaną prawdopodobnie po łapach za co najmniej trzykrotne zaniżenie wartości gruntów; ~ W Prokuraturze Okręgowej w Gliwicach toczy się śledztwo przeciwko 66-letniemu Markowi P. – słynnemu pełnomocnikowi parafii i zakonów (w latach 1971–1974 funkcjonariusz SB, później drobny biznesmen, od września 2010 r. aresztant), któremu postawiono zarzut korumpowania członka Komisji, oszustw podatkowych, a także działania na szkodę… swoich świątobliwych klientów. Warszawski adwokat Piotr P. – były reprezentant strony
Mariusz Kamiński
Po kilku miesiącach pracy w Warszawie i obwąchiwania Kamiński skierował K. do jego rodzinnego Szczecina z zadaniem zorganizowania tam od podstaw delegatury Biura. Gdy został jej formalnym szefem, musiał złożyć oświadczenie lustracyjne. No i zupa się wylała… Zaintrygowało nas, z którym „organem bezpieczeństwa” zdążył wejść za młodu w komitywę, skoro przed wstąpieniem do milicji raczej nie mógł pracować w nieboszczce bezpiece (brak studiów wyższych), a ukończona przezeń szkoła średnia
nie dawała jakiegoś unikalnego wykształcenia, które mogłoby skłonić kadrowców, żeby ten wymóg ominąć. – Na tak zwanych korytarzach mówi się u nas, że szef pozostawał w zainteresowaniu „czwórki”
(Wydział IV SB, tzw. kościelny – dop. red.), bo po maturze poszedł rzekomo do seminarium duchownego – od samego początku jako celowo wprowadzony tam tajny współpracownik. Tuż przed upadkiem komuny wycofali go i pomogli wyczyścić życiorys, żeby się mógł zatrudnić w milicji – relacjonuje funkcjonariusz szczecińskiego CBA. – Prawda jest prozaiczna. Chłopak zaczynał w pionie kościelnym SB, choć faktycznie nie miał jeszcze studiów, ale robotę załatwił mu ojciec, który pracował kiedyś jako kurier poczty specjalnej (instytucja podporządkowana SB). Gdy dni tej firmy były już policzone, bardziej przezorni funkcjonariusze, zwłaszcza ci z układami, ewakuowali się do milicji. Tym właśnie sposobem uniknęli późniejszej weryfikacji. Piotr K. przekombinował, pchając się do najwyższych władz nowej policji politycznej. Na niższym stanowisku nie miałby problemów, bo lustracja tych stanowisk nie obejmuje – zauważa emerytowany policjant ze Szczecina. ANNA TARCZYŃSKA
W zasobach IPN znajduje się już ponad 304 tys. oświadczeń lustracyjnych osób publicznych. Prawie 2 tys. z nich przyznało się do pracy, służby lub współpracy z tajnymi służbami PRL. W 2010 r. do sądów skierowano 68 wniosków o stwierdzenie tzw. kłamstwa lustracyjnego, 27 spraw zakończyły prawomocne orzeczenia, że oświadczenia są niezgodne z prawdą, natomiast w 17 przypadkach sądy nie podzieliły podejrzeń prokuratorów Instytutu.
łapówki figurował już w rejestrze skazanych za pomówienie i miał na głowie kilka poważnych problemów, z których najpaskudniejszym był zarzut wyprowadzenia z kontrolowanej przez Marka P. spółki „Żywieckie” kwoty 1,5 mln zł przelanych przez prezesa Daz tych pięknych zeznań zakłócała śledczym riusza na swoje prywatne konto. Wyjściem świadomość, że świadek miał wiele osobistych z tej niezręcznej sytuacji było… umorzepowodów do zemsty na swoim byłym koledze nie śledztwa. Prokuratura uznała, że M. za odebranie Fregaty i Super-Nowej, przejętych jest czysty jak łza, bo skoro kasę później przez Marka P. z pomocą zakonu cystersów oddał, to znaczy, że jej nie ukradł. „Na mo(por. „Anioły i demony” – „FiM” 41/2010), zaś je konto faktycznie przelano z firmy 1,5 mln w kwestii mecenasa było tylko słowo przeciwzł, ale była to pomyłka, więc zwróciłem” – tłuko słowu. Co gorsza: „skruszony” doręczyciel maczy zainteresowany, prezentując przy okazji całkiem nową wersję dotyczącą przyczyn rozwodu z Markiem P. Twierdzi, że porzucił lukratywny interes w następstwie wstrząsu psychicznego, jakiego doznał, gdy w maju 2009 r. zobaczył w jednej z gazet stare zdjęcie (zrobione przed rokiem 1970) swojego partnera w milicyjnym mundurze i uprzytomnił sobie, że w pogłoskach o jego pracy w organach (publicznie udowodnionych pięć lat wcześniej – dop. red.) jest coś na rzeczy. „Podałem się wówczas do dymisji i odszedłem z firmy” – podkreśla Dariusz M. Dzięki jego „szczerości” mniszki z krakowskich zakonów norbertanek i albertynek oraz parafia św. Marcina w Radziechowach koło Żywca uzyskały już w śledztwie status pokrzywdzonych, bo na ryzykownych kombinacjach ze swoim plenipotentem straciły setki tysięcy złotych. Z niecierpliwością czekamy teraz na wersję, że działalność Komisji Majątkowej była zakamuflowaną dywersją SB wobec Kościoła… Świadek Dariusz M. DOMINIKA NAGEL
Ostry skręt kościelnej i obecny doradca ekonomiczny biskupa płockiego Piotra Libery, jest podejrzany o przyjęcie łapówki w wysokości 20 tys. zł gotówką oraz 167 tys. zł „w naturze” poprzez nieodpłatne wyremontowanie kancelarii za pieniądze firmy Marka P. Zatrzymajmy się przy tym ostatnim śledztwie, bo dzieją się w nim rzeczy niezwykłe… Kluczowym świadkiem jest niegdysiejszy wspólnik Marka P. – 41-letni Dariusz M. (w latach 1998–2002 radny Bielska-Białej wybrany z listy Unii Wolności, później kandydat Samoobrony na urząd prezydenta miasta). Ich układ polegał na tym, że pan Dariusz sprawował funkcję prezesa zarządu, a jego siostra Irena K. – członka rady nadzorczej w spółce „Żywieckie”, należącej do Marka P., zaś ten zasiadał w radach nadzorczych firm swojego partnera (spółka Super-Nowa wydająca dwutygodnik o tym samym tytule oraz biuro turystyczne Fregata). Krótko mówiąc: byli siebie warci… Dariusz M. wyspowiadał się CBA (ale dopiero wówczas, gdy agenci dobrali mu się do skóry) i potwierdził w prokuraturze (podczas trzydniowej sesji przesłuchań przeprowadzonych 17, 18 i 26 sierpnia 2009 r.), że wykonując polecenie Marka P., osobiście wręczył mecenasowi Piotrowi P. kopertę z inkryminowaną zawartością 20 tys. zł. Radość
3
4
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Cipka na językach Podczas feministycznych wieców – z okazji Dnia Kobiet i nie tylko – furorę robią transparenty z wielce wymownym hasłem: „Mam cipkę!”. Jakby baby nie wiedziały, że mają. W ubiegłym roku polskie panie po raz pierwszy szumnie świętowały Dni Cipki (DC). I nie o gloryfikowanie waginy chodziło. Raczej o przełamanie wstydu, jaki towarzyszy kobietom na myśl o własnych narządach rodnych. Odbyły się tzw. warsztaty waginalne, rozdawano „cipkowe” gadżety, częstowano „cipkowymi” przekąskami, promowano „Wielką księgę cipek”. Dni Cipki właśnie powtórzono. Od 6 do 8 maja w Warszawie można było zasmakować licznych atrakcji z cipką w tle. Jakich? Była między innymi wystawa malarstwa… krwią menstruacyjną, a do tego „Włos łonowy” – pokaz fotografii; sprzedaż podpasek ekologicznych (szyte z bawełny, wielokrotnego użytku, jak się pierze, to starcza na kilka lat, coś jak pielucha tetrowa zamiast pampersa); lepienie cipek z gliny czy pisanie wierszy związanych z tematyką wiadomą. Oto przykład twórczości jednej z prelegentek: „Niepokorne cielę lubi swój okres. Lubi się nim pomalować, by zaschło i zdobiło skórę. I by ściany zdobiło. Nie do końca wiadomo po co”.
Dodatkowo proponowano cykl wykładów i warsztatów: „Cipka, wagina, joni – drzwi do tajemnicy. O tym, jak polubić krew miesięczną i odzyskać cipkę w pełni”; „Twoja cipka: śpiąca królewna czy żarłoczna rybka”; „Czy kobiety zawsze muszą sikać na siedząco?”; „Twarz cipy”. To zajęcia, na których panie – za pomocą wybranej techniki rysunkowej lub malarskiej – portretowały „twarz najwierniejszej przyjaciółki”. Ambicją cipkowych sufrażystek jest sprawienie, żeby „DC” stały się coroczną kobiecą atrakcją, a Polki
przestały zazdrościć partnerom penisa i dowiedziały się wreszcie, jaki skarb noszą między nogami. Obnoszenie się z cipkami jest na czasie, o czym świadczy popularność takich portali internetowych jak wagina.com.pl, na których nie znajdziecie schematów rysunkowych jak z podręcznika biologii ani nawet porad ginekologicznych. Otóż... po godzinach, w domowych zaciszach, nasze rodaczki jednoczą się wirtualnie i uczą, jak być „tam” silne – muskularne nawet! Domowa metoda testowania siły pochwy – uwaga, gospodynie domowe! – opiera się na kulinarnym rekwizycie. Banana należy obrać ze skórki, włożyć do torebki foliowej, tzw. śniadaniówki, umieścić w rzeczonym miejscu i... ścisnąć. Wyedukowana i wyćwiczona kursantka potrafi zgnieść owoc. A jest się o co starać. Jakiś czas temu 42-letnia Rosjanka Tatiana Kozhewnikowa trafiła do „Księgi rekordów Guinessa” jako właścicielka najsilniejszej cipki na świecie. Sąsiadka zza wschodniej granicy potrafiła za pomocą mięśni pochwy unieść... 15-kilogramową kulę. Podobno, aby dojść do takiej perfekcji, trenowała całe 15 lat. Moherowe baby spalą się ze wstydu, złośliwi mężczyźni powiedzą, że „sfiksowały, bo dawno chłopa nie miały”, a reszta… niech idzie ćwiczyć. JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki Zaszczyt kopnął olsztyńskich strażaków. Zamiast w gotowości czekać na wezwanie do pożaru, pojechali na służbę do proboszcza. Usuwali uschnięte gałęzie z drzew na parkingu parafii Serca Pana Jezusa. Mieszkańcy, podziwiając ów widok, zastanawiali się, dlaczego tylko na księżowskim strażak robi za ogrodnika.
STRAŻ KRUCHTOWA
Wierni parafii w Sernikach zbuntowali się przeciwko chciwości swojego plebana – najpierw przestali dawać na tacę, a w końcu przestali chodzić do kościoła. Nie mając kasy, ksiądz parafię pogrzebał. To znaczy wystawił na widok publiczny otwartą trumnę, a w niej oprócz zniczy tabliczkę z napisem: „Parafia Serniki”. Tym performance’em nie przekonał jednak ludzi do hojności.
SKĄPI = MARTWI
Kradzieże, groźby karalne i wymuszenia rozbójnicze – za taką listę przestępstw od kilku lat poszukiwany był 21-letni Jacek T. Ukrył się dobrze, bo w Irlandii. Wpadł jednak na Lubelszczyźnie, dokąd przyjechał na komunię młodszego brata.
WIĘZIONY ZA WIARĘ
Stację paliw w Bydgoszczy usiłowali okraść dwaj mężczyźni. Nie udało się, bo panów spłoszyli klienci. I nic dziwnego, bo – jak się okazało – ten przestępca, który stał na czatach, był… niewidomy.
NA CZUJCE
Nielegalną hodowlę papug, także tych objętych ochroną prawną, zlikwidowali policjanci z Kłobucka. Właściciel za przestępstwo gospodarcze odpowie przed sądem rodzinnym. A to dlatego, że ma 13 lat. Opracowała WZ
PTASIEK
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Prezydent jest zdrowy jak koń. (minister Sławomir Nowak, Kancelaria Prezydenta RP)
Prezydent Komorowski nie powinien się ze swoją religijnością specjalnie afiszować, bo w ten sposób nadaje swojej religii walor oficjalny. (Ewa Siedlecka, „Gazeta Wyborcza”)
N
a Cejlonie najważniejszą rzeczą obok plantacji herbaty jest ząb Buddy. Polska wzbogaciła się tymczasem o ząb Wojtyły. Wojtyłowy Staś podnóżek kardynał Dziwisz to niesamowicie obrotny człowiek. Czegóż to on nie potrafi załatwić! Ma męczeńską sutannę po swoim pracodawcy i ampułki z jego krwią, skołował słynny krzyż na statywie, którym przez lata podpierał się JPII, a nawet przykrycie jego byłego grobu. Wojtyła wprawdzie nie zmartwychwstał, ale zostawił po sobie pierwszy pusty grób, który można przerobić na pamiątki. Gdyby co roku zmieniał groby, można by bez końca mnożyć takie „wonne” relikwie. Tylko czy mnogość relikwii nie obniżyłaby zanadto ich wartości? Teraz się okazało, że Dziwisz skołował skądś ząb swojego pracodawcy. A wydawało się, że granic tej groteski nie można już przekroczyć! Z biegiem lat moja fascynacja obrotnością pana kardynała z Krakowa nie przestaje rosnąć. Zaraz po śmierci pryncypała sprzedał on w paru językach książkę o dwuznacznym tytule „Moje życie z Karolem”, z nie mniej dwuznacznym zdjęciem na okładce (panowie trzymają się na nim za rączki). W Polsce poza nami nikt nawet się o tym towarzysko-biznesowym smrodku nie zająknął. Nieco później Dziwisz załatwił sobie przez krakowski sąd przejęcie jednego z najbogatszych tamtejszych stowarzyszeń z majątkiem wartym wówczas 500 mln złotych. Prawnicy do dziś nie mogą się nadziwić, jak to przejęcie świeckiej instytucji przez wymiar sprawiedliwości przeszło. Prawnicy nie rozumieją, a Stasiek Wojtyły, prosty chłopak z Podhala, po prostu majątek przejął i basta! Macharski przez kilkanaście lat o kamienice
wojował, a Dziwisz przyszedł i załatwił. No bo kto w Katolandzie odmówi wdowie po papieżu Polaku? Przed rokiem w USA opublikowano świadectwa mówiące o innych aspektach obrotności przybocznego księdza „Papieża Tysiąclecia”. Przypomnijmy – byli członkowie Legionu Chrystusa (tego, co miał szefa gwałciciela Marciala Maciela) zeznali, że Stanisław Dziwisz załatwiał latynoskim milionerom udział w prywatnych mszach odprawianych przez JPII. Za okrągłe sumki, po których ślad zaginął… W zeszłym roku ten sam Dziwisz, nie oglądając się na przyzwoitość ani zdanie większości Polaków, załatwił Jarosławowi pochówek jego brata i bratowej na Wawelu. Są widać takie interesy, które łatwo pokonują rzekomą przepaść dzielącą Kościół toruński od łagiewnickiego. Ponoć nic tak nie świadczy o człowieku jak ludzie, którymi się otacza, i z którymi się przyjaźni. Oczywiście, trudno kogoś oskarżać o grzechy popełnione przez jego znajomych, ale fakt utrzymywania długoletnich, zażyłych więzi z ludźmi o określonych cechach charakteru zdecydowanie świadczy o osobie, która takie kontakty utrzymuje. Świadczy o jej gustach i preferencjach, o tym, co sama lubi i co skłonna jest tolerować. Dlatego uważam, że osoba krakowskiego kardynała świadczy więcej o tzw. świętości i geniuszu Jana Pawła II niż tysiące słów, książek i świadectw. Zwłaszcza jeśli do krakowskiego Dziwisza doda się innego tamtejszego Stanisława kardynała – profesora Nagya. Ultrakonserwatywnego, antypatycznego przyjaciela Wojtyły z KUL, który ze zwykłego księdza został kardynałem rzutem na taśmę w ostatnim momencie minionego pontyfikatu. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Zęba zrąb
SLD będzie podnosić kwestię rozdziału Kościoła i państwa, ale nie skieruje się w stronę antyklerykalizmu. (Aleksander Kwaśniewski)
Wdowy smoleńskie i osierocone córki – to spośród nich się wywodzą Weroniki, Marty i Marie Magdaleny nowego kultu – religii smoleńskiej. (Cezary Michalski, publicysta)
Kiedy jestem za granicą, nie bardzo wiem, co mówić, bo jak objaśnić, że jedna czwarta naszego społeczeństwa uległa jakiejś hipnozie? (Adam Michnik)
PiS nawet na placu Świętego Piotra prowadził kampanię polityczną. Posłowie siedzieli pod ogromnymi parasolami z logo partii, a niektórzy nawet, trzymając owe parasole w ręce, szli do komunii. (Katarzyna Kolenda-Zaleska)
Przyjęliśmy zasadę, by za bardzo nie rozszerzać czci krwi Jana Pawła II. (kard. Stanisław Dziwisz)
Beatyfikacja JPII będzie miała taki wpływ na postawy moralne i uduchowienie Polaków, jak ślub Kate i Williama na ograniczenie rozwodów w Wielkiej Brytanii. (prof. Magdalena Środa, etyk)
Tradycja staje w coraz większej kolizji ze zmieniającym się światem i zaczyna przerastać w ponurą groteskę. (Waldemar Kuczyński, publicysta, o kulcie relikwii JPII)
Wielu Polaków nadal hołduje przekonaniu, że świat składa się głównie z białych katolików. Ponieważ rzadko spotykają przedstawicieli innych grup etnicznych i religijnych, brakuje im wiedzy o innych kulturach. Ten brak przekłada się zaś na myślenie stereotypami i niechęć. (dr Tomasz Sobierajski, socjolog)
Opozycja zrobi stójkę na dwunastnicy, żeby stanąć po stronie subkultury kibicowskiej, a nie po stronie rządu. (prof. Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta) Wybrali: AC, ASz
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
NA KLĘCZKACH
PREZYDENT U ZDRAJCY Prezydent Bronisław Komorowski tak się rozpędził w niekończących się mszach i beatyfikacjach, że trafił także do Krakowa (razem z żoną i wicepremierem Waldemarem Pawlakiem) na procesję z okazji dnia świętego Stanisława biskupa. Tam uznał czczenie Stanisława za „piękną tradycję”. Dziwnie to brzmi w ustach głowy polskiego państwa, które Stanisław po prostu zdradził na rzecz obcego, bo czeskiego, dworu królewskiego. MaK
w bazylice mariackiej w Gdańsku za największe przejawy zła moralnego uznał… „parady równości, dostosowywanie prawa do moralnych wynaturzeń, stawianie Kościoła pod pręgierz opinii publicznej, szydzenie z krzyża”. MaK
ŚWIĘTE ULICE
ŚLEDZTWA NIE BĘDZIE Prokuratura nie będzie ścigać za transparenty z 10 kwietnia 2011 roku. Osoba prywatna złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez autorów transparentu, na którym m.in. obecny premier RP Donald Tusk i obecny prezydent RP Bronisław Komorowski są wkomponowani w swastykę, sierp i młot. Drugie zawiadomienie dotyczyło transparentu stowarzyszenia „Solidarni 2010”, na którym widniał napis „Zdrajcy stanu: Tusk, Komorowski, Klich, Sikorski, Arabski pod sąd”. W obydwu przypadkach prokuratura nie rozpocznie śledztwa, ponieważ nie dopatrzyła się „znamion czynu zabronionego”. Zatem jeśli przypadkowo chcecie kogoś obrazić, nazywając „zdrajcą”, możecie to robić zgodnie z polskim prawem. I sprawiedliwością… ASz
LARUM GRAJĄ Arcybiskup Leszek Sławoj Głódź boleje nad tym, że w Polsce „prawda nie jest gwarancją wolności”. W kazaniu wygłoszonym
Wierni parafii św. Krzyża w Łapach nie wrócili z beatyfikacji Papy z pustymi rękami. Eskortowani przez policyjne radiowozy na sygnale (!), punktualnie o symbolicznej 21.37 wwieźli do miasta relikwie – fragment ornatu, w którym JPII odprawiał msze. Skarb, wniesiony do kościoła przez samorządowców, nauczycieli, policjantów i strażaków, lokalny biskup Stanisław Stefanek umieścił w relikwiarzu. No i wreszcie wierni z Łap mają do czego łapki składać. WZ
KRZYŻ OCZYWISTY
Wojtyła może się stać problemem i przyczyną wielkich wydatków z budżetu samorządów. Już podniosły się głosy, że należy teraz przemianować wszystkie ulice, skwery, parki i place z Jana Pawła II na Błogosławionego Jana Pawła II. Wniosek w tej jakże ważnej sprawie mogą złożyć radni bądź przykładni obywatele. Koszty wymiany tabliczek, pieczątek, dokumentów itp. będą oczywiście horrendalne, ale któraż rada miasta odmówi tytułu papieżowi? WZ
ATAKUJĄCY ATAKUJE Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wezwała „nadawcę programu Radio Maryja do zaniechania działań polegających na emitowaniu audycji, które mogą zawierać treści dyskryminujące ze względu na narodowość”. Chodzi o wypowiedź Jana Kobylańskiego z 13 marca 2011 roku, gdy na antenie Rydzykowego radia powiedział: „Ale my chcemy, żeby była u nas w Polsce demokracja. Niech będzie tylu przedstawicieli Polaków katolików, ile nas jest w Polsce, a nie taka parodia, że dzisiaj w rządzie czy w parlamencie Polaków prawdziwych nie ma nawet 30 procent. My od paru lat bez przerwy publikujemy i mówimy: muszą w Polsce rządzić Polacy, muszą rządzić w swojej Ojczyźnie, w swoim kraju. Listy na Polaków, na Polaków, o których wy wiecie i znacie ich pochodzenie”. Środowisko Rydzyka grzeczne wezwanie KRRiT nazwało „atakiem na wolność słowa”. ASz
TROFEUM
KLERYKAŁ NIE ŚPIEWA Wśród rozmaitych kuriozalnych wypowiedzi towarzyszących beatyfikacji Wojtyły znaleźliśmy i opinię profesora Karola Tarnowskiego, katolickiego intelektualisty i wychowanka papieża. Otóż jego zdaniem Wojtyła nie był klerykałem, bo „chodził ze studentami na wycieczki w sportowym stroju, śpiewał przy ognisku piosenki i był w tym sensie całkowicie świecki”. Cóż, jak niewiele trzeba, aby być świeckim! MaK
MARTWY ZWYCIĘZCA Wśród tytułów, jakie przyznano Janowi Pawłowi II, zanotowaliśmy i ten, który nadał mu na łamach „Naszego Dziennika” ks. profesor Roman Dzwonkowski – „Karol Wojtyła – zwycięzca nad ateizmem”. Dziwne to jest zwycięstwo, bo ateizm, agnostycyzm i inne wolnomyślicielskie postawy światopoglądowe mają się zupełnie dobrze, a sam ateizm dawno nie cieszył się takim wzięciem jak w ostatnich latach. Tymczasem jego rzekomy pogromca, jakkolwiek by patrzeć, już poległ… MaK
Przewodniczący Rady Miasta w Raciborzu Tadeusz Wojnar wydał zgodę na zawieszenie krzyża w sali obrad. Wniosek w tej sprawie złożył radny Ryszard Frączek z klubu Komitet Obywatelski Raciborzan (to mentalnie coś w rodzaju PiS lub LPR). Jak sam zaznaczył, niełatwo mu było wyjść z tą propozycją, ponieważ wie, kto w Radzie zasiada (radny miał m.in. na myśli rajcę, z którym od pewnego czasu drze koty. Tenże jest ponadto członkiem Odnowy w Duchu Świętym – wspólnoty, przeciwko której ostro protestuje Krk). Zdaniem Frączka, krzyż jest niczym innym, jak „symbolem wyzwolenia i nieskończonej miłości” i dlatego „nie jest znakiem przeciwko nikomu”. Podążając tym tropem i by uniknąć debaty, przewodniczący rady Wojnar wydał natychmiastową zgodę na realizację pomysłu przykościółkowego radnego (chociaż ten chciał, by wniosek przegłosować), „bo o oczywistych rzeczach nie głosujemy”. KB
DUCHOWE S.O.S Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Diecezji Sandomierskiej, uznając, że naród potrzebuje wsparcia, oferuje pomoc duchową w bardzo nowoczesnej formule. Akcja ma trwać do odwołania. Nazywa się „Duchowe 112”, a polega na tym, że każdy, kto wyśle SMS na numer 797 087 373, ma zagwarantowaną modlitwę w podanej przez siebie intencji. Modlą się duchowi wolontariusze. A my zachęcamy do pisania do nich… WZ
KOSZTY WOLNOŚCI W Toruniu stanie pomnik bł. Jerzego Popiełuszki. „Ten człowiek, który stał się symbolem naszej wolności, właśnie w Toruniu będzie przypominał przejeżdżającym turystom o tym, że wolność kosztuje, że za wolność się płaci” – mówił biskup Andrzej Suski z honorowego komitetu budowy pomnika.
Zapomniał dodać, że kosztuje także pomnik. Za pięciometrowy monument trzeba zapłacić 340 tys. zł. Zbiórka w parafiach idzie opornie, toteż do inicjatywy dołoży się magistrat (80 tys. zł) oraz urząd marszałkowski (120 tys. zł). WZ
(P)OSŁY DO PSYCHOLOGA Tak nazywa się inicjatywa ustawodawcza Ogólnopolskiego Ruchu Ateistyczno-Lewicowego ORAL. Chodzi o zmiany w ordynacji wyborczej, a konkretnie o to, aby wprowadzić obowiązek poddania się badaniom psychologiczno-psychiatrycznym przez osoby ubiegające się o mandaty poselskie i senatorskie. „Badania te na koszt kandydatów miałaby przeprowadzać komisja złożona z niezależnych ekspertów z ww. dziedziny medycyny. Ekspertów miałoby wybierać Ministerstwo Zdrowia, kierując się m.in. ich bezpartyjnością” – czytamy w projekcie. Tomasz Dalski, prezes stowarzyszenia, informuje, że kiedy tylko uda się zebrać pod projektem wystarczającą liczbę podpisów, zostanie on przesłany do marszałka Sejmu RP. WZ
KOMPUTER DOWCIPNY Mogą wreszcie odetchnąć wszyscy młodzi katolicy, którzy chcieliby korzystać z antykoncepcji bez groźby wiecznego potępienia. Na rynku pojawiły się dopuszczone przez Kościół tzw. „komputery cyklu”. Baby Comp i Lady Comp – bo o nich mowa – to swego rodzaju elektroniczny kalendarzyk małżeński, który kosztuje od 1200 do… 2400 zł. Żeby jak lepiej zaplanować rodzinę, każdego dnia o tej samej porze trzeba za pomocą urządzenia zmierzyć temperaturę. Zielona dioda oznacza dzień niepłodny, czerwona – płodny. Z kolei żółta lub pomarańczowa to znak, że… komputer dopiero uczy się cyklu. Ta nauka może trwać nawet 3 miesiące. Za to skuteczność – jak zapewniają katoliccy znawcy – wynosi 99,3 proc. Wierzymy… WZ
5
PLEBAN Z KOCHANKĄ Popularny w kręgach klerykalnych serial TVP „Plebania” najprawdopodobniej zejdzie z ekranu, i to w atmosferze skandalu. Okazuje się bowiem, że grający rolę proboszcza Włodzimierz Matuszak ma romans z koleżanką z planu, młodszą o 30 lat Karoliną Nolbrzak. Problem w tym, że „proboszcz” poza romansem ma jeszcze, przynajmniej formalnie, żonę. Oznacza to także zapewne koniec peregrynacji Matuszaka po polskich parafiach, gdzie spotykał się z fanami „Plebanii”. No, chyba że uda się tam z przyjaciółką, co zresztą oddawałoby atmosferę życia na wielu plebaniach… MaK
WSZYSTKO TOBIE DZIŚ ODDAJĘ 70-letnia mieszkanka Piły oddała posłusznie nieznajomej osobie wszystkie przechowywane w domu oszczędności – 5900 zł. Wystarczyło, że oszustka przedstawiła się jako osoba wysłana przez miejscową parafię w celu „uregulowania zaległych należności”. Zaprawdę – wielka jest tajemnica wiary… MaK
NIEMIECKA PRECYZJA Policja niemiecka pokazała kolegom po fachu z Polski, jak sobie radzić z pseudokibicami. Zaraz po zakończeniu meczu Eintrachtu Frankfurt z FC Koeln na murawę stadionu wbiegło ponad 150 pseudokibiców. Zawodnicy obu drużyn musieli uciekać do szatni. Chuligani długo na boisku nie zabawili, bo niemiecka policja w kilka minut zaprowadziła porządek, wskutek czego prawie wszyscy kibole zostali złapani i zidentyfikowani. Mundurowi oczywiście byli przygotowani na tę zadymę i dlatego dali sobie świetnie radę. W Polsce na meczu Lecha z Legią pojawiło się ponad tysiąc policjantów, dwa helikoptery i kilkadziesiąt psów. Ochrona tego spotkania kosztowała prawie milion złotych. I co? I kicha… ASz
6
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Masturbacja umysłów
piosenkach są jakieś „dziwne” tematy: ciemność, śmierć, pustka, duchy. Czasem dręczą mnie wyrzuty, czy aby powinnam słuchać tego zespołu.
Katolicka propaganda swoimi jedynie słusznymi teoriami mami już najmłodszych. Duchowni próbują docierać do nich przez „młodzieżowe” czasopisma. Poza zdawkowymi tematami dla nastolatków gazetki typu „Mały Gość Niedzielny” prawie w całości poświęcają swoje łamy katolickim treściom i propagandzie. Są więc relacje z różnych pielgrzymek, wypowiedzi znanych osób silnie związanych z Kościołem, historyjki o papieżach itd. Nie byłoby w tym może nic szczególnie dziwacznego, gdyby katoliccy wydawcy nie zabrali się do udzielania porad życiowych, seksualnych czy psychologicznych. Na trudne pytania młodzieży, a także dorosłych, psycholodzy (?) odpowiadają w duchu jedynie słusznej religii, przez co, niestety, nader często uczą nietolerancji i popularyzują bzdury. Poniżej przedstawiamy przykłady z kącika pytań i odpowiedzi. – Czy przeglądanie czasopism z rozbieranymi sesjami, typu „Playboy” czy „CKM”, jest grzechem? W końcu to tylko lekka erotyka, a nie pornografia. „(…) Nie patrzysz pożądliwie? To po co patrzysz na rozebraną kobietę? Czy ubrana nie jest równie piękna? Rozróżnienie na erotykę i pornografię to tylko pomysł na rozpowszechnianie pornografii w tych krajach, gdzie formalnie jej rozprowadzanie jest zakazane. Tak jak tworzenie »salonów masażu« zamiast »domów publicznych«”. ~ ~ ~ – Czy pocałunek z języczkiem to grzech? „Przed ślubem grzechem jest to wszystko, co jest szukaniem przyjemności seksualnej. Poza robieniem sztucznego oddychania trudno sobie wyobrazić, aby ktoś dotykał swoim językiem języka drugiego w jakimś innym celu”. ~ ~ ~ – W mojej klasie są dwie dziewczyny, które „są razem”. I wcale się z tym nie kryją. Nie widzą nic złego w homoseksualizmie. Męczy mnie ich zachowanie, ale nie wiem, jak ani czy w ogóle zwrócić im uwagę. Reszta klasy też nie jest zachwycona tą sytuacją, ale dotąd nikt nie zareagował. Co robić? „Znajomy ksiądz, będąc jeszcze klerykiem, pracował kiedyś w czasie wakacji przy świniach w gospodarstwie
seminaryjnym. Któregoś dnia, po porannym karmieniu zwierząt, kolega poszedł po bułki do pobliskiego sklepu. Była duża kolejka, a on przyszedł z zakupami dziwnie szybko, do tego roztrzęsiony. Podstawił mojemu znajomemu rękę pod nos. – Czujesz coś? – zapytał. – Nie.
– Ja też nie, a ludzie puścili mnie bez kolejki. Dlaczego? Bo śmierdział. Ale tego nie czuł. A nie czuł, bo przebywając dłuższy czas w chlewie, przyzwyczaił się. Uważaj, to jest to słowo: przyzwyczajenie. O to chodzi ludziom, którzy wmawiają dziś całemu światu, że homoseksualizm jest czymś normalnym (…). One muszą wiedzieć, że jeśli zwracacie im uwagę, to dlatego, że chodzi Wam o wspólne dobro. Nie tylko wasze, ale również ich. Oddychamy tym samym powietrzem i trucizna szkodzi im tak samo jak i nam (…). Twoi koledzy i koleżanki jeszcze nie zwariowali, bo zachowanie tych dwu dziewczyn im się nie podoba. I bardzo dobrze. Powinno się nie podobać. I dobrze by było, żeby te dziewczyny wiedziały, że tego nie akceptujecie”. ~ ~ ~ – Jestem lektorem, angażuję się w parafii, dobrze się uczę, mam wiele zainteresowań. Tylko z dziewczynami mi się nie udaje. Wiem, że jestem nudziarzem.
Podoba mi się bardzo jedna rówieśniczka, ale mnie unika. „Rozglądaj się, pozdrawiaj, zagaduj, żartuj. Twoim przewodnikiem niech zostanie sam Jan Paweł II, który bardzo lubił żarty, potrafił się śmiać sam z siebie”.
~ ~ ~ – Chciałbym się dowiedzieć, czy kick boxing jest szkodliwy dla chrześcijan. „Kickboxing jest bardzo szkodliwy dla chrześcijanina, bo pewnie nieraz jest się nieźle obitym”. ~ ~ ~ – Czy jest grzechem słuchanie metalu? Chodzi mi o jeden zespół. Nie są to sataniści. Nikt tam nie pali Biblii, nie bluźni, nie wyklina Boga, nie przywołuje szatana. Ale w ich
„Gdy widzę podejrzanie wyglądającą kiełbasę, wyrzucam ją. Jeśli jakaś potrawa, choćby bardzo wykwintna, wydziela niepokojący zapach, przestaje być moją potrawą. Gdybym miał powody podejrzewać, że do jednej z dziesięciu butelek znakomitego napoju domieszano truciznę, nie wypiję z żadnej. Być może czasem »krzywdzę« kiełbasę, posądzając ją o starość, gdy ona jest jeszcze w sile wieku. Nieraz pewnie mój żołądek uporałby się z przeterminowanym pokarmem, miałbym też wielkie szanse trafić na jedną z dziewięciu butelek dobrego napoju, a nie na ten zatruty. Ale powiedz sama – czy ryzykowałabyś śmierć, a przynajmniej sensacje żołądkowe, dla chwilowej przyjemności zjedzenia niepewnego smakołyku?”. ~ ~ ~ – Dlaczego z naszych datków na Kościół księża kupują drogie samochody i bajerancki sprzęt? „Po pierwsze księża nie kupują samochodów z »naszych datków na kościół«, bo jeśli coś jest ofiarowane na kościół, to na kościół się to przeznacza. Księża utrzymują się (bo przecież z czegoś żyć muszą) ze stypendiów mszalnych, czyli z tego, co ludzie ofiarują za Mszę, którą »zamawiają« w jakiejś intencji. Zwykle jest to taka suma, jaką zechce dać zamawiający. Księża, którzy uczą religii w szkole, otrzymują też pensję, taką, jak każdy nauczyciel – czyli niewielką.
Ale że ksiądz nie ma rodziny, to nic dziwnego, że te niewielkie pieniądze wystarczają mu na »bajerancki sprzęt«. Ale nie bądź taka pewna, że ten sprzęt służy księżom do tego, żeby leżeli i się relaksowali. Ja znam wielu księży, a większość z nich prawie cały sprzęt, który mają, wykorzystuje do duszpasterstwa”. ~ ~ ~ – Co zrobić w sytuacji, kiedy mąż nie chce stosować środków naturalnego planowania rodziny? Żyć w abstynencji? „Mąż nie chce rezygnować ze współżycia, gdy istnieje możliwość poczęcia? Chce (kolejnych) dzieci? To chyba nie takie złe? A jeśli chce współżycia, a od Pani antykoncepcji, czemu traktuje Panią jak kobietę na godziny?”. ~ ~ ~ – Dlaczego Kościół zabrania pieszczot w małżeństwie kończących się wytryskiem poza pochwą, jeśli te zachowania stosuje się w dni niepłodne – przecież w te dni i tak nie można zajść w ciążę. Jeśli para małżeńska ma ochotę tylko na seks oralny, to dlaczego grzeszy? „Grzeszy, bo podejmuje działania, które czynią stosunek bezpłodnym. Jak to już wiele razy pisałem, nie jest grzechem podjęcie stosunku niepłodnego, jest nim uczynienie go niepłodnym. Tak samo jak nie jest niczym złym wyrobienie sobie dobrej kondycji, a jest wzmacnianie efektów treningu środkami antykoncepcyjnymi...” (sic!). ~ ~ ~ – Czy w związku z chorobą żony i (…) niemożnością współżycia z jej strony jest możliwość dyspensy dla męża na masturbację? „Zło zawsze jest złem i żadna dyspensa w rachubę nie wchodzi. Bo dyspensować można od kościelnych przepisów (np. dotyczących postu) ale nie prawa Bożego”. ~ ~ ~ Jakie wnioski można wysnuć z tych „pomocnych” instrukcji życiowych? Taki na przykład, że Przemysław Saleta to grzesznik jakich mało, jakimś prawem zdobył bowiem mistrzostwo świata, Europy i Polski w kick boxingu. A może jednak nie, bo to on leje, a nie jego leją… Czyli to dość po katolicku. Przestaje jednak być śmiesznie, gdy osoby homoseksualne porównywane są do świń, a te „normalne” namawia się do wyrażania czynnej dezaprobaty wobec orientacji innej niż hetero. Oto jak wygląda miłość w wydaniu katolickim. Najlepiej opisuje ją nadszyszkownik Kilkujadek, mówiąc w kultowym „Kingsajzie”: „Będziemy was tak długo kochać, aż i wy nas pokochacie”. ARIEL KOWALCZYK
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
7
W
połowie kwietnia tego roku kibice kilkudziesięciu drużyn piłkarskich zorganizowali akcję „NIESPEŁNIONE RZĄDU OBIETNICE = TEMAT ZASTĘPCZY KIBICE!”. Na stadionowych trybunach na każdym meczu wywieszano transparent z tym hasłem. Miał na celu przypomnienie ludziom, że polski rząd nie wywiązuje się z zadań dotyczących Euro 2012. Według propagatorów akcji, walka z burdami chuliganów ma być przykrywką na dziurawe drogi, nieprzygotowane lotniska, kolej, stadiony itd. Oczywiście fakt, że podstawowym obowiązkiem rządu jest zapewnienie bezpieczeństwa na sportowych arenach podczas rzeczonych mistrzostw, jest tu mało istotny. Sekowanie rządu w czambuł bardzo podoba się politykom PiS i mediom z nimi sprzymierzonym. Ot, na przykład redaktor „Gazety Polskiej” Piotr Lisiewicz w obronie polskich kiboli napisał już kilka artykułów, w których możemy przeczytać m.in.: „Kibol kocha swój klub, ale także swoje miasto i swój kraj. Interesuje go, jak jego przodkowie walczyli o Polskę, wolność, honor. Stara się dowiedzieć, jakie wartości nimi kierowały. Jest patriotą, obchodzi go Święto Niepodległości, rocznice powstań i groby tych, którzy za ojczyznę zginęli. Nie chce być trendy”. W „Wielkim słowniku ortograficzno-fleksyjnym” autorstwa Jana Podrackiego znaczenie słowa „kibol” jest nieco inne: „chuligan uczęszczający na imprezy sportowe, pseudokibic”. Tymczasem dla Lisiewicza to „ktoś, kto chodzi na mecze niezależnie od tego, czy jego drużyna gra dobrze, czy beznadziejnie. Przeważnie zaczął na nie chodzić, mając lat kilkanaście, więc jeśli nie jest już nastolatkiem, parę razy przeżył już wzloty i upadki swego klubu. Przeważnie tych drugich było więcej”. Wydaje się, że Lisiewicz celowo zaciera różnice semantyczne i jakościowe pomiędzy kibicem a kibolem, między fanem a chuliganem. Można się domyślać, że redaktorzy „Gazety Polskiej” stosują tu starą technikę „wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem”, bo jak inaczej komentować opis meczu Lech–Legia, gdzie na trybunach zawisł transparent o treści: „Projekt Euro 2012. Stadiony – przepłacone. Autostrady – nie będzie. Dworce – przypudrowane. Lotniska – prowincjonalne. Zawodnicy – słabi. Temat zastępczy – kibice. Rząd – zadowolony!”? Lisiewicz nazywa to „transparentem wyśmiewającym propagandę rządu Tuska”. Jego publikacje oczywiście nie przechodzą bez echa w kibolskim półświatku. Teksty ku chwale pseudokibiców są bardzo chętnie czytane i rozprowadzane przez szalikowców. Kolejnym „wielkim obrońcą” stadionowych chuliganów okazał się niedawno sekretarz generalny PZPN Zdzisław (nomen omen) Kręcina. Po zdemolowaniu przez kiboli stadionu podczas finałowego meczu pucharu Polski powiedział on, że policja
Wszyscy kibole prezesa Walka ze stadionowymi chuliganami nabiera rumieńców. Rząd poszedł już na tyle daleko, że o odwrocie raczej nie może być mowy. Ale i kibole nie składają broni. Sprawdziliśmy, co słychać po drugiej stronie barykady. jest nieudolna: „To nie moja wina. Policja powinna nas chronić w każdym momencie. W demokracjach zachodnich to działa inaczej. Czynnościami policji nie jest prowokacyjna postawa wobec kibiców. Ona musi konkretnie działać”. Jak widać, Kręcinie znudziło się już słuchanie na każdym meczu przyśpiewki „Jeb…ć PZPN” i myśli, że lizusostwo wobec kiboli zmieni ten okrzyk na przykład na: „Kochamy Latę”. Na szczęście na nic jego starania, bo Polski Związek Piłki Nożnej jest instytucją chyba najbardziej znienawidzoną przez kiboli i kibiców . Nie możemy pominąć też europosła Ryszarda Czarneckiego, który na swoim blogu w artykule „Vox kibola – vox Dei” pisze tak: W sobotę w Poznaniu przed zamkniętym stadionem „Kolejorza” pojawił się transparent „Stop hiPOkryzji”– transparent ten zresztą wywieszony został w wielu miejscach w stolicy Wielkopolski. Kibice Lecha śpiewali też piosenkę „każdy Polak wie, kto populistą jest – stadiony zamknął już, nie wybudował dróg – to premier Donald Tusk”. Ponadto był tam też transparent „Nie róbmy polityki – zamykajmy stadiony... kopalnie, szpitale – niech nie będzie niczego”, a jeden z kibiców przyszedł na protest w koszulce z napisem „Panie T... – Bóg wybacza, kibice nigdy. W dalszej części wypocin „polityka przechodniego” czytamy: Z kolei w Białymstoku na meczu z Widzewem wywieszono transparent: „Nie zamkniesz nam ust, towarzyszu Tusk”. Natomiast w piątek w Warszawie kibice Legii swą wściekłość na gierki Tuska przełożyli na kilkanaście dowcipnych, sarkastycznych, nieraz finezyjnych haseł. Jedno z nich pachniało mądrością Konfucjusza: „Nawet 1 ziarenko cukru jest
w stanie zmienić symetrię wyborczego kopczyka”. Autorzy wielu innych mogliby śmiało, dzięki swojej kreatywności, wymyślać hasła reklamowe dla najlepszych marek. Tyle że specjaliści od marketingu handlu robią to za pieniądze, a kibice czynią to za darmo, z miłości do własnego klubu i z niechęci do pajacyka, który jest premierem blisko 40-milionowego kraju (…). Sto razy wolę kiboli od jeżdżących po nich politykach PO i SLD. Były podnóżek Leppera dalej cytuje z zadowoleniem kibolskie hasła: „Polska to my, a nie Donald i jego psy”, „Donald, matole, twój rząd obalą kibole” czy „Pseudopremierze – nam Legii nikt nie odbierze”. No i szok! Jaki to grymas niesmaku i zdziwienia musiał pojawić się na Czarneckiej twarzy, gdy jego prochuligańskie peany nie zostały „za dobrze” odebrane we wspieranym przez niego półświatku: Panowie, ogarnijcie się i nie wrzucajcie tekstów pisanych przez jeszcze większe qurwy typu Czarnecki! Ten koleś politycznie chce wykorzystać „Naszą” sytuację, zrobi i napisze wszystko, żeby tylko dupę lizać... Przypomnijcie sobie jego karierę polityczną i zobaczycie, że jak zwykła prostytutka sprzedał się wszystkim – tak wielbieni przez PiS-owca kibole skwitowali jego wypowiedzi. A biedny Czarnecki tak się starał… ~ ~ ~ Stadionowi chuligani zabrali się też za bojkotowanie wszystkich mediów, które ośmieliły się ich krytykować. Wzorem moherów Rydzyka wysyłają setki e-maili do firm reklamujących się na przykład w „Gazecie Wyborczej”. Notka, którą przesyłają do ogłoszeniodawców, brzmi: „Ze względu na reklamę zamieszczoną
na łamach »Gazety Wyborczej« jestem zmuszony do rezygnacji z kupna pańskich produktów. W związku z licznymi pomówieniami, jakich dokonują dziennikarze tej gazety, brzydzi mnie myśl, bym mógł wspierać ją finansowo, kupując państwa produkty”. O jakie pomówienia chodzi? Ot, na przykład zamiast zająć się meczem i słabą postawą piłkarzy, dziennikarze ośmielili się skrytykować niszczących stadion Zawiszy Bydgoszcz kiboli Lecha Poznań. Irytuje ich fakt, że już nie mogą, a jeszcze do niedawna mogli spokojnie sobie powyrywać krzesełka, bo media ten temat ostrożnie pomijały. Cieszy to, że bojkotowanie reklamodawców okazało się kolejną porażką kiboli. Firmy prezentujące w mediach swoje produkty o kibolskiej akcji doskonale wiedzą. Na przykład „Biedronka” odpisuje bojkotującym bez cienia strachu tak: „Mając świadomość, iż przesłana do nas wiadomość jest elementem zaplanowanej akcji kibiców polskiej piłki nożnej, niezgadzających się w niektórych aspektach z polityką redakcyjną wymienionego dziennika, chcemy przypomnieć, iż firma Jeronimo Martins Dystrybucja, właściciel marki Biedronka, jest Oficjalnym Sponsorem Narodowej Reprezentacji Polski w piłce nożnej”. Czyli „możecie sobie wsadzić wasze protesty gdzieś” – chciałoby się dopisać. Niestety, sfrustrowani kibole nie ograniczają się wyłącznie do propagandowych akcji. Niczym „Redwatch” dzielą się imionami, nazwiskami i zdjęciami przeciwnych im dziennikarzy. Na celowniku znalazł się niedawno fotoreporter katowickiej „Wyborczej”, który na dodatek nakleił sobie na aparat naklejkę organizacji antyfaszystowskiej „Antifa”. To nie umknęło uwadze chuliganów, którzy w kilka chwil znaleźli profil redaktora Dawida Ch. na Facebooku i podzielili się nim na ogólnokrajowym forum. Dyskusja, która wywiązała się na temat pracownika „Wyborczej”, z miejsca nadaje się do prokuratury:
– Na tego fotoreportera masowe skargi składać, że promuje agresję. Trzeba ich zniszczyć ich własną bronią. – Lepiej takich sprać po mordzie. ~ ~ ~ Zapędy prawicowych polityków do krytyki działań rządu dotyczących twardej antychuligańskiej linii są tyleż śmieszne, co nietrafione, a ich efekt jedynie krótkotrwały. Pseudokibice doskonale bowiem wiedzą, że każdy rząd będzie z nimi walczył takimi albo jeszcze gorszymi sposobami. Przed Euro 2012 możemy się spodziewać dużo bardziej restrykcyjnych zabiegów niż zamknięcie dwóch stadionów. Niewykluczone, że PiS, bratając się z kibolami, strzeli sobie w kolano, bo znaczna część jego elektoratu to ludzie starsi, którzy najnormalniej w świecie boją się o swoje bezpieczeństwo, mijając na osiedlach grupki chuliganów. Pamiętają jeszcze spokojne rodzinne mecze na bezpiecznych stadionach swojej młodości, a teraz muszą walczyć z malowaniem sprejami elewacji bloków, w których mieszkają. Stadionowemu bandytyzmowi sprzeciwia się znakomita większość społeczeństwa, a opozycyjni i niezależni politycy w swoim zacietrzewieniu i zajadłości tego nie dostrzegają. Niedawno prezydent Poznania Ryszard Grobelny powiedział, że burdy na meczu Pucharu Polski „wyglądały jak prowokacja” służb policyjnych. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź. Lech Mergler ze stowarzyszenia MY-POZNANIACY powiedział: „To bardzo niemądrze ze strony pana prezydenta, że w taki sposób traktuje on służby porządkowe. Poza tym mówienie, że kibice tacy już są, a takie zachowania leżą w ich naturze i musimy się z tym pogodzić, jest dla nas ogromnym szokiem”. I to jest najcelniejszy komentarz do stadionowych, medialnych i sejmowych zadym: PiSokibole kontra rozsądek. ARIEL KOWALCZYK
8
RACJONALIŚCI
– Umieściliście w nazwie stowarzyszenia słowo budzące w Polsce grozę – ateizm. Ateista to ten niemoralny potwór, którym straszy się wiernych w tysiącach polskich kościołów i dzieci w szkołach publicznych. Czy nie byłoby łatwiej nazwać się „humanistami” lub „racjonalistami”? – Oczywiście, łatwiej byłoby się nazwać humanistami bądź racjonalistami, ale chcieliśmy być bardziej bezpośredni w nazwie i mniej bezpośredni w działaniu. Jestem dosyć bezkompromisowy i nie chciałem, abyśmy rezygnowali z czegokolwiek w imię jakiejś poprawności politycznej. Już wielu ludzi udało nam się zresztą przekonać do tego, że „ci ateiści wcale nie są tacy źli”. – Stowarzyszenie powstało we Wrocławiu, mieście dosyć konserwatywnym. Jak zostaliście przyjęci? Nie ma problemów z wynajęciem lokalu na Wasze inicjatywy? – Początkowo były pewne problemy. Musieliśmy często tłumaczyć się z tego, co robimy i do czego dąRozmowa z Marcinem Łysuńcem, żymy, jednak nasze projekty były przewodniczącym Stowarzyszenia Ateistycznego na tyle przekonujące, że dość szybko zaczęliśmy przełamywać bariery. pieniądze. Gdyby Polacy swoje piehumanistycznego ateizmu: nie „naObecnie nie mamy z tym żadnych niądze dawali zamiast na tacę na cewracamy na ateizm”, nie stawiamy problemów. Współpracujemy z kille charytatywne, to zlikwidowalibyżadnego dictum, promujemy wydakoma organizacjami społecznymi śmy całkowicie problem rozrusznirzenia kulturalne i edukacyjne. oraz z wieloma ośrodkami kulturalków serca dla noworodków i jeszWspieramy dialog i dyskurs naukono-artystycznymi. To są środowicze by coś zostało. Z pieniędzy tawy. Nikogo nie potępiamy, dajemy ska dość otwarte i chętne. Co prawcowych moglibyśmy wykarmić prawo do wygłoszenia swoich poda są to w dalszym ciągu raczej wszystkich bezdomnych. Dla mnie glądów i oczekujemy tego samego środowiska alternatywne, ale wszystto marnowanie pieniędzy, bo Kow zamian. ko idzie w dobrym kierunku. ściół i tak jest utrzymywany z Fun– Jesteście organizacją, któ– Zmorą polskich organizaduszu Kościelnego. Można powiera nie została stworzona przecji społecznych są wewnętrzne dzieć, że mamy dwa poziomy dziaciwko komuś lub czemuś, ale konflikty, spory, frakcje, obrałalności: 1 – działalność edukacyjpo prostu dla ateistów. Na czym żalstwo… Czy udaje Wam się teno-kulturalną, 2 – działalność spoprzede wszystkim skupia się Wago uniknąć, czy może zmagacie łeczną, społecznie zaangażowaną, sza działalność? się z tego typu problemami? w tym charytatywną. – No, nie jesteśmy tylko dla ate– Organizacje laickie na ogół – Na waszej stronie interneistów, bo również dla agnostyków, skupiają się na pewnych ideach, a nie towej znajduję Galerię Ateistów humanistów, panteistów. Obecnie na ciężkiej pracy oraz sprawnym zai Przegląd Ateistyczny. Co to skupiamy się na tym, co jesteśmy rządzaniu. Ja preferuję postawy poza inicjatywy? w stanie zorganizować. Tak więc są to zytywistyczne – pracę u podstaw. wydarzenia kulturalne, konferencje, Mamy wystarczająco dużo pracy – Galeria to nasz i nawet nie mamy czapierwszy projekt. Jest su na to, aby się kłócić to taki nasz comming Z pomocą Bogatyni lub nie lubić. Nawet nie out – ujawnienie się. ma o co się kłócić. KażPokazujemy się jako dy tutaj ma do wyko„ateiści z twarzą”, czynania konkretne zadali coś bardziej odważnia i ciężko pracuje, aby nego niż poprzednie wywiązać się ze swoich tego typu projekty: zobowiązań. Ponadto poza pokazaniem się członkowie i lokalne odz imienia i nazwiska działy mają dużą automożna dodać swoje nomię, co również rozzdjęcie oraz napisać wiązuje kwestie ewentucoś o sobie. Natoalnych sporów. miast Przegląd Ate– Choć nie macie istyczny to nasz intertego w nazwie, wiadonetowy publikator. mo, że propagujecie Niestety, obecnie ateizm humanistyczny. znajduje się nieco Wyjaśnijmy, na czym w letargu, bo brakuje nam ludzi, któdyskusje, wieczory poezji, wykłady, on właściwie polega. rzy zajęliby się jego stałym redagokoncerty, ale również działania spo– Przyznam, że to wychodzi dość waniem. Przegląd z założenia połeczne, na przykład staramy się spontanicznie. Tutaj po prostu tak dzielony jest na dwa segmenty: w jednej z naszych najbliższych akwyszło, bo członkowie tak chcieli pierwszy to publikacja nowinek nacji przekonywać katolików, że jałi takie projekty podejmują. Jesteukowych oraz aktualnych wydarzeń mużna nie musi trafiać na kościelśmy bardziej nastawieni na dialog w Polsce i na świecie, a drugi dotyną tacę, lecz na przykład dla dziei wymuszanie pewnych konsensuczy wiadomości ściśle naukowych lub ci z wadami serca. To są ogromne sów, a nie na atak. To główna zasada popularnonaukowych.
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
Spotkanie ateistów w Opolu
Wychodzenie z cienia – Jesteście bodaj pierwszą organizacją laicką w III RP, która zorganizowała większą akcję pomocową. Chcecie przełamać monopol Kościoła na działalność charytatywną w Polsce? – Chcieliśmy pomóc tak naprawdę naszym sąsiadom. Widzieliśmy, co się działo w Bogatyni – to była prawdziwa katastrofa. Pomyśleliśmy, że warto tutaj coś zorganizować i jednocześnie pokazać, że ateiści nie są wywrotowcami i również pomagają w takich sytuacjach. Oczywiście, pierwszym protestującym przeciwko naszej akcji był lokalny proboszcz, bo on przecież również organizował zbiórkę. Nasza była jednak o wiele sprawniejsza od strony marketingowej – siedzieliśmy przy tym projekcie dzień i noc, drukowaliśmy plakaty, ulotki. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się tak dobrego przyjęcia. Ludzie nie mają już takiego zaufania do Caritasu – uważają, że w tej organizacji znikają rzeczy i pieniądze, a prawdziwa pomoc, jeżeli nawet dociera, to w ograniczonym stopniu, bo zawsze po drodze kolejna rzecz „wypada z ciężarówki”. Jako alternatywa trafiliśmy w dobrym miejscu i w dobrym czasie. – Jak Wasza pomoc jest przyjmowana w Bogatyni? – Bardzo dobrze. Otrzymaliśmy nawet zaproszenie na współorganizację dni Bogatyni. Pierwszym odbudowanym budynkiem w Bogatyni był kościół, stąd też ludzie ograniczyli swoje zaufanie do tej instytucji, nam zaś dziękowali za to, że „nie przynosimy słowa bożego”, co dla mnie jest zrozumiałe, bo słowo boże jest mało praktyczne. Takie akcje są najwyraźniej potrzebne. – Razem z Towarzystwem Humanistycznym zorganizowaliście debatę pt. „Jaki ateizm? Jaki antyklerykalizm?”. Dlaczego te pytania uważacie za ważne?
– Ateistom i antyklerykałom brakuje pomysłu. Wielu z nich jest bardzo radykalnych, chcą iść na wojnę z hegemonią Kościoła. Nie powinniśmy w żaden sposób rezygnować ze swoich dążeń, pytanie tylko, jak zamierzamy je osiągnąć. Moim zdaniem, ruch romantyczny i bardzo bojowy szybko skapituluje, bo się wypali. Ateiści i antyklerykałowie muszą długo pracować, aby osiągnąć sukces, który ma fundamentalne znaczenie dla demokratycznego państwa prawa, czyli dla realizacji idei państwa świeckiego. Dobrze, że w Polsce funkcjonują organizacje laickie, ale niedobrze, że wiele z nich jest niesprawnych, bo źle zarządzanych, przez co marnuje się ogromny potencjał. My chcielibyśmy zaproponować coś innego. Nie atakujmy Kościoła – przekonajmy do siebie społeczeństwo katolickie, a wtedy ono samo wymusi rozdział Kościoła od państwa. Podobnie rzecz ma się z naszym konkordatem. Po co wzywać do jego usunięcia? Wykorzystajmy go jako narzędzie. Konkordat powinien trzymać w ryzach Kościół, gwarantując jego nieingerowanie w sprawy państwa. Dlatego pochwalam sam fakt istnienia konkordatu, ale nie w takiej formie, jaką mamy teraz. – Planujecie w najbliższym czasie działania na styku kultury i nauki – myślę o upamiętnieniu Marii Curie-Skłodowskiej i Czesława Miłosza. Skłodowska była ateistką, Miłosz pozostał katolikiem, choć nieco heretyckim. – Maria Curie to bez wątpienia ateistka, bardzo ciekawa i barwna postać. Co do Miłosza to można polemizować w kwestii jego wyznaniowości. Nie jest jednak dla nas tak bardzo istotne, czy dana postać była ateistą, a jeżeli będziemy mieli ochotę, to zorganizujemy spotkanie na temat Pawła z Tarsu. Dla nas samo spotkanie nie jest wywyższaniem jakiejś jednostki, lecz kolejnym wydarzeniem, które poszerza horyzonty. Bylibyśmy bardzo monotematyczni i stronniczy, gdybyśmy skupili się na samych ateistach, bo chcemy przecież promować idee pluralizmu i obiektywizmu. Na oba wydarzenia serdecznie zapraszam. „Prześwietlenie Marii Curie-Skłodowskiej” odbędzie się 14 maja w klubie Falanster we Wrocławiu, a 21 maja w klubie PATEFON w Warszawie spotkamy się z poetką Magdą Gałkowską (godzina 19.00) w związku z obchodami Roku Miłosza. – Jak można się z Wami skontaktować? – Wkrótce odbędą się kolejne wydarzenia, które mamy już zaplanowane. Nasz kalendarz jest zapełniony do listopada, ale wszystkich zainteresowanych zapraszam do współpracy i zgłaszania swoich projektów. Kontakt:
[email protected]. Odsyłam również do Facebooka, który jest dla nas ważnym kanałem komunikacyjnym. Rozmawiał ADAM CIOCH Fot. Paweł Kampa, Łukasz
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
RACJONALIŚCI
9
Świecka Polska
Konstytucja RP: „Stosunki pomiędzy państwem a kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego”. Dla wszystkich, którzy pragną, aby ów zapis był w Polsce respektowany, powstało Zrzeszenie Świecka Polska (ZŚP). Liczne wojny religijne, mordowanie bezbronnych, łupienie całych krajów, tortury, stosy, szubienice, indeksy ksiąg zakazanych itp. to efekt braku poszanowania odmienności religijnej i światopoglądowej. Dzisiaj w Polsce uprzywilejowany jest jeden Kościół – rzymskokatolicki. Inne są spychane na margines: im mniejsze, tym bardziej na bok. Co z agnostykami i ateistami? Najgorzej. Dzisiaj w Polsce nikt już nie pali ludzi na stosach, ale niewierzący często są dyskryminowani, napiętnowani i wykluczani społecznie. Politycy zapominają, że mają służyć społeczeństwu i rządzić w taki sposób, aby spełniać oczekiwania społeczne, a przy tym pamiętać, aby nikogo nie dyskryminować – twierdzą twórcy ZŚP, powstałego po wielu apelach naczelnego „FiM”. A Świecka Polska to nieformalne zrzeszenie
(należy do niego również „FiM”) organizacji pozarządowych, stowarzyszeń, portali internetowych, wydawnictw, partii politycznych,
mediów oraz pojedynczych osób, których celem jest współpraca na rzecz realnej świeckości Polski.
Założyciel Zrzeszenia, Paweł Gliński, wziął sobie do serca słowa premiera Donalda Tuska, który stwierdził swego czasu, że nie trzeba politycznie klękać przed biskupem. Problem w tym, że w przypadku premiera są to ciągle słowa puste. Jak czytamy na stronie zrzeszenia – chociaż jest w kraju wiele stowarzyszeń wolnomyślicielskich, w internecie wiele stron poświęconych świeckości, a partie polityczne i media coraz częściej mówią o pełnym rozdziale kościołów i związków wyznaniowych od państwa, pojedyncze grupy mają o wiele mniejsze szanse na przebicie się z tą ideą do opinii publicznej. Świecka Polska ma szansę to zmienić. W praktyce bowiem członkowie zrzeszenia mają się informować o projektach, które chcą zrealizować. Ze strony pozostałych mogą liczyć na pomoc i wsparcie. Przy czym rola ZŚP w każdym projekcie sprowadza się do informowania o nim opinii publicznej i pośredniczenia w kontaktach, zaś strona internetowa www.swiecka-polska.pl ma być miejscem publikacji artykułów dotyczących działalności poszczególnych członków oraz idei świeckiego państwa. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
„Fakty i Mity” rozmawiają z Pawłem Glińskim, założycielem ZŚP – Czym dla ciebie jest Świecka Polska? Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się stworzyć takie miejsce w przestrzeni publicznej? – W 2008 roku dołączyłem do redakcji serwisu Apostazja.pl, poza tym zapisałem się do Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, gdzie obecnie pełnię funkcję prezesa. Robimy różne ciekawe i ważne rzeczy, ale oddźwięk na nie jest znikomy. Pomyślałem więc, że gdyby pod listem otwartym PSR podpisało się jeszcze 20 innych organizacji i każda z nich głośno by o nim mówiła, to na pewno siła przebicia byłaby o wiele większa. Stąd właśnie pomysł na to, aby wszystkie organizacje, którym bliska jest idea państwa realnie świeckiego, mogły się ze sobą komunikować i wspierać swoje działania. Zrzeszenie Świecka Polska jest więc platformą do komunikacji, a dla mnie prywatnie – nadzieją, że może uda mi się coś zmienić w otaczającej nas rzeczywistości. – Co konkretnie chciałbyś w niej zmienić? – Chciałbym, aby Polska była w końcu państwem rzeczywiście świeckim. Wiara to sfera prywatna każdego człowieka i nie powinna być mieszana ze sferą publiczną. Religia w szkołach, msza jako element uroczystości państwowych, ingerencja Kościoła w politykę, krzyże w szkołach i urzędach, grożenie posłom ekskomuniką w przypadku „złego” głosowania albo prezydent klękający przed głową innego państwa – to wszystko pokazuje, że do świeckości bardzo nam daleko. Czas to zmienić. – Jak wyobrażasz sobie funkcjonowanie ZŚP? – ZŚP jest platformą do porozumienia i współpracy różnych organizacji dążących do realnej świeckości Polski. Samo w sobie nie podejmuje inicjatyw, a jedynie umożliwia o wiele lepszy kontakt między tworzącymi je członkami. Dzięki temu każdy może się dowiedzieć, jakie akcje chcą zrobić inni, współpracować przy nich, poprzeć je, reklamować itd. Kontakt odbywa się poprzez forum internetowe podzielone na odpowiednie działy – m.in. realizowane projekty, pomysły na projekty, zapotrzebowanie przy projektach itd. Dla osób prywatnych, które nie chcą zakładać konta, jest specjalny dział, w którym bez konieczności logowania mogą podzielić się swoimi pomysłami. – Jest wiele organizacji skupiających tych, którym nie po drodze z Kościołem. Uważasz, że potrzeba kolejnej? – W tym właśnie rzecz – jest ich wiele i każda działa sama. Ja nie tworzę kolejnej, a jedynie pod nową nazwą chcę zjednoczyć wszystkie do tej pory istniejące. – Co daje idea zjednoczenia? – Wyobraźmy sobie taką sytuację: stowarzyszenie X pisze list otwarty do premiera. Wysyła informację do mediów, ale ponieważ jest to grupka 20–30 osób, nikt nie traktuje tego poważnie i cała akcja, nawet jeśli jest rewelacyjna, przechodzi bez echa. Natomiast jeśli o projekcie stowarzyszenia X będą wiedziały inne podobne mu organizacje, to list będzie podpisany przez nie wszystkie. Dodatkowo te organizacje informację o inicjatywie przekazują na własną rękę. Od razu widać, że jest to coś ważnego dla wszystkich, a nie tylko dla tych przykładowych 30 osób. Co za tym idzie, taka inicjatywa ma większe szanse na zaistnienie w przestrzeni publicznej, a tym samym na faktyczne zmiany czegokolwiek. – A zatem – czy są już pomysły wspólnych inicjatyw? – Dopiero zaczynamy, więc pewnie pierwsze efekty pojawią się niebawem. Zaprosiłem prawie 40 różnych organizacji, ale nie mam jeszcze odpowiedzi od większości z nich. W przypadku partii, stowarzyszeń czy innych formalnych grup decyzje zapadają zapewne na posiedzeniach zarządów, a więc może to zająć jeszcze kilka dni. Każda organizacja czy osoba prywatna, która chce współpracować z innymi, jest mile widziana. Zapraszam do współpracy. Razem możemy więcej. Rozmawiała WZ
10
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Wykopać Kopacz? Ewa Kopacz jest pierwszą od 10 lat osobą, która pełniła misję ministra zdrowia przez całą kadencję. Od objęcia przez nią urzędu zderzyła się z falą niechęci ze strony prawicowych i lewicowych populistów. Zarzucono jej, że chce prywatyzować szpitale i tworzyć specjalne oddziały dla bogatych. Krytycy nie biorą jednak pod uwagę tragicznego stanu polskiej służby zdrowia, który – przy braku dostatecznych środków – szybko i racjonalnie się poprawia. Na początek weźmy brak wiarygodnego państwowego rejestru szpitali publicznych i prywatnych. Według GUS, mamy ich 1574, a wojewodowie informują, że jest ich 1306. Różnica w liczbie dostępnych w nich miejsc wynosi… 20 tysięcy. Ustawę, która miała ujednolicić definicję szpitali i zasady ich rejestracji zawetował w grudniu 2008 roku prezydent Lech Kaczyński. Na definicyjnym bałaganie skorzystała część właścicieli prywatnych placówek medycznych, w tym jednostki Kościoła katolickiego. Otóż po roku 2006 Polska stała się europejskim liderem, jeżeli chodzi o liczbę i tempo przyrostu tak zwanych szpitali jednego dnia. Powodem było zwiększenie przez NFZ stawek za leczenie szpitalne. Towarzyszyło mu jednocześnie określenie limitu płatności na rzecz laboratoriów medycznych. Spora część właścicieli tych drugich placówek zamieniła je właśnie na szpitale jednego dnia. Ich praca w większości przypadków ogranicza się de facto do badań laboratoryjnych. Skalę marnotrawstwa ujawniło dopiero wdrożenie przez Narodowy Fundusz Zdrowia od lata 2008 roku kolejnych modułów rozliczania leczenia w ramach tak zwanych Jednolitych Grup Pacjentów. Jest to uproszczony ryczałtowy system rozliczania świadczeń medycznych przez prywatnych i publicznych płatników (firmy ubezpieczeniowe, kasy chorych, fundusze zdrowotne i tym podobne agendy). Jego twórcom chodziło o stworzenie w miarę prostych i łatwych metod kwalifikowania procesów leczenia pacjentów do określonych grup. Zmniejszyły się dzięki temu obciążenia biurokratyczne szpitali. Teraz łatwiej wyliczyć koszty zabiegów i ustalić ich ceny, utrudniając jednocześnie
dopisywanie fikcyjnych zabiegów. System rozliczeń oparty na Jednolitych Grupach Pacjentów został wdrożony także w wielu innych krajach UE. Jego wprowadzenie w życie w Polsce częściowo sfinansowała UE. Poza tym Bruksela pokryła większość kosztów zakupu i zainstalowania najnowocześniejszych tomografów komputerowych. Polskie szpitale – zarówno publiczne, jak i prywatne – należą do największych odbiorców tego typu sprzętu w Europie. W ciągu dwóch lat dzięki środkom z UE udało się nam potroić liczbę zainstalowanych najdroższych i najnowocześniejszych skanerów tomografii pozytonowej (PET), pomagających w diagnostyce nowotworów oraz chorób serca. Z szacunków EUROSTATU (urząd statystyczny UE) wynika, że Polska na początku roku 2011 osiągnęła wyższy wskaźnik dostępności sprzętu niż Wielka Brytania. Doszło przy tym do paradoksu – z badań doktor Marii Karolińskiej z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego wynika, że nową aparaturę chętniej kupowały szpitale w województwach, w których brakowało lekarzy radiologów. A brakuje ich dlatego, że na początku lat 90. ówczesne kierownictwo resortu zdrowia drastycznie ograniczyło limity przyjęć na specjalizację radiologiczną. Czy to oznacza, że sprzęt stał tam niewykorzystany? Nie, gdyż za środki z UE rozwijamy systemy diagnostyki na odległość. Szpital, który nie ma na etacie lekarza radiologa, może przesłać za pomocą e-maila zdjęcia do placówki, która takiego specjalistę zatrudnia, i pozyskać od niego diagnozę. Rozwój systemów elektronicznej wymiany dokumentacji, zdaniem ekspertów z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, hamowany jest z powodu braku jednolitych standardów kodowania zdjęć, słabości łącz światłowodowych oraz, paradoksalnie, strachu lekarzy przed korzystaniem z nowoczesnych technik przesyłu i odczytu dokumentacji. Z ostatnich sondaży wynika, że spora część lekarzy radiologów nie ma zaufania do jakości zdjęć przesłanych drogą elektroniczną. Według naszych informacji, MZ pracuje nad przygotowaniem ujednoliconych standardów, jakie mają spełnić systemy wymiany informacji medycznej. Skorzystają
z nich nie tylko radiolodzy, ale także kardiolodzy, bo łatwiej im będzie uzyskać pomoc w postawieniu diagnozy. Już teraz Polska jest jednym z unijnych liderów we wdrażaniu tak zwanej rehabilitacji kardiologicznej na odległość. Pacjent po operacji, zamiast leżeć w szpitalu, przebywa w domu, przenośne małe urządzenie do EKG przesyła do placówki za pomocą sieci GSM wszelkie niezbędne informacje. Rośnie także znaczenie i skuteczność programów badań przesiewowych. Pozwalają one na szybsze wykrycie zmian nowotworowych i podjęcie właściwego leczenia. Obok sprzętu i kadr na jakość systemu ochrony zdrowia wpływa dostępność leków dla pacjentów
27–25 procent. Za czasów PiS tendencja się odwróciła i wzrósł on do poziomu 35 procent. Ekipie pani minister Kopacz udało się go nieco obniżyć do poziomu 30 procent. Mniej na leki z własnej kieszeni wydają między innymi Słowacy (13,4 procent), Irlandczycy (12 procent) i Francuzi (tylko 1 procent!). Jak ustaliły amerykańskie i brytyjskie służby kontroli finansowej, koncern Johnson&Johnson w latach 2000–2006 – dzięki przekupionym urzędnikom i lekarzom – zarobił w Polsce ekstra 4,3 miliona dolarów. Podobny proceder w Rumunii przyniósł mu 3,5 miliona dolarów zysku, zaś w Grecji – 24 miliony dolarów. Firma przyznała się do nielegalnych praktyk i wpłaciła wysoką grzywnę.
i, oczywiście, koszt ich zakupu. Polska od kilku lat biła jednocześnie dwa europejskie rekordy – rosły wydatki na medykamenty Narodowego Funduszu Zdrowia i wydatki osobiste pacjentów na ten cel. Była to ekonomiczna zagadka, nad rozwiązaniem której głowili się krajowi i zagraniczni eksperci. W 2002 roku wszystkie kasy chorych wydały na leki 5,6 miliarda złotych, rok później ich następca, którym stał się NFZ, przeznaczył na nie 5,8 miliarda złotych, zaś w 2010 roku – już 10,4 miliarda złotych. Rósł przy tym wskaźnik udziału pacjentów w opłacaniu rachunków za leki. W 1991 roku było to 19 procent, a rząd Jerzego Buzka wywindował ten wskaźnik do 48 procent. Był to poziom nienotowany w Europie. Według analityków Światowej Organizacji Zdrowia, przekroczyliśmy wtedy alarmowy 30-procentowy poziom pokrywania przez pacjentów wydatków na leki, powyżej którego stają się one dobrem luksusowym. Lewicy udało się go dość szybko ograniczyć do jeszcze wysokiego, ale akceptowalnego poziomu
Sprawa wyszła na jaw w wyniku ujawnienia przez amerykańską komisję giełd niewielkich różnic w raportach, jakie złożył koncern J&J. Jednym z narzędzi pozwalających na kontrolowanie wydatków na leki jest tak zwany podatek Garattiniego. Jest to rozwiązanie, które w końcu lat 90. skutecznie wdrożono we Włoszech. Polega ono na obłożeniu wydatków marketingowych firm farmaceutycznych kilkuprocentowym podatkiem – we Włoszech wynosi on dzisiaj 5 procent, w Polsce ma wynieść 3 procent. Firmy farmaceutyczne będą mieć obowiązek zwrotu części dodatkowych zysków ze sprzedaży leków refundowanych w przypadku przekroczenia ustalonych wcześniej limitów. Co ciekawe, działające w Polsce firmy farmaceutyczne – pomimo totalnego zakazu reklamy leków sprzedawanych na receptę – wydają na ich promocję rocznie – według szacunków profesora Tomasza Hermanowskiego z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego – około 100 milionów dolarów. Kolejne 150 milionów dolarów przeznaczają na promocję specyfików dystrybuowanych
Fot. PAP/Paweł Kula
Ograniczenie swawoli firm farmaceutycznych, rosnąca liczba tomografów, budowa sieci wymiany informacji medycznych – to wszystko, zdaniem opozycji, dowody rozpadu polskiej ochrony zdrowia. Tymczasem obecna minister prześcignęła Salomona, który z pustego nie potrafił nalać.
bez wskazań lekarskich (dlaczego zamiast tego nie obniżą cen?). Zespół ekspertów pod wodzą Marici Agel szacuje, że w USA, gdzie obowiązują dość liberalne zasady reklamy wszelkich medykamentów, firmy farmaceutyczne wydają rocznie na marketing nie mniej niż 54 miliardy dolarów. Na badania naukowe przeznaczają za to nie więcej niż 27–29 miliardów dolarów. Co gorsza, z ustaleń zespołu z Harvardu wynika, że ponad 90 procent doniesień o lekach publikowanych w prestiżowych światowych magazynach medycznych redagują działy promocji koncernów farmaceutycznych. Stały się one także właścicielami praw do pełnych wyników badań klinicznych. Utrudnia to ocenę wniosków o wpisanie medykamentów na listę leków refundowanych, bo nie wiadomo, czy drogi preparat jest naprawdę skuteczny. Rządy starają się więc dofinansować państwowe agendy zajmujące się analizą leków i technik zabiegów oraz diagnostyki. W Polsce dzięki Markowi Balickiemu od 2005 roku działa Agencja Oceny Technologii Medycznych (AOTM). Dysponuje ona rocznym budżetem nieprzekraczającym 10 milionów złotych. Dla porównania – jej włoska odpowiedniczka wydaje co roku równowartość 200 milionów złotych. Przeznacza je na niezależny system analiz leków oraz niekomercyjne badania kliniczne. Wdrożenie w Polsce włoskich rozwiązań wywołało wściekły atak firm farmaceutycznych. Wynajęły one najdroższe światowe kancelarie, aby obalić rządowy projekt. Sprzyjała im prawicowa opozycja, która na początku sabotowała prace nad projektem, a potem zaczęła składać dziwne poprawki. Być może dlatego, że AOTM z budżetem 300–360 milionów złotych będzie w stanie wdrożyć program niezależnych badań klinicznych skuteczności leków, a dzisiaj monopol na ich przeprowadzanie i analizę wyników mają firmy farmaceutyczne. Kontrolując ich przebieg, mogą wpływać na decyzję o dopuszczeniu nowych terapii. Reforma systemu refundacji cen leków w Polsce pozwoli także na uniknięcie narzucania przez firmy farmaceutyczne wyższych cen leków niż te, które obowiązują w Europie Zachodniej. Dotyczy to także leków produkowanych przez rodzime filie koncernów. Mimo że w służbie zdrowia wiele jest jeszcze do zrobienia, Ewa Kopacz jawi się nam jako najlepszy minister tego resortu w III RP. Może więc zamiast obsobaczać ją i odwoływać, należałoby jej po prostu pomóc? MiC
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
N
a etapie jaskiniowym – przez głód, choroby i toczone walki – mieliśmy małe szanse doczekania siwych włosów. Najstarsze znalezione szkielety należą do ludzi ok. 30-letnich. Kiedy człowiek zaczął już prowadzić osiadły tryb życia, a społeczność miała dostatek pożywienia i zapewnione względne bezpieczeństwo, seniorzy mogli pełnić ważną rolę – jako czarownicy, czarownice, kapłani. Uważano, że z racji zbliżającej się śmierci są już bliżej sacrum i stają się pośrednikami między ziemią a światem duchów. W Chinach za czasów Konfucjusza im człowiek był starszy, tym większy należał mu się szacunek. Podobnie było w starożytnym Egipcie – według zapisków Herodota, obowiązek opieki nad starymi rodzicami należał tam do córek. Synowie mogli pomagać, ale nie musieli. Wśród Izraelitów z kolei osiągnięcie sędziwego wieku oznaczało, że człowiek cieszył się uznaniem Stwórcy, więc hańbą było przedwczesne pożegnanie się ze światem. Starcom należało się poszanowanie, bowiem byli naocznym dowodem na to, że Bóg opiekuje się całą wspólnotą. A ponieważ umiejętność pisania była rzadkością, wiekowi, doświadczeni obywatele dostarczali wiadomości o świecie i historii. W starożytnych kodeksach prawnych uwidacznia się przekonanie, że siwa głowa to gwarancja mądrości, spokoju i doświadczenia. W Kodeksie Hammurabiego specjalną rolę poświęcono tzw. sibu – siwowłosym, których powoływano na świadków w czasie procesów sądowych. W starożytnej Sparcie funkcjonowały gerousia – rady złożone z 30 starców wybieranych na ten urząd dożywotnio. Sprawowali oni władzę sądowniczą, wydawali wyroki śmierci, mogli wezwać i osądzić nawet władców. Nie ponosili też żadnej odpowiedzialności za swoje decyzje. ~ ~ ~ Od początku istnienia ludzkich społeczności widać dwoistość w postrzeganiu starych ludzi: z jednej strony poważano i doceniano ich życiowe doświadczenie, z drugiej – wiadomo było, że są coraz mniej użyteczni, zwłaszcza gdy chodzi o pracę fizyczną. W społeczności Inków, gdzie każdy musiał mieć zajęcie, a żebractwo było zakazane, starcom wyznaczano najprostsze prace: zbieranie chrustu lub słomy, przepędzanie ptaków z pól itp. W plemionach koczowniczych życie mężczyzny wojownika kończyła zwykle śmierć w walce. Zgon ze starości uznawany był za hańbę. Starych i zniedołężniałych często zabijano lub pozostawiano gdzieś na drodze, aby umarli z głodu lub pożarły ich dzikie zwierzęta. U Celtów zbyt długowiecznym obywatelom nakazywano wspinanie się na wysoką górę, co kończyło się śmiercią z wyczerpania.
Postrzeganie starców zmieniało się z biegiem tysiącleci – młodzi albo doceniają ich doświadczenie i szanują, albo spychają na margines życia, traktując jako ciężar dla rodziny i całej wspólnoty.
Fot. MaHus
Historia starości Wśród ludów Syberii ten, kto nie mógł już polować, czuł się zobligowany do popełnienia samobójstwa. Siadał na ziemi, żeby zamarznąć, lub wybierał się w samotną wędrówkę, z której miał już nie wracać. Indianie z puszczy boliwijskiej swoich starców porzucali lub przeznaczali na rytualną ofiarę. Herodot w V wieku p.n.e. opisał zwyczaje kaukaskiego ludu Massagetów: „Jeśli ktoś bardzo się zestarzeje, schodzą się wszyscy krewni i zarzynają go i wraz z nim jeszcze owce, gotują mięso i obficie się nim raczą. Taki los uchodzi u nich za najszczęśliwszy. Kto natomiast umrze wskutek choroby, tego nie spożywają, lecz chowają w ziemi i ubolewają nad nim, że nie udało mu się być zarżniętym”. Zawsze dochodziło też do konfliktów między młodymi a starymi. Na egipskich papirusach z VII wieku przed naszą erą odnotowano pouczenie: „Nie odpychaj starca i nie przeszkadzaj staruszkom mówić”. Tak więc szacunek dla starców to wcale nie chrześcijański czy biblijny wynalazek. ~ ~ ~ Starość od zawsze traktowano jako stan przykry, za którym nikt nie tęsknił. Najstarszy znany utwór, opisujący strach przed ostatnim etapem życia, powstał 4,5 tys. lat przed naszą erą. Egipski poeta Ptah-hotep, wezyr faraoński, pisał: „Jak nieznośny jest los starca! Słabnie on z każdym dniem. Wzrok mu się pogarsza, uszy przestają słyszeć, opuszczają go siły, serce nie zna spoczynku, usta milkną i cichną. Jego umysł jest coraz bardziej ograniczony; dziś nie może sobie przypomnieć tego, co było wczoraj. Bolą go wszystkie kości. Starość to
największe nieszczęście, jakie może dotknąć człowieka”. Ubolewano też nad powodowanymi starością zmianami w wyglądzie. U Indian Nabikwara tak jak jedno słowo oznaczało „młody” i „piękny” tak jedno słowo – „brzydki” i „stary”. W XVI-wiecznej encyklopedii „O właściwościach rzeczy” (De proprietatibus rerum) dosadnie opisano, w czym rzecz: „Starzec jest cały w kaszlu i plwocinach, i w nieczystościach, aż do czasu, kiedy obróci się w popiół i proch, z których powstał”. Od starożytności zastanawiano się nad przyczyną starzenia i szukano cudownego lekarstwa na zachowanie młodości i urody. Najstarsza znaleziona recepta na maść przeciwzmarszczkową widnieje na asyryjskiej tabliczce z ok. 700 roku p.n.e. Hipokrates, który sam dożył 83 lat, aby spowolnić proces starzenia, zalecał umiar w odżywianiu, ćwiczenia fizyczne, gorące kąpiele i picie wina. Zwłaszcza w starożytnej Grecji, gdzie dążono do doskonałości ciała i ducha, starość traktowano jak przekleństwo. Poeta Mimnermos z Kolofonu, żyjący w VII wieku p.n.e., pisał, że szczęśliwi ludzie umierają przed 60., a przekraczając próg starości, „wnet niemiły się stajesz dla kobiet i dla chłopców”. W komediach greckich starcy byli pokazywani z rozmaitymi przywarami i ośmieszani jako ludzie kłótliwi, zazdrośni, żyjący w niezgodzie z własnymi dziećmi. Jeśli próbowali przechytrzyć metrykę i chcieli robić to samo co młodzi, okazywali się śmieszni i żałośni (zakochana stara kobieta, stary lubieżnik itp.). Zwłaszcza wobec starych kobiet artyści nie mieli żadnej litości.
Wymownym przykładem jest utwór Horacego „Na lubieżną staruchę”: „To ty masz czelność pytać, próchno stare, Co sprawia, że brak mi męskości! Zęby masz czarne i zmarszczek nad miarę Na czole zawdzięczasz starości Tyłek masz chudy, za to z wielką jamą Jak krowa buhaja spragniona; Sflaczałe piersi wabią mnie tak samo Jak klaczy wiszące wymiona (...)”. ~ ~ ~ Różnie postrzegali użyteczność seniorów najwięksi myśliciele. Platon w swojej wizji idealnego państwa podkreślał, że w prawidłowo działającym ustroju młodsi słuchają starszych i uznają ich niezaprzeczalny autorytet. Uważał, że kiedy słabną popędy, zyskuje intelekt. Działalność urzędników miała kontrolować rada szanowanych mężów w wieku 50–75 lat. Przewidział też dla zniedołężniałych i wiekowych obywateli specjalne miejsca, gdzie zapewniono by im odpowiednią opiekę i dostęp do gorących łaźni dobrze działających na ich ciało. Co ciekawe, zdaniem filozofa, alkohol powinno się pić dopiero po 40 roku życia – procenty miały osłodzić świadomość mijającej młodości. Arystoteles – w przeciwieństwie do swojego wielkiego nauczyciela – uważał, że ciało jest ściśle związane z intelektem, więc twórczo myśleć może tylko człowiek młody i zdrowy. Wyżyny intelektu – jego zdaniem – osiągamy ok. 50 roku życia. Później jest już tylko gorzej. Uważał, że starcy są zbyt ostrożni, bojaźliwi i pesymistycznie
11
nastawieni do życia. Z powodu słabnących popędów uczucia zanikają u nich zupełnie lub zamieniają się w przyzwyczajenie. Życie tak ich doświadczyło i upokorzyło, że nie mają już żadnych nadziei i marzeń; godzą się na wszystko, co przynosi los. Żyją wspominaniem przeszłości i stąd ich kolejna męcząca otoczenie przywara – zbytnia gadatliwość. Jako władców widział Arystoteles mężczyzn młodych. Starcy – jego zdaniem – powinni się skupić na sprawowaniu funkcji religijnych. ~ ~ ~ Zarówno w starożytności, jak i średniowieczu to mężczyźni mieli większe szanse dożyć podeszłego wieku. Kobiety często umierały w czasie jednego z wielu porodów. W związku z tym przykrym faktem i liczebnym nagromadzeniem samotnych wdowców małżeństwa między sędziwymi panami a młodymi dziewczynami były jeszcze popularniejsze niż teraz. Chrześcijańscy autorzy lubowali się w opisach fizycznej brzydoty i ułomności starców, żeby podkreślić marność ziemskiego życia, które miało być jedynie przystankiem na drodze ku wieczności. Przekonywano, że starcy powinni skoncentrować się na dobrych uczynkach i rozmyślaniu o zbawieniu. Święty Augustyn podkreślał, że korzyścią w starzeniu się jest fakt, że zmysły stygną i mniej jest chęci, aby grzeszyć. Zgnębionym wiekiem Kościół przypominał, że człowiek sam jest temu winien, bo gdyby nie grzech pierworodny i Adamowa pomyłka – gatunek ludzki po kres świata pozostałby piękny i młody. Kusi się też oczywiście perspektywą wiecznej młodości w bajkowym raju. Bogaci starcy mogli się odseparować od aktywniejszej części społeczeństwa, udając się do klasztoru, który w tamtych czasach pełnił rolę pierwowzoru domu starców. Biedacy natomiast pracowali dopóty, dopóki starczało im sił, a później przechodzili na łaskę lub niełaskę najbliższej rodziny. Samotni zostawali żebrakami i wegetowali, czekając na śmierć. Największe szanse na długowieczność mieli więc zakonnicy. Utrzymywani przez wiernych – nie wiedzieli, co to głód, a życie w odosobnieniu chroniło ich przed epidemiami. Świętość duchownego stanu wykluczała też spędzenie ostatnich lat na żebractwie – nawet jeśli nie przynosili już zakonowi żadnego pożytku. Jak zauważają historycy, pozycję starców w XIV i XV wieku paradoksalnie nieco wzmocniły panoszące się wówczas epidemie, które najczęściej zabijały dzieci i młodych. W niepełnych rodzinach, w których brakowało młodych sprawujących władzę, seniorzy zyskali liczebną przewagę i stali się bardziej potrzebni. Docenienie starców nie trwało długo. Renesansowi twórcy, naśladując wzorce hellenistyczne, poświęcali swe dzieła wysławianiu młodości i urody. JUSTYNA CIEŚLAK
12
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Kolejnym zarzutem, jaki dziś kieruje się wobec ekipy Jaruzelskiego, jest złamanie ustawy poprzez wydanie przez Radę Państwa dekretu uchwalającego stan wojenny podczas obradowania Sejmu. Konstytucja PRL mówiła bowiem, że Rada Państwa może wydawać ustawy wyłącznie w okresach między sesjami Sejmu, zaś 13 grudnia 1981 roku trwała właśnie jesienno-zimowa sesja obrad parlamentu. Zdaniem ówczesnych rządzących w grudniu 1981 roku sytuacja w Polsce była na tyle poważna, że nie można było czekać na formalną uchwałę Sejmu. Wokół granic gromadziły się wojska Układu Warszawskiego gotowe do operacji zbrojnej w Polsce pod kryptonimem „Bratnia Pomoc”, a poza tym, jeśli operacja wprowadzenia stanu wojennego miała się powieść, to musiała być przeprowadzona sprawnie i w największej tajemnicy, czego nie można było uzyskać, poddając ten problem pod oficjalne sejmowe głosowanie. Zazwyczaj wszelkie tego typu operacje na świecie są wprowadzane autorytarnie przez przywódcę kraju, który w tym czasie ma zwykle zwiększone kompetencje. Dopiero później, gdy zagrożenie już minie, rozmaici politycy czy konstytucjonaliści rozpatrują ten aspekt pod względem jego słuszności i legalności. A wracając na nasze polskie podwórko, to jakoś trudno wyobrazić sobie marszałka Józefa Piłsudskiego, który w 1926 roku obalenie demokratycznego rządu Wincentego Witosa uzależniłby od zgody Sejmu II RP. W styczniu 1982 roku, kiedy sytuacja zewnętrzna i wewnętrzna Polski wydawała się już trochę ustabilizowana, Rada Państwa niezwłocznie zwróciła się do Sejmu o zatwierdzenie dekretu o wprowadzeniu stanu wojennego. Sejm PRL znaczną większością głosów przyjął ustawę zatwierdzającą dekret Rady Państwa z 13 grudnia 1981 roku. Sejm (w tym Hanna Suchocka – ówczesna posłanka Stronnictwa Demokratycznego) uznał, że Rada działała wtedy w warunkach wyższej konieczności. W tym miejscu rodzi się pytanie: czy może być uznane za przestępstwo to, co zostało zaaprobowane i przypieczętowane mocą ustawy przez najwyższe władze w państwie?! Dekrety Rady Państwa dotyczące stanu wojennego nie były kwestionowane nawet po roku 1989, przez rządy m.in.: Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka i Jana Bieleckiego. 6 grudnia 1991 roku, zaraz po objęciu teki premiera przez Jana Olszewskiego, posłowie KPN złożyli wniosek o pociągnięciu do odpowiedzialności konstytucyjnej oraz karnej osoby związane z wprowadzeniem stanu wojennego (wszystkich członków Rady Państwa oraz WRON – w sumie 26 osób). Spora część prawicowej części parlamentu także zapałała chęcią odwetu.
HISTORIA PRL (58)
Pojawił się więc mocny atut przeciwko ekipie generała Jaruzelskiego, zwłaszcza że od września 2008 roku wspomniany wyżej proces wrócił na wokandę, a oskarżycielom zamarzyło się, aby uczcić 30 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego wyrokami skazującymi. Jednak na ostatniej rozprawie 13 kwietnia 2011 r. roku Sąd Okręgowy w Warszawie z powodu choroby generała Jaruzelskiego odroczył postępowanie do 3 czerwca tego roku. Jak niewyraźny mamy dziś obraz stanu wojennego, niech świadczy liczba ofiar tego wydarzenia. Obecnie w mediach najczęściej mówi się o przeszło stu ofiarach. Jakie są fakty? W sierpniu 1989 roku Sejm powołał specjalną komisję z Janem Marią Rokitą na czele w celu oszacowania liczby ofiar stanu wojennego. Według jej raportu, podczas półtora roku stanu wojennego zginęło 14 osób (9 górników z kopalni „Wujek”, 3 demonstrantów w Lublinie, 1 we Wrocławiu i 1 w Gdańsku). Fot. PAP/Tomasz Gzell Podczas sądowych rozpraw autorów stanu wojenJanusz Kochanowski złożył nego często pojawiał się wątek wspodo Trybunału Konstytucyjnego mnianego wcześniej zamachu majowniosek o uznanie wprowadzenia wego. Jednak oba wydarzenia różstanu wojennego za niezgodne ni to, że przewrót majowy obalił lez Konstytucją PRL. Swój wniosek galny rząd Wincentego Witosa oraz Kochanowski uzasadniał tym, że odsunął od władzy prezydenta Sta„Rzecznik Praw Obywatelskich, skłanisława Wojciechowskiego, natodając wniosek, stara się ułatwić jedmiast stan wojenny był działaniem nostkom pokrzywdzonym działaniem legalnych władz – uznawanych przez osób wchodzących w skład aparatu wszystkie kraje świata – w celu zarepresji państwa totalitarnego, przypobieżenia rozpadowi państwa. Skobierającym niekiedy pozór legalności ro już podjęliśmy ten wątek, to nadziałania organów PRL, dochodzeleży pamiętać, że podczas zamachu nie moralnego i prawnego zadośćmajowego zginęło przeszło 500 osób. uczynienia oraz uczynić zadość spraPrzy porównywaniu tych dwóch wiedliwości dziejowej”. Dalej zaś czywydarzeń niezwykle istotny jest kietamy: „Niekonstytucyjność tychże derunek, w jakim poszła później polkretów jest również istotna do rozska scena polityczna. Pięć lat po przestrzygnięcia przez organy sprawujące wrocie majowym miał miejsce „prowymiar sprawiedliwości kwestii ewences brzeski”, czyli urągająca elementualnego ponoszenia odpowiedzialtarnym zasadom demokracji sądowa ności przez osoby, które swoim dziafarsa, na mocy której do sanacyjnych łaniem doprowadziły do wydania tych więzień wtrącono wielu przedstawidekretów”. Inicjatywa Kochanowcieli opozycji. Natomiast pięć lat skiego – oprócz pogrążenia byłych po wprowadzeniu stanu wojennego przywódców PZPR – miała na ce(wrzesień 1986 r.) miała miejsce gelu umożliwienie rzekomym ofiarom neralna amnestia, dzięki której Polstanu wojennego dochodzenie roszska jako jedyny kraj w bloku wschodczeń odszkodowawczych ze Skarbu nim stała się państwem bez więźniów Państwa. politycznych. Idąc dalej tym tropem, 16 marca 2011 roku Trybunał trzeba zaznaczyć, że osiem lat po zaKonstytucyjny pod przewodnictwem machu majowym powstał w Polsce Andrzeja Rzeplińskiego (wieloletwzorowany na obozie koncentracyjni członek PZPR) orzekł, że dekret nym w Dachau obóz w Berezie Karo wprowadzeniu stanu wojennego tuskiej, zaś osiem lat po stanie wojest niezgodny z Konstytucją PRL jennym Polska była już po okrągłym z 22 lipca 1952 r. oraz Międzynarostole i pod przewodnictwem rządu dowym Paktem Praw Obywatelskich Tadeusza Mazowieckiego. i Politycznych ratyfikowanym przez PAWEŁ PETRYKA władze PRL w grudniu 1966 roku.
[email protected]
Rozprawy z przeszłością Obecnie przed warszawskim sądem toczy się proces tzw. autorów stanu wojennego (dziewięć osób) z generałem Wojciechem Jaruzelskim na czele. Oskarża się ich o „kierowanie związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym”. Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej w Sejmie powiedział: „Generał Jaruzelski i jego towarzysze, którzy wprowadzili stan wojenny, są zdrajcami narodu i jako tacy winni stanąć przed sądem; w świetle prawa karnego, jako przestępcy winni zostać skazani na najwyższy wymiar kary, a wyrok powinien zostać wykonany”. Warto nadmienić, że w ówcześnie obowiązującym kodeksie karnym kara śmierci istniała, obowiązywało jedynie moratorium zakazujące jej wykonywania. Sprawą stanu wojennego zajęła się Sejmowa Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej, która po pięciu latach prac złożyła obszerne sprawozdanie. Oto jego fragment: „Dopuszczenie do obcej interwencji zbrojnej lub do wybuchu starć wewnętrznych pociągnęłoby za sobą znacznie większe represje i cierpienia obywateli, niż to miało miejsce wskutek wprowadzenia stanu wojennego (…). Ale dobrem ratowanym była również wartość najwyższa, jaką jest wolność narodu i państwa. Nawet jeżeli ta wolność i suwerenność były ograniczone”. W związku z raportem komisji Sejm III RP (sejmową większość stanowiła wtedy koalicja SLD-PSL) orzekł uchwałą z 23 października 1996 roku, że wprowadzenie stanu wojennego było uzasadnione stanem wyższej konieczności, i sprawa została umorzona. Sejmowa uchwała została opublikowana w „Monitorze Polskim” i zgodnie z prawem polskim sprawa została zakończona. W sierpniu 2002 roku Sejm (koalicję rządową tworzyły wtedy SLD/UP i PSL), dostosowując polskie prawo do norm unijnych, uchwalił ustawę, w wyniku której straciły moc dekrety o wprowadzeniu oraz regulacji prawnej i zawieszeniu stanu wojennego. Nie zmienia to jednak faktu, że obalone wtedy uchwały przez 12 lat były częścią składową systemu prawnego Rzeczypospolitej Polskiej. Tymczasem środowiska prawicowe były już wyposażone w nową broń – w styczniu 1999 roku powstał Instytut Pamięci Narodowej, któremu przyznano szerokie kompetencje oraz autonomię. Dodatkowo w październiku 2006 roku – w mrocznych czasach koalicji PiS, LPR i Samoobrony – prezydent
Lech Kaczyński zatwierdził ustawę o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa, co skutkowało tym, że od decyzji lustracyjnej IPN zależał los wszystkich urzędników publicznych w kraju. W kwietniu 2007 roku IPN skierował do Sądu Rejonowego Warszawa Śródmieście akt oskarżenia przeciwko autorom stanu wojennego, barwnie określając ich działalność jako „zbrodnię komunistyczną”. W tym wypadku doszło jednak do prawniczego kuriozum, gdyż polskie prawo mówi wyraźnie, że nie można być sądzonym dwa razy za to samo przestępstwo, chyba że w związku z pierwotnym postępowaniem dopuszczono się wykroczenia lub po wydaniu orzeczenia doszło do ujawnienia nowych dowodów, nieznanych wcześniej. Jednakw sprawie stanu wojennego, jak dobrze wiemy, nie pojawiły się żadne nowe wiarygodne informacje (nie licząc wątpliwych „rewelacji” prawicowych środowisk), a oskarżeni byli już wcześniej poddani procesowi prowadzonemu przez Sejmową Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Mimo to oskarżycielom animuszu dodawał ówczesny premier Jarosław Kaczyński, który na konferencji prasowej w Brukseli powiedział: „Jeśli przed sądem postawiono Eichmanna, to dlaczego nie może być sądzony Jaruzelski (Adolf Eichmann – jeden z głównych autorów programu eksterminacji Żydów, po wojnie uciekł do Argentyny, gdzie namierzył go izraelski wywiad i po brawurowej akcji przewiózł do Jerozolimy; tam stanął przed sądem i został stracony – przyp. PP)”. Tymczasem sąd w maju 2008 roku wycofał akt oskarżenia i skierował go do ponownego rozpatrzenia, zarzucając, że w kluczowym wątku – ewentualnej interwencji ZSRR – zeznania biegłych są sprzeczne i nierzetelne. Jednak werdykt sądu nie ostudził chęci dobrania się do skóry ekipie Jaruzelskiego. W grudniu 2008 roku, już podczas rządów Platformy Obywatelskiej, rzecznik praw obywatelskich
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Osama vs. Obama O śmierci Osamy bin Ladena oraz jej faktycznym znaczeniu dla świata, nie tylko arabskiego, „Fakty i Mity” rozmawiają z dr. Ignacym Nasalskim*, politologiem i arabistą. – Świat rozsmakowuje się w śmierci bin Ladena. W internecie jest wszystko, nawet filmy z ataku na siedzibę terrorysty. O czym zapominamy? – Ten triumfalizm, chociaż staram się go zrozumieć, budzi raczej niesmak. Przypomina niezdrową euforię grupy myśliwych, którzy, mając do dyspozycji konie, strzelby i psy, świętują zaszczucie jednego małego lisa. Bin Laden był niewątpliwie złym człowiekiem, który powinien zostać postawiony przed sądem, ale demonizowanie go i przedstawianie jego śmierci jako śmierci wcielonego zła, jako zasłużonej zemsty upokorzonego narodu, jest daleko idącą mistyfikacją rzeczywistości. – Czy panującej powszechnie radości nie powinna zakłócać myśl o odwecie? – W moim przekonaniu – nie. Jeśli cokolwiek powinno zakłócać powszechną radość, głównie wszystkich tych chrześcijan, którzy ją odczuwają i okazują, to świadomość tego, że nie jest powodem do radości, gdy ktoś zostaje celowo zabity. Tak właśnie stwierdziła kanclerz Merkel, przewodnicząca synodu Kościoła ewangelickiego w Niemczech, krytykująca wyrażoną publicznie radość. Abstrahując od problemów etycznych, uważam, że źle się stało, iż bin Laden został zabity, a nie schwytany żywy, bo da to asumpt do powstania mitu męczennika za sprawę. Nie sądzę jednak, żeby wiązało się to z ryzykiem odwetu. Al-Kaida i jej sympatycy przez lata robili wiele, żeby uprzykrzyć życie ludziom na Zachodzie. Nie ma powodu sądzić, że śmierć bin Ladena będzie jakąś szczególną motywacją do nasilenia działań. – Zemsta za śmierć przywódcy to niewystarczający motyw? – Bin Laden w ostatnich latach zniknął z pola widzenia, w mediach przestały się pojawiać jego wypowiedzi i nagrania. Nie były zresztą potrzebne, bo jego rolę przejęli inni, młodsi, jeszcze bardziej radykalni. Idea dżihadu z niewiernymi przyjęła się w szerokich kręgach muzułmanów w krajach arabskich i – co nawet ważniejsze – w krajach zachodnich. Jego misja w pewnym sensie została wypełniona. Paradoksalnie zresztą w wielu krajach muzułmańskich istnieje rozpowszechniona teoria, że zamach z 11 września 2001 r. był efektem spisku władz USA i Żydów, a przypisanie jego
ogień zaleje teraz cały Izrael. A nowo wówczas wybrany przywódca Hamasu zarzekał się, że Żydzi nie będą już znali ani dnia, ani godziny. Niecały miesiąc później został zabity niemal identycznie jak szejk Jasin. A bramy piekieł, jeśli chcielibyśmy się trzymać tej obrazowej metafory, jak były, tak pozostały zamknięte. Nie doszło w Izraelu
sprawstwa bin Ladenowi jest kolejnym bezczelnym kłamstwem rządu amerykańskiego. To my tutaj na Zachodzie wyobrażamy sobie nazbyt często, że bin Laden był jakimś szczególnie hołubionym bohaterem, który dokonał rzeczy niemożliwych i powalił na kolana najpotężniejsze imperium na świecie. Bin Laden był rzeczywiście podziwiany przez wielu muzułmanów za to, że otwarcie przeciwstawiał się temu najpotężniejszemu imperium, ale myślenie, że jego śmierć to śmierć wielkiego muzułmańskiego bohatera, którego teraz każdy muzułmanin będzie chciał pomścić, jest nieporozumieniem i przecenianiem faktycznego Obama ogląda wpływu, jaki miał wśród swoich śmierć Osamy współwyznawców. Nie brakowało zresztą wśród nich licznych jego przeciwników, i to zarówno podo żadnych ataków większych od śród elit duchowych, jak i zwykłych tych, które i tak już miały miejludzi, którzy uważali, że działalność sce. Tak, moim zdaniem, należy jego i Al-Kaidy nie miała nic wspólpatrzeć także na przypadek Osanego z islamem i przyniosła spomy bin Ladena. Buńczuczna retołeczności wiernych więcej szkody ryka służy rozładowaniu napięcia niż pożytku. i zachowaniu pozytywnego obrazu – A jednak imam z meczetu samego siebie. Al-Aksa w Jerozolimie zapowia– Ależ porównanie zabicia da, że Barack Obama będzie szejka Jasina ze śmiercią bin Lawkrótce wisiał i wzywa do zemsty dena…
Barack Obama na ekranie telewizyjnym w kryjówce bin Ladena
na „zachodnich psach”. Jaki kierunek obierze teraz święta wojna? – Taka hałaśliwa tromtadracja to typowa składowa arabskiej retoryki i należy widzieć ją w odpowiednim świetle. Kiedy w 2004 r. wojsko izraelskie zabiło w Gazie założyciela i duchowego przywódcę Hamasu szejka Ahmada Jasina, ówczesny członek Hamasu, a obecny premier rządu Autonomii Palestyńskiej Ismail Hanija (ten sam, który dzisiaj potępia zamordowanie „wielkiego męczennika Osamy bin Ladena”), mówił, że tamten zamach otworzył bramy piekieł, których
– …ukazuje ciekawe paradoksy polityki międzynarodowej. Szejk Jasin to był – zachowując oczywiście wszelkie proporcje – taki lokalny bin Laden. Założył organizację, której nadrzędnym celem stało się wymazanie Izraela z mapy świata, i która uczyniła z zamachów samobójczych regularne narzędzie walki, jest odpowiedzialna za śmierć setek cywilów, i to zarówno izraelskich, jak i palestyńskich. Szejk Jasin został, mówiąc brzydko, zlikwidowany przez wojsko izraelskie, a fala oburzenia przetoczyła się przez media i skończyła się rezolucją Komisji Praw Człowieka ONZ,
potępiającą zamach. Krytyka była oczywiście uzasadniona, bo zabicie szejka daleko odbiegało od norm prawnych obowiązujących państwa i organizacje wojskowe, ale ostatecznie zabicie bin Ladena, który – jak się dowiadujemy z ostatnich doniesień (o ile tylko można im wierzyć) – nie był uzbrojony i stawiał tylko symboliczny opór, również nie
było zgodne z normami międzynarodowymi. Nawet jeśli – jak słyszymy – władze amerykańskie twierdzą, że bin Laden był celem wojskowym, a zabicie go było aktem narodowej obrony. – Czy Polska jako sojusznik USA ma się czego obawiać? – Trudno przewidywać, jakie będą dalsze losy takich organizacji jak Al-Kaida, ale dotychczasowa logika jej działania wskazuje, że Polska jako kraj nigdy nie była ani nie będzie celem jej zamachów. Jesteśmy sojusznikiem USA od wielu lat i nie spowodowało to zwiększenia realnego zagrożenia w naszym kraju. Jesteśmy, co tu ukrywać, zbyt mało znaczącym sojusznikiem. – Czy rzeczywiście Al-Kaida bez bin Ladena osłabnie? – Bin Laden, jak już wspominałem, i tak był od lat wycofany z życia publicznego, a tylko w tym wymiarze upatrywałbym znaczenia jego wpływu. Jaki był jego wpływ zakulisowy i w jakim stopniu wspierał, organizował czy kontrolował różnego typu akcje, rzeczywiste lub planowane, trudno jest powiedzieć, bo nie mamy na ten temat żadnej wiedzy. Ale fakt, że został zmuszony, żeby się ukrywać, a jego możliwości komunikowania się ze światem zewnętrznym zostały bardzo mocno ograniczone, każe podejrzewać, że jego wpływ na działania różnych grup mniej lub bardziej powiązanych z Al-Kaidą był mimo wszystko niewielki. Od lat był już tylko figurą symboliczną i teraz taką już pozostanie. Nie spodziewałbym się więc w tym zakresie jakiegoś szczególnego nasilenia aktywności
13
Al-Kaidy. Jeśli skądś płynie jakieś realne zagrożenie, to z sytuacji wewnętrznej w Pakistanie, bo odegrał w tej całej sytuacji dość dwuznaczną rolę, a od kilku lat dochodzi tam do nasilenia zamachów terrorystycznych. Z drugiej strony od lat podejrzewano, że tamtejsze służby specjalne prowadzą podwójną grę, a teraz, kiedy jest już ewidentne, że Bin Laden nie mógłby się ukrywać w Pakistanie bez cichego przyzwolenia tych służb, sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana. – Amerykanie twierdzą, że pochowali bin Ladena zgodnie z tradycją muzułmańską natychmiast po śmierci, a ciało złożyli w morzu, żeby jego grób nie stał się miejscem kultu. Czy ten fakt ma jakieś znaczenie? – Zadajmy sobie pytanie, co to znaczy „pochowany zgodnie z muzułmańskim rytuałem”. Nakazuje on przecież, żeby ciało zostało złożone w ziemi – podkreślam, w ziemi – twarzą w kierunku Mekki, najlepiej w ciągu 24 godzin. Skąd więc ten pośpiech? Skoro ma się do dyspozycji co najmniej jeden dzień, to nie ma powodu, żeby pochówku dokonywać ukradkiem w ciemnościach nocy. I to na pełnym morzu, co jest – i na tym polega także ironia starań amerykańskich, żeby przypadkiem nie urazić uczuć muzułmanów – całkowicie niezgodne z ideą pochówku muzułmańskiego. Poza tym przygotowanie ciała do złożenia w grobie powinno także odbywać się zgodnie z rytuałem muzułmańskim i powinien go dokonywać członek społeczności muzułmańskiej, której przedstawiciele potem nad grobem odmawiają tzw. modlitwę pogrzebową. Jeśli tego wszystkiego nie było, to o jakim pochówku w tradycji muzułmańskiej mowa? A jeśli było, to gdzie są ci, którzy mogą o tym zaświadczyć? Optymalnym rozwiązaniem wydaje mi się sytuacja, kiedy rząd USA wydałby ciało martwego bin Ladena władzom pakistańskim i na nie przerzucił obowiązek pochówku zgodnego z nakazami islamu – ale w taki sposób, żeby nie można było dotrzeć do miejsca złożenia ciała. Wówczas to władze pakistańskie ręczyłyby swoim autorytetem za to, że pochowano prawdziwego bin Ladena i zrobiono to zgodnie z regułami jego religii. Zagwarantowanie jednocześnie tego, żeby te informacje nie wydostały się na zewnątrz, stanowiłoby dodatkowo rodzaj testu dla nadszarpniętego zaufania do rządu w Islamabadzie, który jest podejrzewany o udzielanie pomocy bin Ladenowi i jego rodzinie. Rozmawiała WIKTORIA ZIMIŃSKA * dr Ignacy NASALSKI – arabista i politolog, doktoryzował się na Uniwersytecie w Kolonii, obecnie adiunkt na Uniwersytecie Jagiellońskim
14
BEZ DOGMATÓW
Z
gładzenie Osamy bin Ladena skróciło top listę złoczyńców najbardziej poszukiwanych przez FBI o jedną pozycję oraz zagoiło zranioną dumę społeczeństwa amerykańskiego po 11 września 2001 r. (najsłynniejszy w historii współczesnego terroryzmu zamach na kompleks nowojorskiego World Trade Center i Pentagon w Waszyngtonie). Aż tyle i tylko tyle, bo przecież Al-Kaida, którą nieboszczyk symbolizował, nie jest żadną armią z hierarchiczną strukturą dowodzenia, lecz pojęciem de facto umownym, oznaczającym islamistyczną międzynarodówkę, która skupia luźno ze sobą związaną sieć organizacji fanatyków religijnych oraz ich bojówek. Są one rozrzucone po wielu zakątkach świata, aczkolwiek najpewniej czują się w krajach arabskich i muzułmańskich. Nie potrzebują „symbolu” ukrywającego się gdzieś w afgańskich górach lub niewychylającego nosa z zakonspirowanego bunkra w Pakistanie, lecz pieniędzy, broni oraz ideologów-kapłanów, którzy podtrzymują ich wiarę w sens oczyszczenia wspólnoty muzułmanów z obcych wpływów i możliwość ustanowienia wielkiej republiki islamskiej opartej o szariat (prawo koraniczne). Przyjrzyjmy się najbardziej spektakularnym dokonaniom owej międzynarodówki: ~ 7 sierpnia 1998 r. w wyniku niemal jednoczesnego wybuchu bomb przed ambasadami USA w Nairobi (Kenia) i Dar es-Salam (Tanzania) zginęły 224 osoby. W odwecie Amerykanie przeprowadzili ostrzał rakietowy domniemanych baz Al-Kaidy w Sudanie (bin Laden przebywał wówczas od kilku lat w tym kraju) i Afganistanie. Co istotne: oficjalną podstawą listu gończego FBI za bin Ladenem były właśnie zamachy z sierpnia, a nie późniejsze na World Trade Center i Pentagon, które pogrzebały w sumie prawie 3 tys. ofiar; ~ 12 października 2000 r. wypełniona materiałami wybuchowymi łódź motorowa sterowana przez dwóch zamachowców samobójców wbiła się w burtę USS Cole, amerykańskiego niszczyciela zakotwiczonego na redzie portu w Adenie (Jemen). Eksplozja zabiła 17 marynarzy, a rannych zostało 47. „Mózgiem” ataku był Abd al-Rahim al-Nashiri, 46-letni obywatel Arabii Saudyjskiej. Został schwytany w listopadzie 2002 r. i wkrótce stanie przed specjalnym trybunałem wojskowym w amerykańskiej bazie Guantanamo na Kubie. Pewną ciekawostką finału jego kariery jest fakt, że był najprawdopodobniej jednym z więźniów przetrzymywanych w tajnym więzieniu CIA w Polsce. Śledztwo w tej sprawie prowadzi warszawska Prokuratura Apelacyjna, zaś al-Nashiri otrzymał status pokrzywdzonego, co
Święta w Zapalnikiem bomby terroryzmu jest fanatyzm religijny.
oznacza, że ma zagwarantowany pełny (siłą rzeczy tylko teoretyczny) dostęp do akt i możliwość składania wniosków dowodowych; ~ 12 października 2002 r. (druga rocznica zamachu na USS Cole) – seria wybuchów bomb podłożonych w kurorcie Bali (Indonezja) zabija 202 osoby (w tym 88 australijskich turystów i jedną Polkę) i rani ponad 120. Masakrę zorganizowali członkowie radykalnej organizacji muzułmańskiej Dżemaja Islamija (Wspólnota Wiernych). Trzej ujawnieni sprawcy otrzymali wyroki śmierci (wykonane w listopadzie 2008 r.). Ich duchowy przywódca i konstruktor bomb, Noordin Mohammad Top, powiązany z Al-Kaidą obywatel Malezji, wysadził się w powietrze 17 września 2009 r. (wraz z trzema innymi terrorystami), gdy indonezyjska policja otoczyła jego kryjówkę; ~ 11 marca 2004 r. w podmiejskich pociągach dowożących ludzi do pracy w Madrycie (Hiszpania) wczesnym rankiem eksplodowało w krótkich odstępach czasu dziesięć bomb odpalonych drogą radiową. Zginęło 192 pasażerów (w tym czworo Polaków), a ponad 1800 zostało rannych. Do zamachu przyznała się powiązana z Al-Kaidą Marokańska Islamska Grupa Bojowa. Siedmiu głównych podejrzanych o jego przeprowadzenie zginęło 3 kwietnia przy próbie zatrzymania przez policję. Kilkunastu pozostałych ujęto i skazano na wieloletnie więzienie; ~ 7 lipca 2005 r. w porannych godzinach szczytu trzy eksplozje w metrze i jedna w miejskim autobusie sparaliżowały centrum Londynu. Zginęło 56 osób (w tym trzy Polki), a około 700 zostało rannych. Zamachowcami
samobójcami (wszyscy urodzeni i wychowani w Wielkiej Brytanii) sterowała nieznana dotychczas organizacja Tajna Grupa Dżihadu Al-Kaidy
w Europie. Jej anonimowy przedstawiciel wydał oświadczenie, że była to „odpowiedź na masakry w Iraku i Afganistanie”. Dwa tygodnie później (21 lipca) doszło do ponownego ataku. Trzy ładunki wybuchły na stacjach metra, jeden w autobusie. Tym razem obyło się bez ofiar śmiertelnych, a wszyscy zamachowcy zostali schwytani. Na ich kontach bankowych ujawniono później około 500 tys. funtów (większość przekazów nadano z Arabii Saudyjskiej). Śledztwo wykazało, że do skonstruowania bomb użyto powszechnie dostępnych substancji (m.in. kwasek cytrynowy, woda utleniona, tabletki emitujące ciepło wykorzystywane zazwyczaj do podgrzewania potraw). Ayman al-Zawahiri (wówczas prawa ręka bin Ladena) oficjalnie potwierdził, że 7 lipca był dziełem Al-Kaidy;
Guantanamo ~ 23 lipca 2005 r. w egipskim kurorcie Szarm el-Szejk eksplodowały na miejscowym targu dwa samochody-pułapki i bomba. Kilkanaście minut później wybuchy USS Cole wstrząsnęły dwoma hotelami zamieszkanymi przez zagranicznych turystów. Zginęło w sumie 88 osób, a około 200 zostało rannych. O „laur” organizatora zamachu ubiegały się dwie organizacje fanatyków religijnych; ~ 17 września 2008 roku kilku napastników zaczęło ostrzeliwać z broni automatycznej i granatników ambasadę USA w Sanie (Jemen). Chwilę później na betonowych zaporach chroniących budynek zatrzymały się i eksplodowały dwa samochody wypełnione materiałami
wybuchowymi. Zginęło w sumie 17 przypadkowych osób, a ponad 16 zostało rannych (nikt z personelu placówki nie ucierpiał). Do zamachu przyznała się organizacja Islamski Dżihad, ale według amerykańskich ekspertów nosił on „wszelkie cechy ataków Al-Kaidy”; ~ 20 września 2008 r. zamachowiec-samobójca zdetonował ciężarówkę z materiałami wybuchowymi przed wejściem do hotelu Marriott w Islamabadzie, stolicy Pakistanu. Zginęły co najmniej 53 osoby (m.in. ambasador Czech), a 266 zostało rannych. Zdaniem miejscowej policji była to robota działającej w mieście komórki Al-Kaidy; ~ 26–29 listopada 2008 r. w serii 10 zamachów przeprowadzonych w Bombaju (Indie) zginęło co najmniej 195 osób, a około 300 zostało rannych. Kilkudziesięciu napastników przypłynęło drogą morską. Według policji hinduskiej oraz amerykańskich
ekspertów ds. terroryzmu i wywiadu rosyjskiego, operację zorganizowała Lashkar-e-Taiba (Armia Pobożnych) – sympatyzująca z Al-Kaidą islamska organizacja w Pakistanie kierowana przez Hafiza Muhammada Saeeda (60 l.). Ten były profesor politechniki w Lahore nawiązał kontakty ze światowym dżihadem podczas studiów religijnych w Arabii Saudyjskiej. Po zamachu w Bombaju pakistańskie władze nałożyły na Saeeda areszt domowy, ale już po kilku dniach odzyskał on pełną swobodę; ~ 17 lipca 2009 r. indonezyjska Dżemaja Islamija wylizała rany i ponownie uderzyła. Dwa zamachy bombowe na hotele Ritz oraz Marriott w Dżakarcie pochłonęły życie 9 osób. 52 zostały ranne. Uwaga: w powyższym zestawieniu nie uwzględniliśmy grubo ponad tysiąca (!) ataków terrorystycznych, częstokroć bardzo krwawych, przeprowadzonych w Iraku i Afganistanie, a wymierzonych w koalicję „niewiernych” lub siły rządowe stojące na przeszkodzie w utworzeniu państwa wyznaniowego.
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r. ~ Ali Atwa (5 mln dol.) – 46-letni Libańczyk podejrzewany o porwania samolotów i zabójstwa. Zdaniem ekspertów do roli głównego duszpasterza tej międzynarodówki urasta imam Anwar al-Awlaki (40-letni obywatel USA i Jemenu, zwany „bin Ladenem internetu”), który naucza, że dżihad, czyli święta wojna, jest powinnością każdego muzułmanina bez względu na wiek, płeć czy narodowość. ~ ~ ~ Do oceny terroryzmu stosuje się podwójną miarę, bowiem ludzi którzy się nim zajmują, nazywa się także rewolucjonistami, anarchistami, rebeliantami, separatystami, partyzantami, a niekiedy nawet bojownikami o wolność. A oto przykłady: „Rosyjska milicja dokonała szturmu na niewielki hotel w Dagestanie, w którym zabarykadowali się uzbrojeni bojownicy” – w ten sposób 7 grudnia 2008 r. „Rzeczpospolita” zaalarmowała polską opinię publiczną, łkając nad trupami dwóch islamistów; „Lider północnokaukaskich rebeliantów Doku Umarow (samozwańczy władca wirtualnego Emiratu Kaukazu, łączącego wszystkie republiki z tego regionu w jedno państwo islamskie – dop. red.) oświadczył, że wbrew pogłoskom o swej śmierci cieszy się dobrym zdrowiem i zapowiedział nowe ataki” – uradowała nas Polska Agencja Prasowa w depeszy z 11 kwietnia 2011 r., cytowanej przez wszystkie tzw. opiniotwórcze dzienniki. Popatrzmy zatem, czym się różnią „bojownicy” od terrorystów: 11 września 2001 r. ~ 23 października 2002 r. w Domu Kultury na moskiewskiej Dubrowce (nieopodal placu Czerwonego) Kto będzie sukcesorem bin Ladegrano słynny musical „Nord-Ost”. na? Na wspomnianej top liście życzeń Na początku drugieFBI najcenniejsi są: go aktu na scenę ~ Ayman al-Zawahiri (za jego wtargnęło kilku zagłowę lub wskazówki pomocne do maskowanych mężschwytania Amerykanie dają 25 mln czyzn. Gdy zaczęli dolarów) – 60-letni lekarz z Egiptu, strzelać, większość główny ideolog i rzecznik Al-Kaidy; z ponad 800 widzów ~ Abu Yahya al-Libi (5 mln była przekonana, że dol.) – 48-letni Libijczyk, o którym to element spektaklu. analityk CIA Jarret Brachman móJuż za chwilę okazawi: „Charyzmatyczny, młody, zuchwało się, że teatr opały. To wschodząca gwiazda w Al-Kanowało 40-osobowe idzie, i myślę, że stał się naturalnym czeczeńskie komannastępcą tronu po bin Ladenie”; do (w połowie kobie~ Adnan el Shukrijumah (5 mln ty) dowodzone przez dol.) – 36-letni Saudyjczyk, przez dłużMowsara Barajewa szy czas wiódł spokojne życie w USA; (32 l.). Po rozHotel Marriott (Islamabad) mieszczeniu ładunków wybuchowych postawili władzom ultimaBiesłan tum: natychmia-
wojna
~ Ahmed Mohammed Hamed Ali (5 mln dol.) – 46-letni inżynier z Egiptu;
stowe wycofanie rosyjskich wojsk z Czeczenii lub życie zakładników. W trakcie pertraktacji uwolnili ok. 200 osób (muzułmanów, dzieci i kobiety w ciąży), ale kilkoro innych zabili. Rankiem 26 października oddziały specjalne przystąpiły do akcji. Tuż przed szturmem przez system wentylacyjny do teatru wpuszczono fentanyl, gaz obezwładniający stosowany przez anestezjologów do usypiania pacjentów (w stężonej dawce środek bojowy).
Wszystkich terrorystów zastrzelono na miejscu, ale ofiarami chaotycznej i nieudolnej akcji ratunkowej było także 129 zakładników, którzy zmarli w efekcie zatrucia i późniejszych powikłań; ~ 6 lutego 2004 roku zamachowiec-samobójca z czeczeńskiego ugrupowania Gazoton Murdash zdetonował bombę w moskiewskim metrze. Zginęło 41 Saeed osób, a ponad 100 odniosło rany; ~ 24 sierpnia 2004 roku pod Tułą i Rostowem rozbiły się w kilkuminutowych odstępach dwa rosyjskie samoloty liniowe. Obie maszyny wystartowały z lotniska Domodiedowo, a śledztwo wykazało, że na poal-Libi kładzie doszło do wybuchów. Zginęło łącznie 90 osób. Szamil Basajew (czeczeński komendant polowy, który nazywał siebie „sługą Bożym” i utrzymywał ożywione stosunki z Al-Kaidą; zginął 10 lipca 2006 roku w Inguszetii) przyznał, że był to zamach zrealizowany w ramach nadzorowanej przezeń szeroko zakrojonej „Operacji Bumerang”; ~ 1 września 2004 r. po zabiciu ok. 20 osób grupie terrorystów udało się opanować szkołę w Biesłanie. Zaminowali obiekt i za cenę życia ponad tysiąca dzieci, ich rodziców oraz nauczycieli zażądali wypuszczenia z więzień swoich kolegów, a także natychmiastowego wycofania wojsk
Dubrowka rosyjskich z Czeczenii. Zdetonowali ładunki, gdy po dwóch dniach bezskutecznych negocjacji oddziały specjalne przystąpiły do odbijania zakładników.
15 al-Zawahiri
imam al-Awlaki Według oficjalnych danych na skutek eksplozji i wymiany ognia zginęło 334 zakładników (w tym 156 dzieci), 11 komandosów i 31 porywaczy. Liczba rannych przekroczyła 700. Do zorganizowania zamachu przyznał się Basajew; ~ 29 marca 2010 r. na dwóch stacjach moskiewskiego metra wybuchły bomby transportowane przez kobiety – samobójczynie z Czeczenii. Zginęło 38 osób, a ponad 60 zostało ciężko rannych. Doku Umarow ujawnił, Umarow
że osobiście wydał rozkaz przeprowadzenia tego ataku jako „uprawnionego aktu zemsty”; ~ 9 września 2010 r. na centralnym bazarze we Władykaukazie (stolica Północnej Osetii) zamachowiec-samobójca zdetonował ładunek wybuchowy ukryty w samochodzie, którym przyjechał z sąsiedniej islamskiej
Inguszetii. Zginęło 16 osób, ponad 100 odniosło rany. W dwóch wcześniejszych, niemal identycznych zamachach (przeprowadzonych dokładnie w tym samym miejscu) śmierć poniosło 58 osób, że już o rannych nie wspomnimy; ~ 24 stycznia 2011 r. w hali portu lotniczego Moskwa-Domodiedowo zamachowiec-samobójca zdetonował ładunek wybuchowy. Zginęło 40 osób, a ponad 180 zostało rannych. „Dzisiejsza operacja specjalna została przeprowadzona na mój rozkaz” – pochwalił się Umarow, zapowiadając, że rok 2011 będzie „rokiem krwi i łez dla Putina oraz stada jego psów na Kaukazie”. Nawiasem mówiąc, w poprzednich latach Rosja też miała wiele powodów do płaczu, bo od 2000 r. tylko w Moskwie (!) przeprowadzono w sumie 13 zamachów, w których zginęło ponad 400 osób. I jeszcze jedno: gdyby ktoś miał ochotę zapoznać się z rozkazami Umarowa („Wzywam do miecza i bitwy, która jest uzdrowieniem dla serc wierzących”), wykazami jego sukcesów („Nasi mudżahedini przeprowadziPremier li kolejną operację na terytoPutin rium Rosji w mieście Władykaukaz”), czy wreszcie przesłaniami dla potomnych („Zapisuję w testamencie dla mudżahedinów, którzy przybędą po nas z woli Boga, oni przybędą, nie ma w tym wątpliwości, że Kaukaz to ziemia naszych braci. I to jest nasz święty obowiązek, by uwolnić ją od niewiernych”), znajdzie je bez trudu na pewnym nikomu nieprzeszkadzającym polskojęzycznym portalu obsługiwanym przez 16 anonimowych osób o jakże swojsko brzmiących imionach: Michał, Zosia, Maciej, Agnieszka… ANNA TARCZYŃSKA
16
M
Zmarł Bóg N
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
a tydzień przed wyniesieniem na ołtarze Karola Wojtyły zmarł inny przedmiot kultu religijnego – Sai Baba.
Niektóre polskie media w newsach o śmierci największego guru Indii nie omieszkały wyjaśnić, że Sai Baba robił „fałszywe cuda”. Chodziło zapewne o to, aby polscy katolicy pamiętali, że prawdziwe cuda robi Matka Boska Częstochowska, no i błogosławiony Karol (tylko jakie?!). Jednak Sai Baba był prawdziwą gwiazdą religijno-cudowną, i w porównaniu z nim blednie blask polskich „bóstw”. Jak na wcielenie Boga przystało, ponoć począł
się z dziewicy, uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych, prorokował i robił mnóstwo malutkich cudów, jednak często o większym wymiarze, niż ten z zamianą wody w wino w Kanie. Nad swoim konkurentem z Nazaretu miał i tę etyczną przewagę, że głosił wegetarianizm i miłosierdzie nie tylko wobec ludzi, lecz wszystkich istot żywych. Za pieniądze sponsorów prowadził gigantyczną działalność charytatywną – zakładał szpitale i wyższe uczelnie, zadbał o doprowadzenie wody do setek wiosek itp. Poza tym tak jak prawdziwy Bóg był też oskarżany przez złe języki o defraudacje i molestowania. Nigdy go jednak nie spotkała krzywda ze strony wymiaru sprawiedliwości – może także dlatego, że wśród jego wyznawców była śmietanka polityczna Indii. W końcu jednak wielki Sai Baba zmarł, a niektórzy ludzie nad Wisłą pokpiwali sobie – co to za Bóg, który umarł… MaK
Hiszpańskie przepychanki W
ostatnich tygodniach zwolennicy świeckości w Hiszpanii odnieśli jedną porażkę i jeden sukces.
Porażką była odmowa władz Madrytu w sprawie przeprowadzenia manifestacji ateistów w tzw. Wielkim Tygodniu. Odmowę entuzjastycznie przyjętą przez biskupów wsparł sąd. Powodem odmowy była trasa marszu zaplanowana w pobliżu kościołów oraz zapowiadana treść niektórych transparentów (np. „Bractwo Świętej Pedofilii”). Organizatorzy przyjęli zakaz jako wyraz powrotu mentalności frankistowskiej.
Ale nie jest aż tak źle z madryckimi sądami. Tamtejszy Trybunał Konstytucyjny orzekł, że szkoły nie mają prawa zwalniać z pracy nauczycieli religii tylko dlatego, że ich życie małżeńskie nie jest zgodne z katolickimi normami. W ostatnim dziesięcioleciu z tego powodu (np. rozwód) pracę straciły setki osób. Dzięki temu orzeczeniu Kościół straci kontrolę nad życiem prywatnym katechetów. MaK
Afryka nie całkiem dzika W
iele osób zastanawiało się, w jakim kierunku skręcą te kraje arabskie, które przegnały swoich dyktatorów – świeckim czy religijnym? Już coś na ten temat wiadomo. Okazuje się, że los danego kraju zależy od stopnia wykształcenia, zamożności i laicyzacji. I tak w stosunkowo świeckiej Tunezji wprowadzono prawo wyborcze, które ustanawia parytety płci (50/50 procent – rzecz kontrowersyjna nawet w wielu krajach Europy) na listach do parlamentu. W tym bądź co bądź ciągle muzułmańskim kraju presja związana z równouprawnieniem jest tak silna, że nawet partia nawiązująca (ostrożnie) do Koranu czuła się zmuszona do poparcia tego projektu. W znacznie bardziej zacofanym, pobożnym i biednym Egipcie
sondaże wskazują natomiast na dużą popularność partii religijnych i myślenia koranicznego. Aż 62 procent Egipcjan chce wzorowania prawodawstwa na przepisach religijnych, a aż połowa uważa, że udział partii religijnych jest bardzo ważny w życiu kraju. Te różnice w północnej Afryce przywodzą na myśl nasz region, w którym po roku 1989 kraje blisko leżące i pozornie podobne do siebie, tak jak Czechy i Polska, poszły zupełnie innymi drogami – właśnie z powodu istotnych różnic kulturowych i religijnych. MaK
iało być tak: najpierw przygotowanie, reklama i zapowiedzi medialne, analizy i przypominanie dokonań, potem sprawozdawana na cały świat i przebijająca wszystkie inne tematy niedzielna celebra w Watykanie, po niej zaś długo niemilknące echa komentarzy, ocen i podsumowań. Cóż, stało się inaczej – beatyfikacja została medialnie zdewastowana, wciśnięta między spektakl zaślubin w Londynie oraz wytropienie i zabicie bin Ladena. Reporterzy nie mieli czasu rozpisać się o splendorze gali na placu św. Piotra, gdy gazety i stacje radiowo-telewizyjne zaanektowały czołówki serwisów dla akcji pod Islamabadem, odsuwając Jana Pawła II na plan drugi. To już był, jak określają Amerykanie, „act of God”, bo nikt nie aranżował pułapki dla Osamy jako sposobu na przyćmienie synchronicznej beatyfikacji. Ślub to co innego: konserwatywny „Wall Street Journal” utyskuje, że Watykan sam pozbawił się pierwszoplanowości, bo wyznaczając dzień wyniesienia na ołtarze, znał już datę ślubu Williama i Kate. Mimo wszystko główne media USA miały wcześniej czas na przygotowanie komentarzy do wydarzenia na placu św. Piotra. Nie brakowało pochwał i neutralnych sprawozdań, lecz akcenty krytyczne, zwłaszcza przypominanie budzącej zastrzeżenia biernej postawy polskiego papieża wobec przestępstw kleru, były bardzo wyraziste. Tygodnik „Time” w tekście „Droga do świętości JPII – Pośpiech oceny” krytykę zostawia głównie cytowanym osobistościom. Takim jak David Clohessy, przewodniczący Survivors Network, ugrupowania wspierającego ofiary księży („To wcieranie soli w otwarte, głębokie, wciąż świeże rany tysięcy ofiar”), albo Jason Berry, autor książek i esejów demistyfikujących Kościół i polskiego papieża („Przedwczesna w najlepszym razie hagiografia, a w najgorszym – obraza dla wielu skrzywdzonych. Jest duża szansa, że to się jeszcze zemści”).
Przyćmiony blask aureoli Od siebie „Time” przypomina kardynała i prymasa austriackiego Groëra, który molestował ponad 2 tys. chłopców i został po prostu wysłany do klasztoru. Jak ostatnio wyznał jego następca kard. Schönborn, śledztwo zostało zablokowane przez osobistości z najbliższego kręgu JPII. Prawie wszystkie media z tych, które nie ograniczały się wyłącznie do pochwał, wymieniają nazwiska Marciala Maciela (był faworytem nie tylko JPII, ale zwłaszcza Dziwisza) czy kard. Bernarda Lawa, który zamiast kary otrzymał od JPII synekurę. „Każdy kochał świątobliwy uśmiech JPII – pisze „Washington Post” – lecz gdy zajrzeć do zestawu dokonań pontyfikatu, widzi się sprzeciw wobec pociągania biskupów do odpowiedzialności, opozycję wobec trendów modernizacyjnych i w końcu trudno dostrzec w owym papieżu świętego czy efektywnego lidera. Sprawował władzę w okresie, gdy co czwarty katolik w USA opuścił Kościół, a nowi wierni wywodzili się z rejonów o najniższym poziomie edukacji”. „The Kansas City Star” zauważa, że beatyfikacja była emocjonalnym wydarzeniem dla starszych Polaków, lecz dla „świeckiej młodzieży jest sprawą odległą”. Mimo że 95 proc. Polaków deklaruje katolicyzm, tylko połowa chadza do kościoła – przypomina gazeta, cytując sondaż, z którego wynika, że 48 proc. obywateli Polski jest obecnie mniej religijnych niż dwie dekady temu. Publiczne radio NPR przypomina zasługi JPII, ale punktuje również jego „tragiczne błędy”. Informuje, że niedawno wyszło na jaw, iż kard. Dziwisz i inni usiłowali sugerować Benedyktowi, by były szef był od razu wyniesiony
do świętości, z pominięciem etapu beatyfikacji. Catholic News Agency publikuje obronę JPII, autorstwa jego biografa – George’a Weigla. Większość przestępstw seksualnych wydarzyła się przed pontyfikatem Wojtyły, który był „wielkim reformatorem kleru”. Maciel go po prostu oszukał – zapewnia Weigel. Kiedy świętość? – zastanawiają się komentatorzy amerykańscy i odpowiadają: wkrótce. Powołują się na przykład ojca Pio, który czekał tylko 3 lata. Z cudami nie powinno być problemu. Swój wniosek zgłasza już Polak z Chicago, Christopher Lukasik. Kiedy metalowy pręt wbił mu się w oko podczas pracy i naruszył nerw, lekarze nie byli pewni, czy uda się przywrócić mu pełnię widzenia. Lukasik modlił się wtedy do Wojtyły – wspomagany przez matkę Joannę, urodzoną w Wadowicach – i proszę, oko jak nowe. Miał szczęście – mówią lekarze. Cud – pacjent wie lepiej. Jest już cud następny, także z Chicago i także natury okulistycznej. Oczy Mary Kern ni z tego ni z owego zamykały się i nic nie widziała. Doktorzy rozpoznali schorzenie neurologiczne i aplikowali botox, by sparaliżować mięśnie, których kurcz powodował opadanie powiek. Kern modliła się dodatkowo do JPII i po pewnym czasie oczy przestały się zamykać! Biskup Peter Sartain zachęcił niewiastę, by zgłosiła to do Watykanu. W kolejce czeka już Tony Zawila, który cierpi na dolegliwe bóle krzyża. Lekarze robią co mogą, by mu pomóc, ale pacjent i tak z góry daje kredyt JPII, do którego się modli: „Jeśli zostanę cudownie wyleczony, wiem, że to w 100 proc. zasługa papieża”. PIOTR ZAWODNY
Katolicyzm więdnie... Słyszy się często, że wprawdzie Europa (z nielicznymi wyjątkami) utraciła zapał do religii, ale Kościół katolicki dynamicznie zwiększa liczbę wiernych w krajach rozwijających się. Jednym z większych jest Meksyk, ale tu nie znajdzie się potwierdzenia tej teorii. Przeciwnie. W minionej dekadzie codziennie rozstawało się z Kościołem 1300 Meksykanów. Dołączali oni do 4 mln byłych katolików, którzy w latach 2000–2010 stracili wiarę; jeśli nawet nie w Boga, to w swą religię – twierdzi na podstawie badań socjolog i historyk Roberto Blancarte z Uniwersytetu Meksyku, jeden z najwybitniejszych znawców problematyki religijnej. Według danych ubiegłorocznego spisu powszechnego, z ogólnej liczby 112 mln Meksykanów 92,9 mln wciąż deklaruje wyznanie katolickie, 14,1 mln to protestanci, a reszta wyznaje inne religie. 5,2 mln wyznało, że nie interesuje
ich żadna religia. To nie znaczy, że to ateiści – podkreśla Blancarte. Po prostu rozczarowali się religią zorganizowaną. 92 mln katolików – to nie wygląda źle, ale spadek odsetka wiernych Krk w społeczeństwie odnotowuje się nieprzerwanie od 60 lat! Ostatnio nabrał tempa. Szacuje się, że w bliskiej przyszłości liczba katolików w Meksyku spadnie poniżej 80 proc. Negatywny trend dotyczy tylko katolicyzmu, bo liczba protestantów wzrosła z 1,25 proc. w roku 1950 do 8 proc. w roku 2010. Malejącą liczbę wiernych Krk odnotowują i inne kraje latynoskie, uważane za tradycyjnie katolickie. W Brazylii wyznanie to deklaruje mniej niż 70 proc. mieszkańców, co oznacza znaczny spadek. Podobnie jest w całej Ameryce Środkowej i Południowej, gdzie populacja katolików – niegdyś sięgająca ponad 90 procent – oscyluje dziś między 55 a 73 proc. (Chile i Wenezuela – 70 proc., Kuba i Urugwaj – tylko ok. 50 proc.). JF
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
B
rytyjski filozof A.C. Grayling – znany ateista i racjonalista – stworzył świecką Biblię wzorowaną na Biblii króla Jakuba. Nosi ona tytuł „Dobra Książka: Świecka Biblia”.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Biblią – między innymi Chaucera, Miltona i Drydena. Tom dzieli się na 14 części: Księgę Rodzaju, Mądrości, Przypowieści, Zgody, Lamentów, Pociechy, Pieśni, Mędrców, Historii, Przysłów,
Świecka Biblia Dzieło to, podobnie jak religijna Biblia, oficjalnie nie ma autora. Tekst na obwolucie informuje, że „skompilował” ją A.C. Grayling, wykorzystując wiele przeredagowanych i zmienionych tekstów, „tak samo, jak stworzono Biblię judeochrześcijańską”. Ponieważ 2/3 Brytyjczyków deklaruje swoją niewiarę, książka Graylinga powinna rozejść się jak świeże bułeczki. Jest to łatwy w lekturze zbiór aforyzmów, przypowieści i życiowych maksym, zaczerpniętych z tradycji świeckiej myśli Zachodu i Wschodu, począwszy od starożytności aż po XIX wiek. Jedynym reprezentantem XXI wieku, co potwierdza bibliografia, jest sam Grayling. Znajdziemy tu m.in. Ajschylosa, Platona, a także szereg autorów, którzy w nie mniejszym stopniu niż antykiem inspirowali się
N
Prawodawcy, Uczynków, Listów i Dobra. Najciekawsza jest bodaj ta ostatnia, bo zawiera humanistyczną wersję Dekalogu autorstwa Graylinga: „Kochaj czule; szukaj we wszystkim dobra; nie krzywdź innych; pomagaj potrzebującym; myśl samodzielnie; bierz odpowiedzialność; szanuj
ie możemy ustosunkowywać się do każdej książki wypowiadającej negatywne sądy o Kościele – oświadczył rzecznik konferencji włoskich biskupów, odmawiając skomentowania treści pracy Camela Abbatego „Seks i Watykan: Sekretne eskapady pod przykrywką cnotliwości”, która ma się wkrótce ukazać. Nagradzany dziennikarz śledczy Abbate przez miesiące badał rozrywki panów, którzy okresowo pozbywali się sutann w celach rekreacyjno-seksualnych. Swoje dochodzenie rozpoczął w ubiegłym roku, używając do tego ukrytej kamery. Utrwalił balangi trzech kapłanów w nocnych klubach Rzymu, ich seksualne podboje, a następnie drugie wcielenie playboyów, gdy – już w sutannach, w kościele – wskazywali wiernym drogę do królestwa niebieskiego i ostrzegali przed grzesznymi pokusami. Wówczas artykuł Abbatego w magazynie „Panorama” wywołał skandal, ale Kościół wyjaśnił, że to odosobnione incydenty. Obecna książka pokazuje jednoznacznie, że wprost przeciwnie. Abbate przytacza wyniki badań naukowych, które stwierdzają, że jedna trzecia księży w USA to homoseksualiści,
przyrodę; dawaj z siebie jak najwięcej; bądź świadomy; bądź odważny”. Książka jest swoistym drogowskazem. Według autora „chrześcijańska Biblia jest zbyt autorytatywna oraz propaguje system kontroli oparty na nagrodach, karach, starotestamentowych okrucieństwach i barbarzyństwie”. Oprócz książki Graylinga na rynku wydawniczym pojawiła się książka „The Moral Landscape” („Moralny Pejzaż”) autorstwa amerykańskiego neurobiologa i filozofa Sama Harrisa, w której dowodzi on, że religia nie powinna być wyrocznią, jeżeli chodzi o sens życia, wartości i dobre uczynki. „Biblia – twierdzi Harris – jest mniej więcej równie wiarygodna w kwestii moralności, co w dziedzinie astronomii”. Jeżeli Stwórca Wszechświata chciał nam udzielić etycznych wskazówek w formie księgi, to dlaczego dał nam dzieło, która pochwala niewolnictwo, jak również okazjonalne ludobójstwo i ofiary z ludzi? Dlaczego kazał nam zabijać bliźnich za urojone zbrodnie, takie jak czary? Oczywiście w Piśmie są też i chwalebne nakazy, takie jak złota zasada. Żaden z tych nakazów nie jest jednak unikalny dla Biblii – zauważa autor. PRZEMYSŁAW PREKIEL
a 25 proc. pozostaje w związkach seksualnych z kobietami. Podobne dane statystyczne odnoszą się do Niemiec i Austrii. Autor cytuje anonimowe wypowiedzi duchownych w sytuacji, kiedy po zapłodnieniu zmuszają swe kochanki do skrobanek albo do oddania dzieci w adopcję, żeby tylko prawda się nie wydała. Oferują nawet pieniądze za milczenie, bo dobro Kościoła jest dobrem najwyższym. Przedstawia także zabawy duchownych katolickich, w tym gejów, w klubach nocnych, z prostytutkami. „Duchowni wszelkich narodowości dzielą czas między Via della Conziliazione (ulica prowadząca do Bazyliki św. Piotra) a nocne kluby” – konstatuje wydawca książki, przetłumaczonej na francuski. „Celem książki nie jest kompromitowanie kleru, lecz obnażenie hipokryzji i podwójnych standardów Kościoła, zmowy milczenia” – stwierdza Abbate. Powodem tego wszystkiego są obowiązujące księży nakazy i zakazy: „Dla wielu z nich nauka kościelna w kwestii seksualności jest więzieniem”. Watykański ekspert Marco Tosatti przyznaje, że wielu księży „ma tendencje homoseksualne”, ale zapewnia, że „zachowują czystość i świątobliwość”. CS
Studium grzechu
Papież wstać! Sąd idzie... Jako przełomową i historyczną określono decyzję amerykańskiego sędziego federalnego Michaela Mosmana – jako pierwszy nakazał on Watykanowi przekazanie sądowi USA akt dotyczących pedofila ks. Andrewa Ronana, którego ofiara wytoczyła mu proces w stanie Oregon. Rzecznik ofiary, renomowany adwokat Jeff Anderson, usiłuje udowodnić, że Ronan (nieżyjący od dawna) był pracownikiem Watykanu,
więc kościelna centrala ponosi odpowiedzialność za jego przestępstwa. Nie wiadomo, jak Watykan odniesie się do decyzji sędziowskiej. Może ją oczywiście zbojkotować, używając albo argumentu konstytucyjnego o niezależności religii, albo twierdzenia o suwerenności Watykanu. Ale nie postawi go to w dobrej sytuacji, bo jeśli dokumentacja sprawy Ronana nie zawiera żadnych danych obciążających i kompromitujących Stolicę Apostolską, nic nie powinno stać
na przeszkodzie wypełnieniu polecenia sędziego. Adwokat Watykanu Jeffrey Lena oświadczył, że nie wie, jaką strategię zastosuje jego klient, ale utrzymuje, że Watykan nie wiedział o przestępstwach Ronana dopóki nie zostały ujawnione, i nie ponosi za nie odpowiedzialności. Kilka tygodni temu inny amerykański sędzia wydał zgodę na oskarżenie Watykanu w innej sprawie dotyczącej odpowiedzialności za przestępstwa seksualne księży. TN
17
Hulaj dusza... G
dy duchowni tracą wiarę w piekło i głoszą to publicznie, religia jest zagrożona, bo traci ważny argument skłaniający ludzi do uczestnictwa w mszach i modlitwach oraz stronienia od grzesznego życia. Jeśli nie ma piekła, to nie ma kary za grzechy, więc po co się tak wysilać, hamować i ograniczać? Rob Bell jest pastorem kościoła Mars Hill Bible Church w Grand Rapids w stanie Michigan, duszpasterzem 10 tys. wiernych. Jest też autorem książki „Love Wins” (Miłość zwycięża) i krytykiem tradycyjnej koncepcji piekła jako miejsca wiecznej kary tortur za grzechy. W swej książce pastor Bell dezawuuje fundamentalną doktrynę większości chrześcijańskich kościołów (nie licząc m.in. świadków Jehowy i adwentystów), że bezgrzeszni pójdą do nieba, a reszta przez wieczność będzie się smażyć w ogniu piekielnym. „To pogląd mylny, toksyczny i podważający przesłanie Jezusa o szczęściu, miłości, pokoju i przebaczeniu” – przekonuje Bell i przypomina, że piekło pojawia się tylko 12 razy w Nowym Testamencie. Piekło to coś, co istnieje na ziemi, co ludzie sobie wybierają lub na co zostają skazani (np. wojna, przemoc domowa itp.). Straszenie piekłem sprawia, że wielu chrześcijan boi się miłości boskiej – mówi Bell, dodając, że takie podejście odstręcza potencjalnych wiernych, którzy mogliby przejść na chrześcijaństwo. „Najważniejsze przesłanie jest takie, że Bóg jest miłością” – konkluduje pastor.
Tradycyjnym chrześcijanom taki punkt widzenia pachnie uniwersalizmem, czyli herezją, bo sugeruje, że niezależnie od uczynków na ziemi i pobożności wszyscy zostaną przez Boga zaakceptowani. Już w III wieku teolog Orygenes przedstawił teorię, że wszyscy, łącznie z diabłem, zostaną zbawieni. Kościół po jakimś czasie potępił takie wierzenia, ale wśród chrześcijan nie ma zgody co do funkcji i istnienia nieba, piekła oraz czyśćca. W istnienie tego ostatniego nie wierzą na przykład protestanci. Powodem braku zgodności jest wieloznaczność Biblii. Bell napisał książkę i na razie bezkarnie głosi swe teorie. Jednak gdy w internetowej debacie na temat głoszonych przez niego tez wziął udział (wypowiadając się z aprobatą) młody pastor Chad Holz z Kościoła metodystów w Północnej Karolinie – dwa dni później stracił pracę. Nie przestał jednak zadawać kłopotliwych pytań, na przykład takich: „Ja przy całej mej grzeszności mam być zbawiony dlatego, że w coś wierzę, a ci wszyscy dobrzy ludzie na świecie, którzy nie wyznają tej wiary – już nie?”. JF
Pazerny, choć skromny J
ednym z najbardziej konserwatywnych Kościołów protestanckich wstrząsnęła niecodzienna afera finansowa.
Każdy chyba wie, czym jest Kościół amiszów – wspólnota ludzi bogobojnych, pracowitych, skromnych i wyrzekających się takich zdobyczy techniki jak prąd, samochód, telefon itp. Jednak ten ultrakonserwatywny nurt protestantyzmu nie jest wolny od materialnych pokus. Właśnie wybuchła afera z bankiem inwestycyjnym Monroe Beachy’ego z Ohio (USA), członka wspólnoty, któremu swoje oszczędności powierzyło 2600 współbraci. Brat finansista – zamiast lokować ich pieniądze w bezpieczne papiery rządowe (do czego się
zobowiązał!) – szalał na giełdzie. Choć od lat jego bank był właściwie niewypłacalny, Beachy nadal przyjmował nowe wkłady, finansując z nich bieżące wypłaty dla klientów, czyli prowadził coś w rodzaju piramidy finansowej. Wreszcie zbankrutował i oszustwa wyszły na jaw. Jest oskarżony o nieprawidłowości finansowe – stracił w sumie miliony dolarów swoich oszczędnych współbraci. Nas intryguje, jakim cudem tak konserwatywny Kościół zezwolił jednemu ze swoich członków na tak „światowe” zajęcie. MaK
18
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Opętanie?
Uważam, że nie ma autentycznych opętań, a odpowiedzi na pytania o pochodzenie rozmaitych niepokojących zachowań ludzi trzeba szukać w psychiatrii i neurologii, a nie teologii. Każdy, kto interesuje się neurologią, wie, że jest w mózgu ośrodek, który tworzy wizje, gdy się go uaktywni. W zależności od wiedzy, wykształcenia i wiary te wizje będą ściśle ukierunkowane. Wierzący będzie widział Boga, świętych, szatana, koszmary… Ufolog zaś zobaczy zielone ludziki i spodki UFO, a hinduista zetknie się z Brahmą. W ludzkiej podświadomości drzemią nawarstwione pokłady doświadczeń, udręk i fobii, czyli lęków. U wrażliwych osób jest ich więcej, szczególnie gdy są wychowywane w środowisku gorliwym religijnie, przesiąkniętym wizją grzechu, kary, sądu ostatecznego. Życie jest tylko życiem, a konflikt między potrzebami a normami wpojonymi przez otoczenie jest
nieunikniony. W przypadku Anneliese Michel (słynna rzekomo opętana młoda kobieta), żyjącej w dewocyjnej rodzinie, konsekwencją było samoudręczanie się. Gdy cierpi umysł, choruje ciało. Ktoś, kto zna przypadki hipnozy, wie, że ciało ludzkie potrafi zadziwiająco wiele w tym stanie zdziałać. Zatem niby szokujące informacje o skakaniu, mówieniu językami itp., nie wydają mi się niczym dziwnym. Powszechnie znany był przypadek mężczyzny występującego w jarmarcznych cyrkowych sztuczkach, który wywoływał u siebie stygmaty w dowolnych miejscach. Jedynie płakać krwawymi łzami nie potrafił. Tragedia Anneliese polegała na tym, że nikt jej nie potrafił pomóc, gdy długo stosowane lekarstwa zaczęły ujawniać swoje skutki uboczne. To, co w tym przypadku przypisano opętaniu, to kumulacja wpływu dewocyjnego środowiska, działania leków oraz słabej psychokonstytucji osobowości dziewczyny.
Pani pozna Pana: Panna pozna kawalera w wieku 33–40 lat, wzrost od 173 do 177 cm, spokojnego, uczciwego, kulturalnego, zmotoryzowanego, znającego się na rolnictwie i drobnych remontach, zdecydowanego na stały związek. Panowie palący, nadużywający alkoholu i karani – wykluczeni. Pani prosi zainteresowanych o listy z pełnym adresem i numerem telefonu stacjonarnego. Woj. kujawsko-pomorskie (1/a/19) Blondynka, pochodząca ze wsi, ale mieszkająca w mieście, pogodna i wrażliwa, ceniąca miłość i szczerość, bez nałogów, pozna Pana do lat 65. Woj. warmińsko-mazurskie (2/a/19) Wdowa, 53 lata, 160 cm wzrostu, zadbana, bez nałogów, z poczuciem humoru, ceniąca szczerość, lubiąca muzykę i taniec, pozna Pana w wieku 55–60 lat, bez nałogów i zobowiązań. Kraków (3/a/19)
Zapewne ktoś zada pytanie, dlaczego źle reagowała na znaki sacrum. Jej być może kojarzyło się to z bólem, a podświadomość prawidłowo zdiagnozowała, że przyczyną udręki są konflikty moralne między tym, co jest głoszone, a tym, co jest praktykowane, oraz tym, czego najbardziej pragnie, a co jest zakazane i na dodatek obłożone sankcją wiecznego potępienia. Czyż dla wrażliwej osoby nie jest to sytuacja nie do zniesienia? Sądzę, że gdyby straciła wiarę, przestała wierzyć w Boga i szatana, to stan jej ciała i umysłu by się poprawił. Przypadek Anneliese Michel nie musi być tłumaczony opętaniem, choć ludzie słabej wiary imają się wszelkich wątpliwych świadectw, aby się tylko w owej wierze utwierdzić. Inną sprawą są ewidentne przypadki schizofrenii, które często są mylone z opętaniem. Czasami mamy faktycznie do czynienia z dosłownym opętaniem, zwłaszcza na forum internetowym, gdy gorliwi katolicy przeklinają, bluźnią, jak tylko napotkają ateistę lub agnostyka lub symbole, które się z nimi kojarzą. Jest to ewidentny przypadek opętania przez Kościół rzymskokatolicki. U takich osób wszelkie oznaki wolności słowa, humanizmu, tolerancji czy rzeczowej dyskusji wywołują bezrozumny atak szału, paroksyzm niekontrolowanych odruchów oraz krzyki w nieznanym języku, prawdopodobnie w łacinie, bo bardzo często powtarza się słowo na „q”. Na koniec ciekawostka – badania naukowców endokrynologów i neurologów wykazały, że osoby, którym zwiększano poziom dopaminy – miały objawy polegające na postrzeganiu wszędzie w swoim otoczeniu zjaw, postaci, twarzy – czy to w chaotycznym układzie kamieni na placu, w słojach drzewa w desce, czy w plamach na ścianach. Gra cieni wywoływała falę takich urojeń. Obniżenie poziomu tego hormonu powodowało zaś zanik zdolności dostrzegania ładu w chaosie. Czytelnik
Niezależna finansowo, z mieszkaniem, wolna 62latka pozna Pana o podobnych walorach, z wykształceniem minimum średnim. Woj. zachodniopomorskie (4/a/19) Skromna wdowa, emerytka, 72 lata, niezależna, pozna Pana w podobnym wieku, biednego, ale uczciwego, bez zobowiązań i nałogów, logicznie myślącego o wspólnym dalszym spokojnym życiu we dwoje, u niej. Pan może pochodzić ze wsi. Woj. podkarpackie (5/a/19) Pan pozna Panią: Rencista, dawniej pracownik rolnictwa, aktywny – prowadzi pasiekę pszczelą, zainteresowany naukami przyrodniczymi, mieszkający wśród jezior i lasów, palący abstynent, szuka Pani, która zamieszka z nim na wsi. Olsztynek (1/b/19) Emeryt, 65 lat, 176/80, pozna Panią w celu towarzyskim. Podbeskidzie (2/b/19) Jarosław, 44 lata, 182/97, domator o spokojnym usposobieniu, obecnie w AŚ, pragnie poznać Panią równie samotną co on. Świdnica (3/b/19) Kawaler, 31 lat, przez najbliższych kilkanaście miesięcy w ZK, pozna Panią do 40 lat. Prośba o listy z całej Polski i zagranicy. Łęczyca (4/b/19)
B
yłem na urlopie w Brukseli na zaproszenie kuzynki, która już 20 lat mieszka w Belgii. Bardzo mi się spodobała nasza nowa stolica Europy. Przepiękna starówka, Grand Place, małe uliczki z niezliczoną ilością restauracji i zadowoleni z życia Belgowie, leniwie pijący wspaniałe piwo.
kurczaki 8 zł za kilogram, benzyna 6 zł. Za godzinę pracy moja kuzynka może kupić 6 sztuk kurczaków lub zatankować 8 litrów paliwa. Moja żona w Gdańsku zarabia 8 zł na godzinę i może za to kupić tylko 1 kurczaka lub zatankować 1,5 litra paliwa. Łatwo porównać, że za dniówkę moja kuzynka
Kurczę pieczone! Kuzynka dorobiła się pięknego trzypokojowego mieszkania, choć sama wychowywała dwie córki. Polscy ojcowie emigranci nie stanęli, niestety, na wysokości zadania. Wstyd mi w tym przypadku za ród męski. Państwo belgijskie funkcjonuje jednak inaczej niż polskie. Alimenty kuzynka dostaje odpowiednio wysokie i terminowo, tak że nie ma żadnych problemów finansowych. W Polsce w takiej sytuacji klepałaby biedę, a tam stać ją na utrzymanie samochodu i coroczne wakacje letnie i zimowe z córkami. Kuzynka zarabia 12 euro na godzinę, a minimum w Brukseli to 10 euro – nawet przy prostych pracach porządkowych. Co mnie zaskoczyło i dało do myślenia, to ceny różnych towarów w sklepach. Kilka razy zrobiłem kuzynce zakupy, by nie siedzieć na jej całkowitym wikcie. Byłem w szoku. Ceny jak w Polsce, a na wiele produktów nawet niższe – na przykład
Romantyk, 34 lata, 180 cm wzrostu, wierzący w miłość i szczęście rodzinne, w którego życiu wydarzyła się tragedia i przebywa obecnie w AŚ, pozna Panią w celu zawarcia prawdziwej przyjaźni, a czas pokaże, co będzie dalej. Wiek bez znaczenia. Świdnica (5/b/19) Wolny, tolerancyjny optymista, lat 73, 162 cm wzrostu, bez nałogów i zobowiązań, wszechstronne zainteresowania, z własnym mieszkaniem, pozna miłą i szczupłą Panią, trochę młodszą, niematerialistkę, zdecydowaną na wspólne życie. Katowice (6/b/19) Emeryt, 174/65, domator, materialnie niezależny, z mieszkaniem, bez nałogów, pozna Panią w celu towarzysko-matrymonialnym. Woj. śląskie (7/b/19) Inne: Wolna, 64 lata, pozna ludzi starszych, nierozumianych i osamotnionych w swych poglądach i zainteresowaniach takich jak: doskonalenie wewnętrzne, empatia, Nowa Era-Epoka Serca, istoty pozaziemskie, telepatia, intuicja, astrologia, numerologia. Najchętniej z województw gdańskiego, elbląskiego, olsztyńskiego, choć nie tylko. Elbląg (1/c/19)
może sobie kupić 48 kurczaków, natomiast moja żona za swoją harówkę tylko 8 kurczaków! Jesteśmy w jednej Europie, żołądki w Belgii i Polsce mamy takie same. Ale, niestety, głowy różne. Tam rządzą Belgowie, a w Polsce Polacy. Tam są puste kościoły, a pełne restauracje, a w Polsce na odwrót. No i tam nie ma Balcerowicza i jest godziwa minimalna płaca. Chcę w Gdańsku zorganizować demonstrację przed siedzibami PO, PiS i SLD z żądaniami, by i w Polsce można było kupić, tak jak w Belgii, minimum 5 kurczaków za godzinę jakiejkolwiek pracy. Jedna Europa! Takie same żołądki! Tyle samo kurczaków za pracę w każdym kraju Unii Europejskiej! A jak nie, to jadę w PiSdu do Brukseli, by mieć teoretyczną możliwość spałaszowania 48 kurczaków dzień w dzień! Waldemar Szydłowski Gdańsk
Ateistka, 81 lat, wykształcenie wyższe, uczciwa i uczuciowa, zainteresowana pracą społeczną i polityką, właścicielka domku na wsi, pozna Pana o podobnych cechach (może być nieuciążliwym inwalidą), a także Panie – do przyjacielskich dyskusji lub wspólnego zamieszkania. Wrocław (2/c/19) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę (y), na którą (e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
LISTY Nie (o)szukają nas! 7 stycznia w miejscowości Lipsko (woj. mazowieckie) wyświetlano w kinie film „Jan Pawel II – (o)szukałem was”. Choć szef kina dał informacje o filmie do szkół i parafii, na film przyszło jedynie 17 osób! 17 osób w mieście liczącym ponad 5 tys. mieszkańców, nie mówiąc już o liczbie ludzi w powiecie! Czyli nasz kraj normalnieje – w tym jest ogromna zasługa Pana Jonasza i pracowników tygodnika „Fakty i Mity”, bo wyprowadzacie ten kraj z katolickiego średniowiecza! Wreszcie normalniejemy! Szacunek Wam za to! JS
Pseudolewica
SZKIEŁKO I OKO
Kościołem i walczy tylko o świeckość państwa. Moim zdaniem lewica – oprócz tych priorytetów, które wymieniłem i które są bardzo ważne – musi brać pod uwagę także inne zagadnienia, na przykład walkę z ubóstwem, płacę minimalną, prawa pracownicze, integrację europejską i wiele innych. W naszym
z gdzie ma się odbyć okrągły stół – w Łodzi, czy może lepiej na terenie poszczególnych okręgów wyborczych; z brakuje także zakresu programu wyborczego; z jak dotrzeć do masowego odbiorcy/wyborcy w przedmiotowej sprawie.
nazwy sklepu. Wychodzi więc na to, że reklamuję placówkę handlową, chodząc z ich logo po ulicy, i jeszcze muszę za to płacić. Ktoś powie, że nie mam obowiązku prosić o opakowanie i za nie płacić, jednak nie zawsze mam przy sobie jakiś worek. Niedawno w pewnym sklepie kupiłem 10 żarówek do żyrandola, a kiedy pan sprzedawca zadał mi pytanie, czy ma do tego DOLICZYĆ torebkę, to miałem ochotę zadać mu pytanie, czy zakupiony towar mam sobie wsadzić w dupę, bo w rękach mi się nie zmieści. Zmilczałem jednak i pokornie zapłaciłem 10 groszy za prawo paradowania po mieście z nazwą sklepu. Piotr
Do Pana Darka
Ludzi lewicy najbardziej wk... a to, że osobnicy typu Oleksy, Miller, Kwaśniewski czy inny Belka, a nawet Napieralski, utożsamiają się z lewicą. Co oni mają z nią wspólnego? Weźmy wypowiedź tego, no „pana towarzysza” Oleksego, który stwierdził, że „JPII wyrastał ponad epokę. Porywał ludzi, którzy byli spragnieni kogoś takiego jak on, ze względu na moralną płytkość naszych czasów”. No skurw...o. Ten gość ma płytkość, ale własnego umysłu i szarych komórek. I to wcale nie jedyna „wspaniała” myśl naszych tzw. lewicowych polityków, bo przecież inny „Einstein” umysłowy lewicy orzekł, że dzięki JPII odrobiliśmy 200 lat strat w reputacji. Nie dziwmy się później, że Polska postrzegana jest na świecie jako kraj egzotyczny i republika bananowa!!! Każdy zasłużył na to, co ma! Tylko dlaczego my, Polacy, zawsze jesteśmy karani głupotą i takimi pożal się Panie politykami lewicy? Markus z Paczkowa
konserwatywnym społeczeństwie bazowanie tylko na antyklerykalizmie marginalizuje każdą partię. Palikot i Racja PL są tego przykładem. Dla mnie sprawy świeckości państwa są bardzo ważne, ale rozumiem dzisiejszą lewicę, że działa lub niby działa w szerszym zakresie, bo tylko tak może zdobyć jakiekolwiek poparcie. My, antyklerykałowie, musimy być jednym ze skrzydeł lewicy szeroko pojętej, tworzyć jeden z jej odłamów przy jej różnorodności, bo tylko taka lewica ma szansę nie tylko na dobry wynik, ale nawet na wygranie wyborów. Wątpię, żeby do tych najbliższych udało się coś takiego stworzyć, dlatego pozostało nam głosować na lewicę taką, jaką mamy. Ale jeżeli chcemy myśleć o spełnieniu w przyszłości naszych postulatów, przed następnymi wyborami musi dojść do konsolidacji lewej strony. Patronat nad skrzydłem antyklerykalnym na lewicy powinien objąć Roman Kotliński – Jonasz, bo Palikot jest niewiarygodny, co pokazał w swoim dotychczasowym działaniu. Józef Frąszczak
Lewicowe wątki
Szansa dla Polski!
Co do dzisiejszej lewicy – SLD to nie jest lewica naszego wyobrażenia i naszych marzeń, lecz jest partią lewicową. Niektórzy z nas wyobrażają sobie lewicę, która opiera się wyłącznie na walce z klerykalizmem,
„FiM” nr 17 – „Komentarz Naczelnego” – OKW Jonasza stanowi wielką szansę dla lewicy w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Moim zdaniem, należy precyzyjnie przedstawić program organizacyjny:
Przed wyborami na prezydenta RP podjąłem się podobnej akcji, przesyłając do wszystkich organizacji lewicowych (partii, związków zawodowych oraz prasy, w tym „FiM”) list otwarty nr 1 z dnia 11 listopada 2011 roku i nr 2 z dnia 11 grudnia 2011 roku o połączenie się wszystkich partii i związków zawodowych lewicowych pod jednym szyldem wyborczym, z odpowiednim uzasadnieniem. Nadmieniam, że z wyjątkiem Pani Teresy Jakubowskiej z Racji Polskiej Lewicy, nie było żadnego odzewu. Oby tym razem ta wielka misja dla OKW okazała się skuteczna, co będę wspierać z należytym oddaniem. Czesław Piekarec
Torby reklamowe Jeszcze nie tak dawno, kupując cokolwiek, otrzymywaliśmy całkiem darmo opakowanie/torebkę, aby zakupionego towaru nie nosić w zębach. Chyba w Łodzi powstała inicjatywa pakowania towarów w torby ekologiczne, ale już płatne. Ten pomysł został podchwycony niemal przez wszystkie sklepy. Osobiście nie mam nic przeciw ekologii, ale nie znoszę robienia mnie w wała. Praktyka jest taka, że nie zawsze torba, za którą płacę, jest faktycznie biodegradowalna, a najczęściej jest taka sama jak dotąd, plastikowa, ale już z nadrukiem
Ponieważ Pana dziewczyna jest fanatyczną katoliczką, proponuję, żeby zaproponował jej Pan wspólne czytanie Biblii. Argumenty za: dziewczyna zrozumie, że katolicyzm nie jest zgodny z Biblią i zostanie ateistką. Argumenty przeciw: Pan uwierzy w to, co jest w Biblii napisane, i zostanie chrześcijaninem (niekatolikiem!). Uwaga! Czytać najwyżej 5 minut dziennie; to nie jest „Władca Pierścieni” Tolkiena. Od niedawna chrześcijanka i zarazem wierna czytelniczka „FiM”
19
przegrany, na przykład w sprawach wychowania dzieci w religii katolickiej. Będziesz musiał podpisać na to zgodę, bo inaczej ona nie dostanie z Tobą ślubu kościelnego. Kobietom wychowanym w reżimie katolickim zależy na ślubie kościelnym i gromadce dzieci. Seks tylko do prokreacji. Żadnych zabezpieczeń antykoncepcyjnych, bo to są ciężkie grzechy! Z fanatyzmu religijnego może ją uzdrowić chyba tylko „grzechomierz” gościa w sukience. Zbigniew
W hołdzie Wieszczowi Do Panteonu Wieszczów Sprytny jak złodziej podolski Zakradł się zawsze czujny Niejaki Marcin Wolski Wsiegdagatow jak pionier Wierny jak komsomolec Za szmal napisze wszystko Bo biedny z niego golec Obecnie piórem pancernym Gromi podłego Tuska – Dziadek zdradzał w Wehrmachcie Wnuk, kreatura ruska Wolski sługiwał Partii Dziś prawicowy Katon Nawet bym psiego łajna Nie wytarł taką szmatą GaL REKLAMA
W sprawie listu… …Pana Darka. Jak uzdrowić dziewczynę katoliczkę? Moja rada człowieka doświadczonego życiem (ok. 70 lat) – natychmiast zakończ tę znajomość! Do pary należy dobierać sobie człowieka o podobnym światopoglądzie! Związanie się z katoliczką, a w szczególności z fanatyczką religijną, zamieni Twoje życie w koszmar. W klerykalnej Polsce zawsze będziesz
PRAWDZIWA EWANGELIA RELIGIA, KTÓRA MA SENS Bezpłatny kurs biblijny od: Bracia w Chrystusie, skr. 7 UP Poznań 45, filia 36 ul. Głogowska 179 60-130 Poznań
Radio „FiM” nadaje! Szukajcie nas i włączajcie na stronie www.faktyimity.pl. W poniedziałek, środę, czwartek i piątek audycje rozpoczynamy, tradycyjnie już, o godzinie 12. A we wtorek o godzinie 17. Telefonujcie do nas bezpośrednio na antenę pod numer 695 761 842
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja przejęła prowadzenie fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, która ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także biednym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata” Zielona 15, 90-601 Łódź ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
20
D
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
o początku XV w. Polska pozostawała poza zasięgiem znacznych herezji. Zmieniło się to wraz z zainicjowaniem w Czechach przez Jana Husa ruchu religijno-społecznego, zwanego husytyzmem. Walka pobratymczego narodu czeskiego przeciwko Krk, wielkim feudałom i przewadze niemieckiej w Czechach spotkała się w Polsce z gorącą sympatią, mimo że recepcja haseł husyckich na ziemiach polskich miała ograniczony zasięg. Niechęć do duchowieństwa wzrosła w społeczeństwie szczególnie w okresie wojen z zakonem krzyżackim, ponieważ zarówno papiestwo, jak i część wyższej hierarchii kościelnej w Polsce występowały w obronie Krzyżaków. Wielu polskich husytów rekrutowało się z osób, które odbywały studia na Uniwersytecie w Pradze – bastionie ruchu reformatorskiego. Zaniepokojeni hierarchowie kościelni z prymasem Mikołajem Trąbą na czele uchwalili na synodzie w Kaliszu w 1420 r. surowe przepisy przeciwko husytyzmowi i wszelkim związkom z Czechami. W 1424 r. duchowieństwo postarało się o antyhusycki edykt królewski, na mocy którego udział w wojsku husyckim w Czechach był karany jako zdrada stanu. Dobra Polaków bawiących w Czechach, którzy nie powróciliby w określonym terminie do kraju, miały ulec konfiskacie, a oni sami mieli być pozbawieni szlachectwa. Mimo to część społeczeństwa polskiego dalej podtrzymywała więź z Czechami i husytyzmem. Najbardziej zdeklarowaną grupę stanowili ubożsi księża i wiadomo, że co najmniej siedmiu z nich zostało spalonych na stosie, gdyż nie chcieli się wyrzec swoich przekonań religijnych. Sympatie prohusyckie występowały również wśród studentów i profesorów na uniwersytecie w Krakowie. Zdecydowanie antykościelne stanowisko zajął profesor Andrzej Gałka z Dobczyna. W czasie swego pobytu w Czechach poznał bogatą literaturę antykościelną Johna Wiklefa oraz Husa i przejął się ich poglądami. Andrzej Gałka (ok. 1400 – ok. 1451) był księdzem, filozofem i pisarzem, dziekanem wydziału sztuk wyzwolonych w Akademii Krakowskiej. Pochodził z Wielkopolski i wywodził się z drobnej szlachty. W 1420 roku wstąpił na wydział artium (sztuk wyzwolonych), gdzie dwa lata później uzyskał bakalaureat, a w 1425 roku tytuł magistra. Od 1429 r. wykładał na uczelni krakowskiej, dwukrotnie pełniąc obowiązki dziekana. W 1439 r. otrzymał kanonię przy kościele św. Floriana na Kleparzu. Właśnie od lat 30. Gałka pozostawał pod wpływem idei husyckich, wchodząc m.in. w posiadanie pism Wiklefa – oksfordzkiego uczonego i reformatora religijnego. Lektura tych pism uczyniła z Gałki zagorzałego zwolennika reformy zinstytucjonalizowanego rzymskiego Kościoła, który – w zgodnej opinii reformatorów – nie był bastionem Chrystusowej
miłości i nauczania zgodnego z Ewangelią. Głoszone przez Gałkę poglądy i krytyka interesowności niektórych profesorów naraziły go na konflikty z uniwersyteckimi kolegami i hierarchami kościelnymi. Gałka nie mniemał o sobie jako o trubadurze poglądów Husa, lecz sławił osobę i dzieło Wiklefa. Ówczesnemu duchowieństwu stawiał ciężkie zarzuty sprzeniewierzenia się pismom Ewangelii oraz tradycji apostolskiej. Jako niespójną z nauką Pisma Świętego, a także myśleniem zdroworozsądkowym postrzegał rzymskokatolicką naukę o eucharystii i centralny
Zwalczał także świecką władzę papieży i twierdził, skądinąd zgodnie z faktami, że papiestwo zdobyło Państwo Kościelne za pomocą oszustwa. W przeciwieństwie do świętych apostołów nazywał ówczesnych reprezentantów duchowieństwa „sługami antychrysta”, „kapłanami cesarskimi”, kpiąc z ich pretensji do przejęcia roli i miejsca apostołów. Zarzucał im, że świadomie ukrywają przed wiernymi ewangeliczne nauki, by nie stracić przywilejów osiągniętych dzięki „listowi cesarskiemu”, czyli rzekomej donacji Konstantyna Wielkiego. Głosił, że „prawdę popi
Jednakże nie można mu było wytoczyć procesu o herezję, gdyż udało mu się zbiec na Śląsk, a stamtąd do Czech. Zdemaskowany i zagrożony śmiercią, został odesłany z klasztoru, lecz obawiając się procesu inkwizycyjnego, w drodze do Krakowa uciekł eskortującym go zakonnikom. Schronił się na Śląsku w Małym Głogowie (Głogówku), gdzie znalazł opiekę sprzyjającego husytom antyklerykała, księcia głogowsko-opolskiego Bolka V. Ucieczkę umożliwił Gałce najprawdopodobniej opat cystersów w Mogile i z jego pomocą mistrz Andrzej na potrzeby ucieczki
Średniowieczny antyklerykał Andrzej Gałka był księdzem, profesorem w Akademii Krakowskiej, szerzycielem poglądów Wiklefa i Husa. Był jednym z pierwszych znanych z nazwiska polskich „heretyków”, religijnych buntowników.
Zbigniew Oleśnicki
punkt dogmatyki papieskiej – transsubstancjację (przeistoczenie). Tak jak Wiklef uważał, że doktryna ta, wyniesiona w 1215 r. za papieża Innocentego III na czwartym soborze laterańskim do rangi dogmatu, nie da się wywieść ani z Biblii, ani z logiki filozofii scholastycznej. Innymi słowy, odrzucił papieski dogmat, że Chrystus jest obecny w eucharystii w sposób realny; chleb i wino nie zostają przez konsekrację w sposób materialny zamienione w ciało i krew Chrystusa, lecz in substantia pozostają tym, czym są. Głosił naukę o udzielaniu komunii pod dwiema postaciami. Gałka za jedyne źródło objawienia przyjął Biblię, którą postrzegał jako źródło wiedzy o tym, w co człowiek ma wierzyć i jakimi zasadami ma kierować się w życiu. W tym ujęciu ubóstwo winno stanowić – zdaniem Gałki – fundamentalną i niezbywalną cechę wszystkich prawdziwych uczniów Jezusa. Głosił on zatem naukę o potrzebie ubóstwa duchownych.
tają (…) łeż [kłamstwo] pospólstwu bają”. Potępiał handel odpustami i pasożytnictwo duchownych, którzy „za darmo jedzą chleb króla polskiego”. W 1449 r. Gałka został zawieszony w obowiązkach wykładowcy i wysłany przez biskupa Zbigniewa Oleśnickiego do klasztoru cystersów w Mogile koło KraJohn Wiklef kowa, w celu odbycia półrocznej pokuty. Mistrzowi Andrzejowi zaporzucił szaty duchownego, przywdzieczął się palić grunt pod nogami. Jewając kupiecki płaszcz. Oleśnicki go nieprawomyślność wobec nauki i władze Akademii Krakowskiej bezKrk wyszła w pełni na jaw na skutek skutecznie domagali się wydania zbiedonosu pewnego mieszczanina, któgłego heretyka. Na ich listy, słane remu, wyjeżdżając, pozostawił do biskupa wrocławskiego i książąt pod opieką swój księgozbiór. Powierśląskich, odpowiadał Gałka listami nik zajrzał do pozostawionych papiebroniącymi siebie i idei Wiklefa, a jedrów, a to, co odkrył, napełniło go nocześnie krytykującymi dawnych koprzerażeniem. Ujrzał bowiem włalegów uniwersyteckich. Księgozbiór snoręcznie przepisane przez Gałkę Gałki został skonfiskowany. pisma Wiklefa i innych heretyków W Głogówku między kwietniem oraz osobiste notatki Gałki, w któa czerwcem 1449 r. Gałka napisał rych potępiał on Krk, a w szczególw języku ludowym antykatolicką ności gromadzenie przez dostojników pieśń agitacyjną „Pieśń o Wiklefie”, ogromnych bogactw i uganianie się a po niej niewielki traktat o Wikleza przyjemnościami. „Życzliwy znafie i jego nauce. Tekst „Pieśni o Wilazca” powiadomił o swoim odkryciu klefie” [„Lachowie, Niemcowie, wszywładze. Na polecenie generalnego ścy językowie”] wraz z nutowym zawikariusza krakowskiego, prof. Jana pisem melodii został zapisany na wyElgota, zrewidowano mieszkanie klejce oprawy rękopisu nr 306 BiGałki i znaleziono heretyckie pisma blioteki Książęcej w Wolfenbuettel. Wiklefa oraz oryginalne pieśni polÓw XV-wieczny kodeks, zawierająskie ku czci angielskiego reformatocy m.in. traktaty Wiklefa, w XVI w. ra. O działalności Gałki został pobył własnością niemieckiego humawiadomiony inkwizytor krakowski. nisty Flaciusa Illyrica, i prawdopoGdyby w chwili ujawnienia Gałka dobnie to on przepisał utwór z japrzebywał w Krakowie, nie uniknąłkiegoś innego XV-wiecznego źródła. by zatrzymania.
W „Pieśni o Wiklefie”, w tonie pełnym profetycznego natchnienia i uniesienia, Gałka wyraził uwielbienie dla myśli Wiklefa i nienawiść wobec antychrysta – papieskiego Rzymu i hierarchii kościelnej. Utwór składa się z trzech części – pierwsza (zwrotki 1–5) jest pochwałą Wiklefa oraz zaleceniem jego nauki wszystkim narodom; druga (6–10) przeciwstawia Kościół Chrystusowy i „czystą” naukę Chrystusową wymysłom papiestwa i podporządkowanemu mu duchowieństwu; trzecia (11–14) ukazuje chrześcijański sposób walki z antychrystem. A oto tekst pieśni: „Lachowie, Niemcowie, wszyśccy językowie, wątpicie-li [jeżeli wątpicie] w mowie i wszego pisma słowie – Wiklef prawdę powie // Jemuż [któremu] nie [nie ma] rownego mistrza pogańskiego i krześcijańskiego ani będzie więcszego aż do dnia sądnego // Kto chce tego dowieść, ta jest o niem powieść; kto k niemu przystąpi i w jego drogę wstąpi nigdy z niej nie stąpi // Od boskich rozumow aż do ludzskich umow – rzeczy pospolite [uniwersalia], wiele mędrcom zakryte, uczynił odkryte // O cyrkwnej jedności, kościelnej świętości, Antykrysta włości, niniejszych popow złości pisał z pełności [dosadnie] // Krystowi kapłani, od Krysta wezwani, Jegoż [którego] naśladują i skutki ukazują, co są[ć] rozkazują // Cesarscy popowie [księża katoliccy] są antykrystowie, jich moc nie od Krysta, ale od Antykrysta: z cesarskiego lista // Pirzwy [pierwszy] pop Lasota [papież Sylwester I] wziął moc od chobota [ogona] Konstantyna smoka, jegoż jad wylan z boka w Cyrkwi rok od roka // Lasota się trudził, Szatan go pobudził, by cesarzem łudził, w jimieniu ji [go] obłudził [oszukał], Rzym na niem wyłudził // A po niem [Konstantynie] laicy obłudzeni wszyćcy – przeczże [przez co] jich dziedzicy [spadkobiercy], namiastkowie [potomkowie] stradnicy, są w wielikiej tszcz[c]y [frustracji] // Chcem li [jeżeli chcemy] tszczyce zabyć [pozbyć się], a pokoja nabyć, musimy się modlić Bogu, a miecz naostrzyć, Antykrysty pobić // Nie żelaznym mieczem Antykrysty sieczem; Święty Paweł z Lista rzekł: »zabić Antykrysta słowem Jezu Krysta« // Prawda – rzecz Krystowa, łeż [kłamstwo] – Antykrystowa; prawdę popi tają, iże się jej lękają, łeż pospolstwu bają // Kryste, przez Twe rany, racz nam dać kapłany, jiżby [którzy by] prawdę wiedli, Antykrysta pogrzebli, nas k Tobie przywiedli”. Ostatnim pewnym faktem z życia mistrza Andrzeja Gałki, uchodźcy z Polski, jest jego obecność w 1451 r. w Czechach, w militarnej i religijnej twierdzy husytów – Taborze. Prawdopodobnie pełnił w Czechach funkcję duchownego. Z twórczości Gałki oprócz „Pieśni o Wiklefie” zachował się skonfiskowany przez inkwizycję księgozbiór, znajdujący się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej po dzień dzisiejszy. ARTUR CECUŁA
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
21
PYTANIA CZYTELNIKÓW
O Dekalogu i obecności Boga Jeden z Czytelników pyta: Dlaczego w jednym miejscu Księgi Wyjścia czytamy, że tablice kamienne zostały zapisane palcem Bożym (Wj 31. 18), podczas gdy w innym miejscu mówi się, że to sam Mojżesz spisał treść Dekalogu (Wj 34. 28)? Kto w końcu spisał Dziesięcioro Przykazań: Bóg czy Mojżesz, i jak rozumieć, że przykazania te spisane zostały „palcem Bożym”? Poza tym interesuje mnie jeszcze inna kwestia: jak pogodzić stwierdzenie, że Mojżesz nie mógł oglądać oblicza Boga (Wj 33. 20) z innym tekstem, który mówi, iż nie tylko Mojżesz i Aaron, ale również siedemdziesięciu starszych narodu żydowskiego „ujrzeli Boga Izraela (…); mogli więc oglądać Boga, a potem jedli i pili” (Wj 24. 10–11)? Czy pomiędzy tymi stwierdzeniami nie ma wyraźnej sprzeczności? Zacznę od tego, że Księga Wyjścia (Druga Księga Mojżeszowa) rzeczywiście mówi o podwójnie wykonanych i zapisanych kamiennych tablicach, zawierających Dziesięcioro Przykazań. Poza tym również sam tekst Dekalogu zapisany jest w dwu miejscach: w Księdze Wyjścia (20. 1–17) i w Księdze Powtórzonego Prawa (5. 6–21), i chociaż co do istoty nie ma w nim rozbieżności, nie jest on zgodny we wszystkich szczegółach. Różnice dotyczą głównie przykazania o święceniu i uzasadnieniu święcenia szabatu (por. Wj 20. 8–11; Pwt 5. 12–15) oraz zakazu pożądliwości (por. Wj 20. 17; Pwt 5. 21). Zgodnie z pytaniem Czytelnika przejdę jednak do samych tablic. Otóż w odniesieniu do pierwszych napisano: „A gdy dokończył [Bóg] rozmowy z Mojżeszem na górze Synaj, dał mu dwie tablice Świadectwa, tablice kamienne zapisane palcem Bożym” (Wj 31. 18). Jak zatem rozumieć słowo „palec” w odniesieniu do Boga? Żydowski komentarz do tego tekstu zwraca uwagę na metaforyczny charakter słów „palcem Bożym”. „»Tablice były dziełem Boga« (Szemot [Wyjścia] 32:16), to znaczy, że były one tworami przyrody, a nie sztuki, wszystkie bowiem rzeczy w przyrodzie nazywane są »dziełem Boga«, na przykład »Widzieli dzieła Boga« (Tehilim [Psalm] 107:24), a po opisie elementów przyrody, takich jak: rośliny, zwierzęta, wiatry, deszcze itp. następuje okrzyk: »Jak liczne są Twoje dzieła, Boże« (Tehilim 104:24). Jeszcze bardziej uderzająca jest relacja pomiędzy Bogiem a Jego stworzeniami wyrażona w określeniu: »Cedry Libanu, które On zasadził« (Tehilim 104:16). Cedry – będące tworami przyrody, a nie sztuki – są opisane tak, jak gdyby były zasadzone przez Boga. W podobny sposób wyjaśniamy zwrot: »pismo było pismem Boga« (Szemot 32:16). Relacja łącząca pismo z Bogiem została określona
poprzez słowa (w dosłownym tłumaczeniu): »napisane palcem Boga« (Szemot 31:18), a znaczenie tego zwrotu jest takie samo, jak w wyrażeniu »dzieło Twoich palców« (Tehilim 8:4), co odnosi się w tym przypadku do niebios. Jeśli zaś o nie chodzi, to wyraźnie stwierdzono, że zostały one stworzone przez słowo, porównaj: »Poprzez słowo Boga uczynione zostały niebiosa« (Tehilim 33:6). Możesz się z tego nauczyć, że w Torze stwarzanie rzeczy zostało metaforycznie wyrażone poprzez określenia oznaczające »słowo« i »mowę«. Ta sama rzecz, która według jednego fragmentu została uczyniona poprzez słowo, w innym fragmencie jest przedstawiona jako uczyniona przez »palec Boga«. Sens zwrotu »napisane palcem Boga« jest zatem identyczny z sensem wyrażenia »napisane poprzez słowo Boga«, jeśli zaś mówi się o tym ostatnim wyrażeniu, to jest ono równoznaczne ze zwrotem: »napisane skutkiem woli i pragnienia Boga« (…). Czy stworzenie napisu na Tablicach było czymś trudniejszym niż stworzenie gwiazd na niebieskich sferach? Skoro zatem te ostatnie były uczynione bezpośrednio wolą Boga, a nie za pomocą jakiegokolwiek narzędzia, to także pismo mogło się pojawić na Tablicach skutkiem bezpośredniego działania Jego woli, nie zaś jako rezultat użycia jakiegoś narzędzia” („Tora Pardes Lauder”, t. II, s. 358–359). Innymi słowy, kiedy czytamy, że „tablice kamienne zapisane [były] palcem Bożym” (Wj 31. 18) oraz: „Tablice te były dziełem Bożym, a pismo było pismem Boga” (Wj 32. 16), widzimy przede wszystkim ważność Dziesięciorga Przykazań, ich pochodzenie, a nie dosłowne znaczenie fizycznych atrybutów Boga. Biblia mówi do nas naszym, ludzkim językiem, a to znaczy, że w wielu miejscach używa antropomorfizmów w odniesieniu do Boga.
Jak jednak wyjaśnić fakt, że po rozbiciu przez Mojżesza pierwszych tablic (por. Wj 32. 19), według Wj 34. 1 to Bóg obiecuje zapisać nowe tablice, podczas gdy w wersecie 28 czytamy, że to Mojżesz „spisał na tablicach słowa przymierza, dziesięcioro słów” (Wj 34. 28)? Może to być zrozumiane w ten sposób, że skoro Mojżesz potłukł pierwsze tablice, Bóg nakazał mu następne wyciosać osobiście. Słowa zaś „Ja wypiszę” – podobnie jak to zostało wyjaśnione wyżej – niekoniecznie muszą mieć znaczenie dosłowne; mogą raczej oznaczać – co jest bardziej prawdopodobne – że nowe tablice będą zawierać te same słowa Boga, stąd „Ja wypiszę”, które były na pierwszych tablicach, czyli że Prawo Boże (podstawa przymierza) pozostanie niezmienne. Skoro bowiem Izrael zgrzeszył (złoty
por. 1. 17), a następującym tekstem: „I wstąpił Mojżesz i Aaron, Nadab i Abihu oraz siedemdziesięciu ze starszych Izraela na górę, i ujrzeli Boga Izraela, a pod jego stopami jakby twór z płyt szafirowych, błękitny jak samo niebo. Lecz na najprzedniejszych z synów izraelskich nie wyciągnął swojej ręki; mogli więc oglądać Boga, a potem jedli i pili” (Wj 24. 9–11). Właściwe wyjaśnienie jest takie, że chociaż Mojżeszowi i starszyźnie pozwolono wejść na górę, to mogli oni oglądać Boga, a w rzeczywistości „jedynie” Jego chwałę, i to z daleka. Dowodzą tego następujące słowa: „Wstąp do Pana [JHWH], ty i Aaron, Nadab i Abihu oraz siedemdziesięciu starszych Izraela i złóżcie pokłon z daleka, a niech tylko sam Mojżesz zbliży się do Pana, natomiast oni niech się nie zbliżają” (Wj 24. 1–2).
Mojżesz wg Rembranta
cielec) i złamał przymierze, Bóg po prostu postanowił je odnowić, dlatego też w dalszej części czytamy, że to Mojżeszowi, który stłukł tablice, nakazał: „Spisz sobie te słowa, gdyż na podstawie tych słów zawarłem przymierze z tobą i z Izraelem” (Wj 34. 27). Sprzeczności nie ma również pomiędzy stwierdzeniem, że „Boga nikt nigdy nie widział” (J 1. 18; 1 J 4. 12), bo „Jedyny, który ma nieśmiertelność, mieszka w światłości niedostępnej [i] nikt z ludzi [Go] nie widział i widzieć nie może” (1 Tm 6. 16,
O tym, że zobaczyli oni tylko (i aż) chwałę Boga, a nie Jego oblicze, świadczą również słowa skierowane do Mojżesza: „Nie możesz oglądać oblicza mojego, gdyż nie może mnie człowiek oglądać i pozostać przy życiu” (Wj 33. 20, por. Pwt 4. 15). Poza tym Tora (Pięcioksiąg) wyraźnie stwierdza, że „nie powstał w Izraelu prorok taki jak Mojżesz, z którym by Pan [JHWH] obcował tak bezpośrednio” (Pwt 34. 10). Starsi nie mogli widzieć czegoś, czego nie widział nawet Mojżesz!
Jak zatem rozumieć słowa, które mówią, że Bóg „rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz” (Wj 33. 11, por. Lb 12. 8)? Komentarz Tory tłumaczy to tak, że Mojżesz rozmawiał z Bogiem bez pośrednika: „Słowo panin (twarz) w języku hebrajskim jest homonimem; większość jego różnych znaczeń ma charakter przenośni (…). Słowo panin wskazuje często na obecność i istnienie jakiejś osoby – porównaj: »Moja twarz (panaj) pójdzie« (Szemot 33:14). W takim samym znaczeniu słowo to zostało użyte w wersecie: »I Bóg rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz« (Szemot 33:11), to znaczy, że obaj byli obecni, bez żadnego pośrednika pomiędzy sobą (…). Ma być zatem jasne, że percepcja głosu Boga bez pośrednictwa jakiegoś anioła jest określona jako »twarzą w twarz«” („Tora Pardes Lauder”, t. II, s. 378). Potwierdzeniem takiego wyjaśnienia jest również inny tekst, który mówi, że w podobny sposób Bóg przemawiał do Izraela: „Twarzą w twarz Pan z wami mówił na górze z ognia” (Pwt 5. 4). Wiemy jednak, że naród izraelski nie widział przecież Boga. Widział bowiem „jedynie” Jego potęgę i słyszał „tylko” Jego głos: „I przemówił Pan [JHWH] do was z tego ognia; głos słów jego słyszeliście, lecz postaci żadnej nie widzieliście, był tylko głos” (Pwt 4. 12). Krotko mówiąc, skoro nawet Mojżesz nie mógł oglądać oblicza Boga, nie mogli Go oglądać również wspomniani starsi Izraela. Widzieli oni jedynie chwałę Boga, i to z daleka, w przeciwieństwie do Mojżesza, któremu jako jedynemu Bóg pozwolił się zbliżyć (por. Wj 34. 1–2; 33. 23). Poza tym starsi Izraela mogli też zobaczyć chwałę Boga w prorockim uniesieniu, podobnie jak Ezechiel (Ez 8. 1–4; 1. 28; 3. 23) lub Jan na wyspie Patmos (Ap 4. 1–3). Jakkolwiek było, jedno jest pewne: mogli oni oglądać jedynie chwałę Boga, i to z daleka, nie mogli jednak widzieć Jego oblicza, „gdyż – zgodnie ze słowami Jahwe – nie może [Go] człowiek oglądać i pozostać przy życiu” (Wj 33. 20). Poza tym napisano również, że dopiero w wieczności sprawiedliwi oglądać Go będą: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5. 8). A zatem tylko „ten, kto żyje nienagannie i pełni to, co prawe, i mówi prawdę w sercu swoim. Nie obmawia językiem swoim, nie czyni zła bliźniemu swemu ani nie znieważa sąsiada swego” (Ps 15. 2–3), będzie oglądał Boga (Iz 30. 20) i przebywał w Jego obecności, ale dopiero wraz z nadejściem eschatologicznego Dnia Pańskiego (Ap 21. 3, 22; 22. 4). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (30)
Okupacja wewnętrzna Feudałowie polscy uciskali i wyzyskiwali chłopów różnych narodowości. Tylko nieliczni cieszyli się wolnością osobistą. U zarania państwowości polskiej większą część ludności chłopskiej stanowili ludzie wolni, posiadający drobną własność ziemską. Ale wkrótce po przyjęciu przez Polskę chrześcijaństwa chłopstwo znalazło się przeważnie w zależności feudalnej. Tym sposobem znaczną liczbę mieszkańców Polski dotknęła jakby wewnętrzna okupacja. I to podwójna – religijna i feudalna. Jest to ogromny paradoks, bo związany z wydarzeniem przedstawianym przez większość historiografów pozytywnie – z utworzeniem państwa polskiego i jego chrystianizacją. Wielka feudalna własność ziemska, zwłaszcza po stłumieniu powstania ludowego, które w latach 1037–1038 objęło znaczną część ziem polskich, rozwijała się w szybkim tempie. Piastując najwyższe urzędy oraz zarządzając grodami i coraz to nowszymi ziemiami, możni gromadzili w swym ręku wielkie bogactwa, które umożliwiały im pomnażanie swych posiadłości i uzależnianie od siebie w coraz większym stopniu ludności chłopskiej, nie tylko polskiej. Powstały różne kategorie ludności zależnej. Na roli osadzano również ludność niewolną, której dostarczały państwu polskiemu wyprawy wojenne. Jeńców
C
osadzano niekiedy razem, tak że tworzyli całe wsie, które od ich pochodzenia otrzymały swoje nazwy, takie jak Pomorzany, Czechy, Prusy itd. Dobra wielmożów zwiększały się niejednokrotnie przez zagarnięcie przemocą obcych ziem po długoletnich walkach i wielu wyprawach, które pochłaniały moc wysiłków, kosztów i ofiar. Od czasu opanowania Rusi Halickiej i części Wołynia z Krzemieńcem głównym kierunkiem polskiej polityki ekspansyjnej był wschód. Wiele rodzin polskich za zasługi wojenne i straty poniesione w służbie państwowej uzyskało znaczne nadania ziem ukraińskich. Dzięki tym nadaniom powstały nowe potężne rody możnowładcze, zainteresowane polityką ekspansji na wschód. Polska starała się doprowadzić do pełnej unifikacji ziem koronnych i ruskich. W latach 1425–1434 Władysław Jagiełło wprowadził na Rusi Halickiej i Podolu „prawo polskie”. Powstały tam te same urzędy co w Polsce, zaś szlachta ruska została zrównana z polską i otrzymała identyczne z nią przywileje. Ułatwiło to ekspansję szlachty polskiej i wiele rodów, korzystając z przywilejów królewskich (Melsztyńscy, Buczaccy, Odrowążowie i inni),
zęsto ludzie religijni zarzucają niewierzącym, że ich ateizm bądź agnostycyzm jest de facto rodza jem religii, tyle że zakamuflowanym. Jest to oczywiste nieporozumienie. Ostatnio pewien znajomy pobożny katolik próbował wyśmiać mój ateizm, twierdząc, że jest on religią jak każda inna. Głównym dowodem na to miałaby być teza, że ateizm ma „dogmaty niemożliwe do zweryfikowania”, zupełnie tak, jak wszystkie religie. Zabawne jest to, że człowiek religijny deprecjonuje ateizm, sugerując, że jest… równie mało wiarygodny co religia. Bo czym innym, jak nie przyznaniem tego jest mówienie o „dogmatach niemożliwych do sprawdzenia”. Przypomina mi to twierdzenia katolików, że czyjś światopogląd jest niedobry, bo jego wyznawcy też kogoś zamordowali niczym katolicka inkwizycja. Ale przejdźmy do rzeczy. Czy ateizm ma jakieś dogmaty? Ateizm jest czymś w gruncie rzeczy bardzo skromnym – jest prostym twierdzeniem, że argumenty na rzecz istnienia bogów przedstawiane przez religie są nieprzekonujące. Ateizm jest tym tylko – wyznaniem, że nie ma powodów, aby zawracać sobie głowę bogami. Nie jest nawet światopoglądem w pełnym tego słowa znaczeniu, bo nie zawiera w sobie żadnego pozytywnego programu, tylko to proste zaprzeczenie roszczeniom religii.
zagarniało coraz więcej ziem ruskich, lokowało wsie, wykorzystując do tego celu zarówno miejscową ludność, jak i przesiedlając chłopów ze wsi małopolskich czy Mazowsza. Zaborczą działalność na tym polu rozwijał też Kościół. Do powiększenia swych zasobów dążył on różnymi drogami – także przez zagarnięcie ziem chłopskich i fałszowanie dokumentów. Prawa własności wsi, dokumenty fundacyjne i przywileje – wszystko to powstawało w klasztornym skryptorium. Nieraz zabierano chłopom ziemię pod pozorem nowego pomiaru łanu. Usuwano ich także z całych wsi, zakładając na nich folwarki kościelne lub szlacheckie. Była cała gama świadczeń feudalnych obowiązujących chłopów. Z użytkowanej ziemi płacili panu czynsz (rentę pieniężną), przed świętami musieli dawać podarki w bydle, drobiu, miodzie lub nabiale, a także utrzymywać pana przybyłego na sądy. Poza tym osadnik obowiązany był do pańszczyzny (renty odrobkowej), czyli musiał przepracować pewien okres na obszarze ziemi, który pan wyłączył spod osadnictwa – ów teren nazywał się folwarkiem. Folwark był nową jednostką gospodarczą – obejmował nie
Ateizm zatem nie może mieć żadnych dogmatów, bo nie przedstawia żadnych pozytywnych twierdzeń. Nie każe w nic wierzyć. Niewiara nie jest innym rodzajem wiary, tak jak brak współżycia seksualnego nie jest innym rodzajem współżycia, a niejedzenie nie jest innym rodzajem jedzenia. Wiem, że miliony kaznodziejów religijnych na całym świecie
tylko pański dwór i ziemię, na której pracowali poddani początkowo po kilkanaście dni w roku, a później co najmniej jeden, dwa dni w tygodniu, ale był to cały system feudalnego wyzysku, oparty na pracy chłopów pozbawionych wolności osobistej i prawa własności ziemi, zmuszonych do pracy pańszczyźnianej. Poza tym były jeszcze daniny na rzecz pana, państwa i duchowieństwa. Szybko, bo już w 1435 r., wprowadzono na ziemiach ukraińskich obowiązujący w Polsce przepis prawny, dozwalający chłopu opuszczenie ziemi swojego pana tylko pod koniec roku, po spłaceniu całego zadłużenia, wywiązaniu się ze wszystkich zobowiązań i po złożeniu wykupu. Potem król Kazimierz Jagiellończyk (1427–1492) jako wielki książę litewski (był nim do 1492 roku) zakazał przyjmowania przez
Moją odpowiedzią na powyższe pytania jest humanizm ateistyczny. Nawet nie ateizm humanistyczny, ale właśnie humanizm ateistyczny. Akurat dlatego, że ateizm jest prostą negacją, nie widzę powodów, aby mieć go na sztandarze na pierwszym miejscu. Nie jest dla mnie źródłem podstawowej identyfikacji. Nie przyjaźnię
ŻYCIE PO RELIGII
Religia ateistyczna? mówią co innego, ale nic mnie to nie obchodzi. To problem ich śmiesznych umysłowych wygibasów, którymi chcą dowieść, że ateizm jest równie kiepsko uzasadniony co teizm. Chcę jednocześnie pocieszyć tych wszystkich, którzy zaniepokoili się twierdzeniem, że „ateizm nie ma żadnego pozytywnego programu”. Ateizm go nie ma, bo nie może mieć z samej swej definicji, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby mieli go ateiści. Smutne byłoby życie kogoś, kto poprzestałby na samym zaprzeczeniu twierdzeniom religii. To fakt, że religie nie mają racji, ale co dalej? Co w takim razie warto robić i w co warto wierzyć? Jaki jest pozytywny program dla naszego życia?
się z ludźmi dlatego, że są ateistami. Przeciwnie – z wieloma ateistami nie chciałbym mieć do czynienia. Ateizm to bardzo mało. Interesuje mnie to, w co ludzie wierzą jako ateiści. Ktoś powie, że wiara w wartości humanistyczne jest równie irracjonalna jak wiara w religijne dogmaty. Bo na jakiej zasadzie uznać wartość demokracji i praw człowieka za bardziej „prawdziwą” niż na przykład wiara w skuteczność egoizmu i manipulacji? Czy goły egoizm nie bywa skuteczniejszy i bardziej satysfakcjonujący dla danej jednostki? A przez to bardziej wartościowy, racjonalny i „prawdziwy”?
inne folwarki zbiegłych chłopów, a także postanowił, że chłop może odejść ze wsi dopiero wówczas, gdy osadzi innego na swoim miejscu. Od XVI w. w Koronie i na Litwie chłopi osobiście wolni należeli już do wyjątków. Panowie zwiększyli pańszczyznę i wprowadzili ustawodawstwo antychłopskie. Za wzór wzięto dobra klasztorne, gdzie w połowie XIV w. wymiar pańszczyzny wzrósł już do 1–2 dni w tygodniu. W 1496 r. Statutami piotrkowskimi chłopi zostali pozbawieni, z małym wyjątkiem, prawa emigrowania ze wsi. Statuty wprowadziły zaostrzone przepisy przeciwko zbiegom i nakazywały pod karą grzywny wydawanie zbiegów właścicielom. Postanowienia te dotyczyły ogółu chłopów z dóbr szlacheckich, kościelnych i królewskich. Z początkiem XVI w. chłopom zabroniono skarżyć się na panów i odwoływać się do króla lub wielkiego księcia. Wreszcie władca Korony i Litwy Zygmunt II August w 1557 r. w związku z tzw. pomiarą włóczną oczynszował i zreorganizował królewszczyzny litewskie, białoruskie i ukraińskie. Całość ziem podzielono na włóki (21,3 ha) – część przeznaczono na folwarki, a część rozdzielono między chłopów. Postanowienie to zmniejszyło nadziały chłopskie i rozbiło całkowicie przeważającą dotąd na Litwie wspólnotę chłopską. Powinności chłopskie zwiększyły się odtąd o przeszło 20 procent w stosunku do stanu sprzed „reformy”. ARTUR CECUŁA
W skrócie – odpowiedź ma charakter zarówno racjonalny, jak i estetyczny. Ponieważ ludzie mogą funkcjonować wyłącznie jako istoty społeczne, egoizm, rozpychanie się łokciami i wbijanie innych w ziemię nie są dobrym rozwiązaniem nie tylko dla ogółu, ale także dla tych, którzy stosują takie metody. Bo kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Osama bin Laden żyłby dzisiaj i nie ukrywałby się przez lata jak szczur, gdyby nie wojna, którą rozpętał. Ta zasada miecza dotyczy wszystkiego, w tym najsubtelniejszych relacji miłosnych i przyjacielskich. Wspomniałem o estetyce. Wartości humanistyczne są także warte zachodu, ponieważ są po prostu piękne. Mało jest na tym świecie rzeczy równie paskudnych jak dominujący i manipulujący egoista. Słusznie wzbudza odrazę. Tymczasem wartość przyjaźni, pomocy wzajemnej, troski o potrzebujących, starań o równość i sprawiedliwość są piękne i zachwycające. A ich efekty – widoczne w wielu miejscach, w wielu rodzinach, różnych relacjach międzyludzkich, krajach o sprawiedliwszym ustroju, w firmach pracujących na zasadach partnerstwa, a nie wyzysku. Nie piszę tu o budujących bajkach dla grzecznych dzieci, ale o sprawach, które działy się i dzieją w rzeczywistości. I to jest w humanizmie też piękne, że jest realny, w odróżnieniu od raju i nieba religii. MAREK KRAK
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
J
ednym z papieży milenijnego przełomu był Grzegorz V, którego uczyniono głową Kościoła, kiedy miał 24 lata. I ten watykański „królik”, podobnie jak wielu jego poprzedników, nie był w stanie utrzymać się na tronie bez wsparcia cesarza. Kiedy więc cesarz – zmęczony włoskimi upałami – postanowił powrócić do swojej Germanii, Grzegorz szybko odczuł, że nikt go w Rzymie nie chce (gromkie „To nie jest nasz Ojciec!” niejednokrotnie obalało pontyfikaty). Kiedy gniew ludu spojrzał mu w oczy, niezwłocznie posłał za Ottonem gońca z błaganiem o jego powrót
jeszcze do 26 sierpnia 1001 roku. Swoją drogą, ciekawy jest zwyczaj upokarzania przeciwników papieży poprzez obwożenie ich tyłem na ośle. Czy jest to jakieś nawiązanie do osła Jezusowego? Chyba tak, bo tyłem na ośle jeździł ten, kto zaprzeczał prawowitej władzy Namiestnika Chrystusa. A wieszanie za włosy i ucinanie nosów to już pozakanoniczna fantazja luminarzy tej religii „miłości i przebaczenia”. Jan XVIII (1003–1009), kolejny interesujący „Ojciec Święty”, był papieżem Krescencjusza i obdarzono go przydomkiem „Kogut” (Fasanus). Ten przydomek musiał się
OKIEM SCEPTYKA Pierwszym papieżem rodziny Tusculum był Benedykt VIII (1012–1024). Krescencjusze jeszcze całkowicie nie odpuścili i również wytypowali swojego papieża – Grzegorza VI. Teofilakt, który przybrał imię Benedykta VIII, zbliżał się do Chrystusowych trzydziestu trzech lat i nie miał wcześniej żadnych święceń. W parę tygodni po swoim wyborze zorganizował wyprawę zbrojną na wrogów, których dopadł w górskich twierdzach. Kiedy „Ojciec Święty” walczył w górach, jego brat Romanus, który miał zostać kolejnym papieżem (Jan XIX), opanował Rzym. Ci żołnierze w strojach papieskich stanowili
wojenna zaczynała ich przerastać, pielgrzymowali z błaganiem o pomoc cesarską. Benedykt VIII był przy tym groźnym papieżem i udało mu się zawojować dużą część Półwyspu Apenińskiego. Zbrojnie przywrócił też władzę papieską w Kampanii i Toskanii rzymskiej. W sojuszu wojskowym z Pizą i Genuą pokonał również najeźdźców muzułmańskich w bitwie morskiej, w której walczył osobiście, i nawet odbił Sardynię. Jeden z historyków, Carl Erdmann, tę kampanię papieską traktuje jako prapoczątek późniejszych krucjat. Emir Mujahid, przeciwnik militarny papieża, podobno wysłał Benedykt VIII
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (36)
Świńskie ryje Papieże z początku II tysiąclecia chrześcijaństwa nie różnili się zbytnio od tych z pierwszego – byli intrygantami opętanymi władzą i wyrafinowanymi okrutnikami. Nic dziwnego, że jeden z nich zyskał przydomek „Świńskiego ryja”, a inny zasłynął z pomysłu oddawania księżowskich dzieci w niewolę. i ochronę zagrożonego „Ojca Świętego”. Niestety, Otton wykręcił się wówczas złym stanem zdrowia i Grzegorz upadł – albo uciekł, albo go wygnano. Na czele buntu stanęła rodzina Krescencjuszy. Grzegorz schronił się w Spoleto, skąd dwukrotnie organizował zbrojne najazdy na Rzym, ale „Bóg” nie był mu łaskaw. Krescencjusz II, faktyczny władca Rzymu, ogłosił, że nastał wakat na tronie papieża i czym prędzej należy wybrać nowego. Został nim Jan Filagatos, którzy rządził jako Jan XVI. Ponieważ w jego obsadzeniu brali udział przedstawiciele Bizancjum, episkopat zachodni ekskomunikował go jako antypapieża. Kiedy rok później cesarz postanowił interweniować, papież banita mógł sobie wynagrodzić emigrację słodyczą zemsty jako przewodniczący synodu sądzącego Jana XVI. Zabawa była równie mocna jak za czasów Jana XIII, który torturował i upokorzył trzynastu przywódców powstania przeciw sobie, a jego lidera obwoził tyłem na ośle (966 r.). Papież Grzegorz również miał dla swojego konkurenta rundę miejską tyłem na ośle, ale wcześniej nieszczęśnika oślepiono, obcięto mu język, nos, wargi i ręce. Dla rzymian musiało to być przeżycie równie silne jak synod trupi Stefana VI (897 r.). Opat Nil z Rossano, który wcześniej ostro krytykował uzurpację Jana XVI, po rzymskiej makabresce wyklął papieża Grzegorza, oraz cesarza Ottona i opuścił Rzym. Tymczasem kikut antypapieża wegetował w klasztornym więzieniu
wiązać z zawadiackim charakterem papieża, który skonfliktował się z dwoma biskupami francuskimi i zaczął odgrażać się królowi Francji Robertowi II, że obłoży cały kraj interdyktem, jeśli niepokorni biskupi nie przybędą z przeprosinami do Rzymu. Poszło o majątki opactwa w Fleury, które papież bullą wyjął spod władzy miejscowego biskupa i podporządkował bezpośrednio sobie. W roku 1007 biskupi Sens i Orleanu nakazali opatowi spalenie rabunkowej bulli papieskiej. „Kogut” tak dał się Rzymowi we znaki, że zmuszono go do złożenia urzędu i zmarł jako szeregowy mnich w klasztorze przy Bazylice św. Pawła za Murami. Nie udało mi się ustalić, dlaczego kolejny papież Sergiusz IV (1009–1012) nosił przydomek „Świński ryj” (Bucca Porci, Os Porci). Czy odnosiło się to do jego charakteru, czy może wyglądu? Niejasne są również okoliczności jego wyboru na papieża. Najpewniej stołek zawdzięczał ówczesnemu dyktatorowi Rzymu, Janowi II Krescencjuszowi. „Świński ryj” był ojcem chrzestnym krucjat – jako pierwszy usiłował zorganizować zbrojną wyprawę na „niewiernych”, choć udało się to dopiero jego następcom. Krescencjusz II zmarł wiosną 1012 r., kończąc tym samym dzieje hegemonii tego rzymskiego rodu. Papież, marionetka dyktatora, żył jedynie tydzień dłużej, dlatego historycy przypuszczają, że został zlikwidowany, aby jego miejsce mógł zająć papież od Tusculańczyków.
już dla władcy Niemiec trudniejszy orzech do zgryzienia. Król Henryk II (1002–1024) dał się koronować na cesarza w Bazylice św. Piotra Roku Pańskiego 1014, ale przysięgał wówczas przed papieżem, że będzie protektorem Kościoła Chrystusowego, i to bez roszczeń tradycyjnego zwierzchnictwa. To było przedpole dla późniejszego „sporu o inwestyturę” i równia pochyła prowadząca cesarza do Canossy. Pontyfikat Benedykta biegł na ogół wojenną ścieżką. Wkrótce po wyjeździe cesarza z Rzymu papież zorganizował kolejną wyprawę wojenną przeciwko Krescencjuszom – tym razem w celu odzyskania posiadłości opactwa Farfa. W owym czasie papiestwo nie musiało dla pozyskiwania i utrzymywania wiernych organizować teatralnych pielgrzymek papieskich. W ogóle trudno było skłonić papieży, aby odwiedzali krainy swoich owieczek. To do nich trzeba było pielgrzymować. Ówcześni papieże organizowali raczej najazdy, czyli zbrojne awantury w imię Chrystusa. Czasami tylko, jeśli rozpętana zawierucha
do niego worek kasztanów, który miał ilustrować liczbę muzułmańskich żołnierzy, których pośle na ziemie chrześcijańskie. Papież odesłał mu wówczas worek prosa, który miał reprezentować żołnierzy Chrystusa, którzy odpowiedzą na atak. W tych grach wojennych Benedykt czuł się w swoim żywiole. Nie miał przy tym za wiele czasu na odprawianie mszy czy dłubanie przy dogmatach. Pobożny kronikarz tak opisuje ów konflikt: „Podróżując na statkach, Saraceni przybyli do Lombardii i opanowali miasto Luna, którego biskup ledwo zdołał umknąć. Następnie, bez żadnego oporu i z całkowitym spokojem, podbili cały region (...). Kiedy wieść o tym dotarła do papieża Benedykta, wezwał on wszystkich liderów i protektorów Świętej Matki Kościoła. Poprosił ich i nakazał im, aby przyłączyli się do niego w ataku na tych aroganckich wrogów Chrystusa. Z Bożą pomocą mogą ich unicestwić. Jednocześnie w tajemnicy papież posłał mocną flotę, która miała zapobiec ucieczce wroga. Dowiedziawszy się
23
o zasadzce, król Saracenów początkowo odniósł się do tego z lekceważeniem, ale później wraz z kilkoma przybocznymi postanowił salwować się ucieczką przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Jego siły pierwsze przypuściły atak, ale zostały zmuszone do odwrotu. Aż przykro o tym mówić, ale rzeź trwała przez trzy dni i noce” (Thietmar z Merseburga, Kronika). Już wcześniej wśród żołnierzy emira doszło do obniżenia morale, gdyż nie udało im się zdobyć dostatecznych łupów. Wedle arabskich źródeł, jego flota dodatkowo była poturbowana przez burzę, kiedy przeprawiała się przez skaliste zatoczki. Wojska chrześcijańskie uwięziły też matkę Mujahida i jego następcę. Matka została sprzedana do niewoli, a jego syn Ali pozostał zakładnikiem na wiele lat. Mniej szczęścia miał papież w awanturze zbrojnej przeciwko Bizantyjczykom. W nadziei na łupy (ziemie) Benedykt VIII udzielił wsparcia w buncie przeciwko rządom bizantyjskim na południu Włoch. Na usługach papieskich były wówczas rozprzestrzeniające się w Italii bandy normańskie, których burzliwe dzieje na półwyspie właśnie się rozpoczynały, aby w następnych dekadach przysporzyć kłopotów także i papieżom. Tymczasem jednak papiescy najemnicy normańscy zostali oddani na usługi powstańców antybizantyjskich. Kiedy jednak Bizantyjczycy pokonali powstańców w 1019 r. pod Cannoe i zaczęli posuwać się na północ, zagrażając teraz samemu papieżowi, ten pognał do Niemiec, szukać ratunku u cesarza. Pomoc wojskowa nadeszła dopiero w roku 1022 i początkowo zbrojna ekspedycja papiesko-cesarska przyniosła pewne sukcesy, ale niebawem się załamała i papież musiał się zadowolić jedynie powstrzymaniem dalszej ekspansji sił bizantyjskich. Militarne niepowodzenie spisku przeciwko Bizancjum ostudziło wojenny zapał „Ojca Świętego” – ostatni okres swego pontyfikatu poświęcił już frontowi wewnętrznemu. 1 sierpnia 1022 r. odbył wraz z cesarzem synod w Pawii, a jego celem było drastyczne uderzenie w rodziny księży. Synod nie tylko bowiem wydał rozporządzenie zakazujące małżeństw i konkubinatów wszystkim duchownym, włącznie z subdiakonami, ale orzekł też, że wszystkie dzieci księży mają stać się niewolnikami (sic!). Rozporządzenie nie pozostało jedynie na papierze, gdyż cesarz od razu włączył soborowe kanony do kodeksu. I nie może być tutaj mowy o żadnych racjach teologicznych czy biblijnych owego radykalnego celibatu. W przemowie na synodzie papież bezpośrednio powiedział o motywach tego kroku: chodziło o dobra kościelne, które mogły ulec rozproszeniu poprzez zakładanie rodzin przez księży. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Ta witaminopodobna substancja przyjmowana z pokarmem oraz produkowana w ludzkim organizmie jest silnym przeciwutleniaczem odpowiedzialnym za prawidłowy metabolizm komórek. A może i eliksirem młodości?
Koenzym Q10
O działaniu Q10 mogą świadczyć badania przeprowadzone w New England Institute – koenzym podawany tam zwierzętom z rakiem lub białaczką skutecznie zmniejszał ich śmiertelność. W testach klinicznych stosowano zaś chemioterapię razem z Q10, a efektem było znaczące zmniejszenie ubocznego działania leków. Okazuje się, że lista schorzeń i zaburzeń funkcjonowania organizmu, które koenzym Q10 likwiduje lub wyraźnie zmniejsza, jest o wiele dłuższa. Q10 jest substancją, która po dotarciu do naszych komórkowych siłowni, czyli mitochondriów, inicjuinnych witamin z grupy B. Orgaje i usprawnia proces uzyskiwania nizm ludzki zawiera łącznie 2 g Q10. w nich energii potrzebnej do podCzęsto zalicza się go do grupy witrzymania życiowych funkcji. tamin E, które występują w wielu Mniej więcej do 40 roku życia olejach roślinnych, na przykład tailość koenzymu w organizmie jest kich jak olej z kiełków pszenicy lub na tyle wysoka, że nie odczuwa się oliwa z oliwek. jego deficytu. Niestety, w późniejNajważniejsze i zarazem najbarszym wieku ten poziom spada, co dziej efektywne zastosowanie opiprzekłada się na spadek wytwarzasywanego koenzymu to profilaktynej przez mitochondria energii, tak ka i leczenie chorób serca. Dotyczy potrzebnej do prawidłowego funkcjoto zwłaszcza pacjentów z zastoinonowania organizmu – zwłaszcza ukławą niewydolnością serca, która z czadu sercowo-naczyniowego. Stwierdzosem prowadzi do znacznego osłano, że stężenie koenzymu Q10 w orbienia tego mięśnia, powodując poganizmie człowieka w wieku 77–81 ważne zaburzenia jego pracy. Oblat jest prawie dwukrotnie mniejserwuje się to zazwyczaj u osób starsze niż u ludzi młodych. szych, gdzie jest to rezultat tzw. Przyczyną niedoboru może być „zmęczenia materiału” i defektów także upośledzenie jego biosyntezy spowodowanych przez przebyte in(tzn. tworzenia go w naszym orgafekcje, chociażby grypopodobne, nizmie) w następstwie niedożywieprzyczyniające się do osłabienia nania, nieprawidłowo przeprowadzaszego serca. Innymi przyczynami ponych głodówek, zatruć, procesów wyższego stanu mogą być: przewlezwyrodnienia komórki lub po prokłe nadciśnienie tętnicze, cukrzyca, stu w wyniku starzenia się. choroby wirusowe, nadużywanie alJeszcze inną przyczyną niedokoholu lub przebyty zawał. boru koenzymu Q10 w ustroju jest wzmożone jego zużycie, na przykład w następQ10 jest suplementem uznanym stwie dużego wysiłku fina całym świecie. W Izraelu jest zycznego lub procesów rutynowo podawany pacjentom z zachorobowych. stoinową niewydolnością serca, Niedostateczna ilość w Japonii zaś jest to jeden z sześciu koenzymu Q10 sprawia, najczęściej stosowanych leków. że czujemy ogólne osłabienie. Gorsza wydolność Osłabione serce nie jest w staenergetyczna naszych komórek nie wytworzyć takiej ilości energii, w pierwszym rzędzie osłabia nasze która pozwoli mu na regularną i elaserce; mamy też problemy z przestyczną pracę. Podczas podwyższomianą materii i coraz więcej „śmienej aktywności fizycznej mięsień serci” w postaci toksyn pozostaje w nacowy może nie sprostać takiemu zaszym organizmie, bo nie ma on sidaniu i nieszczęście gotowe. Jeśli jeły, żeby wydalić je na zewnątrz. steśmy zmęczeni, to możemy sobie Żywe komórki potrafią wytwausiąść, dając odpocząć mięśniom rzać ten koenzym z aminokwasów: nóg, ale serce pracuje non stop i nie fenyloalaniny, tyrozyny i metioniny. możemy na jakiś czas zatrzymać go Przy czym komórka do wytwarzaw celu zebrania potrzebnego „palinia koenzymu potrzebuje jeszcze wiwa” do jego dalszej pracy. taminy B12 i kwasu foliowego oraz
Typowymi objawami niewydolności mięśnia sercowego są: krótki, spłycony oddech, ciągłe zmęczenie, pojawienie się płynu w płucach i obrzęk nóg w okolicach kostek. Zazwyczaj do leczenia tych dolegliwości stosuje się wzmacniające akcję serca glikozydy, zawarte na przykład w naparstnicy, i środki moczopędne odciążające układ sercowo-naczyniowy. Okazuje się jednak, że świetne rezultaty osiąga medycyna klasyczna, jeśli włączymy do kuracji opisywany koenzym. Badania kliniczne udowodniły mniejszą zawartość Q10 u osób starszych. Co więcej, była ona odwrotnie proporcjonalna do wieku. Rozpoczęcie suplementowania koenzymem u pacjentów z zastoinową niewydolnością krążenia wyraźnie poprawiło pracę ich serca. Podjęte na szeroką skalę badania nad tą substancją wykazały poprawę stanu zdrowia i cofnięcie się objawów niewydolności u prawie 80 proc. pacjentów. Poprawie ulegał też ich ogólny stan zdrowia. Typową dawką dla osób chorych na serce jest od 50 do 150 miligramów dziennie. W ciężkich przypadkach niewydolności dawka ta może zostać nawet podwojona. Niektórzy naukowcy zalecają przyjmowanie 2 miligramów na kilogram wagi. Generalnie, jeśli stopień zaawansowania choroby jest adekwatny do braków koenzymu w tkankach, to jego dozowanie powinno być wprost proporcjonalne do stanu pacjenta. Czyli im bardziej jesteśmy chorzy, tym więcej powinniśmy go przyjmować. Czas potrzebny do zaobserwowania pozytywnych zmian w naszym stanie zdrowia to okres od 2 do 8 tygodni. Jednak aby się ten stan utrzymywał, potrzebna jest stała
suplementacja. Zwłaszcza jeśli mamy zaawansowane stadium niewydolności. Aby upewnić się, czy preparat odpowiednio nasycił tkanki, można przeprowadzić badanie jego poziomu we krwi. Pozwoli nam to ustalić optymalną dla siebie dawkę maksymalizującą lecznicze działanie.
Działania uboczne występują tylko u 1 na 100 osób i objawiają się zazwyczaj umiarkowanymi nudnościami, które z czasem ustępują. Nie zaobserwowano też przedawkowania, więc można go uznać za substancję bezpieczną. Q10 jest wytwarzany w Japonii, a firmy z całego świata konfekcjonują go i opracowują z jego składem własne preparaty. Rozpuszcza się on w tłuszczu, więc należy pamiętać o równoczesnym przyjmowaniu tych dwóch produktów. Wystarczy w tym celu wypić łyżkę stołową oliwy z oliwek. Jeśli tego nie zrobimy, większość koenzymu nie przyswoi się, a więc oddziaływanie terapeutyczne będzie słabsze. Okazało się też, że koenzym pomaga w wielu innych dolegliwościach sercowo-naczyniowych, takich jak nadciśnienie, arytmia czy dusznica bolesna. Jego dobroczynne działanie wybiega także poza obszar układu sercowo-wieńcowego. Wykorzystuje się go także w celu wzmocnienia systemu immunologicznego. Wyniki niektórych
badań wskazują, że koenzym Q10 może również wspomagać gojenie się wrzodów dwunastnicy, leczenie alergii, astmy i schorzeń dróg oddechowych. Poprzez usprawnienie metabolizmu komórkowego spowalnia proces starzenia się, wspomaga leczenie otyłości, kandydozy (zakażenie spowodowane przez gatunek grzyba Candida albicans), stwardnienia rozsianego (patologiczny proces polegający na niszczeniu osłonek mielinowych włókien nerwowych), chorób przyzębia (parodontoza) i cukrzycy. Jego działanie wzmacniające organizm i usprawniające funkcjonowanie mechanizmów obronnych nasunęło badaczom hipotezę o próbie wykorzystania go w celu leczenia dżumy XX i XXI wieku, czyli AIDS. Pod koniec 1994 r. w tygodniku „AIDS Weekly” zamieszczono informacje badaczy kanadyjskich, że podawanie koenzymu Q10 powstrzymuje procesy zaprogramowanego obumierania komórek. Mechanizmy tej choroby dążą do zniszczenia w organizmie nosiciela elementów systemu obronnego. Pozbawiony ich ustrój jest atakowany i stopniowo niszczony przez infekcje grzybiczne, bakteryjne i wirusowe. Rola Q10 jako immunostymulatora oraz „paliwa” usprawniającego działanie naszych mechanizmów obronnych jest więc oczywista. Inne ciekawe doniesienia mówią o badaniach pod kątem możliwości leczenia raka, zwłaszcza raka piersi. Koenzym jest silnym przeciwutleniaczem, czyli ma laboratoryjnie potwierdzone (testy na zwierzętach) właściwości antynowotworowe. Są to jednak próby pionierskie, które nie potrafią w stu procentach odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę jest przyczyną samorzutnego cofnięcia się nowotworu w przypadku osób, którym między innymi podawano i ten preparat. Należy też podkreślić, że w każdym z opisywanych powyżej zastosowań – czy to przy niewydolności mięśnia sercowego, nadciśnieniu, czy też chorobach obniżających sprawność naszego układu immunologicznego – Q10 jest dodatkiem do klasycznej terapii medycznej i w żadnym razie nie wolno nim zastępować leków przepisanych przez lekarza prowadzącego. Q10 występuje także w pokarmach. Najwięcej zawierają go takie produkty jak makrela, łosoś, sardynki, wołowa wątroba i serce. Jednak nie jest on odporny na działanie ciepła i przy jakiejkolwiek obróbce termicznej ginie. Dlatego jesteśmy „skazani” w zasadzie tylko na produkcję własną, którą w pewnym momencie dobrze będzie wspomóc suplementami. Koenzym Q10 można bez problemów kupić w aptekach oraz sklepach zielarskich, a jego cena waha się od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych – w zależności od producenta i wielkości opakowania. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
GŁASKANIE JEŻA
T
e dwa słowa najlepiej oddają sposób rządzenia Polską i Polakami, jeśli PiS dojdzie do władzy. I to nie są jakieś tam przypuszczenia, tylko twarde dowody zapisane w dokumentach. Podczas niedawnego, prawicowego kongresu „Wielki projekt” (tytuł podpieprzony z książki Stephena Hawkinga „The Grand Design”) Kaczyński mówił: „Nowoczesną Polskę można zbudować tylko dzięki powrotowi etosu II RP”. Już sam taki sygnał, sam taki pomysł powrotu do międzywojennej „demokracji” brzmi groźnie dla tych, którzy cokolwiek wiedzą o zamachu majowym, o procesie brzeskim czy o Berezie. Ale to nie tylko westchnienie nostalgii i zawiści kurdupla, któremu marzy się bycie jeśli nie Piłsudskim, to przynajmniej Kasztanką. To ciąg konsekwentnych działań PiS zawartych w projektach jego ustaw. A przede wszystkim w projekcie ustawy najważniejszej – nowej Konstytucji IV RP. A tak – czwartej, bo partia Kaczyńskiego ani trochę z nowego liczebnika nie zrezygnowała. Konstytucja była szykowana pod prezydenturę Lecha, ale warszawski kongres pokazał, że kaczyści ani trochę z jej szokujących założeń nie zrezygnowali. Szykują ją zatem pod Komorowskiego? Oczywiście nie. Bystrzy obserwatorzy sceny politycznej widzą, że PiS mocno liczy na zwycięstwo wyborcze, a potem w sojuszu z kimś (np. z Sojuszem) zechce popróbować impeachmentu prezydenta, oskarżając go na przykład o niezdolność do sprawowania funkcji ze względu na zły stan zdrowia. Od miesiąca trwa przygotowanie do tej akcji. Przyjrzyjmy się zatem PiS-owskiemu projektowi konstytucji – projektowi, o którym podczas kongresu „Wieki projekt” powiedziano, że będzie w przyszłości ratunkiem dla Polski. Oto czytamy w nim, że przyszły „Prezydent Rzeczypospolitej może, według swojego uznania, osobiście reprezentować Rzeczpospolitą Polską w rokowaniach z przedstawicielami innych państw oraz w organizacjach międzynarodowych zgodnie z prawem i zwyczajami międzynarodowymi”. I nareszcie wszystko jasne. Nie
N
TRZECIA STRONA MEDALU
Za ryj! będzie już sporów o samolot, fotel czy ważniejsze sprawy z żadnym Tuskiem, Sikorskim, etc. Superministrem od spraw zagranicznych ma być prezydent i kropka. Ale nie tylko od nich, bo będzie także Wielkim Marszałkiem Koronnym, a może nawet Generalissimusem. W projekcie czytamy bowiem, że „Prezydent Rzeczypospolitej powołuje i odwołuje Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. Generalny Inspektor Sił Zbrojnych jest w czasie wojny Naczelnym Wodzem Sił Zbrojnych”. Zatem de facto prezydent jest nie tylko tytularnym zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale kolejnym superministrem. Tym razem obrony. Także obrony przed własnymi obywatelami. Czytamy bowiem, że: „Decyzję o użyciu Sił Zbrojnych w stosunkach wewnętrznych może podjąć tylko Prezydent Rzeczypospolitej tylko w przypadku: 1) działań zbrojnych grożących obaleniem przemocą porządku konstytucyjnego lub 2) poważnych zamieszek zagrażających bezpieczeństwu państwa lub porządkowi publicznemu lub 3) stanu wojennego albo stanu wyjątkowego, jeżeli nie wystarcza użycie sił porządkowych”. Jeśli w pierwszym przypadku umocowania „wodza” mieliśmy nawiązanie do Piłsudskiego, to w drugim PiS-owi marzy się władza Jaruzelskiego. Z tym że ten drugi musiał zatwierdzać swoje decyzje w Radzie Państwa, w Sejmie, i jeszcze powoływać jakieś WRON-y. Prezydent PiS-u niczego nie będzie musiał. Przy okazji proszę uprzejmie zwrócić uwagę, że w dotychczasowej konstytucji nie ma nawet śladu pomysłu, aby prezydent mógł wykorzystywać armię do tłumienia niezadowolenia obywateli. W projekcie Kaczyńskiego jest! Mało tego: „W razie zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego
adal można legalnie strzelać do psów i kotów! Projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt przygotowany przez Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt miał jednoznacznie zabronić strzelania do psów i kotów. Myśliwych zobowiązywał również do powiadomienia policji i najbliższego schroniska dla zwierząt, jeśli na terenie obwodu myśliwskiego pojawi się bezpańskie zwierzę. Według projektu, myśliwy powinien także pomóc służbom w schwytaniu zwierzaka i przetransportowaniu go do schroniska. Jednak Ministerstwo Rolnictwa i Ministerstwo Ochrony Środowiska zgodnie sprzeciwiły się temu zapisowi, więc nadal będzie można strzelać na terenach łowieckich i do psów, i do kotów znajdujących się 200 i więcej metrów od zabudowań. „Lobby myśliwych jest bardzo silne, nawet w samym klubie PO” – powiedział poseł
Prezydent Rzeczypospolitej na wniosek Rady Ministrów może wprowadzić, na czas oznaczony, nie dłuższy niż 90 dni, stan wyjątkowy na części albo na całym terytorium państwa”. Niech Państwa nie myli sformułowanie „na wniosek Rady Ministrów”, bo to z założenia nie będzie jakaś tan „rada”, tylko wiadomo jaka:
Rzeczypospolitej może zwołać posiedzenie Rady Ministrów (…). Prezydent Rzeczypospolitej zwołuje posiedzenie Rady Ministrów w celu rozpatrzenia projektu strategicznych kierunków polityki państwa”. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do kompetencji prezydenta w kwestiach dla państwa wyjątkowych: „W razie przeszkód w działaniu Sejmu w czasie stanu wojennego lub stanu wyjątkowego Prezydent Rzeczypospolitej może wydawać, w zakresie niezbędnym do funkcjonowania państwa, rozporządzenia z mocą ustawy (…). W razie konieczności rozporządzenie z mocą ustawy może także
Fot. Internet
„Prezydent Rzeczypospolitej może odmówić powołania Prezesa Rady Ministrów lub innego członka Rady Ministrów, jeżeli istnieje uzasadnione podejrzenie, że nie będzie on przestrzegać prawa albo jeżeli przeciwko powołaniu przemawiają ważne względy bezpieczeństwa państwa (…). Prezydent Rzeczypospolitej powołuje albo odmawia powołania Prezesa Rady Ministrów lub innego członka Rady Ministrów po rozważeniu przedstawionych mu opinii”. No i wszystko jasne? Premier i ministrowie albo będą nasi, albo w ogóle ich nie będzie. Ale to nie wszystko. PiS-owski prezydent sam może zastąpić premiera, jakby co… „W sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa Prezydent
zawierać zgodę na ratyfikację lub wypowiedzenie umowy międzynarodowej oraz ustalać prowizorium budżetowe”. Kiedyś w historii, a dziś w politologii coś podobnego nazywa się tyranią albo rządami absolutnymi. W IV RP ma się to nazywać rządami prawa i sprawiedliwości. Ależ Kaczyńskiemu może tu bruździć i robić wbrew Trybunał Konstytucyjny – powie ktoś wierzący jeszcze w przyzwoitość. Otóż nie może: „Prezydent Rzeczypospolitej powołuje spośród sędziów Trybunału Konstytucyjnego jego Prezesa i dwóch wiceprezesów. Funkcje te sprawują oni przez okres 4 lat od dnia powołania, lecz nie dłużej niż do końca sprawowania urzędu sędziego Trybunału Konstytucyjnego”.
Psi los pod lufą Paweł Suski. Polujących polityków Platformy nie interesują liczne skargi miłośników zwierząt, którzy stracili swoich pupili przez nieuwagę czy nawet bezczelność (?) takich myśliwych, którzy potrafią pakować naboje w psy spuszczone ze smyczy na spacerze... Poseł Suski z Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt tłumaczy, że lepiej było „wycofać się z tego rozwiązania (zakazującego strzelania do bezdomnych zwierząt – przyp. red.), jeśli miałoby spowodować odrzucenie całego projektu. Jest w nim szereg rozwiązań poprawiających los zwierząt, przede wszystkim bezdomnych. A przepis o odstrzeliwaniu
psów i kotów i tak został zaskarżony do Trybunału Konstytucyjnego przez prokuratora generalnego”. W projekcie nowelizacji znalazły się również zapisy mówiące m.in. o tym, że gmina powinna co roku opracowywać program opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Chodzi o zapewnienie im miejsca w schroniskach, dokarmianie, obowiązkową sterylizację i kastrację. Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt wciąż pracuje nad opisanym wyżej projektem. Będziemy się przygladać postępom i poinformujemy o wprowadzeniu nowelizacji w życie. MIŁOSZ WOROBIEC
25
Nic, dosłownie nic nie może być pozostawione przypadkowi. Także zwykli sędziowie – nawet tacy z sądów rejonowych muszą być swoi, czyli „nasi”. „Sędziego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na wniosek Rady do Spraw Sądownictwa, wskazując sąd, w którym osoba powołana sprawuje urząd sędziowski”. To, powiedzmy, jeszcze nic specjalnie nowego, ale… A właściwie ALE: „Sędzia, którego dotychczasowe postępowanie świadczy o niezdolności lub braku woli rzetelnego sprawowania urzędu, może zostać złożony z urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej (…). Akt Prezydenta Rzeczypospolitej nie podlega zaskarżeniu”. Pięknie, nieprawdaż? Jeśli Wysoki Sąd o nazwie na przykład Kowalski Jan wyda wyrok nie po myśli jedynie słusznej partii, to ta partia (ręką milionopalcą i w jedną miażdżącą pięść zaciśniętą – jak to pisał Majakowski) złapie go za ryj i na ten ryj – zbity – wyrzuci. Oczywiście takich spraw jak media też nie można pozostawić samych sobie: „Instytucje publicznej radiofonii i telewizji, działając w sposób niezależny od bieżących decyzji politycznych, realizują misję publiczną, w szczególności poprzez upowszechnianie tradycji narodowej i wartości patriotycznych, przyczynianie się do zaspokajania duchowych potrzeb słuchaczy i widzów (…)”. Czyli wiadomo co: Bóg, honor, ojczyzna plus Macierewicz plus „Gazeta Polska”, Pospieszalski, Stankiewicz, Ziemkiewicz, Gargas oraz głos „Radia Maryja” płynący z głośników-kołchoźników… Oto co szykuje nam PiS pod wodzą Kaczyńskiego, gdy dojdzie do władzy. Oczywiście są ludzie, którzy marzą o tego rodzaju zamordyzmie. Widzieliśmy ich z Jonaszem na Krakowskim Przedmieściu: te oczy z uwielbieniem wpatrzone w wodza, te uszy chciwie łowiące każde JEGO słowo, te płuca marzące, by oddychać tym samym, co ON powietrzem, te dłonie spragnione choćby muśnięcia najlichszej części JEGO cienia, te mózgi… No nie, akurat mózgi w tym wydarzeniu nie brały udziału. MAREK SZENBORN
26
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
RACJONALIŚCI
W
iersz „Ojczyzna” Jana Górec-Rosińskiego jak mało który nadaje się do tego, by przeczytał go i zacytował gdzieś i kiedyś sam prezes Kaczyński. Ale on nie czyta wierszy. Ot, szkoda!
Okienko z wierszem Wołamy wzniośle: Polska i Ojczyzna! Mówimy ciągle: jak Polak z Polakiem… Ściskamy dłonie – i szarpiemy blizny, W sumienia bliźnich wjeżdżamy – kułakiem. Ileż wielkiej prawdy sypią nasze słowa, A ileż dołów kopią nasze czyny! Ile nadziei dajemy odnowie, A ile piekła, kłamstw – i cudzej winy? Oczy naszych synów patrzą w głąb twej duszy: Co poczniesz, Ojcze, z naiwnością młodych? Co poczniesz, Matko, w tych dniach Wielkiej Suszy? Co będzie z ich baśnią i życia urodą? Jesteśmy dziećmi jednych snów i ziemi. Jak Polak z Polakiem wiecujmy ochoczo… Śpiewajmy dalej: póki my żyjemy… I bijmy Matkę – po twarzy, po oczach!
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie Wrocław (miasto) kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie i śląskie podkarpackie podlaskie i warm.-maz. świętokrzyskie wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Paweł Bartkowiak Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Sławomir Mastek Krzysztof Mróź Dariusz Lekki Andrzej Walas Krzysztof Stawicki Jan Cedzyński Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 508 543 629 tel. 606 471 130 tel. 607 811 780 tel. 504 715 111 tel. 604 939 427 tel. 607 708 631 tel. 509 984 090 tel. 608 070 752 tel. 784 448 671 tel. 606 870 540 tel. 512 312 606 tel. 609 770 655 tel. 61 821 74 06 tel. 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 621 41 15 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr konta: 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Cud czy obłęd jedności Jedność i zgoda. Ulubione polskie potrawy. W sosie religijno-patriotycznym, podawane od święta, symbolizują wszystko, co ponoć najlepsze. Stanowią jasny przedmiot powszechnego pożądania. Nie bardzo wiadomo, dlaczego. Ani nauki biologiczne, ani społeczne nie potwierdzają ich wyższości. Już od szkoły podstawowej wiadomo, że najbardziej jednorodnymi organizmami są jednokomórkowce. Bodajże najsłynniejszy pantofelek, ale też ameba, euglena, drożdże. Wszystkie bez szemrania wypełniają podstawowe funkcje życiowe. Odżywiają się, wydzielają, wydalają, a rozmnażają nawet chętniej niż ludzie. W dodatku w zgodzie z naukami Kościoła katolickiego, czyli jak Pan Bóg przykazał: bez przerwy i antykoncepcji. Od ideału oddala je jedynie to, że nie dają na tacę. Pomimo tak wielu niewątpliwych zalet nie są wzorem do naśladowania. Nie rozwijają się od milionów lat, gdyż rozwój zawdzięczamy walce przeciwieństw. Ludzką społeczność rozwinęła właśnie walka. Nie tylko klas. Dzięki niej nie ma niewolników i pańszczyźnianych chłopów, a robotnicy nie pracują 18 godzin na dobę, bez urlopu, jak jeszcze w XIX wieku. Równouprawnienie kobiet też nie przyszło samo. Zostało wywalczone przez buntowniczki, które nie godziły się na to, co miały, i oczekiwały od życia więcej niż rodzenie dzieci swoim panom i władcom. W miłości przyciągają się przeciwieństwa. Dzięki temu, że wysokim podobają się niscy, grubym chudzi,
a cholerykom spokojni, kolejne pokolenia mieszczą się w fizycznych i psychicznych standardach stale poprawianego gatunku. W życiu przygoda jest bardziej atrakcyjna niż mała stabilizacja, siostry Sistars od siostry Chmielewskiej, a Doda od konkurentek. Od czasu do czasu każdy decyduje się choćby na odrobinę szaleństwa. Zazwyczaj z doskonałym skutkiem. Nie musi to być od razu wyprawa na Kilimandżaro. Czasem wystarczy wizyta u fryzjera albo zakupy w galerii. Byle tylko nie brać wzoru z Ferdka Kiepskiego, czyli nie siedzieć stale nad piwem w spranej podkoszulce i przydeptanych kapciach. W zgodzie z tak samo kiepskimi. W polskiej polityce praktyka rozmija się z deklaratywnym uwielbieniem zgody, łagodności, porozumienia. Największą popularnością cieszą się politycy najbardziej kłótliwi i nieprzebierający w słowach. Kiedy w mediach występują partyjne jastrzębie, oglądalność i słuchalność programów szybuje w górę. Popularność Jacka Kurskiego zaczęła się od wojny z niedoszłym prezydentem Tuskiem, któremu wyciągnął dziadka z Wehrmachtu. Nie zaszkodziła mu nawet lekceważąca opinia o wyborcach („ciemny lud to kupi”), bo nikt nie brał jej do siebie, a w odniesieniu do sąsiada po cichu przyznawał rację. Sławę Janusza Palikota zapoczątkowała zdrowotno-alkoholowa wojna z prezydentem Kaczyńskim, a zwiastunem schyłku była autodeklaracja, notabene fałszywa, o posmoleńskim nawróceniu na chodzącą łagodność.
PiSprezes Kaczyński też niczego nie zyskał na kampanijnej przemianie w anioła miłości do Oleksego, Gierka i epoki PRL. Zapewne dlatego odmówił pogodzenia z Lechem Wałęsą z okazji beatyfikacji papieża Polaka. A może nie chciał być wtórny albo pamiętał skutki wcześniejszych spektakularnych pojednań autora – „wojny na górze”... W Watykanie, na pogrzebie JPII, na fali powszechnej zgody, popłynęli aktualny wówczas prezydent Kwaśniewski i były – Wałęsa. Patrząc głęboko w oko obiektywu, podali sobie ręce. W odróżnieniu od debaty w 1995 roku, kiedy Wałęsa chciał Kwaśniewskiemu podać nogę, nie wynikło z tego nic dobrego. Ich pogodzone zdjęcie z Mazowieckim w tle było niczym inna słynna fotka z 1989 roku. Przywódca „Solidarności” z szefami ZSL i SD. Złączone, podniesione ręce. Triumf po zawarciu (za plecami PZPR) paktu o obaleniu PRL. Wraz z tamtą Polską zniknął i Malinowski, i Jóźwiak. Gdyby nie Wikipedia, taki prezydent Komorowski nie dowiedziałby się nawet, że kiedykolwiek istnieli. Doświadczenie uczy, że doświadczenie nie uczy niczego. Toteż Polacy wciąż pragną cudu pojednania. Wszystkich ze wszystkimi. Prawicy z lewicą, pracowników z pracodawcami, uczniów z nauczycielami. Równocześnie sojusz dupy z batem, choć w swej istocie tożsamy, budzi wyłącznie uśmiech. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
To już było W 1953 roku zmarł Józef Stalin, wielki i publicznie uwielbiany przez swoich pochlebców dyktator i despota, narzucający innym swoje wyobrażenie świata. Głosił dyktaturę proletariatu, a więc ludzi pracy. Inne grupy społeczne i wyznaniowe musiały się podporządkować jego doktrynie. Wszystko ponoć wiedział i wszystko robił pierwszy, zawsze lepiej od innych. Jego pomniki zdobiły podległe mu kraje, a portrety – urzędy. W urzędach publicznych nie było jednak na ścianach symboli tego totalitarnego państwa. Ten dyktator miał swoich wielbicieli, ale i przeciwników. W roku jego śmierci chodziłem do szkoły podstawowej. Na tablicy szkolnej powieszono jego portret przewiązany kirem, takiej mniej więcej wielkości, jak ten w oknie na Franciszkańskiej 3, a my, dziatwa szkolna jeszcze nieświadoma jego wielkości, trzymaliśmy wartę honorową zarówno podczas lekcji, jak i na przerwach. Wypadła mi warta podczas przerwy. Koledzy mnie rozśmieszali. Ich nastrój udzielił się mnie i śmiałem się razem z nimi. Któryś z nauczycieli zobaczył mnie rozweselonego i doniósł gdzie trzeba. Do szkoły przyjechało UB i zaczęły się nieprzyjemne przesłuchania, trwające trzy dni. Napędzono nam wielkiego stracha, ale na tym się skończyło. W dniu 3 maja 2011 roku, w nasze święto narodowe, jechałem około godz. 16 w Krakowie tramwajem nr 9, od placu Wszystkich Świętych. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w jadącym tramwaju pomiędzy przystankami usłyszałem z głośników słowa: „Tu, po prawej stronie, jest okno, z którego Jan Paweł II przemawiał do wiernych, a tam kościół, do którego uczęszczał Jan Paweł II. Po lewej jest uczelnia, do której uczęszczał JPII, dalej, po prawej, zakład fotograficzny, w którym JPII robił sobie zdjęcie i jego replika wisi do dziś w oknie wystawowym. Po prawej jest... itd., itd.”. Poczułem się trochę tak, jakbym wrócił do lat 50. Stanisław Błąkała, Kraków
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE – – – – – –
Po czym poznać, że mężczyzna miał orgazm? Przewraca się i zaczyna chrapać... ~ ~ ~ W czym jedzenie jest lepsze od seksu? Nie trzeba godzinami czekać na kilka sekund przyjemności. ~ ~ ~ Jak sprawić, żeby mężczyzna miał urozmaicony seks? Przenieść tam telewizor... ~ ~ ~ Dlaczego mężczyźni nigdy nie pokazują prawdziwych uczuć? Nie można pokazać czegoś, czego się nie ma... ~ ~ ~ Co wspólnego mają mężczyzna w łóżku i jedzenie z mikrofalówki? 30 sekund i gotowe... KRZYŻÓWKA Krzyżówkę rozwiązujemy wpisując po DWIE LITERY do każdej kratki Poziomo: 1) umiałby złożyć kostkę Rubika, 4) lochy, nie komnaty, 8) za nią chowa się sklepowa, 9) ta przyjaciółka wszystko rozumie, 11) huczne zabawy w karnawale, 13) co znajdziesz na pniu?, 15) to stare barany, 16) krzyżyk w działaniu, 17) sięga miss do pasa, 19) goli się, 20) polowa granica, 21) tam ja to tak, 23) choć przysięgali przed obrazem, po nim już nie będą razem, 26) gdy na nie weźmiesz, dowiesz się więcej, 28) niewiele przysłania podczas opalania, 31) wzięcie, 33) ubranie z szyn, 34) zrywka smyka z anglika, 36) przegrały z bizonami, 37) wina, a obok kara, 38) dziura mu niepotrzebna, 40) co to za koza, co nie daje mleka?, 41) ze skrzyżowania wyjdzie nowa, 42) bóg miłości namacalnej, 44) obnosi się z procesją, 45) ma rogi i może dać kopa. Pionowo: 2) współdziałała z Bolkiem, 3) cyklista ma z nimi kontakt stały, 5) po co się teraz chodzi do galerii?, 6) ma malucha, który nie rdzewieje, 7) rosyjska koszula z arkusza B, 10) co się dla dzieci robi z paluszków?, 12) król z Realu, 14) mieszkali w koszu, 15) Kuba go zna, aż za dobrze, 16) podróżny w szkocką kratę, 18) w idolu zakochani, 20) co jest dobrego w plastrach?, 22) nie musi czekać na fajrant, 24) w karawanie, lecz nie wielbłąd, 25) cukierek z kością, 26) w „Zemście” o mur, 27) grają z głodu, 28) co chory ma na oku?, 29) pole w żniwach, 30) bary z koktajlami Mołotowa, 32) to dają gwiazdy ponad plan, 35) zdarza ci się jechać na nią?, 37) sam wyda lub będzie wydany, 39) papierosy usypane w stosy, 41) czeka ją spłata, 43) tam najłatwiej dostać Pokojową Nagrodę Nobla.
Cześć, co słychać? Przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać, jestem bardzo zajęty. To co ty robisz? Wypełniam obowiązek małżeński. Przecież nie jesteś żonaty! Cudzy wypełniam. ~ ~ ~ Przyjeżdża babcia do Jasia i mówi: – Wnusiu, jakiś ty do mnie podobny! Rozpłakane dziecko biegnie do mamy i mówi: – Mamusiu, babcia mnie straszy! ~ ~ ~ Na 25 rocznicę ślubu małżeństwo wybrało się na drugi miesiąc miodowy. Wieczorem w hotelu żona zalotnie pyta męża: – Kochanie, powiedz mi, co myślałeś, gdy 25 lat temu stanęłam przed tobą naga? – Hmm.... Chciałem się z tobą kochać tak, by odebrało ci rozum, a twoje piersi... chciałem całe wyssać... – A teraz co myślisz? – docieka usatysfakcjonowana żona. – Że wykonałem dobrą robotę. ~ ~ ~ Jaka jest różnica między mężczyzną a lekarzem? – lekarz jest uprzejmy, gdy prosi, byś się rozebrała, – lekarz słucha, gdy narzekasz, – lekarz myje ręce, zanim cię dotknie. ~ ~ ~ Penis jest jak pies: – plącze się miedzy nogami – lubi, jak się go głaszcze – cieszy się razem z panem. ~ ~ ~ – Jaka jest największa różnica między kobietami a mężczyznami? – To, co mają na myśli, mówiąc: „Zużyłem/am całe opakowanie chusteczek, oglądając ten film”. ~ ~ ~ Ilu mężczyzn potrzeba do wkręcenia żarówki? Dowiemy się jak tylko któryś wstanie z kanapy... ~ ~ ~ Dlaczego mężczyźni pragną ożenić się z dziewicami? Aby uniknąć krytyki. 1 7
4
3
2
13
12
17
14
16 20
23
22
21
27
26
31
10
15
19
18
25
6
9
8
11
5
4
32
36
34
33
45
44
1
35 40
39 42
41
30
29
28
38
37
2
24
43 3
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – odpowiedź na pytanie: Co większość ludzi czuje, myśląc o błędach młodości?
1
2
3
4
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 17/2011: „Tylko hokeista lubi zostawać na lodzie”. Nagrody otrzymują: Paweł Sołtys z Pińczowa, Stanisław Stefanik z Rudy Śląskiej, Zofia Sawicka z Wydmin. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 56 zł na trzeci kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 56 zł na trzeci kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Wystawa księgarni w Edynburgu
Czarny humor Na policyjnym dyżurze dzwoni telefon: – Ratujcie!!! –??? – Do zakonu urszulanek włamał się złodziej i... Uuu!!! Pomocy!!! – A kto mówi? – No właśnie ja, złodziej! ~ ~ ~ Księdzu uciekł z klatki kanarek. Podczas niedzielnej mszy ksiądz pyta parafian: – Kto ma ptaszka?
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 19 (584) 13–19 V 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
Wódz i żołnierz
Fot. Czytelnik
Podnosi się las męskich rąk. – Nie o to mi chodzi! Kto widział ptaszka? Kobiety wyciągają ręce. Ksiądz wkurzony: – Nie o to pytam! Kto widział MOJEGO ptaszka? Ręce podnieśli wszyscy ministranci. ~ ~ ~ Zakonnice są jak gwiazdy na niebie. I jedne, i drugie… świecą. ~ ~ ~ „Przezorny zawsze ubezpieczony” – powiedziała zakonnica, nakładając kondom na świeczkę.
W
egzotycznej Japonii nie brakuje dziwactw, o których przeciętnemu Europejczykowi nawet się nie śniło. ~ Japończycy od kilkudziesięciu lat pracują nad pralką do prania ludzi. Na razie bez sukcesu. Udało się za to wymyślić osłonę na włosy dla… jedzących makaron oraz przenośne urządzenie do czyszczenia tyłka, i to z myślą o obu płciach. Występuje w wersji różowej i niebieskiej. ~ Popularne japońskie napitki to między innymi napój ze świńskiego łożyska (dostępny także w smaku brzoskwiniowym) oraz unagi nobori – wywar z węgorza wzbogacony witaminami. ~ Atrakcją dla mężczyzn są automaty z używanymi damskimi majtkami. Paczuszki ozdobiono zdjęciami ponętnych nastolatek, które rzekomo tę bieliznę nosiły. Seks z nieletnią jest w Japonii zakazany, ale nikt nie broni fantazji na ten temat. ~ Tamtejsze horoskopy opierają się często na grupach krwi. Zdaniem Japończyków, ta cecha determinuje charakter człowieka. Najgorzej oceniani są ci z grupą B – uważa się ich za snobów i egoistów. ~ Japonia słynie z samobójstw. W ubiegłym roku przedwcześnie zrezygnowało tam z życia 31 560 osób. Większość – aż 70 proc. – to mężczyźni. Najpopularniejszy jest skok pod pociąg.
CUDA-WIANKI
Z Kraju Kwitnącej Wiśni ~ Desperaci, którzy chcą ze sobą skończyć, ale niekoniecznie na torach, udają się do tzw. lasu samobójców położonego u podnóża góry Fuji. Między gęsto rozsianymi drzewami można tam znaleźć ubrania, butelki po sake, która miała dodać odwagi, pozostawione stryczki i sporo kości, bo ciała samobójców często znajdują najpierw dzikie zwierzęta. W lesie porozstawiano nawet tabliczki: „Zastanów się raz jeszcze!”
albo: „Proszę, skontaktuj się z policją, zanim postanowisz się zabić!”. ~ Wśród japońskich nastolatek zapanowała moda na kegadoru, co dosłownie oznacza: zranione idolki. Dziewczyny – zdrowe – chodzą z obandażowanymi kończynami, opatrunkiem na oku lub wspomagają się kulą. Białe bandaże symbolizują niewinność i dziewictwo, czarne – mroczną stronę kobiecości. „Inwalidki” twierdzą, że udawanie rannej i poszkodowanej to świetny sposób na poderwanie wrażliwego faceta. ~ Japończycy są długowieczni. Podczas ubiegłorocznego spisu powszechnego urzędnicy stwierdzili jednak, że brakuje ponad 200 tys. ludzi, którzy rzekomo ukończyli 100 lat i nadal figurują jako osoby żyjące. Okazało się, że wiele rodzin ukrywa zwłoki seniorów, żeby pobierać ich emerytury. Głośny był przypadek niejakiego Sogena Kato, który – według dokumentów – miał skończyć 111 lat. Urzędnicy osobiście pojechali złożyć mu życzenia urodzinowe i znaleźli... 30-letnie zwłoki zmumifikowane przez rodzinę „jubilata”. JC