DZIWISZ BRAŁ MILIONY OD OSZUSTA I PEDOFILA ! Str. 11 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 20 (532) 20 MAJA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Za wciskanie dziatwie szkolnej „prawd” o katolickim niebie, aniołkach, diabełkach i szkodliwości zapłodnienia in vitro nasze państwo płaci katechetom prawie 2 mld zł rocznie. Gdyby te pieniądze rozdzielić między nauczycieli polskiego, matematyki, języków obcych i tym podobnych głupawych przedmiotów, pensje ich nauczycieli wzrosłyby o ok. 500 zł. ! Str. 9
! Str. 25
! Str. 7 ISSN 1509-460X
! Str. 10
2
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „Po co Putin tu przyjeżdża? Po to, by reprezentować rosyjski nacjonalizm? Jego obecność w Polsce to skandal!” – mówił Jarosław Kaczyński we wrześniu 2009 roku. „Dziękuję Rosjanom za wsparcie, a mój ukochany brat myślałby na placu Czerwonym o milionach żołnierzy rosyjskich poległych w walce z Trzecią Rzeszą” – mówił ten sam Kaczyński w maju 2010 r. Ktoś powie, że to koniunkturalne, wyborcze sk... syństwo? Ależ nie, to tylko polityka. To jest Prawo i Sprawiedliwość! Festiwal głupoty po smoleńskiej tragedii nie wyszedł jeszcze nawet z fazy eliminacji, nadal trwa więc walka o pierwszą nagrodę. Ostatnio przed peleton półgłówków wysforował się Jan Maria Rokita, oświadczając, że Jarosław Kaczyński jest współczesnym Hiobem. To – według niego – wystarczy, żeby zostać prezydentem. Ponad wszelką wątpliwość wiadomo już, że Tu-154 był w pełni sprawny, że działały wszelkie systemy łączności, że rosyjska wieża ostrzegała przed lądowaniem w gęstniejącej mgle, że za próbę lądowania w podobnych warunkach pilot mógłby zostać zawieszony... Wiadomo też, że czarne skrzynki nagrały piąty głos w kokpicie. I znów nic nie wiadomo. A może właśnie wiadomo? Od lat wiadomo było, że JPII, ogłaszając „trzecią fatimską”, coś kręcił: że to niby o zamachu na niego... Powątpiewali w to nawet kardynałowie, bo niby dlaczego trzech poprzednich papieży twierdziło, że przepowiednia jest tak straszna, iż nie mogą jej wyjawić? Teraz ciut farby, w drodze do Portugalii, puścił B16, oświadczając (między wierszami), że chodzi o skandal pedofilski, który wstrząśnie Kościołem. Wychodzi na to, że „FiM” i Matka Boska... Polacy Prawdziwi Katolicy odpowiedzieli na apel biskupa Życińskiego, który poprosił, aby choć 9 maja przełknąć nienawiść i pójść ze zniczami na groby żołnierzy radzieckich. No więc poszli. Nie tylko ze zniczami, ale nawet z wieńcami, a zagraniczne telewizje filmowały napisy na ich szarfach... Między innymi takie: „Nieznanym gwałcicielom – Polacy” i „Właścicielom zegarków naszych dziadków”. Dokładnie o to, księże biskupie, chodziło? Kubuś – ośmiolatek z Łodzi – wygrał swoją najważniejszą w życiu bitwę. Z ciężkim nowotworem. Ale nie z zakonnicą, która uczy go religii. „Nie dopuszczę go do komunii świętej, bo był chory i opuścił kilka lekcji, a poza tym nie zna na pamięć »Wierzę w Boga«” – oświadczyła siostra... No właśnie, jak ją nazwać? Słowo zaczynające się na 13 literę alfabetu wydaje się zbyt łagodne. Protestowali rodzice, protestowała szkoła. W końcu decyzję... tej na 13 literę podtrzymał proboszcz (od litery czwartej?). Nowy skandal z udziałem Czarnego Diabła (tak nazywają Obamę amerykańscy religijni fundamentaliści). Onże mianował nowego sędziego Sądu Najwyższego, wielką szychę w USA. Eleny Kagan jest entuzjastką finansowania aborcji ze środków federalnych, walczy też o prawa mniejszości seksualnych. Jakby nieszczęść było mało – jest Żydówką i czynną lesbijką. A „Bóg, który bless America”, widzi to wszystko i nie grzmi. Sarah Palin, była gubernator Alaski i kandydatka na wiceprezydenta USA, nie daje Amerykanom o sobie zapomnieć. Właśnie zaproponowała, by prawo USA napisać od nowa i oprzeć je w całości na Bogu i Biblii. Co światlejsi jankesi zajrzeli do świętej księgi i przerazili się, bo za większość przestępstw grozi tam kara śmierci. Przez ukamienowanie. Inni, m.in. mieszkańcy „pasa biblijnego”, ogłosili Palin nową świętą. Świruska zamierza ubiegać się o Biały Dom w roku 2012. Ines S., lat 29, Niemka, będzie mogła mieć wymarzone dziecko ze swoim ukochanym nieżyjącym mężem – orzekł niemiecki Sąd Najwyższy. Nie chodzi tu o żadną nekrofilię, tylko o to, że ukochany małżonek kobiety, zanim zginął w wypadku samochodowym, zdeponował swoją spermę w banku nasienia. Teraz wystarczy zabieg in vitro. „To cywilizacja śmierci i pogardy życia!” – krzyczą superkatolicy. Przeciwnie, to cywilizacja afirmacji życia i miłości – odpowiadamy. Paul Cameron, najsłynniejszy i najbardziej prymitywny homofob świata, człowiek twierdzący, że geje to urodzeni przestępcy, ale na szczęście Bóg skraca życie każdego z nich o jakieś 25 proc., był gościem w Radiu Maryja i... powalił na kolana wszystkich moherowych słuchaczy. Nie modlitwą, ale stwierdzeniem, że „30 procent księży to pedały”. W studiu zapadła śmiertelna cisza, przerwana przez telefon od osłupiałego Rydzyka, który przysłuchiwał się audycji z zewnątrz: „No... nie sądzę, żeby to było powszechne, może to być gdzieś w jakichś środowiskach...” – wyjąkał, po czym odzyskał rezon i dodał: „Do seminariów duchownych wprowadza się takich ludzi po to, żeby Kościół niszczyć! My to znamy w Polsce z czasów komunistycznych!!!”.
Bracia ość polityki, żałoby, kampanii, czarnych skrzynek, białych ksiąg. Dość pedofilów, klerykałów, ideałów, PiS-ów, Lisów i morałów. Przynajmniej na razie. „W życiu ważne są tylko chwile” – mówi tekst piosenki. Czy to prawda? Niedokładnie, bo KAŻDA CHWILA jest ważna. Kilka dni temu uczestniczyłem w spotkaniu dwóch braci. Jan ma 81, a Bronisław 70 lat. Chociaż obaj mieszkają w Polsce, kilkaset kilometrów od siebie, nie widzieli się ponad dekadę. Kiedy Jan zachorował, Bronkowi zepsuł się samochód. Potem i jego dopadło choróbsko – nogę zaatakowała silna miażdżyca. Tak silna, że grozi mu amputacja. Na dodatek podczas smoleńskiej żałoby, a potem pogrzebów, które oglądał w telewizji, dostał rozległego zawału. Podobno lekarz nawet się nie zdziwił, kiedy usłyszał o 50 latach palenia po półtorej paczki mocnych papierosów dziennie. Do tego siedzący tryb życia, brak sportu, mieszkanie przy ruchliwej ulicy. Bracia kochali i szanowali się zawsze, od dziecka. Młodszy podziwiał starszego, starszy widział w młodszym ukochanego ojca, który przedwcześnie odszedł na drugą stronę. Bronek to „skóra zdarta z taty”. W końcu Jan wydobrzał na tyle, że myśl o młodszym, chorym bracie nie dawała mu spokoju. Czy zdąży go jeszcze zobaczyć? Zdążył. I to była właśnie jedna z tych ważnych w życiu Fot. MaHus chwil. Małe mieszkanko w bloku na Śląsku. Pukamy, wchodzimy. Bronek stoi o kulach w przedpokoju, zakrywa dłonią twarz. Nie mógł się doczekać, nie wierzył, że Jankowi uda się przyjechać. Przywierają do siebie, ściskają, chyba się nawet obwąchują. Spotkały się te same geny, ta sama krew, serca zabiły tym samym rytmem. Z męskich oczu popłynęły łzy. W małżeństwach układa się różnie. Przyjaźnie i znajomości zazwyczaj nie trwają długo. Jedne się kończą, inne zaczynają. W starszym wieku często zostajemy sami. A nawet jeśli mamy jeszcze swoją rodzinę, to im bardziej chylimy się ku ziemi, tym częściej myślimy o czasach młodości. Wracają obrazy sprzed lat, przypominają się dawno zapomniane twarze. Ożywają zdarzenia, marzenia, namiętności. Człowiek powraca myślami i duchem tam, skąd wyszedł – do rodziny. Siedzę naprzeciw dwóch facetów, których los rozłączył pół wieku temu. Potem spotykali się sporadycznie. Każdy miał własne życie, żonę, dzieci, pracę; dążył do innych celów, o inne rzeczy zabiegał. Teraz obaj wrócili do domu. Razem z nimi przenoszę się do lat 50., 60., 70. Czasów może trochę durnych i chmurnych, pełnych niedostatku, ale to były ich czasy. Oni wówczas, tak samo jak dzisiejsi 15- 20-, 30-, 40-latkowie kochali, marzyli, pokonywali życiowe trudności. Myśleli, że zawojują świat. Cieszyły ich sukcesy, martwiły porażki. Podobnie jak teraz ich dzieci i wnuków, choć w innym wymiarze. Przypatrują się nawzajem swoim pooranym zmartwieniami twarzom. Wymieniają komplementami, w których więcej braterskiej miłości i kurtuazji niż szczerości, bo jednego i drugiego choroby nie omijają: – Dobrze wyglądasz Jasiu. – Eee tam, to ty się zawsze lepiej trzymałeś, mama zawsze o ciebie lepiej
D
dbała, mówiła: Bronuś ma taką szlachetną urodę i ładną cerę, Bronuś jest podobny do mnie (śmiech). – No tak, ty byłeś starszy, musiałeś szybko zacząć pracować, żeby pomóc w domu. – Jak ty się urodziłeś, bracie, to ja już miałem 11 lat i musiałem iść na służbę do Niemca; pasłem bydło, nosiłem wodę, ciąłem sieczkę dla koni... – A po wojnie było lekko? – Nie było, ale trzeba było dawać sobie radę. Mama zalewajki gotowała, kiełbasa była tylko w niedzielę i od święta. – Tak, a zamiast słodyczy babcia topiła cukier z masłem na patelni; jak to zastygło, to dopiero były cukierki śmietankowe! – Cukier to był grubo po wojnie. Sacharyną się słodziło! Jak miałem 9 czy 10 lat, to z chłopakami czatowaliśmy na wozy z burakami cukrowymi. Biegliśmy do tyłu wozu i ściągaliśmy parę sztuk. Potem się je kroiło na kostkę i ssało w ustach. Takie to były słodycze. – A kołem się bawiłeś? Taką obręczą, co to ją toczyliśmy patykiem, żeby nie upadła. To była jedyna zabawka oprócz tych wystruganych z drewna. A wiesz, że zmarła Krysia, ta, co mieszkała koło nas? Chodziła ze mną do jednej klasy. – Nie pamiętam jej. Ja to, wiesz, w Eli byłem zakochany. – I mogłeś się z nią ożenić, wtedy bym miała spokojniejsze życie – do rozmowy włącza się żona Bronka. Bracia zaczynają się licytować na choroby, wizyty w przychodniach i zabiegi. Ale podczas tej rozmowy wyglądają na okazy zdrowia. Dziś żyją na nowo! Bo co tam... „Już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj!”. – A pamiętasz, Jasiu, te majówki w parkach? Kocyczek, pół literka, kiełbaska, potańcówki... Ludzie potrafili się lepiej bawić niż dzisiaj. W ogóle inny był pęd do wszystkiego. Ja wyjechałem na Śląsk do szkoły i do pracy, ty zostałeś, pracowałeś i jeszcze się uczyłeś. – Noo, technikum kończyłem, jak mi się urodził najmłodszy syn; miałem 40 lat. Dojeżdżałem rowerem 20 kilometrów do stacji, na pociąg. Zima nie zima. Ale wtedy to się jeszcze wszystkiego chciało. Byliśmy młodzi. – Taaa, byliśmy młodzi. Janek i Bronek wypijają po jednym kieliszku wódki – „już nie to zdrowie...”. 30 lat temu wypijali podczas takich spotkań grubo ponad pół litra. Ale ten kieliszek jest ważny, bo jest namiastką przeszłości. Kiedyś nie liczyli ani czasu, ani kieliszków. Dziś ważna jest każda minuta, każdy gest, uśmiech, słowo. Bo ich czas się właśnie dopełnia. Szanujmy życie i czas. Wykorzystujmy go zawsze jak najlepiej, bez względu na wiek. Młodość, siła, zdrowie to największe na świecie skarby. Nie każdy je posiadł. Pamiętajmy: każda chwila to chwila mniej. Zegar tyka bez przerwy. Zegar tyka. Każdego. JONASZ
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r. a niespełna 30 lat, jest wszechstronnie wykształcona, niezależna finansowo, biegle posługuje się kilkoma językami obcymi, pracuje na kluczowym stanowisku w polskiej filii pewnego koncernu o zasięgu światowym. Krótko mówiąc: Ewa to kobieta sukcesu. Taka jest dzisiaj. Tylko dlatego, że udało jej się rozerwać kajdany zabobonów i uwolnić ze szponów kościelnych specjalistów od leczenia duszy, którzy jak mało kto potrafią łączyć swoje przyjemne doznania seksualne z wątpliwym pożytkiem, jaki płynie z takiej spowiedzi... – Byłam bardzo młoda, bardzo niedoświadczona w sprawach damsko-męskich, bardzo głęboko, tak prosto z serca wierząca, do tego bardzo, bardzo nieszczęśliwa i kompletnie zdemolowana psychicznie, gdy po rozpadzie trwającego zaledwie kilka miesięcy małżeństwa zaczęłam szukać ratunku w Kościele – wspomina Ewa.
M
„kierownikiem duszy”, czyli takim osobistym spowiednikiem doskonale mnie znającym i potrafiącym doradzić, jak się zachować. Wyraził zgodę, więc chodziłam do niego co miesiąc na rozmowę i spowiedź. To właśnie on był w pewnym sensie świadkiem patologii, które zaczęły dziać się w naszym małżeństwie. Ewa nie ukrywała przed najbliższymi, że ma „kierownika”. Popełniła błąd, bo Andrzej zaczął w nim dostrzegać seksualnego rywala, co poskutkowało nasileniem aktów przemocy. – Mąż był zazdrosny o wszystko co się rusza, a jego matka (kobieta silnie związana z hierarchią gdańskiego Kościoła) dolewała oliwy do ognia, zarzucając mi intymne kontakty z księdzem. Gdy opowiedziałam o tym Tomkowi, stwierdził: „W tej sytuacji już nie będę mógł się tobą zajmować. Dam ci namiar na bardzo doświadczonego księdza,
GORĄCY TEMAT Zaordynowana Ewie terapia polegała na uczestnictwie w pogadankach, lekturze wskazanych książek, modlitwie o rozum dla męża oraz jego powrót do domu i rozpoczęcie wszystkiego od początku. – W ośrodku księdza Bogdana spotkałam mnóstwo matek Polek z rodzin dotkniętych problemem alkoholowym. Masę dzieciaków... Odreagowywały, opowiadały straszne rzeczy. Bardzo dużo z nimi pracowałam. Odnajdywałam się w tym, ale nie widziałam żadnej możliwości wyjścia z moich osobistych kłopotów. Ze społecznego punktu widzenia ksiądz Bogdan robił zapewne dużo dobrego, zwłaszcza dla dzieci, ale dla tych wszystkich kobiet miał jedną standardową receptę: modlitwa za męża i... nie masz prawa myśleć o przyszłości dalszej niż 24 godziny. To jest element tzw. dziewięciu kroków dla ludzi wychodzących z alkoholizmu, bo chyba tylko
było przyjemnie, jak często dochodziło do zbliżeń... „Nie szukaj usprawiedliwienia, tylko oskarżaj się” – nalegał, wypytując w kółko o te same brutalne sytuacje erotyczne. Pamiętasz, co o tym i owym mówiłaś? Powiedz jeszcze raz: jak się wtedy czułaś, jak on to zrobił? Mów konkretnie, ze szczegółami... To był standard podczas spowiedzi u księdza Bogdana. Dusiłam się od płaczu zmuszana do odtwarzania i przeżywania tych samych scen, ale ksiądz uspokajał, że to wyłącznie dla mojego dobra, bo to mnie oczyści i dzięki temu Bóg mnie uzdrowi i zabierze ode mnie wszelkie udręki. W końcu Ewa dotarła do działającej przy PCK grupy wspierania kobiet. Natknęła się tam na młodą psycholog, której opowiedziała o autorskich metodach prałata. – Potwierdziła moje wątpliwości, że coś jest nie tak. „Dziewczyno, spowiedź z określonych grzechów, o ile
Schody do piekła Spowiedź na kolanach księdza, nieustanne powtarzanie relacji z traumatycznych przeżyć seksualnych... Kobieta, która pragnie wyjść z załamania psychicznego pod opieką kościelnego specjalisty, musi mieć wyjątkowo silną psychikę, żeby nie zwariować. Jeszcze na studiach nieprzytomnie zakochała się w byłym ministrancie Andrzeju i po kilku miesiącach przykładnego katolickiego narzeczeństwa postanowiła wyjść za niego. Składnikiem „ścieżki zdrowia”, jak Ewa określa obowiązkowe nauki przedmałżeńskie, była specjalna spowiedź przedślubna (według nauk kościelnych: „owoc refleksji nad całym życiem młodego człowieka, który aktem żalu obejmuje wszystkie upadki i wyraża wolę radykalnej zmiany swego dotychczasowego postępowania”). – Poznałam wówczas młodziutkiego księdza Tomasza K. Zaskoczył mnie formą spowiedzi, bo jeszcze nigdy nie spotkałam w konfesjonale człowieka tak bezpośredniego i przyjacielskiego. Rozmawialiśmy tak, jakbyśmy znali się już kilka lat. Miał wątpliwości, czy nie za wcześnie decyduję się na małżeństwo, ale ja byłam spokojna o przyszłość. Dla wiernej katolickim regułom Ewy małżeństwo okazało się jednak koszmarem. Szczegóły nie mają znaczenia, ale dla jasności ujawnijmy, że chodziło m.in. o gwałty, bo tak właśnie Andrzej wymuszał na niej spełnienie niektórych „obowiązków”. Dziewczyna zwróciła się wówczas o pomoc do wspomnianego ks. Tomasza. Dlaczego akurat do niego? – Przeżywałam potworny dramat i szukałam pomocy duchowej. Poprosiłam Tomka, żeby został moim
który z pewnością skuteczniej ci pomoże. Powołaj się na mnie, gdy będziesz umawiała wizytę”. Potraktowałam to wówczas jako wyraz troski, bo sądziłam, że przekazuje mnie jakiemuś psychologowi specjalizującemu się w zapobieganiu przemocy domowej, której doświadczałam już niemal codziennie. Dzisiaj wiem, że mój „kierownik duszy” po prostu bał się o własną karierę. Gdy po kilku miesiącach małżeństwa Andrzej odszedł od Ewy, jej świat się zawalił. – Dla mnie, jako osoby głęboko wierzącej, skończyło się życie, miałam po prostu przerąbane. Byłam pewna, że już nigdy żaden facet mnie nie zechce, skoro jestem towarem przechodzonym. Trafiła w ręce bardzo znanego na Wybrzeżu księdza prałata Bogdana Głodowskiego (na zdjęciu), człowieka orkiestry, który sprawuje funkcję archidiecezjalnego duszpasterza trzeźwości, członka Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Gdańsku i kapelana całej pomorskiej policji. – Spotkaliśmy się w jego mieszkaniu. Opowiedziałam, że prowadził mnie ksiądz K., ale sprawa okazała się trudna i wymaga specjalisty. Początkowo rozmawialiśmy trochę na dystans, bo jakoś nie mogłam się otworzyć, ale wreszcie – za przeproszeniem – wyrzygałam mu się ze wszystkich problemów.
o tym miał jakieś pojęcie. No i częsta, wprost nieustanna spowiedź, po której bezwarunkowo trzeba było usiąść księdzu na kolanach i niezależnie od wieku oraz płci czule się przytulić. Teraz wydaje mi się to okropne, ale wtedy traktowałam przytulanie jako symbol ojcostwa, pewien jego znak firmowy. Ufałam mu, bo wydawało się, że wie, co robi, i wyraźnie dawał wszystkim do zrozumienia, że jest psychologiem. Wkrótce poczułam, że on chce przejąć kontrolę nad moim życiem. Jakby blokował wszystkie moje inicjatywy. Byłam już w zdecydowanie lepszej kondycji psychicznej, bo czas zrobił swoje i zaleczył rany bez żadnego udziału księdza, a on miał wciąż tę samą odpowiedź: „Nie, jeszcze nie myśl o przyszłości. Tylko 24 godziny. Ja ci powiem, kiedy nadejdzie pora”. W przypadku Ewy, oprócz rytualnego siadania na kolanach u ks. Bogdana, akt spowiedzi miał jeszcze jeden stały element. – Za każdym razem przepytywał mnie z małżeńskiego seksu. Z detalami. Jak we mnie wchodził, co czułam, jak się zachowywał w stanie podniecenia, jak reagowałam, gdzie i czym dotykał, czy bolało, czy
w ogóle je popełniłaś, ma być jednokrotna, bo nieustanne powtarzanie wątków okrojonych tylko do seksu niczemu dobremu nie służy. Spowiedź powinna ci ewentualnie ulżyć, a rozdrapywanie ran jest nie fair. On ci nie wynosi głowy na powierzchnię, tylko cały czas wciska pod wodę” – tłumaczyła. Miała rację. Już wcześniej odniosłam wrażenie, że ksiądz trzyma kobiety na tej 24-godzinnej uwięzi nazbyt długo. Dla mnie to była totalna blokada wolności jednostki. Mówiłam na przykład do jednej z dziewczyn: „Masz trójkę dzieci, tyrasz jako pielęgniarka. Nie patrz na grzech, tylko znajdź sobie jakiegoś chłopa, będzie ci łatwiej”. Takie argumenty w ogóle do nich nie trafiały, bo przecież „Bogdan nie pozwala patrzeć dalej niż na 24 godziny”. Mimo zastrzeżeń świeckiej specjalistki Ewa kontynuowała „terapię” u ks. Bogdana. Gdy wyjawiła mu niepokój dotyczący metod, tłumaczył, że jej wątpliwości są ewidentną „robotą diabła”. – Do ostatniej spowiedzi podeszłam inaczej, bo wyjątkowo spokojnie. Nie przeżywałam jej tak głęboko jak poprzednich. Padały te same pytania o seks, odpowiadałam z tak
3
samo pochyloną głową... Podniosłam ją, relacjonując jeden z wielu tych samych brutalnych gwałtów. Spojrzałam na księdza i oniemiałam. Przez ażurowe kratki prowizorycznego konfesjonału skonstruowanego w jego mieszkaniu wyraźnie widziałam, że ten koleś jest w ekstazie. Ma na twarzy perlący się pot i wyraz jakiejś niesamowitej błogości. Dopiero wówczas zrozumiałam, że on moimi strasznymi przeżyciami robił sobie całymi miesiącami dobrze! Tak we mnie to strzeliło, że przerwałam w pół zdania, powstałam z klęczek i wyszłam. Już na zawsze, bo wkrótce definitywnie zerwałam z Kościołem katolickim. ! ! ! Ewa nie ma dzisiaj cienia wątpliwości, że pod płaszczykiem terapii kryło się psychiczne molestowanie seksualne, ale przecież nie wolno nam wykluczyć, że ona jest przewrażliwiona, bądź prałat po prostu nie uważał na wykładach i popełnił jakieś błędy w sztuce. Ponieważ wedle posiadanych przez „FiM” informacji praktyka wykonywana przez ks. Głodowskiego opiera się jedynie na wiedzy wyniesionej z seminarium duchownego i podyplomowego kursu pomocy rodzinie, poprosiliśmy go o wskazanie specjalistycznych uprawnień. „Nie będę odnosił się do żądania przedstawienia moich formalnych uprawnień do prowadzenia terapii psychologicznej, ponieważ takowej nie prowadzę i nigdy nie prowadziłem. Należy rozróżnić pomoc duchową od psychologicznej, choć niewątpliwie istnieje tu delikatna nić łącząca obie formy wsparcia ludzi, którzy w sytuacjach dla nich życiowo niezwykle trudnych szukają porady i zrozumienia w różnych okolicznościach” – wyjaśnił nam ks. Głodowski, podkreślając, że „nauka o Bogu, wieloletnia praktyka i kontakt ze sprawami innymi, drażliwymi, omijanymi, obłudnymi i wstrętnymi, a wreszcie głosy osób i środowisk mojego otoczenia pozwalają mi stwierdzić, że to, co czynię, a nie sam przecież, jest wielu potrzebne, zaś Wiara bywa kluczem do odzyskania spokoju i umiaru, choć nie każdy musi być takiego właśnie zdania”. Co ciekawe: w jego ofercie terapeutycznej znajdujemy m.in.: „konsultacje psychologiczne dla policjantów i ich rodzin”, „poradnictwo w sytuacjach kryzysowych”, „trening odnowy komunikacji małżeńskiej”... Mówi znany psycholog z Gdańska: – Nasze środowisko przeraża sytuacja panująca w rozmaitych pseudoporadniach i ośrodkach kościelnych, bo z braku kontroli zewnętrznej nie wiemy, co tam naprawdę się dzieje. Gdy wielomiesięczne „leczenie” modlitwą nie pomaga, kierują ludzi potrzebujących pomocy do fachowców, ale często są to już przypadki bardzo trudne do wyprowadzenia na prostą. W tych najtrudniejszych pozostaje człowiekowi już tylko zakład zamknięty... ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
Problemy z komunistą „Nie ten najlepiej służy, kto rozumie” – pisał Miłosz. I trudno się z tym nie zgodzić... W maju jak to w maju. Kwitną kasztany, maturzyści się stresują, a gromada 8-latków doświadcza swojej pierwszej w życiu prawdziwie dorosłej imprezki, zwanej też Pierwszą Komunią Świętą. Uroczystość miniweselna, jak wesele organizowana, z tą różnicą, że niewidoczny oblubieniec przebywa gdzieś w przestworzach i obsługuje kilkaset osób naraz. Żaden proboszcz nie wpadł jeszcze na pomysł handlowania komunijnymi sukieneczkami, skuterami i laptopami – księża grzmią na pogańskie zwyczaje i organizowanie miniwesel właśnie. I tak, kiedy otoczenie pierwszokomunisty prześciga się w wymyślaniu oryginalnych prezentów i załatwianiu obsługi kuchenno-kelnerskiej, oni proponują własne atrakcje... Duszpasterze wrażliwi na problem trzeźwości organizują dla dzieci uroczyste ślubowania, w czasie których obiecują one, że do 18 roku życia nie sięgną po napoje wysokoprocentowe. Zamysł to szlachetny. Według
najtragiczniejszych sondaży, po pierwszy kieliszek najczęściej sięgają dzieci w wieku 12–14 lat, a abstynentami do pełnoletności zostaje całe... 4 procent. Czy jednak nie przecenia się szopki, o której post factum pierwszokomunista szybko zapomni? Na to księża tłumaczą, że EWENTUALNE złamanie przysięgi nie będzie jakimś specjalnym grzechem, bo... samo picie i palenie już by nim było. Według biskupa Antoniego Długosza, rodzice małego „komunisty” powinni w tym uroczystym dniu zorganizować domowe nabożeństwo. I to według scenariusza, który w magiczny sposób przeniesie nas w czasy biblijne. Tuż przed wyruszeniem do kościoła rodzina gromadzi się przy stole, na którym ustawia krzyż, palącą się świecę, naczynie z wodą święconą i kropidłem. Wszyscy łapią się za ręce, tworząc krąg, i śpiewają pieśń „Gdzie miłość wzajemna i dobroć”, po czym dziecko prosi zebranych o błogosławieństwo. Cała rodzina wyciąga ręce nad jego głową, błogosławi, a wdzięczny 8-latek całuje każdego w rękę... W większości polskich
rzykościelna prawica chce Polakom odebrać jedno z największych zwycięstw w naszej historii. Nie jedno ze „zwycięstw moralnych”, czyli faktycznych klęsk, ale jedno z nielicznych w czasach nowożytnych naszych zwycięstw prawdziwych. Chodzi oczywiście o zwycięstwo koalicji antyhitlerowskiej z maja 1945 roku. Polska armia na wschodzie i zachodzie była jednym z największych uczestników wielkiej wojny przeciwko faszyzmowi. Zwycięstwo było realne, bo udało się ocalić potwornie poraniony kraj (w ciągu 6 lat straciliśmy 17 proc. mieszkańców) przed jeszcze gorszą przyszłością – wiecznie okupowanego, zdziesiątkowanego narodu niewolników, podludzi na usługach niemieckiej rasy panów. Nawet nie narodu, ale żywej siły roboczej, bo Polacy mieli być pozbawieni wykształcenia, ziemi, historii i przyszłości. Tego, pokonując Hitlera, udało się uniknąć tylko dzięki współpracy z koalicjantami, w tym głównie z ZSRR. Dlatego głównie, że ZSRR przyjął na siebie największy ciężar wojny. I był pod ręką. Polska, tak się jakoś składa, nie leży w Normandii. Dzisiaj mówi się Polakom w zaPiSiałej telewizji publicznej i na przykład w PiS-owskim dzienniku „Rzeczpospolita”, że to nic nie znaczyło. Mało tego, twierdzi się, że to była klęska. Tomasz Terlikowski, główny katolicki kaznodzieja wśród dziennikarzy, peroruje, że „9 maja dla Polski wyznaczył kres marzeń o suwerenności i niepodległości. Dlatego tego dnia polskich żołnierzy na placu Czerwonym być nie powinno”. Natomiast koniec Hitlera jest dla Terlikowskiego „kresem marzeń”. Może niech to Terlikowski powie w twarz nielicznym polskim Żydom ocalałym z Szoah. Po raz kolejny okazuje się, że chorobliwy antykomunizm jest jeszcze głupszy niż komunizm radziecki. Niestety, przykościelny fanatyk z Frondy nie jest jakimś nieszczęsnym wyjątkiem. Podobne głosy można usłyszeć na prawicy co chwilę. Nawet takie, że Polska powinna była stanąć od początku po stronie Hitlera, albo, i to jest pewne novum, winna stanąć po jego
P
domów scenariusz do zrealizowania tylko po kilku głębszych. Tymczasem w realnym świecie tysiące Polaków organizuje pseudoreligijną imprezę tylko dlatego, że inni organizują. Ot, taka sama tradycja, jak ubieranie choinki, jajek święcenie, chrzty i śluby. Coraz bogatsza tradycja, dodajmy – komunijna biżuteria, sesja zdjęciowa, piętrowe torty, sukieneczki, w których podlotek będzie wyglądał jak matrona (w tym roku, jak czytamy na serwisie dla rodziców dzieci pierwszokomunijnych, sukienki „powinny być długie i drapowane, stylizowane na XIX-wieczną krynolinę. Modne są klejone hafty”), a w przypadku nowobogackich i szczególnie nawiedzonych rodziców – wynajęta limuzyna czy... drobne przeróbki u chirurga plastycznego (chore!). Księża mają większe tacowe i niech się nie pieklą, że święty sakrament świeckim już dawno się stał. W końcu, im okazalsze uroczystości, im więcej ludzi w kościołach – tym potęga Kościoła większa. Ta wizualna, ma się rozumieć. JUSTYNA CIEŚLAK
stronie w ostatnim roku wojny, nie dopuścić do upadku Niemiec (a co z armią aliantów na zachodzie?) i wywalczyć sobie w ten sposób niepodległość tak od wschodniego, jak i zachodniego sąsiada. Nawet związany z prawicą profesor Paweł Machcewicz skarży się na łamach „Newsweeka”, że niektórzy jego koledzy historycy zagalopowali się w ocenie II wojny światowej na jakieś absurdalne pozycje. Przypomina, że w czasie całej II wojny światowej z rąk hitlerowców zginęło 5,7 mln obywateli Polski przedwojennej, z rąk faszystów ukraińskich – 100 tys., z rąk armii i aparatu władzy ZSRR – 150 tysięcy (w tym 25 tys. rozstrzelanych w Katyniu, a reszta to na ogół ofiary zsyłek syberyjskich). Mówienie w świetle powyższego o porównywalnej grozie okupacji niemieckiej i radzieckiej (nawet tej realnej okupacji, czyli wcieleniu Kresów Wschodnich do ZSRR w latach 1939–41) jest bezprzedmiotowe. Terlikowski twierdzi, że nie było w latach 1944–45 żadnego wyzwolenia, była „tylko zmiana okupanta”. Z pewnością nie była to pełna suwerenność, bo być nie mogła (głównie z powodu oddania Polski Stalinowi przez Anglię i USA), ale gadanina o „zmianie okupanta” jest idiotyczna i nie liczy się ani z faktami, ani ówczesnymi nastrojami większości Polaków. Powstało normalne, choć nie do końca wolne państwo polskie, sprawnie zarządzane mimo wojny domowej; państwo, które błyskawicznie bez zagranicznej pomocy odbudowało kraj z ruin, a w kilka lat gospodarczo prześcignęło wszelkie przedwojenne wskaźniki rozwoju ekonomicznego i społecznego. Czy tamten bezprecedensowy rozwój i entuzjazm byłby możliwy, gdyby ludzie byli przekonani, że żyją pod czyjąś srogą okupacją i pracują nie dla siebie, ale dla obcych? Zatem w 1945 roku Polakom dzięki pomocy aliantów, w tym ZSRR, udało się umknąć zagładzie i losowi niewolników. To jest powód do niewątpliwej radości i wdzięczności. I to także chcą nam odebrać obłąkani nienawiścią prawicowcy. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Złe zwycięstwo?
Ja uważam, że oczywiście jest w tym wielkim wydarzeniu, w tej wielkiej katastrofie, która miała miejsce, coś bardzo mocnego, co przede wszystkim zmobilizowało elektorat Jarosława Kaczyńskiego, Radia Maryja, Tadeusza Rydzyka, wielu, wielu innych proboszczów, którzy na ambonach krzyczeli o tym, kto powinien zginąć, a kto nie. (Sławomir Nowak, szef sztabu Komorowskiego)
!!! Przy wyborach to przecież będą przekręty nie z tej ziemi! Widzimy przecież – Komorowski to człowiek WSI (...). A teraz jeszcze to wszystko jest skomputeryzowane... Kto robił tę komputeryzację, to chyba wszyscy wiedzą, prawda? (ks. Tadeusz Rydzyk)
!!! Chciałbym, aby ktoś opisujący po latach ten okres historyczny, w którym przypadło nam żyć po tym trudnym doświadczeniu z 10 kwietnia, mógł napisać: Polska prawem i sprawiedliwością stoi. (abp Marian Gołębiewski)
!!! Socjaliści powinni być rozstrzelani. Powinien się narodzić w naszym kraju nowy Pinochet. Prawo głosu powinno być odebrane społeczeństwu. Tak naprawdę takie prawo powinna mieć tylko jedna osoba: król. (Janusz Korwin-Mikke, kandydat w wyborach na prezydenta RP)
!!! Jest oczywiste, że lotnisko w Smoleńsku powinno być zamknięte. To było wprost zaproszenie do tragedii. To jest odpowiedzialność Federacji Rosyjskiej. (Jerzy Polaczek, lider partii Polska Plus)
!!! Zaczęli kampanię od śmierci prezydenta. Wykorzystują to w sposób niespotykanie precyzyjny. Tam zginęło 96 osób, wszyscy mają swoje wielkie tragedie, a oni robią tak, jakby umarł tylko prezydent. Oni w świetle tej traumy, tego cmentarza, traktują swojego kandydata, Jarosława Kaczyńskiego jak człowieka, który jest na skraju jakiejś zapaści. Jeśli tak jest, to on się nie nadaje na prezydenturę. Patrzyłem, jak w końcu łaskawie pokazano kandydata na prezydenta w czerniach. To są maniery Mao Tse-tunga. Ja myślałem, że jestem w mauzoleum Lenina. To, co robi teraz PiS, to czarna propaganda. Robi się z tego czarna komedia. (Kazimierz Kutz, reżyser, poseł PO, o strategii wyborczej PiS)
!!! Drażni mnie Kościół. Jego pycha, ignorancja, pazerność księży. To, że mówią o zbawieniu, a garną się do dóbr doczesnych. To, że są niewykształceni, a mówią nam, jak mamy żyć. Kościół blokuje nowoczesność, edukację seksualną, wyzwolenie kobiet i tak niewiele daje w zamian. Bo gdyby katolickość Polski przekładała się na postawy moralne i wzajemną życzliwość obywateli, to bylibyśmy narodem aniołów. (prof. Magdalena Środa)
!!! Myślę sobie czasem, a ostatnio nawet często, że muszę jakoś okropnie kochać ten kraj, bo gdybym go nie kochała to – na zdrowy rozum – nie wytrzymałabym jego mitów, konfliktów, martyrologii, cmentarzy, kabotyństwa polityków, nietolerancji ludu, superreligijności wszystkich, kołtuństwa, wiecznego narzekania i wielkiego nadęcia. I myślę sobie, że wielu jest takich patriotów jak ja. (jw.)
!!! Uważam, że ci, którzy tak dzielnie bronią zapłodnionych komórek, są przeciwnikami aborcji, a teraz też in vitro, najczęściej nie dostrzegają, że ta zapłodniona komórka ma mniejszą wartość niż biedny, stary pies. (jw.)
!!! Sakralizacja duchownych powoduje, że tkwią oni w przekonaniu o automatycznym, magicznym działaniu święceń. Tymczasem przekazy ewangeliczne w tym względzie nakazują podejście zdroworozsądkowe. Biskup ma być mężem jednej żony, czyli człowiekiem dobrze prowadzącym się, a nie rozpustnikiem. (profesor Tadeusz Bartoś, teolog, były dominikanin)
!!! Nie jestem katoliczką i podczas tej żałoby tacy jak ja zostali wykluczeni z jej symbolicznego przeżywania. Ale mój radar podpowiada mi, że tak czujących jest coraz więcej. (Olga Tokarczuk, pisarka)
!!! Obca mi jest chęć robienia kariery. (nowy prymas Polski, abp Józef Kowalczyk)
!!! Mnie Bóg, bez względu na jego imię i paszport, nie był do życia nigdy potrzebny. Może przez chwilę, kiedyś, żeby załapać się na prezenty pierwszokomunijne. Zawsze byłem człowiekiem duchowo samowystarczalnym. Uważam, że religia umiera, kiedy zamienia się w pusty obrządek. A to widzę w Polsce. (Kuba Wojewódzki)
!!! Bóg obdarzył mnie naprawdę mocnym uderzeniem, i to z obu rąk. (Krzysztof „Diablo” Włodarczyk, pięściarz) Wybrali: AC, PPr
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
NA KLĘCZKACH
AGENT PRYMAS Benedykt XVI mianował abp. Józefa Kowalczyka, dotychczasowego tzw. nuncjusza apostolskiego, nowym prymasem Polski. „Proszę was, przyjmijcie go otwartym sercem, w duchu wiary, jako posłanego przez samego Chrystusa” – powiedział jego poprzednik – abp Muszyński. Prawo kanoniczne i prawo kościelne nie mówią nic o funkcji prymasa. To jedynie symboliczny tytuł. O Kowalczyku wiele mówią natomiast teczki IPN. Ale te otwierane były do tej pory tylko wtedy, gdy dotyczyły wrogów PiS. Ani PO, ani SLD nie zależy na dyskusji o tajemnicach przeszłości nowego prymasa. ASz
POMNIK POMOCY Trzy lata temu sanoccy radni ustanowili św. ks. Zygmunta Gorazdowskiego patronem Sanoka, a w 2008 roku papież Benedykt zatwierdził „Świętego Zygmunta Gorazdowskiego kapłana drugim przed Bogiem Patronem Miasta”. Teraz sanoccy franciszkanie apelują do ambicji wiernych: „Niewiele miast w Polsce może poszczycić się wyniesionym na ołtarze rodakiem, zatem zaszczytnym obowiązkiem niech będzie budowa pomnika naszego Świętego”. W celu realizacji tegoż „zaszczytnego obowiązku” Stowarzyszenie Pomoc Rodzinie im. św. ks. Gorazdowskiego zawiązało komitet, który ma się zająć gromadzeniem funduszy na budowę pomnika. Koszt monumentu z brązu oszacowano wstępnie na 105 tys. zł. Czasu na zbiórkę nie ma jednak wiele, bowiem uroczyste odsłonięcie pomnika już zaplanowano na drugą rocznicę ogłoszenia Gorazdowskiego patronem Sanoka, czyli połowę października br. Sanoccy parafianie kasy na pomnik świętego zapewne nie pożałują. Tylko czy zadadzą sobie przy okazji pytanie, ile obiadów dzieciom z rodzin wielodzietnych mogłoby ufundować wspomniane Stowarzyszenie Pomoc Rodzinie, dysponując kwotą 105 tysięcy złotych, zamiast marnotrawić ją na nikomu niepotrzebny monument... AK
KOŚCIÓŁ PRZEGRAŁ, NA RAZIE Środowiska katolickie przegrały w Sejmie batalię przeciwko ustawie o zapobieganiu przemocy w rodzinie. Nowelizacja ustawy (w tym tak krytykowane przez kler większe uprawnienia pracowników socjalnych oraz powołanie do istnienia gminnych zespołów zapobiegania patologiom) przeszła większością głosów. Kolejna batalia czeka ustawę w Senacie. MaK
ŁÓDŹ TO NIE BARKA!
Wyjątkową odporność Łodzi na kościelną propagandę potwierdzają okoliczności towarzyszące peregrynacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej po tutejszych parafiach. Handlarze dewocjonaliów podążający za obrazem skarżą się dziennikarzom prasy lokalnej: „Łódź szczególnie marnie wypada na tle diecezji. Bardzo niewiele osób kupuje pamiątki, prawie nikt nie stroi okien i balkonów na trasie przejazdu obrazu. Ludzie z okolicznych bloków podchodzą i pytają o to, co się tu dzieje. Widać, że większość do kościoła nie chodzi. Niektórzy wyśmiewają się nawet z takiej formy pobożności”. I pomyśleć, że na próżno tyle trudu i pieniędzy (prawie przez dwie kadencje) włożył w skatoliczenie Łodzi Jerzy Kropiwnicki. MaK
PARADA OSZUSTÓW Warszawska parafia ewangelicka wygrała w sądzie proces o unieważnienie umowy sprzedaży działek wartych ok. 80 mln zł. Sprzedała je za pół tej ceny kancelaria mec. Józefa L., ściśle związanego przed laty z Jarosławem Kaczyńskim. Dwaj adwokaci – były poseł Porozumienia Centrum, pierwszej partii Kaczyńskiego, Józef L. oraz jego wspólnik – zostali już także oskarżeni o oszukanie parafii ewangelickiej św. Trójcy w Warszawie. W karnym procesie odpowie też troje notariuszy oraz prezes spółki, która została utworzona tylko dla tej transakcji. PPr
NAUKOWE KOŁTUŃSTWO Skandal na Uniwersytecie Warszawskim. Dziekan wydziału prawa odwołał konferencję, w której miał uczestniczyć Peter Singer – światowej sławy etyk australijski (obecnie na Uniwersytecie Princeton). Oficjalnie powodem odwołania była „rezygnacja uczestników” oraz cofnięcie patronatów uczelni. W rzeczywistości zrezygnowało zaledwie 3 z 30 uczestników, a patronat wycofała jedna z dwóch szkół.
Dlaczego? Dlatego, że Singer słynie z uprawiania etyki idącej w poprzek nauczaniu Kościoła rzymskokatolickiego – lobbuje za prawami zwierząt, dopuszcza aborcję i eutanazję. Osoby rezygnujące powiedziały, że odchodzą m.in. dlatego, że „nie popierają poglądów Singera”. Oto wolność poszukiwań w polskiej nauce – „nie dyskutuję, bo się z tobą nie zgadzam”. To po co w ogóle debatować i uprawiać naukę? Nie lepiej odmawiać różaniec? MaK
Z PUSTEGO W PEŁNE Wyobraźcie sobie, że komuś zależy na waszej działce budowlanej. Przychodzi do was i proponuje zamianę. Oferuje powierzchnię mniejszą, nie przewiduje za „nadmetraż” żadnych dopłat, a koszty notarialne chce podzielić. Jedną połowę płacicie wy, drugą on. Nierealne? Na linii państwo–Kościół jest to praktyka powszechna (oprócz „sprzedaży za 1 proc. wartości). 29 kwietnia podczas sesji Rady Miasta Ciechanów rajcy jednogłośnie przyjęli uchwałę, mocą której miasto dało parafii Płockich Biskupów i Męczenników działkę o powierzchni 91 arów. W zamian otrzymało gorszą i mniejszą (84 ary). Kler nie dopłacił do wartościowego placu ani grosza, a na dodatek uzyskał zapewnienie magistratu o partycypacji w kosztach notarialnych. Pomysł zamiany wyszedł od księży, którzy propozycję argumentowali tym, że... ich działka nie nadaje się, aby wybudować na niej świątynię. Pozytywną odpowiedź przyspieszyła głęboka wiara radnych oraz... kalendarz wyborczy. o.P.
KATYŃ TRAVEL Biura podróży organizują wycieczki do Smoleńska – cena już od 900 złotych. Do atrakcji należy zapalenie świeczki i zrobienie zdjęcia na miejscu katastrofy. Inne biuro oferuje pięciodniową wycieczkę Katyń–Smoleńsk z zakwaterowaniem, wyżywieniem i przewodnikiem. Zwiedzający będą mogli zapalić znicze i złożyć kwiaty pod pamiątkowym kamieniem – dostaną na to pełne 2 godziny. Biura podróży już szykują oferty dla szkół. Według nich, to złoty interes. Ludzie chcą zobaczyć, gdzie zginął prezydent, chcą dotknąć brzozy, o którą zahaczył tupolew... ASz
GRA W KOŚCI Głupio jest oskarżać kogokolwiek z powodu jego rasy, pochodzenia etnicznego lub czynów popełnionych przez przodków, bo nikt
z nas nie ma na te rzeczy wpływu. Nie wie o tym profesor Jadwiga Staniszkis, podpora naukowa komitetu wspierającego kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Tym razem owa dama wbiła swoje karmazynowe usteczka w szyje redaktorów „Gazety Wyborczej”. Zasugerowała mianowicie, bez podania żadnych dowodów, że rodzice niektórych z nich byli tłumaczami na usługach NKWD podczas mordów w Katyniu. Dziennikarze nie byli jej dłużni – przypomnieli, że dziadek i ojciec profesorki należeli przed wojną do ONR, czyli byli polskimi faszystami. MaK
KIELISZEK OD GMINY „Z racji Mszy Świętej odprawianej dnia 16.04.2010 r. w intencji ofiar poległych w katastrofie samolotu rządowego koło Smoleńska, Urząd Gminy Mińsk Mazowiecki przekazał jako dar ołtarza dla budującej się parafii kielich mszalny” – informuje na swojej stronie internetowej parafia pw. MB Dobrej Rady w Wólce Mińskiej. Celem sprezentowania kościołowi złotego kielicha (wartość kilka tys. zł) ozdobionego elementami patriotycznymi miało być upamiętnienie „tragicznych wydarzeń w Katyniu w 1940 roku oraz katastrofy samolotu rządowego pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku” i zmobilizowanie parafian do „wytrwałej i żarliwej modlitwy w intencji wszystkich ofiar tych wydarzeń”. AK
KRÓL... ŻYDOWSKI! W Krakowie modlili się o ustanowienie Jezusa Chrystusa Królem Polski. W manifestacji wzięło udział ponad 500 osób. Apelowano do
5
parlamentu i Episkopatu o koronację Jezusa. Manifestanci uważają, że gdyby przyznano mu ten tytuł przed wojną, Polska... nie ucierpiałaby w wojnie. Niestety, krajem rządzili wówczas Żydzi, którzy na koronację nie chcieli się zgodzić... W Polsce istnieje kilkadziesiąt grup pragnących intronizacji Jezusa, a większość z nich związana jest z Radiem Maryja. Zainteresowanego nikt nie pyta o zdanie – to raz. Po drugie: Żyd z Galilei królem Polski?! A po trzecie: czy jest na sali lekarz?!! ASz
DOBA Z BIBLIĄ W Krakowie odbył się Maraton Biblijny. W minioną niedzielę o godzinie 17 grupa 144 osób zaczęła „głośne czytanie Biblii”. Maraton trwał nieprzerwanie całą dobę. Zasady są proste: uczestnicy czytają Nowy Testament kolejno, każdy przez 10 minut. Udział w przedsięwzięciu biorą studenci, księża, członkowie Klubu Inteligencji Katolickiej itp. Cel, jaki sobie wyznaczyli, to – UWAGA! – zachęcenie chrześcijan do słuchania Pisma Świętego... I wszystko jasne, pod warunkiem że chodzi o „chrześcijan” rzymskich. ASz
PO MSZY, PO RYJU W kościele w Andrzejewie (mazowieckie) tuż przed niedzielną mszą doszło do bitwy między radnym a wójtem. Wójt Antoni Cymbalak tak przyłożył radnemu Andrzejowi Grzywnie, że ten zalany krwią pobiegł do zakrystii, aby opatrzyć ranę. Wójt wszystkiemu zaprzecza, twierdząc, że to pomówienie i zemsta jego przeciwników politycznych. Walka przedwyborcza zaostrza się. Co to będzie dalej? PPr
6
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Teraz Polska Polski Kościół ma nowego honorowego przywódcę. Poza tym wszystko po staremu. Arcybiskup Józef Kowalczyk (72 l.), dotąd nuncjusz apostolski, a swego czasu kontakt informacyjny SB o pseudonimie Cappino (zarejestrowany w 1982 r. pod numerem 14092), dostał awans na prymasa. Zastąpił tym samym innego byłego współpracownika nieboszczki bezpieki – abpa Henryka Muszyńskiego (77 l.): ! Agent Watykanu na Polskę! Lepiej i mądrzej nie będzie. Czy będzie na tyle mądry, by nie dzielić Polaków? Na tyle skromny, by nie okradać Polaków? Na tyle inteligentny, by współpracować z rządem RP? Czort jego wie! („kruk51”); ! Głódź byłby najlepszy, bo chłop do szklanki i skakanki, pomodlić się umie i wypije („ws”); ! Myślałem, że mnie wybiorą! Mam pecha! Przydałaby się taka fucha i wpadłoby dodatkowe parę groszy do skromnej emerytury („jogi”); ! Do czego nam, światłym Polakom, potrzebny jest jakiś prymas? („Polak”); ! Nowy prymas zapewne znowu wykaże absolutne niezaangażowanie Kościoła w kampanię wyborczą i zdecydowanie poprze Kaczyńskiego. Będzie zapewne całowanie pierścieni i ogólnie miła, koleżeńska atmosfera. Zastanawiam się tylko, czy Kaczyńskiemu nie będzie przeszkadzało, że całuje po rękach byłego agenta Watykanu, od 30 lat nadzorującego polski Kościół w interesie watykańskiej władzy! („ciekwe”); ! I to mi się podoba. 72 lata, a więc młody, prężny i energiczny. Idzie nowe! („Adam”); ! No to się Dziwisz wścieknie. Pewnie sam miał chrapkę na tę posadkę („lewicowy”); ! A dlaczego nie Paetza? Przecież on bardziej sobie zasłużył na to stanowisko („wtc”); ! Niech żyje nowy I sekretarz naszej umiłowanej partii („Jan”); ! Nowemu Prymasowi życzę odcięcia się od polityki, skoncentrowania na wierze, rozwiązania spraw z o. Rydzykiem – to wystarczy, abyśmy odczuli spokój („katolik”). ! ! ! W Koninie deal zawarli Andrzej Sybis, zastępca prezydenta, oraz Tomasz Michalski, proboszcz od św. Bartłomieja. Rzecz dotyczy poszerzenia cmentarza. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, we wstępnej umowie miasto przyrzekło wykupić odpowiednie grunty, po czym podarować je parafii, zbudować parking oraz drogę dojazdową. Co w zamian zaoferował proboszcz? Ano
zgodził się łaskawie na to, że wykona prace związane z... przygotowaniem terenu do pochówków, no i wielkodusznie przejmie obowiązki zarządcy cmentarza:
strony Artur M., ksiądz doktor habilitowany, profesor prawa i wykładowca KUL; z drugiej – policjanci drogówki, którzy zatrzymali wielebnego, bo w terenie zabudowanym przekroczył prędkość o 60 km/godz. Chcieli mu (jak byle śmiertelnikowi!) wlepić mandat, ale taka
o Media „Świadectwo” odkryli wreszcie przyczyny i źródła wstydliwego problemu pedofilii w Kościele. Okazuje się, że to... prokuratorzy i media robią z księży pedofilów. Z tego właśnie powodu „Świadectwo” domaga się całkowitego zakazu informowania o księżach podejrzanych o molestowanie
Trzej „tenorzy” polskiego Krk. Prymasi: Glemp, Kowalczyk i Muszyński
! To jakieś jaja? Miasto wykupuje grunt, robi parking i drogę, a ksiądz zobowiązuje się do prowadzenia cmentarza? Gdzie jest punkt o podziale zysków? („wesoły ateista”); ! Na wyborczą tacę trzeba coś rzucić. Kogo proboszcz poprze w wyborach? („haha”); ! Jako że moje truchło spocznie na komunalnym, stanowczo protestuję przeciw wyrzucaniu w błoto miejskiej kasy („atheist”); ! To jest zwykłe świństwo i działanie przeciw mieszkańcom. Firma Kościół dostanie za nasze pieniądze nowy biznes, a jest to naprawdę dochodowy biznes. My, jak zwykle, do pośredniaka („reali”); ! Przekażmy jeszcze jakiejś parafii most na Jana Pawła II. Dzięki temu miasto szybciej go odremontuje („buahh”); ! A nie powinien być jakiś konkurs czy przetarg? Cmentarz należy powiększyć, ale dlaczego zyski ma osiągać znów Kościół, a nie miasto, czyli my?! („wyborca”); ! Ksiądz bierze 10 proc. wartości od każdego wystawionego na cmentarzu nowego pomnika. Czy daje na to kwit i odprowadza podatek? („urząd skarbowy”). W Nisku sąd rejonowy miał twardy orzech do zgryzienia: z jednej
bezczelność to już ks. Artura rozsierdziła. Mandatu nie przyjął, a przed sądem orzekł, że funkcjonariusze perfidnie kłamią. Sędzia na blask koloratki okazał się jednak nieczuły. Doszedł do wniosku, że zeznania policjantów są zbieżne, logiczne i przekonujące. Efekt: grzywna w wysokości 2 tys. zł oraz 300 zł kosztów sądowych. Koloratkowy pirat drogowy zapowiada apelację: ! Brawo, Sędzio, prawo niech będzie równe dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych („gość”); ! Ja bym mu jeszcze ze 30 zdrowasiek dołożył („korath”); ! Policjanci, macie szczęście, że to nie jechał naczelny biskup z Przemyśla, już dawno bylibyście bez pracy (...). Wielkie brawa dla sądu w Nisku za odwagę („obserwator”); ! Koniec świata. Cywilny sąd nie wierzy „autorytetowi moralnemu” z KUL! („S”); ! Jak to? Księża muszą płacić mandaty? Co za kraj... („Krzesimir”); ! Tak naprawdę to my zapłacimy ten mandat i poniesiemy ewentualne koszty sprawy. Na KUL idą nasze pieniądze („pan podatnik”); ! Macki czarnej ośmiornicy nie oplotły dzielnego sędziego! („fryd”). W Rzeszowie członkowie Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Troski
seksualne. – Chcemy, by prokurator generalny zrobił z tym porządek. Nie może być tak, że ksiądz pogłaska dziecko i od razu nazywa się go zboczeńcem i pedofilem, a potem okazuje się, że jest niewinny – przekonuje pokrętnie Jacek Kotula, prezes stowarzyszenia. ! Jak chłop ze wsi jedzie po piwie na rowerze, to jest zdjęcie i nazwisko mogą znać wszyscy, ale jak facet w sutannie, to już tajemnica. Brawo, wspaniali chrześcijanie! Jarek takich potrzebuje („qqq”); ! Niestety, tak, jak należy piętnować policjanta, który staje się złodziejem, lekarza, który przyczynia się do śmierci – tak też trzeba piętnować tych, którzy wytyczając normy moralne, jednocześnie wbrew nim postępują. Poza tym im więcej podobnych spraw będzie nagłośnionych, tym lepiej, ponieważ szybciej ludzie podziękują za współpracę temu towarzystwu wzajemnej adoracji („667”); ! Karać i mówić o tym podwójnie. Na pewno wielcy obrońcy zmienią zdanie, gdy taki ksiądz narozrabia w ich rodzinie („Mec”); ! Panie Jacku Kotula – nie wiem, co jaracie z kumplami w tym Waszym Stowarzyszeniu, ale radzę to jak najszybciej odstawić. Najwyraźniej Wam szkodzi („zielarz”);
! A dlaczego to ksiądz ma być poza osądem społecznym? Dlaczego prawo dla księdza ma być inaczej stosowane? Dlaczego nie można potępić karygodnych postępków tzw. duszpasterzy? Dziś mówimy o pedofilii, a jakimś cudem zapomniano już, albo specjalnie wyciszono sprawę TW, których wśród księży było na pęczki. Według mnie, osoby duchowne umoczone w niecne postępki nie mogą być godne zaufania społecznego („mgr żuk”). W Tarnowie skończył się proces byłego senatora Józefa Sz., prezesa Tarnowskich Zakładów Osprzętu Elektrycznego „Tarel”, który oszukał Skarb Państwa na co najmniej 2 mln 646 tys. zł. W ten sposób, że przez konto Fundacji Kongregacja Oratorium św. Filipa Neri przepuszczał darowizny na cele sakralne (ich wysokość – zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem – odliczając od podatku). A dalej to już było poletko ks. Pawła P. On pieniądze z konta fundacji wypłacał, część oddawał darczyńcy, resztę brał do kieszeni. Kiedy zupa się wylała, ks. Paweł P. za oszustwa podatkowe, pranie brudnych pieniędzy i przywłaszczenie dostał 2 lata w zawieszeniu na 5 lat i grzywnę 20 tys. zł. Duchowni korzystają z fikcyjnych darowizn, bo to jeden z najłatwiejszych sposobów na lekką, łatwą, no a przede wszystkim dużą kasę. Dlaczego więc CBA nie wyjaśnia zarzutów dotyczących łamania prawa przez księży katolickich? – zastanawia się Krystyna Łybacka, posłanka SLD. Bo nie są funkcjonariuszami publicznymi – odpowiada rzecznik Biura. A internauci? ! Oskarżać to kler potrafi. Każdy rabunek czy kombinację wytłumaczą darowizną. Nic nie można udowodnić. Caritas to idealny poligon kombinacji („anto”); ! Tak jest w całej Polsce! Ale jeżeli państwo otwiera takie furtki dla oszustów, to wiadomo, że najbardziej pazerni w nie wchodzą. (sgr”); ! A kogo to dziwi? To największa przestępcza grupa zorganizowana w tym pobożnym kraju („jajanek”); ! Tajemnica wiary to konto proboszcza („aaa”); ! To nie jest już Polska, tylko Klecholand. Kiedy to okradanie u nas się skończy? Ile będziemy na tych złodziei i darmozjadów pracować i ich utrzymywać?! („kiki”); ! W wyznaniowym państwie, jakim jest Polska, nikt nie odważy się podnieść ręki na ludzi Kościoła, czyli ludzi trzymających władzę! Polska to Iran Europy! („ja”); ! CBA nie bada donosów, bo boi się reżimu kościelnego, który rządzi naszym krajem – złodziejskiej zdeprawowanej mafii. Taki jest Kościół („polak”); ! Wszystkie obecnie silne kraje europejskie zrobiły z klerem porządek. Czas najwyższy na Polskę („Ares 1980”). JULIA STACHURSKA Fot. MaHus
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r. w ogromny majątek to szpital im. Karola Boromeusza, wielka zabytkowa nieruchomość wraz z przylegającym do niej parkiem, przez rzeczoznawcę wyceniona na ok. 20 mln zł. Kościelna agenda, która wyciągnęła po niego rękę, to z kolei Kongregacja Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza z Domu Generalnego w Trzebnicy. Siostry krążyły nad szpitalem jak sępy nad padliną. Najpierw chciały go wyrwać jako swoją rzekomą własność, powołując się na fakt, że od 1910 r. prowadziły w nim szpital oraz dom dziecka. Deklarowały przy tym, że niczego bardziej niż powrotu do zaprzestanej działalności nie pragną: „Nie możemy zmarnować pracy sióstr, które były przed nami, ich dziedzictwa” – argumentowała s. Benedykta Langosz, powołując się przy tym na powojenne księgi wieczyste, już nieaktualne (casus nacjonalizacji mienia poniemieckiego), oraz na przemożną chęć opieki nad osobami starszymi. Władze miasta czarowi habitów nie chciały ulec. Zakonnice – wobec oporu decydentów – zwerbowały więc do swojego narożnika metropolitę szczecińsko-kamieńskiego, arcybiskupa Andrzeja Dzięgę. No i od tego momentu zaczęła się lekcja poglądowa, jak się robi interesy w IV RP. A było tak: ! Sierpień 2009 r. – w domu księży emerytów odbyła się pierwsza (zainicjowana przez metropolitę) pogadanka z prezydentem miasta Piotrem Krzystkiem (prywatnie brat ks. Andrzeja Krzystka, wykładowcy szczecińskiego seminarium duchownego). Siostrzyczki mydliły władzy oczy wizją szpitala rehabilitacyjnego z oddziałem dla osób przewlekle chorych, chęcią powrotu do dawnej działalności, odczytaniem nowych potrzeb społecznych... Przy czym nie chciały dać żadnych pisemnych gwarancji, że będą tę działalność faktycznie prowadzić (por. „Siostry wyciskarki” – „FiM” 35/2009) „Dyskusja przebiegła w dobrej atmosferze i będziemy się jeszcze spotykać w tej sprawie z urzędnikami. To dopiero początek drogi” – cieszyła się przełożona generalna Barbara Groń. ! Wrzesień 2009 r. – abp Dzięga zwołuje zebranie rady miasta na swoich salonach (nie śmiejcie się, to dość powszechna praktyka). Temat zajęć: przyszłość terenu po byłym szpitalu miejskim. ! Styczeń 2010 r. – metropolita występuje do prezydenta miasta z wnioskiem o nieodpłatne przekazanie nieruchomości lub jej sprzedaż z odpowiednią bonifikatą archidiecezji jako organowi założycielskiemu i prowadzącemu centrum opiekuńczo-lecznicze. ! Marzec 2010 r. – na sesji Rady Miejskiej, podczas której miała zapaść decyzja o przekazaniu siostrom obiektu w centrum miasta za 0,1 proc. wartości (niecałe 20 tys.
Ó
zł!), wybucha awantura. Niektórzy radni chcieli błyskawicznej darowizny, inni (SLD) – wsłuchani w krzyki protestujących pod gmachem urzędu członków Ogólnopolskiego Ruchu Ateistyczno-Lewicowego – domagali się co najmniej referendum. Pozostali (głównie z PO) proponowali, aby miasto najpierw wydzierżawiło boromeuszkom nieruchomość, zaś decyzję o jej sprzedaży podjęło w chwili, kiedy ruszą pierwsze prace przy obiecanej przez siostry rozbudowie szpitala. Wkurzył się w końcu na taką bezczelność metropolita Dzięga i zagroził, że jeśli radni nadal będą zwlekać z darem dla niego, to on w ogóle ze szpitala zrezygnuje. „Archidiecezja chciałaby ufać, że dzisiejsza decyzja o przesunięciu głosowania w tej sprawie bez zaistnienia nowych racji nie jest próbą manipulowania ważnym dla miasta tematem społecznym” – oświadczyła oschle kuria w specjalnym komunikacie. ! Zaledwie kilkanaście dni wystarczyło, aby się przekonać, że Dzięga blefował. Na kolejnym spotkaniu w pałacu biskupim, gdzie radni
POLSKA PARAFIALNA wykonanie uchwały, aby sprawdzić jej zgodność z prawem. I tu jednak przyszło rozczarowanie, bo okazało się, że wojewoda prześwietlał uchwałę wyłącznie pod kątem jej zgodności z prawem. Kruczki już go nie interesowały, bo – jak poinformowała Agnieszka Muchla, rzecznik wojewody – ustalenie, czy uchwała spełnia warunki prawidłowego gospodarowania mieniem komunalnym należy do kompetencji Najwyższej Izby Kontroli. Przeciwnicy bezrefleksyjnego rozdawnictwa zarzucają prezydentowi Krzystkowi nadzwyczajną wprost uległość wobec przedstawicieli kurii. – To dobra umowa, zabezpieczająca interes miasta – odpiera ataki prezydent. Zobaczmy zatem, co Piotr Krzystek wynegocjował dla swojego miasta i dlaczego tak
7
Fot. Autor
Akt strzelisty Miał Szczecin ogromny majątek, który z powodzeniem mógłby podreperować miejski budżet. Co z nim zrobił? Oddał prawie za darmo. Komu?! Głupie pytanie... negocjowali z eminencją warunki umowy, purpurat łaskawie wyraził chęć dalszej współpracy. Ostatecznie, pod koniec marca br., przygotowaną przez prezydenta Krzystka uchwałę klepnięto (za bezprzetargową sprzedażą za 0,1 proc. wartości głosowało 19 radnych, 9 było przeciw, a 1 wstrzymał się od głosu). – Jesteśmy przeciwni przyjęciu uchwały na takich warunkach, jakie są w niej zaproponowane. Prezydent oddaje wszystko, co może dać, na zasadzie całkowitej darowizny. Może w ogóle warto rezygnować z tych 20 tysięcy złotych i oddać tereny za darmo! – zastanawiał się przewodniczący klubu SLD Jędrzej Wijas. – W przeddzień głosowania dostaliśmy wycenę, a trzy dni wcześniej projekt umowy. Kuria deklaruje (na gębę! – przyp. red.), że zainwestuje w centrum opiekuńczo-lecznicze ponad 70 milionów złotych. Tylko nie wyjaśnia, skąd weźmie te pieniądze. Przy prezentacji projektu nie przedstawiono nam żadnych opracowań wskazujących źródła finansowania inwestycji, harmonogramu ani kosztów budowy – dodaje jego klubowy kolega Piotr Kęsik. ! Kwiecień 2010 – cień nadziei dał przeciwnikom rozdawnictwa miejskiego majątku wojewoda zachodniopomorski, który wstrzymał
mu zależało, aby radni zbyt długo na przedstawione im świstki nie patrzyli. W uchwale oraz protokole z rokowań zapisano m.in., że: ! miasto sprzedaje nieruchomość z przeznaczeniem na cele opiekuńczo-lecznicze niezwiązane z działalnością zarobkową, ale refundacje z NFZ zaliczą jak najbardziej (przebudowa istniejących budynków z możliwością ich rozbudowy pod kątem domu pomocy społecznej oraz szpitala rehabilitacyjnego), oraz na... cele sakralne. Nic dziwnego – w końcu w realiach IV RP słowo „sakralne” semantycznie jest akurat tak pojemne, że zawsze znajdzie się sposób, żeby na nim zarobić; ! na rozpoczęcie przebudowy mają boromeuszki 3 lata. Tyle że warunek uważa się za spełniony w chwili, gdy zgłoszą miastu fakt wbicia łopaty; ! od rozpoczęcia do zakończenia droga daleka, toteż mamy w protokole zastrzeżenia, iż od chwili podpisania aktu notarialnego (według deklaracji prezydenta, nastąpi to jeszcze w maju br.) siostry mają 5 lat na zbudowanie DPS (od 60 do 100 miejsc) i 7 lat na otwarcie szpitala (200 łóżek) z oddziałami opieki długoterminowej – rehabilitacji kardiologicznej,
neurologicznej, narządów ruchu. Wszystko ze środków własnych, bez angażowania budżetu gminy. I o ile z tym DPS-em zapewne sobie poradzą, chociażby dlatego, że jego działalność ma finansować miasto, to przecież stworzenie od podstaw szpitala wymaga nie lada ekwilibrystyki. Toteż w punkcie 6 czytamy: „Strony zastrzegają, że z przyczyn niezależnych od Archidiecezji, których nie mogła przewidzieć przy zachowaniu należytej staranności, w drodze porozumienia mogą doprowadzić do zmiany terminów”... ! miastu należy się zwrot 150 procent bonifikaty (która wyniosła 19 239 741 zł) „w przypadku sprzedaży nieruchomości lub jej części lub wykorzystania jej na cele inne niż zdrowotne w czasie krótszym niż 10 lat”. Zapis – oglądany niewprawnym okiem – mógłby oznaczać, że gdyby archidiecezja zbyła nawet kawałek gruntu lub zaczęła prowadzić inną działalność niż opiekuńczo-lecznicza, musiałaby zwrócić bonifikatę z nawiązką. Problem w tym, że w protokole nie wskazano celów udzielenia bonifikaty, a jedynie przeznaczenie nieruchomości. – Tymczasem to właśnie ze zmianą sposobu wykorzystania nieruchomości w stosunku do celów udzielenia bonifikaty (nie zaś ze zmianą w stosunku do przeznaczenia nieruchomości) związany jest obowiązek zwrotu udzielonej bonifikaty – wyjaśnia jeden z łódzkich mecenasów. Ponadto co to jest 10 lat?! Śmiech,
zwłaszcza dla Kościoła! Za 10 lat siostry lub sam biskup mogą sprzedać cały kompleks (założycie się, że wyremontowany za publiczne pieniądze?) choćby na burdel lub kasyno, i nikt nawet nie będzie miał prawa pierdnąć; ! „w przypadku wykorzystania nieruchomości lub jej części niezgodnie z przeznaczeniem” archidiecezja ma zapłacić gminie karę umowną w wysokości zaledwie 30 proc. (!) wartości nieruchomości na dzień sprzedaży (a więc około 6 mln zł za nieruchomość wartą – przypomnijmy – co najmniej 20 mln!). Dlaczego nie 100 proc.? – można by zapytać. Ano, pewnie dlatego, że reszta z uzyskanej ceny sprzedaży wyląduje w kieszeni arcybiskupa. Czysty zysk; ! ustanowiono hipotekę w wysokości niemal 29 mln zł, co może nieco uspokajać sceptyków. Pięknie, tylko należy sobie uświadomić, że nawet jeśli miasto przejmie kiedyś nieruchomość z hipoteką to będzie zarazem dłużnikiem i wierzycielem. Co więc naprawdę zyskuje? Balast, który musi szybko zbyć, i to naprawdę za duże pieniądze, żeby na nim zarobić. ! ! ! – Ludzie mi uwierzyli, bo mam czystą kartę, otacza mnie grupa młodych ludzi pełnych entuzjazmu. Wiele możemy dla tego miasta zrobić – tak mówił Piotr Krzystek, komentując swoje poparcie w ostatnich wyborach prezydenckich... WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
8
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
BEZ DOGMATÓW
Klątwa różańcowa W dawnych czasach anatema pozbawiała władców tronu, a zwykłych śmiertelników – nawet życia. Jak to wygląda dzisiaj? O tym rozmawiamy z Mirosławem Nadratowskim – adresatem owej kościelnej kary.
– Przypomnij naszym Czytelnikom, jak to się stało, że biskup płocki Piotr Libera zdecydował się obłożyć Cię ekskomuniką. – Powodem był artykuł, który napisałem dla „Faktów i Mitów”. Zdemaskowałem w nim łagodny sposób traktowania księży pedofilów w konfesjonale. Żeby to zrobić, dokonałem w kościele w Sońsku prowokacji, której najważniejszym elementem było nagranie spowiedzi. Według kościelnego prawa, za nagranie i opublikowanie treści tego sakramentu grozi ekskomunika latae sententiae, czyli mocą samego prawa (automatyczna kara po popełnieniu „przestępstwa”, bez konieczności osobnego wyroku). Ściśle rzecz biorąc, bp Libera nie rzucił na mnie klątwy, tylko potwierdził wcześniej zaciągniętą cenzurę.
– Co było potem? – Rozpętała się burza medialna, z piorunami ciskanymi przez kościółkowych dziennikarzy, którzy odsądzili mnie oraz tygodnik „FiM” od czci i wiary, a zupełnie nie zajęli się tematem bezkarnego molestowania i pobłażliwości dla molestantów w konfesjonale. Natomiast osobiście nie doświadczyłem żadnej tragedii. Nie widziałem diabła z cyrografem, nie ukradli mi samochodu, nie dostałem nawet wysypki na skórze. Wręcz przeciwnie. Zaczęło mi się nawet lepiej powodzić! (śmiech) – Igrasz z ogniem... – Zgadza się. Po ekskomunice rozgłoszonej przez płockiego purpurata postanowiłem zagrać mu na nosie i z premedytacją rozszerzyłem ofertę mojej firmy. Do świeckich usług pogrzebowych, które świadczę, dołączyłem... odmawianie
Z apelu księdza do młodzieży: nie kumpluj się z ateistami, uważaj, gdzie patrzysz, i w ogóle – lękaj się! „Niech młodzieńcy i dziewczyny pilnie strzegą swej czystości i niewinności, przyszłość zaś swoją Bogu polecają. Niech będą ostrożnymi w obcowaniu z osobami innej płci, niech poskramiają ciekawość w spojrzeniach, niech nie słuchają pochwał i pochlebstw. Niech nie chodzą na muzyki i tańce, bo prawie wszystkie są one szkołą zepsucia i sprawiają radość tylko szatanowi, który tu na cnotę i niewinność sidła stawia (...). Niech nie chodzą do takich domów, w których rozmowy bezwstydne się prowadzą (...). Niech nie zawierają znajomości i przyjaźni z towarzyszami bezbożnymi lub niewstydliwe rozmowy prowadzącymi i niech się ich strzegą jak wilków drapieżnych”... Takich przestróg dostarczał katolickiej młodzieży przed drugą wojną światową niezwykle popularny na Górnym Śląsku modlitewnik „Droga do nieba”, opracowany przez ks. Ludwika Skowronka – proboszcza parafii w Bogucicach. Każdej katolickiej panience ks. Skowronek nakazywał przede wszystkim pilnować „niewinności i czystości duszy i ciała” z jak największą troskliwością: „Pokusom do grzechu niech się opiera ze wszystkich sił i żadną namową ani obietnicą niech nie da się sprowadzić na drogę zepsucia. Lepiej śmierć ponieść,
różańców przed pochówkami. W diecezji biskupa Libery prowadziłem nabożeństwa z pięknymi humanistycznymi rozważaniami. W ten sposób w kościołach w Ciechanowie ludzie mogli usłyszeć coś mądrego. I rzeczywiście – podchodzili do mnie ze spostrzeżeniami, że mój różaniec był najbardziej godną i wzniosłą częścią pogrzebu. Natomiast to, co następowało po nim (katolicka msza), to tylko odbębnione regułki. – Przecież deklarujesz, że jesteś ateistą. Jak mogłeś odmawiać różańce? – Proszę zwrócić uwagę na fakt, że bodajże najbardziej znany i lubiany papież był aktorem. – Jak miejscowi księża reagowali na Twoje modlitwy? – Zgodnie z kanonem 1331 prawa kanonicznego, powinni nie
dopuścić mnie do sprawowania kultu. Nic takiego nie miało jednak miejsca i dlatego ciechanowskie kościoły św. Tekli, Józefa, Franciszka i MB Fatimskiej miały szczęście gościć mnie z paciorkami różańca. – Może księża nie wiedzieli, kim jesteś? Przecież piszesz pod pseudonimem... – Nic podobnego. Pewnego razu podszedł do mnie właściciel jednego z tamtejszych zakładów pogrzebowych i zakomunikował z dumą, że księża zaprosili go na obiad. Po czym ostrzegł mnie, że kapłani interesują się moimi poczynaniami i mają żal, iż za bardzo wchodzę w sprawy liturgiczne. Przy okazji wyszło na jaw totalne nieuctwo płockiego kleru, bowiem różaniec nie jest liturgią. – A czy Twoja „pobożność” nie przeszkadzała niewierzącym
Diabeł nie śpi! aniżeli cnotę czystości utracić! Muzyki i tańców powinna się strzec jak ognia, bo tam grożą jej niewinności największe niebezpieczeństwa. Niech też pilnie strzeże przestawać sama z osobą drugiej płci, bo diabeł nie śpi!”. I ostrzegał: „(...) nie zaczynaj nigdy miłostek z człowiekiem, który się z tobą pewnie nie ożeni: chłopakiem za młodym, który jeszcze nie ma pewnego chleba, z innowiercą, z »panoczkiem«, z żonatym. Nie puszczaj nigdy w nocy młodzieńca do siebie! Nigdy sama z chłopakiem nie przestawaj! Nie pozwalaj nigdy, żeby chłopak do ciebie trunki nosił!”. Cnotliwa panna powinna się przy tym wystrzegać próżności, zbytku i przepychu w strojach, gdyż „lekkomyślna strojnisia niedługo zdoła ustrzec swoją niewinność”. „Niech będzie cicha i pokornego serca”, „doskonale posłuszna swoim rodzicom i przełożonym” oraz „szczerze pracująca” – radził
klientom, jeśli chcieli korzystać z Twoich usług w zakresie świeckich ceremonii pogrzebowych? – Nie, i to z kilku powodów. Nie afiszowałem się moherową stroną swojej pracy. Poza tym zdarzyło mi się, że nawet w czasie pochówków świeckich rodzina zażyczyła sobie, aby jakaś część ceremonii zawierała fragmenty modlitw, aby zadowolić uczestniczących w pogrzebie katolików. I powód najważniejszy – na pogrzebach ludzie najczęściej spotykają prowadzących je czeladników i rutyniarzy, więc gdy wreszcie pojawia się świecki mistrz, to są w stanie wybaczyć mu delikatne religijne zabrudzenia życiorysu. Zapraszam wszystkich Czytelników „FiM” na moją stronę: www.swieckipogrzeb.republika.pl. Rozmawiał O.P.
autor modlitewnika. Winna też „starać się najusilniej o nabycie prawdziwej pobożności, która jej płci osobliwie przystoi”, chętnie brać udział we wszystkich uroczystościach parafialnych oraz należeć do Kongregacji Mariańskiej, a do tego „przykrości cierpliwie i spokojnie znosić z miłości ku Bogu, a nie uskarżać się”, bo „taka dziewczyna będzie kiedyś wzorową żoną, matką i gospodynią”. Nie mniej konkretne napomnienia ks. Skowronek kierował do kawalerów: „Niech się nie włóczy po nocach, lecz zawczasu do domu wraca. Noc i ciemność to nieprzyjaciółki cnoty! Nie ma dobrych zamiarów, kto po nocach smyka (...). Niech się stara być uczciwym młodzieńcem i dobrym katolikiem. A w kościele i w Kongregacji Marjańskiej niech ma swoje stałe miejsce. Tam niech będzie najmilsze jego przebywanie! Niech przyłoży głosu swego do śpiewu kościelnego! Kochany młodzieńcze! Pamiętaj sobie, nie nocuj nigdy w cudzym domu, nie zaczynaj nigdy miłostek, jeżeli się jeszcze żenić nie możesz. Nie zawieraj nigdy znajomości z dziewczyną, z którą się żenić nie możesz, na przykład z dziewczyną innej wiary albo innego stanu, nie noś nigdy do dziewczyny trunków”. A.K.
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
Kosztowna indoktrynacja które zależą od stażu, stopnia awansu zawodowego i rozmaitych dodatków (a nawet regionu), ale przecież nie ulega kwestii, że taka też była średnia płaca tych od religii. Wniosek? Tylko na wynagrodzenia (pomijając tzw. wydatki okołopłacowe) kościelnych katechetów poszło w ubiegłym roku ponad 1,8 mld zł. Gdyby rozdzielić te pieniądze między nauczycieli normalnych przedmiotów
„prawdy, że Bóg stworzył człowieka” i że „krzyż jest znakiem obecności Pana Jezusa w klasie i w szkole”, musi umieć „narysować różaniec i rozumieć, dlaczego powinien się przy nim modlić”, „rozumieć, że los człowieka po śmierci zależy od jego życia na ziemi”, a „zmartwychwstanie jest największym cudem”. ! Piątkę lub czwórkę dostanie tylko ten, kto oprócz bezbłędnego recytowania powyższych „prawd” potrafi także „wyjaśnić, dlaczego aniołów nie możemy zobaczyć”, „opisać, jak należy postępować, aby osiągnąć życie wieczne”, „graficznie przedstawić niebo”, przekonywująco „opowiedzieć, w jaki sposób chciałby przeżyć wakacje z Bogiem”, a ponadto „pamięta historię życia
! Na oceny wyższe (4 lub 5) trzeba jeszcze umieć: „wyrazić niewerbalnie przerzucenie trosk na Boga” oraz samodzielnie układać rozmaite modlitwy, „powiązać spożywanie posiłków z chwałą Bożą”, „razem z całą klasą zaśpiewać piosenkę „Serce wielkie nam daj”, poprawnie „ocenić wykorzystanie czasu poświęconego na modlitwę”, „wykazać różnice pomiędzy wycieczką a pielgrzymką” oraz „modlić się we wspólnocie Kościoła podczas Mszy św., nabożeństw”, a w okolicach grudnia „ułożyć krótki wiersz o tematyce bożonarodzeniowej” itp. Jeśli dzieciak szczęśliwie pokona ten tor przeszkód, to na przykład w pierwszej klasie zawodówki nie powinien już mieć problemów
(ok. 340 tys. ludzi razem z opiekunami przedszkolaków), to każdy z nich otrzymałby dodatkowo prawie 6 tys. zł! Popatrzmy teraz, za co płacimy katechetom… ! ! ! Jednym z formalnych obowiązków każdego nauczyciela jest sporządzanie tzw. planu wynikowego, który określa m.in., jaką wiedzę uczeń musi nabyć, żeby zasłużyć na określoną ocenę. W przypadku katechetów podstawą takiego dokumentu jest zatwierdzona przez Episkopat „Podstawa programowa katechezy Kościoła katolickiego w Polsce”. Dla łatwiejszego zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi, weźmy pod lupę plan wynikowy z religii dla klasy pierwszej szkoły podstawowej... ! Żeby zapracować na ocenę dopuszczającą, a w najlepszym razie dostateczną (2 lub 3) uczeń pod żadnym pozorem nie może kwestionować
Jana Chrzciciela”, „aktywnie uczestniczy we Mszy Świętej” i „chętnie modli się na różańcu”. Absolwent klasy czwartej powinien już wiedzieć, „kim są aniołowie i jaka jest ich rola”, musi być „uwrażliwiony na relacje z Aniołem Stróżem” i bezwzględnie „rozumieć, że szatan to zbuntowany anioł, który kusi do grzechu” – twierdzi ks. Grzegorz Boguta z archidiec. lubelskiej. W szóstej (ostatniej) klasie podstawówki poprzeczka podniesiona jest znacznie wyżej. ! Wymagania absolutnie podstawowe (ocena 2 lub 3) spełni uczeń, który rozumie, że „życie w rodzinie ma znaczenie religijne”, „śmierć jest zapłatą za grzech”, „dobra śmierć to śmierć w stanie łaski uświęcającej”, objaśni katechecie „potrzeby pielgrzymek” i „konieczność nawrócenia”, „poda przykłady cnót jako różnorodne drogi do nieba”, „pamięta treść modlitw przed i po posiłku” oraz wyśpiewa „cechy św. Stanisława, które pragnie naśladować”.
z zaliczeniem religii na poziomie minimalnym (oceny 2 i 3), jeśli tylko: „podaje Świętą Rodzinę jako wzór”, bezbłędnie „omawia skutki burzenia jedności w Kościele”, „wymienia rzeczy widzialne, w których widoczne są ślady Stwórcy”, „Streszcza nauczanie Kościoła na temat ewolucji przy pomocy Katechizmu”, „wyjaśnia następstwa przerywania ciąży i dowodzi konieczności obrony poczętego życia”, „wyjaśnia znaczenie słowa »rozrywka« w ujęciu chrześcijańskim”, „wyjaśnia, na czym polega zwycięski charakter krzyża”, „definiuje pojęcie sekty i podaje różnice między sektą a Kościołem”, „wyjaśnia, na czym polega różnica między pojęciem »życie ziemskie« a »życie wieczne«”, sprawnie „posługuje się różańcem”, „wymienia tytuły prasy katolickiej i określa zasady, którymi należy kierować się przy wyborze czasopism”, a także „wymienia wartościowe programy telewizyjne i określa zasady oglądania telewizji”.
Nasze świeckie państwo wydaje prawie 2 mld zł rocznie na opłacenie armii katechetów indoktrynujących religijnie w szkołach i przedszkolach oraz wbijających dzieciakom do głów kościelne „prawdy” o cudach-wiankach... Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w Polsce funkcjonuje obecnie ponad 14 067 szkół podstawowych, 7204 gimnazjów, 2386 liceów ogólnokształcących, 5206 szkół zawodowych (zasadnicze, technika i licea profilowane) oraz ok. 7 tys. przedszkoli publicznych (nie licząc oddziałów przedszkolnych przy szkołach podstawowych). Razem: prawie 36 tys. instytucji oświatowych i wychowawczych, których dyrektorzy – w myśl obowiązujących przepisów – muszą zapewnić pracę nauczycielowi (bądź nauczycielom w przypadku dużych placówek) wskazanemu przez właściwą terytorialnie kurię biskupią do nauczania jedynie słusznej religii. Faktyczna liczba katechetów jest nieznana, bo Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zbiera na bieżąco takich danych, a Kościół ze zrozumiałych względów ich nie ujawnia. Z naszych wyrywkowych badań wynika, że w przedszkolach pracuje na ogół jeden katechet(k)a, a w szkołach bywa ich nawet 2–3. Można zatem bez ryzyka błędu przyjąć, że z kasy publicznej opłacanych jest co najmniej 45 tys. nauczycieli religii, których mianuje, nadzoruje i programuje biskup. Dla ilustracji: ! W roku szkolnym 2004/2005 kat. Kościół dysponował armią 34,5 tys. katechetów (46 proc. stanowili księża i siostry zakonne) obsługujących 32 526 placówek oświatowo-wychowawczych. Prawie 21 tys. osób pracowało w szkołach podstawowych, 9289 – w gimnazjach, 3885 w liceach, 4976 w technikach i szkołach zawodowych oraz 6288 w przedszkolach (źródło: wewnątrzkościelne „Sprawozdanie z działalności Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski w latach 1999–2004”); ! W roku szkolnym 2009/2010 stosunkowo niewielka diecezja sandomierska (jedna z 42 istniejących na kościelnej mapie naszego kraju) posiadała prawie 700 emisariuszy (60 proc. stanowili księża i zakonnice) oddelegowanych do nauczania religii, natomiast potężna archidiecezja poznańska miała ponad 1700 „szabel” (ok. 30 proc. duchownych). Jeśli wierzyć statystykom, średnia płaca nauczyciela w 2009 r. wyniosła 3360 zł brutto. Oczywiście, nie jest to cała prawda o pensjach,
9
Uczniowie pragnący uzyskać co najmniej czwórkę i wyższą średnią na świadectwie muszą ponadto: na wyrywki i bezbłędnie „charakteryzować litanie”, „uzasadniać potrzebę otwarcia się na działanie Ducha Świętego”, „dowodzić, że z rzeczy widzialnych poznaje się Boga”, „argumentować, że prawa rządzące światem są dziełem Boga”, „dowodzić, że między nauką a wiarą nie ma żadnych sprzeczności”, „dowodzić religijnego wymiaru ludzkiego życia”, „podawać przykłady problemów moralnych nosicieli HIV i chorych na AIDS”, „wymieniać motywy przerywania życia z jednoczesnym ich zakwestionowaniem”, „dokonywać prawidłowej oceny etycznej sztucznego zapłodnienia”, „wymienić pozytywne wartości płynące z rozrywki zaprojektowanej przez ucznia Chrystusa”, „uzasadniać konieczność kształtowania postawy ewangelicznej czujności wobec fałszywych idei”. Jeśli zaś chodzi o oceny skrajne, to niemal powszechnie obowiązuje zasada, że: ! „jedynką” dyskwalifikowani są delikwenci, którzy „z własnej winy” nie dają sobie wbić do głowy naukowych teorii o piekle i niebie („wykazują lekceważący stosunek do wiary”) lub „nie znają podstawowych modlitw: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, znak Krzyża, i odmawiają wszelkiej współpracy”, co polega na tym, że nawet nie chcą udawać; ! aby zapracować na „szóstkę”, nie wystarczy być okazjonalnym ministrantem lub oazowiczem, lecz należy „aktywnie uczestniczyć w życiu Kościoła” i „wyróżniać się aktywnością w życiu parafii”, m.in. poprzez „czynny udział w przygotowaniu liturgii Mszy świętej i nabożeństw”, oraz koniecznie zarażać innych, „przejawiając aktywną postawę apostolską”. ! ! ! Gdy w kwietniu 1992 r. ówczesny minister edukacji narodowej Andrzej Stelmachowski tłumaczył się w Sejmie z wprowadzenia kuchennymi drzwiami religii do szkół, zapewniał posłów, jakoby „przedstawiciele Konferencji Episkopatu Polski podpisali dokument, że w imieniu Kościoła katolickiego zrzekają się wynagrodzenia dla księży i diakonów na najbliższe 2 lata”, a jeśli w budżecie państwa będzie deficyt, „zrzeczenie to może być przedłużone”. Arcybiskup metropolita warszawski Kazimierz Nycz, do niedawna Naczelny Katecheta RP (przewodniczył Komisji Episkopatu ds. Wychowania Katolickiego), twierdził, że nigdy w życiu „katecheta nie będzie egzekwował, wymagał i oceniał praktyk religijnych dziecka”. „Nauka religii w szkołach polega na wpajaniu wiedzy, a nie pobożności” – podkreśla rzecznik Episkopatu ks. Józef Kloch. Oto słowa pańskie... ANNA TARCZYŃSKA Fot. Alex Wolf
10
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
POD PARAGRAFEM
Europa kocha inaczej Tegoroczna wiosna jest wyjątkowo trudna dla liderów zachodniej prawicy – i konserwatywnej, i liberalnej. Powód? Postanowili wyleczyć polskie elity z homofobii. Europejscy politycy nie mogą zrozumieć, jak nasi liberalni oraz socjalni konserwatyści mogą łączyć hasła obrony praw człowieka z nietolerancją wobec ludzi o odmiennej orientacji seksualnej. Sytuuje ich to w sąsiedztwie faszystów i fundamentalistów religijnych. Szczególną irytację wywołują wyczyny polityków PiS. Ich unijny brytyjski koalicjant zapłacił najwyższy rachunek (tak jak przewidywaliśmy – „Mowa nienawiści” – „FiM” 35/2009) za homofobiczne wyczyny Michała Kamińskiego i spółki. Partia Konserwatywna pod wodzą Davida Camerona straciła szansę na samodzielne przejęcie władzy, bo w majowych wyborach nie zdobyła wystarczającej większości w parlamencie. Według ekspertów, jedną z przyczyn porażki był niezrozumiały dla współczesnych konserwatywnych wyborców sojusz w Parlamencie Europejskim z „pomyleńcami, antysemitami, ludźmi odmawiającymi przyjęcia do wiadomości faktu globalnych zmian klimatycznych i homofobami”. Tak opinia międzynarodowa opisuje PiS. Cameron, ratując resztki swojego dobrego wizerunku, poprosił swojego najbliższego współpracownika i rzecznika partii Nicka Herberta (gej) o przekonanie Jarosława Kaczyńskiego, że „warto, aby PiS zadał sobie trud i zmodernizował swój punkt widzenia w sprawach seksualnych”. Widać już pierwsze efekty akcji. Otóż w listopadzie ubiegłego roku Michał Kamiński oświadczył, że nie ma nic przeciwko wprowadzeniu prawnej regulacji „związków cywilnych (...) bez względu na orientację seksualną partnerów”. Znacznie trudniej pójdzie Nickowi z edukacją innych ważnych polityków PiS. Uznali oni bowiem, że „nie ma szczególnej potrzeby, aby codzienne potrzeby gejów i lesbijek były rozwiązywane na drodze ustawowej”. Od ponad 6 lat sędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu zwracają Polsce uwagę na niedopuszczalność dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Europa Zachodnia i spora część państw Europy Wschodniej proces zwalczania homofobii ma już dawno za sobą. Pierwsze prawo legalizacji związków partnerskich wprowadziła wiosną 1989 roku Dania. Było to zwieńczenie procesu liberalizacji podejścia władzy i społeczeństw do kwestii ludzkiej seksualności. Jak czytamy w analizie doktorantki prawa Pauliny Pilch z Instytutu Nauk
Prawnych PAN, siłą promującą nowe rozwiązania była opinia publiczna. To jej nacisk doprowadził do wykreślania w latach 60. i 70. XX w. z kodeksów karnych przepisów przewidujących surowe kary za stosunki homoseksualne. Po oczyszczeniu kodeksu karnego z absurdalnych paragrafów przyszła kolej na wprowadzenie prostych regulacji antydyskryminacyjnych oraz regulacji praw homozwiązków. Zastosowanie takiej regulacji w Polsce nie wymaga lat studiów i analiz. Mamy bowiem sprawdzone trzy wzory, z których możemy skorzystać. Najstarszy jest model związku partnerskiego obowiązujący w Danii, Finlandii, Niemczech, Szwajcarii, Czechach, Islandii, Luksemburgu, Słowenii, na Węgrzech, w Wielkiej Brytanii oraz Chorwacji. W niedługim czasie należy oczekiwać wprowadzenia ich także w Irlandii, Grecji i Estonii. Prawa i obowiązki partnerów są wzorowane na prawach i obowiązkach małżonków. Nie mają oni jednak prawa do adopcji dzieci. Związek partnerski mogą zawrzeć dwie dorosłe i niespokrewnione ze sobą osoby tej samej płci. Rejestruje się go w urzędzie stanu cywilnego, a o jego rozwiązaniu decyduje sąd. Partnerzy mają prawo do wspólnego rozliczania się z fiskusem oraz występowania o świadczenia z pomocy społecznej (np. z powodu niespodziewanych wydatków związanych z chorobą jednego z nich). Ważną sprawą jest prawo do dziedziczenia oraz traktowania partnerów przez organy wymiaru sprawiedliwości i szpitale na równi z członkami rodziny. Statystyki wskazują, że związki partnerskie są o wiele bardziej trwałe niż małżeństwa. ! ! ! Inaczej do sprawy podeszli Francuzi i wdrożyli w 1999 roku tak zwany pakt solidarności – PACS. Na jego podstawie zarówno osoby hetero-, jak i homoseksualne mogą wystąpić o rejestrację swojego związku jako umowy cywilnoprawnej bez zawierania ślubu. W jej ramach zainteresowani samodzielnie mogą uregulować interesujące ich sprawy – na przykład dotyczące wspólnego
zamieszkania, dochodów, wydatków, świadczeń osobistych czy zobowiązań każdego z partnerów. PACS, zdaniem wspomnianej Pauliny Pilch, jest najsłabszą formą prawnej instytucjonalizacji życia dwojga ludzi. Jego rozwiązanie nie wymaga pośrednictwa sądu. Ceną za to jest traktowanie partnerów PACS nie jak członków rodziny, lecz stron zwykłej umowy porównywalnej na przykład z umową sprzedaży. Pod naciskiem opinii publicznej ustawodawca zgodził się jednak na przyznanie partnerom PACS prawa do dziedziczenia oraz wspólnego opodatkowania. Pakt solidarności cieszy się dość dużą popularnością. W 2007 roku francuskie władze przyjęły ponad 120 tysięcy zgłoszeń PACS. Rząd Holandii w 2004 roku jako pierwszy poszedł jeszcze dalej i zaproponował otwarcie instytucji małżeństwa dla osób tej samej płci. Od 2010 roku podobne
regulacje obowiązują w Belgii, Hiszpanii, Norwegii i Szwecji. Nad przyjęciem takiego rozwiązania pracują parlamentarzyści z Portugalii. Małżeństwa homoseksualne są traktowane tak samo jak heteroseksualne.
Dotyczy to między innymi spraw podatkowych, dziedziczenia, wzajemnej opieki, zarządzania wspólnym majątkiem. Pewne drobne ograniczenia dotyczą możliwości adopcji dzieci urodzonych za granicą. Polskie rządy w reakcji na europejską rewolucję małżeńską zażądały wpisania do unijnych traktatów kuriozalnych zapisów dotyczących prawa do tożsamości kulturowo-prawnej poszczególnych członków wspólnoty. Tłumacząc to na polski: nasi reprezentanci na wniosek Konferencji Episkopatu Polski chcieli, aby UE wyraziła zgodę na dyskryminowanie ze względu na – między innymi – orientację seksualną. Na to w Brukseli zgody nie było. Po licznych awanturach ostała się tylko ogólna deklaracja dotycząca różnych tradycji kulturowych, co ma być podpórką prawną dla naszych homofobów. Unijni dyplomaci dziwili się, skąd u naszych polityków taki zapał w obronie regulacji pozwalających na dyskryminację ze względu na orientację seksualną. Naszym zdaniem, powodem tego jest – obok poddaństwa wobec biskupów – brak wiedzy. Kojarzą oni prawa człowieka wyłącznie z wybranymi wolnościami politycznymi (wolne wybory). A współczesny świat rozumie je znacznie szerzej. Wąskie rozumienie praw człowieka powoduje, że naszym elitom nie przeszkadzają dziś takie oto formy dyskryminacji: ! Otrzymanie spadku po partnerze w związku różno- i jednopłciowym wiąże się z obowiązkiem zapłacenia bardzo wysokiego podatku od spadku i darowizn oraz wpłatą na rzecz członków rodziny partnera tak zwanego zachowku. Według Grupy Inicjatywnej ds. związków partnerskich, może to prowadzić do wywłaszczenia z otrzymanego majątku (zachowek i podatek mogą sięgać 2/3 wartości zapisu); ! W przypadku śmierci jednego z partnerów drugi nie ma prawa urządzić mu pogrzebu. W wielu przypadkach pochówkiem zajmuje się więc pomoc społeczna na koszt państwa (!); ! Partnerzy nie mają prawa do wzajemnego pozyskiwania informacji
o stanie majątkowym ani też do wspólnego opodatkowania; ! Prawo karne, cywilne oraz administracyjne zmusza partnerów związków homoseksualnych do składania zeznań obciążających drugą osobę. Prawo do odmowy ujawniania informacji o osobie najbliższej pochodzi jeszcze z prawa rzymskiego. W Polsce obejmuje ono członków najbliższej rodziny, małżonków oraz partnerów żyjących w związkach heteroseksualnych. ! Przeszczepy komórek, tkanek i narządów pochodzących od partnerów wymagają zaangażowania sądu oraz Komisji Etycznej Krajowej Rady Transplantacyjnej. Bez ich zgody nie ma mowy o operacji; ! W przypadku związków homoseksualnych nie obowiązuje zasada obejmowania ubezpieczeniem zdrowotnym osób najbliższych. W konsekwencji takie osoby muszą same pokrywać koszty leczenia i pobytu w szpitalu; ! W przypadku śmierci partnera żyjący partner nie może skorzystać (w odróżnieniu od małżeństw hereteroseksualnych) z renty rodzinnej lub emerytury. Traci także prawo do pobytu w mieszkaniu spółdzielczym lub komunalnym, którym władał zmarły. Na niedopuszczalność tej ostatniej praktyki zwrócił uwagę naszemu rządowi wiosną tego roku Europejski Trybunał Praw Człowieka. Nie możemy także zapomnieć, że urzędnicy urzędów stanu cywilnego – wbrew orzecznictwu sądów administracyjnych – próbują utrudniać życie Polkom i Polakom mieszkającym na stałe za granicą. Polega to na bezzasadnej odmowie wydania zaświadczeń o stanie cywilnym. A bez tego nie mogą skorzystać z praw, jakie przysługują im w państwach osiedlenia. Większość polskich lesbijek i gejów marzy o wprowadzeniu w Polsce choćby odpowiednika francuskiego PACS. Co ważne, nie chcą go tylko dla siebie, lecz także dla nieformalnych związków heteroseksualnych. Tych ostatnich od 1990 roku statystycy odnotowują coraz więcej. Jednym z powodów jest ograniczenie dostępności rozwodów cywilnych. Nas interesuje to, jak polskim parlamentarzystom udaje się połączyć deklaracje o przywiązaniu do praw i wolności obywatelskich z poparciem dla rozwiązań, które im zaprzeczają – takich jak faktyczny zakaz aborcji, dyskryminacja kobiet i mniejszości seksualnych. Może wzięli przykład z Malty czy Kosowa? Bo na pewno nie z Republiki Południowej Afryki, której regulacje dotyczące aborcji oraz praw mniejszości seksualnych i etnicznych należą do najbardziej liberalnych na świecie. MiC W tekście wykorzystałem analizę Pauliny Pilch opublikowaną w „Furii”.
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r. ostatnich tygodniach światło dzienne ujrzał raport amerykańskiego dwutygodnika „National Catholic Reporter”, który jest owocem niemal rocznego śledztwa. Dochodzenie dotyczyło związków katolickiego megaaferzysty stulecia Marciala Maciela Degollady z wysokimi notablami kurii rzymskiej.
W
Dociekliwi katolicy Przypomnijmy, że Maciel (na zdjęciu: w objęciach JPII) był twórcą ogromnie wpływowego i konserwatywnego zakonu Legionu Chrystusa. Udało mu się zgromadzić gigantyczny majątek szacowany na 25 miliardów euro oraz zgwałcić być może nawet kilkuset podopiecznych, spłodzić kilkoro dzieci z różnymi kobietami, wyłudzić ogromne majątki i manipulować otoczeniem („FiM” 19/2010). Po doniesieniach przewijających się w prasie od 1997 roku, po wytoczeniu mu w 1998 roku sprawy przed trybunałem watykańskim przez jego ofiary, zawieszono go w obowiązkach dopiero w roku 2006, a 1 maja 2010 Watykan ogłosił (nie miał wyjścia!) oficjalny raport przyznający, że był on oszustem i człowiekiem „pozbawionym skrupułów oraz prawdziwych uczuć religijnych”. Najciekawszy w sprawie Maciela, obok gigantycznych rozmiarów nadużyć, jest fakt, że udało mu się sięgnąć samych szczytów Watykanu i trwać na świeczniku mimo napływających skarg. Mało tego – wynoszono go ponad niebiosa, gdy zewsząd napływał już smród ujawnianych afer. Z tego powodu „National Catholic Reporter” (NCR), pismo kształtowane przez duchownych i świeckich katolików, ale pozostające poza kontrolą władzy kościelnej, postanowiło bliżej przyjrzeć się sprawie. Dodajmy, że NCR już w 1985 roku jako pierwsze czasopismo w USA napisało o skandalach pedofilskich kleru i przez 5 kolejnych lat było jedynym tytułem, który badał tę sprawę.
Dzieje obojętności Raport NCR przynosi rewelacyjne ustalenia, tym istotniejsze, że władze kościelne nie mogą ich zbyć twierdzeniem, że są owocem „żydowsko-masońsko-ateistycznego spisku”. Dochodzenie robili katolicy, w raporcie wypowiadają się duchowni, niektórzy są także cytowani z imienia i nazwiska. To nie jest spisek, to próba ustalenia, co się właściwie dzieje w Watykanie, skoro tak niesłychana afera była w ogóle możliwa. Przede wszystkim okazuje się, i to jeszcze bardziej pogrąża władze Kościoła, że sprawa nadużyć Maciela była im znana dłużej niż większość mediów sądziła. Dłużej o... pół wieku! Pierwsze zarzuty na temat wykorzystywania seksualnego podopiecznych legionistów Chrystusa oraz uzależnienia ich szefa od narkotyków (morfina) pojawiły się już w latach 50. XX wieku. Sprawę
NASI OKUPANCI
jednak szybko wyciszono, a ówczesne media nie były skłonne do zajmowania się tego typu nadużyciami Kościoła. Sprawa wróciła w latach 70. XX wieku. Biskup John McGann z Rockville Center w stanie Nowy Jork słał oficjalnymi kanałami raporty do Watykanu na temat bardzo aktywnego w USA
Po nitce do Dziwisza Afera meksykańskiego księdza oszusta i gwałciciela Marciala Maciela ma swój bardzo istotny wątek polski. Wątek ten nazywa się Stanisław Dziwisz. Kardynał. Maciela w latach 1976, 1978 i 1989. Były w tych raportach świadectwa naocznych świadków nadużyć, byłych członków zakonu. Nie było na te rewelacje żadnej reakcji. Ani Pawła VI, ani Jana Pawła II nic to nie obchodziło.
Legalizacja szpiegostwa Minęło 8 lat. Wreszcie sprawę przejęła prasa – w 1997 roku amerykańskie czasopismo „Hartford Courant” poświęciło wielki raport narkotykowo-pedofilskim skłonnościom Maciela. W 1998 r. do Watykanu trafiła oficjalna skarga sądowa przeciwko założycielowi legionistów podpisana przez 8 byłych członków zgromadzenia. I... nic. Okazuje się, że w Watykanie Maciel miał możnych protektorów, którzy nie pozwalali zrobić mu krzywdy. Mimo że temat podjęła wreszcie prasa całego świata. Archaiczna, dyktatorska i skorumpowana struktura Kościoła sprzyja tolerowaniu największych nawet niegodziwości. Okazuje się, że w Watykanie istnieje niemal jawny system łapówkarski, powszechnie znany i tolerowany. Dobrym, śmieszno-strasznym przykładem działania watykańskiej korupcji był fakt wyremontowania na koszt legionistów rezydencji kardynała Eduarda Pironia, odpowiedzialnego za zakony w latach 1976–1983. Innymi słowy, Maciel wyremontował chałupę swojemu nadzorcy. Ten pomógł mu przepchnąć w Watykanie konstytucję zakonu legionistów, która zawiera dodatkowy, prywatny ślub absolutnego posłuszeństwa Macielowi. Ślubujący zobowiązywał się nigdy nie mówić źle o szefie i donosić na krytykujących. Była to jawna legalizacja
szpiegostwa. Na taki zapis nie chcieli się zgodzić niektórzy kardynałowie współpracujący z Pironiem i wtedy Maciel załatwił sobie przez Stanisława Dziwisza prywatną audiencję u papieża Wojtyły. W dwa tygodnie później Pironio mógł już podpisać to, co chciał Maciel. Odtąd miał pełną kontrolę nad swoimi zakonnikami i mógł w zaciszu klasztoru chować wszelkie swoje łajdactwa. Do samego Dziwisza wrócimy niżej.
Trzech lordów protektorów Twórca legionistów miał niebywały talent do uwodzenia ludzi wpływowych i bogatych. W latach 40. zaczął od bogatych wdów. Mając ich pieniądze oraz dochody z elitarnych szkół dla dzieci bogaczy, piął się coraz wyżej. W świecie i Kościele. Jednym z jego najlepszych donatorów był sam Carlos Slim, multimiliarder meksykański, obecnie najbogatszy człowiek świata. Sponsorował go także Thomas Monaghan, miliarder, właściciel sieci Domino’s Pizza, oraz Steve McEveety – producent „Pasji” Mela Gibsona. Sprytny Maciel wiedział jednak, że klucz do jego sukcesu leży w Watykanie. Tylko tam mógł zapewnić sobie plecy, czyli bezkarność i prawdziwą, trwałą władzę. Do ich zdobycia użył najskuteczniejszej broni, jaka robi wrażenie w Kościele katolickim – wypchanych kopert. Jak już wiemy, dzięki ogłupionym sponsorom miał je czym napełniać. Losów Maciela strzegł przede wszystkim sam kardynał Angelo Sodano, druga po papieżu osoba w Watykanie, sekretarz stanu w latach 1990–2006. To właśnie Sodano naciskał Ratzingera, aby ten w latach 1998–2004, czyli po wytoczeniu
Macielowi procesu kanonicznego w Watykanie przez byłych zakonników, nie zrobił krzywdy jego podopiecznemu. Ratzinger ma opinię człowieka raczej bojaźliwego i rzeczywiście nie podjął w tym czasie kroków przeciwko twórcy Legionu Chrystusa. Zajął się sprawą dopiero w 2004 r. po skandalu, jakim było publiczne uhonorowanie Maciela przez Jana Pawła II oraz przekazanie pod opiekę legionistów prestiżowego jerozolimskiego Centrum Notre Dame. Tydzień po tym wydarzeniu, które odbiło się na świecie głośnym echem, Ratzinger wszczął oficjalne śledztwo przeciw Macielowi. Drugim co do rangi opiekunem Maciela był kardynał Eduardo Martinez Somalo, szef Kongregacji Życia Konsekrowanego, do którego obowiązków należała opieka nad zakonami. Zamiast kontrolować Maciela, chronił go przed wszelkimi nieprzyjemnościami. Najniższym rangą, ale nie mniej wpływowym protektorem Maciela był osobisty sekretarz Jana Pawła II – Stanisław Dziwisz.
Odźwierny Jego Świątobliwości Raport NCR podkreśla wielką, ale nieformalną władzę, jaką sprawował w watykańskim aparacie władzy polski sekretarz papieża: „Dziwisz był najbardziej zaufaną osobą Jana Pawła. Był Polakiem, którego sypialnia znajdowała się w prywatnej części Pałacu Apostolskiego. Maciel spędził lata na urabianiu poparcia Dziwisza. Legioniści kierowali do Dziwisza całe strumienie pieniędzy, m.in. w związku z jego funkcją odźwiernego na prywatnych mszach papieskich w Pałacu Apostolskim”. Raport opisuje rolę, jaką odgrywał przywilej uczestniczenia w prywatnej mszy papieskiej. Msza odbywała się codziennie o 7 rano, a w kaplicy mieściło się nie więcej niż 50 osób. Zapraszano na nią polityków, biskupów, wybranych duchownych i świeckich.
11
Można było tam się dostać tylko poprzez pośrednictwo Dziwisza. Dlaczego legionistom zależało na „załatwianiu” uczestnictwa w tych mszach u papieskiego sekretarza? To oczywiste! Chodziło o to, aby mogli z nich skorzystać snobistyczni sponsorzy zakonu, zdewociali milionerzy oczarowani przez Maciela. Jeden z byłych legionistów opowiada w raporcie NCR, że w 1997 roku uczestniczył w przekazaniu Dziwiszowi 50 tysięcy dolarów od pewnej zamożnej meksykańskiej rodziny, która zapragnęła modlić się razem z Wojtyłą. Nie wiadomo, co działo się z tymi pieniędzmi (podobnie jak z innymi), i czy o istnieniu tych hojnych darów, które mogły urosnąć w miliony, wiedział Jan Paweł II. Legionista opowiadający w raporcie tę historię wspomina z pewną troską, że zakon często przekazywał w ten sposób różne sumy Dziwiszowi. Inny dodaje: „Z Dziwiszem tak było cały czas”. W 1998 roku, chociaż znane już były powszechnie skandale z Macielem, Dziwisz pozwolił, aby legioniści zafundowali mu przyjęcie z okazji jego święceń biskupich. Legionista, który płacił te rachunki, wyznaje: „Dziwisz pomógł nam na wiele sposobów. Przekonał papieża do świętowania 50-lecia istnienia zakonu”.
„Osobiste cele dobroczynne” Przy okazji wręczania koperty legioniści mówili Dziwiszowi (lub innym pracownikom Watykanu): „Składamy ofiarę na księdza osobiste cele dobroczynne”. Jak sami zakonnicy zauważają, „tak naprawdę nikt nie wie, na co były przeznaczane te pieniądze. To była elegancka forma wręczenia łapówki”. Według prawa kanonicznego, każda większa suma pieniędzy ofiarowana urzędnikowi watykańskiemu powinna być przekazana kardynałowi wikariuszowi Rzymu jako ofiara. Ale – według specjalistów od prawa kościelnego – użycie przez donatora klauzuli formuły: „To jest na osobiste cele dobroczynne” zwalnia od takiego obowiązku. Podobnie nie trzeba oddawać nawet bardzo drogich prezentów rzeczowych. Oczywiście obłaskawiano pieniędzmi nie tylko Dziwisza. Świetnym pretekstem do dawania prezentów było zaproszenie danego notabla przez zakon do wygłoszenia wykładu. I tak Sodano zgarnął za mowę bożonarodzeniową do zakonników 10 tysięcy dolarów, a przy innej okazji – 5 tysięcy. Dziennikarze NCR próbowali skontaktować się z bohaterami swojego raportu, w tym także z arcybiskupem krakowskim. Żaden z nich nie znalazł czasu, aby z nimi rozmawiać i ustosunkować się to tych rewelacji. Za tydzień napiszemy o jeszcze innych formach łapówek wręczanych przez ludzi Maciela oraz o tym, jak założyciel Legionu Chrystusa cierpliwie budował swoje imperium. MAREK KRAK
12
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Alfabet Kaczyńskiego Jest mężem stanu otwartym na dialog, na różne środowiska, i umie z nimi rozmawiać – tak Paweł Poncyljusz, rzecznik sztabu prezesa PiS, reklamuje przymioty swojego kandydata na prezydenta RP. Przypomnijmy, jak owa umiejętność dialogu wygląda w praktyce. Kościół
Lustracja:
! Są kraje, w których jest kilka równorzędnych, rywalizujących ze sobą systemów wartości. W Polsce jest jeden, a jego depozytariuszem jest Kościół. Budując życie publiczne, należy odwoływać się do rzeczywistości. W systemie, o którym mówię, nie ma niczego, co byłoby nie do przyjęcia przez osobę niewierzącą, chyba że jest ona osobistym przeciwnikiem Pana Boga. Są tacy ludzie w Polsce, ale to jest mniejszość. Nie sądzę, żeby trzeba było z nimi wchodzić w jakieś szczególnie daleko posunięte kompromisy (luty 2005); ! Dla zdecydowanej większości z nas, polityków i członków Prawa i Sprawiedliwości, wiara katolicka jest po prostu prawdą, która nadaje kierunek naszemu życiu i działalności. Wartością, którą trzeba szanować i bronić (kwiecień 2005); ! Rząd jest rządem ludzi wierzących, będzie zmierzał do tego, by instytucje katolickie nie były, jak dotąd, dyskryminowane. Jestem zwolennikiem poważnej dyskusji nad cenzurą obyczajową (styczeń 2006); ! Abp Życiński i Gocłowski reprezentują pewien nurt w Kościele, który jest uprawniony, ale jest, uczciwie mówiąc, niezbyt mocny. Szanuję i lubię abp. Gocłowskiego, ale nie zawsze się z nim zgadzam. Abp Życiński prezentuje poglądy, które wydają mi się dość odosobnione, choć interesujące. Jako katolik obawiałbym się jednak ich upowszechnienia wśród duchowieństwa. Skończyłoby się jak w Holandii (marzec 2006); ! Istota Kościoła jest inna, wykracza ona poza to wszystko, co wiąże się z życiem społecznym. Ale Kościół jest także w pewnym swoim wymiarze instytucją społeczną. Ta instytucja, jak wiele innych, jak my wszyscy, boryka się dzisiaj z bagażem przeszłości, ze złym bagażem przeszłości. Tego bagażu nie da się odrzucić, trzeba zwyciężyć w tej walce (...). Godzić w tę instytucję to godzić w fundamenty polskiego życia narodowego. Ja nie mówię tutaj niczego nowego, ja mówię rzeczy oczywiste, ale sądzę, że warto je przypomnieć. Polski rząd, rząd pod moim kierownictwem, będzie o tym pamiętał (lipiec 2006).
! Polskie życie społeczne jest w niemałej części opanowane przez ludzi dawnych służb. To, że dzisiaj można ich zidentyfikować i jest nadzieja na to, by podnieść jakość polskiego życia społecznego, moralnego, ale także gospodarki, to wielka szansa dla naszego kraju (luty 2005); ! Nie jestem za ograniczeniem lustracji – to nieporozumienie. Lustracja to ujawnienie agentów i tu zawsze byliśmy jednoznacznie za pokazaniem całej prawdy, to znaczy, by zdemaskować wszystkich (...). Jest problem Kościoła. Boję się wylania na Kościół hektolitrów pomyj (...). Czy parafianin, któremu ksiądz odmówił rozgrzeszenia, ma po 20 latach czytać, co o tym duchownym mówił ktoś inny? Jestem przeciw (maj 2006); ! Lustracja musi być przeprowadzona z całym zdecydowaniem. Dotyczy to wszystkich agentów. Gdziekolwiek by nie byli (lipiec 2006).
! Wolność mediów jest w Polsce bardzo wyraźnie zagrożona. Oto ci sami, którzy nieustannie powołują się na zasadę wolności mediów, na przykład wtedy, kiedy ludzi obrażają, w tym nieustannie obrażają głowę państwa, jednocześnie prowadzą zaciekłą kampanię przeciwko Radiu Maryja i ojcu Rydzykowi. Chcą go wyeliminować, chcą w istocie wyeliminować Radio Maryja, no bo osoba ojca Rydzyka i Radio Maryja są ze sobą ściśle związane. Twierdzenie, że to jest medium, które nie ma prawa istnieć w demokratycznym kraju, może paść tylko z ust osób, które są po prostu wrogami wolności i,
(2)
mediów przedstawiany jako ósmy cud świata, to można ludziom wmówić, że Aleksander Kwaśniewski jest wysokim mężczyzną. Należy rozważyć fenomen mediów, ponieważ bez tego nie sposób zrozumieć polityki w Polsce (styczeń 2009); ! W Polsce tak naprawdę wolnych mediów nie ma. Jest pewien układ i dziennikarze, których pozycja jest bardzo trudna.
(Nie)dobre maniery ! Niektórzy wybrańcy to posłowie czwartego rzędu, którzy winni 8 godzin uczyć się języków;
Opozycja
Łże-elita ! Działania zmierzające do tego, by polski rynek zaczął być w końcu rynkiem konkurencyjnym tam, gdzie zwycięża nie ten, kto jest w układzie, nie ten, kto jest gotów się dzielić, tylko po prostu ten, kto dobrze gospodaruje, są prezentowane jako godzenie w demokrację, jako tej demokracji zwalczanie, jako podważanie praworządności i jako atakowanie rynku. Towarzyszy temu cała lawina, cały huragan różnego rodzaju kłamstw, pomówień. Można mówić, że w Polsce dzisiaj mamy do czynienia z triumfem insynuacji (...). I to jest zjawisko, któremu należałoby się przyjrzeć. Przede wszystkim należałoby zapytać, kto szczególnie w nim uczestniczy. Otóż odpowiedź jest prosta – stanęła tutaj do walki w zwartym ordynku łże-elita III Rzeczypospolitej (luty 2006); ! Nieprawda, nieprawda, nieprawda, po trzykroć nieprawda! PiS nie jest partią antyinteligencką (czerwiec 2006).
Media ! Marzyłem przez lata o Polsce, w której będą wolne media. No to mam wolne media (marzec 2006);
dołączać do tych mechanizmów kolejne kryteria, demokracja się rozsypie. Bo jeżeli damy przywilej kobietom, to będą w kolejce następni. Istnieje problem realnego równouprawnienia kobiet, ale trzeba go rozwiązywać inaczej; ! Głodówka to nie jest niezjedzenie kolacji. Jak będą w stanie głodu przez, dajmy na to, trzy dni czy dwa choćby, to wtedy będzie można mówić o głodówce. Na razie nie zjadły kolacji (pielęgniarki – dop. red.). To nikomu jeszcze nie zaszkodziło; ! Historia Polski, jak każdego narodu, nie jest idealna. Mieliśmy bohaterów, mieliśmy i hołotę, to jest zupełnie oczywiste. Po 1945 roku ta hołota mogła tryumfować, socjalizm to był ustrój hołoty dla hołoty, można powiedzieć; ! My jesteśmy tu, gdzie wtedy. Oni tam, gdzie stało ZOMO.
co za tym idzie, wrogami demokracji, bo bez wolności demokracji być nie może (maj 2006); ! Niezwykle sceptycznie oceniam wolność indywidualną dziennikarzy pracujących w mediach. Trzeba będzie w tej dziedzinie coś zmienić (marzec 2007); ! Tylko jakaś niezrozumiała choroba medialna w Polsce powoduje, że to my jesteśmy wiecznie oskarżani o agresję (lipiec 2007); ! Rzeczywistość jest taka, że TVN bulgocze nienawiścią wobec PiS. Nie lepiej jest z Polsatem (październik 2007); ! Jeżeli jakaś partia lub polityk jest w zdecydowanej większości
! Postkomuniści powinni zostać zepchnięci na margines (...). Cała ta formacja kulturowa powinna zostać bez miłosierdzia wygnana, w normalnym państwie byliby na marginesie (styczeń 2005); ! Cała Polska widziała tę młodą osobę (sędzia Alicja Fronczyk – dop. red.), która jako sędzia ogłaszała i uzasadniała wyrok w sprawie spotu. Ta młoda dama uznała, że w Polsce o wszystkim decyduje Bruksela. Myślę, że społeczeństwo nie powinno akceptować takich osób (kwiecień 2009); ! Parytet wprowadza do mechanizmów demokracji coś nowego i destrukcyjnego. Jeżeli będziemy
! SLD to organizacja przestępcza (maj 2003); ! Samoobrona jest tworem byłych oficerów służb bezpieczeństwa (...). To formacja używana do osłony tyłów tego całego układu i ochrony tego nieporządku, który jest w kraju, i jednocześnie korzystająca z tego nieporządku. To są ludzie, którzy nabrali kredytów i chcą żyć jak przedsiębiorcy, a mają kwalifikacje do kopania rowów (czerwiec 2003); ! Antypaństwowość PO polega na tym, że interpretując konstytucję po swojemu, chce organizować akcję nieposłuszeństwa obywatelskiego, niepłacenia podatków, niewykonywania poleceń urzędników, nieprzestrzegania różnego rodzaju przepisów, niepodporządkowania się legalnym poleceniom władzy itd. To zagraża już nie porządkowi publicznemu, ale państwu w ogóle (luty 2006); ! Platforma Obywatelska to jest partia antypaństwowego populizmu, a dzisiaj ten antypaństwowy populizm przekształcił się już w populizm anarchiczny (jw.); ! Nasi przeciwnicy to strasznie mali ludzie, marni pod każdym względem – intelektualnym i moralnym (lipiec 2007); ! PO chce przejąć media publiczne i ograniczyć ich pluralizm. Jeśli to zrobi, będziemy mieli w Polsce putinadę (styczeń 2008); ! My nie mamy czarcich ogonów, tylko staramy się kontynuować tradycję autentycznych polskich elit politycznych, to jest tradycję służenia dobru wspólnemu, czyli ojczyźnie. Ta tradycja wydaje się obca albo wręcz wroga siłom dominującym dziś w Polsce, reprezentowanym przez PO politycznie, kulturowo i ekonomicznie (luty 2010). OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Ciąg dalszy – za tydzień
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r. początkiem 1956 r. sytuacja polityczna w Polsce stawała się coraz bardziej napięta. Tajny referat radzieckiego przywódcy Nikity Chruszczowa obnażający zbrodnie stalinizmu przedostał się na partyjne doły i do opinii publicznej, która zaczęła domagać się radykalnych zmian. Szefem partii po zmarłym Bolesławie Bierucie został mało wyrazisty Edward Ochab, który nie gwarantował żadnych większych reform, a szeregi wewnątrzpartyjne podzieliły się na dwa wrogie obozy – natolińczyków i puławian – co potęgowało degrengoladę i kompromitację aparatu władzy. W takich okolicznościach przysłowiowa iskra była w stanie wywołać burzę, która w konsekwencji zmiotła dotychczasową ekipę władzy i doprowadziła do radykalnych przemian. Pytanie tylko, czy ta „iskra” nie była w jakiś sposób zainspirowana? W największym wielkopolskim przedsiębiorstwie – Zakładach im. Stalina w Poznaniu (obecnie Zakłady im. Hipolita Cegielskiego) – od pewnego czasu trwał spór załogi z zarządem z powodu błędnie naliczonego podatku akordowego. Poza tym robotnicy domagali się obniżenia bezmyślnie wyśrubowanych norm pracy, sześciogodzinnego dnia pracy kobiet i ogólnej poprawy warunków socjalnych. Wobec fiaska rozmów delegacja robotników ZISPO udała się do Warszawy, aby w Ministerstwie Przemysłu Ciężkiego dochodzić swych racji – tam również nic nie wskórano. Następnego dnia, tj. w czwartek 28 czerwca 1956 roku, już od samego rana robotnicy „Ceglorza” zbierali się przed zakładem, oczekując na wieści ze stolicy. Nagle ktoś puścił fałszywą plotkę, że ich delegacja została aresztowana. To wystarczyło, aby sytuacja wymknęła się spod kontroli i wielotysięczny tłum, nad którym nikt nie panował, ruszył w kierunku centrum miasta. Tutaj pojawia się pytanie o autora plotki. Przecież skoro dano jej wiarę, to musiała to być osoba powszechnie znana załodze i ciesząca się jakimś zaufaniem. Po drodze do załogi ZISPO dołączali robotnicy innych poznańskich fabryk. Na placu Stalina (obecnie Mickiewicza) było już prawie sto tysięcy demonstrantów. Zaczęli okupować znajdujące się tam budynki Miejskiej Rady Narodowej i Komitetu Wojewódzkiego PZPR, a nawet domagali się przyjazdu E. Ochaba lub premiera Józefa Cyrankiewicza. Przedstawicieli lokalnych władz, którzy próbowali podjąć rozmowy, wygwizdano. Wznoszono antyrosyjskie hasła i manifestacja przybrała wyraźnie polityczny charakter. Nagle znów pojawiła się plotka (?), że rzekomo aresztowani delegaci przebywają w miejscowym więzieniu przy ul. Młyńskiej. Wtedy tłum zaatakował oba budynki – demolowano pomieszczenia, wyrzucano przez okna
Z
meble i dokumenty. Część demonstrantów udała się pod wspomniany budynek więzienia, aby uwolnić swoich kolegów. Po drodze zdemolowano gmach ZUS-u, wyrzucając przez okna aparaturę techniczną, rzekomo odpowiedzialną za zakłócanie sygnału Radia Wolna Europa. Przy okazji spadające z okien żelastwa raniły wielu demonstrantów. Zdobywania więzienia w zasadzie nie było, gdyż przerażeni strażnicy nie stawiali żadnego oporu. Robotnicy z łatwością wtargnęli na teren „młyna”, skąd wypuścili ponad dwustu więźniów, jednak nie było wśród nich ani żadnego z delegatów, ani w ogóle więźniów politycznych, tylko pospolici przestępcy. Przy okazji włamano się do więziennej zbrojowni, skąd zabrano broń. Zdemolowano również sąsiadujący z więzieniem budynek sądu i prokuratury, paląc przy tym
PRZEMILCZANA HISTORIA
13
Do miasta ściągnięto m.in. Sudecką Dywizję Pancerną, Pomorską Dywizję Piechoty im. Jana Kilińskiego oraz Wielkopolski Pułk Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (w sumie ok. 10 tys. żołnierzy). Wojsko odizolowało miejsca walk i podzieliło miasto na strefy. Uzbrojeni demonstranci schronili się na dachach budynków, skąd prowadzili nieskoordynowany ostrzał miasta, bo przecież nikt nimi nie dowodził – akcja przebiegała żywiołowo i spontanicznie. W mieście panował potworny chaos spotęgowany faktem, że w tych dniach odbywały się właśnie Międzynarodowe Targi Poznańskie, na które przybyło kilkuset gości z całego świata, m.in. sekretarz generalny ONZ Dag Hammarskjöld. Prawdopodobnie pierwszą ofiarą zamieszek był dwudziestoparoletni inżynier, uczestnik targów, zastrzelony
HISTORIA PRL (22)
Poznański czerwiec Pierwsze tragiczne bunty społeczne w okresie PRL-u zostały wywołane tak błahymi czynnikami, że coraz bardziej wiarygodna staje się hipoteza o domniemanych prowokatorach, tyle że nie nasłanych przez imperialistów, a przez środowiska reformatorskie obozu władzy, które chciały w ten sposób pozbyć się skompromitowanej ekipy poststalinowskiej. prawie całą dokumentację. Niestety, w większości były to akta przestępstw kryminalnych oraz księgi wieczyste. W owych czasach procesy polityczne odbywały się głównie przed sądami wojskowymi. Kolejnym celem demonstrantów była siedziba Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Kochanowskiego. Jednak funkcjonariusze UB, najbardziej znienawidzonej w tych czasach instytucji, zapewne domyślając się, co może ich spotkać ze strony manifestantów, zdecydowali się bronić. Na początek lali wodą z hydrantu, później doszło do regularnej strzelaniny. Właśnie przed tym budynkiem został zastrzelony trzynastoletni Romek Strzałkowski, który stał się później ikoną i symbolem poznańskiego czerwca. Jedni manifestanci twierdzili, że chłopiec zginął, przejmując od rannej tramwajarki flagę narodową, inni zaś, że został zastrzelony, gdy niósł transparent: „Chcemy religii w szkole”. Jednak nikt nie zastanowił się, co w ogóle robiło tam trzynastoletnie dziecko! Skoro poznańscy „jakobini” mieli wcześniej swoją Bastylię, to czy konieczny był jeszcze Gavroche? Bojąc się eskalacji konfliktu, władza zareagowała zdecydowanie.
przypadkowo przez jednego z demonstrantów. Walki w mieście trwały przez całą noc, jednak następnego dnia rano wojsko całkowicie opanowało sytuację. Bilans tych zajść był zatrważający: w zamieszkach zginęły 74 osoby, z czego ponad połowa to ofiary zupełnie przypadkowe; piętnastu zabitych nie miało jeszcze ukończonych osiemnastu lat. Ze strony władzy zginęło czterech żołnierzy, trzech funkcjonariuszy UB i jeden milicjant. Rannych, po obu stronach, było przeszło sześćset osób. Straty materialne oszacowano na ok. pięć milionów ówczesnych złotych. Oprócz zdewastowanych budynków publicznych zniszczono 29 czołgów, 8 samochodów wojskowych i 32 wagony tramwajowe. Zdemolowano i rozkradziono kilkadziesiąt sklepów, włamywano się do mieszkań, nie oszczędzono nawet żłobka, który kompletnie zdewastowano. Co ciekawe, większość z tych aktów wandalizmu miała miejsce poza rejonem walk. W wyniku zajść aresztowano prawie osiemset osób, z których większość po przesłuchaniu zwolniono. Zarzuty postawiono 135 osobom, ostatecznie jednak prawomocnym wyrokiem skazano tylko trzy osoby winne śmiertelnego pobicia kaprala UB Zygmunta Izdebnego na dworcu PKP.
Odpowiedzialnością za rozruchy władza próbowała obarczyć imperialistycznych agentów. Premier J. Cyrankiewicz w przemówieniu radiowym mówił o ośrodkach imperialistycznych, które chcą wywołać w Polsce anarchię, aby przeszkodzić procesom demokratyzacji. Na zakończenie zaś dodał: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciwko władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza odrąbie”. Jednak propagandowy rozdźwięk tych wydarzeń był dla władzy bardzo niekorzystny, skoro masy pracujące wystąpiły przeciwko własnemu rządowi. Stało się jasne, że rewolucyjne zmiany na szczytach władzy są nieuchronne. Lekarstwem na uzdrowienie sytuacji miał być powrót z wygnania Władysława Gomułki. Szybko więc oddano mu legitymację partyjną i zaproszono na posiedzenie Biura Politycznego. 19 października 1956 r. zwołano najbardziej burzliwe w dziejach PRLu VIII plenum KC PZPR. Po niezwykle trudnych obradach z biura politycznego wykluczono m.in.: marszałka Konstantego Rokossowskiego, Franciszka Mazura, Franciszka Jóźwiaka i Zenona Nowaka, czyli ludzi najbardziej skompromitowanych stalinowskim systemem w Polsce. Jednak największą zmianą miało być odwołanie E. Ochaba i objęcie przez „Wiesława” kierownictwa nad partią. Pierwszy też raz nie skonsultowano tak istotnych zmian z Moskwą. Decyzje miały pozostać tajne aż do oficjalnego zatwierdzenia ich przez plenum. Jednak w otoczeniu tym nie brakowało moskiewskich zauszników, którzy szybko o wszystkim poinformowali
Kreml. Chruszczow z niepokojem śledził rozwój wypadków w Polsce, a niepoinformowanie go o tak istotnych zmianach uznał za obelgę. Niewiele myśląc, kazał przygotować samolot – chciał udać się do niepokornej Warszawy i zaprowadzić tam porządek. Przed wylotem powiadomił rządy Czechosłowacji, NRD i Chin, że Polsce grozi kontrrewolucja i ZSRR rozważa użycie interwencji zbrojnej. Berlin i Praga w pełni zaaprobowały stanowisko radzieckie, jednak przykra niespodzianka nadeszła z Pekinu. Oto Mao Tse-tung zdecydowanie zaprotestował przeciwko interwencji sowieckiej w Polsce, nazywając ją przejawem wielkomocarstwowego szowinizmu. Ponadto chiński przywódca podkreślił, że przemiany w Polsce odbywają się pod kierownictwem PZPR, która nie ma obowiązku powielać sowieckiego wzorca. Dziś zapomniano o tym wydarzeniu, jednak nie można wykluczyć, że dzięki postawie Chin Polska nie podzieliła losu Węgier, do których półtora miesiąca później wkroczyły sowieckie czołgi. PAWEŁ PETRYKA
[email protected] REKLAMA
PRAWDZIWA EWANGELIA RELIGIA, KTÓRA MA SENS Bezpłatny kurs biblijny od: Bracia w Chrystusie, skr. 7 UP Poznań 45, filia 36 ul. Głogowska 179 60-130 Poznań
14
WIELKA DEBATA W BBC
Czy Kościół katolicki jest siłą dzia Pod takim tytułem w brytyjskiej telewizji BBC, w cyklicznym programie „Inteligencja do kwadratu”, odbyła się dyskusja czterech wybitnych intelektualistów. Po dwóch z każdej strony barykady. Trwającą niemal godzinę, pasjonującą polemikę musieliśmy z powodu braku miejsca poważnie skrócić, ale przedstawiamy jej najpoważniejsze tezy. Przed przeszło dwutysięczną publicznością w studiu (sala widowiskowa zaadaptowana na jego potrzeby) spierali się ze sobą: ! John Onaiyekan – arcybiskup, jeden z najbardziej znanych i szanowanych komentatorów i apologetów Kościoła katolickiego; ! Christopher Hitchens – pisarz, dziennikarz i komentator, szczególnie dobrze znany ze swoich antyreligijnych poglądów i bardzo oryginalnego myślenia; ! Ann Widdecombe – konserwatywna parlamentarzystka znana z fundamentalnych poglądów. Opuściła Kościół anglikański, kiedy ten dopuścił wyświęcanie kobiet na księży. Przeszła na katolicyzm i stała się jedną z jego najgłośniejszych i najbardziej zagorzałych obrończyń. ! Stephen Fry – znany pisarz, aktor („V jak Vendetta”, „Kości”), humanista, filmowiec. Przed programem i po nim publiczność w studiu głosowała za lub przeciw tezie zawartej w tytule. Zobaczcie (ale dopiero po przeczytaniu wypowiedzi dyskutantów), jak zmieniły się sympatie widzów. John Onaiyekan: – Gdybym nie wierzył, że Kościół katolicki jest siłą dobra, nie poświęciłbym mu całego życia. Dla mnie być katolikiem to dar Boga. Kościół katolicki jest instytucją. Niektórzy ludzie mówią, że najlepiej zorganizowaną instytucją na świecie. Ale to nie jest jego istota. Powinniśmy wyjść poza ten schemat. Dla nas Kościół jest przede wszystkim wspólnotą wiernych rozprzestrzenioną na cały świat i składająca się z najrozmaitszych ludzi. Podkreślam to, żebyście – kiedy pytacie siebie, czy Kościół katolicki jest siłą dobra na świecie – nie patrzyli na mnie (sutanna), nie patrzyli na Benedykta XVI, ale patrzyli na katolików na całym świecie. To, że Kościół ma pozytywne oddziaływanie dla świata, wydaje się oczywiste. Pytanie, które powinniśmy zadać, brzmi: „Jakiej siły to rodzaj?”. Był kiedyś arogancki dyktator, który zapytał
z pogardą: „Ile dywizji ma papież?”. Oczywiście, niczego nie rozumiał. Nie chodzi tu o siłę militarną czy fizyczną, chodzi o siłę duchowego przesłania, siłę wartości, które przetrwały test dwóch tysięcy lat. Nie wolno nam również zapomnieć czystej wagi liczb. Sprawdziłem statystyki i mówią one, że mamy teraz 1,2 miliarda katolików na świecie z populacji 6,6 miliarda, a więc około 19 procent. To są różni ludzie – młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, chłopi, farmerzy, specjaliści od wysokiej techniki, prości obywatele, a także głowy państw i przywódcy świata. To jest ogromna siła na rzecz światowego dobra i cokolwiek ona robi, uważamy ją w dużej mierze za dzieło Ducha, który prowadzi tych ludzi. Działalność Kościoła jest najbardziej znacząca w społecznościach biednych i zaniedbanych. Rozmawiałem niedawno z dyrektorem generalnym UNAIDS, agendy ONZ do spraw HIV i AIDS. Powiedział, że 26 procent instytucji bezpośrednio zaangażowanych w leczenie tych chorób prowadzi Kościół katolicki. Taka jest nasza polityka. Gdziekolwiek jesteśmy zaangażowani w pracę społeczną, zawsze dotyczy ona wszystkich, bez żadnej dyskryminacji: czy ktoś jest wierzący, czy nie, albo niezależnie od wyznania. Nie, nie zaprzeczam, że Kościół nie zawsze i wszędzie był dobry. Ale to tylko dowodzi, że jesteśmy z tego świata. Także nieżyjący papież Jan Paweł II nie miał żadnych trudności z uznaniem błędów, które katolicy pracujący w imieniu Kościoła popełnili w przeszłości. On nawet przeprosił. Jesteśmy bardzo otwarci w kontaktach i współpracy z innymi. Myślę, że to bardzo ważne dla świata naszych czasów. Potrzebujemy coraz
więcej wysiłków, by połączyć ręce ponad wszelkimi podziałami, by udało się zrobić z naszej planety lepsze miejsce. Świat sprawiedliwości i pokoju. Czy jest tu jeszcze ktoś, kto nadal wątpi, że Kościół katolicki jest siłą dobra na świecie? Christopher Hitchens: – Przykro mi, ale muszę zacząć od totalnej negacji tego, co mówił Jego Eminencja. Jeśli ktoś chce być poważnym, dorosłym człowiekiem i bronić publicznie Kościoła katolickiego przed wykształconą i oczytaną publicznością, musi zacząć od wielkiej liczby przeprosin płynących z głębi serca, wyrazów skruchy i próśb o przebaczenie. W jubileuszowym 2000 roku rzecznik Watykanu, biskup Piero Marini powiedział, wyjaśniając całe kazanie pełne przeprosin, wygłoszone przez papieża: „Biorąc pod uwagę liczbę grzechów, które popełniliśmy w ciągu dwudziestu wieków, odniesienia do nich muszą być z konieczności dość skrótowe”. Myślę, że biskup Marini miał rację i ja też muszę skracać. Jego Świątobliwość prosił o wybaczenie między innymi za: krucjaty, inkwizycję, prześladowania narodu żydowskiego, niesprawiedliwość wobec kobiet – to połowa ludzkości... i przymusowe nawracanie tubylczej ludności, szczególnie w Ameryce Południowej, za afrykański handel niewolnikami; przyznał, że Galileusz miał rację i przepraszał za milczenie podczas „ostatecznego rozwiązania” Hitlera – Szoah. Ale na tym nie koniec. Są mniejsze, lecz równie istotne brudy bardzo nieczystego sumienia. Gwałty i tortury sierot i innych dzieci w kościołach i szkołach niemal każdego kraju na świecie, od Irlandii po Australię. Tu zwracam waszą uwagę nie tylko na przeprosiny, ale na wymijającą
i eufemistyczną formę, jaką przyjmują. Joseph Ratzinger, obecny papież, uważany jest przez niektórych katolików za namiestnika Chrystusa na ziemi. W komentarzu, jednym z nielicznych, jakie wygłosił, komentarzu o instytucjonalizacji gwałtów, tortur i złego traktowania dzieci w agendach katolickich, powiedział: „To bardzo poważny kryzys, który nas angażuje...”. Powiedział też o potrzebie zastosowania wobec tych ofiar „najbardziej kochającej, duszpasterskiej opieki”. Przepraszam, ale one taką „kochającą opiekę” już mieli. Papież Benedykt powiedział tak naprawdę tyle tylko, że na Kościele ciąży odpowiedzialność tylko dlatego, że został zmuszony do przyznania się do swoich czynów. Zatem w jakimś
sensie tej odpowiedzialności nadal nie akceptuje. Antysemityzm był głoszony jako oficjalna doktryna Kościoła do 1964 roku. Czy to mogło mieć coś wspólnego z opinią publiczną w Austrii, Bawarii, Polsce i na Litwie? Nadejdzie czas, kiedy Kościół przeprosi, wyjaśni i choćby półgębkiem poprosi o wybaczenie za rzeczy, które nadal robi. Myślę, że będzie to na przykład prośba o wybaczenie za to, co zdarzyło się w Ruandzie – najbardziej katolickim kraju w Afryce, gdzie księża, zakonnice i biskupi stają przed sądem za podżeganie z ambon, kościelnych radiostacji i gazet do masakry swoich braci i sióstr. Zatrzymajmy się przy Afryce. Myślę, że któregoś dnia zostanie przyznane ze
PYTANIA PUBLICZNOŚCI Do Christophera Hitchensa: – Czy jest pan tylko przeciwko Kościołowi katolickiemu, czy przeciwko wszystkim religiom? – Myślę, że wszystkie religie są równoważnymi przejawami tej samej nieprawdy. – Czy nie uważa pan, że jedyną rzeczą, którą Kościół robi na rzecz dobra, jest danie nam 10 przykazań? – Pierwsze dwa lub trzy przykazania świadczą o całkowitym lęku przed autorem tych rozkazów, o panicznym strachu przed tym, kogo masz kochać. Nie wiem jak wy, panie i panowie, ale dla mnie idea przymusowej miłości brzmi trochę podejrzanie. Szczególnie kiedy masz rozkaz kochania kogoś, kogo absolutnie musisz się bać. Do Ann Widdecombe: – Dlaczego jest niewłaściwe, by kobieta została księdzem, ale całkowicie w porządku, by została członkiem parlamentu (brawa)? – Członek parlamentu – mężczyzna lub kobieta – nie stoi in personae Christi w momencie konsekracji. Sądzę, że jest równie niemożliwe dla kobiety reprezentowanie Chrystusa w momencie konsekracji, jak dla mężczyzny zostanie Dziewicą Maryją. – Szanuję twoją wiarę, twoje przesłanie, ale czy do przekazywania tego przesłania potrzebujecie tych strojów, bogactw, pałaców w Watykanie? – Nie wiem, o jakich bogactwach pan mówi. Że Watykan je ma? Miliardy tego świata nie są w Watykanie. Do Johna Onaiyekana: – Księże arcybiskupie, jakiej obecnej polityki Kościoła katolickiego wstydzi się arcybiskup najbardziej (brawa)? – Pan po prostu chce prowokować. Polityka Watykanu nie jest wymyślona w ciągu jednej nocy przez papieża lub kogoś. To jest polityka oparta na naszej tradycji i Świętej Księdze. Nie musimy się niczego wstydzić. Do Stephena Fry: – Jestem katoliczką, ale bardzo pana lubię. Nie sądzę, żeby Kościół katolicki potępiał homoseksualizm jako taki. Tylko zaleca każdemu zachowanie cnoty. – Niestety, potępia. Oficjalne słowo to „nieuporządkowanie”, ale obecny papież Ratzinger udoskonalił je i nazwał „złem moralnym”. Ale z drugiej strony musimy pamiętać, że Kościół bardzo luźno traktuje zło moralne. Uważał na przykład, że niewolnictwo było całkowicie w porządku.
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
15
ałającą na rzecz dobra na świecie?
wstydem, iż mogło być błędem mówienie, że AIDS jest bardzo zły, ale nie taki zły, jak złe są prezerwatywy (brawa publiczności). Mówię to w obecności Jego Eminencji i mówię mu to w twarz: nauczanie jego Kościoła jest odpowiedzialne za śmierć, nieszczęście i cierpienia milionów jego braci i sióstr tylko w Afryce. I powinien za to przeprosić (brawa publiczności). I za potępienie mojego przyjaciela Stephena Fry. Za jego naturę. Za mówienie: nie możesz być członkiem naszego Kościoła. Jesteś urodzony w grzechu. Nie jest potępiany za to, co robi, jest potępiany za to, kim jest. Jestem stworzony na podobieństwo Boga... O, nie, nie jesteś, bo jesteś pedałem i nie możesz przyłączyć się do Kościoła, nie możesz pójść do nieba. To jest haniebne, to jest nieludzkie i obsceniczne. Takie słowa pochodzą od grupki histerycznych, złowrogich prawiczków, którzy już zdradzili swoje preferencje w stosunku do dzieci z ich własnego Kościoła (brawa). Nie życzę niczego złego żadnemu z moich współtowarzyszy, naczelnych lub ssaków, więc wcale nie oczekuję z niecierpliwością śmierci Josepha Ratzingera – naprawdę nie. Właściwie dotyczy to wszystkich papieży. Poza jednym drobnym zastrzeżeniem. Kiedy papież umiera, mamy dość długi okres, zanim zbierze się konklawe i przez ten cały czas, przez ten cały, rozkoszny, jasny czas, nie ma nikogo na ziemi, kto twierdzi, że jest nieomylny. Czy to nie jest przyjemne (na sali śmiech)? Na zakończenie chciałbym powiedzieć, że jeśli gatunek ludzki ma wznieść się na szczyt, jak tego żąda jego godność i inteligencja, musimy wszyscy przejść do takiej sytuacji, w której
jest to stan permanentny. Myślę, że powinniśmy to zrobić. Dziękuję. ! ! ! Ann Widdecombe: – Jeśli ktoś ma dzisiaj przepraszać, to powinien to zrobić Chrisopher Hitchens, który właśnie przedstawił jedną z najdłuższych list fałszywych obrazów Kościoła katolickiego, jakie słyszałam od bardzo dawna (brawa). Powiedział to z tą pewnością, która charakteryzuje jego wypowiedzi, że Kościół ma historię antysemityzmu. Spójrzmy zatem na działania Kościoła. Na społeczność żydowską, która stała przed najpoważniejszym zagrożeniem, jakie ją spotkało w ostatnich stuleciach, i spójrzcie na rolę, jaką odegrał Kościół katolicki w ostatniej wojnie światowej. Pan Hitchens ignoruje tysiące Żydów, którzy byli chowani i uratowani w kościołach i klasztorach całej Europy. Ignoruje 3 tysiące Żydów, którzy podczas tego konfliktu znaleźli schronienie w letnim pałacu papieża. Oczywiście w odniesieniu do naszych dni Christopher Hitchens ma rację. Maltretowanie dzieci, niewinnych dzieci, jest najgorszym przestępstwem. W tej sprawie nie ma wątpliwości. Kiedy pytamy, czy Kościół jest siłą dobra, spróbujmy wyobrazić sobie świat na przykład bez miliardów funtów, które płyną na pomoc zagraniczną z kościelnych instytucji, rok w rok dających więcej niż jakiekolwiek poszczególne państwo. Wyobraźmy sobie rozwijający się świat, pozostawiony bez wkładu medycyny i edukacji, które przyniosły mu misje i misjonarze. Bez zbiórek pieniędzy, niedziela za niedzielą, na pomoc głodującym. Wyobraźmy sobie brak Kościoła w społeczności lokalnej. Odgrywamy żywotną rolę. Nie musisz być katolikiem, żeby przyznać, iż odgrywamy taką rolę.
Czym jest Kościół? Kościół to jego członkowie. To zakonnice, zakonnicy i księża, świeccy i kongregacje. To nie jest tylko hierarchia kościelna. I wierzę, że Kościół, do którego należę, jest potężną, bardzo potężną siłą dobra. Ale nie zatrzymujmy dyskusji na tym poziomie. Wiedziałem, że będziemy tutaj mówić o maltretowaniu dzieci... i prezerwatywach – na koniec się pojawiły. Już myślałam, że cała mowa pana Hitchensa minie bez prezerwatyw, ale na koniec je dostaliśmy (śmiech). Ale nie tym jest Kościół. Nie stanowi tylko fizycznej ulgi dla biednych. Nie chodzi tu tylko o pracę, jaką wykonuje na ziemi. Chodzi o przesłanie, które głosi, a jest to przesłanie nadziei i zbawienia. Ludzie na wyżynach intelektualnych mogą sobie mówić: obejdziemy się bez tego. Ale w istocie miliardy ludzi na całym świecie żyją tym przesłaniem nadziei i zbawienia. Próbują żyć według przykazań i według ich interpretacji dokonanych przez Chrystusa. Tak, czasami zawodzą. Czasami ich przywódcy zawodzą. Istoty ludzkie są zawodne. Ale ogólnie rzecz biorąc, mówię wam dzisiaj, bez żadnego przepraszania, że świat bez Kościoła byłby biedniejszy, pozbawiony nadziei, byłby gorszym miejscem do życia. ! ! ! Stephen Fry: – Głęboko wierzę, że Kościół nie jest – mówiąc najdelikatniej – siłą dobra na świecie.
co Kościół i jego hierarchowie lubią bardziej niż atakowanie oświecenia. Robili to kiedyś, robią to teraz. Wspomniano o Galileuszu i o fakcie, że był torturowany za próbę wyjaśnienia kopernikańskiej teorii wszechświata. Wyobraźcie sobie, ilu ludzi na tym kilometrze kwadratowym zostało spalonych za czytanie Biblii po angielsku. A jednym z głównych oprawców tych, którzy próbowali czytać Biblię po angielsku tu w Londynie, był Thomas Moore. No cóż, to było dawno temu, już nieistotne, tyle tylko, że zaledwie w ostatnim stuleciu Thomas Moore został beatyfikowany. A w roku 2000 poprzedni papież, Polak, uczynił Thomasa Moore’a świętym patronem polityków. To był człowiek, który zadawał ludziom męczarnie za to, że ośmielali się posiadać angielską Biblię. Sam pomysł, że Kościół katolicki istnieje, by szerzyć nauki Pana, jest nonsensem. Jest zaledwie „jednym posiadaczem prawdy” tylko dla tych milionów ludzi, którymi lubi się przechwalać. Te miliony są niewykształcone i biedne i tym też lubi się chwalić. Być może niewłaściwe jest opłakiwanie przeze mnie, geja, tej olbrzymiej instytucji, która jest największym i najpotężniejszym Kościołem na ziemi, z ponad miliardem członków – jak to lubią nam powtarzać – z których każdy ma surowe przykazanie wiary w dogmaty Kościoła, ale oczywiście może się z nimi zmagać prywatnie. Trudno
Przede wszystkim chcę wyjaśnić, że nie kłócę się, nie sprzeczam i nie mam zamiaru wyrażać pogardy wobec indywidualnych pobożnych członków tego Kościoła. Byłoby impertynencją i niewłaściwą rzeczą z mojej strony wyrażanie jakiegokolwiek sprzeciwu wobec jakiegokolwiek człowieka, który chce znaleźć zbawienie w dowolnej formie – takiej, w jakiej chciałby to uczynić. Jest to dla mnie równie święte jak każdy dogmat jest święty dla człowieka dowolnego Kościoła lub wiary na świecie. Ale tak się składa, że jest również bardzo ważne, że mam moje własne przekonania. Jest to wiara w oświecenie, wiara w wieczną przygodę odkrywania moralnej prawdy o świecie. I niestety nie ma niczego,
mi słuchać, że jestem niegodziwy, ponieważ myślę o sobie jako o kimś wypełnionym miłością, kimś, którego jedynym celem w życiu jest zdobyć miłość i odczuwać miłość do natury, świata. Z pewnością nie potrzebujemy stygmatyzacji, tworzenia ofiar, które prowadzą do prześladowań. Kiedy ludzie mówią, że jesteś nieuporządkowanym, moralnie niegodziwym człowiekiem, to nie jest miłe, to naprawdę nie jest miłe (brawa). Okrucieństwo w edukacji katolickiej to maltretowanie dzieci – zresztą nie nazywajmy tego maltretowaniem, to gwałcenie dzieci. To gwałcenie dzieci, które odbywało się regularnie przez długi czas. Wyobraźmy sobie, że możemy to zignorować i powiedzieć, że
Przed programem na pytanie: „Czy Kościół katolicki jest siłą działającą na rzecz dobra na świecie?” widzowie (luźny dobór) odpowiedzieli: Tak – 678 Nie –1102 Niezdecydowanych było 346 osób. Po debacie ich opinie uległy zasadniczej przemianie. Na to samo pytanie odpowiedzieli: Tak – 268 Nie – 1876 Niezdecydowani – 34. to nie ma nic wspólnego ze strukturą i naturą Kościoła i skrzywionym, neurotycznym i histerycznym sposobem życia, który wybrali jego przywódcy. Celibat, zakonnice, zakonnicy, księża – to nie jest normalne i naturalne (brawa). Jeszcze nie doszedłem do tematu najbliższego mojemu sercu. Nakręciłem trzy filmy dokumentalne o AIDS w Afryce. Szczególnie kocham Ugandę. Był okres, kiedy Uganda miała najwyższą zachorowalność na HIV i AIDS na świecie. Dzięki zdumiewającej inicjatywie nazywanej ABC – abstynencja, wierność, prezerwatywy – sytuacja się zmieniła. Nie przeczę, że abstynencja jest dobrym sposobem na niezarażanie się AIDS. I tak samo działa wierność. Ale tak samo działają prezerwatywy! I nie zaprzeczycie temu (brawa)! Ale ten papież zaprzecza, więc szerzy kłamstwo! Mówi nawet, że prezerwatywy w istocie zwiększają zachorowalność na AIDS. Twierdzi, że warunkiem pomocy humanitarnej jest powiedzenie „nie” prezerwatywom. Dziwna sprawa z tym Kościołem. Ma obsesję na punkcie seksu. Absolutną obsesję (brawa). Oni powiedzą, że to my z naszym permisywnym społeczeństwem i wulgarnymi dowcipami mamy obsesję. Nie, my mamy zdrowe podejście. Lubimy to, to zabawa, to przyjemne. Jest to naturalny popęd. Trochę przypomina jedzenie. Niektórzy mają obsesję jedzenia: to anorektycy i chorobliwie otyli. Czy wiecie, kto byłby ostatnią osobą do zaakceptowania jako książę Kościoła? Cieśla z Galilei. Ale oni wykopaliby go, zanim spróbowałby przekroczyć próg ich świątyń. Jedno jest pewne, Jezus czułby się bardzo źle w dzisiejszym Kościele. ! ! ! Poza różnymi wnioskami płynącymi z zacytowanej dyskusji najsmutniejsza jest taka oto konstatacja: niestety podobna dyskusja jeszcze długo w żadnej polskiej telewizji nie będzie możliwa. Na podstawie BBC: ARIEL KOWALCZYK MAREK SZENBORN
16
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
ZE ŚWIATA
DZIEWICTWO Z ODZYSKU Ludzie z kręgu cywilizacji zachodniej mogą się uśmiechać, ale dla dziewczyny wychowanej w kulturze arabskiej kwestia zachowania błony dziewiczej jest często kwestią życia i śmierci. A co najmniej – szczęśliwej przyszłości.
oszczędność: hymen made in China kosztuje zaledwie 23 euro! Niestety, rodziny przyszłych mężów są coraz bardziej czujne: niektóre panny młode potrzebują przed zamążpójściem certyfikatu dziewictwa wystawionego przez ginekologa. Ale czego się nie załatwi za gratyfikację finansową... Szejkowie muzułmańscy nie chcą mieć z tymi praktykami nic wspólnego: podkreślają, że to tradycja kulturowa, nie religijna. Szariat błony dziewiczej od oblubienicy nie wymaga. PZ
REKLAMACJA
Jedno zapomnienie, jeden nierozważny romans zakończony wiadomo czym i jest po wszystkim. Narzeczona bez błony może zostać zabita, jako ta, która splamiła honor rodziny. Często sama rozważa popełnienie samobójstwa. Jeśli nawet przeżyje, to męża, który by ją wziął – taką wybrakowaną – nie znajdzie. Nic dziwnego, że powstał przemysł pomagający w potrzebie. Operacja zacerowania błony dziewiczej kosztuje w Europie Zachodniej 2 tys. euro. Specjaliści nie cerują oczywiście w krajach arabskich, ale arabskich chirurgów w Paryżu i innych stolicach nieislamskich nie brakuje. Zabieg hymenoplastii jest nieskomplikowany i bezpieczny, a trwa pół godziny przy miejscowym znieczuleniu. Pacjentki są przeciętnie w wieku 25 lat i stanowią pełny przekrój społeczny. Nawet jeśli urodziły się we Francji, arabskie zwyczaje obowiązują, a rodzina pilnuje honoru. Młodzi mężczyźni pochodzenia arabskiego, choćby spędzili życie w cywilizacji zachodniej, nie odpuszczają. Hymen musi być i basta. Wiedzą, niestety, o operacjach i napełnia ich to wielką nieufnością. Niektórzy dokładnie sprawdzają żywy towar przed zakupem. W przypadku wykrycia cerowania – wszystko na nic, pieniądze zmarnowane, ze ślubu nici. Chirurgom robią konkurencję Chińczycy. W sprzedaży są sztuczne błony dziewicze. Przed nocą poślubną błonę z elastycznego plastiku ze zbiorniczkiem czerwonej farby wkłada się do pochwy, potem trzeba tylko odegrać ból i małżonek widzi na prześcieradle dowód niewinności żony. Przy tym jaka
William Ferris uważa, że nie ma rzeczy nie do kupienia, ale jak się za coś zapłaci, to klient ma prawo domagać się towaru lub usługi dobrej jakości. Gdy ów młody mężczyzna z Ohio poczuł chuć, postanowił uniknąć korowodu działań wstępnych pod hasłem kino, kawiarnia i spacer: wykręcił numer pani świadczącej usługi seksualne. Umówili się na schadzkę w toalecie budynku White Castle, bo gwarantowała prywatność i miała zamek. Pan Ferris wypłacił tytułem honorarium 50 dolarów i oczekiwał w zamian za to pełnego pakietu usług, z penetracją dopochwową włącznie. Tymczasem otrzymał jedynie seks oralny plus całuski. Negocjacje w kiblu nie przyniosły efektu. Oburzony, wykręcił numer alarmowy policji i poinformował, że został obrabowany. Jak się można domyślać, nie był to koniec jego złej passy. Policja, zamiast zmusić usługodawczynię do wykonania zlecenia albo odebrać jej pięć dych Williama, skuła go i odwiozła do okratowanego miejsca darmowego zakwaterowania. JF
ŚWIĘTA SPERMA Do tego trzeba mieć semicką głowę: kopulować z tabunami kobiet i jeszcze kazać im za to płacić.
Sztuki tej dokonał Nissim Aharon, Izraelczyk zatrudniony poprzednio w Ministerstwie Obrony, bezpodstawnie chełpiący się pracą w wywiadzie Mossad i tajnej policji Shin Bet. Ale nie tylko tym: Aharon kazał sobie płacić za łaskę przelecenia licznych niewiast, bo twierdził, że jest prorokiem, rabinem, a jego świętość dotyczy całego organizmu, ze szczególnym uwzględnieniem spermy. Święta sperma ma
leczyć liczne dolegliwości fizyczne i duchowe, poza tym sam kontakt fizyczny z organizmem Aharona podobno czyni cuda. Panie nie grymasiły, płaciły jak za zboże. Ale, jak zwykle, pojawiły się zażalenia, które doprowadziły „świętego” Żyda przed sąd. Gwałt, sodomia, nieprzyzwoitość, oszustwa – wszystkie zarzuty przeciw niemu zostały podsumowane wyrokiem 10 lat. Pięciu niewiastom najbardziej nieusatysfakcjonowanym świętą spermą jej posiadacz musi wypłacić po 100 tys. szekli, czyli prawie 27 tys. dolarów. Sędzia nazwał jego postępowanie „okropieństwem” i zarzucił mu „eksploatowanie kobiet starych i młodych”. Jednak samice z własnej woli pożądały świętej spermy... TN
LEPIEJ ZAMORDOWAĆ Oto kolejny dowód debilizmu amerykańskiego prawa. 34-letniej Michelle Taylor z Twin Falls w stanie Newada sędzia wymierzył karę dożywocia. Przestępstwo? Zachęciła 13-letniego syna koleżanki, by obmacywał jej biust. Gdyby go zamordowała, dostałaby niższy wyrok – konstatuje adwokatka Taylor. Zapowiada apelację i twierdzi, że taka kara jest sprzeczna z konstytucją. Argumentuje, że ława przysięgłych nie wiedziała, na co skazuje sądzoną, gdy uznała ją winną. Także legislatura, która stanowi prawo i zmusza sędziów do orzekania dożywocia, miała na uwadze drastyczne akty seksualne, nie zaś obłapianie cycków, i to w dodatku z inicjatywy ich właścicielki. Sędzia, który wymierzył wyrok, tłumaczy się, że... miał związane ręce. Nic nie pamiętam – wyjaśniała zbrodniarka. – Wypiłam trochę, pocałowałam go i pozwoliłam, by dotykał moich piersi. Być może w gorszej sytuacji byłaby Taylor tylko w którymś z krajów miłujących Allaha, na przykład Arabii Saudyjskiej czy emiratach Zatoki Perskiej, gdzie za publiczny pocałunek idzie się za kraty. Także w Iranie... W tym samym czasie, gdy za Taylor zamykała się brama więzienia, przywódca islamski Kazem Sedighi ostrzegał wyznawców podczas nabożeństwa: „Wiele kobiet nie ubiera się skromnie... Wodzą na pokuszenie młodych ludzi, kalają ich czystość, rozprzestrzeniają w społeczeństwie cudzołóstwo i w rezultacie wzrasta liczba trzęsień ziemi. Cóż możemy zrobić, by uchronić się przed pogrzebaniem pod gruzami? Nie ma innego wyjścia, jak tylko życie w zgodzie z normami islamu”. Mułła może skutecznie straszyć, bo Teheran jest jednym z najniebezpieczniejszych miast na świecie, położonym na skrzyżowaniu pęknięć sejsmicznych. Niedawno prezydent Ahmedineżad oświadczył, że 5 z 9 mln mieszkańców stolicy powinno się przenieść gdzie indziej. Może do Newady... CS
KRZYŻ USB Pamięć przenośna USB zdobywa szeroką popularność, a jak wiadomo... z Bożą pomocą może być jeszcze lepiej. Projektanci z Yanko Design zaprezentowali właśnie centralkę USB w kształcie... krzyża. Urządzenie nie bez przyczyny ma właśnie taki kształt. Projektant nawiązuje do chrześcijańskiej maksymy „Saved by the Cross”, czyli dosłownie „ocaleni przez krzyż”. Ma to w jego mniemaniu dodać otuchy użytkownikom i dać im poczucie stałej ochrony. Skoro urządzenie ma kształt krzyża, to zapewne nigdy nie nawali. PPr
GROŹNY TRÓJWYMIAR Telewizja trójwymiarowa wjeżdża do Ameryki na triumfie filmu „Avatar”. W tej wersji transmitowano już rozgrywki mistrzostw w golfa, a sportowa telewizja zapowiada inne transmisje w trójwymiarze jeszcze w tym roku.
Cząsteczka zwana w skrócie HAMLET została odkryta przypadkowo: naukowcy badali zdrowotne właściwości kobiecego mleka i zawartych w nim antybiotyków. Gdy związki chemiczne w mleku połączą się z kwasami żołądkowymi, powstaje cząsteczka, która unicestwia komórki raka pęcherza bez żadnych skutków ubocznych. Stwierdzono, że podobnie działa na 40 innych rodzajów raka: atakuje komórki, wydając im sygnał samozagłady. Tkanki inne niż rakowa nie są jednak niszczone. Bez bólu guzy nowotworowe kurczyły się już w 4 dni po podaniu HAMLETA. Może on być wstrzyknięty bezpośrednio do guza lub rozprowadzony z krwią po organizmie. Zdaniem prof. Rogera Karlssona, stanowi doskonałe uzupełnienie chemioterapii. Przewiduje się, że preparat będzie szeroko stosowany w ciągu 5 lat. Przy okazji potwierdzono, że karmienie niemowląt piersią redukuje ich zagrożenie chorobą nowotworową. TN
NAŁÓG OPALANIA Nauka nie oszczędza zwolenników solarium. Najpierw straszono ich (nie bez powodu) rakiem skóry. Teraz uczonym wyszło, że opalanie się pod kwarcówką to nałóg.
Ale telewizorowi Samsung 3D LED towarzyszą liczne, groźnie brzmiące ostrzeżenia. Można doznać ataku epilepsji albo wylewu, może się zrobić niedobrze, można odczuć dezorientację. Lekarze podzielają obawy, choć nie panikują. Najczęstszym objawem ubocznym nowej techniki mogą być zawroty głowy, uczucie zmęczenia lub ból głowy. Wystąpią, gdy zdejmie się specjalne okulary. Osoby, których gałki oczne wyposażone są w słabe mięśnie, nie będą w stanie odbierać iluzji trójwymiarowości, ale 80 proc. ludzi nie powinno mieć specjalnych kłopotów. Inny problem to dzieci; tu brak badań. Konsekwencje długiego oglądania programów trójwymiarowych mogą być dla nich niebezpieczne i utrzymywać się przez długi czas. CS
BYĆ ALBO NIE BYĆ Czy to tylko płonne nadzieje, czy może epokowe odkrycie dotyczące metod zwalczania choroby nowotworowej? A może sprawa rozdmuchana przez dziennikarzy dla zwrócenia uwagi? Zespół badaczy szwedzkich wykrył substancję zapewniającą niemowlętom naturalną odporność; ten sam związek chemiczny skutecznie unicestwia komórki rakowe.
Opalanie może stać się takim samym nałogiem jak upijanie się czy niuchanie działek kokainy. Jedna trzecia opalających się pod sztucznym słońcem musi być uznana za nałogowców – stwierdzają badacze z renomowanego centrum medycznego Sloan-Kettering w Nowym Jorku. Pod wpływem promieniowania ultrafioletowego w organizmie wydzielają się endorfiny wywołujące uczucie przyjemności. Potem mózg przyzwyczaja się do przyjemnego wrażenia i domaga się powtórek terapii. Typowy mechanizm nałogu. Mimo wcześniejszych ostrzeżeń o zagrożeniu nowotworem skóry, zwłaszcza zabójczym czerniakiem, liczba opalających się w solariach nie zmalała, lecz wzrosła. Są to najczęściej ludzie młodzi i dla takich jest to najgroźniejsze. Osoby poniżej trzydziestki mają ryzyko raka skóry podwyższone o 75 proc. właśnie dzięki wizytom w solarium. JF
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r. atykan poświęca prestiż Benedykta, by ocalić świętość Jana Pawła II – z taką tezą wystąpił John Allen, korespondent amerykańskiego niezależnego tygodnika „National Catholic Reporter”, uchodzący za najbardziej fachowego i obiektywnego dziennikarza akredytowanego przy Watykanie.
W
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
który go zaaprobował, a nawet polecił wysłać kopie do wszystkich biskupów jako wzór postawy godnej naśladowania. Dlatego Allen uważa, że ujawnienie listu Castrillona Hoyosa, który kompromituje Kościół i JPII, w gruncie rzeczy pomaga Benedyktowi. Watykan nigdy nie skorzystał z okazji, by przedstawić niemieckiego
seminarzystów. Nie udało mu się jednak przekonać JPII, który poprzestał na odesłaniu Groera do klasztoru. Przypomnijmy, że w identyczny sposób Karol Wojtyła zachowywał się w trakcie afery abp. Petza. Dążył do wyciszenia sprawy, a nie do napiętnowania sprawcy i eliminacji tego typu przestępstw z Kościoła. Polski papież
Ocalić świętość Wojtyły Zanim Joseph Ratzinger został papieżem, już dużo wcześniej zabiegał, by zaostrzyć watykańskie procedury postępowania wobec duchownych sprawców przestępstw seksualnych. Mimo że teraz sam stał się celem skoordynowanego ataku mediów całego świata, Stolica Apostolska wykazuje zastanawiającą wstrzemięźliwość w przypominaniu faktów dobrze świadczących o Benedykcie – stwierdza Allen. Podkreśla jednak podtekst niedawnego listu watykańskiego rzecznika ks. Federica Lombardiego w związku z ujawnieniem listu kard. Castrillona Hoyosa (na zdjęciu) do francuskiego biskupa. Hoyos gratulował mu „właściwego” wyboru, tzn. więzienia zamiast zadenuncjowania władzom świeckim swego podwładnego pedofila. Oświadczenie Lombardiego było natychmiastowe i – zdaniem Allena – stanowi zawoalowane zwrócenie uwagi, że ludzie pokroju kolumbijskiego kardynała są częścią problemu, natomiast Benedykt to jeden z tych, którzy od dawna starali się go rozwiązać. Castrillon Hoyos ujawnił, że swój skandaliczny list gratulacyjny konsultował z ówczesnym papieżem JPII,
kardynała, a potem papieża, jako człowieka aktywnie dążącego do wyplenienia pedofilii z Kościoła. Ratzinger energicznie postulował dokładne śledztwo i stanowczą karę dla wiedeńskiego kardynała Hansa Hermanna Groera, który molestował
nie był wcale zadowolony ze strategii „zero tolerancji”, przyjętej przez biskupów amerykańskich w roku 2002 wobec duchownych sprawców pedofilii. Preferował wybaczenie, danie im drugiej szansy... Nie wiadomo – zastrzega się Allen – ile naprawdę o rozmiarach kryzysu wiedział Wojtyła, ile mu powiedzieli jego pracownicy. Wydaje się jednak, że uratowanie reputacji Benedykta nie byłoby możliwe bez zaszkodzenia wizerunkowi jego poprzednika wynoszonego na ołtarze. Niektóre media, na przykład brytyjski „Telegraph”, akceptują taką tezę. „Jest oczywistym faktem, że za czasów JPII nie było właściwej reakcji na skandal przestępstw seksualnych. Nie widzę powodu, dla którego Benedykt miałby zbierać cięgi za pomyłki poprzedniego papieża” – pisze Damian Thompson, komentator do spraw religijnych. CS
Najlepszy przyjaciel Kościoła Irlandia to katolicki kraj. Jeszcze do niedawna środki antykoncepcyjne były tam reglamentowane, rozwody zakazane, szkoły, przedszkola i domy dziecka prawie tylko katolickie, a ciężarnym kobietom mnożono trudności w podróżach do pobliskiej Anglii, żeby czasem nie mogły tam dokonać aborcji. I Irlandczycy uważali, że tak właśnie być musi. Pedofilia zmieniła ich zdanie. Agencja badań społecznych Amárach przeprowadziła w lutym badania w zakresie zaufania Irlandczyków do instytucji publicznych. Wyniki zostały właśnie opublikowane. Wśród instytucji, o które pytano, był oczywiście także Kościół katolicki. Odpowiedzi są dla niego bardzo, ale to bardzo złe. Prawie 10 lat temu, a więc tuż po ujawnieniu kilku dużych afer pedofilskich, całkowicie nie ufało Kościołowi 6 proc. mieszkańców Zielonej Wyspy. „Raczej nie ufało mu” 11 proc. pytanych, za to aż 18 proc. nie miało żadnych zastrzeżeń co do uczciwości kleru. Dziś sytuacja wygląda inaczej. W kraju, w którym bycie katolikiem do niedawna było oczywistością, dziś pełne zaufanie do Kościoła deklaruje 4 (sic!!!) proc. Irlandczyków. Podobne zmiany widać w poziomie nieufności. Całkowitą
nieufność deklaruje 32 proc. ankietowanych. „Raczej” nie wierzy w uczciwość kleru kolejne 21 proc. z nich. Te badania wpisują się w obraz postępującej erozji wpływu Kościoła w Irlandii. Zupełnie niedawno opublikowano dane, z których wynika, że młodzi na Zielonej Wyspie coraz częściej żyją i mają dzieci bez ślubu. W kraju, gdzie jeszcze niedawno nie było rozwodów, jest to rewolucyjna zmiana. Stoją za tym oczywiście liczne przestępstwa i nadużycia, których dopuścili się urzędnicy Kościoła, oraz ujawniona wszechwładza kleru. A być może bardziej próby, które instytucja podejmowała, by je ukryć. Irlandczycy po prostu powiedzieli „dość”. Zielona Wyspa doskonale obrazuje zdolność Kościoła katolickiego do autodestrukcji. Kler pozostawiony bez nadzoru i mogący prawie wszystko nadużywa władzy i zaufania. W państwach demokratycznych – wcześniej lub później – prowadzi to do załamania pozycji i roli tej instytucji. Biorąc to pod uwagę, można pokusić się o stwierdzenie, że najlepszym przyjacielem Kościoła jest ten, kto pilnuje jego „urzędników”. W Polsce byłby to chyba... Jonasz. KB
17
Giełda chrześcijańska by chrześcijanin mógł z czystym sumieniem zarabiać na giełdzie, powinien korzystać ze specjalnego indeksu giełdowego, który wymienia tylko tzw. etyczne firmy.
A
Pierwszy chrześcijański indeks giełdowy został uruchomiony w odpowiedzi na rosnący popyt ze strony inwestorów na tak zwane etyczne akcje. Stoxx Europe Christian Index składa się z 533 europejskich spółek, które czerpią przychody wyłącznie z działalności aprobowanej przez religię. W tym indeksie mogą się znaleźć tylko firmy, które nie zarabiają na pornografii, broni i, tytoniu, kontroli urodzeń ani hazardzie. Komitet, o którym Stoxx mówi, że w jego skład wchodzą przedstawiciele Watykanu, stwierdził: „Jest coraz większe zainteresowanie inwestorów transparentnym indeksem, który pomaga funduszom kupować akcje firm postępujących według przykazań religijnych i zgodnie z wartościami chrześcijańskimi”.
Równolegle powstały również świeckie fundusze etyczne, które – w przeciwieństwie do chrześcijańskich – nie zakazują kupowania akcji spółek zarabiających na kontroli urodzeń i większą wagę przywiązują do unikania inwestycji w korporacje szkodzące środowisku naturalnemu. Nas intryguje obecność przedstawicieli Watykanu w komitecie chrześcijańskiego indeksu. Wiadomo, że państwo kościelne jeszcze w latach 80. XX wieku nie brzydziło się lokowaniem (głównie poprzez niesławny Bank Ambrosiano) swoich kapitałów w fabrykach zbrojeniowych, a także firmach produkujących środki antykoncepcyjne. W bardziej zamierzchłych czasach władza kościelna czerpała korzyści z rzymskich burdeli. PPr
Obama – gniew boży miarę jak zbliżamy się do końca świata, fundamentaliści religijni w USA – których znaczna część wierzy, że zdarzenie to będzie miało miejsce za ich życia – coraz natarczywiej ostrzegają przed karami bożymi.
W
W styczniu kaznodzieja Pat Robertson tak właśnie zinterpretował trzęsienie ziemi na Haiti. Dwa tygodnie temu prawicowy propagandzista radiowy Rush Limbaugh wykrył, że wybuch wulkanu na Islandii to kara boża za reformę systemu ubezpieczeń zdrowotnych w USA. Nie wyjaśnił jednak, czemu kara dotknęła Europę, a nie Amerykę, która zgrzeszyła. Najświeższa kara boża została zidentyfikowana przez stanowego kongresmena z Teksasu, republikanina Lea Bermana. „Wierzę, że prezydentura Baracka Obamy jest dla nas karą bożą” – oświadczył na zlocie
konserwatystów w Oil Palace w Tyler. Berman specjalizuje się w nietuzinkowych wypowiedziach: w zeszłym roku zaproponował prawnikowi amerykańskiemu chińskiego pochodzenia, by pocałował go w dupę i wynosił się „do domu”. Miał zapewne na myśli Chiny. W roku 2007 Amerykanie dowiedzieli się od legislatora Bermana, że nielegalni imigranci wnoszą do USA chorobę Heinego-Medina, dżumę, trąd, grypę, gruźlicę, malarię i kilka innych bardzo egzotycznych dolegliwości. Berman nie odkrył jeszcze, skąd pochodzi syndrom galopującego zaniku mózgu, który atakuje konserwatywnych patriotów w USA. PZ
Nieskatoliczeni O
pozycyjna wobec Watykanu międzynarodowa organizacja Katolicy za Wolnym Wyborem została potępiona przez Episkopat Kanady.
Powód? Nagłaśnianie afer pedofilskich wśród hierarchii, obrona katolickich homoseksualistów oraz wsparcie dla prawa do aborcji. Biskupów szczególnie rozsierdziły
akcje opozycyjnych katolików przeciwko nadużyciom seksualnym kleru. Nic dziwnego – wszak obowiązkiem katolika jest potakiwać, milczeć i płacić. MaK
18
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Cuda, odwaga i egzorcyzmy Nie wierzycie w cuda? Ludzie małej wiary, a cud w Sokółce to pies?! Całe szczęście, że księża byli przewidujący, nie oddali tkanki z serca Pana Jezusa i schowali ją skrzętnie w tabernakulum, gdzie oczekuje ona na sklonowanie. Jeszcze trochę i Polska będzie mieć swego własnego Jezusa. Nasza ojczyzna stanie się monarchią, a Chrystus jej Królem. Matka Boska będzie królową, Pałac Prezydencki (i wiele innych) będzie mógł zostać sprzedany. Skończą się wreszcie gorszące i bardzo drogie walki wyborcze kandydatów; i to na wieki wieków! Nasz polski święty, Jan Paweł II, zostanie premierem (poprzez encykliki, które pozostawił) otoczony wianuszkiem wszystkich świętych, którzy zrodzili się na polskiej ziemi. Żadnej pensji oni pobierać nie będą, bo na cóż forsa umarlakom? Budynek sejmowy przy Wiejskiej będzie mógł zostać przeznaczony na cyrk – ulubione miejsce rozrywki naszego papieża. Do Polski – katolickiego skansenu – ruszą pielgrzymki z całego świata i nasz Kościół przestanie wreszcie nas okradać. Wręcz przeciwnie: zacznie przynosić ogromne dochody w branży turystycznej. Ale czy nie zasłużyliśmy sobie na to? Wiem, że wielu Szacownych Czytelników uzna ten wstęp za obrzydliwy i obrazoburczy. Proszę jednak o przypomnienie sobie, że Maryja Zawsze Dziewica królową Polski jest już od paru wieków i jakoś nikt się temu nie dziwi. Kilku posłów i księży postuluje, aby Chrystus został oficjalnie proklamowany Królem Polski. Nikt jednak dotychczas nie zaproponował, aby tych biednych ludzi wysłać na leczenie psychiatryczne. Jeśli przeczytacie teksty Ośrodka Fundacji „Światło-Życie” ODWAGA, mieszczącego się w Lublinie na Sławinku, będziecie się mogli przekonać, że w Lublinie wyleczono bardzo wielu homoseksualistów, którzy obecnie
są już kochającymi mężami i ojcami. Terapeuci, – tylko poprzez modlitwę – dokonują tam CUDÓW! Natomiast niewierni, niedouczeni psychologowie i seksuolodzy przekonują niestety swych homoseksualnych pacjentów, że z tym da się żyć, gdyż nie jest to choroba, lecz orientacja seksualna. Twierdzą, że należy się z tym faktem pogodzić, ponieważ wyleczenie z homoseksualizmu nie jest możliwe. Ale Kościół wie lepiej, że tak nie jest i z pewnością ma rację. Proszę przeczytać te teksty: kilka miesięcy terapii w Ośrodku ODWAGA i... po kłopocie! Młodzi mężczyźni, przeszedłszy najpierw przez piekło, które urządzali im rodzice, społeczeństwo i Kościół, są dziś najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi! Niestety, nie bardzo wiadomo, ilu spośród wyleczonych pozostaje na zawsze wiernymi heteroseksualnymi mężami i chyba nigdy się tego nie dowiemy. Szkoda. Będzie nam tego brakować do pełnego obrazu szczęśliwości. Nie znajdziemy tam także ani jednego świadectwa uzdrowienia homoseksualnego księdza, których jest przecież w Polsce bez liku. Wygląda na to, że żadnego z nich tam nie posłano i żaden się tam nie zgłosił. Może nie jest to aż tak ważne, bo przecież akt homoseksualny przestępstwem nie jest – dotyczy on wszak dwóch dorosłych mężczyzn. Musi jednak szokować kompletny brak zainteresowania tego ośrodka ojców cudotwórców znacznie poważniejszym problemem: brakiem ochrony księży przed zakusami diabła, który ich popycha do popełniania znacznie cięższych grzechów – tych pedofilskich – które są na dodatek ohydnymi, ciężkimi przestępstwami. Jak to możliwe? Dlaczego Kościół udziela pomocy tylko świeckim gejom, a całkowicie zapomina nie tylko o homoseksualnych księżach, lecz przede wszystkim o księżach PEDOFILACH? Każdy, kto się kiedykolwiek spowiadał, wie doskonale, że poważny spowiednik wymaga, aby wyrządzona
Pani pozna Pana 74-latka, bez dziadka, bo poszedł w siną dal, bez samochodu, bo jej nie stać, ale i bez moherowego beretu – pozna Dziadka, z którym będzie mogła porozmawiać nie tylko o tym, w którym kolanie strzyka. Tylko panowie z Podkarpacia. Jarosław (1/a/20) Atrakcyjna panna pozna przystojnego kawalera w wieku 28–34 l., bez nałogów i zobowiązań, z minimum średnim wykształceniem, lubiącego życie na wsi. Woj. śląskie (2/a/20)
krzywda została naprawiona. Jednak wobec księży taka pokuta chyba nigdy nie jest stosowana w Kościele. Gdyby to miało miejsce, każdy z księży pedofilów miałby obowiązek wyjawienia biskupowi swych chorych ciągot i poproszenia o przeniesienie na stanowisko, na którym kontakt z dziećmi byłby ograniczony albo też całkiem niemożliwy. Taka pokuta ochroniłaby nieletnich. Czyżby sprzątanie własnego podwórka było aż tak trudne? A może ksiądz pedofil ma większe prawa, może jest znacznie cenniejszy dla Kościoła niż ksiądz heteroseksualny, który (nie daj Boże!) może zapłodnić jakąś parafiankę, zmuszając w ten sposób kurię do płacenia alimentów? Na dodatek takie dziecko może przecież zażądać spadku po ojcu. I co wtedy? Wygląda na to, że żaden ksiądz pedofil Watykanowi by nie przeszkadzał, gdyby nie te cholerne bachory, które nie potrafią przebaczyć świętemu gwałcicielowi... Kiedy ta cała historia zaczęła się w Stanach, papież Benedykt XVI zapowiedział, że Kościół musi zapobiec przestępstwom: trzeba zabronić wstępu do seminariów duchownych homoseksualistom. Homoseksualistom? Czyżby Ojciec Święty nie pomylił się z adresem? A może chciał przez to powiedzieć, że księża pedofile gustujący w małych dziewczynkach będą tam jednak wciąż mile widziani? Mój znajomy ksiądz profesor, który egzaminuje kandydatów do seminariów, stwierdził, że nigdy do wyeliminowania homoseksualnych kandydatów dojść nie może, ponieważ egzaminatorzy nie otrzymali żadnych narzędzi (cokolwiek to znaczy) pozwalających ujawnić orientację seksualną kandydata. Zresztą Kościół nie ma w tym żadnego interesu, ponieważ doskonale wiadomo, że do seminariów idą głównie ci, którzy nie wyobrażają sobie życia seksualnego z kobietą. Usunięcie ich (w dobie kryzysu tzw. powołań) byłoby podcięciem gałęzi, na której Kościół siedzi od wieków. W tej sytuacji można
Pan pozna Panią Artur, 41 l., 170 cm wzrostu, obecnie w ZK, chciałby utrzymywać kontakt listowny z Panią, która jest równie samotna jak on. Świdnica (1/b/20) Emeryt, wolny, 69/172/74, pozna Panią w celu towarzysko-matrymonialnym. Gdańsk (2/b/20) Krzysztof, 29 l., chwilowo w ZK, pozna Panią, która nie szuka przygód ani sponsoringu, lecz pragnie stabilizacji. Pani może mieć dzieci. Czarne (3/b/20) Wdowiec, 69 l., mieszkaniec Wrocławia, wykształcenie wojskowe, z własnym mieszkaniem, pozna Panią z wykształceniem średnim lub wyższym, bez zobowiązań, dobrze zbudowaną, pogodną duchem i kulturalną. Mile widziane Panie z Wielkopolski, okolic Poznania. Miejsce zamieszkania do uzgodnienia. Wrocław (4/b/20)
tylko odmówić przyjęcia tym, których „ciotkowatość” jest widoczna na kilometr. Na trzydziestu paru, według mojego znajomego, taki los spotkał tylko dwóch. A co z pedofilami? Czy tych nadal się przyjmuje? Oczywiście. Na nich nie ma sposobu, ponieważ są nierozpoznawalni, a często nawet nie zdają sobie sprawy ze swych inklinacji. Wyłażą one zazwyczaj dopiero wtedy, gdy są już księżmi spowiednikami i gdy dziecko zaczyna mówić o swych „nieczystych myślach i uczynkach”. Ale wtedy jest już za późno. Diabeł kusi, a naiwna zdobycz „sama szuka zaspokojenia seksualnego”. Wystarczy wtedy zaproszenie na plebanię, trochę zalotów i...! W ten właśnie sposób spowiednik odkrył u mego znajomego, mającego wówczas zaledwie 13 lat, powołanie do stanu duchownego. Teraz, będąc już księdzem, także i on szuka tym sposobem kandydatów na księży. Orientacja seksualna każdego księdza jest dobrze znana wszystkim pozostałym. Jest to środowisko wybitnie plotkarskie. Wielokrotnie słyszałem, który z nich woli młodych chłopców, a który jeszcze młodszych, który dorosłych mężczyzn, który gustuje w kobietach, a który w dziewczynkach. Ukrycie tego jest niemożliwe. O tym, co się dzieje, wiedzą biskupi, kardynałowie i sam papież. Przecież wszyscy oni byli kiedyś seminarzystami, a później zwykłymi księżmi. Napatrzyli się i nasłuchali takich historii (choćby w czasie spowiedzi) do woli. W Watykanie nie mogli o tym zapomnieć. Tam także spowiednicy muszą wysłuchiwać pieprznych opowieści. Świadczy o tym także między innymi historia ojca Balducciego, papieskiego doradcy do spraw ewangelizacji, który zamawiał męskie prostytutki i kleryków u chórzysty papieża. A rzymianie twierdzą, że właściciele gejowskich barów i klubów zarabiają krocie na duchownych Krk. Wszyscy hierarchowie wiedzą zatem doskonale, że księża są jurni i grzeszni i że są ponad prawem. Wymaga się więc
Wolny pozna w celach towarzyskich atrakcyjną i inteligentną Panią o lewicowych poglądach, do lat 50. Stan cywilny bez znaczenia. Jelenia Góra (5/b/20) 59-latek, samotnie mieszkający na 44 m2, bezdzietny, wesoły, lubiący taniec i grę na akordeonie, pozna odpowiednią Panią. Świdnik (6/b/20) Wdowiec, 70 l., handlowiec, dom z ogrodem i samochód, bez nałogów, pozna Panią do lat 60., która chce być kochana i szanowana. Foto mile widziane. Tarnów (7/b/20) Inne Wdowa, 65 l., tolerancyjna i spokojna domatorka, szuka samotnej osoby, także schorowanej, którą zaopiekuje się w zamian za mieszkanie. Woj. wielkopolskie (1/c/20)
od nich tylko dwóch rzeczy: jak najdalej posuniętej dyskrecji i regularnego zasilania kas zwierzchników. Nikt spoza środowiska nie ma prawa o tym wiedzieć. Już Jan XXIII próbował zatkać usta ofiarom, a Jan Paweł II nawet zaostrzył rygory, które miały całkowicie uniemożliwić poszkodowanym ujawnianie przestępstw (Crimen sollicitationis). Lecz... nie udało się. Mimo potęgi Watykanu „diabeł” okazał się silniejszy. Dziś możemy oglądać zaledwie czubek góry lodowej, która uderzyła w Titanica, zwanego Kościołem rzymskokatolickim. Statek nabiera wody. Coraz więcej pasażerów opuszcza go, choć kapitan i oficerowie krzyczą, że nic się nie stało. Zatonie? Nie zatonie? Zobaczymy. Trzeba jednak przyznać, że Kościół radzi sobie całkiem nieźle wobec tego zagrożenia. Na przykład w Irlandii rekompensaty dla ofiar księży mają być wypłacone w 90 proc. z kas państwowych, a Kościół pokryje pozostałe 10 proc. Jak będzie u nas? Oficjalny egzorcysta Watykanu – 85-letni Gabriele Armorth – wyjawił, że także w Watykanie można spotkać takich, którzy służą diabłu, a wszystkie te afery pedofilskie są diabła dziełem. A że diabeł może wejść w kogokolwiek, świadczą chociażby świadectwa księży egzorcystów, wypędzających diabły z małych Murzynków. Tysiące tych małych, czarnych, diabelskich sług pastorzy i księża posłali już tam, gdzie ich miejsce, czyli do piekła. Być może nie wszyscy byli winni uprawiania czarów, lecz w podobnych kwestiach ostrożność nigdy nie zawadzi. Lepiej się takiego podejrzanego pozbyć, bo przecież po tamtej stronie „Bóg i tak rozpozna swoich”. Pamiętajmy: diabeł nie śpi! Jest więc chyba dla każdego rzeczą oczywistą, że należy w tej sytuacji być ogromnie ostrożnym i egzorcyzmować wszystkich bez wyjątku: papieża, kardynałów, arcybiskupów, biskupów, proboszczów, wikarych, z seminarzystami włącznie. Aż do skutku, czyli do całkowitego wyplenienia tej zarazy. I choć na szczęście tu, w Polsce, egzorcystów mamy już ponad trzystu, będą musieli się zabrać natychmiast ostro do roboty. ALLELUJA I DO PRZODU!!! Jan Res
Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
LISTY Prymas z zasługami Nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk za lata spędzone poza granicami naszego kraju i knucie przeciwko niemu mianowany został prymasem Polski. Urząd obejmie w czerwcu, z rąk B16. Nominacja potwierdza jedynie brak talentów kadrowych obecnego papieża, dowodzi też, że Watykan dla swoich od lat stosuje zasadę „grubej kreski”; zarówno abp Kowalczyk, jak i abp Muszyński mają w swoim życiorysie kontakty z SB. Kowalczyk jako pupil papieża Polaka robił wszystko i jeszcze więcej, by przypodobać się swemu szefowi, stąd konsekwentna realizacja jego polityki uderzająca m.in. w Polskę. Purpurat od lat oburzony jest, że instytucję Kościoła w Polsce postrzega się niemal jak partię polityczną. To niesprawiedliwa i nieprawdziwa ocena! – raczył pouczyć arcybiskup. A szkoda, gdyż partie muszą się rozliczać z budżetowych dotacji. Rządzą krajem po wygranych wyborach parlamentarnych. Kościół tymczasem przed nikim za nic nie odpowiada i nie posiada mandatu społecznego do wtrącania się w sprawy Polski oraz narzucania jej mieszkańcom swoich bzdurnych wizji. To nikt inny jak właśnie nuncjusz apostolski firmował haniebny dla kraju i druzgocący dla polskich kieszeni konkordat. To Kowalczyk obwieszczał radośnie, że konkordat spełnia oczekiwania nie tylko strony kościelnej, ale i państwowej, dokument zaś jest doskonałym modelem, na którym mogą się wzorować inne kraje. Jakoś nie chcą... To Kowalczyk reaktywował kosztowny Ordynariat Polowy, w który pompuje się miliony złotych bez żadnej kontroli państwa. To zasługa abp. Kowalczyka, że biskup polowy WP jest poza kontrolą państwa, armii i szefa MON, gdyż mianować i odwołać może go jedynie papież. Solą w oku PiS-u i jego pretorian jest niemiecki dziadek Donalda Tuska, a nie przeszkadza im prawdziwy zwierzchnik sił zbrojnych Polski Joseph Ratzinger... Paweł Krysiński
Antykatechizm Myślę, że dobrym sposobem na walkę z klerykalizmem byłoby wydawanie wraz z gazetą, co drugi tydzień, wkładki – antykatechizmu (odkłamywacza) dla dzieci ze szkół podstawowych i drugiego – dla szkół średnich. Wkładka ta mogłaby mieć na przykład formę komiksu. Tematyka: od zarania świata – konfrontacja nauki z tym, co mówi Kościół, ze wskazaniem, jak to pokrętnie przedstawia. I tak po kolei. Widziałabym tam również elementy etyki i inne życiowe problemy dzieci
i młodego pokolenia; tematyka dostosowana do wieku, oczywiście. To mogłoby stanowić antidotum na lekcje religii w szkole. I powinno zastępować lekcje etyki oraz religioznawstwa. Byłoby tym, co powinno być w szkole, a czego nie ma. Kto to zrobi, jak nie Wy? Dzieci rozniosą to wśród rówieśników. Młodzież również. Z klerykalizmem
trzeba walczyć od małego, trzeba zasiać w młodych ludziach niepokój, że to, co mówi ksiądz, to niekoniecznie jest prawda. Zmieniać mentalność już dorosłych ludzi jest trudno, co sami widzimy. Uważam też, że w gazecie powinny się znaleźć artykuły dotyczące społeczeństwa obywatelskiego, wyjaśniające jego sens. Bo inaczej ludzie ciągle będą związani z Krk. Cieszę się bardzo, że taka gazeta istnieje, bo myślicie tak jak ja. Wprost słowa te same... Czytelniczka Uważamy, że to niezłe pomysły. Czekamy na Wasze opinie. Redakcja
Od kukły do... Prawie nie pisze się teraz o Porozumieniu Centrum – partii braci Kaczyńskich. Kiedy Wałęsa wyrzucił Jarosława z Kancelarii Prezydenta, której był szefem, Kaczyński zaczął otwarcie zwalczać Wałęsę (palił m.in. jego kukłę). Wiadomo też powszechnie, że to Jarosław Kaczyński kierował poczynaniami swego brata prezydenta. A teraz, jeśli zostanie prezydentem, może powtórzyć się scenariusz z 1992 r., kiedy Kaczyńscy z Macierewiczem i innymi działaczami PC szykowali internowanie Wałęsy w czerwcu 1992 r. (premierem był zausznik Kaczyńskiego Jan Olszewski). Podobno to wszystko opisał w swej książce „Wojsko i politycy bez retuszu” gen. Edward Wejner, szef Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych. Całkiem realna byłaby próba odsunięcia Tuska z premierostwa i objęcie władzy przez PiS za pomocą siły.
SZKIEŁKO I OKO Po J. Kaczyńskim wszystkiego się można spodziewać. Co Wy na to? Myślę, że można by się tym zająć. Szczególnie historią partii PC. Jan Ciszewski O patologiach i przekrętach PC pisaliśmy wielokrotnie, to rzeczywiście ciekawe studium kaczyzmu. Redakcja
Radio i PRL Waszego radia słucham od wczoraj. Podoba mi się atmosfera, która tam panuje, mnie również ona się udziela. Czuję się tak, jakbym była z Wami na pogawędce. Dzięki temu stajecie mi się jeszcze bliżsi.
Czytałam dzisiaj na Waszej stronie o Kościołach na Zachodzie. Nasunęło mi się takie pytanie. Chodzi mi o majątki kościelne. Kościół to WSPÓLNOTA wiernych. Jeżeli to wspólnota, to również majątki muszą być wspólne i powinny należeć do wszystkich we wspólnocie. Czy wierni tej wspólnoty znają ogromny majątek, jaki posiadają? Bo chyba są na równi właścicielami tych dóbr. Powinni decydować i wspólnie nimi gospodarzyć. Jakie mają prawa, czy jest to gdzieś zapisane? Kościół ciągle coś dostaje na własność. Czytałam, że pół Krakowa należy do niego; czy jest to własność wszystkich członków wspólnoty? Coraz więcej ludzi odchodzi z Kościoła. Gdy odejdą wszyscy, co będzie z tym majątkiem? Ja mam 60 lat, więc urodziłam się, wyrosłam i wykształciłam w PRL. Wspominam te czasy bardzo dobrze. I tak przekazuję je moim dzieciom. Długo musiałabym wyliczać, co dało mi tamto życie. Na pewno byłam szczęśliwa. Interesuję się historią, więc wiem, że każde przemiany niosły za sobą okres rozliczeń i krytyki, a często także likwidacji przeciwników. U nas przemiana odbyła się prawie bezkrwawo, ale za to rozliczać będą może jeszcze ze 100 lat. Czy nie czas z tym skończyć? Do zrobienia jest wiele i szkoda czasu na rozliczenia. Żaden ustrój nie jest wolny od błędów, zawsze znajdzie się grupa, której coś nie będzie pasowało, a najbardziej to, że nie jest przy władzy.
19
Nie podoba mi się też, że do kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego włączyła się córka Lecha Kaczyńskiego. Jest to żenujące granie na uczuciach ludzi, wykorzystywanie śmierci własnych rodziców. Było mi jej żal, ale widzę, że ona nie ma żadnych skrupułów, aby uzyskać jakieś korzyści. Czytelniczka Według prawa kanonicznego, wszelkie terytorialne wspólnoty wiernych (np. parafia, diecezja) nie są właścicielami majątków parafii czy diecezji. Są nimi odpowiednie kościelne osoby prawne, a tak naprawdę – Watykan. Lokalni zarządcy (proboszczowie, biskupi, przełożeni zakonni) mają bowiem ograniczone prawo do samodzielnego decydowania o losach kościelnych budynków, firm, archiwów czy zabytków. Wszelkie transakcje sprzedaży, dzierżawy, najmu czy obciążenia hipotek wymagają zgody szefów instytucji nadrzędnych (dla parafii będzie to biskup diecezjalny, dla diecezji – metropolita lub właściwa watykańska kongregacja). W niektórych przypadkach konieczny jest podpis samego papieża. Wierni – ofiarodawcy, mogą w tym względzie jedynie doradzać (rady parafialne) bez ŻADNEGO PRAWA do decydowania o wydatkach i sposobach gospodarowania kościelnym majątkiem. Ich rola jest większa w krajach, gdzie wprowadzono podatek kościelny. Reprezentanci wiernych zatwierdzają tam bilanse i roczne rozliczenia kościelnych agend. Redakcja
Zamów prenumeratę „Faktów i Mitów” na Poczcie Polskiej Zapraszamy Czytelników „Faktów i Mitów” do skorzystania z możliwości zamówienia prenumeraty za pośrednictwem Poczty Polskiej. Prenumeraty realizowane będą od lipca 2010 roku po dokonaniu przedpłaty: 50,70 zł na III kwartał, 103,50 zł na pozostałe dwa kwartały. Zaprenumerowane egzemplarze będą doręczane pod wskazany adres bez dodatkowych opłat na terenie całego kraju.
Zamówienie Przedpłaty na prenumeratę przyjmowane są: we wszystkich urzędach pocztowych na terenie całego kraju, u listonoszy, za pośrednictwem witryny internetowej www.poczta-polska.pl/prenumerata.
Terminy przyjmowania przedpłat W urzędach pocztowych właściwych dla miejsca zamieszkania lub siedziby prenumeratora przedpłaty przyjmowane są do końca maja 2010 roku. We wszystkich urzędach pocztowych bez względu na miejsce zamieszkania (siedzibę) prenumeratora oraz przez internet przedpłaty przyjmowane są do 25 maja 2010 roku.
Serdecznie zapraszamy!
20
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
KORZENIE POLSKI (57)
Armia Słowian Woje słowiańscy nie należeli do najlepiej wyszkolonych i uzbrojonych. Mimo to armia Słowian liczyła się w Europie. Poza umiejętnością uprawy roli, hodowlą i zręcznym wykonywaniem rzemiosła Słowianie przejawiali duży zmysł polityczny i militarny. Tam, gdzie potrafili przełamać tendencje do waśni i porozumieć się, potencjalny agresor stawał się bezradny. Byli ludźmi odważnymi i zaczepnymi, w walce zaś nie ustępowali zaciekłością najlepszym armiom świata. Za swój honor, wiarę i ziemię gotowi byli oddać życie. Żyd arabski Ibrahim ibn Jakub, podróżnik z X w., chwaląc Słowian, wytknął im jednocześnie ich negatywne skłonności do podziałów, które już wtedy były widoczne. Pisał: „Gdyby nie było wśród nich rozdwojenia wskutek wielu rozgałęzień ich pokoleń i rozdrobnienia ich plemion, żaden lud na ziemi nie mógłby się potęgą z nimi zmierzyć”. We wczesnym układzie społecznym każdy mieszkaniec, każdy członek plemienia był wojownikiem. Taki charakter miały społeczeństwa słowiańskie szczególnie w swym marszu na zachód i południe, dzięki czemu opanowały ogromne połacie Europy środkowej, wschodniej i południowej, a nawet obległy Konstantynopol. Sztuki wojennej uczyli się Słowianie od ludów stojących wyżej pod względem militarnym,
C
tj. Awarów, Hunów, Germanów czy Bizantyjczyków. Początkowo wojownicy słowiańscy stanowili dość bezładne gromady plemienne, by później, w miarę rozwarstwienia feudalnego, zorganizować się w grupy ludzi zawodowo zajmujące się walką i stacjonujące w warownych grodach. Były to drużyny wojowników w dyspozycji księcia. Pierwsi książęta otaczali je należytą troską i osadzali zasłużonych wojów na ziemi już nie jako prostych rolników, lecz jako właścicieli ziemskich. Drużyna książęca przekształciła się w średniowieczu w stan rycerski, a następnie szlachecki. Wojownik słowiański nie należał do najlepiej uzbrojonych. Przez długi czas nie dysponował nawet mieczem. Na miecz mogli sobie pozwolić tylko nieliczni, dlatego był oznaką wysokiego statusu społecznego i posługiwano się nim w ostateczności. Był głównie na wyposażeniu jeźdźca. Dopiero w dobie Piastów, gdy zaczęto wykuwać rodzime miecze, ich liczba powiększyła się, ale i tak na polu bitwy miecz nie odgrywał większej roli. Podstawową bronią przeciętnego wojownika słowiańskiego była włócznia zaopatrzona w żelazne ostrze (lub oszczep). Służyła jednak do kłucia,
zy w przepełnionej religią polskiej rzeczywistości, gdzie życie dzieci od przedszkola przebiega pod czujnym okiem wszędobylskich katechetów, jest szansa na wychowanie najmłodszych w duchu światopoglądowej trzeźwości? Kilka miesięcy temu na tych łamach pisałem o pierwszej książce przeznaczonej dla niereligijnych rodziców, która mogłaby się stać pomocą w wychowaniu dzieci na osoby trzeźwo myślące i krytyczne. Dzisiaj z radością donoszę, że pojawiła się najprawdopodobniej pierwsza na polskim rynku książeczka dla samych dzieci, napisana w świeckim duchu, a poświęcona różnym religiom i ateizmowi. Książka „Przecież Boga nie ma” została napisana przez szwedzkiego autora Patrika Lindenforsa i jest zbiorem krótkich tekstów opatrzonych rysunkami na temat religii, wiary, niewiary, etyki, prawa do poszukiwań. Język jest raczej prosty, trafiający właśnie do 10–13-latków, a tematyka bardzo ciekawa. Znajdują się tam przemyślenia, które mogą zresztą zainspirować nie tylko dzieci. Poniżej podam kilka próbek tekstu na poszczególne tematy. O tym, dlaczego ludzie są religijni: „Od zawsze człowiek rodzi się, nie wierząc w żadnego Boga. Wiary w jednego Boga trzeba się nauczyć. Wyboru, jaki to będzie Bóg, dokonują
a nie do rzucania (do tego służył dziryt). Innym niezbędnym orężem słowiańskiego woja był topór. Była to broń niezwykle niebezpieczna i bardzo przydatna do walki ręcznej. Uboższy wojownik zabierał na wyprawę topór domowy czy siekierę, normalnie służące do pracy. Częściej jednak miał on do dyspozycji topór przypominający czekan. Była to broń obuchowo-sieczna, przeznaczona do rozbijania zbroi przeciwnika i zadawania miażdżących cięć. W starciu ręcznym przydatny był też długi nóż. Element wyposażenia wojownika stanowił również łuk – jedna z najstarszych broni miotających. Strzały były zaopatrzone w żelazne groty; wcześniej posługiwano się kościanymi. Zwykły łuk prosty, stosowany w starożytności i średniowieczu, miał łęczysko długości ok. 1 m, a strzelał strzałami o długości od 60 do 80 cm. Jego maksymalny zasięg
za człowieka na ogół inni ludzie”. Uważam, że jest to kapitalne i proste wyrażenie tego, o czym piszemy na tych łamach od lat – wbrew temu, co głoszą Kościoły, wiara religijna nie jest niczym naturalnym, tylko wpajanym człowiekowi przez otaczającą go kulturę. A jeśli
wynosił ok. 200 m. Do ochrony służyła owalna tarcza zrobiona z desek. Pokrywano ją warstwami skóry (niekiedy też blachą), co sprawiało, że w sposób elastyczny odparowywała ciosy. Do IX, a nawet X wieku Słowianie nie stosowali w walce – może poza szyszakiem chroniącym głowę i skórzanymi pancerzami – innych zabezpieczeń. Historyk Prokopiusz z Cezarei (490–562) pisał: „Stając do walki, na ogół pieszo idą na nieprzyjaciela, mając w ręku tarczę i oszczepy, pancerza natomiast nigdy nie wdziewają. Niektórzy nie mają koszuli ani płaszcza lecz jedynie długie spodnie podkasane aż do kroku i tak stają do walki z wrogiem”. Później pojawiła się kolczuga wykonana z misternie plecionych drucików, składająca się z długiego kaftana z rękawami i kaptura wkładanego pod hełm. Słowianie walczyli najczęściej masą, często w szale spowodowanym środkami odurzającymi. Towarzyszyły temu okrzyki wojenne, mające na celu dodanie sobie odwagi i zastraszenie wroga. Chociaż nie stosowali wyrafinowanej taktyki, byli na polu bitwy
Tego rodzaju twierdzenie jest rzeczywiście tak samo trafne, jak mówienie, że niegranie w piłkę to też rodzaj aktywności sportowej. Doskonały jest także fragment o tym, że wszyscy ludzie są niewierzący, tzn. że nie wierzą w jakiegoś boga. Bo przecież nie ma
ŻYCIE PO RELIGII
Szansa dla dzieci kultura jest ateistyczna, to i potrzeba wiary, rzekomo taka niezbędna każdemu, nagle okazuje się znikoma lub żadna. O tym, czy niewierzący wierzą w nieistnienie Boga: „Część ludzi uważa, że niewiara w bogów jest taką samą wiarą jak wiara w bogów. Ale tak przecież nie jest, prawda? Przecież niewiara w trolle to nie to samo co wiara w trolle. Nie wierzyć w jednorożce to nie to samo co wierzyć w jednorożce. Dziwne byłoby też, gdybyśmy twierdzili, że niegranie w piłkę to taki sam sport co granie w piłkę”. Ten ostatni przykład wydaje mi się kapitalny! Duchowni często twierdzą, że ateizm jest religią na opak, że ateiści też wyznają wiarę, która polega na zaprzeczaniu istnienia Boga.
nikogo, kto wierzyłby we wszystkie bóstwa, gdyż nie sposób nawet wiedzieć o istnieniu każdego z nich: „Ci, którzy wierzą, że chrześcijański Bóg istnieje, nie wierzą, że istnieją hinduscy bogowie. Jedni wierzą w kilku bogów, jeszcze inni w jednego. Część ludzi nie wierzy w żadnego”. Zatem każdy wierzący jest w pewnym sensie także ateistą. I nie widzi w tym niczego gorszącego! O Bogu jako wyjaśnieniu wszystkiego: „Niektórzy mówią, że Bóg jest wytłumaczeniem niewyjaśnionych tajemnic na świecie i mówią »Bóg stworzył tak ten świat«. Dziwne, że kogoś zadowala ta odpowiedź. Bóg przecież mógł zrobić zupełnie odwrotnie. Słysząc takie wyjaśnienie, możemy nadal zastanawiać się, dlaczego jest tak, a nie inaczej”.
bardzo skuteczni, zwłaszcza w walce podjazdowej i z zaskoczenia. Najlepiej czuli się na terenach zalesionych, pokrytych bagnami i rozlewiskami rzek, gdzie łatwo było organizować zasadzki. Główną siłę bojową stanowiła piechota. Koń pojawił się w powszechnym użytku w późniejszym okresie średniowiecza. Początkowo był wyłącznie elementem wyposażenia wojownika, bo do prac gospodarskich używano niezawodnego wołu. W początkach państwowości polskiej Mieszko I rozporządzał już drużyną złożoną z 3 tys. wojowników konnych i podzieloną na oddziały. Wojowie stanowili o sile wojennej państwa polskiego, a ich setka, zdaniem kronikarza, znaczyła tyle, co 10 setek innych wojowników. Państwo polskie w X w. stanowiło już poważną siłę. Dysponowało znacznymi siłami zbrojnymi i miało za władcę utalentowanego wodza, który stosował sprytną taktykę wojenną. Najlepiej oddają to wypadki roku 972, kiedy na ziemie polskie wtargnął margrabia Hodo. Pod Cedynią polskie siły zbrojne zadały najeźdźcy klęskę, kładąc trupem wszystkich najlepszych rycerzy niemieckich (z wyjątkiem grafów Hodona i Zygfryda). Badacze dokonali analizy przebiegu bitwy... Hodo, przeprawiwszy się przez Odrę, stoczył bitwę z Mieszkiem I, który po pierwszym starciu rozpoczął pozorowaną ucieczkę w kierunku grodu Siedzina. Przekonany o swym zwycięstwie Hodo rozpoczął bezładny pościg. Wówczas z boku nastąpiło uderzenie wojowników pod wodzą Czcibora, brata Mieszka. Jednocześnie kontratakował Mieszko. Niemcy ponieśli sromotną klęskę. ARTUR CECUŁA
O Bogu, rzekomo świetnym konstruktorze: „Czy zastanawiałeś się, dlaczego chłopcy mają sutki? Kobiety potrzebują ich do karmienia dzieci. Ale nie mężczyźni. Bóg mógł wymyślić coś lepszego. Ludzie mają również kiepsko skonstruowane oczy. Ośmiornice mają lepsze oczy niż my. O co chodziło Bogu? Czy nie wie, jak skonstruować człowieka?”. O cudownych objawieniach: „Niektórzy mówią, że spotkali Jezusa albo że widzieli cud. Czy zatem Bóg musi istnieć? Są również tacy, którzy uważają się za Jezusa, albo mówią, że zostali porwani przez latający talerz. Dlaczego im nie wierzymy?”. Książka zawiera także refleksje o tzw. księgach świętych oraz sporo przemyśleń natury etycznej. Etyka racjonalistyczna to jej silna strona – tym cenniejsza, że w Polsce nie ma właściwie niczego ciekawego dla dzieci na ten temat. Książeczka wyjaśnia na przykład, dlaczego ludzie postępują moralnie, a także że ludzie wierzący, wbrew temu co mówią, nie postępują najczęściej dokładnie według tego, czego nauczają ich archaiczne święte księgi – musieliby przecież zabijać grzeszników lub bić własne dzieci. Przez całą książkę przewija się także motto ostrzeżenie: „Nie wierz, jeśli nie masz dobrego powodu, by wierzyć!”. MAREK KRAK
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
21
Polak, który odkrył Amerykę Sporo lat przed Krzysztofem Kolumbem żeglarz o imieniu Jan dotarł do wybrzeży Ameryki Północnej. Źródła z XVI i XVII wieku przypisują odkrywcy narodowość polską. Za odkrywcę Ameryki, choć przypadkowego, zwykło się uznawać żeglarza genueńskiego Krzysztofa Kolumba, który w służbie hiszpańskiej wyprawił się na poszukiwanie zachodniej drogi morskiej do Indii. Oficjalną datą odkrycia Ameryki jest 12 października 1492 r., kiedy to Kolumb dotarł do wyspy San Salwador lub Samana Cay w archipelagu Bahamów, a następnie do Kuby i Santo Domingo (Haiti). Dziś ponad wszelką wątpliwość wiadomo, że Kolumb nie był pierwszym, który drogą morską dotarł do Ameryki. Żeglarze z Europy i Azji już w starożytności pokonywali Atlantyk. Impulsem do żeglugi transoceanicznej, a w istocie – handlu międzykontynentalnego, miała być m.in. miedź, wydobywana w rejonie Keweenaw Peninsula w stanie Michigan. W X w. do Grenlandii i prawdopodobnie północno-wschodnich wybrzeży kontynentu Ameryki Północnej dotarli Normanowie, ale odkrycia te były niemal nieznane współczesnym. Jako pierwszego przedstawiciela cywilizacji europejskiej, który dotarł do Ameryki, wymienia się wikinga Leifa Erikssona (975–1020), syna Eryka Rudego, islandzkiego banity i założyciela osad normańskich na Grenlandii. Nowe dowody mają wskazywać, że także wenecki kupiec i podróżnik Marco Polo już dwa stulecia przed Kolumbem był w Ameryce. Tak w każdym razie twierdzą badacze, powołując się na mapę przechowywaną w Bibliotece Kongresu Stanów Zjednoczonych. Na dokumencie tym, podpisanym przez Marca Pola, widoczna jest część Indii, Chin, Japonii oraz Ameryki Północnej. Możliwe, że wielki podróżnik ze wschodniego wybrzeża Syberii dotarł na Alaskę. Na tym jednak nie koniec odkrywania Ameryki jeszcze przed Kolumbem. Jednym z domniemanych jej odkrywców jest
Polak. Takie przekonanie wywodzi się z literatury i historiografii polskiej i częściowo obcej. Jan z Kolna, bo o nim mowa, alias Johannes Scolvus (Scolnus, Scoluo, Scolno), alias Michal Kapron (Kapronus), był w istocie żeglarzem o imieniu Jan, ale o nieustalonym bezspornie nazwisku i narodowości. Zachowało się ok. 20 wersji brzmienia jego nazwiska, a wszystko, co o nim wiadomo, powstało długo po jego śmierci. Najwcześniejsze doniesienie pochodzi z drugiej połowy XVI w. – pojawia się w 1553 r. u Francisca Lopeza de Gomara, hiszpańskiego kronikarza, i być może opiera się na wcześniejszym nieznanym źródle pisanym. A mówi tak: „Ziemia Labrador. Jest ona otoczona wyspami i na jednej wysokości i w tej samej temperaturze mieszkają Bretończycy, świetnie przystosowani do życia na tej ziemi. Dotarli tam także ludzie z Norwegii, których wiódł Jan Scolno oraz Anglicy z Sebastianem Gaboto”. Wśród domniemanych informatorów Gomary wymienia się Olafa Magnusona, szwedzkiego duchownego, humanistę i kartografa, którego spotkał on przypuszczalnie w roku 1548 w Bolonii lub Wenecji. Takie spotkanie mogłoby sugerować, że wiedza o „Janie Scolno” pochodzi od Magnusona. Innym źródłem wskazującym, że żeglarz Jan mógł dotrzeć do wybrzeży Ameryki Północnej, jest dokument sporządzony ok. 1575 r., a opisujący podróż Martina Fobishera, angielskiego żeglarza i odkrywcy: „Aby znaleźć to przejście [z Atlantyku na Pacyfik] z Morza Północnego na Południowe musimy żeglować poza 60 stopień, to jest między 66 a 68. To przejście nosi nazwę Wąskiego Morza lub też Cieśniny Trzech Braci (...). Północny odcinek tego przejścia John Scolus, duński pilot, widział w roku 1476”.
Pierwszym autorem, który podał polskie pochodzenie żeglarza Jana, był Francuz Francois de Belleforest, który w 1570 r. tak pisał: „Aby się nie zdawało, że zbyt pochlebiam swoim rodakom (...) należy pokrótce ukazać, komu należy się sława odkrycia tego borealnego kraju [chodzi o Półwysep Labradorski]; nie przysługuje ona Hiszpanowi, Portugalczykowi ani Francuzowi, gdyż to Polak, Jan Scolnus, dotarł tam już w Roku Pańskim 1476, o wiele wcześniej nim królowie katoliccy czy portugalscy wysłali Kolumba bądź Vespucciego w podróż do obcych krain. Ów polski pan, przepłynąwszy Morze Norweskie oraz Wyspy Grenlandzkie i inne nieznane, dotarł do cieśniny, która zwie się Cieśniną Arktyczną i leży dokładnie naprzeciw Cieśniny Magellana”. Kolejnym autorem, który przyznał żeglarzowi Janowi polskie pochodzenie, był flamandzki historyk Cornelius Wytfliet, który stwierdził, że północne wybrzeże Ameryki Północnej zostało najpierw odkryte przez fryzyjskich rybaków, wyrzuconych tam przez burzę morską, a wkrótce potem (około 1390 r.) przebadane przez braci Zenów, patrycjuszy weneckich. Następnie „zaszczyt ponownego odkrycia tej ziemi przypadł Janowi Scolnus, Polakowi, który żeglując w roku 1476, 86 lat po jej pierwszym zbadaniu, pożeglował poza Norwegię, Grenlandię, Fryzję, wypłynął na owo Morze Północne i dopłynął pod samym kręgiem polarnym do owych ziem Labradoru i Estotilandii”. Zapiski te potwierdził w 1671 r. niejaki Johannes Horn, stwierdzając, że wyprawę w roku 1476 zorganizował król duński Christian I Oldenburg. Źródłem wiedzy, które zdaje się potwierdzać obecność żeglarza Jana na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej, są też XVI- i XVII-wieczne mapy oraz globusy. Joachim Lelewel, działacz polityczny i jeden z największych polskich historyków, pierwszy zebrał wszystkie te zapiski. On też dla „polskiego sternika”, domniemanego
odkrywcy Ameryki, zrobił najwięcej, popularyzując w okresie rozbiorów hipotezę o Janie z Kolna. Z wersji Scolnus Lelewel wyprowadził dość dowolnie nazwisko Skolny lub Szkolny, a ostatecznie – Jan z Kolna. Uznał, że był on Polakiem i nawigatorem floty duńskiej: „Jan Szkolny, Polak, pod Krystianem królem duńskim, roku 1476 odkrył cieśninę Anian i ziemię Laboratoris. A zatem, ten Jan Skolnus byłby trzecim z Europeów, co Amerykę odkryli przed Kolumbem. W sto lat blisko po braciach
Jan z Kolna
Zeno, na 16 jeszcze przed Kolumbem”. Kilka lat później Lelewel sprostował nazwisko żeglarza: „Odkrycie to przyznaję Janowi z Kolna czyli de Colno. Polakowi z małego miasta mazowieckiego Prusom pogranicznego”. Dla historyka powstańczego teoria o Janie z Kolna, wybitnym polskim żeglarzu, stanowiła wielką wartość. Miała być nobilitacją dla Polaków, powodem do dumy narodowej. Jeszcze przez wiele lat Lelewel potwierdzał ją, uzupełniając biografię Jana z Kolna o kolejne szczegóły gromadzone w wyniku własnych ustaleń. Wersja Lelewela upowszechniła się do tego stopnia, że przyjęli ją liczni autorzy zagraniczni, a Aleksander von Humboldt, jeden z twórców nowoczesnej geografii, zarzucał nawet innym, że nazwisko żeglarza z Polski zniekształcili na Scolvus.
Według polskiej wersji, Jan z Kolna urodził się i wychował w Kolnie na Mazowszu (obecnie województwo podlaskie), by następnie ukończyć Akademię Krakowską. Odnotowano w spisie studentów z 1455 r. nazwisko Johannes Nicolai de Colno i Johannes Johannis de Colno, które skojarzono z Janem z Kolna. Lelewel odkrył, że rodzina żeglarzy bądź kupców wywodząca się z Kolna znana była również w Gdańsku i gdańskiej marynarce. Mazowsze północno-wschodnie w XV w. prowadziło ożywiony handel z kupcami gdańskimi. Także z Kolna do Gdańska rzekami Pisą, Narwią i Wisłą płynęły liczne towary, co potwierdzają rejestry komory celnej we Włocławku. Kolno przeżywało wówczas swój rozkwit, bogacąc się na handlu drzewem i zbożem. Z kolei Gdańsk był w drugiej połowie XV w. znaczącym portem morskim, a ponad 16 tys. marynarzy obsługiwało ok. 600 statków pochodzących z różnych stron Europy. Wiadomo, że wśród „wilków morskich” byli również Mazowszanie. Jan z Kolna mógł być jednym z tych, którzy zaciągnęli się na służbę do króla duńskiego i pływali po akwenach północnego Atlantyku. Wiele wskazuje na to, że w 1476 r. wyruszyła na zachód duńsko-portugalska wyprawa pod wodzą Dietricha Pininga i Hansa Pothorsta, której Jan Scolvus był sternikiem. Podobno po osiągnięciu zachodniego wybrzeża Grenlandii ekspedycja udała się dalej na zachód, dotarła do półwyspu Labrador, a następnie spenetrowała okolice Bostonu. Wśród polskich badaczy nie ma zgody co do przynależności narodowej żeglarza, tymczasem do Jana z Kolna przyznaje się kilka narodowości. Uczeni wielu krajów identyfikują go z żeglarzem norweskim, islandzkim, duńskim, portugalskim bądź hiszpańskim. Wątpliwości nie mają tylko mieszkańcy Kolna. Są przekonani, że syn ich ziemi był tym, który w wyścigu o odkrycie Ameryki wyprzedził Kolumba. ARTUR CECUŁA
Idealni kochankowie Strach się żenić Prawdziwa miłość nigdy nie może się rozwinąć pomiędzy mężem a żoną, a jedynie między kochankami. Co więcej – do miłości takie samo prawo jak wszyscy mają przedstawiciele stanu kapłańskiego. Tak szokujące i niepoprawne poglądy głosił żyjący w XII wieku katolicki mnich Andreas Capellanus, wikariusz na dworze Marii Szampańskiej i zarazem autor najsłynniejszego średniowiecznego podręcznika miłości „De amore”. „Wystarczające
jest, bym głosił mym wiernym Słowo Boże, gdy stoję przy ołtarzu. I tak, jeśli poproszę jaką niewiastę, by została mą kochanką, nie może ona mnie odprawić pod pretekstem, że jestem kapłanem. Co więcej, dowiodę wam niezbicie, iż lepiej do miłowania wybrać człeka duchownego niż świeckiego” – pisał Capellanus i na poparcie tezy, że najlepsi kochankowie to ci w sutannach i habitach, w traktacie „De amore” opisał swoje przygody miłosne z zakonnicą. AK
„(...) drogą dziedzictwa wiele z najlepszych przymiotów może przechodzić z pokolenia na pokolenie, tą samą drogą jednak może sączyć się i zatruwać pokolenia najstraszniejsza trucizna, kryjąca w sobie zarazki tak fizycznych, jak i moralnych chorób, kalectw i zwyrodnień”... ...pouczał O. Hardy Schilgen w wydanej w 1930 roku „Wiązance myśli dla katolickich nowożeńców i małżonków” (imprimatur Książęco-Metropolitalnej Kurii w Krakowie).
I przestrzegał przed „złymi obyczajami”, czyli życiem niezgodnym z nauką Kościoła: „Zgrozą przejmują nieraz statystyczne cyfry, stwierdzające, jaki bezmiar nieszczęścia może na całe setki ludzi spłynąć z jednego małżeństwa. I tak sprawdzono, że wśród 709 potomków jednej osoby złych obyczajów znajdowało się 64 umysłowo chorych, 174 publicznych nierządnic, 196 dzieci nieślubnych, aż 77 zbrodniarzy, wśród nich 12 morderców; 142 musiały być utrzymywane przez gminy”. AK
22
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (23)
Sakramenty i Kościół (2) Prawie od samego początku powstania Kościoła zinstytucjonalizowanego hierarchowie potrzebowali jakichś środków, które pozwoliłyby im kierować życiem wierzących i utrzymywać nad nimi całkowitą kontrolę. Środkami tymi okazały się – wymyślone przez hierarchię – sakramenty. One to właśnie całkowicie uzależniły wiernych od posługi Kościoła hierarchicznego – od kolebki aż po grób. Świadczy o tym chociażby jedno z następujących postanowień dogmatycznych IV soboru laterańskiego z 1215 roku: „Każdy wierny bez względu na płeć, skoro doszedł do lat rozeznania, winien się sam dobrze wyspowiadać ze wszystkich grzechów przynajmniej raz na rok przed własnym kapłanem i starać się odprawić wedle możliwości zadaną sobie pokutę (...). W przeciwnym razie należy za życia odmówić mu wstępu do kościoła, a po śmierci pozbawić go chrześcijańskiego pogrzebu” (kard. P. Gasparri, „Katechizm katolicki”, s. 342–343). Spowiedź jest więc kolejnym środkiem zniewalającym wiernych. Sakrament pokuty wiąże się bowiem z prawem odpuszczania grzechów wyłącznie przez biskupów i kapłanów i obowiązuje wszystkich wiernych. Dlatego też Kościół naucza, że taka tajemna spowiedź (uszna) istniała już od samego początku narodzin chrystianizmu. Prawda jednak jest taka, że Ewangelie na ten temat nic nie mówią. Mówią natomiast, że ostateczne odpuszczenie zawsze zależy od Boga i że uwarunkowane jest ono wcześniejszym odpuszczeniem swoim winowajcom. Czytamy o tym zarówno w tzw. Modlitwie Pańskiej: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie (...) odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” (Mt 6. 9, 12), jak i u Łukasza: „Jeśliby zgrzeszył twój brat, strofuj go, a jeśli się opamięta, odpuść mu. A jeśliby siedemkroć na dzień zgrzeszył przeciwko tobie, i siedemkroć zwrócił się do ciebie, mówiąc: Żałuję tego, odpuść mu” (Łk 17. 3–4). Z tych i innych tekstów wynika zatem, że są przewinienia (grzechy), które należy wyznawać sobie wzajemnie – „jedni drugim” (Jk 5. 16) – i takie, które musi rozpatrzyć oraz odpuścić lub nie – lokalny zbór. Jeśli bowiem ktoś zgrzeszył i nie reaguje na napomnienie „w cztery oczy”, a nawet napomnienie dwóch lub trzech osób, wtedy jego postępowanie i postawę ocenić ma cały zbór, który może „związać” lub „rozwiązać” stosunki braterskie z niepokutującym (Mt 18. 15–18). I tak też należy rozumieć słowa: „Którymkolwiek
grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są zatrzymane” (J 20. 23). Innymi słowy: pierwotny chrystianizm nie znał spowiedzi usznej, ale stosował dyscyplinę pokutną (1 Kor 5. 9–13; 2 Kor 2. 5–10), która zanikła (dziś stosują ją jedynie wspólnoty ewangeliczne) wraz z nim. Twierdzenie więc, że spowiedź uszna istniała w Kościele od początku, jest po prostu kłamstwem. Wiadomo bowiem, że praktyka ta pojawiła się dopiero w późniejszych wiekach, w klasztorach. Już w V wieku Jan Cassian zalecał ją w południowogalijskich klasztorach jako środek przeciwko rozpasaniu zakonników, a później praktyki te rozwinięto w klasztorach iro-szkockich, skąd przedostały się do Kościoła frankońskiego. Na tym też podłożu – od VII wieku począwszy – rozwinęła się spowiedź, która umożliwiała Kościołowi wnikanie w każdą sferę życia jego poddanych. Początkowo jednak spowiedź ta (w obecności duchownego) uchodziła za duszpasterskie wsparcie kapłana współmodlącego się z grzesznikiem. Kapłan był więc jedynie doradcą i świadkiem spowiedzi przed Bogiem. Dopiero później, wraz z rozwojem idei sakramentów, stał się osobą konieczną i główną, która sprawuje władzę odpuszczania grzechów. I taką właśnie spowiedź narzucono wiernym na soborze laterańskim IV w 1215 r. Sobór ten zobowiązał wówczas wszystkich wiernych do corocznej spowiedzi przed kapłanem, który ma już prawo odpuszczać grzechy na podstawie nadanej mu władzy kluczy i może nałożyć na penitenta uczynki zadośćczyniące. Ksiądz Józef Umiński pisał o tym tak: „Na tej drodze rozwinęła się w tym okresie w szczególny sposób praktyka odpustów (...) i nadużycia” („Historia Kościoła” t. 1, s. 496). Te zaś wzięły się stąd, że Kościół hierarchiczny coraz częściej czyny pokutne zamieniał na pieniądze, czerpiąc z odpustów ogromne korzyści. Dodajmy, że głównym zarządcą tychże odpustów był papież, który – zgodnie z dogmatyką kościelną – może wyjednać darowanie kary nawet tym, którzy znajdują się w czyśćcu. On i jego funkcjonariusze wmówili bowiem swoim wiernym, że mogą uczynić to, czego nie mógł osiągnąć nawet Mojżesz, do którego – jak do nikogo z ludzi – Bóg przemawiał „twarzą w twarz” (por. Wj 32. 31–34; 33. 11; Lb 12. 6–8).
z biblijnego punktu widzenia katolickie kapłaństwo jest bezpodstawne i bezprawne. Nie zostało ono ustanowione ani przez Chrystusa, ani przez apostołów. Pojęcie określające starszych zboru kapłanami pojawiło się dopiero w pismach Cypriana (200–258), ale nawet wtedy nie łączono go jeszcze z pośrednictwem, a jedynie z powagą urzędu. Od tego jednak czasu nastąpił już wyraźny podział chrześcijan na duchownych, czyli wybrańców o szczególnych prawach, i laikat, czyli poddanych. Również małżeństwo to sakrament, który od samego początku budził wiele sprzeczności. Nigdzie bowiem nie czytamy, co stanowi jego materię. Nie opiera się też na słowie Chrystusowym, bo istnieje już od zarania ludzkości (Rdz 1. 27; 2. 24). Co więcej, o jego zawarciu nie decyduje kapłan, ale małżonkowie.
Powyższe roszczenia wiążą się zatem z sakramentem kapłaństwa, którego szafarzem jest biskup. Kościół naucza bowiem, że Jezus Chrystus ustanowił apostołów (z Piotrem na czele) kapłanami Nowego Przymierza. Dokonał tego podobno podczas Ostatniej Wieczerzy, od której to urząd i władza kapłańska przekazywane są drogą sukcesji. Władza ta ma m.in. polegać na konsekrowaniu, czyli przeistoczeniu chleba i wina w ciało i krew Pańską oraz na udzielaniu sakramentów i poświęcaniu. Nowy Testament nie potwierdza jednak takiej nauki. Kapłaństwo – jako szczególny rodzaj służby pośredniczącej między Bogiem a człowiekiem – przysługuje bowiem tylko temu, który został ustanowiony Najwyższym Kapłanem według porządku Melchizedeka. Takim zaś kapłanem – zgodnie z Biblią – jest Jezus Chrystus, o którym wyraźnie czytamy: „A nikt samego siebie nie podnosi do tej godności, tylko zostaje na nią powołany przez Boga, jak Aaron. Tak i Chrystus nie sam sobie nadał godność arcykapłana, „Spowiedź” – Giuseppe Maria Crespi lecz uczynił to Ten, który do niego powiedział: Jesteś moim Formą nie jest więc błogosławieńSynem, dzisiaj zrodziłem ciebie; jak stwo kapłana, lecz słowa małżonków. i na innym miejscu mówi: Tyś kaPoza tym małżeństwa zawierane są płanem na wieki według porządku nie tylko przez chrześcijan. MałżeńMelchizedeka” (Hbr 5. 5–10, por. stwo jest bowiem instytucją znaną Ps 2. 7; 110. 4). Jezus jest też tym wszystkim kulturom, i to niezależnie jedynym pośrednikiem, zgodnie ze od wyznawanej religii lub światoposłowami: „Albowiem jeden jest Bóg, glądu. Są więc tak samo ważne, najeden też pośrednik między Bogiem wet jeśli zawarte „tylko” w urzędzie a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” stanu cywilnego. Warto również przy(1 Tm 2. 5). A zatem Jego kapłańpomnieć, że przez wiele stuleci w ogóstwo jest nieprzechodnie, „poniele nie zawierano ślubów kościelnych. waż trwa na wieki” (Hbr 7. 24). Zwrot nastąpił dopiero w wieWedług ap. Pawła, „Bóg ustanokach XI i XII wraz z pojawieniem wił w kościele najpierw apostołów, się nauki o sakramentach. Mimo to po wtóre proroków, po trzecie nauczyaż do soboru trydenckiego Kościół cieli” (1 Kor 12. 28, por. Ef 4. 11), uważał za ważne również małżeństwa ale nie ustanowił kapłanów w katozawarte bez udziału kapłana. Polickim znaczeniu. Co prawda Nowy za tym sakrament ten wiąże się z jeszTestament mówi o starszych (biskucze inną sprzecznością. Jeśli bowiem pach) i diakonach (1 Tm 3. 1–10, każdy z siedmiu sakramentów jest uświęcającym środkiem łaski Bożej, 12–15; Tt 1. 5–9) oraz o powszechto dlaczego te dwa sakramenty – kanym kapłaństwie wszystkich wierząpłaństwa i małżeństwa – nawzajem cych (1 P 2. 9; Ap 1. 6; 5. 10), dasię wykluczają? Odpowiedź może być remnie jednak szukalibyśmy wśród tylko jedna: ponieważ nie da się ich nich kapłanów ofiarników. Powszechuzasadnić Biblią. Nowy Testament ne kapłaństwo nie polega bowiem zaprzecza bowiem nie tylko istnieniu na składaniu ofiar za grzechy, lecz kapłanów ofiarników, ale uczy równa zwiastowaniu Ewangelii i służbie nież, że „biskup ma być (...) mężem modlitewnej (1 P 2. 9; 2 Kor 5. jednej żony” (1 Tm 3. 2). 19–21; 1 Tm 2. 1–4). Krótko mówiąc,
Ostatnim już sakramentem jest tzw. ostatnie namaszczenie. Ma ono gwarantować duszy pokrzepienie, pomnożenie łaski uświęcającej, zgładzenie wszelkich grzechów oraz umocnić umierającego, a w niektórych przypadkach uzdrowić chorego, o ile jest to dla jego duszy zbawienne. Materią tego sakramentu jest poświęcony przez biskupa olej z drzewa oliwkowego, a szafarzem – kapłan. Udzielając go, Kościół powołuje się na tekst z Listu św. Jakuba (5. 14–16). Na czym polega zwodniczy charakter tego sakramentu? Przede wszystkim na tym, że powyższy tekst w ogóle nie wspomina o kapłanach, jak to pokrętnie oddano w katolickich przekładach Biblii, lecz o starszych lokalnego zboru. Po drugie – zadaniem starszych była modlitwa o uzdrowienie chorego (w. 14), a nie przygotowanie go na śmierć. Po trzecie – to głównie „modlitwa płynąca z wiary uzdrowi chorego i Pan go podźwignie” (w. 15), a nie namaszczenie oliwą. Napisano bowiem: „Wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego” (w. 16). Po czwarte – Jakub zalecał, aby zarówno starsi, jak i chorzy, wzajemnie wyznawali sobie grzechy, o ile ktoś z nich miał coś przeciwko komuś (w. 16). Katolicka dogmatyka nie dopuszcza zaś, aby kapłani wyznawali swoje przewinienia wobec wiernych, nawet jeśli przeciwko nim zgrzeszyli. Po piąte – najgorsze w tym wszystkim jest to, że sakrament ten nie prowadzi do ewangelicznego pojednania z Bogiem, ale wprowadza chorego (często umierającego) i jego rodzinę w błąd, bo daje im jedynie złudną nadzieję na zbawienie w czyśćcu. Jak widać w świetle Pisma Świętego, nauka o sakramentach – przyjęta na soborze florenckim (1439), a następnie trydenckim (1545–1563) – jest absolutnie nie do zaakceptowania. Nowy Testament nie uczy bowiem o siedmiu sakramentach, a jedynie o dwóch: chrzcie i Wieczerzy Pańskiej, które o tyle stanowią znaki łaski, symboliczne działania, o ile połączone są ze świadomą wiarą przyjmujących je. Niestety, aby całkowicie uzależnić wiernych i zbawienie od posługi kapłanów, Kościół papieski wypaczył nawet te dwa sakramenty. Wmówił bowiem ludziom, że nie można wierzyć w Boga bez pośrednictwa kapłanów. Jak długo hierarchowie będą wykorzystywać niewiedzę i ignorancję, podsycać przesądy swoich wiernych i posługiwać się pokrętnymi dogmatami? Tak długo, jak długo władze i wierni im na to pozwolą. Tak długo, aż członkowie tego Kościoła nie uświadomią sobie, że można wierzyć w Boga bez pośrednictwa skompromitowanej instytucji, że wiara i nadzieja zbawienia opiera się na Słowie Bożym, a nie na sprzecznej z Biblią tradycji kościelnej. BOLESŁAW PARMA
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r. redniowieczne korzenie ruchu wymyślił nieortodoksyjny pastor luterański J.V. Andreae, do czego się zresztą przyznał. Nie jest to szczególnie istotne na tle skutków, jakie legenda różokrzyżowa wywołała w targanej konfliktami religijnymi Europie XVII stulecia, i jakie wywołuje na całym świecie po dziś dzień. Należą do nich setki pism, dziesiątki (już prawdziwych) organizacji „różokrzyżowych” i liczne inspiracje religijne. W ogólnym ujęciu idea różokrzyżowa była koncepcją „generalnej reformacji całego szerokiego świata”,
Ś
Bractwo Różokrzyża miało zostać powołane w XIV w. przez Christiana Rosenkreutza. Ojciec założyciel w wieku 16 lat miał się udać do Ziemi Świętej. Zamiast jednak do Jerozolimy trafił do Damkaru (obecnie Jemen) ze względu na famę, jaka otaczała tamtejszych uczonych. Nauczył się tam fizyki, matematyki i języka arabskiego. Zaczął zgłębiać Liber Mundi – Księgę Świata. Po 3 latach wyruszył do Egiptu i Fezu – wszędzie pogłębiał swą tajemną wiedzę. Po powrocie do Europy oddał się pięcioletnim medytacjom i studiom filozoficzno-przyrodniczym, dzięki którym odkrył, że
OKIEM SCEPTYKA O ile w „Famie” zawarto przede wszystkim żywot założyciela, o tyle w „Confessio Fraternitatis” ukazano zwłaszcza doktrynę ruchu. Przyrodoznawstwo uzyskało w niej status „objawienia naturalnego”. Tadeusz Cegielski tak wyjaśnia to w swojej rozprawie pt. „Oświecenie Różokrzyżowców”: „Dla ratowania jedności nauki i religii trzeba było jawnie poświęcić wszystkie wersje oficjalnej teologii (...). Kompromisowe – wydawałoby się – propozycje, jak te prezentowane przez publikującego w Gdańsku Juliusa Sperbera (...), zawężające pojęcie przyrodoznawstwa do wiedzy
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (53)
Różokrzyżowcy
został do rangi prawdziwego „kapłana wiedzy”, depozytariusza świętych tajemnic. Jako dobry kapłan i sumienny nauczyciel wykorzystywał powierzoną mu wiedzę dla dobra ludu; służył radą i uzdrawiał chorych, oświecał możnych tego świata. Wspierając potrzebujących i kierując nieoświeconymi, nie pozwalał im tym samym wyrosnąć z intelektualnego dzieciństwa, stanąć na własnych nogach – choćby za cenę błędu i niepowodzenia. Pod tym względem „oświecenie różokrzyżowców” dzieliła cała epoka od oświecenia takiego, jakim widział je Emmanuel Kant – zerwania z niezawinioną niedojrzałością, na którą skazała ludzkość religia”. Rozwinięto też wątek kabalistyczny dotyczący tzw. „języka Adamowego”,
Różokrzyżowcy stanowili jeden z najbujniejszych nurtów sekto- i herezjogennych w nowożytnych dziejach chrześcijaństwa. Natomiast średniowieczne Bractwo Różokrzyża, jak i domniemany jego założyciel – Christian Rosenkreutz („chrześcijański różany krzyż”) – były... fikcją literacką. reformacji oczywiście chrześcijańskiej, ale o charakterze gnostyckim i ezoterycznym. Koncepcja ta zrodziła się w środowisku luterańskim z przekonania o niewystarczalności reformacji luterańskiej. Była to jedna z najdonioślejszych prób pogodzenia (dosłownie – wręcz zespolenia) religii chrześcijańskiej z naukami przyrodniczymi, dokonana za pośrednictwem tajnego bractwa chrześcijańskiego. Każda tajna organizacja rodzi liczne spekulacje i teorie spiskowe, nie powinno więc dziwić, że różokrzyżowcy pozostają jedną z najbardziej fascynujących grup chrześcijańskich. Początki różokrzyża toną w mitach. Jego współczesność to stek banałów wyżywających się na pop-gnozie z naczelnym kuriozum – ezoterycznymi kursami korespondencyjnymi. Niemniej jednak dzięki różokrzyżowi wieki XVII i XVIII otrzymały pewien ożywczy podmuch idei religijnej. Idea zespolenia chrześcijaństwa z naukami przyrodniczymi nie powiodła się, choć niewątpliwie pomogła nauce osiągnąć sukces w nowożytności. Znacznie lepiej wyglądała kwestia reformowania „całego szerokiego świata”. Idea ta, wraz z zasadniczym zrębem symboliki, została w XVIII w. wchłonięta i rozwinięta w ruchu wolnomularskim, którego niektóre stopnie wprost odwołują się do różokrzyża. Różokrzyż w wolnomularstwie to już świecka ideologia i symbolika. Nie chciałbym jednak pisać tutaj o wolnomularskiej ewolucji idei różokrzyżowej, ale o jej postaci pierwotnej – religijnej, gnostyckiej i chrześcijańskiej.
oto nastały radosne czasy, w których Bóg dopuści człowieka do pewnych swoich tajemnic. Naczelną z nich jest boska matematyka, a w zasadzie pewien wzór, którego poznanie pomoże zgłębić tajemnicę wszechświata. Jest on w swej najgłębszej istocie boski, bo włączony w Trójcę Świętą jako jej czwarty element. Poznając ów kod, możemy odczytać Księgę Świata, z którą na Bliskim Wschodzie zetknął się Rosenkreutz. Aby pielęgnować tę wiedzę, młodociany pielgrzym założył bractwo, które początkowo miało działać w ścisłej tajemnicy, z czasem uchylając co nieco ze swoich tajemnic szerokiej publiczności. Tajemnice te opublikowano w trzech traktatach stanowiących podstawę różokrzyża: „Fama Fraternitatis” (1614), „Confessio Fraternitatis” (1615) oraz „Alchemiczne zaślubiny Chrystiana Rosenkretuza” (1616). Jedynie ostatnie dzieło miało podpis autora: Johanna Valentina Andreae, niemniej jednak przyjmuje się powszechnie, że Andreae był w istocie autorem wszystkich trzech traktatów. Z chwilą ich opublikowania świat chrześcijański dowiedział się o różokrzyżowcach. Istnienie realnego pierwowzoru Rosenkreutza (część obstaje za Paracelsusem, inni za Michałem Sędziwojem) nie ma wielkiego znaczenia, ważne bowiem, że mit fundacyjny chwycił, i to mocno – rozpalając tak wiele znakomitych ówczesnych umysłów. W rzeczy samej na istnienie Rosenkreutza są podobne dowody, jak na istnienie Jezusa Chrystusa – świadectwo mitu założycielskiego i dalszy bujny rozwój ruchu.
tajemnej, „bezpośrednio objawionej” Adamowi, a następnie przekazywanej z pokolenia na pokolenie i nauczanej przez Chrystusa – wyraźnie trąciły herezją. Najdalej w teologicznym „rewizjonizmie” postąpił angielski lekarz, filozof i alchemik w jednej osobie, Robert Fludd (...). Z dzieła Fludda wynika niedwuznacznie, iż z dwu „ksiąg objawionych” – Biblii i Natury – większą wartość ma dla człowieka ta druga – księga Natury! Wniosek, na którego sformułowanie nie odważył się żaden z poprzedników Fludda, wypływa bezpośrednio z przyjętej przez filozofa koncepcji dwóch języków, za pomocą których Bóg komunikuje się z ludźmi: „żywego” i „martwego”, z których pierwszy to „język symboliczny” (...). Trzeba, rzecz jasna, zastanowić się nad tym, skąd płynęło głębokie przekonanie różokrzyżowców o niedojrzałości ludzi do tego, aby „trzymać się za ręce i prowadzić nawzajem” ku poznaniu; także przekonanie o tym, że misja szerzenia wiedzy przypada w udziale jedynie wybranym (...). Zachowanie tajemnicy nakazywał religijny charakter wiedzy o Naturze (...), charakterystyczna dla tradycji hermetycznej deifikacja Natury prowadziła do sakralizacji teorii przyrodoznawczych. Na gruncie tej interpretacji uczony wywyższony
jaki pielęgnują bracia różokrzyżowcy. Chodziło o język, w jakim rozmawiali w ogrodzie Eden Adam i Ewa – zarówno pomiędzy sobą, jak i z Bogiem, aniołami i rajskimi zwierzętami. Język ten dawał możliwość doskonałej komunikacji i doskonałego poznania, co niemal doszczętnie zanikło po historii z wieżą Babel. Pomimo „pomieszania języków” mowa Adamowa przekazywana była tajemnie przez kolejne stulecia w gronie oświeconych wybranych mistrzów. Gdy poznał ją Rosenkreutz, postanowił zrobić zeń donioślejszy użytek. Posługując się „językiem Adamowym”, różokrzyżowiec ma nadto przystęp do ukrytego kodu Biblii, będącego esencją gnozy. Trzeci utwór – być może najbardziej z nich inspirujący – to przede wszystkim symbolika. „Alchemiczne zaślubiny” zwane też „godami alchemicznymi” ukazują symboliczną przemianę alchemiczną Rosenkreutza od zwykłego chrześcijanina do swoistego „chrześcijańskiego Buddy”. Oto do pogrążonego w głębokiej medytacji chrześcijanina (Christiana) na wezwanie głosu trąby Apokalipsy udaje się anioł pod postacią pięknej Virgo Lucifera, by wręczyć mu opieczętowany alchemicznym symbolem list z zaproszeniem na zaślubiny króla.
23
Na miejscu świetlista dziewczyna przekazuje zebranym, że nazajutrz odbędzie się wielka próba, w której niegodziwcy zostaną odsiani od sprawiedliwych, godnych biesiady z królem. Większość z tych, którzy nieroztropnie wstąpili w królewskie progi, nie przechodzi próby, wobec czego zostaje przez straże odprowadzona ku rzekomej zagładzie. W rzeczywistości zostają oni jedynie nastraszeni śmiercią i otrzymują napój zapomnienia oraz zakaz wstępu na zamek do końca tego życia. Sprawiedliwi zaś otrzymują odznaczenie zakonu Złotego Runa. I znów wychodzą ku nim młode, niewinne dziewczęta. Jedna z nich będzie uczyć kandydatów do oświecenia, czym jest wszechmocna potęga Boga i jak ją rozpoznać. Charakterystyczne, jak istotną rolę w oświeceniu i nauczaniu religijnym przypisuje się tutaj kobietom. Aby oddać ferment intelektualny, jaki w siedemnastowiecznej Europie wywarły te trzy „ewangelie różokrzyżowe”, wystarczy wspomnieć, że w ciągu niespełna stu lat od ukazania się pierwszej z nich ukazało się drukiem ponad 900 tekstów o różokrzyżowcach. Różokrzyż to dziś pewien nurt religijny, a nie jedna organizacja czy doktryna. Do cech charakterystycznych tego nurtu należą: 1. Odwołanie do legendy Christiana Rosenkreutza; 2. Własna interpretacja „ewangelii różokrzyżowych” i ewangelii biblijnych; 3. Gnostycka soteriologia, polegająca na tym, że zbawienie osiąga się poprzez wtajemniczenie w określoną wiedzę (gnoza) zarezerwowaną dla wybranych. Mamy tu do czynienia faktycznie z ideą samozbawienia, a nie – tak jak w tradycyjnym chrześcijaństwie – zbawieniem przez łaskę; 4. Wiara w reinkarnację (większość grup); 5. Umiłowanie alchemii duchowej; 6. Kabała i teoria „języka Adamowego”; 7. Astrologia; 8. Spirytyzm (kontakty z duchami przodków); 9. System stopni wtajemniczenia i obowiązek zachowania tajemnic przez członków. Najbardziej obecnie znane organizacje i grupy „różokrzyżowe” to m.in.: Societas Rosicruciana (z niej wywodzi się sekta Golden Dawn Aleistera Crowleya), Kabalistyczny Zakon Różo-Krzyża, Różokrzyż Katolicki, Anticus Mysticusque Ordo Rosae Crucis (AMORC), The Rosicrucian Fellowship, Lectorium Rosicrucianum, Antropozofia. Niektóre z nich działają także na polskich marginesach życia religijnego, ale mimo że istnieją rzeczywiście, są tylko cieniem dawnego legendarnego bractwa. Ot, paradoks historii. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Ubiegłotygodniowy artykuł o homeopatii, a dokładnie o braku naukowych dowodów na jej skuteczność, spotkał się z Waszym burzliwym odzewem. I dobrze, ponieważ konstruktywna polemika jest niezwykle pożyteczna, zwłaszcza w tak ważnej sferze życia jak nasze zdrowie. Poniżej publikujemy list osoby, która twierdzi, że terapii homeopatycznej wiele zawdzięcza. „Nie jestem homeopatą z dyplomem, tylko weterynarzem, który na zdrowotnym zakręcie swojego życia spotkał homeopatię... Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, nawet nie zauroczenie. Najpierw były książki, bardzo wiele, potem rozmowy z osobami, dla których od wielu lat sposobem na życie jest homeopatia. Nie będę tu opisywał wszystkich swoich problemów zdrowotnych. Jak to przy pracy ze zwierzętami, były urazy... To krowa mnie kopnęła, to podrapał kot albo ugryzł pies. Do tego nadciśnienie i sercowa arytmia... W dodatku zmarła mi żona, a zostało troje dzieci, garść tabletek i coraz większa wątroba. I panika, co się stanie z dziećmi, jak ja odejdę, gdy pęknie mi wątroba lub dopadnie mnie kolejny wylew. Pierwsza kuracja była odpowiedzią na cios od krowy. Arnica w ilości 5 kulek sprawiła, że nie pojawił się nawet obrzęk ręki, a ból zniknął tak szybko, jak się pojawił. Potem przez wiele lat niejednokrotnie przyszło mi ratować zdrowie – swoje oraz najbliższych – małymi niepozornymi kulkami. Tabletek już nie łykam, ciśnienie nie dokucza, wątroba też jest dla mnie miła. Leczenie homeopatyczne stosowałem również u zwierząt, ale poza lecznicą, bo mój szef by mnie zabił. Wszak koszt leczenia homeopatycznego to raptem kilka złotych (pomijając oczywiście standardowe koszty badania i wizyty). Mógłbym naprawdę pisać o osobiście potwierdzonych przypadkach, gdy homeopatia sprawiła, że istoty chore, cierpiące i żyjące w beznadziei albo całkowicie odzyskiwały zdrowie, albo zyskiwały szansę na jego odzyskanie... A co mi tam, pochwalę się... Leczony homeopatycznie pies ze wznowieniem raka szyjki macicy, będący w stanie preagonalnym, powrócił do zdrowia po podaniu 4 kropli leku homeopatycznego. Minęło już ponad 5 lat i mój pacjent ma się świetnie. I to nie był cud, tylko tryumf nauki, która ma już 200 lat. Tyle bowiem minęło od czasu, gdy
jeden z największych umysłów naszych dziejów, dr Hahnemann, odkrył nowy sposób, by pomóc cierpiącym odzyskać spokój zarówno ciała, jak i często udręczonej psychiki. Żeby zrozumieć Hahnemanna, trzeba najpierw uwolnić swoje myśli i mózg od skutków chrztu w wieku niemowlęcym i za Mickiewiczem wylecieć nad poziomy... Cóż to więc jest ta HOMEOPATIA? Człowiek funkcjonuje jako niepowtarzalna indywidualność psychosomatyczna (zwierzęta zresztą też), ma autonomię, która jest całością sama w sobie. W związku z tym wymaga indywidualnego potraktowania. Tego właśnie domagał się i to podkreślał twórca homeopatii. Drogowskazami do poznania wspomnianej indywidualności są objawy – nie tylko te świadczące o chorobie, lecz również określające typ człowieka, jego reakcje na bodźce wewnętrzne
! Epidemia cholery i tyfusu plamistego, druga połowa XIX w. w Europie. Przeżywalność pacjentów leczonych homeopatycznie była o 50 proc. większa od tych leczonych konwencjonalnie. ! Rok 1813, epidemia tyfusu plamistego w Lipsku. Hahnemann, lecząc 180 chorych, stracił tylko 2 pacjentów. Śmiertelność wśród konwencjonalnie leczonych sięgała 30 proc... ! Rok 1849 – epidemia cholery w Cincinnati, w USA. Leczeni konwencjonalnie – śmiertelność 40–52 proc., homeopatycznie – ok. 3 proc. ! Lata 1831–1832, epidemia cholery w Europie. Konwencjonalnie leczeni chorzy – śmiertelność 40–80 proc., homeopatycznie – 7–10 proc. ! Rok 1878, Nowy Orlean w USA – żółta febra. Śmiertelność
informacji i mogą go przekazywać innym cząsteczkom wody. Wzorzec energetyczny substancji pierwotnej oddziałuje na wodę, utrwalając ten efekt za każdym kolejnym rozcieńczeniem. Leki homeopatyczne działają za pośrednictwem wzorców energetycznych naśladujących analogiczne atrybuty schorzenia. Uruchamiają tym samym odpowiednie reakcje obronne. Lek nie zwiększa substancji chemicznych w ustroju. Zawiera jedynie informacje dla organizmu, co ma zrobić, by obronić się przed chorobą. Można go porównać do dyskietki komputerowej. Ludzie dysponujący niedostateczną wiedzą w dziedzinie homeopatii próbują dyskredytować tę metodę, utrzymując, że w lekach nie ma żadnych substancji leczniczych. Istotnie, nie ma w nich chemikaliów, jest za to informacja. Głupotą byłoby stwierdzenie, że na dyskietce nic nie ma.
O homeopatii raz jeszcze i zewnętrzne, charakter oraz psychikę. Jest to potrzebne do porównania objawów występujących w tzw. obrazach toksykologiczno-klinicznych leków z objawami ze strony organizmu demonstrującego pewien stan kliniczny. Porównanie to możne ułatwić odnalezienie najwłaściwszego leku dla określonego chorego. Homeopatia wykorzystuje zdolność organotropowego działania leków w niskich potencjach w bardzo dużym rozcieńczeniu oraz energię znajdującą się w lekach homeopatycznych. Energia ta da się wykazać m.in. za pomocą zdjęć Jodko-Narkiewicza/Kirljana oraz dowodów biologicznych dostarczonych przez samych chorych. Homeopatia opiera się dziś i opierać będzie nadal na wynikach badań nauk ścisłych i medycznych. Uważam, że powinna być wprowadzona do nauczania akademickiego w szerokim zakresie, gdyż jest niczym innym jak farmakologią stosowaną w zakresie podprogowych dawek. A lekarze, z racji swojego wykształcenia i misji służenia dobru człowieka, mają nie tylko prawo, ale i obowiązek szukania innych dróg ratowania zdrowia i życia każdej żywej istoty. Jednym z zarzutów, jakie stawia się homeopatii jest to, że nie działa. No to podam kilka udokumentowanych faktów z historii i współczesności, mówiących o efektach zastosowania homeopatii. I żeby było dosadniej, nie będą to przypadki pojedynczych ozdrowień, a zwalczania całych epidemii:
wśród chorych leczonych konwencjonalnie – 50 proc. Wśród leczonych homeopatycznie – 5 proc. ! Lata 1862–1864, Nowy Jork – epidemia błonicy. Śmiertelność wyniosła ok. 84 proc. Przy czym wśród chorych leczonych homeopatycznie – zaledwie 16,4 proc. ! Rok 1918 – epidemia grypy na świecie. Wśród chorych leczonych konwencjonalnie przeżyło 70 proc. Wśród leczonych homeopatycznie 98 proc. wyzdrowiało. A jak wytwarza się leki homeopatyczne? Pierwszy etap to rozcieńczanie substancji w wodzie lub alkoholu zbożowym. Następnie sporządza się kolejne roztwory w stosunku 1:100 lub 1:10. Na każdym etapie rozcieńczania uderza się dnem naczynia o podłoże od 50 do 100 razy. Jest to tzw. wytrząsanie lub dynamizowanie. Bez tego zabiegu żaden lek, nawet rozcieńczony milion razy, nie będzie lekiem homeopatycznym. Rozcieńczanie i wytrząsanie można powtórzyć od 3 do stu tysięcy razy. Jest to potencjonowanie. Zmniejsza ono pierwotne stężenie substancji, uwalniając jednocześnie jej wzorzec energetyczny. Im częstsze jest rozcieńczanie i wytrząsanie, tym mocniejszy, silniej i dłużej działający jest lek. Brzmi to jak paradoks, ale to prawda. Kiedy substancja rozpuszcza się w wodzie, po czym ulega potencjonowaniu, cząsteczki wody skupiają się w agregaty. Każda substancja tworzy inne agregaty, które niosą złożony zestaw
Lek daje ustrojowi wskazówki, jak zwalczyć chorobę. Na podobnej zasadzie dyskietka udziela instrukcji twardemu dyskowi... I to chyba naprawdę byłoby tyle. No, może jeszcze to, że leki homeopatyczne są śmiesznie tanie. Na przykład jeden gram nalewki Arnica pozwoliłby wyleczyć z jakiegoś schorzenia ludność całego świata za pomocą Arniki CH15. Pozdrawiam serdecznie Paweł Zagrzejewski, weterynarz z Malborka " " " Ad vocem: Nasz artykuł z poprzedniego tygodnia traktował o naukowych dowodach na skuteczność działania terapii homeopatycznej oraz o mechanizmach działania takiej kuracji. Nie ma dowodów potwierdzających dynamizowanie wody i energetyzowanie jej wzorcami chorób. Naukowcy skłaniają się w tym przypadku do uznania efektu placebo za przyczynę wyzdrowień i potwierdzają to przeprowadzane doświadczenia. Profesor Kazimierz Ostrowski przytacza w swoim artykule wyniki badań, które miały sprawdzić naukowo i obiektywnie działanie homeopatii. Jedne z tych badań odbyły się w Anglii. Inspiracją było ogłoszenie przez włoskich lekarzy, B. Briga i G. Serpelioniego, wyników podwójnie ślepej próby („ślepej”, tzn. lekarze przygotowujący leki nie wiedzieli, które dziecko dostanie tzw. lek homeopatyczny, a które – placebo) leczenia bólów
migrenowych metodą homeopatyczną. Wyniki okazały się tak dobre, że gdyby były powtarzalne, nie można by ich zlekceważyć ze względu na cierpiących pacjentów. W londyńskim szpitalu Charing Cross dr Tom Whitmarsh powtórzył te badania, stosując w sposób rygorystyczny podawanie leków homeopatycznych i placebo wybranym i wyselekcjonowanym chorym cierpiącym na bóle migrenowe. Stan wielu chorych wyraźnie się poprawił. W trakcie sfilmowanego rozkodowania wyników okazało się, że połowa chorych, u których stwierdzono poprawę, przyjmowała lek homeopatyczny, połowa zaś była „leczona”... preparatem placebo. W zeszycie „British Medical Journal” z 1994 r. opublikowano wyniki badań bardzo skrupulatnie wykonanych przez grupę holenderskich lekarzy z uniwersytetu w Amsterdamie. Badania te dotyczyły sprawdzenia skuteczności leczenia lekami homeopatycznymi dzieci cierpiących na często nawracające zapalenia górnych dróg oddechowych. Przeprowadzono je na grupie 175 dzieci, z których 84 dostawało placebo. Wszystko odbyło się w tzw. klasyczny sposób, przy stosowaniu ww. podwójnie ślepej próby. Same dzieci były zupełnie niezorientowane w prowadzonych badaniach, ponieważ ich średni wiek na początku badań wynosił 2–4 lat. Wyniki leczenia były oceniane w sposób obiektywny, a całość opracowana przy pomocy specjalistów statystyki medycznej. Podawanie leków homeopatycznych nie wpłynęło ani na częstotliwość powtarzających się stanów zapalnych dróg oddechowych, ani na możliwość zmniejszenia dawki podawanych antybiotyków, ani na zmniejszenie liczby wskazań do tonsilektomii. Całość doświadczenia była kontrolowana przez Komitet Etyczny uniwersytetu (dane przytoczone za prof. Kazimierzem Ostrowskim z artykułu „Credo quia absurdum”). Także argument, że homeopatia jest kuracją niezwykle tanią i ktoś próbuje ją ośmieszać, aby nie stracić źródła dobrego zarobku na klasycznych lekach, nie do końca się broni. Analizując cenę chociażby tak popularnego leku jak Oscillococcinum, uważam, że 10 zł to sporo jak za 6 gr granulek, których głównym składnikiem jest cukier. Poza tym leki homeopatyczne są wytwarzane przez firmy farmaceutyczne (a nie lokalnych zielarzy), które z pewnością nie są instytucjami charytatywnymi. Ktoś kiedyś powiedział: „Wasza wiara was uzdrowiła”. Może to być wiara w cudowne działanie homeopatii. I nie ma śmiechu. Ważne przy tym, abyśmy nie popadali w euforię i sprawdzali swój stan zdrowia u klasycznego lekarza za pomocą badań, chociażby morfologii krwi. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Rydzyk nadchodzi 35 dni do wyborów. Gdyby to ode mnie zależało, we wszystkich spotach wyborczych, w materiałach propagandowych, ba... na kartach do głosowania, umieściłbym pokaźnych rozmiarów ostrzeżenie: „Zdrowie psychiczne narodu albo Kaczyński! Wybór należy do Ciebie!”. Nie oszukujmy się, wszystkie sondaże – nawet te najbardziej przychylne lewicy i centrum – jasno wskazują, że w ostatecznym starciu za 35 dni liczyć się będzie tylko Komorowski i Kaczyński. To nie pierwszy taki moment w najnowszej historii Polski, kiedy przyjdzie nam, mającym serduszko po lewej stronie, wybierać pomiędzy dwoma rodzajami zła: mniejszym i większym. Od tego wyboru zależy – z punktu widzenia świata – niewiele. Ot, tylko przyszłość pewnego kraju w centrum Europy. Akurat kiedy piszę te słowa, OBOP podaje, że pana K. od pana B. dzieli już tylko 10 punktów procentowych poparcia (35:45). W dodatku ta przewaga maleje niemal z dnia na dzień. 20 czerwca może stopnieć do 3 lub 5 procent, a wówczas nieprawdopodobne może stać się możliwe. Wtedy na własnej skórze poczujemy, co to znaczy stać tam, gdzie niegdyś stało ZOMO, czyli być po niewłaściwej stronie barykady. Wielu z nas zastanawia się, co to się z Polakami po raz kolejny stało. Co takiego się porobiło, że człowieka, którego traktowaliśmy wyjątkowo negatywnie (blisko 70 procent takich ocen), nagle chcemy zrobić głową państwa? Posmoleńska litość i współczucie – jak tego chcą niektórzy socjologowie? Też, ale nie tylko i nawet nie przede wszystkim. Moim zdaniem w mediach jest pies pogrzebany. A jego truchło zaczyna już śmierdzieć. Śmierdzi w TVP, gdzie skandaliczna umowa SLD i PiS reanimowała m.in. takie indywidua jak Pospieszalski i takie produkcje jak „Misja specjalna”. Niestety, Kurski miał rację, że durny narodek kupi wszystko. Nawet iście stalinowską agitkę polityczną „Solidarni 2010”. Nawet wystudiowane, grubymi nićmi szyte kłamstwo „Do przyjaciół Rosjan”. A jest jeszcze Radio Maryja i daleki byłbym od pomijania dziś jego znaczenia. Bo RM w kontekście nadchodzących wyborów stało się nagle tubą całego Kościoła i sumieniem Prawdziwych Polaków Katolików. Prześledziłem kilkanaście ostatnich audycji RM i włos zjeżył mi się na głowie. Gdyby o coś innego chodziło, gdyby czas nie był tak dramatycznie gorący, cytując Rydzyka, śmielibyśmy się wspólnie do rozpuku. Niestety, dziś ten śmiech zamiera na ustach...
! ! ! We wtorek 20 kwietnia ojciec Tadeusz zobaczył dwie kaczki podczas ceremonii żałobnej i prawił tak: „Jeżeli by to było zamierzone, to proszę popatrzeć: w ostatnim momencie do tego samolotu nie wszedł pan Jarosław Kaczyński. A może komuś zależało na załatwieniu obu? (...). W czasie tej uroczystości pogrzebowej na placu Piłsudskiego, pod koniec mszy świętej, zza ołtarza, tam zza tych zdjęć wysoko, poszła najpierw jedna (...) przepraszam, ale muszę to powiedzieć, jakie ptaki były, jak się tam znalazły – ciekaw jestem, czy w Warszawie na tym placu są kaczki? Pofrunęły, czy były wypuszczone dwie kaczki. Co to znaczy?”. Takie słowa (w tym wypadku o prowokacji) padają na podatny grunt. Wystarczyły słowa ojca dyrektora, że słyszał, iż jeden z członków PO podobno powiedział przed katastrofą o prezydencie jako o politycznym trupie, a już do Radia Maryja telefonuje słuchaczka Zofia i mówi na antenie: „Jesteśmy w niebezpieczeństwie, ojcze. I ja proszę Polaków, i ja siebie też proszę, obym nie zwariowała (...). Ojcze, nie możemy wybrać człowieka, który powiedział, że już trupem jest prezydent, ojcze. Skąd on wiedział, że będzie trupem? Jemu się też to nie wypowiedziało tak, a z żartów czy coś. Nie, ojcze. To musiało być, trzeba tego człowieka spytać, który on to wypowiedział, a jemu się głośno myślało, bo to miało być zrealizowane (...). Ojcze, kombinacje były, jak mógł premier, pierwszy, i myśmy to śledzili, że oni knują coś... Jak on się prowadzał na tym betonie, tam co jest, nie wiem, czy to beton, no tak to wyglądało w Smoleńsku, jak oni się prowadzali oboje? Tam, z tym premierem? To co oni, na randkę poszli, czy się na coś umawiali? Albo, ojcze, mnie ich szczera mina nawet naszego premiera, na Boga, tak to jest! I młodzież też to mówi”. ! ! ! 30 kwietnia Radio Maryja podsyca nastroje spiskowe i podaje PRAWDZIWE sondaże przedwyborcze. Wszystkie inne są oczywiście sfałszowane. Badania prowadził Rafał Broda, wykładowca szkoły Rydzyka, i wyszło mu, że na PiS chce głosować co najmniej 50 proc. Polaków, na PO 31 proc., a na SLD – 8. Słuchacze są zachwyceni. A skoro tak, to za pierwszym sondażem Broda natychmiast podaje następny: prezydencki.
Oto – według Radia Maryja – prawdziwe prezydenckie preferencje narodu: Jarosław Kaczyński – 30,6 proc. poparcia Bronisław Komorowski – 16,9 proc. Marek Jurek – 7,7 proc. Andrzej Olechowski – 6 proc. Waldemar Pawlak – 3,1 proc. ! ! ! Czemu służą takie sondaże? Otóż one formułują jasny komunikat: słuchaczu, spróbuj pomyśleć! To oni kłamią, to my mamy rację i jesteśmy w większości. Czyli z kim warto trzymać? Jest też w RM taka audycja. Nazywa się właśnie „Spróbuj pomyśleć”. Kilka dni temu guru Rydzyka doktor Zbigniew Hałat mówił w niej tak: „Komu zbrodnia pod Smoleńskiem przyniosła korzyść? Diabłu? Tylko diabłu? Ludzie są bezsilni w wykrywaniu współpracowników diabła – sprawców, pomocników i popleczników tej zbrodni? Kara boska ich nie minie, lecz ludzka ominie. Będzie to widomy znak rozpaczliwej bezsilności człowieka w walce z imperium zła. Rozpasane zło pożera coraz więcej ofiar. Przyciśnięci do muru, śmiertelnie zagrożeni ludzie zwykli bronić się dzielnie. Ażeby podjąć walkę ze złem, trzeba zło nazwać po imieniu. Niestety, nagle okazuje się, że nadal żyjemy na jednej z wysp archipelagu Gułag. Za poprawność polityczną Polacy mają oddać swoje święte prawo do wolności wypowiedzi (...). Oburza cuchnąca faszyzmem argumentacja stosowana w celu zakneblowania ust Polakom, przecież najbardziej ze wszystkich i do końca świata zainteresowanym wyjaśnieniem prawdziwych przyczyn oraz rzeczywistych doraźnych i odległych w czasie następstw tragedii pod Smoleńskiem (...). Już po dwudziestu dniach każdy widzi, że katastrofa pod Smoleńskiem może się skończyć katastrofą narodu, który – pomimo wyraźnego ostrzeżenia – nie potrafi zapobiec nadchodzącym nieszczęściom”. A więc za katastrofę odpowiedzialny jest Szatan. Ale już wiemy, że nie tylko. Ma on na ziemi PO-pleczników, współodPOwiedzialnych sprawców. To chyba jasno wynika ze słów Hałata. Nieprawdaż? ! ! ! 6 maja atmosferę jeszcze bardziej podgrzał Tadeusz Rydzyk. Tuż po północy tak sobie gawędził z Antonim Macierewiczem: Rydzyk: – A jeżeli ktoś mówił i ludzie się pytają, to dostali połajania premiera, że nikt nie
powinien, wszyscy powinni właściwie cicho siedzieć, prawda? Co jeszcze dzisiaj zobaczyłem? Zobaczyłem, jak oni kłamią! W oczy kłamią! Minister zdrowia kłamała! W oczy kłamała, że tam szczegół po szczególiku bardzo badali, do jednego metra w głąb, cały teren. Macierewicz: – Ja wiem, że to są specjaliści od kłamania, jak ja ich widzę, to kłamstwo na kłamstwie. Tylko czemu oni w pierwszej ławce w kościele stoją? ! ! ! Tego samego dnia Rydzyk zabrał się jeszcze do obrony Pospieszalskiego i w ogóle całej TVP (to bodaj pierwszy taki przypadek w jego życiorysie, jako że z Pospieszalskim się nienawidzą): „Wiem, że są bardzo potężne ataki na pana redaktora Pospieszalskiego, za ten jego film. Jakaś Rada Etyki potępia go. Nie wiem, co to za etyka, pewno jakaś socjalistyczno-marksistowska, jakaś sytuacyjna, a nie etyka obiektywna, chrześcijańska. Na pewno nie etyka służąca prawdzie, jeżeli pana Pospieszalskiego tak potępiają, a nawet słyszałem, że chcą usunąć. Pan Pospieszalski w imię prawdy powinien mieć prawo do pokazania następnego filmu i do powtórki tego filmu. I telewizja publiczna powinna ten film pokazać (...). W każdym razie my stajemy w obronie, właśnie teraz, na przykład za ten film ostatni, o którym marszałek Senatu mówi, że film Pospieszalskiego „Solidarni 2010” był seansem nienawiści, że inni posądzają o agitację telewizyjną, chociażby za ten film ostatni „Solidarni 2010” – taka nagonka za głoszenie prawdy. Redaktor na przykład Gargas, ja tylko podaję niektórych, oczywiście tych dziennikarzy jest więcej... Redaktor Gargas za „Linię specjalną”, wczoraj była bardzo ciekawa, o 23 też została zwolniona i z powrotem przywrócona na skutek myślę działań wielu ludzi dobrej woli”. Bełkot, powiecie? A ja powtórzę za Szekspirem: „W tym szaleństwie jest metoda” – co widać po sondażach. ! ! ! Przecież jednak może być i tak – co zakłada Rydzyk – że Kaczyński przegra. Jak to możliwe? A tak: „Przy tych wyborach przecież to będą przekręty nie z tej ziemi! Jeżeli WSI, widzimy przecież: Komorowski, człowiek WSI (...). Obawiam się, że te służby, nie wiem jakie, ale one będą kręciły. A ci, którym zależy na tym, oni mają media, są wszędzie, umacniają
25
się coraz bardziej – to przekręty będą nie z tej ziemi. Dzisiaj mi jeszcze ludzie opowiadali, jakie były przekręty, ciągle to do nas dochodzi, jakie oszustwa na oczach. A teraz jeszcze to wszystko jest skomputeryzowane... Kto robił tę komputeryzację, to chyba wszyscy wiedzą, prawda? (...). Proszę zobaczyć przed tamtymi wyborami, jak tu przyjeżdżała Merkel, żeby popierać Tuska. Zapomnieliśmy? A ile pieniędzy dawały fundacje niemieckie na tamtą kampanię! I komu! A tutaj jeszcze Wschód. I pełniący obowiązki prezydenta cieszy się, że 9 maja będzie w Moskwie. To znaczy dobrze, trzeba pojednania, ale leci razem z Jaruzelskim (...). Przepraszam, ja tylko tak sobie myślę. I myślę, że mamy prawo się pytać, co to wszystko znaczy. Dlaczego premier spieszył się tak na to spotkanie z Putinem w cztery oczy, wtedy, 10 kwietnia?!”. ! ! ! A co się mogło stać 10 kwietnia? Albo inaczej: co się prawie na pewno stało? Wie to ekspert Radia Maryja – Piotr Jaroszyński z uczelni Rydzyka: „Jeżeli my nie dojdziemy do prawdy, to oni mogą i będą co chwilę takie samoloty nam zestrzeliwać, albo, no różne rzeczy mogą się dziać (...). Przecież dzisiaj technika czy technologia tak jest rozwinięta, że można zrobić prawie wszystko, nie pozostawiając nawet śladu”. ! ! ! Trzy dni przed tym, jak pisałem ten tekst, ojciec dyrektor nie był jeszcze pewny, kto zostanie prezydentem. Jedno jednak wiedział: Bóg czuwa: „Jest bardzo poważna sytuacja, nie wiadomo, co będzie jeszcze z wyborami. Myślę, że za pana Jarosława trzeba się bardzo modlić, za jego mamę też. Tu bym powiedział jeszcze jedno. Właśnie pan Jarosław był wyśmiewany i pan prezydent za miłość do matki, także w tych mediach. A właśnie ta miłość jego do matki uratowała go. Miał lecieć, lekarz powiedział: „Jeden z was musi zostać”, to przecież był lot przewidywany na kilka godzin tylko. I jeden zostaje właśnie na te kilka godzin. To znak”. ! ! ! Wiem, także z bezpośrednich rozmów z Wami (na przykład na antenie radia „FiM”), że jesteście rozdarci, że wszystko się w Was buntuje, gdy wyobrażacie sobie, jak stawiacie „X” przy kandydacie PO. We mnie też się buntuje i szlag mnie trafia, ale jeśli rozproszymy głosy, to trzeba będzie już nie tyle wyobrazić sobie, co przyjąć do wiadomości fakt, że przez następne 5 lat prezydentem będzie Jarosław Kaczyński. Czyli Tadeusz Rydzyk. A za rok – niewykluczone – premierem zostanie Ziobro. Czyli Tadeusz Rydzyk. Będziecie umieli z tym żyć? Ja nie mam takiej pewności. MAREK SZENBORN
26
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
RACJONALIŚCI azimiera Zawistowska przeżywa drugą młodość. A raczej zmartwychwstanie. Jako poetka młodopolska była prawie nieznana. Teraz to się zmienia. Proponujemy wiersz „Teresa”, czyli ile potrzeba, aby zostać świętą.
K
Okienko z wierszem Jeszcze cierpień, o Panie! Te dłonie wzniesione Naznacz gwoździ męczennych purpurowym kwiatem! Daj krwią broczyć pod Świętym Ran Twoich stygmatem, I wbij w skronie bezsenne Twych cierni koronę! Głód męczeństw mnie pożera, głodem męczeństw płonę – Więc Ty Wielki, Ty Dobry, Ty bądź moim katem, I ciało moje rozkrwaw krwi Twojej szkarłatem! Spal pragnieniem ust Twoich me wargi spragnione! Kochać, cierpieć, i umrzeć!... Ach, skonać dla Ciebie! Tobie ponieść mej duszy płomienne pożogi – Ich żarem wszystkie gwiazdy roztlić mlecznej drogi, I jak wstęgę ognistą rzucić ją w Twym niebie!... I widzieć, jak te łuny krwawo rozgorzałe, Tobie przyćmią oblicze Magdaleny białe!...
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Zakonnica ukraść – dobrze K ler jest uwikłany w niezliczone afery. W związku z obowiązującą w Kościele mafijną solidarnością, która nakazuje bronić duchownych za wszelką cenę i wszelkimi sposobami, ujawnione skandale to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Pedofilskie wyczyny sutannowych, jako najobrzydliwsze, przyćmiły chwilowo inne przestępstwa różnego kalibru. Poprzednio najpopularniejsze były oszustwa i przekręty finansowe. Polską specyfiką było wyłudzanie pieniędzy z budżetu i od wiernych. Na wszystko i za wszystko. Zarówno zgodne z prawem niegodziwości kleru, jak i tegoż prawa łamanie mają jedno źródło. Biorą się z braku umiejętności odróżniania dobra od zła, a bezkarność potęguje ich rozmiary. Jakiż straszliwy błąd tkwi w szkoleniu kleryków, że tak wielu z nich wychodzi uformowanych na potencjalnych przestępców? W dodatku na ludzi małej wiary, niebojących się Boga, dbających o własne interesy, mających za nic wiernych i dekalog. Najwyraźniej kleryków nikt nie uczy tego,
co należy. Trudno się dziwić, bo i kto miałby to robić. W kościelnej strukturze dominuje selekcja negatywna. Na szczytach hierarchii roi się od demagogów wyzutych z elementarnej przyzwoitości. Ideał, do którego dążą duchowni, to władza i jej zewnętrzne atrybuty. Biskupi pałac, mercedes, suto zastawiony stół, pokłony wiernych. Także świecki i zakonny plebs usługujący książętom Kościoła. Innego pojęcia służby (Bogu, ojczyźnie, narodowi) nie znają i nie chcą poznać. Najnowszym przykładem pomieszania dobra i zła, uczciwości i jej braku, odwagi i złodziejstwa jest gloryfikowanie zakonnicy, która przywłaszczyła sobie kawałek roztrzaskanego pod Smoleńskiem prezydenckiego samolotu. To czyn bezprawny, niemoralny, skandaliczny. Dokonany przez kogokolwiek innego, byłby poczytany za zwyczajną kradzież. Skoro jednak dopuściła się go zakonnica, został uznany za bohaterski, a złożenie zdobyczy na Jasnej Górze – za „wyraz troski o ojczyznę”. Przeor o. Roman Majewski tak to opisał w homilii: „Został zdobyty ten kawałek za cenę wielkiej
odwagi siostry zakonnej, która przepędzana przez żołnierzy zaraz po wypadku, dwa dni po wypadku, ten fragment z tego miejsca zabrała i przywiozła na Jasną Górę”. Kawałek skrzydła Tu-154, pokryty białą farbą metal przebity śrubką, został nazwany „niemym, małym świadkiem głośnej, wielkiej tragedii”. Miał być umieszczony w nowej sukni ozdabiającej jasnogórski obraz Matki Boskiej. „Sukni wdzięczności i miłości, cierpienia i nadziei narodu polskiego na zawsze”. Jednym słowem, jak zakonnica ukraść – dobrze. Jak zakonnicy ukraść – źle. Potem idzie już z górki. Jak duchowni molestować, gwałcić, bić, prowadzić samochody po pijaku, wyłudzać, wymuszać, politykować – bardzo dobrze. Źle – jak jakieś bezczelne typy to wszystko ujawniają, opisują, domagają się zasłużonej kary, a choćby tylko przyzwoitości. I taka nauka idzie w lud oraz oczywiście między kleryków. A potem ludzie się dziwią, że jest, jak widać. Przynajmniej to, czego nie daje się zamieść pod księżą sutannę. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Przy grobie „Zapomnianego Żołnierza”
Fot. DP
Fot. MaHus
Działacze RACJI Polskiej Lewicy 8–9 maja – jak co roku – pamiętali o żołnierzach polskich i tych w barwach Armii Czerwonej. Znicze zapłonęły przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie oraz na Cmentarzu-Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich. Przed Grobem na placu Piłsudskiego 8 maja pojawiły się delegacje najwyższych władz państwowych, samorządowych, partii, kombatantów, urzędów, ambasad. Z okazji Dnia
Zwycięstwa wieniec złożyli przedstawiciele RACJI PL – Irena Brzezińska oraz Kazimierz Dąbrowski. W wystąpieniach przewijało się stwierdzenie, że żołnierze polscy, zarówno ci idący ze Wschodu, jak i ci z Zachodu, przeżywali tragiczne chwile i wybory, walczyli i ginęli za wolność Polaków i za niepodległą Polskę. I nie myśleli o jej przyszłym ustroju. Dzień później, 9 maja, inna uroczystość, choć także upamiętniająca pokonanie nazistów, odbyła się na Cmentarzu-Mauzoleum Żołnierzy
Radzieckich. Również tam nie brakowało delegacji władz państwa oraz innych, którzy pamiętają o walce Armii Radzieckiej. Nie zabrakło też wielu osób prywatnych, które chciały zapalić znicz. Podwójnie symboliczny w obliczu tragedii smoleńskiej, Katynia i nowej jakości relacji polsko-rosyjskich. Delegacja RACJI PL w składzie m.in.: Małgorzata Światek, Andrzej Bychowski, Waldemar Cieśluk i Krzysztof Mróź również tu złożyła wieniec. Sekretarz partii Joanna Gajda złożyła wpis w księdze pamiątkowej.
Zarówno Święto Zwycięstwa, jak i rola Armii Radzieckiej, są dziś wyraźnie pomniejszane przez środowiska prawicowe oraz IPN-owskich naukowców. Polskich weteranów walczących razem z Armią Radziecką traktuje się obecnie jak żołnierzy drugiej kategorii. Tymczasem prof. Norman Davies, zbierając w USA materiały do książki „Europa walczy 1939–1945. Nie takie proste zwycięstwo”, odkrył, że według niemieckich danych, trzy czwarte potencjału militarnego hitlerowskich Niemiec zostało zniszczone na froncie wschodnim. W szeregach Armii Czerwonej znajdowało się ponad 11 mln żołnierzy. Na początku maja 1945 r. walczące u jej boku polskie
siły zbrojne liczyły prawie 400 tys. żołnierzy. Wymazana z mapy Polska wystawiła dwie pełne armie oraz korpus pancerny i korpus lotniczy. To wojsko, przechodząc przez terytorium Polski, tworzyło szpitale, komendy uzupełnień, pomagało w organizowaniu nowej administracji – pierwszych zalążków państwa polskiego. Polscy żołnierze stanowili 10 proc. żołnierzy biorących udział w operacji berlińskiej. Polska flaga zawisła 2 maja na pruskiej Kolumnie Zwycięstwa. RACJA Polskiej Lewicy nie dopuści do zawłaszczania pamięci historycznej Polaków przez IPN-owców i innych zwolenników IV RP. D. PTASZEK, K. MRÓŹ
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
www.demotywatory.pl
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) można ją zrobić z fanty do lampy, 5) jaki pierwiastek ma własną dolinę?, 8) rechoczą przy praniu, 10) podpora emerytów, 11) książka pełna legend, 14) w lecie skazane na stanie, 15) działa na ciała w wannie, 16) tego kłopotu można narobić z kapusty, 18) w bajkach zawsze jest ich siedem, 19) upragniony, gdy brak ochoty do roboty, 21) im mniejszy, tym więcej się zarumieni, 22) zdrowia we wsi, 23) pływa z powietrzem w dziobie, 25) promuje turystów w Szwecji, 26) płatne od ręki, 29) granica możliwości żurawia, 30) pani znana z kochania, 32) cztery lata dla posła, 33) Shaw must znać..., 34) jaki proces odpręży nawet oskarżonego?, 38) tytuł Annasza i Kajfasza, 42) łódź zaprojektowana na pniu, 43) autor umieścił ją w powieści, 44) spojrzy w lustro i już po nim, 49) dzięki niej trwa dłużej, 54) tę przestrzeń zajmuje Kuba, 56) odpoczywa w robocie, 57) prazoo, 58) sędzia pozna go po mordzie, 59) wydaje dźwięk, wychodząc z transu, 63) całe życie pracuje w klatce, 65) w borze, w norze mieszkać może, 68) ostatni pochód, 69) z koszem na plecach, 70) walory ze sfory, 71) złota w jeziorze, 72) za nazwanie gnojem wcale się nie obrazi, 73) drzwi zamyka na widok grzesznika, 74) bogini na polowaniu, 75) spotkasz ją w starym albumie, 76) wejście do niego trzeba wywalczyć, 77) wpadka w sypialni, 78) banknot w kasetce, 79) jeszcze nie panika, choć serce mocniej pika. Pionowo: 1) primera od dealera, 2) gdy jest w parku, to bije, 3) boi się wpadki bardziej niż nastolatki, 4) najważniejszy w sklepie, 5) jego dar wypływa z serca, 6) dolegliwości, podczas których nic nie wychodzi, 7) ruda guzdrała, 8) tego jednego Adamowi brak, 9) czasu w kościele spędza zbyt wiele, 12) z nich dym w karczmie „Rzym”, 13) tam do opery chodziło się z parasolem, 17) sprzeciwia się przepływowi prądu, 20) gdy wybuchnie, to rząd zdmuchnie, 23) pięć najstarszych win, 24) tenisista świetny – wciąż, 27) śpiący gryzoń, 28) najbardziej znany on to... Delon, 29) taka zniewaga reakcji wymaga, 31) góry w Skandynawii, 35) boska tarcza jak ochrona patrona, 36) zaloty – dla tych, którym nie brak ochoty, 37) piją mleko od małego, 39) operacja na rynku, 40) o wianie młodych panien, 41) z natki na balustradki, 44) jaki ptak robi tak: „beeeeeeee”?, 45) za to mienia – do więzienia, 46) Amerykanin z nosem, 47) żarzy się i parzy, 48) gdy się wali i pali, 49) „tere-fere kuku, strzela baba z łuku”, 50) on na skroni, medal w dłoni, 51) zły los, 52) krok ku górze w kościelnej strukturze, 53) chłopak na półce z lekturami, 55) może być rzeczowy i przekonujący, 56) podczas niej się dużo zjada, 60) dur – medyczny, nie muzyczny, 61) woda do zwijania, 62) zapuszkowany łobuz w syropie, 64) malarz z UB, 65) trzymana przez hetmana, 66) wybrańcy w ratuszu, 67) będzie zawarta, gdy na nią pójdziesz.
Facet rozwiązuje krzyżówkę. Zatrzymuje się przy haśle: „Największy ptak na trzy litery”. Chwilkę pomyślał, podrapał się za uchem, po czym z dumą pisze: „MÓJ”. ! ! ! Kobieta w widocznej ciąży przychodzi do lekarza i pyta: – Panie doktorze, ja... to znaczy mój mąż chciałby wiedzieć... – Rozumiem, rozumiem – przerywa jej lekarz. – Aż do bardzo zaawansowanej ciąży można bezpiecznie uprawiać seks. – Nie, nie o to chodzi. On chciałby wiedzieć, czy wciąż mogę rąbać drewno. ! ! ! – Dlaczego pan za mną chodzi? – pyta zdenerwowana kobieta. – Teraz, kiedy się pani odwróciła, już sam nie wiem… ! ! ! Ojciec po długim monologu teściowej zwraca się do syna: – Józiu, przynieś babci krem do ust. – Tato, ale który? – Ten z napisem „Kropelka”. 1 8
Ż
9
A
B
E B
I
P
O
17
O
N
O
4
T
K
A
E
E
35
R
E
L
A
G 42
P
R
Z
U
C
C
25
O
S
Z
W
E
K
T
A
C
J
Y
11
Ś
5
A
R
U
D 26
A
C
N
A
R
C
23
E
K
W
I
P
L
A
U K
O
U
U
S
S
E
R
A
N
10
D
I
S
E
R
R
B
E
F
K
A
R
11
C
21
U Y
O 76
T
Z
64
B
I
N
69
27 8
S
S
B
P
Ł
S
O
51
O
B
U
N
I
R
O
I
U
L
A
A
J
16
Ł
N
A
3
A W
W
R
S
Y
T
T
A I
41
A
N
A
Ć
6
N 52
A
A
S
T
53
A
N N
T E
67
U
K
G N
12
A
K
C
77
D B
O
28
L
N 66
B
72
A
L
D
Z
T
W
E
65
S
G
I M
E
Ł 79
S
L
I
D
A
50
19
E 40
O
A
A 74
E
O
E K
K
R
56
58
T 71
N
78
T A
K
E
A
O
S
M
P
A
63
U
A 73
I
K
G
49
K
A
A
N
P
E
55
62
O
75
R 57
O
R
Z
48
K
N 15
S
2
Y 68
F
I
T
61
Y 70
47
P
O
I
A
43
A
A
R
14
O
T K
S
U
L
39
Y
L
O G
13
O
R
17
D
38
A
U 20
A
A
L
R
31
I
12
T
19
O
33
W
A
Ó
C N
1
A
P
D 30
T
M
A
O
K
A
9
22
A
7
E
A
I
N S
Z
R 15
S
M 37
A
I
Z Y
N
J
7
L
6
R
A
Ó 60
T
R
N U
46
18
B
A S
E 18
A
29
G
A
59
I
I
K
O
Y
22
E K
L
20
F
5
K
R 45
A
54
10
T
N
K
O
D B
A
4
A
M
I
44
P
I 36
3
T
N
13
N
A
34
S
A
R
D
F
O
O
O
A
32
2
I S
21 24
A
14
G
R 23
K
I
16
N
O D
P
A
A
dolnym LLitery itery zz pól pólponumerowanych ponumerowanycw h prawym w prawy m dolnrogu ym rutworzą ogu utwrozwiązanie orzą r.ozwiązanie
M W
1
17
I Y
2
18
Ł P
3
19
O A
4
20
Ś C
5
21
Ć Z
C
6
22
7
I
8
W
9
S
10
Z
11
Y
12
S
13
T
14
K
15
O
16
Y
23
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 18/2010: „Chłop nie pies, na kości się nie rzuci”. Nagrody otrzymują: Janina Ozdowa z Płocka, Ewelina Kapias z Chorzowa, Małgorzata Szyłko z Łodzi. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 50,70 zł za trzeci kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 50,70 zł za trzeci kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Czarny humor Biskup Głódź wizytuje parafię, na terenie której znajduje się szkoła specjalna. Poszedł do szkoły i pyta dzieci, kim chcą zostać w przyszłości. Dzieci odpowiadają: – Lekarzem, – Stolarzem, – Kierowcą... – A ty, Jasiu, kim chcesz zostać? – pyta biskup.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 20 (532) 14 – 20 V 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
Kondom papieski
– Biskupem!!! – Ale to trzeba do takiej specjalnej szkoły chodzić. – A gdzie my jesteśmy? ! ! ! Restauracja. Wielodzietna rodzina posila się promocyjnym obiadem. Zostaje sporo resztek, więc ojciec prosi kelnera: – Czy może pan nam zapakować te resztki? Wzięlibyśmy dla pieska... – Hurra!!! – krzyczą dzieci. – Będziemy mieć pieska!
ch, miłość wiekuista ze trzy tygodnie potrwać może! – pisał Aleksander Puszkin... ! Optymiści twierdzą, że romantyczne uniesienia trwają ciut dłużej. Zespół amerykańskich naukowców zbadał osoby z 20-letnim stażem małżeńskim, które uparcie twierdziły, że wciąż się kochają. Ich słowa potwierdziły badania. Kiedy szczęśliwi małżonkowie oglądali zdjęcia swoich partnerów, w ich mózgach uaktywniały się te same obszary, co u świeżo zakochanych, a dokładnie – brzuszna część nakrywki śródmózgowej. Naukowcy nie wiedzą jeszcze, jak to wyjaśnić. ! Mniej optymistyczne badania psychologiczne i statystyki stwierdzają jednak: miłosna ekstaza rzadko kiedy trwa dłużej niż 4 lata. ! Według neurobiologów, to mężczyźni intensywniej przeżywają miłość i dłużej cierpią po rozstaniu. Liczba samobójstw z powodu zawiedzionych uczuć jest wśród mężczyzn kilkakrotnie większa niż w przypadku kobiet. ! 6 proc. mężczyzn oświadcza się... przez telefon. ! David Levy, autor książki „Miłość i seks z robotami”, uważa, że miłosne relacje człowiek–robot będą na porządku dziennym jeszcze w tym stuleciu. Wszystko przez coraz szybszy rozwój tzw. sztucznej inteligencji.
A
CUDA-WIANKI
Miłość i inne nieszczęścia ! W USA działa biuro matrymonialne, w którym jedynie za 2 tys. dol. analizuje się kod genetyczny potencjalnego randkowicza i znajduje odpowiednio „zharmonizowaną” z nim osobę. Dopasowanie genetyczne daje ponoć gwarancję „iskrzenia” już na pierwszej randce. ! Mieszkańcy Japonii, szukając odpowiedniego partnera, pytają o grupę krwi, która – ich zdaniem – determinuje charakter człowieka. I tak
osoby z grupą krwi A są ponoć skłonne do poświęceń, z grupą AB – emocjonalnie zrównoważone, „zerówki” są zwykle zbyt pewne siebie, a nosiciele grupy B to dziwacy i egoiści. ! Zdaniem naukowców, podczas pocałunków oceniamy „biologiczną jakość” partnera. Panowie próbują wyczuć poziom estrogenów u całowanej niewiasty, a więc ocenić jej płodność. Panie oceniają układ odpornościowy potencjalnego „reproduktora”. ! Podczas namiętnego pocałunku 65 proc. ludzi odchyla głowę w prawą stronę. ! Najdłuższy pocałunek, który trafił do „Księgi rekordów Guinnessa”, trwał 31 godzin, 30 minut i 30 sekund. ! 7 i 8 maja wystartowała w Polsce wielka całuśna akcja. W galeriach, domach handlowych i klubach w kilkunastu polskich miastach przyszykowano specjalne miejsca, tzw. kissing pointy, gdzie można soczyście ucałować wybraną osobę. Powtórka z rozrywki już 5 i 6 czerwca. W ubiegłym roku oddano 2 336 895 pocałunków. JC