O władzy, miłości i rozpaczy za klasztorną furtą
WYZNANIA BYŁYCH ZAKONNIC ! Str. 11 INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 20 (480) 21 MAJA 2009 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT)
...leżą na Kielecczyźnie – w mateczniku Gosiewskiego. To największe w Polsce zakłady wydobywające wyjątkowo wartościowe kruszywa skalne. Setki ciężarówek dostarczają je za darmo na... prywatne folwarki ludzi PiS-u i budowle kościelne. ! Str. 13
! Str. 14 ! Str. 17
ISSN 1509-460X
! Str. 3
2
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „New York Times” zastanawia się, czy cała histeria związana z grypą, za przeproszeniem świńską, to nie medialna kaczka stymulowana przez żądne krociowych zysków koncerny farmaceutyczne. W takiej dokładnie konstatacji „NYT” jest sporo dni za „FiM”. Papie Benedyktowi XVI podczas wizyty w Izraelu wbito nóż w plecy. I to kto? Rodacy mu wbili. Niemieckie media – coraz bardziej niechętne obecnemu pontyfikatowi – napisały, że potępienie antysemityzmu przez Ratzingera było sztuczne, bezosobowe i ogólnikowe. Komentatorów szczególnie zdenerwowały słowa o „zabiciu”, a nie „zamordowaniu” Żydów (bez podania liczby). Ta wizyta to fiasko – słychać głosy nad Renem. Cóż, cytując Napoleona: swoi biją najmocniej. W czasie, gdy B16 zastanawiał się, jak zostanie przyjęty w Jerozolimie, w obozie koncentracyjnym w Mauthausen całkiem spora grupa neonazistów zamawiała słynnym gestem pięć piw i wznosiła okrzyki „Heil Hitler” przy biernej postawie grup porządkowych. W obozie tym zginęło 50 tysięcy Żydów i 50 tysięcy Polaków. Obie społeczności traktowane były tu jako „podludzie”. Wszystko to smutne, więc wróćmy do kraju, bo tu jest zawsze wesoło. Oto jego niewysokość prezydent RP Lech Kaczyński nie ma prawa do urlopu wypoczynkowego. Też tak uważamy, bo po czym miałby wypoczywać? Chyba że po małpeczkach? Ale żarty na bok – tak autentycznie (!) stwierdził Sąd Najwyższy, dowodząc, że w kodeksie pracy jest luka i nie ma prawa do płatnego wypoczynku ktoś, kto nie ma nad sobą jakiegoś zwierzchnika. Z tego to pewnie powodu papież urlopy bierze, bo zwierzchnika ma jak najbardziej. A Lechu to nie ma nad sobą mamusi, głupi Sądzie Najwyższy jeden? „Kochani Czytelnicy, na koncie naszego tygodnika jest obecnie tylko 501 złotych. Nie wiemy, czy zostanie wydana następna gazeta”. Spokojnie! Mili Państwo, spokojnie! To komunikat ultraprawicowej, ksenofobicznej i skrajnie wrogiej „FiM” „Gazety Polskiej”, której rozmaite podmioty wzajem oskarżają się teraz o defraudację pieniędzy. Jak pięknie! I w naszym kraju bywają świetne informacje! W tle mamy jeszcze romans stulecia. Niemal „Głębokie Gardło”. Krążą pogłoski, że Kurtyka uwiódł wicenaczelną „GP”, płacąc jej... teczkami. „Określenie »Maryjan« to obraza świętej osoby” – owo zdanie (dotyczące spotu wyborczego SLD) zostało wypowiedziane podczas konferencji prasowej. Gdyby autorem była Panienka, zrozumielibyśmy. Któż bowiem chciałby porównania z byłym szefem „S”. Ale nie, powiedział to mocno wkurzony Maryjan właśnie. No i tym samym (jak znamy tych tam na Górze) wbrukselowzięty nie zostanie! W lipcu 1960 roku pewien wioślarz brał udział w krótkim obozie kajakowym nad rzeką Obrą niedaleko Zbąszynia (Wielkopolska). No i co z tego? Jak to co? Ów chwat nazywał się Karol Wojtyła, więc w miejscu, gdzie ponad pół wieku temu dziarsko machał wiosłami, odsłonięto pomnik papieża. W kajaku. Wszystko z brązu. Nie obyło się oczywiście bez uroczystej mszy. Ciekawe, czy Papa był kiedyś w Poroninie, bo jeśli tak, to... Straszne i dziwne sprawy dzieją się w Świętokrzyskiem. Magia się panoszy! Symbolem regionu (Świętego Krzyża!) i maskotką go promującą ma być Baba-Jaga! Sympatyczna, kolorowa, śliczna... Po naszym trupie! – zawyło Forum Kościołów Chrześcijańskich w specjalnej odezwie i liście do pomysłodawcy, marszałka województwa, określając koncept jako bałwochwalczy i – UWAGA! – pogański. Uważajcie z tym „po naszym trupie”. Baby-Jagi niekiedy lubią spełniać życzenia śmiertelników. Ale musimy być uczciwi: diecezja kielecka Krk stanowisko FKCh uznała za ośmieszające religię i stwierdziła, że Baba-Jaga jest pięknym elementem miejscowego folkloru. Przeczytajcie jeszcze raz pierwsze zdanie tej informacji. Nie mamy racji? Tak jak przewidywaliśmy, Super-Wiktora dostał kardynał Dziwisz. Nagrody te od 1985 roku są wręczane najwybitniejszym polskim postaciom ekranu przez Akademię Telewizyjną. Ostatnio chyba noktowizyjną (widzącą głównie czerń). Niesłychane! Amerykański Senat zamierza bardzo uroczyście uczcić polską rocznicę wyborów 4 czerwca 1989 roku. Ciekawe jak? Spalą przed Kapitolem opony monster trucków? W Arabii Saudyjskiej, który to postępowy kraj jest największym na Bliskim Wschodzie sojusznikiem USA (a więc i naszym), sędziowie Sądu Najwyższego orzekli, że mąż ma prawo bić żonę, gdy ta jest zbyt rozrzutna. W wielkiej amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN sensacja, która u nas trafiłaby najwyżej do gazetki wydawanej przez sołtysa Pcimia Dolnego. Znany z prawienia od lat moralizatorskich kazań słynny ksiądz Oprah przyznał się do długotrwałego romansu z kobietą. Nawet rozważa zrzucenie sutanny i ślub. Wierni w Miami Beach na Florydzie są wstrząśnięci. Wierni z setek polskich parafii ani trochę. Wszak to dla nich chleb powszedni.
Unia albo śmierć ampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego w peł- A to byłaby katastrofa dla Polski. Zniknie bowiem szansa na ni. Jak zwykle zagranicznych obserwatorów dziwią nie- skok cywilizacyjny naszego kraju – budowy publiczne i doco telewizyjne reklamówki naszych partii politycznych. tacje dla polskich przedsiębiorstw ze środków UE. W końcu co ma wspólnego z Europą bulwersująca skądinąd 6 czerwca 2003 roku, rok przed naszym wstąpieniem do decyzja prezydent Warszawy o przyznaniu wysokich nagród UE, na okładce „FiM” napisaliśmy „Pełna integracja” i słodla urzędników ratusza? Nic, ale PiS-owi udało się wywo- wa te stały się prorocze. Bowiem tylko dalsza, tj. pełna inłać zamieszanie, a lud się cieszy, bo ma igrzyska i o czym tegracja Unii Europejskiej i przekazanie na poziom Brukseli gadać. W tej całej wyprawie na Brukselę nie chodzi bo- kolejnych kompetencji dadzą Europie siłę i tym samym powiem o żaden spór programowy, o żadne idee. Oprócz 7,6 mogą postawić Polskę na nogi. UE ma dla nas największe tys. euro uposażenia i kilku tysięcy euro diety miesięcznie atuty: fundusze strukturalne, jedną z najbardziej stabilnych chodzi tylko o to, aby przetestować wojsko i przygotować walut świata, kapitał relacji międzynarodowych (łatwiej jest pole pod przyszłoroczne wybory samorządowe i prezydenc- prowadzić wymianę gospodarczą z jedną, wspólną taryfą celkie, a może także przyśpieszone parlamentarne. ną, zamiast przestrzegać 27 różnych regulacji). Eksporterzy Niestety, bardzo optymistyczz UE nie muszą unijnych certyfine prognozy przewidują, że do urn katów kupować w 27 różnych inmoże pójść najwyżej 19 procent stytucjach. Wspólna polityka eksrodaków. W całej Europie analiportowa i umowy otwierają przed tycy spodziewają się dość niskiej Polską światowe rynki. Owszem, frekwencji, co sprzyja karnym, fawiele decyzji Brukseli boli (stocznatycznym ugrupowaniom, nienie, cukrownie), ale plusów jest chętnym pogłębianiu integracji euo niebo więcej. Poza tym wpadropejskiej. Już w tej chwili w PE ki i zaniedbania leżą po stronie nanie brak takich, którym marzy się szych rządów. powolny demontaż i powrót do Unia unifikuje. W projektach luźnej unii celnej. Znaleźli nawet ekspertów unijnych jest m.in. swojego guru – prezydenta Czech wprowadzenie gwarancji bankoVaclawa Klausa. Powinien on się wych na jednym poziomie, co zaantyklerykałom podobać, gdyż zapobiegnie przenoszeniu pieniędzy blokował ratyfikację czeskiego konz jednego kraju do innego. Prokordatu i liczne kościelne przywispekty emisyjne, liczne obowiązleje. Ale poza tym Klaus to konki informacyjne i wspólne reguły serwatysta, który nie rozumie nadzoru bankowego i giełdowewspółczesnego świata. Nie chce go już spowodowały, że firmy, któżadnej integracji i uważa, że tylre chciały oszukać drobnych ciuko naturalna konkurencja w Eułaczy, wyniosły się z Polski i konropie gwarantuje jej rozwój. tynentu. Przeciwnicy integracji poW ustach prezydenta skądinąd Obraz słynący dotacjami wiedzą, że to zabiera nam suweniezbyt bogatych Czech brzmi to renność i niepodległość. Wyobraźjak dywersja. To raczej szefom Niemiec albo Francji powin- my więc sobie, że Polska jest samotną wyspą w Europie no zależeć na ograniczeniu integracji. Z ich punktu widzenia, i – przy naszych genialnych ekipach rządzących – sama Unia do tej pory się nie sprawdziła. Ich założenie było takie, musi się borykać z problemami imigracji, przemytu, sama że wspólny, wielki, europejski rynek zdominują silniejsi, bo- negocjuje warunki eksportu, sama pokrywa koszty niwelogatsi, posiadający znane marki – czyli oni. Słabszym damy wania różnic pomiędzy regionami, sama zdobywa rynki zbykasę i szansę, żeby się podciągnęli i mogli kupować nasze tu itp. Dziś, kiedy mamy problemy, możemy liczyć na wsparprodukty. Na razie jednak krezusi dokładają do interesu, cie całej wspólnoty, korzystamy z kasy unijnej, nowych techa po drodze jest dużo wpadek, np. wielkie firmy przenoszą nologii, szkolnictwa, medycyny, nasi obywatele w państwach, się na wschód, a Polska stała się tygrysem eksportu. No gdzie nie mamy dyplomatów, mogą liczyć na pomoc placói jeszcze ten kryzys gospodarczy oraz rosnące bezrobocie wek pozostałych 26 państw UE. A taki obywatel Turcji mu(w Niemczech w 2010 roku może dojść nawet do 30 pro- si liczyć sam na siebie. cent). Zwycięstwo eurosceptyków w wyborach do PE moWspółczesna suwerenność to szansa na współdziałanie że sprawić, że rządy państw UE staną się zakładnikami na- i wspólne rozwiązywanie problemów. Musimy dać szansę cjonalistów. Już jest niemal pewne, że rządy RFN i Austrii sobie, naszym dzieciom i Europie. Im silniejsza frakcja leprzedłużą okresy zamknięcia swoich rynków pracy przed pra- wicowa w Parlamencie Europejskim, tym mniejsza szancownikami z Europy Środkowo-Wschodniej. Słaba Unia Eu- sa na to, że prawica zdemontuje UE. Tym mniejsza szanropejska – pozbawiona narzędzi i środków (w tym osobo- sa na to, że UE zrezygnuje ze wspólnej polityki rolnej wości prawnej blokowanej m.in. przez Lecha K., który nie i ochrony rolników, a także mniejsza szansa na rezygnację podpisał Traktatu lizbońskiego) – nie oprze się kryzysowi z idei solidarności, dzięki której możemy budować drogi i niepokojom społecznym, np. demograficznym (brak jedno- i szpitale. W interesie Polski nasi politycy, zamiast rzucać litej polityki imigracyjnej i systemu edukacji). Na przykład kłody pod nogi zwolennikom silnej Unii, powinni przedstaw Polsce kształcimy najlepszych na świecie informatyków, wić program drugiej integracji. Głębszej i mocniejszej. ale nie mamy w Europie pomysłu, jak ten potencjał wykoI to powinno stać się przedmiotem debaty przedwyborrzystać, jak na nim zarobić. Obecnie Chiny rocznie rejestru- czej do PE, a nie to, czy Kaczyński pije, czy nie pije. Znajją więcej patentów niż cała UE. Chińczycy rok w rok o 30 omy wrócił z Rumunii i był zachwycony tamtejszą kampaprocent zwiększają liczbę publikacji naukowych notowa- nią, która jest licytowaniem się na pomysły – jak wzmocnych w światowych rankingach, a Europa o 7. CIA przewi- nić UE! Rumuni boją się, że pomysły Klausa oznaczają dla duje, że w 2020 roku dominację USA-UE zdetronizuje sojusz nich powrót do ciemnych ulic i narodowej uprawy arbuzów. chińsko-rosyjsko-indyjski. W jej analizie możemy przeczytać: Jeden z nestorów polskiej ekonomii, prof. Tadeusz Ko„UE jest tworem niedefiniowalnym politycznie, ekonomicz- walik, powiedział: „Polski bez UE nie będzie. Tylko wenie, a jej potencjał jest niewykorzystany”. Do czego to mo- wnątrz wspólnoty mamy szansę na zachowanie państwoże doprowadzić? W końcu nawet do rozpadu wspólnoty. wości i samodecydowania o sobie”. JONASZ
K
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r. eby pochować zmarłego, trzeba mu przede wszystkim wykupić miejsce na cmentarzu, czyli tzw. pokładne. Za 20-letnią dzierżawę „działki” płacimy z góry czynsz, którego wysokość zależy od prestiżu i usytuowania danej nekropolii oraz podaży wolnych kwater (na wsi 300–800 zł, w miastach od 2 tys. zł w górę, a w niektórych diecezjach zryczałtowane 20 proc. od wypłacanego przez ZUS zasiłku pogrzebowego wynoszącego obecnie 6193,10 zł). Zrozumiałym uzasadnieniem owej opłaty są zróżnicowane koszty administrowania obiektem, oświetlenia, sprzątania terenu, wywózki śmieci, dostarczania wody itp. Sam pogrzeb to wydatek minimum 4–5 tys. zł. Dużo? No cóż, ceny materiałów (trumna, kwiaty)
Ż
kaucji na wypadek jakiegoś przypadkowego zniszczenia przez robotników sąsiedniego grobu. O ile kaucję rozumiem i ani myślałam przeciwko niej protestować, tak 520 zł za wyrażenie zgody wydało mi się ordynarnym złodziejstwem. No bo niby za co?! Na cmentarzu nie umiano mi przedstawić uzasadnienia tej opłaty. Dowiedziałam się tylko, że nie mam co dyskutować z nimi o pieniądzach, bo „kwestia cen uregulowana jest odgórnym zarządzeniem kurii biskupiej” – skarży się „FiM” pani Helena, 80-letnia rencistka (utrzymująca się za 1260 zł miesięcznie), która przed niespełna rokiem pochowała na Zarzewie męża. Sprawdziliśmy jeszcze sytuację na pozostałych dwunastu łódzkich cmentarzach pozostających we władaniu archidiecezji i okazało się, że reke-
GORĄCY TEMAT ! ! ! Poprosiliśmy kurię biskupią w Łodzi o wyjaśnienie, dlaczego oprócz niebagatelnych opłat za kwatery cmentarne winszują sobie dodatkowego haraczu od nagrobków. – Jest to à la podatek od nieruchomości. Te pomniki stawiane są przecież na gruncie niebędącym własnością inwestorów, więc my, jako właściciele, musimy z góry przewidywać sytuację, że po 20 latach grób przestanie być opłacany i trzeba będzie nagrobek zburzyć, a nikt tego za darmo nie zrobi – poraził nas kościelną logiką inspektor ds. cmentarzy ksiądz Grzegorz Klimkiewicz. Czyżby wyburzenie drogiej budowli kosztowało aż cztery razy więcej niż najtańszej? – Do niedawna obowiązywała opłata w wysokości 10 proc. wartości
! ! ! Niekwestionowanym liderem w dziedzinie wyłudzania od wdów i sierot kasy za pomniki jest archidiecezja łódzka, bowiem na najpodlejszym nawet cmentarzu pozostającym we władaniu abp. Ziółka et consortes jest drożej niż w Warszawie czy Krakowie. Dla porównania: ! warszawski cmentarz Wolski – za zgodę na posadowienie pomnika nic się nie płaci, natomiast „przepustka” uprawniająca do wjazdu samochodu na cmentarz kosztuje 406,60 zł (380 zł plus 7 proc. podatku VAT). Taczką można całkiem gratis; ! Kraków, cmentarz parafialny przy ul. Zawiłej – „co łaska”; ! Lublin, ul. Lipowa – za nagrobek z granitu żądają 270 zł, piaskowca – 100 zł, a za lastryko – 50 zł. Wjazd na cmentarz (z możliwością
3
! cmentarze archidiecezji katowickiej – „Według istniejącego od dawna zwyczaju opłata za postawienie nagrobka wynosi 10 proc. jego wartości” – czytamy w specjalnej instrukcji abp. Damiana Zimonia. ! ! ! Zapytaliśmy ekspertów, jak radzić sobie z łupieżcami. – Administrator ma prawo ustalać wysokość opłat za korzystanie z cmentarza, w tym również pobierać opłaty za pomnik, jeśli jest to zapisane i ujawnione w regulaminie, ale nie może ich dowolnie zawyżać. Jeśli nadużywa pozycji dominującej i ceny są horrendalne lub choćby znacząco wyższe niż na innych okolicznych cmentarzach, obywatel powinien złożyć do nas skargę i podejmiemy stosowne działania, żeby przywołać zarządcę do rozumu – zapewnia
Zachowaj nas od pochówku Wielebni opracowali patent na wyciskanie pieniędzy z kamienia. Najlepsze w tym nielegalnym procederze wyniki uzyskuje archidiecezja łódzka... i usług (eksportacja, udział wielebnego w ceremonii) są precyzyjnie dostosowywane do wysokości zasiłku, a biznesmeni z tej branży starannie pilnują, żeby rodzinie zmarłego nie zostawić więcej niż na chusteczki do ocierania łez... Wydawać by się mogło, że są to już wszystkie bezwzględnie konieczne nakłady na zapewnienie zmarłemu spokoju do czasu, kiedy pod groźbą eksmisji trzeba będzie przedłużyć arendę jego cmentarnej kwatery o kolejne 20 lat. Niestety, najbardziej pazerni wielebni nie mają cierpliwości, żeby tak długo czekać, więc wymyślili patent na wyciskanie pieniędzy z kamienia... ! ! ! Jest w naszym kraju niemal regułą, że prędzej czy później rodzina zmarłego zmobilizuje się finansowo na pomnik lub choćby skromną płytę nagrobną. I oto w niektórych diecezjach po zapłaceniu rachunku kamieniarzowi ludzie dowiadują się, że za inwestycję na cmentarnej działce muszą jeszcze uiścić kilkusetzłotowy haracz... kurii biskupiej. – Rzecz działa się w Łodzi, na cmentarzu rzymskokatolickim św. Anny na Zarzewie, gdzie moja rodzina ma od kilkudziesięciu lat miejsce, w którym chowani są zarówno zdeklarowani katolicy, jak i ateiści. Zarządzający cmentarzem kierownik Krzysztof Chlebos oświadczył, że zgoda na pomnik kosztuje 400 zł plus 120 zł za wpuszczenie samochodu, czyli w sumie prawie połowę mojej renty. Ale to jeszcze nie wszystko, bowiem żądają dodatkowo 1000 zł
tierzy arcybiskupa Władysława Ziółka wszędzie trzymają tę samą cenę. A jak się rzeczy mają w okolicach Łodzi? – Miasto i prestiż cmentarza są bez żadnego znaczenia, bo wszystkie opłaty „nagrobkowe” jednolicie określa kuria biskupia. Za najbardziej teraz popularny granit kolorowy trzeba zapłacić 400 zł, za jasny 200 zł, a za zwykłe lastryko 100 zł. Jeśli zaś chodzi o transport, to tylko taczka jest za darmo, bo wjazd samochodu na cmentarz kosztuje 120 zł, natomiast wózka na dwóch kółkach – 40 zł. Niezależnie od materiału, z którego wykonany jest nagrobek. Z kaucją podobnie: 1000 zł, z tym, że na ogół pieniądze zakłada kamieniarz wykonujący prace montażowe – wyliczyła nam szefowa cmentarza rzymskokatolickiego w Pabianicach. Mówi pani Jadwiga (samotna wdowa z emeryturą w wysokości 1380 zł): – Kupiłam najtańszy nagrobek, bo na inny mnie po prostu nie stać. Gdy na łódzkim cmentarzu św. Antoniego przy ul. Solec dowiedziałam się, ile kosztuje samo otwarcie bramy, postanowiłam ograniczyć wydatki na jedzenie i zaproponowałam kamieniarzowi, że zapłacę mu nawet 200 zł, jeśli wwiezie elementy pomnika na cmentarz taczką. Chciałam zrobić tym hienom na złość. Niestety, fachowiec odmówił, choć grób męża znajduje się zaledwie kilkadziesiąt metrów od bramy. „Boję się podpaść tej czarnej mafii, bo wykończą mnie później finansowo” – tłumaczył mi kamieniarz.
pomnika, ale kamieniarze (idąc na rękę klientom) oszukiwali nas, zaniżając faktury, dlatego zmieniliśmy cennik. A jeśli chodzi o tę różnicę, to lastryko łatwiej po latach skamienować i wywieźć na śmieci – plótł androny wielebny. Po chwili przypomniał sobie jeszcze jeden powód... – Jest to również takie à la wewnętrzne ubezpieczenie na wypadek zniszczenia nagrobka, co zdarza się dosyć często, zwłaszcza na mogiłach usytuowanych w pobliżu śmietników. Cmentarz na własny koszt przeprowadza wówczas naprawy, a droższy pomnik więcej nas kosztuje – przekonywał ks. Klimkiewicz. Zmiękł, gdy nasz dziennikarz (występujący w charakterze „wnuczka pragnącego postawić pomnik dziadkowi”) zaczął nieco ostrzej z nim polemizować i napomknął o stosowaniu przez kurię nielegalnych praktyk monopolistycznych. – No dobrze, wobec tego proszę przynieść fakturę za pomnik. Arcybiskup upoważnił mnie do udzielania w wyjątkowych przypadkach zniżek, więc jeśli kwit będzie wiarygodny, zastosujemy korzystniejszą taryfę, ale nie mniej niż 10 proc. wartości – zastrzegł świątobliwy inkasent.
korzystania z prądu i wody) kosztuje 80 złotych; ! Lublin, ul. Unicka – jak wyżej. W kancelarii poinformowano nas, że abp Józef Życiński wzoruje się na swoim starszym koledze z Łodzi, ale jest trochę mniej pazerny; ! Białystok, cmentarz parafii farnej przy ul. Raginisa – zero opłat!; ! Poznań, cmentarz parafii Najświętszego Serca Jezusa i św. Floriana – zero opłat! (od 1 kwietnia 2009 r.); ! Poznań, cmentarz Górczyński – 100 zł (pomnik oraz wjazd samochodu); ! Wrocław, cmentarz przy ul. Bujwida – żadnych opłat za nagrobek, wjazd samochodem kosztuje 100 zł; ! Sopot, cmentarz parafialny przy ul. Malczewskiego – 10 proc. od uwidocznionej na fakturze ceny pomnika. – Proszę porozmawiać z kamieniarzem, wpisze taką kwotę, żeby do zapłaty nie było więcej niż 200–300 zł – wytłumaczył nam dobrodziej opiekujący się tym biznesem; ! Radom, zabytkowy cmentarz przy ul. Limanowskiego – zgoda na nagrobek (niezależnie od materiału) kosztuje 300 zł. Za jednodniową przepustkę dla samochodu zapłacimy 80 zł (110 zł za dwudniową);
Ireneusz Maciąg, zastępca dyrektora lubelskiej delegatury Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Pobieranie opłat za prawo podjęcia prac przy grobach w wysokości uzależnionej od wartości użytego materiału kamieniarskiego, czyli także żądanie kwoty określonej procentowo w stosunku do wartości nagrobka, stanowi zakazaną praktykę polegającą na narzucaniu nieuczciwych cen, co jawnie narusza ustawę o ochronie konkurencji i konsumentów. Powiem więcej: wręcz ją gwałci, jeśli nie ma uzasadnienia w kosztach (np. poborze wody, prądu itp.) związanych z umożliwieniem przez administratora przeprowadzenia takich prac. Żaden Sąd Antymonopolowy nie uwierzy, że „czarni” ponoszą jakoby wyższe koszty przy budowie nagrobka z drogiego materiału niż w przypadku lastryka. Radę mam jedną: nie bać się i zgłaszać nam takie historie, bo skargę musi złożyć konkretny obywatel, żebyśmy mogli kurię uszczypnąć – wyjaśnia prawnik z centrali UOKiK. A zatem... szable w dłoń! ANNA TARCZYŃSKA
[email protected] PS Zbiór przydatnych przepisów na stronie internetowej „FiM”.
4
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Wiosna średniowiecza Jeśli wierzyć badaniom OBOP-u, ponad połowa współczesnych gospodyń domowych nadal wierzy w zabobony. Wprawdzie rusałki już wyszły z obiegu, ale inne cuda-wianki mają się całkiem dobrze. Najwięcej przesądów, od stuleci szlifowanych przez tęgie babskie głowy, dotyczy stanu błogosławionego, kiedy to – wiadomo – trzeba dmuchać na zimne. Wiele z nich przetrwało do dnia dzisiejszego. I to nie tylko na zabitych dechami wsiach, gdzie psy d...mi szczekają. Ponieważ pomysłowość ludzka doprawdy nie zna granic, wciąż mówi się, że... Wzmożone obcowanie z literaturą piękną w okresie ciąży to sprawdzony sposób na powicie chodzącej encyklopedii (w przeszłości potencjalny geniusz mógł być księdzem lub nauczycielką, dziś na szczęście wybór jest większy); zbyt częste paradowanie w fartuchu grozi potomstwem marudnym i płaczliwym; zachlapanie brzucha podczas prania lub zmywania garów – przyjściem na świat przyszłego alkoholika, a przesadne dbanie o urodę, zwłaszcza malowanie ust – urodzeniem córki... lafiryndy. Przestrogą dla seksualnie nadpobudliwych powinna być ludowa
mądrość mówiąca o tym, że folgując męskim chuciom przez dwa ostatnie miesiące ciąży, narażamy dzidziusia na – uwaga! – ropiejące oczka (dlaczego, można się tylko domyślać...). Przykładnych katolików takie zaściankowe rewelacje powinny brzydzić. Chociaż w praktyce jest oczywiście inaczej. Całe szczęście, że światły Kościół pilnuje swojego monopolu na cuda i od wieków wszystko co „pogańskie” wypędza z ciemnych głów, robiąc miejsce na swoje obrazy łaskami słynące, święte źródełka i zdrowaśki. Przykład tego, jak należycie, czyli po bożemu, korzystać z mocy
ydzień po tygodniu dokumentujemy dla naszych Czytelników korzystne zmiany światopoglądowe, które zachodzą w Polsce. Oto kolejny przykład, że Polacy coraz mniej boją się kleru – biskupów ostro zgromili uczeni i ludzie kultury. Na początku maja w mediach pojawił się list w obronie dzieci, które przyszły na świat dzięki metodzie in vitro. Ponieważ chodzi o dzieci prawdziwe, czyli urodzone, a nie jedynie „poczęte”, autorami wspomnianego listu nie były oczywiście środowiska katolickie, bo te z zasady koncentrują się na zygotach. List-apel stworzyły dwa mało dotąd znane stowarzyszenia (Stowarzyszenie INVI do Obrony Dzieci In Vitro i Stowarzyszenie na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji „Nasz Bocian”), ale poparły nazwiskami autorytety medyczne oraz kilka znanych postaci ze świata kultury i nauki. Apel jest bardzo ostrą w tonie krytyką Kościoła oraz prawicowo-klerykalnych mediów, które wspierają kampanię przeciwko zapłodnieniu in vitro. Sygnatariusze zwracają się do mediów, rzecznika praw dziecka i rzecznika praw człowieka o obronę praw ludzkich dzieci poczętych metodą in vitro. List zarzuca przeciwnikom metody (czyli środowiskom katolickim) „agresywną kampanię, u podstaw której leży ideowa zapiekłość i ignorancja wobec dowodów naukowych”. Owa nagonka „narusza godność milionów Polaków borykających się z coraz powszechniejszym problemem niepłodności oraz prawa obywatelskie kilku lub kilkunastu tysięcy współobywateli (w większości dzieci), które przyszły dzięki metodzie in vitro na świat”. Autorzy listu potępiają język mediów używany do atakowania metody in vitro i nazwania jej „metodą weterynaryjną”, „zakamuflowaną aborcją”, „diabelską
T
tajemnych, dała w ostatnich dniach pani Stasia z Lubartowa. Dziarska emerytka pochwaliła się na łamach rodzimej prasy, jak to uzdrawia chorą wnuczkę za pomocą... Nowenny pompejańskiej, „modlitwy, która niejedno życie ocaliła”. Jeśli ktoś chciałby spróbować: przez 27 dni deklamuje się tzw. część błagalną – „Pomnij, o miłosierna Panno Różańcowa z Pompei, jako nigdy nie słyszano, aby ktokolwiek z Twoich czcicieli, z różańcem Twoim pomocy wzywający... bla-bla-bla... Ciebie opuszczony... bla-bla-bla... ale przez święty Twój Różaniec i przez upodobanie... bla-bla-bla... dla Twej świątyni w Pompei wysłuchaj mnie dobrotliwie. Amen”. Po odmówieniu części błagalnej, nie, na tym nie koniec!, łubudu znowu na kolana i modłów ciąg dalszy – część dziękczynna, kolejne 27 dni. Na zachętę warto dodać, że już po „błagalnych” 27 dobach wnuczka ozdrowiała, a wytrwałą Stasię ogarnęła „zadziwiająca radość i uniesienie”. Czyli – część dziękczynna odprawiana została ot tak, pro forma! A nie prościej, a na pewno krócej, byłoby chorobę zamówić i uroki odczynić u innej, niż ta pompejańska, baby? JUSTYNA CIEŚLAK
inżynierią, której celem jest niszczenie życia”. Język ten narusza godność osób zainteresowanych in vitro, a także utrwala stereotypy podsycające nienawiść i mogące doprowadzić do przemocy. Podobnym sformułowaniem jest słynne „dziecko z probówki”, bo nie tylko wprowadza ono kłamliwą informację co do technicznego przebiegu procesu (nie używa się w nim probówek), ale sugeruje, że osoby, które urodziły się wyniku takiego zapłodnienia, są mniej ludzkie niż inne, w jakiś sposób gorsze i odmienne. Autorzy listu zwracają uwagę, że nikt przecież nie nazywa ludzi poczętych w sposób tradycyjny mianem „ludzi z penisa” albo „ludzi z pochwy”. List zwraca uwagę, że w wyniku nagonki prowadzonej przez „machinę propagandową Kościoła katolickiego” coraz więcej osób, które mają dzieci urodzone dzięki in vitro, ukrywa ten fakt przed otoczeniem ze strachu o ich przyszłość. Czują się wobec siły Kościoła osamotnieni, słabi i bezbronni. Autorzy wprost atakują biskupów, a imiennie Tadeusza Pieronka, który używał najbardziej ostrych i podłych porównań (np. uznał Frankensteina za pierwowzór in vitro). Wśród sygnatariuszy jest 8 profesorów – lekarzy, filozofów i prawników, wielu innych utytułowanych medyków oraz aktorzy – Daniel Olbrychski, Krystyna Janda, Krzysztof Globisz, pisarze, reżyserzy i dziennikarze. Ponieważ biskupi stroją się w Polsce w piórka specjalistów od moralności, nie ma bardziej skutecznej broni w walce o deklerykalizację tego kraju, jak demaskowanie ich obłudy i pokazywanie prawdy o ich rzeczywistym „wkładzie” do życia publicznego w Polsce. Wkładzie w istocie demoralizującym. I za to jestem sygnatariuszom listu szczególnie wdzięczny. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Egzorcyzmem w biskupów
Prowincjałki W Ostródzie z okazji święta 3 Maja Wartę honorową przy pomniku Tadeusza Kościuszki pełnili... Krzyżacy. Na niecodzienny pomysł wpadł burmistrz Jan Nosewicz. Taki miał koncept na promocję miasta.
SYMBOLE GŁUPOTY
W Błędowej Tyczyńskiej na Podkarpaciu pojawiła się kobieta zdejmująca klątwy. Tylko w jednym gospodarstwie domowym „zainkasowała” sobie za to 11 tysięcy złotych. Z kolei pod Łańcutem jej koleżanka po fachu postraszyła ludzi wiszącym nad nimi nieszczęściem. Przyszli nieszczęśnicy, aby się bronić, karnie przynieśli babie wszystko, o co prosiła, to znaczy kurę i całą kasę, jaką trzymali w domu. Większe nieszczęście już ich nie spotkało.
ZŁODZIEJ POWSZEDNI
W Kłaninie (woj. zachodniopomorskie) pewien kierowca przekroczył dozwoloną prędkość, co sfotografował przydrożny fotoradar. Niewiele myśląc, chłopina urządzenie ukradł, powodując tym samym straty na około 200 tysięcy złotych. Niestety, kradł wolniej, niż jechał – fotoradar zdążył przesłać dane do bazy. Za czyn grozi mu do 10 lat więzienia.
SZYBKI I WŚCIEKŁY
Mieszkańcowi Komnina (woj. pomorskie) policjanci skonfiskowali samochód, kiedy okazało się, że za kierownicą siedzi pijana kobieta. Dzień później po swoje ukochane BMW zgłosił się jej chłopak. Też pijany.
BARDZO WIELKA MIŁOŚĆ
Mieczysław F. przez jakiś czas wynajmował w Krakowie pokój u Tadeusza B., dziś podejrzanego o zabójstwo kolegi. Pan Tadeusz zwłoki swojego lokatora wrzucił do szamba, przysypał liśćmi, ziemią, wapnem i eternitem, a potem przez ponad rok wraz z żoną korzystał z jego konta bankowego, przeznaczając ponad 21 tysięcy złotych na bieżące wydatki. Teraz zarzeka się na wszystkie świętości, że zbrodni nie popełnił, a przyjaciela nie uderzył nigdy, nawet otwartą ręką. Grozi mu 25 lat więzienia. Opracowała WZ
SUBLOKATOR
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Dwa lata temu stolica Meksyku zezwoliła na zabijanie dzieci nienarodzonych (...). W tym kontekście zupełnie nowego znaczenia nabiera fakt, że świńska grypa rozpoczęła się właśnie w Meksyku i dziesiątkuje społeczeństwo tego państwa. („Nasza Polska”, 29 kwietnia 2009 r.)
!!! Stara się Platforma łagodnie administrować państwem, ale siły na jego reformę już nie ma. Nie ma nawet siły, by usunąć patologie, które pozostały jako dziedzictwo po rządach PiS. Mamy więc nadal Rzeczpospolitą, jeśli już nie IV, to nadal co najmniej „trzecią i pół”. (prof. Jan Widacki)
!!! Prezydent nigdy nie pogodził się z tym, że jego brat nie jest premierem. Nie podobało mu się też to, że prowadziłem samodzielnie całą politykę europejską. (Kazimierz Marcinkiewicz)
!!! Próbuje nam się wmówić, że chrześcijaństwo nie powinno się zajmować pewnymi tematami. Ile namęczą się niektóre gazety, by wypłakać się nad losem naszej wiary, która nie chce zrezygnować z wymagań stawianych człowiekowi. (abp Józef Michalik)
!!! Ostatnio podczas rekolekcji małżeńskich jedna z uczestniczących w nich par opowiadała mi, że wymyśliła sobie, że będą się kochać w kisielu. Potem inne małżeństwa zbierały informacje, w jakiej ilości wody trzeba rozprowadzić ten kisiel. (o. Ksawery Knotz)
!!! Wiara to kwestia łaski. A ta nie została mi udzielona. Czytałam bardzo wielu teologów – i nic. (Magdalena Środa)
!!! Sednem ustroju politycznego i społecznego w Polsce jest jego oligarchiczność. Karty rozdają tu oligarchie – oligarchia pieniądza, oligarchia władzy politycznej, oligarchia informacji i propagandy, oligarchia religii. Ścieśniając świeckie skrzydło oligarchii do jednej, dostajemy dwie oligarchie – świecką i religijną. Takie rozwiązanie ustrojowe od dawna nosi nazwę sojuszu tronu i ołtarza. (Bohdan Chwedeńczuk, filozof) Wybrali: OH, AC
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
NA KLĘCZKACH
BIBLIA DEKORACYJNA „Rzepa” martwi się, że Polacy nie czytają Biblii, która w domowych bibliotekach pełni rolę dekoracji. Okazuje się, że Pismo Święte zna zaledwie 20–25 proc. rodaków i na nic zdają się nawet uwspółcześnione jej wydania, wzbogacone komentarzami teologicznymi. Nas to jednak nie dziwi, bo przecież z czytelnictwem książek (także świętych) i prasy w Polsce jest gorzej niż źle. Rodacy nie kwapią się do zgłębiania tekstów trudnych, dlatego w najlepszym przypadku czytają tabloidy. A ponadto Biblia na razie nie przekonuje Polaków, że znajdą w niej odpowiedzi na swe egzystencjonalne troski – wyjaśnia znawca Pisma Świętego, ks. prof. Marian Rusecki. BS
Zdaniem rodziców maturzystów z Sulęcina, modlitwa za powodzenie na maturach zabrała uczniom cenny czas. Dodatkowo rodziców oburzył fakt, że mimo tolerancji religijnej uczniom narzucono modlitwę. „Gdyby uczniowie tego chcieli, to można ich było zebrać na korytarzu szkoły i wspólnie się pomodlić” – pisali do kuratorium rozżaleni. PPr
swojemu sąsiadowi, choć ten oczywiście otrzymał identyczny list z parafii. Morał stąd taki: księża z łęczyńskiej parafii są realistami i bardziej niż w religijne zaangażowanie swoich owieczek wierzą w skuteczność życzliwej presji sąsiedzkiej i czujnego oka sąsiadki. AK
U ZAJĄCA NA URODZINACH
Ustanowienie patronką „pierwszokomunistów” trzynastoletniej dziewicy, która zmarła natychmiast po przyjęciu pierwszej komunii, to jeden z przejawów kościelnego czarnego humoru. Tym bardziej absurdalnego, że śmierć dziecka wywołaną spożyciem pierwszej komunii Kościół uznał za... cud! Ów „cud” miał miejsce 12 maja 1333 roku i dostąpić go miała w klasztorze dominikanek klauzurowych w Val di Pietra córka bolońskiego hrabiego, bł. Imelda Lambertini (1320–1333). Według legendy kolportowanej przez mniszki z klasztoru św. Marii Magdaleny w Val di Pietra, Imelda tak bardzo pragnęła przystąpić do pierwszej komunii – na co wówczas Kościół nie zezwalał w tak młodym wieku – że z nieba zstąpiła hostia i zawisła nad jej głową. Po jej spożyciu Imelda zamknęła oczy i wyzionęła ducha. Formalnie kult Imeldy został zatwierdzony przez papieża Leona XII dopiero w 1826 roku, a swój największy rozkwit przeżywał za rządów papieża Piusa X, który propagował udzielanie pierwszej komunii dzieciom. Patronką dzieci pierwszokomunijnych ogłosił bł. Imeldę Leon XIII w 1896 roku. AK
PAULINI ODMAWIAJĄ Ojcowie paulini odmawiają nie tylko różaniec. Ostatnio odmówili władzom województwa śląskiego, na terenie którego leży Częstochowa, udostępnienia wizerunku klasztoru jasnogórskiego. Województwo chciało wykorzystać znaną w całej Polsce sylwetkę klasztoru do zareklamowania regionu na billboardach. Sprytni mnisi zastrzegli jednak przed laty wizerunek swojej siedziby, a obecnie odmówili prośbie urzędu marszałkowskiego jego udostępnienia. Urząd z pewnym rozżaleniem wspomina, że paulini są największymi w regionie beneficjentami pomocy unijnej rozdzielanej przez województwo. Czyżby ktoś naiwny liczył na wdzięczność Kościoła? MaK
BÓG NIE CHCE? Huk spowodowany spadkiem liczby chętnych do kapłaństwa obudził jasnogórskich paulinów i Krajową Radę Duszpasterstwa Powołań. Dlatego 9 maja zorganizowali w częstochowskim klasztorze spęd osób, które wierzą, że modlitwami można wywołać u młodych ludzi decyzję służby Kościołowi. Nikt nie zadał sobie jednak pytania, dlaczego mimo permanentnej modlitwy, i to od długiego czasu, liczba poborowych do „świętej armii” ciągle się kurczy. Z drugiej strony, na Jasnej Górze doskonale zdają sobie sprawę, że receptą na obecną posuchę są wyłącznie modły, skoro niecałe 5 lat temu podziękował Maryi za opiekę i przeniósł się do cywila o. Patrycjusz K., który zajmował się w „duchowej stolicy”... duszpasterstwem powołań. o.P.
MATURA W IMIĘ OJCA Egzamin dojrzałości jest tak ważny, że bez asysty księdza i modlitwy ani rusz. Tak było też w Zespole Szkół Licealnych i Zawodowych w Sulęcinie. Ksiądz odprawiał modły, podczas gdy uczniowie już powinni rozwiązywać zadania.
Na nosie zagrał swoim fanom ze Strzyżowa i podkarpackim parlamentarzystom PiS Jarosław Kaczyński, który odwołał umówione spotkanie, tłumacząc (staroście R. Gondkowi), że musi ,,wracać do chorej mamy”, po czym pojechał do Święcan pod Jasłem na 60 urodziny senatora Stanisława Zająca (to ten, który w ubiegłym roku grillował żeberka z L. Kaczyńskim). Tam, po mszy, towarzycho z metropolitą lwowskim abp. Mieczysławem Mokrzyckim na czele balowało w domu ludowym, gdzie spragnionych szampana (w części oficjalnej) i frajerskiej wyżerki było tak wielu, że żona senatora musiała kombinować dodatkowe krzesła. Do końca nie jest jasne, czy była to inauguracja kampanii PiS na Podkarpaciu, czy też religijna peregrynacja prezesa tej partii w intencji ozdrowienia rodzicielki. JA
ZAPROŚ SĄSIADA NA PROCESJĘ „W niedzielę, 17 maja, o dziewiętnastej zaproś sąsiada na majówkę” – apeluje zespół koordynacyjny działający przy parafii pw. św. Barbary w Łęcznej. Broń Boże, nie chodzi o wieczorne spotkanie przy grillu na zakończenie weekendu, ale o zmobilizowanie sąsiadów do stawienia się na organizowaną przez parafię wielką procesję maryjną do siedmiu ołtarzy. W tym celu parafialni posłańcy dostarczyli wszystkim wiernym koperty z listem od proboszcza wraz z gotowym drukiem zaproszenia, które powinni osobiście wręczyć
PATRONKA
POLSKIE ALBY EMIGRUJĄ Okazuje się, że Polacy na emigracji tęsknią już nie tylko za polskim chlebem i polskimi wędlinami, ale w równym stopniu za polskimi albami do pierwszej komunii. „Chcecie, aby komunia Waszych dzieci z dala od Ojczyzny była tak piękna jak w kraju? Chętnie w tym pomożemy (...). Ostatnio ubraliśmy dzieci komunijne z Londynu, Rzymu, Madrytu, Kolonii, Stuttgartu i innych miast. W tym sezonie nasze alby dotrą po raz pierwszy do dzieci z Wilna, Norwegii oraz USA” – reklamuje swoje usługi firma z Mrągowa. Co więcej, alby dla klientów zagranicznych są dokładnie w takich samych cenach jak dla klientów w Polsce, a koszt wysłania 20 alb za granicę wynosi około 200 zł. AK
DZWON NA TRWOGĘ I znów powrócił stary jak świat problem dotyczący zwrotu dzieł sztuki zagrabionych nam podczas licznych wojen. Polsko-ukraińska
komisja rządowa zajmuje się ostatnio m.in. cerkiewnymi dzwonami wykopanymi z ziemi w bieszczadzkich Lutowiskach. O ich zwrot zwrócili się do prezydenta Juszczenki dawni mieszkańcy tej wsi, przymusowo przesiedleni do Dubczan w obwodzie chersońskim. Polska skłonna jest przekazać owe dzwony, ale niejako w zamian domaga się od Ukraińców zwrotu naszych dzieł sztuki pozostawionych na Wschodzie, m.in. obrazu Jacka Malczewskiego i rzeźby Cypriana Godebskiego, a także licznych zabytkowych militariów ukrytych przez polskie wojsko we wrześniu 1939 roku. Oczywiście, Ukraińcy na razie nie chcą o tym słyszeć. Nihil novi sub sole (nic nowego pod słońcem)! Ze Szwedami, którzy nam sporo wywieźli podczas „potopu”, czy podczas ostatniej wojny z Niemcami, którzy na masową skalę wywozili nasze skarby kultury narodowej – było podobnie. Rozmowy na szczeblu międzyrządowym trwają już co najmniej kilkadziesiąt lat... PS
UKRAINIZACJA Polacy zamieszkali na Ukrainie zarzucają tamtejszemu Kościołowi rzymskokatolickiemu, że świadomie rezygnuje z liturgii w ich języku. Jak twierdzą, właśnie język polski nawet w latach głębokiego komunizmu, gdy nie było szkolnictwa polskiego i dostępu do polskiej kultury, był jedynym łącznikiem z ojczyzną. Do metropolity lwowskiego, arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego, trafił już w tej sprawie list podpisany przez 600 osób, które zarzucają ekscelencji „manipulację językową w liturgii”. Wśród innych zarzutów kierowanych pod adresem księży kat. pojawia się też oskarżenie o wykorzystywanie polskich pieniędzy, np. na remonty świątyń, i jednoczesne świadome rezygnowanie z polskości właśnie podczas modlitwy.
5
Zapewne jest sporo racji w tych dramatycznych reakcjach, ale wbrew pozorom odpowiedzialność za ten stan ponoszą nie tylko księża, bo tzw. ukrainizacji tamtejsi Polacy ulegają zbyt łatwo, i to od dziesięcioleci. PS
BASKOWIE LAICCY I POETYCCY W wyborach lokalnych w hiszpańskim Kraju Basków zwyciężyli socjaliści, zwolennicy świeckiego państwa, i od razu dało się to zauważyć. Z roty przysięgi baskijskiego premiera znikło odwołanie do Boga i katolicyzmu (Baskowie uchodzą za najbardziej wierną Kościołowi grupę narodową w Królestwie Hiszpanii). Opuszczono pierwsze słowa ślubowania: „Stojąc pokorny wobec Boga...”, a dodano: „Stojąc na fundamencie prawa”. Premier zrezygnował także z przysięgania na Biblię i kazał usunąć z mównicy krzyż. A na koniec wyrecytował... wiersz Wisławy Szymborskiej (po hiszpańsku), słynne „Nic dwa razy się nie zdarza”. MaK
MNISI FRYWOLNI Tajlandzcy mnisi mają problem z klasztornym narybkiem. Okazuje się, że wśród chłopców nowicjuszy coraz popularniejsze jest noszenie kolorowych toreb, obcisłe wiązanie habitów, ekstrawagancki sposób chodzenia, depilowanie brwi, a nawet... szminkowanie warg. Jeden z miejscowych przełożonych uznał tego rodzaju zachowanie za niewłaściwe, bo przynoszące ujmę buddyzmowi, i zapowiedział zorganizowanie specjalnych kursów, aby uczyć chłopców odpowiedniejszego zachowania. Nowicjusze mają więc szczęście, że nie trafili do katolickich klasztorów, skąd zapewne usunięto by ich bez wdawania się w dyskusję i bez organizowania kursów. MaK
6
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
Nie będzie ołtarza... ...tego bursztynowego ołtarza w kościele św. Brygidy w Gdańsku. Prałat Henryk Jankowski stracił wyraźnie serce do dzieła swojego życia, a i bursztynnicy z Gdańska, którzy byli głównymi sponsorami, nie chcą już wspierać kontrowersyjnego kapłana i jego ekscentrycznych pomysłów. Ołtarz w kościele św. Brygidy (ostoja „Solidarności” i ks. Jankowskiego w latach 70.) miał przyćmić wszystko, co wykonano dotychczas z bursztynu. Nawet słynną bursztynową komnatę z carskiej rezydencji, zaginioną podczas ostatniej wojny, a z takim trudem zrekonstruowaną w ostatnich latach przez Rosjan. Prasa pisała, że dzieło prałata ma szansę stać się Memlingiem XXI wieku i może być wspaniałą kontynuacją bursztynowych upodobań władców Polski, m.in. Zygmunta III Wazy. Przy okazji przypomniano, że już w XVII wieku na zamówienie króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego wykonano największy dotychczas bursztynowy ołtarz (125 cm wysokości!), który ostatecznie jako dar trafił do papieża. Okazało się jednak, że na budowę gigantycznego ołtarza o wysokości prawie czteropiętrowego bloku potrzebna jest olbrzymia ilość bursztynu, i to najprzedniejszej jakości,
łącznie z niezwykle rzadkim białym jantarem. Co prawda gdańscy bursztynnicy otworzyli przed prałatem swoje skarbce i ofiarowali sporo „bałtyckiego złota”, ale to była kropla w morzu potrzeb. A prałat od początku myślał o dziele niepowtarzalnym, zrealizowanym z rozmachem i za gigantyczne pieniądze. Mówiło się nawet o 8 milionach złotych, 8 tonach bursztynu i kilkuset kilogramach złota i srebra. Jankowski do tego stopnia zdołał zainteresować i zafascynować swoim pomysłem wielu ludzi, że pomocy nie odmówili mu nie tylko najwięksi specjaliści w branży, ale i naukowcy oraz artyści. W gronie sojuszników prałata znalazł się m.in. Mariusz Drapikowski, twórca słynnych na całym świecie bursztynowych arcydzieł, a także artyści rzeźbiarze, z szefem katedry rzeźby gdańskiej PWSSP – profesorem Stanisławem Radwańskim na czele. Opracowali oni kompozycję ołtarza z ustawionymi
z boku rzeźbami JPII i kardynała Wyszyńskiego, a także wykonali znaczną część prac wstępnych. Wśród tych, którzy ulegli przemożnym wpływom „księcia w sutannie”, znalazł się również były premier Leszek Miller. Namówiony przez miejscowych działaczy lewicy ówczesny szef rządu pojawił się „na pokojach” u ks. Jankowskiego i obiecał udzielenie koncesji na badania i eksploatację złóż bursztynu niezbędnego do budowy ołtarza. Tak przynajmniej twierdził ówczesny proboszcz parafii św. Brygidy. – Nigdy niczego takiego nie obiecywałem – dementuje stanowczo Miller. Słowa te zdaje się potwierdzać to, co w ostatnich latach działo się wokół bursztynu. Rzeczywiście, nie było ekstrapozwoleń i ekstraeksploatacji. Nowych złóż poszukiwano, owszem, ale robi się to od lat 70. W lutym 2004 roku gdańskie Przedsiębiorstwo Robót Czerpalnych i Podwodnych podpisało z Urzędem Morskim umowę na rozpoznanie złóż bursztynu w rejonie Stogów. – Prowadziliśmy normalne poszukiwania, które nie miały nic wspólnego ani z premierem Millerem, ani prałatem Jankowskim – mówi Mirosław Oller, zastępca dyrektora PRCiP w Gdańsku. – Niestety,
nie natrafiliśmy na złoża gwarantujące opłacalność eksploatacji. Firma z Częstochowy, która tak jak my liczyła na gigantyczne złoża „jantarowego złota”, wycofała się. Co dalej z poszukiwaniami bursztynu? Polska jest dziś zaliczana do największych na świecie potęg, jeśli idzie o jantar. Rocznie eksploatujemy go oficjalnie około 200 ton, ale prawdopodobnie kilkadziesiąt dalszych ton pochodzi z nielegalnych poszukiwań. Ćwierć wieku temu oficjalnie wydobyto 15 t bursztynu, a 55 t – nielegalnie. Nasze roczne wydobycie zaspakaja 70 procent światowego zapotrzebowania. Ale na tym polu mamy poważnych konkurentów – przede wszystkim wschodnich sąsiadów (Rosja, Litwa, Łotwa), choć jantar, o dziwo, jest także w Rumunii czy Meksyku. Szacuje się, że w rejonie Kaliningradu znajdują się potężne złoża bursztynu, które od lat w coraz większym stopniu zasilają światowe rynki. Mirosław Oller twierdzi, że poszukiwania nowych złóż są bardzo kosztowne i z pewnością nie sprzyja im obecny kryzys. Jednak na „jantarowe błyskotki” będzie wciąż bardzo duże zapotrzebowanie i wcześniej czy później trzeba będzie sięgnąć po bursztyn zalegający Bałtyk na większych głębokościach. Główny
geolog kraju potwierdza, że mamy prawdopodobnie największe na świecie zasoby jantaru, ale jego eksploatacja będzie ograniczana ze względu na ochronę środowiska. Jak się to wszystko ma do niedawnych planów gdańskiego prałata? Zdaniem ludzi z branży, nie brak bursztynu jest dziś największą przeszkodą w budowie ołtarza, a utrata zaufania do ks. Jankowskiego. – Wiara w prałata skończyła się wraz z pojawieniem się w kościele św. Brygidy ludzi z Samoobrony z Andrzejem Lepperem na czele – mówi jeden ze sponsorów ołtarza. – Do tego doszły kontrowersyjne polityczne demonstracje, szczególnie o charakterze antyżydowskim, które wywołały reakcję ówczesnego metropolity Tadeusza Gocłowskiego. Zwolennicy budowy „świętego dzieła”, rekrutujący się głównie z kręgu rzemieślników skupionych wokół powstałego w 2001 roku Komitetu Budowy Bursztynowego Ołtarza, liczyli jeszcze na nowego administratora parafii św. Brygidy, ale on nie podjął inicjatywy swojego poprzednika. Tymczasem zgorzkniały i opuszczony przez wielu niedawnych przyjaciół i współpracowników ks. Jankowski, po klapie fundacji mającej zarabiać na sieci klubów i sprzedaży wina oraz wody mineralnej, zdaje się odpuszczać, tym bardziej że boryka się z problemami zdrowotnymi. Wygląda zatem na to, że Gdańsk straci bezpowrotnie dzieło pychy ekscentrycznego kapłana. BARBARA SAWA
Zaczyna się od piosenki... o to się zwykle tak zaczyna – chciałoby się powiedzieć słowami popularnej niegdyś piosenki. Właśnie od piosenki w przedszkolu zaczyna się wychowanie na modłę Krk. Do Łodzi zjechało około 700 przedszkolaków i uczniów z całej Polski, Łotwy, Litwy i Białorusi, by uczestniczyć w Międzynarodowym Dziecięcym Festiwalu Piosenki i Pieśni Religijnej, który stał się jeszcze jedną okazją do kościelnej indoktrynacji. Przez trzy dni na wszelkie sposoby wychwalano Pana, Kościół i księży. Jury skrytykowało tych, którzy odeszli od zasadniczego tematu, tj. religii – czyli byli z poprawnością polityczną na bakier. Ostatni dzień festiwalu i podsumowanie imprezy z udziałem patronującego mu arcybiskupa Władysława Ziółka były znakomitą lekcją wazeliniarstwa. Ekscelencję, który raczył przybyć na Retkinię wypasionym volvem, witano oczywiście na stojąco, nie szczędząc pochlebstw i hołdów. W podziemnej hali kościoła przy ul. Retkińskiej nie zabrakło też przedstawicieli przykruchtowego Kuratorium Oświaty i urzędników samorządowych. BS
B
Fot. MaHus
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r. om Pomocy Społecznej we Włościborzu (woj. zachodniopomorskie) i jego kołobrzeska filia to miejsca dla ludzi przewlekle somatycznie chorych i wymagających całodobowej opieki. Obydwa domy należą do Starostwa Powiatowego w Kołobrzegu. Fundacja Charytatywna im. Biskupa Czesława Domina z siedzibą w Kołobrzegu to instytucja powołana jedenaście lat temu przez kardynała Ignacego Jeża. Działaniami pomocowymi obejmuje rodziny, organizuje też formacyjno-terapeutyczne spotkania dla małżeństw. Oprócz księdza Wacława Grądalskiego, autora audycji dla rodzin w Radiu Maryja, we władzach fundacji zasiadają Jerzy Wolski, radny powiatowy PO, oraz Czesław Hoc, poseł PiS. Gdzie zatem wspólny mianownik? Jest nim list intencyjny, który do starosty kołobrzeskiego Artura Mackiewicza wysmarował ksiądz Grądalski. A pisze w nim dobrodziej między innymi tak: „W oparciu o nasze doświadczenie w prowadzeniu domu Pomocy Społecznej w Białogardzie Fundacja Charytatywna im. Biskupa Czesława Domina składa Zarządowi Powiatu Kołobrzeskiego (...) propozycję przejęcia zadania prowadzenia Domu Pomocy społecznej we Włościborzu z przeniesieniem własności przedmiotowej nieruchomości na Fundację”. Sprawdziliśmy, jak bogate doświadczenie ma za sobą ksiądz prezes i jego firma. W roku 2000 Dom Pomocy Społecznej w Białogardzie fundacja przejęła bez większych problemów. Nie robił ich starosta biłgorajski Krzysztof Bagiński, nie sprzeciwiał się także dyrektor domu i biłgorajski radny Wiesław Czurko. Współpraca przez sześć lat układała się pomyślnie, ciurkiem
D
POLSKA PARAFIALNA
płynęły dotacje z przeróżnych funduszy pomocowych. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, fundacja zażyczyła sobie większej kontroli nad finansami placówki. I tej próby wysiłkowej ta męska znajomość nie przetrwała. Ksiądz prezes torpedowany przez starostę Bagińskiego i dyrektora Czurkę wyjścia nie miał – z dnia na dzień zrezygnował
dopłacał do działalności domów – twierdzi Zawadzki. Tym bardziej że fundacja księdza Grądalskiego nie ukrywa, że chce przejąć nie tylko zadania, ale także majątek powiatu, a więc nieruchomości należące do DPS we Włościborzu. „Jeśli władze powiatu kołobrzeskiego zainteresowane są naszą ofertą
zimy kilkanaście osób wegetowało w trzech obskurnych izbach (wcześniej była i czwarta, ale zamurowano ją po tym, jak się spaliła), bez bieżącej wody (bezdomni przynosili ją w wiadrach i butelkach po napojach z okolicznych firm), bez sprawnych toalet (wszak potrzeby fizjologiczne bezdomny może załatwiać za płotem), odpowiedniej
7
Tylko że... biedny toruński Caritas wciąż nie ma na tę inwestycję pieniędzy. W 2008 r. Urząd Marszałkowski, porażony warunkami, w jakich egzystują bezdomni, wyasygnował nawet na tę okoliczność 150 tysięcy złotych, a w tym roku – aż 500 tysięcy złotych. Wciąż – jak twierdzi pełnomocnik miasta do spraw informacji
Pasterska pomoc Funkcjonariusze Kościoła mają bogate doświadczenie w opiece nad starszymi i schorowanymi ludźmi. Imają się tego zajęcia szczególnie chętnie, kiedy da się na tym odpowiednio zarobić. z powierzonego mu zadania. Powód oficjalny – brak możliwości porozumienia ze starostwem. Powód właściwy – przegrana walka o wpływy. Tego właśnie „doświadczenia” obawiają się pracownicy DPS we Włościborzu i Kołobrzegu. Niezadowoleni z pomysłu są także sami mieszkańcy. Jeśli zajdzie potrzeba, zamierzają nawet protestować. Niektórzy już zapowiedzieli, że kiedy tylko – co nie daj Panie Boże – trafią w czarne ręce, poszukają sobie innej przystani. Optymistą nie jest także Dariusz Zawadzki, kierownik kołobrzeskiej filii. Obawia się, że fundacja, jak tylko zadania przejmie, wprowadzi własną organizację, a przy tym szybko zacznie prowadzić działalność komercyjną, bo żadna inna w tej branży się nie opłaca. – Nie wierzę, że powiat nie będzie
Poddani Galopujące zadłużenie gmin i rosnące w błyskawicznym tempie bezrobocie zdają się nie obchodzić włodarzy tak bardzo jak potrzeby lokalnych proboszczów i ukłony dla Kościoła. Osiemnaście lat temu do Białegostoku przyjechał sam papież Jan Paweł II. Odprawił nabożeństwo przy ołtarzu ustawionym na kopcu w Krywlanach i pojechał. W tym roku o świętym miejscu przypomniał sobie prezydent Tadeusz Truskolaski. Na rewitalizację papieskiej górki zamierzał przeznaczyć 600 tysięcy złotych. Nie prywatnych, a budżetowych. Wszystko przez to, że pewnego razu wybrał się na obchód i zobaczył, że miejsce nawiedzone przez JPII jest niszczone i dewastowane. Radni – w atmosferze zaciętego sporu – uradzili, że na fanaberie prezydenta przeznaczą w tym roku zaledwie 50 tysięcy złotych z budżetu. Na tym się pewnie nie skończy, bo Tadeusz Truskolaski ma pragnienie, aby teren wyrychtować przed piątą rocznicą śmierci Wielkiego Polaka. Potrzebę miejskiej inwestycji tak podsumował Bartosz Wojda, sekretarz Rady Wojewódzkiej SLD: „Pozostałości po bryle ołtarza, na którym Jan Paweł II odprawił mszę świętą, interesują – jak się wydaje – wyłącznie młodych białostoczan. Wbrew powszechnej
(...) w zakresie pomocy społecznej, jesteśmy gotowi, po uzgodnieniu warunków, przejąć od powiatu zadanie prowadzenia DPS we Włościborzu” – deklaruje ksiądz prezes. Radny Jerzy Wolski, który wyznaje zasadę, że oddawanie miejskich DPS-ów w ręce fundacji otwiera drogę do pozyskania między innymi unijnych środków, zarzeka się, że kiedy przyjdzie do głosowania nad propozycją, on ręki nie podniesie. A o tym, jak sukienkowi potrafią realizować powierzone im zadania, boleśnie przekonują się w Brodnicy. Tamtejszy Ośrodek Caritas Diecezji Toruńskiej im. bpa Jana Chrapka, którym dowodzi ksiądz Grzegorz Bohdan (na zdjęciu), od 2004 roku jako zadanie zlecone prowadzi noclegownię dla bezdomnych mężczyzn. A właściwie – zdewastowaną ruinę, w której ostatniej
opinii, jakoby w tym miejscu nic się nie działo, w ruinach ołtarza wprost kipi życie. Setki, jeżeli nie tysiące mieszkańców naszego miasta z łezką w oku wspominają to miejsce jako to, w którym odbyła się ich inicjacja seksualna. Czy warto więc inwestować publiczne pieniądze w remont ruin po ołtarzu?”. Szczególnie, że w tym samym Białymstoku na mieszkańców lokali komunalnych jak grom z jasnego nieba spadła informacja o podwyżkach czynszów. Uzyskane w ten sposób pieniądze mają być przeznaczone na remonty. Odpowiednie zarządzenie podpisał prezydent, wyjaśniając przy okazji, że chce dostosować stawki obowiązujące w Białymstoku do stawek w innych miastach Polski. Podwyżka (ma obowiązywać od 1 lipca br.) jest niebagatelna (nawet 160 procent dotychczasowych opłat). Dla wielu oznacza to eksmisję. – Dotąd płaciłam niecałe 3 złote za metr kwadratowy. Od lipca będę płaciła ponad dwa razy więcej – mówi pani Krystyna. Mieszka w 60-metrowym mieszkaniu z mężem i dziesięcioletnią córką. Choć oboje z mężem nie zarabiają kokosów, domowego budżetu nijak nie dopasuje do wytycznych z zarządzenia prezydenta, które jasno określają, że na jakąkolwiek pomoc po horrendalnej podwyżce mogą liczyć wyłącznie ci, których dochód na osobę w rodzinie nie przekracza 843,88 złotych. Pomysłów na to, żeby ludzi jakoś wspomóc, nikt tu nie ma. Na stronie internetowej Zarządu Mienia Komunalnego zamieszczono natomiast specjalny kalkulator. Mogą sobie mieszkańcy wyliczyć, ile pieniędzy od lipca będą musieli oddać swojemu miastu. JS
pomocy medycznej, możliwości zadbania o higienę osobistą i niemal bez kontroli (Caritasu nie stać na całodobową opiekę), o terapii nie wspominając. Ksiądz Bohdan, który na swoją „działalność” dostaje 50 tysięcy państwowych złotych rocznie (miasto dodatkowo finansuje posiłki dla bezdomnych), wciąż zapowiada, że „Caritas w Brodnicy ma ambitne plany rozwoju”. To znaczy, że chce wybudować Ośrodek Wsparcia dla Osób Bezdomnych i Zagrożonych Bezdomnością. Opowiada tak przekonująco, że miasto przekazało na ten cel niemal hektarową działkę.
W katolickiej Polsce najlepszym lekarstwem na bezrobocie, biedę i wszelkie niedobory jest zrzucenie wszelkich trosk i kłopotów na barki Maryi. Łódź, Kościerzyna, Tuchów, Olesno, Krosno, Pionki i dziesiątki innych...
i promocji Zdzisława Marciniak – nie jest znany termin rozpoczęcia budowy. „Stawia się nam oczekiwania, a zaangażowanie bywa różne. Celem noclegowni jest zapewnienie noclegu bezdomnym i to zadanie jest realizowane” – dramatu nie widzi ksiądz Grzegorz Bohdan. „Jeżeli nie znajdą się fundusze na budowę nowego obiektu, to Caritas zrezygnuje z prowadzenia noclegowni dla bezdomnych” – szantażuje. Trzy lata wcześniej na budowę potrzebował niewiele ponad 600 tys. złotych, rok temu – 900, dziś – 1,2 mln złotych. Co będzie jutro – strach pomyśleć. JULIA STACHURSKA
obyło się bez kłótni i krzyków, bo o ile dla tych z Prawa i Sprawiedliwości sprawa była oczywista, inni mieli wątpliwości, czy aby na pewno powinno się uszczęśliwiać mieszkańców patronką, nie pytając ich wcześniej o zdanie.
Powierzeni Do grona miast, które mają do kogo wzdychać w chwilach słabości, dołączył ostatnio Wałbrzych. Dotąd znajdował się pod duchową opieką biskupa świdnickiego Ignacego Deca. Od niedawna wspomaga go Matka Boża Bolesna. Taką decyzję podjęli radni, pod czujnym spojrzeniem lokalnych dostojników kościelnych – ks. prałata Józefa Strugarka i ks. prałata Juliana Źrałki, którzy sesję rady miejskiej zdecydowali się opuścić dopiero wówczas, gdy było już na sto procent pewne, że Maryi nic nie zagraża. A debata była burzliwa, nie
„Jestem katolikiem, ale uważam, że nie powinniśmy gloryfikować żadnej wiary. Nie zachowujmy się jak islamscy fundamentaliści i nie wcielajmy w życie swoich pomysłów” – oświadczył Paweł Szpur z Klubu Wałbrzyskiej Wspólnoty Samorządowej. Głos rozsądku ma jednak to do siebie, że prawie nikt go nie słucha. Tak było i tym razem. Pomysł zawierzenia Wałbrzycha Maryi Bolesnej został klepnięty. Zupełnie przy okazji uczyniono z biskupa Deca honorowego obywatela miasta. WZ
8
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Tylko koni żal Rozmowa z Romanem Chojnackim – prezesem Związku Romów Polskich – Nie boi się Pan powtórki pogromu mławskich Romów z 1991 roku? – Niestety, boję się, bo obserwuję wzrost nastrojów antyromskich nie tylko w naszym kraju, ale i w Czechach, na Węgrzech i we Włoszech. Na szczęście dla naszych Romów, wielu z nich wyjechało z Polski i pracuje między innymi w Kanadzie, Anglii czy Irlandii. Ale to niebezpieczne zjawisko wciąż istnieje niczym tykająca bomba zegarowa. – Dlaczego nie lubimy Romów? – To efekt funkcjonowania stereotypów. Dla wielu Polaków Rom to Cygan kojarzący się wciąż ze złodziejstwem i oszustwami, tymczasem prawda jest taka, że ludzie nieodpowiedzialni żyją w każdej społeczności. – Niedawno Europejska Agencja Praw Podstawowych opublikowała raport, z którego wynika, że w Polsce Romowie są dyskryminowani, między innymi w sklepach, restauracjach i bankach. Aż 48 procent przedstawicieli tej społeczności stwierdza, że w ciągu ostatniego roku miało do czynienia z różnymi przejawami dyskryminacji, a 78 proc. mówi wprost o istnieniu dyskryminacji etnicznej. – Romowie nie chcą na ten temat mówić zbyt wiele, bo obawiają się pogorszenia ich i tak niełatwej sytuacji. W Polsce najgorsze nastroje pod tym względem są w Małopolsce. Właśnie z powodu dyskryminacji opuściło nasz kraj 40 procent Romów. Władze dostrzegają ten problem, ale od lat robią wszystko, aby doprowadzić do asymilacji, a nie integracji Romów. Na skutek presji i licznych kłopotów wielu z nas asymiluje się, np. romskie kobiety ubierają się podobnie jak Polki, a nawet farbują sobie włosy na blond. – Stereotypy w myśleniu dotykają nie tylko Romów, ale i Żydów. Co robią Romowie, by poprawić swoją sytuację? – Przede wszystkim nie zamykamy się w swoich ramach i nie odgradzamy murem od ludzi, wśród których żyjemy, ponadto działamy w wielu organizacjach, które bronią romskich praw, walcząc przy okazji ze stereotypami. Z pewnością nie bez znaczenia jest także i to, że coraz więcej przedstawicieli naszej społeczności rozumie, że droga do poprawy losu,
szczególnie młodego pokolenia, wiedzie przez edukację. Obecnie ponad 140 Romów studiuje. – Ale generalnie wciąż z wykształceniem nie jest najlepiej... – Kiedyś było bardzo źle, teraz większość naszych dzieci uczęszcza do szkół podstawowych. – Dopiero w ubiegłym roku zlikwidowano odrębne klasy romskie...
– ...co powitaliśmy z zadowoleniem. – Co studiują Romowie? – W zasadzie na wszystkich kierunkach oprócz medycyny i prawa, bo nasza tradycja nie pozwala nam być ani policjantami, ani lekarzami. – Choć Romowie nie żyją w taborach, wciąż wędrują po świecie, a do tego są rozbici, co nie sprzyja poprawie ich sytuacji i stabilizacji życia. – W genach mamy dążenie do bezustannej wędrówki, ale też wyjeżdżamy za chlebem jak wielu Polaków czy przedstawicieli innych narodów. – Jaka jest kondycja polskich Romów? – Zacznę od tego, że obecnie w Polsce żyje nas 25 tysięcy i wchodzimy w skład kilku grup. Jedna z nich o nazwie Polscy Romowie liczy około 5 tysięcy osób. Za chlebem do innych krajów pojechali głównie młodzi, pozostali zaś starsi, których sytuacja materialna jest na ogół bardzo trudna, bo nie mają emerytur i żyją tylko z zasiłków
opieki społecznej. Młodym łatwiej się odnaleźć we współczesnym świecie, ale i im nie jest łatwo, natomiast starsi mają jeszcze więcej problemów. Robimy wszystko, by pomóc jednym i drugim, przede wszystkim dając wędkę, a nie rybę. Przynosi to już pierwsze efekty – choćby w postaci zakładanych firm. Od kilku lat funkcjonuje specjalny program rządowy wspierający społeczność romską, wspiera nas również Unia Europejska. – Na papierze wygląda to wszystko nawet nieźle...
– To prawda, na górze jest lepiej, zaś na dole bywa różnie. Na przykład państwo dało 10 milionów złotych na rozwiązywanie w szkołach problemów edukacyjnych dzieci romskich, jednakże okazało się, że w wielu miejscowościach pieniądze te wykorzystano na zupełnie inny cel. Przygotowałem specjalny raport na ten temat i sprawą ma się zająć Najwyższa Izba Kontroli. Jak widać, państwo ma jeszcze sporo do zrobienia. – Czy możemy już mówić o efektach działania przy resorcie
Fot. R.P.
Roman Chojnacki – rocznik 1965, od 2000 r. prezes Związku Romów Polskich, a także Międzynarodowej Romskiej Agencji Monitoringu. Działa społecznie, wraz z żoną Joanną poświęcił się rozwiązywaniu problemów romskich. Na co dzień zajmuje się działalnością gospodarczą. Mieszka w Szczecinku, gdzie żyje 70–80 Romów.
spraw wewnętrznych i administracji specjalnego zespołu do spraw romskich? – Z pewnością sukcesem jest to, że taki zespół istnieje, ale na razie więcej jest słów niż konkretów. – Co w pierwszym rzędzie państwo powinno zrobić dla Romów? – Przede wszystkim mocniej wesprzeć finansowo nasze organizacje, a także różnorodne projekty, które przygotowujemy. Niestety, tak się jakoś dziwnie składa, że nasze propozycje zwykle przepadają w urzędniczym młynie i nie mogą się przebić...
– Romowie są w większości katolikami, czy zatem otrzymują jakąś pomoc ze strony Kościoła? – Nic nie wiem o takiej pomocy, choć muszę przyznać, że nie zwracają się po nią. Dlaczego? Może wynika to z ich dumy... – Proszę odpowiedzieć na pytanie: jest Pan Romem czy też nie? Jak podały media po słynnym wygranym przez Pana procesie z innym przedstawicielem społeczności romskiej, starszyzna miała orzec, że z powodu odwołania się do państwowego sądu utracił Pan prawa Roma... – Nie ma takiej możliwości, bym przestał być Romem. To, co się wtedy działo w sądzie, łącznie z wypowiedziami naszego króla, wynikało raczej z emocji towarzyszących tej rozprawie i niewiedzy. Jak pan widzi, nadal służę naszej społeczności. – Co na to wszystko zwierzchnik Romów polskich? – Nie mam z nim kontaktu... Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r. ówności rasowej strzeże wiele aktów prawnych. Do rozwoju właściwych środków do walki z dyskryminacją z powodu rasy bądź pochodzenia obliguje traktat amsterdamski. „Dyskryminacja ze względu na pochodzenie rasowe lub etniczne może utrudnić osiągnięcie celów Traktatu Wspólnoty Europejskiej, w szczególności doprowadzenie do wysokiego poziomu zatrudnienia i opieki społecznej, wzrostu poziomu jakości życia, spójności gospodarczej i społecznej oraz solidarności. Może również zagrozić realizacji celu, jakim jest rozwój Unii Europejskiej jako przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości” – to z kolei zapis europejskiej Dyrektywy równości rasowej. W Polsce zapisy o zakazie dyskryminacji znajdziemy także w kodeksie karnym, cywilnym oraz kodeksie pracy, a przede wszystkim – w konstytucji („Wszyscy są wobec prawa równi, wszyscy mają prawo do jednakowego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”). Rzeczywistość często wymyka się spod kontroli przepisów. Według badań CBOS, Polacy z sympatią traktują Irlandczyków, Anglików, Czechów, Francuzów i Włochów. Wyraźną niechęć żywią z kolei do Turków, Rumunów, Romów czy Arabów. W listopadzie 2008 r. 51-letni Egipcjanin Hassan Bahgat, który padł ofiarą dyskryminacji oraz przemocy o podłożu rasistowskim, prowadził protest głodowy pod kaliskim ratuszem. Strajk miał trwać do czasu, aż w Polsce cudzoziemcy będą mogli żyć jak ludzie. Hassan głodówkę skończył po jedenastu dniach, kiedy pomoc obiecał sam prezydent miasta. Tysiące przypadków nietolerancji, ksenofobii i rasizmu, których autorami są nasi rodacy, gromadzi „Brunatna księga”, opracowana z kronikarską starannością przez członków stowarzyszenia Nigdy Więcej – zajmującego się walką z przejawami nietolerancji, rasizmu i ksenofobii w polskim życiu publicznym. Znajdziemy tu zdarzenia z początku lat 90. (m.in. zabicie przez 16-letniego skinheada niemieckiego kierowcy tira w Nowej Hucie w 1992 r.), jak i przypadki z ostatnich lat: ! Wrocław – 30-letni Arkadiusz M. oraz 28-letni Jacek C. pobili czarnoskórego mężczyznę, wyzywając go przy tym od „czarnuchów” i „małp”. Obydwaj zapewniali, że nie są rasistami i że to oni zostali zaatakowani; ! Gorzów Wielkopolski – tutaj o polskiej gościnności przekonał się pewien Singapurczyk. W centrum miasta został napadnięty i pobity; ! Opole – „Spierdalaj do Afryki” – usłyszał piłkarz tamtejszej Odry Pape Samba Ba. Został też pobity. Sprawcy – dwaj nastoletni chłopcy oraz dwie ich równie młode koleżanki.
R
W marcu br. na czarnoskórą studentkę białostockiego Uniwersytetu Medycznego napadł 18-letni Rafał Sochoń. Mimo że do zdarzenia doszło w galerii handlowej, nikt nie zareagował. Osiemnastolatek został aresztowany na trzy miesiące (grożą mu trzy lata więzienia). Odpowie za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu oraz chuligański napad na tle rasowym. Sochoń twierdzi, że działał w obronie własnej po tym, jak został przez kobietę zaatakowany. Z kolei na początku maja dwóch nastolatków na przystanku autobusowym zaatakowało czarnoskórego Francuza. Też w Białymstoku.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
9
– od trzech lat plasuje się mniej więcej na tym samym poziomie, z wyjątkiem przestępstw z artykułu 256 kodeksu karnego (znieważanie z powodu pochodzenia etnicznego oraz nawoływanie do nienawiści na tle etnicznym, rasowym). Tych jest zdecydowanie więcej. W roku 2005 takich przestępstw stwierdzono 18, w roku 2006 już 47, zaś w roku 2007 – aż 82. Liczby te nie są odzwierciedleniem tolerancji Polaków, ale raczej obaw obcokrajowców przed większymi kłopotami (po tym, jak zgłoszą swój problem i zostanie on nagłośniony), nieznajomości prawa w zakresie
Czarno na białym W niemal jednorodnym pod względem etnicznym kraju nad Wisłą wyróżnia się każda kolorowa twarz. Polacy rasistami nie są, ale większość wyraża pogląd, że asfalt powinien leżeć na ulicy. Pobity Legre Karamoko do Polski przyjechał zaledwie na dwa tygodnie. Sytuacja na tyle wymknęła się spod kontroli lokalnej władzy, że apelują do niej sami rektorzy wyższych uczelni. W oświadczeniu Kolegium Środowiskowego Rektorów Wyższych Uczelni Białostockich skierowanym do władz wojewódzkich, samorządowych i miejskich czytamy: „Mając na uwadze ostatnie wydarzenia przemocy na tle rasowym, jakie miały miejsce w naszym mieście, Kolegium stanowczo potępia takie zachowania i apeluje do środowisk akademickich o przeciwdziałanie rasizmowi, ksenofobii i antysemityzmowi”. ! ! ! Mimo że naruszenie praw człowieka ze względu na jego rasę to jedno z najcięższych pogwałceń praw podstawowych, wciąż dochodzi na tym tle do przemocy fizycznej bądź werbalnej. Doświadczają jej najczęściej ci, którzy wyróżniają się wyglądem i kolorem skóry – Afrykańczycy, Azjaci, Romowie, Arabowie. Liczba tego typu przestępstw odnotowywana każdego roku przez organa ścigania nie jest imponująca. Według Zespołu do spraw Rasizmu i Ksenofobii przy MSWiA
Fot. MaHus
Zasada równego traktowania oznacza brak jakichkolwiek form bezpośredniej lub pośredniej dyskryminacji ze względu na pochodzenie rasowe lub etniczne. Dyskryminacja bezpośrednia ma miejsce, gdy ze względu na pochodzenie rasowe lub etniczne osoba traktowana jest mniej przychylnie niż traktuje się, traktowano lub traktowano by inną osobę w podobnej sytuacji; dyskryminacja pośrednia ma miejsce, gdy pozornie neutralny przepis, kryterium lub praktyka mogą doprowadzić do szczególnie niekorzystnej sytuacji dla osób danego pochodzenia rasowego lub etnicznego w stosunku do innych osób, chyba że taki przepis, kryterium lub praktyka są obiektywnie uzasadnione legalnym celem, a środki mające służyć osiągnięciu tego celu są odpowiednie i konieczne. (Dyrektywa równości rasowej)
przepisów antydyskryminacyjnych albo języka. ! ! ! „Rasizm to nie tylko archaiczna, XIX-wieczna, pseudonaukowa doktryna a` la Gobineau, ale zestaw rasowo-etnicznych uprzedzeń rozproszonych szeroko i funkcjonujących dzisiaj w najrozmaitszych przejawach. Rasizm we współczesnej kulturze ma bowiem wiele twarzy, pojawia się na najrozmaitszych poziomach, w różnych formach i z różną intensywnością” – uważa Rafał Pankowski, autor książki „Rasizm a kultura popularna”. Słowa o rasistowskim bądź ksenofobicznym zabarwieniu słychać nie tylko na boiskach sportowych,
gdzie pseudokibice plują na czarnoskórych zawodników i rzucają w nich bananami, wydając przy tym małpie okrzyki. Gorzkie Fot. MaHus uwagi płyną także z politycznych mównic. „Głową największego na świecie mocarstwa został kumpel lewackiego terrorysty Williama Ayersa, polityk uważany przez republikańską prawicę za czarnoskórego kryptokomunistę. Obama to nadchodząca katastrofa. To koniec cywilizacji białego człowieka” – wygłosił Artur Górski z PiS i wcale się swoich słów nie wstydził. „Jestem endekiem, dla mnie liczy się kompetencja i przywiązanie do polskości. Klub nie dostanie od nas ani złotówki, jeżeli będą grali w nim obcokrajowcy” – oświadczył niedawno prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak, zapewniając przy tym, że nie jest
rasistą. Chodziło o dofinansowanie z miejskiego budżetu lokalnego klubu koszykówki. – Jest znacznie lepiej niż w latach 90., chociaż wciąż zdarzają się sytuacje, gdy ktoś doświadcza rasizmu – uważa łódzki radny John Godson, Nigeryjczyk, przedstawiciel ponad 40-tysięcnej rzeszy obcokrajowców mieszkających i pracujących w Polsce. „Nie odważyłbym się dzisiaj na stwierdzenie, iż nasz kraj uporał się całkowicie z problemem dyskryminacji rasowej” – twierdzi z kolei Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich. Asfalt, bambus, goryl, czarna małpa – te słowa rzucane w ślad za obywatelami Afryki zdają się tę tezę potwierdzać. Wciąż za wielu jest tych, którzy nie pamiętają, że przede wszystkim jesteśmy ludźmi. Dopiero później narodami. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
10
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
POD PARAGRAFEM
(Nie)LOT T wumilionowe Podkarpacie to nie tylko bastion Krk, włości ojca biznesmena i reduta PiS. To również rynek międzynarodowych lotniczych przewozów pasażerskich, na których zarabiają wszyscy – z wyjątkiem rodzimego PLL LOT. W podrzeszowskiej Jasionce lądują i startują każdego tygodnia 32 boeingi-737 irlandzkiego Ryanaira. Rocznie obsługują ok. 250 tys. osób udających się lub powracających z Wielkiej Brytanii i Irlandii. Przekonali się do lotniska w Jasionce organizatorzy czarterów do kurortów Tunezji, Egiptu, Turcji, a LOT obsługujący regularnie tylko loty do Warszawy, jest zadziwiająco odporny na zagraniczne przeloty. Czy wiedzie mu się na tyle dobrze, że z palcem w zadku może odpuścić konkurentom tysiące „atlantyckich” pasażerów? Zobaczmy. Podobnie jak w ubiegłym roku jedynie przez 2,5 miesiąca (14.06.–30.08.), raz w tygodniu, latać będą z Jasionki samoloty LOT do Nowego Jorku. Zapchane na ful, bo biedne, ale katolickie Podkarpacie ma jedną z najliczniejszych w RP populacji pracujących za oceanem. Co zrobią ci, którzy chcieliby lecieć w innym od narzuconego przez LOT terminie? Pojadą na Okęcie? Za Chiny! Wiara skrzykuje się, wynajmuje składkowego busa (autokar w przypadku większych grup) i podskakuje do Budapesztu, Bratysławy lub Pragi. Stamtąd koszt eskapady do USA jest o tyle niższy w porównaniu do taryf LOT-u, że wystarczy na transport, nocleg, dobry obiad
D
i Cygana grającego do kotleta. Gdyby nie ta „sezonowość” naszego narodowego przewoźnika, mało kto z lecących na saksy lub do rodzin włóczyłby się po ościennych krajach, skoro czas to pieniądz, a Jasionka pod nosem. Ale LOT stać na straty – niech dziady zarabiają! Co symptomatyczne, w czasie gdy najtęższe głowy PLL LOT myślą o zwolnieniu możliwie jak największej liczby pracowników, niemiecka Lufthansa uruchomiła z Jasionki regularne połączenia do Frankfurtu. Na początek pięć razy w tygodniu w promocyjnej cenie (od 162 w jedną i 399 zł w obie strony) i z lądowaniem na jednym z największych w świecie lotnisk, skąd można odlecieć do 290 miast w 79 krajach! Do tych amerykańskich też dużo taniej. Na inaugurację (27.04.) samolot do Rzeszowa miał zajętych 85 proc. miejsc, a wylatujący z Jasionki – 65 procent, co Lufthansa uznała za bardzo obiecujący wynik. Niewykluczone, że za rok, dwa LOT nie będzie już musiał fatygować się lotem z Jasionki za ocean, jeśli potencjalni pasażerowie zasmakują w Lufthansie i innych liniach lotniczych. Będzie za to doskonały pretekst do kolejnych redukcji personelu i przednia okazja do zmiany funkcji „bezrobotnych” samolotów. Mogłyby z powodzeniem pełnić rolę lotniskowych kaplic lub (po niewielkich przeróbkach) mobilnych konfesjonałów. Z obsługą kłopotów nie będzie, bo na kapelanów kasy nie zabraknie. JANUSZ ADAMSKI
[email protected]
rudno dziś ustalić, ile dawniej kosztowała pierwsza komunia – ubranie, poczęstunek (kakao i drożdżówka) oraz pamiątkowe zdjęcie. Przed II wojną światową stroje do pierwszej komunii były proste i skromne – twierdzą księża, usiłując powstrzymać postępujące szaleństwo komunijne. Jednak zapominają przy tym dodać, że owa prostota i skromność nawet przed wojną dotyczyła wyłącznie dzieci z najuboższych rodzin. A i ona była kwestią względną, zważywszy na fakt, że zafundowanie dziecku nieprzydatnego na co dzień stroju komunijnego dla biednej rodziny stanowiło ekstrawagancką rozrzutność. O tym, że w okresie międzywojennym sprawienie pierwszokomunijnych
Gdzie te komunie... ubrań dla wielu rodzin robotniczych i chłopskich wiązało się z ogromnym wydatkiem, świadczą zachowane relacje o podziękowaniach księży kierowanych pod adresem rodziców za „trudy i starania, które około wystrojenia dziatek ponieśli”. Ale również wzmianki o protestach mniej zamożnych rodziców przeciwko dopuszczaniu dzieci po roku przygotowań do pierwszej spowiedzi, a dopiero w następnym do pierwszej komunii, co w praktyce wiązało się z koniecznością zakupu dwóch ubrań. Jednocześnie wystarczy przejrzeć stare zdjęcia komunijne, żeby przekonać się, jak wielkim mitem jest opiewana dziś przez księży z takim rozrzewnieniem „skromność” przedwojennych komunijnych kreacji, pełnych koronek, haftów, misternych drapowań i nierzadko długich welonów. Nie ulega wątpliwości, że dla panienek i kawalerów z tzw. dobrego domu uroczysta komunia stanowiła pierwsze publiczne wystąpienie (przed I wojną światową w Polsce do komunii przystępowano w wieku 13–15 lat) i jako taka była prezentacją statusu materialnego rodziny. Na stosownym wystrojeniu w zamożnych rodzinach
Porady prawne Proszę o poradę prawną w następującej sprawie. Po ślubie, na działce podarowanej mi przez matkę, wybudowaliśmy z żoną dom jednorodzinny (żona nie wniosła żadnego posagu). Mieliśmy dwoje dzieci (oboje się wyprowadzili i założyli rodziny). Żona zmarła. Czy powyższą nieruchomość mogę przepisać jednemu z dzieci jako moją własność, czy wchodzi ona w skład spadku dla obojga dzieci? (Rudolf, Bądzów) Nieruchomość, którą Pan opisuje, weszła w skład majątku wspólnego – Pańskiego i żony (o ile nie podjęli Państwo decyzji o rozdzielności majątkowej). Nie ma znaczenia, czy żona dawała na budowę domu jakieś pieniądze – w świetle prawa uznaje się, że małżonek przyczynia się do zaspokajania potrzeb rodziny także przez osobiste starania o wychowanie dzieci i pracę we wspólnym gospodarstwie domowym. Po zmarłej żonie powinno zostać przeprowadzone postępowanie spadkowe. O ile nie zostawiła ona testamentu, to należąca do niej połowa majątku zostałaby podzielona
nie oszczędzano. Najmodniejsze w danym sezonie fasony sukien komunijnych rodem z Paryża przedrukowywały polskie żurnale mód. W 1860 roku „Magazyn Mód i Nowości Dotyczących Gospodarstwa Krajowego” tak opisywał ostatni krzyk komunijnej mody: „Suknia biała muszlinowa, naszyta trzy razy karbowanym muszlinem. Stanik pod szyję marszczony bez baletu, z szarfą u boku muszlinową, tak zwaną duchesse. Rękawy składają się z dwóch bufek u ramienia, dwóch falban obszytych karbowaną falbanką i buffy zapiętej koło ręki. Czepeczek biały tiulowy, garnirowany neżykiem. Woal tiulowy. Rękawiczki i buciki białe. Książka do nabożeństwa, oprawna w biały aksamit”.
na trzy części – po jednej dla Pana i każdego z dzieci. Wspomnianą nieruchomość może Pan przekazać jednemu z dzieci w formie darowizny bądź w testamencie. W tym drugim przypadku drugie dziecko będzie uprawnione do zachowku – chyba że zostanie przez Pana w testamencie wydziedziczone (przypomnijmy, że wydziedziczyć, czyli pozbawić prawa do zachowku, można w następujących sytuacjach: jeżeli uprawniony – wbrew woli spadkodawcy postępuje uporczywie w sposób sprzeczny z zasadami współżycia społecznego; dopuścił się względem spadkodawcy albo jednej z najbliższych mu osób umyślnego przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności albo rażącej obrazy czci, albo uporczywie nie dopełnia względem spadkodawcy obowiązków rodzinnych; przyczyna wydziedziczenia również musi być wskazana w testamencie). W przypadku przekazania nieruchomości darowizną – przy jednoczesnym braku testamentu – po Pańskiej śmierci taka darowizna może zostać zaliczona na tzw. schedę spadkową, co oznacza, że do wartości pozostawionego
Równie sporna jak skromność strojów pozostaje kwestia prezentów komunijnych. Należy pamiętać, że pierwsze w życiu odświętne ubranie i nowe buty dla wielu przedwojennych „pierwszokomunistów” stanowiło znacznie większą atrakcję niż najdroższe prezenty otrzymywane dziś z okazji komunii. Przedwojenni koledzy i koleżanki dzisiejszych dziewięciolatków zadowolić się musieli książeczkami do nabożeństwa, medalikami, łańcuszkami z krzyżykiem i różańcami. Co nie znaczy, że nie licytowano się na komunijne dewocjonalia. Przykładowo: w 1924 roku specjalnie wydana dla młodzieży przystępującej do pierwszej komunii książeczka do nabożeństwa w oprawie z imitacji skóry kosztowała 1 zł, w oprawie z angielskiego płótna i ze złoconym brzegiem – już 1,70 zł, a w oprawie ze skórki kozłowej, w giętkiej okładce i ze złoconym brzegiem – aż 4,70 zł. Podobnie rzecz się miała z innymi gadżetami komunijnymi i pamiątkowymi zdjęciami. AK
majątku spadkowego zostanie dodana wartość nieruchomości (będzie to zależało m.in. od wartości całego pozostawionego majątku), jednak jeżeli wartość tej darowizny (nieruchomości) byłaby większa niż wartość schedy spadkowej („części” należnej każdemu z dzieci), to dziecko, które otrzymało darowiznę, nie będzie uwzględniane przy dziale spadku. Podstawa prawna: ustawa z dn. 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU 1964.16.93 ze zm. ! ! ! Ja i moja żona nie mamy dzieci. Nasi rodzice nie żyją, każde z nas ma kilkoro rodzeństwa. Posiadamy niewielki majątek stanowiący nasz wspólny dorobek. Oboje spisaliśmy testamenty, według których, jedno z nas dziedziczy cały majątek po śmierci drugiego. Chciałbym się dowiedzieć, czy testamenty sporządzone przez nas, bez obecności notariusza, są ważne oraz czy pomimo testamentów nasze rodzeństwo może dziedziczyć część majątku. Jedną z form testamentu zwykłego jest testament sporządzony przez spadkodawcę w całości pismem ręcznym, podpisany i opatrzony datą. Jeśli testament nie zawiera daty sporządzenia, zachowuje ważność w świetle prawa, ale pod warunkiem, że nie istnieją wątpliwości co do zdolności spadkodawcy do sporządzenia testamentu, także co
do jego treści lub co do wzajemnego stosunku kilku testamentów tego samego spadkodawcy. Testament może być także sporządzony w formie aktu notarialnego, jednakże nie jest to forma obowiązkowa dla ważności testamentu. Sporządzenie testamentu powoduje dziedziczenie testamentowe i tym samym wyłącza zastosowanie przepisów Kodeksu cywilnego dotyczących dziedziczenia ustawowego. Jednakże należy pamiętać o instytucji zachowku, która nakłada na spadkobierców obowiązek pokrycia zachowku wobec osób uprawnionych. Zgodnie z art. 991 par. 1 k. c., do kręgu osób uprawnionych do zachowku należą zstępni zmarłego, jego rodzice oraz małżonek. W Państwa sytuacji brak jest osób, które mają uprawnienie do zachowku, wobec czego zastosowanie będzie miało tylko dziedziczenie zgodnie z treścią testamentu. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU 64.16.9. ! ! ! Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r. łaściwą drogę w zakonie wyznaczają trzy drogowskazy. Czystość, a więc wyrzeczenie się życia rodzinnego, stłamszenie w sobie instynktów macierzyńskich oraz ufność, że czystość rodzi się nie z braku miłości, ale z jej nadmiaru. Ten nadmiar musi się jednak koncentrować wyłącznie na więzi z Chrystusem. Posłuszeństwo, czyli wzajemna akceptacja, życzliwość, braterska miłość i szczery dialog oraz właściwe rozumienie woli Boga. W posłuszeństwie trzeba wykazywać dojrzałość. Tylko ona pozwala uniknąć buntu i skrytej wrogości oraz krytykowania decyzji przełożonych. Ubóstwo duchowe, które przejawia się w radości z obywania się bez wielu rzeczy, w życiu skupionym na poszukiwaniu Boga. Należy przyjmować wyrzeczenia z radością, żyć w oderwaniu od codzienności komercyjnego świata i myśleć tylko o Jezusie. Wszak Bóg jako Pan i Stwórca wszystkiego ma prawo zażądać wyrzeczenia się nawet najświętszych uczuć i wymagać, aby z miłości do niego opuszczono ojca i matkę, braci i siostry, dom i wszelkie dobra. Mimo starań i głębokiego oddania niezwykle trudno jest pokornie kroczyć drogą wyznaczaną przez władze zakonne. Alicja do zakonu poszła od razu po maturze. Z całych swoich dziewczęcych jeszcze sił pragnęła realizować zapisaną w charyzmie służbę Bogu i ludziom. Wkroczyła w nowy, zupełnie nieznany świat trochę niepewna siebie i swoich możliwości. Po kolejnych stopniach formacji złożyła śluby wieczyste. Życie zakonne nie należało do urozmaiconych – o świcie pobudka, później modlitwa, posiłki, adoracja oraz ciężka praca, która zmazuje wszelkie grzechy. Nie narzekała, bo to przecież jedyna droga, żeby w chwili śmierci i spotkania z Chrystusem, jej jedynym Oblubieńcem, być do Niego jak najbardziej podobną. A Alicja bardzo pragnęła podobać się Chrystusowi. Nie fizycznie. Duchowo. Modliła się więc długo i gorliwie. Przecież wciąż słyszała, że oddanie się Bogu jest bardzo zobowiązujące. W zakonie spędziła 17 lat. Do czasu, aż uciekła. – Wokół siostry przełożonej tworzą się swoiste klany – wspomina Alicja. – Jeśli jesz jej z ręki, istnieje szansa, że spojrzy na ciebie łaskawiej, na przykład przy podziale pracy – opowiada Alicja. – To sprawa zasadnicza, bo wtedy możesz liczyć na to, że zamiast z motyką w ogrodzie, będziesz pracować umysłowo, a przy okazji dostaniesz szansę spojrzenia na świat, dowiesz się, co słychać na zewnątrz, obejrzysz wiadomości, a nawet co jakiś czas skorzystasz z internetu albo dostaniesz możliwość wyjścia za bramę – dodaje. Takie rarytasy dostępne są jednak wyłącznie wyselekcjonowanym.
W
Po kilku latach Alicja popadła w depresję. Przestała widzieć sens – i swego oddania Bogu, i najgorliwszych do Niego modłów oraz adoracji. Ich miejsce zajęły myśli samobójcze. Wtedy poprosiła przełożoną o możliwość leczenia. Usłyszała, że nie ma takiej potrzeby, że zmaga się wyłącznie z wytworami własnej wyobraźni, a wszystko przez to, że za mało gorliwie się modli.
ZA KLASZTORNĄ FURTĄ przełożona. – Po latach pracy i służby zostajesz bez środków do życia, nawet bez prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Nie masz żadnego doświadczenia zawodowego, a na kursy doszkalające zwyczajnie cię nie stać – mówi Alicja. Sytuacja była beznadziejna. O jakąkolwiek pomoc, choćby na kilka pierwszych miesięcy, poprosiła więc przełożoną zakonu,
Formowano więc jestestwo Dominiki, tłamsząc wszelkie przejawy skrzywdzenia emocjonalnego, poczucia małej wartości, wygórowanych (a więc chorych) ambicji czy – nie daj Panie Boże – egocentryzmu. Miała się po tym stać jedną z wielu nijakich trybików w machinie. Posłuszną i oddaną. Najpierw siostrze przełożonej, dopiero później – samemu Chrystusowi.
Oblubienice Chrystusa W Polsce w ponad 150 zakonach i zgromadzeniach jest około 25 tysięcy kobiet. Wchodzą za klasztorną furtę, bo nie wyobrażają sobie innego życia. Chcą służyć ludziom, Kościołowi i umiłowanemu Bogu. Nie zawsze wytrzymują.
Fot. A.T.
Zaostrzono jej rygor. Nie pomogło. Alicja miała jeszcze resztki instynktu samozachowawczego. Kiedy stanęła na pograniczu życia i śmierci, postanowiła uciec. Nie znała innego życia, więc szukała zgromadzenia, gdzie dostanie szansę na leczenie. Próbowała u misjonarek miłości. „Szatan cię wyprowadził z zakonu” – usłyszała tuż przed tym, jak wyrzuciły ją za furtę. Lepiej poszło u elżbietanek, ale te – gdy tylko zasięgnęły opinii o swojej „kuracjuszce” – traktowały ją niczym trędowatą. Żadna nie chciała z nią rozmawiać, omijały ją jak popsute jajko. Wytrwała, bo pozwalały się leczyć. Jedno z badań wykazało torbiele na narządach rodnych. Po operacji już do klasztoru nie wróciła. Cały jej dobytek stanowiło wówczas kilka znoszonych ubrań, buty i Pismo Święte, które na początku zakonnej drogi wręczyła jej matka
w którym ciężko pracowała kilkanaście lat. Przekonała się, że zasady są brutalne. Według prawa kanonicznego, „ci, którzy zgodnie z prawem opuszczają instytut zakonny lub zostali z niego prawnie wydaleni, nie mogą się od niego niczego domagać za jakąkolwiek pracę w nim wykonaną. Jednakże instytut winien zachować słuszność i ewangeliczną miłość wobec wydalonego członka”. A przecież ewangeliczną miłość wykazała przełożona, godząc się na rozmowę... ! ! ! Dominice czas postulatu i nowicjatu minął na pogłębianiu powołania, a przede wszystkim – eliminowaniu wszelkich lęków, które muszą zostać rozpoznane i uświadomione. Bo to one – co do zasady – są podłożem gniewu i niezadowolenia z samej siebie, zniekształcają podejście do modlitwy, do innych sióstr oraz sfery emocjonalno-seksualnej.
Kiedy zdecydowała się na życie za klauzurą, w hermetycznym i zamkniętym środowisku, gdzie rozmawiać można było tylko w trakcie posiłku, o ile nie zabroniła tego matka przełożona, dowiedziała się, że przez śluby zakonne wiąże się nie tylko z Bogiem, ale także z rodziną zakonną, którą łączy wspólne powołanie, wspólna modlitwa i wspólne życie. Powiedziano jej też, że ta, która zamierza żyć w zakonie, a nie w nim wegetować, powinna być wciąż rozpalana duchowo. Poddawała się więc karnie wszystkim stopniom formacji, mając w pamięci słowa powtarzane niczym mantra, że nic innego tylko zakłamanie emocjonalne prowadzące do zamknięcia w sobie, lęku, agresji i chorego poczucia winy jest przyczyną niezadowolenia z innych i ciągłego krytykowania wszystkich, głównie przełożonych. W chwilach wolnych od modlitwy i kontemplacji pracowała. Ta
11
drobna kobieta była zaganiana do każdej, nawet najcięższej pracy. Najbardziej dokuczało kopanie ogrodu, bo wtedy na delikatnych dłoniach Dominiki robiły się pęcherze. Bolało, gdy pękały, ale przecież Chrystus na krzyżu cierpiał bardziej. Ponieważ duchowość to całkowite i bezgraniczne oddanie się Bogu – starała się ze wszystkich sił. Szczególnie mocno wtedy, gdy uświadomiła sobie, że zaczyna tracić wiarę. Spisana charyzma jej zgromadzenia nijak miała się do rzeczywistości, w której przyszło jej żyć. Bóg nader często był na drugim planie – ważniejsze było odpowiednie chodzenie (wolno i dostojnie), siedzenie (przykładna zakonnica nie może zakładać nogi na nogę), jedzenie (żeby nie obrazić Chrystusa, jabłko można jeść wyłącznie wtedy, jeśli wcześniej pokroi się je nożem). W końcu stała się rzecz oznaczająca koniec jej zakonnego świata. Ona – kobieta konsekrowana – zakochała się w swoim spowiedniku. Miłością najgorętszą i najczystszą z możliwych. Pragnęła go i tęskniła za nim bardziej niż za Jezusem. Ale to tego ostatniego winiła za wystawienie jej na próbę, z której nie mogła wyjść z podniesioną przyłbicą. Wiedziała, że powinna prosić o przeniesienie, ale to wiązałoby się z wyznaniem grzechu. Walczyła więc z tą namiętnością długo, samotnie i... bezskutecznie. Nie potrafiła oszukać własnej seksualności. Nie umiała i nie chciała żyć w zakłamaniu. Odeszła. – Ta decyzja nie jest łatwa. Po długich latach w całkowitej izolacji paraliżuje cię strach przed tym, co nieznane. Te, które odchodzą, dla wspólnoty przestają istnieć. Mówi się o nich jak o umarłych, nie ma mowy o podtrzymywaniu zawartych za furtą znajomości czy jakiejkolwiek pomocy. Jedyna twoja rodzina udaje, że nigdy cię nie znała. To boli najbardziej – mówi Dominika. Ze swojego zakonu wyszła bladym świtem, tak, żeby nie demoralizować współsióstr. Jak banita – tylnym wyjściem przeznaczonym do wyprowadzania zmarłych, bez pożegnania, po cichu. Nie miała pomysłu na świeckie życie. Nie miała oparcia w pogniewanej na jej decyzję rodzinie. Wiedziała tylko, że musi być twarda. Przejść przez sito pytań, wyjaśnień, ciekawskich spojrzeń, nieukrywanych uśmieszków. Nauczyć się żyć w świecie galopującej techniki. Znaleźć pracę. Cieszyć się każdą wypitą filiżanką kawy, którą uwielbia, choć pamięta doskonale, że Panu Bogu to się bardzo nie podoba, i wchodzić po schodach do swojego wynajętego mieszkania na drugim piętrze wrocławskiego wieżowca, przeskakując po dwa stopnie na raz bez obawy, że za karę będzie musiała pokutować we włosiennicy. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
12
PATRZYMY IM NA RĘCE
rezes Jarosław Kaczyński jeździ po Polsce i opowiada, jak to jego ludzie sprawnie rządzili ochroną zdrowia. To rzekomo dzięki niedawno zmarłemu profesorowi Zbigniewowi Relidze, Bolesławowi Piesze (wiceminister zdrowia w latach 2005–2007, kandydat PiS w wyborach do PE) i Andrzejowi Sośnierzowi (poseł PiS, w latach 2005–2007 prezes Narodowego Funduszu Zdrowia) lekarze i pielęgniarki mają znacznie wyższe pensje, a chorzy nie czekają już w gigantycznych kolejkach na zabiegi. Tymczasem wszystko, czym chwali się lider PiS, to jedno wielkie kłamstwo. Udowodnili to inspektorzy NIK, którzy jesienią 2008 roku odwiedzili Ministerstwo Zdrowia oraz Narodowy Fundusz Zdrowia. To, co odkryli, spisali na ponad pięciuset stronach protokołu kontroli i w specjalnym raporcie. Można go streścić jednym zdaniem: bałagan, anarchia i marnowanie publicznych pieniędzy. Na początku inspektorzy NIK ustalili, że rządy PiS tak naprawdę akceptowały w ciemno projekty budżetów NFZ. Ministrowie finansów (w tym Zyta Gilowska) i zdrowia rekomendowali posłom dokumenty, których na oczy nie widzieli, choć – zgodnie z prawem – mieli obowiązek ich dokładnej weryfikacji. Pytani przez nas eksperci zwrócili uwagę, że nawet w czasach Jerzego Buzka księgowość kas chorych była poddana większej kontroli ze strony rządu niż NFZ za czasów PiS. Gdyby ministrowie zajrzeli do dokumentów przygotowanych przez Andrzeja Sośnierza, dowiedzieliby się, że w Polsce cenę operacji i porad lekarskich wylicza się z sufitu. I stamtąd pochodziły stawki, jakie proponował szpitalom i poradniom. W raporcie NIK czytamy bowiem, że „w 2007 roku, podobnie jak w roku 2006, Fundusz nie prowadził analiz kosztów świadczeń (...) niezbędnych dla prawidłowego zawierania umów (...) na ich udzielanie. Nie żądał też od świadczeniodawców (szpitali i przychodni – przyp. red.) przedstawiania cennika (...).” A stawki jakoś wyliczał. Co prawda od 2005 r. NFZ dysponuje raportami Agencji Oceny Technologii Medycznych na temat cen poszczególnych świadczeń, ale jej twórcą był niesłuszny lewicowy minister Marek Balicki i dlatego opracowania AOTM nie mogły być wykorzystywane. Bez nich NFZ nie musi się spowiadać, dlaczego za ten
P
Sufitologia Dane brane z sufitu, podwyżki płac dla wybranych lekarzy, płacenie za świadczenia, których nie było, i oszczędzanie na operacjach to dokonania ekipy PiS rządzącej Narodowym Funduszem Zdrowia.
Zbigniew Religa i Lech Kaczyński sam zabieg jednemu szpitalowi płaci nawet cztery razy więcej niż innemu. Nie liczy się tutaj ani poziom kadry, ani specjalizacja lecznicy. Zdarzały się przypadki, że byle jak wyposażony szpital powiatowy dostawał więcej kasy niż specjalistyczna klinika. ! ! ! Prawo i Sprawiedliwość chwali się, że latem 2006 roku przeprowadziło skutecznie największą dotąd operację podwyżek płac lekarzy, laborantów, pielęgniarek i salowych. Przez parlament przepchnięto nawet specjalną ustawę. Już jesienią 2006 roku NIK ostrzegała, że przez nią wynagrodzenia w niektórych lecznicach nie wzrosną, a spadną. Podobnego zdania były zrzeszenia pielęgniarek (samorząd i związki zawodowe). Ich głos został zlekceważony. Wiosną 2009 roku w kolejnym dokumencie NIK czytamy: „Przyjęte regulacje nie tylko nie doprowadziły do wyrównania dysproporcji w wynagrodzeniu osób zatrudnionych w szpitalach powiatowych i gminnych (...) lecz spowodowały ich zwiększenie”. Jak wynika z szacunków Mazowieckiego Oddziału NFZ, niektórzy lekarze otrzymują co miesiąc pensję na poziomie 18 tysięcy złotych
ana ministra Bogdana Klicha ostrzegamy. Ryzyko kolejnej katastrofy polskiego samolotu wojskowego jest bardzo wysokie. Po katastrofie 23 stycznia 2008 roku pod Mierosławcem minister obrony obiecywał, że zrobi wszystko, aby taki wypadek już się nie powtórzył. Jednym ze sposobów miała być realizacja zaleceń komisji powypadkowej. Wiosną 2009 roku sposobem realizacji obietnic szefa MON-u zajęli się eksperci z lotniczych periodyków oraz uczestnicy wojskowych forów dyskusyjnych.
P
że w Polsce nie ma kolejek ludzi oczekujących na operacje, nikt nie czeka na wizytę u specjalisty, nie ma też problemu z dostępem do protez. I dlatego NFZ – zamiast wydawać kasę na zabiegi, porady lekarskie itp. – w latach 2006–2007 lokował ją na długoterminowych lokatach bankowych. Na koniec 2007 roku Andrzejowi Sośnierzowi udało się w ten sposób zachomikować ponad 4 miliardy złotych. Służyć to miało podobno zabezpieczeniu środków na nadzwyczajne wydarzenia. Zdaniem ekspertów z Wydziału Zarządzania UW, na te cele wystarczyłoby odłożenie 1 miliarda. W tej sytuacji w pełni logiczne jest przekazanie w 2007 roku przez NFZ swoim ubogim odpowiednikom w Europie Zachodniej drobnej kwoty po-
Andrzej Sośnierz i Bolesław Piecha brutto, gdy w tym samym szpitalu pielęgniarka zarabia nie więcej niż 2 tysiące złotych brutto. Andrzej Sośnierz wprowadził także zwyczaj, że płace rosły w placówkach, które nie leczyły ludzi. Jak ustalili inspektorzy NIK, ponad 128 milionów złotych na podwyżki dostały prywatne placówki, które pochwaliły się Funduszowi, że – wbrew umowom – nie podejmowały świadczeń leczniczych. ! ! ! Inspektorów NIK wprowadziła w osłupienie także inna praktyka Andrzeja Sośnierza. Okazało się bowiem,
Na początek sprawdzili, czy udało się armii przygotować procedury operacyjne – w pierwszej kolejności dla lotnisk w Łasku, Malborku, Mińsku Mazowieckim, Powidzu, Świdwinie, a do końca 2008 roku dla (...) wszystkich lotnisk wojskowych. Zdaniem ekspertów, nie do końca tak się stało i w grudniu 2008 roku miały ją lotniska w Łasku i Krzesinach. W maju 2009 r. do listy dołączyły lotniska
nad 4 milionów złotych. Powodem było zaniżenie wartości świadczeń (operacje i inne zabiegi) udzielanych w polskich szpitalach obcym obywatelom. Przy rozliczeniach ryczałtowych NFZ płacił za leczenie Polaków za granicą średnio tysiąc złotych miesięcznie, zaś za leczenie cudzoziemców otrzymywał średnio 90 złotych. Politycy PiS uznali także, że nie potrzebują żadnego systemu ewidencji pacjentów, udzielanych im porad lekarskich czy przepisywanych leków. W Europie wprowadzono je już dawno. Tam obywatel nie musi, idąc
w Mińsku Mazowieckim i Malborku. Nie ma jej lotnisko w Radomiu, na którym odbywa się szkolenie przyszłych pilotów. Minister obiecywał też, że „sfinalizowano działania mające na celu utworzenie w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych certyfikowanego wojskowego ośrodka szkolenia kontrolerów ruchu lotniczego, a procedurę pozyskania symulatora zakończono w marcu 2008 roku”.
S.O.S.
do lekarza, dźwigać całej dokumentacji swojej choroby, bo medyk po jednym kliknięciu otrzymuje informacje o jego stanie zdrowia, operacjach, reakcjach na leki, diecie i tym podobnych. Ogranicza się w ten sposób ryzyko złej terapii (przepisanie leków, które mogą wywołać negatywne skutki). Jednocześnie europejskie odpowiedniki NFZ wiedzą, komu jakie świadczenia były udzielanie. Do rzadkości należą tam przypadki, kiedy ten sam pacjent w tym samym czasie miał operacje w trzech szpitalach oddalonych o 100 kilometrów. Ograniczono też skalę wyłudzeń leków. U nas, oczywiście, musi być odwrotnie. I dlatego NFZ kupił oprogramowanie, które nie pozwala sprawdzać, czy lekarz to na pewno lekarz i jakie ma on kwalifikacje (np. czy ginekolog nie leczy przypadkiem płuc). Przy takich problemach zupełnym drobiazgiem jest zgubienie trzech lokali w biurowcu, w którym mieści się centrala NFZ (koszt wynajmu dodatkowych biur, raty za zgubione pokoje to drobne 389 tysięcy złotych rocznie). I dlatego NFZ musiał zatrudnić 125 dodatkowych pracowników. Na wynagrodzenia 4319 swoich biurokratów NFZ w 2007 roku wydał ponad 223 miliony złotych. Ich pobory były wyższe o ponad 29 procent niż za czasów SLD. Na marginesie dodajmy, że w raporcie NIK znalazła się informacja o możliwości popełnienia przez rząd Jarosława Kaczyńskiego przestępstwa poświadczenia nieprawdy. Chodzi o dokumentację projektu „ustawy z 5 września 2007 roku o zmianie ustawy o przekazaniu środków finansowych świadczeniodawcom na wzrost wynagrodzeń oraz o zmianie niektórych innych ustaw”, przekazaną posłom w sierpniu 2007 roku. W uzasadnieniu rządowej propozycji czytamy, że „podniesienie wskaźników kosztów pracy w (...) szpitalach utworzonych przez gminy i powiaty oraz w zakładach uzdrowiskowych zostało dokonane na podstawie analiz przeprowadzonych przez NFZ w tym zakresie”. NIK twierdzi, że żadnych takich analiz fundusz nie sporządził i nie przedstawił. Pod przesłanym dokumentem widnieje podpis Jarosława Kaczyńskiego. Za przedłożenie rządowi projektu opartego na fikcyjnych danych odpowiedzialny jest kierujący w tym czasie resortem zdrowia Bolesław Piecha. Za to można pójść za kraty na pięć lat. MiC
Niestety, ani ośrodka, ani symulatora nie ma. I dlatego szkolenie wojskowych kontrolerów lotów wydelegowanych do Kabulu ograniczyło się do symbolicznych dwóch godzin na lotnisku w Powidzu. Inni zwracają uwagę na to, że nadal wykorzystuje się system RSL, który, według deklaracji ministra, miał już dawno zostać wycofany. Inny internauta zwraca uwagę na fakt, że systemy wymiany informacji o pogodzie oraz ruchu samolotów wojskowych (tak zwany AFTN) nie funkcjonują na wielu lotniskach. MP
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r. ieleckie Kopalnie Surowców Mineralnych SA to bogata spółka należąca w całości do Skarbu Państwa oraz jeden z największych pracodawców (ponad 400 osób załogi) w regionie świętokrzyskim. Zajmuje się wydobyciem, przerobem i sprzedażą surowców skalnych na potrzeby budownictwa i drogownictwa. Dysponuje trzema kopalniami dolomitu oraz dwiema kopalniami piasku, a że popyt na te wyroby jest ogromny, zyski firmy dynamicznie rosły i dopiero w roku ubiegłym nagle spadły na zbity pysk (do 8,8 z 12,9 mln zł w 2007 roku), choć kryzys gospodarczy nie był jeszcze w Kielcach odczuwalny. Na czele spółki stoi zarząd, kontrolowany przez reprezentującą właściciela Radę Nadzorczą. W KKSM zarząd powinien teoretycznie składać się z trzech osób, ale od ponad półtora roku jakoś nie udawało się skompletować pełnego składu, toteż do marca 2009 r. firmą kierował tandem: dr Ryszard Gądek (prezes, na zdjęciu) oraz mgr Henryk Ciosmak (dyrektor techniczny, członek zarządu). Obaj dostali te stołki jeszcze za czasów PiS z namaszczenia rozdającego wówczas karty na Kielecczyźnie Przemysława Edgara Gosiewskiego i zapewne nie było dziełem przypadku, że: ! prezes Gądek wykładał wcześniej w warszawskiej Szkole Wyższej Przymierza Rodzin im. Błogosławionego Edmunda Bojanowskiego; ! członek Ciosmak miał w swoim dorobku utworzenie wspólnoty modlitewno-charyzmatycznej „W Pieczy Najwyższego” przy parafii św. Józefa Robotnika w Kielcach; ! obu panów wybrała Rada Nadzorcza, której przewodniczący Andrzej Krawczyk (zrzucony do Kielc aż z Olsztyna) był aktywistą Centrum Formacji Świętorodzinnej, prowadzonego przez zakon Misjonarzy św. Rodziny. ! ! ! Decyzją Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia (w osobie ministra skarbu państwa) z 11 marca 2009 roku Gądek został nagle odwołany z posady, a kilka dni później Rada Nadzorcza KKSM podjęła uchwałę, że do czasu wyboru nowych władz spółki Ciosmak będzie pełnił funkcję jednoosobowego zarządu. Czym zgrzeszył Gądek? Według rzecznika prasowego ministerstwa Macieja Wewióra, w 2008 roku Zarząd KKSM dał mało znanej firmie konsultingowej Impact Managment Polska ze Starej Iwicznej koło Warszawy, zlecenie o wartości 1 mln 150 tys. zł na „wdrożenie nowych systemów zarządzania” kieleckimi kopalniami. Innymi słowy: Gondek z Ciosmakiem wygłupili się, angażując firmę zewnętrzną, żeby robiła to, za co oni sami brali miesiąc w miesiąc kilkunastotysięczne pensje. Czyżby wybrańcy
K
Gosiewskiego nie mieli bladego pojęcia o zarządzaniu? W tej historii jest jeszcze inna ciekawostka, o której nie wie rzecznik Wewiór. Otóż biznesmen Marek Strześniewski – właściciel rzeczonej firmy konsultingowej – jest także 50-procentowym udziałowcem i członkiem dwuosobowego zarządu spółki „Asfalt Polski” (drugą „połówkę” udziałów posiada i funkcję prezesa sprawuje przedsiębiorca zajmujący się produkcją betonów), żywotnie zainteresowanej wyrobami KKSM i mającej swoją siedzibę pod jednym dachem z Impactem. Dlaczego szefowie KKSM wybrali akurat tę firmę? Ot, taki przypadkowy zbieg okoliczności...
szefa zakładowej „Solidarności” Jacka Michalskiego. – Ciosmak był najpierw sztygarem w naszej kopalni Jaźwica. Później został inspektorem w Okręgowym Urzędzie Górniczym w Kielcach. Gdy nastali bracia Kaczyńscy, wystartował w konkursie na dyrektora technicznego i członka Zarządu KKSM. Wygrał w cuglach dzięki poparciu ludzi z PiS-u – opowiada pracownik kopalni. – Wkrótce zaczął rządzić nami tercet: Ciosmak, Michalski (mianowany od razu kierownikiem w dziale głównego mechanika) i niejaka Maria Kornaszewska, była wiceprzewodnicząca „Solidarności”, która wróciła z emerytury na stanowisko doradcy
Kielc rezydencję. Postawił ją we wsi Mójcza, wchodzącej w skład gminy Daleszyce. Miał wszakże problem z dojazdem, bowiem do hacjendy prowadziła pełna wertepów ścieżka, zaś gmina nie miała pieniędzy ani ochoty, żeby mu ją poszerzyć oraz przyzwoicie utwardzić. I wtedy stał się cud: ! we wrześniu 2007 r. Gądek z Ciosmakiem sprzedali gminie Daleszyce 3218 ton piasku i kruszywa po złotówce za tonę (!), choć ówczesne ceny brutto tych surowców wynosiły: 13,40 zł za tonę piasku, a w przypadku kruszywa mieściły się w przedziale 15–70 zł (w zależności od asortymentu) za tonę; ! gmina nagle znalazła kasę na robociznę, po czym wybudowała
Kopalnia szmalu Jak zobaczycie kogoś grzebiącego się w ziemi, to wcale nie musi być glista. To mogą być ludzie od Kaczyńskich. Gondek z Ciosmakiem mają również za uszami głośne ostatnimi czasy tzw. opcje walutowe, na których – według stanu na 31 grudnia 2008 r. – KKSM traci już ok. 4,5 mln zł (jeśli obecny kurs złotówki utrzyma się, straty mogą być nieco mniejsze, bowiem ostateczne rozliczenie kontraktu nastąpi we wrześniu). Dodajmy, że wdepnęli w ten spekulacyjny interes bez zgody Rady Nadzorczej oraz bez pytania o zdanie właściciela, czyli Skarbu Państwa. „Posiłkowaliśmy się doradztwem ekspertów bankowych, którzy mieli kontrolować ryzyko. Niestety, nie zareagowali oni na czas w sytuacji wyjątkowego, kryzysowego osłabienia polskiej waluty w krótkim czasie” – wyjaśnia w piśmie do „FiM” magister Ciosmak. Uskarża się, że choć „możliwe są dodatkowe działania osłonowe, które można wynegocjować z bankiem”, to z powodu brutalnej rewolucji ministerstwa we władzach KKSM „negocjacje zostały zawieszone”. ! ! ! Po objęciu władzy przez ekipę Donalda Tuska, z KKSM zaczęły wyciekać sygnały o ciekawych praktykach uprawianych przez Ciosmaka, mającego za sobą silne poparcie
Zarządu KKSM, choć największym jej atutem było doświadczenie z pracy w zarządzie przykościelnego Towarzystwa Szkół Katolickich. Zaczęli nakłaniać ludzi z pozostałych dwóch związków zawodowych, żeby przeszli do „Solidarności”, a opornych pod byle pretekstem zwalniali. Za przynależność do „niesłusznego” związku poszło w sumie na bruk ok. 30 osób – twierdzi górnik Jan K. Niewiarygodne? Na dowód zacytujmy fragment poufnego raportu. „Rada Nadzorcza informuje, iż otrzymała odręcznie sporządzone i podpisane oświadczenia pracowników Spółki, wobec których przewodniczący KZ NSZZ »Solidarność« p. Jacek Michalski stosował groźby mające na celu rezygnację z członkostwa w Związku Zawodowym Pracowników KKSM i wstąpienie do NSZZ »Solidarność«, któremu przewodzi” – alarmował przewodniczący Rady Andrzej Krawczyk w piśmie z 27 grudnia 2007 r. przesłanym na ręce Jacka Goszczyńskiego, dyrektora Departamentu Nadzoru Właścicielskiego i Prywatyzacji w Ministerstwie Skarbu Państwa. ! ! ! „Modlitewno-charyzmatyczny” Ciosmak wybudował sobie na obrzeżach
ok. 600 m elegancko utwardzonego szlaku wiodącego prościutko do bramy domu Ciosmaka (na zdjęciu). Gdy o sprawie doniesiono Radzie Nadzorczej, jej przewodniczący osobiście pofatygował się do Mójczy, żeby zobaczyć cud na własne oczy, po czym zawiadomił ministerstwo o bezprawnym „uszczupleniu dochodów spółki” na kwotę ok. 73 tys. zł netto, wyrażając jednocześnie uzasadnione podejrzenie, że „transakcja sprzedaży miała charakter pozorny, a przyjęta cena 1 zł/tonę kruszywa zmierzała do uniknięcia znamion darowizny”, aby: ! ominąć konieczność uzyskania na nią zgody Rady (wg statutu firmy absolutnie koniecznej przy darowiznach przekraczających wartość 5 tys. euro); ! wykolegować Skarb Państwa i „uniknąć zapłaty należnego podatku VAT od rzeczywistej wartości darowizny (takie wyjaśnienie zostało przedstawione Radzie Nadzorczej w toku składania wyjaśnień przez prezesa R. Gądka)”. Krawczyk wyraźnie napisał też o „podejrzeniu ugruntowanym w czasie wizji lokalnej we wsi Mójcza, iż na obniżenie ceny sprzedaży kruszywa miał znaczący wpływ fakt, że
13
zostało ono wykorzystane na budowę drogi prowadzącej do posesji członka zarządu H. Ciosmaka” – czytamy w piśmie wystosowanym do Ministerstwa Skarbu Państwa 10 stycznia 2008 r. I wtedy stał się kolejny cud: Krawczyk został nagle zdjęty z funkcji i odesłany z powrotem do Olsztyna, a jego miejsce zajął powołany przez ministerstwo kielecki radca prawny Tadeusz Pióro. ! ! ! Zrekonstruowana Rada Nadzorcza KKSM przez wiele miesięcy badała sprawę transakcji z gminą Daleszyce, a najbardziej zaangażowanymi w rozwikłanie zagadki były dwie przedstawicielki załogi: wiceprzewodnicząca RN Barbara Łuszczyna (pracownica działu kadr) oraz sekretarz RN Barbara Świercz (zastępca kierownika w kopalni Jaźwica). „Pozostawienie wyjaśnienia sprawy jedynie członkom Rady wybranym przez pracowników Spółki może budzić wątpliwości ze względu na obserwowany sposób pełnienia przez nich funkcji” – interweniował w ministerstwie Krawczyk, podkreślając zależność służbową obu pań „względem osób, które mogły dopuścić się naruszenia prawa”. Okazało się jednak, że obie Barbary są niezawisłe niczym wszyscy sędziowie Sądu Najwyższego razem wzięci, bowiem: ! „sprzedaż po cenie preferencyjnej 1 zł/tonę obejmowała tylko tzw. rumosz, czyli zalegający na hałdach surowiec najgorszego gatunku”; ! „nie znalazł potwierdzenia zarzut, że dostarczone surowce gmina przeznaczyła na wybudowanie drogi do prywatnej posesji członka zarządu”, gdyż wiedzie też ona do „co najmniej 30 działek składających się na nowo budowane w sąsiedztwie posesji Henryka Ciosmaka osiedle domków jednorodzinnych” – orzekła Rada Nadzorcza KKSM. – Gdy byłem na wizji lokalnej, widziałem i udokumentowałem na zdjęciach, że do Mójczy dostarczono przede wszystkim „sześćdziesiątkę”, czyli kruszywo w najlepszym gatunku – twierdzi były przewodniczący RN Krawczyk. – Byłem świadkiem rozładunku w Mójczy kilku transportów. Wiem, że do Ciosmaka poszło czyściutkie grube kruszywo używane na podbudowę torów kolejowych i kosztujące ok. 50 zł za tonę. Jeszcze dzisiaj łatwo się o tym przekonać, bo nie wszystko zdążyli przykryć piaskiem – dodaje górnik z kopalni w Jaźwicy, którego prokuratura za żadne skarby nie chce wysłuchać. A my widzieliśmy i udokumentowaliśmy fotograficznie zarówno zdradliwe kamienie, jak również to rzekome „osiedle w sąsiedztwie posesji Ciosmaka”, składające się z zaledwie jednego domu. Jeśli prokuratura zechce nas wysłuchać, wszystko opowiemy i pokażemy... ANNA TARCZYŃSKA
14
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
ZE ŚWIATA
Mięcho albo życie e „czerwone” mięso (wołowina, wieprzowina) są niezdrowe, wiadomo naukowcom nie od dzisiaj. National Cancer Institute przedstawił w periodyku medycznym wyniki najnowszego studium na ten temat.
Ż
Badania prowadzone przez 10 lat na grupie pół miliona Amerykanów wykazały, że osoby jedzące dużo wołowiny i wieprzowiny umierają wcześniej, głównie na serce lub na raka. Ryzyko przedwczesnej śmierci wzrasta nawet o 40 proc. Gdyby zredukować ilość konsumowanego „czerwonego” mięsa, nie umarłby przedwcześnie milion mężczyzn i pół miliona kobiet w USA. W ciągu półwiecza w Stanach spożycie niezdrowego mięsa podwoiło się. Osoby jedzące za dużo mięsa mają skłonność do niezdrowego trybu życia: częściej palą, są otyłe, nie uprawiają ćwiczeń fizycznych, jedzą niewiele warzyw i owoców. Poza tym „czerwone” mięso zawiera dużo nasyconych tłuszczy i cholesterolu, co rujnuje serce. W procesie smażenia w wysokiej temperaturze (zwłaszcza na grillu) powstają substancje rakotwórcze. Eksperci twierdzą, że nie należy jeść więcej niż jednego hamburgera i stek na tydzień, zaś parówki (hot dogi) raz na półtora miesiąca. Zamiast tego zalecają „białe mięso” drobiowe: z kurczaka, indyka oraz ryby. Życie przedłuża także konsumpcja warzyw i owoców. Ograniczenie spożycia mięsa zmniejszy ryzyko efektu cieplarnianego: w USA produkcja bydła i nierogacizny przyczynia się do ocieplenia klimatu. Jedząc ich mięso,
Ś
niezliczone agresywne organizacje zrzeszające pobożnych katolików, którzy mają zwyczaj zamawiać 5 piw powszechnie znanym gestem... ! ! ! Na szczęście nie wszystkie Kościoły tkwią zatwardziale w grzechu. Szereg wspólnot protestanckich wycofało się z dyskryminacji różnych grup społecznych, mimo że lekceważenie, a nawet prześladowanie tych grup było przez wieki szacowną i dobrze ugruntowaną teologicznie tradycją. Zresztą niemal wszystkie Kościoły chrześcijańskie świata
prawodawstwo uznaje takie związki za absolutnie pełnoprawne z heteroseksualnymi i nadaje im rangę małżeństwa. Dodajmy, że w Szwecji koniec dyskryminacji homoseksualistów wprowadził... rząd prawicowy, co daje wyobrażenie o mentalnej przepaści, jaka zionie między Polską a Skandynawią. Szwedzcy luteranie przeprowadzili porządną debatę we własnym gronie na temat stosunku do ludzi homoseksualnych. Od lat mogą oni być pełnoprawnymi członkami Kościoła (w Kościele katolickim gej
Kościół na peryferiach łykamy pestycydy, antybiotyki, a do wody wydzielają się związki azotu i fosforu używane do nawożenia i hodowli. Dieta bogata w „czerwone” mięso zwiększa ryzyko zapadalności na raka prostaty i jajników; ludzie, którzy unikają ryb zawierających pożyteczne kwasy tłuszczowe omega-3, podwyższają ryzyko zachorowania na nowotwór jelita grubego o 40 proc. Obfitość wieprzowiny i wołowiny w menu owocuje również nadciśnieniem. CS
Na co wydać miliony? okresie ekonomicznej depresji producenci luksusów nie tracą nadziei, że na ich superekskluzywne produkty znajdą się nabywcy. Bądź co bądź, zawsze tak było, że gdy jedni biednieją, inni się bogacą, tyle że obecnie nie ma ich tak wielu...
W
Brytyjski projektant Alexander Amosu zaprezentował właśnie garnitur w cenie ponad 100 tys. dolarów. Uszyty jest z materiału, na który składają się złote i platynowe nitki, najrzadsze gatunki jedwabiu oraz unikalne himalajskie, południowoamerykańskie i arktyczne wełny. Żeby nie było za tanio, garnitur ozdobiony został dziewięcioma guzikami, które są 18-karatowymi diamentami. Uszycie pochłonie dwa dni, przy czym krawcy pojawią się u zamawiającego, gdziekolwiek by mieszkał. Podaż garniturów będzie bardzo ograniczona nie tylko ze względu na cenę, lecz dostępność materiału: unikalnych wełen wystarczy na maksimum 300 ubrań rocznie. Do zakupu dołącza się gratis godzinę lotu prywatnym odrzutowcem, roczne zarządzanie finansami i obsługę przez lokaja 24 godziny na dobę.
wiat i religie się zmieniają, także niektórzy chrześcijanie próbują uporządkować w duchu miłości bliźniego niektóre swoje dyskryminujące dotąd obyczaje i wierzenia. Kościół katolicki trwa jednak w swoich grzechach. Na przykład w grzechu homofobii. Jak już wspominaliśmy na łamach „FiM”, a szerzej pisaliśmy na naszej stronie internetowej, środowiska katolickie były tymi, które zorganizowały ogólnopolskie tournée Paula Camerona, amerykańskiego
A pasujący do garnituru najdroższy samochód świata to shelby cobra coupe, rocznik 1965. Zostanie wystawiony na aukcji, a przypuszczalna cena to ok. 12 mln dol. Shelby to ręcznie budowany, rzadki (na świecie jest ich 6) samochód wyścigowy, który wsławił się tym, że jako pierwsze auto amerykańskie pokonał na wyścigach w Europie ferrari. Tradycyjna klientela na tego typu produkty rekrutuje się z kręgów szejkowsko-sułtańskich, zawsze można też liczyć na łebskich ekstowarzyszy rosyjskich, którzy migiem rozkradli ZSRR. Zainteresowani powinni też być prezesi koncernów naftowych oraz szefowie banków, którzy zgarnęli po kilkaset milionów premii, gdy ich firmy bankrutowały i wyciągały rękę do podatników. ST
pseudonaukowca usuniętego za fałszerstwa z Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego. Cameron jest owładnięty nienawiścią do gejów, dowodzi w swoich prelekcjach, jak wielkim są oni rzekomo zagrożeniem dla społeczeństwa i że należy ich wsadzać do więzień. Aby przekonać do swoich racji, manipuluje on faktami albo sam te „fakty” produkuje, bo nie są one znane współczesnej nauce. Cóż, można się nad Cameronem pochylić z wyrozumiałym współczuciem, bo widać, że człowiek ów ma problemy sam ze sobą, albo można potraktować go z odrazą, bo ze swej żenującej krucjaty uczynił on pomysł na życie i zarobkowanie. Można też – tak jak polskie środowiska katolickie – obwołać Camerona apostołem cnót moralnych i obwozić go po Polsce niczym naukową wyrocznię i autorytet. Kiedy wysyłaliśmy gazetę do druku, spotkania z nim jeszcze się odbywały. Jedno z nich zorganizowano na katolickim Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego (utrzymywanym z państwowych środków), które przeniesiono po medialnej burzy do budynku mniej reprezentacyjnego – domu rekolekcyjnego należącego do uniwersytetu. Podobne spotkanie odbyło się także na finansowanym z budżetu państwa KUL-u. Spotkanie na wizji w TVP zorganizował także ultrakatolicki propagandzista (bo trudno nazwać go dziennikarzem) Jan Pospieszalski. Kościół, który tej całej akcji instytucjonalnie patronuje (spotkania odbywają się często w jego instytucjach i organizują je świeccy aktywiści katoliccy) i który nie wydał z siebie żadnego głosu sprzeciwu, ponosi zatem odpowiedzialność za nakręcanie spirali homofobicznej nienawiści. Co ciekawe, katolicy organizujący tę nagonkę twierdzili, że boją się „napadu homoseksualnych bojówek”. Nikt w Polsce ani zapewne nigdzie indziej na świecie takich bojówek nie widział, a za to dobrze są znane
zaprzestały np. podpieranego Biblią uporczywego usprawiedliwiania niewolnictwa lub segregacji rasowej. Wielu protestantów zakończyło dyskryminację kobiet w małżeństwie (nie naucza się już o ich poddaństwie wobec mężczyzn) i urzędach duchownych. Kobiety bywają więc pastorkami i biskupami. Jedną z ostatnich rehabilitowanych właśnie grup społecznych pozostają geje i lesbijki. Wiele Kościołów nie tylko akceptuje związki gejowskie, ale je błogosławi w domach modlitwy, a także ordynuje przedstawicieli mniejszości seksualnych na duchownych. Obecnie ważna debata na ten temat trwa w szwedzkim Kościele luterańskim, do niedawna państwowym. Od 1 maja szwedzkie świeckie
akceptujący własną seksualność żyje „w stanie grzechu ciężkiego” i jest traktowany jak trędowaty). Od 2007 r. mogą być duchownymi i od tego samego roku mogą dostać oficjalne błogosławieństwo swojego związku. Takie uroczystości były tam zresztą organizowane od dawna, choć nieoficjalnie. Do słynnych szwedzkich bojowników o prawa gejów i lesbijek należą zresztą dwaj pastorzy – Lars Gardfeldt i Lars Arnell (na zdjęciu), którzy pozostają ze sobą w związku od 25 lat, od 2006 roku są małżeństwem (według prawa kanadyjskiego) i wychowują dwójkę dzieci. W tym roku, jesienią, na synodzie Kościoła zapadnie kolejna decyzja – prawdopodobnie zostanie wprowadzone oficjalne jednopłciowe małżeństwo kościelne. W każdym razie obecnie większość duchownych Kościoła popiera taką opcję. Kościół rzymskokatolicki pogubił się zupełnie, wspierając moralnie nienawistne akcje przeciwko aborcji, in vitro, antykoncepcji, a jednocześnie podtrzymując i organizując różne formy dyskryminacji. Staje się coraz bardziej izolowanym gabinetem osobliwości. Zapewne prędzej czy później, jak to już nieraz bywało, zmieni front. Tylko ile jeszcze będzie do tego czasu ofiar siania nienawiści w społeczeństwach zarażonych katolickimi fobiami i uprzedzeniami? MAREK KRAK
Na KUL-u Cameron wygłosił odczyt pt. „Homoseksualiści – jednostki nieproduktywne, przyczyniające się do kryzysu gospodarczego”, a zaprosił go działający na uczelni konserwatywny Klub Myśli Społeczno-Politycznej „Vade Mecum”. – Nie jesteście homoseksualistami, jesteście intelektualistami – pochwalił ich doktor z Ameryki. – Jesteście Polakami, którzy razem z „Solidarnością” przełamali sowieckie imperium. Mam nadzieję, że z taką samą siłą pokonacie imperium i tyranię homoseksualizmu w środowisku naukowym i akademickim – perorował. Przed aulą, gdzie wykładał Cameron, przedstawiciele Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Piotra Skargi rozdawali broszury. Można się z nich dowiedzieć, że najgorsi amerykańscy zabójcy byli homoseksualistami, a morderstwa – zarówno pojedyncze, jak i seryjne – z homoseksualizmem wydają się połączone. Odczyt samego Camerona sala nagrodziła brawami. KC
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Benedykt się kaja 29 kwietnia, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, Benedykt przyjął na prywatnej audiencji w Watykanie delegację kanadyjskich plemion indiańskich oraz Eskimosów. Papież zawiadomił ich, że „jest mu przykro” z powodu „zasługujących na potępienie” aktów przemocy seksualnej i fizycznej, jakich dopuszczali się katoliccy księża na dzieciach mniejszości rasowych, siłą, wbrew woli rodziców, zabieranych do katolickich szkół z internatami. Nieletni byli tam poddawani przymusowej sterylizacji. „Akty przemocy nie mogą być tolerowane” – oświadczył Benedykt. Takich szkół we wszystkich prowincjach Kanady było 130, a funkcjonowały od 1880 roku; ostatnią zamknięto w roku 1996. Przepuszczono przez nie 150 tys. dzieci. 90 tys. byłych uczniów wciąż żyje. Zakony katolickie prowadziły szkoły z internatami na zlecenie rządu kanadyjskiego, który Kościołowi płacił, dlatego w zeszłym roku
premier Stephen Harper przeprosił ofiary za to, co przeżyły, i zatwierdził kwotę 1,9 mld dol. tytułem rekompensaty dla poszkodowanych. Powołał do życia Komisję Prawdy i Pojednania, która ma prowadzić w tej sprawie śledztwo. Nie posuwa się ono naprzód. Lider zjednoczenia plemion, występujący w pióropuszu
rajowi bojownicy o wprowadzenie absolutnego, bezapelacyjnego zakazu przerywania ciąży powinni czerpać natchnienie z przykładu amerykańskiego towarzysza broni. Może niekoniecznie z Erica Rudolpha, który wysadzał w powietrze przychodnie ginekologiczne i zdetonował bombę na olimpiadzie w Atlancie, ale z Neala Horsleya. Pan ten ubiega się w wyborach 2010 roku o stanowisko gubernatora stanu Georgia. W wywiadzie oświadczył, że byłby gotów poświęcić życie własnego syna, jeśli byłaby to cena za doprowadzenie do rozpadu USA. Dezintegracja kraju spowodowałaby bowiem, że w Georgii przestałoby obowiązywać prawo legalizujące przerywanie ciąży. „Naprawdę poświęciłby pan swego syna?” – indagował dziennikarz. W odpowiedzi Horsley przytoczył fragment Ewangelii wg św. Mateusza nauczający, co to prawdziwa miłość, dobroć oraz wartości rodzinne: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, lecz miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.
K
Phil Fontaine, sam również molestowany w szkołach kościelnych, oświadczył, że docenia gest papieża. Określił to jako „bardzo znaczące oświadczenie”. Nie jest wprawdzie równoznaczne z przeprosinami, których oczekiwał, ale Jan Paweł II nigdy nie wystąpił z podobną inicjatywą, a gdy ofiary molestowania seksualnego przez kler przybywały do Watykanu i prosiły o spotkanie z nim, konsekwentnie odmawiał. Nie wszyscy są usatysfakcjonowani gestem Benedykta. Adwokat ofiar Terry Lusty stwierdził, że „siedmiu lat brutalnej przemocy fizycznej i psychicznej, których doznał w szkole św. Józefa w prowincji Winnipeg, nie można puścić w niepamięć”. Tym bardziej że nie było przeprosin. „Papież powinien przestać chować głowę w piasek; Watykan powinien przeprosić jasno i wyraźnie”. Lusty przypomina, że anglikanie, prezbiterianie oraz inne protestanckie wyznania również zaangażowane w prowadzenie szkół-obozów koncentracyjnych uczyniły znacznie więcej, by zasłużyć na wybaczenie. Benedykt nawet nie zaakceptował odpowiedzialności Kościoła. CS
Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien”. Biblia daje wyraźne wskazówki, czego człowiek religijny powinien się trzymać, więc postawa Horsleya jest całkowicie zrozumiała. Tym bardziej że przyznał, iż syn go wkurza i raz w trakcie bójki o mało go nie ukatrupił... Przyszły (być może) lider Georgii zyskał rozgłos w mediach już wcześniej, gdy opublikował na swej stronie internetowej „Nuremberg Files” listę ginekologów robiących skrobanki, z adresami oraz telefonami, i odkreślał wszystkich zabitych przez pobożnych wykonawców woli bożej. Horsley wyznał, że zanim odnalazł Boga, co pozwoliło mu spojrzeć na rodzinę z właściwej perspektywy, nie zawsze uprawiał seks prokreacyjny. W młodości „kochał się” z... mułem: „Kiedy dorasta się na farmie w Georgii, pierwszą dziewczyną jest muł. Podczas dojrzewania seksualnego eksperymentuje się ze wszystkim, co się rusza”. No cóż, pewnie nawet Marek Jurek miał kiedyś jakieś grzeszki. PZ
Syn za aborcję
rchidiecezja nowojorska wzbogaciła się ostatnio o nowego superpasterza: miejsce kardynała Egana zajął arcybiskup Timothy Dolan – import z Milwaukee, gdzie przed kilku laty rzucono go na trudne stanowisko po arcybiskupie, który z tacy finansował milczenie ofiar pedofilii. Swoich ofiar też. Dolan zrobił na wstępie pyszne wrażenie na mediach. Dowcipny! Kontaktowy! Przystępny! – piali dziennikarze. Jowialny Irlandczyk, amator długich cygar, browaru i bejsbola, sprawiał wrażenie faceta, z którym świecki może się dogadać. Pierwsze
A
Liberał z betonu koty za płoty. Dolan pokazuje, że jest nominatem Benedykta, który ma stosunek do liberalizmu jak biały niedźwiedź do równika. Apologeci związków gejowskich „sami proszą o kłopoty, które ich spotkają” – ostrzegł nowojorczyków miłosierny arcypasterz. To był początek. Dolan potępił władze katolickiego uniwersytetu Notre Dame, którego rektor zaprosił prezydenta Obamę, by wygłosił spicz na koniec roku. Dolan
– spytany, czemu Kościół nie miał żadnych obiekcji, czyniąc podobny zaszczyt Bushowi juniorowi, osobnikowi, który popierał karę śmierci i wywołał zbrodniczą wojnę w Iraku – wyjaśnił: „W tych dwu kwestiach mam pewien dyskomfort, lecz uważam, że wątpliwości przemawiają na korzyść Busha, ponieważ można na ten temat dyskutować, to nie jest zło samo w sobie”. Katolickie pryncypia nie dopuszczają natomiast aborcji”. JF
15
Ponad połowa (54 proc.) ludzi, którzy chodzą do kościoła co najmniej raz w tygodniu, uważa, że stosowanie tortur wobec osób podejrzanych o terroryzm jest często lub przynajmniej czasami uzasadnione i usprawiedliwione. Tak wynika z danych sondażowych amerykańskiej firmy Pew Forum on Religion and Public Life. Najbardziej krwiożerczy są protestanccy ewangeliści – fanatyczne skrzydło konserwatystów, które popierało i popiera Partię Republikańską. Prawie 70 proc. z nich opowiada się za stosowaniem tortur. Inne jest stanowisko wyznawców umiarkowanego protestantyzmu: luteranów, episkopalianów, prezbiterianów. Pośród nich 7 na 10 osób uważa, że tortur nie można usprawiedliwić w żadnych okolicznościach. U bezwyznaniowców tylko 4 na 10 osób jest za torturami. Gdzie nadstawianie drugiego policzka? Gdzie miłosierdzie i wybaczenie? ST
POBOŻNOŚĆ I TORTURY
We Włoszech są duchowni, którym bardzo imponuje młodzieńcza działalność papy w Hitlerjugend. 51-letni ksiądz Angelo Idi z parafii Vigevan w północnych Włoszech jest przekonany, że dzieło Mussoliniego należy kontynuować. Nie kryje się z tym: witał wiernych przybywających na nabożeństwo, obnosząc opaskę ze swastyką na ramieniu. Parafianie byli nieco zszokowani. „Jestem dumny ze swych prawicowych przekonań” – deklaruje ks. Idi(ota?). Idi to nie jedyny brunatny rodzynek w katolickim cieście. W północnych Włoszech, skąd wywodził się Duce i gdzie sporym poparciem cieszy się ultraprawicowa Liga Północna, w marcu inny duszpasterz, wielbiciel idei i dzieła Benito Mussoliniego, pozdrawiał ręką wzniesioną w faszystowskim geście towarzyszy na neonazistowskim wiecu. Ks. Giulio najpierw usiłował się wypierać, ale gdy pokazano mu zdjęcie, wyjaśnił, że po prostu... błogosławił demonstrantów. Z kolei ksiądz Cappi z Wenecji regularnie odprawia msze nad grobem Duce. Może Duce zostanie wyniesiony na ołtarze? TN
HEIL, PANIE BOŻE!
Sondaż przeprowadzony pod koniec kwietnia pokazał, że aż 44 proc. dorosłych Amerykanów zmieniło religię, w której indoktrynowali ich w dzieciństwie rodzice. Dotyczy to zwłaszcza młodych: zmiany światopoglądu wyznaniowego dokonują się najczęściej przed 24 rokiem życia. Sztandarowy ateista brytyjski Richard Dawkins, profesor Oksfordu i autor obrazoburczych książek, twierdzi, że absurdem jest indoktrynowanie do konkretnej religii dzieci, które nie są w stanie dokonać świadomego, wolnego wyboru. Największe straty odnotowuje w USA katolicyzm. Katolicy albo przechodzą na protestantyzm, albo nie wiążą się z żadną religią. Pytani, dlaczego odeszli od Krk, w 50 proc. jako przyczynę wskazują brak akceptacji pryncypiów wiary i moralności. ST
UCIECZKA MŁODYCH
Arabska rozgłośnia telewizyjna Al-Dżazira z Kataru przedstawiła ujęcia filmowe pokazujące mszę w głównej bazie wojsk USA Bagram w Afganistanie. Przedstawiają żołnierzy przy stosach Biblii przełożonych na lokalne języki paszto i dari. Miało to przeczyć zdementowanym przez dowództwo USA doniesieniom, że żołnierze nawracają Afgańczyków na chrześcijaństwo. Rzeczniczka US Central Command oświadczyła, że rozkaz nr 1. zakazuje prowadzenia takich akcji w Iraku i Afganistanie. Rzeczywistość jest inna: film Al-Dżaziry pokazuje kapelana, który w kazaniu mówi: „Personel jednostek specjalnych ściga ludzi dosłownie. My czynimy to samo jako chrześcijanie, ścigamy ludzi dla Jezusa. Robimy to jak tylko się da”. W Afganistanie rezygnacja z islamu na rzecz innej wiary jest przestępstwem. W 2006 r. jeden z Afgańczyków został skazany za to na śmierć, ale pod wpływem światowego oburzenia pozwolono mu uciec z kraju. CS
ŚCIGANIE DLA JEZUSA
16
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (6)
Kultura łużycka Przez dziesięciolecia dogmatem polskiej archeologii było uznawanie tzw. kultury łużyckiej za prasłowiańską. To jedna z najbardziej znanych kultur archeologicznych obszaru Polski. Terytorium, jakie zajmowała kultura łużycka, było bardzo duże. W maksymalnym zasięgu obejmowało rozległe obszary środkowej Europy: prawie całe terytorium współczesnej Polski, część Słowacji, Moraw i Czech, Wołyń, Saksonię i Brandenburgię. Jej nazwa nie określa zatem ani terytorium występowania, ani też nazwy plemiennej jej twórców, ale ukuta została od miejsca odkryć pierwszych cmentarzysk popielnicowych związanych z tą kulturą. To Łużyce, kraina geograficzno-historyczna położona między Kwisą a Łabą. Nazwy „kultura łużycka” użył po raz pierwszy niemiecki patolog i prehistoryk Rudolf Virchow (1821–1902). Kultura łużycka trwała przez blisko tysiąc lat. Jej początek i rozwój przypadł na koniec epoki brązu, zaś rozkwit i schyłek na początek epoki żelaza (między XIV a IV w. p.n.e.). Początkowo przyjmowano koncepcję ukształtowania się kultury łużyckiej na jednym terytorium, jednak dziś mówi się o szeregu grup, które formowały się w różnym czasie, a na ich powstanie złożył się cały zespół czynników. O kulturze łużyckiej zaczęło być szczególnie głośno w latach międzywojennych XX
W
wieku, kiedy to stała się ona kością niezgody pomiędzy polskimi i niemieckimi archeologami. I jedni, i drudzy starali się przypisać kulturę łużycką do konkretnej grupy etnicznej (dziś na ogół nie przypisuje się jej żadnej wartości etnicznej). Badacze niemieccy skłonni byli określać omawianą kulturę jako iliryjską lub tracką, kwestionując tym samym poglądy polskich archeologów, którzy trzymali się opcji słowiańskiej. Polscy badacze, którzy starali się dowieść, że ludność kultury łużyckiej była przodkami Słowian, zajęli się tym zagadnieniem zwłaszcza po drugiej wojnie światowej. Niektórzy tak bardzo zagalopowali się w swoich domysłach, że próbowali doszukiwać się istnienia Prasłowian w ramach kultury trzcinieckiej, na bazie której miała się dopiero rozwinąć kultura łużycka. Mówiono nawet o tzw. kulturze ceramiki sznurkowej, datowanej na III tysiąclecie p.n.e. (tego ostatniego poglądu bronił, do niedawna żyjący jeszcze, znany archeolog Witold Hensel). Obecnie znane są liczne archeologiczne stanowiska związane z kulturą łużycką: dużo cmentarzysk, osad różnych rozmiarów i grodzisk. Spośród
ostatnich tygodniach zwolennicy świeckiego państwa odnieśli spory sukces w Berlinie. Udało się im uchronić stolicę Niemiec przed powrotem obowiązkowej religii do szkół. Przed trzema laty lewicowe władze Berlina zdecydowały, że religia przestanie być obowiązkowym przedmiotem dzielącym uczniów według wyznań. Zamiast religii wprowadzono do szkół etykę świecką jako przedmiot obowiązkowy. Świeckość owego przedmiotu nie ma nic wspólnego z antyreligijnością. Po prostu nauczano etyki z odwołaniem się do rozumu i uczuć człowieka, a bez odwołania do instancji nadprzyrodzonych: Boga, Biblii, dogmatycznej tradycji itp. Uczenie się tego, jak być dobrym człowiekiem, z odwołaniem do rozumu, nie oznacza przecież, że ktoś występuje przeciw Bogu lub stanowi konkurencję dla niego. Dzieci zresztą mogły nadal chodzić na religię w zależności od wyznania (tzn. od wyznania rodziców), ale przedmiot ów był już tylko nadobowiązkowy. Taki stan rzeczy nie spodobał się hierarchom rozmaitych Kościołów i zwołały one wielką koalicję na rzecz referendum, które miałoby przywrócić dawne porządki. Po trzyletniej, kosztownej i energicznej kampanii propagandowej konserwatystów religijnych zorganizowano głosowanie. Klęska Kościołów była podwójna. Po pierwsze, na głosowanie
tych ostatnich najbardziej znany jest Biskupin, ale są i inne, jak na przykład grodzisko w Kałdus koło Chełmna; warto też wspomnieć o stanowisku w Łubowicach pod Raciborzem oraz o cmentarzysku w Kietrzu, w województwie opolskim. Pojawienie się osad obronnych związane było najprawdopodobniej z tzw. horyzontem kimmeryskim, czyli z przybyciem do Europy koczowniczych ludów, najeżdżających między innymi obszary objęte osadnictwem kultury łużyckiej. Istnieje pogląd, według którego grody kultury łużyckiej były zaczątkiem procesów urbanizacyjnych na ziemiach polskich. Co ciekawe, z całego obszaru objętego kulturą łużycką nie jest znany żaden obiekt, któremu można by przypisać pełnienie funkcji kultowych. Nie ma też dowodów na istnienie już wtedy zinstytucjonalizowanych form obrzędowych i religijnych. Najbardziej charakterystyczną cechą kultury łużyckiej był ciałopalny obrządek pogrzebowy, zapoczątkowany w dorzeczu środkowego Dunaju. Zmarłych palono na stosie drewna w różnych pozycjach: na leżąco, na stojąco lub na siedząco. Przy stosie pogrzebowym stała
przyszło niemal o połowę za mało wyborców, aby referendum było w ogóle wiążące, a po drugie, ci, którzy przyszli, głosowali w większości przeciwko postulatom kościelnym – 51,3 proc. było przeciwko odrzuceniu powszechnego nauczania etyki świeckiej, a 48,5 proc. głosowało zgodnie z wolą hierarchów. Ta
popielnica (urna), do której wkładano resztki niespalonych kości, a także inne naczynia (tzw. przystawki), umieszczane następnie wraz z nią w grobie. Nie wiadomo, czy ceremonii przewodniczył szaman – być może to on właśnie rozpalał stos i wykonywał taniec przy wtórze glinianych grzechotek. Na cmentarzyskach kultury łużyckiej brak jest jednak grobów, które wskazywałyby na istnienie osób spełniających funkcje kultowe lub obrzędowe. Prochy zmarłych chowano w płaskich grobach (zdarzały się też pochówki jamowe), tworzonych na wielkich cmentarzyskach, używanych przez wiele pokoleń – polach popielnicowych. Według szacunków, niektóre z tych cmentarzysk liczyły nawet 40 tys. grobów! Naturalnie istniały różne warianty kultur pól popielnicowych, zaś jednym z nich była właśnie kultura łużycka.
dla wszystkich jest niezwykle rozsądnym rozwiązaniem. Daje ono bowiem szansę zarówno uczniom wierzącym, jak i niewierzącym na zbudowanie solidnych fundamentów moralnych, opartych na racjonalnych przesłankach. W większości systemów szkolnych na świecie jest tak, że do wyboru jest etyka świecka lub
ŻYCIE PO RELIGII
Etyka wygrała druga porażka jest szczególnie zawstydzająca, ponieważ wydawało się, że do głosowania pójdą przede wszystkim właśnie rzecznicy powrotu religii, a jego przeciwnicy pozostaną w domach. Owszem, ogromna większość świeckich berlińczyków nie poszła do głosowania, ale nawet ta niewielka grupa spośród nich, która poszła, i tak przegłosowała zwolenników religii. To świadczy o tym, w jak zdecydowanej mniejszości są w stolicy Niemiec rzecznicy konserwatyzmu religijnego. To zwycięstwo zwolenników świeckiego państwa jest oczywiście budujące samo w sobie. Ale z berlińskiego doświadczenia płynie jeszcze inna zachęta. Otóż zastąpienie obowiązkowej religii obowiązkową etyką świecką
religia (teoretycznie w Polsce też tak jest, ale w praktyce etyki na ogół nie ma). Taki układ sprawia, że dzieci posyłane przez rodzinę na religię są zdane jedynie na wychowanie w duchu moralności wyznaniowej. Nie dość, że niektóre ze wskazań owej moralności są dyskusyjne, a z punktu widzenia rozumu wydają się nawet szkodliwe (np. katolickie potępienie rozwodu albo antykoncepcji), to jeszcze w oczach młodych ludzi sprawia się wrażenie, że moralne postępowanie człowieka jest oparte na jednym fundamencie – wierze w Boga (bogów). Wielokrotnie na tych łamach pisałem, że takie postawienie sprawy – „bądź dobrym człowiekiem, bo Bóg na Ciebie patrzy,
Ludność kultury łużyckiej zajmowała się głównie uprawą ziemi. Na dużą skalę uprawiano zboża: pszenicę, jęczmień i proso. Duże znaczenie miała również hodowla zwierząt. Przez cały okres trwania kultury łużyckiej rozwinięte było odlewnictwo. Cała produkcja metalurgiczna brązu oparta była na imporcie, gdyż na terenach kultury łużyckiej brakowało zdatnych do eksploatacji złóż miedzi i cyny. Opanowanie umiejętności wytopu brązu doprowadziło do szerszego zastosowania nowego metalu w produkcji narzędzi, broni i ozdób. Duży rozkwit kultury łużyckiej przypadł na wczesną epokę żelaza (okres halsztacki), kiedy to pojawiły się pierwsze wyroby z żelaza (na ziemiach polskich na Śląsku i w Wielkopolsce). Jako jedną z przyczyn upadku kultury łużyckiej wymienia się najazdy Scytów – plemion koczowniczych irańskiego pochodzenia. Śladem tego są spalone grody i tkwiące w ich rozwaliskach charakterystyczne scytyjskie groty strzał. Upadek kultury łużyckiej nastąpił na wiele wieków przed pojawieniem się pierwszych Słowian na ziemiach polskich. Niegdyś łączono kulturę łużycką ze Słowianami apriorycznie i niemal bezrefleksyjnie. „Skoro my tu mieszkamy, wcześniej musieli tu mieszkać nasi przodkowie” – argumentowano. Rzeczywistość okazała się jednak inna – w każdym razie bardziej złożona, niż wcześniej sądzono. ARTUR CECUŁA
ocenia Cię i na końcu rozliczy ze swoich uczynków” jest bardzo ryzykowne i stanowi bardzo marny fundament dla życia człowieka. Po pierwsze dlatego, że wiara większości tzw. ludzi wierzących jest przeżarta przez niezliczone wątpliwości. Jak będzie postępował członek Kościoła, który nie do końca wierzy w pośmiertną nagrodę i karę, albo który wątpi w zmartwychwstanie? Czy jego postępowanie będzie równie chwiejne, jak wiara, na którym się ono opiera? Albo czy będzie postępował tak, jak wierzy wielu katolików: że w zasadzie może robić wszystko to, co zechce, bo i tak „oczyści się z grzechów” podczas spowiedzi? Albo co będzie, gdy wiarę straci zupełnie, co przecież jest stosunkowo częstą koleją rzeczy? Czy to znaczy, że przez resztę życia pozostanie bez drogowskazów moralnych? Czy takie budowanie etyki nie jest zagrożeniem dla człowieka wychowanego jedynie na religijnych dogmatach? A także dla jego otoczenia? Czy nie należy przyklasnąć berlińczykom, że chcą wszystkim młodym ludziom, niezależnie od światopoglądu, dać racjonalne, czyli trwałe i bezpieczne zasady etycznego postępowania? Może czas wreszcie zawołanie wieszcza sparafrazować na przykład na: „Polsko, twa zguba w Rzymie, a wzór do naśladowania – w Berlinie”. MAREK KRAK
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r. „Chrystianizm najdawniejszych chrześcijan był w istocie tożsamy z socjalizmem”, zauważa ostrożnie teolog Overbeck. Jednak wspólnota dóbr i wyzbycie się własności prywatnej to już krok dalej poza socjalizm...
towarzyszom”. Podobnie nauczał św. Jan Chryzostom (350–407): „Powiedz mi, skąd pochodzi twe bogactwo? Zawdzięczasz je komuś innemu? A ten inny, komu on je zawdzięcza? Swojemu dziadkowi, jak mówią, swojemu ojcu? Czy potrafisz, sięgając daleko wstecz w swoim rodowodzie, udowodnić, że ten majątek został nabyty legalnie? Tego nie potrafisz. Przeciwnie: korzeniem, początkiem tego dostatku musiało być jakieś bezprawie. Dlaczego? Bo Bóg nie stworzył na początku jednego bogatym, a drugiego biednym (...). Tak więc wspólnota dóbr jest bardziej
PRZEMILCZANA HISTORIA choć i oni nazywają się Kościołem świętych dni ostatecznych (wedle Ewangelii dniami ostatecznymi nazywane są dni tuż przed końcem świata, a mormońskie dni ostateczne trwają już 170 lat...). Odpowiednie „końce” miały następować: 22 października 1843 r. (wg adwentystów), w 1885 r. (wg irwingianów). Najlepszymi strzelcami okazali się badacze Biblii, którzy wyznaczyli rok 1914. I faktycznie – wtedy rozpoczęła się wojna światowa, która zakończyła się... początkiem wielkiego światowego (choć mało chrześcijańskiego) komunizmu.
własności prywatnej, co miało nastąpić poprzez dobry przykład – wierzyli w to, że ludzie z czasem zrozumieją, iż własność prywatna jest szkodliwym wymysłem. Najświeższym przykładem inspiracji wspólnot religijnych ideami tego typu zawartymi w Nowym Testamencie była latynoamerykańska teologia wyzwolenia (rozwinęła się pod koniec lat 60. XX w., a w 1992 roku Jan Paweł II stwierdził, że już nie stanowi ona problemu). Był to ruch księży katolickich i świeckich w Ameryce Łacińskiej, którzy – sprzeciwiając się niespra-
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (3)
Herezja komunizmu „Wszyscy zaś, którzy uwierzyli, byli razem i mieli wszystko wspólne, i sprzedawali posiadłości i mienie, i rozdzielali je wszystkim, jak komu było potrzeba” (Dz 2. 44–45). Dalej czytamy: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne (...). Każdemu też rozdzielano według potrzeby” (Dz 4. 32–37). Około 200 r. pisał o tym Tertulian: „Nie ustaje on [Jezus] w określaniu biedoty jako ludzi sprawiedliwych i z góry potępia bogatych” („De patientiae”, 7). Jego zdaniem, zajmowanie się handlem nie przystoi zatem prawdziwemu chrześcijaninowi. Gdzie indziej pisze: „Tak więc, skoro jesteśmy związani ze sobą głęboką więzią duchową, nie bronimy się przed ewentualnością podzielenia się naszym majątkiem. Wszystko – oprócz kobiet – jest u nas wspólne” („Obrona chrześcijaństwa”, 39). Bardzo pouczający jest przykład św. Bazylego, który jest autorem słów: „Kto miłuje swego bliźniego jak siebie samego, ten nie ma więcej niż jego bliźni”. Zapewne łatwo byłoby zrozumieć, gdyby biedak coś takiego powiedział, jednak Bazyli był potomkiem jednej z najbogatszych rodzin kapadockich. Idąc za wzorem słów Jezusa oraz Apostołów, sprzedał swoje wielkie majątki, a pieniądze rozdał ubogim. Żyjąc w IV wieku, postulował, aby chrześcijanie oddawali wszystkie swoje dobra ludziom biednym. Kiedy przekonał się, że już wówczas to nie było w modzie, namawiał do oddawania przynajmniej połowy swych dóbr. Na jeszcze większe ustępstwa szedł św. Grzegorz z Nyssy (zm. 394). Uważał, że wystarczy oddać trzecią lub choć piątą część swych dóbr. Pisał tak: „Wszelako przy rozdzielaniu doczesnego bogactwa ktoś, kto bierze sobie więcej, krzywdzi innych, z którymi musi się podzielić; albowiem ktokolwiek bierze większą część niż pozostali, ten zmniejsza przecież części przypadające w udziale jego
adekwatną formą naszego życia niż posiadanie prywatnej własności, i to formą naturalną”. Papież Leon XIII zadekretował coś zgoła innego: wspólnota dóbr nie jest zgodna z naturą, a zgodne z porządkiem naturalnym jest posiadanie własności prywatnej. Jednak według Jana Złotoustego, chrześcijanie winni nauczyć się „posiadania wszystkiego na sposób komunistyczny”. Nawiązując do Jezusa, napisał on jeszcze: „Bez niesprawiedliwości nie można stać się bogatym” oraz: „(...) niepodobna, nie sposób być bogatym i uchodzić zarazem za uczciwego” (Homiliae in ep. 1, ad Tim. 12, 3–4). Wówczas już Kościół nie pamiętał dawnych nakazów Jezusa. Jan Chryzostom, biskup Konstantynopola, w 398 r. został wygnany ze swej stolicy biskupiej przez Teodozjusza II za sprawą niechętnych mu biskupów i mnichów, którzy nie chcieli praktykować jego ascetycznych zaleceń. Chrześcijański komunizm sprzęgnięty był od samego początku z poglądami millenarystycznymi, które głosiły powtórne przyjście Jezusa oraz nastanie tysiącletniego Królestwa Bożego na ziemi, którego władcą miał być sam Chrystus. Królestwo to miało być urzeczywistnieniem „komunistycznej krainy cudów na tym świecie” (Deschner). Millenaryści ściśle łączyli wierzenia religijne ze społecznymi. Poglądy te podzielali tacy ojcowie Kościoła jak Justyn, Ireneusz, Hipolit, Orygenes, Cyprian, Metody z Olympos, ponadto biskup Papiasz (65–130), teolog i apologeta chrześcijański Laktancjusz, montaniści. W czasach późniejszych nawiązywali do millenaryzmu waldensi, albigensi, bracia czescy, anabaptyści. W czasach współczesnych poglądy te wyrażają irwingianie, adwentyści, mormoni i świadkowie Jehowy. Jedynymi szczęśliwcami spośród tych ostatnich, którzy nie oznaczyli ścisłej daty nadejścia owego komunistycznego świata chrześcijańskiego, byli mormoni,
Ernesto Cardenal
Chrześcijańskie wspólnoty komunistyczne nie przetrwały zbyt długo i podzieliły los innych utopii (te zwykle albo zanikają, albo wyrodnieją). Wspólnotowe tradycje gmin chrześcijańskich występowały na pewno wśród odłamu ebionitów (ubogich), pierwotnej gminy chrześcijańskiej, która przetrwała do V w. Gminom tym jeszcze w drugim wieku mieli przewodzić członkowie rodziny Jezusa. Wspólnota dóbr utrzymywana była ponadto w takich odłamach chrześcijaństwa jak karpokracjanie (gnostycy z Aleksandrii, II wiek) oraz apostolicy (II–III wiek). W czasach średniowiecznych tradycje te miały kontynuować niektóre zgromadzenia zakonne oraz przede wszystkim anabaptyści. Innym nurtem tego typu wyrosłym z protestantyzmu byli angielscy diggerzy (kopacze, 1649–1651), zwani też wizjonerami albo prawdziwymi zrównywaczami. Wykorzystując oręż biblijny, dowodzili konieczności zniesienia
wiedliwości prawicowych dyktatur – głosili Boga uciśnionych i biednych. Jakkolwiek często zarzucano im wpływy marksistowskie, co jest jedynie powierzchowną oceną tego nurtu, zdarzali się wśród nich prawdziwie komunistycznie nastawieni działacze. Najwyraźniejszym przykładem są bracia Cardenalowie, zakonnicy-ministrowie z Nikaragui, którzy po zwycięstwie rewolucji sandinistowskiej w 1979 r. objęli rządowe posady. O jednym z nich – Ernesto Cardenalu (minister kultury), Mario Vargas Llosa pisał wówczas tak: „Poszedłem posłuchać go do Krajowego Instytutu Kultury i do teatru Pardo y Aliaga (...). Zjawił się upozowany na Ché Guevarę i odpowiadał na demagogiczne pytania jakichś prowokatorów z sali, wpadając w jeszcze większą demagogię. Zrobił i powiedział wszystko, by zdobyć sobie poklask i uznanie nawet tych najbardziej opornych. Nie ma żadnej różnicy między Królestwem
17
Bożym a społeczeństwem komunistycznym; Kościół się skurwił, ale dzięki rewolucji znów stanie się czysty, tak jak to się dzieje właśnie na Kubie. Watykan to jaskinia kapitalistów, zawsze stawał w obronie bogaczy, a teraz jest w dodatku na usługach Pentagonu; to, że na Kubie i w ZSRR istnieje tylko jedna partia, znaczy, że elity służą za ferment masom dokładnie tak, jak – wedle zalecenia Chrystusa – Kościół miał służyć ludowi; krytykowanie obozów pracy przymusowej w ZSRR jest niemoralne, bo czyż można wierzyć kapitalistycznej propagandzie?”. Gdzie indziej ojciec Ernesto dowodził: „Często mówiłem, że jestem marksistą przez Chrystusa i Jego ewangelię, że do marksizmu przywiodła mnie nie lektura Marksa, lecz Ewangelii. Jestem marksistą, który wierzy w Boga, naśladuje Chrystusa i jest rewolucjonistą dla Jego królestwa”. Oczywiście nie sposób wierzyć, że ojciec Ernesto był bardziej komunistyczny niż chrześcijański, ale Biblia mimo wszystko daje podporę ideologiczną teologii wyzwolenia. Trafnie ujął to M. Mettner: „Bóg ewangelii nie jest Bogiem sensu ogólnego, lecz Bogiem ubogich, uciśnionych oraz tych, którym nie pozwala się żyć i którym niszczy się życie”. Zabawnie chrześcijański komunizm opisał Kołakowski: „A więc tak: dowiaduję się oto, że teraz za pochwałę ustroju komunistycznego na dwa lata do pudła pójdę. Ale cóż mnie, w Anglii na razie mieszkam, a tu wolno mi komunizm wniebogłosy wychwalać i nikt mnie za to nie posadzi. Martwię się tylko o Świętego Pawła. Bo przecież był to slogan komunistyczny: »kto nie chce pracować, niech nie je«, tymczasem Żyd-bolszewik Paweł z Tarsu wymyślił to porzekadło (2 Tes 3. 10 – w identycznym brzmieniu). Wsadzicież go, polscy prawodawcy, na dwa lata? Tutaj, powiadam, nie tylko mi wolno św. Pawła zacytować, ale również Dzieje Apostolskie, z których wiemy, że apostołowie komunizm, tj. wspólnotę dóbr, ustanowili, i głośno powiedzieć, że nic lepszego nie ma od komunistycznego reżimu – nic mi się nie stanie” („Co ze św. Pawłem?”, „Gazeta Wyborcza”, 9.05.1997 r.). Zapytajmy się więc na końcu: jak to wszystko się ma do dzisiejszej chorobliwej wprost nienawiści kleru katolickiego do doktryny komunistycznej oraz socjalistycznej? Trzeba przyznać, że może się to wydawać dość dziwne. A może ten dziki antykomunistyczny zew polskiego duchowieństwa wynika z faktu, że ideologia równościowa oraz socjalistyczna, która łączy Marksa z Jezusem i apostołami, unaocznia im to, co musi być tak niewygodne: zarówno papież jako wikariusz Chrystusa, jak i biskupi jako spadkobiercy apostołów nigdy nie chcieli praktykować idei społeczno-ekonomicznych, jakie tamci zalecali. Tylko kto tu jest heretykiem, a kto prawowiernym? MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
hciałabym nawiązać do poruszanego na Waszych łamach wątku rzezi dokonywanych na Kresach Wschodnich przez nacjonalistów ukraińskich, przemilczanych przez obecne władze Polski. Oto historia, jaką znam z przeżyć własnych i mojej rodziny.
C
czuwali i na widok wrogów uciekali gdzie się dało. Kiedy wróciliśmy ze Lwowa do dziadków, ks. grekokatolicki z Oleszyc Starych chciał naszą rodzinę przechrzcić na grekokatolików. Księża też kierowali bandami i podjudzali je. Kiedyś ci bandyci dogonili mnie na polnej drodze... Jeden z nich kazał mi powiedzieć
Łuny na Kresach Nacjonaliści ukraińscy mordowali przeważnie w nocy, ale tam, gdzie wioski były blisko lasu, znęcali się też w dzień. Polacy nie mieli życia, a mordowani byli bestialsko. Dawniej też były małżeństwa mieszane i w tych rodzinach Ukrainiec miał zabić Lacha. Koleżanka mojej mamy miała męża Polaka, a kiedy powiedziała, że go nie zabije, to faszyści zabili ją, chociaż przecież była Ukrainką. W czasie zamieszek na Wołyniu, a później dalej na południu i wschodzie, mieszkałam z rodzicami koło Lwowa. Moi rodzice mieli dziadków i część rodziny koło Lubaczowa, więc żeby uniknąć śmierci, pojechaliśmy w te strony. Jednak spokój nie trwał długo. Banda UPA pojawiła się również na wschodzie Polski – tak jak pisze ks. Zaleski. Każdego dnia pod wieczór ojciec brał pościel na wóz i wyjeżdżaliśmy do rodziny do miasta Oleszyce, a rano wracaliśmy. Ukraińcy mordowali kobiety i dzieci, bo te kręciły się koło domostw, natomiast mężczyźni
„Ojcze nasz” po ukraińsku, więc powiedziałam, bo potrafiłam, a on na to: „Idy, idy, ty nasza”. W czasach mojego dzieciństwa nie było różnicy
o piąta rodząca kobieta wymaga znieczulenia – twierdzą lekarze. Ministerstwo Zdrowia wciąż jednak nie chce za to płacić – doniósł parę dni temu „Dziennik Polski”. – Do niewiasty powiedział Bóg: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą” (Rodz 3. 16). Oto dlaczego ww. ministerstwo ma problemy. A wszystkiemu winien oczywiście konkordat, który w wielu przypadkach daje w Polsce przewagę prawu kościelnemu nad cywilnym. Krótko mówiąc, obce, klesze państwo Watykan rządzi nami z tylnego fotela niczym szara gęś! A tak narzekaliśmy na Ruskich... Kościół zareagował błyskawicznie po ich odejściu z Polski w myśl powiedzenia, że po złym panie, jeszcze gorszy nastanie. Żeby naród nie zdążył odzwyczaić się od tego, że zawsze kogoś musi całować w tyłek. Teraz w dodatku na klęczkach. Chyba dla wygody. Oj, gdyby nasi przywódcy mieli taki szwung, to mogliśmy rzeczywiście być drugą Japonią po roku 1989, ale jako pierwszy skrewił prezydent Wałęsa (autor hasła o Polsce jako Kraju Kwitnącej Wiśni), składając (na kolanach właśnie) lenniczy hołd obecnemu „zastępcy Ducha Świętego” (wyczytałem to w necie), czyli JPII, który załapał się w niebie na tę fuchę. – Allle numer!!! Zamiast Świętej Trójcy, mamy więc św. czwórcę!
C
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR między ludźmi – kiedy było święto ukraińskie, to Polacy szli do cerkwi, a kiedy polskie – to Ukraińcy do kościoła. Jednak Niemcy, gdy okupowali tamte tereny przeciągali Ukraińców na swoją stronę, obiecując im samostojną Ukrainę i od tego się zaczęły te nienawiści. Bandyci z UPA uważali, że jak wymordują Polaków, to te tereny będą ich. Mordowali bardzo okrutnie – łamali stawy, kobietom obcinali piersi, dzieci przybijali gwoździami za rączki do drzew. Do dnia dzisiejszego pamiętam trzaski palących się domostw, łuny ognia. Palili wioski polskie, ale jeśli mieszkali tam także Ukraińcy, to tylko mordowali. Żeby upewnić się, że te historie są prawdziwe, wystarczy przeczytać książkę pt. „Gehenna Polaków na Rzeszowszczyźnie w latach 1939–1948 roku” (M. Dobrzański). A także „Ludobójstwo UPA na ludności Polskiej” lub „Stosunek UPA do Polaków na ziemiach południowo-wschodnich” (A. Korman). Może grekokatolicki abp Martyniak zaprzeczy, że abp Szeptycki święcił narzędzia, którymi banda miała zabijać Polaków? Gdybym była papieżem, to Martyniaka bym odwołała, a nie księdza Zaleskiego! Duchowni są kłamcami większymi niż zwykli ludzie. Kłamią gdzie mogą, a ludzie prości od dawna wiedzieli, że księża donoszą, dawniej do panów, potem do SB. Ale księżom wszystko wolno i im się wierzy. E.S., Koszalin
Wierzy w to podobno cała rzesza polskich dewotów. No cóż, głupota nie boli i dlatego u nas taki jej dostatek. Śmiało więc można rzec, że ci dwaj sprzedali Polskę Watykanowi, który ciągnie z nas, ile się tylko da, co sprawia, że olbrzymia większość naszego społeczeństwa z dnia na dzień coraz bardziej biednieje. Biednym łatwiej pomiatać – nikt tego nie wie lepiej niż Kościół. Mają chłopaki doświadczenie. Wiemy już zatem, kto rzuca świnię pod nogi Ministerstwu Zdrowia, które czuje się rozdarte wobec takiego dictum. I wiemy także, gdzie kryje się przyczyna spychania kobiety do roli kuchty domowej oraz inkubatora. Teraz, drogie panie (radzę to zapamiętać!), nawet najgorętsze modły wam nie pomogą, gdyż idol wielu Polek (zbyt wielu) i Polaków, JPII siedzący po prawicy Boga Ojca (dwóch Ojców Świętych obok siebie, czy to nie przesada?), mocą swojego urzędu nie dopuści do jakichkolwiek zmian, gdyż jeszcze jako człowiek, a nie Duch, znany był powszechnie ze skrajnego konserwatyzmu, którego tylko nasz zaślepiony naród nie może do tej pory dostrzec. Dla pseudolewicy proponuję przy okazji hasło przedwyborcze do europarlamentu: KATOLIKU, PÓJDŹ Z NAMI, BO MOHER ZAŚLEPIA, OGŁUSZA I OGŁUPIA! Myślę, że prof. Joanna Senyszyn wybaczy mi tę pseudolewicę. Jan Nowak-Niejeziorański
[email protected]
Święta czwórca
Cenzura w RUCH-uu Jestem stałym czytelnikiem „Faktów i Mitów”, jedynej gazetki, którą staram się czytać regularnie od deski do deski. Mam w Olsztynie kiosk, a od ponad 10 lat współpracuję z Ruchem. Na rodzaj dostarczanej prasy nie mam praktycznie żadnego wpływu. Otrzymuję również tzw. prasę erotyczną (!), a kiosk usytuowany jest w pobliżu kościoła. I tak się składa, że od samego początku ten rodzaj prasy eksponowany był od strony „kościołowej”. Stałym klientem naszego punktu jest proboszcz sąsiedniej parafii. Człowiek o tyle dla nas cenny, że jeśli kupuje, to najdroższe pozycje. Nigdy nawet słowem nie
pisnął o ekspozycji w kiosku – taki dobry i ludzki człowiek. Owszem, zdarzały się niemiłe incydenty typu „zasłoń pan te zdziry, bo oczy puchną”, czy wybicie szyby albo plwociny na szybie. Jestem jednak pewien, że to nie za przyczyną wielebnego. Ale nigdy bym nie przypuszczał, że walkę „ze zgorszeniem” podejmie RUCH. Przesyłam kategoryczne wytyczne (patrz skan obok) dotyczące eksponowania prasy erotycznej w moim – zaznaczam – PRYWATNYM kiosku! Mówię Wam, będzie Katoland. A właściwie to już jest... Panowie dyrektorzy z Ruchu! Trzeba siać... I będę, a jakże. Amen. Jarek
Kościelne jarzmo „Gazeta Wrocławska” doniosła o zjawisku występowania ludzi ochrzczonych z Kościoła katolickiego, co ma miejsce na Dolnym Śląsku. Ludzie nie mają dłużej zamiaru „Kościoła słuchać w każdy czas i w świętej wytrwać wierze”. Katolicy chrzczą niemowlęta, bo tak jest na rękę Kościołowi. Należy pamiętać, że wobec tego żadne z nich nie przyjmuje chrztu świadomie. Innymi słowy, taki „zabieg” nie ma, bo mieć nie może, żadnej mocy sprawczej. Raczej zwykłym nadużyciem jest fakt, że przy pomocy osób trzecich usiłuje się dozgonnie przywiązać do Kościoła osobę zupełnie tego nieświadomą. W związku
z tym ja, autor tych słów, były katolik, zapewniam, że jako ktoś, kto z Kościołem zerwał, absolutnie nie odczuwam na sobie piętna chrztu. Będąc dorosłym, sam zadecydowałem o sobie, do czego mam zresztą niezbywalne prawo. Nikt nie jest uprawniony do orzekania w moim imieniu. Jeżeli zatem miało to już miejsce w przeszłości, ja swoją decyzją o zrzucenie z siebie kościelnego jarzma, chrzest taki po prostu unieważniam. Chrzest niezbędny jest Kościołowi, aby całe życie napiętnować maluczkich i nie przestawać ich doić i ogłupiać. Od tego zależy być lub nie być tej machiny kościelnej. Czytelnik z Dolnego Śląska
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
LISTY Gwałcona historia 8 maja Francja obchodzi rocznicę końca wojny i zwycięstwa nad faszyzmem. Francja, ale nie Polska. W Polsce cisza. Święto państwowe 9 maja zostało zlikwidowane. Nie było wojny i zbrodni hitlerowskich, były tylko zbrodnie sowieckie i komunistyczne. Przecież tylko o tych się mówi. Wyzwolenie Polski przez Armię Czerwoną i walczące u jej boku oddziały polskie było zbrodnią nad zbrodniami (według TVP, „zdradą ojczyzny”). PRL przestała być częścią historii Polski, a stała sie celem nagonki i materiałem trwającej od dwudziestu lat propagandy. Fałszowanie historii „prawdziwi” Polacy mają w genach, a to ci właśnie panoszą się w polityce i w telewizji specjalizującej się w praniu mózgów. Co robili Niemcy i jak się zachowywali przez pięć lat okupacji Polski? Nie było i nie ma świadków? IPN czeka, aż ostatni świadek zbrodni hitlerowskich zejdzie z tego świata, żeby już nikt nie mógł przeszkadzać IPN-owi w „dochodzeniu do prawdy”. Wyzwolenie Polski uczczono nagonką na Rosję. Pretekstu do nagonki dostarczył film niemiecki o zgwałconej w czasie wojny kobiecie. Krzywda zgwałconej, pomnożona przez dwa miliony podobnych krzywd, których świadkiem naocznym była TVP, więcej zaważyła na szali sprawiedliwości dziejowej niż dwadzieścia siedem milionów żołnierzy rosyjskich poległych w wojnie z Niemcami. I mamy przy okazji prostowanie historii: To Rosja „sowiecka”, „pozbawiona hamulców moralnych dzicz”, napadła na spokojne i pokojowo nastawione Niemcy, mordowała ludzi, paliła miasta i wioski, zbombardowała doszczętnie Berlin, gwałciła kobiety, zakładała obozy zagłady. W zbombardowanym Berlinie żołnierze radzieccy zgwałcili dwa miliony kobiet! Na jednego żołnierza rosyjskiego przypadło chyba kilkadziesiąt niewiast. Jeżeli JPII napisał w swoim życiu „setki tysięcy stron”, to dlaczego żołnierze rosyjscy nie mieliby zgwałcić dwóch milionów kobiet? A może i dwudziestu milionów. Im więcej ofiar, tym lepiej dla propagandy. Cuda się zdarzają. Zwłaszcza w TVP 1 i TVP Info. tewu
Dosyć tych kłamstw! Mija 64 rocznica zwycięstwa koalicji nad hitlerowskimi Niemcami. Było to najważniejsze wydarzenie polityczne XX w. Cały cywilizowany świat łączyła wspólna idea pokonania brunatnej zarazy. W naszych mediach usiłuje się zafałszować historię i zamiast świętować rocznicę, pokazuje się wypowiedzi ludzi, którzy nie mogą pamiętać tamtego czasu z powodu wieku, i zapowiada film o kobietach gwałconych przez żołnierzy
radzieckich. Ja pamiętam, bo w chwili wyzwolenia mojego miasta przez Armię Czerwoną miałem 12 lat. Mieszkałem przez całą wojnę u babci. W roku 1945 po wkroczeniu Armii Czerwonej 4 oficerów zajęło jeden pokój. Spali na słomie, którą kazali wnieść swoim żołnierzom. Jeden z nich grał na pianinie i ze mną w szachy. W kuchni na piecu gotowali sobie jedzenie. Pytali babci, czy mogą sobie gotować w kuchni. Babcia pozwalała, bo przecież byli to nasi wyzwoliciele. Automaty stawiali w kozła na podłodze. Mój młodszy brat zaraz wyciągnął automat. Ja
LISTY OD CZYTELNIKÓW świątynię – wotum polskiego kleru za katoland. Jestem Waszym stałym czytelnikiem nie tylko w Polsce, ale i w czasie rejsu po Nilu. Wacław M. z Piły
Figa z makiem Podczas kongresu PO premier Tusk powiedział: „Gdy wybory do Parlamentu Europejskiego wygra PiS lub SLD, będziemy mieli figę z makiem. Gdy wygra PO, gwarantuję wam, że będzie-
Nie warto oglądać Jestem stałym, wiernym i długoletnim czytelnikiem Waszego tygodnika. „Zaraziłem” Wami kilka osób i muszę przyznać, że warto było. Nie jestem sam. Pochodzę z małego miasta, gdzie tematy przez Was poruszane, a przeze mnie komentowane, nie przysparzają mi popularności, ale co tam – kiedyś wszyscy otworzą oczy, a ja będę traktowany jako pionier. We wczorajszym programie „Warto rozmawiać” w TVP 1 tłumaczona była na żywo wypowiedź ponoć wybitnego, światowej sławy, ale zupełnie nieznanego mi angielskiego profesora. Przekonywał on, że według jego długoletnich badań, środowiska gejowskie są rzekomo bardziej kryminogenne niż pozostałe. Jakoś nie pasuje mi to do utrwalonego we mnie wizerunku kryminalisty. Nie mam kontaktu, prawdopodobnie z racji orientacji hetero, ze środowiskami gejowskimi, ale zwykle kojarzą mi się oni jako bardziej otwarci i wrażliwi ludzie. Marcin
Odpowiedź Nasz Czytelnik, pan Wacław, na Nilu
bałem się, że wystrzeli. Oficer powiedział: niczewo, niczewo, wyjął magazynek i pozwolił bratu mierzyć z karabinu. Babcia mówiła, że są to bardzo dobrzy ludzie, zwłaszcza ci z Syberii. Nie widzę racjonalnych podstaw do obwiniania Rosji za zbrodnie stalinowskie. Odpowiedzialni za Katyń Stalin i Beria wymordowali więcej Rosjan niż Polaków, a sami byli przecież Gruzinami, o czym się nie mówi. Domaganie się pieniędzy za stalinowskie zbrodnie od współczesnej Rosji jest dla mnie nie do przyjęcia. Kto ma zapłacić odszkodowanie milionom obywateli Rosji za śmierć milionów żołnierzy poległych przy wyzwalaniu Europy? EJa
my mieli szefa Parlamentu”. Szary lud tego nie kupi, Panie Premierze! Obecnie 728 Europejczyków piastuje mandat europosła, siła jednak nie w jednostkach i partiach krajowych, lecz w kołach. Pan Premier, którego PO należy do Europejskiej Partii Ludowej, nie powiedział nam, Polakom, że nawet gdyby jego kandydaci zdobyli wszystkie 50 mandatów przypadających Polsce, a nie wszedłby nikt inny w Europie, komu po drodze z EPL, to miałby tę swoją figę. I to bez maku. Paweł Krysiński
„BYŁEM
dedykowanych finansistom. Nie spotkało się to z reakcją służb prasowych NBP. Zwracamy także uwagę, iż odmówiły one naszej redakcji dostępu do specjalnego serwisu NBP, przeznaczonego dla mediów. Jeżeli ta informacja była nieprawdziwa, to przepraszamy. ! Nie możemy się zgodzić z opinią wyrażoną w liście dyrektora Marcina Roszkowskiego, że „określenie prezesa NBP »członkiem drużyny Lecha Kaczyńskiego« jest niesłuszne i narusza niezależność banku centralnego”. Nie jest to zwrot wartościujący, lecz opisujący konkretną sekwencję wydarzeń z niedawnej historii Polski. Wpisał się on już na trwałe do języka debaty publicznej. Ze strony internetowej NBP możemy się dowiedzieć, że pierwszym miejscem pracy w służbie publicznej prezesa polskiego banku centralnego była Najwyższa Izba Kontroli kierowana przez Lecha Kaczyńskiego. Kolejnym był Urząd Miasta Stołecznego Warszawy kierowany przez Lecha Kaczyńskiego. Powierzył on Sławomirowi Skrzypkowi funkcję zastępcy prezydenta miasta ds. inwestycji. Prezydent Warszawy przedstawiał swoich zastępców jako zwartą drużynę przyjaciół realizujących wspólną wizję zarządzania. To Lech Kaczyński wystąpił do Sejmu o powołanie Sławomira Skrzypka na prezesa NBP. Naszym zdaniem, określenie prezesa NBP jako „członka drużyny Lecha Kaczyńskiego” jest w pełni uzasadnione i w żaden sposób nie odnosi się do sposobu wypełniania przez niego obowiązków szefa banku centralnego. Jego poprzedniczka na tym stanowisku – Hanna Gronkiewicz-Waltz – przez znaczną część pierwszej swojej kadencji była zaliczana do „drużyny Lecha Wałęsy”. Nie budziło to sprzeciwu z jej strony. Redakcja
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
Wotum kleru Pan prymas płacze, że nie ma pieniędzy na dalszą budowę Świątyni Opatrzności. Ja mam dla niego idealną propozycję. Panie prymasie, jest w Polsce ponad 120 biskupów, ponad 20 tys. księży i ponad 20 tys. zakonnic i zakonników. Każdy z nich powinien dołożyć się do budowy świątyni. 120 biskupów da 300 zł miesięcznie przez 3 lata; 20 tys. księży da 100 zł miesięcznie przez 3 lata, a 20 tys. zakonnic i zakonników da 10 zł miesięcznie przez 3 lata. Liczymy: 120 razy 300 zł razy 36 miesięcy = 1 mln 296 tys. zł; 20 tys. razy 100 zł razy 36 miesięcy = 72 mln zł; 20 tys. razy 10 zł razy 36 miesięcy = 7 mln 200 tys. zł. Suma: 80 mln 496 tys. zł. Panie prymasie, bez wyciągania pieniędzy od rencistów, emerytów i Skarbu Państwa ma pan stojącą
Zgodnie z prawem prasowym, przedstawiamy nasze stanowisko dotyczące sprostowania Marcina Roszkowskiego, dyrektora Departamentu Komunikacji i Promocji Narodowego Banku Polskiego, zamieszczonego w poprzednim numerze „FiM”: ! Informację o liście Banku Centralnego Konfederacji Szwajcarskiej do prezesa NBP z wiosny 2007 roku uzyskaliśmy z kilku niezależnych, wiarygodnych źródeł związanych z polskim sektorem finansowym. Był on także przedmiotem ostrych dyskusji na internetowych forach i listach dyskusyjnych
I
II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce
III Owce ofiarami pasterzy
Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Wydawnictwo „NINIWA”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, e-mail:
[email protected], lub telefonicznie (0-42) 630-70-66
19
Owoce zła Przy zakupie sagi – opłata 30 złotych plus koszt przesyłki
Prezent – czwarta książka niespodzianka – gratis!!!
20
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
ozpocznijmy od podkreślenia, że stosunek chrześcijan do innych religii (różnych światopoglądów) i ich wyznawców zawsze powinien być nacechowany otwartością i życzliwością. Chrześcijanin – jako wyznawca Chrystusa – powinien umieć uszanować autonomię każdej religii i każdej jednostki. Apostoł Paweł pisał: ,,Jeśli można, o ile to od was zależy, ze wszystkimi ludźmi pokój miejcie” (Rz 12. 18). Aby uniknąć konfliktów w kontaktach z wyznawcami innych religii, chrześcijanie ze swojej strony powinni zrobić wszystko, co jest tylko możliwe, by dać dowód głębokiego szacunku dla ich odmiennego światopoglądu. Bez pełnego bowiem poszanowania godności drugiego
R
Chrystus umiłował ich, a następnie nakazuje: ,,Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5. 43). Prawdy ewangeliczne nie pozostawiają więc cienia wątpliwości, co do tego, jaki powinien być stosunek ewangelicznych chrześcijan do wyznawców innych religii. Krótko mówiąc, chrześcijanie powinni zawsze kierować się światłem Ewangelii i miłością Chrystusową. Wezwani są do tego, aby ,,miłować bliźniego swego [każdego człowieka], jak siebie samego” (Mt 22. 39). Oczywiście, wyznawcy Chrystusa zostali też zobowiązani do tego, aby głosić Ewangelię wszystkim narodom. Jezus powiedział: ,,Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu” (Mk 16. 15) oraz:
Następnie zaś skupia się ona na rozwijaniu wrażliwości misjonarzy i wiernych na problemy społeczne, tak aby przygotować ich do konkretnego zaangażowania w rozwiązywanie tychże problemów, w myśl słów ap. Pawła: ,,Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim” (Ga 6. 10). Warto tu dodać, że bardzo często różne misje chrześcijańskie rozpoczynały swą działalność właśnie od budowy dróg, szkół i szpitali, a dopiero potem skupiały się na głoszeniu prawdy ewangelii. Najważniejsze bowiem w tej misji jest, aby chrześcijanie prawdziwie byli ,,solą ziemi” i ,,światłością świata” (Mt 5. 13–16), by ,,prowadzili wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy ich obmawiają jako złoczyńców, przypatrując się bliżej
społeczeństwie i o wyzwolenie ludzi z ucisku każdego rodzaju... Tu także wyrażamy skruchę za nasze zaniedbania, jak i za to, że uważaliśmy niekiedy, że ewangelizacja i troska społeczna wykluczają się wzajemnie. Chociaż pojednanie człowieka z człowiekiem nie jest pojednaniem z Bogiem, ani działalność społeczna nie jest ewangelizacją, ani wyzwolenie polityczne nie jest zbawieniem, niemniej uznajemy, że zarówno ewangelizacja, jak i zaangażowanie społeczno-polityczne są elementami naszego chrześcijańskiego obowiązku. Dlatego obydwa rodzaje działalności są koniecznymi formami wyrazu naszych doktryn o Bogu i człowieku, naszej miłości bliźniego i posłuszeństwa Jezusowi Chrystusowi. Poselstwo zbawienia pociąga za sobą
dobrym uczynkom, wysławiali Boga w dzień nawiedzenia”(1 P 2. 12). Ich zadanie nie polega bowiem na nawracaniu kogokolwiek (to jest dzieło Boga), ale na życiu zgodnym z zasadami Ewangelii, które ma moc oddziaływać na innych (Mt 13. 33), oraz – jak czytamy – na ciągłej ,,gotowości do obrony przed każdym, domagającym się od was wytłumaczenia się z nadziei waszej” (1 P 3. 15). O stosunku chrześcijan do innych religii oraz ich zaangażowaniu we współczesnym świecie dyskutowano m.in. na Międzynarodowym Kongresie Ewangelizacyjnym w Lozannie (1974 r.), gdzie przedstawiciele różnych wspólnot ewangelicznych ze skruchą uznali, że w przeszłości rzeczywiście nie wszystko było właściwe i że można również uczyć się od innych. Tym bardziej że w pewnych sprawach ,,synowie tego świata są przebieglejsi od synów światłości” (Łk 16. 8). Skrucha ta objęła szczególnie obszar chrześcijańskiej odpowiedzialności społecznej i znalazła swój wyraz w piątej klauzuli Przymierza Lozańskiego, która głosi: ,,Uznajemy, że Bóg jest Stworzycielem i sędzią wszystkich ludzi. Dlatego powinniśmy dzielić Jego troskę o sprawiedliwość i pojednanie w ludzkim
również poselstwo sądu nad każdą formą alienacji, ucisku i dyskryminacji, i nie powinniśmy się obawiać odsłaniania zła i niesprawiedliwości, gdziekolwiek one istnieją”. Poza tym na Kongresie tym uznano, że ,,Ewangelia nie zakłada wyższości żadnej kultury nad inną, lecz ocenia wszystkie kultury według własnych kryteriów prawdy i sprawiedliwości, kładzie nacisk na zasady moralne w każdej kulturze. Misje aż nadto konsekwentnie eksportowały wraz z Ewangelią obcą kulturę i Kościoły bywały czasami zniewolone raczej przez kulturę niż przez Pismo” (klauzula 10). Kwestia świadectwa wobec wyznawców innych religii została podjęta również w 1989 r. przez Komisję ds. Misji i Ewangelizacji w San Antonio w Teksasie. W raporcie na temat nawrócenia do żywego Boga uznano, że ,,świadectwo i dialog nie wykluczają się wzajemnie. Kościół powinien świadczyć o Chrystusie ludziom wszelkich przekonań religijnych i niereligijnych. Z drugiej strony, Bóg jest obecny i działa w ludziach innych religii. Dlatego świadectwo wobec nich zakłada naszą obecność przy nich, wrażliwość wobec ich przekonań, chęć służenia im, uznawanie tego, co Bóg uczynił
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Chrześcijanie i inne religie Mam pytanie: jaki powinien być stosunek chrześcijanina do innych religii i ich wyznawców? Czy ewangelizowanie, czyli szerzenie wiary chrześcijańskiej wśród wyznawców innych religii, nie jest naruszeniem ich prawa do wolności światopoglądowej? człowieka i jego wolności religijnej nie można nawet myśleć o jakimkolwiek dialogu, a cóż dopiero o głoszeniu prawdy ewangelicznej. Taka postawa jest jednak możliwa tylko wtedy, kiedy wyznawcom Chrystusa towarzyszy świadomość ich powołania do społeczności ze swoim Zbawicielem (1 Kor 1. 9) oraz kiedy pamiętają o Jego słowach: ,,Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was, abyście szli i owoc wydawali i aby owoc wasz był trwały” (J 15. 16). Czyli tylko wtedy, kiedy sami doświadczyli autentycznego nawrócenia i naśladują Jezusa Chrystusa, który przyszedł na świat, aby uzdrowić chorych, uwolnić uciśnionych, nakarmić głodnych, wzmocnić słabych i głosić ewangelię ubogim, czyli wszystkim potrzebującym (Łk 4. 18). Tylko tam, gdzie autentycznie dochodzi do duchowej przemiany, gdzie rodzą się i dojrzewają owoce ducha (Ga 5. 22–23), można mówić o poprawnych stosunkach z wyznawcami innych religii i odmiennych światopoglądów, bo to głównie słowo Chrystusowe kształtuje właściwe postawy chrześcijańskie. Ono zaś w pierwszej kolejności wzywa wszystkich chrześcijan, ,,aby się wzajemnie miłowali” (J 13. 34), jak
,,Weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1. 8). Innymi słowy: chrześcijanie mają swoją misję pełnić w sposób owocny i dynamiczny. Nie mogą swej działalności ograniczyć wyłącznie do tzw. krajów chrześcijańskich, bo podstawą ich misji jest nakaz Chrystusa, aby głosić ewangelię ,,wszystkim narodom i plemionom, i językom, i ludom” (Ap 14. 6), czyli wszystkim ludziom na całym świecie. Rzecz jasna, wyznawcy Chrystusa nie mogą tego czynić bez poszanowania wolności religijnej. Powinni więc pamiętać o lekcjach płynących z historii, kiedy to Kościół rzymskokatolicki (a po części również inne Kościoły) nawracał, ogniem i mieczem narzucając poszczególnym narodom swoją wiarę. W misji chrześcijańskiej chodzi bowiem głównie o to, aby przełożyć ewangeliczne wartości na praktykę życia codziennego. Misja taka rozpoczyna się przede wszystkim od ,,modlitw, próśb, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przełożonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości” (1 Tm 2. 1).
i czyni wśród nich i miłość do nich” (Tony Lane, ,,Wiara, rozum, świadectwo”). Czy jednak szerzenie wiary chrześcijańskiej wśród wyznawców innych religii nie jest naruszeniem ich prawa do wolności światopoglądowej? Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna: jeśli czyni się to ,,z łagodnością i szacunkiem, mając sumienia czyste” (1 P 3. 16), czyli z zachowaniem powyższych zasad, w duchu Chrystusowym, to na pewno nie. Tym bardziej że dziś już nikt nikogo nie zmusza do przyjęcia określonej ideologii. Poza tym większość państw uznaje wolność sumienia i wyznania i prawie każda religia szerzy swoje przekonania wszędzie, gdzie tylko się da. Czynią to nawet ci, którzy naciskają na rządy (np. fundamentaliści islamscy), dążąc do islamizacji państw – i dyskryminują, a nawet prześladują Żydów i chrześcijan. Stąd też w niektórych krajach arabskich (Arabia Saudyjska, Algieria) zabrania się jakiegokolwiek ewangelizowania. Mówiąc o korzystnym wpływie misji chrześcijańskich w wielu krajach, warto też podkreślić, że ewangeliczne chrześcijaństwo prowadzi ludzi nie tylko do więzi z Chrystusem, ale również do prawdziwej wolności (J 8. 31–32, 34, 36). Wyzwala ono bowiem ludzi zarówno z niewoli grzechu, jak też od wszelkiego rodzaju ideologii totalitarnych (religijnych i politycznych) oraz od różnych stereotypów, zabobonów i przesądów. Ewangelia nie zagraża więc człowiekowi w żaden sposób i to bez względu na przynależność rasową lub religijną. Przeciwnie – obnaża wszelkie formy niesprawiedliwości i ucisku, zarówno osobowego, jak i strukturalnego, i w rezultacie upomina się o godne życie każdego człowieka. Cokolwiek by więc powiedzieć o roli chrześcijan w szeroko rozumianym świecie, nie ulega wątpliwości, że jest ona ściśle określona właśnie przez Ewangelię, która jest ,,mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy, najpierw Żyda, potem Greka. Bo usprawiedliwienie Boże w niej bywa objawione, z wiary w wiarę, jak napisano: A sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rz 1. 16–17). A zatem, jak Chrystus przyszedł, by zburzyć każdą barierę dzielącą ludzi i wykazać, że Boża miłość jest nieograniczona (J 3. 16) jak powietrze, słońce i deszcz (Mt 5. 45), tak przyjęcie Ewangelii czyni człowieka zdolnym do pokonania wszelkich barier rasowych, kulturowych i religijnych. Ona też sprawia, że człowiek staje się prawdziwym błogosławieństwem dla innych – jednak pod warunkiem, że zawsze kieruje się uprzejmością, taktem, kulturą i prawdziwą pobożnością ewangeliczną. Nawet wtedy, gdy chrześcijaństwo dla wielu wciąż pozostaje znakiem sprzeciwu. BOLESŁAW PARMA
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Rydwany ognia Ma Kaczor farta. Jeden i drugi. Chyba niejedna małpka strzeliła, gdy skojarzono, że wybory do Parlamentu Europejskiego zbiegają się w czasie z obchodami dwudziestolecia tzw. obalenia komuny. A to oznacza, że do Brukseli i do Strasburga będzie można wjechać efektownym rydwanem. Na płonących oponach. Nie oszukujmy się, tu nie chodzi o żadne racje stoczniowców z „Solidarności”. Bo te są akurat mocno naciągane. Krzyczą, w kierunku rządu (dlaczego tylko tego?): nie zrobiliście nic, by uratować polski przemysł stoczniowy. Tylko że ci mocni dziś w gębie zadymiarze sami też nic nie zrobili. Pięć lat temu napisałem po raz pierwszy, że trzy stocznie: szczecińska, gdańska i gdyńska upadną (art. „Stocznie na pochylni”). Później pisałem o tym wielokrotnie. Prorok jestem, czy co? Skąd. Tylko jeździłem na Wybrzeże, rozmawiałem ze stoczniowcami i z przerażeniem konstatowałem, co się dzieje. A działo się coraz gorzej. Niestety, nie tylko za sprawą bzdurnych, deficytowych kontraktów na statki, coraz głupszych i z nadania politycznego prezesów, ale
także przez związki zawodowe. Skrajnie skłócone, wręcz nienawidzące się. Ot, choćby w takiej Gdyni są dwie spore grupy związkowców: „Solidarność” i „Stoczniowiec”. Obie wykazywały przez ostatnie lata nadzwyczajną wprost aktywność we... wzajemnym wytaczaniu sobie spraw sądowych. Bywało tak, że ich liderzy niemal nie wychodzili z sądowych sal. Poza tym przypomnieć należy, że to właśnie zwolennicy „panny S” popierali tych prezesów, te przywiezione w walizkach zarządy stoczni, które zawarły takie kontrakty na statki, że ich wytworzenie było znacznie droższe niż cena sprzedaży. Wobec czego im więcej odnotowywano wodowań, tym straty były większe. Liczone w milionach dolarów. Na dobrą sprawę stocznie byłyby obecnie w znacznie lepszej kondycji, gdyby przez ostatnie dziesięć lat nie wyprodukowały nawet jednego kajaka z dykty. Natychmiastowa prywatyzacja była konieczna (o czym też pisałem pięć lat temu), ale potencjalni inwestorzy uciekali gdzie pieprz rośnie, widząc, co się na polskim Wybrzeżu wyprawia, czyli że cały czas o polityczne, a nie ekonomiczne interesy tu chodzi. A byli tacy, nawet całkiem
poważni. Na przykład w Szczecinie, choć nie tylko tam. Dajmy więc sobie spokój ze współczuciem dla związkowców ze stoczniowej „S”. Zwłaszcza gdańskiej, sprywatyzowanej w ostatniej chwili, bez przetargu, „pod stolikiem” przez rząd Kaczyńskiego (CBA do dziś bada ten przekręcik i nie może dojść do końca). To ciekawe, że związkowcy tej stoczni, która teraz pada na pisk, krzyczą najgłośniej. Dajmy sobie spokój z ronieniem łez nad ich okrutnym losem, a także ze zrozumieniem ich słusznych racji i emocji podpalających opony i kukły Tuska. Tu o co innego chodzi. O to, że panowie Śniadek i Guzikiewicz (obaj biedacy mają wielotysięczne pensje) stali się przywódcami czegoś w rodzaju bojówek PiS. No bo jak to by było pięknie dla braci K., gdyby kilkunastu premierów z całej Europy powąchało dym palonej gumy,
usłyszało obelgi pod adresem rządu, a kamery telewizji całego świata pokazywałyby transparenty z piktogramowymi tekstami „PO rządzi ch...owo”. Ale co tam świat! Cała Polska by zobaczyła, kto jest prawdziwym mężem opatrznościowym (w dwóch osobach), kto zaś znienawidzonym tyranem o wilczych oczach, który rękami policjantów tłucze biedny naród palkami po głowach. Słynne słowa: „My stoimy tu gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO” wróciłyby już nie tylko w audio, ale i wideo. W technikolorze!
Nasza armia jest zwycięska... ...i mamy na to dowody niezbite. Że mało są znane światu? Czas przeto, by je przybliżyć. Oto polska, doborowa armia wygrała wielką wojnę z... wsią. Zdarzenie miało miejsce 87 lat temu w Bronowie, wsi leżącej 18 km od Łomży. Wskutek donosu prawicowych oszołomów 24 lutego 1922 roku wieś została spacyfikowana przez dwie kompanie piechoty, pluton żandarmerii i pluton policji. Według donosicieli, ta lewicująca wieś należała do międzynarodowego, antypolskiego spisku i posiadała cały arsenał broni, w tym armaty i karabiny maszynowe. Dowództwo pacyfikacyjnych oddziałów z góry zakładało pełne zwycięstwo, więc do wywiezienia ze wsi zdobyczy przygotowano 50 furmanek. Przygotowano także całą furmankę kajdan dla schwytanych spiskowców. Sprawa stała się głośna wskutek sejmowego wystąpienia posła PSL „Wyzwolenie” – pana Franciszka Szymańskiego. Oto jak przebiegała akcja wojskowa według relacji posła: „Wojsko otoczyło wieś. Przy każdej chałupie postawiono żołnierza i przeprowadzono szczegółową rewizję w poszukiwaniu broni. Znaleziono jedynie trzy karabiny, menażkę i kilka łopatek. Wojsko zachowywało się dobrze, wprawdzie ten i ów krzyczał wniebogłosy, gdy mu wsadzono w szpary palców ładunki karabinowe i ściskano palce u góry, ale to było wykonanie rozkazu. Z ubolewaniem zaznaczyć muszę, że to robota partyjnej nienawiści.
Za czasów okupacji pruskiej wieś ta była denuncjowana przez ziemian u Niemców, że pomaga POW (POW – Polska Organizacja Wojskowa, podziemna organizacja bojowa walcząca z okupantem – przyp. J.R.), że ma dużo broni. Wprawdzie nie kłamał denuncjant, bo była POW i była broń, którą, gdy nadszedł czas, rozbrojono kompanię niemieckich żołnierzy. Po rozbrojeniu Niemców cała POW wstąpiła do wojska na ochotnika. Obecnie sporo młodzieży wróciło z wojska i należą do Związku Strzeleckiego (Związek Strzelecki – paramilitarna organizacja skupiająca przedpoborowych i rezerwistów – przyp. J.R.)”. Poseł Szymański podkreślił z naciskiem, że wieś nie urządzała antypaństwowych rozruchów, a należne podatki płaciła w terminie, bez żadnego przymusu. „Co więc spowodowało władze administracyjne, że tę spokojną, obowiązkową ludność sprowokowała w przeddzień płacenia daniny? Kto będzie płacił około 100 tys. marek (koszt wynajęcia 50 furmanek) za tę policyjno-wojskową zabawę?” – pytał poseł. Na koniec poseł Szymański i grupa posłów z Klubu Poselskiego PSL postawili „wniosek nagły, by Wysoki Sejm uchwalić raczył – wzywa się Ministra Spraw Wewnętrznych i Ministra Wojny, aby niezwłocznie przeprowadzili śledztwo; pociągnęli winnych do najsurowszej odpowiedzialności; oraz zdali z wyniku śledztwa sprawozdanie przed Sejmem”.
Lewicujący dwutygodnik „Wspólna Praca” zamieścił satyryczny felieton, opisujący ten sławny wyczyn wojskowy. Felietonista pisał, jak to wysłani do wsi zwiadowcy zasięgali u miejscowych języka: „Poszedł patrol, a w jego liczbie kilku rekrutów z Wołynia (...). Pracowity Kuba otwierał stodołę, idąc do dołu po kartofle. »Stój, ziemlak!« – zawołał Siemion Kiryluk na chłopa. Urażony taką mową Kuba myślał: bolszewik, jucha, przebrał się w polski mundur i przyszedł na przeszpiegi. »No, ziemlak! Ile macie wojska, harmat, kulomiotów?«. Kuba, który niedawno wrócił z Ameryki, postanowił w duchu wypłoszyć bolszewika ze wsi. »Ile mamy wojska? Da!«. Tu się zastanowił na chwilę, ile powinno być w całej Polsce. Po chwili zaś rzekł: »Mamy przeszło pół miljona najlepszego na świecie wojska, a armat i karabinów maszynowych bez liczby«. »Bredzisz!« – wtrącił drugi żołnierz. »No siur, że mamy (...). No, orajt, niech będą i smalone duby, ale się przekonacie, jak przyjdzie czas«”. Przygotowanie do ataku na wieś felietonista opisał tak: „W lesie pobożny kapelan błogosławił wojsko i mówił: »Idźcie, dziatki, i zgruzujcie tę fortecę zaraniarzy, żeby, jak z Jeruzalem, nie pozostał kamień na kamieniu«. Po powrocie ze zwiadu Siemion Kiryluk meldował: »Ludność opowiadała, że zbuntowana wieś ma najlepsze wojsko, że ma armaty, ma karabiny, a pewnie ma i kawalerię, bo widziałem, jak poili konie u studni, można się też domyślać, że mają marynarkę i łodzie podwodne,
21
Dopiero po sondażowym badaniu opinii publicznej Wybrzeża, które pokazało, że 80 procent społeczeństwa (w tym przecież wielu uczciwych, zrozpaczonych stoczniowców) zdecydowanie sprzeciwiło się jakimkolwiek zadymom pod bramą stoczni, dopiero gdy część obchodów przeniesiono na Wawel, „S zaczęła wycofywać się rakiem. Już nie będzie manifestacji, „nie poleje się krew”, tylko będzie pokojowy wiec. „Nie będzie żadnej zadymy, żadnego palenia opon” – oświadczył Śniadek i robi oko do Tuska, by z Wawelu wraz z europejskimi premierami wrócił „obchodzić” do Gdańska. A Tusk byłby idiotą, gdyby w to uwierzył. Bo to wcale nie mówi szef „S”, tylko jego ustami wabi Kaczyński. Jeszcze ma nadzieję, że nad tłumem wyjącym na przemian a to obelgi pod adresem rządu, to znów „Boże coś Polskę...” wyciągnie rączkę, a krótkie paluszki rozłożą się w coś na kształt litery V. A mnie kaktus właśnie zaczął kiełkować na dłoni. Pięknie wyrośnie, a nawet zakwitnie, gdy 4 czerwca nie dojdzie w Gdańsku do żadnych zadym. Nie może nie dojść, bo panowie z pomorskiej „S” zaprosili centrale związkowe z całej Polski (górników, hutników), a przede wszystkim „Sierpień 80”. Jego przywódca – tow. Ziętek, który marzy by wypełnić dziurę po Lepperze – nie odpuści takiej okazji. MAREK SZENBORN Fot. PAP/Paweł Supernak
bo wzdłuż wsi płynie rzeczka. Człowiek, z którym rozmawiałem, używał wyrazów niezrozumiałych dla mnie (...). Stojący obok komendant policji mówił: panie pułkowniku to bolszewicka wieś, a język, którego używają, międzynarodowy (...) przeczucie mi mówi, że oni mogą mieć podziemne telefony do Moskwy, do Berlina i do innych nieprzyjaznych nam stolic świata«”. Nie mniej zabawnie felietonista opisał atak na wieś: „Żandarmeria zatrzymała się, wziąwszy wystające z kilku stodół dyszle wozów za wycelowane w nich kartaczownice. Policja, znów słysząc rytmiczne pukanie w jednej ze stodół, na komendę »padnij!« runęła plackiem na ziemię i leżała bez tchu, a to chłopi po sztywnym śniadaniu młócili we trzy cepy resztę żyta (...). Szczegółowa rewizja najtajniejszych zakamarków nie zdołała wykryć arsenału z bronią. Rozległa się wieść, że na drugim końcu wsi znaleziono baterię ciężkich armat (...). Istotnie, cztery olbrzymie paszcze ciężkich armat, narysowane węglem na wierzejach, widniały jak na dłoni. Przestraszony komendant wezwał przed siebie sołtysa i zagroził mu najsurowszymi karami, nie wyłączając rozstrzału, jeśli nie pomaluje czarnego, niemieckiego koloru armat na biało-amarantowy i nie odwróci dwóch luf na wschód ku bolszewi, a dwóch na zachód ku Niemcom”. Zakończenie tej wojskowo-policyjnej hecy felietonista opisał tak: „Rada Ministrów poleciła nagrodzić niektórych członków wyprawy żelaznym medalem wagi półtora puda. Ministerstwo Zdrowia poleciło sprawcom tego wiekopomnego czynu używać dla wzmocnienia nerwów dużo tłuszczu, a przede wszystkim oleju”. Tego ostatniego pewnie do głów, co przydałoby się i dzisiejszym naszym polytykom. JERZY RZEP
22
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
RACJONALIŚCI iesamowity tekst Jacka Kaczmarskiego o najbardziej ohydnym zakładzie w dziejach. Z dwóch zakładających się nie wiadomo naprawdę, czy to Bóg był Szatanem, czy może Szatan był Bogiem.
N
Okienko z wierszem Żyły przecież dzieci Hioba bogobojnie i dostatnio Siedmiu synów jak te sosny, siedem córek jak te brzozy Szanowały swego ojca i kochały swoją matkę Żyły w zgodzie z każdym przykazaniem bożym A tej nocy błysk i grom Runął ich bezpieczny dom I na głowy spadł lawiną głazów grad Dnia nie ujrzy więcej już Siedem sosen, siedem brzóz Jednej nocy cały las utracił świat Za tę ojców nadgorliwość W wierze w wyższą sprawiedliwość Która każe ufać w dobra tryumf nad złem Za lojalność i pokorę I za łask minioną porę Za niewiarę w świat za progiem który jest Za ten zakład diabła z Bogiem Czyj silniejszy będzie ogień Dzieci Hioba, Dzieci Hioba Idzie kres Żyły przecież dzieci Hioba na nadzieję w przyszłość rodu Siedmiu synów jak te miecze, siedem córek jak te róże Nie zaznały w swoim życiu smaku krwi ni smaku głodu I kto tylko żył szczęśliwy los im wróżył A tej nocy grom i błysk Śpiących pozamieniał w nic Boży świt oglądał już dymiący gruz Patrzył nieomylny kat Jak litością zdjęty wiatr Bogobojny lament Hioba w niebo niósł Za ten zakład Boga z biesem W zgodzie z waszym interesem Choć ostrzega was jak może zmysłów pięć Za ten zakład Boga z czartem O kolejną dziejów kartę I za kije końce oba za zwykłego życia chęć Za to czego nie ujrzycie Bo się wam odbierze życie Dzieci Hioba, Dzieci Hioba Idzie śmierć
Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel.
0 698 0 607 0 606 0 604 0 607 0 692 0 501 0 667 0 606 0 502 0 691 0 606 0 609 0 512 (0-61) 0 510
Dziecięca choroba nadwrażliwości Świńska grypa wprowadziła nieco urozmaicenia do codziennych doniesień medialnych i zaktywizowała rząd. Kto żyw i jeszcze zdrowy, choć niekoniecznie na umyśle, uważał za stosowne wściubić swoje trzy grosze. W temacie zdrowotności i odporności narodu polskiego na wirusa zrzuconego niczym kiedyś stonka ziemniaczana na obywateli budujących w pocie czoła. Tym razem kapitalizm. Ponieważ historia lubi się powtarzać, zaraza znowu przyszła z Ameryki. Na pierwszej linii frontu walki z rzekomo nadciągającą pandemią, a na pewno z paniką, stanęli politycy partii rządzącej. Ochoczo wspierani przez wszystkich, którzy w świńskiej grypie ujrzeli swoją szansę na pięć medialnych minut. Uspokajali tych, których chwilę przedtem zaniepokoili. Z urzędu najbardziej zaangażowana i przejęta była minister zdrowia. Jeden lekki przypadek objawiony na Podkarpaciu poruszył Ewę Kopacz bardziej niż setki umierających codziennie z powodu niewydolności polskiej opieki zdrowotnej.
Szał pozornej troski minął równie szybko, jak się pojawił. Życie medialne, polityczne i towarzyskie wróciło do normy. Świńskie są znowu jedynie polityczne zagrywki prawicy, a nieodmiennie śmieszne – jej przeczulenie na własnym punkcie. Do niedawna przodował w tym PiS. Facet, który innym dziadom kazał spieprzać, jest śmiertelnie oburzony, kiedy to samo, choć w zdecydowanie oględniejszych słowach, ordynuje mu premier Tusk. Wraz z brukselską kampanią dziecięca choroba nadwrażliwości dotknęła Platformę. Pierwsze zachorowanie pojawiło się – jak świńska grypa – w okręgu podkarpackim. Zaniemogła jedynka na liście PO do Parlamentu Europejskiego, czyli Krzaklewski. Ortodoksyjny działacz związkowy i katolicki. Odporność osłabiła mu transakcja z Tuskiem. Sprzedał się Platformie za wyższą cenę niż Wałęsa „Libertasowi”. Wprawdzie brukselski wikt i opierunek jest wypłacany w miesięcznych ratach, ale za to przez pięć spokojnych lat.
Krzaklewskiego dotknął do żywego SLD-owski spot zawierający jego czyny i rozmowy. Sprzed lat. Nie tyle ze względu na przypomnienie wygadywanych wówczas głupot („konstytucja jest gorsza niż bolszewicka nawała”, „głosowanie na nią to targowica”), co na piosenkę: „Marian Krzaklewski to nasz kandydat, piękny Maryjan, mądry Maryjan”. Słowa, które w 2000 roku promowały go jako kandydata na prezydenta RP, uznał za obrazę „osoby świętej, która w maju jest szczególnie czczona”. Sam sobie raczej sprawy o obrazę uczuć religijnych nie wytoczy. Chyba że faktycznie jest taki mądry, jak piękny. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl PS Drodzy Czytelnicy, startuję do Parlamentu Europejskiego w okręgu małopolsko-świętokrzyskim z hasłem POLKA POTRAFI. Jestem druga na liście SLD-UP. Serdecznie proszę o głosy. Wszystkich chętnych zapraszam do pracy w moim sztabie wyborczym. Kontakt telefoniczny: 501 535 293.
Literaturoznawcy z bożej łaski
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warmińsko-mazurskie wielkopolskie zachodniopomorskie
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
873 811 924 939 708 226 760 252 870 443 943 681 483 312 821 127
975 780 771 427 631 020 011 030 540 985 633 923 480 606 74 06 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
Bruno Jasieński to wielki problem Instytutu Pamięci Narodowej. Bo niby komunista. Zażądano zmiany nazwy ulicy, by Jasieński już nie „propagował” ideologii komunistycznej. Wyszło wielkie nic, bo społeczny opór zatrzymał zapędy literaturoznawców z IPN-u. Instytut Pamięci Narodowej domagał się od władz miasteczka Klimontów w województwie świętokrzyskim, żeby zmieniły nazwę jednej z ulic. Dla historyków problemem było to, że ulicy patronował związany z polskim ruchem komunistycznym poeta Bruno Jasieński, w 1937 r. aresztowany, a następnie rozstrzelany w ZSRR podczas czystek stalinowskich. IPN twierdził, że upamiętnienie pisarza pozostawało formą gloryfikacji polityki Józefa Stalina, zbrodniczej ideologii komunistycznej oraz jej reprezentantów. Według wzmiankowanego dokumentu, Jasieński był propagatorem stalinizmu. Rozpoczęła się społeczna akcja protestacyjna, w którą włączyło się wiele znanych osób. W imieniu RACJI Polskiej Lewicy wyraziłem protest przeciwko działaniom instytucji. Dzięki silnemu sprzeciwowi, społeczna akcja protestacyjna zakończyła się sukcesem! Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka został zmuszony do przeprosin za działania podległej sobie placówki i napisał do wójta Klimontowa następujące słowa: „Na Pańskie ręce wpłynęło pismo sygnowane przez mego Zastępcę, dotyczące zmiany nazwy ulicy Brunona Jasieńskiego. Pismo to było błędem podległych mi pracowników, za co biorę odpowiedzialność. Bruno Jasieński był ważną postacią polskiej kultury, wobec czego uhonorowanie jego imieniem nazwy ulicy jest uzasadnione. Proszę przyjąć przeprosiny za zaistniałą sytuację”. Mimo przeprosin wójt Klimontowa Ryszard Bień zapowiedział, że wyśle do IPN-u oraz opublikuje w mediach list protestacyjny, podkreślając, że Instytut nie ma prawa rządzić nazwami ulic. Z kolei sygnatariusze listu-protestu, w tym RACJA PL, otrzymali podziękowanie od inicjatorki protestu, p. Marii Więckowskiej. Czytamy w nim: „Z całego serca dziękujemy wszystkim, którzy podpisywali petycję, rozsyłali apele, nagłaśniali sprawę w mediach, na blogach i w swoich środowiskach, dzwonili, SMS-owali i wspierali nas duchowo. To jest nasz wspólny sukces”. Uparta walka w obronie wartości lewicowych, jak widać, daje rezultaty. Krzysztof Mróź, wiceprzewodniczący RACJI Polskiej Lewicy
Nowy zarząd RACJI 25 kwietnia 2009 r. w Poznaniu odbyło się posiedzenie Rady Krajowej RACJI PL. Po dymisji p. prof. Marii Szyszkowskiej z funkcji przewodniczącej oraz Jana Barańskiego z funkcji sekretarza generalnego uzupełniono skład zarządu partii, w tym jego Prezydium. Przewodniczącą została Teresa Jakubowska, sekretarzem generalnym Ziemowit Bujko, a wiceprzewodniczącymi: Ryszard Dąbrowski, Krzysztof Mróź, Tadeusz Szyk, Kazimierz Zych. Skarbnikiem jest Józef Ziółkowski. Ustępujący z funkcji sekretarza Jan Barański pozostał w składzie Rady Krajowej.
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Pyta facet dyrektora zakładu dla psychicznie chorych: – Po czym pan doktor poznaje, w jakim stanie psychozy jest dany pacjent? – Nalewam do wanny wody, potem daję do wyboru wiadro, kubek na kawę i łyżeczkę i każę opróżnić wannę... – Aha, no tak, ktoś normalny weźmie wiadro, bo jest największe... – Otóż nie! Ktoś normalny wyciągnie kurek i woda sama spłynie... Chce pan pokój z widokiem czy bez? " " " Czterej żonaci mężczyźni w niedzielne przedpołudnie grają w golfa. Przy trzecim dołku jeden z nich mówi: – Nie macie pojęcia, co musiałem przejść, żeby dzisiaj z wami zagrać. Musiałem obiecać żonie, że w przyszły weekend pomaluję cały dom. Na to drugi: – To jeszcze nic, ja musiałem obiecać, że wykopię w ogródku basen... Trzeci: – I tak macie dobrze... Ja będę musiał przejść całkowity remont kuchni... Czwarty z graczy nie odezwał się ani słowem, ale oczywiście pozostali nie dali mu spokoju: – A ty czemu nic nie mówisz? Nie musiałeś nic obiecać żonie, żeby cię puściła? – Nie – odparł czwarty. – Ja po prostu nastawiłem budzik na 5.30 rano, a gdy zadzwonił, szturchnąłem żonę i spytałem: „Seksik czy golfik?”. W odpowiedzi usłyszałem: „Odczep się, kije są w szafie”... " " " Przychodzi 30 rocznica ślubu. Żona pyta męża: – Jak uczcimy naszą 30 rocznicę ślubu? Mąż odpowiada: – Minutą ciszy.
Jaki prezydent, taka reklama miasta
Fot. MaHus
Kowalski pracuje w kostnicy i przygotowuje pana Rysia do pogrzebu. Odkrywa jego ciało i widzi niesamowicie dużego członka. Odcina go, aby okazać ten ewenement żonie. Chowa do teczki i przynosi do domu. – Kochanie, patrz, co odkryłem! Żona na to: – O Boże, Rysiek nie żyje!
Antyklerykalna naklejka Drodzy Czytelnicy! Zgodnie z obietnicą przedstawiamy Wam przykładowe wzory naklejek na samochody (i nie tylko), które będą przeciwwagą dla katolickiej „rybki”. Przypominamy, że bratek jest międzynarodowym symbolem antyklerykalizmu. Prosimy o głosowanie – który ze wzorów podoba się Wam najbardziej. Głosować można SMS-ami (na nr 72068 wpisując kod TC.KON1. i numer naklejki. Koszt SMS-a to 2 zł netto), e-mailami i telefonicznie (na nr 042/630 70 65), podając numer wybranej przez Was naklejki. Jeśli komuś nie podoba się żadna, chętnie obejRedakcja rzymy jego własny projekt.
Oto oryginalne cytaty z arkuszy ocen pracownika: ! Od mojego ostatniego raportu pracownik osiągnął dno, a potem zaczął kopać głębiej. ! Pracuje dobrze pod stałym nadzorem i zapędzony w kozi róg jak szczur w pułapce. ! Ustala niskie standardy personalne, a potem wciąż ich nie może osiągnąć. ! Ma sześciopaka, tylko brak mu rączki, żeby je trzymać razem. ! Wielki ignorant – 144 razy gorszy od zwykłego ignoranta. ! Czasem chciałbym z nim pojechać na polowanie. ! Za dużo pracował przy kleju. ! Wnosi dużo radości, kiedy wychodzi z pokoju. ! Kiedy jego IQ osiąga 50, może sprzedawać. ! Podarował nauce swój mózg, zanim zaczął go używać. ! Ma dwa mózgi, jeden się zgubił, a drugi poszedł go szukać. ! Jeśli mu dasz grosz za myślenie, dostaniesz jeszcze resztę. ! Niektórzy piją ze źródła wiedzy; on tylko wypłukał gardło. ! Zatrudniając go, pozbawiliśmy jakąś wioskę lokalnego głupka. ! Ta młoda dama sprawia wrażenie dokładnej. I tylko sprawia wrażenie. ! Jest płytszy niż kałuża na parkingu. ! Dużo czasu zabiera mu niedojście do żadnych wniosków. ! Kłóciłby się nawet ze słupem ogłoszeniowym. ! Jeżeli byłby jeszcze trochę głupszy, musiałby być podlewany dwa razy w tygodniu. ! Trudno uwierzyć, że kiedyś pokonał tysiące innych plemników. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Kościelna viagra?
Mnisza nalewka o sile rażenia 60% alkoholu nazwą sugeruje zastosowanie inne niż żołądkowe... Fot. L.S.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 20 (480) 15 – 21 V 2009 r.
JAJA JAK BIRETY arcin urodził się w Niemczech w 1483 roku. A że w tym czasie większość Europy znajdowała się pod jarzmem katolickim, facet, który przeciwstawił się klechom, musiał zyskać niezły rozgłos. Na życie Lutra bez wątpienia największy wpływ wywarły jego kontakty z ojcem. Chłopak z jednej strony wspominał tatuśka jako „wesołego kompana”, z drugiej nie mógł mu zapomnieć, że ten zbił go aż do krwi tylko za to, że Marcinkowi zdarzyło się zerwać z drzewa głupi orzech. Nie ma co, chłop albo miał nieźle pokręcone we łbie, albo był zagorzałym ekologiem. Tak czy owak, młody Luter nie został, jak marzył jego padre, prawnikiem, ale najprawdziwszym mnichem z idiotyczną fryzurą. Niektórzy twierdzą, że chłopak postanowił zostać zakonnikiem, bo – przywalony pewnego dnia konarem drzewa – okrutnie wystraszył się Sądu Ostatecznego i innych hecy z nim związanych. Wydaje się jednak, że chciał po prostu zrobić staremu na złość i karierze prawniczej pokazał wymowny gest, wykorzystując środkowy palec prawej ręki. Marcinowi naprawdę spodobało się bycie mnichem i tak się w tym zatracił, że nawet uzyskał doktorat z teologii. W 1510 roku facet wybrał się do Rzymu, gdzie kompletnie załamał
M
ALE JAJA, CZYLI FACET W HISTORII (6)
Marcin Luter się po tym, co tam zobaczył. Nie dość, że włoscy kolesie po fachu prowadzili życie pełne uciech, to jeszcze kupczyli odpustami. Krótko mówiąc, każdy, kto miał kasę, mógł sobie „odpuścić” wszystkie grzechy, nawet morderstwo. Dzisiaj w tym celu trzeba się dorobić poselskiego immunitetu... Marcin tak był wkurzony na kler katolicki, że w 1517 roku przybił do drzwi kościoła skargi, w których nie pozostawiał na klechach suchej nitki. Mógł je co
prawda wysłać pocztą, ale chłopak był próżny i szukał rozgłosu. Jako że wszystkich jego tez było 95, znaczy, że Marcin naprawdę dużo o tym wszystkim myślał. Ostro krytykował samego papieża, więc nietrudno się domyślić, że uznano go za heretyka i chciano spalić na stosie. Na pewno nie były to żarty, bowiem w tamtym czasie inkwizycja uwędziła więcej ludzi niż Doda otrzymała propozycji uprawiania seksu. Marcinowi udało się jednak uniknąć stosu, bowiem miał spore poparcie społeczne. Przełożył Biblię na język niemiecki, dzięki czemu ludzie zaczęli rozumieć, co się do nich mówi, i nie patrzyli już na księdza jak wół na malowane wrota. Luter głosił również, że kler nie powinien żyć w celibacie, na dowód czego spłodził z zakonnicą sześcioro dzieci. Nie ma co, kobita odbiła sobie za wszystkie czasy. I w sumie można by rzec, że Marcin był naprawdę klawym gościem, gdyby nie jego zdeklarowany antysemityzm. PAR