W cenie są informacje z kartotek parafialnych i... kartki od spowiedzi
KSIĘŻA HANDLUJĄ DANYMI OSOBOWYMI INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Ü Str. 7
Nr 20 (219) 20 MAJA 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
a ziemi świętej papieża, pod Wawelem, wyzwiskami, kamieniami i butelkami tłum katoprawicowych fanatyków zatrzymał pokojowy marsz na rzecz tolerancji. Potem nastąpiło polowanie na „pedałów”. Byli ranni... Kilka dni wcześniej kardynał Macharski w histeryczny sposób domagał się zablokowania manifestacji, a po krwawych rozruchach inny kardynał i ulubieniec papieża, Stanisław Nagy – zamiast sprawców napaści – potępił ich ofiary... Doprawdy, trzeba wielu lat religijnej indoktrynacji i na dodatek kardynalskiego kapelusza, aby osiągnąć taki stopień moralnej perwersji i znieczulicy. Ü Str. 10, 11
N
KULT-ura
Gorzki smak cukru
Za czasów Bieruta teoria mówiła o bazie i nadbudowie. Dziś baza jaka bywa (a raczej nie bywa), każdy widzi... Jest za to nadbudowa – jak najbardziej – czyli kultura. Jej minister lekką rączką, bez ładu, składu i planu (ze szczególnym uwzględnieniem „próśb” Kościoła) rozdaje co roku przeznaczoną na ową kulturę kasiorę (707 268 000 zł). Kontrolerzy NIK napisali w tej sprawie dramatyczny raport. Właśnie mamy go przed sobą...
Ü Str. 3
A jeszcze dwa lata temu miało być tak wspaniale: polski cukier z polskich cukrowni na polskich stołach. Utworzono nawet Krajową Spółkę Cukrową SA, czyli holding zrzeszający 22 zakłady. Rzeczywistość okazała się bardziej brutalna... Dziś polskie cukrownie są planowo likwidowane. Właśnie przyszła kolej na Żnin, gdzie pracownicy od miesiąca uczestniczą w głodówce.
Ü Str. 8
2
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
KomUNIA
POLSKA Według najnowszego sondażu Pracowni Badań Społecznych, spada poparcie dla Samoobrony. Chce na nią głosować 21 proc. wyborców, podczas gdy na PO – 26 proc. Na kolejnych miejscach znajduje się PiS (17 proc.), LPR (10 proc.) oraz koalicja SLD-UP (8 proc.). Ewentualna przyszła koalicja rządowa PO-PiS nie miałaby jednak większości sejmowej – zabrakłoby 7 mandatów. Oczywiście na kiwnięcie z prawa lub lewa zawsze czekają chłopaki z PSL-u. Przewodniczący SLD Krzysztof Janik zapowiedział dymisję. Stwierdził, że ma zamiar oddać uzdrawianie partii komuś młodszemu, bo „potrzebna jest pewna wymiana generacyjna”. Szefem zostanie pewnie Jurek Szmajdziński – koleś z tej samej paki, ale ma młodszy wygląd... Samoobrona, której czepia się teraz wszystko, co chce żyć (reszta z tego rzuci się na Platformę), podpisała koalicję z Krajową Partią Emerytów i Rencistów oraz Partią Ludowo-Demokratyczną Romana Jagielińskiego. Najbardziej zdumiony jest SLD – koalicjant PLD. Sojusz powinien przestać się dziwić, od kiedy zaczął wierzyć w cuda. Mieliśmy być drugą Japonią, a jesteśmy „małymi Chinami Europy”. Tak stwierdził Aleksander Kwaśniewski, reklamując nasz kraj na Wyspach Brytyjskich. Prezydentowi wszystkich „małych Chińczyków” nie chodzi jednak o płodność ani przestrzeganie praw człowieka, lecz o podobno rewelacyjny wzrost gospodarczy nad Wisłą... Tak obecnie rządzący określają odbicie się Polski od dna, m.in. kosztem 33 mld dolarów kredytów zaciągniętych przez rząd Millera. Niezatapialny, zdawać by się mogło, Józef Pyrgies, wiceprezes Agencji Nieruchomości Rolnych, został zdymisjonowany. Miał władzę większą niż prezydent RP i władał ogromnym majątkiem, gdyż to właśnie jemu podlegały wszelkie zasoby gruntów należących do Skarbu Państwa. „FiM” przyczepiły się do machinacji Pyrgiesa już dawno, ale nie sposób wyliczyć tutaj nasze publikacje poświęcone jemu i jego współpracownikom. Gratulujemy decyzji prezesowi Agencji – Zdzisławowi Siewierskiemu! A już zaczynaliśmy wątpić w sens naszej dziennikarskiej roboty... Caritas pochwalił się, że łyknął milion złotych dzięki nowemu prawu, zezwalającemu na wspieranie organizacji pożytku publicznego. Są to pieniądze, które – zamiast wpłynąć do budżetu państwa – zostały przez podatników przekazane na rzecz Kościoła. Nie mamy nic przeciwko wspieraniu w taki sposób prawdziwych organizacji charytatywnych, tyle że instytucje kościelne mają zbyt wielką tradycję w okradaniu biedaków... ŁÓDŹ Policja, tłumiąc zamieszki wywołane przez kibiców na studenckich juwenaliach, użyła przypadkowo ostrej amunicji. Zginęły dwie młode osoby, w tym jedna, która nie uczestniczyła w zajściach. To kolejna wpadka policji po zastrzeleniu 19-latka w Poznaniu („FiM” 19/2004) i kapitulacji przed tłumem katofaszystów w Krakowie (patrz str. 10–11). Aby zapobiec podobnym wydarzeniom w przyszłości, pojawiają się już rewolucyjne i nie zawsze mądre pomysły – np. Jarosław Berger, przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego Sejmiku Wojewódzkiego w Łodzi, chce, aby to policja (a nie – jak dotychczas – urząd miejski) decydowała, jaka impreza masowa odbędzie się, a jaka nie (ze względu na bezpieczeństwo uczestników). Komendanci, w zależności od swoich poglądów, mogliby promować jednych i udupiać innych. I wcale nie jest pocieszające, że i tak wszystko by im się myliło... GDAŃSK Lech Wałęsa poszedł w ślady swego Ojca w Rzymie i zgodził się na ufundowanie pomnika swojej skromnej osoby. Ten monument to trójmiejskie lotnisko, które otrzymało imię pierwszego szefa NSZZ „Solidarność”. W USA też jest lotnisko byłego prezydenta (Kennedy’ego) i nikogo to nie gorszy. Tyle że jest drobna różnica... No, nieważne. Ale przy okazji – co to znaczy jakieś Okęcie? „JANA PAWŁA II” – TO DOPIERO COŚ ZNACZY! PIŁA Przez 13 godzin ludzie senatora Henryka Stokłosy (bezpartyjny) więzili w jego fabryce ekipę TVP. Dziennikarzy nie wypuszczano z zakładu, bo nie chcieli rozebrać się do naga i poddać dezynfekcji. Oto co ludzie dziś zrobią w obronie swojego pracodawcy i żeby nie stracić pracy – nawet dziennikarkę chcieli rozebrać! WATYKAN Z pielgrzymką do stóp „Ojca Świętego” udał się Janusz Dawidziuk, dyrektor Lasów Państwowych, jednej z największych firm publicznych w kraju. Papa przekreślił kosz nasion dębu. Jedno z wyhodowanych drzewek będzie nosiło imię Jan Paweł II... Czy to aby nie... lipa? IRAK Rośnie liczba polskich ofiar wojny – w ciągu kilku zaledwie dni zginęło dwóch dziennikarzy i dwóch żołnierzy. Narasta także skandal wokół znęcania się nad więźniami irackimi przez Amerykanów i Brytyjczyków. Doszło nawet do zabijania bezbronnych cywilów. O wszystkim wiedziały od dawna rządy obydwu krajów okupujących, bo informowały ich o tym pozarządowe organizacje broniące praw człowieka. Ich raporty ignorowano tak długo, jak długo drastyczne zdjęcia nie znalazły się w prasie. Tak właśnie (przemocą i okrucieństwem) chrześcijański Zachód tryumfuje nad „poganami”.
Motto: Trochę to zaniedbane, ale za to jaka dzielnica! Shrek o i jak się, psze Państwa, żyje w Unii? Rozmawiałem na ten temat z wieloma znajomymi. Oczywiście trochę sobie pokpiwam, bo co można odpowiedzieć na tak postawione pytanie po dwóch tygodniach zaledwie... A jednak, ponieważ pierwsze wrażenie jest bardzo ważne i rzutuje na temperaturę umysłów – zwłaszcza tych polskich, w gorącej wodzie kąpanych – warto to i owo odnotować. Już 4 maja, po powrocie do pracy i odpaleniu kompa, osłabił mnie komentarz internetowy jakiegoś alterunionisty, który podsumował pierwszy roboczy poranek Polaków w Unii: „No i co, jak się wam żyje w brukselskim kołchozie, było się pchać na wyścigi za parobków?!”. Pomijając genialną wprost spostrzegawczość (w godzinę po wstaniu z wyra facet przekreślił szanse całego narodu) lub też zdolności wizjonerskie – należy się człowiekowi order uśmiechu i wpis do Księgi rekordów Guinnessa... za szczyt optymizmu. Zasmucać muszą, wyjątkowo liczne i zgodne, inne wypowiedzi – mniej lub bardziej malkontenckie. „Tu nie ma przyszłości” – powtarzają nowi członkowie członka Unii Europejskiej. Często mam wrażenie, że jest to zwykłe usprawiedliwienie przed najbliższymi i samym sobą. Poza tym biadolenie zupełnie nic nie kosztuje, w odróżnieniu od ruszenia tyłkiem lub głową. Z całym szacunkiem i współczuciem dla kilku milionów Polaków, którzy żyją na skraju nędzy – kiedy przeglądam łódzkie gazety (bezrobocie w Łodzi wynosi prawie 20 proc.) i porównuję rubryki: „Szukam pracy” oraz „Zatrudnię” – doznaję zawsze oczowytrzeszczu. Otóż szukających pracy jest średnio KILKADZIESIĄT razy mniej, niż tych, którzy chcą ją dać! I nie jest tak, że zatrudniają tylko wykwalifikowanych, z „językami”, młodych, doświadczonych i po studiach. Mnóstwo jest ofert dla niewykwalifikowanych lub po zawodówkach. Mogę zrozumieć inżyniera robót górniczych, który nie chce iść kopać rowów, bo czeka na coś odpowiedniego dla siebie. Gdybym jednak ja sam (Boże uchowaj!) – katolicki filozof, teolog i prawnik (czyli na rynku pracy NIKT) – miał siedzieć w domu i patrzeć na niedożywione dzieci – wolałbym raczej zamiatać ulice albo – jak to się mówi – rąbać wodę i nosić drzewo. Jesteśmy mistrzami świata (a już Europy z pewnością) w narzekaniu. Powiedziałby ktoś prostym Japończykom czy Amerykanom, że w ich kraju jest dużo gorzej niż gdzie indziej, a cała gospodarka kuleje? Tylko pobudziłoby to ich ambicje do większego wysiłku w pracy, oszczędności, gospodarności. Polaków tymczasem dobija nawet fakt, że ktoś im dał nową, wielką szansę. Już sama świadomość tej szansy, i to szczególnie teraz, na samym początku naszego wuniowstąpienia, powinna dodać nam skrzydeł! Wszyscy wiemy, że jest źle. Choćby ostatnio – zabójcze podwyżki benzyny i pierwszy „unijny” rząd, który jest, a jakoby go nie było, nie mogą nastrajać optymistycznie. Prezydent Kwaśniewski wyraził jednak nadzieję, iż „mniej teraz będzie w Polsce niechlujstwa i brudu”, no to może i benzyna po dolarze za litr (w USA pół dolara) spowoduje mniejsze korki i tym samym zadymienie na polskich ulicach. Teraz wierzymy zapewnieniom głowy państwa, że Polska nie wyciąga rąk po iracką ropę... Ale dość kpin i narzekań. „Są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca (unijna) dłoń ich też nie przekreśli, ale”... No właśnie – nie „krwi”, jak chce Broniewski, ale zwykłego potu nam dzisiaj potrzeba. No i jeszcze uczciwości i kompetencji na górze... Jest drugi aspekt, w którym my, antyklerykałowie, powinniśmy rozpatrywać integrację Polski z Unią. Otóż
N
w całym towarzyszącym temu aktowi jazgocie medialnym zapomnieliśmy chyba, że wróg nie śpi... Katoliccy klerykałowie nie świętują tak jak my – zjednoczenia państw i narodów, zniesienia granic, nadziei na pracę za granicą za godziwe pieniądze itp. Nie interesują ich takie pierdoły jak podwyżki czy obniżki cen albo wykupywanie ziemi przez obcych. Z lektury listów pasterskich oraz katoprawicowej prasy z ostatnich dni jasno wynika, że dla nich rozpoczęła się właśnie prawdziwa bitwa o Polskę. Tę rzymsko (która może być biedna, byleby była) katolicką. Prawdziwą ojczyzną polskich klerykałów jest Watykan, tak więc poszerzenie UE o Polskę traktują oni jako „wyzwanie i zadanie, aby zjednoczona Europa miała za swego Ojca Świętego papieża Polaka” – jak to napisał agenturalny pismak w „Naszym Dzienniku”. Nie liczy się pomyślność narodu, który ich wykarmił i wykształcił, a tym bardziej pojedynczy człowiek. Najważniejsze są symbole, wartości i truchła świętych europejskich, obnoszone po Polach Wilanowskich „na znak zjednoczenia starego kontynentu”. Biskupi każą w unijnych kazaniach pamiętać o chrześcijańskich korzeniach i konieczności powrotu do nich. Cóż, jakkolwiek by było, schyłek Cesarstwa Rzymskiego i pierwsze cesarstwa wieków średnich w Europie to właśnie czas jej zjednoczenia pod berłem papieża. Taka Unia Europejska marzy się niektórym również teraz. No... przynajmniej symbolicznie, bo o nowej katoewangelizacji nie ma mowy – nawet Polacy umieją już dzisiaj czytać, pisać, a także (tu ukłon w stronę Czytelników „FiM”) obserwować, wyciągać wnioski i myśleć logicznie. Nam wystarczy – przekonują klerykałowie – aby choć oprawa uroczystości państwowych była katolicka, kapelan w każdym zakładzie pracy, a nasz Papa niech zostanie Sumieniem unijnym. No bo przecież nie o żadną odnowę ducha tu chodzi... Polscy biskupi watykańscy w kolejnym przesłaniu (pierwsze wystosowali do premiera Włoch – Berlusconiego), tym razem do katolickiego premiera Irlandii, nie zająknęli się nawet o tym, że w unijnej konstytucji powinny się znaleźć zapisy np. o równości wszystkich członków UE, o wzajemnym szacunku dla siebie obywateli unijnych państw czy o miłości chrześcijańskiej jako ideale, do którego powinny dążyć narody. Im chodzi tylko o ZAPIS na temat „wartości” i „korzeni”, których nikt (nawet oni sami!) nie tłumaczy inaczej, jak tylko powrót do choćby namiastki dawnych PRZYWILEJÓW dla Kościoła papieskiego. O tak, w oparciu o te przywileje „ukorzeniła” się Europa, to prawda. A ile milionów Europejczyków spalono na stosach w imię „ukorzenienia” tychże „wartości”? Gdzie podziały się całe narody europejskie wychrzczone do nogi katolickim ogniem i mieczem, właśnie w czasach największych przywilejów papieża? O tym już biskupi wspomnieć nie raczyli. W tym kontekście do rangi szczytu głupoty polskiej odmiany kołtuńskiego klerykalizmu urasta wręczenie przez posła Tomczaka z LPR – „od narodu polskiego” – dwóch nagich mieczy, pardon... krzyży, które znającym historię w Strasburgu i Brukseli przypominałyby o katolickiej hekatombie Europy. Dla parlamentarzysty dewota jest to „dar – skarb najcenniejszy, jaki mamy”, bo idioci pokroju Tomczaka wywijają krzyżami, zamiast używać rozumu. Jeśli więc mamy się czegoś w unijnej Polsce obawiać, to nie zjednoczenia, bo ono przyniesie nam i naszej ojczyźnie sukces, o ile będzie jak najpełniejsze i najściślejsze. O takim związku mówi się w Kościele KOMUNIA. My zachowajmy z tego wyłącznie UNIĘ i w jej obliczu zakaszmy wysoko rękawy. A inni, jak chcą, niech się KOMpromitują. JONASZ
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r. Jaki jest związek logiczny pomiędzy ministrem kultury, a kulturą ministra? Taki mniej więcej, jak pomiędzy Millerem a premierem, czyli żaden. Zobaczcie, co robiło Ministerstwo Kultury z naszymi pieniędzmi.
W latach 2001–2003 ministerstwo wręczyło prywatnym firmom ponad 73 miliony złotych. Kiedy w MK pojawił się NIK, to jego kontrolerzy mieli problemy z ustaleniem, dokąd darowana kasa powędrowała, bo darczyńca postarał się,
Jak sobie założysz fundację albo inne prywatne stowarzyszenie, to od razu możesz wystąpić do ministra kultury o dotacje na tak zwaną działalność. A minister albo coś da, albo (prawie na pewno) nie da. Pewność, że minister da, może mieć tylko Kościół rzymskokatolicki.
aby doskonale ukryć to w kwitach. I nie mówimy już nawet o totalnym bałaganie panującym w dokumentach (który był niewyobrażalny), ale o działaniu celowym. Trudno to wytłumaczyć, cytując urzędniczy język raportu NIK, więc posłużmy się przykładem. Oto wymyśliliśmy fundację – na przykład
GORĄCE TEMATY Przyjaciół Matki Boskiej Licheńskiej. Jak już wysoki sąd nas zarejestruje – a przecież z uwagi na nazwę wyboru nie ma – to ciupasem możemy lecieć do ministerstwa po kasę. A kasę tam nie tyle przyznaje, co rozdaje Pan Urzędnik Sze-
KULT-ura
Wyimki z informacji Najwyższej Izby Kontroli o wykorzystaniu pieniędzy państwa i samorządu przez prywatne podmioty na kulturę.
regowy – i to po uważaniu, bez żadnego konkursu czy weryfikacji! Jest więc tak: My: – Jesteśmy szefami fundacji Przyjaciół Matki Boskiej (itd...) i potrzebujemy pieniędzy. Urzędnik: – Proszę bardzo... o kopertę z „załącznikiem”. NIK pisze o takich praktykach następująco: „Nierespektowanie zasady jawności postępowania i równości podmiotów podczas ubiegania się o dotacje miało miejsce szczególnie na etapie opiniowania wniosków (...). Dodatkowym czynnikiem sprzyjającym subiektywizacji ocen przy przyznawaniu dotacji był brak precyzyjnego określenia odpowiednich kryteriów przyjętych w wewnętrznych uregulowaniach ministerstwa. Sytuacja taka stwarzała warunki do podejmowania arbitralnych decyzji przez urzędników i sprzyjała korupcji”. Innymi słowy – jak dasz, to dostaniesz. Tyle NIK, a my dorzucamy kilka przykładów:
GŁASKANIE JEŻA
Czas apokalipsy Przestańmy się już w końcu oszukiwać, udawać, że nic się nie dzieje, że jesteśmy na naszej prowincji Europy bezpieczni, zapomniani. Czas spojrzeć strasznej prawdzie w oczy. Oto rozpoczyna się III wojna światowa. Będzie to zapewne najstraszniejsza z dotychczasowych wojen – zderzenie dwóch cywilizacji, dwóch koncepcji i sposobów myślenia: świata islamu ze światem Zachodu. Oczywiście, mówiąc o sobie „Zachód”, od razu czujemy się lepsi od „dzikiej, arabskiej tłuszczy”. Czy słusznie? Czy na przykład religia Jezusa jest lepsza od religii Mahometa, a Biblia od Koranu? Przecież obie te księgi zakazują mordowania bliźnich i z obiema tymi księgami pod pachą i imieniem Boga na ustach dokonywano najstraszniejszych rzezi niewinnych ludzi... całych narodów.
– wydawnictwo Hotel Sztuk dostało kasę na wydanie dwutomowej książki i nigdy tej książki nie wydało (140 tys. zł); – Fundacja Narodowego Wydania Dzieł Fryderyka Chopina dostała (i rozliczyła!) dotację na publika-
Oczywiście islam jako religia jest znacznie młodsza w swoim rozwoju. Właściwie to obrona młodej religii przed średniowiecznymi wyprawami krzyżowymi chrześcijan po raz pierwszy skonsolidowała wyznawców Mahometa i zaowocowała pierwszymi islamistami. Ale nawet nimi nie powinniśmy pogardzać. Przeciwnie, wydaje się, że to „Zachód” od siebie mógłby wymagać znacznie więcej: tak pod względem duchowym i etycznym, jak i cywilizacyjnym. A co robi? W minioną sobotę Polską wstrząsnęła makabryczna wiadomość o śmierci redaktora Waldemara Milewicza oraz członka jego ekipy telewizyjnej. Śmierć to całkiem niepotrzebna, głupia (o ile są w ogóle śmierci potrzebne i mądre) i wielka strata dla dziennikarstwa, ale... Wszystkie możliwe odmiany dzienników, na wszelkich kanałach
omawiały tragedię wiele godzin, po czym wystosowały wspólne oświadczenie przeciwko redakcji „Super Expressu”, która na pierwszej stronie wydrukowała zdjęcie martwego dziennikarza. Fakt, nie było to w dobrym guście, jednak redaktor Pieńkowska, odczytując w imieniu dziennikarskiego środowiska: „Wstyd nam za was”, nawet nie poczuła, w jak dalece zaawansowanej hipokryzji bierze udział. Bo cóż z tego wynika? To mianowicie, że są jednak śmierci wznioślejsze (nasze) i poślednie (ich). Jeśli bowiem pokazanie zdjęcia ciała red. Milewicza było według TVN, TVN 24, Polsatu, TVP 1 i TVP 2 hańbą, to jak należy traktować pokazywanie tego samego dnia, w tych samych telewizjach zdjęć zabitych i torturowanych Irakijczyków, np. człowieka ciągniętego na smyczy jak psa, mężczyzny,
cję trzech tomów dzieł o kompozytorze. Nigdy ich nie wydała! (148 tys.); – Fundacja Inicjatyw Międzynarodowych obiecała przetłumaczenie jakichś książek z polskiego na obcy i... niczego takiego nie zrobiła. Ale wzięła na to 300 tys. i później jeszcze 200 tys. zł. Z poletka ministerialnego przenieśmy się jednak na nasze ulubione ugory samorządowe i na jeszcze bardziej ulubiony zagon o nazwie Kościół. Co też jemu polskie, bogate państwo dało na polu kultury? Między innymi: – W Puławach konkurs (bez żadnego konkursu!) na festiwal kolęd wygrało Katolickie Stowarzyszenie „Miłość” (na razie NIK nie ustaliła kwoty), zaś parafia Brata Alberta poprosiła o kasę na coś o nazwie „Pajdka chleba razowego”. W obu przypadkach dotacje zostały przekazane. Dlaczego jednak kontrolerzy NIK nie znają ich wysokości? Oto fragment NIK-owskiego protokółu: „Strony (darczyńca i darbiorca) zobowiązały się do nierozpowszechniania treści umowy, jak też ujawniania jej osobom trzecim (...) pod rygorem skutków prawnych”. Innymi słowy: jak ktoś ujawni, jaką forsę dajemy Kościołowi, na co i w jaki sposób, to mu jaja urwiemy – i to przed sądem! Nie inaczej było w Wyszkowie. Tam parafia Świętej Rodziny zachapała kasę na obozy letnie dla młodzieży i... do tej pory NIK bada, gdzie
który „cywilizowanemu”, amerykańskiemu żołnierzowi służy za pisuar, grupy przerażonych, nagich osób będących obiektem zabaw seksualnych amerykańskiej panienki, która jeszcze niedawno była prymuską w szkółce niedzielnej... Ale co tam tortury zadawane „dzikim”! Tego samego dnia, w którym dostało się „Super Expressowi” za brak elementarnej etyki dziennikarskiej, wziąłem do ręki kartkę, ołówek i pilota od telewizora. Przez trzy godziny, przeskakując z kanału na kanał i z dziennika na dziennik, naliczyłem... UWAGA! 33 trupy pokazywane na pełnych zbliżeniach i w kolorze. Tylko że to nie były ciała znanego i lubianego redaktora, ale rozczłonkowane zwłoki Czeczeńców zamordowanych w Groznym i Irakijczyków w Basrze. Dopóki nie zrozumiemy, że nie ma śmierci lepszych i gorszych, piękniejszych i brzydszych, ale jest jedna, wstrętna kostucha, która zawsze gdzieś tam gasi światło, dopóty wojna Zachodu ze Wschodem będzie eskalować i kto wie, jakie jeszcze zbierze żniwo. MAREK SZENBORN
3
te obozy miały miejsce. Bada i bada, i wyjaśnić nie może! ¤¤¤ Raport NIK jest zatrważający. Opisuje między innymi sprawę dotacji do międzynarodowego festiwalu chórów kościelnych w Ostrowcu, gdzie 50 procent kosztów poszło na bankiet po imprezie (z udziałem biskupa). Inny przykład to Konkurs Poezji Religijnej w Ludźmierzu, który okazał się jednym wielkim przekrętem: rozliczano faktury, których nigdy nie zapłacono. W tym roku Ministerstwo Kultury przeznaczy ponad 707 milionów złotych na dotacje i subwencje. Ile z tego przecieknie ministrowi przez palce i ile wcieknie do kiesy Krk? Sprawdzimy za rok. Naszym skromnym zdaniem, taki „kulturalny” twór, który nie prowadzi żadnej polityki kulturalnej, a służy wyłącznie do rozpieprzania publicznych setek milionów w ogóle nikomu (poza urzędnikami MK i dojącymi go cwaniakami) nie jest potrzebny. Tymczasem powiedzmy tyle, że NIK ujawnił, iż resort ten służy jedynie do rozdawania kasy, przy czym sam – na swoje utrzymanie – potrzebuje marnych... 60 milionów. Tylko dla urzędników! MAREK SZENBORN ANNA KARWOWSKA
nowrocławski komornik Artur Zieliński zawiadomił prokuraturę o ukrywaniu majątku przez Archidiecezję Gdańską, co ma związek z przestępczą działalnością archidiecezjalnego wydawnictwa Stella Maris.
I
Komornik oskarża kurię Komornik oskarża kurię o to, że ukrywa cenne przedmioty zabezpieczone przed kilkoma miesiącami na poczet długu szacowanego na około 40 mln zł. Wśród przedmiotów przeznaczonych do licytacji znalazły się sprzęty i obrazy z siedziby kurii, Radia Plus oraz eksponaty Muzeum Archidiecezjalnego wycenione wstępnie na około 300 tys. zł. Jak należało przypuszczać, sutannowi do niczego się nie przyznają, a pełnomocnik arcybiskupa ds. Stella Maris – Jarosław Szarmach – rżnie głupa, twierdząc, że strona kościelna ma rączki czyste jak łza. Tymczasem, sądząc po zarzutach, w związku ze wspomnianą aferą w archidiecezjalnym wydawnictwie, dotyczącą m.in. prania brudnych pieniędzy i niepłacenia dostawcom papieru (m.in. z Kostrzyna), archidiecezjalni biznesmeni nie mają czystych ani rąk, ani sumień – a jeśli mają czyste, to nieużywane. Potwierdzeniem tego jest dotychczasowe śledztwo w sprawie Stella Maris i zeznania wielu oskarżonych, w tym także sutannowych. RP
4
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Pieprzenie w podniebienie Ksiądz Stanisław Pycior w swym podręczniku religii zabrania licealistom zawierania małżeństw z nieochrzczonymi. Ale dobre chłopisko w sutannie pozwala im się chajtnąć z... własną ciotką. „Kościół dba o życie religijne w rodzinie i dlatego w trosce o stronę katolicką zabrania zawierania małżeństwa między partnerami, z których jeden jest ochrzczony w Kościele katolickim, a drugi jest nieochrzczony”. Zdumiewa mnie przezorność ks. Pyciora, autora książeczki dla licealistów, z której pochodzą cytowane fragmenty. Zaiste, niebezpieczna to droga, aby nie zbłądzić w poszukiwaniu tej jedynej, ślubnej. I dlatego Pycior podaje wykaz „niewiernych”, a są nimi: adwentyści, protestanci, świadkowie Jehowy, metodyści itd. Wyobraźmy sobie taką sytuację, że zakocham się na śmierć i życie w nieochrzczonej Żydówce. Spodobają mi się jej czarne oczy i ładne piersi, a do tego będzie inteligentna, ale bez przesady, bo nie lubię, jak się kobita mądruje. „Kościół bardzo odradza zawieranie takich małżeństw” – delikatnie upomina Pycior, ale ja się uparłem jak niekumaty osioł! Wówczas muszę paść do nóg biskupa diecezjalnego i prosić o dyspensę. Do jej udzielenia potrzebne jest moje pisemne zobowiązanie, że wszelkie potomstwo w tym małżeństwie zostanie ochrzczone, a ja osobiście przysięgnę, że nie utracę wiary w papieża. Podpisuję
oświadczenie, hierarcha udziela mi dyspensy, płacę co łaska, ale nie mniej niż tysiąc złotych, i już mogę wskoczyć do wyra z tą moją nieochrzczoną... o ile ona zechce katolika. A teraz wyobraźmy sobie inną sytuację – jestem wdowcem i chcę się ożenić z córką mojej zmarłej żony, no bo i młodsza, i lepiej gotuje, no i... wiadomo. I tu zaczynają się schody, bowiem istnieje tzw. przeszkoda przyzwoitości publicznej. I klops! Z moją pasierbicą żyć mogę tylko w konkubinacie, czyli potępieniu. Oczywiście mogę się chajtnąć w urzędzie stanu cywilnego. Pasierb z macochą też nie ma co myśleć o sakramentalnym węźle małżeńskim, nawet jak im się przydarzy potomstwo (o, zgrozo!). Pycior i jego kolesie od prawa kanonicznego są pod tym względem nieubłagani. Natomiast taka przeszkoda nie istnieje, gdybym zakochał się i poprosił o rękę własną ciotkę. Wtedy dyspensę dostanę bez
Faszyści z prawicowych bojówek zaatakowali w ostatni piątek pokojowy marsz tolerancji w Krakowie, który zakończył Dni Kultury Gejowskiej i Lesbijskiej zorganizowane przez Kampanię przeciw Homofobii.
– jak to określił – promocji grup homoseksualnych i ich dewiacyjnych zachowań. W ostatnim tygodniu wiele mówiło się o tolerancji, głównie jednak w kontekście tolerancji dla nietolerancji. Mówiono, że wolność słowa zezwala na głoszenie różnych poglądów, jednak wydarzenia w Krakowie zmuszają do postawienia pytania
Tolerancja nietolerancji Obrzucali maszerujących jajkami, kamieniami i butelkami, zaś policja nie była w stanie ich powstrzymać. W ostatniej fazie marszu doszło do regularnej bitwy. Byli ranni... Narastanie atmosfery nagonki w Krakowie przed i w trakcie imprezy stanowiło swego rodzaju przyzwolenie dla chuligańskiego napadu na uczestników marszu. Odpowiedzialność moralną za te wydarzenia ponoszą zarówno władze miasta, jak i władze uniwersyteckie, które różnymi szykanami utrudniały przeprowadzenie zaplanowanych wydarzeń. Lewicowy (!) prezydent Krakowa, prof. dr hab. Jacek Majchrowski, publicznie zaprotestował przeciwko
o granice tolerancji. Czy obrażanie i poniżanie ludzi ze względu na ich orientację seksualną, głoszenie nienawiści czy nawoływanie do przemocy, agresji wobec odmienności powinno być tolerowane? Czy społeczeństwo polskie i instytucje publiczne umieją sobie radzić z tym zagrożeniem? Przecież bojówki Młodzieży Wszechpolskiej zachowują się coraz agresywniej. We Władysławowie do Kobiet na Falach przynajmniej nie rzucali butelkami. Tymczasem policja, choćby nawet licznie reprezentowana, najwyraźniej nie radzi sobie z fanatycznymi i agresywnymi bojówkami. Bojówkarze to wiedzą i wykorzystują w kolejnych starciach.
problemu, ale musiałbym na łeb upaść, żeby się żenić z ciotką! A gdyby tak przypadła mi do gustu jakaś zaleczona cudna schizofreniczka i zechciałbym stanąć z nią na ślubnym kobiercu? Takiego wała! Dyspensy nie dostanę, bo sutannowi zgodnie stwierdzają: „Chorzy umysłowo są niezdatni do zawarcia małżeństwa”. A może to i dobrze... Nie mógłbym również wziąć za żonę kobiety perwersyjnej. Co to słowo oznacza po watykańsku? Jest to „nieopanowana żądza przeżyć seksualnych, a raczej wyżycia się seksualnego. Kobieta taka nie potrafi być wierna jednemu mężczyźnie, bo on jej nie wystarcza”. Skąd oni o tym wiedzą?! Z autopsji? Z agencji towarzyskich? Ależ, proszę biskupa diecezjalnego, proszę o dyspensę, ja bym jej na pewno wystarczył, bo mam temperament! Nie, panie Rodan – odpowie surowo biskup – w ogóle nie możesz się pan żenić, bo skoro masz taki temperament, to prawo kanoniczne również zabrania ci kościelnego ślubu: „Taka żądza przeżyć seksualnych u mężczyzn określana jest jako satyriatyzm. Jedna kobieta dla takiego mężczyzny to za mało, musi współżyć z wieloma, celem zaspokojenia żądzy seksualnej”. Uff, do jasnej cholery, ale skoro nie mogę i tyle mi Pysiory zabraniają, to nadal będę starym kawalerem z odzysku! Jakie to szczęście, że nie jestem licealistą nauczanym przez księży! ANDRZEJ RODAN
Eskalacja agresywnych zachowań wobec osób o przekonaniach, które nie podobają się Lidze Polskich Rodzin i Młodzieży Wszechpolskiej, stanowi poważne zagrożenie dla demokracji w Polsce. Ugrupowania te chcą zastraszyć wszystkich odmiennie myślących i wykluczyć ich z przestrzeni publicznej. Dotyczy to nie tylko gejów i lesbijek. Wrogość i nietolerancja coraz częściej dotykają artystów. Przed jedną z najbardziej znanych artystek polskich – Dorotą Nieznalską – zamknięte są wszystkie polskie galerie. We Władysławowie agresja była skierowana przeciwko kobietom walczącym o prawo do aborcji. Należy jednak dostrzec pozytywne strony zamieszek w Krakowie. Dzięki nagłośnieniu – w marszu wzięło udział ok. 2000 osób, czyli znacznie więcej niż organizatorzy się spodziewali. Dając wyraz solidarności z maszerującymi, przyłączali się do nich przechodnie, a nawet matki i babcie z dziećmi. Wydarzenia w Krakowie pokazują wyraźnie, że niezbędne jest podjęcie skutecznych środków prewencyjnych. Tolerowanie chuligańskich wybryków stanowi zagrożenie demokracji w Polsce. WANDA NOWICKA
Prowincjałki Z okazji wstąpienia Polski do Unii na skwerze Kościuszki w Gdyni ugotowano bigos w gigantycznym garze. Kucharze wrzucili do niego kilkanaście beczek kapusty kiszonej, ćwierć tony mięsa i kiełbas, 30 kg koncentratu pomidorowego, 8 kg przypraw, 30 kg smalcu, 10 l czerwonego wina, 10 kg grzybów i suszonych śliwek. Ile poszło litrów wódy, żeby się bigos ściął – nie wiemy. Podobno przeciwnicy Unii też żarli ten bigos...
EUROBIGOS
Karabin, pistolet i prawie 2 tys. sztuk amunicji wysłał w paczce z USA do Polski Roman D., 53-letni mieszkaniec Skarżyska-Kamiennej, który czasowo przebywał w Stanach. Wprawdzie konstytucja gwarantuje prywatność poczty, ale paczkę bez żadnych obiekcji przejęły na granicy organa ścigania. Czyżby Roman D. był takim filmowym Jaśkiem, który dozbraja Pawlaków przeciw Kargulom?
NA „KARGULOWE PLEMIĘ”?
Wiesław J. z Goleniowa to rekordzista Polski w jeździe samochodem po pijaku. Policja zatrzymywała go 16 razy i 16 razy odbierała mu prawo jazdy, bo był nawalony jak stodoła po żniwach. W efekcie Wiesław J. ma sądowy zakaz prowadzenia pojazdów do 2010 roku! Mimo to Wiesio pojechał na wycieczkę. Kiedy go zatrzymano, miał 3 promile we krwi. Zabrano mu samochód, ale Wiesław J. pewnie kupi sobie drugi, wypije i ruszy w Polskę.
ŻYWIOŁ WIESIA
Stanisław A. (59 l.) był szanowanym olsztyńskim biegłym sądowym. Postanowił się dokształcić na podyplomowych studiach kryminalistycznych na Uniwersytecie Wrocławskim, ale nie miał... wyższego wykształcenia. Kupił więc na bazarze dyplom Wydziału Pojazdów i Mechaniki Politechniki Gdańskiej. Niestety, sprawa się rypła, biegły fałszerz stanął przed sądem, bowiem w Gdańsku... nigdy nie było wydziału, który skończył. Opracował AR
BIEGŁY FAŁSZERZ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Wzywam łodzian, a w szczególności studentów łódzkich uczelni, do udziału w marszu solidarności z ofiarami i ich rodzinami, który wyruszy 10 maja o godzinie 12 z pasażu Schillera i przejdzie ulicą Piotrkowską do katedry. Tam jego uczestnicy wezmą udział we mszy świętej w intencji ofiar tych zajść i w intencji naszego miasta. (prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki po zamieszkach w czasie juwenaliów) ¶¶¶ Wspaniała wszechnica jagiellońska, u której początku stoi św. Jadwiga Królowa; Alma Mater wielu świętych, pierwszego w dziejach Kościoła Papieża Polaka i tylu innych wielkich postaci polskiej i europejskiej kultury; uniwersytet, którego doktorat honoris causa przyjął z zaufaniem Jan Paweł II! Ta wspaniała uczelnia – Uniwersytet Jagielloński, staje dzisiaj na progu upadku swej godności. Pozwalając na organizację niemoralnego zgromadzenia (wykłady i spotkania w związku z akcją Kultura dla Tolerancji – dop. OH) i użyczając swego dachu i nazwy dla złego dzieła (...). Co wybierze wolny i niezależny uniwersytet? Czy potrafi zachować swą wielką godność? („Nasz Dziennik” 106/2004) ¶¶¶ A jakimże ma być państwo według ideału masonerii? Bezreligijnym, demokratycznym i wszechwładnym. Mianowicie, państwo takie nie uznaje żadnej religii jako panującej; co więcej, usuwa cechę religijną ze wszystkich instytucji politycznych i, o ile może, także ze społecznych, a szczególnie z prawodawstwa, polityki, wychowania publicznego i małżeństwa; jeżeli zaś tego w całej pełni dokazać nie może, przynajmniej ogłasza równouprawnienie wszystkich wyznań, tworzy szkoły bezwyznaniowe albo międzywyznaniowe i zapowiada małżeństwo cywilne. („Głos” 19/2004) ¶¶¶ Jest więc petting nieuprawnioną i przynoszącą złe owoce próbą wykradania przyjemności zarezerwowanej dla małżeństw, a będącej swoistą nagrodą Stwórcy dla małżonków za gotowość podjęcia się trudów rodzicielstwa. Jednak próba ta zawsze kończy się, w ogólnym rozrachunku, porażką. Za cenę chwilowej, doraźnej przyjemności płaci się trudnościami we własnym rozwoju osobowościowym (...). Tak więc petting w żadnym stopniu nie jest elementem sprzyjającym rozwojowi człowieka (...). („Miłujcie się!” 1/2004) ¶¶¶ Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że dalsze upowszechnienie szkolnictwa wyższego będzie konsekwentnie prowadziło do upowszechnienia postaw liberalnych. (...) szkoły i uczelnie indoktrynują uczniów i studentów właśnie w duchu liberalnym. Przy tym wydaje się, że im dłużej przetrzymują młodego człowieka w orbicie swoich wpływów, tym skuteczniej zarażają go swoją ideologią. („Nasz Dziennik” 96/2004) Wybrała OH
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
NA KLĘCZKACH
KRUCHTOWI DO KRUCHTY Ponad połowa Polaków (58 proc.) przyznaje, że Kościół w dużym stopniu oddziałuje na to, co się dzieje w kraju – wynika z sondażu CBOS-u. Aż 45 proc. rodaków to się nie podoba. Grupa niezadowolonych rośnie – dwa lata temu krytycznych respondentów było o 3 proc. mniej. Według 85 proc. badanych, Kościół nie powinien się wypowiadać w sprawach politycznych. Taka opinia przeważa we wszystkich grupach społeczno-demograficznych, jak również w elektoratach partii i ugrupowań politycznych, które cieszą się największym poparciem społecznym. PaS
POGONILI NASZYCH! Strażnicy miejscy nie pozwolili członkom APP RACJA zebrać podpisów poparcia dla kandydatów do PE. Do interwencji doszło 25 kwietnia 2004 r. na szczecińskich Jasnych Błoniach. Żądanie okazania dokumentów tożsamości oraz dokumentów zezwalających na zbieranie podpisów szczerze zdziwiło przedstawicieli partii. Nie pomogło powołanie się na ustawy o ordynacjach wyborczych, bo... strażnicy o nich nie słyszeli. Do pomocy wezwano nawet policjantów. Całą sytuację uratowało dopiero przybycie byłego posła Unii Wolności – Włodzimierza Puzyny, który nie miał wątpliwości, że zbieranie podpisów w miejscach publicznych nie wymaga żadnej zgody. Członkowie APPR wystosowali list do prezydenta Szczecina, Mariana Jurczyka, oraz do komendanta wojewódzkiego Policji – Andrzeja Gorgiela. Jurczykowi przypomnieli czasy, kiedy w strukturach Solidarności walczył o prawa ludzi, o zniesienie cenzury i szykan za działalność polityczną. I po co? On już tego nie pamięta. ID
NIE BĘDZIE NIEMIEC... Członek Mniejszości Niemieckiej, a zarazem starosta Strzelec Opolskich Gerhard Matheja stanie przed sądem. Znieważył polskie godło, za co grozi mu do roku pozbawienia wolności. W przeddzień wejścia Polski do Unii Matheja kazał zdjąć znad drzwi starostwa insygnia narodowe. Biały orzeł na czerwonym tle wylądował w piwnicy. Wojewoda Elżbieta Rutkowska natychmiast złożyła w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie. Dwa dni później starosta tłumaczył w Polskim Radiu Opole, że do ściągnięcia emblematu upoważnia go ustawa o samorządach. Kiedy zorientował się, że grozi mu kara, a w województwie rozpętała się prawdziwa burza, winą obarczył robotników, którzy rzekomo zapomnieli powiesić poczciwego orzełka. Jedynym sprzymierzeńcem strzeleckiego starosty okazał się Henryk Kroll, przewodniczący Mniejszości Niemieckiej, który uważa, że nic złego się nie stało. ŁUK
BAJM PRZED LIPKĄ
30 kwietnia br. na placu Pod Zamkiem w Lublinie miał miejsce prounijny koncert pod auspicjami pobożnego włodarza miasta Andrzeja Pruszkowskiego (na zdjęciu). Miało być tak, że Bajm i jego wokalistka Beata Kozidrak zejdą ze sceny przed północą, żeby ze swoim przesłaniem wystąpił na scenie Pruszkowski. Tuż przed północą miała zabrzmieć suita Lubelska, do której muzykę napisał klawiszowiec Budki Suflera Romuald Lipko. Na suitę czekało również wielu chórzystów, którzy mieli zaśpiewać. Wszystko byłoby cacy, ale... Słowa, nawet te najdelikatniejsze, którymi określał Kozidrakową miotający się pod sceną i kipiący ze wściekłości Lipko, nie nadają się do publikacji. Powodem tych „błogosławieństw” był przedłużający się koncert Bajmu, który zakończył się równo o północy, dzięki czemu swój specjalnie skomponowany utwór Lipko mógł zaprezentować już w Unii. Uroczystego charakteru imprezy dopełniło wygwizdanie prezydenta Pruszkowskiego. KC
ZALEŻY, JAK LICZYĆ Prawie co drugi tegoroczny maturzysta podreptał z pielgrzymką na Jasną Górę – odtrąbił właśnie triumfalnie Kościół katolicki. Bardzo wątpimy w te wyliczenia, ale jeśli nawet... przypomina się w tym kontekście słynny tekst z kabaretu Laskowika: „W traktorze nie zepsuło się jedno koło, tylko jeszcze trzy są dobre. Tak trzeba mówić”. W związku z tym my ogłaszamy: Niemal 300 tysięcy polskiej maturalnej młodzieży (dużo więcej niż połowa) całkowicie olało pielgrzymowanie (tradycyjne przed maturą!) do Częstochowy. I to jest właśnie nasz zdrowy kręgosłup narodu. MS
BYTUJEMY! W województwie warmińsko-mazurskim maturzyści mieli cud-temacik z języka polskiego. Trzeba było zinterpretować zdanie Jana Pawła II: „Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku”. Kto by tam chciał „bytować w lęku”! Lepiej wziąć do ręki bejsbola, a do gęby marychę. Z drugiej strony ja i drugi zastępca Jonasza – Rodan – też co dzień bytujemy w lęku: opieprzy nas szef, czy też nie. MS
PRZEKAZANIE WŁADZY Podczas mszy odprawionej na bydgoskiej starówce 3 maja br., w której tłumnie uczestniczyli przedstawiciele władz państwowych, wojewódzkich, miejskich i samorządowych, nowy biskup Jan Tyrawa otrzymał w darze od mieszkańców i prezydenta Bydgoszczy pastorał z herbem miasta. Zdaniem prezydenta Konstantego Dombrowicza (PO), pomysł był oczywisty, bowiem „pastorał to symbol, który jest widoczny przy każdej okazji”. Symbolika prezydenckiego gestu zdaje się być również aż nadto oczywista – pastorał jest atrybutem władzy, a zatem wygląda to na oficjalne przekazanie sprawowania miejskich rządów w ręce biskupa. AK
GŁOWA W PIASEK No i mamy w Polsce kolejny cud. Z dnia na dzień zniknęli gdzieś politycy prawicy i lewicy – zwolennicy, apologeci i piewcy wojny w Iraku. Ze świecą teraz takich nie znajdziesz. Nie przychodzą ani na naukowe seminaria z udziałem analityków, ani na publiczne dyskusje. Ci, którzy nie tak dawno krzyczeli, że Polska wszystko zawdzięcza USA, nie mają ani czasu, ani ochoty. Dowodzą tego pustki podczas niedawnej konferencji „Nowa geopolityka Europy Środkowo-Wschodniej”, na którą do Warszawy zjechali szefowie najważniejszych europejskich ośrodków analiz polityki międzynarodowej (m.in. Fundacja Nauki i Polityki – Berlin, Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych – Londyn, Centrum Międzynarodowych Studiów i Badań – Paryż). W Europie Zachodniej polityk lekceważący takie spotkania szybko idzie na oślą ławkę. W Polsce nieprzyjęcie zaproszenia na pogawędkę ze specjalistami należy do standardów. Nasz reporter naliczył aż 80 nieodebranych identyfikatorów. Znalazł tam m.in. tabliczki z następującymi nazwiskami: Dariusz Rosati, Piotr Gadzinowski, Marek Jurek, Ludwik Dorn, Kazimierz Michał Ujazdowski, Wiesława Ziółkowska, Zygmunt Berdychowski. Ot, polityka... strusia. MP
ZA MAŁO ZEBRALI? Już od kilku miesięcy ostrowieckie kościoły zbierały od wiernych fundusze, aby godnie przywitać ojca Rydzyka. Głównymi ofiarodawcami byli: ostrowiecka prawica, pracownicy pobliskiej huty oraz okoliczne parafie. Działacze LPR wręczali wszystkim uczestnikom spotkania specjalne powitalno-informacyjne ulotki wydrukowane w... Chicago. Ulotki napominały, żeby modlić się z Radiem Maryja i Telewizją „Trwam”. Impreza zgromadziła setki wiernych, m.in. fanów radia
z Radomia, Sandomierza i Iwanisk. Po wielu godzinach oczekiwania ogłoszono wymęczonym ludziom, że ojciec dyrektor... nie przyjedzie. I to jest dobry pomysł: zbierać forsę na Rydzyka, potem tatko nie przyjeżdża, a szmal pozostaje. EW
POD (LEWĄ) RĄCZKĘ Sutannowi podpinają się chętnie pod typowo „cywilne” przedsięwzięcia. A że nie wyszło im z Owsiakiem i jego Przystankiem Woodstock, próbują zaistnieć na różnorodnych imprezach organizowanych przez samorządy miast. Na przykład w tegoroczne Dni Ełku na siłę wtłoczono Dni Rodziny, co stało się pretekstem do organizowania wystaw poświęconych JPII i koncertów pieśni religijnych. Kościelną propagandę akceptują i finansują tzw. lewicowe władze miasta. RP
KOMUNIA I KALESONY W pewnej parafii w woj. świętokrzyskim rokrocznie w maju rodzice pierwszokomunistów dekorują kościół. Kupowane są kwiaty, wstęgi, odświętne dywaniki itp. Wstęgi zawiesza się u powały kościoła, a ich końce zaczepia przy samej podłodze – w tym celu zostały zakupione drabiny o odpowiedniej długości. – Aby kupić te drabiny, składaliśmy się po 25 zł więcej, niż obligowała nas do tego wyznaczona, i tak drakońska, składka komunijna – mówi Jan Durasiński, rodzic dziecka, które przystępowało do Pierwszej Komunii św. sześć lat temu. Mimo że drabiny te stanowią własność społeczności parafialnej, proboszcz kazał sobie zapłacić za ich użyczenie do dekoracji kościoła. I to po 50 złotych od głowy! Mało tego, do uroczystości potrzebny jest także kosz na małe chleby, które są rozdawane dzieciom podczas mszy. Kosz kupili przed laty rodzice, ale ksiądz nie chce go wydać, bo... zdobi jego łazienkę. A zamiast chlebków, trzyma w nim... brudną bieliznę. EW
DAR ABSOLWENTA Teresa Król, redaktor naczelna „Wychowawcy” – miesięcznika dla katolickich belfrów – ubolewa, iż „światłe” pismo redagowane pod jej przewodem w wielu polskich szkołach jest niedostępne z powodu
5
braku środków finansowych na jego zakup. Zwraca się więc z gorącym apelem do wszystkich absolwentów szkół, aby poprzez prenumeratę „Wychowawcy” wyrazili wdzięczność swojej starej budzie i wspaniałemu ciału pedagogicznego za trud i poświęcenie włożone w ich wychowanie. Cóż, tonący brzytwy się chwyta, a Król... jest nagi. AK
HALABARDNICE Pułkownik Elmar Maeder zapowiedział, że w Gwardii Szwajcarskiej nie będzie kobiet, dopóki on będzie komendantem tego najstarszego wojska. Żeby nie być gołosłownym, wymienił trzy powody: środowisko kościelne, w którym gwardia pełni służbę; koszty restrukturyzacji koszar w Watykanie oraz, co najważniejsze, kłopoty, jakie wywołałaby obecność kobiet w gronie młodych na ogół mężczyzn. MAR
PIWKO Z OŁTARZA Prawdziwy Niemiec nie może się obejść bez piwa. Teraz może się go napić także w... byłym kościele w Willingen. To tylko jedna z wielu innowacji, jakim ostatnio poddano 60 niemieckich świątyń. Zmniejszająca się liczba wiernych – zarówno katolickich, jak i ewangelickich – powoduje, że domy boże idą pod młotek, bo nie ma pieniędzy na ich utrzymanie. W świątyni można urządzić halę sportową (kościół św. Maximina w Trewirze) albo salon piękności (kościół św. Józefa w Waldfischbach) czy muzeum jednośladów (kościół w Ottersbach). Nieoficjalnie sami biskupi przyznają, że puste świątynie są ceną wieloletniego życia kościołów ponad stan. MAR
CZESI SZYKANUJĄ Kardynał Miloslav Vlk z Pragi lamentował na forum Akademii Katolickiej w Monachium, że czeski Krk jest szykanowany przez państwo. Chodzi oczywiście o pieniądze – Watykańczycy nie mogą przeżyć odmowy zwrotu ich rzekomego majątku. Poza tym Krk nie ma takich przywilejów, o jakich marzy, bo parlament czeski nie chce ratyfikować umowy z Watykanem. Czescy katolicy stanowią 29 proc. mieszkańców kraju. PaS
6
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
POLSKA PARAFIALNA
Diabelskie mikstury Z Ludzie zupełnie nieświadomie wprowadzają do swojego ciała samego... diabła! Wystarczy, że kupią coś w aptece z lekami homeopatycznymi. Do takich wniosków – po dogłębnej analizie problemu leków homeopatycznych – doszedł Robert Worostkiewicz, autor felietonu zamieszczonego w portalu internetowym katolik.pl, prowadzonym przez zakon salwatorianów. Felieton ów nosi tytuł znamienny – „Homeopatia – okultyzm, sugestia czy medycyna?”. Autor próbuje nieświadomym czytelnikom przedstawić skalę zagrożenia ze strony leków homeopatycznych. W tym celu powołuje się głównie na opinie... księży i zakonników, parających się tematyką sekt oraz okultyzmu! Jakie są argumenty autora za szatańskością tychże leków? Otóż przemawia za tym przede wszystkim osoba twórcy homeopatii, niemieckiego lekarza Samuela Hahnemana. „Był to człowiek kpiący z chrześcijaństwa i samego Zbawiciela. Należał do sekty wolnomularskiej, potępionej przez Kościół jako narzędzie i siedlisko diabła. Dodatkowo parał się spirytyzmem (...), homeopatia powstała dzięki informacjom przekazanym podczas objawień spirytystycznych. Jest to niewątpliwie główny »trop« na drodze do odrzucenia tego sposobu leczenia”. Jednak to nie koniec wywodów pana Wyrostkiewicza. Dalej podchodzi do zagadnienia homeopatii w sposób „naukowy”
i twierdzi, że leki te „zawierają wiele elementów, których nie sposób przypisać prawdziwej nauce. Jest tam coś z rytu, z tajemnicy, z nieznanych mocy”. Na zakończenie autor z jednej strony udowadnia, że homeopatia jest nieskuteczna, z drugiej jednak – dopuszcza możliwość „przyznania tym lekom realnej mocy, ale mocy okultystycznej”. A co na to prawdziwa nauka? Profesor Andrzej Stanczak z Zakładu Chemii Farmaceutycznej i Analizy Leków Akademii Medycznej w Łodzi w artykule „Homeopatia a badania naukowe” stwierdza, że „biologiczne działanie najmniejszej dawki (leki homeopatyczne – przyp. A.) jest już dzisiaj niepodważalne. Natomiast nierozwiązany do końca problem działania tych leków jest właściwie tylko problemem akademickim, albowiem choremu jest wszystko jedno, jak lek działa. Najważniejsze bowiem, że jest on skuteczny”. Robert Wyrostkiewicz w zakończeniu swojego felietonu powołuje się na słowa św. Pawła: „Bracia, trzeźwi bądźcie i czuwajcie!”. Niestety, sam autor, czuwając i tropiąc sługi szatana, o trzeźwości – przynajmniej umysłu – zapomniał. APOSTATA
Zabita przez księdza Czy słowa mogą zabijać? Nie w przenośni, ale dosłownie? Historia naszego bohatera dowodzi smutnej prawdy: MOGĄ! Życiorys Jana Pieczory znanego na Podbeskidziu przewodnika górskiego i bodajże najstarszego maturzysty (zdał ją w wieku 65 lat) jak ulał pasuje do rzeszy polskich katolików, którzy często z dnia na dzień stali się ateistami i antyklerykałami. Dlaczego? Powód jest jeden – księża zaślepieni w swoim religijnym fundamentalizmie połączonym często ze zwykłym chamstwem, szafujący klątwami i piekielnymi karami. Dla kleru to skuteczny bicz na niepokornych, a dla owieczek – marny los. Bywa, że dosłownie marny. Pieczora po wyjściu z wojska założył rodzinę. Po pierwszym porodzie okazało się, że żona nie powinna więcej zachodzić w ciążę.
– Umrze przy porodzie – brzmiał lekarski wyrok. A jednak los i libido sprawiły, że kobieta w ciążę zaszła. Trzeba było zatem czym prędzej usunąć płód. I wtedy się zaczęło. Pleban, który dowiedział się na spowiedzi o zamiarze niewiasty, wytoczył najpotężniejsze działa: – Będziesz się smażyć w piekle, jeśli usuniesz tę ciążę – grzmiał, wyzywając ją od najgorszych. Bluzgi poleciały również z ambony. Zastraszona kobiecina, ślepo ufająca „boskiemu wysłannikowi”, posłuchała nakazów, urodziła i... zmarła. – Gdyby nie chore zasady Kościoła i fanatyzm jego urzędników, moja żona by żyła – oskarża Pieczora. – To z takiego skrajnego religijnego fundamentalizmu rodzi się zło i terroryzm, który trzęsie światem – dodaje. JAROSŁAW RUDZKI
apewnienia o czujności służb specjalnych składają codziennie zastępy polityków. Szczególnie czujna jest Poczta Polska. Poczta Polska – w związku z terrorystycznym zagrożeniem – wprowadziła nowe instrukcje i przepisy
w akwizycji poczteksów, zajmie się eskortą przesyłek priorytetowych, czyli wpłat na Rydzykowe radio. Wewnętrzne instrukcje Poczty Polskiej określają, czego nie należy wysyłać za granicę. Próba ich zignorowania może się skończyć zwrotem paczki do nadawcy, a na-
Bin Laden na poczcie wewnętrzne. Panie w okienkach zabarykadowane zostały taką ilością bazarowego towaru, że ten może im gwarantować względne bezpieczeństwo. Wszak za piramidą papieru toaletowego, proszków do prania, za szańcami skarpetowo-pończoszniczymi można się skutecznie ukryć, a nawet bronić w razie terrorystycznego napadu. Listonosze, uzbrojeni w zwoje druków ubezpieczeniowych i kredytowych, będą mieć szansę zrobić z nich pochodnie, co niewątpliwie odstraszy napastnika. Natomiast straż pocztowa, dorabiająca bokami
wet sprawą karną i perspektywą oglądania świata przez kratki. A przecież potencjalny terrorysta w miejscu nadawcy na pewno wpisze dane wzięte z księżyca, bo frajerem nie jest. Czy ktoś to sprawdza? Ale skąd! Jako rodzaj
Recepta na kasę Prezydent Ełku zadbał o wypoczynek letni dla dzieci. Przy tej okazji zapewnił kasę sutannowym. W nasze lepkie łapska trafiło pisemko prezydenta Ełku o konkursie ofert na organizację wypoczynku letniego dla dzieci i młodzieży. Ów dokumencik zaczyna się całkiem niewinnie: „Prezydent miasta Ełku informuje o możliwości
uzyskania dotacji z budżetu miasta na dofinansowanie wypoczynku letniego dzieci i młodzieży z terenu Ełku w okresie wakacji letnich 2004 roku”. Ale zaraz potem pan prezydent wykłada kawę na ławę, pisząc wprost, że „o środki ubiegać się mogą: organizacje pozarządowe oraz fundacje, stowarzyszenia, osoby prawne i jednostki organizacyjne działające na podstawie przepisów
tarsi ludzie pozywają księży oszustów do sądów, żeby odzyskać swoje pieniądze. Władze Gdańska dają tym samym księżom 120 tysięcy zł. Swego czasu pisaliśmy w „FiM” (1/2003) o Domu Opieki „Złota Jesień” w Gdańsku prowadzonym przez stowarzyszenie o tej samej nazwie, któremu przewodził ksiądz Julian Noga, ówczesny proboszcz parafii św. Kazimierza. Pisaliśmy również o tym, że niektórzy pensjonariusze tego domu zaciągnęli księdza do sądu, domagając się przyznania im prawa własności do zajmowanych lokali lub zwrotu wpłaconych księdzu pieniędzy, bo ten – jak twierdzą – okłamał ich. Ludzie ci wpłacali po 20–30 tys. zł na zakup mieszkania w budowanym domu opieki „Złota Jesień”, a później proboszcz Noga założył parafialne stowarzyszenie, uczynił się jego prezesem i wymusił na lokatorach podpisanie innej umowy, w której nie było już mowy o zakupie mieszkania, tylko o jego najmie! Staruszkowie zostali na lodzie. Po nagłośnieniu sprawy przez „FiM” przedsiębiorczy klecha trochę zmiękł. Nie żeby przyznał lokatorom rację i zwrócił wyłudzone pieniądze. Starym zwyczajem watykańczyków, kiedy wokół wielebnego robi się smród, facet znika. Tak było i tym razem. Na probostwie zastąpił go inny ksiądz, a prezesurę stowarzyszenia przejął ks. Jerzy Kownacki.
S
przesyłki zdecydowanym ruchem długopisu wpisuje się słowo: „dewocjonalia”, a w środku może być bomba. Nie zdziwi to ani polskich służb pocztowych, ani celnych. Paczka z „dewocjonaliami” zostanie wysłana i... bum! W kopercie można listem poleconym wysłać wąglika albo zarazki dżumy, bo nikt nie sprawdza tożsamości nadawcy. Można wysłać wszystko, bowiem instrukcji opracowanych przez służby specjalne nikt nie czyta. Baczną uwagę „panienek z okienka” może zwrócić jedynie śniady gość z brodą, który przyjdzie do urzędu pocztowego w turbanie na głowie i z kałasznikowem przewieszonym przez plecy, i będzie chciał nadać paczkę, na której jako nadawca będzie wpisany bin Laden. PAWEŁ POLAŃSKI
o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej”. Kto będzie decydował o zaakceptowaniu lub odrzuceniu, złożonych ofert? Oczywiście nawiedzony prezydent, po zasięgnięciu opinii branżowej komisji Rady Miasta Ełku. A ta ostatnia dała się już niestety poznać jako uległa wobec watykańczyków i wypełniająca służalczo różne fanaberie sutannowych. Do wykorzystania jest ponad 82 tys. zł. Który z proboszczów odmówi sobie skorzystania z takiej kwoty? BS
I dopiero teraz zaczyna się cyrk. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Gdańsku, który prowadzi już w mieście trzy domy opieki, w kwietniu uruchomił czwarty. Należałoby więc tylko przyklasnąć tej inicjatywie i cieszyć się, że w czasach powszechnego kryzysu MOPS znajduje środki na pomoc społeczną. Jest tylko jedno ale. Nowy dom opieki społecznej mieści się przy ul. Hynka 12 w Gdańsku Zaspie, czyli dokładnie w miejscu, gdzie znajduje się dom opieki prowadzony przez... Stowarzyszenie Domu Opieki „Złota Jesień” księdza Kownackiego, a wcześniej ks. Nogi. Bogaty Gdańsk, żeby nie obciążać parafialnego stowarzyszenia kosztami, zdecydował, że „nowy” dom opieki społecznej będzie działał na zasadzie domu pobytu dziennego. Oznacza to, że podopieczni będą przychodzili tam tylko w ciągu dnia. Wieczorem wrócą do swoich domów. Za pobyt maksimum 20 osób miasto w tym roku zapłaci parafialnemu stowarzyszeniu 120 tys. zł. Mimo procesów sądowych księży biznes rozwija się więc całkiem dobrze. Sylwia Ressel, rzecznik prasowy MOPS, uważa, że dawanie sutannowym kasy to zupełnie nowatorskie rozwiązanie (chyba w Gdańsku). Nie mamy wątpliwości, że wkrótce takie placówki pijawki pojawią się jak grzyby po deszczu. JACEK KOSER
Nowatorskie rozwiązanie
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r. Informacja jest wartościowym towarem. Jej znaczenie doceniają parafie, które prowadzą drobiazgowe kartoteki wiernych, oraz bandyci, wykorzystujący kościelne zbiory informacji do typowania ofiar napadów. Otrzymaliśmy już dostatecznie dużo sygnałów, by móc postawić tezę, że praktycznie w każdej diecezji (choć prym wiodą bielsko-żywiecka, przemyska i poznańska) dane z kartotek parafialnych sprzedawane są po złotówce „od łba” biurom podróży organizującym pielgrzymkowe eskapady. Z innej beczki: dziwili się niejednokrotnie nasi Czytelnicy z różnych regionów Polski, że w trakcie kolędy ksiądz wypytywał o zainteresowania czy plany zakupów i dziwnym trafem, już po kilku tygodniach, zasypani byli ofertami reklamowymi, dokładnie trafiającymi w sedno ich potrzeb. Ale to wszystko blednie wobec numeru, jaki sutannowi wykręcili w Sosnowcu! Bez obaw posądzenia o megalomanię twierdzimy, że dziennikarze „FiM” właśnie zapobiegli co najmniej kilku przestępstwom o trudnych do przewidzenia skutkach. Przygotowywano je za sprawą karygodnej lekkomyślności, może skrajnej głupoty, a kto wie, czy nie łajdackiej
A TO POLSKA WŁAŚNIE
7
Bandyckie rozgrzeszenie zachłanności personelu parafii św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu. Nim przejdziemy do meritum, kilka słów wprowadzenia. Dziennikarz zajmujący się czymś więcej niż pisaniem horoskopów to jest takie zwierzę, które musi mieć kontakty: od księdza po łotra (często na jedno wychodzi). Z tymi ostatnimi na imieniny się nie zapraszamy, ale wiemy dzięki nim, u kogo pewien znany łódzki polityk zaopatruje się w narkotyki, która agencja towarzyska jest najchętniej odwiedzana przez duchownych, komu trzeba dać w łapę, żeby coś załatwić u Kropiwnickiego itp. Tuż po Wielkanocy dostaliśmy sygnał: – Z Sosnowca nadali naszym młodym wilkom robotę. Tamci jej nie chcą, bo gliny mają ich na oku, a trzeba się przy niej trochę pokręcić. Podobno kupili kartotekę parafialną z takimi danymi, że wszystko jest jak na talerzu – poinformował redakcję znawca łódzkiego półświatka. Kilka dni później już wiedzieliśmy, że „młode wilki” dysponowały zbiorem kilkuset kart od spowiedzi. Przejęliśmy te dokumenty. Pomińmy, jak i za ile... Sprawa jest zbyt poważna, żeby skupiać się na okolicznościach sensacyjnych, ale w gruncie rzeczy pobocznych. Zabezpieczone przez nas karty wierni składali w kancelarii parafialnej.
Opatrzone tytułem „Powiadomienie o przyjęciu sakramentów św.”, zawierają: własnoręcznie wpisane przez penitenta imię i nazwisko, dokładny adres oraz datę urodzenia. Zdecydowana ich większość dotyczy sta-
zostawiła u księdza. Wciśnie jej bajer, że przychodzi z parafii, i co, nie wpuści go do mieszkania? A później to już tylko wola boska, bo małolaty są nerwowe i nie umieją kraść artystycznie – zauważa nasz informator.
Fot. Alex Wolf
ruszków. 85-letnia Stefania K. z ulicy Będzińskiej, Irena R. (79 l.) z Reymonta, Marek W. (89 l.) z Hutniczej – to nazwiska pierwsze z brzegu. Łatwo je pogrupować, wyselekcjonować osoby samotne... Jak wykorzystałby takie informacje sprytny złodziej lub bezwzględny bandyta? – No przecież babcia wie, że to, co jej pokaże przez lipko,
Dowiedział się, że „chłopcy z Sosnowca” zdobyli parafialną dokumentację od ulicznej prostytutki: – Ona twierdzi, że ksiądz zapłacił jej rulonem pięciozłotówek i grubą kopertą z napisem „Fundusz młodzieżowy”. Że to niby premia. Ale jak znam życie, pewnie zauważyła ją w teczce podpitego klechy i przytuliła, licząc na równie grubą kasę.
Kim był ów amator szybkiego seksu? Parafia św. Tomasza Apostoła zaliczana jest do najbardziej prestiżowych w Sosnowcu. Świetności dodaje jej rezydujący tam biskup Piotr Skucha, sufragan ordynariusza diecezji Adama Śmigielskiego. Biskupa raczej nie podejrzewamy, podobnie jak 72-letniego proboszcza, księdza kanonika Jana Szkoca, pełniącego też funkcję diecezjalnego duszpasterza trzeźwości. Pozostają księża wikariusze: Władysław Barcicki, katecheta w Zespole Szkół Zawodowych „Energetyk”; Andrzej Jasiński, opiekun ministrantów; Wiesław Żmija, który zajmuje się Kręgiem Rodzin; Ryszard Gęgotek, prefekt Katolickiego Gimnazjum i Liceum; Paweł Sobierajski, duszpasterz akademicki, oraz Piotr Noga od duszpasterstwa ogólnego. Dedykujemy ich nazwiska organom ścigania, bo zgodnie z art. 51 ustawy z 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych: „Kto (...) udostępnia je (dane osobowe – dop. A.T.) lub umożliwia dostęp do nich osobom nieupoważnionym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Teraz ruch należy do Ewy Kuleszy (generalny inspektor ochrony danych osobowych), której wysyłamy przejęte przez nas dokumenty. ANNA TARCZYŃSKA
Madonna broni Piekliska Zdesperowani ludzie szukali pomocy wszędzie. Zbywano ich w wielu miejscach. Wezwali więc na pomoc Madonnę, i ona teraz ich broni. Nowe Jaroszowice to mała, urokliwa wieś w powiecie bolesławieckim (woj. dolnośląskie). Pieklisko to piękny wąwóz tuż za tą miejscowością. Niebawem wąwóz ma zostać zalany ściekami. Wójt gminy Bolesławiec, Kazimierz Gawron, umyślił sobie, aby tu właśnie stworzyć olbrzymią oczyszczalnię ścieków. Wójt Gawron stanowisko trzyma już piątą kadencję i jest niezatapialny. O tym, co dzieje się w gminie, mieszkańcy dowiadują się z bezpłatnego miesięcznika. W nim też poczytać można wiersze o wójcie, pisane m.in. przez posła Olgierda Poniżnika (SLD). Lektura tej gazety skłania do spożycia jednym haustem pełnej sety. Wójt Gawron ma serdecznego kolegę. Jest nim mgr inż. Andrzej Baczmański z Zielonej Góry, zajmujący się projektowaniem oczyszczalni ścieków. Jak stwierdziła kontrola eksperta (dr Michał Mańczak z Politechniki Wrocławskiej), Baczmański nie posiada w tym zakresie żadnych uprawnień. Wójtowi nie przeszkodziło to jednak zlecić mu zaprojektowanie oczyszczalni.
– Pomysł, aby w tym miejscu wybudować nową oczyszczalnię, jest absurdem! – uważa Leszek Bryniarski, architekt z Legnicy. Jest to rozwiązanie szkodliwe, drogie, a przede wszystkim niezrozumiałe. Wójt jednak upiera się przy własnym pomyśle. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że gmina miejska Bolesławiec stara się o 11 mln
euro z funduszu ISPA na... rozwój infrastruktury wodociągowej i kanalizacyjnej. Jeśli to nastąpi, to zbędna stanie się budowa jakichkolwiek oczyszczalni wokół miasta. Zapewnienie o przyjęciu każdej ilości ścieków z gminy wiejskiej wydał dyrektor Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji z Bolesławca (a wcześniej jego prezydent) Józef Burniak. Rodzi się pytanie, dlaczego Kazimierz Gawron tak śpieszy się z budową oczyszczalni? Ludzie odkryli, że córka Kazimierza Gawrona pisze doktorat na podstawie opisu funkcjonowania... oczyszczalni ścieków. On sam natomiast działa w stowarzyszeniu absolwentów Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Jeden z tamtejszych profesorów często opiniuje gminne inwestycje... Osobą wójta i jego „osiągnięciami” zainteresowała się już Najwyższa Izba Kontroli, ale na razie bez rezultatu. Madonna na Pieklisku pojawiła się parę miesięcy temu na terenie przewidywanej
budowy szamba. Postawili ją zdesperowani mieszkańcy i codziennie modlą się z różańcem w dłoniach do świętej gipsowej figury o to, aby nie było oczyszczalni. Pomoże? PAWEŁ POLAŃSKI Fot. Lead Agency
8
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
POD PARAGRAFEM
Gorzki smak cukru Fot. Autor
warunek restrukturyzacji, którą musimy przeprowadzić. No i padło na Żnin, który jest małym zakładem o przerobie 3 tysięcy ton buraków na dobę (średnio w Polsce: 3189 t – przyp. red.), ale nikt nie przewidział, że jeśli padnie
Polskie cukrownie są planowo likwidowane. Teraz przyszła kolej na Przeworsk i Żnin. Pracownicy „Żnina” już prawie miesiąc uczestniczą w protestacyjnej głodówce. A jeszcze dwa lata temu miało być tak wspaniale: polski cukier z polskich cukrowni na polskich stołach. W tym celu utworzono nawet Krajową Spółkę Cukrową SA, czyli holding zrzeszający 22 zakłady. Rzeczywistość okazała się bardziej brutalna, niż to sobie wyobrażali politycy z Gabrielem Janowskim na czele. Dziś niektórzy z nich, m.in. Renata Beger i Stanisław Łyżwiński (oboje z Samoobrony), odwiedzają głodujących cukrowników ze Żnina, by zbić jeszcze trochę przedwyborczego kapitału, ale – tak naprawdę – los prawie 170 pracowników mało ich interesuje. – Nie godzimy się na likwidację cukrowni, bo to zakład zmodernizowany i dający sobie doskonale radę w gospodarce rynkowej ostatnich
lat – mówi przewodniczący Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego Cukrowni „Żnin”, Marek Wojciechowski. – Za to, że nie wyciągaliśmy nigdy rąk po państwowe pieniądze, spotyka nas dziś niesprawiedliwa kara. Cukrownicy ze Żnina rozpoczęli głodówkę w Wielki Piątek. Po dwóch tygodniach ją przerwali, bo obiecano im pomoc. Gdy przed kilkunastoma dniami okazało się to iluzją, wznowili głodówkę. Piją tylko soki i leżą w śpiworach w jednym z pomieszczeń na terenie zakładu. W poniedziałek 3 cukrowników odwieziono do szpitala, a 16 innych dzień i noc protestuje przeciwko likwidacji cukrowni. Uzbrojeni strażnicy dopuszczają do nich tylko rodziny.
kim najlepiej robić interesy? Z państwem polskim. Dlaczego? Bo nie pilnuje swoich pieniędzy i pozwala żerować na sobie różnej maści pasożytom. Na prywatyzacji Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej straciliśmy minimum 2–3 mld dolarów („FiM” 16/2004), prawie taką samą stratę poniósł Skarb Państwa na PKS-ie („FiM” 15/2004). Dziś kolejny wątek tego niesłychanego przekrętu. – To skandal z tą prywatyzacją PKS! Nie dość, że dobrze prosperującą firmę wyceniono na blisko 9 milionów złotych, a sprzedano za 3,6 miliona, to jeszcze wykolegowano załogę, która chciała utworzyć własną spółkę pracowniczą – mówi Małgorzata, związkowiec z Tarnobrzega. Szef Związku Zawodowego Kierowców RP w tarnobrzeskim PKS-ie, Zbigniew Dąbek, potwierdza, że za taką kwotę nabył jego firmę Orbis Transport z Warszawy. – Pracowników nie było stać na utworzenie spółki. Od nas chciano całe 9 baniek, a od Orbisu niemal trzy razy mniej. Na temat tej dziwnej prywatyzacji nie chciał się wypowiadać prezes nowej spółki PKS Orbis, Antoni Barwacz, zamykając przed nami drzwi.
Z
ta właśnie cukrownia, zniknie ostatni zakład z prawdziwego zdarzenia w 15-tysięcznym mieście. A w Żninie jest już blisko 35-procentowe bezrobocie! 1 maja w Żninie odbył się marsz głodowy. Na czele protestujących szli uczestnicy głodówki z cukrowni, nie brakowało też ich rodzin, plantatorów oraz... 15 parlamentarzystów. W poniedziałek podczas kolejnego marszu jeden z głodujących zasłabł i niezbędna okazała się pomoc lekarza. We wtorek do głodówki w swoim toruńskim biurze przystąpił poseł Jerzy Wenderlich (SLD), który solidaryzuje się z załogą „Żnina”. – Strajkujący nie przyjmują ani posiłków, ani żadnych napojów – informuje M. Wojciechowski. – Jesteśmy zdesperowani, jeśli spółka nie cofnie decyzji o likwidacji naszej cukrowni, zaostrzymy protest. RYSZARD PORADOWSKI
ażdego roku niemal miliard euro z unijnego budżetu trafia do 6 największych europejskich koncernów cukrowniczych, m.in. francuskiego „Beghin Say”, niemieckiego „Sudzucker” czy brytyjskiego „Tate and Lyle”. Dlaczego? Aby poprzez stosowanie dumpingowych cen jeszcze bardziej zakłócić międzynarodowy handel cukrem. Odbija się to także na branży cukrowniczej w Polsce. Obecnie Krajowa Spółka Cukrowa (powstała w 2002 r.) ma 40-procentowy udział w polskim rynku, dysponuje także większościowym udziałem w kilku innych cukrowniach. W związku z restrukturyzacją planuje wygaszenie produkcji w czterech zakładach: Borowiczkach i Sokołowie w woj. mazowieckim, w Żninie w woj. kujawsko-pomorskim i Klemensowie w woj. lubelskim. Zdaniem szefów spółki, pozostałe zakłady mogą przejąć produkcję i bazę surowcową likwidowanych cukrowni. Pracownikom zamykanych zakładów proponuje się iluzoryczne odprawy (w kasie KSC brak pieniędzy).
K
– Nie ma żadnych szans na wstrzymanie likwidacji „Żnina” – powtarza bezustannie wiceprezes KSC Stanisław Pawlak. – Jeśli chcemy uratować 6,5 tysiąca ludzi zatrudnionych w spółce, musi dojść w tym roku do wygaszenia produkcji w 4 cukrowniach – dodaje sekretarz rady nadzorczej spółki Marian Król. – To niezbędny
Jak Zabłocki na mydle – Ta prywatyzacja to kolejny kant cwaniaków i oszustów – mówi Stanisław, jeden z kierowców PKS. – Orbis Transport za niewielkie pieniądze kupił 4 hektary znakomicie położonego gruntu, dworzec, kilkupiętrowy biurowiec, zajezdnię i autobusy, których jest prawie 150.
– Mogło być jeszcze gorzej – mówi jeden ze zdenerwowanych związkowców. – Na szczęście w porę udało nam się pozbyć Makarego Stasiaka i jego Instytutu Postępowania Twórczego, bo on też zwietrzył interes i usiłował kupić nasz PKS. Zwodowaliśmy go, gdy dotarły do nas informacje o jego przekrętach w Kozienicach i Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Radomiu. Zgodnie z umową, do 2007 r. nie powinno być zwolnień. Nabywca zobowiązał się też zainwestować w firmę 3 mln zł. Zdaniem sekretarza Rady Pracowniczej, Jana Palucha, pozostaje mieć nadzieję, że Orbis Transport okaże się solidniejszym kontrahentem niż firma Stasiaka.
– Ja nie mam takich nadziei – mówi jeden ze związkowców. – Dlaczego? Hieny w całym kraju zwietrzyły interes i za grosze kupują oddziały PKS-u. U nas Orbis zarobił na czysto kilka milionów. Czy można mieć zaufanie do takiego kontrahenta? W ślady wielu cwaniaków idą inne firmy – do „miodu” dorwała się niemająca najlepszej opinii za granicą firma Connex, która w woj. olsztyńskim, wbrew woli pracowników, dostała Kętrzyn i Mrągowo, a w woj. podkarpackim nabyła przedsiębiorstwa przewozowe m.in. w Łańcucie, Brzozowie i Sanoku. Do kupna Gdańska przymierza się z kolei Orbis Transport. To dziwne, że Skarb Państwa dopuszcza do tak skandalicznych transakcji. Ale błąd zrobiono już przed laty, rozbijając PKS na blisko 200 przedsiębiorstw i przekazując je wojewodom. Ci nie bardzo wiedzieli, co robić z tym kukułczym jajem i zwlekali z prywatyzacją, jak choćby w Tarnobrzegu, Toruniu czy Olsztynie. Teraz za grosze (plus łapówki?) zbywają ostatni publiczny majątek, a my, podatnicy, wychodzimy na tym tak jak zwykle – jak Zabłocki na mydle. BARBARA SAWA Fot. Autor
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
Ewangelicki pastor przegrywa z czerwonymi beretami religijnej konkurencji. Ewangelicy w Kaliszu i Ostrowie Wielkopolskim zawdzięczają pastorowi Banertowi wszystko („FiM” 47/2003). Pożyczał, dzierżawił, odzyskiwał, wygrywał w sądach z samorządową władzą. Był bardzo kreatywny. I pieniądze mu się trzymały! Kontrowersyjny pastor już pod koniec stycznia br. otrzymał jednak pisemne polecenie opuszczenia kaliskiej parafii i przejęcie obowiązków w Grudziądzu. Powiedział nam wtedy, że to go nie interesuje, bo na zmianę miejsca nie godzą się żona i dzieci. Dotrzymał słowa. Grodu nad Prosną nie opuścił, zaś rada parafialna wytrwale go broni. Tymczasem ewangelicki biskup pomorsko-wielkopolski, Michał Warczyński, już wyznaczył na następcę Banerta byłego wojskowego kapelana z Brzegu, 36-letniego Sławomira Fonfarę. Nie osiedli się on jednak w Kaliszu, bo nie bardzo jest gdzie (rodzina Banertów zajmuje służbówkę!), więc sprawami parafii pokieruje z Ostrowa. To jeszcze bardziej rozwścieczyło miejscowych ewangelików, bowiem przez 200 lat nie odnotowano czegoś podobnego. Pastor Banert jeszcze niedawno czuł się pewnie. Odzyskał
PARAFIALNA PARAGRAFKA
Wycięli pastora cmentarz przy ulicy Grabowskiej, wielką kamienicę przy ulicy Kaliskiej. Wyjął z budżetu ostrowskich władz samorządowych 40 tys. zł, bo tyle kosztowały sprawy sądowe, które założyli i wygrali z miastem ewangelicy. Punktem zwrotnym w karierze dzielnego pastora był moment ogłoszenia chęci zakupu od Krk... kościoła pw. NMP Królowej Polski w Ostrowie. Dziś już wiadomo, że tak bezczelna propozycja wnerwiła kaliską kurię, a biskup Napierała rozpoczął działania odwetowe. Dowiedzieliśmy się, że natychmiast powiadomił prymasa Glempa o – jak to nazwał – „wybryku” ewangelickiego pastora. Ten miał rozmawiać z szefami Banerta i żądać jego przeniesienia. Biskup Warczyński nie potwierdza, ale także nie zaprzecza, że były na ten temat jakieś rozmowy z Krk. Dziwnym trafem w tym samym czasie pojawiła się sprawa związana z ostrowskim cmentarzem ewangelickim przy ul. Grabowskiej. Banert został oskarżony o wycięcie bez zezwolenia 321 drzew. Najwięcej do powiedzenia
w tej kwestii miał Alfred Mąka, proboszcz z ostrowskiej fary, który otrzymał stosowne doniesienie od jednej z parafianek i rozdmuchał ogromną aferę. Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Ostrowie (tego samego, który przegrywał
sensację nad sensacjami – znalezienie szczątków kaplicy księżnej Dąbrówki. Kiedy wydawało się, że nic już nie stanie na przeszkodzie, by naukowcy rozpoczęli wykopy pod kościołem NMP, nieoczekiwanie do akcji wkroczył arcybiskup poznański, wiceszef episkopatu Stanisław Gądecki, który nie wyraził zgody na dalsze badania. Oświadczenie takie zło-
Rzecznik prasowy kurii ksiądz Bogusz Lewandowski nawiązuje do spraw bezpieczeństwa: – Pani Kocka będzie sobie dołki kopać, a nam się kościół zawali! Czy arcybiskup może na to pozwalać? Takie oto pytanie zadaje sobie rzecznik i sam znajduje odpowiedź: – Oczywiście, że nie! Wydaje się jednak – jeśli posłuchać fachowców – że Gądecki coś kręci z tym zawaleniem, specjalista jeden! Naukowcy z Politechniki Poznańskiej są pewni, że niewielki wykop pozwoliłby stwierdzić, czy wewnętrzne kolumny kościoła znajdują się na ławie żył kilka dni temu podczas spotkania mającego fundamentowej, a to dałoby asumpt do podnajwiększą sensacją archeologiczną ostatna celu omówienie technicznych szczegółów opejęcia decyzji w kwestii dalszych działań. nich lat. Na Ostrowie Tumskim w Poznaracji „Dąbrówka”. – Kiedy za pieniądze podatników wzmacniu, gdzie znajdował się jeden z najważniejUczestnicy spotkania... zamarli. Miejski konniano budynek kościoła, arcybiskup przyklaszych grodów państwa Piastów, zlokalizoserwator zabytków Maria Strzałko nie miała skiwał, chociaż musiał wiedzieć, że robi się wano pod ziemią szczątki siedziby księcia nawet zamiaru kryć rozczarowania. Inni zainteto m.in. po to, żeby dokonać jakże istotneMieszka I. Dalsze badania ekipy prof. Kocresowani twierdzili zgodnie, iż zakaz Gądeckiego wykopu – mówi nam jeden z poznańkiej pozwoliły na dokładną lokalizację pogo to koniec prac, które mają znaczenie nie tylskich archeologów. łożenia pałacu i oszacowanie jego wielkoko dla kultury polskiej, ale wręcz europejskiej. Teraz – tym, którzy chcą bronić nauki ści. Fachowe pisma co jakiś czas donosiły Jeżeli tak, to możemy zapomnieć o przekazaprzed hamulcowym – pozostaje szukać koo tych rewelacjach, więc na badania znajniu na ten cel środków z funduszy unijnych. lejnych ekspertyz i autorytetów, które zedowano kolejne środki finansowe. chciałyby uznać, iż dalsze prace Tymczasem opustoszony budżet stolicy Wielkopolski został Tadeusz Baranowski – kierownik Zakładu Architektury Średnio- nie tylko są bezpieczne, ale wręcz konieczne. Tym bardziej że do ceobciążony kwotą 600 tys. zł, któwiecza w Instytucie Archeologii i Etnologii PAN w Warszawie: lu było już tak blisko. ra przeznaczona jest na renowa– Nie znam jeszcze rzeczywistych przyczyn przerwania prac weCzego zatem tak naprawdę cję gotyckich, ceglanych ścian kownątrz kościoła na Ostrowie Tumskim w Poznaniu, ale mogę pomoże się obawiać Gądecki? Mościoła Najświętszej Marii Panny na wiedzieć, że odkrycia te należą do szalenie ważnych nie tylko że tego, że pod kościółkiem NMP Ostrowie Tumskim. Wcześniej dla polskiej nauki, ale dla całości zagadnień związanych z archina Ostrowie Tumskim w Poznawzmocniono ściany świątyni (za tekturą i kulturą romańską. Jeżeli strona kościelna faktycznie obaniu Kocka znajdzie dowody na to, pieniądze wojewódzkiego konserwia się o bezpieczeństwo istniejących budowli, a nie jest w staże do chrześcijaństwa i Mieszka I watora zabytków), a to dzięki tenie przedstawić w tej kwestii żadnych ekspertyz, po prostu trzenie popchnęła Dąbrówki ani mimu, że obiecano archeologom, iż ba je natychmiast wykonać. Nie wyobrażam sobie, żeby prace łość, ani wiara, tylko psychiczne będą mogli poszukać skarbów, któzostały przerwane albo ograniczono je jedynie do działalności armolestowanie w wydaniu polskiere kryją się właśnie pod tym kocheologicznej na zewnątrz budynków. go Krk... ściołem. Archeolodzy przewidują JK
ogło dojść do największej sensacji archeologicznej stulecia. Najpewniej nie dojdzie, bo arcybiskup Gądecki powiedział nie! A jego słowo więcej waży niż słowo niegdysiejszych pierwszych sekretarzy. Nie bez racji dokonania profesor Hanny Kockiej-Krenz z 1999 roku okrzyknięto
M
Podkopane korzenie?
9
z Banertem w sądach) potraktował wycinkę jako nielegalną i błyskawicznie porachował, że ma to kosztować pastora i jego wiernych 6 mln zł. Po nekropolii biegali policjanci i strażnicy miejscy z aparatami fotograficznymi, sporządzając dokumentację fotograficzną, zaś Wielkopolski Urząd Wojewódzki w Poznaniu otrzymał informację, że z cmentarza zniknął bluszcz pospolity, wpisany do rejestru pomników przyrody. – Od 10 lat byliśmy nękani mandatami przez ostrowskich strażników miejskich – mówił nam pastor Banert. – Cmentarz odzyskaliśmy w 1990 roku i systematycznie go porządkujemy. Nie wycięto 321 drzew, zleciłem tylko usunięcie samosiejek i chaszczy. Zrobiłem błąd, że nie wystąpiłem o zgodę, ale chcę zasadzić 600 drzew na 600-lecie miasta. Banert żadnych drzew już nie posadzi. Musiał wycofać się z zakupu kościoła, nie będzie dłużej biegał po sądach i z pewnością już nigdy w nich nie wygra. Właśnie odebrano mu prawo wykonywania posługi kapłańskiej. Monopol na wiarę mają jedynie słuszni duszpasterze. A kiedy sprawa oprze się o samego władcę tego państwa, czyli Glempa, to każdy pastor, nawet taki operatywny, może się czuć wycięty. JAN KALINOWSKI Fot. Autor
Poznań przekaże w tym roku o 25 proc. mniej pieniędzy na ochronę zabytków, ale – jak się okazuje – tylko tych niekościelnych. Te ostatnie dostaną więcej złotówek. W kościele pw. Wszystkich Świętych odnawiana jest elewacja. W ubiegłym roku z samorządowej kasy przekazano na ten cel 175 tys. zł, obecnie miasto da 200 tys. Więźbę dachową remontuje się w parafii św. Wojciecha. Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków informuje, że do proboszcza dobrodzieja trafi 250 tys. zł, chociaż rok temu lekką rączką przyjął 175 tys. To nie wszystko. Największe poznańskie firmy (nawet te, które w terminach nie płacą pensji swoim pracownikom!), zasypywane są prośbami o remontowe wsparcie i przelewają na watykańskie konta czasami niebagatelne kwoty. Budżet uzupełniają jeszcze parafianie, nagabywani co jakiś czas o dodatkową aktywność płatniczą na tradycyjne łatanie dziur w przeciekających dachach czy odnawianie elewacji. Nie sposób zatem zliczyć strumienia forsy płynącej pod remontowym płaszczykiem. ¤¤¤ Z ustaleń naukowców wynika, że pałac Mieszka I był okazałą, dwupiętrową budowlą. W jego pobliżu odkopano drewniano-ziemne wały grodu o charakterze obronnym. Ocenia się, iż była to jedna z najpotężniejszych tego typu budowli w tej części Europy. Kaplica Dąbrówki ma się znajdować obok pałacu. W wieku XV, kiedy siedziba Mieszka I była ruiną, jej szczątki posłużyły jako budulec dla kościoła NMP. Stąd pewność, że stoi on na fundamentach wspomnianej siedziby pierwszych Piastów.
10
POLOWANIE NA „PEDAŁÓW”
Faszysto twarz Kr Na ulicach dawnej stolicy Polski polała się krew – katoprawicowa młodzież napadła na pokojową demonstrację domagającą się tolerancji dla mniejszości seksualnych. Dwa dni po pogromie kardynał Stanisław Nagy, przyjaciel papieża, zamiast przeprosić za ekscesy swoich współwyznawców, nazwał ich ofiary – gejów i lesbijki – „złem chodzącym po ulicach miasta stu kościołów”... „Zło” wyszło na ulice królewskiego miasta w liczbie 2000 osób! Na dzień przed pochodem, a po dwóch tygodniach nienawistnej kampanii katoprawicy („FiM” 18–19/2004) krakowski oddział Kampanii przeciwko Homofobii miał prawo powątpiewać, czy przed Collegium Novum ktokolwiek odważy się stawić. Przecież nawet tych, którzy tylko wspierali ideę manifestacji na rzecz tolerancji, spotkały wyzwiska i nagonka. Oberwało się noblistom, do niedawna noszonym na rękach przez cały Kraków: Czesławowi Miłoszowi zasugerowano wyjazd do rodzinnego Wilna, a Wisławę Szymborską obrzucono najgorszymi obelgami.
Kultura dla Tolerancji Taką nazwę nosiła czterodniowa impreza, której kulminacją była właśnie manifestacja. Poza udziałem w niej można było także posłuchać koncertów, pójść na wernisaż lub wykład – chociażby profesor Marii Szyszkowskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim
na temat mniejszości seksualnych w państwie demokratycznym. Szczególne kontrowersje wzbudził jednak pomysł pochodu ulicami Krakowa. Być może z powodu krytyki ze strony Kościoła i całej prawicy od LPR po PO – na pochód przyszło mnóstwo osób. Byli politycy z SLD, SdPl i UP; byli Zieloni i Federacja Młodych Socjaldemokratów; bardzo widoczna i aktywna była reprezentacja APP RACJI. Dość powiedzieć, że marsz prowadził Szymon Niemiec, rzecznik prasowy RACJI. Wiele też było par jak najbardziej heteroseksualnych, które szły, trzymając się za ręce, obok gejów i lesbijek. Pochód, niezwykle spokojny i wręcz uroczysty, powoli przemierzał Planty i część Starówki. Powiewały transparenty, słychać było kulturalne okrzyki na rzecz tolerancji i rzeczywistej demokracji. Reakcje przechodniów i gapiów były rozmaite – od zdziwienia i niedowierzania,
po radość i poparcie okazywane gestem i słowem. Jednak od samego początku towarzyszyły manifestacji grupki prawicowych fanatyków miotających wyzwiska, okrzyki i... jajka. Niektórzy z nich wyraźnie wyszukiwali w pochodzie ewentualnych znajomych lub sąsiadów... Poszukiwania uwieńczone sukcesem kończyły się szyderstwami i wyzwiskami. Krzykaczy uciszali nierzadko przypadkowi przechodnie, okazując dezaprobatę dla ich chamstwa i fanatyzmu.
Katolicka tłuszcza Marsz miał się zakończyć pod pomnikiem smoka wawelskiego. Przed Wawelem kilka setek dobrze zorganizowanych katofanatyków – głównie wygolonych młodych mężczyzn – zagrodziło uczestnikom drogę. Ale nie zabrakło też i siwych głów, i polityków LPR. Jest wielu świadków, którzy mogą potwierdzić, że radni Maciej Twaróg, Krzysztof Jan Woźniak i Piotr Stachura sterowali agresorami, co doprowadziło do zamieszek. W gronie tym obecny był również poseł Stanisław Papież. Manifestacja katooszołomów była nielegalna, bo miasto nie chciało pozwolić na konfrontację dwóch pochodów. Pochód dla tolerancji próbował zatem przecisnąć się przez Podzamcze ku swojemu celowi. Bezskutecznie, bowiem kilkudziesięciu poddanych kard. Macharskiego położyło się na ulicy w roli współczesnych Rejtanów. Siły policyjne – za skromne jak na tak dużą liczbę uczestników obydwu
Fot. Alex Wolf
manifestacji – nie odważyły się na próbę przywrócenia porządku. Ciekawe, czy gdyby geje zablokowali w ten sam sposób na przykład procesję Bożego Ciała, to policja zachowałaby się równie powściągliwie? Przez kilkadziesiąt minut obydwa pochody stały naprzeciwko siebie, pokrzykując. Na gejów i lesbijki leciały jajka, kamienie i butelki. Niektórzy kładli się na ulicę, aby utrudnić zadanie napastnikom. Zrobiło się nieprzyjemnie i niebezpiecznie. Wobec bezradności policji demonstranci zaczęli się powoli rozchodzić. Na to tylko czekali katofaszyści – rozpierzchli się na ulice Starówki i Plant. Rozpoczęło się polowanie na „pedałów”. Manifestanci
chronili się w bramach, sklepach i restauracjach (w jednym z krakowskich „Sphinksów” obsługa wydała ich w ręce LPR-owców). Na Rynku interweniowała policja – młodych, agresywnych katolików poszczuto psami, zbito pałami i postraszono bronią krótkolufową.
KTOKOLWIEK W
Ci trzej panowie na zdjęciach to ra wej) Maciej Twaróg, Piotr Stac Jan Woźniak. To oni w Krakowie nienawiści skierowanej przeciwko seksualnym, zorganizowali nielega i wydawali im polecenia, co słyszał te słowa. Zwracamy się do wszys
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
owska rakowa
Wszystko to jednak za mało i za późno – przynajmniej cztery osoby odniosły rany, dwie trafiły do szpitala, w tym jeden policjant, któremu fanatycy oblali twarz kwasem. Zatrzymano 20 osób, dwunastu postawiono zarzut czynnej napaści na policjanta.
Fałszywi przyjaciele Po rozruchach, które zaszokowały Kraków, „Gazeta Wyborcza” ubolewała nad „rozpętaną w mieście kampanią nienawiści”. Tak się jednak składa, że to właśnie ta gazeta pierwsza nazwała planowany pochód homoseksualistów prowokacją. I to tylko dlatego, że miał się odbyć po procesji ze zwłokami świętego Stanisława. „Wyborcza” próbowała zarobić podwójnie – raz rozpętując
histerię i pseudosensację, a drugi raz – strojąc się w szaty moralizatorów. „Tygodnik Powszechny” niby stanął w obronie homoseksualistów, ale i ksiądz Boniecki wzdragał się przed „prowokacją” mającą rzekomo urazić katolickie uczucia. Zdaniem naczelnego „TP” „niesmak i sprzeciw Kościoła był uzasadniony”. Ciekawe dlaczego? Bo o swoje prawa walczyli akurat homoseksualiści? I to jest takie gorszące? Czy takie sądy i aluzje nie są przejawem ukrytej homofobii, w której zresztą celuje redakcyjna koleżanka Bonieckiego, Józefa Hennelowa? Wydarzenia w Krakowie skłaniają do kilku przynajmniej refleksji. Po pierwsze – jak wielka potrafi być bezinteresowna nienawiść ludzi, zwłaszcza wtedy, gdy jest podbudowana przez religię i wspierana przez tzw. autorytety. Na kilka dni przed pochodem gejów i lesbijek kard. Macharski wezwał do udaremnienia pochodu dla tolerancji i członkowie LPR rozkaz wzięli sobie do serca. Skandalem i podłością jest potępienie spokojnej manifestacji przez kardynała Nagyego (ulubieniec Wojtyły) i brak napiętnowania agresywnych fanatyków, którzy ranili ludzi. W tym kontekście przypominają się wydarzenia sprzed czterech wieków – sfanatyzowana przez jezuitów krakowska, katolicka tłuszcza napadała na swoich sąsiadów ewangelików, plądrowała zbory i domy prywatne, biła, zabijała, a nawet wyciągała z grobów trupy protestantów i włóczyła je po ulicach miasta. Reakcja władz zastraszonych przez kler była mizerna i spóźniona. Po kilku takich napadach wzrosła gwałtownie liczba nawróceń na katolicyzm, a zbór przeniósł siedzibę poza granice miasta. Czy i tym razem będzie podobnie? Czy fanatycy spod znaku Giertycha zastraszą miasto, a potem cały kraj? MAREK KRAK
WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK SŁYSZAŁ...
adni LPR – (od lehura i Krzysztof nakręcali spiralę o mniejszościom alny spęd łysych ł i widział piszący stkich osób, które
Fot. MK
były na miejscu zdarzeń i obserwowały działania tych panów, aby poinformowały o tym policję lub prokuraturę. Prosimy zwłaszcza dziennikarzy, aby udostępnili nagrania i zdjęcia odpowiednim organom. Nie może być tak, aby polityczny bandytyzm pozostał bezkarny. Wsadźmy do więzienia katofaszystów, zanim rozwalą nam Polskę! MK
Samotni w tłumie L
udzi samotnych przybywa, szczególnie tych w starszym wieku, kiedy często już szron na głowie i nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj. W pierwszy, długi majowy weekend odbył się w Polanicy Zdroju ogólnopolski zjazd samotnych – Dziewiąte Spotkanie Sympatycznych. Do urokliwego kurortu zjechali ci, którzy bezskutecznie, jak dotychczas, poszukują partnera życiowego, swojej drugiej połówki. Są to ludzie w wieku 40–70 lat, z pewnym bagażem życiowym, już po rozwodach albo owdowiali – po prostu samotni. Okazuje się, że w Polsce coraz więcej jest takich, którzy nie chcą być sami, lecz nie potrafią się odszukać. Jednym z negatywnych aspektów transformacji ustrojowej stało się rozregulowanie stosunków międzyludzkich. – Teraz jest niewielka możliwość, aby zapoznać się, znaleźć odpowiednią partnerkę – mówi Janusz (58 l.), jeden z uczestników spotkania. – Jeszcze za komuny były wczasy, gdzie zakład pracy refundował pobyt, bezpłatne sanatoria, a nawet zwracano koszty podróży, organizowano wycieczki, zabawy, grzybobrania. Możliwości poznania się ludzi samotnych były więc bardzo duże. Wszystko się skończyło. Teraz nawet polikwidowano kawiarnie z dancingami. Wszechobecne są natomiast puby, pizzerie, dyskoteki, gdzie bawi się raczej młodzież, a starsza osoba tam nie pójdzie... Komfortowy hotel SANA – Centrum Rekreacyjno-Szkoleniowe organizuje spotkania już po raz dziewiąty i – doprawdy – robi to wzorowo. Zapewnia sympatycznym wiele atrakcji i niespodzianek. Rano, w sobotę 1 maja, uczestnicy wyjechali do pobliskiego Chocieszewa na łowisko słynące z pstrągów; zabawa była przednia, a humory i pogoda dopisywały.
Po powrocie chwila na relaks i odnowę biologiczną; nie byle jaką do tego, bowiem hotel SANA ma basen, saunę, siłownię, kort tenisowy, gabinety masażu. Wieczorem biesiada grillowa w hotelowym szałasie, dużo śpiewu, dowcipów, wspólne piwkowanie, no i przede wszystkim możliwość normalnej, ludzkiej rozmowy, bez pośrednictwa komórki czy klawiatury i monitora komputerowego. Rzeczywiście, widoczna jest korozja tradycyjnych metod odnajdy-
wania się. Internet wstrzelił się w ten marazm idealnie. Na dwóch największych portalach randkowych jest zarejestrowanych około... dwóch milionów osób! To wręcz niewiarygodne. Niektórzy z nich z pewnością pojawiają się tam w poszukiwaniu przygody, flirtu, ale większość to ci samotni w tłumie. Brak miłości i samotność często jeszcze są dla człowieka źródłem wstydu, a Internet zapewnia bardzo ważną rzecz: anonimowość w poszukiwaniu partnera czy partnerki. Ludzie mogą się tu poznać, pisać do siebie
11
maile, przesyłać zdjęcia. Wirtualne zauroczenie może okazać się klęską, kiedy po e-mailowym flircie dochodzi do spotkania dwojga całkiem realnych ludzi. Poczta elektroniczna jest cierpliwa, a – chcąc podnieść siebie w oczach respondenta – można wymyślić sobie i charakter, i listę Fundamentalnych Wartości, które w zetknięciu z rzeczywistością pękają jak bańka mydlana. W czasie przerwy w tańcach rozmawiam na temat „znajomości z sieci” z Haliną (rozwódka, lat 45, jedno dziecko, nauczycielka). – Na Internet prawie już nie liczę. Byłam przez pewien czas na jednym z portali randkowych, nawet dałam w swej „wizytówce” fotografię. Mężczyźni pisali dość dużo, ale głównie interesował ich szybki seks bez zobowiązań. A ja szukam partnera życiowego. Do Polanicy przyjechałam już drugi raz. Czy znajdę kogoś wartościowego? Nie wiem. Traktuję ten pobyt relaksowo, świetnie się bawię, odrywam od szarej codzienności, poznaję ciekawych ludzi. – W Internecie głównie pytano mnie, jakie mam uda i rozmiar piersi – śmieje się Krystyna, ładna, puszysta blondynka, 53 l., księgowa. – Nawet żonaci do mnie pisali. Wiadomo, że takiej korespondencji nie podtrzymywałam. Tutaj mam możliwość rozmowy w cztery oczy, możliwość poznania człowieka. Wymiana paru maili nigdy nie zastąpi bezpośredniej znajomości. I wi-
dać to już następnego dnia w Polanicy. Na początku, podczas wspólnej wycieczki, tworzą się pierwsze pary, zawiązują przyjaźnie. Spacer na Szczytnik, zamek Leśna, trasa przez wieś Piekiełko pośród skałek piaskowca, cudowny widok na Wzgórza Lewińskie i Góry Stołowe – to romantyczna atmosfera, która sprzyja samotnym i nieśmiałym. Wieczorem dancing w jednej z polanickich restauracji. Zabawa przednia, śpiewy, tańce, hulanki, swawola. Na parkiecie prym wodzi piękna Zuzanka z Polanicy (rozwódka, 45 l., jedno dziecko), przedmiot czułych westchnień większości panów. Ludzie poznają się tu szybko i są wobec siebie bardzo otwarci. Dlaczego? Niemal wszyscy szukają tego samego – bratniej duszy. No i chyba wszyscy mają też świadomość upływającego czasu... A jesienią kolejny zjazd samotnych w tłumie. ZOSIA WITKOWSKA Fot. Z. Modzelewska
12
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
ZE ŚWIATA
Seks z nosorożcem ave Alsop pragnął popatrzeć, jak dzikie zwierzęta zachowują się w naturze (prawie), przeto wybrał się do brytyjskiego West Midland Safari Park. Nie przeczuwał jednak, że natura przekroczy granice, jakich spodziewa się angielski dżentelmen.
D
Kontemplując wylegujące się i pasące od niechcenia, znudzone zwierzaki, Dave zwrócił uwagę na nosorożca, który uprawiał miłość z samicą. Zatrzymał się i wyjął aparat, by zrobić zdjęcie zoopornograficzne, lecz niespodziewanie sam stał się obiektem zainteresowania jednorogiego bydlaka. Dwutonowy, 12-letni nosorożec Sharka przerwał posuwanie partnerki i raźnym truchtem zbliżył się do renaulta z Alsopem w środku. Do dziś nie wiadomo, czy to auto, czy raczej znajdujący się wewnątrz homo sapiens wzbudziły jego pożądanie. Dość powiedzieć, że zwierz wskoczył na renaulta i jął wykonywać ruchy frykcyjne (cóż by to była za
reklama samochodu!), na co jego samica spoglądała z rozczarowaniem. „Tłuścioch podniecił się jak cholera” – relacjonował później zgorszony i zszokowany kierowca, gdy udało mu się w końcu odjechać zgwałconym samochodem. Rzecznik parku skwitował incydent stwierdzeniem, że nosorożce nie są przesadnie inteligentnymi zwierzętami. Ale za to pomysłowymi. Przed laty Sławomir Mrożek napisał opowiadanie, którego bohater – nosorożec! – regularnie domagał się od badacza dżungli masażu jąder. „Bezrozumna natura daje upust chuciom”– konkludował pisarz. TW
Nadzienie z kumpla arlos Machuca, meksykański kucharz specjalizujący się w wypiekaniu naleśników tamales, miał kolesia, z którym lubił się napić. Banał? Niekoniecznie!
C
Jak to często bywa, po przedawkowaniu C2H5OH doszło do nieporozumienia. Od słowa do słowa, od ciosu do ciosu – i już partner Carlosa leżał martwy, zbroczony krwią i z dziurą (od noża) w sercu. Co robić? 56-letni mistrz kuchni trafnie uznał, że należy szybko pozbyć się ciała. Gdy w jakiś czas potem odwiedziła go policja, były kompan od kielicha – poćwiartowany – bulgotał w garze, dusząc się w wywarze z ziół i narodowych przypraw. Po przesłuchaniu zabójcy
gliny nabrały przekonania, że przeznaczeniem ofiary było stać się nadzieniem do naleśników. Tradycyjny przepis zaleca nadziewanie tamales wieprzowiną albo kurczakiem. Często uliczni sprzedawcy meksykańskich naleśników – także w USA – używają psów, kotów i szczurów przejechanych przez auta jako substytutu tańszego; w palącej ostrością przyprawie trudno zauważyć różnicę. Kolega saute to jednak gastronomiczna nowinka. LF
List-bomba d dawna pod najludniejszą w USA archidiecezją Los Angeles tyka bomba zegarowa. Podłożył ją duchowy lider katolików w Kalifornii, kardynał Roger Mahony.
O
Do wybuchu nie zostało wiele czasu. Bomby nie da się unieszkodliwić, choć hierarchowie długo usiłowali ją ignorować. Raymond Boucher, adwokat ofiar przemocy seksualnej księży, poinformował sąd, że w roku 1987 ówczesny meksykański biskup, a dziś prominentny kardynał Norberto Rivera wysłał do Mahony’ego list z ostrzeżeniem. „Ksiądz, który przybył właśnie do kalifornijskiej archidiecezji – pisał Rivera – ma problemy homoseksualne i jest niebezpieczny dla dzieci”. Mahony kompletnie zignorował ostrzeżenie i wyznaczył ks. Nicolasowi Aguilar Riverze parafię. No i stało się. Między marcem 1987 roku a styczniem 1988 w dwu
parafiach w Los Angeles proboszcz zdążył zgwałcić 26 chłopców, po czym zbiegł przed policją do Meksyku, gdzie ślad po nim zaginął. Archidiecezja wykręca się sianem i twierdzi, że kard. Mahony listu na oczy nie widział, a w ogóle nie wiadomo, czy takowy doszedł. Może to być dobre dla mediów, ale sąd tego nie kupi. – List z poświadczeniem odbioru – stwierdza adwokat Boucher – całkowicie przekreśla linię obrony i zapewnienia kardynała, który utrzymuje, że starał się uczynić kościoły bezpiecznym miejscem dla dzieci. Zapowiada się następna, wielka afera kleropedofilska w USA! TN
rowadzona przez niektórych biskupów amerykańskich kampania skierowana przeciwko katolickim politykom popierającym prawo do aborcji nie ogranicza się tylko do nieudzielania im komunii i nie tylko do Johna Kerry’ego, pretendenta do prezydentury. Ostatnio do akcji włączyły się władze watykańskie...
P
Gubernator stanu New Jersey, James McGreevey (na zdjęciu), nie jest dobrym katolikiem – taki wyrok wydał biskup John Smith, zwierzchnik diecezji Trenton podczas homilii. Hierarcha publicznie potępił polityka, bo ten ośmiela się nie zgadzać z wykładnią Kościoła w sprawie prawa do przerywania ciąży i związków partnerskich homoseksualistów.
Na szczęście gubernator McGreevey nie musi się kościelnymi naciskami przejmować. Praktyki, których zakazania domagają się hierarchowie Krk, są akurat gremialnie popierane przez jego centrolewicowych wyborców w New Jersey.
Źli katolicy Presja na polityków wyznania katolickiego w USA zaczęła przybierać na sile w ciągu ostatnich dwu lat. W październiku 2002 roku, tuż przed wyborami uzupełniającymi do Kongresu, kardynał Adam Majda z Detroit wygłosił homilię potępiającą kandydatkę na gubernatora Michigan, Jennifer Granholm, demokratkę optującą za prawem do przerywania niechcianej ciąży. Katolicy zignorowali apele purpurata i Granholm została wybrana wielką przewagą głosów... W styczniu 2003 roku Watykan oświadczył, że katolicy na stanowiskach państwowych mają jednoznaczny i niezbywalny obowiązek sprzeciwiać się prawom i przepisom państwa, jeśli zezwalają one na aborcję, eutanazję lub badania embrionalne.
o spotkaniu w Riverdale, które odbyło się 20 i 21 kwietnia, kilkudziesięciu księży reprezentujących ponad 1000 duchownych z 12 diecezji USA obwieściło powołanie do życia organizacji walczącej o wprowadzenie dobrowolnego celibatu. Jak wiadomo, pomysł ten nie cieszy się poparciem ich świętego szefa w Watykanie, ale zdobywa coraz większe uznanie wśród jego podwładnych, zwłaszcza w USA. Akcentuje się tu często, że przymusowy celibat powoduje zmniejszenie liczby księży (w ubiegłym roku 3040 z 19 081 parafii w USA nie miało proboszcza) oraz ich dewiacje seksualne, a przede wszystkim pedofilię. Oficjalne starania zainicjował list otwarty podpisany w sierpniu ub. roku przez 163 księży z Milwaukee. Później narodziło się ugrupowanie Voice of Ordained (Głos Wyświęconych) zrzeszające kapłanów z archidiecezji
P
W tym samym miesiącu kalifornijski biskup William Weigand zażądał od ówczesnego gubernatora stanu, Graya Davisa, by wstrzymał się z przyjmowaniem komunii, dopóki nie zmieni zdania w sprawie dopuszczalności przerywania ciąży.
W Polsce Kościół katolicki niejednokrotnie usiłował wpływać na wynik wyborów („katolik głosuje na katolika”) i zawsze sromotnie przegrywał. Jego wpływy i siła biorą się głównie ze strachu samych polityków, nie zaś z autentycznej zdolności egzekwowania od mas wiernych określonych zachowań. Zastanawiające, że kampania Kościoła przeciw konkretnym rozporządzeniom ustawodawczym zintensyfikowała się od czasu wybuchu skandalu związanego z pedofilią duchownych. Z jakąś obłąkańczą logiką Kościół usiłuje kłaść na szalę swój prestiż i wykorzystywać resztki swej siły moralnej, podczas gdy walory te doświadczają galopującej inflacji. TSz
nowojorskiej, optujących za tym pomysłem. Inne poglądy wyraziło 9 duchownych diecezji Phoenix w Arizonie, podpisując list otwarty, zwany Deklaracją z Phoenix. Sygnatariuszom zależy także na przywróceniu dobrego imienia homoseksualistom. Tytuł listu jest znamienny: „Koniec milczenia: kler za sprawiedliwością”, a treści następujące: „Homoseksualizm nie jest chorobą, nie jest opcją, nie jest grzechem. Akceptujemy osoby homoseksualne jako znaczący, święty i cenny dar dla nas wszystkich walczących o to, by stać się rodziną Boga”. Zwierzchnik sygnatariuszy, bp Thomas Olmstead, świeżo mianowany na miejsce skazanego sądownie bpa O’Briena, ma jednak odmienne zdanie i nakazał podwładnym wycofanie podpisów z deklaracji. Przypomniał im, że podczas wyświęcenia ślubowali mu posłuszeństwo i on je właśnie egzekwuje. TW
Dajcie nam baby
hrześcijańskie ugrupowanie amerykańskie Promise Keepers (Dotrzymujący Przyrzeczeń), które deklaruje swój cel
C
Bez ducha jako propagowanie aktywności mężczyzn w życiu religijnym i rodzinnym, zleciło przeprowadzenie sondażu na temat moralnych przekonań religijnych. Badaniem objęto wybraną losowo grupę 415 „urodzonych na nowo chrześcijan” oraz aktywnych członków Kościoła. Rezultaty przyniosły zleceniodawcy gorzkie rozczarowanie. Okazuje się, że większość (ponad 50 proc.) nominalnie pobożnych samców gwiżdże na sferę duchową. Na pierwszym miejscu chłopy stawiają szmal, rodzinę i zdrowie, zaś duchowość szwenda się gdzieś na końcu albo nawet daleko za nim. TW
Drzewo poznania Spacerowicze w nowojorskim Central Parku mieli ostatnio ciekawie urozmaicone człapanie po alejkach. Około godziny 16 spostrzegli na dość wysokim drzewie dziwne poruszenie... Jego sprawcami byli... kochankowie. Jeden w wieku 17 lat, drugi – 32-letni. By dramatyczniej wyrazić sprzeciw wobec braku zrozumienia heteroseksualistów dla ich gejowskiego związku, partnerzy rozebrali się do naga i – skacząc po niepokojąco cienkich gałęziach – dali publice pod drzewem przedstawienie z seksem oralnym. Przybyłej policji kategorycznie oświadczyli, że na ziemię nie zejdą, a na dodatek stróżów porządku obrzucili „mięsem”. Nic a nic nie wyprowadzeni z równowagi policjanci podawali kochankom soki i wodę, a nawet rozpięli siatkę
ochronną, by ci nie pozabijali się w razie upadku. Po 5 godzinach udało się ich schwytać w siatki i ściągnąć cało na ziemię. Tłum rozszedł się do swych nudnych, heteroseksualnych związków. TN
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
ZE ŚWIATA
Boskie plemniki Fanatycy religijni wierzą, że nic i nigdy nie może stanąć na drodze plemnika zmierzającego w kierunku jaja. Dopełnić się musi wola boska. To, co mają w tej sprawie do powiedzenia właściciele jąder i macic, jest bez znaczenia. Dobra – niech sobie wierzą, niech sobie robią ze swymi jajami i spermą, co chcą i co im religia wbiła w głowy. Ale nie... oni domagają się, żądają, tupią, krzyczą, grożą i pomstują: te pryncypia muszą obowiązywać wszystkich!
ścigających się w pochwie plemników dostał się do jaja. Uniemożliwiają tym samym zapłodnienie. Nie ma żadnego „życia poczętego”, które byłoby mordowane. Jednak wszelkie racjonalne argumenty są dla fanatyków nie do przyjęcia: tabletka „Plan B” to aborcja, to zabijanie „bezbronnych dzieci”! Nie wolno dopuścić do tego, by można ją było kupić bez recepty. Sprzedaż na receptę musimy jeszcze tolerować, ale jest duża szansa, że w ciągu 72 godzin
FDA wydaje kuriozalną decyzję, sprzeczną z opinią swej własnej rady doradczej, której werdykty zawsze honoruje. „Plan B” nie będzie w sprzedaży bez recepty. Dlaczego? Bo producent nie dowiódł ponad wszelką wątpliwość, że specyfik jest bezpieczny dla dziewczynek w wieku poniżej 16 lat. No to wprowadźcie zakaz dla kupujących poniżej 16 lat, a udostępnijcie pastylkę innym – argumentował producent, Barr Pharmaceutical. Nie! Dlaczego? Bo NIE!
13
Nadzieja w viagrze edług sondażu zamówionego przez producenta kondomów, firmę Durex, dwa lata pod rząd na ostatnim miejscu na świecie pod względem częstotliwości pożycia seksualnego plasowali się obywatele miasta-państwa Singapur.
W
Kopulują średnio 96 razy w roku. Dość tego! – pomyślał jeden z nich i postanowił poprawić kompromitujący wynik. Okazał się najstarszym na świecie konsumentem viagry, medykamentu przywracającego wzwód prącia. Rekordzista ma 99 lat. Warto dodać, że od roku 1999 w czteromilionowym Singapurze wydano 1,5 mln recept na viagrę.
Nie wiadomo, czy uda się znacząco poprawić wynik: liczba ludzi powyżej 65 roku życia zwiększy się w ciągu ćwierćwiecza czterokrotnie. Cała nadzieja w viagrze oraz jej wchodzących na rynek konkurentach: preparat levitra działa ekspresowo, a cialis zapewnia gotowość seksualną przez 36 godzin. TW
Zbrodnia i kara W
Zdają sobie jednak (podświadomie) sprawę, że ich dogmaty są zbyt głupie i nawiedzone, aby udało się drogą perswazji przekonać publikę, że Bóg zabrania powstrzymywania plemników wijących się w stronę jaja. Można żądać zakazu aborcji, krzycząc, że to morderstwo nienarodzonych dzieci, ale trudno przekonać, nawet Polaków, by domagali się od parlamentarzystów ustawy skazującej za masturbację. Ale od czego lisi spryt? Było tak... Od dłuższego czasu trwały starania o wprowadzenie na rynek bez recepty tabletki antykoncepcyjnej „Plan B”. Nie ma ona nic wspólnego z tabletką wczesnoporonną. Jest to po prostu zmasowana dawka hormonów, które – zażyte do 72 godzin po niezabezpieczonym stosunku – w 89 proc. przypadków nie dopuszczą, by któryś ze
grzeszne dziewczę nie znajdzie lekarza i nie dostanie recepty bądź nie zrealizuje jej, a to oznacza, że plemniki... będą uratowane, boży plan spełniony; powstanie błogosławiony płód, który o wiele łatwiej strzec przed usunięciem. Tymczasem w paradę XXI-wiecznym inkwizytorom weszli naukowcy, wśród których najwięcej jest grzeszników, bo – zamiast wierzyć – chcą badać, sprawdzać i dociekać. Kierują się prawami nauki, logiką, racjonalizmem. Łotry! Rada doradcza przy Food and Drug Administration, federalnej agencji zezwalającej na sprzedaż leków, wydała w grudniu 2002 r. opinię, że „Plan B” może trafić do aptek bez recepty. Klęska! Ale... od czego mamy swoich ludzi w Białym Domu? Po 5 miesiącach miotania się pod presją administracji Busha
długich podróżach międzyplanetarnych sprawą, która domaga się precyzyjnego przemyślenia, jest... seks. To kwestia niebagatelna, ponieważ w przestrzeń kosmiczną nie ekspediuje się emerytów. Dr Rachel Armstrong, wypowiadający się 28 kwietnia na sympozjum Brytyjskiego Towarzystwa Międzyplanetarnego poświęconym przyszłej obecności człowieka w przestrzeni, oświadczył, że amerykańska agencja kosmiczna NASA usiłuje znaleźć rozwiązanie, jak radzić sobie z potrzebami seksualnymi uczestników długich lotów kosmicznych, np. podróży na Marsa. Lot w jedną stronę trwa 6 miesięcy, a potem trzeba czekać 2 lata, aż obie planety znajdą się ponownie w najbliższym, umożliwiającym powrót, położeniu. W sumie – 3 lata. Wstępnie przewiduje się, że w misji weźmie udział czterech mężczyzn i dwie kobiety... W roku 1999 NASA zatrudniła prof. Douglasa Powella z Uniwersytetu Harvarda, by przeanalizował zachowania ludzi podczas długich podróży kosmicznych. Według Powella, „astronauci to normalni, zdrowi ludzie
W
Nie pomogła nawet opinia American College of Obstetricians and Gynecologists, organizacji reprezentującej lekarzy specjalizujących się w sprawach kobiecych chorób i płodności: „Na wszelkie medyczne pytania dotyczące bezpiecznego stosowania tabletki »Plan B« znaleziono naukowe odpowiedzi. Tabletka nie stwarza żadnego niebezpieczeństwa i tylko polityka powstrzymuje jej dystrybucję”. W artykule na łamach fachowego periodyku „New England Journal of Medicine” członkowie rady doradczej FDA stwierdzają: „Proces podejmowania decyzji medycznych został zdominowany względami politycznymi”. Inny członek rady doradczej FDA, James Trussel z Princeton University, dodaje: „Biały Dom przejął kontrolę nad FDA”. TOMASZ WISZEWSKI
w wieku aktywności seksualnej, potrzebujący kontaktów tego typu. Co może zdarzyć się w kosmosie? To poważne pytanie, któremu należy stawić czoła”. Jeśli niektórzy astronauci będą mieli stosunki z płcią przeciwną na pokładzie statków, a inni nie, wywoła to zrozumiałe napięcia. A jeśli dojdzie do kłótni i związki zaczną się rozpadać? A jeśli urodzi się dziecko? Rosjanka Swietłana Sawickaja, druga kobieta w kosmosie i pierwsza, która odbyła spacer poza pojazdem kosmicznym, znajdowała się na pokładzie „Saluta 7” z dwoma kolegami. Twierdzi się, że do ich zadań należały eksperymenty z... zapłodnieniem na orbicie. Brak oficjalnego potwierdzenia, czy miało to faktycznie miejsce, ale Sawickaja w swych wspomnieniach pisze, że kosmonauci odgrodzili się od niej w koi zasłoną, którą zerwała i nawiązała normalne stosunki. W NASA nie obowiązują żadne przepisy zakazujące seksu członkom załóg statków kosmicznych. – Polegamy na profesjonalizmie i wyczuciu sytuacji astronautów – oświadczył rzecznik NASA. Ha! TOMASZ SZTAYER
Seks w kosmosie
Teksasie jest plaża dla nudystów. Jedyna na terytorium trzykrotnie większym od Polski. Ale to cud, że w ogóle jest.
Wśród wielu rodowitych Teksańczyków nudyści cieszą się taką sympatią jak Murzyni. Plaża gorszy i oburza, ale pogapić się na jej rezydentów, żeńskich zwłaszcza, to pokusa, której niejeden pobożny obywatel stanu Bushów nie może się oprzeć. Właśnie z tego powodu 60 osób skąpało się wbrew chęciom. Było tak. Statek spacerowy płynął jeziorem Travis koło Austin.
Było to akurat w „Dniu Chlapania” (Splash Day). Tego dnia na plaży Hippie Hollow wolno się opalać bez ubrania. Kiedy pasażerowie jednostki pływającej ujrzeli golasów, rzucili się gremialnie na prawą burtę, by lepiej się przyjrzeć. Nikt nie słuchał ostrzeżeń kapitana. Po chwili przeciążony statek przewrócił się. Wszystkich podglądaczy udało się wyłowić. LF
Bmw dla ogiera iemiecki magazyn automobilowy przeprowadził sondaż, pytając 2253 kierowców w wieku 20–50 lat o częstotliwość „bzykania się”.
N
Wyszło, że najbardziej jurni są właściciele bmw, którzy uprawiają seks średnio 2,2 razy tygodniowo. Niewiele ustępują im kierowcy audi (2,1) i volkswagenów (1,9), którzy zostawiają w tyle posiadaczy fordów (1,7) oraz mercedesów (1,6). Teorii, że aktywność seksualna jest wprost proporcjonalna do liczby koni mechanicznych prowadzonego
samochodu, stanowczo zaprzecza wynik osiągnięty przez właścicieli porsche – zaledwie 1,4 razy tygodniowo. Nieźle wypadają kierujący włoskimi autami (2). Posiadacze francuskich osiągnęli wynik 1,9, japońskich – 1,8, a koreańskich – 1,5. Ciekawe, jaki byłby wynik kierowców „maluchów”... TW
Miłość i chemia S
tan zakochania powoduje głębokie zmiany biochemiczne w organizmie mężczyzny i kobiety.
Do takiego wniosku doszła Donatella Marazziti z uniwersytetu w Pizie w rezultacie przeprowadzonych badań, których wyniki opublikowano na łamach pisma „New Scientist”. U zakochanych mężczyzn poziom hormonu płciowego, testosteronu, obniża się, zaś u kobiet – rośnie. „Tak jakby natura chciała wyeliminować różnice między mężczyzną a kobietą, ponieważ
jest to ważne do przetrwania na tym etapie” – konkluduje Marazziti, która dokonała tego odkrycia po przebadaniu 24 zakochanych par. Zmiany te nie trwają jednak długo. Po dwóch latach poziom testosteronu partnerów wraca do poziomu sprzed ognistego romansu. Nie dziwota – po tym czasie po gorącej miłości zostają już często wspomnienia... TN
14
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
„Przyszedł maj i ziemia, nieuprawna przez wojnę, pokryła się makami. Maki, czerwienią, pokrywały każdy załomek gruntu” – odnotował Melchior Wańkowicz w „Szkicach spod Monte Cassino”. Tego samego, którego nie zdobyli Polacy... Mija 60 lat od bitwy, z którą wiąże się kilka stereotypów, wciąż pokutujących w polskim społeczeństwie, wbrew historycznym faktom. Lubimy wierzyć w legendę, że Polacy zdobyli klasztor szturmem („i poszli, i udał się szturm” – mówią słowa znanej pieśni o czerwonych makach). Jednak Polacy klasztoru wcale nie zdobyli, chociaż wykazali pod Monte Cassino prawdziwe bohaterstwo, budząc słuszny międzynarodowy podziw. Dlaczego nie zdobyli? Bo był nie do zdobycia. Taką opinię wyrażali przed bitwą włoscy eksperci wojskowi, z którymi musieli się zgodzić amerykańscy i brytyjscy generałowie. O tym, że nie należy atakować skalistych gór południowego Lacjum, wiedział już Hannibal. Rozpoczynając w 218 roku p.n.e. drugą wojnę punicką, wolał przejść przez alpejskie przełęcze i wkroczyć do Italii od północy, niż forsować łańcuchy Apeninów ciągnące się na południe od Rzymu. Alianckie lądowanie na Sycylii i późniejszy, powolny marsz na północ przez Półwysep Apeniński były rezultatem koncepcji Churchilla, który domagał się ataku w „miękkie, południowe podbrzusze Europy”. Pod względem strategicznym okazało się to błędem – armie alianckie utknęły we Włoszech. Od lądowania
na Sycylii (10 lipca 1943 r.) do zajęcia Rzymu (4 czerwca 1944 roku) minął niemal rok, a alianckie armie posunęły się zaledwie o 500 kilometrów, by później znów zatrzymać się w północnych Włoszech i stać tam aż do końca wojny.
12 stycznia 1944 r. Pierwsi atakowali Arabowie z francuskiego korpusu ekspedycyjnego. Dołączyli do nich Brytyjczycy i szósty korpus amerykański, a następnie szturmowali Nowozelandczycy i Hindusi. Wszystkie ataki załamywały się w morderczym
z Monte Cassino zabytki zostały uroczyście, w obecności prasy i kroniki filmowej, przekazane Watykanowi. Oczywiście Goering nie byłby sobą, gdyby przy okazji nie zagarnął części skarbów. Było to 15 skrzyń z bezcennymi dziełami sztuki, które
Monte Cassino – fakty i mity
Generał Kurt Mälzer trzyma zwój, w którym opat Diamare dziękuje Dywizji „Hermann Goering” za uratowanie skarbów
Zajęcie Rzymu nie miało znaczenia strategicznego, raczej propagandowe, lecz musiało się wiązać z wielkimi stratami w ludziach, bo wymagało szturmowania masywów górskich, gdzie wojska niemieckie umocniły się na tak zwanej linii Gustawa. Walki o wzgórze klasztorne i sąsiadujące z nim góry – San Angelo i bezimienne szczyty – zaczęły się już
ogniu. Zanim doszło do pierwszych szturmów, wszelkie znajdujące się w klasztorze obrazy, zabytki, manuskrypty i starodruki zostały wywiezione ciężarówkami, na których widniały znaki Dywizji „Hermann Goering”. Hitlerowscy propagandyści postanowili skorzystać z tej okazji, by zaprezentować się w charakterze obrońców kultury. Wywiezione
odnalazły się dopiero po wojnie, ukryte w austriackiej kopalni soli. Przekazanie Watykanowi zabytków z Monte Cassino można też odczytać jako nagrodę za postawę Watykanu wobec Holocaustu. 16 października 1943 roku oddziały SS wkroczyły do żydowskiej dzielnicy Rzymu i urządziły łapankę, w wyniku której wysłano do Oświęcimia około
WYWIAD Z NIEOBECNYM
Ciasne horyzonty Kościoła Andrzej Rodan: – Jest Pani uważana za antyklerykała, wątpi również w dogmaty. Skąd bierze się ten ostry krytyczny stosunek do Kościoła? Czym charakteryzuje się Kościół, jakie ma wady? Maria Dąbrowska: – Zacieśnione horyzonty, żądzę władzy, interesowność, popieranie ciemnoty i najniższych instynktów tłumu. Jak się widzi tę despotyczną, zachłanną, wyłączną instytucję Kościoła katolickiego, to czy można się dziwić gadaniom, że Kościół to potęga, co wykorzystuje najświętsze ludzkie uczucia dla czysto ziemskich celów, dla zdobycia bogactw i władzy?... Ja właśnie Kościołowi zarzucam, że gotów jest tolerować zło, byle tylko się działo w ramach i pod skrzydłami Kościoła. – W niektórych przypadkach stawia Pani znak równości między komunizmem, tym w stalinowskim wydaniu, a chrześcijaństwem.
tysiąca osób. Stolica Apostolska zachowała się dokładnie tak, jak sobie życzyli hitlerowcy, czyli w ogóle nie ustosunkowała się do tej sprawy. Żadnego protestu ani oświadczenia. Pius XII niczego nie dostrzegł, a Radio Watykańskie wyraziło wdzięczność
Czy mogę prosić o konkretny przykład? – W „Twórczości” (numer grudniowy 1950 r. – przyp. A.R.) drukowana jest epopeja jakiegoś gruzińskiego poety (Gieorgi Leonidze – „Stalin. Dzieciństwo i lata chłopięce”. – przyp. A. R.), wzorowana zupełnie na kantyczkach i kolędach o narodzeniu Chrystusa. Jest i „święta rodzina” (dla odmiany szewców), i ludzie śpiewający z darami etc. W ogóle ze wszystkich stron widzi się tendencję do wprowadzenia kultu Stalina na miejsce kultu Chrystusa. I jeśli dalej ta koszmarna inscenizacja się uda – śmierć Lenina i narodzenie Stalina będą świętowane zamiast Bożego Narodzenia. Podobnie, co prawda, jak chrześcijaństwo wprowadziło narodziny Dzieciątka Jezus na miejsce święta Nowego Słońca, a Wielkanoc na miejsce topienia zimowej Marzanny i powitania wiosny Łady... Obecnie przeżywamy okres demokracji
despotycznej, która chce udawać formy demokracji konstytucyjnej, liberalnej. Tym fałszem musi je paczyć. Możliwe, że Polska nie ma dziś lepszej szansy, że nie ma w ogóle innej szansy istnienia. Bywają takie chwile w życiu narodów. Ale po co udawać, że system jest inny? – Atakuje Pani również Watykan i papieża. – Od papieża, niestety, nic dobrego nigdy spodziewać się nie możemy. Watykan był zawsze przeciw Polsce. A papież? (wówczas papieżem był prohitlerowski Pius XII – 1939–1958, którego Jan Paweł II usiłuje kanonizować – przyp. A.R.). Gdyby był politykiem daleko patrzącym, to już w czasie wojny powinien rzucić klątwę na Niemców – katolików współpracujących z hitleryzmem, i doktrynalnie, i w praktyce antychrześcijańskim, mordującym niewinnych ludzi i znęcającym się nad nimi.
– W listopadzie 1934 r. przyznano Pani Państwową Nagrodę Literacką. Czy to zaszczytne wyróżnienie było miłą niespodzianką? – No właśnie. W sobotę przyznano mi Państwową Nagrodę Literacką. Wcale jej się w tym roku właściwie nie spodziewałam. Rano byłam na ślizgawce, stłukłam sobie kolano. Potem w mieście załatwiałam sprawunki. Ku mojemu zdumieniu i zupełnemu osłupieniu zastałam w moim pokoju porozstawiane
wojskom niemieckim za to, że „uszanowały rzymską kurię”. Wymiana przyjaznych gestów między Berlinem a Watykanem trwała nadal. Hitlerowcy postanowili zademonstrować, że klasztor w Monte Cassino nie zostanie przekształcony w twierdzę, aby budowli liczącej niemal półtora tysiąca lat nie narażać na alianckie naloty. David Hapgood i David Richardson, amerykańscy autorzy książki „Monte Cassino”, którzy przez 10 lat zbierali do niej materiały, twierdzą, że w pierwszym miesiącu bitwy w klasztorze w ogóle nie było niemieckich żołnierzy. Niemcy nie strzelali z samego klasztoru, ale z jego bezpośredniego sąsiedztwa, zabijając setki żołnierzy indyjskich, atakujących wzgórze. Niektóre ich kompanie miały po 80 proc. strat. Dowódca indyjskiej dywizji, brygadier H. Dimoline, poprosił o wsparcie lotnicze. Zmasowane bombardowanie amerykańskie, przeprowadzone 15 lutego, zburzyło gmach opactwa. Jego ruiny stały się idealnym punktem oporu i zostały obsadzone przez niemieckie oddziały. Całkowite zrujnowanie klasztoru było już nieuniknione. Gdy w wyzwolonym już Rzymie opat z Monte Cassino, 80-letni Gregorio Diamare, odwiedził monsiniore Lombardiego z biura watykańskiego sekretarza
aparaty, fotografów i dziennikarzy. – Głośna była w swoim czasie sensacyjna plotka, nawet kolportowana przez Pani przyjaciół, jakoby miała Pani napisać pierwsze tomy „Nocy i dni”, przepisując pamiętnik swojej matki? Czy to prawda? – Otóż taki pamiętnik nigdy nie istniał i nie istnieje, oprócz kilkunastu kartek, które moja matka przed śmiercią na moją usilną prośbę i właśnie dla zużytkowania w „Nocach i dniach” dla mnie o swym dzieciństwie skreśliła w zeszycie. Owe kilkanaście, a może nawet kilka stron znajdzie się po mojej śmierci, bo jest gdzieś w moich papierach (na przełomie 1925/26 r. Ludomira Szumska – matka Dąbrowskiej – spisała swoje wspomnienia. Brulion ma 32 strony. Oryginał znajduje się w Muzeum Literatury – przyp. A.R.) i wówczas będzie można zobaczyć, jak nic prawie z tego mi się nie przydało. Jak to przyjaciele pracują nad tym, by zafałszować człowieka, a cóż dopiero wrogowie! (Opracowano na podstawie: „Dzienniki powojenne Marii
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r. stanu, usłyszał od niego: „Nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli powiem, że Watykan wykorzystał katastrofę Monte Cassino, by zmusić uczestników wojny do poszanowania Rzymu”. Bastion stojący na stromym wzgórzu – wyposażony w moździerze, karabiny maszynowe, broń przeciwpancerną i przeciwlotniczą, otoczony polami minowymi – stał się fortecą nie do zdobycia i nie został zdobyty mimo wielokrotnych szturmów. W nocy z 11 na 12 maja atakowali Polacy i oni także zostali zatrzymani. Próbowali ponownie 17 maja. Rankiem 18 maja 1944 r. do klasztoru zbliżył się patrol pod dowództwem podporucznika Kazimierza Gurbiela. Żołnierzy zdziwiło, że niemieckie karabiny maszynowe milczą; podeszli pod same mury. Wtedy z ruin wyszło osiemnastu rannych Niemców, a w podziemiach było jeszcze trzech ciężko rannych. Okazało się, że oddziały niemieckiej pierwszej dywizji spadochronowej, które broniły klasztoru, wycofały się poprzedniej nocy. Dlaczego? Bo zostały oskrzydlone od północnego zachodu przez Marokańczyków i Algierczyków z francuskiego korpusu ekspedycyjnego. A zatem dalsza obrona klasztoru nie miała sensu. To, że Polacy nie zdobyli Monte Cassino szturmem, nie umniejsza ich zasług. Zaszczytnie wyróżnili się podczas czteromiesięcznych walk o klasztor i gen. Harold Alexander szczerze złożył im hołd, mówiąc: „Jeśliby mi dano do wyboru pomiędzy jakimikolwiek żołnierzami, których bym chciał mieć pod swoim dowództwem, wybrałbym was, Polaków”. Na cmentarzu w Cassino spoczywa 1052 polskich żołnierzy, którzy marzyli, że powrócą do ojczyzny z bronią w ręku. Napis na cmentarnym murze głosi: „Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”. JANUSZ CHRZANOWSKI
Dąbrowskiej 1945–1965”, list pisarki do redakcji „Ziemi Kaliskiej”, 1957 oraz „Noce i dnie”). Rozmawiał ANDRZEJ RODAN
Maria Dąbrowska (6.10.1889 –19.05.1965), pisarka, pochodziła z ubogiej rodziny ziemiańskiej z Russowa k. Kalisza. W swej twórczości propagowała idee spółdzielczości, występowała przeciwko ograniczaniu swobód obywatelskich. W latach 1932–1934 ukazały się kolejne tomy najwybitniejszego dzieła pisarki: „Noce i dnie” – epickiej panoramy losów polskiej inteligencji z przełomu XIX i XX wieku. Z innych ważnych dzieł Dąbrowskiej należy wymienić: „Ludzie stamtąd” (1926), „Gwiazda zaranna” (m.in. opowiadania z okresu okupacji), dramat historyczny „Geniusz sierocy” (wystawiony na scenie w 1959 r.), liczne utwory dla dzieci i młodzieży o tematyce społeczno-patriotycznej: „Marcin Kozera”, „Przyjaźń”, rozprawy, a przede wszystkim jej „Dzienniki”, pisane aż do dnia śmierci.
W
krajach słowiańskich inkwizycja nie odegrała w walce z protestantyzmem większej roli. W Polsce jej działalność z inicjatywy samych protestantów ustała de facto po zawieszeniu sądownictwa kościelnego nad szlachtą w 1552 r., a ostatecznie zniesiona została w latach 1562–1565. Jednak czego nie udało się Krk osiągnąć przy pomocy inkwizytorów, tego dokonał rękami tumultantów, a ściślej – młodzieży szkolnej. Nie ulega wątpliwości, że rok 1564 jest najtragiczniejszą z dat, jakie zaciążyły na losach polskiego protestantyzmu. Wtedy to na sejmie w Parczewie Zygmunt August przyjął kontrreformacyjne dekrety soboru trydenckiego, a biskup warmiński kard. Stanisław Hozjusz sprowadził do Polski „hiszpańską szarańczę” – zakon jezuitów, którego kaznodzieje w krótkim czasie rozpętali w narodzie nienawiść wyznaniową. Jednym z rezultatów tych posunięć stały się tzw. tumulty wyznaniowe, czyli pogromy osób, grabież mienia oraz bezczeszczenie miejsc kultu i pamięci innowierców. Tumulty wyznaniowe zaczynają się w miastach Korony i na Litwie już w latach 70. XVI w. i trwają do zupełnego nieomal wykorzenienia protestantyzmu z tych ośrodków. „Synagogi szatana” (zbory) najbardziej gorliwie szturmowali żacy, męty miejskie, a przede wszystkim uczniowie zakonnych i świeckich szkół jezuickich oraz członkowie bractw religijnych – szczególnie Sodalicji Mariańskiej, utworzonej specjalnie dla młodzieży akademickiej. Czynili tak za cichym przyzwoleniem, a częściej jeszcze na polecenie swoich jezuickich mistrzów duchowych, dla których tolerancja religijna była „przeciw wszystkim prawom boskim i ludzkim, przeciw sprawiedliwości, przeciw samemu przyrodzonemu rozumowi!”. Spalenie zboru, pobicie lub nawet zamordowanie protestanta kościelni oficjałowie tłumaczyli jako spontaniczny „dowód gorliwej zelancji i miłości wiary św.”. W rzeczywistości tumulty wyznaniowe w większości przypadków były z góry zaplanowanymi i przeprowadzonymi pod okiem duchownych akcjami. Do napaści dobry był każdy pretekst, a gdy go brakowało – dopuszczano się prowokacji. Do pierwszego pogromu na wielką skalę doszło w 1574 r. w stolicy państwa, Krakowie. Stał tam jednopiętrowy zbór, w którym na parterze modlili się kalwini, a na piętrze luteranie. Zaczęło się niewinnie – na protestanckim ślubie zjawiło się wielu katolików, wśród których byli studenci Akademii Krakowskiej. W chwili, gdy kalwiński pastor wygłaszał formułę: „Tak mi, Panie Boże, dopomóż”, jakiś młodzik wrzasnął: „A czemu Pannę Maryję i wszystkie święte opuszczacie?”, za co otrzymał policzek od jednego z protestantów. Tumult, który wybuchł na wieść, że „heretycy biją katolików” trwał 3 dni. Zabito 2 protestantów, straty splądrowanego zboru oszacowano na 100 tys. ówczesnych złotych.
ZANIM SPAŁUJĄ GEJÓW...
Pogromcy heretyków W połowie XVI w., gdy szanse na zniszczenie polskiego ruchu reformacyjnego na drodze prawnej znacząco zmalały, do akcji wkroczyli tumultanci – „katolickie bojówki”, którym przewodzili uczniowie i wychowankowie klasztorów. Kardynał Hozjusz w poufnym liście do bpa krakowskiego Piotra Myszkowskiego tak cieszył się z pogromu: „Czego nie śmiał ani król, ani biskup, to zrobić ośmielili się studenci Akademii Krakowskiej, godni wiekuistej pamięci, których chwałę cały Kościół sławić będzie”. Chociaż ścięto później publicznie 5 tumultantów, których przyłapano na kradzieży desek ze splądrowanego zboru, włos z głowy nie spadł żadnemu ze studentów i seminarzystów, o co zadbał kler. Bezkarna młodzież do 1591 r. własnymi rękami „rozwiązała kwestię protestancką” w stolicy, likwidując wszystkie znajdujące się w niej zbory protestanckie. Atakowała nie tylko świątynie, ale również sklepy, domy, kondukty żałobne i cmentarze. Terroryzowała nawet przechodniów. W 1575 r. po nieudanej napaści na zbór, rozfanatyzowany tłum skierował się na protestancki cmentarz. Po rozkopaniu grobów wydobyto ich zawartość, szczególnie pastwiąc się nad ciałem poprzedniego wojewody krakowskiego i protektora kalwinizmu, Stanisława Myszkowskiego. Uczniowie krakowskiej szkoły Wszystkich Świętych napadli na protestancki kondukt żałobny, wywlekli zwłoki z trumny, obnażyli je i, włócząc po ulicach miasta, wrzucili do Wisły. Król Stefan Batory polecił karać tumultantów śmiercią. Ledwie jednak tolerancyjny władca zmarł, tumulty wybuchły z jeszcze większą siłą. W maju 1587 r., w święto Wniebowstąpienia, po 40-godzinnym nabożeństwie z wieży jezuickiego kościoła zrzucono kukłę przedstawiającą heretyka, co licznie zgromadzeni uczniowie szkół zakonnych przyjęli za sygnał do szturmu na zbór kalwiński. Po krótkiej walce napastnicy wdarli się do wnętrza. Wszystko, co w nim było, trafiło na bruk i do rynsztoka. Urządzono widowisko z rozpruwaniem
pierzyn i puszczaniem pierza na wietrze. Nazajutrz podłożono ogień, tak że płomień buchał oknami i górą, ponieważ z budynku zdarto dach. Mimo wielkiego ognia nie zajęła się żadna kamienica w rynku, co ks. kanonik Tomasz Płaza uznał za cud od Boga i dowód Jego przychylności... dla dzieła zniszczenia. Całą akcją kierowali jezuiccy zakonnicy, krążący w tłumie przebrani w góralskie guńki. Tumultanci mieli swoich „duchowych” nauczycieli również w Poznaniu. Ks. Artur Angelik w wykładzie o mocy sprawowania sakramentów polecał odtrącać heretyków od ołtarza, stawiając za wzór św. Atanazego, który księdzu ariańskiemu ołtarz i kielich połamał. Inny jezuita, niejaki Piasecki, agitował: „Nie chce magistrat, nie chce rada miejska, ty tedy ktokolwiek jesteś z ludu, puść z dymem i w popiół zamień wszystkie bóżnice heretyków”. Obaj mówili do pojętnych uczniów; dowiodły tego kolejne wydarzenia. Co prawda, nie udało się zaświecić „gwiazdy wigilijnej” w 1605 r., kiedy to płonące świątynie braci czeskich i luteran miały być ozdobą wieczoru wigilijnego. Czujni protestanci przy pomocy straży miejskiej ugasili podłożony ogień. Za to w 1616 r. nie było już dla zborów żadnego ratunku. Uczniowie jezuiccy, zaopatrzeni w młoty, siekiery, haki i szpadle zrównali je z ziemią, zaś bp Andrzej Opaliński zabronił ich odbudowy. Na miejscu zboru luterańskiego stanął klasztor karmelitański. Podobnie było w Lublinie, gdzie po ostatnim takim napadzie w 1620 roku plac zajęli karmelici w celu powiększenia swojego klasztoru. Niepowtarzalna szansa prawnego zażegnania tumultów nadarzyła się na sejmie w 1606 r. Według przyjętego wstępnie projektu tzw. „konstytucji o tumultach”, uczestnicy pogromów – w tym duchowni
15
– mieli być karani śmiercią, nawet gdyby nie doszło do rozlewu krwi. Jezuitom wystarczyła jednak jedna noc, aby podjudzić króla i rozbić ugodę. Trapiony wątpliwościami Zygmunt III przekazał projekt ustawy do oceny swojemu kaznodziei Piotrowi Skardze i spowiednikowi Fryderykowi Bartschowi (obaj jezuici). Po nocnej naradzie („Badali ojcowie i odkryli zdradę”) ugoda została rozbita, co oznaczało zerwanie sejmu i wojnę domową. Pobici w 1607 r. pod Guzowem protestanci pozbawieni zostali resztek złudzeń. Jezuiccy podopieczni, nie mając już pod ręką zboru w stolicy, uczcili zwycięstwo zrujnowaniem po raz kolejny miejskiego cmentarza protestanckiego. Potem urządzili wycieczkę do Aleksandrowic, dokąd przeniesiono zbór, niszcząc m.in. przytułek dla starców, co ks. Skarga uznał za cud „od dzieci, od hultajstwa, od robacząt na poły”. W 1613 r. młodzież z krakowskich szkół parafialnych ponownie „nawiedziła” Aleksandrowice. Uczniowie obcięli palce pastorowi – starcowi Bartłomiejowi Bitnerowi – i podpalili jego dom po uprzednim ograbieniu. Miesiąc później w Krakowie „magister lubo kleryk niejaki Dawid Grymza” napadł na ulicy i zamordował pałką innego staruszka ewangelickiego, Lorenca Habichta, który „przez czterdzieści lat w Krakowie przemieszkawszy nikomu się nie uprzykrzył”. Anarchia i fanatyzm zaszczepiany przez jezuitów uczącej się młodzieży prowadziły do zwyrodnienia młodych charakterów. Uczniowie, zamiast kulturą i tolerancją, nasiąkali manierami pospolitych bandytów. Wymuszali m.in. haracze za pozostawienie domostw protestantów w spokoju, a również zmarłych trzeba było okupami pieniężnymi chronić przed profanacją. Kto nie chciał tego robić lub nie miał za co, wywoził zwłoki za miasto w tajemnicy (nierzadko w beczkach i workach). Gdy tylko uczniowie dowiedzieli się, że ktoś zmarł, wpadali do domu i szukali trupa, póki nie otrzymali okupu. Najazd szwedzki jeszcze pogorszył sytuację protestantów. Ofiarami tumultantów padali nie tylko ci, którzy kolaborowali ze Szwedami, lecz także ewangelicy pozostający wierni Janowi Kazimierzowi. Napady rabunkowe na protestanckich niedobitków przybierały odtąd pozory patriotycznej działalności. Już niemal nikt nie brał ich pod swoją obronę. W XVII wieku Polska bezpowrotnie straciła szansę na bycie państwem pluralistycznym religijnie, na wzór Niemiec. Przykłady na całym świecie pokazują, że dominacja jednej religii przynosi w konsekwencji ciemnotę, biedę i przestępczość w społeczeństwie. Duchowni zadufani w swoją siłę i monopol na „zbawienie” dusz szerzą nietolerancję i uzurpują sobie prawo do przywilejów oraz wpływu na władzę. Dzięki zabiegom Kościoła tak właśnie dzieje się w polskim Katolandzie. ARTUR CECUŁA
16
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
Z DZIEJÓW MANIPULACJI
Czy Biblia bywa fałszowana? W historii tradycji judeochrześcijańskiej zaobserwować można różne tendencje w podchodzeniu do zachowania homoseksualnego. Wspomniane w Biblii ograniczenia natury kultowej czy wyraźnie etyczne wyrazy potępienia przemocy seksualnej interpretowano nadgorliwie w późniejszych stuleciach jako potępienie wszelkiego zachowania homoseksualnego. Postawa chrześcijaństwa wobec homoseksualności ulegała wahaniom w kierunku restrykcji bądź tolerancji. Jest więc rzeczą wysoce prawdopodobną, że już biblijnego Dawida łączył nie ukrywany romans z księciem Jonatanem (1 Sm 1. 26; 18. 1–4.). Po okresie wrogości (wieki późnego antyku) tolerancja przeważała także we wczesnym średniowieczu, do XII wieku. Wówczas to Ralf, arcybiskup Tours, którego homoseksualność była powszechnie znana (pisano o niej popularne pieśni), spowodował wyniesienie w 1098 r. do godności biskupa Orleanu swojego kochanka Jana. Nawiasem mówiąc, był to okres wprowadzania celibatu księży. Papież Urban II odmówił podjęcia działań przeciw wyborowi Ralfa. Później jednak znów nastąpił okres większych restrykcji i kultura gejowska XI–XII wieku – przejawiająca się zachowaną do dziś bogatą poezją homoerotyczną pisaną przez duchownych – zanikła.* Homoseksualność zaliczono wkrótce do największych zbrodni. Głoszono, że jest ona niezgodna z prawami natury, jak gdyby ten właśnie składnik fizycznego świata nie miał źródła w przyrodzie**, lecz przywędrował ze świata duchów. Jednak głosząc takie poglądy, instytucjonalna religia nastawiła na siebie sidła, między innymi w formie hipokryzji. Wielu bowiem ludzi o orientacji homoseksualnej lgnie do życia duchownego, lecz swojej natury zmienić nie może. Dziś w niektórych Kościołach, w wyniku świeżej refleksji teologicznej, nie ukrywający swojej tożsamości seksualnej
P
geje i lesbijki zaczynają być (wraz z ekspresją własnej seksualności) nie tylko tolerowani, lecz także mile widziani, i to także jako duchowni. Obszerna wiedza o przeszłości oraz teraźniejszości lesbijek i gejów jest w naszym kraju trudno dostępna. Ten brak odbija się na jakości głośnego obecnie „homoseksualnego” dyskursu. A przecież zagadnienia te są przedmiotem badań naukowych, które doczekały się licznych publikacji. Są wśród nich prace historyków, socjologów czy też badania biologów poświęcone homoseksualności u zwierząt. Jeden z aspektów tej rozległej tematyki przedstawia opublikowana niedawno polska wersja książki Daniela Helminiaka pt. „Co Biblia naprawdę mówi o homoseksualności”, będącej podsumowaniem badań biblistów. Autor podkreśla, że czytanie Biblii jest nierozerwalnie związane z interpretacją słów zapisanych w odległych czasach i odmiennych kulturach. Historyczno-krytyczna analiza tekstów biblijnych rzekomo dotyczących homoseksualności wykazuje, że traktują one zachowanie homoseksualne jako neutralne pod względem etycznym. Wzmianki starotestamentowe dotyczą potępienia próby gwałtu w Sodomie czy też ukazują przepisy czystości kultowej (Księga Kapłańska). Nowy Testament zaś odrzuca przepisy czystości kultowej jako nieważne. Czyni
omysły do krzewienia wiary Kościół rzymskokatolicki bez skrupułów czerpał z pogańskiego świata Greków i Rzymian. Przykładem są średniowieczni mnisi, którzy maso wo zrzynali z dzieł starożytnych klasyków. Autorzy średniowiecznych „Żywotów świętych” sami nie mieli łatwego żywota. Zapełnienie kronik tysiącami cudów od nich też wymagało... cudu. Najczęściej jednak wybierali najłatwiejsze rozwiązanie: bez skrupułów zrzynali z antycznych pisarzy. W wiekach średnich ogromne było zapotrzebowanie na cuda i irracjonalne zjawiska. Domagali się ich kolejni papieże i biskupi. W zaciszu klasztornych cel produkowano więc całe tabuny katolickich świętych. Jednym z nich był Armeńczyk, św. Terydat, który „(...) nie tylko od rozumu odszedł, ale w szaleństwie i osobę ludzką stracił, iż stał się na wierzchu wieprzem”. Ten właśnie opis pochodzi z „Żywotów świętych”. Transformację ludzi w wieprze odnajdujemy w literaturze antycznej, np. w XIV księdze „Przemian”.
jednak aluzje do społecznej dezaprobaty „nieczystości” pogan w kontekście sporu między chrześcijanami wywodzącymi się z pogan a tymi, którzy wywodzili się z Żydów (List do Rzymian). Ponadto potępia seks męsko-męski łączący się z przemocą lub wykorzystywaniem (1 List do Koryntian, 1 List do Tymoteusza). W publikacji tej na uwagę zasługuje m.in. dodatek poświęcony polskim przekładom odnośnych fragmentów Biblii. Można odnieść wrażenie, że stare przekłady, jak katolicka Biblia Jakuba Wujka (1599) czy protestancka Biblia Gdańska (1632),
były próbami rzetelnego tłumaczenia tych tekstów, usterki zaś wynikały głównie z ówczesnego stanu wiedzy. Trudniej to powiedzieć o przekładach współczesnych. Te ostatnie noszą wyraźniejsze ślady ingerencji ideologicznej, będącej wynikiem homofobii, czyli irracjonalnego lęku przed homoseksualnością, lesbijkami i gejami. Lęku łączącego się z odrazą do nich i ich dyskryminacją. Zresztą wpływ ideologii na kształt przekładów jest
zjawiskiem znanym translatologom. Wśród nadużyć można by wymienić zastosowanie określenia „zboczenie” (w greckim oryginale: „błąd”) w Liście do Rzymian (1. 27), wprowadzonego w pierwszym wydaniu Biblii Tysiąclecia (1965) i powielanego w następnych jej edycjach, a także w Biblii Warszawskiej (1975) powszechnie używanej przez protestantów oraz nowszych przekładach. Inny problem to użycie przez Biblię Warszawską nieobecnego w oryginale pojęcia „nienaturalności” w Liście Judy (7.), także powtarzanego w innych tłumaczeniach. Tę specyficzną tradycję translatorską podtrzymuje wydany w 2001 r. ekumeniczny przekład Biblii (Nowy Testament i Psalmy), który we wstępie deklaruje: „Podstawową zasadą naszego przekładu jest wierność oryginałowi” (s. XV). Tak się jednak składa, że obie wymienione nadinterpretacje oryginału są w tym przekładzie jak najbardziej obecne. W nowszych przekładach można zauważyć próby zamazania erotycznych akcentów w historii o Dawidzie i Jonatanie. Więcej szczegółów omawia wspomniana publikacja. Warto nadmienić, że reformacyjny nurt chrześcijaństwa za największy autorytet uważa Biblię, a nie zwierzchność kościelną. Zastanawia zatem polityka wydawnicza Towarzystwa Biblijnego, które właśnie ze względów ideowych powinno się chyba cechować większym szacunkiem dla tekstu biblijnego. Wskazana byłaby więc ściślejsza kontrola nad wiernością publikowanych przekładów. To samo odnosi się oczywiście do wydawców katolickich, na przykład – Pallottinum. Poruszana kwestia nie dotyczy zwykłego żonglowania słowami w procesie tłumaczenia. Wiąże się ona z kształtowaniem homofobicznych postaw lub obciążaniem
Katomitologie Takiemu przeistoczeniu ulegli przyjaciele Odyseusza „(...) wstyd mówić, co się stało – straciliśmy mowę i szorstka szczeć pokryła nam ciało i głowę. Jużem niemy. Już kwicząc, czoło w ziemi kryję, a wydłużone wargi – czuję – są już ryjem”. Ale to jeszcze nic. W żywocie św. Makarego, pustelnika, ksiądz Skarga opowiada o pewnej kobiecie, którą czarnoksiężnik przemienił... w klacz! Zaczarował ją tak, „iż się nie tylko mężowi własnemu, ale wszystkim klaczą być zdała”. Facet dbał o połowicę, trzymając ją w stajni i żywiąc sianem do czasu, gdy pustelnik Makary uwolnił niewiastę od czarów. Pierwszy na ten pomysł wpadł w „Przemianach” Owidiusz. Jowisz i Neptun, bogowie starożytnych Rzymian, zamienili w kobyły dwie panienki: Ocyroę i Mnestrę. W żywocie świętego opata Seweryna
jeden z fragmentów mówi o tym, że Seweryn wskrzesił księdza Sylwinusa. Ten jednak nie chciał powstać z martwych i prosił, żeby zostawić go w spokoju. Pierwowzór przypowieści stworzył Apulejusz w „Metamorfozach”. W jego wersji prorok egipski Zatchlas wskrzesił pewnego młodzieńca. „(...) przeczże mnie przywołujecie do życia? Ostawcie mnie tak, błagam, ostawcie i do mego ukoju wrócić pozwólcie”. Płaczące posągi świętych i „krwawiące” obrazy to bardzo popularne motywy wykorzystywane przez Kościół do propagowania ciemnoty. Szczególnie płaczące figury oddziaływały na wyobraźnię plebsu (do dziś!). Skąd ten pomysł? W 169 r. p.n.e. rzymski historyk Tytus Liwiusz „uczłowieczył” w ten sposób posąg boga Apollina, który „płakał
sumień, a w konswkwencji – z różnymi formami ucisku lesbijek i gejów. Bowiem nieświadomi problemu ludzie skłonni są uważać bez zastrzeżeń, że każde słowo w pięknie wydanych przekładach Biblii oddaje treść tekstu wyjściowego. Skłania to czytelnika do wyczytywania z Biblii nie jej oryginalnej treści, lecz własnych, gotowych już uprzedzeń. Wówczas trudniej dostrzec główne przesłanie tej księgi. Jest nim – jeśli chodzi o dziedzinę relacji międzyludzkich – najważniejsze z przykazań (Mt 22. 39): przykazanie miłości bliźniego. Próby wpychania różnorodności człowieka w sztywne ramy ideologii nie powiodły się dawniej i nie odnoszą sukcesu dzisiaj. Natomiast zawsze przyczyniają się do cierpienia wielu kobiet i mężczyzn. A przecież wciąż, na nowo, odkrywamy rzecz oczywistą, że świat przyrody, a więc i świat ludzi, jest różnobarwny. Im prędzej to zaakceptujemy, tym lepiej – dla wszystkich. ADAM ŁOBZOWSKI * Por. John Boswell, Christianity, Social Tolerance and Homosexuality: Gay People in Western Europe from the Beginning of the Christian Era to the Fourteenth Century (Chrześcijaństwo, tolerancja społeczna i homoseksualność: Lesbijki i geje w Europie Zachodniej od początku ery chrześcijańskiej do wieku czternastego). Chicago and London: The University of Chicago Press, 1980 (424 strony). ** Nowa obszerna publikacja o homoseksualności wśród zwierząt: Bruce Bagemihl, Biological Exuberance: Animal Homosexuality and Natural Diversity (Bogactwo form biologicznych: Homoseksualność zwierząt i różnorodność w przyrodzie), New York, St. Martin’s Press, 1999 (752 strony). Starsza i skromniejsza publikacja poruszająca ten temat, dostępna w języku polskim: Wolfgang Wickler, Czy jesteśmy grzesznikami?: Prawa naturalne małżeństwa, Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1974.
przez trzy dni i trzy noce”. W innej księdze dziejów starożytnego Rzymu „posągi Junony oblewały się potem”, a po śmierci Juliusza Cezara „spiż i słoniowa kość żałosne roniły w świątyniach łzy”. Duchowni autorzy średniowiecznych kronik uwielbiali przypowieści o świętych unoszących się w powietrzu nad walczącymi wojskami. Wspomniany już ksiądz Skarga przywołuje bitwę księcia krakowskiego Bolesława Wstydliwego z Tatarami: „(...) nad walczącymi unosili się dwaj święci Protazy i Gerwazy odziani w białe szaty”. A przecież o duecie pogańskich bogów wiszących nad głowami rzymskich legionistów pisał Waleriusz już w 497 r. p.n.e.: „(...) bogowie Kastor i Polluks, wzniecając samym swoim pojawieniem się popłoch wśród wrogów, którzy rzucili się do ucieczki”. Kościół bez skrupułów anektował dzieła klasyków i przerabiał je, tworząc „własne” mity, w które do dziś każdy katolik wierzyć powinien. MIROSŁAW CHŁODNICKI
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
B
adacze Biblii od dawna wska zują na związki Mojżesza z egipskimi obrzędami i wie rzeniami. I rzeczywiście, w niektórych fragmentach Starego Testamentu bo gowie starożytnego Egiptu żyją do dziś. O Egipcie Biblia wspomina nieustannie, ale najczęściej po to, by go zelżyć. Jest to o tyle niesprawiedliwe, że pokaźna część wierzeń hebrajskich zaczerpnięta została wprost z egipskiego kręgu kulturowego. I nie
chwałę boga Słońca, stworzyciela świata, i świadczą o abstrakcyjnym charakterze kultu. By zaszczepić choćby pierwociny monoteizmu prymitywnym nomadom, Mojżesz zmuszony był do pewnej syntezy teologicznej. Usiłował pogodzić Atona m.in. z kultem boga Węża, którego nie chcieli się wyrzec zwłaszcza lewici, oraz z madianickim bogiem wojny, Jahwe. Według Biblii, gdy Mojżesz wracał z góry Synaj, musiał zakrywać
twarz, ponieważ jego oblicze promieniowało. Okazuje się, że kapłani egipscy w uroczystym momencie, np. podczas obwieszczenia wyroczni, również zasłaniali twarze. Nadto, hebrajskie słowo qaran („promieniować”) oznacza w istocie „wypuszczać rogi” (Wulgata oddaje je słowem cornuta – „rogata”), a zatem na głowie Mojżesza – według tekstu biblijnego – pojawiły się rogi. Stanowiły one z kolei nawiązanie do egipskiego boga byka, Apisa, i miały na celu utwierdzenie ludu w świętości posłannictwa. Takiego właśnie rogatego Mojżesza uwiecznił w swojej słynnej rzeźbie (patrz zdjęcie) Michał Anioł... Z Egiptu zaczerpnął Mojżesz pomysł ustanowienia w Izraelu kasty kapłańskiej, lewitów, wprowadzenia liturgicznych strojów, ozdób i pektorałów. Natomiast Arka Przymierza wiele zawdzięcza łodziom boga Amona, a dwa cherubiny na jej wieku pochodzą z kultu boga sokoła, Horusa. Egipskie wpływy dotyczą też treści przykazań. Według Prawa Mojżeszowego, każdy, kto złamał przepisy czystości rytualnej, stawał się nieczysty do wieczora, tj. do zachodu słońca. Sens tak pojętej nieczystości, ograniczonej czasowo do światła dziennego, wywodził się z wierzeń, że zło winno unikać światła (słonecznego). Dopiero gdy boskie Słońce (Aton) nie mogło się dłużej czuć znieważone, co następowało z nadejściem ciemności, winowajca stawał się czysty. Na przykład Księga Wyjścia (22. 3) zezwala na zabicie przyłapanego na gorącym uczynku złodzieja bez narażania się na karę tylko po zmroku, „jeżeli jednak stało się to po wschodzie słońca, powstaje wina przelania krwi – popełnił mężobójstwo i sam umrze”. A zatem w nocy można było bezkarnie zabić złodzieja, ale już w dzień – przed obliczem boga Atona – było to równoznaczne z morderstwem. ARTUR CECUŁA
zupełnie przetrąconego kręgosłupa moralnego w ten sposób, by białe stało się czarne, kosztuje wiele lat indoktrynacji religijnej. Katolicyzm nie ma monopolu na obłudę, ale jest chyba najlepszym przykładem perwersyjnej moralności.
bezsensowne zakazy, a przymykała oczy na to, co naprawdę ważne. To jest prawdziwa i niebezpieczna demoralizacja! Bo moralność nie polega na tym, że nie używa się słów na „k” i nie pali papierosów, ale na właściwym, sprawiedliwym odnoszeniu
go z kraju. Stał się odtąd apostołem idei Amenhotepa IV poza Egiptem i próbował zaszczepić ją plemionom hebrajskim. Potwierdzają to niektóre źródła pozabiblijne, m.in. historyk grecki Hekateusz (IV w. p.n.e.), a także inny z kapłanów w Heliopolis, Manethon. Do dziś zachowały się dwa wzniosłe hymny poświęcone bogu Atonowi, w oparciu o które ułożono Psalmy 103 i 104. Głoszą one mistyczną
NIEŚWIĘTE PISMO
Rogaty Mojżesz mogło być inaczej, jeśli weźmie się pod uwagę, że prawodawca Izraela, Mojżesz, przez 40 lat żył i wierzył jak Egipcjanin, dopóki nie musiał uchodzić z kraju jako religijny banita. Zagadnieniem tym zajął się wnikliwiej m.in. Z. Freud w dziele „Mojżesz i religia monoteistyczna”, w którym wskazał na wspólne cechy wiary w jednego Boga Biblii i kultu solarnego faraona Amenhotepa IV Echnatona (ok. 1365 r. p.n.e.). Otóż Amenhotep IV zapisał się niespotykaną w dziejach Egiptu rewolucją monoteistyczną, ogłaszając w swoim państwie, że czcić należy boga Atona jako boga jedynego. Nie ulega wątpliwości, że Mojżesz zetknął się w późniejszym czasie z reformą Echnatona i przyznał jej słuszność, tyle że w jego epoce (Ramesydów) powrócono do tradycyjnego wielobóstwa, a faraon reformator uważany był za apostatę. Dalszy scenariusz wyglądał zapewne tak, że Mojżesz – ekskapłan boga Słońca świątyni w Heliopolis – również uznany został za heretyka, co spowodowało wygnanie
N
ic ani nikt nie jest w stanie uchronić nas przed obłudą, niezależnie od wyznawanego światopoglądu. Są jednak takie rodzaje demoralizacji, które występują tyl ko wtedy, gdy poparte są wychowaniem ideologicznym. Choć od dawna nie jestem chrześcijaninem (skończyłem KUL), to jednak cenię niektóre z ewangelicznych porównań. Jedno z nich dotyczy przestrogi, aby przy podejmowaniu decyzji etycznych nie pomylić proporcji. Aby – powstrzymując się przed zrobieniem czegoś błahego – nie popełnić prawdziwego przestępstwa moralnego. Ostatnie dni dostarczyły nam podręcznikowego wręcz przykładu tego typu demoralizacji, czyli odwrócenia proporcji etycznych. Nowy polski kardynał – Stanisław Nagy – przemawiając w Krakowie dwa dni po antygejowskich rozruchach, za które odpowiedzialność ponosi katolicka prawica, nie potępił napastników, ale ich ofiary. Doprawdy trzeba być kardynałem i przyjacielem Wojtyły, aby wykazać takie moralne zagubienie. Jestem pewien, że nikt – sam z siebie – nie osiągnąłby takiego poziomu demoralizacji. Wykształcenie
SZKIEŁKO I OKO
ŻYCIE PO RELIGII
Przecedzanie komara Propaguje na przykład niejedzenie mięsa w piątek, ale nie potępia jednoznacznie antysemityzmu. Dowód? Można być antysemitą, a jednocześnie prymasem i kardynałem, czego pięknym przykładem jest Józef Glemp. Kościół zakazuje zabaw w Wielkim Poście, a jednocześnie – zabraniając używania prezerwatyw – ma swój udział w rozprzestrzenianiu śmiertelnego AIDS. Takie przykłady można mnożyć. Kiedy słyszę, że Krk jest strażnikiem moralności i ratuje świat przed upadkiem w odmęty zła, pusty śmiech mnie ogarnia. Nie ma przecież drugiej takiej instytucji, która czyniłaby podobne spustoszenie moralne – mnożyła
się do innych ludzi. Nie zawsze jest też zdrową moralnością nadstawianie drugiego policzka, bo to rozzuchwala przestępców i krzywdzicieli, a tym samym potęguje deprawację. Podobne moralne upośledzenie wykazuje zresztą wiele innych środowisk religijnych, że przywołam tych, którzy nie zjedzą nieczystej wieprzowiny, ale wysadzą w powietrze bliźniego swego, albo tych, którzy brzydzą się krwią tak bardzo, że odmawiają jej przetoczenia swym konającym dzieciom. Chcę zauważyć, że ten rodzaj demoralizacji nie jest możliwy do osiągnięcia bez intensywnej religijnej indoktrynacji. MAREK KRAK
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Nieustannie słychać narzekania na brak pieniędzy. Kolejne rządy wprowadzają wciąż nowe plany oszczędnościowe, ale to wszystko okazuje się niewystarczające. Każe się zaciskać pasa szczególnie najuboższym. Tymczasem można odnieść wrażenie, że miliardy złotych wydaje się zupełnie niepotrzebnie. – To prawda. Ostatnio na przykład powstał ustawowy projekt stworzenia centralnego rejestru pielęgniarek. Nie wiadomo, czemu miałby on służyć, skoro już istnieją takie rejestry okręgowe dla pielęgniarek i położnych. Jeśli są niepełne i nierzetelne, to można by je poprawić,
Fot. Krzysztof Krakowiak
inicjatyw senatorów, które nie mają rządowego poparcia. – Dlaczego przechodzi głównie to, czego chce rząd? – Gdy toczy się dyskusja nad projektami ustaw, przemawia się często do niemal pustej sali. Potem senatorowie schodzą się na głosowanie i głosują według instrukcji, jakie otrzymali ze swoich klubów. W tej sytuacji najlepsze nawet argumenty na nic się zdadzą. Skoro większość w Senacie ma lewica, to uchwala się to, czego chce rząd.
OKIEM HUMANISTY (75)
Marnotrawstwo a nie wydawać pieniądze potrzebne ludziom ubogim. Poza tym oburza mnie wydanie w ubiegłym roku z rezerw celowych budżetu państwa 36 mln zł na wojnę w Iraku. Ministerstwo Obrony Narodowej przeznaczyło ze swojego budżetu ponad 84 mln zł na ten cel. W dodatku te sumy są tylko częścią poniesionych kosztów. – Zapewne niedługo powstaną ogólnopolskie rejestry krawcowych i murarzy, tylko komu one są potrzebne... Taki rejestr potrzebuje swojej administracji, siedziby, etatów, sprzętu, oprogramowania... – Ma pan rację. Biurokracja rośnie w zastraszającym tempie. Ten pomysł z nowym rejestrem spotkał się już z protestami środowiska średniego personelu medycznego. To jest zwykłe marnotrawienie publicznych pieniędzy! Tym bardziej że nie wymaga tego Unia Europejska, a jej zalecenia są często pretekstem do zbędnych wydatków. Tak było w przypadku wprowadzenia kas fiskalnych – tłumaczono ten wymóg dyrektywami Unii, co okazało się zwykłym kłamstwem. Teraz miliony złotych za kasy zwracają taksówkarzom polscy podatnicy. – Dzięki temu zawsze będzie czym uzasadnić opóźnienie indeksacji emerytur... – Brak szacunku dla osób sędziwych i brak dobrej woli, by poprawić sytuację osób emerytowanych jest wręcz naganny. Zwłaszcza że są pieniądze na prowadzenie wojny sprzecznej z naszym narodowym interesem. Istnieje też nikomu niepotrzebny, ale ogromnie kosztowny IPN. Próbowałam w dyskusji budżetowej uszczknąć mu pół miliona złotych i przeznaczyć te pieniądze na ratowanie kilkunastu regionalnych pism kulturalnych. Niestety, mój projekt nie przeszedł, podobnie jak wiele innych sensownych
– Czyli parlamentarzyści są w rzeczywistości maszynkami do głosowania, a nie reprezentantami interesów wyborców? – Często tak się dzieje. Czasami zastanawiam się, jak wielką fikcją jest w tej sytuacji trójpodział władzy. Trudno dostrzec niezależność władzy wykonawczej i ustawodawczej. Podobnie jest z samorządnością – głosi się jej pochwałę, a jednocześnie wszystko centralizuje. Na przykład wspomniane rejestry. Ponadto parlament zbyt łatwo ulega naciskom rozmaitych grup. Ostatnio uprzywilejowano lekarzy rodzinnych i stomatologów, którzy będą mogli prowadzić prywatne praktyki w szpitalach publicznych. – Dziwne rzeczy dzieją się także w zagranicznych instytutach kultury polskiej... – Nie bardzo wiadomo, na jakich zasadach zaprasza się tam polskich twórców, zawsze tych samych. Na płatne wyjazdy udają się artyści i pisarze z tego samego – postsolidarnościowego – kręgu towarzyskiego. Działalność rozwija zatrudniający prawicowych działaczy IPN – w tym roku powstaną dwa nowe oddziały. W dodatku Senat podarował kilkanaście milionów złotych na remont słynnego już pałacyku prezydenckiego w Wiśle... – Ten „pałac” to tak naprawdę większa willa i trudno pojąć, co może tam aż tyle kosztować. W samą kuchnię prezydencką władowano 500 tys. zł. To jest szokujące w sytuacji, gdy 55 proc. obywateli żyje poniżej minimum socjalnego. – Ten remont przeprowadza się mimo licznych protestów społecznych. Kancelaria Prezydenta powinna zachować umiar w wydatkach na reprezentację. Dodam, że wciąż obowiązuje u nas niepisana zasada „zastaw się, a postaw się”. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
NASZA RACJA
OGŁOSZENIA PARTYJNE Zarząd Krajowy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, ul. Emilii Plater 55 m. 81, 00--113 Warszawa, tel/fax: (22) 620 69 66; www.racja.org; e-mail:
[email protected],
[email protected],
[email protected]. Konto: APP RACJA ING Bank Śląski O/Łódź 04105014611000002266001722. Wpłaty do kwoty 824 PLN winny zawierać: nazwisko i imię, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna). Wpłat powyżej 824 PLN dokonywać można tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą. ŚLĄSKIE Zarząd wojewódzki – Bytom, ul. Dworcowa 2, dyżury pt. 16–17, Tomasz Sroka 0-501 858 115;
[email protected],
[email protected]; Będzin – Władysław Bachleda tel. (32) 265 86 54; Bytom – Stanisław Stefanik (32) 248 37 14; Bielsko-Biała – Stefan Jagiełło (33) 496 64 87; Chorzów – Tomasz Sroka 0-501 858 115; Cieszyn – Bogdan Starski 0-506 958 011; Częstochowa – al. NMP 24, II piętro, lokal PPS, dyżury wt. 17–19; Andrzej Bąk 0-502 085 148; Dąbrowa Górnicza – Emil Garczyński (32) 665 17 35; Gliwice – Rynek, EMPiK czytelnia, 1 piętro, dyżury wt. 15–17, Andrzej Rogusz 0-600 267 076; Katowice – Marian Kotowicz (32) 254 21 51; Mysłowice – 0-504 405 391; Ruda Śląska – Wirek – ul.1 Maja 270, dyżury wt. 17–19, pt. 17–19; Henryk Wiedehoeft 0-605 369 803; Siemianowice – Zygmunt Pohl 0-501 797 260; Sosnowiec – Maria Kaleta (32) 297 72 65; Tychy – Aleksander Sikorski (32) 227 12 34; Zabrze – 0-692 782 298. WARMIŃSKO-MAZURSKIE Zarząd wojewódzki – Olsztyn, ul. Panasa 1a, tel. (89) 541 19 05, dyżury śr. 17–20; sobota 14–17,
[email protected]; Olsztyn – Anna Toczko-Sandowicz 0-605 535 207; Elbląg – Leszek Bogutyn 0-601 391 586,
[email protected]; Ełk – Mariola Pycz 0-608 552 077; Giżycko – Grzegorz Butkiewicz (87) 428 82 01,
[email protected]; Gołdap – Ryszard Gałkowski (87) 523 47 33; Iława – Kazimierz Jeziorski 0-506 195 556,
[email protected]; Kętrzyn – Przemysław Kuna (89) 751 58 24,
[email protected]; Olecko – Jerzy Woźniak (87) 520 40 23. WIELKOPOLSKA Poznań – siedziba: ul Szelągowska 53, tel. (61) 820 40 72; dyżury pn-pt. 18–20; Kontakt: Mariola Małolepsza 0-607 778 585; Elżbieta Rottau 0-602 811 894; Chodzież – Piła Krzysztof Dąbrowski 0-604 692 705; Gniezno – Edward Kowalski 0-603 257 113; Grunwald – Jeżyce Mariola Małolepsza 0-607 778 585; Kalisz – al. Wojska Polskiego 115, II Piętro – siedziba partii, dyżury czw. godz. 19; Krzysztof Stencel 0-606 71 14 29, Stanisław Sowa (62) 753 08 74; Kępno – Stanisław Staniszewski 0-601 806 707; Konin – Zbigniew Gorski 0-601 735 455; Jeżyce – Włodzimierz Korytowski 0-503 805 067; Nowy Tomyśl – Damian Naporowski 0-606 875 818; Piła – Henryk Życzyński (67) 351 02 85; Poznań – Nowe Miasto, Rataje – Zygmunt Stefaniak 87 92 165, Henryk Kibler 87 79 142; Słupca – Włodzimierz Frankiewicz (63) 276 30 35; Turek – Wiesław Szymczak (63) 278 82 73; Winogrady, Piątkowo – Elżbieta Rottau 0-602 811 894; Zbąszyń – Barbara Kryś (68) 384 61 95. ZACHODNIOPOMORSKIE Adres korespondencyjny: 71-731 Szczecin 7, skrytka pocztowa 14; Szczecin – Zbigniew Goch 421 55 12; Białogard – Jerzy Grzelak 0-604 914 621; Choszczno – Lucjan Fałdrowicz 0-692 787 803; Drawno – Adam Janił 0-505 702 412; Drawsko Pom. – Andrzej Nowakowski 0-694 500 932; Goleniów – Ireneusz Kosmala 0-605 892 613; Gryfice – Henryk Krajnik 0-603 947 963; Karlino – Kalcewicz Leon 311 61 27;
Kołobrzeg – ul. Rybacka 8, dyżury codziennie w godz.16–18, Grzegorz Stelmach 0-505 155 172; Koszalin – Jan Piechowski (94) 345 42 89; Pyrzyce – Leopold Wolański 0-692 597 374; Stargard Szczeciński – Marian Przyjazny 0-601 961 034; Szczecin – ul. Włościańska 1, pawilon, I piętro; dyżury pt. 16–19; Zbigniew Goch 421 55 12, 0-501 148 465; Świnoujście – Jerzy Strymiński 0-604 797 181; Wałcz – Józef Ciach (67) 250 95 46. Zebrania Andrychów – 21.05, godz. 16, ul. Lenartowicza 7 Klub Osiedlowy; Bytom – 15.05, godz. 17, ul. Dworcowa 2; Będzin – 17.05, godz.18 ul. Małachowskiego 29; Cieszyn – 19.05, godz. 16, ul.Stawowa, Remiza OSP Bobrek, tel.: 0-506 958 011; Częstochowa – Zarząd powiatowy, al. NMP 24, II piętro, lokal PPS , dyżury w każdy wtorek 17–19. Zebrania w każdy pierwszy wtorek miesiąca o godz. 17; Dzierżoniów – 20.05, godz. 17, Klub Wędkarza, ul. Strzelnicza 2; Gliwice – 19.05, godz. 17, rynek, EMPiK czytelnia, 1 piętro; Kalisz – czwartki, godz. 19, al. Wojska Polskiego 115, II piętro; Kołobrzeg – biuro Zarządu powiatowego, ul. Rybacka 8, czwartki godz. 16–18, tel. 0-505 155 172; Koszalin – 31.05, godz.17, ul.Niepodległości 18/1, zebranie sprawozdawczo-wyborcze; Legnica – 30.05, godz. 15, kawiarnia „Pod 7-ką” przy ul. Jordana 7; Nowy Sącz – 23.05, godz. 11, restauracja Ratuszowa, zebranie powiatów: nowosądeckiego, gorlickiego i limanowskiego; Płock – 19.05, godz. 17, ul. Kilińskiego 12A, zbiórka przy rogatkach Płońskich, Klub Koła Emerytów MSWiA; Poznań – Śródmieście – 17.05, godz. 18, ul. Rybaki, pub „ToToDa”; Poznań – Stare Winogrady – 18.05, godz. 17, ul. Szelągowska 53; Poznań – Winogrady – 17 .05 godz. 17, Piątkowo ul. Szelągowska 53; Ruda Śląska – Wirek – ul. 1 Maja 270, dyżury wt. 17–19, pt. 17–19. Zebrania 16 każdego miesiąca o godz. 18; Sanok – 21.05, godz.17, ul. Kopernika 10, bar „Czarny Koń” na dole, tel. 0-606 636 273 – zebranie założycielskie powiatu; Słupsk – 15.05, o godz. 16, ul. Wilenska 19, Centrum Medycyny Naturalnej; Sosnowiec – 27.05, godz. 17, Hotel „Orion”, ul. Przyjaciół Żołnierza; Szczecin – pierwszy piątek miesiąca, godz. 16–19, ul. Włościańska 1, pawilon I piętro (pomorzany), tel. 421 55 12; Szczecin – 10.06 (czwartek), godz. 11, zbiórka na pętli „Głębokie” dojazd tramwajami nr 1 i 9, coroczny piknik dla członków i sympatyków partii (w przypadku złej pogody piknik będzie odwołany); Świdnica – 28.05, godz. 17, Dom Działkowca; Tarnów – 23.05, godz. 11, ul. Mościckiego, teren OHP; Wałbrzych – 13.05, godz. 17, ul. Grodzka 71, w Szkole Podstawowej nr 21; Warszawa – Żoliborz – 16.05, godz. 13, ul. Próchnika 8A, Dom Kultury na tyłach Teatru Komedia, barek; Warszawa – każdy piątek, godz. 18.30–21, spotkanie informacyjne, bar Waldi, róg ul. Radiowej i ul. Kaliskiego; Warszawa – każdy czwartek, godz. 18–19, spotkanie informacyjne, ul. Puławska 143, obok stacji metra Wilanowska, w kawiarni internetowej „Dialog Cafe”, stolik z proporczykiem partii, tel. 262 58 40, 0-603 601 519; Wrocław – środy, godz. 17, ul. Legnicka 32, restauracja „Hanoi”; Wrocław – w każdą sobotę i niedzielę – rynek – Świdnicka, w godz. 14–16, promocja kandydatów do Parlamentu UE; Wrocław – 19.05, godz. 17, w restauracji „Hanoi” przy ul. Legnickiej 34. Spotkanie z kandydatami do Parlamentu UE; Zgorzelec – dyżury we wtorki i piątki, godz. 16–18, w siedzibie przy ul. Warszawskiej 1, pokój 5; Zielona Góra – piątki, godz. 17, plac Słowiański 21.
Teraz czas na kampanię! Minął etap zbierania podpisów poparcia w wyborach europejskich. Wykonana została ogromna praca – przez blisko miesiąc parę tysięcy antyklerykałów w całej Polsce niestrudzenie przekonywało obywateli do udzielenia poparcia liście Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA. W imieniu władz partii jeszcze raz serdecznie dziękuję wszystkim naszym członkom i sympatykom za aktywną pomoc i poświęcenie, jakie wykazali w ostatnich tygodniach. Dziś wiemy, że zdecydowanie najlepiej wypadły okręgi dolnośląsko-opolski i śląski, gdzie zebrano po ok. 14 tys. podpisów poparcia na ponad tydzień przed końcowym terminem. Te dwa największe swoją liczebnością oddziały wojewódzkie wykazały pełną determinację i udowodniły, że ta wydawałoby się niebotyczna liczba 10 tys. podpisów na okręg jest w zasięgu naszych możliwości. Co do pozostałych okręgów, to z przykrością muszę poinformować, że nie udało nam się zebrać minimalnej ilości podpisów. W zależności od okręgu zabrakło nam od 2 do 5 tysięcy, aby mieć listy kandydatów zarejestrowane na terenie całego kraju. Przyczyn tego niepowodzenia jest kilka. Społeczeństwo ogarnięte jest ogólną apatią i niechęcią do jakiegokolwiek mieszania się w politykę. W centralnych i wschodnich regionach Polski zaobserwowaliśmy autentyczny strach przed podpisaniem się na liście partii antyklerykalnej. Obywatele, deklarując poparcie w samym głosowaniu, bali
się oficjalnie – z nazwiska – poprzeć RACJĘ, niektórzy argumentowali, że mogą stracić pracę... Są także przyczyny wewnętrzne, leżące po stronie partii. 1. W kilku regionach kraju mamy zbyt mało aktywnych członków. Nasze struktury bogate są w ideowych i głęboko oddanych sprawie ludzi, czasem jednak to zbyt mało do „masowego” zbierania podpisów. Trzeba przyznać, że w tych regionach cierpimy na deficyt młodzieży, która w takich akcjach jak zbieranie podpisów bierze na siebie główny ciężar działań. 2. Na płaszczyźnie organizacyjno-finansowej RACJA jest jeszcze w fazie rozwoju. Duże partie, które posiadają sponsorów, nie mają – o dziwo – większych problemów z zebraniem podpisów. Tajemnicą poliszynela jest, że mając pieniądze, nadzwyczaj łatwo zbiera się podpisy. RACJA nie jest majętna. Te wszystkie wnioski, jakie zebraliśmy w ostatnim czasie, nie pozostaną bez wpływu na sytuację wewnątrz partii. Zbliżają się wybory krajowe. Ten poligon wyborczy, jaki obecnie przechodzimy, jest nam bardzo potrzebny, aby dokładnie określić, gdzie i co musimy poprawić. Zadania te będą realizować Zarząd Krajowy i zarządy wojewódzkie.
Teraz musimy skoncentrować się na prowadzeniu kampanii wyborczej. Nie wystarczy to, że mamy świetne kandydatki i kandydatów, że RACJA ma postępowy, proeuropejski i socjaldemokratyczny program. Nie wystarczy również to, że mamy zaplecze do działań w terenie, jak kolportaż materiałów propagandowych czy przeprowadzanie akcji wyborczych. Brakuje nam rzeczy podstawowej, czyli pieniędzy. Bez nich praktycznie nic nie można zrobić skutecznie. RACJA w dalszym ciągu działa dzięki pracy społecznej i oddaniu jej członków w przeciwieństwie do partii parlamentarnych, otrzymujących wielomilionowe dotacje budżetowe. Dlatego też zwracam się do Państwa, do wszystkich czytelników „Faktów i Mitów” o pomoc finansową. Dla Państwa wygody przedstawiamy poniżej wzór druku wpłaty darowizny na rzecz partii. Listy RACJI mamy zarejestrowane w dwóch dużych okręgach wyborczych. Ponadto przewodniczący Zarządu Miejskiego Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA w Szczecinie, pan Zbigniew Goch, będzie kandydował z listy Demokratycznej Partii Lewicy z okręgu 13 (woj. lubuskie i zachodniopomorskie) jako reprezentant RACJI. Antyklerykałowie będą mogli tym samym głosować na członków RACJI w 5 z 16 województw w Polsce. Przy zaangażowaniu ludzkim i pomocy materialnej będziemy w stanie podjąć w tych regionach walkę wyborczą z innymi partiami i kto wie, może już w czerwcu pokonamy którąś z parlamentarnych partii lewicy. Piotr Musiał Przewodniczący APP RACJA
Przykład wypełnienia druku pocztowego
Redakcja „FiM” oraz Zarząd APP RACJA apelują do wszystkich członków i sympatyków partii o informowanie sekretariatu „FiM” o wszelkich wydarzeniach, które mogą być tematem do artykułów publikowanych na łamach naszej gazety. Dziękujemy!
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
LISTY Chcieli zabijać?!? No i zdarzyła się w Łodzi zbrodnia na miarę „Wujka” – strzelanie z ostrej broni do bezbronnych ludzi. Miałem przyjemność brać po łbie w 1968 roku, a w 1970 trochę sobie to odbiłem, rozpalając komitet, ale nikt tu nic nie robił przez pomyłkę. Władza, decydując się na użycie broni, trąbiła o tym wiele godzin przed wydaniem ostrej amunicji. W Policji istnieją ścisłe procedury przed akcją. Dowódca po określeniu potrzeb decyduje, co należy wydać z magazynu. Jeśli Policja jechała do akcji wyposażona w ostrą amunicję do broni gładkolufowej, to jechała ZABIJAĆ. Nikt też w celu rozpędzenia tłumu nie strzela z broni ostrej – taka broń nie ma nic wspólnego z pojęciem „przymusu bezpośredniego”. Nikt nie używa maczety zamiast pałki czy rusznicy przeciwpancernej zamiast radaru. Jeśli jechali zabijać, to za wiedzą prezydenta miasta. Mam nadzieję, że zbrodniarze z Łodzi, tak jak ci winni śmierci górników z „Wujka”, będą ścigani do skutku. Bronimir
Wracajcie! Zginął porządny człowiek, dobry dziennikarz. Facet, który z ramienia TV był wszędzie tam, gdzie coś się działo. Coś, na co przed telewizorem czeka sobie gościu w paputkach, z zimnym browarkiem w łapsku. Przeżyłem śmierć Pana Milewicza. Na pewno bardziej przeżyli to dziennikarze z TV. Ale czemu do licha, nikt z nich się nawet nie zająknął, że udział Polaków w tej napaści na Irak jest co najmniej mocno dyskusyjny. Dlaczego muszę wstydzić się przed wyjazdem do dowolnego kraju europejskiego, że jestem okupantem, bandytą wojennym i że polski żołnierz walczy (i ginie) za ropę dla bushmenów? Panowie Kwaśniewski i Miller! Za nasz udział w wojnie w Iraku nazywam Was zdrajcami interesu narodowego. Za udział Polski w okupacji Iraku zasługujecie na trybunał i najwyższy wymiar kary. Nie znam interesów, jakie Wami kierują, ale dla mnie jesteście zdrajcami narodu polskiego. Niektórzy obrażają się za nazywanie nas okupantami. Ale czy w czasie drugiej wojny dzielni faszyści nie pragnęli nam narzucić lepszego świata, a polscy bandyci w lasach nie próbowali im przeszkadzać? Pokażcie mi choć jednego Irakijczyka, który nas na tę wojnę zapraszał. Mam żal do większości dziennikarzy
i komentatorów, że nie mówią prawdy o celach i sensie tej wojny. Giną i będą ginąć polscy żołnierze. Czy to powinno dziwić?! Przecież pojechali na wojnę, a nie do babci na świeże pączki. Dość tej kompromitacji Polski i Polaków! Wracajcie! Zbyszek Górski, Konin
[email protected]
Opaczność czy Opatrzność? I znów zawierzono nas Opatrzności Bożej. Tym razem przy szkielecie świątyni o tej nazwie.
Gdyby nie opaczność sposobu myślenia o Opatrzności naszego prymasa, gotów byłbym mu nawet uwierzyć, bo tak pięknie mówił, lecz znając hipokryzję płynącą z ust wszystkich purpuratów, wiem doskonale, że mówiąc „o nas”, miał na uwadze tylko siebie oraz Krk. Wszelkie dotychczasowe zawierzenia zawsze kończyły się dla narodu polskiego klęskami, niewolą i beznadzieją. Jak będzie tym razem, pokaże przyszłość, jednak już można powiedzieć, że wydarte od narodu pieniądze na budowę tego nikomu niepotrzebnego gmaszyska oddłużyłyby wiele polskich szpitali, co Bogu sprawiłoby o wiele większą przyjemność, jeśli w ogóle interesują go tak przyziemne sprawy. Kostek
LISTY OD CZYTELNIKÓW do realizowania pomysłów „tropienia” i publikowania różnych przekrętów i zjednywania większej liczby osób w walce o normalną Ojczyznę. Maria i Franciszek R. Australia
Z niesmakiem... ...przeczytałem Wasz artykuł „Ani be... ani me” („FiM” 19/2004). Dla wyjaśnienia: nie jestem oszołomem patriotą ani germanofobem. Mam 67 lat, przeżyłem sporo, i to również w Niemczech (i w dawnej NRD, i w dawnym RFN). Generalnie nie lu-
bię ich, ale mam żonę z pochodzenia Niemkę i pracuję jako tłumacz języka niemieckiego. Teraz do rzeczy. Łatwo można sobie wyobrazić, że ktoś usiłuje coś załatwić po polsku w jakimkolwiek niemieckim urzędzie. Albo we francuskim, albo w angielskim, albo w węgierskim... itd. Wymaganie, żeby w polskich urzędach załatwiać coś po niemiecku, jest po prostu głupie. A wnioski szanownych Pań autorek są co najmniej niestosowne. Znam arogancję Niemców (i Anglików,
i Francuzów), którzy uważają, że nie będą się poniżać i mówić w obcych językach. U Niemców jest tylko nieco uniżoności (choć przyznaję, że praktycznej) w stosunku do angielskiego, i to wszystko! Ale jak trzeba zrobić interes, to wynajmą 10 tłumaczy i polskich adwokatów, którzy ich poprowadzą. Niemców znam bardzo dobrze. Każdy Niemiec, nawet największy łajdak i analfabeta (a nie brak tam takich), uważa się za coś nieskończenie lepszego od Polaka. Zawsze i od zawsze. Naszym obowiązkiem jest również uczenie Niemców pokory i szacunku do nas, do polskiego prawa i do polskiego języka w naszym kraju. I przypomnę, że urzędowym językiem w Polsce jest język polski, jeśli Panie zapomniały! To nie jest tani patriotyzm. To jest szacunek dla samego siebie. Każdy szanujący się biznesmen – w takich okolicznościach – posłużyłby się tłumaczem. A szok „Waszego” Niemca jest co najmniej nie na miejscu. R. Skowroński, Zielona Góra
Droga, ale katolicka Czasami sobie myślę, że słowo katolicyzm wywodzi się od katowania. Kto ogląda w TVP 1 serial „Plebania”, ten jest ostatnio świadkiem wielu rozterek duchowych, dziejących się wokół przystąpienia małej dziewczynki do Pierwszej Komunii św. Według schematu: dobry i zły policjant, pokazani są tu dwaj księża – proboszcz i wikary. Ten ostatni to (niby) czarny charakter, który w złośliwy sposób odmawia matce dziewczynki
19
uczestnictwa w komunii, uzasadniając to jej zamieszkiwaniem pod wspólnym dachem z rzekomym kochankiem. Sprawa ma jednak pozytywny finał, bo wkracza dobry proboszcz, który karci wikarego. Ponieważ akcja serialu jest wielowątkowa, nie mogło w niej także zabraknąć sekty, która w perfidny sposób chce wejść w posiadanie mieszkania młodego człowieka. Scenarzysta pewnie zapomniał o tym, co w tej materii wyprawia Krk (lub nie czyta „FiM”), a już z całą pewnością robi wszystko, by spodobać się purpuratom, oczekując pewnie od nich aprobaty na wzór: „Tak było”. Wszystko byłoby cacy, gdyby nie fakt, że jest to telewizja publiczna i traktowanie odbiorców jak stada baranów to brak dobrego smaku i wyczucia ze strony zarządzających tym bałaganem. Serwowanie przez nią coraz większej liczby programów pachnących kadzidłem ma to do siebie, że z dnia na dzień staje się de facto telewizją katolicką. Kilkudziesięciotysięczne kwoty, które trzeba wypłacać co miesiąc orłom telewizji, scedowano na widzów. To właśnie my mamy im płacić te pensje, czy nam się to podoba, czy nie. Proponuję zatem ogólną zadumę nad tym problemem, mając zarazem nadzieję, że wejście do UE załatwi to w jakiś rozsądny sposób. Na razie króluje nam jednak wszechobecny dźwięk coraz większej liczby dzwonów i białe widmo najwyższego szamana, a nad tym wszystkim, jak skrzydłami nietoperza, otacza nas niewidzialna ręka Opatrzności – zjawiska, w które wierzą tylko naiwni. Czytelnik
Pomożemy! Po przeczytaniu komentarza Naczelnego „Uwolnijmy »FiM«” („FiM” 19/2004) nasunął się nam pomysł i myślimy, że jest dobry. Trzeba wesprzeć Jonasza z jego ambitnymi zamierzeniami, a równocześnie trudnościami finansowymi, więc proponujemy czytelnikom „FiM”, żeby: – propagowali tygodnik WSZĘDZIE, gdzie to tylko możliwe, i zachęcali do kupowania i czytania; – pytali o „FiM” we wszystkich punktach sprzedaży prasy i domagali się eksponowania pisma; – każdy z czytelników „FiM” wpłacił dowolną kwotę, nawet symboliczną złotówkę, na specjalnie otwarte konto. Wierzymy, że w ten sposób moglibyśmy przyczynić się
Oto reakcja Ministerstwa Sprawiedliwości na nasz artykuł o handlowaniu wizami przez kardynała Macharskiego. Mamy już precedens – sąd w Elblągu skazał biskupa. Czy sąd w Krakowie skaże arcybiskupa i kardynała?
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena 31,20 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 20 (219) 14 – 20 V 2004 r.
JAJA JAK BIRETY
Pisuardessa
radiomaryjnych „Rozmowach Niedokończonych” 3 maja 2004 r. jakiś Polonus z Francji straszył owieczki Unią Europejską. Jako przykład moralnego zła i zepsucia podał nietypowe pisuary, jakie linie lotnicze Virgin Airlines planowały zamontować w przeznaczonej dla VIP-ów części nowojorskiego lotniska JFK. Owe pisuary w kształcie rozwartych do pocałunku krwistoczerwonych kobiecych ust posłużyły do siania grozy i miały być dowodem na rozpasanie i moralne zdziczenie Unii. Tak naprawdę chodzi raczej o dziwactwo i o nic więcej. Przeciwko tym pisuarom zaprotestowały – i to skutecznie – organizacje amerykańskich feministek.
W
Wersja potępiona przez feministki
Rys. Tomasz Kapuściński
Wersja klasyczna
Wersja futbolowa
Wersja islamsko-zakonna
Coś takiego jednak Francuzikowi nie mogło przejść przez usta, ale i tak pozwolił sobie na wiele, cytując np. francuskie media nazywające Jana Pawła II zidiociałym staruszkiem (słowo honoru, tak powiedział!) Przy okazji projektu pisuaru dla Virgin Airlines zachodnioeuropejskie media zwróciły także uwagę na inne jeszcze modele męskiego urynału. Jednym z nich jest pisuar imitujący kobietę arabską, która jakby rozchyla swoje szaty i zaprasza do oddania moczu. Zapytano internautów, który model chcieliby widzieć w kopenhaskich toaletach publicznych. Za arabską kobietą opowiedziało się 25 proc. pytanych, a za modelem Virgin Airlines – 28 proc. Jak widać, dzieją się w tej Unii rzeczy, o których czarnym się nawet nie śniło... Z. DUNEK