Ksiądz Wojtek zabił na pasach dziecko, ksiądz Mietek – ojca z synem...
PIJANI KSIĘŻA WIOZĄ ŚMIERĆ Â Str. 6, 7 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 19 (479) 14 MAJA 2009 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT)
Według spisu najnowszych cudów Jana Pawła II – papież po swojej śmierci uzdrawia chorych, kojarzy pary, dyscyplinuje mężów, pomaga dostać się do liceum. A nawet... ucisza wzburzone morze i spaceruje po Rzymie, gdzie spotykają go nasi rodacy. Czy za życia potrafił mieszać rasy...? Â Str. 9
 Str. 11
 Str. 13
ISSN 1509-460X
 Str. 6
2
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY 3 maja biskupi zaapelowali do wiernych, aby w nadchodzących wyborach oddali głosy na kandydatów „w pełni reprezentujących stanowisko Kościoła katolickiego w sprawach etycznych oraz społecznych, szczególnie w kwestii ochrony ludzkiego życia oraz troski o małżeństwo i rodzinę”. Tak wyraża się troska o naród, która oczywiście nie ma nic wspólnego z mieszaniem się biskupów do polityki. My też w trosce o naród apelujemy: kandydaci episkopatu to obłudnicy i idioci. Idźcie na wybory, żeby im dokopać! Andrzeja Rosiewicza, ulubieńca Rydzyka, komuna wynajmowała do podśpiewywania Gorbaczowowi, a niedawno powrócił szlagierem „Wystarczą cztery Ziobra i Polska będzie dobra” i wmontował się w kampanię wyborczą PiS. A za koncerty płaci mu... SKOK. Czyli prywatna firma sponsoruje prywatną partię braci K. I co Pani na to, Państwowa Komisjo Wyborcza? L. Wałęsa pozwał L. Kaczyńskiego do sądu za nazwanie go „agentem SB Bolkiem”. Lechu żąda od Lecha przeprosin i 100 tys. zł odszkodowania. Z kolei proces przeciw Wałęsie zapowiada Ryszard Czarnecki (obecnie PiS), którego obraziło stwierdzenie, że w PRL-u „nie walczył o Polskę”. A kto w PRL-u nie walczył o Polskę? Nawet Bolek walczył. Kancelaria Prezydenta RP z okazji 3 maja zaprosiła przed oblicze „najwyższego” córkę generała Nila. O dziwo, zaproszenia nie odwołano i nie pomylono się w dacie. Zmieniono tylko nazwisko – z Fieldorf-Czarska na Fieldorf-Ciężka. „Cała Polska widziała tę młodą osobę, która jako sędzia ogłaszała i uzasadniała wyrok w sprawie spotu. Ta młoda dama uznała, że w Polsce o wszystkim decyduje Bruksela. Myślę, że społeczeństwo nie powinno akceptować takich osób” – te niebywałe słowa powiedział o sędzi Alicji Fronczyk Jarosław Kaczyński. Można to potraktować jako podżeganie do linczu. A przynajmniej do nietolerancji i zwolnienia z roboty. Sędzia Fronczyk ma szczęście, że sędzią już jest. Na 199 sędziów nominowanych przez prezydenta RP insygnia w postaci łańcuchów dostało tylko dwóch. Dla reszty zabrakło, bo podobno nie było ich na składzie. Ale zaproszenia doszły! O pomysłach na pierwszokomunijne prezenty pisaliśmy niedawno. Wspominaliśmy o quadach, nawet o brylantach dla dziewczynek, ale wyobraźnia handlowców poszła dalej. W sieci Empik sprzedawany jest zestaw w postaci konsoli PlayStation i Pisma Świętego. Podobno świeżo wyedukowani komuniści dopytują się u sprzedawców, czy ta nowa gra „Pismo Święte” to jakiś symulator wyścigów, czy strzelanka. Odpowiadamy: wszystko po trochu. A jak was zabiją, to po trzech dniach zmartwychwstaniecie. „2 maja. Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Pamiętaj o biało-czerwonej” – SMS-y tej treści dostało od prezydenta Lecha Kaczyńskiego kilka milionów Polaków. Ale tylko użytkowników sieci Orange i Play. Widać ci z Plusa są gorsi. Taka to nastała Era. Na utrzymywanym z publicznych pieniędzy katolickim Uniwersytecie Kardynała S. Wyszyńskiego zorganizowano konferencję pt. „Homoseksualizm z naukowego i religijnego punktu widzenia”. Jej gwiazdą był dr Paul Cameron, psycholog z USA propagujący „leczenie” homoseksualistów i wzywający do wsadzania ich do więzień. Z Cameronem od dawna nie chcą mieć nic wspólnego amerykańskie i kanadyjskie stowarzyszenia psychologów, m.in. za fałszowanie badań nad seksualnością. Plakat konferencji głosi, że rzekomo sprawcami 1/3 przypadków molestowania dzieci są homoseksualiści i że żyją oni krócej niż heteroseksualiści. Czyżby dane te oparto na średniej długości życia katolickich księży? Nowa decyzja Episkopatu Polski brzmi: „Przyszli klerycy, zanim wstąpią do seminarium, będą musieli nadrabiać zaległości w sferze duchowej, emocjonalnej i intelektualnej”. Na nasz gust, kandydaci na księży zaczną studiować najwcześniej w wieku 70 lat! Słyszeliście ten rozdzierający szloch? Członkowie PiS – i to tacy bardzo prominentni, w rodzaju Gosiewskiego, Brudzińskiego czy Ziobry – nie zostali zaproszeni do Torunia na urodziny Rydzyka. W ten sposób ojciec dyrektor wypiął się na miłą mu do tej pory formację po jej katastrofie sondażowej. Co więcej, ogłosił, że to już raczej po ptokach, a dokładnie – po Kaczkach. No i koniec świata jest bliski, bo musimy się zgodzić z tatą Tadeuszem. Nie pomogły kłamstwa i kręcenie byłego wiceministra edukacji, prezesa LPR. Do łódzkiego sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Orzechowskiemu, w którym prokuratura żąda za jazdę po pijanemu (ponad 2 promile) wyroku 2 lat więzienia. Mamy nadzieję, że to już polityczny koniec tej kreatury, a przyszłość on sam sobie wykreował. Matury w rozkwicie. Z „polaka” młodzież miała udowodnić jedynie to, że w podstawówce, gimnazjum i liceum nauczyła się czytać. Teksty źródłowe do tematów („Chłopi” i „Pan Tadeusz”) były bowiem załączone. Sami absolwenci przyznają, że to kpina z ich edukacyjnego wysiłku, a świadectwa maturalne nie są obecnie w Polsce przyznawane, tylko rozdawane. Gasnąca gwiazda Justyna Steczkowska pisze tekst musicalu, w którym ma zagrać główną rolę – Marii Magdaleny. Czyli jak to? Gwiazda kościelnych krucht będzie numerem jeden, a taki np. Jezus czy Maryja mają być bohaterami drugoplanowymi?!
Ciemna strona mocy O
statnio dużo pisałem o mentalnych związkach kleru z politykami. A dokładnie o tym, jak duchowni uczą naszych decydentów hipokryzji i dwulicowości. Mając status duszpasterzy, czyli przewodników duchowych, tym skuteczniej deprawują swoje owieczki. Skutki? Otóż dokładnie tak samo jak w Kościele, gdzie na pokaz i w teorii tylko funkcjonuje celibat, ubóstwo, apolityczność, otwartość i miłość, politycy mydlą maluczkim oczy swoją uczciwością, poświęceniem, patriotyzmem, altruizmem, kompetencjami, a najczęściej także samą wiarą. Świadectwo życia większości biskupów i księży pokazuje, że w życiu tak naprawdę liczą się tylko pieniądze i władza. Politycy jako ludzie kumaci korzystają z tej nauki bardziej niż inni rodacy. Bardziej niż inni są też dopieszczani przez kler. Ten współczesny sojusz tronu z ołtarzem co jakiś czas szczytuje na pielgrzymkach klubów poselskich do Łagiewnik czy Częstochowy, gdzie spotyka się władza świecka z duchowną. Trudno o bardziej żałosne spektakle, choćby z tego względu, że takie pielgrzymki powinny wynikać z potrzeby serca, a odbywają się na hasło szefa klubu. Czasem łączą się też ze zbiorową, sztucznie udawaną ekspiacją, jak w przypadku Samoobrony po tzw. seksaferze. Piszę, jak zauważyliście, wyłącznie o polskich politykach, którzy w kilku światowych rankingach przeprowadzonych po 1990 roku zostali uznani – obok swoich kolegów z krajów Ameryki Łacińskiej – za najbardziej zdeprawowanych moralnie, tj. szczególnie podatnych na lobbing i korupcję. Czy to przypadek, że dla jednych i drugich nauczycielami moralności są katoliccy księża? Dziś chcę zakończyć ten smutny temat wyliczeniem głównych przejawów i zarazem dowodów na katolicką i katoprawicową obłudę. I. Życie. Kościół papieski głosi, że ziemskie życie człowieka jest wartością nadrzędną, choć przed paroma wiekami zdecydowanie promował jego marność. Dziś mówi się o życiu doczesnym jako początku wieczności i zbawienia. I tylko w świetle tej perspektywy (oczywiście jest to nauka skierowana do wiernych) warto żyć. Ale ten Kościół nie stawia na przemianę serc, tylko na religijność i statystyki. W efekcie szare życie wiernych oraz ich problemy w ogóle hierarchów nie obchodzą; liczą się tylko praktyki religijne i pieniądze, jakie można wydębić od naiwnych. Innymi słowy: jesteś wartościowym katolikiem (człowiekiem), jeśli chodzisz na msze i dajesz na tacę. A całą troskę o moralność wiernych najlepiej widać na przykładzie spowiedzi – odpukanej i odbębnianej w ciągu 2-3 minut, do następnego razu. O wiele ważniejsze dla biskupów jest życie nienarodzone, a to wyłącznie z tego względu, że można nim manipulować – dyscyplinując wiernych sankcjami za aborcję i kreując się na obrońcę „mordowanych dzieci”. II. Małżeństwo i rodzina. To podobno oczko w głowie duchowieństwa i związanej z nim prawicy. I faktycznie – wiele wysiłków Kościoła idzie w tym kierunku: homilie, rekolekcje, specjalne sanktuaria, błogosławieństwa, wyspecjalizowane w opiece nad rodziną matki boskie. Czy jednak chodzi o dobro małżonków i rodzin? Chyba raczej o to, że to właśnie w rodzinie następuje najbardziej skuteczna indoktrynacja
religijna; właściwie urobieni ojciec i matka zrobią to dużo lepiej od księdza. Tam jednak, gdzie można realnie wspomóc rodzinę, Kościół rzuca jej kłody pod nogi. Mowa o potępieniu zapłodnienia in vitro, badań prenatalnych i antykoncepcji, o promowaniu wielodzietności przy jednoczesnym sprzeciwie dla rzetelnego uświadomienia seksualnego młodzieży (wczesne, nieplanowane ciąże). Ponadto jeśli ktoś nie zapłaci sowicie kurialnemu sądowi, nie może się rozwieść. A tak się składa, że rozwodu najbardziej potrzebują ubogie żony alkoholików i damskich bokserów. III. Pokój. Oczywistym przejawem hipokryzji jest – z jednej strony – potępienie przez Kościół wojny napastniczej (całkiem od niedawna), a z drugiej – utrzymywanie (na koszt państwa) armii kapelanów, a nawet wysyłanie ich wraz z wojskiem na podbój innych państw i na ich okupację. Widać jasno, że chodzi wyłącznie o utrzymanie rządu dusz w strukturach wojskowych i o profity. Papieże i owszem – apelowali i zawsze będą apelowali o pokój, to należy do ich image’u. Nie przeszkadzało im to w historii popierać setek wojen, a nawet prowadzić własne. Jeszcze w XX wieku Pius XI poparł katolickiego generała Franco w wojnie domowej w Hiszpanii czy podłą napaść Włoch Mussoliniego na Etiopię, w zamian za traktaty laterańskie, które dawały Watykanowi wiele przywilejów, w tym status państwa w państwie. Na tym tle in plus wyróżnił się Jan Paweł II swoim sprzeciwem wobec agresji na Irak. To zdecydowanie najjaśniejszy punkt jego pontyfikatu. IV. Kościół i człowiek. Kler twierdzi, że służy ludziom, ale tak naprawdę okłamuje ich i karmi złudzeniami, oczywiście za ciężkie pieniądze. W dodatku głosi ludziom szukającym Boga zafałszowane przesłanie Biblii, co woła o pomstę do nieba, jeśli jakieś niebo, poza fizycznym, istnieje. Kler, zwłaszcza wyższy, pogardza prostymi ludźmi, czego jestem świadkiem. Wśród ludzi świeckich biskupi utrzymują kontakty wyłącznie z milionerami i ludźmi władzy. Dziady ich nie obchodzą. V. Kościół i państwo. Tu jest najwięcej obłudy i kłamstwa. Funkcjonariusze Watykanu twierdzą (bezmyślni ludzie pokroju Kaczyńskich im przyklaskują), że pełnią wobec państwa polskiego rolę służebną, że Kościół ma dla Polski ogromne zasługi (tak niedawno wyraził się Ryszard Kalisz). Cóż, równie dobrze można powiedzieć, że ofiary złodziei i oszustów są im winne wdzięczność i szacunek. Albo że pożyteczne dla ludzi są kleszcze, komary i skorpiony. Choć wszystkie te robale razem do kupy nie robią tyle szkody, ile jedna z odmian stonki w kolorze czarnym. JONASZ
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
G
dy 24 marca 2009 roku na lotnisku wojskowym w Powidzu koło Gniezna szczęśliwie – mimo fatalnej pogody – wylądował pierwszy w Siłach Powietrznych RP samolot transportowy C-130E Hercules, witało go liczne grono polityków z wiceministrem obrony Stanisławem Komorowskim na czele, generalicja, amerykańscy dyplomaci i wojskowi, duchowieństwo oraz kompania honorowa. Było wielkie święto i radości co niemiara, a generałowie chętnie opowiadali dziennikarzom, jacy to będziemy teraz silni, zwarci i gotowi. Gdy w połowie kwietnia 2009 r. nowy nabytek armii o mały włos nie uległ katastrofie, wszyscy nabrali wody w usta, zaś rzecznik Sił Powietrznych oficjalnie
75,2 mln dolarów zostały już w USA załatwione, projekt upadł. Okazało się, że angielskie samoloty nadają się tylko na złom, bowiem do ich dalszej eksploatacji niezbędna byłaby konieczność wymiany skrzydeł, silników oraz śmigieł, czyli niemal wszystkiego, i to kosztem ok. 200 mln dolarów. Towarzysze amerykańscy zaproponowali nam wówczas, że w ramach przyznanych już środków mogą oddać 5 własnych samolotów C-130 w wersji „E” (wyprodukowane w 1970 r.), wycofanych już ze służby i od czerwca 2005 r. dogorywających na składowisku w Tuscon (Arizona). Obiecali, że poddadzą je gruntownej reanimacji, żeby przypadkiem nie rozsypały się w powietrzu, a ponadto:
GORĄCY TEMAT kłopoty) i w końcowym efekcie ogólna wartość „bezzwrotnej pożyczki” osiągnęła kwotę 98,4 mln dolarów. Wypada podkreślić, że my – podatnicy – zapłacimy jedynie za inwestycje infrastrukturalne (hangary, modernizacja nawierzchni lotniskowych, magazyny, stacja paliw itp.), jednak będą to pieniądze gigantyczne, bowiem cała „otoczka” Herculesów dożywających w naszym kraju swego kresu ma kosztować co najmniej 766 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż same samoloty (nie licząc ich remontów). „Wdrażając Herculesy, będziemy dysponować nowoczesnymi, zachodnimi samolotami. Będą to nasze podstawowe samoloty transportowe” – przekonywał w styczniu 2009 r. gen. Czesław Piątas, sekretarz stanu
obficie pokropiony wodą święconą przez naziemną eskadrę kapelanów Sił Powietrznych w składzie: ks. ppłk Janusz Radzik (reprezentant kat. Kościoła), ks. ppłk Aleksy Andrejuk (prawosławny) i ks. ppłk Wiesław Zydel (ewangelik). A gdy już fanfary ucichły i Hercules został przyjęty do służby w 14. Eskadrze Lotnictwa Transportowego w Powidzu, rozpoczęła się tam rutynowa procedura Acceptance Inspection, czyli przegląd odbiorczy polegający na sprawdzeniu ogólnego stanu technicznego oraz zweryfikowaniu części. – W przypadku C-130 jest to stosunkowo prosta robota, która nie powinna trwać dłużej niż tydzień. Dla porównania: przeglądy nieporównywalnie bardziej skomplikowanych
3
było widać dziur. Trudno powiedzieć, kiedy i gdzie został ostrzelany, ale uwzględniając jego wiek i szlak bojowy, mogło się to wydarzyć nawet w Wietnamie, gdzie w 1973 r. działała 317th TAW (Tactical Airlift Wing) – jednostka, w której wówczas służył. W latach późniejszych formacja ta uczestniczyła w inwazji na Grenadę (1983 roku) i pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej (1990 r.). Chyba tylko Amerykanie wiedzą, na jakim froncie go tak poszatkowano – zauważa oficer. ~ ~ ~ Zapytaliśmy Dowództwo Sił Powietrznych, na czym konkretnie polegała ta ostatnia dramatyczna przygoda Herculesa. „C-130 od momentu przylotu do Polski nie odbywał żadnych lotów,
Hercules że boki zrywać Do Polski przybył pierwszy z pięciu samolotów ofiarowanych przez amerykańskich sojuszników. Wszystkie wyprodukowano w 1970 roku. Dostajemy je całkiem za darmo, ale na koszty utrzymania i obsługi wydamy prawie 800 mln zł. Ten pierwszy był już o włos od katastrofy... nam zaprzeczył, jakoby ten samolot w ogóle wzbił się kiedykolwiek w powietrze od czasu sprowadzenia go do Polski... ~ ~ ~ Amerykański Lockheed C-130 Hercules to najdłużej produkowany samolot w historii światowego lotnictwa (do służby został wprowadzony w grudniu 1956 r.). Po wejściu Polski do NATO nasza armia rozpoczęła starania o pozyskanie sześciu maszyn C-130 w wersji „K”, wycofanych właśnie ze służby w brytyjskiej Royal Air Force. Uwzględniając stan budżetu państwa, chodziło o to, żeby zapłacili za nie Amerykanie w ramach programu bezzwrotnej pomocy Foreign Military Financing (Finansowanie Zagranicznych Sił Zbrojnych). Gdy międzyrządową umową z 22 czerwca 2004 r. wszystkie formalności finansowe na ogólną kwotę
~ dorzucą trochę części zamiennych; ~ udzielą wsparcia technicznego w pierwszym okresie eksploatacji (przez jeden rok i do 200 godz. tzw. nalotu); ~ wyposażą maszyny w systemy pasywnej obrony i cargo; ~ wyszkolą pięć załóg, czyli 25 pilotów i 25 osób z personelu technicznego. Oczywiście, nic za darmo, gdyż nawet kwatery dla szkolących się w USA naszych żołnierzy skrupulatnie do ogólnego rachunku miały zostać wliczone. Polska przyjęła tę wielkoduszną ofertę strategicznego sojusznika. Porozumienie z 2004 r. zmodyfikowano czterema kolejnymi aneksami (w ostatnim z 31 października 2008 r. uwzględniono dodatkowe 3 mln dolarów na „nieprzewidziane naprawy”, co już zdawało się wieszczyć
Naziemna eskadra kapelanów w akcji
Wiceminister Komorowski w otoczeniu generalicji
w MON, na posiedzeniu Sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Nawet się nie zająknął, że te maszyny mają w swoim „życiorysie” wojnę w Wietnamie... ~ ~ ~ Pierwszy Hercules miał dotrzeć do Polski we wrześniu 2008 r. Niestety, specjaliści z Lockheeda mieli duże problemy z przystosowaniem do współczesnych warunków awioniki (systemy sterowania, urządzenia nawigacyjne itp.) oraz ze scaleniem skrzydeł samolotu. Gdy już wreszcie udało się wszystko zmontować – poleciał, z dowodzącym 5-osobową załogą ppłk. Mieczysławem Gaudynem za sterami. Najpierw wykonali skok przez Atlantyk do amerykańskiej bazy w Ramstein (Niemcy). Tam dosiedli się instruktorzy z US Air Force, mający kontynuować szkolenie polskich załóg na miejscu w Powidzu, i już po dwóch godzinach „nowoczesny zachodni samolot” został uroczyście powitany przez rodzimych polityków, dyplomatów i generalicję oraz
samolotów F-16 załatwialiśmy średnio w trzy, maksimum cztery tygodnie – wyjaśnia oficer z 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach pod Poznaniem. Ujawnił nam też pewną tajemnicę: – Od wysokiego rangą dowódcy z bazy w Powidzu wiem, że Hercules odbył w połowie kwietnia swój pierwszy kontrolny lot w biało-czerwonych barwach i niewiele brakowało, żeby doszło do tragedii. Tuż po starcie zablokowały się klapy sterownicze i nie dało się ich przełączyć w położenie „do lotu”. Pilotowi udało się wylądować, ale nieszczęście było naprawdę bardzo blisko. Według relacji naszego informatora, podczas sprawdzania przyczyny awarii okazało się, że niedziałający element został kiedyś uszkodzony w wyniku... ostrzału wielkokalibrowego karabinu maszynowego. – Mechanicy odkryli, że poszycie kadłuba było w tym miejscu podziurawione jak sito i tylko prowizorycznie zaklajstrowane, żeby nie
więc mowa o jakiejś usterce jest wynikiem czyjegoś braku wiedzy” – odpowiedział nam na piśmie major Marcin Rogus, rzecznik prasowy Dowództwa. Ki diabeł? Przekonaliśmy oficera z Krzesin, któremu ufaliśmy dotychczas niemal bezgranicznie, żeby jednak umożliwił nam bezpośredni kontakt z jego zaufanym w Powidzu. Rozmowa z nim była krótka, ale konkretna. – Potwierdzam, że doszło do poważnej awarii w powietrzu. Dlaczego Warszawa zaprzecza? Myślę, że w dobrej wierze. O całej tej sprawie mogą jeszcze nie wiedzieć nawet generałowie, bowiem mamy nałożone absolutne embargo na jakiekolwiek o niej informacje. Nawet na najwyższe szczeble dowodzenia – ucina dalsze pytania oficer z Powidza. Co powie teraz MON i Dowództwo Sił Powietrznych o tych „nowoczesnych zachodnich samolotach” rocznik 1970? ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
4
POLKA POTRAFI
Idzie młode! Ostatnimi czasy maltretuje się nas opowieściami o tym, co wyczynia polska młódź i jak bardzo jest zepsuta. Najgorzej i najwięcej mówi się o nastoletnich panienkach. I tak, dzięki raportowi, który przygotowano na zlecenie rzecznika praw dziecka, wiemy, że 20 proc. polskich nastolatek to wyrachowane, pozbawione złudzeń... zawodowe kurtyzany! Mimo najszczerszych chęci, ich zachowania nie można usprawiedliwić posiadaniem rodziców wykolejeńców tudzież nieposiadaniem podstawowych środków potrzebnych do życia. Większość z owych niewiast pochodzi z tzw. normalnych domów, głodu nigdy nie zaznała, a puszcza się, żeby mieć na markowe ciuchy, różne sprzęty fotograficzno-dzwoniąco-grające czy na wypady do modnych klubów. No i dla szpanu. Idźmy dalej... Koleżanki owych nieszczęsnych 20 proc., nawet jeśli same – jeszcze! – nie trudnią się owym haniebnym procederem, nie potępiają tych dorabiających. Dlaczego? Ano dlatego, że – jak stwierdza raport – dla młodzieży kasa jest najważniejsza. Jak najwięcej kasy. To, w jaki sposób się ją zdobywa, jest już sprawą drugorzędną. Prostytuowanie traktowane jest jak każda
T
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
inna praca. Zresztą terminologia również się zmieniła. Nie ma już kurwienia się – jest sponsoring, nie ma klientów – są bogaci przyjaciele itp., itd. Co więcej? Jak skrupulatnie obliczono, jakieś 40 proc. nastoletnich Polaków nieustannie śledzi nowinki na pornostronach, a co 8 nastolatek doświadczył... cyberseksu (to supernowoczesny sposób na pożycie intymne, wymyślony
ak to już jakoś jest, że prawica ma problem z trzeźwym odczytywaniem rzeczywistości. Nie widzi tego, czego widzieć nie chce: kryzys nazywa medialną histerią, zmiany klimatyczne – bredniami ekologów. Rzeczywistość dopada ją jednak prędzej czy później. Pamiętacie, jak przed 6 miesiącami rząd twierdził, że Polsce kryzys nie grozi? Nawet wtedy, gdy zaczął się już upadek złotówki i masowe zwolnienia. Na szczęście nasza gospodarka nie jest zbyt nowoczesna i nie zależy tak bardzo jak inne od eksportu. Kryzys dzięki temu dotyka nas wolniej niż kraje zglobalizowane. Ten zbieg okoliczności sprawia, że rząd może sobie na razie przypisywać zasługi z działań, których nie podjął. Bo to rzekomo dzięki jego polityce jest u nas mniej źle niż gdzie indziej. Ostatnio Tusk udzielał nawet premierowi Brownowi przez nikogo niepożądanych rad, jaką należy prowadzić politykę gospodarczą. Czyżby zaczął zazdrościć polskiemu prezydentowi opinii największej dyplomatycznej niezdary Europy? Podobnie jest ze zmianami klimatycznymi. Prawica nie chce ich widzieć, bo przyjęcie do wiadomości faktów musiałoby pociągnąć za sobą działania. Albo zmusić do przyjęcia odpowiedzialności za działania zaniechane. Tymczasem globalne ocieplenie nie dotyka wyłącznie mieszkańców Malediwów lub wysp Tuvalu, które być może znikną pod powierzchnią morza. Zmiany są już jednak w Polsce i powodują milionowe straty. Niedowiarków zapraszam na spacer w Beskid Śląski. Niektóre zbocza w tych polskich górach – najpopularniejszych obok Tatr – przypominają krajobraz po wojnie
dla ludzi z rozwiniętą wyobraźnią, polegający na wysyłaniu sobie drogą internetową treści podniecających...). Fenomen seksualnej emancypacji młodych kobiet próbowano jakoś wytłumaczyć. Najciekawsze wyjaśnienie sprowadza się do tego, że winne są... japońskie kreskówki, które lubieżne kobietki oglądały jako małe dziewczynki. Tam aż roi się od animowanych laleczek, które łażą w butach na obcasach, walą chłopów pejczami i w ogóle są agresywne i wyzwolone. Z raportu wynika również, że pokolenie młodych Polaków marzy o władzy. Nie chodzi bynajmniej o stołki w Sejmie, ale o kierownictwo w ogromnych korporacjach. Za kilka lat będziemy mieli multum dyrektorów i prezesów, a Polska stanie się krainą mlekiem i miodem płynącą! Warto napomknąć, że młodzi swojej kariery zawodowej wcale nie chcą zaczynać od stanowisk podrzędnych, ale od razu kierowniczych. I to nie dzięki posiadanej wiedzy, ale sprytowi i załatwieniu potrzebnych „papierków” (czyżby przykład poszedł z góry?). Zdecydowana większość polskiej młodzieży nie potrafi powiedzieć, co musiałoby się wydarzyć, żeby ich system wartości uległ zmianie. Jakie wnioski? Porażające! Wyszło na to, że nastoletni Polacy to wyrachowane seksualne bestie i przebiegli materialiści. Cała nadzieja w tym, że statystyki kłamią. A jeśli się okaże, że to... prawda?! No cóż, polskim kapłanom rośnie spora konkurencja! JUSTYNA CIEŚLAK
nuklearnej. Gdzieniegdzie idzie się setki metrów wśród pieńków lub drzewnych, suchych kikutów. Widok przejmuje grozą. Turyści gubią się na szlakach, bo oznaczenia tras spacerowych zniknęły razem z drzewami. A drzewa, konkretnie beskidzkie świerki, masowo chorują i umierają. Bezpośrednim powodem jest znany od pokoleń świerkowy szkodnik. Zdrowe świerki niewiele sobie z niego robią, ale z powodu zmian klimatycznych obniżył się poziom wód gruntowych i płytkie z natury korzenie tych drzew nie radzą sobie w nowej sytuacji. Osłabione stają się łatwą ofiarą szkodników, które rozmnażają się w sprzyjających warunkach na potęgę. Wstrząsająca katastrofa ekologiczna w Beskidach dokonuje się od 3 lat w zadziwiającej medialnej ciszy. Pamiętam, jak w późnym PRL-u prasa huczała nt. zagłady sudeckich lasów. Ale wtedy to był dobry powód, aby dokopać niesłusznej komunie. Oczywiście rząd nie może powstrzymać spadku wód gruntowych, ale przydałaby się jakaś dyskusja w celu zaradzenia tej sytuacji. Może trzeba zmienić dotychczasową politykę w sprawie plantacji drzew – chyba trochę na wyrost nazywanych lasami? I to rząd, m.in. dlatego, że sprawuje nadzór nad Lasami Państwowymi, powinien taką debatę zainicjować, zamiast tę gigantyczną firmę klerykalizować i upolityczniać. Tymczasem PiS i PO, Kaczor i Donald, dwie bliźniacze formacje, bawią Polaków personalnymi rozgrywkami o czwartorzędnym znaczeniu, licytują się na „miłość” albo na to, kto sprawniej zrobi dobrze Kościołowi. Polacy modlą się w tej sytuacji o jakąś przekonującą polityczną alternatywę. Oraz o deszcz. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Posucha
Prowincjałki W zamian za kolorowy telewizor i noc poślubną zatwardziały stary kawaler, 53-letni Ignacy Ch. z gminy Rokitno, dał się namówić na zawarcie związku małżeńskiego z 39-letnią Białorusinką Swietłaną. Ślub odbył się 13 marca w piątek. No właśnie... Natychmiast po ceremonii świeżo poślubiona małżonka zniknęła. Telewizor pan młody szybko przebolał, ale do dziś nie może odżałować nocy poślubnej. Swoje smutki topi w napojach winopodobnych. To jednak nie koniec jego kłopotów, bo do akcji wkroczyła prokuratura, która sprawdza, czy nie doszło do popełnienia przestępstwa, tj. zawarcia małżeństwa w celu osiągnięcia korzyści.
W SINĄ DAL
W Stalowej Woli odziany tylko w adidasy młodzian z uśmiechem na ustach przebiegł dobry kilometr... Alejami JPII do bazyliki biskupa Frankowskiego! Po kilku godzinach golas wyznał, że stawką było 500 zł. Nagrany bieg miał w internecie prawie 3 tys. odsłon już po paru godzinach. Zwłaszcza internautki postulowały, aby w zdominowanej przez mohery Stalowej Woli zorganizować bieg golasów. Może patronat obejmie bp Frankowski?
GOLAS NA ALEJACH JPII
Na naradzie u prezydenta Zamościa pojawił się 25-latek ubrany wyłącznie w slipy zaciągnięte na głowę. Po pogoni za nudystą udało się go w końcu zatrzymać i z magistratu wyprowadzić. Urzędnicy orzekli, że nie była to forma manifestacji.
GŁOS LUDU
Za funkcjonariusza z Centralnego Biura Antykorupcyjnego podawał się 38letni Andrzej K. Mężczyzna w stanie wyraźnie wskazującym (blisko 2 promile) chodził po ulicach Świdnika i grożąc rewolwerem, kazał się legitymować przypadkowym przechodniom. Został zatrzymany przez policję. Prawdziwą. Opracowali: WZ, AK, JA
CBA-NCYMON
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Wałęsa ma to do siebie, że czasem pojawia się na spotkaniach, na których nie powinien się pojawiać. Zawsze mnie to denerwowało. Bo to go ośmiesza. Ja zawsze stawałem w obronie Lecha Wałęsy. Ale dziś za Wałęsę się wstydzę. Należę do ludzi, którzy mają prawo to mówić. Świetnie go znam, on w 70 proc. ma tzw. umysł chłopski, taki spryt chłopski. Ale z tym wiążą się też negatywne cechy jak pazerność, nadmierne przywiązanie do materialnych wartości. (Władysław Frasyniuk)
Jeśli pojawi się kandydat (na prezydenta – dop. red.), który zapewni wygraną w wyborach prezydenckich i dobrą współpracę z rządem, nie będę się upierał przy kandydowaniu. Ale otwarcie mówię: na razie takiego kandydata nie widzę. (Donald Tusk)
Senator Misiak został wyrzucony z PO za uczciwość. Stoczniowcy to nie wyrzuceni z pracy ludzie, tylko symulanci. Nad Polską świeci słońce Peru. (Jacek Kurski)
Ta rewolucja erotyczna doprowadziła do dekonstrukcji rzeczywistości, kultury, cywilizacji, tradycji, autorytetu, rządów prawa, obrazu ojca i matki, moralności, religii, prawdy, dobra i zła, racjonalności, wiedzy obiektywnej, osobowości, świadomości nieśmiertelności, miłości bliźniego, przyjaźni, czułości. (prof. Maciej Giertych)
Potrzeba chrześcijan, gdyż wielu niedawnych apostołów marksizmu, maoizmu, wielbicieli Che Guevary i Czerwonych Brygad zawłaszczyło chrześcijańską wizję twórców europejskiej jedności i dziś wiedzie prym w parlamencie w Brukseli, działając na frontach globalizacji, ekologii, katastrofy klimatycznej, pomocy dla głodujących w Trzecim Świecie przy równoczesnej walce z rodziną, z życiem człowieka od poczęcia aż do naturalnej śmierci, a nawet z samym Bogiem. (bp Wiktor Skworc)
Ataki na Ojca Świętego nie wynikają z troski o skuteczne zwalczanie epidemii w Afryce. Ich celem jest zdyskredytowanie społeczności, w której najdynamiczniej rozwija się chrześcijaństwo. (Marian Piłka, były poseł PiS)
Rozmowa z Janem jest jak orgazm. (Małgorzata Potocka o Janie Nowickim) Wybrały: OH, MaHus, PAR
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
NA KLĘCZKACH
DYREKTOR DZIEDZICZNY
FAŁSZYWY PATRIOTYZM
Na rządzonym przez PiS Podkarpaciu nadal obowiązują standardy śp. IV RP i dzięki temu wyznająca wiadome wartości była posłanka Samoobrony Maria Zbyrowska została tam trzecim wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Jako że ostatnio był nim zmarły w ub. roku jej syn Adrian, nominacja ma charakter dziedziczny. Pytany o kompetencje kandydatki na stołek marszałek Zygmunt Cholewiński podkreśla, że była ona ,,bardzo znaczącym posłem” i ,,zna wiele spraw województwa”. Sama zainteresowana, której przymusowy 2-letni rozbrat z polityką osładzała hodowla drobiu, ,,nie boi się wyzwania”. Etat trzeciego wicka w WFOŚ nie będzie obciążeniem, bo czuje się na siłach, aby trochę sobie poprezesić. Wierzymy na słowo, mając w pamięci jej edukację podczas blokad drogowych i opróżniania wagonów ze zboża, błyskawiczną maturę i szybkie studia w kuźni kadr Samoobrony, jaką jest Wyższa Szkoła Gospodarcza w Przemyślu. JA
„Burmistrz Miasta Mławy i proboszcz parafii MB Królowej Polski zapraszają na uroczystości patriotyczno-religijne Święta Konstytucji w dniu 3 maja 2009 roku” – informuje strona urzędu miasta. Podobnie było w setkach innych miast i gmin. Dlaczego burmistrzowie współpracują z klerem dla uczczenia rocznicy uchwalenia konstytucji? Przecież polski episkopat w XVIII wieku był – prawie w całości – przeciwny dziełu Sejmu Wielkiego. Biskupi z ochotą podpisywali akces do targowicy. Kilku z nich zawisło za to w czasie insurekcji na szubienicy. A nikt nie wieszał wtedy burmistrzów. OP
DOBRODZIEJE CHWALĄ SOBIE… Zgodnie z przewidywaniami, zarząd i marszałek Podkarpacia w cuglach uzyskali absolutorium z wykonania budżetu za rok 2008, co było jasne jak słońce, skoro PiS (wsparty na sesji przez radnego... SLD) ma w sejmiku miażdżącą przewagę liczebną. Podsumowujący efekty pracy lider klubu PiS Czesław Łączak był na luzie i sypał sukcesami jak z rękawa: ,,Rok 2008 był dobrze wykorzystany (...). W całym województwie dobrze mówi się o sejmiku. Począwszy od służby zdrowia, poprzez strażaków, po właścicieli obiektów zabytkowych, zwłaszcza księży”. To prawda, ci ostatni mieli w ubiegłym roku wyjątkowo tłusto, bo sypnęło im grubymi milionami na wszelkie zachcianki. JA
ZABIJ SIĘ! Za wielokrotne namawianie jednego z ministrantów do popełnienia samobójstwa Sąd Okręgowy w Słupsku skazał na 3,5 roku więzienia księdza Piotra T. (40 l.) – proboszcza parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Dębnicy koło Człuchowa (diecezja pelplińska). W uzasadnieniu wyroku czytamy, że kapłan katolicki żądał od ministranta, żeby się powiesił, aby... nie wyszło na jaw, że ksiądz Piotr podawał mu alkohol i narkotyki oraz systematycznie wykorzystywał seksualnie. Proces w Słupsku był kontynuacją szatańskiej akcji nękania pewnego proboszcza (bardzo niegdyś cenionego przez biskupa pelplińskiego
Jana Bernarda Szlagę), który za deprawowanie dwóch ministrantów ze Starogardu Gdańskiego został w lutym 2008 r. skazany przez Sąd Rejonowy w Człuchowie na 4 lata więzienia. Gorąco polecamy o. Rydzykowi i Rodzinom Radia Maryja niezwłoczne zainicjowanie jakiejś akcji w obronie gnębionego kapłana... AT
BÓJ SIĘ ANATEMY
Z 1-majowego przemówienia Jacka Czerniaka – szefa sejmiku wojewódzkiego w Lublinie i przewodniczącego tamtejszych struktur SLD: „Z nieskrywanym podziwem odnoszę się do troski Józefa Życińskiego o nasze żołądki. Jak wiecie, arcybiskup udzielił dyspensy na spożywanie mięsa 1 maja. Jakaż miłość i troska o kondycję ludzi pracy. Dziękujemy ci, księże arcybiskupie, za twe hojne dary! My jednak – z dyspensą czy bez niej – spotkamy się za chwilę na tradycyjnym pikniku w Muzeum Wsi Lubelskiej. Jak zawsze będą wśród nas katolicy, ludzie innych wyznań i ateiści. I jak zawsze, przy kuflu piwa i pieczonej kiełbasie, porozmawiamy jak człowiek z człowiekiem”. Cóż za niewdzięczność! Toż czcigodny hierarcha staje niemal na uszach, żeby dogodzić innym, a ten sobie z tak wspaniałomyślnego aktu łaski kpiny urządza... Tak trzymać! KC
JASŁO NAWIEDZONYCH Ciekawymi problemami w czasach kryzysu żyją miejscy radni w podkarpackim Jaśle. Na ostatniej sesji, bez głosu sprzeciwu, radośnie klepnęli (80 procent za!) projekt uchwały mającej wprowadzić do statutu miasta preambułę: „My, Radni Rady Miejskiej Jasła, jesteśmy ufni, iż w pracy dla naszego miasta nie zabraknie nam siły i wytrwałości, których źródłem jest wiara w Boga i wynikający z niej głęboki sens publicznej debaty”. Wnioskodawcą były parafialne oddziały Akcji Katolickiej, wszak o katolickiego Boga chodzi. Teraz trwają modły, aby nadzorujący samorządy wojewoda (PO) nie zakwestionował tego zapisu – o czym zresztą lojalnie uprzedzał radca prawny opiniujący projekt uchwały. JA
SZÓSTY CYRK W Ciechanowie brakuje prawie wszystkiego – pracy, marketów oraz pomysłów na rozwój miasta. Nie brakuje tylko kościołów! Jest ich 5 na 50 tys. mieszkańców, a kuria diecezji płockiej przymierza się do erygowania szóstej parafii, a co za tym idzie – budowy kolejnej świątyni. Obiekt ma powstać – jak donosi „Tygodnik Ciechanowski” – na działce rolniczej. Kuria już zaczęła załatwiać formalności potrzebne do sfinalizowania pomysłu. 15 kwietnia nieznani sprawcy ukradli osiem rolek plandeki (120 metrów) z cyrku „Korona”, który występował w Ciechanowie. Czyżby kuria zaczęła także zbierać materiały na budowę? OP
LIGA RZĄDZI
BIBLIA W MAGISTRACIE
Cykliczne zamknięte imprezy pod hasłem Noc Naturystów, które odbywają się w łódzkim aquaparku „Fala” i przyciągają ludzi z całej Polski, w końcu trafiły na godnego przeciwnika. „Pomimo oficjalnego zakazu wśród uczestników znajdowały się również osoby samotne, bez współmałżonka, co może rodzić przypuszczenie różnorodnych zagrożeń o charakterze seksualnym. Nikt bowiem nie był w stanie sprawdzić ani orientacji, ani przeszłości uczestników, ani też celu ich uczestnictwa w imprezie” – wysmarował w doniesieniu do prokuratury zdegustowany Jan Waliszewski, szef łódzkiej LPR, dodając jeszcze, że widok nie tylko nagich rodziców, ale także obcych osób stwarza zagrożenie dla psychiki dziecka. Skąd ma tak dokładne informacje, aż boimy się pomyśleć. WZ
Co można znaleźć na stronie internetowej urzędu miasta? Informacje o przetargach, skład rady, czasem historię i przewodnik po zabytkach oraz... zachętę do udziału w konkursie biblijnym. Taka właśnie reklama pojawiła się 28 kwietnia w aktualnościach magistratu Ciechanowa. „Organizatorzy III Ciechanowskiego Maratonu ogłaszają otwarty konkurs na krótką wypowiedź na temat Biblii” – czytamy w obwieszczeniu, które następnie instruuje, że ma to być zachęta do lektury Pisma. I podpowiada styl pracy, która może być „osobistą wypowiedzią” albo „przybrać formę listu do przyjaciela”. Darmo natomiast by tam szukać nawoływań do udziału w najbliższych wyborach. Co ciekawe, w Ciechanowie nie rządzi PiS, LPR ani inny wynalazek, tylko... PO. OP
CUDA ŁASKI BOSKIEJ Ponoć młodzież związana z Kościołem góruje etycznie nad tą od niego oddaloną. Tak w każdym razie głosi Kościół, depozytariusz wartości. Fakty są takie, że młodzież w kościołach zaraża się obłudą. Kolejnym dowodem w tej dziedzinie jest brutalne pobicie, jakiego dopuścili się dwaj 12-letni ministranci, którzy napadli na młodszego o dwa lata kolegę pod Kwidzynem. Pobili go w dodatku pod kościołem, co podajemy rodzicom ku przestrodze i rozwadze. AC
5
DEMONY WATYKANU Mimo protestów Watykanu odbyła się premiera filmu „Anioły i demony”. Dlaczego znów – jak w przypadku filmu „Kod da Vinci” – Watykan chciał bojkotu filmu? Otóż reżyser zezłościł Watykan zuchwałymi domysłami na temat konklawe – zgromadzenia, w którym kardynałowie z całego świata wybierają nowego papieża. Ludzie papieża robili co mogli, żeby przeszkodzić w kręceniu filmu, nie wpuszczali ekipy filmowej do kościołów. Nie było też mowy o zdjęciach w Watykanie. Biskupi, nawet nie oglądając filmu, już głoszą jego bojkot. Efekt może być taki jak z „Kodem da Vinci”, czyli odwrotny od zamierzeń. PPr
ROZWÓD BERLUSCONIEGO Silvio Berlusconi – premier Włoch, katolik, sojusznik Kościoła i największy pajac europejskiej polityki – stoi przed koniecznością kolejnego rozwodu. Zamiar odejścia od męża ogłosiła żona premiera, Veronica Lario, która ma dość niekończących się romansów 72-letniego małżonka z nastolatkami. Sama Veronica została żoną Silvia po 10-letnim związku ukrywanym przed poprzednią żoną i opinią publiczną. Nosił wilk razy kilka... MaK
ŚWIĘTY ORGAZM MATKA BOSKA NADRZEWNA W Balewie (woj. pomorskie) od kilku dni gromadzą się ludzie, którzy na pniu jednego z drzew dostrzegają zarys wizerunku Madonny, tej katolickiej, nie amerykańskiej. Wzrasta pobożność, bo ludzie modlą się wokół drzewa, ale balewski „cud” budzi wątpliwości okolicznego kleru. Może dlatego, że Madonna Nadrzewna jak dotąd nie wzywa do odmawiania różańca ani budowy sanktuarium. MaK
Sąd w Göteborgu zakazał religijnej wspólnocie używania nazwy „Kościół Orgazmu”, powołując się na paragraf chroniący dobre obyczaje. Specyficzna wspólnota, która twierdzi, że „orgazm jest ostatecznym spotkaniem z Bogiem”, a nawet, że „orgazm jest samym Bogiem”, zapewnia jednak, że nie wszystko w ich wspólnocie kręci się wokół seksu. Kościół orgazmu założył Hiszpan Carlos Bebeacua, który wcześniej zasłynął pokazaniem na jednej z wystaw obrazu pt. „Madonna orgazmu”. PPr
6
Proces sądowy trwa już 4 lata, a końca nie widać. Prokuratura wykazuje wyjątkową bezradność, podobnie zresztą jak i policja zasłaniająca się brakiem pamięci. Oskarżonym jest oczywiście ksiądz. Do tragedii doszło w Konarzycach pod Łomżą w połowie czerwca 2005 roku. Na przejściu dla pieszych, w pobliżu szkoły, zginął 11letni Marcin. Tego dnia ks. Wojciech Z., ówczesny szef łomżyńskiego Caritasu, gnał swoim seatem jak szalony i nawet nie zwolnił przed oznakowaną „zebrą”, na której pojawił się młody rowerzysta. Chłopiec wracał do domu z przyszkolnego boiska. Huk uderzenia, karetka pogotowia i oczekiwanie na cud. Niestety, po kilku dniach Marcin zmarł. – Sprawca tuż po wypadku nie interesował się rannym dzieciakiem. Dziwiłem się, że ksiądz prowadził samochód z ręką w gipsie. Najbardziej wkurzyło mnie jednak to, że początkowo usiłował wmawiać, iż wypadek spowodował ktoś inny – mówił wkrótce po zdarzeniu jeden z mieszkańców Konarzyc. Był zbulwersowany także tym, że ksiądz opowiadał, iż jechał z prędkością zaledwie 50 kilometrów na godzinę. To kłamstwo. Przy takiej szybkości być może w ogóle nie doszłoby do wypadku, a z pewnością obrażenia chłopca byłyby znacznie mniejsze. Ojciec Marcina od 4 lat walczy o sprawiedliwość. Czas nie goi jego
M
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
W majestacie bezprawia ran. Wprost przeciwnie – mimo licznych przeszkód ze strony organów ścigania, bezustannie obnaża fałszerstwa i stronniczość policjantów. Choć ksiądz zabił na drodze jego syna i usiłuje od lat uciec przed sprawiedliwością, ludzie stojący na straży prawa bardziej dbają o interes sprawcy tragedii niż pamięć ofiary. – Tak zresztą jest do dziś. Z małżonką jesteśmy jednym wielkim kłębkiem nerwów i w gruncie rzeczy nie otrzymujemy znikąd żadnej pomocy. Nawet tej lekarskiej musieliśmy szukać sami – mówi pan Romuald. W Konarzycach wielu zapomniało już o tej tragedii. „Stało się i się nie odstanie – mawiają niektórzy. – Ksiądz Z. udzielał Marcinowi pierwszej komunii. To dla niego także wielka tragedia”. – Kilka dni po wypadku ksiądz przyszedł do nas, aby stwierdzić, że do tragedii doszło nie z jego winy. Nawet nie przeprosił – wspomina ojciec dzieciaka. Początkowo prokuratura umorzyła postępowanie „wobec stwierdzenia braku znamion czynu zabronionego”, co oznaczało uniewinnienie sprawcy wypadku. Oparto się na przypuszczeniu, że Marcin przez
arek M. miał szczęście w nieszczęściu. Niemal cudem uniknął pobytu za kratkami z powodu niedoszłego pochówku ukochanej małżonki. A wszystko zaczęło się kilka lat temu, gdy Hanna M. z Warszawy w obliczu ciężkiej choroby i zbliżającej się śmierci postanowiła, by jej doczesne szczątki zostały spopielone. Tak też się stało, gdy w pierwszych dniach marca tego roku odeszła z tego świata. Niespodziewanie pojawił się jednak problem: zmarła życzyła sobie spocząć z ojcem pochowanym na cmentarzu w Milanówku, podczas gdy jej rodzina miała zupełnie odmienne plany. Ponieważ długo nie było jasności w tej kwestii, zbolały małżonek zabrał urnę do domu i tymczasowo ustawił ją w sypialni. Miniaturowa trumienka z prochami Hanny M. stanęła na honorowym miejscu, zaś obok pojawiło się zdjęcie zmarłej. Pan Marek cierpliwie czekał na wyklarowanie się rodzinnego sporu, a przy okazji cieszył się z „bliskości” małżonki. Wychodząc do pracy, żegnał się z nią, i nie zapominał o ciepłym powitaniu, gdy znów pojawiał się w domu. Niespodziewanie do mieszkania pana Marka wkroczyli policjanci. Zarekwirowali urnę i niewiele brakowało, by wdowiec trafił za kratki. Ktoś z życzliwych doniósł bowiem, gdzie znajduje się urna, a trzymanie
przejście dla pieszych jechał rowerem, co jest wbrew przepisom. Jednak kierowca zobowiązany jest do zachowania szczególnej ostrożności przy przejeżdżaniu przez przejście dla pieszych. Na skutek interwencji rodziców Marcina sprawa trafiła więc do ministra Ćwiąkalskiego. Jednak do ponownego rozpatrzenia wróciła... do tych samych łomżyńskich prawników, którzy wcześniej ją umorzyli. Jedynym efektem konsekwentnego działania rodziców jest dalsze szukanie przyczyn wypadku. Ale nie jest to takie proste, bo okazało się, że przed czterema laty policjanci nie zbadali należycie sprawcy wypadku pod kątem spożycia alkoholu, dziwnym sposobem prawdopodobnie zafałszowano też drogę hamowania
jej w mieszkaniu w świetle obowiązującego prawa jest niedopuszczalne. – Na szczęście stróże prawa okazali się wyrozumiali i skończyło się na zabraniu urny z prochami małżonki – wyjaśnia Marek M. Załatwiłem już wszystkie formalności związane z pochówkiem żony w jej rodzinnym grobie i mam nadzieję, że wkrótce skończy się cały ten koszmar.
seata. Niewiele brakowało, a okazałoby się z policyjnych zapisków i „ekspertyz”, że mały rowerzysta jechał szybciej od samochodu księdza. Teraz przeciwko policjantom śledztwo o niedopełnienie obowiązków prowadzi prokuratura w Białymstoku. Ksiądz Wojciech Z. do końca ubiegłego roku był postacią bardzo wpływową w diecezji łomżyńskiej. Za czasów abpa Juliusza Paetza (ten od seksualnego wykorzystywania kleryków w Poznaniu) kierował synodalną komisją ds. Caritasu, potem został dyrektorem tej ostatniej instytucji, był też członkiem Rady Kapłańskiej Diecezji Łomżyńskiej powołanym przez bpa Stanisława Stefanka. Od kilku miesięcy na dyrektorskim stołku zastępuje
z tego, że urna z prochami trafia do domu najbliższej rodziny zmarłego i spoczywa na honorowym miejscu. W Polsce, gdzie do niedawna spopielanie zwłok kojarzyło się głównie z piecami w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, sytuacja zmienia się radykalnie i już dziś niemal co piąty pochówek związany jest z kremacją. Coraz większa popularność tej formy
Urna ~ ~ ~ Artykuł 12 ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych mówi wyraźnie, że zwłoki ludzkie, także te spopielone, mogą być pogrzebane jedynie w miejscu do tego przeznaczonym, czyli na cmentarzu. Nie ma mowy o tym, by stało się inaczej, choć na świecie właśnie z urnami bywa różnie. Na przykład jeden ze znanych międzywojennych polskich rzeźbiarzy, Stanisław Szukalski z Warty, zażyczył sobie, by jego spopielone szczątki rozrzucone zostały na Wyspie Wielkanocnej. Wykonawcy testamentu spełnili prośbę zmarłego. W wielu krajach nie robi się problemu
grzebania zmarłych wynika przede wszystkim z braku miejsc na cmentarzach, ale pogrzeb z kremacją jest też tańszy, a do tego dla wielu rodaków – bardziej „higieniczny”. – Pomimo grożących kar sporo urn zamiast na cmentarze trafia do domów rodzin zmarłych, znane są mi przypadki grzebania spopielanych szczątków w swoistych prywatnych kolumbariach znajdujących się w przydomowych ogrodach – mówi jeden z pracowników stołecznego krematorium. W świetle prawa jest to proceder nielegalny, ale też przepisy nie nadążają u nas za tym, co niesie życie, a raczej śmierć. Niedawno prasa doniosła, że urna
go ktoś inny, bo rzekomo stan zdrowia nie pozwala mu na pracę, choć nie brak przypuszczeń, że z lukratywnym stanowiskiem musiał się rozstać z powodu stwierdzonych nadużyć. – Pragnę wyjaśnienia przyczyny śmierci Marcina i sprawiedliwego wyroku. Nie chodzi mi o zemstę, co mi niektórzy zarzucają, lecz o sprawiedliwość. Chcę też, by inne dzieci, które wciąż giną na naszych drogach, uniknęły losu mojego syna – mówi pan Romuald. Temida uporać się więc musi nie tylko z kapłanem, który wymiguje się sprawiedliwości, ale i z niesolidnymi policjantami. Wierzymy, że sprawiedliwość jednak zwycięży. RYSZARD PORADOWSKI
z ludzkimi prochami wypłynęła na Bałtyk na pokładzie jednego ze statków i tam, zgodnie z wolą zmarłego, popiół został rozsypany. Usługę wykonywał jeden z zakładów pogrzebowych. Nielegalnie? Niezupełnie, bo polskie przepisy nie są jednoznaczne w tej kwestii i dopuszczają zatopienie zwłok w morzu. Oczywiście dotyczy to głównie tych, którzy zmarli na morzu. ~ ~ ~ Problemy pana Marka M. oskarżonego przez prokuraturę o zbezczeszczenie zwłok swojej małżonki oraz naruszenie zapisów wspomnianej ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych, zdają się zbliżać ku końcowi. Jego zdaniem, o zbezczeszczeniu bardziej można mówić w przypadku policji, która zarekwirowała urnę i zapewne zamknęła ją w jakimś magazynku nieprzystosowanym do tego celu, a potem przekazała do Ośrodka Pomocy Społecznej na Bielanach. Dlaczego właśnie tam? Bo OPS chowa często na koszt państwa, m.in. bezdomnych i zmarłych nieposiadających rodziny. Wielokrotnie nowelizowana ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych wymaga szybkiej kolejnej modyfikacji uwzględniającej realia związane m.in. z pochówkami urnowymi. Powinniśmy zliberalizować prawa, umożliwiając przechowywanie ludzkich prochów nie tylko na cmentarzach. PIOTR SAWICKI
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
S
ąd Rejonowy w Gorzowie Wielkopolskim skazał 31letniego Mieczysława Lewockiego na 2 lata pozbawienia wolności, 5 lat zakazu prowadzenia pojazdów i publikację wyroku w lokalnej gazecie. Za cóż owa kara? Ot, życie dwóch ludzi, których w pijanym widzie pozbawił życia podczas szaleńczej jazdy samochodem. Kodeks karny stanowi, że za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym w stanie nietrzeźwości (gdy zawartość alkoholu we krwi przekracza 0,5 promila) sprawcy grozi od roku do 12 lat więzienia. Według statystyk sądowych, średni wyrok za podobne przestępstwo w przypadku jednej ofiary śmiertelnej wynosi 3 lata i 3 miesiące więzienia. Z dokonanej przez nas analizy zapadłych w Polsce w okresie 2007–2008 wyroków na pijanych kierowców mających na sumieniu dwie ofiary wynika, że taki szosowy zabójca nie dostaje mniej niż 5 lat odsiadki. Dlaczego Lewocki zainkasował zaledwie dwa? Ano dlatego, że on nie jest pierwszym z brzegu obywatelem, lecz znanym z pobożności duchownym katolickim (na zdjęciu z przepaską), i to w dodatku cieszącym się dobrą opinią. Mało tego: faktycznym winowajcą był w zasadzie Pan Bóg, który tak akurat zrządził, żeby ojciec wraz synem poszli do piachu. Kpimy? Nic z tych rzeczy. Dokładnie takie argumenty usłyszeliśmy na sali sądowej! ~ ~ ~ O wyczynach o. Mieczysława Lewockiego – zakonnika ze Zgromadzenia Braci Mniejszych Kapucynów, sprawującego funkcję wikariusza w gorzowskiej parafii św. Antoniego z Padwy i Stanisława Kostki – pisaliśmy przed dwoma miesiącami („Zabójczy kapucyn” – „FiM” 10/2008). Przypomnijmy: ~ 7 października 2007 r. ok. godz. 3 w nocy pewna sympatyczna panienka odwiozła do klasztoru „zwłoki” o. Mieczysława. Wcześniej przez pięć godzin chlał gorzałę i tańczył na „imprezie integracyjnej” zorganizowanej w Torzymiu przez bank, z którym kapucyni koniecznie pragnęli się zintegrować; ~ w klasztorze trochę odparował. Pech chciał, że miał tego niedzielnego poranka zaplanowane nabożeństwo na peryferyjnym osiedlu Gorzowa; ~ dla poprawienia złego samopoczucia łyknął tuż przed wyjazdem (jeśli wierzyć zeznaniom mnicha) specjalnego balsamu kapucyńskiego, kopiącego mocą 60 „woltów” zawartego w nim alkoholu (o czym podobno nie miał bladego pojęcia...) i siadł za kółkiem. – Ten balsam był wyrafinowanym i nie ostatnim zresztą kłamstwem. Kto je wymyślał, pomińmy, w każdym razie stworzono tę wersję, żeby jakoś wytłumaczyć stan nietrzeźwości o. Lewockiego – ujawnia znany nam gorzowski ksiądz; ~ gnał do wiernych, umilając sobie podróż rozmową telefoniczną
z uczynną „sympatyczną panienką”, która towarzyszyła mu po bankiecie. Na odcinku, gdzie doszło do tragedii, miał na liczniku ponad 115 km/godz., choć obowiązuje tam ograniczenie do 50 km/godz.; ~ była godz. 9.15, gdy przekroczył linię ciągłą i zjechał na przeciwległy pas ruchu. Zamroczony, nawet nie zdążył przyhamować, idąc na „czołówkę” ze skodą felicią. Jadący nią 63-letni mężczyzna i jego 32-letni syn ponieśli śmierć na miejscu; ~ stopnia nietrzeźwości o. Mieczysława nie dało się precyzyjnie
POLSKA PARAFIALNA wypłacili 100 tys. zł odszkodowania, a matce młodszego (wdowa z pierwszego małżeństwa) – 40 tys. zł; ~ gdy od pokrzywdzonych rodzin dostali na papierze zaświadczenia o ich „pojednaniu” z o. Lewockim, zakonnicy rozpoczęli intensywną kampanię medialną. W lokalnych gazetach pojawiały się inspirowane przez nich wzmianki typu: „Zakonnik przyznał się do winy i nawiązał kontakt z rodziną, która mu wybaczyła”, albo ordynarne wręcz sugestie, że „dla sądu znaczenie może mieć też fakt, że zakonnik pojednał się z bliskimi ofiar”.
Powtarzane przez media łgarstwa kapucynów o „nawiązanym kontakcie”, szczerym pojednaniu i wybaczeniu, zostały obnażone z chwilą rozpoczęcia procesu, gdy Wiesława P. zasiadła obok prokuratora w charakterze oskarżycielki posiłkowej... ~ ~ ~ Cały przewód sądowy toczył się de facto wokół jednego tylko wątku: zawartości alkoholu we krwi o. Lewockiego w chwili wypadku. Kwestia ta miała dla obrony fundamentalne znaczenie, bowiem zejście poniżej bariery 0,5 promila oznaczało dla
Dwa lata dla brata
Podwójny zabójca w sutannie kupił sobie pobłażliwość sądu. Zapłacił za to 140 tys. zł... określić, bowiem tak sprytnie grał na zwłokę, że krew pobrano mu dopiero półtorej godziny po wypadku. Według obliczeń biegłego sądowego dr. Tomasza Janusa, o godz. 9.15 zakonnik miał we krwi 0,5–0,6 promila alkoholu, czyli ponad wszelką wątpliwość znajdował się w stanie nietrzeźwości skutkującym zaostrzeniem odpowiedzialności karnej. ~ ~ ~ Kapucyni załatwili konfratrowi dwóch najdroższych w mieście adwokatów: Krzysztofa Łopatowskiego i Jerzego Synowca. – Wzięli tę sprawę całkiem za darmo, na osobistą prośbę księdza prałata Witolda Andrzejewskiego (kapelan policjantów i proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia NMPanny – dop. red.), któremu w Gorzowie po prostu się nie odmawia. Dlaczego? Ksiądz Witold załatwia tutejszej elicie wiele formalności, z którymi ci ludzie mogliby mieć wiele kłopotów. Ma bardzo wielu dłużników wdzięczności – twierdzi duchowny z Gorzowa. ~ córce starszego z mężczyzn zabitych w wypadku ubodzy mnisi
Kłamali – jak to wielebni... – Lewocki przychodził do mojego domu z jakimś swoim koleżką z zakonu i usiłowali mnie przekupić za podpis na oświadczeniu o pojednaniu. Nawet słówka nie pisnęli, że potrzebują tego do sądu. Mówili, że rodzina męża z jego pierwszego małżeństwa już podpisała, więc dostała pieniądze. Obiecywali, że jeśli ja też podpiszę, to wypłacą mi 20 tys. zł. Byli bardzo pewni swego, twierdząc, żebym nie liczyła na jakieś odszkodowanie za zabitego męża, bo mi się nie należy i sąd mi go na pewno nie przyzna. Podpisałam Lewockiemu papier, że mu wybaczam, ale nie wzięłam od nich pieniędzy, bo w ogóle nie rozumiem, jak można kupować przebaczenie. Ja potrafię tylko z serca. Nigdy za jałmużnę. A gdy już kapucyni mieli w ręku ten kwit, całkowicie stracili zainteresowanie moim losem i zdrowiem, zaś Lewockiego zobaczyłam ponownie dopiero na sali sądowej – nie może opanować łez Wiesława P., wdowa (żona z drugiego małżeństwa) po zabitym 63-latku.
wielebnego obniżenie górnego zagrożenia z 12 do 8 lat ewentualnej odsiadki (dolnego: z roku na 6 miesięcy). I choć wiadomo było, że nie ma w Polsce takiego sądu, który by wtrącił księdza katolickiego na 12 lat do więzienia za cokolwiek, prawnicy o. Mieczysława walczyli jak lwy o podważenie obliczeń dr. Janusa. Zabiegi te spełzły na niczym, gdy renomowany Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie orzekł, że „zawartość alkoholu we krwi oskarżonego Mieczysława Lewockiego wynosiła 0,5–0,6 promila, czyli w chwili zdarzenia znajdował się on w „stanie nietrzeźwości w rozumieniu kodeksu karnego”. Wobec twardej i jednobrzmiącej opinii biegłych sędziemu Andrzejowi Krzyżowskiemu nie pozostało już nic innego, jak tylko zakończyć proces. Zatrzymajmy się chwilę przy sylwetce tego reprezentanta Temidy. – Młody i dobrze rokujący rozjemca, ale jako karnista – jeszcze nieopierzony. Dzięki wynikom egzaminu jako jedyny ze swojej grupy aplikantów otrzymał etat asesora. Musiał się spieszyć z wyrokiem, bowiem 5 maja upływało mu wotum na orzekanie, tymczasem z terminem jego ewentualnej nominacji sędziowskiej
7
jeszcze nic nie wiadomo. Gdyby procesu nie zakończył w kwietniu, przewód musiałby zostać najprawdopodobniej powtórzony. Obawiam się, że sprawę księdza powierzono mu nieprzypadkowo, bo przecież asesorzy nie mają formalnego przymiotu niezawisłości. Zauważyłem, że niektórzy z nich podczas orzekania bardziej myślą o oczekiwaniach przełożonych w kontekście swojej przyszłej nominacji niż o sprawiedliwym wyroku. Ale tego konkretnego przypadku nie chcę komentować – zastrzega starszy kolega sędziego Krzyżowskiego. ~ ~ ~ Ostatnia rozprawa odbyła się 24 kwietnia. O dziwo, pofatygował się na nią osobiście ks. Andrzejewski, co dla znających lokalne układy świadczyło o jednym... – Chce swoją obecnością przypomnieć, że czuwa, aby ktoś się nie wychylił i nie przekroczył ustaleń zapadłych w zaciszu gabinetów – wytłumaczył nam gorzowski prawnik. Prokurator zażądał dla podwójnego „szosowego zabójcy” 6 lat więzienia oraz orzeczenia zakazu prowadzenia pojazdów na 10 lat. Poparł ten wniosek pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej domagający się też dla niej odszkodowania (20 tys. zł) i finansowego zadośćuczynienia (10 tys. zł) za krzywdy wynikające z tragicznej śmierci męża. Gdy głos zabrała wdowa, o. Lewocki pobladł. – Przebaczenie? Jemu i jego kolegom zależało tylko na tym, żeby wyłudzić ode mnie zaświadczenie. Od rodziny męża po prostu je kupili. „Jeśli zabiłeś – zapłać, to dostaniesz mniejszą karę” – taka jest ich filozofia. Gdy okazało się, że mnie kupić nie można, żaden nigdy nie zainteresował się moim losem – demaskowała obłudę wielebnego i jego konfratrów Wiesława P. Adwokaci zakonnika powalili słuchaczy (a wkrótce okazało się, że również sąd) na kolana. – To Pan Bóg zrządził, że w tym nieumyślnym wypadku śmierć poniosło dwóch ludzi – stwierdził mec. Łopatowski; – To diabeł wykorzystał okazję, że oskarżony spieszył się na mszę świętą, choć nie powinien jechać – polemizował z kolegą mec. Synowiec. Werdykt: 2 lata. A jak go uzasadniono? „Wprawdzie oskarżony rażąco naruszył zasady ruchu drogowego, ale było to tragiczne zdarzenie, a nie umyślne zabójstwo. Na jego korzyść przemawia nienaganny tryb życia, szczere przyznanie się do winy oraz godna podkreślenia próba pojednania się z rodziną ofiar” – mówił bez cienia wstydu na obliczu sędzia Andrzej Krzyżowski. Wdowie nie przyznał nawet symbolicznej złotówki!!! Wychodząc z sali rozpraw, ksiądz Andrzejewski nie chciał komentować wyroku, ale zdawał się być w pełni usatysfakcjonowany, choć pełnomocnik Wiesławy P. już zapowiedział apelację DOMINIKA NAGEL
8
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
P
Komisja Majątkowa to pasożyt, który żeruje nie tylko na państwowym. Przy okazji niszczy słabych w imię chwały potęgi, której na imię Kościół watykański. W takim stanie Krzysztoniowie przejęli gospodarstwo
Dzierżawienie ziemi z Agencji Nieruchomości Rolnych to powszechnie stosowana przez rolników praktyka. Układ jest czysty – ludzie dbają o areały, stawiają na nogi całe gospodarstwa, a państwo ma święty spokój. Do czasu aż o ziemię upomni się Kościół i rękoma przedstawicieli Komisji Majątkowej (KM) zagarnie to, co wskaże grubym paluchem. Dzieje się tak od 18 lat, a wartość przedmiotowej ziemi wyceniają kościelni rzeczoznawcy, wielokrotnie ją zaniżając. Dramat jest tym większy, że od decyzji KM apelować nie można. „Mamy do czynienia z organem administracyjnym jednoinstancyjnym, od decyzji którego nie można się odwołać. I to powinno się zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego. Uważam, że taka skarga miałaby duże szanse powodzenia” – ocenił 3 lata temu minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. „Kościół został okradziony przez państwo komunistyczne. Dzisiaj instytucje państwowe, które mają obowiązek prawny oddać zagrabiony majątek, tego nie robią. Pokrzywdzony cierpliwie czeka kilkanaście lat na zaspokojenie swoich roszczeń. Bezskutecznie. W końcu bierze sprawy w swoje ręce, sam szuka nieruchomości zamiennych, które są jeszcze w zasobach Skarbu Państwa. Zleca ich wycenę, dostarcza dokumenty i prosi, aby komisja przyznała je jako formę rekompensaty. Pokrzywdzony wykonuje pracę za państwowe instytucje, a w »nagrodę« jest za to oskarżany!” – żali się z kolei ksiądz Mirosław Piesiur, ekonom katowickiej kurii, prawa ręka biskupa Damiana Zimonia, a zarazem współprzewodniczący Komisji Majątkowej (zajął stołek po ks. Tadeuszu Nowoku, który najpierw decydował o przyznawaniu parafiom atrakcyjnych działek, a później sam je od nich przejmował, działając w porozumieniu z Markiem Piotrowskim, pełnomocnikiem wielu parafii, zgromadzeń i zakonów przed KM). Kościołowi przez lata nikt nie chciał podskoczyć. Na oczach zmieniających się partii rządzących bezkarnie rozkradano więc Polskę. Jeśli w końcu – u schyłku pracy Komisji – jakiś skład sędziowski uzna, że działała ona sprzecznie z konstytucją, odszkodowania zapłaci Skarb Państwa, czyli... my, podatnicy. Na razie płacą ci, którzy w jednej chwili tracą dorobek całego życia…
A tak wygląda ono obecnie
Pasożyty ~ ~ ~ Maria i Leszek Krzysztoniowie podpisali 25-letnią umowę dzierżawy z Agencją Nieruchomości Rolnych w Opolu w 1995 r. Dotyczyła ponad 300 hektarów w Wyrach (woj. śląskie) po zlikwidowanym Przedsiębiorstwie Rolno-Przemysłowym. Na miejscu zastali walące się budynki gospodarcze, niesprawne maszyny i zapuszczone pola. Od samego początku inwestowali jak w swoje, bo ANR wciąż zapewniała, że bez przeszkód ziemię od państwa wykupią. A że słowo państwowych urzędników droższe od pieniędzy, Krzysztoniowie spokojnie inwestowali w Wyrach pracę i coraz większe pieniądze. Poczynili inwestycje na najbliższe 20 lat, za kilka milionów złotych kupili maszyny rolnicze, opracowali system specjalistycznych upraw, zmodernizowali budynki gospodarcze, przeprowadzili kapitalne remonty obory, stodoły, magazynu zbożowego i garaży, zdrenowali tereny podmokłe, odchwaścili teren. Efekt jest taki, że pole szóstej klasy oraz nieużytki przeistoczyli w pole uprawne czwartej klasy. Na wzorowej współpracy Krzysztoniów z Agencją pierwsza rysa pojawiła się w sierpniu 2006 r. Wtedy to gospodarze – wciąż zapewniani, że bez przeszkód będą mogli skorzystać
z przysługującego im prawa pierwokupu, a poczynione do tej pory wydatki zostaną zaliczone w koszt zakupu – dowiedzieli się, że dzierżawioną przez nich ziemię (wcześniej nigdy nie należała do Kościoła) Komisja Majątkowa przekazała we współwłasność parafiom rzymskokatolickim. Obdzielono wówczas: parafię św. Mikołaja w Łące, św. Jerzego w Goczałkowicach, św. Bartłomieja Apostoła w Bieruniu Starym, św. Mikołaja w Bujakowie, św. Marcina w Ćwiklicach, Narodzenia NMP w Pszowie. Obdarowane parafie pozyskane grunty migiem przekazały katowickiej kurii metropolitalnej. Ta, żeby uniknąć podatków, grunty pchnęła dalej – w bezpłatne użytkowanie Fundacji Arcybiskupa Katowickiego na rzecz Rozwoju Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, zaś ustami swego pełnomocnika zapewniała dzierżawców, że nic im nie grozi, że bez obawy mogą dbać jak dbali i o pola, i o budynki... Umowy dzierżawy nigdy jednak nie podpisali, mimo że Krzysztoniowie bezustannie się o nią dopominali. Zamiast tego kuria przysyłała deweloperów. Wszyscy obwąchiwali, oglądali, podziwiali i doprowadzali Krzysztoniów do szewskiej pasji. W końcu – po niemal 3 latach
– Krzysztoniowie doczekali się wieści od arcybiskupa Zimonia. „Wzywam Państwa do wydania posiadanej nieruchomości w terminie jednego miesiąca” – napisała w jego imieniu radca prawny Danuta Talarczyk. Powód: m.in. zaniedbania w remontach budynków oraz brak ubezpieczenia. Z ani jednym zarzutem obecni dzierżawcy się nie zgadzają. Jak na razie ziemi nie oddali i oddać bez walki nie zamierzają. Tym bardziej że nie mają pomysłu na to, jak wyciągnąć z niej zasiane już zboża ani co zrobić z kilkoma ciągnikami oraz specjalistycznymi rolniczymi maszynami zgromadzonymi przez kilka lat gospodarowania. – Rodzice zawierali umowę z państwem, które podobno zapewnia swoim obywatelom ciąg bytu, a nie z Kościołem. Dziś straciliśmy wszystko. Nie wiemy, co nas jeszcze czeka. Nie można żyć pod presją, że przedstawiciele kurii przyjdą i nas wyrzucą. Tak się nie da pracować, tym bardziej że rolnik nie żyje z dnia na dzień, tu wszystko trzeba planować z wyprzedzeniem – mówi Malwina, córka Krzysztoniów. Kuria rozmawiać nie chce. I nic dziwnego, bo na intratne grunty podobno znalazł się już kupiec. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
„To nieprawda, że Kościół katolicki w Polsce odzyskuje masowo dobra zagrabione w minionym półwieczu przez komunistyczne władze. Kościół generalnie pogodził się z ogromną stratą materialną, jaką poniósł” – czytamy w internetowym wydaniu „Gościa Niedzielnego”... Oto zaledwie kilka przykładów: ~ Warszawa-Białołęka – elżbietanki dostały 47 hektarów w zamian za grunty utracone w Poznaniu. Dwa miesiące później za niecałe 31 mln zł sprzedały ziemię (przez władze Białołęki wycenioną na 240 mln zł!) milionerowi z Pomorza. Ziemie sprzedano jako wolne od umów dzierżawy i wynajmu, tymczasem do 2015 roku dzierżawiła te tereny od ANR spółka PGR Bródno; ~ Kraków – grunty o wartości 24 mln złotych dostała bazylika Mariacka. Władze miasta o tym, że grunty straciły, dowiedziały się po fakcie. Decyzję Komisji Majątkowej oddały do Trybunału Konstytucyjnego. Z kolei 12 hektarów ziemi w Bronowicach Małych Komisja podarowała bazylice Mariackiej, nie zważając na to, że przekazuje ziemię wraz z budynkami, w których mieszkają ludzie. Bazylika oczywiście grunty sprzedała; ~ Świerklaniec – 157 hektarów dostało Towarzystwo Pomocy św. Brata Alberta. Strona kościelna areał wyceniła na 3 miliony złotych, według władz miasta – wart był co najmniej 45 milionów; ~ Zabrze – w rękach Kościoła znajduje się niemal jedna dziesiąta część miasta. Archidiecezja katowicka w wyniku decyzji KM dostała tu ponad 900 hektarów atrakcyjnych gruntów. Najbardziej strategiczne dla rozwoju miasta tereny zgodziła się miastu odsprzedać. Za ponad 13 mln dolarów (ponad 10 proc. rocznego budżetu miasta!). Pieniądze – jak poinformował ks. Mirosław Piesiur – miałyby zostać przeznaczone na cele społeczne. To znaczy nowy budynek dla Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego.
rzed rokiem zrecenzowaliśmy książkę pt. „Cuda” (przytaczając jej obszerne fragmenty). Rzecz traktowała o tym, że jak papież Karol Wojtyła trafił do Domu Ojca i usiadł po Jego lewicy (po prawicy miejsce było już niestety zajęte), to bez zwłoki zabrał się do uzdrawiania, spełniania życzeń i innych czarów-marów. Omawiane wówczas dzieło to były świadectwa tych, co to dosłownie odczytali biblijne zdanie: „Proście, a będzie Wam dane”. No tak... ale pomimo relacji osób, którym JPII coś załatwił, świętym jakoś się nie stawał. A czas biegnie, nawet Tam. Zatem aby potwierdzić słuszność rychłej beatyfikacji, Jan Paweł potroił wysiłki w produkcji cudów. Co tam potroił, to już jest funkcja logarytmiczna! O tym właśnie traktuje następna książka pod tytułem „Nowe cuda”, którą trzymam w ręku. Za jedyne 29,90 zł możecie poczytać o zjawiskach tak niesamowitych, tak niewytłumaczalnych, że przy nich lądowanie przed Pałacem Kultury i Nauki najprawdziwszego UFO zostałoby uznane za wydarzenie drugoplanowe. Co to? Nie chcecie wydać niecałych trzech dych na coś tak wiekopomnego? Nawet wówczas, gdy dowiecie się, że patronat medialny nad książką objął Program 1 TVP? Czytać też jakoś nie macie ochoty? No dobrze... zrobiłem to za Was... Jan Paweł II jakoś tak ma, że w swoich cudownościach szczególnie faworyzuje Polaków (ponad 90 procent wszystkich świadectw), zupełnie natomiast nie lubi Niemców (ani jednego potwierdzenia cudu). Czyżby miało to jakiś związek z sukcesorem Piotrowego stolca? No ale ad rem. Pewien Słowianin popadł w śpiączkę i... „Ksiądz Andrzej wziął ze sobą moje zdjęcie. Podczas spotkania z Janem Pawłem II przekazał Papieżowi owo zdjęcie, prosząc o błogosławieństwo dla mnie. Z opowieści księdza wiem, że zdjęć było wiele, jednak ręka Papieża znalazła się właśnie na mojej fotografii. Choć byłem tak daleko, było to tak, jakby sam Ojciec Święty dotknął mnie i pobłogosławił. Od momentu audiencji mój stan zaczął się stopniowo poprawiać. Po miesiącu od czasu wypadku zacząłem się wybudzać ze śpiączki”. Następna relacja ma w sobie jakiś pierwiastek horroru. Rodem z Kinga. Wyobrażacie sobie półżywego pacjenta z kroplówkami, czołgającego się po schodach? „Mój syn Marcin bardzo pragnął być na Błoniach, blisko Papieża. Wbrew zakazowi lekarza zszedł z łóżka i z kroplówką na szyi, i drugą przy kolanie, z nogą w gipsie wszedł na ostatnie piętro szpitala, aby choć z daleka, z tarasu szpitalnego uczestniczyć w tym wspaniałym wydarzeniu, zobaczyć Ojca Świętego z daleka. Minęło nieco czasu. Wyniki poprawiły się na tyle, że mógł być wypisany do domu. Do dziś nie ma żadnych
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r. dolegliwości. Jestem przekonana, że stało się to za pośrednictwem modlitwy i bliskości duchowej z Ojcem Świętym, i dzięki modlitwom całej rodziny. Myślę, że Ojciec Pio z Pietrelciny też ma w tym swój udział, gdyż w tym czasie często zwracałam się do niego o wstawiennictwo”. No, to ostatnie zdanie to już jest deprecjacja naszego papieża i nie na miejscu. Następne świadectwo jest takiego rodzaju, że po jego przeczytaniu chciałoby się zapytać: czy jest na sali lekarz? Psychiatra. „Zachorowałem 8 kwietnia, po pogrzebie Ojca Świętego. Lekarze nie dawali mi żadnych szans na wyzdrowienie, tak naprawdę nie wiedzieli, co mi jest. Czułem, jakbym unosił się nad ziemią. Wydawało mi się, że jestem w niebie. W nocy zacząłem śpiewać i mówić od rzeczy. Podejrzewano u mnie epilepsję. Wydawało mi się, że jestem w Rzymie, do tego stopnia, że przewidziałem wybór kardynała Ratzingera na papieża. Dziś jestem pewien, że najbardziej w moim powrocie do zdrowia pomogła mi modlitwa moich przyjaciół pod starogardzkim pomnikiem Ojca Świętego. To, co opisałem, jest świadectwem świętości Jana Pawła II”. Ale zmarły JPII może być lekarstwem nie tylko na choroby, ale także na... męża drania. W dodatku nadal chodzi sobie po Rzymie. „Pamiętam, jak płakałam w jednym z kościołów Rzymu, przed obrazem Matki Boskiej Bolesnej przeszytej mieczami i prosiłam, bym została uwolniona z depresji. I akurat z Bazyliki wyszedł Jan Paweł II. Uniósł rękę, spojrzał na mnie. W momencie błogosławienia przez Papieża poczułam dobroczynną obecność Ducha Świętego. Zostałam uleczona. Wtedy już borykaliśmy się z problemami związanymi z moim mężem. Stawał się gniewny, ironiczny, na każdym kroku krytykował nas. Wybuchał kilka razy w tygodniu. Powodując awantury, najczęściej o drobiazgi. Żyliśmy w strachu. W naszym domu stoi zdjęcie Papieża zrobione w momencie, gdy zwraca swój wzrok na mnie i unosi rękę w błogosławieństwie. Wsunęłam za tę fotografię kartkę: »6.10.2008. Proszę o wstawiennictwo i wsparcie w moich działaniach i modlitwie, aby zaowocowały zupełną zmianą na dobre... Janie Pawle II – módl się za nami«. Następnego dnia rano mój mąż wstał w dobrym nastroju, obudził nasze dzieci bez krzyku, podziękował za śniadanie, powiedział coś miłego. I tak już zostało”. No to męża łobuza mamy już z głowy, w anioła się zamienił dzięki cudowi, ale co wówczas, gdy nasz poziom IQ, a co za tym idzie – stopień przyswajania wiedzy jest katastrofalny? Nic to, Moi Drodzy, wystarczy wyklepać na blachę jeden paciorek i po problemie: „Egzamin okazał się klapą. Niestety, kompletnie nie zrozumiałam profesorów. W drodze powrotnej
POLSKA PARAFIALNA
Jest cudnie
A to za sprawą „wiecznie żywego” papy JPII, który nie bawi się już w detal, tylko cuda produkuje wprost hurtowo. JPII był za życia bezradny wobec chorób swoich wyznawców
w myślach zbliżyłam się do Jana Pawła II i prosiłam go o Ducha Świętego, żeby poprawka wyznaczona za miesiąc udała się, chociaż sama w to nie wierzyłam. O dziwo, gdy mnie poproszono na egzamin, wszystko rozumiałam, potrafiłam opowiedzieć historię Ameryki po angielsku, potrafiłam czytać i pisać. Wierzcie mi, to nie byłam ja! Jan Paweł II posłał mi anioła aż z nieba, który był u mego boku orędownikiem...”. Że też mi żaden przyszły ani obecny święty nie chce podesłać takiego anioła. Takiego, który zna sanskryt albo choćby PIT-a potrafi poprawnie wypełnić. Bohater naszej historii potrafi występować nawet w roli inkubatora. „Dziękuję, że ocaliłeś moje najmłodsze dziecko. Oliwka przyszła na świat za wcześnie, musiała leżeć w inkubatorze, ale Ty czuwałeś nad nią, sprawiłeś, że jest zdrowa”. Niesamowite, choć może należy też podziękować położnej...
A gdyby tak Oliwka (życzę jej wszystkiego najlepszego) nie leżała w inkubatorze? Tylko w lichej stajence? Czy JPII dostarczyłby jej tlenu, płynów, pokarmu i zapewnił odpowiednią ciepłotę? Ależ oczywiście. Po co więc mieszać w to jakieś urządzenie techniczne? A teraz coś takiego: „Z całego serca dziękuję za dostanie się do liceum”. No, to już jest cud (zapisany w książce „Nowe cuda”) jak jasna cholera. Tylko komu ja mam dziękować, że też się kiedyś do ogólniaka dostałem? Wychodzi, że Pawłowi VI. A komu muszą dziękować ci, co to dostali się do zawodówki? Nasz „człowiek, który został Karolem”, robi też za swatkę. Pisze o tym pewien Włoch: „Nadszedł dzień urodzin Karola Wojtyły, 18 maja 2005 r., zapamiętam ten moment do końca mojego życia. Wracałem z pracy (...) jakiś głos rozbrzmiewał w moim sercu:
»Pojedziesz tam, gdzie spotkasz dobrą dziewczynę, dziewczynę z mojej ziemi«. Usłyszałem te słowa chwilę przedtem, kiedy mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Małgorzaty. Okazało się, że Małgosia pochodzi z miasteczka położonego w środku trasy Częstochowa – Kraków. Przy jej pomocy zorganizowałem podróż do Polski (...). Rok później odbył się nasz ślub”. W wiekopomnym dziele można odnaleźć i takie jeszcze świadectwa świętości i cudownych możliwości JPII: „Dziękuję za to, że pomagasz mi odbierać dzieci z przedszkola”. „Dziękuję za pracę, którą dostałem”, „Dziękuję, że już nie kłócę się z rodzicami”. Ale to są duperele wobec potęgi żywiołów. Na przykład bezkresnej wody, z którą przyszły święty też sobie radzi: „Po dwóch miesiącach zaczął mi się kończyć prowiant, gaz w kuchni, nie miałem już czym gotować.
9
Zaczęły się trudności z wodą. Byłem już tak wykończony, że spałem po 18 godzin. Po obudzeniu zacząłem krzyczeć na cały głos: »Wojtyła, Wojtyła, Wojtyła! Pomóż mi«. Czasami powtarzałem to parę razy dziennie. Następnego dnia morze było bardzo spokojne. Zacząłem znowu łowić ryby i na szczęście złowiłem jedną, a potem jeszcze sześć. Po posiłku zaraz poczułem się lepiej. Wyszedłem na pokład, patrzę, a tu około 500 metrów ode mnie płynie okręt. Zacząłem krzyczeć i bić w dzwon. Okręt skierował się w moim kierunku i zobaczył rozbitka”. Niestety, wiele wskazuje na to, że JPII traktuje żeglarzy nader wybiórczo, bo co roku ginie ich w morzach i oceanach wiele tysięcy. Z drugiej jednak strony, może sami są sobie winni, bo lepiej nie rzucać w eter komunikatu SOS albo mayday, tylko krzyczeć „Wojtyła, Wojtyła, pomóż mi!”. Spośród setek cudów opisanych w książce największe wrażenie zrobiło na mnie świadectwo małej Włoszki: „Drogi Papieżu, jestem dziewczynką o imieniu Rosa (...). Wydaje mi się, że Ty jesteś bardziej sympatyczny od papieża, który teraz jest, mówię o Benedykcie XVI”. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że jest to jedyne prawdziwe zdanie w cytowanym dziele. Wypowiedź swoją Rosa kończy rozbrajająco: „2 kwietnia widziałam w telewizji film o Tobie. Ty w nim płakałeś, tzn. aktor, Który Ciebie grał. Bardzo chciałam zobaczyć cały ten film, ale zasnęłam przed telewizorem”. Oczywiście świadectwem cudu jest także przypływ nagłego talentu u osób, których o takowy nikt by nie podejrzewał. Sprawdźmy owego talentu próbę cytowaną w „Nowych cudach”: „Ali Agca miał żal do Allaha, Że przeżyłeś, choć strzelał tak celnie. Nie rozumiał nieszczęsny szaleniec, Że nas wszystkich poraził śmiertelnie”. I jeszcze jedną: „Kiedy byłam bardzo mała, Mama z Tobą się spotkała Na krakowskich Błoniach w lecie Wszędzie tak pachniało kwiecie”. Choć ostatnia zwrotka może i brzmi nieco dwuznacznie, cała recenzja książki nie jest skierowana przeciwko Karolowi Wojtyle, czyli Janowi Pawłowi II. Skądinąd sympatycznemu człowiekowi – a wiem co mówię, bo miałem okazję go poznać. Skierowana jest przeciwko idiotom, których ojcowie albo dziadkowie pisali podobnie pochwalne brednie o Stalinie (warto poczytać, ta sama frazeologia), albo przeciw cwaniakom, którzy z kalkulatorem w ręku liczą, ile to jest 29.90 razy... MAREK SZENBORN Współpr. J.C.
10
B
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
rak autorytetów, a szczególnie odejście JPII, przyczyniły się w dużym stopniu do pogłębienia kryzysu w polskim Kościele. Świadczy o tym nie tylko spadek powołań kapłańskich, ale i coraz mniejsza liczba uczęszczających na msze. Wielu polskich hierarchów mówi: przetrzymaliśmy potop szwedzki i sowiecki, przetrzymamy i liberalny, dlatego nic nie trzeba zmieniać. To wielki błąd! – ripostują przeciwnicy takiego poglądu. Kwietniowe badania przeprowadzone przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (na próbie ok. 500 parafian wytypowanych przez proboszczów) dostarczyły bardzo interesujących wyników. Przede wszystkim wiernym brakuje postaci na wzór papieża JPII czy kardynała Stefana Wyszyńskiego. Potrzebę takiego przywódcy wskazuje aż 62 proc. respondentów. Ich zdaniem, mógłby nim być kardynał Stanisław Dziwisz (15 proc.), abp Józef Michalik (11 proc.), abp Kazimierz Nycz (9 proc.), abp Sławoj Leszek Głódź (3 proc.), abp Stanisław Wielgus (2 proc.)
Nad przepaścią i kardynał Józef Glemp (1 proc.). To rozproszenie świadczy o braku lidera i o emocjonalnym, płytkim podejściu do katolickiej religii i Kościoła. Polacy wciąż mają w pamięci JPII i z pewnością marzą o powtórzeniu się historii. ~ ~ ~ Czy kapłani mieszają się do polityki? Ponad 30 proc. odpowiada twierdząco, a zaprzecza 49 proc. ankietowanych. „Politykowanie” księży widoczne jest w mediach oraz przed wyborami. Wielu badanych wskazywało na rozpolitykowanie rozgłośni Rydzyka. Nie zabrakło też wypowiedzi, że zaangażowanie księży i biskupów w politykę jest... wskazane. Ankietowani bez trudu wymieniali biskupów najczęściej prezentujących stanowisko odmienne (od oficjalnego Krk) w różnych kwestiach. Są to: abp Józef Życiński
(25 proc.), bp Tadeusz Pieronek (17 proc.), abp Tadeusz Gocłowski (16 proc.), abp Sławoj Leszek Głódź (12 proc.), abp Józef Michalik, kard. Stanisław Dziwisz (po 5 proc.) i kard. Józef Glemp (3 proc.). W wynikach tych znajduje także odbicie aktywność medialna poszczególnych hierarchów. Praktykujący katolicy, podobnie jak większość społeczeństwa, mają dosyć wykorzystywania akt SB do rozliczeń – tylko 30 proc. ankietowanych uważa, że lustracja biskupów i księży jest potrzebna dla oczyszczenia atmosfery w Kościele (księża powinni być nieskazitelni); aż 60 proc. twierdzi, że jest zbędna (nie daje wiedzy o przeszłości, a ponadto akta IPN nie są kompletne), 8 proc. nie ma zdania na ten temat. Za to 40 proc. ankietowanych parafian uznaje swoich przecież kapłanów za chciwych i lekceważących
Porady prawne Czy możliwa jest apelacja od postanowienia Sądu Pracy i Ubezpieczeń Społecznych? Czy opinia lekarza specjalisty wiąże organy ZUS w sprawie przyznania rent? Sprawy z zakresu ubezpieczeń społecznych rozpoznają okręgowe lub rejonowe sądy pracy i ubezpieczeń społecznych. Sądowej kontroli podlegają wszystkie decyzje wydawane przez ZUS, a więc m.in. sprawy o: ustalenie prawa do emerytury czy renty, zasiłek chorobowy, wyrównawczy, macierzyński, opiekuńczy, pogrzebowy i rodzinny, świadczenie rehabilitacyjne, świadczenia wypadkowe lub odszkodowanie z tytułu choroby zawodowej. Sąd może: oddalić odwołanie, jeśli nie ma podstaw do jego uwzględnienia, lub uwzględnić odwołanie. Zmienia wówczas zaskarżoną decyzję w całości lub w części i orzeka co do istoty sprawy. Od wyroku sądu można złożyć apelację. W tym celu konieczne jest złożenie wniosku o doręczenie wyroku wraz z uzasadnieniem w ciągu 7 dni od dnia ogłoszenia wyroku. Następnie w terminie 14 dni od daty doręczenia orzeczenia sądu okręgowego należy złożyć apelację do sądu apelacyjnego. Jeżeli nie złożono wniosku o doręczenie uzasadnienia w terminie tygodniowym od ogłoszenia sentencji, termin do wniesienia apelacji biegnie od dnia, w którym upłynął termin do żądania uzasadnienia. Jeżeli apelacja nie powiedzie się na korzyść osoby składającej, wówczas przysługuje skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego za pośrednictwem sądu apelacyjnego, który wydał niekorzystny wyrok, w ciągu 2 miesięcy od dnia doręczenia orzeczenia z uzasadnieniem. Pismo musi być sporządzone przez radcę prawnego lub adwokata.
Od niektórych postanowień, miedzy innymi kończących postępowanie w sprawie, przysługuje zażalenie do sądu II instancji. Zgodnie z przepisami, nie przysługuje odwołanie od decyzji przyznającej świadczenie w drodze wyjątku oraz odmawiającej przyznania takiego świadczenia. W tych dwóch przypadkach można jedynie w ciągu 14 dni wnieść wniosek do Prezesa ZUS-u o ponowne rozpatrzenie sprawy. Ostateczną decyzję można zaskarżyć do wojewódzkiego sądu administracyjnego (za pośrednictwem ZUS-u, w terminie 30 dni od daty doręczenia decyzji). Od wyroku WSA przysługuje skarga do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Natomiast komisja lekarska ZUS-u nie jest zobligowana do uwzględniania opinii lekarza specjalisty, który wydał opinie o niezdolności do pracy. Należy również zauważyć, że opinia wystawiona przez neurochirurga, który nie jest lekarzem medycyny pracy może dotyczyć wykonywania określonej pracy bądź czasu, w którym dana osoba nie może wykonywać pracy i tym samym jest niezdolna do pracy. Podstawa prawna: Kodeks pracy z dnia 26 czerwca 1974 roku; Ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych z dnia 10 listopada 1998 roku; Kodeks postępowania cywilnego z dnia 17 listopada 1964 roku. ~ ~ ~ Czy choroba zawodowa może być przyczyną niezdolności do pracy? Czy decyzja Powiatowego Inspektora Sanitarnego jest wiążąca dla komisji lekarskiej ZUS w związku z orzeczeniem niezdolności zawodowej z powodu choroby zawodowej? Niestety, samo stwierdzenie choroby zawodowej nie jest podstawą do uznania niezdolności do pracy.
ludzi, zaś 26 proc. wyraża przekonanie, że duchowni żyją z kobietami... Zaledwie jedna czwarta respondentów uważa, że hierarchowie wyciągają konsekwencje w stosunku do swoich podwładnych, zaś aż 29 proc. jest przeciwnego zdania. Wspomniane wyniki wskazują wyraźnie na to, że Polacy wiedzą coraz więcej o swoich pasterzach, w czym zapewne znaczny udział mają media z naszym tygodnikiem na czele – wszak jeszcze kilkanaście lat temu nikt nie znał skali negatywnych zjawisk w łonie Kościoła. Wiedza, która kiedyś była skrywana przez Kościół, dziś jest „odbezpieczonym granatem” mającym wpływ na religijność Polaków i wspomniane zmniejszenie powołań kapłańskich. Czy Kościół wystarczająco dba o bezrobotnych i biednych parafian? 55 proc. badanych twierdzi, że tak, ale prawie 30 proc. jest na nie.
Osoba niezdolna do pracy to osoba, która całkowicie bądź częściowo jest pozbawiona możliwości wykonywania pracy, nawet przy przekwalifikowaniu zawodowym. W razie stwierdzenia naruszenia sprawności organizmu w stopniu powodującym konieczność stałej lub długotrwałej opieki i pomocy innej osoby w zaspokajaniu podstawowych potrzeb życiowych, orzeka się niezdolność do samodzielnej egzystencji. Niezdolność do pracy orzeka się na okres nie dłuższy niż 5 lat, chyba że z medycznego punktu widzenia nie ma rokowań odzyskania zdolności do pracy przed upływem 5 lat – wówczas niezdolność do pracy może być orzeczona na dłużej niż 5 lat. Organem kompetentnym w tej materii są lekarze orzecznicy i komisje lekarskie. Orzecznik ZUS jest związany decyzją Powiatowego Inspektora Sanitarnego. Nie oznacza to jednak, że musi danej osobie przyznać rentę, bowiem samo istnienie choroby zawodowej nie uzasadnia uznania kogoś za osobę niezdolną do pracy. Jednakże kiedy dana osoba nie zgadza się z decyzją organu ZUS, może zgłosić sprzeciw do komisji lekarskiej. Jeżeli jednak decyzja komisji lekarskiej jest niepomyślna, osoba ubezpieczona ma prawo złożyć odwołanie do sądu pracy i ubezpieczeń społecznych. Istnieje jednak wiele świadczeń z tytułu niezdolności do pracy spowodowanej chorobą zawodową: zasiłek chorobowy, świadczenie rehabilitacyjne, zasiłek wyrównawczy, jednorazowe odszkodowanie, renta z tytułu niezdolności do pracy, w tym renta szkoleniowa, renta rodzinna, dodatek pielęgnacyjny, dodatek do renty rodzinnej – dla sieroty zupełnej, pokrycie kosztów leczenia z zakresu stomatologii i szczepień ochronnych oraz zaopatrzenia w przedmioty ortopedyczne w zakresie określonym ustawą. Osobie, która wskutek choroby zawodowej doznała trwałego lub długotrwałego uszczerbku na zdrowiu, przysługuje jednorazowe świadczenie. Za długotrwały uszczerbek na zdrowiu uważa się takie naruszenie sprawności organizmu, które powoduje niesprawność czynności na okres 6 miesięcy, mogące ulec poprawie.
Jaka jest rola wiernych w parafiach, czy mają wpływ, na to, co się dzieje za ich pieniądze? Zaledwie jedna piąta uważa, że wpływa na podejmowane decyzje. Tylko 3 proc. nie chce współdecydować o sprawach parafii. Czy biskupi i księża powinni ubiegać się o zwrot mienia zabranego niegdyś Kościołowi? 67 proc. ankietowanych odpowiedziało twierdząco, przeciwnych było 11 proc., zaś 20 proc. nie miało zdania. I jeszcze przypomnijmy: w badaniach brali udział katolicy wierzący i do tego wytypowani przez proboszczów. ~ ~ ~ W jakim kierunku zmierza polska religijność? Wiele wskazuje na to, że dzięki otwarciu granic i migracji będziemy równać do europejskiej normy postępującej sekularyzacji. Socjologowie Kościoła twierdzą, że religia wciąż mocno tkwi w życiu Polaków i nie ma mowy o wielkim kryzysie, ale symptomy laicyzacji są już dobrze rozpoznawalne. No a niechby zrobili takie badania wśród Czytelników „FiM”... B. SAWA
Podstawa prawna: Ustawa z dnia 30 października 2002 r. o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych (DzU nr 199, poz. 1673 z późn. zm.); Ustawa z dnia 30 października 2002 r. o zaopatrzeniu z tytułu wypadków lub chorób zawodowych powstałych w szczególnych okolicznościach (DzU nr 199, poz. 1674 z późn. zm.). ~ ~ ~ Czy dochody z prostytucji podlegają opodatkowaniu? Czy trzeba ujawnić je w urzędzie skarbowym? Państwo nie wprowadza przepisu o odprowadzaniu podatku od prostytucji, jednakże istnieje obowiązek przedstawienia źródła dochodów. Dochody z nieudokumentowanych i nieujawnionych źródeł podlegają oprocentowaniu w wysokości 75 proc., zgodnie z ustawą o podatku od osób fizycznych. W celu ustalenia wysokości dochodów nieujawnionych organ podatkowy dokonuje zestawienia wydatków faktycznie poniesionych w roku podatkowym przez podatnika oraz zgromadzonego w tym roku przez niego majątku z wysokością przychodów już opodatkowanych bądź wolnych od opodatkowania oraz z wartością posiadanych przedtem zasobów majątkowych. Urząd skarbowy zajmuje się postępowaniem w sprawie nieujawnienia i nieudokumentowania dochodów. Organ podatkowy musi udowodnić, że nasze dochody nie pochodzą ze wskazanego przez nas źródła. Podstawa prawna: Ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych z 26 lipca 1991 roku. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
O
d lat w najróżniejszych programach radiowych i telewizyjnych politycy opowiadają, jakie to oni mają rewelacyjne pomysły na reformy w lecznictwie. Cel jest jeden: żeby pacjenci nie musieli czekać na zabiegi w kolejkach, a w szpitalach nie leżeli na korytarzach. Jak dotąd niemal wszystkie reformy ograniczały się do mnożenia stanowisk urzędniczych nadzorujących coraz mniejszą liczbę szpitali. Stabilny pozostaje za to odsetek Polaków niezadowolonych z jakości publicznego lecznictwa – 98 procent! W politycznych dyskusjach o reformach opieki zdrowotnej uwadze umknęła także sprawa rosnących wydatków na zdrowie (leki, łapówki, opłaty za dodatkowe świadczenia). Ekonomiści szacują, iż w 1999 r., po wprowadzeniu Kas Chorych, Polacy wyłożyli na „bezpłatne” leczenie z własnych kieszeni ponad 11 miliardów złotych. W 2008 roku – 20 miliardów zł, czyli 30 procent całych kosztów leczenia (np. Czesi dopłacają 11, a Brytyjczycy 13 procent). Jak wynika z szacunków doktor Katarzyny Kolasy, dla ponad 30 procent polskich rodzin wydatki na lekarza i leki są tak dużym obciążeniem, że spychają je poniżej granicy ubóstwa. ~ ~ ~ Polacy wydają na leki najwięcej w Europie. Jednocześnie prawie 17 procent budżetu NFZ to rachunki za lekarstwa. W 2007 roku poszło na nie 7 miliardów. Europejskie odpowiedniki NFZ wydają na medykamenty od 9 do 15 procent swoich środków. Na dodatek nasz system jest niezwykle skomplikowany i pełen absurdów. Są bowiem bezpłatne leki, których odbiór jest droższy niż wykup pełnopłatnej recepty. Innym wynalazkiem powodującym, że pacjenci płacą za leki tak dużo, są limity refundacji, tzn. szef resortu zdrowia ustala kwotę maksymalnej refundacji dla leków danego typu. W efekcie pacjenci płacą za leki nie – jak obiecywały rządowe rozporządzenia – 50 czy 30 procent ceny, lecz nawet 90 procent. Według rządowego zespołu ekspertów w 2008 roku tylko 1/3 rodzin nie miała problemów finansowych z zakupem lekarstw. ~ ~ ~ Obok refundacji leków największym wyzwaniem dla polityków odpowiedzialnych za zdrowie są publiczne szpitale. Ich zadłużenie na koniec marca tego roku wyniosło 2 miliardy 200 milionów zł. Zarabiają na tym komornicy, którzy za zajęcie rachunku bankowego szpitala inkasują nawet pół miliarda złotych rocznie. Budżet państwa w latach 1994–2008 przeprowadził już kilka razy akcje „oddłużania szpitali”, czyli przejmowania przez państwo ich starych zobowiązań. Za każdym razem po paru miesiącach znów pojawiały się niezapłacone faktury. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, zwrócili nam uwagę na to, że na zadłużenie szpitali obok niskich wartości kontraktów NFZ wpływają także takie elementy jak:
– dyskryminacja przez prawo publicznych szpitali. Nie mogą one legalnie pobierać opłat za zabiegi przeprowadzone na prywatne zlecenia i zawierać umów z krajowymi lub zagranicznymi instytucjami ubezpieczeniowymi. Według ekspertów, sporym źródłem pieniędzy dla szpitali mogłaby się stać także tak zwana medycyna pracy. Rocznie, jak wynika z analiz GUS, na badania wstępne
PATRZYMY IM NA RĘCE a w tym samym czasie szpitale kliniczne przeprowadzające najbardziej skomplikowane i kosztowne zabiegi były winne dostawcom 600 milionów złotych. Jeśli nawet szpital ma sprawnego dyrektora, to samorządowcy mogą jednym posunięciem uwalić mu plany zarobienia dodatkowych pieniędzy. Za przykład niech posłuży stołeczny Szpital Czerniakowski. Od dwóch lat dzięki decyzji
pogłębiają politycy. Zamiast stworzyć jedną kompletną, nową ustawę o publicznych szpitalach, w kółko poprawiają tę z 1991 roku. Dotąd była nowelizowana aż 58 razy! Prawnicy Ministerstwa Zdrowia sami już nie wiedzą, co w niej jest. Według naszych rozmówców, koalicja rządowa PO-PSL prowadziła debatę nad ustawami zdrowotnymi tak, jakby chciała, aby one upadły. Jak bowiem wyjaśnić
Ksiądz pociesza płaczące (nad służbą zdrowia) niewiasty
O zdrowie... w głowie Kasa dla komorników i Kościoła zamiast na leczenie to polski pomysł na ochronę zdrowia. i okresowe firmy wydają ponad 150 milionów złotych. Dodajmy do tego ponad miliard złotych wydanych przez przedsiębiorców na abonamenty zdrowotne. Zgodnie z prawem, prywatne lecznice przerzucają także koszty swoich nieudanych zabiegów na placówki publiczne. Po prostu skutki nieudanego zabiegu leczy na swój koszt publiczna placówka. Szpitale stały się także łupem politycznym, co przy braku ustawowych wymogów, jakie muszą spełnić ich dyrektorzy, powoduje, że zostawali nimi m.in. stolarze, hutnicy, marynarze. Ich pracę nadzorowali podobni fachowcy. To zjawisko występuje szczególnie w powiatach. Opinie o kiepskiej jakości kadr w tych placówkach potwierdza analiza Mazowieckiego Oddziału NFZ. Wynika z niej, że w 2008 roku najgorszy wynik finansowy odnotowały szpitale powiatowe. Mają one także największe zadłużenie, sięgające już grubo ponad 1 miliard złotych,
Hanny Gronkiewicz-Waltz jego dyrektor nie może planować niektórych niezwykle zyskownych operacji na oddziale ortopedycznym. Powodem jest wyznaczenie przez władze stolicy Szpitala Czerniakowskiego do tak zwanej ciągłej gotowości wypadkowej dla ortopedii. NFZ płaci za nią niewielki ryczałt wszystkim stołecznym szpitalom ortopedycznym. Ta kwota pozwala zrekompensować ewentualne straty wynikające z konieczności pozostawienia części łóżek wolnych. Sprawdza się to jednak tylko w przypadku, gdy rezerwa wypadkowa obejmuje najwyżej 1/3 miejsc. Władze stolicy postanowiły jednak całą procedurę zcentralizować w jednym szpitalu. – prawo nakłada na pracowników publicznych szpitali obowiązek składania drobiazgowych sprawozdań. Takich obowiązków nie mają szpitale prywatne. A najmniej pracy mają szefowie lecznic zakładanych przez Kościół. Oni niczego nie muszą wypełniać, bo według prawa lecznice są... kościołami. A te są zwolnione z wszelkiej sprawozdawczości. I dlatego zakony tak chętnie przejmują teraz publiczne szpitale. Chaos w regulacjach dotyczących funkcjonowania publicznych lecznic
brak woli dopisania w ustawie dwóch rozwiązań proponowanych przez lewicę? Pierwsza dotyczyła wprowadzenia na wzór niemiecki reguły, że pakiet kontrolny w spółce prowadzącej szpital będzie posiadać samorząd. Druga – wprowadzenia możliwości przekształcania szpitali nie tylko w spółki prawa handlowego, lecz także spółki publiczne niedziałające dla zysku. Na prawnym chaosie, jaki panuje w publicznej ochronie zdrowia, korzystały i nadal korzystają prywatne firmy pożyczające kasę szpitalom. Za wzorcową uchodzi tutaj umowa, jaką zawarł szpital w Łasku z firmą Magellan (do 2007 r. był z nią związany Michał Boni, szef zespołu doradców premiera Tuska). Za pożyczkę 3 milionów 700 tysięcy złotych na rok szpital zapłaci milion opłaty technicznej i ponad milion złotych odsetek. Banki nie kredytują już publicznych szpitali, gdyż prawo im tego zabrania. Zakazuje ono także (o czym nie wie pani minister Ewa Kopacz) przekształceń publicznych szpitali w spółki i placówki niepubliczne. Z opinią ekspertów zgodził się Naczelny Sąd Administracyjny i w marcu 2009 roku po raz drugi unieważnił uchwałę
11
kluczborskich radnych w sprawie przekształcenia szpitala powiatowego w placówkę niepubliczną. A to jest głównym założeniem rządowego planu pomocy polskim szpitalom. ~ ~ ~ Warto przy tym zwrócić uwagę, iż rozwiązania totalnej prywatyzacji publicznej ochrony zdrowia nigdzie na świecie się nie sprawdziły. Władze Armenii, które tak uczyniły w 1992 roku nakładem wielu milionów dolarów, od 4 lat wykupują jeszcze istniejące szpitale. Chińczycy, którzy zlikwidowali publiczną ochronę zdrowia już w 1979 roku, planują, że do roku 2020 wydadzą ponad 100 miliardów dolarów na jej odbudowę. Inwestują w nią nawet w USA. Co ciekawe, obok państwa w publiczne placówki inwestują także podmioty prywatne. Wykorzystuje się przy tym model tak zwanego partnerstwa publiczno-prywatnego. Działa on niezwykle skutecznie w Wielkiej Brytanii, Szwecji, Hiszpanii. Początkowo na mocy specjalnych umów prywatne firmy na zlecenie władz budowały drogi, linie kolejowe, a potem nimi przez określony czas zarządzały i po upływie terminu umowy zwracały obiekty rządowi. Potem taki sposób finansowania zaczęto stosować przy budowie szpitali. Pozwala on państwu i samorządom rozłożyć koszty inwestycji na wiele lat – średni czas spłaty wynosi w Wielkiej Brytanii ponad 40 lat. Prywatnym opłaca się taka współpraca, bo mają gwarancję, że przez wiele lat stabilny podmiot (władza) będzie im płacić. Na Wyspach Brytyjskich łączna wartość tego typu kontraktów sięgnęła wiosną 2009 r. 211 miliardów funtów. Hiszpanie zmodyfikowali ten model i wprowadzili klauzule minimalizujące ryzyko dla budżetu państwa czy samorządów (ewentualny wzrost cen za usługi) oraz ludności (rezygnacje przez prywatnych zarządców z mniej opłacalnych zabiegów) i wdrożyli tak zwany model Alzira. Polega on na tym, że państwo podczas trwania umowy jest właścicielem lecznicy. Kontroluje jego budżet i ustala kwotę maksymalnego zysku, jaki może sobie wypłacić prywatny podmiot. Zamiast rozliczać poszczególne zabiegi z osobna, wypłaca prowadzącemu ryczałt za każdą osobę z regionu obsługiwanego przez daną placówkę. W Polsce w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego pomimo wielu przeszkód biurokratycznych udało się jesienią ubiegłego roku uruchomić nowoczesny oddział radioterapii w Wałbrzychu. Obok papierów przeszkodą w rozwoju tej metody jest brak stabilności politycznej oraz skłonność polityków do zmiany zdania. A biznes potrzebuje stabilności. W Wałbrzychu umowę zawarto na 15 lat. MiC W tekście wykorzystałem materiały z konferencji UW pt. „Ochrona zdrowia i gospodarka”. Wypowiedzi nie były autoryzowane.
12
POD PARAGRAFEM
Przed Trybunałem Każdego roku tysiące Polaków szukają sprawiedliwości w Strasburgu. Zdecydowana większość spraw jest jednak odrzucana z powodu błędów formalnych. Oto poradnik, jak ich uniknąć.
Warunki dopuszczalności skargi, czyli o czym należy pamiętać, kierując sprawę do Strasburga. Europejski Trybunał Praw Człowieka rozpoznaje skargi osób zarzucających naruszenie praw zawartych w Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka – umowy, na mocy której większość państw europejskich zobowiązało się do zapewnienia pewnych podstawowych praw swoim obywatelom (w przypadku Polski są one zawarte w konwencji oraz czterech protokołach dodatkowych: nr 1, 4, 6, 7 – dostępne na stronie internetowej „FiM”). Skargę może wnieść osoba, która jest ofiarą naruszenia prawa lub praw zawartych w konwencji i protokołach, przy czym naruszenie musi dotyczyć jej bezpośrednio i osobiście. Trybunał rozpatruje: ~ zarzuty naruszenia prawa lub praw zawartych w konwencji i w protokołach dodatkowych, jednak dopiero wówczas, gdy zostaną wyczerpane wszystkie środki odwoławcze w kraju, a skarga zostanie wniesiona nie później niż w ciągu sześciu miesięcy od daty podjęcia ostatecznej decyzji (bieg terminu rozpoczyna się w dniu doręczenia ostatecznej decyzji wydanej w zwykłym toku instancji. Bieg ten zostaje przerwany, gdy Trybunał otrzyma pierwszy list jasno przedstawiający przedmiot skargi, którą zamierzamy wnieść do Strasburga, bądź wypełniony formularz skargi. Sama prośba o informację nie wystarcza do wstrzymania biegu terminu); ~ skargi indywidualne (mogą być wnoszone przez każdego obywatela, niezależnie od posiadania lub braku zdolności do czynności prawnych, wieku, stanu cywilnego, statusu społecznego, obywatelstwa) oraz organizacji pozarządowych, grupy jednostek;
~ skargi dotyczące wyłącznie działania lub zaniechania władz publicznych (parlamentu, organów administracyjnych, sądów itp.), co oznacza, że Trybunał nie rozpatruje skarg skierowanych przeciwko osobom fizycznym lub organizacjom prywatnym. Sędziowie Trybunału nie mogą: ~ rozpatrywać skarg anonimowych; ~ unieważniać lub zmieniać orzeczeń wydanych przez sądy krajowe (na mocy wyroku Trybunału oskarżone państwo musi wypłacić poszkodowanemu zadośćuczynienie bądź zmienić przepisy, które są źródłem naruszenia konwencji); ~ interweniować w imieniu skarżącego bezpośrednio u władz, których dotyczy skarga; ~ rozpatrywać zarzutów dotyczących wydarzeń, które miały miejsce przed ratyfikacją konwencji (19 stycznia 1993 r.) i protokołów dodatkowych (nr 1, 4 – 10 października 1994 r.;
nr 6 – 1 listopada 2000 r.; nr 7 – 1 marca 2003 r.), chyba że ich szkodliwe skutki trwają nadal. Nie rozpatrują też skarg, które są identyczne ze sprawami wcześniej przez Trybunał rozpatrzonymi. Przed wniesieniem skargi do Trybunału należy uzyskać decyzję w sądach krajowych, łącznie z sądem najwyższej instancji. Jeśli skarżący nie skorzystał ze środka odwoławczego, musi wykazać, że nie zrobił tego, gdyż byłby on nieskuteczny. Należy też restrykcyjnie przestrzegać ustalonych
w prawie wewnętrznym terminów (jeśli odwołanie zostanie przez krajowy sąd odrzucone z powodu niedotrzymania terminu, Trybunał nie rozpatrzy skargi). W sytuacji, gdy przedmiotem skargi jest prawomocny i ostateczny wyrok sądowy, skarżący nie musi się starać o wznowienie postępowania, nie musi też składać wniosku o ułaskawienie czy o zastosowanie amnestii oraz wniosków do parlamentu, premiera, ministra lub rzecznika praw obywatelskich.
Jak wnieść skargę ~ Języki urzędowe Trybunału to angielski i francuski. Można również pisać do Kancelarii Trybunału w języku polskim (na początkowym etapie postępowania KT będzie nam odpisywać w języku polskim). Sytuacja zmienia się w chwili, gdy Trybunał zdecyduje się naszą skargę rozpatrzyć i poprosić rząd o udzielenie pisemnego stanowiska w kwestii stawianych mu zarzutów. Od tej pory korespondencja będzie prowadzona w języku angielskim lub francuskim, zaś skarżący lub jego pełnomocnik są zobowiązani przedkładać wszelkie dalsze pisma procesowe w tych właśnie językach). ~ Skargę wnosimy drogą pocztową (nie ma potrzeby osobistego stawiennictwa). W przypadku przesłania skargi pocztą elektroniczną lub faksem należy nadesłać jej potwierdzenia pocztą. Ważne jest, aby nie zszywać, nie sklejać ani nie oprawiać korespondencji oraz dokumentów przesyłanych do Trybunału. Wszystkie arkusze powinny być ponumerowane w kolejności. ~ W odpowiedzi na pierwszy list lub formularz skargi Kancelaria Trybunału poinformuje o założeniu akt
sprawy (od tej pory na przyznany jej numer należy się powoływać w dalszej korespondencji). Otrzymamy też zestaw kodów kreskowych, którymi należy oznaczyć późniejszą korespondencję. ~ Kancelaria może też poprosić o przedstawienie dodatkowych informacji, dokumentów bądź szczegółów dotyczących skargi. ~ Należy niezwłoczne odpowiadać na korespondencję Kancelarii, gdyż Trybunał może uznać, że skarżący nie jest już zainteresowany kontynuacją postępowania. ~ W przypadku zatwierdzenia celowości naszej skargi przez Trybunał należy dokładnie i czytelnie wypełnić formularz skargi (dostępny na stronie internetowej „FiM”) i odesłać go wraz ze wszystkimi dokumentami niezbędnymi do jej rozpatrzenia, ale nie później niż w terminie ośmiu tygodni od daty pierwszego listu Kancelarii Trybunału (w przeciwnym wypadku za datę złożenia skargi zostanie przyjęta data wysłania przez skarżącego wypełnionego formularza, a nie data pierwszego listu do Trybunału). Jeśli zaś formularz nie zostanie odesłany w terminie sześciu miesięcy od daty jego wysłania do skarżącego, dla Trybunału jest to jednoznaczne z brakiem zainteresowania kontynuacją postępowania. W tym przypadku wszystkie akta założone do tej pory zostaną zniszczone.
Jak wypełnić formularz skargi W formularzu skargi należy: ~ przedstawić informacje dotyczące stron postępowania (część pierwsza formularza skargi), dołączając osobny arkusz dla każdego ze skarżących oraz formularz (formularze) pełnomocnictwa (dostępne na stronie internetowej „FiM”), jeśli skarżący wyznaczył pełnomocnika; ~ przedstawić w sposób jasny i zwięzły informacje dotyczące faktów związanych ze skargą (część druga formularza). Należy opisać wydarzenia
w takiej kolejności, w jakiej one nastąpiły, z podaniem dat. Jeśli zarzuty dotyczą wielu spraw (na przykład różnych postępowań sądowych), wówczas każdą z nich trzeba opisać osobno; ~ wyjaśnić w sposób możliwie najbardziej precyzyjny, jakie przepisy konwencji (cześć trzecia formularza) stanowią podstawę stawianych zarzutów oraz wyjaśnić, dlaczego fakty opisane w drugiej części formularza wskazują na naruszenie tych przepisów; ~ przedstawić informacje potwierdzające, że zostały spełnione kryteria dopuszczalności skargi (wykorzystanie krajowych środków odwoławczych i termin sześciu miesięcy) – czwarta część formularza; ~ krótko wyjaśnić, jakie są nasze oczekiwania w związku ze skargą do Trybunału (piąta część formularza); ~ podać informacje, czy zarzuty zawarte w skardze były kiedykolwiek przedstawiane innym organom międzynarodowym (szósta część formularza). Jeśli tak, należy przedstawić pełne dane, łącznie z nazwą organu, do którego zarzuty były kierowane, datami oraz informacjami dotyczącymi przebiegu postępowania oraz podjętych decyzji; ~ załączyć do skargi listę wszystkich wyroków i decyzji wspomnianych w części czwartej i szóstej. Należy też załączyć listę innych dokumentów, które chcemy przedstawić Trybunałowi w charakterze dowodów (protokoły rozpraw, oświadczenia świadków itd.) – część siódma formularza. Ponieważ dokumenty przesyłane do Strasburga nie są zwracane, zaleca się wysyłanie kopii, a nie oryginałów. ~ podpisać się pod oświadczeniem. Jeśli świadczenie jest podpisane przez przedstawiciela skarżącego, należy dołączyć odpowiednio wypełniony formularz pełnomocnictwa. ~ ~ ~ Na etapie składania wstępnej skargi skarżący nie musi być reprezentowany przez prawnika. Trybunał automatycznie nie zasądza zwrotu kosztów sporządzenia wstępnej skargi przez prawnika. Dopiero w późniejszym etapie postępowania, po powiadomieniu rządu o wniesieniu skargi i zwróceniu się do rządu z prośbą o przedstawienie pisemnego stanowiska, skarżący może ubiegać się o bezpłatną pomoc prawną, jeżeli nie posiada wystarczających środków na pokrycie kosztów reprezentacji prawnej oraz jeżeli jest to konieczne dla zapewnienia prawidłowego toku postępowania w sprawie. Co ważne – o niedopuszczalności skargi Trybunał może zdecydować na każdym etapie postępowania. JULIA STACHURSKA
Wszelką korespondencję związaną ze skargą należy przesyłać na adres: The Registrar European Court of Human Rights Council of Europe F–67075 STRASBOURG CEDEX
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
Z
nany duchowny z archidiecezji krakowskiej otrzymał bardzo wygodną posadę szefa agendy kościelnej zajmującej się w Rzymie pielgrzymami z Polski. Dostał tę robotę za wstawiennictwem swojego pryncypała, kardynała Stanisława Dziwisza, który – zamiast skazać podwładnego za rozbicie małżeństwa na co najmniej rok odsiadki w klasztorze o zaostrzonym rygorze – postanowił ewakuować go do słonecznej Italii. Za cóż ten akt łaski? ~ ~ ~ Wiosną 2004 r. ksiądz Piotr S. (szeregowy pracownik krakowskiej kurii, niemający wcześniej żadnych doświadczeń menedżerskich) został wskazany przez ówczesnego metropolitę kard. Franciszka Macharskiego jako idealny kandydat do sprawowania funkcji dyrektora szkoły katolickiej, pozostającej we władaniu świeckiego stowarzyszenia mającego w swoim statucie zapis o ścisłej łączności z Kościołem. Stowarzyszenie było wówczas z kurią na noże, bowiem wielebni mieli ogromny apetyt na jego wielomilionowy majątek (nieruchomości), ale dla świętego spokoju oraz w nadziei na zakopanie wojennego toporka zarząd owej organizacji przyklepał kandydaturę i zatrudnił ks. Piotra na stanowisku dyrektora. Wkrótce okazało się, że dostali „kreta”... Świątobliwy dyrektor zbiesił się już po kilku miesiącach. Oto w liście z 6 grudnia 2004 r. skierowanym do prezesa oraz wszystkich członków stowarzyszenia (także „do wiadomości” kard. Macharskiego) z ogromną przykrością zauważył: „Obowiązują mnie, jako dyrektora, zależności służbowe i w związku z tym muszę podporządkować się wszystkim uchwałom stowarzyszenia. Takie postępowanie przekreśla możliwość dojrzałej i odpowiedzialnej komunikacji”. W konkluzji stwierdził, że on w podobnym cyrku występować nie będzie („nie potrafię w tych warunkach normalnie funkcjonować”), a jedyne, co go jeszcze powstrzymuje przed złożeniem natychmiastowej dymisji, to troska o to, „co stanie się ze szkołą katolicką – z jej nauczycielami, rodzicami oraz ich dziećmi”. Mówi „FiM” jeden z pedagogów: – Nawet już z tej kolejności wynika, że najmniej interesowały go dzieci. Ksiądz Piotr skupił się przede wszystkim na kasie i... jednej z nauczycielek. Wymyślił pobieranie nieformalnych opłat za naukę w kwocie 300 zł wpisowego, choć szkoła była publiczna, sam sobie przyznawał wysokie premie, dowartościowywał grupkę wybrańców... Szczególnie upodobał sobie panią (...) – swoją podwładną, a przy tym mężatkę, z którą wkrótce nawiązał regularny romans. Wykręcił też chamski numer stowarzyszeniu, przenosząc z konta szkoły ok. pół miliona złotych na konto kurii. Podobno dla bezpieczeństwa, żeby mu tych pieniędzy nie zabrał zarząd... Ci z zarządu twierdzili, że je po prostu ukradł w porozumieniu
z kurią. Faktycznie zaś chodziło o to, że między Kościołem a stowarzyszeniem toczyła się już ostra walka o faktyczną władzę nad szkołą, więc ksiądz Piotr przerzucił całą kasę na konto kościelne, żeby mu świeccy nie kontrolowali i nie ograniczali wydatków. – Ta historia ze zniknięciem z konta ponad 500 tys. zł wydarzyła się dopiero po objęciu urzędu metropolity przez Dziwisza, bo Macharski był zbyt przyzwoity i z pewnością nie pozwoliłby na podobny numer. Zaczęło się od tego, że ksiądz Piotr S. szastał pieniędzmi niczym swoimi i w ogóle nie konsultował dużych wydatków z właścicielami szkoły. Co gorsza, odmawiał im też dostępu do dokumentacji
transfer gotówki na konto archidiecezji powinien zostać odpowiednio udokumentowany oraz zgłoszony do opodatkowania, ale to już stanowiło działkę skarbówki. Oni również skłonili się nisko kardynałowi i przymknęli oko – relacjonuje krakowski prokurator. Zarząd stowarzyszenia nie uznawał ks. Piotra S. jako dyrektora ani nie wypłacał mu pensji, ale on wciąż próbował przychodzić do szkoły i normalnie urzędować. – Gdy raz i drugi go zatrzymano, podniósł się wrzask na cały Kraków, że księdza nie wpuszczamy do kaplicy, w której chce odprawiać mszę! Miał za sobą kilkuosobową grupę nauczycieli, która za przyznane apanaże wiernie go później w mediach broniła
List gończy Zawzięty mąż kochanki i widmo skandalu mogą być dla księdza trampoliną do znakomitej kariery... finansowej. Zarząd podjął w tej sytuacji uchwałę o zwolnieniu dyrektora z dniem 23 czerwca 2006 r., czyli z datą zakończenia roku szkolnego, odbierając mu też pełnomocnictwo do dokonywania przelewów. Dziwisz był wściekły, że zrobili to bez konsultacji z nim. Dał zielone światło, żeby kuria udostępniła „konto zastępcze” – jak je określili – i cała szkolna kasa została tam błyskawicznie przeniesiona, a ksiądz S. przystąpił we wrześniu do pracy, jak gdyby nic się nie stało – tłumaczy były członek stowarzyszenia. Podejrzenia o malwersacje finansowe trafiły do prokuratury, ale śledztwo zostało umorzone, bo ks. Piotr S. z pomocą wielebnych kolegów zebrał jakieś faktury, którymi z grubsza zdołał okazać się z pieniędzy – wydanych jakoby na potrzeby remontu szkoły. A one przecież były na kurialnym koncie! – Pamiętajmy, że śledztwo toczyło się za panowania Zbigniewa Ziobry, więc nie było tzw. woli politycznej, żeby księdza i kurię docisnąć. Akta przejęła nawet na jakiś czas Prokuratura Krajowa, skąd wróciły dopiero w kwietniu 2007 r. z sugestią umorzenia. I taką też decyzję dwa miesiące później podjęliśmy. Pewnym problemem był jedynie fakt, że z formalnego punktu widzenia taki
13
– wspomina nasz rozmówca ze stowarzyszenia. Nagle stało się coś dziwnego, bo zanim jeszcze postępowanie karne prawomocnie umorzono, wielebny – nie czekając na oczyszczenie z zarzutów – zniknął... – W połowie kwietnia 2007 r. gdzieś go wcięło. Powód? Okazało się, że w powietrzu wisiał okropny skandal, bo mąż, któremu pani (...) przyprawiała rogi, zorientował się, komu je zawdzięcza. Wniósł sprawę rozwodową i zamiast księdza po rękach całować, że dał mu świetny pretekst do pozbycia się straszydła, doniósł o wszystkim kurii, a listami kierowanymi do poszczególnych nauczycieli zaczął nagłaśniać sprawę również w szkole. Zaczęły już o niej mówić dzieci – wyjaśnia pedagog. – Miał zostać wikariuszem w Nowym Targu, ale istniała obawa, że ten „rogacz” jest tak zawzięty, że zapewne i tam go dopadnie, dlatego w uznaniu zasług ksiądz kardynał postanowił wysłać Piotra do Rzymu. Słyszałem, że bardzo mu w tym pomogli księża Robert Nęcek, rzecznik kurii, i Dariusz Raś osobisty sekretarz kardynała. Obaj byli z Piotrem na jednym roku
w seminarium i serdecznie się do dzisiaj z nim kumplują. Niestety, powierzone mu stanowisko jest zbyt eksponowane, więc szybko wyszło na jaw, gdzie pracuje. I mąż pani (...) zaczął nas nękać nowymi „listami gończymi” (patrz skan) – ujawnia kulisy dalszej kariery i nieustających kłopotów ks. Piotra S. jego seminaryjny kolega. ~ ~ ~ Skądinąd wiemy, że mimo oddalenia romans krakowskiego wielebnego z panią (...) dalej kwitnie. Okazuje się, że u kard. Dziwisza (najbliższy współpracownik santo subito Jana Pawła II) jawne rozbijanie małżeństwa jest nagradzane, podczas gdy w innych diecezjach księża żyjący w dyskretnym konkubinacie są zmuszani do odejścia do cywila. Oto w ostatnich kilku miesiącach za „trwanie w wywołującym zgorszenie grzechu zewnętrznym przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu”, czyli po prostu za stały związek z kobietą, skazani zostali „zakazem wykonywania wszystkich funkcji kapłańskich” nw. duchowni: ~ ks. Tomasz Cz. (38 l.) – wikariusz parafii w Brześciu Kujawskim, ks. dr Roman M. (44 l.) – prodziekan Wydziału Teologicznego
Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz ks. Marek Z. (50 l.) – proboszcz parafii w Kruszynie i diecezjalny duszpasterz rodzin (por. „Zaginiony w akcji” – „FiM” 25/2008) – wszyscy przez ordynariusza włocławskiego bp. Wiesława Meringa; ~ ks. Andrzej L. (51 l.) – były proboszcz parafii w Pogorzeli i nauczyciel religii w zespole szkół nieopodal Środy Śląskiej, a także ks. Robert M. (45 l.) – były wikariusz w Namysłowie przebywający aktualnie w Czechach – dekretem metropolity wrocławskiego abp. Henryka Gołębiewskiego; ~ ks. dr Zbigniew W. (41 l.) ze Słupska – przez biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka; ~ ks. Stanisław S. (41 l.), wikariusz parafii w Dobrej, oraz ks. Józef Rz. (33 l.), wikariusz i nauczyciel religii w parafii Lubcza – ci nie znaleźli zrozumienia u ordynariusza tarnowskiego bp. Wiktora Skworca; ~ ks. dr Piotr B. (43 l.) z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Szczecińskiego i ks. Adam Z. (35 l.), wikariusz w Mostkowie – ostatnimi przed odejściem na emeryturę wyrokami arcybiskupa szczecińsko-kamieńskiego Zygmunta Kamińskiego; ~ ks. Andrzej G. (45 l.), kapelan Zakonu Kawalerów Maltańskich – przez biskupa łomżyńskiego Stanisława Stefanka; ~ ks. Tomasz C. (33 l.), wikariusz parafii w Skierniewicach – dekretem biskupa łowickiego Andrzeja Dziuby; ~ ks. Jan K. (59 l.) z parafii św. Floriana w Chodzieży – ręką metropolity gnieźnieńskiego abp. Henryka Muszyńskiego. Dwanaście rodzin zostało pozbawionych przez biskupów stałego dochodu, a jedynym biczem na księdza Piotra S. jest zawzięty „rogacz”... ANNA TARCZYŃSKA
14
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
ZE ŚWIATA
Pożyjemy, zobaczymy Z
anosi się na to, że wkrótce miliony niewidomych ludzi odzyskają wzrok – nie na skutek cudu, lecz niezbyt skomplikowanego zabiegu operacyjnego. Brytyjscy lekarze zapowiadają, że za ok. 7 lat godzinna operacja oczu przywracająca wzrok będzie rutynowa i dostępna dla wszystkich potrzebujących. Enuncjację bez przesady można nazwać medyczną rewelacją. W Europie 14 mln ludzi cierpi na schorzenie ADM – postępujące z wiekiem zwyrodnienie plamki, które prowadzi do ślepoty i jak dotąd jest nieuleczalne. Ponieważ ludzie żyją coraz dłużej, schorzenie to dotyka ich i z czasem pozbawia wzroku coraz częściej. Specjaliści z Instytutu Okulistyki University College of London oraz szpitala okulistycznego Moorsfield opracowali technikę operacyjną polegającą na zastępowaniu warstwy komórek zniszczonych przez chorobę przez nowe – uzyskane z komórek macierzystych i zainplantowane na specjalnej membranie. Tom Bremridge, przewodniczący Macular Degeneration Society, mówi: „To olbrzymi krok naprzód. Zabieg będzie można wykonywać wielkiej liczbie pacjentów ambulatoryjnie”. Podpisano już porozumienie z farmaceutycznym gigantem Pfizer, który podejmuje się
produkcji membran. Współpraca gwarantuje, że problemy finansowe nie przyczynią się do opóźnienia tempa badań. Testy kliniczne rozpoczną się już za 2 lata. Prof. Peng Khaw, dyrektor centrum badawczego Moorsfield i instytutu okulistyki University College London, podkreśla: „To pokazuje, że terapia bazująca na komórkach macierzystych oferuje wielkie szanse wielu pacjentom na świecie”. Praktyczne zastosowanie komórek macierzystych do przywracania wzroku jest drugim użyciem ich do leczenia ludzi. Pierwsze zastosowano u osób sparaliżowanych w wyniku urazu rdzenia kręgowego. Komórki macierzyste mogą ewoluować we wszelkie inne komórki organizmu. Uzyskuje się je z embrionów, dlatego Kościół katolicki, a za nim konserwatywni politycy, gwałtownie protestują i sprzeciwiają się ich zastosowaniu w medycynie. Cóż, jeśli są wśród nich niewidomi, to albo takimi pozostaną (nie będą przecież wszczepiać do oczu nienarodzonych dzieci, których życie jest świętością), albo – co znacznie bardziej prawdopodobne – zmienią pryncypia. PZ
Mao wiecznie żywy C
hiny są krajem komunistycznym tylko w wymiarze ideologii, ale nie oznacza to, że ikona starego reżimu, Mao Tse-tung, przeżyła się i trafiła do śmietnika historii.
Tak jak oficjalnie Rosja wciąż nie może wziąć emocjonalnego rozwodu ze Stalinem i wciąż trzyma Lenina w mauzoleum, tak chińskie władze nie pozwalają na naruszanie czci wodza rewolucji. Kiedy niemiecka firma reklamowa Grey Worldwide wyemitowała reklamę firmy Doc Morris Pharmacies, która propaguje bezpieczny
seks i środki antykoncepcyjne, pokazując plemniki z twarzami Mao, Adolfa Hitlera i Obamy bin Ladena jako przestrogę, co się może zrodzić, jeśli się nie uważa – z Chin rozległy się wyrazy oburzenia. Objawił je organ partii komunistycznej na całej gazetowej stronie, ale także blogerzy. Grey Worldwide musiał wysłać list przepraszający do chińskiego konsulatu we Frankfurcie.
N
azwa wywodzi się ze średniowiecza, a chodzi tu o XX-wiecznych hochsztaplerów i wydrwigroszy żyjących całkiem nieźle dzięki ludzkiej głupocie. W średniowieczu biskup, którego nie zaakceptowała wspólnota wiernych lub podpadł zwierzchnikom z powodu złego prowadzenia się lub
dobrej nowiny”, a dokładnie – wyciągania pieniędzy od starszych, a zamożnych kobiet. Paszporty zdobywane były w bardzo chytry i przemyślny sposób. Mianowicie podczas ceremonii konsekracji „arcybiskup” Nicholson, dysponujący (po paru związkach sponsorowanych) sporymi środkami finansowymi, zapewniał obecność pełnomocnika rządu. Ów wysoki urzędnik
biskupa” i wspólnika Nicholsona, znanego jako „Jego Świątobliwość Mar Georgius I”, „patriarcha Glastonbury”, posiadacza m.in. takich tytułów jak Prince de Mardin, Książę Saksonii-Noricum, etc. Do tego dochodził tytuł szlachecki zatwierdzony przez „Międzynarodowe Kolegium Broni i Szlachectwa”, także założone przez Newmana...
Wędrowni biskupi herezji, tak długo wędrował, aż znalazł dla siebie miejsce zarobku – stąd łacińska nazwa (episkopi vagantes). W XVII i XVIII w. wielu z takich delikwentów emigrowało z Irlandii na kontynent i do Ameryki. Współcześni, XX-wieczni „wędrowni biskupi” to biskupi ekskomunikowani, pełniący urząd w swoim imieniu, bez pełnomocnictw kościelnych, mający nieliczne grupki wiernych. Cechami charakterystycznymi owych „biskupów” była chęć posiadania ważnych święceń – bez przywiązywania większej uwagi do ich źródła – przeważnie wątpliwego, a także lubowanie się w rozmaitych górnolotnych tytułach czy odprawianie wymyślonych obrzędów i ceremonii. Wśród ich „tytułów” można wymienić m.in. „egzarcha”, „katolikos”, „papież” (!), „patriarcha” itp. Oczywiście owe „tytuły” są przez nich kupowane od innego „wędrownego biskupa”, a następnie sami, już jako „tytularni biskupi”, mogą je sprzedawać kolejnym chętnym... Jednak jeszcze większym przekrętem jest sposób zdobywania przez nich legalnych, autentycznych paszportów, wydawanych przez rząd brytyjski. Warto to omówić na przykładzie bardzo skutecznego w swoich działaniach „arcybiskupa” H.P. Nicholsona – wcześniej kelnera w hotelu św. Jakuba w Londynie. Uznawszy widocznie (nie bez racji), że więcej kasy wykosi od naiwnych wiernych niż z napiwków od gości, poczuł w sobie powołanie do „głoszenia
P
następnie wydawał zaświadczenie, ze swoim podpisem i państwową pieczęcią, że w rzeczywistości odbyła się taka to a taka uroczystość, podczas której tacy to a tacy biskupi – wymienieni z tytułami i nazwiskami wyświęcali daną osobę na biskupa (w Anglii jest kościół narodowy). Brano następnie maszynowy odpis takiego dokumentu i wysyłano do MSZ. Ponieważ wszystkie papiery były jak najbardziej autentyczne, MSZ nie widział powodów, żeby nie wydać brytyjskiego paszportu – wraz z wpisanymi wszystkimi „tytułami” i „godnościami”. Owym paszportom, stanowiącym rodzaj listów uwierzytelniających, pseudobiskupi zawdzięczali wiele zagranicznych sukcesów. Oczywiście za taką „konsekrację” chętni musieli zapłacić godziwą sumę, no ale później, rzecz jasna, wszystko się zwracało. Koszt uzyskania „godności biskupiej” wynosił od 259 do 700 funtów (lata 40–60. XX w.). Nowo wyświęceni razem z godnością biskupią otrzymywali także zazwyczaj „doktorat”, przyznawany przez „uniwersytet”, założony przez niejakiego H.G. de Willmott Newmana – innego „wędrownego
ogoda dla grubych nieszczególna. Straszą ich zewsząd – a to strajkiem serduszka, a to cukrzycą, o impotencji i wątrobie do wyrzucenia nie wspominając. W USA linie lotnicze zaczynają domagać się od nich dodatkowych dopłat do biletu albo wykupywania dwu. Czy trzeba dodawać, że szczupli mają ubaw? Zanosi się na to, że będzie jeszcze gorzej. Nadwagowi zostali właśnie w majestacie nauki oskarżeni, że powodują... globalne ocieplenie klimatu, ze wszystkimi katastroficznymi konsekwencjami. Dr Phil Edwards, chudzielec z London School of Hygiene and Tropical Medicine, obwieścił, że jeśli upieczemy się w piekarniku natury, będzie to w znacznej mierze zasługa otyłych. Obżartuchy zjadają o wiele więcej niż chuderlaki, ich apetyt podkręca produkcję żywności, ta zaś jest jedną z głównych przyczyn (jedna piąta) emisji dwutlenku
W latach 1949–1952 roczne dochody „arcybiskupa” Nicholsona – ofiarowane podobno wyłącznie przez kobiety – wynosiły ok. 100 tys. funtów. Jedna z jego przyjaciółek kupiła mu katedrę w londyńskiej dzielnicy Chelsea, poświęcając
mu w sumie około 1 mln funtów. Pełnomocnik innej bogatej starszej pani przekazał Nicholsowi wszystkie jej pieniądze – po śmierci „arcybiskupa” znalazła się bez grosza na oddziale geriatrycznym jednego z londyńskich szpitali... W ciągu kilku lat Nicholson miał wydać na same szaty, precjoza oraz inne sprzęty kościelne 33 tys. funtów. Gdy zmarła jedna z jego wyznawczyń, pani Tucker Smith, majątek „arcybiskupa” zaczął się gwałtownie kurczyć, a sam „przewielebny” zmarł jako nędzarz w 1968 r. Na trzy miesiące przed śmiercią Nicholson sprzedał pewnemu wydawcy całe swoje archiwum, dzięki czemu machinacje „biskupów wędrownych” ujrzały światło dzienne. Niedługo po opublikowaniu tych dokumentów w USA odbyły się przeciwko nim pierwsze procesy sądowe. Piotr Szczepański
węgla, któremu zawdzięczamy efekt cieplarniany. Każdy posiadacz grubej otoczki tkanki tłuszczowej odpowiada w ciągu roku za emisję do atmosfery o tonę dwutlenku węgla więcej niż szczupły. Sytuacja pogarsza się nieustannie: bogate kraje, takie jak USA i W. Brytania, robią się coraz grubsze – w Stanach otyli stanowią dziś 40 proc. społeczeństwa, a w kryzysie ludziska jedzą jeszcze więcej (chyba z nerwów). Reszta świata ewoluuje w tym samym kierunku: zwiększa się popyt na mięso. „Musimy wiele uczynić, żeby odwrócić ogólnoświatowy trend tycia – alarmuje dr Edwards. – Poruszanie się w otoczce tłuszczu jest jak jazda paliwożernym samochodem”. A propos aut: Edwards stwierdza, że otyli dodatkowo przyczyniają się do zatruwania atmosfery, bo chętniej nimi jeżdżą, posyłając w powietrze dodatkowe tony spalin. Łatwiej jest pojechać na zakupy, niż dojść do sklepu na własnych nogach. CS
Gruby problem
W ubiegłym roku podobny nietakt naruszający nimb wodza Mao popełnił francuski koncern samochodowy Peugeot-Citroën, przedstawiając w reklamie Mao jako zezowatego staruszka. Również musiał się kajać. ST
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Wiara i rozum W USA opublikowano rezultaty trzech studiów psychologicznych dotyczących wiary. Wykazują one różnice w pracy mózgów wierzących i niewierzących. Psycholog Michael Inzlicht z University of Toronto porównuje zachowanie ludzi religijnych do zachowania kogoś, kto nadużywa alkoholu i wskutek tego postępuje w sposób chaotyczny, a czasem wręcz irracjonalny, bo ma ograniczoną świadomość zagrożenia. Pobożni gorzej się skupiają niż niewierzący, nie analizują racjonalnie sytuacji przed podjęciem decyzji, na skutek czego częściej popełniają błędy. Dzieje się tak dlatego, że mają krzepiącą świadomość posiadania „potężnego przyjaciela”, który ochroni ich przed niebezpieczeństwem. Wiara daje komfort, poczucie pewności siebie i zapobiega panice. Jednocześnie jednak stanowi niebezpieczeństwo.
Inzlicht ostrzega, że obniżenie czujności, zdanie się na metafizyczną pomoc np. Anioła Stróża, nie zawsze przynosi spodziewane, pozytywne rezultaty. Uwaga, skupienie, stan niepewności chronią przed popełnieniem pomyłek. „Jeśli nie ma się nieprzyjemnej świadomości, że popełniło się błąd, brakuje mechanizmu zabezpieczającego przed powtarzaniem tego samego błędu”. Jako przykład podaje polityków obdarzonych nadmierną pewnością siebie, bo tacy nie są w stanie przeanalizować swego postępowania i przez to popełniają błędy na skalę globalną. Skąd my to znamy... Inne studium badawcze zajmuje się zjawiskiem określanym jako „parafialny altruizm”. Rozumiane jest jako zbiorowe zachowanie wiernych w kościele, niezwiązane jednak z modlitwą. Uczestnictwo w nabożeństwie pobudza poczucie
zbiorowej tożsamości, które jest aprobowane: nieobecność na mszy to grzech. Związek zadzierzgnięty w trakcie kolektywnego rytuału objawia się w „aktywności zsynchronizowanej”. Pogłębia ona grupową kooperację, daje poczucie identyfikacji zbiorowej, przyczynia się do większej hojności (taca) w obrębie grupy. Te „więzi teologiczne” pozwalają sprawującym władzę (w Kościele, w państwie) na skuteczniejszą kontrolę ludzi. Jest to taktyka stosowana od wieków: liderzy religijni zawierali z przedstawicielami władz umowy – formalne i nieformalne. Dajcie nam przywileje, a my sprawimy, że lud będzie wam posłuszny (będzie na was głosował). To mechanizm w Polsce dobrze znany. Naukowcy zwracają uwagę na pewną uwydatniającą się współcześnie różnicę: wprawdzie religia jest wciąż eksploatowana do uzyskania efektów społecznych i politycznych, ale coraz skrupulatniej analizuje to zjawisko nauka, a wyniki, takie jak te opublikowane na podstawie badań amerykańskich, uświadamiają wiernym, że są pionkami w cynicznej grze o rząd dusz i władzę. TN
Liturgia pod psem W dobie zaawansowanego jak rak kapitalizmu ludzi trzeba do sklepów zwabiać wymyślnymi sposobami. Strategia marketingowa dotyczy też religii. Ten nurt rozwija się intensywnie w USA. W Polsce naczelnym chwytem marketingowym proboszcza wciąż pozostaje straszenie piekłem lub ostracyzmem wobec tych, którzy nie chodzą do kościoła albo na religię. No, ale w USA jest mordercza konkurencja wyznaniowa, zaś u nas to wciąż katomonopol. Rodeo: teksańska wersja corridy. Kowboje usiłują ujeżdżać wierzgającego byka albo siedząc na koniach, drażnią go, ten zaś szarżuje. Kto by pomyślał, że to okazja do modlitwy. Tymczasem Cowboy Church na przedmieściu Dallas w ciągu 9 lat istnienia powiększył owczarnię z 300 do 2200 osób. Kowbojskie kościoły przeżywają w ostatnich latach ekspansję zwłaszcza w łonie wyznania baptystów. W samym Teksasie są dziesiątki westernowych „świątyń”; istnieje nawet centrala Cowboy Church Network of America w Północnej Karolinie. Nabożeństwa odbywają się tam, gdzie przychodzą kowboje: w stajniach i placach zawodów rodeo. Strój dowolny, ale dżinsy i flanelowe koszule dominują – ani
P
ius XII, wojenny komendant Watykanu i Kościoła, wciąż wszystkich rozczarowuje. Twardogłowi wielbiciele są zawiedzeni, że jeszcze nie jest wywindowany na ołtarze jako domniemany, sekretny obrońca Żydów. Przeciwnicy (głównie Żydzi) wyrażają rozczarowanie, że wysiłki na rzecz zablokowania mu miejsca w kościelnym panteonie wciąż nie przynoszą sukcesu. Inicjatorzy projektu uczynienia w trybie ekspresowym poprzedniego papieża nie tylko wielkim, ale i świętym, są rozgoryczeni, że Pius wciąż odwraca uwagę od ich celu. Najnowszą grupą zawodową rozczarowanych są historycy.
śladu szpanu. Przed kilku miesięcy Cowboy Church zaczął aktywność w nocnym klubie „The Whiskey” w Mobile w Alabamie. W Underwood Hills Presbiterian Church w Omaha w stanie Nebraska zdarza się, że w kazanie wplata się okazjonalne szczeknięcie lub powarkiwanie. Pani pastor Becky Balestri nie ma nic przeciw temu, bo jej owieczki przychodzą na mszę ze swymi psami. „To tak jak mieć w kościele dzieci” – też trzeba ignorować nieprzewidziane hałasy. Dzięki psom frekwencja na nabożeństwach wyraźnie wzrosła. Parafianie odmawiają modlitwy za bezdomne psy i ludzi, odbywają się msze żałobne za zdechłe czworonogi. Kiedy krąży taca, wierni kładą datki, a biorą z niej kawałki sera dla psów. W Nowym Jorku kościół episkopalny Trójcy Świętej wpuszcza psy już od 10 lat. W Pilgrim Congregational Church na przedmieściu Bostonu co niedziela odbywa się msza pod hasłem „Szczekanie i modlitwa”. W stanie Vermont artysta Stephen Huneck otworzył w roku 2000 Psią Kaplicę na szczycie góry koło miasta St. Johnsbury. Na jej ścianach pełno zdjęć zmarłych czworonogów. „Psy mają dusze i są członkami rodzin” – mówi Huneck. TN
15
Superkatolik Z
nany amerykański aktor Mel Gibson (na zdjęciu) zaskoczył hierarchów amerykańskiego Kościoła katolickiego, przylatując na konferencję biskupów w Saint Louis własnym odrzutowcem i prosząc, „aby się za niego modlili, gdyż przeżywa obecnie ciężkie chwile”. Gwiazdorowi chodziło o spór rozwodowy z żoną, Robyn Gibson. Szacuje się, że słynny ze swych antysemickich wypowiedzi Gibson będzie musiał podzielić się połową swego majątku wartości około 1 miliarda dolarów. Żonaty od 28 lat aktor związał się ostatnio z rosyjską piosenkarką Oksaną Grigoriewą, która jest gwiazdą należącej do niego wytwórni „Icon”. Aktor wraz z 12 (sic!) dostojnikami wesoło ucztował we włoskiej restauracji „Bartolino Osteria”. Doborowe towarzystwo spotkało się także następnego dnia na śniadaniu, po którym Gibson odleciał swym odrzutowcem. Ani rozwód Gibsona, ani jego antysemickie wypowiedzi głoszone w 2006 r. do szeryfa policji w Malibu pod wpływem alkoholu nie zraziły biskupów do miliardera. „Nie sądzę, aby Jezus miał kiedykolwiek problem z siedzeniem z ludźmi przy jednym stole i jedzeniem z nimi kolacji” – skomentował całą sytuację biskup Robert
Shaheen z Kalifornii. Jeśli Gibson odpali godziwą daninę na Kościół, to i z unieważnieniem małżeństwa nie będzie miał zapewne problemu. Robyn, dotychczasowa żona Gibsona, złożyła pozew o rozwód na początku kwietnia. Motywowała to pijaństwem gwiazdora. Żadne z siedmiorga dzieci, które Mel spłodził z Robyn, nie chce z nim nawet rozmawiać. Łukasz Czaja
Ksiądz skarży biskupa! K
alifornijski duchowny wystąpił do sądu z oskarżeniem przeciw swemu biskupowi, któremu w roku 2003 składał śluby posłuszeństwa. Do tego pozwał pięciu innych duchownych z diecezji Orange, w tym wikariusza generalnego. Oskarżyciel, ks. Michael Nguen, zarzuca biskupowi Todowi Brownowi oraz kolegom, że rozsiewali kłamstwa na jego temat oraz twierdzili, że jako kapłan jest „niekompetentny i nie kwalifikuje się na katolickiego duchownego”. Ks. Nguen, który jest Wietnamczykiem, odmawia wyjaśnienia, o co konkretnie chodziło. Jego
adwokat stwierdza, że Nguen został usunięty z parafii w roku 2007, lecz nie chce powiedzieć, dlaczego. Mówi, że biskup osobiście nie lubił jego klienta. Nguen domaga się wypłaty zaległych uposażeń oraz finansowej rekompensaty za doznane krzywdy od oskarżonych. Jakikolwiek finał będzie miał proces, można ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że wietnamski ksiądz jest w Kościele katolickim skończony. ST
Co z tym Piusem? Bawarki chcą święceń Podekscytowali się radośnie wieścią włoskich mediów, że Towarzystwo Jezusowe zostało upoważnione do ujawnienia dokumentów ks. Roberta Grahama, przodującego eksperta w dziedzinie wojennej działalności Piusa: wreszcie wszystko się wyjaśni, w te lub wewte. Nic z tych rzeczy! Biuro rzecznika prasowego Watykanu wypluło oświadczenie: „Takie upoważnienie nigdy nie zostało udzielone. Dokumenty będą katalogowane, ale nieujawnione”. Trzeba to zakwalifikować
jako megarozczarowanie, bo Graham zgromadził ponad 25 tys. dokumentów, będących wynikiem jego wieloletnich badań Piusowego pontyfikatu. Najnowsza runda pląsów Watykanu w kwestii archiwów papieskich, które mają rzekomo dowodzić niewinności Piusa, stanowi kolejny asumpt do zapytania, dlaczego Kościół tak kurczowo trzyma papiery pod kluczem, skoro nie ma w nich nic obciążającego ekspapieża. PZ
B
awarski Oddział Katolickich Kobiet w Niemczech (KDFB) zażądał dopuszczenia kobiet do tzw. pierwszych święceń i posługi diakonackiej. Panie przekonują, że większość diakonackich obowiązków i tak wykonują kobiety, które prowadzą katechezy, pomagają dzieciom w przygotowaniach do pierwszej komunii, a ponadto odpowiadają za duszpasterskie rozmowy z chorymi i umierającymi. „Bez zaangażowania kobiet spora część zadań pastoralnych
i charytatywnych miałoby ograniczony charakter” – mówiła Waltraud Deckelmann z KDFB. Jak się okazuje, sprawa jest poważna, gdyż bawarski ośrodek skupia prawie 200 tysięcy kobiet, które chcą być traktowane na równi z mężczyznami. Ich rodak Benedykt XVI nie będzie zachwycony. PPr
16
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (5)
Słowianie w historii Najstarsze źródła pisane wspominające o Słowianach pochodzą od historiografów starożytnych i wczesnośredniowiecznych. Opinie w nich zawarte nie były dla Słowian zbyt pochlebne. Niektórzy badacze najstarszych śladów informacji o przodkach Słowian szukają u ojca historiografii greckiej, Herodota z Halikarnasu (485–421 p.n.e.). Konkretnie w czwartej księdze jego „Dziejów”, które są najstarszym źródłem pisanym o historii ziem polskich. Przy okazji omówienia wyprawy w 512 roku p.n.e. króla perskiego Dariusza I Wielkiego na Scytów, zamieszkujących wtedy stepy nad Morzem Czarnym, Herodot sporządził opis ludów koczujących na tym obszarze i w jego sąsiedztwie. Wśród wielu plemion wymienił lud Neurów, który – na podstawie słów Herodota – należałoby lokalizować na Podolu i Wołyniu (w północno-zachodniej Ukrainie) oraz sąsiadujących z nimi Budynów. Plemiona te część badaczy identyfikuje ze Słowianami (lub Prasłowianami), twierdząc, że należy interpretować je z istniejącym – jak w wiekach późniejszych – podziałem na Słowian wschodnich i zachodnich. Od Herodota dowiadujemy się o cechach fizycznych ich członków: mieli jasną cerę, jasne oczy i rude włosy. Wzmiankował również o... wilkołactwie Neurów.
N
Najwięcej jednak dyskusji wzbudza nazwa plemienia, która pojawiła się w historiografii starożytnej kilka wieków później. Chodzi o plemię Wenedów, określanych też czasami Wenetami. Słowianie pod tą nazwą pojawiają się w historiografii europejskiej od starożytności aż po średniowiecze, nie jest jednak pewne czy Słowianami byli Wenedowie wymieniani przez historyków rzymskich – Pliniusza Starszego (23–79) i Publiusza Korneliusza Tacyta (55–120). Pierwszy z nich w swej „Historii naturalnej” wymienił Wenedów jako zamieszkujących tereny między Morzem Bałtyckim a Morzem Czarnym, drugi zaś – w dziele „Germania” – wymienił ich wśród mieszkańców Europy Wschodniej, tj. na wschód od Wisły (Vistuli), którą uznał za rzekę graniczną między Germanią a Sarmacją. O Wenedach wspomniał również inny uczony, Klaudiusz Ptolemeusz (100–175), w swojej „Geografii”. Przedstawił on Wenedów jako zamieszkujących Sarmację, tj. obszary na wschód od Zatoki Wedyjskiej (Zatoka Gdańska) i Wisły, czyli obszary między Bałtykiem a Karpatami. Koncepcja, że Wenedów wzmiankowanych przez
iecodzienne wydarzenia są po żywieniem religii. Wielkie kata strofy, epidemie, zaskakujące uzdrowienia karmią wiarę wbrew do świadczeniu, jakie niesie ze sobą histo ria ludzkości, i wbrew... matematyce. Niedawno wspomnieliśmy na łamach „FiM” o pewnym makabrycznym wydarzeniu, które ucieszyło niektórych ludzi wierzących. Otóż na jednym z katolickich cmentarzy w Kalifornii rozbił się prywatny samolot, w którym zginęło 14 osób – najbliżsi krewi tamtejszego milionera, właściciela sieci klinik aborcyjnych. Na owym cmentarzu, jak na wielu cmentarzach katolickich, znajduje się tzw. grób dziecka nienarodzonego, symboliczny pomnik płodów usuniętych podczas aborcji. Wydarzenie szeroko komentowano m.in. na ultrakatolickim portalu Fronda, dopatrując się w tej makabrze boskiej ręki. Pomijam już moralny aspekt tej religijnej radości z cudzego nieszczęścia, która jest kreowaniem Boga na morderczego potwora, dyszącego zemstą i pragnącego krwi za domniemany grzech. I to dodajmy – krwi niewinnych istot, bo w katastrofie połowa z listy ofiar to małoletnie wnuki „aborcyjnego zbrodniarza”. Cóż, każdy wymyśla sobie takiego Boga, na jakiego zasługuje. Ludzie okrutni kreują sobie bóstwo, które jest projekcją najciemniejszych zakątków ich własnej duszy.
wyżej wymienionych autorów należy utożsamiać ze Słowianami zachodnimi, ma swoich zwolenników wśród badaczy broniących teorii o autochtonicznym pochodzeniu Słowian. Dziś przeważa jednak pogląd, że Wenedów należy identyfikować z italo-celtycką bądź iliryjską grupą językową. Mieli oni pozostawić swoją nazwę w spadku przybyłym później Słowianom. Począwszy od VI w., kronikarze coraz częściej wspominają o Słowianach ze względu na zagrożenie, jakie zaczęli oni stwarzać dla cesarstwa bizantyjskiego. Pierwsze najazdy Słowian na cesarstwo miały miejsce za panowania cesarza Justyniana I (483–565). Kronikarze z VI w. znają już nazwę własną całego ludu (Sklawinowie, Sklawenowie lub Sklawowie), a także nazwę jego wschodniego odłamu – Antowie. Najstarsze wzmianki, które już bez cienia wątpliwości można łączyć ze Słowianami, pochodzą z VI w. Na szczególną uwagę zasługuje wzmianka sporządzona przez zromanizowanego Gota Jordanesa w pochodzącym z ok. 551 r. dziele „Getika” (było to streszczenie zaginionej „Historii gockiej” Kasjodora).
Czy takie zbiegi okoliczności jak wspomniana katastrofa coś znaczą? Czy kryje się za nimi ręka boska lub czarcia łapa? Odpowiedź na to pytanie ma znaczenie fundamentalne, ponieważ setki milionów ludzi na świecie buduje swoją wiarę w oparciu o tego typu
Czytamy tam mianowicie, że „rozsiadł się, poczynając od źródeł Wisły, na niezmierzonych obszarach liczny naród Wenetów. A choć ich imiona zmienne są teraz, stosownie do rozmaitych szczepów, to przecież głównie nazywa się ich Sklawenami i Antami”. Jordanes określił siedziby Sklawenów od Wisły do dolnego Dunaju, Antów zaś od Dniestru po Dniepr. Stwierdził również, że także w odległej przeszłości Słowianie nazywani byli Wenetami (na tej m.in. podstawie część badaczy utożsamia Wenedów, o których pisano dawniej, ze Słowianami). Istnieje jeszcze inny przekaz, zbieżny z Jordanesem, autorstwa pisarza bizantyjskiego Prokopiusza z Cezarei (zm. ok. 562 r.) – ostatniego wielkiego historyka starożytności. W dziele „Wojna gocka”
samej śmierci zachowywać dobre samopoczucie, chwaląc Pana za jego cuda oraz potężne i sprawiedliwe wyroki. Sądzę, że wśród tysięcy katastrof i wypadków lotniczych można sobie z łatwością wyobrazić kilka takich, które dokonują się
ŻYCIE PO RELIGII
Bóg czy matematyka wydarzenia. Ich umysły są w ten sposób ukształtowane, że niecodzienne zdarzenia interpretują tak, że mają one potwierdzać ich światopogląd. Ktoś wierzący wyjątkowo łatwo wyzdrowiał z choroby nowotworowej – to cud boski! Ateista zginął w wypadku samochodowym – kara boska! Heretykom urodziło się kalekie dziecko – Bóg ich napomina! W rodzinie braci w wierze urodziła się córeczka z mongolizmem – Bóg ich wybrał, aby doskonalić poprzez cierpienie albo z pewnością rodzina ta chowa jakiś paskudny grzech i Bóg ich zawstydza, doświadczając w ten sposób. Bezbożnik zbankrutował – sąd boży! A gdy ateista, przeciwnie, nagle się wzbogacił, to dlatego, że Szatan, władca tego świata, obdarzył go swoimi łaskami. I tak można do
w okolicach cmentarzy, kościołów lub podobnych miejsc, którymi usiane są wszystkie miasta posiadające lotniska. Nie ma w tym niczego zdumiewającego ani cudownego. Po prostu tak bywa. Na świecie zdarzają się zresztą znacznie bardziej zdumiewające wydarzenia i nikt nie nazywa ich cudami. Jako przykład weźmy grę w lotto. Matematyka mówi, że skreślenie szóstki w lotto zdarza się raz na kilkadziesiąt milionów skreśleń. Czy trafnie skreśloną szóstkę można nazwać cudem? Oczywiście, że nie. Jest ona naturalną, choć niezwykle rzadką koleją rzeczy. Podobnie jak nagłe wyleczenie z raka, przywrócenie do życia po śmierci klinicznej, znalezienie banknotu na ulicy, poznanie
stwierdził on, że Antowie mieli swoje siedziby na północ od plemion koczowniczych znad Morza Czarnego i Morza Azowskiego. Wśród licznych informacji na temat plemion słowiańskich można znaleźć u Prokopiusza również taką, że Słowianie „mieszkają w nędznych chatach rozsiedleni z dala jedni od drugich, a przeważnie każdy zmienia kilkakrotnie miejsce zamieszkania”, a „życie wiodą twarde jak Massageci [turscy Hunowie] i brudem są okryci stale jak oni”. Niezbyt pochlebna była to opinia o naszych przodkach. Ze źródeł starożytnych wynika, że w początkach wędrówek Słowian ich kultura była nadzwyczaj jednolita. Wspomniany Prokopiusz z Cezarei mówił o wspólnym języku Słowian, który był „niesłychanie barbarzyński”, zaś na temat ich wierzeń pisał, że „wszyscy oddają cześć jednemu bogu, twórcy błyskawicy”; wspomniał również o ustroju Słowian – że „żyją w ludowładztwie”. Na przełomie VI/VII w. o Słowianach pisał również autor zwany Pseudo-Maurycym, który stwierdził m.in., że „plemiona Sklawów i Antów mają podobny sposób życia i postępowania”. Stwierdził też, że wszyscy zamieszkują lasy, bagna i moczary, że wiedzie się im dostatnio i że pędzą życie łupieskie. Dodał: „(...) gdy zajdzie między nimi różnica zdań, wówczas (...) w ogóle nie mogą dojść do zgody (...) jako że każdy myśli co innego i żaden nie chce ustąpić drugiemu”. Nie ma więc żadnych wątpliwości, że autor tych słów trafił na przodków Polaków... Faktem jest też, że historycy bizantyjscy uważali Słowian za lud dziki, nieobliczalny i krwiożerczy. ARTUR CECUŁA
wyjątkowo dobranego partnera życiowego lub... wylądowanie płonącego samolotu na cmentarzu. A dlaczego takie niezwykłe, złe lub dobre wydarzenie przytrafia się akurat nam? Bo tak chce statystyka i rachunek prawdopodobieństwa. Doszukiwanie się w tych wydarzeniach boskiego prowadzenia lub cudownego zrządzenia losu jest pozbawione rozumnych podstaw i... zarozumiałe. Czy ktoś, kto „cudem” wyszedł z katastrofy lotniczej, ma prawo myśleć, że jest kimś lepszym lub ważniejszym od tych, którzy w niej zginęli? Budowanie światopoglądu na indywidualnych przeżyciach, a nie na rozumnej analizie świata, jest zwykłą dziecinadą, choćby nawet była ona nie wiadomo jak romantyczna, wzruszająca, pociągająca i urocza. A także schlebiająca naszemu egoistycznemu i nieco komicznemu pragnieniu bycia kimś szczególnym, wyjątkowym i wybranym. Trzeźwe podejście do życia nie musi mu wcale odbierać aury niezwykłości i niesamowitości. Na dodatek ratuje nas przed popadaniem w złudzenia i próżne nadzieje. No i uczy pokory. Bo czyż nie jest szokującą zarozumiałością uważanie np., że to akurat my urodziliśmy się lub nawróciliśmy w religii lub kościele, który sam jeden wśród tysiąca innych gwarantuje zbawienie. A tak, niestety, sądzi o sobie kilka miliardów ludzi na świecie. MAREK KRAK
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
G
nostycyzm nie może być nazwany chrześcijaństwem w ścisłym tego słowa znaczeniu, choć wykorzystywał chrześcijańskie mity, dokonując ich różnorakiej reinterpretacji zgodnie ze specyficznym duchem gnostyckim. Pisma gnostyckie często są kompilacjami najróżniejszych koncepcji religijnych, m.in. z obszarów greckich, żydowskich, irańskich, chrześcijańskich i dalekowschodnich. Gnoza, z którą w pierwszych wiekach tak mocno splotło się wczesne chrześcijaństwo, jest w istocie starsza niż ono i jest wytworem hellenistycznego synkretyzmu, przemieszania się różnych tradycji dokonującego się od czasów podbojów Aleksandra Wielkiego.
– gnostycy wyróżniali się „jako najkulturalniejsi, najbardziej uczeni i najbogatsi wśród chrześcijan”. Za prekursorów chrześcijańskiej gnozy uznawani są ebionici, o których Zenon Kosidowski pisze jako o „najbardziej autentycznych uczniach Nazareńczyka”. Ebionici, to znaczy biedni, stanowili jeden z odłamów pierwotnego judeochrześcijaństwa, byli kontynuacją sekty nazarejczyków, pierwotnej gminy wyznawców Jezusa. Z kolei O. Cullmann widzi w ebionitach odłam esseńczyków, który przyjął chrześcijaństwo ze względu na podobieństwa ich wierzeń (np. ebionici podzielali esseńską koncepcję przeciwieństwa dwóch zasad). Ebionici nie uważali Jezusa za boga. Prawdopodobnie przetrwali do V w.
PRZEMILCZANA HISTORIA możliwości zapobiec. Do podstawowego problemu różniącego ebionitów od Kościoła powszechnego przybyło z biegiem stuleci odrzucenie tezy o dziewiczym poczęciu. Wierzyli oni w mesjanizm Chrystusa, ale według nich, Jezus nie został urodzony jako Syn Boży; ich zdaniem Duch Święty zjednoczył się z Jezusem w chwili ochrzczenia. Dziewicze poczęcie Syna Bożego było w ich przekonaniu wyobrażeniem pochodzącym z pogańskiego świata greckich mitów, więc judaizmowi, to znaczy prawdziwym źródłom chrześcijaństwa, było obce”. Kościół powszechny, składający się w coraz większej mierze z chrześcijan wywodzących się z pogaństwa, uznał ich za heretyków. Jeden z ojców Kościoła, Ireneusz z Lyonu,
ruchu, jakim był chrześcijański gnostycyzm, tak silna, wręcz obsesyjna jest idea jedności i zjednoczenia, tyle że nie zjednoczenia różnorodności ludzkiej w zbiorowość zmierzającą ku jednemu celowi, ile bardziej zjednoczenia przez uniformizację wręcz absolutną – z najwyższym jej stopniem, czyli stopieniem się w jedno boską siłą dobra i ducha. Siłą rzeczy musiała to być doktryna wąskiej grupy ludzi. Najbardziej widoczną linią podziału, niejednorodności i zwierzęcości jest oczywiście cielesność i pożądanie. Tym, co w rozumieniu gnostyków blokowało wolny polot ducha ludzkiego ku niebiańskim eonom, trzymając go w stanie zwierzęcości, było mięsożerstwo. Instrumentarium
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (2)
Chrześcijaństwo ezoteryczne Ojcowie Kościoła, którym przyszło wieść bój z pierwotnym mrowiem heretyków (bardzo szybko w ten sposób zaczęto określać tych, którzy ośmielili się wyznawać chrześcijaństwo inaczej niż doktrynerzy), szczególnie przerażeni byli wielością doktryn gnostyckich, które porównywali do wielogłowej hydry. Chrześcijaństwo świetnie nadało się do syntezy z gnostycyzmem i można w uproszczeniu powiedzieć, że w wyniku tej syntezy gnostycyzm stał się swoistym ezoterycznym chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo gnostyckie – w przeciwieństwie do znanego nam obecnie – głosiło, że świat jest zły, ciało zasługuje na wzgardę, Bóg nienawidzi świata, czas jest pomyłką stworzenia, bóstwo jest niepoznawalne za pomocą rozumu i może być poznane jedynie przez mistykę i mit. Do tych różnic charakterystycznych należy jeszcze dodać przeciwstawienie przez gnostyków Boga ukrytego, który objawił się w Jezusie, bogowi Starego Testamentu, Jahwe. Według teologii gnostyckiej, prymitywny Jehowa nie może być bogiem, jak się dotąd materialistycznym żydom wydawało. W istocie jednak ci, co posiedli gnozę, czyli tajemną naukę o Bogu, wiedzą, że Jehowa jest najwyżej jednym ze złych aniołów stwarzających świat. Ojcowie Kościoła, systematyzując chrześcijaństwo katolickie, czyli powszechne, akceptowalne, zrozumiałe i atrakcyjne dla mas, z fanatyczną zaciętością zwalczali gnostyckie eksperymenty religijne, wszelako – jak zauważa w „Zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego” Edward Gibbon
Z kolei Uta Ranke-Heinemann w „Nie i Amen” zauważa: „Pierwotnie nazwa »biedni« była czymś honorowym, gdyż Jezus uznał ludzi nią określanych za błogosławionych. Jednak z biegiem czasu nazwa ta nabierała coraz bardziej charakteru negatywnego, a to z tego powodu, że tak właśnie nazywał się tenże odłam radykalnych judeochrześcijan, grupa, która wszędzie miała wrogów. Chociaż ebionici sami nadal uważali się za Żydów, Żydzi ich ekskomunikowali, gdyż w Jezusie widzieli mesjasza i dlatego, że odrzucali zwyczaj składania ofiar ze zwierząt (ebionici przeszli na wegetarianizm). Przez chrześcijan wywodzących się z pogaństwa uważani byli za heretyków, ponieważ byli przeciwnikami Pawła. Na przykład śmierci Jezusa nie interpretowali tak jak Paweł – jako śmierci odkupicielskiej przez krew. Poza tym wieczerzę Pańską traktowali jedynie jako pamiątkę Jezusa i zawartość kielicha zastępowali wodą. Wreszcie z powodu innych odstępstw. Przez Rzymian z kolei zostali zaszeregowani tak jak pozostali Żydzi i chrześcijanie – do grupy potencjalnych powstańców i rebeliantów. Rzymianom kwestie światopoglądowe były obojętne, szło im o to, by zdławić niepokoje i powstania i by im w miarę
Zobrazowanie symboliki gnostyckiej
w swoim dziele „Przeciwko herezjom” pisze o nich tak: „Błędna jest wykładnia tych, którzy mają odwagę wyjaśniać Pismo następująco: Oto dziewczyna (zamiast: dziewica) stanie się brzemienna i urodzi syna. Tak tłumaczą to ebionici, którzy mówią, że On (Jezus) jest naturalnym synem Józefa. Tym samym burzą wspaniałe plany odkupicielskie Boga” (III, 21, 1). W innym miejscu Ireneusz stwierdza: „Ebionici są nierozsądni. Nie chcą bowiem uznać, że Duch Święty został zesłany na Marię, a moc Najwyższego miała ją w swojej opiece. Odrzucają też niebiańskie wino i chcą znać tylko wodę tego świata” (V, 1, 3). Dojrzały gnostycyzm chrześcijański reprezentowali marcjonici (uczniowie Marcjona) oraz walentynianie (uczniowie Walentyna). Marcjon gnostyckiemu dualizmowi ducha i materii nadał wyraźny wymiar społeczny. Stwórca był autorem żydowskiego Prawa. Jego złowroga moc przejawia się nie tyle w napięciu między ciałem i duchem, co raczej w okrutnych przymusach opartego na konwencjach społeczeństwa. Ów demoniczny Bóg, którego należy odrzucić, narzucił ludziom tępe reguły i ciasne podziały, izolujące ludzi nawzajem od siebie. Poniekąd jest to paradoksalne, iż w tak różnorodnym
piekielnego dopełniało wino, które nie dość, że otępiało umysł, to jeszcze pobudzało chuć. Około 214 r. ojciec Maniego usłyszał głos z nieba, który doradził mu: „Ach, Futtuqu, nie jedz mięsa! Nie pij wina! Nie żeń się z istotą ludzką!”. Bardzo często, jak powiada Peter Brown, w takiej właśnie formie mieszkańcy Bliskiego Wschodu po raz pierwszy stykali się z chrześcijaństwem. W ten oto sposób gnostyckie lekkoduchy – świadomie bądź nie – ułatwiały mistyczną religijność. Wszak aby wzlecieć w mistycznym uniesieniu do siódmego bądź nawet siedemdziesiątego siódmego nieba, najlepiej przycisnąć nieco ciało i umysł, aby przestało pracować w prozaicznie przyziemny sposób. Niewątpliwie szalona asceza seksualna i niedożywienie to sposoby najbardziej zbliżające do gwiazd. Oczywiście gnostycyzm, który przekuwał swoje idee na teologię polityczną, przestawał być li tylko elitą „lekkoduchów”. Według enkratytów (z gr. wstrzemięźliwi), zwolenników Tacjana, którzy odrzucali seks, włącznie z małżeńskim, stosunki płciowe są zwornikiem gmachu „obecnego czasu”. Odczarowanie łoża miało przynieść i odczarowanie świata. Współczesne społeczeństwo
17
jawiło im się jako ewidentna wizytówka szatana: zimą biedacy chodzą głodni, a królowie wznoszą olbrzymie pałace i świątynie, fagasi niosący wielkie damy depczą bliźnich, aby torować drogę swoim paniom. Te społeczeństwa nie znają nieba. Dlatego należy nie tylko porzucić uciechy cielesne, ale i bogactwa oraz rodzinę na rzecz pracy i bezimiennych biedaków. Chodziło więc o bojkot łoża i społecznych konwencji. Dla wielu gnostyków, którzy szczycili się posiadaniem ezoterycznej wiedzy przekazanej przez Jezusa garstce wybranych, czyli tych, którzy „mają uszy do słuchania”, biskupi i księża byli „kanałami bez wody”. Pod ich kierownictwem wierny drepcze jedynie w kółko, nie dochodząc nigdzie, niczym osioł z przewiązanymi oczami zaprzęgnięty do kieratu. Niewątpliwe sympatyczne rysy, jakich mogą się doszukać w gnostycyzmie duchy wrażliwe społecznie i nieortodoksyjne, tracą jednak wobec niepoprawności politycznej tych systemów, które nader często kryją wątki nie mniej mizoginiczne niż chrześcijaństwo zwyczajne. Gnostykom otóż żywioł nierównowagi i duchowego wykolejenia kojarzy się z płynną żeńskością, dla której jedynym ratunkiem jest formująca i dominująca męskość. W wizji zjednoczenia gnostyckiego zniesiony zostanie podział na to, co męskie i żeńskie, tyle że przez podbój pierwiastka żeńskiego, a nie przez jakąś kompromisową równość. Żeńskie stanie się męskim. Dla Walentyna żeńskość była kwintesencją wszystkiego, co otwarte, bez celu, bezkształtne i nieukierunkowane. Te właśnie idee wyraża gnostycka Ewangelia Tomasza w słowach Szymona Piotra: „Niech Miriham odejdzie od nas. Kobiety nie są godne życia. Rzekł im Jezus: Oto poprowadzę ją, aby uczynić ją mężczyzną”. Tego rodzaju idee gnostyckie zostały przez historię zweryfikowane negatywnie. I to do tego stopnia, że dziś coraz więcej zwolenników zyskuje pogląd gnostycki à rebours męskość stanie się żeńskością, czas oddać kulturową supremację koncyliacyjnej i pokojowej kobiecości. W wymiarze kulturowym propagują to naśladowczynie Valerie Solanas, autorki głośnego SCUM Manifesto (The Society for Cutting Up Men Manifesto). W wymiarze zaś biologicznym przestrzegają przed tym katoliccy endokrynologowie i dendrologowie: żeńskie hormony z antykoncepcji wysikiwane do wód niszczą mężczyzn, w szczególności zaś, jak się wydaje, katolików, stanowiąc tym samym poważne zagrożenie dla patriarchalizmu. Wielebny Walentyn w grobie się musi przewracać... MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
List otwarty do Prezydent Hanny Gronkiewicz -W Waltz Nawiedzona nie „Duchem Świętym”, ale chyba szatanem, działając na podstawie art. 8a ustawy dotyczącej m.in. ochrony i praw lokatorów (nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać), wydała Pani kuriozalne zarządzenie podwyższające z dniem 1.06.2009 r. stawkę czynszu w lokalach komunalnych z 2,49 zł na 6 zł za metr2. To jest ponad 100-procentowa podwyżka. Z pełną premedytacją, w bezduszny sposób sięgnęła Pani do kieszeni najbiedniejszej warstwy mieszkańców Warszawy. Znalazła Pani pieniądze na realizację swoich poronionych pomysłów, choćby budowy monumentalnego pomnika krzyża na pl. Piłsudskiego. Ot, tylko za drobne 3 mln zł – paranoja. Dla Was, katooszołomów Pani pokroju, ważniejsza jest budowa pomnika pychy Kościoła katolickiego, Świątyni Opatrzności Bożej, od budowy jakże potrzebnej w Warszawie obwodnicy lub kolejnej linii metra. Ważniejsze od przejezdnych ulic bez dziur i kolejnych mostów na Wiśle było wybudowanie i otwarcie Muzeum Powstania Warszawskiego, remonty i podświetlanie kościołów, niczym nieuzasadnione, bezprawne rozdawnictwo nieruchomości, działek budowlanych, całych obiektów użyteczności publicznej Kościołowi katolickiemu, który na Waszych oczach
i za Waszą aprobatą na pniu sprzedał je za grube miliony. Pani działalność, jak i Pani poprzedników – włodarzy stolicy, a ściślej mówiąc, skutki tej działalności, wołają o pomstę do Waszego Boga. Marnotrawienie milionów zł na Wasze fanaberie, idiotyzmy typu – wybudowanie kuriozalnego na skalę światową tunelu wzdłuż Wisły, wybudowanie mostu Siekierkowskiego z wielomilionowym przekrętem w szyldzie tej budowy – to tylko kropla w morzu Waszej urzędniczej hucpy. Sięga Pani do kieszeni biedoty, gnoi ich, nie szczędząc jednocześnie wysokich, rocznych nagród dla swoich urzędników – co jest pospolitym draństwem. Dzięki Pani i poprzednim włodarzom stolicy Warszawa stała się ciasną, zakorkowaną, nieprzejezdną, cuchnącą psimi odchodami, pozbawioną nawet szaletów miejskich „wiochą”, jednym wielkim płatnym parkingiem, po którym szaleją sfory umundurowanych (za nasze pieniądze) cyborgów z aparatami fotograficznymi, blokadami na koła samochodowe w zanadrzu. Dzięki Pani i Pani poprzednikom Warszawa stała się miastem wrogim dla swoich mieszkańców. Za „luksus” mieszkania w stolicy, parkowania pod własnym domem czy blokiem mieszkańcy płacą coraz większy haracz
Pani pozna Pana Zadbana wdowa, 70/163, młoda duchem i aparycją, bez nałogów, pozna kulturalnego Pana, odpowiedzialnego, bez nałogów w wieku 70–73 lata, o wzroście powyżej 175 cm, z woj. łódzkiego lub ościennych. Kutno (1/a/19) 74/165/72, wdowa z wyższym wykształceniem, przystojna i elegancka, wesoła i towarzyska, o wszechstronnych zainteresowaniach, lubiąca przyrodę, spacery i taniec, pozna Pana o podobnych walorach, w odpowiednim wieku, uczciwego, w celu towarzyskim, z woj. wielkopolskiego. (2/a/19) 59-letnia pogodna warszawianka, pracująca, w separacji, bezdzietna, umiejąca słuchać ze zrozumieniem, z wiosną pozna opiekuńczego, wykształconego Pana, tylko z Warszawy, w wieku powyżej 59 lat. (3/a/19) 50-letnia wdowa z 9-letnim synem, średniego wzrostu, niebrzydka, gospodarna, z mieszkaniem, pozna Pana do lat 60., bez nałogów, uczciwego domatora bez zobowiązań, w celu matrymonialnym. (4/a/19) Singielwoman z Podlasia, 160/70/70, odpowiedzialna, z poczuciem humoru, stała czytelniczka „FiM”, pozna singielmana ze swego regionu, o podobnym usposobieniu, w stosownym wieku, o „FiM”-owskich poglądach. (5/a/19)
w postaci abonamentu, bez jakiegokolwiek uzasadnienia jego celowości czy w ogóle funkcjonowania i istnienia. Tylko dlatego, że żyjemy i mieszkamy w Warszawie, jesteśmy gnojeni ciągłymi podwyżkami haraczy, nic w zamian za to nie zyskując. W imię jakiej idei i dlaczego litościwi włodarze Warszawy z panią prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele podwyższyli wysokość opłaty za abonament na parkowanie w miejscu zamieszkania z 20 zł na 30? Kolejna hucpa ww. urzędników i prawo kaduka w ich wydaniu. Dzięki Wam w Warszawie mamy prawie Nowy Jork – ot, Amerykę. W centrum Warszawy, niezgodnie z prawem, z zarządzeniami Unii Europejskiej, pozwoliliście na budowę centrów handlowych, oczywiście zagranicznych, które zniszczyły i nadal niszczą nasz rodzimy handel. W „tajemniczy sposób” wydajecie zezwolenia na budowę coraz większej ilości wieżowców – siedzib zagranicznych przedsiębiorstw, koncernów i banków. Upadają, giną z powodu drakońskich podwyżek czynszu rodzime, warszawskie sklepy, a na ich miejscu powstają filie banków,
Niewysoka Kujawianka, szatynka ze średnim wykształceniem, miła, uczciwa i spokojna, pozna kawalera w wieku do 37 lat, bez nałogów i zobowiązań. Tylko poważne oferty. (6/a/19) Antyklerykalna panna, 30/172, z wyższym wykształceniem, pozna inteligentnego, kulturalnego Pana, niekaranego, bez nałogów i zobowiązań, w wieku do 36 lat, z woj. łódzkiego, najchętniej z wyższym wykształceniem. (7/a/19) Emerytowana wdowa, 65/170/80, z własnym mieszkaniem, pozna Pana w wieku 65–75 lat w celu wspólnego przeżycia jesieni życia. (8/a/19) Wdowa bez rodziny, 63/170, aseksualna, w miarę puszysta, skromna, inteligentna, rozczarowana religią, ateizmem i lewicą prokościelną, doświadczona astropsychologią i jogą, szuka odpowiedniego Pana bez nałogów i egoizmu. (9/a/19) Samotna, zadbana, ciekawa ludzi i świata, niepaląca, pełna optymizmu, ceniąca uczciwość, pozna lojalnego, uczciwego, inteligentnego, niepalącego Pana o miłej aparycji, w wieku 65–70 lat. Pan pozna Panią 28/183, szczery kawaler bez nałogów, z piwnymi oczami, lubiący długie spacery we dwoje, dobrą muzykę, pozna Panią o dobrym sercu, także z dzieckiem. Odpowiedź na każdy list gwarantowana. (1/b/19) Samotny wdowiec bez nałogów i zobowiązań, z własnym mieszkaniem i domem na wsi, niezależny, pozna Panią w wieku 70–80 lat na dalszą drogę życia. Katowice (2/b/19) Starszy kawaler z bródką pozna niekonfliktową, uczciwą, niepalącą i samotną rencistkę, także
oczywiście zagranicznych, drenujące rodaków. W Warszawie coraz gorzej się żyje i mieszka. Działalność Gminnej Gospodarki Komunalnej jest wirtualna i zbyteczna, bo prawdziwymi gospodarzami osiedli stały się wspólnoty właścicieli mieszkań, których zbyteczność jest do udowodnienia. Nie wiem, jak dla Pani Prezydent, ale dla mnie, starego, schorowanego emeryta i mojej żony, 130 zł podwyżki czynszu będzie tragedią. Nie mieścimy się w grupie nędzarzy, którym chcecie dać jałmużnę, pomóc, bo Wasze litościwe, katolickie głowy nie wzięły pod uwagę (a może nie chciały) zjawiska starzenia się i chorób z tym związanych. Wielu schorowanych, starych ludzi,
niepełnosprawną, lubiącą czar erotycznej namiętności i domek na działce, w celu wzajemnej opieki w jesieni życia. (3/b/19) 41-letni przystojny rzeszowianin, finansowo niezależny, za kilka miesięcy opuści ZK, pozna kobietę w wieku 40–45 lat, która zaakceptuje go takim, jakim jest. Mile widziane foto. Odpowiedź na każdy list gwarantowana. (4/b/19) 44-letni kawaler gorąco pragnie poznać Kobietę, która zaakceptuje to, że obecnie przebywa w ZK. (5/b/19) Wdowiec z wyższym wykształceniem, emeryt o ciepłym charakterze, 78/169, bez nałogów i zobowiązań, z własnym mieszkaniem, zmotoryzowany, pozna Panią do lat 70. z minimum średnim wykształceniem, także ze wsi, w celu matrymonialnym, z woj. świętokrzyskiego lub ościennych. (7/b/19) Niebieskooki, ciemny blondyn, 62/176/74, ze średnim wykształceniem, bezdzietny wdowiec, niezależny finansowo, lubiący spacery, las, kwiaty doniczkowe i wodę, pozna odpowiednią Panią. (8/b/19) 71-letni wolny wdowiec, wzrost i wykształcenie średnie, posiadający mieszkanie w Katowicach, o wszechstronnych zainteresowaniach, bez nałogów i zobowiązań, bardzo tolerancyjny, lubiący podróże, pozna szczupłą Panią w odpowiednim wieku, niepruderyjną i tolerancyjną, zdecydowaną na dalsze życie we dwoje. Poważne oferty ze Śląska lub woj. ościennych. (9/b/19) Inne Oddam kolekcjonerowi wszystkie numery tygodnika „Fakty i Mity”. (1/c/19)
mieszkańców Warszawy, ta bezduszna, irracjonalnie wysoka podwyżka czynszu zepchnie do sfery ubóstwa. Dlatego w imieniu swoim i tysięcy pokrzywdzonych przez Panią i los tylko za to, że przyszło im mieszkać i żyć w Polsce, w Warszawie, proszę o refleksję. Niech Duch Święty, który ponoć nad Panią czuwa i prowadzi ją, natchnie Panią zrozumieniem doli i niedoli ludzi biednych i skłoni Panią do wstrzymania tak wysokiej podwyżki czynszu i zmniejszenia jej wysokości do racjonalnej i przyzwoitej granicy. W dobroci serca i przypływie rozsądku proszę zaniechać pomysłu (o budowie nie mówiąc) nikomu niepotrzebnego pomnika krzyża na pl. Piłsudskiego – pomnika pychy Pani i Pani podobnych katooszołomów. Pieniądze w ten sposób zaoszczędzone spożytkujcie na cele bardziej pożyteczne i potrzebne mieszkańcom Warszawy. Tak wysoka podwyżka, jaką Pani zaserwowała warszawskiej biedocie, jest aktem nieludzkim, niemoralnym, niemającym nic wspólnego z głoszonym przez Was chrześcijańskim miłosierdziem, miłością bliźniego. Wstyd mi za Panią. Z wyrazami dezaprobaty dla Pani poczynań, bezduszności i hipokryzji Andrzej Janusz Wróblewski Warszawa
70-letnia wdowa szuka Przyjaciół mieszkających nad morzem, którzy zaoferują jej odpłatnie zakwaterowanie nie tylko w sezonie. (2/c/19) Kulturalny gej, interesujący się baletem i piosenką, pozna Panów z Krakowa i okolic. Wiek bez znaczenia. (3/c/19) Pan o dobrych cechach charakteru i otwartym umyśle, niepalący abstynent, poszukuje partnera na stałe, w wieku około 60., do wspólnego zamieszkania w celu opieki i wspierania się w trudnych czasach. Prośba o kulturalne listy ze zdjęciem i telefonem. Mogą pisać też Panie akceptujące taki stan rzeczy. (4/c/19) Nawiążę korespondencyjną przyjaźń ze świadkiem Jehowy, który zna przynajmniej jeden z języków biblijnych. (5/c/19) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
LISTY Cielęcy zachwyt I znów mieliśmy wielką pompę i patriotyczne (czyżby?!), pełne patosu przemówienie prezydenta. Hymn, marsze, parady wojskowe, nominacje generalskie, odznaczenia. A przecież nie mamy czego świętować, bo gdyby Konstytucja 3 maja nie została uchwalona, nie byłoby rozbiorów, a anachronizmy ustrojowe i tak zlikwidowałby Napoleon. Oszczędzilibyśmy masę krwi wylanej w powstaniach, które potem wybuchały. Polska nie upadła przecież na skutek anarchii, ale gorączki reformatorskiej, która zaowocowała uchwaleniem konstytucji. Nasze durnowate władze natychmiast (jak papugi) po 1989 roku sięgnęły do wartości kultywowanych przez II Rzeczpospolitą i każą nam obchodzić ten dzień wielkiej tragedii narodowej jako największe bodajże narodowe święto. Argumentem, jakim się posługują, jest to, że my pierwsi w Europie ogłosiliśmy konstytucję. Czy to jest powód, by wpadać w cielęcy zachwyt?! J.N.N.
[email protected]
My, opluwani 3 maja L. Kaczyński dokonał seryjnej dystrybucji orderów dla zasłużonych dla trzeciej Rzplitej. Zasługi ich polegały na tym, ze wszyscy odznaczeni, z wyjątkiem najmłodszych bohaterów narodowych, byli „represjonowani przez reżym PRL”. Każda uroczystość państwowa czy kościelna jest dla Kaczorów okazją do nagonki na Polskę powojenną i naród, który pracował dla Polski. Śmiejemy się z Korei Północnej i PRL-u? A przecież Katoland nie jest gorszy od tamtych! Zrobiono żenujące widowisko na placu Zamkowym. Fascynacja wojskiem, konikiem i szabelką jest chorobą prawicy kościelnej, chorobą braną za przejaw patriotyzmu. Hasło prawicy: Zabić wroga! Tak jak to robił Piłsudski, Pinochet i Franco. Obok fascynacji „prawdziwych patriotów” konikiem i szabelką mieliśmy przemówienie L. Kaczyńskiego, w którym postarał się dopasować historię Polski do własnych potrzeb. Można było pomyśleć, że jest jednym z autorów Konstytucji 3 maja. Z historii zrobiono w Polsce propagandę służącą indoktrynacji narodu. Nic dziwnego, że historycy nie są obiektywni. W TVP 2 Turski oznajmił, że konstytucja nie spodobała się Katarzynie II i ta dokonała rozbiorów Polski (inne państwa nie brały udziału w rozbiorach?). L. Kaczyński mówi o potrzebie uzdrowienia Polski. Tylko dlaczego chorzy mają zabierać się do uzdrawiania państwa? Ale Kaczora nie interesuje to, czego chce i czego potrzebuje naród. On wie lepiej niż naród, czego
narodowi potrzeba, bo on wie swoje. Telewizja nazwała piosenkę Pietrzaka, za którą dostał order, „hymnem”. Trzeba będzie stawać na baczność przy odśpiewywaniu tego „hymnu”, bo inaczej IPN zastosuje metodę Ziobry i zajmie się tymi, na których będą nastawione ukryte kamery. Jak patriotyzm, to i państwo policyjne. Jedno z drugim idzie w parze jak Kościół z wojskiem i wiara w Boga z nienawiścią do ludzi.
A tak nawiasem mówiąc, to czy w dzisiejszej Polsce obchodzi się rocznicę zwycięstwa nad faszyzmem? Mówi się o AK, o czym nie mówiono w PRL. Ale czy dzisiaj mówi się o Armii Ludowej, Batalionach Chłopskich i innych formacjach walczących o Polskę? Tyle plucia na PRL! Współczuję licealistom, którzy będą musieli dowiedzieć się kiedyś, że przez te wszystkie lata demokracji kościelnej ich okłamywano. Czy jest na świecie drugi kraj opluwany codziennie przez własny rząd i telewizję? Wątpię. tewu
Przeproście nas Po majowym weekendzie polskie piekiełko wraca do „normy”. Politycy lewicy wmieszali się w pierwszomajowe pochody, politycy prawicy – jak zwykle stali w pierwszych rzędach kościelnych ław. Wszystko to na potrzeby kampanii wyborczej do europarlamentu. Wiadomo, oficjalnie to służba dla ludu, nieoficjalnie – dla siebie, za odpowiednie uposażenie liczone w euro, także dla tych, którzy jeszcze niedawno straszyli bezbożną Unią i rządzącym nią układem. Dla takich polityków nie jest ważne, kto płaci, lecz ile. Słuchając wyliczanki zasług tych panów dla Polski, gdy byli u władzy, zacząłem się zastanawiać, czego w ich monologach brakuje. Otóż żaden z nich nie raczył poddać się samokrytyce i nie odważył na ludzkie: przepraszam was za nieudolne rządy partii, do której należałem, za poziom bezrobocia, ucieczkę z Polski młodych i wykształconych osób za chlebem, za głodowe emerytury i renty, za to, że także dzięki mojej partii żyjecie w kraju, w którym jest największe w świecie zadłużenie
LISTY OD CZYTELNIKÓW w przeliczeniu na mieszkańca, za rozdawnictwo majątku narodowego, wpędzaniu Polaków w biedę. Lewicowi politycy świętujący rocznicę 3 Maja sami nie wiedzą, co mówią, twierdząc, że konstytucja była na tamte czasy na wskroś nowoczesna. Preambuła odwołująca się do katolickiego Boga, zapis o panującej religii (a nie o królu!), wszyscy biskupi zasiadający w Senacie, prymas stojący na czele Komisji Edukacyjnej... Jak
tak dalej pójdzie, żadne polskie święto państwowe nie będzie mogło się odbyć bez biskupiego pokropku. Paweł Krysiński
Serwis informacyjny Przygotowania do budowy stadionu narodowego zostały przerwane przez grupę skrajnych ekologów, którzy na terenie Stadionu Dziesięciolecia w jednym z wietnamskich kramów znaleźli stanowisko lęgowe cichopka ukraińskiego – gatunku zagrożonego wyginięciem. Później nastąpiła zmiana planów lokalizacji stadionów na EURO 2012. W Warszawie zrezygnowano z budowy stadionu narodowego na rzecz budowy targowiska na 84 tysiące miejsc. Zaś stadion narodowy zostanie wybudowany we Włoszczowie niedaleko lotniska im. Gosiewskiego. Zgodnie z zapowiedziami rządu, do roku 2012 ma powstać 600 km autostrad i dróg szybkiego ruchu. Rozważmy więc 1 km autostrady. Tak naprawdę to są 2 km, bo autostrada jest dwujezdniowa. Każda z jezdni ma (z założenia) 2 pasy ruchu plus pas awaryjny, co w rzeczywistości daje już 6 kilometrów. Czyli te 600 kilometrów to tak naprawdę 100 km. W najbliższych tygodniach rząd postanowi, gdzie ulokować ten odcinek. Oto mój prognozowany serwis informacyjny. Czytelnik
brakiem środków, równocześnie przekazując Kościołowi rzymskokatolickiemu budynki i ziemie prawie za darmo. A przecież gdyby ów majątek sprzedano po cenie rynkowej, byłyby pieniądze choćby na remonty budynków socjalnych. Jan z Ustronia
Film grozy Film o Popiełuszce okazał się polityczną propagandą zgodną z ideologią obecnego katolickiego ustroju państwa. Przedstawione sceny sugerują istnienie terroru w PRL, podobnego od tego z czasów okupacji hitlerowskiej. Z niesmakiem ogląda się Rosjan mordujących niby niewinnych partyzantów (rzeczywiście często zwykłych bandytów), wyolbrzymione uliczne i zakładowe pacyfikacje, przejaskrawioną brutalność morderstw Przemyka i Popiełuszki. Ze względu na dokumentalne wątki, chociaż mocno wypaczone, oraz dosyć wiernie odtworzoną postać księdza, film można obejrzeć. Działalność księdza była polityczna z tłem religijnym i dlatego nie kwalifikuje się on do wyniesienia na ołtarze. Za jego śmierć odpowiedzialna jest częściowo hierarchia Kościoła – za tolerowanie i akceptowanie działalności księdza. W świecie nie ma chyba takiego kraju, aby w świątyni można było organizować wiece polityczne przeciw władzom świeckim. Taki sam los (za samą krytykę władzy) spotkał pastora Martina Luthera Kinga w niby najbardziej demokratycznym kraju świata – USA. Popiełuszko chciał władzę obalić. Jego działalność, jak i następstwa jego śmierci są zbliżone do życiorysu biskupa Stanisława ze Szczepanowa za czasów Bolesława Śmiałego. Eugeniusz Wiśniewski
Nawiedzony W Mrozach (pow. Mińsk Mazowiecki) jak grzyby po deszczu rosną szeregi świadków Jehowy, co wywołuje wściekłość katolickich fanatyków. Ich reprezentantem stał się jeden z radnych, nauczyciel. Na sesji Rady Gminy zaatakował za zezwolenie „sekcie” na doroczne uroczyste spotkanie w domu kultury, tuż przy kościele katolickim. To obraża ponoć uczucia religijne radnego! Rozsądny wójt długo objaśniał, iż świadkowie Jehowy to nie sekta, lecz oficjalny związek religijny. Wystąpienie nawiedzonego radnego było głosem wołającego na puszczy. To ogromnie cieszy... W. Kow.
Winna władza
Podróba
Tragedia w Kamieniu Pomorskim spowodowana była m.in. złym stanem technicznym budynku mieszkalnego i nieprzestrzeganiem ustawy o ochronie przeciwpożarowej. Taki stan rzeczy władza tłumaczy
Dzięki za artykuł pt. „Cuda, cuda ogłaszają” („FiM” 16/2009). Dziwnym zbiegiem okoliczności kilka dni temu ksiądz na lekcję religii przyniósł kopię całunu z Manopello. A oto kilka komentarzy dzieci z 6 szóstej
19
klasy szkoły podstawowej na zacofanym Podkarpaciu: dlaczego Jezus ma otwarte oczy? Dlaczego na całunie ma odbite nawet źrenice? A biedny księżulo myślał, że dzieciarnia kupi ten bajer! Moja córka, gdy usłyszała, że to kopia, zapytała księdza: czyli to podróba? Na co ksiądz, że nie podróba, tylko kopia. Więc dzieci zapytały plebana, czym rożni się kopia od podróby. Wtedy pleban zmienił temat. Nie wiedział. Ksiądz chełpił się, że kopię ma z jakiejś katolickiej gazety i podał jej tytuł, na co jakieś dziecko odparło: czyli z brukowca? Podkarpackie dzieci napawają nadzieją na przyszłość, a moje córki po przeczytaniu artykułu w „FiM” mówią, że będą wiedziały, co w przyszłości odpowiedzieć księdzu, gdy pokaże im także kopię całunu, choć osobiście wątpię, aby jeszcze próbował. Aśka
Sprostowanie W artykule „Brat kłamczuszek” („Fakty i Mity” z dnia 21.03. 2009 r.) podano nieprawdziwą i oszczerczą informację, jakoby Bank Centralny Konfederacji Szwajcarii „już wiosną 2007 roku ostrzegł prezesa NBP Sławomira Skrzypka (...) przed groźbą nagłej zmiany kursów walut i możliwym załamaniem gospodarki”. Prezes NBP nie otrzymał listu z SNB o takiej treści, a podanie tej nieprawdziwej informacji ma na celu zdyskredytowanie Prezesa Narodowego Banku Polskiego. Nieprawdą jest zatem stwierdzenie, że „prezes NBP na list nie odpowiedział”. Określenie Prezesa Sławomira Skrzypka członkiem „drużyny Lecha Kaczyńskiego” jest niesłuszne i narusza niezależność Banku Centralnego. Niesprawiedliwe i nieznajdujące pokrycia w faktach opinie na temat osoby prezesa Narodowego Banku Polskiego mogą prowadzić do podważania wiarygodności instytucji zaufania publicznego, jaką jest NBP. Z wyrazami szacunku Dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP Marcin Roszkowski Od redakcji Zgodnie z prawem prasowym, w najbliższym numerze Redakcja „FiM” przedstawi swoje stanowisko w sprawie powyższego sprostowania.
Mistrzowie świeckiej ceremonii pogrzebowej 0 601 299 227 Pomoc prawna przy procesie o stwierdzenie nieważności małżeństwa rzymskokatolickiego 022 219 54 77, 0 505 540 220
Redakcja nie zawsze utożsamia się z treścią zamieszczanych listów
20
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Inkwizycja W ,,Polonii Christiana” natrafiłam na krótką recenzję książki Romana Konika pt. ,,W obronie Świętej Inkwizycji”. Został tam umieszczony cytat, a brzmi on tak: ,,(...) nie gorzało nic więcej oprócz świec woskowych, które pokutujący na znak ponownie ożywionej wiary dzierżyli w swych rękach”. Proszę wyjaśnić, czy wiedza historyczna daje podstawy do twierdzenia, że Inkwizycja działała w sposób łagodny, wychowawczy i mający na względzie wyłącznie dobro wierzących. Rozpocznijmy od stwierdzenia, że niezależnie od tego, ile osób zabiła Inkwizycja (zostawmy to analizie historyków), winna jest ona zbrodni ludobójstwa niewinnych istnień. Trudno jest dziś co prawda odtworzyć w szczegółach dzieje tej straszliwej instytucji i dotrzeć do wszystkich sądowych i papieskich kronik, mimo otwarcia przez Watykan w 2004 r. swoich archiwów (brak pełnej dokumentacji, wiele oryginalnych dokumentów procesowych zostało zniszczonych), nie można jednak zgodzić się z twierdzeniem autora wspomnianej książki, że oskarżanie inkwizytorów o stosy jest nieporozumieniem. Tym bardziej że nawet Jan Paweł II przeprosił za błędy Inkwizycji i inkwizytorów. Przypomnijmy zatem pokrótce najważniejsze fakty związane z tą niesławną instytucją, a więc powstanie, działalność, zadania i metody, jakimi się posługiwała. Datę powstania Inkwizycji zwykle wiąże się z dniem 4 listopada 1184 r., kiedy to papież Lucjusz III i cesarz Fryderyk I Barbarossa podczas synodu w Weronie ustanowili wspólne zasady ścigania, przesłuchiwania i skazywania innowierców. Wtedy to na mocy papieskich ,,Dekretalii, czyli Listów papieskich”, powstała międzynarodowa policja do zwalczania herezji. Jej działalność faktycznie rozszerzył jednak dopiero papież Grzegorz IX w 1231 roku, który wprowadził oficjalnie urząd inkwizytora, podlegający wyłącznie jemu samemu. Jak podaje historyk katolicki ks. Józef Umiński, zadaniem Inkwizycji (łac. inquisitio – badam, dochodzę) było „zabezpieczyć kraje chrześcijańskie od zarazy błędnowierczej i jej skutków”, czyli obrona „religii, państwa i społeczeństwa” („Historia Kościoła”, t. 1, s. 475). Szczególną rolę w działalności Inkwizycji odegrali dominikanie, zakon, którego założycielem w 1215 r. był Dominik Guzman (1170–1221). Przewodzili oni Inkwizycji przez ponad 500 lat. Dlaczego właśnie zakonnicy? Ks. J. Umiński pisze: „Ponieważ biskupi nie zawsze i nie wszędzie bywali dość sprężyści, [dlatego] wyodrębnił [w 1231
roku] papież [Grzegorz IX] trybunały inkwizycyjne od władzy biskupiej, powierzając je prawie wyłącznie zakonom żebraczym, a wśród nich głównie dominikanom. W ten sposób w miejsce dawnej biskupiej wysunęła się na czoło w krajach chrześcijańskich inkwizycja papieska” (tamże, s. 476). Przypomnijmy, że sam Dominik Guzman za swe oddanie Kościołowi i zwalczanie odstępców od ortodoksji (głosił, że sam spalił wielu heretyków) został kanonizowany w 1234 roku (!). Jakich zatem środków i metod używała Inkwizycja w celu wykrywania heretyków, nawracania ich i karania najbardziej opornych? Początkowo kary „polegały na ekskomunice i odbywaniu przymusowej pokuty z zamknięciem w klasztorze, a niekiedy z chłostą. W XI wieku, a bardziej jeszcze w XII, rodzaje kar zwiększyły się, obejmując nadto więzienie, wygnanie, konfiskatę majątków, piętnowanie, w końcu zaś w stosunku do najwinniejszych i niepoprawnych nawet karę śmierci przez powieszenie lub, co było częstsze, spalenie” (tamże, s. 474). Dalej ks. Umiński pisze: „W następstwie, za papieża Innocentego IV, zostały wprowadzone do sądów inkwizycyjnych i tortury (...). Nie wszyscy też inkwizytorowie umieli zachować właściwą miarę, a niektórzy z nich, jak np. Konrad z Marburga, kapłan świecki, surowy kierownik sumienia św. Elżbiety turyngskiej, i pomocnik jego, dominikanin Dorso, przeszli do historii z piętnem okrutników” (s. 476). Z niesłychanym okrucieństwem spotykamy się zresztą już w krucjatach przeciwko albigensom (katarom). Przypomnijmy, że kiedy doszło do oblężenia miasta Beziers, legat papieski i wódz wyprawy, Arnold, opat cystersów, kazał je zburzyć do szczętu, a mieszkańców wyciąć w pień. „Na uwagę, że tam mogą być i dobrzy katolicy, odpowiedział: »Zabijajcie wszystkich, Bóg pozna swoich na tamtym świecie«. Sto zamków i wiele miast doznało podobnego losu. Albigensów palono na stosach i mordowano. 7 tys. ludzi, którzy schronili się do kościoła, w kościele tym spalono; 20 tys. wyrżnięto,
a legat zawiadomił papieża: »Nie przepuściliśmy ni płci, ni wiekowi: 20 tys. ludzi zginęło od miecza, całe okolice spustoszone i spalone, tak to sprawa Boża...«” („Historia powszechna średniowieczna” w: „Dla przyszłości”, cz. 2. pt. „Religia w życiu ludzkości”, s. 144–145). Papież Innocenty III porównywał herezję do zbrodni obrazy majestatu, którą już Rzymianie karali śmiercią. Każdy odmienny pogląd zaliczano więc do zbrodni. Stąd też, kiedy IV sobór laterański w 1215 roku udzielił swego błogosławieństwa procesom inkwizycyjnym i „władcom zagroził klątwą, a na wypadek jej zlekceważenia usunięciem od rządów, gdyby niedostatecznie dbali o powstrzymywanie sekciarstwa” (J. Umiński, tamże, s. 475), kary nie mogły być łagodniejsze, ale przeciwnie – stały się jeszcze surowsze i wykonywane były publicznie, aby zastraszyć innych. Tak więc chociaż „heretycy” skazani na śmierć przez spalenie na stosie byli przekazywani władzy świeckiej
Tomasz Torquemada (1420–1498), zwany w literaturze potworem i diabłem w ludzkim ciele. Na wielkiego inkwizytora mianowany został przez papieża Sykstusa IV (1483). Torquemada po prostu wychodził z założenia, że w paleniu na stosach – oczyszczaniu przez ogień – chodziło zarówno o zamykanie piekła i otwieranie nieba pokutującym, jak i o sianie grozy wśród tłumów. Głównymi jego ofiarami byli Żydzi, którym stawiano do wyboru albo ochrzcić się, albo zginąć. Szacuje się, że za jego władzy przeprowadzono około 2 tysiące egzekucji (spalenie żywcem), a kilkadziesiąt tysięcy skazano na wygnanie z kraju i całkowitą konfiskatę ich dóbr. A oto jak traktowano w kościelnych więzieniach podejrzanych o herezję: „Oskarżony przez niewiadomego donosiciela człowiek niespodziewanie był schwytany i zamykany bez dziennego światła i ognia. Wyprowadzano go tylko do izby sądowej, gdzie musiał odpowiadać na pytania podstępne,
(Kościół nie chciał sobie plamić rąk), faktycznie to Rzym papieski i trybunały inkwizycyjne ponoszą odpowiedzialność za te zbrodnie. To przecież papiestwo groziło klątwą i usunięciem panujących od władzy, a nie odwrotnie! Szczególną uwagę, gdy mowa jest o okrucieństwach władzy świeckiej i Kościoła, należy zwrócić na Inkwizycję hiszpańską. Jej działalność skierowana była bowiem zarówno przeciwko Żydom i nawróconym Maurom, jak i przeciwko mistykom („nawiedzonym” ) oraz wiernym podejrzanym o sprzyjanie ideom protestanckiej reformacji. Przypomnijmy, że również tam na czele Inkwizycji stali dominikanie, a jednym z najbardziej znanych był
a niezrozumiałe, nie wiedząc, kto go oskarża i o co. Z odpowiedzi jego wnioskowano o stopniu zatwardziałości heretyckiej. Odczytywano mu zeznania świadków, również nieznanych (...). Jeśli po okazaniu świadectw oskarżony nie przyznał się do winy, wtedy pokazywano mu narzędzia tortur, a w kilka dni później brano go męki, zapisując każde słowo wyznane w bólach. Po upływie 24 godzin skatowany więzień był znowu pytany, czy potwierdza, czy też odwołuje zeznania. Potem następowało odczytanie wyroku, ale zawsze publicznie przy uroczystym obrzędzie, zwanym auto-da-fe (‘akt wiary’)(...). Tych, co się spowiadali, palono po uduszeniu, tych zaś, co się spowiadać nie chcieli, palono żywcem; mniej
winnych odprowadzano po wykonaniu różnych ceremonii do więzienia na resztę życia. Z takimi karami głównymi łączyła się konfiskata majątku..” („Historia powszechna średniowieczna”, s. 148). Z podobnym okrucieństwem (w prawie całej Europie) traktowani byli nie tylko „odszczepieńcy”, ale również osoby podejrzane o czary. „Używanie tortur i pytań sugestywnych powodowało przyznawanie się do czarodziejstwa i niejednokrotnie przekonanie, że się jest czarownicą, nawet w wypadkach kiedy oskarżana o to osoba była naprawdę od rzekomych czarów daleka” (J. Umiński, s. 627). Przypomnijmy, że do polowania na ,,czarownice” przyczyniła się wydana w 1484 r. bulla papieża Innocentego VIII ,,Summis desiderantes” oraz wielokrotnie wznawiany ,,Młot na czarownice” – dzieło inkwizytorów – Henryka Kramera i Jakuba Sprengera. W samej tylko Polsce, w nyskim księstwie biskupim, spalono ponad 200 „czarownic”. Fakty te mówią same za siebie. Twierdzenie więc, że Inkwizycja działała w sposób łagodny, wychowawczy i mający na względzie wyłącznie dobro wierzących, jest absolutnie nie do przyjęcia. Inkwizycja miała bowiem na względzie przede wszystkim obronę interesów papiestwa, ściśle powiązanych z interesami państwa. Nawet jeśli nie wszyscy inkwizytorzy byli potworami, a niektórzy rzeczywiście chcieli jedynie chronić niezmienne katolickie prawdy wiary, a nie tylko karać opornych, faktem pozostaje, że działała ona zbrodniczo, ponieważ skazywała ludzi na więzienia, tortury i śmierć, a Jezus przecież surowo zakazał stosowania jakiegokolwiek przymusu wobec tych, którzy działali niezależnie od apostołów (Łk 9. 49–50), a również tych, którzy Go odrzucali (Łk 9. 51–56; 22. 49–51). Powiedział: „Gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd” (J 18. 36). Oceniając Inkwizycję trzeba więc również pamiętać, że pierwsi uczniowie Jezusa nie krzewili wiary z bronią w ręku i nie stosowali przemocy wobec opornych. Jedynym przewidzianym środkiem dyscyplinarnym było wykluczenie ze społeczności chrześcijańskiej (Mt 18. 15–18; 1 Kor 5. 11–13; 2 J 1. 9–11). Zatem ocena działalności Inkwizycji musi być jednoznacznie negatywna. Kościół rzymski odwołujący się do Jezusa Chrystusa nie miał prawa narzucać swojego wyznania siłą. Nie miał prawa kogokolwiek szantażować i torturować. Nie miał prawa wchodzić w sojusze z władzą świecką, aby korzystać z jego zbrojnego poparcia. Innymi słowy: dla działalności Świętej Inkwizycji nie ma i nie może być żadnego usprawiedliwienia, tym bardziej że instytucja ta chciała uchodzić za świętą. Napisano: „Komu wiele dano, od tego wiele będzie się żądać” (Łk 12. 48). BOLESŁAW PARMA
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Santo non subito? Włoska prasa donosi, że JPII wcale nie musi zostać świętym. Ani za rok, ani... nigdy! Bo coś w tej jego świętości nie gra. Tak przynajmniej twierdzi doskonale zazwyczaj poinformowany italiański tygodnik „Panorama”. Po co ja kuję ten włoski? Nie tyle dlatego, że to dźwięczny język (a gramatyka niemal identyczna z polską), ale dlatego, że prasa znad Tybru o wielce ciekawych donosi sprawach. Dziennikarze bardzo opiniotwórczej „Panoramy” twierdzą otóż, że zapowiadana na 2 kwietnia 2010 roku (piąta rocznica śmierci Wojtyły) beatyfikacja może wcale nie dojść do skutku. Z jakiego powodu? „Niewykluczone, że przyszły rok okaże się zwrotny dla procesu wyświęcenia Jana Pawła II. Niespodziewanie otóż powołano nowy komitet składający się z ośmiu watykańskich teologów, który ma ponownie, czyli jeszcze raz, zbadać i ocenić życie (a także i pisma) Wojtyły”. Tak zaczynają artykuł redaktorzy „P”, dodając, że cały świat jest przekonany, iż słynne „santo subito” spełni się za niecały rok, a wierni
w Polsce wprost nie dopuszczają innej możliwości. Tymczasem wcale tak nie musi być! Nawet coraz mniej na to wskazuje. Jedna z przyczyn nosi imię Angelo (anioł?) Sodano. Tak jest! Ten sam Sodano, który był sekretarzem stanu w Watykanie. Czyli kimś w rodzaju wicepapieża. No i ten wicepapież, jeden ze 120 najważniejszych świadków wezwanych przed watykańską komisję beatyfikacyjną... odmówił. I stawienia się, i zeznawania o świętości! „Nie chcę w ogóle nic mówić w tej sprawie” – oświadczył Sodano, a hierarchów zamurowało, bo gość jest obecnie dziekanem kolegium kardynałów. Czyli de facto ich szefem. Inny watykański kardynał (Leonardo Sandri) też odmówił stawienia się przed wysoką komisją. Dlaczego? Nikt nic pewnego nie wie. A ci, co wiedzą, nabrali wody w usta. Ale dziennikarze „Panoramy” mają na ten temat swoje zdanie. Uważają, że zaangażowanie JPII w politykę światową lat 70. i 80. oraz jego istotny wpływ na nią mógłby być dla opinii publicznej szokujący. Mało tego, wiedza o poczynaniach Wojtyły byłaby groźna dla poszczególnych
osób. Między innymi dla polityków. Dla ich życia nawet. A także dla życia czynnych nadal agentów różnych wywiadów. Powiecie: spiskowa teoria dziejów? Być może, ale „Panorama” to nie jest „Fakt”. Wręcz przeciwnie. Odmowa zeznań Sodano to tylko jeden z beatyfikacyjnych cieni. Wcale nie najdłuższy. Zdecydowanie najgorzej jest bowiem nad... Wisłą. Otóż najwybitniejszy świadek świętości JPII, czyli kardynał Dziwisz, odmówił przekazania watykańskiej komisji osobistych notatek Wojtyły. A ma tego ponoć około 20 kilogramów. Papa przed śmiercią polecił te dokumenty zniszczyć (wyraźny, jasny zapis w testamencie!). Swoją drogą ciekawe, z jakiego powodu – pytają dziennikarze „Panoramy” i zastanawiają się, co w nich takiego jest. Kwestia istotna, bo kardynał Stanisław powiedział zdecydowanie „nie dam ani jednej kartki”. Czyżby informacje zdobyte i wydrukowane przez „FiM” kilka lat temu miały potwierdzenie w biurku Dziwisza? Takie informacje, o których Francuzi mówią cherchez la femme?
prosić o wsparcie i przebłaganie. Bo ludzie w Stalowej Woli zdążyli się już nauczyć, że wszystko, co katolickie, ma tu najwyższą rację bytu – ot, chociażby katolickie gimnazjum dla 59 uczniów, które dzięki prawicowym radnym utworzono we wrześniu 2008 r. wbrew woli rodziców, a dziś miasto płaci tam na jednego ucznia dotację wyższą niż dla innych szkół („katolik” dostaje 3,2 tys. zł na ucznia; świeckie placówki – 1,2 tys. zł). Kolejny ruch należał do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, Mariana Pędlowskiego, który po krótkiej analizie
W każdym razie stan na dziś mamy taki: Watykan mówi: dawaj, Dziwiszu, notatki Karola, a indagowany odpowiada: po moim trupie. Jeśli więc do beatyfikacji nie dojdzie, sprawca tego faktu będzie oczywisty.
– do bezproblemowej budowy kościoła na terenie bezprawnie zaanektowanym przez biskupa Frankowskiego. Wspierał przewodniczącego radny Marian Kolasa (KW LPR). Jego zdaniem, sprawa jest wielkiej wagi. „Na naszych oczach rozegrał się terroryzm medialny wokół budowy kościoła na osiedlu Młodynie” – grzmiał z mównicy pan radny. „Nie można pojmować Kościoła w sposób uproszczony, żeby nie powiedzieć prymitywny. Nie można też patrzeć na Kościół przez pryzmat pieniędzy. Wielu też obraża uczucia katolików, pisząc
Krzyż dokonany Rada Miejska w Stalowej Woli podjęła uchwałę w sprawie przystąpienia do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Takiego, który będzie odpowiadał lokalnemu biskupowi. Przypomnijmy – w lutym br. na osiedlu Młodynie czarni ustawili czterometrowy krzyż. Podczas drogi krzyżowej zorganizowanej dla ludzi zwolnionych i zagrożonych zwolnieniem z dogorywającej huty sam biskup Edward Frankowski pokropił samowolę budowlaną (krzyż ustawiono bez pozwolenia właściciela terenu, tj. władz miasta) i zapowiedział, że w tym miejscu w przyszłości stanie kościół („FiM” 11/2009). Mieszkańcy osiedla na początku nie wierzyli, a kiedy wszyscy już dokładnie krzyż obejrzeli, postanowili z nim, czyli z planem kościoła, walczyć. Zaczęli zbierać podpisy, pielgrzymować do swoich radnych,
problemu uznał, że krzyż samowolą nie jest, bo... nie jest przydrożny („FiM” 17/2009). No a na koniec do gry wkroczyli miejscy radni, pokazując czarno na białym i pod dyktando miejscowej kurii, jak to się robi w RParafialnej. Nad uchwałą nr XLI/754/09, której celem było przyklepanie przystąpienia do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, w który zostałby wpisany obiekt sakralny (taka uchwała zobowiązuje prezydenta miasta do zlecenia opracowania projektu planu danego terenu specjaliście z zakresu zagospodarowania przestrzennego), debatowali długo i płomiennie. Przewodniczący Rady Miejskiej Stanisław Cisek (KW PiS) z całego serca i duszy swojej lobbował za podjęciem uchwały. Bo to – jak wyjaśniał – otwiera drogę do dyskusji i konsultacji. W tłumaczeniu na polski
»kościół« z małej litery!” – stawał w obronie uciśnionych. „Podczas drogi krzyżowej za krzyżem opowiedziało się 10 tysięcy ludzi. Ludzie opowiedzieli się nogami” – podsumował, zapominając, że nikt z 10 tysięcy ludzi nie miał pojęcia o niespodziance, jaką naszykował biskup. A na koniec Kolasa wymienił litanię powodów, dla których kościół na osiedlu Młodynie, ósmy w biednej Stalowej Woli, stanąć po prostu musi: osiedle stanowi duże skupisko mieszkańców, którzy są pozbawieni kościoła i należytej opieki duszpasterskiej; kościół architekturę osiedla upiększy i wniesie urozmaicenie w to skupisko szarych, monotonnych, jednobryłowych prostopadłościennych bloków; na osiedlu jest dużo trudnej młodzieży, którą trzeba objąć intensywną opieką duszpasterską, by pomóc rodzicom w ich dobrym wychowaniu. A najważniejsze – że nie można bazować na świadomości
21
A jego wcześniejsza rola? Też może być ciekawa. Zwłaszcza, że pojawiają się coraz częstsze doniesienia, że w najbliższym otoczeniu Karola Wojtyły działał „złoty szpieg” (to kryptonim określający najwybitniejszego agenta jakiegoś państwa), na przykład KGB. Któż mógł nim być? A może nie o to albo nie tylko o to chodzi? Dziennikarze „Panoramy” zastanawiają się także, czy w tle nie widać brudów Banco Ambrosiano, zamachu na Jana Pawła I i kilku innych tajemniczych śmierci (w tym słynnej sprawy Guido Calviego). Włoscy „pismacy” o mocne zamieszanie w tę aferę (i to zamieszanie anty-Wojtyłowe) podejrzewają „ikonę” ostatnich dekad, pułkownika... Ryszarda Kuklińskiego. Z drugiej jednak strony, jak się zdradziło jednego szefa... MAREK SZENBORN
ludzi przeciwnych budowie, gdyż ich świadomość w wielu przypadkach została ukształtowana przez poprzedni ustrój, który przez 40 lat zwalczał Kościół. „Jako radni powinniśmy być za budową, ponieważ Kościół kształtuje ludzi w dobrym, tworzy więzi międzyludzkie i więzi z naszym pięknym i niezłomnym miastem. Podnosi człowieka z nędzy duchowej. Ponadto katolicyzm stanowi ostoję polskości” – nauczał Marian Kolasa. Ostatecznie radni miażdżącą przewagą głosów uchwałę przyklepali. Problem nie tylko w tym, że wbrew woli swoich wyborców. Aby ich wysiłki na coś się zdały, prezydent miasta powinien wcześniej wykonać analizę zasadności planu. A Andrzej Szlęzak, gorący i jawny przeciwnik stawiania władz przed faktami, a dokładnie... krzyżami dokonanymi, takiej analizy nie przygotował i wcale się do tego nie pali. Uchwała wypracowana przez radnych na kolanach jest więc obarczona błędem formalnym. To z kolei jest najkrótsza droga do anulowania jej przez wojewodę podkarpackiego Mirosława Karapytę (PSL), który już wystąpił z żądaniem przedstawienia analizy zasadności pod rygorem unieważnienia uchwały. Kto rządzi w Stalowej Woli – prezydent czy biskup – okaże się niebawem. Tymczasem oddelegowany do budowy kontrowersyjnej świątyni ksiądz Jerzy Warchoł (oczywiście obecny na sesji) nie zasypia gruszek w popiele. Już zapowiedział, że na miejsce krzyża szybciutko sprowadzi drewnianą kaplicę z Warchołów w Nisku. Tam – zdaniem księdza – jest już niepotrzebna, a będzie jak znalazł do czasu, aż na osiedlu Młodynie bezrobotne owieczki wybudują kurii nową fabrykę. Murowaną. JULIA STACHURSKA
22
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
RACJONALIŚCI
M
atko ty nasza, matko... Czy my manifest Ligi Polskich Rodzin drukujemy? Młodzieży Wszechpolskiej czy innego NOP-u? A nie, to tekst Juliana Tuwima pod tytułem „Protest”. Czyżby wspaniały ów poeta zgłupiał? Nie. On pisze o tych, co zgłupieli.
Okienko z wierszem O tę Polskę, o ojczyznę Najboleśniej zatroskani (Bożeż Ty mój miłościwy, Co to będzie, moja pani?) Widząc ją zhańbioną strasznie, Niespokojni o jej losy, Co ją tajgi wywalczyli, Sybiraki i niebiosy; I te wieszcze, te proroki, Co ją w pieśniach opiewali, I te dzieci, co we Wrześni Z tą Drzymałą, i tak dalej; I ten Śląsk, i własny dostęp, I że ciągle nas do wschodu Miazmaty zatruwają. I że gaśnie duch narodu; I że bierność, a przeważnie Elementy wywrotowe I ogólne wyuzdanie, Podkasanie dekoltowe; Że zginęła praworządność I nie słów, a czynu trzeba (Bożeż Ty mój miłościwy! Patrz, Kościuszko, na nas z nieba!) I szkodliwe partyjnictwo. I te rządy osobiste, I że brak poszanowania, W związku też z pasterskim listem; Także samo, że bluźnierstwo, I że sprawcy nie wykryci, Że sanacja sobie hula, Że ohyda i bandyci – Z tych to względów i powodów (Bożeż Ty mój! Moja pani!) Uroczyście protestują Wszyscy niżej podpisani: Ładwinowicz z Czerbichowa, Kłyś z Podwodzisk, Szurguń z Wierpska, Z Białych Mogił Hacelkowa I z Czerwiny Kwasisierpska, Antałkowski z Dobrogajców, Cudak z Żółczki, Płańtas z Wierzbian, Dymba z Rykwi, Frynd z Murajców I Kordulec z Górnych Świerzbian Dułdujewicz z Małgocina, Rańcuchowski z Księżych Skałek, Ksiądz Kapucha z Węgorza I Buchajska z Odrzygałek.
RACJA PL w warszawskim pochodzie
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Majowa trzydniówka Po półtorarocznej ciszy znowu nastał czas kampanii. Obok reklam firm i produktów na billboardach zawiśli politycy. Trochę ostrożniejsi w wyborze miejsc, aby uniknąć zestawienia, które w 2005 roku przytrafiło się Janowi Rokicie: Premier z Krakowa. Filet z mintaja. Wygrał mintaj. Do dziś jest w obrocie, podczas gdy Rokita już tylko w opakowaniu Nelly. Skuteczne hasło Kwaśniewskiego: „Dom wszystkich – Polska”, które przez kilka dni 2000 roku nieopatrznie wisiało na Zakładzie Karnym w Tarnowie, tak zainspirowało młodego Ziobrę, że kiedy został ministrem sprawiedliwości, zaczął tworzyć państwo policyjne. Z 3 milionami cel jako 3 obiecanymi przez PiS milionami mieszkań. Pomyłka nie freudowska, lecz kaczystowska. Teraz jest ostrożniejszy. Na wszelki wypadek prawie nie prowadzi kampanii. Pewny swojego zwycięstwa pomaga koledze Mularczykowi z warszawskiej listy. Nie chce być w Brukseli wyłącznie z partyjnymi wrogami – Kamińskim i Bielanem. A może po prostu nie podobają mu się billboardy z Kaczyńskim, który zsyła go do Brukseli... Jako coraz bardziej niewygodnego konkurenta. Wolałby sam występować jako protektor. Capo di tutti capi. Na razie kampanijnym hasłem PiS: „Czyny, nie słowa” najbardziej przejął się premier Tusk. I zaczął je wcielać w życie. W Pałacu Kultury,
podczas kongresu Europejskiej Partii Ludowej, powoływał się na Jana Pawła II i jego rozumienie solidarności: „To jeden i drugi razem, nigdy jeden przeciw drugiemu”. Dokładnie w tym samym czasie, przed Pałacem, policja pacyfikowała demonstrację „Solidarności”. Były uszczerbki na zdrowiu i hospitalizacje. Solidarnie po obydwu stronach barykady. Rannych było dziesięciu stoczniowców i co najmniej pięciu policjantów. Nie zmieniło to oblicza ziemi, ale wizerunek Tuska – z całą pewnością. Wraz z walką wyborczą zakończyła się era miłości. Majowa trzydniówka dla polityków, nie tylko kandydujących do Brukseli, była czasem wytężonej pracy. Szli w pochodach, składali kwiaty, wiecowali. Ważniejsi dawali głos. Mniej znani robili za tło i tłum. W zastępstwie wypoczywających rodaków. Piękna pogoda bardziej skłaniała do wyjazdu za miasto niż do manifestowania robotniczej i patriotycznej jedności. Nawet kontrmanifestacje były spokojniejsze i cichsze. W Krakowie PiS-owcy, uznający się za genetycznych patriotów, chcieli zawłaszczyć święto 3 Maja. Ziobro, ujrzawszy mnie, zamienił się w słup soli. Usta wykrzywił mu grymas. Ni to bólu, ni płaczu. Nie wiedział, czy się ukłonić, czy mnie przegonić. W końcu wydusił z siebie coś na kształt „dzień dobry” i tchórzliwie ukrył się za Wassermannem. I wtedy zaczął się gehenny Ziobry
akt drugi. Przydzielono mi żołnierza do niesienia wiązanki i – otoczona aktywem krakowskiego SLD – stanęłam zgodnie z procedencją i alfabetem, czyli przed kaczystami. Ziobro o mało nie eksplodował. Mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Jakby to była Parada Równości, a nie 3 Maja. „My za komunistami nie idziemy” – bąknął któryś z kaczystów. Ale iść musieli, tyle że nie czwórkami i nie do nieba. Przeciwnie. Na dno piekła. Za czerwoną Senyszyn. Czy może być większa kara? Po złożeniu kwiatów weszłam w tłum krakowian. Wielu ściskało mi rękę, prosiło o autograf, robiło wspólne, pamiątkowe zdjęcia. Nagle usłyszałam: „Precz z komuną”; „Po co tu przyjechała”. Darło się kilka wielbicielek Ziobry. Stały w rządku, z papierowymi chorągiewkami PiS-u i odreagowywały biedaczki stres spowodowany moim kandydowaniem do Parlamentu Europejskiego z okręgu małopolsko-świętokrzyskiego. Usta, które zaledwie przed godziną przyjmowały komunię, teraz pluły jadem nienawiści. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl PS Startuję do Parlamentu Europejskiego w okręgu małopolsko-świętokrzyskim z hasłem POLKA POTRAFI. Jestem druga na liście SLD-UP. Serdecznie proszę o głosy. Wszystkich chętnych zapraszam do pracy w moim sztabie wyborczym. Kontakt telefoniczny: 501 535 293.
Nowy wymiar Święta Pracy Pierwszy Maja to już nie tylko Święto Pracy. Dziś to także, a może przede wszystkim, dzień wykluczonych, będących na marginesie. Bezdomność, bezrobocie i bieda z powodu kryzysu dotykają coraz więcej ludzi. Potrzebę radykalnych działań zapobiegawczych przypomnieli działacze RACJI Polskiej Lewicy, którzy aktywnie uczestniczyli w obchodach w całym kraju. Członkowie warszawskiego koła RACJI uczestniczyli w pochodzie 1-majowym zorganizowanym przez Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, wspólnie z innymi lewicowymi partiami. Przemówienie wygłosiła przewodnicząca partii Teresa Jakubowska: „Powinniśmy uświadomić sobie powstanie w Polsce zjawisk nieistniejących w poprzednim systemie, o którym mówi się, że to była czarna dziura. Myślę o bezdomności, o slumsach i armii wykluczonych. Państwo w tej dziedzinie jest zupełnie niewydolne. Kolejne rządy zepchnęły problem na samorządy. Te twierdzą, że nie mają pieniędzy. Tyle że dziwnym trafem zawsze mają pieniądze na budowę nowego kościoła i oddają pod budowle kościelne za darmo najatrakcyjniejszą działkę budowlaną”. W Katowicach odbył się pochód zorganizowany przez miejscowe władze SLD, przy współudziale śląskiej RACJI i prezesa Górnośląskiego Towarzystwa Charytatywnego Ditmara Bremera. Także w Bydgoszczy odbyły się wspólne, lewicowe uroczystości. Szef OPZZ przypomniał, że rośnie na świecie zjawisko wyzysku pracowników, przypomniał o najważniejszych wartościach lewicy: demokracja, solidaryzm i Europa socjalna. W uroczystościach udział wzięli także członkowie RACJI, PPS i innych partii. Problem biedy podkreślał w Płocku szef tamtejszej RACJI Hubert Budzyński: „Obecną sytuację pogarsza postępujący na całym świecie kryzys gospodarczy, który dotyka wszystkich z wyjątkiem jednej, uprzywilejowanej klasy społecznej, tj. hierarchów Kościoła. Niejednokrotnie brakuje pieniędzy dla służby zdrowia, nauczycieli czy przedstawicieli innych zawodów, jednak nigdy jeszcze nie zabrakło pieniędzy dla kapelanów, katechetów oraz na katolickie uczelnie i inne organizacje”. Z kolei w Toruniu szef lokalnej organizacji partyjnej Józef Ziółkowski zdecydowanie potępił klerykalizację i wskazał na najważniejsze i najpilniejsze postulaty gwarantujące minimum świeckości, jak np. wyprowadzenie religii ze szkół, opodatkowanie duchownych czy zerwanie konkordatu. W Szczecinie obchody święta rozpoczęły się krótkim przemarszem Jasnymi Błoniami pod pomnik Czynu Polaków – Trzy Orły. Delegacja RACJI złożyła pod pomnikiem wiązankę kwiatów. Po manifestacji rozdawaliśmy przechodzącym osobom tygodnik „Fakty i Mity” oraz partyjne ulotki. Przedstawiciele RACJI uczestniczyli w uroczystościach pierwszomajowych także w Radomiu, Poznaniu, Toruniu, Łodzi, Szczecinie, Rzeszowie i innych miastach. DP
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
NIECH NAS ZOBACZĄ!
23
Do podanych cen należy doliczyć koszty wysyłki według cennika Poczty Polskiej w zależności od sumarycznej wagi zamówienia. 1. Ceny listów i paczek przy płatności „z góry”: Paczki pocztowe ekonomiczne (wysyłka cięższych zamówień od 5 koszulek): - do 1 kg = 9,50 zł, - ponad 1 kg do 2 kg = 11 zł. Przesyłka listowa polecona ekonomiczna (wysyłka mniejszych zamówień: do 4 koszulek, czapeczki): - ponad 0,1 kg do 0,35 kg = 4,10 zł, - ponad 0,35 kg do 0,50 kg = 4,90 zł, - ponad 0,50 kg do 1,00 kg = 7,00 zł. 2. Ceny paczek pobraniowych ekonomicznych płatne przy odbiorze: - do 0,5 kg = 10,50 zł, - ponad 0,5 kg do 1 kg = 12,50 zł, - ponad 1 kg do 2 kg = 14 zł. Przykładowe wagi gadżetów: - koszulki M około 0,14 kg, - koszulki L około 0,15 kg, - koszulki XL około 0,16 kg, - koszulki XXL około 0,17 kg, - kubek 1 sztuka około 0,336 kg, - czapka około 0,076 kg, - pudełko paczki około 0,071 kg.
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 19 (479) 8 – 14 V 2009 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Motoliturgia
Fot. internet
Rys. Tomasz Kapuściński
W Dobiegniewie (woj. lubuskie) świecą metalowe rumaki. Nawet jazda motocyklem przed ołtarzem nie rani uczuć religijnych, gdy w grę wchodzi przytulenie do Kościoła kolejnej grupy społecznej
K
rzyś naprawdę nazywał się Colon (ang. okrężnica), więc zostańmy lepiej przy Kolumbie. Jako że facet pochodził z bardzo biednej rodziny, od najmłodszych lat chciał zrobić karierę i ukryć fakt, że jest prostakiem. Miał jednak utrudnione zadanie, bo w jego czasach awans możliwy był jedynie przez Kościół lub armię. Krzyś na tyle był przytomny, że wybrał drugą opcję. Niestety, ponieważ uczył się sam, miał spore braki w edukacji. Ale nie przeszkodziło mu to bynajmniej w dalszym, chorobliwym wręcz pragnieniu zrobienia kariery. W tym celu poślubił wcale niebiedną kobitkę imieniem Dõnna Filippa. Koleś miał szczęście, bo niewiasta umarła całkiem młodo i spora sumka z jej konta trafiła w jego ręce. Jako wdowiec romansował z wieloma kobietami i chociaż z jedną z nich miał dziecko, ani myślał o kolejnej żeniaczce. Panna pochodziła bowiem ze zbyt niskiego rodu... Stopniowo dojrzewała w Kolumbie myśl, że zostanie odkrywcą. Jako że wcale nie tania to rozrywka, musiał chłop wydoić jakąś kasę na statki, załogę, no i jakieś pastylki przeciw chorobie morskiej. Facet zaczął tak zamęczać Ferdynanda i Izabellę, króla i królową Hiszpanii, aż ci w końcu dali mu pieniądze na wyprawę. Krzyś zapowiedział, że rusza do Indii, ale zamiast na wschód wyruszył na zachód. W tamtych czasach
ALE JAJA, CZYLI FACET W HISTORII (5)
Krzysztof Kolumb nikt nie wiedział, że po drodze jest coś takiego jak Ameryka. Dziś już wiemy i to nie wychodząc z domu – choćby dzięki amerykańskim serialom. Największym problemem dla faceta był pomiar czasu na jego statku „Santa Maria”. Posadził więc chłopca przy klepsydrze i kazał mu ją odwracać jak piasek przesypie się z góry na dół. Jak wiadomo, młodzieńcy szybką się nudzą i chłopak
zapewne przysypiał przy tak frapującym zajęciu. Ile więc trwała podróż Kolumba – nie wiemy. Dodatkowo, załoga podirytowana karmieniem jej dietetycznymi sucharami i suszoną rybą w każdym momencie mogła wzniecić bunt, tym bardziej że Krzysiek płynął na pałę, czyli na oślep. Żeby
zatuszować swą niewiedzę, fałszował dzienniki podróży. W końcu załoga dotarła do jakiegoś lądu, najprawdopodobniej do Wyspy Watlinga, ale że Krzyś ostro mieszał
w zapiskach z podróży, mogło to być gdziekolwiek. Ziemia zamieszkana była przez ufnie nastawionych do przybyłych tubylców, więc Kolumb postanowił to wykorzystać i zaczął biedaków nawracać na katolicyzm. Mimo że oprócz barwnych historyjek Krzyś nic nie przywiózł Ferdynandowi i Izabelli, tak udało mu się zbajerować parę królewską, iż na odkrywcze wyprawy wypłynął jeszcze trzy razy. A że do odkrycia z kontynentów została jeszcze Ameryka, więc ją odkrył. Stąd mamy McDonald’s, głosy prawicowej Polonii oraz zepsute F-16. PAR